Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 141

ROBERT MUSIL

Niepokoje wychowanka Trlessa


(Prze o!y a" #an$a %ra&en'

Maa stacyjka na trasie wiodcej do Rosji. Nieskoczenie proste biegy w obie strony, midzy tym wirem szerokiego nasyp ko!ejowego, cztery rwno!ege szn ry torw" obok kadego z nic# niby cie $ ciemna, wypraona w ziemi par krec#a. %a niskim, pokostowanym b dynkiem stacyjnym prowadzia szeroka, wyjedona droga w gr do rampy. &ej brzegi g biy si w zdeptanej ziemi, poznawa!ne jedynie po dw rzdac# akacji rosncyc# z ob jej stron $ sm tne drzewa o wysc#nityc#, zdawionyc# k rzem i sadz !i'ciac#. (zy sprawiay to owe sm tne barwy, czy te b!ade, bezsi!ne, zmcone par 'wiato popo dniowego soca $ do'), e przedmioty i ! dzie mie!i w sobie co' obojtnego, martwego, mec#anicznego, jakby 'cignito ic# ze sceny teatr marionetek. *d czas do czas , w rwnyc# interwaac#, wyc#odzi ze swego bi ra nacze!nik stacji, zawsze z takim samym r c#em gowy spog!da da!eko w gr, na sygnay b dki stranika, wci jeszcze nie wskaz jce zb!iania si pocig pospiesznego, ktry na granicy mia znaczne op+nienie, potem, zawsze takim samym r c#em, wyciga z kieszeni zegarek, potrzsa gow i znika $ podobny ,ig rkom wyskak jcym i znikajcym w staryc# zegarac# wieowyc#, gdy wybijaj godziny. Na szerokim, twardo bitym pasie ziemi midzy torami a dworcem spacerowaa wesoa gromadka modyc# ! dzi, kroczc po ob stronac# starszej pary, ktra stanowia p nkt centra!ny go'nej rozmowy. -!e i wesoo') tej gr py nie bya prawdziwa. wrzawa i 'miec# zdaway si mi!kn) j w od!ego'ci par krokw, jak gdyby zapaday si w ziemi wobec nie stp!iwego, niewidzia!nego opor . /ani radczyni 01r!ess, dama moe czterdziesto!etnia, krya za gst woa!k sm tne, od pacz !ekko zaczerwienione oczy. Nadc#odzia c#wi!a poegnania i ciko jej byo j znow pozostawia) swoje jedyne koc#ane dziecko na tak d go midzy obcymi ! d+mi, bez mono'ci cz wania nad nim. Maa mie'cina bowiem !eaa da!eko od sto!icy, na wsc#odnic# r bieac# pastwa, na terenac# rzadko za! dnionyc# i jaowyc#. /ani radczyni m siaa jednak przebo!e) pobyt swego jedynaka na da!ekiej, niego'cinnej obczy+nie z tego powod , e w mie'cie tym znajdowa si synny konwikt" j od biegego wiek , kiedy zaoono go t taj dziki pewnej pobonej , ndacji trwa w owym miejsc , zapewne po to, by c#roni) dorastajc modzie przed zg bnymi wpywami wie!kiego miasta. 0 taj ksztaci!i si synowie naj!epszyc# rodzin w kraj , aby po koczeni

instyt t i') na niwersytet ! b te wstpi) do s by wojskowej ! b pastwowej. 2 kadym za' razie $ rwnie je'!i c#odzio o stos nki w koac# towarzyskic# $ pobyt w konwikcie c#odzi za szczeg!n rekomendacj. (ztery !ata tem wzg!dy te skoniy pastwa 01r!essw, aby !ec ambitnym na!eganiom syna i wystara) si o jego przyjcie do instyt t . 0a decyzja kosztowaa potem sporo ez. %a!edwie bowiem zamkna si za nim nieodwoa!ni brama instyt t , may 01r!ess zacz cierpie) na strasz!iw, gorc nosta!gi. -ni godziny !ekcji, ani zabawy na roz!egyc#, b jnyc# m rawac# park , ani inne rozrywki, jakic# konwikt ycza swym wyc#owankom, nie potra,iy go zaj). za!edwie w nic# czestniczy. 2idzia wszystko jakby przez zason i nawet za dnia nieraz z tr dem przyc#odzio m zawsze w'rd ez. /isywa nieoma! codziennie !isty do dom i y jedynie w tyc# !istac#. 2szystko inne, co robi, wydawao m si ty!ko nie c#wytnym jak cie, nie majcym znaczenia dzianiem si $ obojtne stacje niby cy,ry godzin na tarczy zegara. -!e gdy pisa, cz w sobie co' wyrniajcego i eksk! zywnego, niby wyspa pena c downyc# soc i barw co' wyaniao si w nim z morza szaryc# dozna, ktre codziennie napieray na, zimne i obojtne. 3iedy podczas dnia, w trakcie !ekcji czy zabawy my'!a o tym, e wieczorem napisze !ist, mia wraenie jakby nosi na niewidzia!nym ac szk ogrodw. *sob!iwe byo ty!ko to, e owa naga, trawica go cz o') do rodzicw bya d!a niego samego czym' nowym i zaskak jcym. Nie przecz wa jej przedtem" poszed z wasnej c#ci do instyt t , tak, 'mia si, kiedy matka podczas pierwszego poegnania nie moga powstrzyma) ez, i dopiero p+niej, gdy j par dni spdzi sam, cz jc si stos nkowo nie+!e, wyb c#na w nim ona nag!e i ywioowo. 4waa j za nosta!gi, za tsknot za rodzicami. 2 rzeczywisto'ci jednak byo to co' o wie!e bardziej nieokre'!onego i zoonego, bo cz cie to nie zawierao j wa'ciwie 5przedmiot owej tsknoty6 $ obraz rodzicw. Mam na my'!i owo p!astyczne, nie ty!ko trwa!one w pamici, a!e rwnie ,izyczne wspomnienie koc#anej osoby, ktre przemawia do wszystkic# zmysw i tkwi we wszystkic# zmysac#, tak e nie mona czyni) niczego, aby nie pocz ) jej mi!czco i niewidzia!nie swego bok . /rzebrzmiao ono wkrtce niby rezonans, ktry wibr je jeszcze ty!ko krtk c#wi!. 01r!ess nie potra,i na przykad w tym czasie wyczarowa) sobie przed oczyma wizer nk swyc# 5koc#anyc# kryty zoty k! czyk, ktrym $ gdy nikt nie bdzie widzia $ otworzy wrota c downyc# zd si) porczywe kanie" wieczorami zasypia

rodzicw6 $ w ten sposb nazywa ic# przewanie w d c# . 7!ekro) siowa to zrobi), powstawa w nim bezgraniczny b! i tsknota, obezwadniajce go, a jednak przyk wajce do siebie, gdy ic# gorce pomienie bo!ay go i zac#wycay zarazem. My'! o rodzicac# stawaa si przy tym w coraz to wikszej mierze jedynie przypadkowym bod+cem, by stwarza) w nim owo egoistyczne cierpienie, zamykajce go w penej rozkoszy d mie niby w zacisz kap!icy, gdzie przed setkami poncyc# 'wiec i setkami patrzcyc# z obrazw ocz drk samobiczownikw. 3iedy potem jego 5nosta!gia6 osaba i z wo!na si zatracia, ten jej rodzaj zaznaczy si wyra+nie. &ej zniknicie nie dao ostatecznie zadowo!enia, !ecz pozostawio p stk w d szy modego 01r!essa. 7 po tej nico'ci, po tej nie wypenionej p stce pozna, e to, co go op 'cio, to bya nie ty!ko tsknota, a!e co' pozytywnego, jaka' sia d c#owa, co', co wykwito w nim pod pozorem cierpienia. 0eraz jednak wszystko mino, a owo +rdo pierwszej wznio'!ejszej bogo'ci jawnio si dopiero na sk tek wysc#nicia. 2 tym okresie w !istac# 01r!essa zag biy si namitne '!ady b dzcej si d szy, a ic# miejsce zajy szczegowe opisy ycia w instyt cie i nowo pozyskanyc# przyjaci. *n sam cz si przy tym z boay i nagi niczym drzewko, ktre po daremnym jeszcze kwitnieni przeywa pierwsz zim. &ego rodzice jednak by!i z tego zadowo!eni. 3oc#a!i syna mocn, bezmy'!n, zwierzc cz o'ci. 7!ekro) po spdzeni , z nimi ,erii wraca do konwikt , dom wydawa si pani radczyni p sty i wymary, jeszcze przez ki!ka dni po takic# odwiedzinac# c#odzia po pokojac# ze zami w oczac#, t i tam m skajc pieszczot!iwie przedmiot, na ktrym spoczy oczy c#opca ! b ktrego dotkny jego pa!ce. 7 oboje da!iby si d!a syna pokraja) na kawaki. Nieporadne wzr szenie i namitny, party sm tek jego pierwszyc# !istw odcz !i oboje bo!e'nie, wprawiy ic# one w stan wie!kiej tk!iwo'ci, za' pogodna, radosna !ekkomy'!no'), jaka potem nastpia, przywrcia im rado') i w pocz ci , e zosta przezwyciony pewien kryzys, wspiera!i syna w miar swyc# si. -ni t , ani tam nie rozpozna!i symptom d c#owego, raczej zarwno cierpienie jak pewnej znamiennej ,azy rozwoj spokojenie wzi!i za nat ra!ny sk tek 'wityc# rozprasza si kadzido w'rd

danyc# oko!iczno'ci. 4wadze ic# szo, e bya to pierwsza nie dana prba modego, nastawionego na siebie czowieka, si jcego rozwin) swoje siy psyc#iczne.

8 01r!ess cz si w tym okresie bardzo niezadowo!ony i daremnie sz ka czego' nowego, co by mogo s y) m za$ oparcie. /ewien epizod z owego okres c#arakteryz je to, co si wwczas w 01r!essie sposobio, aby si p+niej rozwin). /ewnego dnia mianowicie przyby do instyt t mody ksi 9., poc#odzcy z jednego najstarszyc#, najbardziej konserwatywnyc# i wpywowyc# rodw monarc#ii. 2szyscy inni osdzi!i, e jego agodne oczy s ck!iwe i a,ektowane, sposb, w jaki stojc wys wa jedno biodro, a przy mwieni przebiera powo!i pa!cami, wy'miewa!i, jako babski. %waszcza jednak drwiono z tego, e nie rodzice przywie+!i go do konwikt , a!e jego dotyc#czasowy wyc#owawca, mnic# i doctor t#eo!o$giae. Na 01r!essie jednak mody ksi od pierwszej c#wi!i wywar si!ne wraenie. Moe graa t ro! oko!iczno'), e mia przystp do dwor $ w kadym razie jednak pozna czowieka z penie odmiennego typ . Mi!czenie starego arystokratycznego zamk i nabonyc# praktyk zdawao si jeszcze nosi) nad modym ksiciem. 7dc por sza si z ow mikk gibko'ci, z owym !ekko nie'miaym zweniem i 'cie'nieniem caej postaci, jakie wa'ciwe s ! dziom nawykym kroczy) prosto przez am,i!ad p styc# sa!, gdzie kto' inny zdawaby si ciko obija) o setki niewidocznyc# kantw p stego pomieszczenia. 0ak wic obcowanie z ksiciem stao si d!a 01r!essa +rdem s bte!nej psyc#icznej rozkoszy. 4torowao w nim drog do tego rodzaj znawstwa ! dzi, ktre czy poznawa) dr giego po tonacji gos , po sposobie, w jaki ten bierze co' do rki, nawet po odcieni jego mi!czenia i ,izycznej postawie, z jak wc#odzi do jakiego' pomieszczenia $ sowem, po tym zmiennym, !edwo c#wytnym, a przecie dopiero w peni istotnym sposobie bycia" jaki cec# je d c#owe czowieczestwo, po tej otoczce, ktra spowija c#wytne i wyraa!ne sowem jdro niby nagi szkie!et $ czy poznawa) i rozkoszowa) si tak, e z gry przyjm je si d c#ow osobowo') tamtego. /odczas tego krtkiego okres 01r!ess y jak w idy!!i. Nie odpyc#aa go nawet re!igijno') nowego przyjacie!a, c#ocia d!a niego, ktry poc#odzi z wo!nomy'!nej rodziny mieszczaskiej, bya ona czym' cakiem obcym. /rzyjmowa j raczej bez zastrzee, tak, w jego oczac# stanowia ona nawet szczeg!n za!et ksicia, potgowaa bowiem niejako jego istot, ktr odcz wa jako z penie do swojej niepodobn, a!e zarazem z niczym nieporwnywa!n.

2 towarzystwie ksicia cz si z penie jak w stojcej na bocz kap!icy, a my'!, i wa'ciwie tam nie przyna!ey, nika wobec przyjemno'ci og!dania 'wiata dziennego przez ko'cie!ne witrae, wobec dozwo!enia oczom, by '!izgay si po bez ytecznyc# zoconyc# ornamentac# nagromadzonyc# w d szy tamtego tak d go, a we+mie z niej w siebie niewyra+ny obraz, jak gdyby nie zastanawiajc si nad tym wodzi pa!cem po piknej, !ecz wed g jakic#' dziwacznyc# praw sp!tanej arabesce. /otem nag!e przyszo do zerwania midzy nimi. % powod g pstwa, jak 01r!ess m sia potem przyzna) w d c# . /ewnego raz mianowicie posprzecza!i si mimo wszystko o sprawy re!igijne. 7 w tym momencie wszystko j si wa'ciwie skoczy!i:. ;o jakby nieza!enie od 01r!essa jego roz m natar niepowstrzymanie na s bte!nego ksicia. 01r!ess obsypa go drwinami czowieka rozsdnego, barbarzysko zb rzy ,i!igranowy gmac#, w ktrym d sza tamtego cz a si swojsko... i rozesz!i si w gniewie. *d tego dnia nie przemwi!i ani sowa do siebie. 01r!ess niejasno, e czyni co' bezsensownego, a mg!iste, 'wiadomi sobie poznanie int icyjne

podpowiedziao m , e sztywna miara roz m zniszczya przedwcze'nie co' bardzo de!ikatnego i rozkosznego. ;yo to jednak co', czego nie potra,i opanowa). /ozostaa w nim na zawsze jaka' tsknota za tym, co mino, a!e j zagarn go inny n rt i odda!a coraz to bardziej Nied go potem ksi, ktry nie cz si w konwikcie dobrze, op 'ci zakad. 8 / sto i n dno zrobio si teraz wok 01r!essa. -!e tymczasem by j starszy i z wo!na, niejasno zaczynaa si w nim b dzi) dojrzao') seks a!na. 2 tej ,azie swego rozwoj pozawiera odpowiednie nowe przyja+nie, ktre potem miay d!a niego nabra) ogromnej wagi. 0ak zaprzyja+ni si z ;einebergiem i Reitingiem, z Motem i 9o,meierem, tymi wa'nie modymi ! d+mi, w towarzystwie ktryc# odprowadza dzi' rodzicw na stacj. *sob!iwym zbiegiem oko!iczno'ci by!i to ak rat najgorsi z jego rocznika, wprawdzie ta!entowani i oczywi'cie take z dobryc# domw, a!e niekiedy a barbarzysko dzicy i nie$poskromieni. 0o, e wa'nie ic# towarzystwo pocigao 01r!essa, miao sw przyczyn w jego wasnej niesamodzie!no'ci, ktra wzrosa ogromnie, odkd rozszed si z ksiciem. 2ynikao to nawet w !inii prostej z owego rozej'cia si, bo $ podobnie jak ono $ oznaczao trwog przed zbyt s bte!n

cz ciowo'ci, od ktrej odbijaa nat ra nowyc# ko!egw, zdrowa, jdrna, pogodzona z yciem. 01r!ess podda si cakowicie ic# wpywowi, jego psyc#iczna syt acja przedstawiaa si bowiem obecnie mniej wicej tak. 2 jego wiek przeczytanyc# w gimnazj m <oet#ego, =c#i!!era, =zekspira, wspczesnyc#. Na poy przetrawione spywa to potem znow ma si j moe nawet

z cz bkw pa!cw,

powstaj rzymskie tragedie ! b cz ostkowa !iryka kroczca w szacie zawiej i nie koczcej si interp nkcji niczym w de!ikatnyc# a rowyc# koronkac#. sprawy same w sobie i d!a siebie 'mieszne, d!a da!szego rozwoj majce bezcenn warto'). *we z zewntrz przyc#odzce asocjacje i zapoyczone cz cia bowiem przenosz modyc# ! dzi ponad niebezpiecznie grzskim gr ntem d c#owym tyc# !at, kiedy czowiek powinien d!a siebie samego j co' znaczy), a jednak jest jeszcze zbyt niedojrzay, aby naprawd co' znaczy. (zy przej'ciowym. <dyby wtedy widzi ty!ko prni. 0ej i! zji, tego trik sprzyjajcego rozwojowi brak byo w instyt cie. ;ib!ioteka konwikt zawieraa wprawdzie k!asykw, ci jednak c#odzi!i za n dnyc#, a poza tym znajdoway si w niej ty!ko tomiki sentymenta!nyc# powie'ci i pozbawione dowcip # moreski wojskowe. Mody 01r!ess, opanowany po prost dz !ekt ry, przeczyta je wszystkie, to i owo bana!nie cz e wyobraenie jednej czy dr giej powie'ci tkwio w nim jeszcze czas jaki', a!e wpyw , jakiegoko!wiek wpyw , na jego c#arakter nie wywaro. %dawao si wwczas, e nie posiada w og!e c#arakter . /od wpywem tej !ekt ry pisywa na przykad czasami krtkie opowiadania ! b zaczyna tworzy) romantyczny epos. 2 podnieceni oczy byszczay. %a!edwie jednak odoy piro, podniecenie w pewnym sensie znikao" jego mys oywia si ty!ko w dziaani . >!atego kadej c#wi!i, na zawoanie, potra,i napisa) wiersz ! b opowie')., /odnieca si przy tym, a!e mimo to nie bra tej czynno'ci na serio, wydawaa m si niewana. Nic z niej nie przec#odzio na jego osob i nie poc#odzio od niego. 0y!ko pod jakim' zewntrznym nakazem miewa wywoanym miosnymi cierpieniami bo#aterw po!iczki jego nabieray ko!orw, p !s by przyspieszony, a jednyc# pozostanie co' z tego na p+niej, kaza) takiem innyc# nic $ obojtne, kady j si sam z sob pora, niebezpieczestwo istnieje ty!ko w okresie modziecowi 'mieszno') jego osoby, ziemia zapadaby si pod nim ! b r nby w d jak przeb dzony ! natyk, ktry nag!e

doznania wykraczajce poza obojtno'), podobnie jak aktor potrzeb je na to przym s ro!i. ;yy to reakcje czysto mzgowe. 0o jednak, co odcz wa si jako c#arakter ! b d sz, !ini wytyczn ! b tonacj czowieka, w kadym razie to, wobec czego my'!i, decyzje i czyny wydaj si mao znaczce, przypadkowe i wymienne, to, co na przykad czyo 01r!essa. z? ksiciem poza caym roz mowym osdem $ owo ostateczne niezmienne to $ w tym czasie zaniko 01r!essa z penie. 4 jego ko!egw rado') sport , anima!no') istnienia nie pozwa!ay odcz wa) potrzeby czego' takiego" podobn ro! w gimnazj m spenia zabawa w !iterat r. 01r!ess jednak by d!a pierwszej z tyc# spraw mysowo zbyt rozwinity, wobec dr giej wykazywa owo przenik!iwe wycz cie 'mieszno'ci takic# zapoyczonyc# sentiments, ktre rodzi ycie, w instyt cie wsk tek stawicznego przym s gotowo'ci do ktni i wa!ki na pi'ci. 0ak wic jego istota6 zac#owaa w sobie co' nieokre'!onego, jak' wewntrzn bezradno'), ktra nie pozwa!aa m odna!e+) drogi do samego siebie. /rzysta do swyc# nowyc# przyjaci, bo imponowaa m ic# dziko'). /oniewa by ambitny, od czas do czas prbowa nawet przewyszy) ic# pod tym wzg!dem -!e za kadym razem zatrzymywa si w p drogi, naraajc si wsk tek tego niejeden raz na drwin. 0o go na nowo onie'mie!ao. 2 tej krytycznej ,azie cae jego ycie skadao si wa'ciwie z ponawianyc# wci tyc# siowa. &e'!i w tym czasie odwiedza!i go rodzice, dopki by!i sami, by cic#y i nie'miay. %awsze pod jakim' pretekstem c#y!a si od cz yc# pieszczot matki. 2 rzeczywisto'ci c#tnie by si im podda, !ecz wstydzi si, jak gdyby '!edziy go oczy ko!egw. Rodzice kad!i jego zac#owanie na karb nieporadno'ci wiek przej'ciowego. /o po dni zjawiaa si caa #aa'!iwa gromada. <rano w karty, jedzono, pito, opowiadano anegdotki o pro,esorac# i pa!ono papierosy, ktre radca przywozi ze sto!icy. 2esoo') ta cieszya i spokajaa rodzicw. Nie zdawa!i sobie sprawy, e 01r!ess przeywa rwnie inne godziny. 2 ostatnic# czasac# coraz czstsze. ;yy c#wi!e, kiedy ycie w instyt cie obojtniao m cakiem, spoiwo jego trosk codziennyc# roz! +niao si, a godziny ycia, wewntrznie siowa, aby sprosta) swym bardziej mskim, dzikim przyjacioom, oraz z gbokiej wewntrznej obojtno'ci d!a

nie powizane, rozpaday si. Nieraz siadywa d go w pospnej zad mie, jakby poc#y!ony nad samym sob, 8 0ym razem take rodzice przyjec#a!i na dwa dni. &edzono, pa!ono, rzdzono przejadk powozem, a teraz pospieszny mia znow za wie+) pastwa 01r!essw do sto!icy. @ekki st kot szyn zwiastowa zb!ianie si pocig , sygnay dzwonka Ana dac# dworca d+wiczay nie baganie w szac# pani rad$czyni. $ - wic, mj drogi, bdzie pan waa na mojego c#opca, prawdaB $ zwrci si radca 01r!ess do modego barona ;eineberga, wysokiego, ko'cistego modzieca o potnie odstajcyc# szac#, a!e wyrazistyc#, mdryc# oczac#... Mody 01r!ess skrzywi si niec#tnie, ;eineberg za' poc#!ebiony, z !ekk, zo'!iw ciec#. $ 2 og!e $ zwrci si radca do pozostayc# $ c#ciabym prosi) was wszystkic#, aby'cie mnie natyc#miast zawiadomi!i, gdyby moje m synowi co' si przydarzyo. 0a waga wywabia jednak z st 01r!essa pytanie, zadane tonem niesyc#anie zn dzonym. $ -!e, papo, co mogoby mi si przydarzy)B $ /rzywyk jednak j do tego, e przy kadym poegnani m si 'cierpie), tego rodzaj trosk!iwo'). 3o!edzy st kn!i tymczasem obcasami, przyciskajc z powag mae, misterne szpady do bokw j a radca doda. $ Nigdy nie mona wiedzie), co si zdarzy, i spokaja mnie my'!, e zostan natyc#miast o wszystkim powiadomiony. *statecznie moe zdarzy) si i tak, e co' przeszkodzi ci w pisani . /ocig zajec#a. Radca 01r!ess 'cisn syna, pani Con 01r!ess zasonia woa!k szcze!niej twarz, aby kry) zy, ko!edzy $ jeden po dr gim $ podzikowa!i, potem kond ktor zatrzasn drzwi wagon . Raz jeszcze pastwo 01r!essowie jrze!i wysok, nag ty!n 'cian instyt t , potny, d gi m r otaczajcy park, a potem z !ewej i prawej strony s ny j ty!ko szarobr natne po!a i pojedyncze drzewa owocowe. 8 Modzi ! dzie op 'ci!i tymczasem dworzec i niewie!e z sob mwic, sz!i w 'miec#n si, mi!e

stron miasta gsiego po ob

stronac# drogi, w ten sposb

nikajc przynajmniej

najbardziej gstego i !epkiego k rz . Mina godzina pita i nad po!ami zawisn c#d i powaga niby zwiast ny wieczor . 01r!essowi zrobio si bardzo sm tno. Moe przyczyn tego by odjazd rodzicw, moe bya to jednak ty!ko owa g c#a, odpyc#ajca me!anc#o!ia, jaka w tej c#wi!i zaciya na cae i przyrodzie na od!ego') ki!k barwami. 0a sama strasz!iwa obojtno'), ktra j przez cae po dnie kada si na wszystkim dokoa, peza teraz nad ziemi, a za ni s na !epka mga, czepiajca si podorywek i oowianoszaryc# p! b raczanyc#. 01r!ess nie patrzy w prawo ani w !ewo, a!e wycz wa to. 3rok za krokiem wc#odzi w '!ady rozwierajce si w k rz drogi pod nog poprzednika i tak to odcz wa, jakby tak by) m siao, jakby kamienny przym s cae jego ycie poc#wyci i 6zawzi w tym r c# $ krok za krokiem $ do tej jednej !inii, do tej jednej wskiej sm gi, cigncej si w k rz drogi. 3iedy zatrzyma!i si na skrzyowani , gdzie inna droga spywaa z ic# drog w okrgy wydeptany p!acyk i gdzie zb twiay drogowskaz krzywo stercza w gr, owa !inia przeciwstawna otoczeni podziaaa na 01r!essa jak krzyk rozpaczy. =z!i da!ej. 01r!ess my'!a o rodzicac#, o znajomyc#, o yci . * tej porze ! dzie stroj si na przyjcia towarzyskie ! b postanawiaj pojec#a) do teatr . /otem idzie si do resta racji, s c#a koncert kape!i, wstp je do kawiarni. %awiera si interes jc znajomo'). Mia przygoda trzym je w oczekiwani a do rana. % ycia, niczym spod c downego koa, toczy si coraz to co' nowego, nieoczekiwanego... 2estc#n na my'! o tym i z kadym krokiem zb!iajcym go do ciasnoty instyt t co' C nim 'ciskao si coraz mocniej. & teraz d+wicza m oznacza kres dnia. Niczego wprawdzie nie przeywa i $ycie jego t!io si w cigej obojtno'ci, a!e w sygna dzwonka przydawa tem jeszcze szyderstwa, powodowa drenie bezsi!nej w'cieko'ci na siebie samego, na swj !os i pogrzebany dzie. 0eraz niczego j nie moesz przey), podczas dw nast godzin niczego nie moesz przey), na dwana'cie godzin jeste' martwy $ to by sens tego dzwonka. w szac# znak dzwonka. Niczego nie obawia si bowiem bardziej ni tego dzwonka, ktry nieodwoa!nie, niby br ta!ne cicie noa, krokw zacieraa ksztaty przedmiotw przytaczajcymi matowymi

8 3iedy gromadka modyc# ! dzi wesza pomidzy pierwsze niskie, podobne do c#at domki, g c#e zad manie stpio. 01r!ess jakby z ob dzonym nag!e wag, patrzy w d szne wntrza zainteresowaniem podnis gow i wytajc

niskic#, br dnyc# zab dowa, obok ktryc# przec#odzi!i. /rzed drzwiami wie! domw stay kobiety w kieckac# i zgrzebnyc# kosz !ac# $ kobiety o szerokic#, zawa!anyc# botem, bosyc# stopac# i nagic#, spa!onyc# na brz ramionac#. &e'!i byy mode i jdrne, !eciao w ic# stron niejedno tgie, sowiaskie, artob!iwe swko. Na widok 5modyc# panw6 szt rc#ay si i c#ic#otay, t i wdzie ktra' z nic# krzykna, gdy w przej'ci kto' otar si zbyt mocno o jej piersi ! b na k!a'nicie w do odpowiadaa ze 'miec#em wyzwiskiem. Niektre spog!day ty!ko z gniewn powag za modziecami, c#op za', je'!i przypadkiem zna!az si przed domem, 'miec#a si zakopotany, na poy niepewnie, na poy dobrod sznie. 01r!ess nie swyc# ko!egw. /rzyczyn tego bya cz'ciowo pewna nie'miao') w sprawac# seks a!nyc#, wa'ciwa niema! wszystkim jedynakom, przede wszystkim jednak szczeg!ny rodzaj jego predyspozycji zabarwionyc# ni mysowyc#, bardziej skrytyc#, si!niejszyc# i mroczniej jego przyjaci, ktre tr dniej si te jawniay. czestniczy w tej r basznej, przedwcze'nie dojrzaej msko'ci

/odczas gdy tamci bezwstydnie artowa!i z kobietami, raczej aby 5zada) szyk 6 ni z podania, d sz mi!czcego modego 01r!essa rozdziera i smaga prawdziwy bezwstyd. /rzez mae okienka i kanciaste, wskie wrota spog!da w gb domw wzrokiem tak rozpa!onym, e przed oczyma taczya m stawicznie de!ikatna sie). Nagie prawie dzieci tarzay si w gnoj podwrzy, t i tam spdnica prac jcej kobiety odsaniaa ko!ana ! b cika pier' prya si jdrnie pod ,adami kosz !i. 7 $ jak gdyby to wszystko rozgrywao si w z penie innej, zwierzcej, przytaczajcej atmos,erze, z sieni domw pyno cikie, d szne powietrze, ktre 01r!ess apczywie wdyc#a. /rzyszy m na my'! stare obrazy widziane w m zeac#, ktryc# nie mg zroz mie). (zeka na co', podobnie jak czeka zawsze przed tymi obrazami na co', co si nigdy nie wydarzyo. Na co...B Na co' zaskak jcego, nigdy dotyc#czas nie

widzianego" na jaki' niesyc#any widok, jakiego nie potra,i sobie wca!e wyobrazi), na co' o przera+!iwej, zwierzcej zmysowo'ci, co', co go miao poc#wyci) w szpony Di caego rozszarpa)" na przeycie, ktre w jaki' niejasny sposb m siaoby mie) zwizek z br dnymi ka,tanami tyc# kobiet, z ic# szorstkimi rkami i niskimi izbami... z wa!aniem si w gnoj podwrzy... Nie, nieD $ w tej c#wi!i cz j ty!ko ognist siatk przed oczyma $ sowa tego nie wypowiedz" wca!e nie jest tak +!e, jak mwi sowa" to jest cakiem nieme $ dawice cz cie w krtani, my'! !edwie za waa!na i ty!ko wwczas, gdy pragnie si j j) w sowa, tak to wyc#odzi. -!e wtedy jest to ty!ko od!ege podobiestwo, jak w ogromnym powikszeni , gdzie nie ty!ko wida) wszystko wyra+niej, !ecz nawet rzeczy, ktryc# wca!e nie ma... Mimo to byo m wstyd. $ ( to, tskni c#opczynaB $ zagadn go nag!e drwico wysoki, starszy o dwa !ata Reiting, ktry za way mi!czenie i pociemniae oczy 01r!essa. 0en 'miec#n si szt cznie i z przym sem, mia wraenie, e zo'!iwy Reiting pods c#a, co dzieje si w jego d szy. Nie odpowiedzia. 0ymczasem dosz!i na kwadratowy p!ac ko'cie!ny, wybr kowany kocimi bami, i t taj si rozsta!i. 01r!ess z ;einebergiem nie c#cie!i jeszcze wraca) do instyt t . 7nni nie mie!i zezwo!enia na d szy pobyt poza zakadem i m sie!i i') do dom .

2esz!i do c kierni. 4sied!i przy maym sto!ik z okrgym b!atem, przy oknie wyc#odzcym na ogrd, pod gazowym kande!abrem, ktrego 'wiata spoza m!ecznyc# k cic#o syczay. Rozsied!i si wygodnie, kaza!i sobie napenia) kie!iszki coraz to inn wdk, pa!i!i papierosy, jed!i ciastka i de!ektowa!i si, e s jedynymi go')mi. (o najwyej w da!szyc# pomieszczeniac# siedzia jaki' samotny go') przed kie!iszkiem wina" w sa!ce na ,roncie byo cic#o, nawet zaywna, pos nita j w !atac# wa'cicie!ka .c kierni zdawaa si drzema) za !ad. 01r!ess patrzy od niec#cenia przez okno $ w p sty ogrd, ktry z wo!na zmierzc#a. ;eineberg opowiada. * 7ndiac#. &ak zwyk!e. -!bowiem jego ojciec, ktry by generaem, przebywa w tym kraj za mod jako o,icer w s bie angie!skiej. 7 nie ty!ko jak inni E ropejczycy przywiz by stamtd rze+by, tkaniny i mae stat etki bokw, a!e odcz i zac#owa w d szy co' z tajemniczyc#, dziwnyc# mrokw ezoterycznego b ddyzni . /rzenis na syna j od dziecka to, co tam pozna i potem z peni !ekt r. % !ekt r zreszt bya niego sprawa osob!iwa. ;y o,icerem kawa!erii i w og!e nie ! bi ksiek. 2 rwnej mierze gardzi powie'ciami co ,i!ozo,i. <dy czyta, nie c#cia zastanawia) si, nie my'!a o prob!emac#, a!e, otwierajc ksik, od raz pragn wnikn) $ niby przez tajemn , rtk $ w sam 'rodek wybranyc# zagadnie. M siay to by) ksiki, ktryc# samo posiadanie byo j jakby tajemnym znakiem i rkojmi nadziemskic# objawie, a to znajdowa jedynie w ksigac# ,i!ozo,ii #ind skiej, ktre nie byy d!a niego po prost czarodziejskie ksigi 'redniowiecza. % takimi to ksigami zamyka si wieczorami w zdrowy, energiczny czowiek, ktry rygorystycznie peni sw s b, a poza tym sam jeda prawie codziennie swoje trzy wierzc#owce. Na c#ybi tra,i wysz kiwa jakie' miejsce i rozmy'!a, czy nie objawi m si ak rat tego dnia jego najtajniejszy sens. 7 nigdy nie by rozczarowany, c#ocia czsto zdawa sobie spraw, e nie dotar da!ej ni do przedsionka 'wityni. 0ak wic dokoa tego y!astego, opa!onego czowieka, nawykego do przebywania na 'wieym powietrz nosio si co' niby roczysta tajemnica. &ego dr zgoccego, wie!kiego przekonanie, e codziennie znajd je si w przededni ksikami, !ecz objawieniami, rzeczywisto'ci $ dzieami o niezwykym znaczeni , podobnie jak a!c#emiczne i

odkrycia, dawao m pewn skryt wyszo'). &ego oczy nie byy marzycie!skie, !ecz twarde i spokojne. 7c# wyraz ksztatowao przyzwyczajenie czytania w ksigac#, w ktryc# nie mona przes n) adnego sowa, nie niszczc krytego sens , ostrone, pene szac nk odwaanie kadego zdania wed!e jego sens i podwjnego znaczenia. Niekiedy ty!ko jego my'!i g biy si w zmierzc#ani dobrot!iwej me!anc#o!ii. >ziao si to wwczas, gdy rozmy'!a o tajemnym k !cie zwizanym z oryginaami !ecyc# przed nim ksig, o c dac#, jakie z nic# bray pocztek i poryway tysice, tysice ! dzi, ktrzy na sk tek wie!kiej od!ego'ci, jaka dzie!ia go od nic#, wydawa!i m si obecnie jak bracia, podczas gdy gardzi ! d+mi ze swego otoczenia, widzc ic# ze wszystkimi szczegami. 2 takic# c#wi!ac# bywa zniec#cony. /rzygnbiaa$go my'!, e skazany jest na ycie, ktre pywa z da!a od +rde 'wityc# mocy, a jego wysiki skazane s moe na to, by osabn) w nieasce oko!iczno'ci. <dy jednak sm tny siedzia tak c#wi! nad swymi ksigami, dziwnie robio m si na d szy. &ego $me!anc#o!ia nie tracia wprawdzie nic ze swego ciar , przeciwnie, sm tek jej potgowa si jeszcze" a!e nie ciy m j . (z si bardziej ni kiedyko!wiek krya si jaka' s bte!na bstw . samotny i na straconej pozycji, a!e w tym smtk 2wczas w jego oczac# mg prze!otnie sza!estwo re!igijnej ekstazy. 8 ;eineberg zmczy si gadaniem. /ortret dziwnego ojca y w nim w znieksztaconym powikszeni . 2prawdzie zac#owa si kady rys, a!e to, co tamtego byo pierwotnie moe jedynie kaprysem, przez eksk! zywno'), trzymywanym i potgowanym syna wyroso w ,antastyczn nadziej. *wa wa'ciwo'), ktra

przyjemno'), d ma, e robi co' odmiennego, e s y niezroz miaem

kaza) si bysk, ktry przypomina

ojca oznaczaa w gr ncie rzeczy moe ty!ko ostatni azy! indywid a!no'ci, jaki kady czowiek $ c#o)by ty!ko przez wybr swego brania $ m si sobie stworzy), aby mie) co'" co go wyrnia od innyc#, syna przerodzio si w niewzr szon wiar, e za pomoc niezwykyc# si d c#owyc# moe sobie zapewni) wadztwo. 01r!ess zna na pami) to gadanie. /rzec#odzio mimo niego, nie wzr szao go. *dwrci si znow na p od okna i obserwowa ko!eg, ktry skrca sobie papierosa. 7 znow pocz ow dziwn niec#) do tamtego, jaka c#wi!ami w nim narastaa. 0e wskie, 'niade rce, ktre w tej c#wi!i zrcznie zawijay tyto w bib k, byy wa'ciwie pikne. =zcz pe pa!ce, owa!ne, adnie sk!epione paznokcie $ byo w

nic# co' wytwornego, tak samo w ciemnopiwnyc# oczac#. Rwnie w wyd onej sm ko'ci caego ciaa. (o prawda szy mocno odstaway, twarz bya maa i o niereg !arnyc# rysac#, a og!ne wraenie, jakie sprawiaa gowa, przypominao epek nietoperza. - jednak $ 01r!ess cz to wyra+nie, odwaajc szczegy za i przeciw $ nie te brzydkie, raczej te doskona!sze niepokoiy go !ak dziwnie. (# do') ciaa $ sam ;eineberg zwyk by wyc#wa!a) sta!owo sm ke nogi #omeryckic# zawodnikw jako swj idea $ na 01r!essa nie dziaaa w og!e w ten sposb. >otyc#czas nie zdawa sobie z tego sprawy, w tej c#wi!i za' nie przyc#odzio m na my'! adne zadowa!ajce porwnanie. (#tnie spojrzaby badawczo na ;eineberga, !ecz tamten za wayby to zaraz i 01r!ess m siaby wda) si z nim w rozmow. -!e wa'nie gdy tak na p patrzy na niego, a na p z penia obraz w wyobra+ni, derzya go pewna rnica. 3iedy w my'!ac# obnay to ciao, nie mg wyobrazi) sobie spokojnej sm ko'ci, przed oczyma jawiy si raczej niespokojne, wijce si r c#y, powykrcane koczyny i skrzywiony krgos p, takie, jakie zna!e+) mona na staryc# obrazac# przedstawiajcyc# mczennikw ! b w groteskowyc# widowiskac# jarmarcznyc# aktorw. 0ake rce, ktre przecie rwnie dobrze mg r c#!iwo'ci. 7 wa'nie na nic#, c#o) wa'ciwie byy trwa!i) w pamici pod ;eineberga tym, co wraeniem jakiego' ksztatnego gest , teraz nas way m jedynie my'! o skrztnej najpikniejsze, skoncentrowaa si najwiksza niec#) 01r!essa. Miay w sobie co' rozwizego $ to byo odpowiednie sowo. (o' rozwizego tkwio rwnie we wraeni skrzywionyc# r c#w, jakie wykonywao ciao. 2 rkac# zdawao si ty!ko to co' sk pia) i z nic# promieniowa) niby przecz cie dotknicia, ktre dreszczem wstrt przejo 01r!essa. =am zdziwi si i przestraszy tym pomysem. ;o j po raz wtry tego dnia zdarzyo si, e co' pciowego wcisno si w jego my'!i $ niespodzianie i bez zasadnionego zwizk . ;eineberg wzi gazet i teraz 01r!ess mg go dokadnie obserwowa). 2 istocie tr dno byoby zna!e+) w nim co', co by c#o) w pewnej mierze mogo sprawied!iwi) nage wyonienie si podobnyc# asocjacji my'!owyc#. - jednak cz cie niesmak na przekr wsze!kim zasadnieniom byo coraz ywsze. Nie pyno jeszcze dziesi) min t mi!czenia midzy nimi, a 01r!ess cz , jak niec#) potg je si w nim do ostateczno'ci. /o raz pierwszy zdawa si w tym wyraa) pewien zasadniczy nastrj, pewien zasadniczy stos nek midzy nim a ;einebergiem, obecna, czajca si od pocztk nie ,no') zdawaa si naraz wznosi) do 'wiadomego

odcz cia. =yt acja midzy nimi zaostrzaa si coraz bardziej. 01r!essowi cisny si na sta obe!gi, d!a ktryc# nie znajdowa sw. &aki' wstyd, jak gdyby midzy nim a ;einebergiem istotnie co' zaszo, b dzi w nim niepokj. /a!cami zacz nerwowo bbni) po pycie sto . 2 koc , by pozby) si tego dziwacznego 9 tan , pocz znow wyg!da) przez okno. ;eineberg oderwa wzrok od gazety, potem przeczyta jaki' dziennik i ziewn. 2raz z mi!czeniem prysn przym s cicy na 01r!essie. =owa bez znaczenia spyny do reszty po tej c#wi!i, zgasiy j. ;yo to nage, wane ws c#iwanie, po ktrym nastpia dawna obojtno'). $ 7!e mamy jeszcze czas B $ spyta. $ >wie i p godziny. % dreszczem sk !i ramiona" znow pocz obezwadniajc moc ciasnoty, ktra go oczekiwaa. Rozkad godzin, codzienne obcowanie z ko!egami. Nie bdzie nawet tej niec#ci do ;eineberga, jaka przez mgnienie oka zdawaa si stwarza) now syt acj. $ - co mamy dzi' na ko!acjB $ Nie wiem. $ - jakie przedmioty na j troB $ Matematyka. $ *c#D Mamy co' zadaneB $ 0ak. /ar nowyc# zada z trygonometrii. Rozwiesz je na pewno, nie ma w nic# nic szczeg!nego. $ - potemB $ Re!igia. $ Re!igia. -c# tak. 0o znow co' takiego... =dz, e gdybym ak rat mia wen, mgbym rwnie dobrze dowodni), e dwa razy dwa jest pi), jak to, e moe istnie) ty!ko jeden ;g. ;eineberg spojrza na niego drwico. $ &este' w tyc# rzeczac# po prost 'mieszny. 2ydaje mi si niema!, e tobie samem sprawia to przyjemno'), przynajmniej taki zapa ponie w twoic# oczac#. $ (zem by nieB (zy to nie '!iczneB %awsze istnieje pewien p nkt, w ktrym stp, odoy

czowiek przestaje wiedzie), czy jeszcze kamie, czy te to, co wymy'!i, nie jest prawdziwsze od niego samego. $ &ak toB $ No, nie bior tego dosownie. % pewno'ci zawsze wie si, e si b!ag je" mimo to czowiekowi samem sprawa wydaje si czasem tak wiarogodna, e mi!knie, sc#wytany jak gdyby w potrzask wasnyc# my'!i. $ >obrze. -!e co ci przy tym sprawia przyjemno')B $ 2a'nie to, czowiek doznaje przy tym jakby wstrzs , ogarnia go przeraenie, zawrt gowy. $ -c# przesta, to przecie zabawa. $ 2ca!e nie twierdz czego' przeciwnego. -!e bd+ co bd+ w caej szko!e to jest d!a mnie najbardziej interes jce. $ 2ic rodzaj gimnastyki mysowejB -!e 5ce! w tym nie widz. $ Nie $ odpar 01r!ess, spog!dajc znow w ogrd. %a swymi p!ecami, da!eko, sysza ryczenie gazowyc# pa!nikw. F!edzi cz cie, ktre me!anc#o!ijnie jak mga w nim powstawao. $ Nie ma w tym ce! . Masz racj. -!e nie wo!no tego sobie mwi). &aki jest wa'ciwie rei tego wszystkiego, co przez cay dzie robimy w szko!e, co mamy z tegoB My'! co' d!a ciebie, roz mieszB 2ieczorem wie si, e znow przeyo si dzie, na czyo si tego i owego, wypenio rozkad godzin, a!e przy tym wszystkim czowiek pozostaje p sty $ to mam na my'!i, cz j, jak by to powiedzie), wewntrzny gd... ;eineberg bkn co' o )wiczeni , przygotowani d c#a, niemono'ci zaczcia czego', a p+niej... $ /rzygotowa)B Gwiczy)B /o coB (zy wiesz co' pewnegoB 0y moe si czego' spodziewasz, a!e i d!a ciebie wszystko jest niepewne. 0o jest tak. wieczne czekanie na co', o czym nie wiemy nic wicej jak to, e na to czekamy... &akie to n dne. $ N dne... $ zawtrowa przecig!e ;eineberg koyszc gow. 01r!ess wci jeszcze patrzy w ogrd. Mia wraenie, e syszy sze!est zwidyc# !i'ci noszonyc# wiatrem. /otem nastaa c#wi!a najbardziej, intensywnej ciszy, jaka poprzedza zawsze zapadanie z penej ciemno'ci. %dawao si, e ksztaty, ktre zapaday si, coraz gbiej w zmierzc#, i barwy, ktre si rozpyny, na c#wi! jakby wstrzymay oddec#, zamary... $ = c#aj, ;eineberg $ powiedzia 01r!ess nie odwracajc gowy $ o zmierzc# istnieje c#yba zawsze par c#wi! bardzo szczeg!nyc#. 7!ekro) to obserw j, nawiedza

mnie zawsze to samo wspomnienie. ;yem jeszcze dzieckiem, kiedy pewnego raz o takiej godzinie bawiem si w !esie. = ca odda!ia si, nie wiedziaem o tym, wydawao mi si, e cz j j w pob!i . Nag!e co' zm sio mnie do podniesienia ocz . /ocz em, e jestem sam. %robio si nag!e tak cic#o. - gdy si rozejrzaem, zdawao mi si, e drzewa stoj mi!czcym krgiem wok mnie i patrz na mnie. Rozpakaem si. /ocz em si tak bardzo op szczony przez dorosyc#, wydany na p martwym tworom... (o to takiegoB Nieraz cz j to znow mowa, ktrej nie syszymy. $ Nie wiem, co masz na my'!i. -!e czem przedmioty nie mogyby mwi)B 2szak nie moemy nawet z ca pewno'ci twierdzi), e nie posiadaj d szy. 01r!ess nie odpowiedzia. =pek !atywne roz mowanie ;eineberga nie podobao m si. $ (zem wci jeszcze patrzysz przez oknoB $ zapyta tamten po c#wi!i. $ (o takiego tam widziszB $ My'! wci jeszcze o tym, co to moe by)B $ 2 rzeczywisto'ci my'!a j o czym' innym, do czego nie c#cia si przyzna). 2ie!kie napicie, nas c#iwanie wanej tajemnicy i odpowiedzia!no') za to, e spojrza w nie nazwane jeszcze zwizki ycia $ wszystko to mg d+wign) ty!ko przez krtk c#wi!. /otem naszo go znow cz cie samotno'ci i op szczenia, ktre nastpowao zawsze po tym zbyt wie!kim wysik . 2ycz wa. t kryje si co', co jest d!a jeszcze za tr dne i jego my'!i pobiegy k czem ' innem , zwizanem z tamtym, a!e niejako ty!ko w t!e i na czatac# $ do samotno'ci. % p stego ogrod t i wdzie zataczy !i') w stron o'wiet!onego okna i na swym grzbiecie nis jasn sm g w mrok. (iemno') zdawaa si rozstpowa) i postpi) naprzd i stan) przed oknami, co,a), aby w nastpnej c#wi!i znow $ owo nage mi!czenie, bdce jak

nier c#oma jak m r. 0a ciemno') bya 'wiatem d!a siebie. Niby rj czarnyc# wrogw spada na ziemi, zabia ! b przegnaa ! dzi, a!bo czynia co', co wymazao wsze!ki '!ad po nic#. 7 01r!ess mia wraenie, e cieszy si z tego. Nie ! bi w takiej c#wi!i ! dzi dorosyc# i dojrzayc#. Nie ! bi ic# nigdy, gdy nastawaa ciemno'). %wyk by wwczas my'!e), e ! dzi nie ma. Fwiat zdawa si w takic# c#wi!ac# p stym, pon rym domem, a pier' przeszywa dreszcz, jak gdyby m sia bdzi) od pokoj do pokoj $ mroczne pokoje, gdzie nie wiadomo, co kryj kty $ po omack przekracza) progi, ktryc# nie miaa po nim wicej dotkn) stopa ! dzka, a w ktrym' z pokojw

zamkn si nag!e za nim i przed nim drzwi, a on stanie twarz w twarz z wadczyni czarnyc# zastpw. 7 w tym momencie zatrzasn si te zamki wszystkic# innyc# drzwi, przez ktre przeszed, i ty!ko z da!a, przed m rami, cienie ciemno'ci niby czarni e n c#owie sta) bd na stray i trzyma) ! dzi w odda!i. 0o by rodzaj jego samotno'ci, odkd wtedy $ w !esie, gdzie tak paka $ op szczono go. Miaa ona d!a$ niego rok kobiety i czego' nie! dzkiego zarazem. (z j jak kobiet, a!e jej oddec# dawi m przebiegay po cie!e.. *bawia si tyc# ,antazji, 'wiadamia sobie bowiem ic# tajemn rozwizo') i niepokoia go my'!, e podobne wyobraenia mogyby zyska) nad nim coraz to wiksz wadz... -!e nac#odziy go wa'nie wwczas, gdy sdzi, e jest najbardziej sk piony, najczystszy. Mona by rzec $ jako reakcja na te c#wi!e, kiedy przecz wa tk!iwe doznania, ktre wprawdzie j si w nim sposobiy, a!e byy jeszcze przedwczesne w jego wiek . <dy w rozwoj kadej s bte!nej siy mora!nej istnieje taki wczesny .p nkt, kiedy osabia ona d sz, ktrej w przyszo'ci bdzie moe naj'mie!szym do'wiadczeniem $ jak gdyby najpierw jej sz kajce korzenie m siay opa') i rozry) gr nt, ktry potem maj mocni) $ d!atego to modziecy z wie!k pokorzenia. $4podobanie przyszo'ci posiadaj przewanie przeszo') bogat w piersi, jej twarz bya wir jcym wspomnieniem wszystkic# ! dzkic# twarzy, a r c#y jej rk dreszczami, jakie m

01r!essa do pewnyc# nastrojw byo pierwszym napomknieniem d c#owego rozwoj , ktry potem jawni si jako ta!ent zd miewania si. /+niej bowiem zawadna nim osob!iwa wrcz zdo!no'). (o' zm szao go do przeywania wydarze, ! dzi, rzeczy, tak, nieraz nawet samego siebie w taki sposb, e miewa przy tym cz cie zarwno nierozwiza!nej obco'ci, jak te niewyt macza!nego, nigdy w peni nie sprawied!iwionego powinowactwa. 2szystkie te sprawy wydaway m si cakiem zroz miae, wrcz dotyka!ne, jednak nie daway si bez reszty rozp 'ci) w sowac# i my'!ac#. Midzy wydarzeniami a jego 5ja6, nawet midzy jego wasnymi cz ciami a jakim' najwewntrzniejszym 5ja6, podajcym ic# zroz mienia, wystpowaa zawsze !inia graniczna, ktra niby #oryzont co,aa si przed jego pragnieniem, im bardziej si do niej zb!ia. 0ak, im dokadniej ogarnia my'! swoje doznania, im bardziej staway m si znane, tym bardziej zarazem byy m obce i niepojte, a wydao si, e to nie one co,aj si przed nim, a!e e on sam odda!a si od nic#, a przecie nie potra,i otrzsn) si z przywidzenia, e si do nic# zb!ia. *wa dziwna, niepojta sprzeczno') wypenia p+niej spory sz!ak jego

d c#owego rozwoj , rozdzieraa m d sz, zagraajc jej d go jako najwaniejszy prob!em. Na razie brzemi tyc# wa!k zwiastowao jednak ty!ko czste, nag!e przyc#odzce zn enie, straszc 01r!essa j naprzd, i!ekro) z jakiego' osob!iwego, wtp!iwego nastroj $ jak przed c#wi! $ wyaniao si jego przecz cie. 2tedy wydawa si sobie bezsi!ny jak wiezie jak kto' poniec#any, kto' odgrodzony od innyc# i od siebie" mgby wwczas krzycze) w p stce i rozpaczy, a!e miast tego odwraca si jakby od tego s rowego, penego oczekiwania, drczonego i zn onego czowieka w sobie i $ jeszcze przestraszony t nag rezygnacj, a j zac#wycony jej ciepym grzesznym oddec#em $ nas c#iwa szepczcyc# gosw, jakie miaa d!a samotno'). Nag!e 01r!ess zaproponowa, aby zapaci!i. 2 oczac# ;eineberga bysno zroz mienie" zna ten nastrj. 01r!essa przejo to wstrtem. &ego niec#) do ;eineberga oya na nowo, pocz si z#abiony wsp!not z tamtym. -!e to j na!eao do tego rodzaj c#wi!. 9aba jest jedn samotno'ci wicej, jest nowym, pon rym m rem. Nie odzywajc si do siebie, r szy!i w pewn dobrze im znan drog.

2idocznie w ostatnic# c#wi!ac# spad !ekki deszcz $ powietrze byo parne i wi!gotne, wok !atar draa ko!orowa mga, gdzieniegdzie !'niy c#odniki. 01r!ess przycisn szpad, ktra derzaa o br k, mocno do bok , a!e nawet cic#y st kot obcasw przeszywa go osob!iwym dreszczem. /o pewnym czasie pocz !i pod stopami mikki gr nt" odda!i!i si od centr m miasta i przez szeroki, wiejski trakt sz!i w stron rzeki. (zarna i ociaa, toczya si pod drewnianym mostem, wydajc gbokie, b !goczce tony. =taa t szybami. ;!ask 'wiata, ty!ko jedna jedyna !atarnia z zak rzonymi i rozbitymi ginajcego si migot!iwie pod zrywami wiatr , pada

c#wi!ami na mknc ,a! i rozprasza si na jej grzbiecie. *krge dy!e rozstpoway si pod krokami, toczyy si w przd i w ty. ;eineberg przystan w mi!czeni . /rzeciw!egy brzeg poro'nity by gstymi drzewami, ktre, poniewa droga zbaczaa pod ktem prostym i wioda da!ej wzd rzeki, groziy niby czarna, nieprzenikniona 'ciana. >opiero po ostronym sz kani tra,i!i na wsk, kryt w gstwinie drk, prowadzc da!ej prosto w !as. % gstego, b jnego poszycia o ktre ocieray si bya z pena, nawet nie doc#odzi t brania, spada za kadym krokiem deszcz b !got rzeki. Nag!e z odda!i dobieg jaki' krope!. /o d szej c#wi!i m sie!i znow przystan) i po'wieci) sobie zapak. (isza nieokre'!ony, zamany tom. %abrzmia jak krzyk, jak ostrzeenie ! b ty!ko jak zawoanie nieznanego stworzenia, ktre podobnie jak oni przedzierao si przez krzewy. /osz!i w kier nk #armonijki. Midzy drzewami rozja'nio si i po ki!k krokac# zna!e+!i si na skraj po!anki, po'rodk ktrej sta masywny, kwadratowy, dw pitrowy b dynek. ;ya to stara a+nia. Niegdy' ywana przez mieszkacw miasta i oko!icznyc# c#opw jako zakad !eczniczy, od !at staa p sta. &edynie na parterze zna!az przyt ek pewien zaywajcy zej sawy szynk. *bydwaj sta!i c#wi! w mi!czeni i nas c#iwa!i. 01r!ess wys n wa'nie nog, by wyj') z krzakw, gdy w sieni dom zatrzeszczay cikie b ty i jaki' pijak wyszed na dwr c#wiejnym krokiem. %a nim, w cieni sieni, staa kobieta i syc#a) byo jej szybki gniewny szept, jakby domagaa si czego' od mczyzny. /ijak roze'mia si i zatoczy. /otem dobiega ic# jakby pro'ba, jednak sw nie mog!i zroz mie). 2ycz wa!ny by jedynie sc#!ebiajcy, perswad jcy d+wik , zatrzyma!i si, sz!i da!ej. 0rwao to c#yba !g nie rozrni!i wrzask!iwyc# gosw i d+wikw kwadrans ! b d ej, zanim z

d+wik gos . 3obieta wys na si teraz bardziej i pooya mczy+nie rk na ramieni . Fwiato ksiyca pado na ni, na jej spdnic, ka,tanik, jej proszcy 'miec#. Mczyzna patrzy przed siebie, potrzsa gow, rce trzyma mocno w kieszeniac#. /otem sp! n i odepc#n kobiet. /rawdopodobnie powiedziaa co'. 0eraz mona ic# byo zroz mie), mwi!i bowiem go'niej. $ Nie c#cesz mi wic nic da)B 0y.. $ %mykaj na gr, ,!ejt c# D $ (oB 0aki ordyn sD 2 odpowiedzi pijak ociaym r c#em posz ka kamienia. $ &e'!i nie znikniesz w tej c#wi!i, g pie babsko, zgr c#ocz ci karkD $ zamac#n si kamieniem. 01r!ess posysza, jak kobieta z ostatnim obe!ywym sowem na stac# cieka sc#odami na gr. Mczyzna sta c#wi! w mi!czeni i niezdecydowanie trzyma kamie w rk . Roze'mia si" spojrza k nieb , gdzie midzy czarnymi c#m rami pyn ty jak wino ksiyc" potem wgapi si w ciemny ywopot krzeww, jakby zamierza r szy) w tamt stron. 01r!ess ostronie co,n nog, serce bio m koc mocno a w krtani. 2 jednak pijak si rozmy'!i. 2yp 'ci kamie. % ordynarnym, try m, jcym

'miec#em zawoa co' nieprzyzwoitego w stron okna na grze, potem znikn za wgem. *baj sta!i wci jeszcze bez r c# . $ /oznae' jB $ szepn ;eineberg. $ 0o ;oena. 01r!ess nie odpowiedzia, nas c#iwa, czy pijak nie wraca. ;eineberg pc#n go naprzd. =zybkimi, ostronymi s sami, omijajc 'wiato, ktre w ,ormie k!ina padao z okien parter , wpad!i do ciemnej bramy. >rewniane, mocno krte sc#ody prowadziy do gry, na pitro. 2ida) posyszano ic# kroki na skrzypicyc# sc#odac# ! b moe szpada trcia o drzewo $ drzwi szybko otwary si i czowiek jaki' wyszed zobaczy), kto pta si po dom , #armonijka nag!e zami!ka i gwar gosw na c#wi! sta wyczek jco. 01r!ess przestraszony przywar do zakrt drzwi, potem roz!eg si #aa'!iwy 'miec#. Na pode'cie pierwszego pitra byo z penie ciemno. -ni 01r!ess, ani ;eineberg nie odway!i si postpi) krok , niepewni, czy czego' nie trc i nie wzniec #aas . <nani podnieceniem, po omack , dygoczcymi pa!cami sz ka!i sc#odw. -!e mimo ciemno'ci poznano go widocznie, bo dosysza drwicy gos ke!nerki, gdy zamykano z powrotem

k!amki

drzwi. 8

;oena, wiejska dziewczyna, przybya przed !aty do wie!kiego miasta, gdzie wstpia na s b i zostaa p+niej pokojwk. %raz wiodo si jej cakiem dobrze. (#opski sposb bycia, jakiego si nigdy nie wyzbya, podobnie jak mocnego, zamaszystego c#od , zapewniay jej za ,anie pa, ktre ceniy naiwno') w jej woniejcej obor istocie, oraB, przyc#y!no') panw, ktrzy potra,i!i oceni) w niej owe per, my. %apewne ty!ko z kaprys , moe rwnie z niezadowo!enia i g c#ej tsknoty za namitno'ci porz cia to wygodne ycie. %ostaa ke!nerk, zac#orowaa, zna!aza potem azy! w e!eganckim dom p b!icznym i z wo!na, w miar jak dryo j to rozp stne ycie, sp kiwao j ono coraz da!ej na prowincj. %aczepia si wreszcie t taj i mieszkaa j od !at, nieda!eko swej wioski rodzinnej, za dnia pomagajc w gospodarstwie, wieczorem czytajc tanie romanse, pa!c papierosy i od czas do czas przyjm jc mczyzn. Nie bya jeszcze cakiem brzydka, !ecz twarz jej w sposb rz cajcy si w oczy pozbawiona bya wsze!kiego wdzik i ;oena zadawaa sobie tr d, aby ca swoj istot podkre'!i) to jeszcze bardziej. % podobaniem dawaa do zroz mienia, e zna dobrze wykwint i mec#anizm e!eganckiego 'wiata, a!e obecnie jest wysza ponad to. Mwia c#tnie, e gwide na w 'wiat, tak samo jak na siebie $ jak w og!e na wszystko. Mimo swego zaniedbania zaywaa dziki tem pewnego szac nk w oczac# oko!icznyc# synw c#opskic#. =p! wa!i wprawdzie, gdy o niej mwi!i, i cz !i si zobowizani okazywa) jej wiksz br ta!no') ni innym dziewcztom, w gr ncie rzeczy jednak by!i bardzo d mni z tej 5przek!tej wied+my6, ktra wysza z ic# s,ery i przejrzaa szwinde! 'wiata. 2prawdzie pojedynczo i skrycie, a!e bd+ co bd+ przyc#odzi!i, by z ni porozmawia). >ziki tem ;oena odna!aza w yci resztk d my i sprawied!iwienia. &eszcze wiksz moe satys,akcj sprawia!i jej modzi panicze z instyt t . 2obec nic# kazywaa rozmy'!nie swoje najbardziej ordynarne, odraajce wa'ciwo'ci, poniewa $ jak zwyka si wyraa) $ te paniczyki mimo to przyczogaj si do niej. 3iedy dwaj przyjacie!e wesz!i, !eaa jak zwyk!e na k , pa!c i czytajc. 01r!ess, jeszcze stojc w drzwiac#, apczywie c#on jej obraz $ Mj ;oe, co za sodkie c#opaczki przyszyD $ zawoaa $drwico, mierzc

wc#odzcyc# z !ekka pogard!iwym wzrokiem. $ Ej, baronie, co powie na to mamaB $ przywitaa ic# po swojem . $ =t ! gbD $ mr kn ;eineberg, siadajc przy niej na k . 01r!ess siad z bok , by zirytowany, gdy ;oena nie zwracaa na niego wagi, dajc, ze go nie ma. *dwiedziny tej kobiety byy ostatnio jego jedyn, potajemn rado'ci. & pod koniec tygodnia ogarnia go niepokj, nie mg doczeka) si niedzie!i, aby wieczorem wymkn) si do niej. /rzede wszystkim owa konieczno') skradania si sprawiaa m przyjemno'). <dyby tak na przykad przed c#wi! przyszo do gowy c#opakom pijcym w szynk zapo!owa) na niegoB /o prost z c#ci, aby spra) byby wystpnego paniczaB Nie by tc#rzem, !ecz wiedzia, e w tym wypadk

cakiem bezbronny. Misterna szpada wobec tyc# mocnyc# pi'ci wydaa m si wrcz drwin. - poza tym #ab i czekajca go karaD /ozostawaoby m jedynie ciec ! b zda) si na pro'by... -!bo sz ka) osony ;oeny. 0a my'! przeszya go dreszczem. przywi!ejowan pozycj, zstpienie do -!e to byo ty!ko toD 2ycznie toD Nic innegoD 0a trwoga, to poniec#anie siebie k siy go wci na nowo. 0o wyj'cie poza swoj pospo!ityc# ! dzi, poniej nic#, gbiej ni oniD Nie by wystpny. /rzy wykonani growaa zawsze niec#) wobec wasnyc# poczyna oraz !k przed mo!iwymi sk tkami. 0y!ko jego ,antazja zwracaa si w niezdrowym kier nk . 3iedy dni tygodnia $ jeden po dr gim $ kady si oowianym brzemieniem na jego yci , poczynay go wabi) owe pikantne roki. %e wspomnie o wizytac# dziewczyny wytworzya si osob!iwa pok sa. ;oena wydawaa m si istot ogromnie pospo!it, a jego stos nek do niej, doznania, jakie m sia przy tym przeywa) $ jakim' okr tnym k !tem samoo,iary. /ocigao go wa'nie to, e m sia porz ci) wszystko, w czym by zamknity, przywi!ejowan pozycj, my'!i, cz cia, ktre m wdroono, wszystko to, co m nic nie dawao, a ciskao go. 3 sio go, by nago, wy ty z wszystkiego, w sza!onym pdzie ciec do tej kobiety. Nie rni si pod tym wzg!dem od innyc# modyc# ! dzi. <dyby ;oena bya czysta i pikna i gdyby potra,i wtedy koc#a), moe gryzby j potg jc jej i swoj rozkosz a do b! . -!bowiem pierwsza namitno') dorastajcego czowieka nie jest mio'ci do jednej, !ecz nienawi'ci do wszystkic#. 4cz cie niezroz mienia przez innyc# i niezroz mienia 'wiata nie towarzyszy pierwszej namitno'ci, !ecz jest jej jedyn, nieprzypadkow przyczyn. - ona sama jest cieczk, w ktrej by) we dwoje oznacza ty!ko podwjn samotno'). /rawie kada pierwsza namitno') trwa krtko i pozostawia gorzki niesmak.

&est omyk, rozczarowaniem. Nie roz mie si jej potem i nie wie, co ma si wa'ciwie oskara). /oc#odzi to std, e ! dzie w tym dramacie s w wikszo'ci partnerami z przypadk $ przypadkowi towarzysze w cieczce. /o zaspokojeni nie poznaj si wicej. 2idz w sobie rnice, poniewa nie widz j rzeczy wsp!nyc#. 4 01r!essa sprawa miaa si d!atego inaczej, e by sam. =tarzejca si, pod pada prostyt tka nie moga wyzwo!i) w nim wszystkiego. ;ya jednak na ty!e kobiet, e niejako przedwcze'nie wywabia na powierzc#ni czstki jego d szy, ktre niby dojrzewajce za!ki czekay jeszcze na zapadniajcy moment. 0akie byy nawczas jego osob!iwe wyobraenia i ,antastyczne pok sy. -!e czasami by rwnie b!iski tego, by rz ci) si na ziemi i krzycze) z rozpaczy. 8 ;oena wci jeszcze nie zwracaa na niego wagi. %dawao si, e czyni to ze zo'!iwo'ci, jedynie po to, by go drani). Nag!e przerwaa rozmow. $ >ajcie ,ors, przynios #erbat i wdk. 01r!ess wrczy jej jedn ze srebrnyc# monet, otrzymanyc# po po dni od matki. %dja z okiennego parapet obt czon maszynk spiryt sow i zapa!ia j" potem powo!i, powczc nogami, zesza na d. ;eineberg szt rc#n 01r!essa w bok. $ (zem ' taki mtnyB /omy'!i, e nie masz odwagi. $ %ostaw mnie w spokoj $ odrzek 01r!ess $ nie jestem w # morze. %abawiaj si z ni sam. (zego ona zreszt gada cig!e o twojej matceB $ *dkd wie, jak si nazywam, twierdzi, e swego czas s ya mojej ciotki i stamtd zna moj matk. /o cz'ci wydaje mi si to prawd, po cz'ci e z pewno'ci $ ot tak sobie, d!a ,ason , c#ocia nie pojm j, co jej w tym sprawia przyjemno'). 01r!ess zaczerwieni si" dziwaczna my'! przysza m do gowy. -!e ;oena j wrcia z ,!aszk wdki i znow poprzedni rozmow. $ ...0ak, twoja matka bya pikn dziewczyn. 2ca!e nie jeste' do niej podobny z tymi odstajcymi szami. 2esoa bya take, niejeden dobrze j zapamita. 7 miaa racj. /o c#wi!i co' szczeg!nie wesoego przyszo jej na my'!. $ 0wj w j, o,icer dragonw pamitaszB... Nazywa si, zdaje si, 3aro!, by k zynem twojej matki. 0en si dobrze do niej mizgaA -!e w niedzie!, kiedy damy siada na k obok ;eineberga. %araz te podja

daway si do ko'cioa, przystawia si do mnie. (o c#wi!a m siaam co innego przynosi) m do pokoj ... /rzystojniak, dzi' jeszcze pamitam, ty!ko cakiem si nie enowa... $ sowom towarzyszy dw znaczny 'miec#. /o czym znow zacza si rozwodzi) nad tym tematem, widocznie sprawiao jej to szczeg!n przyjemno'). =owa jej byy po ,ae, wymawiaa je tonem, jakim $ zdawao siA $ c#ciaa ka!a) kade z nic#. $ =dz, e podoba si take twojej matce. <dyby o tej #istorii ze mn wiedziaaD My'!, e twoja ciotka wypdziaby z dom mnie i jego... 0akie s te wytworne damy, zwaszcza gdy nie maj mw. 5>roga ;oeno to, i droga ;oeno sio6 $ i tak przez cay dzieD -!e gdy k c#arcia zasza w ci, szkoda, e' tego nie sysza. 2ydaje mi si, e ci wytworni pastwo sdz, i tacy jak my myj nogi raz na rok. 3 c#arci wprawdzie nic nie powiedzie!i, a!e ja za to si nas c#aam, kiedym s giwaa w pokoj najc#tniej karmia si ros ran. Naj!epsze, e twoja ciotka nied go potem sama miaa brz c# a pod brod... /odczas gdy ;oena gadaa, 01r!ess cz si bezbronny, wydany na p jej niecnyc# a! zji. &ak ywe widzia przed sob wszystko, co opisaa. Matka ;eineberga stawaa si jego wasn matk. /rzypomnia sobie jasne pokoje rodzinnego dom . (zyste, wypie!gnowane, niedosine twarze, ktre podczas obiadw w dom niczego sobie nie wybaczay. /rzyszo m dreniem odpowiada na nieraz napaway go szac nkiem, wytworne, c#odne rce, ktre nawet podczas jedzenia na my'! cae mnstwo podobnyc# szczegw i pocz wstyd, e znajd je si t taj, w tym maym, c c#ncym pokoj i pokarzajce sowa dziewki. 2spomnienie doskonayc# manier tego nie zapominajcego nigdy o ,ormac# towarzystwa dziaao na niego si!niej ni mora!ne roztrzsania. <rzebanie w swyc# mrocznyc# namitno'ciac# wydawao m si 'mieszne. % wizyjn porczywo'ci widzia c#odny, odpyc#ajcy gest rki i zaszokowany 'miec#, z jakim odtrcono by go jak mae, nieczyste zwierztko. Mimo to tkwi jakby sptany na swym miejsc . % kadym szczegem bowiem, ktry sobie przypomina, rs w nim rwnie obok wstyd ac c# o#ydnyc# my'!i. %aczo si to w c#wi!i, gdy ;eineberg obja'ni m a! zje ;oeny, na co 01r!ess si zaczerwieni. M sia wtedy nag!e pomy'!e) o wasnej matce i ta my'! tkwia w nim, nie i ak rat o tym mwi!i. 0woja matka miaa tak min, jakby

mg si od niej

wo!ni). Migna w nim jedynie na granicac# 'wiadomo'ci $ jrzana w !ocie $

byskawicznie ! b w niewyra+nej da!i, gdzie' na skraj , jakby

za!edwie mona by to nazwa) my'!. 7 zaraz potem nastpia seria pyta, ktre miay ow my'! przesoni). 5(o takiego pozwa!a tej ;oenie zb!iy) swoj poniajc egzystencj do egzystencji mojej matki, tak e ociera si o ni w ciasnyc# granicac# tej samej my'!iB >!aczego nie dotyka czoem ziemi, skoro j m si o niej mwi)B >!aczego jaka' otc#a nie wyraa tego, e t taj nie ma, nie moe by) adnej wsp!notyB ;o jak to jestB 0a kobieta jest d!a mnie kbkiem wsze!kic# zmysowyc# dz" a moja matka istot, ktra dotyc#czas wdrowaa przez moje ycie w bezc#m rnej da!i, jasna, bez mrocznyc# gbi, niby gwiazda ponad wsze!kim podaniem...6 -!e wszystkie te pytania nie tra,iay w sedno. %a!edwie go dotykay. ;yy czym' wtrnym, czym', co 01r!essowi dopiero potem przyszo na my'!. Rozmnaay si ty!ko, poniewa adne nie oznaczao istoty rzeczy. ;yy jedynie wykrtami, opisywaniem ,akt , e nag!e, przed'wiadomie, instynktownie zaistnia d c#owy zwizek, ktry j przed powstaniem tyc# pyta odpowiedzia na nie w jemnym sensie. 01r!ess syci si widokiem ;oeny i nie mg przy tym zapomnie) o swej matce" poprzez niego obydwie czy pewien zwizek. wszystko inne byo ty!ko wiciem si pod sprzeniem my'!i. 0o by jedyny ,akt. -!e wsk tek daremnyc# wysikw, aby otrzsn) si z przym s tego ,akt , zyskiwa on niejasne, strasz!iwe znaczenie, niby per,idny 'miec# towarzyszcy wsze!kim siowaniom. 8 01r!ess rozejrza si po pokoj , aby si pozby) tego cz cia. 2szystko t jednak przyjo j to jedno okre'!one znaczenie. May e!azny piecyk z rdzawymi p!amami na pycie, ko z ko'!awymi nogami i pokostowana skrzynia, w ktrej w wie! miejscac# z szczya si ,arba, br dna po'cie!, wyzierajca przez dzi ry z ytego prze'cierada, ;oena w kosz !i, ktra ze'!izna si z ramienia obnaajc je, pospo!ita, rozp stna czerwie jej #a!ki, gadanie i 'miec# od c#a do c#a, w koc ;eineberg, ktrego zac#owanie w porwnani z tym, jaki by zwyk!e, wydawao si 01r!essowi jakby za c#owaniem rozp stnego ksidza, w obdzie wp!atajcego ob!e'ne swka w tekst mod!itwy... to wszystko pc#ao w jednym kier nk , napierao na niego i cig!e na nowo naginao gwatownie jego my'!. 0y!ko w jednym miejsc wzrok jego, ciekajc w przeraeni od jednego

przedmiot

dr giem , znajdowa

kojenie. /owyej maej ,iranki. 0amtdy

zag!day z nieba c#m ry i nier c#omy ksiyc. Mia wraenie, jak gdyby nag!e wyszed w 'wie, spokojn a r nocy. Na c#wi! my'!i jego cic#y. /otem przypyno przyjemne wspomnienie, dom na wsi, w ktrym spdzi!i ostatnie !ato, noce w mi!czcym park , drcy od gwiazd, mroczny ,irmament, gos matki w gbi ogrod , gdzie spacerowaa z ojcem po wirowanyc#, sabo !'nicyc# 'ciekac#, piosenki, ktre 'piewaa pgosem. -!e nag!e $ zimny dreszcz nim wstrzsn $ zjawio si znow owo drczce porwnanie. (o tyc# dwoje cz o przy tymB Mio')B... Nie, ta my'! przysza m do gowy teraz po raz pierwszy. Mio') to byo co' cakiem innego $ nic d!a dorosyc# i dojrzayc# ! dzi, a co dopiero d!a jego rodzicw... =iedzie) noc przy otwartym oknie i cz ) si innym ni doro'!i, nie zroz mianym kadym 'miec#em i kadym szyderczym spojrzeniem, nie mc nikom wyja'ni), co si j znaczy, i tskni) do tej jednej, ktra to pojmie... to jest mio')D -!e na to trzeba by) modym i samotnym. 4 nic# m siao by) zgoa co' innego $ co' spokojnego i zrwnowaonego. Mama 'piewaa po prost wieczorem w ciemnym ogrodzie i bya wesoa... -!e tego wa'nie 01r!ess nie roz mia. (ierp!iwe p!any, ktre d!a dorosego $ nieza waenie $ sprzgaj dni w miesice i !ata, byy d!a jeszcze czym' obcym. 0ak samo owo otpienie, kiedy przestaje j nawet by) prob!emem, e dzie znow dobiega kres . &ego, 01r!essa, ycie byo skierowane na kady poszczeg!ny dzie. 3ada noc oznaczaa d!a niego nico'), grb, wyga'nicie. Nie poj jeszcze, ze mona codziennie ka') si po to, by mrze), nie zastanawiajc si nad tym. >!atego zawsze podejrzewa za tym co', co przed nim krywano. Noce zdaway m si niby ciemne bramy, wiodce do tajemniczyc# rozkoszy, ktre przed nim /rzypomnia sobie osob!iwy 'miec# matki, jej niby w arcie mocniejsze przyt !enie si do ramienia ma, jakie podpatrzy ktrego' wieczor tamtego !ata. 2yk! czao to c#yba wsze!k wtp!iwo'). 0ak wic rwnie ze 'wiata tyc# nietyka!nyc# i spokojnyc# m siaa prowadzi) , rtka na tamt stron. 7 teraz, kiedy wiedzia, mg my'!e) o tym jedynie z pewnym nie ,no'ci daremnie si broni. 0ymczasem ;oena opowiadaa da!ej. 01r!ess s c#a na p wanie. Mwia o kim', kto tez j odwiedza, prawie co niedzie!a. $ &ake si on nazywaB $ spytaa. $ &est z twojego rocznikaB 'mieszkiem, przeciw ktrego zej zatajano, tak e jego ycie byo p ste i nieszcz'!iwe.

$ ReitingB $ Nie. $ - jak wyg!daB $ &est niema! tego wzrost co ten t taj $ wskazaa na 01r!essa $ ma ty!ko troc# za d gow. $ -c#, ;asini. $ 0ak, tak, takie wymieni nazwisko. &est bardzo 'mieszny. 7 nob!iwy" pije ty!ko wino. -!e jest g pi. 3oszt je go to sporo pienidzy, a tymczasem on nic, ty!ko gada. /rzec#wa!a .si miostkami, ktre rzekomo ma mie) w dom . 7 co m przyjdzieB /rzecie widz, e po raz pierwszy w yci jest z tego kobiety. 0y take jeste'

jeszcze c#opcem, a!e ty jeste' bezcze!ny" on natomiast jest niezgrabny i boi si d!atego opowiada d go i szeroko, jak na!ey postpowa) z kobietami, gdy si jest wiwerem $ tak, tak si wyrazi. Mwi, e adna kobieta nie zas g je na nic innego =kd wy to moecie j wiedzie)B ;eineberg skrzywi sta w ironicznym 'miec# . $ -#a, 'miej si ty!koD $ skarcia go ;oena z rozbawieniem. $ %apytaam go kiedy', czy nie wstyd by m byo wasnej matki. 5Matka, matka $ powiedzia $ co to takiegoB 0o w tej c#wi!i nie istnieje. %ostawiem to w dom , nim poszedem do ciebie6. 0ak, nastaw dobrze sz , tacy jeste'cieD Hadni synkowie z was, a! mi niema! waszyc# matek. Na te sowa 01r!ess odzyska znow dawne wyobraenie o sobie. &ak pozostawi wszystko poza sob i zdradzi obraz swyc# rodzicw. - teraz przekona si, e nie czyni nawet nic orygina!nego, !ecz co' cakiem zwyczajnego. 2stydzi si, a!e tamte inne my'!i pojawiy si znow . *ni take to robi. *ni ciebie zdradzaj. Masz potajemnyc# partnerw. Moe samego wraz z ca trwog przed jednostajno'ci dni. Moe oni wiedz nawet wicejB... (o' cakiem niezwykegoB ;o w dzie s tacy spokojni. - ten 'miec# matki...B &akby spokojnym krokiem sza, by pozamyka) wszystkie drzwi. 2 tym wewntrznym sporze nadesza c#wi!a, kiedy 01r!ess poniec#a wszystkiego i ze 'ci'nitym sercem podda si b rzy, 7 wa'nie w tej c#wi!i ;oena wstaa i podesza k niem . $ (zem may nic nie mwiB (zy ma zmartwienieB nic# odbywa si to inaczej, a!e jest to z pewno'ci tym samym $ potajemn, strasz!iw rozkosz. (zym', w czym mona topi) siebie

;eineberg szepn co' i 'miec#n si zo'!iwie. $ (oB Nosta!giaB Mam sia odjec#aaB - obrzydy c#opak zaraz po!ecia do takiej... /ieszczot!iwie zan rzya rozcapierzone pa!ce w jego wosac#. $ >aj spokj, nie bd+ g pi, daj b zi. 2ytworni pastwo te nie s z c kr . $ *dgia m gow do ty . 01r!ess c#cia co' powiedzie), zdoby) si na r baszny art, $cz , e w tej c#wi!i wszystko za!ey od tego, by rz ci) obojtne swko bez znaczenia" a!e nie wydoby z siebie d+wik . % zastygym 'miec#em w!epi oczy w p st twarz nad swoj twarz, w te nieokre'!one oczy, potem 'wiat zewntrzny zacz si k rczy), co,a) coraz bardziej... Na mgnienie oka wyn rzy si obraz wiejskiego c#opca, ktry podnis kamie, zdawa si z niego szydzi) $ a potem 01r!ess zosta cakiem sam.

$ = c#aj, mam go $ szepn Reiting. $ 3ogoB $ %odzieja sz ,!ad. 01r!ess wrci wa'nie z ;einebergiem. ;yo j przed ko!acj i dy rny j odszed. Midzy zie!onymi stoami potworzyy si gwarzce gr pki, sa!a sz miaa i brzczaa ciepem ycia. ;y to zwyky szko!ny pokj z biao tynkowanymi 'cianami, wie!kim czarnym krzyem oraz portretami pan jcej pary po ob stronac# tab!icy. *bok d ego e!aznego pieca, w ktrym si jeszcze nie pa!io, siedzie!i, cz'ciowo na podi m, cz'ciowo na przewrconyc# krzesac#, modzi ! dzie, ktrzy po po dni odprowadza!i na dworzec pastwa 01r!essw. /rcz Reitinga by t 01r!ess s c#a zaciekawiony. % ty pokoj stay komody $ wysokie skrzynie z wie!oma zamykanymi sz ,!adami, w ktryc# wyc#owankowie instyt t przec#owywa!i swoje !isty, ksiki, pienidze oraz inne drobiazgi *d d szego j czas ten i w skary si, e brak je m jakiej' drobnej kwoty" nigdy jednak aden z nic# nie rz ci okre'!onego ;eineberg pierwszy z ca pewno'ci o'wiadczy, e skradziono m w zeszym tygodni wiksz kwot. -!e ty!ko Reiting i 01r!ess o tym wiedzie!i. /odejrzewa!i s b. $ No, gadajD $ prosi 01r!ess. Reiting czyni jednak szybki gest. $ /stD /+niejD Nikt o tym jeszcze nie wie. $ 3to' ze s byB $ spyta szeptem 01r!ess. $ Nie. $ /owiedz przynajmniej, ktoB Reiting odwrci si tyem do pozostayc# i powiedzia cic#o. $ ;. Nikt z wyjtkiem 01r!essa nie zroz mia tej szeptem prowadzonej rozmowy. Na niego jednak ta wiadomo') podziaaa jak grom. 0o mg by) ty!ko ;asini. - to byo przecie niemo!iwe. &ego matka bya zamon dam, opiek n mia tyt eksce!encji. 01r!ess nie c#cia w to wierzy), !ecz derzya go my'! o opowiadani ;oeny. %a!edwie mg doczeka) c#wi!i, kiedy inni pjd na ko!acj. ;eineberg i Reiting podeirzenia. jeszcze d gi 9o,meier i > d, ktrym to przezwiskiem oc#rzczono modego #rabicza po!skiego.

pozosta!i w sa!i, twierdzc, e nie s godni. Reiting zaproponowa, aby przede wszystkim da) si 5na gr?. 2ysz!i na korytarz wyd ajcy si w nieskoczono') przed sa!. Migocce pomienie gazowe o'wiet!ay go ty!ko na krtkic# odcinkac#, a kroki d+wiczay od niszy do niszy, c#o)by si nawet stpao naj!ej. 2 od!ego'ci jakic#' pi)dziesici na kowyc# oraz szereg p styc# pokojw. >a!ej sc#ody zway si i w krtkic#, stojcyc# do siebie pod ktem prostym podestac# biegy na stryc#. 7 $ jak to nieraz bywa w staryc# gmac#ac#, zb dowanyc# bez ad i skad , penyc# zakamarkw i niepotrzebnyc# stopni $ sc#ody te wiody jeszcze d o wyej nad poziom stryc# , tak e z tamtej strony cikic# e!aznyc# drzwi, ktre je zamykay, potrzebne byy dodatkowe drewniane sc#odki, by zej') na podog stryc# . -!e z tej strony drzwi powstao w ten sposb wysokie na par metrw, zag bione pomieszczenie, sigajce a po wizary dac# . 0am te, dokd zapewne nikt nigdy nie wc#odzi, zoono stare k !isy, poc#odzce z dawnyc#, niepamitnyc# przedstawie szko!nyc#. Nawet w jasne po dnie 'wiato dnia gaso na tyc# sc#odac# w mrok , nasyconym starym pyem, to bowiem wej'cie na stryc#, !ece w skrzyd!e potnego gmac# , nie byo prawie nigdy ywane. % ostatniego podest sc#odw ;eineberg przerz ci si przez porcz i, trzymajc si ba$!asek, op 'ci si na d, midzy k !isy" Reiting i 01r!ess posz!i za jego przykadem. 2y!dowa!i na skrzyni, my'!nie przytaszczonej t taj w tym ce! , z niej za' jednym s sem zna!e+!i si na pododze. <dyby nawet oko stojcego na sc#odac# oswoio si z ciemno'ci, to i tak nie potra,iby rozrni) stamtd czego' wicej ni c#aos zbatyc#, bezadnie zs nityc# k !is. 3iedy jednak ;eineberg ods n nieco na bok jedn z nic#, przed stojcymi na do!e otwaro si wskie, r rowate przej'cie. 4kry!i skrzyni s c im przy sc#odzeni i wcisn!i si midzy k !isy. 0 taj zrobio si z penie ciemno. 0rzeba byo zna) dokadnie to miejsce, by mc pos wa) si naprzd. 0 i wdzie zasze!e'cia jedna z wie!kic# pciennyc# pac#t, gdy si o ni otar!i, po pododze szed c#robot jakby sposzonyc# myszy, wraz z k rzem wirowaa metrw od drzwi prowadziy sc#ody na dr gie pitro, gdzie znajdowa si gabinet przyrodniczy, inne zbiory pomocy

wo zb twiayc#, staryc# skrzy. 0rzej oswojeni z drog modziecy pos wa!i si po omack , niesyc#anie ostronie, krok za krokiem, baczc, by nie zaczepi) o ktry' ze szn rw rozpityc# na pododze jako sida i sygna ostrzegawczy. 4pyno sporo czas , zanim dotar!i do mayc# drzwi, mieszczonyc# z prawej strony, t przed m rem oddzie!ajcym stryc#, ;eineberg otworzy drzwi. %na!e+!i si w wskim pomieszczeni najwyszego podest ;eineberg za'wieci, wyg!dao ono do') dziwacznie. = ,it by poziomy jedynie w cz'ci !ecej bezpo'rednio pod podestem, a i t taj za!edwie tak wysoki, e od biedy ty!ko mona byo sta). >o ty jednak, idc za pro,i!em sc#odw, opada sko'nie i koczy si ostrym ktem. @eca naprzeciwko 'ciana czoowa pomieszczenia graniczya z cienk 'ciank dzie!c stryc# od k!atki sc#odowej, za' pod ne, nat ra!ne zamknicie tworzy m r, wzd ktrego wiody sc#ody. 0y!ko dr ga 'ciana boczna, w ktrej mie'ciy si drzwi, zdawaa si by) zb dowana my'!nie. =woje powstanie zawdziczaa tem , e zamierzano t stworzy) co' w rodzaj maej komrki na narzdzia, moe zreszt bya wytworem kaprys na widok tego mrocznego kta przyszed do gowy b downiczego, ktrem poniej sc#odw" w 'wiet!e maego c#yboczcego kaganka, ktry

'redniowieczny pomys, aby go zam rowa) na kryjwk. 2 kadym razie oprcz trzec# modziecw w caym instyt cie nie byo prawdopodobnie nikogo, kto by wiedzia o istnieni tego zakamarka, nie mwic j o tym, eby go na co' przeznaczy). 0ak wic mog!i go sobie zamysw. Fciany byy cakowicie pokryte szkaratnym materiaem ,!agowym, ktry ;eineberg i Reiting zwdzi!i z jednego z pomieszcze na stryc# , a podoga wysana podwjn warstw gr byc#, wenianyc# kocw, ywanyc# zim w sa!ac# sypia!nyc# jako dr gie przykrycie. 2e ,rontowej cz'ci komrki stay niskie, obite materiaem skrzynki zamiast krzese, z ty , gdzie podoga stykaa si z s ,item pod ktem ostrym, rzdzono !egowisko. ;yo tam miejsce d!a trzec# ! b czterec# osb, ktre za pomoc zasony mona byo zaciemnia) i odci) od cz'ci ,rontowej. Na 'cianie obok drzwi wisia naadowany rewo!wer. 01r!ess nie ! bi tej komrki. /odobaa m odosobnienie, cz si t si wprawdzie jej ciasnota i jakby w gbi gry, a zapac# staryc#, zak rzonyc# k !is rzdzi) i wyposay) wed g swoic# dziwacznyc#

przenika go nieokre'!onymi doznaniami. -!e to krywanie si, te szn ry a!armowe, ten rewo!wer, majcy dawa) ostateczn i! zj b nt i tajemniczo'ci, wydaway m si 'mieszne. 0ak gdyby c#cie!i sobie wmwi), e prowadz ycie zbjcw. 01r!ess czestniczy w tyc# poczynaniac# wa'ciwie d!atego, eby nie pozosta) w ty!e za tamtymi dwoma. ;eineberg i Reiting traktowa!i jednak te sprawy z ogromn powag, 01r!ess wiedzia o tym. 2iedzia, e ;eineberg posiada wytryc#y do wszystkic# pomieszcze na stryc# be!kowaniem dac# i w piwnicac# instyt t . 2iedzia, e tamten znika nieraz na cae godziny z k!asy, by siedzie) gdzie' wysoko w krokwiac#, pod ! b te pod ziemi, w jednej z !icznyc#, rozgazionyc# i zapadajcyc# si piwnic, przy 'wiet!e maej !atarki, ktr zawsze nosi z sob, i czyta) awant rnicze opowie'ci ! b poddawa) si my'!om o sprawac# nadprzyrodzonyc#. (o' podobnego robi rwnie Reiting. 7 ten mia skrytki, w ktryc# przec#owywa swoje tajne dzienniki" te jednak pene byy z c#wayc# p!anw na przyszo') oraz dokadnyc# zapiskw o przyczynac#, inscenizacji i przebieg !icznyc# intryg, do jakic# podj dza ko!egw. Reiting nie zna bowiem wikszej przyjemno'ci, jak szcz ) ! dzi przeciw sobie, miady) jednego z pomoc dr giego i rozkoszowa) si wym szonymi grzeczno'ciami i poc#!ebstwami, pod oson ktryc# mg jeszcze wycz ) sprzeciw nienawi'ci. 5Gwicz si6 $ byo jego jedynym od!egym zaktk , sprawied!iwieniem, mwi to z miym 'miec#em. Rwnie jako )wiczenie traktowa to, e prawie codziennie, w jakim' prawia boks, okadajc pi'ciami 'cian, drzewo ! b st, aby wzmocni) si ramion i stwardnieniami za#artowa) rce. 01r!ess wiedzia o tym wszystkim, a!e pojmowa to ty!ko do pewnego p nkt . 3i!kakrotnie czestniczy w samowo!nyc# poczynaniac# Reitinga i ;eineberga $ ic# niezwyko') podobaa m si mimo wszystko. @ bi take wyj') potem znw na 'wiato dnia, midzy ko!egw, w gwarn wesoo'), podczas gdy w nim samym, w jego oczac# i szac# drao jeszcze podniecenie samotno'ci i #a! cynacje mrok . 3iedy jednak przy takic# okazjac# ;eineberg czy Reiting, aby mie) kogo', przed kim mog!iby mwi) o sobie, t maczy!i, co ic# do tego rodzaj poczyna skania, roz m 01r!essa zawodzi. 4waa nawet, e Reiting jest egza!towany, z podobaniem bowiem rozwodzi si, e jego ojciec by dziwnie niepewn osobisto'ci, p+niej zaginion. &ego nazwisko byo rzekomo jedynie kam ,!aem osoby z bardzo wysokiego rod idce i mia nadziej, e pewnego dnia matka wtajemniczy go w da!eko roszczemia, !iczy si z zamac#em stan , z wie!k po!ityk i wobec takic#

perspektyw c#cia zosta) o,icerem. /odobnyc# zamiarw 01r!ess nie potra,i sobie na serio wyobrazi). =t !ecia rewo! cji, zdawao m si, miny na zawsze. Mimo to Reiting potra,i czyni) wszystko powanie $ na razie, co prawda, w sprawac# maej wagi. ;y tyranem, bezwzg!dnym wobec kadego, kto m si przeciwstawi. &ego zwo!ennicy zmienia!i si z dnia na dzie, a!e zawsze mia za sob wikszo'). 2 tym !ea jego ta!ent. % ;einebergiem prowadzi rok czy dwa !ata tem 2ie!k wojn, ktra zakoczya si k!sk tamtego. ;eineberg zna!az si w koc prawie odosobniony, aczko!wiek nie stpowa swem przeciwnikowi w osdzie ! dzi, w zimnej krwi i miejtno'ci wzniecania antypatii wobec tyc#, ktryc# nie ! bi. ;rak m byo jednak przejmo'ci i zdo!no'ci pozyskiwania sobie ! dzi, jakie posiada Reiting. &ego spokj oraz ,i!ozo,iczne namaszczenie b dziy niema! wszystkic# nie ,no'). Na dnie jego istoty podejrzewano brzydkie ekscesy okre'!onego rodzaj . Mimo to zgotowa Reitingowi powane tr dno'ci i zwycistwo tamtego byo ty!ko przypadkowe. *d tego czas popiera!i si wzajemnie we wsp!nym interesie. 01r!essa natomiast podobne sprawy pozostawiay obojtnym, nie posiada te potrzebnej do nic# zrczno'ci. Mimo to by zamknity w owym 'wiecie i codziennie widzia na wasne oczy, co znaczy w pastwie $ gdy kada k!asa w takim instyt cie jest jakby maym, oddzie!nym pastwem $ gra) gwn ro!. % tego powod ywi nawet pewien nie'miay szac nek d!a swyc# przyjaci. *c#ota jednak, jak miewa niekiedy, by im dorwna), koczya si dy!etanckimi prbami. Na sk tek tego $ poniewa zreszt by modszy $ popad wobec nic# w pewn za!eno'), by to jakby stos nek cznia ! b pomocnika. %aywa ic# opieki, oni za' c#tnie s c#a!i jego rad, mys 01r!essa bowiem by najr c#!iwszy. Raz skierowany na trop, okazywa niezwyk podno') w wymy'!ani najbardziej wykrtnyc# kombinacji. Nikt te nie mia tak dokadnie jak on przepowiedzie) rozmaityc# mo!iwo'ci, jakic# na!eao oczekiwa) po zac#owani si czowieka w danej syt acji. &edynie tam, gdzie c#odzio o powzicie decyzji, o to, by z istniejcyc# psyc#o!ogicznyc# mo!iwo'ci wybra) na wasne ryzyko jedn i wed!e tego postpi), 01r!ess zawodzi, traci zainteresowanie i nie wykazywa na!eytej energii. &ego ro!a tajnego sze,a sztab sprawiaa m mimo wszystko ciec#. 0ym bardziej e bya c#yba jedyn rzecz, ktra wnosia oywienie w jego gbok d c#ow n d. Niekiedy jednak 'wiadamia sobie, i!e traci przez t wewntrzn za!eno'). (z , e wszystko, co robi, jest jedynie zabaw, ty!ko czym', co m pomaga przebrn)

przez okres poczwarczej egzystencji w instyt cie $ bez zwizk prawdziw istot, ktra miaa czasowo od!ego'ci.

z jego wasn

jawni) si dopiero p+niej, w nieokre'!onej jeszcze

3iedy bowiem przy pewnyc# okazjac# widzia, jak powanie jego przyjacie!e trakt j te sprawy, przestawa roz mie). (#tnie wy'miaby ic#, obawia si jednak, e za ic# ,antazjami tai) si moe co' prawdziwszego, czego nie potra,i dojrze). (z si jak gdyby rozdarty pomidzy dwoma 'wiatami. jednym $ so!idnym, mieszczaskim, w ktrym wszystko byo ostatecznie porzdkowane i przebiegao w granicac# rozsdk , tak jak by przyzwyczajony w dom , i dr gim $ awant rniczym, penym mrokw, tajemnic, krwi i nieprzecz wa!nyc# niespodzianek. &eden z tyc# 'wiatw zdawa si wyk! cza) dr gi. >rwicy 'miec#, ktry c#tnie zatrzymaby na wargac#, krzyowa si z dreszczem przebiegajcym m po p!ecac#. My'!i zaczynay migota)... /otem tskni za tym, aby pocz ) w sobie co' wyra+nego, jak' sta potrzeb oddzie!ania dobra od za, rzeczy wra!iwo'ci. 3iedy wszed do komrki, owo zewntrzne rozszczepienie owadno nim znow , jak zawsze w tym miejsca. Reiting tymczasem zacz re!acjonowa). $ ;asini by m winien pienidze, zwodzi go od jednego termin do dr giego, za kadym razem aa j) sowo #onor . $ Nie miaem ostatecznie nic przeciw tem $ mwi $ im d ej to si cigno, tym bardziej stawa si ode mnie za!eny. =owo zamane trzy$ ! b czterokrotnie to wreszcie nie drobnostka. -!e w koc sam potrzebowaem tyc# pienidzy. %wrciem m na to wag, przysiga si na wszystkie 'wito'ci. Nat ra!nie znow nie dotrzyma sowa. 2wczas o'wiadczyem m , e zrobi doniesienie. /oprosi o dwa dni zwoki, poniewa oczekiwa przesyki pieninej od swego opiek na. &a jednak zasignem tymczasem jzyka" c#ciaem wiedzie), od kogo jest jeszcze za!eny. % tym trze ba si przecie !iczy). >owiedziaem si rzeczy bynajmniej nie przyjemnyc#. ;y zad ony > da i jeszcze par innyc#. (z'ciowo pospaca ic# j , oczywi'cie pienidzmi, ktre mnie by winien. -!e gr nt pa!i m si pod nogami. %ezo'cio mnie to. (zyby waa mnie za najbardziej dobrod sznegoB Nie byo mi to ytecznyc# od nie ytecznyc#" jak' mono') wybory c#ociaby ,aszywego $ co zawsze byo !epsze ni c#on) wszystko ze zbytni

w smak. /omy'!aem sobie jednak. odczekam. %najdzie si j sposobno'), aby m wybi) z gowy podobn omyk. -by mnie spokoi), wymieni kiedy' w rozmowie kwot oczekiwanej przesyki, ktra miaa przewysza) moj wierzyte!no'). IRozpytaem si dokadnie i ob!iczyem, e kwota ta wca!e nie wystarczy na spacenie wszystkic# jego d gw. 5-#a $ pomy'!aem $ teraz z pewno'ci sprb je jeszcze raz6. 7 rzeczywi'cie przyszed do mnie po ,a!e i prosi o troc# wyroz miao'ci, poniewa inni tak bardzo na niego naciskaj. 0ym razem pozostaem jednak nie bagany. 5Jebrz tamtyc# $ powiedziaem $ nie zwykem przyc#odzi) po innyc#6. 5(iebie znam !epiej $ prbowa $ do ciebie mam wicej za ,ania6. 5Moje ostatnie sowo. oddasz mi j tro pienidze ! b postawi ci swoje war nki6 $ o'wiadczyem. 5&akie war nkiB6 $ zapyta. =zkoda, e'cie tego nie sysze!iD &akby gotw by sprzeda) swoj d sz. 5&akie war nkiB $ odparem. $ *to m sisz mi by) powo!ny we wszystkim, co przedsiwezm6. 5&e'!i ty!ko o to c#odzi... zrobi to z pewno'ci, i bez tego c#tnie staj po twojej stronie6. 5*c#, nie ty!ko wtedy, kiedy ci to sprawia przyjemno'). M sisz wykona) wszystko, czegoko!wiek zadam, by) '!epo pos sznyD6 =pojrza na mnie z kosa, na p 'miec#nity, na p stropiony. Nie wiedzia, jak da!eko moe si zap 'ci) i o i!e mwi powanie. /rawdopodobnie obiecaby mi wszystko, a!e zapewne obawia si, e wystawiam go ty!ko na prb. 2 koc zaczerwieni si i powiedzia. 5przynios ci pienidze6. =prawio mi to ciec#" oto czowiek, ktrego do tej pory nie , za wayem po'rd pi)dziesici innyc#. Nie !iczy si nigdy, prawdaB - teraz nag!e podszed tak b!isko, .e przejrzaem go na wy!ot. 2iedziaem j na pewno, e gotw jest sprzeda) si bez wie!kiego krzyk , je'!i ty!ko nikt o tym nie bdzie wiedzia. 0o byo doprawdy zaskoczenie, a nie ma nic pikniejszego, jak gdy nag!e kto' obnay si tak przed tob, gdy nag!e objawi si nie za waony dotd sposb jego bycia, jak drki kornika, kiedy pka drzewo. Nazaj trz rzeczywi'cie odnis mi pienidze. ;a, wicej, zaprosi mnie do kasyna, abym z nim wypi. %amwi wino, tort, papierosy i o'wiadczy, e stawia 5z wdziczno'ci6, poniewa tak d go czekaem. Niemie byo d!a mnie jedynie to, e dawa przy tym strasznie niewinnego" jak gdyby nigdy nie pado midzy nami obra+!iwe sowo. Napomknem o tym" sta si jeszcze serdeczniejszy. Miaem wraenie, e c#ce mi si wymkn), zrwna) si znow ze mn. Nie c#cia o niczym wiedzie), co dr gim sowem zarcza o swej przyja+ni, jedynie w jego oczac# byo co', co czepiao si mnie, jak gdyby ba si na powrt straci) owo szt cznie stworzone cz cie b!isko'ci. 2 koc pocz em do niego wstrt. /omy'!aem. 5(zy on sdzi, e

m sz to znosi)B6 $ i zaczem si zastanawia), w jaki sposb mgbym go mora!nie pokorzy)... =z kaem w my'!ac# czego' naprawd obra+!iwego. 2pado mi przy tym do gowy to, co ;eineberg powiedzia mi z rana o skradzionyc# pienidzac#. % penie mimoc#odem wpado mi to do gowy. -!e potem wrcio, zacisno mi po prost krta. 5/rzyc#odzi w sam por6 $ pomy'!aem i spytaem go od niec#cenia, i!e pienidzy m jeszcze zostao. *b!iczenie, ktre szybko zrobiem, zgadzao si. 53to' by na ty!e g pi, e mimo wszystko poyczy ci co' jeszczeB6 $ zapytaem ze 'miec#em. 59oimeier6 $ odpar. %daje si, e zadygotaem z rado'ci. 9o,meier mianowicie by godziny przedtem, aby sobie samem mnie dwie co' poyczy). 0ak wic to, co przed par

min tami przemkno mi ty!ko przez gow, stao si nag!e rzeczywisto'ci. % penie jakby' przypadkiem zaartowa. 50en dom zaraz sponie6, a j w nastpnej c#wi!i pomienie wzbijaj si wysoko w gr. 2 my'!i rozwayem szybko wszystkie mo!iwo'ci. *czywi'cie pewno'ci nie mogem zyska), a!e moje wycz cie mi wystarczao. Nac#y!iem si k ;asiniem i powiedziaem w sposb jak najbardziej %a!edwie to wyrzekem, oczy zaczy m przejmy, jakbym agodnie wbija m do mzg cienki, zaostrzony prt. 5/opatrz, mj drogi, czem c#cesz mnie okama)B6 trwonie pywa) w twarzy, ja jednak cignem. 5Niejednego potra,isz moe ot mani), a!e nie mnie. 2iesz przecie, e ;eineberg...6 Nie zaczerwieni si ani nie zb!ad, zdawao si, e czeka na rozwizanie nieporoz mienia. 5No wic, aby .z tym skoczy) rzekem $ pienidze, ktrymi pacie' d g krade' dzi' w nocy z sz ,!ady ;einebergaD6 *dc#y!iem si do ty , by obserwowa) wraenie. =piek raka, sowa, ktrymi si dawi, napdziy m '!in na wargi. 2 koc mg przemwi). ;y to istny potok oskare przeciw mnie. &ak 'miem twierdzi) co' podobnegoB (o sprawied!iwia c#o)by w najmniejszej mierze tak #aniebne przyp szczenieB 7 e sz kam z nim ty!ko zwady, bo jest sabszy, e robi to ty!ko ze zo'ci, bo po spacie d g wyzwo!i si ode mnie, e jednak odwoa si do k!asy... do pre,ekta... do dyrektora, e ;g 'wiadkiem jego niewinno'ci i tak da!ej, w nieskoczono'). %robio mi si j naprawd nieswojo $ moe jednak wyrzdziem m krzywd i niepotrzebnie go zraniem. 0ak byo m do twarzy z tym r miecem, wyg!da jak drczone, bezbronne mae zwierztko. -!e co' nie pozwo!io mi tak od raz sp 'ci) z ton . %atrzymaem wic na wargac# drwicy 'miec# $ wa'ciwie raczej z zakopotania, z jakim wys c#aem caego jego gadania. (#wi!ami przytakiwaem m i mwiem. 5-!e tak, wiem o tym...6

*d pewnej c#wi!i i on take si

spokoi. 4'miec#aem si nada!. Miaem

cz cie, e samym tym 'miec#em potra,ibym zrobi) z niego zodzieja, nawet gdyby nim jeszcze nie by. 5- na naprawienie bd $ my'!aem w d c# $ bdzie zawsze czas6. /o c#wi!i, podczas ktrej rz ca mi skryte spojrzenia, ;asini znow przednio j nag!e zb!ad. &aka' dziwna zmiana zasza w jego twarzy. %nik w niewinny wdzik, jaki piksza, znik, zdaje si, wraz z r miecem. ;asini by teraz zie!onkawy, twarz m nabrzmiaa i zserowaciaa. (o' podobnego widziaem przedtem ty!ko raz, kiedy na !icy zobaczyem, jak areszt j morderc. 0ake krci si w'rd innyc# ! dzi i niczego nie mona byo po nim pozna). 3iedy jednak po!icjant pooy m rk na ramieni , sta si nag!e innym czowiekiem. 0warz m si zmienia, a oczy patrzyy drtwo przed siebie, przeraone, sz kajce wyj'cia oczy prawdziwego wisie!ca. /rzypomniaa mi to zmieniona twarz ;asiniego" teraz wiedziaem wszystko i ty!ko jeszcze czekaem... 0ak te si stao. ;ez jednego sowa z mojej strony ;asini, wyczerpany mi!czeniem, zacz paka) i prosi) mnie o ask. 2zi te pienidze jedynie w potrzebie, gdybym na to nie wpad, oddaby je wkrtce, tak e nikt by si o tym nie dowiedzia. Nie powinienem twierdzi), e je potajemnie... da!ej zy nie pozwo!iy m mwi). /o c#wi!i jednak zacz znow ebra). (#ce mi by) pos szny, zrobi wszystko, czego zapragn, baga ty!ko, ebym nikom o tym nie powiedzia. %a t cen o,iarowa si by) wprost niewo!nikiem, a mieszanina c#ytro'ci i apczywej trwogi, bijca m z ocz , bya obrzyd!iwa. *biecaem zatem krtko, e jeszcze si zastanowi, co ma si z nim sta), powiedziaem jednak, e przede wszystkim jest to sprawa ;eineberga. (o wic, waszym zdaniem, powinni'my zrobi) z ;asinimB 01r!ess wys c#a opowiadania Reitinga bez sowa, z zamknitymi oczyma. *d czas do czas przeszywa go dreszcz a po cz bki pa!cw, w gowie wiroway dzikie, c#aotyczne my'!i, jak baki we wrzcej wodzie. /owiadaj, e podobnie dzieje si z czowiekiem, gdy po raz pierwszy widzi kobiet, przeznaczon, by go pogry) w zg bnej namitno'ci. 0wierdz, e istnieje pomidzy dwojgiem ! dzi taka c#wi!a poc#y!enia si, nabierania si, wstrzymywania oddec# $ c#wi!a bezwzg!dnego mi!czenia nad napit do ostateczno'ci intymno'ci. Nie da si powiedzie), co zac#odzi w takiej c#wi!i. 0o niby cie, ktry rz ca przed siebie namitno'). (ie krad, poyczy je sobie ty!ko

organiczny" roz! +nienie wszystkic# dotyc#czasowyc# napi), a zarazem stan nagego, nowego zwizania, w ktrym zawarta jest j caa przyszo') $ ink bacja skoncentrowana na ostro') k cia szpi!k... %$dr giej strony jest to ty!ko nic, g c#e, nieokre'!one cz cie, sabo') i trwoga... 0ak odcz wa 01r!ess. 0o, co Reiting opowiada o sobie i ;asinim, wydawao m si, gdy si nad tym zastanawia, bez znaczenia. @ekkomy'!ny wystpek oraz tc#rz!iwa niegodziwo') ;asiniego, po czym z pewno'ci nastpi jaki' okr tny kaprys Reitinga. % $dr giej jednak strony, jakby w niespokojnym przecz ci , zdawa sobie spraw, 6e wydarzenia przybray zwrot skierowany osobi'cie przeciw niem , e w owym epizodzie tkwi co', co m zagraa niby ostry grot. Mimo wo!i m sia w tej c#wi!i wyobrazi) sobie ;asiniego krwawe race, rewo!wer koysa si t i tam $ na swoim miejsc . 7 oto po raz pierwszy w nieokre'!on samotno') jego marze wpado co' niby kamie" istniao, nic nie dao si na to poradzi)" to bya rzeczywisto'). 2czoraj jeszcze ;asini by z penie taki sam jak on. 0eraz otworzyy si drzwi zapadni i ;asini r n. 0ak wa'nie, jak przedstawi to Reiting. naga zmiana... i czowiek si odmieni. 7 znow powizao si to w jaki' sposb z ;oen. &ego my'!i b! +niy. =odkawy, zgniy zapac#, jaki wydzie!ay, zbija go z trop . 7 owo gbokie ponienie si, owo poniec#anie siebie samego, owo spowicie cikimi, b!adymi, tr jcymi !i')mi #aby, ktre niby bezcie!esne, da!ekie odzwiercied!enie przes no si przez jego marzenia $ to wszystko stao si... z ;asinim. 7stnieje zatem co', z czym na!ey si !iczy), przed czym na!ey si strzec, co moe nag!e wyskoczy) z mi!czcego zwierciada my'!i...B 2 takim razie jednak wszystko inne jest rwnie mo!iwe. Mo!iwi s tacy ! dzie jak ;eineberg i Reiting i mo!iwa jest ta komrka. Mo!iwe jest, e z jasnego, codziennego 'wiata, jaki do tej pory wycznie zna, prowadz wrota do innego, g c#ego, nabrzmiaego namitno'ciami, nagiego i zg bnego. Je od ! dzi, ktryc# ycie toczy si jakby w przejrzystej, mocnej k!atce z e!aza i szka, rozp st, bkajcyc# si w krtyc#, penyc# ryk przekracza!ne, zderzaj si ze sob... reg !owane pomidzy bi rem i domem, do innyc#, odepc#nityc#, krwioerczyc#, ska!anyc# !abiryntac#, istnieje nie ty!ko przej'cie, !ecz e granice midzy nimi, z b!iska i potajemnie, kadej c#wi!i ;oeny, Rozejrza si po komrce. Fciany zdaway m si zagraa), os wa) si na niego, c#wyta) go niby

/ozostaje jedynie pytanie. jak to mo!iweB (o dzieje si w takiej c#wi!iB (o wzbija si z krzykiem w gr, a co nag!e ga'nieB *to pytania, jakie wzb dzio w 01r!essie owo wydarzenie. 2znosiy si one niewyra+nie w gr, z zamknitymi wargami, przesonite g c#ym, nieokre'!onym cz ciem, jak' sabo'ci i trwog. -!e mimo to, jakby z da!a, pojedynczo i oderwanie, niektre z ic# sw d+wiczay w 01r!essie, przepeniajc go niespokojnym oczekiwaniem. 2 tym momencie pado pytanie Reitinga. 01r!ess natyc#miast zabra gos. ;y pos szny jakiem ' nagem bod+cowi, jakiem ' os pieni . %dawao m si, e nadciga co' decyd jcego, z!k si, c#cia to wymin), zyska) na czasie... %acz mwi), a!e w okamgnieni pocz , e powie ty!ko co' nieistotnego, e jego sowa bd bez wewntrznego pokrycia, e nie bd wca!e jego prawdziw opini. $ ;asini jest zodziejem $ powiedzia. 0warde, pene brzmienie tyc# saw zrobio m tak dobrze, e powtrzy dw krotnie. $ %odziejem. - zodzieja si kae, wszdzie, na caym 'wiecie. 0rzeba go zaden ncjowa), spowodowa) jego wyda!enie z instyt t D Niec# si poprawi gdzie indziej, do nas j nie pas jeD Reiting jednak z wyrazem niemiego zaskoczenia odpar. $ Nie, po co zaraz doprowadza) do ostateczno'ciB $ &ak to po coB (zy nie sdzisz, e to si samo przez si roz mieB $ ;ynajmniej. Mwisz tak, jakby t za drzwiami grozi nam wszystkim deszcz ognisty, je'!i zatrzymamy ;asiniego w'rd nas. =prawa nie jest wca!e taka straszna. $ &ak moesz tak mwi)D (#cesz wic codziennie da!ej siedzie) razem z czowiekiem, ktry krad, ktry potem o,iarowa ci si na dziewk, na niewo!nika, c#cesz z nim razem je') i spa)B Nie roz miem. 2yc#ow jemy si wsp!nie, bo na!eymy do tej samej s,ery. (zy bdzie ci obojtne, je'!i kiedy' bdziesz razem z nim s y w tyin samym p k twojej siostryB $ No, teraz naprawd przesadzasz $ roze'mia si Reiting. $ Mwisz tak, jakby'my na$ !ee!i do jednego bractwa na cae ycieD (zy zdaje ci si, e zawsze bdziemy nosi!i piecztk. 5/rzyszed z konwikt w 2. &est obciony specja!nymi przywi!ejami i zobowizaniamiB6 /rzecie potem kady z nas pjdzie wasn drog, kady zostanie ! b pracowa w tym samym ministerstwie, je'!i bdzie przyjmowany w tym samym towarzystwie co ty $ K moe nawet bdzie za!eca si do

tym, do czego jest prawniony, bo nie istnieje ty!ko jedna s,era towarzyska. 2ydaje mi si, e nie mamy co ama) sobie gowy nad przyszo'ci. - co si tyczy tera+niejszo'ci, nie powiedziaem wca!e, e m simy y) na stopie ko!eeskiej z ;asinim. Mona tak postpowa),$ eby dystans by zac#owany. ;asini jest w naszyc# rkac#, moemy z nim zrobi), co c#cemy, je'!i o mnie c#odzi, moesz dwa razy dziennie nap! ) m w twarz. gdzie t jest jaka' wsp!nota, dopki zec#ce to znosi)B je'!i si zb nt je, moemy zawsze jeszcze pokaza) m , kto jest panem... M sisz ty!ko poniec#a) my'!i, e midzy nami a ;asinim zac#odzi jakako!wiek inna wspza!eno') ni ta, e jego podo') sprawia nam ciec#. Mimo e 01r!ess nie by wca!e przekonany o swej s szno'ci, zapa!a si da!ej. $ = c#aj, Reiting, czem jm jesz si tak gorco za ;asinimB $ &a si jm jB -ni mi w gowie. 2 og!e nie mam adnego powod , caa ta sprawa jest mi bezgranicznie obojtna. 7ryt je mnie ty!ko, e przesadzasz. (o takiego c#odzi ci po gowieB &aki' tam idea!izm, coB Fwite wie!bienie d!a instyt t czy te sprawied!iwo'ci. Nie masz pojcia, jak n dnie i wzorowo to brzmi. - moe $ Reiting zerkn z kosa na 01r!essa $ masz wreszcie jaki' inny powd, d!a ktrego ;asini powinien wy!ecie), ty!ko nie c#cesz p 'ci) ,arbyB &aka' stara zemstaB 2 takim razie powiedzD ;o je'!i o to c#odzi, moemy naprawd wyzyska) korzystn okazj. 01r!ess zwrci si do ;eineberga. 0en jednak 'miec#n si ty!ko pogard!iwie. Mwic pa!i ,ajk o d gim cyb c# , siedzia skrzyowawszy nogi i ze swymi odstajcymi szyma wyg!da w pmrok jak groteskowa stat a boka. $ &e'!i o mnie c#odzi, moecie robi), co c#cecie, nie za!ey mi ani na pienidzac#, ani na sprawied!iwo'ci. 2 7ndiac# przek to by m je!ita zaostrzonym bamb sem $ to byaby przynajmniej przyjemno'). &est tc#rz!iwym g pcem, wic nie ma go co aowa), cae ycie byo mi z penie obojtne, co dzieje si z takimi ! d+mi. *ni sami s niczym, a co si kiedy' stanie z ic# d sz, nie wiemy. -!!ac# niec# yczy waszem wyrokowi swej askiD 01r!ess nie odpowiedzia. /o sprzeciwie Reitinga, po o'wiadczeni ;eineberga, e nie c#ce wpywa) na rozstrzygnicie midzy nimi, doszed do kres . Nie mia siy przeciwstawia) si da!ej. cz , e nie pragnie j wicej powstrzymywa) tego, co $ niewiadome $ nadcigao. 0ak wic przyj!i propozycj Reitinga. /ostanowi!i na razie wzi) ;asiniego pod 'cisy nadzr, wzi) go niejako pod k rate! i w ten sposb da) m sposobno'), aby si z powrotem wygrzeba. &ego doc#ody i wydatki miay by) s rowo

kontro!owane, a stos nki z innymi ko!egami za!enione od pozwo!enia ic# trzec#. 0a decyzja bya pozornie bardzo poprawna i ycz!iwa. 52zorowo n dna6 $. jak Reiting tym razem nie powiedzia. ;o kady z nic# cz , c#ocia tego przed sob nie przyzna!i, e stworzono w ten sposb co' w rodzaj niec#tnie zrezygnowaby z da!szego cig stan tymczasowego. Reiting bowiem tej a,ery, sprawiaa m

przyjemno'), z dr giej jednak strony nie widzia jeszcze jasno, jaki jej nada p+niej obrt. - 01r!ess by jakby spara!iowany na sam my'! o tym, e bdzie mia odtd codziennie do czynienia z ;asinim. 3iedy przedtem wypowiedzia sowo 5zodziej6, zrobio m si !ej. ;yo to jakby wyrz cenie, ods nicie od siebie spraw, ktre go dryy. -!e to proste sowo nie mogo rozwiza) pyta, ktre wyoniy si zaraz potem. 0eraz, kiedy nie trzeba j byo ic# omija), stay si wyrazistsze. 01r!ess powid wzrokiem od Reitinga do ;eineberga, zamkn oczy, powtrzy w my'!i powzit decyzj, znow otworzy oczy... =am j nie widzia, czy to jego ,antazja kada si na rzeczy niby ogromne znieksztacajce szko, czy te wszystko byo prawd, wszystko byo takie , jak w tej c#wi!i niesamowicie przed nim si jawioB - czy ;eineberg i Reiting nie wiedzie!i nic o tyc# pytaniac#B (#ocia to oni wa'nie por sza!i si tak swojsko w owym 'wiecie, ktry jem nag!e wyda si taki obcyB /ocz nag!e !k przed nimi. -!e obawia si ic# ty!ko tak, jak mona ba) si o!brzyma, o ktrym si wie, e jest '!epy i g pi. Rozstrzygno si ty!ko jedno. 2 tej c#wi!i zna!az si o wie!e da!ej, ni by jeszcze kwadrans tem . Mo!iwo') zawrcenia mina. ; dzia si w nim !ekka ciekawo'), co si stanie da!ej, skoro wbrew wo!i zm szono go do pewnyc# pos ni). 2szystko si w nim b dzio, !eao jaszcze w mrok , a!e j cz oc#ot, by w!epi) wzrok w twory tej ciemno'ci, ktryc# inni nie dostrzega!i. 2 owo pragnienie wmiesza si !ekki dreszcz. &ak gdyby nad jego yciem miao odtd sta!e wznosi) si szare, przysonite niebo $ pene wie!kic# c#m r, ogromnyc#, zmiennyc# ksztatw i z wci od nowa przyc#odzcym pytaniem. (zy to potworyB (zy ty!ko c#m ryB 0o pytanie byo zastrzeone ty!ko d!a niego. &ako tajemnica, obca i zakazana innym... 2 ten sposb ;asini po raz pierwszy zacz zyskiwa) to znaczenie, jakie mia p+niej osign) w yci 01r!essa,

Nastpnego dnia ;asini zosta wzity pod k rate!. Nie bez roczystej ceremonii. =korzystano z porannej godziny gimnastyki, aby si wyco,a) z )wicze, ktre odbyway si na d ej ce w park . Reiting wygosi co' w rodzaj przemwienia, zreszt niezbyt krtkiego. %wrci ;asiniem wag, e zmarnowa swoj egzystencj, e wa'ciwie powinno si go zaden ncjowa) i jedynie wyjtkowej asce zawdzicza, e na razie odp szcza m wyda!enie. /otem poin,ormowano go o szczegowyc# war nkac#. 3ontro! nad ic# dotrzymaniem obj Reiting. /odczas caej tej sceny ;asini by bardzo b!ady, nie odpowiedzia jednak ani sowem, a twarz jego nie zdradzaa, co si w nim dzieje. 01r!essowi scena ta wydaa si na przemian to niesmaczna, to znow znaczenia. ;eineberg natomiast obserwowa racz i Reitinga ni ;asiniego. 8 2 cig nastpnyc# dni sprawa zdawaa si oma! zapomniana. Reitinga poza !ekcjami i porami posikw nie widziao si. ;eineberg by bardziej mi!czcy ni kiedyko!wiek, a 01r!ess odkada wci na potem rozmy'!ania o tej #istorii. ;asini za' obraca si w'rd ko!egw, jak gdyby nigdy nic nie zaszo. ;asini by nieco wyszy od 01r!essa, a!e bardzo wty, r c#y mia mikkie, !eniwe i kobiece rysy twarzy. Nie grzeszy mdro'ci, w gimnastyce i szermierce by jednym z ostatnic#, posiada jednak pewien rodzaj miej kokieterii. >o ;oeny poszed swego czas jedynie po to, by dawa) mczyzn. 2obec jego sp+nionego rozwoj prawdziwe podanie byo m c#yba obce. *dcz wa raczej jako przym s, obowizek czy te rzecz stosown, aby nie posdzono go o brak miosnyc# przygd. Najpikniejsza bya d!a ta c#wi!a, kiedy rozstawa si z ;oen i mia wszystko j za sob, c#odzio m bowiem ty!ko o posiadanie wspomnie. Niekiedy kama take z prno'ci. 7 tak z kadyc# ,erii przywozi pamitki po miosnyc# awant rkac# $ wstki, p k!e wosw, !i'ciki w wskic# kopertac#. 3iedy jednak pewnego raz przywiz w wa!izce podwizk $ '!iczn, ma, pac#nc, bkitn jak niebo $ a potem okazao si, e to podwizka jego dw nasto!etniej siostry, wy'miana go mocno z powod komicznyc# przec#waek. &ego mora!na niedowarto') oraz g pota wyrastay z jednego pnia. Nie potra,i pena si #ab kary przez

oprze) si adnem podszeptowi i sta!e by zaskoczony sk tkami. /odobny by w tym do owyc# kobiecitek z wdzicznymi !oczkami nad czoem, ktre swym maonkom podaj podczas posik mae dawki tr cizny, a potem, pene przeraenia, dziwi si twardym, obcym sowom prok ratora i wyrokowi 'mierci. 8 01r!ess nika go. >ziki tem zatracao si z wo!na take owo gbokie wewntrzne przeraenie, ktre w pierwszej c#wi!i a po korzenie my'!i c#wycio go i nim wstrzsno. Rozsdek wzi w 01r!essie znow gr" zdziwienie stpio i dzie po dni stawao si coraz bardziej nierzeczywiste, jak '!ady sn , ktre nie mog si osta) w rea!nym, twardym, jasnym od soca 'wiecie. -by mocni) si jeszcze w tym stanie, donis o wszystkim swym rodzicom w !i'cie. /rzemi!cza jedynie wasne doznania. >oszed obecnie znow do wniosk , e naj!epiej byoby przy najb!iszej sposobno'ci prze,orsowa) wyda!enie ;asiniego z instyt t . Nie mg sobie w og!e wyobrazi), aby rodzice mog!i inaczej o tym my'!e). *czekiwa od nic# s rowego, penego odrazy potpienia ;asiniego, czego' w tym rodzaj jak strz'nicie cz bkami pa!cw nieczystego robaka, ktrego nie mona byo 'cierpie) w pob!i syna. -!e nic podobnego nie znajdowao si w !i'cie, ktry otrzyma w odpowiedzi. Rodzice zada!i sobie rzete!ny tr d i jak rozsdni ! dzie rozway!i wsze!kie oko!iczno'ci, o i!e $ rzecz prosta $ mog!i sobie wyrobi) jakie takie wyobraenie o nic# na podstawie spiesznie napisanego !ist z oderwanymi, penymi ! k in,ormacjami. % !ist rodzicw wynikao, e znaj za s szne jak najagodniejsze i najpow'cig!iwsze osdzenie ;asiniego, tym bardziej e w przedstawieni sprawy przez syna m sie!i si ewent a!nie !iczy) z pewn, wynik z modzieczego ob rzenia przesad. 4zna!i za dobr decyzj, e dano ;asiniem sposobno') do poprawy, i waa!i, e nie wo!no z powod maego po'!i+nicia wytrca) od raz czowieka z tor ycia, tym bardziej $ i to podkre'!a!i jako szczeg!nie s szne $ e ma si t do czynienia nie z ksztatowanymi j ! d+mi, !ecz z c#arakterami gitkimi, bdcymi w ,azie rozwoj . Na!ey wobec ;asiniego okaza) w kadym wypadk s rowo') i a torytet, !ecz odnosi) si do ycz!iwie i wpywa) na niego, by si poprawi. /opar!i to szeregiem przykadw, znanyc# dobrze 01r!essowi. /rzypomnia sobie bowiem dokadnie, e w okresie, kiedy dyrekcja ! bia jeszcze wprowadza) drakoskie obyczaje i bardzo ogranicza) kieszonkowe, wie! wyc#owankw z

pierwszyc# rocznikw nie mogo si powstrzyma), by nie ebra)

szcz'!iwszyc#

spo'rd mayc# arokw $ jakimi by!i wszyscy $ o kawaek c#!eba z szynk ! b co' w tym rodzaj . *n sam rwnie robi to czasem, c#ocia krywa wstyd, wymy'!ajc na zo'!iwe i nieycz!iwe zarzdzenia dyrekcji. 7 nie ty!ko idcym !atom, a!e take rozwanym i dobrot!iwym napomnieniom rodzicw zawdzicza, e powo!i na czy si z d m wyrzeka) podobnyc# sabostek. -!e wszystko to dzisiaj nie dziaao. M sia przyzna), e rodzice pod wie!oma wzg!dami mie!i s szno'), wiedzia rwnie, e jest oma! niemo!iwe z da!eka osdzi) jak' spraw" w ic# !i'cie jednak brak byo czego' o wie!e waniejszego. %roz mienia, e stao si t co' nieodwoa!nego, co', co nie powinno nigdy zac#odzi) w'rd ! dzi pewnej s,ery. ;rak byo zd mienia i zaskoczenia. Mwi!i tak, jak gdyby c#odzio o zwyk spraw, ktr na!ey zaatwi) taktownie, !ecz bez wie!kic# ceregie!i. *t, skaza, wprawdzie nieadna, a!e tak samo nie c#ronna jak codzienna potrzeba ,izjo!ogiczna. -ni '!ad jakiego' bardziej osobistego zaniepokojenia, podobnie jak ;eineberga i Reitinga. 01r!ess mgby ostatecznie przekn) i to. %amiast tego podar !ist w drobne strzpki i spa!i je. /ierwszy raz w yci pozwo!i sobie na podobny brak pietyzm . 2yzwo!ia si w nim reakcja wprost odwrotna od zamierzonej. 2 przeciwiestwie do prostego roz mienia sprawy, jakie m przedoono, przysza m nag!e znow na my'! prob!ematyczno') i wtp!iwo') postpk ;asiniego. /otrzsajc gow, mwi sobie, e na!ey raz jeszcze wszystko przemy'!e), jakko!wiek nie potra,i zda) sobie dokadnie sprawy, d!aczego... Najdziwniejsze jednak byo to wszystko, kiedy roztrzsa te sprawy raczej w marzeniac# ni roz mowo. 2tedy ;asini kazywa m si cakiem zroz miay, powszedni, w wyra+nyc# kont rac# $ taki, jakim go zapewne widzie!i jego przyjacie!e i rodzice" w nastpnym jednak momencie znika i pojawia si cig!e na nowo jako maa, cakiem ma!eka ,ig rka ja'niejca c#wi!ami w gbokim, bardzo gbokim t!e.

/ewnej nocy $ byo bardzo p+no i wszyscy j spa!i $ ob dzio 01r!essa nage szarpnicie. Na jego k siedzia ;eineberg. ;yo to czym' tak niezwykym, e 01r!ess przecz natyc#miast, i c#odzi o rzecz szczeg!n. $ 2sta, a!e cic#o, eby nikt nie za way, idziemy na gr, m sz ci co' powiedzie). 01r!ess bra si pospiesznie, wzi paszcz ws n stopy w panto,!e. Na grze ;eineberg ze szczeg!n staranno'ci po stawia z powrotem zapory, po czym zaparzy #erbat. 01r!ess, ktry cz jeszcze senno') w ko'ciac#, c#on z przyjemno'ci tozote, pac#nce ciepo. *par si w kcie i sk !i oczek jc niespodzianki. $ Reiting nas osz k je $ odezwa si -reszcie ;eineberg. 01r!ess nie pocz zdziwienia. /rzyj jako samo przez si zroz miae, e ta sprawa m si mie) podobny cig da!szy" mia niema! wraenie, e ty!ko na to czeka. Mimo wo!i rzek. $ 0ak sobie my'!aem. $ 0akB My'!ae'B -!e za way), nie za waye' niczegoB 0o do ciebie podobne. $ 2 istocie, nic nie rz cio mi si w oczy, zreszt p+niej nie troszczyem si o to. $ -!e za to ja dobrze pi!nowaem. *d pierwszego dnia nie dowierzaem Reitingowi. 2iesz przecie, e ;asini odda mi pienidze. - z czego, jak my'!iszB % wasnyc#B NieD $ =dzisz wic, e Reiting macza w tym pa!ceB $ *czywi'cie. 2 pierwszej c#wi!i 01r!ess pomy'!a, e obecnie rwnie Reiting wika si w podobn zodziejsk sprawk. $ =dzisz wic, e Reiting tak samo jak ;asini... $ (o za pomysD /o prost spaci) zacignity mnie d g. Reiting da wasne pienidze, aby ;asini mg

$ Nie widz do tego adnego powod . $ &a te przez d gi czas tego nie roz miaem. 2 kadym razie tobie take rz cio si w oczy, e Reiting od pocztk stawa w obronie ;asiniego. Miae' wtedy racj, byoby doprawdy rzecz najs szniejsz, gdyby ten drab wy!ecia. -!e na my'!nie nie gosowaem wwczas za tob, bo pomy'!aem sobie, e m sz

wiedzie), jaka t toczy si gra. 2prawdzie i dzi' nie wiem dokadnie, czy Reiting j wwczas mia okre'!one zamiary, czy te c#cia ty!ko odczeka), pewniwszy si raz na zawsze co do ;asiniego. -!e bd+ co bd+ wiem, jak rzecz dzi' wyg!da. $ No...B $ (zekaj, tego nie da si tak prdko opowiedzie). %nasz c#yba #istori, jaka wydarzya si w instyt cie cztery !ata tem B $ &aka #istoriaB $ No, ta pewna #istoriaD $ 0y!ko mimoc#odem. 2iem ty!e, e z powod wwczas wie!ki skanda! i e m siano zakad . $ 0ak, to mam na my'!i. ;!iszyc# szczegw dowiedziaem si kiedy' podczas ,erii od jednego z koc#ao si wie! $ &ak toB $ (o znaczy 5jak to6... Nie pytaj tak g pioD 7 to samo robi Reiting z ;asinim. 01r!ess poj, o jakie sprawy c#odzio midzy tymi dwoma, i w krtani pocz dawienie, jakby by w niej piasek. $ 0ego bym o Reiting nigdy nie pomy'!a. $ Nie potra,i si zdoby) na adne inne sowa. ;eineberg wzr szy ramionami. $ *n sdzi, e moe nas osz kiwa). $ (zy jest zakoc#anyB $ -ni troc#. 0akim g pcem nie jest. ;awi go to, moe podnieca zmysowo. $ - ;asiniB $ *nB... (zy' nie za way, jaki bezcze!ny zrobi si ostatnioB Nie moe 'cierpie) ni sweczka z mojej strony. %awsze ty!ko Reiting i Reiting, jakby ten by jego 'witym patronem. /omy'!a sobie prawdopodobnie" e !epiej jest jednem pozwo!i) na wszystko ni kadem to ;asiniem z gowyD $ &ak na$to wpade'B $ /ewnego raz ic# przyapaem,. $ <dzieB z osobna na troc#. 7 Reiting z pewno'ci m obieca, e bdzie go osania, je'!i bdzie we wszystkim !egy. -!e omy!i!i siD 2ybij czniw tej k!asy. Mie!i tam wtedy adnego c#opca, w ktrym z nic#. %nasz przecie takie sprawy, zdarza si to rok w rok. 4 kara) wie! jakic#' 'wistw wyb c#n wyc#owankw, wyda!ajc ic# z

tamtyc# jednak sprawy zaszy zbyt da!eko.

$ 0

obok, na stryc# . Reiting mia ode mnie k! cz do dr giego wej'cia.

/oszedem za nimi, ostronie odsoniem otwr i przeczogaem si. 2 cienkiej 'ciance dziaowej midzy komrk a stryc#em byo przebite przej'cie, ak rat na ty!e szerokie, e mg si przecisn) czowiek. 2 wypadk zaskoczenia miao ono s y) za wyj'cie rezerwowe, na co dzie byo zamknite ws nitymi w nie cegami. Nastpia d ga pa za, podczas ktrej rozbyskiwa ty!ko arzcy si papieros. 01r!ess nie mg sk pi) my'!i. 2idzia... %a zamknitymi oczyma niby w nagym cici widzia obdne wirowanie zdarze i ! dzi" ! dzi w jaskrawym 'wiet!e, w jasnyc# byskac# i r c#omyc#, gbokic# cieniac#" twarze... jedn twarz" 'miec#... spojrzenie, dreszcz skry" widzia ! dzi tak, jak ic# nigdy dotd nie widzia ani nie cz . -!e widzia ic# nie widzc, bez wyobraenia ic# sobie, bez obrazw $ tak jakby widzia ic# jedynie d sz" by!i tacy c#wytni, e ic# wyrazisto') przeszywaa go tysickrotnie, a!e gdy ty!ko zacz sz ka) sw, by nimi zawadn), co,a!i si, jak gdyby zatrzym jc si na prog , ktrego nie mog!i przekroczy). M sia pyta) da!ej. <os m wibrowa. $ 7... widziae' ic#B $ 0ak. $ -... jaki by ;asiniB @ecz ;eineberg zami!k i znow syc#a) byo ty!ko niespokojny sze!est papierosa. >opiero po d giej pa zie zaczai mwi). $ Roztrzsaem t spraw ze wszystkic# stron, a wiesz, e mam w podobnyc# rzeczac# wasny, indywid a!ny sd. (o si wpierw tyczy ;asiniego, sdz, e jego w adnym wypadk nie byoby szkoda, ani gdyby'my zrobi!i na niego doniesienie, ani gdyby'my zbi!i go czy nawet zadrczy!i na 'mier), wycznie d!a przyjemno'ci. Nie mog sobie bowiem wyobrazi), e taki czowiek jak on miaby co' znaczy) w c downym mec#anizmie 'wiata. 2ydaje si stworzony jedynie przez przypadek, poza wa'ciwym szeregiem. 0o znaczy... co' tam m si i on oznacza), a!e na pewno co' tak nieokre'!onego jak robak ! b kamie na drodze, przy ktrym nie wiemy, czy mamy przej') obok, czy te go zdepta)... - to jest ty!e co nic. -!bowiem kiedy d sza 'wiata pragnie zac#owa) jak' swoj czstk, wypowiada si wyra+niej, /owiada wtedy. 5nie6 i stwarza opr, kae nam przej') obok robaka, a kamieniowi ycza takiej twardo'ci, e nie moemy go rozbi) bez narzdzi. ;o zanim zdoamy je przynie'), pods wa nam opory wie! drobnyc#, porczywyc# zastrzee, a gdy je przezwyciymy, to znaczy,

e sprawa j od pocztk miaa inne znaczenie. 4 czowieka nat ra mieszcza ow twardo') w jego c#arakterze, w jego odpowiedzia!no'ci za to, e si jest czstk czowieczej 'wiadomo'ci, w pocz ci

d szy 'wiata. &e'!i czowiek zag bi ow 'wiadomo'), g bi zarazem siebie. &e'!i jednak sam si zg bi i zatraci, to zg bi rwnie to co' szczeg!nego i istotnego, d!a czego nat ra stworzya go czowiekiem. 7 nigdy nie mona by) tak pewnym, jak w tym wypadk , e ma si do czynienia z czym' zbdnym, z p st ,orm, z czym', co dawno j zostao porz cone przez d sz 'wiata. 01r!ess nie cz w sobie sprzeciw , nie s c#a zreszt wanie. Nigdy do tej pory nie mia powod do takic# meta,izycznyc# roztrzsa, nigdy te nie zastanawia si nad tym, jakim sposobem czowiek tak rozsdny jak ;ekteberg mg wpa') na podobne my'!i. (ay ten prob!em nie wszed jeszcze w og!e w krg jego ycia. 0ote nie zada sobie nawet tr d , by zbada) sens wywodw ko!egi. = c#a ty!ko jednym c#em. Nie pojmowa jedynie, jak mona tak siga) do -dama i Ewy. >ygotao w nim wszystko, a og!dno'), z jak ;eineberg 'ciga ;g wie skd swoje wywody, wydawaa m si 'mieszna, niestosowna, napawaa niecierp!iwo'ci. ;eineberg cign spokojnie da!ej. $ % Reitingiem jednak sprawa ma si z penie inaczej. 7 on rwnie na sk tek tego, co czyni, odda si w moje rce, !ecz jego !os nie jest mi z pewno'ci obojtny jak !os ;asiniego. 2iesz, e jego matka nie posiada wie!kiego majtk " je'!i wyrz c go z instyt t , wszystkie jego p!any wezm w eb. 0 taj moe do czego' doj'), gdzie indziej niewie!e zna!azoby si po tem sposobno'ci. - Reiting zawsze mnie nie znosi... roz mieszB Nienawidzi mnie... dawniej prbowa szkodzi) mi na kadym krok ... =dz, e i dzi' jeszcze byby rad, gdyby si mnie pozby. 2idzisz wic, co mog czyni), bdc w posiadani tej tajemnicyB 01r!ess przerazi si. -!e tak osob!iwie, jak gdyby !os Reitinga mia zwizek z nim samym. =pojrza przestraszony na ;eineberga. 0en siedzia z oczyma przymknitymi, midzy powiekami pozostaa ty!ko wska szparka" wyg!da jak wie!ki, niesamowity pajk, czat jcy spokojnie w swej sieci. *statnie jego sowa zabrzmiay w szac# 01r!essa zimno i wyrazi'cie jak zdania dyktat . /oprzednio nie szed za biegiem jego my'!i, wiedzia ty!ko. ;eineberg mwi znow o swoic# ideac#, ktre przecie z tym wydarzeniem nie maj nic wsp!nego... 7 nag!e nie mg poj), jak do tego doszo.

/rzdziwo zaczepione gdzie' na zewntrz, w abstrakcie $ jak sobie przypomina $ m siao widocznie sk rczy) si z bajeczn szybko'ci, gdy naraz oto stao si konkretem, czym' rzeczywistym, ywym, a w 'rodk zaci'nit szyj. Nie ! bi wca!e Reitinga, a!e przypomnia sobie miy, z c#way i niedbay sposb, w jaki tamten mota wszystkie swoje intrygi" ;eineberg natomiast wyda m si o#ydny, kiedy tak spokojnie, ze zo'!iwym 'miec#em, zaciga dokoa tamtego swj wie!oramienny, pon ry, szkaradny op!ot my'!i. $ Nie wo!no $ci wykorzysta) tego przeciw niem D $ wyb c#n mimo wo!i. <raa t z pewno'ci ro! rwnie jego staa, krywana niec#) do$ ;eineberga. $ /o c mam to robi)B $ odpar ;eineberg po krtkim namy'!e. $ ;yoby go naprawd szkoda. 7 tak mi wicej nie zagraa, a zbyt jest warto'ciowy, by z powod takiego g pstwa pozwo!i) m si potkn). Na tym zakoczya si ta cz') sprawy, a!e ;eineberg cign da!ej, wracajc ponownie do !os ;asiniego. $ (zy nada! waasz, e powinni'my zrobi) doniesienie na ;asiniegoB 01r!ess nie da odpowiedzi. (#cia sysze) ;eineberga, jego sowa brzmiay w nim niby odgos krokw w p stej przestrzeni" pragn nasyci) si owym stanem. ;eineberg szed da!ej za tokiem swyc# my'!i. $ =dz, e na razie zatrzymamy go d!a siebie i sami karzemy. ;o karany by) m si $ j c#o)by za swoj z c#wao'). (i z instyt t co najwyej wyda!i!iby go i napisa!i d gi !ist do jego w ja $ wiesz c#yba, jak bardzo po k pieck si taka rzecz odbywa. Eksce!encjo, /aski siostrzeniec zapomnia si, zeszed na manowce... odsyamy go /an ... mamy nadziej, e nic# jakieko!wiek znaczenie ! b warto')B $ - jak warto') mgby mie) d!a nasB $ &ak warto')B >!a ciebie moe adnej, ty zostaniesz radc dwor ! b bdziesz pisa wiersze, ty tego ostatecznie nie potrzeb jesz, moe nawet cz jesz obaw. -!e ja wyobraam sobie moje ycie inaczej. 0ym razem 01r!ess nastawi sz . $ >!a mnie ;asini posiada warto') $ nawet wie!k warto'). /opatrz... ty poniec#aby' go po prost spokojony tym, e by to zy czowiek. $ 01r!ess pow'cign 'miec#. $ 7 na tym zakoczyby' spraw, poniewa nie posiadasz ta!ent da si /an ... droga poprawy... na razie jednak jego da!szy pobyt w'rd innyc# niemo!iwy... i tak da!ej. (zy taki cas s ma d!a dygotaa czyja' gowa z

! b moe zainteresowania, by samem )wiczy) si na niej. Mnie jednak to interes je. &e'!i si ma przed sob tak drog jak moja, na!ey do ! dzi podc#odzi) cakiem inaczej. >!atego c#c zac#owa) d!a siebie ;asiniego, by si na nim czy). $ -!e jak c#cesz go kara)B ;eineberg wstrzyma si z odpowiedzi, jakby rozmy'!a nad wraeniem, jakie wywoa. /otem odpar ostronie i z wa#aniem. $ My!isz si sdzc, e mi tak bardzo za!ey na samym karani . *czywi'cie mona to nazwa) w koc rwnie kar. -!e by nie traci) sw, mam co' innego na my'!i. (#c go... no, powiedzmy, drczy). 01r!ess strzeg si, by nie powiedzie) sowa. Nie widzia jeszcze jasno, do czego tamten zmierza, cz jednak, e wszystko nadc#odzi tak, jak d!a niego $ wewntrznie $ nadej') m siao. ;eineberg, nie wiedzc, jak jego sowa zostan przyjte, cign. $ Nie przeraaj si, to wca!e nie takie straszne. /rzede wszystkim, jak ci j dowiodem, wobec ;asiniego nie na!ey mie) wzg!dw. >ecyzji, czy mamy go drczy), czy te oszczdza), na!ey sz ka) wycznie w naszej potrzebie jednego ! b dr giego. 2 motywac# wewntrznyc#. (zy masz takieB 0o, co' mwi wwczas o mora!no'ci, spoeczestwie i tak da!ej, nie moe si nat ra!nie !iczy)" sam prawdopodobnie nigdy w to nie wierzye'. /rzyp szcza!nie jeste' wic obojtny. Moesz bd+ co bd+ zawsze wyco,a) si z caej tej #istorii, je'!i nie c#cesz nic ryzykowa). Moja droga jednak wiedzie nie wstecz ani mimo, !ecz przez sam 'rodek. 0ak m si by). 0ake Reiting nie p 'ci tej sprawy, bo i d!a niego szczeg!n warto') przedstawia ,akt, e moe mie) czowieka w swym rk , )wiczy) si na nim i traktowa) go jak narzdzie. *n c#ce panowa) i z tob postpiby tak samo jak z ;asinim, gdyby przypadek ciebie m nastrczy. Mnie jednak c#odzi o co' wicej. Niema! o zobowizanie wobec samego siebie" jak ci wyt maczy) t rnic midzy namiB 2iesz, jak bardzo Reiting wie!bia Napo!eona" ot czowiek, ktry mnie si najbardziej z wszystkic# podoba, przypomina raczej ,i!ozo,a i #ind skic# 'wityc#. Reiting po'wiciby bez wa#ania ;asiniego, odcz wajc przy tym jedynie zaciekawienie. Rozciby go mora!nie na p, by si dowiedzie), co mona zyska) w takim procederze. &ak j zreszt powiedziaem $ ciebie ! b mnie rwnie dobrze jak ;asiniego, i bez adnej przykro'ci. &a natomiast, podobnie jak ty, mam wraenie, e ;asini mimo wszystko jest jednak czowiekiem. 7 mnie rwnie rani popenione okr ciestwo. -!e wa'nie o to c#odziD

* o,iarD 2idzisz, ja take jestem

wizany na dwc# niciac#. Na jednej, jasnem osdowi z miosiern

nieokre'!onej, ktra wie mnie wbrew mojem

bezczynno'ci, i na dr giej, ktra biegnie do mojej d szy, do najwewntrzniejszej ja+ni i zespa!a mnie z wszec#'wiatem. 0acy ! dzie jak ;asini $ mwiem ci j $ nie znacz nic $ ot, p sty, przypadkowy ksztat. /rawdziwymi ! d+mi s ty!ko ci, ktrzy potra,i wnikn) w siebie samyc# $ kosmiczni ! dzie, ktrzy potra,i pogry) siebie a do zespo!enia z ogromnym stawaniem si 'wiata. 0acy mog zdziaa) c da z zamknitymi oczyma, gdy miej z ytkowa) ca moc 'wiata, ktra tak samo jest w nic#, jak poza nimi. -!e wszyscy ci, ktrzy do tej pory sz!i za t dr g nici, m sie!i najpierw zerwa) pierwsz. (zytaem o strasz!iwyc# o,iarac# pok tnyc# natc#nionyc# mnic#w, a 'rodki #ind skic# 'wityc# i tobie rwnie nie s cakiem nie znane. 2szystkie okr ciestwa, jakie si przy tym dziej, maj jedynie na ce! 'miercenie ndznyc#, skierowanyc# na zewntrz dz, ktre $ bez wzg!d na to, czy to bdzie prno') czy gd, rado') czy wspcz cie $ gasz co' z ar , jaki kady potra,i w sobie wznieci). Reiting zna ty!ko zewntrzno'), ja id za dr g nici. *becnie w oczac# wszystkic# on wys n si naprzd, moja droga bowiem jest powo!niejsza i bardziej niepewna. -!e za jednym zamac#em mog go prze'cign) jak robaka. 2idzisz, mwi, e 'wiatem rzdz mec#aniczne prawa, ktre s niezac#wiane. 0o ,asz, to dobre w podrcznikac# szko!nyc#. Fwiat zewntrzny jest oporny i na jego tak zwane prawa mona wpywa), a!e ty!ko do pewnego stopnia, by!i bowiem ! dzie, ktrym si to dao. Napisane to jest w 'wityc#, mdryc# ksigac#, o ktryc# wikszo') ! dzi nic nie wie. =tamtd wiem, e by!i ! dzie, ktrzy potra,i!i por sza) kamienie, powietrze i wod samym tc#nieniem wo!i i przed mod!itw ktryc# adna moc ziemska nie moga si osta). -!e i to s ty!ko zewntrzne try m,y d c#a. -!bowiem kom si da cakowicie widzie) swoj d sz, d!a tego koczy si cie!esne ycie, ktre jest ty!ko przypadkiem" napisano w ksigac#, e tacy ! dzie wc#odz wprost do wyszego kr!estwa d c#a. ;eineberg mwi z penie powanie, z #amowanym, wzr szeniem. 01r!ess wci jeszcze siedzia z zamknitymi oczyma" cz oddec# ;eineberga wioncy w jego stron i wdyc#a go niczym 'rodek oszaamiajcy, ktry ;eineberg koczy swoj przemow. $ 2idzisz wic, o co mi c#odzi. 0o, co mi podszept je, bym p 'ci ;asiniem pazem, jest niskim, zewntrznym podszeptem. 0y moesz i') za nim. >!a mnie to przesd, z ktrego si m sz wyzwo!i), jak ze wszystkiego, co mnie zawraca z drogi k ciska serce. 0ymczasem

mojej najgbszej istocie. >obrze jest wa'nie, e z tr dem przyc#odzi mi drczy) ;asiniego $ mam na my'!i. pokorzy) go, poniy), ods n) od siebie. 0o wymaga ode mnie o,iary. 0o podziaa oczyszczajce. &est moj powinno'ci, by codziennie czy) si na nim, e samo czowieczestwo nic nie znaczy $ to ty!ko mapie, zewntrzne pedobiestwo. 01r!ess nie wszystko zroz mia. 2yobrazi sobie ty!ko, e jaka' niewidzia!na pt!a zwara si nag!e w c#wytny, 'mierte!ny wze. >+wiczay w nim ostatnie sowa ;eineberga. 50o ty!ko mapie, zewntrzne podobiestwo6 $ powtarza sobie. =owa te zdaway pasowa) rwnie do jego stos nk wobec ;asiniego. (zy osob!iwy rok, jaki tamten aa niego wywiera, nie po!ega na takim widzeni B /o prost na tym, e nie potra,i wmy'!i) si w niego i d!atego odcz wa go zawsze w niewyra+nyc# obrazac#B (zy przed c#wi!, kiedy wyobrazi sobie ;asiniego, nie wyc#yna spoza jego twarzy jeszcze inna, rozpywajca si w nieokre'!onyc# kont rac#B * podobiestwie, ktrego jednak nie mona byo z niczym powiza)B 0ak wic 01r!ess, zamiast przemy'!e) dziwaczne zamiary ;eineberga, na p oszoomiony nowymi, niezwykymi wraeniami, siowa przede wszystkim rozezna) si w sobie samym. /rzypomnia sobie owo popo dnie, zanim dowiedzia si o przestpstwie ;asiniego. 2wczas te przywidzenia istniay wa'ciwie j take. %awsze wynajdywa co', z czym jego my'!i nie mogy si pora). (o', co byo takie zwyke i zarazem takie obce. 2idzia obrazy, ktre nie byy obrazami. Na przykad tam, przed niskimi c#atami, a nawet wwczas, gdy siedzia z ;einebergiein w c kierni. ;yy to podobiestwa i zarazem niepokona!ne rnice. 7 te igraszki... ta tajemnica, cakiem osobista perspektywa podniecay go. 0eraz inny czowiek to przec#wyci. 2szystko to obecnie czowieka, z ,antazji zamienia si w ycie i staa si gro+na. /odniecenie zn yo 01r!essa, jego my'!i ty!ko ! +no wizay si z sob. /ozostaa w nim ty!ko pami), e nie moe poniec#a) ;asiniego, e przeznaczeniem tamtego jest take d!a niego odegra) jak' wan, na razie niejasno rys jc si ro!. (#wi!ami potrzsa ze zdziwieniem gow, my'!c o sowac# ;eineberga. (zyby" on take...B 2szak nie moe sz ka) tego samego co ja, a przecie to on wa'nie zna!az cie!e'niao si w innym czowiek , stao si rzeczywiste. >!atego caa niezwyko') przesza na tego c#wytnym

wa'ciwe okre'!enie... 01r!ess raczej marzy, ni My'!a. Nie potra,i w tej c#wi!i odrni) swyc# psyc#o!ogicznyc# prob!emw od ,antazji ;eineberga. 2 koc mia j ty!ko jedno cz cie, e ogromna pt!a zaciska si coraz to mocniej na wszystkim. Na tym skoczy!i rozmow. %gasi!i 'wiato i ostronie wpez!i do sypia!ni.

Nastpne dni nie przyniosy rozstrzygnicia. 2 szko!e byo d o roboty, Reiting nika!i wsze!kiego sam na sam z 01r!essem, ;eineberg rwnie wystrzega si ponownej rozmowy. 0ak wic w tyc# dniac# wydarzenia niby wstrzymany w swym bieg n rt zaryy si gbiej w 01r!essie i jego my'!om naday nieodwoa!ny kier nek. %amiar wyda!enia ;asiniego z zakad odpad wsk tek tego ostatecznie. /o raz pierwszy 01r!ess cz , e koncentr je si wycznie na sobie samym, nie mg my'!e) o niczym innym. 0ake ;oena zobojtniaa m " to, co dorywczo odcz wa wobec niej, stao si d!a niego ,antastycznym wspomnieniem, w miejsce ktrego zjawia si obecnie powaga. (o prawda owa powaga wydawaa si niemniej ,antastyczna. 8 /ogrony w my'!ac# 01r!ess spacerowa samotnie po park . ;yo po dnie i soce p+nej jesieni kado b!ade wspomnienia na ki i drki. 2 swym niepokoj 01r!ess nie mia oc#oty na da!eki spacer, okry wic ty!ko b dynek i rz ci si na pow, sze!eszczc traw si niebo, cae w stp niema! '!epej 'ciany bocznej. /onad nim rozpinao owego wyb!akego, c#orego bkit , jaki jest ko!orze

c#arakterystyczny d!a jesieni" mkny po nim spiesznie mae, biae k !iste oboczki. 01r!ess !ea wycignity na wznak$i w'rd nieokre'!onej zad my patrzy mr gajc oczyma poprzez bez!istne korony dwc# drzew stojcyc# przed nim. My'!a o ;eineberg . (o za dziwny czowiekD &ego sowa pasowayby do kr szejcej 'wityni #ind skiej, do towarzystwa niesamowityc# boyszcz i czarnoksiskic# wy w gbokic# kryjwkac#" a!e co pocz) z nimi w jasny dzie, t taj, w konwikcie, we wspczesnej E ropieB - jednak te sowa, ktre w tysicznyc# skrtac# cigny si j wieczno') ca, niby droga bez koca i widok , zdaway si stawa) nag!e przed c#wytnym ce!em... 7 nag!e 01r!ess za way $ mia wraenie, e dostrzega to po raz pierwszy $ jak wysoko jest wa'ciwie niebo. *garno go jak gdyby przeraenie. /rosto nad nim przebyskiwa midzy c#m rami may bkitny, niewypowiedzianie gboki otwr. %dawao m si, e po wysokiej, bardzo wysokiej drabinie mgby wspi) si tam na gr. -!e im gbiej przenika i wz!atywa wzrokiem, tym da!ej mykao niebieskie dno. - jednak zdawao si, e przecie kiedy' bdzie mona go dosign) i

zatrzyma) spojrzeniem. /ragnienie to stawao si gwatowne a do b! . ;yo tak, jakby wzrok napity do ostateczno'ci miota spojrzenia jak strzay pomidzy c#m ry, a mimo to, im da!ej mierzy, zawsze tra,ia odrobin za b!isko. 01r!ess zastanawia si nad tym, nieskoczono')6. % oczyma skierowanymi k si jc zac#owa) rozsdek i spokj. nieb powtarza te sowa, jak gdyby 5*czywi'cie nie ma koca $ mwi do siebie $ to siga coraz da!ej, wci da!ej, w c#cia wyprbowa) moc magicznej ,orm y. -!e nadaremnie $ sowa nie mwiy nic, a raczej mwiy co' cakiem innego, jak gdyby okre'!ay wprawdzie ten sam przedmiot, a!e od innej, obcej, obojtnej strony. 5Nieskoczono')D6 01r!ess zna to sowo z !ekcji matematyki. Nigdy dotyc#czas jednak nie kojarzy sobie z tym sowem czego' szczeg!nego. 2racao ono wci na nowo. kto' niegdy' je wymy'!i i od tego czas nie wyszed. 0eraz przeszyo go jak byskawica, e w tym sowie tai '! co' strasz!iwie niepokojcego. 2ydao m si ono naraz pojciem jarzmionym, z ktrym codziennie igra, a ktre nag!e oto zrz cio pta. (o' nieogarnionego roz mem, co' dzikiego, nioscego zagad zostao niejako pogrone w 'pieni prac wyna!azcw, a teraz nag!e ockno si i stao na nowo straszne. 0 taj, na tym niebie, stao ywe nad nim, grozio i szydzio. 2 koc 01r!ess przymkn oczy, gdy widok ten zanadto go drczy. 8 3iedy wkrtce potem ob dzi go podm c# wiatr , sze!eszczcego w zwidej trawie, nie cz prawie swego ciaa. *d ng pyn miy c#d trzym jcy jego czonki w stanie sodkiej ociao'ci. >o poprzedniego !k doczyo si teraz agodne zmczenie. 2ci jeszcze cz nad sob ogrom i mi!czenie nieba, a!e przypomnia sobie, e j czsto miewa podobne wraenie" niby midzy snem a jaw zacz przec#odzi) w pamici te wspomnienia i pocz si powizania. Najpierw byo owo wspomnienie z dziecistwa, w ktrym drzewa stay powane i mi!czce, niby zaczarowani ! dzie. & wwczas odcz wa zapewne to, co p+niej wci go nawiedzao. Nawet owe my'!i ;oeny miay w sobie co' z tego odcz wania $ co' osob!iwego, tajemnego, bdcego czym' wicej ni to, co, wyraay. wikany w ic# wzajemne mona byo traktowa) je jak co' staego. ;yo jedynie tym, co oznaczao w matematyce" poza to pojcie 01r!ess nigdy

7 taka bya owa c#wi!a ciszy w ogrodzie przed oknami c kierni, zanim opady mroczne zasony zmysowo'ci. 7 ;eineberg, i Reiting stawa!i si nieraz w amk sek ndy czym' obcym i nierzeczywistym... 7 wreszcie ;asiniD 2yobraenie tego, co si z tamtym dziao, rozdzierao na wskro' 01r!essa, raz byo rozsdne i zwyczajne, to znow pene owego drgajcego obrazami mi!czenia, wsp!nego wszystkim tym wraeniom, ktre z wo!na wsczay si w postrzeganie 01r!essa, a teraz nag!e domagay si, by przyj) je jako co' rzeczywistego i ywego z penie tak, jak przed c#wi! pojcie nieskoczono'ci. 01r!ess pocz w tej c#wi!i, jak te doznania zamykaj go z wszystkic# stron. Niby da!ekie, mroczne siy groziy m one j od dawna, a!e instynktownie co,a si przed nimi, ty!ko od czas do czas rz cajc k nim nie'miae spojrzenie. 0eraz jednak przypadek czy zdarzenie wyostrzyo jego wag i skierowao j w tamt stron" niby na dany znak wdary si one ze wszystkic# stron niosc z sob ogromny niepokj, z kad c#wi! bardziej si rozprzestrzeniajcy. &akie' sza!estwo owadno 01r!essem, by odcz wa) rzeczy, zdarzenia, ! dzi jako co' dwoistego, jako co', co moc pewnyc# wyna!azcw sprzgnite zostao z niewinnym, wyja'niajcym sowem, a zarazem jako co' obcego, co kadej c#wi!i grozi oderwaniem si. %apewne d!a wszystkiego istnieje zwyczajne, proste wyja'nienie i 01r!ess zna je rwnie, a!e k jego trwonem zd mieni zdawao si ono zrywa) ty!ko najbardziej zewntrzn powok, nie obnaajc wntrza, ktrego przebyski dostrzega jakim' niezwykym wzrokiem jako dr gie dno. 0ak wic !ea teraz, cakowicie omotany wspomnieniami, z ktryc# na ksztat obcyc# 3wiatw wyrastay dziwne my'!i. Mgnienia c#wi!, ktryc# si nie zapomina, syt acje, w ktryc# zawodz zwizki, pozwa!ajce zwyk!e naszem yci odbija) si bez reszty w naszym my'!e, jak gdyby biegy rwno!eg!e i z t sam szybko'ci obok siebie $ zespa!ay si ze sob w sposb niepokojco 'cisy. 2spomnienie strasz!iwego cic#ego, nasiknitego sm tnymi barwami mi!czenia pewnyc# wieczorw przyc#odzio bezpo'rednio po gorcym, rozedrganym niepokoj !etniego po dnia, co niegdy' nawiedzi arem jego d sz niby !otne nki c#yego roj poysk!iwyc# jaszcz rek. /otem przyszed m nag!e na my'! 'miec# maego ksicia, jego spojrzenie i gest $ wwczas gdy wewntrznie ze sob skoczy!i $ jakimi tamten czowiek za jednym, c#o) agodnym zamac#em zerwa wsze!kie wizy zadzierzgnite wok niego

przez 01r!essa, i wkracza w now obc da!, ktra, jakby skoncentrowana w yci tej jednej niewypowiedzianej sek ndy, znienacka si otwara. /otem naszy go znow wspomnienia !as i k... /otem mi!czcy obraz w zmierzc#ajcym pokoj w dom , ktry p+niej przypomnia m wiersza... 7stniej zreszt jeszcze inne sprawy, gdy midzy przeyciem a zroz mieniem zac#odzi podobna niewspmierno'). %awsze jednak rzecz ma si tak, e to, co w jednym okamgnieni przeywamy niepodzie!nie i bez pyta, staje si zawie i niepojte, gdy c#cemy je przyk ) ac c#ami my'!i i przyswoi) sobie na wasno'). 0o za', co ma wyg!d czego' wie!kiego i obcego, pki ! dzkie sowa sigaj po nie z da!eka, staje si proste i traci cec#y niepokojce, gdy wkracza w czynny krg naszego ycia. 8 0ak wic wszystkie owe wspomnienia zczya nag!e wsp!na tajemnica. &ak gdyby przyna!eay do siebie, stay przed 01r!essem b!iskie i dosine. 3iedy' towarzyszyo im mroczne wagi. 0eraz stara si wa'nie o to. /rzypomnia sobie, e kiedy', stojc z ojcem przed jednym z takic# pejzay, wykrzykn bez namys . 5*, jakie to pikneD6 $ i zmiesza si widzc, e ojciec si cieszy. Rwnie dobrze bowiem mg powiedzie). 5*, to strasznie sm tneD6 %awiody go wwczas sowa i to go drczyo $ owa p$'wiadomo'), e sowa byy ty!ko przypadkowym wykrtem d!a tego, co cz . >zi' przypomnia sobie obraz, przypomnia sobie sowa i wyra+nie pamita owo cz cie, e skama, c#o) nie wiedzia, w jaki sposb. /rzed jego oczyma z powod bogactwa pomysw, ktry wci jeszcze przes no si na nowo we wspomnieni wszystko, a!e wracao wci na nowo nie wyzwo!one. 4'miec# zac#wyt jakby w roztargnieni dostrzega!nym bo!esnym rysem. (z potrzeb nie stannego sz kania po most , zwizk , porwnania pomidzy sob a tym, co bezsowne stao przed oczyma jego d szy. -!e i!ekro) my'! jaka' spokajaa go, zjawia si znow w niepojty sprzeciw. kamiesz. &ak gdyby m sia stawicznie przeprowadza) podzia, przy ktrym zawsze wyskakiwaa jaka' parta reszta, a!bo jak gdyby gorczkowo, poranionymi pa!cami bka si po jego twarzy, nasika z wo!na !edwie cz cie, na ktre nie zwraca dostatecznej nag!e traconego przyjacie!a... =owa pewnego

siowa rozs pa) nie koczcy si wze. 2 koc poniec#a tyc# prb. %amkn si wok niego krg wspomnie, ktre rosy nienat ra!nie znieksztacone. /onownie skierowa oczy k i z wo!na owadno nim nieb $ jak gdyby mg m mimo wszystko wydrze) przez przypadek tajemnic i odgadn), co go tak nie pokoi. -!e by zmczony cz cie gbokiej samotno'ci. Niebo mi!czao. 7 01r!ess pocz , e jest z penie sam pod owym nier c#omym, niemym sk!epieniem, po cz si ma!ekim yjcym p nkcikiem pod o!brzymim prze+roczystym tr pem. 0o jednak nie przeraao go j . &ak gdyby stary, dobrze znany b! ogarn w tej c#wi!i ostatni koczyn. Mia wraenie, e 'wiato przybrao m!eczny odcie i taczy m przed oczyma niby zimna b!ada mga. /owo!i i ostronie odwrci gow i rozejrza si, czy naprawd wszystko si zmienio. 2zrok jego m sn mimoc#odem szary bezokienny m r, stojcy nad jego gow. %dawa si c#y!i) nad nim i spog!da) na niego w mi!czeni . *d czas do czas jaki' sze!est pez k doowi i w 'cianie b dzio si niesamowite ycie. /odobne szmery sysza nieraz w kryjwce na stryc# , kiedy ;eineberg i Reiting kazywa!i swj ,antastyczny 'wiat, i cieszy si z tego jak z osob!iwej i! stracji m zycznej do groteskowego widowiska. 0eraz jednak jasny dzie stawa si przepastn kryjwk i ywe mi!czenie oko!io 01r!essa z wszystkic# stron. Nie mia siy odwrci) gowy. *bok niego, w wi!gotnym, ciemnym kcie, pooy si podbia, a jego szerokie !i'cie tworzyy ,antastyczne kryjwki d!a '!imakw i robactwa. 01r!ess sysza bicie swego serca. /otem znow w cic#y, szepczcy, zanikajcy sze!est... 7 jedynie te szmery byy czym' ywym w mi!czcym, bezczasowym 'wiecie.

Nazaj trz, kiedy ;eineberg i Reiting sta!i razem, 01r!ess przystpi do nic#. $ Mwiem j z Reitingiem $ powiedzia ;eineberg $ i wszystko (iebie przecie te rzeczy nie bardzo interes j. 01r!ess pocz jakby wzbierajcy w nim gniew i zazdro') z powod rozmowie z ;einebergiem. $ No, mog!i'cie mnie przynajmniej zawoa), jestem rwnie jak wy wmieszany w t spraw $ o'wiadczy. $ 2a'nie mie!i'my to zrobi), mj drogi $ wyja'ni spiesznie Reiting, ktrem tym razem za!eao widocznie na tym, aby nie stwarza) niepotrzebnyc# tr dno'ci $ a!e nie mona ci byo nigdzie zna!e+), a !iczy!i'my na twoj zgod. (o powiesz zreszt o ;asinimB L-ni swka sprawied!iwienia, jak gdyby jego wasne zac#owanie roz miao si samo przez si:. $ (o mam powiedzie)B 0o pod!ec $ odpar 01r!ess zmieszany. $ /rawdaB =traszny pod!ec. $ -!e ty take zap szczasz si w adne #istorieD $ 01r!ess przym sem, zawstydzony, e nie wyrazi si ostrzej. $ &aB $ Reiting wzr szy ramionami. - c takiego zrobiemB Na!ey wszystkiego zakosztowa), a skoro on jest taki g pi i niegodziwy... $ (zy mwie' z nim potemB $ wtrci ;eineberg. $ 0ak. 2czoraj przyszed do mnie i prosi o pienidze" znow narobi d gw, ktryc# nie moe spaci). $ >ae' m j B $ &eszcze nie. $ 0o bardzo dobrze $ o'wiadczy ;eineberg $ mamy wic od raz sposobno'), by go zapa). Mgby' zamwi) go na dzi' wieczr w jakim' miejsc B $ <dzieB 2 naszej komrceB $ Nie, o niej nie powinien na razie wiedzie). 3a m przyj') na stryc#, tam gdzie bye' z nim wwczas. $ * ktrejB $ /owiedzmy o jedenastej. $ >obrze. (#cesz si jeszcze troc# przej')B $ (#tnie... 01r!ess ma zapewne jeszcze co' do roboty, prawdaB 'miec#n si z tego nagego zwrot , nie wiedzia jednak, czy wspomnie) przed Reitingiem o nocnej oyem.

01r!ess nie mia wprawdzie nic do roboty, a!e wycz , e tamci dwaj pragn omwi) co' wsp!nie i c#cie!iby to przed nim kry). 7rytowaa go wasna sztywno'), ktra nie pozwo!ia m si narz ca). /atrzy za nimi z zawi'ci, wyobraajc sobie ;g wie jakie sprawy, ktre mog!i omawia) w tajemnicy. 4'wiadomi sobie przy tym, i!e niewinnego wdzik i przejmo'ci byo w $ stron gibkim, prostym c#odzie Reitinga, podobnie jak w jego sowac#. Na przekr tem siowa go sobie wyobrazi) takim, jakim m sia by) owego wieczor wewntrzn, d c#ow wydarzenia... M siao to by) powo!ne, d gie spadanie dwc# zwartyc# ze sob d sz, a potem otc#a niby w podziemnym kr!estwie" a pomidzy tym c#wi!a, w ktrej szmery 'wiata w grze, wysoko w grze, cic#y i gasy. (zy czowiek po przeyci czego' podobnego moe by) taki radosny i !ekkiB Na pewno d!a Reitinga nie miao to tak wie!kiego znaczenia. &ak c#tnie 01r!ess by go o to zapyta. - zamiast tego w dziecinnym onie'mie!eni pajkowatem ;emebergowiD pozostawi go tem

/itna'cie min t przed jedenast 01r!ess spostrzeg, e ;eineberg i Reiting wypezaj z ek, zacz si wic take biera). $ /st. %aczekaj c#wi!. Rz ci si w oczy, gdy wszyscy trzej razem wyjdziemy. 01r!ess ws n gow z powrotem pod kodr. /otem, na korytarz , spotka!i si i ze zwyk ostrono'ci wesz!i na stryc#. $ - gdzie ;asiniB $ zapyta 01r!ess. $ /rzyjdzie dr gim wej'ciem, Reiting da m k! cz. /rzez cay czas sz!i po ciemk . >opiero na grze przed wie!kimi e!aznymi drzwiami ;eineberg za'wieci ma, '!ep !atark. %amek stawia opr. /rzez !ata nie wytryc#em, 2 koc ywany, nie od raz stpi pod odskoczy z go'nym trzaskiem, cikie skrzydo zgrzytno

twardo w zardzewiayc# zawiasac# i z wo!na si c#y!io %e stryc# b c#no ciepe, zastae powietrze jak z maej ciep!arni. ;eineberg zamkn za nimi drzwi. %esz!i po mayc# drewnianyc# sc#odkac# i przyc pn!i obok potnej be!ki. 3oo nic# stay ogromne kadzie z wod, przygotowane, do gaszenia ognia na wypadek poar . 2idocznie od dawna nie zmieniano w nic# wody, bia z nic# bowiem sodkawa wo. 2 og!e cae otoczenie byo niesamowite. 4pa pod dac#em, ze powietrze i p!tanina gr byc# krokwi, ktre cz'ciowo niby piorna sie) czogay si po pododze. ;eineberg przysoni !atark. 2 mi!czeni , bez sowa, siedzie!i nier c#omo w ciemno'ci przez d gie min ty. Nag!e na przeciw!egym koc a w gard!e. Nastpio par niepewnyc# krokw" g c#e st k, jakby oczekiwania... (ic#y ! dzki gos. $ ReitingB 2 tej c#wi!i ;eineberg rozja'ni !atark i skierowa szeroki str mie 'wiata k miejsc , skd szed gos. /ar potnyc# be!ek zaja'niao rz cajc gbokie cienie, poza tym nie byo wida) nic prcz stoka taczcyc# pykw. -!e kroki nabray pewno'ci i zb!iay si. derzenie nog o drzewo" saby padajcego ciaa... cisza... potem znw wa#ajce si kroki... (#wi!a zatrzeszczay w mrok drzwi... /owo!i, z wa#aniem. 0en szmer niby odgos zb!iajcej si o,iary sprawi, e serce wa!io go'no,

%now $ cakiem b!isko $ noga potkna si o drzewo i w nastpnej c#wi!i, w obramowani 'wiet!nego stoka, wyn rzya si w niepewnym 'wiet!e szara jak popi twarz ;asiniego. 8 ;asini 'miec#a si. =odko i przymi!nie. %astygy na wargac# jak na obrazie 'miec# wyania si z ramy 'wiata. 01r!ess przywar ca moc do be!ki. (z , jak drgaj m mi'nie ocz . ;eineberg oc#rypym, jednostajnym gosem zacz wy!icza) #aniebne postpki ;asiniego. /otem rz ci pytanie. $ - wic wca!e ci nie wstydB /otem spojrzenie ;asiniego na Reitinga, ktre zdawao si mwi). czas j c#yba, by' mi pomg. 7 w teje c#wi!i Reiting wyrn go pi'ci w twarz, tak e ;asini zatoczy si do ty , potkn si o be!k i pad. ;eineberg i Reiting skoczy!i za nim. @atarka przewrcia si" jej 'wiato roz!ao si !eniwie i bezsensownie na pododze stp 01r!essa. branie z ;asiniego i c#oszcz go /o odgosac# domy'!i si, e zdzieraj

czym' cienkim i gitkim. 2idocznie przygotowa!i to wszystko zawczas . =ysza skom!enie i cic#e, aosne krzyki ;asiniego, ktry bez przerwy baga o !ito')" w koc dobiega go j ty!ko jk" jakby st mione wycie, a w'rd jkw pgosem rz cane obe!gi i gorczkowy, podniecony oddec# ;eineberga. 01r!ess nie por szy si z miejsca. %raz owadna nim zwierzca dza, aby rwnie skoczy) i bi), a!e powstrzymaa go my'!, e przyjdzie za p+no i bdzie niepotrzebny. Na jego czonkac# cik rk !ego poraenie. % pozorn obojtno'ci patrzy przed siebie na podog. Nie nata s c# , by poc#wyci) odgosy tej sceny, i serce nie bio w nim mocniej ni zwyk!e. *czyma '!edzi 'wiato, ktre roz!ao si w ka jego stp. Rozbysny w nim drobne pyki i niewie!ka, szkaradna pajczyna. >a!ej 'wiato wsczao si pomidzy szpary w krokwiac# i zamierao w br dnym, py!nym mrok . Mgby tak siedzie) ca godzin, nie cz jc tego. Nie my'!a wa'ciwie o niczym, a jednak by w d c# bardzo zajty. *bserwowa siebie samego. -!e w taki sposb, jakby wa'ciwie spog!da w prni i widzia siebie ty!ko z bok , w sabym 'wiet!e. 0eraz z owyc# mg!isto'ci powo!i, !ecz coraz widoczniej wznosio si w s,er

'wiadomo'ci pewne pragnienie. (o' kazao 01r!essowi si 'miec#n). /otem pragnienie to znw nabrao mocy. &aka' sia cigna go z miejsca, gdzie siedzia, na ko!ana, na podog. (o' pc#ao go, by przywrze) ciaem do desek" cz , e jego oczy rozszerzaj si jak oczy ryby, cz poprzez nagie ciao bicie serca o drzewo. 2 tej c#wi!i potne podniecenie ogarno naprawd 01r!essa. M sia trzyma) si be!ki, by zabezpieczy) si przed zawrotem, ktry cign go na d. Na czoo wystpiy m krop!e pot i trwonie pyta sam siebie, co to wszystko ma znaczy). 2yrwany z obojtno'ci, zacz znow poprzez mrok nas c#iwa) w kier nk tamtyc# trzec#. 0am z ty zrobia si cisza. 0y!ko ;asini jcza bo!e'nie, sz kajc po omack brania. 01r!ess pocz si rozkosznie dotknity tymi aosnymi odgosami. /o p!ecac#, w gr i w d, niby pajcze nki przebieg m dreszcz, osiad midzy opatkami i de!ikatnymi paz rkami cign skr gowy do ty . 3 swem zd mieni 01r!ess zda sobie spraw, e znajd je si w stanie seks a!nego podniecenia. Nie mogc sobie przypomnie), kiedy ten stan si pojawi, wiedzia jednak, e towarzyszy on j owem dziwnem pragnieni , by przy!gn) do desek podogi. 2stydzi si go, a!e sied!i obok niego. od rzyo go ono niby potna ,a!a krwi za!ewajca gow, ;eineberg i Reiting powrci!i w ciemno'ci i mi!czco ;eineberg wpatrzy si w !amp. 2 tej sek ndzie co' znow zaczo cign). 01r!essa w d. =zo to od ocz $ cz to teraz $ od ocz , niby #ipnotyczna drtwota, do mzg . ;yo to pytanie, tak,... nie, to bya rozpacz... *, zna to dobrze... m r, ogrd c kierni, niskie c#aty, wspomnienia dziecistwa. 5 to samoD 0o samoD =pojrza na ;eineberga. 5(zy on niczego nie cz jeB6 $ pomy'!a. -!e ;eineberg sc#y!i si, c#cc podnie') !amp. 01r!ess wstrzyma m rk. $ (zy to nie jest jak okoB $ powiedzia wskaz jc na 'wiato roz!ane na pododze $ (#cesz moe teraz poetyzowa)B $ Nie. -!e czy sam nie twierdzisz, e w oczac# tkwi co' szczeg!negoB /oprzez nie dziaa $ pomy'! ty!ko o swoic# ! bionyc# ideac# #ipnotycznyc# $ niekiedy moc, ktrej nie wzg!dnia si na !ekcjac# ,izyki. /ewne jest rwnie, e czowieka mona !epiej pozna) po oczac# ni po sowac#... $ No i...B

$ >!a mnie to 'wiato jest jak oko $ oko wiodce w obcy 'wiat. 2ydaje mi si, jak gdybym mia co' odgadn), a!e nie mog. (#ciabym to wc#on) w siebie... $ 2ic jednak zaczynasz by) poetyczny. $ Nie, mwi serio. &estem zrozpaczony. /opatrz sam, a pocz jesz to take. /ocz jesz potrzeb tarzania si w tej ka y, dopeznicia na czworakac#, cakiem b!isko, do tyc# zak rzonyc# ktw, jak gdyby w ten sposb mona byo odgadn)... $ Mj drogi, to s igraszki, wra!iwostki. %ostaw askawie te rzeczy teraz w spokoj . ;eineberg sc#y!i si i postawi !atark na miejsc . 01r!ess pocz zo'!iw ciec#" zroz mia, e wc#on owe wydarzenia jednym zmysem wicej ni jego towarzysze. (zeka, a ;asini ponownie si kae, i z tajemnym dreszczem cz , e skra gowy po raz wtry 'ciga si i napra pod de!ikatnymi szponami. 2iedzia j cakiem dokadnie, e zarezerwowane d!a niego zostao co', co cig!e przypomina m si w coraz to krtszyc# odstpac# czas " jakie' doznanie, niepojte d!a innyc#, ktre jednak w jego yci miao odegra) bardzo wan ro!. Nie pojmowa ty!ko, co znaczy przy tym owa zmysowo'), a!e przypomnia sobie, e pojawiaa si zawsze, i!ekro) wydarzenia zaczynay wydawa) m si dziwne i drczyy go, poniewa nie zna ic# przyczyny. %amierza zastanowi) si nad tym powanie przy najb!iszej sposobno'ci. 0ymczasem za' odda si cakowicie mocy podniecajcego dreszcz , jaki poprzedzi ponowne pojawienie si ;asiniego. ;eineberg nis !atark i znow jej promienie wyciy w ciemno'ci koo niby p st ram. 7 nag!e twarz ;asiniego zjawia si tam znow " dokadnie taka sama jak za pierwszym razem, z tym samym sodkawym, zastygym 'miec#em" jakby tymczasem nic si nie wydarzyo" ty!ko na grnej wardze, na stac# i brodzie cieknce krop!e6 krwi rysoway czerwona, wijc si niby g!ista drk. 8 $ 4sid+ tamD $ Reiting wskaza potn be!k. ;asini pos c#a. $ /rawdopodobnie sdzie' $ zacz Reiting $ e' si j wykrci sianem, coB Miae' nadziej, e ci pomogB No, to si prze!iczye'. 0o, co z tob zrobiem zrobiem ty!ko po to, by si przekona), jak da!eko siga twoja nikczemno').

;asini czyni obronny r c#. 2yg!dao, e Reiting rz ci si na niego znow . $ -!e na mio') bosk $ powiedzia ;asini $ prosz was, nie mogem postpi) inaczejD $ Mi!czD $ krzykn Reiting. $ Mamy do') twoic# wykrtwD 2iemy j dobrze, co o tobie sdzi), i odpowiednio bdziemy postpowa). %apanowao krtkie mi!czenie. Nag!e 01r!ess odezwa si cic#o, niema! ycz!iwie. $ /owiedz. jestem zodziejem. ;asini wytrzeszczy przeraone oczy. ;eineberg roze'mia si z aprobat. -!e ;asini mi!cza. ;eineberg szt rc#n go w ebro i # kn. $ =yszyszB Masz powiedzie), e jeste' zodziejemD Natyc#miast to powieszD %now nastaa c#wi!a ciszy, !edwie wycz wa!nej. /otem ;asini powiedzia szeptem, jednym tc#em, z jak najbardziej niewinnym akcentem. $ &estem zodziejem. ;eineberg i Reiting roze'mia!i si zadowo!eni. $ Miae' dobry pomys, may $ rzek jeden z nic# do 01r!essa, a do ;asiniego. $ - teraz natyc#miast powiesz wreszcie. jestem zwierzciem, zodziejskim zwierzciem, waszym zodziejskim, 'wiskim zwierzciem. 7 ;asini powtrzy to jednym tc#em, z przymknitymi oczyma. -!e 01r!ess ods n si j znow w mrok. 2strtna m bya owa scena i wstydzi si, e swj pomys wyda innym na p.

/odczas !ekcji matematyki 01r!essowi przysza nag!e do gowy pewna my'!. & w cig ostatnic# dni ze szczeg!n wag '!edzi tok !ekcji, my'!a sobie bowiem. 5&e'!i maj by) naprawd przygotowaniem do ycia, m si zaznaczy) si w nic# co' ze spraw, ktryc# posz k j6. Mia przy tym na my'!i wa'nie matematyk $ jeszcze od czas owyc# rozwaa o nieskoczono'ci. 7 rzeczywi'cie w 'rodk !ekcji strze!io m to do gowy niby pomie. %araz po !ekcji przysiad si do ;eineberga, jedynego, z ktrym mg mwi) o podobnyc# sprawac#. $ = c#aj, czy' zroz mia wszystko, o czym dzi' bya mowaB $ (o takiegoB $ 0 #istori z !iczbami rojonymi. $ 0ak, to wca!e nie takie tr dne. 0rzeba ty!ko pamita) e pierwiastek kwadratowy z K min s jeden jest jednostk ob!iczeniow. $ 2a'nie o to c#odzi. /rzecie tego wca!e nie ma. 3ada !iczba, bez wzg!d na to, czy ze znakiem p! s czy min s, podniesiona do kwadrat , daje co' pozytywnego. Nie moe wic istnie) adna prawdziwa !iczba, ktra byaby pierwiastkiem kwadratowym z czego' negatywnego. $ (akiem s sznie. -!e czem mimo to nie prbowa) zastosowa) rwnie przy !iczbie ze znakiem nazywamy przyj'). $ -!e jak tak mona, skoro t pewno'ci, z matematyczn pewno'ci wie si, e to niemo!iweB $ Mimo to jakby nigdy nic tak si robi. &aki' wynik m si to w koc da). - c innego dzieje si w przypadk !iczb nierzeczywistyc#B >zie!enie, ktre nigdy si nie koczy, amek, ktrego warto') przenigdy nie wyjdzie, c#o)by' nie wiem jak d go rac#owaB - co my'!isz mwic, e !inie rwno!ege przecinaj si w nieskoczono'ciB =dz, e gdyby by) zanadto skr p !atnym, nie byoby w og!e matematyki. $ Masz s szno'). &e'!i sobie to tak wyobrazi), sprawa staje si nader osob!iwa. -!e dziwne jest wa'nie to, e mimo wszystko mona naprawd rac#owa) przy pomocy takic# rojonyc# czy te w inny sposb niemo!iwyc# warto'ci i w koc otrzyma) c#wytny rez !tat. jemnym operacji wycigania pierwiastka kwadratowegoB Nat ra!nie nie moe to da) w rez !tacie adnej prawdziwej warto'ci i d!atego rez !tat rojonym. 0o tak, jakby si powiedziao. t taj zawsze kto' siedzia, postawmy m wic i dzi' krzeso" nawet je'!i mar, postp jemy tak, jak gdyby mia

$ No, czynniki wzajemnie znosi).

rojone m sz si c#yba w tym ce!

w trakcie rac# nk

$ 0ak, tak, roz miem wszystko, o czym mwisz. -!e mimo to czy w tej caej sprawie nie tkwi co' bardzo szczeg!negoB &ak to wyrazi)B /omy'! sobie. w takim rac# nk wystp j z pocztk cakiem so!idne !iczby, ktre mog przedstawia) metry, ciary ! b co' innego rwnie rea!nego, i przynajmniej s prawdziwymi !iczbami. /rzy koc rac# nk s te takie !iczby. -!e te !iczby czy co', czego wca!e nie ma. (zy to nie jest jak most, w ktrym s ty!ko pierwsze i ostatnie przsa, a przez ktry przec#odzi si mimo to tak pewnie, jak gdyby sta cayB >!a mnie w takim rac# nk jest co', co powod je zawrt gowy" jak gdyby kawaek drogi prowadzi ;g wie dokd. Najbardziej niesamowita jest d!a mnie jednak sia, ktra tkwi w takim rac# nk i tak opanow je czowieka, e !d je on znow we wa'ciwym miejsc . ;eineberg 'miec#n si ironicznie. $ Mwisz j niema! tak jak nasz k!ec#a 52idzisz jabko $ to s drgania 'wiata, i oko i tak da!ej... 2ycigasz rk, aby je kra') $ to s mi'nie i nerwy, ktre je por szaj. -!e midzy oboma !ey co' i wyprowadza jedno z dr giego, a to jest nie'mierte!na d sza, ktra przy tym zgrzeszya. 0ak, tak, aden z waszyc# postpkw nie jest wyt macza!ny bez d szy, ktra gra na was jak na k!awiszac# ,ortepian ...6 $ %acz na'!adowa) akcent, z jakim katec#eta zwyk by przedstawia) t star parabo!. $ %reszt caa ta sprawa mao mnie interes je. $ =dziem, e wa'nie ciebie powinno to zainteresowa). &a przynajmniej zaraz o tobie pomy'!aem, poniewa $ je'!i to jest naprawd a tak niewyt macza!ne $ byoby to prawie potwierdzeniem twojej wiary. $ >!aczego nie miaoby by) niewyt macza!neB 4waam za cakiem mo!iwe, e wyna!azcy matematyki potkn!i si t taj o wasne nogi. ;o czem -!e nie interes j si tymi sprawami, gdy nie prowadz do niczego. to, co !ey poza granicami naszego roz m , nie miaoby pozwo!i) sobie na taki art z nimi wa'nieB

0ego samego jeszcze dnia 01r!ess poprosi pro,esora matematyki o pozwo!enie odwiedzenia go ce!em wyja'nienia pewnyc# prob!emw por szonyc# na ostatnim wykadzie. Nazaj trz, podczas przerwy obiadowej, szed po sc#odac# na gr, do maego mieszkania $ pro,esora. Jywi obecnie z penie nowy szac nek d!a matematyki, odkd znienacka, z martwego zadania szko!nego zdawaa si stawa) czym' bardzo ywym. 2obec tego szac nk odcz wa co' w rodzaj zawi'ci do pro,esora, ktrem nieobce byy te wszystkie sprawy i ktry pos giwa si wiedz matematyczn niczym k! czem do zamknitego ogrod . /oza tym pc#aa 01r!essa rwnie jaka' troc# trwona ciekawo'). >o tej pory nie by nigdy w pokoj dorosego modego mczyzny i korcio go, by zobaczy), jak wyg!da ycie takiego innego, wiedzcego, a jednak zrwnowaonego czowieka, przynajmniej na ty!e, na i!e mona wnosi) z zewntrznyc#, otaczajcyc# go przedmiotw. %azwyczaj by wobec swyc# pro,esorw nie'miay i pow'cig!iwy i sdzi, e z tego powod nie cieszy si ic# sympati. 0Mte jego pro'ba wydaa m si w tej c#wi!i, kiedy podniecony stan przed drzwiami, ryzykiem, w ktrym nie ty!e c#odzio o otrzymanie wyja'nie $ w d c# bowiem j teraz w to zwtpi $ co o to, by mc rz ci) okiem niejako poza osob pro,esora, wejrze) w jego codzienne wspycie z matematyk. %aprowadzono go do gabinet . ;y to pod ny pokj o jednym oknie" w jego pob!i stao bi rko zawa!ane atramentem, a pod 'cian kanapa pokryta zie!onym szorstkim rypsem, zakoczonym c#wostami. Nad ni wisiaa speznita czapka st dencka oraz ki!ka brzowyc#, pociemniayc# ,otogra,ii w ,ormacie wizytowym z czasw niwersyteckic#. Na owa!nym sto!e z iksowatymi nogami, ktryc# mizdrzce si wygibasy sprawiay wraenie niewydarzonej grzeczno'ci, !eaa ,ajka i gr bo pocity tyto. (ay pokj wonia tani mac#ork. %a!edwie 01r!ess wc#on w siebie te wraenia, stwierdzajc przy tym !ekki niesmak, jak przy zetknici si z czym' nieapetycznym, wszed pro,esor. ;y to mody czowiek, najwyej trzydziesto!etni, nerwowy b!ondyn i cakiem dobry matematyk, ktry j niejedn wan rozpraw wrczy by -kademii. 4siad natyc#miast za bi rkiem, pogmera troc# w rozrz conyc# papierac# L01r!essowi zdawao si potem, e po prost si w nic# c#roni:, przetar c# stk szka binok!i, zaoy nog na nog i wyczek jco spojrza na 01r!essa. 0en zacz si m

rwnie badawczo przyg!da). %a way gr be biae skarpetki weniane, a nad nimi tasiemki ka!esonw, poczernione past od b tw. Natomiast c# stka bya a do przesady biaa, a krawat wprawdzie zeszyty, a!e za to bajecznie ko!orowy, jak pa!eta. Mimo wo!i, na sk tek tyc# drobnyc# obserwacji, pocz 01r!ess jeszcze wiksze zniec#cenie" za!edwie 'mia ywi) nadziej, e ten czowiek mgby naprawd by) w posiadani otoczeni doniosej wiedzy, skoro najwidoczniej ani w jego osobie, ani w caym nie dostrzeg nawet najmniejszej tego oznaki. 2 d c# wyobraa sobie

gabinet matematyka cakiem inaczej. jako' wyraajcy strasz!iwe sprawy, ktre si t przemy'!. %wyczajno') tego wszystkiego niemi!e go dotkna. /rzenis j na matematyk i jego szac nek zaczai stpowa) miejsca nie ,nem sprzeciwowi. - poniewa pro,esor take niecierp!iwie wierci si na krze'!e, nie sobie wyt maczy) przed ajcego si mi!czenia i badawczego wzrok $ No, wic c#cemy... to znaczy pan c#ce... c#tnie wyja'nie $$ zacz pro,esor. 01r!ess przedoy swoje zastrzeenia, siebie. Mia jednak wraenie, jakby najwymowniejsze sowa tkwiy m w gard!e. /ro,esor 'miec#n si i c#rzkn. $ /an pozwo!i $ powiedzia i zapa!iwszy papierosa szybko si zacign. ;ib ka $ 01r!ess wszystko za way i zna za pospo!ite $ przybraa t sty poyskA i za kadym pocigniciem skrcaa si z !ekkim sze!estem. /ro,esor zdj z nosa binok!e, naoy je z powrotem, pokiwa gow, w koc koca. $ (ieszy mnie, tak jest, mj drogi, cieszy mnie naprawd bardzo $ przerwa $ paskie zastrzeenia 'wiadcz o wadze, o wasnym przemy'!eni , o... #m... -!e wca!e nie atwo je') dzie!i) pan danyc# wyja'nie. /rosz mnie +!e nie zroz mie). 2idzi pan, wspomnia pan o wkroczeni czynnikw transcendenta!nyc#, #m, tak to si nazywa, transcendenta!nyc#... Nie wiem oczywi'cie, jak pan si do tyc# spraw stos nkow je, z tym, co ponadzmysowe, !ece poza 'cisymi granicami roz m , sprawa jest cakiem odrbna. Nie jestem wa'ciwie prawniony miesza) si t , to nie wc#odzi w zakres mojego przedmiot " mona my'!e) o tym tak i owak, c#ciabym koniecznie nikn) po!emizowania z kimko!wiek. (o si jednak tyczy matematyki $ zaakcentowa sowo 5matematyka6, jakby c#cc raz na zawsze nie pozwo!i 01r!essowi dopowiedzie) do si jc obja'ni) ic# znaczenie d!a przez gst, ciemn mg i mwi tymi dwoma ! d+mi j w pierwszej c#wi!i zawisa atmos,era nieporoz mienia. dzie! pan wsze!kic# miejc cznia, midzy

zatrzasn) ,ata!ne drzwi $ co si wic tyczy matematyki, jest rzecz cakiem pewn, e t taj rwnie zac#odzi nat ra!ny i wycznie matematyczny zwizek. M siabym jednak, aby pozosta) na terenie 'ci'!e na kowym, pos y) si pewnymi przesankami, ktryc# pan nie potra,iby zroz mie), brak nam zreszt na to czas . 2idzi pan, c#tnie przyznaj, e na przykad owe rojone, naprawd wca!e nie istniejce warto'ci !iczbowe, #a, #a, s d!a modego st denta twardym orzec#em do zgryzienia. M si si pan tym zadowo!i), e takie matematyczne pojcia s wa'nie czysto my'!owymi konieczno'ciami matematyki. /rosz si ty!ko zastanowi). na podstawowym szczeb! na ki, a na takim pan si obecnie znajd je, bardzo jest tr dno da) wa'ciwe wyja'nienie wie! spraw, o ktryc# m si si napomyka). Na szcz'cie nie!iczni ty!ko to cz j" je'!i jednak kto', jak pan dzisiaj $ oczywi'cie, jak j rzekem, bardzo mnie to cieszy $ je'!i wic kto' naprawd przyc#odzi z wtp!iwo'ciami, mona jedynie powiedzie). drogi przyjacie! , m sisz po prost zroz miesz, a tymczasem wierzD 7naczej si nie da, drogi 01r!essD Matematyka jest 'wiatem d!a siebie i trzeba y) jej prob!emami dostatecznie d go, aby wycz ) wszystko, co jest w niej konieczne. 01r!ess by rad, e pro,esor mi!k. *dkd posysza zatrza'nicie drzwi, wydawao m si, e sowa odda!aj si coraz to bardziej i bardziej... przec#odz na dr g, obojtn stron, tam gdzie !e wszystkie s szne, a jednak nic nie mwice wyja'nienia. -!e by tak oszoomiony potokiem sw i nie dan wizyt, e nie od raz zroz mia, i powinien wsta). 2tedy pro,esor, aby ostatecznie rzecz zaatwi), pos y si ostatnim przekon jcym arg mentem. Na maym sto!ik !ea poka+ny tom 3anta. /ro,esor sign po niego. $ 2idzi pan t ksik $ powiedzia $ to jest ,i!ozo,ia. %awiera ona wyznaczniki naszego postpowania. 7 gdyby pan potra,i cakowicie wcz ) si w ni, natra,iby pan na same tego rodzaj konieczno'ci my'!owe, ktre wa'nie o wszystkim decyd j, zroz miae" sprawa ma si t podobnie jak w c#ocia wca!e nie s tak po, prost wierzy). 3iedy twoja znajomo') matematyki bdzie dziesiciokrotnie wiksza ni obecnie, wwczas

matematyce. - mimo to postp jemy wed g nic# $ naj!epszy dowd, jak wane s takie sprawy. -!e $ 'miec#n si widzc, e 01r!ess rzeczywi'cie otwiera ksik i przerz ca kartki $ niec# pan na razie to zostawi. (#ciaem ty!ko da) pan przykad, ktry p+niej mgby pan sobie przypomnie)" na razie byoby to d!a pana jeszcze zbyt

tr dne.

Reszt dnia spdzi 01r!ess w stanie podniecenia. *ko!iczno'), e mia w rk ksik 3anta $ owa z penie przypadkowa wagi $ si!nie na oko!iczno'), ktrej w tamtej c#wi!i nie po'wici zbytniej

oddziaywaa. Nazwisko 3anta byo m dobrze znane ze syszenia i miao d!a niego warto') obiegow $ jak miewa w og!e w spoeczno'ci, ktra ty!ko z da!eka zajm je si na kami # manistycznymi $ jako ostatnie sowo ,i!ozo,ii. 0en a torytet by nawet midzy innymi przyczyn, e do tej pory 01r!ess tak mao zajmowa si powan !ekt r. ;ardzo modzi ! dzie, przezwyciywszy okres, w ktrym c#cie!iby zosta) wo+nicami, ogrodnikami ! b c kiernikami, zwyk!i wytycza) w ,antazji krg swyc# zada yciowyc# przede wszystkim tam, gdzie zdaje si nastrcza) d!a ic# ambicji najwiksza mo!iwo') odznaczenia si. &e'!i mwi, e c#c by) !ekarzami, z pewno'ci widzie!i gdzie' kiedy' adn i pen poczeka!ni a!bo szk!an witryn z niesamowitymi instr mentami c#ir rgicznymi, a!bo co' podobnego" je'!i mwi o karierze dyp!omatycznej, maj na my'!i sp!endor i wykwint midzynarodowyc# sa!onw $ sowem, wybieraj zawd wed g 'rodowiska, w ktrym by si najc#tniej widzie!i, i wed g pozy, w ktrej najbardziej si sobie podobaj. *t nazwisko 3anta wymieniano wobec 01r!essa zawsze ty!ko przy okazji i z tak min, jakby c#odzio o jakiego' niesamowitego 'witego. 01r!ess nie mg wic my'!e) inaczej jak ty!ko, e 3ant rozwiza wszystkie prob!emy ,!ozo,ii i e ta staa si odtd bezpodnym zajciem, podobnie jak sdzi, e po =c#i!!erze i <oet#em nie warto j tworzy). 2 dom rodzinnym stay te ksiki w gabinecie ojca, w sza,ie z zie!onymi szybkami, i 01r!ess wiedzia, e nie otwierano jej nigdy, c#yba aby pokaza) ktrem ' z go'ci" bya to jak gdyby 'witynia bstwa, do ktrego czowiek niec#tnie si zb!ia i ktre czci jedynie d!atego, e dziki jego egzystencji nie m si si troszczy) o pewne sprawy. 0en opaczny stos nek do ,i!ozo,ii i !iterat ry wywar p+niej na da!szy rozwj 01r!essa nieszczsny wpyw, ktrem zawdzicza niejedn sm tn godzin. &ego ambicj odepc#nito bowiem wsk tek tego od wa'ciwyc# d!a przedmiotw i podczas gdy pozbawiony ce! sz ka czego' nowego $ dostawaa si ona pod br ta!ny i zdecydowany wpyw ko!egw. &ego skonno'ci powracay ty!ko przypadkowo i wstyd!iwie, za kadym razem pozostawiajc 'wiadomo'), e zrobi co' niepotrzebnego i 'miesznego. ;yy jednak tak si!ne, e nie dao si ic# cakowicie wye!iminowa), i ta stawiczna wa!ka pozbawiaa jego istot mocnyc# kont rw i. prostego c#od .

% dniem dzisiejszym jednak w stos nek zdawa si wkracza) w now ,az. My'!i, z powod ktryc# daremnie sz ka dzi' wyja'nienia, nie byy j ty!ko nie motywowanymi tworami igrajcej wyobra+ni, raczej dryy go, nie op szczay go i cay sob cz , e poza nimi p !s je kawa jego ycia. 0o byo d!a 01r!essa czym' cakiem nowym. 2 jego d szy bya stanowczo'), jakiej nigdy dotd nie zazna. ;yo to co' niema! marzycie!skiego, tajemniczego. Rozwijao si to widocznie w kryci , pod wpywem ostatniego okres i teraz nag!e wadczo dao zna) o sobie. 01r!ess cz si jak matka, ktra po raz pierwszy cz je wadcze r c#y swego pod . /opo dnie byo c downie rozkoszne. 01r!ess wyj z sz ,!ady wszystkie swoje prbki poetyckie, ktre tam przec#owywa. 4siad z nimi przy piec , skry si $ sam niewidzia!ny $ za potnym parawanem. 3artkowa jeden po dr gim zeszyty, potem targa je w drobne strzpy i pojedynczo, rozkosz jc si s bte!nym wzr szeniem rozstania, ciska &e w ogie. (#cia w ten sposb odrz ci) cay poprzedni baga, jak gdyby c#odzio o to, aby $ niczym nie obciony $ mg zwrci) ca wag na kroki, jakie na!ey czyni), by i') naprzd. 2 koc podnis si i wmiesza si midzy innyc#. (z si wo!ny od kosa. 0o, co zrobi, stao si wa'ciwie cakiem wsze!kic# trwonyc# spojrze z

instynktownie" nic prcz istnienia owego imp !s nie dawao m pewno'ci, e od tej c#wi!i moe rzeczywi'cie by) kim' nowym. 5& tro $ powiedzia do siebie $ j tro zrewid j wszystko starannie i zyskam pewno')6. =pacerowa po sa!i, midzy awkami, zag!da w otwarte zeszyty, widzia s nce skrztnie po jaskrawej bie!i kartek pa!ce, z ktryc# kady cign za sob may, brzowy cie" przypatrywa si tem jak czowiek, ktry nag!e ob dzi si, oczyma, d!a ktryc# wszystko zdawao si mie) powaniejsze znaczenie. & nastpny dzie jednak przynis wie!kie rozczarowanie. 01r!ess k pi sobie mianowicie zaraz z rana tanie wydanie tom 3anta, ktry zobaczy pro,esora, i skorzysta z pierwszej pa zy, by zabra) si do czytania. -!e z powod c#o)by samyc# przypisw i nawiasw nie zroz mia ani sowa, a gdy skr p !atnie przebiega wzrokiem tok zda, mia wraenie, jakby jaka' stara, ko'cista rka niczym 'r ba wykrcaa m mzg z gowy. 3iedy po jakiej' pgodzinie wyczerpany przesta czyta), dotar za!edwie do dr giej strony i pot wystpi m na czoo. /otem jednak zacisn zby i czyta da!ej, nastpn stron pki pa za nie

dobiega kres . %a to wieczorem nie c#cia j nawet tkn) owej ksiki. 0rwoga, niec#)B Nie wiedzia. &edno ty!ko drczyo go piekie!nie wyra+nie. e pro,esor, ten czowiek wyg!dajcy tak niepozornie, trzyma ow ksik cakiem jawnie w pokoj , jak gdyby bya jego codzienn rozrywk. 2 tym nastroj zdyba go ;eineberg. $ No, 01r!ess, jak tam byo wczoraj pro,esoraB $ =iedzie!i sami w niszy okiennej, przes n!i szeroki wieszak z paszczami, tak e z k!asy przenika do nic# ty!ko to 'cic#ajcy, to znow nabrzmiewajcy szmer gosw i odb!ask !ampy. 01r!ess roztargniony bawi si wiszcym przed nim paszczem. $ =pisz czy coB (#yba ci co' odpowiedziaB %reszt wyobraam sobie, e by nie+!e speszony, coB $ >!aczegoB $ No, na takie g pie pytanie nie by przygotowany. $ /ytanie nie byo wca!e g pie, wci jeszcze mnie drczy. $ Nie my'!aem tego te dosownie. 0y!ko d!a niego m siao by) g pie. /rzecie oni wk waj swj przedmiot na pami), tak jak k!ec#a katec#izm, a kiedy ic# zapyta) o co' poza ko!ejk, s zakopotani. $ -c#, ten nie by wca!e zakopotany, je'!i c#odzi o odpowied+. Nawet nie da mi si wygada) do koca, tak prdko mia j pod rk. $ - jak wyja'ni ci t sprawB $ 2a'ciwie wca!e jej nie wyja'ni. /owiedzia, e nie mog tego teraz jeszcze poj), e s to konieczno'ci my'!owe, ktre staj si jasne dopiero d!a tego, kto j dokadniej zbada te sprawy. $ 0o wa'nie jest szwinde!D (zowiekowi, ktry jest ty!ko rozsdny, nie potra,i wmwi) swoic# #istoryjek. >opiero gdy przez dziesi) !at robi go tak, e skr szeje, to si im daje. >o tego czas bowiem tysic razy rac#owa wed g owyc# zasad i wznosi wie!kie gmac#y, ktre co do joty zgadzay si z przesankami" wierzy wic po prost w te rzeczy jak kato!ik w objawienie, zawsze daway si tak piknie wmwi), e jego gmac# wprawdzie stoi, a!e poszczeg!ne cegy sprawdza)... (zy to szt ka wmwi) dowd takiem czowiekowiB /rzeciwnie, nikt nie potra,iby m rozpywaj si, gdy c#ce si je j) w rceD 01r!ess pocz si przykro dotknity przesad ;eineberga. $ Na pewno nie jest tak +!e, jak to przedstawiasz. Nigdy nie wtpiem, e

matematyka ma s szno') $ w koc 'wiadcz o tym wyniki $ dziwiem si raczej, e ta na ka jest niekiedy w takiej sprzeczno'ci z roz mem. Mo!iwe zreszt, e to ty!ko pozory. $ No, ty moesz czeka) sobie tyc# dziesi) !at, bdziesz mia wwczas roz m odpowiednio spreparowany... -!e i ja take przemy'!aem t spraw od czas , kiedy ostatnio o niej mwi!i'my, i jestem przekonany, e kryje si t jaki' #aczyk. %reszt wtedy mwie' cakiem inaczej ni dzisiaj. $ * nieD &eszcze dzisiaj jest to d!a mnie rzecz wtp!iwa, a!e nie c#c przesadza) jak ty. 4waam, e cao') prob!em jest osob!iwa. /odnieca mnie pojcie czego' irracjona!nego i wyimaginowanego $ !inii rwno!egyc#, ktre przecinaj si w nieskoczono'ci, a zatem jednak gdzie' si przecinaj. 3iedy o tym my'!, jestem oszoomiony, jakby kto' trzasn mnie w gow. $ 01r!ess nac#y!i si do przod , w cie paszczy, jego gos by !ekko oc#rypy. $ 2szystko w mojej gowie byo przedtem oone tak jasno i przejrzy'cie, a t nag!e wydaje mi si, e moje my'!i s jak c#m ry, a gdy doc#odz do oznaczonego miejsca, powstaje miedzy nimi jakby ! ka, przez ktr spog!dam w jak' nieskoczon, nieokre'!on, da!. Matematyka ma z pewno'ci s szno'). -!e co si dzieje w mojej gowie i wszystkic# innyc# gowac#B (zy tego wca!e nie odcz wajB 2 jaki sposb to si w nic# odbijaB (zy moe wca!e si nie odbijaB $ =dz, e moge' spostrzec to twojego . pro,esora. 0y, je'!i wpadniesz na podobn my'!, rozg!dasz si natyc#miast i pytasz. na i!e zgadza si ona z tym, co jest we mnieB 0amci wywierci!i sobie w tysicac# '!imaczyc# skrtw drog przez swoje mzgi i sigaj wzrokiem ty!ko w najb!iszy rg, czy trzyma jeszcze ni), ktr za sob sn j. >!atego twoim sposobem pytania wprowadzasz ic# w zakopotanie. Jaden z nic# nie znajdzie drogi .powrotne j. &ak moesz zreszt twierdzi), e przesadzamB (i doro'!i i mdrzy ! dzie wika!i si t w sie), ktrej jedno oczko wspiera dr gie, tak e cao') wyg!da ;g wie jak nat ra!nie" a!e nikt nie wie, gdzie zaczepione jest pierwsze oczko, na ktrym wszystko si trzyma. My obaj nigdy dotd nie rozmawia!i'my o tym tak powanie, ostatecznie o podobnyc# sprawac# niec#tnie si gada, a!e moesz j teraz poj), jak wtp!iwy jest pog!d na 'wiat, ktrym si ! dzie zadowa!aj. 0o z dzenie, szwinde!, tpota, mysowa anemiaD ;o starcza im roz m na ty!e, by wysn ) z gowy na kowe wyja'nienie, a!e poza gow ono zastyga, roz mieszB 9a #aD 2szystkie te najwznio'!ejsze s bte!no'ci, o ktryc# pro,esorowie nam baj, e s tak de!ikatne, i

teraz jeszcze nie moemy ic# tkn), s martwe, zastyge, roz mieszB Na wszystkie strony stercz owe podziwiane szczyty, !odowe i nikt nie wie, co z nimi pocz), tak bardzo s martweD 01r!ess poc#y!i si j od dawna znow do ty . <orcy oddec# ;eineberga sn si w'rd paszczy i ogrzewa kt, w ktrym siedzie!i. &ak zawsze Aw podnieceni , ;eineberg sprawia na 01r!essie przykre wraenie. (o dopiero w tej c#wi!i, gdy wys nwszy si naprzd, zna!az si tak b!isko, e jego nier c#ome oczy, niby dwa zie!one kamyki, !'niy$t przed 01r!essem, a rce drgay w pmrok w dziwacznym, brzydkim po'piec# . $ 2szystko, co oni twierdz, jest niepewne. /owiadaj, e wszystko w 'wiecie dzieje si nat ra!nie. &e'!i spada kamie, jest to sia cienia. >!aczego jednak nie miaaby to by) wo!a boska i d!aczego ten, kto jest jej wo!i !egy, nie miaby kiedy' zosta) wyzwo!ony z tego, by dzie!i) !os kamieniaB -!e po co ci to opowiadamB 0y i tak zawsze zatrzymasz si w p drogi. 2yna!e+) co' troc# dziwnego, potrzsa) gow z niedowierzaniem, troc# si przerazi) $ to do ciebie podobne" poza to jednak nie odwaasz si wyj'). %reszt nie moja szkoda. $ Moe mojaB Mimo wszystko twoje twierdzenia nie s takie pewne. $ &ak moesz tak mwi)D *ne w og!e s jedynym pewnikiem. %reszt po co miabym si o to z tob spiera)B &eszcze sam si przekonasz, mj drogi" mgbym si nawet zaoy), e kiedy' piekie!nie zainteres jesz si tym, jakie to znajdzie zastosowanie. Na przykad, je'!i #istoria z ;asinim oy si tak, jak ja... $ /rzesta, prosz $ przerwa 01r!ess. $ Nie c#ciabym miesza) tyc# dw spraw. $ *, a d!aczegoB $ ;o tak. /o prost nie c#c, jest mi przykro. ;asini i tamto $ to d!a mnie dwie rne sprawy, a nie zwykem gotowa) dwc# da w jednym garnk . ;eineberg zagryz ze zo'ci wargi na t niezwyk stanowczo'), ba, z c#wao') modszego ko!egi. 01r!ess pocz jednak, e samo wymienienie nazwiska ;asiniego podkopao jego wasn pewno') i, by to kry), mwi coraz gniewniej. $ 2 og!e stwierdzasz pewne rzeczy z wrcz obkan pewno'ci. (zy nie wydaje ci si, e twoje teorie mog by) zb dowane na piask , tak samo jak wszystkie inneB 0o przecie jeszcze bardziej zawie i '!imacze drogi, ktre z gry zakadaj maksim m dobrej wo!i. * dziwoD ;eineberg wca!e si nie rozzo'ci" 'miec#n si jedynie, wprawdzie troc# krzywo i oczy m zabysy wzmoonym niepokojem, a!e rzek ty!ko.

$ %obaczysz... sam zobaczysz. $ (o takiego zobaczB *statecznie mog zobaczy), a!e interes je mnie to przek!cie mao, ;einebergD Nie roz miesz mnieD Nie wiesz wca!e, co mnie interes je. &e'!i matematyka mnie drczy i je'!i... $ rozmy'!i si jednak prdko i nie wspomnia o ;asinim $ je'!i wic drczy mnie matematyka, to poza ni sz kam czego' cakiem innego ni ty, bynajmniej nie rzeczy nadprzyrodzonyc#, sz kam wa'nie rzeczy nat ra!nyc#, roz mieszB Nic poza mn $ w sobie sz kam czego'. 2 sobieD (zego' nat ra!negoD (zego jednak mimo to nie pojm j. -!e. ty tego nie cz jesz, tak samo jak be!,er od matematyki. -c#, zostaw mnie w spokoj wraz z twoimi spek !acjamiD 01r!ess wstajc dra ze zdenerwowania. ;eineberg za' powtarza bez koca. $ No, zobaczymy, zobaczymy...

3iedy 01r!ess wieczorem pooy si, nie mg zasn). 3wadranse skraday si niczym pie!gniarki wok jego ka, nogi mia !odowate, a kodra zamiast grza). 2 sypia!ni syc#a) byo jedynie spokojny, rwnomierny oddec# w park wyc#owankw, ktrzy po zajciac# szko!nyc#, po gimnastyce i biegani zapad!i w zdrowy, zwierzcy sen. 01r!ess nas c#iwa oddec#w 'picyc#. 0o by oddec# ;eineberga, to Reitinga, to ;asiniego. 3tryB... Nie wiedzia, !ecz jeden z tyc# wie! mec#anizm. &edna z pciennyc# stor dawaa si 'cign) ty!ko do poowy" doem jasna noc wpadaa do wntrza, rysowaa powy, nier c#omy czworobok na pododze. =zn rek gry rozerwa si ! b rozp!t i zwisa w szkaradnyc# skrtac#, a jego cie peza robakowato po jasnym prostokcie na pododze. 2szystko to miao jak' groteskow, niepokojc brzydot. 01r!ess prbowa my'!e) o czym' przyjemnym. /rzyszed m dao m na my'! ;eineberg. (zy nie pokona go dzisiajB (zy nie zada cios jego wyszo'ciB (zy nie si po raz pierwszy zac#owa) swojej odrbno'ci wobec niegoB 0ak j zaznaczy), e tamten mg odcz ) nieskoczon rnic s bte!nej wra!iwo'ci, jaka dzie!ia pog!dy ic# ob B (zy ;eineberg potra,i w og!e odpowiedzie)B 0ak czy nieB -!e to 5tak czy nie6 pczniao w jego gowie jak wznoszce si baki i pkao. 0o 5tak czy nie... tak czy nieB6 nabrzmiewao wci od nowa, nie stannie, w ttnicym rytmie, niby toczcy si pocig, niby koysanie si kwiatw na zbyt wysokic# odygac#, niby st k motka, ktry syc#a) poprzez cienkie 'ciany w cic#ym dom ... 0o natrtne, zaroz miae 5tak czy nieB6 b dzio w 01r!essie odraz. &ego rado') bya nieszczera, podrygiwaa tak 'miesznie. - wreszcie, gdy si zerwa, jego wasna gowa zdawaa si koysa), toczy) na barkac# ! b wznosi) i opada) do takt . 2 koc wszystko w 01r!essie zami!ko. /rzed &ego oczyma bya ty!ko roz!ega, czarna paszczyzna, rozcigajca si ko!i'cie na wszystkie strony. 2tem z da!eka, od jej kraj, nadeszy w poprzek sto dwie ma!ekie, ko!ebice si ,ig rki. 0o by!i widocznie jego rodzice. -!e tacy ma!i, e nie potra,i wykrzesa) d!a nic# adnego cz cia. %nikn!i po przeciwnej stronie. rwnyc#, jednakowo spokojnyc# i miarowyc# oddec#w, ktre podnosiy si i opaday niczym ciskaa go

/otem nadesz!i znow jacy' dwaj. -!e stjD 3to' trzeci od ty przebieg koo nic#, krokiem dwakro) d szym ni on sam $ i j znikn za krawdzi" czy to nie ;einebergB - tamci dwajB &eden N nic# $ czy to nie pro,esor matematykiB 01r!ess pozna go po brzeg c# steczki, wyg!dajcej kokieteryjnie z kieszeni. -!e ten dr giB 0en z gr b, bardzo gr b ksig pod pac#, prawie tak wysok jak onB 3try !edwo mg j d+wign)B... (o trzy kroki zatrzymywa!i si i kad!i ksig na ziemi. 7 01r!ess sysza pisk!iwy gos swego na czycie!a" 5&e'!i tak ma si sprawa, znajdziemy odno'ny stp na stronie dw nastej, strona dw nasta wskae nam da!ej stron pi)dziesit dr g, a!e znaczenie ma t rwnie to, do czego odnosi si waga na stronie trzydziestej pierwszej, a zaoywszy...6 =ta!i przy tym obaj poc#y!eni nad ksig wert jc j rkami, a kartki ,r way. /o c#wi!i prostowa!i si i tamten dr gi pi) czy sze') razy gaska po!iczki pro,esora. /o czym postpowa!i znow par krokw naprzd i znow sysza 01r!ess gos, z penie taki sam jak podczas !ekcji matematyki, gdy pro,esor na pa!cac# wy!icza czony tasiemcowego dowod . 0ak d go, pki tamten znow go nie pogaska. - ten dr giB... 01r!ess 'cign brwi, by !epiej widzie). (zy nie mia #arcapkaB 7 stroj nieco staro'wieckiegoB ;ardzo staro'wieckiegoB ;aD Nawet jedwabne spodenki do ko!anB (zy to nie byB... *D 7 01r!ess ob dzi si z okrzykiem. 53antD6 4'miec#n si" dokoa bya cisza, oddec#y 'picyc# stay si !ejsze, 7 on take spa. 2 k zrobio si tymczasem ciepo. 2ycign si wygodnie pod kodr. 5Fniem wic o 3ancie $ pomy'!a $ szkoda, e nie d ej. Moe wygadaby si z czym' przede mnB6 /rzypomnia sobie bowiem, jak kiedy' z penie nie przygotowany z #istorii, ca noc 'ni tak ywo o odno'nyc# osobac# i wydarzeniac#, e nazaj trz potra,i o wszystkim opowiedzie), tak jakby sam bra w tym dzia, i zda egzamin z odznaczeniem. 7 oto teraz przyszed m znow na my'! ;eineberg i 3ant $ wczorajsza rozmowa. /owo!i sen op szcza 01r!essa $ powo!i ze'!izgiwa si z niego niby jedwabna kapa, ktra ze'!izg je si bez koca z nagiego ciaa. -!e po c#wi!i jego 'miec# stpi miejsca dziwnem niepokojowi. (zy rzeczywi'cie w my'!ac# postpi c#o) o krok naprzdB (zy potra,i c#o) coko!wiek poj) z ksigi, ktra miaa zawiera) rozwizanie wszystkic# zagadekB - jego zwycistwoB % pewno'ci to ty!ko jego nieoczekiwanie ywa reakcja przywioda ;eineberga do mi!czenia.

/onownie owadna nim gboka niec#), po prost cie!esne mdo'ci. >rony wstrtem, !ea tak ki!ka min t. /otem jednak w jego 'wiadomo') wtargno wraenie, jak przyjemnie dotyka jego ciaa gadkie, ciepe prze'cierado. *stronie, bardzo powo!i i , ostronie, odwrci 01r!ess gow. = sznie, tam na posadzce !ea jeszcze powy czworobok, wprawdzie o bokac# nieco przes nityc#, a!e peza po nim nawet w skrcony cie. 2ydawao m si, jakby czy#ao tam na wizi jakie' niebezpieczestwo, ktre moe spokojnie i bezpiecznie obserwowa) ze swego ka, jakby c#roniony krat. 2 jego skrze, wok ciaa, ockno si $cz cie, ktre nag!e stao si obrazem pewnego wspomnienia. 3iedy by cakiem ma!eki $ tak, tak, to byo wwczas, kiedy c#odzi jeszcze w s kienkac# i nie czszcza do szkoy $ byway okresy, w ktryc# rosa w nim niewypowiedziana tsknota za tym, aby by) dziewczynk. 0a tsknota rwnie nie miejscowia si w gowie, o nieD i nie w serc , askotaa go w caym cie!e, krya wszdzie pod skr. ;yway c#wi!e, kiedy tak ywo cz si ma dziewczynk, i nie wierzy, e moe by) inaczej. 2 tym czasie bowiem nie wiedzia jeszcze o znaczeni cie!esnej rnicy i nie roz mia, czem wszyscy mwi, e m si na zawsze pozosta) c#opcem. - gdy si go pytano, d!aczego wo!i by) dziewczynk, cz , e nie potra,i na to odpowiedzie). >zi' po raz pierwszy pocz znow co' podobnego. %now tak samo $ wszdzie pod skr. (o', co zdawao si by) jednocze'nie ciaem O d sz. &aka' gonitwa i po'piec#, ktre tysickrotnie, niczym aksamitne cz ki moty!i, askotay jego ciao. - zarazem owa przekora, z jak ciekaj mae dziewcztka, gdy pocz j, e doro'!i i tak ic# nie roz miej $ owa arogancja, z jak potem c#ic#ocz $na'miewajc si z dorosyc#, owa boja+!iwa, zawsze gotowa do szybkiej cieczki arogancja, ktra wycz wa,$ e kadej c#wi!i moe si sc#roni) w jakiej' przera+!iwie gbokiej kryjwce w maym ciak . 01r!ess roze'mia si cic#o i znow przecign si wygodnie pod kodr. 0en ywy, may czowieczek, o ktrym m si 'nio... &ak apczywie przewraca pa!cami karty ksigiD - ten prostokt tam w do!eB 9a #aD (zy tacy mdr$zy czowieczkowie kiedyko!wiek w yci za way!i co' podobnegoB Mia wraenie, e jest abso! tnie bezpieczny przed tymi mdrymi ! d+mi i po raz pierwszy pocz , e w swej zmysowo'ci $ bo e to bya ona, wiedzia j od dawna ,$ posiada co', czego m nikt zabra) nie moe, czego take nikt na'!adowa) nie moe $ co', co go c#roni przed ca obc mdro'ci niczym najwyszy, najbardziej kryty m r.

(zy tacy mdrzy ! dzikowie $ sn da!ej swoj my'! $ c#o) raz w yci !ee!i pod samotnym m rem i wzdryga!i si z !k przy kadym szmerze za osyp jcym si tynkiem, jak gdyby co' martwego sz kao tam sw, aby do nic# przemwi)B (zy kiedyko!wiek cz !i m zyk, jak b dzi wiatr w jesiennyc# !i'ciac# $ cz !i j tak na wskro', e a nag!e za tym doznaniem jawi si strac#, ktry z wo!na przemienia si w zmysowo')B -!e w zmysowo') tak osob!iw, e bya raczej cieczk, a potem drwin. *, atwo by) mdrcem, gdy si nie zna tyc# wszystkic# pytaD 0ymczasem jednak may czowieczek zdawa si rosn), o!brzymie), twarz mia nie baganie s row i ciao 01r!essa przeszywa b!, niby e!ektryczny grom idcy z mzg . ;! spowodowany tym, e wci jeszcze m si sta) przed zamknitymi wrotami $ to wa'nie, co c#wi! przedtem zostao ods nite ciepym p !sowaniem jego krwi, b dzio si znow i bezsowna skarga pyna przez d sz 01r!essa niby $ wycie psa, ktre wibr je nad da!ekimi nocnymi po!ami. 0ak zasn. &eszcze w p'nie rz ci okiem parokrotnie na p!am pod oknem, odr c#owo, jak siga si po bezpieczajc !in, by wycz ), czy jest da!ej napita. /otem wyn rzy si niejasno zamiar, by j tro cakiem dokadnie zastanowi) si nad sob, naj!epiej z papierem i pirem w rk , potem w koc ogarno go j ty!ko mie, przyt !ne ciepo, $podobne kpie!i i zmysowem sposb zwizane byo z ;asinim. - potem zasn mocno i bez snw. podnieceni , ktre jednak w tej postaci nie weszo j w 'wiadomo'), ty!ko w jaki' nierozpoznawa!ny, !ecz wyrazisty

- jednak to byo pierwsze, z czym si nazaj trz ob dzi. (#tnie przypomniaby sobie, co takiego na poy 'ni, na poy my'!a o ;asinim, a!e nie pamita. /ozosta zatem ty!ko tk!iwy nastrj, podobny tem , jaki w czasie 2i!ii pan je w dom gdy dzieci wiedz, e podar nki s j przygotowane, a!e !e jeszcze zamknite za tajemniczymi drzwiami, i ty!ko przez szpary mona t i wdzie dojrze) przedzierajcy si promie b!ask 'wiec. 2ieczorem 01r!ess pozosta w k!asie" ;eineberg i Reiting zmkn!i, prawdopodobnie da!i si do komrki na stryc# " ;asini siedzia z przod , na swym miejsc , z gow opart na rkac#, nad ksik. 01r!ess k pi nowy zeszyt i przygotowa starannie piro i atrament. /otem na pierwszej stronie napisa z wa#aniem. 5>e nat ra #omin m6, ,i!ozo,icznem wysc#nie. -!e atrament wysec# j dawno, a 01r!ess wci jeszcze nie siga po piro. (o' trzymao go w bezr c# $ #ipnotyczny nastrj wie!kic# gorcyc# !amp, zwierzcego ciepa, bijcego od ! dzkiej gromady. %awsze by podatny na tego rodzaj stany, ktre mogy w nim wzbiera) a do ,izycznego odcz cia gorczki, zwyk!e zespo!onego z niezwyk wra!iwo'ci mys . 0ak byo i dzisiaj. & przedtem, za dnia, oy sobie, co c#ce zanotowa). szereg pewnyc# dotyc#czasowyc# dozna, ;oeny a po ow nieokre'!on zmysowo'), jaka ostatnio adzone, ,akt za poczwszy od wieczor zna bowiem, e przedmiotowi przyna!ey tyt aciski, 0yt ten obwid d ym,

artystycznym zawijasem, po czym opar si na porczy krzesa, czekajc, a atrament

si w nim przejawiaa. Mia nadziej, e kiedy wszystko zostanie z pogmatwanego c#aos

,aktem zapisany, wyniknie std samo przez si s szne roz mowe jcie, podobnie jak setek przecinajcyc# si krzywyc# wyania si zarys !inii tworzcej oson. Niczego wicej nie pragn. >otyc#czas jednak wiodo m si jak rybakowi, ktry wprawdzie po drgani sieci cz je, e zowi cik zdobycz, a!e mimo wysik nie moe jej z wody wycign). /otem 01r!ess zacz jednak pisa) $ szybko i nie zwracajc wagi na ,orm. 5(z j $ zanotowa $ co' w sobie i nie wiem dobrze, co to takiego6. -!e prdko przekre'!i te sowa i zamiast nic# napisa. 5M sz by) c#yba c#ory, obkanyD6 /rzeszy go dreszcz, gdy sowo 5obkany6 odcz wa si zawsze z przyjemnym patosem. 5*bkany... co bo innego sprawia, e dziwi mnie rzeczy, ktre d!a innyc# s cakiem zwyczajneB Je to zdziwienie mnie drczyB Je wywo je we mnie

wszeteczne wydao m

cz ciaB6 $ 4my'!nie wybra to sowo, pene bib!ijnego namaszczenia, si bowiem mroczniejsze i peniejsze. 5>awniej wobec tyc# spraw ;oeny, na przykad, byo tak dziwnie.

zac#owywaem si jak wszyscy moi ko!edzy, jak kady mody czowiek...6 %now tkn. 5(zy to prawdaB $ pomy'!a. $ & zdania nie dokoczy. 5&akie wic rzeczy mnie dziwiB Najbardziej niepozorne. /rzewanie rzeczy martwe. (o w nic# b dzi moje zdziwienieB (o', czego nie znam. -!e w tym tkwi wa'nie sedno sprawy. =kd bior owo Pco'MB (z j jego istnienie, dziaa ono na mnie tak, jakby c#ciao mwi). &estem podniecony jak czowiek, ktry pragnie odczyta) sowa ze skrzywionyc# st poraonego i nie potra,i. -!bo jak gdybym mia o jeden zmys wicej od innyc#, a!e nie w peni rozwinity, raczej zmys, ktry istnieje, jest za waa!ny, !ecz nie , nkcjon je. Fwiat jest d!aQ mnie peen bezd+wicznyc# gosw" czy zatem jestem jasnowidzcym, czy te kim', kto !ega omamomB -!e nie ty!ko martwe przedmioty dziaaj na mnie w ten sposb. Nie, rwnie ! dzie, i to pogra mnie w jeszcze wikszej rozterce. ;y okres, kiedy ic# widziaem takimi, jakimi oni widz samyc# siebie. Na przykad ;eineberg i Reiting... Maj swoj skrytk, cakiem zwyczajn komrk na stryc# , bo sprawia im przyjemno') posiadanie takiej kryjwki. Robi to i owo, poniewa s na kogo' +!i, poniewa c#c zapobiec czyjem ' wpywowi na ko!egw $ same zroz miae, jasne powody. >zi' jednak widz ic# niekiedy, jakby by!i postaciami ze sn . Nie ty!ko ic# sowa i czyny $ nie, wszystko w nic# w poczeni z ic# ,izyczn b!isko'ci dziaa na mnie c#wi!ami tak, jak martwe przedmioty. - przecie t obok sysz ic# mwicyc# tak samo jak dawniej, widz, e ic# postpki i sowa szereg j si dokadnie w ten sam sposb, co mnie bez stank po cza, e nie zac#odzi nic niezwykego" tak samo bez stank co' we mnie b rzy si przeciw takiem jci . 0a zmiana zacza si $ o i!e sobie dokadnie przypominam $ z powod ;asiniego...6 2 tym miejsc 01r!ess mimo wo!i spojrza w stron ko!egi. ;asini siedzia nada! nad ksik i zdawa si czy). 7 kiedy 01r!ess zobaczy go tak siedzcego, zami!ky w nim wszystkie my'!i i mia sposobno') pocz ) znow dziaanie powabnej drki, jak przed c#wi! opisa. <dy 'wiadomi sobie, jak spokojnie i niewinnie siedzi ;asini przed nim, nie rnic si niczym od tyc# z prawa i !ewa, oyy w nim ponienia, ktre tamten wycierpia. *yy w nim. to znaczy, wca!e nie my'!a o tym, aby z jowia!no'ci, idc w parze z mora!n rozwag, powiedzie) 3iedy si to wic naprawd zaczoB 2szystko jedno $ my'!a $ kiedy' si zaczo6. -!e

sobie, i kady czowiek po doznanyc#

pokorzeniac# stara si mo!iwie szybko zwic#n obraz

odzyska) przynajmniej zewntrzn godno') kogo' postronnego, !ecz natyc#miast b dzio si w nim co', jaki' sza!eczy wir, ktry w okamgnieni ;asiniego, znieksztacajc go niewiarogodnie, potem znow rozerwa go wykrzywiajc rysy, tak e 01r!ess oma! nie dosta zawrot gowy. (o prawda byy to porwnania, ktrym dopiero p+niej da wyraz. 2 tej c#wi!i mia jedynie wraenie, e co' niby optany bk wir je w nim z 'ci'nitej piersi w stron gowy $ wraenie zawrot . po'rd tego, niby rozsypane, barwne p nkty, jawiy si czasac# b dzi w nim ;asini. 2a'ciwie byo to zawsze jedno i to samo cz cie. 2 og!e nie cz cie, raczej wstrzs, gboko wewntrz, ktry nie wzb dza widzia!nyc# ,a!, a mimo to caa d sza drgaa tak skrycie i potnie, e ,a!e najb rz!iwszyc# drobne zmarszczki na powierzc#ni. &e'!i to cz cie w rnyc# okresac# rnie sobie 'wiadamia, poc#odzio to std, e d!a wyt maczenia sobie tej ,a!i, za!ewajcej cay jego organizm, rozporzdza jedynie obrazami, ktre rz toway na jego zmysy $ podobnie jak w przypadk rozcigajcego si nieskoczenie w ciemno') przypyw ty!ko pojedyncze, oderwane czsteczki bryzgaj w gr na skay o'wiet!onego brzeg , by natyc#miast znikn) znw bezsi!nie w krg 'wiata. >!atego te impresje byy nietrwae, zmienne i towarzyszya im 'wiadomo') przypadkowo'ci. Nigdy 01r!ess nie mg ic# zatrzyma), bo gdy dokadniej je '!edzi, cz , e owi drobni wysannicy na powierzc#ni nie stoj w adnym stos nk napor ciemnej, dennej masy, ktr rzekomo reprezentowa!i. Nigdy nie 5widzia6 ;asiniego w cie!esnej p!astyczno'ci, w ywej, wizj wizji. %awsze bowiem wydawao m >!atego dry go c#wytnej pozie, nigdy nie mia rzeczywistej jego wizji, zawsze ty!ko jej i! zj, poniekd jedynie si, jakby wa'nie mign obraz na tajemniczej paszczy+nie, a nigdy nie dao m si c#wyci) go w c#wi!i tworzenia si. stawiczny niepokj, podobny tem , jaki odcz wa si w kinematogra,ie, kiedy obok i! zji cao'ci tr dno pozby) si mg!istego postrzeenia, e poza obrazem widzianym przemykaj si setki innyc#, z penie odmiennyc#. <dzie jednak w sobie samym ma sz ka) tej dzcej, a przecie zawsze o niewymiern odrobin za mao dzcej siy, nie wiedzia. /rzecz wa ty!ko g c#o, e pozostaje ona w zwizk z tajemnicz wa'ciwo'ci jego d szy, ktra sprawia, e nawet martwe przedmioty i rzeczy atakoway go niekiedy jakby setkami mi!czcyc#, do cz ) wobec niego byy niby cz cia, jakie w rnyc#

pytajcyc# ocz . =iedzia wic cic#o, w odrtwieni , spog!da bez przerwy na ;asiniego, cakowicie pogrony w sza!eczym zamcie. 7 wci naL nowo wyaniao si w nim pytanie. czym jest ta szczeg!na wa'ciwo'), ktr rozporzdzamB /owo!i przestawa widzie) ;asiniego, arzce si !ampy, przestawa cz ) zwierzce ciepo, sysze) gwar i sz m, jaki wzbija si z t m ! dzkiego, c#o)by kady z osobna mwi ty!ko szeptem. Niby gorca, ciemno rozarzona masa wszystko to $ nie zrnicowane $ kryo dokoa niego. 0y!ko szy m pony i w cz bkac# pa!cw cz !odowaty c#d. %najdowa si w stanie raczej d c#owej ni cie!esnej gorczki, ktry bardzo ! bi. (oraz si!niej wzmaga si w nastrj, pomieszany z tk!iwymi cz ciami. 2 takim nastroj c#tnie oddawa si dawniej wspomnieniom, jakie pozostawia kobieta, kiedy jej ciepy oddec# po raz pierwszy m 'nie tak mod d sz. 7 dzi' take ob dzia si w nim ta zn ona cz o'). Nag!e. pewne wspomnienie... ;yo to w czasie podry, w maym woskim miasteczk , mieszka z rodzicami w gospodzie nieopoda! teatr . (o wieczr gra!i tam t sam oper, co wieczr sysza kade sowo i kady ton. -!e nie zna jzyka. Mimo to co wieczr siedzia przy otwartym oknie i s c#a. 2 ten sposb zakoc#a si w jednej z aktorek, nie widzc jej nigdy na oczy. Nigdy potem nie by j tak przejty teatrem jak wwczas, ar me!odii odcz wa niby derzenia skrzyde wie!kic#, ciemnyc# ptakw, niby !inie, ktre ic# !ot zatacza w jego d szy. 0o nie byy j ! dzkie namitno'ci, to byy namitno'ci wyrwane z ! dzi jak ze zbyt ciasnyc# i powszednic# k!atek. Nigdy w tym podnieceni nie mg my'!e) o osobac#, ktre tam $ niewidzia!ne $ cie!e'niay owe namitno'ci" gdy prbowa wyobrazi) je sobie, przed jego oczyma tryskay natyc#miast mroczne pomienie ! b wyrastay gigantyczne ksztaty, tak jak w ciemno'ci rosn ! dzkie ciaa, a oczy !'ni niby zwierciada gbokic# st dzien. 0e pospne pomienie, te oczy w mrok , te czarne skrzyde koc#a wwczas pod nazwiskiem nie znanej m aktorki. 3to stworzy t operB 0ego nie wiedzia. Moe !ibretto byo ck!iwym, sentymenta!nym romansemB (zy jego twrca cz , e potga d+wikw czyni ze co' innegoB /ewna my'! 'cisna 01r!essowi serce. (zy doro'!i s tacy samiB (zy cay 'wiat jest takiB (zy to og!ne prawo, e jest w nas co' mocniejszego, wikszego, pikniejszego, bardziej namitnego i mrocznego od nasB Nad czym posiadamy tak mao wadzy, e moemy jedynie bez ce! rz ca) tysice ziaren, a nag!e z ktrego' wystrze!i pd niby ciemny pomie i nas przero'nie... 7 w kadym wknie jego ciaa derzenia

dygotaa niecierp!iwie odpowied+. tak. 01r!ess rozejrza si wkoo paajcymi oczyma. 2ci jeszcze byy to !ampy, ciepo, 'wiato, skrztnie zajci ! dzie. -!e po'rd tego wszystkiego wyda si sobie wybracem. Fwitym, ktry miewa niebiaskie widzenia $ gdy o int icji wie!kic# artystw nie wiedzia. /rdko, z trwonym po'piec#em, c#wyci piro i rz ci na papier ki!ka wierszy o swym odkryci " raz jeszcze w jego wntrz zgas. rozbysno jak gdyby 'wiato... potem popie!aty deszcz spad m na oczy i barwny b!ask w jego d szy

-!e epizod z 3antem by niema! cakiem przezwyciony. %a dnia 01r!ess w og!e o nim nie my'!a" przekonanie, e sam zb!ia si do rozwizania swyc# zagadek, byo w nim zbyt ywe, aby mia si troszczy) jeszcze o drogi kogo' innego. *d ostatniego wieczor mia wraenie, e pocz j w rk dr g stron, a teraz wy'!izn m c#wyt drzwi, ktre wiod na si on znow . /oniewa jednak poj, e m si

zrezygnowa) z pomocy ,i!ozo,icznyc# ksiek, nie mia do nic# $zreszt wie!kiego za ,ania, cz si do') bezradny, jak ma go z powrotem odzyska). /ar razy prbowa kontyn owa) swoje notatki, !ecz sowa napisane pozostaway martwe $ szereg zgry+!iwyc#, od dawna znanyc# znakw zapytania" nie powrcia j owa c#wi!a, kiedy mg zajrze) poprzez nie jakby w o'wiet!one drcymi pomykami 'wiec sk!epienie. /ostanowi przeto, i!ekro) to bdzie mo!iwe, wci na nowo sz ka) syt acji, ktre by d+wigay w sobie ow tak d!a niego cenn zawarto')" szczeg!nie czsto wzrok jego spoczywa na ;asinim, kiedy ten, nie wiedzc, e jest obserwowany, por sza si niewinnie w'rd innyc#. 53iedy $ my'!a 01r!ess $ ocknie si to we mnie znow , moe ywiej i wyra+niej ni dotd6. 7 spokaja si my'!, e wobec takic# spraw czowiek znajd je si po prost w ciemnym pomieszczeni i $ poniewa zag bi wa'ciwe miejsce pod pa!cami $ nie pozostaje m obmacywa) na c#ybi tra,i 'ciany. -!e po nocac# ta my'! b!aka nieco. *garnia go jaki' wstyd, e w ten sposb wymiga si od pierwotnego zamiar , by z ksiki, ktr m pokaza pro,esor, wydoby) zawarte w niej moe jednak wyja'nienie. 2 takic# c#wi!ac# !ea cic#o i nas c#iwa odgosw idcyc# od ka ;asiniego, ktrego pogwacone ciao spoczywao i oddyc#ao tak samo spokojnie jak ciaa innyc#. @ea cic#o, jak my'!iwy na czatac#, z cz ciem, e czas tracony na oczekiwani mimo wszystko przyniesie nagrod. 7!ekro) jednak wyaniaa si my'! o ksice, niby de!ikatnym zbkiem poczynaa nadgryza) jego spokj wtp!iwo'), przecz cie, e czyni rzecz niepotrzebn, ostrone przyznanie si do poniesionej poraki. %a!edwie wyaniao si owo niejasne cz cie, jego waga tracia w spokj, z jakim czowiek obserw je rozwj na kowego eksperyment . 2 takic# c#wi!ac# od ;asiniego zdawa si pyn) cie!esny ,! id $ rok, podobny tem , jaki cz je si !ec bok kobiety, z ktrej kadej c#wi!i mona 'cign) kodr. Haskotanie w mzg , 0o, co mode pary popyc#a nieraz do rozwizo'ci, przekraczajcej da!eko ic# zrodzone przez 'wiadomo'), e wystarczy wycign) rk... nic innego jak wci na nowo

zmysowe potrzeby. 8 %a!enie od ywo'ci, z jak przyc#odzio 01r!essowi na my'!, e jego przedsiwzicie m siaoby moe wyda) m si 'mieszne, gdyby wiedzia to wszystko, co wiedzia 3ant, jego pro,esor, wszyscy, ktrzy koczy!i st dia, za!enie od siy tego wstrzs , mocniejsze ! b sabsze byy te zmysowe imp !sy, ktre mimo ciszy og!nego sn kazay pon) jego szeroko otwartym oczom. 0ak, c#wi!ami arzyy si w nim tak potnie, e dawiy wsze!k inn my'!. &e'!i w takic# c#wi!ac# na poy c#tnie, na poy z rozpacz poddawa si ic# podszeptom, wiodo m podobnie jak tym wszystkim, ktrzy dopiero wtedy skaniaj si k k!sk, ktra zac#wiaa rwnowag ic# samopocz cia. 3iedy p+niej, po pnocy, !ea wreszcie w niespokojnym p'nie, ki!ka razy wydawao m si, e kto' podnosi si w oko!icy ka Reitinga czy ;eineberga, bierze paszcz i podc#odzi do ;asiniego i e potem razem op szczaj sa!... -!e mogo to by) ty!ko przywidzenie. si ty!ko sza!onej,

wystpnej zmysowo'ci, targajcej d sz pragnieniem rozkoszy, gdy ponie'!i j

Nadeszy dw dniowe 'wita. /oniewa przypady na poniedziaek i wtorek, dyrektor zwo!ni wyc#owankw j w sobot, tak wic mie!i czterodniowe ,erie. >!a 01r!essa jednak by to okres zbyt krtki, by mg odby) da!ek podr do dom " spodziewa si zatem, e przynajmniej rodzice go odwiedz. 0ymczasem ojca zatrzymay w ministerstwie wane sprawy, matka za' nie cz a si na ty!e dobrze, by mc naraa) si sama na tr dy podry. >opiero gdy 01r!ess otrzyma odmowny !ist rodzicw, do ktrego doczy!i wie!e s bte!nyc# pociesze, pocz e jest z tego wa'ciwie rad. *dcz by to niema! jako przeszkod, a co najmniej strapiby si bardzo, gdyby w tym okresie m sia stan) z rodzicami twarz w twarz. 2ie! wyc#owankw zaproszono do oko!icznyc# majtkw. Rwnie > d, ktrego rodzice posiada!i pikne dobra, odda!one o dzie jazdy powozem od konwikt , pojec#a tam w towarzystwie ;eineberga, Reitinga i 9o,meiera. ;asiniego zaprosi > d take, jednak Reiting kaza m odmwi). 01r!ess wymwi si tym, e nie wie, czy jego rodzice mimo wszystko nie przyjad" nie cz si abso! tnie w odpowiednim nastroj , by czestniczy) w wesoyc# rozrywkac# i roczysto'ciac#. & w sobot w po dnie wie!ki gmac# pogrony by w p stce i ciszy. 3iedy 01r!ess szed korytarzem, ec#o krokw nioso si z jednego koca na dr gi. Jywa d sza nie troszczya si o mego, gdy wikszo') pro,esorw wyjec#aa rwnie, na po!owanie ! b dokdko!wiek. &edynie podczas posikw, podawanyc# obecnie w maym pokoj , obok op stoszaej sa!i jada!nej, spotyka!i si nie!iczni pozosta!i wyc#owankowie" po posik kroki ic# rozpraszay si znow w przestrzennej am,i!adzie korytarzy i pokojw, mi!czenie dom poc#aniao ic#, jakby prowadzi!i w tym czasie ycie nie bardziej dostrzega!ne ni ycie pajkw i stong w piwnicy i na stryc# . % k!asy 01r!essa pozosta ty!ko on i ;asini, prcz ki!k innyc#, !ecyc# w izbie c#oryc#. /rzy poegnani Reiting zamieni z 01r!essem jeszcze par potajemnyc# ktrego' z na czycie!i" tote z naciskiem sw, odnoszcyc# si do ;asiniego. Reiting obawia si bowiem, e ;asini mgby 6wykorzysta) okazj i posz ka) oc#rony po!eci 01r!essowi, aby nad nim cz wa. Nie trzeba byo jednak tego z!ecenia, by sk pi) wag 01r!essa na ;asinim. %a!edwie 'cic# #aas zajedajcyc# powozw, s by wynoszcej wa!izki, egnajcyc# si z sob w'rd artw wyc#owankw, opanowaa 01r!essa z wie!k moc 'wiadomo'), e jest sam na sam z ;asinim.

;yo to po pierwszym obiedzie. ;asini siedzia z przod , na swym miejsc , i pisa !ist. 01r!ess siad z ty w kcie i prbowa czyta). ;ya to po raz pierwszy znow owa wiadoma ksika i 01r!ess starannie bdzie siedzia ;asini, z ty on, nie obmy'!i nastp jc syt acj. z przod

sp szczajc tamtego z oka, wdraajc si w niego wzrokiem... 0ak c#cia czyta), po przeczytani kadej strony wnikajc gbiej w ;asiniego. 0ak m siao si powie'), tak m sia zna!e+) prawd, nie tracc z ocz ycia, ywego, skomp!ikowanego, penego wtp!iwo'ci ycia... -!e nie powiodo si. &ak zawsze, i!ekro) sobie z gry co' zbyt starannie obmy'!i. ;rak byo w tym bezpo'rednio'ci i nastrj przeszed wkrtce w !epk, papkowat n d, ktra o#ydnie !gna do wci ponawianyc# zbyt rozmy'!nie prb. % w'cieko'ci cisn ksik na podog. ;asini obejrza si, przestraszony, a!e natyc#miast zacz znow prdko pisa). 0ak w!oky si godziny popo dnia, przec#odziy w zmierzc#. 01r!ess siedzia otpiay. &edyne, co z tego g c#ego, cic# tko bzykajcego pocz cia tpoty przenikao w jego 'wiadomo'), to byo tykanie zegarka kieszonkowego. Niby may ogonek c#wiao si ono za ociaym cie!skiem godziny. 2 pokoj zapad zmrok. ;asini c#yba od dawna j przesta pisa)... 5-#a, prawdopodobnie nie ma odwagi zapa!i) 'wiata6 $ pomy'!a 01r!ess. (zy jednak rzeczywi'cie siedzia tam jeszcze, na swym miejsc B 01r!ess wpatrywa si jaki' czas w $nagi, zmierzc#ajcy pejza za oknem. m sia dopiero oswoi) oczy z ciemno'ci pokoj . -!e takD 0am, w nier c#omy cie $ to by on. -c#, westc#n nawet, raz, dwa razy. - moe 'piB Nadszed s cy i zapa!i !ampy. ;asini zerwa si i przetar oczy. /otem wzi z sza,y ksik, jak gdyby c#cia si czy). 01r!essa pa!iy wrcz wargi, by go zagadn). -by tem op 'ci pokj. zapobiec, spiesznie

2 nocy 01r!ess o mao co nie rz ci si na ;asiniego $ taka mordercza zmysowo') ob dzia si w nim po mce tpego, bezmy'!nego dnia. Na szcz'cie sen wybawi go na czas. Min nastpny dzie. Nie przynis on nic prcz tej samej bezpodnej ciszy. Mi!czenie, oczekiwanie rozdraniy 01r!essa do ostateczno'ci, stawiczna cz jno') poeraa wszystkie jego siy d c#owe, tak e by niezdo!ny do jakiejko!wiek my'!i. Rozbity, rozczarowany, niezadowo!ony z siebie a po ostateczne$ zwtpienie, wcze'nie pooy si do ka. @ea j dosy) d go w nie kojnym, rozgorczkowanym p'nie, gdy posysza, e ;asini wc#odzi do sypia!ni. @ec bez r c# '!edzi oczyma ciemn posta), przec#odzc obok jego ka, sysza szmer, wywoany zdejmowaniem brania, potem !ekki sze!est naciganej na ciao kodry. 2strzyma oddec#, a!e nic wicej j nie sysza. - jednak nie op szczao go wraenie, e ;asini nie 'pi, !ecz tak samo jak on wyta w mrok s c#. 0ak mijay kwadranse i godziny. (#wi!ami przerywane jedynie cic#ym sze!estem cia por szajcyc# si w kac#. 01r!ess znajdowa si w osob!iwym stanie, ktry nie pozwa!a m zasn). 2czoraj gorczkowa si zmysowymi obrazami, zrodzonymi w wyobra+ni. >opiero cakiem na koc zwrciy si one k ;asiniem , jak gdyby po raz ostatni spitrzyy si pod nie bagan rk sn , ktry je wymazywa $ pozostao m mroczne wspomnienie. >zi' natomiast od pocztk z tego jedynie istniao ty!ko instynktowne

pragnienie, by wsta) i podej') do ;asiniego. >opki m si zdawao, e ;asini cz wa i nas c# je, byo to prawie nie do wytrzymania" a teraz, kiedy tamten zapewne j spa, byo w tym pragnieni 'picego jak na p. 01r!ess cz j , jak drgaj w nim wszystkie mi'nie wykon jc r c# wstawania i wyc#odzenia z ka. Mimo to nie mg otrzsn) si z bezwad . 5(zego wa'ciwie c#c od niegoB6 $ pyta siebie niema! go'no w swej trwodze. M sia sam przed sob przyzna), e jego okr ciestwo i zmysowo') nie maj istotnego ce! . , ;yby zakopotany, gdyby naprawd rz ci si na ;asiniego. Nie c#cia go c#yba zbi)B ;ro i ;oeD 2ic w jaki sposb mia zaspokoi) przy nim zmysowe podniecenieB Mimo wo!i pocz wstrt na my'! o rnyc# jeszcze jakie' okr tne askotanie, aby rz ci) si na

mayc# grzeszkac# c#opicyc#. 2 ten sposb obnay) si przed i kim' dr gimB NigdyD -!e w miar jak rs wstrt, rwnie pok s, by podej') do ;asiniego, stawaa si coraz si!niejsza. 2 koc owadno 01r!essem cz cie bezsens podobnego przedsiwzicia, mimo to jaki' ,izyczny przym s niby na szn rze wyciga go z ka. 7 podczas gdy wszystkie obrazy rozpyway m si w gowie i nie stannie powtarza sobie, e naj!epiej byoby teraz stara) si zasn), a tomatycznie podnis si z posania. (akiem powo!i $ cz wrcz, jak krok za krokiem ten d c#owy przym s zysk je przewag nad oporami $ podnis si. Najpierw wys n jedno rami, potem nis t w, potem wycign ko!ano spod kodry.... potem... i nag!e boso, na pa!cac#, podbieg do ;asiniego i siad na brzeg jego ka. ;asini spa. 2yg!da na czowieka, ktry ma przyjemne sny. 01r!ess wci jeszcze nie by panem swoic# czynw. /rzez mgnienie oka siedzia bez r c# z oczyma w!epionymi w twarz 'picego. /rzez mzg przemykay owe krtkie, oderwane my'!i, konstat jce ty!ko stan rzeczy, jakie miewa czowiek, gdy traci rwnowag, spada ! b gdy m si wydziera z rk jaki' przedmiot. ;ez namys c#wyci ;asiniego za rami i potrzsn nim. Fpicy przecign si ocia!e par razy, potem zerwa si i nieprzytomnymi od sn , g pawymi oczami wgapi si w 01r!essa. 01r!ess, z penie stropiony, przerazi si. /o raz pierwszy 'wiadomi sobie, co zrobi, i nie mia pojcia, co czyni) da!ej. 2stydzi si strasz!iwie. =erce bio w nim go'no. Na sta cisny m si sowa wyja'nienia, wykrty. (#cia spyta) ;asiniego, czy nie ma zapaek, czy nie wie, ktra godzina... ;asini gapi si na niego da!ej bez zroz mienia. 01r!ess j co,n bez sowa rami, j ze'!izgiwa si z ka, aby cic#o wrci) do swojego, gdy wtem ;asini, jakby dopiero teraz pojm jc syt acj, zerwa si jednym s sem. 01r!ess niezdecydowany zatrzyma si ws n w panto,!e i sz rajc poszed przodem. 01r!ess 'wiadomi sobie nag!e, e dzieje si to nie po raz pierwszy. /rzec#odzc obok swego ka, wyj k! cz od komrki spod pod szki, gdzie by kryty. stp ka, ;asini rz ci m jeszcze jedno badawcze, pytajce spojrzenie, potem wsta, narz ci na siebie paszcz, stopy

8 ;asini szed prosto do komrki na stryc# . 2idocznie tymczasem doskona!e zapozna si z t drog, ktr przecie swego czas ods n na bok k !isy, jak wyszko!ony !okaj. 01r!ess otworzy drzwi kryjwki i wesz!i do 'rodka. =tojc tyem do ;asiniego, za'wieci ma !atark. <dy si odwrci, ;asini sta przed nim nago. Mimo wo!i co,n si o krok. Niespodziewany widok tego nagiego, 'nienobiaego ciaa na t!e krwistej czerwieni 'cian o'!epi go i wstrzsn nim. ;asini by piknie zb dowany. &ego cia brak byo niema! '!adw mskic# ksztatw, byo czyste i nieskazite!ne jak ciao modej dziewczyny. 01r!ess odcz obraz tej nago'ci niby gorce, biae pomienie ponce w jego nerwac#. Nie mg si wyrwa) spod wadzy tego pikna. >o tej pory nie wiedzia, co to jest pikno. ;o czym jest szt ka w jego wiek , co ostatecznie o niej wiedziaB >o pewnego wiek kadego, kto wyrs w'rd nat ry, n dna i niezroz miaa. 0eraz jednak objawia m si poprzez zmysowo'). /otajemnie, zaskak jco. (iepe, oszaamiajce tc#nienie pyno z nagiej skry niby tk!iwe, rozkoszne poc#!ebstwo. - zarazem byo w tym co' roczystego, zm szajcego do zoenia rk. -!e po pierwszej c#wi!i zaskoczenia 01r!ess zawstydzi si jednego i dr giego. ,,0o przecie mczyznaD6 0a my'! ob rzya go, jednocze'nie za' mia wraenie, e dziewczyna nie mogaby wyg!da) inaczej. %awstydzony krzykn. $ (o ci wpado$ do gowyB Natyc#miast wkadaj...D % ko!ei tamten zdawa si zaskoczony. % wa#aniem, nie sp szczajc 01r!essa z ocz , podnis paszcz. $ =iadaj t D $ po!eci m 01r!ess. ;asini pos c#a. 01r!ess sta oparty o 'cian, ze skrzyowanymi na p!ecac# rkami. $ >!aczego si rozebrae'B (zego c#ciae' ode mnieB $ =dziem... 2a#anie. $ (o sdzie'B $ 0amci... $ (o, tamciB szt ka bywa d!a jeszcze przed nim zatajano. /rzytrzyma skrzyni, kiedy 01r!ess na ni zeskoczy, ostronie, dyskretnymi r c#ami,

$ ;eineberg i Reiting... $ (o ;eineberg i ReitingB (o oni robi!iB <adajD M sisz mi wszystko opowiedzie)D Jdam tego, roz mieszB Mimo e syszaem j od nic#. $ /rzy tym nieporadnym kamstwie 01r!ess zar mieni si. ;asini zagryz wargi. $ No, jazdaD $ Nie, nie daj, abym opowiadaD /rosz, nie daj tegoD %robi wszystko, czego zapragniesz. -!e nie ka mi opowiada)D *, ty masz szczeg!ny rodzaj drczenia mnieD $ 2 oczac# ;asiniego zamigotaa nienawi'), trwoga, baga!na pro'ba. Mimo wo!i 01r!ess zmieni ton. $ Nie c#c ci wca!e drczy). (#c ci jedynie zm si), aby' powiedzia ca prawd. Moe w twoim wasnym interesie. $ Nie zrobiem niczego, co warte byoby opowiadania. $ 0akB (zem w takim razie rozebrae' siB $ *ni tego da!i. $ -$ czem tc#rzemB $ Nie, nie jestem tc#rzemD Nie mw takD $ %amknij gbD &e'!i boisz si ic# razw, nie my'!, e moje bd mniej bo!e). $ Nie boj si wca!e ic# bicia. $ NieB 2ic czegoB 01r!ess wzi si j znow w gar'). &ego poprzednia br ta!na gro+ba gniewaa go, a!e wyrwaa m si mimo wo!i" przede wszystkim d!atego, e zdawao m si, i ;asini pozwa!a sobie wobec niego na wicej ni wobec tamtyc#. $ &e'!i, jak mwisz, nie boisz si, co si z tob w takim razie dziejeB $ Mwi, e je'!i bd im powo!ny, po jakim' czasie wszystko bdzie mi wybaczone. $ /rzez nic# dwc#B $ Nie, w og!e. $ &ak mog ci to obiecywa)B /rzecie ja te t jestemD $ Mwi, e j si o to postaraj. 01r!ess pocz jakby cios. /rzyszy m na my'! sowa ;eineberga, e Reiting w danyc# oko!iczno'ciac# postpiby z nim tak samo jak z ;asinim. - gdyby naprawd miao przyj') do jakiej' intrygi przeciw niem , jak ma si do tego stos nkowa)B /od tym wzg!dem nie dors do tamtyc# zrobie' to, czego oni da!iB &este' wic tc#rzemB Ndznym

dwc#" jak da!eko mog!iby si pos n) wobec niegoB (zy tak, jak wobec ;asiniegoB... 2szystko w nim b rzyo si przeciw tem zo'!iwem pomysowi. 0ak pyway min ty. 01r!ess zdawa sobie spraw, e nie posiada dostatecznej odwagi i wytrwao'ci do tego rodzaj intrygi, a!e ty!ko d!atego, e za mao interesowa si podobnymi sprawami, e nigdy nie angaowa caej swej osobowo'ci w takiej grze. %awsze mia przy tym wicej do stracenia ni do wygrania. <dyby jednak sprawy wziy pewnego dnia inny obrt, cz , e potra,i rozporzdza) take cakiem inn odwag i porem. 0rzeba wiedzie), kiedy nadejdzie czas, aby rz ci) wszystko na sza!. $ (zy powiedzie!i co' wicejB &ak sobie to wyobraaj... je'!i o mnie c#odzi. $ (o' wicejB Nie. /owiedzie!i ty!ko, e oni to j zaatwi. - jednak kryo si t niebezpieczestwo, gdzie' potajemnie czy#ao na 01r!essa... kady krok mg by) krokiem w p apk, kada noc moga by) ostatni przed wa!k. *gromna niepewno') tkwia w tej my'!i. Nie byo to j gn 'ne poddawanie si ,a!i, igraszki z rojonymi widziadami $ to miao twarde kanty i byo namaca!n rzeczywisto'ci. /odj znow rozmow. $ 3a mi si rozebra). ;asini zami!k. $ &e'!i my'!isz serio o poprawie, m sisz mi wszystko powiedzie). $ 3a mi si rozebra)... $ 0ak, to widziaem... - potemB Mina krtka c#wi!a i nag!e ;asini powiedzia tonem kobiecym i za!otnym. $ Rne rzeczy... $ &este' wic ic# me... tresB $ *, nie, jestem ic# przyjacie!em. $ &ak 'miesz tak mwi)D $ *ni sami tak mwi. $ (o...B $ 0ak, Reiting. $ -#a, Reiting. $ 0ak, on jest wobec mnie bardzo miy. /rzewanie kae mi si rozebra) i czyta) na gos co' z podrcznika #istorii. * Rzymie i jego cesarzac#, o ;orgiac#, o 0im r (#anie... no, wiesz j , same takie krwawe, wie!kie #istorie... /otem bywa nawet cz y wobec mnie. $ -!e potem zawsze mnie bije... $ 3iedy...B -c# tak.

$ 0ak, mwi, e gdyby mnie nie bi, m siaby wierzy), e jestem mczyzn, wwczas za' nie mgby by) wobec mnie taki cz y i de!ikatny. - tak jestem jego rzecz i nie m si si enowa). $ - ;einebergB $ *, ;eineberg jest pask dny. (zy nie waasz, e cz ) m z stB $ Mi!czD Nic ci nie obc#odzi, co ja ;eineberg. $ No, to samo, co Reiting. 0y!ko... a!e nie bdziesz na mnie znow krzyczaB $ >a!ejD $ 0y!ko doc#odzi do tego inn drog. Najpierw miewa d g przemow o mojej d szy. =ka!aem j, a!e niejako ty!ko jej pierwszy przedsionek" w stos nk w ten sposb j wie! p nkt do najgbszej ja+ni jest to czym' niewanym i zewntrznym. Na!ey to ty!ko 'mierci) $ grzesznikw zostao 'witymi. <rzec# przeto z wyszego widzenia nie jest wca!e taki zy" na!ey jedynie doprowadzi) go do $ 9ipnotyz je ciB $ Nie, powiada, e m si ty!ko $ - jak z ni obc jeB $ 0o eksperyment, ktry m si jeszcze nigdy nie da. *n siedzi, a ja m sz pooy) si na pododze, tak by mg postawi) nog na moim cie!e. *d patrzenia w szko m sz si zrobi) ociay i senny. /otem nag!e kae mi szczeka)., *pis je dokadnie, jak mam szczeka) $ cic#o, raczej skom!e), jak skom!i pies przez sen. $ /o coB $ Nie wiadomo. 3ae mi te c#rzka) jak 'winia i wci powtarza, e mam w sobie co' z tego zwierzcia. -!e nie mwi tego w sposb karccy, powtarza to cakiem cic#o i ycz!iwie, aby $ jak powiada $ wdroy) to mocno w moje nerwy. 0wierdzi bowiem, e moe jedno z moic# poprzednic# wcie!e byo 'wini i e na!ey j wywabi), aby j nieszkod!iwi). $ 7 ty w to wszystko wierzyszB $ ;ro ;oeD =dz, e on sam nie wierzy. - zreszt potem, pod koniec, jest zawsze cakiem inny. &ak mgbym wierzy) w takie rzeczyB 3to wierzy dzisiaj w d szB - co dopiero w tak wdrwk d szB 2iem dobrze, e zbdziem" a!e zawsze miaem nadziej, e ten bd naprawi. Niepotrzebny cay ten #ok spok s. Nie ami 'pi) i obezwadni) wszystkie rzeczy, ktre pywaj na powierzc#ni mojej d szy. >opiero wtedy bdzie mg z ni obcowa). waam. *dpowiedz, co robi z tob

ostateczno'ci, by zama) jego ostrze. 3ae mi siedzie) i patrze) w sz!i,owane szko.

sobie te wca!e gowy nad tym, jak mogem popeni) taki bd. 0o dzieje si szybko, samo z siebie" dopiero potem czowiek zdaje sobie spraw, e zrobi g pstwo. &e'!i m jednak sprawia przyjemno') sz ka) poza tym czego' nadzmysowego, niec# sobie sz ka. Na6 razie m sz przecie by) m $ (oB $ 0ak, tak ig... no, niezbyt mocno, ty!ko ty!e, by zobaczy), jak na to reag j, czy w jakim' p nkcie ciaa co' da si dostrzec. -!e bo!i i tak. ;eineberg twierdzi bowiem, e !ekarze z penie si na tym nie znaj, nie przypominam sobie, jak c#ce to dowodni), pamitam ty!ko, e mwi d o o ,akirac#, ktrzy staj si niewra!iwi na b! cie!esny w c#wi!i, gdy mog og!da) swoj d sz. $ >obrze j , znam te idee. /owiedziae' jednak, e to jeszcze nie wszystko. $ *czywi'cie, powiedziaem przecie take, e to ty!ko droga okrna. /otem zawsze nadc#odz kwadranse, kiedy ;emeberg mi!czy, a ja nie wiem, co si w nim dzieje. - potem nag!e wyb c#a i ,da ode mnie pos g... jak optany... o wie!e gorszyc# ni Reiting. $ 7 robisz wszystko, czego od ciebie dajB $ - co mam robi)B (#c znow zosta) porzdnym czowiekiem i mie) spokj. $ - to, co si tymczasem stao, bdzie ci obojtneB $ Nie mog na to nic poradzi). $ - teraz waaj i odpowiadaj na moje pytania. &ak moge' kra')B $ &ak to jakB 2idzisz, potrzeba mi byo bardzo tyc# pienidzy, miaem d gi w gospodzie i wa'cicie! nie c#cia d ej czeka). - poza tym !iczyem na pewno, e w najb!iszyc# dniac# przyjdzie przesyka pienina. Nikt z ko!egw nie c#cia mi poyczy)" jedni sami nie mie!i, oszczdnyc# za' cieszy, je'!i kto', kto nie osz ka), c#ciaem ty!ko potajemnie sobie poyczy)... $ Nie to mam na my'!i $ przerwa 01r!ess niecierp!iwie gadanin ;asiniego, ktra widocznie sprawiaa m !g. $ /ytam. w jaki sposb, jak moge' to zrobi), co cz e' przy tymB (o si z tob w tamtej c#wi!i dziaoB $ 2a'ciwie to nic nie cz em. 0o bya przecie jedna c#wi!ka. Nie cz em nic, nie zastanawiaem si, po prost to si stao nag!e. $ -!e w pierwszy raz z ReitingiemB... 3iedy po raz pierwszy da od ciebie pewnyc# rzeczyB Roz mieszB $ *, to byo bardzo niemie. /oniewa miao si sta) na rozkaz. ;o inaczej... mie oszczdza), popadnie z kocem miesica w tarapaty. 2ierz mi, nie c#ciaem nikogo !egy. <dyby ty!ko nie c#cia mnie k )...

/omy'! ty!ko, i!

c#opcw robi takie rzeczy dobrowo!nie, d!a przyjemno'ci, bez

wiedzy innyc#. 2tedy to nie jest wca!e wie!kim zem. $ -!e ty zrobie' to na rozkaz. /oniye' si. % penie jakby' wszed w gnj, bo kto' inny tego c#cia. $ /rzyznaj, e tak byo. -!e m siaem. $ Nieprawda, nie m siae'D $ ;i!iby mnie, zrobi!iby doniesienie. 2szyscy. =padaby na mnie #aba. $ No, wic zostawmy to. (#c si dowiedzie) teraz czego' innego. = c#aj, wiem, e zostawie' sporo ,orsy ;oeny. ;!agowae' i dawae' przed ni, c#epie' si swoj msko'ci. (#cesz zatem by) mczyznB Nie ty!ko gb i... a!e ca d sz. No i patrz, naraz kto' da od ciebie tak poniajcej s gi, a ty cz jesz, e jeste' zbyt wie!kim tc#rzem, aby powiedzie). nie. (zy w tej c#wi!i cae twoje jestestwo nie !ego rozdarci B &aki' nieokre'!ony !k, jak gdyby dokonao si w tobie co' niewypowiedzianegoB $ Mj ;oe, nie roz miem ci. Nie wiem, czego c#cesz, nie mog ci nic, a!e to nic powiedzie). $ 2ic waaj, rozkaz j ci, aby' si ponownie rozebra. ;asini 'miec#n si. $ -by' pooy si przede mn pasko na pododze. Nie 'miej siD Rozkaz j ci naprawdD =yszyszB &e'!i natyc#miast nie pos c#asz, bdziesz si mia z pyszna, gdy Reiting wrciD 0ak, widzisz, teraz !eysz przede mn nagi na ziemi. >rysz nawet, marzniesz... Mgbym teraz, gdybym c#cia, nap! ) na twoje nagie ciao. /rzyci'nij gow mocniej do podogi. (zy k rz na niej nie wyg!da dziwnieB &ak krajobraz peen c#m r i ska!nyc# bry, tak d yc# jak domyB Mgbym ci k ) igami... tam w niszy obok !ampy !ey jeszcze par. (z jesz je j na skrzeB -!e nie c#c... Mgbym ci kaza) szczeka), jak ci kaza ;eineberg, re) k rz z podogi$jak 'winia, mgbym ci kaza) wykonywa) pewne r c#y $ j wiesz, jakie $ i m siaby' przy tym wzdyc#a)" 5*, moja droga ma...6 $ tego b! +nierstwa 01r!ess nie dopowiedzia do koca. $ -!e nie c#c, nie c#c, roz mieszB ;asini paka. $ >rczysz mnieD $ 0ak, drcz. -!e nie o to mi c#odzi. /ragn wiedzie) ty!ko jedno. co si z tob dzieje, kiedy ranie ci tym wszystkim jak noamiB (o wwczas dzieje si w tobieB (zy co' si w tobie amieB /owiedz. 0ak jak szk!anka, ktra nag!e pryska w tysice

okr c#w, zanim jeszcze pokazaa si rysaB (zy obraz, jaki stworzye' o sobie samym, nie ga'nie za jednym tc#nieniem, a inny nie wyskak je na to miejsce, jak wyskak j z ciemno'ci obrazy !atarni magicznejB (zy naprawd mnie6 nie roz mieszB Nie mog ci tego b!iej wyja'ni)A, sam m sisz mi powiedzie). ;asini paka bez przerwy". &ego dziewczce p!ecy dygotay, wci na nowo powtarza w'rd ka. $ Nie wiem, czego c#cesz, nie mog ci niczego wyja'ni). 0o dzieje si w jednej c#wi!i, nie moe wwczas wca!e dzia) si inaczej... /ostpiby' tak samo jak ja. 01r!ess prni. 5<dyby' si zna!az w mojej syt acji, postpiby' tak samo6 $ powiedzia ;asini. *to cae zaj'cie, przedstawione jako prosta konieczno'), spokojnie i bez znieksztace. =amopocz cie 01r!essa b ntowao si w gniewnej pogardzie przeciw samem ty!ko przyp szczeni . - jednak w b nt caej jego istoty nie wydawa m si dostateczn rkojmi. 50ak, okazabym wicej siy c#arakter ni on, nie 'cierpiabym podobnyc# da, a!e czy to ma jakie' znaczenieB (zy ma jakie' znaczenie, e dziki si!e wo!i, dziki przyzwoito'ci, z rnyc# przyczyn, ktre s mi teraz obojtne, postpibym inaczejB Nie, nie w tym rzecz. @ecz w tym, e gdybym kiedy' naprawd czyni to, co ;asini, nie odcz bym przy tym $ podobnie jak on $ nic nadzwyczajnego. 0 tkwi sedno sprawy" moje wasne samopocz cie byoby tak samo proste i tak samo da!ekie od wsze!kic# wtp!iwo'ci, jak jego...6 0a my'! $ pomy'!ana w oderwanyc#, wzajemnie si przenikajcyc#, wci od nowa zaczynajcyc# si zdaniac#, ktra pogardzie d!a ;asiniego przydawaa jakiego' intymnego, cic#ego b! , a!e sigajcego o wie!e gbiej ni mora!no'), dotykajcego najgbszej rwnowagi d c#a $ wyrosa ze wspomnienia cz cia, jakie nawiedzio go c#wi! przedtem i nie stpowao. 3iedy mianowicie za po'rednictwem ;asiniego dowiedzia si o zagraajcym m ewent a!nie niebezpieczestwie ze strony Reitinga i ;eineberga, przerazi si po prost . /o prost si przerazi, jak podczas napad , i byskawicznie rozejrza si za oson i odparowaniem cios . =tao si to w momencie rzeczywistego niebezpieczestwa i dranio go wraenie, jakie ta wiadomo') na nim wywara $ owe szybkie, bezmy'!ne imp !sy. >aremnie i dw znaczno'ci. siowa ponownie je w sobie wznieci). 2iedzia jednak, e c#wi!owo pozbawiy one niebezpieczestwo wsze!kiej osob!iwo'ci mi!k. 2yczerpany, oparty nier c#omo o 'cian w!epi wzrok w

- przecie byo to to samo niebezpieczestwo, jakie w tym samym miejsc za!edwie par tygodni tem przecz . 2wczas, 3iedy tak dziwnie przerazia go ta komrka, bdca niby skrawek zapomnianego 'redniowiecza z da!a od ciepego, jasnego ycia sR szko!nyc#, przerazi!i go ;eineberg i Reiting, poniewa z ! dzi, jakimi tam by!i, zdawa!i si nag!e przeradza) w co' innego, pospnego, dnego krwi $ w postacie z innego ycia. 2wczas w 01r!essie dokonaa si metamor,oza, jaka' rysa, jak gdyby obraz otoczenia pad nag!e w inne, ob dzone ze st !etniego sn oczy. - przecie byo to to samo niebezpieczestwo... ;ez stank powtarza to sobie. 7 wci na nowo prbowa porwnywa) wspomnienia ob tyc# dozna. 0ymczasem ;asini dawno j si podnis" za way os piae, nieobecne spojrzenie swego towarzysza, cic#o zgarn branie i wymkn si. 01r!ess widzia to $ jakby poprzez mg $ a!e pozwo!i na to bez sowa. 4wag jego zaprztno w tej c#wi!i wycznie siowanie, by odna!e+) w sobie znow w p nkt, w ktrym nag!e nastpia zmiana wewntrznej perspektywy. 7!ekro) jednak zb!ia si do owego p nkt , wiodo m si jak kom ', kto c#ce porwna) b!iskie z da!ekim" nie potra,i nigdy ogarn) jednocze'nie pamiciowego obraz cz ), !ecz za kadym razem niby !ekki trzask przec#odzio midzy nimi c#wytne wraenia wzrok . 7 za kadym razem w decyd jcej pewne doznanie $ podobnie jak w s,erze cie!esnej !edwo mi'niowe oka towarzysz nastawieni c#wi!i to wa'nie poc#aniao koczyo. 7 01r!ess zaczyna wci od nowa. 0en proces o mec#anicznej jednostajno'ci pogry go w drtwy, !odowaty sen, ktry na czas nieokre'!enie d gi przyk go na miejsc . *b dzia go dopiero pewna my'!, jak !ekkie dotknicie ciepej rki. My'! pozornie tak oczywista, e 01r!ess dziwi si, i j dawno nie przysza m do gowy. My'!, ktra jedynie rejestrowaa dopiero co czynione do'wiadczenie. to, co z odda!i wyg!da na wie!kie i tajemnicze, zb!ia si zawsze w ,ormie prostej, nie znieksztaconej, w codziennyc# nat ra!nyc# wymiarac#. &ak gdyby dokoa czowieka rozcigaa si niewidzia!na granica. 0o, co si przygotow je z zewntrz i zb!ia z da!eka, jest niby zamg!one morze, pene o!brzymic#, zmiennyc# ksztatw" to, co do niego podc#odzi, co si staje dziaaniem, co zderza si z jego yciem, jest mae i wyra+ne, posiada ! dzkie rozmiary i zarysy. /omidzy yciem, ktre si przeywa, a

wag, czynno') porwnywania wys waa si przed

przedmiot porwnania" nastpowao !edwo odcz wa!ne drgnicie $ i wszystko si

yciem, ktre si oz je i przecz wa, ktre si widzi z da!eka, !ey niewidzia!na granica niby wska brama, gdzie obrazy zdarze m sz si 'cie'nia). $ - jednak, c#ocia ta my'! odpowiadaa najz peniej jego do'wiadczeni , 01r!ess poc#y!i w zad mie gow. 5>ziwna my'!6 $ pocz .

Nareszcie !ea w k . Nie my'!a o niczym wicej, gdy my'!enie przyc#odzio tak tr dno i byo tak bezpodne. 0o, co sysza o potajemnyc# sprawkac# swyc# przyjaci, przemykao wprawdzie przez jego my'!i, a!e w sposb tak obojtny i martwy jak wiadomo') przeczytana w obcej gazecie. %e strony ;asiniego nie mg si j niczego spodziewa). *czywi'cie pozostawa jego prob!emD -!e tak wtp!iwy, a 01r!ess by tak strasznie zmczony i rozbity... Moe wszystko byo ty!ko z dzeniem. &edynie widok ;asiniego, jego nagiej, !'nicej skry, wdziera si niby pac#ncy krzak bz w zmierzc# dozna poprzedzajcyc# sen. %atracia si nawet wsze!ka mora!na odraza. 2 koc 01r!ess zasn. Jadne widziada senne nie mciy jego sn . -!e jakie' nieskoczenie mie ciepo zdawao si roz'cie!a) mikkie kobierce pod jego ciaem. *b dzio go to w koc . * mao co nie krzykn go'no. na jego k szybko'ci 'cign kosz !, w okamgnieni ciaem przywar do 01r!essa. Mina c#wi!a, nim 01r!ess oc#on po tym napadzie. *depc#n z ca moc ;asiniego. $ (o ci przyc#odzi do gowyB ;asini ebra. $ *, nie bd+ znow takiD Nikt nie jest taki jak ty $ tamci nie pogardzaj mn, tak jak tyD Robi to ty!ko na niby, aby potem mog!i by) tym bardziej inni. -!e tyB 2a'nie ty...B &este' nawet modszy ode mnie, obaj jeste'my modsi od tamtyc#, nie jeste' takim br ta!nym pyszakiem jak oni, jeste' cic#y i dobry... koc#am ci. $ (oB (o' ty powiedziaBD (o mam z tob... *dejd+... no, odejd+ j D $ 01r!ess drczony wpar rami w p!ecy ;asiniego. -!e gorca b!isko') obcej, mikkiej skry prze'!adowaa go, ogarna i dawia. - ;asini szepta bez przerwy. $ -!e tak... prosz... *, byoby d!a mnie rozkosz tobie s y). 01r!ess nie znajdowa odpowiedzi. /odczas gdy ;asini mwi, podczas owyc# sek nd zwtpienia i namys opadaa na jego zmysy jakby gboka, zie!ona ,a!a. 7 ty!ko ywe sowa ;asiniego rozbyskiway w niej jak !'nienie srebrnyc# rybek. 2ci jeszcze wycignitymi ramionami odpyc#a ;asiniego. -!e kad si na nic# jak gdyby wi!gotny, ciepy ciar, ic# mi'nie zwiotczay. zapomnia o nic#... 0y!ko c#wi!ami, kiedy dobiegao go ktre' z drcyc# sw, przytomnia, bo nag!e cz $ rzecz strasz!iwie niepojta $ e jego rce jakby we 'nie przy$A cigaj b!iej ;asiniego. (#cia si zerwa), krzykn) do siebie. ,,;asini ci osz k jeD (#ce ty!ko 'cign) siedzia ;asiniD % ogromn wpez pod kodr i drcym, nagim

ci do swego poziom , by' nie mg nim pogardza)D6 -!e krzyk wiz w krtani, aden d+wik nie przerwa ciszy wie!kiego gmac# " we wszystkic# korytarzac# zdaway si spa) zastyge, ciemne ,a!e mi!czenia. (#cia odna!e+) drog do siebie, a!e !eay one przed wszystkimi bramami niby czarni stranicy. Natenczas 01r!ess przesta sz ka) sw. %mysowo'), ktra z wo!na, stopniowo z c#wi! rozpaczy wsczaa si we, ob dzia si teraz w peni. @eaa naga obok niego i mikkim, czarnym paszczem spowijaa m gow. 7 szeptaa m do c#a sodkie swka rezygnacji, i gorcymi pa!cami ods waa wszystkie pytania i prob!emy jako daremne. =zeptaa. w samotno'ci wszystko jest dozwo!one. 0y!ko w c#wi!i, kiedy porwaa go ,a!a, na mgnienie oka ockn si i rozpacz!iwie czepi si jednej jedynej my'!i. 0o nie jestem jaD 0o nie jaD & tro dopiero bd znow sob... & tro...

2e wtorek wieczorem wrci!i pierwsi wyc#owankowie. Reszta przyjec#aa dopiero nocnymi pocigami. 2 konwikcie zasz miao znow niepokojem. 01r!ess powita swyc# przyjaci mr k!iwie i w zym # morze. nie zapomnia. - ponadto przynie'!i ze sob co' tak 'wieego i 'wiatowegoD 0o go zawstydzao, gdy koc#a teraz d szn a r ciasnyc# pomieszcze. 2 og!e czsto si teraz wstydzi. -!e wa'ciwie nie z powod tego, do czego da si wie') $ takie sprawy s w instyt tac# na porzdk dziennym $ raczej d!atego, e istotnie nie potra,i si obroni) przed czym' w rodzaj jest ten c#opak, C Miewa z nim czsto potajemne sc#adzki. /rowadzi go do wszystkic# zakamarkw, ktre m pokaza ;eineberg, a e sam niezbyt by zrczny w podobnie tajnyc# wyprawac#, wkrtce ;asini orientowa si !epiej od niego i on prowadzi. Nocami jednak drczya go zazdro') o ;eineberga i Reitinga i d go !ea bezsennie. 0amci jednak trzyma!i si z da!eka od ;asiniego" moe ic# j zn dzi. 2 kadym razie zasza w nic# jakby pewna zmiana. ;eineberg by pon ry i mi!czcy" kiedy zabiera gos, c#odzio zawsze o tajemnicze a! zje do czego', co miao nastpi). Reiting za' pozornie zwrci swoje zainteresowanie k zrczno'ci mota sieci jakiej' intrygi, tajemnic. 7!ekro) zna!e+!i si razem, w trjk, tamci dwaj na!ega!i, aby wezwa) ;asiniego znow do komrki na stryc# . 01r!ess prbowa to odroczy) pod pretekstem rozmaityc# wykrtw. ;ez przerwy jednak cierpia z powod swego tajemnego wsp dzia . /rzed paroma tygodniami nie roz miaby w og!e siebie podobnego stan , gdy j po rodzicac# odziedziczy zdrowie, si i nat ra!no'). Nie wo!no &ednak sdzi), e ;asini ob dzi w 01r!essie prawdziwe $ c#o)by prze!otne i zbkane $ podanie. %b dzio si w nim wprawdzie co' w rodzaj namitno'ci, a!e okre'!enie ,,mio')6 byo t z pewno'ci jedynie przypadkow, zdawkow nazw, sam ;asini za' $ niczym innym jak zastpczym i tymczasowym ce!em tego podania. ;o c#ocia 01r!ess zadawa si z nim, nie zaspokaja przy nim nigdy swej dzy" wyrastaa ona ponad ;asiniego, stawaa si nowym, pozbawionym ce! godem. innym sprawom" ze zwyk si jc pozyska) jednyc# drobnymi tk!iwo'ci d!a ;asiniego, z dr giej za' strony cz wyra+niej ni kiedyko!wiek, jak bardzo poniony i pogardzany

przys gami, dr gic# straszc w ten sposb, e podstpnie zostawa powiernikiem ic#

% pocztk

o!'nia go jedynie nago') sm kego, c#opicego ciaa. 2raenie

byo nie inne, ni gdyby jrza pikne, da!ekie jeszcze od wsze!kiej pciowo'ci ksztaty modej dziewczyny. %askoczenie. %d mienie. - czysto'), ktra mimo wo!i wywodzia si z tego stan , yczaa wa'nie stos nkowi z ;asinim pozorw skonno'ci $ nowego, c downego niespokojnego cz cia. 2szystko inne jednak niewie!e z tym miao ;oeny i wsp!nego. 0e inne cec#y podania istniay o wie!e wcze'niej $ istniay j

jeszcze dawniej. ;ya to potajemna, nie zwrcona k adnem ce!owi, do nikogo si nie odnoszca, me!anc#o!ijna zmysowo') pokwitajcego c#opca, ktra jest jak wi!gotna, czarna, zapodniona ziemia wiosn, jak ciemne, podskrne wody, ktrym wystarczy przypadkowy bodziec, by przebiy otaczajce je m ry. =cena, ktr 01r!ess przey, staa si owym bod+cem. 2sk tek zaskoczenia, omyki, zapoznanego wraenia, rozwary si mi!czce zakamarki, w ktryc# nagromadzio si wszystko tajemne, zakazane, parne, niepewne i samotne w d szy 01r!essa i te pospne wzr szenia zostay skierowane k ;asiniem . <dy t taj zderzyy si nag!e z czym', co byo ciepe, co oddyc#ao,$ miao zapac#, byo krwi i ciaem, przy ktrym owe niejasne, zbkane marzenia zyskiway ksztat i cz') pikna, miast rcej brzydoty, z jak ;oena smagaa je w samotno'ci. 0o rozwaro przed nim nag!e wrota do ycia, a w powstajcym pmrok pomieszao si wszystko $ pragnienia i rzeczywisto'), wyb jae ,antazje i wraenia, niosce w sobie jeszcze ciepe '!ady ycia, doznania przyc#odzce z zewntrz i pomienie, ktre bijc od wewntrz maskoway je do niepoznaki. 0ego wszystkiego jednak nawet sam 01r!ess nie potra,i odrni), zespa!ao si to w jedno jedyne, niewyra+ne i niepodzie!ne cz cie, ktre w pierwszym zaskoczeni mg wzi) za mio'). 8 2krtce jednak na czy si ocenia) je s szniej. &aki' niepokj gna go odtd bez stank z miejsca na miejsce. %a!edwie wzi do rki jaki' przedmiot, natyc#miast go odkada. Nie potra,i prowadzi) rozmowy z ko!egami, nag!e bez powod mi!k ! b w roztargnieni %a dnia zmienia wie!okrotnie temat. %darzao si te, e w'rd rozmowy nika ;asiniego. &e'!i nie mg powstrzyma) si od patrzenia na ogarniaa go ,a!a wstyd , r mieni si, zaczyna si jka), m sia si odwrci). niego, ogarniao go niema! zawsze otrze+wienie. 3ady r c# ;asiniego napenia go odraz, niepewne kont ry z dze stpoway miejsca zimnej, g c#ej jasno'ci, d sza

jego zdawaa si k rczy), a zostawao w niej jedynie wspomnienie dawnego podania, ktre wydawao m si teraz niesyc#anie bezsensowne i przykre. 0 pa i k !i si, by ty!ko j') bo!esnem wstydowi. %adawa sobie te nieraz pytanie, co powiedzie!iby inni $ jego rodzice i na czycie!e $ gdyby zna!i jego tajemnic. -!e wraz z t ostatni ran koczya si jego drka. *wadao nim c#odne zn enie" gorca, zwiotczaa skra jego ciaa napinaa si znow w bogim dreszcz . 2 takic# c#wi!ac# nie zwraca wagi na nikogo, peen pogardy d!a wszystkic#. 2 cic#o'ci d c#a podejrzewa kadego, z kim mwi, o najgorsze rzeczy. /onadto za' sdzi, e inni nie maj wstyd . Nie wierzy, aby cierpie!i tak, jak wiedzia, e on cierpi. ;rak im byo cierniowej korony jego wyrz tw s mienia. =am. cz si jak kto' przywrcony yci po gbokiej agonii, kto' dotknity mi!czcymi domi niebyt , kto', kto nie moe zapomnie) cic#ej mdro'ci przew!ekej c#oroby. 2 tym stanie d c#a cz si szcz'!iwy i wci powracay c#wi!e, kiedy za nimi tskni. %aczynay si w ten sposb, e mg j znow patrze) obojtnie na ;asiniego i z 'miec#em wytrzymywa to, co byo wstrtne i niskie. 2iedzia, e si poniy, a!e podkada pod to nowy sens. 7m szkaradniejsze i bardziej niegodne byo to, co o,iarowywa m ;asini, tym wiksze byo przeciwiestwo s bte!nego cierpienia, jakie zazwyczaj potem nastpowao. 01r!ess zaszywa si w jaki' kt, z ktrego mg obserwowa), sam nie bdc widziany. 3iedy zamyka oczy, powstawa w nim jaki' nieokre'!ony napr, a gdy je otwiera, nie widzia niczego, co mgby z tym porwna). /otem nag!e zaczynaa rosn) my'! o ;asinim i porywaa wszystko za sob. %atracaa$wkrtce okre'!one kont ry. %dawao si, e nie na!ey j do 01r!essa ani nie odnosi si do ;asiniego. *ka!ay j sz mem cz cia niby ! biene kobiety w zapityc# pod szyj s kniac# pod naoonymi maskami. 01r!ess nie potra,iby nazwa) adnego z tyc# cz ), nie wiedzia, co ktre z nic# kryje. -!e w tym wa'nie tkwia samego" wa'nie dziki tem podog i zasypa poca nkami. pajajca pok sa. Nie poznawa j siebie roso pragnienie dzikiej, wzgard!iwej rozp sty $ jak

podczas wy zdanej czty, gdy nag!e gasn 'wiata i nikt j nie wie, kogo 'cign na

8 /+niej, gdy przezwyciy j wydarzenia tego okres , 01r!ess zosta modym czowiekiem o bardzo s bte!nej i wra!iwej p b!icznej mora!no'ci, mysowo'ci. Na!ea do owyc# estetyz jcyc#, inte!ekt a!nyc# nat r, ktrym obserwacja praw, a cz'ciowo rwnie ycza spokoj , poniewa dziki niej ! dzie tego pokroj my'!enia o sprawac# pospo!ityc#, !ecyc# z da!a od zwo!nieni s od przym s

s bte!niejszyc# przey) d c#owyc#" cz oni jednak zn dzenie i brak wra!iwo'ci z ow wie!k zewntrzn, nieco ironiczn poprawno'ci, i!ekro) da si od nic# bardziej osobistego zainteresowania d!a przedmiotw z tej dziedziny. -!bowiem owo naprawd wszec#wadne zainteresowanie sk pia si nic# wycznie na rozwoj d szy czy d c#a, czy te jak mona nazwa) inaczej to, co gdzieniegdzie wzbogaca si w nas przez jak' my'! zawart midzy sowami ksiki ! b przed zamknitymi stami obraz " co b dzi si niekiedy, gdy jaka' samotna, parta me!odia cieka i $ odc#odzc w da! $ obcym wzr szeniem szarpie cienk, czerwon ni) naszej krwi, cignc j za sob" co jednak zanika zawsze, i!ekro) piszemy akta, b d jemy maszyny, idziemy do cyrk ! b te oddajemy si setkom podobnyc# zaj). >!a takic# ! dzi wic cakiem obojtne s przedmioty, ktre wymagaj jedynie ic# mora!nej poprawno'ci. 0ote 01r!ess nigdy w swym p+niejszym yci nie aowa tego, co si wwczas stao. &ego potrzeby byy wyostrzone tak jednostronnie, by tak da!ece piknod c#em, e gdyby m #istori o wy zdani na przykad opowiedziano z penie podobn jakiego' ! bienika, ob rzenieA na tak rzecz !eaoby poza

krgiem jego widzenia. <ardziby tym czowiekiem w pewnej mierze nie d!atego, e jest rozp stnikiem, !ecz e nie jest niczym !epszym" nie z powod jego wybrykw, !ecz stan d szy, ktra m na nie zezwa!a" poniewa jest g pcem a!bo e brak jego sm tnego widok mysowo'ci d c#owej przeciwwagi... zawsze wic z powod

niemocy, jaki taki czowiek przedstawia. /ogardzaby nim tak samo, bez wzg!d na to, czy jego wystpek po!ega na rozp 'cie seks a!nej, czy na przec#odzcym w zwyrodnienie naog pa!enia ! b picia. 7 podobnie jak d!a wszystkic# ! dzi skon8 centrowanyc# wycznie na wzbogacani swej d c#owo'ci rwnie i d!a niego istnienie niezdrowyc#, wyb jayc# wzr sze znaczyo niewie!e. (#tnie !iczy si z tym, e miejtno') ywania, artystyczne ta!enty, cae wys bte!nione ycie d c#owe to ozdoba, o ktr atwo si ska!eczy). 4waa za rzecz nieodzown, e czowiek obdarzony b jnym i aktywnym yciem wewntrznym przeywa momenty, o ktryc# inni nie powinni wiedzie), oraz

wspomnienia, ktre c#owa w Ltajnyc# zakamarkac#. Jda jedynie, aby tam czowiek potra,i nimi pos giwa) si p+niej s bte!nie. 0ote odpowiedzia z 'miec#em, gdy pewnego raz kto', kom opowiedzia #istori swej modo'ci, zapyta go, czy te wspomnienia nie s jednak niekiedy wstyd!iwe. $. Nie przecz, e c#odzio t o pewne ponienie. (zem nieB 0o przeszo'). -!e co' z tego pozostao na zawsze $ owa ma!eka doza tr cizny, konieczna, aby odebra) d szy zbyt pewn i zadowo!on z siebie zdrowotno'), a w zamian da) jej s bte!niejsz, bardziej wyostrzon i pojm jc. (zy c#ciaby pan !iczy) godziny ponie, jakie kada wie!ka namitno') wypa!a w d szyB /rosz ty!ko pomy'!e) o c#wi!ac# 'wiadomyc# pokorze w mio'ciD * tyc# ekstatycznyc# c#wi!ac#, kiedy koc#ankowie nac#y!aj si nad gbokimi st dniami ! b przykadaj sobie c#o do piersi, czy tam wewntrz nie dosysz szponw wie!kic#, niespokojnyc# drapiecw szarpicyc# niecierp!iwie kraty wizienia. &edynie po to, by pocz ), jak dr wzajemnieD &edynie po to, by si przerazi) swojej samotno'ci ponad tymi mrocznymi, wypa!ajcymi pitno gbiamiD /o to, aby nag!e $ w trwodze przed sam na sam. z tymi pospnymi mocami $ sz ka) w sobie wzajemnie sc#ronienia. Niec# pan spojrzy w oczy modym maonkomD 2ierzysz $ mona w nic# wyczyta) $ a!e nie przecz wasz wca!e, jak gboko moemy si pogry). 2 tyc# oczac# !ey pogodna drwina z kogo', kto nie przecz wa i nie wie o ty! sprawac#, !ey tk!iwa d ma tyc#, ktrzy razem przesz!i przez wszystkie pieka. 7 jak ci koc#ankowie z sob, tak ja wwczas z sob samym przeszedem przez to wszystko. 8 Mimo e 01r!ess w p+niejszyc# !atac# tak sdzi, podwczas, w tamtym okresie, kiedy zmaga si z nawanic samotnyc#, pod!iwyc# dozna, nie zawsze bya w nim owa ,no'), owo przekonanie o dobrym koc . /o zagadkac# drczcyc# go do niedawna pozostao jakie' nieokre'!one oddziaywanie, ktre niby g c#y da!eki ton d+wiczao na dnie jego przey). 2a'nie o tym nie c#cia teraz my'!e). Niekiedy jednak m sia 2wczas owadao nim zn one, wyzbyte j tra. Mimo to nawet i z tego nie zdawa sobieA wwczas sprawy. . cz cie najgbszej beznadziejno'ci" przy tyc# wspomnieniac# spadao na zawstydzenie z penie inne,

/rzyczyn byy szczeg!ne stos nki w instyt cie. 0am, gdzie mode, prne siy trzyma si na wizi za szarymi m rami, gromadz one w ,antazji, bez wybor , rozkieznane obrazy, ktre niejednem odbieraj przytomno'). /ewna rozwizo') c#odzia nawet za co' mskiego i z c#waego, za 'miae przywaszczanie sobie niedozwo!onyc# rozkoszy. %waszcza gdy porwnywano siebie z szacownie mizernym wyg!dem wikszo'ci pro,esorw. 2 takic# c#wi!ac# bowiem mora!ne reprymendy kojarzyy si 'miesznie z wskimi p!ecami, spiczastymi brz szkami na c# dyc# nkac# i oczyma, ktre spoza ok !arw pasy si niewinnie jak owieczki, jak gdyby ycie byo jedynie Ak pen kwiatw wzniosej doskonao'ci. /onadto modzie w instyt cie nie posiadaa jeszcze znajomo'ci ycia ani pojcia o tyc# wszystkic# stopniac# podo'ci i wy zdania, a po c#orob i 'mieszno'), jakie dorosyc# napawaj przede wszystkim odraz, gdy sysz o podobnyc# sprawkac#. ;rak wic byo 01r!essowi wszystkic# tyc# #am !cw, ktryc# sk teczno'ci nie moemy nie doceni). /o prost naiwnie zabrn w swj wystpek. Nie rozporzdza wwczas nawet etyczn si opor , ow miejtno'ci wra!iwego odcz wania, jak potem tak wysoko ceni. -!e zapowiadaa si j . 01r!ess bdzi, widzia dopiero cienie, ktre co' jeszcze w nim nie rozpoznanego rz towao na jego 'wiadomo'), i opacznie waa je za rzeczywisto')" mia jednak do wypenienia pewne zadanie wobec siebie samego $ zadanie d szy $ c#ocia nie dors jeszcze do niego. 2iedzia ty!ko, e postp je za czym' niewyra+nym, drog wiodc gboko do jego wntrza, i e to go zn yo. /rzyzwyczai si !iczy) na niezwyke, tajemnicze odkrycia, a zabka si w ciasne, krte za ki zmysowo'ci. Nie z perwersji,$ !ecz z powod syt acji d c#owej, c#wi!owo bez ce! . 7 wa'nie ta niewierno') wobec czego' powanego w nim, co pragn osign), napawaa go niejasn 'wiadomo'ci winy" nie op szcza go nigdy nieokre'!ony, kryty wstrt, prze'!adowaa go jaka' trwoga, podobna tej, jak cz je czowiek nie wiedzcy, czy ma jeszcze drog pod stopami, czy te j j gdzie' zg bi. 2 takic# c#wi!ac# siowa nie my'!e) w og!e o niczym. Jy jakby w g c#ym oszoomieni , zapominajc o wszystkic# dawniejszyc# prob!emac#. = bte!na rozkosz pynca z ponienia pojawiaa si rzadziej. Nie poniec#a jeszcze ;asiniego, a!e z kocem tego okres opor , gdy zapada decyzja co do jego da!szyc# !osw. nie stawia j

=tao si to w ki!ka dni p+niej, kiedy w trjk zna!e+!i si w komorze na stryc# . ;eineberg by bardzo powany. $ ;eineberg i ja $ zagai Reiting $ waamy, e z ;asinim tak da!ej by) nie moe. *swoi si j z na!enym nam pos szestwem i przesta cierpie) z penie, a przy tym zrobi si bezcze!nie po ,ay, jak s cy. (zas wic czyni) da!szy krok. %gadzasz siB $ Nie wiem przecie $ odpar 01r!ess $ co zamierzacie z nim czyni). $ 0r dno jest z gry postanowi). M simy go da!ej ponia) i pokarza)" c#ciabym widzie), jak da!eko moemy si pos n). 2 jaki sposb, to oczywi'cie inna sprawa. Mani zreszt par 2ca!e niezyc# pomysw. Mog!iby'my go na przykad wyc#osta), a on m siaby 'piewa) psa!my dzikczynne" mio byoby pos c#a), tonacji tego 'piew , kady ton podszyty $ eby tak rzec $ gsi skrk. Mog!iby'my take kaza) m aportowa) najbr dniejsze przedmioty a!bo zabra) go do ;oeny, tam kaza) m czyta) !isty od matki, a ;oena j by si postaraa o odpowiednie dowcipy. -!e to wszystko nam nie cieknie. Moemy rzecz spokojnie obmy'!i), spreparowa) i doda) co' nowego. ;ez odpowiednic# szczegw byoby n dno. Moe w og!e wydamy go k!asie. 0o byoby najmdrzejsze. &e'!i kady doda c#o) troc# $ a jest wie! $ wystarczy, by go rozerwa) w kawaki. 2 og!e ! bi bardzo takie zbiorowe #ece. Nikt nie c#ce przyoy) rki, a jednak ,a!e wznosz si coraz wyej, a rozbijaj si nad gowami wszystkic#. %obaczycie, nikt si nie por szy, a i tak bdzie ogromna b rza. (o' takiego zainscenizowa) $ to dopiero ciec#a. $ 2ic co c#cecie zrobi) najpierwB $ &ak powiedziaem, c#ciabym to zac#owa) na potem" na razie wystarczyoby mi doprowadzi) go tak da!eko $ gro+b ! b biciem $ a znow wszystko. $ Na coB $ wyrwao si 01r!essowi. =pojrze!i sobie mocno w oczy. $ -c#, nie dawaj, wiem dobrze, e' jest o wszystkim poin,ormowany. $ 01r!ess mi!cza. (zyby Reiting o$czym' si dowiedziaB (zy te ty!ko prb je go wybada)B $ ...&eszcze od wtedy.? przecie ;eineberg powiedzia ci, do czego ;asini da si y). 01r!ess odetc#n z !g. $ No, nie rb takic# zdziwionyc# ocz . 2tedy take wytrzeszczae' gay, a wca!e nie c#odzi o nic tak znow zdronego. %reszt ;eineberg przyzna mi si, e on robi to samo z ;asinim. $ Reiting spojrza z ironicznym grymasem na ;eineberga. @ bi w ten godziby si na

sposb podstawi) nog dr giem $ jawnie i bez enady. -!e ;eineberg nie odpowiedzia. =iedzia nada! zamy'!ony, za!edwie powieki. $ No, moe wreszcie wyjdziesz z twoim projektemB *n ma mianowicie zwariowany pomys, je'!i idzie o ;asiniego, i c#ce go koniecznie wyprbowa), zanim zabierzemy si do czego' innego. /omys naprawd zabawny. ;eineberg pozosta powany. =pojrza znaczco na 01r!essa i spyta. $ /amitasz moe, o czym mwi!i'my wwczas za paszczamiB $ 0ak. $ Nigdy wicej o tym nie mwiem, bo samo gadanie nie ma sens . -!e nieraz o tym my'!aem $ moesz mi wierzy). Rwnie to, co Reiting przed c#wi! powiedzia, jest prawd. %robiem z ;asinim to samo co on. Moe nawet co' wicej. >!atego te $ jak ci j wtedy powiedziaem $ waam, e zmysowo') moe by) wa'ciw bram. 0o bya zatem prba. Nie znaem innej drogi do tego, czego sz kam. -!e taka bezp!anowo') nie ma adnego sens . My'!aem o tym, po cayc# nocac# rozmy'!aem, jak mona by w to miejsce podstawi) co' systematycznego. 0eraz sdz, i zna!azem rozwizanie, i zrobimy prb. 0eraz zobaczysz, jak bardzo wtedy nie miae' racji. 2szystko, co si twierdzi o 'wiecie, jest niepewne, wszystko dzieje si inaczej. /ozna!i'my to wwczas niejako od dr giej strony, sz kajc p nktw, w ktryc# to cae nat ra!ne wyja'nienie potyka si o wasne nogi, a!e teraz mam nadziej, e bd mg pokazywa) pozytyw $ dr g stronD Reiting rozda ,i!ianki z #erbat" zadowo!ony, szt rc#n przy tym 01r!essa. $ 4waaj dobrze, to morowe, co on wymy'!iD ;eineberg jednak szybkim r c#em rki zgasi !amp. 2 ciemno'ci jedynie pomie spiryt sowej maszynki rz ca niespokojne, niebieskawe byski na trzy gowy. $ %gasiem !amp, 01r!ess, bo po ciemk !epiej si mwi o takic# rzeczac#. - ty, Reiting, moim zdaniem, moesz si tymczasem zdrzemn), je'!i jeste' za g pi, by poj) sprawy gbsze. Reiting roze'mia si rozwese!ony. $ - wic pamitasz jeszcze nasz rozmow. =am wtedy wpade' na ow drobn nie'ciso') w matematyce $ przykad na to, e nasze my'!enie nie ma pewnego, staego gr nt pod nogami, !ecz wiedzie poprzez dzi ry. %amyka si oczy, przez c#wi! przestaje istnie), a jednak mimo to przec#odzi bezpiecznie na dr g stron. 2a'ciwie od dawna powinni'my by) zrozpaczeni, bo nasza wiedza we wszystkic# nis

dziedzinac# pena jest takic# przepa'ci $ nic, ty!ko okr c#y, miotajce si na niezgbionym oceanie. - jednak nie rozpaczamy, jednak cz jemy si tak pewnie, jak na staym gr ncie. <dyby'my nie mie!i tego staego, pewnego pocz cia, zabi!iby'my si z rozpaczy nad naszym biednym roz mem. 0o pocz cie towarzyszy nam nie stannie, podtrzym je nas, bierze raz po raz nasz roz m opiek czo w ramiona niczym mae dziecko. =koro sobie to wreszcie raz 'wiadomimy, nie moemy negowa) istnienia d szy. &e'!i zana!iz jemy nasze ycie d c#owe i poznamy niewystarcza!no') roz m , cz jemy je po prost $ cz jemy, roz miesz, bo gdyby tego wag na to cz cia nie byo, ok!apn!iby'my jak p ste worki. *d czy!i'my si ty!ko zwraca) cz cie, a!e jest ono jednym z najstarszyc#. /rzed tysicami !at wiedziay o nim ! dy yjce w od!ego'ci tysicy mi! od siebie. 3iedy czowiek raz zajmie si t spraw, nie moe jej negowa). -!e nie c#c ci przekonywa) sowami" powiem ci ty!ko najkonieczniejsze, by' nie by cakiem nie przygotowany. >owod dostarcz ci ,akty. . /rzyjmij wic, e d sza istnieje. 2 takim razie jest samo przez si zroz miae, e naszym najgortszym pragnieniem jest podj) z ni tracony kontakt, spo ,a!i) si z ni znow , na czy) si ywa) !epiej jej mocy, pozyska) d!a nas czstki dao si j nieraz" c da, 'wici, 9ind si wmwisz sam sobie jeszcze, e w to ponadzmysowyc# si, drzemicyc# w jej gbi. ;o to wszystko jest mo!iwe, og!dajcy ;oga s wierzyte!nieniem tego rodzaj zjawisk. $ = c#aj $ wtrci 01r!ess $ w koc wierzysz. 4my'!nie zgasie' nawet po to !amp. -!e czy mwiby' tak, gdyby'my teraz siedzie!i w'rd innyc#, tyc#, ktrzy cz si geogra,ii, pisz !isty do dom , tam, gdzie !ampy 'wiec si jasno i pre,ekt spacer je midzy awkamiB (zy wwczas twoje sowa nie wydawayby si troc# ryzykowne i pretensjona!ne, jakby'my wca!e nie na!ee!i do tamtyc#, ty!ko y!i w odmiennym 'wiecie, osiemset !at wcze'niejB $ Nie, mj koc#any, wwczas twierdziem to samo. %reszt to bd z twojej strony, e zawsze og!dasz si na innyc#, jeste' za mao samodzie!ny. /isa) !isty do dom D /rzy tego rodzaj sprawac# my'!isz o rodzicac#D 3to ci powiedzia, e oni w og!e potra,i!iby w tyc# sprawac# za nami nady)B &este'my modzi, o poko!enie modsi, moe d!a nas zastrzeone s rzeczy, ktryc# oni nigdy w yci przecz wa!iB &a przynajmniej cz j to w sobie. -!e po co ty!e gada)B 4dowodni to wam. Mi!cze!i czas jaki'. /otem 01r!ess nie

spyta. $ 2 jaki wa'ciwie sposb c#cesz si do tego zabra), aby zawadn) t twoj d szB $ 0ego nie bd ci teraz t maczy, i tak m sz to zrobi) w obecno'ci ;asiniego. $ -!e mniej wicej moesz mi c#yba powiedzie)B $ %goda. *t #istoria czy, e istnieje ty!ko jedna .droga. pogrenie si w sobie samym. -!e w tym wa'nie sk. >awni 'wici, na przykad w czasac#, kiedy d sza wyraaa si jeszcze c dami, mog!i osign) w ce! za pomoc owej ar!iwej mod!itwy. 2 tamtyc# czasac# d sza posiadaa widocznie inn nat r, dzi' bowiem ta droga zawodzi. >zi' nie wiemy, co czyni)" d sza odmienia si, a niestety po'rodk A!e epoki, kiedy nie po'wicono jej dostatecznej wagi i zwizek bezpowrotnie zagin. Now drog zatem moemy zna!e+) jedynie przez staranne rozwaanie. 0ym wa'nie zajmowaem si intensywnie w ostatnim okresie. Najprostsz drog byaby t c#yba #ipnoza. 0y!ko e nie stosowano jej dotyc#czas w ten sposb. 2yczynia si z #ipnoz rozmaite pospo!ite szt czki, d!atego nie wyprbowano jeszcze metody, ktra by moga wie') k ce!om wyszym. /owiem tyka ty!e, e c#c za#ipnotyzowa) ;asiniego nie w sposb og!nie przyjty, !ecz w obmy'!ony przeze mnie, ktry $ je'!i si nie my! $ jest podobny do stosowanego j w 'redniowiecz . $ No, czy ten ;eineberg nie jest wspaniayB $ roze'mia si Reiting. $ =zkoda, e nie y w czasac# przepowiedni o koc 'wiata, wwczas naprawd by wierzy, e dziki jego magii d szy 'wiat istnieje nada!. 01r!ess spojrza na ;eineberga i za way, e twarz tamtego drtwieje, jakby zastyga w sk rcz wytonej wagi. %araz potem pocz , e c#wytaj go !odowate pa!ce. 01r!ess przerazi si ogromnym podnieceniem tamtego. /o c#wi!i ze!a c#wyt zaciskajcej si wok niego doni. $ *, to $nic $ rzek ;eineberg $ to ty!ko pewna my'!. Miaem wraenie, e wpada mi do gowy co' szczeg!nego $ znak, jak na!ey to zrobi)... $ 2iesz, jeste' naprawd troc# przemczony $ powiedzia Reiting w swj jowia!ny sposb $ przecie dotyc#czas bye' dzie!nym c#opcem, rzeczy jak sport. - teraz zac#ow jesz si jak baba. $ -c#, ty przecie nie masz pojcia, co znaczy zna!e+) si c#o)by w pob!i takic# spraw, kadego dnia sta) niema! przed posiadaniem tajemnicyD $ Nie k)cie si $ rzek 01r!ess" w cig ostatnic# tygodni zmnia, sta si energiczniejszy i pewniejszy. $ &e'!i o mnie c#odzi, moecie robi), co c#cecie. prawiae' takie

*sobi'cie nie wierz w nic. -ni w twoje przebiege drczenie, Reiting, ani w nadzieje ;eineberga. =am za' nie mam nic do powiedzenia. /oczekam, co wy zdziaacie. $ 2ic kiedyB 4sta!ono, e dwie noce p+niej.

01r!ess oczekiwa tej nocy bez wewntrznyc# oporw. 2 tej nowo wytworzonej syt acji rwnie jego cz cie d!a ;asiniego bardzo ozibo. ;yo to nawet nader szcz'!iwe rozwizanie, gdy za jednym zamac#em zwa!niao go przynajmniej od wa#a oscy! jcyc# midzy wstydem a dz, a z tego 01r!ess o wasnyc# siac# nigdy by si nie wydoby. 0eraz przynajmniej ywi jasn i prost odraz do ;asiniego, jak gdyby pokorzenia, obmy'!one d!a tamtego, mogy ska!a) i jego. %reszt by rozstrojony i nie c#cia my'!e) o niczym powanym, a j najmniej o tym, co go swego czas tak bardzo zajmowao. >opiero kiedy wraz z Reitingiem wc#odzi po sc#odac# na stryc# $ ;eineberg i ;asini posz!i j przedtem $ oya pami) tego, co w nim kiedy' byo. Nie c#ciay m wyj') z gowy sowa, jakie w tej sprawie rz ci by ;einebergowi, pragn odzyska) znow ow pewno') siebie. % ociganiem zatrzymywa si na kadym stopni . -!e dawna pewno') nie wracaa. /rzypomnia sobie wprawdzie wszystkie wczesne my'!i, a!e zdaway si one przeciga) ty!ko mimo niego w odda!i, jak cienie spraw niegdy' przemy'!anyc#. 2 koc , poniewa nie zna!az w sobie nic, jego zainteresowanie zwrcio si znow k wydarzeniom, ktre miay nadej') z zewntrz, popyc#ajc go naprzd. =zybko przebieg za Reitingiem ostatnie stopnie. <dy ze zgrzytem zamkny si za nimi e!azne drzwi, 'wiadomi sobie z westc#nieniem, e zamiar ;eineberga jest wprawdzie take mao 'miesznym #ok spok s, a!e przynajmniej czym' staym i rozwanym, podczas gdy w nim samym wszystko pogmatwao si w sposb nieprzejrzysty. 4sied!i na poprzecznie biegncej be!ce, w penym oczekiwania napici , jak w teatrze. ;eineberg i ;asini j t by!i. *toczenie sprzyjao jego zamysom $ mrok, stc#e powietrze, zgniy, sodkawy zapac# pyncy z kadzi z wod stwarzay a r ob dzenia si, zn on, !eniw ociao'). ;eineberg rozkaza ;asiniem , by si rozebra. &ego nago') w tej c#wi!i, w ciemno'ci, po!'niewaa sinawo i nieprzyjemnie, nie dziaaa wca!e podniecajco. Nag!e ;eineberg wycign z kieszeni rewo!wer i skierowa ! , na ;asiniego. Nawet Reiting poc#y!i si do przod , gotw kadej c#wi!i rz ci) si midzy nic#. -!e ;eineberg 'miec#n si. >ziwnie skrzywionymi stami, jak gdyby wca!e sypiajc, pocz cie niemono'ci

nie c#cia si 'miec#n), ty!ko pod naporem jakic#' ,anatycznyc# sw wargi m si skrzywiy. ;asini jak spara!iowany os n si na ko!ana, szeroko rozwarte z trwogi oczy w!epi w bro. $ 2staD $ powiedzia ;eineberg. $ &e'!i bdziesz mi pos szny i spenisz wszystkie moje rozkazy, wos z gowy ci nie spadnie. &ee!i natomiast stawisz naj!ejszy opr, zastrze! ci jak psaD %apamitaj to sobieD 4'mierc ci zreszt i tak, a!e powrcisz do ycia. 4mieranie nie jest d!a nas spraw tak obc, jak sdzisz. 4mieramy codziennie w gbokim, pozbawionym widze 'nie. %now zmcony 'miec# wykrzywi m sta. $ 0eraz k!knij tam w grze $ w poowie wysoko'ci biega szeroka, pozioma be!ka $ o tak, cakiem wyprostowany... 0rzymaj si prosto, wcignij krzy ... - teraz bez przerwy patrz w gr na to t taj, a!e nie mr gaj oczyma, m sisz je trzyma) szeroko otwarte, jak najszerzej moeszD ;eineberg postawi przed nim ma !ampk spiryt sow w ten sposb, e ;asini m sia nieco odc#y!i) gow do ty , aby na ni patrze). Niewie!e mona byo w ciemno'ci dojrze), po pewnym czasie jednak ciao ;asiniego zaczo wykonywa) jakby r c#y wa#adowe. =inawe re,!eksy migay na jego nagiej skrze. (#wi!ami zdawao si 01r!essowi, e dostrzega znieksztacon z trwogi twarz ;asiniego. $ (z jesz zmczenieB $ zapyta ;eineberg po jakim' czasie. /ytanie to zada w sposb typowy d!a #ipnotyzerw. /otem cic#ym, !ekko oc#rypym gosem zaczai obja'nia)" $ 4mieranie jest jedynie nastpstwem naszego sposob ycia. Jyjemy od jednej my'!i do dr giej, od jednego cz cia do dr giego. ;owiem nasze my'!i i cz cia nie pyn spokojnie i rwnomiernie, jak rzeka, !ecz 5wpadaj w nas6, wpadaj do naszego wntrza jak kamienie. &e'!i obserw jesz siebie dokadnie, cz jesz, e d sza nie jest czym', co w powo!nyc# przej'ciac# zmienia barw, !ecz e my'!i wyskak j jak cy,ry z czarnego otwor . 2 tej c#wi!i masz jak' my'! ! b cz cie i naraz pojawia si inna, jak gdyby wyskoczya z nico'ci. &e'!i bardzo poc#wycona, jest d!a nas 'mierci. wanie to '!edzisz, moesz nawet midzy dwiema my'!ami wycz ) moment, kiedy wszystko jest czarne. 0a c#wi!a, raz

;o nasze ycie nie jest niczym innym jak wbijaniem kamieni mi!owyc# i skokami od jednego do dr giego, codziennie poprzez tysice sek nd trwog przed nieodwoa!n 'mierci, bo jest ona po prost to w istocie cakowite zaprzeczenie. -!e te ty!ko w perspektywie takiego ycia, ty!ko d!a tego, kto nie potra,i cz ) siebie inaczej jak od c#wi!i do c#wi!i. %owie to skaczcym zem6, a tajemnica po!ega na tym, aby to zo przezwyciy). Na!ey wzb dzi) w sobie pocz cie ycia jako czego' spokojnie pyncego. 2 c#wi!i gdy to si da, jest si tak samo b!iskim 'mierci jak ycia. 2ed g naszyc# ziemskic# poj) nie yje si j , a!e nie mona te mrze), gdy wraz z yciem znioso si rwnie 'mier). &est to c#wi!a nie'mierte!no'ci, c#wi!a, w ktrej d sza wyc#odzi z naszego ciasnego mzg i wkracza na c downe niwy swego ycia. - teraz s c#aj mnie wanieD 4'pij wszystkie my'!i, wpatrz si w ten may pomyk, nie skacz my'! od jednego do dr giego, skoncentr j ca wag na wewntrz. 2patrz si w pomie... twoje my'!enie bdzie jak maszyna, ktra por sza si coraz wo!niej... coraz wo!niej... wo!niej... %apatrz si w siebie... tak d go, pki nie znajdziesz owego p nkt , w ktrym pocz jesz wasn ja+, nie cz jc adnej my'!i ani doznania. 0woje mi!czenie bdzie mi odpowiedzi. Nie odwracaj wzrok od wewntrz... Min ty mijay. $ (zy cz jesz w p nktB Jadnej odpowiedzi. $ = c#aj, ;asini, czy ci si daoB Mi!czenie. ;eineberg podnis si, jego c# dy cie 'mign w gr, obok be!ki. Na grze, pogrone w mrok , koysao si dostrzega!nie ciao ;asiniego. $ *br) si na bok $K rozkaza ;eineberg. $ 0eraz jest w tobie pos szny ty!ko mzg $ mr cza $ ktry jeszcze c#wi! , nkcjon je a tomatycznie, pki nie zostan zniszczone ostatnie '!ady, jakie na nim wycisna d sza. *na sama jest j gdzie indziej... w swym najb!iszym wcie!eni . Nie d+wiga j wizw praw nat ry $ zwrci si teraz do 01r!essa $ nie jest skazana na kar czynienia ciaa cikim, trzymania go w cao'ci. Nac#y! si, ;asini... o tak, cakiem wo!no... coraz da!ej... nac#y! ciao... 3iedy zga'nie ostatni '!ad w mzg , mi'nie zwiotczej i p ste ciao zapadnie si w sobie. -!bo zawi'nie w powietrz . Nie wiem, sam nie wiem... > sza op 'cia wasnowo!nie mierania. Jyjemy poniekd jedynie w p nktac# spoczynk . >!atego ywimy tak 'mieszn brakiem kamieni mi!owyc#, jest niewymiern otc#ani, w ktr wpadamy. >!a tego rodzaj ycia jest

ciao, to nie jest zwyczajna 'mier), moe ciao zawi'nie w powietrz , poniewa nic, adna moc ywotna ani adna moc 'mierci si nim nie zajmie... /oc#y! si... jeszcze... bardziej... 2 tej c#wi!i ciao ;asiniego, ktry ze strac# wykonywa wszystkie po!ecenia, r no do stp ;eineberga. ;asini krzykn z b! . Reiting wyb c#n go'nym 'miec#em. -!e ;eineberg, ktry co,n si o krok, dostrzegszy osz stwo, wyda c#arczcy krzyk w'cieko'ci. ;yskawicznie odpi skrzany pas, c#wyci ;asiniego za wosy i jak optany zacz go okada). (ae o!brzymie napicie, w jakim si znajdowa, wyadowao si w tyc# sza!eczyc# razac#. - ;asini wy z b! , niby aosny skowyt psa drao to wycie po wszystkic# ktac# stryc# . 01r!ess pozosta spokojny podczas caej poprzedniej sceny. Mia w d c# nadziej, e moe jednak co' si wydarzy, co z powrotem przeniesie go w tracony krg odcz ). ;ya to g pia nadzieja, zdawa sobie z tego spraw, a jednak podtrzymywaa go. 0eraz za' odnis wraenie, e wszystko mino. 0a scena napawaa go wstrtem. %reszt i ten wstrt by bezmy'!ny $ g c#y i martwy. (ic#o podnis si i bez sowa wyszed. (akiem a tomatycznie. ;eineberg wci c#osta ;asiniego. - do wyczerpania.

@ec w k 01r!ess pocz . koniec. (o' mino nieodwoa!nie. 2 cig nastpnyc# dni spokojnie oddawa si zajciom szko!nym, nie zwracajc na nic wagi" Reiting i ;eineberg mog!i sobie tymczasem p nkt po p nkcie wprowadza) w ycie swj program, 01r!ess sc#odzi im z drogi. -!e czwartego dnia, kiedy ak rat nikogo w pob!i nie byo, podszed do niego ;asini. 2yg!da ndznie, twarz mia b!ad i wyc# d, w oczac# migotaa gorczka stawicznej trwogi. =piesznie, rz cajc dokoa niespokojne spojrzenia, wyjka. $ M sisz mi pomcD 0y!ko ty moeszD Nie wytrzymam d ej, tak mnie drcz. 2szystko poprzednie zniosem... a!e teraz zat k mnie na 'mier)D 01r!essowi zrobio si przykro, nie wiedzia, co odpowiedzie). $ Nie mog ci pomc $ rzek w koc $ sam jeste' winien wszystkiem , co si z tob dzieje. $ /rzecie jeszcze niedawno bye' d!a mnie taki dobry... $ NigdyD $ -!e... $ Mi!cz... 0o nie byem ja... 0o by sen... kaprys. Nawet rad jestem, e twoja #aba na nowo odda!ia ci ode mnie. 0ak jest !epiej. ;asini sp 'ci gow. 2ycz , e midzy nim a 01r!essem wznioso si morze szarego, trze+wego rozczarowania. 01r!ess by c#odny, inny. Rz ci si przed nim na ko!ana, j bi) gow o podog i krzycze). $ /om miD /om miD Na mio') bosk, pom miD 01r!ess zawa#a si. Nie byo w nim ani c#ci, by pomc ;asiniem , ani te na ty!e ob rzenia, by go odepc#n). 0ak wic postpi za pierwsz !epsz my'!. $ /rzyjd+ dzi' w nocy na stryc# $ powiedzia $ c#c raz jeszcze z tob pomwi). $ 2 nastpnej j c#wi!i poaowa tyc# sw. 5/o co raz jeszcze dotyka) tyc# sprawD6 $ pomy'!a i doda. $ -!e tamci mog ci zobaczy), to nie da si zrobi). $ * nie, ostatniej nocy by!i ze mn a do rana, dzi' bd spa!i. $ %atem dobrze. -!e nie oczek j, e ci pomog. 8 01r!ess naznaczy ;asiniem spotkanie wbrew swem przekonani . 0o bowiem mwio m , e wszystko jest wewntrznie skoczone i niczego ,nie moe si j spodziewa). 2ycznie pewna pedanteria, pewna z gry j skazana na k!sk

parta s mienno') poddaa m my'!, aby raz jeszcze dotkn) tyc# wydarze. (z jednak potrzeb porania si z tym mo!iwie krtko. ;asini nie wiedzia, jak si zac#owa). ;y tak obo!ay i zbity, e z tr dem si por sza. %aniko niego jak gdyby wszystko osobiste, jedynie w jego oczac# sk pia si jaka' resztka, zdawaa si baga!nie i trwonie czepia) 01r!essa. (zeka, co ten czyni. 2 koc 01r!ess przeama mi!czenie. Mwi szybko, e zn dzeniem, jak kto', kto m si zaatwi) d!a ,ormy spraw dawno skoczon. $ Nie pomog ci. 7stotnie czas jaki' interesowaem si tob, a!e to mino. &este' naprawd zym, tc#rz!iwym c#opcem. Niczym innym. (o wic miaoby mnie trzyma) przy tobieB >awniej sdziem zawsze, e m sz zna!e+) jakie' sowo, jakie' cz cie, ktre by ci okre'!ao inaczej" a!e naprawd nie ma nic bardziej odpowiedniego jak sowo zy i tc#rz!iwy. 0o takie proste, takie nic nie mwice, a jednak to wszystko, co mona powiedzie)... %apomniaem o tym, czego dawniej od ciebie c#ciaem, odkd zacze' narz ca) si ! bienymi pro'bami. (#ciaem zna!e+) p nkt, z da!a od ciebie, aby ci stamtd obserwowa)... to byo moje zainteresowanie tob. =am je jednak zniszczye'... -!e dosy)" nie jestem ci winien adnego wyja'nienia. 0y!ko jeszcze jedno. jak si obecnie cz jeszB $ &ak mam si cz )B Nie mog tego znie') d ejD $ (zy przebra!i miar i cz jesz b!B $ 0ak. $ /o prost b!B (z jesz, e cierpisz i c#cesz przed tym j')B (akiem po prost i. bez komp!ikacjiB ;asini nie zna!az odpowiedzi. $ -#a, pytam ty!ko ot tak sobie. -!e to obojtne. Nie mam z tob j nic wsp!nego" powiedziaem ci j . Nie potra,i w twoim towarzystwie j niczego odcz wa). Rb, co c#cesz. 01r!ess skierowa si k wyj'ci . 2tedy ;asini zdar branie t ciaa i zb!iy si do 01r!essa. &ego ciao, pokryte prgami, byo o#ydne, jego r c#y ndzne jak odwrci si ze wstrtem. %a!edwie jednak postpi par krokw w ciemno'ci, natkn si na Reitinga. $ -#, wic to tak, masz potajemne sc#adzki z ;asinimD 01r!ess poszed za wzrokiem Reitinga i spojrza na ;asiniego. -k rat w niezrcznej prostyt tki. 01r!ess

miejsce, gdzie tamten sta, przez szpar w dac# padaa szeroka sm ga ksiycowego b!ask . =inawa, prgowana skra z krwawymi znakami wyg!daa w tym 'wiet!e jak skra trdowatego. Mimo wo!i 01r!ess prbowa si sprawied!iwi). $ /rosi mnie o to spotkanie. $ (zego c#ceB $ -bym go broni. $ No, dobrze si wybraD $ Moe bym to jednak zrobi, a!e caa ta #istoria j mnie n dzi. Reiting spojrza stropiony, potem # kn na ;asiniego. $ & my ci na czymy j dzi) potajemnie przeciw namD 0wj anio str 01r!ess sam bdzie si tem przyg!da k swojej ciesze. 01r!ess j si odwrci, aby odej'), a!e ta zo'!iwo'), skierowana wyra+nie pod jego adresem, wstrzymaa go, nim zdy si zastanowi). $ = c#aj, Reiting, na mnie nie !icz. c#c z tym wicej mie) nic wsp!nego, to wszystko b dzi we mnie wstrt. $ 0ak nag!eB $ 0ak nag!e. ;o dawniej sz kaem za tym wszystkim czego'... $ (zem nas wao m si to wci na nowoB $ -#a, dr giego ob!icza. $ 0ak jest. 0eraz jednak widz, e ty i ;eineberg jeste'cie obrzyd!iwi i br ta!ni. $ *, zobaczysz jeszcze, jak ;asini bdzie ar gwno $ dowcipkowa Reiting. $ 0o mnie j nie interes je. $ A-!e przecie dawniej... $ /owiedziaem j , e ty!ko dopty, pki stan ;asiniego by d!a mnie zagadk.
t

$ - terazB $ 0eraz nic nie wiem o zagadkac#. 2szystko si dzieje $ oto caa mdro'). $ 01r!ess zdziwi si, e znow przyc#odz m na my'! porwnania zb!ione do owego traconego krg m w dozna. 3iedy wic Reiting drwico odpar. 50ej mdro'ci nie trzeba wca!e da!eko sz ka)6, podnioso si w nim gniewne cz cie wyszo'ci i woyo sta twarde sowa. /rzez mgnienie oka gardzi Reitingiein tak strasznie, e $ Moesz drwi). -!e to, co wy teraz wyprawiacie, nie jest niczym innym jak wstrtnym, bezmy'!nym, czczym drczeniemD najc#tniej zdeptaby go.

Reiting zerkn na nastawiajcego sz ;asiniego. $ /owstrzymaj si, 01r!essD $ 2strtnym, o#ydnym drczeniemD =yszyszBD 0eraz i Reiting wyb c#n. $ %abraniam ci zniewaa) nas t przed ;asinim. $ -c#, co tam. Niczego nie moesz mi zabrania)D 0e czasy miny. 3iedy' miaem szac nek d!a ciebie i ;eineberga, teraz jednak widz, czym wy jeste'cie wobec mnie. 0pymi, wstrtnymi, zezwienrzconymi g pcamiD $ =t ! gb a!bo... %dawao si, e Reiting rz ci si na 01r!essa. 0en co,n si o krok i krzykn. $ =dzisz, e bd si z tob biB ;asini nie jest d!a mnie ty!e wart. Rb z nim, co c#cesz, a!e teraB przep ') mnieD Reitingowi przyszo widocznie co' !epszego do gowy ni bijatyka i stpi na bok. Nie tkn nawet ;asiniego. -!e 01r!ess, ktry go dobrze zna, zdawa sobie spraw, e za jego p!ecami czy#a odtd gro+ne niebezpieczestwo.

& trzeciego dnia po obiedzie Reiting i ;eineberg podesz!i do 01r!essa. *d raz raz z powod za way zy wyraz ic# ocz . 2idocznie ;eineberg ywi do niego groteskowego zaamania si jego przepowiedni, ponadto Reiting

m sia go odpowiednio obrobi). $ &ak syszaem, ze!ye' nas, na dobitk w obecno'ci ;askiego. >!aczegoB 01r!ess mi!cza. $ 2iesz dobrze, e nie pozwo!imy sobie na nic podobnego. /oniewa jednak c#odzi o ciebie, ktrego kapry'ne # mory znamy i nie cenimy zbyt wysoko, nie wycigniemy z tego konsekwencji. &edno ty!ko m sisz czyni). $ Mimo tyc# przyjaznyc# sw w oczac# ;eineberga czaio si co' zego, wyczek jcego. $ ;asini ma przyj') dzisiaj w nocy do komrki. 4karzemy go za to, e ci podb rza. 3iedy zobaczysz nas wyc#odzcyc#, przyjd+ za nami. 01r!ess odmwi. $ Moecie robi), co si wam podoba, mnie zostawcie w spokoj . $ >zi' w nocy jeszcze yjemy sobie na ;asinim, j tro rano wydamy go k!asie, bo zaczyna si b ntowa). $ Rbcie, co c#cecie. $ -!e ty bdziesz przy tym. $ Nie. $ 2a'nie w twojej obecno'ci ;asini m si si przekona), e nic i nikt przeciw nam m nie pomoe. 2czoraj j wzdraga si wykona) nasze rozkazy" o mao co go nie zat k!i'my, mimo to nie !eg. M simy znow sign) do mora!nyc# 'rodkw, pokorzy) go najpierw przed tob, potem przed ca k!as. $ -!e ja nie bd przy tymD $ >!aczegoB $ Nie bd. ;eineberg zaczerpn tc# . 2yg!dao, jakby zbiera na wargac# jad, potem przys n si cakiem b!isko do 01r!essa. $ =dzisz naprawd, e nie wiemy, d!aczegoB =dzisz, e nie wiemy, jak da!eko zabrne' z ;asinimB $ Nie da!ej ni wy. $ 0ak. 7 ak rat ciebie wybra sobie za patrona, coB -k rat do ciebie miaby najwiksze za ,anieB %a tak g pic# c#yba nas nie masz. 01r!ess rozzo'ci si.

$ My'!cie, co si wam podoba, mnie jednak zostawcie w spokoj z waszymi p! gawymi #istoryjkamiD $ & znow jeste' ordynarnyB $ &este'cie, wstrtniD 2asza podo') jest bez sens D 0o wa'nie jest w was wstrtneD A $ = c#aj, 01r!ess. 2iniene' nam wdziczno') za niejedno. &e'!i mimo to wydaje ci si, e wo!no ci wywysza) si ponad nas, twoic# na czycie!i, to si my!isz. /rzyjdziesz dzi' wieczr czy nieB $ NieD $ Mj drogi, je'!i zb nt jesz si przeciwko nam i nie przyjdziesz, bdzie z tob to co z ;asinim. 2iesz, w jakiej syt acji zasta ci Reiting. 0o wystarczy. 7 niewie!e ci pomoe, czy my zrobi!i'my mniej czy wicej. *brcimy wszystko przeciw tobie. 2 takic# sprawac# jeste' stanowczo zbyt g pi i niezdecydowany, by mc z nami wa!czy). &e'!i wic nie zdecyd jesz si na czas, wskaemy ci k!asie jako wspwinnego wraz z ;asinim. - wtedy niec# on ci obroni, zroz mianoB Sa!a gr+b, rz canyc# to przez ;eineberga, to przez Reitinga, to znow przez ob rwnocze'nie, przecigna niczym b rza nad 01r!essem. 3iedy obaj odesz!i, przetar oczy, jakby 'ni. -!e zna Reitinga" ten w gniewie by zdo!ny do najwikszej podo'ci, a zniewaga i b nt 01r!essa zraniy go do gbi. - ;einebergB 2yg!da, jak gdyby dra z #amowanej przez !ata nienawi'ci... i to ty!ko d!atego, e zb!amowa si wobec 01r!essa. @ecz im tragiczniej sk piay si wydarzenia nad jego gow, tym bardziej wydaway m si obojtne i mec#aniczne. *bawia si gr+b, tak jest $ a!e to wszystko. Niebezpieczestwo wcigno go w wir rzeczywisto'ci. /ooy si do ka. 4sysza, jak ;eineberg i Reiting wyc#odz, potem dobieg go zmczony, czapicy krok ;asiniego. -!e nie poszed za nimi. >rczyy go jednak okropne wyobraenia. /o raz pierwszy pomy'!a znow z tk!iwo'ci o rodzicac#. (z , e trzeba m kopoty. (o to jednak byoB Nie mia czas zastanawia) si nad tym i ana!izowa) zdarze. (z jedynie namitn tsknot, aby wydoby) si z owego rozgardiasz , z owyc# pogmatwanyc# stos nkw, tskni za spokojem, za ksikami. &ak gdyby jego d sza bya czarnoziemem, w ktrym j poczynaj nabrzmiewa) kieki, c#o) nie tego spokojnego, pewnego gr nt , aby jedynie mocni) w sobie i pozwo!i) dojrze) tem , co dotyc#czas sprawiao m

wiadomo jeszcze, jak wydobd si na powierzc#ni. Narz ca m

si obraz

ogrodnika, ktry co rano z jednakow, wyczek jc ycz!iwo'ci pod!ewa swoje grzdki. 0en obraz nie op szcza go, jego wyczek jca pewno') zdawaa si gromadzi) w sobie ca tsknot. 0y!ko w ten sposb m si to przyj'), ty!ko tak $ cz 01r!ess i ponad wsze!k trwog i skr p y wytryskiwao przekonanie, e m si wszystko, aby osign) w stan d szy. Nie by ty!ko 'wiadomy tego, co ma si sta) w najb!iszej przyszo'ci. -!bowiem ponad wszystko ta tsknota za spokojem i wewntrznym pogbieniem wzmagaa jeszcze jego odraz do oczek jcej go rozgrywki. /oza tym ba si naprawd czy#ajcej na niego zemsty. &e'!i tamci dwaj istotnie sprb j go oczerni) przed k!as, na przeciwstawianie si im m siaby z y) niesyc#any nakad energii, ktrej wa'nie teraz byo m szkoda. %reszt kiedy ty!ko pomy'!a o tym c#aosie, o tym wyzbytym wsze!kiej wyszej warto'ci potykani si z obcymi zamysami i wo!, przejmowa go wstrt. Nag!e przyszed m na my'! pewien !ist, ktry dawno j otrzyma by z dom $ odpowied+ na jego, skierowany do rodzicw, w ktrym przedstawi wwczas, jak mia, swj osob!iwy stan d c#a, zanim jeszcze nastpi epizod zmysowo'ci. ;ya to znow taka sobie bana!na odpowied+, pena rzete!nej i n dnej etyki, radzca m , by nakoni ;asiniego, aby zgosi si sam i w ten sposb pooy kres niegodnej i niebezpiecznej za!eno'ci. Tw !ist czyta potem 01r!ess znow , kiedy ;asini !ea przy nim nago na mikkic# kocac# w komorze. =prawiao m szczeg!n rozkosz, gdy cz smak tyc# prostyc#, trze+wyc#, ociayc# sw na jzyk , my'!c rwnocze'nie, e zapewne na sk tek zbytniej jasno'ci swojej egzystencji jego rodzice s '!epi na mroki, w ktryc# czaia si wwczas jego d sza niby gitki drapieca. >zi' jednak, gdy przypomnia sobie to miejsce !ist , cakiem inaczej na nie patrzy. =pyno na niego mie ciszenie, jakby pocz dotknicie mocnej, dobrot!iwej rki. >ecyzja zapada w jednej c#wi!i. ;ysna m zastrzee $ niejako pod patronatem rodzicw. @ea cz wajc, pki tamci trzej nie wrci!i. /otem odczeka, a po miarowyc# oddec#ac# pozna, e j 'pi. 2wczas wyrwa szybko kartk z notes niepewnym 'wiet!e nocnej !ampki napisa d ymi, c#wiejnymi !iterami. 5& tro maj ci wyda) k!asie i czekaj ci rzeczy straszne. &edyne wyj'cie, aby' i w pewna my'! i poc#wyci j bez czyni)

sam si oskary przed dyrektorem. 7 tak dowie si o wszystkim, ty!ko e przedtem jeszcze pobij ci na 'mier). %rz ) wszystko na R. i ;., o mnie nie wspominaj. 2idzisz, e c#c ci ratowa)6. 0 kartk ws n 'picem do rki. /otem, wyczerpany zdenerwowaniem, rwnie zasn.

Nastpnego dnia wyg!dao na to, e ;eineberg i Reiting c#c jeszcze yczy) 01r!essowi zwoki. Natomiast z ;asinim sprawa miaa si powanie. 01r!ess widzia, e ;eineberg i Reiting podc#odz do tego i owego i e zbieraj si wok nic# gr pki, w ktryc# gor!iwie szeptano. Nie wiedzia przy tym, czy ;asini zna!az jego kartk, nie mia bowiem okazji, by pomwi) z nim, poniewa cz si '!edzony. % pocztk niczem . >opiero po pewnym czasie doczy si z wa#aniem$ do jednej z gr p, przygotowany na to, e momenta!nie wszyscy zwrc si przeciw niem . 0ymczasem nie za waono go nawet. Na razie c#odzio wycznie o ;asiniego. /odniecenie wzmagao si, 01r!ess to za way. Reiting i ;eineberg z pewno'ci dorz ci!i jeszcze kamstw. %raz 'miec#ano si, potem niektrzy z czniw powanie!i, ze spojrzenia nad k!as nosio si g c#e, gorce, nabrzmiae '!izgay si po ;asinim" w koc pospnymi dzami mi!czenie. /rzypadkiem popo dnie byo wo!ne od zaj). 2szyscy zebra!i si z ty przy komodac#. /otem wywoano ;asiniego. ;eineberg i Reiting stan!i jak dwaj pogromcy po ob jego stronac#. 2yprbowany 'rodek rozbierania si $ po zamknici cz jek $ wywoa og!n wesoo'). Reiting trzyma w rk odczytywa). $ 5Moje zacne dzieckoD6 *g!ny ryk 'miec# . $ 52iesz, e z tyc# niewie! pienidzy, ktrymi jako wdowa rozporzdzam...6 =pro'ne c#ic#oty i swawo!ne dowcipy zatrzepotay w masie. Reiting c#cia czyta) da!ej. Nag!e kto' szt rc#n ;asiniego. 7nny, na ktrego tamten pad, cz'ciowo artem, cz'ciowo z ob rzeniem, odrz ci go. 0rzeci poda go da!ej. 7 nag!e ;asini, nagi, z stami rozdartymi trwog, !eci jak podrz cana pika, w'rd 'miec#w, radosnyc# pokrzykw, podawany wci da!ej, z jednej strony sa!i na dr g, rani si o twarde kanty awek, pada na ko!ana, t cze je sobie do krwi, i w koc pada, zakrwawiony, pokryty k rzem, ze zwierzco szk!istymi oczyma, po czym natyc#miast paczk !istw od matki ;asiniego. 0eraz zacz je drzwi i postawieni obawia si, e c#odzi j take o niego. -!e teraz w ob!icz niebezpieczestwa by jakby spara!iowany jego o#yd, tak e nie przeciwstawiby si

robi si cisza i wszyscy zb!iaj si, aby go widzie) powa!onego. >reszcz przeszy 01r!essa. Na wasne oczy jrza potg strasz!iwej gro+by. 7 wci jeszcze nie wiedzia, co czyni ;a$sini. 4radzono, e nastpnej nocy zostanie przywizany do ka i wyc#ostany k!ingami od ,!oretw. 8 3 og!nem jednak zdziwieni j wczesnym rankiem zjawi si w k!asie dyrektor w towarzystwie gospodarza k!asy i dwc# pro,esorw. ;asiniego wywoano i odprowadzono do osobnego pokoj . >yrektor wygosi gniewne przemwienie z powod zarzdza s rowe '!edztwo. ;asini sam si zgosi. 3to' m sia go przedzi) o tym, co go czeka. jawnionyc# br ta!no'ci i

2obec 01r!essa nikt nie ywi podejrze. =iedzia cic#o, pogrony w sobie, jak gdyby caa ta sprawa nic go nie obc#odzia. Nawet Reiting i ;eineberg nie patrywa!i w nim zdrajcy. =wyc# gr+b pod jego adresem sami nie bra!i zbyt powanie. rz ci!i je, by go zastraszy), okaza) m swoj przewag, moe take ze zo'ci. 0eraz,A kiedy gniew przeszed, !edwo o tym pamita!i. & c#o)by zobowizania wobec rodzicw 01r!essa powstrzymayby ic# od wrogiego akt przeciw niem . ;ya to d!a nic# rzecz tak samo zroz miaa, jak to, e z jego 01r!ess nie mia adnyc# wyrz tw z powod swego krok . 0c#rz!iwo') i cz cia cakowitego strony rwnie nie na!ey spodziewa) si niczego. potajemno'), jakie siA w nim czyy, byy niczym wobec przestronnie. Nie bra w sobie. <dy zapad wieczr i za'wiecono !ampy, siad na swym miejsc i rozoy przed sob zeszyt, w ktrym robi ! +ne notatki. -!e przez d gi czas nie czyta. <aska rkami kartki i mia wraenie, e bije z nic# de!ikatna wo niby wo !awendy pynca ze staryc# !istw. ;ya to pomieszana z me!anc#o!i tk!iwo'), jak ywimy wobec zamknitej j . przeszo'ci, gdy w jej s bte!nym, b!adym cieni nie'mierte!nikami w rkac# odkrywamy na nawo zapomniane z nami podobiestwo. - w me!anc#o!ijny, s bte!ny cie, w niky zapac# zdawa si g bi) w penym, roz!ewnym, ciepym n rcie $ w yci , ktre teraz stao otworem przed 01r!essem. %amknity zosta pewien okres rozwoj , d sza jak mode drzewo wytworzya nowy sj roczny $ to bezsowne jeszcze, oszaamiajce wszystko, co si stao. 01r!ess zacz kartkowa) swoje wspomnienia. %dania, w ktryc# bezradnie konstatowa to, co zaszo $ owo wszec#stronne zd mienie i os pienie yciem $ oyy znow , zdaway si por sza), odzyskiway przejrzysto'). @eay przed nim niby jasna droga, w ktrej zaznaczyy si '!ady jego sz kajcyc# krokw. (zego' jednak byo im jeszcze brak" adnej nowej my'!i, o nie" a!e nie poryway 01r!essa pen wyrazisto'ci. /ocz si niepewnie. 7 od raz przyszed !k przed j trem, kiedy bdzie m sia stan) przed swymi wyc#owawcami i sprawied!iwi) si. &akimi sowyB &ak im to wyt maczy)B *w mroczn, pen tajemnic drog, ktr przebyB &e'!i go zapytaj. cz cie sprawied!iwiao z dzia w penyc# podniecenia rozmowac# o majcym si odby) doc#odzeni , jakie si toczyy w'rd ko!egw. (ay dzie przey spokojny, zamknity

wyzwo!enia. /o wszystkic# wzr szeniac# zrobio si w nim c downie jasno i

5d!aczego drczye' ;asiniegoB6, nie moe im przecie odpowiedzie). 5bo interesowa mnie przy tym pewien proces w moim mzg $ co', o czym dzisiaj mimo wszystko wiem jeszcze bardzo niewie!e i wobec czego wszystko, co o tym sdz, wydaje mi si bez znaczenia6. 0en drobny krok, ktry dzie!i go jeszcze od kocowego p nkt proces , a ktry m sia zrobi), straszy go jak otc#a. 7 nim jeszcze nastaa noc, 01r!ess popad w stan gorczkowego, trwonego podniecenia. d c#owego

Nazaj trz, kiedy pojedynczo wywoywano wyc#owankw na przes c#anie, 01r!ess znikn. /o raz ostatni widziano go wieczorem z zeszytem, ktry niby to przeg!da. /rzesz kano cay instyt t. ;eineberg zajrza nawet c#ykiem do komrki na stryc# . -!e 01r!essa nigdzie nie zna!eziono. &asne byo, e ciek z instyt t . /owiadomiono wszystkie wadze z pro'b o odsz kanie go i dostawienie z powrotem w sposb mo!iwie og!dny. 0ymczasem doc#odzenie toczyo '! da!ej. Reiting i ;eineberg, sdzc, e 01r!ess zwia ze strac# przed ic# gro+bami, cz !i si obowizani odwrci) teraz od niego wsze!kie podejrzenia i stan!i za nim m rem. %wa!i!i ca win na ;asiniego i caa k!asa zgodnie po'wiadczya, e ;asini jest zodziejem i niegodnym nicponiem, ktry na wsze!kie najycz!iwsze prby, zmierzajce do jego poprawy, odpowiada nowymi nawrotami ajdactwa. Reiting zapewnia. roz miej, e zbdzi!i, czyni!i to jednak ty!ko d!atego, e wspcz cie nakazywao im wyczerpa) wszystkie 'rodki przyjacie!skiej na czki, zanim wyda!iby ko!eg zas onej karze $ i znow caa k!asa przysiga, ze ma!tretowanie ;asiniego byo jedynie wynikiem przepenienia miarki, poniewa ;asini podym szyderstwem odpowiada tym, co go z najsz!ac#etniejszyc# pob dek c#cie!i oszczdza). =owem, bya to 'wietnie przez Reitinga obmy'!ona i zainscenizowana komedia" gwo!i sprawied!iwienia derzono we wszystkie etyczne tony, jakie d!a sz wyc#owawcw maj warto'). ;asini mi!cza tpo. *d przedwczoraj jeszcze !eg na nim 'mierte!ny strac#, a samotno') odosobnienia oraz spokojny, ;eineberg nie zapomnie!i m rzdowy tok '!edztwa byy d!a j zbawieniem. Jyczy sobie jedynie szybkiego koca sprawy. /oza tym. Reiting i zagrozi) najstrasz!iwsz zemst, gdyby w swyc# zeznaniac# zwrci si przeciw nim. /otem przyprowadzono 01r!essa. %na!eziono go 'mierte!nie zmczonego i godnego w ssiednim mie'cie. 2 caej tej sprawie jego cieczka wydawaa si jedynie zagadk. -!e syt acja bya d!a pomy'!na. ;eineberg i Reiting dobrze przygotowa!i gr nt, wspomnie!i o nerwowo'ci, jak okazywa w ostatnic# dniac#, o mora!nej wra!iwo'ci, dziki ktrej 01r!ess poczytywa sobie za zbrodni, e c#ocia od pocztk wiedzia o caej sprawie, nie wyda tajemnicy i wsk tek tego przyczyni si do katastro,y.

/rzyjto zatem 01r!essa z ycz!iwym wzr szeniem, o czym ko!edzy na czas go przedzi!i. Mimo to by strasz!iwie zdenerwowany, a trwoga, e nie potra,i wyt maczy) jasno wszystkiego, wyczerpywaa go z penie. >!a dyskrecji, obawiajc si pewnyc# wyja'nie, prowadzono doc#odzenie w prywatnym mieszkani dyrektora. /rcz niego obecny by gospodarz k!asy, katec#eta oraz pro,esor matematyki, ktrem prowadzenie protoko . %apytany o motywy cieczki 01r!ess mi!cza. *g!ne, pene zroz mienia kiwanie gowami. $ >obrze, j dobrze $ powiedzia dyrektor. $ /oin,ormowano nas j o tym. -!e prosz nam wyja'ni), co pana skonio do trzymania w tajemnicy wystpk ;asiniegoB 01r!ess mgby teraz skama). -!e jego nie'miao') stpia. 3orcio go wrcz, aby mwi) o sobie, wyprbowa) swoje my'!i na tyc# gowac#. $ Nie wiem dokadnie, panie dyrektorze. 3iedy po raz pierwszy o tym syszaem, wydawao mi si to czym' okropnym... czym' niewyobraa!nym. 3atec#eta skin zadowo!ony, gestem zac#cajc 01r!essa, by mwi da!ej. $ /omy'!aem... tak, pomy'!aem o jego d szy. 3atec#eta promienia, matematyk zaczai czy'ci) binok!e, wsadzi je teraz na nos i zmr y oczy. $ Nie mogem sobie po prost wyobrazi) c#wi!i, kiedy takie pokorzenie spado na ;asiniego, i d!atego wci na nowo co' mnie cigno w jego pob!ie. $ No tak, c#ce pan przez to powiedzie), e pocz pan nat ra!n odraz do wystpk ko!egi i e widok grzec# niejako pana oczarowa, podobnie jak wzrok wa czar je swe o,iary. <ospodarz k!asy i matematyk spiesznie, ywymi gestami, wyrazi!i zgod na to porwnanie. $ Nie, nie bya to wa'ciwie odraza $ odpar jednak 01r!ess. $ 0o byo tak. pewnego raz powiedziaem sobie, e ;asini zgrzeszy i na!ey go wyda) w rce tyc#, ktrzy go maj kara). $ 0ak te winien pan by czyni). $ /otem jednak wydawa mi si znow taki dziwny, e przestaem my'!e) o karze" patrzyem na niego z z penie innej strony. 7!ekro) o nim w ten sposb jako najmodszem z grona przypado

my'!aem, cz em, jak gdyby we mnie co' pkao. $ M si pan wyraa) si bardziej zroz mia!e, mj drogi. $ 0ego nie mona wyrazi) inaczej, panie dyrektorze. $ *wszem, mona. &est pan zdenerwowany, widzimy to przecie, jest pan zmieszany. 0o, co przed c#wi! pan powiedzia, jest bardzo niejasne. $ No tak, cz j si rzeczywi'cie zmieszany $ kiedy' j miaem na to o wie!e !epsze sowa. -!e zawsze wyc#odzi na jedno. e byo we mnie co' dziwnego... $ >obrze. 0o w koc jest zroz miae w zwizk z ca t spraw. 01r!ess zastanawia si c#wi!. $ Moe da si to tak wyrazi). istniej pewne sprawy, przeznaczone, by wtargn) w nasze ycie niejako w podwjnej postaci. 2 takiej postaci widziaem osoby, wydarzenia, ciemne, zak rzone kty, wysoki, zimny, mi!czcy m r, ktry nag!e oy... $ -!e na mio') bosk, 01r!ess, dokd pan zmierzaB 01r!ess pocz jednak nag!e oc#ot, by wyrz ci) z siebie wszystko. $ ...!iczby rojone... 2szyscy spojrze!i najpierw po sobie, potem na 01r!essa. Matematyk c#rzkn. $ M sz t doda), ce!em !epszego zroz mienia tyc# niejasnyc# wypowiedzi, e wyc#owanek 01r!ess odsz ka mnie kiedy', by poprosi) o wyja'nienie pewnyc# zasadniczyc# poj) matematycznyc#, w tym rwnie !iczb niewyszko!onem rojonyc#, ktre mysowi istotnie mog sprawia) tr dno'ci. M sz nawet

przyzna), e wykaza przy tym niezaprzecza!n bystro') mys , jednak z istn mani wysz kiwa ty!ko takie rzeczy, ktre w pewnej mierze zdaj si oznacza) ! k w przyczynowo'ci naszego my'!enia $ przynajmniej d!a niego. (zy pamita .pan jeszcze, 01r!ess, co pan wtedy powiedziaB $ 0ak jest. /owiedziaem, e w tyc# wypadkac# wydaje mi si, i samym my'!eniem nie moemy przej') na dr g stron, !ecz potrzeb jemy jakiej' innej, wewntrznej pewno'ci, ktra nas na tamt stron przeniesie. 0o, e nie wystarcza nam wycznie my'!enie, cz em rwnie w przypadk ;asiniego. >yrektor zacz si niecierp!iwi) przy tyc# ,i!ozo,icznyc# dygresjac# w przes c#ani , katec#eta natomiast by zac#wycony odpowiedzi 01r!essa. $ (z je pan przeto $ zapyta $ i odpowiada pan bardziej od na kowego re!igijny p nkt widzeniaB /rawdopodobnie i wobec ;asiniego mamy do czynienia z czym' podobnym $ zwrci si do pozostayc# pro,esorw. $ 2ydaje mi si, e 01r!ess posiada mysowo') wra!iw i podatn na sprawy etyczne, powiedziabym, na bosk

i przerastajc nas istot mora!no'ci. >yrektor pocz si mimo wszystko zobowizany przysta) na to. $ /rosz, 01r!ess, czy naprawd jest tak, jak powiada jego wie!ebno')B (zy pan ma istotnie skonno'ci do tego, aby poza zdarzeniami czy te sprawami $ jak to pan w sposb og!ny wyrazi $ sz ka) re!igijnego taB >yrektor byby rad, gdyby 01r!ess nareszcie przytakn" w ten sposb istniaby pewniejszy gr nt d!a jego osdzenia. -!e 01r!ess odpar. $ Nie, i to nie odpowiada prawdzie. $ 2 takim razie $ wyb c#n dyrektor$$ niec# pan nam wreszcie powie jasno i wyra+nie, co to takiego byoB Nie moemy abso! tnie zap szcza) si t z panem w ,i!ozo,iczne rozprawy. -!e 01r!ess zaci si. =am cz , ze +!e si wyrazi, jednak zarwno sprzeciw, jak te wynika z nieporoz mienia aprobata napeniy go cz ciem d mnej wyszo'ci w stos nk do tyc# starszyc# ! dzi, ktrzy tak mao zdawa!i si wiedzie) o stanac# ! dzkiej d szy. $ Nic na to nie mog poradzi), e to wszystko nie wyg!dao tak, jak panowie sdz. =am jednak nie potra,i opisa) tego, co cz em w kadym poszczeg!nym wypadk " je'!i jednak powiem, co teraz o tym sdz, zroz miej panowie moe rwnie, d!aczego tak d go nie mogem si od tyc# spraw wo!ni). 2yprostowa si z tak d m, jak gdyby on by t taj sdzi, patrzy prosto przed siebie, pomijajc ! dzi. Nie c#cia widzie) tyc# 'miesznyc# ,ig rek. Na dworze, przed oknem, siedziaa na gazi wrona, poza tym bya tam ty!ko ogromna biaa paszczyzna. 01r!ess pocz , e nadesza c#wi!a, kiedy potra,i mwi) wyra+nie, zroz mia!e, pewny zwycistwa, o tym wszystkim, co $ zraz martwe i bezsi!ne $ w nim tkwio. Nie eby jaka' nowa my'! yczya m tej pewno'ci i jasno'ci" nie, caym sob, kiedy tak sta wyprostowany, jak gdyby dokoa bya ty!ko p sta przestrze $ caym czowiekiem w sobie cz to, jak cz wwczas, kiedy jego zd mione oczy wdroway po'rd piszcyc#, czcyc# si, skrztnie zajtyc# ko!egw. % my'!ami bowiem sprawa ma si osob!iwie. (zsto nie s niczym innym jak czym' przypadkowym, co znow mija, nie pozostawiajc '!ad $ my'!i posiadaj swoje martwe i ywe okresy. Mona mie) genia!ne rozpoznanie, a mimo to widnie nam ono powo!i pod rk niby kwiat. /ozostaje ksztat, brak jednak, barw i zapac# . nie c#wytne i drczce, potem

0o znaczy, pamita si t my'! doskona!e, sowo w sowo i !ogiczna warto') zna!ezionego pojcia pozostaje w peni nienar szona, a mimo to nosi si ono jedynie na powierzc#ni naszej 'wiadomo'ci i nie cz jemy si z tego powod bogatsi. - dopiero $ moe po !atac# $ nadc#odzi nag!e znow c#wi!a, kiedy widzimy, e przez cay ten czas nic o nim nie wiedzie!i'my, c#ocia !ogicznie wiedzie!i'my wszystko. 0ak, istniej my'!i martwe i ywe. My'!enie, ktre toczy si po na'wiet!onej powierzc#ni, ktre kadej c#wi!i mona ob!iczy) na ac c# przyczynowo'ci, niekoniecznie m si by) my'!eniem yjcym. My'!, ktr spotyka si na tej drodze, pozostaje obojtna jak pierwszy !epszy szeregowiec w ko! mnie maszer jcyc# onierzy. My'!, ktra dawno j moe prze'!izna si przez nasz mzg, staje si ywa dopiero w c#wi!i, kiedy docza si do niej co', co nie jest j my'!eniem, co nie jest j !ogiczne, tak e cz jemy jej prawd nieza!enie od wsze!kiego sprawied!iwienia niby kotwic, ktra wnika w p !s jce krwi, ywe ciao... 2sze!kie doniose poznanie dokon je si ty!ko w poowie w 'wiet!nym krg my'! zawisa ty!ko jak kwiat. &edynie wstrzs d szy trzeba byo 01r!essowi, by ten ostatni pd wystrze!i w gr. Nie zwracajc wagi na stropione wok siebie twarze, jakby d!a siebie samego, nawiza do tyc# my'!i i zacz mwi), z oczami wpatrzonymi przed siebie, pki nie powiedzia wszystkiego. $ Moe za mao jeszcze miem, aby mc si wyrazi) 'ci'!e, a!e sprb j to opisa). /rzed c#wi! nawiedzio mnie to$ znow . Nie potra,i tego wyrazi) inaczej, jak e widz rzeczy w dwoistej postaci. 2szystkie rzeczy, rwnie my'!i... >zi' s one te same co wczoraj, kiedy si j zna!e+) rnic, a!e za!edwie zamykam oczy, odywaj w innym 'wiet!e. Moe my!iem si co do !iczb rojonyc#" kiedy my'! o nic# matematycznie, wydaj mi si oczywiste, a kiedy przyg!dam im si wprost, w ic# osob!iwo'ci, wydaj mi si niemo!iwe. -!e t taj mog si my!i). 2iem o nic# zbyt mao. Nie my!iem si jednak w wypadk ycia py ;asiniego, nie my!iem si, kiedy nie mogem oderwa) c#a od !ekkiego sze!est w wysokim m rze, wzrok od mi!czcego o'wiet!onego nag!e !amp. Nie, nie my!iem si mwic o dr gim, przedmiotw. &a... ja nie my'! tego potajemnym, niedostrzega!nym yci mys , w poowie w mrocznej g!ebie naszego wntrza, jest przede wszystkim stanem d szy, na ktrego ostatnim krac

dosownie... nie te rzeczy yj, nie ;asini mia dr gie ob!icze, a!e we mnie byo co' dr giego, co widziao nie ty!ko oczyma roz m . /odobnie jak cz j, e my'! jaka'

nabiera we mnie ycia, tak cz j rwnie, e co' yje we mnie na widok rzeczy, kiedy my'!i mi!cz. &est we mnie na dnie my'!i co' mrocznego, czego nie mog wymierzy) my'!eniem $ jakie' ycie, ktre nie daje si wyrazi) sowami, a ktre jednak jest moim yciem. 0o mi!czce ycie przytaczao mnie, osaczao wci na nowo, m siaem m si przyg!da). (ierpiaem z powod trwogi, e cae nasze ycie jest wa'nie takie i e d!atego dowiad j si o nim ty!ko czstkowo... *c#, baem si okropnie, odc#odziem od zmysw... 0e sowa i porwnania, wybiegajce da!eko poza wiek 01r!essa, przyszy m na sta w ogromnym podnieceni , w momencie poetyckiego niema! natc#nienia, !ekko i samo przez si zroz miae. %niy teraz gos i jakby wstrz'nity swym cierpieniem, dorz ci. $ *becnie to mino. 2iem, e jednak si my!iem. Nie boj si j niczego. 2iem, e przedmioty s przedmiotami i pozostan nimi i e bd je widzia raz tak, a raz inaczej. -!bo wzrokiem roz m , a!bo tym dr gim. 7 e nie bd prbowa porwnywa) tego z sob. 4mi!k. 4zna za cakiem nat ra!ne, e teraz moe odej'). 7 nikt m w tym nie przeszkodzi. 8 <dy wyszed, obecni spojrze!i po sobie os pia!i. >yrektor, niezdecydowany, koysa gow. <ospodarz k!asy przemwi pierwszy" $ Eje, ten may prorok c#cia nam t cakiem prostyc#D $ 2ra!iwo') i samorz tno') my'!enia $ sek ndowa m matematyk. $ %daje si, e kadzie zbyt wie!ki nacisk na s biektywne czynniki wszystkic# naszyc# przey) i to zbio go z trop i pc#no w kier nk tyc# niejasnyc# meta,or. &edynie katec#eta mi!cza. % przemwienia 01r!essa wyc#wyci ty!ko czsto powtarzane sowo 5d sza6 i c#tnie zajby si tym modziecem. -!e wa'ciwie nie by pewny, co mia na my'!i 01r!ess mwic o d szy. >yrektor pooy kres tej syt acji. $ Nie wiem $ powiedzia $ co wa'ciwie siedzi w gowie tego 01r!essa, w kadym jednak razie znajd je si w stanie tak wie!kiego przecz !enia, e da!szy jego pobyt w rzdzi) wykadD -!e c#yba diabe potra,i si w nim rozezna). 0o jego zdenerwowanieD - przy tym to pogmatwanie rzeczy

konwikcie jest j niewskazany. &ego pokarm d c#owy na!ey podda) staranniejszej kontro!i, ni my j moemy zapewni). =dz, e nie powinni'my nada! bra) za niego odpowiedzia!no'ci. /owinno si go powierzy) prywatnem d c# napisz do jego ojca. 2szyscy pospiesznie przyk!asn!i roz mnej propozycji zacnego dyrektora. $ %ac#owa si naprawd tak dziwnie, e sdziem, i tkwi w nim skonno'ci do #isteryzowania $ powiedzia matematyk do swego ssiada. 8 &ednocze'nie z !istem dyrektora rodzice otrzyma!i !ist 01r!essa. /rosi o zabranie go z zakad , poniewa nie cz je si w nim na swym miejsc . wyc#owawcy. 2 tym

;asiniego wyda!ono tymczasem za kar z konwikt . 2 szko!e szo wszystko norma!nym trybem. /ostanowiono, e po 01r!essa przyjedzie matka. *bojtnie poegna si z ko!egami, zaczyna j oma! zapomina) ic# nazwisk. >o czerwonej komrki na stryc# nie poszed j nigdy. 2szystko to zdawao si !ee) da!eko, da!eko poza nim. *d czas wyda!enia ;asiniego wszystko byo martwe. Niema! tak, jak gdyby ten czowiek, ktry przec#wyci wszystkie owe zawio'ci, zabra je wraz z sob odc#odzc. &akie' cic#e zwtpienie owadno 01r!essem, a!e rozpacz si rozwiaa. 50o ty!ko te potajemne sprawki z ;asinim tak j potgoway6 $ my'!a w d c# . 7nnej przyczyny nie widzia. -!e byo m wstyd. 2stydzi si, jak wstydzi si rano kto', kto w nocy drczony gorczk widzi strasz!iwe, gro+ne zjawy pitrzce si we wszystkic# ktac# ciemnego pokoj . &ego zac#owanie przed komisj wydawao m si obecnie bardzo 'mieszne. 0y!e sz m D (zy tamci nie mie!i racjiB % powod takiej ba#ostkiD ;yo w nim jednak co', co agodzio w wstyd. 5% pewno'ci zac#owaem si nierozsdnie $ rozwaa $ a!e wszystkie te sprawy mao miay wsp!nego z moim roz mem6 0ak to obecnie odcz wa. /amita okropna b rz w gbi d szy, d!a jej wyt maczenia przyczyny, jakie teraz jeszcze w sobie znajd wa, stanowczo nie wystarczay, 5- wic m siao to by) co' o wie!e bardziej koniecznego i gbiej zakorzenionego $ wnioskowa $ ni to, co daoby si osdzi) roz mem i tym podobnymi narzdami. 0o co', co byo w nim, zanim go opanowaa namitno'), co zostao przez ni ty!ko przesonite $ wa'ciwy prob!em $ tkwio w nim nada! mocno. *wa d c#owa perspektywa za!ena od b!isko'ci i odda!enia, jak przey, w niepojty zwizek, ktry za!enie od naszego p nkt widzenia ycza wydarzeniom i przedmiotom nagyc# warto'ci, c#o) s sobie cakiem obce i nieporwnywa!ne. 0o i wszystko inne widzia obecnie dziwnie wyra+nie, jasno i w pomniejszeni . 0ak jak widzi si nocne majaki z rana, kiedy pierwsze czyste promienie soca os szaj pot trwogi, a st i sza,a, wrg i !os k rcz si znow rozmiarw. -!e podobnie jak tam pozostaje !ekkie me!anc#o!ijne zn enie, tak byo teraz z 01r!essem. /otra,i j odrni) dzie od nocy" wa'ciwie zawsze to mia, a ty!ko do nat ra!nyc#

ciki sen zamaza i zatopi t granic i 01r!ess wstydzi si tego pomieszania" a!e wspomnienie, e moe by) inaczej, e wok czowieka istniej s bte!ne, atwo si zacierajce granice, e dokoa d szy czaj si gorczkowe sny, ktre nadgryzaj mocne m ry i otwieraj niesamowite przej'cia $ rwnie i to wspomnienie zapado w niego gboko i promieniowao b!adymi cieniami. Niewie!e z tego potra,i wyt maczy). -!e t bezsowno') odcz wa jako co' wspaniaego, niby pewno') zapodnionego ciaa, ktre w swej krwi cz je cic#o nadcigajc przyszo'). 7 ,no'), i zn enie pomieszay si w 01r!essie. 0ak wic z powag i spokojem czeka na poegnanie. &ego matce, ktra sdzia, e zastanie przecz !onego i stropionego modzieca, rz cio si w oczy jego c#odne opanowanie. 3iedy jec#a!i na dworzec, na prawo przed nimi cign si may zagajnik z domem ;oeny. 2yg!da tak skromnie i niewinnie $ ot, zak rzona gstwa wierzb i o!szyny. 01r!ess przypomnia sobie, jak niewyobraa!ne wydao m si wwczas ycie rodzicw. 4kradkiem spojrza na matk. $ (#cesz czego', moje dzieckoB $ spytaa matka. $ Nic, mamo, pomy'!aem sobie co' ty!ko. 7 per, mowany zapac#, bijcy z ta!ii matki. wanie wcign !ekko

You might also like