Goodkind Terry Miecz Prawdy Tom 01 Pierwsze Prawo Magii

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 669

TERRY GOODKIND PIERWSZE PRAWO MAGII Tom l serii Miecz Prawdy

Podzikowania Chc podzikowa kilku szczeglnym osobom: Mojemu ojcu, Leo, ktry nigdy nie zapdza mnie do lektur, lecz sam wiele czyta, przez co rozbudzi moj ciekawo i zarazi mnie t pasj. Moim dobrym przyjacikom, Racheli Kahlandt i Glorii Avner, za to e podjy trud przeczytania pierwszej wersji tej ksiki i poczyniy wiele wnikliwych uwag, oraz za to e wierzyy we mnie wwczas, kiedy tego najbardziej potrzebowaem. Mojemu agentowi, Russellowi Galenowi, za to e odwanie przyj miecz i urzeczywistni moje marzenia. Wydawcy, Jamesowi Frenkelowi, nie tylko za wyjtkowy talent edytorski, porady i poprawki do tej ksiki, lecz rwnie za niezmiennie dobry humor i cierpliwo, jakie wykazywa, uczc mnie rzemiosa pisarskiego. Wszystkim dobrym ludziom z wydawnictwa Tor za ich entuzjazm i cik prac. I wreszcie dwojgu bardzo szczeglnym ludziom, Richardowi i Kahlan, za to e mnie wybrali, bym opowiedzia ich histori. Ich smutki i zwycistwa poruszyy moje serce. Ju nigdy nie bd taki jak przedtem.

Rozdzia pierwszy To byo jakie dziwaczne pncze. Ciemne, pstre licie jakby przycupny na odydze, ciasno oplatajcej gadki pie ywicznej jody. Ze skaleczonej kory drzewa wolniutko sczy si sok, dramatycznie sterczay suche konary - zupenie jakby joda usiowaa doby gosu i przeszy jkiem chodne, wilgotne powietrze poranka. Z odygi pncza tu i tam sterczay strki, zupenie jakby si rozgldao niespokojnie, czy nie ma jakich wiadkw jego sprawek. To zapach najpierw przycign uwag chopaka, osobliwa wo, jakby rozkadu czego, co i dawniej niezbyt przyjemnie pachniao. Richard przeczesa wosy palcami, gdy na chwil oderwa si od ponurych myli, i wtedy te dostrzeg owo dziwaczne pncze. Rozejrza si wok, szukajc nastpnych, lecz ich nie znalaz. Wszystko inne wygldao jak zwykle. Klony grnego lasu Ven, nakrapiane purpur, dumnie prezentoway nowe szaty na lekkim wietrzyku. Noce byy coraz chodniejsze, wic kuzyni z dolnych Lasw Hartlandzkich pewno wkrtce pjd w ich lady i zmieni wygld. Dby zdobia jeszcze ciemna ziele - one ostatnie poddaway si zmianom pr roku. Richard wikszo ycia spdzi w lesie, zna wic wszystkie roliny - jeli nie ich nazw, to przynajmniej wygld. Ju kiedy by may, Zedd zabiera go na poszukiwania specjalnych zi. Pokaza chopcu, jakich rolin szuka, gdzie rosn i dlaczego wanie tam, uczy go nazw wszystkiego, co widzieli. Wiele razy po prostu rozmawiali. Starzec traktowa chopca jak rwnego sobie: nie tylko opowiada, ale i sam pyta. Zedd rozbudzi w Richardzie pragnienie zdobywania wiedzy, uczenia si. Takie pncze Richard widzia przedtem tylko raz, a i to nie w lesie. Znalaz kawaek tej roliny w bkitnym glinianym dzbanie w domu ojca, w dzbanie, ktry sam zrobi, kiedy by niedorostkiem. Ojciec Richarda by kupcem i czsto podrowa, poszukujc egzotycznych i rzadkich towarw. Odwiedzao go wielu zamonych wspobywateli, ciekawych tego, co przywozi. Wygldao na to, e woli szuka, ni znajdowa; zawsze si chtnie rozstawa ze swoj ostatnia zdobycz, bo wwczas mg wyruszy na poszukiwanie nowej. Richard od najmodszych lat lubi spdza czas z Zeddem, kiedy ojca nie byo w domu. Starszy o par lat Michael, brat Richarda, nie interesowa si ani lasami, ani naukami Zedda; wola spdza czas z bogaczami i innymi wanymi ludmi. Richard odszed na swoje jakie pi lat temu, lecz czsto przebywa w domu ojca, natomiast Michael by stale zajty i mia mao czasu na takie odwiedziny. Kiedy ojciec wyjeda, zostawia Richardowi wieci w bkitnym dzbanie: najnowsze wiadomoci, ploteczki, znaleziska. Kiedy trzy tygodnie temu Michael powiedzia Richardowi, e ich ojca zamordowano,

ten natychmiast poszed do ich dawnego wsplnego domu, cho starszy brat twierdzi, e to zbyteczne, e nie ma tam czego szuka. Ju dawno miny czasy, kiedy robi to, co mu poleci starszy brat. Ssiedzi chcieli oszczdzi Richarda i nie pokazali mu ciaa ojca. Zobaczy jednak zaschnite plamy i rozbryzgi krwi na deskach podogi. Ludzie milkli, kiedy si do nich zblia; ich wspczucie tylko wzmagao bl. A przecie i tak sysza, jak szeptem przekazuj sobie niesamowite opowieci z pogranicza. O magii. May domek ojca Richarda wyglda, jakby si w nim rozszalaa burza. Niewiele rzeczy ocalao. Bkitny dzban wci sta na pce i to wanie w nim Richard znalaz kawaek pncza. Mia go teraz w kieszeni. Nie mg si jednak domyli, co ojciec chcia mu w ten sposb przekaza. Chopaka ogarn smutek i przygnbienie; pozosta mu jeszcze brat, lecz mimo to czu si samotny i opuszczony. Doroso nie ocalia go przed poczuciem osierocenia i dominujcej samotnoci; ju raz dowiadczy czego takiego - kiedy zmara matka. Ojca czsto nie byo, niekiedy caymi tygodniami, lecz Richard wiedzia, e jest i e wrci. Tym razem mia ju nie wrci, nigdy. Michael nie chcia, eby modszy brat bra udzia w poszukiwaniach zabjcy ich ojca. Mwi, e ju si tym zajli najlepsi tropiciele i e Richard powinien si trzyma z dala od caej sprawy, dla swego wasnego dobra. Chopak wic nie pokaza mu owego kawaka pncza i co dnia chodzi po lesie, szukajc tajemniczej roliny. Przez trzy tygodnie przemierza szlaki Lasw Hartlandzkich - nie pomin ani jednej cieki, zbada nawet te, o ktrych wiedziao niewielu - lecz nie znalaz liany. W kocu, wbrew rozsdkowi, Richard uleg podszeptom wkradajcym si w jego myli i znalaz si w grnym lesie Ven, w pobliu granicy. Drczyo go przeczucie, e jednak wie, dlaczego zamordowano ojca. Owe tajemnicze gosy przekomarzay si z Richardem, drczyy go mylami tu na granicy wiadomoci, a potem wymieway si z niego, e nie zdoa owych myli pochwyci. Chopak tumaczy sobie, e to nie s adne gosy, lecz bl i smutek po mierci ojca. Uwaa, e jeeli tylko znajdzie tajemnicze pncze, to tym samym zyska i odpowied. Teraz je wreszcie znalaz... - i dalej nie wiedzia, co myle. Gosy ju z niego nie kpiy, teraz dumay nad czym. Richard zdawa sobie spraw, e to wytwr jego wasnego umysu, e nie powinien uwaa ich za co odrbnego. Zedd go tego nauczy. Chopak spojrza na umierajc jod. Znw pomyla o mierci ojca. Pncze tam byo. Teraz zabijao drzewo; to jakie paskudztwo. Ojcu ju nie mg pomc, lecz nie mia zamiaru pozwoli, by liana spowodowaa kolejn mier. Mocno uchwyci odyg i szarpn,

odrywajc wsy od pnia drzewa. Wwczas pncze ugryzo Richarda. Jeden ze strkw odskoczy i uderzy w lew do chopca, ktry ze zdumienia i blu uskoczy. Obejrza ma rank - w rozciciu skry tkwi kolec. A wic wszystko jasne. Owo pncze to nic dobrego. Richard sign po n, chcc wyduba kolec, lecz noa nie byo. Zdziwi si, potem zrozumia, co si stao, i zbeszta sam siebie za to, e - pogrony w alu i smutku - zapomnia zabra n. Sprbowa wycign kolec paznokciami. Lecz w, jak ywy, wbi si jeszcze gbiej. Chopak przecign po ranie paznokciem kciuka, lecz i to nie pomogo. Im bardziej drapa, tym gbiej wchodzi kolec. Szarpn ran, a poczu fal mdoci, wic przesta. Sczca si krew przykrya kolec. Richard rozejrza si wok, dostrzeg purpurowoczerwone, ju jesienne licie niewielkiej kaliny, dwigajcej mnstwo ciemnoniebieskich owocw. U stp drzewka, w zakolu korzenia, roso ziele, ktrego szuka. Ostronie zerwa rolink i wycisn na ran gsty, lepki sok. Z wdzicznoci pomyla o starym Zeddzie - to on go nauczy, jakie roliny przyspieszaj gojenie si ran. Mikkie, kdzierzawe licie rolinki zawsze przypominay Richardowi starego przyjaciela. Sok ziela zagodzi bl, ale chopak wci si martwi, e nie zdoa wyrwa kolca. Czu, jak wbija si gbiej i gbiej. Przykucn, wygrzeba w ziemi jamk, woy w ni odyk ziela i obetka mchem - teraz znowu mogo si ukorzeni. Las nagle ucich. Richard spojrza w gr i a drgn - ponad ziemi przemyka jaki cie. Co szumiao i wistao. To by przeraajco olbrzymi cie. Ptaki wyfruny spod osonitych drzew i rozpierzchy si na wszystkie strony, krzyczc przeraliwie. Chopak patrzy w gr, poprzez zot i zielon kopu lici; stara si wypatrzy, co rzucao w straszliwy cie. Przez chwil widzia co wielkiego. Wielkiego i czerwonego. Nie mia pojcia, co to mogo by, przypomnia sobie za to opowieci o dziwach z pogranicza i zdrtwia. Pncze to na pewno jakie diabelstwo, pomyla, a to co w powietrzu to kolejne paskudztwo. Przypomnia sobie powiedzonko, e kopoty chodz trjkami, i uzna, e nie ma ochoty na spotkanie z tym trzecim. Odpdzi strachy i ruszy biegiem. To tylko takie gadanie przesdnych ludzi, pocieszy si. Zastanawia si, co te to mogo by, to co duego i czerwonego. Nie zna niczego, co by latao i byo a tak wielkie. Moe to bya chmura albo gra wiata? Nie mg si jednak oszukiwa i przyzna, e to wcale nie bya chmura. Bieg, zerkajc niekiedy w gr - moe jeszcze raz dojrzy to tajemnicze co? Kierowa si ku ciece okrajcej wzgrze. Wiedzia, e po drugiej stronie teren opada i e tam nic nie zasoni mu nieba. Wilgotne po nocnym deszczu gazki smagay go po twarzy, przeskakiwa powalone

drzewa i mae potoczki o kamienistym dnie. Kolczaste krzewy czepiay si nogawek. Plamy sonecznego wiata kusiy do spojrzenia w gr, ale nieba nie byo wida. Richard oddycha szybko, nierwno, zimny pot spywa mu po twarzy, serce walio mocno. Zbiega po zboczu, wreszcie wydosta si spomidzy drzew na ciek, niemal upad, zbyt gwatownie hamujc. Spojrza na niebo - hen, daleko, dostrzeg to dziwne co, zbyt daleko, eby pozna, co to takiego, wydao mu si jednak, e miao skrzyda. Zmruy oczy, patrzc w jaskrawy bkit nieba; stara si dostrzec, czy istotnie byy tam jakie skrzyda. Dziwo znikno za wzgrzem. Chopak nawet nie by pewny, czy naprawd byo czerwone. Zasapany Richard osun si koo granitowego gazu, machinalnie obamywa suche gazki jakiej samosiejki i patrzy na lece poniej jezioro Trunt. Moe powinien wrci i opowiedzie Michaelowi o tym, co si wydarzyo, o pnczu i o tym czerwonym stworze w powietrzu. Wiedzia, e brat wymiaby opowie o czerwonym dziwie. Sam si mia z takich historyjek. Nie, Michael tylko by si na niego rozzoci, e podszed tak blisko granicy, e nie posucha jego nakazw i wmiesza si w poszukiwanie mordercy ojca. Wiedzia, e brat si o niego troszczy, inaczej by tak nie gdera. Teraz by ju dorosy i nie musia sucha polece starszego brata, ale wci by naraony na jego wymwki. Chopak uama kolejn gazk i rzuci na ska. Uzna, e nie powinien si czu dotknity. W kocu Michael wszystkich poucza, nawet ojca. Odsun na bok pretensje do brata - dzi by wielki dzie Michaela. Dzisiaj mia zosta Pierwszym Rajc. Teraz bdzie odpowiedzialny nie tylko za Hartland, ale za wszystkie miasta i miasteczka Westlandu, a nawet i za wieniakw. Bdzie odpowiedzialny za wszystko i za wszystkich. Michael zasugiwa na pomoc Richarda, potrzebowa jego wsparcia... Przecie i on straci ojca. Tego popoudnia w domu Michaela odbdzie si wielka uroczysto. Zjad si znamienici gocie, z najdalszych kracw Westlandu. Richard te si powinien tam zjawi. Bdzie mnstwo pysznego jedzenia. Chopak dopiero teraz zda sobie spraw, jak bardzo jest godny. Richard siedzia i odpoczywa, a przy okazji rozmyla i obserwowa przeciwlegy brzeg jeziora Trunt. Z tej wysokoci wyranie widzia poprzez przejrzyst wod kamieniste dno i zielone wodorosty, otaczajce gbsze wyrwy. Skrajem jeziora wi si Szlak Sokolnikw, czasami kryjc si wrd drzew, czasem dobrze widoczny. Chopak wiele razy wdrowa tym odcinkiem szlaku. Wiosn cieka nad jeziorem bya wilgotna i botnista, potem wysychaa. Poudniowe i pomocne partie szlaku, biegncego przez wyej pooone obszary lasw Ven, znajdoway si niepokojco blisko granicy. Tote wikszo

podrnikw unikaa Szlaku Sokolnikw i wolaa cieki Lasw Hartlandzkich. Richard by lenym przewodnikiem i czsto eskortowa podrnych na owych szlakach. Byli to przewanie rozmaici dostojnicy i nie tyle chodzio im o wskazanie waciwego kierunku, ile o zapewnienie odpowiedniej oprawy. Chopak dostrzeg co ktem oka. Jaki ruch. Wpatrzy si uwanie w punkcik na najdalszym kracu jeziora. Potem w punkt znalaz si bliej, cieka biega wrd rzadko rosncych drzew i okazao si, e to jaki wdrowiec. Pewno Chase, przyjaciel Richarda. Kto niby miaby tdy i, jeli nie graniczny stranik? Chopak zeskoczy ze skaki, odrzuci na bok gazki i postpi kilka krokw. Tamta posta pojawia si na odkrytym odcinku cieki. To nie by Chase, lecz jaka kobieta. Kobieta w eleganckiej szacie. C u licha robia kobieta - i to tak ubrana - w lesie Ven? Richard patrzy, jak wdrowaa brzegiem jeziora, to kryjc si wrd drzew, to wychodzc na otwart przestrze. Ani si nie spieszya, ani nie ocigaa. Sza rwnym krokiem wytrawnego podrnika. Jasne, po prostu tdy przechodzia, przecie nikt nie mieszka w pobliu jeziora Trunt. Znw co przycigno uwag Richarda - uwanie zlustrowa cienie lasu. Za kobiet szy inne postacie. Trzech... Nie, czterech mczyzn w paszczach z kapturami; szli za ni, lecz w pewnej odlegoci. Kryli si za drzewami i skakami. Patrzyli. Czekali. Pokonywali kolejny odcinek. Richard si wyprostowa, obserwowa uwanie, zaciekawiony. Podkradali si ku niej. Natychmiast zrozumia, e to wanie jest trzeci kopot.

Rozdzia drugi Richard przez chwil sta nieruchomo, nie bardzo wiedzc, co robi. Kiedy si upewni, e oni naprawd poluj na t kobiet, moe ju by za pno na przeciwdziaanie. To w kocu jednak nie jego sprawa. Nawet nie mia przy sobie noa. Jeden nieuzbrojony chopak przeciwko czterem mczyznom? Patrzy, jak kobieta wdrowaa ciek. Patrzy, jak tamci si za ni skradali. Co j czekao? Chopak przykucn, napi minie. Serce bio mu mocno, prbowa ustali plan dziaania. Poranne soce ogrzewao twarz Richarda, oddycha szybko, troch wystraszony. Wiedzia, e gdzie tam, przed kobiet, jest skrt Szlaku Sokolnikw. Pospiesznie usiowa sobie przypomnie, gdzie to waciwie jest. Gwny szlak, po jej lewej rce, bieg wok jeziora i wspina si na wzgrze, docierajc do miejsca, w ktrym akurat sta. Jeeli kobieta pozostanie na gwnym szlaku, to mgby tu na ni zaczeka i powiedzie jej o tamtych mczyznach. I co wtedy? Zreszt to i tak za dugo by trwao, mogli jej wczeniej dopa. Richard powzi pewien plan. Zerwa si na nogi i pobieg w d szlaku. Jeeli zdy, zanim tamci j zaatakuj i zanim ona minie skrt, to wwczas poprowadzi j prawym odgazieniem. Wiodo poza lasy, na otwarte, nagie zbocza gr, oddalao si od granicy i kierowao ku miastu Hartland, ku bezpieczestwu. Moe zdoa zatrze lady i tamci mczyni si nie zorientuj, e zbiegowie wybrali odgazienie szlaku. Bdzie im si zdawao, e kobieta dalej wdruje gwnym szlakiem; jeli zmyli ich cho na chwil, to doprowadzi j w bezpieczne miejsce. Richard wci jeszcze by zmczony, wic z trudem oddycha, lecz bieg najszybciej jak mg. Szlak wkrtce skrci pomidzy drzewa - przynajmniej tamci nie zauwa biegncego chopaka. Gna, przecinajc smugi sonecznego blasku. Dywan z sosnowych igie tumi kroki. Zacz wypatrywa odgazienia cieki. Nie wiedzia, jak tras ju przebieg, i nie pamita, gdzie dokadnie by ten skrt. To maa cieyna, atwo j omin. Richard bieg i przy kadym zakrcie si udzi, e to ju owo odgazienie. Zastanawia si, co te powie owej kobiecie, kiedy si z ni zrwna. Moe bdzie mylaa, e i on j ciga? Moe si go wystraszy? Moe mu nie uwierzy? Czy bdzie mia do czasu, eby j przekona, by z nim posza, wytumaczy, e chce jej pomc? Chopak wbieg na szczyt maego wzniesienia, ale i tu nie dostrzeg skrtu. Gna wic dalej, ciko dyszc. Jeeli nie dotrze do odgazienia przed kobiet, to tamci ich dopadn, jeli nie zdoaj uciec przed pogoni - bd musieli walczy. On za by zbyt zmczony i eby ucieka, i eby walczy. Przyspieszy. Pot spywa mu po plecach, koszula lepia si do skry.

Wysiek sprawi, e chd poranka przemieni si w duszcy skwar. Richard bieg tak prdko, e rozmyway si kontury drzew rosncych po bokach cieki. Wreszcie chopak dotar do skrtu, tu przed ostrym skrtem w prawo; niemal go przegapi. Szybko sprawdzi, czy kobieta ju tu dotara i skrcia w wsz drk. Nie znalaz adnych ladw. Odetchn z ulg. Usiad na pitach, starajc si uspokoi oddech. Pierwsza cz planu si powioda. Wyprzedzi nieznajom i pierwszy dotar do skrtu. Teraz tylko musi j przekona, eby mu zaufaa, zanim bdzie za pno. Przycisn praw do do bolcego miejsca w boku; zacz si zastanawia, czy nie wyjdzie na gupca. A jeli dziewczyna po prostu droczy si z brami? Aleby si z niego miali! Richard spojrza na rank na grzbiecie doni. Bya zaczerwieniona i bolenie pulsowaa. Przypomnia sobie owego latajcego stwora. Pomyla, e dziewczyna sza pewnym krokiem wdrowca zdajcego do okrelonego celu; to nie by spacerek dla zabawy. Poza tym to bya kobieta, a nie dziewczyna. No i w strach, ktry go ogarn, kiedy zobaczy tamtych czterech. Czterej mczyni ostronie si skradajcy za kobiet to trzeci dziw, ktry si mu przydarzy tego ranka. Trzeci kopot. Nie, Richard potrzsn gow, to nie jest zabawa, dobrze to wiedzia. To nie zabawa. Oni j osaczali. Chopak unis si nieco, pochyli, cisn kolana domi i kilka razy gboko odetchn. Dopiero potem si wyprostowa. Wci by bardzo zgrzany. Zza zakrtu cieki wysza moda kobieta. Richard na moment wstrzyma oddech. Miaa wspaniae, gste, dugie, kasztanowe wosy. Bya niemal tak wysoka jak on i chyba w tym samym wieku. Jeszcze nigdy nie widzia takiej szaty: biaa, z kwadratowym wyciciem przy szyi, z niewielk skrzan sakiewk przy pasku. Uszyta z delikatnej, gadkiej, niemal poyskujcej tkaniny, pozbawiona koronek i falbanek, wzorw. agodnie otulaa ksztatn posta. Strj elegancki w swojej prostocie. Kobieta przystana i szata uoya si we wdziczne fady. Richard podszed do nieznajomej, lecz zatrzyma si par krokw przed ni; nie chcia, eby si poczua zagroona. Staa spokojnie, opuciwszy rce wzdu bokw. Brwi miaa wygite jak skrzyda leccego sokoa. Zielone oczy bez lku patrzyy w oczy chopaka. Niemal si w nich zatraci. Wydawao mu si, e znaj od zawsze, e zawsze stanowia cz jego Ja, e pragnie tego, co i ona. Zielone oczy trzymay go na uwizi rwnie pewnie jak krzepka do; zdaway si czyta w duszy Richarda, szuka odpowiedzi na jakie pytanie. Jestem tutaj po to, eby ci pomc, pomyla. To byo jego najgortsze pragnienie. Zielone oczy uwolniy chopaka. Dostrzeg w nich co, co go jeszcze bardziej urzeko. Mdro. Inteligencj. Prawo i uczciwo. Richarda ogarny spokj i poczucie

bezpieczestwa. W jego umyle bysno ostrzeenie, przypomnia sobie, po co si tu znalaz. - Byem tam - wskaza w kierunku wzgrza - i zobaczyem ci. Spojrzaa w tamt stron. On te - i zda sobie spraw, e wskaza na pltanin pni drzew. Wzgrza nie byo std wida. Richard opuci rk; jak mg o tym zapomnie! Znw spojrzaa mu w oczy, czekaa. - Byem na wzgrzu, ponad jeziorem - podj cichym gosem Richard. - Zobaczyem, jak idziesz ciek wzdu brzegu. A za tob kilku mczyzn. - Ilu? - spytaa, patrzc mu w oczy i nie zdradzajc adnych emocji. - Czterech - odpar, cho zdziwio go to pytanie. Zblada. Odwrcia gow, uwanie si przyjrzaa gstwinie za swoimi plecami i znw spojrzaa chopakowi w oczy. - Postanowie mi pomc? - zapytaa. Tylko blado piknej twarzy zdradzaa jej uczucia. - Tak - odpowiedzia, zanim zdy si zastanowi. - Jak mylisz, co powinnimy zrobi? - zagodniaa. - Za tamtym zakrtem jest niewielka cieka. Jeeli ni pjdziemy, a oni zostan na tej, to im uciekniemy. - Co, jeeli pjd za nami? - Zatr nasze lady. - Prbowa jej doda otuchy, przekona j. - Nie pjd za nami. Suchaj, nie ma czasu na... - A jeli pjd? - przerwaa mu. - Co wtedy zrobisz? - Czy s bardzo niebezpieczni? - Uwanie obserwowa jej twarz. - Bardzo. Ton jej gosu sprawi, e Richard a wstrzyma oddech. W oczach dziewczyny zamigotao przeraenie. - Hmm, to wziutka cieka - powiedzia, przeczesujc wosy palcami. - Przynajmniej nas nie okr. - Masz jak bro? Potrzsn przeczco gow. By wcieky na siebie za to, e zostawi n w domu. - Wic si pospieszmy. Kiedy ju podjli decyzj, umilkli, nie chcc, eby tamci ich usyszeli. Richard pospiesznie zatar lady i da znak dziewczynie, eby sza pierwsza - chcia si znale pomidzy ni a tamtymi mczyznami. Usuchaa bez wahania. Sza szybko, fady szaty

koysay si w rytm jej krokw. Mode iglaki lasu Ven toczyy si po obu stronach drki, dwie zielone ciany wytyczay wski i ciemny szlak. Wdrowcy nie widzieli, co si dzieje po obu stronach traktu. Richard niekiedy si oglda, lecz to niewiele dawao. Przynajmniej by pewny, e nikogo nie ma tu za nimi. Dziewczyna sza szybko, nie musia jej popdza. Po pewnym czasie grunt zacz si wznosi, sta si kamienisty, drzewa si przerzedziy. Drka wia si brzegiem gbokich, mrocznych zapadlisk, przecinaa zasane suchymi limi parowy. Przesuszone licie szeleciy i podlatyway, kiedy tamtdy przechodzili. Sosny i wierki ustpiy miejsca drzewom liciastym, przewanie brzozom. Wysokie pnie koysay si i na ziemi taczyy plamy sonecznego blasku. Czarne plamki na biaych pniach brzz wyglday jak oczy - tysice oczu obserwowao dwoje wdrowcw; tysice obojtnych oczu, a nie dnych upw lepi, bya to wic spokojna i cicha okolica. Teraz trakt bieg u podna granitowej skay. Richard pooy palec na wargach, dajc tym znak, e powinni stpa bardzo ostronie i cicho, eby ich nie zdradzi aden dwik. Ilekro zakraka kruk, nioso si to echem wrd wzgrz. Chopak dobrze zna to miejsce: ksztat skay sprawia, e kady odgos nis si caymi milami. Wskaza na poronite mchem okrge kamienie i gestami da dziewczynie do zrozumienia, e powinni i wanie po nich, aby nie zatrzeszczaa jaka sucha gazka, ukryta pod dywanem lici. Nieznajoma skina potakujco gow, uniosa nieco szat i wesza na kamienie. Richard dotkn ramienia dziewczyny, wykona now pantomim: ma i ostronie, bo mech jest liski. Umiechna si do, znw potakujco skina gow i szybko posza naprzd. w nieoczekiwany umiech doda chopakowi otuchy, zagodzi jego niepokj. Richard uwanie stpa z kamienia na kamie. Pozwoli sobie mie nadziej, e ucieczka si powiedzie. Drka pia si pod gr, drzewa jeszcze bardziej si przerzedzay. Skaliste podoe mao gdzie pozwalao zapuci korzenie. Ju wkrtce rosy wycznie w szczelinach ska, zdeformowane, pokrzywione i niskie, eby wiatr nie mg ich wyrwa z cieniutkiego spachetka ziemi. Wdrowcy wyszli z lasu na skalne stopnie. Trakt nie by tu zbyt wyrany. Dziewczyna czsto si odwracaa ku Richardowi, a on wskazywa jej drog gestem rki lub kiwniciem gowy. Ciekawy by, jak te brzmi jej imi, lecz milcza, bojc si, e usysz ich owi czterej mczyni. cieka bya stroma i trudna, ale nie zwolnili ani na chwil. Nieznajoma sza pewnie i szybko. Chopak dopiero teraz zauway, e miaa wygodne buty z mikkiej skry buty dowiadczonego wdrowca. Wyszli spomidzy drzew ju ponad godzin temu i cigle wspinali si ku socu. Kierowali si na wschd, dopiero potem trakt skrci ku zachodowi. Jeeli tamci wci ich

ledzili, to musieli teraz patrze prosto w soce, eby dostrzec uciekinierw. Richard i dziewczyna szli pochyleni, skuleni, by trudniej byo ich wypatrzy. Chopak czsto spoglda za siebie, czy nie wida pogoni. Nad jeziorem Trunt dobrze si maskowali, ale tu nie mieli takich moliwoci. Nikogo nie dostrzega, wic nabra otuchy. Nikt za nimi nie szed, tamci prawdopodobnie zostali na Szlaku Sokolnikw, cae mile std. Im bardziej si oddalali od granicy i zbliali do miasta, tym Richard czu si pewniej. Jego plan si powid. Pogoni nie byo wida i chopak chtnie zatrzymaby si na krtki odpoczynek, bo skaleczona do bardzo go bolaa, lecz nic nie wskazywao na to, e i nieznajoma chciaaby odpocz. Sza pospiesznie, jakby pogo nastpowaa im na pity. Richard przypomnia sobie, jak miaa przeraon min, kiedy spyta, czy tamci s niebezpieczni, i porzuci wszelk myl o odpoczynku. Mijay godziny i dzie stawa si bardzo ciepy, jak na t por roku. Niebo byo lnice i bkitne, pyny po nim nieliczne, mae, biae oboczki. Jedna z chmurek przybraa ksztat wa, ktry gow mia opuszczon ku ziemi, a ogon uniesiony ku grze. Richard przypomnia sobie, e ju wczeniej widzia t chmurk; a moe to byo wczoraj? Powinien o tym powiedzie Zeddowi, kiedy znw go zobaczy. Zedd potrafi czyta z ksztatw chmur. Jeeli chopak zapomni mu opowiedzie o owej chmurce, to bdzie musia wysucha dugiej tyrady o doniosym znaczeniu obokw. Starzec na pewno obserwowa t chmurk i duma, czy te Richard zwrci na ni uwag, czy nie. Drka zawioda wdrowcw na stromy poudniowy stok Urwistego Wierchu. Przecinaa skalist stromizn mniej wicej w poowie jej wysokoci. Roztacza si std wspaniay widok na poudniow parti lasu Ven, a po lewej, niemale ju za stokiem gry, mona byo dostrzec wysokie i poszarpane szczyty granicy, otulone mg i chmurami. Richard zauway brunatne, obumierajce drzewa, odcinajce si od ciany zielem. Im bliej granicy, tym wicej byo takich drzew. To sprawka pncza, pomyla. Dwoje uciekinierw spieszyo skalnym traktem. Byli na otwartej przestrzeni, pozbawieni moliwoci ukrycia si - kady mg ich atwo dostrzec, lecz za owym zboczem Urwistego Wierchu cieka powinna opada ku Lasom Hartlandzkim i ku miastu. Nawet jeeli czterej mczyni spostrzegli swoj pomyk i podyli za nimi, to i tak zbiegowie bd bezpieczni. Zbliali si do przeciwlegego kraca stoku. cieka stawaa si coraz szersza, mogli i obok siebie. Richard nie odrywa prawej doni od skalnej ciany, dodawao mu to pewnoci, spokojniej patrzy na gazy lece kilkaset stp niej. Odwrci si - nikt za nimi nie szed.

Nieznajoma zatrzymaa si w p kroku, szata zafalowaa wok jej ng. Drka przed nimi jeszcze przed sekund bya pusta, teraz stali tam dwaj mczyni. Richard by wyszy ni wikszo ludzi, lecz ci dwaj byli wysi od niego. Kaptury ciemnozielonych paszczy osaniay ich twarze, ale w strj nie zdoa zamaskowa potnego uminienia cia. Chopak si zastanawia, jakim cudem zdoali ich wyprzedzi. Richard i nieznajoma odwrcili si, gotowi ucieka. Ze skay opady dwie liny i pozostali dwaj mczyni zsunli si po nich na ciek. Zablokowali jedyn drog ucieczki. Byli rwnie potni jak tamci. Pod paszczami mieli cay arsena broni, ktra zalnia w socu. Chopak odwrci si ku pierwszej dwjce. Odrzucili kaptury. Mieli gste jasne wosy i masywne karki, wyraziste urodziwe twarze. - Moesz odej, chopcze. Nas interesuje tylko ona. Gos mwicego by gboki, niemal przyjacielski, lecz brzmiao w nim wyrane ostrzeenie i groba. Zdj skrzane rkawice i zatkn je za pas, nawet nie raczy spojrze na Richarda. Najwyraniej uwaa, e chopak to aden przeciwnik. Chyba by dowdc, bo tamci trzej milczeli, kiedy mwi. Richard jeszcze nigdy nie by w takiej sytuacji. Zawsze postpowa tak, eby unikn kopotw. Nigdy nie traci opanowania i zwykle udawao mu si uagodzi oponenta. Jeeli owa taktyka zawioda, mia do siy, by zakoczy zwad, zanim komu si staa krzywda, w razie potrzeby za potrafi po prostu odej. Teraz wiedzia, e ci mczyni nie s zainteresowani pertraktacjami i widzia, e si go ani troch nie boj. Szkoda, e nie moe sobie pj. Chopak spojrza w zielone oczy nieznajomej - dumna kobieta bez sw bagaa go o pomoc. Pochyli si ku niej i rzek zdecydowanym tonem: - Nie zostawi ci. Na twarzy dziewczyny odmalowaa si wyrana ulga. Leciutko skina gow i dotkna ramienia chopca. - Stj pomidzy nimi. Nie pozwl, by wszyscy czterej ruszyli na mnie jednoczenie szepna. - I nie dotykaj mnie, kiedy zaatakuj. - Mocniej zacisna do i wpatrzya si w oczy chopaka, szukajc potwierdzenia, e zrozumia jej zalecenia. Richard nie mia pojcia, o co jej chodzi, ale kiwn potakujco gow. - Oby dobre duchy byy z nami - dodaa nieznajoma. Opucia rce i odwrcia si ku mczyznom w tyle cieki. Na jej twarzy nie maloway si adne uczucia. - Id swoj drog, chopcze - powiedzia twardszym gosem dowdca czwrki. Wicej tego nie powtrz.

Richard przekn lin. Postara si, eby jego gos zabrzmia pewnie, cho serce mu walio jak szalone. - Obydwoje pjdziemy. - Nie tym razem - zimno odpar przywdca i wycign zakrzywiony n. Jego towarzysz wyszarpn krtki miecz z pochwy przymocowanej do plecw. Z obrzydliwym umieszkiem przejecha nim po swoim uminionym przedramieniu, barwic ostrze czerwieni krwi. Richard usysza, jak szczkna bro, ktrej dobyli mczyni stojcy za nim. Zdrtwia ze strachu. To wszystko dziao si zbyt szybko. On i dziewczyna nie mieli adnej szansy. Najmniejszej. Przez chwil nikt si nie porusza. Richard drgn, syszc bitewny okrzyk mczyzn, gotowych zgin w walce. Zaatakowali gwatownie. Towarzysz przywdcy unis wysoko swj krtki miecz i run na chopaka. Jeden z tamtych dopad nieznajomej. I wtedy, zanim napastnik uderzy na Richarda, zadrao powietrze, jakby uderzy milczcy grom. Chopak poczu ostry bl. Py unis si w gr i rozchodzi krgiem. Czowiek z mieczem take poczu bl i spojrza na kobiet. Richard wykorzysta to, opar si o skaln cian i z caej siy uderzy stopami w pier nadbiegajcego przeciwnika. Tamten spad ze szlaku. Z oczami szeroko rozwartymi ze zdumienia, wci ciskajc w doni miecz, run na znajdujce si w dole gazy. Chopak ze zdziwieniem ujrza, e jeden z tamtych mczyzn rwnie spada, z rozdart i zakrwawion piersi. Nie zdy si nad tym zastanowi, bo przywdca unis n i zaatakowa dziewczyn. W pdzie uderzy pici w pier Richarda. Cios sprawi, e chopak polecia na skaln cian i uderzy w ni gow. Stara si nie zemdle i myla tylko o tym, eby powstrzyma tamtego, zanim dosignie dziewczyny. O dziwo, znalaz w sobie do si, aby zapa przeciwnika za krzepki nadgarstek i okrci ku sobie. Teraz n celowa w Richarda. Ostrze lnio w socu. W bkitnych oczach obcego pono bezlitosne pragnienie mordu. Chopak przerazi si, jak nigdy przedtem. Zda sobie spraw, e grozi mu mier. Nagle, jakby znikd, pojawi si czwarty mczyzna i wbi krtki, pokryty skrzep krwi miecz w brzuch swojego dowdcy. Atak by tak gwatowny, e obaj spadli z urwiska. Wcieky wrzask owego napastnika ucich dopiero wtedy, kiedy obydwaj uderzyli o gazy u stp gry. Osupiay ze zdumienia Richard patrzy w lad za nimi. Potem z ociganiem odwrci si ku nieznajomej - ba si, e ujrzy j lec bez ycia. Tymczasem siedziaa na ziemi, wsparta o skaln cian, wyczerpana, lecz nie ranna. Jakby nieobecna, zapatrzona w co

odlegego. Wszystko rozegrao si tak szybko, e Richard nie pojmowa, co i jak si stao. Teraz on i kobieta byli sami, dokoa panowaa cisza. Chopak przysiad obok nieznajomej, na rozgrzanej socem skale. Gowa bolaa go przeraliwie; to skutek zderzenia z kamiennym urwiskiem. Wiedzia, e kobiecie nic si nie stao, nie zadawa wic zbdnych pyta. Oboje byli zbyt znueni, eby rozmawia. Nieznajoma spostrzega krew na swojej doni i wytara j o ska, ju upstrzon czerwonymi plamami. Richard o mao nie zwymiotowa. Nie mg uwierzy, e yj. To byo zbyt nieprawdopodobne. I co to za bezgony grzmot? Czemu poczu wwczas taki bl w caym ciele? Nigdy przedtem nie dowiadczy czego takiego. A si otrzsn na samo wspomnienie. Cokolwiek to byo, ona miaa z tym co wsplnego i ocalia mu ycie. Wydarzyo si co niesamowitego i Richard wcale nie by pewny, czy chce wiedzie, co to waciwie byo. Nieznajoma, oparszy gow o skaln cian, spojrzaa na chopaka. - Nawet nie wiem, jak ci na imi. Ju przedtem chciaam zapyta, ale baam si mwi. - Wskazaa urwisko. - Bardzo si ich baam... Nie chciaam, eby nas znaleli. Richard pomyla, e moe jest bliska paczu. Ale nie, nie bya. To raczej on chtnie by si rozpaka. Skinieniem gowy potwierdzi, e i on chcia unikn spotkania z czterema mczyznami. Potem rzek: - Nazywam si Richard Cypher. Zielone oczy uwanie go obserwoway; lekki wiaterek zwia pasemka wosw na twarz kobiety. Umiechna si. - Niewielu jest takich, ktrzy stanliby u mego boku - powiedziaa i chopak uzna, e gos jest rwnie atrakcyjny jak posta i e harmonizuje z byskiem inteligencji w oczach nieznajomej. - Jeste niezwykym czowiekiem, Richardzie Cypher. Richard, ku swemu niezadowoleniu, poczu, e si rumieni. Patrzya w przeciwn stron, odgarniajc z twarzy kosmyk wosw i udaa, e nie dostrzega rumiecw chopca. - Jestem... - chciaa co powiedzie, ale si rozmylia. Odwrcia si ku Richardowi. Mam na imi Kahlan. Z rodziny Amnell. Dugo patrzy jej w oczy. - Ty take jeste niezwyk osob, Kahlan Amnell. Niewielu by walczyo tak jak ty. Nie zarumienia si, lecz obdarzya go jeszcze jednym umiechem. To by dziwny, specyficzny umiech. Wargi kryy biel zbw, jak przy wymianie tajemnic. W oczach dziewczyny zataczyy iskierki. Umiech zaufania i wsplnoty. Richard dotkn bolesnego guza z tyu gowy, obejrza palce. Nie byy poplamione

krwi, a przysigby, e powinien krwawi. Znw spojrza na kobiet, po raz kolejny si zastanawia, co te ona zrobia i jak tego dokonaa. Najpierw by ten bezgony grom, a potem on strci z urwiska jednego z napastnikw; jeden z tamtych dwch (tych bliej kobiety) zabi swego towarzysza zamiast niej, po czym umierci dowdc i samego siebie. - I c, Kahlan, przyjaciko, czy mi powiesz, jak to si stao, e to my yjemy, a tamci czterej nie? - Mwisz serio? - zdziwia si. - O co ci chodzi? - Nazwae mnie przyjacik - odpara z wahaniem. - Pewnie. - Richard wzruszy ramionami. - Sama dopiero co powiedziaa, e stanem u twego boku. Tak postpuje przyjaciel, czy nie? - Umiechn si do niej. - Sama nie wiem. - Kahlan odwrcia gow, dotkna rkawa swojej szaty. - Nigdy przedtem nie miaam przyjaciela. Z wyjtkiem mojej siostry... Chopak wyczu w jej gosie bl. - Teraz wic masz - rzek ochoczo. - W kocu par chwil temu przeylimy razem straszliw przygod. Pomoglimy sobie nawzajem i wyszlimy z tego cao. Kahlan przytakna. Richard popatrzy na Ven, na lasy, w ktrych czu si jak w domu. Ziele pysznia si w blasku soca. Spojrza w lewo, na brzowe plamy - to umierajce drzewa, stojce wrd zdrowych pobratymcw. Kiedy rankiem znalaz Owo pncze, ktre go uksio, nie mia pojcia, e dostao si tu od granicy, przenoszc si lasem. Rzadko chodzi do Ven, w poblie granicy. Starsi omijali j o cae mile. Niektrzy podchodzili bliej, jeli podrowali Szlakiem Sokolnikw lub podczas polowa, lecz kady uwaa, by si nie znale zbyt blisko. Granica oznaczaa mier. Mwiono, e wejcie w pas graniczny to nie tylko mier, ale i naraanie duszy. Stranicy nie zaniedbywali niczego, by trzyma ludzi z daleka. - A co z reszt? - Zerkn na Kahlan z ukosa. - e przeylimy. Jak to si stao? - Sdz, e chroniy nas dobre duchy. - Nie spojrzaa mu w oczy. Richard oczywicie w to nie uwierzy. Bardzo chcia zna odpowied na swoje pytanie, lecz nie mia zwyczaju zmusza innych do zdradzenia tego, co woleli zatai. Ojciec nauczy go, e kady ma prawo do swoich tajemnic. Kahlan sama mu wszystko powie, jeli i kiedy zechce; nie bdzie jej do tego zmusza. Kady ma swoje sekrety. Richard te mia. Tkwiy jak zadra w jego mylach (wraz z morderstwem ojca i wydarzeniami tego poranka). - Przyjaciele nie musz sobie mwi tego, co chc zachowa w tajemnicy, Kahlan.

I dalej pozostaj przyjacimi - oznajmi Richard, chcc j uspokoi. Nie spojrzaa na, lecz skina potakujco. Chopak wsta. Gowa go bolaa, do te i dopiero teraz poczu, jak dokucza mu lad po uderzeniu pici. Na domiar wszystkiego poczu gd. Michael! Zapomnia o przyjciu u brata! Spojrza na soce i ju wiedzia, e si spni. Mia nadziej, e zdy chocia na mow Michaela. Zabierze ze sob Kahlan, opowie wszystko bratu i uzyska dla niej ochron. Wycign rk, by pomc jej wsta. Patrzya na niego ze zdumieniem. Richard nie cofn rki. Kahlan spojrzaa mu w oczy i przyja pomoc. - aden przyjaciel nie poda ci nigdy doni? - Umiechn si chopak. - Nie. - Kobieta odwrcia oczy. Richard dostrzeg jej zmieszanie i zmieni temat. - Kiedy ostatnio jada? - Dwa dni temu - odpara obojtnie. - To musisz by o wiele bardziej godna ni ja. - Unis brwi ze zdumieniem. Zabior ci do mojego brata - doda, patrzc w d urwiska. - Musi si dowiedzie o tych ciaach. Czy wiesz, kim byli ci mczyni, Kahlan? Zielone oczy patrzyy twardo. - To bojwka. S... S zabjcami. Wysya si ich, by zabili... - Ugryza si w jzyk. Morduj ludzi - poprawia si. Jej twarz znw bya spokojna i powana, jak wtedy, kiedy si spotkali. - Uwaam, e im mniej ludzi bdzie o mnie wiedzie, tym bd bezpieczniejsza. Richard by wstrznity. Nigdy przedtem nie sysza o czym takim. Przeczesa wosy palcami, prbujc to przemyle. Znw zawiroway ciemne, mroczne myli. Z jakiego powodu ba si tego, co Kahlan moga powiedzie, lecz musia zapyta. - Skd przysza bojwka, Kahlan? - Patrzy stanowczo w jej oczy i ufa, e tym razem odpowie. Kobieta przez chwil wpatrywaa si w twarz Richarda. - Musieli mnie ledzi ju w Midlandach i przez granic. Richard zdrtwia, poczu mrz, wstrzsny nim dreszcze. Obudzi si w nim gboko ukryty gniew, niespokojnie poruszyy si sekretne myli. Ona na pewno kamie. Nikt nie moe przekroczy granicy. Nikt. Nikt nie moe przej do Midlandw ani si stamtd zjawi. Granica odcia owe ziemie, jeszcze zanim on, Richard, si urodzi. Midlandy byy krain magii.

Rozdzia trzeci Dom Michaela, solidna budowla z biaego kamienia, wznosi si w pewnym oddaleniu od drogi. Fantazyjnie powyginane dachy, kryte upkowymi dachwkami, zbiegay si u szczytu ze wzmocnionego oowiem szka. wietlik znajdowa si nad gwnym holem. Wielkie biae dby ocieniay drk wiodc do domu, chronic j przed jaskrawym popoudniowym socem. Biega poprzez rozlege ki i docieraa do ukwieconych ogrodw. Richard wiedzia, e kwiaty wyhodowano w cieplarniach specjalnie na t okazj - przecie bya ju pna jesie! Wystrojeni gocie przechadzali si wrd k i po ogrodach. Richard poczu si nieswojo. Na pewno fatalnie si prezentowa w swoim brudnym, przepoconym ubraniu, ale nie chcia traci czasu na pjcie do wasnego domu i przebranie si. Poza tym by akurat w ponurym nastroju i mao go obchodzio to, jak wyglda. Mia waniejsze sprawy na gowie. Za to Kahlan wietnie tu pasowaa, strojna w swoj dziwn, eleganck szat. Wcale nie byo wida, e i ona dopiero co wysza z lasw. Na Urwistym Wierchu polao si tyle krwi, a szata dziewczyny bya czysta, dziwi si Richard. Jako unikna poplamienia krwi, kiedy tamci si nawzajem zabijali. Chopak bardzo si zdenerwowa, usyszawszy, e przybya z Midlandw, poprzez granic, Kahlan wic ju o tym nie mwia. Musia to sobie przemyle, powolutku si z tym oswoi. Za to wypytywaa go o Westland, o mieszkajcych tu ludzi, o jego dom. Richard opowiedzia jej o swojej chatce w lesie, o tym, e woli mieszka z dala od miasta, e jest przewodnikiem w Lasach Hartlandzkich. - Masz w domu palenisko? - spytaa Kahlan. - Tak. - Korzystasz z niego? - Tak, wci co gotuj. Dlaczego? - Po prostu zapomniaam posiedzie przed ogniem - odpara, wzruszajc ramionami i odwracajc wzrok. Tyle si ju tego dnia wydarzyo, myla chopak, e dobrze mie z kim pogada, nawet jeli ten kto nie zdradza swoich sekretw, cho stale o nich napomyka. - Zaproszenie, sir? - rozleg si czyj bas z cienia przy wejciu. Zaproszenie? Richard si odwrci, chcc zobaczy, kto go tak wita i ujrza psotny umieszek. Te si umiechn. To by Chase, jego przyjaciel, stranik graniczny. Przywitali si serdecznie. Chase by wielkim mczyzn, gadko wygolonym, o jasnobrzowych, siwiejcych na

skroniach wosach. Gste brwi ocieniay uwane, piwne oczy, ktre zawsze wszystko widziay, strzelajc na boki, nawet podczas rozmowy. Tote ludzie czsto mieli wraenie cakowicie mylne! - e nie zwraca uwagi na to, co mwi. Richard wietnie wiedzia, jaki jego przyjaciel potrafi by szybki w razie potrzeby. Chase mia u pasa par noy i bojow maczug, znad prawego ramienia sterczaa mu rkoje krtkiego miecza, na lewym zawiesi uk i koczan ze strzaami o kolczastych, metalowych grotach. - Wygldasz, jakby zamierza wywalczy swoj dziak poczstunku - zaartowa Richard. - Nie jestem tutaj jako go. - Chase przesta si umiecha i spojrza na Kahlan. Zakopotany chopak uj rami dziewczyny i przycign j bliej. Podesza spokojnie, bez lku. - To moja przyjacika, Kahlan, Chase. - Richard umiechn si do niej. - A to Dell Brandstone. Wszyscy mwi do niego Chase. Jest moim starym przyjacielem. Przy nim nic nam nie grozi. - Odwrci si do tamtego. - Moesz jej zaufa. Kahlan przyjrzaa si wielkiemu mczynie, umiechna si do i skina przyjanie gow. Odwzajemni si jej. Wystarczyo mu sowo Richarda, uzna spraw za wyjanion. Uwanie obserwowa tum, zatrzymujc wzrok na niektrych osobach, sprawdza, kto si zbytnio zainteresowa ich trjk. Odsun tamtych dwoje na bok, w cie, nie chcc, by stali na zalanych socem stopniach. - Twj brat zwoa wszystkich granicznych stranikw. - Chase przerwa i rozejrza si wkoo. - Mamy by jego ochron. - Co takiego?! To bez sensu! - zdumia si Richard. - Ma przecie gwardzistw i wojsko. Po co mu jeszcze graniczni stranicy? - Wanie. - Chase pooy do na rkojeci noa, a jego twarz nie zdradzaa adnych emocji (jak zwykle zreszt). - Moe po prostu chce nas mie w pobliu, eby zaimponowa. Ludzie si boj stranikw. Kiedy zamordowano twojego ojca, niemal si przeniose do lasw; nie twierdz, e na twoim miejscu nie postpibym tak samo. Chciaem tylko powiedzie, e ci tutaj nie byo. A dziay si dziwne rzeczy, Richardzie. Jakie osoby przychodziy noc i noc odchodziy. Michael nazywa ich zaangaowanymi obywatelami. Opowiada te jakie banialuki o spisku przeciwko rzdowi. Stranicy s wszdzie naokoo. Richard si rozejrza, ale nie dostrzeg adnego stranika. Wiedzia jednak, e to o niczym nie wiadczy. Jeeli stranik graniczny chce pozosta w ukryciu, to go nie dostrzeesz, choby ci nadepn na odcisk. - Moi chopcy tu s, mwi ci. - Chase bbni palcami po rkojeci noa i patrzy, jak

chopak uwanie si rozglda. - A skd wiesz, e Michael nie ma racji? Przecie zamordowano ojca Pierwszego Rajcy i w ogle. - Sam wiesz, e znam wszystkie grzeszki Westlandu. - Chase skrzywi si z niesmakiem i oburzeniem. - Nie ma adnego spisku. Przynajmniej co by si tu dziao, gdyby by, miabym jak rozrywk, a tak jestem tylko dla ozdoby. Michael zapowiedzia, e mam si rzuca w oczy. - Spowania. - A co do zamordowania twego ojca... C, George Cypher i ja znalimy si na dugo przedtem, zanim przyszede na wiat, jeszcze zanim ustanowiono granic. Jestem dumny z tego, e by moim przyjacielem. - W oczach Chasea zapon gniew. - Wykrciem kilka paluszkw - rzuci i przenoszc ciar ciaa na drug nog, uwanie obserwowa otoczenie. - Mocno wykrciem. Tak, e ich waciciele wydaliby nawet wasn matk, gdyby ona to zrobia. Nikt o niczym nie wiedzia, a moesz mi wierzy na sowo, e z radoci by mi wszystko opowiedzieli. Byle tylko zakoczy nasz konwersacj! Po raz pierwszy mi si zdarzyo, e cigam kogo, a nie mog zapa najlejszego ladu. - Skrzyowa rce i przyjrza si Richardowi z umiechem. - Hmm, jeli ju mowa o grzeszkach, to gdzie si wczye? Wygldasz jak jeden z tych moich typkw. - Bylimy w grnym Ven - odpar chopak, spojrzawszy najpierw na Kahlan. ciszy gos i doda: - Napado na nas czterech mczyzn. - Znam ich? - Chase unis brew. Richard przeczco potrzsn gow. - I gdzie oni teraz s? - spyta stranik, marszczc brwi. - Znasz szlak przez Urwisty Wierch? - Jasne. - Le na skaach pod urwiskiem. Musimy pogada. - Rzuc tam okiem. - Chase opuci rce, przyjrza si uwanie Richardowi i Kahlan. Znw zmarszczy brwi. - Jak tego dokonalicie? Tamtych dwoje wymienio spojrzenia i chopak odpar niewinnie: - Chyba chroniy nas dobre duchy. - Ach tak... - Chase przyjrza si im podejrzliwie. - C, lepiej teraz nie mwi o tym Michaelowi. Co mi si zdaje, e on nie wierzy w dobre duchy. - Uwanie obserwowa twarze obydwojga. - Moecie si zatrzyma u mnie, jeli chcecie. Bdziecie w miar bezpieczni. Richard pomyla o dzieciach Chasea. Nie chcia ich naraa, lecz uzna, e to nie pora i nie miejsce na dyskusj, wic po prostu si zgodzi. - Lepiej wejdziemy do rodka. Michael pewno sdzi, e ju nie przyjd.

- Jeszcze jedno - powstrzyma go Chase. - Zedd chce ci zobaczy. Co go ostatnio gryzie. Mwi, e to naprawd wane. Richard zerkn przez rami i zobaczy t sam wowat chmurk. - Co mi si wydaje, e i ja powinienem si z nim zobaczy - stwierdzi i odwrci si, by odej. - Co robie w grnym Ven, Richardzie? - spyta Chase, ypic gronie. Kady ugiby si pod tym spojrzeniem, lecz nie Richard. - To samo, co ty. Szukaem ladu. - I co, znalaze? - Tamten zagodnia, niemal znw si umiechn. Chopak skin gow i unis czerwon, obola lew do. - Tak. I to ksajcy. Richard i Kahlan wmieszali si w tum goci wchodzcych do domu. Po biaych marmurowych stopniach weszli wraz z innymi do gwnego holu. Marmurowe ciany i kolumny lniy w promieniach soca, wpadajcych przez wietlik w dachu. Chopak zawsze wola przytulno drewna, lecz Michael uwaa, e z drewna kady sam moe zrobi, co zechce, a eby mie marmury, trzeba wynaj ludzi mieszkajcych w drewnianych domach i oni wykonaj dla ciebie robot. Richard przypomnia sobie, e kiedy ya jeszcze ich matka, wtedy on i Michael bawili si razem, budujc z patyczkw domy i forty. Brat mu wwczas pomaga. Tak by chcia, eby i teraz mu pomg. Witali go ludzie, ktrych zna, a Richard odwzajemnia si krtkim uciskiem doni lub sztywnym umieszkiem. Kahlan bya tu obca, lecz swobodnie si czua wrd tych waniakw. Chopak poj, e i ona musi by kim wanym. W kocu mordercy nie poluj na pierwszego lepszego. Richardowi trudno si byo umiecha do wszystkich. Jeeli pogoski o tym, co idzie od granicy, s prawdziwe, to Westland jest w niebezpieczestwie. Wieniacy z obrzey Hartlandu i tak ju si bali wychodzi noc z domw. Opowiadali mu historie o czciowo zjedzonych ludziach. Uspokaja ich, e owi biedacy pewno zmarli naturaln mierci, a dzikie zwierzta znalazy ciaa. Odpowiadali, e to dzieo bestii spadajcej z nieba. On za uzna, e to bajdy przesdnych prostaczkw. I sdzi tak a do dzi. Richard czu si przeraliwie samotny, cho wok byo mnstwo ludzi. Nie mia pojcia, jak sobie z tym poradzi. Nie wiedzia, do kogo si zwrci. Tylko przy Kahlan lepiej si czu, cho jednoczenie go przeraaa. Walka na urwisku wytrcia go z rwnowagi. Chcia wraz z dziewczyn odej z domu brata. Zedd wiedziaby, co robi. Mieszka

w Midlandach, zanim si pojawia granica, ale nigdy nie opowiada o tych czasach. I jeszcze to dziwaczne uczucie, e to wszystko ma co wsplnego ze mierci jego, Richarda, ojca, a owa mier jako si czy z sekretami, ktre ojciec powierzy tylko jemu. - Tak mi przykro, Richardzie. - Kahlan pooya do na ramieniu chopaka. - Nie wiedziaam... Nie wiedziaam o twoim ojcu. Wspczuj ci. - Dziki. Niebezpieczestwa minionego dnia sprawiy, e Richard niemal o tym zapomnia, dopiero sowa Chasea... Niemal zapomnia. Zaczeka, a minie ich kobieta w niebieskiej jedwabnej sukni, ozdobionej koronkowymi mankietami i takime konierzem. Patrzy w podog - nie mia ochoty odwzajemnia ewentualnego umiechu. - To si wydarzyo przed trzema tygodniami - doda i opowiedzia Kahlan, co si stao. - Ogromnie ci wspczuj, Richardzie. Moe wolaby zosta sam? - Nie, nie, w porzdku. - Zmusi si do umiechu. - Ju wystarczajco dugo byem sam. Dobrze jest mie przyjaciela, z ktrym mona pogada. Kahlan umiechna si do niego i skina gow. Richard zastanawia si, gdzie jest Michael. Dziwne, e si jeszcze nie pokaza. Nie czu godu, ale pamita, e dziewczyna nie jada od dwch dni. Wspaniale si kontroluje, myla Richard, przecie tyle tu pysznoci. Zachcajce aromaty sprawiy, e i jemu pocieka linka. Pochyli si ku dziewczynie. - Godna? - O, tak. Poprowadzi j do dugiego stou zastawionego rozmaitymi potrawami. Stay tam pmiski dymicych mis i kiebasek, misy gorcych ziemniakw, talerze z rnymi suszonymi rybami, tace z pieczonymi na ruszcie rybami, kurczakami i indykami, cae mnstwo warzyw; wazy z kapuniakiem, zup cebulow i zup korzenn, pmiski z chlebem, serami, owocami i ciastkami, no i oczywicie beczuki wina i piwa. Suce dbay o to, by potraw nie ubywao. Kahlan przyjrzaa im si. - Niektre z nich maj dugie wosy. U was tak wolno? - Tak. - Zdumiony Richard rozejrza si wok. - Kady nosi tak fryzur, jak chce. Popatrz. - Pochyli si ku niej i dyskretnie wskaza grupk kobiet. - To radne. Jedne maj dugie wosy, inne krtkie. Jak im si podoba. - Zerkn na Kahlan. - Czyby kto ci powiedzia, eby cia wosy? - Nie. Nikt mnie nigdy o to nie prosi. Po prostu tam, skd pochodz, dugo wosw kobiety mwi o jej spoecznym statusie.

- To znaczy, e jeste kim wysoko postawionym? - Umiechem zagodzi szorstko pytania. - Bo masz takie pikne, dugie wosy. - Niektrzy tak sdz - odpara ze smutnym umiechem. - Mylaam, e dzisiejszy poranek czego ci nauczy. Moemy by tylko tym, czym jestemy, niczym wicej i niczym mniej. - No c, kopnij mnie, jeeli spytam o co, co przyjaciel powinien przemilcze. Umiechna si do jak na Urwistym Wierchu. Odwzajemni umiech. Wypatrzy swoj ulubion potraw: eberka w korzennym sosie. Naoy troch na talerz i poda dziewczynie. - Sprbuj najpierw tego. To moje ulubione danie. - Z jakiego stworzenia pochodzi to miso? - Trzymaa talerz w wycignitej rce i przygldaa mu si podejrzliwie. - To wieprzowina - odpar nieco zdumiony chopak. - No wiesz, ze wini. Sprbuj, to najsmaczniejsze z tych da. Kahlan odetchna z ulg i zjada miso. Richard naoy sobie hojnie ulubionej potrawy i paaszowa z apetytem, rozkoszujc si kadym ksem. - Teraz to. - Naoy Kahlan i sobie kiebasek. - Z czego je zrobiono? - znw si zaniepokoia. - Z woowiny i wieprzowiny, plus jakie przyprawy. Nie wiem dokadnie jakie. Dlaczego pytasz? Czyby nie jadaa niektrych potraw? - Tylko niektrych - odpara wymijajco. - Czy mgby mi poda zupy korzennej? Richard nala zupy do delikatnej biaej miseczki ze zocist obwdk i przynis Kahlan. Uja miseczk w donie i sprbowaa. - Pyszna, zupenie jakbym j sama przyrzdzia - stwierdzia z umiechem. - Co mi si wydaje, e nasze krainy nie rni si a tak, jak si tego obawiasz. - Wypia reszt zupy. Richard, ucieszony sowami dziewczyny, wzi kromk chleba i oboy j misem kurczaka; poda kanapk Kahlan. Wzia j i odesza od stou, zajadajc po drodze. Richard odstawi pust Miseczk i pody za dziewczyn, wymieniajc z tym i owym cisk doni. Ludzie, z ktrymi si wita, zerkali krytycznie na jego strj. Kahlan zatrzymaa si w pobliu kolumny i odwrcia ku Richardowi. - Czy mgby mi przynie kawaek sera? - Oczywicie. Jakiego? - Obojtnie - odpara, obserwujc cib. Chopak przecisn si przez tum do stou z ywnoci i wzi dwa kawaki sera.

Jeden z nich pogryza w drodze powrotnej, drugi poda dziewczynie. Wzia ser, lecz wcale go nie zjada. Opucia rk wzdu boku i upucia w kawaek sera na podog, jakby zapominajc, e go trzyma w doni. - Wolaaby inny? - Nienawidz sera - powiedziaa dziwnym tonem, patrzc na co za plecami chopaka. - To po co o niego prosia - zirytowa si Richard. - Nie odwracaj ode mnie oczu. - Znw spojrzaa na chopaka. - W gbi pokoju, za tob, stoj dwaj mczyni. Obserwowali nas. Chciaam si przekona, czy patrz na mnie, czy na ciebie. Nie spuszczali ci z oka, kiedy szede po ser i kiedy wracae. Na mnie w ogle nie zwrcili uwagi. To ciebie obserwuj. Richard pooy donie na ramionach dziewczyny i okrci j dookoa; zamienili si miejscami. Popatrzy nad gowami goci w najdalszy kt komnaty. - To tylko dwaj pomocnicy Michaela. Znaj mnie. Pewno si zastanawiaj, gdzie si podziewaem i czemu si nie przebraem. - Spojrza dziewczynie w oczy i doda cichutko: Wszystko w porzdku, Kahlan. Uspokj si. Ludzie, ktrzy ci napadli rankiem, nie yj. Jeste bezpieczna. - Mog si pojawi nastpni. - Potrzsna gow. - Nie powinnam z tob zosta. Nie chc ci znw naraa na niebezpieczestwo. Jeste moim przyjacielem. - Druga bojwka ci ju nie wyledzi, nie tu, w Hartlandzie. To niemoliwe. - Sporo wiedzia o tropieniu, by wic przekonany, e mwi prawd. Kahlan uja go za konierz i przycigna twarz chopaka do swojej. W zielonych oczach bysn gniew. Szepna chrapliwie: - Kiedy opuszczaam mj rodzinny kraj, piciu czarodziei rzucio specjalne uroki, eby nikt nie wiedzia, dokd si udaj, i nie mg za mn i. Potem si zabili, aby nie mona ich byo zmusi do wydania caej sprawy! - Zacisna gniewnie zby, w oczach pojawiy si zy. Draa. Czarodzieje! Richard zesztywnia. Potem odzyska oddech, agodnie zdj rk Kahlan ze swojego konierza i przytrzyma w doniach. Ledwo dosyszalnie szepn: - Tak mi przykro. Wspczuj ci. - Strasznie si boj, Richardzie! - Dziewczyna znw draa. - Nawet nie wiesz, co by si ze mn stao, gdyby mi wtedy nie pomg. mier to najlepsze, co mogoby mnie spotka. Nic nie wiesz o tych ludziach. - Trzsa si coraz bardziej, nie mogc opanowa przeraenia. Richard dosta gsiej skrki. Przesun Kahlan za kolumn, by nikt ich nie widzia.

- Tak mi przykro. Przecie w ogle nie mam pojcia, o co tu chodzi. Ty przynajmniej cho troch si w tym orientujesz, a ja nic a nic. Te si boj. Dzi na urwisku... Jeszcze nigdy nie byem tak przeraony. I naprawd niewiele zrobiem, by nas ocali. - Wiedzia, e dziewczyna bardzo potrzebuje pocieszenia. - Zrobie to, co trzeba - odpara z trudem. - Akurat tyle, by nas ocali. Moe ci si wydawa, e niewiele uczynie, lecz wanie swoim wtrceniem si zmienie sytuacj na nasz korzy. Gdyby mi nie pomg... Nie chciaabym, eby przeze mnie wpad w tarapaty. - Nic mi nie bdzie. - Richard mocniej cisn do dziewczyny. - Mam przyjaciela, nazywa si Zedd. Moe on nam powie, co powinnimy zrobi. Jest troch dziwny, ale to najmdrzejszy czowiek, jakiego znam. Jeli w ogle kto mgby nam doradzi, to na pewno Zedd. Skoro wszdzie mog ci wyledzi, to nie masz dokd uciec. I tak by ci znaleli. Chod ze mn do Zedda. Pjdziemy do mnie, kiedy tylko Michael wygosi t swoj mow. Posiedzisz sobie przed ogniem, a rankiem zaprowadz ci do Zedda. - Umiechn si i skin w stron okna. - Spjrz tam. Popatrzya. Za wysokim, kolicie sklepionym oknem sta Chase. Stranik granicy zerkn przez rami i umiechn si do Kahlan. I znw uwanie obserwowa otoczenie. - Dla Chasea taka bojwka to kaszka z mlekiem. Rozprawiby si z ni gadko, opowiadajc jednoczenie historyjk o prawdziwych kopotach. Strzee ci, od kiedy mu opowiedzielimy o tamtych mczyznach. Na ustach Kahlan pojawi si saby umiech, lecz zaraz znik. - Jest jeszcze co, Richardzie. Mylaam, e w Westlandzie bd bezpieczna. I powinnam by. Przedostaam si przez granic tylko dziki pomocy magii. - Wci draa, lecz powoli odzyskiwaa samokontrol. Czerpaa siy od chopaka. - Nie wiem, jak im si udao przedosta tu za mn. To si nie powinno sta. Mieli w ogle nie wiedzie, e opuciam Midlandy. Co si musiao zmieni. - Jutro si nad tym zastanowimy. Na razie jeste bezpieczna. Poza tym i tak bd potrzebowali kilku dni, eby tu dotrze, nieprawda? Zdymy co wymyli. - Dziki ci, Richardzie Cypherze. - Skonia gow. - Mj przyjacielu. Wiedz jednak, e odejd, gdyby moja obecno miaa sprowadzi na ciebie nieszczcie. - Cofna do i otara oczy. - Wci jestem godna. Moe jeszcze co zjemy? - Jasne. A co by chciaa? - Richard umiechn si. - Kolejn porcyjk twojego ulubionego przysmaku? Wrcili do stou i zajadali, czekajc na Michaela. Richard by w o wiele lepszym

nastroju, bo cho czego si dowiedzia i sprawi, e Kahlan czua si bezpieczniej. Znajdzie rozwizanie jej problemw i dowie si, co te si waciwie dzieje z granic. Dowie si, o co chodzi, choby nawet wieci nie byy zbyt przyjemne. Tum zaszemra, wszystkie gowy zwrciy si ku odlegemu kracowi pokoju. Pojawi si Michael. Richard uj do Kahlan i poprowadzi dziewczyn bliej brata. Michael wszed na podwyszenie i chopak dopiero teraz zrozumia, dlaczego brat tak pno si zjawi. Czeka, eby soce owietlio t cz holu, by mg stan w penym blasku i chwale. Starszy brat by nie tylko niszy, ale grubszy i nie tak uminiony jak Richard. Niesforna czupryna lnia w sonecznych promieniach. Nad grn warg pyszni si wsik. Ubrany by w lune biae spodnie i bia tunik z rkawami bez mankietw, przepasan zocistym pasem. Michael lni w sonecznym blasku, roztacza chodny przepych, zupenie jak jego marmury. Jania na ciemniejszym tle. Richard unis rk, by przycign uwag brata. Michael zauway go i umiechn si do niego, przez chwil patrzy mu w oczy, potem przenis spojrzenie na tum goci i zaczai przemow. - Panie i panowie, dzisiaj przyjem stanowisko Pierwszego Rajcy Westlandu. Zabrzmiay okrzyki. Michael sucha przez chwil, potem wyrzuci rce w gr, proszc o cisz; zaczeka, a wszyscy umilkli. - Wybrali mnie wszyscy rajcy Westlandu, ebym przewodzi w tych trudnych czasach, bo mam odwag i wizj wprowadzenia zmian. Zbyt dugo patrzylimy w przeszo, zamiast si zwrci ku przyszoci. Zbyt dugo opdzalimy si od dawnych strachw, gusi na zew nowego! Zbyt dugo suchalimy tych, ktrzy parli do wojny, i lekcewaylimy tych, ktrzy wybraliby pokj! Tum oszala. Richard osupia. O czym ten Michael gada? Jaka wojna? Niby z kim mieliby walczy?! Michael znw unis rk i podj, nie czekajc tym razem na cisz: - Nie bd si bezczynnie przyglda, jak owi zdrajcy prowadz kraj do zguby! Poczerwienia z gniewu. Tum zarycza, uniosy si zacinite gniewnie pici, wykrzykiwano imi Michaela. Richard i Kahlan spojrzeli po sobie. - Zaangaowani, wiadomi obywatele ustalili tosamo owych tchrzy i zdrajcw. I wanie teraz, kiedy, chronieni przez stranikw granicy, zebralimy si tutaj, by wytyczy now drog postpowania, nowe cele, wojsko izoluje owych konspiratorw, spiskujcych przeciwko wadzy. A nie s to wcale pospolici przestpcy, lecz ludzie szacowni i wysoko postawieni!

Rozlegy si pomruki. Richard by zdumiony. Czyby to jednak bya prawda? Spisek? Michael nie rzucaby sw na wiatr. Ludzie wysoko postawieni. To dlatego Chase o niczym nie wiedzia. Michael sta w blasku soca, czekajc, a zapanuje cisza. Potem podj ju cichym, penym aru gosem: - Ale to ju przeszo. Teraz pjdziemy now drog. Wybrano mnie na Pierwszego Rajc take dlatego, e jestem hartlandczykiem i cae dotychczasowe ycie spdziem w cieniu granicy. Cieniu, ktry pada na ycie nas wszystkich. Tak byo w przeszoci. Lecz blask nowych dni odpdza precz mrok nocy i pokazuje nam, e owe lki to wytwory naszych wasnych umysw. Musimy patrze w przyszo, bo nadejdzie dzie, kiedy granica zniknie. Nic przecie nie trwa wiecznie, nieprawda? Gdy w dzie wreszcie nadejdzie, powinnimy wycign rk na zgod, a nie potrzsa doni zbrojn w miecz, jak by to nam niektrzy doradzali. I co doprowadzioby do wojny, do niepotrzebnej mierci wielu ludzi. Czy mamy marnowa siy i rodki, sposobic si do walki z tymi, od ktrych tak dugo oddzielaa nas granica? Z przodkami wielu z nas? Czy mamy zada gwat naszym siostrom i braciom tylko dlatego, e ich nie znamy? C by to byo za marnotrawstwo! Wszelkie dostpne rodki naley przeznaczy na zaspokojenie pilnych potrzeb wspobywateli. A kiedy nadejdzie czas - by moe nie stanie si to za naszego ycia, lecz w czas na pewno nadejdzie - powinnimy by gotowi na powitanie naszych dawno nie widzianych braci i sistr. Musimy zjednoczy nie tylko te dwa kraje, ale wszystkie trzy! Bo pewnego dnia zniknie rwnie granica midzy Midlandami i DHara, tak jak przedtem rozwiaa si granica pomidzy Midlandami i Westlandem i wszystkie trzy krainy znw si zespol w jedn! yjemy wic, oczekujc dnia, kiedy ogarnie nas rado zjednoczenia! Niech dziaanie na rzecz poczenia zacznie si ju dzisiaj, wanie tu, w Hartlandzie! To dlatego postanowiem powstrzyma tych, ktrzy wpdziliby nas w wojn z naszymi brami i siostrami odzyskanymi po znikniciu granic. Nie znaczy to jednak, e nie potrzebujemy wojska. Nigdy nie wiadomo, jakie przeszkody czekaj nas na owej drodze do pokojowego istnienia, lecz jedno jest jasne: nie ma potrzeby sztucznie ich stwarza! - Michael wyrzuci w gr rk. - To my jestemy przyszoci! Waszym obowizkiem, obowizkiem rajcw Westlandu, jest ponie owo posanie przez kraj. Zaniecie dobrym ludziom posanie pokoju. Dostrzeg szczero w waszych sercach. Wspomcie mnie, prosz. Chc, by wasze dzieci i wnuki odniosy korzyci z tego, co teraz tu postanowimy. Wybierzmy drog pokoju, a kiedy nadejdzie czas, przysze pokolenia skorzystaj na tym i bd nas za to bogosawi. - Michael pochyli gow, zwinite w pici donie przyciska do piersi. Sta w snopie promieni sonecznych.

Nikt si nie odezwa, tak ich poruszya jego przemowa. Mczyni mieli zy w oczach, kobiety pakay. Wszyscy wpatrywali si w Michaela stojcego nieruchomo jak kamienny posg. Richard by zdumiony. Jeszcze nigdy nie sysza, by starszy brat przemawia tak przekonujco i elokwentnie. Wszystko to brzmiao cakiem sensownie. W kocu on sam, Richard Cypher, przyszed tutaj z kobiet spoza granicy, z Midlandw, z kobiet, ktra staa si jego przyjacik. Lecz tamci czterej chcieli go zabi. Nie, nie cakiem tak, pomyla, to j chcieli zabi, za on tylko wszed im w drog. Przecie obiecali, e puszcz go wolno, a on postanowi zosta i walczy. Zawsze dotd ba si tych spoza granicy, lecz teraz si zaprzyjani z kim stamtd, dokadnie tak, jak mwi Michael. Chopak zacz postrzega brata w innym wietle. Sowa Michaela poruszyy tych wszystkich ludzi jak nigdy przedtem. Starszy brat ordowa za pokojem i przyjani z innymi ludami. C si w tym mogo kry zego? Dlaczego on, Richard, czu si tak nieswojo? - Przejdmy teraz do innych spraw - podj Michael. - Do nieszcz, ktre dotkny naszych wspobywateli. Martwilimy si o granice, ktre nie wyrzdziy nikomu za, a w tym samym czasie wielu naszych krewnych, przyjaci czy ssiadw cierpiao i zmaro. Tragiczne to i niepotrzebne mierci, mierci w ogniu. Tak, wanie tak. W ogniu. Rozlegy si zdumione pomruki. Michael zacz traci kontakt z tumem. Wydawao si, e liczy si z czym takim. Przenosi wzrok z jednej twarzy na drug, pozwalajc, by roso zdumienie i zmieszanie, a potem nagle dramatycznym gestem wskaza kogo. Wskaza Richarda. - Oto on! - krzykn, a setki oczu spojrzao na Richarda. - Tam stoi mj ukochany brat! - w brat chtnie by si zapad pod ziemi. - Mj ukochany brat i ja - tu Michael upn si z rozmachem w pier - rwnie przeylimy tragedi: utracilimy w ogniu matk! Ogie zabra nam matk, kiedy jeszcze bylimy mali i musielimy dorasta bez niej, pozbawieni jej troskliwej opieki, mioci i porad. Zabra j nie jaki wyimaginowany wrg spoza granicy, lecz ogie! Nie byo jej przy nas, kiedy si skaleczylimy, nie pocieszaa nas, gdy pakalimy w nocy. Owa tragedia wcale nie musiaa si wydarzy. wiadomo tego boli najbardziej. Po twarzy Michaela pyny zy, lnice w sonecznych promieniach. - Przepraszam was, przyjaciele, zechciejcie mi wybaczy. - Otar zy chusteczk. - To wszystko przez to, e dzisiejszego ranka dowiedziaem si o kolejnej tragedii: modzi rodzice zginli w ogniu, osierocajc creczk. Przypomniaem sobie wasny bl i tragedi i nie mogem zmilcze. Kady z obecnych znw by po stronie Michaela. Ludzie pakali. Jaka kobieta obja

odrtwiaego Richarda i szepna, jak bardzo mu wspczuje. - Zastanawiam si, ilu z was dowiadczyo tego blu, ktry co dnia drczy mego brata i mnie. Niech podnios rk ci, ktrych najblisi zginli w ogniu lub zostali poparzeni wezwa Michael. Tu i tam uniosy si w gr rce. - Oto cierpienie wrd nas, przyjaciele - rzek ochryple Pierwszy Rajca, rozrzucajc szeroko ramiona. - Wcale nie musimy szuka dalej ni w tej komnacie. Dawno przeyty koszmar znw cisn Richardowi gardo. Jaki czowiek podejrzewa, e ich ojciec go oszuka, wciek si i zrzuci lampk ze stou; obaj bracia spali w sypialni na tyach domu. w mczyzna wywlk ich ojca, bijc go przy tym, a matka wyniosa obu synkw. Potem pobiega z powrotem, eby co uratowa z poaru - nigdy si nie dowiedzieli, po co wrcia - i spona ywcem. Obcy mczyzna oprzytomnia, syszc jej krzyki. On i ojciec prbowali j ratowa, lecz byo za pno, ju nic nie mogli zaradzi. Sprawca caego nieszczcia uciek z paczem, przeraony tym, co uczyni, i peen poczucia winy. Oto, do czego prowadzi utrata panowania nad sob, powtarza im tysice razy ojciec. Michael zlekceway sowa ojca, uzna je za bana, Richard za to wzi je sobie do serca. Zacz si lka skutkw swojego gniewu i odpdza od siebie owo uczucie, ilekro si pojawiao. Michael by w bdzie. To nie ogie zabi ich matk, ale gniew. Starszy brat opuci bezwadnie rce, zwiesi gow i odezwa si cicho: - Jak moemy uchroni nasze rodmy przed ogniem, przyjaciele? - Smutno potrzsn gow. - Nie wiem. Nie wiem. Mam jednak zamiar utworzy komisj, ktra si zajmie owym problemem, i wzywam wszystkich wiatych, zaangaowanych obywateli eby przedstawili swoje sugestie. Moje drzwi zawsze stoj tworem dla takich ludzi. Wsplnie na pewno co wymylimy. Wsplnie zaradzimy wszelkim kopotom. A teraz, drodzy przyjaciele, zechciejcie mi wybaczy i pozwlcie, bym pocieszy mojego brata. Na pewno si zdumia, e publicznie opowiadam o naszej tragedii. Musz go za to przeprosi. Michael zeskoczy z podwyszenia, a tum si rozstpi, aby go przepuci. Kiedy szed wrd goci, dotkno go kilka rk. Uda, e tego nie zauway. Richard patrzy, jak brat idzie ku niemu. Tum si odsun. Jedynie Kahlan zostaa u jego boku, palcami delikatnie muskajc rami chopaka. Gocie wrcili do stou z poczstunkiem, rozmawiali z oywieniem, zapomnieli o Richardzie. On za sta dumnie wyprostowany i prbowa odpdzi gniew. Umiechnity Michael klepn brata w rami.

- Wspaniaa przemowa! - pogratulowa sam sobie. - Co o tym sdzisz, bracie? - Po co opowiedziae o jej mierci? - Richard uparcie patrzy w marmurow podog. - Musiae wszystkim o tym powiedzie? Musiae wykorzysta pami naszej matki? - Wiem, e to ci zabolao. - Michael otoczy brata ramieniem. - Przepraszam, e ci zraniem. Uczyniem to dla dobra sprawy. Widziae zy w ich oczach? Zapocztkowaem tu co, co poprowadzi nas ku lepszemu yciu i sprawi, e Westland uronie w si. Wierz w to, co mwiem. Z radoci powinnimy czeka na to, co niesie nam przyszo... Z radoci, nie ze strachem. - Co miae na myli, mwic o granicach? - Wszystko si zmienia, Richardzie. Musz by przewidujcy. - Umiech znikn z twarzy Michaela. - To wanie miaem na myli. Granice nie bd trway wiecznie. I chyba nigdy tego nie zakadano. Powinnimy si oswoi z t myl, przygotowa na ich zniknicie. - Czego si dowiedziae w sprawie mierci ojca? - Richard zmieni temat. - Czy tropiciele co wykryli? - Doronij wreszcie, Richardzie. - Michael cofn rami. - George by starym gupcem. Zawsze zbiera rzeczy, ktre wcale do niego nie naleay. Pewno natkn si na co, co naleao do niewaciwej osoby. Do kogo porywczego, zbrojnego w wielki n. - To nieprawda! I wietnie o tym wiesz! - Richard nie znosi, gdy Michael nazywa ojca George. - Nigdy w yciu niczego nie ukrad! - Jeeli bierzesz rzecz nalec do kogo dawno zmarego, to wcale nie znaczy, e masz do niej prawo. Kto inny na pewno chce j mie z powrotem. - Skd o tym wiesz? Czego si dowiedziae? - Niczego! To po prostu zdrowy rozsdek. Cay dom by zdemolowany! Kto czego szuka. Niczego nie znaleli. George nie chcia im powiedzie, gdzie to ukry, wic go zabili. Tak musiao by. Tropiciele nie znaleli adnych ladw. - Prawdopodobnie nigdy si nie dowiemy, kto to zrobi. - Michael si rozzoci. Lepiej si naucz z tym y. Richard odetchn gboko. Moe i tak byo: kto czego szuka. Nie powinien si zoci na brata, dlatego e ten nie potrafi wykry, kto to by. Michael na pewno bardzo si stara. Lecz jak mogo nie by adnych ladw? - Wybacz, Michaelu. Pewno masz racj. - Nagle co sobie przypomnia. - A wic to nie miao nic wsplnego z owym spiskiem? To nie ci ludzie, ktrzy prbowali dotrze do ciebie? - Nie, nie i nie. - Michael machn rk. - Jedno z drugim nie ma nic wsplnego. T

drug spraw ju si zajto. Nie martw si o mnie. Nic mi nie zagraa, wszystko w porzdku. Richard skin gow. Na twarzy starszego brata odmalowaa si irytacja. - C to, braciszku? Czemu si pojawie w takim stanie? Nie moge si przebra? Przecie od tygodni wiedziae o tym przyjciu! Zanim Richard zdy odpowiedzie, wtrcia si Kahlan. Chopak cakiem zapomnia, e stoi obok niego. - Wybacz, prosz, swemu bratu, to nie jego wina. Mia mnie przeprowadzi do Hartlandu i dlatego si spni. Bagam, nie oceniaj go le, to wszystko przeze mnie! - Kim jeste? - spyta Michael, zmierzywszy j wzrokiem od stp do gw. - Jestem Kahlan Amnell - odpara, prostujc si dumnie. Umiechn si i lekko skoni gow. - A wic nie jeste towarzyszk mojego brata. Skd przybywasz? - To niewielkie miasteczko, daleko std. Jestem pewna, e o nim nie syszae. Michael nie prbowa wymusi odpowiedzi, za to spojrza na Richarda. - Zostaniesz na noc? - Nie. Musz i do Zedda. Szuka mnie. - Mgby sobie znale lepszych przyjaci. - Umiech znik z twarzy starszego brata. - Towarzystwo tego zgryliwego starucha na pewno nie wyjdzie ci na dobre - oznajmi i zwrci si, Kahlan: - Za to ty, moja droga, bdziesz dzi moim gociem. - Mam inne plany - odpara wymijajco. Michael pooy donie na jej poladkach i mocno przycisn biodra dziewczyny do swoich. Wpar nog pomidzy jej uda. - Wic je zmie. - Umiech mia mrony jak zimowa noc. - Zabierz swoje rce - wycedzia twardym, gronym tonem. Mierzyli si oczami. Richard osupia. Nie mg uwierzy w to, co widzia. - Michael! Przesta! Lecz tamtych dwoje zignorowao chopaka, mocujc si wzrokiem. Bezradnie sta z boku. Czu, e nie chc, eby si wtrca. Mimo to gotw by zareagowa. - Nieza jeste - szepn Michael. - Mgbym si w tobie zakocha. - Nawet nie wiesz, co mwisz. - Kahlan oddychaa z trudem, lecz gos miaa spokojny, opanowany. - A teraz zabierz rce. Nie usucha, pooya wic palec wskazujcy u podstawy szyi Michaela. Patrzyli na siebie gniewnie, a dziewczyna wolniutko przesuwaa paznokie w d, rozcinajc skr.

Zacza si sczy krew. Po chwili w oczach mczyzny pojawi si wyraz blu. Michael puci Kahlan i chwiejnie si cofn o krok. Dziewczyna wypada z domu. Richard rzuci bratu wcieke spojrzenie (nie zdoa si powstrzyma) i pospieszy za ni.

Rozdzia czwarty Richard pobieg alejk za Kahlan. Dziewczyna sza szybko, owietlona socem pnego popoudnia. Kiedy dotara do drzewa, zatrzymaa si i czekaa na niego. Po raz drugi tego dnia otara z doni krew. Odwrcia si, gdy dotkn jej ramienia, na spokojnej twarzy nie maloway si adne emocje. - Tak mi przykro, Kahlan... Nie przepraszaj - przerwaa mu. - Twemu bratu chodzio o ciebie, nie o mnie. - O mnie? - Jest o ciebie zazdrosny. - Zagodniaa. - Michael nie jest gupcem, Richardzie. Wiedzia, e byam z tob, i by zazdrosny. Richard uj do Kahlan i poprowadzi dziewczyn alejk, byle dalej od domu brata. By na niego wcieky i jednoczenie si tego wstydzi. Mia uczucie, e zawid ojca. - To go nie usprawiedliwia. Jest Pierwszym Rajc i ma to, o czym tylko mona zamarzy. auj, e go nie powstrzymaem. - Nie chciaam, by to zrobi. Sama musiaam pooy temu kres. On pragnie wszystkiego, co twoje. Gdyby go powstrzyma, uznaby, e musi mnie zdoby. A tak, przestaam go interesowa. Nawiasem mwic, zrani ci znacznie bardziej, opowiadajc o waszej matce. Czy chciaby, ebym wwczas wystpia w twojej obronie? Richard opuci oczy. Odpdzi gniew. - Nie, nie chciabym. To nie twoja sprawa. Mijali coraz skromniejsze, coraz gciej pobudowane, lecz zawsze czyciutkie i dobrze utrzymane domki. Tu i tam dokonywano przed zim drobnych napraw, korzystajc ze sprzyjajcej pogody. Powietrze byo przejrzyste i rzekie, suche, co zapowiadao chodn noc, noc akurat na ogie z brzozowych szczap, pachncy, lecz niedajcy za duo ciepa. Dziedzice za biaymi ogrodzeniami ustpiy miejsca ogrdkom przed maymi, oddalonymi od drogi domkami. Richard zerwa li ze zwieszajcej si nad drk gazi dbu. - Sporo wiesz o ludziach. Jeste bardzo spostrzegawcza, natychmiast si orientujesz, czemu postpuj tak, a nie inaczej. - Po prostu zgaduj. - Kahlan wzruszya ramionami. - Czy to dlatego ci cigaj? - Chopak dar li na kawaeczki. Poczekaa, a na ni spojrzy, i dopiero wtedy odpowiedziaa. - cigaj mnie, bo si boj prawdy. Ty si jej nie obawiasz i to jeden z powodw, dla ktrych ci ufam. Richard si umiechn. Spodobaa mu si odpowied dziewczyny, cho nie cakiem

j zrozumia. - O mao co mnie nie kopna w kostk, prawda? - Taaak. - Umiechna si szeroko, spowaniaa i znw si umiechna. - Wybacz, Richardzie, lecz na razie musisz mi zaufa. Im wicej by wiedzia, tym wiksze niebezpieczestwo by ci grozio. Przyja mimo to? - Jasne. - Chopak odrzuci resztki licia. - Ale kiedy wszystko mi opowiesz? - Jeli tylko bd moga, to na pewno. Obiecuj. - Wspaniale! - rzek radonie. - W kocu jestem Poszukiwaczem prawdy. Kahlan zatrzymaa si nagle, zapaa Richarda za rami i okrcia ku sobie. Oczy miaa szeroko rozwarte. - Dlaczego to powiedziae? - Co? e jestem Poszukiwaczem prawdy? To Zedd mnie tak zawsze nazywa. Mwi, e w kadym wypadku pragn pozna istot sprawy, i dlatego nazywa mnie Poszukiwaczem prawdy. Bo co? - zdziwi si chopak, a oczy mu si zwziy. - Niewane - odpara Kahlan i posza dalej. Richard wyczu, e poruszy draliwy temat. I, jak zwykle, zapragn si wszystkiego dowiedzie. Poluj na ni, bo si boj prawdy, myla, ona za si zdenerwowaa, kiedy nazwa siebie Poszukiwaczem prawdy. Pewno dlatego tak zareagowaa, bo si o niego baa. - Moesz mi przynajmniej powiedzie, kim oni s? Ci, ktrzy ci? cigaj? Kahlan sza obok niego bez sowa, patrzc prosto przed siebie. Richard nie wiedzia, czy odpowie na jego pytanie, lecz w kocu to uczynia. - To zwolennicy wielkiego nikczemnika. w niegodziwiec to Rahl Pospny. Nie pytaj wicej, prosz. Nie chc o nim myle. Rahl Pospny. Przynajmniej znam jego imi, pomyla Richard. Soce pnego popoudnia skryo si za wzgrza Lasw Hartlandzkich, powietrze ochadzao si powoli, a Kahlan i Richard wdrowali poprzez agodne wzniesienia, poronite lasem liciastym. Milczeli. Chopak i tak nie mia ochoty na rozmow, rka go bolaa i w gowie mu si krcio; kpiel i wygodne, ciepe ko - oto, czego pragn. Lepiej oddam jej ko, pomyla, a sam si przepi w ulubionym, skrzypicym fotelu. Te bdzie wygodnie. Dzie by dugi, mczcy, wszystko go bolao. Gdy dotarli do brzozowego zagajnika, skierowa dziewczyn na szlak, ktry przebiega w pobliu jego domu. Richard patrzy, jak sza przed nim, rozrywa - j przegradzajce ciek pajczyny i zdejmujc porozrywane niteczki z twarzy i rk. Chopak nie mg si doczeka, kiedy dotrze do domu. Zabierze n i inne rzeczy, o ktrych przedtem

zapomnia, i jeszcze co, co bardzo wanego, co da mu ojciec. Ojciec uczyni go stranikiem tajemnicy, opiekunem sekretnej ksigi. Da mu take co, co miao udowodni prawdziwemu wacicielowi ksigi, i nie zostaa skradziona, lecz ocalona i bezpiecznie przechowywana: trjgraniasty, szeroki na trzy palce zb. Richard naniza go na skrzany rzemyk, eby zawsze nosi na szyi, lecz bezmylnie zostawi w domu, tak jak i n. Bardzo pragn znw mie przy sobie w zb - bez niego ojciec mgby zosta uznany za zodzieja, tak jak to powiedzia Michael. Wyej, za obszarem nagiej skay, wierki wypieray dby, brzozy i klony. Znikno zielone poszycie lasu, ziemi pokrywa brzowy kobierzec z igie. Richard uj rkaw szaty Kahlan i pocign dziewczyn do tyu. - Ja pjd przodem. Popatrzya na i usuchaa bez sowa. Przez nastpne p godziny zmniejszyli tempo. Richard uwanie obserwowa ziemi i kad gazk w pobliu cieki. Zatrzyma si u stp grani, ostatniej przed jego domem; przysiedli przy kpie paproci. - Co ci niepokoi? - Moe to nic takiego - odszepn - lecz kto szed szlakiem tego popoudnia. Podnis spaszczon sosnow szyszk, przyjrza si jej i odrzuci. - Skd wiesz? - Pajczyny. - Chopak popatrzy w gr stoku. - Na ciece nie ma adnych pajczyn. Kto szed tdy i je porozrywa. Pajki nie miay czasu ich naprawi. - Czy jeszcze kto mieszka na kracu szlaku? - Nie, nikt. To mg by po prostu jaki wdrowiec. Lecz ten trakt nie jest zbyt czsto uywany. Kahlan ze zdumieniem zmarszczya brwi. - Kiedy szam przodem, byo tu mnstwo pajczyn. Wci je musiaam zdejmowa z twarzy i z rk. - Wanie o tym mwi - szepn Richard. - Tamt ciek nikt dzisiaj nie szed. Za to tutaj nie ma adnych pajczyn. - Jak to moliwe? - Nie wiem. - Potrzsn gow. - Albo kto nadszed z lasw za ta skaln paszczyzn i poszed w gr szlaku; to trudna wdrwka - spojrza dziewczynie w oczy - albo spadli tu z nieba. Mj dom jest za wzgrzem. Bdmy ostroni. Poszli w gr zbocza, uwanie obserwujc las. Richard chciaby pobiec w odwrotnym kierunku, uciec std, lecz nie mg. Nie ucieknie bez zba, ktry dosta od ojca, bez dowodu, e jest stranikiem, nie zodziejem.

Dotarli na wierzchoek wzgrza i przycupnli przy wielkiej sonie. Popatrzyli na dom. Okna byy wybite, zawsze zamknite drzwi stay otworem. Wok walay si rzeczy Richarda. Chopak wsta. - Zosta spldrowany, jak dom mojego ojca. Kahlan zapaa chopaka za koszul i pocigna w d. - Richardzie! - szepna gniewnie. - Twj ojciec te mg wrci do domu i ujrze to samo co ty teraz. Moe pobieg, tak jak ty chciae to uczyni. A oni tam na niego czekali. Oczywicie miaa racj. Richard przeczesa palcami wosy, zamyli si. Znw spojrza na dom. Tylna ciana bya zwrcona ku lasom, frontowa - ku polanie. To jedyne drzwi. Kady by si spodziewa, e wbiegnie wanie tdy. Tu czekaliby, gdyby byli w rodku. - Tam, w domu, jest co, co musz mie - szepn. - Bez tego nie odejd. Zakradniemy si od tyu, wezm to i odejdziemy std. Wolaby, eby Kahlan z nim nie sza, ale nie chcia jej zostawi samej na ciece. Weszli w las, z daleka omijajc dom, przedarli si przez spltane zarola. W kocu dotarli do miejsca, skd Richard mg dotrze na tyy domostwa. Da dziewczynie znak, eby zaczekaa. Bardzo jej si to nie podobao, lecz nie ustpi. Jeli kto jest wewntrz, to przynajmniej jej nie dostanie. Kahlan zostaa pod wierkiem. Chopak ostronie ruszy w stron domu, stara si stpa wycznie po igliwiu, omijajc zesche licie. Wreszcie zobaczy okno sypialni i zamar, nasuchujc. Wok panowaa cisza. Podchodzi wolniutko, serce mu walio. Co si poruszyo na ziemi. Obok stopy chopaka pez w. Zatrzyma si i poczeka, a gad zniknie. Dotar do wysmaganej deszczem tylnej ciany domu, opar do na drewnianej ramie okna i ostronie zajrza do rodka. Prawie caa szyba zostaa wybita, w sypialni panowa straszliwy baagan. Poszarpano pociel. Podarto cenne ksigi, a ich karty walay si po pododze. Drzwi do frontowego pokoju byy uchylone, lecz Richard nie mg dostrzec, co si za nimi kryje. Same si zawsze uchylay akurat tyle, chyba e podoy klin. Chopak wsun gow przez okno i spojrza na ko. Tu pod oknem sta stela, na nim, tak jak je zostawi, lea plecak i rzemyk z zbem. Sign po nie ostronie. Co zaskrzypiao we frontowym pokoju, znajomy dwik. Richard zdrtwia ze strachu. Tak skrzypia jego fotel. Nigdy nie mg si zdoby na napraw, wydawao mu si bowiem, e to cz osobowoci mebla. Cofn si bezszelestnie. Nie ma wtpliwoci - kto

jest we frontowym pokoju, siedzi w fotelu i czeka na Richarda. Ktem oka dostrzeg jaki ruch i spojrza w prawo. Na prchniejcym pniaku, przygldajc mu si, siedziaa wiewirka. Tylko nie zacznij mnie przepdza ze swego terytorium, baga j w mylach. Zwierztko spogldao na niego dug chwil, potem przeskoczyo na drzewo i znikno. Richard odetchn i znw zajrza przez okno. Drzwi byy tak samo uchylone. Sign pospiesznie po plecak i rzemyk z zbem, z obaw nasuchujc szmerw z tamtego pokoju. N lea na maym stoliku przy ku. Nie dosignie go, trudno. Ostronie wycign plecak, uwaajc, by nim nie uderzy w resztki szyby. Dzierc zdobycz, wraca szybko i bezszelestnie t sam tras, ktr tu przyszed, z trudem si powstrzymujc, by nie biec. Czsto si oglda za siebie, sprawdzajc, czy nikt za nim nie idzie. Zawiesi rzemyk na szyi, zb wsun pod koszul. Zawsze dba o to, eby nikt go nie widzia; mg na patrze tylko opiekun sekretnej ksigi. Kahlan czekaa tam, gdzie j zostawi. Widzc Richarda, poderwaa si. Chopak pooy palec na ustach, nakazujc jej milczenie. Zarzuci plecak na lewe rami, praw rk pocign dziewczyn za sob. Poszli inn tras, poprzez lasy, i wrcili na szlak powyej jego domu. Przegradzajce ciek pajczyny lniy w ostatnich promieniach zachodzcego soca. Wdrowcy odetchnli z ulg - nikt tdy nie szed. Owa drka bya dusza i trudniejsza, lecz wioda tam, dokd Richard zda - do Zedda. Dom starca by zbyt daleko, eby zdoali tam dotrze przed zapadniciem nocy, a szlak wystarczajco zdradziecki, by uniemoliwi im podr w ciemnociach. Mimo to Richard chcia jak najdalej odej od swojej chatki i tego kogo, kto w niej czatowa. Musz i, dopki nie zapadnie zmrok. Chopak si zastanawia, czy napastnik czajcy si w jego domu zabi te jego ojca. Obie chaty zostay spldrowane w identyczny sposb. Czy czekali na tak samo jak na ojca? Czy to bya ta sama osoba? Richard wolaby stawi czoo temu komu albo przynajmniej go zobaczy, lecz tajemniczy wewntrzny impuls nakazywa mu odej jak najdalej. Upomnia sam siebie. Zbytnio puszcza wodze fantazji. Jasne, co go ostrzego przed niebezpieczestwem, nakazao si wycofa. Ju raz dzisiaj cudem uszed z yciem. Drugi raz nie naleao kusi szczcia, to byaby zbyt wielka bezczelno. Lepiej wic si wycofa. aowa jednak, e nie zobaczy tej osoby, e si nie przekona, czy ma jaki zwizek ze mierci ojca. Czemu by kto mia przewrci do gry nogami jego, Richarda, dom, zupenie tak samo jak dom jego ojca? I co, gdyby si okazao, e to ta sama osoba? Chopak pragn si dowiedzie, kto mu zabi ojca. Za wszelk cen.

Richardowi nie pozwolono zobaczy ciaa, lecz chcia przynajmniej wiedzie, jak zgin. Chase mu powiedzia, bardzo ogldnie. Ojcu chopaka rozcito brzuch, wntrznoci rozrzucono po caej pododze. Jak kto mg uczyni co takiego? I dlaczego to zrobi? Richard poczu fal mdoci, zawroty gowy. Przekn z trudem lin. - I co? - gos Kahlan przedar si przez myl chopaka. - Co? Co i co? - Czy masz to, po co poszede? - Tak. - A co to takiego? - Po co wrciem? Po plecak. Musiaem wzi mj plecak. Odwrcia si ku niemu, podpara si pod boki, twarz miaa gniewn. - Czyby sdzi, Richardzie Cypher, e ci uwierz, i naraae ycie po to, eby odzyska plecak?! - Jeszcze troch, Kahlan, a zasuysz na kopniaka w kostk. Dziewczyna przechylia gow na bok, spojrzaa z ukosa na Richarda, ale si opanowaa. - W porzdku, przyjacielu - rzeka agodnie. - W porzdku. Richard mgby przysic, e Kahlan przywyka uzyskiwa odpowiedzi na swoje pytania. ciemniao si coraz bardziej, wiat ogarniaa szaro i chopak zacz si zastanawia, gdzie by tu spdzi noc. Wiedzia, e wzdu szlaku ronie kilka sosenstraniczek, sam wiele razy z nich korzysta. Tu przed sob, na skraju polany, ujrzeli akurat jedn z nich. Wysokie, grujce nad innymi drzewo odcinao si ciemn sylwetk na tle blakncego ru nieba. Zawieszony na rzemyku zb nie dawa Richardowi spokoju. Chopakowi ciyy tajemnice. e te ojciec musia z niego uczyni opiekuna sekretnej ksigi. Natrtnie powrcia myl, ktra odpdza w swoim spldrowanym domu. Ksiki wyglday tak jakby je podarto w ataku wciekoci. Moe dlatego, e adn z nich nie bya tajemn ksig? A co, jeeli wanie owej ksigi szukali? Nie, to niemoliwe. O sekretnej ksidze wiedzia zawsze tylko jej prawowity waciciel. I ojciec... On, Richard... I stwr, do ktrego nalea zb. To wszystko byo zbyt zagmatwane, eby teraz o tym myle. Strach, wywoany tym, co si wydarzyo na Urwistym Wierchu, i tym, co si czaio w domu, podkopa siy Richarda. Chopak szed z trudem, stopy mu ciyy. Jeszcze tylko te zarola i polana... Przystan, eby zgnie much na szyi. Kahlan w ostatnim momencie pochwycia pi chopaka. Drug rk zasonia mu

usta. Zesztywnia. Patrzc mu w oczy, potrzsna gow i pucia jego rk, lecz nie cofna doni z jego ust. Chopak widzia, jakim przeraeniem napawa Kahlan myl, e mgby si odezwa. Dziewczyna pochylia go ku ziemi, a on zasygnalizowa, e bdzie jej cakowicie posuszny. Oczy Kahlan wiziy go rwnie mocno jak donie. Przesuna twarz tak blisko, e Richard poczu ciepo oddechu. - Rb dokadnie to, co powiem - szepna ledwo dosyszalnie. Chopak nawet si nie omieli mrugn powiekami. - Bez wzgldu na to, co by si dziao, nie ruszaj si albo zginiemy. - Zamilka. Ostronie potakn. - Nie odpdzaj much, bo zginiemy. - Znw zamilka, a on znw przytakn. Daa mu wzrokiem znak, by spojrza na polan. Richard powoli unis gow, tylko na tyle, eby widzie. Niczego tam nie byo. Kahlan wci zasaniaa mu usta. Usysza pochrzkiwanie, jakby odyca. Wtem zobaczy stwora. Cofn si odruchowo. Dziewczyna mocniej zacisna do na jego ustach. Sabnce wieczorne wiato odbio si w dwch jarzcych si zielonych lepiach, ktre spojrzay ku nim poprzez polan. Stwr sta na dwch nogach, jak czowiek. By o gow wyszy od Richarda i ze trzy razy ciszy. Muchy ksay szyj chopaka, lecz stara si nie zwraca na to uwagi. Odwrci gow i spojrza w oczy Kahlan. Dziewczyna nie patrzya na besti; wiedziaa, co czeka na przeciwlegym kracu polany. Obserwowaa chopaka, chcc mie pewno, e nie zrobi nic, co zdradzioby ich obecno. Richard ponownie skin gow, dajc znak, e rozumie. Dopiero wtedy cofna do z jego ust, pooya na rce chopaka i przycisna j do ziemi. Kahlan leaa nieruchomo na mikkim mchu, po jej szyi pyny struki krwi, ale nie odpdzaa much. Chopak czu ich ukucia na swojej skrze lecz te nie reagowa. Rozlegy si nowe pomruki, wic ostronie spojrzeli. Warczca bestia z zadziwiajc szybkoci runa ku rodkowi polany, biegnc dziwnym, posuwistym krokiem. Jarzce si lepia wypatryway czego, a dugi ogon koysa si powoli. Nasuchujc, pochylia na bok gow i nastawia krtkie, krge uszy. Wielkie cielsko porastaa sier, tylko pier i brzuch pokryte byy lnic, gadk, rowaw skr, pod ktr gray potne minie. Dokoa pozbawionych sierci, nasmarowanych czym miejsc unosiy si chmary much. Bestia podrzucia eb, otwara pyski zasyczaa w chodne nocne powietrze. Richard widzia, jak jej oddech zamienia si w par wrd zbw tak

dugich jak jego palce. Chopak skoncentrowa si na blu zadawanym przez ksajce muchy, eby nie krzycze z przeraenia. Nie mogli odpezn, nie mogli uciec. Bestia staa za blisko i bya zbyt szybka. Na prawo od nich, tu przy ziemi, rozleg si wrzask. Richard zadra. Stwr natychmiast run wprost ku nim. Kahlan wpia palce w nadgarstek chopaka i ani drgna. On sam zdrtwia z przeraenia. Krlik wyskoczy ze swojej kryjwki, uszy mia oblepione muchami, wrzasn jeszcze raz. Stwr zapa biedaka i rozdar na p. Jedn z powek natychmiast pokn. Sta tu obok nich i szarpa wntrznoci zwierztka. Rozmaza krzepnc krew na rowej skrze brzucha i piersi. Wszystkie muchy, nawet te, ktre ksay Richarda i Kahlan, zleciay si na uczt. Stwr uj tylne apki krlika, rozdar reszt jego ciaka i pokn. Znw pochyli gow na bok, nasuchujc. Leeli u stp bestii, wstrzymujc oddech. Richard mia ochot krzycze. Nagle stwr rozpostar szerokie, cienkie, boniaste skrzyda. Richard wyranie widzia, jak pulsuj w nich yy. Potem potwr ostatni raz rozejrza si dookoa i odbieg kawaek ku rodkowi polany. Wyprostowa si, dwa razy podskoczy i odlecia w stron granicy. Muchy znikny wraz z nim. Kahlan i Richard przetoczyli si na plecy, oddychajc z trudem, wyczerpani dopiero co przeytym przeraeniem. Chopak Przypomnia sobie wieniakw, ktrzy mu opowiadali o stworach spadajcych z nieba i zjadajcych ludzi. Nie wierzy w te historyjki. A do teraz. Co w plecaku uwierao go w plecy. W kocu mia tego do, przekrci si na bok i podpar na okciu. Cay by zlany potem, lodowatym w chodnym wieczornym powietrzu. Kahlan dalej leaa na plecach z zamknitymi oczami i szybko oddychaa. Wosy dziewczyny rozsypay si na ziemi, kilka pasemek przylgno do twarzy. Ona te bya spocona, a krople potu na jej szyi byy podbarwione czerwieni. Richarda ogarn smutek i wspczucie dla dziewczyny. Z pewnoci przeya wiele takich okropnych chwil. Tak by chcia, eby nie musiaa stawi czoa potworom ktre zbyt dobrze znaa. - Co to byo, Kahlan? Usiada, odetchna gboko i spojrzaa na chopaka. Odgarna z twarzy pasemka wosw, zaoya je za ucho. Bujna grzywa spywaa jej na ramiona. - Chimera dugoogoniasta. - Zdja je dna z much z koszuli chopaka. Owad musia si zaplta w fad ubrania i Richard go zgnit, przewracajc si na plecy. - To gocza mucha. Chimery uywaj ich do polowa. Muchy wypaszaj zdobycz, a one j api. Rozsmarowuj na sobie troch krwi, dla much. Ale mielimy szczcie. - Dziewczyna trzymaa gocz

much tu przed nosem Richarda. - Chimery dugoogoniaste s gupie. Gdyby to bya krtkoogoniasta, ju bymy nie yli. One s wiksze i odrobin sprytniejsze. - Zawiesia gos. - Licz swoje muchy. Richard by przeraony, wyczerpany, skonfundowany i obolay. Chcia, eby ten koszmar ju si skoczy. Rozpaczliwie jkn i opad na plecy, nie dbajc o to, co te w plecaku tak go uwiera. - Jestem twoim przyjacielem, Kahlan. Nie naciskaem ci zbytnio, kiedy nie chciaa mi powiedzie, po ataku tamtych czterech, co si waciwie dzieje. - Zamkn oczy, nie mogc znie jej badawczego spojrzenia. - Lecz teraz poluj i na mnie. Z tego, co wiem, moe to by ta sama osoba, ktra zabia mojego ojca. To ju nie chodzi tylko o ciebie, ja te nie mog wrci do domu. Uwaam, e mam prawo wiedzie, o co chodzi. Jestem twoim przyjacielem, a nie wrogiem. Kiedy byem may, dostaem gorczki i o mao nie umarem. Zedd znalaz jaki korze, ktry mnie ocali. Dopiero dzi byem rwnie bliski mierci, jak wtedy. Trzy razy o mao mnie nie dopada. Co ja... Pooya mu palce na wargach, eby zamilk. - Masz racj. Odpowiem na twoje pytania. Ale nie na te, ktre mnie dotycz. Tego na razie nie mog uczyni. Richard usiad i spojrza na ni. Draa z zimna. Zsun plecak z ramion, wyj koc i otuli dziewczyn. - Obiecae mi ogie. - Zaszczekaa zbami. - Zamierzasz dotrzyma obietnicy? Rozemia si i wsta.

Rozdzia pity Richard unis zwisajce konary drzewa. - Oto i ona - oznajmi. - Przyjacika podrnych. Wewntrz byo ciemno. Kahlan rozsuna gazie, by mg skrzesa ogie przy sabej powiacie ksiyca. Chmury przepyway przed tarcz miesica, oddechy wdrowcw zamieniay si w par. Richard zatrzymywa si tutaj ju wiele razy, kiedy szed do Zedda lub od niego wraca. Zbudowa mae kamienne palenisko, zgromadzi zapas suchego drewna i przygotowa posanie z siana. Nie mia przy sobie noa, ucieszy si wic, e wwczas nie zapomnia o podpace. Wkrtce ogie zapon i rozjani przestrze osonit konarami sosny. Chopak nie mg si wyprostowa nawet tu obok pnia drzewa. Obwise konary byy pokryte igami dopiero przy kocach, przez co przy pniu tworzy si jakby komin. Czubki najniszych gazi niemal dotykay ziemi. Sosna bya odporna na ogie, jeli si uwaao, oczywicie. Dym z ogniska ulatywa kominem wok pnia. Igy byy tak gste, e w rodku pozostawao sucho nawet w czasie porzdnej ulewy. Richard przeczeka tu wiele deszczy. Podczas swoich podry po Hartlandzie lubi przebywa w tych maych, lecz przytulnych schronieniach. Teraz za by szczeglnie rad z przytuliska, ktre oferowaa sosna-straniczka. W lesie yy roliny i zwierzta, przed ktrymi czu respekt, lecz dotd, do spotkania z dugoogoniasta chimer, nie czu lku przed adnym z nich. Kahlan usiada przed ogniem. Wci draa; zrobia sobie kaptur z koca, ktrym j Richard otuli. - Nigdy przedtem nie syszaam o sosnach-straniczkach. Zazwyczaj nie nocuj w lesie w trakcie podry, lecz sdz, e to cudowne miejsce na odpoczynek i sen. Wygldao na to, e jest bardziej zmczona ni on. - Kiedy ostatnio spaa? - Chyba ze dwa dni temu. Wszystko mi si miesza. Chopak by zdumiony, e mimo to jeszcze nie zasna. Ledwo mg za ni nady, kiedy uciekali przed bojwk. To strach dodawa jej si, pomyla. - Dlaczego tak dawno? - Niezbyt mdrze byoby zasypia w pobliu granicy. Kahlan obserwowaa pomienie, grzejc si w ich cieple. Odblask ognia owietla twarz dziewczyny. Pucia koc i przysuna donie ku ognisku, eby si ogrza. Richard zadra, rozmylajc, co te jest na owym terenie i co by si stao, gdyby kto tam zasn. - Godna? Przytakna.

Chopak sign do plecaka, wyj kocioek i poszed po wod do strumienia, ktry minli, idc tutaj. Powietrze rozbrzmiewajce odgosami nocy byo tak zimne, i mia wraenie, e to cieniutki ld, ktry si zamie, jeli on, Richard, bdzie nieostrony. Kolejny raz naurga sam sobie, e nie zabra ciepego okrycia. Wspomnienie o tym, co czatowao na w domu, sprawio, e si jeszcze bardziej trzs. Na widok kadego owada drtwia z przeraenia, e to gocza mucha, a potem oddycha z ulg, i to tylko ma, wierszcz lub jaka sieciarka. Cienie pojawiay si i znikay, chmury przepyway przez tarcz ksiyca. Chopak nie mg si powstrzyma, by co chwil nie zerka na niebo. Gwiazdy mrugay, lekkie oboczki pyny po nieboskonie. Jeden z nich tkwi nieruchomo. Richard wrci, przemarznity do szpiku koci, i ustawi kocioek z wod nad ogniem. Chcia usi naprzeciw Kahlan, lecz zmieni zdanie i usiad obok niej. Tylko dlatego, e by taki przemarznity, tumaczy sam sobie. Usyszaa, jak szczka zbami, i otulia go poow koca. Siedzia bez ruchu, czujc, jak si we sczy ciepo rozgrzanej jej ciaem tkaniny. - Nigdy nie widziaem takiego stwora jak ta chimera. Midlandy musz by okropn krain. - Jest w Midlandach wiele niebezpieczestw - umiechna si z zadum - lecz rwnie mnstwo cudownych i magicznych rzeczy. To wspaniaa, zadziwiajca kraina. Chimery nie s z Midlandw, ale z DHary. - Z DHary! Spoza drugiej granicy! - Chopak zdumia si. DHara. Przedtem jedynie starzy ludzie wymieniali t nazw ostronym szeptem lub w zorzeczeniach. Dopiero Michael wypowiedzia j gono w swojej dzisiejszej przemowie. Kahlan dalej patrzya w ogie. - Richardzie... - zawahaa si, jakby przeraona tym, co za chwil powie - ... Druga granica ju nie istnieje. Od wiosny nie ma granicy pomidzy Midlandami, a DHara. Chopak by wstrznity - mroczna DHara znalaza si niepokojco, przeraajco blisko. Usilnie prbowa poukada sobie w gowie to, czego si dowiadywa. - Moe mj brat jest lepszym prorokiem, ni przypuszcza. - Moe - odpara wymijajco. - Ale nie zrobiby kariery jako prorok, gdyby przepowiada to, ci si ju wydarzyo. Chopak zerkn z ukosa na Kahlan. Dziewczyna bawia si pasemkiem wosw. Umiechna si, kiedy to powiedzia. - Jak tylko ci ujrzaam, od razu pomylaam, e nie jeste gupcem. - W zielonych oczach zataczyy iskierki. - Dziki za to, e potwierdzie t opini. - Michael jest na takim stanowisku, e wie to, o czym inni nie maj pojcia. Moe

usiuje przygotowa ludzi, oswoi ich z t moliwoci, eby nie przeyli szoku, kiedy si w kocu o wszystkim dowiedz. Starszy brat zawsze twierdzi, e wiedza to potga, podstawa wadzy i e naley si ni posugiwa bardzo ostronie, bez zbytniej rozrzutnoci. Kiedy zosta rajc, zachca ludzi, eby wszelkie wieci przynosili najpierw jemu. Wysuchiwa nawet historyjek rolnikw i nagradza ich, jeeli okazyway si prawdziwe. Woda w kocioku zacza wrze. Richard si nachyli, zaczepi palce o rzemie i przycign plecak, a potem poprawi koc. Pogrzeba w plecaku, znalaz woreczek z suszonymi jarzynami i wsypa troch do kocioka. Wyj z kieszeni cztery kiebaski owinite w serwetk, podzieli je na mniejsze kawaki i dorzuci do wrztku. - Skd je wzie? - zapytaa z udanym zdziwieniem Kahlan. - Ukrade z przyjcia wasnego brata? - dorzucia z przygan. - Prawdziwy czowiek lasu zawsze planuje naprzd - pouczy j, oblizujc palce. I stara si przewidzie, skd wemie prowiant na kolejny posiek. - Michael by tego nie pochwali. - A ja nie pochwalam jego zachowania. - Richard wiedzia, e dziewczyna ma swoje zdanie na temat Michaela. - Nie prbuj usprawiedliwi jego postpowania, Kahlan. Po mierci matki sta si twardy i zamknity w sobie. Wiem jednak, e obchodz go ludzie i ich sprawy. Musz, jeli chce by dobrym rajc. Pewno yje w staym napiciu. Ja bym na pewno nie chcia takiej odpowiedzialnoci. Lecz Michael pragn wanie tego, zawsze chcia by kim wanym. I dopi swego: zosta Pierwszym Rajc. Powinien by zadowolony, a wydaje si jeszcze mniej tolerancyjny ni przedtem. Wci jest zajty, bez przerwy wydaje jakie polecenia. A ostatnio cigle ma zy humor. Co prawda osign to, czego pragn, lecz chyba si okazao, e to nie to, czego si spodziewa. Chciabym, eby bardziej przypomina siebie sprzed lat. - Przynajmniej wykazae si refleksem i wisne najlepsze kiebaski. - Dziewczyna umiechna si. Rozadowaa tym napicie. Obydwoje si rozemiali. - Nic nie rozumiem, Kahlan; chodzi mi o granic, oczywicie. Nigdy nie wiedziaem, co to waciwie takiego, no, moe tyle, e ma rozdziela kraje i zapewnia pokj. Aha, i kady wie, e ten, kto przekroczy granic, nie powrci stamtd ywy. Chase i pozostali stranicy dbaj o to, eby ludzie tam nie chodzili, dla ich wasnego dobra. - Nie uczy si modych historii trzech krain? - Nie. Zawsze mnie to dziwio, bo chciaem wiedzie, lecz nikt nigdy nie mwi zbyt

wiele na ten temat. Ludzie uwaaj mnie za dziwaka, bo chc wszystko wiedzie i zadaj mnstwo pyta. Starsi staj si wtedy podejrzliwi i mwi, e to byo tak dawno, i niewiele pamitaj, lub znajduj inn wymwk. Tylko ojciec i Zedd powiedzieli mi, e mieszkali w Midlandach, zanim ustanowiono granic. Tu przed tym przenieli si do Westlandu. I spotkali si tutaj, zanim si urodziem. Opowiadali, e przed ustanowieniem granic dziay si straszliwe rzeczy, toczyy si walki. Twierdzili, e powinienem wiedzie tylko tyle, i byy to okropne czasy, o ktrych najlepiej zapomnie. Zwaszcza Zedd przy tym obstawa, jakby odpycha od siebie najtragiczniejsze przeycia. Kahlan uamaa kawaek suchego patyka, wrzucia w pomienie - zapon bursztynowo. - To duga historia. Lecz jeli chcesz, to opowiem cho troch. - Popatrzya na Richarda, a on skin potakujco. - Dawno temu, zanim narodzili si nasi rodzice - zacza dziewczyna - DHara bya konfederacj krlestw, tak jak i Midlandy. Panis Rahl by najbezwzgldniejszym wadc DHary. Odznacza si przeraliwym skpstwem. Gdy tylko wstpi na tron, zacz sobie podporzdkowywa ca DHare, krlestwo po krlestwie, czasem nawet nie czeka, a wyschnie atrament na traktacie pokojowym. W kocu zosta jedynym wadc, lecz to tylko zaostrzyo jego apetyt i wkrtce zwrci uwag na kraje znane teraz jako Midlandy. Midlandy to luna konfederacja wolnych krain, z ktrych kada rzdzi si swoimi prawami; wolnych, tylko dopki yj ze sob w zgodzie. Kiedy Panis Rahl podbi ca DHare, mieszkacy Midlandw zorientowali si w jego zakusach i postanowili, e z nimi nie pjdzie mu tak atwo. Wiedzieli, e podpisanie traktatu pokojowego z Panisem Rahlem to jak podpisanie zaproszenia do inwazji. Zadecydowali, e bd broni swojej wolnoci, i zjednoczyli si we wsplnej obronie, tworzc Rad Midlandw. Nie wszystkim krainom si to podobao, lecz ich wadcy rozumieli, e jeli si nie zjednocz, to padn jeden po drugim. Panis Rahl rzuci przeciwko nim ca potg DHary. Przez wiele lat szalaa wojna. - Kahlan znw odamaa kawaek patyka i wrzucia do ognia. - Zatrzymano zwyciski marsz jego wojska, wic Panis Rahl uciek si do magii. Bo magia jest take w DHarze, nie tylko w Midlandach. W tamtych czasach wszdzie bya magia. Nie byo granic, nie byo poodgradzanych krain. Tak czy owak, Panis Rahl bezlitonie wykorzystywa magi przeciwko wolnym ludziom. By absolutnie bezwzgldny. - Co to bya za magia? Co on czyni? - wtrci si Richard. - Posugiwa si podstpami, zsya choroby i gorczki. Lecz najgorsi ze wszystkiego byli ludzie cienie.

- Ludzie cienie? C to takiego? - Po prostu cienie. Nie mieli okrelonego ksztatu ani materialnej postaci, w naszym rozumieniu nie byli nawet ywi. To byy istoty stworzone przez magi. - Wycigna rk i przecigna ni kilkakrotnie przed sob i chopakiem. - Mogli nagle nadpyn ponad polem czy poprzez las. Or by wobec nich cakiem bezsilny. Miecze i strzay przechodziy przez nich na wylot jak przez dym. Nie mona si byo przed nimi schowa, wszdzie ci wypatrzyli. Jeden z nich podpywa do czowieka i dotyka go. Ciaa ludzi po takim dotkniciu puchy i pkay. Nikt tego nie przey. Giny tak cae bataliony wojska. - Cofna rk pod koc. - Kiedy Panis Rahl zacz tak nikczemnie si posugiwa magi, do Midlandczykw przyczy si potny i szlachetny czarodziej. - A jak si nazywa w potny i szlachetny czarodziej? - To cz opowieci. Musisz zaczeka, a do tego dojd. Richard wrzuci do zupy troch przypraw i uwanie sucha dalszego cigu historii. - Tysice ludzi zgino w walkach, lecz magia zabia o wiele wicej. To byy mroczne czasy. Potny czarodziej zdoa zneutralizowa magi Rahla i wojska najedcy zostay wypdzone do DHary. - Jak w potny i szlachetny czarodziej poradzi sobie z ludmi cieniami? dopytywa si Richard, dorzucajc do ogniska drewna brzozy. - Zaczarowa rogi bojowe wojska. Kiedy si pojawiali ludzie cienie, nasi onierze dli w rogi i magia rozwiewaa tamtych, jak wiatr unosi dym. Szala zwycistwa przechylia si na nasz stron. Wojny spustoszyy kraje. Uznano, e wyprawa do DHary, by zniszczy Panisa Rahla i jego siy, byaby zbyt kosztowna. Naleao jednak uczyni co, co by go powstrzymao od ponowienia prb podboju, wiedziano bowiem, e znw zechce na nich napa. Niektrzy bardziej si bali magii ni hord z DHary i ju nigdy nie chcieli mie z ni do czynienia. Pragnli mieszka w krainie, w ktrej nie bdzie magii. To dla tych ludzi odgrodzono Westland. I tak powstay trzy krainy. Granice utworzono z pomoc magii, lecz one same nie s magiczne - przerwaa i odwrcia gow. - Czym wic s? Nie widzia jej twarzy, lecz wyczu, e na chwil zamkna oczy. Wzia od niego yk i sprbowaa zupy, cho ta si jeszcze nie ugotowaa. Potem spojrzaa na Richarda, jakby pytajc, czy naprawd chce wiedzie. Czeka na odpowied. Kahlan wpatrywaa si w pomienie. - Granice to fragmenty zawiatw, dominium zmarych. Przywoano je do naszego wiata za pomoc magii, eby rozdzieliy trzy krainy. S jak kurtyny zacignite w naszym

wiecie. Pknicia w krlestwie ycia. - Czyli e jeli wchodzisz w stref granicy, to jakby wpada do innego wiata? Do zawiatw? - Nie. - Kahlan potrzsna gow. - Nasz wiat wci tam jest. A jednoczenie w tym samym miejscu, o w tym samym czasie, s tam zawiaty. Na przebycie granicy potrzeba dwch dni. Kiedy idziesz przez stref graniczn, idziesz jednoczenie przez zawiaty. To jaowe pustkowie. Dotknicie zawiatw to dotknicie mierci. Dlatego nikt nie moe przekroczy granicy. Kiedy wchodzisz w stref granicy, wchodzisz w krainy mierci. A stamtd nikt nie moe powrci. - Wic jak si to tobie udao? - Z pomoc magii - odpara zapatrzona w ogie dziewczyna. - Zaklcie stworzyo granice, wic czarodzieje uznali, e czary przeprowadz mnie bezpiecznie na drug stron. Z wielkim trudem rzucili odpowiednie uroki. Mieli do czynienia z niebezpieczestwami, ktrych w peni nie rozumieli. To nie byli ci sami czarodzieje, ktrzy ustanowili granice, mieli wic wtpliwoci, czy ich zaklcia nie zawiod. Nikt z nas nie wiedzia, czego naley oczekiwa - mwia Kahlan cichym, jakby odlegym gosem. - Przeszam tamtdy, lecz obawiam si, e nigdy nie zdoam cakowicie opuci owej strefy. Richard siedzia jak zaczarowany. Przeraaa go myl, e dziewczyna musiaa si zmierzy z czym takim, e przebya cz zawiatw, cz wiata zmarych - choby i z pomoc magii. To byo nieprawdopodobne, nie do pomylenia. Spojrzay na pene strachu oczy, oczy, ktre widziay to, czego nikt przed nimi nie widzia. - Powiedz mi, co tam widziaa - szepn. Kahlan poszarzaa, odwrcia oczy ku ognisku. Trzasno brzozowe drewienko i dziewczyna drgna. Usta jej si trzsy, oczy miaa pene ez, lnicych w blasku ognia, lecz nie widziaa taczcych przed ni pomieni. - Pocztkowo to byo tak - zacza cichym gosem - jakby si weszo w smugi zimnego ognia, ktre wida noc na pnocnej stronie nieba. - Oddychaa z trudem. Wewntrz panuje absolutna ciemno. - Oczy miaa szeroko otwarte, wilgotne, jkna. Tam... Kto... By... Przy mnie. Odwrcia si ku chopakowi, zdezorientowana, jakby nie wiedziaa, gdzie jest. Richard przerazi si, widzc w jej oczach bl, bl spowodowany jego pytaniami. Kahlan zakrya usta doni, zy spyway po jej policzkach. Zamkna oczy i wydaa cichy, aosny okrzyk. Richarda przeszy zimny dreszcz. - Moja... Matka. - Dziewczyna zakaa. - Nie widziaam jej od tylu lat... L.. Moja

zmara siostra... Dennee... Jestem taka samotna... I przeraona... - kaa, z trudem apic powietrze. Chopak poczu, e j traci, e cign j ku sobie upiory, ktre widziaa w zawiatach. Przeraony straszliwie, pooy donie na ramionach Kahlan i odwrci j ku sobie. - Spjrz na mnie, Kahlan! Spjrz na mnie! - Dennee - wykrztusia, dyszc ciko i prbujc si wyswobodzi. - Kahlan! - Jestem taka samotna... I tak si boj... - Jestem przy tobie, Kahlan! Spjrz na mnie! kaa konwulsyjnie, z trudem apic powietrze. Otworzya oczy, ale nie widziaa Richarda, cigle patrzya w tamten wiat. - Wcale nie jeste sama! Ja jestem przy tobie! Nie zostawi ci! - Jestem taka samotna! - zawodzia. Richard zacz potrzsa dziewczyn, chcia j zmusi, by suchaa tego, co do niej mwi. Skr miaa zbiela i lodowat. Walczya o kady oddech. - Jestem przy tobie! Nie jeste sama! - Zdesperowany, potrzsn ni jeszcze raz. Na prno. Richard stara si opanowa narastajc panik; postanowi uczyni to, czego si niegdy nauczy. Kiedy, w przeszoci, nauczy si kontrolowa strach. To dawao moc. Uczyni to teraz. Moe zdoa przekaza Kahlan cho cz swojej siy. Zamkn oczy, odpdzi strach, powstrzyma panik, poszuka w sobie spokoju. Skoncentrowa umys na wewntrznym rdle siy. Wyciszy myli, zablokowa niepokoje i zamt, skupi si na mocy pyncej z uzyskanego spokoju. Nie pozwoli, by zawiaty dostay Kahlan. - Kahlan - powiedzia spokojnym, opanowanym gosem. - Pozwl sobie pomc. Nie jeste sama. Jestem przy tobie. Pozwl sobie pomc. We moj si. Zacisn donie na ramionach dziewczyny. Czu, jak dry, wstrzsana kaniem, jak walczy o kady haust powietrza. Wyobrazi sobie, e przekazuje jej swoj si poprzez donie. Wyobrazi sobie, e siga do umysu Kahlan, przesyca go swoj si i ciga dziewczyn z powrotem, wydzierajc j mrokom. Sta si iskierk wiata i ycia, migocc w ciemnociach, przywoujc Kahlan do jego wiata, do niego. - Jestem tutaj, Kahlan. Nie opuszcz ci. Nie jeste sama. Jestem twoim przyjacielem. Zaufaj mi. - agodnie cisn ramiona dziewczyny. - Wr do mnie. Wr, prosz. Richard wyobrazi sobie ciepy, biay blask. Mia nadziej, e to pomoe. O, dobre duchy, modli si, bagam was, sprawcie, by je zobaczya. By jej pomogy, eby moga

wykorzysta moj si. - Richard? - zawoaa dziewczyna, jakby go szukaa. Znw zacisn donie na jej ramionach. - Jestem tutaj. Nie opuszcz ci. Wr do mnie. Oddech Kahlan wrci do normy. Wzrok zogniskowa si na twarzy chopaka. Poznaa go i na jej twarzy odmalowaa si ulga; pakaa cicho. Uczepia si chopaka, jakby by ska ratujc j przed utoniciem. Przytuli j mocno, pozwoli si wypaka na swoim ramieniu i cay czas pociesza, e ju wszystko w porzdku. Tak si ba, e j straci w zawiatach, e nie zamierza wypuci dziewczyny z obj. Sign po koc i otuli Kahlan najlepiej, jak zdoa. Ciao miaa coraz cieplejsze - znak, e bya ju bezpieczna. Richard by wstrznity tym, e zawiaty z tak atwoci wcigny jaz powrotem. Nawet nie podejrzewa, e co takiego mogo si wydarzy. Przecie wcale tam dugo nie przebywaa. Nie mia pojcia, jak waciwie zdoa j stamtd wycign, lecz wiedzia, e uczyni to niemal w ostatniej chwili. Czerwonawy blask ogniska rozwietla przestrze pod sosnowymi konarami, ktra znw si staa bezpieczn przystani. Richard wiedzia, e to zudzenie. Tuli Kahlan i koysa j agodnie, gadzi wosy dziewczyny. Ze sposobu, w jaki si do niego tulia, odgad, e od dawna nikt jej tak nie pociesza. Chopak nie mia pojcia o magii i czarodziejach, lecz rozumia, e nikt nie wysaby Kahlan poprzez granic, poprzez zawiaty bez wanego powodu. Dziewczyna wyswobodzia si z jego obj i usiada, nieco zakopotana. - Przepraszam. Nie powinnam bya ci obj. Ja... - W porzdku, Kahlan. To jeden z obowizkw przyjaciela: pozwoli si wypaka na swoim ramieniu. Przytakna, lecz nie uniosa gowy. Richard czu, e na niego patrzy, kiedy zdejmowa z ognia kocioek z zup, by troch przestyga. Dooy drew do ogniska; snop iskier poszed w gr wraz z dymem. - Jak to zrobie? - spytaa cicho. - Co? - Jak to jest, e zadajesz pytania, ktre wypeniaj moje myli obrazami i zmuszaj mnie, bym odpowiedziaa nawet wtedy, kiedy nie mam takiego zamiaru? - Zedd te mnie o to pyta - odpar nieco zmieszany chopak. - To chyba jaka wrodzona zdolno. Czasami mi si wydaje, e to przeklestwo, a nie dar. - Odwrci si od ogniska i popatrzy na dziewczyn. - Przepraszam, Kahlan, za to e spytaem, co tam widziaa. To byo gupie i bezmylne. Czasem ciekawo bierze u mnie gr nad rozsdkiem. Tak mi przykro, e ci naraziem na bl. Wcigno ci z powrotem w zawiaty,

cho to nie powinno si zdarzy, prawda? - Nie, nie powinno. Kiedy pomylaam o tym, co tam widziaam, miaam takie wraenie, jakby kto tylko na to czeka, eby mnie wcign z powrotem. Pewnie bym si tam zagubia, gdyby ci przy mnie nie byo. Zobaczyam wiateko w ciemnociach. Uczynie co, co mnie tu z powrotem cigno. Richard wzi yk, zamyli si. - Moe wystarczyo, e nie bya sama. - Moe. - Mam tylko jedn yk. Jako sobie poradzimy. - Nabra zupy, chuchn na yk i sprbowa. - No, nie jest to moje najsmaczniejsze danie, ale lepszy rydz ni nic. Kahlan si umiechna; wanie o to mu chodzio. Poda jej yk. - Jeli mam ci ocali ycie, pomc uciec przed nastpn bojwk, to musisz mi powiedzie, o co chodzi. I co mi si wydaje, e nie mamy zbyt wiele czasu. - Rozumiem. Dobrze. Chopak poczeka, a jego towarzyszka zje troch zupy, a potem zapyta: - A co si wydarzyo, kiedy ju ustanowiono granice? Co z tym potnym czarodziejem? Dziewczyna wyowia kawaek kiebaski i oddaa yk Richardowi. - Zanim ustanowiono granice, wydarzyo si jeszcze co. Kiedy w czarodziej trzyma w szachu z magi, Panis Rahl dokona okrutnej zemsty. Wysa z DHary bojwk... Zabili on i crk czarodzieja. - Jak czarodziej odpaci Rahlowi? - Neutralizowa jego magi i trzyma go w DHarze dopty dopki nie wyonia si granica. Jak tylko powstaa owa strefa wysa przez ni kul czarodziejskiego ognia, eby dotkna mierci i miaa moc obu wiatw. Od tej pory granice rozdzielay trzy krainy. Richard nigdy nie sysza o czarodziejskim ogniu, ale nie zada dodatkowych wyjanie. - Co si stao z Panisem Rahlem? - No c, nikt tego dokadnie nie wie, bo przecie byy ju granice. Ale nikt by si z nim nie zamieni na losy. Chopak odda jej yk. Jada, a on prbowa sobie wyobrazi suszny gniew czarodzieja. Potem yka wrcia do niego, a Kahlan podja opowie. - Pocztkowo wszystko szo dobrze, lecz potem rada Midlandw co i raz podejmowaa dziaania, ktre potny czarodziej uzna za niewaciwe. Miay one co wsplnego z magi.

Wykry, e rada zamaa ustalenia dotyczce kontrolowania magicznej mocy. Prbowa im wytumaczy, e ich zachanno i niecne postpki doprowadz do okropnoci gorszych ni te, ktre niesie ze sob wojna. Uznali jednak, e lepiej ni on wiedz, jak si posugiwa magi. Przywaszczyli sobie prawo mianowania na bardzo wane stanowiska. Wciek si i powiedzia im, e tylko czarodziej moe znale waciw osob i e tylko on powinien dokonywa nominacji. w potny czarodziej wyszkoli innych czarodziei, lecz - zalepieni chciwoci - stanli po stronie rady. Rozwcieczyo go to. Mwi, e jego ona i crka zginy nadaremnie. Oznajmi odstpcom, e ukarze ich najgorzej jak mona: zostawi ich, by ponieli konsekwencje swoich czynw. Richard si umiechn. Co takiego mgby powiedzie Zedd. - Powiedzia, e skoro tak wietnie wiedz, co robi, to on nie jest im ju potrzebny cigna Kahlan. - Nie chcia im ju pomaga i znikn. Ale zanim odszed, rzuci magiczn plecionk... - Co to takiego? - To specjalne zaklcie. Sprawio, e wszyscy zapomnieli, jak si nazywa i jak wyglda. Nikt nie potrafi go rozpozna. Zatopiona w mylach dziewczyna zamilka i dorzucia ga do ognia. Richard jad zup, czekajc, a jego towarzyszka podejmie opowie. - U progu ostatniej zimy zaczo si poruszenie. - Jakie poruszenie? - zapyta Richard, odsuwajc yk od ust. - Wrzawa na temat Rahla Pospnego. Zaczo si zupenie nagle. Ludzie w wikszych miastach sawili jego imi, nazywali go Ojczulkiem Rahlem, twierdzili, e to najwikszy mionik pokoju, jaki si kiedykolwiek pojawi. Byo to zadziwiajce, bo przecie jest on synem Panisa Rahla i mieszka w DHarze, po drugiej stronie granicy. Skd wic si o nim dowiedzieli? - Kahlan zawiesia gos, chcc podkreli znaczenie ostatnich sw. - Potem przez granic zaczy si przedostawa chimery. Zabiy mnstwo ludzi, dopki ci nie pojli, e noc lepiej zostawa w domu. - Jak im si udaje przekroczy granic? - Granice sabn, zanikaj, ale nikt o tym nie wie. Najpierw zanika grna strefa, wic chimery swobodnie przelatuj tam i z powrotem. Wiosn zanika granica pomidzy Midlandami a DHara. Wwczas Ludowa Armia Pokoju, armia Rahla Pospnego, wkroczya do wikszych miast. Midlandczycy, zamiast walczy, rzucali onierzom kwiaty. Ludzi, ktrzy nie rzucali kwiatw, wieszano. - Wojsko ich nie zabijao? - spyta zdumiony Richard.

- Nie, nie wojsko. - Kahlan spojrzaa na twardo. - Zabijali ci, ktrzy rzucali kwiaty. Twierdzili, e czyni to, bo tamci stanowi zagroenie dla pokoju. Ludowa Armia Pokoju nie musiaa kiwn palcem. Powszechna opinia gosia, e Rahl Pospny jest zdeklarowanym zwolennikiem pokoju, skoro jego wojska nie zabijaj odszczepiecw. Po pewnym czasie armia si wmieszaa i zapobiega dalszym morderstwom. Odszczepiecw ju nie zabijano, lecz wysyano ich do Szk Objawienia, w ktrych uczono ich, jak wielki i potny jest Ojczulek Rahl, i jaki ze wielbiciel pokoju. - I nauczyli si, jak wielki i potny jest Rahl Pospny? - Neofici s zawsze najwikszymi fanatykami. Wikszo z nich po prostu siedziaa sobie caymi dniami i sawia jego imi. - Wic Midlandy si nie broniy? - Rahl Pospny stan przed rad i poprosi, by si z nim zwizali traktatem pokoju. Tych, ktrzy go posuchali, ogoszono ordownikami zgody. Ci, ktrzy byli temu przeciwni, zostali okrzyknici zdrajcami i Rahl Pospny osobicie, natychmiast, dokona ich egzekucji. - Jak. Kahlan uniosa rk, uciszajc chopaka, i zamkna oczy. - Rahl Pospny nosi u pasa zakrzywiony n. Posuguje si nim z wielk przyjemnoci. Nie pro mnie, Richardzie, bagam, ebym ci opowiedziaa, co uczyni owym ludziom. To ponad moje siy. - Zamierzaem zapyta, jak czarodzieje zareagowali na to wszystko. - Aha. No c. Zaczy im si powoli otwiera oczy. Potem Rahl zakaza wszelkiej magii i oznajmi, e kady, kto si posuguj czarami, jest rebeliantem. Musisz wiedzie, e w Midlandach magia jest przyrodzon cech wielu ludzi, wielu istot. To tak jakby kto orzek, e jeste zbrodniarzem, bo masz dwie rce i dwie nogi, i e musisz je sobie odci. Nastpnie zakaza ognia. - Ognia? Dlaczego? - Rahl Pospny nie objania swoich rozkazw. Ogniem posuguj si czarodzieje. A przecie nie budz w nim lku. Rahl ma wiksz moc, ni kiedykolwiek mia jego ojciec, wiksz ni ktrykolwiek czarodziej. Jego stronnicy wynaleli, oczywicie, cae mnstwo powodw takiego zarzdzenia. Gwn przyczyn miao by to, e ogniem si posuono przeciwko ojcu Rahla Pospnego, tote ogie jest wyrazem braku szacunku wobec dynastii Rahlw. - Teraz rozumiem, dlaczego chciaa posiedzie przed ogniem! - Jeeli w Midlandach rozpalisz ogie nie tam, gdzie trzeba, bez przyzwolenia Rahla

Pospnego lub jego zwolennikw, to grozi ci mier. - Pogrzebaa patykiem w pyle. - Moe si tak sta i w Westlandzie. Wyglda na to, e i twj brat zamierza zakaza ognia. Moe... - Nasza matka spona w ogniu - przerwa jej Richard arliwie. - Tylko dlatego Michael tak reaguje na wszystko, co si wie z ogniem. To jedyny powd. I nigdy nie powiedzia ani sowa o zakazie; po prostu nie chce, eby kto spon tak jak ona, i pragnby temu zapobiec. Nie ma nic zego w tym, e nie chciaby dopuci do podobnych tragedii. - Ale nic go nie obchodzio, e rani ciebie. - Kahlan spojrzaa na chopaka spod uniesionych brwi. Richard odetchn gboko, odpdzi gniew. - Wiem, e tak wygldao, lecz ty go nie rozumiesz. To tylko taka jego maniera. Wiem, e wcale nie chcia mnie zrani. - Podcign kolana i otoczy je ramionami. - Po mierci matki Michael spdza coraz wicej czasu ze swoimi przyjacimi. Zaprzyjania si z kadym, kogo uzna za wan osob. Niektrzy z nich byli aroganccy i nadci. Tacy si ojcu nie podobali i powiedzia o tym Michaelowi. Sprzeczali si o to. Pewnego razu ojciec wrci do domu z waz ozdobion figurkami, taczcymi ludzikami wyrzebionymi na obrzeach. By z niej ogromnie dumny. Mwi, e to stara rzecz i e dostanie za ni sztuk zota. Michael orzek, e on by wicej wycign. Posprzeczali si, lecz w kocu ojciec ustpi i pozwoli mu sprzeda waz. Michael wrci po pewnym czasie i rzuci na st cztery sztuki zota. Ojciec patrzy na nie i patrzy. Wreszcie spokojnie oznajmi, e waza nie bya warta a tyle i chcia wiedzie, co Michael powiedzia ludziom. Brat odpar, e powiedzia im to, co chcieli usysze. Ojciec sign po monety, lecz Michael zakry je doni. Wzi trzy i rzek, e tylko jedna jest dla ojca, bo przecie tyle chcia uzyska. Potem dorzuci: Oto korzy z moich przyjaci, Georgie. Wtedy po raz pierwszy nazwa ojca Georgie. Tata ju nigdy nie da mu niczego do sprzedania. A wiesz, co Michael zrobi z tymi pienidzmi? Spaci wikszo rodzinnych dugw; zrobi to, jak tylko ojciec wyruszy w nastpn podr. Nic sobie nie kupi. Czasem brat jest niedelikatny, szorstki, tak jak dzisiaj, kiedy to opowiedzia wszystkim o naszej matce i wskaza na mnie. Ale wiem... Wiem, e ma na wzgldzie dobro nas wszystkich. Nie chce, eby ktokolwiek cierpia przez ogie. eby kto musia przey to, co my. Po prostu usiuje zrobi to, co bdzie najkorzystniejsze dla wszystkich. Kahlan nie podniosa oczu. Jeszcze raz rozgarna patykiem py, potem wrzucia suszk w pomienie. - Przepraszam, Richardzie. Nie powinnam by taka podejrzliwa. Rozumiem, jak boli utrata matki. Na pewno masz racj. - Dopiero teraz spojrzaa na chopaka. - Wybaczysz mi?

- Oczywicie. - Richard umiechn si i skin gow. - Gdybym przeszed przez to, co ty, te bym by taki podejrzliwy. Przepraszam, e si tak uniosem. Jeli mi to wybaczysz, to pozwol ci zje reszt zupy. Dziewczyna z umiechem kiwna gow, poda jej wic kocioek. Bardzo chcia usysze dalszy cig opowieci Kahlan, lecz pozwoli jej spokojnie je przez chwil. Potem zapyta: - A wic wojska DHary zajy cae Midlandy? - Midlandy to wielki kraj. Ludowa Armia Pokoju okupuje tylko kilka wikszych miast. Ludno licznych rejonw mojego kraju nie honoruje owego sojusznika. Rahl waciwie si tym nie przejmuje. Uwaa, e to drobnostka. Ma inne problemy. Czarodzieje wykryli, e Rahlowi Pospnemu chodzi o magi, przed ktr wielki czarodziej ostrzega rad, o magi, ktr zaprzepacili przez swoj chciwo. Jeeli Rahl zdobdzie ow moc, zostanie wadc wszystkich i wszystkiego, i to bez walki. Piciu spord czarodziei uznao, e byli w bdzie, e racj mia w potny mag. Zapragnli uzyska jego przebaczenie i ocali Midlandy i Westland przed tym, co czekaoby te kraje, gdyby Rahl Pospny posiad upragnion przez siebie moc. Lecz nie tylko oni poszukuj potnego maga. Rahl te na poluje. - Powiedziaa: piciu czarodziei. Ilu ich jest? - Byo ich siedmiu: potny mag i szeciu uczniw. Mag znikn, a jeden z pozostaych sprzeda swe usugi krlowej, postpujc haniebnie. - Kahlan zamilka na moment. - Jak ci ju mwiam, tych piciu nie yje. Przeszukali cae Midlandy, ale nie znaleli potnego czarodzieja. Nie ma go w Midlandach. - Uznali wic, e musi by w Westlandzie? - Tak. - Dziewczyna upucia yk do pustego kocioka. - I on tutaj jest. - Sdzili, e powstrzyma Rahla Pospnego, cho im si to nie udao? - Co zego si kryo w tej historii i Richard wcale nie by pewny, czy chce usysze dalszy cig. - Nie - odpara po chwili dziewczyna. - On te nie ma takiej mocy, by si przeciwstawi Rahlowi. Chcieli... Chcieli, eby uczyni to, co mogoby nas wszystkich ocali przed nadcigajcym zem, to, co tylko on moe uczyni: eby dokona waciwego wyboru. Bardzo ostronie dobieraa sowa i chopak si zorientowa, e kry wok tajemnic, o ktre nie powinien pyta. Uszanowa owe sekrety i spyta o co innego: - Dlaczego zatem sami go nie poszukaj i nie poprosz, eby to zrobi? - Bo si obawiali, e odmwi, a nie mieli do mocy, eby go zmusi. - Piciu czarodziei nie poradzioby sobie z jednym?!

- Byli jego uczniami! - Kahlan smutnie potrzsna gow. - Ludmi, ktrzy chcieli zosta czarodziejami. Nie mieli wrodzonego daru. On za urodzi si z ojca czarodzieja i matki czarodziejki. Ma wrodzon, a nie tylko wyuczon moc. Uczniowie nigdy by mu nie dorwnali. Nie zdoaliby go zmusi, aby zrobi to, co chcieli. - Umilka. - A... - zacz Richard i zawiesi gos. Milczeniem zasugerowa jej swoje pytanie oraz to, e chciaby uzyska odpowied. - A wic wysali mnie, bo mam tak moc - szepna po chwili. Pomienie trzeszczay i poyskiway. Richard wyczu napicie Kahlan, wiedzia, e powiedziaa mu wszystko, co moga; milcza wic, chcc, eby dziewczyna poczua si bezpiecznie. Pooy do na jej rce, a ona przykrya j swoj doni. - Jak rozpoznasz owego czarodzieja? - Wiem tylko, e musz go odnale i to szybko, inaczej wszyscy jestemy zgubieni. - Zedd nam pomoe - orzek Richard po chwili namysu. - On umie czyta z chmur. I odnajdowa zaginionych. - To brzmi jak magia. - Kahlan zerkna na podejrzliwie. - A w Westlandzie podobno nie ma adnej magii. - Zedd zawsze twierdzi, e nie ma w tym nic magicznego i e kady si moe tego nauczy. Stara si i mnie tego nauczy. Kpi ze mnie, ilekro powiem, e si zanosi na deszcz. Robi wielkie oczy i mwi: Magia! Musisz, mj chopcze, mie magiczne zdolnoci eby czyta z chmur i przepowiada przyszo! Kahlan si rozemiaa. Ucieszyo to chopaka. Nie chcia jej dociekliwie wypytywa, cho w opowieci byo wiele niedopowiedze; cae mnstwo spraw przemilczaa. Przynajmniej wiedzia o wiele wicej ni przedtem. Najwaniejsze to odnale czarodzieja i odej std. Tropem dziewczyny moe pj kolejna bojwka. Poszliby na zachd, a w czarodziej zrobiby w tym czasie to, co do niego naleao. Dziewczyna odpia sakiewk przy pasie i co z niej wyja. Rozplataa sznurek, rozwina ceratk spowijajc jak brzow ma i zanurzya w tym palec. - To wspomoe gojenie ranek po ukszeniu much. Odwr gow. Mazido zagodzio kucie i swdzenie. Richard rozpozna zapachy pewnych zi, z ktrych byo zrobione. Zedd nauczy go sporzdzania podobnej maci, ale z leczeni, znieczulajcej wiksze rany. Kiedy Kahlan natara lady uksze na swojej szyi, chopak wycign ku niej obola, zaczerwienion do. - I na to po ma. - Co ci si stao, Richardzie?!

- Rankiem uku mnie jaki kolec. - Jeszcze nie widziaam, eby kolec spowodowa tak ran - powiedziaa dziewczyna, ostronie nakadajc ma na skaleczone miejsce. - To by spory kolec. Do rana si wygoi. Ma wcale nie stumia blu w takim stopniu, jak si Richard spodziewa, ale ukry to przed Kahlan, bo nie chcia jej martwi. Jego rana to pestka w porwnaniu z kopotami dziewczyny. Obserwowa, jak zawija ma i z powrotem chowa zawinitko w sakiewce. Rozmylaa nad czym, marszczc czoo. - Boisz si magii, Richardzie? - Zawsze mnie fascynowaa - odpar po namyle. - Ciekawia i pocigaa. Teraz wiem, e jest magia, ktrej si naley obawia. Ale myl, e z ni jest tak jak z ludmi: jednych lepiej omija z daleka, innych dobrze jest pozna. Kahlan si umiechna, najwyraniej zadowolona z odpowiedzi. - Musz co zrobi, Richardzie, zanim pjd spa. Chodzi o magiczn istot. Pozwol ci j zobaczy, jeeli si nie wystraszysz. To rzadka okazja. Niewielu j widziao lub zobaczy. Lecz musisz mi obieca, e pjdziemy na may spacer, kiedy ci o to poprosz, i e nie bdziesz o nic pyta po powrocie. Jestem bardzo zmczona i potrzebuj snu. - Obiecuj - rzek chopak, zaszczycony zaufaniem. Dziewczyna znw otwara sakiewk i wycigna niewielk, pkat buteleczk ze szklanym korkiem, ozdobion srebrnymi i bkitnymi spiralami. W buteleczce zamknity by blask. - To nocny ognik. Nazywa si Shar. Owe istoty mona zobaczy jedynie noc, a w dzie nie. Shar naley do magii, ktra mi pomoga przeby granic: bya moj przewodniczk. Zgubiabym si bez jej pomocy... - zy zalniy w oczach dziewczyny, lecz gos miaa pewny i spokojny. - Ona umrze tej nocy. Nie moe duej y z dala od domu i swoich siostrzyc, a nie ma si, eby znw przeby granic. Shar powicia ycie, eby mi pomc, bowiem gdyby Rahl Pospny zwyciy, to zginoby i jej plemi. Kahlan wyja korek i ustawia buteleczk na doni. Z naczyka wydobywa si maleki ogie i zatrzepota w chodnym, mrocznym powietrzu, rzucajc na wszystko srebrzysty blask. Pomyczek zawis pomidzy dziewczyn a Richardem. Zdumiony chopak gapi si na niego z otwartymi ustami. - Dobry wieczr, Richardzie Cypher - powiedzia cichutki gosik. - Dobry wieczr, Shar - szepn. - Dziki ci za to, e pomoge dzisiaj Kahlan. Czynic to, wspomoge rwnie moje

plemi. Gdyby kiedy potrzebowa pomocy nocnych ognikw, wymw po prostu moje imi, a na pewno ci pomog, bo aden wrg go nie zna. - Dziki, Shar. Wiedz jednak, e Midlandy to ostatnie z miejsc, do ktrych chciabym si uda. Pomog Kahlan odszuka czarodzieja, a potem odejdziemy na zachd, eby uciec przed tymi, ktrzy chcieliby nas zabi. Shar przez chwil migotaa, jakby rozmylajc nad sowami chopaka. Jej srebrzysty blask przyjanie ogrzewa twarz Richarda. - Wic uczy tak, skoro uwaasz to za suszne - powiedziaa Shar i chopak poczu ulg. Ognik wirowa przez chwil, potem znw znieruchomia. - Lecz wiedz, e Rahl Pospny ciga was obydwoje. I nie spocznie. Nie zrezygnuje. Jeeli uciekniecie, to was znajdzie. Nie ma co do tego adnej wtpliwoci. Nie obronicie si przed nim. Zabije was. Wkrtce. Richardowi tak zascho w ustach, e z trudem przekn lin Chimera jest szybka, pomyla, raz dwa bdzie po wszystkim. - Czy moglibymy jako przed nim uciec, Shar? - spyta. Ognik znw zawirowa, krtkimi byskami owietlajc to twarz chopaka, to gazie sosny-straniczki. - Moesz si od niego odwrci plecami, lecz nie spuszczaj go z oczu. Inaczej was zabije. A on to lubi - oznajmia Shar. - Wic... Nie moemy nic zrobi? - Richard zasmuci si. Shar zawirowaa i zatrzymaa si tym razem bliej chopaka. - Lepiej postawie pytanie, Richardzie Cypher. Odpowied znajdziesz w sobie. Musisz jej szuka. Musisz znale, bo inaczej on zabije was obydwoje. Wkrtce. - Kiedy? - spyta twardo, nie mg si powstrzyma: nie przepuci okazji, by si dowiedzie czego, czego by si mg trzyma, czego konkretnego. Nocny ognik ponownie zawirowa, odsun si od Richarda. - Pierwszego dnia zimy, Richardzie Cypher. Kiedy soce jest na niebie. O ile Rahl nie zabije was wczeniej i o ile go nie powstrzymacie, to pierwszego dnia zimy, kiedy soce jest na niebie, zginie cae moje plemi. Umrzecie obydwoje. A on si tym uraduje. Richard sprbowa okreli najlepszy sposb wypytywania wirujcej kropelki wiata. - Kahlan prbuje uratowa twoje siostrzyce, Shar. Chc jej w tym pomc. Powicia dla niej swoje ycie. Powiedziaa, e jeli my umrzemy, to wszyscy zgin. Czy moesz nam powiedzie co, co by nam pomogo w walce z Rahlem Pospnym? Ognik zawirowa i okry wntrze szaasu utworzonego przez sosnowe gazie. - Ju ci przecie powiedziaam. Odpowied jest w tobie. Znajd j lub umrzecie.

Przepraszam, Richardzie Cypher. Chc pomc. Nie znam odpowiedzi. Ona jest w tobie. Przepraszam, przepraszam. Chopak skin gow, przeczesujc palcami wosy. Nie wiedzia, kto by bardziej zawiedziony - on czy Shar. Obejrza si - Kahlan siedziaa spokojnie i obserwowaa nocny ognik. Shar wirowaa i czekaa. - W porzdku. Czy mogaby mi powiedzie, dlaczego Rahl chce mnie zabi? Bo pomagam Kahlan czy te z jakiego innego powodu? - Inny powd? Sekrety? - Shar znalaza si bliej. - Co! - Richard a si poderwa na rwne nogi, lecz ogienek utrzymywa si na wysokoci jego twarzy. - Nie wiem czemu. Przepraszam. Tylko e chce zabi. - Jak si nazywa czarodziej? - Dobre pytanie, Richardzie Cypher. Przykro mi. Nie wiem. Chopak usiad i ukry twarz w doniach. Shar wirowaa, rzucajc krtkie byski wiata, i wolniutko okraa gow Richarda. Rozumia, e prbuje go pocieszy i e jej koniec jest ju bliski. Umieraa, lecz prbowaa go pocieszy. Usiowa przekn to, co zatykao mu gardo, eby si mc do niej odezwa. - Dzikuj ci, Shar, za to e pomoga Kahlan. To jej zasuga, e jeszcze yj, cho podobno moje ycie ma si tak prdko zakoczy, bo rankiem mnie uchronia przed popenieniem szalestwa. Moje ycie stao si lepsze, od kiedy j poznaem. Serdeczne dziki, Shar, e przeprowadzia bezpiecznie moj przyjacik przez granic. - zy zamgliy Richardowi wzrok. Shar popyna ku chopakowi i dotkna jego czoa. Mia wraenie, e gosik ognika rozbrzmiewa bezporednio w jego umyle - Przykro mi, Richardzie Cypher. Nie znam odpowiedzi, ktre by was mogy ocali. Gdybym je znaa, to uwierz mi, skwapliwie bym ich udzielia. Wiem, e jest w tobie dobro. Wierz w ciebie, I wiem, e masz w sobie to, co potrzebne, aby zwyciy. Niejeden raz zwtpisz w siebie. Lecz si nie poddawaj. Przypomnij sobie w takich razach, e wierz w ciebie, e jestem pewna, i wypenisz swoj powinno. Jeste kim niezwykym, Richardzie Cypher. Uwierz w siebie. I chro Kahlan. Chopak uwiadomi sobie, e ma zamknite oczy. zy pyny mu po policzkach, a gardo mia cinite. - W pobliu nie ma chimer. Zostaw mnie teraz z Kahlan, prosz. Zblia si mj czas. - egnaj, Shar. To zaszczyt dla mnie, e mogem ci pozna. I odszed, nie

spojrzawszy na adn z nich. Kiedy Richard znikn, Shar podpyna ku Kahlan i powiedziaa, uywajc jej tytuu: - Mj czas wkrtce przeminie, Matko Spowiedniczko. Dlaczego mu nie powiedziaa, kim jeste? Przygarbiona dziewczyna siedziaa przy ognisku, zoya rce na podoku i wpatrywaa si w pomienie. - Nie mog, Shar. Jeszcze nie teraz. - To si nie godzi, Spowiedniczko Kahlan. Richard Cypher jest twoim przyjacielem. zy zalay twarz dziewczyny. - Nie rozumiesz? Wanie dlatego nie mog mu powiedzie. Jeli si dowie, ju nie bdzie moim przyjacielem, ju si nie bdzie o mnie troszczy. Nie wiesz, co to znaczy by Matk Spowiedniczk, wiedzie, e wszyscy si ciebie boj. On patrzy mi w oczy, Shar. Niewielu si na to kiedykolwiek omielio. Nikt nigdy nie patrzy na mnie tak jak on. Jego spojrzenie sprawia, e czuj si bezpieczna, e moje serce si umiecha. - Inni mog mu powiedzie, zanim ty to zrobisz, Spowiedniczko Kahlan. A to byoby gorsze. - Powiem mu, zanim to si stanie. - Dziewczyna spojrzaa na ognik zapakanymi oczami. - Uprawiasz niebezpieczn gr, Spowiedniczko Kahlan - ostrzega j Sahr. - On si moe w tobie zakocha. Jeli dopiero wtedy mu powiesz, to niewybaczalnie go zranisz. - Nie dopuszcz do tego. - Wybierzesz go? - Nie! Na krzyk Kahlan ognik odpyn w ty, by po chwili znw wrci przed twarz dziewczyny. - Jeste ostatnia ze swego rodu, Spowiedniczko Kahlan. Rahl Pospny zabi wszystkich pozostaych. Nawet twoj siostr, Dennee. Teraz ty jeste Matk Spowiedniczk. Musisz wybra partnera. - Nie mogabym tego zrobi komu, kto mnie obchodzi. adna Spowiedniczk by nie moga. - Dziewczyna zaszlochaa. - Przykro mi, Matko Spowiedniczko. To ty musisz wybra. Kahlan podcigna nogi, splota je ramionami i wspara czoo o kolana. Szloch wstrzsa jej ramionami, a gste wosy spyny na plecy. Shar okrya powoli gow dziewczyny, rzucajc byski srebrzystego blasku, pocieszaa swoj towarzyszk. Krya tak

dopty, dopki Kahlan nie przestaa paka. Wwczas Shar znw zawisa przed twarz dziewczyny. - Ciko by Matk Spowiedniczk. Przykro. - Ciko - przyznaa Kahlan. - Duo na barkach. - Duo - potwierdzia dziewczyna. Nocny ognik osiad na ramieniu Kahlan i trwa tam spokojnie, a ona obserwowaa ognisko. Po pewnym czasie Shar znw zawisa przed twarz dziewczyny. - Chc zosta z tob duej. Przyjemnie. Chc zosta z Richardem Cypherem. Zadaje dobre pytania. Ale ju nie mam si. Umieram, przykro. - Przyrzekam ci, Shar, e jeli to bdzie konieczne, powic ycie, by powstrzyma Rahla Pospnego. eby ocali i twj rd, i wszystkich pozostaych. - Wierz ci, Spowiedniczko Kahlan. Pom Richardowi. - Shar Podpyna bliej. Prosz. Zanim umr. Dotkniesz mnie? Dziewczyna odsuwaa si coraz dalej, a dotkna plecami pnia sosny. - Nie... Prosz... Nie - bagaa, potrzsajc gow. - Nie pro mnie o to. - Znw miaa oczy pene ez. Przycisna do ust drce donie, starajc si powstrzyma kanie. Shar zbliya si do niej. - Prosz, Matko Spowiedniczko. Jestem tak bolenie samotna z dala od swoich. Ju nigdy z nimi nie bd. To tak boli. Odchodz. Prosz, uyj swojej mocy. Dotknij mnie i daj mi sodk mier Pozwl, bym umara, smakujc mio. Powiciam ycie, eby ci pomc. O nic wicej ci nie prosz. Zgadzasz si? Shar wiecia coraz sabiej. Kahlan, paczc, zasonia usta lew doni. W kocu wycigna praw rk i drcymi palcami dotkna Shar. Rozleg si stumiony grom. Gwatowny wstrzs powietrza uderzy w sosnstraniczk, spad deszcz zeschych igie, niektre spady w ognisko i spony. Sabiutki srebrzysty pomyczek Shar zajania rem, zyskujc na intensywnoci. - Dziki, Kahlan. egnaj, najdrosza - powiedzia cichutko gosik. Iskierka ycia zblada i zgasa. Kiedy rozleg si w cichy grom, Richard odczeka jeszcze chwil, a potem wrci do ogniska. Kahlan siedziaa wpatrzona w pomienie, oplota ramionami kolana, wspara na nich policzek. - Shar? - spyta chopak. - Odesza - odpara dalekim gosem.

Skin gow, uj rk dziewczyny, zaprowadzi j do posania z suchej trawy i uoy. Posuchaa go bez oporw, w milczeniu. Otuli j kocem i przyrzuci go sianem, eby nie zmarza w nocy, po czym sam zakopa si w sianie w pobliu Kahlan. Uoya si na boku, wspara plecami o chopaka, jak dziecko szukajce ochrony przed nadcigajcym niebezpieczestwem. I on czu, e co nadciga. Co ku nim idzie. Co miertelnie niebezpiecznego. Dziewczyna wkrtce zasna. Richard powinien by marzn, lecz nie czu chodu. Rka mu pulsowaa. Trawia go gorczka. Lea i rozmyla o owym bezdwicznym gromie. Zastanawia si, jakim sposobem Kahlan nakoni potnego czarodzieja, eby uczyni to, czego ona oczekuje. Zaniepokoio go to, ale zasn, zanim zdy si porzdnie wystraszy.

Rozdzia szsty Nastpnego dnia, koo poudnia, Richard musia przyzna, e rana po ukuciu przez pncze wywoaa gorczk. Nie mia apetytu. Raz byo mu przeraliwie gorco i tak si poci, e ubranie przyklejao si do skry, a zaraz potem trzs si z zimna. Gowa go bolaa do tego stopnia, e a mia mdoci. Sam nic na to nie poradzi, musi poprosi o pomoc Zedda. Dom starego by ju niedaleko, chopak uzna wic, e si nie poskary Kahlan. Spa le, niy mu si jakie dziwy. Nie wiedzia, czy to skutek gorczki, czy tego, czego si dowiedzia. Najbardziej drczyy go sowa Shar: znajd odpowied lub umrzesz. Niebo byo zasnute chmurami, chodny, szarawy blask zapowiada nadejcie zimy. Due, gsto rosnce drzewa osaniay drk przed chodnym wiatrem, czynic z niej spokojne, zaciszne, przepojone zapachem ywicy schronienie przed tchnieniem zimy. Przekroczyli strumyczek w pobliu bobrzego stawku i natrafili na dzikie kwiaty: zociste i jasnobkitne, kwity w niewielkiej kotlince. Kahlan si zatrzymaa, eby ich nazbiera. Znalaza kawaek drewna o dkowatym wygiciu i zacza w nim ukada kwiatki. Richard pomyla, e dziewczyna na pewno jest godna. Odszuka znan mu, rosnc w pobliu jabo i napeni plecak owocami. Idc do Zedda, dobrze byo przynie co do jedzenia. Chopak skoczy zbieranie, opar si o pie i czeka na Kahlan, dumajc, co te ona robi. Kiedy dziewczyna bya wreszcie zadowolona ze swego dziea, uniosa skraj sukni i klknwszy nad potoczkiem, pucia na wod dk z kwiatami. Potem Przysiada na pitach i patrzya, jak odpywa. W kocu obejrzaa si, zobaczya wspartego o pie Richarda, podniosa si i podesza do niego. - To ofiara dla duchw naszych matek - wyjania. - Proba, by nam pomogy w odszukaniu czarodzieja i eby nas chroniy. - Spojrzaa na twarz chopaka i zaniepokoia si. - Co ci jest, Richardzie? - Nic - odpar i poda jej jabko. - Zjedz, prosz. Odepchna jego do, drug rk chwycia za gardo. Jej oczy zapony gniewem. - Czemu to zrobie?! Richard zdrtwia, wstrznity. Co mu powiedziao, eby ani drgn. - Nie lubisz jabek? No to przepraszam, znajd ci co innego do jedzenia. Gniew w oczach dziewczyny przygas, pojawio si w nich niedowierzanie. - Jak je nazwae? - Jabka - odpar, wci stojc bez ruchu. - Nie wiesz, co to takiego? S smaczne, mwi ci. A mylaa, e co to jest? - I jesz te... Te jabka? - Odrobin poluzowaa chwyt.

- Pewnie, czsto. Kahlan, zaenowana, pucia gardo chopaka i zasonia doni usta. Oczy miaa szeroko otwarte. - Przepraszam ci, Richardzie. Nie miaam pojcia, e to jesz. Kady czerwony owoc to w Midlandach miertelna trucizna. Mylaam, e chcesz mnie otru. Chopak si rozemia, rozadowujc napicie. Zawtrowaa mu, mwic jednoczenie, e to wcale nie jest zabawne. Ugryz ks, by jej pokaza, e nie kamie, i poda dziewczynie drugi owoc. Wzia jabko, lecz dugo mu si przygldaa, zanim ugryza. - Mmmm, to rzeczywicie pyszne - powiedziaa, a nastpnie cigna brwi i dotkna czoa chopaka. - Wiedziaam, e co nie tak. Pali ci gorczka. - Wiem. Ale tylko Zedd moe co na to zaradzi. Ju prawie doszlimy. Przeszli kawaek ciek i ujrzeli przysadzisty domek Zedda. Deska oparta o pokryty patami darni dach suya za schodni staremu kocurowi waciciela; zwierzak zrczniej si wdrapywa na gr, ni schodzi. Biae, koronkowe firanki zdobiy okna, na zewntrznych parapetach stay skrzynki z kwiatami, zeschymi teraz i zmarniaymi, bo min ju ich sezon. ciany z bali poszarzay ze staroci, ale drzwi wejciowe pomalowano jaskrawym bkitem. Domek jakby si prbowa wtopi w okoliczne ki, eby go nikt nie zauway. Nie bya to okazaa budowla, lecz miaa spor werand, biegnc wzdu caej ciany frontowej. Zeddowy fotel rozmyla sta pusty. To w nim zasiada starzec, kiedy duma nad sprawami, ktre wzbudziy jego zainteresowanie. Kiedy tkwi tak calutkie trzy dni, zastanawiajc si, dlaczego ludzie wci si sprzeczaj, ile jest gwiazd na niebie. Jemu byo to obojtne. Uzna, e to trywialna kwestia, i prbowa dociec, czemu ludzie powicaj temu tak wiele czasu. W kocu wsta i oznajmi, e czyni tak dlatego, e kady moe si upiera przy swoim i nie mona udowodni, i jest w bdzie, bo nikt nie zna prawdziwej liczby. Ci gupcy, przedstawiajc swoje wyliczenia, nie musz si obawia, e kto im udowodni bd. Rozwizawszy w palcy problem, ku swemu zadowoleniu, Zedd wszed do domu i przez trzy godziny apczywie zajada. Richard zawoa, ale nikt mu nie odpowiedzia. Umiechn si do Kahlan. - Zao si, e wiem, gdzie jest. Siedzi na swojej chmurnej skace, obserwujc najostatniejsze skupienie obokw. - Chmurna skaka? - zdziwia si dziewczyna. - To jego ulubione miejsce do obserwacji i czytania z chmur. Nie pytaj dlaczego. Jak tylko zobaczy jaki ciekawy obok, to zawsze, od kiedy go znam, biegnie na t skak i z niej go obserwuje. - Richard zy si z tym od dziecka, wic nie uwaa tego zachowania za

osobliwe; ot, po prostu jeden ze zwyczajw Zedda. Poszli przez wysokie trawy otaczajcych dom k, a potem wspili si na szczyt nagiego pagrka. Zedd sta na paskim kamieniu, odwrcony ku nim zgitymi w uk plecami. Wyrzuci ramiona szeroko w gr, a jego siwe wosy spyway z odchylonej w ty gowy. By kompletnie nagi. Richard wywrci oczami, Kahlan odwrcia wzrok. Bladawa skra zwisaa luno na licznych wystajcych kociach, co sprawio, e starzec wyglda rwnie krucho jak przesuszona gazka. Lecz chopak wiedzia, e to tylko pozory. Poladki Zedda pozbawione byy nawet odrobinki mini, wic i tu skra zwisaa smtnie. - Wiedziaem, e nadchodzisz, Richardzie - oznajmi Zedd, unoszc ku niebu kocisty palec. Gos mia bardzo cienki. Za plecami starca leay proste, pozbawione ozdb szaty. Chopak pochyli si i podnis je, a Kahlan odwrcia si z umiechem, eby unikn niestosownych widokw. - Mamy towarzystwo, Zedd. Ubierz si. - Jak mylisz, skd wiedziaem, e si zbliasz? - Starzec wci sta bez ruchu. - Na pewno ma to co wsplnego z chmurk, ktra towarzyszy mi od paru dni. Pomog ci si ubra. - Dni! Kurcz! - Zedd okrci si ku chopakowi, wymachujc ze zdenerwowania ramionami. - Ta chmura trzy tygodnie sza twoim ladem, Richardzie! Od dnia, kiedy zabito twojego ojca! Nie widziaem ci od mierci Georgea. Gdzie si podziewae? Wszdzie ci szukaem. atwiej znale ig w stogu siana ni ciebie, gdy zechcesz pozosta w ukryciu! - Byem zajty. Unie ramiona, pomog ci woy ubranie... Chopak narzuci szat na wycignite ramiona starca, osaniajc jego kociste ciao, po czym pomg wsun gow w rozcicie. - Zajty! Zbyt zajty, eby cho raz tu zajrze?! Niech to szlag Richardzie, czy wiesz, skd jest ten obok? - Zedd zmarszczy czoo, oczy mia skupione, szeroko otwarte. - Nie przeklinaj - pouczy go chopak. - Powiedziabym, e ta chmurka jest z DHary. - DHara! - wykrzykn starzec, wyrzucajc w gr rce. - Tak! Znakomicie, chopcze! Powiedz mi, jak na to wpade. Wywnioskowae to z jej budowy? Gstoci? - Zedd nerwowo poprawia szat, niezadowolony z tego, jak si ukadaj fady. - Ani z jednego, ani z drugiego. Wywnioskowaem to na podstawie rnych innych informacji. Ju ci mwiem, Zedd, e mamy towarzystwo. - Tak, tak. Usyszaem ju za pierwszym razem. - Starzec machn rk. - Rne inne

informacje, powiadasz. - Przesun palcami po gadkim podbrdku; orzechowe oczy zalniy. - Te dobrze. Naprawd wietnie! A czy te informacje ci pouczyy, e to kiepska sprawa? Jasne, e tak - odpowiedzia na wasne pytanie. - Czemu si tak pocisz? - Dotkn chudymi palcami czoa Richarda. - Masz gorczk - oznajmi. - Przyniose co do jedzenia? Chopak ju mia w doni jabko. Wiedzia, e Zedd bdzie godny. Stary zawsze by godny. Teraz chciwie wbi zby w soczysty owoc. - Wysuchaj mnie, Zedd, prosz. Mam kopoty i potrzebuj twojej pomocy. Starzec pooy kociste palce na gowie chopaka, kciukiem unis mu powiek. Pochyli si ku przodowi, przysun twarz do twarzy Richarda i uwanie spojrza w jego oko. Potem powtrzy cay manewr z drugim okiem. - Zawsze sucham tego, co mwisz, Richardzie. - Uj przegub chopaka i bada puls. Zgadzam si cakowicie, e masz kopoty. Za trzy, no, moe cztery godziny stracisz przytomno. Richard zapomnia jzyka w gbie, a Kahlan wygldaa na przeraon. Zedd zna si na gorczkach i jego orzeczenia zawsze si sprawdzay. Chopak ledwo sta na nogach, rano zbudziy go dreszcze; wiedzia, e jego stan si pogarsza. - Mgby mi jako pomc? - By moe, ale to zaley od tego, co spowodowao twoj chorob. Wyka wreszcie troch ogady i przedstaw mnie swojej dziewczynie. - To Kahlan Amnell, moja przyjacika... - Ooo, czybym si myli? - Zedd spojrza bacznie w oczy Richardowi. - Nie jest dziewczyn? - zachichota. Podszed do Kahlan ukoni si zamaszycie, uj do dziewczyny i delikatnie ucaowa, po czym rzek: - Zeddicus Zul Zorander, twj uniony suga moda damo. Wyprostowa si i spojrza w twarz Kahlan. Ich oczy si spotkay i umiech znikn z ust Zedda. Starzec rozwar szeroko oczy, na jego licach odmalowa si gniew. Gwatownie puci do dziewczyny, jakby si zmienia w jadowitego wa i okrci si ku Richardowi. Co robisz w towarzystwie tej istoty, Richardzie! Kahlan pozostaa spokojna i opanowana, ale chopak zdbia. - Ale, Zedd... - wyjka. - Dotkna ci?! - No c, ja... - duka Richard, usiujc sobie przypomnie, ile razy go dotykaa, lecz starzec mu przerwa. - Nie, jasne, e nie. Poznaj, e nie. Czy wiesz, Richardzie, kim ona jest? - obrci si ku dziewczynie. - To...

Lodowaty gniew w oczach Kahlan zmrozi Zedda. - Doskonale wiem, kim jest - powiedzia chopak spokojnym, opanowanym gosem. Jest moj przyjacik. Przyjacik, ktra wczoraj uratowaa mnie przed mierci, jaka spotkaa mojego ojca, a ktra nie pozwolia, bym skoczy w paszczy chimery. Twarz dziewczyny zagodniaa. Zedd patrzy na ni przez chwil, potem przenis wzrok na Richarda. - Kahlan jest moj przyjacik, Zedd - dorzuci chopak. - Obydwoje jestemy w tarapatach i musimy sobie nawzajem pomaga. Starzec milcza, badawczo spogldajc w oczy Richarda. - Faktycznie jestecie w tarapatach. - Potrzebujemy twojej pomocy, Zedd. Mamy mao czasu. - Starzec sprawia wraenie, jakby nie zamierza si w to wtrca, lecz Richard mwi dalej, obserwujc jego oczy: - Kiedy j wczoraj spotkaem, atakowaa j bojwka. Pewnie wkrtce si pojawi nastpna. - Wreszcie ujrza to, na co czeka: gniew w oczach starca zmieni si we wspczucie. Zedd popatrzy na Kahlan, jakby j ujrza po raz pierwszy. Patrzyli tak na siebie dusz chwil. Na wspomnienie bojwki na twarzy dziewczyny odmalowaa si udrka. Starzec podszed do Kahlan i otoczy j opiekuczo chudymi ramionami. Przytulia si do z wdzicznoci, kryjc twarz w jego szacie, by zatai - Ju wszystko dobrze, kochanie, ju jeste bezpieczna - powiedzia mikko Zedd. Chodmy do domu. Opowiesz mi o swoich kopotach, a potem si zajmiemy gorczk Richarda. Dziewczyna kiwna gow wtulon w rami starca. Potem odsuna si od niego i powiedziaa: - Zeddicus Zul Zorander. Nigdy nie syszaam tego nazwiska. - Pewnie, e nie syszaa, kochanie, pewnie, e nie syszaa. - Umiechn si szeroko, a mu si pomarszczyy zapadnite policzki. - A tak nawiasem mwic, umiesz gotowa? - Otoczy Kahlan ramieniem i ruszy w d stoku pagrka. - Godny jestem a od lat nie jadem porzdnej gotowanej potrawy. - Obejrza si i rzuci: - Chod, Richardzie, pki jeszcze moesz sam i. - Jeeli zaradzisz gorczce Richarda, to ci ugotuj wielki garnek zupy korzennej obiecaa Kahlan. - Korzenna polewka! - zapia Zedd. - Od lat nie jadem dobrze przyrzdzonej korzennej polewki. Richardowi w ogle si nie udaje. Chopak szed chwiejnie za nimi. Napicie emocjonalne dodatkowo uszczuplio jego siy. Przeraao go lekcewaenie, z jakim Zedd traktowa jego gorczk. Wiedzia, e starzec

si tak zachowuje, bo nie chce go wystraszy. Czu, jak pulsuje zraniona rka. Zedd by z Midlandw, wic chopak wspomnia o bojwce, eby wzbudzi wspczucie starego przyjaciela. Teraz z ulg, cho i z lekkim zdumieniem, patrzy, jak tamtych dwoje si przyjanie do siebie odnosi. Chopak dotkn zawieszonego na szyi zba, chcc sobie doda pewnoci. Bardzo go niepokoio to, czego si dowiedzia. Przy tylnym naroniku domu sta st - Zedd lubi tutaj jada przy dobrej pogodzie. Dziki temu mg jednoczenie i posila si, i zerka na chmury. Starzec usadowi oboje modych na awce, a sam wszed do domu i przynis stamtd marchewki, jagody, ser i sok jabkowy. Uoy to wszystko na wypolerowanym przez lata uywania drewnianym blacie stou i usiad naprzeciw Richarda i Kahlan. Poda chopakowi kubek z czym brzowym i gstym, pachncym migdakami, i przykaza wypi to powoli - Opowiedz mi, co si stao - poleci, patrzc Richardowi w oczy. Ten opowiedzia wszystko po kolei: jak go ukuo pncze, jak zobaczy na niebie dziwne co, wreszcie, jak nad jeziorem Trunt wypatrzy Kahlan i ledzcych j czterech mczyzn. Nie pomin adnego z zapamitanych szczegw. Wiedzia, e Zedd chce zna najdrobniejsze fakty, nawet te najmniej wane. Od czasu do czasu Richard milk i pociga yk mikstury... Kahlan zjada troch marchewek i jagd, napia si soku jabkowego, ale odsuna talerz z serem. Potakiwaa i podrzucaa szczegy, ktre wyleciay chopakowi z pamici. Richard przemilcza tylko jedno: opowie Kahlan o trzech krajach i o Rahlu Pospnym, opanowujcym Midlandy. Uzna, e lepiej bdzie, jeli dziewczyna sama o tym opowie. Potem Zedd wrci do pocztku historii i koniecznie chcia wiedzie, co Richard robi w wysokim Ven. - Kiedy poszedem do domu ojca po jego mierci, zajrzaem do dzbanka wiadomoci. w dzbanek by jedn z niewielu ocalaych rzeczy. W rodku znalazem kawaek pncza. I przez ostatnie trzy tygodnie szukaem tej roliny, prbowaem si domyli, co oznaczaa ta ostatnia wie od ojca. W kocu znalazem owo pncze, a ono mnie ukuo. - Rad by, e zakoczy opowie, bo mwi z coraz wikszym trudem. Zedd odgryz ks marchewki, poduma i zapyta: - Jak wygldao to pncze? - Ono... Chwileczk, wci je mam w kieszeni. - Richard wyj fragmencik roliny i pooy na stole. - Wielkie nieba - szepn Zedd. - To wowa liana! Zimny dreszcz przeszy Richarda. Wyczyta t nazw w tajemnej ksidze. Ze wszystkich si stara si mie nadziej, e to nie oznacza tego, czego si obawia. - Dobra nowina, wiem teraz, jaki korze uleczy twoj gorczk - oznajmi Zedd,

odchylajc si w ty. - Za, e musz go najpierw znale. Potem starzec poprosi Kahlan, by opowiedziaa swoj histori, lecz eby si zanadto nie rozwodzia, bo on, Zedd, ma wiele do zrobienia, a czas nagli. Richard przypomnia sobie, co mu opowiadaa w namiocie z gazi sosny-straniczki i ciekaw by, jak dziewczyna to skrci. - Rahl Pospny, syn Panisa Rahla, roci sobie prawo do trzech szkatu Ordena powiedziaa zwile Kahlan. - Przybyam tu w poszukiwaniu potnego czarodzieja. Richard by jak raony piorunem. W jego mylach rozjarzy si werset z tajemnej Ksigi Opisania Mrokw, ksigi, ktrej si nauczy na pami na polecenie ojca, zanim j zniszczyli: I rozpleni si wowa liana, jeeli kto signie po szkatuy Ordena. Najgorsze koszmary Richarda, najgorsze zmory wszystkich istot staway si rzeczywistoci.

Rozdzia sidmy Richard, obolay i otumaniony gorczk, opuci gow na st. Jcza. Jego umys zmaga si z pojciem i zaakceptowaniem tego, co Kahlan powiedziaa Zeddowi, ze spenianiem si przepowiedni z tajemnej Ksigi Opisania Mrokw. Zedd natychmiast si znalaz przy chopaku, podnis go i przywoa Kahlan, eby mu pomoga zaprowadzi chorego do domu. Richard szed z trudem; cho go podtrzymywali, mia wraenie, e ziemia mu si koysze pod stopami. Uoyli go na ku i okryli. Sysza, e o czym rozmawiaj, lecz zupenie nie rozumia sensu ich sw, Ciemno wchona umys chopaka, a potem zjawio si wiato. To si wznosi ku jasnoci, to opada ku mrokom. Zastanawia si, kim jest, i co si waciwie dzieje. Pyn czas; pokj wirowa, koysa si i chwia. Richard trzyma si ka, eby nie spa. Od czasu do czasu wiedzia, gdzie jest, i desperacko prbowa utrzyma t wiadomo... I znw si zapada w ciemno. Chopak ponownie odzyska wiadomo, zdajc sobie spraw, e upyn jaki czas, ale nie mia pojcia, jak dugi. Bya ju noc? A moe tylko zasunito zasony. Kto kad mu na czoo chodny, wilgotny okad. Matka odgarniaa mu wosy. Dotknicie jej doni koio, przynosio ulg. Niemal widzia jej twarz. Bya tak dobra, zawsze tak si o niego troszczya. A do mierci. Chciao mu si paka. Matka nie ya. A przecie gadzia jego wosy To nie moga by ona, to na pewno kto inny. Lecz kto? Wtem przypomnia sobie. To Kahlan. Wymwi imi dziewczyny. - Jestem przy tobie - powiedziaa, gaszczc go po gowie. Richard nagle przypomnia sobie wszystko: mier ojca, lian, ktra go ukua, Kahlan, czterech mczyzn na Urwistym Wierchu, przemow brata; to, e kto czatowa na w domu, chimer, nocny ognik mwicy, e powinien znale odpowied, bo inaczej zginie, sowa dziewczyny, e gra toczy si o trzy szkatuy Ordena, i swoj tajemnic - Ksig Opisania Mrokw... Pamita teraz, jak ojciec zaprowadzi go w sekretne miejsce w lesie i opowiedzia, jak niegdy ocali Ksig Opisania Mrokw przed besti, ktra miaa jej strzec do powrotu swego pana. Jak zabra ow ksig ze sob do Westlandu, eby nie wpada w zachanne apy tego, kogo stranik ksigi nie podejrzewa o zdrad. Ojciec twierdzi, e dopki wolumin ten bdzie istnia, dopty grozi bdzie niebezpieczestwo, lecz nie mg zniszczy zawartej w nim wiedzy - nie mia do tego prawa. Ksiga naleaa do swego stranika i powinna bezpiecznie doczeka jego powrotu. By na to tylko jeden sposb: trzeba si byo nauczy na pami wszystkiego, co tam spisano, a potem spali ksig. Na powiernika ojciec wybra Richarda. Mia swoje powody, nie wybierajc Michaela, lecz modszego syna. Nikt nie mg si dowiedzie o ksidze, nawet Michael; tylko stranik ksigi, wycznie on jeden. Ojciec mwi, e Richard moe nigdy nie

odnale owego stranika - wtedy powinien przekaza jej tre swojemu dziecku, a ono z kolei swojemu i tak dalej i dalej, tak dugo, jak bdzie trzeba. Nie powiedzia, kto jest stranikiem ksigi, bo sam tego nie wiedzia. Richard pyta, jak go wobec tego rozpozna, lecz ojciec rzek, e syn sam powinien znale na to odpowied, i jeszcze raz podkreli, e nie wolno mu o tym mwi nikomu, jedynie prawowitemu opiekunowi. Nawet bratu Michaelowi czy najlepszemu przyjacielowi, Zeddowi. Richard przysig to na swoje ycie. Ojciec ju nigdy nie zajrza do ksigi, czyni to wycznie on, Richard. Dzie po dniu, tydzie po tygodniu, chyba e by na jednej ze swoich wypraw, ojciec szed z nim w owo tajemne miejsce w gbi lasu i patrzy, jak modszy syn czyta ksig, uczc si jej treci. Michael zazwyczaj przebywa ze swoimi przyjacimi, zreszt nawet gdy by w domu, i tak nie chadza do lasu. Poza tym Richard czsto odwiedza Zedda, take wtedy, gdy ojciec nie podrowa, wic nikt si nie dziwi czstym wyprawom do lasu. Co jaki czas chopak spisywa to, czego si nauczy na pami, i porwnywa te zapiski z ksig. Ojciec zawsze pali takie notatki. Co dzie przeprasza syna, e zoy na jego barki takie brzemi, i prosi go o wybaczenie po kadej wyprawie do lasu. Richard nigdy nie mia ojcu za ze, e kaza mu si nauczy owej ksigi; czu si zaszczycony zaufaniem, ktre mu okazano. Setki razy spisa z pamici ca ksig, zanim uzna, e nie zapomni ani swka. Wyczyta przecie, e opuszczenie cho jednego sowa moe sprowadzi nieszczcie. Gdy zapewni ojca, e zapamita absolutnie wszystko, odoyli ksig do skalnej skrytki i nie zagldali tam przez trzy lata. Po upywie owego czasu poszli w to miejsce pewnego jesiennego dnia i ojciec rzek, e jeeli Richard napisze z pamici ksig bez jednej pomyki, to bd mogli spali wolumin. Chopak spisa wszystko od pocztku do koca. Nie popeni najmniejszego bdu. Rozpalili wic ognisko dajc do o wiele wicej drewna, ni byo trzeba. Ojciec wrczy mu ksig i rzek, aby j wrzuci w pomienie, jeli istotnie jest pewien, e niczego nie zapomni. Richard sta z Ksig Opisania Mrokw w doni, przesuwajc palcami po skrzanej oprawie. Oto co, od czego moe zalee los ojca, los kadej istoty; stawa si depozytariuszem, mem zaufania. Poczu na swoich barkach to brzemi. Wrzuci ksig w ogie. Ju nie by dzieckiem. Pomienie wiy si wok woluminu, pieszczotliwie obejmujc i pochaniajc go. Wiroway jakie barwy i ksztaty, rozleg si grzmicy ryk. W niebo strzeliy dziwaczne pomieniste bestie. Szarpa nimi wiatr. Ognisko wchaniao zesche licie i gazki, ar by coraz wikszy. Pojawiay si zjawy i wycigay ramiona, a wiatr unosi w dal ich gosy. Ojciec i syn stali jak zaklci w kamie, nie mogli si poruszy ani odwrci oczu od tego

widoku. ar zmieni si w lodowato zimny wicher, ktry zapar im oddech i sprawi, e zadreli. Potem zib znikn i ogie przeksztaci si w olepiajce wiato, jakby stali w penym blasku soca. Nagle wszystko si skoczyo. Zapanowaa cisza. Ognisko zgaso. W chodne jesienne powietrze ze sczerniaego drewna unosiy si wstgi dymu. Ksiga przestaa istnie. Richard zrozumia to, co widzi: by wiadkiem magii. Czyja do spocza na ramieniu chopaka. Otworzy oczy: to Kahlan. Siedziaa w fotelu przysunitym do ka, owietlona wpadajcym przez otwarte drzwi blaskiem ognia. Stare kocisko Zedda spao na kolanach dziewczyny. - Gdzie Zedd? - zapyta sennie. - Szuka korzeni, eby ci wyleczy - uspokoia go. - Ju od dawna jest ciemno, ale mwi, eby si nie przejmowa, gdyby dugo nie wraca. Powiedzia te, e moesz si na przemian budzi i zasypia, lecz e bezpiecznie dotrwasz do jego powrotu. Dziki miksturze, ktr wypie. Richard spojrza na ni i - po raz pierwszy, od kiedy si spotkali - zda sobie spraw, e to najpikniejsza z kobiet, ktre widzia. Mia ochot dotkn bujnych wosw dziewczyny, lecz nie uczyni tego. Zadowoli si tym, e bya przy nim, e pooya mu do na ramieniu, e nie by sam. - Jak si czujesz? - spytaa agodnym, mikkim gosem, a Richard nie mg poj, czemu Zedd tak si jej wystraszy. - Wolabym walczy z nastpn bojwk ni z wow lian. Umiechna si do owym specjalnym umiechem, jak tam, na Wierchu, i otara mu czoo kawakiem ptna. Przytrzyma jej do, a Kahlan spojrzaa mu w oczy. - Zedd od wielu lat jest moim przyjacielem. Jest dla mnie jak drugi ojciec. Obiecaj, e nie uczynisz niczego, co by go zranio. Nie znisbym tego. - Te go lubi - zapewnia chopaka. - I to bardzo. To dobry czowiek, jak sam powiedziae. Nie mam zamiaru go zrani. Chc tylko, eby mi pomg odszuka czarodzieja. - Obiecaj mi. - Silniej cisn nadgarstek dziewczyny. - Wszystko bdzie dobrze, Richardzie. Pomoe nam. Przypomnia sobie, jak zacisna palce na jego gardle, wyraz jej oczu, gdy poczstowa j jabkiem. - Obiecaj - powtrzy z uporem. - Poczyniam ju wiele obietnic, take wobec tych, ktrzy powicili swoje ycie. Odpowiadam za ycie innych. Wielu, wielu innych. - Obiecaj.

- Przykro mi, Richardzie, nie mog. - Dotkna woln doni policzka chopaka. Puci jej rk, odwrci si i zamkn oczy, a ona cofna do z jego policzka. Richard pomyla o ksidze, ojej doniosym znaczeniu i poj, jaki jest samolubny. Chciaby nakoni Kahlan, eby oszczdzia Zedda, ktry i tak zginby wraz z nimi? Skazaby innych na mier lub niewol po to, eby jego przyjaciel y par miesicy duej? Wydaby wyrok i na ni? Chopak zawstydzi si wasnej gupoty. Nie mia prawa prosi o tak obietnic. Nie moga mu jej udzieli. Ucieszy si, e Kahlan go nie okamaa. Wiedzia jednake, i cho Zedd wypytywa o kopoty, w jakich si znaleli, to wcale nie znaczyo, e pomoe w sprawach spoza granicy. - Ta gorczka mnie ogupia, Kahlan, Wybacz mi, prosz. Nigdy nie spotkaem kogo tak dzielnego jak ty. Wiem, e prbujesz ocali nas wszystkich. Zedd nam pomoe, dopilnuj tego. Obiecaj mi tylko, e poczekasz, a si lepiej poczuj. e pozwolisz mi go przekona. - To ci mog obieca. - Dziewczyna lekko cisna rami Richarda. - Wiem, e si niepokoisz o przyjaciela. Przykro by mi byo, gdyby si o niego nie zatroszczy. Wcale si gupio nie zachowae. Odpoczywaj teraz. Chopak si stara nie zamyka oczu, bo wwczas wszystko zaczynao niepowstrzymanie wirowa. Jednak rozmowa bardzo go osabia, wkrtce wic znw zapad w ciemno. Jego myli Ponownie rozpyny si w pustce. Od czasu do czasu na poy stamtd powraca i wtedy bdzi w niespokojnych snach. Innym razem bka si w miejscach pozbawionych nawet zud. Kot si zbudzi i nastawi uszu. Richard spa. Co, co tylko on dosysza, spdzio kocura z kolan Kahlan i zwabio do drzwi Usiad tam i czeka. Dziewczyna te czekaa. Zwierzak nie na stroszy sierci, wic siedziaa spokojnie przy chopaku. Z zewntrz da si sysze cienki gos: - Kocie? Kocie! Gdzie si podziewasz? Zosta tam sobie, jeli chcesz. - Skrzypny otwierane drzwi. - A, tu jeste. - Kocur wybieg na zewntrz. - Rb, jak uwaasz - zawoa za nim Zedd i zapyta: - Jak Richard? Kahlan zaczekaa, a starzec wejdzie do pokoju, i dopiero wtedy odpowiedziaa: - Budzi si kilka razy, lecz teraz pi. Znalaze w korze? - Inaczej bym nie wrci. Czy mwi co, kiedy si budzi? - Tyle tylko, e si o ciebie martwi! - Dziewczyna umiechna si do niego. - I nie bez powodu - mrukn pod nosem Zedd, wychodzc z pokoju. Siedzc przy stole, oskroba korzenie, pokroi je w cienkie talarki, ktre wsypa do kocioka, zala odrobin wody i zawiesi nad ogniem. Dorzuci do ognia obierki i dwa kawaki

drewna, podszed do szafki i wyj z niej kilka rnej wielkoci soikw, Wybra jeden z nich, potem drugi, odsypujc z kadego do czarnego kamiennego modzierza troch proszku o odmiennym kolorze. Uciera biaym tuczkiem czerwienie, bkity, zocistoci, brzy i zielenie, a cao przybraa barw wysuszonego szlamu. Obliza czubek palca i dotkn mieszaniny. Przytkn palec do jzyka, posmakowa, unis brew i namyli si. W kocu si umiechn i z zadowoleniem pokiwa gow. Wsypa mieszank do kocioka i dobrze wymiesza ca zawarto yk, ktr zdj z haczyka przy palenisku. Miesza powoli, patrzc, jak mikstura bulgoce. Miesza tak i patrzy niemal dwie godziny. Wreszcie uzna, e gotowe, i przenis kocioek na st, do ostygnicia. Wyj miseczk i kawaek ptna, a po chwili zawoa Kahlan, eby mu pomoga. Przybiega natychmiast. Pokaza jej, jak ma trzyma nad naczykiem ptno, przez ktre cedzi mikstur. - Teraz skr par razy ciereczk, eby wycisn resztki pynu wraz z zawartoci. Unis brew, bo dziewczyna popatrzya na ze zdumieniem. - Te resztki to trucizna. Richard powinien si lada moment przebudzi. Wtedy damy mu do wypicia pyn. Wyciskaj, a ja sprawdz, jak on si czuje. Starzec wszed do pokoju i pochyli si nad chopakiem, ktry lea bez przytomnoci. Obejrza si - odwrcona tyem Kahlan wyciskaa ptno. Pochyli si i przyoy rodkowy palec do czoa Richarda, a ten natychmiast otworzy oczy. - Kahlan, skarbie! - zawoa Zedd. - Mamy szczcie, bo akurat si zbudzi. Przynie miseczk. - Zedd? Nic ci si nie stao? Wszystko w porzdku? - dopytywa si mrugajc oczami. - W jak najlepszym porzdku. Dziewczyna przyniosa miseczk z wywarem, starajc si nie uroni po drodze ani kropli. Zedd pomg Richardowi usi. Chopak potulnie wypi lek i starzec uoy go na poduszkach. - To sprowadzi na ciebie sen i zwalczy gorczk. Kiedy si obudzisz, bdziesz zdrowy, masz na to moje sowo, wic odpoczywaj spokojnie i o nic si nie martw. - Dzikuj, Zedd... - wymamrota zasypiajcy chopak. Starzec wyszed i po chwili wrci z cynowym talerzykiem. Kaza dziewczynie usi w fotelu. - Cier ma mniej si ni wywar z korzenia - wyjani. - Wyjdzie z ciaa Richarda. Ustawi talerzyk pod doni chopaka i przysiad na skraju ka. Sycha byo tylko gboki oddech Richarda i potrzaskiwanie ognia w drugim pokoju. Zedd odezwa si pierwszy: - Spowiedniczka nie powinna podrowa sama, kochanie, to dla niej niebezpieczne.

Gdzie twj czarodziej? - Mj czarodziej sprzeda swoje usugi krlowej. - Sprzeniewierzy si swoim obowizkom wobec Spowiedniczek? - warkn z dezaprobat starzec. - Jak brzmi jego imi?! - Giller. - Giller - powtrzy gorzko i nachyli si ku dziewczynie. - A dlaczego nie poszed z tob inny czarodziej? - Poniewa wszyscy zadali sobie mier - odpara twardo. - Lecz zanim zmarli, rzucili zaklcie, dziki ktremu bezpiecznie przebyam granic, prowadzona przez nocny ognik. Zedd si poderwa, syszc te wieci; na jego twarzy maloway si niepokj i smutek. Dziewczyna spytaa: - Znae tych czarodziei? - Tak, o tak. Dugo mieszkaem w Midlandach. - Znae rwnie najwikszego czarodzieja? Starzec si umiechn, poprawi szat i ponownie usiad przy Richardzie. - Ale jeste uparta, kochanie. Tak, znaem niegdy tego starego czarodzieja. Lecz wtpi, czy chciaby pomc, gdyby go odnalaza. Raczej nie byby skonny pomaga Midlandom. Kahlan pochylia si, ujmujc donie Zedda. - Wielu ludzi potpia Wysok Rad Midlandw i jej zachanno - powiedziaa cichym, penym napicia gosem. - Nie pochwalali tego, co si dziao, ale to proci ludzie i nie mieli nic do powiedzenia. Maj jedno pragnienie: y w pokoju. Rahl Pospny zabra zgromadzone na zim zapasy ywnoci i da je swoim wojskom. A onierze je marnotrawi, pozwalaj, by gniy lub odsprzedaj ludnoci. Ju panuje gd, a zima niesie miertelne zagroenie. Zakazano pali ogie. Ludzie marzn. Rahl gosi, e to wszystko przez owego wielkiego czarodzieja, bo si nie zgasza, eby stan przed sdem jako wrg ludu. e to w czarodziej sprowadzi na ludzi takie nieszczcia i jego naley za to gani. Nie tumaczy, dlaczego tak uwaa, lecz wielu wierzy jego sowom. Sporo ludzi wierzy we wszystko, co Rahl mwi, cho przecie widz, e to nieprawda. Czarodzieje yli w staym zagroeniu, nie wolno im byo posugiwa si magi. Zdawali sobie spraw, e wczeniej czy pniej Rahl bdzie chcia ich wykorzysta przeciw ludowi. W przeszoci popenili mnstwo bdw, zawiedli swojego nauczyciela, lecz zapamitali najwaniejsz z jego nauk: powinni by obrocami ludzi, chroni ich przed zem i nie krzywdzi pod adnym pozorem. Oddali ycie, eby powstrzyma Rahla Pospnego. Uwaam, e ich nauczyciel moe by z nich dumny.

Chodzi jednak nie tylko o Midlandy. Znikna granica pomidzy Midlandami a DHara, wkrtce zniknie ta, ktra oddziela Westland i Midlandy. Lud Westlandu dowiadczy tego, czego si najbardziej obawia: magii. Straszliwej, przeraajcej magii, ktrej istnienia nawet nie podejrzewa. Zedd nie okazywa adnych emocji, sucha bez sowa. Nie cofn swoich rk z doni Kahlan. - Wielki czarodziej mgby zlekceway wszystko, co powiedziaam - cigna dziewczyna - lecz to, e Rahl Pospny chce zdoby trzy szkatuy Ordena, zmienia ca spraw. Jeeli mu si powiedzie, to pierwszy dzie zimy bdzie dla wszystkich ostatnim dniem swobody. Dla czarodzieja te. Rahl ju go poszukuje, bo pragnie zemsty. Wielu stracio ycie, nie potrafili bowiem poda imienia czarodzieja. Jeli Rahl otworzy waciw szkatu, zyska absolutn wadz nad wszystkimi ywymi istotami i czarodziej wpadnie w jego rce. Teraz moe si ukrywa w Westlandzie, jeli taka jego wola, ale to si skoczy pierwszego dnia zimy Wwczas Rahl Pospny dopadnie go. - Bojwki Rahla Pospnego zabiy wszystkie pozostae Spowiedniczki, Zeddzie. Twarz Kahlan wyraaa smutek i gorycz. - Znalazam moj siostr zaraz potem, jak z ni skoczyli. Skonaa w moich ramionach. Zostaam tylko ja. Czarodzieje wiedzieli; e ich mistrz bdzie chcia pomc, wic wysali mnie. Jeeli w czarodziej bdzie tak zalepiony, e nie pojmie, i pomagajc nam, ratuje sam siebie, to musz uy mojej mocy i nakoni go si, by nam pomg. - A c taki zasuszony stary czarodziej zdziaa przeciwko mocy tego Rahla Pospnego? - zapyta Zedd, unoszc brwi. Teraz on trzyma donie dziewczyny w swoich. - Powinien wyznaczy Poszukiwacza. - Co takiego! - Starzec skoczy na rwne nogi. - Nie wiesz, co mwisz, kochanie. - Jak to? - Kahlan zmieszaa si. - Poszukiwacze sami si ujawniaj. Czarodziej po prostu ich wwczas rozpoznaje i, by tak rzec, uprawomocnia. - Nie rozumiem. Mylaam, e to czarodziej wybiera waciw osob. - Hmm, jest w tym troch prawdy. - Zedd potar podbrdek. - Widzisz, prawdziwy Poszukiwacz, taki, ktry potrafi odnale prawd, musi okaza, e jest odpowiedni osob. Czarodziej nie moe tak po prostu wskaza na kogo i rzec: Oto Miecz Prawdy, bdziesz Poszukiwaczem. On waciwie nie ma tu nic do powiedzenia. Poszukiwacza prawdy nie mona wyszkoli. Dana osoba po prostu musi by Poszukiwaczem i udowodni to swoim postpowaniem. Za czarodziej powinien takiego kogo obserwowa caymi latami, eby nie

popeni bdu. Poszukiwacz wcale nie musi by najbystrzejszy, lecz powinien by waciw osob. Musi by obdarzony odpowiednimi cechami charakteru. Bardzo rzadko spotyka si urodzonego Poszukiwacza. Taki czowiek jest gwarantem rwnowagi si. Rada zamierzaa obdarzy owym stanowiskiem ktrego z najgorliwszych sualcw. Wiele osb miao na to chrapk, Poszukiwacz by bowiem osob znaczc, i wpywow. Wysoka Rada nie rozumiaa, e to osoba Poszukiwacza nadaje znaczenie stanowisku, a nie odwrotnie. - Starzec nachyli si ku dziewczynie. - Ty si urodzia w czasach, kiedy Rada ju sobie przywaszczya prawo mianowania i pewnie widziaa Poszukiwacza, lecz wwczas byli to tylko pozoranci, nigdy nie spotkaa prawdziwego - mwi Zedd cichym, penym pasji gosem. - Ja widziaem. Widziaem, jak zadra krl, ktremu zada jedno proste pytanie. Kiedy prawdziwy Poszukiwacz dobywa Miecza Prawdy... Suszny gniew wywiera niezwyke wraenie. Sprawia, e prawi ludzie dr z radoci, a winowajcy trzs si Ze strachu. - Umiech znikn z twarzy starca. - Lecz ludzie Rzadko wierz w prawd, czasem wrcz nie chc jej widzie, tote Poszukiwacz znajduje si w bardzo trudnym i niebezpiecznym pooeniu. Jest przeszkod dla tych, ktrzy chcieliby obali Prawowit wadz. ciga na siebie wiele gromw. Najczciej Jest zdany na wasne siy i szybko ginie. - Dobrze to znam - wtrcia Kahlan. - Wtpi, czy nawet prawdziwy Poszukiwacz mgby si dugo przeciwstawia Rahlowi. A co potem? - Musimy sprbowa, Zeddzie. - Dziewczyna znw uja donie starca. - To nasza jedyna szansa. Tylko to nam pozostao. - Przecie ten, kogo znajdzie czarodziej, nie bdzie zna Mii landw. - Zedd odsun si od Kahlan. - Nie miaby adnej szansy. To byby wyrok mierci. - Take dlatego mnie tu wysano. Mam by jego przewodniczk, trwa przy nim, chroni go, w razie potrzeby ofiarowa swoje ycie. Znam niemal cae Midlandy. Spowiedniczki od dziecka ucz si jzykw. Musz, bo nigdy nie wiadomo, dokd zostan wezwane. Mwi wszystkimi gwnymi jzykami i wikszoci pomniejszych. I na nas sypi si gromy. Gdyby byo nas atwo zabi, to Rahl nie wysyaby bojwek. Wielu z tych mczyzn zgino, nie wykonawszy zadania. Potrafi chroni Poszukiwacza, a w razie potrzeby oddam za niego ycie. - Naraaaby, kochanie, nie tylko ycie Poszukiwacza, ale i swoje. - I tak na mnie poluj. Jeeli masz lepszy pomys, to go zdrad. Richard jkn, zanim Zedd zdy odpowiedzie. Starzec popatrzy na chopaka i wsta. - Zaczyna si.

Kahlan stana przy starcu. On za unis rk Richarda i trzyma skaleczon do nad cynowym talerzykiem. Krople krwi sczyy si powoli i gucho stukay o naczynie. Cier wysun si z ciaa i pacn w krew. Kahlan wycigna rk, ale Zedd zapa j za nadgarstek. - Uwaaj, kochanie. Straci ywiciela, wic bdzie chcia znale nowego. Dziewczyna cofna rk, a starzec przyoy do talerzyka swj kocisty palec, w pewnej odlegoci od ciernia. w zaraz si zacz wi w stron palca, rysujc krwawy lad. Zedd zakoczy pokaz i poda naczynie Kahlan. - Trzymaj talerzyk od spodu, kochanie - poleci. - Zanie do paleniska, w w ogie dnem do gry i tak zostaw. Kahlan wykonaa polecenie starca, a on w tym czasie oczyci ran i posmarowa maci. Potem przytrzyma w powietrzu do Richarda, a dziewczyna j obandaowaa. Zedd obserwowa jej rce. - Czemu mu nie powiedziaa, e jeste Spowiedniczk? - w gosie starego pobrzmiewaa twarda nuta. - eby nie zareagowa tak jak ty, kiedy mnie rozpoznae - odpara tym samym tonem, po czym jednak zagodniaa. - Tak jako si stao, e si zaprzyjanilimy. To dla mnie nowe przeycie, nie miaam takich dowiadcze, za to mam wpraw w byciu Spowiedniczk. Przez cae ycie widziaam ludzi reagujcych tak jak ty. Powiem mu, kiedy bd std odchodzi z Poszukiwaczem. Zanim to nastpi, ogromnie bym chciaa dalej si z nim przyjani. Czy to zbyt wygrowane pragnienie - zakosztowa przyjani? I tak owa przyja si zakoczy w chwili, kiedy si dowie, kim jestem. Zamilka. Zedd delikatnie unis pochylon gow dziewczyny i umiechn si do niej. - Idiotycznie zareagowaem, kiedy ci rozpoznaem, to prawda. Przede wszystkim dlatego, e si nie spodziewaem zobaczy Spowiedniczki. Sdziem, e ju nigdy nie spotkam adnej z was. Opuciem Midlandy, eby si uwolni od magii. A ty wtargna w moj samotno. Przepraszam za swoje zachowanie i za to, e przeze mnie poczua si niepodanym gociem. Mam nadzieje, e ci to wynagrodziem. ywi wielki szacunek dla Spowiedniczek, nawet nie wiesz jak wielki. Jeste porzdn dziewczyn i z radoci goszcz ci w moim domu. Kahlan dugo patrzya w oczy starca, a potem rzeka: - Dzikuj ci, Zeddicusie Zul Zorandrze. Wyraz twarzy Zedda nagle si zmieni; starzec wyglda teraz groniej ni Kahlan

przy ich pierwszym spotkaniu. Dziewczyna zesztywniaa z przeraenia. - Wiem jedno, Matko Spowiedniczko - szepn Zedd morderczym tonem. - Ten chopak od dawna jest moim przyjacielem. Jeeli go tkniesz swoj moc lub jeli go wybierzesz, to odpowiesz mi za to. A na pewno nie byaby z tego zadowolona. Rozumiesz? - Tak - wykrztusia z trudem dziewczyna. - To dobrze. - Gniew znikn z twarzy starego, ktry cofn palec spod brody Kahlan i chcia si odwrci ku Richardowi. Dziewczyna odetchna. Nie chciaa si da zastraszy, zapaa rami Zedda i odwrcia go ku sobie. - Nigdy bym mu czego takiego nie zrobia, Zeddzie. I to nie ze wzgldu na to, co przed chwil powiedziae, lecz dlatego e mi na nim zaley. Chc, eby to zrozumia. Przez chwil mierzyli si wzrokiem. Szelmowski, rozbrajajcy umieszek powrci na usta starego. - To i lepiej, kochanie, to i lepiej. Kahlan si odprya, zadowolona, e go przekonaa. Ucisnli si. - Ani razu o czym nie wspomniaa. Nie poprosia, ebym ci pomg odnale czarodzieja. - I teraz tego nie uczyni. Richard obawia si tego, co mogabym zrobi, gdyby odmwi. Obiecaam, e pozwol, by on pierwszy ci o to poprosi. Daam mu sowo. - Hmm, ciekawe, ciekawe. - Zedd podpar policzek kocistym palcem, a potem konspiracyjnie pooy do na ramieniu Kahlan i zmieni temat. - A wiesz, skarbie, e z ciebie byby cakiem niezy Poszukiwacz. - Ze mnie? Czy kobieta moe by Poszukiwaczem? - Jasne. - Starzec unis brew. - Niektrzy z najlepszych Poszukiwaczy byli kobietami. - I tak ju mam cik prac. - Zmarszczya brwi. - Niepotrzebna mi druga. - Moe i masz racj - zachichota Zedd, a oczy mu byszczay. - No, skarbie, ju pno. Po si w moim ku, w tamtym pokoju, i pij spokojnie. Ja posiedz przy Richardzie. - Nie! - Kahlan potrzsna gow i klapna na fotel. - Nie zostawi go. Zedd wzruszy ramionami. - Jak sobie yczysz. - Zaszed dziewczyn od tyu i poklepa uspokajajco po ramieniu. - Jak sobie yczysz - powtrzy. Pooy rodkowe palce na policzkach Kahlan, zataczajc niewielkie keczka. Dziewczyna jkna i zamkna oczy. - pij, kochanie szepn starzec. - pij.

Dziewczyna si pochylia, zoya na skraju ka Richarda skrzyowane ramiona i wspara o nie gow. Spaa gboko. Otuliwszy j troskliwie kocem, Zedd poszed do frontowego pokoju, otworzy szeroko drzwi i spojrza w noc. - Kocie! Wracaj, jeste mi potrzebny! - Kocisko przybiego i zaczo si ociera o nogi starca. - Id i popij na kolanach dziewczyny. Nie pozwl, eby zmarza. Kocur podrepta do sypialni, a starzec wyszed w zimn noc. Zedd szed wsk ciek wrd wysokich traw, wiatr targa jego szat. Ksiyc rozwietla cienkie chmury, rozjania mroki na drce; starzec szed tdy tysice razy. - Nic nie przychodzi atwo - mrucza do siebie Zedd. Zatrzyma si w pobliu drzew i nasuchiwa. Wpatrywa si w mroki, obserwowa chwiejce si na wietrze gazie, bada wonie powietrza. Szuka intruza. Mucha ukua starca w szyj. Zgnit j gniewnie, wzi w palce i obejrza. - O kurcz, gocza mucha. Powinienem si domyli. Co wyskoczyo spod pobliskiego krzaka i runo w kierunku Zedda. Co skrzydlatego, poronitego sierci., szczerzcego ky Starzec wspar donie na biodrach i spokojnie czeka. Stwr by tu, tu - wwczas Zedd unis do i napastnik (chimera krtkoogoniasta) zatrzyma si jak wryty. Bestia bya sporo od niego wysza, w peni wyronita i o wiele niebezpieczniejsza ni chimera dugoogoniasta. Warczaa teraz i mrugaa lepiami, potne minie gray pod skr, kiedy si staraa wyrwa temu czemu, co j trzymao, i dopa starca. Bya wcieka, e go jeszcze nie zabia. Zedd kiwn palcem, dajc znak, eby stwr si pochyli. Ten wciekle zasapa, lecz usucha. Starzec wbi mu w podbrdek kocisty paluch. - Jak si nazywasz? - sykn. Stwr dwa razy mrukn i wyda gboki gardowy dwik. Zedd kiwn gow. - Zapamitam. Wolisz y czy umrze? - Bestia chciaa si cofn, lecz nie zdoaa. Dobrze, wic zrb dokadnie to, co powiem. Od strony DHary nadciga tu bojwka. Wytrop ich i zabij. Potem wr tam, skd przybya. Zrb to, a daruj ci ycie. Lecz zapamitam, jak si nazywasz, i jeeli zostawisz ich przy yciu lub wrcisz tutaj, to ci zabij i nakarmi tob twoje muchy. Przyjmujesz moje warunki? Chimera mrukna potakujco. - Doskonale. Znikaj. - Zedd cofn palec z podbrdka bestii. Stwr cofn si chwiejnie, tratujc traw i rozpaczliwie bijc skrzydami. Wreszcie wzlecia w powietrze. Zedd patrzy, jak koowa, wypatrujc bojwki. Lecia na wschd. Zdawao si, e zatacza coraz mniejsze koa, w kocu starzec straci go z oczu. I dopiero

wtedy ruszy dalej, na szczyt wzgrza. Stan obok swego kamienia, wycign w jego kierunku kocisty palec i zacz wykonywa takie ruchy, jakby co miesza. Ciki gaz trzs si i dygota, prbowa zawirowa. Jego powierzchni pokryy rysy pkni. Zacz mikn. W kocu sta si na tyle pynny, by koowa zgodnie z ruchem palca starego. Zedd stopniowo przyspiesza tempo wirowania, a z pynnej skay strzelio wiato. Przybierao na sile. Wiroway w nim kolory i iskierki, w centrum wietlistego snopa pojawiy si i znikny jakie ksztaty. Blask by coraz intensywniejszy. Zdawao si, e zapali otaczajce go powietrze. Rozleg si guchy ryk, jakby ze szczeliny wydobywa si orkan. Wonie jesieni ustpiy klarownoci zimy, potem zapachniao wiosn, kwiatami lata i znw Jesieni. Czysty, jasny blask przegna barwy i iskierki. Gaz nagle si zestali i Zedd wstpi na niego, w w blask. Jaskrawo przesza w sab powiat, snop wiata zawirowa jak dym. Przed starcem stay dwie zjawy, cienie cieni. Niewyrane, pynne ksztaty... A przecie je rozpozna i serce zabio mu mocniej. - Co ci kopocze, synu? - zapyta guchy, daleki gos matki. - Dlaczego przywoae nas poprzez te wszystkie lata? Wycigna do niego ramiona. Zedd uczyni to samo, lecz nie mg jej dotkn. - Martwi si tym, co usyszaem od Matki Spowiedniczki. - Powiedziaa prawd. Zamkn oczy i skin gow. Obydwoje opucili ramiona. - A wic to prawda, e spord wszystkich moich uczniw przey tylko Giller. - Tylko ty jeden moesz chroni Matk Spowiedniczk. - Zjawa matki podpyna ku Zeddowi. - Musisz wyznaczy Poszukiwacza. - To skutki dziaa Wysokiej Rady - upiera si starzec, marszczc brwi. - Chcesz, ebym pomg? Ju raz odrzucili moje rady. Niech yj i umieraj wedle swojej woli. - Czemu si gniewasz na swoich uczniw, synu? - spytaa zjawa ojca, podpywajc bliej. - Bo si sprzeniewierzyli swojemu obowizkowi - warkn Zedd. - Obowizkowi wspomagania swego ludu. - Rozumiem. Czy postpili inaczej, ni ty teraz czynisz? - Ofiarowaem swoj pomoc, lecz j odrzucono - odburkn, zaciskajc pici. - A gdyby si tak nie stao? Czy wwczas tak atwo pozwoliby zrealizowa ich plany owym lepym, szalonym i zachannym? Nie pomgby tym, ktrym pomc naley? Uwaasz, e w przeciwiestwie do swoich uczniw postpujesz susznie, lecz wyniki s te same. Oni w kocu uznali swj bd i postpili tak, jak naleao; tak, jak ich uczye. Bierz

przykad ze swoich uczniw, synu. - Zeddicusie - odezwaa si matka. - Dopuciby do mierci Richarda i innych niewinnych istot? Wyznacz Poszukiwacza. - Jest jeszcze za mody. - Moe nie mie szansy dorosn. - Zjawa matki potrzsna gow, umiechajc si agodnie. - Jeszcze nie przeby ostatecznej prby. - Rahl Pospny ciga Richarda. Wysa ow chmur, eby go tropia. Woy do dzbanka kawaek wowej liany. Spodziewa si, e chopak bdzie jej szuka i e owo pncze go ukuje. Liana nie miaa zabi, lecz sprowadzi gorczk i sen, by Richard spa, a Rahl bdzie mg po niego przyj. Przecie obserwowae tego chopca, miae nadziej, e si okae waciw osob. - Teraz to ju na nic. - Opuciwszy gow na piersi, Zedd zamkn oczy. - Rahl Pospny ma trzy szkatuy Ordena. - Nie - wtrci si ojciec. - Ma tylko dwie. Wci szuka trzeciej. - Co takiego! - Zedd gwatownie otworzy oczy, poderwa gow. - Nie ma wszystkich? - Nie ma - odpara matka. - Lecz wkrtce je zdobdzie. - A ksiga? Pewno ju ma Ksig Opisania Mrokw? - Nie - Szuka jej. Zeddicus duma przez chwil. - Wic istnieje szansa - szepn wreszcie i spyta goniej: - C za gupiec ujawnia szkatuy Ordena, zanim zdobdzie wszystkie i ksig na dodatek? Twarz matki zlodowaciaa. - To niebezpieczny czowiek. Odwiedza zawiaty. - Zedd zdrtwia, wstrzyma oddech, a zjawa matki przeszywaa go wzrokiem - To dlatego mg przekroczy granic i zdoby pierwsz szkatu. To dlatego od strony zawiatw mg zapocztkowa proces zanikania granic. Rozkazuje tam niektrym, a ich liczba ronie z kadym jego pobytem. Ostrzegam ci, e jeeli si zdecydujesz pomc, to nie przechod granic ani nie wysyaj tamtdy Poszukiwacza. Rahl si tego spodziewa, tego oczekuje. Dopadnie ci, jeli tam wejdziesz. Matka Spowiedniczka zdoaa przej, bo Rahl si nie spodziewa, e skorzysta z tej drogi. Drugi raz nie popeni takiego bdu. - Wic jak si przedostaniemy do Midlandw? Nie zdoam pomoc, jeeli si tam nie dostan - zmartwi si Zedd. - Tego nie wiemy, przykro nam. Sdzimy, e musi istnie jaki sposb, lecz go nie

znamy. Musisz wyznaczy Poszukiwacza. Jeeli jest waciw osob, to rozwie w problem. Zjawy rodzicw zaczy lni i zanika. - Nie odchodcie! Odpowiedzcie na moje pytania! Nie zostawiajcie mnie! - aujemy, lecz nic nie moemy poradzi. Jestemy wzywani z powrotem. - Czemu Rahl Pospny ciga Richarda? Pomcie mi, prosz. - Nie wiemy - odpar saby i odlegy gos ojca. - Sam musisz znale odpowied. Dobrze ci wyszkolilimy. Masz wiksze zdolnoci ni my. Wykorzystaj to, czego ci nauczono, i to, co ci podpowiadaj uczucia. Kochamy ci, synu. Nie bdziemy mogli przyj do ciebie, dopki ta sprawa nie zostanie tak czy inaczej rozwizana, eby nie rozedrze zasony pomidzy wiatami. Zjawa matki ucaowaa do i wycigna j do syna, a Zedd odwzajemni w gest. Rodzice zniknli. Zeddicus Zul Zorander, potny i czcigodny czarodziej, sta samotnie na gazie czarownikw, ktry dosta od ojca, i patrzy w noc, rozmylajc. - Nic nie jest atwe i proste - szepn.

Rozdzia smy Richard otworzy oczy. Ciepy blask stojcego w zenicie soca zalewa pokj, a z kuchni dolatyway wspaniae aromaty korzennej polewki. By w chacie Zedda, w swoim pokoju. Chopak spojrza na dobrze znane ski w drewnianych cianach; zawsze sobie wyobraa, e to twarze. Drzwi do frontowego pokoju byy zamknite. W pobliu ka sta pusty fotel. Richard usiad, zsun przykrycie i przekona si, e wci ma na sobie brudne ubranie. Sign do zawieszonego na rzemyku zba - bezpiecznie tkwi na swoim miejscu, za koszul. Przez uchylone okno wpadao wiee powietrze i miech Kahlan. Pewno Zedd opowiada swoje historyjki, pomyla chopak. Przyjrza si swojej lewej doni - bya obandaowana, lecz nie poczu blu, gdy poruszy palcami. Gowa te przestaa bole. W gruncie rzeczy czu si wspaniale. I by godny. Godny, brudny, w podartym ubraniu, lecz w znakomitym nastroju. Na rodku pokoju czekaa na chopaka balia pena wody, mydo i rczniki. Na krzele leao czyste ubranie. Balia zapraszaa do kpieli. Richard zanurzy do - woda bya ciepa. Zedd musia wiedzie, kiedy si zbudz, pomyla. Wcale go to nie zdziwio, bo dobrze zna starego. Chopak rozebra si i zanurzy w ciepej wodzie. Mydo pachniao rwnie zachcajco jak polewka. Lubi si dugo moczy w kpieli, ale tym razem za bardzo chcia doczy do tamtych dwojga. Rozwin banda i zdumia si, e rana a tak si wygoia przez noc. Kiedy Richard wyszed z domu, Kahlan i Zedd siedzieli przy stole i czekali na niego. Zauway, e dziewczyna wypraa swoj sukni i e te wanie si wykpaa. Umyte wosy lniy w socu. W zielonych oczach taczyy iskierki. Na Richarda czekaa spora miseczka polewki, ser i wiey chleb. - Nie przypuszczaem, e bd spa a do poudnia - powiedzia chopak. Tamci si rozemieli, wic spojrza na nich podejrzliwie. Kahlan spowaniaa. - To ju drugie poudnie, Richardzie. - Tak, pierwsze twardo przespae - dorzuci Zedd. - Jak si czujesz? Jak twoja rka? - Wymienicie. Dziki, Zedd, e mnie poratowae. Dzikuj wam obojgu. - Chopak zacisn i rozprostowa palce, demonstrujc popraw stanu doni. - Z rk o wiele lepiej, cho troch swdzi. - Matka zawsze mwia, e jeeli swdzi, to znak, e si goi - odezwaa si dziewczyna. - Moja te tak mwia. - Umiechn si do niej Richard. Wyowi kawaek kartofla

i grzyba i sprbowa. - Prawie tak smaczne jak moje - oznajmi z powag. Kahlan siedziaa bokiem na awce, twarz ku niemu, okie wspieraa o st, policzek opara na doni. Umiechna si przebiegle do chopaka. - Zedd mwi co innego. Richard ypn z wyrzutem na starego, a w niewinnie popatrzy w niebo. - Taaak? Przypomn mu to, kiedy bdzie mnie znowu baga, ebym ugotowa tak polewk. - Z tego, co tu widziaam - dziewczyna ciszya gos, lecz nie na tyle, eby Zedd jej nie dosysza - sdz, e zjadby kade paskudztwo, byle je kto dla niego przyrzdzi. - Ooo, coraz lepiej go znasz - rozemia si chopak. - Ona potrafiaby przyrzdzi pysznoci z byle czego - wtrci Zedd, unoszc w gr kocisty palec; przecie nie mg pozwoli, by mieli ostatnie sowo. - Powiniene si od niej uczy. Richard odama kawaek chleba i zanurzy w polewce. Wiedzia, e arty maj rozadowa napicie, e obydwoje czekaj, a si posili. Kahlan daa sowo, e poczeka, by on pierwszy poprosi Zedda o pomoc. Najwyraniej dotrzymaa obietnicy. A starzec zawsze udawa niewiadome niewinitko i czeka, a si go o co zapyta, eby mg oceni, co pytajcy ju wie. Chopak postanowi, e dzisiaj nie pozwoli na takie gierki. To bya zupenie inna sprawa. - Jednak jest w niej co, co mi si nie podoba - oznajmi gronie starzec. Ks utkwi chopakowi w gardle. Przekn z trudem i milcza, nie patrzc na adne z nich; czeka, co bdzie dalej. - Ona nie lubi sera! Nie sdziem, e kiedykolwiek zaufasz komu, kto nie lubi sera. To wbrew naturze. Richard odetchn. Zedd po prostu, jak to nazywa, igra z jego mylami. Stary przyjaciel mia prawdziwy talent do zaskakiwania chopaka i ogromnie go to bawio. Teraz te siedzia z niewinnym umieszkiem na wargach. Richard take si umiechn na przekr samemu sobie. Spaaszowa ze smakiem polewk. Potem Zedd zjad kawaek sera, podkrelajc swoje upodobanie a Kahlan - kawaeczek chleba. Chleb by pyszny. Dziewczyna z zadowoleniem przyja pochwa Richarda. Posiek si koczy, czas byo powrci do powaniejszych spraw. - Pojawia si nastpna bojwka? - spyta chopak. - Nie. Obawiam si tego, ale Zedd czyta dla mnie w chmurach i powiedzia, e maj jakie kopoty, bo zniknli. - To prawda? - Zerkn z ukosa na starego.

- Prawdziwe jak szczere zoto. Zedd zawsze tak mwi, eby mu poprawi humor i eby chopak wiedzia, i stary przyjaciel jest z nim zupenie szczery. Richard by ogromnie ciekaw, w jakie to tarapaty wpadli kolejni zabjcy. Chopak, czy chcia tego, czy nie, zmieni panujcy nastrj. Wyczuwa niecierpliwo Kahlan i Zedda. Czekajc, dziewczyna usiada prosto i pooya rce na kolanach. Richard si ba, e jeli nie rozegra waciwie caej sprawy, to Kahlan zrobi to, po co tu przysza, a on nie bdzie mia na to adnego wpywu. Skoczy je i odsun miseczk; napotka wzrok Zedda. Starzec ju nie by wesolutki, ale nie dawa pozna, co myli. Czeka. Teraz kolej na Richarda, i ju si nie bdzie mg wycofa. - Zedd, przyjacielu - zacz - potrzebna jest twoja pomoc, eby powstrzyma Rahla Pospnego. - Wiem. Chcecie, ebym wam odnalaz czarodzieja. - Nie, to ju nie bdzie konieczne. Ju go znalazem. - Poczu pytajcy wzrok Kahlan, lecz nie oderwa oczu od Zedda. - To ty jeste owym potnym czarodziejem. Dziewczyna chciaa wsta. Richard, nie spuszczajc starca z oka, chwyci j za rami i zmusi, eby usiada. Zedd nie okaza adnej emocji. - Dlaczego tak sdzisz, Richardzie? - spyta spokojnym, opanowanym gosem. Chopak wzi gboki oddech, a wypuszczajc powoli powietrze z puc, pooy donie na stole i splt palce. - Kiedy Kahlan opowiedziaa mi dzieje trzech krain - zacz wpatrzony w swoje donie - dowiedziaem si, e postpowanie Rady sprawio, i czarodziej uzna, e jego ona i crka nadaremnie zginy z rk bojwki. Wybra wic dla rajcw najgorsz kar: zostawi ich, by ponieli konsekwencje swoich uczynkw Brzmiao to tak, jakby opowiadaa o tobie, ale nie miaem cakowitej pewnoci. Musiaem wykry prawd. Kiedy pierwszy raz ujrzae Kahlan, rozgniewae si, e a tu przybya z Midlandw. Powiedziaem ci wwczas, e zaatakowaa j bojwka. Obserwowaem twoje oczy. Ich wyraz mnie przekona, e miaem racj. Tak patrze mg tylko kto, komu tamci zabili najbliszych. A potem zupenie inaczej traktowae Kahlan. Takie wspczucie mg okaza wycznie ten, kto sam dowiadczy podobnego okropiestwa. Wci jednak nie dowierzaem swojemu instynktowi. Czekaem. - Najwikszy bd popenie, mwic jej, e tu jest bezpieczna. - Chopak podnis gow i spojrza Zeddowi w oczy. - Nie skamaby, zwaszcza w takiej sprawie. Wiedziae, czym jest bojwka. Jake starzec mgby kogo obroni przed mordercami, gdyby si nie uciek do pomocy magii? Zwyky starzec by tego nie potrafi, lecz stary czarodziej - tak. Sam

powiedziae, e nigdzie nie mona wypatrzy nastpnej bojwki. Wpadli pono w jakie tarapaty. Co mi si wydaje, e si nimi zaj pewien czarodziej. Dotrzymae sowa. Jak zawsze. - Richard umilk na moment i podj agodniejszym tonem: - Zawsze wiedziaem, e jeste kim wicej, ni si przyznajesz, e jeste wyjtkowym czowiekiem. Byem dumny z tego, e zaszczycie mnie swoj przyjani. Wiedziaem, e zrobisz wszystko, eby mnie ocali, gdyby co zagraao mojemu yciu. Ja zrobibym to samo dla ciebie. Powierzam ci swoje ycie, jest w twoich rkach. Wolaby nie wpdza starego przyjaciela w tak puapk, lecz nie mia wyboru: niebezpieczestwo grozio wszystkim ywym istotom. Zedd wspar donie na stole, pochyli si do przodu. - Jeszcze nigdy nie byem z ciebie taki dumny, Richardzie - rzek. - Znakomicie si spisae. - Wsta, podszed do chopaka i serdecznie si uciskali. - I jeszcze nigdy nie byo mi ciebie tak al. - Przytuli go mocniej. - Usid. Zaraz wrc. Mam co dla ciebie. Siedcie tu i czekajcie na mnie. Starzec sprztn ze stou i zanis naczynia do domu. Kahlan patrzya na niego z zatroskaniem. Richard sdzi, e bdzie szczliwa, gdy odnajdzie czarodzieja, lecz bya bardziej wystraszona nili przedtem. Wszystko ukadao si inaczej, ni tego oczekiwa. Ukaza si Zedd, niosc jaki dugi przedmiot. Kahlan poderwaa si z awki. Richard uwiadomi sobie, e starzec zaciska do na pochwie miecza. Dziewczyna zagrodzia drog Zeddowi i chwycia go za szat. - Nie czy tego - prosia desperacko. - To nie moja decyzja. - Prosz, Zedd, wyznacz kogo innego, nie Richarda. - Kahlan! Ostrzegaem ci przecie. Mwiem, e sam si ujawni. Zginiemy, jeli wyznacz kogo innego zamiast waciwej osoby. Mw, jeli znasz inn moliwo! Starzec odsun dziewczyn, podszed do stou i rzuci chopakowi miecz. Richard podskoczy. Spojrza w oczy pochylonego nad stoem Zedda. - To naley do ciebie - powiedzia czarodziej, a Kahlan odwrcia si do nich tyem. Chopak popatrzy na miecz. Srebrzyst pochw zdobiy zote faliste linie. Stalowa plecionka gardy lnia gronie. Wok rkojeci misternie wi si srebrzysty prek. Przepleciona ze zocista ni tworzya sowo PRAWDA. To na pewno miecz krla, pomyla Richard. Nigdy nie widzia tak wspaniaego ora. Chopak powoli wsta. Zedd uj tylny koniec pochwy, skierowa ku Richardowi

rkoje miecza. - Dobd go. Richard, jak w transie, zacisn palce na rkojeci miecza i wysun go z pochwy. Ostrze zadwiczao metalicznie. Nigdy nie syszaem, eby miecz tak dwicza, pomyla chopak. Zacisn do na rkojeci. Wyczu, jak w ciao wpija mu si, umieszczone po obu stronach uchwytu, sowo PRAWDA. O dziwo, miecz by jak wykuty dla niego i wietnie wywaony. Pewna cz ja Richarda nareszcie znalaza dopenienie. Chopak poczu, jak budzi si w nim gniew, jak szuka, w czyj stron go skierowa. Da o sobie zna ukryty za koszul zb. Gniew Richarda si wzmaga i budzi ukryt w mieczu moc, swoje bliniacze odczucie. Do tej pory uczucia chopaka stanowiy odrbn cao. Teraz czu si tak, jakby oywao ich lustrzane odbicie. Przeraajca zjawa. Jego gniew czerpa siy z mocy pyncej z miecza i zarazem j wzmaga. Bliniacze odczucia kbiy si w Richardzie. Chopak mia wraenie, e jest bezradnym widzem, ktrym powoduj przemone potgi. To byo przeraajce i jednoczenie pocigajce. Straszliwy gniew i oszaamiajce obietnice. Wspaniae, niesamowite emocje splatay si i stapiay z gniewem. Richard z caych si stara si opanowa szarpic nim furi. By bliski paniki. Bliski zatracenia si. Zeddicus Zul Zorander odchyli w ty gow, unis rozpostarte ramiona i zawoa ku niebu: - Ostrzegam ywych i umarych!!! Poszukiwacz prawdy podj obowizek!!! Bkitne niebiosa odpowiedziay gromem, ktry wstrzsn ziemi i potoczy si ku granicy. Kahlan pada na kolana przed Richardem, nisko pochylia gow, splota rce za plecami. - lubuj, i bd chroni Poszukiwacza nawet za cen ycia! Zedd uklk obok dziewczyny, skoni gow i powtrzy za ni: - lubuj, i bd chroni Poszukiwacza nawet za cen ycia! Richard sta przed nimi, zaciskajc do na rkojeci Miecza Prawdy. Oczy mia szeroko rozwarte ze zdumienia. - Kim, na wszystkich bogw, jest Poszukiwacz, Zeddzie? - wyszepta.

Rozdzia dziewity Zedd wsta z trudem, poprawi szaty i wycign do do wpatrzonej w ziemi Kahlan. Dziewczyna rwnie si podniosa. Min miaa strapion. Starzec patrzy na ni bacznie, lecz daa znak, e nic jej nie jest, wic odwrci si ku chopakowi. - Kim jest Poszukiwacz? Dobre pierwsze pytanie w twojej nowej roli, ale trudno na nie zwile i szybko odpowiedzie. Richard spojrza na lnicy miecz w swojej doni. Wcale nie by pewny, czy chce mie z nim do czynienia. Wsun kling do pochwy, rad, e uwolni si od kbowiska niesamowitych uczu, i uj or w obie donie. - Nigdy wczeniej tego nie widziaem, Zeddzie. Gdzie go ukrywae? - W domu, w szafce. - Starzec umiechn si dumnie. - Tam nie ma nic oprcz naczy, rondli i tych twoich proszkw. - Chopak spojrza na z niedowierzaniem. - Nie w tej szafce - odpar Zedd, ciszajc gos, jakby nie chcia, eby kto ich podsucha - ale w moim sekretarzyku czarodzieja! - Nigdy nie widziaem adnej innej szafki - upiera si gniewnie chopak. - Do licha! Richardzie! I wcale nie miae zobaczy! Przecie to czarodziejski mebel! Jest niewidzialny! Richardowi zrobio si gupio. - A jak dugo masz ten miecz? - Bo ja wiem, co ze dwanacie lat. - Zedd niedbale machn rk, jakby odpdza owo pytanie. - Skd go wzie? - Wyznaczanie Poszukiwacza naley do czarodzieja - rzek twardo starzec. - Wysoka Rada przywaszczya sobie t powinno. Wcale im nie zaleao na odszukaniu waciwego czowieka. Mianowali tego, kto im by akurat potrzebny, albo tego, ktry wicej oferowa. Miecz naley do Poszukiwacza przez cae jego ycie lub przez czas, na ktry dana osoba decyduje si by Poszukiwaczem. W trakcie czekania na nowego Poszukiwacza Miecz Prawdy naley do czarodziei. Konkretnie mwic, do mnie, wyznaczenie Poszukiwacza jest bowiem moj powinnoci. Go, ktry mia go ostatni... - Zedd spojrza w niebo, jakby tam szuka odpowiedniego sowa - wda si w afer z wiedm. By zajty czym innym, wrciem wic do Midlandw i odebraem to, co moje. Teraz naley do ciebie. Richard czu si tak, jakby go wcigano w co bez jego woli. Spojrza na Kahlan. Znw miaa nieprzeniknion min. - To po to tu przysza? Do tego chciaa nakoni czarodzieja?

- Tak, Richardzie, chciaam, eby czarodziej wyznaczy Poszukiwacza. Lecz nie wiedziaam, e to ty nim bdziesz. Chopak mia wraenie, e si znalaz w puapce. Patrzy to na Zedda, to na dziewczyn. - Mylicie, e nas wszystkich ocal. Tak wanie sdzicie: e powstrzymam Rahla Pospnego. Mam zrobi co, czego nie potrafi dokona czarodziej?! Strach rs w Richardzie, ciska go za gardo. Zedd podszed do chopaka i obj go pocieszajco. - Spjrz w niebo, Richardzie. I powiedz mi, co widzisz. Chopak usucha i zobaczy wowat chmurk. Nie musia odpowiada; starzec wbi kociste palce w jego rami. - Chod. Usidziemy i powiem ci to, co musisz wiedzie. Potem sam zadecydujesz, co powiniene czyni. Chod. Drugim ramieniem Zedd obj Kahlan i poprowadzi obydwoje ku stojcemu przed domem stoowi. Starzec usiad naprzeciwko modych. Richard pooy miecz na stole, pomidzy sob a czarodziejem, na znak, e ostateczna decyzja jeszcze nie zapada. - Istnieje magia - zacz Zedd - staroytna i niebezpieczna, niesychanie potna magia. Zaczerpnito jaz ziemi, z samej istoty ycia, i uwiziono w trzech pojemnikach zwanych szkatuami Ordena. Jest upiona, dopki kto owych szkatu nie otworzy, nie wczy ich do gry, jak to si zwyko mwi. A nie jest to wcale proste. Musi to by osoba o wielkiej wiedzy, zdobytej podczas dugich studiw, i posiadajca znaczn moc. Gdy taka osoba zdobdzie cho jedn szkatu, to moe roci sobie prawo do magii Ordena. Ma rok na otwarcie pierwszej szkatuy, liczony od chwili podjcia takiej decyzji, lecz w kto musi mie wszystkie szkatuy, zanim otworzy cho jedn. Otwarcie jednej nic nie da, trzeba mie wszystkie trzy. Jeeli owa osoba nie zdobdzie wszystkich trzech i nie otworzy jednej w wyznaczonym czasie, to owa magia odbierze jej ycie. Nie ma odwrotu. Rahl Pospny musi otworzy jedn ze szkatu lub umrze. Jego rok upywa pierwszego dnia zimy. Na twarzy Zedda malowaa si determinacja. Pochyli si lekko ku przodowi. - Kada szkatua kryje inn moc - podj - uwalnian, gdy kto otworzy wieko. Jeli Rahl otworzy waciw szkatu, to zdobdzie magi Ordena, wadz nad yciem, wadz nad tym, co oywione i co umare. Bdzie mia niekwestionowan wadz i moc. Cakowit wadze nad wszystkimi ludmi. Bdzie mj zabi kadego, kto mu si nie spodoba, zabi myl, w wybrany przez siebie sposb, bez wzgldu na to, gdzie ten nieszcznik si znajduje.

- To jaka straszliwie diabelska magia - wtrci Richard. Zedd odchyli si w ty, zdj donie ze stou. Potrzsn gow. - Nie, wcale nie. Magia Ordena to moc ycia. Po prostu istnieje, jak wszystkie inne moce. To posiadacz decyduje, jak j wykorzysta. Magi Ordena mona zastosowa do leczenia chorych, do agodzenia konfliktw, do osigania dobrych zbiorw. Wszystko zaley od tego, kto z niej korzysta. Sama moc nie jest ani dobra, ani za - po prostu istnieje. To czowiek decyduje, co z ni zrobi. Chyba wszyscy wiemy, jaki uytek zrobi z niej Rahl Pospny. Zedd, jak to mia w zwyczaju, zamilk na chwil, eby Richard mg przemyle to, co usysza. Na szczupym obliczu starca malowaa si determinacja. Kahlan te bya zdecydowana w peni uwiadomi chopakowi zowieszczo tego, o czym mwi Zedd. Richard, oczywicie, wcale nie musia si niczego domyla, bo wszystko wiedzia z Ksigi Opisania Mrokw. Ksiga nie pozostawiaa adnych zudze, niczego nie pomijaa. Tote chopak wietnie wiedzia, e Zedd ledwo napomkn o kataklizmie, jaki nastpi, jeli Rahl Pospny otworzy waciw szkatu. Wiedzia te, co si stanie, jeli zostanie otwarta ktra z pozostaych szkatu, lecz nie mg zdradzi nieoczekiwanej wiedzy, tote zapyta: - A jeli Rahl otworzy ktr z pozostaych szkatu? Zedd oczekiwa tego pytania. Znw si pochyli w przd. - Jeli otworzy nie t szkatu, zginie. Magia si o niego upomni. Umrze w mgnieniu oka, ot tak. - Starzec pstrykn palcami. - Zniknie zagroenie. Bdziemy bezpieczni. Nachyli si jeszcze bardziej i twardo spojrza na Richarda. - Otworzy drug z niewaciwych szkatu, a wszystko: kady owad, czowiek, kade dbo trawy i kade drzewo, wszystko, co yje - spopieli si. Zniknie wszelkie ycie. Magia Ordena to bliniacza siostrzyca ycia. Wszystko, co yje, nosi w sobie ziarno mierci, wic i owa magia czy si nie tylko z yciem, ale i ze mierci. Starzec wyprostowa si sztywno, zdruzgotany wasn opowieci o zagraajcych niebezpieczestwach. Richard ju to wszystko wiedzia, jednak sowa starca poraziy i jego. To, co usysza, wydawao si bardziej realne od przeczytanego i wyuczonego na pami tekstu. Kiedy czyta ksig i uczy si jej, wszystko mu si wydawao takie abstrakcyjne, hipotetyczne, jakby si nigdy nie miao wydarzy. On, Richard, mia tylko przechowa ow wiedz w pamici do powrotu prawowitego waciciela ksigi, Teraz chciaby si podzieli z Zeddem tym, co wie, lecz wizaa go przysiga zoona ojcu. Nakazywaa cakowite milczenie i zakazywaa wypytywania o to, co i tak wiedzia, eby nikt nie podejrzewa, e zna ksig.

- Skd Rahl bdzie wiedzia, ktr szkatu ma otworzy? Czarodziej poprawi rkawy szaty i zapatrzy si w swoje oparte o st donie. Powiedzia: Ten, kto siga po szkatuy Ordena, zdobywa zarazem pewn zastrzeon informacj. By moe podaje ona, ktr szkatu otworzy. Hmm, to miao sens. Ksig zna tylko jej prawowity stranik i jak si okazao - ten, kto siga po szkatuy Ordena. Ksiga o tym nie wspominaa, lecz to si wydawao logiczne. Richard dozna szoku: Rahl Pospny ciga go z powodu ksigi! Chopak ledwo sysza to, co Zedd teraz mwi. - Rahl jednak uczyni co niezwykego, co, czego nikt nie oczekiwa. Ujawni swoje roszczenia, zanim zdoby wszystkie trzy szkatuy. Sowa czarodzieja natychmiast pobudziy uwag Richarda. - Wic albo jest gupi, albo bardzo pewny siebie. - Pewny siebie - odpar starzec. - Dwa wane powody skoniy mnie do opuszczenia Midlandw. Po pierwsze to, e Wysoka Rada przywaszczya sobie prawo wyznaczania Poszukiwacza. Po drugie to, e nie przykadali naleytej wagi do szkatu Ordena. Wszyscy uznali, e to tylko legenda i e ten stary gupiec, czyli ja, wmawia im, e to prawda. Nie chcieli zwaa na moje ostrzeenia. - Zedd hukn pici w st, a Kahlan podskoczya. Wymiali mnie! - zagrzmia, a okolona siwymi wosami twarz poczerwieniaa z gniewu. Chciaem, eby szkatuy przechowywano oddzielnie, jedn daleko od drugiej, pod oson zakl; tak ukryte i schowane, eby ju nikt ich nie odnalaz. Rada za chciaa je da na przechowanie rnym wanym personom. Jako trofea, ktrymi mona si szczyci. Jako zapat za aski i obietnice. To, oczywicie, wydawao szkatuy na up zachannych apsk. Nie mam pojcia, co si dziao ze szkatuami Ordena przez te wszystkie lata. Rahl ma co najmniej jedn z nich, lecz nie wszystkie trzy. Przynajmniej jeszcze do tej pory nie ma trzech. - Oczy Zedda paay. - Rozumiesz, Richardzie? Wcale nie musimy wyruszy przeciwko Rahlowi Pospnemu. Wystarczy, e odnajdziemy jedn ze szkatu, zanim on to zdy uczyni. - I uchroni j przed nim, co si moe okaza o wiele trudniejsze ni odszukanie powiedzia dobitnie chopak. Wtem co mu przyszo na myl. - Czy jedna ze szkatu moe by w Westlandzie, Zeddzie? - Mao prawdopodobne. - Dlaczego? - Nigdy ci nie mwiem, e jestem czarodziejem, Richardzie - podj z wahaniem starzec - bo o to nie pytae, wic w tej sprawie ci nie okamywaem. Skamaem tylko raz.

Powiedziaem, e si tu zjawiem, zanim powstay granice. W rzeczywistoci nie mogem tego uczyni. eby Westland by istotnie wolny od magii, nie mg tu przebywa aden czarodziej, dopki nie powstan granice. Potem ju mg si zjawi. Musiaem wic zosta w Midlandach, a to si dokonao, i dopiero wwczas mogem tutaj przej. - Kady ma swoje mae tajemnice. Nie zazdroszcz ci twoich. Do czego zmierzasz? - Do tego, e adna ze szkatu nie moga si tu znale, zanim powstay granice, bo zawarta w nich magia nie pozwoliaby na powstanie owego rozdzielajcego pasa. Wszystkie trzy byy w Midlandach, ja nie przeniosem adnej z nich, z tego wynika wic, e wci tam musz by. Richard rozwaa sowa starca i czu, jak ganie w nim ostatnia iskierka nadziei. Wrci do bliszych spraw. - Wci jeszcze mi nie powiedziae, kim jest Poszukiwacz. I co to ma ze mn wsplnego. - Poszukiwacz odpowiada tylko przed samym sob, sam stanowi prawo. Miecz Prawdy naley do niego i to on decyduje, kiedy si nim posuy. Moe zada od kadego, aby ten odpowiedzia za swoje uczynki. - Zedd unis do, powstrzymujc pytania i wtpliwoci Richarda. - Wiem, e to niejasne. Trudno to wytumaczy, jak kad inn moc zreszt. Ju ci mwiem, e to, czym jest sama moc, zaley od osoby, ktra si ni posuguje. I dlatego tak niezmiernie istotne jest znalezienie odpowiedniej osoby, osoby, ktra mdrze i odpowiedzialnie posuy si ow potg. Poszukiwacz, Richardzie, zajmuje si dokadnie tym, co implikuje to sowo: szuka. Szuka odpowiedzi. Sam decyduje, w jakich sprawach. Jeli jest odpowiedni osob, to si zajmie rozwizywaniem kwestii mogcych przynie korzy innym, a nie tylko jemu. Poszukiwacz powinien mie swobod prowadzenia wasnych docieka, podrowania dokd zechce, zadawania pyta i uzyskiwania informacji, znajdowania odpowiedzi na interesujce go pytania oraz, jeeli tak trzeba, czynienia tego, co konieczne. - Czyby mi prbowa powiedzie, e Poszukiwacz jest zabjc?! - niemal krzykn Richard. - Nie okami ci, Richardzie. Zdarzao si, e tak wanie byo. Twarz chopaka spurpurowiaa. - Nie bd morderc!!! - Ju mwiem, e to Poszukiwacz decyduje, kim jest. - Zedd wzruszy ramionami. Z zaoenia jest sug i wykonawc Sprawiedliwoci. Nic wicej nie wiem, bo nigdy nie byem Poszukiwaczem. Nie mam pojcia, co si dzieje w ich umysach, wiem jedynie, kto

jest waciw osob. - Starzec znw podcign rkawy i bacznie obserwowa Richarda. - To nie ja wybieram Poszukiwacza, mj chopcze. Prawdziwy Poszukiwacz sam si ujawnia. A ja wwczas wskazuj waciw osob. Od lat bye Poszukiwaczem, cho o tym nie wiedziae. Obserwowaem ci i dobrze to widziaem. Zawsze szukasz prawdy. A co niby robie w wysokim Ven? Starae si dowiedzie, co to za liana i skd si wzia oraz kto zabi twojego ojca. Moge to pozostawi innym, majcym lepsze kwalifikacje (i pewnie tak by si stao), ale to byoby wbrew twojej naturze, naturze Poszukiwacza. Oni nie zostawiaj Spraw innym, sami chc je rozwiza. Kiedy Kahlan powiedziaa, e szuka czarodzieja, ktry zgin, zanim przysza na wiat, musiae odkry, o kogo chodzi, i znalaze go. - Lecz tylko dlatego... - To nie ma znaczenia - przerwa mu Zedd. - Wane jest tylko jedno: uczynie to. Uratowaem ci dziki korzeniowi, ktry znalazem. Jakie to ma znaczenie, e z atwoci go odnalazem? adnego. Czy byby bardziej ywy, gdyby znalezienie korzenia przyszo mi z wielk trudnoci? Nie. Znalazem go i yjesz. Tylko to si liczy. Tak samo jest z Poszukiwaczem. Nie ma znaczenia, jak znajduje odpowied, wane jest, e to czyni. Nie ma adnych prawide, ju to mwiem. Jest wiele spraw, ktre musisz rozwiza. Nie wiem, jak to zrobisz, i nic mnie to nie obchodzi, wane jest, by to uczyni. Jeeli powiesz: O, to pestka!, to tym lepiej, bo nie mamy zbyt wiele czasu. - Jakie sprawy? - sposzy si chopak. Zedd umiechn si, oczy mu zabysy. - Mam pewien plan, ale najpierw musisz znale sposb przedostania si na drug stron granicy. - Co takiego! - Chopak podrapa si po gowie, pomrukujc co pod nosem. Spojrza na starca. - Jeste czarodziejem i maczae palce w ustanowieniu granicy. Dopiero co mwie, e si przez ni przeprawie, eby odzyska miecz. Kahlan przesza przez granic z pomoc czarodziei. Ja nic nie wiem o tej tam granicy! Skoro oczekujesz ode mnie odpowiedzi, oto i ona: Jeste czarodziejem, Zedd, wic przenie nas przez granic! - Nie. - Starzec potrzsn gow. - Powiedziaem na drug stron granicy, a nie poprzez granic. Wiem, jak przez ni przej, lecz nie mona tego zrobi. Rahl tylko na to czeka. Zabije nas, gdy wejdziemy w t stref. Jeli bdziemy mie szczcie, Musimy si dosta na drug stron, nie przechodzc przez te tereny. To zasadnicza rnica. - Przykro mi, Zedd, ale to niemoliwe. Nie mam pojcia, jak to zrobi. Jak to rozwiza. Granica to zawiaty. Skoro nie moemy przez ni przej, to jestemy tu uwizieni. Granica jest przecie po to, by szczelnie oddziela krainy. - Richard czu si bezradny. Liczyli na niego, a on nie potrafi rozwiza tej kwestii.

- Zbyt pospiesznie si ganisz - powiedzia agodnie Zedd. - A co bdzie, gdy przyjdzie do radzenia sobie z trudniejszymi sprawami? Richard wiedzia, o czym starzec napomyka, lecz zmilcza, bo to go jeszcze bardziej pograo. Czarodziej unis brew i czeka. Chopak uparcie milcza, patrzy w st i stuka kciukiem o drewniany blat. - Myl o rozwizaniu, a nie o problemie. Postpujesz dokadnie odwrotnie. Koncentrujesz si na tym, dlaczego jest to niemoliwe. Nie mylisz o rozwizaniu. Chopak wiedzia, e Zedd ma racj, lecz drczyo go co jeszcze. - Chyba nie mog zosta Poszukiwaczem. Nic nie wiem o Midlandach. - Czasem atwiej podj decyzj, jeli si nie jest obarczonym wiedz o przeszoci odpar zagadkowo czarodziej. - Nie znam tamtych stron. Zgubi si. - Nie, nie zgubisz si. - Kahlan pooya do na ramieniu chopaka. - Znam Midlandy lepiej ni ktokolwiek. Wiem, gdzie jest bezpiecznie, a gdzie nie. Bd twoj przewodniczk. Nie zgubisz si. To ci mog obieca. Richard spojrza w zielone oczy dziewczyny i znw opuci wzrok na st. Mg j zawie i to sprawio mu przykro. Wcale nie sdzi, e dziewczyna i Zedd susznie pokadaj w nim tak wiar. Nie mia pojcia o Midlandach i o magii, nie wiedzia ani jak odszuka te szkatuy, ani jak powstrzyma Rahla Pospnego. Nie mia o tym wszystkim zielonego pojcia! A na pocztek mia ich przenie na drug stron granicy! Wiem, Richardzie, i uwaasz, e le czyni, obarczajc ci tak odpowiedzialnoci, lecz to nie ja ci wybraem. To ty sam dae si pozna jako Poszukiwacz. Ja to tylko, by tak rzec, uprawomocniem. Jestem czarodziejem od bardzo dawna, wic moesz mi wierzy, kiedy mwi, e potrafi rozpozna waciw osob - Zedd sign ponad stoem, ponad mieczem i pooy do na rce chopaka. Oczy mia smutne. Rahl Pospny ci ciga. Osobicie. Jest tylko jeden powd: dziki informacjom, ktre uzyska, wie, e jeste Poszukiwaczem, i szuka ci, bo chce wyeliminowa zagroenie. Richard a mrugn ze zdumienia. Moe Zedd ma racj. Moe dlatego Rahl go szuka. A moe nie. Starzec nic nie wiedzia o ksidze. Chopakowi si zdawao, e kbice si myli rozsadz mu gow, nie mg usiedzie na miejscu. Wsta i zacz chodzi, zastanawiajc si nad tym wszystkim, Zedd skrzyowa ramiona na piersi. Kahlan wspara okie o st. Obydwoje w milczeniu obserwowali Richarda. Ognik powiedzia: znajd odpowied albo zginiesz, duma chopak. Wcale nie mwi, e mam zosta jakim Poszukiwaczem. Przecie mog znale odpowied na swj wasny

sposb, jak zawsze. I bez miecza odgadem, kto jest czarodziejem - to wcale nie byo takie trudne. Co jest zego w przyjciu miecza? Co w tym niewaciwego? Przecie to gupota, odrzuca kade wsparcie. Przecie to Poszukiwacz decyduje, do czego posuy miecz: czemu by wic nie uy go w susznej sprawie? Wcale nie musi zosta morderc albo kim w tym rodzaju. Posuy si mieczem, by im pomc. Tylko w tym celu, w adnym innym. Lecz Richard wiedzia, czemu nie chcia przyj miecza. Nie odpowiadao mu to, czego dozna, wycigajc go z pochwy. Dobrze lea mu w doni i to chopaka zaniepokoio. Obudzi w nim gniew, przeraajcy gniew i sprawi, e Richard dowiadczy czego, czego dotd nie zna. Najbardziej go niepokoio, e to wszystko wydawao si zupenie suszne, cakowicie usprawiedliwione. A chopak nie chcia uwaa gniewu za usprawiedliwiony, nie chcia traci nad nim kontroli. Gniew by godny potpienia. Tego nauczy Richarda ojciec. Gniew zabi mu matk. Zamkn swj gniew w okrelonym miejscu umysu i nigdy tam nie zaglda. Nie, o nie; zrobi to na swj sposb, bez miecza. Nie potrzebuje go i wywoywanej przez niego udrki. Richard popatrzy na Zedda, ktry siedzia z rkami skrzyowanymi na piersi i obserwowa go; soneczny blask uwypukla gbokie zmarszczki na jego twarzy. Znajome rysy wydaway si nieco odmienione. Wydawa si bardziej stanowczy i nieugity - jak przystao na czarodzieja. Spojrzeli sobie w oczy. Chopak Podj decyzj. Odmwi przyjacielowi. Zostanie przy nich i pomoe. Przecie i jego ycie od tego zaleao. Ale nie bdzie Poszukiwaczem. Zanim zdy powiedzie cho sowo, odezwa si Zedd: - Powiedz Richardowi, Kahlan, jak Rahl Pospny przesuchuje ludzi - gos mia cichy, spokojny. Nie spojrza na dziewczyn lecz wpatrywa si w oczy chopaka. - Prosz, Zedd - szepna ledwie dosyszalnie Kahlan. - Powiedz mu - nalega. - Powiedz mu, do czego suy Rahlowi w zakrzywiony n, ktry nosi u pasa. Richard oderwa oczy od oczu starca, spojrza na poblad twarz dziewczyny. Po chwili spojrzaa na niego smutnymi, zielonymi oczami i daa znak, by podszed do niej. Zamar na moment, a potem podszed i uj jej do. Pocigna go ku sobie, Usiad twarz ku niej i czeka, cho si lka tego, co usyszy. Kahlan przysuna si, zaoya za ucho krnbrne pasemko wosw. Patrzya na praw rk Richarda, ktr uja w donie, przesuwajc po niej kciukami. Palce miaa mikkie, delikatne. Do chopaka wydawaa si wielka w jej drobnych rczkach. Odezwaa si cichym gosem, nie patrzc na Richarda. - Rahl Pospny praktykuje staroytn magi zwan antropomancj. Odczytuje odpowiedzi z wntrznoci ywych ludzi.

Chopak poczu, jak rozpala si w nim gniew. - Uzyskuje co najwyej tak lub nie na jedno pytanie, niekiedy jakie imi cigna dziewczyna. - To jego ulubiona metoda przesucha i nie rezygnuje z niej. Przepraszani ci, Richardzie. Wybacz, e ci to powiedziaam. Richard przypomnia sobie dobro i yczliwo ojca, jego miech, mio, przyja, czas, ktry spdzali wsplnie przy tajemnej ksidze. Tysice drobnych wspomnie przemkno przez umys chopaka, powodujc udrk i bl. Obrazy i dwiki przeytych chwil zblaky i rozwiay si. Znw ujrza krwawe plamy na pododze, poblade twarze ludzi, ktrzy znaleli ojca, poczu bl i przeraenie, ktre byy jego udziaem. Przypomnia sobie opowie Chasea. Nie prbowa odpdzi tych wspomnie, wprost przeciwnie przywoywa je, szuka ich. Rozpamitywa kady szczeg, drczy si tym. Zapon w nim bl i wzmaga si coraz bardziej. Chopak wyobrazi sobie odraajc posta Rahla Pospnego, z rkami ociekajcymi purpurow krwi. Rahl sta nad ciaem ojca Richarda i trzyma w doni poyskujce czerwonawo ostrze. Przypatrywa si owej wizji, uzupenia j, wypala w pamici. A staa si kompletna. Zdoby odpowied. Wiedzia, co si wydarzyo. Jak umar ojciec. Do tej pory poszukiwa wycznie tego - odpowiedzi. Nigdy, w caym swoim dotychczasowym yciu, nie wyszed poza to pragnienie, nigdy nie chodzio mu o nic innego. Teraz, w jednej straszliwej chwili, wszystko si zmienio. Runy bariery blokujce gniew, znikna samokontrola. Pomienna furia zmiota to, co day lata racjonalnego mylenia. Palce promienie zamiy jasno umysu. Richard sign po Miecz Prawdy, zacisn palce na pochwie. Zaciska je mocniej i mocniej, a zbielay mu kykcie. Z caej siy zaci zby. Oddycha ciko, urywanie. Nie widzia tego, co go otaczao. Miecz odpowiedzia pomieniem gniewu, lecz tym razem nie z wasnej woli, a na wezwanie Poszukiwacza. Chopak przeywa mki, wiedzc, co przydarzyo si ojcu, lecz owa wiedza wymuszaa rozwizanie. Pragn tego, o czym kiedy nawet by sobie nie pozwoli pomyle. dza zemsty zmiota wszelkie inne odczucia. W tym momencie Richard pragn jednego, marzy o jednym, obchodzio go tylko jedno: zabi Rahla Pospnego. Nic innego nie miao znaczenia. Oderwa jedn do od pochwy miecza i zacisn j na rkojeci, by doby bro. Do Zedda powstrzymaa rk mciciela. Rozwcieczony przeszkod Poszukiwacz wbi wzrok w starca. - Richardzie - przemwi agodnie Zedd. - Uspokj si, Richardzie. Poszukiwacz

gniewnie patrzy w oczy tamtego, minie gray mu pod skr. Co w jego umyle ostrzegao, prbowao przej kontrol. Zignorowa ostrzeenie. Pochyli si ponad stoem ku czarodziejowi, zgrzytn zbami. - Przyjmuj obowizki Poszukiwacza - oznajmi. - Uspokj si, Richardzie - powtrzy Zedd. - Ju dobrze. Odpr si. Usid. Rzeczywisto wtargna do umysu chopaka. Odrobin powcign pragnienie umiercenia Rahla, lecz nie pomienn furie. Znikny wszelkie bariery, ktre tamoway gniew. Znw postrzega otaczajcy go wiat, lecz patrzy na niego innymi oczami. Oczami, ktre zawsze mia, lecz ba si przez nie spojrze: oczami Poszukiwacza. Richard zda sobie spraw, e stoi. Nie wiedzia, e wsta. Usiad przy Kahlan, puci miecz. Jaka czstka jego umysu odzyskaa kontrol nad gniewem. Lecz nie w takim stopniu, jak Przedtem. Nie odpdzia gniewu, nie otoczya barierami - uciszya tylko, aby by w pogotowiu, gdy bdzie potrzebny. Wrcio co z dawnego ja chopaka, uspokajao go, przywracao normalny oddech, zdolno jasnego mylenia. Po raz pierwszy Richard nie wstydzi si swojego wybuchu gniewu, czu si wyzwolony i oczyszczony. Siedzia spokojnie, rozlunia si powoli. Spojrza na opanowan, pen spokoju twarz Zedda, okolon biaymi jak mleko wosami. Starzec obserwowa uwanie Richarda a teraz obdarzy go leciutkim umiechem. - Gratuluj - powiedzia. - Wanie zdae ostatni egzamin na Poszukiwacza. - Co masz na myli? - Richard zmiesza si. - Przecie ju mnie ogosie Poszukiwaczem. Zedd z wolna potrzsn gow. - Przecie mwiem. Czyby nie sucha? Poszukiwacz sam si ogasza. Zanim moge nim zosta, musiae przej ostateczn prb. Udowodni mi, e potrafisz si posugiwa caym swoim umysem. Blokowae swj gniew. Musiaem si przekona, czy potrafisz go uwolni i przywoa. Widziaem przedtem, jak ogarnia ci gniew, lecz zawsze go odpdzae, nie pozwalae mu wybuchn. Poszukiwacz, ktry by tumi swj gniew, byby bezradny. Bo to wanie moc gniewu pcha go do zwycistwa. Pozbawiony owej mocy odrzuciby miecz, a ja bym ci na to pozwoli, bo nie miaby tego, co niezbdne Poszukiwaczowi. Ale to ju nie ma znaczenia. Udowodnie, e ju nie jeste niewolnikiem dawnych lkw. Musz ci jednak przestrzec. Wane jest, by potrafi wykorzysta swj gniew, lecz rwnie znaczce jest to, by go umia powcign. Zawsze to potrafie. Nie zatra tego teraz. Mdrze decyduj, ktr drog obra. Niekiedy uwolnienie gniewu jest gorszym bdem ni powcignicie go.

Richard przytakn z powag. Rozmyla o tym, co czu, trzymajc miecz, kiedy targa nim gniew, jak czerpa z niego dodatkow moc; o wyzwalajcym, oczyszczajcym poddaniu si owemu ywioowemu uczuciu, pyncemu z miecza i poncemu w gbi jego, Richarda, umysu. - Miecz jest magiczny - powiedzia wymijajco. - Czuem to. - Owszem. Lecz magia to takie samo narzdzie jak kade inne, Richardzie. Kiedy ostrzysz n, to po prostu go przygotowujesz do wypenienia jakiego zadania. To samo z magi. Wyostrza zamiary. - Oczy starca byy jasne, uwane. - Niektrzy ludzie bardziej si boj zgin od zakl ni od noa, zupenie jakby byli mniej nieywi, gdy zabije ich namacalny przedmiot, a nie co niewidzialnego. Rozwa i zapamitaj moje sowa. mier to mier. Lecz strach przed magi moe by potn broni Pamitaj o tym. Richard przytakn. Soce pnego popoudnia ogrzewao mu twarz, ktem oka widzia ow chmur. Rahl te pewno na ni patrzy. Chopak przypomnia sobie tamtego mczyzn z Urwistego Wierchu, ktry zaci si do krwi mieczem, zanim zaatakowa. Przypomnia sobie wyraz oczu tego czowieka. Wwczas tego nie rozumia, dopiero teraz. Teraz i on, Richard, paa dz. Jesienny wiaterek koysa limi pobliskich drzew, poyskujcych pierwszymi plamami zota i czerwiem. Nadchodzia zima, jej pierwszy dzie by ju blisko. Chopak myla, jak przeprawi ich na drug stron granicy. Trzeba znale jedn ze szkatu Ordena, a dopiero potem odszuka Rahla Pospnego. - Koniec z gierkami, Zedd. Teraz jestem Poszukiwaczem. Ju nie bdzie adnych prb, prawda? - Najprawdziwsza prawda jest jak szczere zoto. - Marnujemy czas. Jestem pewny, e Rahl nie trwoni swojego. Trzymam ci za sowo - powiedzia Richard do Kahlan - e bdziesz moj przewodniczk w Midlandach. Umiechna si, widzc jego niecierpliwo, i kiwna gow potakujco. Chopak spojrza na Zedda. - No, czarodzieju, zademonstruj mi magi.

Rozdzia dziesity Zedd umiechn si szelmowsko. Poda Richardowi pendent, wykonany z dobrze wyprawionej, gitkiej skry. Zotosrebrna sprzczka harmonizowaa z pochw miecza. Pendent trzeba byo troch popuci, ostatni Poszukiwacz by niszy od Richarda. Chopak przeoy go przez prawe rami, dopasowa z pomoc Zedda i przymocowa do niego Miecz Prawdy. Starzec zaprowadzi modych na skraj ki, gdzie ju sigay dugie, cienkie gazie pobliskich drzew. Rosy tam dwa mae skalne klony, jeden gruby jak rka Richarda, drugi cienki jak rami Kahlan. - Wycignij miecz - powiedzia Zedd do chopaka. Rozleg si charakterystyczny, metaliczny brzk klingi wyciganej z pochwy. - Teraz ci zademonstruj najwaniejsz waciwo miecza, lecz wpierw ustp na krtko z funkcji Poszukiwacza i pozwl, bym na ten czas wyznaczy Kahlan. - Wcale nie chc by Poszukiwaczem. - Dziewczyna popatrzya podejrzliwie na czarodzieja. - To tylko na chwil, skarbie, ebym mg mu to zademonstrowa. Da znak Richardowi, eby poda miecz Kahlan. Zawahaa si, potem oburcz uja or. By za ciki. Opucia go w d i wspara czubek o dar. Zedd wykona skomplikowane gesty nad gow dziewczyny. - Kahlan Amnell, wyznaczam ci na Poszukiwacza. Dziewczyna zerkna na niego podejrzliwie. Starzec unis jej gow. Oczy mia skupione i uwane. Przysun twarz do twarzy Kahlan i mwi cicho: - Kiedy opuciem Midlandy z tym mieczem, Rahl Pospny magicznym sposobem umieci tu wiksze drzewko. eby mnie naznaczy, eby mc przyj po mnie, kiedy zechce. I zabi mnie Ten sam Rahl Pospny, ktry poleci zabi Dennee. - Rysy Kahlan stwardniay. Ten sam Rahl Pospny, ktry ciga ci po to, eby zamordowa jak twoj siostr. - W oczach dziewczyny zapona nienawi. Zacisna zby, uniosa Miecz Prawdy, Zedd si cofn. Drzewo jest twoje. Musisz go powstrzyma. Ostrze wisno w jesiennym powietrzu z tak moc i szybkoci, e Richard ledwo wierzy wasnym oczom. Przecio pieniek wikszego drzewka - posypay si drzazgi, rozleg si taki trzask, jakby kto jednoczenie zama tysice gazek. Drzewo zawiso w powietrzu, a potem runo na ziemi. Chopak dobrze wiedzia, e musiaby z dziesi razy uderzy siekier, eby je ci. Zedd wyj miecz z rk Kahlan, a ona opada na kolana, przysiada na pitach i z jkiem ukrya twarz w doniach. Richard

natychmiast by przy niej. - Co si stao, Kahlan? - Nic, nic mi nie jest. - Opara si na ramieniu chopaka i wstaa. Bya bardzo blada, lecz zdoaa si umiechn. - Rezygnuj z funkcji Poszukiwacza. - Co jest, Zedd?! - Richard okrci si ku starcowi. - Rahl wcale tu tego drzewka nie umieci. Sam widziaem, jak je podlewae i pielgnowae. To tyje tutaj posadzie, ku pamici swojej ony i crki!! - Teraz ty, Richardzie. Oto twj miecz. Znw jeste Poszukiwaczem. Sprbuj, chopcze, ci mniejsze drzewko, a potem wszystko wytumacz. Zirytowany chopak chwyci oburcz rkoje, poczu fal gniewu. Zamachn si potnie na mniejsze drzewko. Ostrze wisno, lecz nie dotkno pnia, zatrzymao si tu przed nim, jakby powietrze nagle zgstniao i je powstrzymao. Richard a si cofn ze zdumienia. Popatrzy na miecz i znw si zamachn. I tym razem nic. Drzewko stao sobie spokojnie. Chopak ypn wciekle na Zedda, ktry skrzyowa ramiona na piersi i podstpnie si umiecha. Richard wsun miecz do pochwy. - No to powiedz, w czym rzecz. - Zauwaye, jak atwo Kahlan cia tamto drzewko? - zapyta niewinnie starzec. Richard zmarszczy si gniewnie, wic Zedd wyjani z umiechem: - Nawet gdyby pie by z elaza, to ostrze i tak by go przecio. Za ty jeste o wiele silniejszy od dziewczyny, a nawet nie zadrasne mniejszego drzewka. - Owszem, zauwayem to. - I co ty na to? - z kpicym zakopotaniem spyta Zedd. Chopak od razu si uspokoi. Zedd czsto go tak prowokowa do samodzielnego szukania odpowiedzi. - Powiedziabym, e to ma co wsplnego z intencjami. Ona sdzia, e owo drzewo to zo, ja tak nie mylaem. - Znakomicie, chopcze! - Nie rozumiem, Zedd - odezwaa si Kahlan. - Zniszczya, drzewko, ktre wcale nie byo ze. Byo cakiem niewinne. - Po to by w pokaz, kochanie. Realno nie ma znaczenia percepcja jest wszystkim. Liczy si to, co mylisz. Uznasz, e co jest wrogiem, i zniszczysz to, choby i wrogie nie byo. Magia interpretuje twj punkt widzenia. Nie pozwoli ci zrani tego, kto wedug ciebie jest niewinny, lecz zniszczy kadego, kogo uznasz za wroga. Decyduje to, w co wierzysz. - To znaczy, e si nie wolno pomyli - rzek z wolna Richard. - A co, jeli si nie ma

pewnoci? - Lepiej j mie, chopcze - odpar starzec, unoszc brew - bo inaczej mona wpa w nieze tarapaty. Magia potrafi wyczyta w twoim umyle to, czego nie jeste wiadom. I mgby zabi przyjaciela, a oszczdzi wroga. Chopak zaduma si nad tym, co usysza; machinalnie postukiwa palcami po rkojeci miecza. Patrzy na zociste byski zachodzcego soca, lnice wrd drzew. Wowata chmurka zabarwia si czerwieni, przechodzc w gbok purpur. To w gruncie rzeczy nie ma znaczenia, uzna Richard. wietnie wiedzia, kogo chce dopa i kto jest wrogiem. Nie mia co do tego najmniejszych wtpliwoci. - I jeszcze jedna sprawa. Waniejsza - odezwa si czarodziej. - Kiedy dobdziesz miecz na wroga, musisz potem za to zapaci. Prawda, skarbie? - Spojrza na Kahlan. Przytakna i spucia oczy. - Im potniejszy wrg, tym wysza cena. auj, Kahlan, e ci naraziem na taki szok, lecz to najwaniejsza lekcja, jak Richard musia przyswoi. Dziewczyna umiechna si do niego leciutko, na znak, e rozumie. Starzec znw spojrza na chopaka. - Obaj wiemy, e czasami trzeba zabi, e to czasem nieuniknione i sprawiedliwe. I wiem, e nie musz ci tumaczy, i nawet wtedy zabjstwo jest potwornoci. Bdziesz musia y ze wiadomoci, e je popenie. Jest nieodwracalne, tego postpku nie mona naprawi. Pacisz za to cen, zabjstwo osabia ci i pomniejsza. Richard kiwn gow. Wci go drczyo, e zabi tamtego mczyzn na Urwistym Wierchu. Nie, eby aowa swego uczynku - nie mia innego wyboru, lecz nadal widzia twarz tamtego, zelizgujcego si w przepa czowieka. - Inaczej jest, gdy zabijesz magicznym Mieczem Prawdy - podj czarodziej. - Magia wypenia twoj wol i odbiera swoj zapat. Nie istnieje czyste dobro ani czyste zo, a przede wszystkim w czowieku. I najlepsi z nas maj na sumieniu niegodziwe myli czy uczynki, i w najgorszych drzemie jaka cnota. Przeciwnik nie popenia niecnych uczynkw dla nich samych. Zawsze ma jaki powd, ktry w jego oczach stanowi usprawiedliwienie. Mj kot zjada myszy. Czy to go czyni zym? Ja tak nie uwaam, mj kot te nie, lecz myszy na pewno maj odmienne zdanie. Kady zabjca sdzi, e ofiara zasugiwaa na mier. Wiem, Richardzie, e nie zechcesz w to uwierzy, lecz musisz mnie wysucha. Rahl Pospny czyni to, co czyni, poniewa uwaa, e postpuje susznie, tak jak w swoim mniemaniu rwnie ty czynisz susznie. W tym jestecie do siebie podobni. Chcesz si na nim zemci, bo zabi twojego ojca, a on na mnie, bo ja zabiem jego ojca. Dla ciebie on jest wcielonym zem, on za uwaa, e to ty jeste niegodziwcem. Wszystko zaley od punktu widzenia.

Zwycizca uzna, e mia racj. Pokonany pomyli, e si myli. Tak samo jak z magi Ordena: ona po prostu jest Jeden wybr, jedno jej zastosowanie wycza inne. - Tacy sami?! - rozsierdzi si Richard. - Czy ty cakiem oszala?! Jak moesz tak mwi! Jego zera dza wadzy! Zniszczyby wiat, eby zdoby wadz! Ja nie chc wadzy, chc, by mnie zostawiono w spokoju! Zamordowa mojego ojca! Wypra mu wntrznoci! Prbuje zabi nas wszystkich! Jak moesz twierdzi, e jestemy podobni?! Wedug ciebie on nawet nie jest grony! - Czy ty w ogle sucha, co do ciebie mwiem?! Powiedziaem, e obydwaj sdzicie, i macie racj! To za czyni go bardziej niebezpiecznym, ni moesz sobie wyobrazi, bo jest cakiem odmienny od ciebie. Rahl Pospny uwielbia wykrwawia ludzi na mier. aknie ich blu. Ty znasz miar w tym, co wedug ciebie suszne, on nie. Ze wszystkich si, za wszelk cen chce zmusi Wszystkich do posuszestwa, tych za, ktrzy mu nie czapkuj, uwaa za wrogw. Z czystym sumieniem wasnorcznie wypra trzewia twojemu ojcu. Z czystym sumieniem i z przyjemnoci, bo jego wypaczone poczucie sprawiedliwoci dao mu do tego prawo. To sprawia, e Rahl tak si rni od ciebie, Richardzie. Dlatego jest taki niebezpieczny. - Starzec wskaza na Kahlan. - Nie widziae, co uczynia mieczem? e zrobia co, czego ty nie zdoae? Hmm? - Gbokie przekonanie - powiedzia ju spokojniej chopak. - Moga tego dokona, bo wicie wierzya, e ma racj. Zedd unis kocisty palec. - Ot to! Przekonanie o susznoci sprawia, e groby staj si jeszcze nie bezpieczniejsze, groniejsze. - Nastpne sowa czarodziej wyskandowa, stukajc palcem w pier Richarda: - Grone... Jak... Ostry... Miecz. Chopak wsun kciuk za pendent i odetchn gboko. Czu si tak, jakby sta na grzskim gruncie, ale zbyt dugo zna Zedda, eby odrzuci sowa starca tylko dlatego, i trudno je byo poj. On sam jednak wola prostot wypowiedzi. - Wic wedug ciebie nie tylko jego postpki czyni Rahla niebezpiecznym, ale i to, e uwaa je za usprawiedliwione? - Pozwl, e ujm to inaczej. - Czarodziej wzruszy ramionami. - Kogo by si bardziej ba: wacego dwiecie funtw mczyzny, ktry chce ci ukra bochenek chleba i wie, e to zy uczynek, czy stufuntowej kobiety, ktra jest przekonana - bdnie, ale jednak wicie przekonana - e porwae jej dziecko? - Uciekabym przed kobiet - odpar Richard, krzyujc rce na piersi. - Nie daaby za wygran. Nie chciaaby sucha adnych tumacze. Byaby zdolna do wszystkiego.

- I taki jest Rahl Pospny. Niezachwianie wierzy, e ma racj, przez co jest tym bardziej niebezpieczny. Chopak odwzajemni zawzite spojrzenie Zedda. - Ja mam suszno. - Myszy te sdz, e maj racj - czarodziej zagodnia - a kot i tak je zjada. Prbuj ci czego nauczy, Richardzie. Nie chc, eby wpad w apska Rahla. - Wcale mi si to nie podoba - westchn chopak, opuszczajc rce. - Nie rozumiem. Nieraz syszaem, jak mwisz, e nie jest to atwe i proste. wita racja. Pouczajce s twoje sowa, Zeddzie, ale nie przestrasz mnie i nie odwiod od uczynienia tego, co musz i co uwaam za suszne. A teraz wykrztu wreszcie, co to za zaplata za uycie Miecza Sprawiedliwoci? - Zobaczysz tkwice w tobie zo, wszystkie swoje wady i sabe strony, to, czego nikt nie chce w sobie dostrzec, czy nawet przyzna, e co takiego w nim tkwi. Jednoczenie ujrzysz dobro w czowieku, ktrego zabie, i doznasz wyrzutw sumienia, e to uczynie. Zedd ze smutkiem potrzsn gow. - Uwierz mi, Richardzie, bl zrodzi si nie tylko w tobie, spotguje go magia miecza. Nie lekcewa tego. To realne doznanie, kara i dla ciaa, i dla ducha. Widziae, jak Kahlan cierpiaa, bo zabia drzewko. Gdyby umiercia czowieka, mka byaby jeszcze dotkliwsza. To dlatego gniew jest tak wany. Bo jest jedyn oson, jedyn tarcz chronic przed blem. Im silniejszy przeciwnik, tym dotkliwszy bl. Lecz im wikszy gniew, tym lepsz stanowi tarcz. Chroni ci przed wtpieniem w suszno tego, co uczynie. W niektrych wypadkach w ogle znosi bl. To dlatego mwiem Kahlan te straszne sowa, ktre j zraniy i wprawiy w gniew, eby j chroni, gdy posuy si mieczem. Czy teraz rozumiesz, czemu bym ci nie pozwoli przyj miecza, gdyby nie potrafi uwolni swego gniewu? Nic by ci wwczas nie chronio przed magi i zniszczyaby ci. Sowa czarodzieja i wyraz cierpienia w oczach Kahlan troch wystraszyy chopaka, ale go nie odwiody od powzitego postanowienia. Popatrzy na gry granicy. Zachodzce soce barwio je na jasnorowo. Spoza nich, od wschodu, nadchodzia ciemno. Szy ku nim mroki. On, Richard, musia znale sposb przedostania si na drug stron granicy, w owe mroki. Miecz mu si tam przyda i to jest wane. Stawka jest powana. Wszystko w yciu ma swoj cen, zapac i t, skoro trzeba, pomyla Richard. Stary przyjaciel pooy donie na ramionach chopaka i twardo spojrza mu w oczy. - Teraz musz ci powiedzie co, co ci si na pewno nie spodoba - Kociste palce Zedda wpiy si w ramiona Richarda. - Nie moesz uy Miecza Prawdy przeciwko Rahlowi

Pospnemu. - Co takiego?! - Rahl ma zbyt wielk moc. - Starzec potrzsn chopakiem. - Przez w rok poszukiwania chroni go magia Ordena. Jeeli dobdziesz na niego miecza, umrzesz, zanim ostrze go dosignie. - To szalestwo! Jakie wariactwo! Najpierw chcesz, ebym zosta Poszukiwaczem i przyj miecz, a zaraz potem mwisz, e si nie bd mg nim posuy! wcieka si Richard. Czu si oszukany. - To dotyczy tylko Rahla! To nie ja wymyliem magi, Richardzie, ja tylko wiem, jak ona dziaa. Rahl Pospny te to wie. Moe bdzie chcia ci sprowokowa, eby podnis na niego miecz. Wie, e to by ci zabio. Zwyciy, jeeli poddasz si porywowi gniewu i signiesz po miecz. Zginiesz, a on zdobdzie szkatuy. - Zgadzam si z Richardem, Zeddzie - odezwaa si Kahlan. I ona poczua zawd i rozczarowanie. - Teraz nie ma szansy. Skoro nie moe uy najpotniejszego ora, to... - Nie! - przerwa jej czarodziej i stukn kykciami o gow chopaka. - To jest najpotniejszy or Poszukiwacza. - Wbi kocisty palec w pier Richarda. - I to. Milczeli przez chwil. - To Poszukiwacz jest orem - rzek z emfaz Zedd. - Miecz to tylko narzdzie. Moesz znale inny sposb. Musisz znale. Richard pomyla, e waciwie powinien by zaniepokojony, rozgniewany, rozczarowany i przygnbiony - lecz nie by. Uleciay pierwsze porywcze i nieskoordynowane pomysy, inaczej patrzy na spraw. Czu osobliwy spokj i determinacj. - Przykro mi, chopcze. Chciabym odmieni t magi, ale... - W porzdku, przyjacielu. - Chopak pooy do na ramieniu Zedda. - Masz racj. Musimy powstrzyma Rahla. Tylko ten cel jest wany. Powinienem pozna prawd, eby zwyciy, wiec mi j ukazae. Teraz musz j waciwie wykorzysta. Jeeli zdobdziemy jedn ze szkatu, to Rahla dosignie sprawiedliwo. Wcale nie musz przy tym by. Wystarczy, bym wiedzia e si dokonao. Powiedziaem, i nie zostan zabjc, i podtrzymuj to. Miecz jest bezcenny, lecz sam powiedziae, e to tylko narzdzie, i tak te bd go traktowa. Zaklta w nim magia nie jest celem sama w sobie, nie moe nade mn zapanowa. Stale musz o tym pamita, bo inaczej bybym tylko faszywym Poszukiwaczem. Zedd poklepa przyjanie rami Richarda. - Wspaniale wszystko poje, chopcze. - Starzec umiechn si szeroko. Doskonale wybraem Poszukiwacza. Jestem z siebie dumny.

Kahlan i chopak zachichotali radonie, syszc te autopochway. Potem dziewczyna posmutniaa. - Tak mi przykro, Zedd, e ciam drzewko powicone pamici twojej ony. Ogromnie auj, e to zrobiam. - Nie drcz si tym, kochanie, nie trzeba. Przecie pami o niej nam pomoga. Dziki niej Poszukiwacz pozna prawd. To najwspanialszy hod dla mojej ony. Richard nie sucha, o czym rozmawiaj. Patrzy ku wschodowi na masywne pasmo gr i prbowa znale rozwizanie. Jak si przedosta na drug stron, nie wchodzc w graniczn stref? Jak? A jeli to si okae niemoliwe? Jeeli tu ugrzzn, a Rahl bez przeszkd poszuka szkatu? Czy s nieodwoalnie skazani na mier? Gdyby tak byo wicej czasu i mniej ogranicze! Chopak skarci si za marnowanie czasu na gdybanie. Jeeli wiedziaby, co trzeba zrobi, to na pewno by wymyli jak. Drczyo go podwiadome przeczucie, e mona to zrobi, e wie jak. Na pewno jest sposb; musi by. Gdyby tylko wiedzia, e to moliwe... Noc wok nich budzia si do ycia, zaczynaa rozbrzmiewa dwikami. aby rechotay w stawach i strumykach, nocne ptaki pohukiway wrd gazi drzew, owady gray w trawach. Z odlegych wzgrz doleciao wycie wilkw, ponure i aoliwe, odbio si echem od acucha gr. Jako si im udao przeby gry, przekroczy nieznane. Gry s jak granica, myla Richard. Nie moesz przez nie przenikn, lecz moesz je przekroczy. Tylko trzeba znale przejcie. Przejcie. Czy to moliwe? Czyby byo jakie przejcie? Chopak dozna nagego olnienia. Ksiga. Obrci si ku nim, podekscytowany. Zdziwi si. Kahlan i Zedd stali spokojnie, obserwujc go, jakby czekali na wyrok. - Czy pomoge komukolwiek przeby granic, Zeddzie? - Niby komu? - Wszystko jedno! Tak lub nie! - Nie. Nikomu. - Czy kto poza czarodziejem moe posa kogo przez granic? - To moe uczyni wycznie czarodziej - oznajmi patetycznie Zedd. - I Rahl Pospny, rzecz jasna. - Od tego zaley nasze ycie, Zeddzie. - Richard zmarszczy si. - Przysignij. Nigdy, przenigdy nie wysyae nikogo przez granic. Prawda?

- Najprawdziwsza prawda, prawdziwa jak szczere zoto. Bo co? Co ci wpado do gowy? Znalaze sposb? Zatopiony w mylach chopak zignorowa to pytanie. Znw popatrzy na gry. Racja istniao przejcie przez granic! Jego Ojciec je odkry i korzysta z niego! Tylko w ten sposb Ksiga Opisania Mrokw moga si znale w Westlandzie. Ojciec nie mg jej ze sob zabra, kiedy szed tutaj przed ustanowieniem granic, i nie mg jej znale w Westlandzie; to bya magiczna ksiga. Gdyby magia znalaza si tu wczeniej, to strefa graniczna by nie powstaa. Dopiero po jej ustanowieniu mona byo przenie do Westlandu magiczne przedmioty. Ojciec znalaz przejcie, poszed do Midlandw i przynis tu ksig. Richard by i wstrznity, i podekscytowany. Dokona tego jego ojciec! Przeby granic! Chopaka rozpieraa rado. Ju wiedzia, e jest droga przez granic, e mona j przekroczy. Jeszcze tylko trzeba znale owo przejcie, ale na to przyjdzie czas. Wane, e ono istnieje. - Chodmy na kolacj - powiedzia Richard do tamtych dwojga. - Nastawiam gulasz, jeszcze zanim si zbudzie. Jest te wiey chleb. - Wielkie nieba! - zakrzykn Zedd, unoszc chude ramiona. - Dobrze, e kto sobie wreszcie przypomnia o kolacji! Richard leciutko si umiechn i oznajmi: - A jak ju zjemy, to si przyszykujemy do drogi. Zadecydujemy, co nam bdzie potrzebne, co udwigniemy, zabierzemy to wszystko i zapakujemy. Musimy si porzdnie wyspa. Wstaniemy o wicie. Chopak skoczy krtk przemow i ruszy ku domowi. Ciepy Poblask ognia, widoczny przez szyby, obiecywa ciepo i wiato. - Dokd to wyruszamy, mj chopcze? - spyta Zedd. - Do Midlandw! - odkrzykn Richard. Wygodniay czarodziej paaszowa drug miseczk gulaszu Zjad cakiem sporo, zanim nasyci si na tyle, by zapyta: - Wic jednak co wymylie? Naprawd jest sposb na przekroczenie granicy? - Tak. - Jeste pewny? Jak to moliwe? Jak przeby granic, nie wkraczajc w ni? Richard umiechn si i zamiesza swj gulasz. - Nie musisz si zmoczy, eby przej przez rzek. wiato lampy zamigotao na zdumionych twarzach tamtych dwojga. Kahlan rzucia kotu kawaeczek misa; kocisko siedziao w pobliu, czekajc na takie prezenciki. Zedd zjad kolejn kromk chleba i zapyta:

- Skd wiesz, e przejcie istnieje? - Istnieje. I to powinno wam wystarczy. Starzec zjad kilka yek gulaszu. - Richardzie - rzek z min niewinitka. - Jestemy twoimi przyjacimi. Nie mamy przed sob sekretw. Moesz nam powiedzie. Chopak popatrzy najpierw w jedn szeroko otwart par oczu, potem w drug i rozemia si gono. - To ju obcy wicej mi o sobie opowiedzieli ni wy! Syszc t odpraw, Kahlan i Zedd cofnli si nieco, spojrzeli po sobie, ale adne si nie omielio powtrzy pytania. Jedli i naradzali si, co powinni ze sob zabra, ile maj do roboty w tak krtkim czasie oraz co jest najwaniejsze. Richard spyta Kahlan, czy czsto podrowaa po Midlandach. Odpara, e to byo jej stae zajcie. - I zawsze tak si ubieraa? - Tak. - Zawahaa si. - Ludzie mnie rozpoznaj po tym stroju. Nie nocuj pod goym niebem. Gdziekolwiek si znajd, oferuj mi straw i nocleg, i wszystko, czego potrzebuj. Richard by ciekaw dlaczego. Nie dopytywa si jednak, cho domyla si, e nie jest to szata, ktr mona kupi w pierwszym lepszym sklepie. - Hmm, skoro nas poszukuj, to lepiej byoby, eby ludzie ci nie rozpoznawali. Sdz, e powinnimy unika siedzib ludzkich i trzyma si lasw. - Dziewczyna i Zedd przytaknli. - Znajdziemy ci jaki strj podrny. U Zedda nie ma nic, co by na ciebie pasowao; zajmiemy si tym po drodze. Na razie dostaniesz mj paszcz z kapturem, przynajmniej ju nie zmarzniesz. - To wietnie. - Kahlan umiechna si. - Ju do marznicia. Poza tym suknia nie jest najlepszym strojem do podry po lasach, moesz mi wierzy. Dziewczyna pierwsza skoczya je i postawia na pododze swoj na wp oprnion miseczk dla kota. Kocisko okazao si rwnie akome jak Zedd i zaczo je, zanim miseczka dotkna podogi. Omawiali kad rzecz, ktr chcieli zabra, i zastanawiali si, jak sobie poradz bez tego, co musieli zostawi. Nie mieli pojcia, jak dugo bd poza domem, lecz pewne byo, e Westland to duy kraj, a Midlandy - jeszcze wikszy. Richard chcia, eby wrcili do jego domu, bo czsto wyrusza w dugie trasy i mia odpowiedni prowiant, jednak byoby to zbyt ryzykowne. Lepiej si zaopatrzy gdzie indziej lub oby bez pewnych rzeczy, ni wraca do tego, co tam czekao. Chopak jeszcze nie wiedzia, gdzie przekrocz granic, lecz si tym nie przejmowa. Mia czas do rana, eby si nad tym zastanowi. Wane, e jest przejcie.

Kocur podnis gow. Przeby poow drogi ku drzwiom, stan, wygi grzbiet i nastroszy sier. Zauwayli to i umilkli. W oknie wida byo blask ognia, i to nie tego z paleniska. Pon na zewntrz. - Czuj wo palcej si smoy - odezwaa si Kahlan. Wszyscy troje natychmiast si zerwali na rwne nogi. Richard pochwyci zawieszony na krzele miecz i podszed do okna zobaczy, co si tam dzieje. Zedd nie traci na to czasu, wraz z Kahlan wypadli z domu. Chopak dostrzeg migotanie pochodni i pospieszy, za tamtymi. Tumek okoo pidziesiciu mczyzn sta w bujnej trawie przed domkiem. Niektrzy trzymali pochodnie, lecz wikszo dzierya jak bro: topory, widy, kosy, trzonki siekier. Odziani byli w zwyke robocze ubrania. Richard rozpozna wiele twarzy, twarzy dobrych, ciko pracujcych ojcw rodzin. Lecz tej nocy wcale nie wygldali na dobrych ludzi. Byli ponurzy i rozgniewani. Zedd sta na ganku z rkami wspartymi na biodrach i umiecha si do niespodziewanych goci. Byski pochodni rzucay rowawe refleksy na biae wosy starca. - O co chodzi, chopcy? - spyta Zedd. Pomruczeli midzy sob i kilku wystpio par krokw w przd. Richard rozpozna jednego z nich, Johna, ktry przemwi w imieniu wszystkich. - le si dzieje. le si dzieje przez magi. I to wszystko twoja sprawka, staruchu! Jeste wiedm! - Wiedm?! - zdumia si Zedd. - Wiedm?! - Tak wanie rzekem: wiedm - nie ustpowa John. Popatrzy na Kahlan i Richarda. - Do was nic nie mamy. Chodzi nam tylko o starucha. Odejdcie albo spotka was to samo co jego. Chopak nie mg uwierzy, e to mwi kto, kogo zna. Kahlan energicznie ruszya naprzd, zakoysay si fady jej szaty. Dziewczyna stana przed Zeddem. Wspara si piciami pod boki. - Odejdcie std - rzucia gronym tonem. - Odejdcie, zanim zaczniecie aowa, ecie tu przyszli. Tamci spojrzeli po sobie. Jedni gupio zachichotali, inni wymienili szeptem niegrzeczne uwagi, jeszcze inni rechotali. Kahlan nawet nie drgna. Staa twardo przed starcem i wpatrywaa si w napastnikw. Przestali si mia. - No - zadrwi John. - Mamy dwie wiedmy do zabawy. Jego towarzysze wrzasnli radonie i potrzsnli swoj zaimprowizowan broni.

Okrga, grubo ciosana twarz Johna umiechna si wyzywajco. Richard niespiesznie wysun si przed Kahlan i Zedda, zmuszajc ich przy tym, eby si cofnli. Odezwa si spokojnym, przyjacielskim tonem: - Jak Sara, Johnie? Jaki czas was nie widziaem. - Tamten nie odpowiedzia; chopak przesun wzrok po innych twarzach. - Znam wielu z was, wiem, e jestecie przyzwoitymi ludmi. To nie w waszym stylu. - Znw spojrza na Johna. - Zabierz swoich ludzi i rozejdcie si do domw, do rodzin. Co ty na to, Johnie? - Ten staruch jest wiedm! - John wskaza trzonkiem siekiery na Zedda. - Skoczymy z nim! - Wskaza na Kahlan. - Iz ni te! Odejd, Richardzie, jeli nie chcesz skoczy tak jak oni. Tumek wrzaskliwie wyrazi poparcie dla swego prowodyra. Ponce pochodnie trzeszczay i skwierczay, cuchno palc si smo i potem. Haastra uwiadomia sobie, e Richard nie ma zamiaru odej, i zacza si zblia ku gankowi. Zalni wydobyty miecz. Metaliczny dwik sprawi, e mczyni cofnli si o krok. John by purpurowy z gniewu. Szczk ucich, sycha byo tylko skwierczenie pochodni. Rozlegy si pomruki, e Richard trzyma stron wiedm. John zaatakowa chopaka styliskiem siekiery. Miecz wisn i z gonym trzaskiem odci or napastnika. Dwa cale od zacinitej pici. Odcity kawaek drewna polecia w mrok i gucho upn o ziemi. John zamar z jedn stop wspart o ganek. Czubek Miecza Prawdy ku go w pulchny podbrdek. Ostrze lnio w wietle pochodni. Richard, powstrzymujc pasj, powoli pochyli si i unis czubkiem miecza twarz tamtego. Ledwie dosyszalnym, miertelnie lodowatym tonem rzek: - Jeszcze krok, Johnie, a twoja gowa poleci w lad za styliskiem. - Przeraony napastnik wstrzyma oddech i ani drgn. - Cofnij si - sykn chopak. Tamten usucha, lecz odzyska werw, jak tylko si znalaz wrd swoich. - Nie powstrzymasz nas, Richardzie. Jestemy tu, eby broni naszych rodzin. - Przed czym broni!!! - rykn Richard. Wskaza mieczem jednego z pozostaych mczyzn. - Frank! Czy to aby nie Zedd wyleczy twoj on, kiedy chorowaa?! - Skierowa miecz na nastpnego. - A ty, Bili? Czy nie wypytywa Zedda o to, kiedy spadn deszcze, eby spokojnie mg zebra plony? - Znw pokaza na swego napastnika. - No a ty, Johnie? Kiedy twoja creczka zgubia si w lesie, czy to nie Zedd przez ca noc czyta w chmurach, a potem sam poszed do lasu, odszuka j i zdrow i ca przyprowadzi tobie i Sarze?! - John i paru innych spojrzao w ziemi; chopak gniewnie wsun miecz do pochwy. - Zedd pomg wikszoci z was. Leczy wasze choroby, odnajdywa zaginionych najbliszych i z wasnej

woli dzieli si z wami tym, co mia. - Tylko wiedma moga to wszystko zrobi! - wrzasn kto z tyu. - Nigdy nie skrzywdzi adnego z was! - Richard chodzi tam i z powrotem po ganku, patrzc na mczyzn. - Nigdy nikogo nie skrzywdzi! Pomaga wikszoci z was! Czemu chcecie wyrzdzi krzywd przyjacielowi?! Napastnicy zmieszali si na chwil, lecz potem odzyskali kontenans. - Wikszo z tego, co zrobi, to magia! - krzykn John. - Wiedmowa magia! Dopki on tu jest, adna z naszych rodzin nie bdzie bezpieczna! Zedd pocign chopaka w ty, zanim ten zdy odpowiedzie. Richard odwrci si i spojrza na umiechnit twarz starca. Zedd si nic a nic nie przej. Raczej wietnie si bawi. - Wspaniali bylicie obydwoje - szepn. - Naprawd wspaniali! Ale moe by tak mi przekaza paeczk? - Unis brew i odwrci si ku napastnikom. - Dobry wieczr, panowie. Mio mi was widzie. - Niektrzy z mczyzn odwzajemnili pozdrowienie, inni machinalnie si ukonili. - Czy, zanim mnie wyprawicie na tamten wiat, pozwolicie w swojej askawoci porozmawia z tymi oto przyjacimi? Tamci przyzwalajco kiwnli gowami i starzec odcign Kahlan i Richarda w ty, ku domowi. Nachyli si ku nim i rzek: - Demonstracja siy, przyjaciele. - Dotkn palcem noska Kahlan - Za sabo. - Przenis palec na nos Richarda. - Za mocno. - Dotkn wasnego nosa i z byskiem w oku rzek: - W sam raz. - Przytkn do do policzka dziewczyny. - Gdybym ci na to pozwoli, kochanie, to tej nocy trzeba byoby kopa groby. Byyby wrd nich i nasze. Niemniej jednak postpia bardzo szlachetnie. Dzikuj, e wystpia w mojej obronie. Pooy rk na ramieniu Richarda. - Gdybym za pozwoli dziaa tobie, to grobw byoby o wiele wicej. I tylko my bymy je kopali. Jestem ju za stary, eby kopa tyle jam w ziemi, no i mamy do zaatwienia waniejsze sprawy. Lecz i ty postpie szlachetnie i honorowo. Poklepa chopaka po ramieniu. - Pozwlcie jednak, e sam si tym zajm. Nie chodzi o to, co mwicie do tych ludzi. Wane, czy was suchaj. Musicie przycign ich uwag, zanim zaczn was sucha. - Unis brew i popatrzy na modych. - Obserwujcie i uczcie si. Usyszycie moje sowa, lecz nie podziaaj na was. Cofn palce z podbrdka Richarda i Kahlan i ruszy ku tamtym, umiechajc si i machajc rk. - Panowie. O, jak si ma twoja creczka, Johnie? - Dobrze - burkn zapytany. - Ale jedna z moich krw urodzia dwugowe ciel. - Naprawd? Jak mylisz, czemu tak si stao?

- Bo jeste wiedm! - odpali John. - I znowu to powiedziae. - Zedd z zakopotaniem potrzsn gow. - Nie pojmuj. Czy zamierzacie mnie wyprawi w zawiaty, panowie, bo sdzicie, e znam magi, czy te po prostu zamierzacie mnie poniy, nazywajc kobiet? Tamci si zmieszali. - Nie rozumiemy, o czym mwisz - odezwa si w kocu ktry z nich. - Ale to bardzo proste. Dziewczyny s wiedmami. Za chopcy to magicy lub czarownicy. Pojlicie? Jeeli mnie nazywacie wiedm, to tak, jakbycie mnie uwaali za kobiet. Jeli za rozumiecie przez to, e jestem magikiem lub czarownikiem... No c, to take obelga. Wic co wybierzecie? Dziewczyna czy magik? Napastnicy naradzali si przez chwil, a w kocu John odezwa si gniewnie: - Uwaamy, e jeste magikiem, czarownikiem i chcemy ci za to obedrze ze skry. - No, no, no. - Zedd w zamyleniu skuba doln warg. - No c, nie miaem pojcia, e jestecie tacy odwani, panowie. Naprawd odwani. - Jak to? - zapyta John. - A jak mylisz, do czego jest zdolny czarownik? - Starzec wzruszy ramionami. Napastnicy znw si zaczli naradza. Potem wykrzykiwali swoje sugestie: - Moe sprawi, e bd si rodzi dwugowe cielaki, sprowadzi deszcz, odnale zaginionych ludzi, powodowa poronienia lub rodzenie martwych dzieci, odbiera siy mocnym mczyznom i sprawia, e porzuc ich ony. Wida uznali, e to mao, bo dodali nastpne pomysy: - Moe zapali wod, zmieni zdrowych ludzi w kaleki, przemieni czowieka w ropuch, zabi spojrzeniem, przywoa demony i w ogle moe zrobi, co zechce. Zedd czeka, a skocz, a potem wycign ku nim ramiona. - Sami widzicie. Dobrze powiedziaem, e jestecie najdzielniejszymi ze znanych mi ludzi! Pomylcie tylko: zbrojni w widy i stylista siekier ruszylicie na czarownika obdarzonego a tak moc! No, no, no, ale dzielni! - przecign ostatnie sowa i z zadziwieniem potrzsn gow. Tum zacz si niepokoi. Jednostajnym tonem, przecigajc sowa, Zedd opowiada, co te mgby zrobi czarownik. Omawia dziaania frywolne i przeraajce, nie darowa suchaczom adnego szczegu. Mczyni stali jak sparaliowani i suchali w skupieniu. Richard i Kahlan te suchali, znudzeni, i przestpowali z nogi na nog. Napastnicy Wpatrywali si w starca z szeroko otwartymi oczami. Stali nieruchomo, milczeli; tylko ich pochodnie migotay

i skwierczay. Zmieni si nastrj tumu. Znikn gniew. Pojawi si strach. Odmieni si rwnie gos czarodzieja: ju nie by uprzejmy i grzeczny, lecz twardy i grony. - I co, waszym zdaniem, powinno si teraz sta? - Mylimy, e powiniene nas puci, nie czynic nam adnej krzywdy odpowiedzieli mielsi sabym gosem, inni potakujco kiwnli gowami. - Nie. - Czarodziej pogrozi im dugim, kocistym palcem. - Ja tak nie sdz. Przyszlicie tutaj, eby mnie zabi. ycie jest moim najcenniejszym skarbem, a wy chcielicie mi je odebra. Nie mog tego puci pazem. Tum zadra z przeraenia. Zedd poszed na skraj ganku, a tamci cofnli si o krok. - Wycie chcieli odebra mi ycie, a ja za kar odbior wam... Nie, nie wasze ycie... Lecz to, co jest dla was najcenniejsze, najdrosze, najwartociowsze! - Dramatycznym gestem wyrzuci w gr rk, a napastnicy wstrzymali oddech. - Dokonao si - oznajmi czarodziej. Richard i Kahlan, podpierajcy dotd cian domu, wyprostowali si teraz, zaciekawieni. Przez chwil nikt si nie poruszy, potem kto z tumu wsun rk do kieszeni i sprawdzi. - Moje zoto! Znikno! - Nie, nie, nie. - Zedd przewrci oczami. - Mwiem: to, Co najcenniejsze, najwaniejsze. To, co cenicie ponad wszystko. Zamarli na moment, skonfundowani. Potem na kilku twarzach odmalowaa si panika. Ktry wsun rk do kieszeni i sprawdzi. Wytrzeszczy przeraone oczy, jkn i zemdla. Najbliej stojcy zaraz si od niego odsunli. Coraz to inni wkadali rce do kieszeni i sprawdzali ostronie. Rozlegy si jki i zawodzenia, spanikowani mczyni apali si za krocze. Zedd umiechn si z satysfakcj. W tumie napastnikw rozptao si pandemonium. Podskakiwali, pakali, czepiali si jedni drugich, biegali w kko, bagali o pomoc, rzucali si na ziemi i kali. - Idcie std, ludzie! Odejdcie! - zarycza Zedd. Odwrci si ku Kahlan i Richardowi, umiechn otrzykowsko i mrugn do nich. - Bagamy ci, Zedd! - woao par gosw. - Nie zostawiaj nas tak! Pom nam, bagamy! Zedd odczeka troch i odwrci si ku nim. - O co chodzi? Czybycie uwaali, e byem zbyt surowy? - zapyta z szyderczym zdumieniem i powag. Potwierdzili. - A czemu to tak sdzicie? Nauczylicie si czego?

- Tak! - wrzasn John. - Teraz wiem, e Richard mia racj. Bye naszym przyjacielem. Nigdy nie skrzywdzie adnego z nas. - Reszta potwierdzia to krzykliwie. Tylko nam pomagae. Gupio si zachowalimy. Prosimy ci o wybaczenie. Wiemy, e jest tak, jak mwi Richard, to on mia racj, a nie my. Magia wcale nie zrobia ci zym. Pozosta naszym przyjacielem, Zedd, prosimy ci! Nie zostawiaj nas tak! - Pozostali si przyczyli do baga. - Hmm - starzec namyla si, skubic doln warg - hmm, chyba mog przywrci poprzedni stan rzeczy. - Tamci przysunli si bliej. - Lecz tylko wtedy, gdy przyjmiecie moje warunki. Uwaam, e s sprawiedliwe. - Ukarani gotowi byli zgodzi si na wszystko. Dobrze wic. Jeeli powiecie kademu, kto bdzie twierdzi inaczej, e magia nikogo nie czyni zym, e licz si czyny osb znajcych czary; jeli po powrocie do domu opowiecie rodzinom, i o mao dzi nie popenilicie straszliwej pomyki, i wyjanicie, dlaczego si mylilicie, to odzyskacie to, cocie utracili. Zgoda? Jednomylnie potaknli. - To uczciwe - powiedzia John. - Dziki, Zedd. Napastnicy odwrcili si i chcieli pospiesznie odej. - Jeszcze co, panowie - rzuci obserwujcy ich czarownik. Zamarli. - Pozbierajcie z ziemi swoje narzdzia. Jestem starym czowiekiem, atwo mgbym na ktre nastpi i skaleczy si. Wykonali polecenie, zerkajc podejrzliwie na Zedda. Odeszli par krokw, a potem umknli galopem. Kahlan i Richard stanli po bokach Zedda. Starzec wspar si pod boki i patrzy za uciekajcymi. - Idioci - mrukn do siebie. Byo ciemno, jedynie poblask ognia, padajcy z frontowego okna rozjania troch mroki. Chopak ledwo widzia twarz starego przyjaciela, raczej wyczu, e starzec si nie umiecha. - Oto rezultat jtrzcych podszeptw, przyjaciele - stwierdzi czarodziej. - Czy ty naprawd... - spytaa Kahlan, odwracajc oczy. - Czy naprawd zabrae im msko? - To by dopiero byy czary! - zachichota Zedd. - Obawiam si, e to powyej moich moliwoci. Nie, kochanie, nie zabraem. Po prostu sprawiem, e tak myleli. Przekonaem ich, e to prawda, a ich umysy dokoczyy dziea. - Sztuczka? - Richard spojrza na Zedda. - To bya tylko sztuczka? A ja mylaem, e

naprawd czarowae. - Chopak mia rozczarowan min. - Jeli dobrze wykonasz sztuczk, to czasami odnosi lepszy skutek ni magia. Wzruszy ramionami starzec. - Powiedziabym nawet, e dobra sztuczka to prawdziwa magia. - Ale to i tak bya tylko sztuczka. - Efekty, chopcze. - Zedd znaczco unis palec. - To one si licz. Gdyby dziaa po swojemu, to straciliby gowy. - Co mi si wydaje - umiechn si Richard - e niektrzy z nich woleliby to ni twoj kar. Starzec zachichota, a chopak spyta: - Wic tego nas chciae nauczy? e sztuczki s rwnie skuteczne jak magia? - Tak, lecz nie tylko. Jak mwiem, by to efekt podstpnych dziaa, efekt jtrzenia Rahla Pospnego. Lecz dzisiaj popeni bd: chcia zakoczy robot niewystarczajcymi siami. Czynic tak, dajesz nieprzyjacielowi drug szans. To lekcja, ktrej chciaem wam udzieli. Zapamitajcie, bo moecie nie zyska drugiej szansy, kiedy si dopeni losy. - To czemu tak postpi? - Richard zmarszczy si. - Nie wiem. - Starzec wzruszy ramionami. - Moe dlatego, e jeszcze nie ma zbyt wielkiej wadzy w tej krainie, lecz wwczas nie powinien prbowa, bo to nas tylko ostrzego. Ruszyli ku domowi. Mieli jeszcze sporo roboty, zanim bd mogli zasn. Chopak zacz sobie przepowiada w mylach list spraw lecz nagle co go zaniepokoio. I zrozumia w jednym krtkim przebysku. Okrci si ku starcowi i chwyci go za szat. - Musimy std ucieka! Natychmiast! - Co takiego? - Rahl Pospny nie jest gupi! Chcia, ebymy si poczuli i bezpieczni. Wiedzia, e jestemy na tyle sprytni, eby sobie poradzi z tymi ludmi. Chcia, eby si nam udao, ebymy potem sobie usiedli i cieszyli si tym, a w tym czasie on by po nas przyszed. Nie boi si ciebie; sam mwie, e jest potniejszy od czarodzieja. Nie obawia si ani miecza, ani Kahlan. Wanie tu zda! Planowa dopa nas jednoczenie, wszystkich troje za jednym zamachem i to tego wieczoru! To nie bya pomyka, lecz zaplanowane dziaanie. Dopiero co mwie, e czasami sztuczka daje lepsze efekty ni magia. I on tak postpi: wykona sztuczk, eby nas zwie! - Richard ma racj, Zeddzie. - Kahlan poblada nagle. - Tak wanie myli Rahl, to jego charakterystyczna cecha. Lubi zrobi to, czego si nie spodziewasz. Musimy natychmiast std odej. - Niech to licho! Ale ze mnie stary gupiec! Macie racj. Powinnimy zaraz odej,

ale nie mog zostawi swojej skaki. I Zedd ruszy przed siebie, omijajc dom. - Nie ma na to czasu! Starzec nie sucha. Wbieg na szczyt wzgrza, w mrok. Pd rozwiewa jego biae wosy i szaty. Kahlan i Richard weszli do domu. Prbowano upi ich podejrzliwo. Jak mogem nie docenia Rahla, zastanawia si chopak. Porwa plecak z kta przy palenisku i pobieg do swojego pokoju Sprawdzi, czy zb wisi za koszul, i wrci z podrnym paszczem. Zarzuci go na ramiona Kahlan i pospiesznie si rozejrza wok, czy jeszcze co mgby pochwyci. Nie mieli czasu na zastanawianie si. Najcenniejsze byo ich ycie. Chwyci dziewczyn za rk i skoczy ku drzwiom. Przed domem, w wysokiej trawie, ju czeka na nich ciko dyszcy Zedd. - Co ze skak? - zapyta Richard. Starzec ani by jej nie podnis, ani, tym bardziej, nie mg dwiga. - Jest w mojej kieszeni - odpar czarodziej z umiechem. Chopak nie mia czasu si nad tym zastanowi. Nagle znalaz si przy nich kot; wiadom napicia i popiechu ociera si o ich nogi. Zedd podnis zwierzaka. - Nie mog ci tu zostawi, kocie. Nadcigaj kopoty. - I starzec wpakowa kocura do Richardowego plecaka. Chopaka co niepokoio. Rozejrza si wok. Lustrowa ciemno, wypatrujc czego ukrytego, obcego. Nie dostrzeg niczego lecz czu obserwujce ich oczy. - Co si stao? - Kahlan zauwaya, jak si rozglda. Nic nie widzia, a mimo to czu spojrzenie jakich oczu. Uzna, e to tylko strach. - Nic, nic. Chodmy. Richard poprowadzi ich przez rzadko zadrzewiony obszar, tak mu znajomy, e mg tam chodzi z zawizanymi oczami, do cieki ktr wybra, i skrci na poudnie. Szli szybko, w milczeniu, tylko Zedd od czasu do czasu pomrukiwa, jakim to jest starym gupcem. W kocu Kahlan powiedziaa starcowi, e niepotrzebnie a tak si oskara. Przecie wszyscy troje dali si nabra, kade ponosi cz winy. Najwaniejsze, e si zorientowali i zdoali uciec. To by atwy szlak, szeroki jak droga, szli wic obok siebie - Richard w rodku, Zedd po jego lewej rce, a Kahlan po prawej, Kocur wysun gow z plecaka i rozglda si dokoa. Bardzo lubi tak podrowa, kiedy by maym kociakiem. Ksiyc owietla im drog. Richard widzia par sosen-straniczek, odcinajcych si na tle nieba, lecz wiedzia, e si nie mog zatrzymywa. Musieli odej jak najdalej. Noc bya zimna, ale szybki marsz

rozgrza chopaka. Kahlan otulia si paszczem. Zedd zatrzyma ich po okoo pgodzinie. Sign do kieszeni i wyj garstk jakiego proszku. Rzuci go w ty, na ciek, ktr przyszli. Srebrne iskierki strzeliy z rki czarodzieja i uleciay w mrok. Dzwonic cichutko, znikny za zakrtem. - Co to byo? - Richard cofn si szlakiem. - Odrobina magicznego pyu. Pokryje nasze lady i Rahl si nie dowie, gdzie jestemy. - Przecie ledzi nas jego chmurka. - Tak, ale to mu daje tylko oglne wskazwki. Nie wycignie z tego wiele, jeeli si nie zatrzymamy. Wytropi ci tylko wtedy, gdy utkniesz w jednym miejscu, jak w moim domu. Szli poudnie. Szlak prowadzi ich wrd sodko pachncych sosen, potem poprzez wzgrze. Usyszeli nagle jaki grzmicy gos. Odwrcili si i spojrzeli ze szczytu wzniesienia. W oddali za poaci mrocznego lasu, strzelaa w niebo olbrzymia kolumna ognia. Czerwie i zoto mkny w czer. - To mj dom. Jest tam Rahl Pospny. - Zedd umiechn si - Chyba si rozzoci. - Tak mi przykro. - Kahlan dotkna ramienia starca. - Niepotrzebnie, skarbie. To przecie tylko stary dom. A moglimy to by my. Ruszyli dalej. Dziewczyna spytaa Richarda: - Wiesz, dokd idziemy? Chopak uwiadomi sobie nagle, e owszem, wie. - Tak, wiem - odpar i umiechn si zadowolony, e powiedzia prawd. Trzy postacie weszy na ciemny szlak, w cienie nocy. Z gry patrzyy na to godnymi zielonymi lepiami dwie wielkie uskrzydlone bestie. Zanurkoway cichym lotem. Zoyy skrzyda i spady jak kamienie na plecy ofiar.

Rozdzia jedenasty To kot ocali Richarda. Wrzasn z przeraenia i wskoczy chopakowi na gow. Ten pochyli si, dziki czemu chimera nie spada na caym ciarem. I tak jej pazury rozoray mu bolenie plecy i wgnioty w pylist ciek. Straci oddech. Zanim zdy ponownie zaczerpn powietrza, bestia wskoczya mu na plecy - teraz nie mg ani oddycha, ani doby miecza. Atak drugiego stwora zepchn Zedda ze cieki, pomidzy drzewa, i potwr ruszy za starcem, tratujc zarola. Richard przygotowa si na przyjcie uderzenia szponw. Zanim potwr zacz szarpa chopaka, Kahlan zepchna na niego kamienie. Przeleciay nad gow bestii, nie czynic jej adnej szkody, lecz na chwile odwrciy uwag chimery od Richarda Stwr rykn przeraliwie, wci przytrzymujc chopaka pazurami jak kot mysz. Modzian bezskutecznie prbowa si wyrwa, duszc si z braku powietrza. Muchy kuy go w szyj. Sign w ty i wyrwa kby sierci, starajc si zepchn mocarn ap ze swoich plecw. Rozmiary owej apy wiadczyy, e musiaa nalee do chimery krtkoogoniastej, potwora o wiele wikszego ni dugoogoniasta, ktr widzia wczeniej. Miecz bolenie si wbija chopakowi w brzuch. Nie mg go dosign. Mia wraenie, e krew rozsadzi mu yy. Zaczyna traci przytomno. Coraz sabiej docieray do ryki i wrzaski bestii. Kahlan, zrzucajc gazy, znalaza si zbyt blisko stwora. Byskawicznie sign ap i zapa dziewczyn za wosy. Przechyli si przy tym nieco, wic Richard zdoa zaczerpn powietrza ale nie da rady si wyrwa. Kahlan krzykna. Z ciemnoci wyoni si nagle kocur i zbami oraz pazurami zaatakowa pysk bestii, celujc w lepia. Stwr nie puci dziewczyny, lecz oderwa drug ap od Richarda i zamierzy si na kota. Chopak przetoczy si w bok, zerwa na nogi i doby miecza. Dziewczyna znw krzykna. Richard uderzy wciekle, odcinajc trzymajc j ap. Kahlan bya wolna. Zraniona bestia zaskowyczaa i uderzya chopaka z tak si, e wylecia w powietrze i spad na plecy. Richard usiad. wiat wok niego zatacza si i wirowa. Miecza nie byo, polecia gdzie w zarola. Bestia staa na rodku cieki, skowyczc z blu i wciekoci, krew buchaa z kikuta odcitej apy. Zielone lepia nerwowo wypatryway nienawistnika, ktry spowodowa to cierpienie. Spoczy na Richardzie. Kahlan nigdzie nie byo. Po prawej, wrd drzew, zabyso nagle biae, olepiajce wiato ktre rozjanio wszystko wok. Huk eksplozji bolenie uderzy w uszy chopaka, wstrzs posa go na pie drzewa, a besti zbi z ng. Pomidzy drzewami ukazay si kby pomieni, poleciay wielkie drzazgi i odpryski.

Richard szuka miecza. Potwr zarycza i poderwa si na apska. Na p olepiony wybuchem chopak desperacko, prawie po omacku, szuka miecza. Widzia szarujcego potwora. Zapon gniewem. Poczu, e i w mieczu rozpala si gniew. Magia zaklta w oru odpowiadaa na wezwanie swego wadcy. Chopak przywoa miecz, da i rozkazywa, by ten si ujawni. Miecz by po drugiej stronie cieki. Richard wiedzia dokadnie, w ktrym miejscu miecz ley, jakby go widzia, jakby dotkn. Ruszy poprzez ciek. By w poowie drogi, gdy bestia tak mocno go kopna, e a polecia w przd. Kady oddech wywoywa nieznony bl w lewym boku. Nie mia pojcia, gdzie jest cieka. Gocze muchy odbijay si z impetem od twarzy Richarda. Nie mg odzyska orientacji. Lecz wietnie wiedzia, gdzie jest Miecz Prawdy. Rzuci si do niego. Dotkn miecza. Przez moment mu si zdawao, e widzi Zedda. Potem bestia dopada Richarda. Uniosa go praw ap i owina ciepymi, odraajcymi skrzydami, przyciskajc do swego cielska. Bl w lewym boku sprawi, e chopak krzykn. Ponce zielone lepia wpiy si w oczy Richarda, kapny zbiska - oto, co go czeka. Rozwara si olbrzymia paszcza, buchn smrodliwy dech, a biedak ujrza ciemn gardziel. Ociekajce lin ky stwora lniy w wietle ksiyca. Richard z caej siy kopn w kikut pozostay po lewej apie. Potwr odrzuci eb w ty, zawy z blu i upuci chopaka. Zedd ukaza si na ciece, ze dwanacie jardw za plecami potwora. Richard, na kolanach, sign po miecz. Starzec wyrzuci przed siebie obie rce, rozstawiajc szeroko palce. Strzeliy z nich pomienie i z gwizdem pomkny ku chimerze. Ogie narasta i kbi si, owietlajc wszystko po drodze i zwijajc si w bkitn i zot kul, zwikszajc swoj objto, jczc jak ywa istota. Ognista kula z guchym pogosem uderzya w plecy bestii, a bkitne i zote pomienie w okamgnieniu oblay stwora przepalajc go na wskro. Muchy si spopieliy. Ogie skwiercza i trzeszcza, poera besti. Chimera znikna w bkitnym arze Ogie zawirowa i rwnie znik. W powietrzu unosi si gstawy dym i fetor spalonej sierci. Noc znw bya spokojna i cicha. Richard, wyczerpany i obolay, upad na ziemi. Piach i wir wbiy si w rany na plecach chopaka, poamane ebra z lewej strony nieznonie bolay przy kadym oddechu. Chcia tylko lee spokojnie, nic wicej. Wci trzyma w doni rkoje miecza. Pozwoli, by moc ora przepywaa przeze, dodajc mu si. By gniew miecza znieczuli doznawany bl. Kot liza twarz chopaka swoim szorstkim jzykiem i ociera epek o jego policzek. - Dziki, kocie - wykrztusi Richard.

Zjawili si Kahlan i Zedd. Pochylili si nad chopakiem, ujli pod rce, eby mu pomc wsta. - Nie! Zostawcie! Tylko mi sprawiacie bl! Sam wstan! - Co si stao? - zapyta Zedd. - Bestia mnie kopna w lewy bok. I teraz boli. - Pozwl, e zbadam. - Starzec pochyli si nad Richardem i ostronie dotkn jego eber. Chopak si skrzywi z blu. - adne nie przebio skry. Nie jest le. Richard stara si nie mia, bo - i susznie! - podejrzewa, e sprawi mu to jeszcze wikszy bl. - Ale tym razem to nie bya adna sztuczka, Zeddzie. To bya prawdziwa magia. - Tak, tym razem to bya prawdziwa magia - potwierdzi czarodziej. - Lecz i Rahl Pospny mg to dojrze, jeeli patrzy. Musimy std odej. Le spokojnie, sprawdz, czy zdoam co zaradzi. Kahlan uklka po prawej stronie Richarda i pooya do na rce trzymajcej miecz. Kiedy ich donie si zetkny, chopak poczu nagy przybr pyncej z miecza fali mocy. Zaskoczyo go to, niemal zaparo dech. Wyczu, e magia go przed czym ostrzega, e prbuje go chroni. Dziewczyna umiechna si do niego. Nic nie wyczua. Zedd pooy do na ebrach chopaka, przytkn palec drugiej rki do jego podbrdka i przemwi spokojnym, agodnym, uspokajajcym tonem. Richard, suchajc go, wyrzuci z myli reakcj miecza na dotknicie jego doni przez Kahlan. Stary przyjaciel mwi mu, e ma uszkodzone trzy ebra i e on, Zedd, zaklina je teraz specjalnymi zaklciami, ktre je wzmocni i ochroni, dopki si nie wygoj. Starzec wci mwi owym szczeglnym tonem, opowiadajc, e bl si zmniejszy, lecz zupenie ustanie dopiero wwczas, gdy ebra si zrosn. Mwi wiele wicej, lecz znaczenie tych sw zdawao si mgliste i niezbyt wane. Kiedy wreszcie czarodziej umilk, Richard mia wraenie, jakby si budzi ze snu. Chopak usiad. Bl ogromnie zela. Richard podzikowa Zeddowi i wsta. Odoy miecz i podnis kota. Jeszcze raz podzikowa zwierzakowi. Poda go Kahlan, a sam poszuka plecaka. Znalaz go w pobliu cieki, tam gdzie w upad w ferworze walki. Richard zarzuci plecak na ramiona. Rzemienie wywoyway bl, ale o to bdzie si martwi, kiedy dotr do celu. Ukradkiem zdj z szyi rzemyk z zbem i wsun go do kieszeni. Richard zapyta Kahlan i Zedda, czy nie s przypadkiem ranni. Starzec wydawa si

dotknity tym pytaniem. Dumnie odpar, e wcale nie jest taki kruchy, jakby si zdawao. Kahlan powiedziaa, e dziki Richardowi nic jej si nie stao. On za owiadczy, e nie chciaby z ni stawa do zawodw w rzucaniu kamieniami. Umiechna si do niego szeroko i wsadzia kota do plecaka. Richard patrzy, jak dziewczyna podnosi paszcz i otula si nim; ciekaw by, czemu miecz tak zareagowa, kiedy dotkna jego doni. - Lepiej std odejdmy - napomnia ich Zedd. Przeszli okoo mili, gdy natrafili na miejsce, w ktrym ten szlak krzyowa si z wszymi ciekami. Richard poprowadzi ich jedn z nich. Czarodziej znw rozsypa troch magicznego pyu, eby zatrze lady. Nowy szlak by wski, wic musieli i gsiego. Badawczo zerkali na niebo. Richard trzyma do na rkojeci miecza, cho nie byo mu z tym wygodnie. wieci ksiyc. Cienie koysanych wiatrem gazi taczyy na cikich dbowych drzwiach z elaznymi okuciami. Kahlan i Zedd nie chcieli przeazi przez ostro zakoczone ogrodzenie, wic Richard poszed sam. Akurat mia zastuka w drzwi, kiedy wielka apa chwycia go za wosy, a na szyi poczu ostrze noa. Zamar. - Chase? - zapyta z nadziej w gosie. - Richard! - apsko pucio wosy chopaka. - Czemu si skradasz po nocy! Dobrze wiesz, czym grozi takie wszenie wok mojego domu! - Wcale nie wszyem. Po prostu nie chciaem wszystkich pobudzi. - Cay jeste zakrwawiony. To tylko twoja krew? - Przewanie, niestety. Otwrz bram, Chase. Kahlan i Zedd czekaj. Potrzebujemy ci. Chase, klnc i pomrukujc za kadym razem, kiedy nadepn bos stop na jak gazk lub od, poszed otworzy bram, a potem zapdzi ich do domu. Emma Brandstone, ona Chasea, bya mi, przyjazn kobiet; umiech zawsze rozjania jej twarz. Stanowia dokadne przeciwiestwo ma. Emma byaby niepocieszona, gdyby kogo zawstydzia lub wystraszya, Chase natomiast uwaa dzie za stracony, jeeli czego takiego nie uczyni. Pod jednym tylko wzgldem przypominaa ma - nigdy nic jej nie zaskoczyo ani nie wzburzyo. Take i teraz, pno w nocy, odziana w biay nocny strj, ze spitymi z tyu gowy siwymi wosami, spokojnie i niewzruszenie przygotowywaa herbat, podczas gdy reszta towarzystwa sadowia si za stoem. Umiechna si, jakby odwiedziny pokrwawionych goci, i to o tak pnej porze, byy czym absolutnie zwyczajnym. I czasem istotnie byy. Wszak miaa Chasea za ma!

Richard zawiesi plecak na oparciu krzesa, wyj kota i poda Kahlan. Pooya zwierzaka na kolanach i zacza gaska. Mrucza z zadowolenia. Zedd usiad przy chopaku. Chase woy koszul, zapali lampy zawieszone na cikich dbowych belkach. Sam ci drzewa, ociosa i zamocowa owe belki. Na jednej z nich wyci imiona dzieci. Za krzesem gospodarza widnia kominek zbudowany z kamieni, ktre zebra podczas wieloletnich wdrwek. Kady z nich mia charakterystyczny ksztat, barw i tekstur. Chase mg opowiedzie chtnemu suchaczowi, skd pochodzi kady kamie i z jakim trudem je zdoby. Na rodku solidnego sosnowego stou staa prosta drewniana misa pena jabek. Emma zabraa mis z jabkami, postawia imbryk z herbat i dzbanek miodu, po czym rozdaa kubki. Polecia Richardowi, eby zdj koszul i tak ustawi krzeso, by moga mu opatrzy rany; nie byo to dla niej nowe zajcie. Ciepa woda, mydo i szczotka - Emma szorowaa plecy chopaka tak spokojnie, jakby czycia kocioek. Richard czasem przygryza warg, wstrzymywa oddech i mruy oczy. Wtedy przepraszaa, e mu sprawia bl, wyjaniajc, e musi usun cay brud i kurz, eby potem nie cierpia jeszcze bardziej. Wreszcie oczycia plecy chopaka, osuszya je rcznikiem i natara maci, a Chase przynis mu czyst koszul. Chopak zaoy j z prawdziw przyjemnoci - cho troch go chronia przed dalszymi dziaaniami Emmy. - Czy kto z was chciaby co zje? - spytaa z umiechem Emma. - Gdyby to nie... - oywi si Zedd. Kahlan i Richard zmiadyli go wzrokiem; od razu oklap: - Nie, nie, dzikujemy bardzo. Emma stana za krzesem Chasea i czule gadzia czupryn ma. On a si skrca, zaenowany i wcieky na tak publiczne okazywanie uczu. W kocu pochyli si, eby nala herbaty, i dziki temu zakoczy ow pieszczot. Popchn dzbanek z miodem ku chopakowi. - Od kiedy ci znam, Richardzie, miae wspaniay talent unikania kopotw. Co go jednak ostatnio tracisz. Zanim Richard zdy odpowiedzie, w drzwiach pokoju pojawia si Lee, jedna z crek Emmy i Chasea, trc pistkami zaspane oczy. Ojciec ypn na ni gniewnie; nadsaa si. - Jeste najbrzydszym dzieciakiem, jakiego kiedykolwiek widziaem - westchn Chase. Dziewczynka umiechna si promiennie. Podbiega do ojca, otoczya ramionami jego nogi i pooya mu gow na kolanach. Pogadzi j po niej. - Wracaj do eczka, maa. - Chwileczk - wtrci si Zedd. - Podejd do mnie, Lee. - Usuchaa. - Moje kocisko si skaryo, e u mnie nie ma adnych dzieci, ktre by si z nim bawiy. - Lee zerkna na

kolana Kahlan. - Czy znasz jakie dzieci, ktre mj kot by mg odwiedzi? - Mgby zosta u nas, Zeddzie! Z nami by si bawi! - Naprawd? To niech tu troch pobdzie. - No dobrze, Lee - wtrcia Emma - a teraz do eczka. - Czy mog ci o co poprosi, Emmo? - odezwa si Richard. - Mogaby poyczy Kahlan jaki podrny strj? Emma przyjrzaa si dziewczynie. - Hmm, moje ubranie bdzie na ni za wskie w ramionach i za krtkie... Ale powinny si nada rzeczy starszych crek. - Umiechna si do Kahlan i wycigna do niej rk: Chod, kochanie, poszukamy czego. Dziewczyna podaa kota Lee i uja drug rczk dziecka. - Mam nadziej, e kot nie sprawi ci kopotu. Bdzie chcia spa w twoim eczku. - To wspaniale - odpara szczerze maa. Wyszy wszystkie trzy, a Emma domylnie zamkna drzwi. - No i? - mrukn Chase, yknwszy herbaty. - Pamitasz ten spisek, o ktrym mwi mj brat? Jest jeszcze gorzej, ni mu si wydaje. - Ach tak - rzuci wymijajco Chase. Richard wyj z pochwy Miecz Prawdy i pooy na stole. Klinga zalnia. Chase pochyli si do przodu, opar okcie o st i unis miecz czubkami palcw. Przetoczy or na donie, dokadnie obejrza, przesun palce po sowie PRAWDA na rkojeci, po klindze, zbada jej ostro. Okaza jedynie niewielkie zainteresowanie. - Miecze czsto maj imi - oznajmi - lecz zwykle jest ono wyryte na ostrzu. Jeszcze nigdy nie spotkaem imienia umieszczonego na rkojeci. - Umilk, czekajc na odzew. - Ju widziae ten miecz, Chase - strofowa go Richard. - Wiesz co to jest. - Owszem, widziaem. Ale nigdy z tak bliska. - Podnis na chopaka pociemniae, baczne oczy. - Skd go masz, Richardzie? - Da mi go potny i szlachetny czarodziej. - Chopak odwzajemni spojrzenie. Chase zmarszczy czoo. ypn na Zedda. - Co ty masz z tym wsplnego? - To ja mu go daem - odpar starzec z umieszkiem. Chase odchyli si do tyu, z wolna potrzsajc gow. - Chwaa dobrym duchom - wyszepta. - Prawdziwy Poszukiwacz. Nareszcie. - Mamy mao czasu - powiedzia Richard. - Musz si dowiedzie rnych rzeczy

o granicy. Chase westchn, wsta i podszed do komina. Opar do o obramowanie i zapatrzy si w ogie. Stuka palcami o szorstkie drewno, jakby chcia stamtd wydoby sowa. Czekali, a si odezwie. - Czy wiesz, Richardzie, na czym polega moja praca? - Pilnujesz, eby ludzie, dla swego wasnego dobra, nie wchodzili w granic - odpar chopak, wzruszajc ramionami. Chase potrzsn gow. - A wiesz, jak si pozby wilkw? - Polujc na nie. Stranik granic ponownie potrzsn gow. - Pozbyby si zaledwie kilku, nowe urodziyby si i w rezultacie miaby ich tyle samo. Jeeli naprawd chcesz si pozby wilkw, to polujesz na ich poywienie: apiesz krliki, e tak to ujm. To atwiejsze. Jeli jest mniej ywnoci, to si rodzi mniej szczenit. W rezultacie masz mniej wilkw. I na tym polega moja praca. Poluj na krliki. Richard poczu dreszcz strachu. - Wikszo ludzi nie rozumie, po co jest granica - podj Chase - ani nie pojmuje sensu naszej pracy. Sdz, e narzucamy jakie gupie prawa. Wielu, przewanie starszych ludzi, boi si granicy. Inni myl, e wiedz lepiej, i podchodz blisko, eby kusowa. Ci si nie boj granicy, wic si staramy, eby si obawiali stranikw. To nas uwaaj za prawdziwe zagroenie i staramy si, by tak pozostawao. Boj si nas i to ich trzyma z dala od granicy. Jeszcze inni traktuj to jak gr: przemkn si czy nie. Wcale nie staramy si wszystkich wyapa. Zaley nam na tym by wystraszy jak najwicej ludzi, eby wilki z granicy miay najmniej krlikw. Chronimy ludzi, ale nie w ten sposb, e zabraniamy im tam wchodzi. Kady gupiec, ktry to uczyni, jest stracony, nie zdoamy mu pomc. Naszym zadaniem jest utrzymywanie wikszoci obywateli z dala od granicy i dbanie, by nic z niej si nie wydostao i nie opanowao kraju. Wszyscy stranicy widzieli, co stamtd wyazi. My rozumiemy, inni nie. Ostatnio wydostaje si stamtd coraz wicej i wicej stworw. Rada twojego brata moe nas opaca, ale nie ma o niczym pojcia. Nie podlegamy ani rajcom, ani adnemu prawu. Mamy jedn powinno: chroni ludzi przed tym, co przychodzi z mrokw. Jestemy samorzdni i samodzielni. Rozkazy wykonujemy tylko wwczas gdy nie koliduj z nasz prac. Takie pozorne posuszestwo usposabia przyjanie wadz. Jednak w razie zagroenia bdziemy si kierowa wasnymi reguami. - Chase zamilk na chwil, usiad przy stole i opar okcie o blat. - Posuchalibymy rozkazw tylko jednej osoby - podj - bo nasza

sprawa jest czci tamtej, wikszej, waniejszej. T osob jest prawdziwy Poszukiwacz. Wzi miecz w donie i poda Richardowi, patrzc mu w oczy. - Ofiarowuj swe ycie i lojaln sub Poszukiwaczowi. - Dzikuj, Chase - odpar wzruszony chopak. Popatrzy na czarodzieja, a potem znw na stranika. - Teraz opowiemy ci, co si waciwie dzieje, a potem ja wam powiem, o co mi chodzi. Zedd i Richard opowiedzieli, co si wydarzyo. Chopak chcia, eby Chase wszystko wiedzia, eby zrozumia, e nie czas na poowiczne dziaania, e musz zwyciy lub zgin i e to Rahl Pospny postawi przed nimi taki wybr. Chase patrzy to na jednego to na drugiego. wietnie rozumia wag wydarze, spochmurnia, syszc o magii Ordena. Nie musieli go przekonywa; prawdo - podobnie widzia wicej, ni oni zobacz kiedykolwiek. Pyta niewiele, sucha uwanie. Ogromnie mu si spodobaa nauczka, jak Zedd da napastnikom. A si popaka ze miechu. Otworzyy si drzwi - Kahlan i Emma wrciy do pokoju. Dziewczyna bya ubrana w strj podrny: ciemnozielone spodnie, podtrzymywane szerokim pasem, brzow koszul, ciemny paszcz; miaa te plecak. Zachowaa swoje buty i sakiewk u pasa. Bya gotowa do ycia w lesie. Jednak jej wosy, twarz, i postawa wiadczyy, e nie bya prost wieniaczk. - Moja przewodniczka. - Richard przedstawi j stranikowi. Chase unis brew. Emma dojrzaa miecz. Po jej minie Richard pozna, i zrozumiaa. Znw stana za mem, lecz tym razem nie gadzia go po wosach. Po prostu pooya mu do na ramieniu, chciaa by przy nim. Wiedziaa, co si wici. Chopak wsun miecz do pochwy i dokoczy opowie o wydarzeniach wieczoru. Kahlan usiada przy nim. Skoczy i przez par chwil siedzieli w milczeniu. - Jak ci mog pomc, Richardzie? - zapyta w kocu Chase - Powiedz mi, gdzie jest przejcie - powiedzia twardo chopak. - Jakie przejcie? - Chase zjey si. - Przez granic, oczywicie. Wiem, e istnieje, lecz nie wiem, gdzie si znajduje, a nie mam czasu na szukanie. - Richard nie mia ochoty i czasu na stare gierki. Poczu, jak budzi si w nim gniew. - Kto ci o tym powiedzia? - Odpowiedz na pytanie, Chase! - Pod jednym warunkiem. - Stranik umiechn si. - Ja was tam zaprowadz. Richard pomyla o dzieciach przyjaciela. Chase by przyzwyczajony do

niebezpieczestw, ale tym razem to byo co zupenie innego. - To nie jest wcale konieczne - odpar. - Dla mnie tak. - Stranik zmierzy chopaka taksujcym spojrzeniem. - To bardzo niebezpieczne miejsce. Nie macie pojcia, w co si pakujecie. Nie wyl was tam samopas. Poza tym granica to moja sprawa. Jeli chcecie, bym odpowiedzia na twoje pytanie, to mnie ze sob zabierzcie. Richard zastanawia si przez chwil, a oni czekali na jego decyzj. Chase nie artowa, czasu mieli bardzo mao. Chopak nie mia wyboru. - To dla nas zaszczyt, Chase, e bdziesz nam towarzyszy. - Doskonale. - Stranik plasn doni o st. - Przejcie nazywane jest Krlewsk Bram. Znajduje si za paskudn miecin, za Southayen. Cztery, pi dni konnej jazdy Szlakiem Sokolnikw. Poniewa si spieszycie, wic musimy wybra t drog. Za kilka godzin wit. Przepijcie si, a ja i Emma przygotujemy wszystko do drogi.

Rozdzia dwunasty Ledwo zdyli zasn, a ju Emma ich obudzia i sprowadzia na niadanie. Inni domownicy spali, soce jeszcze nie wzeszo, lecz pianie kogutw ju zapowiadao nadchodzcy wit. Smakowite zapachy sprawiy, e Richard poczu gd. Emma z umiechem, cho nie tak promiennym jak poprzedniego wieczoru, podaa gociom obfite niadanie. Powiedziaa, e Chase zjad wczeniej i e teraz przygotowuje konie do drogi. Richard zawsze uwaa, e Kahlan bardzo pontnie wyglda w tej swojej niezwykej szacie, teraz za uzna, e strj podrny w niczym nie umniejsza powabw dziewczyny. Kahlan i Emma rozmawiay o dzieciach, Zedd wychwala posiek, a chopak duma nad tym, co ich czekao. W drzwiach ukaza si Chase, przesaniajc na chwil wiato wstajcego dnia. Kahlan zadraa na jego widok. Ubrany by w kolczug woon na brzow skrzan bluz, grube czarne spodnie, buty i paszcz. Czarne rkawice zatkn za szeroki czarny pas, spity szerok srebrn klamr, na ktrej widnia emblemat stranikw granicy. Obwieszony by broni, ktra wystarczyaby do uzbrojenia kompanii wojska. Zwyky mczyzna wygldaby gupio w takim stroju, natomiast Chase robi piorunujce i grone wraenie. By ucielenieniem zagroenia, miertelnego zagroenia. Stranik zwykle przybiera jedn z dwch pz: pozorny, gapowaty brak zainteresowania tym, co si dzieje, lub natychmiastowa gotowo do udziau w krwawej masakrze. Tym razem wybra t drug. - Upieczone kurczaki - odezwaa si Emma, wrczajc Zeddowi zawinitko. Starzec umiechn si szeroko i pocaowa j w czoo. Kahlan serdecznie uciskaa on Chasea i obiecaa jej, e odda poyczon odzie. Richard rwnie uciska Emm. - Uwaaj na siebie - szepna mu na ucho. Na koniec ucaowaa na poegnanie ma, co w przyj z askawoci. Chase poda Kahlan dugi n i zaleci, eby go zawsze miaa przy sobie. Richard spyta, czy i on mgby dosta n, bo swj zostawi w domu. Stranik sprawnie odszuka n wrd broni ktr by obwieszony, odpi go i poda chopakowi. - Sdzisz, e to wszystko naprawd nam si przyda? - zapytaa dziewczyna, patrzc na arsena stranika. - Gdybym tylko co z tego zostawi, to na pewno by si okazao przydatne. - Chase umiechn si do niej krzywo. Bez popiechu pojechali przez Lasy Hartlandzkie - Chase na czele, potem Zedd, Kahlan i na kocu Richard. By jasny, chodny jesienny poranek. Na niebie zakoowa jastrzb: ostrzegawczy znak u pocztku podry. Richard pomyla, e w znak jest zupenie

zbdny. W pniejszych godzinach ranka wyjechali z Doliny Hartlandzkiej w grny las Ven i opodal jeziora Trunt dotarli do Szlaku Sokolnikw. Skierowali si na poudnie, a wowata chmurka podaa w lad za nimi. Richard si cieszy, e odciga szpiegowski obok od domu Chasea, od dzieci przyjaciela. Niezbyt mu si za to podobao, e musz dotrze a tak daleko na poudnie, by przekroczy granic: liczya si kada chwila. Lecz Chase stwierdzi, e nic nie wie o istnieniu innego przejcia. Drzewa liciaste ustpoway miejsca starym sosnom. Ich pnie okalay trakt jak ciany kanionu. Gazie pojawiay si bardzo, ale to bardzo wysoko. Richard czu si malutki w gbokim cieniu starych, dostojnych drzew. Chopak wiele podrowa, lubi to. Mijali znajome mu miejsca, lecz to nie bya taka sama wczga jak poprzednie. Zdali tam, gdzie Richard jeszcze nigdy nie by. W niebezpieczne okolice. Chase by zaniepokojony i ostrzega ich. To zupenie wystarczyo, eby ostudzi zapa chopaka, bo Chase nie mia zwyczaju martwi si na zapas. Po prawdzie to Richard czsto uwaa, e przyjaciel jest zbyt nieostrony. Chopak obserwowa towarzyszy podry: Chase - czarna zjawa na koniu, uzbrojony po zby, budzcy postrach tak wrd tych, ktrych chroni, jak wrd tych, ktrych ciga (ale, o dziwo, nie wrd dzieci); chudy, patykowaty czarodziej Zedd, skromny, pogodny, siwowosy, zadowolony, e wiezie tylko zawinitko z pieczonymi kurczakami, a jednoczenie wadajcy magicznym ogniem i prawdopodobnie jeszcze innymi czarami; Kahlan - odwana, zdecydowana, wadajca jak tajemn moc, wysana, by zmusi czarodzieja do wyznaczenia Poszukiwacza. Wszyscy troje byli jego przyjacimi, a przecie kade z nich budzio w nim niepokj. Zastanawia si, ktre z nich byo najgroniejsze. Niby to podali za nim lepo, a przecie wiedli go za sob. Kade z nich przysigo, e odda ycie w obronie Poszukiwacza. Lecz adne z nich - czy to w pojedynk, czy razem - nie dorwnywao moc Rahlowi Pospnemu. Wszystko wskazywao na to, e nie maj szansy. Zedd ju zajada kurczaki i od czasu do czasu odrzuca jak kosteczk. W kocu zdecydowa si poczstowa pozostaych. Chase odmwi, bo nieustannie obserwowa otoczenie traktu, zwaszcza lewe pobrzee, od strony granicy, i nie zamierza si rozprasza. Kahlan i Richard przyjli poczstunek. Kurczakw wystarczyo i dla nich, pomimo obaw chopaka. Trakt sta si szerszy, tote modzieniec jecha obok Kahlan. Poniewa dzie by ciepy, dziewczyna odrzucia paszcz. Umiechna si do Richarda owym specjalnym umiechem, przeznaczonym wycznie dla niego. - Czy czarodziej mgby co zaradzi na t chmurk, Zeddzie? - spyta nagle chopak. Starzec ypn na obok, a potem na pytajcego.

- Wanie si nad tym zastanawiaem. Pewno tak, ale zaczekabym jeszcze troch, a si bardziej oddalimy od rodziny Chasea. Nie chciabym ich naraa. Pnym popoudniem napotkali starsze maestwo, znanych Chaseowi ludzi lasu. Zatrzymali si i stranik porozmawia z owymi ludmi. Siedzia spokojnie na swoim wierzchowcu, skrzane odzienie potrzaskiwao przy kadym jego ruchu, a tamci powtarzali mu opowieci o tym, co si wydostaje ze strefy granicy. Chase okazywa im wielki respekt jak wikszo ludzi zreszt - lecz oni najwyraniej i tak si go bali. Powiedzia im, e wanie si zajmuje ca spraw, i poradzi, eby nie wychodzili noc z domu. Zatrzymali si na nocleg dugo po zapadniciu zmroku, a wyruszyli, ledwo wit zarowi niebo ponad grami granicy. Richard i Kahlan ziewali, jadc. Las si przerzedzi, pojawiay si ki, zielone i sodko pachnce. Szlak wid ich teraz przez pagrkowaty teren, oddalajc si przejciowo od granicznych gr. Od czasu do czasu mijali niewielkie farmy i widok Chasea poszy ich mieszkacw. Richard rzadko si zapuszcza tak daleko na poudnie, wic sabo zna te strony. Bacznie si rozglda, zapamitujc charakterystyczne punkty okolicy. Zjedli zimny posiek, wygrzewajc si w promieniach soca. Trakt wid ich teraz w stron granicy, a pnym popoudniem znaleli si tak blisko, e zaczli napotyka szare trupy drzew, umierconych przez wow lian. Soce z trudem rozjaniao mroki gstego lasu. Chase bardzo uwanie obserwowa wszystko dokoa. Par razy zsiad z konia i jaki czas porusza si pieszo, wypatrujc ladw w pyle szlaku. Przecili pyncy od granicy strumie, ktrego botniste i zimne wody toczyy si niemrawo. Chase zatrzyma si i bacznie wpatrzy w mrok. Reszta wdrowcw czekaa, a zakoczy t obserwacj; popatrywali to na siebie, to ku granicy. Richard rozpozna unoszc si w powietrzu wo liany. Stranik poprowadzi ich troch dalej, zsiad z konia i przysiad, badajc grunt. Po chwili wyprostowa si, poda Zeddowi wodze swojego konia i poleci im, by czekali. Patrzyli, jak znika wrd drzew. Ko Kahlan otrzsa si z much i szczypa traw. Wrci Chase, wcign rkawice i wzi od czarodzieja wodze. - Jedcie dalej. Nie zatrzymujcie si i nie czekajcie na mnie Trzymajcie si szlaku poleci. - O co chodzi? Co znalaze? - zapyta Richard. - Wilki si poywiay - odpar stranik, spojrzawszy pospnie na chopaka. - Zakopi to, co zostawiy, a potem pojad pomidzy granic a wami. Musz co sprawdzi. Pamitajcie, co mwiem. Nie zatrzymujcie si. Nie popdzajcie koni, ale utrzymujcie dobre tempo i bacznie si rozgldajcie. I ebycie si nie wayli zawraca i szuka mnie, gdyby

wam si wydawao, e za dugo nie wracam. Wiem, co robi, a wy i tak bycie mnie nie znaleli. Wrc do was, jak tylko bd mg. Jedcie cay czas i nie zbaczajcie ze szlaku. Wsiad na konia i ponagli go do biegu. - Nie zatrzymujcie si! - rykn do nich przez rami. Znikn pord drzew, dobywajc krtkiego, przewieszonego przez rami miecza. Richard to dostrzeg i domyli si, e stranik nie powiedzia im prawdy. Nie bdzie niczego zakopywa Chopakowi wcale si nie podobao, e musia puci przyjaciela samego, lecz wietnie wiedzia, i ten robi to, co jest niezbdne, aby ich ochroni. Musi zaufa osdowi starego przyjaciela. - Syszelicie, co powiedzia - odezwa si Poszukiwacz. - W drog. Jechali przez przygraniczne lasy. Skaki staway si coraz wiksze, drka wia si pomidzy nimi. Drzewa rosy tak gsto, e soce prawie tu nie docierao, trakt bieg jak w tunelu. Las napiera na nich. Jechali, bacznie obserwujc mroki po lewej stronie. Gazie zwieszay si nad drk i jedcy musieli si nisko pochyla. Richard nie mia pojcia, jak te Chase w swoim rynsztunku przebija si poprzez tak gstw. Trakt znw si rozszerzy i chopak podjecha do Kahlan, ustawiajc konia pomidzy ni a granic. Trzyma wodze lew doni, by praw mc w kadej chwili doby miecza. Dziewczyna otulia si szczelnie paszczem, lecz Richard mimo to dostrzeg e trzyma do tu przy rkojeci noa. Z lewej dao si sysze odlege wycie, przypominajce gosy watahy wilkw. Lecz to nie byy wilki. To byo co z obszaru granicy. Gwatownie odwrcili gowy w stron, skd dochodzi w gos. Konie byy przeraone, chciay si zerwa do biegu. Musieli je powstrzymywa, pozwoli tylko na trucht. Richard rozumia, co czuj konie. Chtnie by im pozwoli ruszy galopem, lecz Chase stanowczo tego zabroni. Musia mie po temu waki powd, wic powstrzymywali konie. W wycie wmieszay si mroce krew w yach wrzaski. Chopak poczu, jak mu si je wosy na karku, z coraz wikszym trudem powstrzymywa konia. W owych wrzaskach brzmiaa desperacka, dzika wola zabijania. Podrnicy jechali kusem niemal godzin, a gosy z lasu cigny za nimi trop w trop. Nie mieli wyboru - mogli tylko jecha naprzd, nasuchujc wycia granicznych bestii. W kocu Richard ju nie mg tego znie. Zatrzyma konia i zwrci si ku lasowi. Gdzie tam by Chase, samotnie stawiajcy czoo bestiom. Nie mg pozwoli, by przyjaciel sam si z nimi zmaga. Powinien mu pomc. - Musimy jecha naprzd, Richardzie - odezwa si Zedd. - Moe ma kopoty. Nie moemy pozwoli, eby sam si z tym zmaga.

- To jego praca, pozwl mu j wykona. - Wcale nie! Ju nie jest stranikiem granicy, musi nas bezpiecznie przeprawi na drug stron! Czarodziej podjecha do chopaka i przemwi do niego agodnie: - Chase wykonuje swoj robot, Richardzie. Przysig, e odda ycie w twojej obronie. I wanie ci chroni, stara si zapewni ci bezpieczn drog do przejcia. Wbij to sobie do gowy. Twoja misja jest waniejsza ni ycie pojedynczego czowieka. Chase to rozumie. Dlatego zabroni jecha za sob. - Czyby oczekiwa, e powic ycie przyjaciela - zdumia si chopak - jeli mgbym zapobiec jego mierci? Wycia rozlegay si coraz bliej. - Oczekuj, e nie pozwolisz, by zgin nadaremnie! Richard wpatrywa si w starca. - A moe bymy mu pomogli? - A moe nie. Konie taczyy w miejscu. - Zedd ma racj - wtrcia si Kahlan. - Pjcie za Chaseem wcale nie byoby odwanym postpkiem, za to pjcie dalej, cho chcesz pomc stranikowi - tak. Richard wiedzia, e obydwoje maj racj, lecz za nic nie chcia tego przyzna. Popatrzy gniewnie na dziewczyn. - Moesz si pewnego dnia znale w jego sytuacji! I co by mi wwczas zalecaa?! - eby szed dalej i si nie zatrzymywa - odpara spokojnie. ypn na ni wciekle, nie wiedzc, co odpowiedzie. Wrzaski zbliyy si jeszcze bardziej. Twarz dziewczyny nie zdradzaa adnych emocji. - Chase stale to robi, Richardzie. Nic mu si nie stanie - uspokaja chopaka Zedd. Wcale bym si nie zdziwi, gdyby mia niez rozrywk. Pniej bdzie mia o czym opowiada Znasz go przecie. Cz opowiastki moe nawet bdzie zgodna z prawd. Richard by wcieky i na nich, i na siebie. Kopn konia w bok i wyprowadzi go na czoo; nie mia ochoty na dalsze rozmowy Pozwolili, by zaton we wasnych mylach, eby jecha przodem. Zocio go, e Kahlan uwaa, i mgby j zostawi na pastw losu. Przecie nie bya stranikiem granicy. Wcale mu si nie podobao, e ocalenie mogo oznacza wydanie przyjaci na mier. To nie miaoby adnego sensu. Nie chcia, eby to miao sens. Chopak prbowa nie zwraca uwagi na wrzaski i wycia dobiegajce z lasu. Po pewnym czasie owe odgosy zostay daleko z tyu. Zdawao si, e w lasach nie ma ladu ycia - nie byo adnych ptakw, krlikw czy nawet myszy. Nic, tylko powykrcane drzewa,

jeyny i ciernie. Nasuchiwa uwanie, czy tamci dwoje jad za nim. Nie chcia si odwraca i patrze, nie chcia ich widzie. Po chwili zda sobie spraw, e wycia umilky. Ciekaw by, czy to dobry znak, czy nie. Richard chcia powiedzie Zeddowi i Kahlan, e jest mu przykro, e ich przeprasza, e si po prostu ba o przyjaciela, lecz nie mg si odezwa. Czu si bez - radny. Nic si Chaseowi nie stanie, przekonywa sam siebie. Przecie by przywdc stranikw granicy, a nie jakim wariatem, na pewno si nie wda w nic takiego, z czym by sobie nie mg poradzi. Zreszt, czy jest w ogle co takiego, z czym by sobie Chase nie poradzi? Jak ja zawiadomi Emm, gdyby co si jednak stao jej mowi, duma chopak. Zbytnio puszcza wodze imaginacji. Chase jest bezpieczny. Nie do pokonania. Zociby si, e Richard dopuszcza do siebie takie myli, e w niego wtpi. Czy Chase powrci przed noc? Czy powinni si zatrzyma na nocleg, jeeli nie wrci? Nie. Przecie powiedzia, eby si nie zatrzymywali. Powinni jecha i jecha przed siebie, nawet i ca noc, dopki si do nich nie przyczy. Chopak mia wraenie, e gry zwieszaj si ponad nimi, gotowe run. Jeszcze nigdy nie by tak blisko granicy. Richard wci si martwi o przyjaciela, lecz uspokaja si powoli, przestawa si zoci na tamtych. Obejrza si i spojrza na Kahlan. Umiechna si do niego, wic odwzajemni umiech od razu poczu si lepiej. Zastanawia si, jak te wyglday te lasy, zanim umaro tyle drzew. To musiaa by pikna okolica - zielona, zaciszna, bezpieczna. Moe jego ojciec tdy szed ku granicy i potem wraca z ksig? Czy wszystkie drzewa przy tamtej granicy uschy, zanim znikna? Moe powinni poczeka, a i ta zniknie, i dopiero potem przej na drug stron? Moe wcale nie musieli a tak zbacza z trasy na poudnie, z trasy ku Krlewskiej Bramie. Czemu jednak sdzi, e idc na poudnie, zbaczaj, z trasy? Nie mia pojcia, dokd si uda w Midlandach, wic z jakiego powodu to jedno miejsce wydawao mu si lepsze ni drugie? Szkatua moga by rwnie dobrze na poudniu, jak i na pnocy krainy. Lasy mroczniay. Richard od paru godzin nie widzia soca, lecz nie mia wtpliwoci, e wanie zachodzio. Nie podobaa mu si perspektywa nocnej jazdy przez te lasy, ale myl o spaniu tutaj bya jeszcze gorsza. Sprawdzi, czy tamtych dwoje nie zostao zbytnio w tyle. W ciszy wieczoru da si sysze szmer pyncej wody; narasta stopniowo i wkrtce dotarli do niewielkiej rzeki, nad ktr przerzucono drewniany most. Ju mieli wjecha, kiedy Richard si zatrzyma. Co go zaniepokoio. Ostrono nigdy nie zawadzi. Ostronie sprowadzi konie po spadzistym brzegu i obejrza most od spodu. Wsporniki zamocowano do

elaznych piercieni, osadzonych w granitowych blokadach. Kto wymontowa sworznie. - Kto si dobra do mostu. Teraz wytrzyma ciar czowieka, lecz nie konia. Chyba bdziemy musieli si zamoczy. - Wcale nie mam zamiaru mokn - nachmurzy si Zedd. - To moe masz jaki lepszy pomys? - zainteresowa si chopak - Tak - odpar czarodziej. - Wy si przeprawicie na drug stron a ja podtrzymam most. - Richard spojrza na podejrzliwie, jakby si ba, e stary przyjaciel straci zmysy. Idcie - ponagli ich Zedd. - Wszystko bdzie dobrze. Starzec wyprostowa si w siodle, rozoy rce na boki, wntrzem doni ku grze, odchyli gow w ty, odetchn gboko i zamkn oczy. Kahlan i Richard ostronie i z ociganiem przejechali przez most. Na drugim brzegu zawrcili konie i patrzyli na Zedda. Ko czarodzieja jak na znak ruszy z miejsca, starzec za ani nie zmieni pozy, ani nie otworzy oczu. Doczy do dwojga towarzyszy i dopiero wwczas opuci rce i otworzy oczy. Modzi nie spuszczali z niego oka. - Moe si pomyliem - odezwa si w kocu Richard. - Moe most utrzymaby konia z jedcem. - Moe. - Zedd si umiechn. Pstrykn palcami, nawet si za siebie nie ogldajc: most run z hukiem, belki jkny, jak by je kto rozdziera, i spyny z prdem. - A moe nie. Nie mogem tego tak zostawi. Kto inny mgby ucierpie. - Pewnego dnia musimy sobie dugo i powanie porozmawia mj przyjacielu oznajmi chopak, potrzsajc gow. Richard zawrci konia i ruszyli w dalsz drog. Zedd popatrzy na Kahlan i wzruszy ramionami. Dziewczyna umiechna si i mrugna do niego, a potem pojechaa za chopakiem. Wdrowcy jechali pospnym traktem, bacznie obserwujc las Richard si zastanawia, co te Zedd moe jeszcze uczyni. Chopak pozwoli, by jego ko sam wybiera drog w zapadajcej ciemnoci. Ciekaw by, jak szeroko rozciga si w martwy obszar, czy trakt ich z niego wyprowadzi. W miar jak zapadaa noc, okolica budzia si do ycia. Sycha byo osobliwe pokrzykiwania i szuranie. Ko chopaka ra niekiedy, jakby widzia to, czego nie dostrzega jego pan. Richard uspokajajco poklepywa po szyi swego wierzchowca i wypatrywa chimer na niebie. Prawd mwic, usiowa wypatrywa, bo nie mg dostrzec ani skrawka nieba. Tym razem bestie tak by ich nie zaskoczyy - musiayby si przebi przez pltanin suchych pni i konarw, a trudno by im byo zrobi to cicho i dyskretnie. Poza tym stwory z lasu mogy stanowi wiksze zagroenie ni chimery. Richard nic

o nich przecie nie wiedzia... I wolaby si nie dowiadywa. Czu, jak wali mu serce. Jechali tak okoo godziny, gdy chopak usysza, jak co si zblia przez zarola po lewej stronie traktu. Trzeszczay amane gazie. Richard puci konia galopem i sprawdzi, czy Kahlan i Zedd jad za nim. Nie zdoaj umkn przed tym czym. Najwyraniej przetnie im drog. Moe to Chase, pomyla chopak. A moe nie. Richard doby Miecza Prawdy, pochyli si w siodle i ponagli konia do jeszcze szybszego biegu. Rumak pomkn traktem. Chopak nie mia pojcia, czy tamci dwoje nadaj za nim, w ogle si nad tym nie zastanawia. Skupi myl na tym, eby zdoa dostrzec to, co si ku nim zbliao w ciemnociach. Budzi si w nim gniew. Zacisn zby i pdzi przed siebie, eby zabi, gdy bdzie trzeba. Grzmot koskich kopyt zagusza odgosy z lasu, lecz Richard wiedzia, e owo co tam jest, e si zblia. Wreszcie zobaczy czarny ksztat, ledwo widoczny na tle drzew. Posta wypada na trakt dobre dwanacie jardw w przodzie. Chopak unis miecz i run na ni, tworzc w mylach obraz tego, co powinien uczyni. Posta czekaa na nieruchomo. W ostatniej chwili Richard si zorientowa, e to Chase. Przyjaciel trwa nieruchomo, wycigajc rk, by go powstrzyma W garci mia maczug. - Mio stwierdzi, e jeste taki czujny i szybki - stwierdzi stranik granicy. - Ale mnie wystraszye, Chase! - I ty nie pozostae mi duny! - odci si tamten i doda, bo akurat doczyli do nich Kahlan i Zedd: - Jedcie tu za mn. Ty na kocu, Richardzie, i nie chowaj miecza. Chase zawrci konia i ruszy galopem, reszta za nim. Richard nie wiedzia, czy co ich ciga, czy nie. Zachowanie przyjaciela nie zapowiadao bliskiej walki, a jednak mwi, eby nie chowa miecza. Chopak rzuca przez rami czujne spojrzenia na trakt za nimi. Wszyscy czworo pochylali gowy, na wypadek gdyby zwieszay si nisko jakie gazie. Niebezpiecznie byo galopowa w takich ciemnociach, lecz Chase o tym wiedzia. Dotarli do rozwidlenia szlaku, pierwszego tego dnia, i stranik granicy bez wahania skrci w prawo od strefy granicznej. Wkrtce wyjechali z lasu, a w ksiycowej powiacie zobaczyli pagrkowat przestrze, poronit z rzadka drzewami. Po chwili Chase zwolni, ko przeszed w stp. Richard schowa miecz do pochwy i podjecha do przyjaci. - Co si waciwie dziao? - spyta. - Stwory z granicy id naszym tropem - odpar Chase, przyczepiajc maczug do pasa. - Kiedy wyszy po ciebie z granicy, byem na miejscu i popsuem im apetyt. Niektre zawrciy. Reszta idzie twoim ladem, ale w strefie granicznej, a tam nie mog im zaszkodzi. Dlatego nie chciaem, ebycie za szybko jechali. Nie mgbym wam dotrzyma

kroku w tych chaszczach, a te stwory mogyby mnie wyprzedzi i dopa was. Zboczyem od granicy, bo chc, eby nas w nocy nie zwszyy. Zbyt niebezpiecznie jest pozostawa noc za blisko granicy. Rozbijemy obz na jednym z tych wzgrz. - Popatrzy na Richarda. Nawiasem owic, dlaczego si przedtem zatrzymae? Przecie poleciem, eby tego nie robi. - Syszaem wycie i martwiem si o ciebie. Chciaem ci przyj z pomoc. Kahlan i Zedd mnie powstrzymali. - Chopak oczekiwa, e Chase si rozzoci, ale nie uczyni tego. - Dziki. Ale wicej tego nie rb. O mao was nie dopady, kiedy tam stalicie i naradzalicie si. Zedd i Kahlan mieli racj. Nie sprzeczaj si z nimi nastpnym razem, Richardzie. Chopak poczu, jak go pal uszy. Wiedzia, e maj racj, a mimo to drczyo go, e nie wspomg przyjaciela. - Powiedziae, Chase, e kogo dopady? - odezwaa si Kahlan. - Tak - odpar z kamienn twarz. - Jednego z moich ludzi. Nie wiem ktrego. Odwrci si i pojecha traktem. Obz rozbili na wysokim wzgrzu, eby nikt ich nie mg skrycie podej. Chase i Zedd zajli si komi, a Richard i Kahlan rozpalili ognisko, wypakowali chleb, ser i suszone owoce i zaczli przygotowywa straw. Nazbierali suchego drewna. Richard powiedzia dziewczynie, e tworz dobr ekip. Umiechna si i odwrcia od niego. Uj jej rami i obrci ku sobie. - Gdyby to ty bya w lesie, Kahlan, poszedbym za tob - powiedzia, nadajc swoim sowom specjalne znaczenie. Dziewczyna uwanie spojrzaa mu w oczy. - Nie mw tak, Richardzie, prosz - odpara. agodnie wyswobodzia rami i posza do obozowiska. Nadeszli Chase i Zedd. Chopak dostrzeg, e pochwa przewieszona przez rami przyjaciela jest pusta, znikn krtki miecz Brakowao rwnie jednego bojowego topora i kilku dugich noy Jednak arsena stranika wcale na tym nie ucierpia. Maczuga, zaczepiona u pasa, bya pokryta krwi, rkawice byy przesiknite krwi, caa posta Chasea bya zbryzgana krwi. Stranik bez sowa wyj n, wyduba trzycalowy tawy zb spomidzy ostrzy maczugi i rzuci w ciemno. Potem oczyci z krwi twarz i rce i usiad z pozostaymi przy ognisku. - Co to za stwory nas cigay, Chase? - zapyta Richard, dorzucajc do ogniska. - Jak cokolwiek moe wyj z granicy i wrci z powrotem? Stranik wzi bochenek chleba i oderwa niemal jedn trzeci. Spojrza chopakowi

w oczy. - Nazywaj je sercowymi psami. S prawie dwa razy wiksze od wilkw, maj potny baryko waty tuw i paskie by z paszcz pen zbisk. Dzikie i zajade. Nie wiem, jakiej s maci. Poluj tylko w nocy - przynajmniej do tej pory. Zreszt i tak w lesie byo za ciemno, no i byem, jak by to rzec, troch zajty. Jeszcze nigdy nie widziaem ich tyle naraz. - Czemu je nazywaj sercowymi psami? Chase u ks chleba. Oczy mu zmroczniay. - S rne wersje. Te stwory maj due, krge uszy i wietny such. Niektrzy twierdz, e odnajduj czowieka, syszc uderzenia jego serca. - Richard rozwar szeroko oczy, a Chase odgryz kolejny ks chleba. - Inni natomiast wywodz t nazw? z ich sposobu zabijania. Rzucaj si do piersi ofiary. Wikszo drapienikw mierzy w gardziel ofiary, lecz nie sercowe psy. One si rzucaj do serca, a zbiska maj na tyle potne, e osigi swj cel. I to wanie serce zjadaj na samym pocztku. Jeli jest ich wicej ni jeden, to si o nie bij. Zedd przygotowa sobie miseczk strawy i poda chochl Kahlan. Richard powoli traci apetyt, ale musia pyta dalej. - A co ty o tym mylisz? - Hmm, nigdy si spokojnie nie czaiem przy granicy, eby sprawdzi, czy istotnie usysz bicie mojego serca. - Chase wzruszy ramionami. Stranik odgryz kolejny ks chleba i popatrzy na swoj pier. Zdj kolczug - bya rozdarta w dwch miejscach, a wrd pogitych ogniw tkwiy odamki tawych zbisk. Skrzana bluza pod kolczug przesika krwi psw. - Ten, ktry to zrobi, ma w piersi odamek mojego krtkiego miecza - oznajmi stranik. - Siedziaem wwczas na koniu - doda. Unis brew i spyta Richarda: Zadowolony z odpowiedzi? Chopaka przeszy dreszcz, lecz go to nie powstrzymao przed zadaniem kolejnego pytania. - A jak si wydostaj z granicy i potem do niej wracaj? Chase przyj od Kahlan miseczk ze straw, po czym odpar: - Maj co wsplnego z magi granicy, powstay wraz z ni. Mona by rzec, i s granicznymi psami acuchowymi. Mog bez przeszkd azi tam i z powrotem. S jednak przywizane do granicy i nie mog odej zbyt daleko. Ale granica zanika, wic psy si zapuszczaj wci dalej i dalej, przez to Szlak Sokolnikw staje si coraz niebezpieczniejszy, lecz musielimy jecha tdy, bo inaczej podr trwaaby dobry tydzie duej. Teraz wjechalimy na skrt, ktry jako jedyny oddala si od granicy, zanim nas doprowadzi do Southaven. Wiedziaem, e musz was dopa, zanim miniecie ten trakt, albo bdziemy

skazani na spdzenie nocy w lasach, z nimi. Jutro, jak ju bdzie bezpieczniej przy wietle dnia, poka wam granic. Zobaczycie, jak sabnie. Richard skin gow i kade z nich zatopio si we wasnych mylach. - S brzowe - odezwaa si Kahlan. Spojrzeli na dziewczyn: siedziaa wpatrzona w ogie. - Sercowe psy s brzowe, maj krtk sier, jak na grzbiecie jelenia. Rozeszy si po caych Midlandach, kiedy zanika druga granica. Pozbawione celu istnienia, rozkojarzone i oszalae, pojawiaj si nawet za dnia. Trzej mczyni siedzieli nieruchomo, rozwaajc sowa Kahlan. - Fantastycznie - szepn w kocu Richard. - A co Midlandy maj jeszcze gorszego ni sercowe psy? To waciwie nie miao by pytanie, raczej oznaka rozpaczy i frustracji. Trzeszczay ponce drwa, ciepo pynce od ognia ogrzewao twarze wdrowcw. - Rahla Pospnego - szepna zapatrzona w dal Kahlan.

Rozdzia trzynasty Richard usadowi si z dala od obozowiska, owin si ciasno paszczem, opar o ska i patrzy ku granicy. Wia lodowaty wiaterek. Chase przydzieli mu pierwsz wart, potem mia czuwa Zedd, a na kocu stranik. Kahlan protestowaa, e j z tego wyczono, ale w kocu ustpia. Ksiycowa powiata owietlaa przestrze pomidzy ich wzgrzem a granic. Chopak widzia agodnie zarysowane wzgrza, nieliczne drzewa, niewielkie strumyki. Cakiem sympatyczna okolica, zwaszcza jeeli bra pod uwag blisko ponurych granicznych lasw. Pewno i owe lasy byy miym miejscem, zanim Rahl Pospny wczy do gry szkatuy Ordena i zacz niszczy granic. Chase twierdzi, e sercowe psy nie zapdzaj si a tu, lecz Richard wolaby widzie, jak si zbliaj, gdyby przyjaciel jednak si myli. Przesun doni po rkojeci miecza, wodzi palcami po literach sowa PRAWDA i obserwowa niebo; nie chcia, eby chimery znw ich zaskoczyy. Cieszy si, e ma pierwsz wart, bo wcale mu si nie chciao spa. By zmczony, lecz nie picy. Mimo to ziewn. Za spltan gstw lasu, na skraju mroku, wznosiy si grzbiety gr, bdcych czci granicy. Jakie to stwory patrz z tamtej czerni, zastanawia si Richard. Chase mwi, e gry obniaj si ku poudniowi i w ogle znikaj tam, dokd oni zdaj Znienacka pojawia si Kahlan. Podesza cicho w ciemnociach, otulona paszczem, i usiada tu przy chopaku. Milczaa, po prostu siedziaa obok. Lune pasemka jedwabistych wosw dziewczyny muskay policzek Richarda. Rkoje jej noa uwieraa go w bok, lecz nie protestowa, bojc si, e si odsunie. Nie chcia tego. - Tamci pi? - spyta cicho. Przytakna. - Skd wiesz? - Umiechn si. - Zedd pi z otwartymi oczami. - Wszyscy czarodzieje tak pi. - Odwzajemnia umiech. - Naprawd? A ja mylaem, e to tylko Zeddowy zwyczaj. - Wpatrzy si w dolin, sprawdzajc, czy nic si tam nie porusza. Czu wzrok dziewczyny. Obejrza si na ni. - Nie chce ci si spa? - Bya tak blisko, e mg mwi najcichszym szeptem. Kahlan wzruszya ramionami. Lekki wiaterek zwia jej na kosmyki wosw. Odgarna je. Spojrzaa Richardowi w oczy. - Chciaam ci powiedzie, ze przepraszam. Chopak pragn, eby opara gow na jego ramieniu, lecz nie zrobia tego. - Za co? - Za to, e powiedziaam, e nie chciaabym, by ruszy mi na pomoc. Nie chc, eby

sdzi, i nie doceniam twojej przyjani, bo bardzo j sobie ceni. Po prostu nasza misja jest waniejsza ni ktokolwiek. Richard wiedzia, e Kahlan - tak jak i on wwczas - nadaje sowom gbszy sens. Popatrzy w oczy dziewczyny, poczu na twarzy jej oddech. - Czy masz kogo, Kahlan? - Ba si, e zrani mu serce, lecz musia spyta. - Kogo, kto czeka na ciebie w domu? Ukochanego? Wytrzyma dugie spojrzenie zielonych oczu. Nie uciekay w bok, lecz wypeniy si zami. Tak by chcia j przytuli i ucaowa. Uniosa do i delikatnie pogadzia policzek Richarda. Przekna lin. - To nie takie proste, Richardzie. - A wanie, e tak. Masz albo nie masz i ju. - Mam zobowizania. Przez chwil si zdawao, e co powie, e zdradzi swj sekret. Tak piknie wygldaa w blasku ksiyca. I nie byo to tylko powierzchowne pikno tkwio te w jej duszy, w gbi jej jestestwa. Podobaa mu si jej odwaga, inteligencja, dowcip, w umiech przeznaczony tylko dla niego. Zabiby nawet i smoka (o ile takie stwory naprawd istniay), byle zobaczy w umiech. Richard by pewny, e nie zechce ju nikogo innego, tylko jej. Raczej spdzi reszt ycia samotnie. Nie bdzie adnej innej. Tak bardzo pragn j przytuli. Ucaowa mikkie usta. Lecz - o dziwo - czu to samo, co przed wkroczeniem na w most. Co go ostrzegao, powstrzymywao, a owo ostrzeenie byo silniejsze ni ochota pocaowania dziewczyny. Co mu mwio, e jeeli j pocauje, to przekroczy o jeden most za duo. Pamita, jak ostrzegaa go magia zaklta w mieczu, gdy Kahlan dotkna jego doni. Nie pomyli si co do mostu, wic i teraz si powstrzyma i nie obj dziewczyny. Opucia oczy. - Chase mwi, e czekaj nas dwa cikie dni. Lepiej si troch przepi powiedziaa. Chopak wiedzia, e nie ma dostpu do jej myli. e nie moe Kahlan przynagla. Sama musiaa si z tym upora. - Wobec mnie te masz zobowizania - rzuci. Zmarszczya pytajco brwi, wic si umiechn. - Obiecaa, e bdziesz mj, przewodniczk. Nie zamierzam ci zwolni z obietnicy. Odwzajemnia umiech i kiwna gow, zbyt bliska ez, by si odezwa. Pocaowaa czubek palca i dotkna policzka Richarda potem znikna w mroku nocy. Chopak siedzia w ciemnociach i usiowa si pozby dawicego ucisku w gardle.

Jeszcze dugo czu na policzku dotknicie palca Kahlan, czu jej pocaunek. Noc bya tak spokojna, i Richardowi si zdawao, e tylko on na caym wiecie nie pi. Gwiazdy migotay jak magiczny pyl Zedda. Ksiyc milczco patrzy na chopaka. Nawet wilki nie zawodziy tej nocy. Przygniatajce poczucie osamotnienia. Niemal chcia, eby co ich zaatakowao, bo miaby ku czemu odwrci myli. Wycign miecz i po paszcza wypolerowa i tak byszczc kling. To jego miecz, moe si nim posugiwa wedle swojej woli - tak mu powiedzia Zedd. Czy Kahlan tego chce, czy nie, podniesie w miecz w jej obronie. cigano j. Cokolwiek signie po dziewczyn, najpierw napotka jego miecz. Wspomnienie o przeladowcach dziewczyny, o bojwkach i Rahlu Pospnym obudzio gniew Richarda. Chcia, eby si tu zjawili - raz na zawsze pooyby kres zagroeniu. Marzy o tym Serce zaczo mu wali. Mocno zacisn zby. Richard uwiadomi sobie nagle, e to gniew miecza rozbudza jego gniew. Ostrze nie tkwio w pochwie i sama myl o grocym Kahlan niebezpieczestwie wystarczya, by obudzi gniew ora i jego, Richarda. Zdumia si, e owo uczucie tak atwo si we wsczyo; tak spokojnie, gadko, niezauwaalnie. Zwyka percepcja, tak nazwa to Zedd. Co te magia miecza dostrzega w nim, w Richardzie? Chopak wsun miecz do pochwy, odpdzi gniew. Obserwowa okolic i niebo i znw ogarnia go smutek. Wsta i troch pochodzi, eby rozprostowa nogi, potem znowu usiad i opar si o skak, niepocieszony. Na jak godzin przed kocem swojej warty Richard usysza znajome kroki. Zjawi si Zedd, bez paszcza, trzymajc w doniach po kawaku sera. - Co ty tu robisz? Jeszcze nie kolej na ciebie. - Pomylaem, e moe ci ucieszy towarzystwo starego przyjaciela. Przyniosem ci kawaek sera. - Nie, dzikuj. To znaczy za ser, rzecz jasna. Chtnie skorzystam z towarzystwa przyjaciela. Zedd usiad obok chopaka, podcign kociste kolana i otuli je szat. - W czym problem? - Kahlan, chyba. - Richard wzruszy ramionami, a starzec nic nie powiedzia. - To o niej najpierw myl, kiedy si budz, i o niej, kiedy zasypiam. Jeszcze nigdy tak nie byo. Jeszcze nigdy nie byem taki samotny, Zeddzie. - Rozumiem... - Czarodziej pooy ser na skace. - Wiem, e mnie lubi, ale mam wraenie, e mnie trzyma na odlego. Powiedziaem jej, kiedy rozbijalimy obz, e przybiegbym na pomoc, gdyby bya na miejscu Chasea.

Przysza tu do mnie. Powiedziaa, e wcale by nie chciaa, ebym bieg jej pomaga, ale miaa co wicej na myli ni to, e nie chce, ebym za ni lata, ot co - Dobra dziewczyna - szepn Zedd. - Co? - Powiedziaem, e poczciwa z niej dziewczyna. Wszyscy j lubimy. Lecz ona nie jest prost dziewczyn, Richardzie. Ma swoje obowizki. - Co masz na myli? - Chopak si zmarszczy. - Sama ci to musi powiedzie. Sdziem, e ju to zrobia. - Starzec obj Richarda. Moe ci pocieszy wiadomo, e jeli zamilczaa, to dlatego, e bardziej jej na tobie zaley, ni powinno. Boi si, e straci twoj przyja. - Ty znasz jej sekrety, Chase take. Poznaj to po jego oczach. Tylko ja jeden nic nie wiem. Prbowaa mi to powiedzie wieczorem, ale si nie przemoga. Nie musi si martwi o moj przyja. Wcale jej nie straci. - To wspaniaa dziewczyna, Richardzie, ale to nie jest kto dla ciebie. Nie mogaby tak wybra. - Dlaczego? Zedd strzsn co z rkawa i odpar, unikajc oczu Richarda: - Przyrzekem, e pozwol, by to ona ci o tym powiedziaa. Teraz za po prostu musisz mi uwierzy: nie moe by dla ciebie kim chciaby, eby bya. Znajd sobie inn dziewczyn. Peno ich wszdzie. Poowa ludzi to dziewczyny, chopcze; jest w czym wybiera. Znajd inn.. Richard otoczy kolana ramionami i popatrzy w dal. - Niech ci bdzie - mrukn. Zedd ypn na niego ze zdumieniem, potem si umiechn i poklepa modego przyjaciela po plecach. - Ale pod jednym warunkiem - doda chopak, obserwujc graniczne lasy. - Szczerze i otwarcie odpowiesz mi na jedno pytani Jeeli powiesz tak, to postpi, jak mi radzisz. - Tylko jedno pytanie? Tylko jedno? - zaniepokoi si Zedd skubic doln warg. - Jedno. Starzec namyla si dug chwil. - No dobrze. Jedno pytanie. - Gdyby kto, zanim polubie swoj on... No dobrze, upromy to jeszcze, eby uatwi ci odpowied. Gdyby kto, komu by ufa, przyjaciel, kto kochany jak ojciec... Gdyby taki kto ci doradzi, eby sobie poszuka innej, to co by zrobi? Posuchaby go?

- O kurcz. - Zedd odwrci oczy i gboko zaczerpn powietrza. - A powinienem ju zmdrze na tyle, eby si nie pozwoli wypytywa Poszukiwaczowi! - Wzi ser i odgryz kawaeczek. - Te tak myl. Starzec odrzuci ser w mroki. - Ale to nie zmienia faktw, Richardzie! Midzy wami nic nie moe by. Nic z tego nie wyjdzie. I nie mwi tego, eby ci zrani. Kocham ci jak syna. Gdybym mg zmieni wiat, to bym to zrobi. Przykro mi to mwi i chciabym, by tak nie byo, lecz nic z tego nie bdzie. Kahlan to wie i tylko j zranisz, jeli bdziesz si upiera. A tego by przecie nie chcia. - Sam powiedziae, e jestem Poszukiwaczem - odrzek spokojnie chopak. - Musi by jaki sposb i znajd go. - Chciabym, eby tak byo, chopcze. - Zedd ze smutkiem potrzsn gow. - Ale to niemoliwe. - To co mam robi? - Richardowi gos si zaama. Czarodziej obj chopaka kocistymi ramionami i mocno przytuli. Richard czu si wprost okropnie. - Po prostu bd jej przyjacielem, chopcze. Ona tego bardzo potrzebuje. Lecz nie moesz by nikim wicej. Richard kiwn gow. Po paru minutach Poszukiwacz odsun czarodzieja i popatrzy na podejrzliwie. - Po co tu przyszede? - eby posiedzie u boku przyjaciela. - Przyszede tu jako czarodziej. - Richard potrzsn gow. eby z dala od innych doradzi Poszukiwaczowi. Mw, o co chodzi? - No dobrze. Przyszedem tu jako czarodziej, eby powiedzie Poszukiwaczowi, i omal nie popeni dzi powanej pomyki. Richard cofn donie z ramion Zedda, lecz wci patrzy mu w oczy. - Wiem o tym. Poszukiwacz nie moe si wystawia na niebezpieczestwo, jeeli tym samym naraa innych. - A jednak chciae to zrobi. - Wyznaczye mnie na Poszukiwacza na dobre i na ze, z moimi wadami i zaletami. Jestem nowicjuszem w tym fachu. Trudno mi patrze na przyjaciela w potrzebie i nie wspomc go. Jednak ju wiem, e nie bd sobie mg na to pozwoli. Uznajmy e mnie skarcie. - Nawet to dobrze poszo. - Zedd si umiechn, lecz po chwili spowania. - Ale

chodzi o co wicej, ni si dzi wydarzyo, Richardzie. Musisz zrozumie, e moesz si sta - jako Poszukiwacz - przyczyn mierci niewinnych ludzi. I jeeli masz powstrzyma Rani, to nie bdziesz mg ich wspomc. onierz na polu bitwy wie, e moe dosta w plecy, jeli si pochyli, eby podnie przyjaciela; wie, e jeeli ma zwyciy, to powinien walczy dalej, guchy na woania o pomoc. Ty te musisz posi ow umiejtno - to moe by jedyna droga do zwycistwa. Powiniene si utwierdzi w owej powinnoci, zakarbowa to sobie porzdnie w pamici. To walka o przetrwanie i woa o pomoc bd nie onierze, a niewinni ludzie. Rahl Pospny zabije kadego, byle tylko zwyciy. Jego stronnicy te. Moe si zdarzy, e i ty bdziesz do tego zmuszony. To agresor ustanawia prawa, czy ci si to podoba, czy nie. Musisz si do nich stosowa lub zginiesz. - Jak moe ktokolwiek walczy po jego stronie? Rahl Pospny chce kadego zdominowa, zapanowa nad wszystkim. Jak mogliby dla walczy? Czarodziej opar si o skak i zapatrzy poza wzgrza, jakby widzia wicej ni chopak. Powiedzia ze smutkiem: - Wielu ludziom odpowiadaj rzdy silnej rki, Richardzie. Tylko wtedy dobrze im si yje, tylko wtedy prosperuj. Tacy zachanni egoici nie mog patrze na wolnych ludzi, uwaaj ich za zagroenie. Potrzebny im jest przywdca, ktry przytnie zbyt wysokie drzewo, eby soce dotaro do poszycia, e tak to obrazowo ujm. Uwaaj, e adna rolina nie powinna wyrasta ponad najnisze i zasania im wiato. Prdzej wybior jak wiodc latarni (bez wzgldu na to, jakie j zasila paliwo), ni sami zapal wiec. Niektrzy z nich sdz, e Rahl Pospny bdzie dla nich askawy, gdy zwyciy, e ich szczodrze wynagrodzi za usugi, wic s rwnie bezlitoni jak on, by zaskarbi sobie jego aski. Inni natomiast nie s w stanie dostrzec prawdy i walcz w obronie kamstw, ktrymi ich karmi. Jeszcze inni dostrzegaj w blasku owej gwiazdy przewodniej, e s zakuci w kajdany, lecz wwczas jest ju za pno. - Zedd westchn i wygadzi rkawy szaty. - Zawsze byy wojny, Richardzie. A kada wojna to mordercza walka pomidzy wrogami. Mimo to adna armia nie wyruszya w bj, sdzc, e Stwrca stoi po stronie przeciwnika. - To nie ma najmniejszego sensu. - Chopak potrzsn gow. - Jestem pewny, i stronnicy Rahla uwaaj nas za krwioercze, zdolne do wszystkiego potwory. Przecie wci im opowiadano, jacy to jestemy brutalni i bezlitoni. Za to o Rahlu Pospnym wiedz tylko tyle, ile on sam zechcia im o sobie powiedzie. Czarodziej zmarszczy brwi, a jego rozumne oczy bysny ostro. - Moe to i przewrotna logika, lecz przez to ani mniej zdradziecka czy mniej niebezpieczna. Zwolennicy Rahla maj nas po prostu zmiady, nie musz si nad niczym zastanawia. Lecz ty powiniene ruszy

gow, jeeli chcesz zwyciy mocniejszego przeciwnika. - To mi zostawia niewielkie moliwoci manewru. - Richard przeczesa wosy palcami. - Mog si sta przyczyn mierci niewinnych ludzi, a nie mog zabi Rahla Pospnego. - Nie. - Zedd spojrza na znaczco. - Nigdy nie powiedziaem, e nie moesz zabi Rahla Pospnego. Mwiem, e nie moesz go zabi mieczem. Chopak spojrza bacznie na starego przyjaciela. Ledwo widzia jego twarz w nikej ksiycowej powiacie. Wci by w ponurym nastroju, lecz zaczyna myle i o innych sprawach. - Czy bye do tego zmuszony, Zeddzie? - spyta spokojnie. - Czy musiae pozwoli, by ginli niewinni? Zedd zaduma si, min mia zawzit i srog. - Podczas ostatniej wojny, no i teraz. Kahlan mi powiedziaa, e Rahl zabija ludzi, eby z nich wydusi moje imi. Nikt nie moe mu go zdradzi, lecz on nie przestaje zabija, bo si udzi, e w kocu je pozna. Mgbym si wyda w jego rce i powstrzyma dalsze zabjstwa, ale wwczas nie bybym w stanie dopomc w pokonaniu Rahla, przez co stabym si powodem mierci jeszcze wikszej liczby ludzi. To trudny i bolesny wybr: pozwoli, by niektrzy zmarli straszn mierci, czy skaza na takow wielu, wielu innych. - Tak mi przykro, przyjacielu. - Richard jeszcze mocniej otuli si paszczem. Noc bya zimna i czu wewntrzny chd. Przenis wzrok na spokojn okolic, potem z powrotem na Zedda. - Poznaem nocnego ognika, Shar, zanim zmara. Ofiarowaa swoje ycie, eby Kahlan moga si tu przedosta i ocali wielu innych. Wic i Kahlan dwiga to samo brzemi, co i ty. - O, tak - odpar agodnie czarodziej. - Serce mi si ciska z alu, kiedy pomyl, co widziay oczy tej dziewczyny. I co mog zobaczy twoje, chopcze. - Przy tym wszystkim moje zmartwienie staje si mae i bahe. - Ale wcale nie mniej bolesne - powiedzia wspczujco starzec. Chopak znw przepatrzy okolic. - Jeszcze jedna sprawa, Zeddzie. Zanim dotarlimy do twojego domu, ofiarowaem Kahlan jabko. - Dae czerwony owoc komu z Midlandw? - zamia si zaskoczony czarodziej. To rwnoznaczne z wystawieniem si na mier, mj chopcze. Kady czerwony owoc to w Midlandach miertelna trucizna. - Teraz te to wiem, lecz wwczas nie miaem o tym pojcia. - I co powiedziaa? - Zedd pochyli si ku chopakowi i unis brew. - Nie ma znaczenia, co powiedziaa - zerkn na niego spod oka Richard - lecz to, co

zrobia. Chwycia mnie za gardo. Przez chwil czytaem w jej oczach, e ma zamiar mnie zabi. Nie wiem, w jaki sposb, ale na pewno chciaa mnie zabi. Wahaa si na tyle dugo, e si zdyem wytumaczy. Chodzi o to, e jest moj przyjacik i wiele razy ocalia mi ycie, lecz w tamtej chwili bya gotowa mnie umierci. - Chopak zamilk na moment. - To o czym takim mwie, prawda? Starzec odetchn i skin gow. - Tak. Czy potrafiby mnie zabi, Richardzie, gdyby podejrzewa, tylko podejrzewa, e jestem zdrajc i e nasza sprawa przepadaby, gdybym nim naprawd by? Gdyby nie mia ani czasu, ani moliwoci, by odkry prawd, lecz tylko i wycznie by przekonany o mojej winie? Czy potrafiby mnie wwczas zabi, chopcze? Czy podnisby na mnie miecz? Zedd wbi w Osupiaego Richarda gorejce oczy. - Ja... Nie wiem... - wykrztusi wreszcie chopak. - Wic lepiej wiedz albo nie masz po co stawa przeciwko Rahl owi. Zabraknie ci woli, aby y i zwycia. Moe si zdarzy e bdziesz musia w jednej chwili podj tak decyzj. Kahlan wie o tym, wie, co j czeka, gdy zawiedzie. Ona ju si zdecydowaa. - Lecz mimo to zawahaa si. Z tego, co powiedziae, wynikaoby, e popenia bd. Mogem j pokona. Lub ona moga mnie zabi, zanim bym j pokona. - Chopak si zmarszczy. - I moga si myli. - Nie schlebiaj sobie, Richardzie. - Zedd z wolna potrzsn gow. - Trzymaa rk na twoim gardle. Nie zdoaby jej ubiec. Kontrolowaa ca sytuacj i moga ci pozwoli na wyjanienia. Nie popenia adnego bdu. Troch to wstrzsno chopakiem, ale nie chcia tak atwo ustpi. - Ty by nie mg, nie potrafiby nas zdradzi, ja za nie potrafibym jej zrani. Nie rozumiem, o co ci chodzi. - O to, e powiniene zdecydowanie zadziaa, gdybym jednak was zdradzi. Musisz mie si mnie zabi, gdyby to si okazao konieczne. O to, e Kahlan - wiedzc, i jeste jej przyjacielem i nie skrzywdzisz jej - bya przygotowana na taki czyn. I zabiaby ci, gdyby jej prdko nie przekona o swojej niewinnoci. Richard milcza przez chwil, obserwujc starego przyjaciela. - Gdyby myla, e zagraam naszej sprawie, e nie ma innego wyjcia, to mgby... No, wiesz? - W okamgnieniu - odpar Zedd bez cienia emocji. Przerazio to chopaka, lecz rozumia, co czarodziej chcia mu Przekaza: tylko cakowite oddanie sprawie mogo im przynie zwycistwo. Rahl na pewno nie okazaby

litoci, gdyby przegrali, Zginliby. Taka bya prawda. - Dalej chcesz by Poszukiwaczem? - spyta Zedd. - Tak - odpar zapatrzony przed siebie chopak. - Wystraszony? - Jeszcze jak. - To dobrze. - Czarodziej poklepa go po kolanie. - Boja te. Martwibym si, gdyby si nie ba. Poszukiwacz spojrza lodowato na czarodzieja. - Zamierzam sprawi, by i Rahl Pospny si ba. - Bdzie z ciebie wietny Poszukiwacz, chopcze. - Zedd si umiechn i kiwn gow. - Nie tra wiary. Richard wzdrygn si wewntrznie na myl, e Kahlan go moga zabi za to tylko, e da jej jabko. Zmarszczy brwi. - Dlaczego w Midlandach kady czerwony owoc jest mierteln trucizn, Zeddzie? To nienormalne. - Bo dzieci uwielbiaj czerwone owoce, chopcze. - Czarodziej ze smutkiem potrzsn gow. - To bezsensowne. Zedd spuci oczy, postuka kocistym palcem w ziemi. - To si wydarzyo w czasie ostatniej wojny, mniej wicej o tej porze roku. Plony byy ju zebrane. Znalazem gotowy czar. Zaklcie, sporzdzone dawno temu przez magw. Co jak szkatuy Ordena. To bya miertelna magia, zwizana z kolorem. Mona byo rzuci tylko jeden czar. Nie bardzo wiedziaem, jak si tym posugiwano, lecz rozumiaem, jakie to niebezpieczne... - Starzec gboko odetchn. - Panis Rahl pooy na tym ap i odkry, jak si tym posuy. Wiedzia, e dzieci przepadaj za owocami, a chcia nam sprawi wielki bl. Wic wykorzysta t magi, by zatru wszelkie czerwone owoce. To podobne do jadu wowej liany. Dziaa powoli. Troch potrwao, zanim si zorientowalimy, co powoduje gorczk i mier. Panis Rahl specjalnie wybra to, co na pewno zjaday dzieci, a nie tylko doroli... - Starzec mwi ledwo dosyszalnym szeptem, zapatrzony w noc. - mnstwo ludzi zmaro. Mnstwo dzieci. - Jak to zdoby, skoro ty znalaze w czar? - zdumia si Richard. Wyraz twarzy Zedda mgby zmrozi soneczny letni dzie. - Miaem ucznia, modzieca, ktrego szkoliem. Pewnego dnia zastaem go, jak majstrowa przy czym, co go nie powinno byo obchodzi. Nabraem podejrze. Czuem, e

co jest nie tak, lecz bardzo go lubiem i dlatego nie zareagowaem od razu. Postanowiem to przemyle noc. Rankiem si okazao, e znikn, a wraz z nim w czar, ktry znalazem. Szpiegowa dla Panisa Rahla. Gdybym zareagowa od razu, tak jak powinienem, i zabi go, ci ludzie by yli, yyby wszystkie te dzieci. - Skd moge wiedzie - wykrztusi Richard. Ba si, e starzec wybuchnie lub odejdzie, lecz on tylko wzruszy ramionami. - Ucz si na moim bdzie, chopcze. Wwczas te zgony nie pjd na marne. Moe dziki nim ocalisz innych przed skutkami zwycistwa Rahla Pospnego. Richard rozciera ramiona, eby si cho troch rozgrza. - Czemu w Westlandzie czerwone owoce nie s trujce? - Kada magia ma swoje granice. Ta zadziaaa na pewnym obszarze od miejsca, w ktrym rzucono czar, akurat na terenie Midlandw. Granice by nie powstay, gdyby sigaa a tu. Chopak namyli si przez chwil i wreszcie spyta: - A nie mona jako temu zaradzi? Sprawi, eby czerwone owoce ju nie byy trujce? Zedd si umiechn. Richarda to i ucieszyo, i zdziwio. - Mylisz jak czarodziej, chopcze. Jak odczyni czary. - Zapatrzy si w noc, zmarszczy brwi. - Moe i jest sposb odczynienia czaru. Powinienem to zbada i sprawdzi, co si da zrobi. Obiecuj, e si tym zajm, kiedy pokonamy Rahla Pospnego. - Wspaniale. - Richard cianiej si otuli paszczem. - Kady powinien mc zje jabko, jeli ma na nie apetyt. A zwaszcza dzieci. - Popatrzy na starca. - Przyrzekam, e zapamitam twoje nauki, Zeddzie. Nie zawiod ci. Nie pozwol, by zapomniano o tych, ktrzy zginli. Czarodziej si umiechn i klepn go przyjanie w plecy. Dwaj przyjaciele siedzieli w milczeniu, odczuwajc spokj nocy i wzajemne zrozumienie i rozmylajc o tym, co ich czeka. Richard duma nad tym, co trzeba uczyni, o Panisie Rahlu i o Rahlu Pospnym. O tym, e wszystko wydaje si zupenie beznadziejne i rozpaczliwe. Myl o rozwizaniu, a nie o problemie, napomnia si; jeste Poszukiwaczem. - Chc, czarodzieju, eby co uczyni. Sdz, e ju czas, eby znikn. Rahl ledzi nas dostatecznie dugo. Moesz co zrobi z t chmurk? - A wiesz, chyba masz racj. Dobrze byoby wiedzie, jak ona jest przywizana do ciebie. Mgbym j wwczas odczepi, ale nie potrafi tego rozgry. Zastosuj inny sposb. - Potar w zadumie swj ostry podbrdek. - Czy byo pochmurno lub padao kiedy zacza ci

ledzi? Richard sprbowa sobie przypomnie. Przez wikszo owych dni by jak otumaniony po mierci ojca. Zdawao si, e to tak dawno temu. - Zanim znalazem wow lian, to owszem, padao w Ven, lecz kiedy tam dotarem, ju si wypogodzio. Nie, na pewno wtedy nie padao. I nie przypominam sobie, eby byo pochmurno od zabjstwa ojca. Co najwyej par cienkich, wysoko pyncych obokw. Jakie to ma znaczenie? - A takie, e chyba zdoam oszuka chmurk, nawet jeli nie uda mi si jej odczepi od ciebie. I e skoro niebo byo czyste, jest to sprawka Rahla. Rozproszy inne chmury, eby ta jedna moga ci bez przeszkd znale. Proste i efektywne. - Jak zdoa odsun tamte chmury? - Rzuci specjalny czar na t jedn, eby odpychaa pozostae, i jako j z tob sczepi. - Wic czemu nie rzucisz mocniejszego czaru, eby przycigaa inne chmury; zgubi si, zanim Rahl si zorientuje, i nie odnajdzie jej, eby odczyni twoje czary. Jeeli si posuy silniejszym zaklciem, eby je rozpdzi i odnale t jedn - a nie bdzie przecie wiedzia, co zrobie - to ten jego mocniejszy, odpychajcy czar mgby zerwa ow wi. Zedd spojrza na z niedowierzaniem, oczy mu zabysy. - Kurcz, Richardzie, to wietny pomys! Byby wspaniaym czarodziejem, chopcze! - O nie, pikne dziki. Ju mam jedno przeraliwe zajcie. Zedd cofn si nieco i zmarszczy, lecz nic nie powiedzia. Wsun kocist rk w fady szaty i wyj kamie, po czym pooy go przed nimi na ziemi. Wsta i zacz zatacza doni koa nad owym kamieniem, a on nagle si rozrs w spor skak. - Przecie to twj chmurny kamie, Zeddzie! - Prawd mwic, chopcze, to skaka czarodzieja. Da mi j mj ojciec, dawno, dawno temu. Palec czarodzieja koowa szybciej i szybciej, a trysno wiato, zawiroway iskierki i barwy. Starzec wci miesza w blask. Nie byo sycha adnych dwikw, czuli jedynie wo wiosennego deszczu. W kocu czarodziej poczu si usatysfakcjonowany. - Sta na skace, chopcze. Richard niepewnie wstpi w blask. Poczu mrowienie i ciepo, jakby lea nago w promieniach letniego soca tu po kpieli. Rozkoszowa si ciepem i poczuciem bezpieczestwa. Powoli wycign w przd ramiona, odchyli w ty gow, zamkn oczy i zacz gboko oddycha. Czu si cudownie, jakby si unosi w wodzie, lecz to nie bya

woda, lecz wiato. Ogarna go rado. Jego umys zczy si ze wszystkim, co go otaczao. Chopak odczuwa jedno z drzewami, traw, owadami i ptakami, wszystkimi zwierztami, z wod i nawet z powietrzem; by czci caoci. Zrozumia, jak wszystko si czy i zazbia, jak jest saby i jednoczenie potny. Patrzy na wiat oczami wszystkich stworze. To byo wstrzsajce, cudowne przeycie. Wnikn w przelatujcego ptaka i spojrza na wiat jego oczami. Polowa wraz z nim, godny i niecierpliwy, obserwowa ognisko i picych ludzi. Chopak pozwoli, by jego wiadomo si rozproszya. Sta si kad istot - czu ich pragnienia, strach, rado, rozumia potrzeby. Potem pozwoli, by wszystko odpyno w nico, i sta sam jeden w pustce, sam w caym wszechwiecie, jedyna ywa istota, jedyna istno. Pozwoli, by przenikno go wiato, blask, ktry przynis tych, ktrzy przed nim si posugiwali czarodziejskim gazem: Zedd, jego ojciec i poprzedzajcy ich czarodzieje, sprzed tysicy lat, sprzed niepoliczalnych lat, wszyscy. Przepywali przez niego, wspistnieli z nim, a w cud sprawi, e zy popyny z oczu Richarda. Zedd wycign rk, sypn magicznym proszkiem - w zawirowa wok Richarda. Iskierki zebray si na piersi chopaka. Z brzkiem krysztaowych dzwoneczkw magiczny py unis si w niebo, coraz wyej i wyej, a dotar do chmurki. Wnikn w ni i rozjani kolorami. Horyzont rozbysn byskawicami, zygzakiem ognia. Nagle byskawice zgasy, blask chmurki znikn, wiato na powrt si skryo w czarodziejskiej skace. Wszystko ucicho. Richard znw by sob, sta na zwykym gazie. Popatrzy, zdumiony, na umiechnit twarz Zedda. - Teraz ju wiem, Zeddzie, czemu wci stae na tej skace - szepn.- Nigdy jeszcze nie dowiadczyem czego takiego. Nie wiedziaem. - Masz wrodzony talent, chopcze. - Umiechn si chytrze starzec - Wycigne rce dokadnie tak, jak trzeba, waciwie odchylie gow, nawet plecy wygie poprawnie. Sam wiedziae, jak si zachowa. Masz zadatki na wietnego czarodzieja radowa si Zedd. A teraz sobie wyobra, co by czu bez szat - To ma jakie znaczenie? - zdziwi si chopak. - Oczywicie. Szaty przeszkadzaj w doznaniach. Pewnego dnia pozwol ci sprbowa. - Czemu mnie do tego skonie, Zeddzie? To wcale nie byo konieczne. Sam to moge zrobi. - Jak si teraz czujesz? - Sam nie wiem. Odmieniony. Odprony. Janiej myl Ani si nie przeceniam, ani nie deprecjonuj.

- I dlatego daem ci tego zakosztowa, przyjacielu. Bardzo tego potrzebowae. Miae cik noc. Nie mam wpywu na twoje problemy, lecz mog sprawi, e si lepiej poczujesz. - Dziki, Zeddzie. - Id si przespa, teraz moja warta - mrukn starzec. - Gdyby czasem zmieni zdanie i zdecydowa si zosta czarodziejem, to z dum wprowadz ci do bractwa. Wycign do i z ciemnoci wrci do niego kawaek sera, ktry przedtem wyrzuci.

Rozdzia czternasty Chase zatrzyma konia. - O, tutaj, to odpowiednie miejsce. Sprowadzi ich ze szlaku pomidzy od dawna uschnite wierki. Na szarosrebrnych szkieletach drzew zachoway si tylko nieliczne gazie, tu i tam widniay kpki zielonego mchu. Mikki grunt zacielay gnijce szcztki dawnych wadcw lasu. Szerokie, paskie licie brunatnego bagiennego zielska, spltane przez minione burze, wyglday jak kbowisko martwych wy. Konie ostronie stpay poprzez ow pltanin. W gorcym, cikim od wilgoci powietrzu unosia si wo zgnilizny. Wdrowcom towarzyszya chmurka moskitw - jedynych ywych istot w caej okolicy, osdzi Richard. Wikszo drzew leaa na ziemi, ale niewiele byo tu wiata, bo niebo zasnuwaa gruba warstwa niskich chmur. Wrd resztki stojcych jeszcze uschnitych drzew snuy si pasma mgy, wic srebrzyste czubki wierkw byy wilgotne i gadkie. Chase jecha pierwszy, potem Zedd, za nim Kahlan. Richard zamyka kawalkad, czuwajc nad nimi. Widoczno sigaa jedynie kilkuset stp. Chase wydawa si spokojny, lecz chopak bacznie si rozglda dokoa - co mogo si podkra zbyt blisko, zanim by to zauwayli. Wszyscy si opdzali od moskitw i - z wyjtkiem Zedda - otulali paszczami. Starzec wzgardzi paszczem; pogryza pozostaoci lunchu i rozglda si wok, jakby by na wycieczce krajoznawczej. Richard mia wspaniay zmys orientacyjny, mimo to si cieszy, e to Chase ich prowadzi. Cae trzsawisko wygldao podobnie, monotonnie, a chopak z dowiadczenia wiedzia, jak atwo zbdzi w takiej okolicy. Od seansu na czarodziejskiej skace odpowiedzialno mniej ciya Richardowi. Postrzega j teraz take jako nieodczn cz uczestnictwa w susznej sprawie. Nie pomniejsza grocego niebezpieczestwa, lecz silniej czu potrzeb przyczynienia si do pokonania Rahla. Swj udzia w sprawie traktowa jako szans wspomoenia tych, ktrzy nie mieli moliwoci walki z Rahlem Pospnym. Mia wiadomo, e ju si nie moe wycofa byby to kres i jego samego, i wielu innych. Chopak obserwowa Kahlan. Koysaa si lekko w rytm krokw konia. Tak by j pragn zaprowadzi do znanych sobie miejsc w Lasach Hartlandzkich, miejsc piknych, spokojnych, daleko w grach, pokaza dziewczynie wodospad i znajdujc si za nim jaskini; zje z ni lunch nad spokojnym lenym jeziorkiem, zabra do miasta i kupi co adnego. Zabra j tam, gdzie byaby bezpieczna. Chcia, eby si moga umiechn i nie martwi o to, czy wrogowie nadchodz. Wydarzenia ostatniej nocy wykazay, e pragnienie bycia z Kahlan jest mrzonk.

- To tutaj. - Chase unis rk, zatrzymujc jedcw. Richard rozejrza si wok. Wci byli na bezkresnym, obumarym, wysuszonym trzsawisku. Nie dostrzeg adnej granicy. Caa okolica wygldaa tak samo. Przywizali konie do zwalonego pnia i poszli piechot za stranikiem. - Granica - oznajmi Chase, wycigajc przed siebie rami, Nic nie widz - odezwa si chopak. - Patrz. - Chase umiechn si. Stranik ruszy przed siebie, powoli i spokojnie. Z wolna formowaa si wok niego zielonkawa powiata, pocztkowo ledwie dostrzegalna. Z kadym jego krokiem nasilaa si i stawaa coraz jaskrawsza, po dalszych dwudziestu krokach przemienia si w tafl zielonego wiata, najsilniejszego przy Chasie, przygasajcego na jakie dziesi stp od niego na boki i w gr, tafl wiata rozrastajc si z kadym krokiem. Wygldao to jak zielone szko, pofalowane i znieksztacone, lecz Richard dostrzega przez nie obumare drzewa. Chase zatrzyma si i zawrci - szed ku nim, a zielona powiata saba i w kocu zanika. Chopak zawsze sdzi, e granica to co w rodzaju muru, co, co wida. - To jest granica? - spyta, nieco zawiedziony. - A czego by chcia? Popatrz na to. Chase pochyli si, podnosi po kolei gazie i sprawdza ich wytrzymao. Wikszo sprchniaa i atwo si amaa. W kocu znalaz odpowiedni, dug na jakie dwanacie stp. Wrci z ni w zielon powiat, do miejsca, w ktrym si zmieniaa w tafl blasku. Uchwyci ga za grubszy koniec i wepchn reszt w mur. Po szeciu stopach czubek patyka znikn, stranik dalej pcha ga i wreszcie trzyma w rce co, co wygldao na szeciostopowy patyczek, a nie dwunastostopow ga. Richard by zaskoczony - widzia to, co byo poza tafl wiata, ale nie mg dostrzec drugiego koca gazi. To byo nieprawdopodobne. Ga w rce stranika podskoczya gwatownie. Nie rozleg si aden dwik. Chase cofn si i wrci do pozostaych. Pokaza im odamany koniec omiostopowego teraz kija. Mokry od liny. - Sercowe psy. - Chase wyszczerzy zby. Zedd wydawa si znudzony. Kahlan wcale to nie rozbawio. Richard osupia. Tylko on jeden zareagowa na pokaz stranika, wic Chase pocign go za sob. - Chod, poka ci, jak to jest. - Uj chopaka mocno pod rami i ostrzeg: - Nie spiesz si, id powoli, powiem ci, kiedy dotrzemy w odpowiednie miejsce. Nie puszczaj mojego ramienia.

Wolno ruszyli naprzd. Pojawi si zielony blask. Stawa si intensywniejszy z kadym ich krokiem, lecz by odmienny od tego, ktry Richard obserwowa przedtem wok przyjaciela. Wtedy blask si rozciga na oba boki od stranika i ponad nim - teraz by wszdzie dokoa. Rozlego si brzczenie jakby tysica trzmieli. W miar jak wchodzili w gb, w dwik si stawa gbszy, lecz nie goniejszy. Rwnie i zielone wiato nabierao mocy, a las wok mrocznia, jakby zapadaa noc. Potem nagle przed nimi pojawia si zielona tafla - zewszd otaczaa ich zielona powiata. Richard z trudem dostrzega las, obejrza si i nie zobaczy ani Zedda, ani Kahlan. - Teraz ostronie - ostrzeg Chase. Dotarli do ciany zielonego blasku. Richard czu, jak napiera na jego ciao. Wtem wszystko ciemniao, jakby si znalaz w nocy w jaskini, zielona powiata otoczya i jego, i stranika. Chopak mocniej uj rami przyjaciela. Fale brzczenia uderzay o jego pier Jeszcze krok... I zielona ciana gwatownie si zmienia. - Zaszlimy dostatecznie daleko - orzek Chase, a jego gos odbi si echem. Zielona ciana nabraa mrocznej przejrzystoci, Richard mia wraenie, e patrzy w gbokie jezioro w czarnym, gstym lesie. Chase sta nieruchomo i obserwowa chopaka. Po drugiej stronie tafli poruszay si jakie ksztaty. Atramentowoczarne zarysy faloway w mroku po drugiej stronie ciany - unoszce si w gbinach duchy. Zmarli, umarli w swojej dziedzinie. Co poruszyo si szybciej, bliej nich. - Psy - powiedzia Chase. Richard poczu osobliw tsknot. Tsknot za mrokiem. Zda sobie spraw, e owo brzczenie to nie jaki tam dwik, a gosy. Gosy szepcce jego imi. Woay go tysice odlegych gosw. Napywao coraz wicej czarnych ksztatw woay go, wycigay do niego ramiona. Richard poczu nagle niespodziewane ukucie osamotnienia. Dozna uczucia osamotnienia i pustki swojego ycia, kadego ycia. Po co mia si naraa na bl, skoro czekali, by go powita? I ju nigdy nie bdzie sam. Czarne ksztaty podpyny bliej, nawoujc go. Zacz dostrzega twarze. Zupenie jakby patrzy poprzez mtn wod. Zbliyli si jeszcze bardziej. Gorco zapragn wej pomidzy nich. By tam razem z nimi. I wwczas zobaczy ojca. Serce Richarda zaomotao. Ojciec zawoa do niego aosnym, ponurym gosem. Wycign ramiona, desperacko starajc si obj syna. By tu za wietln cian. Serce chopaka zamierao z tsknoty i alu.

Od tak dawna nie widzia ojca. Rozpacza za nim, pragn si do niego przytuli. Ju nigdy nie musiaby si ba. Tylko dotrze do ojca. I ju bdzie bezpieczny. Bezpieczny. Zawsze. Richard prbowa dotrze do ojca, chcia do pj, przedosta si przez cian. Ale co go trzymao za rami. Szarpn si, zirytowany. Kto go nie chcia puci do ojca. Wrzasn, eby ten kto go puci. Gos mia guchy, pusty. Potem zaczto go odciga, odciga od ojca. Wybuchn gniewem. Kto cign go w ty. Rozwcieczony Richard zapa za miecz. Wielka apa spada na jego do. Krzyczc z gniewu, prbowa si uwolni, szarpa si wciekle, chcia strci do tamtego, lecz przeciwnik by silniejszy, trzyma go w krzepkim ucisku i odciga od ojca. Chopak walczy, ale tamten wygrywa. Ciemno nagle znikna, pojawia si zielona ciana. To Chase cign go w ty, byle dalej od mrokw, poprzez zielony blask. Znienacka pojawi si ich wiat. Martwe, wyschnite mokrada. Richard zdrtwia z przeraenia. Uwiadomi sobie, co chcia uczyni. Chase puci zacinit na rkojeci miecza do chopaka. Roztrzsiony Richard wspar si o rami przyjaciela, z trudem apic oddech. Wyszli z zielonej powiaty. Chopak poczu ulg. - W porzdku? - Chase spojrza mu badawczo w oczy. Richard kiwn gow, jeszcze nie mg mwi. Widok ojca na nowo rozbudzi przeraajcy al i smutek. Chopak wyta wszystkie siy, by oddycha, by si utrzyma na nogach. Bolao go gardo. Zda sobie spraw, e si dusi. Ogarno go przeraenie. Tak mao brakowao, eby przeszed przez cian, wkroczy w stref mierci. Nie by zupenie przygotowany na to, co si wydarzyo. Ju by nie y, gdyby nie Chase. On, Richard, chcia wej w zawiaty. Mia uczucie, e sam siebie nie zna. Dlaczego chcia tam przej, podda si? Czemu by taki saby? Lekkomylny? Gowa chopaka pulsowaa bolesnymi mylami. Nie potrafi odpdzi od siebie wspomnienia ojcowskiej twarzy, tego, jak ojciec wyciga do niego ramiona, jak tskni za nim, jak go desperacko nawoywa. A do blu pragn by przy nim. Tak niewiele brakowao. Wizja tkwia w umyle Richarda i nie chciaa znikn. Nie chcia, eby znikna, pragn wrci. Czu, jak go cignie z powrotem, cho si temu opiera. Na skraju zielonej powiaty czekaa na nich Kahlan. Obja opiekuczo Richarda, odcigna od stranika. Woln rk odwrcia gow chopaka, zmusia go, by na ni spojrza. - Posuchaj mnie, Richardzie. Myl o czym innym. Skup si. Musisz pomyle o czym innym. Chc, eby sobie przypomnia wszystkie odgazienia kadego szlaku

w Hartlandzie. Moesz to dla mnie uczyni? Bagam. Zrb to zaraz. Przypomnij to sobie Richard skin gow i zacz sobie przypomina. Dziewczyna z wciekoci obrcia si ku stranikowi i z caej siy uderzya go w twarz. - Ty draniu! - wrzasna. - Dlaczego mu to zrobie! - Znw go spoliczkowaa z caych si, wosy opady jej na twarz. Chase nie prbowa jej powstrzyma. - Specjalnie to zrobie! Jak moge! - Zamierzya si trzeci raz, lecz zapa j za nadgarstek. - Chcesz, ebym ci odpowiedzia, czy wolisz mnie bi? Wyrwaa do, piorunujc stranika spojrzeniem. Ciko dyszaa. Kosmyki wosw opady jej na policzki. - Przeprawa przez Krlewsk Bram to nie zabawka. Droga nie wiedzie prosto, lecz wije si i zawraca. Miejscami jest bardzo wska i dwie ciany granicy niemal si stykaj. Chwilka nieuwagi i przepada. Ty przebya granic, Zedd te, wic rozumiecie. Granicy nie wida, dopki si w ni nie wejdzie; wtedy dopiero wiesz, gdzie si znajduje. Ja to wiem, bo spdziem tu cae moje ycie. Teraz, kiedy zanika, jest jeszcze bardziej niebezpieczna, bo atwiej w ni wej. Gdyby ci co zaatakowao na ciece, Richard mgby si dosta do zawiatw, wcale o tym nie wiedzc. - To adne tumaczenie! Powiniene by go ostrzec! adne z moich dzieci nie czuo respektu przed ogniem, dopki si nie sparzyo. Same dobre rady nie wystarcz, lepiej jest tego dowiadczy na wasnej skrze. Gdyby Richard nie zapozna si z tym, zanim wejdziemy w Krlewsk Bram, mgby nie dotrze na drug stron. Tak, wziem go tam celowo. eby go z tym zapozna. eby go ocali. - Moge go ostrzec! - Nie. - Chase potrzsn gow. - On musia to zobaczy. - Wystarczy! - odezwa si Richard. Znw mg jasno myle. Popatrzyli na. - Kiedy nadejdzie taki dzie, w ktrym adne z was miertelnie mnie nie wystraszy! Wiem, wiem, macie na wzgldzie tylko moje dobro. Teraz mamy powaniejsze zmartwienia na gowie. Skd wiesz, Chase, e granica zanika? Co si zmienio? - ciana si zmienia. Przedtem nie moge dojrze ciemnoci poprzez ziele. Nie widziae tego, co jest po drugiej stronie. - Chase ma racj - popar go Zedd. - Widziaem to nawet std. - Kiedy zaniknie? - spyta Richard czarodzieja. - Trudno powiedzie. - Starzec wzruszy ramionami. - No to zgaduj! - odpali chopak. - Powiedz cho w przyblieniu. - To potrwa co najmniej dwa tygodnie. Lecz nie duej ni sze, siedem.

- Moesz j wzmocni zaklciami? - zapyta chopak po chwili namysu. - Nie mam takiej mocy. - Czy Rahl wie o Krlewskiej Bramie, Chase? - Skd mam to wiedzie? - Czy kto chodzi tym szlakiem? - Nic mi o tym nie wiadomo. - Wtpi, by zna - wtrci si Zedd. - Rahl moe przebywa w zawiatach, nie potrzebuje przejcia. Teraz niszczy granice, po co miaby si przejmowa jak cieyn. - Przejmowanie si to nie to samo co posiadanie wiedzy - owiadczy Richard. - Nie powinnimy tu sta. Obawiam si, e Rahl si dowie, dokd idziemy. - O co ci chodzi? - Kahlan odgarna wosy z twarzy. - Mylisz, e przedtem widziaa swoj matk i siostr? - Chopak spojrza na ni wspczujco. - Tak sdz. Jeste innego zdania? - Nie wydaje mi si, eby to by mj ojciec. - Chopak popatrzy na czarodzieja. - Co o tym mylisz? - Pojcia nie mam. Nikt nie zna zawiatw a tak dobrze. - Rahl Pospny zna - rzek gorzko chopak. - Nie wydaje mi si, eby mj ojciec chcia mnie tam wcign. Za to Rahl na pewno chciaby. Dlatego te, na przekr temu, co widziay moje oczy, twierdz, e bardziej prawdopodobne jest, e to uczniowie Rahla chcieli mnie zwabi w zawiaty. Mwie, e nie moemy wej w granic, bo tam na nas czekaj i zapi nas. I myl, e to wanie widziaem - stronnikw Rahla w zawiatach. Dobrze wiedz, gdzie dotknem ciany. Jeeli mam racj, to Rahl wkrtce si dowie, gdzie jestemy. Nie mam ochoty tu czeka, eby si przekona, czy mam racj, czy nie. - Susznie, Richardzie - odezwa si Chase. - I tak musimy dotrze przed noc do Skow Swamp, zanim sercowe psy wyj da z granicy. To jedyne bezpieczne miejsce przed Southaven. Do Southaven dotrzemy przed jutrzejsz noc i wtedy psy ju nam nie bd zagraa. Przepimy si i pjdziemy do zaprzyjanionej ze mn Adie, kocianej babki. Mieszka w pobliu przejcia. Bdziemy potrzebowali jej pomocy. Ale dzi musimy dotrze do bagniska, to nasza jedyna szansa ocalenia. Richard mia zapyta, kto to taki kociana babka i po co im jej pomoc przy przekraczaniu granicy, gdy nagle w powietrzu zmaterializowa si ciemny mglisty ksztat i uderzy w stranika z tak si, e ten przelecia ponad kilkoma powalonymi drzewami. Potem to co z piorunujc szybkoci owino si - jak rzemie - wok ng Kahlan i zwalio

j na ziemi. Dziewczyna krzykna: Richard, a on si pochyli i zapa j za nadgarstek. Kahlan w ten sam sposb wczepia si w jego rk. Co cigno ich ku granicy. Z palcw Zedda strzeli ogie i przemkn ponad gowami modych, a potem znikn. Wystrzelia nastpna macka i wyrzucia starca w powietrze. Richard zaczepi stop o ga lecego na ziemi pnia. Lecz drewno byo sprchniae i pko. Chopak prbowa wbi obcasy w ziemi, lecz buty si lizgay po wilgotnym bagiennym zielsku. W kocu jako mu si to udao, niestety, nie mia tyle siy, by powstrzyma ciganie ich obojga ku granicy. Musia mie wolne rce. - Obejmij mnie w pasie! - wrzasn. Kahlan szarpna si w przd i wykonaa polecenie. Czarna macka zafalowaa i mocniej uchwycia nogi dziewczyny, ktra a krzykna z blu. Richard wyszarpn miecz, rozleg si charakterystyczny stalowy brzk. Wok modych zacza si pojawia zielona powiata. Chopak zapon gniewem. Strach ju min. Co prbowao pojma Kahlan. Zielone wiato stawao si jaskrawe. Richard nie mg dosign cigncej ich macki. Kahlan mocno obejmowaa go w pasie, jej nogi byy zbyt daleko, a macka - jeszcze dalej. - Pu mnie, Kahlan! Lecz dziewczyna za bardzo si baa, by usucha. Trzymaa si mocno, rozpaczliwie. Pojawia si zielona tafla. Narastao buczenie. - Pu mnie!!! - wrzasn ile tchu w piersi. Sprbowa oderwa rce Kahlan od siebie, poluzowa chwyt. Drzewa bagniska zaczynay nikn w mroku. Richard czu napr zielonej ciany. Skd w Kahlan tyle siy? Wleczony plecami po ziemi usiowa rozerwa splecione ze sob donie dziewczyny ale mu si nie udawao. Mgby ich uratowa, gdyby zdoa wsta. - Kahlan! Pu mnie albo zginiemy! Nie pozwol, eby ci dostali! Zaufaj mi! Pu! Nie wiedzia, czy mwi prawd, lecz by przekonany, e to jedyna szansa ratunku. Kahlan uniosa wykrzywion blem twarz. Krzykna i pucia Richarda. W okamgnieniu poderwa si na nogi. Tu przed nim zmaterializowaa si czarna ciana. Sign po ojciec. Richard pozwoli zapon gniewowi i pchn gwatownie. Ostrze przenikno barier, spado na posta, ktra na pewno nie bya ojcem chopaka. Ciemny ksztat zaskomla i rozpad si. Stopy dziewczyny dotykay mrocznej przegrody, czarna macka cigna z caych si. Richard unis miecz. Ogarna go mordercza pasja. - Nie, Richardzie! To moja siostra!

Chopak wiedzia, e to tylko pozr, jak w wypadku jego ojca. Cakowicie podporzdkowa si ogarniajcej go pasji i ci tak mocno, jak tylko zdoa. Ostrze znw przeszo poprzez mroczn cian i spado na odraajc posta, ktra wcigaa Kahlan. Zamigotao, rozlegy si jki i zawodzenia. Macka znikna z ng dziewczyny. Kahlan leaa bezwadnie na ziemi. Richard nawet nie popatrzy, co si dzieje za przegrod, schyli si, obj dziewczyn w pasie i jednym ruchem poderwa z ziemi. Trzyma j mocno, miecz skierowa na mroczn barier i wycofywa si z granicy. Wypatrywa kolejnego agresora. Wyszli z zielonego wiata. Chopak zatrzyma si dopiero przy koniach. Wtedy puci Kahlan, a ona odwrcia si ku niemu i mocno go obja, drc z dopiero co przeytej grozy i blu. Richard z trudem powciga furi, ktra mu nakazywaa wrci tam i zaatakowa ich. Wiedzia, e powinien odoy miecz - wtedy by si atwiej uspokoi - lecz nie omieli si tego uczyni. - Gdzie s tamci? - spytaa z przeraeniem Kahlan. - Musimy ich znale. Odskoczya od Richarda i chciaa biec z powrotem. Zapa j za rk, niemal zwalajc z ng. - Zosta tu! - wrzasn z przesadnym gniewem i zmusi dziewczyn, eby usiada. Chopak znalaz nieprzytomnego Zedda. Pochyli si ku starcowi, a wwczas co przemkno mu nad gow. Znw zapon gniewem. Obrci si i ci mieczem czarny ksztat. Odcita cz rozwiaa si w powietrzu, a reszta z jkiem ucieka ku granicy. Richard podnis Zedda i przerzuci przez rami jak worek ziarna; zanis do Kahlan i ostronie zoy obok dziewczyny. Pooya gow czarodzieja na swoich kolanach, sprawdzia, czy nie ma ran. Chopak pobieg z powrotem. Bieg schylony, ale spodziewany atak nie nastpi. A szkoda, bo tskni za walk. Chase lea, czciowo przywalony jak kod. Richard zapa go za kolczug i wycign. Z gbokiego rozcicia na gowie stranika sczya si krew, w ranie tkwiy jakie paprochy. Co teraz zrobi, myla chopak. Nie da rady podnie przyjaciela jedn rk, a wola nie odkada miecza. Na pewno nie zawoa Kahlan na pomoc, lepiej, eby zostaa tam, gdzie jest w miar bezpieczna. Uchwyci mocno skrzan bluz stranika i zacz go cign. Olizge bagienne zielsko uatwiao zadanie, ale i tak byo mu ciko, bo musia omin par powalonych drzew. O dziwo, nic ich nie zaatakowao. Moe zraniem albo zabiem to co, pomyla Richard. Czy mona zabi co, co ju jest martwe? W mieczu tkwia magia. Chopak nie mia pojcia, jakie s moliwoci owego magicznego ora i czy te stwory w granicy naprawd zginy. W kocu dotar do Kahlan. Czarodziej cigle by nieprzytomny. - Co teraz zrobimy? - spytaa dziewczyna, zwracajc ku Richardowi poblad twarz.

- Nie moemy tu zosta - odpar, rozgldajc si wok - i nie moemy ich tu zostawi. Zaadujmy ich na konie i jedmy std. Zajmiemy si ich obraeniami, kiedy tylko odjedziemy na bezpieczn odlego. Warstwa chmur bya grubsza ni przedtem, mga pokrywaa wszystko wilgotnym, poyskujcym caunem. Chopak rozejrza si bacznie dokoa, potem odoy miecz i z atwoci podnis Zedda na grzbiet jego konia. Z Chaseem poszo trudniej - by wielki, a i jego bro sporo waya. Krew sczya si z rany na skroni i zlepiaa wosy stranika. Kiedy zawis na grzbiecie konia, rana zacza bardziej krwawi. Richard uzna, e nie moe tego tak zostawi. Pospiesznie wyj z plecaka kawaek ptna i li ziela. Zmi li, eby sczy si uzdrawiajcy sok, i przyoy do rany, a Kahlan owina gow stranika. Ptno natychmiast nasiko krwi, lecz chopak wiedzia, e sok ziela wkrtce powstrzyma krwawienie. Pomg dziewczynie dosi konia. Przysigby, e nogi bardziej j bolay, ni si do tego przyznawaa. Poda jej wodze konia czarodzieja. W kocu sam si znalaz w siodle i uj cugle konia stranika. Wiedzia, e mog mie kopoty ze znalezieniem szlaku. Mga gstniaa, widoczno bya coraz gorsza. Wydawao si, e zewszd obserwuj ich duchy. Richard nie wiedzia, czy to on ma jecha przodem, czy Kahlan, jak najlepiej chroni dziewczyn, jecha wic obok niej. Posuwali si wolno, bo Zedd i Chale nie byli przywizani do koni i mogli si atwo zsun. Wymare wierkowisko wygldao dokadnie tak samo we wszystkich kierunkach. Musieli omija powalone pnie. Richard wypluwa moskity, ktre z uporem wciskay mu si do ust. Cae niebo byo mroczne, stalowoszare, nie mona si byo orientowa wedug soca. Richard po chwili zwtpi, czy jad we waciwym kierunku - moe ju dotarli do traktu? Orientowa si wedug stojcych jeszcze drzew i mia nadziej, e si posuwaj po prostej. Wiedzia, e powinien wyznacza kierunek wedug co najmniej trzech drzew, lecz we mgle nie widzia na tak odlego. A moe kr w kko? A jeli nawet jad prosto, to gdzie jest szlak? - Jeste pewien, e jedziemy we waciw stron? - spytaa Kahlan. - Wszystko wyglda tak samo. - Nie, nie jestem. Ale przynajmniej nie weszlimy w granic, Moe powinnimy si zatrzyma i zaj rannymi? - Nie moemy. Zawiaty mog by tu, tu. Kahlan rozejrzaa si z obaw. Richard pomyla, e mgby j zostawi z rannymi i poszuka traktu, ale odpdzi w pomys - ba si, e j zgubi i ju nie odnajdzie. Musieli si trzyma razem. Zastanawia si, co te zrobi, jeeli nie odnajd drogi przed zapadniciem ciemnoci. Jak si obroni przed sercowymi

psami? Nawet miecz by nie pomg przeciwko wikszej liczbie tych stworw. Chase powiedzia, e musz dotrze na bagna przed noc. Ale nie mwi dlaczego, ani w czym to pomoe. Brunatne bagienne zielska rozcigay si wok jak bezkresne morze, wszdzie leay powalone drzewa. Po lewej pojawi si db, potem nastpne, niektre miay ciemnozielone licie, lniy wilgoci mgy. Nie tdy tu przyjechali. Richard odbi nieco w prawo, jadc skrajem obumarego mokrada - mia nadziej, e doprowadzi ich do szlaku. Z chaszczy wrd dbw obserwoway ich jakie cienie. Chopak przekonywa sam siebie, e to tylko jego wyobrania sprawia, i owe cienie zdaj si mie oczy. Nie byo wiatru, nic si nie poruszao, panowaa kompletna cisza. Richard by na siebie zy za to, e si zgubi, cho nie byo to takie trudne w owej monotonnej okolicy. To niewybaczalne, jaki z niego przewodnik. W kocu dojrza trakt i odetchn z ulg. Szybko zsiedli z koni i obejrzeli rannych. Stan Zedda si nie zmienia, za to rana stranika przestaa krwawi. Chopak nie mia pojcia, jak im obu pomc. Nie wiedzia, czy s nieprzytomni od uderzenia o ziemi, czy te jest to efekt dziaania jakiej granicznej magii. Kahlan te tego nie wiedziaa. - Co powinnimy zrobi? - spytaa chopaka. Sprbowa zrobi dobr min do zej gry. - Chase mwi, e musimy dotrze na bagniska albo psy nas dopadn. Wic nie moemy tu zosta i czeka, a oni odzyskaj przytomno. Wedug mnie mamy dwie moliwoci: zostawi ich tutaj albo zabra. Na pewno ich tu nie zostawi. Przywimy ich do koni, eby si nie zsunli, i jedmy na te bagna. Kahlan przystaa na to. Prdko przywizali przyjaci do wierzchowcw. Richard zmieni stranikowi opatrunek, troch oczyci ran. Mga przechodzia w lekki deszczyk. Chopak wycign z plecaka koce, odwin z ceraty. Przykryli Zedda i Chasea kocem, potem cerat, eby nie zmokli, i zamocowali owe okrycia. Kiedy skoczyli, Kahlan nagle mocno obja Richarda i odsuna si, zanim zdy odwzajemni ucisk. - Dzikuj, e mnie uratowae - powiedziaa mikko. - Granica mnie przeraa. Zerkna na z zakopotaniem. - Kopn ci w kostk, jeli powiesz cho swko, jak to ci zabraniaam i za tob. - I umiechna si do chopaka. - Nie pisn ani swka. Przyrzekam. Odwzajemni umiech i nacign jej kaptur na gow, eby nie zmoka. Potem sam nasun kaptur i ruszyli traktem. Lasy byy puste. Krople deszczu kapay z gstwy ponad gowami jedcw. Gazie

sterczay wok szlaku jak pazury sigaj po ludzi i konie. Wierzchowce szy ostronie rodkiem traktu, nastawiay uszy, jakby nasuchiway mrokw. Zarola po obu stronach byy tak gste, e nawet w razie potrzeby nie mogliby zjecha pomidzy drzewa. Kahlan cianiej otulia si paszczem. Musieli albo jecha naprzd, albo zawrci. Lecz droga powrotna bya nie do pomylenia, nie mogli si cofn. Jechali przed siebie cae popoudnie i cay wieczr. Dzie si koczy, a oni wci jeszcze nie dotarli do bagnisk. I nie wiedzieli, ile jeszcze drogi przed nimi. Z gstwiny dao si sysze wycie. Wstrzymali oddech. Nadchodziy sercowe psy.

Rozdzia pitnasty Nie musieli podrywa koni do biegu. Pomkny traktem tak szybko, jak tylko mogy, a jedcy wcale ich nie powstrzymywali. Wycie sercowych psw speniao rol bata i ostrogi. Podkowy koni rozbryzgiway wod i boto, strugi deszczu spyway po okryciach ludzi i skrze zwierzt, a bryzgi bota plamiy nogi i brzuchy wierzchowcw. Na wycie psw konie odpowiaday przeraliwym reniem. Richard puci Kahlan przodem, chcc si znale pomidzy ni a ich przeladowcami. Gosy sercowych psw byy jeszcze dalekie, lecz chopak wiedzia - po kierunku, z ktrego dobiegay - e stwory zachodz ich z lewej strony i chc ich wyprzedzi. Gdyby mogli zboczy w prawo i oddali si od granicy, to moe zdoaliby uj przeladowcom, lecz lasy byy gste, nie do przebycia. Nie mogli ryzykowa nawet wtedy, gdyby si pojawio jakie przerzedzenie - to by oznaczao pewn mier. Musieli si trzyma traktu i dotrze do bagnisk, zanim psy ich dopadn. Richard nie wiedzia, jak daleko s owe bagna, ani co zrobi, kiedy wreszcie tam dotr. Po prostu musieli si tam dosta i ju. Barwy dnia przechodziy w ponur szaro, zbliaa si noc. Krople deszczu paday na twarz chopaka, mieszay si z potem i spyway po szyi. Richard patrzy, jak ciaa przyjaci podskakuj na koniach; oby tylko si nie zsuny, oby tylko nie byli powanie poranieni, oby jak najszybciej odzyskali przytomno, myla. Taka szalecza jazda na pewno dobrze nie wpynie na ich stan. Kahlan nie odwracaa si i nie patrzya w ty. Wypatrywaa drogi. Trakt wi si, omijajc rosnce z dala od innych dby i sterczce gazy. Coraz rzadziej pojawiay si obumare drzewa. Licie dbw, jesionw i klonw przesaniay niebo, ocieniay trakt. Wycia psw zbliay si, lecz szlak zacz opada w stron podmokego cedrowego lasu. Dobry znak, pomyla Richard, cedry czsto rosn tam, gdzie grunt jest mokry. Ko Kahlan znikn za krawdzi uskoku. Chopak dotar na szczyt ostrego obnienia i znw j zobaczy - zjedaa do niecki. Spltane szczyty drzew pokryway ca przestrze widoczn we mgle i sabym wietle. Wreszcie dotarli do Skow Swamp. Richard ruszy za dziewczyn. Czu wo wilgoci i zgnilizny. W gstwinie rozlegy si pohukiwania i powistywania. Wycie sercowych psw dochodzio z tyu, wydawao si blisze. Zdrewniae pncza zwisay ze liskich, pokrconych pni drzew, stojcych w wodzie na pazurzastych korzeniach, a mniejsze, ulistnione liany wiy si dokoa wszystkiego, co mogo je utrzyma. Roliny rosy jedne na drugich, starajc si odnie przewag. Wszdzie byo wida stojce rozlewiska ciemnej wody - wciskaa si pod kpy krzakw, opywajc skupiska wspartych na korzeniach drzew. Na powierzchni rozlewisk unosiy si paty rzsy. Gstwa rolinnoci

stumia odgos koskich kopyt, sycha byo tylko miejscowe dwiki i gosy. Droga si zwzia - nad czarn wod biega tylko wziutka cieka. Trzeba byo powcign konie, uwaa, eby nie zamay nogi na sterczcych korzeniach. Richard zauway, e powierzchnia wody falowaa leniwie, jakby co si poruszao pod powierzchni, kiedy przechodzi ko Kahlan. Psy dotary na szczyt zapadliska. Dziewczyna odwrcia si, syszc wycie przeladowcw. Jeeli zostan na trakcie, to psy lada moment ich dopadn. Richard rozejrza si i doby miecza. Nad mtn wod rozleg si charakterystyczny brzk. Kahlan zatrzymaa si i spojrzaa na chopaka. - Tam. - Wskaza mieczem. - Tamta wysepka. Chyba jest sucha. Moe sercowe psy nie potrafi pywa. Nic innego nie mg wymyli. Chase powiedzia, e na bagnach ujd psom, ale nie zdradzi jak. Kahlan skrcia w prawo, cignc za sob Zeddowego konia. Richard ruszy w lad za ni, prowadzc konia stranika. Obserwowa trakt, widzc jaki ruch poprzez luki wrd drzew. Rozlewisko miao botniste dno, byo gbokie na jakie trzy, cztery stopy. Ko Kahlan brn ku wysepce, znaczc szlak oderwanymi od dna wodorostami. Potem chopak zobaczy we. Ciemne ciaa wiy si w wodzie, tu pod powierzchni, zbliay si ku nim zewszd. Niektre unosiy gowy i wysuway czerwone jzyki. Ciemne brunatne ciaa pokryway miedziane ctki, prawie niewidoczne w mrocznej wodzie, i pyny, niemal nie poruszajc powierzchni rozlewiska. Richard nigdy przedtem nie widzia tak wielkich wy. Kahlan patrzya na wysepk i jeszcze ich nie zauwaya. Suchy ld by za daleko. Nie zd uciec wom. Richard si obejrza, sprawdza, czy nie zdoaliby si cofn. W miejscu, w ktrym zboczyli z traktu, wida byo wszce i warczce sercowe psy. Wielkie czarne bestie opuciy nisko by i dreptay w przd i w ty - chciay wej do wody i dopa zdobycz, lecz nie mogy si na to zdecydowa i tylko wyy. Chopak zanurzy w wodzie czubek miecza, gotw ci pierwszego wa, ktry podpynie zbyt blisko. Wydarzyo si co dziwnego. Kiedy tylko miecz dotkn wody, we znienacka zawrciy i odpyny najszybciej jak mogy. Odstraszya je magia klingi. Richard nie mia pojcia, dlaczego tak si stao, lecz bardzo by z tego rad. Brodzili wrd potnych pni stojcych w bagnie drzew. Kade z nich odgarniao liany i kaskady mchw. Kiedy woda stawaa si pytsza, miecz ju si w niej nie zanurza i we natychmiast powrciy. Chopak pochyli si niej, klinga dotkna wody i we odpyny. Wolay nie mie z ni do czynienia. Co bdzie, gdy dotr do suchego ldu,

zastanawia si Richard. Czy we pjd tam za nami? Czy i na ldzie powstrzyma je magia miecza? Mogy si okaza rwnie grone jak sercowe psy. Ko Kahlan wydosta si na wysepk. W najwyszym punkcie roso kilka topl, na przeciwlegym skraju troch cedrw, lecz wikszo suchego spachetka porastay trzciny i nieliczne kosace. Richard wyj miecz z wody, ciekaw, co si wydarzy. We ruszyy ku niemu. Wydosta si na wysepk - wwczas jedne od razu odpyny, za inne krciy si przy brzegu, aden jednak nie wypezn na ld. Richard uoy Zedda i Chasea na ziemi pod topolami. Wycign brezent i rozpi pomidzy drzewami, tworzc jako takie schronienie. Wszystko i tak byo wilgotne, lecz poniewa nie byo wiatru - w zaimprowizowany dach niele chroni przed deszczem. Nie mogli rozpali ogniska, bo nie mieli suchego drewna. Na szczcie noc nie bya chodna. W ciemnociach rechotay aby. Richard zamocowa wiece w kawaku drewna, eby mieli cho troch wiata. Najpierw obejrzeli Zedda. Nie znaleli adnej rany ni urazu, a mimo to czarodziej dalej by nieprzytomny. Chase te. Kahlan pogadzia czoo starca. - Oczy czarodzieja nie powinny by zamknite. Nie wiem, co robi. - Ja te nie - odpar Richard. - Dobrze, e aden nie ma gorczki. Moe w Southaven jest jaki uzdrawiacz. Zrobi nosze i konie je pocign. Lepiej, eby nie podrowali tak jak dzi. Kahlan przykrya obu nieprzytomnych mczyzn dodatkowym kocem, a potem usiedli wraz z chopakiem przy zaimprowizowanym wieczniku i suchali szumu deszczu. Na trakcie, w mroku pord drzew jarzyy si te lepia. Albo tkwiy w miejscu, albo przesuway si tam i z powrotem. Czasem rozlegay si gniewne skamlenia i skowyty. Wdrowcy obserwowali swoich przeladowcw, patrzyli na sercowe psy ponad czarn wod rozlewiska. - Ciekawe, dlaczego nie id za nami - odezwaa si Kahlan. - Chyba si boj wy - odpar Richard, zerknwszy na ni spod oka. Dziewczyna zerwaa si na rwne nogi, uderzajc gow o pcienny dach i pospiesznie si rozejrzaa wok. - Wy? Jakich wy? Nie lubi wy! - sposzya si. - Duych wodnych wy - poinformowa j chopak. - Odpyny kiedy zanurzyem w wodzie czubek miecza. Nie mamy si czego obawia, nie wyszy za nami na brzeg. Uwaam, e jestemy tutaj bezpieczni. Kahlan bacznie si rozejrzaa, szczelniej otulia paszczem i usiada, tym razem bliej

chopaka. - Trzeba mi byo o nich powiedzie - parskna. - Nie miaem pojcia, e tu s, dopki ich nie zobaczyem. Psy byy wtedy tu za nami, wic i tak nie mielibymy wyboru. No i nie chciaem ci straszy. Nie powiedziaa ani swka. Richard wycign z zawinitka kiebask i ostatni ju bochenek chleba. Podzieli chleb na p, pokroi wdlin w plastry. Poda Kahlan. Kade z nich naapao deszczwki do miseczki. Jedli w milczeniu, suchajc szumu deszczu i wypatrujc ewentualnego zagroenia. - Czy widziae w granicy moj siostr, Richardzie? - Nie. Cokolwiek to byo, w moich oczach nie przypominao ludzkiej postaci i sdz, e to co, co jako pierwsze ciem mieczem, nie przypominao ci mojego ojca.- Kiedy potwierdzia, e istotnie nie, doda: - Wedug mnie one przyjmuj wygld osoby, ktr si chce ujrze, eby omami patrzcego. - Pewnie masz racj - westchna Kahlan. Zjada kawaek kiebaski i stwierdzia: I dobrze, e masz racj. Nie chciaabym trwa w przekonaniu, e musielimy im zada bl. Potakn i przyjrza si dziewczynie. Zmoczone deszczem wosy przykleiy si jej do policzka. - Ale jest co, co mnie zadziwia. Kiedy ten stwr z granicy zaatakowa Chasea, trafi go za pierwszym razem. Zedda te uderzy bez trudnoci i pochwyci ciebie. Za to mnie nie trafi, kiedy ich obu szukaem, i ju wicej nie prbowa atakowa. - Zauwayam to. Przelecia w pewnej odlegoci od ciebie. Zupenie tak, jakby nie widzia, gdzie jeste. Nas troje trafi bez adnego trudu, za to ciebie nie mg dosign. - Moe to sprawa miecza - odezwa si po chwili Richard. - Niewane. Grunt, e tak si stao. Richard wcale nie by przekonany, e to zasuga miecza. We owszem, bay si i odpyny, kiedy zanurzy czubek klingi w wodzie. Stwr w granicy nie okaza strachu; wygldao raczej e nie moe we mnie wcelowa, myla chopak. I jeszcze co go zastanawiao. Nie poczu adnego blu, kiedy przeci mieczem granicznego stwora, ktry przypomina jego ojca. A Zedd mwi e za zabjstwo mieczem trzeba zapaci i e odcierpi to, co uczyni. Moe nic nie odczu, bo w stwr i tak by ju martwy? A moe to wszystko si dziao tylko w wyobrani, a nie w rzeczywistoci? Nie, to niemoliwe - stwr by na tyle realny, e powali jego przyjaci. Zachwiao si przekonanie chopaka, e to nie by jego ojciec. Posilali si w milczeniu, a Richard rozmyla, co moe uczyni dla Zedda i Chasea,

i wyszo mu, e nic. Starzec mia ze sob jakie leki, lecz tylko on jeden wiedzia, jak je stosowa. Moe powalia ich magia z granicy? Zedd te wada magi, lecz tylko on jeden mg si ni posuy. Richard wyj jabko, podzieli na wiartki, usun pestki i poda poow owocu Kahlan. Dziewczyna przysuna si bliej i opara gow na ramieniu towarzysza, chrupic jabko. - Zmczona? Przytakna, a potem si umiechna. - I obolaa w miejscach, ktrych si nie nazywa w towarzystwie. Co wiesz o Southaven? - Syszaem, jak mwili o nim przewodnicy przechodzcy przez Hartland. Z ich sw wynika, e jest to miasto zodziei i nieudacznikw. - Hmm, to raczej nie wskazuje, i mogliby mie uzdrowiciela... I co wtedy zrobimy? - Nie mam pojcia. Ale na pewno im si poprawi i wy dobrzej. - A jeeli nie? Richard odsun od ust kawaek jabka i zapyta: - O co ci chodzi, Kahlan? Co mi prbujesz powiedzie? - e moe bdziemy musieli ich zostawi i i dalej bez nich. - Nie moemy - odpar zdecydowanie. - Potrzebujemy obu. Pamitasz, jak Zedd da mi miecz? Powiedzia wtedy, e chce ebym nas troje przeprawi na drug stron granicy, e ma plan. Ale mi nie powiedzia, co to za plan... - Popatrzy na psy krcce si poza rozlewiskiem. - Obaj s nam potrzebni. Kahlan skubna skrk czstki jabka. - Co bdzie, jeli umr tej nocy? Co wwczas zrobimy? Bdziemy musieli i dalej. Richard wyczu, e patrzy na, lecz nie odwzajemni spojrzenia. Rozumia, e dziewczyna pragnie powstrzyma Rahla. On rwnie tego chcia. I nie pozwoli, by co im w tym przeszkodzio. Jeli bdzie trzeba, to zostawi gdzie obu przyjaci, ale sytuacja jeszcze do tego nie dojrzaa. Wiedzia, e Kahlan prbuje si przekona czy on, Richard, ma dostateczn motywacj i determinacje. Dziewczyna zbyt si zaangaowaa w swoj misj, zbyt wiele stracia przez Rahla, on zreszt take. Chciaa by pewna, e chopak si nie zaamie, nie zrezygnuje, e poprowadzi wypraw. Pomyczki wiec agodnie owietlay twarz Kahlan. Ich odbicia taczyy w zielonych oczach. Chopak wiedzia, e dziewczynie nie sprawia przyjemnoci mwienie mu takich rzeczy.

- Jestem Poszukiwaczem, Kahlan, i pojmuj donioso tej misji. Uczyni wszystko, eby powstrzyma Rahla Pospnego. Wszystko. Moesz by tego pewna. Lecz nie powic zbyt atwo ycia moich przyjaci. Nie szukajmy sobie nowych zmartwie, bo i tak imamy ich do. Krople deszczu spyway z drzew i z pluskiem spaday w wod, budzc echa w ciemnociach. Kahlan pooya do na ramieniu chopaka, jakby chciaa powiedzie, e przeprasza. Wiedzia, e nie ma za co przeprasza, po prostu prbowaa spojrze prawdzie w oczy. Chcia j uspokoi, doda jej pewnoci. - Jeli si im nie poprawi - powiedzia, patrzc Kahlan w oczy - i jeeli znajdziemy dla nich bezpieczne schronienie u kogo godnego zaufania, to ich tam zostawimy i pjdziemy dalej sami. - O to mi wanie chodzio. - Wiem - odpar i skoczy je jabko. - Przepij si teraz, a ja popilnuj. - Nie mogabym zasn - skina gow ku sercowym psom - kiedy si tak na nas gapi. I z tymi wszystkimi wami wok. - To moe mi pomoesz zrobi nosze? - Richard si umiechn - A rankiem moglibymy wyruszy, kiedy tylko znikn sercowe psy. Kahlan odwzajemnia umiech i wstaa. Chopak wzi gronie wygldajcy bojowy topr stranika i przekona si, e rwnie dobrze przecina drzewo jak ciao i koci. Chaseowi na pewno by si nie podobao, e tak profanuje jego bojowy or. Richard umiechn si do siebie. Ujrza w wyobrani niezadowolon min przyjaciela. Chase, rzecz jasna, upikszy ca histori za kadym razem, gdy j bdzie opowiada. Bo dla stranika historyjka bez upiksze bya rwnie mao apetyczna jak przesuszona piecze. Obu przyjacioom musi si polepszy, powiedzia sobie Richard. Musi i ju. Nie znisby, gdyby umarli. Robota zaja Richardowi i Kahlan par godzin. Dziewczyna baa si wy, wic si trzymaa blisko niego, a psy cay czas ich obserwoway. Chopak si zastanawia, czy aby nie ustrzeli ktrego z uku Chasea, lecz si rozmyli; przyjaciel zociby si, e marnotrawi cenne strzay. Psy nie mogy do nich dotrze, a poza tym i tak znikn o wicie. Zakoczyli prac i obejrzeli nieprzytomnych przyjaci. Potem usiedli przy wiecach. Richard wiedzia, e Kahlan jest zmczona - i jemu straszliwie kleiy si oczy - lecz wci si nie chciaa pooy i przespa. Opar wic dziewczyn o siebie i prawie natychmiast zasna. Spaa niespokojnie, na pewno drczyy j ze sny. Zacza si rzuca i jcze, wic j obudzi. Oddychaa szybko, niemal pakaa.

- Koszmary? - Uspokajajco musn palcami wosy dziewczyny. Przytakna. - ni mi si ten stwr z granicy, ktry oplt mack moje nogi. niam, e to by wielki w. Richard obj j i mocno przytuli. Nie protestowaa, tylko podkulia nogi, oplota je ramionami i wtulia si w chopaka. Ba si, e usyszy, jak mu wali serce. Nawet jeli tak byo, to nic nie powiedziaa i wkrtce znw zasna. Sucha jej oddechu, szumu deszczu, gosw ab. Tym razem spaa spokojnie. Richard zacisn palce na zawieszonym na rzemyku zbie, osonitym koszul. Obserwowa sercowe psy. A one jego. Kahlan obudzia si tu przed witem, kiedy jeszcze byo ciemno. Richard by tak zmczony, e a mu pkaa z blu gowa. Dziewczyna nalegaa, eby si pooy i przespa. Nie chcia, wolaby wci j tuli, lecz by zbyt zmczony, eby si sprzecza. Obudzia go agodnie, kiedy wsta wit. Sabe, szarawe wiato przesczao si poprzez ciemn ziele bagiennej rolinnoci i przez gst mg, przez co wiat wydawa si may i ciasny. Woda bya a gsta od rolinnych szcztkw, czasem co si poruszao tu pod powierzchni. Z patkw rzsy ledziy ich nieruchome czarne oczy. - Sercowe psy odeszy - powiedziaa Kahlan. Ju nie bya taka zmoknita. - Kiedy? - zapyta, rozcierajc zdrtwiae rce. - Ze dwadziecia, trzydzieci minut temu. Odbiegy pospiesznie, kiedy si zaczo rozjania. Dziewczyna podaa mu kubek gorcej herbaty. Spojrza pytajco. - Trzymaam j nad wieczk, a si zagrzaa. - Umiechna si. Chopaka zdumiaa inwencja Kahlan. Dziewczyna podzielia si z nim suszonym owocem. Richard zauway, e topr bojowy lea u jej ng, i pomyla, e wietnie wie, jak trzyma wart. Dalej myo. Osobliwe ptaki nawoyway si ostrymi, wysokimi gosami wrd bagiennej rolinnoci. Owady unosiy si tu nad powierzchni wody, czasem rozlega si jaki plusk. - Jak tam Zedd i Chase? - spyta chopak. - Zedd sabiej oddycha - odpara z ociganiem. Richard poderwa si i sprawdzi. Zdawao si, e starzec ledwo yje. Twarz mia szar i zapadnit. Richard przyoy ucho do piersi Zedda - serce bio normalnie, lecz oddycha wolniej, by wilgotny i zimny. - Psy ju nam nie zagraaj,. Jedmy wic i sprbujmy znale dla nich jak pomoc powiedzia chopak.

Richard wiedzia, e Kahlan si boi wy - sam te si ich ba i powiedzia jej to - lecz wiedzia rwnie, e dziewczyna nie pozwoli, by w strach jej przeszkodzi w misji. Zaufaa sowom chopaka, e we nie podpyn do miecza, i spokojnie przebya rozlewisko. Pokonali t tras dwa razy: raz z Zeddem i stranikiem, drugi - z drewnianymi noszami, ktre konie mogy cign tylko na suchym ldzie. Przyczepili erdki do koni, lecz nie mogli jeszcze pooy rannych na noszach - peno tu byo sterczcych korzeni. Musieli zaczeka, a wyjd z bagnisk. Po pewnym czasie dotarli do lepszej drogi. Zatrzymali si i uoyli nieprzytomnych przyjaci na noszach, po czym przykryli kocami i cerat. Richard z zadowoleniem stwierdzi, e owe pojazdy nie opniaj tempa podry, gdy gadko si lizgaj po bocie. Zjedli, nie zsiadajc z koni. Przystanli tylko po to, eby sprawdzi stan Zedda i Chasea. Cay czas padao. Przed noc dotarli do Southaven. Miasteczko to byo bezadn zbieranin domkw i budyneczkw, pokrzywionych i w opakanym stanie, ktre przycupny pord bukw i dbw, jakby si chciay odwrci od drogi, od ciekawych i dociekliwych spojrze. Wyglday, jakby ich nigdy nie malowano. Na niektrych wida byo blaszane aty, pobrzkujce w strugach deszczu. W centrum owej zbieraniny znajdowa si sklep, a tu obok sta dwupitrowy budynek. Niezdarnie sporzdzony szyld gosi, e jest to gospoda, ale nie zdradza jej nazwy. te wiato lamp padajce z dolnego rzdu okien gospody tworzyo jedyn barwn plam, odcinajc si od szaroci dnia i budynku. Pod cian leay sterty odpadkw, zway mieci leay rwnie przy ssiednim domu. - Trzymaj si blisko mnie - poleci Richard dziewczynie, kiedy zsiadali z koni. - Ci faceci s niebezpieczni. - Miaam ju do czynienia z takimi jak oni - odpara z krzywym umieszkiem. Chopak by ciekaw, co to niby oznacza, ale nie zapyta. Modzi wdrowcy weszli do gospody. Rozmowy umilky, a wszyscy spojrzeli na nowo przybyych. Wntrze wygldao tak, jak si Richard spodziewa. Lampy naftowe owietlay pomieszczenie wypenione gryzcym fajkowym dymem. Stoy porozstawiano zupenie bezadnie, czasem byy to po prostu deski uoone na beczkach. Nie byo tu ani jednego krzesa, tylko awy. Po lewej wida byo jakie zamknite drzwi, pewnie prowadziy do kuchni. Po prawej, w mroku, znajdoway si pozbawione porczy schody, wiodce ku pokojom gocinnym. Na pododze peno byo czarnych plam i porozlewanego pynu. Gocie to doborowa zbieranina traperw, podrnikw i zabijakw. Wielu miao brody. Wikszo odznaczaa si wysokim wzrostem. Sala ziona piwem, dymem i potem.

Kahlan staa dumnie wyprostowana u boku Richarda; nie naleaa do tych, ktre atwo oniemieli. Chopak pomyla, e moe powinna. Pasowaa tu jak kwiatek do koucha. Sprawiaa, e sala wygldaa jeszcze gorzej. Dziewczyna odrzucia kaptur, a bywalcy wyszczerzyli si promiennie, ujawniajc poamane i brakujce zby. apczywe spojrzenia zadaway kam owym umiechom. Richard aowa, e Chase jest nieprzytomny. Czu, e szykuj si kopoty. Do nowo przybyych podszed jaki grubas. Ubrany by w koszul bez rkaww i opasany fartuchem, ktry prawdopodobnie nigdy nie by biay. wiato lamp odbijao si w wierzchoku wygolonej gowy, a krcone bujne owosienie grubych ap miao mogo konkurowa z jego brod. Wytar donie w jak brudn szmat i strzepn j przez rami. - Czym mog suy? - zapyta oschle. Przesuwa wykaaczk z jednego kcika ust w drugi i czeka na odpowied. - Czy jest w miecie uzdrowiciel? - spyta Richard, tonem gosu i spojrzeniem dajc znak, e nie szuka zaczepki. - Nie - odpar waciciel, spojrzawszy na Kahlan, a potem na chopaka. Richard zauway, e - w przeciwiestwie do swoich goci - nie gapi si nachalnie na dziewczyn. Wyczyta z tego co znaczcego. - Wic bdzie nam potrzebny pokj - chopak ciszy gos. - Na zewntrz mamy dwch rannych przyjaci. - Niepotrzebne mi adne kopoty - odpar waciciel, wyjmujc wykaaczk z ust, i zaoy rce. - Ja te ich nie szukam - rzuci z pogrk Richard. Grubas obejrza chopaka od stp do gw, zatrzyma spojrzenie na mieczu. Nie rozprostowa rk, oszacowa go. - Ile pokoi bycie chcieli? Do tu toczno. - Jeden zupenie wystarczy. W centrum sali podnis si jaki mczyzna. ypn wiskimi blisko osadzonymi oczkami spod grzywy rudych wosw. Brod mia zmoczon piwem. Przez rami mia przerzucon wilcz skr. Trzyma do na rkojeci dugiego miecza. - Ale luks dziwk podapae, may - odezwa si rudzielec. - Chyba si nie obrazisz, jeli przyjdziemy do was i skorzystamy z okazji, co? Richard spojrza gniewnie na typa. Wiedzia, e to zaczepka do krwawej bjki. Wolno, wolniutko przesun do ku rkojeci miecza. Zawrza gniewem, jeszcze zanim palce dosigy gardy. Dzi bdzie musia zabi. I to wielu mczyzn.

Chopak zacisn palce na rkojeci, a mu zbielay knykcie. Kahlan pocigna go za prawy rkaw. Cicho wymwia imi chopaka, kadc nacisk na ostatnie goski - jak matka, kiedy go ostrzegaa, eby si trzyma z dala od czego. Zerkn z ukosa na dziewczyn. Umiechna si sodziutko do rudzielca. - Tym razem jest inaczej, stary - powiedziaa niskim, gardowym tonem. - Dzi mam wolne. I to ja go wziam na noc. - Z impetem klepna Richarda w siedzenie. Chopak osupia ze zdumienia, a Kahlan, patrzc na rudego, oblizaa grn warg. - Jeli nie dostan tego, co mi si za moj fors naley, to ciebie pierwszego zawoam. - Umiechna si podliwie. Zapanowaa pena napicia cisza. Richard ze wszystkich si powciga ch dobycia miecza. Czeka, jak to si dalej potoczy. Kahlan si umiechaa do tych typw tak, e chopak jeszcze bardziej si wcieka. W oczkach rudzielca wida byo intensywn prac myli: zabi tamtego, czy moe nie. Nikt si nie poruszy. Wreszcie rudy wyszczerzy promiennie zby i rykn gonym miechem. Reszta towarzystwa pokrzykiwaa, gwizdaa i te si miaa. Niedoszy napastnik usiad i mczyni powrcili do swoich rozmw, przestali zwraca uwag na Richarda i Kahlan. Chopak odetchn. Waciciel gospody podprowadzi ich ku schodom i umiechn si do Kahlan z uznaniem. - Dziki, maa. Dobrze, e szybciej mylisz, ni dziaa twj przyjaciel. Ten lokal pewnie ci si wydaje byle jaki, ale to moja wasno i ciesz si, e zapobiega zdemolowaniu go. - Nie ma za co - odpara dziewczyna. - Znajdzie si dla nas jaki pokj? Grubas znw wetkn wykaaczk w kcik ust. - Owszem, na grze, w kocu korytarza, po prawej. Mona zaryglowa drzwi. - Na dworze zostao dwch naszych przyjaci - odezwa si Richard. - Przydaaby mi si pomoc w przetransportowaniu ich tutaj. - Nie byoby dobrze, gdyby tamci - waciciel skin gow ku sali penej mczyzn si zorientowali, e cignicie ze sob rannych. Idcie na gr, jak si tego spodziewaj. Mj syn jest w kuchni. Wniesiemy waszych przyjaci tylnymi schodami tak e nikt ich nie zobaczy. - Richardowi nie bardzo si spodoba w pomys. - Oka cho troch zaufania, przyjacielu - szepn mu grubas - bo inaczej tylko zaszkodzisz rannym druhom. Aha, mam na imi Bili. Chopak spojrza na Kahlan, ale nic nie wyczyta z jej twarzy. Przenis wzrok na waciciela gospody - twardy i uparty, ale raczej nie podstpny. No i chodzio o ycie

przyjaci. Richard postara si, by w jego gosie nie zabrzmiaa groba. - W porzdku, Bili. Zrobimy tak, jak nam radzisz. Bili umiechn si i kiwn gow, przesun wykaaczk z jednego kcika ust w drugi. Richard i Kahlan poszli do wynajtego pokoju. Sufit by zbyt niski. ciana naprzeciwko wskiego ka nosia liczne lady celnych spluni. W przeciwlegym kcie stay stolik o trzech nogach i niewielka awka. Naftowa lampa umieszczona na blacie stolika dawaa niewiele wiata. Pokj nie mia okien, by ponury i nieprzytulny, cuchn. Richard chodzi tam i z powrotem po pokoju, a Kahlan przysiada na ku i, z nieco niepewn min, obserwowaa chopaka. W kocu podszed do niej. - Nie mog uwierzy, e to zrobia. Wstaa i spojrzaa mu prosto w oczy. - Liczy si wynik, Richardzie. Mgby straci ycie, gdybym ci pozwolia zareagowa tak, jak zamierzae. I za co? - Ale oni myl... - Obchodzi ci, co oni myl? - Nie... Ale... - Poczu, jak si czerwieni. - Przysigaam, e bd chroni ycie Poszukiwacza nawet kosztem wasnego. Uczyni to, co niezbdne, aby ci chroni. - Spojrzaa na znaczco, unoszc brew. Wszystko. Poirytowany chopak gowi si, jakby tu powiedzie Kahlan, e jest wcieky, ale tak to powiedzie, by nie uznaa, e to na ni si wcieka. O mao co nie popeni szaleczego czynu. Jeszcze jedno zoliwe, obraliwe sowo rudego i... Richard wci czu przemon ch zniszczenia przeciwnika. Trudno mu byo zrozumie, jak miecz potrafi zmieni opanowanie i racjonalno w dze mordu, jeszcze trudniej - wytumaczy to dziewczynie. Spojrzenie jej zielonych oczu uspokajao, wyciszajc gniew. - Nie rozpraszaj si, Richardzie. - O co ci chodzi? - Rahl Pospny. To o nim powiniene myle i stale pamita. Ci na dole nie maj dla nas najmniejszego znaczenia. Musimy po prostu przej mimo nich. Tylko tyle. Nie powicaj im ani jednej myli. Szkoda zachodu. Zachowaj moc i energi na nasz misj. Chopak odetchn i skin gow. - Masz racj. Przepraszam. Dzielnie si zachowaa. Ale i tak mi si to nie podoba. Obja go, przytulia i zoya gow na jego piersi. Kto lekko zastuka do drzwi.

Richard upewni si, e to Bili, i dopiero wtedy otworzy. Karczmarz z synem wnieli Chasea i ostronie pooyli na pododze. Kiedy chudy modzian zobaczy Kahlan, natychmiast si w niej zakocha. Richard doskonale go rozumia, lecz nie by z tego zadowolony. - To mj syn, Randy. - Bili wskaza kciukiem chudzielca. Randy gapi si z zachwytem na dziewczyn. Karczmarz odwrci si ku Richardowi, ocierajc krople deszczu z czubka ysiny przerzucon przez rami cierk. Wci ssa wykaaczk. - Nie powiedziae, e ten przyjaciel to Dell Brandstone. - Czy to co zego? - zjey si chopak. - Nie dla mnie. - Bili si umiechn. - Miewalimy ze sob na pieku, ale to porzdny chop. Nie mam przez niego adnych kopotw. Ale ci na dole chtnie by go rozdarli na strzpy, gdyby si dowiedzieli, e tu jest. - Sprbowaliby - poprawi go Richard. - Pjdziemy po tamtego - rzek Bili, umiechnwszy si leciutko. Kiedy wyszli, Richard poda Kahlan dwie srebrne monety. - Daj jedn chopcu, kiedy wrc, i popro, eby zabra konie do stajni i zaj si nimi. Powiedz, e dasz mu drug, jeeli bdzie przy nich czuwa noc i osioda je nam o wicie. - Skd wiesz, e usucha? - Nie martw si, usucha. - Richard si rozemia. - Po prostu si umiechnij. Wrci Bili, dwigajc w krzepkich ramionach Zedda. Za nim wszed Randy z wikszoci pakunkw. Karczmarz delikatnie uoy starca obok stranika. Potem spojrza na Richarda i poleci synowi: - Przynie pani miednic, Randy, i dzban wody. I rcznik. Czysty rcznik. Pewno chciaaby si umy. Randy wyszed tanecznym krokiem, umiechajc si do siebie. Bili obserwowa syna, a potem bacznie spojrza na Richarda. Wyj z ust wykaaczk i rzek: - Ci dwaj nie s w najlepszym stanie. Nie spytam, co im si stao, bo bystrzak by mi nie powiedzia, a sdz, e ty jeste bystrzakiem. Nie mamy tu adnego uzdrowiciela, lecz jest kto kto chyba bdzie mg im pomc: kobieta o imieniu Adie. Nazywaj j kocian babk. Wikszo si jej boi. Ta banda z dou za nic by si nie zbliya do jej domu. Richard pamita, e Chase mwi, i Adie jest jego przyjacik. Zmarszczy brwi i spyta: - Dlaczego? Bili popatrzy na Kahlan, potem znw na chopaka i zmruy oczy.

- Bo s przesdni. Uwaaj, e moe rzuci zy urok, no i mieszka w pobliu granicy. Opowiadaj, e ci, ktrych ona nie lubi, mr jak muchy. Nie twierdz, e to prawda, powtarzam ich sowa. Ja tam w to nie wierz. Uwaam, e wszystko sobie zmylili. Ona nie jest uzdrawiaczk, lecz znam ludzi, ktrym pomoga. Nie wiem, czy zdoa co zrobi dla waszych przyjaci. Oby moga im pomc, bo inaczej dugo nie pocign. - Jak do niej trafi? - spyta Richard, przeczesujc wosy palcami. - Skrcicie w lewo traktem przed stajniami. To cztery godziny jazdy. - Czemu nam pomagasz? - zaciekawi si chopak. - Powiedzmy, e pomagam stranikowi. - Bili si umiechn, krzyujc na piersi muskularne ramiona. - Trzyma w szachu niektrych goci, a poza tym dziki stranikom mam niezy dochd, i tu, i w moim sklepie obok. Jeli z tego wyjdzie, to nie zapomnij mu powiedzie, e to ja pomogem mu ocali ycie. - Zachichota. - Ale si wkurzy! Richard te si umiechn. Wiedzia, co Bili ma na myli. Chase nie cierpia, jak kto mu pomaga. Bili faktycznie zna stranika. - Na pewno mu powiem, e to ty mu ocalie ycie. - Karczmarz przybra zachwycon min, syszc te sowa. - Skoro kociana babka mieszka sama, i to przy granicy, a ja mam j prosi o pomoc, to chyba dobrze byoby co jej zawie. Mgby mi co przygotowa? - Jasne. Jestem oficjalnym dostawc, a Hartland zwraca mi koszty. Ta zodziejska Rada wikszo oczywicie odbiera podatkami. Jeli to sprawa urzdowa, wpisz wszystko w ksigi i wadza zapaci. - Tak, to sprawa urzdowa. Wrci Randy z miednic, dzbanem wody i rcznikami. Kahlan daa mu srebrn monet i poprosia, eby si zaj komi. Spojrza pytajco na ojca. Bili kiwn gow. - Tylko powiedz, ktry ko jest twj, a ja ju si nim troskliwie zajm. - Randy umiechn si promiennie. - Wszystkie s moje. - Kahlan odwzajemnia umiech. - Zaopiekuj si wszystkimi. Od tego zaley moje ycie. - Moesz na mnie liczy - odpar z powan min. Nie wiedzia, co zrobi z rkami, wic w kocu wepchn je do kieszeni. - Nikomu nie pozwol do nich podej. - Ruszy ku drzwiom, po czym doda: - I chc, eby wiedziaa, e ani troch nie wierz w to, co ci tam na dole o tobie gadaj. Powiem im to. Kahlan nie zdoaa powstrzyma umiechu. - Dziki. Ale nie naraaj si z mojego powodu. Nie zaczynaj z mmi. I nie wspominaj, e ze mn rozmawiae - to ich tylko rozzuchwali.

Randy si umiechn, kiwn gow i wyszed. Bili przewrci oczami i potrzsn ys gow. Powiedzia z umiechem do dziewczyny: - Moe by tu zostaa i wysza za mojego chopaka? Przydaaby mu si taka maonka. W oczach Kahlan mign bl i przeraenie. Usiada na ku i patrzya w podog. - Tylko artowaem, dziewczyno - rzek przepraszajco Bili i zwrci si do Richarda: - Przynios wam kolacj. Gotowane kartofle i miso. - Miso? - spyta podejrzliwie chopak. - Nie martw si. - Bili zachichota. - Tym na dole nie omielibym si poda zepsutego misiwa. Urwaliby mi gow. Wyszed i po kilku minutach znw si pojawi z dwoma parujcymi pmiskami. - Dzikuj za pomoc - powiedzia Richard. - Nie ma za co. - Bili unis brew. - Wszystko wpisz do ksigi rachunkowej. Przynios ci j rankiem, eby to podpisa. Czy kto w Hartlandzie zna twj podpis? - Tak myl. - Richard si umiechn. - Nazywam si Richard Cypher. Mj brat jest Pierwszym Rajc. - Ooo, jak mi przykro - sposzy si nagle Bili. - Oczywicie nie dlatego, e twj brat jest Pierwszym Rajc! Przykro mi, e nic o tym nie wiedziaem. Gdybym wiedzia, dabym lepszy pokj. Moesz si zatrzyma w moim domu. To aden paac, ale o wiele wygodniejszy ni to tutaj. Zaraz przenios rzeczy... - Nie trzeba, Bili. - Chopak podszed do grubasa i uspokajajco pooy mu rk na ramieniu. Karczmarz ju nie by tak pewny siebie. - To mj brat jest Pierwszym Rajc, nie ja. Pokj jest w sam raz. Wszystko jest tak, jak trzeba. - Na pewno? Wszystko? Nie przylesz tu onierzy? - Ogromnie nam pomoge, naprawd. Nie mam nic wsplnego z onierzami. - Przecie podrujesz z naczelnikiem stray granicznej - rzek podejrzliwie Bili. - To mj przyjaciel. - Richard umiechn si ciepo. - I to od wielu lat. Starzec te. Obaj s moimi przyjacimi. - Hmm, skoro tak - rozjani si Bili - to moe bym dopisa do rachunku par dodatkowych pokoi? I tak nie bd wiedzie, e mieszkalicie w jednym. - Nie, to si nie godzi. - Chopak z umiechem poklepa rami grubasa. - Nie podpisabym si pod tym. Bili odetchn i wyszczerzy si promiennie. - Jeste wic przyjacielem Chasea. - Kiwn gow. - Teraz ci wierz. Nigdy, przenigdy mi nie pozwoli niczego dopisywa do rachunkw! Richard wsun mu w do kilka srebrnych monet.

- To si jak najbardziej godzi. Doceniam to, co dla nas robisz. I bybym wdziczny, gdyby dzi rozcieczy piwo. Pijani mczyni zbyt atwo umieraj. - Bili umiechn si porozumiewawczo, a chopak doda: - Masz niebezpiecznych goci. Karczmarz uwanie spojrza w oczy Richarda, zerkn na Kahlan i znw na chopaka. - Dzisiaj na pewno - przyzna. - Zabij kadego, kto si omieli wej przez te drzwi - rzek twardo Richard. Bill obserwowa go dusz chwil, potem rzek: - Zobacz, co si da zrobi, eby temu zapobiec. Chobym musia kilku stukn gowami. - Ruszy ku drzwiom. - Jedzcie, zanim wystygnie. I dbaj o swoj dam, ma gow nie od parady. - Popatrzy na dziewczyn i mrugn. - i jeszcze na dokadk adn buzi. - Jeszcze jedno, Bili. Granica zanika. Za par tygodni zniknie zupenie. Uwaaj na siebie. Bili gboko zaczerpn powietrza. Pooy do na klamce i dugo patrzy chopakowi w oczy. - Co mi si zdaje, e Rada mianowaa Pierwszym Rajc nie tego brata, co trzeba. Nie powinni by rajcami, bo si boj waciwie postpowa. Przyjd po was rano, kiedy ju wzejdzie soce i bdzie bezpiecznie. Wyszed. Richard i Kahlan usiedli na niewielkiej awie i zjedli kolacje. Pokj by na tyach gospody, a wesoa kompania przebywali we frontowej sali, wic nie przeszkadzaa im tak, jak si chopak tego obawia. Syszeli tylko mocno stumiony szum. Jedzenie byo o wiele smaczniejsze, ni si Richard spodziewa - moe dlatego, e doskwiera mu gd. ko kusio, bo by przeraliwie zmczony. Kahlan to zauwaya. - Ostatniej nocy spae tylko dwie godziny. Teraz ja bd czuwa jako pierwsza. Jeli ci z dou tu przyjd, to i tak dopiero pniej, kiedy nabior odwagi. O ile w ogle przyjd. Lepiej, eby by wypoczty, jeli si pojawi. - atwiej zabija ludzi, jeeli si jest wypocztym? - paln i natychmiast poaowa, e to powiedzia. Wcale nie chcia by taki szorstki. Zauway, e ciska widelec jak miecz. - Przepraszam, Richardzie. Nie to miaam na myli. Po prostu nie chciaabym, eby ci zranili. Nie zdoasz si obroni, jeli bdziesz taki zmczony. Boj si o ciebie. Popychaa widelcem ziemniak po obwodzie talerza. Szepna ledwie dosyszalnie: - Tak mi przykro, e ci w to wmieszaam. Nie chc, eby musia zabija ludzi. Nie chc, eby musia zabija tych na dole. Dlatego to zrobiam, aby nie musia pozbawi ich ycia. Popatrzy na ni, lecz nie oderwaa oczu od talerza. Serce mu si cisno, kiedy zobaczy jej cignit blem twarz. obuzersko trci dziewczyn ramieniem.

- Za nic bym nie przepuci tej wdrwki. Dziki temu jestem z moj przyjacik. Umiechn si do zerkajcej na spod oka Kahlan. Odwzajemnia umiech i pooya gow na ramieniu chopaka. Potem zjada ziemniak. Jej umiech doda Richardowi si. - Dlaczego mi kazae poprosi chopca, eby dba o konie? - Sama mwia, e licz si przede wszystkim efekty. Biedny dzieciak kocha si w tobie na zabj. Poniewa to ty go poprosia, bdzie strzeg koni lepiej ni my sami. Popatrzya na z niedowierzaniem. - Wanie tak dziaasz na mczyzn - zapewni j. Umiech dziewczyny troch zblakn, mina zrobia si niewyrana. Richard wyczu, e za bardzo si przybliy do jej tajemnic, wic ju nic nie doda. Skoczyli je. Kahlan podesza do miednicy z wod, zamoczya rg rcznika i pochylia si nad Zeddem. Delikatnie obmya twarz starca i spojrzaa na Richarda. - Nie pogorszyo mu si, jest w tym samym stanie co przedtem. Pozwl mi mie pierwsz wart, Richardzie, prosz. A ty si troch przepij. Kiwn potakujco gow, zwin si w kbek na ku i niemal natychmiast zasn. Zbudzia go wczesnym rankiem. Teraz Kahlan zasna, a chopak obmy twarz zimn wod, starajc si dobrze wybudzi. Potem usiad na awie, opar si o cian i czeka na ewentualne kopoty. Ssa kawaek suszonego owocu, eby si pozby przykrego smaku. Na godzin przed witem kto naglco zastuka w drzwi. - Richard? - zawoa stumiony gos. - To ja, Bili. Odrygluj drzwi. Zaczyna si.

Rozdzia szesnasty Richard odryglowa drzwi. Kahlan wyskoczya z ka, przecierajc zaspane oczy. Wycigna n. Do pokoju wlizgn si zasapany Bili i plecami zatrzasn drzwi. Krople potu rosiy czoo karczmarza. - O co chodzi? Co si stao? - dopytywa si Richard. Byo cakiem spokojnie. - Bili przekn lin, starajc si uspokoi oddech. - Potem si zjawili jacy dwaj faceci. Wyskoczyli jak spod ziemi. Wysocy, o potnych karkach, jasnowosi. Przystojni. Uzbrojeni po zby. Tacy, ktrym lepiej nie patrze w oczy. Odetchn gboko kilka razy. Richard i Kahlan wymienili spojrzenia. Nie mieli wtpliwoci, kim s owi mczyni. Najwyraniej czarodziej nie wpdzi bojwki w wystarczajco powane tarapaty. - Dwaj? - zapyta chopak. - Jeste pewien, e nie ma ich wicej? Widziaem, jak wchodzili ci dwaj, a to zupenie wystarczyo. - Szeroko otwarte oczy Billa popatrzyy spod krzaczastych brwi. - Jeden by niele poharatany: rka na temblaku, gbokie lady pazurw na drugim ramieniu. Wcale mu to nie przeszkadzao. Zaczli wypytywa o kobiet i bardzo to przypominao twoj pani. Cho nie nosi biaej szaty, o ktrej mwili. Ruszyli ku schodom i wtedy wybucha awantura o to, co ktry z ni zrobi. Wasz rudowosy przyjaciel skoczy do tego z temblakiem i podci mu gardo od ucha do ucha. Drugi facet w okamgnieniu powali sporo moich goci. Nigdy czego takiego nie widziaem. Potem znienacka znikn. Jakby si rozpyn w powietrzu. Wszdzie peno krwi. Teraz reszta si kci, ktry pierwszy... - Zerkn na Kahlan i nie dokoczy. Otar czoo rk. - Randy podprowadza konie pod tylne wyjcie. Musicie uciec. Jedcie do Adie. Soce wzejdzie za godzin, psy pojawi si za dwie, wic nic si wam nie stanie. Jedcie, nie zwlekajc. Richard zapa nogi Chasea, Bill uj ramiona stranika. Kaza Kahlan zaryglowa drzwi i zebra pakunki. Zanieli Chasea bocznymi schodami w ciemno i deszcz. W kauach odbijao si wiato lamp i rzucao tawe odblaski na mokre, ciemne sylwetki koni. Zatroskany Randy przytrzymywa wierzchowce. Uoyli stranika na noszach i najciszej jak mogli pobiegli z powrotem na gr. Bill wzi Zedda na rce, a Richard i Kahlan narzucili paszcze i pochwycili pakunki. Potem zbiegli ze schodw. O mao nie wpadli na rozcignitego na ziemi Randyego. Richard w ostatniej chwili zauway czajcego si rudzielca. Cofn si gwatownie, unikajc ciosu dugim noem. Rudy pad w boto. Rozwcieczony, poderwa si szybko na kolana i zdrtwia, widzc tu przed swoim nosem czubek miecza. Zabrzczaa stal. Mczyzna

podnis na nich czarne, ziejce nienawici oczy. Z wosw ciekao mu boto i woda. Richard obrci miecz w doni i spuci pazem na gow tamtego. Rudzielec pad bezwadnie. Bili ukada Zedda na noszach, a Kahlan odwrcia Randyego na plecy. Jedno oko mia spuchnite i zamknite. Krople deszczu zabbniy o twarz chopca. Jkn. Popatrzy jednym okiem na dziewczyn i umiechn si promiennie. Ucisna go z radoci, e nic mu si nie stao, i pomoga mu wsta. - Zaskoczy mnie - usprawiedliwia si Randy. - Tak mi przykro. - Dzielny z ciebie modzian. Nie masz za co przeprasza. Dziki, e nam pomoge. Odwrcia si ku Billowi. - I tobie te dzikuj. Karczmarz umiechn si i skin gow. Pospiesznie okryli nieprzytomnych przyjaci kocami i ceratami, po czym zaadowali baga. Bili powiedzia im, e dostawa dla Adie bya na koniu stranika. Richard i Kahlan dosiedli wierzchowcw. Dziewczyna wsuna Randyemu srebrn monet. - To ta druga, obiecana - powiedziaa. Wzi monet i umiechn si. Richard pochyli si w siodle, serdecznie ucisn do chopca i podzikowa mu, a potem gniewnie wycelowa w Billa palcem. - Ej, ty tam! Chc, eby to wszystko wpisa do swoich ksig rachunkowych. Wszystkie szkody, stracony czas i doznane kopoty, usugi grabarza te. I dodaj godziwe honorarium za ocalenie nam ycia. Jeli Rada nie chciaaby tego uzna, to im powiedz, e uratowae ycie brata Pierwszego Rajcy i e Richard Cypher oznajmi: Jeeli nie zapac, to osobicie zetnie gow tego, kto za to odpowiada, i zatknie j na pice przed domem swego brata! Bili potakujco skin gow i zamia si tak tubalnie, e zaguszy szum deszczu. Richard odchyli si w ty, powstrzymujc taczcego w miejscu konia. Wskaza na lecego w bocie rudzielca. By wcieky. - Nie zabiem go tylko dlatego, e on umierci kogo gorszego od siebie i tym samym niewiadomie ocali Kahlan ycie. Jednakowo popeni morderstwo, zamierza popeni kolejne oraz mia dokona gwatu. Najlepiej powie go, zanim si ocknie. - Zrobione! - rzek twardo Bili. - I pamitaj, co mwiem o granicy. Czekaj nas kopoty. Uwaaj na siebie. Karczmarz otoczy syna ramieniem i popatrzy Richardowi w oczy. - Nie zapomnimy. - Umiechn si leciutko i doda: - Sawa Poszukiwaczowi. Richard spojrza na ze zdumieniem, a potem si umiechn. To troch ostudzio jego gniew.

- Kiedy ci pierwszy raz zobaczyem, pomylaem, e nie jeste przebiegy. Jake si myliem! Wdrowcy nasunli kaptury i ruszyli w deszcz, ku domostwu kocianej babki. Strugi deszczu wkrtce przesoniy wiata Southaven i jechali po omacku. Konie Chasea ostronie szy traktem, za pogoda im nie przeszkadzaa, bo stranicy przygotowali je do pracy w takich warunkach. Zdawao si, e wit nigdy nie nadejdzie. Richard czu, e soce ju wzeszo ponad chmurami, a wiat wci trwa w pmroku, zawieszony pomidzy noc a dniem. Zimny deszcz ostudzi gniew chopaka. Kahlan i Richard wiedzieli, e czwarty mczyzna z bojwki jest na swobodzie, wic bacznie wypatrywali, czy si gdzie nie czai. Spodziewali si, e prdzej czy pniej sprbuje ich dopa. Nie wiedzieli, kiedy to nastpi, i to ich drczyo. Chopak dodatkowo gryz si tym, co usysza od Billa: e Chase i Zedd dugo nie pocign. Co zrobi, jeeli owa kobieta, Adie, nie zdoa im pomc? Jeli ona nie potrafi ich wyleczy, to obaj przyjaciele umr. Richard nie mg sobie wyobrazi wiata bez Zedda. Bez jego sztuczek, pomocy i pociechy wiat byby pusty i martwy. Chopaka a ciskao w gardle, kiedy o tym myla. Zedd na pewno by mu poradzi, eby si tak nie przejmowa tym, co si moe zdarzy, a powica wicej uwagi temu, co akurat si dzieje. Lecz i to byo do beznadziejne. Ojca zamordowano. Rahl Pospny lada moment zdobdzie wszystkie trzy szkatuy. Dwaj najwaniejsi przyjaciele byli o wos od mierci. No i by na szlaku sam z kobiet, na ktrej mu bardzo zaleao, a o ktrej nie wolno mu byo nawet marzy. Ona za nie zdradzaa mu swoich tajemnic. Richard niemale czu walk, ktra si toczya w umyle Kahlan. Czasem, kiedy stawa si jej zbyt bliski, widzia w zielonych oczach strach i bl. Wkrtce dotr do Midlandw; tamtejsi ludzie wiedz, kim ona jest. Wolaby, eby mu sama o tym powiedziaa, nie chciaby si tego dowiedzie od obcych. Jeli nie powie w najbliszym czasie, to bdzie j musia o to poprosi. Bdzie musia, czy mu si to podoba, czy nie. Chopak tak si zamyli, e nawet nie zauway, i jad ju niemal cztery godziny. Las syci si deszczem. Drzewa stay we mgle, ciemne i stoczone, ich pnie porasta soczysty i bujny mech. Rs nie tylko na korze drzew, ale i na ziemi, u ich stp, zielony i gbczasty. Porosty na skaach, zmoczone deszczem, lniy jaskraw ci i rdzaw czerwieni. Tu i tam woda spywaa traktem, tworzyy si strumyki. Tyczki Zeddowych noszy rozchlapyway wod, przesuwajc si po kamieniach i korzeniach, a gowa starca a podskakiwaa, kiedy podoe stawao si zbyt nierwne. Stopy niemal dotykay pyncej traktem wody. Richard wyczu wo palcego si drewna. Brzozowego drewna. Spostrzeg, e co si

zmienio dokoa nich. Niby wszystko wygldao tak samo jak od czterech godzin, a jednak zasza jaka uchwytna zmiana. Deszcz spokojnie spywa na las, jakby oddajc mu cze. Chopak mia wraenie, e si znalaz w uwiconej okolicy. Poczu si jak intruz zakcajcy spokj nieprzeliczonych wiekw. Chcia si odezwa do Kahlan, lecz rozmowa byaby profanacj tych miejsc. Zrozumia, czemu mczyni z gospody woleli si tu nie pojawia: sama ich obecno skalaaby to wite miejsce. Wdrowcy dotarli wreszcie do domostwa tak wtopionego w otoczenie, e niemal niewidocznego. Smuka dymu unosia si z komina w mgliste powietrze. Drewniane ciany byy spowiae i wiekowe. Miay t sam barw co okoliczne drzewa. Zdawao si, e dom wyrasta z podoa lasu, e drzewa otaczaj go opiekuczo. Paprocie porastay dach. Mniejszy, ukony daszek osania drzwi i ganek, ktry mg pomieci co najwyej dwie, trzy osoby. Richard dostrzeg dwa okna - jedno we frontowej cianie, z czterema szybkami, a drugie w tylnej. adne nie miao zason. Rosnca przed starym domostwem kpa paproci chwiaa si w spywajcych z drzew strumyczkach deszczu. Zwykle przykurzone, bladozielone piropusze paproci nabray dziki wilgoci soczystej barwy. Okalay wziutk ciek. Na owej ciece, w samym rodku kpy paproci, staa wysoka kobieta. Bya wysza od Kahlan, lecz nie dorwnywaa wzrostem Richardowi. Ubrana bya w prosty strj z brzowego, grubo tkanego ptna; wok wycicia widniay czerwone i te ozdoby. Miaa wspaniae, proste wosy, przycite rwno na wysokoci uszu, przedzielone przedziakiem biegncym przez rodek gowy ciemne pasma wosw przeplatay si z siwymi. Wiek nie zniszczy piknych rysw twarzy. Kobieta wspieraa si na kuli. Miaa tylko jedn stop. Richard zatrzyma konie tu przed ni. Miaa zupenie biae oczy. - Ja Adie. Wy kto? - spytaa szorstkim, gardowym, chrapliwym gosem. w gos sprawi, e Richarda przeszy dreszcz. - Czworo przyjaci - odpar z szacunkiem chopak. I czeka na odpowied w strugach deszczu. Na twarzy kobiety pojawiy si cieniutkie zmarszczki. Wyja kule spod pachy i wspara o ni obie chude donie, przenoszc na nie ciar ciaa. Wskie usta umiechny si leciutko. - Jeden przyjaciel - wychrypiaa. - Troje niebezpiecznych ludzi. Zdecyduj, czy oni przyjaciel. - Lekko skina gow. Richard i Kahlan zerknli na siebie. Chopak sta si czujny. Nieswojo si czu na koniu, jakby nie okazywa Adie naleytego szacunku, przemawiajc do niej z wysokoci

wierzchowca. Zsiad. Kahlan posza w jego lady. Richard stan przed swoim koniem, nie wypuszczajc cugli z doni, a dziewczyna znalaza si u jego boku. - Jestem Richard Cypher. A to moja przyjacika, Kahlan Amnell. Kobieta uwanie wpatrywaa si swoimi biaymi oczami w twarz Richarda.. Nie mia pojcia, czy ona w ogle co widzi, a jeli tak - to jakim cudem. Teraz zwrcia si ku Kahlan i powiedziaa co do niej w jzyku, ktrego nie rozumia. Dziewczyna spojrzaa w oczy Adie i lekko skonia gow. To byo powitanie. Powitanie pene respektu. Richard nie usysza ani sowa Kahlan, ani sowa Amnell.. Wosy mu si zjeyy na karku. Kahlan zostaa powitana stosownie do swej rangi. Ju na tyle dugo przebywa z dziewczyn, by z jej postawy - wyprostowane plecy, uniesiona gowa - pozna, i ma si na bacznoci. I to bardzo. Gdyby bya kotk, to wygiaby plecy w uk i nastroszya sier. Obie kobiety stay naprzeciwko siebie, ich wiek si teraz nie liczy. Oceniay si wedug wartoci, ktrych on, Richard, nie zna. Ta kobieta, Adie, moga im zaszkodzi, a wtedy miecz nic by im nie pomg. Adie znw spojrzaa na chopaka. - Wyra swoj prob, Richardzie Cypher. - Potrzebujemy twojej pomocy. - Prawda. - Skina gow. - Dwaj nasi przyjaciele zostali zranieni. Jeden z nich, Dell Brandstone, mwi mi, e jest i twoim przyjacielem. - Prawda - chrypna Adie. - Pewien czowiek z Southaven powiedzia nam, e moesz pomc. Jako rewan za twoj pomoc przywielimy ci troch zapasw. Pomylelimy, e uczciwie bdzie co ci ofiarowa. Adie pochylia si nieco. - Kamstwo! - Stukna kul o ziemi. Richard i Kahlan a podskoczyli. Chopak nie wiedzia, co powiedzie. Adie czekaa. - To prawda. Zapasy dla ciebie s, o, tam. - Wskaza konia stranika. - Sdzilimy, e naley... - Kamstwo! - Znw stukna kul. Richard skrzyowa ramiona, zaczynajc traci cierpliwo. Jego przyjaciele umierali, a oni tu si bawi w jakie sowne gierki. - Co jest kamstwem? - spyta.

- My - kamstwo. - Ponownie stukna kul. - To ty pomylae, eby co przywie. To ty zdecydowae. Nie ty i Kahlan, Ty. My - kamstwo. Ja - prawda. Chopak rozplt ramiona i swobodnie je opuci. - A co to za rnica? Ja, my - co za rnica? - Jedno kamstwo i jedna prawda. - Adie wpatrzya si w chopaka. - Czy moe by wiksza rnica? Richard znw skrzyowa ramiona i zmarszczy brwi. - Ale Chase musi si napoci, kiedy ci opowiada swoje przygody. - Prawda. - Kobieta umiechna si i kiwna gow. Nachylia si ku niemu i zapraszajco skina doni. - Wnie swoich przyjaci do rodka. Odwrcia si, woya kul pod pach i ruszya ku domowi. Richard i Kahlan spojrzeli na siebie, potem podeszli do stranika i zdjli ze koce. Dziewczyna chwycia go za kostki, Richard mia dwiga cisz poow. Wtargali Chasea do chaty i chopak natychmiast poj, czemu nazywaj Adie kocian babk. Od ciemnych cian jaskrawo odbijaa biel wszelkiego rodzaju koci. Pokryway wszystkie ciany. Na jednej zamocowano pki pene czaszek. Czaszek nalecych do nieznanych Richardowi bestii. Wikszo wygldaa przeraajco: w szczkach tkwiy dugie, zakrzywione zbiska. Przynajmniej adna z nich nie naleaa do czowieka, pomyla chopak. Niektre koci nanizano na sznurki, tworzc z nich naszyjniki. Inne, przystrojone pirami i barwnymi koralikami, obrysowano kolicie kred. W kcie pitrzy si stos lunych koci. Te na cianach byy starannie wyeksponowane. Na gzymsie kominka leao ebro grube jak rami Richarda, mierzce tyle centymetrw, ile on mia wzrostu. Kto wyci na nim symbole zupenie chopakowi nieznane. Dokoa byo takie mnstwo zbielaych czci szkieletu, e Richard mia wraenie, jakby si znalaz w brzuchu jakiej martwej bestii. Uoyli Chasea, a Richard uwanie si wszystkiemu przypatrywa. Wszyscy troje ociekali deszczem, gdy Adie stana nad stranikiem. Bya rwnie sucha jak koci w jej chacie. Staa w deszczu, a mimo to bya sucha. Chopak ponownie rozway suszno zjawienia si tutaj. Nie przyjechaby tu, gdyby mu Chase nie powiedzia, e on i Adie s przyjacimi. Spojrza na Kahlan. - Pjd po Zedda. - Byo to raczej pytanie ni stwierdzenie. - A ja zajm si pakunkami - zaproponowaa dziewczyna, zerknwszy na Adie. Richard ostronie uoy Zedda u stp kocianej babki. Wraz z Kahlan wnieli pakunki i pooyli je na stole. Potem stanli obok swoich przyjaci, przed Adie. Obydwoje zerkali na koci. Kobieta si im przypatrywaa. - Kot to? - wskazaa na Zedda. - Zeddicus Zul Zorander. Mj przyjaciel - odpar chopak.

- Czarodziej! - prychna Adie. - Mj przyjaciel! - rykn rozwcieczony Richard. Kobieta spokojnie patrzya w rozelone oczy chopaka. Zedd umrze, jeli nie uzyska pomocy, a Richard nie mia zamiaru do tego dopuci. Adie pochylia si i pooya pomarszczon do na brzuchu chopaka. Zdziwi si, lecz sta spokojnie, a ona zataczaa rk powolne kka, jakby prbujc co wyczu. W kocu cofna do i wspara j o t na kuli. Umiechna si. - Suszny gniew prawdziwego Poszukiwacza. Dobrze. - Popatrzya na Kahlan. - Nie musisz si niczego obawia z jego strony, dziecko. To gniew prawdy. Gniew grony i suszny. Uczciwi nie musz si go obawia. Gniew zba. - Wspara si na kuli, podesza do dziewczyny i powtrzya osobliwe nacieranie. Potem znw opara si na kuli i skina gow. Popatrzya na Richarda. - Ma w sobie ar. I w niej ponie gniew. Lecz to gniew jzyka. Powiniene si go obawia. Wszyscy powinni si go lka. Bdzie niebezpieczny, jeeli go spuci z acucha. - Nie lubi zagadek. - Chopak zerkn chytrze na Adie. - atwo je niewaciwie zrozumie. Jeeli chcesz mi co powiedzie, to powiedz. - Powiedz - przedrzeniaa go, zmruywszy oczy - co jest silniejsze, zby czy jzyk? - Zby, oczywicie. - Richard gboko zaczerpn powietrza - Dlatego wybieram jzyk. - Czasem twj jzyk klepie bez adu i skadu - parskna gniewnie kobieta. - Uspokj go - polecia sucho. Zakopotany i zmieszany Richard zamilk. Adie umiechna si i skina gow. - Rozumiesz? - Nie. - Chopak zmarszczy si. - Gniew zba to moc bezporedniego kontaktu. Gwatowno przemoc przy zetkniciu si. Walka. Magia Miecza Prawdy to magia gniewu zba. Rozdzieranie. Szarpanie. Gniew jzyka nie potrzebuje bezporedniego kontaktu, lecz jest rwnie potny. Uderza rwnie szybko. - Niezbyt dobrze rozumiem, co masz na myli - powiedzia Richard. Adie wycigna rk i dotkna ramienia chopaka. Umys Richarda wypeni si nagle obrazami: znw widzia to, co si dziao ubiegej nocy. Mczyni w gospodzie. Sta przed nimi z Kahlan, a oni byli gotowi rzuci si na nich. Zaciska do na rkojeci Miecza Prawdy, gotw odpowiedzie gwatem na gwat, wiedzc, e tylko rozlew krwi pooy temu kres. Potem ujrza Kahlan mwic do tej tuszczy, powstrzymujc ich sowami, przesuwajc jzykiem po wargach, mwic bez sw. Gasia ich gniew, wytrcaa im bro z rki na odlego.

Czynia to, czego nie uczyniby miecz. Richard zacz rozumie, co Adie miaa na myli. Kahlan chwycia rk kobiety i odsuna od ramienia Richarda. W oczach dziewczyny byszczaa groba. - Przysigam, e bd chroni ycia Poszukiwacza. Nie wiem, co czynisz. Wybacz, jeeli zareagowaam zbyt gwatownie. Nie chciaabym ci uchybi, lecz nigdy bym sobie nie wybaczya, gdybym zawioda. Stawka jest olbrzymia. - Rozumiem, dziecko. - Adie spojrzaa na do ciskajc jej rk. - Przepraszam, e ci tak niepotrzebnie zaalarmowaam. Kahlan jeszcze przez chwil przytrzymaa rk Adie, a potem j pucia. Kobieta znw wspara obie donie na kuli. Spojrzaa na Richarda. - Zby i jzyk dziaaj wsplnie. To samo dotyczy magii. Ty rozkazujesz magii miecza, magii zba. Daje ci to rwnie magi jzyka. Magia jzyka dziaa, bo wspierasz j mieczem. - Obrcia gow ku Kahlan. - Masz je obie, dziecko. Magi zba i jzyka. Korzystasz z obu, wzmacniaj si wzajemnie. - A jaka jest magia czarodzieja? - spyta Richard. Adie spojrzaa na, zastanowia si nad pytaniem. - Jest wiele rodzajw magii. Zb i jzyk to tylko dwa z nich. Czarodzieje znaj ca magi, z wyjtkiem tej z zawiatw. - Popatrzya na Zedda. - To bardzo niebezpieczny czowiek. - Zawsze by dla mnie dobry i wyrozumiay. To szlachetny i agodny czowiek. - Prawda. Ale i niebezpieczny. Richard puci to mimo uszu. - A Rahl Pospny? - spyta. - Syszaa o nim? Jak magi si posuguje? - O tak, syszaam - sykna Adie, mruc oczy. - Moe stosowa i t magi, ktr stosuje kady czarodziej, i t, ktrej oni nie znaj.. Rahl Pospny moe korzysta z magii zawiatw. Richard poczu lodowaty dreszcz. Ju chcia zapyta, jakie czary zna Adie, ale si powstrzyma. Kobieta znw zwrcia si ku Kahlan. - Wiedz, dziecko, e jeste obdarzona prawdziw magi jzyka. Nigdy czego takiego nie widziaam. To straszliwa sia i le bdzie, jeli nad ni nie zapanujesz. - Nie wiem, o czym mwisz. - Kahlan zmarszczya brwi. - Prawda. - Adie kiwna gow. - Prawda. - agodnie pooya rk na ramieniu dziewczyny, przycigajc j bliej. - Twoja matka zmara, zanim si staa kobiet, zanim osigna wiek odpowiedni do takich nauk. - Czy ty mogaby mnie czego o tym nauczy? - Niestety nie. Przykro mi. Nie rozumiem, jak to dziaa. Tylko twoja matka moga ci

nauczy, gdyby dosza do odpowiednich lat. Nie moga tego zrobi i nauka stracona. Lecz moc nadal jest. Pamitaj, nie nauczono ci, jak si ow moc posugiwa, ale to nie znaczy, e ona si nie moe ujawni. - Znaa moj matk? - szepna bolenie Kahlan. Twarz kobiety zagodniaa. Z wolna skina gow. - Pamitam twoje nazwisko. Pamitam jej zielone oczy; nie tak atwo je zapomnie. Ty masz jej oczy. Znaam j, kiedy ci nosia pod sercem. za spyna po policzku Kahlan. Dziewczyna wyszeptaa: - Moja matka nosia naszyjnik z malutk koci. Daa mi go, kiedy byam dzieckiem. Zawsze go nosiam, dopki... A Dennee, dziewczyna, ktr nazywaam siostr... Kiedy umara, woyam go jej do grobu. Bardzo si jej zawsze podoba. To ty daa w naszyjnik mojej matce, prawda? - Tak, dziecko - potwierdzia Adie. Zamkna oczy. - Daam go jej, eby chroni jej nienarodzon crk, strzeg jej, by wyrosa na kobiet siln jak matka. Widz, e tak si stao. Kahlan obja kobiet. - Dzikuj, Adie - powiedziaa ze zami. - Dzikuj, e pomoga matce. Adie zdja jedn rk z kuli i gadzia ze wspczuciem plecy dziewczyny. Po chwili Kahlan cofna si i otara oczy. Richard dostrzeg nadarzajc si okazj i twardo j wykorzysta. - Adie - powiedzia agodnie. - Pomoga Kahlan, zanim si narodzia. Pom jej i teraz. Chodzi o jej ycie i o ycie wielu innych ludzi. Rahl Pospny ciga i j, i mnie. Potrzebne nam wsparcie tych dwch mczyzn. Pom im, prosz. Pom, Kahlan. Adie umiechna si do niego. Kiwna gow. - Czarodziej dobrze wybra Poszukiwacza. Masz szczcie, e cierpliwo nie jest niezbdna do tej funkcji. Uspokj si. Nie kazaabym ich wnosi do rodka, gdybym nie miaa zamiaru im pomc. - Hmm, moe nie zauwaya, e Zedd jest w bardzo zym stanie. Prawie wcale nie oddycha. Biae oczy kobiety spojrzay na z ostatkiem cierpliwoci. - Powiedz no mi - wychrypiaa - znasz sekret Kahlan, ten, ktry tak przed tob ukrywa? Richard milcza i stara si zachowa nieprzeniknion min. Adie spojrzaa na Kahlan. - A czy ty, dziecko, znasz tajemnic, ktr on przed tob skrywa? - Dziewczyna nie odpowiedziaa. - Czy znasz sekret, ktry czarodziej ukrywa przed tob? - spytaa kobieta

Richarda. - Nie. A czy czarodziej zna sekret, ktry ty przed nim taisz? Te nie. Troje lepych ludzi. Wyglda na to, e widz lepiej ni wy. Jakie to sekrety ukrywa przede mn Zedd? - zastanawia si Richard. Unis brew i zapyta: - Ktre z tych sekretw znasz, Adie? - Tylko jej. - Wycelowaa w Kahlan chudy palec. Richard odetchn, ale stara si tego nie okazywa. By bliski paniki. - Kady ma swoje tajemnice i moe je dla siebie zachowa, jeli uwaa, e to konieczne. - Prawda, Richardzie Cypher. - Umiech Adie pojania. - A co z tymi dwoma? - Wiesz, jak ich uleczy? - Nie. Gdybym wiedzia, to ju bym to zrobi. - Wybaczam ci twoj niecierpliwo. Masz prawo ba si o ycie przyjaci. Nie mam ci tego za ze. Bd spokojny, otrzymuj pomoc, od kiedy ich tu wniose. - Naprawd? - Chopak spojrza na ni niepewnie. Potakna. - Powaliy ich bestie z zawiatw. Potrzebuj czasu, by si obudzi. Moe i dni. Nie wiem ile. Ale si odwadniaj. Brak wody moe spowodowa mier, wic trzeba ich rozbudzi na tyle, eby pili, albo umr. Czarodziej oddycha tak powoli nie dlatego, e mu gorzej. Czarodzieje w ten sposb oszczdzaj siy, gdy wpadn w tarapaty: wchodz w gbszy sen. Musz ich zbudzi na tyle, by pili. Nie bdziesz mg z nimi rozmawia, a oni ci nie rozpoznaj; nie wystrasz si tego. Przynie z kta wiadro wody. Richard przynis wod i pomg Adie usi na pododze, przy gowach Zedda i Chasea. Kobieta skonia Kahlan, eby usiada przy niej, i poprosia Richarda, by jej poda z pki kociany przyrzd. W skad owego urzdzenia wchodzia chyba ludzka ko udowa. Cao bya ciemnobrzowa i najprawdopodobniej bardzo stara. Caa ko bya pokryta symbolami, ktre chopak widzia po raz pierwszy. Do jednego z jej kocw, po obu stronach gwki, przymocowano wierzchoki dwch czaszek. Obcito je tak, e tworzyy pkule, i pokryto wysuszon skr. W centrum kadej ze skr widniao zacignicie, wygldajce jak ppek, dookoa za sterczay pczki sztywnych, czarnych wosw, zwizane sznurkami koralikw (takich jak te, ktre okalay wycicie w sukni Adie). Owe kawaki czaszek mogy by ludzkiego pochodzenia. Co w nich grzechotao. Richard z uszanowaniem wrczy Adie kociane urzdzenie i spyta:

- Co tak grzechocze? - Wyschnite oczy - odpara, nie spojrzawszy na chopaka. Adie potrzsaa kocian grzechotk nad gowami Zedda i Chasea, mamroczc przy tym jak inkantacj w tym samym dziwacznym jzyku, w ktrym powitaa Kahlan. Dziewczyna siedziaa obok niej, gow miaa spuszczon. Richard sta troch z boku i przyglda si. Po jakich dziesiciu, pitnastu minutach Adie daa mu znak, eby podszed. Zedd nagle usiad i otworzy oczy. Richard zorientowa si, e ma go napoi. Kobieta cigle piewaa. Zanurzy chochl w wodzie, zaczerpn troch i przysun Zeddowi do ust. Czarodziej wypi apczywie. Richard by poruszony tym, e starzec usiad i otworzy oczy. Nic to, e nie mg mwi i e nie wiedzia:, gdzie jest. Zedd wypi poow wody z kubeka. Kiedy skoczy, pooy si i zamkn oczy. Chase wypi reszt wody. Adie oddaa Richardowi kocian grzechotk i poprosia, by j odoy na pk. Potem polecia mu przynie stert koci z kta pokoju i rozmieci po poowie wok cia obu mczyzn. Mwia mi, jak ma pooy poszczeglne koci, tak by tworzyy wzr, ktry tylko ona jedna widziaa i pojmowaa. Na koniec uoy koa z eber tak, by punkt centralny wypada na piersi kadego z lecych. Adie pochwalia Richarda, e tak sprawnie wszystko wykona, lecz on wcale nie by ucieszony z tej pochway, bo to przecie sama Adie prowadzia jego rk. Kobieta spojrzaa na swoimi biaymi oczami. - Umiesz gotowa? Chopak przypomnia sobie, jak to Kahlan stwierdzia, e jego polewka korzenna bya niemal taka jak jej i e ich krainy nie wiele si od siebie rni. Adie pochodzia z Midlandw, moe smakowaoby jej co z rodzinnych stron. Umiechn si do niej i powiedzia: - Bd zaszczycony, mogc ci ugotowa korzenn polew. - Cudownie! - A zoya rce z zachwytu. - Od lat nie jadam prawdziwej korzennej polewki. Richard zasiad wic za stoem, kroi warzywa i miesza przyprawy. Przez ponad godzin pracowa z zapaem, obserwujc przy tym obie kobiety. Siedziay na pododze i rozmawiay w owym dziwacznym jzyku. Rozmawiaj o rodzinnym kraju, myla uszczliwiony. By w dobrym nastroju - kto si wreszcie zaj Zeddem i Chaseem. Kto, kto wiedzia, w czym rzecz. Skoczy przygotowania i postawi polewk na ogniu. Nie chcia przeszkadza obu kobietom - dobrze im si rozmawiao - wic spyta Adie, czy mgby jej naci drew na opa. Bardzo jej si w pomys spodoba.

Chopak wyszed z domu, zsun z szyi rzemyk z zbem i schowa do kieszeni, potem zdj koszul i rozwiesi j na ganku, eby wyscha. Poszed na tyy domostwa, gdzie miao lee drewno. Miecz zabra ze sob. Kad duyce na pieku i ci na odpowiednie kawaki. W wikszoci byo to drewno brzozy, ktr starej kobiecie najatwiej byo ci. Wyowi kawaek drewna klonowego - znakomite na ogie, ale bardzo twarde i trudne do cicia. Pobliskie lasy byy gste i mroczne, ale nie emanowao z nich zagroenie. Wprost przeciwnie - zapraszay, spowijay, tchny bezpieczestwem. Lecz gdzie tam wci si czai ostatni mczyzna z bojwki cigajcej Kahlan. Richard wspomnia brata, Michaela; mia nadziej, e nic mu nie zagraa. Michael nie mia pojcia, co porabia modszy brat, i pewnie si zastanawia, gdzie si podziewa. Moe si o niego martwi. Chopak zamierza zaj do brata w drodze od Zedda, ale nie byo na to czasu. Rahl omal ich nie dopad. Dobrze by byo przesa Michaelowi wiadomo. Kiedy granica zaniknie, Pierwszy Rajca znajdzie si w wielkim niebezpieczestwie. W kocu chopak mia do przycinania duyc i zacz rozszczepia klocki na kawaki. Praca fizyczna, praca mini dobrze Richardowi zrobia, pozwolia odpocz od niewesoych myli. Deszcz chodzi ciao chopaka, uatwiajc prac. Richard czasem sobie wyobraa, e drewno, w ktre mierzy siekierk, to gowa Rahla Pospnego, innym razem e to chimera, a kiedy kawaek drewna by wyjtkowo twardy - e to gowa rudzielca z gospody. Przysza Kahlan i zapytaa chopaka, czy ju moe przyj je. Richard nawet nie zauway, e si zaczo ciemnia. Dziewczyna wrcia do domu, a on poszed do studni i wyla na siebie wiadro zimnej wody, spukujc pot. Kahlan i Adie zajy jedyne dwa krzesa, wic Richard przynis sobie pieniek. Dziewczyna postawia przed nim miseczk polewki i podaa mu yk. - Ofiarowae mi wspaniay podarunek, Richardzie - odezwaa si Adie. - Co masz na myli? - zapyta chopak, dmuchajc na yk polewki, eby j schodzi. Popatrzya na biaymi oczami. Pozwolie mi porozmawia z Kahlan w ojczystym jzyku. Nawet nie wiesz, jakami to sprawio rado. Od wielu, wielu lat nie mwiam tym jzykiem. Jeste bardzo spostrzegawczy. Jeste prawdziwym Poszukiwaczem. - I ty ofiarowaa mi wspaniay dar. - Umiechn si do niej promiennie. - ycie moich przyjaci. Dzikuj ci, Adie. - A twoja polewka jest przepyszna - dodaa Adie z nutk zdumienia w gosie.

- Tak - Kahlan mrugna do chopaka. - Jest rwnie dobra jak ta, ktr ja gotuj. - Kahlan opowiedziaa mi o Rahlu Pospnym i o zanikaniu granicy - dorzucia kobieta. - To wiele wyjania. Powiedziaa mi rwnie, e wiesz o przejciu i chcesz si dosta do Midlandw. Teraz musisz zadecydowa, co zrobisz - zakoczya i zaczerpna polewki. - To znaczy? - Trzeba ich co dnia budzi, eby si napili i zjedli kleiku. Bd spali przez wiele dni: z pi, moe i dziesi. Musisz postanowi, jako Poszukiwacz, co uczynisz - czy zaczekasz tu na nich, czy te pjdziesz dalej. Sam musisz podj decyzj, nie moemy ci w tym pomc. - Jeli odejd, to caa robota spadnie na ciebie. - Tak. Lecz to i tak atwiejsze ni szukanie szkatu i powstrzymanie Rahla Pospnego. - Adie zjada troch polewki, obserwujc przy tym chopaka. Richard miesza yk w swojej polewce. Wszyscy troje milczeli. Popatrzy na Kahlan, ale nic nie wyczyta z jej twarzy. Wiedzia, e dziewczyna nie chce wpywa na jego decyzj. Znw wpatrzy si w polewk. - Kady upywajcy dzie przyblia Rahla do ostatniej szkatuy - rzek na koniec spokojnym gosem Richard. - Zedd mi mwi, e ma jaki plan. To wcale nie znaczy, i jest to dobry plan. A gdy si Zedd wreszcie zbudzi, to moemy nie mie czasu na realizacj jego planu. Mogoby si zdarzy, e przegramy, zanim zaczniemy gr. - Spojrza w zielone oczy Kahlan. - Nie moemy czeka. Nie moemy ryzykowa, stawka jest zbyt wielka. Musimy wyruszy bez niego. - Dziewczyna umiechna si do niego uspokajajco. - No i wcale nie zamierzaem zabiera ze sob Chasea. Mam dla waniejsz robot. Adie pooya swoj zniszczon do na rce chopaka; ciep i mikk do. - Nie jest atwo dokona wyboru. Nieatwo by Poszukiwaczem. A to, co przed wami, jest gorsze ni najczarniejsze strachy. - Przynajmniej wci mam swoj przewodniczk. - Chopak zmusi si do umiechu. Znw siedzieli w milczeniu, rozmylajc o tym, co musiao by zrobione. - Powinnicie si porzdnie wyspa tej nocy - odezwaa si Adie. - Potrzebujecie tego. Po kolacji powiem wam to, co musicie wiedzie, eby przej na drug stron. - Popatrzya to na jedno, to na drugie i dodaa jeszcze bardziej chrypliwym gosem: - I opowiem wam, jak straciam stop.

Rozdzia siedemnasty Richard postawi lamp na stole, tu przy cianie, i zapali j drzazg, z paleniska. Od okna sycha byo szum deszczu i gosy nocnych stworze. Znajome szczebioty i woania niewielkich zwierzt - kojce, przyjazne, domowe dwiki. Dom. Ostatnia noc w rodzinnym kraju, potem przejdzie do Midlandw. Jak ojciec. Chopak umiechn si do siebie: c za ironia losu. Ojciec przynis z Midlandw Ksig Opisania Mrokw, a on j tam znw zanosi. Usiad na pieku i powiedzia do Adie: - Jak znajdziemy to przejcie? Kobieta odchylia si w krzele i zamaszycie machna rk. - Ju znalelicie. Jestecie w przejciu. A przynajmniej u jego pocztku. - Co powinnimy wiedzie, eby je przeby? - To jakby tunel przez zawiaty, lecz nadal ziemia zmarych. Wy jestecie ywi. A bestie poluj na to, co ywe, o ile jest dostatecznie due. Richard spojrza na kamienn twarz Kahlan, potem znw na Adie. - Jakie bestie? - To koci bestii. - Kobieta wskazaa dugim, chudym palcem na kad ze cian. Stwory z zawiatw dosigy waszych przyjaci. Koci przeciwdziaaj ich mocy. To dlatego mwiam, e wasi przyjaciele zyskali pomoc, jak tylko si tu znaleli. Koci wycigaj z nich magiczn trucizn, odpdzaj sen mierci. Koci trzymaj zo z dala od tego miejsca. Bestie nie mog mnie znale, bo wyczuwaj zo koci i ono je olepia, myli. Sdz, e jestem jedn z nich. - A gdybymy tak wzili kilka koci? Ochroniyby nas? - zainteresowa si chopak. - Znakomicie. - Adie umiechna si. - Wanie to musicie zrobi. W kociach martwych stworw tkwi magia, ktra was ochroni. Lecz jest jeszcze co. Suchajcie uwanie. Richard splt palce i kiwn gow. - Nie moecie zabra ze sob koni, trakt jest dla nich za wski. Nie wolno wam zboczy z traktu, to ogromnie niebezpieczne. I nie moecie tam spa. Przeprawa zajmie jeden dzie, jedn noc i wikszo nastpnego dnia. - Dlaczego nie moemy si zatrzyma i przespa? - spyta chopak. - Bo s tam jeszcze inne stwory, oprcz bestii. - Adie popatrzya na nich biaymi oczami. - I dopadn was, jeli si zatrzymacie na duej... - Stwory? - odezwaa si Kahlan. - Tak. - Adie skina gow. - Czsto wchodz w przejcie Jeeli bdziecie ostroni, nic si wam nie powinno sta. Lecz jeli nie zachowacie ostronoci, to one was dopadn -

w jej ochrypym gosie zabrzmiaa gorycz. - Staam si zbyt pewna siebie. Pewnego dnia szam dugo i bardzo si zmczyam. Sdziam, e znam wszelkie niebezpieczestwa, e nic mi si nie stanie. Usiadam pod drzewem i zdrzemnam si. Tylko na par minut. - Pooya do na nodze i lekko j masowaa. - Szponiak przyczepi mi si do kostki, kiedy spaam. - Szponiak? Co to takiego? - zapytaa Kahlan. Adie patrzya na ni w milczeniu, a potem rzeka: - Szponiak to takie zwierz, ktre ma na grzbiecie pancerz. Skraj owego pancerza otaczaj ostre kolce. Stwr ten ma wiele ap, a kada jest zakoczona ostrymi, zakrzywionymi pazurami. Ma te gb jak pijawka, ale z mnstwem zbw. Owija si dokoa zdobyczy, na wierzchu jest tylko pancerz. Wbija pazury gboko w ciao i przywiera tak mocno, e nie mona go oderwa, i przysysa si, pijc twoj krew i wci mocniej wbijajc pazury. Kahlan uspokajajco pooya do na ramieniu Adie. wiato lampy nadawao biaym oczom kobiety pomaraczowy odcie Richard mocno napi minie i trwa bez ruchu. - Miaam ze sob siekier - podja Adie. Kahlan zamkna oczy i spucia gow. Prbowaam zabi szponiaka, oderwa go od siebie. Wiedziaam, e jeli mi si to nie uda, to wyssie ze mnie ca yciodajn krew. Jego pancerz by za twardy dla siekiery. Byam wcieka na siebie. Szponiak to najpowolniejszy stwr przejcia, ale i tak jest szybszy ni picy gupiec. - Popatrzya Richardowi w oczy. - Tylko jedno mogo mi ocali ycie. Bl stawa si nie do zniesienia. Zby szponiaka drapay ko. Obwizaam mocno udo kawakiem ptna i pooyam ydk na kodzie. Siekier odrbaam kostk i stop. Zapanowaa pena napicia cisza. Richard powoli oderwa wzrok od Adie i przenis na Kahlan. W zielonych oczach by smutek i al, wspczucie dla starej kobiety - odbicie jego wasnych uczu. Jakiego zdecydowania i samozaparcia trzeba, eby odrba wasn stop, pomyla. Zrobio mu si niedobrze. Adie umiechna si smutno. Jedn rk uja do Richarda, drug - Kahlan, trzymajc je w mocnym ucisku. - Nie po to wam opowiedziaam t histori, ebycie si nade mn litowali, lecz po to, bycie nie padli upem jakiego stwora, kiedy ju bdziecie w przejciu. Pewno siebie moe by niebezpieczna. Strach niekiedy gwarantuje bezpieczestwo. - Bdziemy wic bardzo bezpieczni - stwierdzi Richard. - To dobrze. - Adie nie przestaa si umiecha i kiwna gow - I jeszcze jedno. Jest takie miejsce, prawie w poowie szlaku, gdzie obie ciany granicy niemal si dotykaj. Nazywa si to Przesmyk. Kiedy zobaczycie ska wielkoci mego domu, pknit na p, to znaczy, e doszlicie do Przesmyku. Musicie przej przez ska. Nie obchodcie jej wkoo, choby nie wiem co, bo zginiecie. Potem musicie przej pomidzy cianami granicy. To

najniebezpieczniejszy odcinek przejcia. - Mocniej cisna do Richarda, pooya rk na ramieniu Kahlan, patrzc to na jedno to na drugie. - Bd was nawoywa z granicy. Bd chcie, ebycie do nich przyszli. - Kto? - spytaa dziewczyna. - Martwi. - Adie nachylia si ku niej. - Kto, kogo znaa, kiedy y. Twoja matka. - Czy to naprawd oni? - Kahlan przygryza warg. - Nie wiem, dziecko. - Kobieta potrzsna gow. - Ale nie wierz, eby to byli naprawd oni. - Ja te w to nie wierz - wtrci Richard, bardziej po to, by doda sobie kontenansu. - I dobrze - chrypna Adie. - Myl tak dalej. To pomoe oprze si woaniom. Bdzie ci kusi, eby do nich pj. Zginiesz, jeli to zrobisz. I pamitajcie, w Przesmyku tym bardziej nie naley zbacza ze cieki. Krok lub dwa w jedn lub drug stron - i ju po was. Tak blisko s ciany granicy. Nie bdziecie mogli si cofn. - Granica zanika, Adie. Zedd zdy mi powiedzie, e widzi zmian. Chase mwi, e kiedy nie mona byo tam zajrze i e teraz wychodz stamtd zawiatowe stwory. Sdzisz, e przeprawa przez Przesmyk jest nadal bezpieczna? - Bezpieczna? Wcale nie twierdziam, e jest bezpieczna, bo nigdy nie bya. Wielu prbowao tamtdy przej: gnaa ich dza zysku, lecz zabrako im siy woli, i nigdy si nie pojawili z drugiej strony. - Nachylia si ku chopakowi. - Przejcie bdzie trwao rwnie dugo jak granica. Nie zbaczajcie ze szlaku. Stale miejcie w pamici cel wyprawy. Wspomagajcie si w razie potrzeby, a na pewno si przedostaniecie na drug stron. Adie badawczo patrzya na Richarda. On za spojrza w zielone oczy Kahlan. Zastanawia si, czy obydwoje zdoaj si oprze nawoywaniom z granicy. Dobrze pamita, jak pragn wej w graniczn stref, jak tskni, by si tam znale. W Przesmyku ciany granicy bd tu, tu. Wiedzia, jak bardzo Kahlan si boi zawiatw, i miaa po temu powody - ju raz tam bya. On sam te si zbytnio nie pali, by si znale blisko cian granicy. - Mwia, e Przesmyk jest w poowie przejcia - odezwa si zamylony chopak. Czy nie dotrzemy tam w nocy? Jak zdoamy dostrzec ciek? Adie wstaa, wsparszy si na ramieniu Kahlan, i opara si na kuli, polecajc im, by za ni poszli. Powoli podesza do pek. Wzia skrzany woreczek. Poluzowaa rzemyki i wysypaa co na do. - Wycignij rk - rzeka do Richarda. Usucha, Nakrya jego do swoj, wyczu co gadkiego. Kobieta wyszeptaa par sw w swoim ojczystym jzyku.

- Powiedziaam, e daj ci to z wasnej woli. W doni chopaka spoczywa kamyk wielkoci jajka kuropatwy - gadki, wypolerowany i tak czarny, e miao si wraenie, i pochania wiato. Richard nawet nie widzia wyranie powierzchni owego kamyka - jedynie byszczc warstewk, pod ktr ziaa czarna prnia. - To nocny kamie - chrypna Adie. - Co mam z nim zrobi? Kobieta zawahaa si, zerkna w okno. - Wyjmij nocny kamie, gdy bdzie ciemno i gdy si znajdziesz w takiej potrzebie, a da ci wiato, przy ktrym dojrzysz drog. w kamyk dziaa tylko dla swego waciciela, i to wycznie wtedy, gdy poprzedni odda go z wasnej woli. Powiem czarodziejowi, e go masz. On go potrafi odszuka, wic przy okazji znajdzie i ciebie. - To bardzo cenna rzecz, Adie. Nie mog go przyj. - Warto zaley od okolicznoci. Woda jest cenniejsza ni zoto dla kogo, kto umiera z pragnienia. Dla tego, kto tonie, woda nie ma adnej wartoci, jest rdem kopotw. Teraz to ty jeste w wielkiej potrzebie. A ja pragn, eby powstrzymano Rahla Pospnego. We nocny kamie. Kiedy mi go oddasz. Richard skin gow, schowa kamyk do skrzanego woreczka, ktry wsun do kieszeni. Adie ponownie signa na pk, wzia naszyjnik i pokazaa Kahlan. Po obu stronach maej okrgej kostki znajdoway si czerwone i te paciorki. Dziewczynie pojaniay oczy i otworzya usta ze zdumienia. - Taki sam jak naszyjnik mojej matki - ucieszya si. Dziewczyna uniosa bujne ciemne wosy i Adie zaoya jej naszyjnik. Kahlan dotkna go i umiechna si. - Ukryje ci przed stworami z przejcia, a kiedy, gdy bdziesz nosi swoj crk, ochroni j i sprawi, e wyronie rwnie silna jak ty. Kahlan obja star kobiet i mocno j przytulia. Kiedy si rozdzieliy, dziewczyna miaa zmartwion min i powiedziaa co w jzyku, ktrego Richard nie rozumia. Adie tylko si umiechna i wspczujco poklepaa po ramieniu. - Zanijcie teraz. - A ja? Nie dasz mi koci, by mnie ukrya przed stworami? Kobieta spojrzaa bacznie w oczy Richarda, potem przeniosa spojrzenie na jego pier. Powoli wycigna rk. Dotkna koszuli chopaka i schowanego tam zba. Cofna do i znw spojrzaa chopakowi w oczy. Skd wiedziaa, e ma w zb. Richard wstrzyma oddech.

- Nie potrzebujesz koci, hartlandczyku. Bestie nie mog ci zobaczy. Ojciec mwi Richardowi, e ksigi strzega szataska bestia. To w zb sprawi, e stwory z granicy nie mogy mnie dostrzec, cho wietnie widziay pozostaych, pomyla chopak. Gdyby nie zb, i leabym bez przytomnoci, jak Zedd i Chase, a Kahlan byaby teraz w zawiatach, duma, starajc si zachowa kamienn twarz. Adie poja, w czym rzecz, i milczaa. Kahlan nie miaa pojcia, o co idzie, ale nie zapytaa. - Teraz spa - zarzdzia Adie. Kahlan nie chciaa zajmowa Adie ka. Obydwoje z Richardem rozoyli swoje posania w pobliu paleniska, a stara kobieta posza do swojej sypialni. Chopak pamita, e Kahlan lubi przebywa przy ogniu, wic dooy par szczap w pomienie. Potem posiedzia troch przy Zeddzie i straniku, gadzc siwe wosy starca, i nasuchiwa jego oddechu. Bardzo niechtnie zostawia obu przyjaci. Ba si tego, co czekao na niego i na dziewczyn. Zastanawia si, czy Zedd si domyla, gdzie naley szuka trzeciej szkatuy. Tak by chcia wiedzie, jakie plany mia stary czarodziej. Moe chcia wyprbowa na Rahlu Pospnym jak czarodziejsk sztuczk? Kahlan siedziaa na pododze, przy ogniu, i obserwowaa Richarda.. Wreszcie przyszed na swoje posanie. Wtedy si pooya i zakrya kocem. Dom tchn cisz i bezpieczestwem. Na zewntrz wci pada deszcz. Przyjemnie byo si wycign w pobliu ognia. Chopak by bardzo zmczony. Podpar gow na doni i obrci si ku Kahlan. Patrzya w sufit, obracajc w palcach kostk z naszyjnika. Jej piersi to unosiy si, to opaday w rytm oddechu. - Tak mi przykro, Richardzie, e musimy ich tu zostawi - szepna zapatrzona w sufit dziewczyna. - Wiem - odszepn. - I ja tego auj. - Ale nie chciaabym, eby uwaa, i ci do tego zmusiam. No wiesz... Tym, co mwiam na bagnach. - Nie, wcale tak nie uwaam. To bya po prostu jedyna suszna decyzja. Kady dzie zblia nas do zimy. Czekanie, a si ockn, mogoby si le skoczy - w tym czasie Rahl zdobyby wszystkie szkatuy. I wszyscy bymy zginli. Prawda to prawda i tyle. Nie mog si na ciebie zoci, e to powiedziaa. Ogie trzeszcza i sycza, a Richard patrzy na twarz dziewczyny, na jej spywajce na podog wosy. Widzia, jak yka na szyi Kahlan pulsuje rytmem jej serca. To najpikniejsza szyja, jak w yciu widziaem, myla. Czasami Kahlan bya tak pikna, e ledwie mia na ni spojrze, a jednoczenie nie mg wtedy oderwa od niej oczu. Wci si bawia

naszyjnikiem. - Kahlan? - Spojrzaa na. - Co odpowiedziaa Adie, kiedy mwia, e naszyjnik bdzie chroni ciebie, a pewnego dnia i twoje dziecko? Patrzya na dugo, a potem odpara: - Podzikowaam jej i dodaam, i nie sdz, abym ya wystarczajco dugo, by si doczeka dziecka. - Dlaczego tak powiedziaa? - spyta, czujc zimny dreszcz. - Richardzie - odpara spokojnie, uwanie obserwujc jego twarz. - Richardzie, w moim rodzinnym kraju dziej si straszne rzeczy, nawet sobie nie wyobraasz, jak ginli lepsi ode mnie, ktrzy im si prbowali przeciwstawi. Nie twierdz, e i my przegramy, lecz nie sdz, bym doya chwili, kiedy to si rozstrzygnie. Cho tego nie powiedziaa, Richard przeczuwa, i nie wierzy, e i on doyje tej chwili. Nie chciaa wzbudza w nim strachu, ale sdzia, e i on zginie w tych zmaganiach. To dlatego nie chciaa, eby Zedd da mu Miecz Prawdy, eby go ogosi Poszukiwaczem. Czu, jak serce podchodzi mu do garda. Kahlan bya przekonana, e wiedzie ich obydwoje na pewn mier. Moe i ma racj, duma chopak. W kocu lepiej ni ja wie, przeciwko czemu wystpilimy. Pewnie jest przeraona powrotem do Midlandw. Ale i tak nie mieliby si gdzie skry. Nocny ognik mwi, e ucieczka to pewna mier. Richard ucaowa czubki palcw i dotkn kostki w naszyjniku. Spojrza w agodne oczy dziewczyny. - Dokadam moj przysig do ochronnej mocy kostki - szepn. - Bd teraz strzeg ciebie, a w przyszoci kadego twojego dziecka. Nie zamienibym ani jednego spdzonego z tob dnia na bezpieczne ycie w niewoli. Z wasnej woli przyjem funkcj Poszukiwacza. A jeli Rahl Pospny chce wpdzi w szalestwo cay wiat, to zginiemy z mieczem w doni, a nie ze skrzydami w acuchach. Nie poddamy si, nie bdzie im atwo nas zabi. Zapac wysok cen. Bdziemy walczy do ostatniego tchu, a ginc, zadamy mu ran, ktra si nigdy nie zagoi i w kocu sprowadzi na mier... Dziewczyna umiechna si, umiech zagoci take w jej oczach. - Gdyby Rahl Pospny zna ci taka jak ja, to poegnaby si ze snem. Dzikuj dobrym duchom, i Poszukiwacz nie ma powodu by mnie ciga susznym gniewem. Pooya rami pod gow i dodaa: - Potrafisz mi doda ducha, Richardzie Cypher, i to nawet wtedy, kiedy mwisz o mojej mierci. - Po to wanie s przyjaciele. - Umiechn si. Kahlan zamkna oczy, a Richard patrzy na ni, dopki nie zmorzy go sen. Ostatnie przed zaniciem myli powici dziewczynie.

Ranek wstawa wilgotny i ponury, ale przestao pada. Kahlan ucisna Adie na poegnanie. Richard patrzy w biae oczy kobiety. - Musze ci powierzy wane zadanie. Przeka Chaseowi posanie od Poszukiwacza. Powiedz mu, e ma wrci do Hartlandu i ostrzec Pierwszego Rajc, e granica wkrtce zaniknie. Niech powie Michaelowi, eby zebra wojsko do obrony Westlandu przed siami Rahla. Musz by gotowi do walki z inwazj kadego rodzaju. Nie mog dopuci, eby Westland pad, tak jak Midlandy. Kady oddzia, ktry wkroczy na nasze tereny, powinien by uznany za oddzia najedcw. Niech powie Michaelowi, e to Rahl zabi naszego ojca i e ci, ktrzy nadejd, nie przyjd w pokoju. Jestemy w stanie wojny, a ja si ju wczyem do walki. Jeli mj brat lub wojsko zlekcewa moje ostrzeenie, to Chase powinien porzuci sub dla wadz i zebra wszystkich stranikw granicznych, by stawili czoo wojskom Rahla. Midlandy zajli bez oporu. Moe strac ducha walki, jeli zaczn przelewa krew w Westlandzie. Powiedz mu, eby nie okazywali wrogom litoci, by nie brali jecw. Ciko mi wydawa takie rozkazy, ale tak walczy Rahl i albo posuymy si jego metodami, albo zginiemy. Jeeli Westland mimo to padnie, niech stranicy ka wrogom drogo, straszliwie drogo okupi zwycistwo. Kiedy ju Chase zbierze wojsko i stranikw, to moe si przyczy do mnie, jeli zechce. Przede wszystkim nie moemy dopuci, eby Rahl zdoby wszystkie trzy szkatuy. - Richard popatrzy w ziemi. - Niech powie mojemu bratu, e go kocham i tskni za nim. - Podnis oczy i przyjrza si Adie. - Zapamitasz moje sowa? - Nie zapomn, chobym chciaa. Przeka stranikowi twoje sowa. A co mam powiedzie czarodziejowi? - I auj, e nie moglimy na niego zaczeka - umiechn si Richard - ale wiem, e to zrozumie. Znajdzie nas dziki nocnemu kamieniowi, kiedy ju odzyska siy. Mam nadziej, e do tej pory znajd jedn ze szkatu. - Niech moc bdzie z tob, Poszukiwaczu - wychrypiaa Adie - Iz tob, dziecko. Nadchodz cikie czasy.

Rozdzia osiemnasty Trakt by na tyle szeroki, e mogli wdrowa rami przy ramieniu. Ciemne i gste chmury skryway niebo, lecz nie padao. Obydwoje otulili si szczelnie paszczami. Brzowe, wilgotne sosnowe igy zacielay ciek. Wrd wielkich drzew nie byo zbyt wiele chaszczy, wdrowcy wic mogli ogarn wzrokiem spor przestrze. Roso tam za to duo paproci, a tu i wdzie leay, jakby pic, obumare drzewa. Wiewirki skrzeczay do wdrowcw a ptaki pieway w gaziach. Richard odama gazk z maej sosenki i odrywa igieki, jedna po drugiej. - Adie jest kim wicej, ni si wydaje na pierwszy rzut oka - oznajmi. - Jest czarodziejk - odpara Kahlan, rzuciwszy na okiem. - Naprawd? - spyta ze zdumieniem. - A kim waciwie jest czarodziejka? - Jest kim wicej ni my, lecz nie dorwnuje czarodziejowi. Chopak powcha balsamiczne igy i wyrzuci je. Moe i jest kim wicej ni ja, pomyla, ale ni Kahlan? Pamita min Adie, kiedy dziewczyna zapaa j za rk. Kobieta si wwczas wystraszya. I pamita min Zedda, kiedy po raz pierwszy zobaczy Kahlan. Jak to moc wada dziewczyna, e budzi strach i w czarodziejce, i w czarodzieju? Co uczynia, e powsta w cichy grzmot, grom bez dwiku? Zrobia to dwa razy - najpierw z bojwk, potem z Shar, nocnym ognikiem. A po cichym gromie - cierpienie i smutek. Czarodziejka potniejsza ni Kahlan? Hmm. - Czemu mieszka w przejciu? - Miaa ju do ludzi przychodzcych do niej po uroki i zioa. Chciaa by sama, mie czas na zajcie si tym, czym si zwykle zajmuj czarodziejki, wyszymi celami, jak to nazywa. - Mylisz, e bdzie bezpieczna, gdy granica zaniknie? - Mam nadziej. Lubi j. - Ja te. - Chopak umiechn si. Czasem cieka pia si ostro w gr, innym razem zwaa na skalistych stokach i na granicach - tak e musieli i gsiego Richard szed wtedy z tyu: eby stale mie Kahlan na oku i pilnowa, czy nie zboczy ze szlaku. Niekiedy musia wskazywa drog - uatwiao mu to dowiadczenie przewodnika, innym razem trakt by wyranie widoczny. Las by gsty. Drzewa wyra stay ze szczelin w skaach, sterczcych z liciastej ciki. Wrd pni snuy si pasma mgy. Korzenie, widoczne w pkniciach uatwiay wspinaczk po stromych odcinkach szlaku. Richarda zaczy bole nogi, zmczone schodzeniem ze stromizn. Chopak si zastanawia, co te zrobi, kiedy ju dotr do Midlandw. Liczy na to, e

Zedd zdradzi mu swj plan, kiedy tylko przebd w szlak, a teraz nie byo ani Zedda, ani planu. Troch to gupie, tak prze na olep do Midlandw, myla. A jak ju si tam znajd, to co wtedy? Zatrzyma si tam i rozejrze, zgadn, gdzie jest szkatuka, i ruszy po ni? To niezbyt dobry plan. Nie mieli czasu na wczenie si bez celu, w nadziei, e na co w kocu natrafi. Nikt tam na nie bdzie czeka, nikt mu nie powie, dokd ma i. Dotarli do stromej skay. Trakt wid rodkiem ciany. Chopak przyjrza si okolicy. atwiej byoby obej dokoa, ni si wspina, lecz zrezygnowa z pozornie atwiejszej drogi. Ba si, e mogliby niebacznie wej w granic. Trakt na pewno nie biegnie tdy bez powodu. Poszed pierwszy, uj do Kahlan i pomaga dziewczynie si wspina. Szli, a Richard wci rozmyla nad ca ta spraw. Kto musia schowa jedn ze szkatu, inaczej Rani by j ju odnalaz. Skoro Rahl nie potrafi jej odszuka, to jak on, Richard, zdoa tego dokona? Nie zna nikogo w Midlandach i nie mia pojcia, gdzie szuka. Kto jednak wie, gdzie jest ostatnia szkatua, i tego si musieli dowiedzie. Nie powinni szuka szkatuy, lecz kogo, kto im powie, gdzie ona jest. Magia, pomyla nagle chopak. Midlandy to kraina magii. Moe kto, kto zna czary, powie im, gdzie jest szkatua. Musz znale kogo, kto zna waciwe zaklcie. Adie, cho go nigdy wczeniej nie widziaa, moga o nim wiele powiedzie. Musi wic by kto, kto wskae umiejscowienie szkatuy, cho jej nie widzia. Naley odnale tak osob i przekona, by im zdradzia kryjwk ostatniej szkatuy. Jeeli kto ukrywa t swoj wiedz przed Rahlem Pospnym, to z radoci pomoe go powstrzyma? Co zbyt wiele w tym pragnie i nadziei, uzna chopak. Za to jedno wiedzia na pewno, jeli nawet Rahl zdobdzie wszystkie szkatuy, to bez ksigi nie bdzie mia pojcia, ktra jest ktra. Richard recytowa w mylach Ksig Opisania Mrokw, w nadziei, e znajdzie tam sposb na powstrzymanie Rahla. Skoro bya to swego rodzaju instrukcja obsugi szkatu, to powinna take zawiera formuk unieczynnienia ich. Nie znalaz jednak w ksidze niczego takiego. Niewielki, kocowy fragment tekstu wyjania waciwoci magii kadej ze szkatu, mwi, jak ustali, ktra jest ktra, i jak otworzy t wybran. Byo to napisane jasno i precyzyjnie, bardzo zrozumiale. Wikszo ksigi zawieraa jednak wskazwki, jak sobie radzi w nieprzewidzianych okolicznociach, jak pokonywa przeciwnoci, przeszkody w osigniciu celu. Tekst zaczyna si od tego, jak sprawdzi prawdziwo instrukcji. Gdyby zdoa wywoa ktr z tych przeciwnoci, duma Richard, to koniec z Rahlem - przecie nie ma ksigi, ktra by mu pomoga. Ale na wikszo spraw nie mia, niestety, najmniejszego wpywu. Chodzio tu o ustawienie soca i chmur w dniu otwarcia. Caych partii tekstu w ogle nie rozumia. Mwiy o sprawach zupenie mu nieznanych. Myl

o rozwizaniu, a nie o problemie, napomina si Richard. Jeszcze raz przepowiedz sobie tekst ksigi. Oczyci umys z natrtnych myli i zacz od pocztku: Jedynie Spowiedniczka moe zweryfikowa prawdziwo sw Ksigi Opisania Mrokw, jeeli s wypowiadane przez kogo, a nie odczytywane przez tego, kto dziery w swej mocy szkatuy... Pnym popoudniem wdrowcy byli ju mocno zziajani i spoceni. Natknli si na niewielki strumyk i Kahlan zmoczya w wodzie kawaek ptna, ktrym otara twarz. Richard uzna, e to wietny pomys. Dotarli do nastpnej rzeczuki, wic przystan, by pj w lady dziewczyny. Woda bya czysta i pytka, dno pokryway krge kamienie. Chopak przykucn na paskiej skace i zanurzy ptno w strumyku. Podnis si - i wtedy dostrzeg cie. Zamar. Co byo w lesie, stao na wp ukryte za pniem drzewa. Nie istota, nie czowiek, cho tej wielkoci, lecz bez wyranego ksztatu. Wygldao to jak zawieszony w powietrzu cie, cie jakiej osoby. Trwao bez ruchu. Richard zamruga powiekami, zmruy oczy, sprawdzajc, czy istotnie widzi to co. Moe to tylko gra wiate, cie drzewa, ktry wzi za co wicej. Kahlan spokojnie sza traktem. Richard dopdzi j i pooy do na plecach dziewczyny, tu pod plecakiem - popycha jaw przd, tak by nie przystana. Pochyli si ponad ramieniem Kahlan i szepn jej do ucha: - Popatrz w lewo, midzy drzewa. I powiedz mi, co widzisz. Dalej trzyma do na plecach dziewczyny i nie pozwala jej przystan. Odwrcia gow i spojrzaa midzy drzewa. Odsuna wosy, eby nie zasaniay widoku, i patrzya uwanie. Na koniec zobaczya owo co. - Co to jest? - szepna. - Nie wiem - odpar z lekkim zdziwieniem. - Mylaem, e moe ty mi powiesz. Kahlan potrzsna przeczco gow. Cie trwa nieruchomo. Moe to tylko gra wiate i cie, przekonywa si Richard. Ale wiedzia, e to nieprawda. - Moe to jedna z tych bestii, o ktrych opowiadaa nam Adie. I nie widzi nas - rzek bez przekonania. - Bestie maj koci. - Dziewczyna zerkna na spod oka. Miaa oczywicie racj, lecz on si udzi, e przystanie na te hipotez. Szli pospiesznie traktem, a cie stale trwa w tym samym miejscu i wkrtce ju go nie byo wida. Richard odetchn. Jednak i kociany naszyjnik Kahlan, i jego zb speniy swe zadanie ukryy ich. Posilili si w marszu: chleb, marchewki i wdzone miso. Posiek nie sprawi im

przyjemnoci. Cay czas wpatrywali si w gb lasu. Przez cay dzie nie spada ani kropla deszczu, a mimo to wszystko byo wilgotne, tu i tam woda ciekaa z drzew. Gdzieniegdzie skay pokrywa liski szlam, musieli wtedy uwaa, eby si nie polizn. Uwanie obserwowali otaczajcy ciek las, wypatrujc oznak niebezpieczestwa. Niczego nie dostrzegli. I to wanie zaczo niepokoi Richarda. Nie byo tu wiewirek, wiewirek naziemnych, ptakw, w ogle adnych zwierzt. Byo zbyt spokojnie. Dzie gasi. Wkrtce dotr do Przesmyku. I tym te si chopak martwi. Niechtnie myla o tym, e znw zobaczy stwory z granicy. Przeraao go to, i ponownie ujrzy ojca. Kuli si wewntrznie na wspomnienie sw Adie, e owe stwory z granicy bd ich nawoywa. Dobrze pamita, jak kuszce byy te woania. Musi si temu oprze. Musi si uzbroi przeciwko tym kuszeniom. Tamtej nocy pod sosn-straniczk Kahlan o mao co nie zostaa wcignita w zawiaty. A kiedy byli tam z Zeddem i Chaseem, znw co prbowao j wcign. Ba si, e ko nie zdoa ochronie dziewczyny, bo s za blisko granicy. Trakt bieg teraz rwno, prosto, sta si szerszy, wic mogli i obok siebie. Caodzienny marsz bardzo zmczy Richarda, a mi nie jeszcze noc i nastpny dzie, zanim bd mogli odpocz. Niezbyt mu si podoba pomys mijania Przesmyku noc, kiedy byli tak wyczerpani, lecz Adie nalegaa, eby si nie zatrzymywali. Nie mg kwestionowa zalece kogo, kto tak dobrze zna przejcie, i wiedzia, e opowie o szponiaku i tak by mu nie pozwolia zasn. Kahlan popatrzya na las po obu stronach cieki, potem odwrcia gow. Zatrzymaa si nagle i chwycia rami Richarda. Niecae dziesi jardw za nim sta cie. Sta bez ruchu, jak tamten. Poprzez mglist sylwetk widzieli las Kahlan mocno trzymaa rami chopaka. Poszli dalej, troch bokiem, obserwujc cie. Minli zakrt, stracili stwora z oczu. Przyspieszyli. - Pamitasz, jak mi opowiadaa o ludziach cieniach, nasyanych przez Rahla Pospnego? Moe to s ludzie cienie? - Nie wiem - odpara zaniepokojona. - Nigdy adnego nie widziaam. Wykorzystywa ich podczas ostatniej wojny, zanim si urodziam. Ale wszystkie opowieci mwiy to samo: e pynli w powietrzu. Nigdy nikt nie wspomina, e mogli sta tak nieruchomo. - Moe to z powodu koci. Moe wiedz, e tu jestemy, ale nie mog nas znale, wic stoj i szukaj. Dziewczyna cianiej si owina paszczem, najwyraniej przestraszona tak moliwoci, lecz nic nie powiedziaa. Zapada noc. Szli tu obok siebie, zatopieni w niewesoych mylach. Przy ciece sta nastpny cie. Kahlan mocniej cisna rami

Richarda.. Powoli, spokojnie przeszli obok, nie spuszczajc cienia z oczu. Nie drgn. Chopak by bliski paniki, lecz wiedzia, e musi zachowa zimn krew; musz zosta na szlaku, musz jasno myle. A moe cienie prbuj ich skoni do ucieczki? Chc, eby zboczyli z traktu i weszli w zawiaty? Szli przed siebie, rozgldajc si na wszystkie strony. Ga musna twarz patrzcej w przeciwn stron dziewczyny. Kahlan podskoczya z przeraenia, potrcia chopaka. Przeprosia. Umiechn si do niej pokrzepiajco. Krople deszczu i mgy balansoway na igach sosen, lekki wiaterek koysa czasem gaziami i woda spywaa na ziemi. Mrok by coraz wikszy i wdrowcy nie widzieli, czy otaczaj ich stwory cienie, czy to tylko ciemne pnie drzew. Dwukrotnie nie mieli wtpliwoci - cienie tkwiy tu przy trakcie. Trway nieruchomo, jakby patrzc, cho nie miay oczu. Nie poszy za nimi. - Co to zrobimy, jeli nas zaatakuj? Palce Kahlan bolenie wpijay si w rami chopaka, wic je odgi i wzi j za rk. Ucisna lekko do Richarda i umiechna si do przepraszajco. - Miecz je powstrzyma, jeeli zaatakuj. - Skd wiesz? - Powstrzyma stwory z granicy. Wygldao na to, e odpowied j usatysfakcjonowaa. Richard te chciaby w to wierzy. Las sta cichy i spokojny, a chopak sysza tylko cichutkie skrobanie, ktrego nie mg rozpozna. To nie by aden ze zwykych odgosw nocy. Tu przy nich chwiay si koysane wiatrem gazie i serce Richarda przyspieszao rytm. - Nie pozwl, eby ci dotknli, Richardzie - odezwaa si cicho Kahlan. - Jeli to ludzie cienie, to ich dotknicie powoduje mier. A nawet jeeli nimi nie s, to i tak nie wiemy, co by si wtedy stao. Nie mog nas dotkn. Uspokajajco cisn do dziewczyny. Richard opar si pokusie dobycia miecza. Moe i magia ora byaby skuteczna przeciwko cieniom. Posuy si nim, jeeli nie bdzie mia innego wyboru, lecz teraz instynkt mu podpowiada, by zostawi miecz w pochwie. Mrok stawa si coraz gbszy. Pnie drzew wyglday w ciemnociach jak czarne kolumny. Richard mia wraenie, e dokoa jest peno obserwujcych ich oczu. Trakt bieg teraz stokiem wzgrza, po lewej wznosiy si czarne skay. Deszczowy strumyczek spywa skaln cian. Chopak sysza, jak woda szemrze, kapie, chlapie. Po prawej pojawio si urwisko. Kiedy si znw obejrzeli, na ciece stay trzy cienie, ledwie widoczne w mroku. Wci szli naprzd. Richard ponownie usysza w cichutki drapicy odgos dobiegajcy

z lasu po obu stronach traktu. Nie zna tego dwiku. Bardziej czu, ni widzia, e cienie s i za nimi, i po obu stronach cieki. Niektre stay tak blisko, e mg je odrni od pni drzew. Tylko trakt przed nimi pozostawa wolny. - Moe by wyj nocny kamie, Richardzie? - szepna Kahlan. - Ledwie widz ciek. Mocno trzymaa do chopaka. A on si waha. - Zrobi to tylko wtedy, gdy si nie bdziemy mogli bez niego obej. Boj si, co by si mogo wwczas wydarzy. - Co masz na myli? - Hmm, te cienie jeszcze nas nie atakuj. Moe to z powodu koci, a moe nas nie widz. - Zamilk na moment. - Lecz jeli dostrzeg blask nocnego kamienia? Kahlan przygryza warg. Z trudem dostrzegali ciek, wijc si wrd pni i gazw, poprzez skay i korzenie, przecinajc stok. Ciche drapanie byo coraz bliej, wszdzie dokoa. To brzmiao jak... Jak skrobanie szponw o ska, pomyla Richard. Przed nimi stay dwa cienie, tu przy ciece. Kahlan przytulia si do chopaka i wstrzymaa oddech. Ukrya twarz na jego ramieniu, kiedy si z nimi zrwnali. Richard obj j mocno. Rozumia, co czuje. I on by przeraony. Serce mu walio. Mia wraenie, e z kadym krokiem coraz gbiej si pograj. Obejrza si, ale byo zbyt ciemno i nie widzia, czy cienie stoj na ciece. Nagle tu przed nimi wyrs atramentowoczarny ogrom. Olbrzymi gaz, pknity w poowie. Przesmyk. Oparli si plecami o gaz, w owym pkniciu. Byo tak ciemno, e nie widzieli ani cieki, ani czy nie ma tu cieni. Nie mogli przej przez Przesmyk bez blasku nocnego kamienia; to by byo zbyt niebezpieczne. Jeden krok za duo - i po nich. Zewszd dobiegao drapanie. Richard wyj z kieszeni skrzany mieszek. Poluzowa rzemyk i wysypa kamie na do. Ciepy blask rozwietli noc, rozjani okoliczny las, obudzi tajemnicze cienie. Chopak unis kamie w gr, eby lepiej widzie. Kahlan z jkiem wcigna powietrze. W ciepym zocistym blasku wyranie zobaczyli mur cieni, setki cieni zbitych razem. Tworzyy pkole, jakie dwadziecia stp za nimi, moe i bliej. Ziemi pokryway dziesitki dziwacznych, kulistych stworze - na pierwszy rzut oka wyglday jak kamienie. Lecz to nie byy kamienie. Okryway je szare pancerze, a z dolnego brzegu owej zbroi

sterczay ostre szpikulce. Szponiaki. To std w dziwny dwik - ich szpony drapay ska. Suny do przodu, koyszc si na boki. Powoli, lecz zdecydowanie. Niektre byy ledwie o par stp. Teraz poruszyy si i cienie, po raz pierwszy, koysay si, pyny, zaciskay koo. Kahlan staa jak skamieniaa, oczy miaa szeroko rozwarte, przywara plecami do gazu. Richard zapa j za bluz i wcign w szczelin. Skalne ciany byy wilgotne i olizge. Niemal si ze sob stykay. Chopak mia wraenie, e serce podchodzi mu do garda. Nie lubi ciasnoty. Wci trzyma w grze nocny kamie, owietlajc zbliajce si cienie. Szponiaki wpezay w szczelin. Sysza szybki oddech Kahlan. Szli i szli, ramionami dotykajc ska po obu stronach cieki. Zimna, mulista woda laa si im na grzbiet. Cakiem przemokli. W pewnym miejscu musieli przykucn i przecisn si pod skalnym nawisem. Na dnie, w wilgoci leay rozkadajce si lene szcztki. Cuchno. Wci szli. W kocu dotarli do wylotu rozpadliny. Cienie si wtedy zatrzymay. Lecz szponiaki nie. Richard kopn stwora, ktry podpez za blisko - poturla si po liciach i gazkach wycieajcych rozpadlin i upad na grzbiet. Lea, szarpic pazurami powietrze, syczc, wijc si, a opad na apy. Wtedy unis si na pazurzastych apach i zawarcza, a potem znw ruszy w ich kierunku. Wdrowcy odwrcili si i pospiesznie ruszyli traktem. Richard owietla drog nocnym kamieniem. Kahlan a si zachysna. Ciepy blask owietla stok, ktrym powinno biec przejcie. A przed nimi, jak sign okiem, rozcigao si rumowisko. Wymieszane ze sob gazy, pnie drzew, kaway drewna, boto. Zbocze niedawno si obsuno. cieka Przesmyku zostaa zniszczona. Zrobili krok poza ska, eby lepiej widzie. Bysno zielone wiato granicy. Natychmiast si cofnli. - Richardzie... Kahlan wczepia si w rami chopaka. Szponiaki byy tu przy nich. Cienie wpyway w szczelin.

Rozdzia dziewitnasty Migotliwe wiato pochodni osadzonych w ozdobnych zotych uchwytach odbijao si od gadkich, rowych, marmurowych cian ogromnej, wysoko sklepionej krypty. Wo palcej si smoy mieszaa si w nieruchomym powietrzu z aromatem r. Biae re kadego ranka zmieniane na wiee - i to od trzech dziesitkw lat, stay w pidziesiciu siedmiu zotych wazach, umocowanych poniej kadego z pidziesiciu siedmiu uchwytw na pochodnie; po jednym na kady rok ycia zmarego. Podoga bya z biaego marmuru, eby ani jeden opady biay patek ry nie mci harmonii, nim zdy uschn. Liczny personel dba o to, by natychmiast wymieni wypalone pochodnie i uprzta z podogi patki r. w personel by bardzo uwany i oddany swej pracy. Najmniejsze zaniedbanie karano natychmiastowym obciciem gowy. Strae obserwoway grb dzie i noc, czuwajc, eby pony wszystkie pochodnie, eby kwiaty byy wiee i eby aden patek ry nie mci zbyt dugo gadzi podogi. No i oczywicie w razie potrzeby dokonywali egzekucji. Personel rekrutowano z pobliskich okolic DHary. Prawo stanowio, e jest to bardzo zaszczytna suba. w honor wiza si z obietnic szybkiej mierci w razie skazania. W DHarze ogromnie si obawiano powolnej mierci, a wanie taka bya najczstsza. Nowo zatrudnionym obcinano jzyki, eby nie zorzeczyli zmaremu krlowi. Mistrz odwiedza wieczorami grb, o ile by akurat w domu, w Paacu Ludu. aden stranik, aden sucy nie mia wtedy prawa wstpu do krypty. Popoudnia poprzedzajce tak wizyt byy bardzo pracowite: wszystkie pochodnie zastpowano nowymi i potrzsano delikatnie setkami biaych r, sprawdzajc, czy patki mocno si trzymaj. Zgasa pochodnia lub opadajce patki (nawet jeden!) oznaczay natychmiastow egzekucj. Trumna znajdowaa si w samym rodku olbrzymiego pomieszczenia; osadzono j na niskim wsporniku, tak e sprawiaa wraenie unoszcej si w powietrzu. Okrywajce j zo to lnio w blasku pochodni. Na bokach trumny wyryto dziwne symbole Wyryto je rwnie w granitowych cianach, pod uchwytami pochodni i zotymi wazami - ojciec pokazywa synowi instrukcje w staroytnym jzyku, jak wej w zawiaty i wrci z powrotem. Jzyk w poza synem rozumiaa jedynie garstka ludzi i aden z nich, oprcz Rahla Pospnego, nie mieszka w DHarze. Ci z jej mieszkacw, ktrzy znali w jzyk, ju dawno zostali zabici. Wkrtce umr i tamci. Odesano stranikw i sucych z krypty. Mistrz przyby do grobu swego ojca. Wart trzymali dwaj onierze z jego osobistej gwardii; stali po obu bokach masywnych, wymylnie rzebionych i wypolerowanych drzwi. Odziani byli w uniformy ze skry i metalowej siatki, pozbawione rkaww, podkrelajce ich krzepkie sylwetki i potne minie. Tu powyej

okcia mieli obrcze nabijane ostro zakoczonymi kolcami, przeznaczonymi do rozdzierania przeciwnikw w walce wrcz. Rahl Pospny muska delikatnymi palcami symbole wyrzebione na trumnie ojca. Odziany by w nieskazitelnie bia szat, ozdobion jedynie dwoma wskimi pasami zocistego haftu - wok wycicia i pionowo na przodzie stroju. Nie nosi adnej biuterii, tylko zakrzywiony sztylet w zotej pochwie pokrytej symbolami odpdzajcymi duchy. Szkielet w wisia u pasa uplecionego ze zotych nici. Delikatne, proste jasne wosy sigay niemal do ramion. Bkitne oczy byy pikne a do blu. Wspaniale harmonizoway z idealnymi rysami twarzy. Przez oe wadcy przewino si wiele kobiet. Jedne szy tam ochoczo, bo by uderzajco przystojny i mia wadz. Inne - bo mia wadz, a jego uroda ich nie obchodzia. Ich motywy nie miay dla adnego znaczenia. Jeli okazyway si na tyle niemdre, e odstrczay je blizny, to dostarczay mu uciech, ktrych nie byy w stanie przewidzie. Rahl Pospny, tak jak przedtem jego ojciec, uwaa, e kobiety to tylko naczynia dla nasienia mczyzny, poywka, na ktrej ono si rozwija, niezasugujca na powaanie i szacunek. Rahl Pospny, tak jak i jego ojciec, nie mia ony. Jego wasna matka bya po prostu t, ktra pierwsza pocza za spraw cudownego nasienia wadcy, i kiedy wypenia swj obowizek, zostaa oddalona, jak si naleao spodziewa. Nie wiedzia, czy ma rodzestwo, nie miao to zreszt adnego znaczenia - by pierworodny i wszystko przypadao jemu. To on urodzi si z darem i to jemu ojciec przekaza wiedz. Gdyby mia przyrodnich braci i siostry, byliby tylko zielskiem, ktre naleaoby wypleni. Rahl Pospny przesuwa palce po rzebionych znakach i wypowiada w mylach sowa. Rytua powinien by cile przestrzegany lecz Rahl si nie ba, e popeni jaki bd. Instrukcje wryy mu si w pami. Cieszy go dreszcz towarzyszcy przejciu, zawieszeniu pomidzy yciem a mierci. Rozkoszowa si wyprawami do zawiatw, rozkazywaniem zmarym. Niecierpliwie czeka na kolejne przejcie. Day si sysze czyje kroki. Rahl Pospny nie zareagowa, lecz jego stranicy dobyli mieczy. Nikt nie mia prawa wchodzi do krypty, kiedy przebywa tam wadca. Zobaczyli, kto nadchodzi, i schowali miecze. Nikt inny tylko Demmin Nass, rzecz jasna. Demmin Nass, prawa rka Rahla, byskawica mrocznych myli wadcy, by rwnie wysoki jak jego podwadni. Wszed do krypty, nie zwracajc uwagi na stranikw; wiato pochodni uwydatnio jego minie. Pier mia rwnie gadk jak modzi chopcy do ktrych ywi sabo. Za to twarz bya poznaczona bliznami po ospie. Jasne wosy, do mocno krcone, sterczay pczkami. Pasmo czarnych wosw biego od rodka prawej brwi i okalao

gow. Dziki temu atwo go byo rozpozna, i to z dala - fakt bardzo cenny dla tych, ktrzy woleli wiedzie, gdzie jest. Rahl Pospny by pochonity odczytywaniem znakw i nie obejrza si ani wtedy, kiedy gwardzici dobyli mieczy, ani wtedy gdy je schowali. Stranicy, cho przeraajcy, byli waciwie zbdni; stanowili po prostu widom oznak jego pozycji. Mia do mocy, by sobie poradzi z kadym zagroeniem. Demmin Nass spokojnie czeka, a wadca skoczy. Rahl odwrci si wreszcie ku niemu, zafalowaa biaa szata i jasne wosy. Demmin z szacunkiem schyli gow. - Lordzie Rahlu - rzek niskim, ochrypnitym gosem. Gow wci trzyma pochylon. - Jake mio znw ci widzie, Demminie, stary przyjacielu - odezwa si Rahl spokojnym, czystym, niemal mikkim tonem. Demmin Nass wyprostowa si, zmarszczy z niesmakiem. - Krlowa Milena przysya list swoich da, panie. Rahl Pospny patrzy poprzez swego dowdc, jakby w by przezroczysty. Wolno poliza koniuszki trzech pierwszych palcw prawej doni, a potem ostronie, uwanie dotkn nimi ust i brwi. - Przyprowadzie mi chopca? - spyta wyczekujco. - Tak, panie. Oczekuje ci w Ogrodzie ycia. - No dobrze. - Na przystojnej twarzy Rahla pojawi si umieszek - To dobrze. Nie jest aby za stary? Wci jest chopcem? - Tak panie, wci jest chopcem. - Demmin odwrci wzrok od bkitnych oczu wadcy. - Jeste pewien, Demminie? - Rahl umiechn si szerzej. - Sam zdje mu spodnie i sprawdzie? - Tak, panie. - Demmin przestpi z nogi na nog. - Nie dotkne go? - Oczy Rahla baday twarz tamtego, a umieszek znikn. - Musi by czysty. - Nie, panie! - Nass znw spojrza w oczy Rahla. - Jakebym mg tkn twego duchaprzewodnika! Zakazae tego! Rahl Pospny znw poliza koniuszki palcw i wygadzi brwi. Postpi krok ku dowdcy. - Wiem, e tego pragne, Demminie. Ciko ci byo? Patrze i nie mc dotkn? Kpicy umieszek znw si pojawi i znikn. - Miaem ju przez ciebie kopoty.

- Przecie si tym zajem - zaprotestowa Demmin, lecz niezbyt zdecydowanie. - Za morderstwo owego chopca aresztowaem tego handlarza, Brophyego. - Tak - parskn Rahl - a on, eby dowie swojej niewinnoci, stan przed Spowiedniczk. - Jake mogem przewidzie, e si na to zdobdzie? - Demmin skrzywi si. - Kt by si spodziewa, e jaki czowiek zrobi to z wasnej woli? - Powiniene by ostroniejszy, bardziej przewidujcy. Powiniene wzi pod uwag Spowiedniczki. Aha, skoczye ju z nimi? - Zostaa tylko jedna - powiedzia Demmin. - Zawioda bojwka, ktr wysaem za Kahlan, Matk Spowiedniczk. Musiaem wysa nastpn. - To Spowiedniczk Kahlan wysuchaa owego handlarza, Brophyego - zmarszczy si Rahl - i uznaa, e jest niewinny? Demmin Nass potakn z wolna, gniew wykrzywi mu twarz. - Kto jej musia pomc, inaczej moi ludzie daliby sobie z ni rad. Rahl obserwowa go w milczeniu. W kocu Nass znw si odezwa: - To tylko drobnostka, panie, niegodna tego, by sobie ni zaprzta myli. Rahl Pospny unis brew. - To ja decyduj, co jest godne mej uwagi, a co nie - rzek mikko, niemal askawie. - Naturalnie, panie. Racz mi wybaczy. - Dowdca nie potrzebowa gniewu w gosie wadcy, by si zorientowa, e wkroczy na niebezpieczny teren. Rahl znw poliza palce i potar nimi wargi. Ostro spojrza w oczy tamtego. - I tak si dowiem, Demminie, czy tkne chopca. Kropla potu spyna z czoa w oko Nassa. Mruga powiekami, prbujc si jej pozby. - Z radoci oddam ci moje ycie, panie - szepn ochryple. - Przysigam, e nie tknem twego ducha-przewodnika. Rahl Pospny wpatrywa si we przez chwil, a potem skin gow. - Ju mwiem, e i tak si dowiem. I wiesz, co ci czeka, jeeli mnie okamae. Nie mog pozwoli, by ktokolwiek mnie okamywa. To przestpstwo i grzech. - A co z list krlowej Mileny, panie? - Demmin stara si zmieni temat. - Powiedz jej - wzruszy ramionami Rahl - e si zgadzam na wszystko w zamian za szkatu. - Ale, panie, nawet nie widziae tej listy - zdumia si Demmin. - Szkoda na to i mego czasu i uwagi - odpar niewinnie Rahl. - Nie rozumiem, panie, czemu grasz z krlow w t gr. - Nass przestpi z nogi na

nog, zatrzeszcza jego skrzany strj. - To upokarzajce, przyjmowa czyj list da! Bez trudu zdoamy rozdepta t tust ropuch! Rzeknij tylko sowo, a przedstawi jej twoje dania, panie. I gorzko poauje, e si przed tob nie ukorzya z wasnej woli. Rahl si umiechn, kiedy bada wzrokiem dziobat twarz swego wiernego sugi. - Ona ma czarodzieja, Demminie - szepn. - Wiem. - Nass zacisn pici. - Gillera. Jedno twoje sowo, panie, a przynios ci jego gow. - Jak mylisz, Demminie, dlaczego krlowa Milena ma na swoim dworze czarodzieja? - Tamten tylko wzruszy ramionami, wic Rahl sam odpowiedzia na swoje pytanie: - By strzeg szkatuy, oczywicie. A udzi si, e przy okazji chroni i j. Jeeli zabijemy albo j, albo czarodzieja, to moe si okaza, e rzuci czary na szkatu, i bdziemy musieli powici wiele czasu, eby j odnale. Po c wic zbytnio si spieszy? Najlepiej na razie i z krlow rka w rk. A jeli przysporzy mi kopotw, to si rozprawi i z ni, i z czarodziejem. - Rahl obchodzi dokoa trumn ojca, przesuwajc palcami po rzebionych znakach; nie odrywa od Demmina swych bkitnych oczu. - A kiedy ju zdobd ostatni szkatu, to dania krlowej nie bd miay najmniejszego znaczenia. - Podszed do wielkoluda i stan tu przed nim. - No i jest jeszcze jeden powd, przyjacielu. - Jeszcze inny powd? - Demmin przechyli gow na bok. Rahl Pospny skin gow, nachyli si bliej i ciszy gos: - Kiedy zabijasz swoich chopczykw, Demminie, przed... Czy po? Nass odchyli si od swego pana, wsun kciuk za pas. Odchrzkn. W kocu odpar: - Po. - Dlaczego po? Czemu nie przed? - dopytywa si z ciekawoci Rahl. Demmin unika oczu wadcy, patrzy w podog, przestpowa z nogi na nog. Rahl by tu przy nim, patrzy i czeka. Nass odezwa si wreszcie, tak cicho, eby gwardzici nie dosyszeli: - Lubi, jak si wij. Na twarz Rahla wypez umieszek. - I to wanie jest w inny powd, przyjacielu. Mnie rwnie sprawia to wiksz przyjemno, kiedy si wij, e pozostaniemy przy tym terminie. Chc si napawa jej drgawkami, zanim j zabij. - Znw obliza koniuszki palcw i potar nimi wargi. - Oznajmi krlowej Milenie, e Ojczulek Rahl askawie przysta na jej warunki. - Na ospowatej twarzy Nassa pojawi si porozumiewawczy umieszek. - Znakomicie, przyjacielu. - Rahl Pospny pooy do na muskularnym ramieniu

tamtego. - A teraz poka, jakiego to chopaczka mi sprowadzie. Ruszyli ku drzwiom, obaj umiechnici, lecz Rahl zatrzyma si nagle, zanim dotarli do wyjcia. Obrci si gwatownie, a zawirowaa biaa szata. - Co to by za dwik? - zapyta. Sycha byo jedynie syk palcych si pochodni, poza tym krypta milczaa jak zmary krl. Demmin i gwardzici rozgldali si uwanie wok. - Tam! - wskaza Rahl. Pozostali spojrzeli w tamt stron. Na pododze lea jeden jedyny biay patek ry. Rahl Pospny poczerwienia, oczy mu paay. Zacisn pici tak mocno, e a zbielay kykcie, w oczach mia zy wciekoci. Furia pozbawia go gosu. Opanowa si, wycign rk w kierunku lecego na zimnej marmurowej pododze biaego patka. Ten unis si w powietrze, jak poderwany wiatrem, i osiad na doni Rahla. Wadca poliza patek i przyklei do czoa jednego z gwardzistw. Muskularny onierz zachowa kamienn twarz. Wiedzia, czego da wadca. Krtko skin gow, odwrci si i wyszed, do bywajc miecza. Rahl Pospny wyprostowa si sztywno, pogadzi domi wosy i szaty. Odetchn gboko, odpdzi gniew. Zmarszczy brwi, a jego bkitne oczy spojrzay na Demmina, ktry sta spokojnie obok. - Tylko jednego od nich wymagam. eby dbali o grb mojego ojca. Zaspokajam ich potrzeby: dostaj ywno i odzienie, dba si o nich. To takie niewygrowane danie. Przybra uraon min. - Skd ta drwica opieszao i niedbalstwo? - Spojrza na grb ojca i z powrotem na twarz dowdcy. - Czybym by dla nich zbyt surowy, Demminie? - Za mao surowy. - W twardych oczach Nassa bysn gniew. - Gdyby nie by tak litociwy i nie da im szybkiej mierci, to moe inni skwapliwiej spenialiby twoje suszne, z serca pynce yczenia. Ja nie bybym taki agodny. Rahl Pospny zapatrzy si w przestrze, skin z roztargnieniem gow. Po chwili ponownie gboko odetchn i wyszed z krypty. Demmin szed u boku wadcy, a gwardzista towarzyszy im w odpowiedniej odlegoci. Szli dugimi granitowymi korytarzami, ktre owietlay pochodnie, wspinali si po spiralnych schodach z biaego kamienia - i znw maszerowali korytarzami o wskich oknach, wypuszczajcych blask w mroki. Kamie czu byo wilgoci i stchlizn. Powietrze odzyskao wieo dopiero kilka poziomw wyej. Wazy pene wieych kwiatw stay na stolikach z polerowanego drewna; wo kwiecia unosia si w pomieszczeniach. Dotarli do dwuskrzydowych drzwi, zdobnych w paskorzeby i lasw; doczy do

nich drugi gwardzista, zakoczywszy swe zadanie. Demmin pocign za metalowe piercienie i cikie drzwi otworzyy si bezszelestnie. Za nimi znajdowa si pokj o cianach wyoonych ciemn dbow boazeri. Drewno lnio w wietle wiec i lamp rozmieszczonych na masywnych stoach. Dwie ciany zajmoway ksiki. Olbrzymi kominek ogrzewa t wysok na dwa pitra komnat. Rahl zatrzyma si na chwil, zajrza do starej ksigi, oprawionej w skr, umieszczonej na specjalnym wsporniku. Potem ruszy wraz z Demminem poprzez labirynt komnat, w wikszoci wyoonych takimi samymi boazeriami. Nieliczne byy tynkowane i ozdobione freskami ukazujcymi krajobrazy DHary, lasy i pola, dzieci i rne gry. Gwardzici szli za nimi, bacznie wszystko obserwowali, czujni i milczcy cienie wadcy. W murowanym kominku trzaskay palce si drwa i tylko blask ognia rozwietla jedn z mniejszych komnat, do ktrej wanie weszli. Na cianach wisiay trofea z polowa gowy najrozmaitszych zwierzt. Sterczce rogi poyskiway w blasku ognia. Rahl Pospny zatrzyma si nagle, ogie rowi jego szaty. - Znw - szepn. Demmin te si zatrzyma i teraz patrzy pytajco na wadc. - Znw idzie do granicy, do zawiatw. - Ponownie obliza palce i potar nimi brwi i wargi. Patrzy nieruchomo przed siebie. - Kto? - spyta Demmin. - Matka Spowiedniczka, Kahlan. Wiesz, pomaga jej czarodziej. - Giller jest z krlow - upiera si Nass - a nie z Matk Spowiedniczka. - Nie Giller - szepn z dziwnym umiechem Rahl. - Stary. Ten, ktrego poszukuj. Ten, ktry zabi mojego ojca. Ona go znalaza. Demmin a osupia ze zdumienia. Rahl odwrci si i poszed ku oknu w gbi komnaty. Zaokrglone u gry, zrobione z maych szybek, mierzyo dwa razy tyle co wadca. Zakrzywiony sztylet, wiszcy u pasa Rahla, poyskiwa w blasku pomieni. Wadca splt donie za plecami i patrzy w noc, na mroczny krajobraz, na to, czego nikt oprcz niego nie mg dostrzec. Znw obrci si ku Demminowi, jasne wosy omiatay ramiona. - To w tym celu posza do Westlandu, wiesz. Nie po to, eby umkn przed bojwk, jak bdnie sdzie, lecz po to, by odnale wielkiego czarodzieja. - W bkitnych oczach zataczyy iskierki. - Zrobia mi wielk przysug, przyjacielu: wyposzya go z kryjwki. Dobrze si stao, e si przemkna przez zawiaty. Los naprawd nam sprzyja. Rozumiesz teraz, Demminie, dlaczego zawsze powtarzam, eby si tak nie zamartwia? Zwycistwo jest moim przeznaczeniem, wszystko w kocu idzie po mojej myli, sprzyja moim celom.

- Jednej bojwce si nie udao. - Nass zmarszczy si. - Ale to wcale nie oznacza, e Kahlan znalaza czarodzieja. I przedtem zdarzay si niepowodzenia. Rahl wolniutko obliza koniuszki palcw. Podszed bliej do dowdcy. - Stary obwoa Poszukiwacza - szepn. - Jeste tego pewny? - spyta zaskoczony Demmin. Wadca skin gow. - Stary czarodziej przysig, e im ju nigdy nie pomoe. Nikt go nie widzia od wielu, wielu lat. Nikt nie potrafi poda jego imienia, i to nawet wtedy, gdy od tego zaleao ycie takiego czowieka. A teraz Spowiedniczka udaje si do Westlandu, bojwka znika i Poszukiwacz zostaje obwoany. - Rahl umiechn si do siebie. - Musiaa go dotkn, eby nakoni do pomagania im. Wyobra sobie tylko, jak si zdziwi, kiedy j zobaczy! Umiech znikn, wadca zacisn pici. - Niemal ich dostaem. Wszystkich troje. Ale zajy mnie inne sprawy i wymknli mi si. Na razie. - Zamyli si na chwil, a potem oznajmi: Druga bojwka te zawiedzie. Nie spodziewaj si konfrontacji z czarodziejem. - No to wyl trzeci bojwk i powiem im o czarodzieju - obieca Demmin. - Nie. - Rahl liza koniuszki palcw i zastanawia si. - Jeszcze nie teraz. Zaczekamy, co si stanie. A nu Spowiedniczka znw mnie wspomoe. - Zamilk na chwil, potem zapyta: - Pontna jest ta Matka Spowiedniczka? - Nigdy jej nie widziaem - parskn gniewnie Demmin - ale niektrzy moi ludzie widzieli. Bili si o to, ktry bdzie w bojwce, ktra j wemie. - Nie wysyaj nastpnych. - Rahl umiechn si. - Ju najwyszy czas, ebym mia dziedzica. - Pokiwa w zamyleniu gow oznajmiajc: - Sam si ni zajm. - Zginie, jeli znw sprbuje przej przez granic - ostrzeg Demmin. - Moe jest za sprytna, eby ponownie prbowa. - Rahl wzruszy ramionami. - Ju niejeden raz dowioda, e jest bystra. Tak czy tak bdzie moja. - Spojrza na Demmina. - I dla mnie bdzie si wi i skrca. - Dwoje z nich to potencjalne zagroenie: czarodziej i Matka Spowiedniczka. Mog nam przysporzy kopotw. Spowiedniczki podwaaj sowo Rahla, s rdem fermentu i strapie. Uwaam, e powinnimy zrealizowa twj pierwotny zamys i zabi j. - Za bardzo si przejmujesz, Demminie. - Wadca machn rk - Jak mwisz, Spowiedniczki s rdem tarapatw i irytacji, ale nic poza tym. Sam j zabij, jeli si okae zbyt kopotliwa, ale dopiero wtedy, gdy mi urodzi syna. Syn Spowiedniczki. Czarodziej nie moe mnie dosign, tak jak dosign! mojego ojca. Zobacz, jak si skrca, i potem go zabij. Powoli, bez popiechu. - A Poszukiwacz? - Twarz Nassa staa z lku.

- To najmniejszy problem. - Rahl wzruszy ramionami. - Nie musz ci chyba przypomina, panie, e zblia si zima. - Krlowa ma ostatni szkatu. - Wadca unis brew, pomienie z kominka odbiy si w jego oczach. - Wkrtce wic j dostan. Nie ma powodu do obaw. - A ksiga? - Demmin przybliy sw ponur twarz. - Poszukam syna Cyphera po mojej podry do zawiatw. - Rahl gboko zaczerpn powietrza. - Nie martw si tym, przyjacielu. Los jest po naszej stronie. Wadca odwrci si i odszed. Demmin poszed za nim, a gwardzici z tyu, jak cienie. Ogrd ycia mieci si w olbrzymim pomieszczeniu w samym centrum Paacu Ludu. Okna w stropie, wysoko ponad gow, dostarczay wiata bujnej rolinnoci. Tej nocy sczy si przez nie blask ksiyca. Zewntrzny krg stanowiy rabaty kwiatw, wrd ktrych wiy si alejki. Dalej rosy niewielkie drzewa, po niskich murkach piy si pncza, dobrze dobrane i utrzymane roliny dopeniay pejzau. Cao przypominaa ogrd pod goym niebem. Byo to przepikne miejsce. Miejsce spokoju. Porodku przepastnego pomieszczenia znajdowaa si kolista ka. Na trawie lea trjktny biay kamie, na ktrym umieszczono granitow pyt. Pyta bya gadka, jedynie w pobliu gwnej krawdzi wyryto rowki, prowadzce do maego zagbienia w rogu. Podtrzymyway j dwa niewysokie, obkowane wsporniki. Za pyt, w pobliu paleniska, staa wypolerowana kamienna brya. Na niej za ustawiono staroytn elazn, mis, ktrej boki zdobiy podobizny bestii, sucych rwnoczenie jako podprki krgego dna. elazn, take pkolist pokryw ozdabiaa tylko jedna figura: podobizna Shingi, stwora z zawiatw. Swinga sta na tylnych apach, suc za uchwyt. Na rodku ki widnia krg biaego piasku czarodziei, okolony poncymi pochodniami. Na biaym piasku wyrysowano geometryczne symbole. Porodku piaszczystego krgu tkwi chopiec, zakopany pionowo a po szyj. Rahl Pospny zblia si powoli, rce splt za plecami. Demmin czeka przed trawiastym krgiem, przed drzewami. Wadca stan na granicy trawy i piasku, popatrzy na chopca. Umiechn si. - Jak si nazywasz, synu? Chopcu zadray usta. Spojrza na Rahla, potem przenis wzrok na stojcego za drzewami wielkoluda. W oczach mia strach. Rahl odwrci si ku dowdcy. - Odejd, prosz, i zabierz ze sob moich gwardzistw. Nie chc, eby mi przeszkadzano.

Demmin pochyli gow i odszed, gwardzici za nim. Rahl znw popatrzy na chopca, potem usiad na trawie. Poprawi szat i umiechn si do maego. - Teraz lepiej? Chopiec skin gow, lecz usta dalej mu dray. - Boisz si tego wielkoluda? - May przytakn. - Skrzywdzi ci? Dotyka ci tam, gdzie nie powinien? Chopiec przeczco potrzsn gow. We wpatrzonych w Rahla oczach wida byo i gniew, i strach. Mrwka wpeza na szyj zakopanego dziecka. - Jak si nazywasz? - spyta ponownie Rahl, lecz chopiec nie odpowiedzia. Wadca bacznie spojrza w jego piwne oczy. - Wiesz, kim jestem? - Rahl Pospny - odpar sabym gosikiem. - Ojczulek Rahl - poprawi wadca pobaliwie. May patrzy na nieruchomym wzrokiem. - Chc do domu. Mrwka wpeza na jego brod. - To cakiem zrozumiae. - W gosie Rahla zabrzmiao wspczucie. - Nie uczyni ci nic zego, uwierz mi. Jeste tutaj tylko po to, eby mi pomc w bardzo wanym obrzdzie. Bdziesz reprezentowa, jako go honorowy, si i niewinno modoci. Wybraem ciebie, bo opowiadano mi, jaki z ciebie wspaniay chopiec. Wszyscy wyraali si o tobie z najwyszym uznaniem. Mwili mi, e jeste bystry i silny. Mwili prawd? Chopiec waha si przez chwil, odwrci zawstydzone oczy. - Hmm, chyba tak - odpar i znw spojrza na Rahla. - Ale tskno mi za mam i chc do domu. - Mrwka chodzia wok policzka. Rahl Pospny popatrzy na z zadum i kiwn gow. - Rozumiem. Ja te tskni za matk. Bya tak wspania kobiet i bardzo j kochaem. Troszczya si o mnie. Kiedy wykonaem ku jej zadowoleniu jak trudn robot, szykowaa dla mnie smakoyki, co tylko zechciaem. - Moja mama te tak robi. - Chopiec szerzej otworzy oczy. - Dobrze nam byo ze sob, ojcu i matce, i mnie. Ogromnie si kochalimy i wspaniale si bawilimy. Matka tak radonie si miaa. Kiedy ojciec za bardzo si przechwala, kpia z niego, a wszyscy troje pakalimy ze miechu. Chopcu pojaniay oczy, leciutko si umiechn. - Czemu za ni tsknisz? Odesza? - Nie - westchn Rahl. - I ona, i ojciec zmarli par lat temu. Obydwoje byli ju starzy.

Spdzili razem wspaniae lata, a ja wci za nimi tskni, wci mi ich brak. Dlatego rozumiem, jak tsknisz za rodzicami. Chopiec potakn. Ju mu nie dray usta. Mrwka wdrowaa grzbietem nosa. Marszczy twarz, prbujc j strzsn. - Spdzimy teraz czas tak mio i przyjemnie, jak zdoamy, i wrcisz do rodzicw prdzej, ni si spodziewasz. May znw przytakn. - Mam na imi Carl. - Ciesz si, e ci poznaem, Carl. - Rahl umiechn si i ostronie zdj mrwk z twarzy chopca. - Dziki - powiedzia z ulg Carl. - Po to tutaj jestem, eby si z tob zaprzyjani i pomaga ci, ile zdoam. - Skoro jeste moim przyjacielem, to wykop mnie i pu do domu, co? - W piwnych oczach zalniy zy. - Ju wkrtce, synku, ju wkrtce. Chciabym to uczyni natychmiast, lecz lud oczekuje, e go ochroni przed zoczycami, zabjcami i musz zrobi, co w mojej mocy, eby pomc mojemu ludowi. I ty bdziesz mia swj udzia w owej pomocy. Bdziesz wanym ogniwem ceremonii, dziki ktrej ocalimy twoj matk i ojca przed tymi, ktrzy by ich zabili. Nie chciaby, eby twojej mamie stao si co zego, prawda? Pragnby j przed tym uchroni, czy nie? Pochodnie migotay i posykiway. Carl si zastanawia. - Pewnie. Ale chc do domu. - Znw mu si trzsy usta. Rahl Pospny uspokajajco pogaska chopca po gowie, prze czesa mu wosy palcami. - Wiem to, wiem, ale sprbuj by dzielny. Nie pozwol, eby kto ci skrzywdzi, przyrzekam. Bd ci strzeg. - Umiechn si ciepo do Carla. - Jeste godny? Chciaby co zje? May przeczco potrzsn gow. - No dobrze. Ju pno, zostawi ci teraz, eby wypocz. - Wadca wsta, rozprostowa szaty, otrzepujc je z trawy. - Ojczulku Rahlu? - Tak, Carl? - Wadca si zatrzyma i popatrzy na chopca. - Boj si by tu sam. - Po policzku malca spyna za. - Mgby ze mn zosta? Wadca przybra krzepic min.

- Oczywicie, synku. - Ponownie usiad na trawie. - Tak dugo, jak zechcesz, nawet ca noc.

Rozdzia dwudziesty Wszdzie dokoa jania zielony poblask. Ostronie szli poprzez osuwisko na stoku wzgrza, przeczogiwali si pod powalonymi pniami drzew lub wdrapywali si na nie, odrzucajc na bok rozmaite szcztki. Z trudem wyszukiwali drog, a zielone opalizujce ciany granicy byy tu, tu, po obu stronach. Wok panowa gsty mrok, ledwie rozjaniany niesamowit powiat sprawiajc, i mieli wraenie, e s w jaskini. Richard i Kahlan jednoczenie podjli t sam decyzj. Nie mieli zreszt adnego wyboru; nie mogli zawrci i nie mogli zosta na rozszczepionej skale - przecie szy na nich i szponiaki, i stwory cienie - musieli wic ruszy naprzd, w Przesmyk. Richard schowa nocny kamie: nie uatwia trzymania si cieki, bo adnej cieki nie byo, za to utrudnia rozpoznanie, gdzie zielony poblask granicy stawa si zielon graniczn cian. Chopak nie woy kamienia do woreczka, po prostu wsun go w kiesze, eby mc szybko wydoby w razie potrzeby. - Niech ciany granicy wska nam drog - powiedzia i jego spokojny gos odbi si echem w mrokach. - Id powoli. Jeli jedna ciana zmrocznieje, zbocz nieco ku drugiej. Dziki temu zostaniemy pomidzy obiema cianami i przebdziemy przejcie. Kahlan nie wahaa si ani chwili; szponiaki i cienie to pewna mier. Uja do Richarda i weszli w zielonkawy poblask. Rami przy ramieniu wstpili na niewidoczny szlak. Serce chopaka bio mocno; stara si nie myle o tym, co wanie czynili - o tym, e id na olep pomidzy cianami granicy. Wiedzia, jak wyglda granica - by tam z Chaseem i potem jeszcze raz, kiedy mroczny stwr prbowa wcign Kahlan. Wiedzia, e nie bd mie powrotu, jeli wejd w ciemn cian, za to mieli cho cie szansy, jeli uda im si pozosta w zielonej powiacie. Kahlan si zatrzymaa. Popchna Richarda w prawo. Bya tu przy cianie. Potem ciana pojawia si po prawej stronie Richarda. Korygowali tras i wolniutko posuwali si do przodu, stwierdziwszy, e jeli pjd powoli i ostronie, to zostan na cieniusiekiej linii ycia, otoczonej z obu stron wociami umarych. Wieloletnie dowiadczenie przewodnika nie przydawao si na nic. Richard w kocu przesta wypatrywa ladw traktu i zacz wyczuwa napr obu cian, kierowa si owym naporem. To bya powolna wdrwka. Nie widzieli najmniejszego odcinka traktu ani stoku, po ktrym szli, a jedynie wziutkie pasmo fosforyzujcej zielonej powiaty, niewielki fragmencik wiata ywych otoczony bezbrzenym oceanem mrokw i mierci. Buty Richarda grzzy w bocie, przepenia go strach. Musieli pokonywa kad przeszkod, adnej nie mogli obej; ciany granicy wyznaczay tras. Czasami wdrapywali

si na powalone drzewa, innym razem na gazy, niekiedy przekraczali zapadliska, z ktrych wychodzili, czepiajc si wystajcych korzeni. Pomagali sobie w cakowitym milczeniu, dodajc jedno drugiemu otuchy uciniciem doni. Krok, dwa w jedn czy drug stron i ju wyrastaa ciana mroku. Ciemna ciana pojawiaa si rwnie przy kadym skrcie traktu, niekiedy par razy, zanim wypatrzyli kolejn prost. Najszybciej, jak mogli, cofali si w takich wypadkach przed cian ciemnoci i za kadym razem chopak czu lodowate ukucie strachu. Richarda coraz bardziej bolay ramiona. Napicie sprawiao, e odruchowo napina minie i pytko oddycha. Rozluni si, zaczerpn gboko powietrza, zwiesi swobodnie rce i potrzsn nimi kilka razy, a potem znw uj do Kahlan. Umiechn si do dziewczyny skpanej w niesamowitej zielonkawej powiacie. Odwzajemnia umiech, lecz i tak dostrzeg w jej oczach przeraenie. Cae szczcie, pomyla, e koci odstraszaj mroczne stwory i bestie i e nic si nie pojawia za cianami, kiedy przypadkiem zbyt blisko podchodzimy. Chopak czu, jak z kadym krokiem wycieka ze wola ycia, jak co j wysysa. Czas sta si abstrakcj, zatraci konkretne znaczenie. Moe byli w Przesmyku par godzin, a moe par dni - nie wiedzia. Pragn tylko spokoju; eby to si wreszcie skoczyo, eby znw by bezpieczny. Ostronie wyszukiwali ciek: stae napicie sprawiao, e strach powszechnia. Jaki ruch przyku uwag Richarda. Chopak obejrza si. Cienie - kady otoczony zielon powiat - pyny za nimi traktem, jeden za drugim, unoszc si tu nad ziemi, podlatyway wyej nad powalonymi pniami. Byy blisko. Obydwoje stanli jak sparaliowani i patrzyli. Cienie si nie zatrzymay. - Prowad - szepn Richard. - I nie puszczaj mojej doni. Bd mia na nie oko. Koszulka Kahlan bya mokra od potu, jego te, cho noc wcale nie bya ciepa. Dziewczyna skina gow i ruszya. Richard szed tyem tu za ni, przeraony, nie spuszczajc oka z cieni, Kahlan sza najszybciej jak moga. Kilka razy musiaa si zatrzyma i zmieni kierunek - kierowaa chopaka pocigniciami rki. Jeszcze raz si zatrzymaa, w kocu posza w prawo - kiedy niewidoczna cieka ostro skrcia w d stoku. Schodzenie tyem byo bardzo trudne. Richard ostronie stawia stopy, uwaajc, eby nie upa. Rzdek cieni pyn ciek. Chopak nie popdza Kahlan, bo nie chcia, eby zmylia drog, lecz cienie wci si zbliay. Jeszcze kilka minut i dopadn ich. Znw napi minie, zacisn do na rkojeci miecza. Zastanawia si, czy go wycign z pochwy, bo nie wiedzia, czy to im pomoe, czy raczej zaszkodzi.. Nawet gdyby miecz okaza si skuteczny przeciwko cieniom, to i tak walka w Przesmyku byaby zbyt ryzykowna. Posu si Mieczem Prawdy

tylko w ostatecznoci, jeli cienie zanadto si zbli, zdecydowa Richard. Wydawao si, e cienie maj coraz wyraniejsze rysy twarzy. Richard bezskutecznie stara si sobie przypomnie, czy i przedtem miay jakie twarze. Mocniej cisn rkoje miecza. Ciepa do Kahlan spoczywaa w jego doni. Oblicza cieni, widoczne w zielonkawej powiacie, byy agodne i smutne. Patrzyy na yczliwie i bagalnie. Wypuke litery sowa PRAWDA coraz mocniej wpijay si w zacinite palce chopaka. Gniew miecza sczy si we, szuka jego gniewu, lecz znalaz jedynie strach i zamt, wic odpyn. Cienie ju si nie zbliay - szy sobie za nimi, dotrzymujc im w mrokach towarzystwa. O dziwo, ich obecno jakby agodzia strach i napicie Richarda. Ich szepty uspokajay go. Usiowa odrni sowa, rozluni do zacinit na rkojeci miecza. agodne umiechy doday mu otuchy, upiy niepokj i ostrono, zachciy do uwaniejszego wsuchania si w szepty. Zielona powiata wok cieni migotaa kojco. Chopak pragn odpoczynku, spokoju, towarzystwa cieni. Jego umys dryfowa tak jak one gadko, cicho, agodnie, Richard rozmyla o swoim ojcu, tskni za nim. Wspomina ich wsplnie spdzone radosne lata, mio, opiek, wsplne przeycia, czasy, kiedy by bezpieczny, kiedy nic mu nie zagraao, nic go nie przeraao, gdy nie mia adnych trosk i zmartwie. Pragn powrotu owych czasw. Uwiadomi sobie, e cienie to wanie szepcz: e mogoby by, jak wwczas. Chciayby mu dopomc w powrocie w tamte miejsca i to wszystko. Ostrzegawcze wiateka zapaliy si w gbi umysu Richarda, lecz zagasy. Do chopaka zelizgna si z rkojeci miecza. Ze te si mogem tak myli, duma Richard. Jake byem lepy, e tego wczeniej nie pojem. Cienie wcale nie chc mnie skrzywdzi, lecz pomc w osigniciu spokoju, ktrego tak pragn, myla. Ofiaroway mu to, czego najbardziej pragn. Chciay go ocali przed samotnoci. Richard umiechn si tsknie i smutno. Czemu tego wczeniej nie dostrzeg? Jak mg by a tak lepy? Szepty pyny ku niemu jak sodka muzyka, koiy jego obawy, agodnie rozjaniay ciemne zakamarki umysu. Zatrzyma si, eby pozosta w zasigu kojcych, czarodziejskich szeptw, w zasigu owej sodkiej muzyki. Jaka zimna rka irytujco szarpna jego doni, wic Richard j puci. Znikna i ju go nie niepokoia. Cienie podpyny bliej. Chopak czeka na nie, patrzy w ich agodne twarze, sucha kojcego szeptu. Posysza swoje imi i a zadra z radoci. Powita je serdecznie, a one otoczyy go przyjaznym koliskiem, coraz cianiejszym, i wycigay do niego rce. Ich donie sigay ku twarzy chopaka, jakby chciay j dotkn, pogaska. Spoglda kolejno w ich

oblicza, patrzy w oczy swoim wybawcom, a oni odwzajemniali spojrzenie i szeptali wspaniae obietnice. Jaka do niemal si otara o twarz Richarda i wydao mu si, e poczu rozdzierajcy bl. w cie szepta, e gdy chopak si do nich przyczy, to ju nigdy nie dozna blu. Richard chcia si odezwa, zada cieniom wiele pyta - lecz nagle uzna, e to bezcelowe i mao wane. Powinien si odda w opiek cieniom, a wszystko bdzie dobrze. Chcia tego. Chopak odwrci si, poszuka wzrokiem Kahlan, chcia j ze sob zabra, podzieli z ni spokj i ukojenie. Powrciy wspomnienia o dziewczynie, cho szepty namawiay go, by nie zwraca uwagi na owe myli. Przeszukiwa wzrokiem stok pokryty ciemnym rumowiskiem. Niebo zaczynao si rozjania, zblia si wit. Na tle rowiejcego nieba widniay czarne cienie drzew, koniec stolcu by tu, tu. Richard nigdzie nie widzia Kahlan. Cienie nawoyway go, szepczc natarczywie. Wspomnienia dziewczyny pyny w mylach Poszukiwacza. Znienacka pojawi si pomie strachu i wypali szepty w jego umyle. - Kahlan! - wrzasn Richard. Odpowied nie nadesza. Czarne, martwe rce wycigny si po chopaka. Twarze cieni chwiay si jak opary nad wrzcymi truciznami. Ochrype gosy woay jego imi. Cofn si, byle dalej od nich. - Kahlan! - krzykn ponownie. Sigay po niego donie, a te niby - dotknicia wywoyway przeraliwy bl. Richard znw si cofn, ale tym razem za jego plecami wyrosa czarna ciana. Cienie prboway go tam wepchn. Rozglda si za Kahlan. Tym razem bl cakiem go otrzewi. Chopak zda sobie spraw z tego, gdzie jest i co si dzieje, i przerazi si. Potem zapon gniewem. Wyszarpn miecz - i gniew ora poczy si z jego furi. Richard zaatakowa cienie. Te, ktre ci mieczem, rozpyway si, wirujc jak dym na wietrze, i nikny ze skowytem. Mia nowych przeciwnikw. Uderza raz po raz, lecz nadchodziy i nadchodziy, jakby ich bya nieskoczona liczba. Richard ci jedne cienie, a wwczas te z drugiej strony sigay po niego i czu palcy bl, dopki si ku nim nie odwrci. Zastanawia si, co by si stao, gdyby w kocu zdoay go dotkn - czy tylko poczuby bl, czy te natychmiast by umar. Odsun si od ciany mroku, cinajc przy tym cienie. Postpi jeszcze krok, tnc je z wciekoci. Richard sta i niszczy cienie, w miar jak napyway. Bolay go rce i plecy, serce omotao. Pot zalewa twarz. Chopak by wyczerpany. Musia utrzyma pozycj, bo nie byo dokd ucieka, lecz zdawa sobie spraw, e nie wytrzyma tego bez koca. Wrzaski i skowyty wypeniay noc, a cienie ochoczo szy pod miecz. Caa ich grupka rzucia si w przd,

zmuszajc chopaka, eby si cofn, zanim na nie uderzy. Czarna ciana znw wyros za plecami Richarda. Signy po niego mroczne stwory z tamtego wiata, krzyczc przeraajco. Nie mg si odsun od ciany - atakowao go zbyt wiele cieni. Mg tylko trwa w miejscu. Bolesne dotknicia, dotknicia rk cieni wyczerpyway go coraz bardziej. Wiedzia, e przepchn go przez cian do zawiatw, jeeli uderz szybko i licznie. Walczy mechanicznie bez koca. Gniew przeradza si w panik. Minie rki dziercej miecz pony z blu. Richardowi si zdawao, e cienie chc go zmczy liczebnoci. Czu, e susznie si powstrzymywa przed uyciem miecza, bo to by im tylko zaszkodzio. Lecz teraz nie mia wyboru. Musia doby miecza, eby ich ocali. Przecie nie ma nas, pomyla nagle chopak. Kahlan znikna. By tylko on. Pracowa nieprzerwanie mieczem i duma, czy z dziewczyn byo podobnie, czy i j oczaroway szepty cieni, czy cienie jej dotkny i zmusiy do przejcia przez cian. Przecie Kahlan nie miaa miecza. To on, Richard, przyrzek, e bdzie jej broni. Ponownie zapon gniewem. Kahlan w mocy cieni, wepchnita w zawiaty! Furia chopaka zlaa si w jedno z magicznym gniewem Miecza Prawdy. Z now si uderzy na cienie. Pomienna nienawi sprawia, e ci je szybciej, ni napyway. Ruszy wic ku nim. Skowyty agonii zlay si w jeden wielogosowy wrzask blu. Richard par wciekle naprzd, a myl o tym, co zrobiy Kahlan, budzia w nim furi. Chopak pocztkowo nie zauway, e cienie przestay go atakowa i tylko si unosiy w powietrzu. Schodzi ciek pomidzy cianami granicy i cina te, ktre napotyka. Najpierw nie uciekay przed mieczem, potem zaczy si przesuwa jak pasemka dymu. Wpyway w ciany granicy, tracc w nich owa zielonkaw powiat, i zmieniay si w mroczne stwory z tamtej strony. Richard zatrzyma si w kocu, zdyszany i obolay. Oto czym byy - nie ludzie cienie, lecz stwory spoza granicznej ciany, stwory wychodzce stamtd i porywajce ludzi, tak jak chciay porwa i jego. Jak porway Kahlan. Chopak poczu rozpacz i bl, zy napyny mu do oczu. - Kahlan - szepn w chodne powietrze poranka. Serce ciskao mu si z blu. Znikna i to przez niego, bo zawid, bo przesta by czujny, nie broni jej, zostawi na pastw cieni. Dlaczego to si stao tak szybko? Tak atwo? Przecie Adie go ostrzegaa, mwia, e go bd nawoywa. Czemu nie by bardziej ostrony? Dlaczego nie powici wicej uwagi ostrzeeniom starej kobiety? Wci i wci wyobraa sobie strach i panik Kahlan, zaniepokojenie, e jego przy niej nie ma, baganie,

eby jej pomg. Jej bl. Jej mier. Paka i desperacko pragn cofn czas, by mc postpi inaczej: zignorowa szepty cieni, nie puci doni dziewczyny, ocali Kahlan. zy pyny po twarzy Richarda, a on wlk miecz po ziemi, zbyt zmczony, by go wsun do pochwy. Szed na olep. Koczy si skalny rumosz, zielona powiata zblada i znikna - chopak wszed do lasu, na trakt. Kto szepn jego imi, jaki mski gos. Richard si zatrzyma i odwrci. W powiacie granicy sta jego ojciec. - Pozwl sobie pomc, synku - szepn. Richard patrzy na twardym wzrokiem. Wstawa wit i zatapia wszystko w wilgotnawej, szarawej powiacie. Jedyn barwn plam stanowia zielonkawa otoczka wok cienia ojca, wycigajcego do niego rce. - Nie moesz mi pomc - szepn ochryple Richard. - Owszem, mog. Ona jest z nami. Teraz jest bezpieczna. - Bezpieczna? - Chopak postpi krok ku ojcu. - Tak, bezpieczna. Chod, zabior ci do niej. Richard postpi jeszcze kilka krokw, wlokc za sob miecz. zy spyway mu po policzkach. Oddycha z trudem. - Naprawd moesz mnie do niej zaprowadzi? - Tak, synku - szepn agodnie ojciec. - Chod. Ona na ciebie czeka. Zaprowadz ci do niej. - I zostan z ni? Na zawsze? - Chopak mechanicznie szed ku ojcu. - Na zawsze - zapewni znajomy gos. Richard ponownie wszed w zielon powiat, ku ojcu, ktry si do niego ciepo umiecha. Zbliy si do cienia, unis Miecz Prawdy i wbi ojcu w serce. Ten patrzy na ze zdumieniem. - Ile jeszcze razy bd musia zabi twj cie, drogi ojcze? - spyta chopak poprzez zy. Ojciec jedynie zamigota i rozpyn si w mglistym powietrzu Gniew ustpi miejsca gorzkiej satysfakcji. I to ju byo poza nim. Richard zawrci na ciek. zy pyny mu z oczu, mieszay si z potem i kurzem na policzkach. Ociera j rkawem, gardo mia cinite. Wszed znw na trakt, a obojtny las zamkn si nad nim. Richard wsun miecz do pochwy. Zauway, e przez materia kieszeni przescza si blask nocnego kamienia - wci byo na tyle ciemno, e kamie lni. Chopak przystan, wyj gadki kamie i schowa do skrzanego woreczka, gaszc tawe wiateko. Szed

przed siebie z ponur, zacit min, dotykajc schowanego za koszul zba. Ciya mu samotno, jakiej jeszcze nigdy nie zazna. Straci wszystkich przyjaci. Wiedzia, e jego wasne ycie ju do niego nie naley. Musia wypeni swoje zadanie, swoj misj. By Poszukiwaczem. Niczym wicej. I niczym mniej. Pionkiem w cudzych rkach, a nie wolnym i niezalenym czowiekiem. Narzdziem, jak jego miecz, majcym ocali innych, by wiedli ycie, ktre dostrzeg w krtkim przebysku. Nie rni si od ciemnych stworw granicy. Siewca mierci. Posaniec mierci. Richard dokadnie wiedzia, komu przyniesie mier. ** Wadca siedzia na trawie przed picym chopcem, skrzyowa nogi, opar rce na kolanach, wntrzem doni ku grze, i z umiechem rozmyla o tym, co si przydarzyo w granicy Spowiedniczce Kahlan. Barwne patki kwiatw lniy w promieniach wschodzcego soca, wpadajcych przez okna w stropie. Rahl powoli unis praw do ku wargom, obliza koniuszki palcw i przygadzi brwi, potem znw uoy rk w poprzedniej pozycji. Rozmylania o tym, co uczyni Matce Spowiedniczce, sprawiy, e szybciej oddycha. Uspokoi oddech, zwrci myl ku najbliszej sprawie. Poruszy palcami, a Carl otworzy oczy. - Dzie dobry, synku. Mio ci znw widzie - powiedzia Rahl swoim najprzyjemniejszym tonem. Wci si umiecha, cho z zupenie innego powodu. Jasne wiato sprawio, e Carl zamruga i przymruy oczy - Dzie dobry - jkn. Potem spojrza dokoa i doda: - Ojczulku Rahlu. - Znakomicie spae - zapewni maego wadca. - Bye tutaj? Ca noc? - Calutk. Tak jak ci obiecaem. Nie okamabym ci, Carlu. - Dziki. - Chopiec si umiechn i, zawstydzony, opuci oczy. - To gupie, e si tak baem. - Wcale nie uwaam, e to byo gupie. Ciesz si, e mogem tu zosta i uspokoi ci. - Mj tata zawsze mwi, e jestem guptas, gdy si boj ciemnoci. - W mroku s stwory, ktre ci mog dopa - rzek z powag Rahl. - Mdrze czynisz, bojc si ich i strzegc przed nimi. Twj ojciec dobrze by zrobi, suchajc ci i uczc si od ciebie. - Naprawd? - Oczy Carla pojaniay. Wadca potakn. - Hmm, i ja zawsze tak mylaem. - Jeli kogo naprawd kochasz, to wysuchasz, co ma do powiedzenia.

- A mj tata stale mwi, ebym tak nie mci jzykiem. - Ogromnie mnie to dziwi. - Rahl z dezaprobat potrzsn gow. - Sdziem, e bardzo ci kochaj. - No pewnie. Tak czy owak, najczciej. - Na pewno masz racj. W kocu powiniene to wiedzie lepiej ni ja. Dugie, jasne wosy wadcy lniy w porannym socu, biaa szata janiaa. Czeka. Dusz chwil panowaa cisza. - Ale wci mi mwi, co mam robi, i ju mi si to znudzio. - Chyba ju osigne wiek, w ktrym powiniene sam wybiera i decydowa. - Brwi Rahla powdroway w gr. - Taki wspaniay chopak jak ty, niemal mczyzna... A oni ci mwi, co masz robi - doda, jakby do siebie i potrzsn gow. Zapyta niby to nie mogc uwierzy w sowa Carla: - Masz na myli, e ci traktuj jak mae dziecko? May energicznie przytakn, potem uzna, e naley to troch skorygowa. - Ale przewanie s dla mnie bardzo dobrzy. - Mio to sysze. - Rahl nieco podejrzliwie pokiwa gow. - To dla mnie wielka ulga. - O jednym ci mog zapewni - dorzuci Carl, patrzc w soneczny blask. - Moi starzy bd wciekli jak diabli, e tak dugo byem poza domem. - Zoszcz si, kiedy pno wracasz? - Jasne. Kiedy si bawiem z koleg i pno wrciem, i mama naprawd si rozzocia. Tata przyoy mi pasem. Za to, e ich tak zmartwiem, powiedzia. - Pasem? Twj ojciec zbi si pasem? - Rahl Pospny opuci gow, potem wsta i obrci plecami do chopca. - Przykro mi, Carl, nie miaem o tym pojcia. - To tylko dlatego, e mnie kochaj - powiedzia pospiesznie may. - Tak mwili, e mnie kochaj i martwi si, gdy dugo nie wracam. - Rahl dalej sta tyem. Carl zmarszczy brwi. - Wedug ciebie to nie znaczy, e si o mnie martwili? Wadca poliza czubki palcw i musn nimi brwi i wargi, potem odwrci si ku chopcu i znw usiad naprzeciwko zaniepokojonej buzi maego. - Carlu... - Mwi tak cicho, e malec musia wyta such. - Czy masz psa, Carlu? - Pewnie. Nazywa si Tinker. Jest wspaniaa. Mam j od szczeniaka. - Tinker. - Przecign figlarnie Rahl. - A czy ona si kiedy zgubia lub ucieka? Carl marszczy brwi, przypominajc sobie. - O, tak, par razy, gdy bya maa. Ale wracaa nastpnego dnia. - Martwie si, kiedy jej nie byo? Kiedy znikna? - No pewnie.

- Dlaczego? - Bo j kocham. - Rozumiem. A co robie, kiedy Tinker wracaa? - Braem j na rce i mocno tuliem. - Nie bie pasem? - Nie! - Dlaczego? - Bo j kocham! - Ale si martwie? - Tak. - Wic tulie Tinker, kiedy wracaa, poniewa j kochasz i martwie si o ni. - Tak. Rahl odchyli si lekko w ty, w bkitnych oczach malowao si skupienie. - Rozumiem. A co, wedug ciebie, zrobiaby Tinker, gdyby j zbi pasem po takiej wyprawie? - Zao si, e nastpnym razem ju by nie wrcia. Nie wrciaby po nastpne lanie. Poszaby tam, gdzie by j kochali. - Rozumiem - powiedzia znaczco Rahl. zy pyny po policzkach Carla. Odwrci oczy od wadcy i paka. W kocu Rahl pogaska go po gowie. - Przepraszam, Carlu. Nie chciaem ci denerwowa. Wiedz jednak, e kiedy to wszystko si skoczy i wrcisz do domu, to zawsze bdziesz tu mile widziany. W razie potrzeby bdziesz tu mg wrci i zosta. Jeste wspaniaym chopcem, wspaniaym modziecem i cieszybym si, gdyby tu ze mn zosta. Ty i Tinker. Ufabym ci, wierzy, e potrafisz o siebie zadba i pozwolibym ci wychodzi i wraca wedug twojej woli. - Dzikuj, Ojczulku Rahlu. - May spojrza na wilgotnymi oczami. - Moe by co zjad? - Rahl umiechn si ciepo. Carl przytakn. - Co by chcia? Dostaniemy, czego tylko sobie zayczysz. Chopiec namyla si przez chwil, a potem si umiechn. - Chciabym placek z borwkami. Przepadam za tym. - Opuci oczy, umiech znikn. - Ale nie daj mi go na niadanie. - A wic placek z borwkami. - Rahl umiechn si szeroko i wsta. - Zaraz przynios. Wadca podszed do niewielkich, przysonitych pnczami drzwi. Otworzyy si przed

nim, przytrzymywane krzepkim ramieniem Demmina Nassa, i Rahl wszed do ciemnego pomieszczenia. Nad maym paleniskiem wisia elazny kocioek, w ktrym bulgotaa smrodliwa papka. Byszczcy od potu gwardzici stali pod przeciwleg cian. - Mniemam, Wadco Rahlu, i chopiec spenia twoje oczekiwania. - Demmin skoni gow. - O, tak. Jest dokadnie taki, jak trzeba. - Rahl obliza czubki palcw i przygadzi brwi. - Odlej troch tej brei do miseczki, niech ostygnie. Nass wzi cynow miseczk i drewnian yk zacz przelewa papk z kocioka. - Jeli wszystko pjdzie dobrze - paskudny umieszek zagoci na ospowatej twarzy dowdcy - to si wybior do krlowej Mileny, zoy jej wyrazy uszanowania. - Znakomicie. I daj po drodze zna smoczycy, e jest mi potrzebna. - Ona mnie nie lubi. - Demmin przesta przelewa papk. - Ona nikogo nie lubi - oznajmi Rahl. - Na pewno ci nie zje, Demminie, nie martw si. Wie, co j czeka, jeeli naduyje mej cierpliwoci. - Zapyta, kiedy ci bdzie potrzebna. - Nass znw przelewa brej. - Przeka jej, i powiedziaem, e to nie jej sprawa. - Rahl spojrza z ukosa na dowdc. - Ma przyby, kiedy j zawezw. Niech czeka na mj znak. - Odwrci si i popatrzy przez wskie okienko, poprzez licie, w stron gowy maego. - Chciabym, eby wrci za dwa tygodnie. - Tak jest, za dwa tygodnie. - Demmin odstawi miseczk papki - Naprawd a tyle czasu potrzeba na chopca? - Tak, jeeli chc powrci z zawiatw. - Rahl dalej patrzy przez szczelin. - Moe nawet potrwa to jeszcze duej. Zabierze tyle czasu, ile si okae potrzebne. Musz pozyska jego cakowite zaufanie, dobrowolnie zoone zapewnienie o bezwarunkowej lojalnoci. - Mamy kolejny problem. - Demmin zatkn kciuk za pas. - Tylko tym si zajmujesz? - Rahl zerkn na przez rami. - Wyszukiwaniem problemw? - Dziki temu jeszcze nie straciem gowy. - Racja, przyjacielu. - Wadca umiechn si i westchn: - No, mw, co ci ley na wtrobie. Demmin przestpi z nogi na nog i rzek: - Ostatniej nocy dostaem wiadomo, e znikn nasz tropicy obok. - Znikn? - No, moe nie tyle znikn, ile zosta zakryty. - Nass podrapa si po policzku. -

Napyno wiele chmur i otoczyo go. Rahl zacz si mia. Demmin si zmiesza. - To sprawka naszego przyjaciela, starego czarodzieja. Zobaczy obok i uciek si do swoich sztuczek, eby mi popsu szyki. Mona si byo tego spodziewa. To aden problem, mj przyjacielu. To nie ma znaczenia. - Przecie dziki niemu miae odnale ksig, Wadco Rahlu. C moe by waniejszego ni ostatnia szkatua i odnalezienie ksigi? - Wcale nie mwiem, e ksiga nie ma znaczenia. Powiedziaem, e obok nie jest wany. Ksiga natomiast jest bardzo wana i dlatego nie poprzestaem tylko na owym oboku. Jak, wedug ciebie, przyczepiem chmurk do chopaka Cyphera? - Moje talenty ujawniaj si w innych dziedzinach ni magia, Wadco Rahlu. - Susznie, przyjacielu. - Rahl obliza koniuszki palcw. - Ojciec opowiedzia mi niegdy, zanim go zamordowa w diabelski czarodziej, o szkatuach Ordena i o Ksidze Opisania Mrokw. Prbowa j odszuka, lecz mia zbyt ma wiedz. Mj ojciec by raczej czowiekiem czynu, walki. - Wadca spojrza Demminowi w oczy. - Podobnie jak i ty, mj rosy przyjacielu. Nie mia wy starczajcej wiedzy. W swej mdroci wpoi mi jednak przewiadczenie o wyszoci gowy, umysu nad mieczem. Nauczy mnie, e wystarczy umiejtnie si posuy umysem, eby pokona dowoln liczb przeciwnikw. Da mi najlepszych nauczycieli. Potem go zamordowano. - Rahl uderzy pici w st, poczerwienia. Po chwili uspokoi si. - Przez wiele lat uczyem si intensywnie, by mc odnie sukces tam, gdzie si nie powiodo ojcu, i przywrci dynastii Rahlw nalene jej miejsce, tak by znw wadaa wszystkimi krainami. - Przecigne najtajniejsze marzenia i nadzieje swego ojca, panie. Rahl umiechn si po swojemu i wyjrza przez szczelinowate okienko. Potem podj: - Dziki moim studiom odkryem, gdzie ukryto Ksig Opisania Mrokw. Bya w Midlandach, po drugiej strome granicy, lecz nie potrafiem jeszcze podrowa poprzez zawiaty, wic nie mogem si uda do Midlandw, aby j odzyska. Wysaem wic besti, by strzega ksigi a do dnia, w ktrym po ni przybd. - Wyprostowa si, obrci ku Demminowi i ponuro na niego spojrza. - Czowiek zwany Georgeem Cypherem zabi besti i ukrad ksig, zanim mogem po ni przyj. Ukrad moj ksig i zabra zb bestii jako trofeum. Gupi postpek, bo potwr znalaz si tam dziki magii, mojej magii. - Rahl unis brew. - A ja potrafi odszuka i rozpozna moje czary. - Wadca obliza koniuszek palcw i potar nimi wargi, patrzc przed siebie nieobecnym wzrokiem. - Udaem si po ksig, kiedy zaczem gr o szkatuy Ordena. I stwierdziem, e j ukradziono. Znalazem winowajc,

cho zajo mi to troch czasu. Niestety, nie mia ju ksigi i nie chcia mi powiedzie, gdzie ona jest. - Rahl umiechn si do Demmina. - Pocierpia za to, e mi nie pomg. - Nass odwzajemni umiech. - Lecz si dowiedziaem, e da zb synowi. - I w ten sposb si dowiedziae, e chopak Cyphera ma ksig - Tak, Richard Cypher ma Ksig Opisania Mrokw. I nosi na szyi zb. Dziki temu mogem do niego przyczepi tropicy obok. Zwizaem ow chmurk z zbem przesyconym moja magi, z zbem, ktry dosta od ojca. Odzyskabym ju ksig, lecz musiaem si wpierw zaj mnstwem innych spraw. Wysaem wic tylko w oboczek, by pokazywa, gdzie chopak si znajduje. Po prostu dla wygody. Wszystko jest pod kontrol i mog mie ksig w dowolnie przez siebie wybranym momencie. Oboczek nie ma znaczenia. Znajd chopaka dziki zbowi. Rahl poda Demminowi miseczk papki i poleci: - Sprbuj i powiedz, czy wystarczajco podstyga. - Unis brew - Nie chciabym poparzy maego. Nass powcha zawarto naczynia i ze wstrtem zmarszczy nos. Poda miseczk jednemu z gwardzistw, a ten potulnie nabra yk papki i sprbowa. Da znak, e wystarczajco chodna. - Cypher moe zgubi zb lub wyrzuci. I wtedy mog by trudnoci z odszukaniem jego lub ksigi. - Demmin, mwic te sowa, pochyli kornie gow. - Wybacz, wadco, e to powiedziaem, wydaje mi si jednak, e za bardzo zdajesz si na los szczcia, na przypadek. - Niekiedy zdaj si na los, Demminie, lecz nigdy na przypadek. Mam inne sposoby na odszukanie Richarda Cyphera. Nass zaczerpn gboko powietrza, przemyla sowa Rahla i odpry si. - Teraz pojmuj, dlaczego ci to nie zmartwio. Nic o tym wszystkim nie wiedziaem. - Ledwo musnlimy powierzchni spraw, o ktrych nie wiesz, Demminie. - Rahl gniewnie spojrza na wiernego dowdc. - To dlatego ty suysz mnie, a nie ja tobie. - Znw zagodnia. - Zawsze bye mi przyjacielem, Demminie, od naszych chopicych czasw, wic rozwiej twoje obawy w tym wzgldzie. Jest mnstwo niecierpicych zwoki spraw, ktrymi si musz zaj, spraw zwizanych z magi, ktre nie mog czeka. Jak ta. - Wskaza chopca. - Wiem, gdzie jest ksiga, i znam swoje umiejtnoci. Odzyskam ksig, kiedy tylko zechc. W tej chwili wyglda to tak, jakby Richard Cypher chroni j dla mnie. - Nachyli si bliej ku Nassowi. - Zadowolony? Demmin popatrzy w ziemi. - Tak, panie - odpar i znw podnis wzrok. - Wiedz, e powiedziaem ci o moich

wtpliwociach tylko dlatego, e pragn twego zwycistwa. Jeste prawowitym wadc wszystkich krain. My wszyscy chcemy, by nami kierowa i nam przewodzi. Ja za pragn jedynie by trybikiem w machinie pracujcej dla twej wiktorii. I obawiam si tylko jednego: e mgbym ci zawie. Rahl Pospny obj ramieniem potne bary Demmina, spojrza w ospowat twarz, popatrzy na czarne pasmo w jasnych wosach. - Tak lepiej, przyjacielu, wol ci takiego. - Rahl cofn rami i wzi miseczk. - Udaj si teraz do krlowej Mileny i powiadom j o naszym przymierzu. Nie zapomnij przywoa smoczycy - Umiechn si leciutko. - I nie pozwl, by ulubione rozrywki zbytnio opniy twj powrt. Demmin skoni gow. - Dziki, wadco, e obdarzasz mnie zaszczytem suenia ci. Wielkolud wyszed tylnymi drzwiami, a Rahl wrci do ogrodu. Obaj gwardzici zostali w niewielkim, nagrzanym pomieszczeniu z paleniskiem. Rahl podszed ku chopcu, zabierajc po drodze rg do karmienia. Bya to duga, wygita mosina rura, wska przy ustniku i szeroka u gry. Grny, szerszy koniec podtrzymyway dwie podprki, eby papka swobodnie si zsuwaa w d. Rahl postawi rg i ustnik znalaz si przed Carlem. - Co to takiego? - zapyta may. - Rg? - Tak, oczywicie. Znakomicie, Carlu. To rg do karmienia. To cz ceremonii, w ktrej wemiesz udzia. Inni modziecy, ci ktrzy przed tob wspomagali lud, uwaali, e to ogromnie zabawny sposb jedzenia. We do ust t kocwk, a ja ci podam pokarm gr. - Naprawd? - Chopiec nie by przekonany. - Tak. - Rahl umiechn si do niego uspokajajco. - Przyniosem ci wieutki placek borwkowy, jeszcze ciepy, prosto z pieca. - Bosko! - Carl owi zalniy oczy i ochoczo wzi w usta kocwk rogu. Rahl zatoczy doni trzy koa nad miseczk, eby zmieni smak papki, i spojrza na Carla. - Musiaem go rozdrobni, eby przeszed przez rg. Mam nadziej, e ci to nie przeszkadza? - Zawsze go rozdrabniam widelcem. - Carl umiechn si i znw wzi w usta kocwk rogu. Rahl wla w naczynie troch papki. ciekaa do ust malca, ktry zjad j ze smakiem. - Pyszny! Najlepszy, jaki jadem! - Bardzo mnie to cieszy - rzek ze skromnym umieszkiem Rahl. - To mj wasny

przepis. Baem si, e placek nie bdzie tak smaczny, jak twojej matki. - Jest jeszcze lepszy. Mog dosta wicej? - Oczywicie, synku. Z Ojczulkiem Rahlem zawsze jest co ekstra, co wicej.

Rozdzia dwudziesty pierwszy Richard uwanie bada grunt w miejscu, gdzie trakt si znw zaczyna, u podna stoku, lecz mia coraz mniej nadziei. Ciemne chmury pyny nisko, pojedyncze krople zimnego deszczu spaday na pochylon gow chopaka. udzi si, e moe Kahlan pierwsza przebya Przesmyk, e tylko j z nim rozdzielono, lecz dalej sza naprzd. Miaa przecie ko, ktr jej daa Adie, i ta ko powinna bya ocali dziewczyn, zapewni jej bezpieczestwo. Powinna bez trudu przeby Przesmyk. Lecz on sam mia na szyi zb i powinien by niewidzialny dla stworw, a przecie cienie i tak ruszyy na nich. To byo zastanawiajce, dziwne; cienie zaatakoway dopiero o zmierzchu, a waciwie w ciemnociach, przy pknitej skale. Dlaczego nie wczeniej? Nie byo adnych ladw. Od bardzo dawna nikt nie przeby Przesmyku. Richard poczu zmczenie i rozpacz. Lodowaty wiatr szarpa paszcz, jakby go pogania - dalej, w drog, jak najszybciej std odejd. Chopak straci nadziej odnalezienia ladw, ruszy traktem ku Midlandom. Uszed kilka krokw i zatrzyma si nagle. Czy Kahlan - rozdzielona z nim, przekonana, e porway go zawiaty, przekonana, e go na zawsze utracia - poszaby do Midlandw? Czy poszaby sama? Nie. Richard odwrci si ku Przesmykowi. Nie. Poszaby z powrotem. Z powrotem do czarodzieja. Samotny powrt do Midlandw nic by jej nie da. Potrzebowaa pomocy i dlatego przybya do Westlandu. Teraz, po stracie Poszukiwacza, pomc mg jedynie czarodziej. Chopak stara si nie zawierza zbytnio tym nadziejom, lecz by do blisko miejsca, w ktrym walczy z cieniami i w ktrym j zgubi. Nie mg odej bez sprawdzenia, bez upewnienia si. Zapomnia o zmczeniu i wszed w Przesmyk. Powitaa go zielona powiata. Szed po swoich ladach i wkrtce znalaz miejsce walki z cieniami. Odcinite w bocie lady jego butw opowiaday o tym, co si tu dziao. Zdziwi si, e pole walki byo tak rozlege. Nie pamita koowania, cofania si i parcia w przd. W ogle nie pamita zbyt wiele z caej walki dopiero kocwk. W kocu Richard dostrzeg to, czego szuka. lady ich obydwojga, a potem jej samotne. Ruszy tym tropem. Serce mu walio, bolenie pragn, aby lady dziewczyny nie wiody w graniczn cian. Przykucn i bada je uwanie. Dotkn ich. Wygldao na to, e najpierw krya tu i tam, zdezorientowana potem si zatrzymaa i zawrcia. lady dwch

osb wiody w Przesmyk, lady jednej osoby - z powrotem. lady Kahlan. Richard poderwa si gwatownie, z bijcym sercem. Zielona powiata irytujco janiaa dokoa. Zastanawia si, jak daleko moga dziewczyna zaj. Wikszo nocy pracowicie przedzierali si przez Przesmyk. Nie mieli pojcia, ktrdy wiedzie trakt. Popatrzy w d na odcinite w bocie lady. Teraz ju to wiedzia. Musi si spieszy, nie moe si ociga. Przypomnia sobie sowa Zedda, wypowiedziane, kiedy starzec dawa mu miecz. Moc gniewu, rzek wtedy czarodziej, natchnie ci nieodpart chci zwycistwa. W mglistym porannym powietrzu rozleg si metaliczny dwik - to Poszukiwacz doby miecza. Ogarna go fala gniewu i nie zastanawiajc si duej, run po ladach w d traktu. Bieg miarowo wrd zimnej mgy, czujc napr granicznych cian. Nie zwalnia nawet tam, gdzie lady zawracay, zmieniay kierunek. Po prostu przerzuca ciar ciaa to na jedn, to na drug nog, zgodnie ze skrtami cieki, i par przed siebie. Utrzymywa stae, dobre tempo i w poowie poranka by po drugiej stronie Przesmyku. W drodze dwa razy napotka cienie. Nie poruszyy si, nie wiadomo, czy czuy jego obecno. Chopak przeszed przez nie, wycigajc przed siebie miecz. Rozwiay si z jkiem, pene zdziwienia. Nie zwolni nawet w skalnej szczelinie, kopniciem odrzuci z drogi szponiaka. Zatrzyma si dopiero po drugiej stronie pknitej skay i odetchn nieco. Z ogromn ulg stwierdzi, e i tu widzi lady Kahlan. Na lenym trakcie bdzie je trudniej wypatrzy, ale to nic. Wiedzia, ktrdy sza, i wiedzia, e bezpiecznie przebya Przesmyk. Niemal paka z radoci, e Kahlan jest ywa i caa. Richard wiedzia, e jest coraz bliej dziewczyny, poranna mga nie zdya jeszcze zmikczy ostrych konturw ladw. Kiedy tylko zrobio si jasno, Kahlan ruszya po ich ladach, inaczej ju dawno by j dogoni. Mdra dziewczyna, myla, potrafi ruszy gow. Jeszcze z niej zrobi traperk. Richard bieg ciek, nie chowajc miecza i nie tumic gniewu. Nie zatrzymywa si, by szuka ladw Kahlan, lecz zwalnia, widzc botniste czy bardziej mikkie podoe, i patrzy, czy s na nim odciski jej butw. Min odcinek poronity mchem i dotar do spachetka ze ladami. Rzuci na nie przelotnie okiem. Dostrzeg co i zatrzyma si tak gwatownie, e si wywrci. Podpar si na okciach i kolanach i wpatrywa w lady. Szeroko otworzy oczy ze zdumienia. Na lady Kahlan nakada si odcisk mskiego buta, niemal trzykrotnie wikszego ni jego wasny. Nie mia wtpliwoci, do kogo naley w lad: do ostatniego czonka bojwki. Poderwa si na nogi i pogna dalej. Gazie i skaki zleway si w jedn smug.

Chopak dba tylko o jedno: eby nie zboczy ze szlaku i nie wbiec w granic. Nie ba si o siebie, lecz gdyby zgin, kto pomgby Kahlan? Z trudem apa powietrze. Magiczny gniew oddala od niego zmczenie, wyczerpanie wysikiem i brakiem snu. Richard wspi si na niewielki skalny wystp i zobaczy dziewczyn po przeciwlegej stronie zagbienia. Zamar na moment. Kahlan staa po lewej stronie na ugitych kolanach, za plecami miaa skaln cian. Przed ni, po prawej rce Richarda, sta ostatni z bojwki. Chopak poczu strach. Skrzany uniform tamtego lni od wilgoci. Kaptur kolczugi zakrywa jasne wosy mczyzny. Napastnik oburcz unosi miecz, pry potne minie ramion. Richard sysza jego bojowy wrzask. Tamten zamierza zabi Kahlan. W umyle Richarda eksplodowaa furia. Krzykn: Nie! i skoczy ze skay, ogarnity morderczym zapamitaniem. Nim dotkn ziemi, unis oburcz Miecz Prawdy. Wyldowa, cofn si nieco, zatoczy uk mieczem. Ostrze migno, ze wistem rozcinajc powietrze. Mczyzna obrci si ku Richardowi. Zobaczy nadlatujcy miecz i byskawicznie osoni si swoim, a zatrzeszczay mu minie i cigna ramion. Richard jak we nie patrzy na spadajcy na wroga Miecz Prawdy. Woy w pchnicie ca swoj si, cay gniew - eby miecz mign szybciej i trafi celniej. eby zabi wroga. Magiczna furia ostrza i pragnienie zemsty Poszukiwacza zlay si w jedno, wzmacniajc si nawzajem. Richard oderwa spojrzenie od miecza przeciwnika i twardo popatrzy w stalowe, niebieskie oczy tamtego. Miecz Poszukiwacza pody ladem jego oczu. Chopak sysza swj krzyk. Mczyzna unis or, aby odbi cios. Richard widzia tylko jego, wszystko inne rozmyo si i znikno. Puciy wszelkie bariery. Kierowaa nim niepohamowana furia, stapiajca si w jedno z magi miecza. adna ziemska potga nie odbierze mu prawa do ycia tego czowieka. Richard wiedzia tylko jedno. Pragn tylko jednego. Nic innego nie miao dla znaczenia. By wcielon mierci. Jego ramieniem kierowaa miertelna nienawi. Richard z uniesieniem patrzy - ze wzrokiem wbitym w bkitne oczy tamtego, czujc uderzenia wasnego serca - jak Miecz Prawdy wchodzi w jego pole widzenia, jak dociera wreszcie do wzniesionego ora wroga i uderza we. Widzia, jak tamto ostrze pka, jak odcity fragment unosi si w powietrze i lni w socu, wirujc; jak Miecz Poszukiwacza silny jego gniewem i wasn magi - dotyka kaptura z metalowej plecionki, przecina go, tnie gow wroga na wysokoci oczu. Poranna mgieka zabarwia si na czerwono. Chopak z dziwnym oywieniem patrzy, jak opadaj metal owe ogniwa, jak sunce w purpurowym powietrzu ostrze oddziela ko,

jasne wosy, fragment mzgu, a ciao wroga - koczce si nieco powyej szczki, gitkie niczym szmaciana kukieka - zaczyna opada i wreszcie uderza o ziemi. Smugi krwi wzbiy si wysoko, zatoczyy uk i spady, take na Richarda, w jego otwarte we wciekym krzyku usta. Zwycizca poczu smak krwi pokonanego wroga. Struga krwi laa si z martwego ciaa i wsikaa w ziemi, spaday odamki kolczugowego kaptura i odcity fragment miecza. Cz metalowych ogniw i kawakw koci, cinita impetem cicia za Richarda, uderzya o ska. Z gry wci leciay odamki koci, fragmenty mzgu i krew, barwic wszystko dokoa na czerwono. Dawca mierci sta nad powalonym obiektem swego gniewu i nienawici. Sta zwyciski, zbryzgany krwi i upojony radoci, jakiej jeszcze nigdy nie zazna. Znw unis miecz, szuka kolejnego przeciwnika. Nie znalaz. A potem wiat implodowa. Richard znw widzia to, co go otaczao. Zobaczy zdumion, przeraon twarz Kahlan i powali go bl. Upad na kolana. Miecz Prawdy wysun si z doni chopaka. Richard uwiadomi sobie nagle, co uczyni. Zabi czowieka. Gorzej - zabi czowieka, ktrego pragn umierci. To niewane, i chroni czyje ycie - chcia zabi. Upaja si swoim czynem. Nie dopuciby, eby cokolwiek mu przeszkodzio w popenieniu go. Bez przerwy widzia, jak jego miecz rozupuje czaszk tamtego mczyzny. Nie mg si uwolni od owej wizji. Skuli si i przycisn rce do brzucha. Targa nim straszliwy, przeszywajcy bl. Otworzy usta, lecz nie wydoby si z nich aden dwik, aden krzyk. Chcia straci przytomno i w ten sposb powstrzyma bl, ale nie mg. Istnia wycznie w bl, tak jak przedtem - w niepohamowanym pragnieniu zadania mierci - istnia tylko tamten mczyzna. Bl pozbawi go wzroku. Richard olep. Czu, jak spala go ogie - kad ko, kady misie, kady narzd jego ciaa. Nie mg zapa powietrza, dusi si w mce. Upad na bok, podcign kolana do piersi. Krzycza z blu, jak przedtem z wciekoci, czu, jak wycieka ze ycie. Zdawa sobie spraw - pomimo przeywanych katuszy - e jeli to potrwa duej, to straci rozum lub, co gorsza, ycie. Miadya go potga magii. Nawet sobie nie wyobraa, e istnieje a takie natenie blu, nie potrafi sobie wyobrazi, e to kiedykolwiek przeminie. Czu, jak mka odbiera mu rozum. Bezgonie baga o mier. I dozna jej, tak czy inaczej, jeeli to si szybko nie zakoczy, nie zmieni. Targany cierpieniem nagle zrozumia, rozpozna w bl. By taki sam jak gniew.

Szala w nim tak samo, jak przedtem gniew miecza. Cakiem dobrze to zna: to bya magia, to byy czary. Poj to i natychmiast sprbowa uzyska kontrol nad blem, tak jak przedtem nauczy si kontrolowa gniew. Wiedzia, e musi zapanowa nad mk, wyciszy j, bo inaczej umrze. Prbowa sam sobie przemwi do rozsdku, wytumaczy konieczno owego potwornego czynu. Tamten czowiek, chcc zabi, sam si skaza na mier. W kocu chopak zdoa odsun od siebie bl, tak jak si nauczy odpdza i hamowa gniew. Dozna ulgi. Bl znikn. Richard lea na plecach, oddycha z trudem. Znw widzia i wiedzia, co si dokoa dzieje. Kahlan klczaa przy nim i ocieraa mu twarz kawakiem wilgotnego ptna. Zmywaa krew. Pakaa. Na jej twarzy widniaa zakrzepa krew, krew tamtego czowieka. Richard uklk i wyj ptno z rk dziewczyny; chcia obmy jej twarz, chciaby usun z jej umysu wspomnienie tego, co uczyni. Lecz Kahlan obja go mocno i przytulia z si, o jak jej nawet nie posdza. Odwzajemni ucisk. Pakaa, tulc go do siebie, przyciskajc jego gow. Jak dobrze byo j mie z powrotem przy sobie. Ju nigdy, przenigdy nie pozwoli jej odej. - Tak mi przykro, Richardzie - kaa. - Dlaczego? - e musiae go przeze mnie zabi. - Ju dobrze, ju wszystko w porzdku. - Koysa j agodnie i gadzi jej wosy. - Dobrze wiem, jak magia ci udrczya - chlipna, potrzsajc gow wtulon w rami chopaka. - To dlatego nie chciaam, eby walczy z tamtymi w gospodzie. - Zedd mwi, e gniew uchroni mnie przed blem. Nie rozumiem, Kahlan. Ju nie mogem by ani odrobin bardziej wcieky. Odsuna si od niego, zacisna palce na ramieniu chopak jakby badajc, czy nie jest zud. - Zedd nakaza mi, ebym czuwaa nad tob, gdy zabijesz mieczem czowieka. Mwi, e gniew istotnie ci ochroni, lecz e pierwszy raz jest zupenie odmienny. Wwczas magia dowiadcza, szacuje Poszukiwacza, a przed tym nic go nie ochroni. Powiedzia mi, e nie mg ci tego zdradzi, bo gdyby to wiedzia, to byby bardziej ostrony, mgby si zawaha przed uyciem miecza i sam zgin. Mwi, e przy pierwszym posueniu si mieczem magia musi si zespoli z Poszukiwaczem, utwierdzi go w zamiarze zadania mierci. - Kahlan cisna rami chopaka. - Zedd mnie ostrzeg, e magia moe ci straszliwie dowiadczy, e zsya bl i bada, kto bdzie panem, a kto podwadnym. Richard, zaskoczony i wstrznity, przysiad na pitach. Adie powiedziaa mu, e

czarodziej nie zdradzi mu pewnej tajemnicy. To musiao by wanie to. Zedd na pewno ogromnie si o niego ba i martwi. Chopak wspczu staremu przyjacielowi. Po raz pierwszy dokadnie poj, co to znaczy by Poszukiwaczem. Zrozumia to tak, jak zrozumie mg wycznie Poszukiwacz. Dawca mierci. Teraz to pojmowa. Zrozumia magi, to, jak si ni posugiwa i jak ona si nim posuya, poj, e teraz stanowi jedno. Ju nigdy nie bdzie taki jak przedtem. Posmakowa spenienia swego najmroczniejszego pragnienia. Dokonao si. Nie mg tego odwrci, cofn si do tego, co byo przedtem, do swego dawnego Ja. Richard unis wilgotne ptno i zmy krew z twarzy Kahlan. - Rozumiem. Teraz ju wiem, o czym mwi Zedd. Dobrze zrobia, tajc to przede mn. - Dotkn policzka dziewczyny, a gos mia agodny. - Tak si baem, e ci zabije. - Mylaam, e nie yjesz. - Pooya do na jego rce. - Trzymaam ci za rk i nagle si zorientowaam, e znikne. - Oczy Kahlan wypeniy si zami. - Nie mogam ci odnale. Nie wiedziaam, co robi. Mylaam tylko o jednym: wrci do Zedda, poczeka, a si ocknie i poprosi go o pomoc. Sdziam, e zgine w zawiatach. - A ja mylaem, e to si tobie przytrafio. O mao co nie poszedem dalej sam. Umiechn si. - Wyglda na to, e wci do ciebie wracam. Kahlan umiechna si, po raz pierwszy od kiedy j odnalaz, i znw go obja. Odsuna si pospiesznie. - Musimy std odej, Richardzie. Peno tu rozmaitych stworw. Przyjd do jego ciaa. Nie moemy tu zosta, musimy odej, zanim si zjawi. Chopak kiwn gow, odwrci si po miecz i wsta. Wycign do Kahlan rk, by pomc jej si podnie. Przyja j. Zapon magiczny gniew, ostrzegajc swego pana. Zdumiony Richard popatrzy na dziewczyn. Magia zbudzia si i poprzednio, kiedy Kahlan dotkna jego doni, lecz tym razem odczu to mocniej, wyraniej. Dziewczyna umiechaa si, najwyraniej nic nie poczua. Chopak odpdzi gniew, ktry si cofn z wielk niechci. Kahlan jeszcze raz obja chopaka. - Wci nie mog uwierzy, e yjesz. Byam pewna, e ci utraciam. - Jak ucieka cieniom? - Sama nie wiem. - Potrzsna gow. - Szy za nami, a kiedy si rozdzielilimy i zawrciam, to ju ich nie byo. Widziae jakie? - Tak, widziaem je - przytakn powanie Richard. - I ponownie mojego ojca. Przyszy po mnie, chciay mnie wepchn w granic.

- Dlaczego akurat ciebie? - spytaa zaintrygowana dziewczyna. - Czemu nie nas obydwoje? - Nie mam pojcia. Noc, w pknitej skale i potem, kiedy ruszyy za nami, chodzio im o mnie, a nie o ciebie. Ko ci chronia. - Kiedy poprzednio bylimy w granicy, atakoway wszystkich oprcz ciebie powiedziaa Kahlan z namysem. - Co si zmienio tym razem? - Nie wiem - odpar Richard po chwili namysu - ale musimy przeby to przejcie. Jestemy za bardzo zmczeni, eby noc znw walczy z cieniami. Musimy dotrze do Midlandw przed zmrokiem. I tym razem ju nie puszcz twojej doni, obiecuj. - Ja te nie puszcz twojej. - Dziewczyna umiechna si i cisna rk Richarda. - Przebiegem przez Przesmyk. W ten sposb trwao to o wiele krcej. Pobiegniemy? Kahlan skina gow i ruszyli. Richard nie narzuca zbyt ostrego tempa. Nie leciay ich tropem adne cienie, cho kilka z nich unosio si nad ciek. Chopak przebi je mieczem, nie czekajc na to, co uczyni. Dziewczyna draa, syszc skowyt rozwiewajcych si cieni. Richard uwanie obserwowa lady na ciece, kierowa Kahlan na zakrtach, baczc, by nie zboczya z traktu. W kocu przebyli zbocze z osuwiskiem i znaleli si na lenej ciece, po drugiej stronie Przesmyku. Dopiero wtedy zwolnili do szybkiego marszu, eby troch odpocz. Mawka zwilaa im twarze i wosy. Rado z odnalezienia Kahlan, caej i ywej, sprawia, e Richard mniej si trapi tym, co ich czekao. Nie zatrzymujc si ani na chwil, zjedli troch chleba i owoc. odek Richarda skrca si z godu, lecz chopak nie mia zamiaru zatrzymywa si na jaki obfitszy posiek. Richard wci nie mg zrozumie, dlaczego magia si budzia i ostrzegaa go, kiedy dziewczyna dotykaa jego doni. Czy magia co w niej wyczuwaa, czy te reagowaa na co w jego wasnym umyle? Czy obawia si tajemnicy Kahlan? A moe chodzio o co wicej, co, co magia w niej wyczuwaa? Richard aowa, e nie ma z nimi Zedda; mgby zapyta starca, co o tym sdzi. Hmm, w kocu poprzednim razem Zedd by przy nim, a on wcale go o nic nie zapyta. Czyby si ba tego, co starzec mg mu powiedzie? Troch si posilili, popoudnie zbliao si ku kocowi i z lasu day si sysze warczenia i ryki. Kahlan powiedziaa, e to znowu bestie. Postanowili, e pobiegn, eby jak najszybciej przeby reszt szlaku. Richard przekroczy granic zmczenia. Jak odrtwiay bieg przez gsty las. Szmer deszczu zagusza odgos ich krokw. Przed zmierzchem dotarli na skraj grani. Trakt schodzi w d zakosami. Przystanli

w lesie jak u wylotu jaskini i patrzyli na trawiast, smagan deszczem przestrze. - Znam to miejsce - szepna sztywno wyprostowana Kahlan. - Wic? - Nazywaj je Dzicz. Jestemy w Midlandach. - Spojrzaa na Richarda. - Wrciam do domu. - Nie widz w tym krajobrazie nic dzikiego. - Chopak unis brew. - Nazwa wcale si nie wywodzi od wygldu tego miejsca, a od ludzi, ktrzy tu yj. Zeszli stromym stokiem. Richard znalaz niewielkie zagbienie, czciowo osonite przed deszczem kamienn pyt; niestety, byo zbyt pytkie, nie dawao dobrej osony, wic chopak naci sosnowych gazi, opar je o skalny wystp i zbudowa w miar suche schronienie na noc. Kahlan wpeza do rodka, Richard za ni; zacign za sob gazie, osaniajc wntrze przed deszczem, na ile zdoa. Osunli si na ziemi, zmoczeni i wyczerpani. Dziewczyna zdja paszcz i otrzsna z wody. - Nie przypominam sobie tak uporczywego zachmurzenia i dugotrwaego deszczu. Powoli zapominam, jak wyglda sonce. Zaczynam mie tego do. - A ja nie - odpar spokojnie Richard. - Pamitasz t wowat chmurk, ktra mnie ledzia? T, ktr wysa Rahl? - Potakna. - Zedd rzuci zaklcie i przywoa inne chmury, ktre j zakryy. Dopki jest pochmurno, to ani my, ani Rahl nie widzi tamtego oboczka. Wol deszcz od Rahla Pospnego. - W takim razie i ja spojrz na chmury askawszym okiem - oznajmia po krtkim namyle Kahlan. - Ale jakby znw byy potrzebne, to popro Zedda, eby nie ciga takich kapicych, dobrze? - Richard si umiechn i kiwn gow, a Kahlan spytaa: - Zjesz co? - Nie, za bardzo si zmczyem. Chc spa, spa i spa. Bezpiecznie tu? - Tak. Nikt nie mieszka tak blisko granicy, w Dziczy. Adie powiedziaa, e mamy ochron przed bestiami, wic sercowe psy nie powinny nas niepokoi. Monotonny szum deszczu sprawia, e Richardowi coraz bardziej si chciao spa. Owinli si kocami, bo noc bya chodna. Chopak ledwo dostrzega w mroku twarz opartej o skaln cian Kahlan. W tak maym schronieniu nie mogli zapali ognia, zreszt i tak wszystko byo zbyt wilgotne. Richard sign do kieszeni i dotkn woreczka z nocnym kamieniem. Zastanawia si, czy go wyj, by mieli cho troch wiata, lecz w kocu zrezygnowa z tego. - Witaj w Midlandach. - Kahlan umiechna si do niego. - Spenie obietnic, doprowadzie nas a tutaj. Teraz si zacznie cika robota. Co na pocztek? Richardowi pulsowao i upao w gowie. Opar si o ska obok dziewczyny.

- Potrzebujemy kogo, kto zna czary i mgby nam powiedzie, gdzie jest ostatnia szkatua, gdzie j znajdziemy. A przynajmniej gdzie jej szuka. Nie moemy si miota na olep. Potrzebny nam kto, kto nas ukierunkuje. Znasz kogo takiego? - W pobliu nie ma nikogo, kto by nam chcia pomc. - Kahlan zerkna na z ukosa. Znw nie chciaa mu czego powiedzie. Chopak si zirytowa. - Wcale nie powiedziaem, e taki kto musi chcie nam pomc. Mwiem, e powinien potrafi nam udzieli informacji. Zaprowad mnie do takich ludzi, a ja ju si zajm reszt! - Natychmiast poaowa, e by taki ostry. Opar gow o ska i odpdzi gniew. Przepraszam, Kahlan. - Odsun od niej gow. - Miaem ciki dzie. Nie tylko zabiem tamtego mczyzn, ale znw przeszyem mieczem wasnego ojca. A najgorsza ze wszystkiego bya myl, e moja najlepsza przyjacika zgina w zawiatach. Chc powstrzyma Rahla i zakoczy ten koszmar. Odwrci ku niej twarz, a Kahlan obdarzya go jednym ze swoich specjalnych umiechw. Przez chwil patrzya mu w oczy. - Nie jest atwo by Poszukiwaczem - powiedziaa mikko. - O tak, nieatwo - zgodzi si chopak i odwzajemni umiech. - Botni Ludzie - zdradzia wreszcie. - Chyba mog nam powiedzie, gdzie szuka, ale nie ma adnej gwarancji, e zechc nam pomc. Dzicz to odosobniona cz Midlandw, a Botni Ludzie nie nawykli do kontaktw z obcymi. Maj osobliwe obyczaje. Nic ich nie obchodz sprawy innych. Chc, by ich pozostawiono w spokoju. - Jeli Rahl zwyciy, to na pewno nie uszanuje ich ycze - przypomnia jej Richard. Kahlan gboko zaczerpna powietrza i wypucia je powoli. - Oni mog by niebezpieczni, Richardzie. - Miaa ju z nimi do czynienia? - Kilka razy. Nie mwi naszym jzykiem, ale ja mwi ich mow. - Ufaj ci? Dziewczyna odwrcia oczy i szczelnie otulia si kocem. - Tak mi si zdaje. - Spojrzaa na spod brwi. - Ale si mnie boj, a w przypadku Botnych Ludzi strach moe si okaza waniejszy ni zaufanie. Richard zagryz wargi, eby si powstrzyma od zapytania, czemu si jej boj. Zamiast tego rzuci: - Daleko s? - Nie wiem dokadnie, w jakiej okolicy Dziczy mieszkaj. Wydaje mi si, e bd o jaki tydzie na pnocny wschd.

- Dobre i to. Rankiem ruszymy na pnocny wschd. - Ale kiedy ju tam dotrzemy, musisz robi to, co powiem. I musisz ich przekona, eby ci pomogli, bo inaczej tego nie zrobi i aden miecz tu nie pomoe. - Kiwn gow. Kahlan wysuna rk spod koca i pooya na ramieniu chopaka. - Dzikuj, Richardzie, e po mnie wrcie na szlaku - szepna - Przykro mi, e tak drogo za to zapacie. - Musiaem wrci. C bym robi w Midlandach bez przewodniczki? - Postaram si nie zawie twoich oczekiwa. - Dziewczyna umiechna si. Richard ucisn jej do. Potem uoyli si na ziemi. Zasypia, dzikujc dobrym duchom, e ocaliy Kahlan.

Rozdzia dwudziesty drugi Zedd otworzy oczy. W powietrzu unosi si aromat korzennej polewki. Czarodziej nie poruszy si, ostronie spojrza dokoa. Chase lea obok, na cianach wisiay koci, za oknem byo ciemno. Popatrzy na siebie - pitrzyy si na nim koci. Sprawi, e si wolniutko uniosy w powietrzu, odleciay na bok i cicho osiady na pododze. Podnis si, nie czynic haasu. By w domku penym koci, koci bestii. Odwrci si. I - ku swemu zdziwieniu - znalaz si twarz w twarz z kobiet, ktra rwnie si odwrcia. Obydwoje wrzasnli z przeraenia i wyrzucili w gr kociste ramiona. - Kto ty? - zapyta Zedd, patrzc w jej biae oczy. Zapaa kul, zanim ta zdya si przewrci, i wsuna j sobie pod pach. - Ja Adie - odpara ochrypym gosem. - Ale mnie wystraszy! Obudzie si szybciej, ni si spodziewaam. - Ile posikw opuciem? - spyta Zedd, wygadzajc szaty. - Zbyt wiele, sdzc po tym, jak wygldasz - burkna Adie, mierzc go gniewnym spojrzeniem. Czarodziej umiechn si i rwnie obejrza Adie od stp do gw. - Przystojna z ciebie niewiasta - oznajmi. Skoni si, uj do Adie i delikatniej ucaowa, potem wyprostowa si sztywno i unis kocisty palec ku niebu. - Zeddicus Zul Zorander, korny twj suga, nadobna pani. - Nachyli si nieco. - Co z twoj nog? - Nic. Jest jak trzeba. - Nie, nie. - Zmarszczy brwi i pokaza palcem. - O, z t, a nie z tamt. Adie spojrzaa na puste miejsce po brakujcej stopie, potem znw na Zed - da. - Po prostu nie siga do ziemi. Oczy ci nie su czy co? - Zostaa ci tylko jedna stopa - oznajmi Zedd i znw si umiechn. - A co do moich oczu - doda swoim piskliwym gosem - to byy bardzo wygodzone, a teraz maj uczt. - Co powiesz na miseczk polewki, czarodzieju? - umiechna si Adie. - Ju si baem, e nigdy o to nie zapytasz, czarodziejko. Poszed w lad za kobiet ku palenisku, nad ktrym wisia kocioek z polewk. Adie nalaa zupy do dwch miseczek, a Zedd zanis je na st. Potem gospodyni opara swoj kul o cian i usiada naprzeciw gocia. Ukroia po grubej pajdzie chleba i sera i podaa mu. Zedd zabra si rano do jedzenia, lecz przerwa po pierwszej yce i spojrza w biae oczy Adie. - Richard przyrzdza tak polewk - powiedzia, a druga yka utkwia pomidzy miseczk a jego ustami.

Kobieta odamaa kawaek chleba i umoczya w polewce, patrzc na czarodzieja. - To prawda. Miae szczcie, moja chyba nie bdzie taka smaczna. Zedd si rozejrza, zanurzy yk w miseczce i zapyta: - Gdzie on jest? Adie ugryza ks chleba i ua, obserwujc starego. W kocu przekna i odpara: - On i Matka Spowiedniczka poszli przejciem do Midlandw. Ona wci tai przed nim, kim jest, wic chopak zna j jako Kahlan. Potem opowiedziaa, jak modzi zjawili si u niej, poszukujc pomocy dla nieprzytomnych przyjaci. Zedd sucha, pogryzajc na przemian chleb i ser; skrzywi si na wie, e go karmiono kleikiem. - Kaza, bym ci powiedziaa, e nie mg na ciebie czeka, lecz e wie, i to zrozumiesz. Poszukiwacz da mi te polecenia dla Chasea. Ma wrci i poczyni przygotowania na czas, kiedy granica zamknie i pojawi si siy Rahla. Chopak aowa, e nie zna twojego planu, ale ba si czeka. Zedd znw si zabra do jedzenia. Skoczy polewk i podszed do kocioka po now porcj. Chcia te dola Adie, ale ona jeszcze nie zjada pierwszej porcji, bo wicej czasu ni polewce powicaa na wpatrywanie si w czarodzieja. Usiad wic, a kobieta podsuna mu chleb i ser. - Richard ukrywa przed tob jaki sekret - powiedziaa cicho Adie. - Nie zdradziabym tego, gdyby nie ta sprawa z Rahlem. Lepiej, eby to wiedzia. wiato lampy padao na twarz i biae wosy Zedda, jeszcze bardziej wyostrzajc jego rysy. Starzec zaczerpn yk polewki, patrzy przez chwil w miseczk, potem znw spojrza na twarz Adie. - Wszyscy mamy sekrety, sama o tym dobrze wiesz, a czarodzieje maj ich wicej ni inni. Dziwne by byo, gdybymy znali nawzajem wszystkie swoje sekrety. Nawiasem mwic, znikaby caa przyjemno z ich odkrywania i powtarzania. - Umiechn si, oczy mu zalniy. - Nie boj si tajemnic osoby, ktrej ufam, a i ona nie musi si obawia moich. To jeden z aspektw przyjani. Adie odchylia si do tyu; biae oczy patrzyy na czarodzieja, na ustach pojawi si umieszek. - Mam nadziej, dla jego wasnego dobra, e nie zawiedzie twojego zaufania. Nie chciaabym da czarodziejowi powodu do gniewu. - Jestem zupenie nieszkodliwy. - Zedd wzruszy ramionami. Przez chwil uwanie obserwowaa jego oczy.

- Kamstwo - szepna ochryple czarodziejka. Starzec odchrzkn i sprbowa zmieni temat. - Co mi si wydaje, o pani, e jestem ci winien podzikowanie za opiek. - To prawda. - I za wspomoenie Richarda i Kahlan. - Popatrzy na Chasea i wskaza go yk. Stranika granicy rwnie. Jestem twoim dunikiem. - Moe odpacisz mi za to pewnego dnia - umiechna si szerzej Adie. Zedd podcign rkawy szaty i zabra si do polewki, lecz ju nie tak arocznie jak poprzednio. Obserwowali si wzajemnie, on i czarodziejka. Ogie w palenisku potrzaskiwa, zza okna dochodziy odgosy nocy. Chase spa. - Kiedy odeszli? - spyta w kocu Zedd. Dzi mija sidmy dzie, jak powierzy ciebie i stranika mojej pieczy. Starzec dokoczy polewk, odsun miseczk. Splt na stole kociste donie, stuka kciukiem o kciuk, lekko pochyli gow. Blask lampy migota i lni na jego siwej czuprynie. - Czy Richard powiedzia, jak go mam odszuka? Adie milczaa przez chwil. Czarodziej czeka, stukajc kciukami. W kocu odpara: - Daam mu nocny kamie. - Co takiego! - Zedd skoczy na rwne nogi. - Wolaby, ebym go wysaa noc przez przejcie zupenie na lepo? - spytaa spokojnie kobieta. - To by oznaczao pewn mier. Chciaam, eby przeszed na drug stron, i tylko tak mogam mu pomc. Czarodziej opar kykcie o st i pochyli si w przd, a biae wosy okoliy jego twarz. - Ostrzega go przynajmniej? - Oczywicie. - Jak? - Zmruy oczy. - Zagadk czarodziejki? Adie wzia dwa jabka i rzucia jedno Zeddowi. Rzuci bezgonie czar i owoc wolno wirowa, a starzec patrzy na ni gniewnie. - Siadaj, czarodzieju, i przesta si popisywa. - Odgryza kawaek swojego jabka i ua powoli; rozelony Zedd usiad. - Nie chciaam go przestraszy. I tak ju by wystraszony. Gdybym mu powiedziaa, co moe zdziaa nocny kamie, to by si ba nim posuy i zawiaty ani chybi dopadyby chopaka. Tak ostrzegam go zagadk. Odgadnie j potem, jak ju minie przejcie. Patykowate palce starca pochwyciy jabko. - Nic nie rozumiesz, Adie. Richard nie cierpi zagadek, nigdy ich nie lubi. Uwaa, e

uchybiaj szczeroci. Nie cierpi ich. Ignoruje je dla zasady. - Odgryz ks jabka. - Jest Poszukiwaczem. A Poszukiwacz rozwizuje zagadki. - Zagadki ycia, a nie sowne. W tym caa rnica. - Zedd unis znaczco kocisty palec. Adie odoya jabko, wspara rce o st i pochylia si. Troska zagodzia jej rysy. - Prbowaam pomc chopcu, Zeddzie. Chc, eby mu si powiodo. W przejciu straciam stop, a on mg straci ycie. Jeeli zginie Poszukiwacz, to i my wszyscy zginiemy. Nie chciaam mu zaszkodzi. Zedd te odoy jabko, machniciem doni odpdzi gniew. - Wiem, Adie, wiem, e nie chciaa go skrzywdzi. Wcale nie sugeruj, e chciaa. Uj do kobiety. - Wszystko bdzie dobrze. - Ale byam gupia - powiedziaa gorzko. - Mwi mi, e nie lubi zagadek, ale lekko to potraktowaam. Poszukaj go poprzez nocny kamie, Zeddzie. Sprawd, czy przeszed. Starzec skin gow. Zamkn oczy, opar podbrdek o pier i wzi trzy gbokie oddechy. Potem dugo nie oddycha. Da si sysze niski, agodny szum odlegego wiatru, wiatru wiejcego nad rozleg, otwart przestrzeni, samotny, przejmujcy dwik. Po jakim czasie wiatr ucich i czarodziej znw zacz oddycha. Podnis gow i otworzy oczy. - Jest w Midlandach. Przeby przejcie. Adie odetchna z ulg. - Dam ci ko, eby i ty bezpiecznie przeby przejcie. Ruszysz teraz za nimi? Zedd odwrci wzrok od jej biaych oczu. - Nie - rzek spokojnie. - Sam sobie musi poradzi i z tym, i z innymi sprawami. Jest, tak jak powiedziaa, Poszukiwaczem. Skoro mamy powstrzyma Rahla Pospnego, to musz si zaj pewn wan kwesti. Mam nadziej, e w tym czasie Richard nie wpadnie w tarapaty. - Tajemnice? - Czarodziejka umiechna si lekko. - Tajemnice - przytakn czarodziej. - Musz natychmiast wyruszy. Wyja do spod jego rk i pogadzia je. - Na zewntrz jest ciemno. - Ciemno - przyzna. - Moe by zosta na noc? Wyruszy o wicie? - Zosta na noc? - Zedd spojrza na ni spod oka. - Czasem bardzo tu samotnie. - Adie wzruszya ramionami, gadzc jego donie. - C - umiechn si szelmowsko Zedd - sama powiedziaa, e na zewntrz jest ciemno. Te uwaam, e lepiej bdzie wyruszy rankiem. - Nagle zmarszczy brwi: - To jedna

z twoich zagadek, prawda? Potrzsna przeczco gow, a on znw si umiechn. - Mam ze sob czarodziejsk skak. Co ty na to? - Bardzo by mi si to spodobao. - Adie umiechna si niemiao. Odgryza ks jabka i obserwowaa Zedda. - Nago? - spyta, unoszc brew. Szli przez otwart, pask rwnin; padao, a wiatr koni dug traw powolnymi falami. Nieliczne drzewa rosy w odlegych od siebie grupkach. Byy to przewanie brzozy i olchy, tworzce kpy w pobliu strumieni. Kahlan uwanie obserwowaa trawy - zbliali si do terytorium Botnych Ludzi. Richard szed za ni w milczeniu, jak zwykle, czuwajc nad dziewczyn. Kahlan niechtnie prowadzia go do Botnych Ludzi. Mia jednak racj, mwic, e powinni wiedzie, gdzie szuka ostatniej szkatuy, a w pobliu nie byo nikogo innego, kto mgby ich jako ukierunkowa. Jesie mijaa, czasu ubywao. Jeeli Botni Ludzie im nie pomog, to caa ta wdrwka pjdzie na marne. I jeszcze jedno: prawdopodobnie si nie omiel zabi Spowiedniczki, nawet jeli podruje bez opieki czarodzieja, lecz zupenie nie wiadomo, czy nie podnios rki na Poszukiwacza. Dziewczyna jeszcze nigdy nie podrowaa po Midlandach bez czarodzieja. adna Spowiedniczka tego nie czynia, byo to bowiem zbyt niebezpieczne. Richard stanowi lepsz ochron ni Giller, ostatni czarodziej Kahlan, ale to ona miaa go chroni, a nie on j. Nie moe dopuci, by znw ryzykowa dla niej ycie. Bo to on, Richard, ma waniejsze ni ona zadanie w walce przeciwko Rahlowi. I to si przede wszystkim liczyo - powstrzymanie Rahla Pospnego. Przysigaa, e odda ycie w obronie Poszukiwacza... W obronie Richarda. Bya to najszczersza, najarliwsza z przysig. I to ona umrze, jeli nadejdzie czas wyboru. Dotarli do dwch pali wbitych w ziemi po obu stronach cieki. Pale byy owinite w skr pomalowan w czerwone pasy. Richard zatrzyma si i spojrza na przymocowane na grze czaszki. - To ma nas odstraszy? - zapyta, dotykajc jednej ze skr. - Nie. To czaszki czcigodnych przodkw, strzegce ich krain. Taki zaszczyt spotyka wycznie najbardziej szanowanych. - Nie sysz w tym adnej groby. Moe nasza wizyta nie sprawi im a takiej przykroci. - Zabijanie obcych to jeden ze sposobw zdobycia uznania i szacunku - pouczya go Kahlan i spojrzaa na czaszki. - Jednak te tutaj nie s grob i ostrzeeniem dla innych. Po prostu Botni Ludzie w ten sposb czcz pami zasuonych.

Richard zaczerpn gboko powietrza i cofn do z pala. - Przekonajmy si wic, czy nam pomog. Czy ich przekonamy, i dziki temu bd mogli dalej czci pami swoich przodkw i odpdza obcych. - Pamitaj, co ci mwiam - ostrzega go dziewczyna. - Mog odmwi pomocy. Powiniene uszanowa i taka., odmown decyzj. Ich rwnie pragn ocali. Nie chc, eby ich skrzywdzi. - Nie mam zamiaru ani ochoty ich krzywdzi, Kahlan. Pomog nam, nie martw si. W swoim wasnym interesie. - Oni mog zupenie inaczej na to patrze - upieraa si. Przestao pada, pojawia si leciutka, chodna mgieka. Dziewczyna odrzucia kaptur. - Obiecaj mi, Richardzie, e nie wyrzdzisz im nic zego. On take odrzuci kaptur, podpar si pod boki i, ku zdziwieniu Kahlan, umiechn si. - Teraz ju wiem, jak to jest - oznajmi. - Co? - spytaa nieco podejrzliwie. Richard popatrzy na ni i umiechn si jeszcze szerzej. - Pamitasz, jak chorowaem od ukszenia wowej liany i prosiem ci, eby nie skrzywdzia Zedda? Teraz wiem, co czua, nie mogc mi tego obieca. Kahlan patrzya w szare oczy chopaka i mylaa o tym, jak bardzo chce powstrzyma Rahla, i o znanych jej ludziach, ktrych Rahl zabi. - A ja wiem teraz, co czue, kiedy nie mogam ci tego obieca. - Umiechna si wbrew sobie. - Te uznae, e to gupia proba? - Kiedy sobie uwiadomiem, jaka jest stawka. I kiedy zrozumiaem e nie skrzywdzisz nikogo, chyba e nie bdzie wyboru. Wtedy poczuem si gupio. Poniewa ci nie wierzyem. Kahlan za wyrzucaa sobie, e nie zaufaa jemu, lecz wiedziaa e Richard za bardzo jej wierzy. - Przepraszam - powiedziaa z umiechem. - Powinnam mie o tobie lepsze zdanie. - Czy wiesz, jak ich namwi, eby nam pomogli? Dziewczyna bya kilka razy w osadzie Botnych Ludzi, cho jej nie zapraszali; nigdy by nie przywoali Spowiedniczki. Do obowizkw Spowiedniczek naleay odwiedziny u poszczeglnych ludw Midlandw. Botni Ludzie byli w miar uprzejmi, nie bali si, ale jasno dali do zrozumienia, e sami zaatwi wasne sprawy i nie ycz sobie adnych interwencji z zewntrz. Groby na nich nie podziaaj.

- Botni Ludzie zwouj narady widzcych. Nigdy nie pozwolili, bym to obserwowaa, moe dlatego, e jestem obca, a moe - bo jestem kobiet. Widzcy zajmuj si rozwizaniem najwaniejszych dla osady spraw. Na pewno nie zwoaj takiej narady pod grob miecza; jeli maj nam pomc, musz to zrobi z wasnej woli. Musisz ich przekona, pozyska dla naszej sprawy. - Zdoamy tego dokona, przy twoim wspudziale. Nie mamy wyjcia. - Richard twardo spojrza w oczy dziewczyny. Kahlan przytakna i posza dalej. Nad rwnin wisiay niskie, gste chmury; pyny i pyny bez koca, falicie. Bezmiar nieba przytacza, pomniejsza monotonn paszczyzn ziemi. Wydawao si, e niebo jest tu wiksze, rozleglejsze ni gdzie indziej. Potoki wezbray po deszczach i spieniona, mtna woda sigaa pni tworzcych kadki. Kahlan czua, jak pnie wstrzsane nurtem wody dr pod butami. Sza ostronie - drewno byo liskie i brakowao liny uatwiajcej przejcie. Richard poda jej pomocn do i chtnie j przyja. Stwierdzia, e wyczekuje nastpnych strumieni, by znw mie pretekst do trzymania go za rk. Wiedziaa jednak, czua to a do blu, e nie moe go zachca, rozbudza jego uczu do niej. Jake pragna by zwyk kobiet, tak jak inne. Lecz nie bya jak inne. Bya Spowiedniczk. Czasem udawao jej si o tym zapomnie (na krtko, niestety) i by tylko dziewczyn. Pragna, eby Richard szed obok niej, ale on trzyma si z tyu, obserwowa okolic, czuwajc nad swoj przewodniczk. By w obcym, nieznanym kraju, we wszystkim si dopatrywa zagroenia. Kahlan to rozumiaa, bo w Westlandzie czua si tak jak on tutaj. Mia prawo by ostrony; ryzykowa ycie w wyprawie przeciwko Rahlowi, dla spraw, z jakimi nigdy przedtem nie mia do czynienia. I tak w Midlandach ostroni umierali prdko, a nieostroni - jeszcze szybciej. Wdrowcy przeprawili si ponad kolejnym strumieniem i weszli w wilgotne trawy. Znienacka wyroso przed nimi omiu mczyzn. Kahlan i Richard zatrzymali si jak wryci. Mczyni byli odziani w skry zwierzt, ciaa i twarze mieli umazane botem, czciowo zmytym przez deszcz, take czupryny wysmarowali botem. Do ramion, skr i opasek na gowach przyczepili pki traw - dziki temu byli niewidoczni, dopki nie wstali. Stali w milczeniu przed dwojgiem podrnych. Miny mieli srogie i ponure. Kahlan rozpoznaa kilku z nich - to byli myliwi Botnych Ludzi. Najstarszy z nich, krzepki, ylasty mczyzna, podszed do Kahlan. Pamitaa, e mia na imi Savidlin. Reszta czekaa, trzymajc w pogotowiu dzidy i uki. Dziewczyna wiedziaa,

e Richard jest tu za ni. Szepna do niego, nie odwracajc gowy, eby zachowa spokj i robi to co ona. Savidlin stan przed dziewczyn. - Pozdrowienia i moc dla Spowiedniczki Kahlan - powiedzia. - Pozdrowienia i moc dla Savidlina i Botnych Ludzi - odpowiedziaa w jego jzyku. Savidlin mocno uderzy j w twarz. Kahlan rwnie mocno oddaa uderzenie. I natychmiast usyszaa brzk Miecza Prawdy. Okrcia si ku Richardowi. - Nie, Richardzie! - Chopak trzyma miecz gotowy do ciosu. Zapaa go za rk. Nie! Przecie mwiam, eby zachowa spokj i robi to samo co ja. Richard odwrci wzrok od Savidlina i popatrzy na ni. W jego oczach pon gniew, magia gotowa zabi. Mocno zaciska zby. - A jeli ci podetn gardo, to mam pozwoli, by to samo i mnie zrobili? - Oni si w ten sposb witaj. Okazuj uznanie dla czyjej siy. Chopak zmarszczy brwi, wci si waha. - auj, e ci nie uprzedziam. Schowaj miecz, Richardzie. Popatrzy na Savidlina, potem znw na Kahlan i w kocu gniewnie wsun miecz do pochwy. Uspokojona dziewczyna odwrcia si ku Botnym Ludziom, a Richard opiekuczo stan tu za ni. Savidlin i jego grupa spokojnie obserwowali cae wydarzenie. Nie rozumieli sw, lecz pojmowali znaczenie tego, co si dziao. Savidlin przenis spojrzenie z Richarda na Kahlan i zapyta w swoim jzyku: - Kim jest w popdliwy czowiek? - Nazywa si Richard Cypher. Jest Poszukiwaczem prawdy. Myliwi zaczli szepta midzy sob. Savidlin spojrza Richardowi w oczy. - Pozdrowienia i moc dla Poszukiwacza Richarda. Kahlan przetumaczya sowa Botnego Czowieka. Chopak wci mia gniewn min. Savidlin podszed i uderzy Richarda - nie otwart doni, jak Spowiedniczk, lecz pici. Poszukiwacz natychmiast odpowiedzia ciosem, ktry zwali tamtego z ng. Botny Czowiek upad na plecy. Lea na ziemi, oguszony, z rozrzuconymi rkami i nogami. Myliwi mocniej zacisnli or w doniach. Richard si wyprostowa sztywno i popatrzy na nich tak gronie, e stali w miejscu jak wronici. Savidlin podpar si rk, drug doni pomasowa szczk. Umiech rozjani mu twarz. - Jeszcze nikt nie okaza takiego uznania mojej sile! To mdry czowiek. Pozostali zaczli si mia. Kahlan zasonia usta doni, kryjc umiech. Napicie zostao

rozadowane. - Co on powiedzia? - dopytywa si Richard. - e masz dla niego wielki szacunek i e jeste mdry. Co mi si zdaje, e zdobye przyjaciela. Botny Czowiek wycign do chopaka rk - chcia, by mu pomg wsta. Richard ostronie to uczyni. Potem Savidlin klepn Richarda w plecy i otoczy ramieniem jego szerokie bary. - Doceniam to, e okazae taki respekt mojej sile, lecz mam nadziej, e ten jeden raz zupenie wystarczy. - owcy rozemiali si. - Wrd Botnych Ludzi bdziesz znany jako Richard Popdliwy. Kahlan tumaczya, usiujc powstrzyma miech. Myliwi wci radonie parskali. - Moe i wy powitacie mego krzepkiego przyjaciela i dacie mu okazj okazania szacunku waszej sile - zachca ich Savidlin. Wszyscy natychmiast wysunli przed siebie otwarte donie i energicznie potrzsnli przeczco gowami. - O, nie - powiedzia ze miechem jeden z nich. - Ju tobie okaza tyle szacunku, e starczy dla nas wszystkich! - Spowiedniczka Kahlan jest, jak zawsze, mile witana wrd Botnych Ludzi powiedzia Savidlin. Skin gow ku Richardowi i spyta: - To twj partner? - Nie! - A wic przybya tu, by wybra jednego z moich ludzi? - spyta sztywno tamten. - Nie - odpara, ju spokojnym tonem. - Spowiedniczka wybraa niebezpiecznego towarzysza podry - rzek Savidlin. Zaprzeczenie Kahlan wyranie sprawio mu ulg. - On jest niebezpieczny nie dla mnie, a jedynie dla tych, ktrzy chcieliby mnie skrzywdzi. Savidlin umiechn si i potakn. Potem przyjrza si dziewczynie. - Dziwnie si ubraa. Inaczej ni przedtem. - Ale w rodku jestem taka sama jak przedtem - oznajmia i nachylia si lekko ku niemu. - Powiniene to wiedzie. Savidlin cofn si nieco i kiwn gow. Oczy mu si zwziy. - Po co tu przybya? - ebymy sobie nawzajem pomogli. Jest kto, kto chce wada twoim ludem. Poszukiwacz i ja wolelibymy, ebycie rzdzili si sami. Przybylimy tu prosi, by sia

i mdro Botnych Ludzi pomogy nam w naszej walce. - Ojczulek Rahl - rzek domylnie Savidlin. - Syszae o nim? - Przyby jaki czowiek. Mwi, e jest misjonarzem i e chce nas naucza o dobroci i askawoci tego, ktrego zw Ojczulkiem Rahlem. Naucza przez trzy dni, potem mielimy go do. Tym razem zesztywniaa Kahlan. Zerkna na pozostaych, ktrych wzmianka o misjonarzu najwyraniej rozbawia. Potem znw spojrzaa na pokryt pasmami bota twarz starszego: - I co si z nim stao po owych trzech dniach? - By dobrym czowiekiem. - Savidlin umiechn si znaczco. Kahlan wyprostowaa si sztywno. Richard przysun si bliej. - Co oni mwi? - Chc wiedzie, po co tu przyszlimy. Syszeli o Rahlu Pospnym. - Powiedz im, e chciabym porozmawia z ich starszyzn. e potrzebna mi rada widzcych. - Wanie do tego zmierzam. - Kahlan spojrzaa na spod oka. - Adie miaa racj, nie masz za grosz cierpliwoci. - A wanie, e si mylia. - Richard umiechn si. - Jestem bardzo cierpliwy, za to niezbyt wyrozumiay. I w tym caa rnica. - Bardzo ci prosz, Richardzie, nie stra wyrozumiaoci akurat teraz i przypadkiem nie zacznij okazywa respektu dla ich siy - powiedziaa Kahlan, umiechajc si jednoczenie do Savidlina. - Wiem, co robi, i wszystko idzie jak trzeba. Pozwl, e zrobi to po swojemu, dobrze? Chopak ustpi, cho z irytacj. Dziewczyna znw zwrcia si ku starszemu. Ten za spojrza na ni ostro i, ku jej zdumieniu, zapyta: - Czy Richard Popdliwy przynis nam deszcz? - C, sdz, e tak - odpara, marszczc brwi. Zaskoczona i zmieszana pytaniem nie bardzo wiedziaa, co odpowiedzie, wic powiedziaa prawd. - Chmury id za nim. Savidlin bacznie si jej przyjrza i skin gow. Owo spojrzenie zmieszao Kahlan, sprbowaa znw skierowa rozmow na przyczyny ich odwiedzin. - To ja doradziam Poszukiwaczowi, by przyby do twego ludu, Savidlin. Nie skrzywdzi was i nie bdzie si miesza w wasze sprawy. Znasz mnie. Odwiedziam was ju wczeniej. Wiesz, e szanuj i powaam Botnych Ludzi. Nie przyprowadziabym go do was,

gdyby to nie miao tak wielkiego znaczenia. W tej chwili naszym wrogiem jest czas. Savidlin rozmyla przez chwil nad jej sowami, a potem rzek: - Jak ju mwiem, jeste mile widzianym gociem. - Zerkn z umiechem na Poszukiwacza, pniej na dziewczyn. - Richard Popdliwy te bdzie mile widziany w naszej osadzie. Myliwym spodobao si postanowienie starszego; najwyraniej polubili Richarda. Pozbierali swoje rzeczy, w tym przywizane za nogi do drkw dwa jelenie i dzika. Do tej pory leay w wysokiej trawie i Kahlan nie widziaa upolowanych zwierzt. Ruszyli w dalsz drog. Botni Ludzie skupili si wok Richarda, dotykajc go ostronie i zadajc mnstwo pyta, ktrych nie rozumia. Savidlin co chwil poklepywa chopaka po ramieniu, niecierpliwie oczekujc chwili, kiedy to przedstawi w osadzie swojego nowego, rosego przyjaciela. Kahlan sza obok Richarda, wspwdrowcy raczej nie zwracali na ni uwagi. Cieszya si, e polubili chopaka. wietnie ich rozumiaa - bo trudno go byo nie lubi - ale istnia jaki powd, dla ktrego tak atwo go zaakceptowali. Zastanawiaa si, zatroskana, o co te im idzie. - A nie mwiem, e ich sobie pozyskam. - Richard spojrza na ni z umiechem ponad gowami myliwych. - Za to nawet nie podejrzewaem, e pomoe mi znokautowanie jednego z nich.

Rozdzia dwudziesty trzeci Richard i Kahlan, otoczeni przez myliwych, weszli do osady Botnych Ludzi, poszc swobodnie biegajce kury. Osada rozsiada si na niewielkim wzniesieniu, ktre na trawiastej paszczynie Dziczy uchodzio za wzgrze. Tworzyy j chaty zbudowane z glinianych cegie, pokrytych brzowaw zapraw. Dachy byy z trawy, wic przeciekay, gdy za bardzo wyscha, i stale musieli je zmienia na nowe, eby w rodku byo sucho. Chaty miay drewniane drzwi, za to w oknach nie byo szyb, zaledwie tu i tam wisia kawaek ptna penicy rol zasony. Domostwa stay krgiem wok centralnego placu. Od strony poudniowej toczyy si jednoizbowe domki mieszkalne, najczciej majce cho jedn cian wspln. Tu i tam biegy wrd nich wskie przejcia. Wsplne chaty zbudowano po stronie pnocnej. Oba skupiska rozdzielay rozmaite konstrukcje, usytuowane od wschodu i zachodu. Czasem byy to po prostu dachy z trawy, podtrzymywane czterema supkami; mieszkacy jedli pod nimi, wyrabiali bro i gliniane naczynia, przygotowywali posiki. W porze suchej wszdzie unosiy si tumany kurzu, wciskajcego si do oczu, nosa i ust, teraz jednak deszcz wymy chaty, a setki odciskw stp zamienio si w kaue, w ktrych odbijay si budynki osady. Pod dachami z trawy siedziay kobiety, odziane w proste stroje z jaskrawo barwionego ptna, robic mczk z korzenia tava i piekc z niej paskie chlebowe placki, podstaw poywienia Botnych Ludzi. Z paleniska unosi si sodko pachncy dym. Kobietom pomagay kilkunastoletnie dziewczyny z krtko przycitymi, przylizanymi botem wosami. Dziewczyny zerkay niemiao na Kahlan. Wiedziaa, ze swoich wczeniejszych odwiedzin, e bardzo si ni interesuj: podrniczka, ktra bya w rnych miejscach i widziaa mnstwo ciekawych rzeczy. Kobieta, ktr mczyni szanowali i ktrej si bali. Starsze niewiasty pobaliwie i wyrozumiale patrzyy na to chwilowe roztargnienie modszych. Z kadego zaktka osady nadbiegay dzieci - chciay zobaczy, jakich to obcych sprowadzili myliwi Savidlina. Toczyy si wok owcw, piszczc z podniecenia i tupic w bocie bosymi stopami (przy okazji ochlapyway botem siebie i dorosych). Zazwyczaj dzieciaki z zainteresowaniem patrzyy na upolowan zdobycz, na jelenie i dziki. Tym razem patrzyy wycznie na obcych. Mczyni umiechali si do malcw. Botni Ludzie nigdy nie krzyczeli na mae dzieci. Kiedy podrosn., przyjdzie czas na dyscyplin i nauk polowania, zbierania i przygotowywania ywnoci oraz wiedz o obyczajach duchw - na razie mogy by po prostu dziemi, mogy si swobodnie bawi i mia. Dzieciaki proponoway myliwym smaczne kski w zamian za zdradzenie, kim s

cudzoziemcy. Mczyni odmawiali ze miechem, tumaczc, e ca opowie zachowuj dla starszyzny. Malcy, niezbyt tym rozczarowani, taczyli wok grupy. To byo najbardziej ekscytujce wydarzenie w ich krtkim yciu - co, co wykraczao poza codzienno, co z posmakiem niebezpieczestwa. Szeciu starszych stao pod wspartym na palikach daszkiem i czekao, by Savidlin przywid do nich obcych. Odziani byli w spodnie z jeleniej skry, kady mia na ramionach skr kojota. Kahlan wiedziaa, e s bardziej yczliwi, ni na to wskazyway ich ponure miny. Botni Ludzie nigdy si nie umiechali do obcych przed wymian pozdrowie. W przeciwnym razie gocie mogli im skra dusze. Dzieci zostay z tyu i rozsiady si w bocku, chcc zobaczy, jak myliwi postawi obcych przed starszymi. Kobiety przerway gotowanie, modzi mczyni - wytwarzanie broni. Wszyscy, nawet dzieci, umilkli. Botni Ludzie zaatwiali takie sprawy publicznie, na oczach wszystkich. Kahlan podesza do szeciu starszych. Richard trzyma si o krok za ni, po prawej rce dziewczyny, a Savidlin stan przy prawym boku chopaka. Starsi obserwowali dwoje obcych. - Pozdrowienia i moc Spowiedniczce Kahlan - rzek najstarszy. - Pozdrowienia i moc Toffalarowi - odpara. Toffalar wymierzy jej lekki policzek. Takie mieli obyczaje - na terenie osady witali lekkim klepniciem. Te od serca, jak Savidlina, byy zarezerwowane dla przypadkowych spotka na rwninie, z dala od wioski. agodniejsze powitania uatwiay zachowanie porzdku i... Zbw. Surin, Cal du, Arbrin, Breginderin i Hajanlet wypowiedzieli sowa powitania i klapnli leciutko dziewczyn. Kahlan odwzajemnia si tym samym. Teraz starsi zwrcili si ku Richardowi. Savidlin wysun si naprzd i pocign ze sob swego nowego przyjaciela. Dumnie zaprezentowa starszym spuchnit warg. Kahlan szepna ostrzegawczo: - To s wane osobistoci, Richardzie. Nie uszkod im zbw, prosz. Chopak zerkn na ni spod oka i umiechn si obuzersko. - Oto Poszukiwacz, Richard Popdliwy - przedstawi go Savidlin, dumny ze swej roli. Nachyli si ku starszym i doda znaczco: - Przyprowadzia go do nas Spowiedniczka Kahlan. To on jest tym, o ktrym mwilicie, tym, ktry sprowadzi deszcze Wiem to od niej. Kahlan zacza si czu nieswojo; nie wiedziaa, o czym mwi Savidlin. Starsi zachowali kamienne miny, tylko Toffalar unis brew. - Pozdrowienia i moc Richardowi Popdliwemu - powiedzia i lekko klepn chopaka.

- Pozdrowienia i moc Toffalarowi - odpar Richard w swoim jzyku, rozpoznawszy swoje imi, i natychmiast odda klepnicie. Kahlan odetchna z ulg, bo byo ono leciutkie. Savidlin si rozpromieni i znw wskaza na swoj warg. Toffalar w kocu si umiechn. Pozostali wymienili z Richardem sowa powitania i klepnicia, i te si umiechnli. I uczynili co bardzo osobliwego. Szeciu starszych i Savidlin przyklkli na jedno kolano i schylili gowy przed Richardem. Kahlan natychmiast zesztywniaa z napicia. - Co si dzieje? - spyta Richard, zaniepokojony min dziewczyny. - Nie mam pojcia - odszepna. - Moe w ten sposb witaj Poszukiwacza. Nigdy przedtem nie widziaam, by to czynili. Mczyni powstali, umiechali si od ucha do ucha. Toffalar unis rk i skin na kobiety. - Usidcie z nami, prosz - powiedzia do dwojga modych. - Czujemy si zaszczyceni wasz wizyt. Kahlan usiada na wilgotnej drewnianej pododze, cignc za sob Richarda. Starsi zaczekali, a gocie si usadowi, i dopiero wtedy usiedli. Nie zwracali uwagi na to, e chopak trzyma do w pobliu gardy miecza. Nadeszy kobiety z plecionymi tacami, penymi okrgych plackw tava i innych potraw. Najpierw podsuny tace Toffalarowi, potem pozostaym starszym; lecz oczy i umiechy miay tylko dla Richarda. Paplay pomidzy sob, jaki wielki jest w Richard Popdliwy i jakie ma dziwaczne szaty. Na Kahlan nie zwracay uwagi, ignoroway j. Midlandzkie kobiety nie lubiy Spowiedniczek. Widziay w nich zagroenie swego stylu ycia i zapowied ewentualnego odebrania mczyzn. Kobiety nie powinny by niezalene, ot co. Kahlan nie zwaaa na ich lodowate spojrzenia; bya do tego przyzwyczajona. Toffalar wzi chleb i podzieli na trzy czci, jedn z nich poda Richardowi, drug Kahlan. Kolejna z kobiet z umiechem podsuna kademu tac z miseczkami z opiekanymi strkami papryki. Gocie wzili po miseczce i za przykadem starszych zawinli strki w chleb. Kahlan w ostatniej chwili zauwaya, e chopak trzyma praw do tu przy rkojeci miecza i zamierza je lew rk. - Nie jedz lew rk, Richardzie! - ostrzega go ochrypym szeptem. - Bo co? - Bo oni wierz, e lew rk jedz ze duchy. - To idiotyzm - burkn, zniecierpliwiony.

- Bagam, Richardzie. Sam widzisz, ilu ich jest. A ich bro ma zatrute ostrza. To nie czas na teologiczne dysputy. Kahlan umiechaa si do starszych, czujc spojrzenie chopaka. Ktem oka zauwaya, e przeoy chleb do prawej rki. - Wybaczcie, prosz, w skromny poczstunek - odezwa si Toffalar. - Wieczorem urzdzimy uczt. - Nie! - wyrwao si Kahlan. - Miaam na myli, o czcigodny, e nie chcemy by ciarem dla twych ludzi - poprawia si. - Jak sobie yczycie. - Wzruszy ramionami Toffalar, nieco rozczarowany. - Zjawilimy si tutaj, bo Botnym Ludziom, tak jak i innym, grozi wielkie niebezpieczestwo. Starsi, jak jeden m, potaknli i umiechnli si. - Tak, wiemy - odezwa si Surin. - Lecz teraz, kiedy przywioda do nas Richarda Popdliwego, wszystko jest jak naley. Dziki ci, Spowiedniczko Kahlan, nigdy nie zapomnimy tego, co uczynia. Kahlan spojrzaa na ich szczliwe, umiechnite twarze. Nie miaa pojcia, jak na to zareagowa, wic, aby zyska na czasie, ugryza ks chleba tava z opiekan papryk. - Co mwi? - zapyta Richard i te odgryz ks ze swojej porcji. - Z jakiego powodu s zadowoleni, e ci tu przyprowadziam. - Zapytaj o to. Dziewczyna kiwna gow i rzeka do Toffalara: - Przyznaj, o czcigodny, e nie wiedziaam, i syszelicie o Richardzie Popdliwym. - Przepraszam, dziecino. - Zagadnity umiechn si szelmowsko. - Zapomniaem, e ci tu nie byo, kiedy zwoalimy rad widzcych. Panowaa susza, nasze uprawy wysychay, grozi nam gd. Zwoalimy wic narad, eby poprosi duchy o pomoc. Powiedziay nam, e kto nadejdzie i przyniesie ze sob deszcz. Przyszy deszcze i pojawi si Richard Popdliwy, tak jak obiecay. - I dlatego si cieszycie z jego obecnoci, bo jest dobrym znakiem? - Nie - odpar Toffalar, a oczy mu byszczay z ekscytacji. - Cieszymy si, jestemy szczliwi, e zechcia nas odwiedzi duch jednego z naszych przodkw. - Wskaza na Richarda - On jest wcieleniem owego ducha. Kahlan o mao nie wypucia z doni chleba. Odchylia si w ty. - Co jest? - zainteresowa si Richard. - Zwoali narad, eby sprowadzi deszcz - odpara patrzc mu w oczy. - Duchy im powiedziay, e kto nadejdzie i przyniesie ze sob deszcz. Oni myl, Richardzie, e jeste

duchem ich przodka. Wcieleniem ducha. - Nie jestem - powiedzia po chwili. - Oni sdz, e jeste. Dla ducha zrobi wszystko, Richardzie. Jeeli zechcesz, zwoaj narad widzcych. Dziwnie si czua, namawiajc go do takiego podstpu Nie naleao zwodzi Botnych Ludzi. Lecz musieli si przecie dowiedzie, gdzie jest szkatua. Richard rozwaa jej sowa - Nie - oznajmi spokojnie, patrzc Kahlan w oczy - Powierzono nam wan misj, Richardzie. Przecie to chyba nic zego jeeli ich wiara w to, e jeste duchem, pozwoli nam dotrze do szkatuy? - Owszem, to co zego, bo to kamstwo. Nie zrobi czego takiego. - Wolisz pozwoli, eby Rahl wygra? - Nie zrobi tego - spojrza na ni z ukosa - bo po pierwsze me naley zwodzi owych ludzi w sprawie tak dla nich wanej. Po drugie maj oni pewn moc, z powodu ktrej znalelimy si tutaj. Dowiedli mi tego, mwic, e kto nadejdzie wraz z deszczem. Ta cz przepowiedni jest prawdziwa. W swojej ekscytacji wycignli z tego cakiem bdny wniosek. Czy powiedzieli e ten, kto nadejdzie, bdzie duchem? - Dziewczyna potrzsna gow Ludzie czasami wierz w co tylko dlatego, e chc w to wierzy - I co w tym zego, jeli to korzystne i dla nas, i dla nich? - Caa rzecz w tej ich mocy. Co bdzie, jeeli zwoaj narad i poznaj prawd, dowiedz si, e nie jestem duchem? Mylisz, e im si spodoba, e ich okamalimy, oszukalimy? Zginiemy, a Rahl zwyciy. Kahlan odchylia si w ty i gboko zaczerpna powietrza. Czarodziej dobrze wyznaczy Poszukiwacza, pomylaa. - Czy obudzilimy gniew ducha? - zatroska si Toffalar. - Chce wiedzie, czemu si zocisz. Co mu powiedzie? Richard spojrza na starszyzn, potem na Kahlan. - Ja im opowiem. Tumacz. Potulnie skina gow. - Botni Ludzie s mdrzy i silni - zacz chopak. - To dlatego tutaj przybyem. Duchy waszych przodkw susznie twierdziy e przynios deszcze. - Kahlan przetumaczya i wszyscy z zadowoleniem przyjli te sowa, nikt si nie poruszy, suchali w milczeniu. Lecz duchy nie powiedziay wam wszystkiego. Sami wiecie, e takie ju maj obyczaje. Starsi ze zrozumieniem skinli gowami. - Ufaj, e w swojej mdroci odgadniecie reszt. Dziki temu pozostaniecie silni. Wasze dzieci nabieraj si dlatego, e nimi kierujecie, a nie dlatego, e dajecie im, co tylko zechc. Wszyscy rodzice chc, by ich dzieci stay si silne

i mdre, aby potrafiy si o siebie troszczy. Znw niektrzy, cho nie tak liczni jak przedtem, skinli potakujco gowami. - Co mwisz, wielki duchu? - zapyta Arbrin, jeden z siedzcych z tyu starszych. Kahlan przetumaczya pytanie, a Richard przeczesa palcami czupryn. - Mwi, e owszem, sprowadziem deszcz, lecz e jest co jeszcze. Moe duchy zobaczyy, e waszemu ludowi zagraa wiksze niebezpieczestwo ni susza i e to jest w waniejszy powd, dla ktrego tu jestem. Istnieje bardzo grony, niebezpieczny czowiek, ktry chce zawadn waszym ludem, uczyni z was niewolnikw. To Rahl Pospny. Starszyzna parskna pogardliwie. - A przysya gupcw, by nami kierowali - odezwa si Toffalar. Richard ypn na nich gniewnie. miechy ucichy. - To jego metoda; upi podejrzenie, wzbudzi nadmiern pewno siebie. Nie pozwlcie si oszuka. Wykorzysta swoj moc i magi, eby podbi ludy o wiele liczniejsze ni wasz. Zmiady was, kiedy zechce. Deszcze przyszy, bo wysa chmury moim tropem, eby wiedzie, gdzie akurat jestem, eby mg sprbowa mnie zabi w wybranej przez siebie chwili. Nie jestem duchem, Jestem Poszukiwaczem. Po prostu czowiekiem. Chc powstrzyma Rahla Pospnego, bycie - i wasz lud, i inni - mogli y po swojemu, swobodnie. - Jeli mwisz prawd, to w Rahl zesa deszcze i ocali nasz lud. - Toffalar zmruy oczy. - To jest to, czego prbowa nas nauczy jego wysannik, e Rahl nas zbawi. - Nie. Rahl wysa chmury, eby mnie ledziy, a nie po to, eby was ocali. Zdecydowaem si przyj do was, co przepowiedziay duchy waszych przodkw. Powiedziay, e zaczn pada deszcze i wraz z nimi zjawi si pewien czowiek. Wcale nie twierdziy, e bd duchem. Miny starszyzny wyraay wielkie rozczarowanie, Kahlan tumaczya sowa Richarda i miaa nadziej, e rozczarowanie Botnych Ludzi nie zmieni si w gniew. - No to moe sowa duchw ostrzegay przed czowiekiem, ktry nadejdzie - wtrci Surin. - A moe byo to ostrzeenie przed Rahlem - odpar natychmiast Richard. Przedstawiem wam prawd. Niech wasza mdro pomoe wam j uzna albo zginiecie. Daj wam moliwo ocalenia waszego ludu. Starszyzna rozmylaa nad sowami chopaka. - Twoje sowa wydaj si prawdziwe, Richardzie Popdliwy, lecz musimy je rozway i zdecydowa - rzek w kocu Toffalar. - Czego oczekujesz od nas?

Starszyzna siedziaa, milczc; rado znikna z ich twarzy. Reszta osady czekaa z obaw. Richard kolejno popatrzy w oczy starszym mczyznom, a potem powiedzia: - Rahl Pospny szuka czarw, ktre mu dadz wadz nad wszystkim i wszystkimi, take nad Botnymi Ludmi. I ja te szukam owych czarw, eby mu odebra moc. Chciabym, bycie zwoali narad widzcych i eby oni mi zdradzili, gdzie mgbym znale ow magi, zanim bdzie za pno, zanim Rahl pierwszy jej dopadnie. Twarz Toffalara skamieniaa. - Dla obcych nie zwoujemy narad. Kahlan wyczuwaa, e Richard zaczyna si wcieka i e z coraz wikszym trudem panuje nad sob. Nie drgna, lecz powioda wokoo oczami, wypatrujc, gdzie kto stoi (a zwaszcza uzbrojeni mczyni) na wypadek, gdyby musieli sobie wyci drog odwrotu. Uwaaa, e w razie czego bd mie niewielkie szans ocalenia gw. Poaowaa nagle, e w ogle przyprowadzia tu Richarda. Oczy chopaka pony. Rozejrza si po osadzie, potem znw spojrza na starszyzn. - Przyniosem wam deszcz i w zamian prosz jedynie o to, ebycie nie podejmowali pochopnych decyzji. Rozwacie, jakim, wedug was, jestem czowiekiem. - Richard mwi spokojnie, lecz to nie umniejszao wagi jego sw. - Zastanwcie si spokojnie, rozwanie. ycie wielu istot zaley od waszej decyzji. Moje. Kahlan. Wasze te. Dziewczyna tumaczya. Znienacka ogarno j przekonanie, e Richard wcale nie mwi do starszyzny. Przemwi do kogo innego. Nagle poczua spojrzenie tego kogo. Popatrzya na tum. Wszystkie oczy byy wlepione w ni i w chopaka, wic kto jeszcze na ni patrzy? - Uczciwe sowa - oznajmi na koniec Toffalar. - Rozwaymy je, a wy bdcie przez ten czas naszymi gomi. Korzystajcie, prosz, ze wszystkiego, co mamy; podzielimy si z wami ywnoci i dachem nad gow. W sipicej mawce starsi odeszli ku urzdowym budowlom. Reszta mieszkacw powrcia do swoich zaj, co chwila przepaszajc myszkujce dzieci. Ostatni odszed Savidlin. Ale przedtem umiechn si i zaoferowa swoj pomoc. Kahlan podzikowaa mu i wyszed w deszcz. Dziewczyna siedziaa obok Richarda na wilgotnej drewnianej pododze. Uchylali si przed strumykami deszczwki, przeciekajcej przez dach. Zostay tam plecione z trawy tace z chlebem tava i miseczkami opiekanej papryki. Kahlan nachylia si i owina strk w chlebowy placek. Podaa t porcj Richardowi, a sobie przyszykowaa nastpn. - Jeste na mnie za? - Nie. - Umiechna si. - Jestem z ciebie dumna.

Chopicy umiech rozjani mu twarz. Zacz je - praw rk - i prdko pochon kanapk. Odezwa si dopiero wtedy, gdy przekn ostatni ks. - Spjrz ponad moim prawym ramieniem. O cian opiera si jaki mczyzna o siwych wosach, rce skrzyowa na piersi. Wiesz, kto to? Kahlan odgryza ks i zerkna w tamt stron. - To Czowiek Ptak. Wiem o nim tylko to, e potrafi przywoywa do siebie ptaki. Richard przygotowa sobie nastpn porcj chleba z papryk i ugryz kawaek. - Czas, ebymy podeszli i porozmawiali z nim. - Dlaczego? Chopak spojrza na ni spod oka. - Bo on tu rzdzi. - Starsi rzdz. - Kahlan zmarszczya brwi. - Mj brat zawsze powtarza, e prawdziwej wadzy nie obnosi si publicznie. Richard umiechn si kcikiem ust, jego szare oczy bacznie j obserwoway. - Starszyzna jest na pokaz. S szanowani i su do mydlenia oczu innym, do parady. Jak te czaszki przy ciece, tyle e nadal maj skr i minie. Ceni si ich i szanuje, maj posuch i autorytet, ale nie rzdz. - Zerkn znaczco na Czowieka Ptaka, opartego o cian. - Wadza naley do niego. - To dlaczego si nam nie ujawni? - Bo chce sprawdzi, czy jestemy do bystrzy. Richard wsta i wycign rk do Kahlan. Wepchna resztki chleba do ust, wytara donie o spodnie i uja podan rk. Chopak pomg jej si podnie, a ona w tym czasie mylaa, jak bardzo lubi to wyciganie pomocnej doni. By pierwsz osob, ktra to czynia. Midzy innymi dlatego tak dobrze si przy nim czua. Poprzez boto i deszcz ruszyli w stron Czowieka Ptaka. Wci opiera si o cian i obserwowa ich bystrymi piwnymi oczami Dugie, srebrzystosiwe wosy spyway mu na ramiona i bluz z jeleniej skry; spodnie mia rwnie skrzane. Jego strj by pozbawiony wszelkich ozdb, poza jedn - rzebion koci zawieszon na skrzanym rzemyku, na szyi. Nie stary, lecz ju nie mody, wci przystojny, by niemal tak wysoki jak Kahlan. Skra na jego twarzy wydawaa si rwnie twarda i wygarbowana jak ta, z ktrej uszyto mu odzienie. Podeszli i zatrzymali si przed nim. Dalej opiera si o cian barkami i stop ugitej prawej nogi. Skrzyowa rce na piersi i bada twarze obcych. Richard rwnie skrzyowa ramiona na piersi i rzek: - Chciabym z tob porozmawia, o ile si nie boisz, e jestem duchem. Kahlan

tumaczya. Czowiek Ptak popatrzy wwczas na ni, potem znw na chopaka. - Ju kiedy widziaem duchy - odpar spokojnie. - Nie nosz mieczy. Dziewczyna przetumaczya. Richard si zamia. Lubia jego miech. - I ja widziaem duchy. Masz suszno, nie nosz mieczy. Kciki ust Czowieka Ptaka uniosy si w leciutkim umiechu. Opuci rce i wyprostowa si. - Pozdrowienia i moc Poszukiwaczowi. - Lekko klepn Richarda. - Pozdrowienia i moc dla Czowieka Ptaka - odpar chopak i odwzajemni klepnicie. Czowiek Ptak uj zawieszon na szyi rzebion ko i unis j do warg. Kahlan si zorientowaa, e to gwizdek. Policzki mczyzny wydy si nieco, ale nie usyszeli adnego dwiku. Puci gwizdek i wycign rk; wci patrzy Richardowi w oczy, Po chwili z szarego nieba spyn sok i wyldowa na wycignitej rce Czowieka Ptaka. Nastroszy pira, potem je wygadzi, mruga czarnymi oczami i krtkimi, urywanymi ruchami obraca gow. - Chodcie, porozmawiamy - zaprosi ich Czowiek Ptak. Ruszyli za nim. Poprowadzi ich ku mniejszej chacie, stojcej na uboczu, za obszernymi budowlami plemiennymi. Kahlan znaa te pozbawion okien chat, cho nigdy nie bya w rodku. To by dom duchw, w ktrym si odbyway zgromadzenia widzcych. Czowiek Ptak otworzy drzwi i da gociom znak, by weszli do rodka, sok cay czas siedzia na jego ramieniu. W gbi pomieszczenia pali si niewielki ogie i to on wanie rozjania nieco mroczne wntrze. Dym uchodzi przez otwr w dachu, umieszczony nad paleniskiem. w dymnik niezbyt dobrze spenia swoj rol i w izbie unosi si ostry swd spalenizny. Na pododze leay gliniane misy, pozostawione tu po posikach, a wzdu jednej ze cian zamocowano drewnian pk, na ktrej stay ze dwa tuziny czaszek przodkw. Poza tym w chacie nie byo nic. Czowiek Ptak znalaz sobie miejsce w pobliu rodka izby, nad ktrym dach nie przecieka, i usiad na brudnej pododze. Kahlan i Richard usiedli obok siebie, naprzeciwko Botnego Czowieka. Sok bacznie ledzi ich ruchy. Czowiek Ptak spojrza w oczy Kahlan. Dziewczyna wyczua, e przywyk wzbudza w ludziach strach, choby i nie mieli powodu si ba, samym spojrzeniem. Podobnie jak i ona. Tym razem nie znalaz strachu w patrzcych na oczach. - Nie wybraa jeszcze partnera, Matko Spowiedniczko - odezwa si i patrzc na ni, pogadzi epek sokoa. Kahlan nie spodoba si ton gosu Czowieka Ptaka. Sprawdza j. - Nie. Czy zgaszasz swoj kandydatur?

- Nie. - Umiechn si leciutko. - Przepraszam. Nie zamierzaem ci urazi. Dlaczego nie ma z tob czarodzieja? - Zostao tylko dwch czarodziei, reszta nie yje. Jeden z nich sprzeda swe usugi krlowej. A drugi ley upiony, bo powalia go bestia z zawiatw. Nie ma mnie wic kto chroni. Zabito wszystkie pozostae Spowiedniczki. Nastay mroczne czasy. W oczach Botnego Czowieka pojawio si niekamane wspczucie, lecz ton gosu si nie zmieni. - Samotno nie jest bezpieczna dla Spowiedniczki. - O, tak. Ale nie jest bezpieczny i ten, kto si znajdzie w pojedynk w towarzystwie bdcej w wielkiej potrzebie Spowiedniczki. Powiedziaabym nawet, e grozi ci wiksze niebezpieczestwo ni mnie. - By moe. - Znw si umiechn i pogaska sokoa. - By moe. On jest prawdziwym Poszukiwaczem? Obwoanym przez czarodzieja? - Tak. - Wiele lat upyno od czasu, kiedy widziaem prawdziwego Poszukiwacza. Kiedy przyby tu taki Poszukiwacz, ktry nie by prawdziwy. Zabi kilku moich ludzi, bo nie chcielimy mu da tego, czego pragn. - al mi tych ludzi. - Niepotrzebnie. Mieli szybk mier. On nie, wic jego auj. Sok popatrzy na Kahlan i zamruga powiekami. - Nigdy nie widziaam faszywego Poszukiwacza, za to widziaam tego w susznym gniewie. Uwierz mi, lepiej nie dawajcie mu powodu, by w furii doby miecza. Potrafi wykorzysta magi. Widziaam, jak razi mieczem ze duchy. Czowiek Ptak przez chwil obserwowa wyraz oczu dziewczyny, jakby wac prawdziwo jej sw. - Dzikuj za ostrzeenie. Zapamitam to. - Prdko skoczycie te pogrki? - zniecierpliwi si w kocu Richard. - Sdziam, e nie znasz ich jzyka. - Kahlan zdumiaa si. - Bo nie znam. Ale rozumiem wyraz oczu. I gdyby mogy rzuca iskry, to chata ju by si palia. - Poszukiwacz chce wiedzie, czy skoczylimy si ju straszy. Czowiek Ptak zerkn na chopaka, potem znw patrzy na Kahlan. - Jest bardzo niecierpliwy, prawda? - Sama mu to powiedziaam. Ale zaprzeczy.

- Pewnie jest trudnym towarzyszem podry. - Wcale nie. - Dziewczyna umiechna si. Czowiek Ptak odwzajemni jej umiech i przenis spojrzenie na Richarda. - Ilu z nas zabijesz, jeeli odmwimy ci pomocy? Kahlan tumaczya sowa obu mczyzn. - Nikogo. Tamten wpatrywa si przez chwil w sokoa, potem zapyta: - A ilu zabije Rahl Pospny, jeli mu nie pomoemy? - Prdzej czy pniej zabije bardzo wielu z was. Czowiek Ptak przesta gaska sokoa i ostro spojrza na Richarda. - Wyglda, jakby nas przekonywa, ebymy pomogli Rahl owi Pospnemu. Na twarzy chopaka pojawi si umiech. - Jeeli odmwicie mi pomocy i postanowicie zachowa neutralno, to nie skrzywdz adnego z was. Macie prawo do takiej decyzji, cho byby to szaleczy i niemdry postpek. Za to Rahl by si na was mci. Jeeli zajdzie taka potrzeba, bd z nim walczy do ostatniego tchu. - Twarz chopaka przybraa grony wyraz. Pochyli si w przd. - I wiedz, e jeli wspomoecie Rahla, a ja go pokonam, to wrc tutaj i... - Przecign palcem po gardle. To ju nie wymagao tumaczenia. Czowiek Ptak siedzia z kamienn min. W kocu rzek: - Chcemy jedynie, by nas zostawiono w spokoju. Richard wzruszy ramionami i popatrzy w podog. - Dobrze to rozumiem. I ja chciaem, eby mnie zostawiono w spokoju. - Podnis oczy. - Rahl Pospny zabi mojego ojca i nasya na mnie ze duchy majce posta taty. Wysya ludzi, eby zabili Kahlan. Niszczy granic, bo chce najecha mj rodzinny kraj. Jego sudzy zaatakowali i powalili dwch moich najdawniejszych przyjaci, ktrzy s teraz pogreni w gbokim nie, bliscy mierci. Ale przynajmniej bd y... Chyba e nastpnym razem mu si powiedzie. Kahlan mi opowiedziaa, ilu ju zabi. Dzieci te. Te opowieci zraniyby ci serce. - Skin gow i szepn ledwo dosyszalnie: - O tak, przyjacielu, i ja chciaem, eby mnie zostawiono w spokoju. Jeeli Rahl Pospny zdobdzie magi, ktrej pragnie, to pierwszego dnia zimy zyska potg, ktrej nikt si nie zdoa przeciwstawi. A wtedy bdzie za pno. - Rka Richarda powdrowaa ku mieczowi. Kahlan szeroko otworzya oczy. - Gdyby to on tu siedzia, to dobyby owego miecza i wymusi tw pomoc lub pozbawiby ci gowy. - Cofn do. - I wanie dlatego nic wam nie uczyni, jeeli odmwicie mi pomocy. Czowiek Ptak przez chwil siedzia nieruchomo i w milczeniu.

- Wiem ju, e nie chc mie wroga ani w Rahlu Pospnym, ani w tobie. - Wsta, podszed do drzwi i wypuci sokoa w niebo. Potem znw usiad i rozmyla, ciko przy tym wzdychajc. - Twe sowa wydaj si prawdziwe, lecz nie mam jeszcze co do tego cakowitej pewnoci. Wydaje mi si rwnie, e nie tylko chcesz naszej pomocy, ale e i sam pragniesz nam pomc. Wierze, e to szczere pragnienie. Mdry czowiek poszukuje pomocy pomagajc, a nie groc, czy oszukujc. - Gdybym chcia wyudzi pomoc podstpem, to pozwolibym wam wierzy, e jestem duchem. Kciki ust Czowieka Ptaka uniosy si w agodnym umiechu. - Gdybymy zwoali zgromadzenie, to i tak bymy si dowiedzieli, e nim nie jeste. Mdry czowiek te by na to wpad. C wic ci skonio do powiedzenia prawdy? Nie chciae nas oszuka, czy bae si to uczyni? - Chcesz pozna prawd? - Richard umiechn si. - Jedno i drugie. - Dziki za sowa prawdy. - Czowiek Ptak skoni gow. Chopak gboko zaczerpn powietrza, potem je powoli wypuci. - Tak wic opowiedziaem ci, Czowieku Ptaku, moj histori. Sam musisz osdzi, czy jest prawdziwa, czy nie. Czas pracuje przeciwko mnie. Pomoesz? - To nie takie proste. Mj lud sucha moich polece. Gdyby prosi o ywno, to bym powiedzia Dajcie mu je i posuchaliby. Lecz prosie o zwoanie zgromadzenia. To cakiem odmienna sprawa. Rada widzcych to ja i tamtych szeciu starszych, z ktrymi rozmawiae. To starzy ludzie, zapatrzeni w przeszo Nigdy przedtem nie zwoywano dla obcego zgromadzenia, nigdy przedtem nie pozwolono, by jaki obcy zakci spokj duchw przodkw. Tych szeciu wkrtce doczy do owych duchw i wcale im si nie podoba, e mogliby zosta przywoani ze wiata duchw, bo tak sobie zayczy jaki obcoplemieniec. Jeli zami tradycj, to zaciy na nich ju na zawsze. Nie mog im rozkaza, by przystali na zwoanie rady widzcych. - To nie tylko potrzeby czy zachcianki obcoplemiecw - odezwaa si Kahlan w obu jzykach. - Wspomagajc nas, pomoecie zarazem sobie samym. - Moe tak bdzie przy kocu - rzek Czowiek Ptak - lecz nie na pocztku caej sprawy. - A gdybym by jednym z Botnych Ludzi? - spyta Richard, mruc oczy. - Wtedy mogliby zwoa dla ciebie zgromadzenie, nie amic przy tym tradycji. - Czy mgby mnie uczyni jednym z was? Czowiek Ptak rozwaa sowa chopaka, blask ognia lni na jego srebrzystosiwych

wosach. - Tak, mgbym to uczyni, gdyby najpierw dokona czego, co by przynioso korzy memu ludowi, lecz nie dao tobie adnej przewagi, i udowodni swe dobre intencje wzgldem nas. Gdyby dokona tych czynw bezinteresownie, a nie w zamian za obietnic naszej pomocy, i gdyby starsi sobie tego zayczyli. - A gdy ju uznasz mnie za jednego z Botnych Ludzi, to bd mg poprosi o zgromadzenie i oni je zwoaj? - Gdy si staniesz jednym z nas, to starsi bd wiedzie, e i chodzi ci o nasze wsplne dobro. Zwoaj rad widzcych, by ci dopomc. - A czy rada widzcych powie mi, gdzie jest to, czego szukam? - Nie potrafi odpowiedzie na to pytanie. Czasem duchy nie odpowiadaj na nasze zapytanie, czasem nie znaj na nie odpowiedzi. Nie ma adnej pewnoci, e zdoamy ci dopomc, nawet jeeli zwoamy zgromadzenie. Mog ci tylko obieca, e zrobimy, co w naszej mocy. Richard patrzy w podog i rozmyla. Palcem wepchn troch kurzu w jedn z deszczowych kau. - Czy wiesz o kim jeszcze, Kahlan, kto by mg nam powiedzie, gdzie szuka szkatuy? - spyta spokojnie. Dziewczyna rozmylaa nad tym cay dzie. Odrzeka: - Owszem. Lecz tamci wcale nie bd bardziej skorzy do pomocy ni Botni Ludzie. A niektrzy zabij nas ju tylko za to, e spytamy o szkatu. - Hmm, a jak daleko s ci, ktrzy by nas za to nie zabili? - Co najmniej o trzy tygodnie drogi na pnoc, drogi przez niebezpieczny, kontrolowany przez Rahla kraj. - Trzy tygodnie - powtrzy gono Richard, nie kryjc rozczarowania. - Czowiek Ptak nie moe nam zbyt wiele obieca, Richardzie. Jeli zdoasz im si przysuy, jeli to si spodoba starszym, jeli poprosz go, eby ci przyj do plemienia Botnych Ludzi, jeli rada widzcych pozna odpowied, jeli duchy znaj odpowied... Jeli i jeli, same jeli. Spore zagroenie niepowodzeniem. - Przecie sama mnie przekonywaa, e powinienem ich przecign na nasz stron. - Richard umiechn si. - Nooo, taaak. - Wic jak? Powinnimy zosta i przekona ich, eby nam pomogli, czy te lepiej szuka odpowiedzi gdzie indziej?

- Jeste Poszukiwaczem i decyzja naley do ciebie. - Kahlan lekko potrzsna gow. - Jeste moj przyjacik - umiechn si ponownie Richard - i mog skorzysta z twojej rady. - Nie mam pojcia, co ci poradzi, Richardzie - odpara, odgarniajc za ucho nieposuszny kosmyk wosw. - I moje ycie zaley od tego, czy dokonasz waciwego wyboru. Gboko wierz, jako twoja przyjacika, e mdrze zadecydujesz. - A znienawidzisz mnie, jeli si pomyl? - Umiechn si od ucha do ucha. Kahlan spojrzaa w szare oczy, oczy, ktre potrafiy w niej czyta i ktre sprawiay, e dawiy j tsknota i podanie. - Nigdy, przenigdy ci nie znienawidz - szepna. - Nawet jeli strac ycie przez twoj pomyk. Richard znw opuci oczy na zakurzon podog, potem popatrzy na Czowieka Ptaka. - Czy twj lud lubi przeciekajce dachy? - A czy ty by lubi deszcz kapicy ci na nos, kiedy pisz? - Odwzajemni si pytaniem tamten, unoszc brew. Chopak z umiechem potrzsn gow i doda: - Dlaczego wic nie robicie dachw, ktre nie przeciekaj? - Bo to niemoliwe. - Czowiek Ptak wzruszy ramionami - Nie mamy odpowiednich materiaw. Gliniane cegy s za cikie i spadyby. Drewna jest o wiele za mao, musimy je ciga z daleka. Zostaje nam tylko trawa, a ona przecieka. Richard wzi jedn z glinianych mis i ustawi j do gry - dnem pod jednym z przeciekajcych miejsc. - Przecie macie glin, z ktrej robicie ceramik? - Ale nasze paleniska s za mae, eby w nich wypali taka wielk mis. Poza tym i tak by popkaa i przeciekaa. Nie da si zrobi szczelnego dachu. - Nie wolno mwi, e czego si nie da zrobi tylko dlatego, e si nie umie tego zrobi. Gdybym tak mwi, to bym tu nie dotar - powiedzia agodnie, bez adnej zoliwoci, Richard. - Twoi ludzie s silni i mdrzy. Bd zaszczycony, jeeli Czowiek Ptak pozwoli mi nauczy swj lud, jak robi dachy, ktre nie przeciekaj i jednoczenie wypuszczaj dym. Botny Czowiek rozwaa propozycj, nie zdradzajc adnych uczu. - Jeeli to uczynisz, mj lud odniesie wielk korzy i bdzie ci ogromnie wdziczny. Nic wicej nie mog obieca.

- Przecie o nic nie prosiem. - Richard wzruszy ramionami. - Mog odmwi. Powiniene zaakceptowa odmow i nie mci si. - Uczyni dla twego ludu, co tylko zdoam, i w zamian oczekuj tylko tego, e mnie sprawiedliwie oceni. - A wic moecie sprbowa, cho nie wiem, jak wam si uda zrobi gliniany dach, ktry nie popka i nie zacznie przecieka. - Zrobi dla domu duchw dach z tysicem pkni, a mimo to nie przepuszczajcy deszczu. Potem was naucz, jak zrobi takie dachy dla reszty domw. Czowiek Ptak umiechn si i skin gow.

Rozdzia dwudziesty czwarty Nienawidz mojej mamy. Siedzcy na trawie wadca popatrzy na pen goryczy min chopca i dopiero po chwili powiedzia cicho: - To twarde sowa, Carlu. Nie chciabym, eby mwi co, czego potem bdziesz aowa. Dobrze to sobie przemylaem - warkn Carl. - Wystarczajco dugo o tym gadalimy. Teraz ju wiem, jak mnie zwodzili i oszukiwali. Jacy s samolubni. - Przymruy oczy. - I e s wrogami ludu. Rahl rzuci okiem na okna w stropie - ostatnie byski zachodzcego soca barwiy oboczki na wspaniay, ciemnopurpurowy kolor, tu i tam nakrapiany zotymi ctkami. Tej nocy. Tej nocy nareszcie powrci do zawiatw. Przez dugie dni karmi malca specjaln papk, odpdzajc sen. Usypia go na krtko zaklciami i znw budzi, eby mwi do, mwi bez koca. Musia spustoszy, wyczyci umys Carla i potem uksztatowa na nowo. Przekonywa, e inni go wykorzystywali, okamywali i zwodzili. Czasami zostawia chopca samego, dawa mu okazj do przemylenia tego, co usysza, a sam w takich chwilach odpoczywa lub odwiedza grb ojca i ponownie odczytywa uwicone inskrypcje. A w kocu, poprzedniej nocy, wzi do oa ow dziewczyn. Miaa to by krtka chwila odprenia i zapomnienia. Sodkie i agodne interludium, majce ukoi nieustanne napicie, w jakim trwa ostatnio. Powinna doceni zaszczyt, ktry j spotka, myla Rahl, zwaszcza e byem dla niej taki czuy i czarujcy, i e sama chciaa lec ze mn. Lecz c uczynia? miaa si. Rozemiaa si, kiedy zobaczya blizny. Wadca wspomnia to wszystko i ze wszystkich si stara si powcign pasj, dba o to, eby ukazywa chopcu umiechnit twarz, eby gboko skry niecierpliwo, z jak czeka na efekty swoich stara. Pomyla o tym, co zrobi tamtej dziewczynie, ojej rozdzierajcych krzykach, o radosnym uniesieniu nieposkromionej gwatownoci. Umiechn si. Dziewczyna ju nigdy nie bdzie si ze miaa. - Dlaczego si tak szeroko umiechasz? - zaciekawi si Carl. - Wanie rozmylaem, jaki jestem z ciebie dumny. - Rahl spojrza w piwne oczy malca i umiechn si jeszcze szerzej, przypomniawszy sobie, jak gorca, lepka krew tryskaa i bluzgaa z ran wrzeszczcej dziewczyny. Czemu to wwczas nie miaa si tak wyniole? - Ze mnie? - Chopiec umiechn si wstydliwie.

- Tak, Carlu, z ciebie. - Wadca skin zotowos gow. - Niewielu twoich rwienikw miaoby na tyle rozumu, by dostrzec prawdziwe oblicze wiata. eby si wznie ponad wasny los i ogarn otaczajce nas wszystkich cuda i zagroenia. eby poj, jak ciko pracuj nad osigniciem spokoju i bezpieczestwa ludu. - Ze smutkiem potrzsn gow. - Czasem serce mi si ciska, kiedy widz, jak ci, dla ktrych tak zabiegam, odwracaj si do mnie plecami, odrzucaj moje niestrudzone wysiki lub, co gorsza, przyczaj si do wrogw ludu. Staraem si oszczdzi ci takich wieci, nie chciaem, eby si martwi. Lecz wiedz, e s li ludzie, ktrzy - wanie teraz, kiedy to mwi - zmawiaj si, eby nas podbi i zniszczy. Udao si usun granic, ktra chronia DHare, i drug granic te. Obawiam si, e szykuj najazd. Prbowaem ostrzega ludzi, e Westland nam zagraa, namawiaem ich, by uczynili co w swojej obronie. Ale to biedni i proci ludzie, ktrzy oczekuj, e to ja ich obroni. - Czy grozi ci niebezpieczestwo, Ojczulku Rahlu? - Carl szeroko otworzy oczy. - To nie o siebie si obawiam - odpar Rahl i niedbale machn rk, jakby odpdza w temat - lecz o mj lud. Kto ich obroni, jeeli zgin? - Umrzesz? - Oczy malca wypeniy si Izami. - Ojczulku Rahlu! Potrzebujemy ci! Nie pozwl, eby tamci ci dopadli! Zgd si, prosz, ebym walczy u twego boku! Chc ci broni! Nie mog znie nawet myli o tym, e mogliby ci zrani! Rahl oddycha szybko, serce mu walio. Ju wkrtce. Ju niedugo. Umiechn si ciepo do Carla, wspominajc ochrype wrzaski dziewczyny. - A ja, Carlu, nie mog znie myli, e miaby si dla mnie naraa. Dobrze ci poznaem przez te dni. Stae si dla mnie kim wicej ni modziecem wybranym na pomocnika w obrzdzie, stae si moim przyjacielem. Podzieliem si z tob najskrytszymi troskami, pragnieniami i nadziejami. Niewielu dopuciem do takiej poufaoci. Wystarcza mi wiadomo, e si o mnie troszczysz. - Zrobi dla ciebie wszystko. Ojczulku Rahlu - szepn Carl ze zami w oczach. Pozwl mi zosta, prosz. Czy po tej ceremonii bd mg z tob zosta? Jeli mi pozwolisz, to zrobi dla ciebie, co zechcesz, obiecuj. - To wanie cay ty. Carlu: dobro i troska. Lecz przecie masz swoje wasne ycie, rodzicw i przyjaci. No i Tinker, nie zapominaj o swojej suczce. Wkrtce zapragniesz wrci do tego wszystkiego. Carl, wpatrzony w Rahla, potrzsn z wolna gow. - Nie, nie zechc. Pragn by przy tobie. Kocham ci, Ojczulku Rahlu. Zrobi dla ciebie wszystko.

Wadca z powan min rozwaa sowa chopca. - Jeli przy mnie zostaniesz, to moe ci grozi niebezpieczestwo - oznajmi w kocu, a serce mu walio jak motem. - No to co. Chc ci suy, nic mnie nie obchodzi, e mog mnie zabi. Zrobi wszystko, eby ci pomc w walce z tymi wrogami. Chtnie zgin w tej walce, Ojczulku Rahlu. Pozwl mi zosta, prosz, a uczyni, co tylko zechcesz. Rahl gboko zaczerpn powietrza i powoli je wypuci; musia przecie zapanowa nad przyspieszonym oddechem. Twarz mia powan. - Jeste pewien, e tego chcesz, Carlu? Naprawd by to zrobi? Oddaby za mnie swoje ycie? - Przysigam. Umarbym dla ciebie. Moje ycie naley do ciebie, bierz je, jeli chcesz. Wadca odchyli si lekko w ty, opar donie o kolana i z wolna skin gow, nie odrywajc od chopca bkitnych oczu. - Dobrze, Carlu. Wezm je. May nie umiechn si, ale dra z emocji i przyzwolenia, a na jego buzi malowaa si determinacja. - Kiedy odbdzie si ceremonia? Chc dopomc tobie i ludowi. - Wkrtce - odpar Rahl. Oczy robiy mu si coraz wiksze, gos powolnia. Wieczorem, zaraz po tym, jak ci nakarmi. Jeste gotw? - Tak. Rahl wsta, czujc, jak krew szumi mu w yach. Usiowa powstrzyma rumieniec podniecenia. Na zewntrz ju byo ciemno. - Migotliwe wiato pochodni taczyo w bkitnych oczach, lnio na zocistych wosach, jarzyo si na biaej szacie. Ustawi rg do karmienia przy ustach Carla i poszed do pokoju z paleniskiem. W ciemnym pomieszczeniu czekali gwardzici; skrzyowali na piersi krzepkie ramiona. Pynce im po skrze strumyczki potu obiy rowki w cienkiej warstwie sadzy. Ze stojcego na palenisku tygla unosi si cierpki, dranicy zapach. - Czy Demmin ju wrci? - zapyta Rahl. - Przed paroma dniami, panie. - Przekacie mu, eby przyszed tu i czeka - zdoa wyszepta Rahl. - Potem wy dwaj zostawicie mnie samego. Gwardzici skonili si i wyszli tylnymi drzwiami. Rahl przesun do nad tyglem i niemiy zapaszek zmieni si w smakowity aromat. Potem zamkn oczy i pomodli si w mylach do ducha swego ojca. Rozgorczkowany i podekscytowany, nie by w stanie

kontrolowa oddechu - apa powietrze pytkimi, pospiesznymi haustami. Obliza koniuszki drcych palcw i potar wargi. Zamocowa do tygla drewniane uchwyty, eby si nie poparzy, i zaklciami uj naczyniu ciaru, po czym wynis je do ogrodu. Pochodnie owietlay bezporednie otoczenie Carla - biay piasek, na ktrym wyrysowano symbole, piercie trawy, otarz umieszczony na trjktnym biaym kamieniu. Ich wiato odbijao si w gadkim kamiennym bloku, podpierajcym elazn mis z figur Shingi na pokrywie. Rahl, idc ku chopcu, mia przed oczami w obrazek. Zatrzyma si przed Carlem, przy rogu do karmienia. Poncymi oczami spojrza w uniesion ku niemu buzi malca. - Podtrzymujesz to, co powiedziae, Carlu? - zapyta ochryple. - Czy mog ci zawierzy moje ycie? - lubuj ci wierno i lojalno, Ojczulku Rahlu. Na zawsze. Rahl zamkn oczy i gwatownie wcign powietrze. Krople potu perliy si na twarzy wadcy, szaty lepiy do spoconej skry. Czu bijce od tygla fale ciepa. Doda do tego zaklcia podtrzymujce wrzenie. Zacz cicho piewa wite inkantacje, napisane w staroytnym jzyku. Zaklcia i uroki szemray i szeptay w cichym wieczornym powietrzu ogrodu. Rahl poczu narastajc moc, pen palcych obietnic. Dra, piewajc, zanoszc mody do ducha chopca. Na wp otworzy ponce osobliwym, nieczystym ogniem oczy, oddech mia pytki, urywany, rce mu nieco dray. Popatrzy na chopca. - Kocham si, Carlu - wychrypia. - I ja ci kocham, Ojczulku Rahlu. - We w usta kocwk rogu, chopcze, i mocno trzymaj. Rahl znw zamkn oczy. May wypeni polecenie, a wadca z mocno bijcym sercem wypiewa ostatnie zaklcie. Pochodnie syczay i pryskay, a owe dwiki zmieszay si z zapiewem. Rahl wla w rg zawarto tygla. Oczy Carla rozwary si szeroko, a may odruchowo pokn pynny ow i zachysn si jego zapachem. Rahl Pospny dra z podniecenia. Pusty tygiel wylizgn si z jego rk i upad na ziemi. Wadca rozpocz drug cz inkantacji, wysyajc ducha chopca do zawiatw. Wymawia sowa w przepisanym porzdku, otwierajc drog do zawiatw, otwiera pustk, otwiera czarn nico. Unis w gr rce; kbiy si wok niego jakie ciemne ksztaty. Noc wypenia si mrocymi krew w yach odgosami. Rahl Pospny podszed do chodnego kamiennego otarza i uklk, obj go ramionami i przytuli do twarz. Wymwi w staroytnym jzyku sowa, ktre miay go zwiza z duchem chopca. Rzuci wymagane

uroki. Potem wsta. Twarz mia zaczerwienion, a donie zacinite w pici. Nadszed Demmin Nass. - Demminie - wychrypia Rahl, dojrzawszy przyjaciela. - Panie. - Dowdca skoni gow. Rahl podszed do niego, twarz mia cignit, spyway po niej struki potu. - Wydobd ciao z ziemi i po na otarzu. Opucz je wod do czysta. - Spojrza na krtki miecz Nassa. - Rozup mu czaszk, nic wicej nie rb, potem si odsu i zaczekaj. Przesun donie nad gow Demmina, a powietrze wok nich zadrao. - Ten czar ci ochroni. Czekaj na mnie, wrc tu przed witem. Bdziesz mi potrzebny - odwrci spojrzenie od Nassa i zaton w mylach. Dowdca zrobi, co mu nakazano, a Rahl piewa dziwne sowa, koyszc si przy tym w przd i w ty, z zamknitymi oczami, jak w transie. Demmin wytar zakrwawiony miecz o muskularne przedrami i wsun go do pochwy. Rzuci okiem na pogronego w transie wadc. - Nie cierpi tej czci obrzdu - mrukn sam do siebie Nass. Odwrci si i odszed w mrok, zostawiajc reszt wadcy. Rahl Pospny stan za otarzem, gboko zaczerpn powietrza. Nagym gestem unis donie nad palenisko - strzeliy z rykiem pomienie. Poruszy palcami, a elazna misa uniosa si w powietrzu i osiada nad ogniem. Rahl wyj swj zakrzywiony n i pooy go na mokrym brzuchu Carla. Zsun szat z ramion, pozwoli jej opa na ziemi, po czym odkopn na bok. Pot rosi chude ciao wadcy, spywa strumieniami po jego karku. Gadka, sprysta skra okrywaa harmonijne minie, ale gra lewego uda, biodro i cz brzucha, lewa strona sterczcego penisa... To tu byy blizny; tu dosigy go pomienie wysane przez starego czarodzieja, pomienie, ktre spopieliy jego ojca, gdy on, Rahl, sta po jego prawicy, pomienie, ktre i jego lizny, dajc mu zakosztowa blu zsyanego przez magiczny ogie. To by ogie odmienny od innych, werajcy si w skr, palcy, wiadomy celu i zadania. Rahl krzycza i krzycza, a cakiem straci gos. Rahl Pospny obliza czubki palcw i dotkn wypukych blizn. Jake chcia to uczyni wtedy, kiedy paliy wiee oparzenia, kiedy tak pragn powstrzyma przeraliwy, cigy bl i nieustanne pieczenie i swdzenie. Ale uzdrawiacze nie pozwolili. Mwili, e nie powinien dotyka ran, i przywizali mu rce, eby go przed tym powstrzyma. Wic oblizywa koniuszki palcw i pociera nimi wargi, eby powstrzyma pacz i krzyk, i oczy - eby zetrze obraz palcego si ywcem ojca. Caymi miesicami paka i krzycza, baga, eby mu pozwolili dotkn ran i ukoi bl, ale

nie pozwolili. Jake nienawidzi starego czarodzieja, jake pragn go zabi! Jake chcia wepchn do w jego ywe ciao i - patrzc mu w oczy - wyrywa serce. Rahl Pospny cofn palce z blizny i uj n, wyrzucajc z myli obrazy tamtych chwil. Teraz by mczyzn. Teraz by wadc, mistrzem. Znw skupi uwag na tym, co si wanie dziao. Rzuci odpowiedni czar i zatopi n w piersi chopca. Ostronie wyj serce i wrzuci do elaznej misy z wrzc wod. Potem usun mzg i rwnie wrzuci do elaznej misy. Nastpnie odci jdra i zrobi z nimi to samo. Odoy n. Krew zmieszaa si z potem Rahla, ciekaa z okci wadcy. Pooy rce na martwym ciele i zanis mody do duchw. Zamkn oczy, unis twarz ku oknom w stropie i piewa inkantacje. Zna je tak dobrze, e pyny same. Trwao to godzin; w odpowiednich momentach smarowa swoj pier krwi Carla. Skoczy rany wypisane na grobie ojca i poszed do koliska piasku czarodziei, gdzie chopiec by zakopany na czas prby. Rahl wygadzi piasek rkami; ziarenka przykleiy si do krwi, tworzc bia powok. Przykucn i uwanie zacz rysowa symbole rozchodzce si od rodka, rozgaziajce si i tworzce zawie ukady; nauczy si tego w cigu dugich lat. Pracowa w skupieniu, zote wosy spyway fal ku ziemi, marszczy z namysem brwi. Nie mg zapomnie o adnej linii bd krzywinie - to mogoby mie fatalne skutki. W kocu ornament by gotowy. Wadca wsta i podszed do witej misy. Woda niemal si wygotowaa i tak miao by. Zaklciem przenis mis na gadki, kamienny blok i pozwoli, by nieco ostyga - wtedy wzi kamienny tuczek i zacz ugniata, uciera zawarto misy. Uciera i uciera w pocie czoa, a z serca, mzgu i jder powstaa jednolita papka. Doda do innej magicznych proszkw, ktre przynis w kieszeniach zrzuconej teraz szaty Rahl stan przed otarzem, unis mis z mikstur i rzuci czar przywoania. Skoczy zaklcie, postawi mis i rozejrza si po Ogrodzie ycia. Zawsze lubi nacieszy oczy piknem, zanim zstpi do wiata zmarych. Zjad palcami zawarto misy. Nienawidzi smaku misa i jada wycznie warzywa i owoce. Lecz teraz nie mia wyboru. Jeeli chcia si uda w zawiaty, musia zje miso, musia zje fragmenty ciaa Carla. Zjad wszystko, nie zwracajc uwagi na smak i wmawiajc sobie, e to rolinna papka. Potem obliza do czysta palce i usiad na trawie, przed piaszczystym koliskiem. Jasne wosy tu i tam plamia skrzepa krew. Pooy rce na kolanach, wntrzem doni ku grze, zamkn oczy i gboko oddycha, przygotowujc si na spotkanie z duchem chopca.

Wreszcie by gotw. Rytua zosta wypeniony, zaklcia rzucone, inkantacje wypiewane. Wadca unis gow i otworzy oczy. - Chod do mnie, Carlu - szepn w tajemnej staroytnej mowie. Przez moment panowaa martwa cisza, potem da si sysze zawodzcy ryk. Ziemia zadraa. Ze rodka piaskowego koliska, z czarnoksiskiego centrum, wyania si duch Carla pod postaci Shingi, monstrum z zawiatw. Shinga wyania si, z pocztku przejrzysty, unosi si z piasku jak dym. Krci si, przycigany rzuconym zaklciem, wyrysowanym ornamentem. Przepycha si przez wyrysowane symbole, a z jego nozdrzy buchay dwie strugi gorcej pary. Rahl patrzy spokojnie na straszliw besti, stopniowo coraz bardziej materialn, rozrywajc ziemi, podnoszc piasek. W kocu wyoniy si mocarne tylne apy i Shinga z jkiem wydosta si na powierzchni. Pojawi si otwr, czarny jak smoa. Piasek z obrzea osuwa si w bezdenn czer. Nad ziejc czerni unosi si Shinga. Patrzy na Rahla przenikliwymi piwnymi oczami. - Dziki, Carlu, e si zjawie. Bestia nachylia si, wtulajc pysk w nag pier mistrza. Rahl wsta, gaska trcajcy go eb, uspokaja monstrum, ktre niecierpliwie pragno powrci w zawiaty. W kocu Shinga si uspokoi - wtedy Rahl wspi si na jego grzbiet i mocno przytrzyma szyi stwora. W jednym rozbysku wiata Shinga, z Rahlem na grzbiecie, wkrci si z powrotem w gb, znikajc w czarnej pustce. Ziemia zadraa i zamkna si z trzaskiem. W Ogrodzie ycia nic nie mcio ciszy nocy. Z cienia drzew wynurzy si Demmin Nass ze zroszonym potem czoem. - Bezpiecznej drogi, przyjacielu - szepn. - Bezpiecznej drogi.

Rozdzia dwudziesty pity Deszcz przesta na razie pada, lecz gruba warstwa chmur dalej skrywaa niebo. Kahlan siedziaa na aweczce przy jednej ze wsplnych chat i patrzya, jak Richard budowa dach nad domem duchw. Pot spywa po nagich plecach chopaka, po napitych miniach, po bliznach pozostawionych przez pazury chimery. Richard pracowa z Savidlinem i paroma innymi mczyznami i uczy ich. Powiedzia Kahlan, e sobie poradzi bez jej tumaczenia, bo praca rk jest uniwersalna, i e jeli tamci bd si musieli czciowo domyla, o co chodzi, to lepiej wszystko pojm i bd bardziej dumni z efektw swojej pracy. Savidlin wci o co pyta, Richard nie rozumia z tego ani sowa, wic po prostu si umiecha i tumaczy w swoim jzyku, ktrego oni z kolei nie rozumieli lub posugiwa si mow gestw. Czasami w migowy jzyk ogromnie bawi Botnych Ludzi i wszyscy radonie si miali. wietnie im szo jak na ludzi mwicych odmiennymi jzykami. Richard na pocztku nie powiedzia Kahlan, co ma zamiar zrobi, umiechn si tylko i stwierdzi, e jeli poczeka, to sama zobaczy. Najpierw przygotowa gliniane bryy wielkoci okoo jednej do dwch stp i zrobi w nich fale. Jedna cz powierzchni takiej bryy bya wklsa jak rynna, druga - wypuka. Wydry je i poprosi kobiety robice misy, eby wypaliy te jego dziea. Potem przymocowa dwie jednakowe drewniane listwy do duszych bokw deski, pooy na niej ks mikkiej gliny, rozwakowa (listwy wyznaczay grubo glinianej pytki) i odci nadmiar tworzywa. Powtarza ca t operacj, a zrobi pewn liczb glinianych pytek o jednakowych wymiarach. Naoy owe pytki na wypalone przez kobiety formy i wygadzi. Patykiem zrobi otwr w obu grnych rogach. Kobiety uwanie obserwoway prac Richarda, wic namwi je do pomocy. I wkrtce, rozemiane i paplajce ze sob, robiy gliniane pytki i nakaday je na formy, pokazujc chopakowi, jak to usprawni. Kiedy pytki wyschn, trzeba je bdzie wycign z form. Kobiety, niezmiernie podekscytowane i zaciekawione, zaczy przygotowywa nastpn parti form. Zapytay chopaka, ile ich maj zrobi. - Im wicej, tym lepiej - odpar. Zostawi je przy tej robocie i poszed do domu duchw. Zabra si do budowy paleniska z glinianych cegie, z ktrych Botni Ludzie budowali chaty. Savidlin uwanie go obserwowa, starajc si wszystkiego nauczy. - Robisz gliniane dachwki, prawda? - spytaa Kahlan. - Tak - odpar z umiechem. - Widziaam strzechy, ktre nie przeciekay, Richardzie. - Ja te.

- No to czemu ich nie nauczysz, jak zrobi z trawy szczelny dach? - A czy wiesz, jak zrobi z trawy tak nieprzemakaln strzech? - Nie wiem. Ja rwnie tego nie wiem. Za to wiem, jak zrobi dachwki, i tego ich ucz. Richard i Savidlin budowali palenisko, a inni mczyni zdejmowali poszycie dachu, pozostawiajc drewniany szkielet. Przedtem byy do niego przywizane wizki trawy, teraz posuyy za podpor glinianym dachwkom. Dachwki sigay od jednego rzdu erdek do drugiego. Dolny brzeg kadej lea na pierwszej erdce, grny - na drugiej, dziki otworom za mona je byo mocno przywiza. Nastpn warstw dachwek pooono tak, e ich dolny brzeg zachodzi na grny skraj pierwszej warstwy, zakrywajc otwory suce do przywizywania. Falisty ksztat sprawia, e kolejne warstwy odpowiednio si ze sob sczepiay. Dachwki byy cisze ni trawa, najpierw wic Richard wzmocni od spodu drewnian wib dachu. Niemal poowa mieszkacw wioski braa udzia w budowie. Czowiek Ptak zjawia si od czasu do czasu i obserwowa postpy. Podobao mu si to, co widzia. Niekiedy siedzia w milczeniu obok Kahlan, czasem z ni rozmawia, lecz najczciej po prostu obserwowa. Z rzadka rzuca pytanie o charakter Richarda. Kiedy chopak pracowa, Kahlan przewanie bya pozostawiona sama sobie. Kobiety nie chciay, eby im pomagaa, mczyni trzymali si z dala i obserwowali j spod oka, a mode dziewczyny byy zbyt niemiae, eby si przysi i porozmawia. Czasem staway w pobliu i przyglday si jej, lecz kiedy pytaa, jak maj na imi, tylko si umiechay wstydliwie i uciekay. Mae dzieci chtnie by do niej podeszy, ale matki dbay, eby si trzymay z dala. Kahlan nie moga pomaga ani w gotowaniu, ani w robieniu dachwek. Grzecznie ucinano wszelkie prby przyczenia si do pracy, tumaczc, e jest honorowym, znamienitym gociem. Lecz Kahlan wiedziaa, w czym rzecz. Bya Spowiedniczk. Bali si jej. Dziewczyna bya przyzwyczajona do tego wszystkiego, do spojrze i szeptw. Przejmowaa si tym, kiedy bya modsza, teraz ju nie. Pamitaa, jak matka tumaczya jej z umiechem, e ludzie ju tacy s i nie da si tego zmieni, eby nie pozwolia, by ich zachowanie napenio j gorycz, i e pewnego dnia przestanie jej to przeszkadza. Rzeczywicie tak si stao, sdzia, e jest ju obojtna na ludzkie spojrzenia i gadanie, e to ju nie jest dla niej wane, e si pogodzia z tym, e jej ycie jest odmienne od losw zwykych ludzi, e zaakceptowaa swj status Spowiedniczki. Tak byo, zanim spotkaa Richarda, zanim si zaprzyjanili, zanim zacz z ni rozmawia, jakby bya najzwyklejsz w wiecie dziewczyn. Zanim zaczo mu na niej zalee.

Ale Richard nie mia pojcia, kim ona jest. Jeden Savidlin zachowywa si wobec niej przyjanie. Zabra Kahlan i Richarda do swojej chaty. Mieszka tam z on o dwicznym imieniu Weselan i synem Siddinem. Modzi przybysze mieli u nich spa. Mimo e Savidlin nie nalega na przyjcie Spowiedniczki pod dach, Weselan przywitaa j ciepo i gocinnie i nie okazywaa niezadowolenia, kiedy m akurat nie dotrzymywa im towarzystwa. Wieczorami, gdy byo ju za ciemno, by pracowa, Siddin siadywa obok Kahlan i z szeroko otwartymi oczami sucha opowieci o krlach i paacach, o dalekich krajach, o gronych bestiach. Wdrapywa si dziewczynie na kolana, tuli do niej i prosi o kolejn opowie. Teraz ze zami w oczach rozmylaa, e Weselan pozwalaa na to synkowi, nie odcigaa go od niej i nie okazywaa strachu. Kiedy Siddin zasypia, ona i Richard opowiadali Savidlinowi i Weselan o swojej podry z Westlandu. Savidlin docenia zwycistwo w walce i sucha niemal tek samo zachannie jak jego synek. Nowy dach najwyraniej si spodoba Czowiekowi Ptakowi. Kiedy ju zobaczy tyle, e si domyli, jak to bdzie wygldao, umiechn si do siebie i z wolna potrzsn gow. Za to szeciu starszych nie wygldao na zbytnio zachwyconych, dach nie wywar na nich specjalnego wraenia. Uwaali, e nie ma si co zbytnio przejmowa przeciekajcymi dachami, skoro deszcz kapa im na gowy przez cae ich dotychczasowe ycie i dobrze byo, a teraz zjawi si jaki obcy i wykaza, jacy byli gupi - dotkno ich to. Pewnego dnia jeden z nich umrze i wtedy Savidlin zostanie starszym. Kahlan ogromnie aowaa, e teraz nie naley on do starszyzny, gdy mieliby wwczas sprzymierzeca. Dziewczyna zamartwiaa si, co bdzie, gdy ukocz dach si stanie, jeeli starsi nie poprosz Czowieka Ptaka, by przyj Richarda do plemienia Botnych Ludzi. Richard nie obiecywa jej przecie, e nic im wwczas nie zrobi. Nie nalea co prawda do osb mciwych, lecz by Poszukiwaczem. A stawka bya wiksza ni ycie paru Botnych Ludzi. O wiele wiksza. Poszukiwacz powinien to wzi pod uwag. Ona rwnie. Kahlan nie wiedziaa, czy zabicie owego mczyzny z bojwki zmienio Richarda, czy si sta twardszy. Taka lekcja sprawia e si wszystko inaczej ocenia, e atwiej zabi drugi raz. wietnie to wiedziaa. aowaa, e przyszed jej wwczas z pomoc, e zabi owego czowieka. Nie miaa serca mu powiedzie, e to wcale nie byo konieczne. e sama by sobie poradzia. W kocu jeden czowiek nie stanowi dla niej miertelnego zagroenia, w ogle adnego zagroenia. To dlatego Rahl wysa do Spowiedniczek czterech mczyzn, eby jeden dozna dotknicia jej moc, a pozostali trzej mieli zabi jego i Spowiedniczk. Czasami przeywa tylko jeden, ale to zupenie wystarczao, bo Spowiedniczka wyczerpywaa swoj moc na tamtych trzech. Lecz jeden jedyny przeciwnik nie mia najmniejszych szans. Nawet

jeli by wielki i potny, to ona bya szybsza. Zdyaby uskoczy przed mieczem przeciwnika. I dotknaby go, zanim zoyby si do nastpnego ciosu, a wtedy byby jej. I nic by go nie uratowao. Zdawaa sobie spraw, i nigdy nie powie Richardowi, e nie mia powodu zabija. Dodatkowo ciyo jej to, e zabi dla niej, e myla, i ratuje jej ycie. Dziewczyna podejrzewaa, e kolejna bojwka ju wyruszya. Byli bezlitoni i nieustpliwi. Ten, ktrego zabi Richard, wietnie wiedzia, e zginie, e nie ma najmniejszej szansy w samotnym starciu ze Spowiedniczka, a mimo to zaatakowa. Nie zaniechaj atakw, pewnie w ogle nie pojmuj, co to rezygnacja, na olep d do zaoonego celu. I sprawia im przyjemno to, co czyni Spowiedniczkom. Kahlan znw sobie przypomniaa o Dennee, cho staraa si odegna owe myli. Ilekro pomylaa o bojwkach, pami podsuwaa jej obrazy tego, co uczynili Dennee. Kahlan bya dorastajc dziewczyn, kiedy jej matka zapada na tajemnicz chorob, ktrej nie potrafi uleczy aden uzdrawiacz. I wkrtce zmara. Spowiedniczki to bardzo bliska wsplnota; kiedy jedn z nich spotyka co zego, reaguj wszystkie. Matka Dennee zabraa Kahlan do siebie i zaja si ni. Obie dziewczynki bardzo si ze sob przyjaniy, a teraz stay si siostrami i tak te o sobie od tej pory mwiy. Pomogo to Kahlan, zagodzio bl po stracie matki. Dennee, podobnie jak jej matka, bya krucha i wta. Nie miaa ani takiej mocy, ani takiej siy jak Kahlan, i Kahlan wkrtce staa si jej opiekunk, chronic j przed tym, co wymagao wicej siy, ni moga w sobie znale Dennee. Moc Kahlan powracaa po godzinie lub dwch, a Dennee - niekiedy nawet dopiero po paru dniach. Tamtego strasznego dnia Kahlan na krtko zostawia przyjacik sam. Posza przyj spowied mordercy skazanego na powieszenie. Ow spowied miaa przyj Dennee, lecz Kahlan j zastpia, poniewa chciaa jej oszczdzi zwizanej z tym udrki. Dennee nienawidzia przyjmowania spowiedzi, nienawidzia wyrazu oczu tych ludzi. Czasem pakaa pniej przez wiele dni. Nigdy nie prosia, eby Kahlan j zastpia, nigdy by o to nie poprosia, lecz wyraz jej twarzy, kiedy przyjacika powiedziaa, e pjdzie zamiast niej, znaczy wicej ni sowa. Kahlan rwnie nie lubia przyjmowania spowiedzi, lecz bya silniejsza, mdrzejsza, rozwaniejsza. Rozumiaa i akceptowaa swoj moc; to, e jest Spowiedniczka, nie sprawiao jej takiej przykroci jak Dennee. Zawsze potrafia postawi na pierwszym miejscu rozsdek, a nie serce. I wykonaaby za Dennee kad brudn robot. Dziewczyna wracaa ju do domu, kiedy usyszaa, jak w przydronych krzakach kto jczy i pacze z blu, straszliwego blu. Z przeraeniem stwierdzia, e to Dennee.

- Wyszam... Ci... Naprzeciw... Chciaam z... Tob... Wrci do domu - powiedziaa, kiedy Kahlan usiada przy niej i pooya sobie jej gow na kolanach. - Bojwka... Mnie... Dopada. Tak mi przykro. Jednego... Dostaam, Kahlan. Dotknam go. Jednego dostaam. Byaby ze mnie dumna, Kahlan. Przeraona, zszokowana dziewczyna pocieszaa przyjacik, przekonywaa, e wszystko bdzie dobrze, podtrzymywaa jej gow. - Obcignij moj... Sukienk... Kahlan, prosz - powiedziaa Dennee gosem, ktry zdawa si dochodzi z bardzo daleka. - Rce mnie nie suchaj. Kahlan zobaczya dlaczego. Poamane rce Dennee leay bezuytecznie u bokw przyjaciki, powyginane w miejscach, w ktrych nie powinny si zgina. Krew sczya si z ucha lecej. Kahlan obcigna to, co zostao z przesiknitej krwi sukni Dennee, okrywajc przyjacik najlepiej, jak moga. Porazia j groza na widok tego, co uczyniono Dennee, jej przyjacice, jej siostrze. Gardo miaa cinite. Z trudem powstrzymywaa krzyk, nie chcc jeszcze bardziej przerazi Dennee. Wiedziaa, e teraz, w tych ostatnich chwilach, musi by silna i opanowana. Dennee szepna imi przyjaciki, skina, by si ku niej nachylia. - To Rahl Pospny... To on mi to zrobi. Nie byo go tu, ale to jego dzieo... - Wiem - odpara Kahlan z ca czuoci i agodnoci, jak zdoaa okaza. - Le spokojnie, wszystko bdzie dobrze. Zabior ci do domu. Wiedziaa, e to kamstwo, e Dennee nie wydobrzeje. - Zabij go, Kahlan, prosz - szepna umczona Spowiedniczka. - Powstrzymaj to szalestwo. auj, e nie stao mi si. Zabij go dla mnie. Kahlan zapona gniewem. Po raz pierwszy chciaa uy swej mocy po to, eby kogo skrzywdzi, zabi. Jeszcze nigdy nie dowiadczya czego takiego. Pon w niej straszliwy gniew, w gbi niej budzia si straszliwa moc - przeraajce doznanie. Pogadzia drcymi palcami sklejone krwi wosy Dennee. - Uczyni to - przyrzeka. Dennee uspokoia si, rozlunia. Kahlan zdja swj kociany naszyjnik i otoczya nim szyj siostry. - Chc, eby go wzia. Ochroni ci. - Dzikuj, Kahlan. - Dennee umiechna si, a po jej bladych policzkach pyny zy. - Cho ju nic mnie nie ochroni. Siebie ocal. Nie pozwl, eby ci dopadli. Im to sprawia przyjemno. Taki bl mi zadali... I radowali si tym. miali si. Kahlan zamkna oczy, nie mogc znie bolesnej twarzy siostry. Koysaa j

w ramionach, cao waa jej czoo. - Pamitaj o mnie, Kahlan. Pamitaj, jak si miaymy. - Przykre wspomnienia? Wyrwana z zadumy dziewczyna gwatownie podniosa gow. Obok niej sta Czowiek Ptak. Podszed cicho, nie zauwaony Kiwna potakujco gow i odwrcia oczy. - Wybacz, prosz, e okazaam sabo - powiedziaa z trudem, ocierajc zy. Popatrzy na ni agodnymi piwnymi oczami i usiad obok dziewczyny na awce. - Okazywanie alu przez skrzywdzonego wcale nie jest oznak saboci, dziecino. Kahlan otara nos wierzchem doni i powstrzymaa aosny jk. Bya tak przeraliwie osamotniona. Tak bardzo tsknia za Dennee. Czowiek Ptak otoczy dziewczyn ramieniem i uciska po ojcowsku. - Wspominaam Dennee, moj siostr. Zamordowano j na rozkaz Rahla Pospnego. Znalazam j... Umara w moich ramionach... Tak okrutnie j poranili. Rahlowi nie wystarcza samo zabijanie. Chce, eby ludzie cierpieli, zanim umr. Botny Czowiek ze zrozumieniem pokiwa gow. - Pochodzimy z rnych ludw, lecz to samo nas boli. - Otar palcem z z policzka Kahlan i sign do kieszeni. - Wycignij do - poleci. Uczynia to, a on nasypa na jej rk kilka maych ziarenek. Spojrza w niebo i dmuchn w gwizdek, ktry nosi na rzemyku na szyi, gwizdek niewydajcy adnego dwiku. Wkrtce nadlecia niewielki zocisty ptaszek i usiad na palcu Botnego Czowieka. Starzec przysun do do rki dziewczyny, eby ptaszek przenis si tam i zjad ziarenka. Delikatne apki mocno si trzymay palca Kahlan, a dziobek skrztnie wybiera ziarenka. Ptaszek by tak jasny i liczny, e dziewczyna si umiechna. Czowiek Ptak umiechn si wraz z ni. Ptaszek wydzioba wszystkie ziarenka, otrzepa pirka i siedzia spokojnie; nic a nic si nie ba. - Pomylaem, e chtnie popatrzysz na co piknego, e sprawi ci przyjemno bysk pikna wrd szpetoty. - Dzikuj. - Kahlan umiechna si do niego. - Chciaaby go zatrzyma? Popatrzya na ptaszka, na jego lnice zociste pirka, na to, jak przechyla gwk i podrzucia go w powietrze. - Nie mam do tego prawa - odpara, patrzc, jak odlatuje. - Powinien by wolny. Czowiek Ptak skin gow, a umiech rozjani mu twarz. Pochyli si, wspar rce o kolana i popatrzy na dom duchw. Robota bya niemal ukoczona, moe jeszcze zajmie

z jeden dzie. Dugie, srebrnosiwe wosy zsuny si z ramion mczyzny, ukrywajc przed Kahlan wyraz jego twarzy. Dziewczyna posiedziaa jeszcze troch, obserwujc pracujcego na dachu Richarda. Bolenie pragna, by wanie teraz j obj, wiedziaa jednak, e nie powinna na to pozwoli - to ranio bardziej. - Chcesz zabi tego mczyzn, tego Rahla Pospnego? - spyta Czowiek Ptak, nie patrzc na dziewczyn. - O, tak. - Czy masz na to do mocy? - Nie - przyznaa. - Czy moc miecza Poszukiwacza wystarczy, by zabi Rahla? - Nie. Dlaczego pytasz? Chmury ciemniay, dzie si zblia ku kocowi. Znw pada niewielki deszczyk, wrd chat gstnia mrok. - Sama powiedziaa, e nie jest bezpiecznie przebywa w towarzystwie bdcej w wielkiej potrzebie Spowiedniczki. Myl, e dotyczy to rwnie Poszukiwacza. Moe nawet bardziej. Kahlan milczaa przez chwil, potem szepna: - Nie chc mwi o tym, co Rahl wasnorcznie uczyni ojcu Richarda, bo pewno jeszcze bardziej by si obawia Poszukiwacza. Lecz wiedz, e i Richard puciby ptaka wolno. Czowiek Ptak rozemia si bezgonie. - Ty i ja jestemy za sprytni na takie sowne potyczki. Dajmy sobie z tym spokj. Usiad prosto i skrzyowa ramiona na piersi. - Prbowaem uwiadomi pozostaym starszym, jak wspania rzecz czyni Poszukiwacz dla naszego ludu, jak to dobrze, e uczy nas tego wszystkiego. Wcale nie s tego pewni; s przywizani do tego, co byo, do starych metod i potrafi by tak uparci e ledwo to wytrzymuj. Obawiam si tego, co ty i Poszukiwacz uczynicie mojemu ludowi, jeeli starsi odmwi pomocy. - Richard da sowo, e nie skrzywdzi twoich ludzi. - Sowa nie maj tej mocy, co krew ojca. Lub krew siostry. Kahlan opara si o cian i otulia paszczem, chronic si przed wilgotnym wiatrem. - Jestem Spowiedniczk, urodziam si z t moc. Nie pragn wadzy. Gdybym moga, wybraabym inaczej, byabym jak inni ludzie. Lecz musz y z moim darem i uczyni ze jak najlepszy uytek. Wbrew temu, co o nas mylisz, co myli o nas wikszo ludzi, jestemy tu, eby suy im, eby suy prawdzie. Kocham wszystkich Midlandczykw i oddaabym ycie, eby ich ochroni, eby ocali ich wolno. To moje najwiksze pragnienie. A mimo to

jestem sama. - Richard czuwa nad tob, troszczy si o ciebie. Kahlan zerkna na spod oka: - Richard jest z Westlandu. Nie wie, kim jestem. Gdyby wiedzia... Czowiek Ptak ze zdumieniem unis brew. - Jak na kogo, kto suy prawdzie... - Nie przypominaj mi tego, prosz. To wyniko z mojej winy. Ja bd musiaa ponie konsekwencje i bardzo si ich boje. Poza tym to tylko potwierdza moje sowa. Botni Ludzie yj z dala od innych ludw. Dziki temu w przeszoci unikali kopotw. Tym razem to si nie uda - zo ma dugie rce, dosignie i was. Starsi mog si, ile chc, sprzeciwia udzieleniu nam pomocy, lecz nie zdoaj zmieni prawdy. Jeeli przedo dum nad rozsdek, zapaci cay lud. Czowiek Ptak sucha uwanie, z szacunkiem. Kahlan spojrzaa na. - Nie mog w tej chwili powiedzie, co uczyni, jeeli starsi odmwi. Nie chc skrzywdzi twoich ludzi, lecz chc im oszczdzi blu, ktry widziaam. Widziaam, co Rahl Pospny robi ludziom. Wiem, co zrobi. Gdybym wiedziaa, e mier synka Savidlina powstrzyma Rahla, to zabiabym malca bez wahania, wasnymi rkami, bo cho jego mier zraniaby moje serce, to jednoczenie ocaliaby ycie innych maych dzieci. Dwigam straszliwe brzemi, brzemi wojownika. Zabie jednych ludzi, eby ocali innych i wiem, e nie dao ci to radoci, Rahl natomiast czerpie rado z zabijania, uwierz mi. Pom mi ocali swj lud, prosz, eby nikt nie ucierpia. - zy pyny po policzkach dziewczyny. - Nie chc krzywdzi nikogo z was. Botny Czowiek przytuli j czule i pozwoli jej si wypaka na swoim ramieniu. - To szczcie dla Midlandczykw, e walczysz po ich stronie. - Jeli znajdziemy to, czego szukamy, i ukryjemy to przed Rahlem a do pierwszego dnia zimy, to on umrze. I nikt inny nie ucierpi. Lecz kto musi nam pomc w poszukiwaniach. - Pierwszy dzie zimy. Niewiele czasu, dziecino. Jedna pora roku przemija, wkrtce nastpi kolejna. - To nie ja stanowi prawa ycia, czcigodny starszy. Jeeli wiesz, jak powstrzyma czas, to zdrad mi, prosz, w sekret, ebym moga opni nadejcie zimy. Czowiek Ptak siedzia spokojnie, milcza. Potem rzek: - Widziaem ci ju wrd naszego ludu. Zawsze szanowaa nasze yczenia, unikaa krzywdzenia nas. Poszukiwacz postpuje tak samo. Jestem po waszej stronie, dziecko. Uczyni, co w mojej mocy, eby przekona pozostaych. Mam nadziej, e znajd

odpowiednie sowa. Nie chc, by cierpienie dotkno mj lud. - Jeeli odmwi, nie musisz si obawia ani mnie, ani Poszukiwacza - odezwaa si Kahlan. Wspieraa gow o rami Czowieka Ptaka i patrzya w przestrze. - Lecz bjcie si tego z DHary. Nadleci jak burza i zniszczy was. Nie bdziecie mie najmniejszej szansy. Wymorduje was. Wieczorem, w ciepym i przyjaznym domu Savidlina, Kahlan opowiedziaa maemu histori o rybaku, ktry zamieni si w ryb i y w jeziorze, sprytnie cigajc przynt z haczykw, i nigdy nie dawa si zapa. T histori opowiedziaa jej kiedy matka, w czasach, kiedy bya rwnie maa jak teraz Siddin. Patrzya na zachwycon buzi chopczyka i przypomniaa sobie, jak bya podekscytowana, syszc t opowie po raz pierwszy. Potem Weselan gotowaa sodkie korzenie, ktrych przyjemny zapach miesza si z dymem, a Savidlin uczy Richarda, jak robi odpowiednie czubki strza (w zalenoci od zwierzcia, na ktre byy przeznaczone), jak utwardza je w wglach ogniska i nascza trucizn. Kahlan leaa na rozcignitej na pododze skrze, obok niej spa zwinity w kbek Siddin. Gadzia ciemne wosy chopczyka. Dziewczyna ze cinitym gardem rozmylaa jak to oznajmia Czowiekowi Ptakowi, e w razie potrzeby zabiaby maego bez wahania. Pragnaby cofn te sowa. Wyraay nienawistn prawd, lecz aowaa, e je wypowiedziaa. Richard nie wiedzia, e rozmawiaa z Czowiekiem Ptakiem, a ona mu o tym nie powiedziaa. Nie chciaa go martwi; i tak bdzie, co ma by. Moga tylko mie nadziej, e starszyzna pjdzie za gosem rozsdku. Kolejny dzie by wietrzny i wyjtkowo ciepy. Od czasu do czasu pada deszcz. Tum zebra si wczesnym popoudniem przed domem duchw. Dach by ukoczony, a w nowym palenisku rozpalono ogie. Kiedy pierwsze kby dymu uniosy si z komina, ludzie zakrzyknli z podziwu i ekscytacji. Zagldali przez otwarte drzwi, patrzc, jak ogie ponie i wcale nie zadymia wntrza. Byli zachwyceni perspektyw ycia bez deszczu kapicego na gowy i bez dymu gryzcego w oczy. Najgorsze byy deszcze niesione wichrem, wiatrem - jak tego dnia. Raz dwa przesikay przez trawiaste dachy. Botni Ludzie z zadziwieniem patrzyli, jak deszcz spywa po dachwkach i ani kropla nie przedostaje si do rodka. Richard zszed z dachu; by w dobrym nastroju. Dach by gotowy, nie przecieka, komin dobrze cign, wszyscy w wiosce si cieszyli tym, co dla nich uczyni. Mczyni, ktrzy mu pomagali, pcznieli z dumy, czego si nauczyli, i z tego, co wykonali. Tumaczyli pozostaym zasady konstrukcji. Richard wymin patrzcych, przypasa miecz i poszed ku centrum wioski. Tam, pod jednym ze wspartych na palach dachw, czekaa starszyzna. Kahlan sza przy lewym boku

chopaka, Savidlin przy prawym, gotowi wzi jego stron. Tum patrzy, jak odchodz, a potem ruszy za nimi, kluczc wrd chat, miejc si i pokrzykujc. Richard mia zdecydowan min. - Uznae, e powiniene wzi miecz? - spytaa Kahlan. Zerkn na ni, nie zwalniajc kroku. Umiechn si krzywo. Krople deszczu spyway z mokrych, spltanych wosw chopaka. - Jestem Poszukiwaczem. - Nie dranij si ze mn, Richardzie - skarcia go. - Dobrze wiesz, o co mi chodzi. - Ma im przypomnie, dlaczego powinni waciwie postpi - odpar z szerokim umiechem. Kahlan czua ssanie w doku, miaa uczucie, e sprawy si wymykaj spod jej kontroli, e Richard uczyni co strasznego, jeeli starszyzna mu odmwi. Tak ciko pracowa, od witu do nocy w nadziei, e ich przekona. Przecign na swoj stron wikszo mieszkacw wioski - lecz to nie ich gos si liczy. Baa si, e chopak w ogle si nie zastanowi nad tym, co zrobi, jeeli starszyzna odmwi im pomocy. W centrum przewiewnej konstrukcji, pod przeciekajcym dachem, sta dumnie wyprostowany Toffalar. Krople deszczu leciay z gry i z pluskiem wpaday do maych kau na pododze. U jego boku stali Surin, Caldus, Arbrin, Breginderin i Hajanlet. Kady z nich nosi skr kojota; Kahlan wiedziaa ju, e dziao si to tylko przy oficjalnych okazjach. Wydawao si, e wok zebrali si wszyscy mieszkacy osady. Otaczali wiat, siedzc pod innymi daszkami, wygldali z okien - stana robota, gdy wszyscy obserwowali i czekali, co zadecyduje starszyzna o wsplnej przyszoci. Kahlan dostrzega Czowieka Ptaka stojcego z kilkoma uzbrojonymi mczyznami przy jednym z palikw podtrzymujcych dach nad starszyzn. Ich oczy si spotkay i serce dziewczyny zamaro. Zapaa Richarda za rkaw, nachylia si ku niemu. - Pamitaj, e bez wzgldu na to, co powiedz, musimy std odej, jeeli mamy powstrzyma Rahla. Ich jest wielu, a nas tylko dwoje i twj miecz nie wystarczy. Chopak nie zwrci uwagi na jej ostrzeenia. - Czcigodni starsi - zacz dononym, czystym gosem, a Kahlan tumaczya. - Mam zaszczyt powiadomi was, e dom duchw ma nowy dach, ktry nie przecieka. Miaem honor i przyjemno uczy wasz lud, jak konstruowa takie dachy, eby mieszkacy wioski mogli poprawi pokrycie innych chat. Uczyniem to z szacunku dla waszego ludu, niczego w zamian nie oczekujc. Mam jedynie nadziej, e jestecie zadowoleni. Szeciu mczyzn wysuchao z ponurymi minami tumaczenia Kahlan. Potem

zapado dugotrwae milczenie. W kocu Toffalar powiedzia zdecydowanym tonem: - Nie jestemy zadowoleni. Dziewczyna przetumaczya i twarz Richarda zmroczniaa. - Dlaczego? - Troch deszczu nie osabi Botnych Ludzi. Twj dach moe i nie przecieka, ale tylko dlatego, e jest pomysowo zrobiony. To pomysowo obcych. To nie s nasze metody. I od tego obcy mog nam zacz dyktowa, co mamy robi. Wiemy, czego chcesz. Chcesz, ebymy ci uznali za jednego z nas i zwoali dla ciebie narad widzcych. Jeszcze jedna sprytna sztuczka obcego, eby nas skoni do zrobienia czego, co jest mu potrzebne. Chcesz nas wcign w wasz walk. Nie zgadzamy si! - Toffalar zwrci si teraz do Savidlina. Dach na domu duchw ma by taki jak przedtem. Zbudowany sposobem naszych czcigodnych przodkw Savidlin poblad, lecz sta bez ruchu. Starszy, z leciutkim umieszkiem na zacinitych wargach, powiedzia do Richarda: - Twoje sztuczki zawiody. Czy zemcisz si za nasz odmow, Richardzie Popdliwy? - ton by lekcewacy, pogardliwy, szyderstwo miao zdyskredytowa chopaka. Kahlan jeszcze nigdy nie widziaa Richarda wygldajcego tak gronie. Spojrza na Czowieka Ptaka, potem przenis wzrok na szeciu starszych. Dziewczyna wstrzymaa oddech. Tum milcza. Chopak powoli odwrci si ku mieszkacom wioski. - Nie wyrzdz krzywdy waszemu ludowi - powiedzia spokojnie Kahlan przetumaczya i tum westchn z ulg. Po chwili zapanowaa cisza i Richard podj: - Lecz bd paka nad tym, co czeka Botnych Ludzi. - Nie odwrci si ku starszym, po prostu wskaza na nich. - Nad wami szecioma nie bd paka. Nie bd aowa mierci gupcw pady okrutne, ranice sowa. Tum a sapn. Twarz Toffalara wyraaa niepohamowany gniew. Ludzie szeptali, ogarnia ich strach. Kahlan popatrzya na Czowieka Ptaka - wyglda, jakby przybyo mu lat. Piwne oczy powiedziay jej, jak auje tego, co si stao. Przez chwil patrzyli sobie w oczy, wsplnie bolejc nad tym, co teraz wszystkim zagraao. Potem Czowiek Ptak odwrci wzrok, popatrzy w ziemi. Richard gwatownie odwrci si ku starszym, wycign Miecz Prawdy. Uczyni to tak nagle, e wszyscy - nie wyczajc starszyzny - cofnli si o krok i zamarli. Na szeciu twarzach malowa si paraliujcy lk. Tum zacz si cofa; Czowiek Ptak nawet nie drgn. Kahlan baa si gniewu chopaka, lecz rozumiaa go. Postanowia, e nie bdzie si wtrca, za to - bez wzgldu na to, co Richard zrobi - ona uczyni wszystko, by chroni ycie Poszukiwacza. Panowaa miertelna cisza, sycha byo jeden jedyny dwik - szczk stali.

Chopak mocno zacisn zby, wycign lnice ostrze ku starszym, czubek miecza by tu przed ich twarzami. - Przynajmniej miejcie odwag uczyni ostatni przysug ludowi. - Ton jego gosu sprawi, e Kahlan zadraa. Odruchowo tumaczya, kamieniejc z przeraenia. Wtem, o dziwo, Richard uj czubek miecza, zwrci jego gard ku starszym. - Wecie mj miecz rozkaza. - Zabijcie kobiety i dzieci. Oszczdcie im tego, co szykuje dla nich Rahl Pospny. Ocalcie je przed mk, ktra im grozi. Ofiarujcie im litociw, szybk mier. Sowa chopaka gboko poruszyy mieszkacw wioski. Kahlan syszaa cichy pacz kobiet tulcych swoje dzieci. Starsi stali bez ruchu, przeraeni tym, czego nie oczekiwali. W kocu odwrcili wzrok od poncych oczu Richarda. Nie mieli odwagi wzi miecza. Chopak powoli wsun kling do pochwy, dajc do zrozumienia, e tak oto znika ostatnia szansa ratunku, e starsi nieodwoalnie odrzucili pomoc Poszukiwacza. Wstrzsajcy, ostateczny gest. Potem Richard odwrci wzrok od starszych i popatrzy na Kahlan. Twarz mu si zmienia. Dziewczyn a co cisno w gardle, kiedy zobaczya jego oczy. By w nich bolesny al nad ludmi, ktrych pokocha i ktrym nie mg pomc. Podszed do niej i uj jej do - mieszkacy wioski nie spuszczali ze oczu. - Spakujmy nasze rzeczy i chodmy std - powiedzia cicho Richard. Zmarnowalimy mnstwo czasu. Mam nadziej, e nie za duo. - W szarych oczach byszczay zy. - Tak mi przykro, Kahlan... e le wybraem. - To nie ty wybrae le, Richardzie, lecz oni. - Bya za na starszych za to, e odebrali nadziej swojemu ludowi. Odwrcia od nich myli: ju byli martwi. Dano im wybr i sami sobie zgotowali ten los. Kiedy przechodzili obok Savidlina, obaj mczyni, nie patrzc na siebie, wymienili ucisk doni. Nikt si nie poruszy; mieszkacy wioski stali i patrzyli na idcych wrd nich obcych. Niektrzy dotykali Richarda, a on lekkim uciskiem rki odwzajemnia w milczcy wyraz sympatii i wspczucia, nie bdc w stanie spojrze im w oczy. Zabrali swoje rzeczy z domu Savidlina, zapakowali paszcze. Milczeli. Kahlan czua si wyczerpana, spustoszona. W kocu spojrzeli sobie w oczy i objli si w milczeniu. Drczy ich smutek i al, wspczuli nowym przyjacioom, bo wiedzieli, co ich czeka. Obydwoje zaryzykowali to, co im jeszcze zostao - czas. I przegrali. Stali tak przez chwil, a potem Kahlans spakowaa reszt rzeczy. Richard wycign z powrotem swj paszcz. Dziewczyna Patrzya, jak szuka czego w kieszeniach. Podszed ku drzwiom, eby mie wicej wiata, i grzeba w plecaku. Na koniec odwrci si do Kahlan, min mia

zaniepokojon. - Znikn nocny kamie. - Moe go gdzie zostawie... - powiedziaa niepewnie, gdy przerazi j ton gosu Richarda. - Nie. Nigdy go nie wyjmowaem z plecaka. Nigdy. - Ju nie jest nam potrzebny, Richardzie, szczliwie minlimy przejcie. Adie na pewno wybaczy t zgub. Teraz mamy powaniejsze zmartwienie - agodzia, nie pojmujc, dlaczego chopak si tak niepokoi. - Nic nie rozumiesz - rzuci, podchodzc ku niej. - Musimy odnale nocny kamie. - Czemu? - zniecierpliwia si Kahlan. - Bo, jak sdz, moe obudzi zmarych. - Dziewczyna a otworzya usta ze zdumienia. - Duo o tym rozmylaem, Kahlan. Pamitasz, jak Adie bya nerwowa, jak si rozgldaa wok, dopki nie schowaem kamienia? I kiedy cienie w przejciu ruszyy na nas? Dopiero wtedy, gdy wyjem kamie. Przypominasz sobie? - Przecie Adie mwia, e on bdzie dziaa tylko dla ciebie - odpara, oczy jej si rozszerzyy. - Wic nawet jeeli kto inny si nim posuy... - Powiedziaa, e kamie wypromieniuje pochonite wiato Nie wspominaa o budzeniu umarych. Chyba ostrzegaby nas prawda? Kahlan patrzya przed siebie, zadumana. Nagle zrozumiaa i a zamkna oczy. - Tak, Richardzie, ostrzegaa nas. Ostrzega ci zagadk czarodziejki. W ogle o tym nie mylaam, tak mi przykro. Postpia w typowy dla czarodziejek sposb. One nie zawsze mwi wprost to, co wiedz, nie zawsze wyranie ostrzegaj. Niekiedy czyni to w formie zagadki. - Trudno mi w to uwierzy. - Richard wciekle odwrci si ku drzwiom, uderzy pici o framug. - wiatu grozi zaglda, a ta stara kobieta daje nam zagadki! Powinna bya nam powiedzie! - Moe miaa po temu jaki powd, Richardzie. Moe to by jedyny sposb? - Jeeli bdziesz w potrzebie - odezwa si po chwili namysu. - Tak powiedziaa. Jak woda. Jest cenna tylko w okrelonych warunkach: dla toncego jest szkodliwym nadmiarem. Oto, jak prbowaa nas ostrzec. Szkodliwy nadmiar, wielki kopot. - Znw wzi plecak i zajrza do rodka. - By tu w nocy, widziaem. Co si z nim mogo sta? Unieli gowy i spojrzeli sobie w oczy. - Siddin - powiedzieli chrem.

Rozdzia dwudziesty szsty Rzucili plecaki i wybiegli z chaty, kierujc si tam, gdzie ostatnio widzieli Savidlina. Obydwoje nawoywali Siddina. Biegli, rozbryzgujc boto, ludzie usuwali im si z drogi. Zanim Kahlan i Richard dobiegli do placu, wystraszony tum zacz si wycofywa ku chatom. Ludzie nie wiedzieli, co si dzieje. Starszyzna wrcia na podwyszenie. Czowiek Ptak wyciga szyj, starajc si dostrzec, o co chodzi. Stojcy przy nim owcy nasadzili strzay na ciciwy. Kahlan dostrzega Savidlina, przestraszonego tym, e tak wykrzykiwali imi jego synka. - Odszukaj Siddina, Savidlinie! - wrzasna dziewczyna. - Nie pozwl mu otworzy mieszka! Savidlin zblad, odwrci si na picie i pogna szuka synka. Kahlan nigdzie nie widziaa Weselan. Rozdzielia si z Richardem, rozszerzajc pole poszukiwa. Na placu panowao zamieszanie i dziewczyna musiaa odpycha ludzi z drogi. Gardo miaa cinite. Jeeli Siddin otworzy mieszek... Wtem zobaczya malca. Siedzia sobie w bocie na placu, w ogle nie zwracajc uwagi na sposzonych ludzi. W zacinitej pistce trzyma skrzany mieszek i potrzsa nim, eby kamie wylecia. - Siddin! Nie! - krzyczaa z caych si Kahlan i biega ku chopczykowi. Nie sysza jej wrzaskw. Moe nie uda mu si wytrzsn kamienia. By tylko maym bezbronnym chopczykiem. Niech los bdzie dla askawy, bagaa w mylach Kahlan. Kamie wypad z mieszka, pacn w boto. Siddin umiechn si i podnis go. Kahlan zlodowaciaa. Wszdzie wok zaczy si materializowa cienie. Krciy si w wilgotnym powietrzu niczym strzpy mgy, zupenie jakby si rozglday. Potem poleciay ku Siddinowi. Richard gna ku malcowi i woa do Kahlan: - Odbierz mu kamie! Schowaj z powrotem do mieszka! Miecz Prawdy zalni i przeszywa cienie, a chopak pdzi po prostej ku Siddinowi. Cienie, ktre ci mieczem, skowyczay i rozpyway si. Malec usysza przeraliwe zawodzenie, unis gwk i zdrtwia z szeroko otwartymi oczami. Kahlan woaa do niego, eby schowa kamie, ale chopczyk by zbyt przeraony i ani drgn. Sysza inne gosy. Dziewczyna biega najszybciej, jak moga, omijajc grupy leccych ku Siddinowi cieni. migno koo niej co maego i ciemnego, wstrzymaa oddech. Znowu. Strzay. W powietrzu zaroio si od strza - to Czowiek Ptak rozkaza owcom, eby

zestrzelili cienie. Celnie szyli z ukw lecz strzay przechodziy przez cienie jak przez dym, Wszdzie fruway zatrute strzay. Kahlan wiedziaa, e jeeli trafiaj lub Richarda, bdzie po nich. Teraz musiaa si uchyla nie tylko przed cieniami, ale i przed strzaami. Usyszaa wist i pochylia si w ostatniej chwili. Kolejna strzaa odbia si od bota, migna obok nogi dziewczyny. Richard dopad Siddina, ale nie mg zapa kamienia. Mg jedynie kosi mieczem nadlatujce cienie. Nie mia czasu schyli si po kamie. Kahlan bya jeszcze daleko. Musiaa si uchyla przed cieniami, nie moga si przez nie przebi jak Richard. Wiedziaa, e umrze, jeeli dotknie jakiego cienia. A przybywao ich coraz wicej i wicej, powietrze szarzao i gstniao od nich. Krg, w ktrym walczy Richard, wci si zacienia. Chopak trzyma miecz oburcz i ci raz za razem. Nie mg zwolni tempa, cienie zalayby go. Napyway wci nowe i nowe, bez koca. Kahlan niemal tkwia w miejscu. Musiaa uwaa i na lecce zewszd cienie, i na wiszczce wok strzay. Wiedziaa, e Richard ju dugo nie wytrzyma. Walczy ile si, a mimo to cofa si coraz bardziej, coraz bliej Siddina. W niej, w Kahlan, caa nadzieja, a bya tak daleko od nich! Przemkna kolejna strzaa, pirko musno wosy dziewczyny- Ka im przesta! - krzykna wciekle do Czowieka Ptaka. - Niech nie strzelaj! Pozabijacie nas! Zrozumia i - cho niechtnie - powstrzyma ucznikw. Lecz wtedy wycignli noe i ruszyli na cienie. Nie mieli pojcia, na co si porywaj. Zgin, do ostatniego czowieka. - Nie!!! - wrzasna Kahlan, potrzsajc piciami. - Zginiecie, jeeli dotkniecie cienia! Cofnijcie si! Czowiek Ptak unis rk, wstrzymujc swoich ludzi. Kahlan wiedziaa, co czu, patrzc, jak ona lawiruje pomidzy cieniami, jak wolniutko zblia si do Siddina i Richarda. Wtem rozleg si inny gos. To krzycza Toffalar. - Powstrzyma ich! Zabijaj duchy naszych przodkw! Szyjcie do nich z ukw! Zastrzelcie obcych! ucznicy popatrzyli po sobie i z ociganiem nasadzili strzay na ciciwy. Nie mogli nie usucha jednego ze starszych. - Zastrzelcie ich! - krzycza spurpurowiay Toffalar i potrzsa pici. - Syszycie?! Zastrzelcie ich! Unieli uki. Kahlan przykucna, gotowa uskoczy z drogi strzaom. Czowiek Ptak wysun si przed swoich ludzi, rozoy szeroko rce, odwoujc rozkaz Toffalara. Wymieni

z nim sowa, ktrych Kahlan nie syszaa. Dziewczyna nie marnowaa czasu. Skorzystaa z okazji i posuwaa si naprzd, nurkujc pod wycignitymi ramionami leccych cieni. Ktem oka dostrzega Toffalara, ktry bieg ku niej z noem w doni. Prdzej czy pniej wpadnie na jaki cie i zginie. Starszy przystawa co jaki czas i przemawia do cieni. Dziewczyna nie syszaa jego sw, zaguszay je lamenty. Popatrzya znw - Toffalar by o wiele bliej. O dziwo, nie zderzy si z adnym cieniem! Usuway mu si z drogi i bieg ku niej na olep, z twarz wykrzywion gniewem. Kahlan wci sdzia, e do niej nie dotrze. Prdzej czy pniej zetknie si z ktrym z cieni i umrze. Dziewczyna pokonaa reszt placu, lecz okazao si, e cienie utworzyy wok Richarda i Siddina zwarty szary mur. Nie byo w nim najmniejszej szczeliny. Bezskutecznie wypatrywaa przejcia. Bya tak blisko, a zarazem tak daleko! I wok niej zaczynaa si zamyka puapka. Par razy umkna cieniom w ostatniej chwili. Richard wypatrywa, gdzie stoi Kahlan, i prbowa si do niej przebi, ale musia zrezygnowa i osania Siddina. W powietrzu bysn n. Toffalar dotar do dziewczyny. Oszalay z nienawici, wykrzykiwa sowa, ktrych w ogle nie rozumiaa. Lecz n zdradza zamiary starszego: Toffalar zamierza zabi Kahlan. Uchylia si przed ciosem. Kolejny ruch nalea do niej. I Kahlan popenia bd. Zamierzaa dotkn Toffalara swoj moc, lecz spostrzega, e patrzy na ni Richard. Zawahaa si, powstrzymaa j myl, e chopak zobaczy, jak si posuguje swoim darem. Toffalar wykorzysta jej niezdecydowanie. Richard krzykn ostrzegawczo i odwrci si ku zachodzcym go z tyu cieniom. N Toffalara wbi si w prawe rami Kahlan i ci a do koci. Bl i szok spowodoway, e dziewczyna zapona gniewem. Gniewem na sw wasn gupot. Drugi raz nie popeni bdu. Wycigna lew rk i zapaa Toffalara za gardo. Poczua, jak na chwil straci oddech. Nie musiaa tak mocno zaciska doni, wystarczyo dotknicie - to gniew kierowa jej rk, a nie moc. Mieszkacy wioski krzyczeli z przeraenia, cienie niszczone przez Richarda zawodziy straszliwie, lecz w umyle Kahlan zapanoway nagle cisza i spokj. W jej gowie nie rozbrzmiewa aden dwik. Panowaa tam cisza. Cisza tego, co zamierzaa uczyni. W owej sekundzie, ktra dla niej rozcigna si w wieczno, Kahlan dostrzega w oczach Toffalara strach, wiadomo tego, co go czeka. Zobaczya w oczach starszego sprzeciw wobec takiego losu, poczua, jak napinaj si jego minie, dostrzega, jak jego donie wolno, wolniutko przesuwaj si ku jej rce. Lecz tym razem Toffalar nie mia nawet najmniejszej szansy. Kahlan bya gr. Czas

by jej. Starszy by jej. Nie czua litoci ani wyrzutw sumienia. Tylko miertelny spokj. I Matka Spowiedniczka, jak wiele, wiele razy przedtem, uwolnia swj dar. Jej moc runa w ciao Toffalara. Powietrze zadrao; bezdwiczny grom. Woda w kauach wzburzya si, bryzny botniste krople. Oczy Toffalara rozwary si szeroko. Minie jego twarzy straciy napicie. Otworzy usta. - O, pani! - szepn z czci. Spokojna dotd twarz Kahlan wykrzywia si gniewnie. Dziewczyna z caej siy pchna Toffalara w ty, na okalajcy Richarda i Siddina piercie cieni. Starszy wyrzuci ramiona w powietrze i run na cienie, zetkn si z nimi, wrzasn i upad w boto. W piercieniu na mgnienie oka powstaa przerwa. Kahlan zanurkowaa w ni bez wahania i zdya. Przejcie zamkno si tu za jej plecami. Dziewczyna rzucia si ku Siddinowi. - Szybko!- rykn gromko Richard. Siddin nawet nie spojrza na Kahlan. Z otwart buzi wpatrywa si w cienie, sparaliowany ze strachu. Prbowaa wyrwa maemu nocny kamie, lecz tak mocno zaciska pistk, e nie daa rady. Jedn rk trzymaa sakiewk i nadgarstek chopczyka, drug doni odginaa jego paluszki z kamieniem, cay czas bagajc Siddina, eby zwolni chwyt. Lecz malec jej nie sysza. Z rany na prawym ramieniu Kahlan pyna krew i mieszaa si z deszczem, a palce staway si lepkie i liskie. Mglista do signa ku twarzy Kahlan. Dziewczyna odchylia si. wisn miecz i uderzy w cie. Cie rozwia si z jkiem. Zesztywniay ze strachu Siddin nie odrywa oczu od mglistych postaci. Richard sta tu przy Kahlan, rysujc mieczem zawity wzr. Ju nie byo si dokd cofn. Tylko oni i cienie, Paluszki Siddina nie chciay si otworzy. Kahlan zacisna z blu zby i nie zaprzestawaa wysikw. W kocu udao si jej wyrwa kamie z pistki malca. Nocny kamie, pokryty krwi i botem, wylizgn si z doni dziewczyny i pacn w bocko u jej kolan. Niemal natychmiast zamkna go w rce razem z garci bota. Wepchna to wszystko do skrzanego mieszka i z caej siy zacigna rzemyki. Podniosa oczy, z trudem apaa powietrze. Cienie si zatrzymay. Kahlan syszaa ciki oddech Richarda, ktry wci dga je mieczem. Po chwili cienie zaczy si cofa, najpierw powoli, jakby straciy orientacj i szukay czego. Potem rozpyny si w powietrzu, wrciwszy do zawiatw, skd przybyy. Znikny. Na pustym botnistym placu zostao ciao Toffalara i ich troje.

Krople deszczu spyway po twarzy Kahlan. Dziewczyna mocno przytulia maego i rozpakaa si. Richard, zupenie wyczerpany, zamkn oczy i osun si na kolana, usiad na pitach. Zwiesi gow i ciko dysza. - One mnie woay, Kahlan - wychlipa Siddin. - Wiem - szepna mu do ucha i pocaowaa je. - Ju wszystko dobrze. Bye bardzo dzielny. Tak dzielny jak myliwy. Chopczyk obj j za szyj, a ona tulia go i pocieszaa. Draa. Niemal stracili ycie, eby ocali maego. Tumaczya Richardowi, e Poszukiwacz nie moe sobie pozwoli na co takiego, a przecie uczynili to bez chwili zastanowienia. Czy mogli postpi inaczej? Ucisk Siddina wynagradza wszystko. Richard cigle trzyma w doniach gard miecza, podczas gdy czubek klingi tkwi w bocie. Kahlan dotkna ramienia chopaka. Owo dotknicie sprawio, e natychmiast poderwa gow i skierowa miecz ku dziewczynie; ostrze zatrzymao si tu przed jej twarz. Kahlan a podskoczya ze zdumienia. W oczach Richarda pona furia. - To tylko ja, Richardzie - uspokajaa go, przestraszona. - Ju po wszystkim. Nie chciaam ci wystraszy. Chopak rozluni minie, osun si w bocko. - Przepraszam - powiedzia z trudem. - Kiedy mnie dotkna... Chyba mi si wydao, e to cie. Znienacka otoczyy ich nogi. Kahlan podniosa wzrok. Byli tu Czowiek Ptak, Savidlin i Weselan. Kobieta gono pakaa. Dziewczyna wstaa i podaa jej synka. Tamta oddaa Siddina mowi, obja Kahlan i zacza caowa twarz dziewczyny. - Dziki ci, Matko Spowiedniczko! Dzikuj, e ocalia mojego synka! - woaa Weselan. - Dzikuj! - Ju dobrze. Ju wszystko w porzdku. - Kahlan odwzajemnia ucisk. Zapakana Weselan znw wzia synka w ramiona. Kahlan zobaczya lece w pobliu ciao Toffalara. Klapna w boto, otoczya kolana ramionami. Bya zupenie wyczerpana. Opara czoo o kolana i rozpakaa si. Pakaa nie dlatego, e zabia Toffalara, lecz dlatego, e si zawahaa. I e owa chwila saboci niemal kosztowaa j ycie. O mao nie stracili przez to ycia ona, Richard, Siddin i wszyscy pozostali. Zwycistwo przypadoby Rahlowi, bo nie chciaa, eby Richard zobaczy, co zrobi, i dlatego si zawahaa. Gupi i beznadziejny postpek, najgupszy w jej yciu, jak i zatajenie przed chopakiem, e jest Matk Spowiedniczk. Szlochaa ze zoci na siebie i z alu. Czyja rka uja Kahlan za zdrowe rami i pomoga jej wsta. Czowiek Ptak.

Dziewczyna zagryza drce wargi, stumia zy. Nie moga okaza saboci w obecnoci tych ludzi. Przecie bya Spowiedniczk. - Moje gratulacje, Matko Spowiedniczko - powiedzia Czowiek Ptak, po czym wzi od jednego ze swoich ludzi pasek ptna i zacz owija skaleczone rami dziewczyny. - Dzikuj, czcigodny starszy - odpara Kahlan, unoszc gow. - To trzeba zeszy. Zadbam, by zaj si tob nasz najzrczniejszy uzdrawiacz. Kahlan staa sztywno, gdy Botny Czowiek bandaowa rami, wywoujc przy tym fale blu. Czowiek Ptak popatrzy na Richarda, ktry lea w bocie jak w najwygodniejszym na wiecie ou, z zadowoleniem odpoczywajc. Starszy unis brew i skinieniem gowy wskaza Richarda. - Twoje sowa, e nie powinienem dawa Poszukiwaczowi powodu do dobycia miecza, byy rwnie celne, jak strzay moich najlepszych ucznikw. - W bystrych oczach zataczyy iskierki, kciki ust uniosy si w umiechu. Czowiek Ptak spojrza na Poszukiwacza. - I ty wspaniale si spisae, Richardzie Popdliwy. Na szczcie ze duchy wci jeszcze nie potrafi walczy mieczem. - Co on powiedzia? - zaciekawi si Richard. Kahlan przetumaczya. Chopak umiechn si ponuro, wsta i schowa miecz. Potem wyj dziewczynie z doni sakiewk z nocnym kamieniem - nawet nie wiedziaa, e wci jeszcze j trzyma. Richard wsun mieszek do kieszeni. - Obymy nigdy nie spotkali duchw zbrojnych w miecze! - westchn. Czowiek Ptak przytakn i doda: - Teraz musimy zaatwi pewne sprawy. Zapa za skr kojota owinit wok Toffalara i pocign. Ciao tamtego przetoczyo si w bocie. Czowiek Ptak odwrci si ku owcom. - Pogrzebcie ciao - poleci. - Cae. Mczyni niepewnie popatrzyli na siebie. - To znaczy cae oprcz czaszki, czcigodny starszy? - Przecie powiedziaem wyranie. Cae! Zachowujemy jedynie czaszki powanych starszych, eby nam przypominay o ich mdroci. Nie przechowujemy czaszek gupcw. Tum zadra. To najgorsza zniewaga, jak mona byo wyrzdzi starszemu, najgorsza rzecz, jaka go moga spotka. To oznaczao, e jego ycie nie byo nic warte. Mczyni skinli gowami Nikt nie powiedzia sowa w obronie zmarego starszego. Milczao i pozostaych piciu starszych. - Brakuje nam jednego starszego - oznajmi Czowiek Ptak. Odwrci si, patrzc w oczy otaczajcym go ludziom, a potem rzuci kojoci skr Savidlinowi. - Wybieram

ciebie. Savidlin uj ubocon skr z tak czci, jakby to bya zota korona. Umiechn si z dum i pochyli gow przed Czowiekiem Ptakiem. - Czy chcesz, jako nowo wybrany starszy, powiedzie co naszemu ludowi? - to by rozkaz, a nie pytanie. Savidlin podszed, stan pomidzy Kahlan a Richardem. Zarzuci skr kojota na ramiona, umiechn si promiennie i dumnie do Weselan, a potem przemwi do mieszkacw wioski. Kahlan zorientowaa si, e wszyscy si zgromadzili wok nich. - O najczcigodniejszy spord nas - powiedzia Savidlin do Czowieka Ptaka. - Tych dwoje ludzi stano w naszej obronie bezinteresownie, nie dbajc o wasne ycie. Nigdy, jak dugo yj, nie byem wiadkiem podobnego czynu. A przecie mogli zostawi nas naszemu losowi, bo si od nich odwrcilimy. Lecz nie - walczyli za nas i w czyn pokaza, jacy s. S rwnie dobrzy, jak najlepsi z nas. - Niemal wszyscy skinli potakujco gowami. - Wnosz, by ich przyj do naszego ludu i ogosi Botnymi Ludmi. Czowiek Ptak umiechn si leciutko. Potem z powan min zwrci si do piciu starszych. Dobrze si maskowa, lecz Kahlan dostrzega w jego oczach cie gniewu. - Wystpcie - poleci. Tamci zerknli jeden na drugiego i zrobili, co kaza. - Savidlin wystpi z niezwyk prob. W tej sprawie musi by jednomylno. Czy rwnie tego chcecie? Savidlin podszed do ucznikw i wzi uk z rk jednego z nich. Patrzc zmruonymi oczami na starszych, gadko nasadzi strza na ciciw. Nacign ciciw i stan przed starszymi: - Zgdcie si ze mn lub bdziecie mie nowych starszych, ktrzy to uczyni. Tamci patrzyli na z ponurymi minami. Czowiek Ptak nie zamierza si wtrca. Tum milcza jak zaczarowany, czeka. W kocu Caldus wysun si przed starszych, pooy do na uku Savidlina i agodnie nachyli bro ku ziemi. - Pozwl nam mwi z serca, Savidlinie, a nie pod presj wycelowanej strzay. - Mw wic. Caldus podszed do Richarda, spojrza chopakowi w oczy. - Kademu czowiekowi, a zwaszcza starcowi, ciko jest przyzna, e postpi gupio i samolubnie - mwi powoli, dajc Kahlan czas na tumaczenie. - Wy za nie zachowalicie si ani gupio, ani samolubnie. I to was dwoje, nie mnie, Botni Ludzie powinni stawia za wzr dzieciom. Prosz Czowieka Ptaka, eby was ogosi Botnymi Ludmi. Nasz

lud was potrzebuje, Richardzie Popdliwy i Matko Spowiedniczko. - Wycign ku nim otwarte donie. - Zabijcie mnie, jeeli uwaacie, e nie jestem godzien o to prosi, a wystpi z tym kto godniejszy ode mnie. Pochyli gow i uklkn przed Kahlan i Richardem. Dziewczyna przetumaczya sowa Caldusa, pomina tylko swj tytu. Pozostali czterej starsi uklkli obok Caldusa, przyczajc si do jego proby. Kahlan westchna z ulg. Nareszcie uzyskali to, czego chcieli, to, czego potrzebowali. Richard sta nad picioma mczyznami. Skrzyowa ramiona, patrzy na gowy klczcych i milcza. Kahlan nie pojmowaa, dlaczego im nie mwi, e wszystko dobrze si skoczyo, e wszystko jest jak naley, e mog powsta. Nikt si nie porusza. O co mu chodzi? Na co czeka? Ju po wszystkim. Dlaczego nie uznaje ich skruchy? Zobaczya, jak zaciska zby. Zlodowaciaa. Rozpoznaa w bysk w oku. Gniew. Ci ludzie wystpili przeciwko niemu. Przeciwko niej. Przypomniaa sobie, e ju raz tego dnia wycign ku nim miecz i potem go cofn. Ostateczny, nieodwoalny gest. Teraz si zastanawia, czy ich zabi. Richard opuci ramiona, do pooy na rkojeci miecza. Ostrze wysuno si z pochwy rwnie powoli i gadko jak wczeniej tego dnia. W ciszy zabrzmia wysoki dwik, brzk stali i dziewczyna zadraa. Dostrzega, e chopak zaczyna szybciej oddycha. Zerkna na Czowieka Ptaka. Nie drgn, nie majc zamiaru si poruszy. Richard tego nie wiedzia, lecz wedug prawa Botnych Ludzi mg zabi starszych, gdyby zechcia to uczyni. Naprawd ofiarowali mu swe ycie. Savidlin rwnie nie blefowa - mg ich zabi. Natychmiast. Dla Botnych Ludzi moc, sia, to zdolno zgadzenia przeciwnika. W oczach mieszkacw wioski ci ludzie ju byli martwi i tylko Richard mg im przywrci ycie. Zreszt ich prawa i tak nie miay znaczenia. Poszukiwacz sam stanowi prawa, sam decydowa, odpowiadajc sam przed sob. Nikt z obecnych nie mg mu si przeciwstawi. Richard trzyma Miecz Prawdy nad gowami klczcych i tak mocno zaciska donie na gardzie, e a zbielay mu kykcie. Kahlan widziaa, jak ronie w nim gniew, jak narasta pasja, ch zabicia ich. Wszystko dziao si jak we nie - moga tylko patrze, patrze bezsilnie, lecz nie miaa wpywu na to, co si dzieje. Przypomniaa sobie tych, ktrych znaa, a ktrzy ju nie yli: i tych niewinnych, i tych, ktrzy oddali ycie, eby powstrzyma Rahla Pospnego. Dennee, wszystkie pozostae Spowiedniczki, czarodziej, nocny ognik Shar, a moe te Zedd i Chase. I zrozumiaa. Richard nie zastanawia si na tym, czy powinien ich zabi, lecz nad tym, czy moe im darowa ycie.

Czy moe zaufa tym mczyznom, uwierzy w ich szczero, w to, e waciwie doradz w sprawie powstrzymania Rahla? Czy moe im zawierzy swoje ycie? A moe powinien mie now rad starszych, ktrej bardziej bdzie zalee na jego zwycistwie? Jeeli wtpi, e owi mczyni doradz waciwie w sprawie przeciwko Rahlowi, to powinien ich zabi i mie now rad, bdc po jego stronie. Najwaniejsze to powstrzyma Rahla. Jeli istnieje choby cie moliwoci, e ci ludzie; w tym przeszkodz, to naley ich wyeliminowa. Kahlan wiedziaa, e Richard postpuje waciwie. I ona nie mogaby zrobi nic innego, wic i Poszukiwacz musia to uczyni. Dziewczyna patrzya, jak Richard sta nad klczcymi starszymi. Deszcz przesta pada. Twarz chopaka spywaa potem. Przypomniaa sobie, jak cierpia, kiedy zabi ostatniego ze cigajcych j wysacw Rahla. Widziaa, jak rozpomienia si w nim gniew, i miaa nadziej, e w gniew ochroni go przed skutkami tego, co zamierza uczyni. Kahlan wiedziaa i rozumiaa, dlaczego Poszukiwacz czu strach. To nie bya zabawa to si dziao naprawd. Richard pogry si w sobie, zatraci w magii. Gdyby kto go prbowa teraz powstrzyma - zginby. O ile taki kto prze szedby bez szwanku obok niej. Ostrze uniesionego miecza znalazo si przed twarz Richarda. Chopak odchyli w ty gow. Zamkn oczy. Dra z gniewu. Piciu starszych klczao bez ruchu przed Poszukiwaczem. Kahlan przypomniaa sobie mczyzn, ktrego Richard zabi, pamitaa, jak ostrze spado na gow tamtego. Krew, cae mnstwo krwi. Richard go zabi w bezporednim starciu. Zabij lub sam zginiesz, niewane, e w czowiek zagraa jej, a nie chopakowi. Bezporednie niebezpieczestwo. Tym razem byo inaczej, chodzio o domniemane zagroenie i odmienny sposb zadania mierci. Zupenie odmienny. To miaa by egzekucja. A Richard by zarazem sdzi i katem. Chopak opuci miecz. Spojrza gronie na starszych, zacisn pi i powoli przecign ostrzem po lewym przedramieniu. Obrci kling, zanurzy obie strony we krwi, a zacza spywa i skapywa z czubka miecza. Kahlan pospiesznie rozejrzaa si wok. Botni Ludzie stali jak sparaliowani, poraeni rozgrywajcym si przed ich oczami dramatem. Nie chcieli na to patrze, a mimo to nie mogli odwrci oczu. Nikt si nie odezwa. Nikt si nie poruszy. Nikt nawet nie mrugn. Wszyscy patrzyli, jak Richard znw unis miecz i dotkn nim czoa. - Nie zawied mnie, Mieczu - szepn chopak. Lewa rka Richarda lepia si od krwi. Kahlan widziaa, jak chopak dry. Stal klingi

przebyskiwaa miejscami spod plam krwi. Poszukiwacz spojrza na klczcych mczyzn. - Patrz na mnie - powiedzia do Caldusa, lecz starszy ani drgn. - Patrz na mnie, kiedy bd to czyni! - rykn chopak. - Spjrz mi w oczy! Cal du trwa nieruchomo. - Richardzie - odezwaa si Kahlan. Spojrzay na ni ponce gniewem oczy, oczy patrzce z innego wiata. Taczya w nich magia. Dziewczyna zachowaa spokj i dodaa: - On ci nie rozumie. - No, to przetumacz! - Caldusie. - Starszy spojrza na pozbawion wyrazu twarz. - Poszukiwacz da, by patrzy mu w oczy, kiedy bdzie to czyni. Mczyzna nic nie odpowiedzia, po prostu wbi wzrok w gniewne oczy Poszukiwacza. Richard gwatownie wcign powietrze, miecz mign w gor. Kahlan patrzya, jak czubek ostrza zatrzyma si na moment. Niektrzy mieszkacy wioski odwrcili oczy, inni zasonili oczy dzieciom. Dziewczyna wstrzymaa oddech i odwrcia si nieco, eby unikn odamkw koci. Poszukiwacz z krzykiem opuci miecz. Ostrze ze wistem przecio powietrze. Tum wstrzyma oddech. Czubek miecza zatrzyma si tu przed twarz Caldusa, dokadnie tak samo, jak si zatrzyma przed drzewkiem w w dzie, kiedy Zedd kaza je chopakowi ci. Richard sta nieruchomo - wydawao si, e trwa to ca wieczno - z ramieniem twardym jak ze stali. Wreszcie poluni minie i cofn miecz sprzed twarzy Caldusa, odwrci od starca gniewny wzrok. - Jak bdzie w ich jzyku: Przywracam wam ycie i godno? - spyta dziewczyn. Powiedziaa mu. - Caldusie, Surinie, Arbrinie, Breginderinie i Hajanlecie - oznajmi Richard na tyle gono, eby wszyscy syszeli - przywracam wam ycie i godno. Przez chwile panowaa cisza, a potem buchny gone okrzyki radoci. Richard wsun miecz do pochwy i pomg starszym wsta. Umiechnli si do niego, jeszcze bladzi, lecz uradowani jego postpkiem i peni ulgi. - Jednym gosem zanosimy do ciebie prob, o najczcigodniejszy ze starszych. Co nam odpowiesz? - zwrcili si do Czowieka Ptaka.

Czowiek Ptak sta ze skrzyowanymi ramionami. Patrzy na tamtych piciu, potem przenis wzrok na Richarda i Kahlan. W jego oczach wci jeszcze widniao napicie wywoane tym, co si przed chwil rozegrao. Opuci ramiona i podszed do Richarda. Poszukiwacz by zmczony, wyczerpany. Czowiek Ptak otoczy ramieniem chopaka i Kahlan, jakby im gratulowa odwagi, potem dotkn doni ramion kadego ze starszych - na znak, e wszystko zostao wyjanione. Na koniec odwrci si i odszed, dajc znak, by poszli za nim. Kahlan i Richard szli tu za nim, dalej Savidlin i reszta starszych, krlewski orszak. - Spodziewae si, e miecz si zatrzyma, Richardzie? - szepna Kahlan. - Nie - odpar, patrzc przed siebie, gboko zaczerpnwszy powietrza. I jej si tak zdawao. Sprbowaa sobie wyobrazi, co teraz czuje Richard. Co prawda nie ci starszych, lecz zamierza to zrobi, przygotowa si na to. Zosta mu oszczdzony czyn, lecz nie zamiar i musia to odpokutowa. Kahlan si zastanawiaa, czy dobrze uczyni, darujc ycie starszym. Wiedziaa, co ona by zrobia na miejscu chopaka: na pewno nie okazaaby aski. Stawka bya zbyt dua. Lecz ona przeya i wiedziaa wicej ni on. By moe zbyt wiele i dlatego zbyt bya skora do zabijania. Nie moesz zabija za kadym razem, gdy grozi niebezpieczestwo, a ono grozio stale. Trzeba to powstrzyma. - Jak rka? - spyta Richard, wyrywajc jaz zadumy. - Boli jak licho - przyznaa dziewczyna. - Czowiek Ptak powiedzia, e ran trzeba zeszy. - Potrzebna mi przewodniczka - powiedzia spokojnie chopak i doda: - Przestraszya mnie. To miaa by wymwka. Kahlan si zaczerwienia. Rada bya, e na ni nie patrzy i nie widzi rumiecw. Nie wiedzia, co ona moe uczyni, lecz widzia, e si wahaa. Bya o wos od popenienia bdu, narazia wszystkich, bo nie chciaa, eby zobaczy jej czyn. A on nie zmusza jej do wyjanie, cho mia do tego prawo, uszanowa jej uczucia. Kahlan miaa wraenie, e serce jej pknie. Weszli na podwyszenie pod wspartym na palach dachem. Starsi stanli z tyu, Czowiek Ptak - pomidzy Richardem i Kahlan. Patrzyli na tum. - Jeste gotowa to uczyni? - Czowiek Ptak patrzy na ni z napiciem. - Co masz na myli? - spytaa podejrzliwie dziewczyna. - A to, e jeli obydwoje macie zosta Botnymi Ludmi, powinna respektowa nasze prawa i nasze obyczaje. - Tylko ja wiem, na co si porwalimy. Sdz, e zgin. - Celowo mwia twardym tonem. - I tak ju zbyt wiele razy umknam mierci. Chcemy ocali twj lud. Oboje

przysigalimy, e w razie potrzeby powicimy nasze ycie, eby was ocali. Czy mona ofiarowa wicej ni ycie? Czowiek Ptak wiedzia, e Kahlan stara si unikn odpowiedzi na pytanie, i nie pozwoli si zby dziewczynie. - Nie godz si na to z lekkim sercem. Czyni to, bo wiem, e walczycie z przekonaniem, e naprawd chcecie ochroni mj lud przed nadcigajc burz. Lecz musicie mi pomc. Musicie przyj nasze obyczaje. Nie po to, eby mi sprawi przyjemno, lecz z szacunku dla mojego ludu. Oni tego oczekuj. - Nie jem misa - skamaa Kahlan. W gardle tak jej zascho, e z trudem mwia. Wiesz to od mojej poprzedniej wizyty u was. - Wybacz ci to. Jeste co prawda wojownikiem, ale i kobiet, wic wybacz. To mog ci zapewni. Status Spowiedniczki zwalnia ci z tego drugiego. - Dziewczyna wyczytaa w jego oczach, e na tym kocz si ustpstwa. - Ale to nie dotyczy Poszukiwacza. On musi to uczyni. - Ale... - Przecie sama powiedziaa, e go nie wybierzesz na partnera. Jeli chce zwoa zgromadzenie, musi si sta jednym z nas. Kahlan nie miaa wyjcia. Richard by si wciek, i miaby po temu powd, gdyby teraz odmwia. Przegraliby z Rahlem. Richard pochodzi z Westlandu, nie zna zwyczajw ludw yjcych w Midlandach. Moe bdzie protestowa? Nie moga ryzykowa. Stawka bya zbyt wielka. Czowiek Ptak czeka na odpowied. - Uczynimy to, czego wymagaj wasze prawa - powiedziaa Kahlan, starajc si ukry swoje myli. - Czy chcesz zapyta Poszukiwacza, co o tym myli? - Nie - Odwrcia gow, popatrzya nad gowami czekajcego tumu. Czowiek Ptak uj w do brod Kahlan i odwrci ku sobie twarz dziewczyny. - Wiec dopilnujesz, by uczyni to, co naley. Odpowiadasz za to sowem. W Kahlan obudzi si gniew. Richard wychyli si zza Czowieka Ptaka. - O co chodzi, Kahlan? Co nie tak? Przeniosa wzrok z chopaka na tamtego i skina gow. - Nic, nic. Wszystko w porzdku. Czowiek Ptak puci Kahlan, odwrci si ku mieszkacom wioski i dmuchn w gwizdek, ktry nosi na szyi. Zacz opowie o ich dziejach, obyczajach, o tym, dlaczego unikali obcych wpyww i e maj prawo by dumnym ludem. Mwi, a z przestworzy

spyway gobie i siaday wrd suchaczy. Kahlan staa nieruchomo na podwyszeniu, suchaa, nie syszc ani sowa; czua si jak schwytane w puapk zwierztko. Owszem, miaa nadziej, e przekonaj Botnych Ludzi i zostan przyjci do ich plemienia, ale nie przyszo jej do gowy, e si bd musieli zgodzi na to wszystko! Sdzia, e inicjacja bdzie czysto formalna, a zaraz potem Richard poprosi o zwoanie zgromadzenia. Nie przyszo jej do gowy, e to si tak potoczy... Moe po prostu nie wszystko mu powie? Nawet by si nie zorientowa, w kocu nie rozumie ich jzyka. Przemilczy i ju. Tak bdzie najlepiej. Ale caa reszta bdzie a nazbyt oczywista, dumaa przygnbiona dziewczyna. Uszy jej si zarumieniy, cisno jaw doku. Richard wyczu, e sowa Czowieka Ptaka nie byy przeznaczone dla niego, i nie poprosi o przetumaczenie. Czowiek Ptak zakoczy wprowadzenie i przeszed do sedna sprawy. - Kiedy ci dwoje do nas przybyli, byli obcymi. Swoimi czynami dowiedli, e ley im na sercu dobro naszego ludu, dowiedli, ile s warci. Wiedzcie, e od tej chwili Richard Popdliwy i Spowiedniczka Kahlan s Botnymi Ludmi. Kahlan przetumaczya, opuszczajc swj tytu; tum radonie krzycza. Richard umiechn si i unis do, a ludzie wiwatowali jeszcze goniej. Savidlin przyjacielsko klepn chopaka w plecy. Czowiek Ptak pooy donie na ramionach Kahlan i Richarda, przyjanie cisnwszy rami dziewczyny, jakby przepraszajc za wymuszon zgod. Odetchna gboko, pogodzia si z tym. Ju wkrtce bdzie po wszystkim i odejd std, wyrusz znw przeciwko Rahlowi. Tylko to si liczyo. Poza tym to wanie ona jedna nie miaa prawa si sprzeciwia. - I jeszcze jedno - podj Czowiek Ptak. - Tych dwoje nie urodzio si Botnymi Ludmi. Kahlan urodzia si Spowiedniczka: to wrodzony dar, nie wybr. Richard Popdliwy jest z Westlandu, spoza granicy; tamtejsze zwyczaje s nam zupenie nie znane. Obydwoje si zgodzili zosta Botnymi Ludmi i przestrzega od dzi naszych praw i obyczajw, jednake powinnimy pamita, e s one dla nich obojga tajemnic. Musimy by dla nich wyrozumiali i cierpliwi, bo po raz pierwszy staraj si by Botnymi Ludmi. My jestemy nimi przez cae nasze ycie, oni - pierwszy dzie. S jak nasze nowe dzieci. Okamy im, jak dzieciom, wyrozumiao, a oni si postaraj zrobi wszystko jak naley. Tum szepta, gowy kiway potakujco, wszyscy uznali, e Czowiek Ptak mdrze powiedzia. Kahlan odetchna: Czowiek Ptak zostawi i sobie, i im furtk na wypadek, gdyby co poszo nie tak. Naprawd by mdry. Znw cisn rami dziewczyny, a ona nakrya jego do swoj i odwzajemnia ucisk.

Richard nie zmarnowa ani chwili. Zwrci si do starszych; - To zaszczyt dla mnie, e staem si jednym z Botnych Ludzi. Wszdzie, gdzie si znajd, bd sta na stray honoru naszego ludu i postaram si, ebycie byli ze mnie dumni. Teraz naszemu ludowi zagraa niebezpieczestwo. Potrzebuj pomocy, by mc was chroni. Prosz o zwoanie rady widzcych. Prosz o zwoanie narady. Kahlan przetumaczya i kady ze starszych potakujco skin gow. - Zgoda - oznajmi Czowiek Ptak. - Przygotowania do narady potrwaj trzy dni. - O czcigodny starszy - powiedzia Richard, hamujc si. - Wielkie jest owo niebezpieczestwo. Szanuj wasze obyczaje, lecz czy nie daoby si tego przyspieszy? ycie Botnych Ludzi od tego zaley. Czowiek Ptak gboko zaczerpn powietrza. Jego srebrnosiwe wosy zalniy w przytumionym wietle dnia. - W tych szczeglnych okolicznociach zrobimy, co w naszej mocy, eby ci pomc. Dzisiejszego wieczoru odbdzie si uczta, jutrzejszego - narada. Szybciej si nie da. Musimy poczyni przygotowania umoliwiajce starszym porozumienie si z duchami. - A wic tego wieczoru - rzek chopak. I on gboko odetchn. Czowiek Ptak znw dmuchn w gwizdek i gobie odleciay. Kahlan miaa takie uczucie, jakby i ich wszelkie nadzieje - szalecze i nieziszczalne - odleciay wraz z ptakami. Ruszyy przygotowania, a Savidlin zabra Richarda do swego domu, eby opatrzy rany chopaka i pozwoli mu si umy. Czowiek Ptak zaprowadzi Kahlan do uzdrawiacza, ktry mia si zaj rozcitym ramieniem dziewczyny. Banda nasik krwi i rana bolaa przeraliwie. Prowadzi Kahlan wziutkimi uliczkami opiekuczo obejmujc jej ramiona. Dziewczyna bya mu wdziczna, ze me wspomnia o uczcie. Czowiek Ptak zostawi Kahlan pod opiek przygarbionej kobiety o imieniu Nissel, ktr pouczy, e ma dba o dziewczyn, jak o jego rodzon crk. Nissel rzadko si umiechaa, przewanie zupenie nieoczekiwanie, i odzywaa si tylko po to, eby wyda jakie polecenie. Sta tu, wycignij rk, podnie j do gry, opu, oddychaj, nie oddychaj, wypij to, po si, recytuj Canr. Kahlan nie miaa pojcia, co to Candra. Nissel wzruszya ramionami i w zamian kazaa jej utrzymywa w rwnowadze dwa paskie kamienie, uoone jeden na drugim na brzuchu dziewczyny, a sama zbadaa ran. Kiedy bolao i kamienie zaczynay si zsuwa, Nissel pouczya j, e powinna si bardziej przykada do utrzymania ich w rwnowadze. Daa Kahlan do ucia licie o gorzkawym smaku, zdja jej odzie i obmya j. Kpiel bardziej pomoga Kahlan ni licie. Dawno si tak dobrze nie czua w kpieli.

Chciaa, eby smutne myli spyway wraz z botem. Bardzo, bardzo si o to staraa. Nissel zostawia dziewczyn w wodzie, a sama wypraa jej ubranie i rozwiesia je przy ogniu, na ktrym, w maym garnku, bulgotaa brzowa papka, pachnca smo sosnow. Potem wytara Kahlan, owina w ciepe skry i usadowia na awce wbudowanej w cian w pobliu podwyszonego paleniska. Im duej dziewczyna ua licie, tym bardziej jej smakoway, ale zaczo si jej krci w gowie. - Po co te licie, Nissel? Nissel oderwaa si od ogldania koszuli Kahlan, cho bardzo j intrygowa w strj. - Uspokoj ci i odpr, nie poczujesz, co bd robi. Nie przestawaj u. Nie bj si, dziecko. Nawet nie poczujesz, kiedy bd szy. Kahlan natychmiast wyplua licie. Stara kobieta popatrzya na lece na pododze licie i pytajco uniosa brew. - Jestem Spowiedniczk, Nissel. Jeli te licie tak dziaaj, to mog straci kontrol nad moj moc. I kiedy mnie dotkniesz, mog j niechccy uwolni. - Przecie sypiasz, dziecino. Wtedy te si odprasz i rozluniasz - zdumia si Nissel. - To zupenie co innego. Sypiam od urodzenia, zanim obudzia si moja moc. Jeli co mnie rozproszy lub otumani, tak jak twoje licie, w nieznany mi sposb, to mog uwolni moc, wcale tego nie chcc. Nissel ze zrozumieniem kiwna gow. Wtem uniosa brwi nachylia si ku dziewczynie. - No, to jak ty... Pozbawiona wyrazu twarz Kahlan nie powiedziaa nic, a zarazem wszystko. Tamta nagle poja. Wyprostowaa si. - Och! Teraz rozumiem. Ze wspczuciem pogadzia wosy dziewczyny, po czym podreptaa w najdalszy kt izby i wrcia z kawakiem skry. - We to w zby. - Poklepaa Kahlan po zdrowym ramieniu. - A jakby ci znw zraniono, to dopilnuj, eby ci przynieli do Nissel. Zapamitam, czego nie naley robi. Czasami, kiedy jest si uzdrowicielem, waniejsza jest pami o tym, czego nie wolno robi. Moe to si odnosi i do Spowiedniczek, hmm? Kahlan si umiechna i przytakna. - A teraz, dziecinko, mocno zacinij zby na tej skrze. W kocu Nissel skoczya i wilgotnym, zimnym ptnem obmya z potu twarz

Kahlan. Dziewczynie tak si krcio w gowie i tak j mdlio, e nie moga usiedzie. Nissel pooya j, naoya na ran brzow papk i obandaowaa rami. - Przepij si troch. Obudz ci przed uczt. Kahlan pooya do na ramieniu kobiety i zmusia si do umiechu. - Dzikuj, Nissel. Obudzia si, czujc, e kto szczotkuje jej wosy. Wyschy, kiedy spaa. Nissel umiechna si do niej. - Trudno ci bdzie szczotkowa te pikne wosy, dopki rami si nie wygoi. Mao kto ma takie wspaniae wosy jak ty. Pomylaam sobie, e chciaaby je mie wyszczotkowane na uczt. Ju wkrtce si zacznie. Na zewntrz czeka na ciebie przystojny modzian. Kahlan usiada. - Dawno tam jest? - Prawie cay czas. Prbowaam go przepdzi miot, ale nie chcia odej. Jest uparty, prawda? - O, tak. - Dziewczyna umiechna si. Nissel pomoga jej woy czyste i suche ubranie. Rami nie bolao ju tak bardzo jak przedtem. Richard czeka niecierpliwie, oparty o cian domu. Wyprostowa si, kiedy dziewczyna wysza. By czysty i odwieony, zmy boto. Ubrany w skrzane spodnie i bluz, oczywicie mia swj miecz. Nissel miaa racje - by przystojny. - Jak si czujesz? Jak twoje rami? Ju w porzdku? - Wspaniale. - Kahlan umiechna si. - Nissel mnie pozszywaa. - Dzikuj, Nissel. Wybaczam ci t miot... - Richard cmokn kobiet w czubek gowy. Nissel umiechna si, gdy Kahlan przetumaczya. Nachylia si i spojrzaa mu gboko w oczy, a si zmiesza. - Przyrzdzi jak mikstur, ktra by mu dodaa wigoru? - spytaa dziewczyn. - Nie, poradz sobie bez tego - zjeya si Kahlan.

Rozdzia dwudziesty sidmy Richard i Kahlan szli pomidzy stoczonymi, ciemnymi chatami. Z centrum osady dolatyway miechy i dudnienie bbnw. Czarne chmury nie kropiy deszczem, a w wilgotnym, parnym powietrzu unosia si wo mokrych traw, bujnie rosncych wok wioski. Podwyszenie pod wiatami rozjanio wiato pochodni, a wok centralnego placu rozpalono ogniska. Ogie trzeszcza i sycza, rzucajc roztaczone cienie Kahlan wiedziaa, jak wiele wysiku wymagao zgromadzenie drewna do gotowania i wypalania i jak niewielkie byy tamte ogniska Botni Ludzie rzadko sobie pozwalali na rozpalane takich ognisk jak dzi. Dziewczyna czua rozchodzce si od kuchennych palenisk wspaniae aromaty, ale nie pobudzay jej apetytu Wszdzie krciy si odwitnie przystrojone kobiety i mode dziewczyny, miay na wszystko oko i o wszystko dbay. Mczyni przywdziali najlepiej wyprawione skry, przytroczyli do pasw obrzdowe noe, a wosy tradycyjnie pokryli botem. Trwao wielkie gotowanie. Mieszkacy osady krcili si tu i tam, prbujc potraw, rozmawiajc, suchajc opowieci. Zdawao si, e wikszo z nich albo gotowaa, albo co jada. Wszdzie byo mnstwo dzieci: bawiy si, biegay i miay podekscytowane tym, e pozwolono im nie spa, i ogniskami, i zgromadzeniem. Pod dachami z trawy siedzieli muzykanci. Uderzali w bbny i skrobali pasko zakoczonymi smyczkami po falistej powierzchni boldw, wydronych rur o dzwonowatym ksztacie. Owa dziwaczna muzyka, ktra miaa przywoa na uczt duchy przodkw niosa si daleko nad trawiast okolic. Druga grupa muzykantw siedziaa po przeciwlegej strome placu. Osobliwe melodie czasem si splatay, czasem rozdzielay i nawoyway frenetycznymi, szaleczymi tonami. Mczyni przebrani za zwierzta lub pomalowani jak myliwi skakali i taczyli odgrywajc legendy Botnych Ludzi. Wok tancerzy stay zachwycone dzieciaki i naladoway ich, przytupujc w rytm wybijany przez bbny. Pary modych wolay ustronniejsze zaktki; przytuleni, obserwowali to, co si dziao dokoa. Kahlan jeszcze nigdy nie czua si taka samotna. Nadszed Savidlin, na ramionach mia wieo wyczyszczon skr kojota. Zaprowadzi Kahlan i Richarda do starszych; ca drog poklepywa chopaka po o plecach. Czowiek Ptak by, jak zwykle, w skrzanych spodniach i bluzie; nie musia si stroi, zajmowa odpowiednio wysok pozycj. Zobaczyli Weselan i ony pozostaych starszych. Weselan usiada przy Kahlan, uja jej do i troskliwie wypytywaa o zranione rami. Dziewczyna nie bya przyzwyczajona, e inni si ni troszcz, sprawiao jej to przyjemno.

Dobrze byo by jednym z Botnych Ludzi, choby i pozornie. Pozornie - bo urodzia si Spowiedniczk i nic nie mogo tego zmieni, choby nie wiem jak chciaa. Zrobia wic to, czego si ju dawno nauczya - odsuna na bok swoje uczucia i zacza rozmyla o czekajcych j zadaniach, o Rahlu Pospnym, o tym, e zostao tak niewiele czasu, i o Dennee. Richard, ktry si ju pogodzi z tym, e musieli jeszcze jeden dzie czeka na narad, robi, co mg, eby si dostroi do oglnego tonu: umiecha si i kiwa gow, cho nie rozumia, co do niego mwiono. Obok przesuwa si nieustajcy korowd, wszyscy chcieli powita najnowszych Botnych Ludzi. Kahlan musiaa przyzna, i darz j takimi samymi wzgldami jak Richarda. Siedzieli na pododze, witajc si z podchodzcymi mieszkacami wioski. Niektrzy z nich przysiadali si na chwil. Ustawiono przed nimi plecione tace i gliniane misy, pene rnoci. Richard sprbowa wikszoci potraw, pamitajc, eby je praw rk. Kahlan pogryzaa chleb tava; nie moga nic nie je, sprawiaby im przykro. - Smaczne - powiedzia chopak, biorc kolejne eberko. - To chyba wieprzowina. - To z dzika - odpara Kahlan, obserwujc tancerzy. - Sarnina te jest dobra. We kawaek. - Nie, dzikuj. - Nic ci nie jest? Od kiedy jestemy u Botnych Ludzi, nie zjada ani kawaka misa. - Po prostu nie jestem godna i tyle. Wzruszy ramionami i zjad sarnin. Strumie witajcych przerzedzi si i w kocu zupenie usta. Wszyscy wrcili do swoich spraw. Kahlan dostrzega ktem oka, e Czowiek Ptak unosi rk, dajc komu znak. Dziewczyna opanowaa swoje odczucia i - jak j tego nauczya matka - przybraa twarz Spowiedniczki, obojtn i niezdradzajc adnych uczu. Niemiao zbliay si cztery wstydliwie umiechnite mode dziewczyny. Wosy miay krtkie, przylizane botem. Richard powita je jak innych - umiechem, skinieniami gowy, lekkimi klepniciami. Stay przed nim, trcajc si okciami, chichoczc, szepcc, jaki to on przystojny. Kahlan zerkna na Czowieka Ptaka - kiwn gow. - Czemu sobie nie id? - spyta pgbkiem Richard. - Czego chc? - S dla ciebie - odpara z dobrze udan obojtnoci. - Dla mnie. I co mam z nimi zrobi? - Popatrzy na nie bez wyrazu, a taczce pomienie owietliy mu twarz. Kahlan odetchna gboko i przez chwil patrzya w ogie.

- Jestem tylko twoj przewodni czka., Richardzie. Jeli potrzebujesz tego typu rad, to musisz ich poszuka u kogo innego. Milczeli przez chwil. - Wszystkie cztery? Dla mnie? Dziewczyna odwrcia si ku niemu. Umiecha si figlarnie. Bardzo j to zirytowao. - Nie, nie wszystkie. Musisz wybra jedn. - Wybra jedn? - powtrzy, wci gupkowato umiechnity. Dziewczyna pocieszaa si myl, e przynajmniej tym razem Richard nie narobi kopotw. A on patrzy to na jedn, to na drug, to na pozostae dziewczyny. - Wybra jedn. Trudno bdzie. Jak dugo mog si namyla? Kahlan odwrcia wzrok ku ognisku i na moment zamkna oczy, a potem powiedziaa do Czowieka Ptaka: - Poszukiwacz pyta, kiedy musi zdecydowa, ktr wybiera. - Zanim pjdzie si pooy - odpar tamten, nieco zdumiony pytaniem. - Wtedy musi jedn wybra i da naszemu ludowi potomka. W ten sposb poczy si z nami poprzez krew. Przetumaczya Richardowi te sowa. Rozwaa je z uwag. - Bardzo mdrze. - Popatrzy na Czowieka Ptaka, umiechn si do niego i skin gow. - Czowiek Ptak jest bardzo mdry. - Poszukiwacz mwi, e jeste bardzo mdry - przetumaczya Kahlan, uwanie kontrolujc ton gosu. Przyj to z zadowoleniem, pozostali starsi rwnie. Wszystko szo po ich myli. - Hmm, to bdzie trudna decyzja. Musz to przemyle. Nie mog dziaa pochopnie. Kahlan odgarna nieposuszne pasmo wosw i rzeka dziewcztom: - Poszukiwaczowi trudno si zdecydowa. Richard umiechn si promiennie do wszystkich czterech i energicznymi gestami zaprosi je na podwyszenie. Dwie usiady z dala od niego, a dwie wcisny si pomidzy niego a Kahlan, tak e si musiaa odsun. Opieray si o niego, chichotay i kady donie na jego ramionach, podziwiajc minie. Mwiy Kahlan, jaki on jest wielki i e na pewno spodzi due dzieci. Chciay wiedzie, czy mu si podobaj. Odpara, e nie wie. Bagay, eby go o to spytaa. Wic znw gboko nabraa powietrza i spenia ich proby. - Chc wiedzie, czy ci si podobaj, czy s wedug ciebie adne. - Jasne! S pikne! Wszystkie cztery. To dlatego nie mog si zdecydowa. A wedug ciebie nie s liczne? Zignorowaa to pytanie i zapewnia dziewczta, e bardzo si poszukiwaczowi

podobaj. Zamiay si wstydliwie. Czowiek Ptak i starsi mieli zadowolone miny. Rozpywali si w umiechach; nic dziwnego - wszystko byo pod ich kontrol. Kahlan siedziaa jak odrtwiaa, patrzya na tancerzy, wcale ich nie widzc. Dziewczta karmiy Richarda palcami i chichotay przy tym. Chopak powiedzia Kahlan, e to najwspanialsza uczta w jego yciu, i spyta, czy i ona jest tego zdania. Przekna lin, zdawia ucisk w gardle i zgodzia si, e istotnie jest wspaniale. Uparcie patrzya przed siebie, na taczce w mrokach iskry. Po pewnym czasie - upyny godziny? - zbliya si stara kobieta, niosca du, okrg, plecion tac. Gow miaa pochylon. Na tacy leay paski suszonego misa. Kahlan gwatownie ockna si z zadumy. Tamta, nie podnoszc gowy, podesza z szacunkiem do starszych i w milczeniu podsuna kademu tac. Pierwszy wzi pasek misa Czowiek Ptak, potem pozostali. Niektre z on poszy w ich lady. Weselan, siedzca obok ma, odmwia. Kobieta podsuna tac Kahlan, lecz i ona uprzejmie odmwia. Tamta przysuna tac Richardowi wzi kawaek misa. Cztery dziewczyny potrzsny pochylonymi gowami, odmawiajc poczstunku, i popatrzyy na Richarda. Kahlan poczekaa, a odgryzie ks, spojrzaa w oczy Czowieka Ptaka i znw si zapatrzya w pomienie. - Ciko mi wybra ktr z tych licznych dziewczyn - odezwa si Richard, przeknwszy ks misa. - Mogaby mi w tym pomc, Kahlan? Ktr wybra? Jak uwaasz? Spojrzaa w jego umiechnit twarz, z trudem panujc nad oddechem. - Racja, to trudny wybr. Ale pozostawiam go tobie. Zjad jeszcze troch misa, a ona zaciskaa zby i z trudem dawia zy. - Dziwny smak, nigdy czego takiego nie jadem - przerwa, a gos mu si zmieni: Co to takiego? Ton gosu Richarda sprawi, e niemal podskoczya. Popatrzy na ni twardo, gronie. Kahlan obiecywaa sobie, e mu nie powie, ale owo spojrzenie skonio j do zmiany zdania. Spytaa Czowieka Ptaka i powiedziaa chopakowi: - On twierdzi, e to straak. - Straak. - Richard pochyli si w przd. - A c to za zwierz? Kahlan spojrzaa w przeszywajce szare oczy i odpara cicho. - To jeden z ludzi Rahla Pospnego. - Rozumiem. - Chopak odchyli si w ty. Wiedzia. Dziewczyna uwiadomia sobie, e zna odpowied zanim zada pytanie. Chcia sprawdzi, czy go nie okamie.

- A kim s ci straacy? Kahlan zapytaa starszych, skd si dowiedzieli o straakach. Savidlin chtnie opowiedzia ca histori. Kiedy skoczy, ona z kolei przekazaa j Richardowi. - Straacy to zbrojni, ktrzy jed po kraju i ogaszaj dekret Rahla, e nie wolno rozpala ognia. Potrafi by brutalni i okrutni. Savidlin mwi, e dwaj z nich przybyli tu par tygodni temu i powiedzieli, e ogie jest zakazany, i grozili Botnym Ludziom, kiedy ci nie chcieli si podporzdkowa nowemu prawu. Mieszkacy wioski bali si, e tamci mog pojecha po posiki. Wic zabili tych dwch. Botni Ludzie wierz, e zjadajc wroga, pozyskuj jego wiedz. Musisz zje miso wroga i pozyska jego wiedz, eby si sta jednym z Botnych Ludzi. To najwaniejszy cel dzisiejszej uczty. To oraz przywoanie duchw przodkw. - Czy zjadem ju do, by zadowoli starszych? - spyta. - Tak. - Nie moga znie wyrazu jego oczu. aowaa, e nie moe uciec. Richard niespiesznie odoy pasek suszonego misa. Znw si umiecha. Otoczy ramionami dwie najbliej siedzce dziewczyny i patrzc na nie, rzek do Kahlan: - Wywiadcz mi przysug. Przynie mi jabko z mojego plecaka. Potrzebne mi co znanego, ebym si mg pozby z ust tego smaku. - Przecie ci nie odjo ng - odburkna. - Pewnie, e nie. Ale potrzebuj troch czasu na zdecydowanie, z ktra tych licznotek dzi legn. Dziewczyna poderwaa si, ypna wciekle na Czowieka Ptaka i energicznie ruszya ku domowi Savidlina. Cieszya si, e nie musi patrze, jak tamte dziewczyny wdzicz si i tul do Richarda. Mijaa rozradowanych, szczliwych ludzi i sama o tym nie wiedzc, mocno wbijaa paznokcie w donie. Tancerze taczyli, bbnici wybijali rytm, dzieci si miay. Ludzie, ktrych mijaa, mwili jej mie sowa. Chciaa, eby kto powiedzia co paskudnego, eby miaa pretekst do uderzenia go. Dotara wreszcie do chaty Savidlina i osuna si na rozoone na pododze skry, nie mogc powstrzyma ez. Tylko par minut, pocieszaa sama siebie, a znw odzyska panowanie nad sob. Richard robi to, czego chcieli Botni Ludzie, co ona obiecaa za niego Czowiekowi Ptakowi. Nie miaa prawa si zoci, najmniejszego prawa; Richard nie nalea do niej. Nie miaa prawa by zazdrosna. A mimo to si zocia, bya wcieka. Przypomniaa sobie, co powiedziaa Czowiekowi Ptakowi - e sama doprowadzia do tych kopotw, sama musi ponie konsekwencje i bardzo si ich obawia. Richard robi, co trzeba, eby uzyska narad, dowiedzie si, gdzie jest szkatua,

i powstrzyma Rahla. Kahlan otara zy. Ale wcale nie musia by taki zachwycony... Nie musia si zachowywa jak... Dziewczyna wyja z plecaka jabko. A c j to w kocu obchodzi. Jest jak jest, a ona nie moe tego zmieni. Trudno jednak oczekiwa, eby si z tego cieszya. Zagryza wargi i wypada z chaty, prbujc przybra twarz Spowiedniczki. Na szczcie byo ciemno. Kahlan mina witujcych ludzi i dotara do podwyszenia starszych. Richard siedzia bez bluzy, a dziewczta maloway go w znaki owcy Botnych Ludzi. Palcami unurzanymi w biaej i czarnej glinie rysoway zygzakowate linie na piersi chopaka, obrcze wok jego ramion. Przestay, kiedy wyrosa nad nimi i ypna ze zoci. - Masz. - Wcisna mu jabko w do i energicznie usiada. - Jeszcze si nie zdecydowaem - poinformowa j Richard, wycierajc jabko o nogawk i patrzc kolejno na dziewczta. - Na pewno adnej mi nie polecasz? Skorzystabym z twojej rady. - Zniy gos, znw znaczco zabrzmiaa w nim ostra nuta. - Dziwi si, e od razu ktrej nie wybraa. Spojrzaa w oczy Richarda, zaskoczona jego sowami. Wiedzia. Wiedzia, e i na to si zgodzia w jego imieniu. - Nie. Moesz wybra, ktr chcesz, zadowoli ich kady twj wybr. - Znw odwrcia oczy. - Kahlan. - Poczeka, a na spojrzaa. - Czy ktra z nich jest spokrewniona ze starszymi? - Ta przy twoim prawym boku - odpara, przyjrzawszy si dziewcztom. - Czowiek Ptak jest jej wujkiem. Wujkiem! - Chopak umiechn si szeroko; wci polerowa jabko o nogawk. Hmm, no to chyba j wybior. Na znak szacunku dla starszych wybior bratanic Czowieka Ptaka. Uj domi gow dziewczyny i ucaowa jej czoo. Rozpromienia si. Promienia Czowiek Ptak. Promienieli pozostali starsi. Pozostae trzy dziewczyny odeszy. Kahlan spojrzaa na Czowieka Ptaka; jego oczy mwiy, e jej wspczuje i e mu przykro. Odwrcia wzrok i zapatrzya si w noc. A wic Richard wybra. I starsi odprawi ceremoni, po ktrej szczliwe stado usunie si w jaki zaktek i powoa do ycia dzidziusia. Patrzya na spacerujce, trzymajce si za rce pary, szczliwe, e s razem. Z trudem powstrzymaa zy. Usyszaa, jak Richard energicznie wbi zby w to idiotyczne jabko. A zaraz potem usyszaa zbiorowe westchnienie starszych i ich on, i krzyk. Jabko! Przecie w Midlandach kady czerwony owoc to trucizna! Nie mieli pojcia,

co to takiego jabko! Sdzili, e Richard zjada trucizn! Odwrcia si gwatownie. Richard gestem nakazywa starszym, by milczeli i pozostali na miejscach. Spojrza Kahlan prosto w oczy. - Powiedz im, eby usiedli - rzek spokojnie. Popatrzya na starszych szeroko rozwartymi oczami i powtrzya im sowa chopaka. Usiedli niepewnie. On za odchyli si w ty i powiedzia z niewinn min: - W Westlandzie, skd pochodz, wci je zajadamy. - Odgryz par ksw, gdy oni patrzyli na wytrzeszczonymi oczami. - Jemy je od niepamitnych czasw. Mczyni i kobiety. I mamy zdrowe dzieci! - Znw odgryz kawaek, patrzc na Kahlan, kiedy tumaczya, i powoli u jabko, przecigajc napicie. Zerkn przez rami na Czowieka Ptaka. - Nie mona jednak wykluczy, e mczyzna zasiewa trucizn w kadej kobiecie, ktra nie jest z jego ludu. O ile wiem, nigdy tego nie sprawdzano. Znw patrzy na Kahlan. Odgryz kolejny ks, pozwoli, eby przetumaczone sowa zapady w ich umysy. Bratanica Czowieka Ptaka zaczynaa si denerwowa. Starsi zaczynali si niepokoi. Czowiek Ptak nie okazywa adnych uczu. Richard wspar okie o drug do i trzyma jabko w pobliu ust, tak eby kady mg to zobaczy. Znw chcia odgry ks, ale si powstrzyma i postanowi poczstowa sw wybrank. Odwrcia gow. Spojrza na starszych. - Mnie tam smakuj. Naprawd. - Wzruszy ramionami. - Ale moe faktycznie zatruwaj moje nasienie. Nie mylcie jednak, e si wymiguj. Po prostu uwaaem, e powinnicie o tym wiedzie. Nie chc, eby mwiono, e si wymiguj od obowizkw cicych na kim, kto ma si sta jednym z Botnych Ludzi. Bo jestem chtny. I to bardzo. Musn palcami policzek swej wybranki. - To dla mnie prawdziwy zaszczyt. Ta pikna dziewczyna byaby wspania matk mojego dziecka, jestem tego pewny - westchn. - Jeli, oczywicie, ona przeyje. - Znw odgryz ks. Starsi patrzyli na siebie lkliwie. aden si nie odezwa. Nastrj na podwyszeniu diametralnie si zmieni. Ju nie oni panowali nad sytuacj, lecz Richard. Wystarczyo mgnienie oka. Bali si poruszy. - Decyzja, rzecz jasna, naley do was - podj chopak, nie patrzc na nich. - Chtnie dopeni ceremonii, lecz sdziem, e powinnicie wiedzie, jak to jest w moich rodzinnych stronach. Nieuczciwie byoby to przed wami zatai. - Obrci si ku nim, gniewnie zmarszczy brwi, w gosie pojawi si cie groby. - Jeli wic starsi, w swojej mdroci, poprosz, bym zrezygnowa z owego miego obowizku, to zrozumiem i z alem postpi wedle ich woli.

Patrzy na nich twardo. Savidlin si umiechn. Pozostaych piciu nie miao ochoty prowokowa Richarda i zdali si na Czowieka Ptaka. On za siedzia nieruchomo, a krople potu spyway mu po szyi. Srebrnosiwe wosy spyway mu na ramiona. Przelotnie spojrza Richardowi w oczy i z umiechem, ktry rozjani mu oczy, lekko pokiwa gow. - Poniewa pochodzisz z innego kraju, Richardzie Popdliwy - powiedzia spokojnie Czowiek Ptak, gosem na tyle dononym, by sysza go rwnie tum wok podwyszenia i poniewa moesz zasia trucizn w tej modej kobiecie... - unis brew i pochyli si lekko w przd - mojej bratanicy... - popatrzy na ni i znw na Richarda - bagamy, by odstpi od tego obyczaju i nie bra owej dziewczyny za on. Prosz ci o to z wielk przykroci. Wiem, e chciae nam da swoje dziecko. - Tak, to prawda, chciaem tego. - Chopak powanie kiwn gow. - Lecz musz przekn moj porak i postara si, eby inaczej zasuy na szacunek Botnych Ludzi, mojego ludu. Zamyka ca spraw zgodnie ze swoim yczeniem. Tamci nie mogli si ju wycofa. By Botnym Czowiekiem i nie zmieni tego fakt, i nie spodzi dziecka. Starsi westchnli z ulg. Potakujco kiwali gowami, cieszc si, e zaatwi spraw ku swemu zadowoleniu. Dziewczyna umiechna si z ulg do swojego wuja i odesza. Richard popatrzy na Kahlan, twarz mia bez wyrazu. - Czy jeszcze o czym mi nie powiedziano? - Nie - odpara, zmieszana. Sama nie wiedziaa, czy si cieszy, bo mu si udao nie oeni, czy smuci, bo on uwaa, e go zdradzia. - Czy musz nadal uczestniczy w uczcie? - spyta starszych. Piciu z nich z radoci pozwolio mu odej. Savidlin by nieco zawiedzony. Czowiek Ptak oznajmi, e Poszukiwacz ocali swj lud, e zaszczytnie dopeni obowizkw i e wybacz mu odejcie, bo na pewno zmczyy go przejcia minionego dnia. Richard wsta powoli, stan nad Kahlan. Dokadnie przed ni. Wiedziaa, e na ni patrzy, ale nie podniosa oczu. - Poniewa nigdy wczeniej nie miaa przyjaciela, wic przyjmij jedn rad powiedzia i zdumiaa j agodno jego gosu. - Przyjaciele nie szafuj prawami swych przyjaci. Ani ich sercem. Dziewczyna nie miaa siy na spojrze. Richard rzuci jej na podoek ogryzek jabka i odszed, znikajc w tumie. Kahlan siedziaa na podwyszeniu dla starszyzny; samotna i opuszczona, obserwowaa swoje trzsce si palce. Inni patrzyli na tancerzy. Zmusia si do liczenia

uderze bbnw - dziki temu zdoaa si powstrzyma od paczu i uspokoi oddech. Czowiek Ptak usiad koo niej. Dodao to dziewczynie otuchy. - Chciabym spotka czarodzieja, ktry go obwoa Poszukiwaczem - powiedzia, unoszc nieco brew. - Ciekawy jestem, skd go wytrzasn. Kahlan ze zdziwieniem stwierdzia, e wci potrafi si mia. - Przyrzekam, e przyprowadz do ciebie owego czarodzieja - odpara z umiechem jeeli zwyciymy i jeli przeyj, oczywicie. Na swj sposb jest rwnie godny uwagi jak Richard. - Bd musia porzdnie wyty umys i wyostrzy jzyk, eby nie przepa z kretesem - oznajmi z udan obaw Czowiek Ptak. Dziewczyna przytulia gow do jego ramienia i miaa si, miaa, a zacza paka. Botny Czowiek obj j opiekuczo. - Powinnam ci bya posucha - chlipaa. - Powinnam go bya zapyta. Nie miaam prawa tak postpi. - Pragniesz powstrzyma Rahla Pospnego, wic uczynia, co uznaa za konieczne. Czasem zy wybr jest lepszy ni brak decyzji. Masz odwag dokonywania wyboru, co si rzadko trafia. Osoba, ktra stoi u rozwidlenia drg i nie potrafi wybra adnej z nich, nie osignie niczego. - Ale tak mi przykro, e on si na mnie zoci - kaa. - Wic co ci zdradz, bo moe sama to zrozumiesz, jak ju bdziesz za stara, eby z tego skorzysta. - Zazawione oczy spojrzay w umiechnit twarz Czowieka Ptaka. - On tak samo jak ty cierpi, e si na ciebie zoci. - Naprawd? Zamia si cicho i potakn. - Uwierz mi na sowo, dziecinko. - Nie miaam prawa, powinnam bya to wiedzie. Tak mi przykro, e to zrobiam. - Wic powiedz to jemu, a nie mnie. Odsuna si, spojrzaa na ogorza twarz Czowieka Ptaka. - Zrobi tak. Dzikuj, czcigodny starszy. - A jak go bdziesz przeprasza, to przepro i ode mnie. - Za co? - zdziwia si Kahlan. - To, e jeste wiekowy i e jeste starszym, nie chroni ci przed gupimi pomysami westchn. - Dzisiaj i ja popeniem bd co do Richarda i mojej bratanicy. I ja nie miaem prawa oczekiwa, e to si speni. Podzikuj mu w moim imieniu, e mnie powstrzyma przed

narzuceniem czynu, nad ktrym powinienem by si wczeniej zastanowi, lecz nie uczyniem tego. - Zdj z szyi rzemyk z gwizdkiem. - Daj mu w podarek w podzice za to, e mi otworzy oczy. Niech mu dobrze suy. Jutro go naucz, jak si tym posugiwa. - Przecie potrzebny ci ten gwizdek do przywoywania ptakw. - Mam inne. - Umiechn si. - Id ju. Kahlan wzia gwizdek, mocno zacisna w doni. Otara z twarzy zy. - Dotd prawie nigdy nie pakaam. Ale chyba nie robi nic innego, od kiedy zanika granica z DHara. - Jak my wszyscy, dziecinko. Id do niego. Cmokna go w policzek i odesza. Nie znalaza Richarda na placu. Pytaa, ale nikt go nie widzia. Krya, szukajc go. Gdzie si podziewa? Dzieci chciay j wcign do swoich tacw, doroli czstowali lub prbowali zagadn. Uprzejmie si od tego wykrcaa. W kocu ruszya ku chacie Savidlina, uznajc, e to wanie tam si chowa Richard. Lecz i tam go nie byo. Usiada na skrach rozoonych na pododze i zamylia si. Odszed bez niej? Przerazia si. Rozejrzaa wok. Nie. Jego plecak wci lea tam, gdzie go zostawia, szukajc jabka. No i przecie nie odszedby przed narad. Nagle poja. Ju wiedziaa, gdzie jest Richard. Umiechna si do siebie, wyja nastpne jabko z jego plecaka i ruszya ciemnymi uliczkami wrd chat Botnych Ludzi. Sza ku domowi duchw. W ciemnociach nagle zabyso wiato, rozjanio ciany chat wok Kahlan. Najpierw nie wiedziaa, co si dzieje, potem wyjrzaa spomidzy chat i zobaczya byskawice. Wszdzie wok. Wycigay gniewne palce ku niebu, ku mrocznym chmurom, rozpalay w nich feeri barw. Grzmotw nie byo. I ju po wszystkim, znw zapanowa mrok. Czy ta pogoda nigdy si nie zmieni? - dumaa dziewczyna. Czy Zobacz kiedy gwiazdy i soce? Czarodzieje i te ich chmury - potrzsna gow. Ciekawa bya, czy kiedykolwiek zobaczy jeszcze Zedda. Przynajmniej te chmury chroniy Richarda przed Rahlem Pospnym. Dom duchw sta na uboczu, w ciemnoci, z dala od ucztujcych. Kahlan ostronie pchna drzwi. Richard siedzia na pododze, przed paleniskiem, a miecz lea obok, w pochwie. Chopak si nie odwrci. - Twoja przewodniczka chce z tob porozmawia - powiedziaa potulnie Kahlan. Skrzypny zamykane drzwi i dziewczyna usiada na pitach obok Richarda. Serce jej walio. - I c mi chce powiedzie moja przewodniczka? - Umiechn si. Pomylaa, e z przymusem.

- e popenia bd - szepna, skubic pasek. - I e przeprasza. Bardzo, bardzo przeprasza. Nie tylko za to, co zrobia, lecz gwnie za to, e ci nie zaufaa. Richard siedzia, otaczajc kolana ramionami, donie mia splecione. Obrci ku Kahlan twarz. Ciepy, czerwony blask ognia odbija si w agodnych oczach chopaka. - Powtarzam sobie w mylach ca przemow. A teraz nie pamitam z tego ani swka. To ty tak na mnie podziaaa. - Znw si umiechn. - Przeprosiny przyjte. Dziewczyn ogarna ulga. Kamie spad jej z serca. Zerkna spod oka na Richarda. - Dobra bya ta mowa? - Tak mi si wtedy zdawao. - Umiechn si szeroko. - Ale zmieniem zdanie. - Jeste w tym dobry. Wystraszye miertelnie starszych, Czowieka Ptaka te. Zawiesia mu na szyi rzemyk z gwizdkiem. Rozplt donie i dotkn gwizdka. - A to co? - To prezent od Czowieka Ptaka z przeprosinami, e prbowa ci skoni do tamtego. Powiedzia, e nie mia do tego prawa i e tym darem ci dzikuje za to, e mu otworzye oczy. Jutro ci nauczy, jak si posugiwa tym gwizdkiem. - Kahlan usiada tyem do ognia, twarz do Richarda, blisko niego. Noc bya ciepa, ogie buzowa i chopak byszcza od potu. Wymalowane na skrze symbole nadaway mu dziki wygld. - Potrafisz przemawia ludziom do rozumu - szepna. - Chyba korzystasz z magii. - Moe i tak. Zedd mwi, e czasem sztuczka to najlepsze czary. Gos Richarda porusza w dziewczynie jak strun, dziwnie dziaa. - Adie mwia, e posiadasz magi jzyka - szepna. Szare oczy uporczywie patrzyy na Kahlan, wiziy j w swej mocy, oddychaa coraz szybciej. Niesamowite dwiki dalekich instrumentw mieszay si z potrzaskiwaniem ognia, szmerem oddechu Richarda. Dziewczyna jeszcze nigdy nie czua si tak bezpieczna i spokojna, a jednoczenie spita. Osobliwe odczucie. Oderwaa oczy od oczu chopaka, wpatrywaa si w jego twarz, podziwiaa ksztat nosa, zarys policzkw i podbrdka. Zatrzymaa wzrok na jego wargach. Poczua nagle, jak gorco jest w chacie duchw. Zawirowao jej w gowie. Znw spojrzaa mu w oczy, wyja z kieszeni jabko i wolniutko ugryza soczysty ks. Szare oczy patrzyy wci twardo, nieustpliwie. Impulsywnie przytkna owoc do ust chopaka, a on odgryz ks. Gdyby tylko mg mnie dotkn wargami jak to jabko, pomylaa Kahlan. A czemu by nie? Czy ma zgin na tej wyprawie i nigdy si nie sta kobiet? Czy musi by wycznie wojowniczk? Walczy o szczcie innych i zrezygnowa z wasnego?

I w najlepszych czasach Poszukiwacze szybko umierali, a to wcale nie byy najlepsze czasy. To by kres czasw. Kahlan cierpiaa, mylc o mierci Richarda. Nie odrywajc wzroku od oczu chopaka, mocniej przytkna jabko do jego zbw. Nawet gdybym go wzia, i tak by walczy u mego boku, mylaa, moe i z wiksz stanowczoci ni teraz. Kierowayby nim inne powody, lecz byby rwnie grony, a moe i groniejszy. Ale staby si kim innym, ju nie byby taki jak teraz. Teraniejsze ja zamknoby na zawsze. Lecz przynajmniej naleaby do niej, byby jej. Pragna go desperacko, bolenie, jak jeszcze nigdy niczego. Czy obydwoje s skazani na mier? Tracia gow. Przekornie odsuna owoc od warg Richarda. Sok ciek mu po brodzie. Kahlan pochylia si powoli, niespiesznie, i zlizaa mu z brody sodki sok. Chopak ani drgn. Ich twarze niemal si stykay, czua jego ciepy oddech. Bya tak blisko, e ledwie moga zogniskowa wzrok na jego oczach. Kahlan tracia rozsdek, coraz sabiej opierajc si narastajcemu podaniu. Upucia jabko, przesuna lepkie od soku palce do warg Richarda, wsuwaa jeden po drugim do jego ust i patrzya, wysuwajc koniuszek jzyka, jak on wolniutko zlizuje sok. Draa, dotykajc wilgotnego, ciepego wntrza ust chopaka. Jkna cicho. Krew jej szumiaa w uszach. Oddychaa ciko, Przesuna wilgotnymi palcami po policzku Richarda, po szyi, gadzia symbole wymalowane na piersi chopaka, wodza po nich palcami, czua zagbienia i wypukoci mini. Uklka, obwioda czubkiem palca tward brodawk piecia jego pier, na moment zamkna oczy i mocno zacisna zby. agodnie, lecz zdecydowanie pchna go w ty, na plecy Nie sprzeciwi si. Pochylia si nad nim, wci wsparta doni o jego pier. Zaskoczya j twardo mini pod gadk skr, wilgo potu, szorstko wokw, ar. Pier chopaka unosia si i opadaa w cikim oddechu, pulsowao w niej ycie. Wspara jedno kolano przy biodrze chopaka, drugie wsuna mu pomidzy nogi. Wspaniae wosy Kahlan spyway w d okalajc twarz Richarda; cay czas patrzya mu w oczy i nie odrywaa rki od jego piersi - nie chciaa oderwa doni od ciaa chopaka. w dotyk budzi w niej ar. Poczua, jak napina udo pomidzy jej kolanami, i serce zabio jej jeszcze szybciej. Rozchylia usta, by mc chwyta oddech Zatracia si w oczach Richarda, oczach, ktre j baday, sondoway, ktre rozpalay w niej pomie. Drug rk rozpia swoj koszul i wycigna poy spod paska

Wci wsparta o pier chopaka, woya drug do pod jego krzepk szyj. Jej palce wlizgny si we wosy Richarda, zacigny, przytrzymay mu gow na ziemi. Dua, silna do wsuna si pod koszul Kahlan, dotkna plecw dziewczyny, pogadzia je, powoli, powoli przesuna si w gr i zatrzymaa. Kahlan zamkna oczy, przycisna plecy na doni chopaka, pragnc, by jaku sobie przycign. Niemal dyszaa. Przesuna kolano wzdu nogi Richarda, a do koca, a napotkao opr. Pier chopaka unosia si ciko pod jej doni. Jeszcze nigdy nie wydawa si Kahlan taki wielki. - Pragn ci - szepna bez tchu. Pochylia gow. Musna wargami jego usta. W oczach chopaka mign bl. - Jeli mi najpierw powiesz, kim jeste. Ugodziy j te sowa i otworzya oczy. Cofna nieco gow. Dotkna go - ju nie zdoa jej powstrzyma; nie chc, eby mnie powstrzymywa, pomylaa. Ledwo panowaa nad swoj moc, czujc, e traci nad ni kontrol. Znw przysuna wargi do ust Richarda, jkna cicho. Do na plecach Kahlan przesuna si w gr, chwycia dziewczyn za wosy i agodnie odchylia jej gow w ty. - Mwi serio, Kahlan. Tylko jeli mi powiesz. Znienacka wrci jej rozsdek, jego chodna fala stumia namitno. Nigdy przedtem na nikim jej tak nie zaleao, jak teraz na nim, na Richardzie. Jakeby moga go dotkn swoj moc? Jakeby moga to uczyni? Cofna si. C wyprawiaa? Gdzie miaa rozum? Kahlan przysiada na pitach, cofna do z piersi Richarda, zasonia usta rk. Wszystko si walio. Jak mu to powiedzie? Znienawidzi j i utraci go. Bolenie pulsowao jej w gowie. Richard usiad i agodnie pooy do na ramieniu dziewczyny. - Nie musisz mi nic mwi, jeli nie chcesz - szepn, patrzc na jej przeraone oczy. Decyzja naley do ciebie. - Czy mgby mnie przytuli? - Ledwo moga mwi, z trudem powstrzymywaa si od paczu. Obj j czule i przytuli. Kahlan znw bya bolenie wiadoma tego, kim jest, swojej wrodzonej mocy. Richard tuli j opiekuczo i koysa jak dziecko. - Wanie po to s przyjaciele - szepn jej do ucha. Kahlan bya tak wyczerpana, e nawet nie moga si rozpaka. - Powiem ci, Richardzie, obiecuj. Ale nie dzisiaj, dobrze? Teraz mnie przytul, dobrze?

Richard powoli opad na plecy, przytuli mocno Kahlan silnymi ramionami. Dziewczyna zacisna zby na jednej doni, drug mocno wczepia si w chopaka. - Kiedy sama zechcesz. Tylko wtedy - obieca. Kahlan draa. Wrodzona moc odrniaa j od innych, oddzielaa, skazywaa na cierpienia. Dziewczyna dugo leaa z otwartymi oczami, a wreszcie zasna, mylc o Richardzie.

Rozdzia dwudziesty smy Sprbuj jeszcze raz - doradzi Czowiek Ptak. - I przesta tym myle o ptaku, ktrego chcesz przywoa. - Stukn kykciami o gow Richarda. - Tym myl! - Dgn chopaka palcem w brzuch. Richard wysucha przekadu Kahlan, kiwn twierdzco gow i przyoy gwizdek do warg. Wyd policzki i dmuchn. Jak zwykle nie rozleg si aden dwik. Czowiek Ptak, Richard i Kahlan patrzyli na otaczajc ich trawiast rwnin. Myliwi, ktrzy im tu towarzyszyli, wsparli si o wbite w ziemi wcznie i nerwowo rozgldali si wok. Nagle, jakby znikd, pojawiy si wrble, szpaki i mae polne ptaki. Zlatyway si zewszd, kooway i nurkoway nad nimi. Zasoniy, zaciemniy calutkie niebo. Myliwi padli na ziemi, osaniali gowy i miali si niepohamowanie. Richard przewraca oczami. Kahlan staraa si na nie patrze i te si miaa. Czowiek Ptak przyoy do warg swj gwizdek i dmucha we rozpaczliwie, starajc si odesa ptaki. Srebrzystosiwe wosy rozwieway si wok jego gowy. Ptaki w kocu usuchay go i znikny. Na trawiastej rwninie znw zapanowa spokj. Myliwi wci si tarzali ze miechu. - Poddaj si - oznajmi Czowiek Ptak, odetchnwszy gboko.- Prbowalimy cay dzie i stale to samo. Jeste najgorszym przywoywaczem ptakw, jakiego kiedykolwiek widziaem. Nawet dziecko by si tego nauczyo po trzech prbach, a tobie, Richardzie Popdliwy, i caego ycia byoby za mao. Kompletne fiasko. Twj gwizd mwi jedynie: Przylecie, tu jest dla was pokarm. - Ale ja mylaem Jastrzb. Naprawd! Mylaem o kadym ptaku, ktrego nazw wymieniae! Mylaem tak intensywnie, jak tylko mogem, naprawd! Kiedy Kahlan to przetumaczya, myliwi rozemiali si jeszcze serdeczniej. Richard ypn na nich wciekle, lecz to ich nie uciszyo. Czowiek Ptak westchn i skrzyowa ramiona. - Dalsza nauka nie ma sensu. Dzie si koczy, wkrtce zbierze si starszyzna. Ale zatrzymaj gwizdek. - Obj zgnbionego Poszukiwacza. - Niech ci przypomina, e cho pod pewnymi wzgldami przerastasz wikszo ludzi, to w tym wyprzedza ci nawet dziecko. Myliwi zawyli radonie. Richard westchn i kiwn gow. Zebrali swoje rzeczy i ruszyli ku wiosce. - Staraem si z caych si, naprawd. - Richard nachyli si ku Kahlan. - Nie rozumiem, dlaczego mi si nie udao. - Wierz, e si starae. - Umiechna si i wzia do chopaka w swoje rce. Szarzao, lecz w dzie by najjaniejszy ze wszystkich, jakie Kahlan pamitaa,

i podnis j na duchu. Jednak przede wszystkim dodao jej otuchy postpowanie Richarda wobec niej. Pozwoli jej wrci do rwnowagi po wydarzeniach ostatniej nocy i nie wypytywa o nic. Po prostu by przy niej i tuli j. Nic wicej si nie wydarzyo, a mimo to Kahlan czua si bardziej z nim zwizana, by jej bliszy ni przedtem. Wiedziaa jednak, e to le. To tylko pogbiao jej rozterk. Mao brakowao, by popenia olbrzymi bd. Najwikszy bd w swoim yciu. To Richard j powcign w ostatniej chwili. Bya mu za to wdziczna i jednoczenie aowaa, e to zrobi. Kiedy Kahlan si zbudzia tego ranka, nie miaa pojcia, co Richard myli i czuje, czy jest dotknity, zy, czyj znienawidzi. Chocia przespaa ca noc w rozpitej koszuli, przytulona do chopaka, to teraz odwrcia si, zawstydzona, i zapia guziki. Powiedziaa mu, e nikt nigdy, przenigdy nie mia tak cierpliwego i wyrozumiaego przyjaciela jak ona. I e ma nadziej, i pewnego dnia udowodni mu, e jest rwnie dobrym przyjacielem jak on. - Ju to zrobia. Powierzya mi swoje ycie i swoje nadzieje, zaufaa mi. lubowaa, e powicisz ycie w mojej obronie. Czy potrzeba jeszcze innych dowodw? Odwrcia si, z trudem hamujc ch pocaowania chopaka i podzikowania mu, e jest taki cierpliwy i e to mu wystarcza. - Ale jabko nie bdzie ju dla mnie takie jak przedtem. - Umiechn si. Rozemiaa si z zakopotaniem, Richard jej zawtrowa i razem dugo si miali. Dodao to Kahlan otuchy, usuno cier. Chopak nagle przystan, Kahlan te. Reszta posza dalej. - Co si stao, Richardzie? - Soce - odpar i zblad. - Przez chwil czuem na twarzy Promie soca. - Widz tylko chmury. - Kahlan spojrzaa ku zachodowi. - Byo wrd nich niewielkie okienko, ale ju znikno. - Sdzisz, e to co oznacza? - Nie wiem. - Potrzsn gow. - Ale chmury rozstpiy si pierwszy raz od czasu, kiedy Zedd je cign. Moe to nic takiego. Ruszyli ku wiosce. Ponad trawiast, koysan wiatrem rwnin niosy si niesamowite dwiki boldw. Do osady dotarli o zmroku. Uczta wci trwaa - zacza si poprzedniego wieczoru, a skoczy po zebraniu starszyzny. Doroli byli w dobrej kondycji, dzieci albo spay w ustronnych ktach, albo snuy si nieprzytomne z niewyspania. Szeciu starszych trwao na posterunku, ich ony znikny. Jedli posiek przyrzdzony przez wybrane kobiety (tylko one mogy przygotowa rytualn uczt). Kahlan patrzya, jak podaj napitek kademu ze starszych - czerwony pyn, zupenie inny ni poprzednie. Oczy

szeciu mczyzn byy szkliste, dalekie, jakby widzieli rzeczy zakryte dla innych. Dziewczyn przeszy dreszcz. Byy z nimi duchy przodkw. Czowiek Ptak powiedzia co do starszych. Usatysfakcjonowaa go ich odpowied, skin gow. Mczyni wstali i, jeden za drugim, ruszyli ku domowi duchw. Bbny i bolda poddaway inny rytm, rytm, ktry przyprawia Kahlan o gsi skrk. Czowiek Ptak wrci do niej i do Richarda; oczy mia rwnie bystre i uwane jak zawsze. - Ju czas. Musimy ju i, Richard i ja. - Czemu Richard i ja? Id z wami. - Nie moesz. - Dlaczego? - Bo tylko mczyni bior w tym udzia. - Jestem przewodniczk Poszukiwacza i musz tam by, eby tumaczy. - Ale to tylko dla mczyzn - powtrzy Czowiek Ptak, najwyraniej nie mg wymyli nic lepszego. - Tym razem bdzie tam i kobieta. Richard patrzy to na Kahlan, to na Czowieka Ptaka, a ton ich gosw mwi mu, e co jest nie tak, ale postanowi si nie wtrca. Czowiek Ptak nachyli si ku dziewczynie i zniy gos: - Na spotkaniu z duchami musimy by tacy jak one. - Prbujesz mi da do zrozumienia, e jestecie nadzy? Gboko zaczerpn powietrza i potakn. - I pomalowani botem - dorzuci. - Zgoda - odpara, dumnie prostujc gow. - Niech bdzie. - A co na to Poszukiwacz? - Czowiek Ptak odchyli si nie co. - Moe by go tak spytaa, czy nie bdzie mia nic przeciwko temu, e tak wystpisz? Kahlan dugo patrzya mu w oczy, a potem powiedziaa Richardowi: - Musz ci co wytumaczy. Duchy czasem, za porednictwem starszych, przepytuj tego, ktry zwoa narad, gdy chc si upewni, e dziaaj w susznej sprawie. Mog ci zabi, jeli uznaj twoj odpowied za nieuczciw lub kamliw. Nie starszyzna, lecz duchy. - Mam miecz - przypomnia jej. - Nie bdziesz go mia. Skoro domagasz si narady, to musisz uczyni to samo co starszyzna i stan przed duchami bez niczego. Bez miecza, bez ubrania, pomazany botem. Odetchna, odgarna pukiel wosw. - Jeli mnie tam nie bdzie, to moesz zgin tylko za

to, e nie odpowiesz na pytania, ktrych nie zrozumiesz. I Rahl zwyciy. Musz tam by i tumaczy. Ale wtedy i ja bd naga. Czowiek Ptak denerwuje si i chce wiedzie, co ty o tym mylisz. Ma nadziej, e mi tego zabronisz. Richard skrzyowa ramiona i spojrza w oczy Kahlan. - Wyglda na to, e jeste skazana, z tego czy innego powodu, na przebywanie nago w domu duchw. Umiech unis kciki ust chopaka, diabliki zataczyy mu w oczach. Kahlan musiaa zagry warg, eby si nie rozemia. Czowiek Ptak, zaintrygowany i zmieszany, patrzy to na jedno z nich, to na drugie. - Richardzie! - przywoaa go do porzdku. - To powana sprawa. I nie obiecuj sobie zbyt wiele. Tam bdzie ciemno. Z trudem powstrzymywaa si od miechu. Chopak przybra powan min i rzek do Czowieka Ptaka: - To ja zwoaem narad. Kahlan bdzie mi potrzebna. Dziewczyna przetumaczya i starszy a si achn. - Obydwoje naduywacie mojej cierpliwoci, od kiedy si tu zjawilicie. - Westchn ciko. - Wic czemu bycie si mieli tym razem powcign? No, to chodcie. Ruszyli za Czowiekiem Ptakiem ciemnymi uliczkami osady, skrcili kilka razy w prawo, potem w lewo. Richard uj do dziewczyny. Kahlan bardziej si denerwowaa perspektyw siedzenia nago w towarzystwie omiu mczyzn, ni to okazywaa. Ale nie puci tam Richarda samopas. Nie czas, eby ryzykowa - zbyt ciko na to pracowali, a czasu byo za mao. Przybraa twarz Spowiedniczki. Zanim doszli do domu duchw, Czowiek Ptak wprowadzi ich przez wskie drzwi do pobliskiej chaty. Byli tam starsi: siedzieli na pododze i patrzyli przed siebie niewidzcymi oczami. Dziewczyna si umiechna do Savidlina, ale nie zareagowa. Czowiek Ptak wzi ma aweczk i dwa garnuszki z gliny. - Czekajcie tu, dopki was nie wywoam. Wyszed, a Kahlan przetumaczya jego sowa Richardowi. Po chwili zawoa Caldusa, a potem kolejno pozostaych starszych; Savidlin poszed ostatni. Savidlin nie odzywa si do nich ani sowem. Nie okazywa, i wie, e s w chacie. W jego oczach mieszkay duchy. Kahlan i Richard czekali w pustej, mrocznej izbie. Dziewczyna zacisna do na napitku buta, starajc si nie myle o tym, na co si sama skazaa, ale jej si to nie udawao. Richard nie bdzie mia swojego miecza, swojej ochrony. Lecz ona zachowa przecie

swoj moc. I bdzie go chroni. Miaa swoje powody, ktrych nie zdradzia, eby uczestniczy w naradzie. Jeeli co pjdzie le, to wanie ona umrze, a nie Richard - tak postanowia. I dopilnuje tego. Utwierdzaa si w postanowieniu, krzepia odwag. Usyszaa, jak Czowiek Ptak wywouje Richarda. Chopak wsta. - Miejmy nadziej, e to si uda. Jeli nie, to wpadniemy w porzdne tarapaty. Ciesz si, e tam bdziesz. - Ostrzeenie, eby bya czujna. Kahlan kiwna gow. - Pamitaj, Richardzie, e to teraz nasz lud. Chc nam pomc i doo wszelkich stara. Dziewczyna siedziaa, obejmujc kolana ramionami, czekaa, a j zawoaj. Potem wysza w chodn ciemn noc. Czowiek Ptak siedzia na maej aweczce, ustawionej przy cianie domu duchw. Dostrzega, e by nagi, pomalowany glin w koa, pasy i zygzakowate linie, a srebrzystosiwe wosy spyway na nagie ramiona. Obok niego sta myliwy. Leay przed nim skry kj oto w, ubrania, miecz Richarda. - Rozbierz si - poleci Czowiek Ptak. - A on po co? - wskazaa na myliwego. - Po ubrania. Zaniesie je na podwyszenie starszyzny, eby wszyscy zobaczyli, e jestemy na spotkaniu z duchami. A odniesie je nam przed witem, dajc tym znak, e owo spotkanie si koczy. - Ka mu si odwrci. Czowiek Ptak wyda polecenie. Myliwy si odwrci, a Kahlan rozpia klamerk paska. Zawahaa si, patrzc na Czowieka Ptaka. - Tej nocy, dziecino - szepn agodnie - nie jeste ani mczyzn, ani kobiet. Jeste Botnym Czowiekiem. Tej nocy i ja nie jestem ani mczyzn, ani kobiet. Jestem przewodnikiem duchw. Dziewczyna kiwna gow, zdja ubranie i stana przed nim naga, czujc na skrze chodne nocne powietrze. Czowiek Ptak nabra gar gliny z jednego z garnuszkw. Kahlan czekaa. Najwyraniej mia opory, pomimo tego, co przed chwil powiedzia. Patrzenie to jedno, a dotknicie - zupenie co innego. Kahlan uja do Czowieka Ptaka i przyoya do swojego brzucha, czujc manicie zimn glin. - Pomaluj mnie - nakazaa. Kiedy skoczy, weszli do domu duchw. Czowiek Ptak usiad w krgu pomalowanych starszych. Kahlan zaja miejsce na wprost niego, obok Richarda. Na twarzy

chopaka widniay czarne i biae zygzakowate linie - maska, ktr wszyscy nosili dla duchw. W rodku krgu uoono czaszki, lece przedtem w kcie. W kominku, za plecami dziewczyny, pon niewielki ogienek, wydzielajcy osobliw cierpk wo. Starsi patrzyli prosto przed siebie i wypiewywali sowa, ktrych Kahlan nie rozumiaa. Oczy Czowieka Ptaka straciy nieprzytomny wyraz. Drzwi zamkny si same. - Nikt std nie moe wyj ani nie moe tu wej, od teraz a do witu. Duchy strzeg drzwi. Kahlan potoczya wzrokiem po izbie, ale niczego nie dostrzega. Dreszcz przebieg jej po plecach. Czowiek Ptak wzi stojcy przy nim pleciony koszyk i sign do rodka. Wyj ma abk i poda koszyk jednemu ze starszych, a ten dalej. Kady wyjmowa abk i pociera jej grzbietem skr na swojej piersi. W kocu koszyk dotar do Kahlan. Dziewczyna przyja go i spojrzaa na Czowieka Ptaka. - Po co to robimy? - To s abki duchw, bardzo trudno je znale. Maj na grzbiecie substancj, ktra sprawia, e zapominamy o tym wiecie i widzimy duchy. Moe i jestem Botnym Czowiekiem, o czcigodny starszy, ale jestem i Spowiedniczk. Musz stale panowa nad swoj moc. Jeli zapomn o tym wiecie, mog straci nad ni kontrol. - Ju si nie moesz wycofa. Duchy s z nami. Widziay na twoim ciele symbole, ktre im otwieraj oczy. Nie moesz odej. Zabij tego, ktry ich nie zobaczy, i ukradn mu dusz. Rozumiem twj dylemat, lecz nie mog ci pomc. Po prostu staraj si z caych si panowa nad swoj moc. Jeli nie zdoasz, stracimy jednego z nas. Zapacimy t cen. Jeeli chcesz umrze, to zostaw swoj abk w koszyku. Jeli chcesz powstrzyma Rahla Pospnego - we j. Dziewczyna patrzya przez chwil w surow twarz Czowieka Ptaka, a potem signa do koszyka. abka wia si w jej doni i kopaa. Podaa koszyk Richardowi i powiedziaa mu, co ma zrobi. Zacisna zby i przycisna zimny olizgy grzbiet abki do skry pomidzy piersiami - jedyne miejsce, na ktrym nie namalowano adnych symboli - i zacza si naciera kolistymi ruchami, jak tamci. luz by lepki i szczypicy. Ogarno j osobliwe uczucie. Dwiki bbnw i boldw staway si coraz goniejsze, a stay si caym wiatem. Wibrowaa wraz z ich rytmem. Wytya wol, uchwycia swoj moc, skoncentrowaa si na zapanowaniu nad ni. Potem odpyna, ywic nadziej, e to wystarczy. Wszyscy wzili si za rce. ciany izby odpyny sprzed oczu dziewczyny. wiadomo Kahlan falowaa jak powierzchnia wody, odpywajc i powracajc. Dziewczyna

czua, jak zaczyna kolicie wirowa wraz z innymi wok czaszek lecych w rodku krgu. Czaszki janiay, owietlajc twarze ludzi. Zapadali si w pustk. Byski wiata, bijcego ze rodka krgu, wiroway wraz z nimi. Otoczyy ich jakie ksztaty. Kahlan rozpoznaa je z przeraeniem. Cienie. Nie moga wydoby gosu, wic tylko wstrzymaa oddech i cisna do Richarda. Musi go chroni. Prbowaa wsta i zasoni go, eby nie mogy go dotkn. Nie moga si poruszy. Z przeraeniem stwierdzia, e trzymaj j rce cieni. Ze wszystkich si chciaa wsta, broni Richarda. Ogarniaa j panika. Zabijaj? A moe ju jest martwa? Moe ju jest tylko duchem? Niemogcym si poruszy? Cienie patrzyy na dziewczyn. Przecie cienie nie maj twarzy. Te miay. Twarze Botnych Ludzi. To nie cienie, pomylaa z ulg Kahlan, to duchy przodkw. Odetchna i uspokoia si. Odprya. - Kto zwoa to zgromadzenie? To przemwiy duchy. Wszystkie razem. w dziwny, monotonny, guchy ton Kahlan na moment przestaa oddycha - wydoby si z ust Czowieka Ptaka. - Kto zwoa narad? - powtrzyy. - Ten czowiek obok mnie - odpara dziewczyna. - Richard Popdliwy. Duchy przepyny pomidzy starszymi, zebray si w rodku krgu. - Pucie jego donie. Kahlan i Savidlin pucili donie chopaka. Duchy zawiroway, a potem znienacka przenikny jeden za drugim przez ciao Richarda. Zachysn si oddechem, odrzuci w ty gow i krzycza z blu. Kahlan si poderwaa. Wszystkie duchy tkwiy za Richardem. Starsi zamknli oczy. - Richard! - Nic mi nie jest. Nic mi nie jest - wychrypia. Wci cierpia. Duchy ustawiy si za starszymi, wnikny w nich: duch i czowiek w jednym miejscu i czasie. Ciaa ludzi zatraciy ostre kontury. Starsi otworzyli oczy. - Po co nas przywoae? - spyta Czowiek Ptak guchym, monotonnym gosem duchw. Kahlan nachylia si ku Richardowi, nie spuszczajc Czowieka Ptaka z oczu. - Chc, eby im powiedzia, po co ich przywoae. Chopak odetchn par razy gboko, pozbiera si po tym, co mu zrobiy.

- Przywoaem was, bo musz odnale pewien magiczny przedmiot, zanim go znajdzie Rahl Pospny. Zanim si nim posuy. Dziewczyna tumaczya, a duchy wypytyway Richarda ustami starszych. - Ilu ludzi zabie? - spytay ustami Savidlina. - Dwch - odpar bez wahania Richard. - Dlaczego? - to Hajanlet. - eby mnie nie zabili. - Jeden i drugi? - Pierwszego zabiem w samoobronie - powiedzia po namyle chopak. - Drugiego w obronie przyjaciki. - Uwaasz, e miae prawo zabi w obronie przyjaciki? - Tym razem by to Arbrin. - Tak. - A jeeli on chcia zabi twoj przyjacik, eby ocali ycie swojego druha? - O co wam chodzi? - Richard gboko zaczerpn powietrza. - O to, e skoro uwaasz, i mona zabi w obronie druha, to mia do tego prawo. A jeli tak, to uniewanio to twoje racje, czy nie? - Nie kade pytanie ma odpowied. - Moe nie wszystkie pytania maj mie ci odpowiedzi. - Moe. Kahlan wyczua, e Richard zaczyna si zoci. Patrzyli na wszyscy starsi, wszystkie duchy. - Czy zabicie go sprawio ci rado? - O ktrego wam chodzi? - O pierwszego. - Nie. - A drugiego? - Po co pytacie? - Richard zesztywnia. - Kade pytanie zadajemy z innego powodu. - A jeli powody nie maj nic wsplnego z pytaniem? - Odpowiedz. - Jeli mi wyjanicie powd tego pytania. - Przyszede tu, eby nam zadawa pytania. Czy moemy spyta, czym si kierowae? - Chyba ju o to pytacie.

- Odpowiedz nam, a my odpowiemy tobie. - Przyrzekacie? - Nie jestemy tu po to, eby si targowa. Przyszlimy, bo nas wezwae. Odpowiedz albo odejdziemy. Richard wzi gboki oddech, potem powoli wypuci powietrze, zapatrzony w pustk. - Tak. Magia Miecza Prawdy sprawia, e zabiem go z przyjemnoci. Tak wanie dziaa owa magia. Gdybym go nie zabi tym mieczem, nie sprawioby mi to radoci. - To nie ma nic do rzeczy. - Co? - Gdybanie. Liczy si, e to zrobie. Podae dwie przyczyny zabicia drugiego mczyzny: obrona przyjaciki i twoja satysfakcja. Ktra z nich jest prawdziwa? - Obie. Zabiem go w obronie przyjaciki, a Miecz sprawi, e uczyniem to z przyjemnoci. - A gdyby nie musia zabija w obronie przyjaciki? Gdyby le oceni sytuacj? Gdyby ycie twojej przyjaciki wcale nie byo zagroone? Kahlan zdrtwiaa, syszc te pytania. Wahaa si przez chwil, zanim je przeoya. - W moim umyle liczy si nie tyle czyn, ile zamiar. Szczerze wierzyem, e jej yciu zagraa niebezpieczestwo, i dlatego czuem si usprawiedliwiony, zabijajc w jej obronie. Musiaem dziaa natychmiast. Zginaby, gdybym si zawaha. Jeeli duchy uwaaj, e popeniem bd, zabijajc, lub e tamten dziaa susznie, co tym samym anulowao moje prawo do czynu, ktry popeniem, to panuje midzy nami niezgoda, rnica zda. Niektre sprawy nie maj jednoznacznego rozwizania. Niekiedy brakuje czasu, eby je dogbnie rozway. Musiaem dziaa zgodnie z porywem serca. Pewien mdry czowiek powiedzia mi kiedy, i kady zabjca uwaa, e jego czyn jest usprawiedliwiony. Zabibym, by ocali ycie przyjaciela lub niewinnego czowieka. Jeeli uwaacie, e to niesuszne - powiedzcie mi to i zaprzestacie bolesnych docieka. A ja poszukam gdzie indziej potrzebnych mi odpowiedzi. - Ju mwilimy, e nie przyszlimy tu po to, eby si targowa. Powiedziae, e dla twego umysu czyn nie jest tak wany jak zamiar. Czy jest kto, kogo zamierzae zabi, lecz nie zabie? W gosach duchw brzmia bl. Kahlan si wydawao, e te dwiki a parz. - le zinterpretowalicie moje sowa. Powiedziaem, e zabiem, bo byem przekonany, i musz to uczyni; bo sdziem, e on chce j zabi i jeli go oszczdz, to ona

zginie. Nie twierdziem e zamiar jest rwnowany uczynkowi. Sporo ludzi chciaem zabi, lecz darowaem im ycie. - Wic dlaczego ich nie zabie, skoro chciae to zrobi? - Z wielu powodw. Czasem brakowao istotnego usprawiedliwienia i bya to tylko taka mylowa gra, fantazja stpiajca ostrze niesprawiedliwoci. Innym razem by uzasadniony powd, lecz mogem sobie poradzi bez zabijania. A znw niekiedy nie zabiem, bo nie i ju. - Chodzi o piciu starszych? - Tak - westchn Richard. - Ale chciae. Chopak zmilcza. - Czy w tym wypadku zamiar by rwnowany uczynkowi? - Tak, w moim sercu tak - odpar z trudem Richard. - I w zamiar rani mnie niemal tak mocno, jak raniby popeniony czyn. - A wic dobrze zrozumielimy twoje sowa. Kahlan dostrzega zy w oczach Richarda. - Czemu mnie drczycie tymi pytaniami! - Dlaczego chcesz zdoby ow magiczn rzecz? - eby powstrzyma Rahla Pospnego! - A co ci da zdobycie owej rzeczy? Chopak odchyli si. Oczy mu si rozszerzyy. Zrozumia. za stoczya mu si po policzku. - Bo jeli to zdobd - szepn - Rahl umrze. Zabij go. - Czyli w istocie prosisz nas o pomoc w zabiciu kogo - gosy duchw odbiy si echem w mroku otaczajcym Kahlan. Richard kiwn gow. - I dlatego zadajemy ci te wszystkie pytania. Prosisz nas o pomoc w zadaniu mierci. Nie uwaasz, e powinnimy wiedzie, jaki jest czowiek, ktremu mamy pomc w popenieniu takiego czynu? - Chyba powinnicie to wiedzie. - Chopak zamkn oczy; pot spywa mu po twarzy. - Dlaczego chcesz go zabi? - Z wielu powodw. - Czemu chcesz go zabi? - Bo torturowa i zabi mojego ojca. Bo torturowa i zabi wielu innych. Bo zabije i mnie, jeli ja go nie umierc. Bo jeeli go nie zabij, zamorduje mnstwo ludzi, przedtem

si nad nimi pastwic. To jedyny sposb powstrzymania go. Nie mona mu przemwi do sumienia. Wic nie mam wyboru - musz go zabi. - Uwanie rozwa nastpne pytanie. Odpowiedz szczerze, inaczej odejdziemy. Richard kiwn gow. - Jaka jest najwaniejsza z przyczyn skaniajcych ci do zabicia owego czowieka? Chopak popatrzy w ziemi i zamkn oczy. - Bo jeli ja go nie zabij - szepn z twarz zalan zami - to on zabije Kahlan. Dziewczyna poczua si tak, jakby j kto znokautowa. Z trudem si zmusia do przeoenia tych sw. Zapado dugie milczenie. Richard siedzia zupenie nagi, odsonity, i to w obu znaczeniach tego sowa. Kahlan bya za na duchy, e tak postpiy z chopakiem. I na siebie, za to, do czego go doprowadzia. Shar miaa racj. - A gdyby Kahlan bya poza t spraw, to czy nadal by chcia zabi owego czowieka? - Oczywicie. Pytalicie o najwaniejsz przyczyn, wic j podaem. - Takiego to magicznego przedmiotu szukasz? - spytay znienacka duchy. - Czy to znaczy, e uznalicie powody, dla ktrych go chc zabi? - Nie. To znaczy, e ze znanych nam powodw, postanowilimy odpowiedzie na to pytanie. Jeeli bdziemy mogli to uczyni. Jakiego magicznego przedmiotu szukasz? - Jednej z trzech szkatu Ordena. Kahlan przetumaczya, a duchy bolenie jkny. - Nie wolno nam odpowiedzie na to pytanie. Szkatuy Ordena s w grze. Odchodzimy, spotkanie skoczone. Oczy starszych zaczy si zamyka. Richard si poderwa. - Pozwolicie Rahlowi zabi tych wszystkich ludzi, cho moglibycie mi pomc?! - Tak. - Pozwolicie mu zabi waszych potomkw?! Krew z waszej krwi i ko z waszej koci?! Wic nie jestecie duchami przodkw, lecz duchami zdrajcami! - To nieprawda. - No, to odpowiedzcie mi! - Nie wolno nam. - Bagam! Nie odmawiajcie nam pomocy. Mog zada jeszcze jedno pytanie? - Nie wolno nam zdradzi, gdzie s szkatuy Ordena. To zakazane. Zastanw si i zadaj inne pytanie. Richard usiad, podcign kolana. Potar powieki czubkami palcw. Malowida na

skrze sprawiy, e wyglda jak jaka dzika istota. Ukry twarz w doniach i namyla si. Nagle poderwa gow. - Nie moecie mi powiedzie, gdzie s szkatuy. Istniej jeszcze jakie ograniczenia? - Tak. - Ile szkatu ma ju Rahl? - Dwie. - Wanie mi zdradzilicie, gdzie s dwie szkatuy - spojrza na starszych niewinnym okiem. - A to podobno zakazane - przypomnia im. - A moe to tylko najlejszy cie intencji? Milczenie. - Ta informacja nie jest zakazana. Zadaj pytanie. Richard pochyli si w przd, jak pies, ktry zapa trop. - Moecie mi powiedzie, kto wie, gdzie jest ostatnia szkatua? Kahlan zacza podejrzewa, e chopak zna ju odpowied na owo pytanie. Rozpoznaa te jego metody dochodzenia do celu okrn drog. - Znamy imi osoby, ktra ma szkatu, i imiona kilku innych zwizanych z ni osb, lecz nie moemy ci ich zdradzi, bo to byoby rwnoznaczne z powiedzeniem ci, gdzie jest szkatua. A to jest zakazane. - Czy w takim razie moecie mi zdradzi imi osoby, poza Rahlem, ktra nie ma ostatniej szkatuy ani nie znajduje si w jej pobliu, lecz ktra wie, gdzie jest w przedmiot? - Tak, moemy ci poda imi tej osoby. Ona wie, gdzie jest szkatua. Jej imi doprowadzi ci tylko do niej, a nie do szkatuy. To nam wolno. I od ciebie, nie od nas, bdzie zaleao zdobycie niezbdnych ci informacji. - Oto moje pytanie: kto to jest? Podajcie mi jej imi. Wymienili imi i Kahlan zdrtwiaa. Nie przetumaczya. Starsi drgnli, syszc owo imi. - Kto to? Jak si nazywa? - dopytywa si Richard. Dziewczyna spojrzaa na i szepna: - Ju po nas. - Dlaczego? Kto to jest? - To wiedma Shota - odpara dziewczyna, kulc si w sobie. - Wiesz, gdzie ona jest? Kahlan potakna, lecz bya przeraona. - W kotlinie Agaden - szepna, tak jakby owe sowa byy niebezpieczne i przepojone trucizn. - Nawet czarodziej by si nie omieli tam pj.

Chopak patrzy na przeraon twarz Kahlan, na drcych ze strachu starszych. - No, to my pjdziemy do kotliny Agaden, do tej wiedmy Shoty - Powiedzia spokojnie. - I dowiemy si, gdzie jest szkatua. - Oby losy byy dla was askawe - powiedziay duchy ustami czowieka Ptaka. - ycie naszych potomkw jest w waszych rkach. - Dzikuje wam za pomoc czcigodni przodkowie - rzek Richard. - Zrobi, co w mojej mocy, eby powstrzyma Rahla. eby pomc naszemu ludowi. - Musisz si posugiwa gow, umysem. To metody Rahla Pospnego. Przysta na jego warunki, a przegrasz. To nie bdzie atwy pojedynek. Bdziesz cierpia, nasz lud take, inne ludy rwnie, zanim zdobdziesz cho cie szansy na zwycistwo. Najprawdopodobniej przegrasz. Pamitaj o naszych ostrzeeniach, Richardzie Popdliwy. - Zapamitam wasze sowa. I przyrzekam, e uczyni wszystko, zby zwyciy. - Poddamy wic prbie prawdziwo twojej przysigi. Powiemy ci cos jeszcze. Duchy umilky na chwil. - Jest tu Rahl Pospny. Szuka ci. Kahlan tumaczya pospiesznie. Zerwaa si z miejsca, a Richard za ni. - Co takiego! Jest tutaj? Gdzie? Co robi? - Jest w centrum wioski. Zabija ludzi. Kahlan si przerazia. Richard postpi o krok. - Musz std wyj. Musz wzi mj miecz i sprbowa powstrzyma Rahla! - Jeli taka twoja wola. Lecz najpierw nas wysuchaj. Usid - poleciy duchy. Usiedli obydwoje, patrzc na siebie rozszerzonymi groz oczami i Kurczowo trzymajc si za rce. zy wezbray w ich oczach. - Mwcie szybko - poprosi chopak. - Rahl Pospny chce ci schwyta. Twj miecz go nie zabije. Dzi szala przechylia si na jego korzy. Zginiesz, jeeli ci tu zapie. Nie masz szansy. Nawet najmniejszej. eby zwyciy, musisz zmieni rwnowag si na swoj korzy. Nie moesz tego uczyni tej nocy. Ci ludzie i tak zgin, czy wyjdziesz do niego, czy nie. A jeli pjdziesz, to zginie wielu nastpnych. Wielu, bardzo wielu. Jeeli chcesz zwyciy, to musisz pozwoli, by ci ludzie dzisiaj zginli. Ocali wasne ycie dla przyszej walki. Dowiadczy tego cierpienia. Kierowa si gow, a nie mieczem, jeli chcesz zwyciy. - I tak w kocu bd musia si z nim zmierzy! - Rahl Pospny namota wiele mrocznych intryg. Musi pilnowa wielu spraw, dzieli midzy nie swj czas. Nie moe tu czeka ca noc. Ufa - i ma po temu powody - e ci dopadnie, kiedy zechce. Nie musi tu na ciebie czeka. Wkrtce odejdzie, eby si zaj innymi mrocznymi sprawami, a ciebie poszuka innym razem. Symbole wymalowane na

twojej skrze otwieraj nasze oczy i moemy ci widzie. Te same symbole sprawiaj, e Rahl nie moe ci zobaczy. Chyba e wzniesiesz swj miecz. Zobaczy miecz i wtedy ci dopadnie. Nie znajdzie ci, dopki owe symbole bd na twojej skrze i twj magiczny miecz pozostanie w pochwie, dopki bdziesz na ziemiach Botnych Ludzi. - Przecie nie mog tu zosta! - Istotnie; jeli chcesz powstrzyma Rahla, to nie moesz. Kiedy opucisz nasze ziemie, symbole strac moc i on znw bdzie ci mg zobaczy. Richard ciko oddycha, rce mu dray. Kahlan widziaa, jak mao brakuje, by zlekceway ostrzeenie i ruszy do walki. - Wybr naley do ciebie - powiedziay duchy. - Nie wychod std, niech zabije jeszcze paru naszych ludzi, a kiedy odejdzie, udaj si na poszukiwanie szkatuy i umier go. Albo wyjd teraz i zaprzepa wszystko. Richard mocno zaciska powieki. Jego pier unosia si i opadaa w cikim oddechu. - Zaczekam - szepn ledwo dosyszalnie. Kahlan zarzucia mu ramiona na szyj, przytulia jego gow do swojej i obydwoje pakali. Krg starszych znw zacz wirowa. To ostatnie zapamitaa. Potem obudzi ich Czowiek Ptak. Dziewczyna miaa wraenie, e budzi si z koszmaru. Przypomniaa sobie sowa duchw - e gin Botni Ludzie i e ona i Richard, jeli chc znale szkatu, powinni pj do kotliny Agaden, do Shoty. Zadraa, mylc o wiedmie. Starsi stali nad nimi, pomagali im wsta. Miny mieli ponure. Kahlan bya bliska paczu, lecz zdoaa si opanowa. Czowiek Ptak otworzy drzwi, wpuci chodne nocne powietrze. Niebo byo usiane gwiazdami. Chmury znikny. Wowaty obok te. Do witu pozostaa moe godzina, niebo na wschodzie ju zaczynao rowie. Myliwy poda im ubrania, a Richardowi jego miecz. Ubrali si w milczeniu i wyszli z domu duchw. Dom duchw otacza ochronny kordon myliwych i ucznikw. Wielu z nich byo rannych. Richard wysun si przed Czowieka Ptaka. - Powiedzcie mi, co si wydarzyo - poleci spokojnym gosem. Na czoo wystpi czowiek z wczni. W jego oczach zapon gniew. Kahlan staa przy Richardzie, gotowa tumaczy. - Z nieba spyn czerwony demon nioscy czowieka. Ten czowiek chcia ciebie. Dgn Richarda wczni w pier, oczy mu pony gniewem. Czowiek Ptak z kamienn twarz pooy do na wczni i odchyli j od chopaka. - Znalaz tylko twoje ubranie

i zacz zabija. Dzieci! - Myliwy ciko dysza. - Nasze strzay nie czyniy mu krzywdy. Nasze wcznie rwnie. Nie moglimy go dotkn rkami. Wielu z tych, ktrzy prbowali go dosign, zgino od magicznego ognia. Potem zobaczy, e palimy ogie, i wciek si jeszcze bardziej. Zagasi wszystkie ogniska. Potem znw dosiad czerwonego demona i zagrozi nam, e jeli znw rozpalimy ogie, to wrci i pozabija wszystkie nasze dzieci! Czarami unis Siddina w powietrze i wzi go pod pach. Powiedzia, e to bdzie prezent dla przyjaciela. A potem odlecia. Gdzie wwczas bye z tym swoim mieczem?! zy wezbray w oczach Savidlina. Kahlan przycisna do do swego cinitego blem serca. Wiedziaa, dla kogo by w podarek. Mczyzna splun na Richarda. Savidlin rzuci si na, lecz chopak go powstrzyma. - Syszaem gosy naszych przodkw! - krzykn Savidlin. - Wiem, e on nie stchrzy! Kahlan obja Savidlina, pocieszaa go. - Nie upadaj na duchu. Ju raz uratowalimy twojego synka cho si wydawao, e jest stracony. Wybawimy go i tym razem. Savidlin dzielnie przytakn dziewczynie i odsuna si ode. Richard spyta cicho, co powiedziaa tamtemu. - Skamaam, eby uly jego cierpieniu - odpara. Chopak ze zrozumieniem skin gow i odwrci si ku mczynie z wczni. - Poka mi tych, ktrych zabi - rzuci beznamitnym tonem. - Po co? - spyta myliwy. - ebym zawsze pamita, dlaczego chc zabi tego, ktry to uczyni. Mczyzna ypn gniewnie na starszych i poprowadzi wszystkich ku centrum wioski. Kahlan przybraa twarz Spowiedniczki. Nie chciaa zdradza swoich uczu, wiedziaa, co zobaczy. Widziaa to ju wiele razy w innych wioskach, w innych okolicach. I byo tak, jak przedtem, jak si spodziewaa. Pod cian leay poszarpane ciaka dzieci, popalone ciaa mczyzn i kobiet, niektrzy nie mieli ramion lub dolnej poowy twarzy. Bya wrd nich bratanica Czowieka Ptaka. Richard chodzi pomidzy paczcymi i jczcymi Botnymi Ludmi, wzdu pooonych rzdem pomordowanych i nie okazywa: adnych uczu, niczego nie dajc po sobie pozna, spokojny jak oko cyklonu. Albo, pomylaa Kahlan, jak piorun gotowy uderzy. - Oto, co nam przyniose! - sykn czowiek z wczni. - To przez ciebie! Inni przytaknli. Richard patrzy na to spokojnie, a potem agodnie rzek do myliwego:

- Oskaraj mnie, jeli to uly twojemu cierpieniu. Ja za winie tego, ktry ma na rkach ich krew. - Odwrci si od niego i rzek do starszyzny: - Nie palcie ognia, dopki to si nie skoczy. To by tylko spowodowao dalsze zabjstwa. Przysigam, e powstrzymam tego czowieka lub sam zgin. Dziki, przyjaciele, za pomoc. - Popatrzy na Kahlan. W oczach mia gniew wywoany tym, co zobaczy. Zacisn zby. - Chodmy poszuka tej wiedmy - rzuci. Nie mieli wyboru. Lecz dziewczyna znaa Shot. Zgin. Rwnie dobrze mogli pj do Rahla i poprosi, eby im powiedzia, gdzie znajd szkatu. Kahlan podesza do Czowieka Ptaka i obja go nagle. - Pamitaj o mnie - Szepna. Czowiek Ptak spojrza po swoich ludziach i rzek: - Potrzebni ochotnicy, eby bezpiecznie doprowadzi tych dwoje do granic naszych ziem. Natychmiast zgosi si Savidlin. A przy nim stano bez wahania dziesiciu jego najlepszych myliwych.

Rozdzia dwudziesty dziewity Ksiniczka Violet odwrcia si nagle i spoliczkowaa Rachel. Z caej siy. Rachel, rzecz jasna, nie zrobia nic zego; po prostu ksiniczka uwielbiaa j znienacka policzkowa. Uwaaa, e to zabawne. Rachel nie ukrywaa, e to bardzo boli, ksiniczka uderzyaby raz jeszcze, gdyby porzdnie nie zabolao. Rachel zakrya doni bolce miejsce. Wargi jej dray, w oczach pojawiy si zy, lecz milczaa. Ksiniczka Violet znw patrzya na politurowane cianki szufladek. Wsuna serdelkowaty paluch w zoty uchwyt i wycigna kolejn szufladk. Wyja srebrny naszyjnik, wysadzany duymi, bkitnymi kamieniami. - adny. Unie mi wosy. Spojrzaa w wysokie lustro w drewnianej ramie i zapinajc zameczek naszyjnika, podziwiaa swoj urod. Rachel przytrzymywaa jej dugie, matowe, brzowawe wosy. Dziewczynka te zerkna w lustro, na czerwon plam na swojej buzi. Nienawidzia swojego odbicia, sterczcych, krtko ostrzyonych przez ksiniczk wosw. Wiedziaa, e musi mie krtkie wosy, poniewa nie zajmowaa wysokiej pozycji, ale eby je cho rwno przycili! Ksiniczka cinaa je z upodobaniem w taki sposb, e sterczay na wszystkie strony. Ksiniczk Violet cieszyo, e ludzie uwaaj Rachel za brzydul. Dziewczynka przeniosa ciar ciaa na drug stop, eby tamta odpocza. Cae popoudnie tkwiy w skarbczyku krlowej, a ksiniczka przymierzaa jeden klejnot po drugim i puszya si przed lustrem. To byo jej ulubione zajcie - przymierzanie klejnotw i przegldanie si w lustrze. Rachel musiaa jej towarzyszy - suya jako towarzyszka zabaw - i dba, eby Violet si nie nudzia. Ksiniczka ju wysuna cae tuziny szufladek, niektre tylko troch, inne cakiem. Z tych i owych, jak migotliwe we, zwieszay si naszyjniki i bransolety. Na pododze walay si brosze, piercienie. - Daj mi go. - Ksiniczka wskazaa lecy na pododze piercie z bkitnym kamieniem. Rachel wsuna piercie na podstawiony palec, a ksiniczka podziwiaa si w lustrze, coraz to inaczej ustawiajc zdobn w biuteri do. Przesuna rk po bladoniebieskiej atasowej sukni, zachwycajc si piercieniem. Westchna ze znudzeniem i ruszya w przeciwlegy kt komnaty, ku fantazyjnej podstawce z biaego marmuru. Patrzya na ulubiony przedmiot matki, na ktrym przy kadej okazji staraa si pooy rk. Pulchne paluchy ksiniczki Violet zapay i cigny z podstawki zot, wysadzan klejnotami szkatu. - Ksiniczko Violet! - wyrwao si Rachel, zanim si zdoaa ugry w jzyk. -

Przecie twoja matka ci zabronia tego dotyka! Ksiniczka odwrcia si z niewinn mink i rzucia jej szkatuk. Rachel zachysna si oddechem i zapaa puzderko. Przecie mogo si rozbi o cian, pomylaa z przeraeniem. Natychmiast postawia je na pododze, jakby to by rozarzony wgiel, bojc si trzyma je w doniach. Cofna si, nie chciaa, eby j kto przyapa tak blisko bezcennej szkatuy krlowej. - No i o co tyle krzyku? - warkna ksiniczka. - Magia sprawia, e nie mona jej std wynie. Przecie nikt nie chce tego ukra! Rachel nie miaa pojcia o magii, za to doskonale wiedziaa, e nie chce, eby j kto przyapa ze szkatu krlowej w rkach. - Schodz do sali jadalnej - oznajmia ksiniczka, zadzierajc dumnie nos - patrze na przybywajcych goci i czeka na wieczerz. Posprztaj ten okropny baagan, a potem id do kuchni i zapowiedz kucharzom, e jeli znw moja piecze bdzie twarda jak podeszwa, to si poskar matce i dostan baty. - Jak rozkaesz, ksiniczko. - Rachel skonia si. - I? - Violet zadana nochal. - L.. Dzikuj ci, ksiniczko Violet, e zabraa mnie tutaj ze sob i pozwolia patrze, jak licznie wygldasz w klejnotach. - Cho tyle mog dla ciebie uczyni. Pewnie masz ju do ogldania w lustrze swojej paskudnej gby. Moja matka mwi, e powinno si by dobrym dla mniej obdarowanych. Ksiniczka signa po co do kieszeni. - Masz. We klucz i zamknij drzwi, gdy ju wszystko odoysz na miejsce. - Tak, ksiniczko Violet. - Rachel ponownie si skonia, Klucz spada do wycignitej rczki dziewczynki, a wtedy nagle zjawia si druga rka Violet i spoliczkowaa Rachel mocniej ni zwykle. Maa staa nieruchomo, a ksiniczka wysza z komnaty, zanoszc si piskliwym, skrzeczcym miechem. Rachel chodzia na czworakach po pododze, zbierajc piercienie, i pakaa. Przysiada na chwil i ostronie przyoya palce do piekcego policzka. Bolao jak licho. Na razie nie ruszaa szkatuy krlowej, cho wiedziaa, e bdzie musiaa j odstawi na miejsce. Powoli, starannie chowaa klejnoty, kolejno zamykaa szufladki, udzc si, e nigdy z tym nie skoczy i nie bdzie musiaa dotkn skrzyneczki - ukochanego, najcenniejszego klejnotu wadczyni. Krlowa na pewno nie byaby zadowolona, gdyby si dowiedziaa, e kto dotyka puzderka, kto tak mao wany jak ona Krlowa stale kazaa cina komu gow. Czasami

Violet zabieraa Rachel ze sob, ale dziewczynka zawsze zamykaa oczy. Violet nigdy. Wszystkie klejnoty byy ju na swoich miejscach, ostatnia szuflada zamknita. Dziewczynka patrzya spod oka na lec na pododze szkatu. Miaa wraenie, e kasetka odwzajemnia spojrzenie; moe potrafi naskary krlowej? Wreszcie Rachel przykucna i z szeroko rozwartymi ze strachu oczami podniosa cacko. Ostronie stawiaa stopy, uwaajc, eby nie zaczepi o brzeg dywanu, przeraona, e mogaby upuci szkatu. Jak najostroniej odstawia j na miejsce. Okropnie si baa, e co by si mogo sta. Wszystko dobrze poszo, poczua ulg i szybciutko cofna palce. Odwrcia si i dostrzega skraj srebrzystej szaty. Dech jej zaparo. Nie syszaa krokw. Wolno, wolniutko unosia gow - oto rce wsunite w rkawy, szpiczasta biaa broda, kocista twarz, haczykowaty nos, ysa czaszka, ciemne oczy patrzce na jej wystraszon buzi. Czarodziej. - Ja j tylko odkadam na miejsce, czarodzieju Gillerze - jkna Rachel, wicie przekonana, e on j natychmiast umierci. - Przysigam! Nie zabijaj mnie, bagam, nie zabijaj! - A si skrzywia z wysiku, lecz nie zdoaa si cofn, jakby wrosa w podog. Bagam! - Przycisna do ust rbek szaty czarodzieja i zagryza, kajc. Dziewczynka mocno zacisna powieki i trzsa si ze strachu, a czarodziej znia si ku ni ej. - Ale, dziecinko - powiedzia agodnie. Rachel ostronie otwara jedno oko: Giller siedzia na pododze, z twarz na wysokoci jej buzi. - Nie zamierzam ci skrzywdzi. - Na pewno? - Rwnie ostronie otwara drugie oko. Nie dowierzaa mu. Z przeraeniem ujrzaa, e cikie, wielkie drzwi, jej jedyna droga ucieczki, s zamknite. Na pewno. - Umiechn si i potrzsn ys gow. - Kto zdj szkatu?? - Bawiymy si. Naprawd. Tylko si bawiymy. Odstawiaam j za ksiniczk. Ona jest dla mnie taka dobra. Jest cudowna, kocham j, jest dla mnie taka mia... Czarodziej pooy dugi palec na wargach maej i uciszy j. - Rozumiem, dziecko, rozumiem. A wic to ty jeste towarzyszk zabaw ksiniczki? - Tak. Mam na imi Rachel - odpara skwapliwie. - Bardzo adne imi. - Giller si umiechn jeszcze szerzej. - Ciesz si, Rachel, e ci poznaem. I przepraszam za to, e ci tak wystraszyem. Przyszedem sprawdzi, czy wszystko w porzdku ze szkatu krlowej. Nikt nigdy nie powiedzia Rachel, e ma adne imi. Ale czarodziej zamkn drzwi. - Nie umiercisz mnie? Ani nie zamienisz w nic okropnego?

- Oczywicie, e nie, skarbie. - Giller si rozemia. Przekrzywi gow i ypa na Rachel jednym okiem. - Skd te czerwone lady na policzkach? Nie odpowiedziaa, wystraszona. Czarodziej ostronie wycign rk i dotkn palcami najpierw jednego policzka dziewczynki, potem drugiego. Szeroko otworzya oczy. Bl znikn. - Lepiej? Przytakna. Jego oczy zdaway si takie wielkie, kiedy patrzyy z bliska. Rachel miaa wraenie, e j namawiaj, by powiedziaa, co si stao. - Ksiniczka mnie uderzya - przyznaa, zawstydzona. - Ach, tak? Wic jednak nie jest dla ciebie zbyt mia? Dziewczynka potrzsna gow i spucia oczy. A czarodziej uczyni co, co j kompletnie zamurowao. Przytuli j. Przez chwil trwaa bez ruchu, a potem zarzucia mu rce na szyj i przytulia si do niego. Dugie biae wsiska askotay j w policzek i w szyj, lecz Rachel to nie przeszkadzao. - Tak mi przykro, dziecinko. Ksiniczka i krlowa potrafi by okrutne. Ma taki miy gos, mylaa Rachel, zupenie jak Brophy. Wargi pod haczykowatym nosem umiechay si szeroko. - A wiesz, mam co, co ci pomoe. - Chuda rka zanurzya si szaty i czego tam szukaa, oczy patrzyy przed siebie. Wreszcie znalaz i wycign lalk: miaa krtkie, zociste woski, jak Rachel. Maa patrzya z zachwytem, a Giller poklepa lalk po brzuszku. - To pocieszanka. - Pocieszanka? - Tak - potwierdzi. Twarz marszczya mu si w umiechu. - Kiedy masz jakie troski czy kopoty, zwierzasz si z nich lalce, a ona ci pociesza. Jest zaczarowana. We j. Sprbuj. Dziewczynka wstrzymaa oddech i ostronie, oburcz, wzia lalk. Lkliwie j przytulia. Potem odsuna j od siebie i popatrzya na twarzyczk zabawki. Oczy miaa pene ez. - Ksiniczka Violet mwi, e jestem brzydka - poskarya si lalce. Twarzyczk pocieszanki rozjani umiech. Rachel a otworzya usta ze zdumienia. - Kocham ci, Rachel - powiedzia cieniutki, cichy gosik. Dziewczynka sapna ze zdziwienia, zachichotaa z zachwytu i z caych si przytulia lalk. Koysaa si w przd i w ty, tulia j i miaa si, miaa, miaa. A potem sobie przypomniaa. Wycigna lalk ku czarodziejowi i odwrcia gwk. - Nie wolno mi mie lalki. Ksiniczka mi zabronia. Rzuci jaw ogie, tak

powiedziaa. Jeeli bd mie lalk, to rzuci j w ogie - wykrztusia przez zacinite gardo. Hmm, niech no pomyl... - Giller podrapa si w brod. - Gdzie sypiasz? - Przewanie w sypialni ksiniczki. Zamyka mnie na noc w skrzyni. Myl, e to nieadnie z jej strony. A czasem, kiedy mwi, e byam wyjtkowo paskudna, kae mi wychodzi z zamku i spa na zewntrz. Ona uwaa, e to gorsze ni skrzynia, ale ja to wol: mam swoje tajemne schowanko pod sosn-straniczk i tam pi. Sosny-straniczki nie maj zamkni, wiesz. Zawsze mog wyj za potrzeb, kiedy musz. Czasem jest zimno, ale mam tam wizk somy i zagrzebuj si w ni i wtedy mi cieplej. Tylko musz wraca rankiem, zanim ona wyle stranikw, eby mnie poszukali. Nie chc, eby znaleli mj tajemny schowek. Powiedzieliby o nim ksiniczce i ju nigdy by mnie nie wyrzucia z zamku. Czarodziej czule uj w donie twarz Rachel. Maa poczua si wana i lubiana. - e te musiaem si do tego przyczyni, drogie dziecko - szepn Giller. Oczy mia wilgotne i dziewczynka bardzo si zdziwia: nie wiedziaa, e i czarodzieje roni zy. Potem znw si szeroko umiechn i unis palec. - Mam pomys. Znasz paradne ogrody? Rachel potwierdzia. - Przechodz tamtdy w drodze do mojego schowka, kiedy ona mnie wyrzuca na noc. Ksiniczka kae mi wychodzi przez tyln, ogrodow bram. Nie chce, ebym wychodzia przedni bram, koo sklepw i ludzi. Boi si, e kto mgby mnie zabra do siebie na noc. Zakazaa mi chodzi do miasta i do wioski. Mam za kar i do lasu. - Po obu stronach gwnej alei stoj wazy z tymi kwiatami. - Maa kiwna gow, wiedziaa o tym. - Schowam twoj lalk w trzeciej wazie po prawej stronie. I rzuc zaklcie, eby tylko ty j moga znale. - Wzi lalk i starannie ukry j w szatach. Pjdziesz tam, gdy ci kolejny raz wyrzuci na noc, i znajdziesz swoj lal. Zabierzesz j do schowanka pod sosn-straniczk, a tam nikt jej nie odnajdzie i nie zabierze. Dam ci rwnie magiczna ogni ow paeczk. Uoysz stosik patykw, niezbyt duy, otoczony kamieniami, przytkniesz do patykw ogniow paeczk i powiesz: Zapal to dla mnie. Zaponie ogie i bdzie ci ciepo. Rachel obja Gillera rczkami i mocno, mocno tulia si do niego, a czarodziej poklepywa j po pleckach. - Dzikuj ci, czarodzieju Gillerze. - Mw mi po prostu Giller, dziecinko, kiedy jestemy sami. Tak mnie nazywaj dobrzy przyjaciele. - Strasznie ci dzikuj za lalk, Gillerze. Jeszcze nikt mi nie da takiego wspaniaego prezentu. Bd o ni dbaa, na pewno. Musz ju i. Musz zbeszta kucharzy w imieniu ksiniczki. A potem mam siedzie i patrze, jak ona je. - Umiechna si. - A jeszcze potem

zrobi co paskudnego, eby mnie wyrzucia na noc z zamku. Czarodziej mia si serdecznie, oczy mu byszczay. Wielk doni zmierzwi wosy Rachel. Potem pomg jej otworzy cikie drzwi, zamkn je na klucz i odda go dziewczynce. - Tak bym chciaa czasem z tob porozmawia - powiedziaa, unoszc gow i patrzc na czarodzieja. - Na pewno porozmawiamy, Rachel. - Umiechn si do niej. - Na pewno. Pomachaa mu na poegnanie i pobiega dugim, pustym holem. Jeszcze nigdy nie bya taka szczliwa, od kiedy zamieszkaa w zamku. Do kuchni byo daleko: w d po kamiennych schodach, korytarzami wyoonymi dywanami i ze cianami ozdobionymi malowidami, potem przez wielkie komnaty o wysokich oknach z czerwonymi i zocistymi zasonami, ze stojcymi na zoconych nkach fotelami obitymi czerwonym aksamitem i z dugimi kobiercami, na ktrych wida byo walczcych jedcw, Obok stranikw, ktrzy stali nieruchomo przed niektrymi ozdobnymi drzwiami lub chodzili dwjkami, obok suby krccej si wszdzie z narczami obrusw i przecierade, noszcej tace lub szczotki, szmaty i wiadra z mydlinami. aden gwardzista i nikt ze suby nie powici Rachel uwagi, cho biega. Wiedzieli, e maa jest towarzyszk zabaw ksiniczki Violet, i mnstwo razy widzieli, jak biega po zamku, wypeniajc polecenia ksiniczki. Wreszcie zasapana dziewczynka dotara do kuchni - parnej, zadymionej, haaliwej. Pomocnicy dwigali cikie worki, wielkie gary albo rozgrzane tace, uwaajc, eby nie wpada na siebie. Wci co siekano na wysokich stoach, rbano na pniakach rzeniczych. Szczkay rondle, kucharze wykrzykiwali polecenia, pomocnicy zdejmowali jedne rondle i metalowe misy i stawiali inne. Stukay mieszajce i ubijajce yki, w gorcych rondlach skwierczay olej, czosnek, maso i cebula, wydawao si, e wszyscy wrzeszcz jednoczenie. Nad owym rozgardiaszem unosiy si tak smakowite zapachy, e Rachel zakrcio si w gowie. Dziewczynka pocigna za rkaw jednego z dwch gwnych kucharzy, chcc mu przekaza polecenie ksiniczki, ale on akurat awanturowa si z drugim kucharzem, kaza jej wic usi i poczeka, a skocz dyskusj. Rachel usiada na stoeczku przy piecu, opara plecy o nagrzane cegy. W kuchni tak znakomicie pachniao, a ona bya taka godna! Ale wiedziaa, e nic dobrego z tego nie wymknie, jeli poprosi o jedzenie. Obaj gwni kucharze stali nad wielkim garem, wymachiwali rkami i krzyczeli na siebie. Gar run nagle na podog, rozpad si z hukiem na poow i zala wszystko dokoa

jasnobrzow ciecz. Rachel wskoczya na stoeczek, eby wrzcy pyn nie poparzy jej bosych stp. Kucharze zamarli i twarze mieli rwnie biae jak fartuchy. - I co teraz zrobimy? - spyta niszy - Ju nie mamy ingrediencji przysyanych przez Ojczulka Rahla. - Chwileczk. - Wyszy przycisn do do czoa. - Niech no pomyl. - Ukry twarz w doniach. Po chwili pacn doni w czoo. - Mam! Mam pomys. Daj mi drugi garnek i sied cicho. Moe ocalimy gowy. Przynie inne skadniki. - Jakie!!! - rykn poczerwieniay niszy. - Brunatne!!! - odwrzasn wyszy, pochyliwszy si nad tamtym. Rachel patrzya, jak si miotaj, apic rne produkty, wlewajc do gara cae butle jakich pynw, dodajc przypraw, mieszajc i prbujc. W kocu obaj si umiechnli. - Niele, niele, powinno si uda. Aleja bd mwi - oznajmi wyszy. Rachel podesza na paluszkach i znw go pocigna za rkaw. - Jeszcze tu jeste! Czego chcesz? - warkn. - Ksiniczka Violet ostrzega, e jak jej znw przesuszycie piecze, to powie krlowej, eby was kazaa wychosta. - Spucia oczy. - To jej wasne sowa, ja tylko powtarzam, co mi nakazano. Wyszy przez chwil patrzy na Rachel, a potem przenis wzrok na niszego i pogrozi mu palcem. - Mwiem ci! Przecie ci mwiem! Tym razem odkrj jej ze rodka i nie pomyl talerzy, bo utn nam gowy! - Popatrzy na dziewczynk. - A ty tego w ogle nie widziaa. Zatoczy palcem krg nad garem. - Gotowania? Chcesz, ebym nikomu nie powiedziaa, e widziaam, jak gotujecie? Jasne - obiecaa, troch zmieszana, i dorzucia, odchodzc: - Nikomu nie powiem, na pewno. Nie lubi, jak rani ludzi biczami. Nic nie powiem. - Zaczekaj no - zawoa za ni kucharz. - Masz na imi Rachel, prawda? Odwrcia si i potakna. - Wracaj. Niechtnie przydreptaa z powrotem. Kucharz wzi wielki n - troch si wystraszya - i odci duy, soczysty kawa pieczeni. Od bardzo, bardzo dawna nie dostaa takiego plastra misa, bez tuszczu i chrzstek. Jak dla krlowej lub ksiniczki. Kucharz wcisn miso w rczk Rachel. - Przepraszam, Rachel, e na ciebie wrzasnem. Usid na tamtym stoeczku i zajadaj. Potem si powycierasz i nikt si nie domyli, e ci nakarmilimy. Zgoda?

Dziewczynka kiwna gow i pognaa ze sw zdobycz do wskazanego stoeczka. Zupenie zapomniaa, e zwykle chodzi tutaj na paluszkach. W yciu nie jada takiej pysznoci! Staraa si je jak najwolniej i przyglda si krztajcym si wok ludziom, stukajcym rondlami i przenoszcym jakie rnoci, ale jej si nie udawao. Sos spywa po rkach Rachel, skapywa jej do okci. Kiedy zjada miso, przyszed niszy kucharz i otar jej rczki i buzi rcznikiem, a potem da kawaek cytrynowego placka. Wetkn w kawaek w rk maej, jak tamten wyszy piecze. Powiedzia, e sam upiek placek i e chce wiedzie, czy mu si uda. Powiedziaa mu szczerze, e to jedna z najsmaczniejszych rzeczy, jakie w yciu jada. Kucharz umiechn si do niej. Rachel nie pamitaa rwnie szczliwego dnia. Dostaa pocieszank i nakarmiono j. Czua si jak krlowa. Pniej siedziaa w wielkiej sali jadalnej, za ksiniczk, i po raz pierwszy nie burczao jej w brzuchu z godu, kiedy patrzya, jak jedz. Gwny st, przy ktrym siedziay, sta trzy stopnie powyej pozostaych i kiedy Rachel mocno si wyprostowaa, widziaa ca sal. Wszdzie krztali si sucy, wnoszc potrawy, zbierajc pmiski, cho jeszcze nie byy puste, nalewajc wina i zamieniajc na wp oprnione tace na pene, przyniesione z kuchni. Rachel obserwowaa pikne panie i panw odzianych w barwne, strojne szaty. Siedzieli za dugimi stoami, jedli z ozdobnych talerzy, a ona po raz pierwszy wiedziaa, jak smakuje to, czym si raczyli. Nie moga jednak zrozumie, po co im tyle rozmaitych yek i widelcw. Kiedy spytaa o to ksiniczk, lecz ta odpara, e komu takiemu jak Rachel owe wiadomoci na nic si nigdy nie przydadz. Rachel zwykle ignorowano podczas uczt. Ksiniczka tylko zerkaa na ni od czasu do czasu. Jestem tu na pokaz, jako osobista dworka Violet, domylaa si dziewczynka. Wok krlowej, kiedy jada, stali lub siedzieli rni ludzie. Krlowa mwia e Rachel jest po to, eby ksiniczka moga si wprawia w rzdzeniu. - Czy piecze jest wystarczajco soczysta, ksiniczko Violet? - szepna dziewczynka, nachylajc si ku tamtej. - Powiedziaam kucharzom, e to brzydko dawa ci niesmaczne miso i e ostrzegaa, eby tego wicej nie robili. Violet obejrzaa si przez rami, tuszcz cieka jej z brody. - Na tyle dobra, eby ich uchroni przed chost. Masz racje, nie powinni by dla mnie tacy wredni. Czas, eby si tego nauczyli. Krlowa Milena, jak zawsze, siedziaa przy stole ze swoim pieskiem. Przytrzymywaa

go pulchnym ramieniem, a on udeptywa je drcymi patykowatymi apkami. Krlowa karmia pieska kawakami misa o wiele lepszymi ni te, ktre dostawaa Rachel. Pomijajc dzisiejszy kawaek pieczeni, pomylaa z umiechem dziewczynka. Rachel nie lubia pieska. Wci warcza, a kiedy krlowa stawiaa go na pododze, to czasem przybiega i gryz dziewczynk ostrymi zbkami, ona za nie miaa protestowa. Krlowa zawsze pouczaa gryzcego pieska, eby by ostrony i nie zrobi sobie krzywdy. Zawsze mwia do niego takim zabawnym, wysokim gosem. Krlowa rozmawiaa ze swoimi ministrami o jakim sojuszu, a Rachel siedziaa i machaa nogami, stukajc jednym kolanem o drugie, i rozmylaa o swojej pocieszance. Czarodziej sta za krlow, po jej prawej rce i doradza, kiedy go o to poprosia. Jaki by dostojny w tych srebrzystych szatach. Dziewczynka nigdy przedtem nie zwracaa na uwagi by po prostu jednym z waniakw krlowej, zawsze u jej boku, jak jej may piesek. I ludzie si go bali, tak jak ona baa si pieska. Teraz wydawa si dziewczynce najmilszy ze znanych jej ludzi. Giller nie spojrza na Rachel ani razu. Dziewczynka uznaa, e to dlatego, by nie ciga na ni uwagi innych i nie rozzoci ksiniczki. Dobry pomys. Ksiniczka Violet na pewno rozgniewaaby si, gdyby wiedziaa, i Giller powiedzia, e Rachel to adne imi. Dugie wosy krlowej spyway za oparcie jej rzebionego krzesa i faloway, kiedy potrzsaa gow, suchajc, co mwi jej waniacy. Wieczerza dobiega koca i suba wcigna wzek z wielkim garem, w ktrym, co Rachel widziaa na wasne oczy, mieszali kucharze. Napeniono pucharki i podano je wszystkim gociom. Kady uzna, e szykuje si co wanego. Krlowa Milena wstaa i uniosa pucharek w gr, na drugim ramieniu trzymajc pieska. - Szlachetni panowie i panie, oto napj owiecenia, ktry nam pomoe dojrze prawd. To bardzo cenny napj i niewielu dane go kosztowa. Ja sarna, rzecz jasna, uciekaam si do niego wiele razy, by mc zobaczy prawd, drog Ojczulka Rahla, i poprowadzi mj lud ku oglnemu dobru. Wypijmy. Niektrzy mieli takie miny, jakby nie chcieli pi, ale tylko przez chwil. Krlowa odczekaa, a wszyscy wypij, potem wychylia swj pucharek i usiada. Miaa bardzo dziwn min. Nachylia si ku sucemu i co szepna. Rachel zacza si niepokoi - krlowa bya niezadowolona. A kiedy krlowa bya niezadowolona, ludziom cinano gowy. Nadszed wysoki kucharz, cay w umiechach. Krlowa kiwna zakrzywionym palcem, eby si ku niej nachyli. Na czole kucharza perli si pot. Pewnie dlatego, e

w kuchni tak gorco, pomylaa Rachel. Siedziaa tu za ksiniczk, zajmujc miejsce po lewej stronie krlowej, wic wszystko syszaa. - To ma inny smak - stwierdzia krlowa Milena jadowicie. Rzadko mwia tym tonem, ale gdy ju to czynia, ludzie zaczynali si ba. - Ach, Wasza wysoko, jak by to powiedzie, hmm, no c, istotnie inny. Nie taki sam. - Krlowa uniosa brwi, a kucharz zacz papla szybciej. - Hmm, no c, Wasza wysoko, hmm, wiedziaem, e to bardzo wana wieczerza. Tak, tak, wiedziaem, e Wasza wysoko sobie nie yczy, hmm, prawda, eby co si nie udao. Tak, o wanie. eby kto, hmm, nie dozna owiecenia, prawda, objawienia, nie dostrzeg twojej, o pani, wietnoci, hmm, prawda, twoich stara w tej, hmm, sprawie, wic... - Nachyli si jeszcze bardziej i szepta konfidencjonalnie: - Wic omieliem si przygotowa mocniejszy napj, miociwa pani, c, wanie tak. O wiele mocniejszy, prawd mwic, krlowo. eby kady zobaczy donioso tego, co im oznajmisz, o pani. Zapewniam ci, Wasza wysoko, e napj jest tak mocny, i wszyscy dostpi owiecenia. A nawet, Wasza mio - szepn jeszcze ciszej - tak mocny, e ten, kto ci si sprzeciwi po wypiciu go, hmm, c, na pewno bdzie zdrajc. - Ach, tak - wyszeptaa zaskoczona krlowa. - Istotnie, od razu poznaam, e jest mocniejszy. - Wasza dostojno jest spostrzegawcza i domylna, jak zawsze. Wyrafinowane podniebienie, omielam si powiedzie. Wiedziaem, o pani, e ci nie zwiod. - Istotnie, istotnie. Nie obawiasz si jednak, e podziaa za mocno? Ju czuj, jak spywa na mnie owiecenie. - Ale, pani. - Kucharz przesun wzrokiem po obecnych - Baem si przyrzdzi sabszy napj, skoro rzecz idzie o twoje uprawnienia! Oby aden zdrajca nie zdoa si zamaskowa. Krlowa Milena umiechna si w kocu i skina gow. - Jeste mdrym i lojalnym kucharzem. Od tej chwili tylko ty bdziesz mia piecz nad napojem owiecenia. - Unienie dzikuj, Wasza wysoko. Kucharz skoni si mnstwo razy i wyszed. Jak to dobrze, e nie wpad w tarapaty, ucieszya si Rachel. - Szlachetni panowie i panie, niespodziewana nowina. Kazaam dzi kucharzowi przyrzdzi szczeglnie mocny napj owiecenia, eby wszyscy, ktrzy s wierni i lojalni wobec swojej krlowej, dostrzegli i pojli mdro planw i dziaa Ojczulka Rahla. Wszyscy umiechnli si promiennie i potakujco skinli gowami, dajc do

zrozumienia, jak ich to ucieszyo. Niektrzy nawet powiedzieli, e ju czuj skutki dziaania napoju. - Kolejna niespodzianka, szlachetni panowie i panie, dla waszej rozrywki. - Krlowa strzelia palcami i rozkazaa: - Wprowadzi pomylonego. Stranicy wprowadzili jakiego mczyzn i ustawili go porodku sali, dokadnie naprzeciw krlowej, w kolisku stow. By wysoki i krzepki, skuty acuchami. Krlowa wychylia si w przd. - My wszyscy, zebrani tutaj, jestemy zgodni, e alians z naszym sojusznikiem, Rahlem Pospnym, przyniesie wielkie korzyci naszemu ludowi i e wszyscy na tym zyskamy. A najwiksze poytki odnios proci ludzie, robotnicy i rolnicy, ju nikt ich nie bdzie wyzyskiwa dla wasnej korzyci, dla zota czy z dzy wadzy. Od tej pory wszyscy bd pracowa dla wsplnego dobra, a nie dla osignicia indywidualnych celw. - Krlowa przybraa gniewn min. - Opowiedz tym ciemnym lordom i damom - wskazaa ich szerokim gestem - jaki to jeste bystry, mdrzejszy od nich i dlaczego powinno ci si pozwoli pracowa wycznie na wasny rachunek, a nie dla dobra bliniego. Na twarzy mczyzny widnia gniew. Rachel pragna, by przybra agodniejsz min, zanim wpadnie w tarapaty. - Powszechne dobro - parskn mczyzna, powtarzajc szeroki gest krlowej, lecz jego rce byy w acuchach. - To nazywacie powszechnym dobrem? Wy, piknisie, cieszycie si dobrym jadem i dajcym ciepo ogniem. Moje dzieci s dzi godne, bo zabrano nam wikszo naszych plonw. Zabrano dla wsplnego dobra, dla tych, ktrzy postanowili nie pracowa, a tuczy si owocami mojej cikiej pracy. Gocie zaczli si mia. - I odmwiby im strawy, bo osigasz lepsze plony? - zapytaa krlowa. - Jeste samolubnym czowiekiem. - Oni te mieliby dobre plony, gdyby najpierw zasiali ziarno - odburkn. - A wic tak mao dbasz o blinich, e pozwoliby im godowa? - Moja rodzina goduje! eby wykarmi innych, eby wykarmi wojska Rahla. eby ywi twoich piknych lordw i damy, zajmujcych si wycznie tym, co zrobi z moimi plonami, jak podzieli wrd innych owoce mojej cikiej pracy. Uspokj si, bagaa go w mylach Rachel. Bo ci utn gow. Ale krlowa i gocie miali si z jego sw, bawiy ich. - Moja rodzina marznie - doda z jeszcze gniewniejsz min - bo nam nie wolno rozpala ognia! - Wskaza na kilka kominkw. - A tu ponie ogie i ogrzewa tych, ktrzy mi

mwi, e teraz wszyscy jestemy rwni, e ju nikt si nie bdzie wynosi nad innych i e dlatego nie wolno mi zatrzymywa dla siebie tego, co moje. Czy to nie dziwne, e ci, ktrzy mi tumacz, jak to bdziemy rwni po zawarciu paktu z Rahlem, ktrzy sami nie pracuj, a tylko dziel owoce mojej pracy - e ci ludzie s dobrze odkarmieni, ogrzani i piknie ubrani? A moja rodzina marznie i goduje. Wszyscy si miali. Jedna Rachel si nie miaa. wietnie wiedziaa, jak to jest by godnym i zmarznitym. - Czy nie obiecaam wam, lordowie i damy, krlewskiej zabawy? - Krlowa Milena zachichotaa. - Dziki napojowi owiecenia moemy w peni oceni, jakim samolubnym gupcem jest w czowiek. Pomylcie tylko: on naprawd sdzi, e ma prawo odnosi korzyci, cho inni goduj! Przedoyby wasne poytki nad ycie swoich blinich! Dla zaspokojenia wasnej chciwoci zamordowaby godnego. Zamiaa si, a wszyscy gocie miali si wraz z ni. Wtem krlowa uderzya doni w st. Talerze i pmiski podskoczyy, kilka pucharw si przewrcio i czerwone wino splamio biae obrusy. Wszyscy zamilkli, a may piesek warkn na mczyzn w acuchach. - Skoczmy z tak zachannoci! Nadejdzie Ludowa Armia Pokoju i pomoe nam si pozby takich oto pijawek, ktre wysysaj z nas wszystkie soki! - Okrga twarz krlowej bya rwnie czerwona jak plamy na obrusie. Gocie dugo wiwatowali i klaskali. Krlowa siedziaa wyprostowana, znw si umiechaa. Oblicze mczyzny byo rwnie czerwone jak twarz krlowej Mileny - Wszyscy okoliczni rolnicy, wszyscy rzemielnicy w miecie pracuj dla wsplnego dobra, a mimo to nie ma tyle ywnoci i innych produktw, ile byo kiedy. Dziwne, nieprawda? - Oczywicie, e nie! - krzykna krlowa, zrywajc si z krzesa. - To wina takich chciwcw jak ty! - Odetchna kilka razy gboko, a jej twarz nie bya zbytnio purpurowa, i powiedziaa do ksiniczki: - Kiedy musisz si nauczy rzdzi, Violet, kochanie. Musisz si nauczy suy oglnemu dobru i ludowi. Tote skadam t spraw w twoje rce, eby nabya dowiadczenia. Jak by postpia z tym zdrajc ludu? Powiedz kochanie, a dokona si. Ksiniczka Violet wstaa. Umiechna si i powioda wzrokiem po obecnych. - Powiedziaabym... - zacza i nachylia si nieco nad stoem, patrzc na skutego acuchami mczyzn. - Kazaabym go ci! Gocie znw zaczli wiwatowa i klaska. Stranicy wywlekli mczyzn, a on

wykrzykiwa sowa, ktrych Rachel nie rozumiaa. Dziewczynka wspczua i jemu, i jego rodzime. Wszyscy paplali przez chwil i postanowili pj popatrze na egzekucj. Krlowa Milena i ksiniczka Violet spojrzay na Rachel i powiedziay, e ju czas i popatrze, a dziewczynka staa przed nimi z zacinitymi pistkami. - Obie jestecie paskudne! Jak mogycie go kaza ci! - Ach, tak? - Violet wspara si pod boki. - No, to dzi si przepisz w lesie! - Ale dzi jest tak zimno, ksiniczko Violet! - Wiec nie bdziesz spa z zimna, tylko si zastanawia, jak si omielia przemawia do mnie takim tonem! I zapamitaj sobie, e nastpnym razem spdzisz poza zamkiem noc, dzie po niej i kolejn noc! - Min miaa rwnie wredn jak czasem krlowa. - To ci nauczy szacunku. Rachel zacza co mwi, wtem przypomniaa sobie o pocieszance i o tym, e chce wyj z zamku. Ksiniczka wskazaa jej drzwi. - Odejd natychmiast. Teraz. I bez kolacji. - Violet tupna nog. Dziewczynka patrzya w podog, udajc smutek. - Jak kaesz, ksiniczko Violet. - Skonia si. Odesza ze spuszczon gow przez sklepione przejcie i wielki hol ze cianami obwieszonymi kobiercami. Rachel lubia patrze na utkane sceny, ale tym razem nie podniosa gowy - to na wypadek, gdyby ksiniczka za ni patrzya. Nie chciaa zdradzi e si cieszy z nocy poza zamkiem. Stranicy w lnicych napiernikach, zbrojni w miecze i piki, bez sowa otworzyli przed Rachel wielkie, cikie, elazne drzwi. Nigdy si do niej nie odzywali, ani gdy wychodzia, ani gdy j wpuszczali z powrotem. Wiedzieli, e jest suk ksiniczki, nikim, zerem. Dziewczynka znalaza si na zewntrz. Staraa si nie i za szybko, bo gdyby kto patrzy! Bose stopy stpay po lodowato zimnym kamieniu. Powolutku, wsunwszy donie pod pachy, zesza po szerokich stopniach i tarasach, uwaajc, eby nie spa. W kocu dotara do brukowanej alejki. Dzisiaj byo wicej patroli, ale onierze nie zwracali na Rachel uwagi. Czsto j przecie tu widywali. Im bliej miaa do ogrodw, tym szybciej sza. Dziewczynka zwolnia w gwnej alei, zaczekaa, a strae j wymin. Pocieszanka bya dokadnie tam, gdzie Giller mia j schowa. Rachel wsuna ogniow paeczk do kieszeni i mocno przytulia lalk. Ostrzega j szeptem, by si nie odzywaa, i ukrya pocieszank za plecami. Nie moga si doczeka, kiedy wreszcie dotrze do swojej sosnystraniczki i opowie lalce, jak paskudnie postpia ksiniczka Violet, kac ci tego

czowieka. Rozejrzaa si wok. Nikt nie patrzy, nikt nie widzia, jak braa lalk. onierze patrolowali przejcia na zewntrznym murze, a gwardzici krlowej, zakuci w zbroje, strzegli bramy. Na zbrojach mieli czerwone tuniki bez rkaww, z herbem krlowej - gow czarnego wilka - na piersi. Unieli cik elazn sztab i otworzyli przed Rachel wrota. Nawet nie spojrzeli, co maa chowa za plecami. Usyszaa szczk opadajcej sztaby, zerkna na plecy stray stojcej na murach - wtedy dopiero si umiechna i zacza biec. Czekaa j duga droga. Z wysokiej wiey obserwoway dziewczynk ciemne oczy. Patrzyy, jak przesza wrd stray, nie budzc adnych podejrze, niczym tchnienie przez zby, jak wysza przez masywn bram, ktra zatrzymywaa wojska na zewntrz, a zdrajcw w rodku, jak przesza przez most - tylu tu zgino, lecz i tak przegrali; jak wreszcie biega przez pola - bosonoga, bezbronna i niewinna - do lasu. Ku swemu sekretnemu schowkowi. Rozelony Zedd uderzy doni w chodn metalow pytk. Masywne kamienne drzwi zamkny si z wolna. Przekroczy ciaa dharanskich onierzy i podszed do niskiego murku. Wspar donie na znajomym gadkim kamieniu, wychyli si i popatrzy na pice w dole miasto. Z tej wysokoci wydawao si spokojne. Lecz dopiero co przemyka si mrocznymi ulicami i wszdzie widzia onierzy. onierzy, ktrzy znaleli si tu kosztem ycia wielu swoich towarzyszy i wielu przeciwnikw. Ale to nie byo najgorsze ze wszystkiego. Musia tu zawita Rahl Pospny. Zedd uderzy pici w kamie. To na pewno wzi Rahl, nikt inny. Zmylne osony powinny byy wytrzyma, ale nie wytrzymay Zedd nie by tutaj od wielu lat. C za szalestwo. - Nic nigdy nie jest atwe - szepn czarodziej.

Rozdzia trzydziesty Pamitasz, Kahlan Jak ten Botny Czowiek powiedzia, e Rahl Pospny przylecia na czerwonym demonie? - spyta Richard. - Wiesz, o czym mwi? Trzy dni podrowali przez rwnin z Savidlinem i jego myliwymi, a potem si z nimi poegnali i przyobiecali ojcu, e uczyni wszystko, co w ich mocy, eby odnale i ocali Siddina. A przez ostatni tydzie wspinali si coraz wyej na stoki Rang Shada - wielki acuch grski biegncy pnocno-wschodnim skrajem Midlandw, chronicy w swym wntrzu kotlin Agaden. Kotlin - opowiadaa dziewczyna - otaczay poszarpane szczyty, bronice dostpu do niej. - A ty nie wiesz? - zdziwia si Kahlan. Chopak przeczco potrzsn gow, a w tym czasie ona przysiada na skalnym wybrzuszeniu, eby troch odpocz. Richard zsun z ramion plecak i pad na ziemi, jknwszy ze zmczenia. Opar si o nisk skak i wycign rce w ty, splatajc je za gazem, eby si nacigay w innej pozycji. Biae i czarne malunki znikny z twarzy Kahlan, a ju si do nich przyzwyczai przez owe trzy dni. Teraz wygldaa inaczej. - No i co to byo? - spyta ponownie. - Smok. - Smok? To w Midlandach s smoki? Nie sdziem, e one naprawd istniej! - Naprawd tu s! - zirytowaa si. - Mylaam, e wiesz. - Potrzsn przeczco gow. - Hmm, waciwie to skd miae wiedzie, przecie w Westlandzie nie ma magii. A w smokach jest magia. Uwaam, e dziki temu lataj, dziki czarom. - Sdziem, e smoki to tylko legendy, staroytne opowieci. - Richard prztykn kciukiem kamyczek i patrzy, jak si stacza ze skaki. - Staroytne opowieci o tym, co byo. Tak czy siak, s cakiem realne. - Uniosa wosy, chodzc kark, i przymkna oczy. - S rozmaite gatunki smokw: szare, zielone, czerwone i kilka innych, rzadszych. Szare s najmniejsze i do pochliwe. Zielone s duo wiksze. Najwiksze i najbystrzejsze s czerwone. Niektrzy Midlandczycy trzymaj szare smoki jako zwierzta domowe i do polowa. Zielonych nikt nie trzyma przy domu: s tpawe, krnbrne i zoliwe i mog by niebezpieczne. - Uchylia powieki i pochylia gow, patrzc na Richarda spod uniesionych brwi. - Czerwone s zupenie inne. Mog ci w mgnieniu oka usmay i schrupa. S bystre i sprytne. - Zjadaj ludzi! - jkn chopak i zasoni oczy rkami. - Tylko wtedy, kiedy s bardzo godne albo bardzo ze. Nie najedz si czowiekiem. Richard odsoni oczy; patrzya na. - Nie mog poj, co Rahl robi na grzbiecie jednego

z nich. Chopak przypomnia sobie czerwonego stwora, ktry szybowa wysoko ponad grn parti lasu Ven. Znw pstrykn kamykiem w gaz. - Prawdopodobnie w ten sposb przebywa due odlegoci. - Nie to miaam na myli. - Potrzsna gow. - Po prostu nie rozumiem, dlaczego czerwony smok godzi si na co takiego. S dumne i niezalene, nie mieszaj si w sprawy ludzi, w ogle ich one nie obchodz. Raczej zgin, ni si dadz ujarzmi, i drogo ka zapaci za swoj mier, wierz mi. Mwiam, e znaj magi. Dziki temu, przynajmniej przez jaki czas, s dla DHaranczyka niemal rwnorzdnymi przeciwnikami. Nie poddayby si nawet wwczas, gdyby im zagrozi zsyajcym mier zaklciem, wolayby umrze, ni da sob wada. Walczyyby do ostatniego smoka lub ostatniego przeciwnika. - Nachylia si ku Richardowi i zniya gos. - Dlatego tak mnie dziwi wie o Rahlu na grzbiecie czerwonego smoka. Nie mog sobie wyobrazi, e ten da si komu ujarzmi. - Patrzya przez chwil na chopaka, potem wyprostowaa si i skubaa porosty na skace. - Czy te smoki s dla nas grone? - Gupio si czu, zadajc to pytanie. - Nie, raczej nie. Czerwonego widziaam z bliska ledwo par razy. Kiedy szam sobie drog, a on zanurkowa nad polem po prawej i porwa dwie krowy; zapa po jednej w ap i odlecia. Gdybymy natrafili na rozelonego czerwonego, to mogyby by kopoty, ale takie spotkanie jest mao prawdopodobne. - Ju natrafilimy na czerwonego - przypomnia spokojnie Richard. - I byy kopoty. Kahlan zmilczaa. Chopak wyczyta z jej twarzy, e owe wspomnienia s dla niej tak samo bolesne jak dla niego. - A, tu jestecie! - zawoa obcy gos. Obydwoje podskoczyli. Richard zerwa si na nogi i pooy do na gardzie miecza, a Kahlan na wp przykucna, gotowa na wszystko - Siadajcie, siadajcie. - Starzec zamacha rkami, idc ku nim ciek. - Nie chciaem was wystraszy! - Biaa broda trzsa mu si od miechu. - To tylko Stary John was szuka. Usidcie. mia si, a mu podskakiwao krge brzuszysko. Odziany by w ciemnobrzowe szaty. Biae wosy rozdziela rwniutki, biegncy przez rodek gowy przedziaek; krzaczaste brwi i opadajce powieki skryway oczy. Wesoa, krga twarz marszczya si w umiechu. Kahlan ostronie usiada. Richard przycupn na skace, o ktr si przedtem opiera, nie cofn jednak doni z gardy miecza. - Jak to, szukae nas? - spyta chopak niezbyt przyjanie.

- Wysa mnie po was mj stary przyjaciel, czarodziej... - Zedd! - Richard a podskoczy. - Zedd ci wysa?! Stary John trzyma si za brzuch ze miechu. - A ilu to znasz starych czarodziei, mj chopcze? Pewnie, e Zedd. - Pocign si lekko za brod, zerkajc na nich jednym okiem. - Ma teraz wane sprawy na gowie, lecz potrzebuje was, chce was mie przy sobie. Przyszed zatem i poprosi mnie, ebym was poszuka. Nie miaem akurat nic lepszego do roboty, wic si zgodziem. Powiedzia mi, gdzie was znajd. I wychodzi na to, e mia racj, jak zwykle. Richard si umiechn, suchajc starego. - I co u Zedda? - spyta. - Gdzie jest? Do czego mu jestemy potrzebni? Stary John mocniej szarpa brod, umiechajc si i kiwajc gow. - Ostrzega mnie. Mwi, e zadajesz mnstwo pyta. U niego wszystko dobrze. Ale nie wiem, dlaczego was potrzebuje. Kiedy stary Zedd si zirytuje, to nie zadajesz mu pyta, tylko robisz, o co prosi. Wic zrobiem, co chcia. I oto jestem. - Gdzie on jest? Daleko std? - dopytywa si niecierpliwie chopak, uradowany, e zobaczy przyjaciela. Stary John poskroba si po brodzie i nieco ku nim pochyli. - To zaley. Dugo masz zamiar tu tkwi i strzpi jzyk? Richard umiechn si i zapa plecak - zmczenie uleciao, Kahlan obdarzya go jednym z ich sekretnych umiechw. Ruszyli skalistym traktem, w lad za Starym Johnem. Chopak szed za Kahlan i obserwowa okoliczne lasy. Dziewczyna powiedziaa przecie, e ju nie maj daleko do wiedmy. Richard si cieszy, e znw zobaczy Zedda. Nawet sobie nie zdawa sprawy, e a tak go drczy troska o starego przyjaciela. Wiedzia, e Adie dobrze si Zeddem zaopiekuje, ale wcale mu nie obiecywaa, e czarodziej wyzdrowieje. Mia nadziej, e i Chase odzyska siy i zdrowie. Roznosia go rado z rychego spotkania z Zeddem. Tyle ma mu do opowiedzenia, o takie mnstwo spraw chcia spyta. Myli kbiy mu si w gowie. - Wic Zedd wyzdrowia? - zawoa Richard do Starego Johna - Cakiem wyzdrowia? Ale chyba nie schud? Nie mg sobie pozwoli na strat choby grama! - Nie. - Stary rozemia si, lecz nie odwrci si ku nim. - Wyglda tak samo jak zwykle. - Mam nadziej, e nie wyjad ci wszystkich zapasw! - Nie martw si, chopcze. Ile moe zje jeden stary, kocisty czarodziej? Richard

umiechn si do siebie. Moe i Zedd lepiej si czuje, ale na pewno jeszcze cakiem nie przyszed do siebie, bo wwczas nie zostawiby Staremu Johnowi ani okruszka. Ju od paru godzin pospieszali za Starym Johnem. Lasy stay si mroczniejsze i bardziej gste, drzewa byy wiksze. Trakt by kamienisty, trudno si nim szo, zwaszcza w tym tempie. Z mrokw dobiegay gosy nieznanych ptakw. Doszli do rozgazienia traktu. Stary John bez wahania skrci w prawo i utrzymywa tempo. Kahlan posza za nim. Richard przystan - co go niepokoio, cho nie umia powiedzie co. Jaka myl krya na granicy wiadomoci. Ilekro prbowa j pochwyci - stwierdza, e znw myli o Zeddzie. Kahlan usyszaa, e si zatrzyma, zawrcia i podesza do niego. - Ktra drka wiedzie do wiedmy? - spyta Richard. - Na lewo - odpara z nutk ulgi, bo stary wybra praw. Wsuna kciuk pod rzemie plecaka i wskazaa brod nagie skay, widoczne poprzez grne konary drzew. - Oto cz szczytw okalajcych kotlin Agaden. Czapy niegu jarzyy si w rozrzedzonym powietrzu. Chopak jeszcze nigdy nie widzia takich niebotycznych gr. Rzeczywicie, cierniowa zapora. Richard popatrzy na ciek; wygldaa na rzadko uywan, prdko si krya w gstym lesie. Stary John zatrzyma si i obrci ku nim, wsparszy si pod boki. - Idziecie? Chopak znw spojrza na lew ciek. Musz odnale ostatni szkatu, zanim Rahl to uczyni. Powinni si dowiedzie, gdzie ona jest, cho Zedd ich potrzebuje. To ich najwaniejszy obowizek. - Czy Zedd nie mgby zaczeka? - Nie wiem. - Stary John wzruszy ramionami i szarpn brod. - Ale nie wysaby mnie, jeliby to nie byo wane. Decyzja naley do ciebie, chopcze. Do Zedda idzie si tdy. Richard wolaby, eby mu oszczdzono podejmowania tej decyzji. Tak by chcia wiedzie, czy Zedd nie mgby na nich zaczeka. I czego Zedd od nich chcia. Przesta gdyba i zacznij myle napomnia si. Spojrza gniewnie na starego. - Daleko jeszcze? Stary John popatrzy na pno popoudniowe soce, widoczne spoza drzew i znw szarpn brod. - Jeli nie zatrzymamy si zbyt wczenie i nie bdziemy dugo spa, dotrzemy tam jutro koo poudnia. - Znw patrzy na Richarda, czekajc. Kahlan milczaa, lecz chopak wietnie wiedzia, co jej chodzi po gowie. Wolaaby si nie znale w pobliu Shoty. Jeli pjd najpierw do Zedda, to nie jest znowu tak daleko

i zawsze mog wrci tu, jeeli bd musieli. A moe Zedd wie, gdzie jest szkatua, moe nawet ju jama, i nie musieliby i do kotliny Agaden. Lepiej i najpierw do Zedda. Oto, co pomylaa dziewczyna. - Masz racj - przytakn jej. - Przecie nic nie mwiam - zmieszaa si. - Syszaem twoje myli. - Richard umiechn si szeroko. - Masz racj. Pjdziemy za Starym Johnem. - Nie miaam pojcia, e tak gono myl - mrukna. - Jeeli pjdziemy przez ca noc - zawoa Richard do Starego Johna - to bdziemy tam przed rankiem! - Jestem ju stary - poskary si John i ciko westchn. - Ale wiem, jak si palisz do tego spotkania. I jak bardzo jeste Zeddowi potrzebny. - Pogrozi chopakowi palcem. Powinienem sucha, jak Zedd mnie przed tob ostrzega. Richard zamia si krtko i puci Kahlan przodem. Ruszya dobrym tempem, chcc dogoni starca, ktry ju maszerowa dalej. Patrzy, jak idzie, jak omiata twarz z pajczyn, jak wypluwa pajcze sieci. Co mu nie dawao spokoju, co byo nie tak. Prbowa dociec co. Prbowa, ale mg myle tylko o Zeddzie: e bardzo go chce znw zobaczy, e si nie moe doczeka rozmowy z nim. Odegna uczucie, e obserwuj go czyje oczy. - Najbardziej tskni za bratem - zwierzya si lalce Rachel i odwrcia oczy. Powiedzieli, e on umar - szepna. Dziewczynka prawie cay dzie opowiadaa pocieszance o swoich troskach. O wszystkich, ktre sobie przypomniaa. Kiedy zaczynaa paka, lalka mwia Rachel, e j kocha, i maej od razu poprawia si humor. Czasami nawet si miaa. Rachel dorzucia do ognia kolejny patyk. Dobrze byo mie co co grzeje i daje wiato. Dbaa, eby ogienek by niewielki, jak przykaza Giller. Dziki ognisku ju si tak nie baa w lesie, zwaszcza noc. Wkrtce znw zapadnie noc. Czasami noc w lesie sycha byo jakie dziwne haasy - baa si wtedy i pakaa. Ale o wiele lepiej siedzie samotnie w lesie, ni tkwi w zamknitej skrzyni. - To byo wtedy, gdy mieszkaam tam, gdzie ci mwiam. Z innymi dziemi. Zanim si zjawia krlowa i mnie zabraa. Bardziej mi si tam podobao ni przy ksiniczce. Wszyscy byli tam dla mnie mili. - Sprawdzia, czy lalka sucha. - Czasem przychodzi tam Brophy. Ludzie mwili o nim brzydkie rzeczy, ale dla nas dla dzieci, by dobry. Jak Giller. Brophy te mi da lalk, ale krlowa nie pozwolia mi jej zabra do zamku. Nie przejam si tym za bardzo, bo rozpaczaam po mierci brata. Syszaam, jak niektrzy mwili, e go

zamordowano. Wiem, e to znaczy, e go zabito. Czemu ludzie zabijaj dzieci? Lalka umiechna si do maej. Rachel odwzajemnia umiech. Rozmylaa przez chwil o tym nowym chopczyku, ktrego krlowa trzyma pod kluczem. Dziwnie wyglda i dziwnie mwi, ale i tak przypomina jej braciszka. Moe dlatego, e by taki wystraszony Jej braciszek te si wci ba. Rachel zawsze wiedziaa kiedy si ba, bo krci si wtedy i wierci. Wspczua nowemu chopczykowi; gdyby bya kim wanym, toby mu pomoga. Rachel ogrzaa donie nad ogniem, potem wsuna jedn do kieszeni. Je jej si chciao. Znalaza tylko troch jagd. Wzia najwiksz i podsuna lalce. Pocieszanka nie chciaa je, wic dziewczynka sama zjada jagod, potem gar, i jeszcze, a si skoczyy Lecz wci bya godna. Baa si i po wicej - jagody rosy daleko, a ju si ciemniao. Wolaa nie chodzi po lesie w ciemnoci. Chciaa by pod swoj sosn-straniczk, z pocieszank, przy ciepym, rozjaniajcym mroki ogieku. - Moe krlowa bdzie milsza, kiedy ju dostanie ten jaki sojusz. Mwi tylko o tym: jak bardzo pragnie tego sojuszu. Moe wtedy bdzie szczliwsza i nie kae cina ludziom gw. Ksiniczka cignie mnie tam ze sob, wiesz, ale nie lubi na to patrze i zamykam oczy. Teraz i ksiniczka Violet kae cina ludziom gowy Co dnia staje si gorsza. Boj si, e kae i mi obci gow. Tak bym chciaa uciec. - Dziewczynka spojrzaa na lalk. Chciaabym uciec i nigdy tu nie wrci. Zabraabym ci ze sob. - Kocham ci, Rachel. - Lalka umiechna si. Maa przytulia j mocno, a potem cmokna w czubek gowy. - Ale jak uciekn, to ksiniczka Violet pole za mn strae, a potem wrzuci ci do ognia. Nie chc, eby ci wrzucia do ognia. Kocham ci. - Kocham ci, Rachel. Dziewczynka z caych si utulia lalk. Potem wpeza w siano i uoya si. Pocieszank pooya tu przy sobie. Jutro musi wrci do zamku, a ksiniczka bdzie dla niej jeszcze gorsza. I musi tu zostawi lalk, bo inaczej wrzuc pocieszank w pomienie. - Jeste moj najlepsz przyjacik. Ty i Giller. - Kocham ci, Rachel. Maa zacza si martwi, co te si stanie z lalk, samiutk pod sosn-straniczk. Pewnie bdzie jej smutno. A co, jeli ksiniczka ju nigdy nie wyrzuci Rachel na noc? Co, jeli jako si dowie, dlaczego chc, eby mnie wyrzucaa, i na zo zatrzyma mnie w zamku? - dumaa dziewczynka. - Czy wiesz, co powinnam zrobi? - spytaa lalk, patrzc na blask ognia migoccy

w ciemnych konarach. - Pom Gillerowi - odpara pocieszank. Rachel przeturlaa si na bok i spojrzaa na ni. - Mam pomc Gillerowi? - Pom Gillerowi - przytakna lalka. Szli na zachd. Promienie zachodzcego soca paday na warstw opadych lici, sprawiajc, e cieka janiaa i lnia pomidzy dwiema cianami ciemnych drzew. Richard sysza, jak buty idcej przodem Kahlan szuraj po kamieniach przykrytych wielobarwnym dywanem z lici. W powietrzu unosi si zapaszek zgnilizny - zaczynay si rozkada licie lece na niej pooonym wilgotnym gruncie i te, z ktrych wiatr usypa stosy w skalnych mszach. Robio si coraz chodniej, lecz rozgrzani wysikiem wdrowcy - Stary John narzuca dobre tempo! - nie zaoyli paszczy. Richard usiowa myle o Zeddzie, ale nie mg si skupi, bo wci musia podbiega, eby nie zosta w tyle. Coraz bardziej zasapany, odsun od siebie rozmylania o starym przyjacielu. Jedna myl za to nie dawaa chopakowi spokoju: co byo nie w porzdku. Richard pozwoli, by to spostrzeenie zajo jego uwag. Jak to moliwe, eby w starzec z tak atwoci go wyprzedza, a przy tym wyglda wieo i rzeko? Chopak dotkn czoa. Moe jestem chory, mam gorczk, pomyla. Byo gorco. Moe rzeczywicie by niezdrw, przemczony. Od wielu dni utrzymywali ostre tempo marszu, ale nie tak forsowne jak to! Nie, czu si wietnie, po prostu by zmczony i zasapany. Richard przez chwil obserwowa idc przed nim dziewczyn. I ona miaa kopoty z dotrzymywaniem kroku Staremu Johnowi. Otara z twarzy ktr z kolei pajczyn i podbiega par metrw. Chopak widzia, e i Kahlan ciko oddycha. Niemal niewiadome ostrzeenie zmienio si w ze przeczucie. Z lewej, pomidzy drzewami migno co, co dotrzymywao kroku. Pewnie jakie niewielkie zwierztko, pomyla Richard. Ale owo co miao dugie, wlokce si do ziemi ramiona, a potem znikno. Chopakowi zascho w ustach. To tylko moja wyobrania, przekonywa sam siebie. Przyjrza si bacznie Staremu Johnowi. Trakt miejscami by szeroki, miejscami zwony przez sterczce gazie. Tak on sam, jak i Kahlan albo si ocierali o owe gazie, albo musieli je odsuwa na bok. Ale starzec nie. Bieg rodkiem cieki, oburcz kurczowo przytrzymujc paszcz, a jako unika sterczcych gazi. Richard dostrzeg jeszcze co: pajczyny. Lniy zocicie w zachodzcym socu,

przegradzay ciek przed Kahlan. Dziewczyna wanie rozerwaa jedn z nich. Pot na twarzy chopaka sta si lodowato zimny. Stary John nie porozrywa pajczyn! Jak to moliwe?! Spojrza ku starcowi. Ten zblia si do wystajcej na ciek gazi. Otar si o ni. Czubek gazi przenikn przez jego rami jak przez dym. Chopak popatrzy na ciek - tam, gdzie podoe byo mikkie, Kahlan zostawia lady. Ale Stary John - nie. Richard zapa dziewczyn i szarpn w ty, za siebie. Krzykna ze zdumienia. Jednoczenie wycign miecz. Brzk stali sprawi, e Stary John si zatrzyma i obejrza na nich. - Co jest, chopcze? Co zobaczye? - zasycza jak w. - Owszem. - Richard sta w obronnej pozycji, oburcz trzyma gard miecza, ciko oddycha. Czu, jak gniew zaczyna przewaa nad strachem. - Jak to si dzieje, e nie rozrywasz pajczyn i nie zostawiasz ladw? Stary John umiechn si przebiegle, ypic na chopaka jednym okiem. - A nie sdzisz, e stary przyjaciel czarodzieja moe mie jakie specjalne talenty? - Moe i tak - odpar Richard, bacznie obserwujc las po obu stronach cieki. Powiedz no mi, Stary Johnie, jak si nazywa twj przyjaciel? - Jak to: jak? Zedd, oczywicie. - Starzec unis brew. - Skd bym to wiedzia, gdybym nie by jego przyjacielem? - Ciasno otuli si paszczem, a gow schowa w ramiona. - Sam ci gupio zdradziem, e ma na imi Zedd. Powiedz, jak brzmi jego nazwisko. Stary John patrzy na gniewnie, jego oczy poruszay si wolno, taksujce. Oczy zwierzcia. Starzec odwrci si znienacka z rykiem, ktry wstrzsn Richardem, a jego paszcz rozwia si szeroko. Urs dwukrotnie. Miejsce starego czowieka zaja straszliwa poczwara: sier, szpony i ky tam, gdzie przed sekund sta Stary John. Bestia, warczca i kapica zbiskami bestia. Chopakowi a dech zaparo na widok rozdziawionej paszczy stwora. Potwr znw rykn i nagle zrobi wielki krok w stron Richarda, on za cofn si o trzy kroki. Tak mocno zaciska donie na gardzie miecza, e bolay. Wrzask bestii - rozdzierajcy uszy, basowy, dziki, peen wciekoci i nienawici - nis si echem po lesie. Paszcza rozwieraa si szeroko przy kadym ryku. Stwr nachyli si nad Richardem, gboko osadzone czerwone lepia pony gniewem, kapa zbiskami. Chopak popiesznie cofn si i zerkn przez

rami, ale Kahlan za nim nie byo. Potwr rzuci si na znienacka. Richard nie zdy ci mieczem. Potkn si o korze i upad na plecy. Nie mg zapa oddechu. Instynktownie unis miecz - jeli potwr zaatakuje, to sam si na niego nabije. Wielka paszcza, pena ostrych, ociekajcych lin zbisk nachylia si ponad mieczem ku chopakowi; kapny ky. Richard unis ostrze, ale bestia si cofna. Wcieke czerwone lepia ypay na miecz. Potwr odstpi nieco i spojrza na las po swojej prawej. Pooy uszy i warkn na co. Potem podnis kamie dwukrotnie wikszy od gowy Richarda, zada eb, gboko nabra powietrza, rykn i zgnit kamie w apie. Minie napiy si jak postronki. Gony trzask pkajcego kamienia odbi si echem po lesie. W powietrze poleciay odamki i py. Stwr rozejrza si, odwrci i pospiesznie znikn wrd drzew. Richard lea na plecach, ciko oddycha i uwanie obserwowa las, mylc, e bestia znw si pojawi. Zawoa Kahlan. Nie odpowiedziaa. Zanim chopak zdy si podnie, skoczy na jaki popielaty stwr o dugich ramionach i znw go powali na plecy. Stworzenie wrzeszczao wciekle. Krzepkie, skate donie prboway wyrwa miecz. Potny cios w szczk niemal pozbawi Richarda przytomnoci. Wywinite bezkrwiste wargi odsaniay ostre zby. Wyupiaste te lepia ypay gniewnie na chopaka. Stwr desperacko usiowa kopn lecego w twarz. Richard z caej siy trzyma miecz, prbujc si wyrwa z bolesnego chwytu dugich palcw stwora. - Mj miecz - warczao stworzenie. - Dawaj. Dawaj mj miecz. Richard i stwr rozpaczliwie wczepieni w miecz - tarzali si po ziemi; fruway licie i patyczki. Jedna z krzepkich ap chwycia chopaka za wosy i zacza wali jego gow o ziemi, celujc przy tym w kamie. Stwr mrukn, puci wosy Richarda i znw sign do gardy miecza. Udao mu si oderwa spocon do chopaka i jedn ap uchwyci miecz. Przeraliwe wrzaski stworzenia rozdzieray len cisz. Mocne palce staray si oderwa od gardy lew do Richarda, a ostre pazury wbijay mu si w ciao. Chopak czu, e przegrywa. ylasty stwr by wbrew pozorom silniejszy. Straci miecz, jeeli jako sobie z nim nie poradzi. - Oddawaj - sykn stwr, zwracajc ku Richardowi blad twarz i prbujc ugry. Zby mia oblepione szaraw, gbczast papk, oddech cuchncy zgnilizn, na ysej czaszce widniay ciemne plamy. Znw si tarzali po ziemi, a chopak rozpaczliwie sign do pasa i wyszarpn n. Byskawicznie przytkn ostrze do obwisej szyi stwora. - Nie zabija! Nie zabija! - zawy stwr. - Bagam!

- To pu miecz! I to ju! Stworzenie powoli, niechtnie pucio gard. Richard lea na plecach, ono siedziao mu na piersi. Osuno si bezwadnie. - Nie zabijaj mnie - skamlao. Chopak zdj z siebie paskud, pooy j na plecach. Przytkn czubek miecza do piersi stworzenia. te lepia rozwary si szeroko. Gniew miecza - dotd jakby niepewny i zagubiony - wtargn w umys Richarda. - Pchn, jak tylko sprbujesz czego, co mi si nie spodoba. Rozumiesz? - Stwr energicznie potakn. Richard nachyli si niej. - Gdzie si podzia twj przyjaciel? - Przyjaciel? - Ten olbrzym, ktry o mao mnie nie dopad przed tob! - Calthrop. Nie przyjaciel, nie - pisno paczliwie stworzenie. - Szczciarz. Calthrop zabija noc. Czeka na noc. eby zabi was. W nocy ma moc. Ty szczciarz. - Nie wierz ci! Przecie z nim bye! - Nie, nie - skrzywio si. - Ja tylko szed i czeka. A zabije. - Dlaczego? - Miecz mj. Dawaj. Dasz? - Wyupiaste lepia wpatryway si w Miecz Prawdy. - Nie! Richard rozejrza si za Kahlan. Jej plecak lea na ziemi, w pobliu, ale samej dziewczyny nigdzie nie byo. Chopak zlodowacia z przeraenia. Pospiesznie omit wzrokiem okolic, i jeszcze raz. Wiedzia, e Calthrop jej nie zapa - znikn w lesie sam, bez Kahlan. Nie cofn miecza z piersi stwora, raz po raz woa dziewczyn ile tchu w piersiach, udzc si, e usyszy i si odezwie - adnego odzewu. - Pani zabraa liczn panienk. - Co powiedzia?! - Richard spojrza w te lepia. - Pani. Ona zabraa liczn panienk. - Chopak mocniej napar mieczem, na znak, e chce usysze wicej i to natychmiast. - My i za wami. Patrze, jak Calthrop was zwodzi. Czeka, co bdzie. - te lepia znw spojrzay na miecz. - eby ukra miecz - rzuci gniewnie chopak. - Nie ukra! Mj! Dawaj! - Wycign apy ku gardzie, lecz Richard dgn go mocniej i stwr zdrtwia. - Kto jest twoj pani?! - Pani! - Stwr si trzs, bagajc o ratunek. - Shota jest pani. - Twoj pani jest wiedma Shota? Stworzenie energicznie potakno.

- Po co zabraa liczn panienk? - Chopak mocniej zacisn do na rkojeci miecza. - Nie wiedzie. Moe si ni bawi. Moe zabi. - Stwr ypn na Richarda. - A moe ciebie zwabi. - Odwr si. - Stworzenie skulio si ze strachu. - Odwr si albo przebij ci mieczem! Przewrcio si na brzuch, drc ze strachu. Chopak przytrzyma je stop, wyj z plecaka kawaek liny. Zrobi zaciskajc si ptl i zaoy stworzeniu na szyj. - Masz jakie imi? - Kompanion. Ja pani kompanion. Samuel. Richard postawi go na nogi. Licie poprzyklejay si do popielatej skry stwora. - No to, Samuelu, ruszamy za twoj pani. Pokaesz drog. Jeden podejrzany ruch i zacisn ptl. Jasne? Samuel pospiesznie kiwn gow, zerknwszy na lin, i drugi raz kiwn ju wolniej. - Kotlina Agaden. Kompanion ci tam zabra. Nie zabijesz? - Jeli mnie zaprowadzisz do swojej pani i jeli liczna panienka bdzie caa i zdrowa, to nie zabij. Chopak lekko pocign lin, sygnalizujc Samuelowi, kto tu rzdzi i kto ma sucha, a potem schowa miecz. - Poniesiesz plecak panienki. - Moje! Dawaj! - Stwr wyrwa Richardowi plecak, wpakowa do rodka wielkie apy i zacz grzeba. - To nie twoje! - Chopak szarpn lin. - Precz z apami! - Jak pani ci zabije, to Samuel ci zje. - te wyupiaste lepia ziony nienawici. - O ile ja pierwszy ci nie zjem - odburkn Richard - A jestem porzdnie godny. Moe schrupi po drodze maego Samuelka? - Bagam! Nie zabijaj! - te lepia ju nie byy nienawistnie, lecz przeraone. Samuel ci zabra do pani i do licznej panienki! Obiecuj! - Zarzuci plecak na rami i zrobi kilka krokw; lina si napia. - Id za Samuelem. Szybko - dorzuci chcc wykaza swoj przydatno. - Nie upiec, nie upiec Samuela, bagam - mrucza potem co jaki czas. Richard nie mg si zorientowa, do jakiego gatunku stworze naley Samuel. Mia w sobie co niepokojco swojskiego. Nie by zbyt wysoki, ale bardzo krzepki. Chopaka wci jeszcze bolaa szczka, w ktr oberwa oraz kark i gowa od uderzania m o ziemi. Stwr koysa si kaczkowato, dugie ramiona niemal sigay ziemi; cay czas mrucza, e nie

chce by ugotowany i zjedzony. Ubrany by w krtkie, ciemne portki, podtrzymywani szelkami. Stopy mia rwnie nieproporcjonalnie due jak ramiona i donie, brzuch zaokrglony (co on jada? - zastanawia si Richard). Bezwosa skora wygldaa tak, jakby od lat nie wystawiano jej na soce. Od czasu do czasu Samuel apa patyk albo kamie, mwic przy tym: Moje! Dawaj!, a za chwil traci zainteresowanie swoj zdobycz i wyrzuca j. Chopak bacznie obserwowa las i Samuela, skaniajc stwora do szybszego marszu. Ba si o Kahlan, jednoczenie by na siebie wcieky. Stary John, czy te Calthrop, oszuka go bez wysiku. Jak mogem by taki gupi, duma Richard. Da si nabra, bo chcia uwierzy w t historyjk, bo z caej duszy pragn ujrze Zedda. Zrobi cos, przed czym zawsze ostrzega innych. I prosz - poda potworowi informacj, imi Zedda a stwr mu to powtrzy jako dowd. Wcieka si teraz na swoj gupot. I wstydzi si, ogromnie si wstydzi. Tumaczy Kahlan, e ludzie wierz w rne rzeczy bo chc w nie wierzy; on te uwierzy, bo chcia uwierzy i wiedma porwaa dziewczyn. A Kahlan tak si tego baa! I stao si, przez jego gupot, bo uwierzy i przesta si mie na bacznoci Ilekro przestaje by czujny, tyle razy Kahlan paci za jego nieuwag. Jeli wiedma omieli si skrzywdzi Kahlan, to pozna, co to gniew Poszukiwacza, przysig sobie chopak. I znw zbeszta sam siebie. Znw puszcza wodze fantazji. Gdyby Shota chciaa zabi Kahlan, to zrobiaby to na trakcie. Nie zabieraaby dziewczyny do kotliny Agaden. Po co j tam zabraa? Moe, jak twierdzi Samuel, chciaa si zabawi. Richard stara si odpdzi t myl. To o niego chodzio wiedmie, na pewno o niego, a nie o Kahlan. Pewno dlatego Calthrop tak szybko odstpi - wiedma go odstraszya. Dotarli do rozgazienia i Samuel poprowadzi lew drk. ciemniao si, lecz kompanion nie zwolni tempa. cieka wznosia si stromymi zakosami. Wkrtce znaleli si powyej linii drzew, na skaach i wspinali si ku poszarpanym, onieonym szczytom. W ksiycowej powiacie Richard widzia na niegu dwa szeregi ladw, w tym odciski butw Kahlan. Dobry znak, pomyla chopak, przynajmniej yje. Chyba Shota nie ma zamiaru jej zabi. W kadym razie nie zaraz. Trakt wid skrajem niegowych pacht, le si szo po wilgotnym, nierwnym gruncie. Richard zda sobie spraw, e gdyby nie Samuel, ktry wiedzia, jak przebiega cieka, to przebycie owej trasy zajoby cae dnie. W skalnych szczelinach wista zimny wiatr, a oddechy Richarda i Samuela zamieniay si w lodowatym powietrzu w oboczki pary. Stwr trzs si z zimna, chopak woy paszcz, potem wyj z plecaka Kahlan jej okrycie. - To naley do licznej panienki. Teraz moesz si tym okry, eby nie marz.

- Moje! Dawaj! - Samuel wyrwa paszcz z rk Richarda. - Skoro tak, nie pozwol ci go zaoy! - Chopak cign lin i wyszarpn paszcz stworowi. - Bagam! Samuelowi zimno! - zaskomla tamten. - Pozwolisz? Dasz ubra paszcz licznej panienki? Richard poda stworowi okrycie. Tym razem kompanion wzi je powoli i ostronie, i otuli si w nie. Chopakowi cierpa skra, kiedy patrzy na Samuela. Wyj kawaek chleba tava i jad, idc. Stwr zerka na to przez rami. W kocu chopak nie mg znie tych spojrze i poda mu kawaek chleba. - Moje! Dawaj! - Wycigna si wielka apa i Richard cofn chleb. te lepia zalniy bagalnie w ksiycowej powiacie. - Daj troch, prosz. - Chopak woy chleb w chciwe donie. W milczeniu brnli przez nieg. Samuel pochon chleb w okamgnieniu. Richard wiedzia, e stwr przy pierwszej okazji podciby mu gardo. Nie mg si w nim dopatrzy niczego, co cho troch rekompensowaoby wady. - Czemu Shota ci trzyma przy sobie. Samuelu? Tamten obejrza si przez rami, te lepia ypny z gniewnym zdumieniem. - Samuel kompanion. - A twoja pani nie bdzie za, e mnie do niej prowadzisz? - Pani si nie ba Poszukiwacza. - Samuel zabulgota, co Richard uzna za miech. Tu przed witem znaleli si na skraju zejcia w mroczny las. Samuel wskaza dugim ramieniem w d. - Kotlina Agaden - wybekota. Zerkn przez rami, umiechajc si urgliwie. - Pani. W lesie byo duszno i gorco. Richard zdj paszcz i schowa do plecaka, potem woy okrycie Kahlan do jej plecaka. Samuel si nie sprzeciwia. Powrt do kotliny napawa stwora szczciem i dodawa mu pewnoci siebie. Chopak udawa, e widzi, dokd id, nie chcc, eby Samuel si domyli, i mao co dostrzega w gstym mroku. Pozwala si prowadzi na linie niczym lepiec, Za to Samuel sadzi susami, jakby to by jasny dzie. Ilekro odwraca ku Richardowi ys gow, jego te lepia janiay jak dwie latarnie. wiato poranka powoli rozjaniao lene mroki i otaczajce ich wielkie drzewa, obwieszone girlandami mchw, botniste bajorka (z ciemnej mulistej wody unosiy si opary) i oczy, obserwujce wdrowcw z cienia. Poprzez mg i bagniste wyziewy niosy si jakie guche odgosy. Richard stpa ostronie wrd pltaniny korzeni. Caa ta okolica bardzo mu przypominaa Skow Swamp. I tak samo cuchna.

- Jeszcze daleko? - Blisko. - Samuel umiechn si od ucha do ucha. - Pamitaj, e ty pierwszy umrzesz, jeli co bdzie nie tak. - Richard napi lin. Bezkrwiste usta przestay si umiecha. Tu i tam wida byo w bocie takie same odciski stp jak na niegu. Kahlan sza tdy. Snuy si za nimi jakie ciemne, kryjce si w mroczniej szych miejscach lub chaszczach stwory i od czasu do czasu wydaway dziwne odgosy. Richard si zastanawia z obaw, czy przypominaj one Samuela. A moe s jeszcze gorsze. Co szo ich tropem w gaziach drzew, wysoko, poza zasigiem wzroku. Chopaka przeszy dreszcz, cho z caych si stara si zachowa spokj. Samuel zboczy ze cieki, omin spltane korzenie przysadzistego, pkatego drzewa. - Co ty wyprawiasz? - Richard szarpn lin, zatrzymujc kompaniona. - Patrz - wyszczerzy si tamten. Podnis solidny patyk i rzuci w korzenie: wisny, owiny si wok patyka i wcigny go pod pltanin. Chopak usysza, jak pka z trzaskiem. Samuel zarechota. Soce wznosio si coraz wyej, lecz lasy kotliny Agaden staway si jeszcze mroczniejsze. Suche gazie splatay si ponad gowami wdrowcw, przez trakt przepyway pasma mgy. Richard czasem nawet nie mg dojrze Samuela u drugiego koca mokrej liny. Lecz stale sysza jakie stwory, ktre syczay, mlaskay, drapay i szuray pazurami... I wci si trzymay poza zasigiem wzroku. Niekiedy pasma mgy wiroway i faloway, kiedy gnaa poprzez nie jaka istota - tu obok nich, a jednak niewidoczna. Chopak przypomnia sobie sowa Kahlan: Idziemy na pewn mier. Usiowa je wyrzuci z myli. Dziewczyna powiedziaa rwnie, e nigdy nie widziaa wiedmy, e tylko o niej syszaa. I owe wieci budziy przeraenie. Ludzie, ktrzy tu przychodzili, ju nigdy nie wracali. Nawet czarodziej by nie poszed do kotliny Agaden, mwia Kahlan. Ale to wszystko byy wiadomoci z drugiej rki. Ona sama nigdy nie spotkaa Shoty. Moe te opowieci byy przesadzone? Chopak uwanie obserwowa grone, ponure lasy. A moe nie. Przed nimi, wrd gsto rosncych drzew, pojawio si wiato, soneczny blask; usyszeli szum spadajcej wody. Im bardziej si tam zbliali, tym janiej si stawao. Wkrtce wyszli na skraj mrocznych lasw. Tu koczya si drka. Samuel zabulgota z zachwytem. Rozcigaa si przed nimi duga dolina - jasna, zielona, zalana socem. Okalay j olbrzymie, niemal pionowe skalne szczyty. Lekki wietrzyk koysa agodnie zocistymi kami, dbami, brzozami i klonami, stojcymi w bogatej jesiennej szacie. Richard, stojc na skraju mrocznego lasu, mia wraenie, e wyglda z nocy na wspaniay dzie. Tu obok nich

woda spadaa z pionowych ska, znikaa bezdwicznie w powietrzu i z dolatujcym a tu grzmotem wpadaa na dole w przejrzyste jeziora i strumienie. Wiatr nis rozproszone kropelki, zwilajc nimi twarze obu wdrowcw. - Pani. - Samuel wskaza dolin. Richard kiwn gow i da mu znak, by szed dalej. Samuel prowadzi labiryntem zaroli, gstwy drzew i porosych paprociami gazw do szlaku ukrytego za skakami i pnczami, biegncego skrajem przepaci, wiodcego do doliny. Richard nigdy nie znalazby owego szlaku bez pomocy swego maego przewodnika. Schodzili do kotliny. Rozpociera si przed nimi wspaniay pejza: kpy drzew, jake maych z tej odlegoci, na agodnych pagrkach, strumienie wijce si wrd pl i k, a nad tym wszystkim janiejce, bkitne niebo. Porodku kotliny, wrd wspaniaych, wielkich drzew sta przeliczny, peen urody paac. W powietrze wznosiy si delikatne, strzeliste iglice, koronkowe mosty spinay wiee, schody wiy si spiral wok wieyczek. Chorgwie i proporce lekko opotay lub faloway leniwie na wietrze. Wspaniay paac radonie si wznosi, wzbija si ku niebu. Richard patrzy na to wszystko w milczeniu, ledwo wierzc w to, co widzia. Bardzo kocha swj ojczysty Hartland, lecz aden z tamtejszych krajobrazw nie mg si rwna z tym tutaj. Nawet sobie nie wyobraa, e moe istnie co tak doskonale piknego. I znw ruszyli w d. Miejscami w skale wykuto stopnie, cae tysice stopni, ktre wiy si, biegy w tunelach, czasem zawracay i przeplatay si. Samuel gna nimi, jakby to robi ju mnstwo razy. Najwyraniej si cieszy, e wraca do domu, pod opiek pani. Dotarli do zalanej socem drogi, wiodcej przez zalesione pagrki i nagrzane, trawiaste ki. Samuel bieg rczo tym swoim koyszcym, kaczym chodem i gulgota co do siebie. Richard co chwila napina lin, przypominajc mu, e wci jeszcze trzyma w garci jej drugi koniec. Szli dnem kotliny, przez pewien czas z biegiem strumienia, zbliali si do paacu. Drzewa rosy tu gciej, chronic drog i jej otoczenie przed palcym socem. Weszli na agodne wzgrze. Tu drzewa jakby si skupiay, okalajc i ochraniajc paac. Richard dostrzeg wyzierajce spoza gazi iglice. Weszli pod cieniste, ciche sklepienie drzew. Chopak sysza szmer wody pyncej wrd omszaych kamieni. Tu i tam przez gazie przebijay si snopy sonecznych promieni. Sodko pachniaa trawa i licie. Samuel wskaza na co. Richard spojrza w tamt stron, ku otwartej, chronionej krgiem drzew polanie. Ze stojcej tani skaki bio rdo, a woda spywaa do maego

strumyczka, usianego kamieniami poronitymi zielonym mchem. Na skace, w snopach przesczajcych si przez licie sonecznych promieni, siedziaa kasztanowosa kobieta w dugiej biaej szacie; siedziaa tyem do nich i zanurzaa palce w przejrzystej wodzie. Byo w niej co znajomego. - Pani - oznajmi Samuel, patrzc na ni szklistymi oczami. Wskaza w bok od drogi, bliej nich. - liczna panienka. Richard dostrzeg stojc nieruchomo Kahlan. Wygldaa jako dziwnie. Co si na niej poruszao. Samuel obrci ku chopakowi swoj plamiast gow i dugim szarawym palcem pokaza na lin. ypn na Richarda tym lepiem. - Poszukiwaczowe obiecanki - warkn gardowo. Richard zdj tamtemu ptl z szyi, zsun mu z ramion plecak Kahlan, pooy na ziemi. Samuel wyd bezkrwiste wargi, zasycza i umkn w cie. Usiad tam i patrzy. Chopak ruszy ku Kahlan, gardo mia cinite. Wtem zobaczy co si na niej poruszao. We. Mnstwo wijcych si wy. Niektre rozpozna - byy jadowite. Wielkie, tuste gady oplatay nogi dziewczyny, duy w owin j w pasie i ciska coraz mocniej, kolejne oplatay ramiona Kahlan. Niewielkie wyki pezay w jej gstych wosach, wystawiay gowy i wysuway jzyki, inne owijay si wok jej szyi, jeszcze inne pezay po koszuli i wciskay gowy pomidzy guziki. Richard stara si spokojnie oddycha, lecz serce mu walio. Po twarzy Kahlan pyny zy i dziewczyna leciutko draa. - Nie ruszaj si - szepn chopak. - Zdejm je. - Nie! - odszepna. Spojrzaa na przeraonymi oczami. - Ugryz mnie, jeeli dotkniesz ktrego lub jeli si porusz. - Nie martw si - prbowa j pocieszy. - Wycign ci z tego. - Ju po mnie, Richardzie - szepna bagalnie Kahlan. - Zostaw mnie. Odejd std. Uciekaj. Chopak poczu, e jaka niewidzialna do zaciska mu si na gardle. Wyraz oczu Kahlan zdradza, z jakim wysikiem panowaa nad ogarniajc j panik. Ze wszystkich si stara si zachowa spokj i w ten sposb doda dziewczynie otuchy. - Nie zostawi ci. - Bagam ci, Richardzie. Zrb to dla mnie, dopki nie jest za pno. Uciekaj. Smuka, prgowana mijka owina ogon wok kosmyka wosw Kahlan i opucia gow przed twarz dziewczyny. Wysuwaa ku niej czerwony, rozdwojony jzyk. Kahian

zamkna oczy, kolejna za spyna po policzku. mijka zsuna si bokiem twarzy dziewczyny, popeza wzdu obojczyka i znikna za koszul, Kahlan zakaa cichutko. - Umr. Nie uratujesz mnie. Ocal cho siebie, Richardzie, bagam. Uciekaj, dopki jeszcze moesz. Chopak si przestraszy, e Kahlan moe si specjalnie poruszy, eby we j uksiy i eby on ju nie mia powodu tkwi tutaj. eby go ocali. Musia j przekona, e to si na nic nie zda. Spojrza na ni twardo i oznajmi: - Nie. Przyszedem tu, eby si dowiedzie, gdzie jest szkatua. I nie odejd, dopki si nie dowiem. Nie ruszaj si. Wyczyny skrytego za koszul wa sprawiy, e Kahlan przerazia si jeszcze bardziej. Mocno zagryza doln warg, zmarszczya bolenie brwi. Richardowi zascho w ustach. - Trzymaj si, Kahlan. Staraj si myle o czym innym. Ruszy gniewnie ku kobiecie na skace; wci siedziaa tyem Co ostrzegao go, eby nie dobywa miecza, lecz nie mg i nie chcia powstrzymywa gniewu wywoanego tym, co uczynia dziewczynie. Mocno zaciska zby. By tu obok - wtedy wstaa i powoli odwrcia si ku niemu Znajomy gos wymwi jego imi. Richard zobaczy jej twarz i serce w nim zamaro.

Rozdzia trzydziesty pierwszy To bya jego matka. Richard mia wraenie, e uderzy we piorun. Zesztywnia. Wcieko i gniew ustpiy - jakeby mg pchn mieczem wasn matk! - Richardzie - umiechna si do niego, dajc mu pozna, jak go kochaa i tsknia za nim. Myli kbiy si w gowie chopaka, usiowa poj, co si dzieje, nie potrafi pogodzi tego, co widzia, z tym, co wiedzia. To si nie mogo przydarzy. To po prostu niemoliwe. - Mama? - szepn. Ramiona, ktre zna i pamita, objy go i pocieszyy. zy napyny Richardowi do oczu, gardo mu si cisno. - Jake za tob tskniam, Richardzie - szepna agodnym, kojcym gosem i pogaskaa go po gowie. - Jake za tob tskniam. Chopakowi wirowao w gowie, ledwo sta na nogach, z caych si starajc si zapanowa nad uczuciami. Prbowa skupi myli na Kahlan. Nie moe jej znowu zawie, nie pozwoli, by go znw oszukano. Kahlan wpada w tarapaty, bo on, Richard, da si oszuka. To wcale nie bya jego matka, a Shota, wiedma Shota. - Dlaczego do mnie przyszede, Richardzie? Chopak pooy donie na drobnych ramionach kobiety, agodnie j od siebie odsun. Obja go w pasie. To nie moja mama, przekonywa sam siebie, to wiedma; wiedma, ktra wie, gdzie jest ostatnia szkatua Ordena, a on musi to od niej wycign. Ale czemu go tak dowiadcza? A moe to on si myli? Gdyby to jednak bya prawda? Dotkn palcem blizny nad lew brwi. To jego dzieo. Bawili si z Michaelem drewnianymi mieczami i on akurat zeskakiwa z ka, zamierzajc si na starszego brata, gdy wesza matka. Uderzy j mieczem w czoo. Przerazi go jej krzyk. Nawet lanie, jakie dosta od ojca, nie bolao Richarda tak, jak wiadomo tego, co uczyni mamie. Ojciec odesa go spa bez kolacji. W nocy przysza do niego mama, usiada na skraju ka i gaskaa wosy paczcego synka. Usiad i zapyta, czy bardzo j boli. Umiechna si i odpowiedziaa... - Nie tak bardzo jak ciebie - szepna stojca przed nim kobieta. Richard szeroko otworzy oczy, zadra. - Skd... - Richardzie - ostrzeg go jaki gos. Chopak a podskoczy: to by gos Zedda. -

Odsu si od niej, Richardzie. Matczyna do dotkna policzka chopaka. Nie zwaa na to, odwrci gow i spojrza na drog, na szczyt wzniesienia. Tak, to by Zedd, przynajmniej wyglda jak Zedd. A ta kobieta wygldaa jak jego matka, myla Richard. Zedd sta tam z dobrze znan chopakowi min, grozi i ostrzega. - Richardzie - odezwa si znowu Zedd. - Rb, co mwi. Odsu si od niej. Natychmiast. - Nie zostawiaj mnie, Richardzie, prosz - szepna matka. Przecie mnie znasz? - Tak. - Richard spojrza na jej agodn twarz. - Ty jeste Shota. Zapa j za nadgarstki i odsun od siebie jej rce, cofn si. Bya bliska paczu. Nagle okrcia si ku czarodziejowi. Wyrzucia przed siebie rce. Z jej palcw strzeliy bkitne byskawice i pomkny ku Zeddowi. Donie czarodzieja natychmiast wzniosy szklan, odbijajc pomienie tarcz. Byskawice Shoty uderzyy z grzmotem o ow tarcz, odbiy si i trafiy w potny db, rozbijajc pie w drzazgi. Drzewo runo na ziemi. Ziemia a si zatrzsa. Zedd ju wznis rce. Z jego palcw strzeliy czarodziejskie pomienie. Z wciekym rykiem pomkny ku Shocie. - Nie! - krzykn Richard. Kula pynnego ognia rozjania cienist polank byskami tego i jaskrawoniebieskiego wiata. Nie dopuci do tego! Tylko Shota wie, jak znale szkatu! A to jedyny sposb powstrzymania Rahla! Kula ognia zwikszaa objto, z rykiem mknc ku Shocie. Wiedma nawet nie drgna. - Nie! - Richard wyszarpn miecz i skoczy przed kobiet. Jedn doni zapa gard, drug czubek miecza i unis go przed sob jak tarcz. Wtargna we magia. Ogarn go gniew. Ogie by tuz, tu. Grzmicy ryk wypeni uszy chopaka. Richard odwrci gow, zamkn oczy, wstrzyma oddech i zacisn zby. Zdawa sobie spraw, e moe zgin. Ale nie mia wyboru. Wiedma bya ich jedyn szans! Nie dopuci, eby Zedd j zabi! Impet uderzenia odrzuci Richarda o krok. Chopak poczu ar ognia. Jaskrawy blask przebija si nawet przez zamknite powieki. Czarodziejski ogie z wciekym wrzaskiem uderzy w miecz i wybuch. Zapanowaa cisza. Richard otworzy oczy. Czarodziejski ogie znikn. Zedd nie

marnowa czasu. Rzuci gar magicznego pyu. Drobinki migotay w locie. Co zbliao si ku nim zza chopaka - magiczny py wiedmy. Lni jak krysztaki lodu, odbiera blask pyowi Zedda, opad na czarodzieja. Zedd zamarz. Sta bez ruchu, jedn rk wznosi w gr. - Zedd! Cisza. Richard okrci si ku wiedmie. Ju nie przypominaa jego matki. Lekki wiaterek koysa fadami powiewnej szaty we wszystkich odcieniach szaroci. Wspaniae, gste kasztanowate wosy spyway mikkimi falami. Cer miaa bez skazy. Bysny ku Richardowi migdaowe oczy. Shota bya rwnie pikna jak stojcy za ni paac, jak otaczajca j kotlina. Bya tak pocigajca, e chopak o mao nie straci dla niej gowy ocali go gniew. - Mj bohater - gos te nie przypomina ju gosu matki Richarda: by czysty, agodny, mikki. Pene wargi umiechny si szelmowsko. - Wyczyn absolutnie zbdny, ale liczy si intencja. Jestem pod wraeniem. - A kt to ma by tym razem? Kolejna wizja z mojego umysu? Czy te prawdziwa Shota? - Richard by wcieky. A za dobrze rozpoznawa gniew miecza, lecz postanowi nie chowa ostrza. - A czy te szaty to naprawd ty? - zakpia, umiechajc si szeroko. - Czy te co, co wkadasz na pewien czas, w okrelonym celu? - Wic w jakim celu jeste teraz wanie taka? - eby ci si spodoba, oczywicie - odpara z udanym zdumieniem. - Za pomoc iluzji! - Nie - odpara agodniejszym tonem. - To nie iluzja, tak si widz, najczciej wanie tak. To rzeczywisto. Richard pomin milczeniem te sowa, wskazujc mieczem czarodzieja. - Co zrobia Zeddowi? Shota wzruszya ramionami, odwrcia oczy i umiechna si skromnie. - Powstrzymaam go przed wyrzdzeniem mi krzywdy. Nic mu nie jest. Przynajmniej na razie. - W migdaowych oczach zamigotay iskierki. - Potem go zabij, gdy sobie pogadamy, ty i ja. - A Kahlan? - Chopak mocniej zacisn do na rkojeci miecza. Wiedma spojrzaa na Kahlan. Dziewczyna staa nieruchomo, bya blada, wargi jej dray, ledzia kady ruch Shoty. Richard wiedzia, e biedaczka bardziej si jej baa ni wy. Shota zmarszczya gniewnie brwi, a potem skierowaa wzrok na chopaka i znw si

skromnie umiechna. - To bardzo niebezpieczna kobieta. - W jej oczach bya wiedza o wiele starsza ni lata, na ktre wiedma wygldaa. - Bardziej niebezpieczna, ni jej si wydaje. Musz si przed ni chroni. - Znw wzruszya ramionami i zrcznie schwycia rozwian po szaty; suknia natychmiast j otulia, jakby usta wiatr. - Wic zadbaam o to, eby staa spokojnie. Jeli si poruszy, we j uksz, jeeli nie, to jej nie tkn. - Namylaa si przez chwil. - J te pniej zabij. - Ton jej gosu, miy i spokojny, nie pasowa do wypowiedzianych sw. Richard si zastanawia, czy nie powinien odci gowy tej kobiecie. Gniew popycha go do tego czynu. Uksztatowa w mylach wyrany obraz caej tej sceny, majc nadziej, e Shota ujrzy i to. Potem troszeczk powcign furi, ale nie za bardzo. - A ja? Mnie si nie boisz? Shota zamiaa si leciutko, potem umiechna. - Poszukiwacza? - Przyoya palce do ust, jakby chciaa ukry wyraz rozbawienia. Nie, raczej nie. - A moe powinna. - Chopak ledwo nad sob panowa. - Moe. W normalnych czasach. Lecz to nie s normalne czasy. Bo wwczas po co by si tu zjawi? eby mnie zabi? Tylko co ocalie mi ycie. - Wzrokiem daa mu do zrozumienia, e powinien si wstydzi bzdur, jakie wygaduje, i obesza Richarda dokoa. On za odwraca si razem z ni, nie spuszczajc jej z oka i cay czas trzymajc miecz pomidzy sob a Shota, ktra najwyraniej lekcewaya grony or. - W tych czasach potrzebne s najdziwaczniejsze sojusze, Richardzie. Tylko silni ludzie maj do rozumu, eby to uzna. Zatrzymaa si, skrzyowaa ramiona, obdarzya chopaka szacujcym spojrzeniem i lekki umiechem. - Mj bohater. Ju nie pamitam, kiedy kto pomyla o tym, eby mi ocali ycie. - Pochylia si ku niemu. - Ogromnie szarmanckie, naprawd. - Obja Richarda. Chcia j powstrzyma, ale tego nie zrobi; sam nie wiedzia dlaczego. - Nie pochlebiaj sobie. Miaem swoje powody. - Jej swoboda irytowaa chopaka i jednoczenie pocigaa go. Richard dobrze wiedzia, e nie powinien ulega gierkom Shoty. Przecie dopiero co oznajmia, e zamierza zabi dwoje jego najlepszych przyjaci, a mina Kahlan powiedziaa mu, e to nie s czcze pogrki. Co gorsza, doby miecza i uwolni gniew. Ale Shota oplataa, oczarowaa i t magi. Chopak mia wraenie, e tonie, lecz - ku swemu zdumieniu stwierdzi, e mu to sprawia przyjemno. Wiedma umiechna si szerzej, oczy jej zabysy. - Jak ju mwiam, tylko silni maj do rozumu, eby zawrze potrzebne w tych

czasach sojusze. Czarodziej gupio postpi prbujc mnie zabi. Ona te sprbowaa, nawet nie chciaa tu przyj. Ty jeden masz olej w gowie i zrozumiae, e w tych czasach jest potrzebny taki sojusz, jak nasz. - Nie zawieram sojuszy z tymi, ktrzy chc zabi moich przyjaci. - Richard podsyca w sobie suszny gniew. - Nawet jeli to oni pierwsi prbowali mnie zabi? Czy nie mam prawa si broni? Mam umrze, bo twoi przyjaciele chc mnie zabi? Zastanw si, co mwisz, Richardzie. Potrzsna gow, marszczc brwi i umiechajc si. - Spjrz na to moimi oczami. Chopak przemyla to, lecz nic nie powiedzia. Shota przyjacielsko zacisna obejmujce Richarda rami. - Jednak naprawd bye szarmancki. Dokonae niecodziennego wyczynu, mj bohaterze. Narazie dla mnie, dla wiedmy, swoje ycie. Naley ci si za to nagroda. Speni jedno twoje yczenie. Powiedz, czego pragniesz, a stanie si. - Woln doni wykonaa jakie pynne ruchy. - Co tylko zechcesz, przyrzekam. Richard ju chcia co powiedzie, ale Shota agodnie pooya palce na ustach chopaka, uciszajc go. Przylgna do niego ciepym, jdrnym ciaem, okrytym jedynie powiewn, cienk szatk. - Nie spiesz si z odpowiedzi, nie podwaaj dobrego zdania, jakie mam o tobie. Dostaniesz, co tylko zechcesz. Nie zmarnuj yczenia. Dobrze je przemyl, zanim gono wypowiesz. To wane yczenie, ofiarowane ci z konkretnego powodu - by moe najwaniejsze w twoim yciu. Popiech moe oznacza mier. W Richardzie a si zagotowao, cho Shota dziwnie go pocigaa. - Wcale si nie musz zastanawia. Oto moje yczenie: Nie zabijaj moich przyjaci. Nie czy im krzywdy i pu ich wolno. - Obawiam si, e to wszystko skomplikuje - westchna wiedma. - Ach, tak? Wic twoje sowo nic nie znaczy? Spojrzaa na z gniewnym wyrzutem. - Moje sowo jest wszystkim - w jej gosie zabrzmia szorstki ton. - Po prostu chciaam, eby wiedzia, i to wszystko skomplikuje. Przyszede tu po odpowied na bardzo wane pytanie. Masz jedno yczenie. Zadaj wic owo pytanie, a ja odpowiem. Czy nie tego wanie chcesz? Zapytaj sam siebie, co jest w waniejsze, ilu ludzi zginie, jeeli nie wypenisz misji. - Znw przyjacielsko cisna i umiechna si. - Miecz ci baamuci, Richardzie. Jego magia wpywa na twj osd. Schowaj go i pomyl jeszcze raz. Moe posuchasz mojego ostrzeenia. Nie udzieliam go bez powodu. Richard gniewnie wsun miecz do pochwy. Niech wie, e on i tak nie zmieni zdania.

Obejrza si na zamroonego Zedda. Rzuci okiem na Kahlan, pokryt kbicymi si wami. Ich oczy si spotkay i serce chopaka o mao nie pko z blu. Wiedzia czego dziewczyna oczekuje, czyta to w jej oczach: chciaa, eby wykorzysta yczenie na odszukanie szkatuy. Richard odwrci wzrok, nie mogc znie jej mki. Z determinacj popatrzy na Shot. - Schowaem miecz. I niczego to nie zmienio. Na tamto pytanie odpowiesz i tak. Bo i twoje ycie zaley od tego, czy poznam odpowied. Sama to przyznaa. Nie marnuj swojego yczenia. Gdybym je wykorzysta na uzyskanie odpowiedzi, ktrej i tak mi udzielisz, zmarnowabym ycie moich przyjaci. A teraz wypenij moje yczenie! Shota popatrzya na oczami starymi jak wiat. - Drogi Richardzie - rzeka mikko. - Poszukiwacz potrzebuje gniewu, lecz nie pozwl, eby gniew zabi w tobie mdro. Nie osdzaj pochopnie dziaa, ktre nie w peni rozumiesz. Nie wszystkie s takie, jak to wyglda na pierwszy rzut oka. Niektre z nich podjto w twojej obronie. Pooya mu do na policzku i ten gest ponownie przypomnia Richardowi matk. Jej agodno i uspokoia go, i zasmucia zarazem. Ju si jej nie ba. - Bagam ci, Shoto - wyszepta. - Wyraziem yczenie. Spenij je. - Twoje yczenie, drogi Richardzie, jest dla mnie rozkazem - odszepna smutnie. Chopak spojrza na Kahlan. We nie znikny. - Obiecaa, Shoto. - Obiecaam, e jej nie zabij i e odejdzie wolno. Kiedy ty std odejdziesz, bdzie moga pj z tob, nie zabij jej. Lecz ona mi zagraa. Jeli si nie poruszy, we nic jej nie zrobi. - Powiedziaa, e Kahlan sprbowaaby ci zabi. To nieprawda. Przyszlimy tu, ona i ja, prosi ci o pomoc. Nie chciaa ci nic zego uczyni, a ty j usiowaa zabi. A teraz jeszcze to! - Przyszede tutaj, Richardzie, uwaajc, e jestem wcielonym zem? - Dotkna palcem brody, namylaa si. - Nic o mnie nie wiedziae, a mimo to bye gotw mnie skrzywdzi na podstawie wasnych wymysw. Uwierzye w to, co usyszae od innych. W gosie Shoty nie byo urazy ani zoliwoci. - Te historie opowiadaj ludzie zazdroni lub wystraszeni. Niektrzy twierdz, e zem jest korzystanie z ognia i e posuguj si nim tylko li. A czy to jest prawd? Ludzie mwi rwnie, e stary czarodziej by zy i e wielu przeze zgino. Czy to prawda? Cz Botnych Ludzi twierdzi, e sprowadzie mier do ich wioski. Czy co staje si prawd tylko dlatego, i gupcy przy tym obstaj? - A jak nazwa osob, ktra udawaa moj matk? - spyta gorzko Richard.

- Czyby nie kocha swojej matki? - Shota bya dotknita do ywego. - Jasne, e kochaem. I kocham. - Czy moe by wikszy dar ni przywrcenie ukochanej, zmarej osoby? Czy widok matki nie sprawi ci radoci? Czy chciaam czego w zamian? daam zapaty? Ofiarowaam ci co piknego i czystego, oywione wspomnienie waszej wzajemnej mioci. Nawet nie wiesz, jakim kosztem to uczyniam. A ty uwaasz, e to by zy uczynek? I w nagrod za to chciaby mi ci gow swoim mieczem? Richard nic nie powiedzia. Odwrci oczy; nagle, niespodziewanie poczu wstyd. - Czyby sowa innych zatruy twj umys, Richardzie? Ich obawy? Prosz tylko, by mnie osdza wedug moich czynw, a nie zdawa si na sowa i oceny innych. By mnie zobaczy tak, jaka jestem. Nie daj si wtoczy w szeregi gupcw, Richardzie. Chopak w milczeniu sucha Shoty - ubraa w sowa jego myli. - Rozejrzyj si wok. - Wiedma wykonaa zamaszysty gest. - Czy to siedlisko brzydoty i za? - To najpikniejsze miejsce, jakie w yciu widziaem - przyzna mikko Richard. - Ale to niczego nie dowodzi. A co z tamtym? - Wskaza brod mroczne lasy ponad kotlin. - Potraktuj je jako rodzaj fosy - odpara, zerknwszy we wskazanym kierunku. Umiechna si dumnie. - Odstraszaj gupcw, ktrzy by mnie chcieli skrzywdzi. Najtrudniejsze pytanie Richard zostawi na koniec. - A on? - Spojrza na siedzcego w cieniu Samuela, obserwujcego ich poncymi tymi lepiami. - Chod tutaj, Samuelu - powiedziaa gosem penym alu patrzc Richardowi w oczy. Odraajcy stwr przytoczy si poprzez traw, stan u boku swojej pani; ociera si o ni, gulgoczc gardowo. Cay czas patrzy na miecz. Shota czule gaskaa go po szarej gowie. Umiechna si do Richarda: ciepo, dzielnie, wyzywajco. - Widz, e potrzebna jest formalna prezentacja. Przedstawiam ci twego poprzednika, Richardzie. Oto Samuel, poprzedni Poszukiwacz. Chopaka zatkao, ze zdumieniem popatrzy na kompaniona - Mj miecz! Dawaj! - Samuel ju siga po miecz, lecz Shota nie spuszczajc Richarda z oka, ostrzegawczo wypowiedziaa imi kompaniona. Natychmiast cofn rce i przylgn do pani. - Mj miecz - poskary si cicho sam sobie. - Czemu tak wyglda? - spyta ostronie Richard, bojc si odpowiedzi. - Naprawd nie wiesz? - Shota uniosa brew, badaa twarz chopca i umiechaa si smutno. - Magia. Czyby czarodziej ci nie ostrzeg?

Richard z wolna potrzsn gow, nie mg powiedzie ani sowa. Jzyk przysech mu do podniebienia. - C, radz, by z nim porozmawia. - Uwaasz, e magia i ze mnie to uczyni? - z trudem wykrztusi chopak. - Niestety, nie mog odpowiedzie na to pytanie. - Shota ciko westchna. - Potrafi widzie przepyw czasu, to, jak wydarzenia wpywaj na przyszo. Ale to jest inny rodzaj magii - to magia czarodzieja - i na to jestem lepa, nie widz, co bdzie. Nie widz, jak wpywa w przyszo. Samuel by poprzednim Poszukiwaczem. Przyby tutaj wiele lat temu, szukajc pomocy. Lecz nie mogam nic dla niego uczyni, nic. Mogam mu tylko wspczu, litowa si nad nim. A potem, pewnego dnia, zjawi si nagle stary czarodziej i zabra miecz. - Znaczco uniosa brew. - Bardzo nieprzyjemne wydarzenie, dla nas obydwojga. Musz przyzna, e nie ywi przyjaznych uczu wobec tego czarodzieja. - Twarz Shoty znowu zagodniaa. - Samuel jeszcze dzi uwaa, e Miecz Prawdy jest jego. Ale ja wiem swoje. To czarodzieje - od zawsze - s stranikami miecza i jego magii, i tylko na pewien czas uyczaj go kolejnym Poszukiwaczom. Richard przypomnia sobie, jak Zedd opowiada, e kiedy faszywy Poszukiwacz zaplta si w miostk z wiedm, to on, Zedd, poszed tam i odebra miecz. To by w Poszukiwacz, bya owa wiedma. Kahlan si mylia. Istnia przynajmniej jeden czarodziej, ktry si omieli wej do kotliny Agaden. - Moe to si stao, bo on nie by prawdziwym Poszukiwaczem - prbowa si pocieszy chopak. Dalej zasychao mu w ustach. - Moe. Po prostu nie wiem - odpara z zatroskan min. - To pewnie to - wyszepta. - To musi by to. Inaczej Zedd by mnie ostrzeg. Jest moim przyjacielem. - Teraz w gr wchodz o wiele waniejsze sprawy ni przyja, Richardzie. Spojrzaa na z powag. - Zedd dobrze to wie, ty take. Przecie, kiedy musiae, przedoye te sprawy ponad jego ycie. Chopak spojrza na Zedda. Tak by chcia z nim pogada. Strasznie mu go brakowao, zwaszcza teraz. Czy to prawda? Czy naprawd, bez chwili zastanowienia, przedoy odnalezienie szkatuy ponad ycie Zedda? - Obiecaa mi, Shoto, e go pucisz wolno. Przez chwil wpatrywaa si w twarz chopaka. - Przepraszam ci, Richardzie. - Wykonaa pynny gest doni ku Zeddowi, czarodziej

zafalowa i znikn. - To bya tylko uuda. Fantom. To nie by stary czarodziej. Richard pomyla, e powinien by wcieky, ale nie by. Troch go to dotkno, no i aowa, e nie ma tu Zedda. Potem poczu fal lodowatego przeraenia. - Czy to naprawd Kahlan? A moe j zabia i zwodzisz mnie podobizn? Jeszcze jedna sztuczka? Kolejny fantom? Pier Shoty uniosa si w gbokim oddechu. - Obawiam si - westchna Shota - e ona jest wystarczajco realna. I w tym cay problem. Uja Richarda pod rami, zawioda przed Kahlan. Samuel poszed za nimi, stan obok. Ramiona mia tak dugie, e nawet kiedy sta zupenie wyprostowany, wodzc tymi lepiami od jednego do drugiego, bezwiednie rysowa w pyle drogi linie i koa. Shota, zatopiona w mylach, patrzya przez chwil na Kahlan. Wydawao si, e rozwizuje jaki dylemat. Richard chcia, eby we ju znikny. Kahlan wci bya przeraona, pomimo swek wiedmy o przyjani i pomocy, i to nie wy si baa. Wodzia oczami za Shota, jak schwytane w puapk zwierztko wodzi oczami za tym, kto je schwyta, ignorujc puapk. - Czy potrafiby j zabi, Richardzie, gdyby musia? - spytaa Shota, patrzc Kahlan w oczy. - Czy miaby odwag j zabi, gdyby si okazaa zagroeniem dla powodzenia twojej misji? Gdyby od tego zaleao ycie innych? Mw prawd. Gos wadmy brzmia agodnie, a jednak jej sowa przeszyy chopaka jak lodowaty sztylet. Spojrza w szeroko rozwarte oczy Kahlan, przenis wzrok na stojc przed nim kobiet. - Jest moj przewodniczk. Potrzebuj jej - odpar wymijajco. - Nie o to pytaam, Poszukiwaczu. - Wielkie, migdaowe oczy patrzyy twardo. Chopak milcza, stara si, by nie zdradzi go wyraz twarzy. - Tak mylaam. - Shota umiechna si smutno. - I dlatego le wykorzystae swoje yczenie. - Wcale nie - zaprotestowa Richard. - Zabiaby j, gdybym je inaczej spoytkowa! - Tak. - Wiedma ponuro kiwna gow. - Zabiabym, Posta Zedda bya prb. Przebye j pomylnie i w nagrod ofiarowaam ci jedno yczenie - nie po to, eby dosta, co chcesz, lecz ebym moga wykona za ciebie trudne zadanie, trudny czyn, na ktry brak ci odwagi. To bya druga prba. I tu zawiode, drogi chopcze. Musz speni twoje yczenie. Tu wanie popenie bd. Powiniene pozwoli, ebym j za ciebie zabia. - Chyba oszalaa! Najpierw wmawiasz mi, e wcale nie jeste za, e powinienem ci

osdza po twoich czynach, a teraz ukazujesz mi swoje prawdziwe ja, pouczajc, e popeniem bd, nie pozwalajc ci zabi Kahlan! I to niby za co? Za jakie urojone groby? W niczym ci ona nie zagraa ani nie zagrozi. Pragnie, tak jak i ja, powstrzyma Rahla Pospnego. Tak samo jak ty! Shota spokojnie suchaa tej przemowy. Jej oczy znw byy stare jak wiat. - Czyby nie sucha, kiedy mwiam, e nie wszystkie czyny s tym, czym si wydaj? e niektre popenia si po to, by ci ocali? I znw osdzasz zbyt pochopnie, nie znajc wszystkich faktw. - Kahlan jest moj przyjacik. I tylko to si liczy. Wiedma gboko zaczerpna powietrza, jakby chciaa zachowa spokj, jakby prbowaa nauczy czego uparte dziecko. Wyraz jej twarzy sprawi, e Richard poczu si jak dure. - Suchaj uwanie, Richardzie. Rahl Pospny wczy do gry szkatuy Ordena. Jeeli mu si powiedzie, nie bdzie siy zdolnej go powstrzyma. Ju nigdy. Umrze mnstwo ludzi. Ty. Ja. Ty jeden masz szans, eby go powstrzyma, i dlatego w moim interesie ley pomaganie ci. Nie wiem, dlaczego tak jest ani jak to zrobisz - po prostu widz strumie mocy. Tylko ty jeden masz ow szans. I wcale nie oznacza to, e zwyciysz: po prostu masz szans. Wiedz jednak, e istniej siy zdolne ci pokona, zanim j wykorzystasz. Stary czarodziej nie ma tyle mocy, by powstrzyma Rahla. Lecz ja mogabym ci by pomocna. I naprawd tego chc. Bo czynic to, pomagam sama sobie. Nie chc umiera. A umr, jeli zwyciy Rahl. - Wiem o tym. To dlatego powiedziaem, e i tak odpowiesz na moje pytanie, e nie musz na to powica yczenia. - Ale s jeszcze sprawy, o ktrych ja wiem, Richardzie, ty za nie. Na jej piknej twarzy malowa si bolesny smutek. Patrzya na badawczo. Oczy Shoty pony tym samym pomieniem co oczy Kahlan - pomieniem inteligencji. Richard czu, e wiedma naprawd pragnie mu pomc. Nagle przestraszy si tego, o czym ona wiedziaa, a on nie. Zda sobie spraw, e nie chciaa go zrani, e tak po prostu jest. Zobaczy wpatrzonego w miecz Samuela i uwiadomi sobie, e zaciska na gardzie lew do, zaciskaj tak mocno, e wypuke litery sowa PRAWDA bolenie pijaj mu si w rk. - O czym wiesz, Shoto? - Najpierw o tym, co atwiejsze do zniesienia - westchna. - Pamitasz, jak zatrzymae mieczem ogie czarodzieja? wicz to. Poddaam ci tej prbie nie bez powodu. Zedd uyje przeciwko tobie owego ognia. Wic nastpnym razem to ju nie bdzie prba,

lecz rzeczywisto. Strumie czasu nie mwi, kto wygra, ale zdradza, e masz szans go pokona. - To nie moe by prawda... - Richard szeroko otworzy oczy. - To rwnie prawdziwe - wpada mu w sowo - jak zb, ktry ojciec da synowi, by udowodni stranikowi ksigi, skd jama. To nim wstrzsno i przerazio go. - Nie, nie wiem, kim jest w stranik. - Migdaowe oczy pony. - Sam go musisz odnale, dowiedzie si kto to. Richard z trudem oddycha, ledwo zdoa wykrztusi kolejne pytanie. - Jeli to byo atwiejsze, to co przyjdzie teraz? Kasztanowe wosy zafaloway, Shota odwrcia gow i popatrzya na Kahlan; dziewczyna staa nieruchomo, pokryta kbicymi si wami. - Wiem, kim ona jest i dlaczego mi zagraa... - umilka. Znw patrzya na chopaka. Najwyraniej nie masz pojcia, kim ona jest, inaczej by z nianie szed. Kahlan ma moc. Magiczn moc. - Tyle to wiem - wtrci ostronie Richard. - Jestem wiedm, Richardzie - podja Shota, prbujc ubra w sowa jak bolesn prawd. - Jak ju mwiam, mog zobaczy, jak sprawy si potocz. To jeden z moich talentw. I midzy innymi dlatego gupcy si mnie boj. - Przysuna twarz do twarzy chopaka, a za blisko. Jej oddech pachnia rami. - Nie bd jednym z nich, Richardzie, prosz. Nie obawiaj si mnie z powodu czego, nad czym nie mam adnej kontroli. Potrafi zobaczy, jak sprawy si potocz, lecz nie mam wpywu na ich bieg, nie mog go zmieni. I wcale mnie nie cieszy w dar ani to, co widz. Tylko nasze biece dziaania maj wpyw na to, co si wydarzy. Miej odwag i rozum, by wykorzysta t prawd ku swemu poytkowi, a nie tylko na ni pomstowa. - A jak prawd widzisz, Shoto? - wyszepta. Wyraz jej oczu sprawi, e chopak wstrzyma oddech. Gos miaa ostry jak miecz. - Kahlan ma moc i uyje jej przeciwko tobie, jeli jej nie zabij. - Patrzya Richardowi w oczy. - Co do tego nie ma wtpliwoci. Twj miecz osoni ci przed ogniem czarodzieja, lecz nie ocali ci przed jej dotkniciem. Chopak mia wraenie, e kade z tych sw rani mu serce. - Nie! - szepna Kahlan. Spojrzeli na ni. Sowa Shoty sprawiy, ze twarz dziewczyny cigna si z blu. - Nie mogabym! Przysigam, Shoto! Przysigam, e nie zrobi mu tego! zy pyny po policzkach Kahlan. Wiedma podesza bliej i poprzez we dotkna

twarzy dziewczyny, agodnie starajc si j pocieszy. - Obawiam si, e to zrobisz, dziecko, jeli przeyjesz - Otara spywajc z. Przecie ju raz mao brakowao - dodaa z zaskakujcym wspczuciem. - Bya o wos. Leciutko skina gow, sama do siebie. - To prawda, czy nie? Powiedz mu. Powiedz, czy mwi prawd. Oczy Kahlan przeskoczyy na Richarda. Zajrza w zielone gbie i wspomnia owe trzy razy, kiedy go dotkna, gdy trzyma miecz i jak magia go wtedy ostrzegaa. Ostatnim razem - u Botnych Ludzi, kiedy si zjawiy cienie - reakcja magii bya tak potna, ze niemal przeszy dziewczyn mieczem, zanim zda sobie spraw, ze to ona. Kahlan cigna brwi, odwrcia oczy. Zagryza wargi, tumic jk. - Czy to prawda? - szepn Richard ze cinitym sercem. - Czy bya o wos od uycia swej mocy przeciwko mnie, jak twierdzi Shota? Dziewczyna zblada. Jkna gucho, bolenie. Zamkna oczy i zakaa rozpaczliwie. - Bagam ci, Shoto. Zabij mnie. Musisz. Przysigam broni Richarda, przysigam powstrzyma Rahla. Bagam ci - kaa. - To jedyne wyjcie. Musisz mnie zabi. - Nie mog - szepna wiedma. - Obiecaam speni yczenie. Niemdre, szalone yczenie. Richard z trudem znosi widok tak zrozpaczonej bagajcej o mier Kahlan. Gardo mia tak cinite, e ledwo oddycha. Dziewczyna krzykna nagle i wyrzucia w gr rce chcc, zby we j uksiy. Chopak rzuci si gwatownie, ale znikny Kahlan ogldaa ramiona, szukaa gadw ktrych ju nie byo. - Przepraszam, Kahlan. Gdybym pozwolia im ci uksi, zamaabym sowo, nie speniabym yczenia. Dziewczyna osuna si na kolana. Pakaa, opierajc czoo o ziemi, wbijajc palce w grunt. - Tak mi przykro, Richardzie - szlochaa. - Prosz. Przyrzekam ci broni. Tak wielu ju umaro. Dobd miecza i zabij mnie. Zrb to. Zabij mnie, Richardzie, bagam. - Nigdy bym nie mg... Kahlan... - zdoa wykrztusi chopak. - Richardzie - odezwaa si Shota, sama bliska ez. - Jeeli ona przeyje, to uyje swej mocy przeciwko tobie, zanim Rahl otworzy szkatuy. Nie ma co do tego wtpliwoci. Najmniejszej. Tak si stanie, jeli ona bdzie y. Obiecaam speni twoje yczenie, wic nie mog jej zabi. Ty musisz to uczyni. - Nie! - wrzasn chopak. Kahlan jkna bolenie i wycigna n. Chciaa si pchn, ale Richard

unieruchomi jej rk. - Bagam, Richardzie - kaa. - Nic nie rozumiesz. Musz umrze. Inaczej bd odpowiedzialna za to, co zrobi Rahl. Za wszystko, co si wydarzy. Chopak podnis j i przytuli, cay czas unieruchamiajc rk z noem, eby si nie moga zrani. Pakaa. ypn wciekle na Shot. Staa obok ze zwieszonymi luno ramionami, obserwowaa ich. Czy to moliwe? Czy to prawda? Szkoda, e nie posucha Kahlan i przyszed tutaj. Poluzowa chwyt na rce dziewczyny, kiedy zda sobie spraw, e sprawia jej bl. Zastanawia si, czy powinien pozwoli Kahlan popeni samobjstwo. Rce mu dray. - Prosz ci, Richardzie - odezwaa si Shota ze zami w oczach. - Jeli chcesz, to nienawid mnie za to, kim jestem, lecz nie za to, e powiedziaam ci prawd. - To znaczy to, co uwaasz za prawd, Shoto! Ale moe to wcale nie jest prawda. Nie zabij Kahlan, opierajc si na twoich sowach. Wiedma smutno pokiwaa gow, spojrzaa na wilgotnymi oczami. - Krlowa Milena ma ostatni szkatu Ordena - szepna ledwo dosyszalnie. - Lecz wiedz, e ju niedugo bdzie j mie. Jeli, oczywicie, uwierzysz w tak prawd, jak ja widz. - Odwrcia si ku kompanionowi. - Wyprowad ich z kotliny, Samuelu - powiedziaa agodnie. - Nie zabieraj niczego, co do nich naley. Bd bardzo niezadowolona, jeli to zrobisz. Dotyczy to take Miecza Prawdy. Richard spostrzeg z, spywajc po jej policzku. Wiedma odwrcia si i ruszya drog. Zatrzymaa si na chwil. Wspaniae kasztanowe wosy spyway na ramiona i plecy okryte powiewn szat. Uniosa gow, ale nie obrcia si ku chopakowi. - Kiedy to wszystko ju si skoczy... - powiedziaa amicym si gosem - nie wracaj tu ju nigdy... Jeli zwyciysz i przeyjesz... Nigdy. Bo jeeli wrcisz... To ci zabij. Odesza ku swemu paacowi. - Przepraszam ci, Shoto - wyszepta ochryple Kichard. - Tak mi przykro. Nie zatrzymaa si ani nie odwrcia.

Rozdzia trzydziesty drugi Wysza zza rogu i niemal potkna si o jego nogi, tak cicho nadszed. Dziewczynka uniosa gow i spojrzaa na twarz ponad srebrzyst szata., wysoko ponad podog. - Giller! Ale mnie wystraszye! Donie czarodzieja byy ukryte w rkawach, kada w przeciwlegym. - Przepraszam, Rachel. Nie chciaem ci przestraszy. - Spojrza w jedn i drug stron holu, potem usiad na pododze. - Dokd idziesz? - Polecenia i rozkazy - odpara, westchnwszy gboko. - Ksiniczka Violet kazaa, ebym nakrzyczaa w jej imieniu na kucharzy. Potem mam i do praczek i powiedzie, e znalaza plam od sosu na jednej ze swoich sukien i e ona nigdy nie plami sukien sosem, wic one musiay to zrobi, i e jeeli jeszcze raz znajdzie tak plam, to kae ci im gowy. Nie mam ochoty im tego mwi, s takie mie. - Dotkna srebrnego galonu na rkawie szaty Gillera. - Ale zagrozia mi, e sama si nabawi kopotw, jeeli im tego nie powiem. - C, zrb, jak kazaa. - Czarodziej kiwn gow. - Jestem pewien, e praczki si domyla, i to nie twoje sowa. Rachel spojrzaa w due, ciemne oczy Gillera. - Kady wie, e ona paprze sosem swoje suknie. - Masz racj. - Zamia si cicho. - Sam to widziaem. Ale nie naley nastpowa na ogon picemu psu, bo to si ze koczy. - Nie zrozumiaa i skrzywia si. - To znaczy, e cigniesz na siebie kopoty, jeli jej to wypomnisz, wic lepiej zachowaj to dla siebie. Rachel potakna, wiedziaa, e to prawda. Giller znw si rozejrza po holu, ale nikogo nie byo. Nachyli si ku dziewczynce i szepn: - Nie miaem okazji ci zapyta ani sprawdzi. Znalaza swoj pocieszank? Przytakna z umiechem. - Ogromnie ci dzikuj, Gillerze. Jest wspaniaa. Ju dwa razy spaam poza zamkiem, od kiedy mija dae. Powiedziaa mi, ebym si do ciebie nie odzywaa, dopki nie powiesz, e jest bezpiecznie, wic czekaam. Tak jak powiedziaa. Rozmawiaymy i rozmawiaymy i dziki niej czuj si o wiele lepiej. - Rad jestem, dziecko. - Giller umiechn si. - Nazwaam j Sara. Lalka musi mie imi, wiesz. Taaak? - zdziwi si. - Nie wiedziaem. Hmm, Sara to adne imi. Rachel si rozpromienia; cieszyo j, e czarodziejowi spodobao si imi lalki. Obja go ramionami za szyj i przysuna buzi do jego ucha.

- Sara te mi opowiadaa o swoich kopotach - szepna. - Obiecaam jej, e ci pomog. Nigdy bym si nie spodziewaa, e i ty chcesz uciec. Kiedy odejdziemy, Gillerze? Coraz bardziej si boj ksiniczki Violet. Tulia si do czarodzieja, a on przyjacielsko poklepywa j po plecach. - Ju wkrtce, dziecinko. Ale najpierw musimy wszystko przygotowa, eby nas nie zapali. Przecie nie chcemy, eby kto za nami poszed, odnalaz nas i przyprowadzi z powrotem, prawda? Rachel przeczco potrzsna gwk, wtulona w rami czarodzieja. Wtem usyszaa kroki. Gili er wsta, spojrza w gb holu. - Nie powinni widzie, e rozmawiamy, Rachel. Kto by mg... Dowiedzie si o lalce. O Sarze. - Lepiej ju pjd - rzeka pospiesznie dziewczynka. - Za pno. Sta przy cianie i poka mi, jaka potrafisz by dzielna i cichutka. Uczynia to, a Giller stan przed ni i zasoni j szat. Rachel dosyszaa szczk zbroi. Tylko jacy stranicy, pomylaa. Potem doleciay j piskliwe warknicia. Piesek krlowej! To krlowa i jej gwardzici! Ale im si dostanie, gdy krlowa j znajdzie ukryt za szatami czarodzieja! Domyli si wszystkiego o lalce! Schowaa si gbiej w fady szaty. Giller si skoni i szata lekko zafalowaa. - Wasza wysoko - powiedzia, prostujc si. - O, Giller! - odezwaa si askawie krlowa. - Czemu si tu czaisz? - Czaj si, Wasza mio? Sdziem, e jestem na twej subie, o pani, wanie po to, eby si nikt nie czai. Sprawdzaem magiczn piecz na skarbczyku, eby si upewni, e nikt przy niej nie majstrowa. - Rachel usyszaa, jak piesek wszy przy skraju szaty Gillera. Jeli taka jest twoja wola, krlowo, zdam si na los i nie bd sprawdza, jeli co mnie zaniepokoi. - piesek zaszed z boku, bliej dziewczynki. Wyranie syszaa, jak wszy Oby ju sobie poszed, zanim j znajd. - Przed snem zaniesiemy mody do dobrych duchw, eby wszystko byo w porzdku, kiedy si zjawi Ojczulek Rahl. A jeli co bdzie nie tak, to powiemy mu po prostu, e sobie nie yczylimy, aby kto si tu krci i czai, wic niczego nie sprawdzalimy. By moe zrozumie to. Piesek zacz warcze. Rachel bya bliska paczu. - Nie strosz si tak, Gillerze, tylko pytaam. - Dziewczynka dostrzega czarny nosek, wpychajcy si pod szat czarodzieja. - Co tam znalaze, Skarbie? Co tam, maleki Skarbie? Piesek zawarcza i szczekn. Gili er cofn si troch, przysuwajc Rachel bardziej do ciany. Dziewczynka usiowaa myle o Sarze, aujc, e nie ma przy sobie pocieszanki.

- O co chodzi, Skarbie? Co zwszye? - Obawiam si, Wasza wysoko, krciem si rwnie w stajniach. Piesek musia wywszy te zapachy. - Giller wsun rk w szat, tu koo gowy Rachel. - Stajnie? - Ton gosu Mileny wci by do askawy. - A czeg to tam szukae? Gos krlowej goniej zabrzmia w uszach maej, gdy pochylia si, eby podnie pieska. Co tam wyczyniasz, Skarbie? Rachel zagryza rbek sukienki, eby nie byo sycha, jak szczka zbami. Z szaty wynurzya si rka Gillera; trzyma co pomidzy kciukiem a palcem wskazujcym. Piesek wepchn epek pod szat czarodzieja i zacz poszczekiwa. Giller rozwar palce i na psi epek posypa si migotliwy py. Skarb zacz kicha. Potem zjawia si do krlowej i wycigna pieska. - No ju, ju, malutki Skarbie. Ju wszystko dobrze, moje biedactwo. - Rachel usyszaa, jak Milena cauje psi nosek; zawsze to robia; potem kichna i krlowa. - Co to mwie, Gillerze? Czego moe szuka w stajniach czarodziej? - Jak ju mwiem, o pani - gos Gillera te brzmia askawie; Rachel bawio, e mwi tym tonem do krlowej - gdyby bya morderc i chciaa si dosta do zamku, i przeszy krlow strza, to czy weszaby gwn bram, miao i odwanie? Czy te raczej schowaaby si na wozie, w sianie lub pod workami? I wysza noc ze stajni. - C... Ja... Ale czy... Jak mylisz... Odkrye co? - Skoro jednak sobie nie yczysz, ebym si krci po stajniach, wic i je skrel z mojej listy! Od teraz jednak bd si trzyma z dala od ciebie, krlowo, podczas wszystkich oficjalnych wystpie. Kiedy ktrym z twoich poddanych zdecyduje si okaza, jak kocha swoj pani, nie chciabym mu podej pod rk. - Wybacz mi, czarodzieju Gillerze - rzeka sodziutko Milena; takim tonem mwia gwnie do pieska. - Bardzo jestem ostatnio rozstrojona. To przez t zbliajc si wizyt Ojczulka Rahla. Chce eby wszystko dobrze poszo, wtedy wszyscy dostaniemy to, czego pragniemy. Wiem, jak le ci na sercu moje sprawy. Dziaaj dalej, prosz, i wybacz swojej pani to chwilowe rozdranienie. - Twoje yczenie jest dla mnie rozkazem, Wasza wysoko - Giller znw si skoni. Krlowa popiesznie odesza, kichajc raz po raz. Potem Rachel usyszaa, jak znienacka umilky kroki Mileny i szczk gwardzistw. - I jeszcze co, czarodzieju Gillerze! - zawoaa krlowa. - Chyba ci tego nie powiedziaam? Przyby posaniec. Powiadomi nas, e Ojczulek Rahl bdzie tu szybciej, ni oczekiwalimy. O wiele szybciej. Ju jutro, prawd mwic. Na pewno si spodziewa, e

dostanie szkatu na przypiecztowanie sojuszu. Zadbaj, prosz, by tak si stao. Noga Gillera podskoczya tak energicznie, e Rachel niemal upada. - Oczywicie, najjaniejsza pani. - Czarodziej ponownie si skoni. Odczeka, a krlowa odejdzie, potem obj wielkimi domi tali dziewczynki, podnis Rachel i podtrzyma jednym ramieniem na wysokoci swojego biodra. Jego policzki ju nie byy takie czerwone jak zazwyczaj. By przeraliwie blady. Pooy palec na ustach maej; domylia si, e ma siedzie cicho. Czarodziej wycign szyj i kolejny raz rozejrza si po holu. - Jutro! - mrukn do siebie. - Niech to licho, nie jestem gotw. - Co nie tak, Gillerze? - Czy ksiniczka jest teraz w swojej komnacie, Rachel? - szepn, przysuwajc swj haczykowaty nos do noska dziewczynki. - Nie - odszepna. - Posza wybiera materia na now szat, na przyjazd Ojczulka Rahla. - A wiesz, gdzie ksiniczka trzyma swj klucz do skarbczyka? - Tak. Jeli go nie nosi przy sobie, to chowa w biurku - W szufladzie od strony okna. Giller ruszy w kierunku komnaty ksiniczki Violet. Tak cicho stpa po kobiercach, e Rachel (a przecie j nis) w ogle nie syszaa jego krokw. - Zmiana planw, dziecinko. Odwaysz si na co dla mnie? I dla Sary? Skina gow i obja go za szyj, eby nie spa, bo czarodziej ruszy szybkim krokiem. Min wszystkie drzwi z ciemnego drewna i zatrzyma si przed najwikszymi, dwuskrzydowymi drzwiami u koca holu, drzwiami okolonymi rzebionym kamiennym portalem. Za nimi znajdowaa si komnata ksiniczki. Giller mocno cisn Rachel. - No dobrze - szepn. - Wejd tam i we klucz. Ja tu zostan i popilnuj. - Postawi ma na pododze, nakaza popiech i zamkn za ni drzwi. Zasony byy rozsunite, soneczny blask rozjania komnat, wic Rachel od razu zobaczya, e nikogo tu nie byo. Nie sprztay adne suce. Ogie w kominku zgas i jeszcze nikt nie rozpali nowego na wieczr i noc. Wielkie oe pod baldachimem, oe ksiniczki Violet, ju byo posane. Kapa w liczne kwiaty bardzo si Rachel podobaa. Dopasowano j do materii baldachimu i zason. Dziewczynka zawsze si zastanawiaa, po co ksiniczce takie wielkie oe. Z dziesiciu ludzi by si w nim zmiecio. Tam, skd j zabrano, w ku o poow mniejszym spao sze dziewczt, a kapa bya gadka. Ciekawa bya, czy oe Violet jest wygodne. Nigdy nawet na nim nie usiada. Rachel wiedziaa, e Giller oczekuje od niej popiechu, wic ruszya przez komnat,

po skrzanym dywanie, ku biureczku z lnicego drewna o adnych sojach. Uja zoty uchwyt i wysuna szuflad. Denerwowaa si, cho czynia to ju wiele razy, kiedy ksiniczka wysyaa j po klucz, lecz jeszcze nigdy nie braa klucza bez wiedzy Violet. Wielki klucz do skarbczyka lea w czerwonej atasowej sakiewce obok maego kluczyka od skrzynki, w ktrej sypiaa Rachel. Woya klucz do kieszeni i wsuna szuflad, sprawdziwszy, czy dobrze j zamkna. Ruszya ku drzwiom, lecz zerkna w kt, gdzie staa jej skrzynka do spania. Giller chcia, eby si spieszya, lecz mimo to podbiega do skrzynki, musiaa co sprawdzi. Wpeza do mrocznego wntrza, do najdalszego kta, gdzie lea koc. Ostronie go odsuna. Spojrzaa na ni Sara. Bya dokadnie tam, gdzie j Rachel zostawia. - Musz si spieszy - szepna dziewczynka. - Ale potem wrc. Pocaowaa gwk lalki i znw schowaa Sar pod kocem, eby jej nikt nie znalaz. Wiedziaa, e nie powinna bya przynosi Sary do zamku, ale nie moga jej zostawi, samiutekiej, pod sosnstraniczk. Dobrze wiedziaa, jak tam potrafi by samotnie i strasznie. Potem podbiega do drzwi, uchylia je i spojrzaa w twarz Gillera. Kiwn gow na znak, e nikogo nie ma i e moe wyj. - Klucz? Rachel wyja go z kieszeni, w ktrej trzymaa ogniow paeczk i pokazaa czarodziejowi. Giller umiechn si i powiedzia, e dzielna z niej dziewczynka. Jeszcze nikt nigdy jej tak nie nazwa, przynajmniej od duszego czasu. Czarodziej znw wzi Rachel na rce i ruszy szybko holem, a potem w d wskimi, ciemnymi schodami dla suby. Jego stopy stpay bezszelestnie nawet po kamieniu. Baki Gillera askotay policzek dziewczynki. Zeszli ze schodw i postawi ma na pododze. Przykucn. - Suchaj uwanie, Rachel, bo to bardzo wane. To nie zabawa. Musimy obydwoje uciec z zamku albo zetn nam gowy, jak ci mwia Sara. Musimy to uczyni sprytnie, inaczej nas zapi. Jeli uciekniemy zbyt popiesznie, zaniedbujc to, co wane, to nas odnajd. A jeeli bdziemy si grzeba... C, lepiej si zbytnio nie grzebmy. zy si zakrciy w oczach Rachel. - Nie chc, eby mi cili gow, Gillerze! Boj si tego, ludzie mwi, e to okropnie boli. Czarodziej przytuli j mocno. - Wiem, dziecinko. I ja si boj. - Pooy donie na ramionach dziewczynki i spojrza jej prosto w oczy. - Lecz jeli mi zaufasz i zrobisz dokadnie to, co ci powiem, i bdziesz dzielna, to uciekniemy std. I pjdziemy tam, gdzie nikt nie obcina ludziom gw, nie zamyka nikogo w skrzyniach i gdzie bdziesz moga mie swoj lalk. Tam, gdzie nikt ci jej nigdy nie

odbierze i nie wrzuci w ogie. Zgoda? - To byoby wspaniae, Gillerze. - zy zaczy wysycha. - Ale musisz by dzielna i zrobi dokadnie to, co powiem. Cz tego moe by bardzo trudna i cika. - Zrobi, co kaesz. Obiecuj. - A ja obiecuj, e zrobi wszystko, co w mojej mocy, eby ci chroni. To nasza sprawa, moja i twoja, lecz od nas zaley los mnstwa ludzi. Jeli dobrze wykonamy nasz robot, to dziki nam wielu ludzi, wielu niewinnych ludzi, ocali swoje gowy. - Tak bym tego chciaa, Gillerze. Nienawidz, jak si obcina ludziom gowy. Okropnie si tego boj. - No, to do dziea. Najpierw id i nakrzycz na kucharzy, jak ci polecono, a gdy ju bdziesz w kuchniach, we wielki bochen chleba, najwikszy, jaki znajdziesz. Nie obchodzi mnie, jak go zdobdziesz - ukradnij, jeli inaczej si nie da. I przynie do skarbczyka. Posu si kluczem i zaczekaj tam na mnie. Musz si teraz zaj innymi sprawami. Potem ci powiem, co dalej. Dasz rade? - No pewnie. Z atwoci. - Wic si bierz do roboty. Rachel wesza do duego holu na pierwszym pitrze, a Giller bezszelestnie wbieg do gry. Zejcie do kuchni znajdowao si w kocu holu, za paradnymi schodami, z ktrych korzystaa krlowa. Dziewczynka lubia chodzi za ksiniczk Violet po paradnych stopniach - pokryte byy dywanem i nie takie zimne, jak te kamienie, po ktrych biegaa z poleceniami. Owe schody znajdoway si w poowie holu. Prowadziy do wielkiej komnaty z posadzk z biaych i czarnych marmurowych pyt, bardzo zibicych stopy Rachel. Prbowaa wymyli, jak zdoby bochen chleba, nie kradnc go, kiedy ujrzaa ksiniczk Violet zmierzajc do paradnych schodw. Za ksiniczk sza krlewska szwaczka i jej dwie pomocnice, niosc sztuki adnej rowej tkaniny. Dziewczynka rozejrzaa si za jakim schowkiem, ale Violet ju j zobaczya. - O, Rachel. Chod do mnie. Zawoana podesza i skonia si. - Tak, ksiniczko Violet? - Co robisz? - Wypeniam polecenia. Wanie szam do kuchni. - Hmm... Daj sobie z tym spokj. - Ale musz tam pj, ksiniczko Violet! - Po co? Przecie mwi, e nie musisz. - Ksiniczka zmarszczya si gniewnie.

Rachel zagryza wargi. Mina Violet j wystraszya. Sprbowaa sobie wyobrazi, co by powiedzia Giller. - C, jeli nie chcesz, to nie pjd. Ale twj lunch by po prostu ohydny i nie chciaabym, eby zjada jeszcze jeden rwnie paskudny posiek. Pewnie tsknisz za czym smacznym. Ale skoro nie chcesz, ebym posza do kuchni, to nie pjd. Ksiniczka Violet namylaa si przez chwil. - Albo id. Lunch by rzeczywicie okropny. I nie zapomnij im powiedzie, jak mnie to zdenerwowao! - Wedle rozkazu, ksiniczko Violet! - Rachel si skonia, odwrcia i chciaa odej. - Id do przymiarki - dodaa Violet i dziewczynka si zatrzymaa. - Potem chc pj do skarbczyka i wybra klejnoty pasujce do mojej nowej szaty. Kiedy ju skoczysz z kucharzami, to we klucz i poczekaj na mnie w skarbczyku. - A nie lepiej poczeka do jutra, ksiniczko - udao si wydusi z siebie Rachel - gdy szata bdzie gotowa? I zobaczy, jak klejnoty bd licznie do niej pasowa? - Hmm, no c - odpara lekko zdumiona Violet. - Rzeczywicie lepiej dobiera klejnoty do gotowej szaty. - Zamylia si i zacza wchodzi po schodach. - Ciesz si, e o tym pomylaa. Rachel odetchna i ruszya ku schodom dla suby. Usyszaa gos ksiniczki. - Ale i tak musz co wybra na dzisiejsz uczt, wic pjd do skarbczyka. Czekaj tam na mnie. - Ksiniczko... - Ani sowa. Przeka moje polecenia kucharzom, potem we klucz i czekaj na mnie w skarbczyku. Przyjd tam zaraz po przymiarce. Violet wesza po paradnych schodach i znikna. I co teraz? Giller te ma przyj do skarbczyka. Rachel zbierao si na pacz. Co ma zrobi? To, co poleci Giller, i ju. Ma by dzielna. eby tamtym ludziom nie obcili gw. Powstrzymaa zy i posza do kuchni. Zastanawiaa si, po co Gillerowi taki wielki bochen chleba. - No i co o tym mylisz? - szepn Richard. Kahlan leaa obok niego na ziemi i ze zdumieniem patrzya na to, co si dziao poniej. - Nic mi nie przychodzi do gowy - odszepna. - Jeszcze nigdy me widziaam tylu krtkoogoniastych chimer naraz. - Co one pal?

- Nic nie pal. Dym si wydobywa z ziemi. To miejsce nazywaj Ognistym rdem. Niektrymi otworami wydobywa si para, innymi wypywa wrzca woda, a w jeszcze innych bulgoce jaki cuchncy ty pyn i gste bocko. Opary odstraszaj std ludzi. Nie mam pojcia, co robi tutaj chimery. - O, popatrz tam, gdzie zaczyna si stok wzgrza, na najwikszy otwr. Co ley w jego wylocie, wyglda jak jajko, a para owiewa to ze wszystkich stron. Gapi si i dotykaj tego. - Masz lepszy wzrok ni ja. - Dziewczyna potrzsna gow. - Nie wiem, co to, nawet nie widz, e jest okrge. Richard sucha i czu drenie ziemi. Niekiedy dudnieniu towarzyszy gwatowny rzut pary, z rykiem wylatujcej z otworw. Cuchncy, duszcy odr siarki dolatywa a tutaj, na wysok gra, na ktrej si kryli wrd karowatych drzewek. - Moe powinnimy si bliej temu przyjrze - szepn chopak, patrzc na krcce si przy jaju chimery. - To ju by nawet nie byo szalestwo - odszepna ochryple Kahlan - ale zwyczajna gupota. Chyba jeszcze nie zapomniae, jak niebezpieczna jest jedna chimera. A tam jest ich cae mnstwo. - Pewnie tak. A co tam jest za nimi, z boku wzgrza? Jaskinia? Dziewczyna spojrzaa w ciemn jam. - Tak. To jaskinia Shadrina. Niektrzy twierdz, e cignie si pod gr i otwiera na dolin po tamtej stronie. Ale nie znam nikogo, kto by by tego pewny lub chcia to sprawdzi. Richard obserwowa, jak chimery rozrywaj jakie zwierz, bij si o nie. - A kto to jest ten Shadrin? - To bestia, ktra pono mieszka w jaskiniach. Jedni mwi, e to bajki, inni - e prawda, ale nikt nie chce tam i i sprawdzi. Sama nie wiem. - Wzruszya ramionami. W Midlandach jest wiele okolic, w ktrych pono yj rne bestie. Sporo tych miejsc odwiedziam, lecz nigdzie nie widziaam adnej bestii. Wikszo z tych opowieci to po prostu bajki. Ale nie wszystkie. Richard si cieszy, e si wreszcie rozgadaa. Od wielu dni nie powiedziaa tylu sw naraz. Dziwaczne zachowanie chimer zaintrygowao Kahlan i na chwil wyrwao j z odrtwienia. Ale nie mogli tak lee i rozmawia, to marnowanie czasu. I jeli zostan zbyt dugo, odnajd ich gocze muchy chimer. Odczogali si od krawdzi, popezli dalej, ostronie i cicho. Kahlan znw zamilka. Ruszyli drog do Tamarang, granicznych ziem Dziczy rzdzonych przez krlow

Milen. Wkrtce dotarli do miejsca, z ktrego rozbiegay si dwie drogi. Richard uzna, e powinni pj w prawo, skoro Kahlan twierdzia, e Tamarang ley na wschodzie. Chimery i Ogniste rdo zostay po lewej. Dziewczyna ruszya lewym traktem. - Co robisz? - Od wyjcia z kotliny Agaden obserwowa j czujnie. Ju jej nie ufa: pragna umrze i wiedzia, e do tego doprowadzi, jeli nie bdzie jej bacznie obserwowa. Kahlan obejrzaa si, lecz twarz miaa kamienn, bez wyrazu, jak zwykle ostatnio. - To si nazywa przemienne rozwidlenie. Std tego nie wida, bo zasania gsty las i rzeba terenu, ale przed nami drogi si przecinaj i zmieniaj kierunek. Drzewa zasaniaj soce, trudno je dostrzec i zorientowa si, w ktr stron si idzie. Gdybymy poszli w prawo, trafilibymy prosto do chimer. Ta droga, lewa, prowadzi do Tamarang. - Po co utworzono takie dziwaczne rozgazienie? - Richard si zmarszczy. - To tylko jeden ze sposobw, ktrych uywali dawni wadcy Tamarang, eby pomiesza szyki najedcom z Dziczy. Tracili tempo, a obrocy zyskiwali czas na wycofanie si i przegrupowanie i mogli spa z nowymi siami na napastnikw. Chopak uwanie obserwowa twarz Kahlan, starajc si zorientowa, czy dziewczyna mwi prawd. Wciekao go, e musi si nad tym zastanawia. - Ty jeste przewodniczk - powiedzia na koniec. - Prowad. Odwrcia si bez sowa i posza dalej. Richard nie mia pojcia, jak dugo to jeszcze potrwa, jak dugo jeszcze bdzie musia to znosi. Kahlan odzywaa si tylko wtedy, kiedy j o co pyta, nie reagowaa na prby nawizania rozmowy i odsuwaa si, ilekro si do niej zblia. Zachowywaa si tak, jakby jego dotknicia byy miertelnie grone, lecz chopak wiedzia, e tak naprawd obawia si swojego dotknicia. Tam, na grze, kiedy dostrzegli chimery, odezwaa si z wasnej woli i Richard udzi si, e znw bdzie jak dawniej. Ale, niestety, pomyli si. Kahlan znw si pogrya w apatii, wrci ponury nastrj. Dziewczyna zrobia z siebie winia przymuszonego do marszu, za Richarda skazaa na rol stranika. Nie odda jej noa. Dobrze wiedzia, co by si stao, gdyby to zrobi. Coraz bardziej si od niego oddalaa. Czu, e j traci i nie mia pojcia, jak temu zapobiec. Noc, kiedy przychodzia pora warty Kahlan, chopak musia jej wiza rce i nogi, eby si nie zabia, kiedy on bdzie spa. Dziewczyna znosia to obojtnie, bez sowa protestu. Za to Richard ogromnie cierpia. Lecz i tak musia spa czujnie. Ukada si u stp Kahlan, eby go moga obudzi, jeeli co dostrzee lub usyszy. Cige napicie sprawiao, e chopak by straszliwie wyczerpany. Richard aowa, e poszli do Shoty. Nie do pomylenia byo, e Zedd mgby zwrci si przeciwko niemu, a ju zupenie nie mg znie myli, e Kahlan byaby do tego

zdolna. Chopak wyj porcj ywnoci. Stara si mwi radosnym tonem, nie tracc nadziei, e Kahlan si oywi. - Zjesz troch suszonej ryby? - Umiechn si. - Jest naprawd paskudna. Lecz ten art nie rozbawi Kahlan. - Nie, dzikuj. Nie jestem godna. Richard z trudem zachowa umiech i spokojny gos, z trudem powcign gniew. W gowie mu upao. - Przecie ostatnio prawie nie jesz, Kahlan. Musisz co zje. - Ju powiedziaam, e nie chc. - Jeden ks dla mnie? - przymila si. I co potem? Zwiesz mnie i wepchniesz jedzenie do garda? Spokojny gos Kahlan doprowadza Richarda do szau, ale ze wszystkich si stara si tego nie okazywa. - Jeli bd musia. Dziewczyna odwrcia si ku niemu, ciko oddychaa. - Pozwolisz mi odej, Richardzie? Bagam! Pozwl mi Nie chc by przy tobie! Pierwszy taki wybuch, od kiedy opucili kotlin Agaden. Teraz Richard musia zachowa spokj. - Nie. - Nie dasz rady stale mnie mie na oku. Wczeniej czy pniej... - Zielone oczy pony gniewnie. - Dam rad, jeli bd musia. Przez chwil mierzyli si gniewnym wzrokiem. Potem twarz Kahlan zobojtniaa. Dziewczyna odwrcia si i ruszya przed siebie. Zatrzymali si tylko na kilka minut, ale to wystarczyo, eby ledzce co przestao si na moment mie na bacznoci i popenio omyk. Podeszo zbyt blisko i Richard ponownie dostrzeg byszczce te lepia. Chopak wiedzia, e co idzie za nimi od drugiego dnia po opuszczeniu kotliny. Ostrzeg go zmys nabyty podczas lat spdzonych w lasach. Hartlandzcy przewodnicy czasami si tak zabawiali, sprawdzajc, jak dugo mog ledzi koleg, zanim ten si zorientuje. Ale tym razem to nie bya gra i w szpieg znakomicie si wywizywa z zadania. Lecz Richard i tak by lepszy - ju trzy razy dostrzeg jarzce si te lepia. Wiedzia, e to nie Samuel idzie za nim i za Kahlan. lepia miay inn, ciemniejsz barw, byy bliej siebie osadzone, no i stwr by o wiele sprytniejszy od kompaniona. Nie by to rwnie jeden z sercowych psw, bo ju dawno by ich zaatakowa.

A ten tylko obserwowa. Richard by pewien, e Kahlan o niczym nie wie: za bardzo si pogrya w ponurych mylach. Stwr wczeniej czy pniej si ujawni, a wtedy on bdzie ju na to przygotowany. Wcale mu si jednak nie umiechay nowe kopoty - obecnie Kahlan dostarczaa ich a za duo. Tak wic chopak si nie obejrza i nie zdradzi, e dostrzeg owe te lepia. Jak zwykle obserwowa otoczenie, ale nie wpatrywa si zbyt usilnie w aden punkt. By przekonany, e stwr nie wie, e si zorientowa, i s ledzeni. I niech tak zostanie. To mu dawao przewag nad owym tajemniczym stworem. Chopak patrzy na przygarbion Kahlan i rozmyla, co bdzie za kilka dni, gdy dotr do Tamarang. Czy mu si to podobao, czy nie, to wanie Kahlan zwyciaa w ich cichej walce, a to nie mogo tak trwa bez koca. Dziewczynie wystarczyaby jedna chwila, by moga urzeczywistni swoje zamiary. Musia by czujny przez cay czas. Moment nieuwagi i Kahlan si zabije. Chopak wiedzia, e ona go prdzej czy pniej zmyli i dopnie swego, i zamartwia si, jak j od tego odwie. Rachel siedziaa na podnku ustawionym przed wysokim, rzebionym siedziskiem, pokrytym czerwonym aksamitem. Czekaa. Pospiesz si, Gillerze, popdzaa go w mylach, zd przed ksiniczk Violet. Zerkna na szkatu krlowej. Miaa nadziej, e tym razem ksiniczka zostawi szkatu w spokoju. Dziewczynka nie znosia, kiedy Violet braa skrzyneczk, przeraao j to. Drzwi si uchyliy ostronie. Giller zajrza do komnaty. - Pospiesz si, Gillerze - szepna Rachel. Czarodziej wszed do skarbczyka. Wyjrza do holu i zamkn drzwi. Popatrzy na dziewczynk. - Przyniosa chleb? - Tak. - Wycigna zawinitko spod fotela i pooya na podnku. - Owinam bochenek w rcznik, eby nie widzieli, co nios. - Mdra dziewczynka. - Czarodziej si umiechn i omit wzrokiem komnat. Odwzajemnia umiech, a potem zmarszczya si gniewnie. - Musiaam go ukra. Nigdy przedtem niczego nie ukradam. - Zapewniam ci, Rachel, e to bya kradzie w susznej sprawie - pocieszy j, patrzc na szkatu. - Ksiniczka Violet tu przyjdzie, Gillerze. - Kiedy? - Jak skoczy z przymiarkami nowej szaty, tak powiedziaa. Kaprynica z niej, wic to moe troch potrwa albo i nie. Chce wybra klejnoty i poprzeglda si w lustrze. - Niech to szlag - mrukn Giller. - e te wszystko musi si zawsze komplikowa. -

Odwrci si i chwyci szkatu. - Nie ruszaj tego, Gillerze! To krlowej! Czarodziej pooy szkatu obok chleba. Sign w fady szaty i wydoby inn skrzyneczk. - Co o niej powiesz? - pokaza Rachel now szkatuk i umiechn si lekko. - Taka sama! - I o to idzie. - Giller postawi ow szkatuk na marmurowej podstawce i usiad na pododze obok dziewczynki. - Suchaj uwanie, Rachel. Mamy mao czasu, a powinna wszystko dokadnie zrozumie. Mina czarodzieja powiedziaa dziewczynce, e to powana sprawa. - Postaram si, Gillerze. - To magiczna skrzyneczka i wcale nie naley do krlowej. - Nie? - zdziwia si Rachel. - Czyja zatem jest? - Teraz nie mam czasu, eby ci to dokadnie wytumaczy. Moe zrobi to potem, kiedy ju std odejdziemy. Liczy si to, e krlowa jest z osob. - Rachel przytakna, te tak uwaaa. - Kae ludziom obcina gowy wedug swego widzimisi. Dba wycznie o siebie. Ma wadz. A to oznacza, e moe robi, co zechce. Ta szkatua ma w sobie magi i ta magia wspiera krlow. - Rozumiem. To tak jak z ksiniczk Violet: ma wadz i dlatego moe mnie bi, wymiewa si ze mnie i obcina mi wosy. - O, wanie - przytakn Giller. - wietnie, Rachel. Lecz istnieje czowiek jeszcze gorszy od krlowej. Mwi o Rahlu Pospnym. - Chodzi ci o Ojczulka Rahla? - zdziwia si dziewczynka. - Wszyscy mwi, e on jest taki miy i dobry. Ksiniczka Violet uwaa, e to najmilszy czowiek na wiecie. - Ksiniczka Violet uwaa rwnie, e nie plami sosami swoich szatek. - Czarodziej znaczco unis brew. - Kamie. Czarodziej agodnie pooy donie na ramionach Rachel. - Suchaj uwanie. Rahl Pospny, Ojczulek Rahl, to najgorszy czowiek na wiecie i jeszcze nigdy nie byo kogo tak zego. Krlowa nawet nie marzy o tym, by skrzywdzi tylu ludzi co on. Jest tak zy, e zabija nawet dzieci. Czy rozumiesz, Rachel, co to znaczy: zabi kogo? - To kiedy im si obcina gowy - odpara zasmucona i wystraszona. - Wtedy umieraj. - Tak. Ksiniczka Violet si mieje, kiedy ci bije, a Rahl Pospny si mieje, kiedy

zabija ludzi. Sama wiesz, jaka jest Violet na ucztach, przy lordach i damach - grzeczna i uprzejma, prawda? A kiedy zostajecie same, to ci bije. Rachel przytakna, gardo miaa cinite. - Nie chce, eby wiedzieli, jaka jest paskudna - dodaa. - O, wanie! - Giller znaczco unis palec. - Bystra z ciebie dziewczynka! Rahlowi te o to chodzi. Nie chce, eby ludzie wiedzieli, jaki jest zy, wic udaje, e jest najmilszym czowiekiem na wiecie. Trzymaj si z dala od niego, Rachel, jeli zdoasz. - Postaram si. - Jeli si do ciebie odezwie, to bd wobec niego grzeczna, nie daj mu pozna, e wiesz, jaki jest. Nie ujawniaj ludziom tego, co wiesz. Bdziesz bezpieczniejsza. - Jak Sara. - Dziewczynka umiechna si. - Nic o niej nikomu nie mwi, eby mi jej nie zabrali. I jest bezpieczna. - Dziki niech bd dobrym duchom, e jeste taka bystra - westchn Giller i mocno przytuli Rachel. Ucieszyy j te sowa, bo jeszcze nikt jej nie powiedzia, e jest bystra. A teraz suchaj jeszcze uwaniej. To najwaniejsze ze wszystkiego. - Dobrze, Gillerze. - To magiczna skrzyneczka. - Czarodziej pooy do na szkatuce. - Jeli krlowa daj Ojczulkowi Rahlowi, to on wykorzysta magi do krzywdzenia jeszcze wikszej liczby ludzi. Zetnie jeszcze wicej gw. Krlowa da mu szkatu, bo sama jest za i chce, eby Rahl zrealizowa swoje plany. - Och, Gillerze! Nie moemy pozwoli, eby mu daa szkatuk! Bo poobcinaj gowy tym biednym ludziom! Usta pod haczykowatym nosem umiechny si szeroko. Giller dotkn policzka Rachel. - Jeste najbystrzejsza ze znanych mi dziewczynek! Naprawd. - Musimy schowa t szkatuk, tak jak schowaam Sar. - I to wanie zrobimy. Tamta - wskaza na skrzyneczk na marmurowej podstawce to podrbka. Wyglda jak prawdziwa i to ich na chwil zmyli. A my uciekniemy, zanim si zorientuj, e prawdziwa znikna. Rachel popatrzya na faszyw skrzyneczk: rzeczywicie, wygldaa zupenie tak samo, jak prawdziwa. - Jeste najsprytniejszy ze wszystkich znanych mi ludzi, Gillerze. Umiech czarodzieja zgas. - Obawiam si, dziecko, e jestem zbyt sprytny, eby wyszo mi to na dobre. - Znw

si umiecha. - A oto, co zrobimy. Rozama na poow ukradziony przez Rachel chleb. Wydry troch miszu w obu powkach. Woy cz orodki do ust, policzki mu si wydy. Reszt da dziewczynce. Zajadaa najszybciej, jak moga - orodka bya smaczna, jeszcze ciepa. Skoczyli je i Giller woy skrzyneczk w wydrenie, zoy razem obie powki bochna. Pokaza Rachel. - I co ty na to? - Cay popkany - skrzywia si. - Od razu si domyla, e by przeamany. - Bystra jeste. Naprawd bystra. - Czarodziej potrzsn gow. - Moe co na to poradz, skoro umiem czarowa. Jak mylisz? - Moe. Giller pooy chleb na kolanach i przesun nad nim domi. Unis bochenek i znw pokaza Rachel. Pknicia znikny! Chleb wyglda jak nowy! - Teraz na pewno nikt si nie domyli! - zachichotaa dziewczynka. - Miejmy nadziej, dziecko, miejmy nadziej, e si nie domyla. Rzuciem te specjalne zaklcie, eby nikt nie dostrzeg magii ukrytej w chlebie szkatuki. Czarodziej rozoy na podnku kawaek ptna, pooy na nim chleb i zawiza cztery rogi tkaniny w jeden wze. Pooy zawinitko na doni i podsun Rachel. Patrzy maej w oczy. Tym razem si nie umiecha, raczej by smutny. - A teraz to, co najtrudniejsze, Rachel. Musimy std wynie szkatuk. Nie moemy jej schowa w zamku, boby j znaleli. Pamitasz, gdzie ukryem lalk? W ogrodzie? - Trzecia waza po prawej. - Umiechna si dumnie dziewczynka. Pamitaa. - Dobrze! Teraz schowam tam chleb ze szkatuk, jak przedtem Sar. A ty, jak przedtem, pjdziesz tam, wyjmiesz chleb i wyniesiesz z zamku. - Nachyli si ku Rachel. Musisz to zrobi dzi wieczr. Dziewczynka mia w doniach skraj sukienki. Bya bliska paczu. - Boj si dotyka szkatuki krlowej, Gillerze. - Wiem, dziecko, wiem. Ale to przecie nie jest wasno krlowej, pamitasz? I chyba nie chcesz, eby dalej obcinano ludziom gowy? - Pewnie, e nie - chlipna. - A czy ty by nie mg wynie szkatuki poza zamek? Zrobibym to, gdybym mg. Przysigam, e bym zrobi. Ale nie mog. S tacy, ktrzy mnie obserwuj, i wcale by si im nie podobao, gdybym wyszed z zamku. No i gdyby mnie zapali ze szkatuk, to dostaby j Ojczulek Rahl. A nie o to nam przecie chodzi, prawda? - Nie... - Rachel naprawd si wystraszya. - Ale przecie powiedziae, e uciekniesz

razem ze mn. Obiecae mi to, Gillerze. I zamierzam dotrzyma obietnicy, moesz mi wierzy. Ale bd potrzebowa paru dni, eby si wymkn z Tamarang. Za szkatuka nie moe tu zosta ani dnia duej, to zbyt niebezpieczne. Ja sam nie mog jej wynie, wic ty to musisz zrobi, Rachel. Zanie j do swojego tajemnego schowka pod sosn-straniczk, i czekaj tam na mnie. Przyjd do ciebie, gdy tylko ukryj jako nasz ucieczk. - Zrobi to, Gillerze. Skoro mwisz, e to takie wane, to wynios szkatuk i poczekam na ciebie. Czarodziej podnis si z podogi, usiad na podnku i posadzi sobie Rachel na kolanach. - Suchaj uwanie, dziecko. Choby ya potem i sto lat, to ju nigdy nie zrobisz nic rwnie wanego. Musisz wic by dzielna, o wiele dzielniejsza ni dotychczas. Nie wolno ci nikomu zaufa. Nie moesz nikomu odda szkatuki. Postaram si przyj do ciebie za par dni, ale gdyby mi si to nie udao, to schowaj szkatuk tak, eby jej nikt nie znalaz przed zim. Wtedy wszystko bdzie dobrze. Gdybym mia kogo innego ni ty, to bym mu to zleci, Rachel. Lecz mam tylko ciebie. Tylko ciebie. Dziewczynka patrzya na wielkimi oczami. - A ja jestem taka maa. - I dlatego bdziesz bezpieczna. Kady sdzi, e jeste mao wana. A to nieprawda. Jeste najwaniejsza ze wszystkich, moesz ich zmyli, bo oni o tym nie wiedz. Musisz to zrobi, Rachel. I ja, i inni ludzie potrzebujemy twojej pomocy. Wiem, e masz dosy sprytu i odwagi, eby sobie poradzi. Dziewczynka spostrzega, e oczy czarodzieja zwilgotniay. - Sprbuj, Gillerze. Postaram si by dzielna i zrobi, co trzeba. Jeste najlepszy na calutkim wiecie i skoro mwisz, e trzeba to zrobi, to zrobi. - Wcale nie jestem najlepszy, Rachel. - Czarodziej potrzsn gow. - A byem okropnie gupi. Gdybym by mdrzejszy, gdybym pamita, czego mnie uczono, pamita o swoich obowizkach, o tym, dlaczego zostaem czarodziejem, to pewnie bym nie musia ci prosi o chowanie szkatuki. A tak jest to najwaniejszy czyn nie tylko w twoim, ale i w moim yciu. Musi si nam uda, Rachel. Tobie si musi uda. Nie pozwl, aby kto ci przeszkodzi, bez wzgldu na to, co si stanie. Nie pozwl. Gili er przyoy palce do skroni dziewczynki i na Rachel spyn spokj. Wiedziaa, e zrobi to, o co prosi czarodziej, i e ju nigdy nie bdzie spenia kaprysw ksiniczki. Bdzie wolna. Czarodziej nagle cofn palce.

- Kto idzie - szepn, pospiesznie ucaowa gow Rachel. - Niech ci chroni dobre duchy, dziecko. Wsta i przywar do ciany obok drzwi. Ukry w fadach szaty zawinitko z chlebem i znaczco pooy palec na wargach. Drzwi si otwary i Rachel si poderwaa z podnka. Wesza ksiniczka Violet. Dziewczynka dygna. Kiedy si wyprostowaa, Violet uderzya j i rozemiaa si. Rachel patrzya w podog i rozcieraa policzek, powstrzymujc zy. Dostrzega kawaek chleba, tuz przy stopach Violet. Zerkna na osonitego drzwiami Gillera Popatrzy na chleb. Pochyli si i porwa ordk, zrczniej i ciszej ni kot. Wsun chleb do ust i wylizn si z komnaty. Ksiniczka Violet w ogle go nie zauwaya. Kahlan zoya razem donie zacinite w pici i wycigna rce ku Richardowi. Czekaa, eby je zwiza sznurem. Patrzya prosto przed siebie. Powiedziaa, e nie jest zmczona, ale Richard na pewno tak - i faktycznie by; gowa go tak bolaa, e a mia mdoci - wic ona wemie pierwsz wart. Chopak nie mia pojcia, czy to by co dao, gdy miaa zupenie bdne, niczego niedostrzegajce oczy. Richard trzyma sznur w trzscych si doniach. Straci resztki nadziei. Nic si nie zmieni, nic si nie naprawi, niepotrzebnie si udzi. Cigle to samo - Kahlan chciaa umrze, a on usiowa temu zapobiec. - Ju wicej tego nie zrobi - szepn, patrzc na rce dziewczyny, owietlone blaskiem ogniska. - Chcesz umrze, Kahlan, ale to mnie zabijasz. Popatrzyy na zielone oczy, zamigota w nich blask ognia. - Pozwl mi wic odej, Richardzie. Jeli ci na mnie zaley, to oka to i pozwl mi odej. Chopak upuci sznur. Wycign n Kahlan zza swojego pasa i trzyma przez chwil w drcej doni. Ledwo widzia ostrze. Zacisn mocno palce na rkojeci i wsun n do pochwy wiszcej u pasa dziewczyny. - Wygraa. Odejd. Zejd mi z oczu. - Richardzie... - Wyno si! - Wskaza na drog, ktr przy szli. - Wracaj i niech chimery zrobi reszt! Noem mogaby wszystko spartaczy! A mnie mdli na myl, e ostrze by si zelizgno! Chory jestem na myl, e mogaby przey po tym wszystkim, co mi zrobia! Odwrci si i usiad na powalonym wierku, lecym przed ogniskiem. Kahlan patrzya na przez chwil, odesza kilka krokw. - Richardzie... Tyle razem przeszlimy... Nie chc, eby to si tak skoczyo... - Nic mnie nie obchodzi, czego chcesz. Sama do tego doprowadzia - wykrztusi

z trudem. - Zejd mi z oczu. Kahlan skina gow i zapatrzya si w ziemi. Richard wspar okcie o kolana i ukry twarz w doniach. Ba si, e wybuchnie. - Richardzie - szepna agodnie. - Mam nadziej, e lepiej o mnie pomylisz, jak to wszystko si wreszcie skoczy. e przyjaniej o mnie pomylisz ni teraz. Chopak nie wytrzyma. Poderwa si jak ukuty noem i chwyci Kahlan za wyogi bluzy. - Na pewno zapamitam, jaka jeste! Zdrajczyni! Zdradzia tych, ktrzy ju umarli, i tych, ktrzy dopiero umr! - Patrzya na wielkimi oczami, prbowaa si cofn, ale jej nie puszcza. - Zdradzia wszystkich czarodziejw, ktrzy ofiarowali ycie! I Shar! I Siddin! I wszystkich Botnych Ludzi, ktrzy zginli! Zdradzia swoj wasn siostr! - To nieprawda... - Zdradzia ich wszystkich i jeszcze wielu innych! Jeli ja przegram, a Rahl zwyciy, to dziki tobie! Bdzie ci mg za to podzikowa! Bo ty mu pomagasz!!! - Tobie pomagam! Sam syszae, co mwia Shota! - Kahlan te zaczynaa si zoci. - Nie wysilaj si. To nic nie da. Owszem, syszaem, co powiedziaa Shota. e ty i Zedd zwrcicie si przeciw mnie. Nie powiedziaa, e nie bdziecie mieli racji! - O co ci chodzi... - To nie o mnie chodzi, a o powstrzymanie Rahla! Skd wiesz, e to nie ja mu oddam szkatu, jeli j odnajdziemy?! Jeeli to ja zdradz, a ty i Zedd bdziecie musieli mnie zabi, eby Rahl nie dosta szkatuy?! - To nie ma sensu. - A czy wicej sensu ma to, e ty i Zedd bdziecie mnie prbowali zabi? Wtedy obydwoje popenilibycie bd, a tak tylko ja. Idiotyczna zagadka wiedmy! Nie wiemy, jak speni si przyszo. Nie znamy znaczenia jej sw i nie mamy pojcia, czy to prawda! W jaki sposb si to wypeni i czy w ogle si wypeni! Dowiemy si dopiero, gdy to ju si stanie. Dopiero wtedy wszystko pojmiemy i bdziemy musieli si z tym upora. - Wiem jedno: nie powinnam zachowa ycia i dopuci, by speniy si sowa Shoty. To ty jeste nici, ktra czy ca t spraw. - Przecie ni nie moe si obej bez igy! I to ty jeste moj ig! Bez ciebie przecie nie dotarbym a tutaj! Stale ci potrzebowaem. Nawet i dzi, na tym przemiennym rozwidleniu, poszedbym w z stron! To ty mi wskazaa waciwy kierunek. Znasz krlow, ja nie. A gdybym i zdoby t szkatu bez twojej pomocy, to co wtedy? Dokd bym

poszed? Nie znam Midlandw. Skd wiedziabym, gdzie jest bezpiecznie? Mgbym wej prosto w apy Rahla, zanie mu szkatu. - Shota powiedziaa, e ty jeden masz szans. Bez ciebie wszystko przepadnie. To nie o mnie chodzi. O ciebie. Mwia te, e jeeli bd y... Nie mog do tego dopuci, Richardzie. Nie chce. - Zdradzia nas - szepn jadowicie. Kahlan z wolna potrzsna gow. - Robi to dla ciebie, Richardzie, cho ty uwaasz inaczej. Chopak wrzasn i odepchn jaz caej siy. Upada na plecy. Stan przy niej i patrzy wciekle na lec Kahlan; wok butw Richarda unosi si kurz. - Nie wa si tak mwi! - rykn, zaciskajc pici. - Robisz to dla siebie! Bo nie masz odwagi, eby znie to wszystko, co moe doprowadzi do zwycistwa! Nie wa si mwi, e robisz to dla mnie!!! Kahlan wstaa, me spuszczaa ze oczu. - Wiele bym daa, Richardzie, eby mnie inaczej zapamita. Robi to dlatego, e musz. Dla ciebie. eby mia szans. Przyrzekam, e powic ycie w obronie Poszukiwacza. I oto nadesza pora. - zy spyway po ubrudzonych ziemi policzkach dziewczyny. Richard patrzy, jak Kahlan odwraca si, odchodzi i znika w ciemnociach. Mia wraenie, e otwara si w nim jaka luza i e wypywa ze caa energia, caa jego wewntrzna istota, wszystko. Podszed do ogniska, opar si plecami o pie i zsuwa w d, dopki nie usiad na ziemi. Podcign w gr kolana, ukry na nich twarz i paka tak, jak jeszcze nigdy dotd.

Rozdzia trzydziesty trzeci Rachel siedziaa na maym krzeseku za ksiniczk i rozmylaa, jak skoni Violet, eby j wyrzucia z zamku. Wziaby wtedy szkatuk i ju nigdy tu nie wrcia. Bez przerwy mylaa o czekajcym na ni w ogrodzie bochenku chleba ze szkatuk w rodku. Baa si, ale i bya podekscytowana. Miaa przecie pomc tym wszystkim ludziom, sprawi, eby im nie obcito gw. Pierwszy raz w yciu czua si taka wana. Mia w palcach skraj sukienki. Nie moga si doczeka chwili, kiedy std odejdzie. Wszyscy lordowie i damy pili specjalny napj. Wygldali, jakby ich to uszczliwiao. Gili er sta za krlow, razem z innymi doradcami. Rozmawia spokojnie z dworskim malarzem. Rachel nie lubia malarza, baa si go - tak dziwnie si do niej umiecha. I mia tylko jedn rk. Syszaa, jak sucy mwili, e si boj, i zechce ich namalowa. Nagle wszyscy mieli przestraszone miny. Patrzyli na krlow. Zaczli wstawa. Rachel zerkna na krlow - to nie na ni patrzyli, a na co za Milen. Dziewczynka dostrzega dwch wielkoludw i szeroko otwara oczy. Jeszcze nigdy nie widziaa takich wysokich mczyzn. Ich koszule nie miay rkaww, na ramionach nosili metalowe obrcze, nabijane kolcami. Byli jasnowosi, potnie uminieni. Wygldali na najwredniejszych ludzi, jakich Rachel w yciu widziaa - jeszcze paskudniejszych ni stranicy z lochw. Olbrzymi potoczyli wzrokiem po komnacie, potem stanli po obu stronach ukowatego przejcia za krlow i skrzyowali ramiona na piersiach. Krlowa si zirytowaa i obejrzaa, eby sprawdzi, co si dzieje. W przejciu ukaza si bkitnooki mczyzna z dugimi zocistymi wosami. Odziany by w bia szat, u pasa mia n ze zot rkojeci. Rachel jeszcze nigdy nie widziaa kogo tak przystojnego! Przybysz umiechn si do krlowej. Milen zerwaa si z krzesa. - C za niespodzianka! - rzeka tak mio, jak odzywaa si tylko do swego pieska. Czujemy si zaszczyceni. Lecz oczekiwalimy ci dopiero jutro. Przybysz znw mile si umiechn do krlowej. - Nie mogem si ju doczeka przybycia tutaj, tskniem za widokiem twej piknej twarzy, o pani. Wybacz, e si zjawiem wczeniej. Krlowa zachichotaa i podaa mu do do pocaowania. Zawsze dawaa ludziom do do ucaowania. Rachel zdziwiy sowa owego przystojniaka. Jeszcze nigdy nie syszaa, eby kto uwaa e krlowa jest liczna! Krlowa Milena uja do przybysza i wprowadzia go do komnaty. - Oto Ojczulek Rahl, lordowie i damy. Ojczulek Rahl! Rachel rozejrzaa si, czy aby kto nie zauway, jak podskoczya, ale

nie, wszyscy si wpatrywali w Ojczulka Rahla. Dziewczynka bya pewna, e jak tylko Rahl na ni spojrzy, to od razu si domyli, e ona zamierza uciec ze szkatuk. Zerkna na Gillera, lecz nie odwzajemni spojrzenia. Mia zupenie bia twarz. Ojczulek Rahl si zjawi, zanim Rachel ucieka ze szkatuk! Co ona ma teraz zrobi? Zrobi to, co kaza Giller i ju. Bdzie dzielna i ocali tych wszystkich ludzi. Musi tylko obmyli, jak si std wydosta. Ojczulek Rahl powid wzrokiem po stojcych biesiadnikach. Piesek warkn. Rahl na spojrza i zwierztko zaczo cicho skomle. Panowaa martwa cisza. - Kolacja si skoczya. Zostawcie nas samych, prosz - powiedzia agodnie i cicho Ojczulek. Gocie zaczli szepta. Patrzyy na nich bkitne oczy. Szepty umilky i biesiadnicy zaczli si rozchodzi - z pocztku powoli, Potem coraz szybciej. Ojczulek Rahl spojrza na kilku doradcw krlowej; oni te wyszli i wydawali si bardzo z tego zadowoleni. Zostali ci (w tym Giller), na ktrych Rahl nie spojrza. Pozostaa i ksiniczka Violet, a za ni Rachel, ktra nie staraa si rzuca w oczy. Krlowa si umiechna i wdzicznym gestem wskazaa st. - Zechciej usi, Ojczulku Rahlu. Na pewno miae mczc podr. Zaraz podamy ci co do jedzenia. Mamy dzi wspania piecze. Rahl popatrzy na Milen bkitnymi oczami. - Nie pochwalam mordowania bezbronnych zwierzt i zjadania ich cia. Rachel przez chwil sdzia, e krlowa si udusi. - Hmm, c... Hmm... Mamy rwnie pyszn polewk z rzepy i par innych potraw... Na pewno co jest... A jeli nie, to kucharze przyrzdz, co tylko... - Moe innym razem. Nie przybyem tu, eby si naje. Przybyem po to, by podpisa pakt. - Ale... Zjawie si szybciej, ni oczekiwalimy. Nie skoczylimy jeszcze spisywa wszystkich umw. Jest cae mnstwo dokumentw do podpisania. Pewnie zechcesz je najpierw przejrze. - Chtnie podpisz te, ktre ju s gotowe, i dam sowo, e potem podpisz wszystkie dodatkowe dokumenty, ktre przygotujesz, krlowo. Wierz w twoj uczciwo, pani; wierz, e dokumenty s rzetelne. - Umiechn si. - Nie prbowaa adnych sztuczek, prawda? - Oczywicie, e nie, Ojczulku Rahlu. Na pewno nie. - No wanie. Po c wic miabym je przeglda lub zleca to komu? Skoro bya uczciwa? Bo bya, nieprawda? - Oczywicie, oczywicie, Ojczulku Rahlu. Sdz, e nie ma potrzeby... Ale to takie

niecodzienne. - Jak i nasz sojusz. Zaatwmy to wic. - Tak, tak, oczywicie... - Krlowa spojrzaa na swoich doradcw. - Przyniecie wszystkie traktaty, ktre ju s gotowe. Atrament i pira. I moj piecz. - Jeden z doradcw skoni si i wyszed. Milena rzeka do Gillera: - Przynie szkatu ze skrytki. - Jak rozkaesz, Wasza wysoko - skoni si Giller. Rachel patrzya, jak wychodzi z szumem srebrzystej szaty. Poczua si samotna i opuszczona. Czekali. Krlowa Milena przedstawia Ojczulkowi Rahlowi ksiniczk Violet. Rachel staa za krzesem ksiniczki, kiedy ta podesza do Rahla. Ojczulek Rahl skoni si dwornie, ucaowa do Violet i powiedzia jej, e jest rwnie pikna jak matka. Ksiniczka umiechaa si i umiechaa, tulc do piersi ucaowan do. Wrci doradca w towarzystwie pomocnikw. Przynieli pene narcza dokumentw. Odsunli na bok talerze i rozoyli papiery na gwnym stole. Wskazali, gdzie Rahl i krlowa maj si podpisa. Jeden z pomocnikw nakapa czerwonego wosku i krlowa odcisna w nim swoj piecz. Ojczulek Rahl oznajmi, e nie ma pieczci, e wystarczy sam jego podpis i e na pewno rozpozna w podpis w przyszoci i uzna go. Powrci Giller, stan z boku i czeka, a skocz z dokumentami. Pomocnicy zaczli zbiera traktaty i sprzecza si, w jakim porzdku je uoy. Krlowa skina na Gillera. - Oto, Ojczulku Rahlu, szkatua Ordena - powiedzia Giller z dwornym umiechem. Trzyma faszyw szkatu w obu doniach, tak ostronie, jakby bya prawdziwa. Klejnoty migotay jak prawdziwe. Rahl z umieszkiem wzi skrzyneczk z rk czarodzieja. Obraca jaw doniach, przypatrywa si klejnotom. Potem skin na jednego z wielkoludw. w podszed, a Rahl spojrza mu w oczy i poda skrzyneczk. Olbrzym zgnit szkatuk w doni. Zgruchota j. Krlowa Milena wytrzeszczaa oczy ze zdumienia. - A c to znaczy! - wykrzykna. - Wanie miaem o to zapyta, Wasza wysoko. - Twarz Ojczulka tak si zmienia, e straszno byo na patrze. - To faszywa szkatuka. - To zupenie niemoliwe... Nie mona byo... Jestem tego pewna... - Krlowa spojrzaa na czarodzieja. - Gillerze! Co ci o tym wiadomo?! Giller kry rce w rkawach szaty, praw w lewym, lew w prawym. - Nie pojmuj, Wasza wysoko... Nikt nie duba przy magicznej pieczci... Sam to

sprawdzaem. Zapewniam ci, e to ta sama szkatua, ktr mi powierzya i ktr od tamtej pory strzegem. Musiaa by faszywa od samego pocztku. Oszukano nas. To jedyne moliwe wytumaczenie. Bkitne oczy Ojczulka Rahla cay czas si wpatryway w mwicego czarodzieja. Potem przesuny si na jednego z olbrzymw. Ten podszed i zapa Gillera za szat na karku, jedn rk podnis czarodzieja. - Co ty wyprawiasz! Postaw mnie, tpy wielkoludzie! Uszanuj czarodzieja, bo poaujesz! Ostrzegam ci! - piekli si Giller, wymachujc w powietrzu nogami. Rachel miaa cinite gardo, oczy pene ez. Staraa si by dzielna i nie paka. Wiedziaa, e jeli si rozpacze, to przycignie uwag wszystkich. Ojczulek Rahl obliza koniuszki palcw. - To wcale nie jest jedyne moliwe wyjanienie, czarodzieju. Prawdziwa szkatua ma magi, szczegln magi. Ta tu skrzyneczka ma niewaciw magi. Krlowa mogaby tego nie dostrzec, nie pozna, czy to prawdziwa szkatua, czy nie. Lecz czarodziej powinien to zauway. - Umiechn si do krlowej Mileny. - Czarodziej i ja opucimy ci teraz, pani, i porozmawiamy na osobnoci. Rahl odwrci si i wyszed z komnaty. Olbrzym trzymajcy Gillera w powietrzu poszed za wadc. Drugi wielkolud stan w drzwiach. Stopy Gillera nie dotkny podogi. Rachel bardzo by chciaa pobiec za czarodziejem, tak si o niego baa! Widziaa, jak odwrci gow i popatrzy na zgromadzonych. Oczy mia szeroko otwarte. Przez sekund patrzy wprost na ni - wtedy usyszaa jego gos, tak wyranie, jakby krzykn. Gos Gillera wykrzykn jedno sowo: uciekaj. I czarodziej znikn. Dziewczynka o mao si nie rozpakaa. Opanowaa si jednak i tylko zagryza rbek sukienki. Ludzie otaczajcy krlow zaczli mwi wszyscy naraz. James, krlewski malarz, zbiera kawaki faszywej skrzyneczki, obracajc je w swojej jedynej doni, przyglda si im, przyciska do kikuta drugiej rki. Ksiniczka Violet wzia od niego jeden z wikszych fragmentw i przypatrywaa si klejnotom, przesuwajc po nich palce. Rachel wci syszaa gos Gillera nakazujcy jej, eby uciekaa. Rozejrzaa si: nikt nie zwraca na ni uwagi. Ruszya wok stow, pochylona, eby jej nie zauwayli. Dotara w drugi koniec komnaty i wyjrzaa, sprawdzajc, czy kto na ni patrzy. Nikt Zabraa z pmiskw troch zapasw: kawaek misa, trzy buki, spory kawaek twardego sera, upchna to w kieszeniach i znw zerkna na zebranych. Potem pobiega do holu. Powstrzymywaa zy, staraa si by dzielna dla Gillera. Bose stopy dziewczynki biegy po

dywanach, obok cian obwieszonych arrasami. Zwolnia, zanim dotara do gwardzistw przy drzwiach; nie chciaa, eby zauwayli, e biegnie. Zobaczyli j, odsunli wielki rygiel i w milczeniu patrzyli, jak Rachel wychodzi. Stranicy na zewntrz tylko na ni zerknli i dalej obserwowali otoczenie. Otara par ez i zesza po zimnych kamiennych stopniach. Prbowaa nie paka, ale nie cakiem jej si to udawao. Patrol w ogle na nianie zwrci uwagi, kiedy sza ku ogrodom. Im dalej od zamku, tym byo ciemniej - nie docierao tu wiato przymocowanych do murw pochodni. Lecz Rachel dobrze znaa drog. Czua pod bosymi stopami wilgotn traw. Uklka przy trzeciej wazie i sprawdzia, czy kto nie patrzy. Signa pod kwiaty. Wyczua ptno owinite wok bochenka i wycigna zawinitko. Rozwizaa supe, rozprostowaa ptno i pooya na chlebie miso, buki i ser, po czym znw zwizaa cztery rogi zawinitka. Ju, ju miaa pobiec ku bramie w zewntrznym murze, kiedy sobie przypomniaa. Zamara. Zapomniaa o Sarze! Lalka zostaa w skrzyni do spania! Ksiniczka Violet j znajdzie i wrzuci w ogie! Rachel nie moga tak porzuci swojej pocieszanki - Przecie ucieka i nigdy ju tu nie wrci. Sara bdzie si ba, jeli zostanie sama. I spalaj. Dziewczynka z powrotem wepchna toboek pod kwiaty, rozejrzaa si i pobiega ku zamkowi. Kiedy ju bya blisko, zwolnia i spokojnym krokiem wesza w blask pochodni. Jeden ze stranikw przy drzwiach spojrza na Rachel. - Dopiero co ci wypuciem. - Wiem, ale musz na chwilk wrci. - Zapomniaa czego? - Tak - udao si wykrztusi dziewczynce. Stranik potrzsn gow i otworzy mae okienko. - Otwrzcie drzwi - powiedzia do tych w rodku i Rachel usyszaa jak odsuwaj ciki rygiel. Wesza do zamku i zatrzymaa si w holu. eby doj do wielkiej komnaty z biao-czarn posadzk i paradnymi schodami, musiaaby min kilka dugich korytarzy i kilka sporych komnat. Jedn z nich bya jadalnia. To najkrtsza droga. Ale moga tam jeszcze by krlowa i ksiniczka Violet, a moe i Ojczulek Rahl. Zobaczyliby j, a do tego nie moga dopuci. Ksiniczka Violet zabraaby j do swojej komnatki i zamkna w skrzyni do spania. Byo ju pno. Rachel skrcia i wesza w mae drzwi po prawej. Przejcie dla suby. Dusze, ale nikt wany nie chodzi korytarzami i schodami dla suby. A sucy jej nie zatrzymuj, wiedzieli przecie, e Rachel naley do ksiniczki Violet, i nie chcieli, eby ksiniczka si na nich rozzocia. Przejdzie wic obok kwater dla suby, pod wielkimi komnatami i pod

kuchni. Schody byy z gadzonego kamienia. Jedno z okienek na szczycie stale byo otwarte i wpada tamtdy deszcz - woda wci ciekaa po cianach i po stopniach. Miejscami odrobin, miejscami bardziej, a na niektrych stopniach lea zielony mu. Rachel zawsze uwaaa, eby nie wpa w w mu. W elaznych uchwytach tkwiy ponce pochodnie, nadajc schodom czerwon i zot barw. W korytarzach na dolnym poziomie krcio si troch ludzi: suce z kocami i przecieradami, pomywaczki z kubami wody i zmywakami, posugacze nioscy narcza drewna do kominkw na grze. Niektrzy si zatrzymywali i rozmawiali szeptem. Wygldali na podekscytowanych. Rachel pochwycia imi Gillera i serce si jej cisno. Dziewczynka dotara do kwater sucych. Paliy si wszystkie lampy naftowe, zawieszone u niskich sufitw, wszdzie byo peno ludzi - zbierali si w grupy i opowiadali sobie, co widzieli. Rachel zobaczya mczyzn mwicego co gono do kobiet, towarzyszyo mu kilku innych mczyzn. To by pan Sanders; przystrojony w zabawny paszcz, wita przybywajce na uczt damy i lordw i gono wykrzykiwa ich nazwiska. - Sam syszaem od dwch, ktrzy stali na stray przy jadalni. Wiecie, o kim mwi: ten mody, Frank, i ten drugi, troch kulawy, Jenkins. Powiedzieli, e DHaranczycy im oznajmili, e odbdzie si przeszukanie zamku od szczytu po piwnice. - A czeg tam szukaj? - spytaa jaka kobieta. - Nie mam pojcia. Tego nie powiedzieli Frankowi i Jenkinsowi. Ale nie chciabym by tym, kogo szukaj! Ci DHaranczycy mog zesa koszmary na jawie! - eby tak znaleli to co pod oem Violet - wtrci kto. - Nareszcie i ona miaaby koszmary, zamiast je zsya na innych! Wszyscy zaczli si mia. Rachel posza dalej, przez wielki magazyn, ktrego strop wsparty by na filarach. Po jednej stronie ustawiono beczuki: zrbami jedne na drugich. Po drugiej umieszczono skrzynie, worki i paki. Pachniao wilgoci i stchlizn, sycha byo chrobotanie myszy. Dziewczynka sza rodkiem, pod lampami zamocowanymi do filarw, ku cikim drzwiom na drugim kocu hali. Rachel z caych si pocigna za elazny piercie, zawiasy zaskrzypiay i drzwi si otwary. Poplamia donie rdz, wic otara je o kamienn cian. Wielkie drzwi po prawej wiody do lochw. Ruszya w gr schodami. Byo ciemno, palia si tylko jedna pochodnia u szczytu schodw. Dziewczynka syszaa plusk ciekajcej wody. Drzwi na grze byy uchylone i Rachel wlizna si do wietrznych kamiennych korytarzy. Tak si baa, e nawet nie moga paka. Chciaa, eby Sara ju bya z ni, bezpieczna, i eby

obie std ucieky. Dotara wreszcie na waciwe pitro i wyjrzaa przez drzwi, rozejrzaa si po korytarzu biegncym obok komnaty ksiniczki Violet. Pusto. Przebiega na palcach po dywanie ozdobionym wizerunkami odzi, dotara do drzwi w gbi korytarza. Znw si rozejrzaa. Ostronie uchylia drzwi i wlizna si do komnaty, zamykajc je za sob. Wewntrz byo ciemno. W kominku pon ogie, lecz nie zapalono lamp. Rachel sza ostronie, czujc pod stopami futrzany dywan. Opada na czworaki, wpeza do skrzynki i uniosa koc. Wstrzymaa oddech. Sary nie byo. Dziewczynka poczua zimny dreszcz. - Szukasz czego? - spyta gos ksiniczki Violet. Rachel zdrtwiaa. Oddychaa ciko, ale zdoaa powstrzyma zy. Nie pozwoli, eby Violet doprowadzia j do paczu. Wydostaa si ze skrzyni i zobaczya ciemn posta przed kominkiem. Ksiniczka. Odsuna si od ognia. Co trzymaa za plecami. Dziewczynka nie wiedziaa, co to jest. - Akurat wchodziam do skrzyni. Spa. - Ach, tak. - Oczy Rachel ju si przyzwyczaiy do zmroku, dostrzega wic na twarzy Violet umieszek. - A nie szukaa przypadkiem tego? Ksiniczka wolniutko wysuna rce zza plecw. Trzymaa Sar. Rachel szeroko rozwara oczy, w gowie jej zawirowao. - Bagam, ksiniczko Violet... - pisna cichutko, wycigna bagalnie rce. - Podejd no tu. Pogadamy o tym. Dziewczynka podesza i stana przed ksiniczk, zaciskajc w palcach materia sukienki. Violet uderzya j nagle, mocniej ni kiedykolwiek przedtem. Tak mocno, e Rachel odruchowo zacisna w kieszeni praw pistk. Twardo postanowia, e si nie rozpacze. Ksiniczka przyskoczya do maej i uderzya j grzbietem doni w prawy policzek. Zabolao bardziej ni za pierwszym razem. Rachel zacisna zby i cisna co w doni, eby powstrzyma zy. Violet cofna si ku kominkowi. - Czy ci nie mwiam, co zrobi z lalk? - Ksiniczko Violet, nie... - Dziewczynka draa; baa si i pieka j buzia. - Pozwl mi j zatrzyma, prosz. Przecie ci nie skrzywdzi... Violet zamiaa si paskudnie. - Nie. Wrzuc j w pomienie, tak jak powiedziaam. eby miaa nauczk. Jak jej na imi? - Nie ma imienia. - Nie szkodzi, i tak j spal.

Violet odwrcia si do kominka. Rachel wci zaciskaa co w doni. Ogniowa paeczka od Gillera. Dziewczynka wyja j z kieszeni i przyjrzaa si jej. - Nie wrzucaj w ogie mojej lalki, bo poaujesz! Ksiniczka odwrcia si gwatownie. - Co powiedziaa?! Jak miesz do mnie mwi takim tonem! Jeste nikim, zerem. A ja jestem ksiniczk. Rachel przyoya paeczk do ozdobnej serwety na stojcym w pobliu niewielkim, okrgym marmurowym stoliku. - Zapal to dla mnie - szepna. Serweta stana w pomieniach. Ksiniczka osupiaa. Rachel dotkna pa czka ksiki, lecej na maym marmurowym stoliku. Zerkna na Violet, upewniajc si, e na ni patrzy, i szepna prob. Buchny pomienie. Oczy ksiniczki rozwary si szeroko. Dziewczynka zapaa rg ksiki i wrzucia j do kominka, a Violet gapia si na to. Rachel obrcia si ku niej i dotkna j paeczk. - Oddaj moj lalk, bo i ciebie spal! - Nie omieliaby si... - Oddawaj! Bo ci podpal i poparz ci skr! - Masz. - Violet podaa jej Sar. - Nie podpalaj mnie, Rachel, prosz. Boj si ognia. Dziewczynka wzia lalk lew rk i przytulia do siebie. Wci dotykaa Violet ogniow paeczk. Zaczo jej by al ksiniczki. Wtem poczua, jak bardzo boli j buzia po ciosach Violet. Bardziej ni kiedykolwiek przedtem. - Zapomnijmy o tym zdarzeniu, Rachel. Moesz zatrzyma lalk. Zgoda? - gos Violet brzmia mio, nie tak wrednie jak przedtem. Lecz dziewczynka wiedziaa, e to pozory. Jak tylko zjawi si stranicy, to ksiniczka odzyska zwyk but i kae Rachel obci gow. Wtedy dopiero zacznie si z niej wymiewa i spali Sar. - Wa do skrzyni - rozkazaa Rachel. - Przekonasz si, jakie to mie. - Co takiego?! Wa albo ci podpal! - Dziewczynka dgna Violet ogniow paeczk. Ksiniczka Violet, z paeczk przytknit do plecw, wolniutko podesza do skrzyni. - Zastanw si, co robisz, Rachel... Czy ty... - Uspokj si i wa do rodka. Jeeli nie, to ci podpal. Violet uklka i wpeza do wntrza skrzyni. Rachel popatrzya na ni. - Do samego koca - polecia.

Ksiniczka posuchaa. Dziewczynka zatrzasna drzwiczki, podesza do biurka i wzia klucz. Zamkna elazne drzwiczki elaznej skrzyni, schowaa klucz do kieszeni. Uklka i zajrzaa do rodka przez mae okienko. Ledwo dostrzegaa w ciemnoci oczy ksiniczki Violet. - Dobranoc, Violet. Spij. Ja si dzi przepi w twoim ou, Mdli mnie od twojego gosu. Przyjd i poparz ci skr, jeli si omielisz cho pisn. Zrozumiano? - Ttttak - odpar saby gosik. Rachel posadzia Sar, przycigna futrzany dywan i owina nim skrzyni. Potem z impetem wskoczya na oe, eby zatrzeszczao i eby Violet uwierzya, e i dziewczynka si pooya. W kocu z umiechem, na paluszkach, tulc Sar, ruszya ku drzwiom. Dziewczynka wrcia t sam tras, ktr tu przysza. Wyjrzaa do holu i posza prosto do wielkich drzwi wejciowych, strzeonych przez gwardzistw. Nic nie powiedziaa, bo nic nie zdoaa wymyli. Po prostu staa i czekaa, eby jej otworzyli. - A wic to lalki zapomniaa - odezwa si jeden z wartownikw. Rachel skina potakujco gwk. Drzwi z trzaskiem zamkny si za ni i posza w ciemnociach ku ogrodowi. Byo wicej stranikw ni zwykle. Ci nowi byli inaczej ubrani. I przygldali si dziewczynce. Syszaa, jak ci dawni mwi nowym, kim ona jest. Staraa si nie biec; tulia mocno lalk i usiowaa si nie oglda na tych nowych. Zawinitko z chlebem byo tam, gdzie je zostawia, pod kwiatami, w trzeciej wazie. Rachel wycigna je. Jedn rk tulia Sar w drugiej trzymaa toboek. Sza przez ogrd i zastanawiaa si, czy Violet dalej wierzy, e Rachel pi w jej ou, czy te si domylia, e to blaga, i teraz rozgonym wrzaskiem wzywa pomocy. Jeli faktycznie si dara, a stranicy j usyszeli i wypucili ze skrzyni, to moe ju mnie szukaj, mylaa dziewczynka. Miaa przed sob dug drog: wiele czasu zajo jej dwukrotne przejcie tej samej trasy. Rachel uwanie nasuchiwaa, czy nie rozlegn si krzyki wiadczce, i jej szukaj. Miaa nadziej, e zdy std odej, zanim si rozpocznie pocig. Przypomniaa sobie, e pan Sanders mwi, i maj przeszukiwa zamek. Rachel dobrze wiedziaa, czego szukaj. Szkatuki. Obiecaa Gillerowi, e wyniesie std skrzyneczk, eby jej nie dostali i nie mogli skrzywdzi tych wszystkich ludzi. Szczyt muru patrolowao wielu onierzy. Dziewczynka miaa ju blisko do bramy, zwolnia kroku. Przedtem zawsze tu stali tylko dwaj gwardzici krlowej. Teraz widziaa trzech onierzy. Dwch rozpoznaa - mieli czerwone bluzy z wizerunkiem gowy czarnego wilka, to gwardzici krlowej, lecz ten trzeci by inaczej ubrany: w ciemne skry, no i by

o wiele wyszy od tamtych. To jeden z tych nowych onierzy. Rachel nie wiedziaa, czy ma i dalej, czy te odwrci si i uciec. Ale dokd niby miaa ucieka? Najpierw musi wyj poza mury, dopiero potem bdzie moga uciec. onierze dostrzegli dziewczynk, wic musiaa i dalej. Jeden z paacowych stranikw chcia odsun rygiel. Ten nowy go powstrzyma. - To suka ksiniczki. Ksiniczka czasem j wypdza poza mury. - Nikt nie wyjdzie - upiera si nowy. Gwardzista zostawi rygiel w spokoju. - Przykro mi, maa. Sama syszaa, co on powiedzia. Rachel staa przed nimi, mocno zaciskaa wargi. Patrzya prosto na nowego, a on na ni. Przekna lin. Giller powierzy jej wyniesienie skrzyneczki. Tylko tdy moga wyj poza mury. Staraa si domyli, co by zrobi Giller. - No c, trudno - powiedziaa w kocu dziewczynka. - I tak jest dzi zimno, wic lepiej tu zostan. - Ot to. Dzi tu zostaniesz - potwierdzi paacowy gwardzista. - Jak si nazywasz? - spytaa Rachel. - Lansjer krlowej, Reid - przedstawi si, nieco zdumiony. - A ty? - Dziewczynka wskazaa drugiego rczk, w ktrej trzymaa Sar. - Lansjer krlowej, Walcott. - Lansjerzy krlowej Reid i Walcott - powtrzya. - Powinnam zapamita. A ty? Wskazaa nowego lalk, koyszc ni przy tym. - A po co ci moje imi? - spyta, zatykajc kciuki za pas. - Ksiniczka dara si na mnie - odpara Rachel, tulc Sar - i kazaa mi si wynosi poza mury. Jeli tego nie zrobi, to si okropnie wcieknie i kae mi obci gow za to, e jej nie usuchaam. Wic bd jej musiaa powiedzie, kto mnie nie wypuci. Podam jej wasze imiona, eby moga wszystko sprawdzi i eby nie mylaa, e to wymyliam. Boj si jej. Ju zacza skazywa ludzi na obcicie gw. Wszyscy trzej wyprostowali si i popatrzyli po sobie. - To prawda - powiedzia lansjer krlowej Reid do nowego. - Ksiniczka coraz bardziej upodabnia si do mamusi. Kopotliwe dziecko, a krlowa pozwala jej ostrzy zbki, zaprawia si na przyszo. - Nikt nie moe wyj. Takie s rozkazy - powtrzy nowy. - My dwaj speniamy rozkazy ksiniczki - lansjer krlowej Reid odwrci si nieco i splun. - Zatrzymaj ma, jeli chcesz, ale to ty nadstawisz karku, a nie my. Jak nie, to j wypumy, jak kazaa ksiniczka. Nie pjdziemy z tob na szafot. - Walcott energicznym

skinieniem gowy popar sowa Reida. - Taka maa dziewuszka nie jest grona. Przecie im nie powiem, e takie krzepkie, wielkie drgale jak my uznay t ma za niebezpieczn osob. Jeli si sprzeciwisz ksiniczce, to ty stracisz gow, a nie my. Ty pjdziesz pod topr krlewskiego kata, nie my. Nowy popatrzy na Rachel; by troch wcieky. Skierowa wzrok na obu lansjerw, poprzyglda si im przez chwil i znw spojrza na dziewczynk. - Hmm, pewnie, e nie jest grona. Rozkazy mwi, eby chroni przed zagroeniem, wic... Lansjer krlowej Walcott zacz odsuwa rygiel. - Ale musz zobaczy, co ona niesie - dorzuci nowy. - Tylko lalk i kolacj - rzeka Rachel najobojtniej, jak moga. - No, to zobaczmy. Dziewczynka pooya toboek, rozwizaa supe, rozprostowaa ptno. Podaa mu Sar. Nowy wzi lalk w wielk ap, oglda. Odwrci j do gry nogami i wielkim paluchem unis sukienk Sary. Rachel kopna go tak mocno, jak tylko zdoaa. - Nie rb tego! Nie masz dla niej adnego szacunku?! - Wrzasna. Lansjerzy krlowej zaczli si mia. - Znalaze tam co niebezpiecznego? - zaciekawi si Reid. Nowy ypn na tamtych dwch i odda lalk Rachel. - Co jeszcze masz? - Ju ci mwiam. Moj kolacj. Pochyli si nad rozwizanym tobokiem. - Takiej odrobinie jak ty chyba nie trzeba caego bochenka chleba. - To moje! - wrzasna. - Nie zabieraj! - Zostaw jej - wtrci si lansjer krlowej Walcott. - I tak auj jej jedzenia. Zdaje ci si, e ksiniczka j przekarmia? Nowy si wyprostowa. - Myl, e raczej nie - odetchn gboko. - Id. Zmykaj std. Rachel zawina toboek i z caej siy zawizaa supe. Przytulia Sar jedn rk, drug uja zawinitko, mina onierzy i wysza poza mury. Brama si zatrzasna i dziewczynka zacza biec. Biega najszybciej, jak moga. Nie odwracaa si za siebie: tak si baa, e nie chciaa wiedzie, czy kto j ciga. W kocu uznaa, e jednak musi si przekona. Zatrzymaa si i odwrcia. Nikogo. Zadyszana, przysiada na przecinajcym ciek grubym korzeniu, eby odpocz. Widziaa zarys sylwety zamku na tle gwiadzistego nieba, zbate szczyty murw,

wiee, w ktrych pony wiata. Ju nigdy, przenigdy tu nie wrci. Z trudem apaa oddech; nagle usyszaa czyj gos. - Rachel? - Uwiadomia sobie, e to gosik Sary. Pooya lalk na wierzchoku tumoczka. - Ju jestemy bezpieczne, Saro. Wydostaymy si stamtd. - Tak si ciesz. - Pocieszanka si umiechna. - Ju nigdy nie wrcimy do tego paskudnego miejsca. - Giller chce, eby o czym wiedziaa, Rachel. - O czym? - Musiaa si nachyli, ledwo syszaa gosik Sary. - e nie moe z tob i. Musisz pj sama. - Ale ja chc, eby ze mn poszed. - zy si zakrciy w oczach dziewczynki. - I on by tego chcia, dziecinko, ogromnie by chcia. Ale musi tam zosta i pilnowa, eby ci nie znaleli, eby moga uciec. Tylko w ten sposb bdziesz bezpieczna. - Ale sama bd si baa. - Nie bdziesz sama, Rachel. Ja bd z tob. Zawsze. - Co mam robi? Dokd pj? - Powinna std ucieka. Giller mwi, eby nie sza do swojej sosny-straniczki, bo ci tam znajd. - Dziewczynka szeroko rozwara oczy, syszc to. - Id do innej sosny-straniczki. Nastpnego dnia do jeszcze innej. I tak uciekaj i chowaj si, a nadejdzie zima. Potem poszukaj jakich miych ludzi, eby si zaopiekowali. - Dobrze. Zrobi to, skoro Giller tak chce. - Giller chce, eby wiedziaa, e ci kocha. - Ja te go kocham. Najbardziej ze wszystkich. Lalka umiechna si. Lasy zapony nagle bkitem i zotem. Rachel podniosa gow. Podskoczya, syszc gony huk. Otworzya buzi i otwara oczy ze zdumienia. Z zamku, spoza murw, uniosa si wielka kula ognia. Wznosia si coraz wyej. Spaday z niej iskry, wypeza czarny dym. Uniosa si jeszcze wyej i zmienia w smolisty dym. Znw byo ciemno. - Widziaa to? - Rachel spytaa Sar. Lalka nie odpowiedziaa. - Mam nadziej, e nic si nie stao Gillerowi. Dziewczynka spojrzaa na lalk, lecz ta milczaa, nawet si nie umiechna. Rachel przytulia Sar i podniosa toboek. - Lepiej chodmy std, jak kaza Gili er. Rachel dotara do jeziora, zamachna si i wrzucia do niego kluczyk od elaznej skrzyni do spania. Umiechna si, syszc plusk wody.

Coraz bardziej oddalay si od zamku. Sara wci si nie odzywaa. Rachel pamitaa polecenie Gili era, eby nie sza do swojej sosny-straniczki. Skrcia wic i ruszya w innym kierunku, przez jeyny, ciek wydeptan przez jelenia. Na zachd.

Rozdzia trzydziesty czwarty Jaki dwik. Ciche skwierczenie. Na wp picy Richard nie mg si zorientowa, co to takiego. Zacz si budzi, najpierw powoli, potem coraz szybciej, poczu aromat smaonego misa. Natychmiast poaowa, e si obudzi - powrcia pami tego, co si wydarzyo, powrcia tsknota za Kahlan. Kolana mia przycignite do piersi, wspiera o nie gow. Pie drzewa bolenie wbija mu si w plecy, minie mia zupenie sztywne, bo ca noc przespa w tej samej pozycji. Z czoem opartym o kolana Richard mg dostrzec tylko jedno - e ju wstawa wit. Kto lub co byo obok niego. Chopak udawa, e dalej pi, i sprawdzi, czy ma bro w zasigu doni. Miecz by tu, ale za dugo by trwao wyciganie go z pochwy. N bdzie porczniejszy. Dotkn palcami rkojeci z orzechowego drewna. Zamkn rkoje w doni. To co byo po lewej. Skocz i pchn noem, pomyla Richard. Zerkn ostronie. To bya Kahlan! Siedziaa oparta o kod i obserwowaa go. Nad ogniem piek si krlik. Richard usiad prosto. - Co tu robisz? - spyta ostronie. - Moemy pogada? Richard wsun n do pochwy, rozprostowa i rozmasowa nogi. - Ostatniej nocy ju si nagadalimy za wszystkie czasy - rzuci i natychmiast si skrzywi, syszc wasne sowa. Kahlan posaa mu nieodgadnione spojrzenie. - Przepraszam doda ju agodniej. - Pewnie, e moemy porozmawia. O czym chcesz pogada? Wzruszya ramionami. - Duo rozmylaam. - Trzymaa kawaek gazi brzozy, przygotowany na ognisko, i oddzieraa pasy biaej kory. - Ostatniej nocy, gdy odeszam... Wiedziaam, e ci okropnie boli gowa... - Skd wiedziaa? Znw wzruszya ramionami. - Zawsze to wiem, po wyrazie twoich oczu. - Gos miaa cichy, agodny. - Mao ostatnio spae, i to przeze mnie, wic postanowiam, e zanim... e zanim odejd, to wrc i popilnuj, eby si mg przespa. I byam tam - wskazaa gazi - w tamtych drzewach. Stamtd mogam ci pilnowa. - Spojrzaa na ga i oderwaa pat kory. - Chciaam, eby si spokojnie przespa. - Bya tam ca noc? - Myl o tym napenia chopaka trwoliw nadziej. Kahlan skina gow, lecz nie podniosa oczu. - I kiedy tak czuwaam, to sprbowaam zrobi sida tak, jak mnie uczye, eby ci

zapa co na niadanie. I mylaam, mylaam. Przepakaam mnstwo czasu. Nie mogam cierpie, e tak o mnie mylisz. To mi sprawia bl. I zoci mnie. Richard uzna, e lepiej si nie odzywa, sowa przychodziy dziewczynie z wielkim trudem. I tak nie wiedzia, co powiedzie poza tym si ba, e wyrwie mu si co, co skoni Kahlan do odejcia. Dziewczyna oderwaa pat kory i wrzucia w ogie - zaskwiercza i buchn pomieniem. - Potem rozmylaam o tym, co powiedziae, i uznaam, e musz ci powiedzie par rzeczy. Na przykad, jak si powiniene zachowywa wobec krlowej. I jakich drg masz unika, a ktrdy moesz i. Mylaam i mylaam o tym, co mam ci powiedzie, o tym, co powiniene wiedzie. Uwiadomiam sobie, e miae racj. We wszystkim. Chopak pomyla, e jest bliska ez, ale si nie rozpakaa. Drapaa ga paznokciem i unikaa spojrzenia mu w oczy. On za dalej milcza. Wtem Kahlan zadaa pytanie, ktrego si zupenie nie spodziewa. - Uwaasz, e Shota jest adna? - Tak. - Umiechn si. - Ale nie taka adna jak ty. Kahlan te si umiechna i odgarna w ty par pukli. - Niewielu by si omielio to powiedzie... - Ugryza si w jzyk. Jej tajemnica wci staa pomidzy nimi. Podja: - Jest takie powiedzonko starych kobiet, moe ju je syszae: Nie wybieraj piknej kobiety na przewodniczk, jeli w pobliu jest jaki mczyzna. Richard zamia si krtko i wsta, eby rozprostowa nogi. - Nie, nie syszaem tego. - Przysiad na kodzie, skrzyowa ramiona. Nawet mu przedtem nie przyszo do gowy, e Kahlan moga si martwi, i Shota skradnie mu serce. Wiedma ostrzega, e go zabije, jeli wrci do kotliny Agaden - ale i bez tej groby Kahlan nie musiaa si ba. Dziewczyna odoya gazk brzozy, stana przy Richardzie i rwnie wspara si o kod. Zmarszczya brwi i wreszcie spojrzaa mu w oczy. - Richardzie... - zacza cichutko - ostatniej nocy doszam do wniosku, e byam okropnie gupia. Baam si, e wiedma mnie zabije i nagle zdaam sobie spraw, e prawie jej si to udao, Tyle e to ja wykonywaam za ni robot, pozwalajc, eby za mnie decydowaa. Miae racj, we wszystkim. Powinnam mie wicej rozumu i nie lekceway sw Poszukiwacza. Jeli... - Opucia wzrok, potem znw spojrzaa w oczy Richarda. - Jeli nie jest za pno, to znw chciaabym by twoj przewodni czka. Chopak nie mg uwierzy, e ze chwile ju miny. Jeszcze nigdy nie by taki szczliwy, nie czu takiej ulgi. Nie odpowiedzia, po prostu mocno przytuli Kahlan. Na

krtko odwzajemnia ucisk, opara mu gow na piersi. Potem si odsuna. - Jeszcze jedno, Richardzie. Musisz usysze reszt, zanim si zgodzisz przyj mnie z powrotem. Zdecydowaam, e opowiem ci o sobie. O tym, kim jestem. Drczy mnie to, bo jestem twoj przyjacik. Powinnam bya od razu wszystko ci powiedzie. Ale nigdy przedtem nie miaam takiego przyjaciela jak ty. I nie chciaam, eby nasza przyja si skoczya. - Znw odwrcia oczy. - Jednak w kocu musz to powiedzie - dodaa sabym gosem. - Przecie ju ci mwiem, Kahlan, e jeste moj przyjacik i e nic tego nie zmieni. - Ten sekret moe wszystko zmieni. - Przygarbia si. - Dotyczy magii. Richard wcale nie by pewny, czy nadal chce pozna tajemnic Kahlan. Dopiero co odzyska dziewczyn i nie chcia jej znw utraci. Przykucn przed ogniskiem, zdj roen z krlikiem. Strzeliy iskry, uniosy si w janiejce mroki nocy. By dumny z Kahlan - sama zapaa krlika, tak jak j nauczy. - Nie obchodzi mnie twj sekret, Kahlan. Ty mnie obchodzisz i tylko to si liczy. Nie musisz mi nic mwi. Chod, krlik jest ju gotowy, zjedz troch. Usiada obok niego, odgarna wosy z twarzy. Chopak odci kawaek krliczego misa i poda Kahlan. Byo gorce, wic trzymaa je ostronie w palcach i dmuchaa, eby je ostudzi. Richard odkroi kawaek dla siebie. - Gdy pierwszy raz zobaczye Shot, Richardzie, to naprawd Wygldaa jak twoja matka? Spojrza na owietlon blaskiem ognia twarz Kahlan, przytakn i ugryz ks misa. - Twoja matka bya bardzo adna. Masz jej oczy i usta. Chopak umiechn si na wspomnienie matki. - Ale to nie bya ona - powiedzia. - Wic si rozgniewae, e Shota udaje kogo, kim nie jest? e ci zwodzi? - Kahlan te ugryza ks misa i trzymaa je w ustach, dmuchajc, bo wci byo gorce. Bacznie obserwowaa Richarda. Wzruszy ramionami, czujc ukucie alu. - Chyba tak. To nie byo w porzdku. Dziewczyna dokadnie pogryza i pokna miso. - I dlatego wanie musz ci powiedzie, kim jestem, choby mnie za to znienawidzi, bo si ze mn zaprzyjanie. Chocia nie zasuguj na twoj przyja. To jeden z powodw, dla ktrych wrciam: nie chciaam, eby si tego dowiedzia od kogo innego. Chc, eby

to usysza ode mnie. Wysuchaj mnie, a potem odejd, jeli tak zechcesz. Richard spojrza w niebo, coraz janiejsze, bardziej bkitne. Zapragn nagle, eby Kahlan mu nie mwia, kim jest, eby wszystko zostao po staremu. - Nie martw si, nie odpdz ci. Mamy robot do wykonania. Pamitasz, co powiedziaa Shota? Krlowa niedugo bdzie si cieszy szkatuk, czyli kto jej odbierze skrzyneczk. Lepiej, ebymy to byli my ni Rahl Pospny. - Nie chc, eby decydowa, zanim usyszysz, co mam do powiedzenia. - Dziewczyna pooya do na ramieniu Richarda. - Zanim si dowiesz, kim jestem. Zrozumiem, jeeli wtedy kaesz mi odej. - Spojrzaa mu bacznie w oczy. - Chc tylko, Richardzie, eby wiedzia, e nigdy mi na nikim tak nie zaleao jak na tobie; i nigdy ju nie bdzie zaleao. Ale dalej nie mog si posun. Nigdy nic z tego nie bdzie. Przynajmniej nic dobrego. Richard absolutnie nie chcia w to uwierzy. Musi by jaki sposb, eby si speniy jego marzenia. Odetchn gboko. - No to mw, skoro musisz. - Pamitasz, jak ci mwiam, e niektrzy Midlandczycy maj magiczn moc? I e nie mog si jej pozby, bo stanowi ich nieodczn cz? - Potakn. - Ja jestem jedn z nich, jedn z tych istot. Jestem nie tylko kobiet. - Kim wic jeste? - Jestem Spowiedniczk. Spowiedniczka. Richard ju zna to sowo. Chopak zesztywnia. Wstrzyma oddech. Nagle przypomnia sobie fragment Ksigi Opisania Mrokw: Jedynie Spowiedniczka moe zweryfikowa prawdziwo stw Ksigi Opisania Mrokw, jeeli s wypowiadane przez kogo, a nie odczytywane przez tego, kto dziery w swej mocy szkatuy... Richard gorczkowo przerzuca w mylach stronice ksigi, jedn po drugiej, usiujc sobie przypomnie, czy ponownie bya mowa o Spowiedniczce. Nie, ju nie. Zna kade sowo ksigi - Spowiedniczka pojawiaa si tylko raz, na samym pocztku. Pamita, jak si gowi, kto to taki, owa Spowiedniczka. Nawet nie by wwczas pewny, czy to osoba. Zb zaciy chopakowi na szyi. Kahlan zmarszczya brwi, widzc min Richarda. - Wiesz, kim jest Spowiedniczka? - Nie... - wydusi. - Ale ju wczeniej syszaem to sowo... Od mojego ojca. Tyle e nie wiem, co ono oznacza. - Opanowa si. - Wic kim jest Spowiedniczka? Dziewczyna podcigna kolana, otoczya ramionami. - To kto, kto ma moc, magiczn moc, przechodzc z matki na crk. Dzieje si tak od bardzo, bardzo dawna, od wiekw poprzedzajcych mroczne czasy... - Chopak nie mia

pojcia, co to te mroczne czasy, ale nie przerywa. - Rodzimy si z t moc, jest czci nas i nie mona nas jej pozbawi, tak jak tobie nie mona usun serca. Kada kobieta bdca Spowiedniczka urodzi crk, rwnie Spowiedniczk. Zawsze. Ale nie wszystkie mamy tak sam moc. U jednych z nas jest ona sabsza, u innych silniejsza. - Czyli nie moesz si jej pozby, choby chciaa. A jaki to rodzaj magii? - To magia wyzwalana dotykiem. - Kahlan spojrzaa w pomienie. - Zawsze jest w nas. My jej nie przywoujemy. Dbamy oto, eby pozostawaa w nas, zatrzymujemy j w sobie, uwalniamy za, opuszczajc wewntrzne bariery. - Co jakby hamowaa mdoci? - Co w tym rodzaju. - Umiechna si, syszc to porwnanie. - A co czyni ta moc? - Trudno to uj w sowa. - Dziewczyna zwijaa w palcach rg paszcza. - Nawet nie podejrzewaam, e trudno mi bdzie to wyjani, ale trudno to wytumaczy komu spoza Midlandw. Nigdy tego nie robiam i nie wiem, czy potrafi. To jakby prbowa opisa mg niewidomemu. - Sprbuj. Kiwna gow i zerkna Richardowi w oczy. - To potga mioci. - I ja miabym si ba potgi mioci? - Richard ledwo pohamowa miech. Kahlan wyprostowaa si sztywno. W zielonych oczach zapono oburzenie, oburzenie i odwieczna wiedza: takim spojrzeniem obdarzyy Richarda Adie i Shota, mwio ono, e w jego sowach brak naleytego szacunku, e nawet jego umieszek by zuchway i bezczelny. Nigdy przedtem nie patrzya na z tak min. Chopak poj, e Kahlan nie jest przyzwyczajona, by kto mia si z jej mocy, z tego, kim jest. Jej mina wicej mu powiedziaa o mocy dziewczyny ni jakiekolwiek sowa. Na pewno nie naleao si namiewa z owej magicznej potgi. Umieszek Richarda zgas. Kahlan si upewnia, e chopak nie palnie ju nic lekcewacego, i podja wyjanienia. - Nie rozumiesz. Nie traktuj tego tak lekko. - Zmruya oczy - Kto, kogo dotknie owa moc, ju nie jest dawnym sob. Zmienia si, i to na zawsze. Oddaje si we wadanie tej, ktra go dotkna. Przestaje by wane to, kim si byo, czego si pragno - to wszystko ju nic nie znaczy. Taki kto zrobi dla niej wszystko Jego dusza rwnie naley do niej. Jego dawne ja przestaje istnie. Richard dosta gsiej skrki. - A jak dugo trwa dziaanie tej... Tej magicznej siy?

- Dopki yje ten, ktrego ni dotknam - brzmiaa spokojna odpowied. Do gsiej skrki doczyy si zimne dreszcze. - To jakby takiego kogo zaczarowaa? - Nie cakiem - westchna dziewczyna - ale moesz tak to nazwa, jeli ci to pomoe zrozumie. Dotknicie Spowiedniczki to wicej ni czary. O wiele potniejsze i nieodwoalne. Czary mona zniweczy, odczyni; dotknicie mojej mocy nie. Shota rzucaa na ciebie czary, cho moe i nie zdawae sobie z tego sprawy. Czarownice, wiedmy po prostu nie potrafi inaczej. To ich wrodzona waciwo. Przed czarami Shoty chroni ci twj gniew i gniew miecza. Dziaanie mojej mocy jest natychmiastowe i nieodwoalne. Nic by ci przed tym nie ochronio. Taki kto ju nigdy nie bdzie dawnym sob, staje si kim zupenie innym. Tego nie da si cofn. Taki kto nie ma ju swojej woli. Baam si Shoty take dlatego, e wiedmy nienawidz Spowiedniczek. S straszliwie zazdrosne o nasz moc, o to e dotknite przez nas osoby s nam cakowicie i bezwarunkowo oddane. Ten, kogo dotknie Spowiedniczka, zrobi wszystko, czego ona zada. - Kahlan spojrzaa twardo na chopaka. - Wszystko. Richardowi zascho w ustach. W jego umyle zapanowa chaos; rozpaczliwie czepia si swoich pragnie i nadziei. Pyta wic, eby zyska na czasie i jako si pozbiera: - Czy to dziaa na wszystkich? - Na wszystkich ludzi. Z wyjtkiem Rahla Pospnego. Czarodzieje ostrzegli mnie, e magia Ordena chroni Rahla przed naszym dotkniciem. On nie musi si mnie ba. Nasza moc nie dziaa na wikszo istot nie bdcych ludmi, bo one nie s zdolne do wspczucia, a owa zdolno jest potrzebna, eby magia zadziaaa. Chimera nie zmieni si pod moim dotkniciem. Na niektre istoty nasza moc dziaa, lecz inaczej ni na ludzi. - Shar? - Richard spojrza spod oka na dziewczyn. - Dotkna jej, prawda? Kahlan przytakna i cofna si nieco; znw si przygarbia. - Tak. Umieraa i bya samotna. Cierpiaa, umierajc samotnie, z dala od swoich siostrzyc. Poprosia, ebym jej dotkna. Mj do tyk znis jej bl, zastpi go mioci do mnie, mioci tak wielk, e ju nie byo w niej miejsca na adne inne uczucie. Tylko na ow mio do mnie. - A wtedy, kiedy ci pierwszy raz spotkaem? Kiedy cigaa nas bojwka? Jednego z nich te dotkna, prawda? Dziewczyna skina gow, opara si o kod. Otulia si paszczem i zapatrzya w pomienie. - Przysigli, e mnie zabij, lecz wystarczy, e dotkn jednego z nich, a s moi -

powiedziaa. - Dotknity powici ycie, eby mnie ocali. Dlatego Rahl wysya czterech, eby zabili Spowiedniczk; jednego ona dotknie, ale zostanie jeszcze trzech, eby umierci i j, i tamtego. Musi by jeszcze trzech, bo jednego, a nawet dwch zabije tamten. A tak zostaje jeden i morduje Spowiedniczk. Niekiedy w dotknity umierca tamtych trzech. Jak wtedy, kiedy posali za mn bojwk, zanim czarodzieje umoliwili mi przejcie poprzez granic. Te czwrki niemal zawsze osigaj cel, a jeli nie, to Rahl wysya nastpn bojwk. Wtedy na Wierchu uszlimy z yciem, bo ich rozdzielie. Jednego dotknam i zabi tego, ktry by przy nim. A powstrzymae tamtych dwch. Potem rzuci si na nich, lecz ty zepchne jednego w przepa. Wic on skoczy na przywdc i stoczy si razem z nim ze skay. Zrobi to, bo w walce mieczem nie mia szans. Powici ycie, bo nie miao dla adnego znaczenia, kiedy go dotknam. Powici je, gdy tylko w ten sposb mg mnie ocali. - A nie moga dotkn wszystkich czterech? - Nie. Kade dotknicie wyczerpuje ca moc. Trzeba czasu, eby si odrodzia. Chopak dotkn okciem rkojeci Miecza Prawdy i co mu si przypomniao. - Kiedy szlimy przez granic i atakowa ci ten ostatni z kolejnej bojwki... I zabiem go... To wcale ci nie ocaliem ycia, co? - Jeden czowiek, choby nie wiem jak wielki i silny - odpara Kahlan po chwili milczenia - nie jest adnym zagroeniem dla Spowiedniczki, nawet obdarzonej mniej szamoc ni ja. Gdyby si troch spni... Tobym si z nim rozprawia. Przykro mi, Richardzie - szepna. - Wcale nie musiae go zabija. Poradziabym sobie. - No c - odrzek sucho - przynajmniej ci tego oszczdziem. Dziewczyna nic nie powiedziaa, spojrzaa tylko ze smutkiem. Najwidoczniej brako jej sw, eby pocieszy Richarda. - Ile trzeba czasu? Po jakim czasie Spowiedniczka odzyskuje moc? - Kada Spowiedniczka ma inn moc. Czasem niewielk i wtedy potrzebuje kilku dni i nocy, eby j odzyska. Innym wystarczy dzie i noc. - A tobie? Kahlan popatrzya mu w oczy, jakby aowaa, e o to spyta. - Okoo dwch godzin. Richard odwrci si ku ognisku. Nie spodobaa mu si ta odpowied. - Czy to si rzadko trafia? - Tak mi powiedziano - westchna. - Im krtszy czas odzyskania mocy, tym jest ona mocniejsza i silniej oddziauje na tego, kogo ni dotkn. To dlatego ten z bojwki mg zabi

pozostaych trzech. Nie staoby si tak, gdybym bya Spowiedniczka obdarzon sabsz moc. Pozycja, status Spowiedniczek zaley od ich mocy, bo te o wikszej urodz crki, ktre prawie na pewno j odziedzicz. Spowiedniczki nie zazdroszcz tym, ktre maj wiksz moc - ceni je za to i ochraniaj w trudnych czasach, jak wtedy, gdy Rahl przeszed przez granic. Nisze rang powic w razie potrzeby i swoje ycie, eby chroni tamte. - A jak ty masz rang? - spyta Richard, bo wiedzia, e sama tego nie powie. Kahlan zapatrzya si w ogie. - Id za mn wszystkie Spowiedniczki. Wiele z nich oddao ycie, eby mnie ocali... - Zamilka na chwil. - ... ebym przeya i moga wykorzysta swoj moc do powstrzymania Rahla. Teraz nie ma ju adnej. Zostaam tylko ja. Rahl Pospny zabi wszystkie pozostae. - Tak mi przykro, Kahlan - powiedzia mikko chopak. Dopiero teraz docierao do niego, jak wan jest osob. - Masz jaki tytu? Jak ludzie do ciebie mwi? - Jestem Matk Spowiedniczka. Richard zesztywnia. Matka Spowiedniczka - w tytu mia w sobie ogromn powag i znaczenie. Chopak by nieco oszoomiony. Zawsze wiedzia, e Kahlan jest kim wanym, ale jako przewodnik mia do czynienia z wieloma wanymi ludmi i nauczy si ich nie lka. Lecz nie mia pojcia, e dziewczyna jest kim a tak znamienitym. Matka Spowiedniczka. On jest co prawda tylko przewodnikiem, ale jako to przeyje. Ona pewnie te. Nie ma zamiaru jej straci czy odpdzi, dlatego e jest tym, kim jest. - Nie mam pojcia, co to takiego. To kto jak ksiniczka lub krlowa? - Krlowe nisko si kaniaj Matce Spowiedniczce - poinformowaa go Kahlan. To zrobio na chopaku wraenie. - Jeste kim wicej ni krlowa? - zaniepokoi si. - Pamitasz t szat, ktr nosiam, gdy pierwszy raz si spotkalimy? To szata Spowiedniczki. Wszystkie takie nosimy, eby nikt nie mia wtpliwoci, kim jestemy, cho wikszo Midlandczykw i tak by nas rozpoznaa, bez wzgldu na strj. Wszystkie Spowiedniczki, niezalenie od swego wieku, nosz t szat, czarn szat, tylko Matka Spowiedniczka chodzi w biaej szacie. - Kahlan zdawaa si nieco strapiona tymi wyjanieniami. - Dziwnie si czuj, Richardzie, tumaczc to wszystko. Kady w Midlandach to wie, wic nigdy si nie musiaam zastanawia, jak to ubra w sowa. To brzmi tak... Sama nie wiem, jak to okreli... Tak wyniole, kiedy o tym mwi. - C, ja nie jestem z Midlandw. Prbuj dalej. Musz zrozumie. Kiwna gow i znw na spojrzaa. - Krlowie i krlowa s wadcami swoich ziem; kade z nich ma swoj wasn

domen. W Midlandach jest ich sporo. W innych krainach s inne rzdy, na przykad kieruj nimi Rady. Jeszcze inne ziemie nale do magicznych istot; nocne ogniki maj swj kraik. Spowiedniczki mieszkaj w Aydindril - to moja ojczyzna, mj dom. Mieszkaj tam rwnie czarodzieje i czonkowie Naczelnej Rady Midlandw. Aydindril to przepikne miejsce. Tak dawno tam nie byam - powiedziaa tsknie Kahlan. - Spowiedniczki i czarodziei cz mocne wizy, tak jak Zedda i Poszukiwacza. Nikt nie roci sobie praw do Aydindril. aden wadca si na to nie odway. Boj si Spowiedniczek i czarodziei. Wszystkie krainy Midlandw pac Aydindril danin. Spowiedniczki stoj ponad prawem wszystkich krain i tak jak Poszukiwacz, kieruj si swoimi wasnymi prawami. A jednoczenie, za porednictwem Naczelnej Rady Midlandw, suymy wszystkim ludom tych ziem. Dawno temu butni wadcy chcieli sobie podporzdkowa Spowiedniczki. yy wwczas dalekowzroczne, przewidujce Spowiedniczki, ktre teraz czcimy w legendach. Wiedziay, e musz pooy podwaliny pod nasz niezaleno albo na zawsze podda si woli innych. Wic Matka Spowiedniczka dotkna wadcw swoj moc - strcono ich z tronw i zastpiono nowymi, ktrzy rozumieli, e Spowiedniczki naley zostawi w spokoju. Poprzedni wadcy yli w Aydindril niemal jak niewolnicy. Spowiedniczki zabieray ich ze sob, kiedy podroway do innych krain. Nieli zapasy i rzeczy uprzyjemniajce podr. W owych czasach otacza nas wikszy ceremonia ni obecnie. Tak czy inaczej, owi wadcy w orszaku czynili zamierzone wraenie. - Nie rozumiem - przerwa jej Richard. - Krlowie i krlowe to potni wadcy. Nie maj adnej ochrony? Stranikw i wojska? Jak Spowiedniczka moga do nich podej i dotkn ich? - O tak, maj ochron i to niema, ale my cakiem atwo moemy si do nich dosta. Spowiedniczka dotyka jednej osoby, na przykad stranika, i ju ma sprzymierzeca, ktry j prowadzi do kogo innego, a ona dotyka moc i tego kogo. Wkrtce dostaje si do rodka. Kada pozyskana osoba moe j doprowadzi w poblie kogo wyszej rangi, zdobywa jej nowych sprzymierzecw. I tak dostaje si w poblie krla lub krlowej. Trwa to o wiele krcej, ni mylisz, Richardzie. Nie ma czasu na podniesienie alarmu. Kada Spowiedniczka moe tego dokona. A zwaszcza Matka Spowiedniczka. Matka Spowiedniczka z grupk swoich sistr potrafi przej przez zamek jak plaga. Oczywicie, nie jest to cakiem bezpieczne, zmaro wiele Spowiedniczek, lecz cel by tego wart. Spowiedniczka moe si uda do kadej krainy, choby inni nie mieli tam wstpu. Zamknicie krainy przed ni rwna si przyznaniu do winy i wystarcza, eby pozbawi wadc urzdu. To dlatego Botni Ludzie mnie przyjmuj, cho nie wpuszczaj na swe ziemie

nikogo innego, a jeli tak, to rzadko. Zakaz wstpu dla Spowiedniczki wywoaby zaraz podejrzenia i dociekania. Wadca uwikany w jaki spisek tym chtniej wpuciby Spowiedniczk, eby zatai swoje sprawki. W tamtych czasach niektre Spowiedniczki chciay si posugiwa moc wedug swej woli, wykorzenia to, co uwaay za zo. Czarodzieje usiowali zdoby nad nimi kontrol, ale pokazay, do czego s zdolne. Ale to byy inne czasy. Pozbawi wadc urzdu. Hmm. Inne czasy, hmm. Trudno to byo Richardowi zrozumie i usprawiedliwi. - Co dawao tamtym Spowiedniczkom prawo do takich czynw? - A czy to, co my, ty i ja, robimy teraz, rni si a tak bardzo od czynw z przeszoci? - Kahlan z wolna potrzsna gow. - Usunicie wadcy z urzdu? Wszyscy robimy to, co uwaamy za suszne i konieczne. Rozumiem - przyzna Richard. - Zrobia to ju kiedy? Usuna wadc? Kahlan potrzsna gow. - Ale i tak wadcy krain staraj si nie przyciga mojej uwagi. To samo dotyczy i Poszukiwacza. A raczej dotyczyo, w czasach przed naszym narodzeniem. Wtedy Poszukiwaczy bardziej si obawiano i darzono ich wikszym respektem ni Spowiedniczki. Spojrzaa znaczco na chopaka. - I oni zrzucali krlw z tronw. Teraz stary czarodziej poszed w zapomnienie, miecz sta si polityczn igraszk, a Poszukiwacze ogromnie stracili na znaczeniu, s zwykymi pionkami. - O, to akurat chyba si nie zmienio - rzek Richard, bardziej do siebie ni do dziewczyny. - Wikszo czasu czuj si jak pionek przesuwany cudz rk. Choby rk Zedda czy... Umilk. Kahlan dokoczya za niego. - Lub moj. Nie to miaem na myli. Po prostu czasem wolabym nigdy nie sysze o Mieczu Prawdy. A jednoczenie czuj, e nie mog pozwoli Rahlowi wygra. No i nie mog zrezygnowa. Nie mam wyboru i tego wanie nienawidz. Dziewczyna umiechna si smutno, podkulia nogi. - Skoro zrozumiae, kim jestem, Richardzie, to pamitaj, e tak samo jest i ze mn. Ja te nie mam wyboru. W moim wypadku to jeszcze gorsze, bo si urodziam z moj moc. Ty za moesz odda miecz, jeeli tak postanowisz. Ja bd Spowiedniczk przez cae ycie. Przerwaa, potem dorzucia: - Od kiedy ci poznaam, wiem, e daabym wszystko, eby si pozby tego daru i sta si zwyk kobiet.

Richard nie mia pojcia, co zrobi z rkami, wic zapa jaki patyczek i zacz rysowa po ziemi. - Dalej nie wiem, czemu was nazywaj Spowiedniczkami. Co to znaczy: Spowiedniczk? - Z trudem si zmusi, eby spojrze na Kahlan. Na twarzy dziewczyny odmalowa si taki bl, e Richardowi zrobio si jej al. - Bo to wanie robimy. Jestemy najwyszymi arbitrami prawdy. To dlatego czarodzieje dali nam t wadz w dawno zapomnianych czasach. Tak suymy ludowi. - Najwyszy, ostateczny sdzia prawdy - powtrzy chopak, marszczc brwi. - Co jak Poszukiwacz. Skina gow. - Spowiedniczki i Poszukiwaczy czy wsplny cel. Mona powiedzie, e stanowimy dwie strony tej samej magii. Dawni czarodzieje byli niemal jak wadcy; gniewao ich i smucio panujce wok zepsucie. Nienawidzili kamstwa i podstpu. Chcieli znale jaki sposb powstrzymania zych wadcw od zwodzenia i niszczenia ludzi. Tacy pozbawieni skrupuw wadcy potrafili oskary swoich politycznych przeciwnikw o jak zbrodni i skaza ich za to; za jednym zamachem pozbywali si ich i odbierali im honor. Czarodzieje chcieli z tym skoczy. Potrzebowali czego, co by eliminowao wszelkie wtpliwoci. Stworzyli magiczn moc i nadali jej odrbne, samoistne trwanie. Z wybranej grupy kobiet stworzyli Spowiedniczki. Wybierali owe kobiety bardzo starannie, bo raz dana im moc zaczynaa y wasnym yciem i bya przekazywana potomstwu. - Kahlan popatrzya na patyk, ktrym chopak wci zawzicie rysowa. - Korzystamy z naszej siy, eby odnale prawd, znaczc prawd. W obecnych czasach posugujemy si moc przede wszystkim po to, eby ustali, czy osoba skazana na mier jest rzeczywicie winna. Dotykamy takiego skazaca, staje si nasz i wtedy przyjmujemy spowied. Richard skamienia, patyk utkn w miejscu. Kahlan podja opowie, a on si zmusi, eby dalej rysowa. - Nawet najokrutniejsi mordercy, dotknici nasz moc, robi, co im kaemy. Wyznaj swoje winy. Czasem sdziowie nie s pewni, czy w ich rce wpad waciwy czowiek, i wtedy wzywaj Spowiedniczk, eby stwierdzia prawd. Prawa wikszoci krain stanowi, e nikogo nie mona skaza na mier bez uprzedniej spowiedzi, eby wszyscy byli przekonani, i skazuje si prawdziwego zoczyc, e winny nie ujdzie kary i e nie jest to polityczna zemsta. Niektre ludy Midlandw, na przykad Botni Ludzie, nie korzystaj z usug

Spowiedniczek. Nie ycz sobie zewntrznej interwencji, jak to nazywaj. Lecz boj si nas, bo wiedz, co moemy uczyni. Szanujemy yczenie owych ludw, adne prawo nie narzuca im naszych usug. Ale moemy im si narzuci, jeeli uznamy, e knuje si jaki spisek. Jednak wikszo krain korzysta z naszej mocy. Ich mieszkacy uwaaj, e to praktyczne. To wanie Spowiedniczki pierwsze odkryy spiski i intrygi na rzecz Rahla Pospnego. Po to przecie - eby wykrywa tak wane prawdy - czarodzieje stworzyli magi Spowiedniczek i Poszukiwaczy. Rahl Pospny wcale nie by zadowolony, e wykryymy jego zamiary. W caych Midlandach obowizuje jeszcze jedno prawo. Kady, kogo ska bez Spowiedniczki, moe zada jej przywoania i podda si jej mocy, eby da wiadectwo prawdzie i udowodni swoj niewinno. - Gos dziewczyny cich. - I tego wanie najbardziej nienawidz. Nie przywoa Spowiedniczki nikt, kto jest naprawd winny: to by jedynie potwierdzio jego win. Jeszcze zanim dotkn tych ludzi moj moc, wiem, e s niewinni, ale musz dopeni obowizku. Gdyby widzia wyraz ich oczu, kiedy ich dotykam... Toby zrozumia. Wic kiedy nas przywouj, to chocia ci ludzie s niewinni, to i tak... - Ile spowiedzi... przyja? - wykrztusi Richard. - Zbyt wiele, eby je zliczy - odpara wolno. - P ycia spdziam w lochach i w wizieniach, z najobrzydliwszymi, najwystpniejszymi bydlakami. Na pierwszy rzut oka wydawao si, i to uprzejmi kupcy, czyi bracia, ojcowie, ssiedzi. Dotykaam ich i opowiadali mi, co zrobili. Dugo, dugo miaam po tym takie koszmary, e baam si zasn. Nawet sobie nie wyobraasz, do czego byli zdolni... Richard odoy patyk, uj do dziewczyny i mocno cisn. Kahlan zacza paka. - Kahlan, przecie nie musisz... - Pamitam pierwszego czowieka, ktrego zabiam. - Usta dziewczyny dray. Wci mi si ni. Opowiedzia mi, co zrobi trzem crkom ssiada... Najstarsza miaa tylko pi latek... Patrzy na mnie wielkimi oczami, opowiadajc najokropniejsze rzeczy... Na koniec spyta: Czego sobie yczysz, pani?... A ja bez zastanowienia odparam: eby umar. - Kahlan tara zy trzscymi si palcami. - A on natychmiast pad martwy. - Co na to inni? - A c mogli powiedzie Spowiedniczce, na ktrej rozkaz kto wanie umar? Cofnli si i zeszli mi z drogi, kiedy odchodziam. Nie kada Spowiedniczka ma tak moc. To

przerazio nawet mojego czarodzieja, i to tak, e zapomnia jzyka w gbie. - Twojego czarodzieja? - Richard zmarszczy brwi. Potakna i otara zy. - Wszyscy si nas boj i nienawidz nas, wic czarodzieje uwaaj, e maj obowizek nas ochrania. Spowiedniczki niemal zawsze podruj pod opiek czarodzieja. Kadej z nas przydziela si... Przydzielano jednego, kiedy wzywano j, eby przyja spowied. Rahlowi si udao rozdzieli nas z naszymi czarodziejami i teraz oni take nie yj. Zostali wycznie Zedd i Giller. Richard dotkn krlika. Miso prawie wystygo. Odci kawaek i poda Kahlan, potem oddar porcj dla siebie. - Dlaczego nienawidz i boj si Spowiedniczek? - Rodziny i przyjaciele skazaca nienawidz nas, bo czsto nie mog uwierzy, e by zdolny do czynw, z ktrych si wyspowiada. Wol wierzy, e kto go nakoni do tych opowieci. - Dziewczyna odrywaa kawaeczki misa i gryza powoli. - Przekonaam si, e ludzie czsto nie chc uwierzy w prawd. Niewiele dla nich znaczy. Niektrzy prbowali mnie zabi. To jeden z powodw, dla ktrych zawsze towarzysz nam czarodzieje: eby nas broni, zanim odzyskamy moc. - To mnie nie przekonuje. - Nie robimy niczego skomplikowanego. To musi dziwnie brzmie dla kogo, kto si z tym nie zy. Obyczaje Midlandw, magia - to wszystko musi by dla ciebie czym osobliwym. Osobliwe przeraajce. - Spowiedniczki s niezawise. Ludzi to zoci. Mczyni maj nam za ze, e aden z nich nie moe nad nami panowa, e nie mog nam niczego nakaza. Kobiety drani to, e nie prowadzimy takiego ycia jak one, nie penimy tradycyjnych kobiecych rl: nie troszczymy si o mczyzn, nie podporzdkowujemy si jednemu z nich. Uwaaj, e jestemy uprzywilejowane. Mamy dugie wosy, to symbol naszego statusu, gdy one musz nosi krtkie - oznak podporzdkowania si mowi i kadej osobie wyszej ni one rang. Tobie moe si to wydawa mao wane, lecz dla naszych ludzi bardzo si liczy wszystko, co ma zwizek ze statusem. Status kobiety, ktra zapuci wosy dusze, ni pozwala jej ranga, za kar obnia si. W Midlandach dugie wosy kobiet s oznak wysokiego statusu, czym w rodzaju wyzwania. wiadcz, e moemy czyni, co chcemy, e nikt nam nie moe rozkazywa, e jestemy niebezpieczne. Twj miecz mwi ludziom to samo. adna Spowiedniczka nie obetnie wosw, a ludzi zoci, e nikt si nie omieli nas do to nieodpowiednie sowo, pomyla Richard. Bardziej pasuje:

tego zmusi. Jak na ironi mamy mniej swobody ni oni, lecz oni tego nie dostrzegaj. Wykonujemy za nich rne przykre obowizki, a nie moemy swobodnie decydowa o naszym wasnym yciu. Jestemy winiarkami naszej mocy. Kahlan zjada reszt krliczego misa, ktre jej poda Richard. A chopak duma, jakie to dziwne, jaka to ironia losu, e Spowiedniczki poraaj mioci najokropniejszych zbrodniarzy, a nie mog jej ofiarowa tym, przy ktrych chciayby by. Czu, e dziewczyna stara si mu jeszcze co wyjani. - Uwaam, e masz liczne wosy - oznajmi. - Podoba mi si, e s takie dugie. - Dzikuj. - Kahlan si umiechna; wrzucia krlicze kostki w ognisko i przygldaa im si przez chwil, potem spojrzaa na swoje donie. - Jest jeszcze sprawa wyboru partnera. Richard dokoczy swoj porcj krlika i te wrzuci ko w pomienie. Opar si o kod. Nie spodobay mu si sowa Kahlan. - Wyboru partnera? Co masz na myli? Dziewczyna wpatrywaa si w swoje rce, jakby tam szukaa ucieczki. - Spowiedniczka musi wybra partnera, kiedy osiga wiek, w ktrym moe zosta matk. Moe sobie wzi kadego mczyzn, ktrego zechce, nawet ju onatego. Moe podrowa po Midlandach, szukajc odpowiedniego ojca dla swoich crek: silnego i przystojnego. Takiego, ktry si jej spodoba. Mczyni ogromnie si boj Spowiedniczek szukajcych partnera. Nie chc zosta wybrani, poraeni moc. Kobiety s przeraone, bo nie chc, eby wybraa ich ma, brata lub syna. Wszyscy wiedz, e nie maj nic do powiedzenia w tej sprawie i e Spowiedniczka porazi sw moc kadego, kto jej stanie na drodze. Ludzie si mnie boj z dwch powodw: bo jestem Matk Spowiedniczka i ju dawno osignam wiek, aby wybra partnera. Richard wci trzyma si kurczowo swoich pragnie i nadziei. - A jeli ci na kim zaley i temu komu zaley na tobie? - Przyjacikami Spowiedniczek s wycznie inne Spowiedniczki. - Dziewczyna smutno potrzsna gow. - Tak ju jest - nikt nigdy nie ywi do nas yczliwych uczu. Wszyscy si nas boj. - Nie powiedziaa, e teraz sprawia jej to przykro, lecz gos jej znw zadra. - Od dziecistwa nas ucz, e powinnymy wybiera silnych partnerw, eby nasze dzieci te byy silne. Lecz nie moe to by kto, na kim nam zaley, bo go zniszczymy. Dlatego nic... Nic midzy nami nie moe by. - Ale... Dlaczego?! - Caa dusza chopaka sprzeciwiaa si temu wyrokowi, mocy Kahlan. - Bo... - Kahlan odwrcia wzrok. Nie zdoaa ukry cierpienia, zielone oczy byy

pene ez. - Bo akt miosny sprawia, e Spowiedniczka traci kontrol nad swoj moc i poraa ni swego partnera, choby tego nie chciaa uczyni, a potem on ju nie jest tym, kogo wybraa, na kim jej zaleao. Spowiedniczka nie moe temu zapobiec. W aden sposb. On oczywicie bdzie nalea do niej, ale to ju nie to samo. Jej wybranek zostanie z ni nie z wasnego wyboru, nie dlatego e tego pragnie, lecz dlatego e go porazia magiczn moc. Stanie si tylko naczyniem, w ktre przelaa wasn moc. adna z nas nie chciaaby takiej doli dla mczyzny, na ktrym by nam naprawd zaleao. To dlatego od niepamitnych czasw trzymamy si z dala od mczyzn: ze strachu, e ktrego pokochamy. Wcale nie jestemy bez serca, cho tak o nas myl. Wszystkie si obawiamy tego, co nasze dotknicie uczynioby naszemu ukochanemu. Niektre Spowiedniczki wybieraj na partnerw mczyzn nielubianych czy nawet znienawidzonych, byle tylko nie niszczy dobrych i szlachetnych. Tylko niektre tak czyni; maj do tego pene prawo. Wszystkie to rozumiemy i nie ganimy ich. - Spojrzaa na bagalnie oczami penymi ez, proszc, eby zrozumia. - Ale... Mgbym... - upiera si chopak, bo serce omal mu nie pko. - Ja bym nie moga. Dla mnie to tak, jakby chcia by ze swoj matk, a zamiast tego by z Shot, ktra przybraa jej wygld. Ale przecie nie byaby twoj mam. To byaby iluzja mioci. Rozumiesz? - Kahlan si rozpakaa. - Czy to by ci przynioso prawdziw rado? Richard zrozumia i wiat mu si zawali. Wszystko si rozpado w py i proch. - Dom duchw - powiedzia bez tchu. - Czy to o tym mwia Shota? Czy to wtedy omal nie porazia mnie swoj moc? - pyta gosem o wiele chodniejszy, ni zamierza. - Tak - odpara Kahlan, z trudem powstrzymujc pacz. - Tak mi przykro, Richardzie, przepraszam. - Splota palce. - Jeszcze nigdy na nikim mi tak nie zaleao jak na tobie. Tak rozpaczliwie ci pragnam. Prawie zapomniaam, kim jestem. Niemal przestao mnie to obchodzi. - Znw si rozpakaa. - Rozumiesz teraz, jaka niebezpieczna jest moja moc? Widzisz, jak atwo mog ci zniszczy? Gdyby mnie wtedy nie powstrzyma... Ju by ci nie byo... Chopaka ogarno przejmujce wspczucie dla Kahlan. Litowa si nad ni, bo nic nie moga poradzi na to, kim jest. Jednoczenie cierpia, e j traci, cho zdawa sobie spraw, e nie mia czego traci; nigdy nie mogaby do niego nalee, a waciwie on do niej. To byy wycznie jego marzenia. Zedd si stara go ostrzec, oszczdzi mu tego cierpienia. Czemu nie posucha? Dlaczego by taki gupi i sdzi, e ma do sprytu, eby wymyli jakie rozwizanie? Wiedzia dlaczego. Wsta powoli i podszed do ogniska, eby Kahlan nie zobaczya jego ez. Opanowa si z trudem i zmusi do mwienia. - Czemu zawsze mwisz ona, jej crka? Dlaczego zawsze kobiety? Czy

Spowiedniczki nie rodz chopcw? - spyta ochrypym gosem. Kahlan nie odpowiadaa i Richard dugo sucha potrzaskiwania ogniska. Usysza, e dziewczyna pacze, wic odwrci si ku niej. Wycigna do niego rk, eby jej pomg wsta. Potem opara si o pie, odgarna wosy z twarzy i skrzyowaa ramiona na piersiach. - O tak, Spowiedniczki rodz chopcw. Nie tak czsto, jak w przeszoci, ale rodz odchrzkna. - Ale chopcy maj najwiksz moc, ktra odradza si natychmiast. Niekiedy staje si ona dla nich wszystkim, sprowadza ich na z drog. Tu wanie czarodzieje popenili bd. Wybrali kobiety do tej roli, ale nie przemyleli zbyt dokadnie, jak si zachowa moc. Nie przewidzieli, jak ma by przekazywana potomstwu i e bdzie odmienna u mczyzn. Dawno temu kilku Spowiednikw poczyo swe siy i zaprowadzio okrutne rzdy. To wanie nazywamy mrocznymi czasami. Oni je sprowadzili. Przypominay troch nasze czasy z Rahlem Pospnym. W kocu czarodzieje dopadli ich wszystkich i zabili. Zgino wtedy wielu czarodziejw. Od tamtej pory czarodzieje nie prbuj wada krainami. Zreszt i tak zbyt wielu ich zgino. Zamiast tego staraj si suy ludziom, pomaga im, kiedy trzeba. Ale si nie wtrcaj do wadcw, o ile mog tego unikn. Dostali gorzk nauczk. - Kahlan znw odwrcia wzrok. Po chwili podja: - Z jakiego powodu tylko kobiety, dziki wrodzonej zdolnoci wspczucia, mog panowa nad ow moc i nie ulega jej niszczycielskiej sile. Czarodzieje nie wiedz, dlaczego tak jest. Tak jest i z Poszukiwaczem: musi by waciw, znalezion przez czarodzieja osob albo wykorzysta moc do zych czynw. To dlatego Zedd si tak wcieka na Rad Midlandw, e odebraa mu przywilej powoywania Poszukiwaczy. Wikszo Spowiednikw nie potrafia kontrolowa mocy. Nie mogli jej powstrzyma, kiedy byo trzeba to uczyni. - Zerkna na Richarda. - Kiedy pragnli jakiej kobiety, to wykorzystywali moc i brali j sobie. Wiele kobiet. Nie znali hamulcw, nie czuli si odpowiedzialni za swoje czyny. Opowiadano mi, e mroczne czasy byy dug noc straszliwego terroru. Panowanie Spowiednikw trwao wiele lat. Czarodzieje musieli wszystkich umierci. Zabili te wszystkie owoce ich rozpusty, eby moc si nie rozprzestrzeniaa bez kontroli. Powiedzie, e czarodzieje byli niezadowoleni, to mao. - A co si teraz dzieje? - spyta niespokojnie chopak. - Co si dzieje, jeli Spowiedniczka urodzi syna? Kahlan powstrzymaa pacz, odchrzkna. - Kiedy si urodzi chopiec, to jego matka zanosi go w specjalne miejsce w centrum Aydindril i ukada na Kamieniu. - Przestpia z nogi na nog; najwyraniej ciko jej byo o tym powiedzie. Richard uj do Kahlan i gadzi palcami, cho po raz pierwszy czu, e nie ma prawa do takich poufaych gestw. - Ju ci mwiam, e mczyzna dotknity moc

Spowiedniczki uczyni dla niej wszystko. - Czu, jak dry do dziewczyny. - Matka rozkazuje ojcu, co ma zrobi... A on... On kadzie na gardle dziecka prt i... L.. Staje na obu kocach. Richard puci do Kahlan. Przesun obiema domi we wosach i obrci si ku ognisku. - Robi tak z kadym chopcem? - Tak - szepna ledwo dosyszalnie. - Nie mona ryzykowa, bo to moe by kto, kto nie zapanuje nad moc, a pozwoli jej nad sob zapanowa i znw cignie mroczne czasy. Czarodzieje i pozostae Spowiedniczki bacznie obserwuj kad, ktra jest w ciy, i staraj si j pocieszy, jeeli to chopiec i musi by... - umilka. Chopak uwiadomi sobie nagle, jak bardzo nienawidzi Midlandw - tylko troch mniej ni Rahla Pospnego. Po raz pierwszy zrozumia, dlaczego ludzie z Westlandu chcieli mieszka w krainie pozbawionej magii. Pragn tam wrci, uciec od magii. zy napyny mu do oczu z tsknoty za Lasami Hartlandzkimi. Richard przyrzek sobie, e jeeli zwyciy Rahla, to na pewno si postara, eby znw bya granica. Zedd mu w tym pomoe, nie wtpi w to. Chopak zrozumia teraz, dlaczego i stary czarodziej trzyma si z dala od Midlandw. A kiedy granica znw si pojawi, to on znajdzie si po drugiej stronie. Na cae swoje ycie. A, jeszcze sprawa miecza. Nie oddam Miecza Prawdy, postanowi chopak. Zniszcz go. - Dziki, Kahlan, e mi powiedziaa - wykrztusi z trudem. - Wolabym tego nie usysze od kogo obcego. Cay wiat chopaka rozpad si. Richard przez cay czas uwaa, e zwycistwo nad Rahlem zapocztkuje nowe ycie, e wwczas wszystko bdzie moliwe. Teraz stwierdzi, e to bdzie oznaczao koniec. Nie tylko dla Rahla, ale i dla niego, i e potem nie bdzie ju nic, zupenie nic. Kiedy ju powstrzyma Rahla i Kahlan bdzie bezpieczna, wrci samotnie do Lasw Hartlandzkich i jego ycie si zakoczy. Sysza, jak Kahlan pacze. - Jeeli chcesz, ebym odesza, Richardzie, to mi to powiedz. Nie bj si. Zrozumiem. Spowiedniczki s przyzwyczaj one do czego takiego. Richard patrzy przez chwil na dogasajce ognisko, potem mocno zacisn powieki, powstrzyma zy. Oddycha z trudem, bolenie. - Kahlan, powiedz... Czy jako... Czy moglibymy... Czy mamy szans... - Nnnnie - chlipna. Chopak rozmasowa trzsce si donie. Wszystko stracone. - A czy jest jakie prawo, Kahlan, ktre by nam zabraniao si przyjani? - Nnnnie - zakaa. Podszed do niej i przytuli j.

- Bardzo potrzebuj teraz przyjaciela - szepn. - Ja te - wychlipaa, odwzajemniajc ucisk. - Ale nie mog by nikim wicej. - Wiem - odpar. Czu, jak zy spywaj mu po policzkach. - Kahlan, kocham... - Nie mw tego. - Pooya mu palce na ustach. - Nigdy tego nie mw, Richardzie. Moga mu zabroni powiedzenia tego gono, ale nie w mylach. Dziewczyna tulia si do niego mocno i pakaa rozpaczliwie. Richard przypomnia sobie w wieczr pod sosn-straniczk, kiedy to zawiaty omal nie wcigny Kahlan z powrotem. Wtedy te tak do niego przywara, a on sobie pomyla, e dziewczyna na pewno nie przywyka do tego, eby j kto tuli. Teraz ju wiedzia dlaczego. Przytuli policzek do czubka gowy Kahlan. W popioach marze Richarda zapega ogienek gniewu. - Wybraa ju partnera? Dziewczyna potrzsna przeczco gow. - Byy waniejsze sprawy do zaatwienia. Ale jeeli zwyciymy i przeyj... To bd musiaa to zrobi. - Obiecaj mi co. - Jeli to w mojej mocy. Gardo tak palio chopaka, e musia dwa razy przekn lin, zanim mg si odezwa. - Obiecaj mi, e go nie wybierzesz, dopki nie wrc do Westlandu. Nie chc wiedzie kto to. Kahlan chlipaa przez chwil, zaciskajc mocniej palce na koszuli Richarda. - Obiecuj. Stali tak jeszcze jaki czas, tulc si do siebie. Richard stara si odpdzi mroki, zapanowa nad sob i w kocu zdoa si umiechn. - W jednym si mylisz. - W czym? - Powiedziaa, e aden mczyzna nie ma wadzy nad Spowiedniczk. Pomylia si. Ja mam wadz nad sam Matk Spowiedniczk. Przyrzeka mnie ochrania. I nakazuj ci by moj przewodniczk, nie zwolni ci z tego obowizku. Kahlan rozemiaa si wrd ez. - Wyglda na to, e masz racj. Gratuluj, jeste pierwszym mczyzn, ktremu si to udao. A co mj pan rozkae swojej przewodniczce? - eby mnie ju nie straszya, e odbierze sobie ycie, bo jest mi potrzebna. I e doprowadzi nas do krlowej i do szkatuy przed Rahlem, a potem bezpiecznie nas stamtd wyprowadzi. - Jak rozkaesz, mj panie. - Kahlan skina gow opart o pier chopaka.

Cofna si, pooya mu donie na ramionach i umiechna si przez zy. - Jak to jest, e zawsze potrafisz mnie pocieszy? Nawet w najgorszych chwilach? Richard wzruszy ramionami i odwzajemni umiech, cho wszystko w nim umierao. - Jestem Poszukiwaczem. Wszystko mog. - Chcia jeszcze co doda, ale gos go zawid. Kahlan umiechna si radoniej i potrzsna gow. - Jeste niezwyk osob, Richardzie Cypher - szepna. A on tak bardzo chcia zosta sam, eby si wypaka.

Rozdzia trzydziesty pity Richard nasun czubkiem buta troch ziemi na gasnce popioy ogniska, dawic jedyne ciepo w wicie chodnego dnia. Niebo stawao si lodowato bkitne, od zachodu wia ostry wiatr. Przynajmniej bdzie nam wia w plecy, pomyla chopak. Koo drugiego buta Richarda lea patyk, na ktrym Kahlan upieka krlika - zapaa zwierztko w sida, tak jak j nauczy Richard. Chopak si zaczerwieni - on, leny przewodnik, nauczy j tego. J, Matk Spowiedniczk. Waniejsz ni krlowa. Krlowe nisko si kaniaj Matce Spowiedniczce, powiedziaa. Jeszcze nigdy w yciu nie czu si tak gupio. Matka Spowiedniczka. Za kogo si uwaa? Zedd prbowa go ostrzec; e te nie posucha. Chopakowi znw zagraaa pustka. Pomyla o swoim bracie, o przyjacioach Zeddzie i Chasie. Mia przynajmniej ich, chocia nie wypeniali caej pustki. Richard patrzy, jak Kahlan zarzuca plecak. Ona nie ma nikogo, pomyla. Jej jedyne przyjaciki, inne Spowiedniczki, nie yj. Bya sama na wiecie, sama w Midlandach - otaczali j ludzie, ktrych staraa si ocali i ktrzy si jej bali, oraz wrogowie, dybicy na jej ycie. Nawet nie miaa swojego czarodzieja, eby j chroni. Richard zrozumia teraz, dlaczego dziewczyna baa si mu powiedzie, kim jest. By jej jedynym przyjacielem. Poczu si jeszcze gorzej; myla tylko o sobie. Skoro mg by jedynie przyjacielem Kahlan, to nim bdzie. Choby go to miao zabi. - Ciko ci byo powiedzie to wszystko - odezwa si, przypasujc miecz. Dziewczyna otulia si paszczem, chronic si przed podmuchami zimnego wiatru. Twarz znw miaa spokojn, zamknit, lecz teraz Richard potrafi dostrzec lady blu pod obojtn mask. - atwiej by mi byo si zabi. Patrzy, jak si odwraca i odchodzi, potem ruszy za ni. Czy bybym z ni teraz, gdyby mi to od razu powiedziaa? - zastanawia si chopak. Czy gdyby mi to powiedziaa, zanim j dobrze poznaem, tobym si jej ba tak jak wszyscy? Moe miaa racj, skrywajc to a dotd. Ale wwczas oszczdziaby mu tego, co czu obecnie. Koo poudnia dotarli do skrzyowania drg. Sta tam kamienny sup o poow wyszy od Richarda. Chopak przystan, oglda znaki wyryte na wygadzonych bokach. - Co one oznaczaj? - Podaj, w jakim kierunku i w jakiej odlegoci znajduj si rne miasta i wioski odpara Kahlan, grzejc donie pod pachami. Skina ku jednemu z traktw. - Jeli chcemy unikn ludzi, to chodmy tdy. - Czy to duo dalej?

Dziewczyna znw popatrzya na kamienny sup. - Zwykle podrowaam midzy miastami, a nie tymi mniej uczszczanymi szlakami. Tu s podane tylko odlegoci gwnymi drogami. Ale chyba par dni duej. Richard stuka palcami w rkoje miecza. - S w pobliu jakie miasta? - Jestemy godzin lub dwie od Homers Mill. A co? - Zyskalibymy na czasie, gdybymy mieli konie. Kahlan spojrzaa w stron miasta, jakby je std widziaa. - Homers Mill to miasteczko drwali, jest tam tartak. Powinni mie sporo koni, ale lepiej tam nie idmy. Syszaam, e sympatyzuj z DHara. - Chodmy. Jeli bdziemy mie konie, to zyskamy co najmniej jeden dzie. Mam troch srebra i sztuk lub dwie zota. Moe uda si nam kupi par koni. - Chyba moemy tam pj, jeli bdziemy ostroni. Ale nie wa si wyciga swojego srebra lub zota! Ma znaki Westlandu, a dla tych ludzi grone jest wszystko, co pochodzi z zagranicy. Przesdy i zabobony. - To jak zdobdziemy konie? Ukradniemy je? - Tak szybko zapomniae? - Uniosa brew w udanym zdumieniu. - Jeste z Matk Spowiedniczk. Wystarczy, e powiem. - No, to chodmy - rzuci, starajc si ukry irytacj. Horners Mili rozoyo si na brzegu Callisidrinu. Muhste, brunatne wody rzeki dostarczay energii poruszajcej tartaki, transportowano te nimi kody i duyce. Wiy si boczne kanay. Nad wszystkim groway rozwalajce si budynki tartaczne. Pod wiatami i brezentowymi pachtami leay stosy kd, czekajce na barki lub wozy. Domki przycupny blisko siebie, na wzgrzach ponad tartakiem. Wyglday, jakby pocztkowo miay suy jako tymczasowe schronienie i dopiero z upywem lat nabray trwaoci. Nawet z tej odlegoci Richard i Kahlan spostrzegli, e co jest nie tak. Ulice byy puste, tartak milcza. A przecie powinna tam trwa krztanina. Wszdzie powinni by ludzie: na ulicach, w sklepach, na nabrzeach, w tartaku. Nie byo ladu ni czowieka, ni zwierzcia Panowaa cisza - tylko jaki poluzowany brezent opota na wietrze i postukiway deski w walcych si cianach tartaku. Podeszli bliej i wiatr przynis jeszcze co - wo zgnilizny, wo mierci. Richard sprawdzi, czy miecz luno tkwi w pochwie. Rozdte nabrzmiae ciaa, niektre bliskie pknicia, sczy si z nich pyn przycigajcy chmary much. Zmarli leeli na rogach ulic i pod cianami budynkw, jak stosy

jesiennych lici. Wikszo miaa straszliwe rany, z niektrych sterczay uamane dzidy. Zdawao si, e cisza yje. Wyamane drzwi zwisay na jednym zawiasie albo leay na ulicy, obok poamanych mebli i dobytku Wszystkie okna byy potrzaskane. Z niektrych budynkw zostay tylko sterty okopconych belek i gruzu. Kahlan i Richard zasonili nosy i usta poami paszcza, chronic si przed smrodem, i wpatrywali si w zmarych. - Rahl?- spyta chopak. Dziewczyna uwanie przypatrywaa si ciaom. - Nie. Rahl tak nie zabija. Tu bya bitwa. - Bardziej mi to przypomina rze. - Pamitasz martwych Botnych Ludzi? Tak wygldaj zabici przez Rahla. Zawsze tak samo. Tu jest inaczej. Poszli przez miasto. Trzymali si blisko cian, unikali rodka ulic Czasem musieli przekracza kaue zakrzepej krwi. Kady sklep spldrowano i zniszczono to, czego me zabrano. Z jednego sklepiku wypywaa wstga jasnoniebieskiej tkaniny w rwnomiernie rozmieszczone ciemne plamy - jakby j wyrzucono, bo waciciel splami j wasn krwi. Kahlan pocigna chopaka za rkaw wskazaa na co. Na cianie domu wypisano krwi: MIER TYM, KTRZY SI PRZECIWSTAWIAJ WESTLANDOWI. - Jak mylisz, co to znaczy? - szepna cicho, jakby si baa, e martwi j usysz. Richard wpatrywa si w krwawe litery. - Pojcia nie mam. Poszed dalej, ale ze dwa razy si obejrza na w napis. Nagle chopak dostrzeg wz przed skadem zboowym. Wz do poowy zaadowany meblami i ubraniami. Wiatr trzepota rkawami sukienek. Wymieni z Kahlan spojrzenie. Kto najwyraniej przey i szykowa si do wyjazdu. Richard ostronie wszed do skadu zboa, Kahlan tu za nim. Kurz wirowa w snopach wiata wpadajcych przez wyamane drzwi i okno. Poszarpane worki z ziarnem, poamane beczuki. Chopak stan po jednej strome drzwi, Kahlan po drugiej; poczekali, a oczy przyzwyczaj im si do mroku. wiee lady stp, przewanie maych, prowadziy do lady. Chopak zacisn do na rkojeci miecza, lecz go nie doby. Podszed do lady. Chowali si za ni drcy ze strachu ludzie. - Nie zrobi wam krzywdy - powiedzia agodnie. - Wyjdcie. - Czy jeste onierzem Ludowej Armii Pokoju i przybye nam pomc? - zapyta zza lady kobiecy gos. Kahlan i Richard spojrzeli na siebie.

- Nie - odpara dziewczyna. - Jestemy... Podrnymi. Zza lady wyjrzaa kobieca gowa: umazana, noszca lady ez twarz, krtkie, spltane ciemne wosy. Poszarpana brzowa suknia. Richard cofn do z gardy miecza; nie chcia wystraszy owej kobiety. Spojrzaa na nich pustymi oczami, usta jej dray. Daa pozostaym znak, eby wstali. Szecioro dzieci (pi dziewczynek i jeden chopiec), starzec i jeszcze jedna kobieta. Dzieci przywary do obu kobiet, a doroli spojrzeli najpierw na Richarda, a potem na Kahlan. Oczy im si rozszerzyy, oparli si z wraenia o cian. Chopak zmarszczy si ze zdumienia, potem zrozumia - patrzyli na jej wosy. Doroli padli na kolana, pochylili nisko gowy, patrzyli w podog. Dzieci w milczeniu schoway twarze w spdnicach kobiet. Kahlan zerkna z ukosa na Richarda i daa im znak, eby wstali. Wpatrywali si w podog, wic nie widzieli energicznych gestw dziewczyny. - Wstacie - powiedziaa. - To zbyteczne. Wstacie. Unieli gowy, zakopotani. Patrzyli na donie Kahlan, nakazujce im, eby si podnieli. Bardzo niechtnie usuchali. - Wedle rozkazu, Matko Spowiedniczko - odezwaa si jedna z kobiet drcym gosem. - Wybacz nam, Matko Spowiedniczko, my... Nie rozpoznalimy ci od razu... Bo twj strj... Wybacz nam, jestemy tylko prostymi ludmi. Przebacz nam, e... - Jak si nazywasz? - przerwaa jej agodnie Kahlan. Kobieta zgia si w pasie i tak pozostaa. - Regina Clark, Matko Spowiedniczko. Kahlan zapaa j za ramiona i wyprostowaa. - Co tu si dziao, Regino? Oczy kobiety wypeniy si zami, usta zaczy dre. Zerkna na Richarda. Kahlan te na spojrzaa. - Moe by zabra dzieci i starca na zewntrz, Richardzie? Chopak zrozumia, e kobiety s tak wystraszone, i boj si przy nim mwi. Podtrzyma przygarbionego starca i wyprowadzi czworo dzieci. Dwie najmodsze dziewczynki nie chciay puci spdnic matek, ale Kahlan daa mu znak, ze mog zosta. Dzieci zbiy si w grupk i przysiady na schodku; oczy miay puste i dalekie Nie odpowiedziay, kiedy Richard pyta o imiona, nie patrzyy wprost na niego, zerkay tylko z przeraeniem czy nie podejdzie zbyt blisko. Starzec patrzy prosto przed siebie i nie odezwa si, gdy chopak spyta go, jak si nazywa. - Czy mgby mi powiedzie, co si tu stao? - dopytywa si Richard. - Westlandczycy... - odpar zapatrzony w ulic starzec. I zamilk Oczy mia pene ez.

Chopak ba si zmusza go do mwienia. Poda starcowi kawaek suszonego misa ze swoich zapasw, lecz ten me przyj poczstunku. Dzieci cofny si przed wycignit ku nim rk Richarda. Schowa miso. Najstarsza dziewczynka, niemal ju kobieta, patrzya na tak, jakby chcia ich zje lub zamordowa. Chopak jeszcze nigdy me widzia kogo tak przeraonego. Nie chcia nikogo z nich wystraszy jeszcze bardziej, wic trzyma si z dala, umiechajc pokrzepiajco, i powtarza, e nic zego im me zrobi. e nawet ich nie dotknie czubkiem palca. Nie wygldao na to, ze mu uwierzyli. Richard czsto popatrywa na drzwi. Czu si nieswojo i chcia, eby Kahlan ju przysza. Dziewczyna zjawia si w kocu, twarz miaa niesamowicie spokojn. Richard wsta, a dzieci wbiegy z powrotem do skadu. Starzec pozosta na miejscu. Kahlan uja rami chopaka, zabraa go stamtd. - Nie ma tu adnych koni - powiedziaa, patrzc wprost przed siebie, kiedy wracali po swoich ladach. - Lepiej unikajmy drg, trzymajmy si mao uczszczanych szlakw. - Co tu si dzieje Kahlan? Co tu si stao? Mijali litery. - Przyszli misjonarze, aby gosi ludowi chwa Rahla Pospnego. Czsto si zjawiali i opowiadali radzie miasta co nastanie, kiedy DHara zapanuje nad wszystkimi kramami. Nauczali, e Rahl kocha wszystkie ludy. - To szalestwo!- szepn ochryple Richard. - Ale przekonali mieszkacw Homers Mill. Zgodzili si ogosi, e miasto naley do DHary. Wkroczya Ludowa Armia Pokoju; onierze kadego traktowali z najwyszym szacunkiem, wydawali mnstwo srebra i zota. - Wskazaa na stosy kd. - Wysannicy dotrzymali sowa. Przyszy zamwienia na drewno. Mnstwo drewna. Na budow nowych miast, w ktrych yliby dostatnio pod wietlanym panowaniem Rahla. - I co si potem stao? - Rozeszy si wieci, e jest tyle roboty, e miejscowi nie nadaj. Roboty dla Ojczulka Rahla. Nadcigali ludzie do pracy przy pozyskiwaniu drewna. Wtedy misjonarze, wysannicy, opowiedzieli o zagroeniu ze strony Westlandu. O tym, e Westland zagraa i mieszkacom Homers Mill, i Ojczulkowi Rahlowi. - Westland! - Richard si zdumia. - Tak. Ludowa Armia Pokoju odesza, aby walczy z siami Westlandu i broni innych miast, ktre zawary sojusz z DHara Ludzie bagali, by cho paru onierzy zostao, dla ponownie krwawy napis MIER TYM, KTRZY SI PRZECIWSTAWIAJ WESTLANDOWI. Dziewczyna gniewnie spojrzaa na rozmazane

ochrony Homers Mill. W nagrod za ich oddanie i lojalno pozostawiono may oddziaek. Weszli z powrotem na trakt, ktrym przyszli do miasteczka. Richard ostatni raz obejrza si za siebie. - Wic to nie dzieo wojsk Rahla? Kahlan poczekaa, a si z ni zrwna, i podja: - Nie. Kobiety mwiy, e jaki czas wszystko byo w porzdku. Potem, o wicie, jaki tydzie temu, do miasta wpad oddzia Westlandczykw i wybi do nogi garstk DHaranczykow. Potem zaczli szale: zabijali mieszkacw, pldrowali miasto. Wrzeszczeli, e to spotka kadego, kto idzie za Rahlem, kto si przeciwstawia Westlandowi. Odeszli przed zachodem soca. Richard zapa dziewczyn za rami, gwatownie obrci ku sobie. - To nieprawda! Westlandczycy tego nie zrobili! To nie byli oni! To nie mogli by oni! - Wcale nie powiedziaam, e to prawda, Richardzie. Po prostu powtrzyam, co mi opowiedziano, w co wierz ci ludzie. Chopak puci j, mia jeszcze jeden powd do zaczerwienienia si. - Nie westlandzkie wojska to zrobiy - powtrzy, bo si nie mg pohamowa. Chcia i dalej, lecz Kahlan go zatrzymaa. - To jeszcze nie koniec. Chopak spojrza jej w oczy i pomyla, e wcale nie chciaby usysze reszty. Da jednak znak, e sucha. - Ci, ktrzy przeyli, zaczli natychmiast opuszcza Homers Mill, zabierajc tylko to, co mogli udwign. Cz odesza nastpnego dnia, inni - kiedy tylko pochowali pomordowanych bliskich. Pewnej nocy Westlandczycy wrcili, moe z pidziesiciu ich byo. Zostaa ju tylko garstka mieszkacw. onierze powiedzieli, e nie wolno im chowa przeciwnikw Westlandu, e maj pozosta jako er dla zwierzt, ku przestrodze dla innych, eby dobrze zapamitali, co spotyka tych, ktrzy si opieraj panowaniu Westlandu. Dla podkrelenia swoich sw zebrali reszt mczyzn, nawet chopcw, i zabili ich. - Sowo zabili wypowiedziaa w taki sposb, e Richard wola nie wiedzie, jak to zrobili. - Tego maego chopczyka i starca po prostu przegapili, bo inaczej te by ich zamordowali. Kazali kobietom na to patrze. - Umilka. - Ile kobiet zostao? - Nie wiem, chyba niewiele. - Obejrzaa si ku miastu, a potem zwrcia gniewnie oczy na Richarda. - onierze zgwacili kobiety. I dziewczta. - Oczy Kahlan pony. - Kad

z dziewczyn, ktre widziae w miasteczku, zgwacono przynajmniej... - Westlandczycy tego nie zrobili! Wiem. - Wpatrywaa si bacznie w twarz chopaka. - Ale kto to zrobi? i dlaczego? Znw przybraa mask spokoju. - Czy moemy im jako pomc? - dopytywa si z rozpacz. - Ochrona paru ludzi i chowanie zmarych to nie nasza sprawa. Naszym zadaniem jest ocalenie wszystkich yjcych, ocalenie ich dziki zwycistwu nad Rahlem. Mamy za mao czasu, eby go tu powica, musimy si dosta do Tamarang. I lepiej unikajmy gwnych drg, bez wzgldu na to, co si tu dzieje. - Masz racj - przyzna niechtnie Richard. - Ale wcale mi si to nie podoba. - Mnie te nie. - Twarz Kahlan zagodniaa. - Myl, Richardzie, e ju bd bezpieczni. Skdkolwiek s ci onierze, nie wrc tu dla garstki dzieciakw i dwch kobiet. Zajm si waniejszymi rozgrywkami. adna mi pociecha: bd polowa na wiksze grupy ludzi i mordowa ich w imi mojej ojczyzny, duma Richard. Jak ja tego nienawidz! I przypomnia sobie, e w hartlandzkich czasach, najbardziej go zocio, i Michael zawsze go poucza, co ma robi. - Taki duy oddzia onierzy na pewno nie bdzie korzysta z traktw wiodcych przez gsty las; bd si trzyma drg. Lepiej zacznijmy ju szuka na noc sosny-straniczki. Moe kto ma na to wszystko oko? Kahlan przytakna, potem dodaa: - Wielu Midlandczykw przyczyo si do Rahla, Richardzie, i popenio straszliwe zbrodnie. Czy przez to gorzej o mnie mylisz? - Jasne, e nie. - Chopak si zmarszczy. - I ja te zachowam o tobie dobre zdanie, choby w czyn popenili westlandzcy onierze. Jeli twoi ziomkowie popeniaj czyny budzce w tobie odraz, to owe czyny godz w nich, nie w ciebie. Prowadzimy wojn. Prbujemy zrobi to, co nasi przodkowie Spowiedniczki i Poszukiwacze - zrobili w przeszoci: prbujemy strci z tronu zego wadc. W owej walce moemy liczy tylko na dwoje ludzi. Na nas. - Kahlan patrzya na bacznymi, starymi jak czas oczami. Richard zda sobie spraw, e z caej siy zaciska do na gardzie miecza. - Moe si zdarzy, e zostaniesz tylko ty. Wszyscy czynimy to, co musimy. To nie Kahlan mwia, to Matka Spowiedniczka. Jeszcze przez chwil patrzya w oczy chopaka - z trudem znosi to spojrzenie - potem odwrcia wzrok i zapatrzya si przed siebie. Richard, dosownie i w przenoni, zmarznity na ko, mocniej si otuli paszczem.

- To nie byli Westlandczycy - mrucza do siebie, idc za Kahlan. - Zapal to dla mnie - powiedziaa Rachel. Maa kupka patyczkw, otoczona kamieniami, buchna pomieniem. Czerwony blask rozjani przestrze osonit gaziami sosny-straniczki. Dziewczynka schowaa ogniow paeczk do kieszeni, wtrzsna si i ogrzewaa donie nad ogniem. Od czasu do czasu zerkaa na lec na jej kolanach Sar. - Tej nocy bdziemy bezpieczne - powiedziaa lalce. Sara nie odpowiedziaa - nie mwia od tego wieczoru, kiedy ucieky z zamku - wic Rachel udaa, e pocieszanka jej powiedziaa, e j bardzo kocha. Uciskaa lalk w odpowiedzi na owe milczce sowa. Dziewczynka wyja z kieszeni troch jagd i zjadaa po jednej, po kadej ogrzewajc rczki. Sara nie chciaa jagd. Potem Rachel odgryza odrobin twardego sera. Tylko to zostao z ywnoci wyniesionej z zamku. No i oczywicie bochenek chleba. W rodku bya ukryta szkatuka, wic dziewczynka nie moga go zje. Ogromnie tsknia za Gili erem. Ale przecie musiaa zrobi, co jej przykaza ucieka i ucieka, na kad noc szukajc nowej sosny-straniczki. Rachel nie miaa pojcia, jak daleko odesza od zamku. Sza cay dzie - rankiem soce wiecio jej w plecy, wieczorem w twarz, a noc spdzaa pod sosn-straniczk. Brophy j tego nauczy. Nazywa to wdrowaniem ze socem. Rachel zgadywaa, e wanie to robi. Wdruje. Sosna poruszya si i dziewczynka drgna ze strachu. Wielka do odsuna gazie. Zalnio ostrze miecza. Rachel patrzya rozszerzonymi oczami, zupenie nieruchoma. Ukazaa si mska gowa. - A kog tu mamy? Dziewczynka usyszaa jk, uwiadomia sobie, e to ona jkna. Tu obok mskiej ukazaa si kobieca gowa. Kobieta odcigna swego towarzysza. Rachel przycisna Sar do piersi. - Schowaj miecz - besztaa tamtego kobieta. - Straszysz j. Dziewczynka przysuna do siebie na wp rozwinity bochenek. Chciaaby uciec, lecz nki odmwiy jej posuszestwa. Kobieta wesza pod sosn-straniczk, podesza do maej i przysiada na pitach. Rachel spojrzaa na twarz kobiety, wtem zobaczya jej dugie, poyskujce w blasku ognia wosy. Jeszcze szerzej otwara oczy i jkna rozpaczliwie. Nki posuchay jej w kocu - cofna si i opara o pie sosny, przysuwajc pit chleb do siebie. Dugowose kobiety zawsze oznaczay kopoty. Zacisna w zbkach stop Sary; dyszaa, kademu oddechowi towarzyszy jk. Oderwaa oczy od dugich wosw kobiety i rozgldaa si na

boki, szukajc drogi ucieczki. - Nie skrzywdz ci - powiedziaa kobieta. Miaa miy gos, ale ksiniczka Violet czasem mwia tak samo, zanim uderzya Rachel. Kobieta wycigna rk i dotkna ramienia dziewczynki. Maa wrzasna i podskoczya, szarpna si w ty. - Nie spal Sary, prosz - powiedziaa ze zami w oczach. - Kto to taki, Sara? - spyta mczyzna. Kobieta odwrcia si i uciszya go. Znw patrzya na Rachel, a ta nie odrywaa oczu od dugich, spywajcych na plecy wosw. - Nie spal Sary - powiedziaa agodnie kobieta. Dziewczynka wiedziaa z dowiadczenia, e kiedy dugowosa kobieta przemawia takim tonem, to prawdopodobnie kamie. A gos tej pani by naprawd miy. - Zostaw nas w spokoju, prosz - pisna paczliwie. - Nas? - Kobieta rozejrzaa si wok, spojrzaa prosto na Sar. - A, rozumiem. Wic to jest Sara? - Rachel kiwna gwk i mocniej zagryza stopk lalki. Wiedziaa, e dostanie mocnego klapsa, jeli nie odpowie dugowosej pani. - Bardzo adna lala. - Kobieta si umiechna. Dziewczynka wolaaby, eby tamta si nie umiechaa; umiechy dugowosych kobiet oznaczay zazwyczaj jakie tarapaty. Mczyzna wyjrza zza dugowosej pani. - Mam na imi Richard. A ty? - Rachel - odpara. Spodobay si jej jego oczy. - Rachel. adne imi. Ale musz ci powiedzie, Rachel, e tak paskudnych woskw jak twoje to w yciu nie widziaem. - Richardzie! - Kobieta si oburzya. - Jak moge powiedzie co takiego! - Przecie to prawda. Kto je tak poszarpa, Rachel, jaka stara wiedma? Dziewczynka zachichotaa. - Richardzie! - zbesztaa go znw kobieta. - Przestraszysz j. - Och, co za bzdury. Mam noyczki w plecaku, Rachel, i cakiem niezy ze mnie fryzjer. Chcesz, ebym poprawi ci fryzurk? Przynajmniej je wyrwnam. Bo jak je tak zostawimy, to jeszcze wystraszysz smoka albo i inn maszkar. Rachel znw zachichotaa. - O tak, prosz. Bardzo bym chciaa mie gadkie, rwne wosy. - No, to siadaj mi na kolanach i zrobimy z nimi porzdek. Dziewczynka obesza kobiet, nie spuszczajc oka z jej rk i trzymajc si najdalej, jak moga. Richard uj ma

w pasie wielkimi rkami i posadzi sobie na kolanach. Rozprostowa kilka kosmykw. - Przyjrzyjmy si temu dobrze. Rachel wci patrzya na kobiet. Baa si, e ta j spoliczkuje. Richard te si na ni obejrza. - To Kahlan - oznajmi, wskazujc j noyczkami. - Mnie te z pocztku przeraaa. Jest okropnie brzydka, prawda? - Richardzie! Gdzie si tak nauczy rozmawia z dziemi?! - Od pewnego granicznego stranika. - Umiechn si. Rachel zamiaa si do niego, nie moga si powstrzyma. - Wcale nie jest brzydka. To najadniejsza pani, jak w yciu widziaam. To bya prawda, ale dalej przeraay j dugie wosy Kahlan. Dzikuj, Rachel. I ty jeste bardzo adna. Zjadaby co? Dziewczynka nigdy nie miaaby powiedzie komu dugowosemu - jakiej damie czy lordowi - e jest godna. Ksiniczka twierdzia, e to niestosowne, i ukaraa Rachel, kiedy ta, zapytana, przyznaa, e jest godna. Zerkna na Richarda. Umiechn si, ale wci za bardzo si baa, eby powiedzie Kahlan, i chtnie by co zjada. - Zao si, e tak. - Kahlan poklepaa rami maej. - Zowilimy kilka ryb i jeli nam pozwolisz skorzysta z ognia, to si nimi podzielimy. Co ty na to? - Umiechna si naprawd sympatycznie. Rachel znw spojrzaa na Richarda. Mrugn do niej, a potem westchn. - Boj si, e zowilimy wicej, ni damy rad zje. Jeli nam nie pomoesz, to bdziemy musieli cz wyrzuci. - No dobrze. Skoro macie je wyrzuci, to lepiej pomog je zje. - Gdzie twoi rodzice? - spytaa Kahlan, zsuwajc z ramion plecak. Rachel powiedziaa prawd, bo nic innego nie przyszo jej do gowy w tym momencie. - Nie yj. Rce Richarda znieruchomiay i znw podjy strzyenie. Kahlan miaa smutn min, lecz Rachel nie wiedziaa, czy to udawane, czy nie. Ucisna agodnie rami dziewczynki. Tak mi przykro, Rachel. Maej nie byo zbyt smutno. Nie pamitaa swoich rodzicw. Pamitaa jedynie w dom, w ktrym mieszkaa z innymi dziemi. Richard strzyg Rachel, a Kahlan wyja patelni i zacza smay ryby. Richard nie kama - byo ich naprawd mnstwo. Kahlan dodawaa jakich przypraw. Rachel widziaa, jak kucharze robili to samo. Unosiy si smakowite aromaty i dziewczynce zaczo burcze

w brzuszku. Spaday cinane kosmyki woskw. Aleby si ksiniczka Violet wciekaa, pomylaa Rachel, gdyby wiedziaa, e mi rwnaj wosy! Richard przyci najduszy pukiel, zwiza odcite wosy cienkim kawakiem pncza. Poda dziewczynce. Popatrzya na ze zdumieniem. - Schowaj to. Pewnego dnia spodoba ci si jaki chopak i wtedy dasz mu ten pukiel swoich wosw, eby je nosi na sercu. - Mrugn do niej. - eby mu zawsze ciebie przypominay. Rachel zachichotaa. - Jeste najwikszym guptasem, jakiego znam! Rozemia si gono. Kahlan umiechna si, patrzc na. Dziewczynka schowaa pukiel do kieszeni. - Jeste lordem? - Niestety, Rachel, jestem tylko lenym przewodnikiem. - Posmutnia troch. No i dobrze, e nie jest lordem, ucieszya si maa. Richard wyj z plecaka mae lusterko i poda jej. - Przyjrzyj si sobie i powiedz, co mylisz o mojej robocie. Wzia lusterko i sprbowaa si przejrze. Jeszcze nigdy nie widziaa takiego maego lustereczka, wic troch potrwao, zanim si sobie przyjrzaa w blasku ogniska. Otwara szeroko zazawione oczy. Przytulia si do Richarda. - Dzikuj ci, Richardzie, dzikuj! Jeszcze nigdy nie miaam takiej adnej fryzurki! Chopak odwzajemni ucisk; by rwnie przyjacielski i krzepicy jak ucisk Gillera. Dua, ciepa do gadzia ramionka dziewczynki. Jeszcze nikt tak dugo jej nie tuli. Rachel chciaa, eby to si nigdy nie skoczyo. Ale skoczyo si. Kahlan potrzsna gow. - Jeste niezwyk osob, Richardzie Cypher - szepna. Nadziaa na patyk duy kawa ryby i podaa Rachel. Poradzia maej, eby dmuchaa na ryb, a wystygnie, aby nie poparzya sobie ust. Dziewczynka troch podmuchaa, ale bya zbyt godna, eby czeka, a ryba dostatecznie si wystudzi. I tak bya to najsmaczniejsza ryba w jej yciu. Rwnie dobra jak w kawaek pieczeni, ktry dostaa od kucharza. - Jeszcze jeden kawaek? - spytaa Kahlan, a Rachel potakna. Dziewczyna wyja zza pasa n. - Czy moglibymy dosta do ryby twojego chleba? - Sigaa ju po bochenek. Rachel porwaa chleb, zanim Kahlan zdya go dosign. Przytulia oburcz bochenek. - Nie! - Odpychaa si pitami od ziemi, odsuwajc od Kahlan Richard przesta je,

dziewczyna zmarszczya brwi. Rachel wsuna do do kieszeni i zacisna na ogniowej paeczce od Gillera. - O co chodzi, Rachel? - spytaa Kahlan. Giller przykaza, eby nikomu nie wierzy. Trzeba co wymyli. Co by Giller powiedzia? - To dla mojej babci! - za spyna po policzku maej. - Skoro to dla twojej babci, to nie dotkniemy chleba - powiedzia Richard. - Prawda, Kahlan? - Oczywicie. Przepraszam ci, Rachel, przecie nie wiedzielimy. Obiecuj, e go nie dotkniemy. Wybaczysz mi? Dziewczynka wyja rczk z kieszeni i kiwna gwk. Gardo miaa tak cinite, e nie moga wykrztusi sowa. - Gdzie jest twoja babcia, Rachel? - spyta Richard. Maa zamara; tak naprawd to nie miaa adnej babci. Prbowaa sobie przypomnie nazw jakiego miasteczka. Nazwy wymieniane przez doradcw krlowej. - Homers Mill - to pierwsze jej si przypomniao. Jeszcze nie skoczya mwi, a ju wiedziaa, e popenia bd. Richard i Kahlan mieli przeraone miny i zerkali na siebie. Przez chwil panowaa zupena cisza, Rachel nie miaa pojcia, co teraz bdzie. Wpatrywaa si w szpary pomidzy gaziami sosnystraniczki. - Nie dotkniemy chleba twojej babci, Rachel - powiedzia agodnie Richard. Obiecuj. - We jeszcze kawaek ryby - dodaa Kahlan. - Moesz tam pooy bochenek, na pewno go nie ruszymy. Dziewczynka nie drgna. Mylaa, eby std uciec, ale wiedziaa, e oni biegaj szybciej i na pewno j zapi. Musiaa zrobi to, co nakaza Giller - chowa szkatuk a do zimy, bo inaczej wszystkim tym ludziom obetn gowy. Richard podnis Sar i pooy sobie na kolanach. Udawa, e karmi lalk. - Sara zje wszystkie ryby. Jeli chcesz jeszcze troch, to si popiesz. Chod, usid mi na kolanach i zajadaj. Zgoda? Rachel wpatrywaa si w ich twarze, prbowaa oceni, czy mwi prawd. Dugowose kobiety tak atwo kami. Popatrzya na Richarda - hmm, wyglda, e nie kamie. Wstaa i podbiega do niego. Posadzi j sobie na kolanach, a Sar pooy na kolanach maej. Rachel przytulia si do chopaka i zajadali ryb. Dziewczynka w ogle nie spojrzaa na

Kahlan. Ksiniczka Violet zawsze mwia, e nie naley wci si gapi na dugowos dam, e to niewaciwe. A Rachel nie miaa ochoty dosta po buzi. Ani eby j cignito z kolan Richarda. Tu jej byo dobrze i bezpiecznie. - Nie moemy ci puci do Homers Mill, Rachel - odezwa si chopak. - Przykro mi, nie moemy. Nikt tam ju nie zosta. I nie jest tam bezpiecznie. - No c. To pjd gdzie indziej. - Obawiam si, Rachel, e nigdzie nie jest bezpiecznie - wtrcia si Kahlan. Zabierzemy ci ze sob, wtedy nic ci si nie stanie. - A dokd? - Idziemy do Tamarang, do krlowej. - Kahlan si umiechna. Dziewczynka przestaa u ryb, dech jej zaparo. - Zabierzemy ci ze sob. Jestem pewna, e jeli poprosz, to krlowa znajdzie kogo, kto si tob zaopiekuj e. - Jeste pewna, Kahlan? - szepn Richard. - A co z czarodziejem? Dziewczyna kiwna gow i odpara cicho: - Zajmiemy si tym, zanim obedr Gillera ze skry. Rachel z trudem przekna ryb, teraz moga oddycha. Wiedziaa! Wiedziaa, e nie naley ufa dugowosej kobiecie. Omal si nie rozpakaa - a ju zaczynaa lubi Kahlan! Richard by taki miy. Dlaczego on jest taki miy i grzeczny dla Kahlan? Jak moe by taki dla kobiety, ktra chce skrzywdzi Gillera. Ja te taka byam dla ksiniczki Violet, eby mi nic zego nie zrobia. Pewno i on si boi, e mu si dostanie. Wspczua Richardowi. Chciaa, eby uciek od Kahlan, tak jak ona ucieka od ksiniczki Violet. Moe powinna powiedzie Richardowi o szkatuce i potem razem uciekliby od Kahlan? Nie. Giller mwi, eby nikomu nie ufaa. Richard pewnie si zbyt boi Kahlan i jeszcze jej powie. Rachel bdzie dzielna dla Gillera. Dla tych wszystkich ludzi. Musi std odej. - Rankiem si zastanowimy - powiedziaa Kahlan. - Teraz pijmy, eby wsta o pierwszym brzasku. Richard kiwn gow. Cay czas tuli Rachel. - Ja obejm pierwsz wart. Ty si przepij. Podnis ma i poda Kahlan. Rachel przygryza jzyk, eby nie krzykn. Dziewczyna mocno j przytulia. Rachel zerkna na jej n. Pisna i wycigna rce do Richarda. Umiechn si i poda jej Sar. Nie tego chciaa, ale wzia lalk, przycisna do siebie i zagryza jej stopk, eby nie paka. - Do rana, malutka. - Richard zwichrzy woski Rachel I znikn, a ona zostaa sama z Kahlan. Mocno zacisna powieki. Musi by dzielna,

nie rozpacze si. Ale si rozpakaa. Kahlan mocno tulia dziewczynk. Rachel draa. Palce dziewczyny gadziy woski maej. Koysaa j, a Rachel zerkaa na szpar w gaziach po przeciwlegej stronie. Pier dziewczyny poruszaa si jako dziwnie i Rachel uwiadomia sobie ze zdziwieniem, e Kahlan take pacze. Przytulia policzek do czubka gowy maej. Rachel ju, ju miaa jej uwierzy... Ale przypomniaa sobie, co czasem mawiaa ksiniczka Violet, e wymierzanie kary boli bardziej ni bycie ukaranym. Oczy dziewczynki rozszerzyy si ze strachu, co te Kahlan planuje jej zrobi, e a nad tym pacze! Nawet ksiniczka Violet nigdy nie pakaa, wymylajc dla niej kar! Dziewczynka zakaa jeszcze rozpaczliwiej. Kahlan odsuna rczki Rachel, otara jej zy. Nki maej zbyt si trzsy, eby moga uciec. - Zimno ci? - szepna Kahlan. W jej gosie wci sycha byo zy. Rachel si baa, e i tak dostanie po buzi, bez wzgldu na to, co powie. Kiwna gwk i przygotowaa si na cios. Ale Kahlan wyja koc z plecaka i otulia je obie. eby mi trudniej byo uciec, pomylaa dziewczynka. - Przytul si, co ci opowiem. Ogrzejemy si wzajemnie. Zgoda? Rachel pooya si na boku, plecami do Kahlan, a dziewczyna przytulia j. Byo cieplutko i przytulnie, lecz Rachel wiedziaa, e to tylko dla zmyki. Kahlan przysuna twarz do ucha maej i opowiedziaa historyjk o rybaku zamienionym w ryb. W mylach dziewczynki pojawiy si barwne obrazy i na chwil zapomniaa o swoich kopotach. W pewnej chwili nawet si zamiay razem, ona i Kahlan. W kocu Kahlan skoczya opowiada, cmokna Rachel i pogaskaa jej czko. Dziewczynka wyobrazia sobie, e Kahlan wcale nie jest taka za. To nic niewaciwego, takie wyobraanie sobie. Tak przyjemnie byo czu palce Kahlan na wosach i sucha cichutko nuconej piosenki. Chyba tak jest, jak si ma mam, pomylaa Rachel. Dziewczynka zasna wbrew swej woli i miaa wspaniae sny. Ockna si w rodku nocy, kiedy Richard budzi Kahlan, ale udawaa, e dalej pi. - Moe wolisz dalej przy niej spa? - szepn najciszej. Rachel wstrzymaa oddech. - Nie - odszepna Kahlan. - Wezm wart. Dziewczynka syszaa, jak tamta wkada paszcz i odchodzi. Nasuchiwaa uwanie, w ktr stron pjd stopy Kahlan. Richard dorzuci drew do ognia i pooy si w pobliu maej. Pod Sosn-straniczk pojaniao. Rachel wiedziaa, e Richard na ni patrzy, czua jego wzrok na plecach. Tak by chciaa mu powiedzie, jaka ta Kahlan jest w gruncie rzeczy

za i poprosi, eby razem uciekli. By taki dobry, najlepszy na wiecie. Richard wycign rk, poprawi Rachel koc. Cicho zapakaa. Syszaa, jak kadzie si na plecach, otula kocem. Wyczekaa, a zacz rwno, spokojnie oddycha - spa. Wtedy si wylizna spod koca.

Rozdzia trzydziesty szsty Richard wszed pod gazie sosny-straniczki i ciko usiad przed ogniskiem. Kahlan spojrzaa na wyczekujco. Przycign swj plecak i zacz si pakowa. - No i? - Znalazem jej lady. - ypn gniewnie na dziewczyn. - Wiod na zachd, tam skd przyszlimy. Kilkaset jardw dalej wesza na trakt. Zostawia je cae godziny temu. - Wskaza miejsce po przeciwlegej stronie namiotu z gazi. - Tamtdy wysza. Okrya ci lasem, daleko si trzymaa. atwiej mi byo znale lady ludzi, ktrzy chcieli si ukry, ni tej maej. Ona staje na samym czubku kamieni czy korzeni i jest taka lekka, e prawie nie zostawia ladw. Widziaa jej ramionka? - Zauwayam dugie siniaki. Po rzgach. - Nie to, chodzi mi o zadrapania. - Nie widziaam adnych zadrapa. - Ot to. A sukienk miaa pozacigan, przedzieraa si przez jeyny i mimo to nie podrapaa sobie rk. Jest bardzo delikatna, ostrona, unika zaczepienia si o cokolwiek. Dorosy po prostu by sobie szed, zostawiajc za sob poamane lub pogite gazki. Rachel prawie niczego nie dotyka. Powinna zobaczy, jakie ja zostawiem lady, szukajc jej po zarolach - lepy by zauway. Ona si przemyka leciutko jak wietrzyk. Przez chwil nie byem nawet pewien, czy faktycznie wrcia na trakt. Jest boso, nie lubi wchodzi w kaue lub mu, bo to bardziej ozibia jej stopy, wic staje tam, gdzie sucho, i nie zostawia ladw. - Powinnam bya zobaczy, jak si wymyka. Richard poj, i Kahlan sdzi, e on j za to wini. Westchn z irytacji. - To nie twoja wina, Kahlan. Te bym jej nie zauway. Nie chciaa, ebymy j dostrzegli. To sprytna dziewczynka. Jego sowa wcale dziewczyny nie pocieszyy. - Ale potrafisz j wytropi, tak? Zerkn na Kahlan z ukosa. - Tak. - Sign do kieszonki na piersi. - Znalazem tu co. - Unis znaczco brew. Na sercu. - Wyj pukiel wosw Rachel, zwizany kawakiem odygi pncza. - ebym o niej pamita. Kahlan wstaa, twarz miaa zupenie szar. - To moja wina. Wysza poza gazie. Richard prbowa j zapa za rk, ale si wyrwaa. Odoy plecak i poszed za ni. Staa w pewnej odlegoci, tyem do niego. Skrzyowaa ramiona i patrzya na las.

- To nie twoja wina, Kahlan. - To przez moje wosy. Nie widziae strachu w jej oczach, kiedy patrzya na moje wosy? Widziaam to ju tysice razy. Czy wiesz, jak to jest, kiedy ludzie, nawet i dzieci, stale si ciebie boj? - Nie odpowiedzia. - Obetniesz mi wosy, Richardzie? - Co takiego?! Obrcia si ku niemu i popatrzya bagalnie. - Obetniesz mi wosy? Richard patrzy w oczy pene blu. - A sama nie moesz ich obci? - Nie mog. - Odwrcia si. - Magia nie pozwala Spowiedniczkom obcina sobie samodzielnie wosw. Jeli prbujemy to zrobi, czujemy tak ogromny bl... - Jak to? - Pamitasz, jakie cierpienie zesaa na ciebie magia miecza, kiedy zabie tamtego mczyzn? To ten sam bl. Odebraby Spowiedniczce przytomno, zanimby skoczya obcina sobie wosy. Tylko raz sprbowaam. Kada Spowiedniczka prbuje raz. Jeden jedyny raz. Inni podcinaj nam wosy w razie potrzeby, ale nikt by si nie omieli ci ich zupenie. - Znw spojrzaa na Richarda. - Zrobisz to dla mnie? Obetniesz mi wosy? Chopak odwrci oczy, popatrzy na bkitniejce niebo. Stara si poj, co sam czuje i co musi odczuwa Kahlan. Wci tak niewiele o niej wiedzia. Jej ycie, jej wiat dalej stanowiy dla tajemnic. Kiedy chcia je dokadnie pozna. Teraz wiedzia, e to nigdy nie nastpi. Rozdzielaa ich przepa po brzegi wypeniona magi. Magia wyranie dawaa do zrozumienia, e si maj trzyma osobno. Spojrza na Kahlan. - Nie. - Ale dlaczego? - Bo szanuj ci za to, jaka jeste. A Kahlan, ktr znam, nie oszukiwaaby ludzi, nie udawaaby, e ma nisz pozycj. To by niczego nie zmienio, choby ci si udao kogo zmyli. Jeste Matk Spowiedniczka. Moemy by tylko tym, kim jestemy; ani nikim mniej, ani nikim wicej. - Richard si umiechn. - Powiedziaa mi to kiedy pewna mdra kobieta, moja przyjacika. - aden mczyzna nie przepuciby okazji obcicia wosw Spowiedniczce. - Ale nie ten mczyzna. Ten jest twoim przyjacielem. Kiwna gow, rce dalej miaa splecione. - Pewnie jej zimno. Nie wzia koca. - Jedzenia te nie zabraa, tylko ten bochenek, nad ktrym tak si trzsie z jakiego powodu. A przecie jest okropnie godna.

- Zjada wicej ni ty czyja. - Kahlan umiechna si w kocu. - Przynajmniej ma peny brzuszek. Kiedy dotrze do Homers Mill, Richardzie... - Ona wcale nie idzie do Homers Mill. - Przecie tam jest jej babcia. - Nie ma babci. - Chopak potrzsn gow. - Nawet nie drgna, kiedy powiedziaem, e nie moe tam i, cho przed chwil twierdzia, e tam mieszka jej babcia. Oznajmia, e w takim razie pjdzie gdzie indziej. Nie sprzeciwiaa si, nie spytaa o babci. Ona przed czym ucieka. - Ucieka? Moe przed t osob, ktra jej tak posiniaczya ramionka. - I plecki. Wzdrygaa si, ile razy dotknem jakiego siniaka, ale nawet nie pisna. Tak bardzo chciaa, eby j kto utuli. - Na twarzy Kahlan odmalowao si wspczucie. Powiedziabym, e ucieka od tego, kto jej tak paskudnie pocina wosy. - Wosy? - A tak. To j miao naznaczy, moe jako czyj wasno? Nikt by nikomu tak nie poszarpa wosw, chyba e to miao co znaczy. Zwaszcza w Midlandach, gdzie wszyscy tyle uwagi powicaj wosom. To byo celowe: zaznaczao czyj wadz nad Rachel. Dlatego wyrwnaem jej woski, eby usun pitno. - I dlatego tak si cieszya, e s rwno przycite - szepna zapatrzona w przestrze Kahlan. - To co wicej ni zwyka ucieczka. Ta maa kamie lepiej ni karciarz. Kamie jak kto, kogo zmusza przemona konieczno. - Na przykad co? - Dziewczyna popatrzya na bacznie. - Nie mam pojcia - westchn Richard. - Ale to ma co wsplnego z owym bochenkiem chleba. - Z chlebem? Naprawd tak uwaasz? - Nie miaa ani butkw, ani paszczyka, tylko lalk. To jej najwikszy skarb, a przecie pozwolia nam jej dotkn. Ale nie daa nam si ani o milimetr zbliy do chleba. Nie znam si na midlandzkiej magii, lecz tam, skd pochodz, mae dziewczynki na pewno nie przedkadaj chleba nad lalk, i nie sdz, eby tu byo inaczej. Czy widziaa jej oczy, kiedy signa po chleb, a ona go od ciebie odsuna? Gdyby miaa n, to by ci pchna. - Chyba sam w to nie wierzysz, Richardzie - napomniaa go dziewczyna. - Ten bochenek chleba nie mg by dla Rachel a tak wany. - Nie? Sama powiedziaa, e wicej zjada ni my obydwoje razem wzici. Zaczynaem podejrzewa, e jest spokrewniona z Zeddem. Wytumacz mi, dlaczego ani nie

uskubna chleba, skoro bya a taka godna? - Potrzsn gow. - Co tu si dzieje, a w bochenek odgrywa w tym znaczc rol. - To idziemy za ni? - Kahlan postpia krok ku chopakowi. Zb zaciy chopakowi na szyi. Gboko wcign powietrze i powoli je wypuci. - Nie. Jak to z luboci powtarza Zedd, nic nigdy nie jest proste i atwe. Rahl szuka szkatuy, a my bymy mieli ciga ma dziewczynk i sprawdza, co z bochenkiem chleba? Kahlan uja jego do. - Nienawidz tego, co z nami robi Rahl Pospny. - cisna rk chopaka. - Jak szybko ta maa si wkrada do naszych serc. - O, tak. - Richard przytuli j wolnym ramieniem. - To wspaniaa dziewczynka. Mam nadziej, e znajdzie to, czego szuka, i e bdzie bezpieczna. - Puci Kahlan i ruszy ku sonie-straniczce po rzeczy. - Zbierajmy si. adne z nich nie chciao rozmawia o tym, co czuje, porzucajc Rachel, wydajc j na up nieznanych jej niebezpieczestw. Postanowili, e pjd tak daleko i szybko, jak tylko zdoaj. Dzie zblia si ku kocowi, dziki las zdawa si nie mie koca. Wysiek sprawia, e nie czuli chodu. Richard cieszy si z kadej przegradzajcej trakt pajczyny, zaczyna uwaa pajki za swoich opiekunw. Przedtem, kiedy by przewodnikiem, zawsze go zociy muskajce twarz pajczyny. Teraz za, przy kadej zrywanej sieci, powtarza w mylach: dziki, siostro pajczyco. Tu koo poudnia zatrzymali si na nagrzanych socem skakach, nad lodowatym strumieniem. Richard zwily twarz zimn wod, chcc sobie doda energii. Ju by zmczony. Posiek te by zimny i trwa tyle tylko, ile zajo przeknicie go. Obydwoje wsunli do ust ostatnie ksy, otarli donie o spodnie i zeskoczyli z paskiej rowej skaki. Chopak stara si nie myle o Rachel, lecz oto zda sobie spraw, e znw martwi si o dziewczynk. Widzia, jak Kahlan ciga czasem brwi i rozglda si dokoa. Raz spyta dziewczyn, czy uwaa, e podj waciw decyzj. Nie musiaa pyta, o jak decyzj mu idzie. Zamiast tego spytaa, ile czasu zajoby dopdzenie Rachel. Richard odpar, e ze dwa dni; gdyby wszystko dobrze poszo, przynajmniej jeden na dotarcie tutaj. - Dwa dni to za duo - powiedziaa Kahlan. - Nie mog tyle powici. Troch to chopaka uspokoio. Pnym popoudniem soce schowao si za jeden z odlegych szczytw gr Rang Shada; barwy lasu zmieniy si nieco, wiatr ucich, zapanowa spokj i cisza. Richard zdoa odpdzi myli o Rachel i zastanawia si, co zrobi, kiedy wreszcie dotr do Tamarang.

- Zedd nam mwi, Kahlan, ebymy si obydwoje trzymali z dala od Rahla Pospnego, e jestemy wobec niego bezbronni e nic mu nie moemy zrobi. - Rzeczywicie, tak powiedzia. - Zerkna przez rami na chopaka. - A Shota powiedziaa - Richard zmarszczy brwi - e krlowa wkrtce nie bdzie miaa szkatuki. - Moe chodzio jej o to, e to my dostaniemy szkatuk. - Nie, ostrzegaa nas, e krlowa wkrtce j utraci, wic powinnimy si spieszy. A co, jeli Rahl tam ju jest? Kahlan obejrzaa si, zwolnia i zrwnaa si z Richardem. - C z tego, gdyby by? Nie ma rady. Id do Tamarang. Wolisz tu na mnie zaczeka? - Jasne, e nie! Po prostu uwaam, e powinnimy stale pamita, dokd idziemy, i e Rahl moe ju tam by. - Ju od dawna o tym rozmylam. Richard przez chwil maszerowa w milczeniu. W kocu spyta: - I co wymylia? Co zrobimy, jeli tam jest? - Jeeli Rahl Pospny jest w Tamarang - odpara Kahlan, patrzc przed siebie - i my te si tam znajdziemy, to najprawdopodobniej umrzemy. Chopak zmyli krok. Nie zaczekaa na, posza dalej. W lesie byo coraz mroczniej. Mae oboczki zapony czerwieni - gasncym arem odchodzcego dnia. Trakt bieg teraz brzegiem rzeki Callisidrin - czasem tak blisko, e widzieli pynce wody, a jeli nie, to i tak syszeli ich szum. Przez cae popoudnie Richard nie wypatrzy ani jednej sosny-straniczki. Teraz te adna nie wystawaa ponad inne drzewa. ciemniao si coraz bardziej i chopak straci nadziej, e znajdzie sosn przed noc. Zacz wypatrywa innego schronienia. Wreszcie znalaz popkan ska u podna wzniesienia, dobrze osonit drzewami Uzna, e to nieze miejsce na obz, cho pod goym niebem. Ksiyc sta ju cakiem wysoko. Kahlan gotowaa cos na ognisku. Richard nieoczekiwanie zapa w sida dwa krliki i dooy do garnka. - Mamy tyle jedzenia, e moglibymy nakarmi i Zedda - odezwaa si dziewczyna. I jak przywoany jej sowami pojawi si Zedd. Rozczochrane siwe wosy, troch poszarpane szaty. Wszed w krg blasku i zatrzyma si po drugiej strome ogniska, wsparszy si pod boki. - Umieram z godu! - oznajmi. - Jedzmy! Richard i Kahlan zamrugali ze zdumienia i poderwali si na rwne nogi. Chopak doby miecza i starzec te zamruga ze zdumienia. Richard w mgnieniu oka przeskoczy

ognisko i wycelowa miecz w ebra Zedda. - A to co znowu?! - spyta starzec. - Cofnij si - rozkaza Richard. Rozdzieleni mieczem, przesunli si ku drzewom. Chopak bacznie czego wypatrywa. - Czy mog spyta, co wyprawiasz, drogi chopcze? - Ju raz mnie przywoae i raz ci spotkaem, ale w obu wypadkach to nie bye ty. Trzecia pomyka zdarza si tylko gupcom - stwierdzi Richard. Wreszcie znalaz to, czego szuka. - Trzeci raz nie dam si oszuka, nie bd gupkiem. Tam. - Wskaza brod. - Przejd pomidzy tamtymi drzewami. - Ani mi si ni! - zaprotestowa starzec. - Schowaj miecz, chopcze! - Schowam go midzy twoje ebra - zagrozi przez cinite zby chopak - jeli tego nie zrobisz! Starzec wykona gest peen zdumienia, unis troch szat, przekroczy jaki niski krzaczek, pomrukujc co pod nosem, a Richard popdza go mieczem. Zedd zerkn przez rami i wszed pomidzy drzewa. Rozerwa pajcz sie. Richard szeroko si umiechn. - Zedd! To naprawd ty! - Pewnie, e ja. To najprawdziwsza prawda - rzek godnie Zedd. Wspar si pod boki i zerka na chopaka jednym okiem. Richard wsun miecz do pochwy i tak serdecznie uciska starego przyjaciela, e niemal go zadusi. - Tak si ciesz, Zeddzie, e znw jeste! Starzec macha rkami, prbujc zapa powietrze. Chopak puci go, przyjrza mu si cay rozpromieniony i ponownie wyciska. - A co by to si dziao, gdyby si jeszcze bardziej ucieszy z mojego widoku! A si boj o tym pomyle! Richard obj Zedda ramieniem i przyprowadzi do ogniska. - Przepraszam za to, ale musiaem si upewni. Nie mog uwierzy, e jeste z nami! Tak si ciesz, e ci widz! I jestem szczliwy, e wydobrzae. Mamy tyle do obgadania. - Dobrze, dobrze. Moemy si ju zaj jedzeniem? Podesza Kahlan i te ucisna starca. - Tak si o ciebie martwilimy - powiedziaa. Zedd odwzajemni ucisk i tsknie spoglda na kocioek ponad ramieniem dziewczyny. - Wiem, wiem. Ale lepiej nam si bdzie rozmawiao z penym odkiem.

- Jeszcze niegotowe. - Umiechna si. - Niegotowe? - Zedd spojrza na ni z wyrzutem. - Na pewno? Moe lepiej sprawdmy? - Jestem pewna. Dopiero co nastawione. - Niegotowe - mrukn do siebie Zedd. Podpar rk okie drug doni pociera brod. - C, zajmiemy si tym. A wy obydwoje si cofnijcie. Czarodziej zakasa rkawy szaty, patrzc przy tym na ognisko jak na niegrzeczne dziecko. Wycign kociste ramiona, rozcapierzy palce. Wok kocistych doni zaszumia bkitny ogie, narasta, szykowa si do skoku. Zasycza i strzeli bkitnym zygzakiem, mierzc w kocioek, ktry a podskoczy. Pomie otoczy kocioek, ociera si o niego jak kot, a zawarto naczynia bulgotaa pod bkitnymi pomykami, wrzaa i kipiaa. Czarodziej cofn donie i bkitny ogie znikn. - No, teraz gotowe - oznajmi z satysfakcj. - Jedzmy! Kahlan przyklka, nabraa potrawy na drewnian yk i pokosztowaa. - Ma racj. Gotowe. - Co tak stoisz i si gapisz, chopcze! Rusz si i podaj talerze. Richard potrzsn gow i zrobi, co mu kazano. Kahlan naoya peny talerz, pooya na brzegu par sucharkw i chopak poda to Zeddowi. Starzec nie usiad. Sta obok nich przy ognisku i zajada z apetytem. Dziewczyna naoya potrawki sobie i Richardowi, a Zedd ju podsuwa pusty talerz po dokadk. Dopiero teraz czarodziej usiad. Richard przysiad naprzeciwko niego, na sterczcej skace, Kahlan obok chopaka. Richard odczeka, a Zedd zje poow nowej porcji, i wwczas spyta: - Jak ci poszo z Adie? Dobrze si tob opiekowaa? Zedd rzuci na okiem, zamruga Chopak mgby przysic, e twarz czarodzieja poczerwieniaa, i to nie by odblask ognia. - C, my... Adie... - Spojrza na zdumion twarz Kahlan. - My... Hmm... Dobrze nam poszo. - ypn wciekle na Richarda. - A c to za pytanie?! Kahlan i Richard popatrzyli na siebie. - Nie miaem nic zdronego na myli - sumitowa si chopak. - Ale nie mogem nie zauway, e Adie to adna kobieta. I interesujca. Sdziem, e i ty to zauwaysz. - Richard si umiechn sam do siebie. - Wspaniaa kobieta. - Zedd pochyli twarz nad talerzem, przesuwa co widelcem. Co to? Zjadem ju trzy, a dalej nie wiem co. - Korze tava - wyjania Kahlan. - Nie smakuje ci?

- Tego nie powiedziaem. - Czarodziej si umiechn. - Po prostu chciaem wiedzie, co to. - Unis gow. - Adie mi powiedziaa, e dostae od niej nocny kamie. To dziki niemu ci odnalazem. - Pogrozi Richardowi widelcem. - Mam nadziej, e si ostronie obchodzie z tym kamieniem. Nie wyjmowae go bez potrzeby. Szczeglnie naglcej potrzeby. Nocne kamienie s ogromnie niebezpieczne. Adie powinna bya ci ostrzec. Powiedziaem jej to! - Dgn widelcem korze tava. - Najlepiej byoby si go pozby. - Wiemy - mrukn chopak i naku kawaek misa. W gowie Richarda kbiy si pytania, ktre chcia zada Zeddowi. Nie wiedzia, od czego zacz. Starzec go ubieg i spyta pierwszy: - Stosowalicie si do moich polece? Unikalicie kopotw? Co porabialicie? - Spdzilimy sporo czasu u Botnych Ludzi - odpar Richard. - Z Botnymi Ludmi? - zaduma si Zedd. - Dobrze - oznajmi w kocu, unoszc widelec z kawakiem misa. - Tam przynajmniej nie grozio wam nic szczeglnego. - Wsun miso do ust i zanurzy widelec w zawartoci talerza po kawaek sucharka i sos. Zajada i mwi jednoczenie. - A wic mile spdzilicie czas u Botnych Ludzi. - Spostrzeg, e nic nie mwi, i patrzy to na jedno, to na drugie. - Tam przynajmniej nie wpadlicie w adne tarapaty. - To brzmiao jak rozkaz. Richard popatrzy na Kahlan. Dziewczyna zanurzya sucharek w potrawce. - Zabiam jednego ze starszych - powiedziaa, nie podnoszc oczu, i woya sucharek do ust. Zedd upuci widelec, ale zdy go zapa tu nad ziemi. - Co takiego!? - To bya samoobrona - uj si za ni Richard. - Przecie prbowa ci zabi, Kahlan. - Coo? - Zedd wsta i ponownie usiad. - O kurcz! Czemu starszy miaby si omieli podnie rk na... - Gwatownie zacisn wargi i zerkn na Richarda. - Na Spowiedniczk - dokoczy chopak i spochmurnia. Starzec popatrzy na dwie pochylone gowy. - Aha. Wic mu powiedziaa. - Par dni temu - potwierdzia dziewczyna. - Ledwo par dni temu - mrukn Zedd. Jad przez chwil w milczeniu, popatrujc podejrzliwie to na jedno, to na drugie. - A dlaczego starszy omieli si podnie rk na Spowiedniczk? - To byo wtedy, kiedy si przekonalimy, co potrafi nocny kamie - wyjani Richard. - Zaraz potem ogosili nas Botnymi Ludmi.

- Przyjli was do Botnych Ludzi? Dlaczego? - Zedd wytrzeszcza zdumione oczy. Wzie sobie on! - Hmm... Nie. - Chopak wycign zza koszuli rzemyk i pokaza czarodziejowi gwizdek Czowieka Ptaka. - Tylko to mi dali. Zedd przelotnie zerkn na gwizdek. - Czemu si zgodzili, eby nie... I dlaczego przyjli was do swego szczepu? - Bo ich o to poprosilimy. Musielimy. Tylko tak moglimy ich skoni, eby zwoali dla nas rad widzcych. - Co takiego! Zwoali dla was rad? - Tak. Tu przed pojawieniem si Rahla Pospnego. - Co takiego!!! - zarycza Zedd i zerwa si na rwne nogi. - Rahl Pospny tam by! Przecie wam mwiem, ebycie si trzymali z dala od niego!!! - Przecie go tam nie zapraszalimy. - Richard podnis gow. - Zabi wielu Botnych Ludzi - odezwaa si Kahlan; patrzya w swj talerz i powoli jada. Zedd zapatrzy si w czubek gowy dziewczyny i wolniutko usiad. - Tak mi przykro - powiedzia mikko. - A co wam powiedziay duchy przodkw? - e musimy i do wiedmy - wyjani Richard. - Do wiedmy! - Zedd przymruy oczy. - Ktrej wiedmy? Dokd? - Do Shoty. W kotlinie Agaden. Czarodziej si skrzywi i mao nie puci talerza. Ze wistem wcign powietrze przez zacinite zby. - Do Shoty! - Rozejrza si, jakby kto mg usysze, ciszy gos, pochyli si ku Kahlan. - Do licha! Co ci napado, e go zaprowadzia do kotliny Agaden? Przecie przysiga, ze go bdziesz chroni! - Wcale tego nie chciaam - odpara, patrzc mu prosto w oczy. - Moesz mi wierzy. - Musielimy tam i. - Richard wystpi w obronie dziewczyny. - Dlaczego? - Zedd ypn na chopaka. - eby si dowiedzie, gdzie jest szkatua. I dowiedzielimy si, Shota nam powiedziaa. - Shota wam powiedziaa - przedrzenia starzec, patrzc na gniewnie. - Co jeszcze powiedziaa? Shota zawsze czy to, co chciaby usysze, z tym, o czym by wola nie wiedzie. Kahlan zerkna z ukosa na Richarda, lecz nie odwzajemni spojrzenia.

- Nic. Nic innego nie powiedziaa. - Bez mrugnicia wytrzyma spojrzenie Zedda. Tylko, e krlowa Milena ma w Tamarang ostatni szkatu Ordena. Zdradzia nam to, bo jej ycie od tego zaley. Richard nie odwrci wzroku od gniewnych oczu Zedda. Wtpi, czy stary przyjaciel mu uwierzy, lecz nie mia zamiaru zdradza, co jeszcze powiedziaa Shota. Jake mgby powiedzie Zeddowi, e on lub Kahlan (albo i obydwoje) skoczy jako zdrajca? e Zedd zaatakuje go czarodziejskim ogniem, a Kahlan dotknie go swoj moc? W kocu tylko on wiedzia o ksidze. Oni nie mieli o tym pojcia. - Mwie, Zeddzie - odezwa si cicho chopak - e chcesz, ebym nas troje przeprowadzi do Midlandw, i e masz jaki plan na czas, kiedy si tu znajdziemy. Potem powalia ci ta bestia z zawiatw, stracie przytomno i nie wiedzielimy, czy i kiedy si ockniesz. Nie miaem pojcia, co robi, nie znaem twojego planu. Nadchodzi zima. Musimy powstrzyma Rahla Pospnego. - Dalej mwi ju twardszym tonem. - Radziem sobie bez ciebie najlepiej, jak potrafiem. Wiele razy, ju sam nie wiem ile, bylimy o krok od mierci. Wiedziaem tylko, e musimy odnale szkatu. Kahlan mi pomoga i dowiedzielimy si, gdzie jest skrzyneczka. Strasznie duo nas to kosztowao. Jeeli ci nie odpowiada to, co uczyniem, to zabieraj z powrotem ten przeklty Miecz Prawdy, mam go powyej uszu! Mam do tej caej sprawy! Richard rzuci talerz na ziemi i odszed w mrok. Stan tyem do ogniska, do Zedda i Kahlan. Gardo mia cinite, kontury drzew rozmazyway si. Nie spodziewa si, e a tak si rozzoci. Tak bardzo chcia zobaczy Zedda, a teraz si na rozgniewa. Pozwoli gniewowi szale, czeka, a si sam wypali. Zedd i Kahlan wymienili spojrzenia. - Taak, widz, e mu naprawd powiedziaa - rzek agodnie czarodziej. Postawi talerz na ziemi, wsta i poklepa rami dziewczyny. - Tak mi przykro, skarbie. Richard nawet si nie poruszy, kiedy poczu do Zedda na swoim ramieniu. - Przepraszam, chopcze. Pewnie byo ci ciko. Zapatrzony w ciemno chopak potakn. - Zabiem mieczem czowieka. Magi. Starzec odczeka chwil, a potem rzek: - Dobrze ci znam. Jestem pewien, e musiae to zrobi. - Nie - szepn bolenie Richard. - Wcale nie musiaem. Mylaem, e broni Kahlan, e ratuj jej ycie. Nie wiedziaem, e jest Spowiedniczk, e nie potrzebuje obrony. Ale na pewno chciaem go zabi. I na pewno mi si spodobao. - Tylko tak ci si zdawao. To byo dziaanie magii.

- Nie jestem tego pewny. Nie wiem, co si ze mn dzieje. - Przepraszam, Richardzie, e wygldao na to, e si na ciebie zoszcz. Sam na siebie si wciekam. Dobrze postpowae To ja zawiodem. - Co masz na myli? - Chod i usid przy nas. - Zedd poklepa go po ramieniu. - Opowiem wam, co si dziao. Ruszyli ku ognisku. Kahlan patrzya na nich, czua si ogromnie samotna. Richard znw usiad obok niej i umiechn si leciutko. Odwzajemnia umiech. Zedd podnis swj talerz, popatrzy na twardo i ponownie odstawi. - Boj si, e mamy sporo kopotw - powiedzia cicho. Richard mia ju gotow sarkastyczn uwag, ale ugryz si w jzyk i zapyta: - Dlaczego? Co si stao? Co z twoim planem? - Mj plan. - Zedd si skrzywi, podcign kolana i owin nogi szat. - Miaem zamiar powstrzyma Rahla na odlego, e tak powiem, nie mierzc si z nim bezporednio i nie naraajc was obydwojga na niebezpieczestwo spotkania z nim. Wy mielicie pozosta na uboczu, a ja bym si z nim rozprawi. Ale teraz nic z tego, tylko wasz plan ma szans powodzenia. Nie powiedziaem wam wszystkiego o szkatuach Ordena, bo to wiedza nie dla was. To nie wasza sprawa, tylko moja. - Popatrzy na nich. Gniew zamigota w jego oczach i zgas. - Ale to chyba ju nie ma znaczenia. - A czeg to nie powinnimy wiedzie? - spytaa Kahlan, troch zirytowana. I jej, tak jak Richardowi, wcale si nie spodobao, e byli w niebezpieczestwie, nic o tym nie wiedzc. - Trzy szkatuy dziaaj, jak mwiem - powiedzia Zedd - kada ma swoj magi, ale trzeba wiedzie, ktr otworzy. Tyle wiem. Wszystko jest zawarte w Ksidze Opisania Mrokw. Owa ksiga mwi, jak si posuy szkatuami. A ja jestem jej opiekunem. Richard skamienia. Mia wraenie, e zb zeskoczy z rzemyka. Nie mg si poruszy, z trudem oddycha. - Wiesz, co jest w ktrej szkatule? - spytaa Kahlan. - Wiesz, ktr powinien otworzy Rahl? - Nie. Jestem opiekunem, stranikiem ksigi. Wszystko jest w niej napisane. Lecz nie czytaem jej. Nie mam pojcia, co jest w ktrej szkatule ani jak si tego domyli. Gdybym przeczyta ksig, to owa wiedza mogaby si rozprzestrzeni. Otwieranie ksigi grozio zbyt wielkim ryzykiem. Wic nigdy do niej nie zajrzaem. Jestem opiekunem wielu ksig; to tylko jedna z nich, ale za to bardzo wana.

Chopak zda sobie spraw, jak szeroko otwiera oczy, i mrugn par razy eby im przywrci normalny wyraz. Niemal cae ycie wyczekiwa dnia, kiedy odnajdzie stranika ksigi, a to by Zedd! Nie mg si otrzsn z szoku. - Gdzie bya ksiga? - dopytywaa si Kahlan. - Co si z ni stao? - Bya w mojej wiey. W Wiey Czarodzieja w Aydindril. - Bye a w Aydindril? - spytaa niespokojnie Kahlan. - Jak tam teraz jest? Bezpiecznie? - Aydindril pado. - Zedd odwrci oczy. - O, nie... - Dziewczyna zasonia usta, zy napyny jej do oczu. - Niestety, tak - potwierdzi starzec. Skuba szat. - Nie za dobrze z nimi. Przynajmniej daem najedcom do mylenia - mrukn pod nosem. - Kapitam Riffkin, porucznik Delis i Miller? Nasze wojska? Zedd patrzy w ziemi i przy kadym nazwisku potrzsa gow. Kahlan przycisna rce do piersi, westchna i zagryza wargi. Ogromnie j poruszyy te wieci. Richard uzna, e musi co powiedzie, ukry szok, ktry nim wstrzsn. - Co to jest Wiea Czarodzieja? - To schronienie, bezpieczne miejsce, w ktrym czarodzieje przechowuj wane, magiczne przedmioty: ksigi przepowiedni oraz jeszcze waniejsze od tamtych, ksigi zakl i instrukcji, jak Ksiga Opisania Mrokw. Jedne z tych ksig su do szkolenia nowych czarodziejw, inne - jako skarbnice informacji, a jeszcze inne jako or. Przechowuje si tam rwnie i inne magiczne przedmioty, jak na przykad Miecz Prawdy, mwic midzy nami Poszukiwaczami. Wie chroni magiczne zaklcie; moe tam wej jedynie czarodziej. A przynajmniej tak sdzono. Jednak kto tam wszed. Nie rozumiem, jak zdoa uj z yciem. To musia by Rahl Pospny. Teraz ma ksig. - Moe to nie by Rahl - wykrztusi Richard, wyprostowany - Jeli to nie by Rahl Pospny - Zedd przymruy oczy - to jaki zodziej. Bardzo sprytny, lecz mimo wszystko zodziej. - Zedd... Ja... - Chopakowi tak zascho w ustach, e ledwo mwi. - Sdzisz, e ta Ksiga Opisania Mrokw powie nam, jak powstrzyma Rahla? eby si nie posuy szkatuami? - Ju mwiem - Zedd wzruszy kocistymi ramionami nigdy nie otwieraem tej ksigi. Ale z innych ksig wiem, e ona pomocna tylko dla tej osoby, ktra ma szkatuy. Ma dopomc w korzystaniu z magii, a nie w powstrzymaniu kogo przed tym. Najprawdopodobniej wic nic by nam nie daa. Chciaem zabra t ksig i zniszczy j, eby

Rahl nie mg z niej skorzysta. Ksiga zagina i nie mamy wyboru, musimy odnale ostatnia szkatu. - A czy Rahl moe otworzy szkatuy, cho nie ma ksigi? - spytaa Kahlan. - Pewnie, e moe, wie wystarczajco duo. Ale dalej nie bdzie mia pojcia, ktr wybra. - A wic otworzy szkatu, z ksig czy bez niej - odezwa si Richard. - Musi. Umrze, jeli tego nie zrobi. Nie ma nic do stracenia. Otworzyby szkatu i tak, nawet gdyby odzyska ksig, Zeddzie. Ma szans trafi na waciw skrzyneczk. - Jeli ma ksig, to bdzie wiedzia, ktr otworzy. Mylaem, e chocia j zniszcz, jeli nie uda si nam odnale ostatniej szkatuy. Wtedy mielibymy szans, e wybierze dobrze dla nas - rzek z gorycz Zedd. - Dabym wszystko, eby zniszczy t ksig. Kahlan pooya do na ramieniu Richarda; chopak omal nie podskoczy. - Wic Richard zrobi to, co powinien zrobi Poszukiwacz: dowiedzia si, gdzie jest szkatua. Ma j krlowa Milena. Umiechna si pokrzepiajco do chopaka. - Poszukiwacz znakomicie wypeni swe zadanie. Myli Richarda tak wiroway, e nie zdoa odwzajemni umiechu. - A jak j wydostaniemy od krlowej? - zapyta Zedd, ujmujc brod w palce. Wiedzie, gdzie jest, to jedno, a zdoby j, to drugie. - To wanie krlowej Milenie w w w srebrzystych szatach sprzeda swoje usugi wyjania sodziutko Kahlan. - I teraz czeka go niemie spotkanie z Matk Spowiedniczk. - Giller? To Giller poszed do krlowej Mileny? - Zedd zmarszczy si jeszcze gniewniej. - Sdz, e niezbyt, chtnie spojrzy mi w oczy. - Zostaw to mnie. Jest moim czarodziejem. Ja si nim zajm. Richard patrzy to na jedno, to na drugie. Poczu si nagle zbyteczny. Wielki czarodziej i Matka Spowiedniczk zastanawiali si, co pocz z wyrodnym czarodziejem, jakby rozmawiali o wypieleniu chwastw w ogrodzie. Chopak pomyla o swoim ojcu, ktry mu powiedzia, e zabra ksig, eby nie wpada w chciwe apy. apy Rahla Pospnego. - Moe mia do tego dobry powd - wyrwao si Richardowi. Tamci drgnli i spojrzeli na, jakby zapomnieli, e jest przy nich. Dobry powd? - parskna Kahlan Chciwo nim kierowaa. Uciek i zostawi mnie bojwkom. - Czasem ludzie kieruj si innymi powodami, ni si na pierwszy rzut oka wydaje. Chopak spojrza na ni spokojnie. - Moe uwaa, e szkatua jest waniejsza. Dziewczyna tak si zdumiaa, e nie zdoaa nic odpowiedzie. Zedd zmarszczy brwi;

siwe, owietlone blaskiem ognia wosy nadaway mu niesamowity wygld. - Moe masz racj. By moe Giller wiedzia, e krlowa ma szkatu, i chcia jej strzec. Na pewno wiedzia, gdzie s szkatuy. - Czarodziej umiechn si ironicznie do chopaka. - By moe Poszukiwacz otwiera przed nami nowe perspektywy. Pewno mamy w Tamarang sprzymierzeca. - A moe nie - odezwaa si Kahlan. - Wkrtce si przekonamy - westchn czarodziej. - Wczoraj bylimy w Homers Mill, Zeddzie - powiedzia Richard. - Widziaem. I inne takie miasteczka te. - To nie robota Westlandczykw, prawda? To nie mogli by Westlandczycy! Mwiem Michaelowi, eby zebra armi i broni Westlandu. Nie kazaem mu na nikogo napada. A ju na pewno nie na bezbronnych ludzi. To nie mogli by Westlandczycy. Oni by tego nie zrobili. - Nie, to nie by nikt z Westlandu. Ani nie widziaem Michaela, ani o nim nie syszaem. - Wic kto to zrobi? - To ludzie Rahla. Na jego rozkaz. - To nie ma sensu - odezwaa si Kahlan. - Miasto byo lojalne wobec DHary. Stacjonowa tam may oddzia Ludowej Armii Pokoju i zosta wybity do nogi. - Wanie dlatego rozkaza to zrobi. Modzi popatrzyli na ze zdumieniem. - To bezsensowne - powtrzya dziewczyna. - Pierwsze prawo magii. - Coo? - spyta Richard. - Pierwsze prawo magii: ludzie s gupi. - Richard i Kahlan zmarszczyli si jeszcze bardziej. - Ludzie s gupi: podaj im odpowiednie wytumaczenie, a niemal we wszystko uwierz. S gupi, wic uwierz w kamstwo, bo chc, eby to bya prawda, lub dlatego, e si obawiaj, i to moe by prawda. Maj w gowach mnstwo wiadomoci, faktw, przekona - przewanie faszywych, ale uwaaj, e to wszystko prawda. Ludzie s gupi. Rzadko widz rnic midzy kamstwem a prawd, lecz wierz, e zawsze odrniaj jedno od drugiego, wic tym atwiej ich oszuka. To ze wzgldu na owo pierwsze prawo magii dawni czarodzieje stworzyli Spowiedniczki i Poszukiwaczy, eby pomagali odnale prawd wtedy, kiedy jest ona naprawd wana. Rahl zna prawa magii. Teraz stosuje pierwsze z nich. Ludzie potrzebuj wroga, eby si zjednoczy we wsplnym celu. A wtedy atwiej nimi kierowa. Poczucie wsplnego celu jest o wiele waniejsze ni prawda. W gruncie rzeczy prawda nie ma z tyra

nic wsplnego. Rahl ukazuje ludziom wroga, przy okazji wybiela siebie, daje im cel. Ludzie za s gupi: chc w to wierzy, wic wierz. - Ale oni byli po jego stronie - zaprotestowaa Kahlan. - Zabi swoich stronnikw. - Sama wiesz, e nie wszystkich zabito. Niektrych zgwacono i torturowano, ale zostawiono przy yciu, eby roznieli t wie. Zauwa, e nie ocala ani jeden onierz, ktry mgby zaprzeczy tej opowieci. Niewane, e to nieprawda - ten, kto usyszy ich opowie, uwierzy w ni; wszyscy uwierz, bo ukazuje im wroga, przeciwko ktremu mog si jednoczy. Ocaleni roznios t wie, rozprzestrzeni si jak ogie. Rahl co prawda zniszczy kilka wasnych miast i straci troch onierzy, ale setki innych miast stan po jego strome. Poprze go mnstwo ludzi, bo im obieca, e bdzie ich chroni przed tym wrogiem. Do prawdy trudno przekona, to tylko prawda i nic wicej, wiara w nianie nie daje. - Ale to przecie nieprawda - upiera si lekko osupiay Richard. - Jak Rahl sobie z tym poradzi? Czemu by mieli mu wierzy? - Ty wiedziae swoje. - Zedd spojrza surowo na chopaka. - Wiedziae, e to nie jest robota Westlandczykw, a przecie i ty zwtpie. Bae si, e to moe by prawda. Jeli si boisz, e co moe si okaza prawd, to znaczy, e dopuszczasz tak moliwo. A dopuszczenie moliwoci czego to pierwszy krok do uwierzenia w to. Na szczcie jeste bystry i zacze si zastanawia. Pomyl, Richardzie, jak atwo jest uwierzy w cos ludziom, ktrzy nie zadaj sobie pyta, nie zastanawiaj si; ktrzy nawet by tego nie potrafili. To nie prawda ma znaczenie dla wikszoci ludzi, lecz motywacja. Rahl jest inteligentny, da im motywacj. - Oczy Zedda bysny znaczco. - To pierwsze prawo magii, bo jest najwaniejsze. Zapamitaj. - Ale przecie wiedz ci, ktrzy mordowali. To byo morderstwo. Jak mogli to zrobi? - Poczucie celu. - Starzec wzruszy ramionami. - Zrobili to dla sprawy. - Przecie to wbrew naturze. Morderstwo jest wbrew naturze. - Ale, chopcze - umiechn si czarodziej - morderstwo jest nierozcznie splecione z natur, waciwe wszystkim ywym istotom. Richard wiedzia, e Zedd go podpuszcza, to bya jego stara metoda: obrazoburcze, obraliwe niekiedy stwierdzenia. Lecz chopak by poirytowany i nie mg si powstrzyma. - Tylko czasem. U drapiecw. I tylko po to, eby przey. Spjrz na te drzewa, one nawet nie myl o zabijaniu. - Morderstwo jest nierozcznie splecione z natur, waciwe wszystkim ywym istotom - powtrzy Zedd. - Kada ywa istota jest morderc. Richard szuka wsparcia u Kahlan.

- Nie patrz tak na mnie - powiedziaa. - Ju dawno si nauczyam, e nie naley dyskutowa z czarodziejami. Chopak spojrza na wspania sosn, owietlon blaskiem ognia. W jego umyle pojawia si iskierka zrozumienia. Zobaczy rozczapierzone w morderczych zamiarach gazie, bro w wieloletniej walce o wiato soca: soneczny blask dla mnie, cie dla innych. Jeli sosna zwyciy, zdobdzie przestrze dla swoich siewek, a i tak wiele z nich zmarnieje w cieniu rodzicielki. Najblisi ssiedzi wielkiej sosny byli sabi i pokrceni - ofiary jej siy. Zedd mia racj: w przyrodzie odnosi si sukces poprzez zabjstwo. Starzec obserwowa oczy Richarda. Da mu now lekcj; to w ten sposb go uczy, od dziecistwa. - Nauczye si czego, chopcze? - Tak. ycie dla najsilniejszych. Nie ma litoci dla pokonanych, jest tylko podziw dla siy zwycizcy. - Ludzie nie myl w ten sposb - wyrwao si Kahlan. - Nie? - Zedd umiechn si chytrze. Wskaza mae, pokrzywione drzewko i wielk sosn. - Spjrz na jedno i na drugie, kochanie. I powiedz mi, ktre ci si najbardziej podoba. - To. - Wskazaa wielk sosn. - To pikne drzewo. - A widzisz? Ludzie myl w ten sposb. Jest pikna, powiedziaa. Wybraa drzewo, ktre zabija, a nie to, ktre jest zabijane. - Zedd umiechn si triumfalnie. - Prawo przyrody. - Wiedziaam, e si nie powinnam odzywa. - Moesz zamkn usta, jeli chcesz, lecz nie zamykaj umysu. Jeli chcemy pokona Rahla Pospnego, to musimy go najpierw zrozumie. Tylko wtedy zdoamy go zniszczy. - To w ten sposb zdobywa nowe ziemie - odezwa si Richard, stukajc palcem w gard Miecza Prawdy. - Daje innym motywacj i pozwala, eby je dla niego zdobywali. A sam moe si ugania za szkatuami. Nikt mu nie przeszkadza. - Racja - przytakn Zedd. - Pierwsze prawo magii wykonuje wikszo roboty za Rahla. Dlatego nasza misja jest taka trudna. Ludzie stoj po stronie Rahla, bo nie dbaj o prawd. Suchaj jego rozkazw, bo wierz w to, w co chc wierzy, i oddaj ycie za to, w co wierz, choby to by najwikszy fasz. Richard podnis si powoli, zapatrzy w noc. - Cay czas sdziem, e walczymy ze zem. Z szalejcym na swobodzie zem. A to wcale nie tak. Bo walczymy z plag. Plag gupcw. - Dobrze to uje, chopcze. Plaga gupcw. - Kierowanych przez Rahla Pospnego - dorzucia Kahlan. Zedd zerkn na

dziewczyn. - Jeli kto wykopie dziur, a deszcz j wypeni wod, to po czyjej stronie ley wina? Deszcz jest winny? Czy ten, kto wykopa dziur? To wina Rahla Pospnego, czy te tego, kto kopie dziury i pozwala Rahlowi je wypenia? - Moe obu stron - powiedziaa Kahlan. - Ale to nam przysparza mnstwa wrogw. - I to ogromnie niebezpiecznych. - Zedd unis znaczco palec. - Gupcy, ktrzy nie dostrzegaj prawdy, s miertelnie groni. Ale to chyba ju wiesz, Spowiedniczko? Przytakna. - Nigdy nie robi tego, czego si spodziewasz, ani tego, co powinni robi, i mog ci zaskoczy. Moesz zgin przez ludzi, po ktrych nigdy by si tego nie spodziewaa. - To niczego nie zmienia - stwierdzia Kahlan. -. Jeeli Rahl zdobdzie szkatuy i otworzy waciw, to zabije nas wszystkich. To on jest gow wa, gow, ktr musimy zniszczy. - Racja. - Zedd poruszy ramieniem. - Ale musimy pozosta przy yciu, jeli chcemy zabi owego wa. A jest cae mnstwo maych wykw, ktre bd chciay nas umierci. - To ju wiemy - wtrci Richard. - Lecz, jak powiedziaa Kahlan, to niczego nie zmienia. Jeli chcemy zabi Rahla, to musimy znale szkatu. - Usiad obok dziewczyny. - Nie zapominaj o jednym - powiedzia Zedd ze mierteln powag. - Rahl Pospny z atwoci moe zabi ciebie - pokaza kocistym palcem na Richarda, potem Kahlan i ciebie - Na koniec wskaza na siebie. - I mnie rwnie. - To dlaczego tego nie czyni? - spyta chopak, prostujc si nieco. - A czy ty biegasz po pokoju i zabijasz muchy? - spyta czarodziej, unoszc brew. Nie. Po prostu nie zwracasz na nie uwagi. Nie s warte zainteresowania. Chyba e zaczn ci. Wtedy dopiero je tpisz. - Nachyli si ku modym. - Lada moment go ukujemy. Richard i Kahlan zerknli na siebie z ukosa. - Pierwsze prawo magii - powiedzia chopak, czujc spywajc po plecach struk potu. - Nie zapomn. - I nie rozpowiadaj tego - napomnia go czarodziej. - Tylko czarodzieje powinni zna prawa magii. Prawa magii mog ci si wyda cyniczne i trywialne, ale jeeli si potrafisz nimi posugiwa, s potnym orem, bo s prawdziwe. Prawda to potga. Mwi wam to, bo jestem naczelnym czarodziejem i uznaem, e powinnicie wiedzie i rozumie. To my troje mamy powstrzyma Rahla, wic i wy obydwoje musicie wiedzie, co on robi, jakimi metodami si posuguje. Kahlan i Richard kiwnli potakujco gowami. - Ju pno - ziewn Zedd. - Duo podrowaem, eby was dogoni. Potem

pogadamy. - Ja wezm pierwsz wart. - Chopak si poderwa. Mia co do zrobienia i chcia to zrobi, zanim co jeszcze si wydarzy. - We moje koce, Zeddzie. - Zgoda. Ja wezm drug wart. - Druga warta z trzech bya najgorsza, bo rozdzielaa czas snu. Kahlan zacza protestowa. - To ja si pierwszy zgodziem, skarbie. Richard pokaza im wystajc skak - to tam bdzie, gdy ju obejdzie teren. Zostawi ich. W gowie kbiy mu si tysice myli, lecz jedna wybijaa si ponad wszystkie inne. Noc bya cicha i chodna, lecz nie zimna. Chopak nie zapi paszcza; uwanie szed pomidzy drzewami. Ledwo zwraca uwag na nawoywania nocnych stworze. W pewnym momencie zatrzyma si i wdrapa na szczyt gazu, po czym popatrzy za siebie, ku ognisku. Zaczeka, a Zedd i Kahlan si owin kocami. Wtedy zsun si z gazu i ruszy tam, skd dobiega szum pyncej wody. Dotar na brzeg rzeki. Wypatrywa kawaka drewna, ktry mu odpowiada. Richard pamita sowa Zedda: e musi mie odwag uczyni to, co niezbdne dla powodzenia ich misji, nawet zabi ktre z nich, jeli si to okae konieczne. Chopak zna Zedd i wiedzia, e starzec nie rzuca sw na wiatr, e mwi jak najbardziej serio. wietnie wiedzia, e Zedd byby zdolny zabi i jego, i - co najwaniejsze - Kahlan. Chopak wyj zb zza koszuli, zdj z szyi rzemyk Trzyma go w doni i czu jego ciar. Przyglda si zbowi w ksiycowej powiacie i rozmyla o ojcu. Zb by jedynym dowodem, e ojciec Richarda nie ukrad ksigi, e zabra j dlatego, eby nie wpada w apy Rahla Pospnego. Chopak ogromnie chcia opowiedzie Zeddowi o wszystkim, powiedzie mu, e jego ojciec by bohaterem, e odda ycie, by powstrzyma Rahla i ocali wszystkich. Pragn, eby zapamitano bohaterski czyn ojca. Chcia o wszystkim powiedzie Zeddowi. Lecz nie mg. Czarodziej chcia zniszczy Ksig Opisania Mrokw. A teraz to on, Richard, ni by. Shota ostrzegaa, e Zedd moe uy przeciwko niemu czarodziejskiego ognia, lecz powiedziaa te, e chopak ma szans pokona starca. Moe wanie w ten sposb? Zedd musiaby go zabi, eby zniszczy ksig. Richard nie dba o wasne ycie, nie mia ju po co y. Ale nie chcia, eby Kahlan umara. Gdyby Zedd si dowiedzia, e nosz t ksig we wasnej gowie, rozmyla Richard, toby mnie zmusi do zdradzenia jej treci i dowiedziaby si, e Rahl potrzebuje Spowiedniczki, aby si upewni, e to prawdziwy tekst, a zostaa tylko jedna jedyna Spowiedniczka. Kahlan. Gdyby Zedd si dowiedzia, to zabiby j, eby przeszkodzi Rahlowi w poznaniu ksigi.

Richard nie mg dopuci, eby starzec si dowiedzia o tym wszystkim, eby zabi Kahlan. Chopak owin rzemyk wok kawaka drewna i mocno wepchn zb w szpar. Wbi go w drewno, eby nie wylecia. Chcia si pozby owego zba, odrzuci go jak najdalej od siebie. - Wybacz mi, ojcze - szepn. Zamachn si i cisn w kawaek drewna z zbem. Patrzy, jak zatacza uk w powietrzu i z pluskiem wpada w ciemn wod. W blasku ksiyca dostrzeg, jak drewno wypywa na powierzchni. Sta ze cinitym gardem i obserwowa, jak spywa z prdem. Czu si nagi bez owego zba. W kocu drewno znikno. Richard okry obz. Chopakowi szumiao w gowie, czu si pusty. Usiad na skace, ktr im przedtem wskaza, i patrzy na obz. Jake tego nienawidzi. e musia skama Zeddowi, e nie mg mu zaufa. I co z nim bdzie, jeli nie moe ju ufa najdawniejszemu przyjacielowi? Sigaa ku Richardowi rka Rahla i zmuszaa do czynw, ktrych wcale nie chcia popenia. Gdy to wszystko si skoczy i Kahlan bdzie bezpieczna, to wrc do domu, postanowi chopak. W poowie swojej warty Richard znw wyczu obecno stwora, ktry ich ledzi. Nie widzia co prawda jego oczu, lecz czu ich spojrzenie. Stworzenie stao na wzgrzu po drugiej stronie obozowiska i patrzyo. Chopaka przeszy dreszcz. Odlegy dwik sprawi, e Richard gwatownie si wyprostowa. Warknicie, pomruk, skowyt. I znw cisza. Co umaro. Chopak wpatrywa si w ciemno, usiowa zobaczy, lecz widzia tylko mrok. Stwr, ktry za nim szed, zabi co. Albo sam zgin. Richard poczu lito i al. Stwr tak dugo za nimi szed, a nigdy nie wyrzdzi im nic zego. Pewnie, e to nic nie znaczyo. Moe po prostu czeka na odpowiedni okazj? A jednak Richard z jakiego powodu uwaa, e w stwr wcale im nie chcia wyrzdzi krzywdy. Chopak znw wyczu owo spojrzenie. Umiechn si - stwr wci y. Powinienem sprawdzi, co to jest, pomyla Richard, ale si powstrzyma. Nie czas na to. To stworzenie mrokw. Lepiej zaczeka, a samo zechce si ujawni. Richard jeszcze raz usysza skowyt gincego stworzenia. Tym razem rozleg si bliej niego. Zjawi si Zedd, wypoczty i wiey, zajadajcy kawaek suszonego misa. Usiad obok chopaka, chcia si podzieli misem. Richard odmwi. - Co z Chaseem, Zeddzie? Wyzdrowia?

- Tak. O ile wiem, wypenia twoje polecenia. - To dobrze. Ciesz si, e wydobrza. - Richard zeskoczy ze skaki, chcia si przespa. - Co ci powiedziaa Shota, Richardzie? Chopak przyjrza si twarzy przyjaciela, widocznej w ksiycowej powiacie. - To moja tajemnica. Nikt inny nie powinien tego usysze. - Zdziwi go ostry ton jego wasnego gosu.- I niech tak zostanie. Zedd ugryz ks misa, uwanie obserwowa chopaka. - Miecz ma w sobie wiele gniewu. Widz, e trudno ci nad nim panowa. - Dobrze, w porzdku. Jedno ci zdradz. Shota mi powiedziaa, e powinienem z tob pogada o Samuelu. - O Samuelu? Richard zgrzytn zbami i nachyli si ku Zeddowi. - O moim poprzedniku! - A o tym Samuelu. - Tak, o tym Samuelu. Moe by zechcia to wyjani? Moe by mi powiedzia, czy i ja tak skocz? Czy te zamierzasz to przede mn zatai, dopki nie skocz tej roboty, i wtedy da miecz jakiemu innemu gupcowi! - Starzec spokojnie patrzy, jak chopak coraz bardziej si denerwuje. Richard oburcz zapa fady szaty Zedda i przycign ku sobie jego twarz. - pierwsze prawo magii! To tak czarodzieje wynajduj tego, komu daj miecz?! Znajd jakiego gupka i sprawa zaatwiona! Nowy Poszukiwacz! O czym jeszcze zapomniae mi powiedzie?! Co przede mn zataie?! Chopak gwatownie puci fady szaty starca. Z trudem si powstrzyma, eby nie doby miecza. Ciko dysza z gniewu Zedd patrzy na spokojnie. - Tak mi przykro, mj chopcze - szepn - e a tak ci zrania. Richard zapatrzy si w mrok. Wrcio wszystko, co przey, stumio gniew. Nie mia adnej nadziei. Rozpaka si i przytuli do Zedda. ka rozpaczliwie, nie potrafi nad sob zapanowa. - Chc do domu, Zeddzie. Starzec tuli go i agodnie poklepywa po plecach. - Wiem, Richardzie, wiem - powiedzia mikko. - Powinienem by ci usucha. Ale nie mogem nic poradzi. Nie mogem stamsi tych uczu, cho prbowaem. Mam wraenie, e ton i nie mog zapa oddechu. Chc, eby ten koszmar ju si skoczy. Nienawidz Midlandw. Nienawidz magii. I ju nigdy,

przenigdy nie chc sysze o adnych czarach! Zedd obejmowa chopaka i pozwala mu si wypaka. - Nic nigdy nie jest atwe i proste, chopcze. - Moe i by nie byo a tak le, gdyby Kahlan mnie nie cierpiaa. Ale wiem, e jej na mnie zaley. To magia. To magia nas rozdziela. - Wiem, co czujesz, Richardzie, uwierz mi. Chopak osun si na ziemi, opar o skak i ka. Zedd usiad przy nim. - I co si ze mn stanie? - Zrobisz, co trzeba. Nie masz wyjcia. - Nnnie chc. A co z Samuelem? Czyja te tak skocz? - Przykro mi, Richardzie. - Zedd potrzsn gow. - Nie mam pojcia. Daem ci miecz wbrew sobie, bo musiaem to uczyni, dla dobra nas wszystkich. Magia miecza w kocu i tak zmienia Poszukiwacza. Przepowiednie mwi, e uniknie takiego losu ten, kto naprawd zapanuje nad mieczem, kto sprawi, e jego klinga zbieleje. Nie wiem, jak to osign. Nawet nie wiem, co to znaczy. Przykro mi. Jeli chcesz, moesz mnie zabi za to, co ci zrobiem. Tylko obiecaj mi najpierw, e nie zrezygnujesz i ze powstrzymasz Rahla. - Zabi ci. - Richard gorzko si zamia przez zy. - To chyba art. Jeste wszystkim, co mam i co mi wolno kocha. Jake mgbym ci zabi? To siebie bym zabi. - Nie mw tak - szepn Zedd. - Wiem, co mylisz o magii. I ja od niej odszedem. Ale pewne wydarzenia sprawiy, e musisz mie do czynienia z magi. Tylko ty mi zostae. Poszedem po ksig, bo nie chciaem ci naraa na niebezpieczestwo, Richardzie. Zrobibym wszystko, eby ci oszczdzi blu. Ale przed tym nie mog ci uchroni. Musimy powstrzyma Rahla Pospnego - nie dla nas samych, lecz dla innych, ktrzy nie maj tej moliwoci. - Wiem.- Chopak potar oczy. - Nie zrezygnuj, dopki si to nie skoczy. Moe wtedy oddam miecz, jeli nie bdzie dla mnie za pno. - Id, przepij si troch. Kadego dnia bdzie ci troch lej. I eby ci troch pocieszy: chocia nie wiem, czemu Poszukiwacze kocz tak jak Samuel, to jestem szczerze przekonany, e ciebie to nie spotka. A jeli nawet, to nie od razu, a dopiero wwczas kiedy pokonasz Rahla i kiedy ludzie z wszystkich krain bd bezpieczni. I wiedz, e jeli mimo wszystko cos takiego spotka i ciebie, Richardzie, to zawsze bd si tob opiekowa. A jeli uda si nam powstrzyma Rahla, to moe uda si nam odkry, jak sprawi, eby ostrze miecza zbielao. Richard kiwn gow, wsta i opatuli si paszczem.

- Dzikuj, przyjacielu. Przepraszam, ze byem dzi taki paskudny dla ciebie. Nie wiem, co mnie napado. Pewnie opuciy mnie dobre duchy. Przykro mi, ale nie mog powtrzy, co mi powiedziaa Shota. Aha, bd ostrony, Zeddzie. Co si czai, o tam. Idzie naszym tropem ju od wielu dni. Nie wiem, co to. Nie miaem czasu sprawdzi. Ale chyba nie chce nas skrzywdzi. Przynajmniej dotd nie wyrzdzio nam nic zego, Cho w Midlandach niczego nie mona by pewnym. - Dobrze, bd ostrony. Richard ruszy ku ognisku. Zedd go zawoa. Chopak zatrzyma si i odwrci. - Ciesz si, e jej na tobie zaley. Inaczej mogaby ci dotkn swoj moc. Chopak patrzy na w milczeniu dusz chwil. - Obawiam si, Zeddzie, e ju to w pewien sposb zrobia. Kahlan sza w ciemnociach wrd drzew i gazw. Znalaza w kocu Zedda siedzcego na skace i patrzcego, jak si ku niemu zblia. - Przecie bym ci obudzi, jakby nadesza twoja kolej. Dziewczyna usiada obok czarodzieja, mocniej si otulia paszczem. - Wiem, ale nie mogam spa i pomylaam, e posiedz tu z tob. - Przyniosa co do zjedzenia? - Prosz. - Wycigna spod paszcza may wzeek i umiechna si. - Troch krlika i sucharki. Zedd zatar rce i radonie rzuci si najedzenie. Kahlan patrzya w noc i zastanawiaa si, jak by mu zada pytanie z ktrym tu przysza. Czarodziej prdko upora si z przeksk. - Pyszne, kochanie, pyszne. Tylko tyle przyniosa? - Przyniosam te troch jagd. - Dziewczyna si rozemiaa i wydobya drugie zawinitko. - Pomylaam, e bdziesz mia apetyt na co sodkiego. Podzielisz si nimi ze mn? - Jeste do maa - oznajmi Zedd, zmierzywszy j okiem - wic chyba nie zjesz ich zbyt wiele. Kahlan znw si rozemiaa i wzia garstk jagd z zawinitka, ktre trzyma czarodziej. - Chyba ju wiem, dlaczego Richard tak sprawnie wyszukuje poywienie! Musi by w tym dobry, skoro rs przy tobie, inaczej by umar z godu. - Nigdy bym do tego nie dopuci - oburzy si Zedd. - Bardzo mi na nim zaley. - Wiem. Mnie rwnie. Starzec zjad kilka jagd. - Chciabym ci podzikowa za to, e dotrzymaa sowa.

- Sowa? Zedd popatrzy na dziewczyn i zajada jagody. - e go nie dotkniesz swoj moc, nie wykorzystasz swej mocy przeciwko niemu. - Ach. - Kahlan odwrcia wzrok, zebraa si na odwag. - Jeste jedynym czarodziejem, Zeddzie, jedynym oprcz Gillera. A ja jestem ostatni Spowiedniczk. Mieszkae w Midlandach, mieszkae w Aydindril. Ty jeden wiesz, co to znaczy by Spowiedniczk. Prbowaam to wytumaczy Richardowi, ale trzeba by caego ycia, eby to naprawd zrozumie. Poza tym sdz, ze i tak mgby to zrozumie tylko czarodziej lub inna Spowiedniczk. - Moe i masz racj. - Zedd poklepa japo rce. - Nie mam nikogo. Nikogo nie mog mie. Nawet sobie nie wyobraasz, jak to jest. Prosz, Zeddzie... - cigna bolenie brwi. - Nie mgby uy swojej magii i pozbawi mnie tej mocy? Nie mgby sprawi, ebym przestaa by Spowiedniczk i staa si zwyczajn kobiet? Kahlan miaa wraenie, e wisi na cieniutkiej nitce nad czarn, bezdenn otchani. Obserwowaa oczy Zedda. Czarodziej pochyli gow. Nie podnis wzroku. - Jest tylko jeden sposb uwolnienia ci od twojej mocy, Matko Spowiedniczko. - Jaki? - szepna z bijcym sercem Kahlan. Popatrzy na ni. Oczy mia pene blu. - Musiabym ci zabi. Dziewczyna stracia ostatni nadziej . Ze wszystkich si staraa si zachowa kamienn twarz, niezdradzajc uczu twarz Spowiedniczki. Spadaa w czarn czelu. - Dzikuj, czarodzieju Zoranderze, e odpowiedziae na moje pytanie. Nie sdziam, e to moliwe, ale wolaam si upewni. Doceniam twoj uczciwo. Id, przepij si troch. - Ale najpierw mi powiedz, co powiedziaa Shota. - Zapytaj Poszukiwacza. - Kahlan zachowaa mask bez wyrazu. - To do niego mwia. Po mnie pezay wwczas we. - We. - Zedd znaczco unis brew. - Musiaa ci polubi. Widziaem, jak wyczyniaa gorsze rzeczy. - I mnie uczynia co gorszego. - Kahlan wytrzymaa spojrzenie czarodzieja. - Pytaem Richarda. Nie chcia mi powiedzie. Wic ty musisz. - Chcesz, ebym stana pomidzy dwoma przyjacimi? ebym zawioda jego zaufanie? O nie; co to, to nie. - Richard jest bystry; to chyba najbystrzejszy Poszukiwacz, jakiego w yciu widziaem, ale zbyt mao wie o Midlandach. Zobaczy ledwie malek cz. Co prawda, daje

mu to si i odwag. Poszed do Shoty i dowiedzia si, gdzie jest ostatnia szkatua. aden midlandzki Poszukiwacz by do niej nie poszed. Spdzia tu cae ycie, Kahlan, znasz wiele z tych niebezpieczestw. Istniej tu stworzenia, ktre mogyby zwrci przeciwko Richardowi magi Miecza Prawdy. Wyssayby t magi i zabiy ni chopaka. A s i inne niebezpieczestwa. Nie mamy czasu, eby go nauczy wszystkiego, co powinien wiedzie, wic musimy go broni, eby mg wypeni swoje zadanie. Musz wiedzie, co powiedziaa Shota, ebym mg oceni, jak to ma wag; czy musimy chroni Richarda. - Nie pro mnie o to, Zeddzie. On jest moim jedynym przyjacielem. Nie mog zawie jego zaufania. - Nie tylko on jest twoim przyjacielem, skarbie. Ja te. Pom mi go broni. Nie zdradz mu, e mi powiedziaa. - On ma niesamowite zdolnoci dowiadywania si tego, co si chce przed nim zatai. Kahlan posaa Zeddowi gniewne spojrzenie. Starzec si umiechn, ale wnet spowania. - To nie proba, Matko Spowiedniczko, lecz rozkaz. Oczekuj, e tak to potraktujesz. Kahlan si zjeya, splota ramiona i na wp odwrcia si do Zedda. Nie moga uwierzy, e tak j potraktowa. Nie moga si sprzeciwi. - Shota powiedziaa Richardowi, e tylko on ma szans powstrzyma Rahla Pospnego. Nie wiedziaa, dlaczego tak jest ani jak tego dokona, lecz bya pewna, e tylko on jeden ma na to szans. - Mw dalej, mw dalej - rzuci Zedd po chwili milczcego oczekiwania. - Powiedziaa, e pewnie sprbujesz go zabi - dodaa przez zacinite zby. - e zaatakujesz go czarodziejskim ogniem, ale e to on zwyciy. A ty przegrasz. Znw zapanowaa cisza - Matko Spowiedniczko... - Powiedziaa, e i ja go dotkn swoj moc. I e na to nie ma ratunku. Zrobi to, jeeli przeyj. - Teraz rozumiem, dlaczego mi nie chcia nic powiedzie - Zedd westchn gboko. Przez chwil duma w milczeniu. - Czemu Shota ci nie zabia? Kahlan bardzo by chciaa, eby wreszcie przesta si dopytywa. Spojrzaa na. - Owszem, miaa taki zamiar. Ty te tam bye. C, waciwie nie ty, twoja zjawa, ale sdzilimy, e to ty. Chciae... Twoja podobizna chciaa zabi Shot. Richard wiedzia, e tylko ona wie, gdzie jest szkatua, wic... Wic j obroni. On... Sparowa uderzenie czarodziejskiego ognia i... I umoliwi Shocie posuenie si moc przeciwko tobie.

- No prosz... - Zedd w zdumieniu unis brew. Dziewczyna potakna. - W nagrod za ocalenie Shota obiecaa mu, e speni jego jedno yczenie. Wykorzysta to, eby nas ocali. Skoni j, eby nam darowaa ycie. Nie pozwoli si od tego odwie. Shota wcale nie bya zadowolona. Powiedziaa, e jeli Richard kiedykolwiek wrci do kotliny Agaden, to ona go zabije. - Ten chopak chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwia. Naprawd przedoy uzyskanie informacji nad moje ycie? Kahlan troch zdziwi umiech czarodzieja. - Tak. Skoczy przed czarodziejski ogie i odbi go Mieczem Prawdy. - Zdumiewajce. - Zedd potar brod. - Dokadnie to powinien by uczyni! Zawsze si baem, czy bdzie w stanie zrobi co trzeba, gdyby do tego przyszo. Wyglda na to, e ju si nie musz o to trapi. I co dalej? - Chciaam, eby Shota mnie zabia - Kahlan wpatrywaa si w swoje donie - ale ona nie chciaa tego zrobi, bo obiecaa speni yczenie Richarda. Nie mogam... Nie mogam znie myli, e go dotkn moj moc, Zeddzie. Bagaam, eby mnie zabi. Wolaam umrze, ni pozwoli, eby si spenia przepowiednia. - Przekna lin i splota palce. - Ale on nie chcia. Wic sama si prbowaam zabi. Dzie po dniu. Zabra mi n, wiza mnie na noc i nie spuszcza z oka ani na sekund. Zdawao mi si, e trac rozum. Moe i straciam na pewien czas. W kocu przekona mnie, e wcale nie wiemy, co waciwie znaczy ta przepowiednia; e moe to on zwrci si przeciwko nam i bdziemy go musieli zabi, eby powstrzyma Rahla Pospnego. Wytumaczy mi, e nie powinnam dziaa, opierajc si na przepowiedni, ktrej nie rozumiemy. - Tak mi przykro, kochanie, e ci zmusiem do opowiedzenia tego wszystkiego i e musielicie przez to przej. Ale Richard ma suszno. Przepowiednie s zbyt niebezpieczne, eby je traktowa nazbyt serio. - Ale przepowiednie wiedmy zawsze si sprawdzaj, czy nie? - Tak. - Wzruszy ramionami i doda agodnie: - Ale nie zawsze tak, jak mylisz. Czasami mog to by samospeniajce si przepowiednie. - Jak to? - Kahlan si zdziwia. - A tak. Zamy, na przykad, e chciaem ci zabi, aby uchroni Richarda przed sprawdzeniem si owej przepowiedni. On ci broni, walczymy i powiedzmy, e to on zwycia. Jedna cz przepowiedni ju si wic spenia i teraz Richard si boi, e i reszta si wypeni, i uwaa, e powinien ci zabi. Ty chcesz ocali ycie, wic - w samoobronie poraasz chopaka swoj moc. I prosz - przepowiednia si samospenia. Na tym to polega.

Gdyby nie owa przepowiednia, to nic by si nie wydarzyo. Nie dziaaa adna sia zewntrzna, lecz tylko i wycznie owa przepowiednia. Przepowiednie zawsze si speniaj, ale my rzadko wiemy, jak do tego dochodzi. - Zerkn na Kahlan, jakby badajc, czy zrozumiaa. - Zawsze sdziam, e przepowiednie naley powanie traktowa. - Pewnie, ale dotyczy to wycznie tych ludzi, ktrzy si na nich znaj. Przepowiednie s ogromnie niebezpieczne. Jak wiesz, czarodzieje strzeg ksig z przepowiedniami. Przejrzaem niektre z nich, kiedy zaszedem do mojej wiey. Ale nie rozumiem wikszoci z nich. Istnieli czarodzieje, ktrzy si zajmowali wycznie studiowaniem przepowiedni. S w owych ksigach proroctwa, ktre by ci miertelnie przeraziy, gdyby je przeczytaa. Czasem i ja si budz zlany potem z przeraenia. S tam proroctwa, ktre mog dotyczy Richarda i przeraaj mnie, oraz inne, ktre go na pewno dotycz, lecz nie wiem, jak si maj obrci na ze, wic si nie omielam dziaa wedug tego, co wyczytaem. Nie zawsze wiemy, co oznacza proroctwo, i dlatego musimy je trzyma w tajemnicy. Gdyby ludzie poznali niektre z nich, mogoby doj do wielkich kopotw. - Richard jest w ksigach proroctw? - zdumiaa si Kahlan. - Jeszcze nigdy nie spotkaam nikogo, o kim mwi ksigi. - Ty te tam jeste - poinformowa j spokojnie Zedd. - Ja?! Moje nazwisko jest w ksigach przepowiedni?! - Hmm, i tak, i nie. To nie na tym polega. Rzadko jest si czego pewnym. Ale tym razem na pewno mam racj. Kilkakrotnie czytaem o ostatniej Matce Spowiedniczce. Nie ma wtpliwoci, kim jest ostatnia Matka Spowiedniczka - to ty, Kahlan. Nie mam te wtpliwoci, kim jest Poszukiwacz, ktry obrci wicher przeciwko dziedzicowi DHary: to Richard. A Rahl jest dziedzicem DHary. - Rozkazuje wichrowi! A c to znaczy?! - Nie mam bladego pojcia. Kahlan zmarszczya brwi; patrzya w d i skubaa skak. - A co ksigi proroctw mwi o mnie, Zeddzie? - Podniosa oczy i stwierdzia, e czarodziej si jej przyglda. - Przykro mi, skarbie, ale nie mog ci tego powiedzie. Tak by si tego wystraszya, e nie mogaby zasn. - No c... Gupio mi teraz, e si chciaam zabi z powodu przepowiedni Shoty. eby si nie spenia. Pewnie uwaasz, e jestem okropnie gupia. - Nie moemy wiedzie, czy to prawda, Kahlan, dopki si nie wypeni. Wcale nie

mam ci za guptasa. Moe istotnie tak jest; tylko Richard ma szans powstrzymania Rahla, a ty nas zdradzisz i porazisz chopaka swoj moc, dziki czemu Rahl zwyciy. A moe porazisz go, eby nas wszystkich ocali. - Ani troch mnie nie pocieszye. - A moe to Richard okae si zdrajc i zrobisz to, eby nas ocali. - I tak mi si to nie podoba. - Kahlan spojrzaa ponuro na czarodzieja. - Proroctwa trzeba skrywa przed ludmi. Mog spowodowa wicej szkd, ni ci si zdaje. Nawet wojny przez nie wybuchay. Nawet ja nie rozumiem wikszoci z nich. Gdybymy mieli dawnych czarodziejw, ekspertw od przepowiedni, to moe by nam pomogli. Ale tak, to lepiej zostawi w spokoju przepowiedni Shoty. Pierwsza stronica jednej z ksig przepowiedni powiada: Bierzcie sobie proroctwa do rozumu, nie za do serca. To jedyne zdanie na caej stronicy, a ksiga jest niemal tak wielka jak spory st. Kada litera jest pozacana. Takie to wane. - Ale przepowiednia Shoty rni si od tych w ksigach, prawda? - Tak. Przepowiednia czyniona komu w oczy, e tak powiem, ma dopomc owej osobie. Shota prbowaa pomc Richardowi. Nawet moga nie wiedzie, e to miao mu pomc. Bya jedynie przekanikiem. Pewnego dnia to si przyda Richardowi, pomoe mu. Ale nie wiadomo, czy na pewno tak si stanie. udziem si, e zrozumiem i pomog mu. On nie lubi zagadek. Niestety, to tak zwana rozgaziona przepowiednia i nic tu nie pomog. - Rozgaziona, czyli moe si speni na wiele sposobw? - Tak. Moe znaczy dokadnie to, co mwi, albo te cokolwiek innego. Takie przepowiednie s prawie zawsze bezuyteczne. Niewiele lepsze od zgadywanki. Richard dobrze zrobi, odrzucajc je. Bardzo bym chcia, eby to wynikao z moich nauk, ale rwnie dobrze mg nim kierowa instynkt. Bo on ma instynkt Poszukiwacza. - Czemu po prostu nie powiesz mu tego wszystkiego, co powiedziae mnie, Zeddzie? Czy on nie ma prawa tego wiedzie? Czarodziej dugo patrzy w noc, milcza. - To trudno wyjani. Widzisz, Richard ma wyczucie rzeczy, wyczucie celu. - Zrobi dziwn min. - Czy kiedykolwiek strzelaa z uku? Kahlan si umiechna. Podcigna kolana, przykrya je domi, opara brod na doniach. - To podobno nie przystoi dziewczynkom. Wic si tym bawiam, kiedy byam moda. Zanim zaczam przyjmowa spowiedzi. Zedd zachichota.

- A czy potrafia wyczu cel? Czy potrafia wyciszy w sobie wszystkie dwiki, usysze cisz i uwiadomi sobie, dokd ma polecie strzaa? Dziewczyna kiwna gow, wci wspierajc brod na doniach. - Tylko par razy. Ale wiem, o co ci chodzi. - Ot Richard wyczuwa cel stale. Czasem myl, e trafiby nawet z zamknitymi oczami. Kiedy go pytam, jak to robi, to tylko wzrusza ramionami i nie umie tego wyjani. Mwi, e po prostu czuje, w ktre miejsce ma trafi strzaa. Stale wyczuwa cel, nawet i cay dzie. Lecz kiedy zaczynam mu opowiada o sile wiatru, o odlegoci do celu, e uk zawilg noc i trudno go bdzie nacign - to spuduje. Mylenie tumi wyczuwanie. On jest taki i wobec ludzi. Nieustannie poszukuje prawdy, odpowiedzi na pytanie. Lecia do szkatuy jak strzaa do celu. Nigdy przedtem nie by w Midlandach, a znalaz przejcie przez granic, znalaz odpowiedzi na pytania umoliwiajce dotarcie do celu. Tak postpuje prawdziwy Poszukiwacz. Problem polega na tym, e jeli mu za duo powiem, to zacznie si kierowa nie swoim wyczuciem, a tym, co ja - wedug niego, oczywicie - chciabym, eby zrobi. Tote musz go tylko nakierowa na cel i zostawi. Pozwoli, eby sam w cel znalaz. - To strasznie cyniczne. Richard jest czowiekiem, a nie strza. Robi to, bo wiele o tobie myli i zrobiby wszystko, eby ci zadowoli. Jeste jego boyszczem. Ogromnie ci kocha. - Jestem z niego tak dumny, e ju bardziej nie mona. - Zedd posa Kahlan mroczne spojrzenie. - I kocham go najbardziej na wiecie, ale jeli nie powstrzyma Rahla, to bd martwym boyszczem. Czarodzieje musz si niekiedy wysugiwa ludmi, eby dokona tego, co niezbdne. - Podejrzewam, e wiem, co czujesz, nie mogc Richardowi powiedzie tego, co by mu chcia powiedzie. Zedd wsta. - Przykro mi, e byo wam tak ciko. Moe ze mn bdzie cho troch atwiej. Dobranoc, kochanie. - Ruszy w noc. - Zeddzie? Czarodziej zatrzyma si i obejrza na Kahlan, ciemna sylwetka na osrebrzonym ksiycem lesie. - Miae on. - Dziewczyna odkaszlna. - Jak to byo? Jak to jest, kiedy si kocha kogo bardziej ni swoje ycie i mona by z tym kim i ten kto odwzajemnia mio? Zedd dugo sta nieruchomo, milcza i wpatrywa si w Kahlan. Czekaa, aujc, e nie widzi twarzy czarodzieja. Uznaa, e jej nic nie odpowie. Dumnie uniosa brod.

- To nie proba, czarodzieju Zoranderze. To polecenie. Odpowiedz na pytanie. Czekaa. Zedd odpar cicho: - To jak znale drug poow swojego ja. Po raz pierwszy w yciu byem caoci. - Dzikuj, Zeddzie. - Cieszya si, e nie widzi ez w jej oczach. Zdoaa zachowa spokojny ton gosu. - Po prostu byam ciekawa. -

Rozdzia trzydziesty sidmy Richard si przebudzi, syszc kroki Kahlan, i dorzuci drew do ogniska. Niebo zaczynao janie za szczytami odlegych gr. Onieone czuby, obrysowane rowym poblaskiem odcinay si od ciemnych chmur. Zedd lea na plecach, oczy mia szeroko otwarte, chrapa. Chopak przetar zaspane oczy i ziewn. - Moe troch kleiku z korzeni tava? - szepn cichutko, nie chcc zbudzi Zedda. - Brzmi zachcajco - odszepna dziewczyna. Richard wyj z plecaka korzenie tava i zacz je sieka, a Kahlan zaja si kociokiem. Chopak posieka korzenie i wrzuci je do kocioka napenionego wod z bukaka. - To ju reszta. Musimy nakopa jakich korzeni, ale wtpi, czy znajdziemy tav. Zbyt skalisty tu grunt. - Nazbieraam troch jagd. Ogrzewali donie nad ogniskiem. Waniejsza ni krlowa, pomyla Richard. Sprbowa sobie wyobrazi krlow, w koronie i piknych szatach, zbierajc jagody. - Zauwaya co podczas swojej warty? Potrzsna przeczco gow. Potem co sobie przypomniaa. - Ale raz syszaam co dziwnego. O tam, w pobliu obozowiska. Najpierw jakby ryk, potem skowyt. O mao nie przybiegam ci budzi, ale to natychmiast umilko i ju si nie powtrzyo. - Ach tak. - Obejrza si przez rami. - Tam. Ciekawe, co te to mogo by. Byem taki zmczony, e mnie to nie przebudzio. Richard utuk na papk ugotowane korzenie, doda troch cukru. Kahlan naoya kleiku na talerze, na czubku kadej porcji uoya garstk jagd. - Czemu go nie zbudzisz? - Patrz. - Richard si umiechn. Kilka razy stukn yeczk o brzeg miseczki. Zedd chrapn i usiad; zamruga oczami. - niadanie? Zachichotali, obrceni do niego plecami. - Jeste dzi w dobrym nastroju - stwierdzia Kahlan, patrzc na. - Bo Zedd do nas wrci - odpar Richard i si umiechn. Zanis czarodziejowi jego porcj i przysiad ze swoj na niskiej skace. Kahlan usadowia si wygodnie na ziemi, owina nogi kocem. Zedd zajada ze smakiem, nie wydosta si z koca. Richard jad powoli i nie spieszy si.

- Pyszne! - oznajmi czarodziej. Podnis si i ruszy po now porcj. Chopak odczeka, a Zedd zacznie czerpa kleik z kocioka. - Kahlan mi powiedziaa, co si stao. To znaczy, jak z niej wycigne wszystko o Shocie. Dziewczyna zdrtwiaa jak raona piorunem. Zedd drgn i gwatownie si ku niej obrci. - Czemu mu powiedziaa! Mylaem, e nie chcesz, eby wiedzia, e ty... - Ale, Zeddzie... Ja nigdy... Czarodziej a si skrzywi. Wolniutko obrci si ku Richardowi - chopak pochyla si nad swoj miseczk i metodycznie zajada kleik. Nie podnis oczu. - Ona mi nic nie powiedziaa. Ty to teraz zrobie. Richard zjad ostatek kleiku, obliza do czysta yk i z brzkiem wrzuci j do miseczki. Unis spokojn, triumfujc twarz i spojrza w przymruone oczy Zedda. - Pierwsze prawo magii - rzek z umieszkiem. - Pierwszy krok do uwierzenia w co to chcie wierzy, e to prawda... Albo si obawia, e to prawda. - Mwiam ci! - wciekaa si Kahlan. - Mwiam ci, e si dowie! Zedd nie zwraca na ni uwagi. Wpatrywa si w chopaka. - Rozmylaem o tym ostatniej nocy - wyjani Richard, odstawiajc miseczk. Uznaem, e miae racj i powiniene wiedzie, co mwia Shota. W kocu jeste czarodziejem i dopatrzyby si w tym czego, co by nam pomogo powstrzyma Rahla Pospnego. Wiedziaem, e nie spoczniesz, dopki si wszystkiego nie dowiesz. Postanowiem, e dzi ci powiem, ale potem uznaem, e wycigniesz to od Kahlan w taki czy inny sposb. Kahlan pada na plecy, zamiewajc si. Zedd wyprostowa si jak struna, wspar pod boki. - Do licha! Czy ty masz pojcie, Richardzie, co zrobie? - Magia. - Chopak si umiechn. - Waciwie wykonana sztuczka to magia. Wzruszy ramionami. - A przynajmniej tak mi mwiono. - Istotnie. - Zedd powoli skin gowa. Unis ku niebu kocisty palec, w orzechowych oczach zataczyy iskierki. - Skoowae czarodzieja dziki jego prawu! aden z moich czarodziejw tego nie potrafi. - Podszed ku chopakowi, umiecha si szeroko. - Niech to licho, Richardzie! Masz to! Masz dar, mj chopcze! Moesz by czarodziejem pierwszego stopnia, jak ja. - Nie chc by czarodziejem - zmarszczy si Richard. Zedd nie zwrci uwagi na te

sowa. - Pomylnie przeszede pierwsz prb. - Powiedziae, e aden z czarodziejw tego nie potrafi, wic jak mogli by czarodziejami, skoro nie przeszli prby? - Byli czarodziejami trzeciego stopnia. - Starzec umiechn si krzywo. - Tylko jeden Giller jest czarodziejem drugiego stopnia. Nikt nie przeszed prb i nie zosta czarodziejem pierwszego stopnia. Nie mieli daru. Tylko powoanie. - To bya tylko sztuczka. - Richard si skrzywi. - Nie rb z niej tego, czym nie bya. - Bardzo specjalna sztuczka. - Zedd znw przymruy oczy. - Jestem pod wraeniem. I jestem z ciebie bardzo dumny. - Skoro to pierwsza prba, to ile ich jeszcze jest? - Sam dobrze nie wiem. - Starzec wzruszy ramionami. - Pewno ze sto lub co koo tego. Lecz ty masz dar, Richardzie. - W oczach czarodzieja mign cie smutku, jakby si tego nie spodziewa. - Musisz si nauczy nad tym panowa albo... - Znw mu pojaniay oczy. - Naucz ci. Naprawd moesz zosta czarodziejem pierwszego stopnia. Richard uwiadomi sobie, e zbyt uwanie tego sucha, wic potrzsn gow, uwalniajc si. - Przecie ci powiedziaem, e nie chc zosta czarodziejem. - I szeptem dorzuci: A jak si to wszystko wreszcie skoczy, to ju wicej nie chc mie do czynienia z magi. Zda sobie spraw, e Kahlan si w niego wpatruje, spojrza na obie zdumione twarze. - To bya tylko gupia sztuczka. Nic wicej. - Gupiutka sztuczka, gdyby dotyczya kogo innego. Ale nabiera innej wagi, gdy si j wykona wobec czarodzieja. - Obydwoje jestecie... - Richard przewrci oczami. Zedd pochyli si ku niemu i wpad chopakowi w sowo. - Umiesz rozkazywa wiatrowi? Richard lekko si cofn. - Pewno, e mog - zaartowa; wycign ramiona ku niebu. - Do mnie, bracie wietrze! Przybywaj! Szalej na mj rozkaz! - Rozoy rce w dramatycznym gecie. Kahlan na wszelki wypadek otulia si paszczem. Zedd rozglda si dokoa. Nic si nie stao. Obydwoje wygldali na rozczarowanych. - Co z wami? - rozzoci si Richard. - Zjedlicie trujc jagod czy co? - Tego si jeszcze musi nauczy - powiedzia starzec do Kahlan. Rozwaaa przez chwil jego sowa, potem spojrzaa na Richarda. - Richardzie... Nie kademu proponuj, eby zosta czarodziejem.

- Kurcz! - Zedd zatar donie. - Szkoda, e nie mam przy sobie ksig. Zao si o zb smoka, e co bym w nich znalaz na ten temat. - Twarz mu zmroczniaa. - Ale w gr wchodzi bl... I... Richard poruszy si niespokojnie. - A w ogle to co z ciebie za czarodziej? Nawet brody nie masz. - Co takiego? - Zedd zmarszczy si, wyrwany z zadumy. - Broda. Gdzie twoja broda? Zastanawiam si nad tym, od kiedy odkryem, e jeste czarodziejem. Czarodzieje powinni by brodaci. - Kto ci to powiedzia? - No... Nie wiem. Kady to wie. Czarodziej musi mie brod. To powszechnie wiadomo. Dziwi si, e ty tego nie wiesz. Zedd mia tak min, jakby wanie ugryz cytryn. - Nienawidz brody. Skra od niej swdzi. - Wyglda na to - wzruszy ramionami Richard - e wcale nie wiesz tak duo, jak ci si wydaje, o byciu czarodziejem. Nie miae pojcia, e czarodzieje powinni by brodaci. Zedd skrzyowa ramiona. - A to moe nie broda? - Unis rce i zacz przesuwa palcami po obu stronach podbrdka. Pojawiy si baki i rosy, rosy za kadym powtrzonym gestem. Richard patrzy wielkimi oczami - wkrtce nienobiaa broda sigaa Zeddowi do poowy piersi. Starzec przechyli gow, spojrza znaczco na chopaka. - Wystarczy? Richard zda sobie spraw, e gapi si na z otwartymi ustami. Zamkn je wic, ale zdoa tylko kiwn gow. Zedd podrapa si po podbrdku i szyi. - To dobrze. Daj mi n, ebym to zgoli. Swdzi, jakby mrwki po mnie aziy. - Mj n? Po co ci mj n? A nie moesz sprawi, eby po prostu znikna, tak jak si pojawia? Kahlan zachichotaa, ale natychmiast spowaniaa pod spojrzeniem Zedda. - To nie tak dziaa. Wszyscy wiedz, e to nie tak dziaa - przedrzenia czarodziej i popatrzy na Kahlan. - Czy nie? Powiedz mu. - Magia wykorzystuje to, co ju istnieje. Nie moe cofn co ju si wydarzyo. - Nie rozumiem. - Oto pierwsza lekcja. - Zedd spojrza ostro na Richarda. - Na wypadek, gdyby si jednak zdecydowa zosta czarodziejem. Wszyscy troje mamy magiczne zdolnoci. To magia addytywna. Taka magia wykorzystuje to, co ju istnieje, rozbudowuje to jakby, nasila, zmienia w co innego. Moc Kahlan wykorzystuje tlc si w kadym iskierk mioci -

rozdmuchuje j w pomie, choby bya nie wiem jak maleka, i przemienia w co innego. Magia miecza posuguje si twoim gniewem, zlewa si z nim, dodaje mu mocy, sama czerpie ze moc, a si przemieni. Ja czyni tak samo. Mog przemieni wszystko, co istnieje w przyrodzie. Pk w kwiat, strach w potwora. Mog sprawi, e si zronie zamana ko. Potrafi zebra ciepo z otaczajcego nas powietrza, wzmc je, przemieni w czarodziejski ogie. Mog sprawi, e mi uronie broda, ale nie umiem sprawi, eby znikna. - Kamie wielkoci pici unis si w powietrze. - Mog co unie. Mog to przemieni. - Kamie rozpad si w py. - Wic wszystko moesz - wyszepta Richard. - O, nie. Mog unie, przesun lub skruszy gaz, ale nie sprawi, eby znikn. Usuwanie w niebyt to magia subtraktywna. Nasza moc - moja, Kahlan i miecza - jest z tego wiata. Caa magia tego wiata jest magi addytywna. Rahl potrafi to samo co ja. - Twarz Zedda spochmurniaa. - Magia subtraktywna to magia zawiatw. Rahl Pospny potrafi i z niej korzysta. Ja nie. - Czy tamta moc jest rwnie potna jak magia addytywna? - Magia subtraktywna to przeciwiestwo magii addytywnej. Maj si tak do siebie, jak noc i dzie. Dwie strony jednej mocy. Magia Ordena czy je obie, addytywna i subtraktywna. Moe pomnoy to, co jest, ale i strci wiat w niebyt. Musisz by panem obu magii, jeli chcesz otworzy szkatuy. Ludzie nigdy si nie bali, e kto je otworzy, bo nie sdzili, e kto kiedykolwiek potrafi wykorzysta magi subtraktywna. Lecz Rahl Pospny posuguje si ni rwnie swobodnie jak ja magi addytywna. - Jak mylisz, gdzie si tego nauczy? - spyta Richard. - Nie mam pojcia. Wielce mnie to niepokoi. Chopak gboko odetchn i doda: - Dalej uwaam, e robicie z igy widy. Po prostu posuyem si sztuczk. - I tak by byo, gdyby si ni posuy wobec zwykego czowieka. - Zedd ypn na gniewnie. - Ale ja jestem czarodziejem. I znam prawa magii. Nie podszedby mnie, gdyby sam nie mia mocy. Wielu wyuczyem na czarodziejw. Musiaem ich uczy tego, co ty zrobie sam z siebie. Oni by na to nie wpadli; najpierw musieli si nauczy. Niekiedy, bardzo rzadko, rodzi si kto posiadajcy dar. Jak ja. A teraz ty, Richardzie. Wczeniej czy pniej nauczysz si nad nim panowa. - Wycign rk. - Daj mi n, zgol t mieszn brod. Richard woy n w wycignit do Zedda. - Jest tpy. Wykopywaem nim korzenie. Pewnie zbyt tpy, eby si nim ogoli. - Czyby? - Zedd przesun ostrze pomidzy kciukiem a palcem wskazujcym, odwrci n, trzymajc go ostronie w palcach.

Richard a si skrzywi, patrzc jak czarodziej goli si na sucho. Mikko opaday kosmyki brody. - Przecie posuye si magi subtraktywna! Usune czstki ostrza, eby je naostrzy! - Nie - Zedd znaczco unis brew. - Wykorzystaem to, co ju byo, i odbudowaem brzeg noa, na nowo go wyostrzyem. Chopak potrzsn gow i zabra si do pakowania, a starzec goli reszt brody. Kahlan pomagaa Richardowi. - Wiesz co, Zeddzie - odezwa si chopak, zbierajc miseczki - robisz si za bardzo uparty i skostniay. Myl, e kto by ci si przyda, gdy to wszystko ju si skoczy. Kto, kto by o ciebie dba, zapewni ci ad i porzdek. Rozjani mroki twojej wyobrani. Jednym sowem, trzeba ci ony. - ony? - Oczywicie. Uwaam, e potrzebujesz ony. Moe powiniene wrci i jeszcze raz rzuci okiem na Adie? - Adie? - Tak, Adie - zirytowa si Richard. - Chyba pamitasz Adie. Kobiet z jedn stop. - O, cakiem dobrze pamitam Adie. Cakiem dobrze. - Zedd spojrza na chopaka z najniewinniejsz na wiecie min. - Ale ona ma dwie stopy, niejedn. Kahlan i Richard zerwali si na nogi. - Jak to? Starzec odwrci si od nich z umiechem. - Chyba ta druga odrosa. - Pochyli si i wyj jabko z plecaka Richarda. - Tak jako znienacka odrosa. Chopak zapa starca za rkaw i obrci ku sobie. - Zeddzie, ty... - Na pewno nie chciaby zosta czarodziejem? - Zedd si umiechn. Odgryz kawaek jabka, uradowany zdumion min chopaka, i poda mu ostry jak nigdy n. Richard potrzsn gow i wrci do pakowania. - Chc wrci do domu i znw bd przewodnikiem. Nikim wicej. - Namyla si przez chwil, potem spyta: - Rosem przy tobie, Zeddzie, i nie miaem pojcia, e jeste czarodziejem. Nie korzystae z magii. Dlaczego? Jak ci si udawao bez tego obchodzi? - Hmm, korzystanie z magii wcale nie jest takie bezpieczne. I wie si z tym bl. - Niebezpieczne? Jak to? Zedd popatrzy na przez chwil w milczeniu.

- I ty posuye si magi, poprzez miecz. To ty mi powiedz. - Ale miecz to zupenie co innego. Jakie niebezpieczestwa gro posugujcemu si magi czarodziejowi? Jaki bl? - Ledwo skoczya si pierwsza lekcja, a on ju si niecierpliwie domaga nastpnej. Zedd umiechn si chytrze. Chopak zesztywnia. - Mniejsza o to! - Zarzuci plecak na rami. - Chc by dobrym lenym przewodnikiem, nikim wicej. Zedd ruszy ku ciece, w garci trzyma jabko. - Ju to mwie. - Odgryz duy ks. - Chc, ebycie mi opowiedzieli o wszystkim, co si wydarzyo od chwili, kiedy straciem przytomno. Nie pomijajcie nawet najdrobniejszego szczegu. Kahlan i Richard spsowieli, wymienili spojrzenie. - Nic mu nie powiem, jeli i ty nie powiesz - szepn chopak. Pooya do na jego ramieniu, zatrzymaa go na chwil. - Ani sowa o tym, co byo w domu duchw, przysigam. Wyraz oczu dziewczyny upewni Richarda, e nie zamie sowa. Przez reszt dnia wdrowali bocznymi szlakami, omijajc gwne drogi. Modzi opowiedzieli Zeddowi o wszystkim, co si wydarzyo od owego dnia, kiedy to zaatakowano ich przy granicy. W najdziwniejszych miejscach opowieci czarodziej kaza im wraca do tego, co byo wczeniej. Udao im si opowiedzie o pobycie u Botnych Ludzi i nie napomkn ani sowem o tym, co zaszo pomidzy nimi w domu duchw. W miar jak si zbliali do Tamarang i przecinali gwne drogi, coraz czciej widzieli uciekinierw dwigajcych dobytek na plecach lub cigncych mae wzki. Richard dba o to, eby schodzi ludziom z oczu, i zasania sob Kahlan, jeli tylko mg. Nie chcia, eby kto rozpozna Matk Spowiedniczk. Z ulg wraca pomidzy drzewa. W lesie czu si najbezpieczniej, cho i tu czyhay niebezpieczestwa. U schyku dnia musieli wej na gwn drog i przedosta si na drugi brzeg Callisidrinu. Rzeka bya zbyt szeroka i bystra, eby j przeby w brd, skorzystali wic z drewnianego mostu. Wmieszali si w tum, Zedd i Richard szli po bokach Kahlan, osaniajc j. Dziewczyna zarzucia kaptur na gow, eby nikt nie dostrzeg jej dugich wosw. Wikszo ludzi kierowaa si ku Tamarang, szukajc schronienia przed grasujcymi onierzami, rzekomo pochodzcymi z Westlandu. Kahlan twierdzia, e dotr do Tamarang w poudnie nastpnego dnia. I e teraz bd musieli podrowa gwnie drogami, a nie

bocznymi szlakami. Richard wiedzia, e przed noc powinni wej gboko w las, oddali si od ludzi. Bacznie obserwowa soce, eby wiedzie, kiedy si we zagbi, zanim si stanie zbyt ciemno. - Wygodnie? Rachel udaa, e Sara przytakna, i jeszcze troch otulia lalk traw, eby na pewno nie zamarza. Zawinitko z chlebem pooya obok pocieszanki. - Teraz bdzie ci ciepo. Pjd po drewno, zanim si za bardzo ciemni, i rozpal ognisko. Wtedy obie nie zmarzniemy. Dziewczynka zostawia Sar i chleb pod namiotem z gazi sosny-straniczki. Soce stao ju nisko, ale wci byo do jasno. Chmurki byy rowiutkie. Rachel zerkaa na nie cc chwila, zbierajc patyki. Podtrzymywaa susz drug rk. Sprawdzia, czy ogniowa paeczka nie wypada z kieszeni. O mao jej nie zapomniaa poprzedniej nocy i teraz wolaa sprawdzi, czy jest na miejscu. Rachel znw spojrzaa na adne oboczki. Akurat wtedy jaki wielki stwr zakoowa nisko nad drzewami na wzgrzu. To pewnie jaki wielki ptak, pomylaa dziewczynka. Kruki byy due i czarne. Pewnie jeden z tych wrzaskliwych krukw. Podniosa jeszcze par patyczkw. Wtem zobaczya krzaczki czarnej borwki, rosnce na maej polance; ich listki ju zaczynay pon czerwieni. Rachel rzucia zebrane patyki. Bya okropnie godna. Usiada przy krzaczkach i zajadaa borwki tak szybko, jak moga. O tym czasie jagody ju wysychay i marszczyy si, ale i tak byy smaczne. Prawd mwic, byy przepyszne. Rachel ju nie tylko jada borwki, ale i chowaa je do kieszeni. Posuwaa si na czworakach, zrywajc jagody. Jedne zjadaa, inne wsypywaa do kieszeni. Od czasu do czasu zerkaa na adne oboczki. Ciemniay. Staway si purpurowe. W kocu Rachel napenia i odek, i kieszenie. Zebraa rzucone patyki i wrcia pod sosn-straniczk. Odwina bochenek, rozprostowaa ptno i wysypaa na przyniesione w kieszeni borwki. Usiada wygodnie, zajadaa jagody, paplajc do Sary i czstujc j. Lalka wcale nie jada. Rachel aowaa, e nie ma lusterka. Chtnie by popatrzya na swoje wosy. Wczeniej przejrzaa si w ciemnym stawku. Bardzo jej si podobay rwno przycite. Jak to mio ze strony Richarda, e je wyrwna. Rachel ogromnie tsknia za Richardem. Chciaaby, eby teraz by Przy niej, ucieka razem z ni, tuli j. W niczyich objciach nie czua si tak bezpiecznie. Gdyby Kahlan nie bya taka paskudna, to Richard i j mgby utuli. Wtedy i ona by wiedziaa, jak dobrze i bezpiecznie jest w jego ramionach. Rachel, o dziwo, tsknia rwnie za Kahlan. Za jej opowieciami, piosenkami, dotykiem jej palcw na czole. Czemu okazaa si taka okropna

i powiedziaa, e chce skrzywdzi Gillera? Przecie Giller to jeden z najmilszych ludzi na calutkim wiecie. Da Rachel Sar. Dziewczynka amaa patyki, eby si zmieciy w krgu z kamieni. Uoya je starannie i dotkna ogniow paeczk. - Zapal je dla mnie. Odoya paeczk na ptno z borwkami. Ogrzaa rce, zjada troch jagd i opowiedziaa Sarze o swoich troskach - e chce, by Richard j utuli i eby Kahlan nie bya taka paskudna, i eby nie zrobia nic Gillerowi, i eby ona, Rachel, miaa do jedzenia jeszcze co oprcz borwek. Jaki owad uku dziewczynk w szyj. Jkna i pacna go. Cofna do. Zobaczya kropl krwi i much. - Spjrz, Saro. Ucia mnie jaka gupia mucha. Krew cieknie. Wygldao, e lalka jej wspczuje. Rachel znw zjada kilka borwek. Kolejna mucha ukua j w szyj. Dziewczynka tym razem nie pisna, pacna much. Znw miaa na doni lad krwi. - To boli! - poskarya si Sarze; zmarszczya brwi i wrzucia martwe muchy w ognisko. Poczua ukucie w rami i podskoczya. Rozpaszczya much. Kolejne ukucie w szyj. Dziewczynka zacza macha rczkami, odpdzajc muchy kbice si przed jej buzi. Jeszcze dwie uciy j w szyj. Pocieko troch krwi, zanim je zdusia. Bolao; zy wypeniy oczy Rachel. - Precz! - wrzasna, wymachujc rczkami. Muchy wpezy pod sukienk, kuy w pier i w plecy. Inne ciy w szyj. Rachel krzyczaa, tuka muchy, usiujc si ich pozby. zy pluny po buzi dziewczynki. Wrzasna jeszcze goniej, bo jaka mucha ukua j we wntrze ucha. Brzczenie w uchu doprowadzao ma do obdu; pakaa i krzyczaa, prbujc wyduba much palcami. Mcia ramionkami i dara si, ile tchu. Wci krzyczc, wytoczya si spod gazi sosny-straniczki, odpdzaa muchy od oczu. Popdzia przed siebie, chciaa uciec od tych okropnych owadw. Biega i krzyczaa, a muchy leciay za ni. Co przed Rachel sprawio, e si zatrzymaa jak wryta. Przesuwaa wzrok w gr olbrzymiej, poronitej sierci istoty. Stwr mia rowy, pokryty muchami brzuch. Rozpostar szeroko wielkie skrzyda, wyranie widoczne na tle gasncych barw nieba.

Nagie, nieporonite sierci skrzyda. Rachel widziaa w nich grube, pulsujce yy. Dziewczynka zebraa ca odwag i wsuna rczk do kieszeni. Nie byo tam ogniowej paeczki. Nogi odmwiy Rachel posuszestwa. Nawet nie czua uku much. Usyszaa dwik przypominajcy mruczenie kota, lecz troch goniejszy. Podniosa wyej oczy. Patrzyy na ni ponce gniewnie zielone lepia. Mruczenie zmienio si w guchy ryk. Paszcza otwara si, ukazujc dugie, zakrzywione ky. Ryk sta si goniejszy. Rachel staa jak wryta. Nie moga ucieka. Nie moga nawet krzycze. Trzsa si i patrzya rozszerzonymi przeraeniem oczami w byszczce, ze zielone lepia. Zapomniaa, jak si chodzi. Wielka szponiasta apa signa po dziewczynk. Rachel poczua, jak co ciepego spywa jej po nogach.

Rozdzia trzydziesty smy Richard skrzyowa ramiona i opar si o ska. - Wystarczy! Zedd i Kahlan odwrcili ku niemu gowy, zdawao si, e w ogle zapomnieli o obecnoci chopaka. Przez co najmniej p godziny siedzieli przy ognisku i sprzeczali si. Richard mia ju tego dosy. No i by przeraliwie zmczony. Ju dawno zjedli kolacj i powinni spa, a tymczasem tamtych dwoje si sprzecza, co zrobi jutro, gdy dotr do Tamarang. Teraz przestali si kci i kade przedkadao chopakowi swoje racje. - Rozprawi si z Gillerem, jak tylko si znajdziemy w Tamarang. To mj ucze. Naka, eby mi powiedzia, co si dzieje. Wci jestem czarodziejem pierwszego stopnia. Zrobi, co mu ka. Odda mi szkatu. Kahlan wyja z plecaka szat Spowiedniczki, machna ni ku Richardowi. - Tak si rozprawimy z Gillerem. Jest moim czarodziejem i zrobi, co ka, bo wie, co go czeka, gdyby si sprzeciwia. Chopak gboko wcign powietrze, potar oczy czubkami palcw. - Obydwoje dzielicie skr na niedwiedziu. A nawet nie wiecie czyj to niedwied. - Co masz na myli? - spytaa Kahlan. Richard pochyli si nieco. Wreszcie uwanie go suchali. - Tamarang co najmniej yczliwie skania si ku podszeptom DHary. W najgorszym wypadku Rahl ju tam jest. Najprawdopodobniej wszystko si jeszcze nie rozstrzygno. Jeli wejdziemy do Tamarang i prosto z mostu powiemy, o co nam chodzi, to moemy im si narazi. Tamarang ma mnstwo wojska, eby nam okaza swoje niezadowolenie. I co wtedy? Czy my troje bdziemy walczy z, ca armi? Czy w ten sposb zdobdziemy szkatu? Dotrzemy do Gillera? Jeli mamy walczy w ten sposb, to jestem przeciw. Chopak odczeka chwil; spodziewa si protestw. Ale tamci siedzieli cicho, jak zbesztani, wic podj: - Moe Giller z nadziej czeka, e kto si zjawi i odda temu komu szkatu, pomoe j wynie z Tamarang. A moe nie bdzie si chcia w to miesza. Lecz nigdy si tego nie dowiemy, jeeli nam si nie uda dotrze do Gillera, prawda? Teraz chopak zwrci si do Zedda: - Mwie mi, e szkatua zawiera magi i e czarodziej, a take Rahl, potrafi to wyczu; lecz e czarodziej mgby rzuci zaklcie i uchroni szkatu przed wykryciem. By moe wanie po to by krlowej Milenie potrzebny czarodziej, eby ukry skrzyneczk przed Rahlem, uczyni z niej przedmiot przetargu. Jeli narobimy duo szumu i wystraszymy Gillera, to - bez wzgldu na to, co by o nas myla - pewnie sprbuje

uciec. Moe si te okaza, e Rahl tylko czeka na pretekst, eby odrzuci pozory i jawnie uderzy. - Sdz, e Poszukiwacz ma wiele racji - powiedzia Zedd do Kahlan. - Chyba powinnimy go wysucha do koca. - Myl, e masz racj, mj zacny czarodzieju. - Dziewczyna umiechna si i rzeka do Richarda: - Co proponujesz? - Miaa ju do czynienia z krlow Milen, prawda? Jaka ona jest? - Tamarang to pomniejsze, do mao znaczce pastewko - odpara natychmiast Kahlan. - Mimo to Milen jest rwnie zarozumiaa i napuszona jak kada inna krlowa. - mijka, ale moe kadego z nas miertelnie uksi - zawyrokowa Richard. - Tak. Ale mijka z wielkim bem - dodaa dziewczyna. - Mae mijki musz by ostrone, zwaszcza jeli nie wiedz, z czym maj do czynienia. Po pierwsze, musimy jej da do mylenia. Troch j zaniepokoi, eby zrezygnowaa z ukszenia nas. - Co masz na myli? - spytaa Kahlan. - Mwia, e ju miaa z ni do czynienia. Spowiedniczka wdruje po krainach, wysuchuje wyzna, wizytuje wizienia, eby si dowiedzie tego, na czym jej zaley. Chyba Milen nie zamknie Tamarang przed Spowiedniczka? - Jeli ma cho troch oleju w gowie, to na pewno nie. - Zedd zachichota. - Wic oto, co zrobimy. Zaoysz znw swoj szat i pjdziesz wykonywa obowizki. Spowiedniczka czynica to, czego wszyscy po niej oczekuj. Milenie pewnie si to nie spodoba, ale dobrze ci potraktuje, nie zechce z tob zadziera. Bdzie wolaa, eby sprawdzia, co tam chcesz, i wyniosa si. Ostatnie, czego jej trzeba, to jakiekolwiek niesnaski. Skontrolujesz jej lochy, umiechniesz si albo gniewnie zmarszczysz, jednym sowem, zachowasz si jak zwykle. A potem, tu przed odejciem, oznajmisz e chcesz porozmawia ze swoim byym czarodziejem. - Chcesz, eby Kahlan posza tam sama?! - zaprotestowa Zedd. - Nie. Przecie nie ma ze sob czarodzieja. Krlowa Milen mogaby to uzna za kuszc okazj. A nie chcemy, eby Milenie pocieka linka na tak myl. - Ja bd czarodziejem Kahlan - owiadczy Zedd. - O nie, nie bdziesz jej czarodziejem! My tu sobie gadamy, a Rahl Pospny zabija ludzi, eby si dowiedzie, gdzie jeste! Jeli cofniesz zaklcie ochronne i si ujawnisz, to bdziemy po uszy w kopotach, jeszcze zanim dopadniemy szkatu! Kt to wie, jaka nagroda czeka tego, ktry na ciebie doniesie? Jak cen wyznaczono za twoj star skr?!

Bdziesz chroni Kahlan, ale anonimowo. Bdziesz jej... - Chopak stuka palcami w rkoje miecza, namylajc si. - Bdziesz wrbit z chmur. Zaufanym doradc Matki Spowiedniczki, zastpujcym jej czarodzieja. - Zedd burkn co i Richard gniewnie zmarszczy brwi. - Na pewno dobrze odegrasz swoj rol. - Ty rwnie schowasz miecz, nie ujawnisz si przed Milen, Richardzie? - spytaa Kahlan. - Nie. Obecno Poszukiwacza pohamuje j troch, da jej domylenia. Sprawi, e nie pokae zbkw, dopki nie odejdziemy. Caa rzecz w tym, eby podsun Milenie co, co ju zna - Spowiedniczk - eby jej zbytnio nie przerazi. A jednoczenie zaniepokoi j troch: wrbita z chmur, Poszukiwacz. Niech raczej ma nas do i nie docieka, jakie kopoty moemy na ni sprowadzi. Wasze metody wcignyby nas w walk i jedno z nas mogoby zosta zranione, a moe i wszyscy troje. Mj sposb niesie ze sob minimalne ryzyko walki, a jeliby i do niej doszo, to bylibymy ju w drodze powrotnej, ze szkatu w garci. Chopak spojrza surowo na tamtych dwoje. - Pamitacie o szkatule, mam nadziej? Jeli nie, to przypominam, e to o ni nam chodzi, a nie o gow Gillera na zotej tacy. Niewane, po czyjej stronie jest Giller. Musimy zdoby szkatu i ju. Kahlan zmarszczya brwi, skrzyowaa ramiona, a Zedd pociera brod i patrzy w ognisko. Richard da im wiele do przemylenia. Wiedzia, e ich sposb zaatwienia sprawy na pewno by ich wpdzi w tarapaty, e prdko by do tego doprowadzili. Czarodziej spojrza na chopaka. - Masz racj, oczywicie. Zgadzam si na to. - Obrci szczup twarz ku Kahlan: Matko Spowiedniczko? Dziewczyna patrzya na przez chwil, przeniosa wzrok na Richarda. - Zgoda. Lecz pamitaj, Richardzie, e wy obaj macie gra role dworzan Matki Spowiedniczki. Zedd zna etykiet, ty nie. - Mam nadziej, e dugo tam nie zabawimy. Naucz mnie tego, co wystarczy na tak krtki czas. - C, najwaniejsze, eby sprawia wraenie kogo z mojej eskorty. - Kahlan gboko zaczerpna powietrza. - By... Peen szacunku... - odkaszlna, odwrcia oczy. Zachowuj si, jakbym bya najwaniejsz osob, a nikt nie bdzie zadawa zbdnych pyta. Kada Spowiedniczka pozwala swoim ludziom na pewn swobod, wic - dopki bdziesz ulegy i peen szacunku - nikt si nie zdziwi, jeli zrobisz co nie cakiem waciwego. Dostosuj si, nawet gdyby uwaa, e... e si dziwacznie zachowuj. Zgoda? Patrzya w ziemi, a Richard przyglda si jej przez chwil. Wsta.

- To bdzie dla mnie zaszczyt, Matko Spowiedniczko. - Skoni si gboko. Zedd odchrzkn. - Jeszcze troch gbszy ukon, chopcze. Nie podrujesz z jak prost Spowiedniczka. Naleysz do eskorty samej Matki Spowiedniczki. - W porzdku - westchn Richard. - Postaram si. Przepijcie si teraz. Wezm pierwsz wart. - Ruszy ku drzewom. - Richardzie! - zawoa czarodziej, a chopak przystan i odwrci si. W Midlandach wiele osb jest obdarzonych rnorodn magi, czasem niebezpieczn. Nie wiemy, jakimi pochlebcami otoczya si krlowa Milena. Uwaaj na to, co ja i Kahlan ci powiemy, i zrb wszystko, eby nikogo nie urazi. Moesz nie rozpozna, kim lub czym s jej dworzanie. Richard owin si paszczem. - Jak najmniej zamieszania i kopotw. I mnie na tym zaley. Jeli wszystko dobrze pjdzie, to jutro o tej porze bdziemy mieli szkatu i bdziemy si ju martwi tylko o to, gdzie si schowa do nadejcia zimy. - Dobrze powiedziane, chopcze. Dobranoc. Richard znalaz poronit mchem kod, usiad i obserwowa obz i lasy dokoa. Najpierw sprawdzi, czy mech jest suchy. Nie mia ochoty zawilgoci spodni i marzn. Uoy wygodniej miecz, cianiej owin si paszczem. Chmury zasaniay ksiyc. Gdyby nie agodny blask ognia, byoby zupenie ciemno, wrcz czarno. Chopak siedzia i rozmyla. Wcale mu si nie podobao, e Kahlan przywdzieje swoj szat i wystawi si na ryzyko. A jeszcze mniej by zadowolony, e to jego wasny pomys. Niepokoi si, co te dziewczyna miaa na myli, mwic o dziwnym zachowaniu i e on ma si dostosowa oraz udawa, e ona jest najwaniejsz z osb, ktrym w yciu towarzyszy. Wcale a wcale mu si to nie podobao. Zawsze myla o Kahlan jako o swojej przyjacice, co najmniej przyjacice. Nie lubi myle o niej jako o Matce Spowiedniczce. To moc Spowiedniczki sprawiaa, e mogli by tylko przyjacimi, niczym wicej. Ba si zobaczy dziewczyn tak, jak widzieli j inni - jako Matk Spowiedniczk. Najdrobniejsze przypomnienie o tym, kim jest, o jej mocy, jeszcze bardziej ranio Richarda. Ledwo syszalny dwik sprawi, e chopak wyprostowa si gwatownie. Wpatryway si we oczy. Byy blisko. Nie widzia ich, lecz czu. Poczu zimny dreszcz - co byo tak blisko i obserwowao go. Czu si nagi, bezbronny. Richard patrzy wprost przed siebie, tam gdzie wyczuwa ow istot, a serce mu walio. Dawica cisza, tylko szum krwi w uszach. Chopak wstrzyma oddech, usiujc co

dosysze. I znw tamten dwik - ostrone kroki po lenej cice. Zbliay si. Richard wpatrywa si w ciemno, starajc si dostrzec jaki ruch. Mniej ni dziesi krokw przed nim, tu przy ziemi, pojawiy si te lepia. Wlepione w Richarda. Stwr si zatrzyma, a chopak zamar. Stwr zawy i skoczy. Richard si poderwa, sign po miecz. Stworzenie byo tu. Wilk! Najwikszy wilk, jakiego chopak kiedykolwiek widzia. Spad na Richarda, zanim ten zdy doby miecza. Przednie apy uderzyy chopaka w pier. Impet uderzenia odrzuci go w ty, na kod, z ktrej si poderwa. Padajc, zobaczy co o wiele gorszego od wilka - sercowego psa. Wielkie szczki sigay piersi chopaka, lecz w tym momencie wilk dopad sercowego psa i zapa go za gardo. Gowa Richarda uderzya w co twardego. Usysza skowyt i trzask przegryzanych cigien. Otoczya go ciemno. Otworzy oczy. Patrzy na Zedd; dotyka rodkowymi palcami skroni chopaka. Kahlan trzymaa pochodni. Richard by otumaniony, krcio mu si w gowie, ale stan chwiejnie na nogach, a dziewczyna pomoga mu usi na kodzie. Niespokojnie dotkna jego policzka. - Nic ci nie jest? - Ch-chyba n-nie - wykrztusi Richard. - Tylko gowa... Okropnie boli... - Przeraliwie go mdlio. Zedd wzi od Kahlan pochodni i owietli lece za kod ciao sercowego psa; stwr mia rozszarpane gardo. Czarodziej popatrzy na tkwicy w pochwie miecz. - Jak to si stao, e pies ci nie dopad? Gowa tak bolaa chopaka, jakby go kto dgn sztyletem. - N-nie wiem. To si tak szybko stao... - Wtem przypomnia sobie i znw si poderwa. - Wilk! To wilk za nami szed! Kahlan go obja ramieniem, podtrzymaa. - Wilk? - Dziwny ton gosu sprawi, e Richard spojrza w jej przymruone oczy. - Na pewno? - Tak. Siedziaem tu sobie i nagle poczuem, e na mnie patrzy. Podszed bliej, zobaczyem te lepia. Wtem skoczy. Sdziem, e mnie zaatakowa. Zbi mnie z ng, prosto na kod. Nie zdyem doby miecza. Ale to nie o mnie mu chodzio. Rzuci si na stojcego za mn sercowego psa. Broni mnie. Psa zobaczyem dopiero wtedy, gdy padaem.

To wilk zabi psa. Ocali mi ycie. Kahlan wyprostowaa si i wspara pod boki. - Brophy! - zawoaa w noc. - Brophy! Wiem, e tam jeste! Chod tutaj natychmiast! Wilk przydrepta w krg wiata pochodni - opuszczony eb, ogon midzy tylnymi nogami. By smolicie czarny. Wrd owej czerni jarzyy si grone te lepia. Opad na brzuch i podczoga si do stp Kahlan. Przewrci si na grzbiet, unis apy i zaskomla. - Dlaczego szede za nami, Brophy? - eby ci chroni, o pani. Richard otworzy usta. Chyba si za mocno uderzyem w gow, pomyla. - On mwi! Syszaem! Ten wilk mwi! Zedd i Kahlan spojrzeli w wytrzeszczone ze zdumienia oczy chopaka. Czarodziej zerkn na dziewczyn. - Podobno mu powiedziaa. - C... - skrzywia si leciutko Kahlan - chyba zapomniaam mu powiedzie o wszystkim. Tak ciko spamita, o czym on nie wie. - ypna gniewnie na starca. - My dwoje spdzilimy tu cae ycie. Pamitaj, e on nie. - Wracamy do obozu - burkn Zedd. - Wszyscy. Czarodziej z pochodni w garci prowadzi, Kahlan sza nim, a wilk u jej boku - uszy pooone, ogon wlokcy si po ziemi. Usiedli wok ogniska i Richard odezwa si do przycupnitego przy Kahlan zwierza: - Wilku, chyba... - Brophy. Imi brzmi Brophy. - Brophy. - Chopak cofn si troch. - Przepraszam. Ja mam na imi Richard, a to jest Zedd. Chciabym ci, Brophy, podzikowa za uratowanie mi ycia. - Drrrobiazg - warkno wilczysko. - Skd si tu wzie, Brophy? - spytaa z dezaprobat Kahlan. Wilk jeszcze bardziej pooy uszy. - Grozi ci niebezpieczestwo. Chroniem ci. - Przecie ci uwolniam - besztaa zwierza. - Ostatniej nocy to bye ty? - zapyta Richard. - Tak. - Brophy spojrza na tymi lepiami. - Zawsze oczyszczaem teren wok waszego obozu z sercowych psw. I z innych wstrtnych stworw. Ostatniej nocy, tu przed witem, jeden podszed blisko waszego obozu. Zajem si nim. Ten dzisiejszy pies polowa na ciebie. Sysza bicie twojego serca. Wiedziaem, e pani by si zmartwia, gdyby ci

poar, wic go powstrzymaem. Chopakowi zrobio si dziwnie. - Dziki - rzek sabym gosem. - Richardzie - odezwa si Zedd, pocierajc brod - sercowe psy to bestie z zawiatw. Nigdy dotd ci nie atakoway. Co si zmienio? Zapytany omal si nie zadawi. - Hmm, Adie daa Kahlan ko, eby j chronia przed bestiami z zawiatw i ebymy bezpiecznie przesili przejciem przez granic. Ja miaem jak star ko od ojca i Adie powiedziaa, e to mi wystarczy. Ale zgubiem t ko ze dwa dni temu. Czarodziej si zamyli. Richard spojrza na wilka, chcc zmieni temat. - Jak to moliwe, e mwisz? Brophy obliza si dugim jzorem. - To tak jak w twoim wypadku. Mwi, bo.. - ypn na Kahlan. - On nie wie, kim jestem? Dziewczyna spojrzaa na tylko i wilk opad na ziemi, pooy eb na apach. Kahlan otoczya kolano domi, stukaa jednym kciukiem o drugi. - Pamitasz, Richardzie, jak ci mwiam, e czasami przyjmujemy spowied osoby, ktra si okazuje niewinna? I e czasem, ogromnie rzadko, skazany prosi o Spowiedniczk, eby dowie swojej niewinnoci? - Chopak przytakn i zerkn na wilka. - Brophy mia zosta stracony za zabjstwo maego chopca... - Nie zabijam dzieci - warkn wilk i poderwa si. - Chcesz sam wszystko opowiedzie? - Nie, o pani. - Brophy znw si pooy. - Brophy wola zosta dotknity moc Spowiedniczki, ni skoczy jako zabjca dziecka. Pomimy milczeniem, co jeszcze uczyniono owemu chopczykowi. Tote zada Spowiedniczki - to si bardzo rzadko zdarza, prawie wszyscy wol kata - bo si chcia oczyci z zarzutw. Mwiam ci rwnie, Richardzie, e kiedy przyjmujemy spowied, mamy przy sobie czarodzieja. Po to, eby nas chroni, ale nie tylko. W takim wypadku jak ten kiedy kto jest niesusznie oskarony i wyznaniem dowiedzie swojej niewinnoci, to i tak pozostanie w naszej mocy, nie stanie si z powrotem tym, kim by przedtem. Wwczas czarodziej zmienia tak osob w inne stworzenie. Taka przemiana przytumia troch moc Spowiedniczki i w kto na tyle dba o siebie, e moe zacz nowe ycie. - Bye niewinny? - spyta z osupieniem Richard. - I mimo to tak ci zostawili? Na cae ycie?

- Absolutnie niewinny - potwierdzi Brophy. - Brophy - powiedziaa Kahlan tonem, ktry Richard dobrze zna. Wilk przypad do ziemi. - Tylko w tej sprawie - ypn spode ba na patrzc na dziewczyn. - To wanie miaem na myli. e nie zabiem owego chopca. - Co to znaczy? - Richard zmarszczy brwi. - A to, e przy okazji wyzna sprawy, o ktre nie by oskarony. Widzisz, Brophy by zamieszany w interesy wtpliwej natury. - Spojrzaa na wilka. - Na granicy prawa. - Byem uczciwym przedsibiorc - zaprotestowa wilk. Kahlan rzucia na okiem i poinformowaa Richarda: - Brophy by kupcem. - Mj ojciec te - zirytowa si chopak. - Nie wiem, czym handluj kupcy w Westlandzie. Za to w Midlandach niektrzy z nich zajmuj si magicznymi przedmiotami. - No i co? - Richard pomyla o Ksidze Opisania Mrokw. - Czasem to ywe istoty. - Kahlan znaczco uniosa brew. - Skd mogem wiedzie! - Brophy podnis si na przednich apach. - Nie zawsze wiadomo! Czasem sdzisz, e to po prostu jaka rzecz, na przykad ksika, za ktr kolekcjoner zapaci okrg sumk. A innym razem chodzi o kamie, o posg lub o lask albo... Skd niby mam wiedzie, czy s ywe? Kahlan wci patrzya na wilka. - Handlowae czym innym ni ksigi i posgi - wypomniaa mu. - A poza tym w tym swoim niewinnym interesie miewa niesnaski z ludmi dotyczce choby praw wasnoci. Brophy by rwnie potnym mczyzn, jak teraz wilkiem. Czasem korzysta ze swojej krzepy, eby przekona ludzi do swoich ycze. Moe to nieprawda, Brophy? - Prawda, o pani. - Wilk pooy uszy. - Byem porywczy. Porywczy i krzepki. Ale zociem si tylko wtedy, kiedy mnie chcieli oszuka Mnstwo ludzi sdzi, e wolno im oszukiwa kupcw; uwaaj e jestemy troch lepsi od zodziei i e nie mamy prawa si broni. Ale jak ju si uniosem i wyjaniem nieporozumienie to si nie sprzeciwiali. Kahlan obdarzya wilka leciutkim umieszkiem. - Brophy mia odpowiedni reputacj: zasuon, cho nieco przesadzon. - Popatrzya na chopaka. - Zajmowa si niebezpiecznymi, a przez to bardzo dochodowymi interesami. Mia do pienidzy na swoje hobby. Nikt o tym nie wiedzia, dopki go nie dotknam moj moc.

- Bagam, o pani! - Wilk zakry eb apami. - Czy musimy o tym mwi? - Co to za konik? - zaciekawi si Richard. - Brophy mia sabostk. - Kahlan umiechna si szeroko. - Dzieci. Podrowa w poszukiwaniu przedmiotw handlu i zatrzymywa si przy sierocicach, sprawdzajc, czy dzieci maj wszystko, czego im trzeba. Cae zarobione zoto pakowa w sierocice, eby dzieci nie byy godne i miay waciw opiek. Wykrca rce ludziom prowadzcym sierocice i wymusza przyrzeczenie, e go nie zdradz. Nie chcia, eby kto si o tym dowiedzia Nie musia, rzecz jasna, zbytnio ich przymusza. Brophy wci osania eb apami. Oczy mia szczelnie zamknite. - Bagam, o pani - zaskomla. - Mam swoj reputacj! - Otworzy lepia i unis si na przednich apach. - I to dobrze zasuon! Zamaem sporo koci i rozbiem sporo nosw! Mam na sumieniu sporo podych sprawek! - O tak, masz. - Kahlan spojrzaa na znaczco. - Za niektre powiniene by trafi do wizienia. Ale nie zasuye na cicie. Przeniosa wzrok na Richarda. - Poniewa Brophyego widywano w pobliu sierocicw, to nikt si nie zdziwi, kiedy go oskarono o zabicie chopczyka. - Demmin Nass - warkn Brophy. - Oskary mnie Demmm Nass. - Podcign wargi, ukazujc dugie ky, i zawy. - Czemu ci nie bronili ludzie z sierocicw? - Demmin Nass popodcinaby im garda - warkn wilk. - Kto to taki, ten Demmin Nass? Kahlan i wilk wymienili spojrzenia. - Pamitasz, jak Rahl Pospny zjawi si u Botnych Ludzi i zabra Siddina? I powiedzia, e to dar dla przyjaciela? Demmin Nass jest owym przyjacielem. - Popatrzya znaczco na chopaka. - Demmin Nass chorobliwie si interesuje maymi chopcami. Richard poczu strach i bl - o Siddina, Savidlina, Weselan. Przypomnia sobie, e im obieca, i odnajdzie ich synka Jeszcze nigdy nie czu si tak bezsilny. - Gdy go kiedy dopadn - warkn Brophy - to wyrwnam par rachunkw. Nie zasuy na mier. Najpierw musi zapaci za to, co zrobi. - Trzymaj si z dala od Demmina - ostrzega Kahlan. - To niebezpieczny czowiek. Nie chc, eby ci jeszcze bardziej skrzywdzi. te lepia patrzyy gniewnie w oczy dziewczyny, potem zagodniay. - Tak, o pani. - Wilk pooy si na ziemi. - Duchy wiedz, e gdybym na to zasuy, godnie bym poszed na spotkanie z katem. Ale nie za to. Nie mogem pozwoli, eby myleli, e to ja robi dzieciom takie rzeczy. Wic poprosiem o Spowiedniczk.

- Nie chciaam przyj jego spowiedzi. - Kahlan podniosa patyk i dubaa nim w ziemi. - Wiedziaam, e nie prosiby o Spowiedniczk, gdyby nie by niewinny. Rozmawiaam z sdzi; powiedzia, e przy takim oskareniu nie moe zagodzi wyroku. Spowied lub mier. Brophy upar si przy spowiedzi. - Richard spostrzeg, jak zwilgotniay zielone oczy. - Potem go spytaam, jakim stworzeniem chciaby zosta, gdyby mg wybiera. Wybra wilka. Nie wiem czemu. - Umiechna si leciutko. - Chyba to odpowiadao jego naturze. - Bo wilki s prawymi stworzeniami. - Richard umiechn si. - ya wrd ludzi, nie w lesie. Wilki s stadnymi zwierztami, cz je skomplikowane wizy. S ogromnie opiekucze wobec swoich maych. Caa wataha walczy w ich obronie, jeli zajdzie taka potrzeba. I wszystkie dorose wilki si nimi opiekuj. - Rozumiesz - szepn Brophy. - Naprawd, Brophy? - spytaa Kahlan. - Tak, o pani. Teraz pdz dobry ywot. - Machn ogonem. - Mam partnerk! Wspaniaa wilczyca. Cudownie pachnie, jej paczuszki budz we mnie dreszcz rozkoszy i ma milutk ma... No, niewane. - Popatrzy na Kahlan. - Jest przewodnikiem naszej watahy. Ze mn u boku, rzecz jasna. Podobam si jej. Mwi, e jestem najsilniejszym wilkiem, jakiego widziaa. Tej wiosny mielimy mae. Szecioro. wietne szczenita; teraz ju prawie wyrosy. To wspaniae ycie; trudne, lecz wspaniae. Dzikuj ci, pani, e mnie uwolnia. - Tak si ciesz, Brophy. Ale dlaczego jeste tutaj, a nie ze swoj rodzin? - Hmm, kiedy schodzilicie z Rang Shada, to przeszlicie w pobliu mojej kryjwki. Wyczuem twj zapach. I potrzeba chronienia ci bya tak potna, e nie zdoaem jej zwalczy. Wiem, e grozi ci niebezpieczestwo, i nie zaznam spokoju wrd mojej watahy, dopki nie bdziesz bezpieczna. Musz ci chroni. - Ale, Brophy - sprzeciwia si Kahlan. - Chcemy powstrzyma Rahla Pospnego. Grozi ci wielkie niebezpieczestwo, jeli z nami zostaniesz. Nie chc, eby zgin. I tak ju wiele stracie przez Rahla, z winy Demmina Nassa. - Kiedy si staem wilkiem, o pani, to bardzo osaba we mnie ch pozostania przy tobie, ale nadal oddabym za ciebie ycie. I niezwykle mi trudno sprzeciwia si twoim pragnieniom. Lecz temu yczeniu musz si sprzeciwi. Nie opuszcz ci w potrzebie. Musz ci broni, bo inaczej nigdy nie zaznam spokoju. Rozka mi odej, jeli chcesz, lecz nie usucham. Bd szed za tob jak cie, dopki Rahl ci bdzie zagraa, dopki nie bdziesz bezpieczna. - Brophy - odezwa si Richard, a wilk spojrza na chopaka. - Ja te chc, eby

Kahlan bya bezpieczna i moga powstrzyma Rahla Pospnego. Bd zaszczycony, majc ci do pomocy. Ju okazae odwag i wielkie serce. Jeli mi pomoesz w chronieniu Kahlan, to po prostu nie zwracaj uwagi na jej sowa i rb swoje. Wilk ypn na dziewczyn. Umiechna si do niego. - On jest Poszukiwaczem. I ja, i Zedd przysiglimy, e oddamy ycie w jego obronie. Musz si zgodzi, skoro taka jego wola. Brophy rozdziawi pysk ze zdumienia. - On ci rozkazuje? Rozkazuje Matce Spowiedniczce? - Tak. Wilk ujrza chopaka w nowym wietle; potrzsn bem. - Dziw nad dziwami. - Obliza si. - Aha, chciabym ci podzikowa za jedzonko, ktre mi zostawiae. - O czym ty mwisz? - Kahlan zmarszczya brwi. - Ile razy co zowi, tyle razy zostawia troch dla mnie. - Robie tak, Richardzie? - spytaa. - Wiedziaem, e tam jest. - Chopak wzruszy ramionami. - Co prawda nie miaem pojcia, co to za stwr, lecz uwaaem, e nie chce nas skrzywdzi. Zostawiaem mu wic troch jedzenia, eby wiedzia, e i my nie mamy zych zamiarw. - Umiechn si do wilka. - Lecz kiedy si na mnie rzucie ostatniej nocy, to ju mylaem, e si myliem. Jeszcze raz dzikuj. Wdziczno speszya Brophyego. Podnis si. - Ju wystarczajco dugo tu tkwi. Musz si przej po lesie. Co si tam moe czai. Nie musicie wystawia warty, kiedy Brophy czuwa. Richard rzuci patyk do ogniska, obserwowa strzelajce iskry. - Jak to byo, Brophy, kiedy Kahlan ci dotkna? Kiedy porazia ci swoj moc? Nikt si nie odezwa. Chopak spojrza w te wilcze lepia. Brophy odwrci eb ku Kahlan. - Powiedz mu - szepna amicym si gosem. Wilk pooy si, skrzyowa przednie apy, wysoko unis eb. Dugo milcza, a potem rzek: - Trudno mi sobie przypomnie tamte czasy, ale postaram si wytumaczy najlepiej, jak potrafi. - Lekko przechyli eb na bok. - Bl. Pamitam bl. Ostry, przeszywajcy, ponad wszelkie wyobraenie. Potem strach. Przepotny strach, e mgbym co zrobi nie tak i urazi j. Niemal umarem ze strachu, e mgbym wywoa jej niezadowolenie. A potem

powiedziaa mi, czego chce, i poczuem rado, olbrzymi rado. Cieszyem si e wiem, jak si jej przypodoba. Nie posiadaem si z radoci, e mnie o co poprosia, e mog zrobi co, co j zadowoli. To pamitam najlepiej: desperack, szalecz potrzeb speniania jej ycze, usatysfakcjonowania i uszczliwienia jej. To byo moje jedyne pragnienie, jedyna myl - zadowoli j. Jej obecno napeniaa mnie niewysowionym szczciem. Tak wielkim, e pakaem z uniesienia. Kazaa mi powiedzie prawd, wic byem szczliwy, bo wiedziaem, e to uczyni. Draem z radoci, e dostaem zadanie, ktre mog wykona. Zaczem mwi tak szybko, jak zdoaem, eby wyjawi ca znan mi prawd. Musiaa poprosi, bym mwi wolniej, bo nic nie moga zrozumie. Gdybym mia n, tobym si zabi za to, e wywoaem jej niezadowolenie. Pocieszya mnie, e wszystko w porzdku, i pakaem z zachwytu, e nie jest na mnie za. Powiedziaem jej, co si stao. - Pochyli nieco uszy. - Powiedziaem, e nie zabiem chopca, a ona, pamitam, pooya mi do na ramieniu - omal nie zemdlaem z rozkoszy - i rzeka, e jej przykro. le zrozumiaem. Sdziem, e jej przykro, e nie zabiem malca. Bagaem, eby mi pozwolia zabi dla niej jakiego innego chopaczka. - Z wilczych lepiw pyny zy. - Wtedy wyjania, e byo jej przykro, e mnie oskaryli o morderstwo, ktrego nie popeniem. Pakaem i pakaem, bo okazaa mi askawo, aowaa mnie, troszczya si o mnie. Pamitam, co czuem, bdc przy niej. Pewno to bya mio, ale sowa nie potrafi wyrazi owego uczucia, pragnienia, podania jej. Richard wsta. Pozwoli sobie tylko na jedno spojrzenie na Kahlan, na jej zy. - Dziki, Brophy. - Umilk, upewni si, e gos go nie zawiedzie. - Ju pno. Lepiej pijcie; jutro wany dzie. Podejm swoj wart. Dobranoc. - Wy troje pijcie. - Brophy si podnis. - Ja bd pilnowa. - Doceniam twoj propozycj - rzek z trudem Richard - ale podejm wart. Jeli chcesz, to moesz strzec moich plecw. - Odwrci si i ruszy ku lasowi. - Richardzie - zawoa Zedd. Chopak si zatrzyma, lecz nie spojrza na. - Jak ko da ci ojciec? Myli Richarda zawiroway. Bagam, Zeddzie, jeli ju kiedy uwierzye w moje kamstwo, to uwierz i w to, pomyla. - Musisz j pamita. Taka maa, okrga. Na pewno j widziae. - Aha. Chyba faktycznie widziaem. Dobranoc. Pierwsze prawo magii. Dziki, stary przyjacielu, mwi do siebie Richard, e mnie nauczye, jak chroni ycie Kahlan. Odszed w noc. Gowa pulsowaa mu z blu - tego po uderzeniu i tego serdecznego.

Rozdzia trzydziesty dziewity Miasto Tamarang nie mogo pomieci wszystkich nadcigajcych ludzi. Byo ich zbyt wielu. Nadchodzili ze wszystkich stron, szukajc ochrony i bezpieczestwa. Lokowali si wok miasta. Namioty i chatynki pokryy ca przestrze pomidzy murami Tamarang a wzgrzami. Rankiem ludzie ze wzgrz zjawiali si na zaimprowizowanych targowiskach poza murami. Ci, ktrzy przybyli z innych miast i miasteczek, pobudowali prowizoryczne stragany i sprzedawali, co tylko mogli. Sprzedawali wszystko - od starych ubra po wspaniae klejnoty. W innych kramach proponowano owoce i jarzyny. Spotykao si tam uzdrawiaczy, golibrodw, wrbitw, ludzi, ktrzy chcieli szkicowa podobizny, i takich, ktrzy mieli soje z pijawkami i oferowali upuszczanie krwi. Wszdzie sprzedawano wina i wdki. Wszyscy pomimo okolicznoci, ktre ich tu przygnay - byli w wesoym nastroju. Efekt obfitoci napitkw i domniemanej opieki, osdzi Richard. Opowiadano o dokonaniach Ojczulka Rahla. O jego wspaniaoci. Mae grupki ludzi otaczay heroldw goszcych najnowsze wieci, opowiadajcych o ostatnich okropiestwach. Suchacze jczeli i zawodzili, biadajc nad zem sprawionym przez Westlandczykw. Rozlegay si okrzyki nawoujce do zemsty. Richard nie dostrzeg ani jednej kobiety z wosami sigajcymi ramion. Zamek sta na wysokim wzgrzu - w obrbie wasnych murw, w obrbie murw miasta. Na potnych murach zamku powieway - rwnomiernie rozmieszczone - czerwone chorgwie z wizerunkiem gowy czarnego wilka. Wielkie drewniane bramy w zewntrznych murach miasta zamknito, eby nie wpuszcza czerni. Ulice patrolowali konni onierze, zbroje lniy w blasku stojcego w zenicie soca krople wiata nad morzem gwarnego tumu. Richard spostrzeg jaki oddziaek, nad ktrym powieway czerwone proporce z gow czarnego wilka, spieszcy dokd nowymi ulicami. Jedni wznosili okrzyki, inni pochylali gowy, lecz wszyscy cofali si przed komi. onierze nie zwracali uwagi na ludzi, jakby ich nie widzieli. A tych, ktrzy si nie zdyli na czas usun z drogi, przepdzali ciosem w gow. Lecz nikt nie odsuwa si z drogi onierzom tak szybko, jak uchodzono z drogi Kahlan. Ludzie odsuwali si od Matki Spowiedniczki tak rczo, jak sfora psw od jeozwierza. Biaa szata Kahlan janiaa w blasku soca. Wyprostowana jak struna, gowa wysoko uniesiona - dziewczyna kroczya tak dumnie, jakby cae miasto do niej naleao. Patrzya prosto przed siebie, nikogo nie dostrzegajc. Nie chciaa zaoy paszcza. Twierdzia, e to by byo niewaciwe, wolaa, eby nie byo adnych wtpliwoci, kim jest. I nie byo.

Ludzie wpadali na siebie, usuwajc si Kahlan z drogi. Pochylali si w gbokim ukonie i trwali tak, dopki si nie oddalia. Ciche szepty niosy tytu dziewczyny daleko w tum. Nie odpowiadaa na ukony. Zedd nis plecak Kahlan. Szed wraz z Richardem dwa kroki za dziewczyn. Obydwaj bacznie obserwowali tum. Chopak tak dugo zna starca, a jeszcze nie widzia, eby czarodziej kiedykolwiek nis jaki toboek. Wygldao to co najmniej dziwnie. Richard odsun po paszcza w ty, odsoni Miecz Prawdy. Wywoa tym troch poruszenia, ale nie tyle, ile Matka Spowiedniczka. - Czy tak jest wszdzie, dokd Kahlan idzie? - szepn chopak do Zedda. - Obawiam si, e tak, chopcze. Dziewczyna bez wahania przesza kamiennym mostem do bram miasta. Stranicy u pocztku mostu umknli jej z drogi. Zignorowaa ich. Richard mia oko na wszystko, na wypadek gdyby si trzeba byo szybko wycofa. Dwa tuziny stranikw przy bramie otrzymao rozkazy, eby nikogo nie wpuszcza. Popatrywali nerwowo na siebie - nie spodziewali si odwiedzin Matki Spowiedniczki. Szczkay zbroje - jedni stranicy cofali si, wpadajc na innych, niektrzy stali w miejscu, nie wiedzc, co maj zrobi. Kahlan si zatrzymaa. Patrzya na bram, jakby oczekiwaa, e si rozwieje i zniknie. onierze przed bram oparli si o wierzeje i zerkali na kapitana. Zedd wysun si zza plecw Kahlan, stan przed ni i nisko si skoni, jakby przeprasza, e si omieli przed ni ustawi, a potem zwrci si do kapitana: - Co z tob? lepy jeste, czowieku?! Otwrz bram! Czarne oczy kapitana patrzyy to na Kahlan, to na Zedda. - Nikt nie moe wej, przykro mi. A ty si nazywasz... Twarz Zedda spurpurowiaa. Richard mia kopoty z utrzymaniem powanej miny. - Czyby usiowa mi powiedzie, kapitanie - zasycza czarodziej - e nakazano ci nie wpuszcza Matki Spowiedniczki?! - C... Rozkazano mi... - Kapitan spokornia. - Ja nie... - Natychmiast otwrz bram! - rykn wsparty pod boki Zedd. - I daj odpowiedni eskort! W tej chwili!!! Kapitan omal nie wyskoczy ze zbroi. Wy wrzaski wa rozkazy. onierze gnali ku niemu. Brama si otwara. Zjawili si konni i ustawili szeregiem przed Kahlan; powieway proporce. Kolejni jedcy utworzyli rzd za wdrowcami. Piesi onierze ustawili si po bokach, w bezpiecznej odlegoci. Richard po raz pierwszy zobaczy jej wiat, jej samotno. W co te go wcigno jego

serce? Zrozumia, dlaczego a tak potrzebowaa przyjaciela. - I to jest wedug ciebie eskorta! - rozdar si Zedd. - C niech bdzie. - Odwrci si ku Kahlan, skoniwszy gboko. - Przepraszam, Matko Spowiedniczko, za zuchwalstwo tego czowieka i za marn eskort, ktr zebra. Dziewczyna spojrzaa na czarodzieja, lekko skonia gow. W swojej biaej szacie wygldaa tak pontnie, e Richarda obla ar, cho wiedzia, e nie ma do niej adnych praw. onierze eskorty zerkali na Kahlan, czekali. Dziewczyna ruszya przed siebie, oni wraz z ni. Kopyta koni wzbiy kurz. Zedd znw szed obok Richarda. Kiedy mijali kapitana, nachyli si do niego i warkn: - Ciesz si, kapitanie, e Matka Spowiedniczka nie zna twojego nazwiska! Chopak spostrzeg, e kapitan a oklap z ulgi, kiedy ju kawaek ode odeszli; umiechn si do siebie. Chcia ich troch zaniepokoi, ale si nie spodziewa, e to bdzie a tak. Porzdek wewntrz miejskich murw by rwnie uderzajcy jak bezad na zewntrz. Od wzgrza z warownym zamkiem rozchodziy si brukowane ulice, w witrynach mieszczcych si przy nich sklepw kupcy prezentowali sprzedawane przez siebie towary. Nie byo tu pyu ani zapaszkw. Tak wspaniaych zajazdw, jak te w Tamarang, Richard jeszcze nigdy nie widzia. Przed wejciem do niektrych stali odwierni w czerwonych uniformach i w biaych rkawiczkach. Nad drzwiami wisiay ozdobne szyldy: gospoda Pod Srebrzystym Ogrodem, gospoda Collinsa, gospoda Pod Biaym Rumakiem, zajazd Pod Karet. Panowie i damy, odziani w barwne, wytworne szaty, z wdzikiem zaatwiali jakie swoje sprawy. Jedno ich czyo z ludmi spoza murw: i oni kaniali si gboko, widzc nadchodzc Matk Spowiedniczk. Tupot koskich kopyt i szczk zbroi przyciga ich uwag - spostrzegali Kahlan, cofali si, cho wolniej ni tamci, i kaniali. W niczym nie uchybiali etykiecie, cho nie byo w tym za grosz szczeroci. W ich oczach miga cie lekcewaenia. Kahlan ignorowaa ich. Mieszkacy Tamarang bardziej zwracali uwag na miecz Richarda ni ci poza murami. Oczy mczyzn przelizgiway si po oru, twarze kobiet przybieray wyraz pogardy. Wosy kobiet i w miecie byy krtkie, cho niekiedy sigay do ramion. adna jednak nie miaa duszych. I to te wyrniao Kahlan - pukle sigajce poowy plecw. Ani jedna kobieta nie nosia wosw zblionej dugoci. Jak to dobrze, e ich nie obciem, cho tego

chciaa, cieszy si Richard. Jeden z jedcw run galopem ku zamkowi, aby oznajmi nadejcie Matki Spowiedniczki. Kahlan kroczya dostojnie, ze spokojn, niczego nie zdradzajc twarz. Chopak dobrze zna ow min. Teraz zda sobie spraw, co to takiego. To bya twarz Spowiedniczki. Jeszcze nie dotarli do bram zamku, a ju trbki ogosiy nadejcie Matki Spowiedniczki. Na szczytach murw roio si od onierzy: ucznikw, pikinierw, zbrojnych w miecze. Stali szeregiem, skonili si jak jeden, gdy Kahlan si zbliaa, i pozostali tak, dopki nie przesza przez stalow bram. Przy drodze w obrbie zamkowych murw sta szpaler onierzy. I oni si skonili przed Matk Spowiedniczka. Skraj niektrych tarasw zdobiy kamienne wazy wypenione kwiatami, pewnie przynoszone co dzie z cieplarni, lub zielonymi krzewinkami. Na obszernych gazonach rosy wymylnie wystrzyone ywopoty, czasami tworzce labirynty. W pobliu zamku przycito je w ksztaty zwierzt i postaci. Rosy po obu stronach drogi, daleko jak okiem sign. Wyrosy przed nim mury zamku. Richard osupia. Jeszcze nigdy si nie znalaz w pobliu tak olbrzymiej budowli. Paac Shoty by wielki, lecz nie a tak, poza tym chopak by ode do daleko. Wiee i wieyczki, mury i balustrady, balkony i nisze wznosiy si wysoko w gr. A Kahlan mwia, e to tylko mao znaczce krlestwo, zdumiewa si Richard. Jake wic musz wyglda zamki w tych waniejszych! Jedcy zostali przy waach; weszli do wntrza przez olbrzymie miedziane wrota piesi onierze stanli szeregiem po obu stronach wierzei, dalej poszli ju tylko we troje, Kahlan na czele, Zedd i Richard za ni. Komnata bya olbrzymia. Rozcigaa si przed nimi lnica paszczyzna z czarnych i biaych pyt. Kamienne kolumny, zdobione spiralnymi obieniami - tak grube, e dopiero dziesiciu ludzi mogoby je opasa - podpieray ebrowany, sklepiony strop. Richard poczu si may jak mrwka. Na bocznych cianach wisiay wielkie gobeliny ze scenami bohaterskich bitew. Chopak ju przedtem widzia gobeliny; jego brat mia dwa. Richardowi do si podobay, cho uwaa je zawsze za ekstrawagancki zbytek. Lecz Michaelowe kilimy wyglday przy tych gobelinach jak bazgranina przy wspaniaym obrazie. Chopak nawet si nie spodziewa, e istniej takie wspaniaoci. Zedd nachyli si ku Richardowi i szepn: - Przesta tak wytrzeszcza oczy i zamknij usta. Zawstydzony chopak zamkn usta i przesta si gapi na boki. Pochyli si ku czarodziejowi i spyta szeptem:

- Czy ona jest przyzwyczajona do czego takiego? - Nie. Matka Spowiedniczka jest przyzwyczajona do o wiele wspanialszych siedzib. Przytoczony Richard zamilk. Przed nimi znajdoway si wspaniae schody. Chopak oceni e na rodkowym podecie spokojnie zmieciby si jego domek i jeszcze zostaoby miejsce. Balustrady byy rzebione, marmurowe. U stp schodw czeka tumek ludzi. Na czele staa krlowa Milena, pulchna kobieta w pasiastych, pstrokatych jedwabiach. Okrywaa j pelerynka przyozdobiona filtrem z ctkowanych lisw. Wosy krlowej byy rwnie dugie jak wosy Kahlan. Trzymaa co na rkach. Richard pocztkowo nie mg si domyli, co to takiego - wtem usysza poszczekiwanie i poj, e to may piesek. Zbliyli si ku zgromadzonym. Wszyscy oprcz krlowej opadli na kolano i zgili si w gbokim ukonie. Richard gapi si cakiem otwarcie - jeszcze nigdy nie widzia krlowej. Zedd kopn chopaka w kostk. Dopiero wtedy Richard, za przykadem czarodzieja, opad na kolano i pochyli gow. Tylko Kahlan i krlowa si nie skoniy. Ledwo Richard si skoni, a ju wszyscy powstali; on na samym kocu. Przypuszcza, e krlowa i Spowiedniczka nie musz si przed sob skania. Krlowa Milena wpatrywaa si w Kahlan. Dziewczyna trzymaa gow wysoko. Nie zmienia spokojnej i wyniosej miny, nawet nie spojrzaa na Milen. Wszyscy milczeli. Kahlan wysuna przed siebie wyprostowane rami, do mikko opada. Krlowa spochmurniaa. Kahlan nie zmienia wyrazu twarzy. Panowaa taka cisza, e Richardowi si zdawao, i usyszaby nawet mrugnicie powiek. Krlowa podaa pieska mczynie w jaskrawozielonym kubraku z rkawami i w obcisych, czarnych w czerwone i zote paski, nogawicach. Piesek warkn zoliwie i ugryz mczyzn w rk; ten uda, e nic si nie stao. Krlowa uklka przed Kahlan na oba kolana. Natychmiast zbliy si modzian w czarnych szatach i z tac w doniach. Skoni si, niemal dotykajc brod piersi, podsun tac krlowej. Wzia may rcznik, zmoczya w srebrnej miseczce z wod i otara nim wargi. Odoya rczni czek na tac. Krlowa uja do Matki Spowiedniczki i ucaowaa wieo obmytymi wargami. - Na swoje ycie, koron i ziemie przysigam wierno Spowiedniczkom. Richard rzadko sysza, by kto tak gadko kama. Kahlan wreszcie przesuna wzrok. Spojrzaa na pochylon gow krlowej. - Powsta, dziecko. Rzeczywicie waniejsza od krlowej, pomyla Richard. Przypomnia sobie, jak

uczy Kahlan sporzdza wnyki, czyta tropy, wykopywa korzenie, i spurpurowia. Krlowa Milena podniosa si z trudem. Jej wargi si umiechay. Lecz oczy nie. - Nie prosilimy o Spowiedniczk. - Niemniej jednak si zjawiam - gos Kahlan mgby zamrozi wod. - Tak. To... To wspaniale. Po prostu... Cudownie. - Twarz krlowej pojaniaa. Wydamy uczt. Tak, uczt. Natychmiast rozel posacw z zaproszeniami. Wszyscy si zjawi. Jestem pewna, e bd zachwyceni, ucztujc wraz z Matk Spowiedniczk. To wielki zaszczyt. - Odwrcia si, wskazaa mczyzn w czerwono-tych noga wicach. - Oto moi doradcy. - Wymienieni skonili si gboko. - Nie pamitam wszystkich nazwisk - pokazaa dwch odzianych w zociste szaty: - Silas Tannic i Brandin Gadding, naczelni doradcy krlowej. - Obaj si skonili. - Lord Rondel, minister finansw, oraz lady Kyley, moja gwiadziarka. - Richard nie widzia wrd dworzan czarodzieja w srebrzystej szacie. Krlowa skina na skromnie odzianego czowieka, trzymajcego si z tyu. - A oto mj nadworny malarz, James. Richard ktem oka dostrzeg, e Zedd zesztywnia. James skoni si lekko, nie spuszczajc z Kahlan lubienego spojrzenia. Brakowao mu prawej doni, obcitej w nadgarstku. Lepki umieszek, jakim James obdarzy dziewczyn, sprawi, e Richard odruchowo sign do miecza. Zedd natychmiast zapa go za rk i powstrzyma. Chopak rozejrza si wok - nikt inny tego nie zauway. Wszyscy si wpatrywali w Matk Spowiedniczk. Kahlan przedstawia swoj eskort. - Zeddicus Zorander, wrbita z chmur, zaufany doradca Matki Spowiedniczki - Zedd skoni si teatralnie - oraz Richard Cypher, Poszukiwacz, opiekun Matki Spowiedniczki. Chopak naladowa ukon starca. - Do aosna obrona Matki Spowiedniczki. - Krlowa Milena spojrzaa kwano na Richarda. Chopak ani drgn, Kahlan pozostaa niewzruszona. - Liczy si miecz, a nie czowiek - stwierdzia zimno Matka Spowiedniczk. - Moe i ma saby umys, lecz na pewno nie ramiona. Przyznam, e troch za czsto macha mieczem. Mina krlowej wiadczya, e nie bardzo wierzy dziewczynie. Ze schodw zesza dziewczynka. Ubrana bya w row atasow sukienk i obwieszona za duymi dla niej klejnotami. Stana u boku krlowej, odrzuciwszy w ty dugie wosy. Nie skonia si. - Moja crka, ksiniczka Violet. Violet, kochanie, oto Matka Spowiedniczk. Ksiniczka Violet ypna gniewnie na Kahlan. - Masz za dugie wosy. Chyba kto powinien ci je obci.

Richard dostrzeg na twarzy krlowej umieszek zadowolenia. Uzna, e nadszed czas, by wzmc jej niepokj. W olbrzymiej komnacie zadwicza dobyty z pochwy Miecz Prawdy, a kamienne ciany i strop wzmocniy dwik. Czubek miecza zatrzyma si tu przed nosem ksiniczki. Richard pozwoli, by wnikn we gniew ora; dodao to mocy jego sowom. - Sko si przed Matk Spowiedniczk - sykn - lub zginiesz. Zedd przybra znudzon min. Kahlan spokojnie czekaa. Ksiniczka Violet patrzya wielkimi oczami na czubek miecza. Opada na kolana i pochylia gow. Zerkna na Richarda, jakby pytaa, czyjej ukon go zadowala. - Uwaaj, co mwisz - parskn szyderczo - bo nastpnym razem obetn ci jzyk. Ksiniczka kiwna gow, wstaa i stana po drugiej stronie matki. Richard schowa miecz, odwrci si, gboko pokoni Kahlan, ktra w ogle na nie spojrzaa, i wrci na swoje miejsce za jej plecami. Owa demonstracja wywoaa podany efekt: gos krlowej Mileny sta si sodki jak mid. - Jak ju mwiam, to wspaniale, e jestecie tutaj. Jestemy zachwyceni. Wprost zachwyceni. Pozwl, e ci zaprowadzimy do naszej najwspanialszej komnaty. Pewno si zmczya podr. Moe chciaaby wypocz przed uczt, a po uczcie czeka nas wszystkich duga, mia... - Nie przybyam tutaj, eby si posili - przerwaa jej Kahlan - lecz eby wizytowa lochy. - Lochy? - Krlowa Milena skrzywia si. - Tam jest tak paskudnie. Jeste pewna, e nie wolaaby raczej... - Znam drog. - Kahlan ruszya przed siebie, Zedd i Richard za ni. Zatrzymaa si, obrcia ku krlowej. - Zaczekaj tu - polecia lodowatym tonem - dopki nie skocz. Krlowa pokornie kiwna gow, a Kahlan okrcia si z szumem szaty i posza ku lochom. Gdyby Richard nie zna jej tak dobrze, cae to spotkanie miertelnie by go wystraszyo. I wcale nie by pewny, czy si tak nie stao. Kahlan poprowadzia ich w d schodami i przez komnaty, ktre staway si coraz skromniejsze, w miar jak schodzili na nisze poziomy zamku. Richard by oszoomiony rozmiarami budowli. - Miaam nadziej, e i Giller tam bdzie - odezwaa si Kahlan. - Wtedy moglibymy oszczdzi sobie tej wizytacji. - Ja te - mrukn Zedd. - Ogranicz si do krtkiej inspekcji, spytaj, czy kto chce

zoy spowied, i gdy odmwi, zaraz wracamy na gr i zadamy spotkania z Gillerem. Umiechn si do dziewczyny. - Znakomicie to rozegraa. - Ona za umiechna si do nich obu. - Trzymaj si z daleka od tego malarza Jamesa, Richardzie - ostrzeg czarodziej. - Czemu? Bo mgby le namalowa mj portret? - Przesta szczerzy zby. Bo mgby rzuci na ciebie czary. Rysunkiem. - Czary? Dlaczego malarz miaby rzuca na mnie czary? I to rysunkiem? - Bo w Midlandach jest wiele jzykw, cho gwny jest taki sam jak w Westlandzie. Sowne zaklcia trzeba rozumie, inaczej nie podziaaj. Jeli nie mwisz czyim jzykiem, to nie moesz rzuci zaklcia na tego kogo. Ale rysunek kady zrozumie. James moe zakl rysunkiem niemal kadego - oczywicie nie Kahlan czy mnie, lecz ciebie na pewno. Trzymaj si ode z daleka, chopcze. Pospiesznie schodzili kamiennymi schodami, odgos krokw odbija si echem. Byli ju w podziemnej czci zamczyska. ciany ociekay tu wilgoci, miejscami byy olize. Kahlan wskazaa cikie drzwi. - Tdy. Richard pocign elazny piercie, zawiasy zaskrzypiay i drzwi si otworzyy. Pochodnie owietlay wski korytarz; sufit by tak nisko, e chopak musia si pochyli, eby nie uderzy we gow. Wilgotn podog zacielaa nadgnia soma. Przy kocu korytarza Kahlan zwolnia, podesza do elaznych drzwi z zakratowanym wizjerem. Patrzyy na nich czyje oczy. Zedd wychyli si spoza dziewczyny. - Matka Spowiedniczka chce zobaczy winiw - warkn. - Otwieraj. Richard usysza zgrzyt klucza w zamku. Przysadzisty czowiek w brudnym mundurze otworzy drzwi. U jego pasa obok kluczy wisia toporek. Mczyzna pokoni si Kahlan, ale wyglda na zirytowanego. W milczeniu poprowadzi ich przez niewielki pokj, w ktrym przed chwil zajada przy stole. Potem nastpnym ciemnym korytarzem ku drugim elaznym drzwiom. Waln w nie pici. Dwaj stranicy za drzwiami skonili si, zaskoczeni. Wszyscy trzej wyjli pochodnie z metalowych uchwytw i poprowadzili goci krtkim przejciem przez trzecie elazne drzwi, w ktrych wszyscy musieli si mocno pochyli. Migotliwe wiato pochodni rozjanio mroki. W celach, za elaznymi kratami winiowie osaniali oczy przed nagym blaskiem i cofali si w gb. Kahlan spokojnie wymwia imi Zedda, dajc znak, e czego oczekuje. Starzec poj, o co chodzi. Wzi pochodni od jednego ze stranikw i owietli dziewczyn, eby wszyscy uwizieni dowiedzieli si, kim ona jest. Rozpoznali j.

- Ilu z tych ludzi jest skazanych na mier? - spytaa Kahlan jednego ze stranikw. - Wszyscy - odpar, pocierajc nieogolony policzek. - Wszyscy - powtrzya. - Tak. Za zbrodnie przeciwko Koronie. Patrzya na przez chwil, potem zwrcia si do winiw: - Czy kady z was popeni gwn zbrodni? Przez chwil panowaa cisza. Potem jaki czowiek o zapadych policzkach podszed do krat i zacisn donie na metalowych sztabach. Plun na dziewczyn. Kahlan wycigna rk w ty, powstrzymujc Richarda, zanim si zdy poruszy. - Przysza wykona brudn robot krlowej, Spowiedniczko? Pluj na ciebie i na twoj ndzn krlow. - Nie jestem tutaj z ramienia krlowej. Przyszam, eby da wyraz prawdzie. - Prawda! Prawd jest to, e aden z nas nic nie zrobi! Moe tylko szemra na nowe prawa. A kiedy to protestowanie przeciwko godowaniu i zamarzaniu na mier wasnej rodziny jest zdrad stanu?! Zjawili si poborcy krlowej i zabrali wikszo moich zbiorw, mao co nam zostawili. A kiedy sprzedaem odrobink, ktr udao mi si zaoszczdzi, powiedzieli, e oszukuj i upi lud. Wszystkie ceny rosn niebotycznie. Staraem si przey, to caa moja wina. I mam straci gow za paskarskie podbijanie ceny. Ci wszyscy winiowie to niewinni rolnicy, kupcy, rzemielnicy. Wszyscy mamy umrze za to, e si staralimy wyy z naszej pracy. - Czy ktry z was chce zoy spowied, eby dowie swojej niewinnoci? - spytaa Kahlan. Rozlegy si ciche szepty. Podnis si jaki wymizerowany czowiek i podszed do krat. Popatrzy na nich wystraszonymi oczyma. - Ja chc. Nic nie zrobiem, a maj mi ci gow. Moja ona i dzieci zostan bez ywiciela. Ja chc si wyspowiada. - Wysun rami poza kraty. - Przyjmij moj spowied, Matko Spowiedniczko. Do krat podchodzili coraz to nowi mczyni, a kady z nich prosi o wysuchanie jego spowiedzi. Wkrtce wszyscy stanli przy kratach, bagajc Kahlan, eby przyja ich wyznania. Dziewczyna i Zedd wymienili ponure spojrzenie. - Do tej pory tylko trzech skazacw prosio o spowied - szepna Kahlan czarodziejowi. - W caej mojej spowiedniczej dziaalnoci. - Kahlan? - Z ciemnej celi po drugiej strome korytarza rozleg si znajomy gosik. Dziewczyna mocno zacisna donie na kratach.

- Siddin? Siddin! - Gwatownie okrcia si ku stranikom. - Wszyscy ci ludzie wyspowiadali si Matce Spowiedniczce. Uznaj, e s niewinni. Otwrz kraty! - No, no, wolnego. Nie mog ich wypuci. Richard obrci si ku niemu, wyszarpujc miecz. Ostrze przesuno si po sztabach; w powietrzu zataczyy iskry, poleciay drobiny stali. Chopak kopniakiem zatrzasn drzwi za plecami osupiaych stranikw. Czubek miecza zawisn przed ich twarzami, zanim ktry zdy odczepi toporek od pasa. - Otwieraj krat albo ci przetn na p i zdejm klucze z twojego pasa! Roztrzsiony stranik skoczy wykona rozkaz. Krata gwatownie si otwara. Kahlan wbiega do celi, w mrok. Wrcia, niosc w ramionach wystraszonego Siddina. Tulia do ramienia gwk malca, co mu szeptaa, uspokajaa go. Siddin odpowiedzia co w mowie Botnych Ludzi. Umiechna si, co powiedziaa i chopczyk odwzajemni umiech. Stranik akurat otwiera drzwi drugiej celi. Dziewczyna podtrzymaa Siddina jednym ramieniem, a woln rk zapaa stranika za konierz. - Matka Spowiedniczka stwierdzia, e wszyscy ci ludzie s niewinni - gos miaa twardy jak stal. - Na mj rozkaz maj zosta uwolnieni. Wy trzej macie ich bezpiecznie wyprowadzi poza miasto. - Stranik by od niej niszy o gow. Przycigna jego twarz do swojej. - Jeeli nie wykonacie rozkazu, odpowiecie mi za to. - Tak, Matko Spowiedniczko - energicznie potakiwa przeraony stranik. Rozumiem. Bdzie, jak rozkazaa. Rcz za to sowem. - yciem - poprawia go Kahlan. Pucia go. Winiowie wysypywali si z cel, padali przed dziewczyn na kolana, pakali, caowali skraj jej szaty. Przegonia ich. - Wystarczy. Odejdcie swoj drog. I pamitajcie, e Spowiedniczki nie su nikomu i niczemu, a wycznie prawdzie. Przysigli, e to zapamitaj, i odeszli za stranikami. Richard zobaczy, e koszule wielu z nich byy poszarpane lub poplamione zakrzep krwi; plecy mieli poprzecinane prgami po uderzeniach. Kahlan si zatrzymaa, zanim weszli do komnaty, w ktrej czekaa krlowa, i podaa Siddina Zeddowi. Przygadzia wosy, rozprostowaa fady szaty. Gboko odetchna i przybraa nieprzeniknion min. - Nie zapominaj, po co tu przyszlimy, Matko Spowiedniczko - napomnia j czarodziej. Przytakna, dumnie podniosa gow i wesza do komnaty. Krlowa Milena wraz ze

swym dworem czekaa tam, gdzie j zostawili. Oczy krlowej spoczy na Siddinie. - Tusz, Matko Spowiedniczko, i znalaza wszystko w jak najwikszym porzdku? Twarz Kahlan pozostaa spokojna, lecz jej gos by lodowaty i ostry. - Dlaczego wtrcono do lochw to dziecko? - Hmm, nie jestem pewna. - Milena wytrzeszczaa oczy. - Chyba... Chyba go przyapano na kradziey i zamknito w lochu, zanim si odszuka jego rodzicw. Tak, na pewno. Zapewniam ci, e nic wicej. - Stwierdziam, e wszyscy winiowie s niewinni - Kahlan spojrzaa zimno na krlow - i rozkazaam ich wypuci. Wierz, i jeste zadowolona, e zaoszczdziam ci popenienia straszliwej pomyki, e zapobiegam ciciu niewinnych ludzi. Sdz, e dopilnujesz, by ich rodzinom wynagrodzono krzywdy spowodowane owym bdem. Jeeli to si znw powtrzy, to przy nastpnej wizycie oprni nie tylko lochy, ale i tron. Richard zdawa sobie spraw, e to nie przedstawienie majce uatwi zdobycie szkatuy; widzia, jak Kahlan wykonuje swoje obowizki. To wanie po to czarodzieje stworzyli Spowiedniczki. Takie byy zadania Matki Spowiedniczki. - Ooo... - Krlowa Milena wytrzeszczaa oczy. - Taak... Tak. Oczywicie. Niektrzy moi dowdcy odznaczaj si wygrowan ambicj, to na pewno ich sprawka. Nie miaam o tym pojcia. Dzikuj... e nas uratowaa przed popenieniem tak powanej pomyki. Osobicie dopilnuj, eby wypeniono twoje polecenia. Sama, oczywicie, te bym tak postpia, gdybym... - Opucimy ci teraz - przerwaa jej Kahlan. - Opucicie?- Twarz krlowej pojaniaa. - Och, jaka szkoda! Z radoci oczekiwalimy, e zaszczycisz nas swoj obecnoci na uczcie. Ogromnie mi przykro, e odchodzisz. - Mam inne, niecierpice zwoki, sprawy. Lecz zanim odejd, chciaabym porozmawia z moim czarodziejem. - Twoim czarodziejem? - Z Gillerem - sykna Kahlan. Krlowa przelotnie zerkna na sufit. - C... To... To si moe okaza niemoliwe. - Wic umoliw to. - Dziewczyna nachylia si ku niej. - I to zaraz. - Uwierz, bagam, uwierz mi, Matko Spowiedniczko. - Twarz Mileny zbielaa. - Na pewno wolaaby nie oglda Gillera w... W jego obecnym stanie. - Natychmiast - powtrzya Kahlan. Richard poluzowa miecz w pochwie, akurat na tyle, eby to zwrcio uwag

krlowej. - Dobrze wic. On jest... Na grze. - Poczekasz tutaj, a skocz. Krlowa popatrzya na podog. - Oczywicie, Matko Spowiedniczko. - Spojrzaa na jednego z odzianych w obcise nogawice dworakw i polecia: - Wska drog. Mczyzna poprowadzi ich schodami na wysze pitro, potem kilkoma korytarzami i w kocu spiralnymi kamiennymi schodkami na szczyt wiey. Zatrzyma si przed cikimi drewnianymi drzwiami, min mia niepewn. Kahlan odprawia go. Skoni si, zadowolony, e moe odej. Richard otworzy drzwi. Weszli do komnaty i zamkn je za nimi. Kahlan spazmatycznie zachysna si oddechem i ukrya twarz na ramieniu chopaka. Zedd przycisn buzi Siddina do swojej szaty. Komnata bya zniszczona. Cakowicie. Dach znikn, jak odrzucony wybuchem, wida byo soneczne niebo. Ocalao ledwie par belek. Z jednej z nich zwisa sznur. Nagie ciao Gillera koysao si lekko, zawieszone na wbitym pod ebro rzeniczym haku. Gdyby dach pozosta na miejscu, to smrd wypdziby ich z komnaty. Zedd poda Siddina Kahlan i - nie patrzc na ciao - zacz z wolna kry po okrgej komnacie; marszczy w zadumie twarz. Przystan i dotkn wbitych w ciany szcztkw mebli. Utkwiy w kamiennych cianach jak w mikkim male. Richard sta jak sparaliowany i wpatrywa si w ciao Gilllera. - Chod no tu, chopcze - przywoa go Zedd. Czarodziej przesun palec po czarnym, jakby pokrytym sadz fragmencie ciany. Byy dwa takie miejsca. Blisko siebie. Dwie poczerniae plamy, cienie wypronych ludzi jakby owi ludzie zniknli, pozostawiajc tylko swoje cienie. Na wysokoci okci obu ludzi, waciwie tu powyej okci, nie byo czerni - w kamienn cian wtopiy si zote obrcze. - Ogie czarodzieja - powiedzia Zedd. - Uwaasz, e to byli ludzie? - spyta z niedowierzaniem Richard. Zedd potakn. - Wtopi ich w cian. - Posmakowa czarn smug na swoim palcu, umiechn si do siebie. - Ale to byo co wicej ni zwyky ogie czarodzieja. - Richard zmarszczy brwi, Zedd wskaza na czarn plam i poleci: - Posmakuj. - Po co? - eby si czego nauczy. - Czarodziej popuka chopaka po gowie. Richard si skrzywi i poszed za przykadem starca. - To sodkie! Zedd si umiechn z zadowoleniem.

- Bo to co wicej ni zwyky ogie czarodzieja. Giller doda do niego ca swoj yciow si. Przela w ten ogie swoje ycie. To by ogie ycia czarodzieja. - Umar, tworzc w ogie? - Tak. To ma sodki smak. A wic odda swoje ycie, eby ratowa inne. Gdyby to uczyni dla siebie, na przykad eby uciec przed torturami, to w czarny proszek miaby gorzki smak. Giller umar dla kogo. Zedd stan przed skrconym ciaem Gillera, odpdzi muchy. Przekrzywi gow, prbujc spojrze od dou. Odsun palcem wzowaty sznur, przyjrza si twarzy Gillera. Wyprostowa si. - Zostawi wiadomo. - Wiadomo? - spytaa Kahlan. - Jak wiadomo? - Na jego ustach zastyg umiech. Z takiego umiechu kady, kto umie czyta owe znaki, wyczyta, e nie zdradzi tego, co chciano ze wycign. - Richard podszed bliej, starzec wskazywa na rozcity brzuch. - Widzicie, jak przebiega to cicie? Uczyni je kto, kto praktykuje magi zwan antropomancj, odczytywanie odpowiedzi z wntrznoci ywego czowieka. Rahl Pospny wykonuje owo cicie bardzo podobnie, jak czyni to jego ojciec. Richard przypomnia sobie wasnego ojca - i jemu Rahl to uczyni. - Jeste pewny, e zrobi to Rahl Pospny? - spytaa Kahlan. - A kt by inny? - Zedd wzruszy ramionami. - Tylko on mg uj cao przed ogniem ycia czarodzieja. Nawiasem mwic, owo cicie to jego podpis. Spjrz tutaj. Widzisz koniec rozcicia? Jak si zaczyna zakrzywia? - No i co z tego? - Kahlan odwrcia oczy. - To sierp. A przynajmniej powinien by. To miao by sierpowe cicie. Wycina si w sierp podczas inkantacji, wic pytanego z pytajcym. Sierp zmusza pytanego do odpowiedzenia na zadane mu pytanie. Lecz tu... Widzisz? Sierp jest zaczty, ale niedokoczony. - Czarodziej umiechn si ponuro. - To wtedy Giller przela swoje ycie w pomie. Wyczeka, a Rahl prawie skoczy, i w ostatniej chwili pozbawi go upragnionej wiadomoci. Pewnie chodzio o imi osoby, ktra ma szkatuk. Wntrznoci martwego czowieka nic Rahl owi nie zdradziy. - Nigdy nie podejrzewaam, e Giller jest zdolny do tak bezinteresownego czynu szepna Kahlan. - Jak Giller tego dokona, Zeddzie? - spyta strwoony Richard.- Jak zdoa zachowa umiech w chwili mierci, skoro zadano mu taki bl? - Czarodzieje powinni by przyzwyczajeni do blu. - Starzec posa chopakowi takie

spojrzenie, ze Richard poczu zimny dreszcz - O tak:, powinni by na wytrzymali. I chtnie przyjbym twoj decyzj, e nie zostaniesz czarodziejem, eby ci oszczdzi tej straszliwej prby. Niewielu wychodzi z mej z yciem. Ile tajemniczych rzeczy Zedd musi wiedzie, zaduma si Richard, rzeczy, o ktrych mu nigdy nie mwi. Starzec dotkn czule policzka martwego Gillera. - Dobrze postpie, mj uczniu. Ten czyn przywrci ci honor. - Rahl pewno posinia z wciekoci - odezwa si chopak - Zniknijmy std jak najszybciej, Zeddzie. Za bardzo mi to wyglda na przynt. Czarodziej przytakn. - Szkatuy i tak tu nie ma. - Przynajmniej Rahl jej jeszcze nie dopad. Oddaj mi chopca. - Starzec wycign rce po Siddina. - Musimy std wyj dokadk tak samo, jak weszlimy do komnaty. Lepiej niech nie wiedz, po co tu naprawd przyszlimy. Zedd szepn co do uszka chopczyka, ten zachichota i obj czarodzieja za szyj. Twarz krlowej Mileny nie odzyskaa rumiecw. Milena skubaa skraj swojej paradnej pelerynki. Kahlan podesza do niej zdecydowanym, lecz spokojnym krokiem. - Dziki ci za okazan mi gocinno - powiedziaa dziewczyna. - Opucimy ci ju. - Wizyta Matki Spowiedniczki jest zawsze mile widziana. - Krlowa skonia gow. Ciekawo przewaya nad strachem i Milena spytaa: - A co z... Gillerem? - auj, e mnie uprzedzia - odpara zimno Kahlan. - Chtnie sama bym mu to zrobia lub przynajmniej asystowaa przy tym. Lecz c, liczy si tylko efekt. Jakie nieporozumienie? - Ukrad co, co naleao do mnie. - Twarz krlowej odzyskaa kolory. - Ach tak. Mam nadziej, e to odzyskaa. egnaj. - Dziewczyna zrobia par krokw, zatrzymaa si. - Pamitaj, krlowo Mileno, e wrc tutaj, eby sprawdzi, czy przywoaa do porzdku swoich nadgorliwych dowdcw, czy te znw skazuj na mier niewinnych ludzi. Kahlan odwrcia si i ruszya ku wyjciu. Richard i Zedd z Siddinem na rkach poszli za ni. Chopak szed jak marionetka obok starca, za Kahlan, wrd nisko si kaniajcych ludzi, poprzez miasto i za jego mury. Myli kbiy mu si w gowie. I co teraz? Shota go ostrzegaa, e szkatuka dugo nie pozostanie u krlowej. Miaa racj. Gdzie jest teraz? Na pewno nie wrci do wiedmy, eby j o to zapyta. Komu Gilier mg odda szkatu? Jak si

maj tego dowiedzie? Richard by ogromnie przygnbiony. Mia tego do. Przygarbione ramiona Kahlan mwiy mu, e i ona ma podobne odczucia. Caa trjka milczaa. Tylko Siddin papla, lecz chopak go nie rozumia. - Co on mwi? - zapyta Zedda. - e by dzielny, jak mu przykazaa Kahlan, ale e si cieszy, e zjawi si Richard Popdliwy i e zabierze go do domu. - Chyba wiem, co on czuje. Co teraz zrobimy, Zeddzie? - Skd mam wiedzie? - Czarodziej spojrza na ze zdumieniem. - To ty jeste Poszukiwaczem. No i piknie. Ju zrobiem, co w mojej mocy, a mimo to nie mamy szkatuy, pomyla Richard. A oni wci oczekuj, e j odnajd. Mia uczucie, e uderzy w cian, ktrej w ogle nie zauway. Szli przed siebie, a on nie mia pojcia, dokd teraz pj. Zachodzce soce zocio chmury. Richard dostrzeg co daleko przed nimi. Wysun si w przd, szed obok Kahlan. I ona na to patrzya. Droga bya pusta, wszyscy podrujcy zatrzymali si gdzie na nocleg. Chopak ju wkrtce zobaczy, co si zblia. Galopoway ku nim cztery konie. Tylko jeden nis jedca.

Rozdzia czterdziesty Richard dotkn rkojeci miecza. Patrzy na lnicy zocicie w promieniach zachodzcego soca py, wzbijany kopytami pdzcych koni. Wkrtce usysza grzmicy ttent. Samotny jedziec pochyli si w siodle, przynaglajc wierzchowca. Chopak wysun nieco miecz z pochwy, sprawdzi, czy luno chodzi. Czarno odziany jedziec by coraz bliej; wyglda znajomo. - Chase! Stranik granicy wstrzyma konie tu przed wdrowcami. Odczeka, a opadnie kurz, spojrza na nich. - Wyglda na to, e z wami wszystko w porzdku. - Jak dobrze znw ci widzie, Chase! - Richard si umiechn. - Jak nas znalaze? - Przecie jestem stranikiem granicy - obruszy si zapytany; uzna, e to wystarczajce wyjanienie. - Znalelicie to, czegocie szukali? - Nie - westchn chopak; dostrzeg mae rczki wczepione w boki Chasea. Zza plecw stranika wyjrzaa znajoma buzia. - To ty, Rachel? Wychylia si bardziej, umiechajc si promiennie. - Richard! Tak si ciesz, e znowu jeste! Czy Chase nie jest wspaniay? Stoczy walk z chimer i ocali mnie przed zjedzeniem. - Wcale nie stoczyem walki - burkn Chase. - Przestrzeliem eb i tyle. - Aleby walczy. Jeste najdzielniejszy ze wszystkich. Chase skrzywi si bolenie i przewrci oczami. - No i czy to nie najbrzydsza dziewuszka na wiecie? - Odwrci si i ypn na ni. Nie mog uwierzy, e chimera naprawd chciaa ci zje. Rachel zachichotaa i przytulia si do niego. - Patrz tylko, Richardzie. - Wysuna ku chopakowi obut stopk. - Chase ustrzeli jelenia. Powiedzia, e to pomyka, e jest za wielki, wic go przehandlowa jakiemu czowiekowi ktry mia tylko butki i ten paszcz na wymian. Czy nie s liczne? Chase powiedzia, e mog je zatrzyma. - Tak, to wspaniale. - Chopak umiechn si do niej. Zauway lalk i wzeek z chlebem, wcinite pomidzy ma a stranika, spostrzeg rwnie, e Rachel zerka na Siddina, jakby go ju kiedy widziaa. - Czemu ucieka? - Kahlan dotkna nki dziewczynki. - Ogromnie si o ciebie balimy. Rachel wzdrygna si pod dotykiem dziewczyny. Jednym ramionkiem mocno

przywara do Chasea, drug rczk wsuna do kieszeni. Nie odpowiedziaa Kahlan, popatrzya na Siddina. - Czemu jest z wami? - Kahlan go uwolnia - odpar Richard. - Krlowa go zamkna w lochu. To nie jest miejsce dla dziecka, wic Kahlan go stamtd zabraa. - Czy krlowa si nie rozzocia? - Dziewczynka spojrzaa na Kahlan. - Nie pozwol nikomu krzywdzi dzieci - powiedziaa dziewczyna. - Nawet krlowej. - Nie stjcie tak. Przyprowadziem wam konie. Wsiadajcie. Spodziewaem si, e si z wami dzisiaj spotkam. W waszym obozowisku, tym ostatnim, po tej stronie Callisidrinu, piecze si dzik. Zedd przytrzyma siodo jedn rk, drug podtrzyma Siddina i wskoczy na konia. - Dzik! Czy ty zwariowa?! Zostawi dzika na ronie bez dozoru! Jeszcze go kto ukradnie! - A niby dlaczego was popdzam?! Peno tam wilczych ladw, ale chyba nie podejd do ogniska. - Zostaw tego wilka w spokoju - ostrzeg czarodziej. - To przyjaciel Matki Spowiedniczki. Chase rzuci okiem na Kahlan, potem na Richarda. Zawrci konia i poprowadzi ich ku zachodzcemu socu. Powrt stranika doda chopakowi ducha. Richard znw czu, e wszystko jest moliwe do wykonania. Kahlan dosiada konia i wzia Siddina; miali si i rozmawiali podczas jazdy. Dotarli do obozowiska. Zedd nie marnowa czasu na sprawdzanie, czy dzik si dopiek; oznajmi, e jest ju w sam raz. Podkasa szat, usiad wygodnie i - z radosnym umiechem na pomarszczonej twarzy - czeka, a mu kto odkroi porcyjk. Siddin, z umiechem zastygym na buzi, usadowi si tu przy Kahlan. Richard i Chase zaczli dzieli dzika. Rachel trzymaa si w pobliu stranika; obserwowaa go, zerkajc tez na Kahlan. Sar pooya na kolanach, wzeek z chlebem tu przy sobie. Richard odci spory kawaek misa i poda Zeddowi. - I jak poszo? Znaczy, z moim bratem. - Kiedy mu przekazaem to, co kazae - umiechn si Chase - to powiedzia, e pomoe, skoro wpade w tarapaty. Zebra wojsko i wikszo rozstawilimy na obronnych pozycjach wzdu granicy pod dowdztwem stranikw. Kiedy granica znikna, Michael nie chcia czeka. Poprowadzi tysic najlepszych ludzi do Midlandw. Obozuj teraz w grach Rang Shada, gotowi ci wspomc.

Osupiay ze zdziwienia Richard przesta kraja dzika. - Naprawd? Mj brat tak powiedzia? Przyby na pomoc? Z wojskiem? Chase potakn. - Powiedzia, e ci nie zostawi. Chopak poczu ukucie alu, e wtpi w Michaela, i rado, e brat rzuci wszystko i pospieszy na pomoc. - Nie zoci si? - Spodziewaem si i martwiem, e bdzie zy, ale on tylko wypytywa o ciebie: gdzie jeste, co ci grozi. Powiedzia, e ci dobrze zna i e skoro twierdzisz, e to takie wane, to i on tak sdzi. Chcia jecha ze mn, ale si nie zgodziem. Jest ze swoimi ludmi. Pewno czeka w swoim namiocie, miotajc si niecierpliwie. Te mnie zadziwi. - Mj brat z tysicem ludzi w Midlandach, przyby na pomoc. - Nie mg si nadziwi Richard, spojrza na Kahlan: - Czy to nie wspaniae? - Umiechna si do niego tylko. Krojcy dzika Chase popatrzy surowo na chopaka. - Kiedy zobaczyem, e twj trop wiedzie do kotliny Agaden, mylaem, e ju po tobie. - Poszede do kotliny? - Czy wygldam na takiego gupka? Jakbym by idiot, to nie zostabym dowdc stranikw granicy. Zaczem si zastanawia, jak tu powiedzie Michaelowi, e nie yjesz. Potem znalazem lady wychodzce z kotliny. - Chase zmarszczy brwi. - Jak ci si udao uj stamtd z yciem? - Myl, e dobre duchy... - zacz z umiechem Richard. Rachel wrzasna. Chase i Richard okrcili si z noami gotowymi do ciosu. Chopak powstrzyma stranika. To by Brophy. - Rachel? Czy to ty, Rachel? Dziewczynka wyja z buzi nk lalki. Otworzya oczy ze zdumienia. - Przecie to gos Brophyego. - Bo jestem Brophy! - przytruchta do Rachel. - Dlaczego jeste wilkiem? Zwierz przysiad przed ma. - Bo mnie w wilka zamieni dobry czarodziej. Chciaem by wilkiem, wic mnie przemieni. - Giller ci zmieni w wilka? Richardowi zaparo dech. - Tak, Giller. I mam teraz wspaniae nowe ycie. Dziewczynka obja wilczysko za szyj i chichotaa, bo Brophy liza j po buzi.

- Znasz Gillera, Rachel? - zapyta chopak. - Giller jest dobry - powiedziaa dziewczynka, przytulona do wilczej szyi. - Da mi Sar. - Zerkna wystraszona na Kahlan - A ty chcesz go skrzywdzi. Jeste przyjacik krlowej. Wstrtna jeste. - Przylgna do Brophyego, szukajc ochrony. Wilk liza policzek Rachel. - Mylisz si. Kahlan jest moj przyjacik. Jest najmilsza na wiecie. Kahlan si umiechna i wycigna rce do maej. - Chod do mnie. Rachel zerkna na Brophyego. Da jej znak, e wszystko w porzdku. Podesza, nadsana. Kahlan uja donie dziewczynki. - Syszaa, jak mwi co przykrego o Gillerze, prawda? - Rachel potakna. Krlowa jest z kobiet, Rachel. Do dzi nie wiedziaam, e a tak z. Giller by kiedy moim przyjacielem. Potem odszed do krlowej i mylaam, e to dlatego, e i on jest zy i e jest po jej stronie. Myliam si. Teraz ju wiem, e nadal jest moim przyjacielem, i nigdy bym go nie skrzywdzia. Rachel spojrzaa na Richarda. - Kahlan powiedziaa prawd. Jestemy po stronie Gillera. Dziewczynka przeniosa wzrok na wilka. Kiwn bem, potwierdzajc, e to prawda. - To ty i Richard nie jestecie po stronie krlowej? - Nie. - Kahlan krtko si zamiaa. - Gdybym moga postpi wedug mej woli, to ju wkrtce przestaaby by krlow. A co do Richarda... Doby miecza i zagrozi, e zabije ksiniczk Violet. To chyba nie usposobio krlowej przyjanie do niego. - Ksiniczk Violet? - Rachel szeroko otwara oczy. - Grozie jej? Chopak potwierdzi. - Nagadaa Kahlan niemiych rzeczy, wic j ostrzegem, e jej obetn jzyk, jeeli si to powtrzy. Dziewczynka rozdziawia buzi ze zdumienia. - I nie kazaa obci ci gowy? - Nie pozwolimy, eby dalej obcinay ludziom gowy - powiedziaa Kahlan. zy wypeniy oczy Rachel, popatrzya na dziewczyn. - A ja mylaam, e jeste paskudna, e chcesz skrzywdzi Gillera. Tak si ciesz, e nie jeste paskudna. - Zarzucia Kahlan rczki na szyj i mocno si do niej przytulia; dziewczyna odwzajemnia ucisk. - Podniose miecz na ksiniczk? - Chase si pochyli ku chopakowi. - Wiesz, e to

gwna zbrodnia? - Gdybym mia na to czas - Richard spojrza na zimno - tobym j przerzuci przez kolano i spra. - Rachel zachichotaa radonie. Chopak umiechn si do niej. - Znasz ksiniczk, prawda? - Jestem jej suk, towarzyszk zabaw. - Dziewczynka przestaa chichota. Mieszkaam w domu z innymi dziemi, ale kiedy umar mj braciszek, to krlowa mnie zabraa, ksiniczce Violet do towarzystwa. - To on by tamtym chopcem? - spyta Richard Brophyego, a wilk potakujco skin bem. - A wic mieszkaa z ksiniczk. To ona ci tak pokiereszowaa fryzurk? Bia ci. Rachel przytakna z nadsana buzi. - Jest niedobra dla ludzi. Ju kae obcina im gowy. Baam si, e i mnie kae obci gow, wic uciekam. Dziewczynka zerkna na toboek z chlebem. Richard przykucn przy niej. - Giller pomg ci uciec, prawda? - Giller da mi Sar. - Rachel bya bliska paczu. - On te chcia ze mn uciec. Ale przyby ten wstrtny czowiek. Ojczulek Rahl. Okropnie si wciek na Gillera. Giller kaza mi ucieka i kry si a do zimy, a potem znale sobie rodzin. - za spyna po policzku dziewczynki. - Sara powiedziaa, e on ju do mnie nie przyjdzie. Richard znw spojrza na bochenek chleba - mia odpowiednie rozmiary. Pooy donie na ramionkach Rachel. - I Zedd, i Kahlan, i Chase, i ja walczymy z Ojczulkiem Rahlem. eby ju wicej nie mg krzywdzi ludzi. Dziewczynka zerkna na stranika. Potakujco kiwn gow. - On mwi prawd, dziecinko. I ty mu powiedz prawd. Richard mocniej zacisn donie na ramionkach Rachel. - Czy Giller da ci w bochenek chleba? - Maa potakna. - Szlimy do Gillera po szkatu, Rachel. Szkatu, ktra by nam umoliwia pokonanie Rahla. Wtedy ju by nie mg nikogo skrzywdzi. Czy dasz nam t szkatuk? Czy pomoesz powstrzyma Rahla? Patrzya na zazawionymi oczami, potem umiechna si mnie, podniosa chleb i podaa Richardowi. - Jest w bochenku. Giller j tam ukry czarami. Chopak o mao nie zdusi Rachel w ucisku. Wsta, tulc ma i krci si w koo, a ona si miaa radonie. - Jeste najbystrzejsz, najdzielniejsz i najadniejsz ze wszystkich dziewczynek,

Rachel! Wreszcie postawi j na ziemi. Podbiega do Chasea i wdrapaa mu si na kolana. Stranik zmierzwi jej woski i otoczy krzepkimi ramionami. Umiechna si i przytulia do niego. Richard oburcz podnis chleb. Wycign ku Kahlan. Umiechna si, przeczco potrzsna gow. Poda chleb Zeddowi. - Poszukiwacz znalaz. - Czarodziej si umiechn. - Niech Poszukiwacz rozamie bochenek. Chopak rozama chleb. W rodku bya ozdobiona klejnotami szkatua Ordena. Otar donie o spodnie, wyj szkatu i zbliy si do ogniska. Z Ksigi Opisania Mrokw wiedzia, e ta lnica szkatua, ktr widzieli, jest tylko okryw tej prawdziwej. Wiedzia rwnie, jak j otworzy. Pooy skrzyneczk na kolanach Kahlan. Podniosa j i obdarzya chopaka wspaniaym umiechem. Richard pocaowa j, zanim zda sobie spraw z tego, co czyni. Szeroko otworzya oczy i nie odwzajemnia pocaunku. Dotknicie ust Kahlan otrzewio Richarda. - Wybacz. - Darowane. - Rozemiaa si. Chopak obj Zedda i obydwaj si miali. Chase im wtrowa, patrzc na Richarda. Chopak nie mg si nadziwi, e tak niedawno chcia zrezygnowa, e nie mia pojcia, co robi, dokd i, jak powstrzyma Rahla. A teraz mieli szkatu. Postawi skrzyneczk na skace, w blasku ogniska, eby si mogli napatrze, i zjedli najwspanialsz kolacj w yciu Richarda. On i Kahlan opowiedzieli stranikowi, co im si przydarzyo, kiedy on lea nieprzytomny. Chase, ku zachwytowi Richarda, by okropnie zakopotany, e zawdzicza ycie Billowi, e to Bill go ocali w Southaven. Stranik z kolei opowiedzia o przeprowadzeniu tysica ludzi przez Rang Shada. Z upodobaniem rozprawia o gupocie biurokracji w polowych warunkach. Rachel cay czas siedziaa na kolanach stranika. Richard pomyla, e to ciekawe, i wybraa sobie wanie jego, najgroniej wygldajcego z nich wszystkich. Chase zakoczy opowie. Wtedy podniosa na oczy i spytaa: - Gdzie si mam schowa a do zimy, Chase? Stranik ypn na ni gronie. - Jeste zbyt brzydka, eby si moga pta samopas. Na pewno by wpada w paszcz chimery. - Rachel zamiaa si radonie. - Mam inne dzieci, rwnie paskudne. Bdziesz do nich pasowa. Chyba ci zabior do swojego domu.

- Naprawd, Chase? - zapyta Richard. - Moja ona ju tyle razy witaa mnie z nowym dzieckiem, gdy wracaem e najwyszy czas, abym jej odpaci tym samym - Popatrzy na wczepion we Rachel. - Ale mam pewne zasady. Musisz si do nich zastosowa. - Zrobi wszystko, co kaesz, Chase. - Hmm. Oto pierwsza zasada. Nie pozwalam, eby ktrekolwiek z dzieci mwio do mnie Chase. Jeeli chcesz nalee do naszej rodziny, to musisz mnie nazywa ojcem, mwi do mnie: tato. A co do twoich woskw... S stanowczo za krtkie. Moje dzieci maj dugie wosy, bo takie wosy mi si podobaj. Twoje te maj by dusze! Bdziesz miaa matk. Masz jej sucha. I masz si bawi ze swoimi nowymi siostrami i brami. Mylisz, e temu podoasz? Rachel potakujco skina gwk, z caej siy tulia si do stranika. Oczy miaa pene ez, nie moga wykrztusi ani sowa. Najedli si do syta. Nawet Zedd nie mg ju przekn ani ksa. Richard by wyczerpany, a jednoczenie czu przypyw energii - nareszcie mieli szkatu. Najtrudniejsze ju za mmi - znaleli szkatu przed Rahlem. Teraz tylko musz j przed mm ukry a do zimy. - Poszukiwania zajy nam cae tygodnie - powiedziaa Kahlan. - Pierwszy dzie zimy ju za miesic. Jeszcze rankiem wydawao si, e moe nam zabrakn czasu na odnalezienie skrzyneczki, a teraz wyglda, jakbymy mieli przed sob ca wieczno. Co dalej? Pierwszy odezwa si Chase. - Musimy chroni szkatu i mamy tysic ludzi, eby nas bronili. A gdy wrcimy przez granic, to bdzie ich kilka razy wicej. - Co ty na to? - Kahlan spojrzaa na Zedda. - Mylisz, ze to dobry pomys? atwo nas bdzie wypatrze, to znaczy ten tysic ludzi. Nie lepiej, ebymy si sami gdzie ukryli? Czarodziej odchyli si w ty, pomasowa peny brzuch. - Sami si lepiej ukryjemy, ale bdziemy bardziej wystawieni na ciosy, jeli nas znajd. Moe i Chase ma racj. Tylu ludzi na pewno nas osoni, a w razie czego zawsze moemy odej i ukry si. - Lepiej wyruszy wczenie rano - stwierdzi Richard. Wyruszyli, ledwo zaczo dnie - konie drog, Brophy lasem, za nimi, a czasem przodem. Prowadzi Chase, obwieszony poyskujc broni. Rachel trzymaa si go mocno. Kahlan, znw w podrnym stroju, z Siddinem przed sob, jechaa obok Zedda. Richard nalega, eby to czarodziej mia szkatu; owinito j w ptno, w ktre by zawinity chleb,

i przywizano do ku sioda. Richard zamyka kawalkad i mia na wszystko oko Jechali w chodzie poranka. Teraz, kiedy ju wreszcie mieli szkatu, chopak czu si naznaczony, wystawiony na cel - jakby wszyscy wiedzieli, co wioz. Richard sysza szum Callisidrinu na dugo przedtem, nim wyjechali z zakrtu przed mostem. Cieszy si, e droga bya pusta. Zbliali si do drewnianego mostu i Chase puci swego konia galopem, pozostali popdzali swoje wierzchowce, eby nie zostawa w tyle. Chopak wiedzia, czemu Chase tak postpi. Stranik zawsze mu powtarza, e mosty to zguba nieostronych. Richard, galopujcy za innymi, rozejrza si dokoa. Nic nie zobaczy. Na samym rodku mostu chopak uderzy w co, czego tam nie byo. Oszoomiony Richard usiad - oto spad na ziemi, a jego ko galopowa wraz z innymi i zatrzyma si wraz z nimi. Tamci patrzyli zdziwieni, jak zaskoczony chopak wstaje powoli. Otrzepa si i kulejc, ruszy ku koniowi. Zanim dotar do rodka mostu, znowu uderzy w co niewidzialnego. Mia wraenie, e si zderzy z kamienn cian - ale nic nie byo wida. Znw siedzia na ziemi. Pozostali otoczyli go, zanim zdy wsta. Zedd zsiad z konia i - trzymajc wodze w jednej doni - pomaga chopakowi si podnie. - Co si dzieje? - Nie wiem - wykrztusi Richard. - Mam wraenie, e wpadam na cian na rodku mostu. Pewno po prostu zrobio mi si sabo. Ale ju chyba wszystko w porzdku. Starzec rozejrza si i poprowadzi chopaka, trzymajc go za okie. Przeszli kawaek i Richard znw w co uderzy, ale tym razem szed powoli, wic go nie zbio z ng, troch tylko odrzucio w ty. Czarodziej si zamyli. Chopak wysun rce w przd - wyczu tward gadk cian, ktra przepuszczaa wszystkich innych, lecz nie jego. Zakrcio mu si w gowie, poczu mdoci. Zedd przeszed tam i z powrotem przez niewidzialn zapor. Stan dokadnie tam, gdzie si znajdowaa. - Wr na pocztek mostu, a potem podejd do mnie. Richard ruszy przed siebie; czu, jak mu ronie guz na czole. Kahlan zeskoczya z konia, stana przy czarodzieju, rwnie Brophy podszed bliej, eby sprawdzi, co si dzieje. Tym razem chopak szed z wysunitymi przed siebie rkami. Zanim przeby poow drogi, znw dotkn twardego muru - nie mg i dalej i szybko cofn donie, unikajc budzcego niemie sensacje dotyku. - Do licha! - Zedd potar brod. Podeszli do Richarda, skoro on nie mg podej do nich. Starzec znw go poprowadzi. Chopak dotkn ciany i cofn si nieco. Czarodziej uj lew do Richarda i poleci:

- Dotknij muru drug doni. Chopak speni polecenie, lecz niemie sensacje wkrtce go skoniy do cofnicia rki. Zedd zdawa si je wyczuwa poprzez niego. Teraz ju wszyscy stali na mocie. Kade dotknicie owej ciany przesuwao j troch w stron, z ktrej przyszli. - Do licha! I jeszcze raz do licha! - Co to takiego? - spyta Richard. Zedd ypn na Kahlan i Chasea, a potem powiedzia: - Urok na Poszukiwacza. - Co to za urok na Poszukiwacza? - To urok narysowany przez tego przekltego malarza, Jamesa. Narysowa go wok ciebie i twoje pierwsze dotknicie uaktywnio w urok. Zamyka si wok ciebie jak puapka. Jeeli ci std nie wycigniemy, to wkrtce ci oblepi i nie bdziesz si mg ruszy. - I co wtedy? - Jego dotknicie jest toksyczne. Jeeli ci oplecie jak kokon, to albo ci zmiady, albo zatruje. - Musimy zawrci. - Kahlan zapaa Zedda za rkaw, w oczach miaa przeraenie. Musimy go odczarowa! - Pewno, e musimy. - Starzec uwolni rk. - Znajdziemy rysunek i wymaemy go. - Wiem, gdzie s wite groty. - Dziewczyna woya nog w strzemi, uchwycia si brzegu sioda. - Nie mamy czasu do stracenia. - Czarodziej rozejrza si za swoim koniem. W drog. - Nie - powiedzia Richard. Tamci, zdziwieni, odwrcili si jak na komend. - Musimy, Richardzie - przekonywaa Kahlan. - Ma racj, chopcze. Nie mamy innego wyjcia. - Nie. - Chopak popatrzy na ich zaskoczone i wystraszone twarze. - Wanie tego si spodziewaj. Tego chc. Sam powiedziae, e w malarz nie moe rzuci uroku na ciebie ani na Kahlan. No to rzuci urok na mnie, sdzc, e to nas wszystkich cignie z powrotem. Szkatua jest zbyt wana. Nie moemy ryzykowa. - Richard spojrza na Kahlan. - Powiedz mi, gdzie s te groty, a Zedd mi powie, jak wymaza urok. Dziewczyna zapaa wodze swojego konia i konia Richarda i poprowadzia wierzchowce. - Jad z tob. Zedd i Chase wystarcz do ochrony szkatuy.

- Nie, nie jedziesz! Sam pojad. Mam miecz do obrony. Najwaniejsza jest szkatua. To j musimy przede wszystkim ochrania. Powiedzcie mi tylko, gdzie s te groty i jak sobie poradzi z urokiem. Dogoni was, gdy to zaatwi. - Wydaje mi si, Richardzie... - Nie! Tu chodzi o powstrzymanie Rahla Pospnego, a nie o ktrego z nas! To nie proba, to rozkaz. Musieli usucha. - Powiedz mu, gdzie s groty - przykaza dziewczynie Zedd. Kahlan gniewnie podaa starcowi wodze swojego konia i zapaa patyk. Narysowaa na ziemi mapk, objaniajc: - Tu jest Callisidrin, tu most. Tu droga, a tam Tamarang i zamek. - Przecigna lini drogi na pomoc, za miasto. - Na pnocny wschd od miasta, wrd wzgrz, pynie strumie. Przepywa pomidzy dwoma bliniaczymi pagrkami. Wznosz si one jak mil na poudnie od niewielkiego mostka. Maj urwiste strome ciany od strony strumienia. W urwisku po pnocno-wschodniej stronie znajduj si wite groty. To tam malarz maluje swoje uroki. Zedd wzi od niej patyk, odama dwa kawaki dugoci palca. Jeden z nich poturla w doniach. - Masz. To wymae urok. Nie mog ci tak na lepo powiedzie, ktr cz rysunku trzeba wymaza, ale powiniene si sam domyli. Na tym polega rysowany czar; musisz si domyli znaczenia, malunku, inaczej nie zadziaa. - w kawaek patyczka ju nie wyglda jak drewno, by mikki i lepki. Richard woy go do kieszeni. Zedd poturla w doniach drugi kawaek drewienka. Poda chopakowi. I to ju nie by patyczek. Sta si czarny, niemal jak wgiel drzewny, i twardy. - A tym moesz rysowa na uroku i zmieni go, jeli bdziesz musia. - Jak zmieni? - Nie mog powiedzie bez zobaczenia malunku. Sam musisz osdzi. Spiesz si. Ale dalej myl, e moglibymy... - Nie, Zeddzie. Wszyscy wiemy, do czego jest zdolny Rahl Pospny. To nie ktre z nas jest wane, a szkatuka. - Spojrza staremu przyjacielowi gboko w oczy. - Dbaj o siebie. I o Kahlan. - Popatrzy na Chasea. - Zabierz ich do Michaela. On lepiej ochroni szkatu ni my. I nie czekajcie na mnie, nie ocigajcie si. Dogoni was. - Richard spojrza twardo na stranika. - I eby adne z was po mnie nie wracao, jeli si nie zjawi. Po prostu zabierzcie std szkatu. Jasne?

Chase spojrza na powanie. - Jasne. Powiedzia chopakowi, jak znale wojska westlandzkie w grach Rang Shada. Richard popatrzy na Kahlan. - Dbaj o Siddina. I nie martw si, szybko do was wrc. Ruszajcie ju. Zedd dosiad konia. Kahlan podaa czarodziejowi Siddina. - Jedcie - powiedziaa starcowi i stranikowi. - Dopdz was za chwil. Czarodziej zacz protestowa, ale mu przerwaa i znw kazaa jecha przodem. Patrzya, jak dwa konie i wilk galopuj przez most i drog za nim, potem odwrcia si ku Richardowi. Twarz miaa cignit niepokojem. - Richardzie, pozwl mi, prosz... - Nie. Skina gow i podaa mu wodze. W zielonych oczach byszczay zy. - W Midlandach jest peno niebezpieczestw, o ktrych nie masz pojcia. Uwaaj na siebie. za spyna po policzku dziewczyny. - Zd wrci, zanim za mn zatsknisz. - Boj si o ciebie. - Wiem. Ale wszystko bdzie w porzdku. Spojrzaa na oczami, w ktrych by chtnie si zatraci. - Nie powinnam tego robi - szepna. Obja chopaka i pocaowaa. Mocno, pospiesznie, rozpaczliwie. Richard przytuli j mocno. Dotyk warg dziewczyny, jej westchnienie, jej palce gadzce mu wosy - i chopak zapomnia o Wszystkim. Zakrcio mu si w gowie. Patrzy, oszoomiony, jak Kahlan wsuwa stop w strzemi i wskakuje na siodo. cigna wodze, poprowadzia konia do chopaka. - Tylko nie wa si popeni jakiego gupstwa, Richardzie Cypher. Obiecaj mi to. - Obiecuj. - Nie przyzna si, e wedug niego najgupiej byoby pozwoli, by Kahlan staa si jaka krzywda. - Nie martw si, wrc, gdy tylko wyma ten urok. Chro szkatu. Rahl nie moe jej dosta. Jed ju. Chopak trzyma wodze swojego konia i patrzy, jak Kahlan galopuje przez most i znika w oddali. - Kocham ci, Kahlan Amnell - szepn. Richard zachcajco klepn szyj deresza. Zjecha z mostu i poprowadzi konia

brzegiem strumienia. Ko bieg swobodnie, rozchlapujc kopytami pytk wod, kiedy krzaki blokoway brzeg. Po obu stronach strumienia wznosiy si zalane socem wzgrza, przewanie bezdrzewne. Brzegi staway si coraz bardziej strome, chopak wic skierowa deresza na gr, eby mu byo atwiej biec. Bacznie si rozglda, ale nikt za nim nie poda ani go nie obserwowa. Wzgrza wydaway si zupenie puste. Po obu stronach strumienia wyrosy biae kredowe urwiska, zupenie identyczne. Chopak zeskoczy z konia, zanim ten si zatrzyma. Rozejrza si i przywiza deresza do sumaka obwieszonego czerwonymi, podsuszonymi ju i pomarszczonymi owocami. lizgajc si, schodzi stromym brzegiem. Natrafi na wydeptan ciek, ktra go doprowadzia do wysoko sklepionego wejcia do groty. Richard pooy do na gardzie miecza, zajrza do wntrza - nie byo tam ani malarza, ani nikogo innego. Tu przy wejciu zaczynay si malowida. Pokryway cae paszczyzny cian, cigny si dalej w mrok. Chopak by oszoomiony. Setki, a moe tysice malowide! Niektre mae, nie wiksze ni do. Inne wiksze, wysokie jak on. Na kadym inna scena. Wikszo przedstawiaa tylko jedn osob, ale byy i takie z kilkoma. Malowida nie wyszy spod jednej rki. Jedne byy starannie wykonane, bogate w szczegy, wy cieniowane: przedstawiay ludzi z poamanymi koczynami lub pijcych z czar ozdobionych czaszk i skrzyowanymi piszczelami, lub te stojcych przy polach ze zniszczonymi zbiorami. Inne za to wykona kto pozbawiony talentu malarskiego - ludzi naszkicowano paroma kreskami. Ale i te rysunki przedstawiay podobnie makabryczne sceny jak tamte, staranne. Richard zgadywa, e talent malarski nie ma tu znaczenia - liczy si sama tre. Chopak znalaz rysunki dotyczce tego samego tematu, lecz wykonane przez rnych malarzy. Sylwetki ludzi niekiedy namalowano na tle wycinka mapy, za to kad z nich obwiedzione lini zamknit w okrg, naznaczon czaszk i skrzyowanymi piszczelami. Uroki na Poszukiwaczy. Jak mam odszuka urok rzucony na mnie? - zastanawia si Richard. Rysunkw byo cae mnstwo. Jak rozpozna ten waciwy? Chopak szuka i szuka, zagbiajc si coraz dalej w ciemno. Zaczynaa go ogarnia panika. Przesuwa doni po rysunkach, stara si adnego nie przeoczy, nie przegapi swojego. Uwanie patrzy, przytoczony liczb urokw, szuka czego znajomego, cho nie wiedzia, czego i gdzie ma wypatrywa. Przypuszcza, e malunki musz si gdzie koczy i e te najnowsze bd na kocu. Byo tak ciemno, e nic nie widzia. Zawrci wic ku wylotowi jaskini po pochodnie z odyg trzciny, ktre tam widzia.

Nie uszed zbyt daleko, a ju uderzy w niewidzialn cian. Przeraony Richard zda sobie spraw, e wpad w puapk, zamknito go w jaskini. Koczy mu si czas. Pochodnie byy za daleko. Chopak pobieg w ciemno, szukajc gorczkowo. Ledwo widzia uroki, nie byo im koca. Co mu si przypomniao, co niezbyt przyjemnego, ale... W razie niezbdnej potrzeby. Nocny kamie. Richard nie traci czasu. Wycign z plecaka skrzany mieszek. Trzyma go w doni i zastanawia si, czy kamie mu pomoe, czy te tylko cignie na jeszcze wicej kopotw. I to takich, z ktrymi by sobie nie poradzi. Chopak przypomina sobie chwile, kiedy wyciga kamie z mieszka. Za kadym razem mijao troch czasu, zanim si zjawiay cienie. Moe gdyby wyj nocny kamie tylko na chwil, rozejrza si i schowa go do mieszka... Moe wwczas znalazby to, czego szuka, zanim cienie by go dopady. Richard nie mia pojcia, czy to dobry pomys. W razie niezbdnej potrzeby. Wyrzuci kamie na do. Grot wypenio wiato. Richard nie marnowa czasu na przygldanie si poszczeglnym rysunkom. Szybko poszed w gb groty, wypatrujc, gdzie malunki si kocz. Ktem oka dostrzeg, jak materializuj si pierwsze cienie. Wci byy daleko. Nie zatrzymywa si, szed coraz gbiej. W kocu dotar do ostatnich rysunkw. Cienie byy tu, tu. Richard schowa nocny kamie do skrzanego mieszka. Sta w ciemnociach, wstrzyma oddech i czeka na bolesne dotknicie mierci. Nie nadeszo. W oddali widzia jasn plam wejcia do groty, ale koo chopaka byo zbyt ciemno, eby mg si przyjrze rysunkom. Wiedzia, e znw musi wyj nocny kamie. Najpierw wymaca w kieszeni mikki, lepki kawaek patyczka, ktry mu da Zedd. Uchwyci go mocno, eby si nie wysun z Palcw, i dopiero wtedy znw wyj nocny kamie. wiato na sekund olepio Richarda. Rozejrza si wok. Wreszcie dostrzeg to, czego szuka. Posta na rysunku bya rwnie wysoka jak on, cay malunek zajmowa sporo miejsca. By to niewygadzony szkic, ale chopak by pewien, e przedstawia wanie jego. Posta trzymaa w prawej doni miecz, na ktrym widniao sowo PRAWDA. Bya tam te mapa, podobna do tej, ktr Kahlan narysowaa na ziemi. Kolista linia biega nurtem Callisidrinu i przecinaa most w poowie. To wanie tam Richard si na ni natkn. Cienie woay imi chopaka. Sigay po niego. Richard pospiesznie wrzuci kamie do mieszka i przywar plecami do ciany, do swego rysunku. Krew mu szumiaa w uszach.

Z przeraeniem poj, e malowido jest tak due, e nie da rady wymaza caej kolistej linii. Tylko cz, a wtedy nie bdzie wiedzia, gdzie si pojawi luka w niewidzialnej cianie. Nie mia pojcia, jak uczyni ow luk wanie tu, w grocie. Cofn si troch, eby si dokadnie przyjrze malowidu, kiedy znw wycignie nocny kamie. Uderzy w niewidzialn cian. Serce Richarda ustao na moment. ciana bya tu. Nie mia czasu. Wycign kamie i zacz wymazywa miecz - udzi si, e to zatrze jego tosamo, odwrci ode urok. Ciko mu szo. Zrobi krok w ty i uderzy w cian. Cienie sigay po chopaka, kuszco go nawoyway. Schowa kamie do mieszka i sta w ciemnociach. Oddycha z trudem, bliski paniki, e ju po nim. Wiedzia, e nie da rady i wymazywa linii, i jednoczenie mieczem odpiera ataki cieni. Ju raz z nimi walczy, wic wiedzia, jak to jest. Myli kbiy si jak szalone. Co robi? Wymaza miecz i nie pomogo. Urok wci go rozpoznawa. Nie mia czasu, eby wymaza ca kolist lini. Zaczo mu brakowa tchu. Jakie migotliwe wiato. Richard okrci si w tamt stron. Mczyzna z jedn z trzcinowych pochodni w doni, z lepkim umieszkiem na wargach. James, nadworny malarz. - Tak sobie mylaem, e ci tu znajd. Pomc w czym? Richard dobrze wiedzia, e to kpiny, e James mu nie pomoe. A malarz wiedzia, e chopak nie dosignie go mieczem, e niewidzialna ciana temu przeszkodzi. mia si z jego bezsilnoci. Chopak zerkn na boki. Pochodnia dawaa do wiata, by mg wyranie widzie rysunek. Niewidzialna ciana napieraa na Richarda, spychajc na cian groty. Dotyk niewidocznej przeszkody powodowa mdoci i oszoomienie. Tylko krok dzieli chopaka od ciany groty. Jeszcze chwila i zginie - otoczony, zmiadony, otruty. Richard okrci si gwatownie ku malowidu. Wymazywa jedn rk, drug grzeba w kieszeni. Wycign patyczek, ktrym, wedug sw Zedda, mg narysowa co innego, zmieni ju istniejcy szkic. James zarechota, pochyli si ku chopakowi i patrzy, co ten robi. Rechot ucich. - Co tam wyczyniasz? Richard milcza, wymazywa praw do postaci. - Przesta! - rykn James. Chopak nie zwrci na to uwagi, dalej ciera praw do. Malarz rzuci pochodni i wyj z kieszeni wasny wgiel. Zacz szkicowa zamaszycie; tustawe kosmyki powieway przy gwatownych ruchach gowy. Rysowa jak posta. Rysowa drugi urok. Richard wiedzia, e zginie, jeli James pierwszy skoczy

malunek. - Przesta, durniu! - wrzeszcza James, szkicujc tak szybko, jak tylko zdoa. Niewidzialna ciana wpychaa Richarda na malowido. Ledwo mg porusza rkami. James naszkicowa miecz, zacz pisa sowo PRAWDA. Chopak jedn lini poczy kreski przedstawiajce nadgarstek postaci - narysowa kikut. Taki, jak u Jamesa. Skoczy i usta nacisk wpychajcy go na cian jaskini, znikny mdoci i zawroty gowy. James wrzasn przeraliwie. Richard obrci si ku niemu. Malarz wi si na spgu groty i wymiotowa. Chopak si wzdrygn, podnis pochodni. James spojrza na bagalnie. - Ja... Ja wcale nie chciaem ci zabi... Tylko zapa w puapk... - Kto ci kaza rzuci na mnie urok? Malarz umiechn si jadowicie. - Mord-Sith - szepn. - Umrzesz... - Co to takiego Mord-Sith? Trzasny koci, usta oddech. James by martwy. Richard wcale go nie aowa. Chopak nie wiedzia, co takiego to Mord-Sith, lecz wcale nie mia zamiaru sprawdza. Poczu si nagle samotny i bezbronny. Zedd i Kahlan go ostrzegali, e w Midlandach jest mnstwo magicznych istot, niebezpiecznych istot, o ktrych on nie mia pojcia. Nienawidzi Midlandw, nienawidzi magii. Chcia wrci do Kahlan. Richard pobieg ku wylotowi groty, po drodze rzuci pochodni. Wybieg w blask soca, osoni oczy, zatrzyma si. Otacza go krg ludzi. onierze odziani w czarne skry i kolczugi: garda miecza wystajca sponad ramienia, topr bojowy przymocowany do szerokiego pasa. Na przedzie - przed wejciem do groty, naprzeciwko chopaka - kobieta o dugich kasztanowych wosach splecionych w luny warkocz. Obcisy skrzany strj o barwie krwistej czerwieni. Na wysokoci brzucha - ty pksiyc i gwiazda. Na piersiach mczyzn widniay te same symbole, lecz byy czerwone. Kobieta patrzya obojtnie na Richarda; dostrzeg jedynie leciutki cie umiechu na jej wargach. Chopak stan w rozkroku, pooy rk na gardzie miecza, nie wiedzc, co robi, jakie maj wobec niego zamiary, Kobieta spojrzaa w gr, za plecy Richarda. Dwaj ludzie zeskoczyli z urwiska i wyldowali za chopakiem. Czu, jak gniew miecza przepywa we poprzez do na gardzie, jak go ponagla. Jak osiga maksimum. Richard zacisn zby. Kobieta pstrykna palcami na ludzi za chopakiem, wskazaa na.

- Bra go. Usysza szczk dobywanych mieczy. To mu wystarczyo. Dokonao si. Dawca mierci. Richard okrci si ku nim. Miecz Prawdy zatoczy w powietrzu uk. Chopak pozwoli, eby go opanowao pragnienie pomsty. Zapono. Spojrza w oczy tamtych ludzi. I oni ponli gniewem, mocno zaciskali szczki. Dobywali mieczy wystajcych sponad ramion. Chopak nisko trzyma Miecz Prawdy. Na wysokoci pasa. Z caych si ciska jego gard. Tamci pochylili swoje miecze, eby sparowa cios. Richard wyda przeraliwy okrzyk. Bya w tym miertelna nienawi. miertelny gniew. Niepohamowane pragnienie zadania mierci. Cakowicie odda si we wadanie owemu pragnieniu. Wiedzia, e nie ma wyjcia musi to zrobi lub zginie. Miecz Prawdy ze wistem przeci powietrze. Dawca mierci. W czyste powietrze poranka poleciay drzazgi rozarzonej stali. Dwa urwane jki. Dwa mikkie pacnicia o ziemi. Wylay si okrwawione wntrznoci. Miecz zatacza uk, znaczc sw drog smugami krwi. Chopak na nowo zogniskowa gniew, nienawi, dz zadania mierci. Ona nimi dowodzia. Zabi j. Wytoczy z niej krew. Magiczny gniew szala w Richardzie bez przeszkd. Chopak wci krzycza. Kobieta staa z rk wspart na biodrze. Richard spojrza jej w oczy. Zmieni drog miecza, eby i on si z nimi spotka. Umiechaa si coraz szerzej, co tylko wzmagao furi chopaka. Zwarli si oczami. Czubek miecza ze wistem mkn ku gowie kobiety. Niepohamowane pragnienie zadania mierci. Dawca mierci. Magiczny bl spad na Richarda jak strumie lodowatej wody na nagie ciao. Ostrze nie dosigo kobiety. Miecz upad na ziemi. Bl powali chopaka na kolana, przygi do podoa. Staa nad nim - umiech na wargach, rka na biodrze. Patrzya, jak ciska brzuch ramionami, jak wymiotuje krwi, jak si dusi. Ogie pali kad czstk ciaa Richarda. Magiczny ogie pon w chopaku, dawic go. Richard rozpaczliwie prbowa zapanowa nad magi, odsun od siebie bl, tak jak si tego nauczy. Magiczny bl nie poddawa si woli chopaka. Przeraony Richard poj, e straci kontrol nad magi miecza. Teraz ona nad nim panowaa.

Upad twarz na ziemi. Prbowa krzykn, swobodniej oddycha, lecz nie mg. Przez chwil myla o Kahlan, potem bl i tego go pozbawi. aden z onierzy nie wyama si z uku. Kobieta postawia obut stop na karku chopaka, wspara okie na kolanie i nachylia si nad lecym. Drug rk zapaa za wosy, uniosa mu gow. Pochylia si niej; skrzypn skrzany strj. - No, no, no. A ja mylaam, e bd ci musiaa torturowa przez wiele dni, zanim skierujesz swj magiczny gniew przeciwko mnie. Nic nie szkodzi, mam inne powody, eby ci torturowa. Wijc si z blu, poj, e popeni straszliwy bd. Jakim sposobem odda kobiecie wadz nad magi miecza. Wiedzia, e jeszcze nigdy w yciu nie znalaz si w takim niebezpieczestwie. Kahlan jest bezpieczna, powiedzia sobie chopak. I tylko to si liczy. - Chcesz, kochasiu, eby bl usta? Owo pytanie tylko wzmogo gniew Richarda. Silniejszy gniew, silniejsza ch zabicia kobiety - straszliwszy bl. - Nie - wykrztusi z najwikszym trudem chopak. Kobieta wzruszya ramionami, pucia gow Richarda. - Jak sobie yczysz. Kiedy zechcesz, eby magiczny bl usta, to po prostu przego te paskudne myli o mnie. Od tej chwili ja kontroluj magi twojego miecza. Bl ci powali, jeeli zechcesz mnie tkn choby czubkiem palca. - Umiechna si. - Tylko nad tym blem moesz sam zapanowa. Wystarczy jedna mia myl o mnie i bl minie. Rozumie si, e i ja mam wadz nad magicznym cierpieniem i mog je na ciebie zesa, kiedy tylko zechc. Wkrtce si przekonasz, e mog na ciebie zesa i inny rodzaj blu. - Zmarszczya brwi. Powiedz mi, kochasiu, czy to z gupoty chciae mnie porazi magi miecza, czy te wyobrazie sobie, e jeste taki dzielny, e moesz si na mnie porwa? Bl ociupink zela. Chopak spazmatycznie chwyta powietrze. Kobieta zagodzia jego mk na tyle, eby mg odpowiedzie - Kim... Jeste...? Znw zapaa go za wosy, uniosa gow i okrcia w bok, eby mu spojrze w oczy. Pochylia si, mocniej przycisna stop kark Richarda; nowe ukucie blu. Nie mg poruszy rkami. Kobieta miaa zdziwion min. - Nie wiesz, kim jestem? Kady Midlandczyk to wie. - Ja... Jestem... Z Westlandu... - Westland! - Przybraa zachwycon min. - No, no. Cudownie! To ci bdzie uciecha. - Umiechna si jeszcze szerzej. - Jestem Denna. A dla ciebie, kochasiu, pani Denna. Jestem

Mord-Sith. - Nnnie... Powiem ci... Gdzie jest Kahlan. Moesz... Mnie... Od razu zabi. - Jaka Kahlan? - Matka... Spowiedniczka. - Matka Spowiedniczka - powtrzya z niesmakiem Denna. - A po c mi do, licha, Spowiedniczka? To po ciebie, Richardzie Cypher, wysa mnie mistrz Rahl. Po ciebie, po nikogo innego. Jeden z twoich przyjaci wyda ci Rahlowi. - Mocniej wcisna stop w kark chopaka, bardziej zadara jego gow. - I mam ci. Spodziewaam si, e to bdzie trudniejsze, ale pozbawie mnie caej zabawy. Mam ci wytresowa. Ale skoro jeste z Westlandu, to pewno nic nie wiesz na ten temat. Mord-Sith zawsze ubiera si na czerwono, jeeli ma kogo tresowa. Po to, eby plamy krwi a tak si nie odznaczay. Mam rozkoszne przeczucie, e ochapie mnie mnstwo twojej krwi, zanim ci wytresuj. - Pucia gow Richarda, caym ciarem wspara si na stopie gniotcej mu kark, podsuna rk przed twarz chopaka. Cay grzbiet rkawicy by opancerzony, nawet palce. Nadgarstek otacza elegancki zoty acuch, na ktrym wisia krwistoczerwony skrzany bicz, dugi na stop. w bicz koysa si przed oczami Richarda. - To jest Agiel. Jedna z pomocy w tresurze. - Denna umiechna si do chopaka, unoszc brew. - Ciekawy? Chcesz zobaczy, jak dziaa? Przycisna bicz do boku Richarda. Chopak nie zdy powstrzyma okrzyku blu, cho nie chcia jej okazywa, jak ogromnie cierpi. Straszliwy bl sparaliowa wszystkie minie Richarda. Chopak chcia tylko jednego - eby cofna bicz. Denna przycisna bicz mocniej, Richard krzycza goniej. Usysza trzask i poczu, jak pka mu ebro. Denna cofna Agiel. Ciepa krew sczya si z boku chopaka. Richard lea na ziemi, oblany potem, bolenie dyszcy, zy pyny mu do oczu. Zdawao mu si, e cierpienie rozdziera mu minie. W ustach mia peno ziemi i krwi. Kobieta umiechna si do niego z okrutnym szyderstwem. - A teraz, kochasiu, powiedz: Dzikuj za lekcj, pani Denno. - Przysuna twarz. No, mw. Richard wyty wszystkie psychiczne siy, zogniskowa pragnienie zabicia jej i wyobrazi sobie miecz rozpltujcy gow Denny. - Gin, suko. Denna zadraa, przymkna oczy, podliwie przesuna czubkiem jzyka po wargach. - Och, c za rozkosznie nieprzyzwoita wizja, kochasiu. Poaujesz, rzecz jasna, e to sobie wyobrazie. Twoja tresura dostarczy mi cudownej rozrywki. Szkoda, e nie wiesz, kim

jest Mord-Sith. Baby si przeraliwie, gdyby to wiedzia. Aleby mi si to podobao. Ukazaa w umiechu wspaniae zby. - Lecz chyba zabawniejsze bdzie zadziwianie ci. Richard wyobraa sobie scen mierci Denny, dopki nie straci przytomnoci.

Rozdzia czterdziesty pierwszy Richard podnis powieki. W gowie mu si krcio, nie mg zebra myli. Lea twarz w d na zimnej kamiennej posadzce, owietlonej migotliwym blaskiem pochodni. W kamiennych cianach nie byo okien, chopak wic nie wiedzia, czy to noc, czy dzie. W ustach mia dziwny posmak. Krew. Prbowa si zastanawia, gdzie jest i dlaczego si tu znalaz. Zbyt gboko wcign powietrze i poczu ostry bl w boku. Bolao go cae ciao. Rwao i pulsowao. Jakby kto obi Richarda kijem. Powrcia pami koszmaru. Wspomnienie Denny pobudzio gniew chopaka. Natychmiast wzmg si bl; modzieniec z trudem apa powietrze. Gwatowne cierpienie sprawio, e chopak podcign kolana do piersi i rozdzierajco jcza. Ochon z gniewu, wyrzuci z myli obraz Denny. Myla o Kahlan, o tym, jak go pocaowaa. Bl odpyn. Richard uczepi si desperacko myli o swojej towarzyszce; nie znisby ponownego ataku blu. Nie znisby - i tak by straszliwie obolay. Musi si zastanowi, jak si std wydosta. Nie uda mu si to, jeeli nie odzyska kontroli nad gniewem. Richard przypomnia sobie nauki ojca, e gniew jest zym uczuciem. Wspomina, jak to przez wikszo swego ycia potrafi tumi to uczucie, odsuwa je od siebie. Zedd mwi, e ujawnienie gniewu bywa niekiedy bardziej niebezpieczne ni powstrzymanie go. Teraz nasta taki czas. Richard mia przecie wieloletnie dowiadczenie w kontrolowaniu gniewu, musi wic z tego skorzysta. Pojawi si promyczek nadziei. Chopak ostronie, bez gwatownych ruchw, oceni swj stan. Miecz znw by w pochwie, n wci wisia u pasa, nocny kamie tkwi w kieszeni. Plecak lea pod przeciwleg cian. Lewa strona koszuli bya sztywna od zakrzepej krwi. Gowa pulsowaa blem, lecz nie bya w gorszym stanie ni reszta ciaa chopaka. Odwrci lekko gow i zobaczy Denne. Siedziaa na drewnianym krzele, wyprostowane nogi skrzyowaa w kostkach, prawy okie wspara na prostym drewnianym stole. Zajadaa co z miseczki, ktr trzymaa w lewej doni. Patrzya na Richarda. Uzna, e powinien si odezwa. - Gdzie twoi ludzie? Denna jada jeszcze przez chwil i patrzya na chopaka. W kocu odstawia miseczk i wskazaa na podog w pobliu siebie. - Podejd i sta tutaj - gos miaa spokojny, niemal uprzejmy. Richard podnis si z wielkim trudem i stan we wskazanym miejscu. Sta i patrzy na Denne, ktra mu si przygldaa bez emocji, cakiem obojtnie. Chopak czeka w milczeniu. Denna podniosa si z krzesa, odepchna je nog. Bya niemal rwnie wysoka

jak Richard. Obrcia si do niego tyem, wzia rkawic ze stolika i wcigna na praw do. Potem nagle si okrcia ku chopakowi i trzasna go w usta. Opancerzona rkawica rozcia mu warg. Richard natychmiast, zanim zdy go opanowa gniew, pomyla o przepiknym fragmencie Lasw Hartlandzkich. Bl rozdtej wargi sprawi, e zy napyny mu do oczu. - Zapomniae, jak si masz do mnie zwraca, kochasiu. - Denna umiechna si do niego ciepo. - Przecie ci ju mwiam, e masz do mnie mwi pani lub pani Dermo. Masz szczcie, e to ja ci tresuj, inne Mord-Sith nie s tak wyrozumiae jak ja. Od razu by si posuyy Agielem. Ale ja mam mikkie serce dla przystojnych chopakw, a poza tym wol rkawic, cho to zbyt agodna kara. Lubi bezporedni kontakt. Agiel jest zabawny, ale nie ma to jak wasne donie, tylko wtedy naprawd czujesz, co robisz. - Zmarszczya lekko brwi, gos jej stwardnia. - Cofnij rk. Richard odsun do od skaleczonych ust, opuci luno obie rce. Czu, jak krew mu kapie z brody. Denna patrzya na to z zadowoleniem. Pochylia si znienacka i zlizaa troch krwi z brody chopaka, umiechnwszy si akomie. Najwyraniej podniecao j to. Przywara do Richarda, wzia w usta jego skaleczon warg i mocno ugryza. Chopak zamkn oczy, zacisn pici i wstrzyma oddech. Denna cofna si w kocu, z umiechem zlizywaa krew ze swoich warg. Richard dra z blu, lecz udao mu si utrzyma w mylach wizj Lasw Hartlandzkich. - Raz, dwa si przekonasz, e to byo jedynie agodne ostrzeenie. A teraz powtrz pytanie we waciwej formie. Richard natychmiast postanowi, e bdzie si do niej zwraca Pani Denno, e bdzie to oznaka lekcewaenia i e nigdy, przenigdy nie powie do niej pani. Zaznaczy swj sprzeciw i ocali poczucie wasnej godnoci. Przynajmniej w gbi swego ja. Chopak gboko zaczerpn powietrza, postara si, eby gos mu nie zadra. - Gdzie s twoi ludzie, pani Denno? - O wiele lepiej - zaszczebiotaa. - Wikszo Mord-Sith nie pozwala tresowanym mwi czy pyta o cokolwiek, ale ja uwaam, e wtedy jest okropnie nudno. Wol rozmawia z moim podopiecznym. Masz szczcie, e na mnie trafie. - Umiechna si do niego zimno. - Odesaam moich ludzi. Nie sami ju potrzebni. Wykorzystuj ich tylko do schwytania winia i pilnowania go, do - pki nie zwrci swego gniewu przeciwko mnie. Wwczas ju nie sami potrzebni. Teraz ju nic ci nie pomoe. Nic - A dlaczego wci mam miecz i n? Richard za pno sobie przypomnia. Zablokowa rk Denny przed swoj twarz.

I natychmiast zaatakowa go magiczny bl Agiel dotkn brzucha chopaka. Richard pad na podog, krzyczc z blu. - Wsta. Chopak odpdzi gniew i magiczny bl usta. Lecz bl wywoany przez Agiela nie usta tak szybko. Podnis si ciko. - Uklknij i bagaj o wybaczenie. Nie do szybko wypeni polecenie, wic Denna przyoya Agiela do ramienia Richarda i pchna chopaka w d. Prawe rami zupenie mu zdrtwiao. - Bagam o wybaczenie, pani Denno. - Cakiem niele - umiechna si w kocu. - Wsta. - Patrzya, jak si z trudem podnosi. - Masz miecz i n, bo nie stanowi one dla mnie adnego zagroenia, za to pewnego dnia mog ci si przyda do obrony twojej pani. Wol, eby moi podopieczni mieli nadal swoj bro. To im stale przypomina, e s wobec mnie zupenie bezradni. Odwrcia si od chopaka, zdejmowaa rkawic. Richard wiedzia, e Denna ma racj co do miecza - by magiczny, a ona t magi kontrolowaa. By ciekaw, czy nie ma innego sposobu. Musia si przekona. Sign do garda Denny. Koczya zdejmowa rkawic, a Richard pad na kolana, krzyczc z blu, magicznego blu. Rozpaczliwie wyobrazi sobie Lasy Hartlandzkie. Bl zela i chopak mg wsta, kiedy Denna mu to nakazaa. - Wic chcesz to jak najbardziej utrudni? - Zniecierpliwia si. Potem twarz jej zagodniaa, powrci sodziutki umieszek. - Cho musz przyzna, e wol, jak mczyzna stawia opr. A, le to robisz. Przecie ci mwiam, e jeli si chcesz pozby blu, to powiniene pomyle o mnie co miego. A ty co? Mylisz o jakich nudnych drzewach. Myl o mnie co miego, eby si pozby magicznego blu, albo si bdziesz zwija z mki przez ca noc. Rozumiesz? - Tak pani Denno. - Znakomicie. - Umiechna si szerzej. - Widzisz? Mona ci czego nauczy. Zapamitaj: co miego o mnie. - Wzia rce Richarda i patrzc mu w oczy, przycisna je do swoich piersi. - To na tym wikszo mczyzn koncentruje swoje mie myli. - Przysuna si bliej, nie puszczajc rk chopaka, i zaszczebiotaa: - Lecz jeli wolisz jak inn cz mojej osoby, to myl o niej bez skrpowania. Richard uzna, e Denna ma adne wosy i e bdzie myla wycznie o jej wosach. Bl powali go na kolana, uniemoliwi oddychanie. Chopak otwiera usta, lecz nie mg zaczerpn powietrza. Oczy wyszy mu na wierzch.

- Poka, e potrafisz zrobi, co ci polecono. Odpd bl, kiedy tylko zechcesz, ale tak, jak kazaam. Richard popatrzy na Denne, na jej wosy. Ledwo widzia. Skupi si na myleniu o tym, jak uroczy jest jej warkocz. Bl usta. Chopak wsta, chciwie chwytajc powietrze. - Wsta. - Usucha; wci trudno mu byo oddycha. - O to wanie szo. Na przyszo tylko w ten sposb odpd magiczny bl albo tak go przemieni, e si go ju nigdy nie dasz rady pozby. Zrozumiae? - Tak, pani Denno. - Richard wci nie mg uspokoi oddechu. - Powiedziaa, pani Denno, e kto mnie zdradzi. Kto? - Jeden z twoich. - aden z moich przyjaci by tego nie zrobi, pani Denno. - Wtedy by nie byli twoimi prawdziwymi przyjacimi. - Spojrzaa na pogardliwie. Czy nie? - Nie, pani Denno. - Richard patrzy w podog, dusio go w gardle. - Kto to by? - Mistrz Rahl mi tego nie powiedzia. - Wzruszya ramionami. - Nie uwaa, e to takie wane. Jedno powiniene wiedzie: nikt ci nie ocali. Ju nigdy nie odzyskasz wolnoci. Im szybciej to pojmiesz, tym szybciej si z tym pogodzisz i tym atwiejsze bdzie szkolenie. - Jaki jest cel mojej tresury, pani Denno? - eby poj sens blu. - Znw si umiechaa. - eby poj, e twoje ycie naley do mnie i tylko do mnie i e mog z nim uczyni, co tylko zechc. Co tylko zechc. Mog ci zadawa bl w dowolny sposb, jak dugo zechc i nikt ci nie pomoe, nikt ci przed tym nie ocali, tylko ja. Naucz ci, e wycznie mnie moesz zawdzicza chwile pozbawione cierpienia. Nauczysz si wypenia moje polecenia bez pytania, bez wahania, bez wzgldu na to, co ci rozka uczyni. Nauczysz si baga o wszystko. Po kilku dniach spdzonych tutaj a ju uczynie postpy zabior ci tam, gdzie przebywaj pozostae Mord-Sith. I tam bd ci dalej szkoli, dopki ci wszystkiego nie naucz. Niewane, jak dugo to potrwa. Pozwol, eby inne Mord-Sith si tob pobawiy, aby poj, jakie masz szczcie, e si dostae wanie mnie. Do lubi mczyzn. Niektre z tamtych ich nienawidz. Oddam ci na pewien czas, eby doceni, jaka jestem agodna. - O co chodzi w tym szkoleniu, pani Denno? Co to da? Co chcesz osign? Wydawao si, e ogromnie j bawi wyjanianie Richardowi tego wszystkiego. - Jeste kim wyjtkowym. Sam mistrz Rahl chce, eby zosta wyszkolony. I ebym to ja ci wytresowaa - oznajmia z szerokim umiechem. - Przypuszczam, e chce ci o co zapyta. Nie dopuszcz, eby mi przynis wstyd. Kiedy z tob skocz, bdziesz go baga,

eby ci pozwoli powiedzie to wszystko, co chciaby wiedzie. A kiedy ju mu nie bdziesz potrzebny, to bdziesz mj, ju do koca swojego ycia, jakkolwiek bdzie dugie. Richard musia z uporem myle o wosach Denny, walczy z narastajcym gniewem. Wiedzia, o co chcia spyta Rahl Pospny: o Ksig Opisania Mrokw. Ksiga bya bezpieczna. Kahlan bya bezpieczna. Tylko to si liczyo. Denna moe mnie nawet zabi, pomyla chopak. W gruncie rzeczy oddaaby mi przysug. Denna obesza chopaka wok, obejrzaa od stp do gw. - Jeli si okaesz pojtnym uczniem, to moe ci wybior na partnera. - Stana przed nim, przysuna twarz do twarzy Richarda i obdarzya go sodkim umiechem. - Staego partnera Mord-Sith. - Umiech odsoni zby. - Miaam sporo partnerw. Ale nie podniecaj si zbytnio t moliwoci, skarbeku - szepna. - Wtpi, czy ci si spodoba to dowiadczenie, o ile je przeyjesz par razy. Nikt tego nie wytrzyma. Wszyscy moi partnerzy prdko umarli. Richard nie sdzi, eby musia si o to martwi. Rahl Pospny chcia mie ksig. Jeli nie zdoam uciec, duma chopak, to Rahl mnie zabije, tak jak zabi mojego ojca i Gillera. A z moich wntrznoci dowie si co najwyej tego, gdzie jest Ksiga Opinia Mrokw - w mojej gowie. Za czytanie z wntrznoci na pewno nie wycignie ze mnie ksigi. Chopak mia jedn nadziej e: e poyje wystarczajco dugo, eby zobaczy zdumion min Rahla, kiedy ten si zorientuje, jaki fatalny bd popeni. Ani ksigi, ani szkatuy. Rahl ju by martwy. I tylko to si liczyo. Co do zdrady za - chopak postanowi w to nie wierzy. Radl Pospny zna prawa magii. Po prostu korzysta z pierwszego prawa i chce, ebym si wystraszy, e zdrada jest moliwa, uzna Richard. A to pierwszy krok do uwierzenia w ni. Nie dam si wystrychn na dudka pierwszym prawem magii, postanowi chopak. Zna Zedda, Chasea i Kahlan. Nie uwierzy, e ktre nich go wydao Rahl owi. - A skd masz Miecz Prawdy? Richard spojrza Dennie prosto w oczy. - Kupiem go od tego, do kogo ostatnio nalea, pani Denno. - Ach tak? A co za niego dae? Chopak nie odwrci oczu. - Wszystko, co miaem. Chyba nawet wolno i ycie. - Nie brak ci odwagi i dowcipu. - Denna si rozemiaa. - Uwielbiam ama takich ludzi. Wiesz, dlaczego mistrz Rahl mnie wybra? - Nie, pani Denno. - Bo jestem nieustpliwa. Moe nie jestem tak okrutna, jak niektre z tamtych, ale za to wanie ja najbardziej lubi ama mczyzn. Uwielbiam zadawa bl moim

podopiecznym. To najwiksza rado mojego ycia. - Uniosa brew i umiechna si. Nigdy nie rezygnuj, nigdy mnie to nie mczy, nigdy nie agodniej. Nigdy. - To zaszczyt dla mnie, pani Denno, e dostaem si w rce najlepszej. Przyoya Agiel do rany na wardze Richarda i trzymaa, dopki paczcy z blu chopak nie opad na kolana. - Nigdy nie pozwalaj sobie na tak bezczelno. - Wepchna mu Agiela w usta i Richard pad na plecy; przytkna bicz do brzucha chopaka i cofna, zanim zemdla. - Co powiniene teraz powiedzie? - Wybacz mi, bagam, pani Denno - z najwikszym wysikiem wykrztusi Richard. - Dobrze. Wsta. Czas zacz szkolenie. Podesza do stou, co z niego wzia. - Sta tutaj. Natychmiast! - rozkazaa, pokazujc owo miejsce. Richard podszed najszybciej, jak zdoa. Nie mg si wyprostowa, bl mu nie pozwala. Stan we wskazanym miejscu, poci si i ciko dysza. Denna podaa mu co, do czego by przyczepiony cienki acuch. Skrzana obroa barwy jej stroju. Gos Denny zatraci uprzejme tony. - Za to. Chopak nie mia siy do zadawania pyta. Zda sobie spraw, e uczyniby wszystko, byle umkn dotknicia Agielem. Zapi obro na szyi. Denna uja acuch. w acuch koczy si kkiem, ktre wsuna na hak sterczcy z tyu drewnianego krzesa. - Magia ci ukarze, jeli nie wypenisz moich ycze. Jeli zaczepi o co ten acuch, to znak, e chc, eby tam tkwi dopki go nie odczepi. Chc, eby si nauczy, i sam go nie zdoasz odczepi. - Wskazaa na otwarte drzwi. - Przez najblisz godzin masz uczyni, co w twojej mocy, eby dotrze do drzwi. Jeeli nie dooysz odpowiednich stara, oto, co zrobi przez reszt tego czasu. - Przytkna Agiela do szyi Richarda i trzymaa, dopki krzyczcy z blu chopak nie pad na kolana i nie zacz baga, eby przestaa. Cofna narzdzie i kazaa Richardowi zaczyna, a sama odesza, opara si o cian i skrzyowaa ramiona. Chopak najpierw sprbowa po prostu podej do drzwi. Bl spta mu nogi, zanim zdy cho odrobin napi acuch Usta dopiero wtedy, kiedy Richard cofn si tyem ku krzesu. Potem usiowa dosign piercienia. Minie ramion napiy si straszliwie, chopak zacz dre z blu. Pot spywa mu po twarzy. Bl powali go na ziemi, zanim Richard zdoa dotkn acucha. Stara si walczy, dosign krzesa, ale nie zdoa pokona blu. Pad na podog, wymiotujc krwi. Potem podpar si jedn rk, drug trzyma si za brzuch; trzs si i paka. Ktem oka spostrzeg, e Denna wyprostowaa

ramiona i cofna si od ciany. Znw podj prby. Nie powiody si adne starania chopaka. Musia wymyli co innego. Doby miecza - moe tym podniesie acuch, zsunie piercie. Z najwikszym wysikiem dotkn ostrzem acucha. Bl zmusi Richarda do wypuszczenia broni z rk, usta dopiero wtedy, gdy chopak wsun or do pochwy. Wpad na nowy pomys. Pooy si na pododze i szybkim kopniakiem zwali krzeso, zanim bl go zdy porazi. Przeleciao kawaek, uderzyo w st, przewrcio si. Piercie si zsun z zaczepu. Zwycistwo trwao jedno mgnienie. Kiedy acuch spad z zaczepu, bl osign jeszcze wysze natenie. Richard dusi si i krztusi. Z najwyszym wysikiem usiowa si czoga po kamiennej pododze. Bl rs z kadym przebytym calem, wkrtce olepi chopaka. Richard mia uczucie, e rozsadzi mu oczy. Zdoa si przeczoga jedynie o dwie stopy. Nie wiedzia, co pocz. Bl nie pozwala mu myle, nie pozwala peza dalej. - Bagam, pom mi, pani Denno - szepn Richard ostatkiem si. - Bagam, pom. Wiedzia, e pacze, lecz nie dba o to; chcia jednego: eby piercie znw by na zaczepie i eby bl usta. Usysza zbliajce si kroki Denny. Pochylia si, podniosa acuch i zaczepia piercie. Bl min, lecz Richard nie mg pohamowa ez. Denna staa nad nim, wspara si pod boki. - To trwao tylko pitnacie minut, ale godzina zaczyna si od nowa, bo ci pomogam. Jeli znw poprosisz o pomoc, to prba potrwa dwie godziny. - Pochylia si, dotkna Agielem brzucha chopaka i bl znw zakwit. - Zrozumiae? - Tak, pani Denno - zaka Richard. Ba si, e istnieje jaki sposb ucieczki, ba si, co go spotka, jeeli odnajdzie w sposb i ba si zrezygnowa z poszukiwa. Moe i by jaki sposb uwolnienia si, ale mina godzina i chopak go nie odkry. Denna podesza i stana nad Richardem, podpartym na doniach i kolanach. - Czy ju zrozumiae? Czy rozumiesz, co ci spotka, jeli sprbujesz uciec? - Tak, pani Denno. I naprawd to poj. Nigdy si std nie wydostanie. Czu si cakowicie bezsilny. Chcia umrze. Pomyla o nou wiszcym mu u pasa. - Wsta - polecia i dodaa, jakby czytajc w mylach Richarda: - Nie ud si, e zdoasz skrci okres tresury, uciec przed tym. Magia ci powstrzyma, tak jak ci powstrzymaa przed odczepieniem acucha. - Chopak spojrza tpo na Denne. - Nie uciekniesz przede mn, nawet w mier. Bdziesz nalea do mnie dopty, dopki pozwol ci y.

- To nie potrwa dugo, pani Denno. Rahl Pospny mnie zabije. - By moe. Nawet jeli to zrobi, to dopiero wtedy, kiedy mu powiesz to, co chce wiedzie. Ja za chc, eby odpowiedzia na jego pytania; bez wahania wypenisz moje yczenie. - Piwne oczy Denny byy twarde jak stal. - Moe masz jeszcze jakie zudzenia, ale nie wiesz, jak wspaniale tresuj ludzi. Ziarnie kadego. Zawsze. Pewno si udzisz, e ty pierwszy oprzesz si tresurze, lecz wkrtce bdziesz baga o ask spenienia moich ycze. Pierwszy dzie tresury jeszcze nie min, a Richard ju wiedzia, e zrobi wszystko, co Denna nakae. A miaa cae tygodnie na szkolenie go. Gdyby chopakowi pozostawiono moliwo popenienia samobjstwa, to natychmiast by si zabi. Najgorsza bya wiadomo, e Denna ma racj - nie mg jej powstrzyma. By cakowicie zdany na jej ask, a Richard nie podejrzewa, by jego nauczycielka miaa w sobie cho cie litoci. - Rozumiem, pani Denno. Wierz ci. Umiechna si figlarnie i chopak musia si zachwyci w mylach piknem jej warkocza. - To wietnie. Zdejmij koszul. - Rozbawi j widok zdumienia na twarzy Richarda i to, e od razu zacz rozpina guziki, gdy podsuna mu pod oczy Agiel. - Czas, by pozna, co moe Agiel. Caa koszula nasiknaby krwi i nie mogabym wypatrzy nietknitej skry. Zrozumiesz, dlaczego mj strj ma czerwon barw. Chopak wycign zza paska poy koszuli. Ciko oddycha by przeraony. - Co zrobiem le, pani Denno? Z udawan trosk przytkna do do policzka Richarda. - Nie wiesz? - Potrzsn gow, gardo mia cinite. - Dae si schwyta MordSith. Powiniene by zabi mieczem wszystkich moich ludzi. Mylaam, e to uczynisz. Tak znakomicie zacze. Potem, dopki moge to uczyni, powiniene by mnie zabi noem lub goymi rkami, zanim przejam kontrol nad twoj magi. Popenie bd, kierujc j przeciwko mnie. - Ale czemu chcesz teraz dowiadczy mnie Agielem? - Bo chc, eby poj. - Denna rozemiaa si. - Poj, e mog zrobi, co tylko zechc, i e nie moesz mnie przed niczym powstrzyma. Musisz zrozumie, e jeste zupenie bezbronny i e chwile pozbawione blu zale tylko ode mnie. Nie od ciebie. Umiech znikn. Denna podesza do stou, wrcia z kajdankami zawieszonymi na kawaku acucha. - Wci si przewracasz. Mam tego do. Zaradzimy temu. Za je. Rzucia chopakowi kajdanki. Zakada metalowe obrcze na trzsce si nadgarstki, starajc si zapanowa nad oddechem. Denna przycigna krzeso pod belk, kazaa

Richardowi tam stan. Wesza na krzeso, by zaczepi acuch o elazny hak. - Nacignij si, bo nie siga. - Chopak stan na palcach i wycign si w gr, a Denna w kocu zaczepia acuch. - O, ju. - Umiechna si. - Teraz przestaniesz si przewraca. Richard wisia na acuchu, kajdanki wrzynay mu si w nadgarstki; usiowa opanowa przeraenie. I przedtem wiedzia, e nie moe przeszkodzi Dennie, lecz to byo co zupenie odmiennego. Takie uwizanie jeszcze bardziej potgowao poczucie bezsilnoci i wiadomo, e nie moe si broni. Denna zaoya rkawice i par razy obesza chopaka dokoa, uderzajc Agielem o do i potgujc niepokj Richarda. Gdyby tak by zgin w walce przeciwko Rahlowi - tak cen Richard mg zapaci. To byo co innego. Umieranie bez koca. Nieustanna agonia. Odebrano mu nawet moliwo oporu. Wiedzia ju, co potrafi Agiel - Denna wcale nie musiaa tego demonstrowa. Czynia to wycznie po to, eby odebra chopakowi dum i szacunek do samego siebie. eby go zama. Denna chodzia wok Richarda i uderzaa Agielem w jego pier i plecy. Kade dotknicie byo jak cios sztyletem. Za kadym razem chopak krzycza z blu i skrca si na acuchu, a wiedzia, e to dopiero przedsmak. Pierwszy dzie jeszcze si nie skoczy, a bdzie jeszcze wiele, bardzo wiele takich dni. Richard paka nad swoj bezradnoci. Chopak wyobrazi sobie swoj godno, swoj dum jako yw istot; wyobrazi sobie izdebk. Izdebk, do ktrej absolutnie nic nie miao dostpu. Umieci tam swoj dum i poczucie godnoci, zamkn drzwi na klucz. Nikt nie dostanie klucza do tych drzwi. Ani Denna, ani Rahl Pospny. Tylko on, Richard. A teraz bez godnoci przyjmie to, co go spotka, podda si temu tak dugo, jak bdzie trzeba. Zrobi to, co musi zrobi. A pewnego dnia otworzy owe drzwi i znw stanie si dawnym sob, choby tylko w mierci. Teraz bdzie niewolnikiem Denny. Teraz. Lecz nie zawsze. Kiedy to si skoczy. Denna wzia w donie twarz chopaka i pocaowaa go mocno. Na tyle mocno, eby zabolaa go zraniona warga. Pocaunek sprawia Dennie wyranie wiksz przyjemno wtedy, kiedy bya pewna, i sprawia Richardowi bl. Cofna nieco twarz, oczy miaa zamglone rozkosz. - Moemy zaczyna, pieszczoszku? - szepna. - Nie czy tego, pani Denno - odszepn. - Bagam. - To wanie chciaam usysze. - Umiechna si. I zacza demonstrowa moliwoci Agiela. Jeli przecigna nim lekko po skrze chopaka, to powstaway podbiegnite pynem pcherze; jeeli nacisna troch mocniej,

pcherze wypeniay si krwi. Kiedy wiercia narzdziem, Richard czu ciep wilgo na swej spoconej skrze. Moga rwnie zesa na ten sam rodzaj blu i nie pozostawi adnego znaku na ciele chopaka. Richard tak mocno zagryza zby, e a go bolay. Czasem Denna stawaa za nim, wyczekiwaa momentu nieuwagi chopaka i dopiero wtedy dotykaa go Agielem. Znudzio j to, wic kazaa Richardowi zamkn oczy i chodzia wok niego, to dotykajc, go Arielem, to przecigajc biczem przez pier chopaka. miaa si, kiedy Richard zbiera siy, czekajc na cios, ktry nie spada. Szczeglnie dotkliwe dgnicie sprawio, e chopak szeroko otworzy oczy. Denna uznaa to za pretekst do uycia rkawicy. Kazaa mu baga o przebaczenie za samowolne otwarcie oczu. Z pokaleczonych kajdankami nadgarstkw Richarda sczya si krew. Nie mg ani troch odciy rk. Tylko raz gniew wymkn si spod kontroli chopaka - kiedy Denna wcisna Agiela w pach Richarda. Obserwowaa z umieszkiem, jak biedak wije si z blu i zmusza do mylenia o jej wosach. Zorientowaa si, e ta tortura pozbawia Richarda kontroli nad gniewem, wic powtarzaa j raz po raz, ale on ju nie ponowi owego bdu. Poniewa sam si ju nie wyda na up magicznego blu, treserka obudzia go w nim sama; i tym razem chopak nie zdoa si go pozby, cho stara si z caych si. Musia baga, eby Denna go uwolnia od magicznego blu. Niekiedy stawaa przed Richardem i patrzya, jak spazmatycznie chwyta powietrze. Par razy przytulia si do niego, obja go mocno - twardy skrzany strj rozpali bl we wszystkich ranach. Richard nie mia pojcia, jak dugo trway te wszystkie tortury. Przez wikszo czasu bl skupia na sobie ca uwag chopaka, tkwic w nim jak ywa istota. Richard wiedzia, e speniby kade polecenie Denny, byle tylko przestaa go drczy. Odwrci wzrok od Agiela. Na widok bicza zy mu napyway do oczu. Denna mwia prawd - nie mczya si i nie nudzia torturowaniem. Fascynowao j to, bawio, dawao zadowolenie. A jeszcze bardziej ni zadawanie mk cieszyo j baganie o lito. Richard bagaby o to o wiele czciej, byle j tylko zadowoli, lecz przewanie w ogle nie mg mwi. Nawet oddychanie sprawiao mu trudno. Chopak ju nie prbowa odciy nadgarstkw, wisia bezwadnie, majaczy. W pewnej chwili wydao mu si, e Denna przerwaa tortury, lecz by ju tak obolay, e nie wiedzia, czy to prawda. Pot zalewa mu oczy, olepia go, cieka na rany i powodowa dodatkowy bl. Denna podesza i stana za nim, kiedy si Richardowi troch rozjanio w gowie. Przygotowa si na nowe mki. Zapaa go za wosy i szarpna mu gow w ty.

- Teraz zademonstruj ci co nowego, pieszczoszku. Poka ci, jak masz agodn pani. - Bardziej odchylia mu gow w ty, a napi minie szyi, bronic si. Pooya mu na gardle Agiela. - Przesta si sprzeciwia, bo nie cofn bicza. Chopak mia usta pene krwi. Rozluni minie szyi, pozwoliwszy, eby Denna odchylia mu gow tak daleko, jak chciaa. - Suchaj uwanie, pieseczku. Wo Agiela do twojego prawego ucha. - Richard a si zadawi ze strachu; szarpna mu gow, przywoaa do porzdku. - To co zupenie innego ni poprzednie dotknicia. O wiele bardziej boli. I musisz zrobi dokadnie to, co ci powiem. - Usta Denny byy tu przy uchu chopaka, szeptaa w nie czule jak kochanka. Kiedy miaam przy sobie siostr Mord-Sith i obie jednoczenie wpychaymy nasze Agiele w uszy ucznia. Wydawa wwczas wrzask niepodobny do innych. Upajajcy dwik. Caa dr na to wspomnienie. Ale to go zabijao. Nigdy nam si nie udao tak uy Agieli i nie zabi przy tym ucznia. Zawsze umierali. Prbowaymy i prbowaymy, ale bez skutku. Ciesz si, e to ja jestem twoj pani - inne dalej prbuj. - Dzikuj, pani Denno. - Chopak nie wiedzia, za co waciwie dzikuje, ale tak bardzo nie chcia, eby zrobia to, co zamierzaa. - Suchaj uwanie - szepna ochryple, lecz potem jej gos znw zagodnia. - Nie moesz si poruszy, kiedy to zrobi. Jeli drgniesz, to Agiel zniszczy, uszkodzi ci mzg. To ci nie zabije, lecz spowoduje nieodwracalne kalectwo. Jedni wtedy lepn, inni trac wadz w jednej poowie ciaa, jeszcze inni nie mog mwi lub chodzi. Kady, kto si poruszy, ponis jak szkod. Chc, eby by w peni sprawny. Okrutniejsze ode mnie Mord-Sith nie ostrzegaj swoich pieszczoszkw, e si nie powinni poruszy. Po prostu znienacka wpychaj im Agiela w ucho. Widzisz? Wcale nie jestem taka okrutna, jak mylae. Ale niewielu si udao nie drgn. Ostrzegaam ich, a mimo to przewanie si szarpali i co sobie uszkadzali. - Prosz ci, pani Denno. - Richard nie mg powstrzyma paczu. - Nie rb tego, prosz. Wyczu, e si umiechna. Przesuna wilgotnym jzykiem po uchu chopaka, pocaowaa je. - Aleja chc to zrobi, pieszczoszku. Pamitaj, nie porusz si. Richard z caej siy zacisn zby, ale na co takiego zupenie nie by przygotowany. Mia uczucie, e jego gowa zamienia si w szko i rozprysna si na tysice okruchw. Wbi sobie paznokcie w donie. Zatraci poczucie czasu, zatraci wszystko. Tkwi w bezmiarze miertelnego blu, blu bez koca ni pocztku. Ostry, szarpicy bl pali kady nerw w ciele Richarda. Nie wiedzia, jak dugo Denna trzymaa Agiela w jego uchu, lecz

kiedy wreszcie wyja stamtd bicz, wrzaski chopaka odbijay si echem od kamiennych cian. Richard w kocu si uspokoi i zawis bezwadnie. Wtedy Denna ucaowaa obolae ucho i szepna w nie bez tchu: - Rozkoszny wrzask, pieseczku. Jeszcze nigdy nie syszaam lepszego. Poza wrzaskiem mierci, rzecz jasna. Wspaniale si zachowae, nawet nie drgne. - Czule pocaowaa go w szyj, potem znw w ucho. - Sprbujemy z drugiej strony? Chopak jeszcze bezwadniej zwis na acuchu. Nawet nie mg paka. Denna mocniej szarpna mu gow w ty i przesza do drugiego ucha. Wreszcie skoczya lekcj i odczepia acuch z haka. Richard zwali si bezwadnie na podog. Sdzi, e nie zdoa si poruszy, ale kiedy daa mu Agielem znak, e ma si podnie, to od razu to uczyni. - To na dzi wszystko, pieseczku. - Chopak o mao nie umar z radoci. - Id si troch przespa. To bya krtka lekcja Jutro bdzie tresura w penym wymiarze. Bardziej bolesna. Richard by tak wyczerpany, e nie mia siy si martwi o jutro. Chcia tylko lee. Kamienna podoga kusia jak najwygodniejsze ko, zerka na ni tsknie. Denna przyniosa krzeso, wzia acuch zwisajcy z obroy na szyi chopaka i zaczepia o metalowy hak w belce. Richard obserwowa jej poczynania, zbyt znuony, eby si domyla, co ona zamierza. Skoczya i ruszya ku drzwiom. Chopak zda sobie spraw, e acuch jest za krtki, e si nie zdoa pooy na pododze. - Jak mam spa, pani Denno? Odwrcia si, posaa mu protekcjonalny umieszek. - Spa? Nie przypominam sobie, ebym ci pozwolia spa. Musisz sobie zasuy na taki przywilej. Jeszcze sobie nie zasuye na sen. Czyby zapomnia, e nie dalej jak tego ranka snue wstrtne wizje, jak to mnie zabijasz mieczem? Nie pamitasz, i powiedziaam, e tego poaujesz? Dobranoc, pieseczku. - Po kilku krokach Denna si zatrzymaa i odwrcia ku Richardowi. - Na twoim miejscu nie zdejmowaabym acucha z haka, eby zemdle czy umrze z blu. Zmieniam magi. Ju ci nie zabije. Jeeli zdejmiesz acuch albo upadniesz i sam si zelizgnie z haka, to przez ca noc zostaniesz sam z blem. Mnie tu nie bdzie, nie pomog ci. Pamitaj o tym. Myl o tym, gdy ci si zachce spa. Odwrcia si na picie i wysza, zabierajc ze sob pochodnie. Richard sta w ciemnociach i paka. Po jakim czasie zmusi si do powstrzymania ez i zacz myle o Kahlan. Tej przyjemnoci Denna mu nie odbierze. A przynajmniej nie tej nocy. Rozmyla,

e Kahlan jest bezpieczna, e ma wok siebie ludzi, ktrzy j bd chroni - Zedda, Chasea, a wkrtce i wojsko Michaela, i od razu poczu si lepiej. Wyobrazi sobie, e pewno teraz rozbili obz na noc, e dziewczyna troszczy si o Siddina i Rachel, e opowiada dzieciakom rne historie, z ktrych si miej. Widzia w mylach Kahlan i umiecha si do niej. Wspomina jej pocaunek, to, jak si do niego tulia. Cho dziewczyny tu nie byo, to samo wspomnienie o niej napawao Richarda szczciem, sprawiao, e si umiecha. Niewane, co z nim. Grunt, e ona bya bezpieczna. Tylko to si liczyo. Kahlan, Zedd i Chase byli bezpieczni i mieli ostatni szkatu. Rahl Pospny umrze, a Kahlan bdzie y. I czy wany jest los Richarda, gdy si to wszystko wreszcie skoczy? Moe ju wtedy nie y. Postara si o to Denna lub Rahl Pospny. On musi tylko wytrzyma bl, dopki jeszcze yje. I wytrzyma. Bo i c to takiego? Denna nie zdoa mu i tak zada blu, ktry by dorwnywa mkom wywoywanym przez wiadomo, e nie moe by z Kahlan. Z kobiet, ktr kocha. Z kobieta ktr kocha, a ktra wybierze innego. Cieszy si, e umrze, zanim to si stanie. Moe jako zdoa przyspieszy swoj mier? Na pewno niewiele potrzeba, eby porzdnie rozzoci Denne. Gdyby si tak poruszy, kiedy znw woy mu Agiela w ucho, to byby trwale upoledzony i wtedy by si ju jej na nic nie przyda. Pewno by go wwczas zabia. Chopak jeszcze nigdy w yciu nie by taki samotny. - Kocham ci, Kahlan - szepn w mroki. Nastpny dzie by gorszy, jak to obiecaa Denna. Wypocza i zamierzaa zuy troch swojej energii na zamanie Richarda. On za wiedzia, e jest co, co zaley od niego, e ma moliwo wyboru. Czeka, eby znw wsuna mu do ucha Agiela, eby mg z caych si szarpn gow i spowodowa nieodwracalne szkody, lecz Denna nie zrobia tego, zupenie jakby wyczua intencje chopaka. Dao mu to odrobin nadziei: udao mu si skoni Denne do czego. Sprawi, e ju nie stosowaa tej okropnej tortury. Wcale nie kontrolowaa wszystkiego, cho tak sdzia. Wci potrafi j zmusi, eby zrobia co wedug jego woli. Dodao to Richardowi otuchy. Pomoga mu rwnie myl o tym, e zamkn w niedostpnym miejscu swoj dum i godno - dziki temu mg zrobi to, co konieczne. Zrobi wszystko, co Denna rozkae. Denna przerywaa tresur tylko wtedy, kiedy siadaa przy stoliku, eby co zje. Zajadaa powoli jaki owoc, obserwowaa Richarda i umiechaa si, kiedy jcza. Chopak nie dostawa nic do jedzenia, poia go tylko wod, kiedy koczya swj posiek. Wieczorem znw zaczepia acuch o hak w belce i kazaa Richardowi sta przez noc.

Nie zapyta dlaczego; to nie miao znaczenia. Denna i tak zrobi, co zechce, a on nie ma na to adnego wpywu. Ledwo si trzyma na nogach, kiedy wrcia rankiem z pochodni. Bya w dobrym nastroju. - Chc causa na dzie dobry. - Umiechna si. - I masz go odwzajemni. Oka, jaki jeste szczliwy, widzc znw swoj pani. Richard zrobi, co w jego mocy, aby uporczywie myle o piknych wosach Denny. Ucisk pobudzi fale blu; bolay wszystkie rany, do ktrych Mord-Sith si przyciskaa. Pucia wreszcie drcego z mki chopaka, odczepia acuch i rzucia na pod- Uczysz si by dobrym pieseczkiem. Zasuye na dwugodzinny sen. Richard opad na podog i zasn, zanim ucich odgos krokw Denny. Odkry, jak straszliwe jest budzenie Agielem. Krtki sen nie przywrci chopakowi si. Potrzebowa o wiele wicej wypoczynku i snu, ni mu askawie przyznano. Richard przysig sobie zrobi wszystko, eby przez cay dzie nie popeni adnego bdu, e zrobi dokadnie to, co Denna zechce, a moe wwczas pozwoli mu spa przez ca noc. Dooy wszelkich stara, eby bezbdnie wypenia jej yczenia; mia nadziej, e zadowoli nauczycielk. Mia rwnie nadziej, e dostanie co do jedzenia. Nic nie jad od chwili, kiedy go schwytano. Zastanawia si, czego bardziej pragn - snu czy jedzenia. Doszed do wniosku, e najbardziej pragnie, eby usta bl. Lub eby pozwolili mu umrze. Richard by u kresu si, czu, jak ycie powoli ze uchodzi, i tsknie wyczekiwa koca. Denna jakby wyczua, e koczy si wytrzymao chopaka, bo przyhamowaa, dawaa mu wicej czasu na wypoczynek, robia dusze przerwy. Nie dba o to. Wiedzia, e ju po nim, e to si nigdy nie skoczy. Wyrzek si woli ycia, chci przetrwania, przetrzymania. Kiedy wisia w kajdankach i odpoczywa, Denna szczebiotaa do niego czule, gadzia po policzkach. Dodawaa mu odwagi, namawiaa, eby si nie poddawa, i obiecywaa, e bdzie o wiele lej, kiedy go ju zamie. Richard po prostu tego sucha, nawet nie mia siy paka. Odczepia acuch i chopak myla, e to ju noc; zupenie zatraci poczucie czasu. Czeka, eby Denna rzucia acuch na podog lub zaczepia o co. Ale nie. Tym razem zaczepia hak w oparciu krzesa, kazaa Richardowi sta i wysza. Wrcia z wiadrem. - Na kolana, pieseczku. - Usiada na krzele, wzia z gorcych mydlin szczotk i zacza my chopaka. Twarda szczecina drania rany, powodowaa bl. - Mamy zaproszenie na uczt. Musz ci wyszorowa. Wol zapach twojego potu i strachu, lecz mogoby to urazi innych goci.

Mya go troskliwie. Jak kto zajmujcy si swoim psem. Richard opar si o ni bezwadnie, zupenie nie mia si. Nigdy by tego nie zrobi, gdyby mu zostao ich cho odrobin. Denna pozwolia mu na to i dalej go troskliwie mya. Chopak by ciekaw, kto ich zaprosi, lecz nie zapyta. I tak mu powiedziaa. - Krlowa Milena osobicie poprosia, ebymy si przyczyli do niej i do jej goci. C za zaszczyt dla kogo tak podego stanu jak ty, nieprawda? Richard tylko kiwn gow, nie bdc w stanie mwi. Krlowa Milena. A wic byli w jej zamku. Raczej go to nie zdziwio - No bo dokd Denna zdyaby go zabra? Skoczya szorowanie i ofiarowaa godzin snu, eby wypocz przed uczt. Spa u jej stp. Tym razem obudzia chopaka kopniakiem, nie Agielem. Nieomal si rozpaka ze szczcia, e okazaa mu tyle litoci i wylewnie jej dzikowa za to, e jest dla taka dobra. Denna pouczya go, jak si ma zachowa. acuch bdzie przyczepiony do jej pasa, a Richard ma nie spuszcza z niej oka. Nie wolno mu si odzywa, chyba e kto do niego przemwi, a i wtedy najpierw powinien pozyska jej zgod. Nie bdzie siedzia za stoem, lecz na pododze. Jeli odpowiednio si zachowa, to dostanie co do jedzenia. Chopak przyrzek, e wypeni wszystkie polecenia. Perspektywa siedzenia na pododze ogromnie mu si spodobaa - nie bdzie musia sta, odpocznie, nikt go nie bdzie rani. I moe jeszcze dostanie co do jedzenia. Na pewno uczyni wszystko, eby zadowoli Denne, eby nie zrezygnowaa z nakarmienia go. Richard szed za Denn jak we nie. acuch biegncy od jego obroy by przymocowany do pasa Mord-Sith, chopak uwaa, eby go nie napi ponad przepisan miar. Zdja mu kajdanki; rany po nich byy czerwone i obrzmiae, bolenie pulsoway. Chopak mglicie sobie przypomina niektre z mijanych teraz komnat. Znaleli si w sali penej ludzi. Denna obesza j wkoo, przystajc tu i tam i rozmawiajc z piknie odzianymi gomi. Chopak nie odrywa oczu od jej warkocza. Z pewnoci splota wosy na nowo; energiczne korzystanie z Agiela rozlunio sploty. Musiaa zaple warkocz, kiedy Richard spa. Chopak spostrzeg, e myli, i jej wosy s naprawd pikne i e ona sama jest o wiele adniejsza ni ktrakolwiek z obecnych tu kobiet. Czu, e ludzie gapi si na niego i na jego miecz, kiedy Denna prowadza go po komnacie na smyczy. Przypomnia sam sobie, e na pewien czas zamkn dum w niedostpnym miejscu i e uczyni to wszystko, by mu pozwolono odpocz, zje i eby Denna go cho przez chwil nie drczya.

Richard pochyli si i trwa w ukonie, dopki Denna rozmawiaa z krlow. MordSith i krlowa tylko lekko skiny sobie gowami. U boku Mileny staa ksiniczka Violet. Chopak przypomnia sobie, jak Violet pastwia si nad Rachel, i musia pospiesznie wrci do myli o warkoczu Denny. Mord-Sith usiada za stoem, pstrykna palcami i wskazaa na podog za swoim krzesem. Richard wiedzia, o co jej chodzi; usiad na wskazanym miejscu. Denna siedziaa po lewej rce krlowej Mileny, po prawej ksiniczki Violet, ktra lodowato popatrywaa na Richarda. Chopak rozpozna kilku doradcw krlowej. Umiechn si do siebie - nie byo wrd nich nadwornego malarza Gwny st by wyej ni pozostae, lecz siedzcy na pododze Richard nie widzia pozostaych goci. - Poniewa nie jesz misa - odezwaa si krlowa do Denny - to kazaam kucharzom przygotowa specjalne potrawy, ktre ci na pewno zasmakuj. Pyszne zupy i jarzyny, rzadko spotykane owoce. Denna podzikowaa jej z umiechem. W pewnej chwili lokaj poda jej na tacy miseczk. - To dla mojego pieseczka. - Poinformowaa go Denna, na krtko przerywajc rozmow. Lokaj poda miseczk Richardowi. Zawieraa jaki kleik, lecz chopakowi wydao si, e to najpyszniejsza strawa, jak w yciu jad. Trzyma miseczk w drcych doniach i szykowa si do wypicia owego kleiku. - Dlaczego mu pozwalasz tak je - odezwaa si ksiniczka Violet - skoro jest twoim pieseczkiem? - Co masz na myli? - Jeli jest twoim pieseczkiem - umiechna si ksiniczka - to powinien je z podogi, bez uycia rk. - Zrb, co kae - polecia Denna z byskiem w oku. - Postaw miseczk na pododze - nakazaa Violet - i jedz jak pies. Niech wszyscy zobacz, e Poszukiwacz nie jest lepszy od psa. Richard by zbyt godny, eby ryzykowa utrat jedzenia. Skupi si na wyobraeniu warkocza Denny i ostronie postawi miseczk na pododze. Spojrza w oczy ksiniczki Violet, na jej szyderczy umieszek i zjad kleik przy wtrze miechw. Wyliza miseczk do czysta. Potrzebuj si, na wypadek gdybym mg z nich skorzysta, mwi sobie chopak. Krlowa i zaproszeni gocie skoczyli si posila. Wprowadzono jakiego zakutego w acuchy mczyzn i postawiono na rodku komnaty. Richard go rozpozna. By jednym z winiw, ktrych Kahlan uwolnia z lochw. Wymienili krtkie spojrzenia, pene

zrozumienia i rozpaczy. Wyliczono zbrodnie i niecne uczynki owego czowieka. Richard stara si tego nie sucha; wiedzia, e to tylko pretekst. Krlowa skoczya wyliczank zbrodni i spojrzaa na crk. - Moe ksiniczka Violet zechciaaby wyda wyrok na tego czowieka? Rozpromieniona Violet podniosa si z krzesa. - Sto batw za zbrodnie przeciwko Koronie. Gowa za zbrodnie przeciwko wspobywatelom. Rozlegy si pene uznania szepty. Richardowi zrobio si al skazaca, a jednoczenie chtnie by si z nim zamieni. Sto batw to drobnostka, a po nich topr kata. Ksiniczka usiada i powiedziaa do Denny: - Bardzo bym chciaa czasami mc popatrze, jak go karzesz. - Zejd na d, kiedy zechcesz. - Denna zerkna na ni przez rami. - Pozwol ci popatrze. Wrcili do kamiennej komnaty i Mord-Sith nie tracia czasu na zdejmowanie koszuli chopaka. Znw wisia na belce. Zimno poinformowaa go, e zbyt chciwie si wpatrywa w potrawy. Serce Richarda zamaro. Kajdanki ponownie raniy chopakowi nadgarstki. Chwila - i znw ocieka potem, spazmatycznie chwytajc powietrze, paczc i krzyczc w straszliwych mkach. Powiedziaa mu, e jest jeszcze wczenie i e solidnie go powiczy do koca wieczoru. Denna wwiercaa Agiela w plecy chopaka, a minie Richarda sztywniay i kurczyy si, tak e nie dotyka stopami podogi. Baga, eby przestaa, ale nie uczynia mu tej aski. Wreszcie znw zwis bezwadnie i wtedy zobaczy w drzwiach jak posta. - Podoba mi si sposb, w jaki go zmuszasz do bagania - powiedziaa ksiniczka Violet. - Podejd bliej, skarbie - umiechna si do niej Mord-Sith - a poka ci co jeszcze. Obja Richarda, mocno przycisna si do jego ran. Pocaowaa go w ucho i szepna: - Pokaemy ksiniczce, jak piknie bagasz, prawda? Richard obieca sobie, e tego nie zrobi, lecz wkrtce zama t obietnic. Denna zademonstrowaa Violet rozliczne sposoby ranienia chopaka. Wydawaa si dumna ze swoich talentw. - Mog i ja sprbowa? - spytaa ksiniczka. Denna patrzya na ni przez chwil. - Oczywicie, skarbie. Jestem pewna, e mj pieseczek nie bdzie mia nic przeciwko

temu. - Umiechna si do Richarda. - Prawda? - Nie pozwalaj jej, pani Denno, prosz. Jest jeszcze ma dziewczynk. Zrobi wszystko, co kaesz, ale nie pozwalaj jej na to. Prosz. - Widzisz, kochanie, e on si nie sprzeciwia. Denna wrczya Violet Agiela. Ksiniczka Violet szczerzya zby w umiechu i przesuwaa bicz w palcach. Dotkna na prb uda Richarda i z zadowoleniem patrzya, jak chopak si skrca z blu. Chodzia wok Poszukiwacza i dgaa go. - Jakie to proste! - powiedziaa. - Nigdy bym nie przypuszczaa, e tak atwo mona upuci komu krwi! Denna staa ze skrzyowanymi ramionami i obserwowaa chopaka z umiechem, gdy ksiniczka poczynaa sobie coraz mielej. Raz dwa ujawnia cae swoje wrodzone okruciestwo. Bya zachwycona now zabaw. - Pamitasz, co mi powiedziae? - spytaa i dgna chopaka w bok. - Pamitasz, jak mnie poniye? Nareszcie masz to, na co zasuye, no nie? - Richard z caej siy zaciska zby. - Odpowiadaj! Zasuye na to, prawda? Chopak nie otwiera oczu i usiowa zapanowa nad blem - Odpowiadaj! I bagaj, ebym przestaa. Chc si bawi Agielem, gdy bdziesz baga. - Lepiej jej odpowiedz - wtrcia si Denna. - Szybko si uczy. - Nie ucz jej tego, pani Dermo, prosz. To, co jej robisz, jest jeszcze gorsze ni to, co robisz mnie. Ona jest tylko ma dziewczynk. Nie czy jej tego, prosz. Nie pozwl jej si uczy takich rzeczy. - Ucz si tego, co mi si podoba. Lepiej zacznij baga. Natychmiast! Richard wiedzia, e naraa si na wielkie cierpienia, mimo to czeka do kresu swej wytrzymaoci. Dopiero wtedy si odezwa. - Przepraszam, ksiniczko Violet - wydysza. - Wybacz mi, prosz, e le postpiem. Okazao si, e odezwanie si do Violet byo bdem. Jeszcze bardziej si zapalia do tortur. Prdko poja, jak zmusi chopaka do baga i paczu, cho ze wszystkich si stara si opanowa. Richard nie mg uwierzy - maa dziewczynka zadawaa tortury i upajaa si tym. Kompletny obd. Violet ypna zoliwie na chopaka i szturchna go Agielem w brzuch. - Spowiedniczka zasuya sobie na o wiele gorsze traktowanie. I pewnego dnia dostanie za swoje. To ja jej za to odpac. Matka mi to obiecaa; powiedziaa, e kiedy tu

wrci, to ja si ni zajm. Chc, eby mnie baga, ebym j skrzywdzia. Bagaj, ebym obcia gow Matce Spowiedniczce. Co si zbudzio w Richardzie. Nie mia pojcia, co to takiego. Ksiniczka Violet zacisna zby, z caych si wbia Agiela w brzuch chopaka i widrowaa. - Bagaj mnie! Bagaj, ebym zabia t wstrtn Kahlan! Straszliwy bl sprawi, e chopak krzycza wniebogosy. Denna stana pomidzy Richardem a Violet, wyrwaa jej Agiela. - Dosy! Zabijesz go, jeli tak go potraktujesz Agielem. - Dzikuj, pani Denno wyrzzi chopak. Poczu szczegln wdziczno za to, e stana w jego obronie. Ksiniczka Violet cofna si o krok, rozelona. - Nie dbam oto, czy go zabij! - Ale ja dbam - gos Denny by chodny i wadczy. - Jest zbyt cenny, eby go tak zmarnowa. Najwyraniej Denna tu rzdzia, nie ksiniczka; nawet me krlowa. Denna bya przedstawicielk Rahla Pospnego. - Matka mwi, e Spowiedniczka Kahlan na pewno tu wrci. Violet patrzya wciekle na Richarda. - I e wtedy zgotujemy jej niespodziank. Chc, eby to wiedzia ju teraz, bo matka mwi, e nie doyjesz tej chwili. Obiecaa mi, e to ja zadecyduj, co zrobi ze Spowiedniczka. Po pierwsze obetn jej wosy. - Nacisna donie w pici, spurpurowiaa. Potem ka, eby j zgwacili stranicy. Wszyscy po kolei! A potem zapakuj na par lat do lochw, ebym si miaa kim bawi! A kiedy ju im si znudzi drczenie jej, ka jej obci gow, zatkn na pal i bd patrze, jak gnije! Richard poczu lito i wspczucie dla maej ksiniczki. Oba te uczucia ogarny go jak fala. Ze zdumieniem poczu, jak nabiera mocy owo co, co si w nim przed chwil zbudzio. Ksiniczka Violet mocno zamkna oczy i wysuna jzyk tak daleko, jak tylko moga. Wisia jak czerwony proporzec. Nowo przebudzona moc Richarda osigna szczyt. Trafi ksiniczk od spodu w podbrdek i poczu, ze uchwa Violet pka jak kryszta uderzajcy w kamienn posadzk. Sia uderzenia uniosa j w powietrze. Violet odgryza sobie jzyk, a potem poamay si jej zby. Upada na plecy, w sporej odlegoci od chopaka, usiujc jeszcze krzycze poprzez tryskajc krew. Denna wpatrywaa si w Richarda. W jej oczach mign strach. Richard nie mia pojcia, jak zdoa tamto uczyni, dlaczego nie powstrzyma go magiczny bl. Z miny Denny

wyczyta, ze nie powinien by zdolny do takich wyczynw. - Ostrzegaem j - powiedzia chopak, wytrzymujc gniewne spojrzenie Mord-Sith. Obiecane, wykonane. - Umiechn si. Dzikuj ci, pani Denno, za to, e mi uratowaa ycie. Denna wpatrywaa si we przez chwil, potem spochmurniaa. Wysza z pokoju. Richard, wci zawieszony w kajdankach, patrzy na wijc si na pododze Violet. - Przekr si na brzuch, Violet, bo si zadawisz krwi! Przekr si! Ksiniczce udao si przeturla na brzuch; na kamiennej pododze rozrastaa si krwawa kaua. Wbiegli jacy ludzie i zajli si Violet. Denna wszystkiego dogldaa. Podnieli ostronie ksiniczk i wynieli jaz kamiennej komnaty. Ich zaaferowane gosy ucichy w oddali. Chopak zosta sam z Denn. Pchna palcem drzwi, zamkny si ze skrzypieniem zawiasw. Richard wiedzia ju, e Denna istotnie si odznacza perwersyjn dobroci. Nauczy si rozpoznawa jej nastrj po sposobach stosowania Agiela. Czasami by pewien, e Denna si hamuje i e wynika to z przewrotnej troski o niego. Innym za razem wiedzia, e drczc go najstraszliwiej, daje upust swoim uczuciom, daje mu pozna, co do niego czuje; pewnie, e byo to zupenie obkacze, niezdrowe. Poj, i tego wieczoru Denna przejdzie sama siebie. Staa przy drzwiach i obserwowaa Richarda. - Jeste bardzo szczegln osob, Richardzie Cypher - powiedziaa mikko. - Mistrz Rahl mnie ostrzega. Ostrzega, ebym uwaaa, e mwi o tobie przepowiednie. - Podesza powoli do chopaka, jej kroki rozbrzmieway echem po kamiennej posadzce. Stana tu przed Richardem, spojrzaa mu w oczy, leciutko zmarszczya brwi; oddychaa szybciej ni zwykle. - To byo zupenie niezwyke - szepna. - Niesamowicie ekscytujce. - Patrzya na podliwie. - Postanowiam, e bdziesz moim partnerem - szepna bez tchu. Richard wisia w kajdankach, zupenie bezbronny wobec tego ataku szalestwa. Nie mia pojcia, co to za moc si w nim przebudzia ani jak j przywoa. Sprbowa. Bez rezultatu. Denna zmagaa si z czym, czego chopak nie pojmowa, jakby zbieraa ca odwag, eby zrobi co, czego si obawiaa, a czego jednoczenie pragna. Patrzya Richardowi w oczy, oddychaa coraz szybciej, jej pier unosia si i opadaa. Chopak dostrzeg co, czego przedtem nie zauwaa, co kryo przed nim okruciestwo Denny - bya pocigajca. Niesamowicie, oszaamiajco pocigajca. Richard uzna, e chyba zacz traci rozum. Patrzy - wstrznity i dziwnie zaniepokojony - jak Denna powoli wkada Agiela w usta. Jej renice nagle si rozszerzyy - zadawaa sobie bl. Zblada. Gwatownie wcigna

powietrze, leciutko zadraa. Wsuna palce we wosy Richarda i przytrzymaa mu gow. Wolno zbliya wargi do jego ust. Pocaowaa go mocno, namitnie, dzielc z chopakiem dojmujcy bl wywoywany przez Agiela. czy ich usta. Przywara do chopaka i caowaa go dziko. Kade wkienko ciaa Richarda pono blem. Rozpaczliwie chwyta powietrze, wysysajc je z puc Denny. Ona odpacaa mu tym samym. On chwyta tylko jej oddech, ona za - tylko jego. Bl sprawi, e Richard zapomnia o wszystkim oprcz Denny. Bl trawi jego ciao i umys. Wiedzia, e ona przeywa to samo. Donie w jego wosach zacisny si w pici. Jczaa z blu. Jej minie dygotay i sztywniay z blu. Bl szala w obydwojgu. Richard - nie pojmujc, dlaczego tak si dzieje - odwzajemnia pocaunek Denny. Caowa j rwnie dziko i namitnie. Bl zmienia wszystkie odczucia. Chopak jeszcze nigdy nikogo nie caowa z tak pasj i namitnoci. Rozpaczliwie pragn, eby wreszcie przestaa, i zarazem, eby nigdy nie przestawaa. W Richardzie znw przebudzia si owa dziwna moc. Usiowa do niej sign, zapanowa nad ni, utrzyma. Lecz wylizna mu si i znikna. Bl przytacza, druzgota chopaka. Denna miadya mu usta wargami, z ktrych nie wypuszczaa Agiela. Mord-Sith przywara do Richarda, oplota go nogami, wczepia si we. Jczaa z udrki. Chopak rozpaczliwie pragn j obj. Odsuna si, kiedy by bliski utraty przytomnoci, wci zaciskajc w piciach jego wosy. Patrzya mu w oczy, pakaa. Obrcia jzykiem trzymanego w ustach Agiela, zagryza prt w zbach, drc z blu, jakby chciaa zademonstrowa chopakowi, e jest silniejsza od niego. Powoli przesuna rk i wyja Agiela z ust. Z trudem chwytaa powietrze. cigna brwi. Z jej oczu pyny zy spowodowane blem i jeszcze czym innym. Pocaowaa Richarda. Tak czule i agodnie, e by wstrznity. - Jestemy zwizani - szepna. - Zczeni blem Agiela. Przepraszam, Richardzie. Gaskaa go po policzku, jej oczy wci szkliy si blem. Przepraszam za to, co ci uczyni. Jeste moim partnerem do koca swojego ycia. Chopak by zaskoczony wspczuciem brzmicym w jej gosie. - Bagam, pani Denno. Pozwl mi odej. Prosz, pozwl mi odej. Albo chocia pom mi powstrzyma Rahla Pospnego. Obiecuj, e jeli mi pomoesz, to z wasnej woli ju na zawsze zostan twoim partnerem. Przysigam na moje ycie, e jeeli mi pomoesz, to zostan z wasnej woli, a nie dlatego, e trzyma mnie magia. Wspara si doni o pier chopaka, powoli przytomniaa. - Mylisz, e nie rozumiem, co ci czyni? - Oczy miaa puste, szkliste. - Twoja tresura

i suba potrwaj ledwo par tygodni, potem umrzesz. Szkolenie Mord-Sith trwa cae lata. Mnie uczyniono to samo, co ja czyni tobie, a nawet uczyniono mi o wiele wicej. Mord-Sith musi zna swojego Agiela lepiej, ni zna sam siebie. Kiedy miaam pitnacie lat, mj pierwszy nauczyciel wzi mnie na swoj partnerk, a zacz mnie szkoli, kiedy miaam dwanacie lat. Nigdy mu nie dorwnam w okruciestwie, w umiejtnoci utrzymywania kogo w zawieszeniu pomidzy yciem a mierci. Szkoli mnie, dopki nie skoczyam osiemnastu lat. Wtedy go zabiam. I za to karano mnie Agielem przez dwa lata, dzie w dzie. Tym Agielem, ktrym ja szkol ciebie. Dano mi go, kiedy zostaam Mord-Sith. yj tylko po to, eby si nim posugiwa. - Tak mi przykro, pani Denno - szepn chopak. - I bdzie ci przykro. - Znw miaa oczy twarde jak stal. - Nikt ci nie pomoe. Ja te nie. Przekonasz si, e partner Mord-Sith nie ma adnych przywilejw, a jedynie dodatkowe porcje blu. Richard bezwadnie zwisa w kajdankach; przytaczaa go potworno tego wszystkiego. Zrozumia, dlaczego Denna taka jest, ale to jedynie nasilio poczucie beznadziejnoci. Nie zostawiono mu adnej drogi ucieczki. Zosta partnerem obkanej kobiety. Znw marszczya brwi i umiechaa si. - Dlaczego tak wariacko postpie? Przecie wiedziae, e ci za to ukarz. Chopak przyglda si zaintrygowanej Dennie. - A co to za rnica, pani Denno? I tak sprawiaby mi bl. C jeszcze mogaby mi zrobi, c wicej ponad to, co ju zrobia? - Masz bardzo ograniczon wyobrani, mj ukochany. - Wyda wargi w szyderczym umieszku. Rozpia mu pas. Zgrzytna zbami. - Ju czas, ebymy znaleli na tobie nowe miejsce do zadawania blu. Czas, eby si przekona, z jakiej gliny jeste ulepiony. - Wyraz oczu Denny sprawi, e chopak zlodowacia z przeraenia. - Dziki, mj ukochany, e dae mi do tego pretekst. Jeszcze nigdy nikomu tego nie uczyniam, cho mnie to czyniono wiele razy. To wanie mnie zamao, kiedy miaam czternacie lat. adne z nas nie zanie tej nocy - szepna.

Rozdzia czterdziesty drugi Zimna woda nie zdoaa cakowicie ocuci Richarda. Lea nagi, twarz do kamiennej podogi, mglicie widzia spywajce ze zabarwione na czerwono strumyczki, wlewajce si w pknicia kamiennych pyt. Kady oddech wymaga straszliwego wysiku. Ciekawe, ile mi zamaa eber, pomyla mtnie. - Ubierz si. Wyjedamy. - Tak, pani Denno - szepn. Tak ochryp od krzyku, e na pewno nie usyszy jego gosu i ukarze go za brak odpowiedzi. Wiedzia o tym, lecz nie zdoa goniej przemwi. Agiel nie uderzy. Richard nieco si poruszy i zobaczy swj but - sign po niego, przycign do siebie. Usiad, lecz nie zdoa unie gowy. Zwisaa bezwadnie. Z wysikiem zacz wciga but. Uraa poranione stopy, zy napyway mu do oczu. Dosta kolanem w szczk i pad na plecy. Denna usiada mu na piersiach, tuka go piciami po twarzy. - Co z tob? Oszalae? Najpierw spodnie, potem buty! Czy musz ci wszystko po kolei mwi?! - Tak, pani Denno, nie, pani Denno, dzikuj, pani Denno za nauki, przepraszam, pani Denno, dzikuj, pani Denno, za bl, jaki mi sprawia - wybekota chopak. Siedziaa mu na piersi i dyszaa z wciekoci. Po chwili zacza spokojniej oddycha. - Pomog ci. - Nachylia si i pocaowaa Richarda. - Pomog ci, mj ukochany. Odpoczniesz w podry. - Tak, pani Denno - szepn ledwo dosyszalnie. - Teraz, kiedy ci ju zamaam, bdzie o wiele atwiej. - Znw go pocaowaa. Przekonasz si, ukochany. W ciemnociach czeka na nich powz. Oddechy koni zamieniay si w oboczki pary, wolno dryfujce w zimnym, nieruchomym powietrzu. Richard szed za Denn. Potkn si kilka razy, usiujc zachowa przepisowy luz acucha. Nie mia pojcia, ile czasu upyno od chwili, kiedy go postanowia wzi na partnera, i nic go to nie obchodzio. Stranik otworzy drzwiczki powozu. Denna rzucia na podog swj koniec acucha. - Wsiadaj. Richard przytrzyma si obrzea drzwiczek. Usysza, jak kto si zblia z szumem i szelestem. Denna lekko szarpna acuch, dajc chopakowi znak, eby pozosta tam, gdzie stoi. - Ale, Denno! - To bya krlowa ze swymi doradcami. - Pani Denno - poprawia chodno Mord-Sith.

- A dokde to si z nim wybierasz? - Krlowa najwyraniej bya w wyjtkowo podym nastroju. - To nie twoja sprawa. Czas, ebymy ruszyli w drog. Jak zdrowie ksiniczki? - Nie wiemy, czy przeyje - odpara rozelona Milena. - Zabieram Poszukiwacza. Musi zapaci za swj uczynek. - Poszukiwacz naley do mnie i do mistrza Rahla. Ju zosta ukarany i bdzie karany nadal, dopki mistrz Rahl lub ja go nie zabijemy. Nie zdoasz mu zada wikszych cierpie ni te, ktrych ju zazna. - Musi zosta city. Natychmiast. - Wracaj do zamku, krlowo Mileno, pki wci masz zamek - gos Denny by lodowaty jak powietrze tej nocy. Richard zobaczy w doni krlowej n. Stojcy przy chopaku stranik odczepi od pasa bojowy topr i mocno zacisn do na stylisku. Przez chwil panowaa absolutna cisza. Krlowa Milena uderzya na odlew Denne i rzucia si z noem na Richarda. MordSith atwo j powstrzymaa Agielem. Stranik zamachn si na Denne toporem i w Richardzie obudzia si owa dziwna moc. Chopak zebra wszystkie siy, zespoli z moc. Zablokowa w zagiciu lewego ramienia gow mczyzny i ci noem. Denna rzucia okiem w ich stron, syszc miertelny wrzask stranika. Umiechna si i znw patrzya na krlow. Milena staa jak wryta, trzsa si, Agiel tkwi pomidzy jej piersiami. Mord-Sith poruszya Agielem. Krlowa pada jak podcita. Denna przeniosa gniewne spojrzenie na krlewskich doradcw. - Serce krlowej nie wytrzymao. - Uniosa brew. - Niespodziewanie przestao bi. Wyracie, prosz, w moim imieniu wyrazy wspczucia obywatelom Tamarang z powodu mierci ich wadczyni. Radz, ebycie znaleli nowego wadc, ktry bdzie bardziej powolny yczeniom mistrza Rahla. Doradcy pospiesznie si skonili. Dziwna moc Richarda znw znikna. w wysiek zabicie stranika - kosztowa chopaka resztk si, jakie mu jeszcze zostay. Nie mg si utrzyma na drcych nogach. Upad. Denna zapaa acuch tu przy obroy, uniosa gow Richarda. - Nie kazaam ci si pooy! Nie pozwoliam na to! Wstawaj! Chopak nie mia siy si poruszy. Mord-Sith dgna go Agielem w odek, przecigna prtem przez pier Richarda, a do szyi. Chopak zwija si z blu, lecz nie by w stanie wykona polecenia. - Przepraszam... - wydysza. Denna zrozumiaa, e zupenie opad z si. Pucia gow Richarda i polecia

stranikom: - Wsadcie go do powozu. Wsiada za nim, wrzasnwszy do wonicy, eby rusza, i zatrzasna drzwiczki. Powz szarpn i Richard polecia bezwadnie w ty. - Wybacz mi, pani Denno - powiedzia niewyranie. - Wybacz, e ci nie usuchaem, e nie mogem wsta, kiedy mi kazaa. Przepraszam. Na przyszo lepiej si postaram. Ukarz mnie, prosz, ebym si nauczy lepiej stara. Denna zapaa acuch tu przy obroy, kykcie jej zbielay, podniosa chopaka z aweczki. Wygite szyderczo wargi odsoniy zacinite zby. - Tylko mi si nie wa umrze. Jeszcze nie teraz. Masz zadanie do wypenienia. - Jak kaesz... Pani Denno... - szepn. Oczy mia zamknite. Pucia acuch, chwycia Richarda za ramiona i uoya na aweczce. Pocaowaa go w czoo. - Pozwalam ci teraz wypocz, mj ukochany. Czeka nas duga droga. Masz sporo czasu na wypoczynek, zanim znowu zaczniemy. Richard poczu, jak odgarnia mu wosy z czoa, czu, jak si koysze i podskakuje rozpdzony powz. Zasn. Chopak na wp si budzi od czasu do czasu, ale nigdy cakiem. Niekiedy Denna siedziaa przy nim, podtrzymywaa go i karmia. Przeykanie sprawiao mu bl, wymagao ogromnego, niemal ponad siy, wysiku. Krzywi si po kadej wlanej do ust yce - bl by silniejszy ni gd. Richard odwraca gow, nie chcia je. Denna szeptaa zachcajco, prosia, eby jad dla niej. Tylko ten argument dziaa na chopaka. Czasem Richard budzi si gwatownie, bo powz podskoczy na jakim wyboju. Czepia si wwczas Denny, szukajc u niej bezpieczestwa i ochrony, i uspokaja dopiero wtedy, kiedy mu tumaczya, e nic si nie stao, e moe dalej spa. Wiedzia, e czasem spa w powozie, a czasem na powietrzu. Nie widzia ziem, przez ktre jechali. W ogle go nie interesoway. Ona bya przy nim - tylko to si liczyo, nic innego nie miao znaczenia. Wane byo jedno - gotowo do spenienia ycze Denny. Par razy budzi si i stwierdza, e ona si kuli w ktku, a on sam ley wygodnie, opatulony paszczem, z gow wspart na piersi Denny, Denny gadzcej jego wosy. Udawa wtedy, e dalej pi, eby jej nie sposzy i nie przerwa tego. W takich chwilach budzia si owa tajemnicza moc. Richard nie stara si nad ni zapanowa po prostu zauwaa jej obecno. W kocu rozpozna ja., wiedzia, co to za moc. To bya magia miecza.

Kiedy tak lea, wsparty o Denne, spragniony jej obecnoci, magia ya w nim. Richard dotyka jej, bawi si ni, czu jej moc. Bya podobna do tej, ktr przywoywa, kiedy mia zabi mieczem, i jednoczenie niezrozumiale odmienna. Tamtej mocy ju nie mia. Naleaa teraz do Denny, lecz ta nowa moc nie. Nowa magia rozwiewaa si i znikaa, kiedy chopak usiowa j pochwyci. Jaka cz jego umysu pragna wsparcia tej nowej mocy, ale nie potrafi jej kontrolowa, przywoa na pomoc, wic straci dla niej cae zainteresowanie. Czas mija, rany Richarda zaczy si goi. Budzi si coraz silniejszy, wawszy. Mg si ju utrzyma na nogach, kiedy Denna oznajmia, e dotarli na miejsce, lecz wci jeszcze mcio mu si w gowie. Mord-Sith wyprowadzia go w ciemnociach z powozu. Chopak szed za ni, patrzc na jej stopy i starajc si utrzyma przepisowy luz acucha przypitego do pasa Denny. Richard nie spuszcza z niej oka, a jednoczenie obserwowa budowl, do ktrej przybyli. Bya przeogromna, zamek w Tamarang wydawa si przy niej maleki. Mury rozbiegay si w obie strony a po horyzont, dachy i wiee wznosiy si na zawrotn wysoko. A mimo ogromu cao bya elegancka i pena wdziku. Imponujca i wspaniaa, lecz nie ponura i nieodpychajca. Denna poprowadzia Richarda korytarzami z marmuru i granitu. Majestatyczne uki wspieray si na kolumnach. Szli i szli. Chopak przekona si, jak bardzo si wzmocni. Jeszcze par dni temu nie mg si utrzyma na nogach. Nikogo nie spotkali. Richard spojrza na warkocz Denny i rozmyla, jak pikne s wosy Mord-Sith i jaki jest szczliwy, majc tak wspania partnerk. Jaki jest do niej przy wizany... I obudzia si w nim nowa moc. Na wp upiona, ukryta cz umysu zdya pochwyci ow moc, zanim ta zdya znikn. Pozostaa cz umysu rozmylaa o przywizaniu do Denny. Richard uwiadomi sobie, e zyska kontrol nad ow si i przesta myle o Mord-Sith - zrodzia si nadzieja ucieczki. Moc natychmiast znikna. Serce w chopaku zamaro. Znikna to znikna, pomyla. I tak nigdy nie uciekn, no bo i dokd? By przecie partnerem Denny. Dokd miaby odej? Jak by sobie poradzi bez jej polece? Denna przeprowadzia chopaka przez jakie drzwi i zamkna je za nim. Ostroukowe okno, ozdobione skromnymi zasonami, za nim mrok. ko z grubym kocem i pulchnymi poduszkami. Lnica drewniana podoga. Na stoliku przy ku i na stole w dalszej czci komnaty stay zapalone lampy. W cian przy drugich drzwiach wbudowano szafy z ciemnego drewna. Na umywalce stay miednica i dzbanek. Denna odczepia od pasa acuch

Richarda. - To moja kwatera. Jeste moim partnerem, wic pozwol ci tu czasem spa. Zaczepia acuch o hak zamocowany w nogach ka, pstrykna palcami i wskazaa na podog. - Moesz tu dzisiaj spa. Na pododze. Chopak patrzy na podog. Uklk, czujc na ramieniu dotyk Agiela. - Powiedziaam: na podog. Ale ju. - Tak, pani Denno. Przepraszam, pani Denno. - Jestem zmczona. ebym ci ju nie syszaa tej nocy. Zrozumiano? Richard kiwn gow, ba si odezwa. - To dobrze. Denna pada na ko i natychmiast zasna. Chopak rozmasowa obolae rami. Ju dawno nie potraktowaa go Agielem. Przynajmniej tym razem nie zrania do krwi. Moe nie lubi zakrwawia swojej komnaty. Nie, to nie to; Denna lubi jego krew. Pooy si na pododze. Wiedzia, e jutro Mord-Sith znw go bdzie drczy. Prbowa o tym nie myle, przecie dopiero co zaleczy rany. Richard zbudzi si pierwszy. Wola unikn budzenia Agielem. Zabrzmia donony dwik dzwonu. Denna si obudzia, przez chwil leaa na plecach, potem usiada i sprawdzia, czy chopak ju nie pi. - Poranne mody - oznajmia. - Ten dzwon na nie zwouje. Po modach tresura. - Tak, pani Denno. Znw przypia acuch do pasa i poprowadzia Richarda korytarzami na otwarty plac, z czterech stron otoczony kolumnad. rodek placu by wysypany biaym piaskiem, poznaczonym krgami otaczajcymi czarny, dziobaty gaz. Na owym gazie sta dzwon Richard ju sysza jego dwik. Wrd kolumn klczeli mocno pochyleni ludzie i dotykali czoami pyt posadzki. Jednym gosem piewali: - Prowad nas, mistrzu Rahlu. Nauczaj nas, mistrzu Rahlu. Chro nas, mistrzu Rahlu. Rozkwitamy w twojej chwale. Osania nas twoje miosierdzie. Twoja mdro przerasta nasze zrozumienie. yjemy tylko po to, eby ci suy. Nasze ycie naley do ciebie. Wci powtarzali to samo. Denna pstrykna palcami, wskazaa na podog. Richard uklk jak inni, Mord-Sith obok niego, dotkna czoem pyt i przyczya si do chru. Zamilka, nie syszc gosu chopaka. - Zarobie dwie godziny. - ypna na gronie. - Jeli znw ci bd musiaa zgani - sze godzin. - Tak, pani Denno.

I on przyczy si do chru. Musia si skupi na rozmylaniu o warkoczu Denny, bo tylko wwczas mg wymawia owe sowa, nie budzc magicznego blu. Nie wiedzia, ile trway te mody, uzna, e ze dwie godziny. Bolay go wy - gite w kabk plecy. Sowa wci byy te same. Wkrtce si zlay w niewyrane mamrotanie. Dzwon zabrzmia dwa razy. Ludzie powstali i rozeszli si w rne strony. Denna te wstaa. Richard, nie wiedzc, co robi, pozosta w tej samej pozie. Wiedzia, e moe sobie tym napyta biedy, ale kara czekaa go rwnie wtedy, gdyby si podnis bez zezwolenia. I to o wiele gorsza kara. Usysza zbliajce si kroki, lecz nie podnis oczu. - Jak dobrze ci widzie, siostro Denno - powiedzia ochrypy kobiecy gos. - DHara bya pusta bez ciebie. DHara! Sowo przebio si przez ogupienie tresur, pobudzio umys Richarda. Chopak natychmiast wyobrazi sobie warkocz Denny; broni si. - Dobrze by znw w domu i widzie twoj twarz, siostro Konstancjo. W gosie Denny brzmiaa szczero. Agiel dotkn karku chopaka. Richard mia wraenie, e sznur zaciska mu si wok garda. Wiedzia, e to nie Denna. - A c my tu mamy? - spytaa Konstancja. Cofna Agiela. Richard spazmatycznie chwyta powietrze. Wsta, kiedy Denna mu to polecia; jake chciaby si za m schowa! Konstancja bya o gow nisza od Denny, przysadzista, odziana w brzowy skrzany strj. Matowe brzowe wosy te miaa splecione w warkocz, ale nie byy tak pikne, jak wosy Denny. Min miaa tak, jakby przed sekund zjada co paskudnego. - Mj nowy partner. - Denna klepna Richarda w wierzchem doni. - Partner. - Konstancja wyplua to sowo, jakby miao gorzki smak. - Nie mog poj, Denno, po co bierzesz sobie partnerw. Sam myl o czym takim budzi we mnie wstrt. Aaaa, to Poszukiwacz, jak wskazuje miecz. adny up. Pewno nie byo atwo. - Zanim skierowa na mnie swoj magi, zabi tylko dwch moich ludzi. - Denna umiechna si z zadowoleniem, a potem rozemiaa si gono, widzc min Konstancji. Jest z Westlandu. - Co podobnego! - zdumiaa si Konstancja. Spojrzaa w oczy Richarda. - Zamany? - Taaak - westchna Denna. - Ale wci dostarcza mi powodw do zabawy. Dopiero po porannych modach, a on ju zarobi dwie godziny. - Mog si przyczy? - Konstancja umiechna si od ucha do ucha. - Przecie wiesz, e co moje, to i twoje. - Denna umiechna si do niej ciepo. Zastpisz mnie.

Konstancja bya dumna i zadowolona. Richard z pasj myla o warkoczu Denny, bo gniew zacz mu si wymyka spod kontroli. - I tylko tobie - Denna nachylia si ku przyjacice - odstpi go na noc, jeli zechcesz. - Konstancja skrzywia si z niesmakiem. - Co nie sprbowane, to nieznane. Denna si rozemiaa. - Jego ciao da mi zadowolenie na inne sposoby. - Konstancja gniewnie ypna na Denne. - Przebior si na czerwono i docz do ciebie. - Nie trzeba... Brz na dzi wystarczy. - To do ciebie niepodobne. - Konstancja przyjrzaa si jej bacznie. - Mam swoje powody. Poza tym to mistrz Rahl mnie po niego wysa. - Sam mistrz Rahl. Niech bdzie brz, skoro tak. W kocu jest twj i moesz z nim robi, co ci si tylko spodoba. Sala szkoleniowa miaa ciany i podog z szarego granitu, belkowany sufit. Konstancja podstawia Richardowi nog, kiedy tam wchodzili. Upad na twarz. Gniew zapon, zanim chopak zdy go powstrzyma. Konstancja staa nad nim i z zadowoleniem patrzya, jak si stara opanowa. Denna przypia chopaka do urzdzenia, ktre mocno cisno mu za plecami okcie i nadgarstki. Byo ono zamocowane do liny przecignitej przez krek w suficie i zamocowanej do ciany. Podcigna Richarda w gr, a musia stan na palcach, dopiero wtedy znw zamocowaa lin. Wygite ramiona straszliwie go bolay, utrudniajc oddychanie, a przecie nie dotkna go jeszcze Agielem. Richard by bezsilny, wytrcony z rwnowagi, umiera z blu i strachu, zanim na dobre zacza. Upad na duchu. Denna usiada na krzele stojcym pod cian i powiedziaa Konstancji, e moe si zabawi. Denna czsto si umiechaa kiedy szkolia chopaka. Konstancja nie umiechna si ani razu. Zabraa si do dziea jak chop do mcki. Wosy jaj si rozczochray, twarz pokrya warstw potu. Nigdy ani na jot nie zmienia dotknicia Agielem. Zawsze byo takie samo: brutalne, przykre, gniewne. Richard nie musia czeka w trwodze na kolejne - nie byo adnej przerwy. Pracowaa rytmicznie, nie dajc mu ani chwili wytchnienia. Lecz nie rozkrwawia go. Denna odchylia krzeso w ty, wspara je o cian i cay czas si umiechaa. Konstancja w kocu przestaa. Richard ciko dysza i jcza. - Dobrze to znosi. Dawno nie miaam takiego seansu. Moje ostatnie pieseczki poddaway si przy pierwszym dotkniciu. Przednie nogi krzesa stukny o podog. - Pomog ci, siostro Konstancjo. Poka, czego nie lubi.

Denna stana za Richardem, a on zadra przed czym, co nie nadeszo. Wanie oddycha z ulg, gdy Agiel trafi go w czue miejsce na prawym boku. Krzykn. Nie mg si podpiera palcami stp, mia wraenie, e ramiona wyskocz mu ze staww. Denna, szyderczo umiechnita, nie cofna Agiela, dopki Richard nie zacz paka. - Prosz, pani Denno. - ka. - Bagam. Cofna Agiela. - Widzisz? Konstancja potrzsna gow. - Chciaabym by taka zdolna jak ty, Denno. - I jeszcze tu. - Denna zmusia chopaka do wrzasku. - I tu, i jeszcze tu. - Stana przed nim i umiechna si. - Chyba ci nie przeszkadza, e poka Konstancji wszystkie twoje czue punkty? - Nie czy tego, pani Denno, bagani. To za bardzo boli. - Widzisz? Wcale mu to nie przeszkadza. Wrcia na krzeso, podczas gdy zy spyway po policzkach chopaka. Konstancja si nie umiechna. Znw si zabraa do roboty i wkrtce zmusia Richarda do rozpaczliwych baga. Bya gorsza ni Denna, poniewa nigdy nie zmieniaa nacisku Agiela, nie przerywaa ani na chwil. Nie pozwalaa chopakowi odpocz choby przez sekund. Richard ba si dotknicia Agiela Konstancji bardziej ni Agiela Denny. Denna niekiedy okazywaa osobliwe wspczucie, Konstancja - nigdy. Kiedy przekraczaa pewne granice, Denna j powstrzymywaa, kazaa jej na chwil przesta, dbaa, eby nie okaleczya chopaka. Konstancja poddawaa si poleceniom Denny, rania go tak, jak tamta chciaa. - Nie musisz tu siedzie, Denno, jeli masz co do zaatwienia. Nie pogniewam si. Richarda ogarny strach i panika. Nie chcia zosta sam z Konstancj. Wiedzia, e planuje to, na co Denna by jej nie pozwolia. Nie wiedzia co, ale panicznie si tego ba. - Innym razem zostawi ci z nim sam na sam... eby si zabawia po swojemu. Ale dzi zostan. Chopak ze wszystkich si postara si nie okaza ulgi. Konstancja znw zabraa si do dziea. Po chwili znalaza si za plecami chopaka, zapaa go za wosy i szarpna mu gow w ty. Richard dobrze wiedzia, co to oznacza. Pamita bl tego, co go czekao. Mk powodowan wetkniciem Agiela w ucho. Trzs si i niemal dusi z przeraenia. - Nie rb tego, Konstancjo. - Denna podniosa si z krzesa. Konstancja zacisna zby, spojrzaa na chopaka i jeszcze bardziej odchylia mu gow. - A czemu to? Pewnie ju to robia?

- Owszem, ale tobie nie pozwalam. Mistrz Rahl jeszcze z nim nie rozmawia. Nie mog ryzykowa. - Zrbmy to razem, Denno. - Konstancja umiechna si od ucha do ucha. - Ty i ja, jednoczenie. Jak kiedy. - Przecie ci powiedziaam, e mistrz Rahl jeszcze z nim nie rozmawia. - A potem? - Od dawna nie syszaam tamtego wrzasku. - Denna si umiechna i spojrzaa w oczy Richardowi. - Jeli mistrz Rahl go nie zabije i jeli nie umrze z... Innych powodw, to wtedy mu to zrobimy. Zgoda? Ale nie teraz. Bdziesz posuszna, Konstancjo, i nie wepchniesz mu Agiela w ucho? Zapytana kiwna gow i pucia wosy chopaka. - Nie myl, e ujdzie ci to na sucho. - ypna na wciekle. - Wczeniej czy pniej zostaniemy sami i zabawi si tob na swj sposb. Skoczyy wreszcie tresur i poszy na lunch. Richard szed za nimi, znw uwizany do pasa Denny. Jadalnia bya bardzo stylowa - biaa marmurowa posadzka, dbowe boazerie. Przy stoach jedzono i rozmawiano. Denna usiada, pstrykna palcami i wskazaa na podog za swoim krzesem. Sucy przynieli posiek dla obu Mord-Sith, Richard nie dosta nic. Lunch skada si z obfitej porcji zupy, sera, ciemnego chleba i owocu. Apetyczne zapachy doprowadzay chopaka do szalestwa. Misa w ogle nie podawano. W pewnej chwili Denna si odwrcia i powiedziaa Richardowi, e nie dostanie nic do jedzenia, bo rankiem zarobi dwie godziny tresury. Je dostanie dopiero wtedy kiedy si bdzie odpowiednio zachowywa. Popoudnie spdziy na modach i kilku godzinach tresury. Denna i Konstancja zmieniay si przy robocie. Richard zrobi, co mg, eby nie popeni adnego bdu, i w nagrod dosta na kolacj miseczk ryu z jarzynami. Po kolacji kolejny seans modw i dalsza tresura, a potem powrt do kwatery Denny. Chopak by miertelnie zmczony, idc, kuli si z blu. - Chc si wykpa - oznajmia Denna. Zaprowadzia Richarda do przylegego pokoiku. Z sufitu zwieszaa si lina z urzdzeniem do przywizywania, a w kcie staa wanna. Mord-Sith wyjania chopakowi, e w pokoik by przeznaczony do tresury, jeli on na to zarobi, a ona nie bdzie chciaa zapaskudzi komnaty krwi, i e tu wanie zawiesi go na ca noc. Obiecaa solennie, e Richard bdzie spdza w tym pokoiku mnstwo czasu. Denna kazaa Richardowi zawlec wann do komnaty i ustawi w nogach ka.

Pouczya go te, dokd ma i po ciep wod. Nie powinien si do nikogo odzywa i ma biec tam i z powrotem, eby kpiel nie zdya ostygn. Zagrozia, e jeli chopak zlekceway owe instrukcje, kiedy jej zniknie z oczu, to powali go magiczny bl i e gorzko poauje, jeeli go bdzie zmuszona szuka. Richard uroczycie przyrzek, e dokadnie wypeni jej polecenia. Woda znajdowaa si do daleko; brao si jaz ciepego rda otoczonego marmurowymi awami. Richard dobrze si napoci, zanim napeni wann. Denna wypoczywaa w ciepej kpieli, a chopak wyszorowa jej plecy i pomg umy wosy. Potem opara ramiona o brzeg wanny, odchylia gow w ty, zamkna oczy i rozlunia si. Richard klcza obok wanny, na wypadek gdyby Mord-Sith czego potrzebowaa. - Nie lubisz Konstancji, prawda? Chopak nie wiedzia, co powiedzie. Nie chcia si le wypowiedzie o jej przyjacice, lecz zdawa sobie spraw, e kamstwo te cignie na kar. - Ja... Ja si jej boj, pani Denno. - Zrczna odpowied, mj ukochany. - Umiechna si, oczy dalej miaa zamknite. Nie usiujesz si wyga? - Nie, pani Denno. Powiedziaem prawd. - To dobrze. Powiniene si jej ba. Ona nienawidzi mczyzn. Za kadym razem, kiedy ktrego zabija, wykrzykuje imi tego, ktry j pierwszy zama: Rastin. Pamitasz, jak ci opowiadaam o mczynie, ktry mnie zama i wzi na partnerk, a ktrego potem zabiam? Przedtem by nauczycielem Konstancji. Nazywa si Rastin. To ona mi powiedziaa, jak go mog zabi. Zrobi dla niej wszystko. A ona dla mnie, bo zabiam czowieka, ktrego nienawidzia z caej duszy. - Tak, pani Denno. Ale nie zostawiaj mnie z ni sam na sam, pani Denno, bagam. - Musisz wic bardzo starannie wypenia swoje obowizki. Jeli si bdziesz stara i nie zarobisz zbyt wiele kar, to zostan, gdy Konstancja ci bdzie tresowa. Rozumiesz teraz? Rozumiesz, jakie to szczcie, e masz tak dobr pani? - Tak, pani Denno, dzikuj, e to ty mnie szkolisz. Jeste utalentowan nauczycielk. Otwara jedno oko, jakby szukajc kpicego umieszku na twarzy Richarda. Nie znalaza. - Daj mi rcznik i po nocny strj na stoliku obok ka. Chopak pomg jej wytrze wosy. Denna nie zaoya nocnego stroju. Pooya si na wznak, wilgotne wosy rozsypay si na poduszce. - Zdmuchnij lamp na stoliku. - Richard natychmiast podszed i zdmuchn pomie. -

Podaj mi Agiela, mj ukochany. Chopak drgn. Nienawidzi speniania tego polecenia, bowiem dotykanie go sprawiao bl. Nie ociga si jednak zbyt dugo, bo wiedzia, czym to grozi. Zacisn zby, podnis Agiela i poda go Dennie na otwartych doniach. okcie i ramiona Richarda wibroway blem. Nie mg si doczeka, kiedy Mord-Sith wemie bicz. Ona za wspara poduszki o wezgowie ka, uniosa si nieco i obserwowaa chopaka. Wreszcie wzia Agiela, a Richard odetchn. - Dlaczego nie czujesz blu, pani Denno, kiedy go dotykasz? - Czuj, tak samo jak ty. Dotykanie go sprawia mi bl, bo to ten sam Agiel, ktrym mnie tresowano. - Boli ci cay czas, kiedy go trzymasz w doni? - zdumia si chopak. - Cay czas, kiedy mnie tresujesz? Kiwna potakujco gow, przesuwaa Agiela w palcach, na moment odwrcia wzrok od oczu Richarda. Potem umiechna si i leciutko zmarszczya brwi. - Mao jest chwil, kiedy jestem wolna od takiego czy innego rodzaju blu. To dlatego tresura Mord-Sith trwa cae lata - uczy si umiejtnoci opanowania blu. Wydaje mi si rwnie, e to dlatego Mord-Sith zostaj wycznie kobiety; mczyni s zbyt sabi. Mog zawiesi Agiela na acuszku na nadgarstku, a wwczas nie sprawia blu. Lecz kiedy kogo tresuj, to bezustannie czuj bl. - Nie wiedziaem. - Serce Richarda cisno si z udrki. - Tak mi przykro, pani Denno. Tak mi przykro, e i ciebie rani, e musisz cierpie, kiedy mnie szkolisz. - I bl moe da rozkosz, mj ukochany. Tego midzy innymi ci ucz. Czas na kolejn lekcj. - Zmierzya go wzrokiem od stp do gw. - Do gadania. Richard rozpozna wyraz oczu, przyspieszony oddech. - Ale dopiero co si kpaa, pani Denno, a ja jestem cay spocony. - Lubi twj pot. - Umiechna si kcikiem ust. Spojrzaa Richardowi w oczy i woya Agiela do ust. Mijay dni, otpiajce podobne do siebie. Richard z ulg wita czas modw - ustawaa tresura i bl. Buntowa si jednak przeciwko wypowiadanym wwczas sowom i przez cay czas musia myle o piknie warkocza Denny. Poza tym takie monotonne wypiewywanie, na kolanach, z czoem opartym na posadzce, byo tylko troch mniej mczce ni tresura. Richard przyapa si na tym, e si budzi noc lub rano i wypiewuje sowa modlitwy do Rahla. Prowad nas, mistrzu Rahlu. Nauczaj nas, mistrzu Rahlu. Chro nas, mistrzu Rahlu. Rozkwitamy w twojej chwale. Osania nas twoje miosierdzie. Twoja mdro przerasta nasze

zrozumienie. yjemy tylko po to, eby ci suy. Nasze ycie naley do ciebie. Denna ju nie stroia si w czerwie. Chodzia w biaym skrzanym stroju. Oznajmia Richardowi, e biel oznacza, i zosta zamany, wybrany na partnera oraz e ona ma nad nim tak wadz, i nie musi go rani do krwi. Konstancji wcale si to nie spodobao. Chopakowi nie sprawio to wielkiej rnicy, poniewa Agiel zadawa taki sam bl bez wzgldu na to, czy wytacza krew, czy nie. Konstancja spdzaa duo czasu z Denn, czasem tylko znikaa, eby potresowa jakiego nowego pieszczoszka. Coraz natarczywiej nalegaa, eby j Denna zostawia sam z Richardem, ale bez skutku. Z caej duszy zaangaowaa si w tresowanie chopaka. Im lepiej j poznawa, tym bardziej si jej ba. Ilekro Denna ustpowaa miejsca Konstancji, umiechaa si do biedaka. Pewnego dnia, po popoudniowych modach, Konstancja posza tresowa kogo innego, a Denna zabraa Richarda do pokoiku przy swojej komnacie. Podcigna go na linie tak, e ledwo dotyka podogi. - Czy zechciaaby pozwoli, pani Denno, eby odtd tresowaa mnie tylko pani Konstancja? Owo pytanie rozwcieczyo Denne - Richard w ogle si nie spodziewa, e Mord-Sith tak zareaguje. Gapia si uporczywie na chopaka, twarz jej spurpurowiaa. Potem zacza go tuc Agielem, wwierca bicz w ciao Richarda. Wrzeszczaa na chopaka, wytykaa mu, e jest niczym, bezwartociowym mieciem, e ona ma ju powyej uszu jego gadaniny. Denna bya krzepka i tuka Richarda z caych si. Nie przestawaa. Jeszcze nigdy nie bya tak wcieka, tak surowa, tak okrutna. Wkrtce Richard zapomnia nawet to, gdzie si znajduje. Nie mia siy, eby j baga o lito, eby oddycha, Denna nie zwalniaa tempa uderze, nie przestawaa ani na chwil. Wydawao si, e cierpienia chopaka wprawiaj j w jeszcze wiksz zo. Richard zobaczy na pododze krew, cae mnstwo krwi. Plamy krwi znaczyy czerwieni biay strj Denny. Dyszaa z wysiku i gniewu. Wosy jej si rozploty. Mord-Sith zapaa chopaka za wosy i szarpna w ty. Nie ostrzega go. Wepchna mu Agiela do ucha, brutalniej ni kiedykolwiek przedtem. Powtarzaa to i powtarzaa Czas rozcign si w nieskoczono. Richard nie wiedzia ju, kim jest, co si z nim dzieje. Nie mg ani baga, ani paka, ani wytrzyma tej mki. Denna skoczya tresur, staa przy chopaku, dyszc z wciekoci. - Id na kolacj. Na Richarda spad magiczny bl o straszliwym nateniu. Chopak zachysn si powietrzem, oczy mu wyszy z orbit.

- Zostawiam ci ten magiczny bl na czas mojej nieobecnoci, a nie bd si spieszy z powrotem. Nie zdoasz powstrzyma, nie zdoasz zemdle. Jeli uda ci si odpdzi gniew, to bl przybierze na sile. A gniew i tak ci opuci, przyrzekam ci to. Podesza do ciany i tak podcigna lin, e stopy Richarda znalazy si nad podog. Chopak wrzasn; mia uczucie, e ramiona wyskakuj mu ze staww. - Baw si dobrze. - Denna odwrcia si na picie i wysza. Richard balansowa na skraju szalestwa. Przeokropny bl uniemoliwia kontrol nad gniewem, jak to przyrzeka Denna. Cierpienie palio go ywym ogniem. Nieobecno Denny jeszcze bardziej je wzmagaa. Chopak nigdy nie czu si tak samotny, tak bezradny. Bl nie pozwala mu paka. Spazmatycznie chwyta powietrze udrczony do ostatka. Nie wiedzia, jak dugo by sam. Nagle znalaz si na pododze; buty Denny po obu stronach jego gowy. Odpdzia magiczny bl. Ramiona dalej mia unieruchomione za plecami, wci straszliwie go bolay. Mord-Sith staa nad chopakiem, a on paka, lezc twarz do zakrwawionej podogi. - Przecie ci powiedziaam - sykna Denna przez; zacinite zby - e jeste moim partnerem do koca swojego ycia. - Sysza, jak ciko dyszy, wyczuwa jej wcieko. A teraz, zanim si tob dalej zajm i pozbawi zdolnoci mwienia, gadaj, dlaczego prosie, eby to Konstancja ci tresowaa, a nie ja. Richard odkaszln krew, sprbowa si odezwa. - To nie w takiej pozie masz do mnie przemawia! Na kolana! Ale ju! Usiowa uklkn, lecz nie da rady. Ramiona wci mia skrpowane za plecami. Denna zapaa go za wosy i uniosa. Pprzytomny chopak wspar si o ni bezwadnie, trafi twarz na krew na brzuchu Mord-Sith. Swoj krew. Denna dotkna Agielem czoa, odsuna go tym od siebie. Bl sprawi, e szeroko otworzy oczy. Spojrza na ni i chcia odpowiedzie. Trzasna go wierzchem doni w usta. - Patrz w podog, kiedy do mnie mwisz! Nikt ci nie pozwoli na mnie spojrze! Richard opuci wzrok na jej buty. - Czas ci si koczy! Odpowiadaj! Chopak znw odkaszln krew; ciekaa mu po brodzie, musia si powstrzyma mdoci. - To dlatego, pani Denno - wychrypia - e wiem, i Agiel sprawia tobie bl. Wiem, e i ty cierpisz przy mojej tresurze. Chciaem, eby si mn zaja pani Konstancja, by ci oszczdzi blu. Nie chc, eby cierpiaa. Nauczya mnie, co to cierpienie i bl. Ju do si nacierpiaa. Nie chc, eby to dalej trwao. To ju niech karze mnie pani Konstancja, byleby ty nie cierpiaa blu.

Chopak z trudem klcza, ze wszystkich si starajc si nie upa. Zapanowaa duga cisza. Richard patrzy na buty Denny, pokaszliwa, straszliwy bl ramion niemal uniemoliwia oddychanie. Zdawao si, e cisza nigdy si nie skoczy. Nie mia pojcia, co Mord-Sith mu teraz zrobi. - Nie rozumiem ci, Richardzie Cypher - odezwaa si w kocu agodnie, a w jej gosie nie byo ju gniewu. - Niech mnie duchy porw, nie rozumiem ci. Przesza za chopaka, uwolnia mu ramiona i bez sowa wysza z pokoju. Richard nie zdoa rozprostowa rk, upad na twarz. Nie prbowa si podnie. Paka na zakrwawion podog. Po jakim czasie Richard usysza dzwon wzywajcy na wieczorne mody. Denna wrcia, przykucna przy chopaku, obja go ramieniem i pomoga si podnie. - Nie wolno nam opuci adnych modw - wyjania spokojnie, mocujc acuch do swojego pasa. Jej biay skrzany strj by pokryty plamami krwi; okropnie to wygldao. Smugi krwi znaczyy rwnie twarz Denny i jej wosy. Szli na mody, a osoby ktre rozmawiay, teraz odwracay oczy i usuway si z drogi. Richard musia uklkn i dotkn czoem posadzki ebra go tak bolay, ze z trudem oddycha, ledwo mg piewa. Nie wiedzia, czy prawidowo wymawia sowa, lecz Denna go nie poprawiaa, wic nie przerywa piewu. Sam nie wiedzia, jak mu si udao nie upa. Dzwon zabrzmia dwa razy. Denna wstaa, ale nie pomoga Richardowi. Pojawia si Konstancja, o dziwo, umiechnita. - No, no, ale si zabawia, Denno. - Trzasna chopaka wierzchem doni, lecz zdoa si utrzyma na nogach. - Bye niegrzecznym chopczykiem, co? - Tak, pani Konstancjo. - Wyglda na to, e bardzo niegrzecznym. Cudownie. - Przeniosa poncy wzrok na Denne. - Jestem wolna. Pokamy mu, co potrafi dwie Mord-Sith. - Nie. Nie tego wieczoru, Konstancjo. - Nie? A dlaczeg to nie? - Nie i ju - wybuchna Denna. - Jest moim partnerem i zamierzam go teraz tresowa w tej roli! Chcesz przyj i patrze, jak le z moim partnerem?! Chcesz zobaczy, co robi, kiedy trzymam w zbach Agiela? Richard a si skurczy. A wic takie miaa plany. Jeli mu to zrobi tej nocy, kiedy jest tak strasznie poraniony... Przygldali si im ludzie w biaych szatach - Denna mwia, e to misjonarze.

Konstancja ypna na nich wciekle, wic pospiesznie odeszli. Twarze obu kobiet byy czerwone - Denny z gniewu, Konstancji z zakopotania. - Jasne, e nie, Denno - powiedziaa cicho. - Przepraszam. Nie wiedziaam. Nie bd ci w tym przeszkadza. - Posaa Richardowi paskudny umieszek. - Dostaniesz za swoje, chopaczku. Mam nadziej, e sprostasz zadaniu. Dgna go Agielem w brzuch i odesza. Pprzytomny Richard przycisn brzuch ramionami i jkn. Denna go podtrzymaa. Mord-Sith spojrzaa gniewnie za Konstancj, a potem ruszya ku swojej kwaterze, oczekujc, i chopak pjdzie za ni. Poszed. W kocu dotarli na miejsce. Denna podaa wiadro. Richard omal si nie zaama na myl, e ma jej przygotowa kpiel. - Przynie wiadro gorcej wody - polecia spokojnie. wiadomo, e nie bdzie musia napenia wanny, sprawia Richardowi niewysowiona ulg. Przynis wod, by troch skoowany. Czu, e Denna jest za, lecz nie kierowaa gniewu przeciwko niemu. Postawi wiadro na pododze i czeka, patrzc w podog. Mord-Sith przyniosa krzeso. Chopak by zaskoczony, e nie kazaa mu tego zrobi. - Usid. - Podesza do stolika przy ku i wrcia z gruszk. Trzymaa j przez chwil w doni, pocieraa kciukiem, wreszcie podaa Richardowi. - Przyniosam jaz kolacji. Ju nie jestem godna. Ty nie dostae kolacji. Zjedz gruszk. Chopak patrzy na wycignity ku niemu owoc. - Nie, pani Denno. Jest twoja, nie moja. - Wiem, czyja jest, Richardzie. - Jej gos wci by spokojny. - Zrb, co kazaam. Wzi gruszk i zjad calutk, nawet i ziarenka. Denna uklka i zacza go my. Nie mia pojcia, co zamierza dalej. Obmywane rany bolay, ale to byo nic w porwnaniu z Agielem. Richard si zastanawia, czemu go myje, skoro jest pora tresury, Denna wyczua jego lk. - Krzy mnie boli. - Tak mi przykro, pani Denno. To przez moje ze zachowanie. - Cicho bd - polecia agodnie. - Przez te plecy musz spa na czym twardym. Przepi si na pododze. A skoro ja bd spa na pododze, to ty si przepisz w moim ku. Nie chc, eby je zakrwawi. Richard osupia. Na pododze z ca pewnoci wystarczyoby miejsca dla nich obydwojga, no i niejeden raz zakrwawi Dennie ko. I jako jej to wwczas nie przeszkadzao. Uzna jednak, e to nie pora na pytania, i zmilcza. - No, ju w porzdku - oznajmia Mord-Sith, skoczywszy mycie. - Po si.

Patrzya, jak si ukada na ku. Richard z rezygnacj wzi Agiela ze stolika i poda jej; rami pulsowao mu blem. Pragn, eby go zostawia w spokoju tej nocy. Denna zabraa mu Agiela i odoya na stolik. - Nie dzi. Mwiam ci, e krzy mnie boli. - Zdmuchna lamp. - Spij. Chopak sysza, jak si ukada na pododze, klnc pod nosem. By tak wyczerpany, e nie mia siy myle. Wkrtce zasn. Zbudzi go dzwon wzywajcy na mody. Denna ju bya na nogach. Zmya krew ze swego biaego stroju i na nowo zaplota warkocz. Nie powiedziaa ani sowa. Klczenie sprawiao Richardowi bl, z zadowoleniem przyj koniec modw. Nigdzie nie widzia Konstancji. Szed za Denn, zacz skrca ku sali wicze, ale zatrzymao go szarpnicie acucha. Bl. - Nie idziemy tam. - Tak, pani Denno. Jaki czas sza niekoczcymi si korytarzami, w pewnej chwili spojrzaa ze zniecierpliwieniem na Richarda. - Masz i u mego boku. Wybieramy si na przechadzk. Czasem spaceruj, kiedy mnie boli krzy. To mi pomaga. - Przykro mi, pani Denno. Miaem nadziej, e do rana bl minie. Zerkna na spod oka i znw patrzya prosto przed siebie. - No c, nie min. Wic pjdziemy na spacer. Richard jeszcze nigdy si nie znalaz tak daleko od kwatery Denny. Ciekawie, lecz ostronie, przyglda si wszystkiemu. Co pewien czas widzia miejsca podobne do tego, do ktrego chodzili na mody: place pod otwartym niebem i socem, z ustawion porodku czarn skak i dzwonem na niej. Niekiedy trawa zastpowaa piasek, a czasem skaka tkwia w sadzawce i w przejrzystej wodzie pyway ryby. Niektre hole byy obszerne jak komnaty, z posadzkami z wzorzystych pyt, kolumnami i wysoko sklepionym sufitem. Przez wielkie okna wpaday strumienie wiata i powietrza. Wszdzie byo peno ludzi; wikszo nosia biae lub pastelowe szaty. Nikt si nie spieszy, cho sporo z nich szo w jakim okrelonym kierunku. Niektrzy siedzieli na marmurowych awach. Richard dostrzeg kilku onierzy. Wikszo ludzi mijaa jego i Denne jakby byli niewidzialni, lecz paru si umiechno i wymienio z Mord-Sith sowa powitania. Caa ta budowla bya zdumiewajco wielka, hole i korytarze cigny si w nieskoczono. Szerokie schody wiody w gr lub w d, prowadziy do nieznanych

czci olbrzymiego gmachu. W jednym z korytarzy stay posgi nagich ludzi w dumnych pozach. Wyrzebiono je w lnicym, przewanie biaym kamieniu, niekiedy zocicie ykowanym. Byy dwukrotnie wiksze ni Richard. W adnym zaktku nie byo mroku, brudu, brzydoty - sama jasno i pikno. Kroki ludzi rozbrzmieway w obszernych holach jak szepty pene czci. e te zdoano zaplanowa i wybudowa tak olbrzymi budowl, dziwi si chopak. To musiao trwa cae pokolenia. Denna zaprowadzia Richarda na rozleg przestrze pod otwartym niebem. Z omszonej ziemi wyrastay wielkie drzewa, a rodkiem tego wewntrznego lasu wia si cieka wyoona brzowymi, glinianymi pytkami. Poszli niespiesznie ow ciek, a chopak przyglda si drzewom. Byy pikne, cho pozbawione lici. Denna obserwowaa go spod oka. - Lubisz drzewa, prawda? Richard kiwn gow, rozejrza si wok. - O tak, bardzo, pani Denno - szepn. - Dlaczego je lubisz? - S czci mojej przeszoci - odpar po chwili namysu. - Mglicie sobie przypominam, e byem przewodnikiem. Lenym przewodnikiem. Lecz niewiele z tego pamitam, pani Denno. Gwnie to, e lubi lasy. - Zamaam ci, wic zapominasz, co byo przedtem - powiedziaa spokojnie. - Im duej bd ci tresowa, tym wicej przeszoci zapomnisz, z wyjtkiem tego, o co ci bd pyta.. Wkrtce zapomnisz wszystko. - Tak, pani Dermo. Co to za miejsce, pani Denno? - To Paac Ludu. Siedziba wadcy DHary. Dom mistrza Rahla. Lunch zjedli w innej jadalnej komnacie, nie tam gdzie zwykle Kazaa Richardowi usi na krzele - nie wiedzia dlaczego Odprawili mody tam, gdzie woda zastpowaa biay piasek. Potem pospacerowali jeszcze troch po rozlegych holach i ma kolacj wrcili do znajomej czci paacu. Przechadzka dobrze zrobia Richardowi; nareszcie rozrusza minie. Po wieczornych modach znaleli si w maym pokoiku w kwaterze Denny. Mord-Sith znw skrpowaa Richardowi ramiona na plecach i podcigna go w gr, lecz tym razem nie oderwaa mu stp od podogi. Ramiona bolay, ale nie tak jak przedtem. - Plecy przestay bole, pani Denno? Spacer pomg? - Tyle mog wytrzyma. Chodzia powoli wok chopaka, patrzc w podog. Na koniec stana przed Richardem. Krcia w palcach Agiela, wpatrujc si we uwanie. Nie spojrzaa na chopaka.

- Powiedz, e jestem brzydka - szepna ledwo dosyszalnie. Richard patrzy na ni, dopki nie podniosa oczu. - Nie. To by byo kamstwo. - Bd, mj ukochany. - Umiechna si smutno. - Nie usuchae polecenia i pomine tytu. - Wiem, pani Denno. Zamkna oczy, lecz jej gos zyska nieco na sile. - Same z tob utrapienia. Nie rozumiem, dlaczego mistrz Rahl mnie obarczy twoj tresur. Zarobie dwie godziny - nie tak cikie jak zwykle, lecz i tak zapaczesz z blu. Potem Denna oznajmia, e plecy cigle j bol i znw spaa na pododze, a Richard w ku. Nastpne dni wrciy w utarte koleiny, cho tresura nie bya ani tak bolesna, ani tak dugotrwaa jak przedtem, chyba e towarzyszya im Konstancja. Denna obserwowaa j baczniej ni poprzednio i czciej powstrzymywaa. Konstancji wcale si to nie podobao i czasami patrzya gniewnie na przyjacik. Kiedy bya zbyt brutalna, Denna nie zapraszaa jej na kolejny seans tresury. agodniejsza tresura miaa dobroczynny wpyw na Richarda. Myla coraz janiej i zaczyna sobie przypomina przeszo. Par razy Denne znw bolay plecy, wic chodzili na dugie spacery i ogldali rozmaite wspaniaoci. Pewnego dnia, po popoudniowych modach, Konstancja spytaa, czy moe i z nimi. Deinna zgodzia si z umiechem. Tamta chciaa poprowadzi tresur i przyjacika jej pozwolia. Konstancja bya o wiele brutalniejsza ni zwykle; nie dawaa Richardowi ani chwili wytchnienia. Chopak paka ze straszliwego blu. By u kresu wytrzymaoci i mia nadziej, e Denna wreszcie powstrzyma tamt. Akurat wstawaa z krzesa, kiedy do sali wszed jaki czowiek. - Mistrz Rahl ci wzywa, Panni Denno. - Kiedy? - Natychmiast. Denna westchna. - Dokoczysz ten seans, Konstancjo? Konstancja spojrzaa Richardowi w oczy i umiechna si. - Ale oczywicie, Denno. Chopak skamienia z przeraenia, lecz nie omieli si nic powiedzie. - Ju prawie koniec. Zaprowad go potem do mojej kwatery i zostaw tam. Na pewno

wkrtce wrc. - Jasne, Denno. Moesz na mnie polega. Denna ruszya ku drzwiom. Konstancja przysuna twarz do twarzy Richarda i umiechna si do niego zoliwie. Energicznym ruchem rozpia mu pas. Chopak nie mg oddycha ze strachu. - Konstancjo. - Denna wrcia ku nim. - Nie ycz sobie, eby to robia. Konstancja daa si zaskoczy. - Ja si nim zajmuj pod twoj nieobecno i zrobi, co zechc. Denna podesza bliej i przysuna twarz do twarzy tamtej. - On jest moim partnerem i nie ycz sobie, eby mu to zrobia. I eby mu wkadaa Agiela w ucho. - Zrobi... - O nie. - Denna zgrzytna zbami, patrzc na nisz kobiet. - To mnie ukarano, kiedy zabiymy Rastina. Mnie. Nie nas obie. Tylko mnie. Nigdy o tym nie wspominaam, lecz teraz to przypominam. Dobrze wiesz, co mi zrobili, a mimo to nie zdradziam im, e i ty miae w tym swj udzia. Jest moim partnerem, a ja jestem jego Mord-Sith. Nie ty. Ja. Uszanujesz moje yczenia albo koniec z nasz przyjani. - W porzdku, Denno - burkna ze zoci Konstancja. - W porzdku. Zrobi, jak chcesz. Denna wci patrzya na ni z gniewem. - dam tego, siostro Konstancjo. Konstancja dokoczya tresur, wkadajc w to ca dusz i siy. Naley przyzna, e najczciej kierowaa Agiela w miejsca dozwolone przez Denne. Richard wiedzia, e lekcja trwaa o wiele duej, ni powinna. Konstancja zaprowadzia chopaka do kwatery Denny i tam tuka jeszcze z godzin. Potem zaczepia acuch w nogach ka i kazaa Richardowi sta a do powrotu jego Mord-Sith. Konstancja przysuna twarz do twarzy chopaka najbliej jak moga, zwaywszy jej wzrost, wsuna mu rk midzy nogi i mocno zacisna do. - Zachowaj to dla mnie w dobrym stanie - zakpia szyderczo. - Ju si tym dugo nie nacieszysz. Mam powody, by sdzi, e mistrz Rahl ju wkrtce odda ci mnie, a wtedy troszk zmieni twoj anatomi. - Umiechna si od ucha do ucha. - I na pewno to ci si nie spodoba. Pojawi si gniew, a za nim magiczny bl. Richard pad na kolana. Konstancja ze miechem wysza z komnaty. Chopakowi udao si opanowa gniew, lecz bl ustpi dopiero

wtedy, kiedy wsta. Z okna la si ciepy soneczny blask. Richard mia nadziej, e Denna wkrtce wrci. Soce zaszo. Nadszed i min czas kolacji. Denna wci si nie zjawiaa. Chopak zaczyna si niepokoi. Czu, e wydarzyo si co zego. Usysza dzwon wzywajcy na wieczorne mody, lecz by przywizany do ka i nie mg pj. Zastanawia si, czy ma uklkn i odpiewa znane mu sowa. Zda sobie spraw, e tego te nie moe zrobi, bo nakazano mu sta. Moe powinienem cho odpiewa mody, duma chopak. Lecz i tak nikt by go nie sysza, wic uzna, e nie musi. Za oknem ju od dawna byo ciemno. Na szczcie lampy byy zapalone, wic chopak nie musia sta w mroku. Dwa uderzenia w dzwon oznajmiy koniec wieczornych modw. Denny wci nie byo. Nadesza i mina pora wieczornej tresury, a Mord-Sith wci nie wracaa. Richard coraz bardziej si niepokoi. Wreszcie usysza, jak otwieraj si drzwi. Denna miaa pochylon gow, poruszaa si sztywno. Jej warkocz by rozpleciony, wosy rozczochrane. Z trudem zamkna za sob drzwi. Richard spostrzeg, e bya zupenie szara, oczy miaa wilgotne. Nie spojrzaa na. - Przygotuj mi kpiel, Richardzie - szepna cichutko. - Prosz. Musz si wykpa, czuj si taka brudna. - Oczywicie, pani Denno. Przy wlk wann i biega po wod najszybciej, jak potrafi. Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie przygotowa kpieli. Denna staa i patrzya, jak przynosi wiadro za wiadrem. Wreszcie skoczy i czeka, dyszc z wysiku. Zacza rozpina skrzany strj; palce jej dray. - Zrb to za mnie, dobrze? Sama nie dam rady. Trzsa si caa. Richard rozpi guziki. Musia odrywa odzienie od plecw Denny razem z jej skr. Serce mu walio jak szalone. Prgi po uderzeniach znaczyy cae plecy i nogi Denny; bya poraniona od karku po kostki stp. Chopak by przeraony, a serce mu si krajao ze wspczucia dla niej. zy napyny mu do oczu. Ockna si w nim potna moc. Nie zwrci na to uwagi. - Kto ci to uczyni, pani Denno? - Mistrz Rahl. Zasuyam na to. Podtrzyma j i pomg jej wej do wanny. Z jkiem zanurzya si w gorcej wodzie, usiada sztywno. - Dlaczego ci to uczyni, pani Denno? - Konstancja mu powiedziaa, e jestem dla ciebie zbyt agodna. Zasuyam na to, co

mnie spotkao. - Wcale na to nie zasuya, pani Denno. To ja powinienem by ponie kar, nie ty. Richard my j ostronie, a ona zaciskaa drce donie na brzegach wanny. Troskliwie zmy pot z bladej twarzy Denny. Cay czas patrzya prosto przed siebie, po policzkach stoczyo si par ez. - Mistrz Rahl chce ci jutro zobaczy. - Usta Denny zadray, a rka Richarda na moment przerwaa mycie. - Przykro mi, Richardzie. Odpowiesz na jego pytania. Spojrza w jej twarz. Nie odwzajemnia spojrzenia. - Tak, pani Denno. Opuka j wod nabieran w zoone donie. - Pozwl, e ci wytr. - Uczyni to tak delikatnie, jak tylko mg. - Czy chcesz teraz usi, pani Denno? - Nie wydaje mi si. - Umiechna si do niego z zakopotaniem. - Poo si na ku. - Wspara si na podsunitym ramieniu chopaka. - Nie mog przesta si trz. Dlaczego? - Bo rany bol, pani Denno. - Dowiadczyam o wiele gorszych rzeczy ni to. To byo jedynie agodne przypomnienie, kim jestem. Nie mog si przesta trz. Pooya si na brzuchu, nie spuszczaa oka z chopaka. Troska przywrcia mu zdolno mylenia. - Czy jest tu mj plecak, pani Denno? - W szafce. Po co ci on? - Le spokojnie, pani Denno i pozwl mi co zrobi, jeli jeszcze pamitam jak. Zdj plecak z grnej pki, pooy na stole i zacz w nim grzeba. Denna wspara policzek na doniach i patrzya na chopaka. Znalaz to, czego szuka pod rzebionym kocianym gwizdkiem, zawieszonym na rzemyku. Wycign paczuszk z plecaka i otworzy. Wyj ma miseczk, odpi od pasa swj n i te pooy na stole. Przynis z szafy soik kremu; widzia, jak Denna si tym smarowaa. - Mog go wzi, pani Denno? - Po co? - Mog? - No dobrze. Richard wzi z paczuszki stosik suszonych lici aumu i woy je do miseczki. Dorzuci jeszcze par zi, ktre rozpozna po zapachu, lecz nie pamita ich nazwy. Roztar

wszystko noem na proszek, doda cay krem ze soika i wymiesza palcami. Wzi miseczk i usiad na ku obok Denny. - Le spokojnie. - Tytu, Richardzie, tytu. Nigdy si nie nauczysz? - Przepraszam, pani Denno. - Umiechn si. - Potem mnie za to ukarzesz. Teraz le spokojnie. Kiedy skocz, poczujesz si tak dobrze, e bdziesz mnie moga kara przez ca noc. Obiecuj. Naoy krem na rany i wtar. Denna jkna. Po chwili zamkna oczy. Niemal spaa, kiedy Richard dotar do kostek jej ng. Aumowy balsam wsika w poranion skr. Richard pogadzi wosy Denny. - I jak teraz, pani Denno? - szepn. Przeturlaa si na bok, otwara szeroko oczy ze zdumienia. - Bl znikn! Jak to zrobie? Jak przepdzie bl? Chopak si umiechn. - Nauczyem si tego od starego przyjaciela, od... - Zmarszczy brwi. - Nie pamitam, jak si nazywa. Ale to stary przyjaciel i to on mnie tego nauczy. Tak si ciesz, pani Denno. Nie chc, eby cierpiaa. agodnie dotkna policzka Richarda. - Jeste bardzo szczegln osob, Richardzie Cypher. Nigdy przedtem nie miaam takiego partnera. Niech mnie licho, nigdy nie spotkaam kogo takiego jak ty. Ja zabiam tego, ktry mi uczyni to, co ja tobie, a ty mi pomoge. - Moemy by tylko tym, kim jestemy, pani Denno, nikim mniej i nikim wicej. Chopak spojrza na swoje donie. - Nie podoba mi si to, co ci uczyni mistrz Rahl. - Nic nie wiesz o Mord-Sith, mj ukochany, i nic nie rozumiesz. Wybiera si nas bardzo starannie, kiedy jestemy jeszcze maymi dziewczynkami. Na Mord-Sith wybiera si te najagodniejsze, o najlepszym sercu. Mwi si, e najwiksze okruciestwo pynie z najgbszej troski. Przeczesuje si ca DHare. Kadego roku wybiera si moe ze sze dziewczynek. ami Mord-Sith trzy razy. - Trzy razy? - szepn chopak. Denna potakna. - Pierwszy raz tak, jak ja ciebie, eby zama ducha. Potem ami nasz empati. Musimy patrze, jak nasz nauczyciel amie nasz matk, robi z niej swoje zwierztko i drczy, dopki ta nie umrze. Za trzecim razem przeamuj w nas strach przed zadawaniem blu innym, ucz nas czerpa rado z zadawania blu. Musimy, pod kierunkiem nauczyciela, zama wasnego ojca, uczyni ze nasze zwierztko i zadrczy na mier. Z oczu Richarda trysny zy.

- To wszystko wam czyni? - Metody, ktrymi ci zamaam, s niczym w porwnaniu z tymi, ktrymi nas ami za drugim i trzecim razem. Im lepsze serce ma dziewczynka, tym lepsza bdzie z niej MordSith; ale tym trudniej j zama drugi i trzeci raz. Mistrz Rahl uwaa, e jestem wyjtkowa, bo szczeglnie trudno byo mnie drugi raz zama. Moja matka dugo si trzymaa przy yciu, nie chcc, ebym stracia nadziej, ale to tylko wszystko utrudnio. Dla nas obu. Trzeci raz im si nie udao - zrezygnowali i chcieli mnie zabi. Lecz mistrz Rahl uzna, e bd wietn Mord-Sith, gdy mnie wreszcie zami, i sam si mn zaj. To wanie on zama mnie trzeci raz. I wzi mnie do oa tego dnia, kiedy zabiam ojca - w nagrod. Ta nagroda zupenie mnie wypalia. Richard mia tak cinite gardo, e nie mg mwi. Drcymi palcami odgarn wosy z twarzy Denny. - Nie chc, eby kto ci krzywdzi, pani Denno. Ju nigdy wicej. - To wielki zaszczyt - szepna przez zy - e mistrz Rani powici swj czas i ukara kogo tak mao znaczcego jak ja, i to moim wasnym Agielem. Richard siedzia jak odrtwiay. - Mam nadziej, e on mnie jutro zabije i ju si nie bd musia uczy niczego, co mnie a tak rani, pani Denno. Blask lampki lni w wilgotnych oczach Denny. - Jeszcze nikomu nie uczyniam tego, co tobie, a to wanie ty, jeden jedyny od chwili, kiedy mnie wybrano na Mord-Sith, odpdzie ode mnie bl. - Usiada, podniosa miseczk. Zostao troch. Nao ma na miejsca, ktre Konstancja dotkna Agielem, cho jej na to nie pozwoliam. Nasmarowaa maci ramiona chopaka, potem brzuch i pier, a po szyj. Ich oczy si spotkay. Do Denny znieruchomiaa. W komnacie zapanowaa zupena cisza. Denna nachylia si i agodnie pocaowaa chopaka. Podoya do z maci pod jego kark i znw go pocaowaa. Pooya si na ku, oburcz przycisna do Richarda do swojego brzucha. - Pjd, moja mioci. Tak ogromnie ci pragn. Skin gow i wycign rk po Agiela. Powstrzymaa go. - Dzisiejszej nocy pragn ci bez bicza. Dobrze? Naucz mnie, jak to jest bez blu. Przycigna go do siebie.

Rozdzia czterdziesty trzeci Nastpnego ranka Denna nie szkolia Richarda, lecz zabraa go na przechadzk. Mistrz Rahl oczekiwa chopaka dopiero po drugich modach. Wanie mieli do niego wyruszy, kiedy si zjawia Konstancja. - Zadziwiajco dobrze dzi wygldasz, siostro Denno. Denna patrzya na ni, nie okazujc adnych uczu. Richard by wcieky na Konstancj za to, e doniosa mistrzowi Rahlowi na Denne, przez co jego pani tak ucierpiaa. Musia uporczywie myle o warkoczu Denny. - Syszaam, e dostpisz dzi zaszczytu audiencji u mistrza Rahla. Jeli to przeyjesz, to si bdziemy czciej spotyka. Sam na sam. Kiedy on ju z tob skoczy, wezm sobie kawaeczek twojego ciaa. - Musiano ci wybra, siostro Konstancjo - paln Richard, zanim zdy pomyle, co czyni - w roku rozpaczliwej posuchy. Inaczej nigdy by nie wybrano na Mord-Sith kogo o tak ograniczonej inteligencji. Jedynie najwikszy ciemniak mgby przedoy zaspokojenie swoich gupich ambicyjek ponad przyja. A zwaszcza ponad dobro przyjaciki, ktra tak wiele dla ciebie powicia. Nie jeste godna caowa Agiela pani Denny. - Chopak umiechn si sodko do zaskoczonej Konstancji. - Lepiej si mdl, eby mistrz Rahl mnie zabi, bo jeli nie, to ja ci zabij przy nastpnym spotkaniu. Zabij ci za to, co uczynia pani Dennie. Konstancja gapia si na tpo, potem nagle zamierzya si Agielem. Denna uniosa rami, dusze ni rami tamtej. Przycisna swj Agiel do garda Konstancji i powstrzymaa j. Tamta wytrzeszczaa oczy ze zdumienia, odkaszlna krwi i pada na kolana, przycisnwszy donie do szyi. Denna przez chwil patrzya na ni, potem odesza bez sowa. Richard za ni, uwizany na acuchu. Przyspieszy kroku i szed obok Denny. Patrzya prosto przed siebie, nie zdradzaa, co myli. - Zgadnij, na ile godzin sobie tym zasuye. - Ty bdziesz pierwsz Mord-Sith, pani Denno - umiechn si chopak - ktra zmusi do krzyku martwego czowieka. - A jeli mistrz Rahl ci nie zabije, to ile godzin ci czeka? - Cae moje ycie byoby za krtkie, eby tresura przymia rado z tego, co zrobiem. Umiechna si leciutko, lecz nie spojrzaa na. - Ciesz si, e a tyle to dla ciebie znaczy. - Zerkna spod oka na chopaka. - Dalej

ci nie rozumiem. Jak sam powiedziae, moemy by tylko sob, nikim mniej i nikim wicej. auj e nie mog by kim wicej, i obawiam si, e ty nie moesz by kim mniej. Gdybymy w tej wojnie nie walczyli po przeciwnych stronach, to zrobiabym z ciebie mojego staego partnera i zadbaabym, eby y jak najduej. Jej sowa sprawiy Richardowi rado. - I ja bym si postara y jak najduej dla ciebie, pani Denno. Szli wielkimi holami, mijali miejsca odprawiania modw, posgi, spieszcych si dokd ludzi. Denna zabraa Richarda na wysze pitro, poprowadzia poprzez piknie przystrojone komnaty. Zatrzymaa si przed dwuskrzydowymi drzwiami, ozdobionymi paskorzebami przedstawiajcymi wzgrza i lasy, pokrytymi zotem. - Czy jeste gotw dzi umrze, mj kochany? - Dzie si jeszcze nie skoczy, pani Denno. Zarzucia mu ramiona na szyj i czule go pocaowaa. Cofna nieco gow, pogadzia Richarda po wosach. - Przykro mi, Richardzie, e ci to wszystko uczyniam, ale wanie tego mnie nauczono i inaczej nie potrafi. yj tylko po to, eby ci rani. Wiedz, e to nie z wasnego wyboru, a dlatego e tak mnie wyszkolono. Nie mog by nikim innym, ni jestem; mog by tylko Mord-Sith. Jeli masz dzi umrze, moja mioci, to umrzyj godnie, ebym moga by z ciebie dumna. Jestem partnerem obkanej kobiety, pomyla chopak ze smutkiem. I to inni doprowadzili j do obdu. Denna popchna drzwi i weszli do wielkiego ogrodu. Gdyby Richard nie by zajty innymi sprawami, to w ogrd wywarby na nim olbrzymie wraenie. Szli ciek biegnc wrd kwiatw i krzeww, obok niskich, poronitych pnczami murkw, mijali niskie drzewka. Dotarli do rozlegej ki. Szklany dach przepuszcza do wntrza soneczny blask, dziki czemu roliny zdrowo si rozwijay i kwity. W oddali wida byo dwch wielkoludw. Na skrzyowanych ramionach mieli elazne obrcze, nabijane kolcami; owe obrcze tkwiy tu powyej okci mczyzn. Jacy stranicy, pomyla Richard. Obok nich sta jeszcze jeden czowiek, wspaniale uminiony, z bezwos piersi. Krtko obcite jasne wosy sterczay sztywno; biego wrd nich jedno czarne pasmo. Kolejny mczyzna sta niemal na rodku ki, obok krgu biaego piasku, w snopie promieni popoudniowego soca. Janiaa biaa szata i dugie do ramion zociste wosy. Iskrzy si zoty pas i wiszcy u niego zoty zakrzywiony sztylet. Richard i Denna podeszli do owego mczyzny. Denna pada na kolana, uderzya

czoem o ziemi. Richard wiedzia, e ma uczyni to samo, i uczyni, przesuwajc miecz. Zaintonowali razem: Prowad nas, mistrzu Rahlu. Nauczaj nas, mistrzu Rahlu. Chro nas, mistrzu Rahlu. Rozkwitamy w twojej chwale. Osania nas twoje miosierdzie. Twoja mdro przerasta nasze zrozumienie. yjemy tylko po to, eby ci suy. Nasze ycie naley do ciebie. Wypiewali to tylko raz. Potem zamilkli i czekali. Richard dra lekko. Pamita, e mia si nigdy nie zblia do wadcy Rahla, e si powinien trzyma z dala od niego. Nie mg sobie przypomnie, kto mu to nakaza, wiedzia tylko, e to bardzo wane. Musia myle o warkoczu Denny, tumi gniew za to, co mistrz Rahl jej uczyni. - Powstacie, moje dzieci. Mistrz Rahl sta tu obok Denny. Bkitne oczy bacznie mu si przyglday. Twarz mistrza bya agodna, inteligentna, mia, lecz to nie rozwiao strachu chopaka, nie odpdzio myli kbicych si tu na granicy wiadomoci. Bkitne oczy spojrzay na Denne. - Zadziwiajco adnie dzi wygldasz, pieszczoszko. - Pani Denna rwnie dobrze znosi bl, mistrzu Rahlu, jak go zadaje - Richard usysza swj wasny gos. Bkitne oczy znw na patrzyy. Spokojna twarz Rahla budzia w chopaku dreszcze. - Pieszczoszka powiedziaa mi, e jeste wcieleniem kopotw. Z przyjemnoci widz, e nie kamaa. Lecz nie jestem zadowolony, e to prawda. - Niedbale klasn w donie. - No c, to i tak nie ma znaczenia. Ciesz si, e ci w kocu poznaem, Richardzie Cypher. Denna szturchna chopaka Agielem, przypominajc, co ma powiedzie. - To zaszczyt dla mnie, e tu jestem, wadco Rahlu. yj tylko po to, eby ci suy. Przy tobie jestem nikim. - O tak, na pewno. - Wargi Rahla skrzywiy si w umieszku; przez dug, nieprzyjemn chwil wpatrywa si w twarz Richarda. - Mam kilka pyta. Odpowiesz mi na nie. - Tak, mistrzu Rahlu. - Chopak znw zadra. - Uklknij - poleci agodnie wadca. Richard uklk, wspomagany Agielem. Denna stana za nim, okraczya go i mocno cisna udami ramiona chopaka. Zapaa go za wosy i lekko odchylia mu gow - patrzy teraz prosto w oczy mistrza Rahla. Richard trzs si z przeraenia. Rahl Pospny patrzy na obojtnie. - Widziae Ksig Opisania Mrokw?

Jaka sia, ukryta na dnie umysu chopaka, zabraniaa mu odpowiedzie na to pytanie. Milcza. Denna mocniej zapaa go za wosy i przyoya mu Agiela do podstawy czaszki. Bl rozszala si w gowie Richarda. Chopak nie upad tylko dlatego, e Denna trzymaa go za wosy. Mia wraenie, e w tym jednym dotkniciu zawara bl caego szkoleniowego seansu. Nie mg si poruszy, odetchn czy zapaka. Cay by blem, wstrzs pozbawi go wszystkiego, zostawi w miertelnej udrce z ognia i lodu. Denna cofna Agiela. Chopak nie wiedzia, kim jest, gdzie jest, kto go trzyma. Wiedzia tylko jedno - e nigdy przedtem nie zazna takiego blu i e stoi przed nim mczyzna w biaej szacie. Spojrzay na bkitne oczy. - Widziae Ksig Opisania Mrokw? - Tak. - Usysza wasny gos. - Gdzie teraz jest? Richard si zawaha. Nie wiedzia, co powiedzie, co w gos chce od niego. Bl znw eksplodowa w gowie chopaka. Mka si skoczya i Richard poczu zy pynce mu po policzkach. - Gdzie teraz jest? - powtrzy gos. - Nie drczcie mnie, bagam - krzykn chopak. - Nie rozumiem pytania. - A co tu jest do rozumienia? Po prostu odpowiedz, gdzie jest teraz ksiga. - Ksiga czy zawarta w niej wiedza? - spyta trwoliwie Richard. W bkitnych oczach mign gniew. - Ksiga. - Spaliem j w ogniu. Wiele lat temu. Bkitne oczy omal go nie rozdary na strzpy. - A gdzie jest wiedza z ksigi? Chopak zbyt dugo si waha. Kiedy znw odzyska wiadomo, Denna szarpna mu gow w ty i znw patrzy w bkitne oczy. Richard jeszcze nigdy nie by taki samotny, tak bezsilny i tak przeraony. - Gdzie jest wiedza z ksigi? - W mojej gowie. Nauczyem si caego tekstu, a potem spaliem ksig. Mczyzna sta nieruchomo i patrzy na chopaka. Richard cicho paka. - Wyrecytuj fragment tekstu. Richard absolutnie nie chcia, eby mu znw przyoono Agiela z tyu gowy. Trzs si ze strachu na sam myl o tym. Jedynie Spowiedniczka moe zweryfikowa prawdziwo sw Ksigi Opisania Mrokw, jeeli s wypowiadane przez kogo, a nie odczytywane przez tego, kto dziery

w swej mocy ksig... Spowiedniczka. Kahlan. Imi Kahlan przeszyo gwatownie umys Richarda jak byskawica. Nowa moc zbudzia si gwatownie, biay ar wspomnie stopi mg osnuwajc myli chopaka. Trzasny drzwi bronice wstpu do zamknitego pokoiku w jego umyle. Nowa moc rosa, potniaa, a wraz z ni wracaa przeszo. Rahl Pospny pojmie Kahlan, zada jej bl - ta myl sprawia, e Richard stanowi jedno z nowo zbudzon moc. Rahl Pospny spojrza na tamtych trzech mczyzn. Zbliy si ten z czarnym pasmem we wosach. - Widzisz, przyjacielu? Los dziaa na moj korzy. Ona akurat tu idzie, razem ze starcem. Odszukaj j. Zadbaj, eby j do mnie przywiedziono. We dwie bojwki, ale dostarcz j yw. Rozumiesz? - Tamten kiwn gow. - Rzuc urok, chronicy ciebie i twoich ludzi. Starzec jest z ni, ale nic nie poradzi na zaklcie z zawiatw, jeli w ogle bdzie jeszcze y. - W gosie Rahla zabrzmiay twardsze tony. - Nie obchodzi mnie, co twoi ludzie jej zrobi, Demminie, lecz ma tu dotrze ywa i zdolna do posuenia si moc. - Rozumiem. - Demmin nieco poblad. - Bdzie, jak sobie yczysz, mistrzu Rahlu. Skoni si nisko, a potem odszed, ale najpierw spojrza Richardowi w oczy i umiechn si do niego znaczco. - Mw dalej. - Bkitne oczy Rahla Pospnego znw patrzyy na chopaka. Richard dotar tam, dokd mia dotrze. Wszystko sobie przypomnia. Czas umrze. - Nie. I nie zmusisz mnie do tego. Mile powitam bl, mile powitam mier. Agiel nie zdy spa. Rahl wbi wzrok w Denne. Richard poczu, e rozlunia pi zacinit na jego wosach. Zbliy si jeden ze stranikw i wielk ap zapa Denne za gardo. Zacza si dusi. Rahl patrzy na ni gniewnie. - Powiedziaa, e jest zamany. - Bo by, mistrzu Rahlu - wykrztusia z wielkim trudem. - Przysigam. - Bardzo mnie zawioda, Denno. Stranik unis Mord-Sith w powietrze, Richard usysza, jak jczy z blu. Znw zapona moc. Drczono Denne. Zanim ktokolwiek si zorientowa, co si dzieje, chopak si poderwa i rzuci na stranika. Otoczy ramieniem grub szyj tamtego, zacisn do na jego ramieniu. Woln rk zapa go za gow i potnie szarpn. Skrci mu kark. Stranik osun

si na ziemi. Richard natychmiast obrci si ku drugiemu. Mczyzna by tu, tu, wycign rami. Chopak zapa go za nadgarstek i tamten z rozpdu, caym ciarem, nadzia si na n. Richard wbi n a po rkoje i rozora przeciwnikowi cay brzuch, signwszy serca. Stranik wytrzeszczy ze zdumienia niebieskie oczy i run na ziemi. Wypyny wntrznoci. Chopak sta bez ruchu; pona w nim moc. Brzegi pola widzenia byy zupenie biae. Przepala je magiczny ar. Denna trzymaa donie na obolaej szyi. Rahl sta spokojnie, oblizujc koniuszki palcw, i przyglda si Richardowi. Denna zebraa siy i porazia Richarda magicznym blem, ktry go powali na kolana. Chopak klcza i trzyma si za brzuch. - Daj mi go na ca noc, mistrzu Rahlu - wy dyszaa Denna. - Przysigam, e rankiem odpowie ci na wszystkie pytania. Pozwl, bym zmazaa swoje winy. - Nie. - Odpar zatopiony w mylach Rahl, poruszy lekko doni. - Przepraszam, pieszczoszko. To nie twoja wina. Nie wiedziaem, z czym mamy do czynienia. Oddal od niego bl. Richard oprzytomnia i wsta. Znw mia jasny umys. Czu si tak, jakby si zbudzi z dugiego snu - zbudzi si i znalaz w samym rodku koszmaru. Owa czstka Ja wydostaa si z zamknicia, lecz chopak nie zamyka jej na nowo. Jeli ma umrze, to wanie tak z godnoci, w peni wadz umysowych i psychicznych. Zdusi gniew, lecz oczy wci mu pony I serce. - Czy to starzec ci tego nauczy? - spyta z ciekawoci Rahl. - Czego niby? - Rozdzielenia umysu. To w ten sposb umkne zamania. - Nie wiem, o czym mwisz. - Oddzielie czstk, ochronie to, co najwaniejsze, a reszt wydae na up tego, co nieuniknione. Mord-Sith nie zamie rozdzielonego umysu. Moe ukara. Lecz nie moe zama. - Znw spojrza na Denne. - Jeszcze raz przepraszam, pieszczoszko. Sdziem, e mnie zawioda. A ty daa z siebie wszystko. Tylko najlepsza z was moga go doprowadzi tak daleko. Zrobia, co w twojej mocy. Ale teraz sprawy maj si inaczej. Rahl si umiechn, obliza czubki palcw i przygadzi brwi. - Porozmawiamy sobie teraz z Richardem na osobnoci. Chc, eby mu pozwolia mwi bez magicznego blu. Dopki jest tu ze mn, uwolnij go od niego. Bl mgby mi przeszkodzi w tym, co ewentualnie musiabym uczyni. Dopki chopak jest tutaj, masz

zrezygnowa z kontroli nad nim. Moesz wrci do swojej kwatery. Odel ci go, jak obiecaem, kiedy ju z nim skocz i jeli przeyje. - yj po to, by ci suy, mistrzu Rahlu. - Denna skonia si gboko. Odwrcia si ku Richardowi, twarz miaa purpurow. Wsuna chopakowi palec pod brod i lekko uniosa mu gow. - Nie zawied mnie, mj ukochany. - Nigdy ci nie zawiod, pani Denno. - Poszukiwacz si umiechn. Richard uwolni gniew, chcia go znowu poczu. Patrzy, jak Denna odchodzi. By to gniew na ni, na to, co jej uczyniono. Nie myl o problemie, skarci si, myl o rozwizaniu. Spojrza na Rahla Pospnego. Twarz tamtego bya spokojna, nieprzenikniona. Chopak postara si, by i jego tak wygldaa. - Zdajesz sobie spraw, e chc zna tre ksigi. - Zabij mnie. - Tak ci spieszno do grobu? - Rahl si umiechn. - Tak. Zabij mnie. Tak samo, jak zabie mojego ojca. - Twojego ojca? - Rahl Pospny zmarszczy brwi, umiechn si kpico. - Nie zabiem twojego ojca, Richardzie. - George Cypher! Zabie go! Nie prbuj si wypiera! Zabie go tym noem, ktry nosisz u pasa! - Oo, wcale nie zaprzeczam, e zabiem Georgea Cyphera. - Rahl rozoy rce w gecie pozornej niewinnoci. - Lecz nie zabiem twojego ojca. - Jak to? Co ty mwisz? - Richarda a zatkao. Rahl obszed chopaka, patrzc mu w oczy, a Richard prbowa krci gow, eby go stale widzie. - Nieze. O tak, naprawd nieze. Najlepsze, jakie widziaem. Sam Najwikszy je rzuci. - O czym mwisz? Rahl znw obliza czubki palcw i zatrzyma si przed Richardem. - O czarodziejskiej sieci wok ciebie. Nigdy czego takiego jeszcze nie widziaem. Otacza ci ciasno jak kokon. I to od dawna. Jest bardzo skomplikowana, tak e chyba nawet ja bym nie potrafi jej rozplata. - Jeli usiujesz mnie przekona, i George Cypher nie by moim ojcem, to si nie wysilaj, bo to ci si na pewno nie uda. Jeeli za chcesz mi udowodni, e jeste szalony, to nie tra na to czasu, tyle to ju wiem.

- Ale drogi chopcze. - Rahl si rozemia. - Uwaaj za ojca kogo tylko chcesz, nic mnie to nie obchodzi. Uwierz jednak e naprawd otacza ci czarodziejska sie i przesania ci prawd. - Naprawd? Niech ci bdzie. Jeli George Cypher nie by moim ojcem, to kto nim jest? - Nie wiem. - Rahl wzruszy ramionami. - Tai to czarodziejska sie. Mam jednak pewne podejrzenia co do tego. - Przesta si umiecha. - Co mwi Ksiga Opisania Mrokw? - O to pytasz? - Richard skrzywi si z niesmakiem. - Zawiodem si na tobie. - Jak to? - Sdziem, e zechcesz pozna imi starego czarodzieja, po tym, co uczyni temu bkartowi, twemu ojcu. W oczach Rahla migna wcieko; wolniutko obliza koniuszki palcw. - Jak brzmi imi starego czarodzieja? Tym razem to Richard si umiechn. Szeroko rozoy ramiona. - Otwrz mi brzuch. Jest to wypisane w moich kiszkach. Musisz je z nich wyczyta. Chopak umiechn si szyderczo. Wiedzia, e jest bezbronny, i mia nadziej, e Rahl go zabije. A wtedy ksiga umrze wraz z nim. Ani szkatuy, ani ksigi. Rahl zginie. I Kahlan bdzie wwczas bezpieczna. Tylko to si liczyo. - Za tydzie pierwszy dzie zimy. Poznam imi czarodzieja, dosign go, gdziekolwiek bdzie, i zdobd jego skr. - Za tydzie bdziesz martwy. Masz tylko dwie szkatuy. Rahl obliza czubki palcw, przesun nimi po wargach. - Mam dwie, a trzecia poda ku mnie. Richard stara si nie wierzy w te sowa i zachowa kamienn twarz. - Celna przechwaka. Ale kamliwa. Za tydzie bdziesz martwy. - Powiedziaem prawd. - Rahl unis brwi. - Zdradzono was. Ten, kto mi ciebie wyda, wyda mi i szkatu. Dotrze tu za kilka dni. - Nie wierz ci - powiedzia gucho Richard. Rahl Pospny znw obliza czubki palcw i ruszy brzegiem piaszczystego krgu. - Nie? Wic co ci poka. Richard podszed za nim do bloku biaego kamienia, na ktrym dwch obkowanych podprkach leaa paska granitowa pyta. Na samym jej rodku stay dwie szkatuy Ordena. Jedna z nich bya przebogato zdobiona klejnotami - zupenie jak ta, ktr chopak ju widzia. Druga bya czarna jak nocny kamie; uamek mrocznej pustki w wietle ogrodu - prawdziwa

szkatua, bez ochronnej osony. - Dwie szkatuy Ordena - oznajmi Rahl, wskazujc na nie. - Po c by mi bya ksiga? Bez trzeciej szkatuy byaby zupenie bezuyteczna. Ty miae trzeci szkatu. Powiedzia mi to ten, kto ci zdradzi. Po c bym pyta o ksig, gdybym nie czeka na szkatu? Raczej bym ci otworzy brzuch, eby si dowiedzie, gdzie jest trzecia szkatua. - Kto wyda i mnie, i szkatu? - Richard dra z gniewu. - powiedz kto. - Bo co? Bo rozetniesz mi brzuch i wyczytasz to imi z moich jelit? Nie zdradz imienia tego, ktry mi pomg. Nie tylko ty masz swj honor. Chopak nie wiedzia, w co wierzy. Rahl mia racj co do jednego. Nie potrzebowaby ksigi, gdyby nie mia trzech szkatu. Kto go faktycznie wyda Rahlowi. Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe. - Zabij mnie - powiedzia sabym gosem Richard i odwrci si. - I tak ci nie powiem. Rwnie dobrze moesz mi otworzy brzuch. - Najpierw musisz mnie przekona, e mwisz prawd. Moe oszukujesz, e znasz ca tre ksigi. A nu przeczytae tylko pierwsz stronic i spalie reszt albo zmylie w fragment. Chopak skrzyowa ramiona i obejrza si na przez rami. - A niby dlaczego miabym to zrobi? - Sdziem, e jeste przywizany do Spowiedniczki Kahlan, e ci obchodzi jej los. Jeli mnie nie przekonasz, e mwisz prawd, to otworz jej brzuch i obejrz wntrznoci, sprawdz, czy tam si nie kryje odpowied. - Popeniby najwiksz pomyk w swoim yciu. - Richard spojrza na gronie. Potrzebujesz Kahlan, eby potwierdzia prawdziwo tekstu ksigi. Nie bdzie moga tego uczyni, jeeli j zabijesz. - To ty tak twierdzisz. - Rahl wzruszy ramionami. - A niby skd mam wiedzie, e naprawd znasz tekst ksigi? Moe Kahlan powie, e to nieprawda? Richard nic nie odpowiedzia; myli kbiy mu si bezadnie. Myl o rozwizaniu, skarci si, nie o problemie. - Jak zdje oson tej szkatuy, skoro nie masz ksigi? - Ksiga Opisania Mrokw nie stanowi jedynego rda informacji o szkatuach. S i inne, z ktrych skorzystaem. - Rahl popatrzy na czarn skrzyneczk. - Potrzebowaem caego dnia i wszystkich moich zdolnoci, eby usun z niej okryw. - Podnis wzrok na Richarda, unis brew. - Scalaa j magia, ale sobie poradziem i poradz sobie z tamtymi dwiema.

To niedobrze, e Rahl potrafi zdj oson. Trzeba usun oson, eby otworzy szkatu. Chopak cay czas mia nadziej, e Rahl, pozbawiony ksigi, nie zdoa usun okrywy i nie bdzie mg otworzy szkatuy. Teraz owa nadzieja si rozwiaa. Richard spojrza pustym wzrokiem na skrzc si klejnotami szkatu. - Dwunasta stronica Ksigi Opisania Mrokw, nagwek Odrzucanie oson. Tekst brzmi: Osony szkatu moe usun kady, kto ma odpowiedni wiedz, nie za tylko ten, kto ogosi si ich panem. - Chopak sign po skrzc si klejnotami szkatu. - Siedemnasta stronica, trzeci akapit od dou: Jednakowo gdyby chcia usun oson z drugiej szkatuy nie w mrokach nocy, a w godzinach panowania soca, to musisz uczyni dokadnie tak, jak to tutaj napisano. Trzymaj szkatu tak, aby pada na ni soneczny blask, i zwr si twarz ku pnocy. Jeliby za chmury skryway niebiosa, to trzymaj szkatu tam, gdzie soce by na niej spoczo, gdyby nie skryway go oboki, lecz zwr si twarz ku zachodowi. Richard unis szkatu tak, by owietliy j promienie chylcego si ku zachodowi soca. Obr szkatu tak, aby krtszy jej bok, ten z bkitnym kamieniem, kierowa si ku socu. ty kamie ma si znale na wierzchu. - Chopak odpowiednio ustawi skrzyneczk. Teraz po serdeczny palec prawej doni na tym kamieniu, osadzonym porodku wierzchniej czci szkatuy, za kciuk prawicy z na jasnym kamieniu w narou spodniej czci. - Richard uchwyci skrzyneczk, jak naleao. - Po wskazujcy palec lewej doni na bkitnym kamieniu tkwicym w przeciwlegym do ciebie boku szkatuy, za kciuk lewicy z na rubinowym kamieniu osadzonym w ciance najbliszej tobie. - Richard tak zrobi. Oczy swj umys z wszelakich myli i spojrzyj wewntrznym okiem na bia gad naznaczon porodku czworoktem czerni. Odsu do praw od lewej, zarazem zdejmujc okrywy. Rahl patrzy uwanie. Richard oczyci umys, wyobrazi sobie biel z czerni porodku i pocign. Osona brzkna i pucia. Chopak ostronie zniy donie tu nad granitow pyt i zsun na ni drug szkatu jak na patelni. Leay obok siebie dwie bliniacze, czarne skrzyneczki; wydawao si, e mogyby wchon wypeniajcy komnat blask. - Nadzwyczajne - szepn Rahl. - I ca tre ksigi znasz rwnie dobrze? - Kade sowo. - Richard spiorunowa go wzrokiem. - Ten fragment wcale ci nie uatwi usunicia osony z trzeciej szkatuy. Kad oson zdejmuje si odmiennie. - Nie szkodzi. - Rahl machn rk. - Poradz sobie. - Opar okie na doni, przytkn palec wolnej rki do brody, rozmyla nad czym. - Moesz odej wolno. - Co masz na myli? - Richard si zmarszczy. - Nie masz zamiaru wydusi ze mnie treci ksigi? Nie zabijesz mnie?

- Nic by mi to nie dao. - Rahl wzruszy ramionami. - Moje sposoby zdobywania informacji uszkodziyby twj mzg. I caa jego zawarto mogaby si rozpa na chaotyczne strzpy. W kadym innym wypadku poskadabym t amigwk i domyli si prawidowej treci, lecz ksiga jest zbyt szczeglna. Tylko zniszczybym zawarte w twoim mzgu informacje i nie mia z nich adnego poytku. Nie jeste mi teraz potrzebny, wic moesz odej. Richard by zaniepokojony. Na pewno co si za tym kryo. - Mog odej? Ot, tak sobie? Chyba wiesz, e sprbuj ci powstrzyma. Rahl obliza koniuszki palcw. Spojrza na chopaka. - Nie martwi mnie nic, co mgby zrobi. Musisz tu jednak wrci za tydzie, kiedy bd otwiera szkatuy. Chyba e ci nie obchodzi, co si moe wwczas zdarzy. Chopak przymruy oczy. - Co to znaczy? - Za tydzie, pierwszego dnia zimy, otworz jedn ze szkatu. Ze rde innych ni Ksiga Opisania Mrokw, to z nich wiedziaem, jak usun pierwsz oson, dowiedziaem si, jak pozna, ktra szkatua mnie zabije. Reszt musz zgadywa. Jeli otworz waciw szkatu, to zyskam absolutn wadz, jeeli nie - zginie wiat. - I gotw byby zaryzykowa zniszczenie wiata? Rahl nachyli si ku chopakowi, unis brwi. - wiat lub zaglda wiata. Tak si stanie. - Nie wierz ci. Nie wiesz, ktra szkatua ci zniszczy. - Nawet jeli kami, to i tak mam dwie moliwoci z trzech. Ty za tylko jedn. Sam widzisz, e mam nad tob przewag. Lecz nie kami. Albo bd wada wiatem, albo wiat zginie. Musisz zdecydowa, ktr ewentualno wolisz. Jeli mi nie pomoesz i otworz niewaciw szkatu, to oddam Kahlan Konstancji. Na dug, starann tresur. A ty bdziesz na to patrzy, dopki ci nie zabij. Potem Kahlan urodzi mi syna, syna, ktry bdzie Spowiednikiem. Straszliwy bl sparaliowa Richarda, bl o wiele gorszy od tego, ktry zsyaa na Denna. - Czyby chcia ze mn zawrze jaki ukad? Rahl przytakn. - Jeeli wrcisz na czas i pomoesz mi, to bdziesz y w spokoju. Nie tkn ci. - A Kahlan? - Zostanie tu, w Paacu Ludu, i bdzie traktowana jak krlowa. Bdzie miaa wszystko, o czym mona zamarzy. Bdzie ya w warunkach, do ktrych przywyka jako

Spowiedniczka. Ty nigdy by jej tego nie zapewni. Otocz j spokojem i bezpieczestwem i urodzi mi syna Spowiednika, ktrego pragn. Tak czy tak urodzi mi syna. Tak postanowiem. To mj wybr. Od ciebie za zaley, czy Kahlan bdzie krlow, czy zwierztkiem Konstancji. Rozumiesz? Sdz, e wrcisz. A jelibym si myli... - Wzruszy ramionami. - wiat lub zagada wiata. Richard z trudem apa oddech. - Nie sdz, e wiesz, ktra szkatua ci zniszczy. - Twoja sprawa, w co wierzysz. Nie mam ochoty ci przekonywa. - Rahl spochmurnia. - Mdrze wybierz, mody przyjacielu. Moe ci si nie podoba wybr, ktry ci daem. Lecz wiedz, e jeszcze mniej ci si spodoba to, co ci czeka, jeli mi nie pomoesz. W yciu nie zawsze wybierasz spord przyjemnych moliwoci, lecz dokonujesz wyboru, bo nie masz innego wyjcia. Tak i teraz nic innego ci nie zaoferuj. Niekiedy trzeba wybra to, co jest lepsze dla ludzi, ktrych kochamy, ni dla nas. - Wci nie wierz, i wiesz, ktra szkatua ci zabije - szepn Richard. - Wierz sobie, w co chcesz, ale dobrze si zastanw, czy warto na tej podstawie ryzykowa przyszo Kahlan. Nawet jelibym kama, to i tak miaby tylko jedn szans na trzy. - Czy mog teraz odej? - spyta chopak; czu si okropnie. - Jest jeszcze par spraw, ktre powinnimy sobie wyjani. Richard nagle straci moliwo ruchu, zupenie jakby go unieruchomiy niewidzialne donie. Sta jak sparaliowany. Rahl Pospny sign chopakowi do kieszeni i wycign stamtd skrzany mieszek z nocnym kamieniem. Richard stara si przezwyciy w dziwny parali, ale mu si nie udao. Zaczy si materializowa cienie. Zbieray si wok Rahla, wci ich przybywao. Chopak najchtniej by si odsun, lecz wci nie mg si poruszy. - Czas do domu, przyjaciele. Cienie zaczy wirowa wok Rahla, ich krg wirowa coraz szybciej i szybciej, a ich sylwetki zlay si w jedn szar plam. Z wyciem znikny w nocnym kamieniu. Cisza. Ani jednego cienia. Nocny kamie rozsypa si w popi. Rahl chuchn na do - i po kamieniu nie zosta lad. - Starzec ci odnajdywa poprzez ten kamie. Nastpnym razem spotka go niemia niespodzianka. Znajdzie si w zawiatach. Richard by wcieky na Rahla Pospnego za ow niespodziank dla Zedda i zocio go, e nadal nie moe si poruszy, a moe tylko bezsilnie sta i patrze. Uspokoi swoje

myli, sta si mikki, niemal wiotki. Paraliujca go moc znikna. Chopak postpi o krok, a nic go nie powstrzymao. - Znakomicie, mj chopcze. - Rahl umiechn si ciepo. - Wiesz, jak przeama zaklcie; przynajmniej takie sabe. Ale to i tak duo. Starzec wspaniale wybiera Poszukiwaczy. - Pokiwa gow. - Lecz ty jeste kim wicej. Masz dar. Z przyjemnoci oczekuj dnia, kiedy si znajdziemy po tej samej stronie. Z radoci ci powitam u siebie. Ci, z ktrymi mam do czynienia, s bardzo ograniczeni. Naucz ci wielu rzeczy, jeli tego zechcesz, kiedy wiat si poczy w jedno. - Nigdy si nie znajdziemy po tej samej stronie. Nigdy. - To twoja decyzja, Richardzie. Nie ycz ci le. Mam nadziej, e zostaniemy przyjacimi. - Rahl wpatrywa si w twarz chopaka. - Jeszcze jedno. Moesz zosta w Paacu Ludu lub odej std, jeli taka twoja wola. Strae ci w tym nie przeszkodz. Wiedz jednak, e rzuc na ciebie zaklcie. Nie podziaa ono bezporednio na ciebie, jak to, ktre przed chwil przeamae, lecz na tych, ktrzy na ciebie spojrz, i dlatego nie zdoasz go zama. Bd w tobie widzie wroga. Wszyscy. Nawet twoi sprzymierzecy zobacz w tobie nieprzyjaciela. Natomiast dla tych, ktrzy s po mojej stronie, pozostaniesz sob, bo jeste w tej chwili nieprzyjacielem moim, a wic ich take. Przynajmniej na razie. Za to dla twoich przyjaci bdziesz uosabia ich najgorszego wroga. Chc, eby spojrza na wiat moimi oczami, pozna, co myl o mnie ludzie, zrozumia, jak niesprawiedliwie mnie oceniaj. Richard nie musia powstrzymywa gniewu, bo w ogle go nie poczu. Jedynie osobliwy spokj. - Czy teraz mog odej? - Oczywicie, mj chopcze. - A co z pani Denn? - Jak tylko opucisz t komnat, znw znajdziesz si we wadzy Denny. Ona wci kontroluje magi twego miecza. Kiedy Mord-Sith zapanuje nad czyj magi, to ju na zawsze. Nie mog jej tego odebra. Sam musisz to zrobi. - Jak wic mog std odej? - Przecie to jasne. Musisz zabi Denne, jeeli chcesz sta odej. - Zabi j! - Richard osupia. - Mylisz, e bym tego dawno nie zrobi, gdybym mg? e znosibym te wszystkie cierpienia gdybym mg j zabi? - Zawsze j moge zabi. - Rahl umiechn si leciutko - Jak to? - Wszystko, co istnieje, ma dwie strony. Nawet cieniutka kartka papieru. Take

i magia. Patrzye na to tylko od jednej strony; wikszo ludzi tak robi. Spjrz na cao. Rahl wskaza na ciaa stranikw zabitych przez Richarda. - Denna kontroluje twoj magi, a przecie ich zabie. - To co innego. Na nianie podziaa. - Musisz w peni zapanowa nad magi. Wszelkie prodki tylko ci przysporz kopotw. Denna kontroluje tylko jedn stron, jeden wymiar twojej magii: t stron, ktr sam jej wydae. Ty za musisz si posuy drug stron, drugim wymiarem swojej magii. Wszyscy Poszukiwacze mieli tak moliwo, lecz aden z nich nie potrafi tego dokona. Moe tobie pierwszemu si to uda. - A jeli nie? Jeli nie zapanuj nad drug stron mojej magii? - Chopak czu si nieswojo. Rahl za bardzo przypomina Zedda. To metoda Zedda: myl samodzielnie, sam znajd rozwizanie. - Wtedy czeka ci bardzo ciki tydzie, mj mody przyjacielu. Dennie wcale si nie spodobao, e j tak wystawie. Po tygodniu przyprowadzi ci do mnie i powiesz, na co si zdecydowae: czy mi pomoesz, czy te skaesz swoich przyjaci na cierpienia i mier. - Powiedz mi, jak zapanowa nad magi miecza. - Ale oczywicie. Lecz najpierw przeka mi wiedz zawart w Ksidze Opisania Mrokw. - Rahl si umiechn. I pamitaj: za tydzie. Richard opuci ogrd Rahla Pospnego. Soce zachodzio. Chopak intensywnie rozmyla o tym, czego si dowiedzia. Niepokoio go, e Rahl wiedzia, ktra szkatua przyniesie mu mier. A moe tylko wyprbowuje na mnie pierwsze prawo magii, pociesza si chopak. Gorzej, e zdradzi kto ze swoich. To si Richardowi ani troch nie podobao. A jeszcze mniej mu si podobao to, co podejrzewa. Shota go ostrzegaa, e Zedd i Kahlan uyj swej mocy przeciwko niemu. Wic to musia by Zedd lub Kahlan. Rozmyla nad tym i rozmyla, bez skutku. To nie mogo by adne z nich, a przecie musiao. Richard kocha obydwoje ponad ycie. Zedd mu tumaczy, e powinien ich zabi (jego i Kahlan lub tylko jedno z nich), gdyby mogli zaprzepaci zwycistwo. Zabi rwnie wtedy, gdy tylko podejrzewa, e ktre z nich moe zaprzepaci zwycistwo. Chopak odepchn od siebie owe myli. Teraz musi obmyli, jak si wyzwoli od Denny. Jeli to mi si nie uda, duma chopak, to caa reszta i tak nie ma znaczenia, w niczym im nie pomog. Nie czas na zastanawianie si nad innymi problemami. Jeeli raz dwa nie wymyl, jak si od niej uwolni, to znw si zacznie nade mn znca i wkrtce w ogle nie bd mg myle. Bd cierpie i zapomn o wielu sprawach, moe nawet o wszystkim. Najpierw trzeba si uwolni

od Denny, potem przyjdzie kolej na inne sprawy. Miecz, myla Richard, Denna panuje nad magi miecza. Nie potrzebuj miecza, moe mgbym si go pozby i tym samym umkn spod wadzy tej magii. Sign do gardy miecza, lecz magiczny bl nie pozwoli mu jej nawet dotkn. Richard szed w kierunku kwatery Denny. Czekaa go jeszcze duga droga. A moe by tak skrci w inn stron, opuci Paac Ludu. Rahl Pospny powiedzia, e aden ze stranikw mnie nie zatrzyma, pomyla chopak. Na kolejnym skrzyowaniu korytarzy sprbowa zmieni kierunek. Bl powali go na kolana. Z najwikszym trudem zdoa wrci do waciwego korytarza. Musia si zatrzyma i odpocz, ledwo oddycha. Gdzie blisko zabrzmia dzwon zwoujcy na mody. Powinienem tam pj, uzna Richard, zyskam czas na zastanowienie si. Uklk, a tym razem magiczny bl si nie pojawi. Byo to jedno z tych miejsc, w ktrych czarna skaka tkwia w wodzie. Richard lubi je najbardziej, bo byy spokojne i ciche. Chopak znalaz si tu nad skrajem wody. Uklk wraz ze wszystkimi, dotkn czoem posadzki i zacz piewa. Oczyci swj umys ze strachw, trosk, niepokojw. Odpdzi wszelkie problemy. Pozwoli, by w jego umyle zapanowa spokj, by jego umys wdrowa swoimi drogami. Mody trway mgnienie oka tak si przynajmniej Richardowi zdawao. Wsta wypoczty, pokrzepiony, silniejszy i ruszy ku kwaterze Denny. Znw mija przepikne komnaty, korytarze i schody i przyglda si im z podziwem i zachwytem. Zastanawia si, jak to moliwe, e kto tak zy jak Rahl Pospny zadba o to, eby y w tak wspaniaym i piknym otoczeniu. Nic nie jest jednowymiarowe. Dwie strony magii. Richard rozmyla o owych chwilach, kiedy si w nim budzia dziwna moc. Kiedy wspczu ksiniczce Violet, kiedy onierz krlowej Mileny chcia zrani Denne, gdy pomyla, e Rahl skrzywdzi Kahlan, i wreszcie kiedy stranicy Rahla chcieli zabi Denne. Pamita, e za kadym razem cz pola widzenia bya biaa. Wiedzia, e za kadym razem bya to magia miecza. Lecz w przeszoci z ow magi czy si gniew. Odmienny rodzaj gniewu. Rozmyla o tym, co czu, kiedy w gniewie dobywa miecza. Oburzenie, furia, pasja, sza, dza mordu. Nienawi. Richard stan jak wryty porodku cichego holu. Byo ju pno, ludzie zniknli. By sam. Oblaa go fala chodu, wywoujc gsi skrk. Dwie strony. Zrozumia. Brocie mnie, dobre duchy, zrozumiaem.

Zbudzi ow moc, pozwoli, by okrya wszystko biel. Okolony biel magii Richard zamkn za sob drzwi komnaty Denny. Spokojnie panowa nad moc, nad jej biel, nad jej radoci i smutkiem. W cichej komnacie palia si tylko jedna lampa na stoliku przy ou, a w sodko pachncym powietrzu migota ciepy blask. Denna, zupenie naga, siedziaa porodku oa. Wosy miaa rozplecione, nogi skrzyowane. Agiela zawiesia na szyi, na zotym acuszku. Donie wspieraa na kolanach. Patrzya na chopaka wielkimi, smutnymi oczami. - Przyszede mnie zabi, mj ukochany? - szepna. Wolno skin gow, patrzc na Mord-Sith. - Tak, pani. - Po raz pierwszy powiedziae do mnie po prostu pani. - Umiechna si leciutko. Zawsze mnie nazywae pani Denno. Czy to co oznacza? - Tak. To oznacza wszystko, moja partnerko. Oznacza, e wszystko ci wybaczyem. - Przygotowaam si. - Dlaczego jeste naga? wiato lnio w wilgotnych oczach Denny. - Bo mam tylko stroje Mord-Sith. Nie mam nic innego. Nie chc umiera w stroju Mord-Sith. Chc umrze taka, jaka si urodziam. Denna. I nic wicej. - Rozumiem - szepn. - Skd wiedziaa, e przyszedem ci zabi? - Kiedy mistrz Rahl mnie wybra, powiedzia, e nie moe mi rozkaza, ebym ci cigaa i uja, e musz si sama na to zdecydowa. Powiedzia, e przepowiednie gosz nadejcie Poszukiwacza, ktry jako pierwszy opanuje magi miecza, bia magie. Poszukiwacza, ktry sprawi, e ostrze miecza stanie si biae. Uprzedzi mnie, e jeeli to ty si okaesz owym zapowiedzianym Poszukiwaczem, to zgin z twojej rki, jeli tak postanowisz. Poprosiam, eby mnie wysa, chciaam zosta twoj Mord-Sith. Robiam ci to, czego wczeniej nie zrobiam nikomu, bo miaam nadziej, e si okaesz tym przepowiedzianym i zabijesz mnie. Podejrzewaam, e nim jeste, kiedy ukarae ksiniczk Violet. Kiedy dzisiaj zabie obu stranikw, byam tego pewna. Nie powiniene by do tego zdolny, bo trzymaam ci wtedy pod wadz magii miecza. Dziecinnie pikna buzia Denny, a wok czysta biel. - Tak mi przykro, Denno - szepn Richard. - Bdziesz o mnie pamita? - Przez reszt ycia bd mnie drczy koszmary. Umiechna si szeroko. - Ciesz si. - Bya naprawd dumna. - Kochasz t kobiet, t Kahlan?

- Skd wiesz? - Chopak lekko si zachmurzy. - Czasem, kiedy zadaj mczyznom wielki bl i ju nie wiedz, co mwi, to woaj swoje matki lub ony. Ty woae Kahlan. Wybraby j na swoj partnerk? - Nie mog - odpar ze cinitym gardem. - Jest Spowiedniczk. Jej moc by mnie zniszczya. - Tak mi przykro. Czy to ci sprawia bl? - Wikszy ni to, co ty mi uczynia. - To dobrze. - Denna umiechna si smutno. - Ciesz si, e ta, ktr kochasz, potrafi ci zada wicej blu ni ja. Richard wiedzia, e chciaa go w ten sposb pocieszy i e cieszc si z tego, i kto moe mu zada wicej blu ni ona, dawaa wyraz swojej do niego mioci. Wiedzia, e Denna zadawaa mu czasem bl po to, by mu okaza, i go kocha. Uwaaa wic, e i Kahlan okazuje mu sw mio, zadajc bl. za stoczya si po policzku Richarda. C oni uczynili temu biednemu dziecku? - To odmienny rodzaj blu. Nikt ci nie dorwna w tym, co czynia. Twarz Denny zwilyy zy dumy. - Dzikuj, mj ukochany - szepna. Zdja z szyi Agiela i podaa chopakowi. - Czy zechcesz go nosi na pamitk po mnie? Nie bdzie ci rani, jeeli go zawiesisz na szyi ani gdy bdziesz trzyma za acuszek. Zaboli tylko wtedy, kiedy wemiesz Agiela w do. Richard otoczy jej twarz janiejc bia powiat. - To bdzie dla mnie zaszczyt, moja partnerko. Pochyli si, pozwoli, eby Denna sama zawiesia mu bicz na szyi. Pozwoli si pocaowa w policzek. - Jak to zrobisz? Wiedzia, o co pyta. Gardo mia cinite. Pooy do na rkojeci miecza. Powoli doby Miecza Prawdy. A miecz nie zadwicza, jak zawsze przedtem to czyni. Zasycza. Syk rozpalonego do biaoci aru. Richard nie spojrza na, lecz i tak wiedzia, e ostrze jest teraz biae. Wpatrywa si w wilgotne oczy Denny. Wypeniaa go moc. Napenia go spokj. Znikn gniew, znikna nienawi, znikna uraza i niech. Miejsce owych uczu zaja mio. Mio do owego dziecka, ktre inni przepoili blem i okruciestwem, do owej niewinnej i udrczonej duszy, do tej istoty, ktr nauczono czyni to, czego nienawidzia ponad wszystko: drczy, torturowa innych. Cierpia z alu i smutku, z mioci do niej. - Przecie mogaby mi pozwoli odej, Denno - szepn. - Nie musz ci zabija.

Pozwl mi odej, prosz. Nie zmuszaj mnie do tego. Uniosa dumnie brod. - Jeli sprbujesz odej, to ci zatrzymam magicznym blem i poaujesz, ze miaam przez ciebie kopoty. Jestem Mord-Sith. Jestem twoj pani. Nie mog by nikim wicej, tylko tym, kim jestem. A ty, mj partnerze, nie moesz by nikim mniej. Przytakn ze smutkiem. Opar czubek miecza pomidzy piersiami Denny, zy i biay ar magii mciy mu wzrok. Mord-Sith uja ostrze i przesuna par cali w gr. - Tu bije moje serce, ukochany. Richard nachyli si i czule obj Denne lewym ramieniem. Pocaowa j w policzek Stanowi jedno z ow dziwn moc. - Nigdy nie miaam takiego partnera jak ty, Richardzie - szepna Denna. - I ciesz si, e ju nie bdzie innego. Jeste bardzo szczegln osob. Ty jeden, od czasu kiedy mnie wybrano na Mord-Sith trapie si o to, ze cierpi, i chciae mi tego oszczdzi. Dziki za ostatni noc, za to e mi pokazae, jak by to mogo by. Zapaka. Mocniej j przytuli. - Przebacz mi, moja mioci. - Wszystko ci wybaczam. - Umiechna si. - Dziki e powiedziae moja mioci. Jakie to szczcie, mc to usysze przed mierci, i to mwione szczerze. Obr mieczem eby mie pewno. I we mj ostatni oddech, Richardzie, dobrze? Tak jak ci uczyam. Tak bym chciaa, eby wzi mj ostatni oddech. Richard dotkn ust Denny i pocaowa j, nawet nie poczu, kiedy jego prawa do pchna miecz. Nie byo adnego oporu. Ostrze przesz o przez Denne jak przez mg. Chopak obrci miecz i przyj ostatni oddech Mord-Sith. Potem ostronie uoy j na ou, pooy si przy niej i ka niepohamowanie, gadzc bia twarz dziewczyny Gorco pragn cofn to, co uczyni.

Rozdzia czterdziesty czwarty Pn noc Richard opuci komnat Denny. Wszdzie byo pusto, snuy si tylko migotliwe cienie. Kroki chopaka odbijay si echem od kamiennych posadzek i cian. Szed w ponurym oszoomieniu, patrzc, jak jego cie krci si wok niego, kiedy mija pochodnie. Nieco otuchy dodawa chopakowi plecak na ramionach i to, e opuszcza Paac Ludu. Nie mia pojcia, dokd pjdzie, lecz ogromnie chcia std odej. Zatrzymao go dgnicie Agielem w plecy; bl zapierajcy oddech, pot ciekajcy po twarzy. Ogie palcy biodra i nogi. - Wybierasz si dokd? - szepn okrutny gos. Konstancja. Sprbowa sign miecza trzsc si rk. Patrzya na i miaa si. Ostrzegawcza myl - zdobdzie wadz nad jego magi i cay koszmar zacznie si na nowo. Richard cofn do i zapanowa nad magicznym gniewem. Konstancja stana przed nim, lecz nie cofna Agiela od plecw chopaka. Tkwi tam i odbiera Richardowi wadz w nogach. Ubrana bya w czerwony skrzany strj. - Nie? Jeszcze nie skierujesz ku mnie swojej magii? Zrobisz to. Ju niedugo, eby si ocali. - Umiechna si. - Posu si ni teraz, jeli chcesz sobie oszczdzi dodatkowego blu. Moe si nad tob ulituj, jeli si ni teraz posuysz. Richard przypomnia sobie wszystkie sposoby, jakimi Denna zadawaa mu bl i jak go uczya znosi w, eby moga mu zadawa jeszcze wiksze cierpienia. Przypomnia sobie wszystko, czego si nauczy. Zapanowa nad blem, zmniejszy go na tyle, e mg gboko zaczerpn powietrza. Otoczy Konstancj lewym ramieniem i mocno przycisn do siebie. Praw doni zapa Agiela Denny. Bl przeszy mu rk. Chopak przyj w bl, zapanowa nad nim, odpdzi go. Podcign Konstancj w gr. Prbowaa mocniej wcisn swj bicz w plecy Richarda, lecz nie daa rady, gdy chopak blokowa jej rami. Unis j tak, e wykrzywiona twarz Konstancji znalaza si na wysokoci jego twarzy, i przycisn Agiela Denny do piersi Mord-Sith. Szeroko otworzya oczy. Zwiotczaa. Richard pamita, e Denna wanie tak dotkna Agielem krlow Milen. Konstancja zareagowaa tak samo, jak wtedy Milena. Trzsa si i coraz sabiej wciskaa Agiela w plecy chopaka. Lecz i tak sprawia mu bl, podobnie jak Agiel w prawej doni. Richard zacisn zby i nie poddawa si cierpieniu. - Nie mam zamiaru zabi ci mieczem. Wpierw musiabym ci wszystko wybaczy. Nigdy, przenigdy nie potrafibym ci wybaczy, e zdradzia przyjacik. Mgbym ci wybaczy to, co mi uczynia, lecz nie wybacz tego, co zrobia Dennie, swojej przyjacice Dennie. Tego nigdy, przenigdy nie wybacz.

- Prosz... - szepna poraona blem i strachem Konstancja. - Obiecane... - zadrwi Richard. - Nie... Czy... Tego... Prosz... Richard poruszy Agielem, jak wtedy Denna. Konstancja drgna i zwisa bezwadnie na jego ramieniu. Krew popyna jej z uszu. Chopak pozwoli, by wiotkie ciao zelizno si na posadzk. - Dotrzymane. Dugo patrzy na zacinitego w pici Agiela, zanim zda sobie spraw, e to std pynie bl. Puci go w kocu i narzdzie znw zawiso na acuszku okalajcym szyj chopaka. Richard popatrzy na martw Mord-Sith. Odpoczywa. Dziki, Denno, e nauczya mnie, jak znosi bl. Uratowaa mi ycie. Niemal godzin kry po labiryncie korytarzy, zanim wyszed w lodowat noc na zewntrz. Kiedy mija stranikw stojcych przy otwartej bramie w zewntrznych murach, pooy do na rkojeci miecza, ale oba wielkoludy uprzejmie skiny gowami, jakby Richard by gociem, ktry opuszcza Paac Ludu po wieczerzy z wadc. Chopak zatrzyma si i zapatrzy na ziemi pod migoccymi gwiazdami. Jakie to szczcie znw widzie gwiazdy! Rozejrza si wok. Paac Ludu, otoczony potnymi murami, sta na rozlegym paskowyu, grujcym nad bezkresnymi rwninami. Na owe rwniny prowadzia droga, biegnca zakosami, wycita w wysokim na setki stp urwisku. - Konia, panie? Richard okrci si na picie. To pyta jeden z wartownikw. - Sucham? - Pytaem, czy chciaby konia, panie. Odchodzisz std. A droga duga. - Jaka droga? - Rwniny Azrith. - Stranik skin gow w stron urwiska - Patrzysz na zachd, za rwniny Azrith. To duga droga. Chcesz konia? Richard si zirytowa. Rahla tak niewiele obchodzio, co on zrobi, e chcia mu da konia! - Tak, chciabym konia. onierz zagwizda seri krtkich i dugich sygnaw do drugiego stranika na murze. Chopak usysza, jak kolejne gwizdki powtarzaj krtsze sygnay. Stranik wrci na posterunek. - Zaraz ci go przywiod, panie. - Daleko std do gr Rang Shada?

- Gdzie konkretnie? - onierz si nieco skrzywi. - One si cign spory kawaek. - Na pnocny zachd od Tamarang. Tam, gdzie si najbardziej zbliaj do miasta. Stranik z namysem poskroba si po brodzie. - Jakie cztery, moe pi dni. - Spojrza na koleg. - Jak ci si zdaje? - Jeeli bdzie pospiesza, jecha dzie i noc, i czsto zmienia konie, to moe z pi dni. - Wzruszy ramionami tamten. - Ale wtpi, eby dojecha za cztery. Richarda ogarno przygnbienie. Nic dziwnego, e Rahl pozwoli mu na konia. Niby dokd miaby pojecha? Michael z wojskiem z Westlandu by w Rang Shada, cztery, pi dni drogi std. Przez tydzie nie dotrze tam i z powrotem, nie zdy wrci na pierwszy dzie zimy. Za to Kahlan powinna by bliej. Rahl wysa po ni dwie bojwki i tego czowieka z czarnym pasmem we wosach. Co ona robia tak blisko std? Rozgniewa si na Chasea: dlaczego nie sucha jego polece? Dlaczego nie trzyma ich z dala od Paacu Ludu? Gniew znikn. Ja te bym nie potrafi usiedzie spokojnie i nie sprawdzi, co si przydarzyo przyjacielowi, pomyla chopak. Moe ju nie byli w grach, lecz szli tutaj? Ale na co si tu przyda wojsko? Dziesiciu zuchw mogoby si tu opiera caej armii przez dobry miesic. Z bramy wyjechao dwch onierzy w penym bojowym uzbrojeniu, wiodc trzeciego konia. - Czy yczysz sobie eskort, panie? - spyta stranik. - To dobrzy onierze. - Nie. - Richard spojrza na surowo. - Pojad sam. Stranik da tamtym znak, eby odjechali. - Pojedziesz na poudniowy zachd? - Chopak nie odpowiedzia, wic tamten mwi dalej. - Tamarang. Ten odcinek Rang Shada, o ktry pytae. To na poudniowy zachd. Mog co doradzi, panie? - Mw - przyzwoli ostronie Richard. - Jeli pojedziesz przez rwniny Azrith, to nad ranem dotrzesz do skalnego rumowiska wrd stromych wzgrz. W gbokim wwozie droga si rozgazia. Skr w lewo. - Dlaczego? - spyta chopak, przymruajc oczy. - Bo na prawo jest smok. Czerwony smok. Zoliwy czerwony smok. Smok wadcy Rahla. Richard dosiad konia i spojrza na stranika. - Dziki za rad. Zapamitam j sobie. Skierowa konia na strom drog, biegnc zakosami stromym brzegiem paskowyu. Za jednym z zakrtw zobaczy podniesiony zwodzony most. Opuszczono go, zanim

dojecha, wic Richard nie zwolni ani na chwil. Wiedzia ju, e tylko t drog mona si byo dosta na paskowy, a owa przepa, spita zwodzonym mostem, stanowiaby wietn zapor dla kadej armii. Samo umiejscowienie wspaniale chronio Paac Ludu przed wszelkimi napastnikami, a bya jeszcze magia Rahla Pospnego i ogromna liczba onierzy. Richard odpi z szyi znienawidzon obro i rzuci j w mrok nocy. Przyrzek sobie, e ju nigdy nie bdzie nosi adnej obroy. Dla nikogo. Z adnego powodu. Pdzi przez rwnin. Obejrza si przez rami na czarn sylwet Paacu Ludu, ogrom paskowyu przesaniajcy cay kwadrant gwiazd. Lodowate powietrze nocy, owiewajce twarz Richarda, sprawio, e oczy mu zaszy Izami. A moe to na wspomnienie Denny? Nie mg o niej zapomnie, cho usilnie prbowa. Zabiby si, gdyby nie jecha do Kahlan i do Zedda, zabiby si, bo tak straszliwie cierpia. Zabijanie magicznym gniewem, we wciekoci i nienawici, byo wystarczajco okropne. Lecz zabijanie bia magi miecza, w mioci, przekraczao wszelkie okropiestwa. Ostrze znw poyskiwao srebrem, lecz Richard wiedzia, jak sprawi, eby ponownie zbielao. Mia nadziej, e umrze, zanim si znw bdzie musia do tego uciec. Nie wiedzia, czy si jeszcze kiedy potrafi do tego zmusi. I oto jecha przez noc, spieszc do Zedda i Kahlan, eby si przekona, ktre z nich wydao szkatu Rahlowi, ktre z nich wydao wszystkich Rahlowi. To wszystko nie miao sensu. Po c by Rahl wykorzystywa nocny kamie jako puapk na Zedda, gdyby starzec istotnie by zdrajc? I po c by wysa zbirw po Kahlan, gdyby to ona zdradzia? Lecz przecie Shota ostrzegaa, e obydwoje sprbuj mnie zabi, duma Richard. Wic to musiao by ktre z nich? I co mam teraz zrobi? Ponownie sprawi, eby ostrze zbielao, i zabi obydwoje? Wiedzia, e to nierozsdne. Raczej sam umrze, ni skrzywdzi ktre z nich. Lecz co, jeeli to Zedd jest zdrajc i tylko jego mier ocali Kahlan? Albo odwrotnie? Czy wtedy te wolabym najpierw umrze, ni zabi? Najwaniejsze to powstrzyma Rahla. Musz odzyska ostatni szkatu, rozmyla Richard. Nie marnuj energii na bezpodne rozmylania, zgani si chopak. Po pierwsze powstrzyma Rahla, wtedy caa reszta sama si uoy. Ju raz znalazem szkatu, musz j ponownie odnale. Ale jak? Nie ma czasu. Jak odszuka Zedda i Kahlan? Musiaby przeszuka ca t krain. Jeli jest z nimi Chase, to na pewno nie podruj drogami. Stranik bdzie ich prowadzi dobrze ukrytymi szlakami. Richard nie zna drg, a co dopiero szlakw. Caa kraina do przeszukania. Robota gupiego. Rahl Pospny zasia w Richardzie wiele zwtpienia. Myli chopaka wiroway,

splatay si, staway si coraz bardziej bezadne, pozbawione nadziei. Richard czu, e jego wasny umys sta si jego najgorszym wrogiem. Oczyci go wic z wszelkich myli i odpiewa mody. Rozbawiy go te mody do czowieka, ktrego chcia zabi, lecz odpiewa je solennie, galopujc przez noc. Prowad nas, mistrzu Rahlu. Nauczaj nas, mistrzu Rahlu. Chro nas, mistrzu Rahlu. Rozkwitamy w twojej chwale. Osania nas twoje miosierdzie. Twoja mdro przerasta nasze zrozumienie. yjemy tylko po to, eby ci suy. Nasze ycie naley do ciebie. Richard dwukrotnie puci konia stpa, pozwoli mu odpocz, lecz poza tym ostro go pogania. Rwniny Azrith wydaway si bezkresne. Jak okiem sign, po sam kres horyzontu rozcigaa si paska, niemal pozbawiona rolinnoci, kraina. Mody oczyciy umys chopaka ze wszystkich myli, lecz nawet one nie zdoay odpdzi wspomnienia o zabiciu Denny. Nie zapomni o tym. Nie przestanie tego opakiwa. Nadszed wit i chopak ciga swj wasny cie. Pojawiy si potne gazy, sterczce z paskiej rwniny, rzucajce swoje wasne cienie. Wci ich przybywao. Teren stawa si falisty, opada wwozami, wznosi si stokami wzgrz. Richard jecha wskimi przejciami i rozpadlinami, jarami o cianach z kruszcych si ska. Droga skrcaa w lewo, w prawo wiodo wsze odgazienie. Chopak przypomnia sobie ostrzeenie stranika i skierowa konia w lewo. Wtem co wypyno z samego dna pamici Richarda. Powstrzyma ostro konia. Spojrza na praw nitk drogi. Namyla si przez chwil, potem cign wodze w prawo i skierowa konia w wsze odgazienie. Rahl Pospny powiedzia, e Richard moe i, dokd tylko chce, i nawet da mu konia, eby uatwi wdrwk. Moe nie bdzie mia nic przeciwko temu, jeli sobie poycz jego smoka, pomyla chopak. Pozwoli, eby ko sam wybiera drog, i bacznie si rozglda wok, nie cofajc doni z gardy miecza. Trudno bdzie nie zauway czerwonego smoka. Panujc wok cisz mci jedynie odgos kopyt uderzajcych o twardy grunt. Richard nie wiedzia gdzie mieszka w smok, i dugo jecha wwozem zacielonym rumowiskiem. Zacz si ba, e potwr znikn, e moe go dosiada sam Rahl. Nie wiedzia, czy dobrze zrobi, jadc tutaj, lecz nie mia adnego innego pomysu. Oguszajcy ryk i olepiajcy pomie. Ko stan dba. Richard zeskoczy i schowa si za najbliszym gazem. W powietrzu latay kamienie i strugi ognia. Odamki skay odbiy si tu obok gowy chopaka. Usysza, jak ko wali si na ziemi, poczu zapach osmalonej sierci. Biedne zwierz rao przeraliwie, potem da si sysze trzask pkajcych koci. Chopak jeszcze bardziej skuli si za gazem, ba si wyjrze.

Od czasu do czasu z rykiem strzelay strumienie ognia, sycha byo trzask koci, rozdzieranie koskiego ciaa. Richard uzna, e skrcenie w prawo byo okropnie gupim pomysem. Okazao si, e smok schowa si tak wspaniale, e w ogle go nie mona byo dostrzec. Zastanawia si, czy zwierz widziao, jak on si chowa za gazem. Nic na to nie wskazywao, przynajmniej na razie. Chopak rozejrza si wok, wypatrujc drogi ucieczki, lecz teren by zbyt odkryty, eby si udao niepostrzeenie przebiec. Wci sysza odgosy poerania konia i a go mdlio. Wreszcie ustay. Richard by ciekaw, czy smoki ucinaj sobie drzemk po posiku. Usysza kilka parskni. Powtrzyy si o wiele bliej. Chopak jeszcze bardziej si skuli. Pojawiy si szpony, uchwyciy gaz, za ktrym si kuli Richard, uniosy bez wysiku w gr i odstawiy na bok. Chopak spojrza prosto w przeszywajce te lepia. Niemal caa reszta bya intensywnie czerwona. Z olbrzymiego cielska sterczaa duga, gruba szyja, na ktrej tkwia gowa, przyozdobiona ruchomymi, czarnymi na kocach kolcami, osadzonymi wok dolnej szczki i za uszami. Podobne, czarno zakoczone kolce tkwiy na kocu muskularnego ogona; byy twarde i sztywne. Smok wymachiwa ogonem, odsuwajc gazy na boki. Poruszy skrzydami i pod szklistymi czerwonymi uskami zagray potne minie ramion. Skurczone wargi odsaniay ostre zbiska, jeszcze czerwonawe po ostatnim posiku. Parskn. Z nozdrzy umieszczonych na kocu tpo citego pyska trysny dwie strugi dymu. - I c my tu mamy? - rozleg si eski gos. - Smakowity deser? Richard si poderwa i doby miecza. Ostrze zadwiczao. - Potrzebuj twojej pomocy. - Chtnie ci pomog, ludziku. Ale najpierw ci zjem. - Nie zbliaj si, ostrzegam. To magiczny miecz. - Magiczny! - Smoczyca westchna z udanym przeraeniem i pooya ap na piersiach. - Och, dzielny czowieku! Bagam, nie zabijaj mnie magicznym mieczem! - Wydaa dudnicy dwik, podkrelony strugami dymu, co chopak uzna za miech. Richard nie schowa miecza, za to nagle poczu si jak idiota. - Wic chcesz mnie zje? - Pewnie. Cho przyznam, e bardziej dla zabawy ni dla twojego smaku. - Syszaem, e smoki s swobodne i niezalene, lecz e ty jeste salonowym pieskiem Rahla Pospnego. - Z pyska smoczycy strzelia kula ognia i uniosa si w powietrze. Pomylaem sobie, e moe by chciaa si wyzwoli i znw by swobodna i niezalena. eb, wikszy ni Richard - co chopak z przeraeniem zauway - znalaz si raptem o kilka jardw. Wysun si poyskujcy, czerwony, rozdwojony na kocu jzor. Richard

odsun na bok miecz, a jzor lizn go od krocza po szyj. Byo to bardzo, jak na smoka, delikatne linicie, ale chopak polecia w ty o kilka krokw. - A jak miaby tego dokona taki may ludzik jak ty? - Prbuj powstrzyma Rahla Pospnego, zabi go. Pom mi, a bdziesz wolna. Smoczyca odrzucia gow w ty i rykna miechem; z jej nozdrzy bucha dym. Ziemia draa. Zwierz spojrza na Richarda, zamruga i znw odrzuci w ty gow, ryczc miechem. Grzmicy miech umilk, gowa powrcia w poblie Richarda, brwi cigny si gniewnie. - Raczej nie. Nie zawierz swojego losu takiemu maemu ludzikowi. Wol dalej suy mistrzowi Rahlowi - prychna, a mae oboczki pyu osiady przy stopach chopaka. Zabawa skoczona. Pora na posiek. - Dobrze. Jestem gotw na mier. - Postanowi j troch zagada, eby mie czas na mylenie; czemu, u licha, czerwony smok suy Rahlowi? - Mog ci co powiedzie, zanim mnie zjesz? - Mw - prychna smoczyca. - Byle krtko. - Pochodz z Westlandu. Nigdy wczeniej nie widziaem smoka. Zawsze mylaem, e to straszne i grone stwory. Przyznaj, e jeste grona, ale jest jeszcze co, czego si zupenie nie spodziewaem. - C to takiego? - Jeste najpikniejszym stworzeniem, jakie w yciu widziaem. Bya to szczera prawda. Smoczyca bya nie tylko przeraajca, ale i uderzajco pikna. Cofna gow, wyginajc przy tym szyj na ksztat litery S, i zamrugaa ze zdziwieniem. Zmruya lepia, powtpiewajc w szczero Richarda. - To prawda - powiedzia chopak. - Masz mnie zje, wic nie mam powodu kama. Nie sdziem, e kiedykolwiek ujrz tak wspaniae stworzenie jak ty. Masz jakie imi? - Scarlet. - Scarlet. C za urocze, dobrze dobrane imi. Czy wszystkie czerwone smoki s takie oszaamiajce, czy te jeste wyjtkiem? - Nie mnie o tym sdzi. - Scarlet pooya ap na piersi, szyja zafalowaa i eb znw si przysun do Richarda. - Jeszcze nigdy nie syszaam takich sw od czowieka, ktrego miaam zje. Co zaczynao chopakowi wita. Schowa miecz. - Dobrze wiem, Scarlet, e stworzenie takie dumne jak ty nie wysugiwaoby si

nikomu, a zwaszcza komu takiemu jak Rahl Pospny, gdyby nie musiao. Jeste zbyt pikna i zbyt szlachetna na takie usugi. - Czemu mi to mwisz? - eb przysun si jeszcze bliej. - Bo wierz w prawd. I uwaam, e ty rwnie. - Jak si nazywasz? - Richard Cypher. Jestem Poszukiwaczem. - Poszukiwacz... - Scarlet przygryza czarno zakoczony szpon, zmarszczya si w namyle. - Chyba jeszcze nigdy nie jadam Poszukiwacza. - Osobliwy, smoczy umieszek przemkn jej po wargach. - To ci bdzie jedzonko. Rozmowa skoczona, Richardzie Cypher. Dziki za komplementy. - Przysuna eb, wyda wargi w prychniciu. - Rahl Pospny ukrad ci jajo, prawda? Scarlet si cofna. Spojrzaa na Richarda, zamrugaa, potem odrzucia eb w ty i szeroko rozwara paszcz. Wydaa rozdzierajcy uszy ryk, uski na jej gardzieli a si trzsy. Olepiajcy pomie strzeli ku niebu. Ryk odbi si grzmicym echem od cian wwozu, osuny si odamki ska. Smoczyca znw przysuna eb do chopaka, dym bucha jej z nozdrzy. - Co ty o tym wiesz! - Wiem, e tak dumne stworzenie jak ty nie wypeniaoby takich upokarzajcych obowizkw, gdyby nie miao po temu wakiego powodu. Gdyby nie chronio czego dla siebie najwaniejszego. Swojego dziecka. - Wic rozumiesz. Ale to ci i tak nie ocali - prychna Scarlet. - Wiem, gdzie Rahl Pospny ukry twoje jajo. - Gdzie?! - Richard przypad do ziemi, uchylajc si przed strugami ognia. - Gadaj, gdzie jest!!! - Przecie miaa mnie teraz zje. Przekrcia eb, ypic na chopaka jednym okiem. - Kto ci powinien oduczy bezczelnoci - hukna. - Przepraszam, Scarlet. Ten zy nawyk zawsze mnie wpdza w kopoty. Jeli ci pomog odzyska jajo, to Rahl straci wadz nad tob. Wspomoesz mnie, jeli tego dokonani? - Jakiej chcesz pomocy? - Nosisz Rahla. Wanie tego mi trzeba. Chciabym, eby polataa ze mn par dni, pomoga mi odnale przyjaci, bym mg ich ochroni przed Rahlem. Musz przeszuka rozleg krain. Wypatrzybym ich atwiej z nieba, jak ptak, i jeszcze by mi zostao czasu na powstrzymanie Rahla.

- Nie lubi nosi ludzikw. To takie upokarzajce. - Za sze dni wszystko si tak czy inaczej skoczy. Na te sze dni potrzebna mi twoja pomoc. Potem ju nic nie bdzie miao znaczenia. Pomyl sama, jak dugo bdziesz musiaa suy Rahlowi, jeeli mi nie pomoesz? - No dobrze. Powiedz mi, gdzie jest jajo, a ja pozwol ci odej. Daruj ci ycie. - A skd bdziesz wiedziaa, czy mwi prawd? A nu rzuc jak nazw, byle tylko siebie ocali? - Prawdziwy Poszukiwacz ma swj honor, podobnie jak smoki. Tyle to wiem. Wic mi powiedz, a ja ci puszcz wolno. - Nie. - Nie!!! - zaryczaa Scarlet. - Co to znaczy nie?!!! - Nie dbam o ycie. I ja, tak jak ty, troszcz si o duo waniejsze sprawy. Jeeli chcesz, ebym ci pomg odzyska jajo, to musisz mi pomc ocali tych, ktrych kocham. Najpierw odzyskamy jajo, a potem mi pomoesz. Sdz, e to uczciwa umowa. ycie twojego potomka za noszenie mnie przez par dni. Przenikliwe lepia Scarlet znalazy si tu przy twarzy Richarda, smoczyca pochylia w przd uszy. - A skd wiesz, e dotrzymam umowy, jak ju odzyskam jajo? - Bo wiesz, co to strach o czyje bezpieczestwo - szepn chopak. - No i masz swj honor. Nie mam wyboru. Nie znam innego sposobu, eby ocali przyjaci przed twoim obecnym losem, przed yciem pod buciorem Rahla Pospnego. Zaryzykuj ycie, eby ocali twoje jajo. Wierz, e jeste uczciwa i honorowa. Moje ycie za twoje sowo. Scarlet parskna, cofna si nieco i przygldaa si Richardowi. Przycisna do bokw wielkie skrzyda. Machaa ogonem, rozrzucajc kamienie i pomniejsze gazy. Chopak czeka. Wysuna si jedna apa i czarno zakoczony szpon, gruby jak noga Richarda, ostry jak miecz, wsun si za pendent i lekko szarpn. Przysuna eb. - Umowa stoi. Na twj honor, na mj honor - sykna Scarlet. - Ale nie obiecuj, e ci nie zjem po tych szeciu dniach. - Jeli mi pomoesz ocali przyjaci i powstrzyma Rahla, to potem moesz robi ze mn, co tylko zechcesz. - Smoczyca prychna. - Czy krtkoogoniaste chimery s grone dla smokw? Smoczy pazur wysun si zza pendentu miecza. - Chimery - parskna pogardliwie Scarlet. - Sporo ich poaram. To aden przeciwnik, chyba e si zbior w osiem lub dziesi, ale one nie lubi atakowa zespoowo,

wic nie stanowi najmniejszego problemu. - Tym razem stanowi. Cae ich mnstwo otaczao twoje jajo. Smoczyca chrzkna, czerwony jzor zalni midzy zbiskami. - Mnstwo, mwisz. To mog mnie strci w d, zwaszcza gdy bd niosa jajo. - Sama widzisz, e jestem ci potrzebny. - Umiechn si Richard. - Na pewno co wymyl. Zedd wrzasn. Kahlan i Chase odskoczyli. Dziewczyna cigna brwi. Czarodziej nigdy nie krzycza, kontaktujc si z nocnym kamieniem. Soce ju zaszo, lecz wci byo na tyle jasno, e Kahlan spostrzega, i twarz Zedda bya rwnie biaa jak jego wosy. Zapaa czarodzieja za rami. - Co z tob, Zeddzie?! Nie odpowiedzia. Gowa osuna mu si na bok, oczy ucieky w ty. Nie oddycha, ale i przedtem nie oddycha, kontaktujc si z nocnym kamieniem. Kahlan i Chase spojrzeli na siebie z niepokojem. Dziewczyna czua, jak starzec dry pod jej doni. Znw nim potrzsna. - Zedd! Przerwij kontakt! Wracaj! Czarodziej westchn i co szepn. Kahlan przyoya ucho do jego ust. Znw co szepn. - Nie mog ci tego zrobi, Zeddzie - odpara przeraona dziewczyna. - Co powiedzia? - zainteresowa si Chase. Spojrzaa na stranika rozszerzonymi ze strachu oczami. - Chce, ebym go dotkna swoj moc. - Zawiaty! - tchn Zedd. - To jedyny sposb! - Co si dzieje, Zeddzie? - Wpadem w puapk - szepn. - Dotknij mnie albo zgin. Pospiesz si. - Lepiej zrb, co chce - ostrzeg Chase. Kahlan wcale nie miaa na to ochoty. - Nie mog ci tego zrobi, Zeddzie! - Tylko w ten sposb zerw wizy. Pospiesz si. - Zrb!!! - rykn Chase. - Nie pora na ktnie! - Niech mi przebacz dobre duchy - szepna Kahlan i zamkna oczy. Czua si jak w puapce, nie miaa wyboru. Baa si, lecz musiaa to uczyni. Wyciszya myli, wypenia umys spokojem. Uwolnia moc. Czua, jak moc narasta i potnieje. Jak wlewa si w Zedda. Powietrze zadrao. Bezdwiczny grom. Posypa si deszcz sosnowych igie. Chase,

pochylony nad Kahlan i Zeddem, jkn z blu; by bliej, ni naleao. Las sta cicho. Czarodziej dalej nie oddycha. Zedd przesta si trz, znw mu byo wida tczwki; zamruga par razy, wycign rce i zapa donie Kahlan. Z trudem apa powietrze. - Dziki, skarbie - wysapa. Dziewczyna bya zdumiona, e jej moc nie porazia starca. A powinna bya. Cieszya si, e to nie nastpio, lecz ogromnie j to zdumiao. - Nic ci nie jest, Zeddzie? - Nic. Dziki tobie. Lecz gdyby ci tu nie byo lub gdyby duej zwlekaa, tobym zosta w zawiatach. Twoja moc cigna tomie z powrotem. - Czemu ci nie odmienia? Zedd wygadzi szat, nieco zaenowany swoj przejciow bezradnoci. - Bo byem tam, gdzie byem. - Unis dumnie czoo. - I poniewa jestem czarodziejem pierwszej kategorii. Posuyem si twoj moc Spowiedniczki jak lin ratunkow i dziki niej znalazem drog powrotu. Bya jak wiato przewodnie w ciemnociach. Kierowaem si wedug niej i nie pozwoliem, by mnie dotkna. - A ce ty porabia w zawiatach? - Chase uprzedzi Kahlan. Zedd ypn na spod oka i nic nie odpowiedzia. Dziewczyna od razu si zaniepokoia. - Odpowiedz, Zedd. To si nigdy przedtem nie zdarzyo. Czemu ci wcigno do zawiatw? - Kiedy nawizuj kontakt z nocnym kamieniem, to leci do niego cz mojego umysu. Dziki temu go odnajduj i wiem, gdzie jest. Kahlan usiowaa nie myle o tym, co powiedzia. - Przecie nocny kamie jest w DHarze. Richard wci jest w DHarze. - Zapaa starca za szat. - Zeddzie... - Nie ma ju w DHarze nocnego kamienia. - Czarodziej popatrzy w ziemi. - Jest w zawiatach. - Podnis gniewny wzrok na dziewczyn. - Lecz to wcale nie znaczy, e Richarda nie ma w DHarze! e co zego mu si stao! Po prostu nie ma nocnego kamienia i ju. Chase zacz przygotowywa nocleg; twarz mia cignit. Skamieniaa z przeraenia Kahlan zaciskaa w doniach szat Zedda. - Prosz... Zeddzie... Moe si mylisz? Czarodziej z wolna potrzsn gow. - Nocny kamie jest w zawiatach. Ale to wcale nie znaczy, kochanie, e i Richard

tam jest. Nie pozwl, by strach ci opanowa i pokona. Dziewczyna kiwna gow, lecz pakaa. - Nic mu si nie stao, Zeddzie. Nie mogo. Rahl nie po to go tak dugo wizi, eby teraz zabi. - Nawet nie wiemy, czy Rahl go istotnie schwyta. Wiedziaa, e Zedd po prostu nie chce tego gono przyzna. Skd by si Richard wzi w Paacu Ludu, gdyby nie by winiem Rahla? - Kiedy poprzednio dotare do kamienia, Zeddzie, to powiedziae, e czujesz Richarda, e yje... - z trudem si zmusia do wykrztuszenia pytania; ogromnie si baa tego, co Zedd mg odpowiedzie. - Czy... Czy wyczue go w zawiatach? Czarodziej dugo patrzy w oczy dziewczyny. - Nie, nie wyczuem go. Lecz nie wiem, czybym wyczu, gdyby tam by. Gdyby by martwy. - Kahlan zacza paka, wic przycign j do siebie i przytuli. - Myl jednak, e tylko nocny kamie si tam znalaz. e Rahl zastawi nie mnie puapk. Musia zabra kamie Richardowi i wysa do zawiatw, eby mnie tam uwizi. - Dalej go szukamy - chlipna. - Nie zawrc. - Jasne, e tak, skarbie. Ciepy jzor poliza do dziewczyny. Pogaskaa wilcze futro, umiechna si do Brophyego. - Znajdziemy go, pani Kahlan. Nie martw si, na pewno znajdziemy. - Brophy ma racj - zawoa przez rami Chase. - I ju wiem, jak si nam dostanie za to, emy go szukali. - Najwaniejsze, e szkatua jest bezpieczna - powiedzia czarodziej. - Za pi dni pierwszy dzie zimy i Rahl Pospny umrze. Wtedy, jeli wczeniej Richard do nas nie doczy. - Postaram si, eby wczeniej, bo pewno do tego pijesz - mrukn Chase. -

Rozdzia czterdziesty pity Smoczyca ostro skrcia w lewo i Richard z caej siy zacisn donie na grubych wyrostkach na jej barkach. Nauczy si ju, e kiedy Scarlet wchodzi w zakrt, to on si wcale nie zelizguje z jej grzbietu, gdy powietrze przyciska go wwczas do smoczycy. Latanie okazao si zarazem radosne i przeraajce - jak stanie na samym skraju niebosinego urwiska, ruchomego urwiska. Chopak umiechn si radonie, kiedy Scarlet odrywaa si od ziemi. Czu falowanie potnych mini, a kade uderzenie wielkich skrzyde unosio ich wyej i wyej. Kiedy skadaa skrzyda i nurkowaa ku ziemi, oczy Richarda zawiy i pd powietrza zapiera mu dech. Cudownie byo lata na smoku. - Widzisz je? - zawoa Richard, przekrzykujc szum powietrza. Scarlet mrukna potakujco. W gasncym wietle dnia chimery wyglday jak czarne punkty, przesuwajce si po skalistym gruncie. Z Ognistego rda unosia si para i nawet na tej wysokoci Richard czu gryzce wyziewy. Smoczyca wzniosa si ostro w gr, napr powietrza znw przycisn chopaka do jej cielska. Potem gwatownie skrcia w prawo. - Za duo ich! - zawoaa. Odwrcia gow, ypna na Richarda tym lepiem. - Wylduj za tamtymi wzgrzami, tak eby nas nie zobaczyy. Scarlet wzniosa si jeszcze wyej. Potne zamachy skrzyde wzniosy ich tak wysoko, jak nigdy przedtem. Oddalia si od Ognistego rda. Spyna w d, pomidzy kamieniste stoki, i wrcia na miejsce wskazane przez Richarda. Cichuteko wyldowaa tu u wejcia do jaskini i pochylia szyj, eby chopak mg si zelizgn z jej grzbietu. Richard wiedzia, e toleruje go na nim tylko wtedy, kiedy to niezbdne. Smoczyca obrcia ku niemu gow. Oczy miaa gniewne, niecierpliwe. - Za duo tam chimer. Rahl Pospny wie, e nie dam rady takiej gromadzie. Dlatego tyle ich tam si kbi; to na wypadek, gdybym odnalaza swoje jajo. Mwie, e co wymylisz. Wic? Richard spojrza na wylot jaskini. Kahlan mwia, e to jaskinia Shadrina. - Musimy jako odwrci ich uwag, kiedy bdziemy zabiera jajo. - Kiedy ty bdziesz zabiera jajo - poprawia Scarlet i podkrelia swoje sowa oboczkiem ognia. Chopak znw spojrza na jaskini. - Jedno z moich przyjaci powiedziao mi, e ta jaskinia cignie si a do miejsca, w ktrym trzymaj jajo. Sprbuj tam dotrze, porw jajo i przynios je tutaj. - Ruszaj wic. - A nie powinnimy si zastanowi, czy to dobry pomys? Moe wymylimy co

lepszego. Syszaem rwnie, e w tej jaskini moe co by. Scarlet przysuna swoje gniewne lepia do niego. - Co w jaskini? - Wsuna gow do rodka i ziona ogniem; cofna gow. - Teraz ju na pewno nic tam nie ma. Id po moje jajo. Jaskinia cigna si caymi milami. Richard wiedzia, e ogie nie spali niczego, co byo dostatecznie daleko. Wiedzia rwnie, e da sowo. Zebra troch odyg rosncej w pobliu trzciny i powiza w pczki gitkimi pnczami. Wycign jeden taki pczek ku przygldajcej si mu smoczycy. - Mogaby mi to zapali? Wyda wargi i dmuchna wskim strumyczkiem ognia na czubek pczka. - Zaczekaj tu na mnie - poleci jej Richard. - Czasem lepiej by maym ni wielkim. Mnie tak atwo nie dostrzeg. Wymyl co, zabior jajo i wrc z nim przez jaskini. To daleka droga. Mog wrci dopiero przed witem. Pewno bd mnie ciga chimery, wic moe si okaza, e musimy gwatownie startowa. Bd w pogotowiu, dobrze? - Zawiesi plecak na kocistym wyrostku na grzbiecie Scarlet. - Popilnuj mi go. Nie mog si zbytnio obcia. Chopak nie mia pojcia, czy smoki potrafi si martwi, ale Scarlet na pewno wygldaa na zatroskan. - Obchod si ostronie z jajem, dobrze? Mae wkrtce si wykluje, lecz jeli skorupa pknie za wczenie... - Nie martw si, Scarlet. - Umiechn si do niej pokrzepiajco. - Odzyskamy je. Przykoysaa si za chopakiem do wylotu jaskini, wsuna eb do rodka i patrzya, jak Richard znika w gbi. - Jeli sprbujesz uciec, Richardzie Cypher - zawoaa za nim - to ci dopadn. A jeli wrcisz bez mojego jaja, to gorzko poaujesz, e ci chimery nie zabiy, bo ci upiek na wolnym ogniu, zaczynajc ad stp! Richard obejrza si na wielkie cielsko, tkwice w wejciu do jaskini. - Daem sowo. Jeli chimery mnie dopadn, to postaram si zabi ich jak najwicej, eby moga porwa jajo i uciec. - Nie dopu do tego - warkna Scarlet. - Wci mam zamiar ci zje, gdy to si skoczy. Richard umiechn si i odszed w mrok. Blask pochodni nikn w czerni i chopak mia wraenie, e kroczy w nicoci. Pochodnia owietlaa jedynie skraweczek gruntu. Dno jaskini opadao w d, powietrze byo zimne, nieruchome. Pojawi si strop i ciany - jaskinia

zmienia si w schodzcy w d tunel. Tunel doprowadzi chopaka do obszernej pieczary. Szlak wid skrajem nieruchomych, zielonych wd jeziora. wiato pochodni ukazywao poszczerbiony strop i gadkie ciany. Strop opad w d i Richard znalaz si w szerokim, niskim przejciu. Musia si pochyli. Szed tak dobr godzin, przygarbiony, z coraz bardziej obola szyj. Od czasu do czasu ociera pochodni o kamienny strop, zrzucajc popi, eby janiej wiecia. Chopaka otaczaa przygnbiajca czer. Okraa go, sza za nim, wsysaa go gbiej i gbiej, bezgonie nawoywaa. Delikatne, barwne twory skalne rosy jak roliny, kwity i pczkoway na twardych kamiennych cianach. Krysztay lniy w blasku pochodni. W mroku rozbrzmiewa tylko leciutki trzask palcych si trzcin, wraca echem. Richard mija przepikne pieczary. W ciemnociach wyrastay rowkowane kamienne kolumny. Niektre si uryway, zanim dosigy sklepienia, z gry za zwieszay si ku nim inne. Tu i tam cae poacie cian poyskiway krystalicznie, jak stopione klejnoty. Niektre korytarze byy po prostu skalnymi pkniciami i Richard z trudem si przez nie przeciska, inne byy rurowate i musia je przebywa na czworaka. Powietrze w ogle niczym nie pachniao. Panowaa tutaj wieczna noc, nigdy nie dotaro tu wiato czy jaka ywa istota. Chopak szed i szed, spocony z wysiku, a pot unosi si oboczkami w chodnym powietrzu. Kiedy Richard przysuwa pochodni do drugiej doni, widzia smuki pary unoszcej si z kadego palca, jak umykajca energia ycia. Nie panowa tu co prawda lodowaty zib zimy, lecz i ten chd mg pochon cae ciepo kogo, kto by tutaj za dugo przebywa. Powolna mier ze stopniowego wychodzenia. Bez wiata zgubibym si natychmiast, pomyla chopak. To miejsce mogo zabi nieostronego lub pechowca. Richard czsto sprawdza ponc pochodni i zapasowe pczki trzcin. Bezkresna noc trwaa i trwaa. Chopaka bolay nogi od cigego schodzenia i wspinania si. Prawd mwic, by ju zmczony. Mia nadziej, e wkrtce dotrze do koca jaskini. Zdawao mu si, e wdruje ju calutk prawdziw noc. Zatraci poczucie czasu. Skaa zamkna si wok Richarda. Sklepienie zniyo si tak, e znw wdrowa przygarbiony, a potem na czworaka. Grunt by zimny i wilgotny, pokryty liskim, cuchncym zgnilizn szlamem. Po tak dugim czasie nareszcie jaki zapach. Zimny, cuchncy szlam oblepia donie Richarda, zibi je. Przejcie zwzio si w czarn dziur owietlon blaskiem pochodni. Chopakowi wcale si to nie podobao. Wiatr jcza w przejciu, koyszc pomieniem pochodni. Richard wetkn pochodni w ow czarn dziur, ale niczego, poza czerni, nie dostrzeg. Cofn j

i zaduma si, co ma teraz zrobi. To byo strasznie wskie przejcie, spaszczone gr i doem, a chopak nie mia pojcia, jak daleko si ono cignie i co jest po drugiej stronie. Napywao stamtd powietrze, wic musiao prowadzi ku drugiemu wylotowi jaskini, ku chimerom i jaju, lecz byo takie wziutkie! Richard si cofn. Pewnie s i inne drogi na zewntrz, odchodzce z pieczar, przez ktre wczeniej przechodzi, lecz ile potrwa, zanim je znajdzie, i czy mu si to powiedzie? Wrci do wziutkiego przejcia i przyglda mu si z narastajcym lkiem. Postara si opanowa strach. Zdj miecz i wraz z pochodni i zapasowymi pczkami trzcin wepchn w ow dziur. Skaa natychmiast natara na chopaka z przeraajc szybkoci. Wycign przed siebie rce i wkrci si w przejcie. Jeszcze si zwzio. Richard czoga si i peza, cal po calu. Piersi i plecami szorowa po zimnej skale. Ledwo mg zapa oddech. Dym pochodni drani mu oczy. Wpeza gbiej i gbiej. Najpierw wyciga przed siebie ramiona, najdalej jak mg, potem przyciga wolniutko nogi, po jednej. Czu si jak w zrzucajcy star skr. Przed sob mia tylko czer. Zaczai si niepokoi. Po prostu si przedosta, powiedzia sobie Richard, peznij w przd i przedosta si na drug stron. Chopak opar czubki butw o ska i odepchn si. Zaklinowa si. Znw prbowa si odepchn. Nawet nie drgn. Zirytowany, odepchn si jeszcze mocniej. Nic. Przerazi si. Utkn na dobre. Rozpaszczony pomidzy skaami tak, e nie mg odetchn. Ujrza w wyobrani ska napierajc mu na plecy. Wi si, wystraszony, prbujc si cofn, ale nie mg. Usiowa zaczepi o co donie i przycign si. Nic z tego. Uwiz na dobre. Spazmatycznie chwyta powietrze. Dusi si, brakowao mu powietrza, jakby si topi. Nie mg oddycha. zy napyny Richardowi do oczu, strach cisn mu gardo. Drapa ska czubkami butw, stara si odepchn. Nic z tego. Wycignite w gr ramiona przypomniay mu, jak bezsilny wisia w kajdankach w komnatce Denny. Nie mg poruszy ramionami, co jeszcze pogarszao spraw. Twarz chopaka pokrya si zimnym potem. Panicznie przeraony, czu, jak skaa coraz bardziej si wok niego zaciska. Pragn, eby kto mu pomg. A nikogo nie byo. Jczc ze straszliwego wysiku przesun si o par cali. Jeszcze cianiej. Usysza wasny histeryczny szloch. Nie mg zapa powietrza. Miadya go skaa. Prowad nas, mistrzu Rahlu. Nauczaj nas, mistrzu Rahlu. Chro nas, mistrzu Rahlu. Rozkwitamy w twojej chwale. Osania nas twoje miosierdzie. Twoja mdro przerasta nasze zrozumienie. yjemy tylko po to, eby ci suy. Nasze ycie naley do ciebie.

Richard piewa to wci od nowa, skupiwszy na tych sowach wszystkie swoje myli. A znw mg normalnie oddycha, a znw by spokojny. Wci tkwi w miejscu, lecz przynajmniej mg myle. Co dotkno nogi chopaka. Szeroko otwar oczy ze zdumienia i strachu. Delikatne, sondujce dotknicie. Kopn nog. Oczywicie tak, jak mu na to pozwolia ciasnota. Waciwie szarpn nog. Dotyk usta. I powrci. Richard zdrtwia. Tym razem to co wsuno si do nogawki. Zimne, wilgotne, liskie. Olizge, z twardym czubkiem, pezao po nodze chopaka, muskao wewntrzn stron uda. Richard znw kopn i szarpn nog. Tym razem dotyk nie znikn. Twardawy czubek bada i sondowa. Szczypn skrk chopaka. Richarda znw zacza ogarnia panika, ale j stumi. Teraz ju nie mia wyboru. Wypuci powietrze z puc. Ju wczeniej wpad na ten pomys, ale ba si sprbowa. Spaszczy si, jak tylko mg, i odpycha si czubkami butw, przyciga czubkami palcw, pez. Posun si do przodu o jak stop. Jeszcze cianiej. W ogle nie mg oddycha. Bolao. Tumi wci zagraajc mu panik. Palce Richarda na co natrafiy. Moe na skraj jakiego otworu. Moe na wyjcie z tej ciasnoty. Wydusi z puc resztki powietrza. Tamto wczepio mu si w nog. Usysza gniewny, brzkliwy pomruk. Z caej siy wycign ramiona i uchwyci palcami w skraj, odepchn si czubkami butw. Przesun si w przd. Ju dotyka okciami owego skraju. W nog wpio mu si co ostrego jak pazurki kota. Richard nawet nie mg krzykn. Czoga si naprzd. Noga pona blem. Miecz, pochodnia i pczki trzcin spady w d. Miecz ze stukiem zelizn si po skale. Richard zapar si okciami i podcign, a zawisnwszy poow ciaa nad otworem, rozpaczliwie chwyta powietrze. Kleszcze szarpay mu nog. Chopak wyszarpn si z ciasnego przejcia i zacz si zsuwa po gadkiej skale. Pochodnia pona na dnie jajowatej pieczary. Miecz lea tu obok niej. Richard zsuwa si gow w przd, z rkami w przd, chcia dosign miecza. Powstrzymay go szpony zatopione w nodze. Zawis gow w d. Krzycza z blu, a jego krzyki odbijay si echem od cian pieczary. Nie mg dosign ora. Wolno, wolniutko wcigany by z powrotem. Kleszcze rozdzieray chopakowi nog. Znw wrzasn. Inna macka wlizna si do drugiej nogawki, a twardy jej czubek badawczo dotyka ydki Richarda. Chopak wycign n i zgi si wp, sigajc do trzymajcych go macek. Ci je raz za razem. Z ciasnej dziury dolecia piskliwy skowyt. Szczypce puciy i Richard zjecha ze skay, zatrzymujc si obok pochodni. Zapa pochw miecza i doby go, gdy z otworu

wysuny si wowate wyrostki, wiy si, szukay. Szukay drogi ku niemu. Chopak zamachn si mieczem, odci par macek. Ze wistem znikny w grze. Z czarnych gbi dolecia guchy ryk. Migotliwe wiato lecej na ziemi pochodni ukazywao przeciskajce si przez otwr cielsko. Richard nie mg sign do niego mieczem, a czu, e to co nie powinno si znale w pieczarze razem z nim. Jaka macka oplota go w pasie i uniosa. Nie broni si. ypno lepie, zalnio w blasku pochodni. Chopak ujrza wilgotne, liskie ky. Macka cigna go ku kom, wic pchn oko mieczem. Ryk, macka pucia i Richard znw zjecha w d. Stwr wycofa si w mrok, wycign za sob macki. Ryki staway si coraz dalsze, wreszcie ucichy. Richard siedzia na dnie pieczary i trzs si, przeczesujc wosy palcami. Wreszcie oddech mu si uspokoi, strach znikn. Dotkn nogi. Spodnie byy mokre od krwi. Uzna, e teraz i tak nic na to nie zaradzi; najpierw trzeba porwa jajo. Do pieczary docierao mgliste wiato. Chopak ruszy szerokim przejciem otwierajcym si w przeciwlegej cianie i wreszcie dotar do drugiego wylotu jaskini. Powitao go blade wiato poranka i wiergot ptakw. W dole widzia grasujce chimery. Schowa si za ska i odpoczywa. Dostrzeg owiewane gorc par jajo. Byo zbyt due, eby mg z nim wrci przez jaskini. Poza tym i tak nie mia zamiaru wraca t sam drog. I co teraz, skoro nie moe przenie jaja przez jaskini? Wkrtce bdzie jasno. Musi znale rozwizanie. Co ucio Richarda w nog. Pacn. To bya gocza mucha. Chopak a jkn. Chimery go teraz znajd. Krew je przywabiaa. Musi co wymyli. Ucia go druga mucha i wtedy wpad na pewien pomys. Popiesznie wycign n i odci kawaki wilgotnej, nasiknitej krwi nogawki. Star nimi krew z nogi i do kadego paska przywiza kamie. Potem Richard dmuchn w gwizdek od Czowieka Ptaka; mocno, z caej siy. Wci na nowo. Wzi pasek nogawki uwizany do kamienia, zakoowa nim nad gow i wypuci z doni. Zaimprowizowany pocisk poszybowa w powietrzu i spad w d. Pomidzy chimery. Kolejne krwawe paski chopak rzuci w prawo, midzy drzewa. Wiedzia, e gocze muchy s rozdranione, cho nie sysza ich brzczenia. Na pewno rzuciy si szaleczo na tak wie krew. Zjawiy si ptaki, godne ptaki. Najpierw nieliczne, potem cae setki i tysice.

Kooway i nurkoway nad Ognistym rdem, zjadajc w locie muchy. Zapanowao straszliwe zamieszanie. Chimery wyy, ptaki zdziobyway im muchy z brzuchw i chwytay je w powietrzu. Bestie galopoway we wszystkie strony, niektre wzbijay si w powietrze. Na miejsce kadego zapanego przez nie ptaka zjawiay si setki nowych. Richard, kulc si, zbiega ze wzgrza od skaki do skaki. Nie ba si, e bestie go usysz, bo ptaki straszliwie haasoway. Chimery szalay - ryczc i wyjc, tuky ptaki apami. W powietrzu byo a gsto od pir. Gdyby tak Czowiek Ptak to widzia, pomyla z umiechem chopak. Wyskoczy zza gazu i pogna w stron jaja. Bestie zderzay si ze sob., szarpic si nawzajem pazurami. Jedna dostrzega Richarda. Przeszy j mieczem. Nastpnej podci cigna kolan. Potwr z rykiem pad na ziemi. Kolejnej chimerze chopak odci skrzyda, jeszcze innej obie przednie apy. Nie zabi ich - tarzay si po ziemi, a wyjc i wrzeszczc, powikszay oglny rozgardiasz i panik. Bestie widziay ju Richarda, lecz go nie atakoway. Za to on je atakowa. Zabi dwie chimery stojce przy jaju. Oburcz pochwyci jajo Scarlet i podnis - byo gorce, ale nie parzyo. Nie spodziewa si, e bdzie takie cikie. Musia je nie w obu rkach. Nie traci czasu: ile si w nogach pogna w lewo, ku wwozowi pomidzy wzgrzami. Ptaki latay bezadnie, niektre wpaday na Richarda. Panowa kompletny chaos. Na chopaka rzuciy si dwie chimery. Ostronie pooy jajo na ziemi, zabi pierwsz besti, a drugiej odci nogi. Znw bieg z jajem, najszybciej jak mg, uwaajc, eby mu nie wypado z rk. Kolejna chimera. Richard chybi za pierwszym razem, lecz drugi sztych by celny. Chopak gna teraz pomidzy wzgrzami, ciko dyszc z wysiku. Ramiona go bolay od dwigania cikiego smoczego jaja. Okryy go ldujce chimery, w ich zielonych lepiach pona wcieko. Richard pooy jajo na ziemi i zamierzy si mieczem na pierwszego napastnika. Odci skrzydo i gow. Pozostae bestie rykny i rzuciy si na chopaka. Drzewa i skay zapony jaskrawym ogniem, ktry spali kilka chimer. Richard spojrza w gr i zobaczy Scarlet - wisiaa nad nim, bia potnymi skrzydami i palia wszystko wok strugami ognia. Signa w d jedn ap i zapaa jajo, signa drug pochwycia chopaka w pasie i uniosa si w powietrze. Poleciay za nimi dwie bestie. Jedn Richard ci mieczem, druga zgina w pomieniach. Scarlet ryczaa gniewnie na chimery, wznosia si coraz wyej, a Richard dynda w jej apie. Chopak uzna, e co prawda nie jest to jego ulubiony sposb latania, lecz woli ju to ni towarzystwo chimer. Zbliya si jeszcze jedna bestia, chcc pochwyci jajo. Richard

odci jej skrzydo i z rykiem spada na ziemi. Nastpne ju si nie pojawiy. Smoczyca leciaa wysoko, coraz bardziej oddalaa si od Ognistego rda. Chopak czu si jak pokarm dla modego smoka. Szpony troch za mocno ciskay mu ebra, ale si nie skary. Wola nie ryzykowa, e Scarlet go upuci, do ziemi byo daleko. Lecieli tak wiele godzin. Richard zdoa si troch wygodniej uoy w apie Scarlet. Obserwowa przesuwajce si w dole wzgrza i drzewa. Widzia pola i strumienie, a nawet kilka maych miast. Wzgrza staway si coraz wysze, coraz bardziej skaliste, jakby gazy kiekoway z ziemi. Wyrosy przed nimi poszarpane skalne urwiska i szczyty. Smoczyca gadko wzbia si w gr, ponad skay, cho Richard przez chwil myla, e otrze si o nie stopami. Lecieli teraz nad odludna., cakowicie pozbawion ladw ycia krain. Brzowe i szare skay leay bezadnie, jak monety cinite doni olbrzyma, niektre uoone w smuke stosy sterczce pojedynczo lub w zbitych grupach, inne - przewrcone i rozsypane. Groway nad nimi potne, niedostpne skalne urwiska, poznaczone pkniciami i szczelinami, pkami i wybrzuszeniami. Przed skalistymi cianami przesuno si kilka obokw. Scarlet skrcia ku jednej z tych ska. Richard mia wraenie, e si o ni rozbij, lecz smoczyca zawisa w powietrzu, postawia go na skalnej pce i osiada obok niego. W skalnej cianie zia otwr. Scarlet wcisna do niego swoje cielsko. W gbi, w chodnym mroku, znajdowao si kamienne gniazdo. Smoczyca pooya tam jajo, ogrzaa je ognistym oddechem. Chopak patrzy, jak gaskaa jajo pazurem, obracajc je ostronie, ogldajc, gruchajc sodko. Chuchaa ogniem, nasuchiwaa, obserwowaa. - Nic mu si nie stao? - spyta cicho Richard. Scarlet odwrcia ku niemu gow, oczy miaa rozmarzone. - Nic. Wszystko dobrze - odpara. - Bardzo si ciesz, Scarlet. Naprawd. Chopak ruszy ku lecej obok jaj smoczycy. Uniosa ostrzegawczo gow. Zatrzyma si. - Ja tylko po plecak. Wisi na kocistym wyrostku na twoim ramieniu. - Przepraszam. We go sobie. Richard wzi plecak i usiad pod cian pieczary, bliej wiata. Spojrza poza skaln pk. Cae tysice stp w d. Gorco pragn, eby Scarlet si okazaa sown smoczyca. Wyj z plecaka now par spodni. Znalaz co jeszcze - soik z komnaty Denny. Zostao w nim troch aumowego balsamu, przyrzdzonego, kiedy Rahl j skatowa. To Denna musiaa woy w soik z resztk balsamu do plecaka. Chopak popatrzy na Agiela i umiechn si smutno. Jake mgby troszczy si o kogo, kto go tak drczy? A jednak

przebaczy jej, przebaczy jej bia magi. Aumowy balsam przynis Richardowi ulg. Ochodzi rozpalone rany, ukoi bl. Chopak podzikowa w mylach Dennie za to, e woya w soik do plecaka. Zdj poszarpane resztki spodni. - Zabawnie wygldasz bez spodni. Chopak okrci si na picie. Scarlet mu si przygldaa. - Niezbyt przyjemnie sysze to od istoty rodzaju eskiego, nawet jeli jest smoczyca. - Odwrci si do niej tyem i wbi si w cae spodnie. - Jeste ranny. To chimery? - To w jaskini - mwi cicho, przypomnia sobie tamten strach. Usiad, opar si o cian i patrzy na swoje buty. - Musiaem si przecisn przez wziutki tunel w skale. Innej drogi nie byo. I uwizem. - Podnis gow i spojrza w wielkie te lepia. - Wiele razy si baem, od kiedy opuciem dom i wyruszyem przeciwko Rahlowi. Lecz kiedy si tam zaklinowaem, w ciemnociach, tak cinity skaami, e ledwo mogem oddycha... to by jeden z najgorszych momentw w moim yciu. To wanie wtedy co mnie zapao za nog, wbio w minie ostre pazurki. Chciao mnie przytrzyma, gdy si usiowaem wydosta. Scarlet patrzya na w milczeniu, trzymajc jedn ap na swoim jaju. - Dziki, Richardzie Cypher, e dotrzymae sowa. e pomoge mi odzyska jajo. Jeste dzielny, chocia nie jeste smokiem. Nigdy bym nie uwierzya, e czowiek tak si wystawi na niebezpieczestwo dla smoka. - Zrobiem to nie tylko dla twojego jaja. Zrobiem, bo musiaem, eby mi pomoga odszuka przyjaci. - I uczciwy jeste. Myl, e i tak by to zrobi. Przykro mi, e masz pokaleczon nog i e tak si bae. e przeszede przez to, eby mi pomc. Ludzie staraj si zabija smoki. Ty pewno jeste pierwszym czowiekiem, ktry dopomg smokowi. Niewane, z jakiego powodu. A ja miaam wtpliwoci. - Dobrze, e si wtedy zjawia. Te chimery niemal mnie dostay. Nawiasem mwic, kazaem ci si schowa. C tam robia? - Wstydz si do tego przyzna, ale podejrzewaam, e usiujesz uciec. Wic poleciaam rzuci okiem i wwczas usyszaam cay ten harmider. Wynagrodz ci to. Pomog ci odnale przyjaci, tak jak obiecaam. - Dziki, Scarlet. - Richard si umiechn. - Ale co z jajem? Moesz je tak zostawi? A jeli Rahl je znw ukradnie? - O nie, nie std. Dugo szukaam tego miejsca, kiedy mi Rahl ukrad jajo. Tu bdzie

bezpieczne, tu Rahl go nie dosignie. Spokojnie mog je zostawi. Smoki opuszczaj jaj a, kiedy poluj; po prostu ogrzewaj najpierw skay ogniem i ju. - Czas nagli, Scarlet. Kiedy moemy wyrusza? - Natychmiast. -

Rozdzia czterdziesty szsty Kolejny dzie daremnych poszukiwa. Scarlet lataa nisko nad gstymi lasami, wraz z Richardem przepatrywali drogi i cieki. Chopak by zniechcony - ani ladu przyjaci. By te tak zmczony, e ledwo si utrzymywa na grzbiecie smoczycy, ale nie chcia odpocz. Musia odnale Zedda i Kahlan. Tak wyta wzrok, e w kocu straszliwie go rozbolaa gowa. Czasem dostrzegali w dole jakich ludzi i za kadym razem Richard zapomina o zmczeniu. Niestety, za kadym razem musia powiedzie Scarlet, e to nie ci, ktrych szukaj. Smoczyca leciaa nisko, muskajc czubki sosen rosncych na skraju trawiastej poaci gruntu. Znienacka wydaa przeraliwy wrzask - Richard a podskoczy - i ostro skrcia. Z ukrycia wypad jele, wyposzony smoczym rykiem. Scarlet zanurkowaa, bez wysiku porwaa rogacza z wysokich brzowych traw i skrcia mu kark. Chopak by nieco wystraszony atwoci, z jak upolowaa zdobycz. Scarlet wzniosa si w powietrze, w zocisty blask zachodzcego soca, w puszyste oboczki. Richard mia uczucie, e jego serce zachodzi wraz ze socem. Wiedzia, e smoczyca wraca do jaja. Chcia, eby jeszcze troch poszukali, dopki zostao troch wiata, lecz rozumia, e Scarlet musi wrci do gniazda, do jaja. Ju zaczynao si ciemnia, kiedy smoczyca wyldowaa na skalnej pce i poczekaa, a Richard si zelinie po jej czerwonych uskach; potem pospieszya do gniazda. Chopak te si wsun do pieczary. Opatuli si paszczem, bo dra z zimna. Scarlet obejrzaa jajo, ogrzaa je ogniem i pogruchaa do niego czule. Potem zaja si jeleniem. - Wygldasz, jakby dawno porzdnie nie jad. Chyba si z tob podziel. - A mogaby je upiec? Nie jadam surowego misa. Zgodzia si, wic chopak odci kawaek jeleniny i nadzia na miecz. Odwrci twarz od aru, a Scarlet upieka miso w cienkim strumieniu ognia. Potem Richard usiad z boku i jad, usiujc nie patrze, jak smoczyca rozdziera jelenia kami i szponami podrzuca w gr spore kaway misa i yka je niemal bez gryzienia. - Co zrobisz, jeeli nie znajdziemy twoich przyjaci? - Lepiej ich odnajdmy. - Za cztery dni od jutra zacznie si zima. - Wiem - mrukn, oddzierajc kawaeczek misa. - Dla smoka lepiej umrze, ni zosta niewolnikiem. Richard spojrza na ni, machna ogonem.

- Gdyby si decydowao tylko o sobie, to moe i tak, lecz co z innymi? Ty wybraa sub u Rahla, eby ocali swoje jajo, da modemu szans wyklucia si. Scarlet tylko mrugna i pogadzia jajo szponami. Richard wiedzia, e jeeli nie odnajdzie ostatniej szkatuy i nie powstrzyma Rahla, to nie bdzie mia wyboru: bdzie musia wrci i pomc Rahlowi otworzy waciw szkatu eby ocali ycie innych ludzi, eby oszczdzi Kahlan mk zadawanych przez Mord-Sith. Potem Kahlan bdzie wie ycie, do jakiego przywyka jako Spowiedniczka. To straszliwie przygnbiajca perspektywa - pomc Rahlowi w zdobyciu wadzy. Lecz czy Richard mia inn moliwo? Moe Shota mwia prawd. Moe Zedd i Kahlan sprbuj go zabi. Moe powinien zosta zabity za sam myl o dopomoeniu Rahlowi. Nie pozwol, eby Mord-Sith drczya Kahlan, postanowi Richard. Czyli trzeba pomc Rahlowi. Pooy si. Te rozwaania tak go umczyy, e nie mg skoczy posiku. Podoy plecak pod gow, otuli si paszczem i myla o Kahlan. Po chwili zasn. Nastpnego dnia Scarlet zabraa Richarda do DHary, przeniosa ponad miejscem, gdzie niegdy bya granica. Znw przepatrywali drogi i cieki. Cienkie, wysoko pynce chmury tonoway soneczny ar. Chopak mia nadziej, e przyjaciele nie s a tak blisko Rahla, lecz jeeli Zedd odnalaz nocny kamie, zanim Rahl go zniszczy, to wiedzieli, e chopak jest w Paacu Ludu i tam wanie si kierowali. Smoczyca zniaa si nad ludmi, budzc w nich przeraenie, ale to wci nie byli ci, ktrych szukali. Richard dostrzeg ich dopiero koo poudnia. Zedd, Chase i Kahlan jechali konno szlakiem w pobliu gwnej drogi. Wrzasn do Scarlet, eby ldowaa. Skrcia ostro i zanurkowaa ku ziemi jak czerwony bysk. Jedcy zobaczyli ich, stanli i zsiedli z koni. Smoczyca rozoya czerwone skrzyda, wyhamowaa i agodnie usiada na ziemi, na polanie koo traktu. Chopak zeskoczy z jej grzbietu i natychmiast pogna ku przyjacioom. Stali, trzymajc cugle. Chase mia maczug w drugiej doni. Widok Kahlan doda Richardowi skrzyde. Oto ucielenienie jego marze i wspomnie. Tamci stali i patrzyli, jak ku nim biegnie, jak zbiega z niewysokiego, stromego wzniesienia. Chopak patrzy pod nogi, eby si nie potkn o korzenie. Kiedy wreszcie unis gow, ujrza gnajc ku niemu kul ognia czarodziejw. Skamienia ze zdumienia. Co ten Zedd wyczynia? Richard jeszcze nigdy nie widzia tak wielkiej kuli ognia. Bkitny i zocisty blask rozpromienia pobliskie drzewa. Kula nadlatywaa z przeraliwym gwizdem, wirujc i rozdymajc si. Richard patrzy na to ze zdumieniem i przeraeniem. Niemal w ostatniej chwili pooy do na gardzie miecza i poczu, jak wbija mu si w ciao sowo PRAWDA. Wyszarpn kling, rozleg si

charakterystyczny metaliczny brzk. Uwolniona magia wtargna do umysu chopaka. Ogie by tu. Richard postpi jak w kotlinie Agaden, u Shoty: zacisn jedn do na rkojeci, drug na czubku ostrza i unis miecz w gr, osaniajc si nim jak tarcz. Poczu gniew Zedd zdrajc! Nie, to nie mg by Zedd. Uderzenie byo tak silne, e chopaka odrzucio w ty o krok. Otoczy go ar i pomie. Kula czarodziejskiego ognia wybucha, rozproszya si w powietrzu, znikna. - Zedd! Co ty wyprawiasz?! Zwariowae?! To ja, Richard! - woa rozelony chopak, zbliajc si do tamtych, wrza w nim magiczny gniew miecza i zo na to, co uczyni starzec; krew ttnia mu w yach. Czarodziej sta jak wmurowany, nie cofn si ani o krok; odziany w skromne szaty, drobny i kruchy. Obok niego tkwi Chase, rwnie grony i obwieszony broni jak zawsze. Zedd pooy chud rk na ramieniu Kahlan i przesun dziewczyn za siebie, zasoni j. Chase ruszy ku chopakowi, oczy mia ponure i grone. - Nie bd gupi, Chase - ostrzeg go cicho Zedd. - Nie ruszaj si z miejsca. - Co z wami? - Richard patrzy na ich zawzite, ponure miny. - Skd si tu wzilicie? Przecie wam mwiem, ebycie za mn nie szli! Rahl Pospny wysa ludzi, eby was pojmali. Musicie zawrci. Zedd, jak zwykle rozczochrany, obrci si nieco ku Kahlan, lecz nie spuci Richarda z oka. - Rozumiesz, co on mwi? - Nie. - Dziewczyna potrzsna gow, odgarna w ty pasma dugich wosw. - To pewnie grnodharaski. Nie znam tego jzyka. - Grnodharaski? O czym ty mwisz? Czy wycie...? Richard nagle sobie przypomnia: zaklcie Rahla! Nie poznali go. Myleli, e jest ich wrogiem. e jest Rahlem Pospnym. I jeszcze co - a poczu dreszcze. To Zedd uzna go za wroga i zesa na czarodziejski ogie. A. wic Zedd nie by zdrajc. Kahlan... Czy widzi we mnie Rahla, czy Richarda? - duma chopak. Szed ku niej, wpatrzony w zielone oczy dziewczyny, peen niepokoju. Kahlan zesztywniaa, uniosa dumnie gow, opucia ramiona. Richard zrozumia - to ostrzeenie. Powane ostrzeenie. Wiedzia, co mu zgotuje moc dziewczyny. Przypomnia sobie ostrzeenie Shoty - moesz zwyciy Zedda, ale nie Kahlan. Zedd usiowa stan pomidzy nimi. Richard ledwo go zauway, odepchn na bok. Starzec stan za nim i pooy chude palce na karku chopaka. Bl jak od dotknicia Agielem, poncy bl w rkach i nogach. Przedtem - przed mczarniami zadawanymi przez

Denne - w bl by wystarczy, eby sparaliowa Richarda. Lecz Denna dugo tresowaa chopaka, uczc go, jak znosi bl, coraz silniejszy, jak sobie z nim radzi. Zedd dorwnywa Mord-Sith, lecz Richard znalaz w sobie potrzebn si, odegna bl i wpuci w to miejsce magiczny gniew miecza. Spojrza ostrzegawczo na Zedda. Czarodziej si nie cofn. Richard odepchn go. Pchn mocniej, ni zamierza, i starzec upad na ziemi. Kahlan staa nieruchomo przed chopakiem. - Kim dla ciebie jestem? - szepn Poszukiwacz. - Rahlem czy Richardem? Dziewczyna lekko draa, najwyraniej nie bya w stanie si poruszy. Richard dojrza co ktem oka i opuci na chwil wzrok: czubek miecza dotyka szyi Kahlan. Nie mia pojcia, e to uczyni, zupenie jakby magia samodzielnie powodowaa ostrzem. Wiedzia, e to niemoliwe. On sam przyoy miecz do szyi dziewczyny. To dlatego draa. Musiaby j zabi, gdyby si okazaa zdrajczyni. Ostrze zajaniao biel. Twarz Kahlan rwnie. - Kogo widzisz? - szepn ponownie. - Co zrobie Richardowi? - odszepna gniewnie. - Przysigam, e ci zabij, jeli uczynie mu co zego. Chopak przypomnia sobie, jak go pocaowaa. To nie by pocaunek zdrady, lecz mioci. Poj, e nie byby w stanie zabi Kahlan, nawet gdyby go zdradzia. Lecz ju wiedzia, e tego nie uczynia. Wsun miecz do pochwy, a zy napyny mu do oczu. - Wybacz, Kahlan. Niech dobre duchy przebacz mi w zamiar. Wiem, e nie rozumiesz, co mwi, ale jeszcze raz ci przepraszam. Rahl Pospny posuy si pierwszym prawem magii, prbuje nas porni. Chcia, ebym uwierzy w kamstwo, i niemal tak si stao. Wiem, e ani Zedd, ani ty nigdy mnie nie zdradzicie. Wybacz, e miaem cho cie wtpliwoci. - Czego chcesz? - spyta Zedd. - Nie rozumiemy ci. - Zedd... - Chopak przeczesa wosy palcami. - Jak sprawi, eby mnie zrozumia? - Zapa czarodzieja za szat. - Gdzie szkatua, Zeddzie? Musz mie szkatu, zanim Rahl j dopadnie! Nie moe jej dosta! Czarodziej gronie zmarszczy brwi. Richard poj, e tylko pogarsza spraw, gdy adne z nich go nie rozumiao. Podszed do koni i zacz przeszukiwa juki. - Szukaj sobie, ile chcesz, nigdy jej nie znajdziesz. - Umiechn si starzec. - Nie mamy szkatuy. Umrzesz za cztery dni. Chopak wyczu za sob jaki ruch. Okrci si na picie - to Chase zamierza si na maczug. Rozdzieli ich strumie ognia. Scarlet ziaa ogniem, dopki Chase si nie cofn. - Ale masz kochajcych przyjaci - mrukna.

- Rahl Pospny rzuci na mnie zaklcie. Nie rozpoznali mnie. - Zabij ci, jeli cho troch duej tu zostaniesz. Richard zrozumia, e nie maj ze sob szkatuy. Przecie ruszyli do DHary jemu na ratunek, wic nie mogli jej wzi ze sob. Znalazaby si za blisko Rahla. Tamci troje w milczeniu obserwowali chopaka i smoczyc. - Powiedz co do nich, Scarlet. Sprawdzimy, czy ciebie zrozumiej. Smoczyca przysuna do nich gow. - To nie Rahl Pospny. To wasz przyjaciel, przesonity zaklciem. Rozumiecie, co mwi? Stali bez sowa. Zirytowany Richard przysun si do Zedda. - Sprbuj mnie zrozumie, Zeddzie, prosz. Nie szukaj nocnego kamienia. Jeli to zrobisz, to Rahl ci uwizi w zawiatach. Postaraj si zrozumie! adne z nich nie zrozumiao ani sowa. Najpierw musz znale szkatu, pomyla chopak, potem wrc i ochroni ich przed ludmi wysanymi przez Rahla. Niechtnie wrci na grzbiet Scarlet. Smoczyca bacznie obserwowaa tamtych troje i ostrzegawczo ziaa dymem i ogniem. Richard najchtniej zostaby z Kahlan, lecz nie mg - najpierw musia odzyska szkatu. - Znikajmy std. Trzeba znale mojego brata. Smoczyca pluna ogniem, eby tamci si nie zbliyli, i uniosa si w powietrze. Chopak mocno zaciska donie na jej kolcach. Wycigna czerwon, uskowat szyj i wznosia si coraz wyej, pomidzy biae oboki, pyna wrd nich. Richard wpatrywa si w obserwujcych ich przyjaci. Nie odrywa od nich oczu, dopki mg ich dostrzec. Czu si rozpaczliwie bezradny. Ile by da za jeden umiech Kahlan. - Co dalej? - spytaa przez rami Scarlet. - Musimy odnale mojego brata. Jest gdzie pomidzy nami a Rang Shada, z tysicem onierzy. Raczej trudno bdzie ich przeoczy. - Tamci nie rozumieli, co mwi. Pewno zaklcie objo i mnie, bo jestem z tob. To musi by zaklcie dla ludzi, nie dla smokw, boja widz prawd. Skoro twoi przyjaciele chcieli ci zabi, to i inni te sprbuj. Nie obroni ci przed tysicem ludzi. - Musz zaryzykowa. Co wymyl. Michael to mj brat. Postaram si, eby dostrzeg prawd. Prowadzi wojsko, eby mi pomc. Ogromnie potrzebuj pomocy. Taka masa ludzi powinna by atwa do wypatrzenia. Lecieli wysoko, eby mie szersze pole widzenia. Scarlet agodnie krya wrd olbrzymich, puszystych chmur. Richard nigdy nie widzia chmur z bliska i nie zdawa sobie sprawy, e s a tak wielkie. Czasami

zleway si ze sob, tworzc cudown krain biaych gr i dolin. Smoczyca muskaa ciemne podstawy chmur, niekiedy przelatywaa przez nisko wiszce w d wypustki obokw - gowa i czubki skrzyde Scarlet znikay w bieli. Olbrzymie rozmiary chmur sprawiay, e nawet smoczyca wydawaa si maa i drobna. Szukali tak wiele godzin, lecz nie dostrzegli ani ladu wojska. Richard zaczyna si przyzwyczaja do latania, ju nie musia bez przerwy trzyma kolcw Scarlet. Opiera si o dwa z nich, rozlunia minie i obserwowa przesuwajce si w dole ziemie. Stara si wymyli, jak ma przekona Michaela, e jest sob, Richardem, a nie Rahlem. To Michael powinien mie szkatu, to jemu musia j Zedd zostawi. Starzec pewno schowa j przed Rahlem moc jakiego zaklcia i zostawi wrd wojska. Koniecznie musi przekona Michaela, e jest jego modszym bratem. Odzyska szkatu i daj Scarlet, a ona zaniesie j do pieczary z jajem. Tam Rahl jej nie znajdzie. Za on, Richard, bdzie mg wrci do Kahlan i chroni j przed ludmi Rahla. Moe smoczyca zabierze do pieczary i Kahlan? Tam byaby zupenie bezpieczna. Jeszcze trzy i p dnia i Rahl umrze. Wtedy ju nikt nie zagrozi Kahlan. Nigdy. Richard za wrci do Westlandu i na zawsze skoczy z magi. I ju nigdy nie zobaczy Kahlan. Na sam myl o tym poczu smutek i dojmujcy al. Scarlet dostrzega wojsko pnym popoudniem. Lepiej widziaa z tej wysokoci ni Richard. Wci byli daleko i chopak dopiero po chwili ich dostrzeg. Najpierw zobaczy kby kurzu, a potem maszerujce drog szeregi. - Co zamierzasz? Co chcesz zrobi? - zawoaa Scarlet. - Mogaby wyldowa przed nimi, ale tak, eby nas nie dostrzegli? ypna na gniewnie tym lepiem. - Jestem czerwon smoczyca. Mog wyldowa wrd nich i nie obacz mnie, jeeli tego nie zechc. Jak blisko chcesz si znale? - Nie chc, eby mnie onierze zobaczyli. Musz si spotka z Michaelem bez wiedzy jego ludzi. eby unikn kopotw. - Richard namyla si chwil. - Usid o kilka godzin drogi przed nimi. Niech do nas dojd. Wkrtce si ciemni, wtedy pjd do Michaela. Scarlet rozpostara skrzyda i zelizna si spiral ku wzgrzom wznoszcym si przed maszerujcym wojskiem. Zniya si za nimi, poleciaa wzdu doliny, uwaajc, eby si zanadto nie zbliy do drogi, i wyldowaa na niewielkim spachetku dugiej brzowej trawy. Czerwone uski smoczycy, gadkie i lnice, przepiknie wyglday w socu pnego popoudnia. Richard zsun si na ziemi. Obrcia ku niemu gow. - Co teraz?

- Zaczekam, a si ciemni, a rozbij obz na noc. Zjedz kolacj. Wtedy bd mg si przemkn do Michaela i porozmawia z nim w cztery oczy. Na pewno wymyl, jak go przekona, kim naprawd jestem. Smoczyca mrukna, spojrzaa na niebo i ku drodze; znw nachylia gow ku chopakowi, ypna na tym okiem. - Wkrtce bdzie ciemno. Musz wraca do jaja. Trzeba je ogrza. - Rozumiem, Scarlet. - Richard westchn gboko i namyla si chwil. - Wr po mnie rano. Bd tu na ciebie czeka o wicie. Znw spojrzaa w niebo. - Chmury si zbieraj. - Opucia gow ku chopakowi. - Nie mog lata w chmurach. - Dlaczego? Prychna, z nozdrzy buchn dym. - Bo maj w sobie skay. - Skay? - zdziwi si Richard. Scarlet ze zniecierpliwieniem machna ogonem. - Chmury przysaniaj rne rzeczy. Nic nie widzisz, jak we mgle. A jak nie widzisz, to moesz uderzy w ska albo we wzgrze. I wtedy, cho jestem silna, na pewno skrc kark. Jeli podstawa chmur jest wystarczajco wysoka, to mog lecie pod nimi. Jeeli ich wierzchoki s odpowiednio nisko, to mog lecie nad nimi, lecz wtedy nie zobacz ziemi. I ci nie odnajd. Co wtedy? Co, jeeli bd chmury i ci nie znajd lub jeli co pjdzie le? Richard pooy do na gardzie miecza, obejrza si na drog. - Jeli co pjdzie le, to bd musia wrci do moich trojga przyjaci. Sprbuj si trzyma gwnej drogi, eby mnie moga wypatrzy. A jeeli... Jeeli wszystko zawiedzie, to bd musia wrci do Paacu Ludu. Jeli nie uda mi si tu przeszkodzi Rahlowi, to za trzy dni od jutra musz by w Paacu Ludu. Pamitaj o tym, Scarlet, prosz. - Nie za duo czasu. - Wiem. - Trzy dni od jutra i koniec z nami. - Tak brzmiaa umowa. - Richard si umiechn. Znw spojrzaa w gr. - Nie podoba mi si wygld nieba. Powodzenia, Richardzie Cypher. Wrc rankiem. Wzia krtki rozbieg i uniosa si w gr. Chopak patrzy, jak zatoczya nad nim koo i odleciaa. Coraz bardziej malaa, a znikna wrd wzgrz. Co nagle sobie przypomnia: ju j przedtem widzia. Tego dnia, kiedy po raz pierwszy spotka Kahlan, a zaraz po tym, jak go ucia wowa liana. Widzia, jak leciaa w grze, tak jak teraz,

i znikna za wzgrzami. Co te robia w Westlandzie tamtego dnia? Richard ruszy ku najbliszemu pagrkowi, szed przez wysok such traw. Wdrapa si na sabo zadrzewiony stok, eby lepiej widzie drog od zachodu. Znalaz bezpieczny, dobrze ukryty kcik w zarolach, rozsiad si wygodnie, wyj troch suszonego misa i owocw. Znalaz nawet kilka jabek. Jad bez przyjemnoci, wypatrujc westlandzkiego wojska i brata i zastanawiajc si, jak go przekona, kim naprawd jest. Moe napisa, narysowa jaki obrazek albo mapk, ale to pewno nie podziaa. Skoro zaklcie zmieniao sowo mwione, to najprawdopodobniej zmieni i pisane. Usiowa sobie przypomnie ich dziecinne zabawy, ale mu si nie udawao. Michael wcale si z nim tak czsto nie bawi. Richard pamita, e brat tak naprawd lubi tylko walk drewnianymi mieczami. Ale dobycie miecza na brata moe da efekt przeciwny od zamierzonego. Chopak jeszcze co sobie przypomnia. Michael bardzo lubi, kiedy Richard salutowa mu mieczem, przyklknwszy na kolanie. Lecz czy Michael to pamita? Kiedy bardzo to lubi, umiecha si z zadowoleniem. Nazywa to salutem pokonanego. Ale kiedy Richard wygrywa, to Michael nie oddawa mu salutu pokonanego. Chopak by wtedy mniejszy i sabszy, nie mg brata do tego zmusi. Za to sam czsto tak salutowa Michaelowi. Umiechn si do tych wspomnie, cho wwczas cierpia z tego powodu. Moe i Michael to pamita? Warto sprbowa. Byo jeszcze dosy jasno, kiedy Richard usysza ttent koni, pobrzkiwanie uprzy, trzeszczenie skr, szczk metalu - odgosy sporej grupy jedcw. Drog przemkno okoo pidziesiciu dobrze uzbrojonych mczyzn, podnoszc tumany kurzu. Chopak dostrzeg wrd nich Michaela w biaym stroju. Brat jecha na czele kawalkady. Richard rozpozna mundury, hartlandzki krzy na kadym ramieniu, pozocisty sztandar z bkitn sosn i skrzyowanymi mieczami. Kady jedziec mia u szerokiego pasa topr bojowy, trzyma krtk wczni, a znad ramienia stercza mu krtki miecz. Kolczugi poyskiway w ostatnich promieniach zachodzcego soca. To nie byli zwyczajni westlandzcy onierze, lecz osobista gwardia Michaela. Gdzie si podziao wojsko? Z powietrza chopak widzia ich wszystkich razem jedcw i piechurw. Konni jechali zbyt szybko, eby piechurzy mogli utrzyma ich tempo. Richard odczeka chwil, patrzc w gr drogi. Ju nikt si nie pokaza. Chopak najpierw si zmartwi, nie wiedzia, co by to miao oznacza; potem si uspokoi i umiechn. Zedd, Chase i Kahlan zostawili szkatu Michaelowi i powiedzieli mu, e id do DHary, szuka Richarda. Brat pewno nie chcia czeka bezczynnie i te ruszy na pomoc. Piechurzy by nie dotarli na czas do Paacu Ludu, wic Michael zabra swoj osobist

gwardi i pojecha przodem, reszta dotrze pniej. Pidziesiciu mczyzn, nawet tak dobranych jak ci, nie da rady oddziaom Rahla. Richard uzna, e brat przedoy jego ycie nad wasne. Ruszy za nimi. Dogoni ich dobrze po zmierzchu. Popdzali konie i zatrzymali si na noc do pno. Wyprzedzili Richarda bardziej, ni si spodziewa; byo ju dawno po kolacji, kiedy dotar do ich obozu. Konie byy uwizane na noc. Niektrzy onierze leeli ju w piworach. Wystawiono te warty, ale chopak wiedzia, gdzie si ich spodziewa, bo obserwowa obz z niewielkiego wzniesienia. Noc bya ciemna. Chmury kryy ksiyc. Richard ostronie zszed ze wzgrza, wymijajc cichutko ledwo widocznych w mroku stranikw. Nareszcie by w swoim ywiole. Nie sprawio mu to trudnoci, wiedzia, gdzie stoj, i wiedzia, e si go w ogle nie spodziewaj. Patrzy, jak obserwowali otoczenie i pochyla si, kiedy spogldali w jego stron. Znalaz si wewntrz krgu wartownikw i ruszy ku obozowi. Michael ogromnie mu uatwi zadanie - mia swj namiot na uboczu, z dala od onierzy. Gdyby kaza go rozbi wrd swoich ludzi, sprawa byaby o wiele trudniejsza. A i tak koo namiotu Michaela stali stranicy. Richard obserwowa ich przez chwil, wyszukiwa sabe punkty, a znalaz miejsce, ktrdy mg si wrd nich przelizn: w cieniu namiotu, w cieniach rzucanych przez ogniska. onierze trzymali si janiejszych miejsc, bo nie mogliby niczego wypatrzy w mroku. Chopak podkrad si do namiotu, przykucn, przyczai si cicho. Dugo nasuchiwa, sprawdzajc, czy jeszcze kto jest w namiocie oprcz Michaela. Sysza szelest papierw, widzia blask lampy; adnych gosw. Ostronie naci namiot noem zajrza do rodka. Na lewo od niego, przy maym skadanym stoliku, siedzia Michael i przeglda jakie papiery. Gow wspiera na doni. Richard dostrzeg, e owe papiery s due, bez linijki tekstu. Prawdopodobnie mapy. Teraz tylko wej do rodka, opa na kolano i zasalutowa, zanim Michael narobi alarmu. Tu przed Richardem stao polowe ko; wystarczy, eby si niepostrzeenie wlizn. Chopak napi lin, eby ptno nie odskoczyo, i przeci j w poowie szerokoci ka. Unis brzegi ptna i przeturla si pod nim, za ko. Michael si odwrci i Richard wyrs przed stolikiem, przed swoim bratem. Umiechn si radonie, uradowany, e znw widzi starszego brata. Michael szarpn gow. Jego mikkie policzki zbielay. Zerwa si na nogi. Richard wanie mia zasalutowa, kiedy brat przemwi: - Richard... Skd... Co ty tu robisz? Dobrze ci znowu widzie. Tak si wszyscy... Martwilimy.

Umiech znikn z twarzy chopaka. Rahl powiedzia, e ci, ktrzy s po jego stronie, zobacz Richarda jako Richarda. Michael go tak zobaczy. To Michael go zdradzi. Jego wasny brat pozwoli, eby Mord-Sith go zapaa i torturowaa. Michael wydaby Zedda, Chasea i Kahlan Rahlowi Pospnemu. Michael wydaby wszystkich Rahlowi. Richard poczu lodowaty chd. - Gdzie szkatua? - wykrztusi z wielkim trudem. - Ach... Wygldasz na godnego, Richardzie. Ka ci przynie jak kolacj. Pogadamy. Tak dawno nie rozmawialimy. Chopak stara si trzyma do z dala od miecza, ba si, e mgby zaatakowa brata. Upomnia si surowo: jeste Poszukiwaczem i tylko to si liczy. Nie by Richardem - by Poszukiwaczem. Mia zadanie do wykonania. Nie mg sobie pozwoli na bycie Richardem. Na bycie bratem Michaela. Teraz mia waniejsze sprawy na gowie. O wiele waniejsze. - Gdzie szkatua? - Szkatua... - Oczy Michaela ucieky w bok. - Zedd mi o niej wspomina... Mia mi j da... Ale potem mwi, e ci odnalaz w DHarze dziki jakiemu kamieniowi i wszyscy troje pojechali do ciebie. Mwiem im, e te chc jecha, ratowa brata, lecz musiaem zebra i przygotowa ludzi, wic tamci wyruszyli przodem. Zedd zatrzyma szkatu. On jama. Richard zrozumia; Rahl Pospny ma trzeci szkatu. Rahl Pospny mwi prawd. Poszukiwacz stumi swoje osobiste uczucia i szybko oceni sytuacj. Najwaniejsze to dotrze do Kahlan. Jeli on teraz straci gow, to dziewczyna ucierpi przez to: pozna udrk Agiela. Stwierdzi, e si koncentruje na wyobraeniu warkocza Denny. Pozwoli sobie na to. Byle tylko si opanowa. Nie mg zabi Michaela, nie mg pozwoli, by go schwytali gwardzici brata. Nawet nie powinien zdradzi Michaelowi, e si domyli prawdy. To by nic nie dao, a jedynie narazio ycie przyjaci. Zaczerpn gboko powietrza i zmusi si do umiechu. - Najwaniejsze, e szkatua jest bezpieczna. Tylko to si liczy. Policzki Michaela odzyskay normaln barw; umiechn si. - Wszystko dobrze, Richardzie? Wygldasz... Inaczej. Jakby duo... Przeszed. - Wicej, ni jeste sobie w stanie wyobrazi, Michaelu. - Chopak przysiad na ku, brat wrci na krzeso. Ubrany w lune biae spodnie i bluz cignit zotym pasem, wyglda jak ucze Rahla Pospnego. Richard dojrza, co to za mapy przeglda Michael: mapy Westlandu. Wiz Rahlowi mapy Westlandu. - Rzeczywicie byem w DHarze, jak ci

powiedzia Zedd, ale uciekem. Musimy wyjecha z DHary. Jak najdalej. Chc dotrze do tamtych, zanim si tu zjawi, szukajc mnie. Moesz ju zabra swoich ludzi i wojsko, moesz wrci i chroni Westland. Dzikuj, Michaelu, e wyruszye mi na pomoc. - Jeste moim bratem. - Michael umiechn si szeroko. - Jakebym mg tego nie zrobi? Richard zmusi si do serdecznego umiechu, cho cierpia nad zdrad brata. To byo na swj sposb - o wiele gorsze, ni gdyby Kahlan okazaa si zdrajczyni. On i Michael razem dorastali, byli brami, spor cz ycia spdzili wsplnie. Zawsze podziwia Michaela, zawsze stawa po jego stronie, obdarza zaufaniem i mioci. Pamita, jak si chepi starszym bratem przed innymi chopcami. - Potrzebny mi ko, Michaelu. Musz jecha. I to zaraz. - Wszyscy z tob pojedziemy. Ja i moi ludzie. - Tamten umiechn si jeszcze szerzej. - Nie chc ci znw straci z oczu, skoro si wreszcie odnalelimy. Richard si poderwa. - Nie! - Stonowa gos. - Znasz mnie, wiesz, e jestem przyzwyczajony do samotnej wdrwki po lasach. W tym jestem najlepszy. Tylko bycie mnie opniali. A mam mao czasu. Michael wsta, zerkn na wejcie do namiotu. - Nawet nie chc o tym sysze. Jestemy... - Nie. Jeste Pierwszym Radc Westlandu. To twj najwaniejszy obowizek, a nie pilnowanie maego braciszka. Zabierz wojsko do Westlandu, Michaelu, prosz. Dam sobie rad. - Chyba masz racj. - Michael potar brod. - Jechalimy do DHary tylko po to, eby ci pomc, a skoro jeste bezpieczny... - Jeszcze raz dziki, Michaelu, e ruszye mi na pomoc. Wezm konia. A ty wracaj do swoich obowizkw. Richard mia wraenie, e jest najwikszym gupcem na wiecie. Powinien si domyli. Ju dawno powinien to zrozumie. Przypomnia sobie, jak to Michael wygosi mow, ostrzegajc, e ogie jest wrogiem ludzi. Ju tylko to wystarczao, eby zrozumie. Kahlan prbowaa go ostrzec tamtej pierwszej nocy. Sprawdziy si jej podejrzenia, e Michael przeszed na stron Rahla. Gdyby tak Richard usucha swojego umysu, a nie serca. Pierwsze prawo magii: ludzie s gupcami wierzcymi w to, w co chc wierzy. Richard okaza si najwikszym gupcem. Tak si wciek na samego siebie, e ju si nie mg zoci na Michaela.

Teraz moe wszystko straci przez to, e wwczas nie chcia zobaczy prawdy. Ju nie mia wyboru. Zasuy na mier. Richard nie spuszcza z brata zazawionych oczu, z wolna opad na jedno kolano i wykona salut przegranego. Michael wspar si pod boki i umiechn si do brata. - Pamitasz. Jak to byo dawno, braciszku. - Wcale nie tak dawno. - Richard wsta. - Pewne rzeczy nigdy si nie zmieniaj. Zawsze ci kochaem. Zegnaj, Michaelu. Chopak przez sekund zamierza zabi brata. Wiedzia, e musiaby go zabi gniewem miecza. Nigdy by si nie zdoby na to, eby mu wybaczy i zabi go biaym ostrzem. Gdyby chodzio tylko o niego, Richarda, to moe, ale nigdy mu nie wybaczy tego, co uczyni Kahlan i Zeddowi. Umiercenie brata byo mniej wane ni pomoc Kahlan. Nie bdzie ryzykowa tylko po to, eby naprawi swoj gupot. Wyszed z namiotu. Michael za nim. - Przynajmniej zjedz co. Mamy jeszcze sporo do omwienia. Wci nie jestem pewny... Richard si obrci, popatrzy na stojcego przed namiotem brata. Zacza opada lekka mga. Mina Michaela wiadczya, e nie ma zamiaru pozwoli mu odej; wyczekiwa, kiedy przywoa ludzi. - Zgd si, Michaelu, prosz. Musz jecha. - Hej, onierze - zawoa tamten do gwardzistw. - Chc, eby brat z nami zosta. Dla swego wasnego dobra. Trzej gwardzici ruszyli ku chopakowi. Richard skoczy w zarola, znikn w mroku nocy. Niezdarnie poszli jego ladem. Byli onierzami, a nie ludmi lasu. Byli Westlandczykami, wic chopak nie chcia ich zabija. Bezszelestnie si przelizgiwa w mroku, gdy cay obz podrywano na nogi, wywrzaskiwano rozkazy. Sysza, jak Michael krzyczy, eby go nie zabijali, lecz wzili ywcem. Byo oczywiste: chcia osobicie wyda Richarda Rahlowi Pospnemu. Chopak okry obz, dotar do koni. Przemkn si pomidzy wartownikami. Poprzecina wszystkie liny i wskoczy na oklep na konia. Wrzeszcza, kopa i uderza pozostae. Rozbiegy si w panice. Zwierzta i ludzie gnali na olep we wszystkie strony. Richard uderzy pitami swojego rumaka. Wcieke wrzaski ucichy w oddali. Richard popdza konia w mrok nocy; twarz mia mokr od mgy i ez.

Rozdzia czterdziesty sidmy Zedd obudzi si bladym witem, trapiony niespokojnymi mylami. Niebo si zachmurzyo noc, zapowiada si deszczowy dzie. Kahlan leaa na boku, twarz do czarodzieja; oddychaa spokojnie, pogrona w gbokim nie. Chase pewnie pilnowa obozowiska. wiat si rozpada, a on by zupenie bezradny. Jak li na wietrze. udzi si, e jako czarodziej, i to czarodziej od bardzo, bardzo dawna, bdzie mia cho odrobin kontroli nad wydarzeniami. Lecz by tylko bezsilnym widzem. Patrzy, jak inni cierpieli i ginli wtedy, kiedy on usiowa prowadzi tych, ktrzy mogli mie jaki wpyw na wydarzenia, ktrzy mogli uczyni to, co musiao by zrobione. Jako czarodziej pierwszej kategorii wiedzia, e nie powinien i do DHary, lecz c? Musia si tam uda, jeeli istniaa cho najmniejsza moliwo ocalenia Richarda. Za trzy dni pierwszy dzie zimy. Rahl Pospny mia tylko dwie szkatuy, wic zginie. Lecz najpierw zabije Richarda, jeeli nie uwolni chopaka. Zedd ponownie myla o wczorajszym spotkaniu z Rahlem Pospnym. Nie mg tego poj, cho ogromnie si stara. Najdziwniejsze z dziwnych. Rahl najwyraniej chcia za wszelk cen odnale szkatu i tak go to zalepiao, e nawet nie zabi Zedda, cho mia po temu okazj. Czarodzieja, ktry zabi mu ojca, ktrego szuka z takim zapamitaniem, a gdy go wreszcie znalaz - nic kiwn palcem. I w ogle si zachowywa zupenie bezsensownie. Starzec a si zatrzs, widzc u boku tamtego Miecz Prawdy. Czemu Rahl Pospny, mistrz magii obu wiatw, nosi u boku miecz Richarda? I co te uczyni chopakowi, e mia jego miecz? Albo to podniesienie ora na Kahlan. Zedd nigdy w swoim yciu nie czu si taki bezsilny. Gupio postpi, kierujc na tamtego czarodziejski bl. Ci z darem, ktrzy przeyli prb blu, przeyj i dotknicie czarodzieja. Ale c innego mg zrobi? cierpia straszliwie, widzc Rahla dotykajcego garda Kahlan Mieczem Prawdy. Przez chwil by przekonany, e Rahl zabije dziewczyn, a sekund pniej, zanim Zedd zdy cokolwiek zrobi, tamten mia oczy pene ez i cofn miecz. Po co Rahl miaby zabija Kahlan czy ktrekolwiek z nich Mieczem Prawdy? Przecie wystarczyoby pstrykn palcami. Po co mu by miecz? I dlaczego w kocu ich nie zabili Jeszcze gorzej, e potrafi sprawi, i klinga zbielaa. Zedd o mao nie wyskoczy ze skry, gdy to zobaczy. Przepowiednie wspominay o tym, ktry potrafi sprawi, i Miecz Prawdy stanie si biay. Wspominay niejasno i ostrzegawczo. Zedd by wstrznity do gbi, kiedy si okazao, e to Rahl. Ba si, e to mogo chodzi o Richarda, ale e to Rahl...

Zasona - tak nazyway to przepowiednie; zasona pomidzy swatem ywych a zawiatami. Proroctwa gosiy, e jeli magia Ordena, dziaajc przez porednika, rozedrze ow zason, to bdzie mg j spali tylko ten, kto potrafi sprawi, i klinga Miecza Prawdy zbieleje. Jeliby za nie zdoa tego uczyni, to zawiaty si przedostan do wiata ywych. Straszliwe konotacje sowa porednik ogromnie Zedda martwiy. Oznaczaoby to, e Rahl nie dziaa na wasny rachunek, e jest przedstawicielem jakiej potgi. Przedstawicielem zawiatw. I pewno tak, skoro by mistrzem magii subtraktywnej, magii zawiatw. Znaczyo to rwnie, e magia Ordena rozedrze ow zason nawet wtedy, kiedy Rahl zginie. Zedd stara si nie myle o tych przepowiedniach. Przeraaa go sama myl o uwolnionych zawiatach. Wolaby umrze, zanim to si stanie. Czarodziej obrci na bok gow, popatrzy na pic Kahlan. Matka Spowiedniczka. Ostatnia z linii stworzonej przez dawnych czarodziejw. Bola nad jej cierpieniem, nad tym, e nie mg jej pomc, kiedy Rahl dotyka jej czubkiem Miecza Prawdy, nad tym, co czua do Richarda, i nad tym, e nie wszystko mg jej powiedzie. Gdyby to nie chodzio o Richarda. Kady byle nie Richard. Nic nigdy nie jest atwe i proste. Starzec usiad gwatownie. Co byo nie tak. Ju tak jasno, a Chase nie wrci. Dotkn palcem czoa dziewczyny i obudzi j. Dostrzega zaniepokojenie Zedda. - Co si dzieje? - szepna. Czarodziej siedzia nieruchomo, wyczuwajc obecno ywych istot wok nich. - Chase nie wrci, a powinien. Kahlan si rozejrzaa. - Moe zasn. - Zedd tylko unis brew, wic dodaa: - Moe jest jaki powany powd ku temu, a moe nic si nie stao. - Znikny nasze konie. - Czujesz, gdzie Chase jest? - spytaa dziewczyna, zrywajc si na nogi i sigajc po n. - Jacy ludzie tu s. - Starzec drgn nagle. - Ludzie dotknici przez zawiaty. Poderwa si na nogi. W tym samym momencie Chase - popchnity - wtoczy si do obozowiska i pad twarz na ziemi. Rce mia skrpowane na plecach, cay by pokrwawiony. Jkn. Zedd wyczu obecno czterech mczyzn. A si wzdrygn, czujc to, co ich otaczao. Pokaza si wielkolud, ktry popchn Chasea. Krtkie, jasne, sterczce wosy z czarnym pasmem. Lodowate oczy i umiech. Zedd poczu zimny dreszcz. Kahlan staa na lekko ugitych kolanach.

- Demmin Nass - sykna. Tamten wsun kciuki za pas. - Aaaa, syszaa o mnie, Matko Spowiedniczko. - Wstrtny umieszek sta si jeszcze szerszy. - I ja o tobie syszaem. Ten tu twj przyjaciel zabi piciu moich najlepszych ludzi. Zabij go pniej, po zabawie. Chc, eby si nacieszy tym, co ci zrobimy. Kahlan si obejrzaa, bo z lasu wyszli jeszcze trzej mczyni, nie tacy olbrzymi jak Nass, lecz wiksi ni Chase. Okryli ich, ale to aden problem dla czarodzieja. Tamci trzej byli jasnowosi, potnie uminieni i zlani potem, cho dzie by chodny. Chase najwyraniej da si im we znaki. Teraz jednak odoyli bro, uwaajc, e cakowicie kontroluj sytuacj. To ich zadufanie zirytowao Zedda. Ich umieszki go rozwcieczyy. wiato wczesnego poranka sprawiao, e cztery pary niebieskich oczu wydaway si jeszcze bardziej ostre i przenikliwe. Starzec wietnie wiedzia, e to bojwka, i rwnie dobrze wiedzia, co ci ludzie robi ze Spowiedniczkami. A za dobrze. Krew w nim zawrzaa. O nie, nie pozwoli, eby co takiego przydarzyo si Kahlan. Przynajmniej dopki on yje. Kahlan i Demmin Nass wpatrywali si w siebie. - Gdzie Richard? Co Rahl mu zrobi? - Kto? - Poszukiwacz - zgrzytna zbami dziewczyna. - To sprawa mistrza Rahla i moja. - Demmin umiechn si. - Nic ci do tego. - Powiedz - rzucia ostro. - Teraz masz powaniejsze zmartwienia, Spowiedniczko. - Tamten umiechn si jeszcze szerzej. - Moi ludzie dobrze si z tob zabawi. Przy si do tego i zadbaj, eby mieli uciech. Poszukiwacz to nie twoja sprawa. Zedd uzna, e pora to przerwa, zanim zdarzy si co jeszcze Unis rce i rzuci najpotniejszy czar paraliujcy, na jaki go byo sta. Cztery zielone byskawice strzeliy ku czterem niebieskookim mczyznom. Uderzyy w nich z guchym hukiem. I stao si co strasznego, zanim czarodziej zdy zareagowa. Zielone byskawice uderzyy w mczyzn i natychmiast si od nich odbiy. Zedd zbyt pno si zorientowa, e tamtych chroni jakie potne zaklcie - zaklcie zawiatw, ktrego nie by w stanie dostrzec. Na starca spady cztery zielone byskawice. Unieruchomi go jego wasny czar. Skamienia. By bezsilny. Nie mg nawet drgn. Demmin Nass wysun kciuk zza pasa. - Jakie kopoty, staruszku? Kahlan wycigna rk i pooya do na bezwosej piersi tamtego. Zedd zebra

wszystkie siy, oczekujc uwolnienia mocy dziewczyny, oczekujc bezdwicznego gromu. Nic. Zdumiona twarz Kahlan wiadczya, e powinien by nastpi w bezdwiczny grom. Demmin Nass uderzeniem pici zama Kahlan rami. Dziewczyna pada na kolana, krzykna z blu. Poderwaa si i zamierzya na Nassa noem trzymanym w zdrowej rce. Zapa j za wosy, odcign w ty. Uderzya noem w trzymajc j rk. Wyszarpn jej go z doni i wbi w drzewo. Dalej trzyma Kahlan za wosy; kilka razy uderzy dziewczyn w twarz grzbietem doni. Kopaa, drapaa i krzyczaa, a Nass rechota zoliwie. Podeszli tamci trzej. - Nie jeste w moim typie, Matko Spowiedniczko, przykro mi. Ale si nie przejmuj, te chopaki z przyjemnoci si tob zajm. Kr wawo kuprem. - Zadrwi. - Niech si cho tym na ciesz. Demmin przekaza dziewczyn swoim ludziom. Popychali j od jednego do drugiego i trzeciego, bili, policzkowali, brutalnie okrcali w koo, a Kahlan si zakrcio w gowie, nie moga si utrzyma na nogach i padaa bezwadnie z jednej pary ramion w nastpn. Bya rwnie bezsilna jak mysz w pazurach trzech kotw. Wosy opaday jej na twarz. Prbowaa bi napastnikw, ale bya tak otumaniona, e nie trafiaa w adnego. Wymiewali si z niej. Jeden z nich uderzy Kahlan pici w odek. Dziewczyna zgia si w p, upada na kolana, oszoomiona blem. Drugi zapa j za wosy i podnis. Trzeci szarpn za koszul, oderwa wszystkie guziki. Znw rzucali sobie dziewczyn, po kawaku zdzierajc z niej koszul. Kahlan krzyczaa z blu, kiedy szarpali rkaw na zamanej rce. Zedd sta jak skamieniay. Nawet nie mg dre z szalejcego w nim gniewu. Nie mg zamkn oczu, eby nie widzie, ani zatka uszu, eby nie sysze. Wypyny bolesne wspomnienia - ju kiedy to widzia! - i naoyy si na to, co si dziao. Owe wspomnienia i to, na co musia patrze, sprawiao starcowi taki bl, e z trudem oddycha. Oddaby ycie za swobod ruchw. Gdyby to Kahlan z nimi nie walczya! To tylko pogarszao spraw. Lecz Spowiedniczki zawsze walcz. Wszystkimi dostpnymi rodkami. Tym razem to nie wystarczy. Uwiziony, bezradny Zedd walczy o odzyskanie swobody ruchw. Prbowa kadej sztuczki, kadego zaklcia, kadej mocy. Wszystko na nic. zy pyny z oczu starego czarodzieja. Kahlan wrzasna - to jeden z mczyzn zapa j za zamane rami i popchn ku dwm pozostaym. Przytrzymali dziewczyn za ramiona i wosy. Kopaa i szarpaa si,

zaciskajc zby z blu i wciekoci. Trzeci napastnik rozpi jej pas, rozerwa gr spodni. Plua na i wykrzykiwaa kltwy. Ze miechem zdar z niej spodnie. Tamci dwaj z trudem trzymali Kahlan. Nie daliby jej rady, gdyby nie to zamane rami. Jeden z nich brutalnie szarpn poaman rk; dziewczyna wrzasna z blu. Tamci dwaj odchylili jej gow w ty, a trzeci gryz szyj Kahlan. Rozpi pas i spodnie. Zgnit wargami usta dziewczyny, tumic jej krzyki, i pooy grube paluchy na piersiach Spowiedniczki, przesun ap w d, midzy jej uda. Opuci spodnie, a kolanem rozepchn nogi dziewczyny. Prbowaa mu przeszkodzi, opieraa si, ale by silniejszy. Wdary si w ni grube paluchy. Oczy Kahlan otwary si szeroko. Twarz poczerwieniaa z gniewu. Dyszaa z wciekoci. - Pocie j na ziemi i przytrzymajcie - warkn gwaciciel. Kolano Kahlan trafio go w pachwin. Jkn i zgi si w p. Tamci si miali. Wyprostowa si, oczy mu paay. Trzasn dziewczyn pici w usta, rozci jej warg. Po brodzie Kahlan pocieka krew. Chase - z rkami ciasno skrpowanymi na plecach - uderzy tamtego gow w plecy. Zwalili si obaj na ziemi. Spodnie, oplatane wok kostek napastnika, krpoway mu ruchy. Zanim zdy zareagowa, Chase cisn udami szyj mczyzny. Tamtemu oczy wyszy na wierzch. Stranik przetoczy si na bok, szarpn w gow napastnika: trzask i ciao lego bezwadnie. Demmin Nass kopa stranika w ebra i gow tak dugo, dopki ten nie przesta si porusza. Znienacka zaatakoway Nassa ky i pazury. Wilk dziko warcza i szarpa olbrzymiego mczyzn. Zwalili si na ziemi, tarzali, przetoczyli przez ognisko. W powietrzu bysn n. - Nie! - wrzasna Kahlan. - Brophy! Uciekaj! Nie! Za pno. N wbi si a po rkoje, trzymajca go pi uderzya w ebra. I jeszcze raz, i jeszcze. Nass otworzy wilkowi brzuch. Po chwili byo po wszystkim. Brophy lea rozcignity na ziemi. Nogi mu zadrgay, znieruchomia. Dwaj mczyni trzymali Kahlan za wosy i ramiona. Dziewczyna kaa, powtarzaa imi wilka. Nass si podnis, dyszc z wysiku po tej krtkiej, lecz zaartej walce. Krew mu pyna z ran na piersi i ramionach. Oczy pony gniewem. - Niech za to zapaci - sykn do trzymajcych Kahlan mczyzn. - Zrbcie jej dobrze. Dziewczyna si szarpaa i wyrywaa.

- Co z tob, Demmin? - krzykna. - Sam nie moesz tego zrobi? Nie jeste mczyzn? Prawdziwi faceci musz ci wyrcza?! Umilknij, dziewczyno, baga j w mylach Zedd. Nic ju nie mw, nic nie mw, bagam. Nass spurpurowia. Ciko oddycha. Patrzy gniewnie na Kahlan.. - Przynajmniej oni s prawdziwymi mczyznami! Przynajmniej oni wiedz, jak dogodzi kobiecie! I maj czym! Tobie tego brakuje! Albo wystarczy ledwo dla maych chopaczkw! O co chodzi, choptasiu? Bd si z ciebie wymiewa, kiedy prawdziwi mczynie bd robi to, czego ty nie moesz! Demmin Nass zgrzytn zbami, przysun si bliej. - Milcz, suko. Spluna mu w twarz. - Twj ojciec te by to zrobi, gdyby wiedzia, e nie potrafisz dogodzi kobiecie. Habisz nazwisko swego ojca! Czy Kahlan stracia rozum, zastanawia si Zedd. Nie mia bladego pojcia, czemu dziewczyna tak postpuje. Chyba e chciaa sprowokowa Nassa do jeszcze gorszych czynw. Demmin wyglda, jakby go lada moment miaa rozsadzi wcieko. Potem twarz mu si odprya, umiech powrci na wargi. Rozejrza si, wypatrzy to, czego szuka. - O, tam - wskaza swoim ludziom. - Przytrzymajcie j twarz w d na tej kodzie przysun twarz do twarzy Kahlan. - Chcesz, ebym ja ci to zrobi? Niech ci bdzie, suko. Zajm si tob po mojemu. Dopiero pokaesz, jak si potrafisz wi. Kahlan bya purpurowa z gniewu. - Gadanie! Prne przechwaki! Dobry to jeste, ale w gbie! Zbanisz si! Ale bdziemy mie zabaw, ja i twoi ludzie! Znw bd musieli zrobi za ciebie ca robot. Umiechna si wyzywajco. - Czekam, choptasiu. Zrb mi to samo, co twj ojciec robi tobie. Pomiejemy si, wyobraajc sobie, jak pod nim klczae. Poka mi, jak ci to robi. yy na skroniach Nassa groziy pkniciem, oczy wyszy mu na wierzch. Chwyci Kahlan za gardo, zacisn do, unis dziewczyn w powietrze. Draa z gniewu. Jeszcze mocniej zacisn do, duszc Kahlan. - Ostronie, dowdco - ostrzeg szeptem jeden z jego ludzi - bo j zabijesz. Demmin ypn na niego wciekle, ale poluzowa chwyt. Spojrza na Kahlan. - C moe wiedzie taka suka jak ty? - Wiem, e jeste kamc. Wiem, e twj pan nie dopuciby, eby si taki chopta jak ty dowiedzia, co uczyniono z Poszukiwaczem. Nie masz o niczym pojcia. Nie chcesz mi

powiedzie, bo sam tego nie wiesz, a jeste takim mieciem, e nie potrafisz przyzna si do niewiedzy. A wic o to chodzio Kahlan. Zedd zrozumia. Wiedziaa, e umrze, i chciaa wytargowa za tortury Nassa wiadomoci o Richardzie. Nie chciaa umrze, nie wiedzc, czy chopak jest bezpieczny. zy znw pyny po twarzy czarodzieja. Usysza, jak Chase si z wysikiem podnosi. Nass cofn do z garda dziewczyny, da swoim ludziom znak, eby j pucili. Znienacka uderzy Kahlan pici. Upada na plecy. Nachyli si, zapa j za wosy i podnis, jakby bya lekka jak pirko. - Nic nie wiesz! Twoja pi mi to powiedziaa! Twj pan mgby powiedzie twemu ojcu. - Szydzia Kahlan. - Ale na pewno zmilczy przed tatusiow dziewuszk! - Dobrze, dobrze. Powiem ci. Lepiej si potem zabawi na tobie, jak ju bdziesz wiedzie, co robimy z tymi obuzami Poszukiwaczami. Zrozumiesz, e tylko marnujesz czas, walczc z nami. Kahlan staa przed Nassem naga, czerwona z gniewu. Nie bya ma kobietk, lecz przy nim zdawaa si malutka. Wspara si pici pod bok, ciko oddychaa. Drugie rami zwisao bezwadnie, caa bya okrwawiona. - Jaki miesic temu malarz narysowa urok, eby mona byo pochwyci Poszukiwacza. Zabi tego malarza, ale i tak go zapano. Mord-Sith go pojmaa. Z twarzy dziewczyny ucieky wszystkie kolory. Zbielaa jak lilia. Zedd mia wraenie, e kto mu wbi n w serce. Gdyby mg, padby na ziemi w miertelnej mce. - Nie - szepna Kahlan z oczami rozszerzonymi przeraeniem. - O tak - szydzi Nass. - I to szczeglnie wredna i niebezpieczna Mord-Sith. Pojmaa go Denna. Nawet ja omijam j z daleka, Mistrz Rahl j faworyzuje, ze wzgldu na jej... wyszczerzy zby - na jej talenty. Syszaem, e tym razem przesza sam siebie. Nawet j widziaem pewnego dnia, przy kolacji, zbryzgan od stp do gw krwi Poszukiwacza. Kahlan lekko draa, oczy miaa wilgotne. Zedd by przysig, e jeszcze zblada. - Ale wci jeszcze yje - szepna guchym gosem. Demmin umiechn si z zadowoleniem; cieszyo go, e dziewczyna tak reaguje na jego sowa. - Wiedz, Matko Spowiedniczko, e kiedy ostatnio widziaem Poszukiwacza, to klcza przed mistrzem Rahlem, a Denna trzymaa Agiela u podstawy jego gowy. Wtpi, czy cho pamita, jak si nazywa. Mistrz Rahl nie by wwczas najszczliwszy. A kiedy mistrz Rahl jest nieszczliwy, to ludzie umieraj. Sdzc po tym, co mistrz Rahl mi powiedzia na odchodnym, zapewniam, e Poszukiwacz ju si nie podnis z kolan. Pewno zgni do tej

pory. Zedd paka nad tym, e nie moe pocieszy Kahlan, e ona nie moe jego pocieszy. Kahlan bya miertelnie spokojna. Wolno uniosa ramiona w gr, zacinite pici godziy w niebo. Odchylia w ty gow. Wydaa niesamowity wrzask. Przeszy Zedda jak miriady lodowych igieek, odbi si echem od wzgrz, potoczy po dolinie, wstrzsn drzewami. Starcowi zaparo dech. Nass i tamci dwaj cofnli si par krokw. Czarodziej skamieniaby teraz, gdyby to si ju wczeniej nie stao, poraony strachem. Kahlan nie powinna by do tego zdolna, nie powinna tego potrafi. Dziewczyna gboko wcigna powietrze, mocniej zacisna pici; twarz miaa zalan zami. Znw wrzasna. Przeszywajco, przecigle, niesamowicie. Dwik run jak lawina. Kamienie taczyy na ziemi. Koysaa si woda okolicznych jeziorek. Powietrze drao, zaczo si porusza. Mczyni zatkali uszy. Zedd te by to zrobi, gdyby si mg poruszy. Kahlan ponownie zaczerpna powietrza. Wycigna si ku niebu, wygia plecy. Trzeci wrzask by jeszcze gorszy. Zawarta w nim magia szarpaa i dara sam istot powietrza. Zedd mia wraenie, e i on si rozpadnie na kawaki. Powietrze zaczo wirowa wok dziewczyny, podnosiy si tumany kurzu. Zapadaa ciemno, gdy magia krzyku odpdzia wiato a przywoaa mrok i wiatr. Mrok i blask wiroway wok Matki Spowiedniczki, w ktrej gosie wibrowaa prastara magia. Zedd niemal si dusi z przeraenia, jakie w nim budzi czyn Kahlan. Starzec widzia to jeden jedyny raz, dawno temu, i nie przynioso to niczego dobrego. Dziewczyna czya magi Spowiedniczek, magi addytywn, mio, z jej przeciwiestwem z zawiatw z magi subtraktywn, z nienawici. Kahlan staa w oku cyklonu i krzyczaa. To na niej skupio si wiato. Wok zapanowaa ciemno. W pobliu Zedda byo czarno jak w najciemniejsz noc. Jedynie dziewczyn okala blask. Noc wok dnia. Czer nieba zaczy rozdziera byskawice strzelay gwatownie we wszystkie strony, rozgaziay si, podwajay, a cae niebo stano w ogniu. Zabrzmia grom, przetoczy si echem, stopi si z wszechobecn furi, wmiesza w krzyk Kahlan i zla si z nim w jedno. Ziemia draa. Krzyk wznis si poza granice syszalnoci, przemieni w co odmiennego ni gos. W ziemi rozwary si zygzakowate szczeliny. Strzeliy z nich

byskawice fioletowego ognia. Wstgi bkitnawopurpurowego wiata wibroway i taczyy, wir wciga je szybciej i szybciej, wsysa ku Kahlan. Dziewczyna janiaa w ciemnoci. Tylko ona istniaa - caa reszta bya pozbawion wiata nicoci. Zedd nie mg oderwa oczu od Kahlan. Straszliwe drgnicie powietrza. Krtki, przeraliwy bysk wiata i starzec ujrza, e igy wszystkich okolicznych sosen odleciay zielon chmur. ciana kurzu i piachu uderzya w twarz czarodzieja; mia wraenie, e obedrze go z ciaa a do koci. Dziko wstrzsu rozdara mrok. Powrcio wiato. Dokonao si poczenie. Zedd zobaczy stranika. Chase sta przy nim, rce nadal mia zwizane, bacznie wszystko obserwowa. Stranicy graniczni s twardsi, ni powinni, pomyla starzec. Kahlan otoczyo jasnobkitne wiato; nabierao intensywnoci, mocy, a nawet gwatownoci. Dziewczyna si odwrcia. Zamane rami opado w d. Drugie, zdrowe, zatrzymao si w poowie drogi, pi mierzya w czarodzieja. Bkitne wiato skupio si w jednym punkcie, wok tej pici. Rozjarzyo si i nagle strzelio ku Zeddowi. Uderzyo we, zapono wok, jakby by poczony z Kahlan. Skpao czarodzieja w bladobkitnej powiacie. Poczu znajome dotknicie magii addytywnej i obce mrowienie magii subtraktywnej, magii zawiatw. Polecia o krok w ty, pko wice go zaklcie. Zedd by wolny. Zgas snop wiata czcy go z Kahlan. Starzec odwrci si ku Chaseowi i zniszczy pospiesznie urokiem krpujce stranika liny. Ten a jkn z blu, ale mia wolne rce. - Co to si wyprawia, Zeddzie? - szepn. - Co ona zrobia? Kahlan przecigaa palcami po otaczajcym j jasnobkitnym blasku, gaskaa go i piecia, kpaa si w nim. Demmin Nass i jeden z jego ludzi nie spuszczali z niej oka, ale stali w bezruchu, czekali. Nie widziaa ich, ogldaa inne krajobrazy. Zedd wiedzia, e wspomina Richarda. - To si nazywa Con Dar. Krwawy Gniew. - Starzec powoli przesun wzrok z Kahlan na stranika. - Tylko nieliczne spord najpotniejszych Spowiedniczek potrafi tego dokona. A. i tak moe nie da rady doprowadzi tego do koca. - Dlaczego? - zmarszczy si Chase. - Bo tego powinna j bya nauczy matka, rodzona matka. Tylko matka moe nauczy, jak to wywoa, czy ju zostaa przywoana wystarczajca moc. To staroytna magia, rwnie stara jak moc Spowiedniczek; jej cz, ale rzadko uywana. Mona tego nauczy, kiedy dziewczyna osignie odpowiedni wiek. Matka Kahlan umara, zanim j zdya tego nauczy.

Adie mi powiedziaa. Kahlan nie powinna tego potrafi. A jednak dokonaa tego. e moga to zrobi sama, powodowana instynktem i wol... To si wie z ogromnie gronymi proroctwami. - No to czemu nie uczynia tego wczeniej? Dlaczego nie powstrzymaa tamtych obuzw? - Spowiedniczka nie moe przywoa tej mocy dla siebie, tylko dla kogo innego. Kahlan j przy woaa dla Richarda. W gniewie wywoanym wieci o zamordowaniu chopaka. Wpadlimy po uszy w kopoty. - Dlaczego? - Con Dar to magia zemsty. Spowiedniczka, ktra j przywouje, rzadko uchodzi z yciem. Powica swe ycie zamierzonemu celowi, powica je zemcie. Kahlan zamierza porazi sw moc Rahla Pospnego. Chase zagapi si na Zedda, wstrznity. - Przecie mwie, e jej moc nic mu nie zrobi, nie porazi go. - To przedtem. Nie wiem, czy porazi teraz, lecz wtpi w to. Lecz i tak sprbuje. Jest we wadzy Con Dar, Krwawego Gniewu. Nie dba, czy umrze, czy nie. Sprbuje, dotknie Rahla Pospnego, choby si to miao okaza daremne, choby sama przez to zgina. Zabije kadego, kto jej stanie na drodze. Bez najmniejszego wahania. Przybliy twarz do stranika, zaakcentowa te sowa: - Nas rwnie. Kahlan niemal si zwina w kul; gow miaa pochylon, skrzyowaa ramiona i opara donie na barkach. Jasnobkitne wiato ciasno okalao dziewczyn. Podniosa si powoli, przebia przez blask, jakby si wykluwaa z jaja. Staa naga, broczya krwi z ran. Wilgotna i wiea krew kapaa z jej brody. Lecz na twarzy Kahlan malowa si inny bl, nie majcy nic wsplnego z ranami, jakie zadano jej ciau. Potem i to znikno Twarz dziewczyny nie wyraaa adnych uczu, Kahlan przybraa twarz Spowiedniczki. Dziewczyna obrcia si ku jednemu z mczyzn, ktrzy j trzymali. Drugiego nigdzie nie byo wida. Spokojnie wycigna ku niemu rk. Dzielio go od niej ze dwanacie stp. Powietrze zadrao bezdwicznym gromem. Zedd poczu przeszywajcy bl. - Pani! - zawoa mczyzna i pad na kolana. - Co mi rozkaesz? Czego ode mnie oczekujesz? - Chc, eby dla mnie umar - odpara, patrzc na zimno. - Natychmiast. Tamten zwin si i pad twarz na ziemi, martwy. Kahlan odwrcia si od niego i podesza do Demmina Nassa. Sta umiechnity, ze skrzyowanymi ramionami. Zamane

rami dziewczyny wisiao bezwadnie. Pooya drug do na piersi Nassa. Zwarli si oczami. Growa nad ni jak wiea. - Wrcz poraajce, suko. Lecz zuya swoj moc, a mnie dodatkowo chroni zaklcie mistrza Rahla. Nie moesz mnie porazi swoj moc. Musisz dosta nauczk i to ja osobicie si tob zajm, jak jeszcze nikim do tej pory. - Wycign rk i zapa w gar spltane wosy Kahlan. - Pochyl si. Twarz dziewczyny nie zdradzia niczego. Kahlan nie powiedziaa ani sowa. Bezdwiczny grom znw wstrzsn powietrzem. Zedd znw poczu przeszywajcy bl. Demmin Nass szeroko otworzy oczy. I usta. - Pani! - szepn. - Jak ona to zrobia! - odezwa si Chase. - Tego pierwszego nawet nie dotkna. Spowiedniczka tylko raz moe si posuy swoj moc, a potem musi znw j w sobie odbudowa. - Ju nie. Kahlan jest w Con Dar. - Stj tu i czekaj - polecia Nassowi. Kahlan z gracj podesza do Zedda. Zatrzymaa si przed nim, uniosa ku memu zamane rami. Oczy miaa szkliste. - Wylecz je, prosz. Jest mi potrzebne. Starzec oderwa wzrok od oczu dziewczyny, spojrza na jej rami. Dotkn go agodnie i ostronie, cay czas mwi co do niej cicho, eby odwrci uwag Kahlan od blu. Zapa rk powyej poniej zamania, nastawi ko. Dziewczyna nie krzykna, nawet nie zadraa. Zedd si zastanawia, czy w ogle co poczua. Z czuoci przesuwa palcami po zamaniu, wsczy w Kahlan ciepo magii, przejmowa na siebie chd blu, czujc go, znosi i przeywa. Czarodziej poczu ostry, szarpicy bl dziewczyny i na moment straci oddech. Odczu cae cierpienie Kahlan - zmieszao si z jego wasnym i niemal go porazio. Wreszcie jednak sobie z tym poradzi, zdoa stumi. Wyczu, jak zrasta si ko, i doda nowe zaklcia, chronic j i wzmacniajc; wyleczy reszt. Skoczy, cofn rce. Spojrzay na zielone oczy, pene przeraajcego gniewu. - Dzikuj - powiedziaa mikko Kahlan. - Czekaj tu na mnie. Wrcia do Demmina Nassa, ktry posusznie sta tam, gdzie go zostawia. Oczy mia pene ez. - Rozkazuj mi, o pani, prosz. Kahlan signa po n, wiszcy u jego pasa. Zupenie zignorowaa prob Nassa.

Drug rk odczepia maczug. - Zdejmuj spodnie. - Odczekaa, a to zrobi i znw si wyprostuje. - Klknij. W gosie dziewczyny by taki chd, e Zedd zadra; patrzy, jak wielkolud klka przed Kahlan. - Musimy j zatrzyma, Zeddzie! - Chase zaapa czarodzieja za szat. - Zabije go! Potrzebne nam informacje. Najpierw powinnimy go przesucha, wycign ze to, co nam potrzebne, a potem niech Kahlan z nim robi, co zechce! - Zgadzam si z tob - starzec spojrza surowo - ale nie moemy nic zrobi. Zabije nas, jeli si wtrcimy. Zginiesz, jeeli zrobisz cho dwa kroki w jej stron. Nie mona dyskutowa ze Spowiedniczka w szponach Krwawego Gniewu. To jakby chcia si sprzeciwi burzy - zarobisz byskawic i tyle. Chase sapn, zawiedziony, i puci szat Zedda. Skrzyowa ramiona, podda si. Kahlan odwrcia maczug, podaa Nassowi uchwyt. - Przytrzymaj to dla mnie. Wzi maczug. Dziewczyna uklka tu przed nim. - Rozsu nogi - rozkazaa lodowatym tonem. Signa pomidzy uda mczyzny, mocno uchwycia go doni. Nass drgn i skrzywi si. - Nie ruszaj si - ostrzega Kahlan i posusznie znieruchomia. - Ilu z molestowanych chopcw zabie? - Nie wiem, o pani. Nie liczyem. Czyniem to od wielu, wielu lat, od mojej modoci. Nie zawsze ich zabijaem. Wikszo z nich yje. - Oce, ilu. - Ponad osiemdziesiciu - odpar po namyle Nass. - Mniej ni stu dwudziestu. Zedd dostrzeg bysk noa, ktry Kahlan wsuna pod Nassa. Chase opuci ramiona i zesztywnia, mocno zacisn zby, wstrzsny nim zbrodnie tamtego. - Obetn ci przyrodzenie. Nie wa si nawet jkn - szepna dziewczyna. - Ani jku. I nie wa si drgn. - Tak, pani. - Patrz mi w oczy. Chc to zobaczy w twoich oczach. Cia noem. Wysuna zakrwawione ostrze. Zbielay kostki zacinitej na maczudze doni Nassa. Matka Spowiedniczka wstaa. - Wycignij rk. Demmin wycign ku niej trzsc si do. Pooya na niej okrwawiony strzp. - Zjedz to. Chase si umiechn.

- Brawo - szepn. - Oto kobieta, ktra wie, co to sprawiedliwo. Kahlan staa przed Nassem i obserwowaa go, dopki nie skoczy. Odoya n. - Podaj mi maczug. Poda. - Bardzo krwawi, o pani. Nie wiem, czy zdoam si podnie. - Bardzo byabym niezadowolona, gdyby nie zdoa. Trzymaj si. To ju niedugo. - Tak, o pani. - Czy powiedziae mi prawd o Richardzie Poszukiwaczu? - Tak, o pani. - Ca prawd? - zapytaa ze miertelnym spokojem. Demmin zastanowi si przez chwil, upewni. - Ca prawd, o pani. - Czy o czym nam nie powiedziae? - Tak, o pani. Nie powiedziaem, e Mord-Sith Denna wzia go na swego partnera. Domylam si, e po to, by go jeszcze bardziej rani. Dzwonica w uszach, bezkresna cisza. Kahlan staa nad Demminem. Zedd czu dojmujcy bl, gardo mia cinite, kolana mu dray. - Jeste pewny, e Richard nie yje? - Gos Kahlan by tak cichy, e czarodziej ledwo go dosysza. - Nie widziaem jego zwok, o pani. Lecz jestem pewny, e nie yje. - Dlaczego? - Zdawao mi si, e mistrz Rahl ma go zamiar zabi, a jeli nawet tego nie zrobi, to zabia go Denna. To wanie robi Mord-Sith. Ich partnerzy nie yj dugo. Dziwiem si, e wci yje, kiedy odchodziem. Kiepsko wyglda. Jeszcze nie widziaem czowieka, ktry by y tak dugo, cho wiele razy przytykano mu Agiela do podstawy czaszki. Woa twoje imi, o pani. Denna nie zabia go wczeniej tylko dlatego, e mistrz Rahl chcia go najpierw przesucha. Nie widziaem jego mierci, ale jestem pewny, e nie yje. Denna panowaa nad nim magi jego miecza, przed tym nie mg uciec. Bawia si nim duej ni zwykle, drczya go bardziej ni innych, duej go trzymaa na granicy ycia i mierci. Nigdy wczeniej nie widziaem czowieka, ktry by przetrwa tak dugo. Mistrz Rahl z jakiego powodu chcia, eby Poszukiwacz dugo cierpia; to dlatego wybra dla Denne. adna inna nie raduje si tak cierpieniem, nie potrafi tak przedua blu, nie umie tak dugo utrzymywa przy yciu swojego pieszczoszka. I tak by umar, bo by partnerem Mord-Sith. Nie mg doy a do dzi. Zedd osun si na kolana, serce mu pkao z blu. Paka. Jego wiat si koczy. Nie

chcia ju duej y. Chcia umrze. C uczyni? Jak mg pozwoli, eby to wszystko spado na Richarda? Teraz ju wiedzia, czemu Rahl go nie zabi, kiedy si spotkali - chcia, eby Zedd cierpia. Stare metody Rahla. Chase przysiad obok starca, obj go. - Tak mi przykro, Zeddzie - szepn. - Richard by i moim przyjacielem. Tak mi przykro. - Spjrz na mnie - rozkazaa Kahlan. Oburcz trzymaa maczug. Nass spojrza dziewczynie w oczy. Z caej siy szarpna maczug w d. Maczuga z guchym trzaskiem wbia si w czoo Demmina, utkwia tam. Osun si na ziemi, wiotki i bezwadny, jakby pozbawiony koci. Zedd si powstrzymywa zy, wsta. Kahlan sza ku nim, po drodze wyja miseczk z plecaka. Podaa j Chaseowi. - Napenij j do poowy trujcymi jagodami jadowitego sumaku. Chase niepewnie wzi miseczk. - Teraz? - Tak. Stranik wyczyta w oczach Zedda ostrzeenie, zesztywnia. - Dobrze. - Odwrci si, eby odej, ale si zatrzyma, zdj swj ciki czarny paszcz i okry nim nago dziewczyny. - Kahlan... - zacz, patrzc na ni, lecz nie zdoa powiedzie nic wicej; odwrci si i odszed. Kahlan patrzya prosto przed siebie, w pustk. Zedd otoczy dziewczyn ramieniem, posadzi na piworze. Odnalaz strzpy koszuli Kahlan, zmoczy wod z bukaka. Dziewczyna siedziaa nieruchomo. Czarodziej zmy z niej krew. Niektre rany natar maci, inne potraktowa zaklciem. Poddawaa si temu bez sowa. Skoczy, unis dziewczynie gow, spotkay si ich oczy. - On nie umar na prno, skarbie - powiedzia cicho starzec. - Znalaz szkatu, ocali wszystkich. Zapamitaj go jako tego, ktry nas ocali. Nikt inny nie mg tego dokona, tylko on. Z grubych, gstych chmur opadaa leciutka mgieka; osiadaa na ziemi, na ich twarzach. - Bd pamita tylko to, e go kochaam i nie mogam mu o tym powiedzie. Zedd zamkn oczy; przygniata go bl, cikie brzemi bycia czarodziejem. Powrci Chase, poda Kahlan miseczk jagd jadowitego sumaka. Poprosia o co, czym by je moga zmiady. Stranik kilkoma pocigniciami noa przyci odpowiednio twardy patyk i poda jej. Kahlan zabraa si do roboty. Nagle znieruchomiaa, jakby sobie

o czym przypominajc, i spojrzaa na czarodzieja. Zielone oczy paay. - Rahl Pospny jest mj. To byo ostrzeenie. Pogrka. - Wiem, kochanie. Wrcia do rozcierania jagd, a z jej oczu spyno kilka ez. - Pochowam Brophyego - szepn Chase Zeddowi. - Tamci niech sobie gnij. Kahlan roztara czerwone jagody na miazg, dodaa troch popiou z ogniska. Patrzya w trzymane przez Zedda lusterko i malowaa na twarzy znaki Con Dar: bliniacze byskawice. Magia kierowaa doni dziewczyny. Kada z byskawic zaczynaa si na skroni, biega zakosami ponad brwi, schodzia w d przez powiek, mijaa ko policzkow i koczya si w zagbieniu policzka. Efekt by przeraajcy - i oto chodzio. Przestroga dla niewinnego, groba dla winowajcy. Dziewczyna rozczesaa wosy, wyja z plecaka szat Spowiedniczki. Zdja paszcz stranika i narzucia bia sukni. Wrci Chase. Kahlan oddaa mu paszcz i podzikowaa. - No go dalej - powiedzia. - Jest cieplejszy ni twj strj. - Jestem Matk Spowiedniczk. Nie nosz paszcza. Chase nie prbowa si z ni spiera. - Nasze konie znikny. Wszystkie. Kahlan spojrzaa na obojtnie. - Ruszymy pieszo. Nie zatrzymamy si na noc, bdziemy szli bez przerwy. Moesz te i, o ile nie spowolnisz marszu. Chase bez sowa przekn nie zamierzon obelg. Dziewczyna odwrcia si i odesza, zostawiajc wszystkie swoje rzeczy. Stranik spojrza na Zedda, ze wistem wypuci z puc powietrze. Pochyli si i zacz zbiera swoje rzeczy. - Nigdzie si nie rusz bez broni. - Ruszajmy za ni, dopki nas zanadto nie wyprzedzi. Nie poczeka na nas. Czarodziej podnis plecak Kahlan, wrzuci do niego to i owo. - Przynajmniej zabierzmy troch prowiantu. - Wygadzi ptno. - Nie sdz, ebymy stamtd wrcili, Chase. Con Dar to samobjcza misja. Ty masz rodzin. Nie musisz z nami i. - Kim jest ta Mord-Sith? - spyta stranik, nie podnoszc oczu. Czarodziej odchrzkn i z caej siy zacisn donie na plecaku. - Mord-Sith to kobiety od najmodszych lat szkolone w zadawaniu tortur, w posugiwaniu si bezlitosnym narzdziem blu, Agielem. To ta czerwona rzecz, zwisajca z szyi Rahla Pospnego. Mord-Sith wykorzystuje si przeciwko ludziom obdarzonym magiczn moc. Potrafi one przywaszcza sobie tak magi i wykorzystywa j przeciwko

danej osobie - gos si Zeddowi zaama. - Richard o tym nie wiedzia. Nie mia najmniejszej szansy. Mord-Sith maj jeden cel: zadrczy na mier tych, ktrzy maj magiczn moc. - Id - oznajmi Chase, wpychajc koc do plecaka. Starzec ze zrozumieniem kiwn gow. - Rad jestem z tego. - Czy te Mord-Sith s dla nas niebezpieczne? - Nie dla ciebie, bo nie masz magicznej mocy. I nie dla czarodziejw; mam przed nimi ochron. - A dla Kahlan? Znw potrzsn gow. - Magia Spowiedniczek jest odmienna od wszystkich innych rodzajw mocy. Jej dotknicie oznacza dla Mord-Sith mier. Cik mier. Raz to ju widziaem. I nie chc znw zobaczy. - Starzec powid wzrokiem po pobojowisku. Wspomnia, co uczynili Kahlan, i to, co niemal uczynili. - Sdz, e widziaem wiele rzeczy - szepn - ktrych bym nie chcia zobaczy ponownie. Zedd wanie zarzuca na rami plecak Kahlan, kiedy powietrzem wstrzsn bezdwiczny grom. Obaj pognali traktem, pobiegli za Kahlan. Wkrtce natknli si na ciao ostatniego czowieka Nassa - leao tam, gdzie si czai. Przebi si wasnym mieczem. Jego donie wci jeszcze ciskay gard. Czarodziej i Chase nie zwolnili; biegli, dopki nie dogonili Kahlan. Sza prosto przed siebie, nie zwracajc uwagi na otoczenie. Szata Spowiedniczki opotaa za ni jak pomie na wietrze. Zedd zawsze uwaa, e Spowiedniczki piknie wygldaj w swoich szatach, szczeglnie Matka Spowiedniczka w bieli. Po raz pierwszy dostrzeg, czym s w istocie owe szaty. Bitewn zbroj.

Rozdzia czterdziesty smy Krople mawki spaday na twarz Richarda, ciekay mu po nosie, skpy way z czubka. Otar je gniewnie. By tak zmczony, e ledwo wiedzia, co robi. Wiedzia tylko jedno - nie mg odnale Kahlan, Zedda i Chasea. Szuka ich bez koca, tropi na drkach i szlakach, zygzakujc przez tras do Paacu Ludu. Ani ladu przyjaci. Chopak zdawa sobie spraw, e przeszuka jedynie drobn cz cieek. Noc zatrzyma si tylko na par godzin, eby ko wypocz; niekiedy tropi ich pieszo. Niskie, gste chmury zakryway niebo, ograniczay widoczno. Tak byo od rozstania z Michaelem. e te musiay nadpyn wanie teraz, wcieka si Richard, kiedy najbardziej potrzebuj Scarlet. Chopak mia wraenie, e wszystko si przeciwko niemu sprzysigo, e los naprawd dziaa na korzy Rahla. Rahl ju na pewno pojma Kahlan. Za pno; dziewczyna ju pewnie jest w Paacu Ludu. Richard pogania konia grskim szlakiem, przez skupiska rosncych na stromym gruncie wierkw. Gbczasty mech tumi stukot koskich kopyt. Ledwo byo wida w mroku. Chopak wjeda coraz wyej, poprzez mrok i mg; las si przerzedzi, wystawiajc Richarda na zimny wicher. Wichrzysko szarpao paszczem i wyo w uszach chopaka. Kby mgy i czarnych obokw przepyway w poprzek szlaku. Richard nasun kaptur. Nic nie widzia, lecz wyczu, e dotar do szczytu grskiego przejcia i zaczyna zjeda przeciwlegym stokiem. Panowaa pna noc. Ranek przyniesie pierwszy dzie zimy. Ostatni dzie wolnoci. Richard znalaz zagbienie pod zwisajc ska i uzna, e naley mu si kilka godzin snu - snu przed witem, ktry si moe okaza ostatnim. Zsun si z mokrego grzbietu konia i przywiza zwierz do karowatej sosenki, przycupnitej wrd wysokiej trawy. Nawet nie zdj plecaka. Zawin paszcz, uoy si w zagbieniu pod ska i prbowa zasn. Rozmyla o Kahlan, o tym, co powinien zrobi, eby j ocali przed Mord-Sith. Kiedy ju pomoe otworzy Rahlowi waciw szkatu, t dajc wadz nad wiatem, to Rahl go na pewno zabije. Rahl mu co prawda obiecywa, e go puci wolno, ale co to za ycie, kiedy go porazi moc Kahlan? Poza tym Rahl kama. Zamierza zabi Richarda. Chopak chcia, eby to bya szybka mier. Wiedzia, e Zedd umrze, jeeli on pomoe Rahlowi, lecz wielu innych ocali ycie. Bdzie to ycie pod srogim panowaniem Rahla Pospnego, ale jednak ycie. Richard nie mg cierpie myli, e miaby si sta odpowiedzialny za mier wszystkich i wszystkiego. Rahl nie kania, mwic, e Richarda zdradzono, wic pewno naprawd wiedzia, ktra szkatua go zabije. Nawet jeli kama, to Richard i tak nie mg ryzykowa. Chopak nie mia wyjcia - musia pomc Rahlowi Pospnemu.

Richarda wci bolay ebra po torturach Denny. Trudno mu byo lee, oddycha. Sen przynis koszmary, wci te same od opuszczenia Paacu Ludu. Drczyy go sny o mczarniach zadawanych przez Denne, tak jak jej obieca. ni, e wisi bezbronny, a Denna go rani, e nie moe jej powstrzyma, e nigdy jej nie ucieknie. ni, e jest tam Michael i przyglda si jego mkom. e on sam, Richard, patrzy na mki Kahlan, e brat te si temu przyglda. Obudzi si zlany potem, wstrzsany dreszczami gorczki, jczc i paczc z przeraenia wzbudzonego koszmarnymi snami. Pod skalny nawis wkraday si promienie soca. Na wschodzie wynurzaa si spoza horyzontu pomaraczowa soneczna kula. Richard wsta i rozcign odrtwiae minie. Patrzy na wit pierwszego dnia zimy. By wysoko w grach. Okoliczne szczyty wystaway nad paszczyzn wiszcych w dole chmur, kryjcych wszystko w dole jak szare, podbarwione pomaraczowo morze. Morze chmur przebija tylko Paac Ludu. Sta dumnie na swoim paskowyu, ponad chmurami, owietlony wschodzcym socem, i czeka na Richarda. Chopaka przeszy zimny dreszcz - ale jeszcze daleko! O wiele dalej, ni myla; le oceni odlego. Nie ma czasu do stracenia. Szkatuy naley otworzy, kiedy soce stanie w zenicie. Odwrci si i dostrzeg ktem oka jaki ruch. Ko zara z przeraenia. Cisz poranka rozdaro wycie. Sercowe psy. Wdzieray si na ska. Chopak doby miecza. Powaliy konia, zanim Richard zdoa si ruszy. Gnay ku chopakowi. Wskoczy na ska, pod ktr spa. Psy, kapic zbiskami, za nim. Powali pierwsz fal napastnikw; potem cofa si wyej i wyej, bo nacieray nastpne. Richard ci mieczem raz za razem, a psy atakoway, warczc i wyjc. Szo na chopaka morze brzowych futer. Dzielnie stawi czoo psom, cofajc si coraz wyej. Cz z nich zaatakowaa od tyu. Richard uskoczy w bok i obie grupy psw wpady na siebie, zaczy si szarpa w walce o to, ktry pierwszy dosignie jego serca. Richard wspina si coraz wyej, odpdza bestie, zabija te, ktre si zbliyy. Daremny wysiek: nie da rady takiej masie. Chopak da przystp magicznemu gniewowi. Ruszy z furi na psy. Nie moe zawie Kahlan, nie teraz. Wszdzie byo peno wyszczerzonych tawych kw, sigajcych do serca Richarda. Krew. Mnstwo krwi. wiat sta si czerwony. I zapon. Dokoa buchny pomienie. Psy wyy w miertelnym blu. Smoczyca ryczaa z gniewu. Richard sta w jej cieniu. Ci podchodzce blisko psy. W powietrzu unosia si wo krwi i poncych futer.

apa Scarlet zapaa chopaka i uniosa spord skaczcych, kapicych zbiskami zwierzt. Richard dysza z wyczerpania, a smoczyca niosa go na polan na ssiedniej grze. Postawia go ostronie na ziemi i wyldowaa. Chopak by bliski ez, gadzi czerwone uski, przytuli gow do cielska smoczycy. - Dzikuj, przyjaciko. Ocalia mi ycie. Jeste honorow, sown smoczyca. Ocalia ycie wielu ludzi. - Daam sowo i tyle - parskna dymem Scarlet. - Poza tym kto musi mie na ciebie oko. Kiedy tylko zostaniesz sam, to zaraz si pakujesz w kopoty. Richard si umiechn. - Jeste najliczniejsza ze wszystkich stworze, jakie w yciu widziaem. - Wci jeszcze dysza z wysiku; wskaza daleki paskowy. - Musz si dosta do Paacu Ludu, Scarlet. Zaniesiesz mnie tam? Zanie, prosz. - Nie chcesz odnale przyjaci? Brata? - Mj brat mnie wyda - wykrztusi przez zacinite gardo Richard. - Wyda Rahlowi i mnie, i wszystkich ludzi. auj, e ludzie nie maj honoru smokw. Scarlet wydaa gromki pomruk, zadray uski na jej gardzieli. - Przykro mi, Richardzie Cypher. Wdrapuj si. Zanios ci tam. Powolnymi, mocnymi uderzeniami skrzyde wzniosa si ponad morze chmur kryjcych rwniny Azrith. Niosa Richarda tam, dokd nigdy by si nie uda z wasnej woli, gdyby mia wybr. Konna podr zajaby spor cz dnia, gdy lot Scarlet trwa nieca godzin. Zoya skrzyda, zanurkowaa ku paskowyowi. Rozcinane przez ni powietrze szarpao odzieniem chopaka. Dopiero z gry wida byo cay ogrom Paacu Ludu. Trudno byo uwierzy, e to dzieo czowieka; przekracza najmielsze marzenia. By jak najwiksze miasto, stopione w jedno. Scarlet obleciaa paskowy wkoo. Leciaa ponad wieycami, murami, dachami. Richardowi a si zakrcio w gowie od ich rnorodnoci. Smoczyca przeleciaa ponad zewntrznymi murami i osiada na rozlegym dziedzicu. Nie byo tu ani ladu ludzi. Chopak zjecha po czerwonych uskach, wyldowa na ziemi. Scarlet rozejrzaa si, potem nachylia gow i popatrzya na Richarda. Nastawia uszu. - Naprawd chcesz, ebym ci tu zostawia? - Chopak skin gow, ale patrzy w ziemi. Scarlet parskna. - No, to sze dni dobiego koca. Nasza umowa wygasa. Kiedy si nastpnym razem spotkamy, to zapoluj na ciebie. - Dobrze, przyjaciko. - Umiechn si do niej chopak. - Ale nie bdziesz miaa po temu okazji. Umr dzisiaj. Scarlet popatrzya na bacznie tym lepiem. - Nie dopu do tego, Richardzie Cypher. Stanowczo zamierzam ci zje.

Richard umiechn si jeszcze szerzej, pogadzi byszczc usk. - Dbaj o maego, gdy si w kocu wykluje. Bardzo bym chcia zobaczy twojego potomka. Na pewno bdzie rwnie pikny jak ty. Wiem, e nie cierpisz nosi ludzi, e czynia to wbrew sobie. Tym serdeczniej dzikuj, e daa mi zazna radoci latania. By to dla mnie wielki zaszczyt i honor. - Te lubi lata - przytakna i parskna dymem. - Jeste szczeglnym czowiekiem, Richardzie Cypher. Nigdy nie spotkaam drugiego takiego jak ty. - Jestem Poszukiwaczem. Ostatnim Poszukiwaczem. Scarlet znw skina wielkim bem. - Uwaaj na siebie, Poszukiwaczu. Masz dar. Wykorzystaj go. Wykorzystaj wszystko, z czym musisz walczy. Nie poddawaj si. Nie pozwl mu sob kierowa. Jeli masz umrze, to umrzyj, walczc, wykorzystujc wszystkie swoje moliwoci, ca wiedz. Tak postpuj smoki. - Gdyby to byo takie proste - westchn Richard i spojrza na smoczyc. - Czy nosia Rahla do Westlandu, zanim znikna granica? - Wiele razy - przytakna. - Dokd go zabieraa? - Do domu wikszego ni inne. Z biaego kamienia, o upkowym dachu. Raz zaniosam go do innego, skromnego domu. Zabi tam czowieka. Syszaam krzyki. I jeszcze raz do drugiego skromnego domu. Dom Michaela. Dom ojca. Jego wasny domek. Richard patrzy na wasne stopy, cierpic przez to, co usysza. Skin gow. - Dziki, Scarlet. - Przemg si i spojrza na ni. - Mam nadziej, e twoje mae bdzie bezpieczne i e jeli Rahl znw zechce ci ujarzmi, to bdziesz z nim walczy na mier i ycie. Jeste zbyt szlachetna, by kto tob rzdzi. Scarlet umiechna si po smoczemu i uniosa w powietrze. Richard patrzy, jak zatoczya koo, obserwujc go. Obrcia gow ku zachodowi, poleciaa tam. Patrzy, jak malaa w oddali. Ruszy ku paacowi. Chopak zmierzy wzrokiem stojcych u wejcia stranikw, sdzc, e bdzie musia z nimi walczy, ale oni tylko si uprzejmie skonili. Powraca go. Richard zagbi si w przepastne hole. Mniej wicej wiedzia, gdzie jest ogrd, w ktrym Rahl trzyma szkatuy - i tam wanie si kierowa. Dugo nie rozpoznawa korytarzy, a wreszcie zaczy wyglda znajomo. Poznawa uki i kolumny, miejsca modw. Min sal, przy ktrej bya kwatera

Denny. Nie spojrza w tamt stron. Richard by oszoomiony, przytoczony podjt decyzj. Przeraaa go myl, e to wanie on ofiaruje Rahlowi moc Ordena. Wiedzia, e dziki temu oszczdzi Kahlan strasznego losu i ocali innych od mierci, a mimo to czu si jak zdrajca. Wolaby, eby to kto inny pomg Rahlowi, a nie on. Lecz to nie mg by kto inny. Tylko on zna potrzebne Rahlowi odpowiedzi. Richard przystan przy basenie na modlitewnym placu i patrzy na krce w wodzie ryby, na drobne fale. Posu si w walce ca swoj wiedz, powiedziaa mu Scarlet. Co mu to da? Co da innym? Taki sam lub jeszcze gorszy koniec. Mgby ryzykowa wasne ycie, lecz nie ycie innych ludzi. Przyby, eby pomc Rahlowi, i to wanie musi uczyni. Powzi decyzj. Zabrzmia dzwon wzywajcy na mody. Richard patrzy, jak ludzie si zbieraj, klkaj, zaczynaj piewa. Szy ku niemu dwie Mord-Sith w czerwonym skrzanym stroju. Nie pora na kopoty. Uklk, dotkn czoem posadzki i przyczy si do chru. Ju podj decyzj, nie byo si nad czym zastanawia. Chopak oczyci umys ze wszystkich myli. - Prowad nas, mistrzu Rahlu. Nauczaj nas, mistrzu Rahlu. Chro nas, mistrzu Rahlu. Rozkwitamy w twojej chwale. Osania nas twoje miosierdzie. Twoja mdro przerasta nasze zrozumienie. yjemy tylko po to, eby ci suy. Nasze ycie naley do ciebie. Powtarza to wci od nowa, zatraca si, dawa upust swoim uczuciom, troskom. Wycisza umys, odnalaz w sobie spokj. Naga myl zdawia sowa modw w gardle Richarda. Skoro ju ma zanosi mody, to niech one naprawd co dla niego znacz. Zmieni sowa: - Prowad mnie, Kahlan. Nauczaj mnie, Kahlan. Chro mnie Kahlan. Rozkwitam w twojej chwale. Osania mnie twoje miosierdzie. Twoja mdro przerasta moje zrozumienie. yj tylko po to, eby ci kocha. Moje ycie naley do ciebie. Porazio go nage zrozumienie; usiad na pitach, wpatrzony w przestrze szeroko rozwartymi oczami. Wiedzia, co musi zrobi. Zedd mu powiedzia. Powiedzia, e ludzie najczciej wierz w nieprawd. Pierwsze prawo magii. Ju zbyt dugo sucha innych, zbyt dugo dawa z siebie robi gupca. Ju si nie uchyla przed prawd. Umiechn si szeroko. Richard wsta. Wierzy caym swoim sercem. Odwrci si, ruszy wrd klczcych, zanoszcych mody ludzi.

Podniosy si dwie Mord-Sith. Z ponurymi minami zagrodziy chopakowi drog. Zatrzyma si. Jasnowosa i bkitnooka gronym ruchem uniosa Agiela. - Nikt nie moe opuci modw. Nikt. Richard posa jej rwnie gniewne spojrzenie. - Jestem Poszukiwaczem. - Zacisn pi na Agielu Denny. - Partnerem Denny. To ja j zabiem. Zabiem j magi, ktr mnie wizia. Zakoczyem mody do Rahla Pospnego. Od ciebie zaley, czy umrzesz, czy bdziesz y. Wybieraj. Brew nad zimnym bkitnym okiem uniosa si w zdumieniu. Dwie Mord-Sith spojrzay po sobie i odsuny si. Richard poszed ku Ogrodowi ycia, ku Rahlowi Pospnemu. Zedd bacznie obserwowa skraj urwiska. Wspinali si drog na paskowy - im wyej wchodzili, tym si stawao janiej. Na koniec wynurzyli si z mgy w blask porannego soca. Przed nimi zaczto opuszcza zwodzony most, umoliwiajcy przejazd ponad dzielc drog przepaci. Czekaa za nim grupa onierzy. Chase poluzowa swj krtki miecz. aden z onierzy nie sign po bro, nie zablokowali przejazdu - stali sobie spokojnie z boku, zupenie nie interesujc si trojgiem wdrowcw. Kahlan mina stranikw, nawet nie rzuciwszy na nich okiem. Chase si im przyjrza. Wyglda jak kto, kto ma zamiar przewodzi rzezi. onierze pochylili gowy w ukonie i uprzejmie si umiechnli. Stranik nachyli si ku Zeddowi, nie spuszczajc z oka dobrze uzbrojonych wojakw. - Nie podoba mi si to. Za atwo nam poszo. - Jeli Rahl Pospny zamierza nas zabi - umiechn si czarodziej - to wpierw musi nas wpuci tam, gdzie nas z atwoci dopadnie. - Ale e mnie pocieszy - skrzywi si Chase. - Moesz si wycofa bez ujmy na honorze. - Zedd pooy do na ramieniu stranika. - Wracaj do domu, przyjacielu, zanim te bramy na zawsze si za nami zamkn. - Nie. Zostan, dopki si to nie skoczy - odpar twardo Chase. Czarodziej kiwn gow i przyspieszy kroku, eby si znale bliej Kahlan. Dotarli do szczytu paskowyu, znaleli si u stp potnych murw. Blanki roiy si od onierzy. Kahlan nie zatrzymaa si ani na chwil, sza prosto ku bramie. Dwaj stranicy otworzyli przed ni olbrzymie wierzeje. Przesza. - Kadego wpuszczasz? - spyta Chase kapitana stray. Ten spojrza ze zdumieniem na stranika. - Mistrz Rahl jej oczekuje. Chase burkn co i poszed za Kahlan.

- A my si tak skradalimy - mrukn pod nosem. - Nikt si nie podkradnie do czarodzieja z talentami Rahla. - Czarodziej! To Rahl jest czarodziejem?! - Chase zapa Zedda za rami. - Oczywicie. - Starzec spojrza na spod oka. - A niby jak mgby si posugiwa magi, gdyby nie by czarodziejem? Jest potomkiem starego rodu czarodziejw. - A ja mylaem, e czarodzieje maj pomaga ludziom, nie wada nimi - stropi si Chase. - Czarodzieje sprawowali wadz - westchn Zedd - dopki niektrzy z nas nie uznali, e nie powinnimy si miesza w sprawy ludzi. Wybuchy wwczas tak zwane wojny czarodziejw. Ocalao kilku zwolennikw starego i dalej dzieryli wadz, rzdzili ludmi. Rahl jest potomkiem z tej linii, potomkiem rodu Rahlw. Urodzi si z darem, a wiedz, e nie wszyscy si z nim rodz. Lecz on wykorzystuje swoj moc wycznie dla osignicia osobistych korzyci; to osoba bez zasad i sumienia. Chase zamilk. Wspili si po schodach, weszli w cie rowkowanych kolumn, minli przejcie okolone paskorzebami pnczy. Znaleli si we wntrzu paacu. Stranik rozglda si dokoa, zdumiony ogromem i piknem, rozlegymi paszczyznami wypolerowanego kamienia. Kahlan sza rodkiem rozlegego holu, na nic nie zwracaa uwagi; fady biaej szaty pyny mikko za dziewczyn, cichy odgos jej krokw szemra na kamiennej posadzce. Przechadzali si tam ludzie w biaych szatach, czasem siadali na marmurowych awach, niektrzy klczeli na placach z gazem i dzwonem, medytowali. Na wszystkich twarzach trwa ten sam umiech, umiech osoby omamionej zudzeniami, absolutnie przekonanej o susznoci swoich wierze i przekona. Traktowali prawd jak mglist zason, ktra si rozwieje w blasku ich zawiego, pokrtnego rozumowania. Byli to uczniowie i zwolennicy Rahla Pospnego. Wikszo z nich nie zwracaa uwagi na trjk przyjaci, witaa ich obojtnym skinieniem gowy. Zedd dostrzeg dwie Mord-Sith odziane w czerwone skry. Szy w ich kierunku bokiem holu. Zobaczyy Kahlan, czerwone bliniacze byskawice Con Dar, wymalowane na twarzy dziewczyny. Zblady, zawrciy i znikny im z oczu. Dotarli do olbrzymiego, kolistego korytarza. Wysokie sklepienie z barwionego szka wpuszczao do rodka snopy sonecznych promieni. Kahlan si zatrzymaa, zielone oczy spojrzay na czarodzieja. - Ktrdy? Zedd wskaza hol po prawej. Dziewczyna bez wahania ruszya w tamt stron. - Skd wiesz, dokd idziemy? - spyta Chase.

- Po pierwsze, Paac Ludu jest zbudowany na znanym mi planie, wzorze magicznego zaklcia. To olbrzymi magiczny wzr wyrysowany wprost na ziemi. Ma chroni Rahla, zapewnia mu bezpieczestwo, wzmaga jego moc. Broni go przed innymi czarodziejami. Niemal nie mam tu mocy. Jestem prawie bezradny. Centrum tego paacu stanowi Ogrd ycia. Rahl tam bdzie. - A po drugie? - spyta zaniepokojony stranik. - Szkatuy - odpar Zedd po chwili wahania. - Maj zdjte osony. Wyczuwam je. One te s w Ogrodzie ycia. Co byo nie tak. Czarodziej wiedzia, z jak si dawaaby o sobie zna jedna szkatua czy dwie. To byo o wiele silniejsze - tam byy trzy szkatuy. Zedd wskaza drog Matce Spowiedniczce. Mijali kolejne korytarze, weszli po paradnych schodach. Kady hol, kady poziom mia swoj odrbn barw. Kolumny niekiedy wznosiy si w gr na kilka piter, spinay je ozdobne balkony. Schody byy marmurowe, kade w odmiennym kolorze. Minli olbrzymie posgi, stojce pod cianami jak kamienni stranicy. Szli wiele godzin, wchodzili coraz wyej, zdali do centrum Paacu Ludu. Nie mona byo i prost drog - po prostu takiej nie byo. Dotarli w kocu do zamknitych drzwi, ozdobionych zoconymi scenami wiejskimi i krajobrazami. Kahlan si zatrzymaa i spojrzaa na czarodzieja. - To tutaj, kochanie. Ogrd ycia. Tu s szkatuy. I Rahl Pospny te tutaj bdzie. Spojrzaa mu gboko w oczy. - Dzikuj, Zeddzie. I tobie te, Chase. Obrcia si ku drzwiom, lecz starzec agodnie pooy jej do na ramieniu i na powrt odwrci dziewczyn ku sobie. - Rahl ma tylko dwie szkatuy. Wkrtce i tak umrze. Bez twego udziau. Oczy Kahlan paay zimnym blaskiem w samym rodku ostrych czerwonych zygzakw byskawic, wymalowanych na zacitej twarzy. - Wic nie mam czasu do stracenia. Dziewczyna popchna drzwi i wesza do Ogrodu ycia.

Rozdzia czterdziesty dziewity Troje przyjaci znalazo si w Ogrodzie ycia. Wo kwiatw przepajaa powietrze. Zedd natychmiast si zorientowa, e co jest nie w porzdku. Ju nie mia adnych wtpliwoci: w ogrodzie znajdoway si wszystkie trzy szkatuy. Pomyli si. Rahl mia wszystkie trzy szkatuy. Czarodziej wyczuwa jeszcze co, czego nie powinno tu by, lecz osabiona moc uniemoliwiaa mu dokadny osd. Chase i Zedd trzymali si tu za Kahlan. Dziewczyna sza drk wiodc wrd drzew, wzdu obronitych pnczami murkw, pord rabat z barwnymi kwiatami. Dotarli do trawiastej paszczyzny i Kahlan si zatrzymaa. Na zielonym gazonie widniao kolisko z biaego piasku. Piasku czarnoksinikw. Zedd nigdy w yciu nie widzia takiej iloci owego piasku naraz, co najwyej gar. Ten tu wart by z dziesi krlestw. Odbijay si na nim wietlne ctki. Zedd z dreniem si zastanawia, po co Rahl owi tyle czarodziejskiego piasku, co te Rahl tu wyczynia. Trudno mu byo oderwa oczy od biaego koliska. Za piaszczystym krgiem sta ofiarny otarz. Na nim, na kamiennej pycie, znajdoway si trzy szkatuy Ordena. W Zeddzie na moment zamaro serce - wszystkie trzy obok siebie! Bez oson. Czarne jak noc. Przed szkatuami, tyem do trjki przyjaci, sta Rahl Pospny. Ten, ktry skrzywdzi Richarda. Starzec poczu gniew. Biae szaty i jasne wosy janiay w blasku wpadajcym przez szklane sklepienie sonecznych promieni. Rahl patrzy na szkatuy, na swj up. Zedd poczerwienia. Skd Rahl wzi trzeci szkatu? Jak j zdoby? Odpdzi te pytania; nie miay znaczenia. Wane byo jedno - co teraz. Rahl mg otworzy t waciw. Starzec obserwowa wpatrzon w Rahla Kahlan. Jeeli istotnie porazi Rahla swoj moc, to bd ocaleni, lecz Zedd wtpi, e tak si stanie. Jego wasna moc bya tu - w tym paacu, a zwaszcza w tym pomieszczeniu - zupenie bezuyteczna. To byo jedno olbrzymie zaklcie, chronice Rahla przed wszystkimi czarodziejami. Jeli kto mg tu powstrzyma Rahla, to tylko Kahlan. Czarodziej czu emanujcy od dziewczyny Krwawy Gniew, kipic furi. Kahlan ruszya przez traw, Chase i Zedd za ni. Zatrzymaa si tu przed koliskiem piasku, odwrcia i pooya do na piersi czarodzieja. - Zaczekajcie tu na mnie. Zedd widzia gniew w oczach dziewczyny, podziela jej uczucia. I on cierpia nad utrat Richarda. Starzec unis gow i spojrza wprost w patrzce na bkitne oczy Rahla Pospnego. Trwali tak przez chwil, a potem Rahl przesun wzrok na Kahlan - kamiennie spokojna dziewczyna okrya kolisko biaego piasku.

- Co zrobimy, jeli si jej nie uda? - spyta szeptem Chase. - Umrzemy. Na twarzy Rahla odmalowao si zaniepokojenie i Zedd nabra otuchy. Zaniepokojenie i strach, wywoany widokiem dwch bliniaczych byskawic Con Dar. Zedd si umiechn. Rahl Pospny si tego nie spodziewa, przerazi si. Kahlan bya coraz bliej Rahla. On za nagle doby Miecza Prawdy. Ostrze zasyczao, ukazaa si biaa klinga. Rahl skierowa miecz ku Kahlan. Zaszli tak daleko, e nie mogli da si powstrzyma. Zedd musia pomc Kahlan, eby moga wykorzysta swoj moc - tylko to ich mogo teraz ocali. Czarodziej zebra ca moc - a niewiele jej tutaj mia, niestety - i posa byskawic przez kolisko biaego piasku czarnoksinikw. Bkitny zygzak uderzy w miecz, wytrci go z rk Rahla. Miecz zatoczy w powietrzu uk i upad w sporej odlegoci od tamtego. Rahl krzykn co do Zedda, potem powiedzia co do Kahlan - adne z nich nie zrozumiao ani sowa. Dziewczyna bya coraz bliej, Rahl si przed ni cofa. Wpad na otarz - ju si nie mg dalej cofn. Kahlan stana przed nim. Rahl przeczesa wosy palcami. Umiech znikn z ust Zedda. Co si tu nie zgadzao. Gest Rahla obudzi wspomnienia. Matka Spowiedniczka wycigna rk i zapaa Rahla za gardo: - To za Richarda. Starzec szeroko otworzy oczy ze zdumienia i nagego zrozumienia. Zlodowacia. Ju wiedzia. To nie by Rahl Pospny. - Nie! Kahlan! - wrzasn Zedd. - Nie! To... Bezdwiczny grom wstrzsn powietrzem. Zakoysay si licie na drzewach, zafalowaa trawa. - ... To Richard! - dokoczy starzec. Za pno zrozumia prawd i poczu dojmujcy bl. - Pani! - szepn Rahl, padajc przed ni na kolana. Starzec sta jak skamieniay. Rozpacz braa gr nad radoci, e Richard yje. Otwary si osonite pnczami drzwi. Pojawi si prawdziwy Rahl Pospny, za nim dwaj wielcy gwardzici i Michael. Kahlan zamrugaa ze zdumienia. Znikno maskujce zaklcie, sprawiajce, e widzieli w nim wroga, i ten, ktry przed sekund by Rahlem, sta si w ich oczach sob, Richardem. Kahlan cofna si z przeraeniem. Moc Con Dar osaba i znikna. Dziewczyna

pakaa z alu nad tym, co uczynia. Stanli nad ni dwaj gwardzici. Chase sign po miecz. Znieruchomia, zanim go zdy dotkn. Zedd unis rce, chcia podbiec do tamtych, lecz ju po dwch krokach uderzy w niewidzialn cian. Otoczya go wok - zosta uwiziony w niewidzialnej klatce. Wcieka si na wasn gupot. Kahlan, zrozpaczona tym, co zrobia, wyszarpna zza pasa gwardzisty n. Pakaa i krzyczaa w udrce. Chciaa si zabi. Przyskoczy Michael, wyrwa dziewczynie n i przyoy jej ostrze do garda. Richard rzuci si wciekle na brata, lecz uderzy w niewidoczn cian i upad. Kahlan zuya ca swoj energi na Con Dar, nie miaa siy walczy. Pakaa rozpaczliwie. Jeden z gwardzistw zakneblowa dziewczyn, eby nie moga nawet szepn imienia chopaka. Richard pad na kolana przed Rahlem Pospnym, czepia si jego szat i baga: - Nie czy jej nic zego! Bagam, nie skrzywd jej! - Ciesz si, e wrcie, Richardzie. - Rahl pooy do na ramieniu chopaka. Wierzyem, e wrcisz. Rad jestem, e si zdecydowae mi pomc. Podziwiam twoje przywizanie do przyjaci. Zedd osupia. Jakiej to pomocy oczekiwa Rahl od Richarda? - Nie krzywd jej - baga chopak ze zami w oczach. - To tylko od ciebie zaley, chopcze. - Rahl uwolni szat z rk Richarda. - Zrobi, co zechcesz! Wszystko! Tylko jej nie krzywd! Rahl umiechn si z zadowoleniem. Obliza czubki palcw. Drug doni pogadzi wosy chopaka. - Przykro mi, Richardzie, e to si musiao sta. Naprawd przykro. Rad bym ci widzia przy sobie takiego, jakim bye. Jestemy bardzo do siebie podobni, cho ty sobie z tego nie zdajesz sprawy. Obawiam si jednak, e pade ofiar pierwszego prawa magii. - Nie krzywd pani Kahlan - ka Richard. - Bagam ci. - Jeli zrobisz, co ka, to dotrzymam obietnicy i bdzie dobrze traktowana. Mog ci nawet zmieni w co miego, w co, czym sam chciaby by; moe w pokojowego pieska? Pozwol ci nawet sypia w naszej sypialni, eby widzia, e dotrzymuj sowa. A moe i nazw syna twoim imieniem, w nagrod za to, e mi pomoge. Podobaoby ci si to? Richard Rahl. Ironia losu, nie sdzisz? - Zrb ze mn, co chcesz, ale oszczd pani Kahlan. Bagam, powiedz, co mam robi. - Ju wkrtce, synu, wkrtce. - Rahl poklepa chopaka po gowie. - Czekaj tu.

Rahl zostawi klczcego chopaka i ruszy ku Zeddowi po obrzeu koliska piasku. Nie odrywa od starca bkitnych oczu. Zedd czu w sobie pustk. Rahl zatrzyma si przed nim, obliza czubki palcw i przygadzi brwi. - Jak brzmi twoje imi, starcze? Zedd odwzajemni spojrzenie; straci resztki nadziei. - Zeddicus Zul Zorander. - Unis dumnie gow. - To ja zabiem twojego ojca. Rahl skin gow. - A czy wiesz, e twj ogie osmali i mnie? e niemal mnie zabie, cho byem tylko dzieckiem? e straszliwie cierpiaem przez cae miesice? e do dzi nosz te rany, tak na ciele, jak i na duszy? - auj, e zraniem dziecko, bez wzgldu na to, z jakiego byo rodu. Lecz w twoim wypadku nazwabym to przedwstpn kar. Rahl nie zmieni uprzejmego wyrazu twarzy, wci si leciutko umiecha. - Spdzimy razem wiele czasu, ty i ja. Poznasz bl, ktrego zaznaem, a nawet jeszcze gorszy. Zrozumiesz, jak to jest. - Nic mi nie sprawi wikszego blu ni to, co si tu stao - odpar gorzko Zedd. - Zobaczymy. - Rahl obliza czubki palcw i odwrci si. Starzec patrzy bezsilnie, jak tamten znw stan przed klczcym chopakiem. - Nie pomagaj mu, Richardzie! - wrzasn. - Kahlan wolaaby umrze, ni patrze, jak mu pomagasz! Chopak spojrza tpo na czarodzieja i znw przenis wzrok na Rahla Pospnego. - Zrobi, co zechcesz, ale jej nie krzywd. Wadca kaza mu wsta. - Masz moje sowo, synu. Jeli zrobisz, co zechc. - Richard skin gow. - Recytuj Ksig Opisania Mrokw. Zeddowi a si zakrcio w gowie ze zdumienia. Richard spojrza na Kahlan. - Co mam zrobi, o pani? Dziewczyna szarpaa si z Michaelem, ktry wci trzyma n na jej gardle; knebel tumi to, co usiowaa wykrzycze. - Recytuj Ksig Opisania Mrokw, Richardzie - powiedzia agodnym gosem Rahl albo ka Michaelowi odcina Kahlan palec po palcu. Im duej bdziesz milcze, tym wicej ich straci, Przeraony chopak okrci si ku Rahl owi. - Jedynie Spowiedniczka moe zweryfikowa prawdziwo sw Ksigi Opisania Mrokw, jeeli s wypowiadane przez kogo, a nie odczytywane przez tego, kto dziery w swej mocy szkatuy...

Zedd osun si na ziemi. Nie wierzy wasnym uszom. Sucha sw wypowiadanych przez Richarda i wiedzia, e to prawdziwy tekst ksigi. Rozpozna jedyn w swoim rodzaju skadni ksigi. Chopak nie mg tego sam wymyli. To istotnie bya Ksiga Opisania Mrokw. Starzec nawet nie mia siy si zastanawia, gdzie si chopak tego nauczy. Koczy si wiat, ktry znali. Oto pierwszy dzie wadania Rahla. Wszystko stracone. Rahl Pospny zwyciy. Zdoby wiat. Zedd siedzia otpiay i sucha. Niektre sowa same w sobie byy magiczne, nikt, kto nie posiada daru, nie zachowaby tekstu w pamici - magiczne, kluczowe sowa wymazayby cay tekst. Ochrona przed nieprzewidzianymi okolicznociami. Ochrona przed kadym, kto signie po zawart tu magi. Richard recytowa tekst - ostateczny dowd, e mia wrodzony dar. Zrodzony z magii i do magii. Richard nienawidzi magii, a jednak posiada magiczny dar, dokadnie tak, jak zapowiedziay proroctwa. Starzec rozpacza nad tym, co uczyni. aowa, e usiowa chroni Richarda przed siami, ktre by chciay wykorzysta chopaka, gdyby wiedzia, e ma dar. atwo byo zrani dzieci z wrodzonym darem. Rahl Pospny by tego dowodem. Zedd wiadomie zrezygnowa z uczenia Richarda i w ten sposb owe siy si nie dowiedziay o chopcu. Czarodziej zawsze si ba i jednoczenie mia nadziej, e Richard posiada w dar. Lecz chcia, eby chopak dors, zanim on si ujawni, i udzi si, e bdzie mia czas go wszystkiego nauczy. Dopiero jednak wtedy, kiedy Richard osignie odpowiedni wiek, bdzie na to do silny. Kiedy to ju go nie zabije. Daremne wysiki. Nic dobrego nie day. Zedd zawsze si domyla, e Richard ma w dar, e jest kim szczeglnym. Wszyscy, ktrzy znali Richarda, wiedzieli, e jest on kim szczeglnym. Wyjtkowym. Znami magii. Zedd paka, wspominajc czas spdzony z Richardem. To byy wspaniae lata. Najlepsze w yciu czarodzieja. Lata bez magii. Mia kogo, kto go kocha dla niego samego, w kim nie budzi lku. Przyjaciela. Richard pynnie i bez zajknicia recytowa Ksig Opisania Mrokw. Zedd podziwia chopaka za to, e tak wspaniale zapamita tekst, przyapa si na tym, e jest z niego dumny, potem znw aowa, e Richard jest a tak uzdolniony. Wikszo tekstu dotyczya spraw ju zakoczonych, na przykad usuwania oson, lecz Rahl nie przerywa chopakowi, nie kaza mu pomija tych ustpw. Ba si, e Richard mgby co przeoczy. Pozwoli, by chopak recytowa wasnym tempem; sta cicho i bacznie sucha. Od czasu do czasu prosi o powtrzenie jakiego fragmentu, eby si upewni, e dobrze zrozumia, i znw sta zatopiony w mylach, a Richard mwi o ktach padania soca, o ukadach chmur i wiatrw.

Jedna za drug mijay godziny popoudnia. Richard recytowa tekst, Rahl sta przed nim i sucha, Michael trzyma n na gardle Kahlan, Chase sta jak posg z rk wycignit ku mieczowi, a Zedd siedzia na ziemi, uwiziony w niewidzialnej klatce. Czarodziej poj, e rytua otwierania szkatu potrwa o wiele duej, ni si spodziewa. Naleao rysowa odpowiednie magiczne wzory. Po to Rahl potrzebowa tyle czarnoksiskiego piasku. Szkatuy naleao odpowiednio ustawi, musiao na nich spocz soce pierwszego dnia i dopiero cienie szkatu ustal ich pooenie. Szkatuy wyglday identycznie, lecz kada rzucaa odmienny cie. Soce stao coraz niej, cienie szkatu si wyduay. Jedna skrzyneczka rzucaa pojedynczy cie, druga podwjny, trzecia - potrjny. Teraz Zedd ju wiedzia, skd tytu: Ksiga Opisania Mrokw, Opisania Cieni. Rahl Pospny uciszy Richarda, kiedy ten dotar do odpowiedniego fragmentu tekstu, i wyrysowa na piasku magiczne wzory. Niektre zaklcia nosiy nie znane Zeddowi nazwy. Ale Rahl je zna. Rysowa bez wahania. Zapad mrok i Rahl zapali pochodnie okalajce piaszczyste kolisko. W blasku pochodni rysowa magiczne wzory, w miar jak Richard wymawia ich nazwy. Wszyscy patrzyli w milczeniu, jak starannie Rahl kreli skomplikowane wzory. Zedd podziwia jego pewn rk i talent. Runy zawiatw sprawiay, e czarodziej czu si coraz bardziej nieswojo. Geometryczne wzory byy bardzo skomplikowane, a Zedd wiedzia, e musz by bezbdnie wyrysowane, we waciwej kolejnoci, kada linia pocignita we waciwym czasie, w odpowiedniej sekwencji. Nie mona ich byo poprawi czy te wymaza i na nowo wyznaczy w razie pomyki. Pomyka oznaczaa mier. Zedd zna czarodziejw, ktrzy spdzali cae lata na studiowaniu danego zaklcia, zanim si je omielili nakreli na czarnoksiskim piasku, tak si bali, e popeni fataln pomyk. Rahl kreli skomplikowane wzory bez najmniejszego trudu. Pewn doni. Zedd jeszcze nigdy nie widzia tak uzdolnionego czarodzieja. Przynajmniej zginiemy z rki najlepszego, pomyla gorzko starzec. Nie mg si powstrzyma od podziwiania mistrzostwa tamtego. Nigdy przedtem nie by wiadkiem tak ogromnej biegoci. A to wszystko tylko po to, eby wiedzie, w ktrej szkatule jest to, czego pragn Rahl. Ksiga mwia, e mg otworzy skrzyneczk, kiedy zechce. Zedd wiedzia z innych ksig, e to wszystko miao na celu zapobieenie zbyt pochopnemu posueniu si magi, stawiao tam zbyt atwemu dostpowi do niej. Nie wystarczao postanowi, e si zostanie wadc wiata, i wyuczy si tego z magicznej ksigi. Wiedza starca bya zbyt maa, eby mg cile wypeni instrukcje. Rahl uczy si przez cae ycie dla tej jednej chwili. Musia

by bardzo mody, kiedy jego ojciec zacz go uczy. Zedd aowa, e jego ogie zabi tylko ojca Rahla, za jego samego oszczdzi. Rozmyla nad tym przez chwil, odpdzi t myl. Rankiem wszystkie zaklcia byy wyrysowane, umieszczono na nich szkatuy. Kada skrzyneczka stana na waciwym dla niej wzorze, zgodnie z liczb cieni, ktre rzucaa. Rzucono odpowiednie uroki. Soce drugiego dnia zimy owietlio kamienny otarz i znw przeniesiono na szkatuy. Zedd ze zdumieniem stwierdzi, e kada szkatua rzuca teraz odmienn liczb cieni ni poprzedniego dnia - kolejny rodek ostronoci. Zmieniono ustawienie szkatu - ta z jednym cieniem znalaza si po lewej, ta z dwoma w rodku, a ta z trzema po prawej. Rahl Pospny zapatrzy si na czarne skrzyneczki. - Dalej. Richard podj bez wahania: - Kiedy szkatuy znajd si we waciwym porzdku, Orden jest w zasigu twojej doni. Jeden cie to zbyt mao, eby zdoby moc chronic ycie gracza, za trzech nie zniesie adne ycie; niech zatem twj wybr padnie na szkatu o dwch cieniach: jeden cie dla ciebie, drugi dla wiata, wiata, ktrym bdziesz wada moc Ordena. Jeden wiat pod jednym berem - oto co oznacza szkatua o dwch cieniach. Otwrz j i odbierz swoj nagrod. - Dalej. - Rahl z wolna obrci twarz ku Richardowi. Chopak zamruga oczami. - Wadaj, jak wybrae. To koniec, to ostatnie sowa. - Wszystkiego si nauczye? - Rahl zapa chopaka za gardo. - Caego tekstu? - Tak, mistrzu Rahlu. - To niemoliwe! - Rahl poczerwienia. - To nie moe by waciwa szkatua! Ta o dwch cieniach mnie zabije! Przecie ci mwiem, e tyle to si sam dowiedziaem! Wiem, ktra mnie zabije! - Powiedziaem ci wszystko dokadnie. Sowo w sowo. - Nie wierz ci. - Rahl puci gardo Richarda, spojrza na Michaela. - Podetnij jej gardo. Chopak z wrzaskiem pad na kolana. - Nie, bagam! Dae mi sowo! Obiecae, e jeli ci powiem, to jej nie skrzywdzisz! Bagam! Powiedziaem ci prawd! Rahl wycign rk ku Michaelowi, ale nie spuszcza Richarda z oka. - Nie wierz ci. Albo natychmiast powiesz prawd, albo j otworz. Zabij twoj pani.

- Nie! - wrzasn chopak. - Powiedziaem prawd! Nie mog powiedzie nic innego, bobym skama! - Daj ci ostatni szans, Richardzie. Prawda albo ona zginie. - Nie mog zmieni ani sowa - ka chopak. - Wtedy bym ci okama. Kade sowo byo prawdziwe! Powiedziaem prawd! Zedd wsta. Patrzy na ostrze dotykajce szyi Kahlan; zielone oczy dziewczyny byy szeroko otwarte. Starzec spojrza na Rahla. w najwyraniej zaczerpn jakie informacje z innych rde ni Ksiga Opisania Mrokw, a waciwie Cieni, skarci si czarodziej, i byy one sprzeczne z tymi z ksigi. Nic w tym niezwykego, Rahl powinien o tym wiedzie. W takich wypadkach przewaa tekst ksigi waciwej dla konkretnej magii. Odmienne postpowanie zawsze cigao na niedowiarka nieszczcie: jeszcze jedna ochrona magii. Zedd z caego serca pragn, eby butny Rahl postpi wbrew sowom ksigi. Umiech powrci na wargi Rahla Pospnego. Obliza czubki palcw, potar nimi brwi. - W porzdku, Richardzie. Musiaem si upewni, e mwisz prawd. - Mwi! Mwi, przysigam na ycie pani Kahlan. Kade sowo byo prawdziwe! Rahl skin gow. Da znak Michaelowi, ten opuci n. Kahlan zamkna oczy, po jej policzkach pyny strumienie ez. Rahl odetchn gboko i spojrza na szkatuy. - Nareszcie - szepn. - Magia Ordena jest nareszcie moja. Zedd tego nie widzia, lecz wiedzia, e Rahl podnis wieko rodkowej szkatuy, tej z dwoma cieniami. Pozna to po wypywajcym z niej blasku. Wypyn zocisty, jakby ciki blask i otoczy mistrza Rahla, obla go zocist powiat. Rahl obrci si z umiechem. Powiata poruszaa si wraz z nim. Unis si nieco w powietrze, na tyle, by nie dotyka stopami ziemi, i poszybowa ku centrum koliska biaego piasku; rozoy ramiona, blask zacz wolno wirowa wok niego. Popatrzy na Richarda. - Dziki, synu, e wrcie i pomoge mistrzowi Rahlowi. Nagrodz ci za to, jak obiecaem. Dae mi to, co mi si naleao. Czuj to. To cudowne. Czuj moc. Richard sta i patrzy na obojtnie. Zedd znw si osun na ziemi. Co ten Richard zrobi? Jak mg? Jak mg da Rahlowi magi Ordena? Odda mu wadz nad wiatem? To dlatego, e chopaka porazia moc Spowiedniczki, to nie bya jego wina, nie mia na nic wpywu. Koniec. Zedd mu wybaczy. Gdyby starzec mia swoj moc, to wywoaby ogie ycia czarodzieja i przela we ca swoj yciow energi. Lecz tu, w obecnoci mistrza Rahla, nie mia ani odrobiny mocy. Czu si ogromnie stary i zmczony. Wiedzia, e nie dane mu bdzie jeszcze bardziej si

zestarze. Ju Rahl o to zadba. Ale to nie siebie aowa Zedd - bola nad innymi. Rahl Pospny, skpany w zocistej powiacie, powoli wznis si par stp nad ziemi, nad piasek czarnoksinika. Umiecha si z zadowoleniem, bkitne oczy lniy. Upojony, odchyli w ty gow, z ktrej spyway jasne wosy. Wiroway wok niego iskierki blasku. Biay piasek zmieni barw na zot, ciemnia dalej, a sta si ciemnobrzowy. Blask wok Rahla przybra kolor bursztynu. Mistrz wyprostowa gow, otworzy oczy, przesta si umiecha. Czarnoksiski piasek sczernia. Ziemia zadraa. Umiech rozjani twarz Richarda. Podszed ku Mieczowi Prawdy i podnis go, w szarych oczach zapon magiczny gniew. Zedd poderwa si na nogi. Powiata wok Rahla przybraa paskudnie brzow barw. Bkitne oczy rozszerzao przeraenie. Z gbin ziemi rozleg si zawodzcy ryk. Zapad si czarny piach pod stopami Rahla. Z rozpadliny strzelio fioletowe wiato i pochono mistrza. Zwija si w nim i krzycza. Richard sta nieruchomo i patrzy; ciki oddech unosi mu pier. Znikna niewidzialna klatka wok Zedda. Rka Chasea zapaa za miecz i wyszarpna or z pochwy. Stranik gna ku Kahlan. Gwardzici pucili dziewczyn i ruszyli ku niemu. Michael zblad. Patrzy z przeraeniem, jak Chase ci mieczem i powali jednego z nich. Kahlan upna Michaela okciem w doek i wyrwaa mu n. Rozbrojony biedak rozejrza si dokoa dzikim wzrokiem i uciek ciek pomidzy drzewa. Chase i drugi gwardzista tarzali si po ziemi w miertelnej walce. onierz wrzasn. Stranik wsta. Tamten nie. Chase zerkn na Rahla Pospnego i pogoni za Michaelem. Zedd dostrzeg, e Kahlan pobiega w przeciwnym kierunku. Czarodziej i Richard jak zaczarowani wpatrywali si w Rahla Pospnego, Rahla, ktry wpad w puapk magii Ordena. Fioletowe wiato i czarne cienie wiziy go ponad mroczn dziur w ziemi. - Ce uczyni, Richardzie! - wrzeszcza przeraliwie Rahl. Poszukiwacz podszed do koliska czarnego piachu. - Ale tylko to, o co prosie, mistrzu Rahlu - powiedzia niewinnie. - Powiedziaem ci to, co chciae usysze. - Przecie to bya prawda! Recytowae prawdziwy tekst! - Tak - potwierdzi Richard. - Tyle e nie wszystko ci przekazaem. Opuciem prawie cay kocowy akapit: Lecz si strze. Bowiem wpyw szkatu jest zmienny. Zaley od

intencji. Chceszli by wadc wszystkiego i pomaga innym - bierz t po prawej. Atoli jeli chcesz by wadc absolutnym i zaspokaja kaprysy i pragnienia - przeskocz o szkatule w lewo. Wadaj, jak wybrae. Miae dobre informacje: szkatua o dwch cieniach ci zabije. - Przecie musiae wypeni moj wol! Porazia ci moc Spowiedniczki! - Czyby? - Chopak si umiechn. - Pierwsze prawo magii. Najwaniejsze i dlatego pierwsze. Powiniene by bardziej uwaa. Pacisz cen buty i zarozumialstwa. Ja akceptuj moje saboci, ty swoich nie. Nie spodoba mi si wybr, przed ktrym mnie postawie. Nie mogem wygra wedug twoich zasad, wic ustanowiem kilka nowych. Ksiga mwi, e musisz si posuy moc Spowiedniczki, eby potwierdzi prawdziwo tekstu. Tylko ci si wydawao, e z tego skorzystae. Pierwsze prawo magii. Uwierzye, bo chciae w to uwierzy. Zwyciyem ci. - Nie! To niemoliwe! Skd wiedziae, jak to zrobi?! - Sam mnie nauczye. Nic, nawet magia, nie jest jednowymiarowe. Patrz na cao, mwie mi, wszystko ma dwie strony. Patrz na cao. - Richard z wolna potrzsn gow. Nie powiniene by mi tego mwi, skoro nie chciae, ebym o tym wiedzia. Jak si raz czego naucz, to mog z tego korzysta, kiedy zechc. Dziki, Ojczulku Rahlu, e mnie nauczye tego, co dla mnie najwaniejsze: jak kocha Kahlan. Twarz Rahla Pospnego krzywia si w grymasie blu. mia si i krzycza. Richard rozejrza si wok. - Gdzie Kahlan? Widziaem, e tam pobiega. - Zedd wskaza kierunek kocistym palcem. Chopak wsun miecz do pochwy i spojrza na wiszc w powietrzu posta, otoczon blaskiem i cieniem. - egnaj, Ojczulku Rahlu. Sdz, e i tak umrzesz, cho nie bd na to patrze. - Richardzie! - wrzasn Rahl za odchodzcym Poszukiwaczem. - Richardzie! Zedd zosta sam na sam z Rahlem Pospnym. Patrzy, jak przejrzyste pasma dymu owijaj si wok biaych szat, krpuj tam temu ramiona. Starzec podszed bliej i spojrzay na bkitne oczy. - Duo wygrae, Zeddicusie Zul Zoranderze, ale moe nie wszystko. - Do koca arogancki? Rahl si umiechn. - Powiedz mi, kim on jest. - Poszukiwaczem. - Zedd wzruszy ramionami. Tamten si zamia, walczc z blem. Bkitne oczy znw spojrzay na starca. - Jest twoim synem, prawda? Przynajmniej mnie pokona potomek czarodzieja. Jeste

jego ojcem. Zedd z wolna potrzsn gow, umiechn si smutno. - Jest moim wnukiem. - Kamiesz! Po co rzucie zaklcie, kryjce tosamo jego ojca, skoro sam nim nie jeste?! - Bo nie chciaem, eby si dowiedzia, kim by ten bkitnooki dure, ktry zgwaci jego matk i go spodzi. Rahl wytrzeszcza oczy ze zdumienia. - Zabili twoj crk. Tak mi powiedzia ojciec. - Maa sztuczka zapewniajca jej bezpieczestwo. - Zedd spochmurnia. Skrzywdzie j, cho nie wiedziae, kim jest. I wbrew swej woli dae jej szczcie. Dae jej Richarda. - Jestem jego ojcem? - szepn Rahl. - Wiedziaem, e nic ci nie mog zrobi, kiedy zgwacie moj crk. Chciaem j pocieszy i ochroni, wic j zabraem do Westlandu. Spotkaa modego mczyzn, wdowca z malekim synkiem. George Cypher by dobrym, szlachetnym czowiekiem; byem dumny z takiego zicia. George kocha Richarda jak wasne dziecko, lecz zna prawd, cho nie o mnie; nie mia pojcia, kim jestem - to kryo zaklcie. Mogem nienawidzi Richarda za zbrodnie jego ojca, lecz wolaem go kocha dla niego samego. Niezy chopak z niego, prawda? Pokona ci dziedzic, ktrego tak pragne. Dziedzic posiadajcy wrodzony dar. To rzadka cecha. Richard jest prawdziwym Poszukiwaczem. Krew Rahlw daa mu gniewn pasj, zdolno do gwatu i przemocy. Zrwnowaya to krew Zoranderw, obdarowujc go zdolnoci mioci, przebaczenia i rozumienia. Rahl Pospny lni wrd cieni magii Ordena. Wi si z blu, stawa si coraz bardziej przejrzysty. - Pomyle tylko: potomek z krwi Zoranderw i Rahlw. I tak jest moim dziedzicem. Na pewien sposb wygraem - wykrztusi. - Przegrae i to na wiele sposobw. - Zedd potrzsn gow. Mga, dym, cienie i blask zakooway z rykiem. Ziemia gwatownie zadraa. Wir poora czarnoksiski piasek, teraz czarny jak smoa. Wszystko to wirowao nad otchani, a dwiki wiata ywych zmieszay si z dwikami zawiatw w jedno straszliwe wycie. - Przeczytaj proroctwa, starcze - powiedzia pusty, guchy, martwy gos Rahla. - Moe si jeszcze wszystko ostatecznie nie rozstrzygno, cho ci si tak wydaje. Jestem tylko porednikiem.

W centrum wiru rozarzy si punkt olepiajcego wiata. Zedd zakry oczy. Strzeliy snopy biaego aru - w gr, ku niebu, poprzez szklane sklepienie i w d, w czer otchani. Rozleg si przeszywajcy wrzask. Powietrze lnio i migotao od aru, blasku i wibrujcego dwiku. Potny bysk zala wszystko biaym wiatem i zapanowaa cisza. Starzec ostronie odsoni oczy. Znikno. Wszystko to znikno. Zimowe soce ogrzewao ziemi w miejscu, w ktrym jeszcze przed chwil otwieraa si czarna otcha. Nie byo ju czarnoksiskiego piasku. Jego miejsce zaj krg goej, jaowej ziemi. Zroso si pknicie midzy wiatami. A przynajmniej Zedd mia tak nadziej . Czarodziej poczu, jak powraca moc. Zniknli ci, ktrzy rzucili przeciwko niemu zaklcie. Dziaanie zaklcia ustao. Zedd stan przed otarzem, wycign ramiona ku socu, zamkn oczy. - Anuluj ochronne zaklcie, jestem tym, kim byem przedtem. Jestem Zeddicus Zul Zorander, czarodziej pierwszego stopnia. Niech wszyscy o tym wiedz. I o tym, co si wydarzyo. Mieszkacy byli zespoleni z domem Rahlw; magiczna wi, ustanowiona dawno temu przez tych, ktrzy mieli nimi wada, wi spajajca ich z domem Rahlw i dom Rahlw z nimi. Teraz zaklcia znikny i wielu DHaranczykow odczuje ow wi z magicznym darem. Pojm, e teraz Richard jest mistrzem Rahlem. Zedd chciaby powiedzie chopakowi, e Rahl Pospny by jego ojcem, ale to ju nie dzi. Najpierw musi znale odpowiednie sowa. Tyle jeszcze musi Richardowi powiedzie, lecz nie dzi, nie teraz. Richard odszuka Kahlan. Dziewczyna klczaa przed jednym z modlitewnych basenw. Wypchna z ust knebel, lecz dalej wisia jej na szyi. Pakaa. Dugie wosy spyway jej z ramion. Oburcz trzymaa n, celowaa sobie w serce. Wstrzsay ni kania. Chopak stan tu koo fadw biaej szaty. - Nie rb tego - szepn. - Musz. Kocham ci - jkna Kahlan. - Poraziam ci moj moc. Wol umrze, ni by twoj pani. Tylko tak mog ci uwolni. - Znw wstrzsn ni szloch. - Chc, eby mnie pocaowa i odszed. Nie chc, eby na to patrzy. - Nie. Poderwaa gow i spojrzaa na Richarda. - Co ty powiedzia? - szepna. - Powiedziaem: nie. - Chopak wspar si piciami pod boki. - Nie mam zamiaru ci caowa, dopki masz te gupie malunki na twarzy. miertelnie mnie wystraszyy.

Zielone oczy patrzyy na niedowierzajco. - Przecie ci dotknam moj moc, nie moesz mi niczego odmwi. Richard przykucn przy niej, zdj jej z szyi knebel. - No to w porzdku, kazaa mi si pocaowa. - Zamoczy ptno w wodzie. - A ja powiedziaem, e tego nie zrobi, dopki masz te malunki. - Zacz zmywa bliniacze byskawice. - Tylko to pozwoli zaatwi spraw. Kahlan klczaa nieruchomo, a chopak zmywa z jej twarzy czerwone zygzaki. Skoczy, spojrza w wielkie oczy dziewczyny. Odoy ptno, uklk przed Kahlan i obj j. - Przecie ci dotknam moj magi, Richardzie. Czuam to. Syszaam. Widziaam. Jak to si stao, e moc ci nie porazia? - Bo miaem oson. - Oson? Co ci chronio? - Mio do ciebie. Zrozumiaem, e kocham ci ponad ycie i e wol si podda twojej mocy, ni y bez ciebie. ycie bez ciebie byoby o wiele gorsze ni to, co moga mi uczyni magia. Chciaem ci wszystko ofiarowa. Daem twojej mocy wszystko. Ca mio do ciebie. Kiedy zdaem sobie spraw, jak bardzo ci kocham i e chc do ciebie nalee na kadych warunkach, to zrozumiaem, e magia nic mi nie zrobi. Ju jestem z tob zwizany nieodwoalnie, zatem magia nie musiaa mnie zmienia. Nie moga mi nic zrobi, bo ju mnie porazia mio do ciebie. Byem absolutnie przekonany, e i ty mnie kochasz, wic si nie baem tego, co miao nastpi. Gdybym mia cho cie wtpliwoci, to magia by si wlizna przez t rys i porazia mnie; lecz nie wtpiem. Kocham ci caym sercem, bez waha i zastrzee. Ta mio ochronia mnie przed magi. Umiechna si do niego ich prywatnym, specjalnym umiechem. - Naprawd tak mnie kochasz? Nie zwtpie ani troch? Richard odwzajemni umiech. - Hmm, musz przyzna, e kiedy zobaczyem te czerwone byskawice na twojej twarzy i nie wiedziaem, co to takiego... Troch si wystraszyem. Dobyem miecza, eby zyska troch czasu na zastanowienie. Potem uznaem, e to nie ma znaczenia. Wci bya Kahlan i wci ci kochaem. Ponad wszystko pragnem, eby mnie dotkna swoj moc, chciaem dowie swej mioci i oddania, ale musiaem odegra t komedi dla Rahla. - Te malowida wiadczyy, e i ja ci wszystko powiciam - szepna dziewczyna. Zarzucia mu ramiona na szyj i go pocaowaa. Klczeli przytuleni przed migotliwym basenem. Richard caowa mikkie usta Kahlan, tak jak o tym ni nieprzeliczon ilo razy.

Caowa j tak dugo, a mu si zakrcio w gowie, a potem jeszcze troch. Nie dba o to, e przechodzcy ludzie patrz na nich ze zdumieniem. Nie mia pojcia, jak dugo tak klczeli, obejmujc si i caujc, lecz w kocu uzna, e powinni odnale Zedda. Poszli ku Ogrodowi ycia; rami Kahlan obejmowao chopaka, jej gowa spoczywaa na jego ramieniu. Pocaowali si jeszcze raz i weszli do Ogrodu. Zedd sta z rk wspart na kocistym biodrze, drug doni gaska brod. Oglda otarz i to, co byo poza nim. Kahlan pada na kolana przed czarodziejem, ucaowaa mu donie. - On mnie kocha, Zeddzie! Wiedzia, jak sobie poradzi z magi. By na to sposb i Richard go znalaz. - Troch dugo to trwao - burkn Zedd. - Wiedziae, jak to zrobi? - spytaa Kahlan, wstajc. - Przecie jestem czarodziejem pierwszego stopnia - obruszy si starzec. - Pewnie, e wiedziaem. - I nic nam nie powiedziae? - Gdybym ci powiedzia, kochanie - umiechn si Zedd - to by si nie udao. Przedwczesna wiedza mogaby zasia ziarnko wtpliwoci. A owo ziarenko staoby si przyczyn niepowodzenia. eby zosta wybrankiem Spowiedniczki, pokona magi, trzeba cakiem si jej podda i zawierzy. Gdyby Richard nie chcia - cakowicie i bezwarunkowo odda si pod twoj wadz, nie dbajc o ewentualne konsekwencje, to nic by z tego nie wyszo. - Sporo o tym wiesz. - Kahlan si zmarszczya. - Nigdy przedtem o czym takim nie syszaam. Czsto si to zdarzao? Zedd tar w zamyleniu brod, zapatrzy si na szklane sklepienie. - Tylko raz, o ile wiem. - Spojrza na dwoje modych. - Nie moecie nikomu o tym powiedzie; musicie milcze, jak ja. Milcze, bez wzgldu na konsekwencje, bez wzgldu na bl, jaki to by wam sprawio. Gdyby si o tym do - wiedzia cho jeden czowiek, toby si to roznioso i ju nikt inny by nie mia tej szansy, co wy. To wanie ironia magii: zanim odniesiesz sukces, musisz zaakceptowa moliwo poraki. I brzemi magii: eby chroni nadziej przyszoci, trzeba zaakceptowa efekty koniecznych dziaa, nawet mier. Egoizm to mier nie narodzonych. - Obiecuj milcze - powiedziaa Kahlan. - Ja te - przyczy si Richard. - To ju koniec, Zeddzie? Chodzi mi oczywicie o Rahla. Nie yje? Starzec spojrza na tak, e chopakowi zrobio si znienacka nieswojo.

- Rahl Pospny nie yje. - Zedd pooy chud do na ramieniu Richarda, kociste palce mocno si zacisny. - Dobrze to rozegrae, Richardzie. Potnie mnie wystraszye. Nigdy przedtem nie widziaem tak wspaniaego wystpu. - Po prostu taka maa sztuczka. - Chopak umiechn si dumnie. Zedd pokiwa gow, siwe wosy sterczay jak strzecha. - Nie maa i nie sztuczka, chopcze. Odwrcili si, syszc, e kto nadchodzi. To Chase wlk Michaela za kark. Brudne biae spodnie i bluza wiadczyy, e Pierwszy Radca nie szed tu z wasnej woli. Stranik popchn go, ustawi przed Richardem. Chopak na widok brata spochmurnia. Tamten spojrza mu wyzywajco w oczy. - Nie powinienem by traktowany w ten sposb, braciszku - gos Michaela by rwnie protekcjonalny jak zawsze. - Nie wiesz, w co si wmieszae, co prbowaem zrobi, co chciaem osign, czc Westland z DHara. Skazae wspobywateli na zbdne cierpienia, ktrych by im oszczdzi Rahl Pospny. Jeste gupcem. Richard pomyla o tym, przez co przeszed, o tym, czego dowiadczyli Zedd, Chase i Kahlan. O ludziach, ktrych zna i ktrzy zginli z rk Rahla, i o nieprzeliczonych zmarych, ktrych nie zna i ju nigdy nie pozna. Cierpienia, okruciestwo, brutalno. Rozmyla o tych wszystkich tyranach, ktrzy wietnie si mieli pod skrzydami Rahla Pospnego, o wszystkich: od samego Rahla po ksiniczk Violet. Wspomnia tych, ktrych zabi. Wspomnienia wasnych uczynkw wywoay bl i smutek. Zabrzcza Miecz Prawdy. Czubek ostrza dotkn garda Michaela, a biedak wytrzeszcza oczy z przeraenia. Richard pochyli si ku bratu. - Wykonaj salut pokonanego, Michaelu. Tamten spurpurowia. - Prdzej umr. Richard si wyprostowa, kiwn gow. Cofn miecz, gboko spojrza bratu w oczy. Odsun na bok gniew, chcia, eby klinga zbielaa. Nie udao si. Wsun miecz do pochwy. - Ciesz si, Michaelu, e cho to nas czy. Obaj gotowi jestemy umrze za to, w co wierzymy. - Odwrci wzrok od brata, spojrza na wielki, ksiycowato wygity topr bojowy u pasa Chasea i podnis oczy na ponur twarz stranika. - Zetnij go - szepn. - Zanie gow jego przybocznej gwardii. Powiedz im, e zosta city na mj rozkaz, za zdrad Westlandu. Westland musi sobie wybra nowego Pierwszego Radc. Chase zapa Michaela za wosy. Ten wrzasn, pad na kolana, wykona salut pokonanego.

- Richardzie! Bagam! Jestem twoim bratem! Nie rb tego! Nie pozwl, eby mnie zabi! Przepraszam! Wybacz mi! le postpiem, myliem si. Wybacz mi, Richardzie, bagam. Chopak patrzy na klczcego przed nim brata, na zoone bagalnie rce Michaela. Zacisn pi na Agielu, poczu bl, wytrzyma go, wspomina; byskawiczne wizje przeszoci. - Rahl Pospny powiedzia ci, co mnie czeka. Wiedziae. Wiedziae, co mi zrobi, i nie dbae o to, byle odnie osobiste korzyci. Wybaczam ci wszystko, co mi uczynie, Michaelu. Michael odetchn z ulg. Poszukiwacz wyprostowa si sztywno. - Ale nie mog ci wybaczy tego, co uczynie innym. Przez ciebie stracili ycie. Bdziesz city za te zbrodnie, a nie za to, co mnie uczynie. Chase odcign Michaela, a ten wrzeszcza i paka. Richard z blem patrzy, jak brata prowadzono na egzekucj. - Pu to, Richardzie. - Zedd pooy do na zacinitej na Agielu pici chopaka. Drczce myli zneutralizoway bl bicza. Chopak popatrzy na Zedda, na jego kocist do, dostrzeg w oczach przyjaciela to, czego nigdy przedtem nie widzia zrozumienie i wspprzeywanie blu. Puci Agiela. Kahlan powioda wzrokiem za prtem. - Musisz to nosi, Richardzie? - Na razie tak. Obiecaem to tej, ktr zabiem. Tej, ktra mi pomoga zrozumie, jak bardzo ci kocham. Rahl Pospny sdzi, e to mnie zamie, pokona. A tymczasem nauczyem si, jak go pokona. Gdybym to teraz zdj, to wyparbym si tego, co jest we mnie, tego, kim jestem. Kahlan pooya do na ramieniu chopaka. - Na razie tego nie rozumiem, lecz pewnego dnia na pewno pojm. Richard rozejrza si po Ogrodzie ycia. Rozmyla o mierci Rahla Pospnego i o mierci ojca. Dokonaa si sprawiedliwo. Zasmuci si, wspominajc ojca. Lecz uwiadomi sobie, e wykona zadanie, ktre ojciec na naoy - i bl znikn. Chopak znakomicie pamita cay tekst tajemnej ksigi. Speni swj obowizek. Ojciec moe spoczywa w spokoju. Zedd z irytacj wygadzi szaty. - Do licha! Chyba maj co jeszcze do jedzenia w takim wielkim gmaszysku, jak mylisz? Richard si umiechn, otoczy ramionami tamtych dwoje i wyprowadzi z Ogrodu

ycia. Zabra ich do znanej sobie komnaty jadalnej. Ludzie siedzieli za stoami, jakby si nic nie zmienio. Troje przyjaci znalazo sobie stolik w rogu. Suba przyniosa pmiski z ryem, jarzynami, ciemnym chlebem, serem oraz misy parujcej korzennej polewki. Zedd zdecydowanie oprnia talerze i zdumieni, lecz umiechnici sucy przynosili kolejne porcje. Chopak sprbowa sera - ku swemu zdziwieniu stwierdzi, e paskudnie pachnie. Skrzywi si i odoy ser. - Co jest? - zaciekawi si Zedd. - To najpaskudniejszy ser, jaki w yciu jadem! Zedd powcha i odgryz kawaek. - Cakiem niezy serek, chopcze. - wietnie. Wic go zjedz. Zedd przysta na to radonie. Richard i Kahlan jedli korzenn polewk z ciemnym chlebem i z umiechem patrzyli, jak ich stary przyjaciel zajada z apetytem. W kocu napenili odki i ruszyli ku wyjciu z Paacu Ludu. Mijali kolejne hole. Rozleg si wysoki ton dzwonw zwoujcych na mody. Kahlan patrzya, jak ludzie si zbieraj na placach, klkaj i piewaj. Richard zmieni sowa swojej modlitwy i ju nie czu wewntrznego, nieodpartego nakazu przyczenia si do tumu. Minli wiele takich placw, wypenionych rozmodlonymi ludmi. Chopak si zastanawia, czy powinien na to jako zareagowa, powstrzyma ich, lecz w kocu uzna, e i tak wykona to, co najwaniejsze. Nareszcie wynurzyli si z przepastnych korytarzy na zewntrz, w blask zimowego soca. Stanli u szczytu wysokich schodw, prowadzcych na olbrzymi dziedziniec. Richard wstrzyma oddech, widzc zebrane tam mrowie ludzi. Tysice wysokich mczyzn stao w karnych, rwnych szeregach. Na przedzie, u stp schodw, osobista gwardia Michaela, przedtem, zanim im odebra t nazw, zwana Gwardi Obywatelsk. Ich kolczugi, tarcze i zociste proporce janiay w socu. Za gwardi - tysice westlandzkich onierzy. Za nimi - wojska DHary. Na czele, przed wszystkimi zebranymi, sta Chase. Skrzyowa ramiona i patrzy na stojcych u szczytu schodw przyjaci. Obok niego tkwia tyka z nabit gow Michaela. Richarda zdumiaa panujca na dziedzicu cisza. Gdyby zakaszla kto na tyach, dobre p mili dalej, na pewno bym go usysza, pomyla. Zedd pooy do na plecach chopaka, popchn go, zmuszajc do ruszenia si z miejsca. Kahlan uja Richarda za rami, cisna je lekko, wyprostowaa si dumnie i zeszli w d. Chase wpatrywa si w oczy chopaka. Richard dostrzeg obok stranika Rachel. Dziewczynka w jednej rce trzymaa Sar, drug wczepia si w nog Chasea. Sara trzymaa

rwnie rczk Siddina. Chopczyk zobaczy Kahlan, puci lalk i pobieg ku dziewczynie. Rozemiaa si i wzia go na rce. Siddin umiechn si do Richarda i powiedzia co w swoim jzyku, potem zarzuci rczki na szyj Kahlan. Przytulia go, co do niego poszeptaa, potem postawia chopczyka na ziemi i mocno trzymaa za rczk. Wystpi kapitan Gwardii Obywatelskiej. - Gwardia Obywatelska gotowa do zoenia ci przysigi wiernoci, Richardzie. Obok kapitana stan dowdca armii Westlandu. - Westlandzka armia gotowa do przysigi. Podszed dharanski oficer. - Armia DHary rwnie. Richard patrzy na nich ze zdumieniem, mruga oczami. Obudzi si w nim gniew. - Nikt nie bdzie nikomu przysiga wiernoci! A ju na pewno nie mnie! Jestem lenym przewodnikiem. Nikim wicej. Wbijcie to sobie do gw! Lenym przewodnikiem! Chopak spojrza na morze gw. Wpatryway si we wszystkie oczy. Popatrzy na gow Michaela, zatknit na tyce. Na chwil zanikn oczy, potem rzek go gwardzistw: - Pochowajcie to razem z ciaem. - aden si nie poruszy. - Natychmiast! Podskoczyli i ruszyli wykona polecenie. Richard spojrza na stojcego przed nim dharanskiego oficera. Wszyscy czekali. - Rozelij wie, e skoczyy si wszelkie wrogie dziaania. Skoczya si wojna. Dopilnuj, eby wszystkie wojska zostay odesane do domu, eby cignito wszystkie siy okupacyjne. ycz sobie, eby kady, obojtnie czy prosty onierz, czy genera, kto popeni zbrodnie wobec bezbronnych obywateli, stan przed sdem i zosta ukarany zgodnie z liter prawa. Wojska DHary maj pomc obywatelom w zdobyciu ywnoci, eby nie godowali zim. Ogie ju nie jest zakazany. Gdyby natrafi na oddziay, ktre si nie podporzdkuj tym rozkazom, to rozpraw si z nimi. Ty za zbierz swoich ludzi i pom mu. - Nakaza chopak dowdcy armii Westlandu. - Razem bdziecie tak silni, e nikt si wam nie sprzeciwi. - Oficerowie gapili si na ze zdziwieniem, wic Richard pochyli si ku nim. - To si samo nie zrobi. Do dziea! Obaj dowdcy pooyli pi na sercu, skonili gowy. DHaranczyk, nie cofajc doni z serca, spojrza chopakowi w oczy: - Wedle rozkazu, mistrzu Rahlu. Richard wytrzeszcza oczy ze zdumienia, lecz pomin to milczeniem. Uzna, e tamten za bardzo si przyzwyczai do sw mistrz Rahl. Chopak dostrzeg stojcego z boku paacowego stranika. Rozpozna go. By to dowdca stray przy bramie, przez ktr Richard opuszcza wwczas Paac Ludu. Ten, ktry

da mu konia i ostrzeg przed smokiem. Chopak przywoa go gestem. Stranik podszed i stan na baczno; by troch zaniepokojony. - Mam dla ciebie zadanie - oznajmi Richard; tamten czeka w milczeniu. - Sdz, e je dobrze wykonasz. Chc, eby zebra wszystkie Mord-Sith. Co do jednej. - Tak, panie. - onierz przyblad. - Zostan cite przed zachodem. - Nie! Nie chc, eby je cito! Tamten zamruga ze zdziwienia. - Wic c mam z nimi uczyni? - Masz zniszczy ich Agiele. Wszystkie, co do jednego. ebym ju nigdy adnego nie zobaczy. - Richard unis Agiela wiszcego mu na szyi. - Z wyjtkiem tego. Potem znajd tym kobietom nowe szaty. Spal wszystkie ubiory Mord-Sith. Traktuj je uprzejmie i z szacunkiem. - Uprzejmie? - zdumia si onierz. - Iz szacunkiem? - Tak, wanie tak. Bd pomaga ludziom, wic naley je traktowa uprzejmie, z szacunkiem i respektem. Nie wiem, jak masz to zrobi, sam musisz co wymyli. Wygldasz na bystrego chopaka. Co ty na to? - A jeli one nie zechc si zmieni? - zaniepokoi si onierz. - To im powiesz - odpar gniewnie Richard - e jeli zostan na starej ciece, zamiast wstpi na now, spotkaj u jej kresu Poszukiwacza z biaym mieczem. onierz umiechn si, pooy pi na sercu i skoni gow. - Agiele s magiczne, Richardzie - wtrci Zedd. - Nie mona ich zniszczy ot, tak sobie. - To pom mu, Zeddzie. Pom mu je zniszczy albo je gdzie ukryj. Zgoda? Nie chc, eby ktokolwiek by torturowany tym narzdziem. Starzec z umiechem kiwn gow. - Chtnie w tym pomog, chopcze. - Czarodziej zamilk na chwil, potar brod dugim palcem i szepn: - Naprawd mylisz, Richardzie, e to si uda? cign wojska? eby armia Westlandu im pomoga? - Chyba nie. Ale nigdy nie wiesz, jak podziaa pierwsze prawo, no i zyskamy na czasie: kady dotrze do domu, a ty przywrcisz granic. I znw bdziemy bezpieczni. Bez magii. Z nieba dolecia gromki ryk. Richard spojrza w gr i zobaczy zataczajc koa Scarlet. Czerwona smoczyca spyna w d. onierze rozbiegli si w panice, krzyczc ze strachu - Scarlet zamierzaa wyldowa u stp schodw. Osiada przed Richardem, Kahlan, Zeddem, Chaseem i dwojgiem dzieci.

- Richardzie! Richardzie! - zawoaa smoczyca, przeskakujc z apy na ap, rozoone skrzyda dray z podniecenia, pochylia ku chopakowi wielk gow. - Moje jajko pko! Wyklu si liczny malutki smoczek! Taki liczny, jak mwie, e bdzie! Chc, eby go zobaczy! Zao si, e ju za miesic bdzie lata. - Nagle zauwaya mrowie onierzy, przyjrzaa si im, te lepia zapony, znw zniya gow ku Richardowi: - Mamy jakie kopoty? Moe by si przydao troch smoczego ognia? - Nie. - Chopak si umiechn. - Wszystko w porzdku. - No, to wskakuj mi na grzbiet i zabieram ci do maego. Richard otoczy ramieniem tali Kahlan. - Polec z przyjemnoci, ale tylko wtedy, kiedy i j zabierzesz. Scarlet obejrzaa dziewczyn od stp do gw. - Skoro jest z tob, to mile j powitam. - A co z Siddinem, Richardzie? - spytaa Kahlan. - Weselan i Savidlin pewno si na mier zamartwiaj. - Zielone oczy spojrzay gboko w oczy chopaka, pochylia si bliej i dodaa szeptem: - A my wci mamy co do zaatwienia w domu duchw. Jakie jabko do schrupania. - Jej rami mocniej przylgno do chopaka, umiechna si kuszco i Richard na chwil straci oddech. Z trudem oderwa wzrok od Kahlan i spojrza na Scarlet. - Tego malca ukradziono Botnym Ludziom, kiedy zaniosa do nich Rahla Pospnego. Jego matka pragnie go odzyska i niepokoi si o niego, tak jak ty przedtem o swoje mae. Czy nas tam zaniesiesz, gdy ju obejrzymy twojego smoczka? Wielkie lepia smoczycy ypny na Siddina: - Hmm, rozumiem niepokj jego matki. Zgoda. Wsiadajcie. Podszed Zedd, wspar si pod boki i zapyta z niedowierzaniem: - Chcesz nie czowieka? Ty, czerwona smoczyca? Zaniesiesz go tam, dokd chce si uda? Smoczyca dmuchna na dymem i cofna si o krok. - adnego tam czowieka. Poszukiwacza. On mi rozkazuje. Zaniosabym go do zawiatw i z powrotem, gdyby sobie tego zayczy. Pochylia si i wdrapa si na jej barki. Kahlan podaa mu Siddina. Chopak posadzi malca przed sob, potem chwyci rk dziewczyny i podcign j. Usiada za nim, obja go w pasie i pooya mu gow na ramieniu. Pochyli si ku Zeddowi. - Uwaaj na siebie, przyjacielu. - Umiechn si do niego szeroko. - Czowiek Ptak

bdzie szczliwy, e si w kocu zdecydowae oeni z Botn Kobiet. Gdzie ci potem znajd? Czarodziej wycign kociste rami i poklepa chopaka po stopie. - Bd w Aydindril. Przyjd do mnie, kiedy ju bdziesz gotowy. Richard przybra swoj najsurowsz min i jeszcze bardziej si pochyli. - I wtedy sobie pogadamy. Odbdziemy dug rozmow. O, tak. Spodziewam si, e tak - potwierdzi z umiechem czarodziej. Chopak umiechn si do Rachel, pomacha jej i Chaseowi. Potem poklepa usk Scarlet. - W niebo, czerwona przyjaciko! Smoczyca ziona ogniem i uniosa si w powietrze, a wraz z ni marzenia i radoci Richarda. Zedd patrzy, jak Scarlet maleje w oddali; troski i zmartwienia zachowa dla siebie. Chase pogadzi gwk Rachel, potem skrzyowa ramiona i spojrza znaczco na czarodzieja. - Mnstwo polece, jak na lenego przewodnika. - O, tak. - Zedd si rozemia Po schodach zbiega may, ysy czowieczek, dajc znaki uniesion doni. - Czarodzieju Zoranderze! Czarodzieju Zoranderze! - woa, a wreszcie zatrzyma si przed Zeddem, sapic z wysiku. - Czarodzieju Zoranderze. - O co chodzi? - Zedd si zmarszczy. Tamten z trudem apa oddech. - Kopoty, czarodzieju Zoranderze - wysapa z trudem. - Jakie kopoty? I kim ty jeste? Mczyzna pochyli si ku Zeddowi, konspiracyjnie zniy gos. - Jestem zarzdc personelu krypty. To tam mamy kopoty. - Oczy niemal wychodziy mu z gowy. - Kopoty w krypcie. - Jakiej krypcie? - Jak to jakiej - zdumia si zarzdca. - Krypcie Panisa Rahla, dziadka wadcy Rahla, rzecz jasna. - Co si dzieje? - Zedd zmarszczy brwi. ysy czowieczek nerwowo pooy palce na wargach. - Sam tego nie widziaem, czarodzieju Zoranderze, ale moi ludzie nigdy nie kami. Nigdy. Opowiedzieli mi o tym i na pewno by nie kamali. - Gadaj wreszcie! - rykn rozelony Zedd. - Co to za kopoty?! Tamten strzela na boki oczami, zniy gos do szeptu.

- ciany, czarodzieju Zoranderze. ciany. - Co z nimi? - Zedd a zazgrzyta zbami. Przeraony czowieczek spojrza mu prosto w oczy. - Rozpuszczaj si, czarodzieju Zoranderze. ciany krypty si rozpuszczaj. Zedd zesztywnia i ypn gniewnie na zarzdc. - Do licha! Masz pod rk biay kamie z kamienioomu prorokw? - Oczywicie - potwierdzi z zapaem czowieczek. Czarodziej sign w fady szat i wycign may mieszek. - Zapiecztuj wejcie do krypty biaym kamieniem z kamienioomu prorokw. - Zapiecztowa na amen? - sapn zarzdca. - Tak. Zapiecztuj na amen. Inaczej rozpynie si cay paac. - Poda zarzdcy mieszek. - Wymieszaj ten magiczny proszek w modzierzu. Zapiecztuj, zanim zajdzie soce, rozumiesz? Zapiecztuj na amen przed zachodem. Czowieczek kiwn gow, porwa mieszek i pogna z powrotem po schodach tak szybko, jak mu na to pozwalay krtkie nogi. Min schodzcego w d wyszego ode mczyzn w przybranej zotem biaej szacie. w schodzi po schodach, chowajc zaoone rce w rkawach szaty. Chase ypn gniewnie na Zedda, stukn wielkim paluchem w pier czarodzieja. - Panis Rahl, dziadek mistrza Rahla? Hmm?! Zedd odchrzkn. - C, hmm, musimy o tym pogada. Zbliy si w czowiek w biaej szacie. - Czy jest tu gdzie mistrz Rahl, czarodzieju Zoranderze? Naley omwi pewne sprawy. Zedd zerkn na znikajcego w grze smoka. - Mistrz Rahl powrci za jaki czas. - Ale wrci? - Tak. - Czarodziej spojrza na twarz tamtego. - Tak, na pewno wrci. Po prostu dbaj o wszystko do jego powrotu. - My tu w Paacu Ludu jestemy przyzwyczajeni do czekania na powrt mistrza. Mczyzna w biaej szacie z rezygnacj wzruszy ramionami, odwrci si i chcia wej na schody, lecz Zedd go przywoa. - Je mi si chce. Macie tu co do jedzenia? Mczyzna si umiechn i szerokim gestem wskaza wejcie do paacu. - Ale oczywicie, czarodzieju Zoranderze. Pozwl, e ci zaprowadz do komnaty jadalnej.

- Co ty na to, Chase? Posiek przed drog? Stranik popatrzy na Rachel. - Zjesz co? Dziewczynka si umiechna od ucha do ucha i z zapaem przytakna. - Zgoda, Zeddzie. A dokde to si wybierasz? Czarodziej wygadzi szaty. - Zobaczy si z Adie. Chase znaczco unis brew. - Krtki odpoczynek i relaks? - Umiechn si domylnie. Czarodziej nie zdoa powstrzyma umiechu. - Te. Poza tym musz jecha do Aydindril, do Wiey Czarodzieja. Czeka nas sporo czytania. - Po co chcesz zabra Adie do Aydindril, do Wiey Czarodzieja? I to na lektur? Zedd zerkn na z ukosa. - Bo ona wie o zawiatach wicej ni ktokolwiek z yjcych.

You might also like