Strach

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 6

Przygody zbyt gonego czowieka

Strach

Pamitam, jakby to byo wczoraj. A w zasadzie.. gupio, ale.. to przecie byo wczoraj! Byem z Agat w kinie, a dokadniej w klubie filmowym Gryf. To wane, poniewa w zwyczajnym kinie oglda si zwyczajne filmy. Romans to romans, komedia romantyczna to komedia romantyczna, a popcorn chrupie a mio... i pachnie... W klubie filmowym Gryf jest zupenie inaczej. Filmy wybiera zawsze Agata. Obejrzaem w tym miesicu film o gejowskim gwacie oraz o trjkcie seksulanym. Oba produkcji niemiecko-szwedzkiej. To nie s filmy, ktre by si zobaczyo w normalnym kinie. Podobnie byo z wczorajszym seansem. Czeski komediodramat, ktrego caej fabuy nie bd przytacza. W skrcie bya to opowie o yciu kobiety, ktra kochaa, pomagaa, ale te bya wiadoma swoich celw, swoich przekona... Ech, dugo pisa. Musicie sami to obejrze. Jedna scena jednak na pewno mi zapadnie w pami... Tytu to ycie pani profesor Vryovej... Kochanie ju musimy si ubiera. Wypie herbatk? dolatuje gos pani profesor Vryovej. W salonie przy okrgym, drewnianym stoliku siedzi stary, ponad osiemdziesicioletni mczyzna. Jest prawie ysy. Jego gw przyozdabiaj mae, brzowawe plamki. Zza okularw w cienkich oprawkach spogldaj mae, lekko jakby zawe oczy. Jest ubrany w kremow koszul, jasne spodnie podtrzymywane pomaraczowymi szelkami. Pan profesor

Schmitzer (profesor Magda Vryova jest on profesora Schmitzera, nigdy nie chciaa zmieni nazwiska) czyta wanie ksik i gos ony do niego nie dociera. - Wypie herbatk kochanie? ponawia pytanie pani profesor, troszk goniej, po czym sama wchodzi do pokoju. Siwe wosy ma upite w kok, skra jej twarzy nie jest tak pomarszczona, jak skra pana Schmitzera. Jest od niego o dziesi lat modsza. Ma ubrane pbuty na niskim obcasie, spdnic oraz sweterek. Ji, wypie? - Hmm, co? - Pytaam... ech umiecha si i gadzi ysin ma Ubieraj si, bo si zaczo. - Co? Ju? A prawie przeczytaem. - Daj filiank. - Filiank? A w zasadzie po co, tak sobie myl? - No musimy j odoy na jej miejsce. Dla niej to te wana chwila. Ty chyba nie chciaby przey jej utytany i na przykad w piwnicy? - Nie, nie, za nic, masz absolutn racj. Gdzie moja marynarka? - W garderobie na wieszaku. powiedziaa pani profesor i wolno wysza z salonu. - A Jaromr mylisz te bdzie? powiedzia profesor Schmitzer, jednak za cicho, by onie udao si go usysze i odpowiedzie. Kontynuowa jednak dalej. Hmm, ciekawe. Pewnie nie. Przecie zaczo si od Pragi, w Nymburku pewnie nic jeszcze nie wiedz. Nie zdy przyjecha. Pewnie siedzi U Rudolfa, popija smichowskie piwo, a ja przegraem zakad. Miaa racj, e zacznie si w Pradze. Czemu w Pradze, a nie w Moskwie, to ja tego nie rozumiem... - Co mwisz? powiedziaa profesor Vryova. - Mwi, e przegraem zakad. - Bo jeste niedowiarkiem. Mwiam Ci od dawna. - Pytanie jednak, dlaczego nie w Moskwie.

- Ja zawsze uwaaem, e w naszym miecie yj dobrzy ludzie. - No i walczylimy o wiar! Moe to to? - Ach, znw husyci. Jakby to byo przez nich to bymy nie czekali tak dugo. - Moe i tak. - Gotowy? powiedzia pani profesor, umiechna si i z ogromn czuoci pocaowaa profesora Schmitzera w usta. Profesor rwnie si umiecha i spoglda na on zazawionymi oczami. By moe ze wzruszenia, a moe ze staroci, ze zmczenia czytania ksiki. - Gotowy. Cae ycie byem gotowy. Odkd poznaem Ciebie. - No to idziemy. Staneli w salonie i rozejrzeli si dookoa. Pani profesor Vryova spogldaa na kwiaty, obrazy, na zdjcia ich dzieci... Pan profesor Schmitzer patrzy tsknie za swoj ksik... Pani Vryova cisna ma dwa razy za rk, wyrywajc go z zamylenia. Poszli do przedpokoju, gdzie Ji otworzy onie drzwi. Magda za to zamkna je na klucz, ktry woya do kieszeni. Coraz goniej byo sycha dobiegajce z ulicy wrzaski, wisty, jaki przeraliwy warkot. - Wiesz, e ja nie nosz klucza chyba od dziesiciu lat? powiedzia profesor jakby nie zwracajc na to wszystko uwagi. Raz jak zostaa duej na uczelni musiaem siedzie w kawiarni na dole przez sze godzin. Prawie wyzionem ducha po tych czterech kawach i dwch herbatach. - Bo nie umiae powiedzie, e chcesz posiedzie i tyle. - To nie uprzejme. Ji Schmitzer otworzy ponownie drzwi, ale tym razem wyszed pierwszy, eby nie naraa najwyraniej ony. Na ulicy przed kamienic due grupy ludzi z przeraeniem uciekay, niektrzy chowali si po bramach. Jaka matka klczc w jednej z nich z przeraeniem przytulaa dwoje dzieci do piersi.

- Och, jeny powiedziaa z przejciem pani profesor patrzc na ni. Niebo byo czarne. Byo czarnym tem. Cho wyranie na nim wida byo byski, twarze, postacie, starcia wiata, niby wielkie zderzenia gwiazd. - Jeszcze nie... zacza pani profesor, kiedy niebo rozdar siedem razy potworny, tubalny huk. Pastwo Schmitzer-Vryova przygldali si temu spokojnie, pomimo caego zamieszania dookoa. Na niebie wiato uoyo si w posta kobiety, ktra popchna lekko synka, po czym przygasi je wielki cie leccego smoka. Po chwili dobieg z nieba wielki huk, ktry ju pozosta. By to odgos bitwy. Wrzask bestii miesza si z chrem aniow, czarne niebo migotao. Na Prag zaczli spada jedcy utworzeni z mroku i zacza si rze. Przelatywali przez kamienice, domy, bramy, rac mieczami, wybijajc ludzi, rozpruwajc ich. Pan profesor rozglda si dookoa i w kocu powiedzia do ony: - To dlatego nie mogem doczyta? Nie byoby sensu si chowa, o to chodzi? - Najpierw tchrzliwych. - A my nie jestemy tchrzliwi? Dlaczego nie jestemy? - Bo jestemy ju starzy kochanie. Nasze dzieci s ju due. Nasz czas dobieg koca. Nam ju nic si nie moe sta mwia pani profesor idc z mem pod rk rodkiem ulicy. Szli wolno, rozgldajc si ciekawie dookoa. Tym bardziej teraz, kiedy nie tylko nasze ycie si dokonuje. No i wielki sceptyku masz odpowied. - Ja nie byem sceptykiem, tylko szanowaem pana Lema i jego anegdot z zup. By ode mnie starszy, tym bardziej naleao go sucha. Nagle, niedaleko niech czarny miecz przeci nastolatka. Pan Schmitzer tym razem si odwrci, chcia zareagowa, co zrobi, obroni chopca. Magda Vryova dotkna doni ma, uspokajajc go. - Nic nie moemy zrobi kochanie. Nic. Nie denerwuj si. To si niedugo skoczy.

- Tak, tak. powiedzia pan profesor i wyszli na plac Wacawa. Ponownie skierowali si na rodek. Na deptak pomidzy ulicami. Nagle przelecia nad nimi gadzi cie. Pan profesor podnis szybko gow, pani profesor znw si umiechna. - Uparciuch do koca. - Poradziem sobie z komunistami... gos profesora zaguszyy kolejne wrzeski i przytaczajcy ryk dochodzcy z nieba nad miastem. Nie z nieba, w ktrym toczya si bitwa, ale znacznie bliszej... Dookoa mroczni rycerze mordowali na caego. Jednak plac Wacawa zapenia si osobami, ktre demoniczna kawaleria pomijaa tak samo jak uniwersyteck par. Szli ulicami niczym ogromna demonstracja, ktra wychodzia z ulicy, tej samej co Magda i Ji. Spokojnie ponad sto tysicy ludzi... Gadzi cie powrci, dookoa staruszkw zerwa si wiatr, po czym przed nimi wyldowaa szciogowa bestia. By pomieszaniem, tworem niczym z nieudanego eksperymentu. Jego ciao pokryway zarwno uski, jak i sier, futro, gadzia skra, opywajca czym, co wygldao jak ropa. Podobnie gowy byy rne. Wowa, barania, ropusza, psia, rybia i ludzka. Wrzeszczce. Ludzka bya rodkowa i wrzeszczaa najbardziej zrozumiae zdania w jakim gardowych, szarpanym, wyjcym jzyku. Profesor Schmitzer zacisn pici, zazawione oczy ledziy ruchy gw. Gowa staruszka lekko si pochylia, niewiadomie chcia wyswobodzi rk o pergaminowej skrze, by broni swojej maonki. Profesor Magda Vryova znw dotkna ma, on odwrci si w jej stron i znw zobaczy umiech i pene wzruszenia oczy. - Mj Prokopie... Ji uspokoi si i tym razem popyna mu za. - Mi jest ciko si pogodzi kochanie... - Bo si boisz, a przecie widzisz. - No tak. Masz racj.

Profesor odwrci si w ston bestii, ucisn rk ony i spojrza spokojnie w niebo. ysiejcy, z plamami na gowie. W okularach, w marynarce, spodniach na szelkach, w wypastowanych butach. Pani Vryova rwnie spojrzaa. Z wosami upitymi w kok. Z delikatn, pergaminow skr, bkitnymi bystrymi oczami. W pbutach, spdnicy, w sweterku. Z nieba dobieg ich ryk. Czer si rozerwaa. Powstao pknicie przez ktre przelecia anio, ktrego skrzyda byy szerokie niczym caa Praga. Jego samego ciko byo dojrze, tak ostre wiato bio z jego postaci. Wycign wietlist, niebisk rk i zmiady smoka, a Prag spowio niebiskie wiato. wity Micha wbi si w chodik, w ziemi, roztapijc, rozmywajc obraz.... zamazujc postacie staruszkw oraz reszty ze stu czterdziesty czterech tysicy. Z niebieskiego wiata, w ktrym ju nic nie byo wida, pewny i spokojny, dobieg gos pani profesor Magdy Vryovej Zawiadczaam, e przyjdzie. Na co odpowiedzia gos pana profesora Jiego Schmitzera: - Amen, kochanie. - W kocu jaki wietny film w tym dziwnym klubie... wymskno mi si. Czeskie kino idzie do przodu. Scenarzysta mia farta, e to nakrcili... To mnie ciekawi, czy... Agata siedziaa, ze zami w oczach. - Cicho! Zawsze musisz gada!

Artur Polejowski

You might also like