Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 101

Andrzej Sapkowski mija

2009

Wydanie polskie
Data wydania: 2009 Opracowanie graficzne: Tomasz Piorunowski Wydawca: Niezalena Oficyna Wydawnicza NOWA Sp. z o.o. ul. Nowowiejska 10/12 00-653 Warszawa email: redakcja@supernowa.pl ISBN: 978-83-7578-021-5

Wydanie elektroniczne:
Trident eBooks tridentebooks@gmail.com

Pamici Jiki Pilcha, czeskiego wydawcy i wielkiego przyjaciela polskich pisarzy powie t powicam. Andrzej Sapkowski

Etot suczaj sta dawno legiendoj Na czuoj afganskoj storonie y odin sodat s lubowju biednoj Dowierjasa on odnoj zmieje... Wiktor Mazur It was no dream; or say a dream it was, Rea are the dreams of Gods, and smoothly pass Their pleasures in a long immortal dream. John Keats, Lamia

wit nad Hindukuszem jest jak eksplozja jasnoci. Nieprzebita czer nocy blednie tylko na sekundy, potem od razu jasno podpala chmury, zapalaj si i pon olepiajcym ogniem niegi na szczytach. Nagle ma si wraenie, jakby gdzie tam, daleko, za grzbietem grskim, kraterem otwaro si wntrze ziemi, wzbierajc i kipic pynn mas wrzcej lawy. Jakby gdzie tam, daleko, za zbat lini szczytw, rozpostar ogniste skrzyda ar Ptak, zrywajcy si do lotu w przestworza. ar Ptak wzlatuje, jasno ogarnia cay widnokrg, wzbierajcy bbel wiata wypenia niebo nad szczytami, blask z zawrotn szybkoci pynie w d, w d po pobrudonych lebami cianach i zboczach. ciany i zbocza podna Hindukuszu, za dnia niezmiennie szaro-buro-popielate, w chwilach witu szlachetniej olepiajcym zotem. W krtkich chwilach witu, tylko w tych krtkich chwilach, na krtk chwil Afganistan staje si pikny. O brzasku, gdy nad Hindukusz wzlatuje ar Ptak, zbocza gr pokrywa zoto, a Afganistan piknieje, jest zimno. Tak zimno, e metal akaemu pokrywa si warstewk szronu. Szronu, ktry bolenie klei si do palcw. *** Nie spa przestrzega Lewart, nacigajc na zzibnite uszy konierz buszata, miego sztucznego misia. Nie spa tam! Waun? Nie pij! Rogozin? pisz? Czuwam! Karajew? Czuwam, praporszczyk. Nie pi. Za zimno, blin ... Pawe Lewart odlepia palce od akaemu, przeciera pokryw rkawem. Obok, z prawej, wierci si Waun, dla podkomendnych sierant Walentin Trofimowicz Charitonow, rozciera rce, burczy co pod nosem. Z lewej ziewa Azim Karajew, ksywka Zima. Dalej, za Zim, w uoonej z kamieni jednoosobowej fortecy rozpiera si Miszka Rogozin, stuka i zgrzyta dwjnogiem swego RPK, pobrzkuje cynkiem z amunicj. Robi si janiej. Zastawa budzi si do ycia, ludzie ruszaj si w blokpostach, stkaj i kln w wyrytych w kamienistej ziemi okopach, w oboonych gazami gniazdach posterunkw. Skd z bliska w zimnym grskim powietrzu czu wszystko dolatuje dymkowy zapach, kto ola zakaz, nie wytrzyma bez papierosa. Waun gono smarcze, wyciera nos, dubie w kciku oka, wpatrzony w d, w wylot wwozu i jasn wstg wypywajcej stamtd, zwijajcej si jak w straacki drogi. Lewart wychyla si zza kamieni, patrzy w kierunku przydronego KPP, posterunku i bunkra obsadzonego przez Zielonych, askerw z rzdowej armii afgaskiej. Nic si tam nie dzieje. Nic nawet nie drgnie. pi pewnie, Azjaci. pi godzi si ospale Waun, sierant Walentin Trofimowicz Charitonow. Nitki tylko patrze. Tylko patrze ziewa Azim Karajew. Dzie jak co dzie. Da zdrawstwujet Sowietskij Sojuz... Blin. Z tyu, z punktu dowodzenia, podniesione gosy Komwzwoda, dowdca plutonu, starszy lejtnant Kirylenko, ruga ktrego z sierantw. Sierant ruga onierzy. Zapewne tych, ktrzy zapalili. Albo zeszli z posterunku, by si odla. Lewart podnosi do oczu lornetk, patrzy na zakrt drogi i wylot wwozu. Nitki, czyli kolumny, nie ma. Ale tylko jej patrze.
1

***

Konwj, jak wszystkie inne, idzie znad granicy, z bazy transportowo-przeadunkowej w Hajratonie. Najpierw ma do pokonania osiemdziesit kilometrw pustkowi do Mazar-i Szarif, stamtd grskie serpentyny wij si a do Puli-Chumri, bite kilometrw dwiecie. Wkrtce za Puli-Chumri zaczyna si przecz Salang i tak samo nazwany dugi na prawie trzy kilometry tunel, dziurawicy serce Hindukuszu. O tej porze, Lewart spoglda na zegarek, konwj z pewnoci przeby ju Salang, jest ju za poudniowym wylotem tunelu. Z miejsca, gdzie zzibnity Lewart patrzy na drog, od wylotu wwozu, ktry obserwuje, do poudniowego wylotu Salangu jest okoo pitnastu kilometrw. Bdc ju za tunelem nitk od Bagramu dzieli w tej chwili jeszcze jakie szedziesit. Od Kabulu ponad sto. Najniebezpieczniejszy odcinek trasy. Dlatego ubezpieczany zastawami. Takimi jak ta. Noszca kodow nazw: Newa. Sysz silniki ogasza sierant Charitonow, ksywka Waun. Z pogronej w cieniu paszczy wwozu wyania si kolumna, wjeda na ptl drogi, prezentujc prawe burty jak na defiladzie, maszyny s wyranie widoczne na tle osonecznionego zbocza. Pierwszy jedzie BTR-70, lufa KPWT w wieyczce maksymalnie podniesiona, zadarta czujnie, wszca zagroenie. Za beteerem dwunastokoowy ural, skrzynia adunkowa zakryta plandek, jakie trzydzieci metrw za nim nastpny, za nim jeszcze jeden. Dalej tponosy dziesiciotonowy kamaz, za nim kolejne, dymice spalinami, wiszczce hydraulik, potne, dwustukonne, nie jakie tam zwyke ciarwki, nie jakie byle jakie cywilne gruzowiki, lecz budzce respekt machiny wojny, po brzegi i po granice wytrzymaoci osi wyadowane tym, czym wojna si karmi, bez czego wojnie si nie obej. Za nimi maz, cysterna z paliwem. I jeszcze jeden ural. Zakrcaj po serpentynie, defiluj, tym razem prezentujc zastawie lewe burty, ubocone mieszanin pyu pusty i niegw Hindukuszu. Prowadzcy beteer jest ju sto metrw od KPP i przypaszczonego do ska posterunku Afgaczykw. Jest zimno, ale Lewartowi nagle robi si jeszcze zimniej. W uszach czuje nagy ucisk, ttnienie, przechodzce w natrtny owadzi brzk, jakby pszcz rozgniewanych stukaniem w ul. I nagle wie. Nagle ma pewno. Tak, jak wielokrotnie przedtem, gdy mia pewno. Duchy... szepcze nagle. Waun odwraca si. e co? Pasza? Duchy. Duchy! Duuuuchyyyyyy! Zasadzka! Alaaaarm! Na drodze nagy rozbysk, dym, krzyki na zastawie guszy rwca uszy eksplozja. Rbnity fugasem BTR podskakuje i zlatuje z trasy jak kopnita dziecica zabawka. Huk, huk, zbocze za drog rozkwita dymami, w d, ku kolumnie, wlokc smugi jak indiaskie strzay, lec pociski z granatnikw. Pierwszy ural dostaje prosto w szoferk, wybucha, podskakuje i osiada. Dwukrotnie trafiony kamaz momentalnie staje w ogniu, ponie jak pochodnia. Zastawa budzi si z zaskoczenia, staje do walki. Ze stanowiska dowodzenia omoce PKM, otwieraj ogie kolejne posterunki. Lewart zagryza wargi, naciska spust, akaem szarpie si w doniach, kolba tpo upie w rami. Obok strzela Zima, uski sypi si gradem. Strzela z RPK ukryty w swej dziurze Misza Rogozin, pruje dugimi seriami. Strzela ju caa zastawa, kady blokpost, kade stanowisko, strzela kada lufa plutonu, strzela wszystko, co zdolne strzela. Rwane kulami zbocze wwozu za drog rozkwita chmurami kurzu. Cel jest jasny i prosty. Przydusi ich do ziemi! Przydusi do ziemi duszmanw z RPG i bazookami, nie pozwoli im bezkarnie wali do kamazw konwoju. Ka-pe-pe! wrzeszczy ostrzegawczo kto z tyu, z pooonego wyej posterunku. Ka-pe-pe! Lewart widzi, o co chodzi, w lad za innymi przenosi ogie na bunkier i posterunek afgaskich askerw. Bo stamtd nagle te wal RPG i bazooki. Drugi kamaz zamienia si w ognist kul, trzeci, z odstrzelonymi koami, osiada ciko na podwoziu. Konwj broni si, ujada zamontowany na uralu wadimirow, ostrzeliwuje si eskorta. Ostrzeliwuje si niemrawo. I krtko. Serie z afgaskiego posterunku roznosz j w strzpy.

Eksploduje maz, wybucha cysterna, ponca ropa zalewa drog, ogie dociera do trzeciego kamaza, ogarnia go momentalnie. Z szoferki wyskakuje czowiek, cay w ogniu, pada city kulami. Czarny dym zasnuwa wszystko, smrd dusi i dawi. W dymie byski wystrzaw, eksplozje pociskw z RPG. Dym zasnuwa wszystko, niknie w nim droga, KPP i afgaski bunkier, niknie konwj pod ostrzaem, dym kuta je i kryje. Lewart ociera zawice oczy. Nie strzela, nie widzc. Waun klnie. Nie widz! wrzeszczy ze swej dziury Rogozin. Nic nie widz, blad! Z dou, od poncej ropy, pyn fale gorca i nafcianego smrodu. Z tyu nagle krzyk, stuk i zgrzyt butw, rwcy si, modzieczy, szczeniacki gos starleja Kirylenki. Starlej Kirylenko, wie nagle z mroc krew pewnoci Lewart, za sekund zrobi co nieprawdopodobnie gupiego. Szczeniacko i morderczo gupiego. Plutoooon! Do booooojuuuu! Za mn! Nie wierz, pomyla. Nie wierz. Plutoooon! Za mn! Na pomoc naszym! Wpieriooood! Pojebao go... stkn ze zoci i rozpacz Waun. Myli, e co tu, kurwa, jest, uk Kurski? onierze plutonu wyskoczyli, wyszli z ukry. Wszyscy. No, moe nie wszyscy. Pobiegli. Za starlejem. Sied, Pasza wydysza Waun, elaznym chwytem osadzajc i cigajc Lewarta do okopu. Sied! Kirylence odbio, ale ty nie wariuj! Sied! I ty te sied, Michai! Sied tam na dupie! A ty, Zima, dokd? Dokd, twoju ma! Stj! Stj, mwi! Zima nie posucha. Pluton, nawet jeli niecay, wyszed z ukry. Za starlejem Kirylenk. Na rozkaz. A duszmani, taka ich ma blad, tylko na to czekali. W zastaw rbny seriami dwa DSzK, z grani i ze lebu, zadudniy tpo, dah-dah-dah-dah-dah, pociski przeryy przedpole, mieszajc ziemi, piasek i kamie. I ludzi. Nim sierant wcign go w ukrycie, Lewart widzia kurzaw krwi, jak z syfonw sikajcej z trafianych, widzia, jak padaj, cici i siekani kulami, sysza, jak krzycz i wyj. Widzia, jak trafiony w brzuch Azim Karajew amie si jak scyzoryk, widzia, jak tarza si po piasku, krwawic, a piasek wok a si gotuje. Widzia, jak mundur na plecach starleja Kirylenki dymi i rozrywa si nagle, pka krwawo, a sam starlej pada, twarz w d, w bury afgaski piach. Eksplozja, jedna, druga, oguszajcy huk, wizg odamkw, wok a czarno od poderwanego wiru i latajcych kamieni. Modzierz, pomyla Lewart, skurwiele maj i modzierz. Modzierz! krzykn. Kryj si! W ukrycia! Wszyscy w ukryyyciaaa! Zadawi si nagym brakiem powietrza. Dah-dah-dah-dah-dah, nie ustaway de-sze-ka. Dah-dahdah-dah-dah. Pociski rozbijay w py nawet cakiem spore kamienie. Skuli si, wcisn twarz w rkaw buszata. Syczce wycie, olepiajcy bysk, rwcy uszy huk, wstrzsajca gruntem detonacja, fala gorca. RPG, skojarzy z miejsca, to RPG. Wypalony z bliska... Z bliska! Allah-u akbaaar! Duuuuuchyyyyy! Krzyczeli ju i inni, caa zastawa, wszyscy widzieli ju wyrastajce jak spod ziemi sylwetki w paskich pakolach i turbanach. Mudahedini szli do natarcia, wzywajc Allaha, palc ze wszystkiego, co mieli. Lewart sysza wok szybkie fit-fit-fit-fit leccych pociskw. De-sze-ka nie cichy, wci upiy po stanowiskach plutonu. Na moj komend! ryczy ze stanowiska dowodzenia starszy praporszczyk Panin. Pluton do boju! Ognia! Allah-u akbaaaaaar! Ognia! ryczy Panin. Strzela, bliaaa! Strzeeelaaaa! Strze...

Eksplozja, po plecach wali grad wiru i drobnych kamykw. Lewart nie musi si oglda, wie, co si stao, wie, skd te odamki, co odebrao gos Paninowi, dlaczego umilk nagle PKM ze stanowiska dowodzenia. Wie, e to bezporednie trafienie, granat z modzierza w sam rodek blokpostu. Ognia! Ogniaaa, job twoju maaaaaa! Chwaa Bogu, yje, oddycha z ulg Lewart. Alosza Panin yje i dowodzi... Chwaa Bogu, e nie ja... Kolejny po starszestwie... Zaciska zby i dusi spust akaemu, strzela. Strzela obok Waun, strzela ze swojej dziury Rogozin, strzela cay pluton. Mimo gstego i nieustannego ognia, stwierdza ze zgroz Lewart, sylwetek w pakolach, turbanach i arafatkach wcale nie ubywa, jest ich coraz wicej. I s coraz bliej. Tak blisko, e wida ju kady detal. Jak choby ten, e dwch spord biegncych wprost na nich brodaczy niesie rczne granatniki, jeden RPG-7, drugi stareki RPG-2. e obaj przyklkaj, bior bro na ramiona. Ledwo zdy skurczy si na dnie okopu i zakry gow rkami. Przynajmniej jeden pocisk kumulacyjny trafi w ich blokpost, prociutko w stanowisko Miszki Rogozina, w jego kamienne gniazdo. Na oczach oguszonego straszliwym hukiem Lewarta z gniazda, wraz z dymem, ogniem i odamkami skay, wyleciao to, co z Miszki zostao: strzp skrwawionej paszcz-paatki, co przypominajcego zwglony arbuz i wielki kb karminowo-sinych flakw. Skurczony obok Waun trci go czym twardym w plecy, oguszony Lewart zobaczy, e sierant w obu doniach dziery granaty obronne F-1. Zbami wydar obie zawleczki, rzuci granaty na przedpole, krtko, nie wychylajc si. Lewart poszed za jego przykadem, ciskajc kolejno swoje wasne limonki. Gdy poprawia dwoma zaczepnymi RGN, F-1 zaczy wybucha, eksplozje i wycie odamkw zguszyy na moment dzikie ewokacje do Allaha. Podnis z ziemi i rkawem przetar swj kaasznikow. Waun szarpn go za rami. Wiejmy std! Do tyu! Nogi, Paszka, nogi! Inaczej nam chana! Wyskoczyli z blokpostu, poderwali si wrd wistu kul, przebiegli, kicajc jak zajce, do nastpnego stanowiska, moe dziesi metrw, dziesi metrw skalistej ziemi, dziesi metrw wzbijanej pociskami kurzawy. Przeturlali si przez brustwer, spadli wprost na ciaa, na trupy, na wyjcych rannych, na puste magazynki i cynki po nabojach. Jedyny zdolny do walki onierz, Lewart nie mg pozna, kto to, rycza przeklestwa, wrzeszcza przecigle, z kolb przy okopconym policzku bez przerwy strzela z pekaemu, sia kulami po przedpolu. Allah-u akbaaaar! Yalla, yalla! Basmacze posrani! dar si, strzelajc, kaemista. Sucze-nachuj-syny! No, chodcie! Chodcie! Do okopu, odbiwszy si od brustwery, wpady dwa granaty, RGD i kakaowe pakistaskie jajko. mier, pomyla Lewart, paszczc si jak fldra na usianej uskami ziemi. Waun skoczy szczupakiem, chwyci i z lecego wymachu odrzuci ergedeszk, eksplodowaa na przedpolu. Pakistaski granat wturla si midzy trupy i rannych, oni te wzili na siebie wikszo odamkw po wybuchu. Lewarta rzucio na wznak, znowu oguch, od huku i od wycia pokaleczonych. Ktry ciska si obok, wierzga, zaczepi butem za pas akaemu i wyrwa go Lewartowi z rk. Allah-u akbaaar! Na brustwer wskoczyo dwch. Wielki brodacz z dzikim wzrokiem i niady typ w arafatce, saudyjski ochotnik. Saudyjczyka natychmiast ci seri kaemista z okopcon twarz, sam zaraz potem ginc od serii brodacza. Allah-u akbaaar! Muszka zamknita, odnotowa irracjonalnie Lewart, patrzc na karabinek brodacza, gorczkowo macajc wok w poszukiwaniu broni. To chiski kaasznikow, chiska produkcja, przerzucona z Pakistanu... Namaca, stkn rozpaczliwie, unis, mia cholerne szczcie, tym bowiem, co namaca, by czyj

porzucony AKS, lejszy od akaemu i dajcy si szybciej unie. Trzymajc krtk bro w wycignitych rkach, w gecie odruchowo obronnym, nacisn spust. Trafi ducha z chiskim kaasznikowem prosto w twarz. Krew, zby i kaki z brody poleciay we wszystkie strony. Tak jemu! zarycza dziko Waun. W wisk mord! W ten ryj bisurmaski! Chwyci PKM zabitego strzelca, wskoczy na brustwer, na rwne nogi. Gaaaady! dar si, walc z biodra, wodzc luf. Suuuuukiii! Pokraaaaki! Kurwa ma wasza jebana! Milukin, przypomnia sobie Lewart, ten zabity kaemista to by szeregowy Milukin. Nie mg podnie si z ziemi, nogi mia jak z waty, cae ciao, wydawao si, kade cigno, wszystko odmwio posuszestwa. Zacinita na chwycie akaesu do za nic nie chciaa si rozewrze, drgaa w skurczach. Grunt pod nim zadygota nagle od eksplozji, stanowisko wypeni mierdzcy dym. Lewart zachysn si, rozkaszla, zazawi w wymiotnym odruchu. Waun wystrzela ca tam z puda, cisn PKM. Rzuci si na kolana obok Lewarta, chwyci go za rami, szarpn. Lewy rkaw mia poszarpany, goe rami pod nim we krwi. Nogi, Pasza! Dalej, ywo! ywo, bratan! Lewart przemg si, zerwa. Wyskoczyli z okopu, przebiegli nastpne dziesi metrw, cz trasy na nogach, cz na czworakach, pod kulami, dopingowani wrzaskami duszmanw z tyu i zachcajcymi krzykami towarzyszy z ziejcego ogniem blokpostu dowodzenia. Zbawczego blokpostu, ktry nagle otwar si przed nimi niczym wrota raju, a oni wtoczyli si do rodka, apic ustami powietrze jak ryby w niewodzie. A starszy praporszczyk Panin, niczym wity Piotr, powita ich icie rajsk wizank. ywi, kurwa? Cali? To czego, chuj z wami, ley jeden z drugim? Bra bro! Bro bra, ma wasz! I do boju! Do boju!!! Broni nie brakowao, blokpost peen by zabitych i niezdolnych do walki rannych. Porwali za akaemy, doczyli do linii, do liczc na oko jakich dziesiciu onierzy, ostrzeliwujcych si ostro i gsto. Na dnie, skurczony, siedzia Kola Sinicyn, radzista, nieustannie powtarzajc do mikrofonu mantr wezwa pomocy. Ognia! dar si Aleksiej Panin, wity Piotr, nawet podobny do witego klucznika, gdyby witego ogoli, ostrzyc na zapak, umaza mu gb krwi i smarem i wcisn do rk AK-74. Ognia! Ogie cigy! Blokpost strzela. Obok Lewarta, przywarty do niego barkiem, pray z pekaemu modszy sierant Kriuczkow, ksywka Kriuk. Za nim, biorc zamachy jak posgowy grecki dyskobol, szeregowy ugowoj ciska na przedpole granaty rczne. Na oczach Lewarta dosta kul prosto w czoo, z potylicy krew buchna mu fontann dug na metr. Allah-u akbar! Allah-u akbaaaaar! Ja Newa, ja Newa... powtarza rwcym si gosem Kola Sinicyn, kiwajc si nad radiostacj jak yd nad Talmudem. Zero-pierwszy, jak mnie syszysz... Ja Newa... Allah-u akbaaaaar! Marg bar szurawi! Kola Sinicyn przesta mwi, zacz szlocha, kiwajc si coraz szybciej i szybciej. Kriuk mocowa si z zacitym pekaemem. Waun strzela i wrzeszcza. Eksplodujcy granat obsypa ich piaskiem i wirem, wrzaski atakujcych przybray na sile. Alosza Panin oderwa zakrwawiony policzek od kolby, splun soczycie. Chujowo, rebiata podsumowa zimno. Jej Bogu, my w gubokoj opie. Faktycznie, wydawao si, e nie ocalej. Ale ocaleli. Ocalenia, o dziwo, nie przyniosy im Krokodiy, szturmowe migowce Mi-24, te zjawiy si pniej, niewiele zreszt wyprzedzajc czogi i BMP idcej z odsiecz broniegrupy spod Czarikaru. Ratunek przyszed z najmniej spodziewanej strony od konwoju. Od wydawaoby si do cna spalonej,

ze szcztem rozbitej, unicestwionej ju nitki. Zamykajcy kolumn ural eskorty odsta na Salangu, na miejsce zasadzki dotar z opnieniem. Ural na skrzyni wiz zamontowan zuszk. Szybkostrzelne dziako zenitowe ZU-23 o dwch sprzonych lufach. Dwudziestotrzymilimetrowe pociski z luf zuszki przeoray najpierw zbocze po prawej stronie drogi, szybko czyszczc je z mudahedinw z bazookami. Potem artylerzyci obrcili lufy na lewo, na duszmanw na przedpolu zastawy. I przemieszali ich ze wirem. Przemieszali dokadnie, mona by rzec: na gadk mas, jak nadzienie do pielmieni. A potem, wci w tempie dwch tysicy pociskw na minut, prali po uciekajcych, prali a do przegrzania luf. Ale nim przegrzali lufy, nad zastaw ju warkotay Mi-24, a gry zatrzsy si od eksplozji wystrzeliwanych przez nie nursw. Lewartowi nie dane byo widzie ani przylotu migowcw, ani rakiet. Wybuch ostatniego wystrzelonego w blokpost pocisku z RPG, ten sam wybuch, ktry okaleczy modszego sieranta Kriuczkowa, Lewarta cisn na kamienie z takim impetem, grzmotn jego gow o gaz z tak si, e zapad w bezwad i ciemno, uton w niebycie i pogry si w nim. Kompletnie i nieodwoalnie. Gdy przybya odsiecz, z zastawy Newa zeszo na wasnych nogach siedmiu onierzy, w tym starszy praporszczyk Panin i Waun, sierant Walentin Charitonow. Dziewiciu zniesiono na noszach, wrd nich radzist Kolk Sinicyna, caego, ale w cikim szoku. W traumie tak gbokiej i trwaej, e zapewnia mu dembel. Kriuka, ktry straci rk po okie, naturalnie demobilizowano rwnie. Lewart trafi do medsanbatu w Bagramie, gdzie zdiagnozowano wstrznienie mzgu. Wstrznienie mzgu dembelu nie zapewniao. Ataku na zastaw, jak wkrtce donieli konfidenci KHAD-u, dokona ze swym oddziaem Tarik Sayid Qdir, podlegy wsppracujcemu z wywiadem pakistaskim ugrupowaniu Damiat-i Islami. e za wedug jednego z konfidentw baz wypadow Tarika Sayid Qdira miaa by wioska Chorandarik, wiosk Chorandarik ostrzelay i zbombardoway myliwce szturmowe Su-25, nie zostawiajc z niej kamienia na kamieniu. Trzy dni pniej KHAD oskary o atak na zastaw mudahedinw muy Abdurabullaha, jednego z podkomendnych Gulbuddina Hekmatiara z ugrupowania Hezb-i Islami. A e aktywnej pomocy mulle Abdurabullahowi miaa udziela wioska Szaran Karz, wiosk Szaran Karz poddano ostrzaowi rakietami odamkowo-burzcymi z wyrzutni BM-21 Grad, nie zostawiajc z niej nawet wikszego kawaka gliny. Niedugo pniej KHAD rozstrzela swego konfidenta, okazao si bowiem, e oskara faszywie, majc z mieszkacami obu wiosek zatargi natury personalnej. Atak za na zastaw tak naprawd by dzieem niezalenego chwilowo od nikogo pukownika Munawara Rafi Hafiza, bazujcego niekiedy w kiszaku Szindzaraj. Poniewa jednak tymczasem namnoyo si ju cakiem nowych i wieych atakw na posterunki i w kancelariach panowa nieopisany bajzel, logistyka zawioda i kiszaku Szindzaraj zapomniano zbombardowa. Zamiast tego szturmowce Su-17 zrzuciy bomby na bdc cakiem ni pri czom i pokojowo usposobion wiosk Mirab Chel. I przemieszay j z ziemi. Dokadnie, mona by rzec: na gadk mas, jak nadzienie do pielmieni. Destrukcji ulegy nawet okoliczne urwiska skalne i paskorzeby na nich, pamitajce Seleucydw. Tymczasem Pawe Lewart wyszed ze szpitala. A mieszkacy wiosek, jak zwykle, spdzili do kupy rozpierzchnite barany. Jak zwykle, pogrzebali zabitych krewnych i znajomych. I jak zwykle wzili si za odbudow. *** Od ryku turboodrzutowych silnikw zatrzs si cay budynek. Z pooonego nieopodal pasa startowego zrywa si wanie i ostro szed w gr Gracz, szturmowy myliwiec bombardujcy Su25, z daleka rozpoznawalny po krtkich skrzydach i eleganckiej sylwetce. Lewart chrzkn. Podoficer dyurny z pagonami sieranta unis wzrok, odoy czytane Znanije-

Sia. Na biurku lea jeszcze Krugozor, Iskatiel i Ryboow sportsmen. Lewart odczeka, a ucichnie ryk silnikw. Praporszczyk Lewart, pita kompania trzeciego batalionu sto osiemdziesitego puku... Kojarz przerwa dyurny. Ziewn, a zatrzeszczaa uchwa, spojrza na zegarek. Wczenie jestecie stwierdzi. To dobrze. Towarzysz major jest punktualny i od innych wymaga punktualnoci. Gdybycie si spnili, eskorta miaaby przesrane, a i wy... Zaraz, zaraz, a gdzie w ogle jest wasza eskorta, praporszczyk? To oni powinni mi zameldowa o dostawieniu, nie wy. Gdzie oni s? Sami przyszlicie czy jak? Ci z eskorty wzruszy ramionami Lewart zaraz za szpitalem wyrzucili mnie z uaza. I odjechali, kazawszy stawi si tu samemu. Uprzedzili, e za spnienie lub, uchowaj Bg, niestawiennictwo... Skopi dup i wybij zby dokoczy sierant, kiwajc gow. Ech, rozbezczelnio si towarzystwo, nic ju im si nie chce, tylko lewizna, kurwy i wda. Swoj drog dobrze, e ich posucha, bratan. Oni na wiatr nie obiecuj. Skopaliby ci dup nieodwoalnie. Lewart zlekceway swobodne przejcie na ty. Zawodowi sieranci zwykle mieli si za waniejszych od chorych i z trudem dawali si zmusza do respektowania rangi. Ten za sierant by na dodatek podoficerem wydziau specjalnego, bawicym si w dyskurs z kim, kto, kt to wie, moe za chwil opuci budynek jako aresztant. Dobry to zreszt znak sierant jakby czyta w jego mylach. Dla ciebie, znaczy si. Byyby na ciebie jakie sieriozne haki, samopas by nie pucili, skuty by tu przyjecha. A tak, zwyczajne przesuchanie, nic wicej. Tak ty, bratan, nie denerwuj si. Sid, o, tam na krzele. Pierwszy raz trafie do osobistw? Lewart zrobi dwuznaczny grymas. Osobistw, personel wydziaw specjalnych, otdieow osobowo naznaczenija kontrwywiadu i KGB, przyszo mu ju cierpie, jak wszystkim w Afganistanie, gwnie podczas rewizji, w argonie zwanych szmonami, majcych na celu wykrycie wojennych zdobyczy, cennych trofew, przedmiotw podania, wymiany i handlu, niekiedy na zastraszajco wielk skal. Szo gwnie o walut, o dolary, jak te heroin i haszysz, ale take o przedmioty zachodniego luksusu, ktrych posiadanie traktowane byo przez suby specjalne nie tyle jako dowd uprawianego upiestwa, ale susznie zreszt jako mogce wstrzsn posadami socjalistycznointernacjonalistycznej wiadomoci wojska. Oficerowie liniowi zwykle wyczani byli z upokarzajcego procederu bebeszenia rzeczy personalnych, ale praporszczykw nie oszczdzano. Jemu samemu przyszo ju kiedy gsto tumaczy si z dugopisu Parker, wasnego zreszt, przywiezionego z cywila. Prezentu od dziewczyny, pracujcej w biurze Inturistu na Sadowej. Pierwszy raz dyurny zniy gos a od razu do majora, na sam szczyt dywizyjnego szczebla. Wysoko, bratan, wysoko. Syszae, co o nim mwi? O Kulawym Sawieliewie? Lewart potwierdzi. Bo sysza. Kady sysza. O Igorze Sawieliewie, Kulawym Majorze od osobistw, w dywizji kryy legendy. Zna wszystkie. Albo prawie wszystkie. Jedna plotka rodzia drug, druga nastpn, jeszcze mniej prawdopodobn ni dwie poprzednie. Lewart po raz pierwszy usysza o majorze podczas szkolenia, na przedafgaskiej szkce w Aszchabadzie. Obecny szef osobowo otdiea sto smej dywizji zmotoryzowanej, opowiedzia kursantom ktry z dobrze poinformowanych podoficerw, by przedtem kaskaderem, suy w Kaskadzie, elitarnej jednostce specnazu, ktra w grudniu 1979 zdobya paac prezydencki Hafizullaha Amina w Kabulu, samego za Amina i ca jego gwardi rozwalia granatami. To odamek jednego z rzuconych wwczas granatw, upiera si sierant, gdy wtpiono w prawdziwo jego enuncjacji, przyprawi majora o widoczne kalectwo. C, jedni wierzyli, inni nie, a legenda, wzbogacana plotk o smakowite detale, trwaa. I przetrwaa do dnia, w ktrym zostaa podwaona przez inn, podobnie legendarn. Now plotk rozpucili, o dziwo, nie ludzie radzieccy, lecz Afgaczycy z 12. dywizji armii DRA. Lewart mia ju wtedy za sob afgaski chrzest bojowy, pod Gardezem sto sma okraa

duszmanw we wspdziaaniu z askerami z dwunastej. Poufao i nazbyt zaye kontakty z Zielonymi nie byy ani w modzie, ani dobrze widziane, ale od gadki nie uciekniesz, a plotki to plotki, maj to do siebie, e si rozchodz. I rozeszo si, e Sawieliew, czekista i szkolony szpion, by w Afganistanie na dugo, dugo przed atakiem na paac Amina i wkroczeniem 40. Armii. e, konkretnie, by w Heracie w marcu 1979, kiedy to doszo tam do buntu afgaskiego garnizonu pod wodz Ismail Chana. e z dziewicioma tylko towarzyszami zdoa wyrwa si i zbiec w gry, unikajc okropnego losu trzystu trzydzieciorga dwojga radzieckich doradcw wojskowych i specjalistw, oficerw i cywili, ktrych podczas trwajcej dziesi dni masakry mieszkacy Heratu linczowali, a rebelianci Ismail Chana torturowali na mier. Z uciekinierw przeyo czterech, opowiadali askerzy, w tym Sawieliew, trwale okaleczony skutkiem odmroe. Major powrci do Heratu po jego odbiciu. Wszed do miasta, a raczej do tego, co z miasta zostao po karnych nalotach cikich bombowcw Tu-16, na czele oddziau specnazu. I razem ze specnazem aktywnie odpaca mieszkacom Heratu za marzec 1979, dobre p setki ludzi poszo podobno w ramach owej odpaty pod ciank. ciga te Sawieliew Ismail Chana, ale tu ju rady nie da, Ismail Chan dowodzi wtedy ca armi mudahedinw i by zbyt potny. Za to ostatnie okrelenie opowiadajcy histori Zieloni dostali zreszt po mordach od przysuchujcej si bratwy ze sto trzeciej gwardyjskiej, w ich gosach desantnicy doszukali si bowiem nut podziwu. A e Zielonych, byo nie byo sojusznikw, bi zakazane byo pod kar, wysza z tego nieza rozpierducha, ledwo si dao zatuszowa. Obu szeptanym legendom, kaskaderskiej i herackiej, niespodziewany cios zadaa symptomatycznie kobieta. Pe przepikna. W osobie Zojki Prochorowej, lekarki z CWG, Centralnego Szpitala Wojskowego w Kabulu. Doktor Zojka cakiem niedwuznacznie sugerowaa, e zdarzyo si jej dawa majorowi dupy, fakt ten mia mocno podnie jej wiarygodno. Uwierzono wic w to, co od doktorki Zojki wyszo, a rozeszo si poprzez mocno rozgazion sie liniowej, sztabowej i medycznej kadry oficerskiej, ktrej lekarce dawa dupy take si zdarzao. A wyszo i si rozeszo, e major nie by ani w Kaskadzie, ani w Heracie, do Afganistanu na pierwsz tur trafi w grudniu 1981 wprost po czekistowskiej szkce w Ferganie, a utyka od czasw akademickich, z pijackiej fantazji wyskoczy by bowiem kiedy z okna w obszczeytii. Cios zadany legendzie delikatn damsk rczk by jednak, jak si okazao, bardziej dokuczliwy ni ciki, dugiego leczenia nie wymaga i trwaych skutkw nie pozostawi. Wkrtce pojawiy si wiadectwa z pierwszej rki, demaskujce doktor Zojk jako osob czsto mijajc si z prawd, inaczej mwic: kamliw suk. Powszechny onierski konsensus rewelacje Zojki uniewani zatem, a legenda Kulawego Sawieliewa popyna starym korytem jedni mieli go za specnazowca i kaskadera, inni uparcie czyli z masakr w Heracie. Sam major, plotki bez ochyby wietnie znajc, podsyca je, od czasu do czasu pojawiajc si i kulejc przed wojskiem nie w przepisowej formie, ale w krtkiej kurtce, specnazowskim berecie i ze stieczkinem w otwartej kaburze na biodrze. Dobra jest. Podoficer dyurny schowa urnay do szuflady biurka, wsta, obcign mundur. Jedenasta nol-nol. Idziemy. Z WPP startowa kolejny turboodrzutowiec, suchoj albo mig. Narastajcy, toczcy si niby grom oskot wprawi budynek sztabowy najpierw w drenie, potem w dygot. Idcy naprzeciw korytarzem grubas zatoczy si, opar o cian, zakl. Twarz mia czerwon i byszczc od potu, na rozpitej kurtce mundurowej dwugwiazdkowe pagony podpukownika. Honory uprzedzi pgosem sierant. Ostrzeony Lewart zasalutowa energicznie. Mijajcy ich grubas bekotn co, co brzmiao jak: nachuj blad, wysyajc im naprzeciw potn fal alkoholowego odoru. Na chuch tej miary, oceni Lewart, potrzebny by minimum litr. Oficerowie mrukn pod nosem sierant, nie ogldajc si. Lewart nie skomentowa. Dyurny podszed do drzwi, zapuka. Weszli. Towarzyszu majorze! Podoficer dyurny sierant Moejko melduje...

Spocznij. Odmaszerowa. Towarzyszu majorze! Praporszczyk Lewart... Spocznij, powiedziaem. Siadajcie. Na cianie nad gow majora wisia jakeby inaczej portret Dzieryskiego. Lewart napatrzy si ju na Feliksa Edmundowicza przy rnych innych okazjach ze swego yciorysu, hiszpask brdk i szlachetne polskie rysy mgby szkicowa z pamici i to nawet po ciemku. Nie powici wic portretowi uwagi. Major Igor Konstantinowicz Sawieliew by wysoki, nawet wtedy, gdy siedzia. Wosy na skroniach mia bardziej ni siwawe, a na ciemieniu bardziej ni rzadkie. Cho szczupy, donie mia jak kochonik due, czerwone i gruzowate. Rysw by nie mniej szlachetnych ni jego patron, a jego oczy, zdumiewajco agodne, byy koloru zwidych chabrw. Ale to Lewart mia stwierdzi nieco pniej, gdy ju major uzna za celowe unie gow i wzrok. Na razie nic nie wskazywao, by major mia uzna. Siedzia za biurkiem, pochonity, zdawao si, bez reszty teczk z burej tektury, przewracajc wpite tam dokumenty czerwonymi apskami kochonika. Praporszczyk Lewart, Pawe Sawomirowicz przemwi wreszcie, nadal z nosem w teczce, jakby nie mwi, ale na gos odczytywa ktr z teczkowych bumag. Jak tam wasz wstrznity mzg? Ulea si? Jestecie w peni wadz umysowych? Tak toczno, towariszcz major. Zdolni odpowiada na pytania? Tak jest, towarzyszu majorze. Sawieliew unis gow. I zwidochabrowe oczy. Uj owek, stukn nim o blat. Kto spyta, kontrapunktujc stukniciem strzela do waszego starleja? Starszego lejtnanta Kirylenki? Lewart przekn lin. Melduj, e nie wiem. Towarzyszu majorze. Nie wiecie. Nie wiem. Nie widziaem tego. A cocie widzieli? Bj. Bo trwa bj. A wycie walczyli. Tak jest, towarzyszu majorze. Walczyem. A za cocie, ciekawo, walczyli, praporszczyk? W susznej, po waszemu, walczylicie sprawie? Czy niesusznej? Lewart ponownie przekn lin, zaskoczony. Sawieliew patrzy na spod opuszczonych powiek. Mijaj wanie powiedzia, akcentujc wag niektrych wypowiadanych sw stukniciem owka o blat cztery lata i pi miesicy od posiedzenia Biura Politycznego, na ktrym nieodaowanej pamici towarzysz Leonid Iljicz Breniew, wspomoony rad nieodaowanej pamici towarzyszy Andropowa i Gromyki, zadecydowa, i naley pomc partii i proletariackim wadzom Demokratycznej Republiki Afganistanu w stumieniu szerzcej si kontrrewolucji. Podeganej przez CIA, midzynarodowy kapita i religijny fanatyzm. Ju cztery lata i cztery miesice Ograniczony Kontyngent naszej robotniczo-chopskiej armii pod wiatym kierownictwem partii wypenia w DRA swj internacjonalistyczny dug i obowizek. A w ramach Kontyngentu, w skadzie trzeciego batalionu sto osiemdziesitego puku zmechanizowanego sto smej motostrzeleckiej dywizji take i wy, praporszczyk Lewart. Susznie uznajc, e to nie byo pytanie, Lewart zachowa milczenie. Wojujesz wic stwierdzi fakt major. Internacjonalistycznie wypeniasz co trzeba. Z zapaem, oddaniem i penym przekonaniem o susznoci tego, co robisz. Mam racj? Z penym? A moe z

niepenym? Moe masz inn ocen radzieckiej obecnoci wojskowej w DRA? Inn ocen decyzji Biura Politycznego? I jego nieodaowanej pamici czonkw? Lewart oderwa wzrok od paskudnie obacego z tynku sufitu, spojrza na Sawieliewa. Nie na jego twarz, lecz na do i stukajcy o blat stou owek. Major jakby to zauway, bo owek zamar. Interesujcym podj byoby dowiedzie si, jake ty, przedstawiciel niszego szczebla dowodzenia, zapatrujesz si na t kwesti. Co? Lewart! Otwrze wreszcie gb! Zadaem pytanie! Ja tam, towarzyszu majorze Lewart odchrzkn jedno wiem. Ojczyzna kazaa. Sawieliew milcza przez chwil, obracajc owek w palcach. No prosz rzek wreszcie, zmieniajc ton z drwicego na jakby zadumany. Warte odnotowania. Miast frazesem, zapytany o polityczn wiadomo przedstawiciel niszego szczebla dowodzenia odpowiada cytatem z Okudawy. Mylc pewnie, e pytajcy cytatu nie rozpozna. A cytat w major powrci do zwykego tonu w twoim konkretnym przypadku na art zakrawa. Nazwisko takie jakie dziwne, oj, Rusi to ono nie pachnie, nie pachnie. A ruski duch? Utrwali si aby przez pokolenia? Pradziad, polski buntownik, zmar wszak i ley w mogile ciemnej, na domiar zego katolickiej, w Tarze, w byej guberni tobolskiej. Dziad, te Polak... Chcecie co powiedzie? Mwcie. Mj dziad rzek spokojnie i cicho Lewart nie wrci do wolnej Polski, cho mg. Po powrocie z Syberii zosta w Woogdzie, u boku babki, z domu Moczanowej. A jego najmodszy syn, mj ojciec... Uczestnik Wielkiej Ojczynianej, odznaczony Orderem Sawy I klasy za boje o Pwysep Kurlandzki w marcu roku tysic dziewiset czterdziestego pitego rwnie spokojnie nie pozwoli dokoczy major. Najmodszy chyba w historii kawaler tego orderu. Wszystko jest w aktach. Wszystko, Lewart, o tobie, o twojej rodzinie, o krewnych i znajomych. A e wielka jest sia papieru, wiele z tego da si wykorzysta... Gdy bdzie trzeba. Dlatego jeszcze raz pytam: kto strzeli w plecy starszemu lejtnantowi Kirylence? Nie wiem. Nie widziaem. Trwa bj. Jeli owek ponownie zawis w powietrzu dowiem si od ciebie tego, co chc wiedzie, obiecuj, za tydzie bdziesz w domu. W Pitrze. Tfu, chciaem powiedzie: w Leningradzie. Wojn bdziesz oglda w telewizji. Chodzi na Fontank na piwo z kumplami. Rwa panienki na medale i afgask opalenizn. No, niech tam, zaatwi ci jeszcze wywiad w Komsomolskiej Prawdzie, a po czym takim jak nic zaliczysz jak dziaaczk, a sam wiesz, jakie to stwarza perspektywy... Zaatwi ci to wszystko. Jeli powiesz, kto strzela. Nie powiem, bo nie wiem. Mam skama? Zmyli? Zdemobilizujecie, jeli zmyl? Nie. Wprost, powiedziabym, przeciwnie. Wic nie zmyl. Zamilkli, obaj, zmusi ich zreszt do tego ryk silnikw, dobiegajcy z zewntrz, z gry. Kolejny szturmowiec zrywa si z pasa startowego. Budynek zadra, yka w szklance majora zadzwonia dziko, demaskatorskie szklano-butelczane brzczenie dobiego te zza uchylonych drzwi elaznej szafy na akta. Sam major patrzy na Lewarta zimno. Ostatnia szansa, pan Lewart powiedzia, gdy ju ucicho. Powiesz, kto strzela, inaczej przywiesz ci wspudzia. Jest czas wojenny, dostaniesz dwadziecia pi bez mrugnicia okiem. Powiedziabym, e odnowisz rodzinn tradycj, ale byaby to nieprawda. Sam wiesz, e w porwnaniu z naszym radzieckim miejscem pracy i poprawy, na takiej, dajmy na to, Koymie, tarska zsyka twego buntowniczego pradziada to by czarnomorski kurort. Lewart nie przej si, od czasw szkolnych mia za sob bezlik podobnych rozmw i grb. Nie, nie przyzwyczai si, bo przyzwyczai si do tego nie byo sposobu. Nie przesta si ba, bo nie byo mona przesta. Zwyczajnie zobojtnia.

Pomgbym wam, towarzyszu majorze skama gadko, standardowo i obojtnie gdybym tylko mg. Uwierzcie. Jasne. Sawieliew gwatownie zamkn akta. Uwierzyem. Spjrz na mnie. Widzisz, jaki jestem wierzcy? Ech, zawlkbym ja ci przed trybuna, Polaczku, choby dla przykadu. Ech... Jestecie wolni, praporszczyk. Odmaszerowa. Lewart wsta energicznie, omal nie wywalajc taboretu, przyj postaw zasadnicz, zczy obcasy. Towarzyszu majorze! Chory Lewart... Paszo won, powiedziaem.

*** Dlaczego Sawieliew uczepi si wanie mnie? A skd mnie to wiedzie? odpowiedzia pytaniem na zadane mu pytanie Lewart. Powtarzam, widziaem, jak starlej Kirylenko dosta seri w plecy, stao si to na moich oczach, ale o tym przecie Sawieliew wiedzie nie mg. Ja nawet lubiem starleja... Zdarzya si kiedy, nie skrywam, midzy nami scysja, bo czepia potrafi si o byle co... Ale to bez wiadkw byo... Tak przynajmniej mylaem. Bo chyba jednak o tym donieli... Nawet na wojnie... Waka ygunow, ten, ktry pyta, charkn przecigle, splun daleko przed siebie. Nawet na wojnie nie masz wytchnienia od zasranych mentw. Jak tam, na gradance, gdzie za kadym rogiem ment albo szpik, wszdzie, na ulicy, na podwrzu, na klatce schodowej i w kiblu. Wychodzi, w armii nie sodziej, czy to na kompanii, czy w okopie, czy w marszu, wszdzie za plecami masz menta albo kagiebist. Zupenie jak w domu. Dobrze mwi, Matiucha? Dobrze mwisz, Wa, nie zaprzeczy potwierdzi starszy praporszczyk Matwiej Filimonowicz Czuryo, najstarszy w towarzystwie stopniem i afgaskim staem, przez przyjaci zdrobniale zwany Matiuch. By to wielki chop o sympatycznej twarzy dziecka. Bardzo duego, bardzo mordatego i bardzo krtko ostrzyonego dziecka. Nie zaprzeczy, Wa. Ale takie ycie, czemu to miaaby si rni od gradanki nasza armia robotniczo-chopska? Czemu miaoby tu, za rzeczk, by inaczej ni na naszej Rusi? Takie ycie. Co robi? Tylko zby cisn i cierpie. Siedzieli przed moduem, sucym im tymczasowo za kwater, kryjc si w cieniu przed afgaskim socem. Ktre zreszt tu, w Bagramie, byo duo mniej dokuczliwe ni tam, w grach i na przeczach, nie palio i nie wysuszao tak, jak na marszrutach, na pancerzach beteerw. Tu, w Bagramie, mniej gnbi kurz i wicher. A fakt, e nie grozia mina, fugas czy kula snajpera, te znaczco wpywa na bogie poczucie komfortu. W zgromadzeniu, oprcz Lewarta i Wauna, uczestniczyo jeszcze czterech podoficerw ze sto smej MSD. Wspomniany ju Matwiej Czuryo, Sybirak spod Omska. Sierant Iwan ygunow, krajan Lewarta z Pitra, w cywilu obibok na utrzymaniu ju to staruszki matki, ju to organw cigania. Starszyna Marat Rustamow ze Stiepanakertu, z czarnym wsem la Czapajew, modn ostatnio wrd podoficerw, a tolerowan przez dowdztwo ozdob fizjonomii, sygnalizujc zarazem imponujco dugi wojenny sta nosiciela. I modszy sierant Sania Gubar, wiekiem te najmodszy, dwudziestodwuletni Biaorusin z Orszy. Wszystkich oprcz ponadrocznego okresu suby za rzeczk, czyli za Amu-dari, w Afganistanie czyo obecnie jedno: wymuszone oczekiwanie na nowy przydzia. Powody byy rne, nikt ich nie docieka, tym bardziej e raczej nie wychodziy poza standard. Zwykle byy to konflikty podoficerw z oficerami. Konflikty o przernym tle i zrnicowanym nateniu. Prawda, rzadko takie, za ktre grozi disbat lub krymina. I raczej rzadko koczce si tym, czym skoczyy si dla starleja Kirylenki. A do mnie doszo oznajmi Marat Rustamow, zapalajc kolejnego papierosa e Kulawy

Sawieliew w najwikszym podejrzeniu ma Alosz Panina. Suchy chodz, e to wanie Panin wtedy starleja zamoczy. Kropn go, by bratanw ratowa, bo ich starlej wid na zatracenie. Co wy na to, Charitonow, Lewart? Bylicie na Newie... Bylimy uprzedzi Lewarta Waun. I to wam powiemy: jeli Sawieliew Panina podejrzewa, to dziwnie jako si ta rzecz objawia. Aleksiejowi Paninowi za tamten bj na zastawie Czerwon Gwiazd dali. I zostawili go w batalionie. On jeden na starym przydziale zosta, cho mu do dembela wcale nie dalej nili mnie, dla przykadu. Ja owiadczy Matiucha nie wierz, by to Alosza Panin do starleja strzela. Znam go, on nie z takich. A co do podejrze, c, niezbadane s wyroki i nie od dzisiaj niepojte s tajemne drogi czekistw. Amen podsumowa ygunow. Ale Sawieliew, baczcie moje sowa, nie odpuci. Jeli zabjca Kirylenki tamten bj przey, Kulawy Major go dostanie. Nie daruje. Nie daruj i chadowcy dorzuci Sania Gubar. Niesie wie, e na gowach staj, by dorwa tych Zielonych z Newy, co zdradzili, tych z afgaskiego posterunku. Ale szanse to KHAD ma mae. Tamci s ju w grach, u duchw, szukaj wiatru w polu. A ja zawsze mwiem przypomnia Rustamow e dawanie Zielonym broni to cika gupota. Nie do, e sprzt marnotrawisz, to jeszcze sobie na szkod robisz. Ty mu dzi z magazynu nowiuki akaem wyfasujesz, a on jutro z tym akaemem w gry. A pojutrze pali z niego do ciebie z zasadzki. Zdrajcy wszystko, brudasy, utajone mudahedy. Moe nie wszyscy. Waun spojrza na z ukosa. Moe nie wszyscy oni tacy. Na posterunku, o ktrym mowa, tym przy naszej zastawie, byo dwunastu, ktrzy nie zdradzili. Rwno tylu potem naliczono. Syszaem Gubar wykrzywi si paskudnie e wszystkich dwunastu zaatwili fachowo. Wycior w ucho, na piku. Bo jak picemu noem rniesz gardo, zdy nieraz skrzekn, innych zaalarmowa. A wyciorem przez ucho dgniesz, ani pinie. Regularne wojsko przerwa Rustamow na piku zaskoczy si daje i jak winie wyku? ajzy, nie wojsko. A wyciorami kuli ich wani koledzy, wani koledzy basmaczy na posterunek wpucili. Na moje wic i tak wychodzi: zdrajcy to s. Baczcie moje sowa. Ufa im naiwno, uzbraja gupota. Tyle rzek w zadumie Matiucha e to w kocu ich jest, kurwa, kraj. Afganistan, znaczy. Ano, ich mrukn, rozejrzawszy si wpierw, Waun. Nie nasz. I czy si aby w tym wanie miejscu wszystkie problemy nie schodz? Tobie moe si schodz. Gubar te si rozejrza. A moe i nie tylko tobie. Ale zampolitowi naszemu na pewno nie. U niego internacjonalizm, internacjonalistyczny obowizek, internacjonalistyczny dug. Raz my rachowali, ile razy on na godzin tego sowa uyje. Po trzydziestu przestalimy liczy... Ale czy ty mnie, Charitonow, nie podpuszczasz czasem? Dopiero co bya o donosach mowa... Oj, bratan przerwa Waun, mruc oczy. Widzi mi si, w mord chcesz dosta. Dobra, dobra... Biaorusin unis rce. Nic nie mwiem. Nie byo razgowora. By zaprzeczy agodnie Matiucha. Ale cichy i w swoim gronie. Prawda, praporszczyk Lewart? Twojego zdania w omawianej kwestii jako nie usyszelimy. A masz je niezawodnie. Ja jestem onierz wzruszy ramionami Lewart. Sucham rozkazw. Robi to, co rozka. Co ojczyzna kazaa. Moe nie zauway powiedzia po chwili ciszy Rustamow tedy przypomn. Ju nie jeste na przesuchaniu w KGB. Nie jestem. I nadal robi to, co kae mi robi ojczyzna. Cisza, ktra zapada, trwaa jeszcze duej, ni poprzednio. Przerwa j Wania ygunow. Po oniersku.

Ech, chuj z tym gadaniem, bo sensu w tym ni chuja i na chuj nam caa ta filozofia owiadczy. Zdecydujmy, gospoda unteroficery, co czyni z tak adnie zapowiadajcym si popoudniem, by moe ostatnim wolnym, by moe ju jutro pogoni nas znowu na wojn, kadego w inny kraniec tej yznej krainy, eby j cholera wzia i zaraza zjada. Koncepcje s ot dwie. Alternatywne. Pi albo jeba. Nie pojmuj zmarszczy brwi Saka Gubar dlaczego to musi by alternatywa. Z powodw ekonomicznych. rodkw wystarczy albo na jedno, albo na drugie. Chyba e ktry dosta spadek, wygra na loterii albo obrabowa dukan. Nikt? No, to liczmy. Dogadaem si ot z sierantem z kwatermistrzostwa, mog dosta litr wdki, prawdziwej stolicznej, trzydzieci czekw za plitrow flaszk, cena jak dla brata. Mog te mie samogon pierwak, jako niepewna, dziesi czekw za litr. A alternatywa? Wiem o dwch kucharkach z kasyna. Chc po dziesi od klienta. Nie za duo oceni szybko Gubar. Jeli po dziesi z kadego z nas... Nie liczc prezentw skorygowa Marat Rustamow. Przecie nie pjdziesz, jak byle cham, jeba bez prezentw. Choby winogron, ale trzeba nakupi. A gdyby jednak zdecydowa si na niezbdne naszej braci cztery litry bimbru, wyszoby na gow po sze z groszami. A e z samogonu przyjemno nieporwnywalnie dusza, a satysfakcja znacznie wiksza, nie ma si co, dygity, zastanawia. Zaraz, zaraz wtrci si Matiucha. Rozwamy rzecz w spokoju. Jakie te kucharki? Ogldae je chocia, Wa? Jak chc sobie pooglda, to id do Ermitau. Susznie popar ygunowa Sania Gubar. Bo te niby jakie mog to by kucharki? Cocie to, muyki, kucharek nie widywali? Widywali pokiwa gow Matiucha. Oj, widywali. Wic moe jednak lepiej wdeczka? Zdecydowanie wdeczka podkrci kozackiego wsa Rustamow. Dawajcie zrzuca si, panowie internacjonalici. Forsa do czapki. Raz si yje. Matiucha rozpi kiesze munduru. Nie ma co skpi, bo jutro moe Kandahar albo gorsza rzenia... Wemiemy, myl, ten literek stolicznej, dla smaku i rozruchu. A na wtoroje bliudo trzy literki tego pierwaka po dziesi. Razem pitnacie czekw na gow ludnoci. Niecae dwa miesiczne ody. Afoszkami mona? Sania Gubar wygrzeba z kieszeni gar pomitych afgani. Po kursie, siedemnacie za czek? Mona. A ty, prapor, co? Przekalkulujcie skadk. Lewart wsta. Mnie nie liczc. Nie wezm udziau. Znaczy zarechota ygunow wolisz jednak kuchark? A moe obie? Moja rzecz, co wol. Mwiem, nie uwzgldniajcie mnie w rachunkach. ygunow szykowa si do dalszych komentarzy, ale Matiucha utemperowa go. Gestem, sowem i autorytetem. Zostaw. Chce by sam. Zrozum i uszanuj.

*** Wydawao mu si, e idzie bez celu, byle przed siebie, byle dalej. Lotnisko jego celem nie byo bynajmniej. Ale nie zdziwi si, gdy si na lotnisku znalaz. Tak to ju byo w Bagramie dokd by nie laz, trafiae na lotnisko. Na pycie koowa wanie wielki czteromotorowy antonow An-12, brzuchaty, z zadartym ogonem.

Po do dugo trwajcej serii manewrw samolot podtoczy si pod hangar, pod sam ramp. Otwarto luk transportowy, dokoa zakrcili si ludzie w mundurach i kombinezonach. Na oczach Lewarta, ktry zdy ju podej cakiem blisko, z rampy poczto adowa podune drewniane skrzynie. Wiedzia, co zawieraj. adunek pod kodow nazw dwiecie. A ty czego tu, onierzu? Czyta nie umiesz? Wstp zakazany! wrzasn na niego modzik z oficersk rozetk na kepce. Zabieraj si std, ju! Dokumenty! Obok natychmiast pojawi si drugi, niewiele starszy. Dokumenty poka, do kogo mwi? Odstawi skomenderowa im szczupy kapitan, ktremu wystarczy jeden rzut oka na ogorza i wysieczon wichrami twarz Lewarta. Zostawcie go w spokoju. I do zada! Na antonowa adowano drewniane skrzynie, jedn za drug. Lewart wiedzia, e skrzynie kryy w sobie inne pojemniki, blaszane i zalutowane. Dopiero teraz dostrzeg emblemat na kadubie samolotu, wymalowany czarn farb kwiat. Zna, rzecz jasna, argonow oniersk nazw tych ma szyn, ale nigdy nie sdzi, by faktycznie latay z takim malunkiem. Ciekawe, pomyla, czy to nazwa wzia si od malunku, czy malunek od nazwy... Moe by spyta cicho kapitan e twoich druhw gruzimy? Co? Moe by. Masz prawo poegna. Lewart zasalutowa. Ja rzek po chwili kapitan, nie patrzc na niego te lec. Tam. Przysza moja zmiana, dembel, jak to wy mwicie. Mylaem, e koniec, e proszczaj Afgan, e przeyem, e ju po strachu... Dwadziecia pi miesicy wojny... A dopiero teraz zaczem si ba. Tego, co zastan... tam. Co mnie tam czeka. Jak mnie tam przywitaj. I czy zdoam przywykn... Rozumiesz? Lewart nie odpowiedzia. Przyjdzie pora, zrozumiesz westchn kapitan. A teraz id std. Faktycznie nie powinno ci tu by. Odszed, nie spieszc si. Nie mino p godziny, jak usysza silniki. I zobaczy, jak Czarny Tulipan wzbija si w niebo. Obciony adunkiem, znanym jako gruz 200. Wiozc go z powrotem tam, skd przyby. Kto wie, pomyla, moe tam, w adowni, w zalutowanych trumnach, faktycznie lec Zima i Miszka Rogozin? Szeregowy Milukin? Starszy lejtnant Kirylenko? Kto wie. Kto wie, kto poleci nastpnym rejsem. Idc od bagramskiego lotniska, dokd by si nie kierowa, i tak zawsze trafiao si do miasteczka, centrum bazy, skupiska blokw i domw sztabowych, onierskich moduw mieszkalnych i namiotw, otoczonych afgaskimi dukanami i straganami oferujcymi wszelki cham i przerozmaite baracho. Lewart przyspieszy kroku. Byo tu zbyt ludno i zbyt gono, jak na jego gust. Przyspieszy, chcc jak najszybciej opuci ten rejon, wyj na oddalony szpital polowy, gdzie byo ciszej i spokojniej. Ale spltany labirynt wewntrznych drg trzyma go mocno i nie chcia wypuci. Minotaur da ofiary. By skrzywdzi. Albo chocia okrutnie z ni poigra. Jak azisz, piechota? Dekowniku jebany! Ustpi z drogi idcym szeroko spadochroniarzom ze sto trzeciej witebskiej, nie do szybko, by unikn brutalnego potrcenia. Byo ich czterech, wszyscy krpi, nabici w sobie, ogorzali, w spowiaych panamach i pasiastych tielniaszkach widocznych spod demonstracyjnie rozchestanych mundurw. Ustpi drogi, min ich, spuciwszy gow. Z desantur nie byo artw. Moduy i kwatery, obwieszone suszcym si praniem, wyglday jak krowniki z Port Artur, podchodzce na red w gali sygnaowych flaglinek. Rwnie malowniczych, cho w roli flag

wystpoway onuce, skarpety, gacie i tielniaszki. Zewszd, z kadego okna, zza kadych drzwi, dobiegaa muzyka. Wszdzie, wydawao si, w kadym pomieszczeniu znajduje si wczone radio. Wszdzie, wydawao si, maj tu magnetofony kasetowe, nabyte na kabulskim bazarze sharpy, sanyo i samsungi z kontrabandy, przeliczne miniaturki, wrcz ocierajce si o science fiction plastikowe cuda japoskiej techniki. Zaadowane japoskimi kasetami. Z radzieck muzyk. Wsio mogut koroli, wsio mogut koroli, I sudby wsiej Zemli wierszat oni poroj. No czto nie gowori enitsa po lubwi Nie moet ni odin, ni odin korol! Przyspieszy kroku. Ale labirynt wizi, Minotaur grozi, muzyka przeladowaa. Wci radziecka. Ra, Ra, Rasputin, lover of the Russian queen There was a cat that really was gone Ra, Ra, Rasputin, Russias greatest love machine It was a shame how he carried on! Rozleg si ostry ryk klaksonu, obok, wzniecajc chmur pyu, przemkn azik, na przednim siedzeniu dwch desantczykw w bkitnych beretach, na tylnym dwie zanoszce si kwikliwym miechem modziutkie panienki w cywilu. W aziku te by magnetofon. If you change your mind, Im the first in line Honey Im still free Take a chance on me... Jutro, pomyla Lewart, przewidujc z niezachwian pewnoci, jutro pol mnie na lini. W kolejnej mijanej beczce chyba nie mieli magnetofonu. Albo preferowali rozwizania tradycjonalne. Przed moduem siedziao kilku onierzy, jeden z gitar. Gdie twoi siemnadcat let? Na Bolszom Karietnom! Gdie twoi siemnadcat bied? Na Bolszom. Karietnom! Gdie twoj czornyj pistolet? Na Bolszom Karietnom! A gdie tiebia siegodnia niet? Na Bolszom Karietnom! Zagldn do szpitala, pomyla. Tak, zdecydowanie tak. To lepsze ni Waun, Matiucha i bimber, ktry jeszcze im zosta. Min kolejny barak, te z gitarzyst. Te tradycjonalist. Zdrawstwuj, moja Murka, Murka dorogaja, Zdrawstwuj, moja Murka i proszczaj.

Ty zaszuchieria wsiu naszu malinu, a tiepier maslinu pouczaj! Przed obwieszonym butlami sokw i woreczkami suszonych owocw dukanem siedzia chudy i wyschnity jak ofiara dumy staruszek w brudnej czamie. W niemal kociotrupiej doni trzyma tasbih, muzumaski raniec z paciorkw. Patrzc martwo przed siebie, koysa si miesznie, arytmicznie, jakby wstrzsany ostrym taktem Ay Pugaczowej, natarczyw synkop Abby i Boney M, ochrypym barytonem Wysockiego i piewno-rzewn nut bandyckiej Murki. Kiwa siw brod i marnia ustami, powtarzajc co nieustannie, jakie sowa. Moe skargi. Moe modlitwy. Moe zorzeczenia. Lewart przyspieszy. Zostawia za sob Labirynt. Niosc ze sob jego cz. Jego pitno. Czut pomiedlennieje, koni, czut pomiedlennieje! Umolaju was wskacz nie letiet! No czto-to koni mnie popalis priwieriedliwyje! Kol doyt nie uspie, tak chotia by dopiet! Ja koniej napoju, ja kuplet dopoju, Chot niemnogo jeszczo postoju na kraju... Niebo miao kolor ciemnego bkitu. *** Dobry wieczr, Taniu... To znaczy Tatiano Nikoajewna... Przepraszam... Ja... Chciaem... To znaczy... Bo jutro... Oczy Tani, siostry Tatiany Nikoajewnej, zmiky. Tak piknie, jak piknie mikn mog tylko oczy Tatian. Upajajco pachncych eterem i jodoformem medsiestriczek Tatian, biaoskrzydych aniow afgaskich medsanbatw. Taniu... Ja... Nic nie mw, chopcze. Chod.

*** Uzupenienie liczyo sze gw, nie liczc dowodzcego modszego sieranta. Uzupenienie, nie liczc sieranta, ewidentnie przyszo na wiat w latach 1963-1965 i pewnie dlatego wygldao na dzieci. Dzieci ustrojone w nowiutkie, pachnce magazynem cha-be i panamy, dzieci, ktrym dorosoci i bojowego wygldu nijak nie chciay doda ani akaemy na pasie, ani wypchane magazynkami parciane adownice, w onierskim argonie nazywane lifczikami, czyli biustonoszami. Rawniajs! skomenderowa modszy sierant, zdecydowanie starszy od swych podkomendnych. Smirno! Towarzyszu praporszczyk... Odstawi, spocznij. Nieregulaminowo machn rk Lewart. A wy... Ja was, widzi mi si, znam. A jake potwierdzi z umiechem wcale nie taki mody modszy sierant. Ty jeste wszak Pawe Lewart. Poznalimy si w Aszchabadzie, na szkoleniu. Nie pamitasz? Stanisawski, Oleg Jewgieniewicz... W Aszchabadzie, jasne. Lewart niezrcznie ukry zakopotanie. Nazywali ci... Mendelejew? omonosow poprawi Oleg Jewgieniewicz Stanisawski, wci z umiechem. To std, e

ukoczyem MGU. Byem pracownikiem naukowym w Instytucie Botaniki... Przez czas jaki... Do czasu, gdy... Lewart kiwn gow. Wiedzia, do jakiego czasu. Bo te i plotkowano o tym na aszchabadzkiej szkce. No, no westchn. A wic jednak trafie za rzeczk, omonosow. A dlaczego miabym nie trafi? Lewart nie odpowiedzia. I mia do bycia zakopotanym. Na moj komend! wyprostowa si, obrzuci surowym wzrokiem smarkate wojsko. Bra rzeczy i w drog. Rusza si! Popd no to towarzystwo, modszy sierancie. Nie zechcesz wprzd pozna onierzy? Pniej. Zd. Dalej, marsz, idziemy na punkt, stamtd z kolumn jedziemy na pozycj. Daleko? Dokd? Dokd rozkazano. A... Byy botanik przekn lin. A droga? Bdzie bezpiecznie? Tu jest Afganistan. Tu nigdzie nie jest bezpiecznie.

*** Na penym ludzi i maszyn punkcie czeka na nich Wania ygunow. Dziwnym zaiste zbiegiem okolicznoci przydzielony i posyany tam, dokd posyano Lewarta i poddane jego komendzie wieo przybye z Taszkientu uzupenienie. Z reszt bratwy przyszo si poegna, najprawdopodobniej na duej, jeli nie na zawsze. Do dembelu wszystkim byo bliej ni dalej, a gradanka wiadomo, rozrzuci ich po caym Sojuzie, cho wymienili cywilne adresy, szansa na spotkanie bdzie nika. Lewart rozstanie z Waunem odczu szczeglnie bolenie, boleniej, ni si spodziewa. Do ostatniej chwili ywi bezsensown nadziej, e jednak zostan razem. Z Waunem zy si, co tu gada, prawdziw wojenn przyjani, tward wizi zczy ich Afgan, tamten nocny bj pod Ghazni, wwz Larghawi, wredna zasadzka pod Dabal-as Saraf, masakra w kiszaku Deh Kala, ciaa kolegw, wywoone na pancerzu spod Szehabadu. I zastawa Newa na pitnastym kilometrze za Salangiem, ta, na ktrej starlej Kirylenko zarobi kulk w plecy. W karze za co ich pododdzia rozformowano, a ich rozdzielono. Teraz on jecha na wschd, w stron Dalalabadu, a Waun na poudnie, diabli wiedz dokd. Niech to czart powiedzia gono. Niech zgodzi si Wania ygunow. Saaam, praporszczyk. Cze, modszy sierant. Powita, onierzyki! wieo po szkce? No, to nazwa onierzy wam jeszcze nie przystoi. Jestecie czyyki. Kruu-gom! Wskakiwa na pancerz, czyyki, migiem! Gdzie? Jak? Hospodi, co za ofermy! Mamy jecha na pancerzu? zdziwi si omonosow. Dlaczego nie w rodku? Dowiesz si wykrzywi wargi ygunow jak kiedy bdziesz w rodku, a beter najedzie na min. Nie dyskutuj, bratku. Nie kombinuj, nie myl, rb, co ci ka, i to szybko. Tu jest Afgan! Wygldao, jakby tylko na nich czekano, bo nie potrwao dugo, a transportery kolumna liczya ich ponad dziesi rykny silnikami, zasmrodziy spalinami, zadygotay i ruszyy. Waka ygunow przeegna si ukradkiem. omonosow przyglda si z dziwn min. Lewart milcza. By nieobecny. Myla o Tani. Jechali. Na zakrcie drogi dao si policzy maszyny kolumny, byo ich czternacie, jadca na czele BRDM, dwie BMD, dwie BMP, jeden MT-LB i osiem beteerw. Wszystkie naleay do razwiedroty 345. gwardyjskiego puku powietrzno-desantowego z Bagramu, Lewart i jego grupa byli tu tylko na przyczepk, zabierali si po drodze. Desantura wydzielia im do transportu ostatni BTR w kolumnie, tote teraz dawili si spalinami caego konwoju i zbierali cay kurz.

Jechali. Mokosy z uzupenienia, pocztkowo bladzi, kurczowo uczepieni uchwytw i na kadym wyboju walcy si wzajem po gowach muszkami akaemw, stopniowo nabierali rezonu, nawet usiowali dowcipkowa i ruga si onierskim matem, dopki ich ygunow nie skarci. Zamilkli wic, szeroko rozwartymi oczami chonc widoki gliniane ciany mijanych duwaw, dukany, osioki, niewiasty w parandach, Tadykw w tiubietiejkach, niskie gaiki zielonek, brudnobure zbocza gr pod szafirowym afgaskim niebem. Jechali. ygunow usn. Lewart udawa, e pi. By unikn pyta omonosowa i koniecznoci rozmowy z nim. Jakiejkolwiek poufaoci. Oleg Jewgieniewicz Stanisawski by pracownikiem naukowym Moskiewskiego Uniwersytetu imienia omonosowa, std braa si jego wojskowa ksywka. Na MGU omonosow robi karier naukow. Jaki czas. Dokadniej, do czasu, gdy co wygosi. A moe podpisa. Co, czego nie zalecao si publicznie wygasza ani tym bardziej podpisywa. Krtko po wygoszeniu, czy te moe podpisaniu, omonosow z MGU wylecia. A zaraz potem dosta powiastk z wojenkomatu i ani si obejrza, jak jecha eszelonem do Turkiestanu. Trafiwszy do 40. Armii z atk mci wody i politycznego warchoa, atwego ycia nie mia, swoje tam podobno dosta. Na szkce w Aszchabadzie ody, bo tam mao gnojono, perspektywa Afganistanu temperowaa sierantw. omonosow za zupenie nie chcia wpisa si w stereotyp dupka i akademickiej ofermy. Suy wzorowo, a e by niegupi, rycho ku oglnemu zdumieniu paradowa z belk jefrejtora na pagonach. Na ktre teraz, jak si okazywao, drug belk mu dooyli. Lewart, najoglniej rzecz ujmujc, nie przepada za dysydentami, wichrzycielami, wolnomylicielami, wszelkimi kontestantami socjalizmu i radzieckiego ustroju, krytykami przedstawicieli wadzy i panujcych w ZSRR porzdkw. Nie to, by akurat by ustroju lepym wyznawc, socjalizm przesadnie kocha, a ludzi wadzy otacza uwielbieniem, bro Boe, mia do wielu rzeczy i spraw w ojczynie stosunek nader krytyczny, a wadzy radzieckiej i jej prominentnym reprezentantom zdarzao mu si niekiedy yczy rzeczy nie najlepszych zgoa. Ale w duchu i po cichu. Ludzi, ktrzy robili to gono i demonstracyjnie, Lewart nie powaa, mia ich za pomylecw ze skonnociami do samodestrukcji. Mniema bowiem, e socjalizm mona obali, a Zwizkowi Radzieckiemu zaszkodzi poprzez publiczne wygaszanie krytyk, chodzenie na demonstracje, podpisywanie protestw w sprawie Czechosowacji, listw otwartych odnonie Soenicyna oraz piewanie We Shall Overcome na mityngu z Angel Davis mogli tylko fantaci i marzyciele, osobnicy naiwni i psychicznie niedojrzali. Sam mia w tym wzgldzie dowiadczenia bardziej ni smutne, sam z leningradzk uczelni poegna si za niebaczny podpis pod petycj w czyjej obronie. Nazwiska bronionego nie zapamita, w skuteczno obrony wtpi, a jeli kto przez to wszystko uszczerbku dozna, to nie Zwizek Radziecki bynajmniej. Od tamtej pory postanowi trzyma si z dala od dysydentw maci wszelakiej. Postanowienie odnowi na przedafgaskiej szkce. O dysydentw byo tam raczej trudno, co nie znaczy, e nie byo ich w ogle. I naleao pilnie wystrzega si przyjani z nimi. Niedojrzao psychiczna i skonno do samozagady, na gradance u przyjaciela niebezpieczne, na wojnie mogy okaza si zabjcze. W Aszchabadzie Lewart konsekwentnie zmraa wic wszystkie przyjacielskie inicjatywy omonosowa. Twardo postanowi trzyma si tego i teraz, gdy los znw ich zetkn. Koleestwo i braterstwo broni, owszem. Ale przyja obowizkowa nie jest. Jechali. Czy wiesz, praporszczyk odezwa si nagle omonosow e ponad dwa tysice trzysta lat temu t wanie drog wid swoj armi Aleksander Macedoski? Tym wanie szlakiem? Wiedzielicie o tym, chopcy? Chopcy nie wiedzieli. Lewart wiedzia, ale milcza. Latem roku trzysta trzydziestego przed nasz er wyoy omonosow pokonany pod

Gaugamel i zbiegy krl perski Dariusz zosta zamordowany przez swego krewniaka Bessosa, ktry obwoa si nowym wadc Persji. Aleksander, ktry sam ju si za wadc Persji uwaa, natychmiast ruszy na Bessosa z wojskiem. Bojc si starcia, Bessos uszed do Baktrii... Do czego? ygunow, okazywao si, tylko udawa, e pi. Do paki? Do Baktrii. Czyli tu, do Afganistanu. Za czasw Aleksandra pasmo Hindukuszu, zwane wwczas Kaukazem Indyjskim, dzielio obecny Afganistan na Baktri, Drangian, Ari, Arachozj i Paropamisad. Stolica Baktrii bya mniej wicej tam, gdzie dzi Mazar-i Szarif. Stolic Arii by dzisiejszy Herat, Drangiana to dzisiejsza prowincja Helmand, Arachozja to Kandahar, Paropamisada to obecne okolice Kabulu i Bagramu. cigajcy Bessusa Aleksander nie zaatakowa Baktrii wprost, lecz dokona obejcia. Poprzez Ari i Drangian dotar a do Paropamisady, gdzie zaoy miasto nazwane Aleksandri Kaukask, w miejscu dzisiejszego Czarikaru... Wok Czarikaru, pacany Wasia ygunow te zechcia popisa si wiedz s winnice. Najsodsze winogrona w caym Afganie, o, takie, kurwa, wielkie kicie... Stamtd wanie cign omonosow w roku trzysta dwudziestym dziewitym Aleksander wyruszy drog, ktr teraz jedziemy, dolin rzeki Kabul. Potem skrci na pnoc, w gry, do Drapsaki, dzisiejszego Kunduzu. Przeszed przez przecze wiosn, gdy lea tam jeszcze nieg, czym kompletnie zaskoczy Bessosa, ktry bez walki umkn na pnoc, odgradzajc si od Aleksandra rzek Oksos, czyli Amu-dari. Ale rzeka nie zatrzymaa Macedoczykw. Wwczas w wojsku perskim upado morale, a zbuntowani dowdcy, Spitamenes i Datames, pojmali Bessosa i wydali go Aleksandrowi. Interesujce, e wkrtce Spitamenes mia okaza si najgroniejszym przeciwnikiem... Taki z ciebie mdrala, modszy sierant skrzywi si ygunow e a dziw, e w piechocie. A nie w KGB. Hemy przerwa ostro Lewart. Wszyscy hemy na by, migiem. Nie mino p minuty, jak ich transporter zahamowa gwatownie, tu przed mostkiem nad wyschnitym arykiem. Mostek faktycznie mg tu sta za czasw Aleksandra, wyglda cholernie antycznie. Lewart odnotowa to w pamici, odruchowo, wci po raz nie wiadomo ktry zszokowany. Tym, e przewiduje. e przeczuwa, co si za sekund wydarzy. Poczu na sobie wzrok omonosowa. Wiedzia, e omonosow spostrzeg. Od czoa kolumny rozlegy si strzay. Dugie serie. Z zatrzymanej przed nimi beemdeszki zeskakiwali onierze desantu, natychmiast zajmujc pozycje wzdu drogi. Z wozu! rozdar si ygunow. Wszyscy z wozu! Znowu rozlegy si eksplozje. Lewart przekn lin, by pozby si uporczywego brzczenia w uszach. Da znak ygunowowi, by baczy na gospodarstwo, sam podszed bliej, przyklkn za BMD. Co si dzieje? Zasadzka? W portki robisz, piechota? Zagadnity spadochroniarz splun przez rami. Nie ma strachu. To tylko ostrza. Stamtd, spod kiszaku. Dwch duchw na motocyklu. Wygarnli seri do prowadzcej beerdeemki. I zwiali. Tam moe ich by wicej dorzuci drugi. Nasz rotny wezwa lotnictwo. Stoimy, by nie wpakowa si pod wasne bombki. A kiszaczek tymczasem pokropimy z wasilioka. Rozlega si seria eksplozji, ale nie bliskich, lecz z prawej, z kiszaku na paskim wzgrzu. Na oczach Lewarta kiszak zagotowa si od wybuchw i niemal znikn w dymie. Na jadcym w rodku kolumny MT-LB desantura wioza zamontowany Wasiliok, automatyczny modzierz 82 mm. Gdy tylko chmura dymu nad dachami rozwiaa si, wasiliok znowu zanis si omotem i wrba w kiszak nastpn seri granatw. BMP wymierzyy w wiosk lufy swych dziaek, ale nie strzelay. Lewart usysza podniesione gosy. Dowodzcy kompani kapitan z desantu wda si chyba w sprzeczk z dowdc grupy saperw, rzecz bya niecodzienna. Miejsce, z ktrego pady strzay ostro i gono zakoczy kapitan nie nazywa si u mnie

obiektem cywilnym. Miejsce, skd strzelano, nazywa si stanowiskiem ogniowym przeciwnika. Czy to jest jasne, modszy lejtnancie Bierzin? Odpowied modszego lejtnanta Bierzina zguszy ryk turboodrzutowych silnikw. A za chwil potna eksplozja. Co oni robi! wrzasn kapitan. Co oni robi, joopy! Miao by na poudnie od drogi! Na poudnie... Ooo, job twoju ma! Nad ich gowami przemkny z rykiem dwa migi. Ziemia i droga zadygotay, gry jakby podskoczyy i opady prosto, zdawao si, na nich. Na nogach ustao zaledwie kilku zaprawionych w bojach desantczykw, ale za sekundy ich te rozpaszczy na gruncie straszliwy huk, a po nim seria szybko nastpujcych po sobie eksplozji i widrujcy uszy wist stalowych kulek. Samoloty przemkny i zniky. Niebo si zroso, gry stay, jak stay. Zosta tylko dym, wolno opadajcy py i duszcy smrd amatolu. Lewart otworzy oczy. Lecy obok desantczyk charkn, wyplu piasek. Kapitan z WDW wsta na czworaki. I zacz bluni. Strasznie. Nawet jak na onierskie warunki. Najpierw faby, potem kasety fachowo oceni nalot spadochroniarz, zgrzytajc w zbach tym, czego wyplu nie zdoa. Mao, blad, brakowao... O wosek nas chybiy nasze ory... Asy podniebne, eby ich posrao... O mao co... Od wasnej, blad, awiacji... Lewart wsta. I ju wiedzia. Zanim zobaczy twarze ygunowa i omonosowa. Wiedzia. Znowu wiedzia. Jeden z uzupenienia. Chyba zdj na chwil hem, cicy w upale. Dosta stalow kulk w skro. I lea na wznak, z jedn rk odrzucon w bok. Z zastygym na twarzy wyrazem zdumienia. omonosow uklkn nad trupem. Z rozpitej kieszeni wyj dokumenty. Listy. Nadaman fotografi pucoowatej dziewczyny. Paski krzyyk na plecionym sznurku. Niemiertelnikw nam nie wydali podnis gow, spojrza na Lewarta. Nie zdyli. Ty te nie chciae go poznawa, twierdzie, e zdysz. Dla twojej wic wiadomoci: to by szeregowy Jakuszyn, Iwan Siergiejewicz. Z Pskowa. Rocznik szedziesit pi. Ldowali w Bagramie wczoraj o dziewitej rano pokiwa gow Wania ygunow. Nawojowa si, czyyk. Dwadziecia sze godzin z minutami... A mwiem pacanowi, hem na bie... A ty czego si maesz, may? Dokd ciebie, mylae, posyaj? To jest wojna! Zasrana piechota! rozdar si blady kapitan z WDW. Nie spostrzegli, gdy podchodzi. Rekruci zafajdani! Czye! Mazgaje! Usmarkane gnojki z poboru! Piechota gwniana! Po chuj was tu przysyaj? eby was, kurwa, w trumnach wywozi? Poradzimy tu sobie sami, my, desant! Poradzimy sobie bez was! Balast jestecie tylko, cholerny przeklty balast, kula u nogi! Wiemy powiedzia spokojnie i cicho omonosow. Wiemy, towarzyszu kapitanie, e si boicie. I e odreagowujecie strach bezsensownym wciekym gniewem. Kapitan, cho wydawao si to niemoliwe, zblad jeszcze bardziej. Usta zaczy mu lata. Wiemy, komandir cicho doda, sam si sobie dziwic, Lewart e wcale nie jeste psychotyk. Jeste po prostu zwyky czowiek na wojnie. Kapitan przesta bledn, zacz czerwienie, wyglda jak czajnik, zdawao si, ju-ju zakipi. Ale nie zakipia. Zupenie ich zaskakujc, odwrci si i odszed. Jeden z towarzyszcych mu weteranw z desantury patrzy na nich jaki czas, krcc z niedowierzaniem gow. Potem doczy do odchodzcych. Jeszcze raz... Lewart odetchn gboko. Jeszcze raz tak wyskoczysz, a nie doczekasz sdu polowego. Kropn ci sam. Z wasnej rki. Poje, Stanisawski? Tym niemniej umiechn si omonosow adnie mi podpiewae, praporszczyk. Niezy wyszed nam duet. Zamknij si. A wy, wojsko, do mnie. Dawaj w szereg. I przedstawia si. Droga wci daleka przed

nami, mog znowu nie zdy. *** Pojazdy gwardyjskiej razwiedroty kolejno znikay za zakrtem drogi. Zamykajcy kolumn BTR, dodajc gazu, poegna ich sinawym obokiem spalin. Warkot silnikw cich. Usta szelest osuwajcego si po zboczu wiru. Wrcia cisza. Przenikliwa, grska, afgaska cisza. Przydrony KPP, taki sam jak wszystkie inne KPP Afganistanu, spoglda na nich zaimprowizowanymi ambrazurami zaimprowizowanego, acz do solidnie prezentujcego si bunkra. Bunkier wydawa si martwy. Saaam, szurawi! rozdar si Wania ygunow. Jest tam kto? Na kalitce? Ej! Muyki! Bratwa! Jestemy z uzupenienia! ciek w gr! odpowiedzia znudzonym gosem bunkier. My te was serdecznie witamy! ygunow poprawi er-de i akaem na pasie, spojrza na Lewarta. Lewart wzruszy ramionami. ciek w gr. Znaczy, w gr. Rusza si, czye! Lawirujca wrd fantastycznie uksztatowanych gazw cieynka wywioda ich wprost na pozycj. Tak sam jak wszystkie inne pozycje Afganistanu. Tu rwnie nie stali si sensacj, onierze na stanowiskach ledwie raczyli unie gowy na ich widok, a na pozdrowienia odpowiadali wskazujcymi kierunek machniciami. Machnicia kieroway na blokpost, zmylnie uoony z gazw dot i otoczone wiankiem workw z piaskiem stanowisko utiosa, wielkokalibrowego kaemu NSW. Zbliyli si do blokpostu i zaraz wszystko si zmienio. Uzupenienie? Tutaj, do mnie! Woajcym okaza si opalony brunet z lornetk na piersi. Rkawy swobodnie rozpitego munduru mia podwinite, przy pasie fiski n i pistolet w kaburze. Towarzyszyli mu trzej inni, podobnie umundurowani i wyposaeni. Lewart wyprostowa si, by regulaminowo zameldowa, ale brunet najwyraniej nie by fanatykiem regulaminu. Podszed, ucisn rk Lewarta, luzackim gestem pozdrowi pozostaych. Lewart, otrzaskany z takim obejciem, rwnie luzacko przedstawi siebie i reszt uzupenienia. Brunet przyjrza mu si krytycznie, marszczc ciemne brwi. A oficer? spyta. Oficera nie przysali? Meldowaem ze sto razy, eby dali tu wreszcie na zastaw jak pagonn szar. A zamiast tego kolejny chory. No, ty nie obraaj si, bratan. Rad ci jestem, tobie i twoim. Saaam, witajcie. Posuymy razem, na chwa Zwizku Radzieckiego, e tak powiem. Komenderuj tutaj ja. Samojow Wadlen Askoldowicz. Starszy praporszczyk Samojow. Dla druhw i rwnych stopniem Barmalej. Lewarta zaciekawio, skd taka ksywka, starszy praporszczyk Samojow, cho kawa chopa, cho o rysach do prostackich, to jednak zupenie nie przypomina zbjcy z ilustracji do wierszowanej bajki Czukowskiego. Ale proweniencje wojackich ksywek byway niejednokro trudne do rozszyfrowania. Guszczyn Barmalej skin na jednego z towarzyszcych mu sierantw zabierz pacanw. Dwch przydziel na Rusana, trzech daj na Gorynycza. I niech si tam za nich wezm, a przyo si. Trzeba zrobi z nich onierzy bojowych, i to szybko. Bez obaw dorzuci, widzc wyraz twarzy Lewarta. Nie ma u nas diedowszczyny. Ale modych mus przyuczy. A trzeba, to i po szyi da. Inaczej nie przeyj tu tygodnia. Sierant popdzi modzikw z uzupenienia, nie aujc im wrzaskw i sodackiego matu. Barmalej znowu zauway spojrzenie Lewarta, znowu pokrci gow. Nie ma tu diedowszczyny powtrzy. I nie bdzie, pki ja tu sprawiam parad. Diedowszczyna, jak nazywano terror i sadystyczne praktyki, uprawiane przez stare wojsko, czyli dziadw, wobec czyykw, onierzy modych, bya plag armii. I przeklestwem dla poborowych. W

wietle niezliczonych i powszechnych wrcz wywoanych bestialstwem dziadw samobjstw i dezercji zdumiewao, e dowdztwo diedowszczyn tolerowao, patrzyo na ni przez palce, a bywao, e nawet zachcao do niej. Afganistan i wojenne warunki sytuacji nie zmieniy, w bojowych oddziaach diedowszczyna kwita w najlepsze, czye wci byli bici i poniani. Sytuacja zmienia si w 1982, po wypadku w Kunduzie, w jednym z batalionw 201. MSD. Doprowadzony do ostatecznoci mody onierz wturla w nocy granat F-1 do namiotu, w ktrym spali jego drczyciele. Zabijajc na miejscu piciu podoficerw. Od tamtej pory sytuacja si poprawia. Nieco. Jeli kadra dowdcza pozwoli skin na nich Barmalej objani, na czym tu siedzimy i czym suba obdarzya. Pozwlcie na en-pe. Widziany z punktu obserwacyjnego teren przywodzi na myl podkow, od pnocy i wschodu ograniczon stromym i skalistym zboczem gr, od poudnia otwart na wijc si serpentynami drog. Midzy drog a grami bieg cig paskich garbw. Na jednym z nich, najbliszym drogi, niszym od pozostaych i bardziej paskim, lokowaa si zastawa. Ta droga wskaza Barmalej jest dla naszych wana, albowiem czy Kabul i Bagram z Dalalabadem. I z Asadabadem w prowincji Kunar. A w tym kraju tak si skada, e to, co wane dla naszych, jest wane dla mudahedw. Z tych samych powodw, tyle e odwrotnych. Dlatego wzdu drogi umieszczono KPP i zastawy, w tym i nasz. Noszc kodow nazw Soowiej. Tu, gdzie si znajdujemy, jest Muromiec, punkt dowodzenia zastawy. Skrzydo prawe, po wschodniej stronie, najbliej drogi i ka-pe-pe, to blokpost Rusan, placwk dowodzi obecny tu starszyna Jakor. Poznajcie si. Awierbach, Jakow Lwowicz. Uniesion do daszka kepki doni pozdrowi Lewarta niewysoki i ogorzay starszyna. Wyglda zupenie jak Ludwig van Beethoven, gdyby kompozytora ostrzyc na jea i odzia w spowia pieszczank. Zachodni blokpost wskaza Barmalej ten najbliej urwiska, na wprost wylotu wwozu, to Gorynycz. Gospodarstwo Szypa, praporszczyka Nikity Szypaczowa. Gdzie jest Nikita, Zacharycz? Pijany w sra zamruga podkronymi oczami zagadnity sierant. Od wczoraj. Przecie dembel. No jasne kiwn gow Barmalej. Zapomniaem. Szyp z trzema innymi idzie do cywila. Taka rzeczy kolej. Wy przybywacie, oni odchodz. A e zmiany spodziewali si ju przedwczoraj, od trzech dni pij. Tak ty, prapor Lewart, przyjrzyj si blokpostowi Gorynycz. Bo jako e tam stanowisko dowdcy ju w praktyce wakuje, od zaraz ty tam bdziesz gospodarzy. Z pomoc sieranta ygunowa. Obaj jestecie zaprawieni bojowcy, wida na pierwszy rzut oka, nawet pyta nie warto. Dacie wic sobie rad piewajco. A modszy sierant... Jak godno? Stanisawski, Oleg Jewgieniewicz. Modszy i cakiem zielony sierant Stanisawski zostaje z wami. Nie bd was rozdziela, bo niezwykle malowniczo komponujecie si jako komplet. Pozwlcie, jeli aska, do kajutkompanii. Zacharycz, zostaa u dembeli jaka wdka? Najwyej kiszmiszwka wzruszy ramionami sierant. Albo braha. Panowie pozwol. omonosow zdj er-de, sign do. Mam tu co. Suwenir z Aszchabadu. Na widok p litra moskowskoj oczy Barmaleja i Jakora rozbysy, a Zacharycz obliza si. Szybko znalazy si kubki. Nalano, wypito, powchano skrk chleba, westchnito. A Lewart uzna, e czas na pytanie o znaczeniu egzystencjalnym. Powiedzcie unis wzrok jak tu jest? Barmalej parskn. Jak tu jest, pytasz? Powiedz mu, Jakor, jak tu jest. Z lewa chujnia wyjani Jakow Lwowicz Awierbach. Z prawa chujnia. A porodku pizdiec.

*** Jak w porzdnym scenariuszu filmowym, ju pierwsza noc na Soowieju dostarczya atrakcji i dowioda, e zastawa jest potrzebna, e ulokowano j faktycznie tam, gdzie si j ulokowa powinno, sowem, e ma pen i zasuon raison dtre. Par minut po pnocy od strony pooonego za drog wwozu bysno, hukno, zagrzmiao, a noc wypeni upiorny chichot stalowych prefabrykowanych odamkw z min OZM, z powodu tego chichotu wanie nazywanych wiedmami. Z Muromca zaszczeka PKM, fastrygujc ciemno wietlistym ciegiem bezeteszek. W wytyczony przez bezeteszki cel wgryz si z omotem utios, a czarne niebo zapono flarami. Nie strzela. Lewart cign cugle podnieconym nowicjuszom. Spokojnie. To nie na naszym dozorze. Wprost patrze, nie w bok. I czeka rozkazu. Utios znowu zachysn si omotem dugiej serii. A potem zapada cisza. Flary opaday, sypic iskrami. Lewart rzuci okiem na stojcego najbliej szczeniaka z uzupenienia, kurczowo ciskajcego AKM i podrygujcego dziwnie. Uwaniejsze spojrzenie ujawnio powd: pod modzikiem trzsy si i spazmatycznie dygotay kolana. Nim flara zgasa, Lewart zobaczy zy na jego twarzy. Paka ze wstydu, nie bdc w stanie opanowa dygotu. To nic powiedzia cicho. To zaraz przejdzie. Zdarzenie w sposb najlepszy z moliwych zilustrowao wskazwki, ktrych Barmalej udzieli mu z wieczoru. Gdy ju przeszed z nim na ty. Widzisz, Paszka, ten wwz za drog? Nazywa si Zarghun. I ten drugi, po tej stronie drogi, na wprost twego blokpostu? To Dawri Dar. Z wwozu do wwozu biegnie duszmaska cieka, szlak, ktrym ci z kiszaku Deh-e Szahab chodz do kiszaku Sara Kot. Nieraz wcale nie po to, by na nas uderzy, zwyczajnie wdruj z kiszaku do kiszaku, bywa, e w celach zupenie niewojennych. Ale bywa i inaczej. Bywa, e to transporty broni, idce z Pakistanu przez Przecz Chajbersk i Kunar, przeznaczone dla silnych band w Dawlat-Szah i dalej, w Nuristanie i Dolinie Pandsziru. Oba wyloty wwozw s zaminowane, mamy tam raztiaki, wiedmy i pe-em-enki. Duchy o tym wiedz, wic zwykle pdz przed sob barany, a jak barany wylec na raztiakach, usiuj przedrze si z wwozu do wwozu. A my ich wtedy dziebko kropimy. Ot, tak, eby z wprawy nie wyj. W sumie nie ma si czym przejmowa. W sumie racja, pomyla Lewart, patrzc na opadajce flary. Nie ma si czym przejmowa. Do witu pi godzin. Id spa, omonosow. Ja zostan na stanowisku. omonosow ani myla odchodzi. Sta i patrzy na niego dziwnie. Wiedziae stwierdzi wreszcie. Tam, wtedy, w kolumnie. Co w kolumnie? Wiedziae o zasadzce. Przeczue j. Intuicyjnie. Dowiadczenie odpar zimno, odwracajc gow. Po paru miesicach w Afganie czuje si przez skr... Nie sdz. omonosow nie da si zby. Sdz, e to co wicej. Sdz, e miae ten dar ju w cywilu. Wicej, e masz go od urodzenia. e odkrye go w sobie ju jako dziecko. Niby co? Zdolnoci paranormalne. Lewart milcza przez chwil, zapatrzony na kolejn opadajc flar. W Zwizku Radzieckim odrzek wreszcie, wolno wypowiadajc sowa nie ma adnych zdolnoci paranormalnych. Nie istniej. U nas wszystko jest normalne. Medycyna stoi na wysokim poziomie. I interweniuje natychmiast, gdy tylko dostrzee co paranormalnego. U dziecka, dajmy na

to. Medycyna wkracza wwczas i leczy. S specjalne instytucje medyczne, w ktrych z paranormalnych robi si normalnych. Proces bywa dugotrway i mudny, ale zasadniczo zawsze daje efekty. Std normalno, tak powszechnie i zewszd bijca w oczy w naszym socjalistycznym kraju. Wiem, co chciae przez to powiedzie. Wiem, e wiesz. Dzi ju nie te czasy. Zdolnoci intuicji, prekognicji i postrzegania pozazmysowego uznaje i akceptuje nauka. Najnowsze badania... Stanisawski? Tak? Odpierdol ty si ode mnie. Wystrzeliwane flary opaday powoli, z godnoci, jak strcone z niebios zbuntowane serafiny.

*** Jefrejtor Bieych, zwany Waler i sam chccy by tak nazywany, pochodzi z Moskwy. Lewart wiedzia o tym, zanim jeszcze Walera si przedstawi. Ten bowiem model produkowaa wycznie stolica. Niewysoki, chudy i chudogby, mimo modego wieku rzadkowosy i z brakami w uzbieniu, z wiecznie przymruonymi oczyma, Walerij Siemionycz Bieych by nieodrodnym synem ciemnych moskiewskich zaukw, bram i podjazdw, typem, ktrego lepiej byo nie spotyka po zmroku w parku Gorkiego czy na Sokolnikach. Lewart by zdania, e stoecznych typw pokroju Walery nie powinno si spotyka nigdzie poza Workut, ale ze zdaniem zwykle kry si, nie chcc, by uznawano je za przejaw trywialnych animozji midzy Moskw a Pitrem. W Afganie zdy ju napatrze si na takich jak Walera, mocnych zreszt tylko w gbie albo w grupie podobnych sobie. Wiedzia, jak z takimi postpowa. Posuchaj ty, gawniuk wycedzi, odcignwszy Waler na bok. Nie zgrywaj mi tu szpanera i starego afgaca. Nie na gupszego trafie, nie na szczawia-praporka wprost ze szkki, ktrego mylae wok palca sobie okrci. Ja trzynacie miesicy jestem za rzeczk. Bywaem w bojach, o ktrych ci si ani nio, a podobnych tobie pczkami na pancerzu zwoziem do baz. Dogadamy si, bdziesz zna swoje miejsce, minie nam suba jak wieczorynka w domu kultury A bdziesz mi si stawia i brudzi, to ci dni do dembela tak obrzydz, e sinym zapaczesz, a czerwonym si posrasz. Poje mnie? Walera kiwn lekko gow, ale zmruonych oczu nie spuci. Lewart chwyci go za przd munduru, krtkim ruchem gowy wskaza na nowicjusza z rozkwaszonym nosem. W szczeglnoci sykn jeszcze raz modego uderzysz, to, kurwa, poaujesz. Jasne? Jefrejtor Bieych! Baczno! Rozkaz zrozumia? Wykona! Jest wykona, towariszcz praporszczyk! Blokpost Gorynycz, zesp jednego dotu i dwch duych poczonych ze sob stanowisk ogniowych liczy dwunastu onierzy obsady, samych szeregowcw pod chwilow komend jefrejtora Bieycha. Podstawowym rodkiem ogniowym by na kadym stanowisku PKM, wspomoony dwoma rucznikami i jednym RPG-16. Teraz, po uzupenieniu, po tym, jak Lewart przywoa do porzdku jefrejtora, zaoga Gorynycza urosa do siedemnastu. Jedno stanowisko Lewart przydzieli Wasi ygunowowi, dajc mu pod komend Waler, nad drugim obj dowdztwo sam, zostawiajc przy sobie omonosowa. Blokpost, jak go zastali, przedstawia sob obraz ndzy, rozpaczy i degrengolady. mierdzia ju z odlegoci kilkunastu krokw. Z takiej samej odlegoci lni, niczym Las Vegas, dziesitkami byszczcych puszek po konserwach, ktre wojsko, miast uprzta i zakopywa, beztrosko wywalao na przedpole. Wszdzie poniewieray si brudne szmaty, papiery i wdeptane w grunt sztuki odziey.

Wszdzie walay si te cynki, czyli puste blaszanki po nabojach, uwaane przez onierzy za rzecz ogromnie przydatn i majc rozliczne zastosowania. W taki cynk mona byo, bdc na pozycji i nie mogc jej opuci, wysika si lub nawet wyprni. Mona byo w cynku zaparzy herbat lub ugotowa zup, zadbawszy, by nie by to cynk uywany wczeniej do innych celw. Dao si w cynku miesza i fermentowa kiszmiszwk, tu byo obojtne, do czego cynk wczeniej posuy, smaku kiszmiszwki, obrzydliwej brahy z suszonych owocw, i tak nie mona byo ju niczym pogorszy. Suy te cynk hazardowi, jako blaszana mikronamiastka Koloseum: wrzuciwszy we dwa skorpiony, dwie solfugi lub po sztuce z kadego gatunku mona byo bawi si obstawianiem wyniku walki. Lewartowi obojtne byy gry i zabawy, na bajzel patrze po prostu nie mg, wkrtce caa szeregowa zaoga posterunku, Waler wliczajc, sprztaa teren w tempie icie stachanowskim. Przechodzcy akurat Barmalej z uznaniem pokiwa gow, przysiad nawet na chwil, by popatrze. Bya okazja pogada. Co stao si z waszym oficerem? Bo wszak mielicie kiedy takowego? Zamoczylimy go parskn Barmalej. Kulk w plecy. Jak wy waszego starleja na Newie. Szybko, nie ma co, plotki si rozchodz. Pewnie. Na Kartera moesz liczy w tej kwestii. To szoferak z awtobatu, zaglda tu z zaopatrzeniem. Zajecha po dembeli, przy okazji przywiz ploteczki. A tak powanie, to nasz lejtnancik przepad bez wieci. W boju? Nie. Po prostu, z wieczora by, rano znik. Szukalimy my, szuka specnaz, szmonali po kiszakach, przeryli wszystkie wwozy, zajrzeli do kadej dziury. I ani ladu. Mija trzy tygodnie, znaczy, skreli ju nam trzeba lejtnanta Bogdaszkina z ewidencji. I czeka, a innego przyl. Oby rycho. Pki co, robi tu za komandira, ale, szczerze, ciut za wielkie dla mnie te buty. Odpowiedzialno, rozumiesz? Lewart rozumia. By jednak przekonany, e Barmalej, chcc nie chcc, bdzie musia dorosn do butw i e z odpowiedzialnoci nikt go nie zluzuje. Liczca obecnie pidziesit sze gw zaoga zastawy, niepena kompania, bya ju jego kompani. W warunkach afgaskich nie byo to niczym niecodziennym. O awansie przesdzao dowiadczenie, w gr drabiny stanowisk szed ten, kto przey i pozwoli przey podkomendnym, kompaniami dowodzili chorowie i sieranci, po prawie piciu latach wojny nikogo to ju w Afganie nie dziwio. Dziwio natomiast co innego: nieobecno zastpcy do spraw politycznych. Nasz zampolit? Zagadnity o to Barmalej jakby zdziwi si pytaniu. Nasz azuria? W Kabulu, jak zwykle. Chory, jak zwykle. Bodaje na etuch tym razem. Chorowity, biedniaga, u niego, jak to mwi, jak nie sraczka, to zozy. W Afganie niecay rok, a na wszystko ju chorowa, na tyfus, na malari, na ameb, na wszystko, powiadam. Tote i ochrzcilimy go odpowiednio: nasz azarz kochany. Zdrobniale: azuria. Moe poznasz go, gdy wrci do nas w przerwie midzy chorobami. Nie dziwi si skomentowa omonosow, pniej, gdy Lewart relacjonowa mu tre rozmowy. Chorobotwrczo, wybacz szczero, mi tu wyglda. pisz tam, gdzie jesz, jesz tam, gdzie wydalasz. A jesz to. Zobacz. Skumbria w tomatnym sosie odczyta Lewart z podanej mu puszki. Zakad Produkcji Konserw Rybnych Konrybproizwod, Biegorod. Termin przydatnoci do spoycia rok i sze miesicy. Rok produkcji... 1959. Ty jaki defetysta jeste, omonosow. Jem te czerwone rybki ju rok i nic mi nie jest. Nawet polubiem ten smak. Ty te polubisz. Tego si wanie najbardziej obawiam.

*** Barmalej, Jakor i pozostali weterani Soowieja zapewniali, e nocne alarmy i kanonady to rzecz

wcale nie tak czsta i nigdy nie zdarzajca si dwie noce pod rzd. Wbrew zapewnieniom drug noc na zastawie, podobnie jak pierwsz, zakciy eksplozje min, tym razem z wwozu Dawri Dar, tego bliszego Gorynycza, na dozorze Lewarta. Lewart wydarzenie przeczu. Ju z wieczora rozkaza Wasi ygunowowi si za PKM, gdy si zaczo, Wasia by zwarty i gotowy, rbn po eksplozjach dugimi seriami, traserami wskazujc cel reszcie. Tym razem mudahedini odpowiedzieli ogniem, kule zapieway koo uszu, a byski w ciemnoci zdradziy strzelcw, niektrych duo bliej pozycji, ni naleaoby oczekiwa. Lewart wyda wic rozkaz i w blasku opadajcych flar blokpost Gorynycz zapray ze wszystkich luf. Gorynycza wspomg seriami utios z Muromca, reszta zastawy w bj nie wstpia. Przerwij ogie! Jest przerwij! wyskandowa najbliszy onierz. Lewart spostrzeg, e to ten, ktry wczoraj trzs si ze strachu i paka ze wstydu. Dzi ju wstydzi si nie musia. Flary opaday, zalewajc przedpole upiornym trupim blaskiem. mierdziao kordytem.

*** Walera, patrzc na Lewarta, przestpi z nogi na nog. Miast w regulaminowe kierzowe sapogi obuty by w sportowe podrbki adidasw wytwarzane w miecie Kimry, w obwodzie twerskim. W warunkach afgaskich kimry sprawdzay si nadzwyczajnie i cieszyy ogromnym popytem. e co? przystawi do do ucha, niby e nie dosyszy. I? Dokd niby? Na przedpole powtrzy cierpliwie Lewart, miast z miejsca obrzuci jefrejtora matem. Poranek by wyjtkowo pikny, soneczny, nie chcia kazi go awantur. A na jakiego... kija? nie rezygnowa Walera. Znaczy, tak powiedzie, po jak choler? Po co tam azi? Towarzyszu praporszczyk? Za pi minut Lewart leniwym ruchem unis przegub z zegarkiem gotowo. Nie bd powtarza. Walera, kalkulujc, e lepiej wyjdzie na udawaniu posusznego, przybra pokornie niewinn min. Wypisz wymaluj kot, ktry nasra za telewizorem. Jest za pi minut! I stawi si punktualnie, w lifcziku na piersi i z kaasznikowem. Razem z onierzem uzbrojonym w dragunowa. Kozlewicz wyjani, umiechajc si knajacko i pocigajc nosem jest dobry z eswedeszki. Jak ju tam i, to lepiej ze snajperem. E? Praporszczyk? Susznie. Lewart kiwn krtko, wzi na pas swj wieo wyfasowany krtki AKS-74U kalibru 5,45, przez wojsko pieszczotliwie zwany ksiusz. Idziemy. Ruszaj przodem, jefrejtor. omonosow, nie wyrywaj si. Trzymaj si blisko mnie. Przeszli przez zalegajce przedpole gazowisko. Walera wyprzedzi ich, w swoich kimrach lekki i skoczny jak kozica. Zaczeka, wskaza przed siebie, na lewo i na prawo. Uwaa ostrzeg. Putanki. Tam i tam. Musimy przej pomidzy. Szli, ostronie stawiajc nogi. MZP, zapory mao widoczne, materace ze sprynujcych stalowych drutw, nazywane przez wojsko putankami, byy faktycznie diablo trudne do zauwaenia, przypominay dywany jakich mchw czy porostw. Wdepn w em-ze-pe oznaczao wplta si i ugrzzn na amen, bez pomocy kolegw, noyc do drutu i kombinerek wyswobodzi si z tego cholerstwa nie dao. W putance grzzo wszystko: ludzie, zwierzta, pojazdy, nawet czogi. A nu, Kozlewicz... Walera zatrzyma si, przyklkn. Kuknij no w ten twj teleskop. Kozlewicz przyoy kolb SWD do ramienia, zbliy oko do celownika optycznego, wymierzy w stron wwozu Dawri Dar, potem za drog, w stron wwozu Zarghun. Lewart wiedzia, e snajper

pochodzi z Wilna, mieszka w Moskwie, nazywa si Edwardas Kozlauskas, a ksywk zawdzicza jednemu z bohaterw ksiki Ilfa i Pietrowa. Nic oznajmi. Ni widu, ni sychu, ni duchu. I bardzo dobrze oceni Walera. Moemy i. Uwaga! Pod nogi patrze! Miny? spyta zdyszany ju nieco omonosow. Tak blisko? Mylaem, e pole jest dalej... W tym kraju uci Walera miny wdruj. Taki maj paskudny zwyczaj. Raz s tu, raz s tam. A najczciej tam, gdzie si ich nie spodziewasz. No i jak, komandir? Wystarczy spaceru? Powiem, kiedy wystarczy. Prowad, jefrejtor. Szli. Kozlewicz co jaki czas lornetowa wwz i zbocza. Walera rozglda si, wypatrywa czego. Wszy. Jedzie trotylem, czujecie? Skrci midzy gazy, po chwili wrci. Jednego brudasa mniej zarechota, demonstrujc im znaleziony sanda. Bandzior wylecia na wdowie. To tylko sanda zauway omonosow. Moe kto go zgubi? Stopa te tam bya, urwana wyej kostki. Nie przyniosem, bo obrzydliwy jestem. I krwi sporo na kamieniach widziaem. Mg by wicej ni jeden, ciko zgadn. Duchy swoich zabitych zabieraj... A tam... Widzicie? Krew, strzp czamy albo czapana! Ha, mwiem, czarna wdowa! Czarnymi wdowami, jak wiedzia Lewart, onierze nazywali miny PMN. Kontakt z min PMN miewa bowiem skutek rwnie fatalny, co kontakt z osawionym pajkiem. Psiakrew! wrzasn nagle Walera. Wykopali! Suki pogaskie, cholera na nich! Co jest? Wybrali miny wskaza Walera, czerwony ze zoci. O, tu, tam i tam, widzicie doki? To nie po wybuchu. Wykopali. Wygrzebali jak ziemniaki, ile zdoali, nim ktra wybucha. Po to wczoraj noc tu przyleli. Wybrali i teraz ustawi gdzie indziej, swoocze. Na naszych, ma si rozumie. Wracajmy, komandir. Wrcimy, gdy wydam rozkaz. Co tam jest? Tam? Walera odsun panam na ty gowy. leb. Parw, tak powiedzie. Wski, dugi, ale lepy. Prowadzca donikd dziura w skale. Duchy tamtdy nie chodz. Nikt tam nie chodzi. A my jednak zajrzymy. Lewart zimnym spojrzeniem zdusi opozycj w zarodku. Sprawdzimy ten parw. Lejtecha Bogdaszkin zmruy oczy Walera, nie mylc rezygnowa te azi, gdzie nie trzeba. Sprawdza, tak powiedzie, czego nie trzeba. I le skoczy. Ciekawe, praporszczyk, jaka tobie dola pisana. Ruszaj przodem, Bieych. Takie aenie Walera ruszy, ale gldzi nie przesta kijowo si moe skoczy. Kulk dosta, rzecz onierska. Ale mina, ta nog urywa i jajca... Bez nogi kijowo, a bez jaj... Tfu, tfu. Lewart nie podj dyskusji, demonstracyjnie olewa gldzenie. Walera widzia to. A ywcem da si duchom zapa, Hospodi... Bandziory kindaami odkroj z ciebie wszystko, co mikkie, co si da odkroi. Kroj po trochu, bydlaki, powolutku, co odkroj, to do wiadra wrzucaj. Ty, prapor, w Afganie od dawna, to pewnie nieraz po kiszakach takie wiadra widywa. I nie drejfisz? No, no... A oto i parw. Jar w samej rzeczy by do wski, w ciasnym przesmyku midzy skaami z trudem miecio si dwch rami w rami. Pionowe ciany zdaway si schodzi w grze, rozdzielone cieniutk jasn kresk nieba. Dalej uskok agodnia nieco, bkit robi si widoczniejszy, byo janiej. Dno zalega piarg, usypisko gazw, zwietrzaych kamieni i chrzszczcego pod butami wiru. omonosow spostrzeg co w usypisku, zrobi krok, pochyli si. I natychmiast odskoczy,

przeraony. W! Kobra! wrzasn Walera. Uwaga! Kobra! Lewart faktycznie dostrzeg ruch wrd kamieni. Co si tam zacio, zazocio. I wowo zwino, oddalajc si od nich szybko. Cofn si! Walera wyszarpn z kieszeni lifczika zaczepny RGN. Cofn si i kry! Chwyci za zawleczk granatu, ale nie zdy jej wycign. Lewart capn go za pi. W tym samym momencie, w ktrym omonosow ostrzegawczo unis rk. To nie jest kobra powiedzia. To w z pewnoci niejadowity. Niegrony. mija jest mija! Walera mocowa si z Lewartem. Nienawidz mij! Pierdoln j, zanim ucieknie! Pu, prapor! Schowaj granat. W nie uciek. Oddaliwszy si od nich jakie dziesi krokw zatrzyma si. Zwin. I unis gow. Lewart westchn mimowolnie, widzc paski eb, segmentowane podgardle, szybko wysuwajcy si rozwidlony jzyk. I oczy. Zote. Z czarn pionow renic. Postpi krok. mija wyej uniosa przedni cz ciaa, sykna przeszywajco. Zotawote uski zalniy w socu. omonosow? Tak? Jeste pewien, e to nie kobra? Ani nic jadowitego? Ty przecie jeste botanik. Nie herpetolog. Wiem o wach dostatecznie duo. To nie jest kobra. Co to wic jest? Nie wiem. Chyba pooz... Z rodziny poozowatych. Pooz z rodziny poozowatych nadal nie myla ucieka. Koysa si lekko, wpatrzony w Lewarta nieruchomym spojrzeniem zotych lepi. Lewart wzdrygn si. Potem, nie odrywajc wzroku od oczu wa, zrobi krok do tyu. Potkn si. omonosow podtrzyma go. Zadygota, jakby oblano go wod. Potrzsn gow, by uwolni si od natrtnego brzku w uszach. Idziemy wykrztusi. Wracamy na pozycj. Zostawiajc mij przy yciu skomentowa z przeksem Walera, poprawiajc akaem na pasie. Jeli ty, prapor, taki dla szkodnikw i robactwa litociwy, tak co ty w Afganie robisz? Lewart nie odpowiedzia. Gos Walery nie dociera do niego. Zaguszany przez myli.

*** Noc mina spokojnie. Ale nie dla Lewarta, ktry oka nie zmruy do zorzy. Nie mg zasn. Przeladowa go obraz zotej mii, martwe spojrzenie jej zotych oczu. Rano poszed do lebu. Sam. *** By wicej ni pewien, e jej nie zobaczy, wci byo zimno, soce wisiao nisko nad grami, przymione mtn porann mg. Gady, zapewnia sam siebie, s zimnokrwiste, nie znosz chodu, chd ogranicza ich aktywno, kryj si przed nim. mija nie mg przesta nazywa tak wa w mylach z pewnoci gdzie si ukrya. Moe nawet w ogle ucieka z wwozu? mija nie ukrya si ani nie ucieka. Wrcz przeciwnie, wygldao, jakby na niego czekaa. Zwinita

w kbek na paskim gazie powitaa go uniesieniem gowy i sykiem. I spojrzeniem, ktre przyprawio go o dreszcz. mija patrzya na niego, zastyga w bezruchu. Jej zotawe uski poyskiway w socu. Lewart te patrzy. W uszach sysza natrtne brzczenie, jakby pszcz rozgniewanych stukaniem w ul. *** Pooz zachowuje si nienaturalnie, zgodzi si omonosow. Suchajc opowieci o samotnej eskapadzie do parowu, botanik przyglda si Lewartowi dziwnie i znaczco, ale nie komentowa. Wypowiedzia si dopiero zapytany wprost o opini. Gad, zaryzykowa hipotez, moe by chory. Albo bardzo godny. Albo i jedno, i drugie, bo choroba moe uniemoliwia polowanie na zdobycz. A w okolicy, zauway, nie ma nic ywego. Ani jaszczurki nie uwiadczy, ani suslika, ani myszy nawet. W, uzna, musi by wygodzony. Moe go dokarmi? zainteresowa si Lewart. Da mu co? Zanie i rzuci? omonosow spojrza mu w oczy. Min mia dziwn. Ty powanie? Bo co? Wpyw wojny, ani chybi wpyw wojny. Duga izolacja od normalnoci, od normalnego ycia. Podwiadome poszukiwanie surogatu... Co ty pieprzysz? Nic. Chod, zaatwimy aprowizacj dla twego wa.

*** Kierowca Karter, cho typowy brat ata, nie powiada si nikomu ani z nazwiska, ani z imienia i otczestwa. Pochodzi jakoby skd spod Woronea. Posugiwa si wyjtkowo plugawym sownictwem. Nie uznawa wojskowej dyscypliny. Zawsze nosi ciemne okulary, szkaradne plastiki w kolorze lila r, import z Polski. Dwa przednie zby mia zote, miaby wicej, ale wybi je o kierownic, gdy jego GAZ-66 najecha na min pod Baraki Barak. Na Soowieju bywa zwykle raz w tygodniu, czasami czciej, po drodze, gdy wypad mu kurs do Dalalabadu. Dostarcza amunicj i zaopatrzenie. Dostarcza te wszystko, co u niego zamwiono. Mia dojcia po skadach celnych i magazynach Wojentorgu, mia kontakty z przemytnikami; wesp ze zgran paczk kilku innych szoferakw monopolizowa spekulacyjny biznes w dolinie rzeki Kabul, w prowincjach Laghman i Nangarhar. Czego tylko by zapragn japoskiego piwora, papieru toaletowego, ciepych skarpet, Playboya, talii kart z goymi babami, papierosw Zootoje runo, szwajcarskiego scyzoryka, sardynek, czekolady, wdki czy heroiny Karter by gotw dostarczy. Za zbjeck cen, ma si rozumie. Lewart i omonosow odwiedzili Kartera, gdy w po rozdystrybuowaniu dbr wrd klientw sposobi si do odjazdu, dokonujc przegldu stanu opon swej poobijanej szyszygi. Na ich widok umiechn si, lc we wsze strony rozbyski zotych zbw. Cel wizyty odgad z miejsca. Czego trzeba? Czeg to panowie kadra zapragnli? Mwcie, dostarcz. Dogadamy si... Potrzebny mi szczur uci Lewart. Umiech Kartera znik. W okamgnieniu. Tak, jak znika banknot studolarowy pooony na biurku urzdnika w biurze paszportowym. artujecie? Nie. Potrzebny mi szczur.

Jaki, nachuj, szczur? Szczur wtrci si spokojnie omonosow. Rattus norvegicus. Z pewnoci wietnie ci znany. Jeli nie z naukowej nazwy, to z postaci. Gdy budzisz si rano, w twoich rodzinnych stronach, to jest pierwsze, co widzisz, gdy tylko przetrzesz oczy. Siedzi na kuchennym stole obok pustej flaszki i resztek kolacji, rusza wsami, pociera apkami uszy, szczerzy zbki i wybausza mae czarne lepka. To jest wanie szczur. Karter wybauszy lepka. Potem poczerwienia silnie. Czegooo? rozdar si. Czegooooo? Jaaaak? Ty mnie... Ty do mnie... Aaa, inteligent jebany! Aaa, znalaz si! A paszo ty w pizdu nachuj! Razem z twoim szczurem! Walcie si! Poszli nachuj! Obydwaj! opojeby! Spokojnie, pomau. Lewart powstrzyma omonosowa. Powcignij no si, towarzyszu kierowco. Dostarczasz na zamwienie, sam mwie, wszystko, czego panowie kadra zapragn. Pan kadra zapragn szczura. Towar jest towar. Rzu no okiem. adna sztuczka, co? I markowa. Na widok lotniczych okularw przeciwsonecznych o szkach w kolorze ciemnego bursztynu Karter obliza wargi i odruchowo zacisn donie. Oryginay? Nie podrby? Napisane jest: Polaroid. Czyta umiesz? I dostan je za szczura? Chyba, bracie, jeszcze nie wytrzewia znowu wtrci si omonosow. Dostarczysz dziesi szczurw. Po dwa tygodniowo. Okularki otrzymasz po zrealizowaniu pierwszych dwch dostaw. Pasuje? Przymierzy mona? Mona. Karter woy polaroidy na nos, dugo przyglda si swemu odbiciu w bocznym lusterku ciarwki. Pod rnymi ktami. A umiech, zrazu ostronie krzywawy, zagoci wreszcie na jego licach na dobre i na caego. Penym szczerbatym zotem. Te szczury spyta to jakiej maj by maci?

*** Karter udowodni i potwierdzi sw reputacj; pierwszego szczura, bur paskud, dostarczy ju po dwch dniach i zapewni, e ma dojcie do nastpnych. Ale jeli szofer spekulant wykaza si i nie zawid, to mija zaskoczya i co tu duo gada rozczarowaa Lewarta. Gdy zjawi si w parowie z niesionym za ogon szczurem, w ogle si nie pokazaa, cho czeka dobr godzin. Pooywszy gryzonia na paskim kamieniu, odszed, usiujc sam siebie przekona, e to normalne i naturalne, e w z parowu to nie hodowlany eksponat z terrarium i e nie ma co oczekiwa, e bdzie po poywienie wypeza i jad z rki. e w ogle nie wiadomo, czy zechce choby tkn przesycon ludzkim zapachem padlin. Przekonywanie udao mu si, ale na dugo go nie wystarczyo. Po poudniu nie wytrzyma i poszed, by sprawdzi. I co tu ukrywa widok gryzonia nieruszonego, lecego tam, gdzie go zostawi, napeni go rozgoryczeniem i zupenie irracjonaln zoci. Opanowa si szybko. Postanowi zabra szczura z paskiego gazu i wnie gbiej do parowu, do samego jego koca, do miejsca, gdzie ten stawa si ju tak wski i ciasny, e dostpny chyba wycznie dla mij. Zbliy si i wycign rk. mija wystrzelia nie wiedzie skd, nie do szczura, lecz do Lewarta, wprost do jego oczu. Przeraony rzuci si w ty, potkn, siad z impetem, AKS zsun mu si z ramienia. Wycofa si w panice, szorujc spodniami o wir, gad sun za nim, uniesiony, szybko wysuwany rozwidlony jzyk niemal dotyka mu twarzy. Sparaliowany ze strachu spojrza w oczy mii. I zupenie zdrtwia.

Skamienia. Jedynym, co w nim yo, zdawao si by serce, omocce w piersi jak parowy tok. mija uniosa si jeszcze wyej, teraz, gdy siedzia, odchylony, growaa nad nim, patrzya na z gry, koyszc si hipnotyzujco. Nagle sykna przeszywajco, wygia si w S i zaatakowaa. Ruchem tak szybkim, e umykajcym wzrokowi, tak byskawicznym, e Lewart nie mia czasu si przestraszy. Rozpdzon w ataku gow zatrzymaa tu przed jego twarz. Otwara paszcz, a Lewart zobaczy zby jadowe. Mae, ale ponad wszelk wtpliwo jadowe. W gowie zabrzczao mu i zaszumiao, w oczach pociemniao, a potem rozbyso, zamigotao nagle tysicem szybko przelatujcych, bezadnych, rozsypujcych si jak w kalejdoskopie obrazw. mija koysaa si, wolno i agodnie, wrcz uspokajajco. Wodzi wzrokiem za jej oczami, czujc w ustach sucho, sucho okropn i dobrze znan, tak wysychao mu w ustach w najstraszniejszych momentach boju. Kiedy mier bya tak blisko, e midzy ni a siebie kopiejki by nie wcisn. Gad odwrci nagle gow i czar prys, wi pka, czu, e mgby si znowu porusza. Ale nie porusza si. mija z gracj przewina si po kamieniach, chrobotna usk, wpeza na upuszczony AKS, zwina si na kolbie i magazynku. Zasyczaa gronie, zakoysaa bem. Lewart przekn lin. Nie... wydusi z siebie. Nie strzelibym... Do ciebie. Nigdy. mija uniosa si, zupenie, jakby suchaa. Znowu zakoysaa si, bardzo pynnie, z gracj. Speza z akaesu, wycofaa do paskiego gazu, byskawicznym ruchem porwaa szczura. Uniosa si z gryzoniem zwisajcym z paszczy, spojrzaa na Lewarta. I szybko si oddalia. Znika. Lewart wsta nieco pniej.

*** Nocne wymiany ognia po jakim czasie ustay, dao si wreszcie spokojnie dosypia do witu. Zastawa faktycznie okazaa si do spokojnym miejscem suby, przyzna to na koniec sam Barmalej. y tu mona zapewni. A w sumie wol tak sub od ganiania po grach wok Bagramu i wypluwania puc na stromiznach pod Tiopym Stanem. Ja swoj dol ju wybiegaem, zasuyem na spokj i odpoczynek. Ciesz si i ty spokojem, Pasza, pki go mamy. Fakt, w par dni na zastawie zrobio si tak spokojnie, e a nudno. Byoby cakiem nudno, gdyby nie patrole.

*** Zrezygnowa wreszcie z lornetowania grani nad wwozem Zarghun. Nie dostrzeg na niej nic, adnej sylwetki, najmniejszego poruszenia. W istocie nigdy tam niczego nie dostrzeg, ani razu, na adnym z patroli, od dwunastu dni suby na zastawie. Obserwacja grani zaczynaa nudzi rutyn. Lewart pilnie jednak wystrzega si rutyny, wiedzia, czym rutyna i zobojtnienie gro, Afganistan zdy mu ju w tym wzgldzie udzieli kilku nader bolesnych lekcji. Wwz Zarghun, wiedzia o tym i czu to, by zagroeniem. Wwozu Zarghun naleao si strzec. Kierowany nie dajcym si zdusi impulsem, magnetycznym icie przyciganiem, obrci si, wycelowa lornetk w stron urwiska i parowu. Nim zowi wylot jaru w pole widzenia, ju wyrzuca sobie to, co robi, rozumiejc bezsens. Rzecz jasna, mii nie dostrzeg, nie mg dostrzec. Nie przeszkadzao mu to wpatrywa si w gardziel jaru przez dobr minut. I by rozczarowanym i zym. Na to, czego nie zobaczy. No i jak? zaciekawi si klczcy obok za gazem omonosow. Zobaczye co? Powiedziabym, gdybym zobaczy. Lewart opuci lornetk, wyprostowa si. Koniec

wycieczki, ka Walerze zebra ludzi. Wracamy na blokpost. Patrol w rzdzie opuci wzgrze. Szeleciy osuwajce si po zboczu kamyki. Stanisawski? Sucham? Co wedug ciebie mija robi w tym jarze? Dlaczego tam stale jest? omonosow poprawi pas akaemu, spojrza na Lewarta, patrzy dugo. Pytasz, jak rozumiem, zupenie powanie? Najzupeniej. omonosow zrobi krok w bok, pochyli si, podnis co z piargu, chyba may kamie. Lewart z gniewem pokrci gow. Znudzio mu si ju ostrzega botanika przed minami. Ale wci zocia go jego niefrasobliwo. Twj w powiedzia omonosow, ogldajc znalezisko jest stranikiem wwozu. Strzee go przed profanami. Przed barbarzycami. Sucham? Zgodnie z klasycznym imago mundi rozpocz wykad byy naukowiec w jest strem skarbu, stranikiem tajemnicy, wartownikiem u wejcia do krainy umarych. Jak nasz ruski Gorynycz, mijem wszak zwany, patron naszego blokpostu. Ca zastaw zreszt, jak zauwaye, jak i jej elementy, kodowymi oznaczeniami obdarzy jaki mionik ruskich bylin i rosyjskiej literatury romantycznej. Wracajc do mija Gorynycza, strzee on... Kalinowego mostu nad ognist przepaci, wiodcego do Trzydziesitego Carstwa lecego za trzydziewicioma ziemiami dokoczy Lewart. Te czytaem to i owo, od bylin po rosyjskich romantykw. Pytajc, liczyem, przyznam, nie na banie, lecz na sensown odpowied... Bya rwnie sensowna jak pytanie nie da zbi si z tropu botanik. Twj w jest stranikiem. Czego? Kamieni? Owszem, z duym prawdopodobiestwem. omonosow zademonstrowa mu swe znalezisko, czarny kamyk z adnym pasiastym wzorem. To, dla przykadu, jest onyks. Kamie ozdobny, pszlachetny. Posiada warto. Ley sobie, a my po nim depczemy. A czy wiesz, co Hindukusz skrywa pod ziemi? Co wywozili std najedcy od niepamitnych czasw? Szmaragdy, rubiny, lazuryty, agaty, beryle, e wymieni tylko kilka. Twj w, Pawle, strzee z i skarbw. By nie dorwali si do nich i nie dostali ich w swe apy kolejni barbarzycy i rabusie, najedajcy ten kraj. Wci z tymi samymi hasami na ustach. Postp, rozwj, internacjonalizm, bratnia pomoc, wolno, demokracja. A przecie wszystkim idzie o te szmaragdy wanie. O rubiny i lapis-lazuli. O zoto, o mied, o uran, o rud elaza, o gaz, o cynk, o lit, o boksyt, o baryt, o wszystko, z czego chc t krain okra i ograbi, co chc tej ziemi wydrze. Przed nimi strzee skarbw twoja mija. Albowiem... Albowiem patrz pod nogi, blad! Tu s miny! Ile razy mam powtarza!

*** Rankiem, gdy soce jest ju nad szczytami, Hindukusz, jak wykluwajcy si z poczwarki motyl, demonstruje wszystkie swoje barwy i odcienie. Chepi si nimi. W dole, u podstawy stokw, gry s jak zmity pakowy papier. Brudnobure, szare, pradawnie popielne. Jak jasny popi ze stosw ofiarnych. Jak popi z wyrocznianych kadzide. Jak popi z urn. Wyej, ponad t popieln szaroci, cignie si pasmo cienistego mroku, czerni wrcz, czerni przygnbiajcej i aobnej. To te popi, ale to czarny popi zgliszcz, czer zwglonych domostw, czer zlanych deszczem, zbrylonych pozostaoci po auto-da-f. A nad tym wszystkim, na tle olniewajcego szafiru nieba, wznosi si jak mira, jak widziado, prawdziwy Hindukusz bkitny, skrzcy si lodowo, ulotnie transparentny, widmowo nierealny, niczym zjawa dostpny jedynie

oczom. I wyobrani. Bkitny Feniks, powstay z popiow. *** mija leaa na paskim gazie, zwinita w regularny kbek. Na widok Lewarta uniosa gow. Wygldao, jakby czekaa na niego. Wygldao, jakby go witaa. Wpatrzona we swym zotym, martwym, zowrbnym spojrzeniem. Spojrza jej prosto w oczy. Bez lku i chtnie. W gowie zaszumiao mu i zadzwonio, zabrzczao tysicem gniewnych pszcz. W oczach, zmroczonych na moment, rozbyso i zamigotao nagle miriadem bezadnych, kalejdoskopowych obrazw, gwatownie przechodzcych w kolorow szklan miazg, po to, by zaraz znowu zmieni si w obraz. Zupenie inny. A przez kady obraz, przez kad wizj, przez kady majak przebijay si, jak wodny znak, bezustannie wpatrzone w niego ze i wszystkowiedzce oczy mii. Widzia je nawet wtedy, gdy zamyka oczy. Sysza pulsujce w uszach uderzenia bbna, urwane akordy dalekiej muzyki. Nagle by w Egipcie, u Teb, sysza odwieczn skarg kolosa Memnona, sysza, jak statua dwiczy i piewa swym pkajcym pod promieniami wschodzcego soca jestestwem. Sysza vox coelestis organw katedry Notre Dame na paryskiej ile de la Cit. Sysza, jak zrywajcy si wiatr trca struny anemochordw, harf eolskich, kac im rozbrzmiewa w subtelnym, idealnie harmonicznym chrze. Nim przesta si dziwi, skd u diaba ten Egipt i skd ten Pary, chr harf zakci nagle ostry dwik trbki. Jakby wzywajcej do apelu, a moe grajcej capstrzyk. Nim zastanowi si nad tym, trbka gwatownie zmienia ton, przechodzc w sygna kawaleryjski, komend do kusa. Come fill up my cup, come fill up my can, Come saddle my horses and call up my men; And to the West Port, and let us be free, And some wear the bonnets of Bonny Dundee! Wok zadudniy kopyta, zamigotay pciny, aksamitne boki, ogony. Jeden z tych koni jest mj, pomyla, mj tesalski karosz, czarny jak noc, a pod wzgldem pikna i siy ustpujcy chyba tylko krlewskiemu Boukefalosowi. Mj rumak, ktry zwie si Zefios, Wiatr Zachodni. Za ktrego zapaciem na targu w Larisie siedemset drachm, sum, za ktr mona byo tam wtedy kupi piciu niewolnikw. Ko, ktry nis mnie do szary pod Issos. Ktry uratowa mi ycie pod Gaugamel. Zefios, kary ogier, ktrego wodze trzymam w doni... Lewart patrzy i ze zdumieniem stwierdza, e w doni niczego nie trzyma. e przedrami, zamiast, jak przed momentem, dugiej skrzanej opaski i bransolety z brzu, opina mu rkaw munduru w kolorze khaki, z galonem i mosinymi guzikami na mankiecie. e kusujcy obok jedcy nosz korkowe kaski, krtkie szamerowane kurtki i spodnie z lampasami. Bateria E, Royal Horse Artillery, artyleria konna, eskortujca swoje dziewiciofuntwki. There are hills beyond Pentland, and lands beyond Forth, If theres Lords in Lowlands, theres Chiefs in the North; There are wild Duniewassals three thousand times three, Will cry Hoigh! for the bonnets of Bonny Dundee!

Drummond, old fellow! Poderwij onierzy! Marsz! By Jove! W tym tempie nie dotrzemy do Kwetty przed noc! Marsz, wojsko, marsz! Rusza si, Szedziesity Szsty! Pszczele brzczenie osigno apogeum w wysokim crescendo. A zuda pka nagle, rozsypaa si w kalejdoskopowy wzr. By znowu pusty leb, kamienisty piarg. Niemal schodzce si wysoko ciany i bkitna linia nieba midzy nimi. I paski kamie, na ktrym jeszcze niedawno leaa mija.

*** Stanisawski? Tak? Czy w... Czy ma zdolnoci... Czy nauka zna przypadki... Czy jest moliwe, by w zahipnotyzowa? Wzrokiem? Mam rozumie, e twj pooz zahipnotyzowa ci? Odpowiedz na pytanie. Hmm... omonosow odoy na szmat czyszczone suwado akaemu. W, Pawle Sawomirowiczu, to istota wielce tajemnicza. Od zarania dziejw by dla ludzi zagadk, wszystko byo w nim niepojte i nieodgadnione. Wygld, zachowanie, reakcje, tryb ycia, metody ataku, rozmnaanie, wzbudzana przeze trwoga... wszystko w wu byo niepojte i dawao asumpt do najfantastyczniejszych legend. Mimo atawistycznej, instynktownej grozy i odrazy, jak widok wa budzi w czowieku, jego wizerunek od praczasw zwizany jest z medycyn, jest atrybutem uzdrawiaczy. Jad mii to zabjcza trucizna, ale o niezwykych waciwociach regenerujcych; to dziki jej jadowi, uwaano, skra mii odradza si co jaki czas. W jest symbolem regeneracji i odrodzenia. W Kabale w pnie si po Drzewie ycia, zdolny dotyka wszystkich sefirotw jednoczenie. Gnostycy, czerpic zreszt od alchemikw, zwrcili uwag na do czste w ikonografii przedstawienie wa, a waciwie dwch wy, splecionych i obrconych ku sobie gowami, jak na kaduceuszu Merkurego, bdcego wszak bstwem obojnaczym. I uczynili z wa symbol rwnowagi si Dobra i Za. Manichejska dychotomia, jednym sowem. W to jednoczenie przyjazny i dobry Agathodajmon, opiekun zb i winnic, i zarazem zy Kakodajmon, wrg rodzaju ludzkiego. To dobry Ormuzd i zy Aryman. To Horus i Set... Pozwolisz, e ci o co spytam? Ty mnie? A o co niby? Od jak dawna nie bye z kobiet? Od cywila, prawda? Nieprawda. Ale to nie twj interes. Trzymaj si tematu. Ale trzymam si. Cakiem mocno. Staram si dociec podtekstu twojej fascynacji poozem i zastanawiam, co tu bardziej pasuje: latet anguis in herba czy cherchez la femme. W to symbol falliczny, zwizany z seksem. Pierwotny w uksi pierwotn kobiet w jej pe, zaszczepiajc j mijow przewrotnoci w sprawach miosnych. I jeli zakopa w ziemi wosy menstruujcej kobiety, ulgn si z nich we. W obezwadniajcy ofiar swymi sploty to symbol uwiedzenia, sptania, optania: Jazona przez Mede, Heraklesa przez Omfal, Samsona przez Dalil, Adama przez Lilith. Std moje pytanie o twoje stosunki z kobietami czy raczej ich brak. Znalelibymy moe klucz do wytumaczenia twojej mijowej obsesji... Nie odstawiaj Freuda, Stanisawski. Nie szukaj klucza. Odpowiedz na pytanie. Czy mija moe zahipnotyzowa? Ambrose Bierce, Czowiek i w. Czytae?

Nie. auj. Gdyby czyta, nie pytaby mnie o wa i jego zdolnoci hipnotyczne. Znaby odpowied. Literack, ale jake prawdziw, podkrelajc si autosugestii. To nie w, mj drogi. Nie ma wa. Jest autosugestia. Jasne. Autosugestia. I literatura. Ty kto jeste, literaturoznawca? Czy przyrodnik? Do tego niegdysiejszy? Jako niegdysiejszy przyrodnik omonosow nie przej si drwin mog ci odpowiedzie tylko w jeden sposb: nauka nie potwierdza adnych zdolnoci hipnotycznych u wy. To legenda, u rda ktrej leg zarwno mit o Meduzie, jak i zapewne zaobserwowany fakt zamierania ofiary wa w bezruchu. A to nie adna hipnoza, lecz mechanizm obronny. Zagroone zwierz nieruchomieje, bo instynkt uczy je, e drapienik reaguje na ruch, atakuje poruszajce si obiekty. W przypadku wa instynkt zreszt ofiar zawodzi, bo u wy narzd Jacobsona... Dzikuj. Wystarczy. Ja ot myl... Wystarczy, powiedziaem.

*** mija leaa na paskim gazie, dokadnie tam, gdzie si jej spodziewa. Na jego widok uniosa gow. Wygldao to tak, jak gdyby czekaa na niego. By go powita, jak tylko wkroczy do jaru. I teraz witaa go, wpatrzona we swym zotym zamarym spojrzeniem. Ostronie pooy AKS na wirze. Podszed. Uklkn. Spojrza mii prosto w oczy, czynic to bez lku, chtnie wrcz. Wiedzia, czego oczekiwa, co go spotka, wiedzia to, zanim jeszcze zattnio mu w uszach, zanim rozbrzmia w nich szum i brzczenie tysica pszcz. Zanim w oczach, zmroczonych na moment, rozbysy fajerwerki wizji, zanim zaskrzyy si miriadem kalejdoskopowych, bezadnych migawek. Wiedzia, co go czeka. I nie lka si. Bo czy hipnotyczne majaki, zudy i widziada mogy przestraszy radzieckiego chorego? I to takiego, do ktrego ju od smego roku ycia przemawiay oywajce ilustracje z ksiek? Ktry ju jako dziewiciolatek przeczuwa i przewidywa? Wieszczy? Prorokowa i wyprorokowywa zdarzenia? Rne zdarzenia? Od zabawnych i trywialnych po brzemienne w skutki i tragiczne? *** Pawe Lewart pamita dzie i chwil swej pierwszej prekognicyjnej wizji. By w peni wiadom, e nigdy, do koca ycia, nie zapomni ani dnia, ani chwili tego zdarzenia. Ani towarzyszcych mu okolicznoci. Przeglda ksik, ktr dosta w prezencie na sme urodziny. Ksika bya dua; by da sobie rad z jej stronami, musia siedzie na pododze. Uwielbia t ksik, mg godzinami oglda ilustracje, przedstawiajce kadetw, malcw niewiele starszych od niego, w eleganckich paradnych mundurach wygldajcych jak prawdziwi mali oficerowie. Zwaszcza na jeden obrazek mg patrze bez koca. Przedstawia trbacza, grajcego sygna do apelu. Narysowany by tak piknie, e niemal syszao si trbk. W rzeczywistoci may Pasza kilka razy sysza t trbk, ale myla, e to z ulicy. O szyb okienn, brzczc gniewnie, postukiwaa pszczoa, z kuchni dobiegay gosy, niekiedy podniesione. Mama rozmawiaa z ssiadk, cioci Liz. Mama ualaa si na tat, ktry wanie bardzo spnia si z powrotem z pracy, a to niechybnie dlatego, e znowu polaz na wdk z kolegami. Cho obiecywa, e skoczy z piciem. Ciocia Liza, m ktrej by kolejarzem i pi na

okrgo, uspokajaa mam. Wytrzewieje i wrci, twierdzia, oni zawsze wracaj, bo gdzie im bdzie tak dobrze. Ale przecie obiecywa, podnosia gos mama. Oni zawsze obiecuj, uspokajaa ciocia Liza. I wtedy w uszach Paszy zattnio, zabrzczao i zaszumiao. A kadet w ksieczce odj trbk od ust. Spojrza na Pasz Lewarta. Zamruga, jakby zdziwiony tym, co widzi. Twj ojciec nie wrci, Paszeka, powiedzia. Kilka godzin temu pod monopolowym przyczy si do dwch nieznajomych, szukajcych trzeciego, zasobnego w pi lub sze rubli, ktrych im brakowao do sensownych zakupw. Nabywszy, co i ile trzeba, udali si celem spoycia na Ostrw Dekabrystw, do parku nad Smolenk. Tam nieznajomi, zauwaywszy u ojca jeszcze pi rubli, skrzan teczk i zegarek poljot, wanie teraz, w tej minucie, zabili go. Uderzeniem cegy w skro. A ciao za niedug chwil zacign w krzaki nad rzeczk Smolenk. Tam za chwil znajdzie si twj ojciec, Paszeka. W krzakach nad Smolenk, tu przy Smoleskim Mocie. Pasza gwatownie zamkn ksik o kadetach. I rozpaka si. Pobieg do kuchni, by o wszystkim powiedzie mamie i cioci Lizie. Kobiety najpierw skrzyczay go strasznie, zagroziy kar za wymysy i fantazje. Ale gdy nie ustawa w paczu, pobiegy na milicj. I wszystko, co powiedzia kadet trbacz, okazao si prawd. Nadmierna pobudliwo, orzek lekarz, do ktrego zaprowadzono Paszek po tym, jak przewidzia, e starszy brat zamie rk na obozie pionierskim. Czy zdarzay si w rodzinie przypadki kiy i czy malec pije, chcia wiedzie drugi, po tym, jak Paszeka wyprorokowa mowi cioci Lizy, kolejarzowi, e pjdzie siedzie za kradzie oleju napdowego. Histeria, zdiagnozowa trzeci, po kolejnych wizjach Paszeki, ju w klinice Oddziau Psychiatrii Dziecicej Pastwowego Instytutu Psychoneurologii imienia Bechterewa. Schizofrenia paranoidalna, by zdania czwarty, z tego samego Instytutu. Klasyczna parafrenia, zdyskredytowa obu poprzednikw pity, z tytuem profesorskim. Ja to wylecz, obieca. Paszeka wyszed z kliniki po procznym pobycie, w sam por, by kompletnie nie ogupie od psychotropw. Uznano go za wyleczonego, bo zdoa zadowoli profesora, Wikientija Abramowicza Szykina, kacego nazywa si wujkiem Kiesz. Wujek Kiesza by ysy jak kolano, nasza grube okulary, brudnawy biay fartuch i wywiecony krawat w grochy, icie jak Lenin na wikszoci portretw. Po Instytucie, pamita Lewart, kryy zoliwe plotki, datujce krawat wujka Kieszy na czasy NEP-u, rok mniej wicej 1925. W plotki nie uwierzono. Krawat musia by starszy. Nawet za NEP-u nie produkowano w ZSRR tak dobrych jakociowo i trwaych krawatw. Pasza zadowoli wujka Kiesz. Nauczy si nie przyznawa do wizji i zaprzecza, e jakiekolwiek mia. A wszystkie testy wujka Kieszy zda, bo jaki gos podpowiada mu waciwe odpowiedzi i reakcje. Precyzyjnie takie, jakich wujek Kiesza oczekiwa. W przeddzie wypisania z kliniki mia wizj. W wizji wujek Kiesza umiera na rozlegy zawa. Wrd tumu, podczas witowania okrgej rocznicy Dnia Zwycistwa, dziewitego maja 1965. Za cztery dni. Pasza Lewart, wychodzc, nie powiedzia mu tego. Nie mg. By przecie wyleczony. *** Kuracja, jakiej Pawa Lewarta poddano w Instytucie Bechterewa, bya skuteczna w jednym, ale za to podstawowym aspekcie: dziesicioletni Pawe gotw by na wszystko, na absolutnie wszystko, byle tylko nie trafi tam ponownie. Udawanie, wypieranie si wizji i przeczu, jak i kamstwa odnonie ich wystpowania chopiec uzna za niewystarczajce w kocu na kamstwach mg zosta przyapany,

mg zdradzi si niechccy, mg poplta si w zeznaniach na tyle, by wzbudzi podejrzenia. Pawe Lewart zdecydowa si sign do sedna problemu. Postanowi tumi prekognicyjne wizje na etapie powstawania, zdusza je podczas wypczkowywania i nie pozwala im si rozwin. Wizje anonsoway swoje pojawianie si. Tu przed tym, nim co si dzia miao, Pawe czu krtkotrway ucisk w uszach, przechodzcy w natrtne owadzie brzczenie, szybko narastajce, jakby pszcz rozgniewanych stukaniem w ul. Na tym etapie, wypraktykowa chopiec, prekognicj mona byo zatrzyma. Poprzez zadanie sobie blu. Skutkowao silne uszczypnicie, a jeszcze lepiej ukucie, mocne, do krwi. Pawe nauczy si zawsze mie wpite w ubrania szpilki lub agrafki, a po kieszeniach regularnie nosi pinezki, ktre w razie zagroenia wciska sobie w opuszek palca. Pomagao. Pszczele brzczenie ustawao, poszone blem wizje ulatyway. By pojawia si coraz rzadziej i rzadziej. Pawe Lewart przesta widzie przyszo, odbiera tylko niejasne alarmy, sygnay o tym, e co si wydarzy. A i te sygnay staway si coraz rzadsze i rzadsze. Z czasem ustay niemal zupenie. Wrciy dopiero w Afganistanie. *** mija speza z gazu, rozwijajc si jak wstga, peznc esowato, zbliya si do klczcego Lewarta. Wolno uniosa gow i nieco wicej ni wier dugoci korpusu. To wystarczyo, by moga spojrze mu w oczy. Tym razem szum i brzk w uszach poprzedziy ttnice w oczach wietliste koncentryczne koa, pojawiajce si i gasnce jak krgi na wodzie. Lewart poczu, jak zibn i drtwiej mu palce u rk. Powietrze, do tej pory tu, w jarze, nieruchome, gorce i stche, pochodniao nagle i oyo. Poczu wiatr, na twarzy i we wosach. Emanujce z oczu mii krgi eksplodoway we wzorzyst mozaik, w migoccy i zmieniajcy si kalejdoskopowo wzr. Z wzoru wyonia si skalista pustynia. Zalane olepiajcym socem pustkowie. Wiatr, rozwiewajcy wosy w pdzie. Wicher, podrywajcy piasek, ukucia ziarenek na twarzy. Pod kopytami chrup wiru i kamieni. W lewym rku mokry od potu rzemie wodzy, w prawym krtka kawaleryjska sarissa. U lewego kolana kopis, krzywy jednosieczny miecz. Kary ko odwraca gow, ypie okiem. Nazywa si Zefios, Wiatr Zachodni. Jedziec z prawej to Bryzos, Trak. Ten z lewej to Stafilos, Frygijczyk. I inni, najemni jedcy z Tracji, Pajonii, Ilirii, z innych stron. Prodromoi, lekka jazda zwiadowcza armii Aleksandra, Wielkiego Krla Macedonii. Liczca pidziesit koni tetrarchia w skadzie trzeciej ile. Mj oddzia. Jestem tetrarcha Herpander, syn Pyrrusa. Wiod oddzia dolin rzeki Arachotus, zmierzamy do Gauzaki, a stamtd do Paropamisady, do garnizonu w Ortospanie, miecie lecym trzysta trzydzieci stadiw na poudnie od nowo zaoonej Aleksandrii Kaukaskiej. Albowiem sigajce nieba, skrzce si olepiajco gry na pnocy zw si Kaukazem Indyjskim lub Paropamisos. W jzyku grskich plemion Hindu Kusza. Obraz pk jak szko, wizja znika. Ale z oczu mii niemal natychmiast wyemanowaa nastpna. Wwz grski, skay o fantastycznych ksztatach, tworzce co na ksztat bramy, wiodcej wprost na przestwr zalanej socem pustyni. Bram przechodzi wojsko. Przodem idzie stpa kawaleria, lansjerzy w turbanach, z trzepoczcymi na wietrze chorgiewkami na lancach. Za nimi artyleria konna, armatki, zaprzgi, jedcy w szamerowanych kurtkach. Za nimi duga kolumna piechoty w szaroburych mundurach i korkowych kaskach. Piechurzy piewaj, ich pie niesie si ranie i bojowo. Our hearts so stout have got us fame

For soon tis known from whence we came Whereer we go they fear the name Of Garryowen in glory! Byski koyszcych si nad gowami piechurw bagnetw olepiy go na chwil, Lewart zamkn oczy. Gdy je otworzy, wojska ju nie byo. By czarny dym, snujcy si dnem skalistego wwozu. By dymicy wrak beteera. Transporter musia najecha na min lewym przednim koem, byo ono bowiem cakowicie urwane, po prostu zniko. Lewe koo z drugiej pary, z rozwalon w strzpy opon, opierao si na ziemi felg. Pancerz burtowy za koem by rozszarpany i pogity. Cakowicie niemal wyrwane i groteskowo znieksztacone byy obie czoowe pyty pancerza, grna i dolna. Lewart widywa ju w podobny sposb zniszczone pojazdy, wiedzia, co si stao. BTR najecha na dwie woskie miny TC-6, ustawione jedna nad drug, dodatkowo wspomoone zakopanym pod nimi dziesiciokilowym adunkiem trotylu. Wiedzia, e kierowca i dowdca tak rozbitego transportera nie mieli najmniejszych szans na przeycie, z zaogi za i desantu mier poniosa co najmniej poowa onierzy. Na ziemi, w kbach wysnuwajcego si z wraka dymu, kto siedzia. By to onierz, poszarpana pieszczanka na jego przygarbionych plecach nie miaa ju jednak barwy piasku, bya smolicie czarna. I dymia. Lewart zbliy si, podszed tak, by zaj onierza od frontu, by zobaczy jego twarz. Okazao si to niemoliwe. Byo tak, jak gdyby ziemia wirowaa, jakby obracaa si jak karuzela. Z ktrej strony by nie zachodzi, wci widzia tylko okopcone plecy, zgarbione ramiona, po ktrych peza dym. Osmalone wosy na potylicy. Krwawe, podesze osoczem oparzeliny i bble na karku. Twarzy onierza zobaczy nie mg. Mimo to wiedzia, e tym onierzem jest Waun. Sierant Walentin Trofimowicz Charitonow. Nie byo ci z nami powiedzia odwrcony Waun. Nie byo ci z nami, Pasza. Walentin? Co si stao? Co z tob? Nie byo ci z nami w tym beteerze. Gdyby by, moe by przeczu. Moe by przeczu t italiank. Ale nie byo ci. Dym z transportera zasoni widok, wgryz si w oczy, napeni je zami. Widziado zniko. A Lewart wzdrygn si, zadygota, niespodziewanie czujc na policzku dotyk rki. Kobiecej rki. Wika?

*** Spotykajc si z Wik na miecie, do pewnych rzeczy naleao przywykn. Gwnie do spojrze, jakimi w zalenoci od okolicznoci Wik darzono lub obrzucano. Oczywicie, Wika, Wiktoria Fiodorowna Kriaewa, przycigaa spojrzenia, bo bya adn dziewczyn. A wszystko, co w niej nie byo adne, byo sympatyczne czyli wychodzio na to samo. Na domiar Wika, pracownica Inturistu, ubieraa si modnie i zachodnio. Lewart nigdy nie by pewien, czy gapicy si na Wik podziwiaj jej nogi, czy woskie pantofelki. Czy wciekle zazdroszcz jej figury, czy krtkiej kurteczki od Levi Straussa. Czy te wszystko naraz. Przywyk ju i nie dba o to. Nie powiniene powtrzya Wika, odstawiajc filiank. Nie powiniene jecha na t wojn. Powiem wicej: nie wolno ci jecha na t wojn. To znaczy umiechn si krzywo e mam odmwi wykonania rozkazu? A moe zdezerterowa? Tego chciaaby? Do tego mnie namawiasz? To jest za wojna. Wojna nierozumnie i gupio zaczta, a ktra zakoczy si tragicznie. Dla nas wszystkich.

Nie tak gono, Wika, prosz ci. Wojna Wika uniosa gow tak krpujco brudna, e wstydzisz si mwi o niej gono. Wojna tak za i niepopularna, e mwicym o niej gono zamyka si usta grobami konsekwencji. To nie tak. Powinna zrozumie. Istnieje co takiego jak internacjonalistyczny obowizek. Jak dug wobec sojusznika... Mwisz jak ostatni hipokryta przerwaa, miesznie zmarszczya piegowaty nos, co weszo w lekki konflikt z wygaszanymi przez ni powanymi tezami. Niegdy, sama syszaam, nie bae si krytykowa roku szedziesitego smego, wkroczenia wojsk do Czechosowacji. Jak to wtedy mwie? Dajmy kademu krajowi moliwo swobodnego decydowania? Nie mona przymusza do socjalizmu czogami? I czy to nie ty przypadkiem ubolewae nad tym, jak fatalny wpyw mia rok szedziesity smy na nasz opini w wiecie? A teraz nie boli ci, e nazwano nas Imperium Za? A ty mwisz tekstami z zachodnich gazet. Tych przeczytanych i zmitych, ktre dostajesz z drugiej rki, od twoich zagranicznych turystw. Ulega Reaganowskiej propagandzie. Nie mw mi o uleganiu propagandzie, dobrze? Ty z twoim internacjonalistycznym obowizkiem. Ludzie w kafejce gapili si na nich. Jestem onierzem powiedzia cicho. Na dobre i na ze, tak chcia los. Armia to moja ostatnia przysta, nigdzie indziej nie zagrzaem miejsca, nigdzie si nie sprawdziem, zewszd mnie wyrzucano. Armia to miejsce, w ktrym czuj si dobrze, do ktrego przystaj i pasuj. Teraz jestem chorym, ale po subie... tam... Mam szans na promocj na oficera... Ale nie to jest wane. Ja musz tam jecha, Wika. Czuj, e musz. Wiem, e musz. Wzruszya ramionami, ucieka z wzrokiem. By zaraz spojrze mu prosto w oczy. Powiedz mi to zadaa. Gono, z podniesion gow. Owiadcz jasno i jednoznacznie: tak, wierz i wiem, jestem absolutnie pewien, e wojna, ktr mj kraj prowadzi od dwch lat, nie jest agresj, nie jest wojn niesprawiedliw, nie jest wojn doktrynerw, wojn ludzi, ktrzy mj kraj i jego obywateli maj za nic. Owiadcz, patrzc mi w oczy: wierz, e zamiast przeciw tej wojnie protestowa, powinienem jecha tam i wzi w niej udzia. Starsza para przy stoliku obok przygldaa im si z otwartymi w zdumieniu ustami. Para od stolika dalej w popiechu regulowaa rachunek i opuszczaa lokal. Przez otwarte na moment drzwi kafejki do rodka wdar si ruchliwy i gony Prospekt Newski. I oto znowu przyszo y w kraju powiedziaa Wika, wci patrzc Lewartowi w oczy w ktrym ludzie boj si nie tylko mwi, ale nawet sucha. W popochu opuszczaj kawiarni, byle tylko nie sysze, nie wiedzie. Ignorancja to sia, jak u Orwella. Uwaasz, e to dobre i normalne, dobrze czujcy si w armii onierzu? C, wychodzi, e tak wanie uwaasz. Inaczej walczyby z tym. A ty chcesz walczy za to. Ja powiedzia musz tam jecha. Do Afganistanu. Milczaa, patrzc w okno. Potrwao dugo, nim odwrcia gow. Szkoda, Pawle powiedziaa. Pozazdroci naszym pradziadom odrzek nie od razu. Idcych na wojn egnano z, ikon i sowem pociechy. Co byo, nie wrci odpowiedziaa niemal od razu. Ani czasy pradziadw, ani restauracja Jar, ani Aleksander Siergiejewicz Puszkin. A przecie mi al. Bardzo mi al, Pawle. Jak sowo pociechy nie zabrzmiao to bynajmniej, wiem. Ale w miejsce zy i ikony musi ci wystarczy.

*** Rzuci si we nie i rozbudzi. Lea, mrugajc, nie do koca pewny, czy to aby wci nie sen. wiat, ktry go otacza, nie wyglda zbyt realnie. Mao realny wyda mu si te dobiegajcy go gwar

uliczny. Bardzo mi al, powiedziaa, wtedy, na Newskim, w kafejce Fiaka, przypomnia sobie przez sen w nie. Bardzo mi al. Mnie te. ***

Kocham ci, Wika. ***

Sen w nie rozpk si nagle, rozsypa w kalejdoskopowy wzr. I zoy ponownie. Inaczej. *** Ja te pana kocham, Edwardzie. Kocham pana powtrzya Charlotte Effingham. I nie chc pana straci. Tam, w tej okropnej barbarzyskiej Azji... Spoczy tam koci mojego dziadka... I le tam do dzi, gdzie wrd dzikich gr i pustkowi. W Abberton, na rodzinnym cmentarzu, jest tylko nagrobek. Pyta, ktra niczego nie skrywa... To prawda, pomyla podporucznik Edward Drummond. To prawda, jej dziad, Reginald Effingham, poleg w Afganistanie. W styczniu 1842, w rzezi pod Gandamakiem, na drodze do Dalalabadu, podczas owego koszmarnego odwrotu z Kabulu. Major Reginald Effingham z 44. Pieszego Regimentu z Essex. A teraz pan... Charlotte Effingham szeroko otwara zazawione oczy. Nie chc, boj si nawet myle o tym... e moe pan rwnie... Prosz, Edwardzie, niech pan nie jedzie. Jestem onierzem, Miss Effingham. Mam obowizki. Wobec krlowej i ojczyzny. Milczaa, patrzc w okno, na zatoczon i ruchliw Oxford Street. Potrwao dugo, nim odwrcia gow. Od dnia zarczyn ma pan obowizki rwnie wobec mnie, poruczniku Drummond. Pani nie rozumie. Ja musz. Rozumiem odpowiedziaa. I bardzo mi al.

*** Rzuci si we nie i rozbudzi. Lea, nie do koca pewny, czy to aby wci nie sen. wiat, ktry go otacza, nie wyglda na zanadto realny. Ale by realny. Realny jak buszat i jego sztucznofutrzany konierz, jak sztywny drelich maskchaata. Jak zimny AKS pod doni. Jak chrapanie onierzy w dotach i ziemiankach. Jak afgaski ksiyc na gwiadzistym niebie, dziwacznie i nienaturalnie poziomy sierp, wski i ostry jak klinga jataganu. Jak wpatrzone w niego zote oczy z pionow renic. Szkoda, Pawle. Bardzo mi al. Kocham ci. Zasn.

*** Rano znowu poszed do jaru. Do mii. *** Byo poudnie, gdy wsta, cakiem otumaniony od wizji. Leca na skale mija te chyba bya zmczona, zwinita w ciasny kbek wydawaa si spa. Lewart podnis AKS, bro ciya nieznonie, ledwo dawaa oderwa si od ziemi. Zatoczy si, chwiejnie ruszy w stron wylotu parowu. Zdoa postpi nie wicej ni cztery kroki. Na ramieniu poczu rk. Kobiec rk. To nie koniec, pomyla trzewo. Wci jestem w jej hipnozie, w transie. Wizja trwa. Wika? To nie bya Wika. Do nie naleaa do Wiki. Wika nigdy nie nosia tak dugich paznokci, nigdy nie malowaa ich na zoto, tak by wyglday jak galwanizowane, pokryte warstewk szlachetnego metalu. Skra doni te miaa lekko zotaw barw, a pokrywa j filigranowy, ledwie zauwaalny wzr. Przypominajcy uski. Nie wychod. Gos, ktry usysza zza plecw, by dziwny. Symfoniczny i polifoniczny zarazem. Bo nie by to jeden, lecz wyranie dwa gosy. Jeden, Lewart gotw by przysic, by gosem Wauna, jego charakterystycznym basem. A na gos Wauna nakada si i wspbrzmia z nim inny, delikatniejszy, sopran czy alt, lekko syczcy, natrtnie brzkliwy, cichuteki, acz doskonale syszalny, niby dalekie bubiencziki pdzcej trojki. Nie wychod. Tam mier. A ja ci nie oddam. Ju nie. Wybraam ci i jeste mj. Poczu, jak co owija si wok jego kostek. Sta jak sparaliowany. Do przesuna si po naramienniku, zociste paznokcie dotkny szyi, pieszczotliwie musny policzek. Czu, e znowu pogra si w trans. Nagle rozbrzmiao crescendo harf eolskich, dobiegajce skd z gry dzikie piewy i inkantacje, zupenie si z harfami nie komponujce. I dalekie tuby, ktrych nie powstydziby si Wagner. Teraz id, gos przebi si przez kakofoni. Ju moesz. mier odesza. Z zewntrz, zza wylotu parowu, gruchn strza. A zaraz po tym rozhuczaa si wcieka kanonada. Z Lewarta momentalnie opady czar i odrtwienie. Przeadowa AKS, ruszy do wylotu. Przedtem obejrza si. mija leaa na paskim gazie. Zdawaa si spa.

*** Szczcie to ty masz, komandir pokiwa gow Waka ygunow. Due szczcie. Albo nad wyraz sumiennego anioa stra. Walera i inni wycignli trupa z rozpadliny. Chudy mudahedin nosi wojskow amerykask kurtk wdzian na pirantumbon, dug do kolan afgask koszul. Gdy trafiony kulami wpada midzy skay, turban zjecha mu z gowy i teraz kry zakrwawion twarz. Gsto poprzetykana siwizn broda wiadczya jednak o tym, e to nie modzik bynajmniej. Podkrad si i zasadzi na wprost wylotu jaru kontynuowa wolno ygunow. Musia widzie, jak tam wchodzisz. Czeka, a wyjdziesz. Czeka z tym Walera zademonstrowa podniesiony karabin. Uch, nie uszedby ty, prapor, z

yciem. Karabinem by angielski Lee Enfield Mark I, przez onierzy nazywany burem. Czsta u duszmanw, cho staroytna, bo wyprodukowana we wczesnych latach trzydziestych bro bya niezawodna, zadziwiajco dalekonona i absolutnie mordercza. W zasadzce stary dziadka przysn pewnie wyjani ygunow. Sobie na zgub. Co go musiao znienacka zbudzi, a on... Zerwa si z ukrycia powiedzia omonosow, patrzc na Lewarta dziwnym wzrokiem. Nie widzie dlaczego, przez co zbudzony i czym przeraony, zerwa si i na lepo wypali. Prosto w ska. Wystrzaem si zdradzi, a wtedy... A wtedy ja go zamoczyem! pochwali si Walera. Z mojej rki pad, towarzyszu chory, od mojej kuli, z mojego wiernego kaaszka... Przestaby, jefrejtor skrzywi si ygunow. Ty Boga si bj, gdy tak esz. Cay nasz blokpost wali do tego ducha. A trafi i tak najpewniej Kozlewicz. Tak ty skromniejszy bd i nie pchaj nam si tu z twoim wiernym kaaszkiem. A my zabierajmy si std lepiej. Stoimy jak tarcze na strzelnicy, a tam gdzie moe drugi siedzi z takim samym burem... My za powiedzia omonosow, nadal nie spuszczajc z Lewarta oka moemy nie mie takiego szczcia, jak nasz dowdca. aden anio str nie osoni nas przed kul, nie ustrzeg nas przed ni adne tajemne moce. Na co takiego mog liczy tylko uprzywilejowani. Wiedziaem mrukn ygunow. Amulet, prawda? Nosisz szczliwy amulet, prapor? Z tych, co je Cyganki sprzedaway w Taszkiencie? Cholera, a ja nie kupiem... Amulet rzek z lekkim przeksem omonosow. Szczliwy talizman. Apotropeion. Nosisz taki, prawda? Pawle Sawomirowiczu? Nie odpowiedzia.

*** Barmalej incydentem raczej niewiele si przej, cho za oddalanie si z posterunku Lewarta ochrzani, cho min srog przy tym przybra, gniew udawa raczej. Powanie natomiast i z trosk ostrzeg przed minami. Przypomnia o smutnej doli zaginionego lejtnanta Bogdaszkina. Wyrazi, mona powiedzie, ogln, acz nie nachaln dezaprobat. Lewart wysucha z ogln, acz nienachalnie udawan uwag. Wiedzc, e nic, nawet ostrzejsza reprymenda i jednoznaczny zakaz nie powstrzymayby go przed chodzeniem do parowu. Zwyczajnie musia chodzi do mii. Koniecznie chcia dowiedzie si czego wicej o dosiadajcym karego konia prodromosie Herpandrze, synu Pyrrusa. Przemonie pragn pozna losy podporucznika Edwarda Drummonda i Miss Charlotte Effingham. Chcia zobaczy, choby jako zjawy, Wik i Wauna. Pragn cho raz jeszcze zobaczy do o zotych paznokciach. *** Dwudziestego maja, w niedziel, zerwa si wiatr. Nie by to osawiony afganiec, daleko mu byo do afgaca, strasznego wichru, ktry podrywa i miota nie tylko piasek, ale i gruby wir, a nawet mniejsze kamyki. Ktry obala silnych mczyzn na graniach i sprawia, e niebo stawao si ciemniejsze od ziemi. Ale i ten sabszy wiatr dokucza, mczy i dusi aktywno. I wnet sprawi, e na Soowieju i w okolicy zamaro ycie i wszelkie jego wojenne przejawy Nie dziao si nic. Zapanowaa nuda, nierbstwo i dolce far niente, sowem to, co w armii przyjo si okrela argonowym sowem: kejf.

Kejfowi oddawaa si caa zaoga zastawy, wyjwszy srodze niezadowolonych z losu dyurnych i wartownikw. Sposoby na kejf byy rne. Jedni spali; cay czas, bez przerwy niemal, pograli si we nie podobnym zimowemu, podobnie jak w zimowym kumulujc energi na przyszo. Inni pili. Lub palili hasz i czars. Alkohol na pozycji by luksusem, jak kady luksus rzadkim i trudno dostpnym. Szofer Karter, i owszem, by mocen dowie samogon, ba, nawet monopolow wdk lub spirt, ale da za to gratyfikacji znacznie przekraczajcych moliwoci zarabiajcego osiem czekw miesicznie onierza. Pdzi brah w warunkach polowych byo trudno. Pozostawaa kiszmiszwka, kupowany od tubylcw rozlewany w polietylenowe woreczki bimber z suszonych owocw, gwnie rodzynek. Trunek by ohydny, smakowa jak rozbetane w skisym kompocie gwno z domieszk szamponu do wosw, amoniaku i elektrolitu z akumulatora. Nie kady zdoa toto przekn. A z tych, co zdoali, wielu pniej aowao srodze, cierpic mki w kompanijnej latrynie. Ale byli i amatorzy, ktrzy kiszmiszwk cenili, pili, ilekro bya okazja, i przyrzekali, e bd j pdzi nawet w cywilu. Haszysz, czyli hasz, i marihuana, czyli anasza albo czars, byy powszechnie dostpne i tanie. Kady dorosy mieszkaniec Afganistanu uprawia t aromatyczn rolinno i przerabia j, kady nieletni mieszkaniec Afganistanu ni handlowa. Haracz, jaki wartownicy z KPP cigali z kontrolowanych afgaskich autobusw, by pacony gwnie w haszu i czarsie. Palia wikszo wojska, gdy cich wicher, konopiany dym spowija blokposty i snu si po transzejach. Nud kejfu zabijay te konwersacje. W rnych grupach, na rne tematy. Na Gorynyczu regularnie spotykaa si grupa fanatykw sportu, konkretnie hokeja na lodzie. Wszyscy, co do jednego, z Moskwy, a zatem standardowo podzieleni na rywalizujce frakcje kibicw CSKA, Dynamo i Spartaka. Trway ktnie o to, kto jest lepszy. Nikt, wydziera si Walera Bieych, fan i ordownik CSKA, nikt nigdy nie dorwna takim zawodnikom jak Ragulin, Fetisow, blad, arionow, Kasatonow czy nieodaowanej pamici Charamow. Ale, ale, protestowali Edwardas Kozlauskas i Fiedia Smietannikow, nowy z uzupenienia, obaj zajadli zwolennicy Dynamo. Najlepsi s Golikow i Malcew, kto mniema inaczej, ten bdzi. Akurat, wpada z kontr sierant Guszczyn, kibic Spartaka, nie ma lepszych napastnikw ni Jakuszew, Tiumieniew i Kapustin, a Spartak, wspomnicie, blad, moje sowa, jeszcze zdobdzie mistrzostwo ZSRR. Kaktus mi wyronie, wrzeszcza Walera, dokadnie okrelajc i demonstrujc, gdzie w mu wyronie. Spory trway zwykle od godziny do ptorej, po czym fanatycy klubw godzili si i jednali we wsplnym wniosku. e najlepsza, mistrzowska i niepokonana jest reprezentacja ZSRR, jednoczca element najwartociowszy, samo najlepsze z przernych klubw. Reprezentacja, zapowiadano zgodnie i burzliwie, spuci wpierdol kademu przeciwnikowi, obojtne, czy to bd zasrani Szwedzi, czy kanadyjscy bandyci z ligi zawodowej NHL, kto stanie naszym na drodze, ten, job jego ma, bdzie zbiera zby z lodu. Przekonaj si o tym wkrtce zdradzieccy Czesi, odgraali si Walera i Guszczyn, pieprzonym Czechom dubczekowcom naley si najtszy wpierdol, ju oni wiedz, za co. Twarze wojakw janiay wonczas i promieniay, oczy zapalay si natchnionym blaskiem, paay jak u witych na cerkiewnych ikonach. Staway si oczami zwycizcw, oczami ludzi niepokonanych. Bo gdyby, ach, gdyby wszystko na tym wiecie dawao si rozstrzyga na lodowiskach, w trzech tercjach, kijem i krkiem, to nie tylko wszak kanadyjskim zawodowcom z NHL, nie tylko wiaroomnym antysocjalistycznym Czechom, ale caemu wiatu, ba, nawet i duszmanom z Pandsziru, Heratu i Kandaharu spuciaby tgi a druzgoccy wpierdol hokejowa reprezentacja ZSRR, a w jej skadzie Ragulin, Fetisow, Kasatonow oraz, blad, Kapustin, Golikow i Malcew. Z dobrodziejstw kejfu korzystali nie tylko onierze. W ka-en-pe na Muromcu, w blokhauzie zwanym kajutkompani, ukonstytuowa si swego rodzaju klub dyskusyjny. W dyskusjach uczestniczyo cise dowdztwo, czyli Barmalej, Jakor oraz Lewart, jeli akurat nie by w lebie u

mii. Do tego grona dokooptowany zosta rwnie omonosow, ktry, lubo zaledwie modszy sierant, zyska uznanie z tytuu wyksztacenia, ktrym nad reszt zdecydowanie growa. Pocztkowo Lewart jak ognia unika jakichkolwiek tekstw czy aluzji, mogcych zdradzi jego wiatopogld. W kocu byli w OKSW, OKSW by czci Armii Czerwonej, a Armia Czerwona bya zbrojnym ramieniem Zwizku Radzieckiego, co zazwyczaj oznaczao, e tre kadej rozmowy wnet wiadoma bdzie KGB, albowiem wnet bdzie doniesione. Sytuacj zmienia wypowied, na ktr pozwoli sobie pewnego razu Barmalej. Wiatr by tego dnia szczeglnie uciliwy, zmiata ze zboczy nawanice kurzu, ci piaskiem po twarzach. Barmalej burcza, burcza, a wreszcie nie wytrzyma. Piasek mam za konierzem owiadczy gniewnie. Piasek mam w uszach. Piasek mam w zbach i miaem go w arciu. Piasek mam w gaciach. Piasek mam w dupie nawet. Parszywy kraj, parszywa zasrana wojna. Nie ma co, wjeba nas w te piachy Leonid Iljicz, niech mu ziemia bdzie puchem. Podzika omonosow nie zwleka dugo z komentarzem naley si raczej Jurijowi Wadimirowiczowi. Bo to Andropow, nie Breniew, zadecydowa o wkroczeniu wojsk. Andropow, a z nim Ustinow i Gromyko. By im ziemia bya lekk, yczyo im sporo ludzi, z pozytywnym wida skutkiem, bo cay triumwirat ju na tamtym wiecie. Co naszej sytuacji raczej jednak nie zmieni. Mwic: naszej myl o nas czterech, o zastawie, o puku i o caym Ograniczonym Kontyngencie. A o jakie zmiany niby chodzi? wczy si Jakor, Jakow Lwowicz Awierbach. Co chciaby zmienia? Weszlimy do Afganistanu w okrelonym celu, wyjdziemy, gdy ten cel osigniemy. Wanie ten cel niepokoi mnie najbardziej odrzek spokojnie omonosow. Czy aby osigalny? A jeeli, to jakim kosztem? Teksty o internacjonalistycznym obowizku, jak widz, niezbyt ci przekonuj? Niezbyt przyzna si byy botanik. Wol te blisze prawdy i stanu faktycznego. O ukadach geopolitycznych. O sferach wpyww i interesw. Na to samo wychodzi. Przecie nie toczymy tu wojny z brudnymi mudahedami, nie z jakim Massudem, Hekmatiarem czy Haqqanim. Naszym przeciwnikiem jest CIA, ktra przygotowuje aneksj Afganistanu przez Pakistan i wykorzystanie tego terenu pod bazy rakiet. Zainstalowane tu amerykaskie pershingi bd wycelowane i zagro wielu wanym orodkom w ZSRR, w tym i kosmodromowi w Bajkonurze. Jeli my std wyjdziemy, afgaskie zoa uranu posu Pakistanowi i Iranowi do produkcji broni nuklearnej. Wreszcie rozpanoszony i dcy do dominacji islam skorzysta z przyczka afgaskiego, by dokona ekspansji na poudniowe republiki ZSRR, a to w ramach tworzenia nowego Imperium Otomaskiego... Jasne skomentowa drwico omonosow. Jestemy zagroeni. Zagraaj nam agresywna Eurazja i barbarzyska Wschdazja. Zagroenie istnieje i jest realne upar si Jakor. A broni si jest naszym witym prawem. Otoczy si obronnym kordonem pastw satelickich jest witym prawem witej Rusi. Kady wielki nard wierzy i wierzy powinien, e w nim wanie, i tylko w nim, tkwi zbawienie wiata, e po to yje, by sta na czele narodw, przyczy je do siebie, wchon i prowadzi harmonijnie do ostatecznie przeznaczonego im celu. Dostojewski, Fiodor Michaycz. Ludzie ograniczeni, a przy tym fanatycy zrewanowa si natychmiast omonosow stanowi plag ludzkoci. Biada pastwu, w ktrym tacy ludzie maj wadz. Gogol, Mikoaj Wasiliewicz. Wojna to pokj nagle uzna za celowe wtrci si Lewart. Wolno to niewola, ignorancja to sia. George Orwell. Ju dzi cytowany. Nie znam i nie syszaem wyzna bez wstydu Barmalej, dobywajc ze skrzyni po granatach flaszk i kubki. I nie ze wszystkim te kumam, co niby wynika ma z tych wszystkich cytatw. No to jak, muyki? Po pidziesit? A choby i po sto. Ja dzikuj pokrci gow omonosow. Ten wasz wonny likwor nie suy mi ostatnio.

Wojna to pokj Barmalej wypi z rozmachem, chuchn, powcha chleb. Tak to ktry z was powiedzia? To jakby gupio ciutek. Tylko pozornie umiechn si omonosow. Drog do pokoju boego jest wojna wita. I to nie my tak twierdzimy, lecz wici i filozofowie. Drog do pokoju boego Lewart otar zy, ktre wydusi mu z oczu bimber s zatem napalm, bomby kasetowe i rozsiewane ze migowcw miny. KHAD i wizienie Pul-e Czarhi. Drog do pokoju boego jest jefrejtor Bieych, ktry podczas suby na KPP rabuje terroryzowanych broni pasaerw autobusw. Pojmujesz rzecz opacznie odpar omonosow. Co innego rodki, co innego cel. Wojna, panowie, jest jedn z drg postpu, postpu wiodcego do zmian. Take ta wojna i nasz w niej udzia. Niby jak? Ta wojna zmieni wszystko. Bdzie bodcem, zaczynem, pocztkiem odmiany. A niczego nie potrzeba nam tak, jak odmiany. Nam, jednostkom, a zarwno i krajowi, w ktrym przyszo nam y. A ktry zatrzyma si, zamarz, stan jak skuty lodem. Ta wojna skruszy ld. I zapocztkuje odwil. Tego, jak mi si zdaje, Andropow i Gromyko nie przewidzieli. Cakiem nie o to im szo, gdy rozkazywali wojskom wej do Afganistanu. Zmiany to rzecz dobra pokiwa gow Barmalej. Zwaszcza, jeli na lepsze. Ale ja troch si ich boj. W naszym kraju, na naszej witej Rusi, podczas zmian zwykle krew pynie rzek, gowy lec i panuje straszny burdel. Po ktrym nastpuje dugotrway okres smuty. Napijmy si. Przyszo Jakor wypi i ciko odetchn to rzecz odlega. A na razie wojn mamy dookoa. A na wojnie si ginie, Bg jeden wie, czy przeyjemy. I co zrobi, by przey. Przey doda zapatrzony przed siebie omonosow i pozosta czowiekiem. Zachowa czowieczestwo. Nie da si wyrzek wolno Lewart. Nie da si zachowa czowieczestwa na wojnie. Wojna plugawi. Kady przelew krwi pociga za sob nieczysto i zbrukanie. Kady, kto bierze udzia w wojnie, zostaje wojn skaony i wykolawiony. Wojna wyzwala w nim najgorsze instynkty. Zdziczenie i zezwierzcenie staj si czym nie tylko zwykym i powszednim, ale wrcz banalnym. udzi si prno jednak ten, kto wierzy, e aby ocali swe czowieczestwo, wystarczy nie zdzicze, nie zwyrodnie i nie by bydlciem. e ad prawa midzynarodowego i Harmonia ius in bello zdolne s powstrzyma i lub choby zrwnoway Chaos wojny. Czowieczestwo na wojnie to uuda, to majak, to mrzonka. Nie mona pozosta czowiekiem na wojnie, nie da si, biorc udzia w wojnie, zachowa i ocali swego czowieczestwa. Bo wojna i czowieczestwo to pojcia wzajem si wykluczajce. Barmalej, Jakor i omonosow patrzyli na niego z zagadkowymi wyrazami twarzy. Jakby czekali, a dokoczy. Lewart poj nagle, e faktycznie czekaj. Ale nie na to, by dokoczy, lecz by co powiedzia. Bo nie mwi, myla tylko. Zrobi gboki wdech, jak przed zanurkowaniem. Przed pogreniem si w odmt ostatecznej konkluzji. Te uczynionej wycznie w myli. I dlatego niechaj yje nam wojna, panowie. Wojna, ktra nas odmienia i na zawsze odmieni. I ocali nas przed czowieczestwem. Tym czowieczestwem, ktre nie da nam nic poza zamknitym krgiem ycia, poza gnun nud i mdlcym banaem codziennoci, poza blem niespenionych marze, poza rozpacz wiadomoci wasnej lichoci i braku znaczenia. Wojna zbawi nas od czowieczestwa, za ktre spotka nas moe jedynie wiaroomstwo on, przeniewierstwo przyjaci, wroga pogarda rzdzcych, obojtno blinich. Wojna uchroni nas przed czowieczestwem i niesionym przeze rakiem puc, nerwic, wrzodami odka, marskoci wtroby, przerostem gruczou krokowego, kamic nerkow i zawaem, skutkiem ktrych resztek czowieczestwa pozbawi nas szpitalne ka, a resztk godnoci odbior nam przytuki i hospicja. Wojna ocali nas przed zamknitym krgiem wdki i heroiny, ktre prdzej czy pniej odczowiecz nas dokumentnie i

nieodwracalnie. Tak, e w kocu nie pozostanie nic. adnej alternatywy. adnego wyjcia. Poza tym z hotelu Angleterre. Wypijmy za wojn. Dug cisz przerwa Barmalej, Wadlen Askoldowicz Samojow, chrzknwszy i podnisszy kubek. Tak dawaj po pidziesit. Za wojn. Za wojn doczy si Jakor. Za wojn, muyki. Pki jeszczemy ludzie. Za nas unis pusty kubek omonosow. Za wojn i za nas. Zanim utracimy czowieczestwo. Na co, wyglda, jestemy skazani. Co nam pozostaje? Pawle? To, co wszystkim skazanym. Pokuta. I jeszcze po pidziesit podsumowa Barmalej.

*** Po szeciu dniach wiatr usta, ale kejf trwa, bo nadal nic si nie dziao, po duchach lad zagin, znikli, jakby wywiani z okolicy tym zym wiatrem wanie. I, paradoksalnie, przeduajcy si spokj j niepokoi. Wrd wojska zacza kry szeptana wie, e wojna si skoczya, ale tu, na odlege pustkowie, wie o tym po prostu jeszcze nie dotara i Bg jeden wie, kiedy dotrze. Tu, na zastawie, wci mus naszej braci tkwi w okopach i kurz yka na posterunkach, a tam, kto wie, moe wikszo wojska ju w domu, w cywilu? Bo jak inaczej wyjani t cisz i spokj? Nikt z kadry dowdczej, rzecz jasna, podobnej bzdurze wiary nie da, a plotkarzom zdrowo si dostao. Zasiane ziarno wzeszo jednak, jak to zwykle bywa, nader bujnie. Kto wie, drapa si w ciemi Jakor, moe jednak ogoszono zawieszenie broni? Kto wie, zastanawia si omonosow, moe w Genewie George Shultz dogada si wreszcie z Szewardnadze? Barmalej mrzonki wymia i mia racj. Bo wojna wrcia nagle i to ze zdwojon si. Szlak dalalabadzki zaroi si konwojami, transport szed za transportem, nad grami fale migowcw szturmowych mciy niebo opatami wirnikw. Od czasu do czasu drog pomykay alarmowe broniegrupy, a z dala dobiega huk dzia czogowych. Przelatyway pary myliwcw. A ktrego dnia ca zastaw poderwa ryk czterech Su25, leccych w szyku bojowym na wysokoci nie wyszej ni szeset metrw. A krtko potem ziemia zadygotaa od niedalekich eksplozji. Nalot by wyjani wszystkowiedzcy Karter, ktry zjawi si nazajutrz. Na kiszak Baba Ziarat. Mieli tam, jak wykrya razwiedka, sztab ichniego islamskiego komitetu, a w tamtejszej wiejskiej szkole robili jak agitacj, czy co tam. No to nasze Gawrony zrzuciy na t ca Bab dwie termobaryczne ptonwki i troch burzcych. I nie ma tam ju ani komitetu, ani szkoy, ani agitacji. Niczego ju tam nie ma. Jeli nie liczy wielkiego dou. I adnych innych nowin? Z ONZ? Z Genewy? Shultz nie dogada si z Szewardnadze? adnych wieci o rozejmie? Chybacie parskn Karter ochujeli w tej guszy. Wojna idzie na caego, w caym Afganie odchodzi taka napierdalanka, e prosz siada. Siedemdziesita brygada gwardyjska i desantura w nieustannych bojach pod Kandaharem i na pustyni Regestan. Trwa ofensywa pod Heratem, gwnie siami pitej em-es-de. Jednostkom dwunastej afgaskiej dywizji piechoty zdrowo dostao si w Paktii, pod Gardezem, musiaa im na pomoc i nasza pidziesita szsta wydzielona de-sze-be, inaczej by tam chyba cakiem Zielonych rozdobili. Dwiecie pierwsza zwizaa si w bojach pod Kunduzem, w Taszkurganie i Iszkameszu. Wasza wasna, sto sma, bierze udzia w ofensywie w dolinie Logar i na rwninie Szomali, mwi, e pod Mohammad Agha cikie straty ponis szeset osiemdziesity drugi puk. Na pnocnym wschodzie osiemset szedziesity o-em-pe bije si pod Fajzabadem. W dolinie Kunar oblony i odcity jest garnizon w Barikot. Na granicy pakistaskiej

specnaz poluje na karawany, a nasze niezwycione we-we-es upi bombami kiszaki, e a pierze leci. A wy mnie pytacie o rozejmy. Jakie te, nachuj, rozejmy? *** Dla tych, ktrzy faktyczne udzili si nadziej na rychy koniec wojny i powrt do domu, przywiezione przez Kartera wieci okazay si ciosem. Zadziwiao, e cho nadzieja zudn bya wszak bardzo i z pozoru mao kto ni y, gdy prysa, zabolao, a skutki mona byo obserwowa wszdzie i na kadym kroku. Morale wojska spado. Ze syszalnym hukiem. onierze zrobili si nerwowi, li, opryskliwi, dochodzio do swarw, ktni, przepychanek, a wreszcie i bjek. Barmalej zareagowa natychmiast. Znalaz wojsku zajcie. Podzielon na robocze brygady kompani zagoniono do roboty tyle cikiej, co gupiej do kopania wielkiego dou nieopodal ldowiska migowcw. D, nazwany przez Barmaleja Bastionem, w rzeczywistoci niczemu nie suy i potrzebny by jak kozie katarynka, ale machanie kilofami i szpadlami wychodzio wojsku na zdrowie. Tym bardziej e Barmalej kaza sierantom ustali ostre normy, a dekownikom zagrozi disbatem. Lewart przysiad si kiedy do sieranta Guszczyna, nadzorujcego wykopaliska. Nie pogadali, Guszczyn by maomwny i wyranie przybity. Melduj, e miesic jaki mi do dembela zosta wydusi z siebie wreszcie, zapytany wprost i poczstowany dointem. Dni licz. A im tych dni ubywa, tym strach dziwnie wikszy... Chciaoby si, praporszczyk, wrci ywym. Niechby i na inwalidzkim wzku, na kkach... Ale ywym. Wybaczcie. Rozgadaem si. Nie szkodzi, sierancie. Nie szkodzi.

*** Szstego czerwca odwiedzia zastaw silna broniegrupa. Pi BMP i pi czogw T-62, szarych od pokrywajcego je kurzu, zowrogich i paskich jak skorpiony. Pojazdy z marszu zajy pozycj na drodze, przy kalitce. I stay, jak martwe, a pancerniacy ignorowali usiujcych zagadywa onierzy z Soowieja. Nawet Barmalej, cho waleniem w pancerz udao mu si wywabi z czogu kapitana w hemofonie, nie dowiedzia si niczego, kapitan zby go krtko i zamkn waz. Krtko potem zahuczay wirniki, a zza grani, jak spy, wychyny trzy szturmowe Mi-24. W lad za nimi wylecia may Mi-9, a za nim dwie Pczoki, migowce Mi-8. Wszystkie siady, wzbijajc tumany pyu, na ldowisku, dwiecie metrw od Muromca. Z pokadw zeskoczyli onierze w plamiastych kombinezonach. Specnaz odgad bez trudu Barmalej. A z nimi Sawieliew nie pomyli si Jakor. Ten cholerny kulawiec. Ale on znajomoci musi mie, e go jeszcze z tym szpotawym kulasem z armii w odstawk nie pogonili. Drug tur, przedstawcie sobie, w Afganie kusztyka. A teraz tu, do nas, czort go przynis. Ciekawe, po co? Domyla si ktry? Lewart domyla si. Ale nie zdradzi si z tym.

*** Major niczym nie wyrnia si spomidzy specnazowcw, jak oni wszyscy odziany w zwany kombezem kombinezon maskujcy i beret nazywany baachonem. Jak zwykle w polu, nosi swj po kowbojsku dyndajcy u pasa stieczkin i nocn lornetk BN-2. Odwiedziem ci specjalnie zacz bez wstpw, gdy tylko przyprowadzono Lewarta przed jego

oblicze. Mam dla ciebie dwie wiadomoci, dobr i z. Od ktrej zacz? Lewart wzruszy lekko ramionami. Nie spieszy si z odpowiedzi, nazbyt dobrze zna kagebistw i ich arty. Sawieliew przyglda mu si bacznie. Nie moesz si zdecydowa rzek ze zrozumieniem. Boisz si tej zej? Czy te w ogle nie jeste ciekaw wieci? Przedkadajc wygod i komfort ignorancji? W to ostatnie trudno mi bdzie uwierzy. Dlaczego? znowu wzruszy ramionami Lewart. Ignorancja to sia. Wolno to niewola, a wojna to pokj dokoczy po chwili milczenia major. Lubisz cytaty, stwierdzam z uznaniem. Doboru rde jednak nie pochwalam. Czytania Georgea Orwella w naszym kraju nie zaleca si, cho obecnie za mylozbrodni to ju w zasadzie nie uchodzi. Ale o tym do, nie mam czasu na dyskusje o literaturze. Skoro si wzdragasz, ja sam wybior kolejno wiadomoci. Zaczn od zej. Twj druh, ten sierant, Charitonow, Walentin bodaje Trofimowicz, poleg w boju. Pod Mohammad Agha. Niecae dwa tygodnie temu. Jak? spyta po chwili milczenia Lewart. A mnie skd to wiedzie? Poleg i tyle. mierci walecznych, ma si rozumie. No, a teraz dobra wie. Odnonie sprawy zabjstwa starleja Kirylenki. Jeste czysty i w suchym. ledztwo wykazao, e strzela szeregowy Iwan Milukin. Polegy szeregowy Milukin. Sprawa zamknita. Ciebie, za mstwo przejawione podczas boju na zastawie Newa, odznaczono medalem Za bojewyje zasugi. Przypn ci, jak tylko kancelaria upora si z robot papierkow. Opi z kolegami moesz ju dzi. Na zastawie Newa odchrzkn Lewart nie przejawiem niczego, mstwa w szczeglnoci. I niczym si tam nie zasuyem. Jaka skromno. Na szczcie nie ty decydujesz. Odznaczenia przyznaje dowdztwo, a dowdztwo jest nieomylne. Za mstwo nagradza mnych, za zasugi zasuonych. I vice versa. Bywaj, mny i zasuony Polaczku. Spiesz si, wraz z broniegrup lecimy na akcj. Jeszcze tylko jedno. Cho wydawao si to zupenie nieprawdopodobne, ba, graniczce z cudem, Igor Konstantinowicz Sawieliew, Kulawy Major, w sposb widoczny waha si. Nie wiedzc, jak zacz. Doniesiono mi... rzek wreszcie, unoszc na Lewarta oczy koloru zwidych chabrw. Doniesiono mi, e ze mijami si tu zabawiasz. Prawda to? Lewart nie odpowiedzia. C major nadal wyglda na niezdecydowanego regulaminy nie zabraniaj, partia nie potpia... Ta mija... Jest moe zotawej barwy? Ma zote oczy? Nie musisz odpowiada. Jeli nie chcesz. Lewart nie odpowiedzia. Nie chcia. Sawieliew odwrci si na picie. A Lewart jednak si zdecydowa. Czybycie spyta cicho widzieli kiedy tak mij? Major zatrzyma si. Nie odrzek przez rami. Nie widziaem. Nie mogem. Bo takich mij nie ma. Nie istniej. I nie powinny istnie. Naprawd nie powinny. Ale tu jest Afganistan dorzuci po chwili. Tu wszystko jest moliwe.

*** Ech, ale eleganckie masz okularki, Karter! Nastojaszczij pizdiec! Po prostu Pary! Wdk przywioze? Dawaj. Jest jak raz okazja. Praporszczyka Lewarta odznaczyli Za be-ze, medal mus obla. Zacharycz, zorganizuj jak zaksk. I polij kogo na Gorynycza po obu, Lewarta i omonosowa. Praporszczyka Lewarta nie ma na blokpocie. Akurat polaz do tej jego mii.

*** Cztery dni pniej, rankiem, gdy Lewart sposobi si ju do wyprawy do parowu, przybieg zdyszany goniec. Starszy praporszczyk Samojow, wysapa, pilnie wzywa do siebie praporszczyka Lewarta i dowdztwo blokpostu Gorynycz. Pilnie to pilnie, Lewart, ygunow i omonosow w dziesi minut stawili si na Muromcu. Czekali tam ju Jakor i Guszczyn z Rusana. Jak rwnie Zacharycz, sierant Leonid Zacharycz Swiergun, wzrostem, prawda, niezbyt suszny, ale przystojny jak, nie przymierzajc, Wiaczesaw Tichonow. Mamy spotkanie zacz bez wstpw Barmalej. Dyplomacja wojenna. Na rozmow zaprasza Salman Amir Jusufzaj, gwny okoliczny duch i najbliszy wrg, ogaszajc na czas rozmw rozejm. Trzeba i, odmowa oznaczaaby despekt i utrat twarzy. Id ja, idzie Zacharycz, idziesz i ty, praporszczyk Pasza. Jeste tu dowdc nowym, wypada ci przedstawi. Pjdzie te Stanisawski, albowiem jest wyksztacony i ma gupaw inteligenck gb, znaczy, chciaem rzec, wejrzenie ma uczciwe. Na Gorynyczu wacht obejmuje sierant ygunow, na Rusanie Guszczyn. Gwnodowodzcym na czas mojej nieobecnoci jest starszyna Awierbach. Pytania s? Nie ma. Bardzo dobrze. Wyruszamy natychmiast. Co jest, omonosow? Idziemy z broni, jak rozumiem? W tym kraju, profesorku Barmalej spojrza na niego chodno mczyzna bez broni to jak mczyzna bez jaj. Jest jedynie mczyzn tytularnym. Takim, powiedziabym, czonkiem korespondentem. Sam moe si mczyzn mniema, ale dla innych mczyzn partnerem do rozmowy nie jest. Mimo obiecanego rozejmu i danego sowa Salman Amir bdzie obwieszony elaziwem po zby. Niech wie, e i my nie ykiem szyci. Ilustrujc wywody, Barmalej przeadowa, zabezpieczy makarowa i wsun go z tyu za pasek od spodni, po czym wzi na pas AK-74. Przystojny jak Stirlitz Zacharycz uzbroi si podobnie, dodatkowo wpuci jeszcze F-1 do kieszeni. Gdyby przyszo co do czego wyjani, widzc spojrzenie Lewarta to wyszarpnie si kko. Wol wasn efk od ich kindaw i obcgw. Obz jeniecki w Pakistanie te mi si wcale nie umiecha. Zacharycz nie mg wiedzie, e niewola ju mu nie grozi. Obz Badabera pod Peszawarem by przepeniony, wci dochodzio w nim do buntw maltretowanych jecw wojennych. Na mocy rozkazu wydanego przez Gulbuddina Hekmatiara mudahedini jecw bra wic przestali. Pojmanych mordowali na miejscu. Lub troch pniej. Tak z ciekawoci upewni si Lewart, sprawdzajc swj AKS. Ufacie temu waszemu Salmanowi Amirowi? I jego sowu? Bo w odrnieniu od omonosowa ja troch dowiadczenia w tym wzgldzie mam. Wiem, e duchy dotrzymuj sowa i przysigi na Allaha. Ale tylko wtedy, gdy im wygodnie. Allah im to podobno wybacza, bo dihad to dihad... Bg z Allahem przerwa Barmalej, wkadajc panam. I z dihadem. Spotykaem si ju z Salmanem, Zacharycz te. I yjemy, jak widzisz. Ale ostrono nigdy nie zawadzi i gotowym warto by na wszystko. Jeli drejfisz, moesz zosta na gospodarstwie, z nami pjdzie Jakor... Id z wami. Tak wanie sdziem, e odpowiesz. Barmalej trzepn go w rami. Straszy to my, nie nas. Prawda, Paszka? Prawda. No. Barmalej poprawi pas AK-74. Komu w drog. S Bogom! Chrani was Gospod poegna ich Guszczyn. Wyruszyli. Po mniej wicej dwustu metrach marszu skrajem drogi skrcili na ciek, wijc si

wrd ska. Byo do stromo. Nie min kwadrans, a omonosow zacz sapa. Barmalej spostrzeg to, zwolni nieco. Salman Amir Jusufzaj, trzeba ci wiedzie odezwa si do Lewarta to nie byle bandyta. Nim poszed do duchw, by nauczycielem. Mwi nawet, e komunist. Ale przeszo mu, gdymy wkroczyli, i nie kocha nas teraz zanadto. Gdy z nim poprzednio gadaem, czuem, e czyta mi w mylach. Nie daby si okama ani zwie, pewien jestem. Trzeba z nim ostronie. Zaczekajcie, musz si odla. Zwykle kontynuowa przez rami towarzyszy mu Hadi Hatib Rahiqullah. To mua, w bandzie drugi po wodzu, znaczy si taki wicej politruk. Wcale bym si nie zmartwi, gdyby dzi by nieobecny. To kawa starego skurwysyna, zajady fanatyk, nas, niewiernych, rnby ywcem na kawaki i sol posypywa. Powiadaj zreszt, e ju to robi. Rn, znaczy. Nosi dugan brod i naprawd wyglda jak stary czarownik, wic specnazowcy, ktrzy na niego polowali, przezwali go Czarnomorem. Czarownik straszny i wszechmocny... zacytowa, sapic, omonosow. Czarnomor, wadca gr pnocnych... Jakby by przy tym. Barmalej zapi spodnie. Profesorku. Idziemy. Szli, wci pod gr, wrd skalnych cian. omonosow sapa. Zacharycz zatrzyma si nagle, unis rk. Muzyka wskaza przed siebie. Muzyka jakby. Dolatuje. W samej rzeczy. Barmalej odsun panam na ty gowy, nadstawi ucha. Muzyka jakby i dolatuje jakby. Do tego znana jakby. Festiwal w Sopocie Zacharycz wysmarka si w palce wszdzie ci dogoni. Nawet pod Hindukuszem. Zza skay, niewidoczny za zakrtem cieki, niegono gra magnetofon. Byli ju na tyle blisko, by mc rozpozna melodi i gos.

Magoka, mwi mi, On nie wart jednej zy, On nie jest wart jednej zy! Oj, gupia! Magoka, wr z kart, On nie jest grosza wart, A we go czart, we go czart! Magoka... Wyczony magnetofon zamilk raptownie. Usyszeli odgos krokw, zgrzyt wiru. Barmalej zatrzyma si. Stj, kto idzie? zawoa, unoszc AK-74. Dost ya duszman? Przyjaciel czy wrg? Wrg! odpowiedzia mu zza ska dwiczny gos. Nie macie w tej okolicy adnych przyjaci, szurawi. Za zakrtem, gdzie cieka poszerzaa si, stay trzy motocykle, w tym jeden z przyczepk, obok czekao szeciu mczyzn. Dugowosy mudahedin, ktry wyszed naprzeciw, w panterce maskujcej, z chiskim kaasznikowem, gestem zaprosi, by szli za nim. Na chlebaku mia wyszablonowane: US ARMY.

Saaam powita oczekujcych Barmalej. Saaam alejkum, Salman Amir. Wa alejkum as-salaam. Witaj, Samojow. Witajcie, Sowieci. Tym, ktry ich powita, by niezawodnie w Salman Amir Jusufzaj, szczupy a do chudoci Pasztun odziany w pakistank, wojskow pakistask kurtk na podpince ze sztucznego futra, z nowiutkim belgijskim FN FAL na ramieniu, kindaem u pasa i lornetk firmy Nikon na piersi. Towarzyszy mu nie kto inny, a osawiony Czarnomor, Hadi Hatib Rahiqullah, spogldajcy wrogo, z zapadnitymi policzkami i haczykowatym nosem nad nienobia, sigajc pasa brod, w wielkim turbanie i czarnej kamizeli wdzianej na dug koszul, uzbrojony w AKMS, kaach ze skadan metalow kolb. Te mia u pasa kinda, bro piknie zdobion, niezawodnie zabytkow i niezawodnie wielkiej wartoci. Pozostali, wszyscy co do jednego Pasztuni, wygldali jak bracia bliniacy, w pakolach, chaatach, szerokich lunych portasach i sandaach, nawet uzbrojeni byli jednakowo, w chiskie karabinki typ 56, podrbki kaasznikowa. Do rozmw siedli w krgu. Barmalej przedstawi Lewarta i omonosowa. Salman Amir Jusufzaj patrzy w milczeniu. Jego czarne oczy byy ywe, bystre, zowrbne jak u drapienego ptaka. Mwi po rosyjsku bez najmniejszego akcentu ani jakiejkolwiek naleciaoci. Nowy praporszczyk przewierci Lewarta wzrokiem. Nowy komandir na zachodnim blokpocie. Ten, ktry kaza blokpost wysprzta, usun blaszanki po konserwach, poyskujce tam w socu od miesicy. Ha, niby maa rzecz, a ile mwi o czowieku. Lewart podzikowa skinieniem gowy. Salman Amir przez chwil wpatrywa si w omonosowa. Potem przenis wzrok na Barmaleja. A na dany przez niego znak mudahedin z US ARMY na chlebaku wytaszczy z przyczepki motocykla dwa wypchane woreczki. Prezent dla was wskaza Salman Amir. Oprawiony baranek, kukurydziane placki, inne rozmaitoci. adne delikatesy, jado proste, ale zdrowe. Bo tym, co jecie na zastawie, ja bym i psa nie nakarmi. Taszakor podzikowa Barmalej. Trzeba ci przyzna, Salman, potrafisz zaimponowa wielkodusznoci. Nawet wrogowi. Wrg odrzek bez umiechu Pasztun winien umiera w walce. Wtedy jest to honor i zasuga w obliczu Allaha. Pozbawicie mnie honoru i zasugi, jeli tam na zastawie pomrzecie od zatru pokarmowych. Tak czy inaczej, taszakor, dziki wielkie za podarek. Za wielkoduszno i rycersko. Tak mnie wychowano. Salman Amir wlepi w niego swe drapiene oczy. W moim rodzie tradycje rycerskiego wojowania sigaj setek lat wstecz. Tylko aowa, e wam tego nie wpojono. Rycerskoci w was za grosz. Nie ma nic rycerskiego w rozsiewaniu min na drogi i przecze. Wasze miny zabijaj nasze dzieci. Trwa wojna odpar beznamitnie Barmalej. W czasie wojny dzieci winny siedzie w domu. W czasie wojny dzieci naley strzec, a nie posya je na przecze z paczkami opium i haszyszu. Ale chyba nie po to si spotykamy, co, Salman? Bo co si tyczy min, to nie nasz z tob szczebel i nie nasze kompetencje. To jako tak bardziej ONZ. Czarnomor syszalnie zgrzytn zbami i zawarcza, w gardle zagrao mu jak rozwcieczonemu psu. Wzgldem za toczonej wojny Barmalej w ogle nie zwrci na uwagi rozstrzygnicia przynie mog trjstronne rozmowy zainteresowanych. Tymi za s Czernienko, Reagan i Zia ulHaq. A my? My jestemy maluczcy. Rozmawiajmy o problemach maluczkich. Rozmawiajmy o problemach zaakcentowa Salman Amir Jusufzaj. O waszych problemach, komandir Samojow. Bo to wy macie problem, wy, wasza zastawa. Z Kunaru nadciga tu Razk Ali Zahid. Z silnym oddziaem. Oprcz naszych take pakistaski specnaz, Saudyjczycy, Jemeczycy, podobno nawet jacy kitajcy z Malezji. Syszae o Razku Alim, nieprawda? Ty mnie straszysz? Czy ostrzegasz? I o co tak naprawd idzie, a?

Jeli twoja zastawa bdzie uciliw zawad, Razk Ali z ca pewnoci bdzie chcia t zawad usun. Takim czy innym sposobem, prdzej czy pniej, ale bdzie chcia was wykurzy. A ty z twoimi si do niego przyczysz. Salman Amir Jusufzaj wzruszy ramionami. Rzuci okiem na Czarnomora. W odrnieniu od Razka Alego Zahida powiedzia ja tu mieszkam. Mieszkaj tu moi krewni. Jeli was wybijemy, co mi z tego przyjdzie? Wasze lotnictwo zbombarduje kiszaki, zrwna okolic z ziemi, spopieli wszystko napalmem jak w Baba Ziarat, Deh-e Gada i Sara Kot. Myl, e lepiej wyjd, jeli przekonam Razka Alego, e wasza zastawa zawad nie jest. Barmalej unis brwi. Salman Amir Jusufzaj umiechn si. Umiechem kupca z bazaru w Bagdadzie, ywcem z ilustracji do Bani z Tysica i Jednej Nocy. Powiem owiadczy Razkowi Alemu tak: posuchaj, Ali, zostaw ty szurawich Samojowa w spokoju, bo to s porzdni szurawi. My, powiem mu, mamy tu po kiszakach od cholery gotowego opium, czarsu i haszu, trzeba ten towar bra na osioki i transportowa go do odbiorcw, cay wszak wiat czeka w utsknieniu na nasz afgaski hasz i czars, doczeka si nie moe. A szlak transportu wiedzie przez wwz Zarghun, tu obok zastawy szurawich. Ale szurawi komandira Samojowa nam nie przeszkadzaj, bo tak si z nimi umwilimy. Szurawi nie zaminowali wylotu wwozu Zarghun, bo taka bya umowa. Tak, nie inaczej, rzekn Razkowi Alemu Zahidowi. A Razk Ali parskn Barmalej usucha? Insz Allah. Barmalej pokiwa gow, podrapa si, pocign nosem, possa powietrze, sowem, myla. Nie bd ci ciemnoty wciska, Salman rzek wreszcie. Nie ja decyduj wzgldem minowania. Decyzje zapadaj wyej, rozkazy wydaje si tylko ciut niej, wiertuszki lec, gdzie kazano, siej miny tam, gdzie kazano. Albo mniej wicej tam, gdzie kazano. Tobie co si wydaje? e Kabul wzywa mnie radiem, by zapyta? Jak, drogi Wadlenie Askoldowiczu, zapatrujecie si na minowanie? Czy nie bdziecie mieli nam za ze, jeli zrzucimy nieopodal jaki tysiczek min pe-ef-em? Salman Amir Jusufzaj popatrzy mu w oczy. Chytrzysz, drogi Wadlenie Askoldowiczu. Ty wiesz i ja wiem, e nikt wyej nie wpadnie na pomys minowania, jeli ty nie zameldujesz, e jest taka potrzeba. I to wanie ma by przedmiotem naszej umowy. Znaczy? Nie melduj. Jeli wwozem Zarghun przebiegnie, dajmy na to, kilka stad dzikich kz albo gazeli, detonujc posiane tam miny, po prostu nie zameldujesz o tym fakcie. Wstrzymasz si z tym kilka dni. Ja si wstrzymam zmruy powieki Barmaej a oczyszczonym z min wwozem przejdzie oddzia, ktry wystrzela mi ludzi. Bo wszak moe si to zdarzy? Insz Allah wzruszy ramionami Salman Amir. Nasza umowa nie zabrania ci by czujnym. Jak mam gwarancj, e wwozem pjd transporty opium i czarsu? A nie broni? Moje sowo. Barmalej milcza chwil. Wzgldem konopi i maku znaczco unis brwi. Udaa si chocia uprawa? Salman Amir Jusufzaj, rozbawiony, wyszczerzy zby w umiechu. Na dany przeze znak dugowosy mudahedin z US ARMY wycign z przyczepki motocykla kolejny pakunek. Ocenisz sam. Jak dla mnie, towar pierwyj sort. Wrczasz mi bakszysz? A co? Wzgardzisz? Barmalej skin na Zacharycza, ten wzi pakunek. Czarnomor znowu zawarcza, niezawodnie yczc im, by si podarkiem udawili. Salman Amir Jusufzaj wsta. Umowa stoi?

Stoi Barmalej wsta rwnie. Dzikie gazele zdetonuj miny w wwozie Zarghun. A ja przez pi dni o tym nie zamelduj. Dziesi dni. Tydzie. Zgoda. W tym czasie... Barmalej powid wzrokiem od Salmana do Czarnomora i z powrotem. W tym czasie na moj zastaw nikt nie przypuci ataku. Nikt. Ani twoi, ani Razk, ani adna z niezalenych dziaajcych tu grupek. Salman? Chc usysze twoje zapewnienie, nie adne inszallach. Zapewniasz? Zapewniam. Wic umowa stoi. Stoi. Bywaj, Samojow. Idcie ju. Jeli mona... odezwa si Lewart, niespodziewanie nawet dla siebie. Jeli mona, chciabym o co spyta. Najmniej zaskoczonym, o dziwo, okaza si Salman Amir Jusufzaj. On w kadym razie pierwszy odzyska oddech. I pierwszy zareagowa. Kto pyta, nie bdzi powiedzia zimno. Pytaj, dowdco zachodniego blokpostu. mija o zotawym kolorze usek. O zotych oczach... Co to za gatunek? Znany jest wam taki gad? Salman Amir Jusufzaj, wydawao si przez moment, otworzy ze zdumienia usta. Nie otworzy. By moe, nie zdy. Bo w reakcji ubieg go Czarnomor. Hadi Hatib Rahiqullah. Al-szaitan! wrzasn, zrywajc si. Sahir! Aluqah! Banu hayya! Audu billaahi minaszszaitaanir-radiim! Wrzeszczc i opluwajc sobie brod, zapa za rkoje kindau, wygldao, e rzuci si na Lewarta. Zacharycz porwa za AKM, Barmalej powstrzyma go szybko, Jusufzaj okrzykiem i gestem powstrzyma mudahedinw, chwyci Czarnomora za rkaw, zagada prdko w dari. Czarnomor uspokoi si. La ilaha il-Allah! zakoczy. Obdarzy Lewarta jeszcze jednym nienawistnym spojrzeniem. Po czym odwrci si plecami. Wybaczcie naszemu mulle przerwa milczenie Salman Amir Jusufzaj. Usprawiedliwiaj go gboka wiara, zaawansowany wiek i cikie czasy. Niekoniecznie w tej kolejnoci. Tobie za, dowdco wysprztanego blokpostu, trzeba przyzna: w osupienie potrafisz wprawi pytaniem. Ale poniewa adne pytanie nie powinno zosta bez odpowiedzi, odpowiem. mije, jakie opisae, nie istniej. W kadym razie istnie nie powinny. Bardzo niebezpiecznie jest si nimi zajmowa. A ju pod adnym pozorem... Umilk na chwil, pokrci gow, jak gdyby zdumiony tym, co mwi. Pod adnym pozorem dokoczy szybko nie wolno i tam, dokd prowadz. Bywajcie, szurawi. Idcie. Allah z wami.

*** Nastpnej nocy wybuchy nie day spa, dzikie zwierzta co i rusz wylatyway w powietrze na minach w wwozie Zarghun. Rankiem, ledwo soce troch ogrzao piaski, Lewart poszed do parowu. *** mii nie byo. Nie pokazaa si. W parowie wszystko byo inaczej. Ciasnota dusia, dusi smrd, ohydny cuch zgnilizny, wierccy w

nosie odr menaerii. Lewart widzia to, czego dotd nie dostrzega: brudne zacieki na kamieniach, wygldajce jak zasche wymiociny. Gadzie ekskrementy, rozkadajce si trupki szczurw, bzyczce nad nimi zielone, opase, ohydne muchy. Chore, przypominajce paskudny liszaj porosty na skalnych cianach. Powinien, absolutnie powinien zrozumie, powinien umie rozszyfrowa i odczyta sygna, poj, e to przestroga. Ostrzeenie przed pasmem majcych nastpi tragicznych wydarze. Zapocztkowanych mierci Waki ygunowa. *** Waka ygunow zgin, mona powiedzie, na wasn prob. Posuchaj, prapor zagadn Lewarta. Daj ty mnie teraz dzionek albo drugi podyurowa na kape-pe. Tu, na blokpocie, nuda, biesz si ju rebiata. Wzibym na kalitk te tych naszych trzech modych, podszkoli ich, pokaza, jak wart trzyma, nauczy czujnoci. Na zdrowie im wyjdzie... Ech, Iwan, Iwan pokrci gow Lewart. Durnia ze mnie prbujesz robi, e a sucha nieprzyjemnie. onierzy podszkolisz, czujnoci nauczysz? Ty zwyczajnie zawidzisz Walerze, e si bogaci, upic afgaskie autobusy, zapragne sam grabiey poprbowa. Walera jest okazowy maruder i szabrownik, prdzej czy pniej kto go sypnie i trafi pod trybuna. Mylaem, sierancie, e mdrzejszy. Przesadzasz, prapor skrzywi si ygunow. Z Walery w samej rzeczy jest zodziejuga i urkagan, pisana mu zona stuprocentowo. Ale gdyby wszystkich naszych braci, ktrzy na kalitkach Azjatw obdzieraj, po trybunaach ciga, toby trybunaw nie starczyo. Przymknij oko. Po starej znajomoci. Nie kr, nie kr gow, bo wiem, czemu odmawiasz. Chcesz, bym ci to w oczy rzek? Wysyasz Waler na ka-pe-pe, cho wiesz, e kradnie tam i rabuje, bo ci mierzi obok siebie go widzie, wolisz mnie mie u boku. Nie naley mi si za to nic? Daj mnie i na wart, Pawle Sawomirowiczu. A id.

*** O tym, e do KPP zblia si jaki transport, powiadomia radiem toczka, wysunity posterunek z Muromca. ygunow wsta, chwyci AKM. No, dzieci wezwa onierzy. Do roboty. Tak, jak uczyem. A ty co, Smietannikow, na rybki si wybierasz? Czy na imieniny u cioci? Bronik woy! Wszyscy broniki woy, a porzdnie! Koemiakin, Tkacz, ze mn na drog. Jefimczenko, do kaemu. Rusza si! Zza zakrtu drogi, lawirujc wrd spadych ze zboczy gazw, nie wyonia si jednak oczekiwana burbachajka, czyli czubato wyadowany pasaerami i bagaem tubylczy autobus, rdo oczekiwanego upu i korzyci. Tym, co si wyonio, by poobijany i okropnie odrapany biay pikap. Za kierownic dziadyga w czamie zameldowa zza lornetki Smietannikow. Obok jakie babsko. Na kipie dwie... Nie, trzy baby w parandach. adnych duych bagay. Niefart splun ygunow. Nie bdzie z nich korzyci nijakiej. Nie bd mieli niczego, co wzi warto. Tedy jak? spyta Tkacz, wiercc si pod ciarem kamizelki. Pucimy ich? Po kontroli. Mamy tu kontrolowa, zapomnielicie? Osaniaj nas, Jefimczenko. Hej, tam! Sta! Kontrola! Pikap, ktry do tej pory ledwie si wlk, wyrwa nagle do przodu w oboku spalin, kierujcy starzec z brod jak u koza zgarbi si nad kierownic. Siedzca obok kobieta wystawia przez okno

luf kaasznikowa i seri wygarna po wartownikach. Tkacz zawy i upad. ygunow i Koemiakin zanurkowali za worki z piaskiem. Wal w nich, Wowa! zarycza ygunow. Wal! Ognia! Jefimczenko nie zdy. Nie mia wprawy, rce mu dygotay, palce dwukrotnie omskny si na pekaemie. Baby na pace pikapa miay wicej wprawy. Bo wcale nie byy babami, lecz przebranymi w parande duchami. Jeden mia bazook, amerykask M-72, drugi RPG-7, obaj wypalili w bunkier kalitki. Trzeci rzuci trzy zwizane drutem granaty. Kobieta wystrzelaa cay magazynek. Po czym pikap uciek, rwc penym gazem. Koemiakin, wyskoczywszy z ukrycia, ciga go ogniem z RPK, ale umkn midzy gazy, gdy mudahedini sypnli z paki gradem poegnalnych kul. Odsiecz nadbiega, ale zbyt pno, by mc cho zobaczy wielkie litery: TOYOTA na tyle pikapa. Nadbieg Jakor, Guszczyn i onierze z Rusana, nadbiegli z Muromca Barmalej i Zacharycz. Nadbiegli Lewart i omonosow. Miron Tkacz, ranny w obie nogi, tarza si i wy na drodze. Boria Koemiakin, ten, ktry z pocztku na zastawie paka, udziela mu pierwszej pomocy. A wewntrz rozwalonego bunkra KPP, wrd tlcych si szmat i skrzy, siedzia z bdnym wzrokiem Woodia Jefimczenko, niaczc swj PKM. Obok, pokrwawiony i osmalony, poraniony, ale raczej niezbyt powanie, kurczy si, szlochajc, Fiedia Smietannikow. Jego lewe ucho, urwane i rozszarpane, zwisao, skrcone jak obierzyna jabka, sigajc pagonu. Ale Smietannikow nie interesowa si stanem swego ucha. Zapatrzony by w lecego dwa metry dalej sieranta ygunowa. Sanitariusz! wrzasn Barmalej. Sanitaaariuusz! ygunow y. Dziki kamizelce kuloodpornej nie zgin na miejscu. Mia jednak mocno poparzon i znieksztacon twarz, obie nogi, od ud w d, popalone i poszarpane. Ale najbardziej dostao si lewej rce. Odamki posiekay rami i wydary cae kaway bicepsu, w wielu miejscach odsaniajc ko. Trzymaj si, Wasia wykrztusi, klkajc obok, Lewart. Radi Boga, trzymaj si... Bratan... Wyrwa z rk sanitariusza strzykawk z promedolem, syntetyczn morfin, sam zrobi zastrzyk, zaraz potem rce zaczy mu si trz. Barmalej odcign go. Sanitariusz wstrzykn ygunowowi jeszcze jeden promedol, po czym zacz opatrywa rk sieranta, bandaujc j wraz z nadpalonymi strzpami rkawa. ygunow wypry si i zakrzycza. Spomidzy jego ng zattnia nagle ciemnoczerwona krew. Chc do... do... mu... wydusi z siebie poprzez pkajce na wargach baki. I umar. Wszyscy stali nieruchomo. Tkacza zabrano na noszach, jego te ocali bronik, rany postrzaowe ng byy mniej powane, ni wskazywayby na to jego paniczne wrzaski. Melduj z toczki przerwa nagle cisz Jakor. Jedzie kolejny samochd. Duy. Barmalej delikatnie wyj z obj Jefimczenki PKM, zway w doniach, przeadowa. Gdy szed na drog, doczyli do Jakor i Lewart z akaesami. I blady jak mier Koemiakin z RPK. Lewart wiedzia, co tym razem wychynie zza zakrtu drogi, na podjedzie sapic, smrodzc, rzc i koyszc si na wybojach. Jeszcze nim pojazd si pojawi, Lewart mia ju przed oczami afgask burbachajk, bdcy lokalnym rodkiem lokomocji wysoki autobus, fantastycznie wymalowany w rnokolorowe graffiti i jaskrawe esy-floresy arabskiego pisma, bdce, jak sdzono, cytatami z Koranu, magicznymi zaklciami i yczeniami szczliwej podry. Nim autobus si pokaza, Lewart widzia ju dekorujce go sznurkowe girlandy, sysza mikkie pobrzkiwanie dzwoneczkw, ktrymi obwieszona bya szoferka. Barmalej wyszed na rodek drogi. Burbachajka wyjechaa zza zakrtu. Dokadnie taka, jak wczeniej widzia Lewart. Nawet chyba jeszcze bardziej udekorowana i barwna ni ta z jego wizji. Rozkoysana, ociaa pod upitrzon na

dachu piramid tobow, waliz i innych bagay. Kierowa mody chopak w pakolu, Lewart widzia, jak na widok Barmaleja szczerzy w umiechu biae zby zza pomazanej i nadpknitej szyby przedniej. Widzia stoczonych wewntrz pasaerw, gwnie niewiasty. Widzia dzieci w haftowanych tiubietiejkach, przyklejone do okien, widzia rozpaszczone na szybach wielkookie twarzyczki. Sykny otwierane drzwi, kierowca wyszczerzy zby. Barmalej unis PKM. As-salaamu alajk... Barmalej rozwali go seri. Krew zbryzgaa szyb szoferki. Jako drugi otworzy ogie Koemiakin, prosto w okna autobusu. Po nim zaczli strzela Jakor i Lewart. Potem reszta. Autobus dygota. Autobus dymi. Autobus krzycza. Z hukiem i wistem uszo powietrze z podziurawionych opon, burbachajka ciko osiada na osiach. Szklan kasz sypay si okna, toczyli si w nich wrzeszczcy ludzie. Jakor i Koemiakin siekli ich cigym huraganowym ogniem. Usiujc wydosta si przez drzwi cib kosi z pekaemu Barmalej, wylewajce si trupy w okamgnieniu zatarasoway wyjcie. Zacharycz i inni pruli kulami burty, dziurawili je jak sito. Pasaerowie wyskakiwali przez wypchnite okna po drugiej stronie, po to, by wpada pod kule Guszczyna i chopakw z Rusana. Ludzie! zakrzycza nagle omonosow, zakrzycza tak, e przekrzycza kanonad. Ludzie! Opamitajcie si! Opamitajcie si! Barmalej przesta strzela. Ale nie na wezwanie botanika, po prostu wystrzela ca tam ze skrzynki amunicyjnej. Po nim, bez komendy, przerwali ogie pozostali. Lewart spojrza na trzymany w rku pusty magazynek. Zdziwio go, e to ju trzeci. Autobus dymi. Z burt, z przestrzelin, jak z podziurawionych beczek z paliwem, strumieniami sikaa krew. Wewntrz kto jcza, zachystujc si. Kto paka. Zacharycz wychrypia Barmalej. Daj mi Much. Chwyci podany mu RPG-18, szybkim ruchem rozoy tub granatnika. Obejrza si, napotka wzrok omonosowa. Zacisn zby. To jest wojna powiedzia, moe do botanika, moe do siebie. Moe do pozostaych. Cofn si. Mierzy krtko, w bak autobusu, tam, skd cieka ropa. Hukno. Autobus eksplodowa w kuli ognia. Szkielet, ktry po nim zosta, dopala si dugo.

*** Incydent nie pocign za sob konsekwencji. Najmniejszych. Na uytek wydziau specjalnego Barmalej sporzdzi raport. Krtki a treciwy. W dniu trzynastego czerwca biecego roku, bla, bla, bla, na zastaw Soowiej dokonano zamachu. Zamachowcy, szahidzi samobjcy, ukryci wrd ludnoci miejscowej podrujcej cywilnym rodkiem transportu, wyposaeni w due iloci materiau wybuchowego, usiowali zniszczy kontrolno-propusknoj punkt zastawy Prymitywny adunek, bla, bla, bla, eksplodowa przedwczenie, w wyniku eksplozji cywilny rodek transportu uleg cakowitemu zniszczeniu. Zamachowcy ponieli mier, podobnie jak nieokrelona liczba osb cywilnych. Straty na zastawie: jeden zabity, dwch rannych. Podpisa penicy obowizki dowdcy zastawy starszy praporszczyk Samojow W. A. Miron Tkacz i Fiodor Smietannikow polecieli migowcem Mi-4 do medsanbatu. Jako adunek trzysta. Smietannikow wrci ju nazajutrz, obandaowany, ale zdolny do suby. Dla Borysa Koemiakina wydarzenie na KPP oznaczao awans. W hierarchii onierskiej.

Ot, bratwa opowiada zaodze jefrejtor Walera. Pokaza Boria, e znaj naszych! Mylaem, e to czyyk-oferma, w podobie ciul i cipa. A on parie bojowy! Dygit jak si patrzy! Drapienik, tak powiedzie! Nastojaszczij korszun! Korszun. Klikucha zya si i zrosa z Bori Koemiakinem. Zostaa z nim do koca ycia. To znaczy, na czternacie lat i sze miesicy. Bo tyle mu do koca ycia zostao.

*** Barmalej, dao si to bez trudu miarkowa, dugo szykowa si do rozmowy i dugo si waha. Lewart postanowi uatwi mu zadanie i da sposobno. Znaleli miejsce, gdzie mona byo pogada w cztery oczy. Latryn. Usiedli. Barmalej odchrzkn pytajco, wycign w stron Lewarta dobyte z kieszeni munduru dwie strzykawki. Lewart przeczco pokrci gow. Heroina, w onierskim argonie ruin, nie bya na zastawie sensacj, w kana zwyk dawa sobie nie jeden i nie dwch spord onierzy. Na Gorynyczu, nim kaza go wysprzta, co i rusz wdeptywa na jednorazowe strzykawki, wszdzie walay si opakowania po kujkach i zmajstrowane z kapsli od butelek podgrzewaczki. Na innych blokpostach byo podobnie. Lewart heroiny nie tyka. Nie bra nigdy, ani centa, cho okazji mia bez liku. Zaraz po incydencie z autobusem by o krok od igy, a hera bya pod rk, w pakunku podarowanym przez Salmana Jusufzaja. Zaadowali sobie wwczas Barmalej i Guszczyn, a take Jakor, ktrego Lewart dawno ju podejrzewa o branie regularne. Sam, mimo pokusy, zdoa si powstrzyma. Jasne kiwn Barmalej, chowajc ekwipunek. Jasne, bratan, rozumiem. A wzgldem skrta? Wyjaramy? Moemy. Barmalej zacign si, poda blanta Lewartowi, ostronie, by nie wysypaa si anasza. Mnie, bratan przeszed do rzeczy wyraz oblicza naszego profesora nie podoba si. Ten autobus... Inteligencik przeywa tak jakby. Nu, tak i ja przeywam, radi Boga, nie skami. Ponioso mnie... I ninie ciy grzech na duszy, ciy... Ale trwa wojna. Wojna! Nas zabijaj, my zabijamy... A krew woa krwi. I wot i wsio, na tym koniec. Ja to wiem, Jakor to wie, ty to wiesz. Wszyscy zgrzeszylimy... Ale nasz omonosow mnie martwi. Nie doniesie aby? By sumieniu uly, bl duszy ukoi? Ha? Pasza? Ty jego lepiej znasz... Wcale go nie znam. Lewart zacign si skrtem, wolno wypuci dym. e przeywa, widz. Ale on nie doniesie. Pewno skd? To dysydent. Znaczy, niezadowolony z ustroju. Wanie za to go z uczelni do armii... Za spraw donosu, jasna rzecz. I to unis brwi Barmalej ma by dowd? e nie doniesie, bo sam przez donos ucierpia? Niezbyt mnie to przekonuje. Ani to, e jeli dysydent, to od razu wity i na wskro prawy. Kracowo przeciwne przypadki widzie si zdarzao. Nie, Pasza. Porozmawiaj ty z nim. Szczerze, od duszy. Trzeba wiedzie, co i jak, bo... Sam pojmujesz. Za ten autobus byby trybuna. I wyrok raczej nie z tych krtkich. W najlepszym wypadku, bo mogliby, sam wiesz... W rozchd puci krtkim protokoem. A ja w Obnisku on mam, creczk trzyletni. Mam j, kurwa ma, osieroci, bo czyje sumienie delikatne? A i tobie, Paszka, tak dumam, te przed sd wojenny nie pilno. Porozmawiam ze Stanisawskim. Lewart spojrza mu w oczy. Wybadam go. Ty za, starszy praporszczyku Samojow, nie rb, prosz, niczego pochopnie. Zwaszcza czego, czego si cofn nie

da. Rozumiesz mnie? Barmalej rozumia. Jego spojrzenie wtpliwoci w tym wzgldzie nie zostawiao. *** By mogli by sami, wyprowadzi omonosowa pod ldowisko migowcw, za Bastion, dziur w ziemi, wygrzeban tam wsplnym i idiotycznym onierskim trudem. Obyo si bez kopotliwych wstpw i uwertur. omonosow w mig zorientowa si, w czym rzecz i o czym ma by rozmowa. Chodzi o autobus, tak? O to, bym zapomnia? Nie za duo wymagasz ode mnie, drogi Pawle Sawomirowiczu? Mam zapomnie o zbrodni, ktrej byem wiadkiem? Powiniene. Widziaem ciaa ludzi posiekane kulami i naszpikowane szkem z okien. Widziaem krew, lejc si strumieniami z podziurawionej karoserii. I widziaem tam ciebie z akaesem w rku. Trwa wojna. Nas zabijaj, my zabijamy... Nie karm mnie banaami. Za bana masz dziesitki drewnianych skrzy, odlatujcych z Bagramu i Kabulu w adowniach Czarnych Tulipanw? Pomyl o rodzicach, ktrym tam, w Sojuzie, ka te skrzynie odbiera i na stojco kwitowa odbir. Wojna to wojna, panie Stanisawski. Nie jeste tu obserwatorem ani rozjemc, przyjechae do Afganu, by wojowa. Wojujesz, musisz wic przyj wojn z penym programem. Narzekae na nasz kraj, e w zastoju, e zamar jak skuty lodem. Chciae odmiany, tsknie do odwily, ktr ta wojna ma zapocztkowa. Pragne postpu, ktrego ta wojna ma by bodcem i zaczynem. Zaakceptuj wic t wojn. Przyjmij j tak, jaka jest, z dobrodziejstwem inwentarza. Inna nie bdzie. Bo adna wojna nie jest inna. Pogd si z tym. Dobrze radz. Twojej rady omonosow zaci usta nie posucham. Bo byby to pierwszy krok ku temu, by sta si takim jak ty. A ja nie chc by taki jak ty. Ty si godzisz, ty przywyke, ty robisz, co ci ka. Dopasowujesz si i pyniesz z prdem, recytujc odwieczne credo konformistw: Po co si wychyla? Przecie i tak niczego nie zmieni. To tobie podobni, Pawle, s wszystkiemu winni. Nie Andropow, nie Ustinow i Gromyko, nie Breniew, nie Stalin, nie Jeow i nie Beria. To tobie podobni, ci, ktrzy wykonuj rozkazy. Ktrzy wykonaj kady rozkaz, obojtni, pasywni, indyferentni i nieczuli. To tobie, to takim jak ty zawdziczamy to, co mamy. Kraj, w ktrym panuje patologiczna apatia, marazm i chorobliwy zastj, jake wygodny dla rzdzcych. To tobie i tobie podobnym zawdziczamy trawic nasz kraj zaraz obojtnoci. Bo cho zmian niby pragn wszyscy, tak mocno, e niemal wyj, nic si nie zmienia, bo wikszoci jest to obojtne, wikszo robi, co si jej kae. I nie wychyla si. Jak ty, kornie opuszcza gow i przyjmuje wszystko z dobrodziejstwem inwentarza. Jak ty, patrzy na dziejce si wok okropnoci i nie reaguje. Bo wszak nie ma sensu reagowa. Bo wszak i tak nic si nie zmieni. Powiem ci, e atwiej mi zrozumie Samojowa, strzelajcego do cywilw w odruchu wciekoci, z chci zemsty. atwiej mi zrozumie jego, ni ciebie, bez emocji wykonujcego rozkazy. Lewart milcza. Bd si stara o przeniesienie owiadczy po chwili omonosow. Nie chc z wami suy. Ale nie obawiaj si. Nie zo meldunku, nie donios, nie wydam was. Powtrz to Samojowowi i Awierbachowi. Nie musz si boczy i ypa wilkiem. A jeli nie uwierz... C, niech robi, co uznaj za konieczne. Zacharycz chodzi za mn od dwch dni, chodzi i spoglda na moje plecy. Jakby ju wymalowano tam tarcz strzeleck. Z tym akurat si pogodz. Albowiem, jak pisa pewien oficjalnie nieistniejcy czowiek pira, jest wiele rzeczy, ktrych czowiek nie powinien widzie ani oglda, a jeli je widzia, lepiej, eby umar. Chyba... Lewart zajkn si. Chyba nie mylisz... Chyba nie sdzisz, e pozwolibym im... Nie wiem, co sdzi przerwa botanik, odwrciwszy gow. Nie wiem, co uznasz za

dobrodziejstwo inwentarza, za rozkaz wyszej instancji, nie podlegajcy dyskusji i zwalniajcy od wszelkiej odpowiedzialnoci. Nie wiem, co zdolne byoby przeama twj indyferentyzm. Bo ty prawdziwe emocje przejawiasz wszak tylko w kontaktach ze mij. *** Barmalej, gdy nazajutrz rano Lewart zda mu relacj, dugo kiwa gow i przygryza wargi. Jak to, kurwa, jest? spyta wreszcie, zbaczajc nieco od zasadniczego tematu. Powiedz, Pasza. Stanisawskiego, e niby nieprawomylny, wcielili do woja. Za kar. Innym dysydentom podobnym sposobem kary wymierzaj. Czym wic jest nasza w peni wiadoma proletariacka i internacjonalistyczna armia? Jako co si j traktuje? Jako agier? Koloni karn? A jeli tak, to my, onierze, my, ktrzy suymy, to kto? Katornicy? Z drugiej strony doda po chwili, uspokojony jakby zsyka, jak by na to nie patrze, rzecz w historii Rusi naszej niebaha. Kunia talentw, mona rzec. Z iskry rozgorzeje pomie i tak dalej. Jak niegdy, tak moe i teraz zsyki wyoni jak wielk posta, bohatera naszych czasw. Pojawi nam si nowy Lenin albo nowy Trocki... A moe jednak lepiej nowy Hercen, pomyla Lewart. Albo nowy Radiszczew. Co ty na to, Pasza? Lewart nie odpowiedzia. Nawet gdyby chcia, nie zdoaby. Nisko nad ich gowami zahuczay wirniki, nad zastaw przeleciay fal cztery migowce Mi-8. Wszystkie, okazao si natychmiast, leciay nad wylot wwozu Zarghun i jego okolice. Lewart bez trudu poj, w jakim celu. Gdy zobaczy pod migowcami roje wyrzucanych z pojemnikw przedmiotw. Miny stwierdzi fakt, nie zapyta. Lotnicy stawiaj miny. W wwozie Zarghun. Minuj wwz potwierdzi zimno Barmalej. Minami PFM-1. Zgosie... e jest taka pilna konieczno. A Salman Jusufzaj? Dalimy sowo... Oni pierwsi naruszyli ukad uci Samojow. Salman zama zasady rozejmu. Wierzysz w to, e ataku na ka-pe-pe dokonano bez jego wiedzy? Bo ja nie. Gdy wic teraz paru bisurmanw okulawimy, zrozumie aluzj. Niech wie, e nie pozwolimy, by nam w gb pluto. Odpacimy za ygunowa. Za co z kolei Salman bdzie chcia odwetu. To jest wojna. Barmalej zaci zby. A zaraz potem rozejrza si, zniy gos. Bimba nam na duszmaski odwet powiedzia tak, by tylko Lewart sysza. Gdy rozmawiaem z Kabulem wzgldem min, poplotkowaem troch... Krtko: luzuj nas, Pasza. W zwizku z planami jakiej ofensywy zastaw ma przej desantura z Dalalabadu, silna kompania z czterdziestego smego wydzielonego batalionu desantowo-szturmowego. Nim Salman pomyli o odwecie, dawno nas ju tu nie bdzie. A jeli uderzy na desant, poamie sobie zby.

*** Huk pierwszej wybuchajcej miny dobieg z wwozu Zarghun wieczorem, nim si ciemnio. Potem hukno jeszcze kilka razy. Tylko kilka. I nie za gono, mina PFM-1 wiele haasu nie czyni. aden ewenement, adna sensacja. Nikt na zastawie si nie przej. Nazajutrz wsta nowy dzie. Siedemnasty dzie czerwca. Ju od samego ranka upalny, gorcy jak nigdy, nietypowy nawet jak na t por roku. O zamiarze pjcia do parowu Lewart nie powiadomi nikogo, nawet omonosowa. Nie powiadomi te Barmalej a. Nie mia chci wysuchiwa lekcji o minach PFM, o tym, jak czsto ich bure, paskie,

lekkie, przypominajce motylki korpusy lec daleko, daleko od waciwego rejonu minowania, jak atwo sabe nawet porywy wiatru nios je w rne strony wiata. I przysypuj piaskiem, przez co staj si zupenie niewidoczne. A wystarczy lekko nawet nadepn stop na mikki polietylenowy korpus, by stop straci czterdziestogramowy adunek wybuchowy poszarpie i okaleczy j tak, e musi to skoczy si amputacj. Nie potrzebowa poucze, by wiadom niebezpieczestwa. Dzielcy go od parowu kamienisty teren, dobrze ju wszak schodzony i poznany, dzi budzi groz, wywoywa dreszcz. Kady gaz, dobry ju wszak znajomy, dzi zdawa si sycze jak grzechotnik i jak grzechotnik grzechota. Ale Lewart poszed. Po raz pierwszy od incydentu z autobusem. Wczeniej nie mg. Nie chcia. Co go powstrzymywao. Dzi czu i wiedzia, e pj musi. Ostatni raz, zanim ich przenios, nim zluzuje ich desantura. Zanim nieodgadnione i niepojte plany dowdztwa rzuc ich w inny zaktek Afganistanu. Tam, skd mona nie wrci. Moe mia po prostu szczcie, moe lotnicy, miast jak zwykle sia szeroko i na olep, minowali precyzyjnie. Nie wdepn na adn z min. adnej nawet nie zobaczy. W parowie nic si nie zmienio. Zielone muchy kbiy si nad padlin i ekskrementami, skalne ciany wyglday tak, jakby kto je niedawno obrzyga. Lewartowi to nie przeszkadzao. Sam czu si tak, jakby kto go niedawno obrzyga. mii nie byo. Nie leaa na kamieniu, gdy wchodzi do jaru, nie pokazaa si, gdy wszed gbiej. Nie czu alu ani rozczarowania, w gbi duszy podejrzewa co takiego. Podejrzewa, e wszystko si skoczyo, e incydent na KPP, mier ygunowa i zmasakrowany autobus zamkny pewien rozdzia. e byy cezur. Barier, oddzielajc tajemne i baniowe od tego, co powszednie. To znaczy przyziemne, brudne, brzydkie i przeraajce. Odoy AKS. Usiad na paskim kamieniu, tym samym, na ktrym zwykle zwijaa si w kbek mija. Wycign z kieszeni strzykawk i ig. Rzemyk ze sprzczk, urwany od noszy. Cynow oglnowojskow yk. Zapalniczk. I foliowy pakuneczek z heroin. Kiedy trzeba zacz, pomyla. A moment jest sprzyjajcy. Tak, e bardziej by nie moe. Odwin lewy rkaw. Zapi powyej okcia rzemyk, zacisn, pomagajc sobie zbami. Powtrzy wielokrotnie obserwowany u innych rytua aplikowania: podgrzewanie zapalniczk na yce, nabieranie do strzykawki, zaciskanie pici, wkuwanie si w y, wciganie do strzykawki krwi. I strza. Efekt by niemal natychmiastowy. ciany parowu zbiegy si niczym Symplegady, jakby ju-ju miay si zamkn, zewrze, a jego, uwizionego pomidzy, zmiady i rozmali. Nie zlk si, nie drgn nawet, czujc ogarniajc go eufori. Gestem istoty wszechmocnej rozpostar rce, posuszne jego woli kamienne ciany rozwary si, rozstpiy, oddaliy. Sw wszechmoc odepchn je jeszcze dalej, jeszcze dalej, a zniky cakiem, gdzie za jasnym, poncym horyzontem, daleko, w bezkresie olepiajco jasnej, rozpalonej socem rwniny. Euforia unosia go, wci wyej i wyej. Czu, jak zaczerpywane we wdechu gorce powietrze rozdyma mu pier. Niebo zmieniao kolory, ttnio feeri barw. mija wypeza tymczasem z gbi jaru. I ona zdawaa si zmienia barwy, rozbyskiwa w kolorach i zanika w nich. Przypeza cakiem blisko, zwina si w kbek i znieruchomiaa. Leaa... Nagle zapragn okreli sposb, w jaki leaa. Ale zabrako mu sw. Znalaz je jednak szybko. I zupenie niespodziewanie. Cirque-couchant.

...bright and cirque-couchant in a dusky brake. A gordian shape of dazzling hue, Vermilion-spotted, golden, green, and blue... mija powoli, bardzo powoli uniosa gow. Ten ksztat gordyjski, co pysznie si mieni Barw cynobru, bkitu, zieleni, W ctki jak lampart i w pasy jak zebra, W szkaratne prgi, w pawie oka, w srebra Krgych ksiycw, ktre gasy, niky, Gdy wzdycha, bd te siay blask niezwyky, Bd matowiay, wzr ciemniejszy plotc. Ten w tczowy, znkany zgryzot, Rusak mg by w postaci zmienionej, Demona lub, a nawet demonem .
*

Z oczu mii wyemanoway ttnice kolorami krgi. W uszach Lewarta zahuczao, jakby tu nad gow startowa mu odrzutowiec. Mig albo suchoj. *** Some demors mistress, or the demons self... *** Ptaki, tysice ptakw, szum lotek, opot skrzyde. Czu na twarzy municia pir. Z oczu mii wypyna jasno. I oto znowu bya kamienista, wyarzona socem rwnina. Kurz i py, niesione gorcym wichrem. Ptaki zniky, ale wci sysza opot ich skrzyde. Troch potrwao, zanim zorientowa si, e to opoce le umocowana pachta namiotu, byle jak przycinita skrzynk amunicji. Nad rwnin, daleko, sinia acuch grski. Afganistan, pomyla Lewart. Nawet w majaczeniach, w heroinowym odlocie, zawsze w kocu jest Afganistan. More tea, Drummond, old boy? Yes, please. Odpowiedzia, cho nie nazywa si Drummond. Nie zna sowa po angielsku. I pojcia nie ma, dlaczego ma na sobie mundur w kolorze khaki z oficerskimi galonami na rkawach.

*** Podporucznik Arthur Honeywood skin na hinduskiego ordynansa, dajc mu znak, by nala herbaty wszystkim chtnym. Wojna rzek z przekonaniem jest zakoczona. Osignlimy to, co mielimy osign, umocnienie mianowicie brytyjskich wpyww w Afganistanie. Divide et impera, my dear gentlemen. Kabul w naszych rkach, emir obalony, Afganistan podzielony na prowincje, wadcy prowincji to nasze marionetki. Moemy, powiadam, sposobi si do powrotu. Sposobic si do powrotu powiedzia Edward Drummond trzeba spojrze prawdzie w oczy. Po tej wojnie niektre z pukw posid miejsce w historii Imperium Brytyjskiego, wzgldnie miejsce to

umocni nowymi zasugami i chwa. Siedemnasty z Leicestershire i Pidziesity Pierwszy z Yorkshire za Ali Masded, smy Liverpoolski i Highlanderzy Seafortha za Peiwar Kotal, laury, musicie przyzna, w peni zasuone. Z tym wiksz przykroci stwierdzi przychodzi, i nasz Szedziesity Szsty nie odznaczy si niczym podobnie chwalebnym. Po pierwsze, nie jest to prawd zmarszczy jasne brwi Henry James Barr. By George! Odegralimy w tej wojnie sw rol, stoczylimy do walk. Los poskpi nam moe batalii i zwycistw na miar Ali Masded, Peiwar Kotal czy Futehabadu, ale wstydzi si nie musimy. Po drugie, walczymy tam, gdzie nas pol, i tak, jak rozka. Za nasz kraj, za krlow i ojczyzn. Nie dla chway ani zaszczytw, ni marmurowych tablic. Nie zaley mi na tablicach. Wystarczy mi wiadomo, e speniem swj onierski obowizek. Zwycistwo rzek z przekonaniem Walter Rice Olivey jest onierzowi niezbdne. Si onierza s onierskie tradycje, a tradycje powstaj i tworz si ze zwycistw. Zwycistwo czyni onierza. Tym lepszego, im jest wiksze i nad godniejszym przeciwnikiem odniesione. A e nasi onierze s najlepsi w wiecie, tedy w samej rzeczy zasuyli na przeciwnika bardziej godnego nili tutejsi tubylcy. Rice Olivey, Honeywood i Barr byli kolegami Drummonda z jednego rocznika, razem, ca czwrk, ukoczyli Sandhurst, razem dostali awanse na podporucznikw i przydziay w HM 66th Foot, Szedziesitym Szstym Puku Piechoty Jej Krlewskiej Moci. Byo to niemal rwno rok temu. Tu, na biwaku pod Kandaharem, na polowej herbatce, towarzyszy im jeszcze jeden absolwent uczelni, o rok starszy porucznik Thomas Willoughby z Queens Own, Trzeciego Puku Kawalerii Bombaju, odziany, rwnie malowniczo jak jego hinduscy podkomendni, w szamerowany alkalak przepasany szkaratnym kamarbandem. Drummond w zamyleniu bawi si uszkiem filianki. Sierant Apthorpe z drugiej kompanii powiedzia wreszcie uali si mi wczoraj. Mj ojciec, sir, mwi, walczy z Ruskimi pod Inkermanem, a potem z buntownikami pod Maharajpoor. Z dum nosi The Crimea War Medal i The Gwalior Star. I do dzi, kiedy wchodzi do Cittie of Yorke na High Holborn, to kaniaj mu si wszyscy przy barze. A czym ja si pochwal po powrocie do Londynu, sir? em strzela do czarnuchw, pgoych dzikusw w turbanach, uzbrojonych w zardzewiae noe, uki i stare pukawki? Te mi wojaczka, sir. Jeden wstyd, sir. Co my tu robimy, sir? Mam nadziej Barr napuszy si w charakterystyczny dla siebie sposb. Mam nadziej, e potraktowae go tak, jak na to zasuy. By Jove, na psy schodzi ta armia, skoro byle sierancina omiela si komentowa rozkazy dowdztwa. I podwaa ich sens... Armia opiera si na sierantach unis gow Rice Olivey. A nie jest to armia pruska, lecz brytyjska. Brytyjski sierant ma prawo zwrci si z wtpliwociami do brytyjskiego oficera. A obowizkiem oficera jest te wtpliwoci rozwia. Tak, nie inaczej, umacnia si jedno i morale wojska. Nie moge rozwia wtpliwoci twego sieranta, Teddy, old fellow? zamia si Honeywood. Wyjani mu sens tej wojny i Wielkiej Gry? Majc do tego gotowy tekst? Ten sam, ktrym stary Stewart uraczy nas w Pendabie, w Multani? Przecie pamitasz? Pamitam.

*** Panowie oficerowie! Genera porucznik sir Donald Martin Stewart, C.B., Szkot, weteran walk w Afganistanie, Abisynii i Indiach podczas Wielkiego Buntu, przesun cheroot z jednego kcika ust w drugi. Wreszcie, by jednak by lepiej syszanym przez spore zgromadzenie, wyj cygaro z zbw. Z widocznym alem.

Krajem, do ktrego rozka panom oficerom wkroczy i poprowadzi wojsko zacz gromko, wodzc wzrokiem po otaczajcych go twarzach jest Afganistan! A naszymi przeciwnikami, ludmi, z ktrymi wstpimy w bj, bd mieszkacy Afganistanu: Pasztuni, Afridi i Ghilzai. Naszym przeciwnikiem jest Szer Ali, emir Afganistanu. Ale w rzeczywistoci, panowie oficerowie, naszym wrogiem jest Rosja. wiat za may wida jest dla dwch imperiw, dla Albionu i Rosji, tedy konflikt midzy nami, zaczty na Krymie, pod Alm, Inkermanem i Baakaw, trwa nadal i trwa bdzie. W kampanii, ktr rozpoczynamy, nie przyjdzie wam, panowie oficerowie, krzyowa szabel z Kozakami. Ale walczy, nie zapominajcie o tym nawet przez chwil, bdziecie przeciwko Rosji! Przeciwko Rosji, agresywnemu i zaborczemu mocarstwu, dnemu wadzy nad wiatem. My nie dokonujemy inwazji na Afganistan. My stajemy do boju, by wasn piersi zasoni i obroni przed ruskim najedc Indie! Klejnot korony brytyjskiej, drogi kamie, ktry parszywy Moskal chce z tej korony wydrze! Genera zacign si, wypuci kb dymu. Potem wyj cheroot z ust i soczycie naplu na podog. Zaczo si zagrzmia, ocierajc bokobrody rkawiczk w roku 1813, po wojnie rosyjskoperskiej i zawartym w Gulistanie traktacie pokojowym, ustpujcym Rosji perskie prowincje Azerbejdanu, Dagestanu i Gruzji. Popatrzcie sobie na map, panowie oficerowie. Ale mao tego byo moskiewskiemu niedwiedziowi! Par dalej ku Indiom, zagarniajc w pazury wszystko, co na drodze. Chanaty Taszkientu, Chiwy, Buchary i Samarkandy stay si czci ruskiego imperium, teraz ju granic sigajcego Amu-darii. To jest The Great Game, panowie oficerowie, Wielka Gra. I oto w tej Grze nowe posunicie ruskiego satrapy! Car Alex, ten stary pierdoa, ten kat Polski, ani myli cicho siedzie za Amu-dari, ostrzy zby na Indie! A wpierw na lecy na drodze Afganistan! Car Alex zmusi emira Afganistanu do przyjcia w Kabulu rosyjskiej misji dyplomatycznej, a wiemy, co oznaczaj misje dyplomatyczne Petersburga i komu toruj drog. Za kiedy wicekrl Indii zada, by emir Szer Ali przyj rwnie misj brytyjsk, emir odmwi. Nauczymy wic afgaskiego dzikusa, co to znaczy odmawia Brytanii. Nauczymy go, e gdy Brytania da, jej dania wykonuje si w podskokach! Dwadziecia tysicy generaa Brownea rusza z Campbellpore i Peszawaru na fort Damrud i Przecz Chajbersk, z zadaniem zajcia Dakki i Dalalabadu. Kolumna generaa majora Robertsa zmierza z Kohatu przez Thal wprost w Dolin Khurram, a tamtdy jak strzeli na Kabul! My za zabezpieczymy poudnie, lew flank armii, pomaszerujemy std, z Multani, przez przecz Bolan, zajmiemy Kwett i Kandahar! Well teach the damn niggers a lesson! Damy im poczu, jak smakuje brytyjski bagnet! Genera porucznik sir Donald Martin Stewart, C.B., wsadzi cheroota do ust, rytua puszczania dymu i plucia powtrzy si. Tak jest! Genera wytar bokobrody. Oto nasza odpowied na ruski gambit w Wielkiej Grze, panowie oficerowie! I pierwszy krok do tego, by wyczyci z Moskali Azj rodkow, by zepchn ich nad Morze Kaspijskie i w morzu tym utopi! Boe zachowaj Krlow! Pytania s? Nie ma? Dobrze. Dzikuj panom oficerom! Dismissed! Prosz do zada odmaszerowa!

*** A wic zwyciylimy podsumowa Honeywood. Pod Kandaharem, Peiwar Kotal i Kabulem upokorzylimy Rosjan i ich cara. Nauczylimy moresu afgaskich tubylcw. Wielkopaskim gestem wyznaczywszy im w Wielkiej Grze rol karty. Cho to w zasadzie ich kraj, ten cay Afganistan. Na wiecie nie licz si kraje ani ludy zaprzeczy zimno Rice Olivey. Licz si imperia i ich woa. One rzdz i dyktuj prawa. Brytania jest takim imperium. Wedle swej woli rzdzi i wada

poddanymi. W tym i Afganistanem. Fakt zamia si Barr. Ty za, Artie, powcignij si w zapdach. Gotwe jeszcze Zulusom z Natalu przyzna niepodlego i samorzdno. Albo Irlandczykom. Willoughby wsta nagle, spojrza, przysaniajc oczy doni. Przyjdzie zakoczy t dyskusj, panowie oficerowie powiedzia zimno. Dopijajcie herbat co rychlej. Nadjeda ku nam, i to cwaem, Charlie Bligh, sztabowy galloper. Zapewne z rozkazem pilnego wymarszu. Wtpi bowiem, by brygadier George Burrows, nasz czcigodny wdz, pragn t wanie drog przekaza nam yczenia miego dnia.

*** Wiatr powia silniej, gwatownym porywem, drobinki piasku i wiru zabbniy po korkowym hemie. Edward Drummond poprawi zakrywajcy nos i usta bkitny kaszmirowy szal, zakupiony na bazarze jeszcze w Kwetcie. Soce, cho mtne za kurzaw, palio arem, otaczajcy wiosk gliniany mur grza do jak kaflowy piec. Wojna jest zakoczona. Ali Masded, Peiwar Kotal, Futehabad, Szerpur, przez rok i osiem miesicy wygrywamy bitwy, odnosimy zwycistwo za zwycistwem. Czemu si zreszt dziwi, grujemy technik, wyszkoleniem, morale, grujemy nasz europejskoci. Co ci nieszczni tubylcy mogli nam przeciwstawi? Wcznie i skakowe dezaile? Wypdzony z Kabulu emir Szer Ali zmar na wygnaniu w Mazar-i Szarif, nie doczekawszy si rosyjskiej pomocy, o ktr baga. Jego syn i nastpca Jakub Chan abdykowa. Drugi syn, Ajub Chan, przepdzony na zachd, do odlegego Heratu. Dziel i rzd, jak mwi Honeywood, divide et impera. Rozebralimy Afganistan na prowincje, gubernatorami czynic ludzi nam oddanych, takich, ktrymi da si manipulowa. A teraz, kiedy genera Roberts rozgromi Mohammada Dana pod Kabulem, a Stewart zdziesitkowa dzikie plemiona pod Ahmed Chel, nikt w Afganistanie nie stawi ju oporu. Wracamy do domu. Std, spod Chuszk-i Nahud, napisz do Charlotty ostatni wojenny list. Ha, czas najwyszy. Nie pisaem do niej od tak dawna... Co poruszyo si wrd kamieni, tam, gdzie mur rozpada si, zmienia w spitrzone gruzowisko. Co zwino si i bysno zotem. mija, pomyla, sigajc do kabury. Rozpi, dotkn kolby adamsa, co powstrzymao go jednak przed wydobyciem rewolweru. Powia znowu wiatr, sypn piasek, Drummond zamruga zawicymi oczami. Gdy je ponownie otworzy, po gadzie nie byo ani ladu, skry si wrd sterty pokruszonych glinianych cegie. Powodowany impulsem chcia pj w tamt stron, co znowu go powstrzymao, jaki gos, jakie przeczucie, jaki nagy alarm, ostry jak sygna trwogi. Zota mija, pomyla, co za bzdura. Nie ma takich mij. To tylko odblask, skrzcy refleks kwarcu w piasku, wci widzi si takie w tym drgajcym od gorca powietrzu. Tylko zoty odblask. Zudzenie. Fools gold. Przetar twarz. Na rkawiczce mia piasek. Drummond! Barr? Do oddziau, prdko! Wrciy podjazdy! Wymarsz, dear boy, wymarsz! Ajub Chan z ca armi nadciga z Heratu! Maszeruje na Ghazni, grozi nam odciciem od Kabulu! Jego forpoczty widziano ju pod Sang Bur i Maiwandem! Wysane naprzeciw tubylcze wojsko zbuntowao si i przyczyo do rebelii! Burrows da rozkaz wymarszu, idziemy pod Maiwand si brygady, kawaleria i piechota! Czeka nas bitwa, Teddy, bitwa! Moe najwiksza w tej wojnie! Hip, hip, hoorray! Naprzd, Szedziesity Szsty! Garryowen! Garryowen in glory! Harry?

What? Shut up, will you? ***

Chod. Powiod ci. Zna ten gos. piewnie sykliwy, polifoniczny, cichy, lecz dwiczny i wyrany. Chod za mn powtrzya mija. Bd ci wioda. ciana wwozu pka. Tam, gdzie jar si koczy, w miejscu, gdzie by ju jedynie szczelin w skale. Teraz ta szczelina rozwara si ze zgrzytem. To si nie dzieje naprawd, pomyla Lewart. To heroina. Zy trip. Bardzo, bardzo zy trip. Prowadzia go, peznc szybko. Szed jej ladem. Szczelina bya wska, a miejscami zwaa tak, e musia ustawia si bokiem. ciany byy chropawe, ostre jak papier cierny, poznaczone rozwidlonymi deseniami, przypominajcymi nerwacj licia. Wzgldnie ukad y i ttnic. Co zabyso na wirze. Moneta. Schyli si, podnis. Na awersie widniaa gowa sonia. Rewers nosi napis: BASILEOS DEMETRIOU i przedstawia kaduceusz opleciony przez dwa zwrcone ku sobie gowami we. Merkury, bstwo obojnacze, przypomnia sobie Lewart. Manichejska rwnowaga si Dobra i Za. Agathodajmon i Kakodajmon, Ormuzd i Aryman... Kalka krokw dalej, czciowo przysypana piaskiem, leaa czapka z oficersk rozetk, obok lornetka i parciana raportwka. Lewart domyla si, do kogo naleay. Ale w ogle si nie przej. Wci by w euforii. Szczelina zwaa si, w kocu formujc portal, wejcie do jaskini. mija wpeza w ciemno. Wszed za ni. W uszach rozbrzmiay mu nagle gwar, wrzawa, okrzyki, brzk naczy, miech i piski kobiet.

*** Mag przyplta si do wojska zaraz po zaoeniu garnizonu w Ortospanie. Nowej nadanej przez zdobywcw nazwy nie akceptowa zreszt, miejsce po staremu i uparcie nazywa Kabur. Rwnie uparcie twierdzi, e jest Chaldejczykiem i e nosi imi Astrajos. Deklarowanej wiedzy tajemnej i znajomoci arkanw magicznych udowodni nie chcia albo nie potrafi. Na leczeniu, trzeba mu byo przyzna, zna si jednak niele, czy to czyrak od koskiego grzbietu, czy to ukruszony w ranie grot strzay, czy choroba zapana od baktryjskiej prostytutki, nie jednemu z onierzy mag pomg w niedoli. Do tego potrafi ciekawie opowiada, o okolicznych ziemiach i ludach wiedzia wiele, jeli nie wszystko, wywiad wojskowy sporo od niego skorzysta. Nie wzdraga si uycza wiedzy i zwykym wojakom, gdy takowa bya im potrzebna. Jak teraz Herpandrowi, synowi Pyrrusa, dowdcy pierwszej tetrarchii trzeciej ile. Zota mija, tetrarcho? Astrajos podrapa si w rzadk krcon brod. Tutaj takich mij nie ma, tegom pewien... Ha, jeli czek czego moe by pewien... Uomnimy, wiedzy o wiecie ledwie uszczkn zdoalimy... Ale o zotych mijach nie syszaem nawet. W ziemi Etiopw yj we skrzydlate, ywice si balsamem. mije z doliny lorda jedz biay pieprz, a z gw wyrastaj im szlachetne kamienie. Ale eby zote byy, tom nie sysza. Moe s takie w Kataju, tam pono maj w estymie we i smoki, bogato u nich gadw rozmaitych... W Indii ww, zwanych tam nagami, tako jakoby caa masa, wic pewnie w kadym kolorze co si znajdzie. A na wyspie Lanka... Zot mij przerwa sucho Herpander widziaem na patrolu pod Gauzak. W wwozie. Ani w Indiach, ani na adnej wyspie.

Hmm... Mag znowu si podrapa, tym razem w ucho. Pod Gauzak, tetrarcho? Ciekawe. Bo wrd tamtejszych wanie plemion kr legendy... Podania, korzeniem swym niechybnie sigajce... Herpander nie dosysza, czego sigajce, sowa Astrajosa zginy wrd wrzawy. Ucztujcym eparchom zachciao si wznosi toasty i ochlapywa stoy winem ulewanym w libacjach. Niech yje wrzeszcza, unoszc ryton, Chares, dowdca ucznikw konnych. Niech yje bogom rwny Aleksandros ho Tritos ho Makedon! Krl Macedonii i hegemon Zwizku Greckiego! Niechaj yje jak najduej i jak najduej panuje nam, wojennikom! Jemu suy, z nim y i umiera! Eparchowie wyrazili aprobat, ryczc tak, e a dray podpierajce strop kolumny. Pnagie baktryjskie nierzdnice doczyy z piskiem i miechem. Herpander wzi Astrajosa pod rami, poprowadzi go do odleglejszej czci sali, tam, gdzie haas mniej dociera i jeden mg sysze drugiego. Bya tam nisza, w niej dostrzeg misterny stoliczek ze soniowej koci, na nim za srebrny posek, nie wikszy ni przedrami mczyzny. Jaki boek, pomyla. Nic dziwnego, miejsce to kiedy byo wityni. Nieco zrujnowan, ale wityni. Posek przedstawia uskrzydlon kobiet, ufryzowan mod persk, ustrojon w czworoktne nausznice, gwiezdny diadem i paszcz, wspart przez dwoje zwierzt, zdajcych si wspina na jej uda. Anahita. Astrajos, widzc jego zainteresowanie, pospieszy z wyjanieniem. Ardvi Sura Anahita, Niepokalana Wadczyni Wd. Ta, ktra zapadnia rda wodami gwiazd, ktra wada mskim nasieniem i mlekiem matek. Pani Chmur, Wiatru, Deszczu i Gradu, Opiekunka Zwierzt i bogini witego Taca. Jej skrzyda to symbol potgi i wszechobecnoci. Wspieraj j jej wite zwierzta, byk i lew... Anahita... powtrzy w zamyleniu Herpander. To imi, pod ktrym Artemid czcz Medowie i ludy zza Oksosu... A moe to wy, Grecy parskn mag czcicie Anahit pod imieniem Artemidy? Niewane zreszt. Bogowie przywykli ju do tego, pobaaj ludziom, ktrym trudno nie tylko poj, ale nawet nazwa ich bosko. Bogom wystarczy, e ich bosko si czci. Pod rozlicznymi imionami i w rnorakim obrzdzie. W cakiem rnorakim zgodzi si Herpander. A mwi miae o zotej mii. I o tutejszych legendach. Sucham tedy w skupieniu. Na pocztku Astrajos zaczerpn powietrza by Zurwan, ktry nie mia ani koca, ani pocztku. Nie byo ni Soca, ni Ksiyca ani gwiazd, nie byo nieba ani ziemi, trway mrok i bezczas. A zrodzili si z ofiary Zurwana dwaj: Dobry i Przemdry Pan Ahura-Mazda oraz mroczny, zy i zioncy nienawici Angra Mainyu. I tworzy dobry Ahura-Mazda wiaty i krainy, a co stworzy, to obrzydy Angra Mainyu natychmiast skazi, zepsu i zohydzi. I stworzy Dobry Pan Ahura-Mazda krain Airyana Vaeja, ziemi Ariw, nad rzek Vanguhi Daitya, ktr wy, Grecy, zwiecie Arakses. Za Angra Mainyu, ktry jest mierci, zepsu dzieo, kac zalgn si w rzece masie wy. Stworzy Dobry Ahura-Mazda rwnin Sugudw, ktr wy nazywacie Sogdian. Za Angra Mainyu, ktry jest mierci, zesa zabjcz szaracz. Stworzy Ahura-Mazda wit krain Mouru, Margian. Za Angra Mainyu... Przy stole znowu wybucha wrzawa. Aryjskie wino tryskao na stoy, dokonywano libacji na cze bogw i bogi. Jak zwykle, najpierw tych, od ktrych, jak sdzono, najbardziej zalea los onierza. Ktrych wola lub kaprys decydoway o jego losie. Pozdrowiona bd, o Tyche! rycza Hippasos zwany Gerionem, lochagos hoplitw, podnoszc puchar i potrzsajc pelekysem, toporem o podwjnym ostrzu, z ktrym nie rozstawa si nawet na sympozjonach. Cro Zeusowa, pani dobrego losu i szczliwego trafu! Tyche, lepa przeznacze szafarko! Pozdrowiona bd i nam askawa! ...stworzy Dobry Pan Ahura-Mazda urokliw Bakhdhi, czyli Baktri. Za Angra Mainyu...

Wino z Arii lao si na stoy, na pitrzce si na paterach winogrona, na misy z baranin, na ktrej zakrzep ju ostygy tuszcz. Zapieway flety jedna z kobiet wskoczya na st, odziana wycznie w zoty diademik i skp siatkow przepask na biodrach rozpocza groteskowy taniec, przewracajc naczynia. Eparchowie wrzeszczeli i klaskali w donie. Krios z Tymfai, dowdca sarissoforoi, oburcz wznis peny dwuuchy kyliks, ulane wino zbryzgao go jak krew. Pozdrowiona bd, o Alalo, cro Polemosa! Zwiastunko miertelnych zapasw, ty, ktra stpasz przed ostrzami wczni! Ty, ktrej wojownicy skadaj sw mier jako najwitsz ofiar! Pozdrowiona bd i nam askawa! Alale alalaaa! Alale alalaaa! Sidm ze stworzonych przez Ahura-Mazd krain Astrajos ani na moment nie przestawa recytowa bya Vaekereta, Kabura, gdzie si wanie znajdujemy. Za Angra Mainyu, ktry jest mierci, zawezwa pairiki, demonice z przekltej rasy drud... Trzeba ci wiedzie, tetrarcho, e pairiki... Alale alalaaa! Alale alalaaa! Pairiki, jak wszystkie drude, byy niegdy demonami niebios, jak zowrbne gwiazdy wisiay na wieczornym nieboskonie. Nienawidziy plemienia ludzkiego, im za bardziej rozkwitay wrd ludzi cnota i pobono, tym wiksza bya zo drud i ich pragnienie zemsty. Pragnieniem tym posuy si Angra Mainyu, oddajc pairiki pod rozkazy swych deww. A ludzie wydani zostali na ich up. Pairiki bowiem toruj drog demonom, wykorzystujc ludzk sabo. Tumani, kusz do grzechu, zachcaj do wystpku i zbrodni, nc do zbocze i zwyrodnie, wabi do bawochwalstwa. Zaraaj czarostwem i czarnoksistwem, bluniercz i wyklt religi Yatuk Dinoih... Od stou dobiegay piewy, ryki i kobiece piski. Herpander westchn, patrzc na posek Anahity. ...wadz za nad wszystkimi pairikami ma straszna Az, wyuzdana demonica podliwoci, kazicielka stworzenia, Pani Krwawego Ksiyca, Ktra Budzi do ycia Umarych, Ta, Ktra Kryje Si Po Parowach... Jestemy armi Wielkiego Aleksandra! zagrzmia od stou taxiarcha Polidokles, najwyszy rang oficer w zgromadzeniu. wiat jest nasz! Klczy przed nami! Rzucilimy na kolana Syri i Egipt! W py i proch rozbilimy Persw! Wzilimy szturmem Sardes i Gordion, w gruzy obrcilimy zdobyte Milet, Tyr i Halikarnas! Zniewalalimy kobiety na ulicach Suzy! Spalilimy Persepolis z jego paacami. Zupilimy Ekbatan i stubramne Hekatompylos! Pada przed nami na kolana Media, Aria i Drangiana, w kolejce czekaj Sogdiana i Chorezm! A potem do Indii, nad rzeki Indus i Hydaspes! Przed nami Taxila i Gandhara, Maghada i Pattala, przed nami legendarna Ayodhya! Dotrzemy tam, dokd nie dotar Kambyzes! Daleko poza granice znanej oikoumne! Nic nie zatrzyma nas w marszu! Ale pokona w kocu Dobry Ahura-Mazda wszystko zo, wytpi nieprawo, unicestwi dewy, wypleni yatu czarownikw, jako we zdepcze Az i jej pairiki. Zapanuj rzdy prawych i pobonych. wiat si odrodzi... To nie jest adna legenda przerwa znudzony ju nieco Herpander. To s perskie wierzenia, religia Persa Zoroastresa. A ty, Astrajosie, zdajesz si prbowa mnie na ni przekabaci. Nie prbuj. Ja i owszem, czcz bogw i ich bosko. Pod bardzo licznymi imionami, w obrzdzie za tak rnorakim, e zdumiaaby ci zaiste jego rnorako. Wiara w jednego boga, prcz tego, e cakiem gupia i bezsensowna, jest na domiar nudna. W sam raz dla Persa czy Masagety. Ja za, raz jeszcze przypominam, pytaem o mij. O zot mij, ktr zdarzyo mi si widzie w grskim wwozie pod Gauzak. Moesz zaspokoi moj ciekawo? Jeli nie, oddal si, ja za wrc na uczt. Noc moda, zd si jeszcze upi. Legendy Paropamisadw wyrzuci z siebie mag mwi o pairikach wanie. Pokonane przez

Ahura-Mazd i jego emanacje, amszapandw, pairiki, niegdy istoty niebiaskie, wczogay si w nory i jamy, skryy w ciemnociach ziemi. Jeli wypezaj na wiat, to pod postaci mij. Pozbawione jednak dawnych si, nie majc ku pomocy ani deww, ani yatu, pairiki wabi i nc ku sobie miertelnikw. Najchtniej wojownikw, mw dzielnych, lecz odmienionych kontaktem z wojn, krwi i mierci... Odmienionych i skaonych na zawsze... Czy to std twoje zainteresowanie mij, tetrarcho? Przyznaj, czue jej magnetyzm? Jeli tak, dobrze, e nie uleg. Biada bowiem wojownikowi, jeli da si zwabi, jeli pody za pairik. Snadniej byoby mu polec w boju... A po c to, wedug ciebie wyd wargi Herpander wabi skaonych wojn wojownikw owa pairika? W jakim celu to czyni? Moe po to Astrajos pogaska brod i umiechn si zagadkowo by przerwa udrk samotnoci? Pairika, jak kada istota pci eskiej, spragniona jest mskiego towarzystwa, tak w dzie, jak i w nocy... Nie miej si, tetrarcho. Dziel si z tob wiedz zawart w pradawnych ksigach, zwojach i papirusach. Przynajmniej niektrych z nich. Inne albowiem... Inne albowiem co? Inne... mag zawaha si na moment. Inne wyjaniaj rzecz inaczej. Pairiki, jakem wspomina, nienawidz rodzaju ludzkiego, optane wrcz s dz, by szkodzi ludziom, by ich krzywdzi, by sia zwtpienie i rozpacz. Pragn wyrzdza i krzewi zo ze wszystkich si, im okropniejsze zo, tym wiksza rado demonicy. A e moc ma ograniczon, potrzebuje pomocnika. Wsplnika w dziele czynienia za. A w tej dziedzinie nikt i nic nie dorwna czowiekowi. Nikt i nic nie wykae w okruciestwie rwnego zapau, pasji i inwencji. aden demon ani aden potwr... Straszne przerwa Herpander. I przygnbiajce. Zwaszcza na czczo. Na szczcie to tylko wymys. Wymylony, jak mi si zdaje, na poczekaniu. Co? Chaldejczyku? To nie wymys, lecz legenda. A jaka to, na eb Gorgony, rnica? Legendy umiechn si Astrajos cho wymylane, rdo maj w pragnieniach bd lkach, dwch siach, ktre rzdz wiatem. Nie zrozumie si legendy, nie rozumiejc wasnych pragnie i lkw. Czy pewien jeste swych pragnie, tetrarcho? Czy wiesz, czego si lkasz? Herpander nie sysza ostatnich sw maga. Jego uwag przykuo co innego. Do ucztujcych zbliy si szybkim krokiem nie kto inny, a hyparcha Seleukos. Z miny i postawy zna byo snadnie, e nie zjawi si bynajmniej po to, by ucztowa. Skinieniem gowy skwitowa pene szacunku powitania, stanowczym gestem odsun podawany mu kyliks, nie mniej stanowczym i ostrym wezwa do siebie ilarch Teodorosa, bezporedniego przeoonego Herpandra, odcign go na bok. Teodoros sucha, a oczami ju biega po sali. Herpander domyli si, kogo wypatruje. Zdawkowo poegna Astrajosa, szybko ruszy w stron dowdcw. Bezceremonialnie usun z drogi zaczepiajc go pnag dziewczyn o uczernionych kohlem oczach i ukarminowanych sutkach. Hyparcha opuci tymczasem sal, a Teodoros wyszed Herpandrowi naprzeciw. Trzewy jeste? Dobrze. Zbieraj si, marsz do oddziau. Tylko po cichu i bez sensacji, nie chcemy przedwczesnego alarmu. Ale przed witem macie by na koniach, ty i twoja tetrarchia. Stao si co? Bunt wyjani sucho Teodoros. Moe nawet powstanie, na du skal. W Sogdianie. Satrapa Spitamenes, ten sam, ktry dopiero co wyda nam Bessosa, zabjc krla Dariusza. I masz, teraz ten Spitamenes zbuntowa si, poderwa przeciw nam Sogdyjczykw, Dahw i Parnw, plemiona z Arii i Baktrii. Artakoana w ogniu, Marakandzie grozi oblenie. Jest obawa, e powstanie moe obj ca Margian i Ari. Generalnie, jest le. Jak to, le? Herpander da upust zdumieniu. A krl? A wodzowie? Perdikkas, Kassander, Ptolemeusz? A krlewska Agema? Hetaireia? Hypaspici? Caa armia Jaksartesu? eby jaki tam Spitamenes...

Krl uci ilarcha jest teraz w Aleksandrii Kresowej. Wyruszy przeciw buntownikom, ale na jego tyy uderzyli sprzymierzeni ze Spitamenesem Sakowie. Dahowie pr na Baktr, powstrzyma ich usiuj Kojnos i Artabazus. Mamy rozkaz wyruszy i zabezpieczy im tyy. Niewykluczone bowiem, e do powstania przycz si ludy z tej strony gr, z Paropamisady. My, prodromoi, nasza ile, pjdziemy w stray przedniej. W poudnie musimy by w Aleksandrii Kaukaskiej. Zota mija, pomyla Herpander. Pairika. Ta, ktra wabi. Legenda? Phluaros, wymys i bzdura! Skaenie wojn, krwi i mierci? Akurat! Nie jestem ani skaony, ani odmieniony. Gdy wojny si wreszcie skocz, zrzuc je z siebie jak znoszony chiton. I zapomn o wszystkim, co widziaem, o tym, co robiem. Zapomn na zawsze. Zdoam. Na pewno. Czy ty mnie suchasz, Herpandrze? Wybacz, ilarcho. Zamyliem si. Ten Spitamenes... Teodoros zgrzytn zbami, zacisn pi. Mora z tego dla mnie jeden pynie: nigdy nie zostawiaj za sob nie dobitego Azjaty. Do oddziau, tetrarcho. Na rozkaz.

*** mija peza, zwijajc si esowato. Lewart poda za ni. Gboki mrok panujcy przy wejciu do jaskini ustpi wiatu. Sklepienie pocite byo mozaik szczelin i otworw, przez ktre do wntrza wpadaa jasno, wielkie, jakby rzucane przez reflektory supy wiatoci. W wietle Lewart zobaczy, po czym stpa. I westchn. Podoe jaskini tono w zocie i srebrze. Monety przepeniay skrzynie i szkatuy ozdobione szesnastopromiennym socem Macedonii, wyciekay z rozbitych amfor. Wypychay worki, ktrych ptno zbutwiao ju przed wiekami, a wyzwolony drogocenny metal zala jaskini jak pustynny piasek. Lewart widzia, cho niekoniecznie rozpoznawa, zote darejki krla Dariusza, walut Achemenidw. Srebrne ateskie tetradrachmy z Aten na awersie i jej sow na rewersie. Srebrne dekadrachmy Aleksandra Macedoskiego, przedstawiajce go wierzchem na Bucefale. Inne, wyobraajcego go jako Dwurogiego, z rogami boga Amona. Inne, z gow Aleksandra ustrojon w skalp sonia, symbol podboju Indii. Srebrne drachmy nastpcy Aleksandra, jednookiego Antygona Cyklopa. Srebrne oktodrachmy Ptolemeuszw. Tetradrachmy krla Baktrii Eutydemosa. Monety Demetriusza, syna Eutydemosa, identyczne jak ta, ktr znalaz przy wejciu. Inne monety Demetriusza, przedstawionego jako Aniketos, niezwyciony. Tego krla malekie, ale piknie wybite srebrne obole. Dziwne czworoktne monety Agatoklesa, samozwaczego krla Paropamisady. Monety bite przez Antymacha Theosa. I najwiksze zote monety wiata helleskiego, statery Eukratydesa, wielkie jak szka lornetki. Lniy w szkatuach i zgrzytay pod butami srebrne monety z podobizn opasego krla Helioklesa, wyobraonego jako Gromowadny, z berem i piorunem. Zote monety Menandra Sotera Zbawcy. Srebrne drachmy z podobizn jego maonki, krlowej Agatoklei Theotropy, Bogom Podobnej. Cikie zote monety kuszaskiego krla Kaniszki, z jego wasn caofigurow podobizn. Srebrne kuszaskie tetradrachmy krla Herajosa. Tego wszystkiego nie ma, pomyla, to zudzenie. W istocie, uday si uprawy Salmanowi Amirowi Jusufzajowi i chopcom z okolicznych kiszakw. Sakramencko mocna wysza im ta hera. mija peza. Poda jej ladem. Mija kufry i szkatuy, w ktrych skrzyy si, oddzielnie lub przemieszane, drogie kamienie. Wielkie jak ziarna ciecierzycy diamenty z Golkondy, birmaskie rubiny z legendarnej doliny Mogok,

gwiadziste szafiry cejloskie, karbunkuy syjamskie, akwamaryny z Kaszmiru, ametysty z Dekanu, nefryty i turkusy z Chorezmu, pery z wybrzey Lanki i Celebesu, korale, jaspisy, jadeity, karneole, onyksy, kocie oczka. I skarby Hindukuszu olbrzymie zote samorodki z Wachduru i Zarkaszanu, ogromne szmaragdy z Doliny Pandsziru, krwawe rubiny i spinele z Degdalek, lazuryty i lapis-lazuli z Badachszanu. Wielkie topazy, agaty, beryle i almandyny. U cian jaskini, tam, dokd nie docierao wiato, w cieniu i mroku, niczym zastyga w wiekach armia, majaczyy posgi i poski, statuetki, popiersia, figurki i figurynki. Zote, srebrne lub brzowe stwory mityczne: ptaki Simurgi z gowami psw, smoki, rozpocierajce turkusowe skrzyda, trytony, ichtiocentaury, ketosy, hippokampy, gryfy i monocerosy. Pulchne baktryjskie Afrodyty ze sterczcymi piersiami, Kybele, wiodca zaprzg lww, czasem wikszy lub mniejszy posek boga lub bogini tu Atena, wdzie Artemida, wdzie Posejdon z trjzbem, Atlas czy Boreasz. Surya na swym sonecznym rydwanie, Waju wierzchem na gazeli. Zote filigranowe figurki apsar, boskich tancerek i kochanek, w rozmaitych, najczciej uwodzicielskich pozach. Byszczay tam zote blachy, zdobione kutymi reliefami, obwieszone girlandami klejnotw wieczniki i kandelabry, zocone zbroje i hemy, ozdobne miecze, buaty, kinday i sztylety. Pitrzyy si w stosy tarcze. W bezadnych stertach leay jadeitowe puchary, zote rytony, zdobione kantarosy i kyliksy, kratery, psyktery i wazy. By to nie tylko skarbiec, ale i nekropolia. Cmentarzysko. Lewart widzia sterczce spod klejnotw gnaty i piszczele. Tu i wdzie byska piercie na kociotrupiej doni, bielay zza inkrustowanych pancerzy ebra i miednice, wyzieray spod zota tonce w monetach czerepy. ypna czasem oczodoami czaszka spod okapu bogatego hemu, zamajaczyy trupie zby pod kolcz misiurk czy nosalem szyszaka. Byy miejsca, gdzie spltane kupy kociotrupw wrcz przesaniay cakiem to, na czym leay. mija peza, Lewart szed za ni. Zetlae koci kruszyy si i rozsypyway pod podeszwami butw. Jaskinia skarbiec zwaa si, przechodzia w pocztkowo krty, potem prosty korytarz. Szed teraz w szpalerze posgw, statui, kariatyd i kanefor. Majcych posta kobiet o urzekajcych ksztatach. I budzcych zgroz obliczach. Przeraajco wykrzywionych, demonicznych, szyderczo wyszczerzonych maskach strzyg, chimer, empuz i lamii. Szpaler kariatyd wwodzi do kolejnej kawerny, mniejszej i okrgej. W miejscu, gdzie wpadajcy przez dziurawe sklepienie promie dawa wiata najwicej, wypitrzay si, niczym menhiry, cztery olepiajco bkitne bloki lazurytu, kady wyszy od czowieka. Pity blok, paski, przypominajcy katafalk, lea pomidzy. Za nim Lewart zobaczy posg. Przedstawiajcy uskrzydlon kobiet, ufryzowan mod persk, ustrojon w czworoktne nausznice, gwiezdny diadem i paszcz, wspart przez dwoje zwierzt, zdajcych si wspina na jej uda. mija wpeza na lazurytowy katafalk. Zwina si, wysoko uniosa gow, znieruchomiaa jak figura ureusza. Lewart czu w uszach ttnienie i narastajcy brzk. Podszed bliej. Na tyle blisko, by zobaczy, e posg ufryzowanej po persku kobiety stoi pord sterty ludzkich czaszek. I rozsypanych rubinw, czerwonych jak krople krwi. mija zawirowaa w szybkim tanecznym obrocie. Przy czym obrotu dokonaa tylko tyln czci korpusu, t spoczywajc na lazurytowym katafalku. Gowa i przednia cz korpusu nie poruszyy si, nie zmieniy ureuszowej pozycji. Brzczenie w uszach Lewarta narastao. Zamieniao si w szepty, w sowa. Syczce, dwikliwe, utkane z wielu gosw, splecionych i zharmonizowanych. Padajcy na lazuryt sup wiata mocniej rozwietli centrum kawerny, mrok poza wiatem jeszcze bardziej za pomrocznia. Z mroku kto wyszed. Nie jeste godzien, by tu by. Nie jeste godzien jej ask. Ani tego, co ci ofiarowuje. Lejtnant Bogdaszkin, odgad Lewart. Zaginiony lejtnant Bogdaszkin. W podartym i wybrudzonym mundurze. Z pokrwawion, posiniaczon, miejscami do ywego misa otart ze skry twarz.

Uzurpujesz sobie mnie nalene miejsce, mnie nalene dary i przywileje. Przyszede kra. Jeste zodziejem, praporszczyk. To ona wybraa powiedzia Waun, sierant Walentin Trofimowicz Charitonow. W nadpalonej, poplamionej rop i krwi pieszczance. Wyoni si z ciemnoci, ale jego twarz wci bya niewidoczna, skryta w mroku. To ona wybraa powtrzy. On zosta wybrany. Obdarzony ask wyboru. Nie odrzuci wszak tej aski... To nie jest Waun, Lewart w miar przytomnie stwierdzi oczywiste, Waun nie yje, zgin w poncym beteerze w wwozie pod Mohammad Agha. To, co widz, to fantom. Zjawa. Eidlon. Nie odrzucisz aski, prawda, Pasza? Nie okaesz nierozwagi? Nie wzgardzisz tym, co ona chce ci da? Wielkich, zaprawd wielkich rzeczy dokonacie razem, ty i ona. Wielkich i piknych. Lejtnant Bogdaszkin zbliy si, poruszajc niezgrabnie i z trudem. Lewart spostrzeg, e z prawego przedramienia, wykrzywionego pod nienaturalnym ktem, sterczy mu uamana ko. Powtarzaa mi: bd wierny powiedzia lejtnant. Bd wierny a do mierci, a dam ci wieniec ycia. Obiecywaa mi wieczno. Sug jej, rabem jej godziem si by, wszystko gotw byem dla niej powici. I powiciem. Zasuyem na ni, zasuyem stokro bardziej, nili ty. A ona jednak wybraa ciebie. Ale czy okaesz si godny? Czy dorose do zaszczytu? Wyczuwam twoje wahanie. Wahaj si, a mj los bdzie i twoim. Upadniesz jak ja. Upadniesz z wysoka. Na samo dno bezdennej przepaci. On si nie zawaha powiedzia Waun, nadal z twarz w cieniu. To wojownik. Zosta wybrany i podejmie waciw decyzj. Albowiem wie i rozumie, e wraca nie ma ju dokd. Nie ma pokoju dla wojownika, jego wojna nie koczy si nigdy. Pokj to uuda; ci, ktrzy mwi o koczcym wojn pokoju, zwodz i mami. Jest tylko wojna, wieczna wojna. Nie ma nic oprcz niej. mija na lazurytowym katafalku wirowaa coraz szybciej i szybciej, jej ruchy umykay oczom. Nie podejmie decyzji mwi, wyaniajc si z cienia, profesor Wikientij Abramowicz Szykin, wujek Kiesza. Ma na sobie biay fartuch i leninowski krawat w grochy. Nie jest zdolny do decydowania. Tak, tak, Paszeka, nie ma co si oszukiwa. Jeste chory, wymagasz leczenia. To, na co cierpisz, to klasyczna trauma wojenna, wywoana przez sytuacje stresogenne, przez epizody psychotyczne, zarwno te przeyte, jak i te imaginowane... Podrcznikowy zesp stresu pourazowego... Sowem, dekompensacja nerwicowa. Zaamanie si mechanizmw adaptacyjnych. Omamy, zaburzenia paniczne, zespoy lkowe, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne... Wszystko to jeszcze pogbione przez uywki... Narkotyki s ze i szkodliwe, Paszeka, czyby nie wiedzia? Wiod do psychoz, do postaw aspoecznych, do introwersji... W kapitalizmie, i owszem, brak perspektyw i niemono egzystencji w gnijcym ustroju zmusza ludzi do sigania po rodki odurzajce... Ale w spoeczestwie socjalistycznym... Nie, nie przerywaj. Masz urojenia depresyjne, podejrzewabym nawet zesp Cotarda. Stwierdzam te u ciebie zaawansowany zesp amnestyczny Korsakowa, c, alkoholizm genetycznie uwarunkowany... Ale poradzimy sobie z tym, Paszeka, poradzimy. Zastosujemy psychoterapi, tak, tak, i farmakoterapi... Tak, tak... Gwnie farmakoterapi. Kilka lat w zamknitym zakadzie, kilka, nie wicej ni pi, sze... Zy heroinowy trip, pomyla Lewart. Koszmarna narkotykowa halucynacja. Za Waunem, lejtnantem i profesorem w mroku kry si jeszcze kto. Kolejne eidla, widziada. Lewartowi wydawao si, e rozpoznaje mundur khaki i korkowy kask, skrzany kubrak, okrgy hem, sigajce okci nabite mosinymi guzami rkawice. Decyduj, Pasza. Waun robi si wyranie niecierpliwy. Przyjmij to, co ona ci daje. Wybraa ci i ju jeste czci jej uniwersum, tamten wiat, poza jaskini, ju nie jest twoim wiatem, nie ma ju

w nim dla ciebie miejsca. Nie ma powrotu. Bo te i do czego miaby wraca? Kto tam na ciebie czeka? Wika? Nie ud si, bratan, faszyw nadziej. Wik ju utracie. Wojna odbiera kobiety, to odwieczna regua, nie ma od niej wyjtkw. Nie... przemwi Lewart, wbrew sobie, twardo bowiem postanowi nie wdawa si w rozhowory z widmami i majakami. Nie. Wika bdzie czekaa. A choby i czekaa replikuje natychmiast Waun. Choby i zechciaa by z tob po Afganie, ju j stracie. Bdziesz nocami budzi si z krzykiem, mokry od potu, i nadejdzie chwila, gdy bdziesz musia wyrzuci z siebie to, co dawi ci dusz. udzisz si, e na zawsze wymazae to z pamici, ale to wrci. Opowiesz jej o wszystkim. O autobusie. O kiszaku Szorandal. O tym, co stao si w Darwaz Dagh. O jecach w migowcu, ktrzy nigdy nie dolecieli do Kabulu. O wiosce Chan-e Danub i tamtej dziewczynie... Nie. O tym jej nie opowiem. Opowiesz. Wyznasz wszystko. Bdziesz musia, inaczej nie zaznasz spokoju. A gdy jej to wyznasz, ona odejdzie. Bez sowa, oniemiona przez zgroz. Upadniesz wtrca si lejtnant Bogdaszkin na samo dno przepaci. Jeste chory, Paszeka wpada w credo wujek Kiesza. Majaczysz. To skutek naduycia narkotykw. A to akurat prawda, pomyla Lewart. I chyba tylko to. mija raptownie przestaa wirowa. Wszystkie simulacra zniky, zgasy, jakby kto wyczy projektor. Niebezpieczestwo, poj nagle Lewart, oburcz chwytajc si za ttnic brzczeniem gow. Bliskie. Co. Lub kto. Zagraa. Niesie zagroenie. Brzczenie zamienio si w wiszczc kakofoni, kulminujc w przenikliwym, wysokim dwiku, bdcym wistem, sykiem i wrzaskiem zarazem. Iachema, pomyla, syk ww Gorgony. Musz i. Musz broni. Ona tego da.

*** Tu przy wyjciu ze skarbca, na hadzie monet, wrd kufrw, szkatu i kociotrupw stao co w rodzaju tronu, jakby masywny fotel z wielkimi podokietnikami lub moe mocowane na grzbiecie sonia howdah. Lewart zauway tron ju wczeniej, gdy wchodzi, jego uwag przycign nie tyle mebel, ile zasiadajcy w nim w malowniczej pozie kociotrup w resztkach kolczugi i strzpach zotogowiu. Teraz kociotrupa nie byo. Na tronie zastpi go kto inny. Umiechnity okrutnie biaobrody starzec w turbanie, dugiej koszuli i czarnej kamizeli. Mua Hadi Hatib Rahiqullah. Czarnomor. Mierzyli si wzrokiem przez kilka sekund zaledwie. Oczy Czarnomora zapony nagle jak u wilkoaka, a wykrzywione w umiechu wargi wyprostoway si i cisny. Na Lewarta za spojrza otwr lufy jego wasnego akaesu. Akaesu, ktry zostawi w parowie, na kamieniach. Zwyczajnie o nim zapomnia. Zgrzeszy najciszym grzechem onierza. I teraz ten grzech mia si zemci. Klik. Zamiast oguszajcej serii, ostre metaliczne szczknicie iglicy. Czarnomor szarpn rczk suwada, nacisn spust. Klik. Nie zaadowaem go, zapomniaem, pomyla Lewart, rzucajc si do skoku. Po masakrze autobusu. W ogle nie pomylaem o zaadowaniu. Czarnomor zdoa zerwa si z tronu, odskoczy nie zdy. Lewart spad na niego jak jastrzb, obali impetem, obaj z brzkiem i zgrzytem runli na stert monet i kosztownoci. Tarzajc si obalili

i w zomy potukli alabastrow figur soniogowego Ganeszy, pogruchotali troch scytyjskiej i turkmeskiej ceramiki. Czarnomor doby kindau, Lewart uapi go za nadgarstek, drug rk capn za brod, wkrci pi w kaki, szarpn z caej siy. Czarnomor, wijc si i trzepoczc jak wyrzucony na brzeg oso, popez, wlokc Lewarta za sob. Staruch zadziwia si i zwinnoci, ale nie mg uwolni z chwytu ani brody, ani prawej rki. Chwyci wic lew pierwszy namacany przedmiot i potnie zdzieli nim Lewarta w gow. Lewart mia szczcie, bo przedmiotem bya terakotowa statuetka cycatej i brzuchatej Wielkiej Matki, ktra pka i rozsypaa si przy uderzeniu. Zamroczony, puci brod muy. Namaca co, brzow figurk, by to stojcy Budda, Budda Shakyamuni, do masywny i ciki. Turban zamortyzowa uderzenie, ale i tak walnity Czarnomor a si skurczy. Walnity po raz drugi wypuci kinda, zasaniajc gow. Lewart waln go raz jeszcze, ale wtedy Budda wylizn mu si z palcw, a Czarnomor dziabn go rozstawionymi palcami w oczy. Olepiony na moment Lewart wczepi mu w brod palce obu doni. I trzyma, wleczony i bity piciami. Puci i odskoczy dopiero wtedy, gdy Czarnomor zamierzy si na kolejnym poskiem. Tym razem bya to Nike. Uskrzydlona, majca praktyczny ksztat kilofa, niezastpiony przy rozupywaniu czaszek. Lewart puci brod Czarnomora, odturla si prdko i zerwa. Czarnomor zerwa si rwnie, lekko jak kot, odrzuci nieporczn Nike, rozejrza si, sign w stert koci, szybkim ruchem wydoby stamtd krzyw szabl, perski szamszir ze zoconym jelcem i piknym deseniem damastu na gowni. Zawin broni, a zawyo powietrze. Dopad, ci, Lewarta ocali rzut w ty, ale i tak klinga z sykiem przecia pieszczank na piersi, rozcia bawen gadko jak yletka. Odskoczy, gorczkowo rozgldajc si za czym mogcym posuy za or. Porwa za okuty zot blach trzonek jakiej broni drzewcowej, rodzaju glewi czy japoskiej naginaty, ale byo to za cikie; nim zdoa unie, Czarnomor ju siedzia mu na karku, a ostrze szamszira ze wistem rozchlastao rkaw munduru. I skr ramienia. Psiakrew, pomyla, odskakujc i rozgldajc si w popochu, na wojnie radarw i noktowizorw, ponaddwikowych myliwcw i szturmowych migowcw, na wojnie napalmu, bomb kasetowych, pociskw kierowanych i min sejsmicznych mnie przyjdzie zgin zaszlachtowanemu szabl. Broni liczc sobie dobre piset lat. Eksponatem muzealnym. I wtedy zobaczy. Wcinity midzy wysadzane mosinymi guzami kulbaki, czciowo nakryty szylkretowym puklerzem, lea miecz. Nie hinduski talwar, nie radputaska khanda. Prosty, skromny, niezbyt dugi europejski miecz. Gdy go podnosi, zobaczy wytrawione na gowni: DEUS LE VOLT. Czarnomor zaatakowa jak lampart, tnc od ucha, Lewart sparowa odruchowo i ku swemu zdumieniu odpowiedzia kontratakiem, szybkim wypadem i ciciem. Czarnomor unikn ciosu, cofn si, Lewart nie da mu otrzsn si z zaskoczenia, zaatakowa. Mua sprbowa finty i cicia w do. Nadgarstek Lewarta sam, zdawao si, wykona niewielki obrt, brzeszczot szczkn o brzeszczot, a odbity szamszir omal nie wyfrun z rki Czarnomora. Mua cofn si, szczerzc zby znad biaej brody. W jego poncych oczach zamigotao co dziwnego, jakby cie zwtpienia. Praporszczyk, ktrego, pewien by, bez trudu posieka na dzwonka, niespodzianie okaza si wytrawnym szermierzem. Walczy nie jak byle szurawi, ale jak kto szkolony w Sandhurst w fechtunku wojskow szabl wzoru 1853, produkowan przez firm Robert Mole & Son. Nie jak sowiecki piechociniec, ale kto od dziecka niemal wiczony w walce kopisem i machair. Kto, kto pierwszego czowieka zabi bia broni w wieku lat pitnastu, w bitwie pod Elatei, podczas kampanii w Focydzie. Czarnomor do tej chwili nie wyda najmniejszego dwiku. Teraz zawy, zawy dziko i wciekle, niczym szakal. I na olep rzuci si na Lewarta, wymachujc szamszirem jak oszalay. Lewart wymanewrowa go zwodem i krokiem w bok, uderzy barkiem, kopn w gole. Czarnomor

zachwia si, pochyli, a Lewart poderwa si i uderzy z gry, z wysoka. Wbi mulle miecz nad obojczyk, pionowo, wrazi do poowy klingi. I zostawi tak, odskakujc. Czarnomor upad na kolana. Szamszira z doni nie wypuci, ale jasnym byo, e unie go ju nie zdoa. Mg tylko patrze na Lewarta, pali go wzrokiem kipicym nienawici. Lewart podszed. Oburcz uchwyci rkoje miecza, mocno napar na gowic. Klinga stawiaa opr tylko przez moment, potem wesza jak w maso, a po jelec. Czarnomor zatrzs si i zadygota, zadygota konwulsyjnie, okropnie. Nie wyda najmniejszego dwiku. Zaciska usta, ale krew i tak wydara si zza nich, wybluzgna gwatown fal. Mua Hadi Hatib Rahiqullah zakoysa si. A potem upad na twarz. Lewart patrzy na niego obojtnie. Potem odszed. Podnis swj AKS, wyj i odrzuci pusty magazynek. Przy samym wyjciu z jaskini skarbca zobaczy brezentowe worki. Byy przepenione, widzia wic, co zawieray. Trotyl w opakowanych w bury parafinowany papier czterystugramowych kostkach, rozmiarw dziesi na pi na pi centymetrw. Za torbami leao sze metalowych, zielono lakierowanych talerzy. Miny przeciwczogowe TM46. Po sze kilo materiau wybuchowego w kadej. Czarnomor, pomyla. Optany nienawici biaobrody Czarnomor. Nie spocz, a wytropi. I zamierza unicestwi pomiot szajtana, niewiernego i mij, sahira czarownika i demonic aluqah, wrogw plemienia ludzkiego. Razem z jaskini, ich kryjwk i barogiem. Zgodnie z nakazem Koranu zamierza zgotowa im kamienowanie i ogie piekielny zarazem. Nowoczenie, za pomoc trotylu i min przeciwczogowych. Wyprodukowanych w ZSRR. W jedn z kostek trotylu wetknity by zapalnik elektryczny z przewodem. Lewart poszed ladem przewodu. Raportwka lejtnanta Bogdaszkina bya na miejscu, w szczelinie, leaa tam, gdzie poprzednio, obok czapki i lornetki. Znalaz w niej przybory toaletowe. Mapy okolicy w skali 1:25000. cignite sparcia recepturk listy. Fotografie dwch dziewczynek, bliniaczek, na oko szecioletnich. Zoony na czworo, poprzecierany na krawdziach zoe arkusz papieru, rysunek, jak si okazao. Przedstawiajcy bohaterw kreskwki, Wilka i Zajca, niezbyt udatnie nabazgranych kredkami. Kolawy napis pod obrazkiem gosi: DLA TATY. A na samym dnie, owinity w szmatk, magazynek. Peny. Lewart uzbroi nim AKS. Szczknicie zatrzasku, jak zwykle, przynioso sekundow eufori. Szczk ryglowanego zamka eufori o sekund dusz. Jaskinia skoczya si, w grze rozbyso bkitem niebo. Usysza gosy. Jeden mudahedin sta przy cianie parowu i sika na ni, gadajc przy tym bez przerwy. Drugi, z papierosem w zbach, gmera przy przewodach, schylony nad grnicz zapalark strzaow. Usysza kroki Lewarta, podnis gow. Papieros wypad mu z ust. Lewart nacisn jzyk spustowy. Trafiony krtk seri duch run, wierzgajc i plczc si we wasny pirantumbon. Ten sikajcy odwrci si, skoczy, sign po karabin, oparty o ska lee enfield. Nie zdy. Seria trafia go w brzuch. Osun si, znaczc cian jaru rozmazan smug krwi. Gowa opada mu na pier. Siedzia tak, wstrzsany drgawkami. Ten od zapalarki rozdygotan rk wycign spod zakrwawionej koszuli pistolet, TT, ale nie zdoa go nawet unie. Otworzy usta w bezgonym krzyku, jego rozwarte czarne oczy patrzyy na Lewarta bagalnie. Lewart nacisn spust i wywali w niego reszt magazynka. Niebo pociemniao, poczerniao wrcz. ***

Z gbi sysza syk-wrzask mii, jej okropn iachem. Musz wrci, pomyla. Musz wrci do niej. Wszed w ciemno jaskini. *** Kamienne figury w szpalerze oyy. Pene piersi kariatyd zdaway si pry, krge biodra kanefor tanecznie koysa. Drapiene oczy lamii zdaway si ledzi kady jego krok, wykrzywione usta empuz zdaway si szepta. Grozi. Albo ostrzega. Okrga kawerna bya pusta. Lniy bkitem lazurytowe menhiry, rozpociera skrzyda posg ufryzowanej po persku bogini w gwiezdnym diademie, stojcy pord czaszek i rubinw. Ale na katafalku nie byo mii. Dostrzeg ruch, a z mroku wyonia si posta. Posta kobiety. Zbliya si do jednego z lazurytowych blokw, opara o niego, lekko przeginajc wiotk tali. Kolejna zjawa, pomyla. Kolejny eidlon. Kolejne simulacrum. Czyje? Czyby Wiki? Czyby to bya Wika? To nie bya Wika. Postpi krok, krok uczynia rwnie kobieta. Czarnowosa, obnaona do bioder. Od bioder w d odziana w powczyst, przetykan zotem szat. Pamita. Widzia j ju. Przed trzema laty. W Paryu, na wernisau w Salon de Paris. Na ptnie Charlesa Augusta Mengina. Jako pnag Safon o niepokojcym spojrzeniu. Pamita. Widzia j ju. W Arkadii, niedaleko granicy z Messeni. W okolicach Figalei. W wityni, w cyprysowym gaju. Jako marmurow statu. Zbliy si. Pozdrowi. Obce sowa w nieznanym jzyku nieprzyjemnie draniy wargi. O, Eurynome, krgobiodra Bogini Wszechrzeczy, ty, ktra w pocztku istnienia olniewajco naga wyonia si z Chaosu, by oddzieli wody od niebios... Mwi, ona za zbliaa si, powoli, z kadym jego sowem bya coraz bliej. Widzia jej zote oczy. Jej zotaw skr i pokrywajcy j filigranowy dese. O, piknooka Eurynome, ty, ktra taczya na falach, tacem twym przywabiajc Prawa Ofiona, by mc sple si z nim w miosnym ucisku, w rozkoszy poczynajc Jajo wiata, z ktrego wykluo si wszystko, co istnieje: Soce, Ksiyc, planety, gwiazdy, Ziemia z jej grami, rzeki, drzewa, zioa i wszelkie ywe stworzenie... Wybraam ci powiedziaa zotooka kobieta. Jeste mj. Mj obroco. Dam ci wszystko, czego zapragniesz. Czego kiedykolwiek pragne. Speni pragnienia, o ktrych dzi jeszcze nie wiesz. Zawiod ci do Gulshan-i Quds, Najwyszego Nieba. Wska i podaruj bogactwa, przy ktrych zbledn skarbce Lampaki i Firuz Kuh. Napoj ci miodem, mlekiem i olimpijsk ambrozj. Dam zakosztowa biaej somy, jakiej nie kosztowa Indra, uracz bhangi godn samego Sziwy. Napoj ci srebrzyst haom magw, napoj zrodzon z kropel krwi amrit, sokiem z nieznanej Teofrastowi mandragory. Upoj ci moim jadem, w ktrym zawarta jest Wieczno. Nie bdzie niebytu ani bytu, koca ani pocztku. Nie bdzie Soca, nie bdzie Ksiyca ni gwiazd, nie bdzie Ziemi, nie bdzie przestworzy, nie bdzie rozamu pomidzy dniem a noc, nie bdzie istniaa mier. Bdzie Bezruch. Bdzie Bezczas. Spokj i gboki sen, jeli snu zapragniesz zazna. Potga i wszechobecno, jeli ich zechcesz. Wojna, przemoc i krew, jeli ich zapragniesz. Wieczna wojna. Po wieczno. Dam ci jedyny pokj, jakiego moe zazna wojownik.

Palce, ktre dotkny jego policzka, miay dugie paznokcie, lnice zotem, jakby pokryte warstewk szlachetnego metalu. Rami, ktre otoczyo mu szyj, zdobi delikatny, przypominajcy uski wzr. Z ust, ktre czu przy uchu, wydobywa si syk, syk cichy i melodyjny. By dla niej wem, Prawem Ofionem, przybyym na jej zew wraz z wiatrem pnocnym. Prawem Orionem, zdolnym owin j, spowi, otoczy zwojami, sple si z ni w ucisku. Ona, spleciona z nim w miosny wze, bya dla jak Eurynome, olniewajco naga Eurynome, Bogini Wszechrzeczy. Bya dla jak Asztarte, jak Ereszkigal, jak Inanna. Jak Anahita, bogini witego Taca, u stp posgu ktrej speniali ofiar. Ardvi Sura Anahita, Wilgotna Janiejca Nietykalna, ta, ktra zapadnia rda wodami gwiazd. Ta, ktra wada mskim nasieniem. Spleceni i spltani taczyli na falach, w spazmach rozkoszy poczynajc Niebo i Ziemi, Soce, Ksiyc, planety, gwiazdy, rzeki, drzewa, zioa i wszelkie stworzenie. *** Jaskinia zatrzsa si od niedalekich eksplozji. Ze cian sypny si, szeleszczc, drobne kamyki, ze stropu spad py, osiadajc na lazurytach jak trd. Wszcza si i dobiega uszu Lewarta dzika kanonada, serie z broni maszynowej, wybuchy granatw. To nic powiedziaa mija. To tylko mier. Zastawa... Uwolni si z jej obj, przytomniejc nagle i bolenie. To atak na zastaw! Tam trwa walka! To dzieje si w innych wiatach. W innych czasach. I ciebie ju nie dotyczy. Moi koledzy... Szarpn si. Ja musz... Pokryte zotawym deseniem rami owino mu szyj. I zacisno si, zacisno mocno i okrutnie, jak garota, jak arkan, jak stryczek. W oczach pociemniao mu, w skroniach zattnio. By bliski utraty przytomnoci. Inne wiaty... Poczu, jak co wowo oplata mu i paraliuje nogi. Inne czasy. Nie twoje ju. Ty jeste mj. Na zewntrz huczaa kanonada. Ze stropu kawerny sypa si kurz.

*** Baterie artylerii Ajub Chana strzelay od strony gr i drogi prowadzcej do Maiwandu. Wstrzelay si szybko, teraz prayy gsto i celnie, rac rodek brytyjskich pozycji skoncentrowanym ogniem. Jeden z pociskw rozerwa si niebezpiecznie blisko, nie dalej ni sto jardw od stanowisk zajmowanych przez Szedziesity Szsty. Henry James Barr zakl paskudnie. To s, bigod, angielskie dziaa! Gwintowane dwunastofuntwki Armstronga! Lepsze od naszych! Lepsze zgodzi si porucznik Richard Trevor Chute, nie opuszczajc lornetki. I jest ich wicej. Wali w nas chyba pi baterii, ze dwadziecia dzia polowych. Do tego kilka haubic, zapewne od Kruppa. A podobno, niech Bg ma w opiece nasz wywiad, mieli mie tylko stare odprzodwki... Kolejny pocisk eksplodowa, tym razem znacznie bliej, poczuli podmuch, usyszeli wist szrapneli. Drummond odruchowo wcign gow w ramiona. Dziki Bogu, pomyla, nas tu chroni pozycja w kotlince, mniej widocznych nie bior nas na cel. Ale innym tgo si obrywa. Kawalerzystom jest gorco, trac ludzi i konie, wrd sipajw na lewym skrzydle i w centrum szrapnele te zbieraj krwawe niwo... Jeli Burrows... Chute jakby go sysza. Jeli Burrows zaraz nie rzuci konnicy do szary, niedugo nie bdzie mia czego rzuca! Na co on czeka, chciabym wiedzie? Bloody hell... Do kompanii, panowie oficerowie! przerwa im donony rozkaz majora Blackwooda. Gotuj si!

Bdzie atak! Rusz na nas! Major mg mie racj. Naprzeciw stojcego na lewym skrzydle 1. Puku Grenadierw Bombajskich Ajub Chan zerodkowa oddziay z Heratu, regimenty kabulskie i nieregularn afgask jazd, co najmniej osiem tysicy ludzi, ci wci jednak trwali na pozycjach. Ajub musia widzie, jak skutecznie gnbi Brytyjczykw jego artyleria, i z frontalnym atakiem si nie spieszy. Inaczej rzecz si miaa na skrzydle prawym, na wprost Szedziesitego Szstego. Tu, oddzielona od linii brytyjskich wwozami i rozgazionym korytem wyschej rzeczki staa pod zielonymi sztandarami piesza horda ghazich, cigncych za Ajubem fanatykw religijnych. Horda wya bez ustanku, potrzsaa noami, szablami, mieczami i wczniami. Wielu nosio biae szaty, ci, jak wiedzia Drummond, przysigli i i bi si na mier, odda ycie w walce z niewiernymi. Nieliczni, widzia to w lornetce, mieli dezaile, jak rwnie muszkiety Brown Bess i stare enfieldy, zdobyte pewnie jeszcze podczas pierwszej wojny, w czterdziestym drugim. Czstsze byy jednak prymitywne dzidy zrobione z przytwierdzonych do tyk angielskich bagnetw. I teraz, gdy soce stano w zenicie, horda z dzikim wyciem rzucia si do ataku. Good Lord westchn Barr. Ich tam jest z dziesi tysicy... Moe by wicej, pomyla Drummond, sigajc do kabury po adamsa. Nie zgadn, ilu kryj tamte gbokie jary i koryta strumieni. Zobaczy, jak dowdca puku, podpukownik James Galbraith, dobywa szabli z pochwy. Gotuj si! aduj! Cel! Pierwszy szereg celowa z pozycji lecej, drugi przyklkn. Horda, pokonawszy wysche koryto rzeczki, gnaa na nich, wyjc dziko. Pukownik wyj z kieszeni chusteczk, zoy j, wytar wsy i czubek nosa. Steady, lads! Steady! Atakujcy ghazi zbliyli si na siedemset jardw. Now! krzykn Galbraith. A volley! Ognia! Kompanie Szedziesitego Szstego day salw jak jeden m, jak na pukowej strzelnicy, jakby jedna ognista iskra przeskoczya po linii. Grad kul pooy pokotem pierwsze szeregi ghazich, zwyczajnie ich zmit. Ale dalsi parli naprzd, tratujc zabitych i rannych, wyjc, ryczc i wywijajc broni. Allaaahu akbaaar! Fire! Znowu salwa, tym razem z czterystu jardw, z podobnie morderczym efektem. Ale i tym razem nie zatrzymao to ghazich. Drummond rzuci okiem na adujcych bro onierzy. Ale wci by spokojny. W rkach wywiczonego strzelca karabin Martini-Henry mg na minut wystrzeli pitnacie do dwudziestu kul. Ognia! Tym razem wyranie widzia karminowe rozbryzgi, widzia, jak biae cauny fanatykw momentalnie rudziej od krwi. Sysza wrzaski ranionych. I dziki ryk reszty, ktrej wci nie dawao si zatrzyma. Ruchy adujcych bro staway si coraz bardziej nerwowe. Allaaahu akbaaaar! A volley! rycza Galbraith. Givem another volley, damn them! Salwa, z dwustu jardw. Nastpna, ze stu. Fix bayonets! wrzasn Barr. Drummond unis rewolwer, wycelowa. Ale nie wystrzeli. Thank God, pomyla, widzc amice si szeregi ghazich. Nareszcie, wytar czoo rkawiczk. Cofaj si. Bagnety chwilowo nie bd

potrzebne. Zatrzymalimy ich, odstpuj. Bdzie chwila odpoczynku... Afgaska artyleria te jakby ucicha... Dzikowa Bogu... I karabinom Martini-Henry... Z lewego skrzyda wci rozbrzmiewaa kanonada, pochonity bojem Drummond nie zauway nawet, e bataliony z Heratu i nieregularna afgaska jazda rozpoczy szturm i tam; to by powd, dla ktrego umilky nieprzyjacielskie dziaa. Rwnie jednak i ten atak nie mia, jak wygldao, powodzenia. Bateria Royal Horse Artillery skutecznie, zdawao si, razia nacierajcych szrapnelami ze swych dziewiciofuntwek. Twardo stali na pozycjach sipaje z pukw bombajskich, 1. Grenadierski i 30. Pieszy, zwany Strzelcami Jacoba. Sipaje wiedli stay ogie, odpierajc kolejne fale atakw. Sami, jak spostrzeg Drummond, te jednak ponosili straty, kule z afgaskich muszkietw i dezaili mocno przerzedzay ich szeregi. Stali jednak nieugicie. A w gbi brytyjskiego ugrupowania formowaa si w szwadrony Native Cavalry, bombajskie puki Queens Own i Scinde Horse. Burrows zaraz wyda rozkaz, pomyla Drummond, za moment lansjerzy pjd do szary. Z flanki uderz na wojsko Ajuba, rozprosz je, nieregularni i ghazi pierzchn pierwsi. Bitwa jest wygrana. Thank God... Dzikowa, jak si okazao, za wczenie. Wspomoone silnymi rezerwami regimenty z Heratu nagle ze zdwojon si runy na skrzydo lewe, na grenadierw i na bateri RHA. W tym samym momencie, skrycie przemieciwszy si kotlinami, nastpna fala ghazich rzucia si z wrzaskiem wprost na Strzelcw Jacoba. Po kilku minutach rozpaczliwego oporu grenadierzy zachwiali si i poszli w rozsypk. Zagroona artyleria konna te zacza ucieka, przez co zaamao si cae skrzydo lewe. Burrows dopiero teraz rzuci na odsiecz jazd, ale byo za pno, oskrzydleni kawalerzyci dostali si pod silny ogie i pierzchnli. W obliczu pdzcych na nich ghazich Strzelcy Jacoba te nie zdzieryli. Na oczach oniemiaego Drummonda pk rodek, ghazi wdarli si w ugrupowanie. Strzelcy w panicznej ucieczce wpadli na umykajcych grenadierw, powsta chaos. Nagle, jak w zym nie, Drummond zobaczy, jak linia amie si i pka, a caa brygada, wliczajc w to kawaleri i odwd, rzuca si do ucieczki na poudnie, w kierunku Mahmudabadu. To jest... zachysn si. To jest niemoliwe... Formuj si! zakrzycza z konia Galbraith. Szedziesity Szsty, formuj... Drummond przesta go sysze, wszystko zaguszya wrzawa, jeden wielki ryk, dziki wrzask. Na ich puk wpady, przewracajc si nawzajem, niedobitki grenadierw zmieszanych ze Strzelcami Jacoba i spieszonymi lansjerami z NC, w to wszystko wbiy si, roztrcajc i tratujc, konie, zaprzgi i armatki pierzchajcej baterii RHA. Karne do niedawna szeregi zmieniy si w bezadne kbowisko, na ktre zwalili si, siekc i kujc, Heratczycy i ghazi. Ciba uniosa Drummonda niczym rwca rzeka, nie zdoa si oprze. Ochryp od wykrzykiwanych rozkazw, ktrych w tym piekle i tak nikt nie by w stanie usysze. Szedziesity Szsty opar si dopiero o pierwsze zabudowania kiszaku Khig, o gliniane mury i ciany chaup. Galbraith i kilku oficerw cudem jakim zdoao opanowa panik i skupi wok siebie resztki puku. I nagle wrd otaczajcego pandemonium rozbrzmiay spokojne angielskie komendy i przenikliwy trzask salwowego ognia martinich. Drummond nie zdy doczy do szyku, porwaa go i powleka ze sob fala uciekajcych sipajw. Wyrwa si, ale przewrcili go, omal nie zadeptujc. Podnie si nie zdoa. Rncy zbiegw ghazi wpadli wprost na niego. Nie zdy nawet wycign adamsa z kabury, gdy w oczach zabysy mu ostrza dzid i chajberskich noy. Nagle zawis nad nim olbrzym w biaej szacie, z brod okrwawion tak, jakby przed chwil kogo zagryz. Ryczc, wielkolud wznis szerok zakrzywion kor. I pad, trafiony prosto midzy oczy. Sir! Karabin wypali tu nad gow Drummonda, oguszajc go. Prosz wsta, sir! Na nogi! Z drugiej strony wypali colt. Na nogi, Teddy! Wstawaj, God dammit! Z lewej poderwa go Harry Barr, z prawej sierant Apthorpe. Uciekli, przeskakujc trupy, w stron

niskich murkw wioski, zza ktrych bronia si resztka Szedziesitego Szstego i niedobitki z innych oddziaw. Uciekli, cigani wyciem hordy i wistem kul. Barr stkn nagle, zacharcza, pad na kolana i na twarz, pocigajc za sob Drummonda. Drummond, na kolanach, obrci si ku cigajcym, unis rewolwer. Wielki kaliber adamsa robi swoje, kule zwalay z ng pdzcych na niego ghazich, podryway ich tak, e wylatywali w gr jak baile z uderzonych pik wicketw. Obok strzela Apthorpe, potem doczy jeszcze jeden karabin, snider ktrego z bombajskich grenadierw, brodacza w przekrzywionym pagri i zakrwawionej kurcie. Podporucznik Henry James Barr przekrci si na plecy, wpijajc palce w tryskajc krwi ran pod mostkiem. Potem wypry si, zacharcza jeszcze raz i umar. Szybciej, sahib! Jildi jao! Do wioski! To, e dotarli do wsi i do swoich, to by prawdziwy cud. A przed samym murkiem, tu niemal pod lufami strzelajcych zza murku kolegw, sierant Apthorpe dosta kul w plecy, pod opatk. Drummond i brodaty sipaj wcignli go za murek. Sierant otworzy oczy. Jake to tak... Wyplu krew. Jake tak... Sir... Zadawi si. Drummond zacisn zby. Jestemy... najlepsz armi wiata... wykrztusi sierant Apthorpe. Pan sam mwi... e niepokonani... Imperium... A dzi nas... God Almighty... Dzi nas... Zaatwiy dzikusy z dzidami... Gowa bezwadnie opada mu na rami. Drummond odwrci wzrok. Sahib. Sipaj poda mu martiniego. Bierz. Ty kto? Naik Dehangir Singh, sahib. Pierwszy Grenadierski... Palba i wrzask atakujcych zaguszyy reszt. Z Szedziesitego Szstego zostao jakich stu ludzi. Bronili si w zwartym szyku, zza murkw lub oparci plecami o gliniane ciany kiszaku Khig. Ognia! komenderowa podpukownik Galbraith. Ognia, chop... Na oczach Drummonda kula z dezaila trafia go w skro, rozwalajc korkowy kask i gow. Zagryz wargi, wciskajc kolejny nabj do komory. Motherfucking niggers! Strzelajcy obok Walter Rice Olivey zupenie zapomnia o flegmie, nienagannych zwykle manierach i wyszukanym sposobie mwienia. Dirty cocksuckers! Przerzedzeni ghazi stracili na chwil impet, nacisk zela. Ale strzelcy z regularnych herackich batalionw nie przestawali zasypywa ich gradem kul. Biy w nich dezaile i muszkiety, biy dopiero co zdobyte, wydarte martwym snidery. I teraz to oni, chopcy w khaki, byli wicketami, jeden po drugim walili si na piasek, padali jak kukieki. Pad trafiony w brzuch Honeywood, walczcy obok niego artylerzysta z RHA dosta w czoo. Majorowi Blackwoodowi kula rozerwaa gardo. Zostao ich moe pidziesiciu, gdy od lewej wpada na nich nieregularna afgaska jazda, a od frontu i od prawej ghazi i strzelcy z Heratu. Zostao moe dwudziestu, gdy odparli atak ogniem z rozpalonych ju niemal do czerwonoci martinich. Zostao szesnastu, gdy cofnli si, wyparci, do ogrodu, pod studni. Zostao jedenastu, gdy wycofali si za Khig, na zalan olepiajcym socem pustyni. Jedenastu. Trzech oficerw. Sierant i kapral. Piciu onierzy z Szedziesitego Szstego. I jeden naik z bombajskich grenadierw. Stanli, mokre rami do ramienia, skrwawiony okie do okcia, spocone plecy do plecw. Twarzami w stron szykujcej si do ataku hordy. Porucznik Richard Trevor Chute zaadowa podniesiony onierski karabin. Poprawi banda na czole. Popatrzy po nich. Zanosio si, e powie co wzniosie nadtego i patriotycznie patetycznego. Fuck powiedzia porucznik Richard Trevor Chute. Podporucznik Walter Rice Olivey skoczy adowa colta, zakrci bbenkiem. Starszy sierant

Cuphage nasadzi bagnet na luf martiniego, podobnie uzbroi swego snidera naik Dehangir Singh. Kapral Travers, powanie ranny, uklkn, a potem usiad. Obok przyklkn jeden z onierzy, Drummond zna go, wiedzia, e jest z Birmingham i e nazywa si Townsend. Wrzask i wycie ghazich zawidroway w uszach. Spod kopyt szarujcej konnicy wzbi si kurz. Edward Drummond unis karabin. egnaj, Charlotte, pomyla. Soce prayo z nieba. Gotowi? upewni si porucznik Richard Trevor Chute. Gotowi, sahib odpowiedzia za wszystkich naik Dehangir Singh. Chute spojrza na niego. Nie nazywaj mnie sahibem powiedzia zimno. Dzi, tutaj, wszyscy jestemy rwni. Niniejszym mianuj ci biaym. Na czas bitwy? Nie. Porucznik wcign powietrze, patrzc na pdzcych na nich ghazich, na ich wcznie i noe. Doywotnio.

*** Byo wp do godziny trzeciej po poudniu, 27 lipca 1880, czterdziesty trzeci rok panowania Wiktorii, krlowej Zjednoczonego Krlestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii, pierwszej cesarzowej Indii. *** ciany kawerny trzsy si od wybuchw. Seriami waliy de-sze-ka, zanosi si cigym ogniem utios, biy pekaemy. Eksplodoway granaty. mija zluzowaa nieco ucisk na jego szyi, Lewart zachysn si oddechem. Nie stawia ju oporu. Tam powiedziaa mija jest tylko mier. Twoje miejsce jest tu. Bo ja ciebie wybraam. Poczu na piersi jej wargi. A potem ukucie i paraliujcy bl. Upoj ci moim jadem, w ktrym zawarta jest Wieczno. Efekt by natychmiastowy. I stokro silniejszy ni po heroinie.

*** Nagle by tam, gdzie na otarzach taczy ogie, olepiajco biay w swej przewietnoci, a odblaski migotay na freskach naciennych. By tam, gdzie w uwiconym obrzdzie piewano dla Dobrej Bogini, gdzie taczono dla niej, tanecznymi ruchami naladujc ruch pomienia, a freski nacienne te zdaway si taczy. By tam, gdzie uwicano Bogini pit dla niej Bogosawion Haom, a pod wpywem haomy dusze wychodziy z cia i wzlatyway ku boskoci, by wreszcie poj j, zrozumie i nazwa. Dusze opuszczay ciaa, haoma krya w yach, pon ogie ubstwienia. Wznosi si piew. Haoma ogniem krya w yach. Ogie pon na otarzu, pali si dla Wielkiej i Dobrej Bogini Wszechrzeczy. *** Do Aleksandrii Kaukaskiej zostawao im nie wicej ni pidziesit stadiw. Tetrarcha Herpander, od chwili wyruszenia niespokojny, odpry si nieco. I uzna, e mona nareszcie da wytchn nieco koniom. Wstrzyma ogiera, odwrci si do podkomendnych. Ale rozkazu wyda nie zdy.

Poczu silne drganie gruntu, a ostro zarysowana na tle nieba gra zamazaa si nagle w oczach. A potem cay wwz, zdao si, zwali si nich. Toczce si z urwisk gazy spady na czowk oddziau, obalajc konie wraz z jedcami. Tych, ktrych gazy ominy, nakry i zwala z koni grad mniejszych kamieni, rwanych lawin ze zboczy. Konie ray dziko, prodromoi wrzeszczeli i klli. A w lad za gradem kamieni sypn si na nich grad strza. Na oczach Herpandra przelecia przez zad konia trafiony w gardo Frygijczyk Stafilos, obok spad jedziec ugodzony w oko. Inny, zgity na kosk szyj, mocowa si ze strza utkwion w barku. Zafurczay rzucane z urwiska dziryty, w lad, niemal natychmiast, z pochyoci rzucili si na nich uzbrojeni ludzie. Bij! wrzasn Herpander, podrywajc Zefiosa. Bij ich! Alale alalaaaa! Alaleee alalaaaaaa! Kary ogier po raz kolejny ratowa ycie swemu panu. Przesadza gazy jak antylopa, lawirowa midzy nimi jak gazela, napastnikw obala impetem jak bojowy so. I robi to tak szybko, e wyprzedzi ca tetrarchi i nie wiedzie kiedy wnis Herpandra wprost midzy wrogw. Nagle znalaz si wrd nich, w samym rodku, czujc ze wszystkich stron smrd skr i futer, w ktre byli odziani, bardziej przez to przypominajc pbestie ni ludzi. Ale Zefios i jego jedziec nie po raz pierwszy byli otoczeni zewszd wrogami, ludzi, pbestie i bestie wliczajc. Herpander dwch umierci natychmiast, dwoma krtkimi pchniciami kawaleryjskiej sarissy w garda. Zefios wierzgniciem kopyta zmiady gow trzeciego. Czwarty dosta sztych w twarz, pod kryjc czoo i oczy wilcz czap z paszcz i kami. Pity, taki sam wilkoak, krzywym jak sierp noem usiowa zrani Zefiosa w brzuch. Herpander obali go uderzeniem drzewca i przygwodzi do ziemi. Alaleee alalaaaaaaa! Jednak racj mia Astrajos, chaldejski mag, pomyla, wyrywajc ostrze. Jestem skaony wojn. Jedyne, co umiem, to zabija. Reszta tetrarchii przebijaa si ku niemu, wiedziona przez krwawicego z rany na czole Bryzosa. Rozpalony bojem Herpander nie czeka, ponownie spi Zefiosa i samotnie run na Paropamisadw, ktrych coraz to wicej i wicej zsuwao si po zboczach. Wielu docierao na drog ju martwych, trafianych ciskanymi przez prodromoi sarissami, ksystonami i scytyjskimi paltonami. Widzc wic, e drzewcowej broni mu nie zbraknie, Herpander cisn boki ogiera udami, wznis si i z moc miotn wasn sariss, na wylot przeszywajc wielkiego brodacza w czapie z bawolimi rogami, najwyraniej przywdc, bo po jego upadku cz grali posza w rozsypk. Tetrarcha porwa za kopis i rzuci si na tych, co wytrwali. Jednemu ci gow wraz z kosmatym kopakiem. Drugiemu, zbrojnemu w krzemieniast maczug, odrba rk powyej okcia. I wtedy Zefios, Wiatr Zachodni, zara dziko, targn si, stan dba. I run na kamienie. Herpander w ostatnim momencie zeskoczy, unikajc przygniecenia. Upad, zerwa si, zakl, widzc strza, pogron w szyi ogiera do p brzechwy. Na nic wicej nie mia czasu. Pdzio na niego trzech, wszyscy uzbrojeni w noe wielkie jak kosy. Potwr w kryjcej gow i ramiona skrze koza, razem z rogat i zbat gow. Drugi, szaman chyba, bo cay obwieszony klekoccymi komi. I trzeci, w portkach wosem na wierzch, istny satyr. Nim dobiegli, kologowa i szamana zwaliy z ng celnie cinite paltony. Satyr uciek. A do Herpandra doczy nagle Bryzos i kilku prodromoi, cznie pi wierzchowcw. Oko Zefiosa zmtniao. Gowa bezwadnie opada mu na kamienie. Konia! rykn Herpander. Podajcie mi ko... Strzaa trafia go pod prawy obojczyk, gadko przebijajc skrzany kubrak. Chwyci za brzechw, w tym momencie drugi grot ugodzi go w twarz, przeszywajc lewy policzek i wychodzc karkiem.

Herpander upad na kolana. Czu, jak Bryzos usiuje go podnie. Ale by ju bezwadny i lecia przez rce. Wyrzyga krew, zadawi si, zacharcza, w oczach pociemniao mu nagle, koczyny zmrozio zimno. Alaleeee alalaaaa! Z moc rozbrzmia macedoski okrzyk bojowy, zadudniy kopyta, wisny i poleciay gradem strzay, dziesitkujc zmykajcych Paropamisadw. Od strony gardzieli wwozu przybywaa odsiecz. Hippotoxotai, ucznicy konni, w skrzanych hemach i przeszywanych kabadionach. Herpander nie widzia ju tego. Zapada w czarn noc i nico. Jestem Herpander, syn Pyrrusa, zdy jeszcze pomyle. Prodromos, dowdca pierwszej tetrarchii trzeciej ile w niezwycionej armii Aleksandra, Wielkiego Krla Macedonii. Krla, pod ktrego wodz rzucilimy na kolana Syri, Egipt i Persj, zdobylimy Efez, Tyr, Babilon i Persepolis. wiat jest nasz, klczy przed nami. Ale ja, Herpander, podboju Indii ju nie zobacz. Bo topi si w zalewajcej mi puca wasnej krwi. Tu, w zapomnianym przez bogw wwozie zapomnianej przez bogw krainy. Gin od topornie wykonanych strza przyodzianych w skry dzikusw, istnych grskich pbestii. Zaiste, igraszk Tyche jest ycie...

*** Byo pne lato, sidmy rok panowania Wielkiego Krla Aleksandra. *** Sierant Guszczyn odrzuci PKM, nie mg ju strzela, kula rozoraa mu praw do i oderwaa dwa palce. Porwa za granat, wyszarpn zbami zawleczk, cisn na olep. Proszczaj, prapor! krzykn amicym si gosem. Strzelajcy z utiosa Barmalej nie odwrci gowy. Mg nie usysze, krwawi z obydwu uszu. A wystrzay i wybuchy i tak guszyy wszystko. Guszczyn sign po nastpny granat. Ostatni.

*** Bya niedziela, siedemnasty dzie czerwca 1984 roku. Czwartego roku wojny w Afganistanie. *** Otkrowienije Swiatogo Apostoa Ioanna Bogosowa: Togda otdao morie miortwych, bywszych w niom, i smiert i ad otdali miortwych, kotoryje byli w nich; i sudim by kadyj po dieam swoim. I smiert i ad powiereny w oziero ogniennoje. Eto smiert wtoraja. *** Ziemia zadraa od wybuchw, zadygotaa od eksplozji tak silnych i gwatownych, e ze cian jaskini oderway si i roztrzaskay z hukiem wielkie bloki skalne. Run jeden z lazurytowych menhirw, zarysowa si i z trzaskiem pk katafalk. Zachwia si i upad na stos czaszek posg skrzydlatej, persk mod ufryzowanej kobiety.

*** Wybraam ci. Ale tobie pozostawi wolno wyboru. Wyboru wiata, w ktrym chcesz by i istnie. Wybierz. Ale wybierz rozwanie. Albowiem kto zbacza z drogi rozwagi, odpocznie w towarzystwie cieni. Lewart oprzytomnia. I stwierdzi, e jest sam. Zupenie sam. *** Obejrza si za siebie tylko raz. Gdy wychodzi z parowu. Nie zobaczy nikogo. *** Tam, gdzie jeszcze rankiem bya zastawa Soowiej, gdzie byy blokposty Rusan, Muromiec i Gorynycz, gdzie byy doty, bunkry, posterunki, transzeje i rowy czce, teraz nie byo ju nic. Nic prcz zrytej, przeoranej pociskami, podziurawionej lejami ziemi, na czarno wypalonej, pokrytej ulem i smo. Napalm wci jeszcze tli si i dymi w rozpadlinach, nad wszystkim wisia ciki, przenikliwie penetrujcy smrd nafty. I swd spalonych ludzkich cia. Nad pobojowiskiem i okolic kryy, huczc, migowce szturmowe. Lewart zamruga odwykymi od jaskrawego wiata oczami, drc doni przetar czoo i powieki. I zobaczy przed sob Sawieliewa. Igora Konstantinowicza Sawieliewa. Kulawego Majora od osobistw. Chcia co powiedzie, ale nie zdoa wydoby z siebie nic oprcz ochrypego skrzeku. Odruchowo sign rkoma do obolaego garda. Sawieliew pody wzrokiem za gestem. I zobaczy sice, ktre zostawia mija. Zobaczy zakrwawiony rkaw munduru, dranity szamszirem Czarnomora. Zobaczy zapewne i wicej, jego chabrowym oczom rzadko co uchodzio. yjesz stwierdzi fakt, a w jego gosie zabrzmiao co na ksztat zdziwienia. Przeye. Przeyem. Chod. Na ldowisku stay cztery helikoptery sanitarne, Mi-4 z czerwonymi krzyami na kadubach. Do dwch sanitariusze i spadochroniarze wpychali nosze z ciej rannymi i nieprzytomnymi. Do dwch pozostaych adowano tych, ktrzy byli w stanie i lub choby utrzyma si na nogach. Lewart nie mg rozpozna nikogo. Odlego bya zbyt dua. Trzechsetnych trzydziestu dwch odpowiedzia na nie zadane pytanie Sawieliew. Dwusetnych i zaginionych dopiero si doliczamy. Podeszli na skraj, w miejsce, gdzie by kiedy blokpost Gorynycz, nazwany imieniem baniowego smoka, strzegcego Kalinowego Mostu, drogi do krainy umarych. W przerytej i okopconej ziemi Lewart rozpoznawa tu i wdzie jakie przedmioty pogity cynk, brzowy magazynek, hem, strzp pieszczanki, RD, manierk. Wszdzie, niczym zasiew, niczym ziarno w wyoranych bruzdach czarnoziemu, lniy uski. Te mosine, z tam pekaemw. I te kryte farb, z nabojw do kaasznikoww. Czu ogarniajc go pustk. Nie wiedzia, ale domyla si, e pierwszy impet natarcia wzi na siebie Rusan, blokpost

dowodzony przez Jakora, starszyn Jakowa Lwowicza Awierbacha. e Jakor dosta kul ju w pierwszych minutach boju, e rannego z blokpostu zabrali ocaleli onierze, wycofujc si na Muromca. e na Muromcu Jakor zosta ranny po raz drugi, tym razem odamkami granatu. Nie wiedzia, e w blokpost Gorynycz mudahedini uderzyli huraganow nawa ognia z modzierzy, dzia bezodrzutowych i oerlikonw, e pod ogniem tym zgin, wrd wielu innych, Fiedia Smietannikow, jeden z modych z uzupenienia. e omonosow, modszy sierant Oleg Jewgieniewicz Stanisawski, widzc upadek Rusana i zacity bj na Muromcu, spanikowa. e zamiast broni umocnionej pozycji, usiowa wyprowadzi ocalaych onierzy do Bastionu, okopu przy ldowisku. Podczas bezadnego odwrotu dosta kul w skro i zgin na miejscu. Do Bastionu doprowadzi niedobitkw Walera, jefrejtor Walerij Siemionycz Bieych. Lewart nie wiedzia, ale domyla si, e najciszy bj wywiza si na Muromcu, blokpocie dowodzenia. e po nawale tak cikiej, e w zasadzie ywa dusza nie powinna zosta na placwce, mudahedini atakowali cztery razy. I cztery razy odstpowali, odparci, usawszy przedpole trupami. e gdy rozszarpany wybuchem pocisku z RPG zgin Zacharycz, sierant Leonid Zacharycz Swiergun, za trjnogiem utiosa zastpi go czterokrotnie ju raniony Barmalej. e na jego rozkaz onierze zabrali rannych i wycofali si do dou przy ldowisku, Bastionu ostatniej szansy, gdzie mieli nadziej doczeka odsieczy. e wwczas na Muromcu zostao tylko dwch obrocw, majcych osoni odwrt. Barmalej, starszy praporszczyk Wadlen Askoldowicz Samojow, i sierant Dimitrij Ippolitowicz Guszczyn. e ogniem z utiosa i pekaemu, a potem granatami odparli jeszcze jeden atak, po ktrym ju jednak walczy nie byli w stanie. Gdy mudahedini obleli bezbronny ju blokpost i dobyli noy, nadesza wreszcie odsiecz. Poprzedzona szybkim i gwatownym nalotem klucza Su-17. Bomby kasetowe, napalm i nursy pokryy cae przedpole i dwa ze zdobytych przez duszmanw blokpostw, Rusana i Muromca. Zamieniajc oba w czarne pogorzelisko. Lewart nie wiedzia, e Barmalej jeszcze wtedy y. mier druga... wyszepta z wysikiem. Jezioro ognia... Major spojrza na niego z ukosa. Potem wzi pod rami, poprowadzi w stron Bastionu, dalej od myszkujcych po pobojowisku sanitariuszy i spadochroniarzy z przybyej z odsiecz broniegrupy. Lewart sztywno stawia kroki, wci pprzytomny, wci otpiay i nieczuy. Mimo otpienia da si zaskoczy. I zadziwi. Albowiem Sawieliew, ku zdumieniu Lewarta, uklkn. Klk. Pad na kolana. Skoni si gboko skrwawionej ziemi i rozsypanym na niej uskom. Trwa tak przez chwil. Potem unis gow i przeegna si szeroko. Pomjani, Gospodi Boe nasz zacz skonczawszichsa rabow Twoich, bratjew naszych, jako Bag i Czeowiekolubiec, otpuszczajaj griechi i potriebliajaj nieprawdy, osabi, ostawi i prosti wsia wolnaja ich sogrieszenija i niewolnaja, izbawi ich wiecznyja muki i ognia giejenskago, daruj im priczastije i nasadienije wiecznych Twoich bagich, ugotowannych ljubiaszczim Tja. Przeegna si jeszcze raz, jeszcze raz nisko pokoni. Tieme miostiw im budi i so swjatymi Twoimi jako Szczedr upokoj: niest bo czeowieka, ie poywiot i nie sogrieszit. No Ty Jedin jesi kromie wsiakago griecha, i prawda Twoja prawda na wieki, i Ty jesi Jedin Bog miostiej i szczedrot, i czeowiekolubija, i Tiebie sawu wozsyajem, Otcu i Synu i Swjatomu Duchu, nynie i prisno i wo wieki wiekw. Ami. Lewart odruchowo te si przeegna. W milczeniu. Jeli tamto, w jaskini, pomyla, byo czym wicej ni halucynacj i heroinowym odjazdem, to musz wrci. Do niej. W tym wiecie nie znajd ju miejsca. I wcale nie chc szuka. Dokonaem wyboru. To ju nie jest mj wiat. Musz wrci. Sawieliew wsta z wyranym trudem, na klczkach jego kalectwo mocno wida dao si we znaki. Masujc kolano, zwrci wzrok na Lewarta. Jakby na co czeka.

Towarzyszu majorze. Tak? Wycie si modlili. Doprawdy? Sawieliew umiechn si lekko. Wierzy si nie chce. To straszne, co ta wojna robi z czowieka. Mgbym poprawi na sobie kombez wyjani rzecz w sposb wzniosy i emfatyczny. Wygosi co o tym, jak to koszmar wojny sprawia, e nawet bezbonicy odnajduj w swych zatwardziaych sercach drog do Boga i przypominaj sobie sowa modlitwy. Ale ja nie przepadam za grnolotnoci, a wyjanienie jest duo prostsze. Pochodz z religijnej rodziny, z modlitwami stykaem si od dziecka niemal. Nawet w czasach, gdy grozio to surowymi konsekwencjami, w domu dziadkw modlono si. Cichutko, jak sam rozumiesz. Ale si modlono. C, czasy si zmieniy, konsekwencje zagodniay... Ale raczej nie mw, prosz, o tej modlitwie nikomu w szpitalu. W jakim szpitalu? Kulawy Major szybkim ruchem wydoby stieczkina z kabury i strzeli mu w bark. Lewart run na kolana. Chwyci si za rami, otwar usta do krzyku. Ale tylko zaskrzecza. Sanitaaariuuuusz! Tutaaaj! Major schowa pistolet, rzuci przed Lewarta indpakiet, indywidualny pakiet opatrunkowy. Masz, przycinij to do rany. Jako kadra, z tej zastawy musisz zej jako trzechsetny, inaczej bd pytania, zrodz si podejrzenia i moesz mie ogrom kopotw. Nie mdlej. Albo mdlej, co za rnica, i tak zaraz zabior ci apiduchy, ju tu biegn. Bywaj. Pewnie zastanawia ci Sawieliew, wbrew zapowiedzi, wcale nie sposobi si do odejcia z jakiego to powodu trac czas i amunicj na wybawianie ci od kopotw. Wiedz wic, e i ja widziaem kiedy zot mij. Poszedem za ni, ale w odrnieniu od ciebie w por si cofnem. Ale ciebie rozumiem. Nadto dorzuci, tym razem naprawd odchodzc godzi si wybawi z opresji krewniaka. A ty mi powinowatym, Polaczku. Wszystko jest w aktach, wszystko, a wielka, przemonie wielka jest sia papieru. Moja babka, Jelizawieta Pietrowna z domu Moczanowa, ta ortodoksyjnie religijna, z licznego rodu kupcw Moczanowych, podobnie jak twoja pochodzia z Woogdy. A zatem, jak to mwi, krew nie woda, geny nie fistaszki. Bywaj, krewniaku. Pomogem, jak mogem, teraz rad ju sobie sam.

*** Sanitarne Mi-4 z rannymi ju odleciay, opatrzonego, pprzytomnego i bladego jak mier Lewarta pooono wic po bojowemu na pancerz jednego z beteerw powracajcej broniegrupy. Za towarzyszy podry mia, oprcz apiduchw, spadochroniarzy ze Sto Trzeciej, modych, ogorzaych, w pasiastych tielniaszkach pod rozchestanymi pieszczankami. Rykny silniki, buchny spaliny, wzbi si tumanami kurz, czogi i transportery ruszyy na kabulski szlak. Nad gowami zaterkotay Krokodiy, szturmowe Mi-24. Warczay motory, dusiy spaliny, py wdziera si w oczy i w nosy. Ale krce na niebie Krokodiy daway poczucie bezpieczestwa, podnosiy morale i nastroje. Chciao si y. Chciao si piewa. Nie dziwota wic, e z serc, dusz i spadochroniarskich garde wyrwaa si pie. Rozparci na pancerzach chopcy ze 103. Witebskiej Gwardyjskiej Dywizji Powietrznodesantowej ryczeli, ile si w pucach. Nastupajet minuta proszczanija, Ty gliadisz mnie triewono w gaza, I owlju ja rodnoje dychanije,

A wdali ue dyszyt groza! Proszczaj, otczij kraj, Ty nas wspominaj, Proszczaj, miyj wzgliad, Prosti-proszczaj, prosti-proszczaj... Ej, piechota! Czego nie piewasz? Umare? e co? e ranny? Te mi rana! Rana to jest wtedy, kiedy flaki wya z brzucha! Co taki blady? Oywi ci trza? A nu daj jemu sj w bok, Fonar! Ohohoo! Patrzcie! Bdzie rzyga! Bdzie rzyga! Ryczay silniki beteerw, sypa si i snu si powy py. Desantura piewaa, a echo nioso po zboczach.

Les da stiep, da w stiepi poustanki, Swiet wiecziernij i nowoj zari Nie zabud e proszczanije Sawianki, Sokrowienno w dusze powtori! Proszczaaaaj, otczij kraaaaj! Ty naaaas wspominaaaaj! Proszczaaaaj, miyj wzgliaaaad! Prosti-proszczaaaaj, prosti-proszczaaaaaj! Gry odpowiaday echem. Soce konio si ku zachodowi. Na szczytach Hindukuszu pony niegi. *** I tu nastpuje koniec opowieci. *** Zasadniczo. *** Major Igor Konstantinowicz Sawieliew nie przey Afganu. Po odsueniu drugiej tury wrci na trzeci. Ale nie doczeka awansu na podpukownika, ktry podobno mia ju w kieszeni. mier ponis w Dalalabadzie, 25 wrzenia 1986 roku, we czwartek, o godzinie pitnastej dwadziecia. Mona by spiera si, kto lub co spowodowao mier majora, porednio lub bezporednio. Kogo naleao wini za to, e to, co z majora zostao, zmiecio si w dwa wiadra i dwa cynki po nabojach? Czy by to alkohol, wdka, ktra zgubia wszak tylu dobrych onierzy spod najrozmaitszych znakw i sztandarw? Czy bya to CIA, Centralna Agencja Wywiadowcza z siedzib w Langley, w stanie Wirginia? Czy moe by to wyliniay wielbd o imieniu Mustafa? Czy by to moe wreszcie Abdul Ghaffar, inynier mechanik, absolwent Politechniki Moskiewskiej rocznik 1972? Problem by zoony. Latem bowiem roku 1986 Centralna Agencja Wywiadowcza dostarczya do Pakistanu rczne wyrzutnie naprowadzanych na podczerwie pociskw kierowanych ziemia-powietrze typu FIM-92,

noszce kodow nazw stinger. Pierwsz parti stingerw przerzucono do Afganistanu z bazy Miram Szah we wrzeniu, przez granic przenis je w jukach wielbd o imieniu Mustafa, imienia poganiacza kroniki nie odnotoway. 25 wrzenia 1986 roku major Sawieliew przylecia do Dalalabadu migowcem Mi-8, by wzi udzia w poegnalnej popijawie organizowanej przez grup demobilizowanych oficerw stacjonujcej tu brygady specnazu. W grach opodal lotniska zaczaili si mudahedini wyposaeni w wyrzutni stinger, nowiutk, wci jeszcze mile pachnc farb, luksusem i American way of life. By wrd mudahedinw inynier Abdul Ghaffar, jedyny zdolny rozpozna, ktrym kocem stinger strzela i na co trzeba nacisn, by wystrzeli. Abdul Ghaffar wymierzy i nacisn, za pocisk ze stingera pierwszy z wielu wystrzelonych pniej w Afganistanie nieomylnie odnalaz podczerwie emitowan przez podchodzcy do ldowania Mi-8 z dwoma pilotami i szecioma pasaerami na pokadzie. Trafiony migowiec pierwszy z wielu pniej w Afganistanie run na pyt lotniska i eksplodowa. Jeszcze kilku spord mniej lub bardziej szczegowo opisanych w tej historii onierzy powrcio z Afganistanu tak, jak Kulawy Major: jako gruz dwiesti, adunek dwiecie. W szcztkach niekiedy nawet jeszcze mniej rozpoznawalnych ni szcztki majora. W zalutowanych trumnach, na pokadach transportowcw An-12, zowrogich Czarnych Tulipanw. Zanim ostatni BTR z desantem na pancerzu wyjecha z Afganistanu przez most w Hajratonie, mier, Kolawa Starucha, zabraa jeszcze wielu. Wrd nich Alosz Panina, dosownie w przeddzie dembelu posieczonego odamkami wybuchajcego fugasa. Miron Tkacz, ktrego pobyt w szpitalu ocali przed masakr na Soowieju, poleg w Dolinie Pandsziru niecae dwa miesice pniej. Nie doczeka wyprowadzenia wojsk z Afganistanu rwnie chorowity zampolit, modszy lejtnant Andriej Prianikow, azarz-azuria. Zmar w CWG w Kabulu na amebowe zapalenie opon mzgowych. Chorujc, azuria pogorszy i tak ju szkaradn statystyk. taczka i tyfus, malaria, pezakowica, wirusowe zapalenie wtroby i meningitis podczas wojny afgaskiej zabiy lub powaliy cznie blisko p miliona onierzy z niecaych siedmiuset tysicy sucych w OKSW. Inaczej mogaby wyglda ta wojna, jej przebieg i wynik, gdyby onierzom OKSW wydawano wicej myda. I usilniej nakaniano do uywania go. mier w boju, od ran i od chorb ponioso cznie 13 833 onierzy. Bardzo skromna liczba. Jak na dziewi lat, jeden miesic i dwadziecia dni wojny. rednio jakie cztery ofiary dziennie. Znacznie wicej osb cywilnych zgino w tym czasie w wypadkach drogowych. Ci, ktrzy przeyli Afgan, powrcili do domw. Powrcili do domw, domw niegocinnych i zimnych, domw cuchncych obcoci, oszustwem i wiaroomstwem. Wrcili do on, obcych kobiet o obraonych oczach i zacinitych ustach, kobiet wymownie milczcych lub rwnie wymownie napastliwych. Do on, ktre nie byy ju onami, ktrych dawno by ju nie byo, ale s, bo czekaj na pretekst. By odej z podniesion gow, usprawiedliwione, rozgrzeszone i w poczuciu susznoci dawno ju podjtej decyzji. Spoeczestwo, do ktrego onierze powrcili, zachowao si, rzecz ciekawa, niemal identycznie jak ony. Spoeczestwo, tak jak ony, wyniole i dumnie wyparo si wasnego kurewstwa. Spoeczestwo z wdzikiem papugi powtrzyo za onami slogan: nigdy-bym-ci-nie-zdradziagdyby. Spoeczestwo gboko uwierzyo, e to ono jest pokrzywdzone. Spoeczestwo obrazio si. Obrazio miertelnie. Nagle okazao si, e wszystkiemu, absolutnie wszystkiemu winni s ci dziwni, opaleni na brz chopcy o oczach starcw, noszcy na piersi ordery Czerwonego Sztandaru i Czerwonej Gwiazdy, medale Za Odwag i Za Bojowe Zasugi. Chopcy oszpeceni, chopcy niewidomi, chopcy bez rk, chopcy o kulach, chopcy na wzkach. To oni s wszystkiemu winni i dobrze im tak. Powinni przeprosi. Powinni si pokaja. Powinni przysic, e ju nigdy wicej. A my, spoeczestwo, odrzucimy te ich przeprosiny i kajania, my nie wybaczymy. My skaemy. Najpierw na prgierz.

Potem na zapomnienie. Na tych, co przeyli i przetrzymali, czeka inny wiat. Znika, jak sen jaki zoty, czerwona gwiazda. W godle pastwowym i na wojskowych oznaczeniach zastpi j czarny dwugowy orze, a na nocnym niebie nad Moskw wielki napis: SONY. Otwar si Rg Amaltei, niegdy luksusowe i niedostpne, nierealne jak marzenia towary sypny si na sklepowe pki z impetem i powistem sybirskiej wiugi, obfito dbr przyprawiaa o zawienie oczu, drenie rk i trzepotanie zastawek. Nastaa jedna wielka Kraina Cudw, oniryczna federacyjna Limono-Apielsinia, widmowe uniwersum reklam telewizyjnych, wiat, gdzie piwo batika leje si jak Niagara, kobiety menstruuj na niebiesko, batoniki Snickers syc gd u mczyzn, kinder-siurprizy u dzieci, whiskas u kotw, a szampon Head & Shoulders likwiduje upie u nich wszystkich razem wzitych. Kto doy, tego oczy widziay to wszystko. O niektrych z tych, co przeyli Afgan, upomniaa si wojna. Wedug jednych, nowa wojna. Wedug innych: wci ta sama. I tym, co przeyli Afgan, w finalnym rozrachunku przyszo jednak polec w boju. Komu wypado, poleg w boju za wasny kraj i dom. Jak starszyna Marat Rustamow, zabity kul snajpera pod Sumgaitem w lutym 1988. Inni polegli za nowy, cakiem wieo nabyty kraj i dom. Jak Jakow Lwowicz Awierbach, ksywka Jakor, niegdy starszyna, pniej rav saml mitkadm, zabity w Strefie Gazy w czerwcu 1990. Jeszcze innym pisane byo zgin daleko od domu, w walce ju to za idee, ju to za dolary. Jak Edwardas Kozlauskas, niegdy Kozlewicz, pniej Abu Ed, w Groznym, w grudniu 1994, pod gruzami zbombardowanego budynku. Jak niegdysiejszy modszy sierant Aleksander Gubar, w lipcu 1997 zmary z ran w szpitalu w Fernando Po. Przey Afgan take Walera, Walerij Siemionycz Bieych. A sze lat pniej skoczy tak, jak mu prorokowano, jak prawdziwy urka: zadgany dutem przez zeka wspwinia w zonie, w ktrym z agrw Mordwy. Z piciu modych z uzupenienia w boju na zastawie Soowiej oprcz Fiedii Smietannikowa polego dwch, tych z blokpostu Rusan. Przey Wadimir Jefimczenko, pod sam koniec swej tury awansowany ju do stopnia jefrejtora i obdarzony kliczk Fima. Po Afganie Fima w cywilu nie widzia ju dla siebie przyszoci, zosta w wojsku, dosuy si sieranta i jako sierant 4 padziernika 1993 broni Biaego Domu pod ostrzaem szturmujcych Dom kolegw z 2. Tamaskiej Dywizji Gwardyjskiej. Niewaciwie wybrana strona zakoczya jego karier, tym bardziej, e w Biaym Domu dosta odamkiem w rzepk kolanow. Przez kilka nastpnych lat kusztyka o lasce po swym rodzinnym Dniepropietrowsku, po parkach i podwrkach gra w domino i chla wdk z emerytami i miejscow uli. Podpiwszy, wpada w sztuczn eufori, pokazywa medale i blizny, wrzeszcza o zdradzie, o politykach skurwysynach, o inteligentach bez jaj, o tym, e wojna w Afganistanie byaby wygrana, wystarczyoby rozstrzela Gorbaczowa i zrzuci po kilka bomb termobarycznych na Islamabad, Karaczi i Rawalpindi. Potem wznosi i pi trietij tost, trzeci toast, dajc od wszystkich, by wstawali. Potem paka. I zasypia pijackim snem. Wiosn 1997 roku zasn i ju si nie obudzi. Przey Afgan take ostatni z pitki modych, Borys Koemiakin, ksywa Korszun. Ten zwiza si z wojn. Trwaym, nierozpltywalnym wzem. Zespoli si z wojaczk stalowo-granitowym spoiwem. Z Afganistanu wyszed jako sierant. Ju maj 1991 widzi go w Grskim Karabachu, w walkach pod Sumgaitem i Agdamem. Tam zastaje go koniec ZSRR. Zszokowany wystpuje z armii. Ale wojna ma go ju w pazurach i nie wypuci. W 1992 jako ochotnik trafia na Zadniestrze, gdzie latem bierze udzia w cikich bojach o Bendery. Rok pniej wojna, bez ktrej Korszun nie moe ju y, rzuca go na Bakany. Walczy w rosyjskich formacjach ochotniczych. Wiosn roku 1993 docza do oddziau Saszy Muchariewa, synnego Asa, wraz z nim bierze udzia w morderczej bitwie o wzgrze Zaglavak.

Jako jeden z nielicznych wychodzi z pieka Zaglavaku nawet bez dranicia, zarabiajc u Serbw na sw drug ksywk: Lucky Bastard. Wraca do kraju, do regularnej armii, do ktrej przyjmuj go dopiero po detoksie i odwyku. W listopadzie 1994 awansowany do stopnia modszego lejtnanta, w grudniu jest w Czeczenii. Podczas walk o Gudermes zostaje ciko ranny, kolegom cudem udaje si wycign go z poncego beteera. Spdzi w szpitalu ponad cztery miesice, wyjdzie potwornie oszpecony. Odrzuca ofert demobilizacji i emerytury bo i co te to za emerytura. Zostaje w wojsku. W 1998 jest ju kapitanem. Jedenastego grudnia 1999 koczy trzydzieci cztery lata. A wojna ma go ju do. Nazajutrz, dwunastego, ginie podczas szturmu Groznego. *** Przey Afgan take starszy praporszczyk Matwiej Filimonowicz Czuryo, zwany Matiuch, olbrzym o dziecicej twarzy. Dembelnwszy si, wrci na Syberi, pod Omsk, do rodzinnego Tiukaliska. Zosta jegrem, czyli leniczym i owczym. Organizowa polowania dla zagranicznikw i nadzianych moskiewskich nuworyszy. Ale gwnie azi po tajdze, pogwizdywa, rozmawia z wiewirkami, gapi si na niebo nad koronami drzew, wpada do posiokw napi si wdki z kusownikami, wraca do tajgi. O ile mi wiadomo, przebywa tam do dzi i ma si wietnie. *** Wika, Wiktoria Fiodorowna Kriaewa, dzi nazywa si Vicky Myers. Mieszka z mem w Dearborn, w stanie Michigan. *** Nie, nie zapomniaem. O Pawle Sawomirowiczu Lewarcie, praporszczyku ze sto osiemdziesitego puku zmechanizowanego sto smej MSD. Znam swoje obowizki, wiem, e mus opowiedzie, co si z nim stao. Cho tak do koca to tego nie wiadomo. Postrzelony przez Sawieliewa trafi do medsanbatu w Puli-Chumri. Nie do Bagramu albo Czarikaru, jak wszyscy inni ranni z Soowieja, ale do Puli-Chumri wanie. Spdzi tam dziesi dni, a natychmiast po wypisaniu czeka go dembel. Wczeniejszy, ni naleaoby oczekiwa, po niecaych pitnastu miesicach w Afganie. Przetransportowany do Bagramu odwiedzi szpital, widziano go w towarzystwie pielgniarki, siostry Tatiany Nikoajewny Ostrogorodskiej. Nic szczeglnego, w towarzystwie Tatiany Ostrogorodskiej widywano wielu. A sidmego lipca 1984, w sobot, gdy przysza na kolej stawi si na bagramskim we-pe-pe i wsiada na pokad leccego do Taszkientu Ia-76, okazao si, e Lewarta nie ma. e znik. Po prostu znik. Bez ladu. W wyniku wdroonego ledztwa po rekordowo krtkim czasie aresztowano Anatolija Pochliebina, kierowc z 863. awtobatu, znanego pod ksywk Karter. Aresztowany niemal natychmiast przyzna si, e pitego lipca na prob praporszczyka Pawa Lewarta zabra go, zawiz i wysadzi na sto dziewidziesitym trzecim kilometrze drogi Kabul-Dalalabad, trzydzieci kilometrw za Sorobi, w miejscu, gdzie siedemnastego czerwca zmasakrowano zaog zastawy Soowiej. Tam praporszczyk poegna si i wicej ju go Karter nie widzia. Woenie praporszczykw bez rozkazu, cho sprzeczne z regulaminem, cikim przestpstwem nie byo i Karter byby si z afery wykaraska, gdyby nie fakt, e wydzia specjalny odkry jego schowki i dziuple, a w nich, wrd zwykych fantw i zwyczajowej kontrabandy, rzecz zgoa niezwyk szczerozoty ryton, naczynie do wina, ozdobione reliefem z wizerunkiem rogatej gowy gazeli,

przedmiot ewidentnie staroytny, zabytek, jak orzekli biegli, pochodzenia perskiego, z czasw achemenidzkich, okaz niezwykle rzadki i wprost bezcenny. Przycinity Karter wyzna, e zabytkowym naczyniem przekupi go praporszczyk Lewart wanie. Rzecz, owiadczy, pochodzia z pooonego opodal zastawy lepego jaru, w ktrym praporszczyk kuma si z tresowan mij. Wszyscy na zastawie wiedzieli, e obaskawi gada, e karmi go szczurami i wytresowa. Do szukania skarbw, ani chybi. Wydzia specjalny dokona wizji lokalnej na zastawie Soowiej. Ca okolic dokadnie przeszukano. We wskazanym miejscu nie znaleziono adnego jaru, adnego parowu, adnej rozpadliny. Nie znaleziono niczego. Bya tam tylko lita, goa, stroma ciana grskiego zbocza. Penetrowano teren bardzo dokadnie i dugo, a wreszcie jeden z osobistw wdepn na min PFM i straci stop. Wwczas poszukiwa zaprzestano, praporszczyka Lewarta uznano za zaginionego bez wieci, a Karterowi postawiono powane zarzuty. Towarzysze afgascy ju od dawna skaryli si, e speniajcy internacjonalistyczny obowizek czerwonoarmici nazbyt czsto kradn i rabuj skarby kultury narodowej, wic na Karterze si skrupio. Dosta dwanacie w zaostrzonym rygorze. Ale nie siedzia nawet dnia. Podczas transportu znik, a wraz z nim trzyosobowa eskorta i uaz, ktrym go wieziono. Kryy po Kabulu plotki, e w spekulacyjny biznes Kartera wpltane byy wysokie szare i figury, ktre odwdziczyy si za to, e nie sypn ich w ledztwie. Kto potem widzia pono Kartera w Pakistanie, w Peszawarze. Inni podobno widzieli go w dagestaskiej Machaczkale. Nie wiadomo, czy to prawda. Ale jeli nawet, to jest to ju cakiem inna historia. *** Mimo osiemdziesiciu dwch cicych na karku lat Muhammad Hamid wzrok wci mia sokoli. Z miejsca, gdzie siedzia w kucki pod duwaem, rozpociera si widok na dolin i drog, widok pikny i daleki. Starzec szybko dostrzeg zbliajc si w chmurze pyu kolumn. Sze humvee i cztery transportery opancerzone, w ostrym tempie jadce w kierunku Ghazni. Spostrzeg te, e na przekr jego nadziejom kolumna zwalnia, by wreszcie zatrzyma si tu poniej kiszaka. Zobaczy te to, czego si lka. Wysiadajcych onierzy. Na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat kiszak Badguzar by bombardowany i palony do gruntu okrge pi razy. Muhammad Hamid obrci si w stron domostwa. Damila! wrzasn do krccej si po podwrzu wnuczki. Radio! Mieszkacy kiszaku Badguzar i innych wiosek mieli ju za sob sporo smutnych dowiadcze, a nauka w las nie posza. Amerykanie i onierze z NATO wiedzieli, e talibowie zakazali ogldania telewizji i suchania radia. Kiszak, z ktrego dobiegaa gona muzyka sygnalizowa wic, e nie jest protalibaski. Jako taki w zasadzie nie powinien zosta ostrzelany z modzierzy i wukaemw. W zasadzie. Bo bywao rnie. Muhammad Hamid mia nadziej, e tym razem nie bdzie. Dlatego gotw by cierpie radio Damili i dobywajce si z aparatu demoniczne i dranice uszy dwiki. Stary Pasztun nie wiedzia, e dwiki nosz tytu: Girls a wydaje je z siebie trio Sugababes. Dla niego nie bya to muzyka, lecz dzieo szajtana. Z pojazdw kolumny wyleli onierze. Wyleli, stwierdzi Muhammad Hamid, byo waciwym sowem. Obwieszeni nie przypominajc broni broni i dziwacznymi instrumentami, poprzepasywani w dziwnych miejscach dziwnymi uprzami onierze wygldali jak stwory z innej planety. Nosili ogromne gogle, upodobniajce ich do wielkich owadw, poruszali si te jak owady, jak uki, niezgrabnie i niezbornie. Muhammad, ktry widywa wojsko szurawich, ich specnaz i pasiastych

spadochroniarzy, parskn pogardliwie, widzc, jak patrol gramoli si na zbocze. Icie jak uki toczce kulki gnoju, pomyla i splun. Albo jak baby w ciy. Nie dziwota, e wcz si tu, w pobliu gwnej drogi, niedaleko baz, w okolicy, gdzie tak naprawd mao co im zagraa. Chciaoby si ich widzie tam, gdzie faktycznie s i dziaaj Czarne Turbany: w Oruzganie, Helmandzie czy Kandaharze. onierze szli w stron wylotu wwozu Mughab, na kiszak baczniejszej uwagi nie zwracajc. To chyba nie Amerykanie, oceni starzec, obeznany ju z rnymi wzorami kamuflau mundurw. Nie Niemcy, nie Anglicy... Inni wic jacy niewierni, ktrych szajtan tu przygna, zesa jak szaracz na nasz kraj. Oby Allah wygubi ich wszystkich co rychlej, rkami wiernych lub choby zaraz jak... La ilaha ill-Allah... *** wir chrzci pod butami. Patrol pierwszej kompanii 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego z Bielska-Biaej ostronie zagbi si w gardziel wwozu. Na czele, czujnie wysuwajc przed siebie lufy beryli, szli szperacze. Kapral Pu, ksywka Diablo. I starszy szeregowy Ksikiewicz, ksywka Kermit. Diablo spostrzeg nagle co w usypisku, zrobi krok, pochyli si. I natychmiast odskoczy, przeraony. O, w pidziet! wrzasn. mija, ja ci sun! mija! zawtrowa Kermit. Ja pierdziu! Kobra! Seri po niej, ziomu! Zajeb gada! Sta, wr! usadzi szperaczy chory Rawik. Masz, ochujeli jak pingwiny w lato! Terminatorzy si znaleli! Co si rusza, to zabi, tak? Chop ywemu nie przepuci? Jezu, jak z was ta wiocha wyazi! Ja z Warszawy, kurwa, jestem zaburcza Diablo. Bo to w, panie chory... wyjani goniej. Znaczy... Widz, e w. I wiem, co to znaczy. Wrzu na luz, kapralu. Uspokj moszn. Chory postpi dwa kroki, wyszed przed onierzy. W zwin si wrd kamieni, jego uski zabysy zotem. Rawik zbliy si. Podesza reszta patrolu. Co jest? spyta z cicha starszy szeregowy Wroski, ksywka Kizior. H? Ziomale? O co ta sraka? mija wyjani pgbkiem Diablo. Bralimy si rozkutasi... Rawik nie da. Ekolog jechany splun Kermit. Kij mu w Rospud... Rawik podszed jeszcze bliej. W unis jedn trzeci korpusu, lekko koysa gow, wpatrzony w chorego nieruchomym spojrzeniem zotych lepi. Rawik wzdrygn si, zrobi krok do tyu. W uszach szumiao mu i ttnio. mija nie spuszczaa z niego oczu. Zotych oczu z czarn pionow renic. W kiszaku Badguzar ujaday psy. Damila, nucc, zamiataa podwrko. Stary Muhammad Hamid przebiera paciorki raca. Al hamdu lillaahi rabbil alameen, Ar-Rahman ar-Raheem... Chwaa Bogu, Panu wiatw, Miosiernemu, Litociwemu... Oto Ciebie czcimy i Ciebie prosimy o pomoc. Prowad nas drog prost, drog tych, ktrych obdarzye dobrodziejstwami, nie za tych, na ktrych jeste zagniewany. I nie tych, ktrzy bdz. Chory Rawik patrzy w oczy mii. mija patrzya w oczy chorego Rawika.

A Hindukusz, jak zawsze, wznosi si i olepiajco growa nad nimi wszystkimi. *** To, co stao si pniej, to ju zupenie inna historia. Pozostawiam j innym, niechaj inni j opowiedz. Forse altri cantera con miglior plettro.

Sowniczek afgaski
zawiera trudniejsze i nieobjanione w tekcie sowa i wyraenia z argonu onierskiego oraz mniej znane, rozpowszechnione w radzieckim nazewnictwie wojskowym skrty i skrtowce. AKM, akaem, akaemaszka (awtomat Kaasznikowa modernirizowannyj) karabinek szturmowy Kaasznikowa, popularny kaach, kal. 7,62. Jego nowoczeniejsza wersja to AK-74, rnicy si od AKM mniejszym kalibrem (5,45), lejszym (plastikowym, nie metalowym) magazynkiem i charakterystycznym tumikiem pomieni na lufie. AKS, akaes, AKS-74U ( awtomat Kaasznikowa skadnoj ukoroczennyj ) pistolet maszynowy Kaasznikowa, wersja skrcona. Aryk afgaski kana nawadniajcy. Askerzy onierze rzdowej armii DRA, zob. Zieloni. Awtobat batalion transportowy (samochodowy). Basmacz zob. Duch. Bezeteszki ( BZ T, broniebojno-zaygatielnyje trassirujuszczije patrony ) trasery, naboje z pociskiem przeciwpancerno-zapalajco-smugowym. Blin a. blia agodniejszy odpowiednik wyraenia blad. Blokpost umocniony posterunek, blokhauz, fort. BMD (bojewaja maszyna desanta) transporter opancerzony wojsk powietrzno-desantowych. BMP (bojewaja maszyna piechoty) transporter piechoty. BRDM, beerdeemka (bojewaja razwiedywatielnaja dozornaja maszyna) may zwiadowczy transporter opancerzony. Broniegrupa grupa pancerna, wykoncypowana w Afganistanie, doranie formowana, cakowicie zmotoryzowana, bardzo szybka jednostka manewrowa o duej sile ognia, uywana do akcji interwencyjnych. Zwykle w skadzie 4-5 czogw i tylu transporterw. Brortik (od bronieylet) kamizelka kuloodporna. BTR, beteer, beter (bronietransportior) podstawowy transporter opancerzony Armii Czerwonej. Cha-be letni mundur (od chopczatobumanyj, baweniany). Chadowcy funkcjonariusze KHAD-u (zob.). Chana w gwarze przestpczej: le, koniec; nam chana: przepadlimy, koniec z nami, ju po nas. CWG (Centralnyj Wojennyj Gospital ) w czasie wojny afgaskiej gwny szpital wojskowy w Kabulu. Czeki bony walutowe centrali Wnieszposytorg, mniej wicej odpowiednika naszej Baltony czy Peweksu. onierze sucy w Afganistanie traktowani byli jak specjalici na kontraktach zagranicznych, od otrzymywali w walucie. Rzecz jasna, nie bya to adna waluta, ale papierki bony towarowe do realizacji w specjalnych sklepach, w argonie zwanych czekuszkami. Dembel demobilizacja, przeniesienie do cywila. Take onierz na krtko zdemobilizowaniem. Czasownik: dembeln si. Disbat (discyplinarnyj batalion) batalion karny. Dot (dogowriemiennaja ogniewaja toczka) umocnione stanowisko ogniowe, bunkier. Drejfi w gwarze przestpczej: pietra si, tchrzy. DSzB, de-sze-be (diesantno-szturmowaja brigada) brygada desantowo-szturmowa. przed

DSzK, de-sze-ka (Diegtiariewa-Szpagina krupnokalibernyj) wielkokalibrowy karabin maszynowy, przestarzay, w Afganistanie liczne egzemplarze produkcji chiskiej byy na wyposaeniu mudahedinw. Duch, duchy argonowa nazwa mudahedinw, od sowa duszman w jzyku dari oznaczajcego wroga. Mudahedinw nazywano te modahedami, brodaczami, a take basmaczami, od dziaajcych w latach 1918-26 w Azji rodkowej antybolszewickich partyzantw, synnych z popenianych okruciestw. Po 1985, po objciu wadzy przez Gorbaczowa i rozpocztej tzw. afganizacji konfliktu zabroniono nazywa mudahedinw nazwami obelywymi i pejoratywnymi. Zalecono mwi o nich: czonkowie zbrojnej opozycji. Dukan afgaski sklepik oglnospoywczy, oferujcy przysowiowe mydo i powido. Duszman zob. duch. Duwa gliniany mur otaczajcy w kiszakach zabudowania mieszkalne. Dwiecie, adunek dwiecie zob. Gruz 200. Efka zob. limonka a. F-1. En-pe zob. NP. Er-de zob. RD. Ergedeszka zob. RGD. Eswedeszka, es-we-de zob. SWD. F-1, efka, limonka rczny granat obronny. Faby, fabki, od FAB (fugasnaja awiacjonnaja bomba) bomba lotnicza burzca. Gawniuk zasraniec, gwniarz. W rosyjskim w przeciwiestwie do polskiego sowo to nie oznacza niedorosego smarkacza, ale wyranie sugeruje, i chodzi o kogo majcego stae i bliskie kontakty z ekskrementami, wasnymi lub cudzymi. Gradanka ycie cywilne i wiat cywilny, na gradance: w cywilu. Gruz 200 (gruz dwiesti) adunek 200, kodowe i argonowe okrelenie transportowanych zwok zabitych, polegych w walce. Samych zabitych nazywao si dwusetnymi (dwuchsotyje). W stosunku do rannych uywao si okrelenia: adunek 300 (gruz trista) i trzechsetni (triochsotyje). Italianka argonowa nazwa uywanych przez mudahedinw min produkcji woskiej (Tecnovar Italiana), zarwno przeciwpiechotnych TS-50 jak i przeciwczogowych TC-6. Jefrejtor w piechocie ZSRR (i rosyjskiej) do korpusu szeregowych zaliczani s: szeregowy (riadowoj, sodat) i starszy szeregowy (Jefrejtor). Ka-en-pe zob. KNP. Kalitka argonowa nazwa KPP (zob.). K H AD (Khadamat-e Ettelat-e Dawlati) Pastwowa Suba Informacji, wzorowana na KGB bezpieka DRA. Kliczka; w gwarze przestpczej: klikucha ksywka, przezwisko, pseudo. Klikucha zob. kliczka. Komwzwoda dowdca plutonu. KNP, ka-en-pe (komandno-nabludatielnyj post) stanowisko dowodzenia i punkt obserwacyjny. KPP, ka-pe-pe (kontrolno-propusknoj punkt) drogowy posterunek kontrolny. K PWT a. wadimirow (krupnokalibiernyj pulemiot Wadimirowa tankowyj ) wielkokalibrowy

karabin maszynowy montowany na czogach i pojazdach opancerzonych. Lejtecha lejtnant, porucznik. Por. Starlej. Limonka, cytrynka, efka zob. F-1. Maskchaat peleryna maskujca. Mat plugawe sownictwo. Mwi matem: kl, ruga, sobaczy nie przebierajc w sowach. Medsanbat (mediko-sanitarnyj batalion) batalion medyczny, szpital polowy. MGU (Moskowskij gosudarstwiennyj uniwiersitiet) Uniwersytet Moskiewski im. omonosowa. MSD, em-es-de (motostriekowaja diwizija) dywizja zmotoryzowana. MZP, em-ze-pe (maozamietnyje prepiatswija ) zamaskowane zapory ze spltanego stalowego drutu. W argonie: putanki. NP (nabludatielnyj punkt) punkt obserwacyjny. Nursy (nieuprawliajemyje rakietnyje snariady) rakiety powietrze-ziemia. O K S W (Ograniczonnyj Kontingient Sowietskich Wojsk ) kontyngent wojsk radzieckich w Afganistanie. OMP, O-em-pe (otdielnyj motostriekowyj pok) wydzielony puk zmotoryzowany. PFM (protiwpiechotnaja fugasnaja mina) typ min przeciwpiechotnych. Pieszczanka nazwa uywanego w Afganistanie munduru polowego (barwy piasku). PKM, pekaem (pulemiot Kaasznikowa modernizowany]) karabin maszynowy Kaasznikowa. PMN (protiwpiechotnaja mina naymnogo diejstwia) typ min przeciwpiechotnych. Praporszczyk chory. W piechocie ZSRR korpus chorych obejmowa stopnie: podpraporszczyk, praporszczyk i starszyj praporszczyk. W obecnej piechocie rosyjskiej stopie podpraporszczyka zlikwidowano. Putanki zob. MZR Raztiaka mina, do zawleczki zapalnika ktrej przymocowany jest napity odcig z drutu; zawadzenie o drut powoduje wyrwanie zawleczki i wybuch. Nazw stosuje si take do zestawu lub pola min poczonych takimi odcigami. Razwiedrota kompania zwiadu. RD, er-de (riukzak diesantnyj) plecak zaprojektowany dla wojsk powietrzno-desantowych. W Afganistanie uywany gwnie przez piechot, desant wola lejsze i lepszej jakoci turystyczne plecaki amerykaskie i japoskie, zdobyczne lub kupowane na bazarach. Rotny (rotnyj) dowdca kompanii. RGD, ergedeszka (rucznaja granatu distancjonnogo diejstwija) rczny granat zaczepny. RPG (rucznoj protiwtankowyj granatomiot ) rczny granatnik przeciwpancerny. W Afganistanie rne modele i wersje uywane powszechnie, przez obie strony, zarwno przeciw pojazdom, jak i sile ywej. RPK, rucznik (rucznoj pulemiot Kaasznikowa) rczny karabin maszynowy Kaasznikowa. Saaam od arabskiego pozdrowienia: As salaamu alajkum (pokj tobie), zaadaptowane przez afgacw i uywane jako pozdrowienie. Starlej (starszyj lejtienant) porucznik. W piechocie rosyjskiej do grupy oficerw modszych zalicza si stopnie: modszy lejtnant, lejtnant, starszy lejtnant, kapitan.

Starszyna w piechocie ZSRR (i rosyjskiej) do korpusu podoficerw-sierantw zalicza si stopnie: modszy sierant, sierant, starszy sierant, starszyna. SWD, eswedeszka, es-we-de (snajpierskaja wintowka Dragunowa) karabin snajperski systemu Dragunowa. Szurawi (dari) sowiecki, Rosjanin. Szyszyga ciarwka GAZ-66. Trietij tost trzeci toast, tradycyjnie wznoszony za polegych. Pije si stojc, nie stuka si kieliszkami. Ani czymkolwiek za kieliszki sucym. Trzysta, adunek trzysta zob. Gruz 200. Urkagan, urka w gwarze przestpczej: zodziej nad zodziejami, przestpca wysoko stojcy w kryminalnej hierarchii, potocznie: kawa zodzieja. WDW, we-de-we (wozduszno-diesantnyje wojska) wojska powietrzno-desantowe. Wiertuszka (od wiertolot) migowiec, helikopter. WPP, we-pe-pe (wzlotno-posadocznaja poosa) pas startowy lotniska. WWS, we-we-es (wojenno-wozdusznyje siy) lotnictwo wojskowe. Za be-ze (Za bojewyje zasugi) medal, wysoki w randze i hierarchii, ustpujcy tylko medalowi Za odwag. Dalej id ju ordery. Zampolit (zamiestitiel po politiczeskim dieam) zastpca do spraw politycznych; politruk. Zastawa placwka. W rosyjskim oznacza zarwno pododdzia wojska, chronicy danego rejonu, jak i zesp umocnionych posterunkw w tym rejonie. Zieloni zob. askerzy. etucha taczka, choroba zakana.
1* Sowniczek afgaski, czyli objanienia co trudniejszych skrtw, sw i wyrae argonowych znajd Pastwo na kocu ksiki (przyp. wyd.). * John Keats, Lamia, przek. Zofii Kierszys, w: Poezje wybrane, PIW Warszawa 1962.

Table of Contents
1 *

You might also like