Download as doc, pdf, or txt
Download as doc, pdf, or txt
You are on page 1of 55

Matce mojej bez ktrej pomocy i zachty te wspomnienia nigdy nie byyby spisane

I. Bd mwi, przyjaciel . !ajchtniej milczaabym, ale milczenie nie jest "adnym rozwi#zaniem, milczenie nie wyja$nia nic. % ja si j wci#" na nowo wyja$ni sobie i tobie, "e to, co czyniam, nie byo zdrad#. !awet wtedy, gdy zapragnam mrze, nie popeniam zdrady i nie zawiodam twojej wiary we mnie. I dlatego, przyjaciel , przeciw twojem milczeni bd si broni sowami. &hc ci przypomnie siebie tak#, jak# byam poprzez te wszystkie lata, ktre mijay nam wsplnie, dni ' podczas ktrych nasze my$li pyny rwnolegle, $wiadome swej blisko$ci( wystarczyo napisa list, wyci#gn# rk, "eby napotka twoje sowa, twj przyjazny gest. &hc przywoa nasz# przeszo$, nasz# wspln# przeszo$, chc, "eby$ na tych kartkach, ktre biae jeszcze pitrz# si przede mn#, odnalaz drganie mojego "ywego serca. )iem, "e bdziesz s cha z wielk# cierpliwo$ci#, inaczej nie odwa"yabym si pisa. *ak"e nieatwo przychodz# mi sowa, jak nieatwo oporne sowa #cz# si w zdania, daleko mi do pynno$ci twojego styl , do odwagi, z jak# pos g jesz si karkoomn# meta+or#. %le przecie" nie o to chodzi. ,darzenia, o ktrych chc ci opowiedzie, znasz rwnie dobrze jak ja, moje sowa maj# by tylko drogowskazem, ktry powiedzie ci w znajomym kier nk . -aj rk, pjdziemy wstecz po naszych wsplnych $ladach, pozwl, "e poprowadz ci raz jeszcze. Ilekro chodzili$my razem, pada deszcz. .iedy po raz pierwszy gsty deszcz zaskoczy nas na licy, bae$ si, "e zmokn. /owiedziaam ' bardzo l bi mokn# ' moja rka zaci#"ya ci na ramieni i odgade$, "e mam gow niesion# do gry i "e deszcz pada prosto na moje zamknite oczy. 0j#e$ mocniej moj# bezwadn# rk i przez chwil cz am, "e to nie ja ciebie, ale "e ty mnie prowadzisz, a" ostry kant kraw"nika przypomnia nam, "e lice nie s# tak proste, jak to sobie wyobra"aj# l dzie z otwartymi oczyma. /otknam si i gdyby$ mnie nie przytrzyma, padabym. /amitam, "e roze$miaam si ocieraj#c mokr# twarz, pamitam twj cichy $miech. /o kilk nast min tach przystawae$ i zwracaj#c k mnie nier chom# twarz pytae$ ' czy nie jeste$ aby troch zmczona1 ,aprzeczaam gor#co, a ty, przyci#gaj#c mnie blisko do siebie, mwie$ ' kamca, kamca, przecie" sysz twj oddech, dyszysz jak pies, natychmiast wracaj do dom . I miae$ racj, "e kamaam, i miae$ racj mwi#c, "e czas wraca do dom , na wygodny +otel, o ktrego porcz mo"na byo oprze bol#ce plecy, nier chomo oczekiwa, "e oddech powrci. Moje serce byo zbyt sabe, abym moga chodzi, przypominao mi o tym nierwne p lsowanie krwi, bl sadowi#cy si pod lew# opatk#. ,awsze, ilekro chodziam, byo mi d szno, a jednak l biam chodzi na przekr bol#cym plecom, poprzez deszcz i wiatr. /amitam twoj# twarz niesion# do gry, rk w proroczym ge$cie. Mwie$ ' bdzie pada, na pewno bdzie pada, zaci#gno si, i chyba na d go. .iedy chodzili$my razem, nie mwiam nic albo niewiele, "eby nie mczy serca. M siaam oszczdza oddech, chciaam, "eby mi go starczyo na d go, na d gie chodzenie. -opiero w dom , do ktrego zawsze zabierae$ mnie przemoc#, zwinita w gbokim +otel albo w "k oparta o wysoko spitrzone pod szki odzyskiwaam gos. 2powiadaam ci chaotycznie zatrzymane w pamici chwile, a ty kadae$ jedn# koo dr giej, b d j#c z nich moje "ycie, mj $wiat. 3o tak jak gdyby$ delikatnie wid rk# po mojej twarzy, od wosw lekko wszerz czoa, wzd " czoa, po linii nosa na wargi, obrysow j#c cz ymi palcami sta, podbrdek, wys nite ko$ci policzkw, szy. 3o byo tylko raz i krtko, kiedy zapragn#e$ pozna tak"e moj# twarz. ,wykle siedziae$ w +otel naprzeciw mojego "ka i s chae$ ' nier chomy, z odrobin# ironii czy wzgardy zastygej na zawsze w niesionych k#cikach st. .iedy nie mogam mwi do ciebie ' pisaam. 4ozdzielia nas sina woda ' pamitasz ' a ja pisaam do ciebie codziennie ze wszystkich szpitali, bd#cych moim pierwszym domem w tym obcym kraj . /isz#c powtarzaam go$no wyrazy, zdania ' tak jak to czyni teraz ' przymykaam oczy, aby ci widzie wyra5niej siedz#cego obok mnie. /oprzez wiele dni bye$ moim jedynym rozmwc#, opowiadaam ci o strach , o nie rodzonej jeszcze nadziei. Moje listy, porz#dkowane dokadnie, zwi#zane papierowym szn rkiem, le"# na dnie twojej walizki. /ozwl mi je wyj# stamt#d, pozwl mi rozwi#za szn rek, ktrym je zwi#zae$( przeczytajmy je wsplnie raz jeszcze. /a5dziernik -eszcz pada, wyobra5 sobie, deszcz pada i prawie tak samo jak po tamtej stronie 2cean . 2kna pocite sm gami poszarzay pokj. -rzewa poza oknami straciy wszystkie barwy, ciemno'szare chwiej# si w wietrze, przywieraj#c ciasno do siebie *estem sarna w tym ogromnym biaym pokoj o dwch wysokich "kach, z l strem

naprzeciw, w ktrym, je$li chc, mog zobaczy moj# blad# twarz. 6# t jeszcze dwa nocne stoliki komoda i ' drzwi. 2tworzyy si wa$nie i we+r na ciemna dziewczyna, roze$mianym gosem mwi co$. 3warz ma ciemn# ale za to gos tak jasny, "e tobie objawiaby si na pewno w najpikniejszym kolorze czerwonym l b zotym. !ie, nie roz miem jeszcze jej sw. !ie potra+i nic wymy$li, m sz czeka. 7dyby mo"na chocia" omin# nie ko cz #ce si wieczory. !ie $pi tak"e i po proszkach nasennych. ,apalam lamp, siadam na "k i czytam. 3o s# wiersze angielskie, czytam je pracowicie wysz k j#c w sownik ka"de sowo, cz si ich na pami, powtarzam go$no prb j#c na$ladowa gardowy, obcy d5wik. -ziewczyna gestem pokaz je azienk. ) rce ma szczotki i mydo. Bdzie sprz#ta. ,roz miaam, no widzisz, nareszcie co$ zroz miaam. 0$miecham si do niej i kiwam gow# na znak zgody. ,nika poza biaymi drzwiami azienki i tylko poprzez szpar dobiega jej gos ' $piewa... ,a chwil przyjdzie lekarz. /opatrzy na mnie troskliwie i nie przestaj#c " g my, zapyta, jak si cz j. 3ak sobie ' odpowiem, t odpowied5 przygotowaam j " wczoraj, je$li jednak zechce si dowiedzie bli"szych szczegw o moim zdrowi , bdzie m sia razem ze mn# wertowa karty sownika. I zniecierpliwi si jak zwykle, i po kilk min tach odejdzie mr cz#c ' do j tra... -eszcz pada, deszcz pada, drzewa chwiej# si za oknem. !o widzisz, jestem, znow jestem, chocia" podobno daleko. *estem, a" dok#d1 /a5dziernik &zepiam si tych listw, jak gdyby mogy mi pomc. /o co ci wiedzie to wszystko1 &zy odrobina troski o mnie przesoni ci wasn# prawd1 &zy my$l#c o mnie, nie bdziesz my$la o sobie i tylko o sobie1 &zy twoje wasne cz cie nie jest dla ciebie wa"niejsze ni" wszystkie moje przysze i tera5niejsze dni1 &zy nie omijasz mnie tak, jak ja omijam ciebie, nawet wtedy, wa$nie wtedy, kiedy do ciebie pisz1 % jednak potrzeba mi twoich sw i trzeba twojej pamici. /amitaj o mnie, dobrze1 Mo"e bd si mniej baa, mo"e bd sypiaa spokojniej... .a"# mi le"e nier chomo, mwiam ci j ", a ja tak bardzo l bi chodzi. .iedy zostawiaj# mnie sarn# w pokoj , wstaj z "ka i chodz w kosz li od okna do drzwi. &oraz cz$ciej my$l o tym, "e mo"e nie powinno si da. Bo widzisz, kiedy j " bd moga oddycha, to trzeba bdzie "y, a ja tak bardzo boj si "ycia. !ieprzystosowana jestem, te wszystkie szpitale sprawiy, "e mam skrzela zamiast p c i mo"e mi si zrobi d szno wa$nie wtedy, kiedy j " bd moga oddycha. -zi$ nie potra+i si czy. Moje ksi#"ki pitrz# si bezadnie na nocnym stolik . 3am obok mam w dzbank wod z lodem, ktr# zmieniaj# mi trzy razy dziennie. 3rzy razy dziennie przychodz# i pytaj#, jak si cz j, napominaj#, "ebym le"aa spokojnie. % ja chodz od okna do drzwi i od drzwi do okna, przystaj, przytykam twarz do szyby. ,a oknem drzewa g bi# li$cie, za oknem wieje wiatr, a mnie jak zwykle brak jest tch . /a5dziernik %trament przewo" w gar$ci ze szpitala do szpitala. /o drodze byo z penie zoto. -rzewa mieraj#' inaczej ni" l dzie. -rzewa wygl#daj# tak, jak gdyby cieszyy si wasn# $mierci#. )prawdzie potem bdzie wiosna i one odkwitn# znow , ale ty wiesz, "e nigdy nie mo"na mie pewno$ci. !o i sk#d o tym mog# wiedzie drzewa1 -la nich na pewno ka"da jesiejest ostatnia. Wstyd mi tamtego listu. Nie powinna m ci zara"a sm tkiem. !ie wiem, czy potra+i, ale w ka"dym razie bd si staraa robi to jak najrzadziej. 6prb j pisa mniej o sobie, a wicej o tym wszystkim, co si dzieje naokoo mnie. 8miesznie, br dno i egzotycznie w tym +iladel+ijskim szpital . Mal tkie pokoiki, rozmieszczone symetrycznie po obydw stronach w#skiego korytarza. /oo"yli mnie w jednym z nich, na s#siednim "k le"y M rzynka. 6pod kodry wystaje ciemne, nagie rami i kosmyk kdzierzawych wosw. 8pi pewnie, bo nie podniosa gowy, kiedy mnie t wprowadzono. 3 " nad "kiem wisi poka5nych rozmiarw telewizor, na szcz$cie wy#czony, drzwi pozostawiono szeroko otwarte na korytarz. /o przeciwnej stronie korytarza drzwi separatki s# tak"e otwarte i z mojego poster nk widz siedz#cego na "k chopca. &zyta i nie za wa"y, "e go obserw j )osy ma ciemne, twarz szcz p# i bardzo bia#, podkr#"one gbokie oczy. !a lewej nodze powy"ej kostki czerwienieje maa pod "na blizna. ,nam te blizny, widziaam ich wiele w sanatori m -eborah. 3o od trans+ zji. &zy"by m zrobiono operacj serca1 /a5dziernik 9)ziam spacer od wszystkich okien k wszystkim oknom9 ' za wa" moj# nieskaziteln# angielszczyzn#. )spinaam si na palce, przechylona przez parapet, patrzyam w d. :sme pitro. !ie wiem dlaczego, ale wydawao mi si za nisko. 3am nade mn# jeszcze szesna$cie ' prostopada $ciana $wiate i wiatr . .om+ort, g pio byoby z smego, je$li mo"na trzy razy osiem. 3abliczka mno"enia te" ma swoje kompleksy wy"szo$ci. !ie bj si, jest we mnie co$, co sobie mnie ceni, chocia" nie wiem za co. !ie mr jeszcze, poczekam, poczekamy razem( my miemy przecie" piknie czeka, na "ycie, na $mier, na cokolwiek... 3rzy razy osiem. Byam tam wczoraj, wjechaam wind#, na ostatnie pitro, drzwiami z napisem 9przej$cie

wzbronione9 przedostaam si na niewielk# werand. 3am w dole migotao wiele czerwonych $wiate, w#skimi licami przes way si samochody z penie mae, szli l dzie. ) grze by wiatr, przeci#ga ponad dachami chodny, pa5dziernikowy. 4ozrz ci mi wosy, poprzez cienki szla+rok przedosta si do skry. 6taam, dok#d zby nie zaczy mi dygota z zimna, potem odsz kaam wind i zjechaam w d. /o kilk min tach b#dzenia odnalazam swj korytarz. !a prog separatki syszaam przyspieszony, chrapliwy oddech M rzynki. *ej pprzymknite oczy byy matowe, drobne ciemne rce zaci$nite w pi$ci. Mwia co$, czego nie roz miaam, ale mwia tak, jak gdyby to bya skarga. /a5dziernik M rzynka le"y pod tlenem. )ielka +ioletowoniebieska b tla soi poza jej "kiem 7 mowe r rki przymocowano plastrem do "elaznej porczy. 6ysz delikatny syk i cz j, jak pokj wypenia si ozonem. 2ddycham gboko dziwi#c si, "e powietrze tak lekko przechodzi przez moj# zaci$nit# krta . Cieniutki syk podobny do brzk komara okr#"a nasz may pokj. M rzynka nie d si si j ", le"y spokojnie na wznak, ze skrzy"owanymi na piersiach ciemnymi rkoma. )czoraj odwiedzili j# krewni. -wch wspaniaych t stych M rzynw i dwie M rzynki w jaskrawych s kniach. 2bsiedli tak"e i moje "ko, mwili d "o i haa$liwie, $miali si Bernice ' wczoraj syszaam wielokrotnie jej imi ' $miaa si razem z nimi. .iedy odeszli, zdoaa mi wyt maczy, "e to byli jej bracia z "onami i "e przyszli odda krew potrzebn# dla niej do trans+ zji. ) tym szpital ci#gle brak $wie"ej krwi i m sz# si o ni# stara krewni pacjentw. Inaczej ' inaczej s# tr dno$ci ze zrobieniem operacji. -ziki wspaniaomy$lno$ci swych braci Bernice bdzie moga pj$ na operacj j " za kilka dni. /a5dziernik 3en naprzeciw nazywa si Berni. 6potkali$my si dzi$ rano w drodze do azienki. 0$miechn# si wymijaj#c mnie( hallo ' powiedzia. !ie odpowiedziaam nic, ale na moment przystanam i $miechnam si tak"e. /o $niadani przyszed i stan# w otwartych drzwiach separatki, zapyta, jak si cz j. -obrze ' odpowiedziaam ' dobrze i poprzez cienk# kosz l dotknam p ls j#cego serca. ' 4oz miem ' powiedzia ' masz wad serca ' jego oczy spowa"niay na chwil, a potem znow zabysy w ciepym $miech . ' &o jada$ dzisiaj na $niadanie1 ' zapyta. .iedy siad na moim "k , podci#gnita nogawka pi"amy odsonia w#sk# szram ponad lew# kostk#. !ie mogam oderwa ocz od tej szramy. ,a wa"y moj# ciekawo$ i $miechaj#c si nie$miaym, jak gdyby przepraszaj#cym $miechem wyja$ni ' trans+ zja, miaem trans+ zj krwi. 3o nie bya operacja serca. 3ego wieczor w hall znajd j#cym si na samym ko cu korytarza Berni, wertuj#c pracowicie mj sownik, zdoa mi wyt maczy, "e podejrzewano niego gr 5lic p c. ;ekarze nie byli pewni diagnozy i dlatego zdecydowali si pobra wycinek p ca. 4ozchyli pi"am ' z prawej strony pomidzy dwoma wystaj#cymi "ebrami zobaczyam trzycentymetrow# blizn, podobn# do tej na kostce. By bardzo ch dy, klatk piersiow# mia zapadnit#, skr bia#, nie owosion#. ' 3eraz ' mwi ' przekonali si, "e jestem zdrowy. )racam do dom , do %rgentyny. ,a pi dni ' i jeszcze raz, pomagaj#c sobie rozstawionymi palcami rki ' za pi dni, roz miesz1 /a5dziernik Moj# M rzynk codziennie odwiedza ksi#dz, pochyla si nad "kiem i agodnym st mionym gosem mwi o Bog , nakaz je jej cierpliwo$. 2czywi$cie nie roz miem jego b d j#cych kaza ,ale z czstotliwo$ci znajomych wyrazw< Bg i cierpliwo$ ' ten ostatni powtarzaj# nade mn# codziennie ' domy$lam si sens wypowiedzi. 3en ksi#dz ma $niad# twarz w a reoli gstych biaych wosw, przyjazne r chliwe oczy. .iedy po raz pierwszy przystan# nade mn#, siowaam go zignorowa i dawaam, "e nie roz miem nawet najprostszych pyta. Nie zniech ci si jednak, wyj# mi z r#k br#zowy sownik i zacz# go cierpliwie przesz kiwa. ) ten sposb dowiedziaam si, "e Bg jest dobry i "e nale"y m +a, a kiedy gwatownie zaprzeczyam r chem gowy, ten ksi#dz ' nie zra"ony moim sceptycyzmem ' przytrzyma mnie jedn# rk# za rami, a dr g# chytrze i szybko pobogosawi. ,aprzyja5niamy si pomimo r"nych pogl#dw na nat r Boga. /a5dziernik -zi$ w nocy )oszka wrcia na 6ycyli. *a nie mam gdzie wrci. !ie l bi wasnego dom , chorowaam tam zbyt d go( nie l bi .rakowa, zbyt tr dno obchodzi 4ynek, najd "sza z wszystkich lic, lica .opernika ' jest wszdzie. 3e szare b dynki po obydw stronach licy ' to szpitale. Boj si szpitali, mwiam ci j " ' jestem tchrzem. % przecie" bya taka chwila, w ktrej nie baam si wcale. 2stra iga o milimetrowej $rednicy dotara do serca, przebia cienk# $cian. /ociemniao mi w oczach, nagy chd podpez do garda i pyna wieczno$, zanim $wiato powrcio znow . ,obaczyam ich nad sob#, sk pionych, biaych, syszaam ciche gosy. .to$ dotkn#

mojego policzka, kto$ pogadzi mnie po wosach. Byam dzielna ' tak powiedzieli. 3o trwao tylko trzydzie$ci sek nd. 3en zabieg nazywaj# t wentryk logramem. =ioletowym pynem ze strzykawki wypeniaj# komory serca i jednocze$nie robi# kilkana$cie rentgenowskich zdj. )cze$nie rano pielgniarka przysza i powiedziaa, "e pojad na badanie. !ie dostaam $niadania i nie pozwolono mi wsta z "ka. ;e"aam nier chomo, przykryta kocem pod sam# brod( Berni sta w potwartych drzwiach. !ie czekali$my d go. )zek zaskrzypia i spoza plecw Berniego wyonili si dwaj czarni sanitari sze. 2winli mnie kocem i poo"yli na wzk . Berni sta obok, sta z rkoma op szczonymi w d, z tym swoim przepraszaj#cym $miechem na biaej, wych dzonej twarzy. ' &zy mam si ba1 ' spytaam. !a czyam si tego zdania kilkana$cie min t tem , kiedy powiedziano mi, "e pjd na badanie, kiedy ' jak codziennie ' czekaam na niego. ' !ie, sk#d"e. ' !ie boj si. )zek, popychany przez sanitari szy, skrzypi#c potoczy si w d korytarza. /a5dziernik 6tella idzie j tro na operacj. 3a dziewczyna jest /olk#, to znaczy, dawno tem przywie5li j# z /olski rodzice. Bya tak maa, "e nie pamita rodzinnej wsi, a odk#d rodzice marli, me mwia po polsk i zapomniaa tak"e ojczystego jzyka. Mieszanina gralsko'angielska, ktr# poroz miewa si ze mn#, na pewno wywoaaby ob rzenie jzykoznawcw, dla mnie jest jednak dobrym, zroz miaym jzykiem. ; bi siedzie przy jej "k i przygl#da si jej nieskomplikowanej przyszo$ci. * " nied go k pi# sobie z m"em +arm, jej crka, trzyletnia zaledwie, bdzie moga skoczy szko i pj$ na niwersytet. 6tella pokaz je zdjcia. / coowata b zia otoczona jasnymi, prze$wietlonymi loczkami. ' M sisz j# zobaczy koniecznie ' mwi 6tella ' przyjedziesz do mnie, prawda, pojedziemy natychmiast po operacji... 3o byo trzy dni tem . -zisiaj 6tella siedzi na "k z podkr#"onymi oczyma, a obok siedzi jej m#". 3rzymaj# si za rce. ' )ejd5 na chwil ' prosi 6tella ' mam nowe kolorowe zdjcia, m sisz je poogl#da. ' -ziewczynka w czerwonej s kience stoi na tle biaej $ciany dom . 2czy ma niebieskie, blond wosy skrcone t " przy skrze. ' /rawda, "e rosa1 ' mwi 6tella. ' 0rosa, 6tello, i wypikniaa. * " rano... 6tella posza. 3e listy tak zabawnie wdr j# w d poprzez w#ski, oszklony sp st. 6padaj# z smego pitra i zabijaj# si na miejsc . /a5dziernik 6tella miera i wypdzili mnie z jej pokoj . % przecie" trzeba, "eby j# kto$ trzyma za rk. 3o jest tr dna chwila i dobrze wtedy czepi si czyjej$ ciepej doni. 6tella ' w#skie szparki zamiast ocz . 3ak dobrze pamitam, co to znaczy, tal me chc, zby moja przepowiednia spenia si raz jeszcze. -laczego nie pozwolono mi siedzie przy jej "k i trzyma j# za rk1 Mo"e mogabym j# zatrzyma. *ak my$lisz1 &zy mogabym j# zatrzyma1 !ie, nie, ja te" wiem, "e nie ' i wiem, "e post#piono s sznie wyrz caj#c mnie stamt#d. ,a kilka dni mam przecie" pj$ na operacj. /a5dziernik 6tella mara, a w dziepotem umar a 4osemarie. /o raz pierwszy zwrciam na ni# wag, kiedy zobaczyam, jak mocno, d go ca je si z ciemnym, wysokim chopcem w korytarz . Miaa zaledwie dziewitna$cie lat, po+alowane wosy, wyp ke sta. 8miaa si, l bia si $mia. .ilka razy dziennie wbiegaa do mojego pokoj , wskakiwaa na "ko i powa"niej#c nagle, mwia o mio$ci. 3en chopiec, ktry t j " wicej nie przyjdzie, to by jej narzeczony. ,a miesi#c mieli wzi# $l b... *ednak nie bd# mnie operowa, jeszcze nie teraz. Moje serce zachowywao si ostatnio zbyt haa$liwie i po d "szym namy$le odesano mnie do -eborah. /o zgiek >ahnemann >ospital sanatori m wydaje si dziwnie spokojne. 6ycha tylko wiatr, pozrz ca wszystkie li$cie i jabonie przed werand# stoj# br#zowe, nagie. .r#" po korytarzach, dok#d zawroty gowy nie zbij# mnie z ng. -ostaj dwa razy dziennie silne proszki nasenne. 6anatori m prawie p ste. 2prcz mnie jest tylko stary ;itwin, &zeszka i ?ydwka z Izraela z dziewicioletnim synkiem. /rzewa"nie spdzam czas w towarzystwie &zeszki. /oroz miewamy si troch po polsk , troch po angielsk i ' po czesk . , tego ostatniego nie roz miem ani sowa i podejrzewam, "e czeski mojej nowej znajomej jest rwnie znieksztacony jak polski 6telli. &zeszka podobnie jak i 6tella przyjechaa t taj wiele lat tem i nie pamita j " rodzinnego kraj , jej krajem jest %meryka( mae przemysowe miasto w stanie !ew *ersey, w ktrym mieszka jej m#", crki i ziciowie. 2na tak"e $miecha si kadaj#c na kodrze kolorowe zdjcia. *est tak wycieczona, "e z tr dem jedynie rozpoznaj j# na +otogra+iach. ) ci#g kilk miesicy choroba poczynia ogromne sp stoszenie. ,apady si okr#ge policzki, nos wyostrzy si, powieki nabrzmiay, skra przybraa sino"ty odciei tylko jej g ste, , rwno przycite nad czoem wosy pozostay tak samo intensywnie r de. I

ona tak"e z wielk# cz o$ci# patrzy na zdjcia swoich crek ' dwch raczej tgich dziewczyn, stoj#cych w k#pielowych kosti mach na tle ocean . ?ydwka i may mwi# tylko po hebrajsk . !ie roz miem nia, ale z przyjemno$ci# s cham ich rozmw. 3o pikny jzyk o gbokim, gardowym brzmieni . )skaz j r"ne przedmioty i prosz, "eby je dla mnie nazywali( w ten sposb zdobywam ich "yczliwo$ i $miechaj# si do mnie przyja5nie, ilekro spotykamy si w korytarz . May nosi zawsze $mieszn#, okr#g# czapeczk, spod ktrej wystaj# dwa d "sze pasma wosw zawinite na szy. /oza tym jest taki sam jak inne dzieci, biega i ob z je nie zwracaj#c wagi na swoje chore serce. ;itwin jest odl dkiem, siedzi samotnie poza szczelnie zamknitymi drzwiami i czyta prawdopodobnie. /odczas mojego pierwszego pobyt pielgniarka wywozia go czasem w krze$le i stawiaa w cieni pod jaboni#. !a jego owinitych kocem kolanach le"aa zwykle jaka$ ksi#"ka. 2dk#d dni s# pochm rne, nie pokaz je si z penie. I to j " wszystko, i jeszcze tylko ja i mj niepokj, i noc. /a5dziernik ;ekarz Biaor sin mwi po polsk . .iedy dowiedzia si, "e t jestem, przyszed mnie odwiedzi, przynis wi#zk ciemnych winogron i trzy zoto"te banany. &o za lga mie go naprzeciw siebie i mwi, nareszcie mwi. 2powiadam m o moim lk , o bezsennych nocach w >ahnemann, o tych wszystkich, ktrzy zniknli poza kwadratowymi drzwiami pokoj operacyjnego, "eby j " nigdy i nigdzie nie powrci. Mwi o )oszce, o 6telli, o 4osemarie, o Bernim, ktry na dzieprzed moi m wyjazdem spakowa ma# "t# walizk, jeszcze raz $miechn# si nie$miao z gbi korytarza ' nie chciaam go odprowadzi do windy ' odszed. /ojecha do dom , do %rgentyny, on jeden zdrowy... ;ekarz Biaor sin powoli podnosi oczy sponad splecionych rak. /rosi, "ebym m opowiedziaa wicej o Bernim. 2pis j bia#, ch d# twarz, zapadnit# klatk piersiow#, naznaczon# z prawej strony w#sk# trzycentymetrow# blizn#. ' Bertrand le"a t taj na oddziale p cnym ' mwi lekarz ' podejrzewaem raka p c. )ysali$my go na badanie do =iladel+ii, potwierdzono tam moj# diagnoz. 4ak rozsiany, nie mo"na zrobi nic. Bdzie "y najwy"ej kilka miesicy. &zy"bym "aowaa, "e nie odprowadziam go do windy, "e odwrciam twarz do okna wtedy, gdy w hall na kocu korytarza dotkn # lekko moich wosw1 /a5dziernik 4ozpieszczaj# mnie. ;ekarz Biaor sin przynosi codziennie ki$cie +ioletowych winogron, d gie godziny spdza przy moim "k . 2powiedzia o mnie jakiej$ na czycielce polskiego pochodzenia i ona tak"e przysza mnie odwiedzi. 2dwiedziny byy wspaniae, dostaam mnstwo prezentw i jak w opowie$ciach o wr"ce zapytano, czego sobie "ycz najbardziej. ,apragnam +ryzjera. 2kazao si, "e m#" na czycielki jest najprawdziwszym +ryzjerem i nazaj trz sprowadzia mi go z caym arsenaem przyrz#dw. /rzestraszyam si nieco patrz#c na maszynki, brzytwy i no"yce, ktre m#" tej pani, gr by, energiczny !iemiec, wyjmowa ze skrzanego nesesera i kada na nocnym stolik obok "ka. !a kocu wyj# ogromne biae prze$cierado i zawi#za mi je pod brod#. 3ylko troch przyci# ' prosiam, ale on nie zwraca wagi na moj# pantomim ani na sowa swej ma"onki. 2choczo zabra si do dziea. ,anim zd#"yam zaprotestowa, trzy d gie pasma wosw le"ay na pododze. 3eraz trzeba byo zrobi to samo z dr giej strony. /otem wyrwnanie, przycinanie, wycinanie. .iedy wydostaam si z r#k tego +ryzjera, na pododze le"aa caa moja cz pryna, a ja miaam na gowie co$ $miesznie k sego. )yswobodzona z prze$cierada, pobiegam do l stra. =ryzjer sta poza mn#, tak zadowolony ze swej pracy, "e grymas przera"enia na mojej twarzy zmieni si z wolna w $miech. /a5dziernik, sam koniec @adnie mi z krtkimi wosami, adnie mi z blad# twarz#. @adnie mi we wszystkich r"owych i delikatnych koronkach, w ktre mnie brano. 6toj przed l strem i patrz. 3ak pobrzk je pr"no$, syszysz, jak brzczy1 *ak bransoletki na cienkich przeg bach >ind sek, jak zote kolczyki w czarnych szach 7lowine. 3aka jestem najprawdziwiej, gdy stoj przed tym l strem przez nastpne p godziny. 7dy po kolei ogl#dam sobie palce, ka"dy osobno zginam. 2ne s# "ywe, wiesz, i takie ciepe. I pewnie miej# co$ i my$l#... *ak jest potem1 @okie ogl#dam i przykadam policzek do ramienia. /achnie... teraz mam d "o pachnide i ci#gle mi znosz# jeszcze. )ic jak jest potem1 ) poniedziaek, to jest dokadnie za trzy dni, zabior# mnie znow do szpitala w =iladel+ii. 3ym razem to j " na pewno. 6# takie noce, przyjaciel , kiedy $wiat si koczy. 8wiat odchodzi i zostawia nas z rozszerzonymi 5renicami i bezradnie op szczonymi rkoma. !ajpierw to jest $wiadomo$ konieczno$ci nieodwoalnie matematycznej, $wiadomo$, "e j tro nie bdzie j " $wiata. % jaki jest w tej chwili tylekro i na nowo przecz wanej, w tej chwili rosn#cej w nas, dojrzewaj#cej, w samym kocu tej chwili Wtedy, gdy $wiat jednocze$nie jest i nie jest, gdy

jeszcze oddechem, r chem staramy si zatrzyma to, co bezpowrotnie w nas mija1 % noc, przyjaciel , jaka ciemna jest wtedy nocA I jak nagle na jej nieprzeniknionym tle zaczyna si dzia "ycieA 3o jest soce bardzo ostre, prostopadle padaj #ce na ziemi, poranki w socu i agodne letnie wieczory. /rzychodz# ka "e pozostae po ciepym deszcz , stopy zan rzone w wodzie do kostek, kostki stp. I przybli"aj# si do ocz +ragmenty ziemi, ktra si przes wa, koysze, odkrywa sw# sypk# konstr kcj, pozwala si kr szy na cz$ci. /rzychodz# po dnia, kiedy soce staje nieruchomo w najwy "szym p nkcie nieba, kiedy cienie s# krtkie i ostro obrysowane, a ka"dy py zawieszony w przestrzeni osobno wa"ny, prze$wietlony $wiatem skradzionym socu. !o wszystko kryje w sobie noc, a potem jest $wit i przygotowania s# skoczone. Czy wiesz, o czym m wi 1 Mwi o tamtej chwili, kiedy le"aam na szpitalnym "k tak czysta, tak antyseptyczna, "e j " nie byam sob#, moje wyjaowione ciao nie byo mn#. 3o by obcy zapach chloro+orm i gazy. /odnosiam rce do twarzy si j#c rozpozna w nich te tylekro "yteczne i tylekro speniaj#ce pos sznie wszystkie moje "yczenia. 3e rce tak"e pachniay chloro+ormem. 0o"yam je na kodrze, zby odpoczy. )iedziaam, "e bd# mi jeszcze potrzebne do po"egnalnych gestw, do za"egnania nadci#gaj#cego strach . ,acisn je mocno i bl eman j#cy ze zd szonych tkanek pozwoli mi zapomnie o tym, "e $wiat miera. 3ak le"aam, przyjaciel , w tej nocy gstej od oddechw, wiziona w biaym kokonie gazy i antyseptycznego zapach . )tedy j " nie my$laam o tobie, nie wybieraam sw dla kolorw, nie staraam si pamita o niczym. 3o byo inaczej, ni" kiedy szam z tob# w deszcz , kiedy po przechadzce siedziae$ w +otel naprzeciw mojego "ka. )szystko, o czym kiedykolwiek prbowaam ci opowiedzie, stao teraz przede mn# zarysowane ostro na tle nierwnej w pmrok $ciany. 8ledziam w napici te chwile wyn rzaj#ce si z cienia, odchodz#ce pospiesznie, zanim zd#"yam je rozpozna. /rzychodziy inne... 2 $wicie odeszy wszystkie zostawiaj#c mnie doskonale cich# i przygotowan# z penie ' na sen, na $mier1 !iebo poszarzao i $wiata neonw poblady. /oja$niaa szpara midzy nie domknitymi drzwiami. *eszcze jedna chwila, jedna z tych d gich chwil, i nadszed dzie . Nigdy ci nie pisa am o tym, bo w t noc miaam przeg by doni owinite gaz# i nie mogam pisa, a w kilkana$cie dni potem porwaa mnie tera5niejszo$ i nie pamitaam j " tamtej nocy. ) kilkana$cie dni potem bardzo odwa"nie zaczam "y i wszystkie przedoperacyjne dni zbiegy si w jedno nie najwa"niejsze wspomnienie, o ktrym zwykam mwi 9tamten okres9. II. 6iedzisz w gbokim +otel naprzeciw mojego "ka. )idzimy si zaledwie po raz trzeci, a mnei si zdaje, "e pyny j " cae lata. ,nam na pami twoj# twarz, lekko niesion# do gry, nier chom# poza ciemnymi ok larami. ,awsze ten sam ironiczny grymas wydyma ci wargi, nie m sz patrze na ciebie, "eby wiedzie o nim, "eby mie si na baczno$ci. 3wj przeci#gaj#cy wyrazy gos... ' !ie l bi chodzi do kina. /amitasz1 /owiedziae$ to i wtedy po raz pierwszy podniosam szybko oczy na twoj# twarz, za wa"yam. &hc#c naprawi moj# niezrczno$ powiedziaam ' ja tak"e nie l bi chodzi do kina i poprosiam, "eby$ mnie odprowadzi do dom . ,godzie$ si. 3rzymaam mocno twoje rami, kiedy szli$my $lisk#, pen# zamarznitych gr d $nieg lic#. Baam si tego wieczor . &hodzenie sprawiao mi tr dno$, a najdrobniejsze nawet podniecenie wywoywao przykre d szno$ci. .iedy dostaam zaproszenie ' w#ski skrawek papier z niechl jnym nadr kiem ' wzr szyam ramionami, po chwili jednak zaczam si waha. 2d kilk miesicy j " siedziaam w dom , w "k przewa"nie, nie wid j#c nikogo oprcz rodziny. Moje wiersze tak"e chyba nie byy najgorsze, kto wie, mo"e zechc# je wydr kowa, je$li zanios je sama. /ostanowiam pj$ na ten wieczr powiatowej poezji w powiatowym mie$cie. 2dbywao si to w redakcji codziennej gazety. ,apaciam takswk i przez chwil staam na licy. &zarna tabliczka tkwia obok odrapanych drzwi, ktrymi si nikt, zdawao si, nie interesowa( chykiem, pospiesznie ws nam si do $rodka. ) przestronnym korytarz byo rwnie br dno i szaro jak na zewn#trz, przygl#daam si bezradnie szeregowi zamknitych drzwi. *edne z nich otworzyy si gwatownie i kazaa si w nich brodata twarz modego m"czyzny, ktry spostrzegszy mnie wrzasn# ' przysza ' po czym korytarz, zapeni si podobnymi do niego modymi l d5mi. Byo ich o$mi czy dziewici . ,aprowadzili mnie do maego, czarnego od dym pokoj , posadzili na najbardziej wyeksponowanym miejsc , poprosili, "ebym czytaa. 4ce mi dr"ay, kiedy wyjmowaam z torebki zapisane atramentem kartki, oddychaam z tr dem. &z am na sobie ich badawczy, taks j#cy wzrok, ogl#dali moje wosy, twarz, nogi, ogl#dali mnie ca#, nie zwracaj#c wikszej wagi na tre$ moich sw, na dr"enie gos . !ie za wa"yam ci jeszcze wtedy. %bsorbowa mnie cakowicie popoch mojego serca( bio nierwno, dono$nie, nieomal syszalnie. ?eby tylko nie spostrzegli ' modliam si ' "ebym tylko moga sko czy, zanim zrobi mi si d szno. !ie spostrzegli niczego. ;edwie skoczyam, zaczli haa$liwie wybiera si do kina zapraszaj#c i mnie, a kiedy odmwiam, kiedy odmwili$my oboje, podeszam do ciebie i zapytaam< ' -laczego nie chce pan i$ do

kina1 ' !ie l bi chodzi do kina. &zarne ok lary zasaniay ci oczy. !agle zroz miaam. Byo mi d szno, kiedy szam z tob# potykaj#c si o gr dy $nieg . /od lew# opatk# cz am znajomy, piek#cy bl, nie mogam odpowiada na twoje pytania. .iedy nareszcie przyszli$my do dom , matka, sysz#c mj przyspieszony, $wiszcz#cy oddech, zawoaa< ' ,mczya$ si jednak, wiedziaam, "e si zmczysz, natychmiast po" si do "kaA ' 3o mj przyjaciel ' powiedziaam ' poo" si w tej chwili, nie m sisz go zabiera z pokoj . 6tae$ nier chomo nas ch j#c szelest $ci#ganej przeze mnie bielizny, a kiedy j " le"aam w "k , oparta o wysokie pod szki, i mj $wiszcz#cy oddech spokaja si z wolna ' ty, siedz#c naprzeciw w gbokim +otel , agodnym gosem, przeci#gaj#cym wyrazy, powtrzye$ swoje pytanie. ) trzydziestym dziewi#tym rok we wrze$ni ciekay$my z matk# przed inwazj# niemieck#. /ojechay$my na wie$ do rodziny, a kiedy +ront zacz# si niebezpiecznie zbli"a, wyprawiy$my si drabiniastym, wiejskim wozem na wschd. )z zaprz"ony w krow i jednego ch dego konia nie por sza si tak szybko jak zmotoryzowana armia niemiecka, tote" w ci#g kilk godzin znale5li$my si w samym $rodk dziaa wojennych. Coraz cz$ciej zowr"bny warkot wyrasta nad naszymi gowami. )yskakiwali$my z woz i rozsypywali$my si po lesie. Matka nosia ze sob# zielony weniak. .iedy samoloty kazyway si nad lasem, kada si obok mnie na trawie i przykrywaa nas zielonym s knem. 2 ile tylko mogam, wychylaam gow i patrzyam w las. /ociski raniy drzewa, gazie z szelestem osypyway si z drzew. Matka przyciskaa mnie mocno do ziemi, owijaa mi gow weniakiem. /ozwalaa mi wsta dopiero wtedy, kiedy odgos silnikw cich z penie. Biegam i podnosiam z ziemi obcite gazie. 3e gazie, ktre zbieraam tak apczywie, ktre przyciskaam do piersi i wlokam za sob#, to byli moi pierwsi zabici. ) kilka lat p5niej widziaam pozbawionych "ycia l dzi. ) czterdziestym pi#tym rok "onierze radzieccy walczyli na licach naszego miasta. 2+ensywa przysza nagle, zastaa mnie w$rd najlepszej zabawy i od raz napenia przera"eniem. !ie czytaam gazet, nie s chaam rozmw dorosych i nie wiedziaam o tym, "e za kilka dni, mo"e za kilka godzin, przyjdzie mi ogl#da prawdziw# bitw. Bitwy, ktre ogl#daam dotychczas, w ktrych braam naj"ywszy dzia, to byy te toczone na podwrz pomidzy dwiema gromadami dzieci, podzielonymi na wrogie obozy. Byam komendantem dr "yny niemieckiej, tak zrz#dzi los, bo losowali$my, kto z nas mia wej$ w skad wrogiej dr "yny. !ikt nie chcia si na to zgodzi dobrowolnie. Byam bardzo dzielnym komendantem ' miaam armi liczebnie sabsz# i gorzej zbrojon# ' m siaam osobi$cie pilnowa atak , zachca "onierzy do walki, przestrzega przed zbyt wczesnym poddaniem, co w sposb oczywisty ps oby zabaw, jakkolwiek wszystkie nasze serca napenioby ogromn# rado$ci#. &zego nie zrobiliby$my, aby tylko /olacy zwyci"yliA 4az pamitam ' wywiadowca dr "yny polskiej zaszed mnie od ty i kiedy obejrzaam si, rz ci we mnie kamieniem. !agy nik gowy chroni mnie przed trat# oka, ale nie zdoaam nikn# cios . .amie tra"i mnie t " pod okiem i krew podpyna pod skr zabarwiaj#c sino policzek. !ie rozpakaam si wtedy, pomimo dotkliwego bl , i zbagatelizowaam cae zdarzenie odpowiadaj#c zdawkowo ' przewrciam si ' na niespokojne indagacje matki. 3e walki toczone codziennie nie na czyy mnie jednak niczego i z wielkim zdziwieniem patrzyam, jak nagle p stoszeje lica. ; dzie rozpierzchli si w ci#g par sek nd, ojciec poci#gn# mnie za sob#, wbieg do mieszkania i zabarykadowa okna. - dnienie armat, ktre nie dochodzio do mnie pocz#tkowo, nasilio si, sycha byo cakiem blisko pojedyncze strzay. /o krtkiej naradzie rodzice zdecydowali si zej$ do piwnicy i matka sprowadzia mnie tam krtymi schodami. 0siadam obok niej na po panych kodach drzewa i nas chiwaam odgosw dzia. )alki trway trzy dni. ) ci#g tych trzech dni nie chciaam si poo"y, nie pozwoliam zdj# z siebie ciepego paszcza. 6iedziaam podrzem j#c, z gow# wt lon# w kolana matki. &zwartego dnia rano przyszed ojciec z wiadomo$ci#, "e !iemcw j " nie ma, i wyprowadzi nas na lic. )tedy zobaczyam ich po raz pierwszy. ;e"eli z ramionami rozrz conymi, z podk rczonymi nogami. )ydawali si dziwnie mali. 8ciskaam mocno rk ojca, wbijaam w ni# paznokcie. ) pytkich rowach na rynk le"ay ich cae stosy, m nd ry mieli pokrwawione, porozdzierane, oczy szkliste. / $ciam rk ojca i biegiem ciekam do dom . ) dziep 5niej dostaam wysokiej gor#czki. 6#siad lekarz orzek, "e to niebezpieczna angina, i kaza mi le"e w "k . -ni pene nowo$ci, pene podnieconych gosw i obcych zapachw. ?onierze radzieccy stacjon j#cy w naszym dom ' cz ich byo tytoniem i potem, mwili niezroz miaym jzykiem. )szystko to docierao do mnie poprzez cienk# $cian, poprzez opowiadania matki. ;e"aam w "k . ;ekarz stwierdzi, "e angina przerodzia si w zapalenie staww, i zabroni mi chodzi. &odziennie matka smarowaa mi "t# ma$ci# bol#ce przeg by r#k, okcie, kostki i kolana, zawijaa je banda"ami. .iedy zapalenie nasilio si, zawijaa tak"e moje donie. ;e"aam na tapczanie w rog pokoj nas ch j#c odgosw dobiegaj#cych spoza zamknitych drzwi. 3am mieszkali "onierze. !ajchtniej poszabym przyjrze im si z bliska, ale bl w stawach niemo"liwia najl"ejsze por szenie. ;e"aam wic nier chomo, si j#c osz ka bl, i czekaam na matk. /rzychodzia, siadaa przy "k i czytaa mi ksi#"ki. 6 chaam i z jej sw b dowaam obrazy tak "ywe, "e nieomal rzeczywiste. Byam wszdzie< w stepach zachodniej %meryki, braam dzia w ekspedycji a+ryka skiej,

p ynam przez wzb rzony ocean... Matka przerywaa czytanie, "eby mi poda lekarstwa. )ypijaam szybko gorzkie krople, poykaam proszki, byle tylko nie przerywaa czytania. ) ten sposb pyno nam sze$ miesicy. .iedy soce coraz cz$ciej zaczo zagl#da w okna pokoj , niecierpliwiam si i prosiam matk, "eby mi pozwolia wsta. Bya jednak nieprzebagana. !a moje pro$by odpowiadaa, "e mam chore serce i "e nie wolno mi chodzi. ) kocu czerwca sprowadzi a kilk lekarzy. Badali mnie kolejno, a potem zasiedli przy stole i zaczli wymienia niezroz miae aci skie terminy. # chaam w napici si j#c odgadn# decyzj z ton ich gosw. Baam si, "e nie pozwol# mi wsta. /o"egnali si i wyszli, a za chwil do pokoj wesza matka i pochylaj#c nade mn# rozja$nione oczy powiedziaa, "e wolno mi podnie$ si z "ka. Moja rado$ bya tak ogromna, "e postanowiam natychmiast skorzysta z pozwolenia. ,erwaam si na nogi, krzyknam z bl i padam na podog. !ie miaam chodzi. /odczas miesicy le"enia stawy traciy dawn# elastyczno$, nie chciay si zgina i nie mogy trzyma ci"ar ciaa. -opiero przy pomocy matki, prawie noszona przez ni# nad podog#, zdoaam czyni kilka krokw. 3a pierwsza prba wyczerpaa mnie tak bardzo, "e bez protest wrciam do "ka. !ie pakaam, ale patrz#c na moj# napit# blem twarz matka odgada, "e jestem w rozpaczy. 0siada obok i zacza mi t maczy, "e osabienie na pewno wkrtce minie, "e powinnam by cierpliwa. ) ci#g kilk dni na czyam si chodzi, po miesi#c mogam j " biega i w jesieni po raz pierwszy w "yci poszam do szkoy. 3o wszystko opowiedziaam ci pierwszego dnia, kiedy spytae$, dlaczego nie mog swobodnie oddycha. !ie wiedziaam wtedy, "e twoje pytanie byo podstpem. !ie chodzio ci o genez mojej choroby. &hciae$ wiedzie co$ znacznie wa"niejszego( chciae$ wiedzie, w jaki sposb rodzi si mj pr, moja mio$, mj bl. ) zadymionym pokoj , penym obcych, natrtnie przygl#daj#cych mi si m"czyzn, ty jeden s chae$ moich sw. 0syszae$ dr"enie mojego gos i odgade$, "e pod sowami kryje si rozpacz i b nt. .iedy p5nym wieczorem matka wesza do pokoj i wstae$, "eby si ze mn# po"egna, zapytaam ' czy przyjdziesz j tro1 6kin#e$ gow# i j " na prog , dotykaj#c delikatnie palcami otwartych drzwi, odwrcie$ k mnie nier chom# twarz i powiedziae$ wolno< ' * tro zobaczymy si znow . ,apalenie wsierdzia, jak nazywano moj# chorob, powrcio w jesieni wraz z nowym przezibieniem. * " w pa5dziernik le"aam w "k z owinitym gardem i kiedy gor#czka narastaa, cz am, "e moje serce "yje wasnym, osobnym "yciem. 3rzepotao, jak gdyby chciao si wyrwa z wizi "eber, nosio kodr i dawao o sobie zna ostrym blem przy ka"dym gbszym oddech . *ego gwatowny rytm spokaja si tylko pod zimnymi okadami. /rosiam matk, aby czsto zmieniaa ld w termo+orze, aby mi nie zdejmowaa w ogle termo+or z piersi. ;e"aam spokojnie na wznak bawi#c si drewnianymi +ig rkami szachowymi. !ajchtniej czytaabym, ale matka mwia, "e czytaj#c w gor#czce ps j sobie oczy. &zytaam wic tylko wtedy, kiedy wiedziaam, "e jej nie ma w dom , a gdy znajome lekkie kroki rozbrzmieway w przylegym pokoj , chowaam ksi#"k gboko pod pod szk i znow braam do r#k zgrabnie wycite +ig rki szachowe. /ocz#tkowo ogl#daam je tylko, ale j " wkrtce ich ksztaty zaabsorboway moj# wyobra5ni i kadaam bajki, w ktrych odtwarzay przynale"ne im z racji nazw role. 3ak przele"aam kilka miesicy, nim nasz domowy lekarz, zniechcony brakiem jakiejkolwiek poprawy w moim zdrowi , zdecydowa, "e nale"y mnie zawie5 do szpitala. -o .rakowa odwie5li mnie rodzice. Byam zbyt saba, abym moga obejrze miasto, wyprosiam jednak, "eby$my do szpitala pojechali okr"n# drog# poprzez 4ynek i w#skie liczki $rdmie$cia. /rzejechali$my obok )awel , wychylona z a ta, zdoaam zobaczy +ragment czerwonych m rw i wierzchoki zielonych wie"( w drodze powrotnej nasza takswka okr#"ya 6 kiennice, po czym j " szybciej skierowaa si k licy, z ktra miaam zawrze w tym mie$cie d goletni#, intymn# znajomo$ ' k licy .opernika. 2kno sali szpitalnej wychodzio na ko$ci *ez itw, z "ka widziaam +ragment wie"y z kamienn#, krzy"owan# +ig r# &hryst sa, zarosa do poowy dzikim winem. !a pozostaych czterech "kach le"ay blade, wych dzone kobiety, ktrych wiek nie mogam na pierwszy rz t oka rozpozna. 2bok jednej z nich siedziaa moja matka i mwia co$ swoim d5wicznym, ciepym gosem. .obieta wpatrywaa si w jej twarz gboko osadzonymi, ciemnymi oczyma( w#skie, "te palce w ge$cie penym drki przywieray do r#k mojej matki. 3on gos matki zintensywnia na krtk# chwil, nabra gbszych, ni"szych odcieni i chocia" sowa nie docieray do mnie, odgadam, "e matka mwi o "yci i o zdrowi . /atrzyam na jej pochylony pro+il i s chaj#c jej gos cz am si nieomal bezpiecznie. % jednak j " wtedy wiedziaam wszystko o $mierci. /amitaam marych "onierzy i my$l, "e mog le"e rwnie nier choma, rwnie bezwadna jak oni, przejmowaa mnie lkiem. /rzyciskaam rk# bij#ce go$no serce i oczyma badaam twarz matki. 0$miechaa si, $miechay si jej oczy i sta i jej sowa niosy ciep# pewno$, "e "yci mojem nie zagra"a najmniejsze nawet niebezpieczestwo. $nie nie dotyczya mo"liwo$ tak okr tnie narz caj#ca si w tym biaym pokoj penym drczonych spojrze ,nieartyku owanych szeptw, ja jedna ' dziki obecno$ci mojej matki ' wydawaam si sobie nie$miertelna. /o tygodniowym okresie badalekarze zdecydowali, "e nale"y mnie pozbawi op chnitych,

zwyrodniaych migdaw. 2peracja sama przez si nie nale"aa do skomplikowanych, ale moje serce byo w stanie zapalnym i organizm, jakkolwiek mody, wyczerpany by chorob#. /oszy$my ' jak zwykle razem ' pod drzwi gabinet chir rga< matka i ja. 6tanam zdecydowanie w prog , przywaram rkoma do +ram gi i za"#daam, "eby matce pozwolono wej$ ze mn#. M siaa tam by, m siaa sta naprzeciw mnie. 3o byo wa"ne. *ej oczy kryy tajemny kod, ktrego ka"dy znak macnia we mnie pocz cie bezpiecze stwa. %eszcze wtedy nie wiedzia am, nie podejrzewaam nawet, "e matka potra+i kama oczyma. /atrzyam na ni# tak"e wtedy, kiedy lekarz przechyli mi gow i zan rzy w gardle ostre narzdzia. 2ddychaam z tr dem, dawiam si $lin#, nie przestawaam jednak wpatrywa si w jej oczy. )idziaam, jak w sk pieni $ledzia por szenia szybkich r#k lekarza, i widziaam ' gdy podnosz#c oczy napotykaa moje badawcze spojrzenie ' jak jej wargi kaday si w lekki, konspiracyjny $miech. 0$miechaa si, kiedy po skoczonym zabiegu lekarz odprowadzi nas do drzwi gabinet i gdy j " z powrotem le"aam na szpitalnym "k z niejasnym cz ciem mdo$ci i dawienia w gardle ' siada obok mnie i kada palec na stach gestem nakaz j#cym absol tny spokj, ilekro niespokojnie por szaam gow#. /o dwch godzinach dostaam silnego krwotok . &iemna krew bl zgaa mi z garda, osabam z penie. ,abrano mnie na opatr nek i tym razem nie wp szczono ze mn# matki. )iedziaam jednak, "e czeka t " pod drzwiami i "e szepcze sowa ot chy przeznaczone dla mnie. 3 miam jki wydzieraj#ce mi si z poranionej krtani, staraam si zwalczy bezwadno$, ktra mikk#, ciep# +al# zalewaa oczy i sta. .iedy znow znalazam si w "k , byam tak saba, "e nie mogam nie$ r#k. -rapaam delikatnie kodr prosz#c matk, "eby podesza do mnie. !a jej pytanie, czy czego$ potrzeb j, przeczyam ledwie dostrzegalnym r chem gowy. !ie chciaam nic, m siaam jednak widzie jej oczy, m siaam patrze na jej twarz. !ie pakaa, pochylaa nade mn# z penie s che oczy i dr"#ce k#ciki jej st nosiy si w leci tkim $miech . /amitasz jej drobn# posta, przyjaciel 1 *ej jasny gos i ciepy dotyk rki1 2dgade$ od raz , "e jest cz$ci# mnie. Bya zawsze, odk#d ja byam, i zawsze bya ze mn#. 3o dziki niej miaam odwag walczy z bezsilno$ci# wasnego ciaa, z koszmarem biaych, nie kocz #cych si dni, z niepokojem chwytaj#cych za gardo szpitalnych nocy. /rzekazaa mi swoj# wspania# zacito$, oddaa mi ca# swoj# mio$ i wszystkie pragnienia. )iem, "e j# podziwiasz, lkam si jednak, "e twj podziw dla niej nie jest szczery. /odziwiasz w niej moje odbicie, a tymczasem to ja jestem jej niedoskona# kopi#, a ona jest pierwowzorem. %le moje policzki s# $wie"sze, moje wosy pr"niejsze i moje sowa przeznaczone s# dla ciebie, podczas gdy wszystkie jej sowa przeznaczone s# dla mnie. I na c" zda si ta apoteozaA /obogosaw moja nieszczero$, przyjaciel , moj# dzik#, nieokieznan# aprobat twoich cz . 3ak, to ja powinnam wypeni twoje my$li bez reszty, tylko jaA !ie pamitam dokadnie, jak d go le"aam ani w jaki sposb spdzaam czas podczas miesicy partej choroby. Matka mwi, "e czytaam ksi#"ki, wertowaam podrczniki szkolne, czyam si na pami wierszy i prbowaam pisa wasne. !iedo$cigym wzorem by Mickiewicz i 6owacki. /isaam wiersze rymowane trzynasto' i jedenastozgoskowe, prbowaam tak"e pisa sonety, a kiedy zdawao mi si, "e posiadam t szt k, dobieraam rymw potrjnych i b dowaam oktawy. Miaam pen# gow rymw i mogam napisa rymowany wiersz na ka"dy temat. 3e zajcia jednak nie miay dla mnie wikszego znaczenia. )a"ny by tylko $wiat za oknem, lica, po ktrej mo"na biec do traty tch , soce zagl #daj#ce ka"dego rana na parapet okienny, wiatr rozrz caj#cy gar$cie znow po"kych li$ci. .iedy nareszcie bd moga wsta, kiedy bd moga wyj$ do ogrod 1 Matka gniewaa si, zastaj#c mnie stoj#c# w kosz li przy oknie, a gdy w moich oczach kazyway si zy zniecierpliwienia, przyt laa do siebie i zapewniaa koj#co ' jeszcze tylko kilka tygodni, na pewno bdziesz do$ silna, aby wsta z "ka w przyszym miesi#c . 2dk#d wrciam ze szpitala, codziennie przychodzi nasz domowy lekarz, trzyma przez chwil przeg b mojej rki, przykada s chawk do serca, wymienia z matk# kilka zda na temat od "ywienia l b lekt ry, odchodzi... 8ledziam w napici jego pochylon# nade mn# twarz, staraam si odgadn# my$li. &zy pozwoli mi wsta1 &zy tym razem moje serce bije spokojniej1 M siao si spokoi, bo po jednej ze zwykych wizyt lekarz $miechn# si, napotykaj#c mj pytaj#cy wzrok, skin# gow#. ' 3ak, bdziesz moga wsta, ale powoli... !ie wolno ci biega i nie wolno je5dzi na rowerze, nie wolno ci si mczy... )staam. /rzez kilka dni sn am si po pokoj , niecierpliwie podbiegaj#c do okna. Matka wreszcie pozwolia mi wyj$ do ogrod . /5ne jesienne soce $wiecio intensywnie, sterty opadych li$ci szele$ciy pod nocami, pachniay mocno. !ie pamitaam o przestrogach lekarza, nie miaam o nich pamita. /o kilk tygodniach, w ci#g ktrych tylko przyspieszony rytm serca przypomina mi o niedawno przebytej chorobie, po kilk tygodniach soca i ziemi uciekaj #cej spod ng znalazam si znow w "k , a potem tak"e w szpital . &horoba staa si moj# dobr# znajom#. * " mnie niczym nie moga zaskoczy. ,naam na pami wszystkie jej objawy, odr"niaam gat nki bl i d szno$ci, wiedziaam te", jak im przeciwdziaa. ) taktyk obronn# wyposa"ya mnie przyroda. !ier chomiaam, kiedy nadchodzio niebezpiecze stwo, le "aam z penie cicho. 3ak nier chomiej# na rce czowieka owady obdarzone kolorem ochronnym. ;e"aam i pozwalaam matce wlewa

we mnie krople i czyni te wszystkie zabiegi, ktre w swej troskliwo$ci przepisywali mi lekarze. /i#ty dzie. &rzyprowadzi ci, jak zwykle, twj wysoki ciemnowosy kolega. 4azem tworzycie dziwn# par. /rzy nim wydajesz si niski, twoje wosy pomimo dw dziest lat s# biae, a twarz ' twoja twarz nie ma "adnego wiek . /odobna jest do twarzy trwalonych w kamieni , tak zastyga, tak wiecznie jednakowa w wyrazie. 3wj $miech te" si nie zmienia i czasem ' rzadko ' nie jestem pewna, czy nie drwisz ze mnie niesionymi k#cikami warg. 3wj ciemnowosy kolega b dzi we mnie inny niepokj. *em podobam si po prost , chc m si podoba. 7dy na dziedobry pokazuje w u $miech ostre, biae zby i ciemne oczy byskaj# m spod d gich rzs, cz j napicie w caym, krytym pod kodry ciele. /oliczki piek# mnie niezdrowo i donie wilgotniej#. &howam rce pod kodr i zaciskam je w pi$ci. 3wj kolega patrzy na mnie badawczo wzrokiem, ktry nazwaliby$my wsplnie ' kons mpcyjnym. ) ten sam sposb patrzy na pieczon# przez matk szarlotk, z wilczym apetytem pochania niezliczon# ilo$ pachn#cych, oc krzonych kwadratw, wypija kaw i "egnaj#c si pospiesznie ' wychodzi. Milcz, kiedy przekonywaj#co zapewnia o czekaj#cych na niego dziennikarskich obowi#zkach, nie mwi nic, ale jestem zawiedziona i za. &hciaabym go zatrzyma, chciaabym mc go zatrzymaA % jednak z lg# patrz na drzwi j " za nim zamknite, wyjm j spod kodry spocone rce, sadowi si wygodnie i po krtkiej chwili mj gos odzysk je nat raln# barw. /rzys wasz +otel w pobli"e mojego "ka, milczysz chwil czekaj#c, a" rozdra"nienie zniknie z mojego gos , a" przyspieszony oddech ciszy si z penie, a potem podstpnie, nalegaj#co ponawiasz swoje pytania. /o raz dr gi w "yci poszam do szkoy maj#c lat pitna$cie. ,daam wstpny egzamin i przyjto mnie do klasy dziesi#tej. 6zkoa mie$cia si w okazaym czteropitrowym gmach , moja klasa znajdowaa si na czwartym pitrze. &odziennie wspinaam si na schody dysz#c ci"ko, rk# przyciskaam silnie bij#ce serce. !a pierwszej godzinie lekcyjnej sowa na czyciela nie docieray do mnie, zajta byam bez reszty spokajaniem rozkoysanego serca. 6taraam si opanowa d szno$, wci#gaj#c gboko powietrze, prbowaam hamowa sposzone my$li. &zy zmczenie minie1 &zy bd moga chodzi do szkoy1 *e$li matka odgadnie, jak bardzo mczy mnie wchodzenie na schody, na pewno zabroni mi t przychodziA 6taraam si omija t okr tn# my$l, kradkowym gestem przykadaam rk do skroni, aby si pewni, "e serce bije spokojniej. Matka za wa"ya blado$ moich policzkw, sinawe cienie pod oczyma. ) nocy, ob dzona moim ci"kim oddechem, pochylaa si nade mn#, kada mi rk na czole, aby si przekona, "e nie mam gor#czki, odchodzia spokojona i po chwili wracaa znow . ' &zy nie boli ci serce1 ' pytaa. ' !ie, nie ' spokajaam j# ' naprawd nic mi nie jest. ' !ie mogam pozwoli na to, "eby odkrya prawd, nie chciaam zrezygnowa ze szkoy. &hodziam do szkoy zaledwie kilka miesicy w "yci . 6zkoa bya dla mnie symbolem zdrowia, symbolem zwykego "ycia, do ktrego tak bardzo tskniam wiziona w ograniczonej przestrzeni szpitalnych czy domowych $cian. 6#dziam, "e chodz#c do szkoy podobni si do innych dzieci, do tych, ktre mog# biega, je5dzi na rowerze, gra w siatkwk... )chodziam na schody wolno, przystaj#c na ka"dym stopni . 6erce koatao coraz silniej i coraz wicej czas potrzebowaam na opanowanie d szno$ci. /rzysiadaam na ka"dym ppitrze i nie przyspieszaam krok , pomimo nagl#cego d5wik dzwonka. )szystkie te ostro"no$ci jednak okazay si daremne, zmczenie narastao i pewnego zimowego dnia po wej$ci na schody pocz am si tak 5le, "e wezwano szkolnego lekarza. /opatrzy na moj# p ls j#c# krta ,palcami uj # przeg b rki, przez chwil s cha, a potem kaza wezwa matk. /amitam korzenny smak lekarstw. &ierpki smak koraminy, gorzki smak digitalis . , nim te" jestem w przyja5ni od wiel lat. /ocz#tkowo gorzkie krople wlewaa mi do st matka, potem na czyam si sama wyci#ga rk w kier nk ciemnej b telki, ilekro serce bio mi szybciej. /rzytykaam b telk do st i piam gorzki pyn nie odliczaj#c kropli. &horoba czynia gwatowne postpy w moim ciele, zaborczo wdzieraa si w nie opanowane dot#d rejony, znaczya mnie swym pitnem. )krtce moja skra pokrya si sinymi wybroczynami, ktre wolno, nie baganie zaczy si zlewa w +ioletowe plamy. .a"de naczynie krwiono$ne miaam rozdte ponad wytrzymao$. ;e"aam w "k . Mj $wiat sta si tak czworok#tny jak $ciany pokoj i tak sko czony jak przestrzewype niaj#ca $ciany. Ich desenie tak"e znaam na pami. )iedziaam, w ktrym miejsc z chaos kresek i kek wyn rza si twarz czowieka, w ktrym miejsc deseuk ada si w sylwetk pdz#cego konia, w ptaka o rozpostartych skrzydach... ) ten sam sposb obserwowaam desenie dywan . !ajmniejszy bytek osnowy by stawem l b rzek#, barwne plamy na $rodk byy orientalnymi krajami. 3ak przele"aam dwa lata, a" na zlecenie naszego domowego lekarza, ktry bezsk tecznie wyczerpa arsena dostpnych m lekw, zawieziono mnie do szpitala w )arszawie. %ch, dzisiaj jestem za na ciebieA 3ak, to na pewno ty ka"esz m odchodzi tak wcze$nie. 3o na pewno ty ' z troski o mnie czy z zazdro$ci ' podpowiadasz m , "e nie powinien mczy mnie rozmow#, "e nie wolno m dotkn# mojej rki. &zy nie wiesz, "e tskni do jego r#k1A !ie mwiam ci tego nigdy, ale odk#d ci poznaam, odk#d poznaam ciebie i jego, zaczam niesychanie dba o swj wygl#d. /rzed waszym przyj$ciem ' przychodzicie

p nkt alnie o pi#tej ' opieram l stro o podgite kolana, mal j ciemn# kredk# oczy, blade sta poci#gam szmink# i wosy pinam wysoko z ty gowy. 0$miecham si do siebie, staraj#c si przy pomocy dr giego l sterka zobaczy tak"e swj pro+il, wybieram najkorzystniejsze pozy dla gowy i r#k. 3 " przed pi#t# wstaj z "ka i w kosz li podchodz do okna. 2dchylam +irank, przytykam twarz do szyby, osaniam oczy od $wiata, wpatr j si w mrok. Id# ' krzycz, gdy wasze sylwetki ' jedna wysoka i prosta, dr ga ni"sza, zgarbiona ' kaz j# si w gbi podwrka. ,a chwil t bd# ' wskak j do "ka cz j#c, jak szybko, go$no derza mi serce. 6zt cznie spokojna, nienat ralnie $miechnita, nas ch j odgos waszych krokw, jego krokw, poprzez zamknite drzwi chwytam r ski ton twego gos , sens przeci#ganych, przetrzymywanych na wargach sw. -o szpitala w )arszawie pojechali$my razem z ojcem. &horych byo stanowczo za d "o jak na kilka ocalaych z pogrom wojennego b dynkw. /ocz#tkowo nie chciano mnie przyj#. !a pro$by ojca lekarz zgodzi si wreszcie i poo"ono mnie na dostawionym "k w korytarz . ;e"aam z twarz# odwrcon# do $ciany. 7nieway mnie natrtne, ciekawe spojrzenia przechodz#cych obok kobiet. .odr podci#gnam wysoko na podbrdek, dawaam, "e $pi. ) nocy kto$ miera za $cian#. 6yszaam jki, obok mojego "ka kilkakrotnie przebiega pielgniarka, zad dniy ci"kie kroki lekarza. !ad ranem wszystko ciszyo si, salowe w biaych ch steczkach otwary szeroko drzwi separatki i na korytarz wys ny "ko, na ktrym le"a pod "ny przedmiot zawinity szczelnie w prze$cierado. @"ko z wolna wymino mj poster nek i skrzypi#c znikno w gbi korytarza. !aci#gnam kodr na oczy. 4ano ob dzi mnie gwar. .orytarz wypeniony by modymi l d5mi branymi w biae +art chy. 3warze mieli jeszcze dziecinne, spojrzenia "ywe, zachowywali si nies+ornie, jak na przerwie w szkole. .ilk z nich przystano obok mojego "ka, przypatrywali mi si impertynencko. )yprbowanym sposobem naci#gnam kodr na gow i odwrciam si do $ciany. , tego schronienia wydoby mnie gos lekarza. ' /ani t dawno... ' a kiedy odsoniam twarz ' czy dawno t jeste$ ' zapyta i pochyli si, "eby os cha serce. .iedy skoczy badanie, otoczyli moje "ko st denci( kolejno pochylali si nade mn#, przytykali s chawki do mojej drgaj#cej piersi, przygl#dali mi si z zaciekawieniem. /od kodr# zaciskaam rce w pi$ci, cz am, jak ro$nie we mnie g chy b nt. .iedy odeszli, powstrzymywane zy napyny mi do ocz , zaczam paka. /ocz#tkowo pakaam cicho, wycieraj#c mokr# twarz brzegiem kodry, potem go$niej, a" wreszcie mj rozpaczliwy szloch sycha byo w caym korytarz . !a pr"no przera"one kobiety sioway nie$ kodr. /ielgniarka, ktra si# odsonia mi twarz, staa nade mn# bezradna -opiero z pomoc# lekarza, ktry jedn# rk# przytrzyma mi gow, a dr g# podwa"y zby, dao jej si wla mi do garda kieliszek gorzkiego pyn . /o chwili spokoiam si, le"aam znow cicho i tylko czasami wstrz#sa mn# nagy dreszcz. 0$miechasz si niesionymi k#cikami st. 3woja twarz nie zmienia wyraz , nie powiedziae$ nic, ale i tak zroz miaam. 6#dzisz, "e nie powinnam wtedy paka. 6abo$ ' my$lisz, i sowo, ktre boli jak cicie ' histeria. Milkn na chwil, ra"ona, a potem wyb cham< ' !o to co1 *e$li nawet histeria, to co1A /od ciemnym kloszem aparat 4oentgena pytaj# ' wiek pacjentki1 ' i odpowiadam ' siedemna$cie. 3ak, miaam wtedy siedemna$cie latA ,s nit# kosz l przyciskaam do bioder, moje szy byy pene chodnych, precyzyjnych s+orm owa ' !rzy palce na prawo od linii mostka, pomi dzy szstym i sidmym "ebrem, dwa palce od linii pachowej... 6erce roso we mnie jak dziwny paz, rozsadzao mi piersi, coraz mniej miejsca zostawiaj#c na oddech. % jednak masz racj, przyjaciel , tamta lito$ nad sob# nie bya sprawiedliwiona. Byam godna zazdro$ci, tak, to ja byam godna zazdro$ci. /ocz#tkowo nie$wiadoma cz , jakie b dz, nie zwracaam wagi na t wych dzon# dziewczyn le"#c# t " przy drzwiach. *ej gboko wpadnite oczy byszczay gor#czkowo, policzki powleczone byy ceglastym r miecem. Wargi mia a +ioletowe, koce jej palc w te" byy +ioletowe, nogi sine i sp chnite. 8ledzia mnie( cokolwiek robiam, cz am na sobie jej wzrok. /rzywykam w ko cu, "e wodzi za mn# godnymi oczyma, "e odprowadza mnie spojrzeniem do drzwi i cicho czeka, a" wrc, "eby patrze na mnie znow . *eszcze wtedy nie wiedziaam, przyjaciel , jak rani j# ka"dy mj krok. /rzygl#daa mi si, kiedy wieczorem zakrcaam wosy na skrawki papier i ilekro wstawaam z "ka, przywieraa zazdrosnym spojrzeniem do moich ng. !ie wiedziaam jeszcze wtedy, a gdy zroz miaam, byo za p5no. 3ego wieczor siada na "k , rozszerzone 5renice wbia w $cian. Mwia go$no, dobitnie, jak gdyby chciaa sobie powetowa d gie miesi#ce milczenia<' !ie mr, na pewno nie mr. M sz "y, to niemo"liwe, "ebym mara. 3yle jeszcze m sz zrobi, tyle dokonaA *estem stworzona dla wy"szych celwA !ie mr, nie, nieA ' *ej gos zaama si w krzyk . /odbiegam i pochyliam si nad ni#. /rzez chwil koysaa si milcz#c, a potem patrz#c z nienawi$ci# w moj# twarz wysyczaa< ' 3o ty mrzeszA ,obacz, jak# masz sin# twarzA !ie jeste$ adna, wcale nie jeste$ adna, popatrz na swoj# twarzA ' , ogromnym wysikiem odrz cia kodr si j#c wsta. 6p chnite nogi zaamay si pod ni#, pada obok "ka. ) asy$cie przera"onych pacjentek nadbieg lekarz i dwie pielgniarki. /odniesiono j#, odchylono jej gow do ty , wlano do st kieliszek br natnego pyn . !ie protestowaa, wydawaa si z penie wyczerpana, le"aa cicho z pprzymknitymi szklistymi oczyma. 0mara nad ranem nie odzyskawszy przytomno$ci.

6ze$ tygodni spdziam w szpital . .iedy ojciec przyjecha po mnie, pada j " $nieg. -elikatny jeszcze wirowa nad gow#, opada lekko na chodnik, "eby natychmiast stopnie w mikkie, br dne boto. )racaam do dom A 3 " przed zaatwieniem ostatnich +ormalno$ci, zwi#zanych z wypisem, lekarz salowy poprosi mnie do swego gabinet . 6taam przed nim w palcie, z ciepym szalikiem wok szyi, gotowa do wyjazd . ' /rosz, niech pani si#dzie ' powiedzia i sam siad naprzeciw mnie. ' !ie jest pani j " dzieckiem, o pewnych rzeczach m si pani sama pamita, m si pani wa"a na swoje serce. !ie wolno si pani mczy, nie wolno dop $ci do najmniejszej zadyszki. !ie wolno pani biega, nie wolno chodzi po schodach, nie wolno... ' Bd pamita. -o widzenia, panie doktorze. /o chwili biegam po stromych stopniach w d. /rzyszede$ bez niego i oczywi$cie nie wytrzymaam. )ybiegam do drzwi i j " na prog zasypaam ci pytaniami< -laczego nie przyszed1 7dzie jest1 ) twojej twarzy nie drgn# "aden misie ,a jednak wiedzia am, "e sprawiam ci bl. Milczae$ przez chwil, a potem powiedziae$ swoim zwykym tonem, lekko przeci#gaj#c sylaby< ' )yjecha. !ie spytaam, dok#d, nie zapytaam, na jak d go, ale te wszystkie pytania kr#"yy w ciszy przerywanej moim przyspieszonym oddechem. ' )yjecha ' powtrzye$ i lit j#c si nade mn# dodae$< ' -o )arszawy. !a d go. Moje my$li biegy gorzko, szybko< kim byam, "eby mia zosta ze mn#, ten silny zdrowy chopiec o niewyczerpanych pokadach energii, z ambicj# rozsadzaj#c# jego mod# gow... &zym chciaam go zatrzyma, ja, ze swoim chorym sercem, z ciaem drczonym chorob#, z ka"d# my$l# nabrzmia# blem, pamitaj#c#. *ak tr dno mi odzyska swobodny oddech, jak bardzo zmczyam si przebiegaj#c kilka krokw... 6iedzieli$my w milczeni . *a na brzeg "ka, ty na krze$le przy stole. &iemne ok lary odcinay ci od $wiata, nie moge$ zobaczy moich ez. ' &z j si dzisiaj 5le ' powiedziaam lekko ochrypym gosem ' nie bd moga mwi... 0syszae$. 3woje wargi drgny, powiedziae$ cicho< ' -obrze, dzisiaj sobie pomilczymy. 4z ciam na ciebie szybkie spojrzenie. 6iedziae$ sztywno na krze$le, z nier chom# twarz#, z k#cikami st nieodmiennie niesionymi do gry. !agle roze$miaam si. /rzez pewien czas nie miaam okazji nar sza zakazw lekarzy. /ogoda bya za i matka nie pozwalaa mi wychodzi z dom . )iksz# cz$ dnia spdzaam w "k l b w +otel przys nitym do lekko chylonego okna. 3en tryb "ycia sprawi, "e cz am si dobrze, i wiosn# rodzice postanowili wysa mnie do sanatori m. *ak zwykle odwiz mnie ojciec, mj mocny ojciec, ktry w jednej rce trzyma walizk, a dr g# podtrzymywa mnie pod rami tak silnie, "e id#c prawie nosiam si nad ziemi#. 6anatori m nie potwierdzio moich obaw. 3e mae, czyste pokoje, pomalowane kolorowo, z prawdziwymi kretonowymi +irankami, w niczym nie przypominay pon rych sal szpitalnych. , balkon , na ktry wbiegam, wida byo gry i powietrze pachniao $wierkami. 2znajmiam ojc , "e zostan t z rado$ci#. 3ej wiosny pol biam wszystkie l stra. 6ine plamy jak za dotkniciem czarodziejskiej r"d"ki znikny z mojego ciaa, policzki zaokr#gliy si i nabray lekkich r mie c w. $atka podarowa a mi pierwsz# koralow# szmink i ilekro wychodziam do park , poci#gaam ni# sta. ) drodze do pijalni wd zdrojowych przechodziam obok sklep z zabawkami, ktrego wystawa wyo"ona bya l strzan# ta+l#. Mijaj#c wystaw zatrzymywaam si na krtki amek sek ndy, chwytaam swoje odbicie w l strze, a potem biegam dalej, podniecona i szcz$liwa. /rdko zapomniaam o dobrych radach lekarza. &hodziam d "o i ta czyam. M"czy5ni zaczepiali mnie wszdzie i wkrtce do rado$ci, jak# sprawiao mi to powodzenie, domieszaa si odrobina przekory. *ak"e l biam ich zwodziA 0mawiaam si na spotkania i nie przychodziam. /5nymi wieczorami przesiadywaam na balkonie maego sanatoryjnego pokoj z przemi# wsplokatork#, ktrej charakter potwierdza s szno$ wybor jej imienia ' %niela ' a ktrego nie byo w stanie zami jej zowrogie nazwisko ' 6zatan. %niela 6zatan wyci#gaa z sza+ki salaterk poziomek ze $mietan#, ktr# chowaa dla mnie przy obiedzie, i z $miechem nalegaa, "ebym jada. *ej matczyne cz cia potrzeboway gwatownie j$cia( od pierwszego dnia naszej znajomo$ci byam przedmiotem jej d my i troski. 2piekowaa si mn# serdecznie i bardzo bya zmartwiona, kiedy w miesi#c p5niej zabrano mnie do szpitala z ci"kim obrzkiem p c. % teraz nie pytaj, bo nie powiem nic wicej. III. &hcesz wiedzie, dlaczego zamilkam tamtego wieczor 1 Baam si. ;eci tki grymas twoich st ostrzega przed

ka"dym niepotrzebnym sowem, potpia nie znaj#ce rygorw gramatycznych cz cie. Byam $wiadoma tej kontroli i staraam si omija chwile, o ktrych nie mogam mwi z beznamitno$ci# widza. &zas, do ktrego zbli"yam si w moim opowiadani , jeszcze ci#gle "y we mnie. ) ka"d# noc przed za$niciem wpatrywaam si d go w cienie na s +icie, zapamitanym gestem wyci#gaam rce w ciemno$. !ikt nie przychodzi, nie mg przyj$. Moje ciao jednak odmawiao zroz mienia, nie chciao wierzy w ostateczno$ tego odej$cia. !ie nalegae$ i nie podjam opowiadania. 3e dwa lata stay si dla ciebie nie odkrytym archipelagiem w moim "yci , wiedziae$ o nich jedynie, "e byy latami mojego ma"e stwa. !en czas, stoj#cy t " poza mn#, oddali si teraz tak daleko jak dni, o ktrych ci opowiedziaam, i jak dni, o ktrych opowiem ci jeszcze. Moje rce nie wyci#gaj# si j " w kier nk zamknitych drzwi i moje ciao nie pamita ciepa tamtego ciaa. % jednak wystarczy krtkie spojrzenie wstecz, odwrcenie gowy, abym zobaczya go znow pochylonego nade mn#. ' &zy mog si#$ obok pani1 6iedziaam zamy$lona i nie widziaam, jak nadszed. !a d5wik gos odwrciam gow i zobaczyam t " nad sob# jego ciepe, szare oczy. 3e oczy osadzone gboko, ocienione dwoma szerokimi kami brwi, patrzyy na mnie z pro$b# i z zachwytem. /ocz#tkowo mwi o mojej twarzy, o moich wosach i stach, szybko jednak przeszed na temat, ktry interesowa go najbardziej z wszystkiego na ziemi ' jego "ycie. By rozgoryczony pierwszym serdecznym rozgoryczeniem modo$ci. 7niewa si na "ycie. !ie miaam jeszcze wtedy odgadn# powszechno$ci tej postawy. /atrzyam na niego z podziwem, szeroko otwartymi oczyma, kiedy szli$my pod cienistymi $wierkami parkowej alei. Mj nowy znajomy rozpamitywa $mier swego przyjaciela, ktry mar nagle i niepotrzebnie( po ostatnich egzaminach przyszed po"egna si z kolegami ' no, to cze$ ' powiedzia i nazaj trz znaleziono go powieszonego na jaboni w niwersyteckim ogrodzie. /oprzez pryzmat tej samobjczej $mierci patrzy na niskie, ci#"#ce k ziemi gazie $wierkw, na zachcaj#ce $miechy mijaj#cych nas dziewcz#t. *ego sm tek imponowa mi, nie miaam jednak podzieli tego "al do "ycia o to, "e wymyka si wszelkiej logice i "e jego potga polega na monotonii tych samych, parcie powtarzanych chwytw. Id#c w soneczne popo dnie pod zwisaj#cymi nisko ga5mi drzew zroz miaam tylko, "e mj znajomy jest sm tny i "e nie mie si cieszy #k#, ktra najmocniej pachnie o zmrok , "e nie sprawia m rado$ci ani szale cze wirowanie w tacu, ani poca nki. /ostanowiam go na czy rado$ci. !a dr gi dzieprzyszam na spotkanie brana w najlepsz# s kienk. Moje myte i zakrcone wosy l$niy w socu, u $miechaam si tak"e od$witnie $miechem wy czonym specjalnie dla niego. &zeka na mnie i kiedy spostrzeg, "e id ' wybieg mi naprzeciw. !a ramieni mia aparat +otogra+iczny i pod pretekstem robienia zdj stawia mnie w socu i przygl #da si mojej twarzy. .iedy tak patrzy na mnie z r"nych odlego$ci, mr "#c oczy, wydawao mi si, "e zapomnia z penie o swoim wczorajszym nastroj . &ieszyam si ze zwycistwa odniesionego nad jego sm tkiem i $miechaam si rado$nie, ilekro prosi mnie o $miech. )ieczorem poszli$my na jedn# z tych licznych zabaw tanecznych odbywaj#cych si w sanatoriach i po raz pierwszy, odk#d na czyam si taczy ' taczyam j " cae dwa tygodnie ' nie interesowali mnie inni m"czy5ni. /atrzyam tylko na niego i taczyam tylko z nim. /5nym wieczorem odprowadzi mnie pod sanatori m. ,anim jeszcze weszam w drzwi, obj# mnie i pocaowa. 3o by delikatny poca nek, ciepy jak jego oczy i peen jak gdyby niedowierzania. /rzyt liam si do niego, a potem szybko, nie mwi#c do widzenia, wbiegam na schody. 2d tej pory spdzali$my ze sob# cae dnie. &hodzili$my razem na d gie spacery drog# wiod#c# poza miasto, pywali$my wypo"yczonym kajakiem po stawie i ta czyli$my przyt leni do p5na w noc. !igdy j " nie powraca my$l# do zmarego kolegi, nie pamita tak"e o tym, co opowiedzia mi w dr gim dni naszej znajomo$ci. .iedy po ewol cjach, maj#cych na cel zrobienie jak najlepszych zdj, siad zdyszany w parkowej alei, zapytaam< ' &zy te" masz chore serce1 ' -owiedziaam si wtedy, "e kilka miesicy tem przeszed zapalenie staww, ktre pozostawio po sobie nie leczaln# wad. !a szyi p lsowaa m ciemnobkitna "ya. 4ozszerzenie aorty ' wyja$ni rozpinaj#c konierzyk kosz li. ,a wa"yam potem, "e ilekro by zmczony, "ya nabrzmiewaa i p lsowaa silniej. 3o wszystko, o czym dowiedziaam si w pierwszym i dr gim dni naszej znajomo$ci, cieko z naszych my$li, st#pio miejsca tera5niejszo$ci. 3eraz ' to byo soce $wiec#ce nam w twarze, kiedy wychodzili$my spod $wierkowych gazi, to bya woda odbijaj#ca nasze sylwetki, kiedy stali$my pochyleni nad stawem, to byy moje sta i moje rce. /osm tnia tylko raz jeszcze na krtk# chwil t " przed odjazdem. )yje"d"a wcze$niej ode mnie i gdy sta oparty plecami o czerwony bok a tob s , jego oczy patrzyy na mnie nie +nie, odlege. /oo"yam m rce na ramionach i wspi#wszy si na palce, pocaowaam go w policzek. ' Bd do ciebie pisaa codziennie i ty bdziesz do mnie pisa, i jak tylko powrc do dom , przyjedziesz do mnie. ' /amitaj ' szepn#, przycisn# mnie do siebie gwatownie i wskoczy do r szaj#cego a tob s . Byo mi sm tno, kiedy szam strom# $cie"k# do sanatori m. 6zam powoli zatrzym j#c si co kilka krokw, "eby gboko odetchn#. 2d pewnego czas nie cz am si dobrze. Mczyam si wchodz#c na schody, nie mogam biec, a kiedy taczyam, cz am, jak moje serce bije mocno, g cho. 3ego wieczor ta czyam d "o i szybko.

) pewnym momencie pocz am dawienie w krtani ' znajoma d szno$ podpeza mi pod gardo. )ymknam si z tocznej sali i siadam na trawnik . 2detchnam gboko, ale spodziewana lga nie nast#pia. ,aczam i$ w stron sanatori m, najpierw powoli, a gdy pocz am, "e d szno$ si wzmaga ' szybciej. 2ddychaam z tr dem chwytaj#c powietrze szeroko otwartymi stami, z garda wydobyway mi si chrapliwe $wisty. -otaram do drzwi sanatori m i z penie wyczerpana siadam na stopniach. /owracaj#cy z przechadzki k racj sze wci#gnli mnie na schody, zanie$li do gabinet pielgniarek. .to$ pobieg po lekarza. ;e"aam dawi#c si. !ie mogam oddycha. ;ekarz, ktry nadszed w po$piech , po krtkim namy$le wbi mi gr b# ig w wyprostowane rami. )#sk#, ciemn# str "k# krew pocieka do podstawionej szklanki. - siam si. /omidzy jednym i dr gim $wiszcz#cym oddechem krzyczaam ' mamoA ' i ' nie chc mrzeA .iedy szklanka napenia si krwi#, pocz am lg. 2ddech wraca. ;ekarz, do tej pory stoj#cy nade mn#, siad na krze$le i j# przeg b mojej doni. ' !ie wolno ci w ten sposb postpowa, dziecko ' jego agodny gos dociera do mnie jak gdyby z odlego$ci, g szony sz mem krwi w szach, moim jeszcze ci#gle niespokojnym oddechem. ' !ie wolno ci... ' z odlego$ci patrzyy na mnie wyblake niebieskie oczy, daleko, w biaej mgle, pochylaa si nade mn# jego pomarszczona, $niada twarz. ' 7dyby$ przysza chwil p5niej, nie mgbym ci ratowa. /rzecie" chcesz "y, prawda1 Blade oczy zbli"yy si gwatownie. 2statnie zdanie zad5wiczao ostro w moich szach. &hc "y. 3ak, bardzo chc "yA &hc chon# czyste powietrze, chc si caowa z moim chopcem, chc taczy w jego ramionachA ' *eszcze przez chwil nie wolno ci bdzie wsta z "ka. &zy przyrzekasz le"e cierpliwie1 ' 3ak, przyrzekam. ' ,ostaniesz na noc t , w gabinecie, ten atak nie powinien si powtrzy, ale... !azaj trz przyjecha ojciec, wezwany telegra+icznie przez zarz#d sanatori m. 3warz mia $ci#gnit# bezsenno$ci# i trosk# i kiedy pochyli si nade mn# na powitanie, zobaczyam w k#cikach jego ocz zy. ' !aprawd, j " mi nic nie jest ' zapewniam go i nie protestowaam, kiedy cicho, ostro"nie powiedzia, "e pojedziemy razem do krakowskiej kliniki. 6iedziaam na "k , podczas gdy ojciec pakowa moje rzeczy. , do dobiegay d5wiki orkiestry ' wieczorek po"egnalny. /od kocem por szaam osabymi nogami w takt +okstrota. Mio$ staa si moim sprzymierze cem. Wyposa "ya mnie w odwag i cierpliwo$. )iedziaam, "e m sz wyzdrowie, i wiedziaam, "e gdziekolwiek bd, dosign# mnie czworok#tne kartki papier i "e czytaj#c je bd paka i $mia si na przemian. ,najomy grymas na twojej twarzy. 0nosisz k#ciki st, wydymaj#c lekko wargi. )iem, co my$lisz o mio$ci. !ie m sisz mwi, "ebym wiedziaa. )iem nawet wicej ni" ty sam. 3woja ironia nie jest szczera, ty tak"e lkasz si mio$ci. &zy nie dosiga ci poprzez ciemno$ i wzgard, czy nie sprawia ci bl 1 !ie potra+isz zaprzeczy, ze kochae$ mnie poprzez te wszystkie lata i "e kochasz mnie jeszcze. )iem, "e mnie kochasz, i jestem do$ okr tna, aby ci powiedzie, ze nie podzielam tej mio$ci. !ie kocham ciebie. !igdy ci nie kochaam i nigdy nie byam dla ciebie dobra. !igdy nie siowaam sprawi ci rado$ci. % jednak jeste$ mi rwnie bliski jak moje wasne serce. /rzywykam do twoich sw, do ton twojego gos , do twoich my$li, ktre byy zawsze moimi. /rzywykam do ciebie. 3y nie masz nade mn# tej jedynej wadzy, jak# daje cz cie. !igdy z twojego powod nie byam w rozpaczy, nigdy w pojeni , a jednak dla ciebie podjam tr d, do ktrego nie mgby mnie zm si "aden kochany m"czyzna. * " dr gi miesi#c siedz w cia$ni tkim pokoj , pisz. Mam t taj tylko w#ski st, krzeso i "ko, na ktrym si kad, kiedy plecy sztywniej# mi od siedzenia. Mam ma# lamp, ktr# zapalam, kiedy zapada zmrok. /od oknem tacz # k date sosny, poprzez ich rozkoysane gazie prze$wit je woda. Morze jest szare o tej porze rok i kiedy wieje jeden z tych porywistych wiatrw, sysz monotonny sz m derzaj#cych o piasek nadbrze"a +al. 3o j " pa5dziernik... /rzyjaciel , pomy$l o mnie raz jeszcze, zanim odejdziesz, zanim odejdziemy oboje. .arowate sosny ta cz # na piaskach, wybrze"em przeci#ga wielki wiatr... 2swoiam si wkrtce z tym nowym szpitalem. 2gromna trzydziesto"kowa sala staa si moim domem na d gie miesi#ce. /ocz#tkowo nie mogam wstawa z "ka i moj# wag z konieczno$ci przyci#gao najbli"sze otoczenie. , prawej strony le"aa t sta, r"owa star szka chora na c krzyc, $piewaj#ca monotonnym gosem wiejskie ballady( z lewej ' oparta o wysoko spitrzone pod szki ' siedziaa na $nie"nobiaym "k ciocia 6te+ania. 3warz miaa malowan# dokadnie, w szach okr#ge, r"owe klipsy, krtkie wosy +arbowane na r do. ) pierwszej chwili nie mogam odgadn# jej wiek , ale przyjrzawszy si jej bli"ej, os#dziam, "e ma okoo pidziesici lat. 2d pierwszego moment przylgna do mnie macierzyskim spojrzeniem i kiedy juz zadomowiona le "aam w "k , wstaa, wo"ya impon j#cy czerwony szla+rok z aksamit i siada przy mnie. , silnym rosyjskim akcentem zapytaa< ' % ty, malieka moja, sk #d si t wzia1 3y chora pewnie na serce, boli ci, ty tak ci"ko oddychaa. *ak ty tego dostaa, rodzia si z tym... !ie ' stawy ci bol#, re matyzm...

&iocia 6te+ania #czya wiedz medyczn# z int icj#. !ajbardziej jednak l bia mwi o mio$ci. 6ama bya przez cae "ycie bez przerwy i beznadziejnie zakochana pierwsz# dziewczc# mio$ci#, ktra tak bardzo kcia si z jej wiekiem. 6 chaam cierpliwie jej zwierze i by am wdziczna za to, "e mwi, bo jej $piewny gos, o zabawnym rosyjskim akcencie, rozprasza moje przecz cia i nie pozwala mi rozpamitywa sm tnych codziennych wydarze. (dwiedza o j# wiel l dzi, ale najwierniejszym go$ciem okaza si starszy pan o niezwykle wyrazistym spojrzeni i opadaj#cej na plecy siwiej#cej cz prynie. /rzychodzi brany w szeroki, krojem przypominaj#cy peleryn czarny paszcz, a kiedy ozibio si, paszcz zast#pi rwnie obszerny ko" ch. 6toj#c nad "kiem cioci 6te+anii rz ca w moj# stron badawcze spojrzenia i niekiedy ' napotykaj#c moje oczy ' $miecha si do mnie. 2dpowiadaam m lekkim, wyzywaj#cym $miechem. /odczas jednej z wizyt, kiedy ciocia 6te+ania rozprawiaa otoczona t mem go$ci, podszed do mojego "ka i zapyta< ' *ak ci na imi1 ' i< ' &zy d go tak m sisz le"e1 ' a potem znienacka< ' &zy chciaaby$ szybko wyzdrowie1 ,abysy mi oczyA 6tarszy pan pochyli si nade mn# i jeszcze tego popo dnia wyo"y mi konspiracyjnym szeptem wasn# koncepcj przywracania chorych bli5nich do zdrowia. *ego wykad, o czym nie wiedziaam jeszcze wtedy, peen by tajonych psychoanalitycznych pewnikw( leczy nale"ao nie ciao, ale d sz, a kiedy ta zostanie j " zdrowiona, nie bdzie wicej kopot z zaadowaniem szpitalnego "ka na plecy i odniesieniem go ra5nym marszem do dom . 3aki by mitologiczno'psychologiczny sens teorii pana *anka, w ktr# wierzyam jak neo+ita w Bibli i ktr# postanowiam zastosowa natychmiast w swoim wypadk . /an *anek ' przywykam go potem tak nazywa ' medycyn# zajmowa si dorywczo, z zawod i z powoania by aktorem. !ie gra wprawdzie w "adnym teatrze, jego indywid alno$ kcia si z wymaganiami re"yserw, ale mia liczny i oddany zastp czniw, ktrych przygotowywa do szkoy aktorskiej. ) na k wkada tyle energii, "e jego czniowie byli zawsze znawani za najlepiej przygotowanych spo$rd setek kandydatw. 2dk#d zawarli$my znajomo$, przyprowadza mi ich pojedynczo i caymi gr pami, kaza im, stoj#cym nad moim "kiem, mwi wiersze. /rzynosi mi ksi#"ki i zaznacza w nich stpy, ktrych powinnam si na czy na pami. !astpnego dnia egzaminowa mnie powa"nie. ' 3roch gor#czki ' mwi ' prosz bardzo, nic tak $wietnie nie robi jak troch gor#czki. &o za interpretacjaA /rosz, przeczytaj to jeszcze raz. )idzicie ' zwraca si do otaczaj#cych moje "ko czniw ' tak si czyta sercem. ,nakomicie. *eszcze raz, prosz ci, mo"e da im si co$ z tego zapamita. 3e wieczory, na ktre teraz czekaam codziennie, nie zdrowiy mnie, ale sprawiay, "e atwiej godziam si z pobytem w szpital , mniej my$laam o nocnych niepokojach i pomimo bl , panosz#cego si naok, potra+iam si $miecha przed za$niciem. /rawie codziennie kto$ miera. By to zawsze ten sam obrz#dek. Biae sylwetki lekarzy pochylaj#ce si nad "kiem, skrzydlaty czepiec zakonnej siostry i t " za nim wpadaj#cy na sal tr chtem ksi#dz. 2statnie oleje, kilka drgni bezwadnego j z ciaa. Biae prze$cierado wdr je a" na porcz, zakrywaj#c szczelnie twarz, przez chwil cisza, a potem skrzyp wys wanego na korytarz "ka. ) ci#g miesicy le"enia na tej ogromnej, zal dnionej cierpieniem sali na czyam si by niecz a i zacita. .iedy wycz waam nadchodz#ce niebezpieczestwo )sylwetki lekarzy w po $piech , biay czepiec siostry ; dwiki ' odwracaam twarz do pod szki i chowaam gow pod kodr. ' !ie bd patrze, nie bd ' powtarzaam sobie. ' 3o mnie nie dotyczy, to nie ja. *a bd "ya, m sz "y, chc "yA... ' &hwytaam si na tym, "e podobne sowa syszaam j " kiedy$, i na krtk# chwil wraca obraz dziewczyny mieraj#cej w szpital w )arszawie. 6zybko jednak, podobnie jak rzeczywisto$, odrz caam i to wspomnienie, wci#gaam ksi#"k pod chylon# kodr i czyam si na pami wierszy zakre$lonych rk# pana *anka. Ilekro przychodziam do ciebie, zanim jeszcze zap kaam do drzwi, staam przez chwil w korytarz , opieraj#c si plecami o $cian. !ie chciaam, "eby$ odgad, "e przebiegam kilkadziesi#t metrw dziel#cych przystanek a tob sowy od twojego dom . / kaam lekko. 2twierae$ i mwie$< ' )ejd5 ' a ja pytaam zdziwiona< ' 6k#d wiesz, "e to ja1 ' &zekaem tylko na ciebie ' odpowiadae$ ' biega$ po schodach. &zy"bym ci j " tego kiedy$ nie zabroni1 Masz si teraz poo"y i odpocz#. 3am gdzie$ pod rk# powinna$ mie tapczan. ,nalaza$ ' to wspaniale. ;e"aam patrz#c na wypowiae $ciany, nitki pajczyn zwisaj#ce z s +it , br dne +iranki. ' /rzesta si rozgl#da po otoczeni , nie jest pikne. *e$li chcesz, to ci co$ zagram albo przeczytam ci to, co napisaem w nocy. ' /rzeczytaj. 6zelest z przylegego pokoj . ' /siakrew, znow mi kto$ grzeba w papierach. Maj# nieprzyjemny zwyczaj ogl#dania moich hierogli+w. ; dzi na tym poziomie zadziwia ka"dy drobiazg. !a szcz$cie bezpieczyem si przeciw ich ciekawo$ci( nie s#dz, "eby kto$ oprcz mnie mg to odczyta. /rzynosie$ kilka zapisanych dziecicym pismem zeszytw. ' ,abraem je bratankowi, chcia wyrz ci, a to przecie" z penie dobry papier, taki sam dobry jak ka"dy inny '

mr czae$. )odzie$ palcami po zaplamionych kartkach, pokrytych dodatkowo drobnymi wyp ko$ciami. Monotonnie skandowae$ wyrazy. ' 3o koniec, jak ci si podobao1 ' Bardzo. /ochylae$ gow $miej#c si cicho. ' 2czywi$cie chciaa$ powiedzie, "e to jest bardzo do podobania. !iestety, masz racj. % teraz zagram ci co$, co skomponowaem specjalnie dla ciebie. 3o tak"e bdzie ci si bardzo podobao. .iedy robio si p5no i m siaam wraca do dom , pierae$ si odprowadza mnie do a tob s . !a moje pro$by, "eby$ zosta, odpowiadae$ ' wol mie pewno$, "e nie bdziesz biega, a pewny jestem tylko wtedy, kiedy ci trzymam za rk. 3rzymae$ mnie za rk mwi#c ' wolniej, wolno, nie m sisz si spieszy, spiesz# si tylko g pcy, ktrzy wierz#, "e gdzie$ i po co$ mo"na zd#"y. )siadae$ do a tob s razem ze mn# i na moje ciche protesty odpowiadae$ ' wysz kasz mi takswk i jako$ wrc do wasnych pieleszy, na razie jest jeszcze dzie ,i ja lubi by z tob#. ) ten sposb przychodzili$my razem do dom i oczywi$cie nie mo"na ci byo odesa nie napoiwszy herbat#. % potem, kiedy j " oczy zamykay mi si ze zmczenia, ojciec, po krtkiej wymianie spojrze z matk #, pyta przejmie< ' Mo"e pan $pi#cy, chtnie odprowadz pana do dom . ' )yrz caj# mnie ' mwie$ ' przejmi, a jednak wyrz caj#. -o widzenia. *est p5ny pa5dziernik, a soce jeszcze ci#gle grzeje mocno. &z j jego dotyk na plecach, kiedy id pochylona wzd " kolejowego nasyp . /o obydw stronach tor ostra trawa r dzieje coraz bardziej podabniaj#c si kolorem do piask . ;i$cie jarzbin le"# poczerniae na ziemi, tylko sosny nie straciy nic z "ywotnej zielono$ci. , ciasnego pokoj wywabio mnie soce. *ad si na po"kej trawie i zamykam oczy. )iatr str#ca li$cie poza szpitalnym oknem. /atrzyam z twarz# przyci$nit# do szyby. )a$ciwie nie wolno mi byo jeszcze wstawa, bo parte gor#czki wycieczyy organizm, ale nie mogam siedzie w "k . )stawaam pomimo zakazw lekarzy, pomimo gwatownych protestw opiek j#cej si mn# cioci 6te+anii. /odchodziam do okna, opieraam okcie o parapet i patrzyam. 2kno wychodzio na ogrd. 4z#d topl chwia si odsaniaj#c coraz bardziej s#siedni gmach szpitalny. - "e "te li$cie, obrze"one br#zowo, spaday z gazi. 6ilniejszy podm ch wyrywa ich cae gar$cie, krci nimi w powietrz i kada je na ziemi. ;isty przychodziy codziennie. &odziennie s "ne pielgniarki odnosiy do skrzynki pocztowej moje listy. Byy to bardzo zwyke listy, zaczynaj#ce si< najdro"szy, kochany, jedyny. /isali$my o mio$ci, o oczekiwani , o pamici. &zasem list przynosi wiadomo$ci o zbli"aj#cych si egzaminach, o interes j#cym +ilmie, ktry koniecznie trzeba zobaczy razem, o niezwykych odwiedzinach, o $mierci... 3ego dnia list przyszed jak zwykle i nie spodziewaam si niczego. 6iedziaam na "k nad talerzem wystygej z py, gdy nagle na sal wpada podniecona ciocia 6te+ania. ' /rzyjechaA ' zd#"ya zawoa w moj# stron i spoza jej plecw wyoni si chopiec z sanatori m. 6tan# nad moim "kiem i patrzy na mnie ciepymi, szarymi oczyma. &zy bd m si jeszcze podoba1 3warz mam blad# i wycieczon# chorob#, czy nie przestanie mnie kocha, kiedy zobaczy, jaka jestem brzydka1 /odniosam na niego powa"ne oczy. 0siad na brzeg "ka i jego rka dotykaj#ca moich palcw dr"aa. ' !a pewno bdziesz zdrowa, j " nied go bdziesz zdrowa, m sisz wyzdrowie dla mnie. &iocia 6te+ania obja nas matczynym spojrzeniem i wskaz j#c nietknit# z p, za wa"ya z silnym rosyjskim akcentem< ' 2na nie bdzie zdrowa, je$li nie bdzie jada. ,jadam wic ten obiad, "eby wyzdrowie jak najszybciej. /o przyje5dzie do dom odzyskaam dawn# pewno$ siebie, a z ni# razem wrcia i przekora. )iedziaam, "e mj kochany poprosi wkrtce, "ebym zostaa jego "on#. /ostanowiam odmwi, kiedy jednak j " przyjecha i po raz pierwszy od wiel miesicy mogam caowa si znow , ca j#c go, pomidzy poca nkiem i poca nkiem, powiedziaam ' "e tak, "e oczywi$cie ' i bardzo si zdziwiam, gdy doda w po$piech , "e $l b bdziemy mogli wzi# dopiero za rok. 4ok wydawa mi si wieczno$ci#, nie chciaam, nie miaam czeka tak d go. /rzywieraam mocno do niego, wt laj#c m twarz w szyj, chowaam rce w ciepe zakamarki jego kosz li. &aowaam go, kiedy mwi o naszym przyszym, wsplnym "yci ' za rok kocz st dia, dostan prac, bd zarabia ' co mnie obchodzio to wszystkoA 4ok wydawa mi si rwnie d gi jak tysi#c lat, nie interesowa mnie "aden czas kryty w przyszo$ci. )a"ny by tylko dziedzisiejszy, jego usta, kt re pozwala y mi zapomnie o d gich miesi#cach szpitalnych, o biaym czepc siostry ; dwiki pochylaj#cym si nade mn# ka"dego rana, o nocach penych bl i $mierci. ,asypywaam go szale czymi poca nkami i j " wkrtce mj kochany zacz# si waha ' mo"e jednak mogliby$my wzi# $l b wcze$niej ' rozwa"a, a kiedy nie odpowiadaam nic, zdecydowa ' najlepiej, gdyby to mogo nast#pi zaraz.

, t# rewelacj# poszli$my do matki. Bya dziwnie sposzona i milcz#ca, patrzya na nas nie mwi#c nic. -opiero wieczorem, kiedy le"aam obok niej w "k , zwierzya mi si ze swych obaw. Mj chopiec bardzo lojalnie powiedzia jej, "e lekarze jeszcze ci#gle obawiaj# si o stan jego zdrowia, "e wa$ciwie nie powinien si "eni. 4oze$miaam si wyzywaj#co. )ziam jej rk i poo"yam n,i swoim serc . Bio nierwno, mocno, jak zwykle. ' *estem bardziej chora od niego i on nie lka si o"eni ze mn#. &hc wyj$ za niego, je$li si nie zgodzisz, to i tak bd z nim "ya. ' Mj gos mia twarde, obce brzmienie. ' ,robisz, co zechcesz ' powiedziaa matka i zamilka. &hcieli$my wzi# $l b nazaj trz, ale okazao si, "e ent zjastw ma"e stwa by o wicej i m sieli$my poczeka okoo dwch tygodni. ) tym okresie mj m#" mia zdoby szereg dok mentw nieodzownych, jak nas poin+ormowano, do dopenienia +ormalno$ci. 0rodzi si w maym miasteczk w wojewdztwie pozna skim. &odczas wojny przez miasteczko przetoczya si kol mna czogw rwnaj#c z ziemi# ko$ci i co znaczniejsze b dynki, a po$rd nich tak"e rzdy miejskie z ich cenn# zawarto$ci#. 6tamt#d wa$nie nale"ao przywie5 metryk rodzenia. /o"egnali$my si i mj m#" ' tak go bd od tej pory nazywa ' wyjecha do swojej szkoy do @odzi, a stamt#d dalej na posz kiwanie potrzebnych dok mentw. /odczas jego czternastodniowej nieobecno$ci zajta byam szyciem nowej s kienki, wybieraniem panto+li, pinaniem wosw. 4obiam to wszystko w radosnym podnieceni , w mojej rado$ci jednak mo"na byo dostrzec zacito$, obc# zapewne osiemnastoletnim dziewcztom, ktrym j " wkrtce ma si speni najbardziej po"#dany ze snw. ) ci#g dwch pierwszych dni moje po"ycie ma"e skie nie uk adao si najszcz$liwiej. /o nocy po$l bnej dostaam wysokiej gor#czki i kiedy le"aam rozpalona, ten chopiec, ktrego ciepe sta jeszcze kilka godzin tem wydaway mi si tak nieodzowne, sta mi si obojtny i daleki. !ie chciaam na niego patrze, nie odpowiadaam na jego pytania. !ie wzr szy mnie +akt, "e paka w przylegym pokoj , o czym doniosa mi matka. 3eraz, kiedy m siaam walczy z popochem wasnego serca, kiedy ka"dy oddech napenia moje piersi k j#cym blem, nie mogam, nie chciaam interesowa si jego losem. ;e"aam nier chomo nie mwi#c nic i nic nie jedz#c. !ad wieczorem przestraszeni rodzice sprowadzili lekarza, ten jednak nie potra+i zaklasy+ikowa nagego wyskok temperat ry. /osiedzia przy mnie, potrzyma przeg b mojej rki, odszed. /o dw dziest czterech godzinach gor#czka mina bez $lad , znikna rwnie szybko, jak przysza, i kiedy moje spierzchnite wargi odzyskay dawn# wilgotno$, znow zapragnam poca nkw. Moje ciao, ktre do tej pory byo jedynie obiektem zainteresowania lekarzy, stao si nagle wa"ne i "yteczne. ) miar jak poznawaam ciepo jego zakl$ni, wra"liwo$ naskrka, podziwiaam je i l biam coraz bardziej. ) ten sam sposb patrzyam i na jego ciao, troch inne ni" moje, ale przecie" takie samo we wszystkich odr chach i odcz ciach. /rdko przywykam zasypia z gow# wt lon# w jego rami, z plecami mocno przywartymi do jego piersi. 2dwracaj#c si w nocy na bok, cz am, jak jego rce przygarniaj# mnie poprzez sen. ) dzie tak"e staraam si by blisko niego. .iedy chodzili$my po ogrodzie, wisiaam czepiona jego ramienia, w dom najchtniej sadowiam m si na kolanach, a gdy malowa, krciam si niecierpliwie dokoa i pod pretekstem, "e chc zobaczy, w jaki sposb miesza +arby, pochylaam si nad nim i wchaniaam jego zapach. /ocz#tkowo nie chciaam si godzi na rozstania, najchtniej spdzaabym z nim wszystkie dnie, po kilk miesi#cach jednak, podczas ktrych wyje"d"a i przyje"d"a kilkakrotnie, przywykam do tego, "e odchodzi. 6ama odprowadzaam go na stacj, caowaam na do widzenia i biegam wzd " r szaj#cego poci#g machaj#c podniesion# rk#. )iedziaam, "e za kilka dni wystarczy wspi# si na parapet okienny, "eby zobaczy go znow , id#cego szybko $cie"k# wzd " ogrod . )iedziaam, "e na mj widok przyspieszy krok , przeskoczy + rtk i we5mie mnie na rce. ' !ie wolno ci si mczy ' szeptaam ' p $ mnie natychmiast ' i os waam si na ziemi w ten sposb, "eby go cz caym ciaem. 3o byo kilka dni po $l bie. 2b dziam si w nocy i nie zastaam go w "k . , przylegego pokoj dochodziy szepty, przez szpar w drzwiach s#czyo si $wiato. )yskoczyam pl#cz#c si w d giej kosz li, otworzyam drzwi i spojrzaam. 6iedzia w +otel przys nitym do otwartego okna, gow mia odchylon# w ty, oczy zamknite. 2bok niego stali moi rodzice. ' &o m jest1 ' krzyknam. ' !ic gro5nego, jest m tylko troch d szno ' spokajaj#co powiedziaa matka. /odbiegam i ods nam j# na bok, spojrzaam w jego wykrzywion# blem twarz. ,obaczy mnie, bo pobladymi wargami szepn#< ' 3o nic ' i w paroksyzmie bl zacisn# sta. ' &o m jest1 ' !ic gro5nego, zaraz minie, zrobimy m okad z zimnej wody. /rosz, przynie$ rcznik ' powiedziaa matka. /oszam za ojcem do azienki, wrcili$my z rcznikiem i miednic# lodowatej wody. Matka zan rzya w miednicy rcznik, wykrcia i mokry poo"ya m na piersi. *eszcze dw krotnie widziaam, jak jego zby zwieraj# si w bl , jak krew odpywa z policzkw zostawiaj#c je przezroczy$cie biaymi, jak ci"ko, apczywie si je odetchn# otwartymi stami. /o kilk kolejnych zmianach

okad wyraz cierpienia st#pi z jego twarzy, oddycha spokojniej. Matka odci#gna mnie od otwartego okna. ' 3o nie pierwszy raz ' szepna ' te ataki powtarzaj# si co noc. 6taam w otwartych drzwiach naszego pokoj i kiedy mj m#" odwrci gow, sz kaj#c mnie oczyma, odpowiedziaam $miechem na jego blady wysilony $miech. 2d tej nocy na czyam si spa cz jnie. .a"dy jego go$niejszy oddech b dzi mnie natychmiast. *e$li bl przychodzi, biegam do azienki, nalewaam pen# miednic zimnej wody, przynosiam rczniki. )lewaam m do st krople $mierzaj#ce bl, otwieraam okno i zmieniaam mokre okady. , podwinitymi nogami siedziaam na "k obok niego. 6iedziaam tak przez d gie godziny s chaj#c, jak oddycha, wpatr j#c si w jego blad#, naznaczon# cierpieniem twarz. 4ano b dziam si saba i odrtwiaa, nie mogam chodzi i z konieczno$ci spdzaam dnie w "k . /omimo moich pr$b nie chcia si leczy, m siaam wic "y podstp . ,aczam skar"y si na ble serca i kiedy zaniepokojony prosi, "ebym kazaa si zbada, zgodziam si pj$ do lekarza pod war nkiem, "e pjdzie razem ze mn#. ,godzi si skwapliwie i jeszcze tego samego popo dnia poszli$my do rejonowej przychodni, odczekali$my kilkadziesi#t min t i razem weszli$my do gabinet . ;ekarz podnis si spoza bi rka. 4koma opiera si ci"ko o blat i na jego piknej, poci#gej twarzy malowa si wysiek. 6pojrzaam szybko w d( tak, nie pomyliam si, nogi mia bezwadne. ,djam bl zk, a potem na "yczenie lekarza i kosz l. 2p kiwa moje serce, os chiwa mnie dokadnie, od czas do czas rz caj#c na moj# twarz wnikliwe spojrzenia. &z am, jak jego oczy przes waj# si po moich ramionach w d, byo mi zimno. ,mierzy mi ci$nienie, jeszcze chwil trzyma przeg b mojej rki, a potem zbada tak"e mojego m"a. /rzez cay czas nic nie mwi i jego sk pienie dzielio nam si, stali$my przed nim bez sowa. 6iedzia poza bi rkiem ze swymi nie "ytecznymi kik tami ng i patrzy na nas przezroczystymi oczyma. )reszcie przemwi< ' /o co$cie si pobrali1 ' Bo si kochamy ' odpowiedzia mj m#". ' )idz ' w gosie lekarza zabrzmiaa n ta rozdra"nienia ' ale te dwa serca razem to samobjstwo, osobno mo"e mieliby$cie jakie$ szans, razem nie. ' !igdy nie mo"na nic przewidzie, panie doktorze ' zacz# mj m#" ' czasem cega... ' 3ak, wiem ' ci# lekarz ' ale je$li cega nie spadnie, wy macie pierwsze stwo. )Chod 5my ' poci#gnam m"a w stron drzwi. )zbieraa we mnie g cha nienawi$. , rado$ci# patrzyam, jak pikn# twarz lekarza znieksztaca wysiek, jak ci"ko opiera si na rkach, powstaj#c na nasze po"egnanie. ) pa5dziernik tego samego rok zapisaam si do szkoy. Byo to lice m dla prac j#cych, w ktrym wykady odbyway si tylko raz w tygodni , poza tym czniowie byli zdani na wasne siy. 0cieszyy mnie nowe skrypty i podrczniki, przegl#danie ich pochono mnie cakowicie, dziki czem dnie przym sowo spdzane w "k mijay niepostrze"enie. /ocz#tkowo mj m#" postanowi mi pomaga, ksi#"ki jednak przeszkadzay naszym doniom sz kaj#cym si wzajemnie, os way si z naszych kolan, "eby poprzez d gie godziny le"e w zapomnieni na pododze. !ie mogam si czy, kiedy byli$my razem. 0czyam si wic wtedy, kiedy wyje"d"a, i na ka sprawiaa, "e jego nieobecno$ wydawaa mi si krtka, zanim zd#"yam zatskni, on j " by z powrotem ze mn#. /okazywaam m rozwi#zane zadania, przeczytane stronice. 0$miecha si z poba"liw# wy"szo$ci#, pochyla razem ze mn# nad ksi#"k#, "eby po chwili wyj# mi j# z r#k. 2n tak"e nie czy si przy mnie nigdy. ?adna ksi#"ka nie potra+ia odwrci jego ocz ode mnie, czyniy to jednak kolory. ) k#cie pokoj stay sztal gi zbite z kilk cienkich desek, przed nimi niski taboret. ; biam patrze, jak siedzi odchylony do ty , jak ko cem p dzla wodzi po biaym, napitym ptnie. ) dr giej rce trzyma czworok#tn# palet, na ktrej stapiay si ze sob# oleiste +arby. *askrawo"ta plama przechodzia w ciemny sza+ir ltramaryny tworz#c po drodze zakola zieleni, czerwie"ioletowia a pod wpywem bkit , zociy si gry. 2dkada na chwil pdzel, z d "ej t bki wyciska bia# +arb, gasi intensywne kolory rozprowadzaj#c mieszanin kilkoma kroplami olej . /odczas tej pracy $ci#ga lekko sta, grna warga zachodzia na doln# nadaj#c jego twarzy wyraz dziecinnego zaabsorbowania. )yb chaam $miechem, podbiegaam do niego i caowaam go w sta. -elikatnie, nie wyp szczaj#c pdzla z rki, walnia si z mojego $cisk , odchyla gow do ty i kad now#, barwn# plam na ptnie. Byy to rzadkie momenty cakowitego odpr"enia, przewa"nie nie mieli$my zapomnie. 6parali"owany lekarz, zanim jeszcze wyszli$my z gabinet , zd#"y nam powiedzie, "e mj m#" powinien przerwa st dia. %taki nie min#, je$li nie zmieni tryb "ycia, m si le"e. @atwo odgadn#, "e nie zaakceptowali$my tego werdykt ' ani on, ani ja. !ie miaam nadziei, a jednak nie potra+iam przeciwstawi si otwarcie jego ent zjazmowi. !igdy nie przerywaam m , kiedy mwi o naszej wsplnej przyszo$ci, o dom , ktry bdziemy mieli, o podr"ach, ktre odbdziemy. .iedy na karcie biaego papier szkicowa ksztaty mebli i desenie naszych przyszych $cian, $miechaam si i nie mwiam nic. )iedziaam o wszystkim, zanim jeszcze popatrzy na nas lekarz o bezwadnych nogach. ) $rodk nocy, ob dzona jego szybkim oddechem, przyciskaam rce do jego pobladych policzkw. ' !ie bj si ' mwiam ' nie pozwol ci mrze samem , mrzemy razem. !ie zrezygnowa ze st diw, a osabienie spowodowane tak"e zym od"ywianiem sprawio, "e jego ble nasiliy si. B dzi si teraz ka"dej nocy, a czasem kilkakrotnie w ci#g jednej nocy. !a moje pro$by, "eby poszed do

szpitala, "eby pozwoli si leczy, odpowiada agodnie, ale stanowczo< ' !ie mam czas , naprawd nie mam czas . 3o mj ostatni rok, m sz skoczy st dia, od tego zale"y caa nasza przyszo$. ' !a d5wik tego sowa milkam i nie ponawiaam pr$b. /ozwalaam m patrze w przyszo$, jak w wielk#, jasn# pacht ekran kinowego, ktrego cienie +ascynoway nas jednakowo i ktry tak czsto brali$my za samo "ycie. *ednak baam si, przyjaciel , i coraz cz$ciej my$laam o tym, w jaki sposb powinni$my mrze oboje, mj m#" i ja. !ie miaam znale5 sposob . 2n by wielkim ent zjast# "ycia. 2 $mierci mwi tylko wtedy, kiedy nagy bl zwiera m zby i tamowa oddech. ) dzie ,siedz #c na niskim taborecie przed kochanymi sztal gami, nie pamita o nocnych lkach, my$la tylko o "yci . 0siowa przekona mnie i siebie, "e jego ble to niewielka dolegliwo$ typ migreny, ktra przecie" minie i pozwoli nam "y. &oraz bardziej byam zmczona bezsennymi nocami i czekaam nieomal na to, aby wyjecha. /odczas jego nieobecno$ci jednak baam si, "eby nie mar beze mnie. 3o nast#pio szybciej, ni" przyp szczaam. 3ej wiosny matka wysaa mnie w gry do niewielkiej podhalaskiej wsi. +amieszka am w pensjonacie dla dzieci, ktry by prawie p sty o tej porze rok . Mia, starsza gospodyni traktowaa mnie na rwni z najmodszymi pensjonari szami, staa za moim krzesem podczas posikw, pilnowaa, "ebym le"aa po obiedzie. -ziki tej troskliwo$ci moje policzki zaokr#gliy si i serce, zwykle rozkoatane, pracowao spokojniej. Mj m#" w tym okresie przebywa w .rakowie zbieraj#c w bibliotekach i m zeach materiay do swego dyplomowego +ilm o )yspia skim. &rzysya mi listy pene kolorowych +otogra+ii obrazw i witra"y, pene +otokopii odsz kanych przez niego rkopisw i pierwszych wyda ksi #"ek. 0mwili$my si, "e przyjedzie po mnie w !iedziel /almow# i na $wita wielkanocne wrcimy razem do dom . ) sobot, przed oznaczonym dniem naszego wyjazd , przyjechaa matka. ' -laczego przyjechaa$1 ' zawoaam wieszaj#c si jej na szyi ' przecie" wiesz, "e j tro byliby$my w dom . !ie odpowiedziaa nic i kiedy co+nam si o krok, zobaczyam, jak bardzo jest zmieniona jej twarz. Bya bardzo blada i jak gdyby zmalaa. ' &zy jeste$ chora1 &o oni z tob# zrobiliA ' zy napyny mi do ocz ' po co przyjechaa$1 ' /rzyjechaam ' powiedziaa wolno matka ' bo on nie mo"e przyjecha, jest bardzo chory. 2deszam w przeciwny koniec pokoj . &hd podpez mi do garda. )iedziaam j ". Matka opowiedziaa mi to w nocy. ,naleziono go nie"ywego w pokoj hotelowym. 6ekcja zwok wykazaa, "e mar na serce. 3a $mier, przyjaciel , dotkna mnie bardziej ni" wszystkie, ktre prze"yam dot#d. 3a $mier dotyczya mnie bardziej. 3o ciao tak mi znajome, "e nieledwie zdawao si by kawakiem mojego ciaa, miaa przysypa teraz ziemia. *ego gboko osadzone oczy, jego wiar w "ycie, jego mio$. 2dchodzi ode mnie zostawiaj#c mnie bardziej samotn# ni" wtedy, kiedy nie byo go jeszcze. !ie miaam si z tym pogodzi. !ie pakaam j ", ale obserw j#c s chymi oczyma przygotowania do pogrzeb ' on w ostatnim pokoj , przywieziony z .rakowa w zamknitej tr mnie ' cz am, jak ro$nie we mnie b nt. Matka przyniosa z miasta czarny kapel sz i welon. 6taam d go przed l strem patrz#c na sw# czarno obramowan# twarz. /amitasz, powiedziaam ci j ", "e mio$ bya moim sprzymierze cem. &odczas tych wszystkich dni, kiedy by am z nim razem, zapominaam o tym, "e nie wolno mi byo biega, wspina si na gry, pywa i taczy. .iedy wyje"d"a, le"aam w "k i czytaam podrczniki szkolne czekaj#c spokojnie, a" powrci. Moje serce, nie przeci#"one prac# nad siy, pozwalao mi "y i oddycha. 3eraz zabrako mi tej podpory. /rzestaam si czy i nie czytaam nic. -ni spdzaam w "k , wpatrzona w $cian pokoj . 3ym razem nie interesoway mnie desenie, nie widziaam nic. My$laam o tym, jak doskonale ziemia nicestwia to wszystko, co jest czowiekiem< ambicje, pragnienia, cz cia( wszystko, co jest wa"ne, p ls j#ce "yciem, zdobyte i nie zdobyte na rwni. -ziwiam si l dziom, ktrzy wypeniaj#c codzienne obowi#zki nie zwracaj# wagi na nieodwoalny kres swej krz#taniny. 8mier wypenia moje my$li i tym razem jej atak by celny. .a"dego wieczor dostawaam gor#czki, i te godziny, podczas ktrych przyspieszony obieg krwi m#ci mj mys, niosy ze sob# lg. ) gor#czkowym p$nie nie my$laam o $mierci, ci#gle jeszcze byam dzieckiem, ktre mogo biega, goni si i bawi z innymi dziemi. &zsto $niam, "e wbiegam na wysokie schody, $cigana przez towarzyszy zabawy. B dzio mnie gwatowne bicie serca, siadaam na "k , z niechci# i tr dem wracaj#c do rzeczywisto$ci. )idzisz, przyjaciel , jak nieatwo mi mwi. Moja pami jest ostra jak $wiato latarni zagl#daj#cej w okno pokoj , a jednak tak tr dno mi o sowa. *ak"e ci to wszystko powiedzieA !ie patrz na moje poszarpane zdania, na sowa wp rwane ' patrz w moje my$li. /rzecie" znasz je wszystkie, przecie" i ty stae$ nad grobem swojej matki, ktra w rwnej mierze bya cz$ci# twojego "ycia, jak on by cz$ci# mojego, przecie" i ty wracae$ do p stego dom nie miej#c pomy$le nic. !ie b#d5 niecierpliwy, przyjaciel , id5 ze mn# do ko ca.

IB. -eszcz pada nieomal codziennie, ziemia jest nasi#knita wilgoci#. .iedy na chwil wychodzi spoza chm r soce, g sta mga podnosi si z ziemi, owija wierzchoki sosen. .try to j " dzie ,przyjacielu, siedzimy razem w ma ym pokoj , $cigamy wzrokiem senne m chy przerywaj#ce monotoni zielonego desenia $ciany1 .try to j " dziepatrz w moje sowa i widz ponad nimi drgaj#ce k#ciki twoich warg1 )ic jednak nie niknam patos 1 %le czy mo"na go nikn#1 &zy nie jest spojony nieroz#cznie ze wszystkimi sowami1 &zasem my$l, "e sowa s# stworzone po to, aby mg si pieni tym b jniej. % znaki przestankowe, te my$lniki, wykrzykniki, wielokropki... % biel papier , ktra si otwiera po ostatniej linijce rozdzia 1 !ie, przyjaciel , patos nie mo"na nikn# i twoje milczenie jest go rwnie pene, jak moje sowa. 3ak to milcz#co mnie potpie$ nie zostawiaj#c miejsca na "adn# w#tpliwo$. % przecie" wystarczyoby sowo, wyci#gnicie rki. 2powiedziaabym ci tak, jak to robi teraz, ka"d# z tamtych chwil. 3e chwile pene wielkiego bl i wielkiej mio$ci $wiadcz# za mn#. 3en gest, moje rce sigaj#ce po soik z lekarstwem, p sty soik, ktry potoczy si na podog i tam j " zosta, oczekiwanie na lg, ktra nie przysza... )szystko nale"y jeszcze do "ycia, tak"e i $mier, tak"e $mier jest po tej stronie "ycia. !ie ma "adnej innej strony. Bl targaj#cy moje wntrzno$ci, bezwad sparali"owanych czonkw, strach, ktry przyszed wraz z blem i wypeni moje my$li ' to wszystko byo "yciem, ktre kochaam i ktrego pragnam tak"e i wtedy, kiedy zdecydowaam si mrze. !ie no$ w ironicznym grymasie k#cikw st, przecie" wiem, "e kochasz "ycie rwnie mocno jak ja. .ochasz je na przekr swojej pogardzie, na przekr pewno$ci, "e minie i "e trzeba si oswoi z t# my$l#. .ochasz je na przekr oswojeni . /amitam, jak wa"nie, jak troskliwie odtwarzae$ w swej alchemicznej wyobra5ni najdrobniejsze jego przejawy. .sztaty i kolory przychodziy do ciebie w d gim szereg znacze ,uk adae$ ze sw wielobarwne rwnania, "eby je rozwi#zywa $miechem. 0$miechem poba"ae$ moim siowaniom, aby przekaza ci chocia"by cz$ tego, o czym wiedziay moje oczy. /amitasz, z tych siowa powstay moje najpikniejsze wiersze. /isaam je dla ciebie i posyaam we wszystkich listach. .azae$ je czyta go$no kolegom, a kiedy szydzili ze mnie, wyjmowae$ im kartki z r#k i chowae$ na dno swej jedynej walizki. Mimo poprawy samopocz cia gor#czki nie chciay st#pi. &odziennie nad wieczorem cz am zdradliwe pieczenie policzkw i przyspieszony obieg krwi napenia moje piersi niepokojem. 3e wypieki, byszcz#ce oczy i spocone donie to nie by jedynie e+ekt wa"nych spojrzetwego przyjaciela. !o prawda, "e jego widok pob dza moje serce do szybszych derze,spierzchni te wargi jednak, pytki oddech i zawroty gowy, kiedy podnosiam si nagle z "ka, pewniay mnie, ze za wikszo$ tych niepokoj#cych objaww odpowiedzialna jest choroba. 3ak samo s#dzia moja matka, tote" wkrtce zacza mnie przekonywa, "e powinnam pojecha do kliniki do .rakowa. *ej perswazje natra+iy na mj niespodziewany opr. !ie chciaam wyjecha do szpitala. *eszcze ci#gle pamitaam okr tne chwile parali" j#ce cakowicie my$li, apati przekre$laj#c# dzie jutrzejszy, czas, ktry zawis nier chomo w oczekiwani na nadej$cie tej jednej jedynej chwili, wzbieraj#cej powoli jak kropla. Baam si $mierci. 3eraz, kiedy zdobyam twoje za +anie, kiedy twj $miech macnia mnie w pragnieni , w naszym wsplnym pragnieni , aby osz ka $mier, aby "y wbrew chorobie i omno$ci ' nie chciaam wyjecha do szpitala )idz#c, "e nie mo"na mnie przekona, matka "ya podstp . /owiedziaa, "e pojad tylko na badanie do pro+esora, po czym natychmiast wrc do dom . 0wierzyam i rannym poci#giem pojechali$my ' jak zwykle z ojcem. /o raz pierwszy od kilk miesicy byam znow poza domem. ,achannie, z nowo ob dzon# ciekawo$ci# patrzyam na tocz#cych si, rozmawiaj#cych go$no l dzi. Ich "ywotno$ i r chliwo$ nie dziwia mnie j ", przygl#daam im si z zazdro$ci#, w gbi serca pragnam by rwnie aktywna jak oni. /rzyjechali$my do .rakowa do$ wcze$nie, abym moga namwi ojca na spacer wok 4ynk . /odtrzym j#c silnie moje rami, oprowadzi mnie wolno dokoa 6 kiennic, po czym zatrzyma przeje"d"aj#c# takswk i pojechali$my do pro+esora. ,nasz go z moich opowiada . ,lekro przyje"d"aam ze szpitala do dom , biegam do ciebie i mwiam o wszystkim, co czyni, aby mnie ratowa. By tak niepodobny do innych lekarzy. 4"nia go od nich mio$, jak# mia dla mczonych strachem i blem istnie ludzkich, niepoha mowane, gor #czkowe pragnienie, aby l"y cierpieni . By inny ' i gdy tak staam niepewnie jeszcze w prog jego gabinet , z rk# spocon# i dr"#c# na klamce drzwi, patrz#c na jego $miech, pocz am, jak nerwowe napicie stp je z wolna z mojego ciaa. /ozwoliam m si zbada, a kiedy siad naprzeciw mnie i zapyta ' co ci jest, dziecko1 ' kryam twarz na jego piersi i rozpakaam si serdecznie. !iewyra5nie, poprzez zy, opowiedziaam m to wszystko, co mi byo wiadome o chorobie i $mierci. /oczeka, a" moje kania cichn# z penie, otar mi oczy ch steczk# i wyszed, aby zawoa ojca. /owrcili obydwaj i podczas kiedy ten pro+esor gadzi moje wosy, ojciec oznajmi powa"nie, "e m sz pozosta przez pewien czas w szpital . 6kinam gow# na znak zgody i szybko posz kaam oczyma ciepych, dobrymi zmarszczkami otoczonych ocz pro+esora. 6zpital ' opowiedziaam ci j " o tym szpital . !a kilkana$cie d gich miesicy znow mia si sta moim domem ' a pro+esor, sam wiesz najlepiej, kim sta si dla mnie. /rzywykam m wierzy bezwzgldnie, a to znaczy, "e wierzyam tak"e wtedy, kiedy mi nakazywa "y. -ziki jego krzepi#cej obecno$ci potra+iam przeama zakradaj#c# si do moich my$li apati, potra+iam bez parali" j#cego lk my$le o j trze. )rciam do

zarz conych podrcznikw szkolnych, na mojej sza+ce nocnej, podobnie jak dawniej, pitrzyy si stosy ksi#"ek. &zytaam, czyam si na pami wierszy i bez goryczy przypatrywaam si otaczaj#cym mnie l dziom. /rzynoszono ich l b prowadzono ci"ko opartych o s "ne ramiona, kadziono obok mnie. 6pojrzenia pocz#tkowo obojtne, przymione blem l b trosk#, po kilk l b kilk nast godzinach przylegay do mojej twarzy z nadziej#, z ciekawo$ci#. 4ce wyci#gay si k mnie z drobnym prezentem, z jabkiem albo kawakiem czekolady, pyny sowa. 6 chaam tych spowiedzi z wag# i wdziczno$ci#, szeregowaam +akty, kadaam z +aktw najbardziej +ascyn j#c# z wszystkich historii ' l dzkie "ycie. I kiedy przed zgaszeniem $wiate poprawiano pod szki pod moimi bol#cymi plecami, my$laam bez niechci o tym, "e j tro znow bdzie dzie . ?ycie nie pozwalao si przekre$la. .armio nadziej# najbardziej woskowe z postaci l dzkich. 3am gdzie nosiy si rce, chylay powieki i sta szeptay pro$by l b skargi ' byo "ycie. .obiety o po"kej cerze siaday rano na "kach, odwi#zyway papiloty, czesay wosy, poci#gay szmink# spierzchnite sta ' kobiety chciay by pikne. Moja ciemnowosa s#siadka, ktr# przyprowadzono zaledwie kilka godzin tem , tak"e chciaa by pikna. !a chwil przed zgaszeniem $wiata siada na "k , opara o podci#gnite kolana l sterko i zacza na papierowe skrawki zawija krtko obcite wosy. /rosta grzywka opadaa jej do ocz , policzki miaa okr#ge, ale przezroczy$cie biae, w jej wyp kych, adnie wycitych stach nie byo ani kropli krwi. Milczaa, cae popo dnie nie powiedziaa ani sowa i jej powa"ne ciemne oczy co+ay si pochliwie, ilekro napotkay moje oczy. !ie spaa w nocy. ) ciemno$ci, t " obok mojego "ka, syszaam jej krtki, rywany oddech, szelest odrz canej kodry, gniatanej pod szki. ) $wietle +ioletowej lampki, zawieszonej wysoko nad drzwiami, widziaam, jak si rz ca na "k , jak siada gwatownie obejm j#c splecionymi rkoma kolana, jak szepcze co$ do siebie wlepiaj#c oczy w ciemno$. 0spokoia si dopiero nad ranem. .iedy szare $wiato rozmyo cienie i wydobyo z mrok solidne kont ry "ek, zasna krtkim, ci"kim snem. 4ano zapytaam j#< ' &zy ci bolao co$ w nocy, na co jeste$ chora1 *ej rka, trzymaj#ca grzebie,znieruchomia a. /opatrzya na mnie pochliwie ciemnymi, podkr#"onymi oczyma. ' ) moim mie$cie leczono mnie na nerki ' powiedziaa. 3o byy chore nerki, ale to by tak"e strach, ktry przypeza o zmrok i nie op szcza jej, dok#d na sali nie robio si z penie jasno. &odziennie, w chwil po zgaszeni $wiata, kiedy rozkoysane cienie rosn#cych za oknem drzew kazyway si na szybie, siadaa na "k i patrz#c rozszerzonymi 5renicami w $cian ' mwia< ' !ie pozwolili mi spa, przez dwa lata nie spaam ani jednej nocy. /rzychodzili po mnie ka"dej nocy, $wiecili mi w twarz. ,adawali pytania bez koca, m wili, m wili... )%ej g os zaamywa si w szloch , wilgotne palce zaciskay si wok moich doni i wiedziaam, "e jej w#te ciao dr"y pod trzema kocami, ktre na ni# narz ciam. 6iedz#c z podk rczonymi nogami na jej "k , szeptaam koj#ce zaklcia, dok#d jej kania nie milky, dok#d nie cicha z penie. )racaam do swojego "ka, przewa"nie jednak zanim zd#"yam zasn#, ona jak gdyby pod wpywem jakiego$ wewntrznego nakaz odrz caa koce, siadaa na "k i zaczynaa mwi znow . 6 chaam i widziaam szcz ry w ciemnej celi wiziennej i widziaam dziecinn# jeszcze twarz w obramowani czarnych warkoczy, t twarz, ktra na zawsze miaa zachowa wyraz lk i zdziwienia. -laczego1 0parte pytanie powraca do mnie i teraz, i podobnie jak wtedy nie miem odpowiedzie. -laczego1 % ty, jaki" to bg ciemn# przepask# zawi#za ci oczy i w twoje rce wo"y chwiejn# szal czynkw1 -laczego1A )idzisz, w ten sam sposb mogabym zapyta i ja ciebie, i ty tak"e nie miaby$ znale5 odpowiedzi. !igdy nie dowiedziaam si dlaczego. 3ego jednego brak byo w jej wspomnieniach, to jedno, najwa"niejsze, najbardziej po"#dane, wymazane zostao cakowicie z jej pamici. /amitaa tylko, "e j# wiziono i "e po dw letnim okresie wyp szczono na wolno$, a do tej +ragmentarycznej biogra+ii lekarze dodali, "e wyp szczono j# z gr 5lic# nerek. M siao by jej gorzej, bo jada coraz mniej i nie spaa prawie z penie. )i#zania staww zaczy prze$wieca poprzez "t# skr, blade policzki zapady( nie zakrcaa j " wosw na papierowe papiloty. &odziennie robiono jej trans+ zj. /ielgniarka wbijaa gr b# ig w przeg b ko$cistej rki, ciemna krew spywaa kropla po kropli w blado'niebieskie, widoczne poprzez skr "yy. !ie byo jej lepiej. .iedy ciemne oczy przybray dobrze znany mi wyraz ' w#skie szpary, ktrymi prze$wiecao biako ' pobiegam do pro+esora, schowaam m gow na piersi i poprosiam, "eby j# ratowa. ' )iesz, dziecko, "e robi wszystko, "eby j# ocali ' powiedzia. I jednak nie ocali. 0mara wiosennego popo dnia i jej brat, ktrego poznaam podczas rzadkich niedzielnych odwiedzin, przyjecha, "eby zabra jej ciao do rodzinnego miasta. 3ego popo dnia wyszam ze szpitala. !aci#gnam przewieszon# zwykle przez porcz "ka s kienk i p stymi schodami zbiegam w d. 0lica bya biaa od soca, drzewa rzuca y na chodnik krtkie, ostre cienie, gr pka roze$mianych st dentek wysypaa si z bramy szpitala i przesza szybko obok mnie. !a postoj , po przeciwnej stronie licy, stay rzdem takswki. /oszam tam i poprosiam kierowc, "eby pojecha do las . 2dwrci gow sysz#c tak niecodzienny adres i dopiero kiedy z naciskiem powtrzyam ' do las ' wolno r szy z miejsca. )ysadzi mnie poza miastem w pobli" przystank a tob sowego ' "eby pani miaa jak wrci '

powiedzia. ;as by li$ciasty, pi# si w gr i natychmiast niespodziewanie os wa si w d. , tr dem wyszam na jeden ze spadzistych pagrkw i cz j#c w caym ciele ogromne zn "enie, poo"yam si na ciepej trawie. ;e"aam tak nier chomo obserw j#c wyd "aj#ce si cienie drzew. !ie my$laam, nie chciaam my$le. 3roskliwie omijaam oczyma p ste miejsce na sali szpitalnej, gdzie jeszcze kilka godzin tem stao dobrze mi znane "ko. )ys nito je, wiedziaam, "e je wys nito, aby przebra po$ciel, i czyste, gotowe na przyjcie innego drczonego chorob# ciaa ws n# z powrotem. &hodny wiatr napyn# z pobliskich #k, cienie drzew rosy, zmtniay, "eby znikn# z penie w pierwszym niebieskawym zmierzch . !iechtnie wstaam z trawy i powlokam si na przystanek a tob sowy. .ierowca takswki mia racj. /o kilk min tach nadjecha a tob s, zahamowa skrzypliwie i w t mie szcz$liwych dzieci, jad#cych prawdopodobnie z wycieczki, wrciam do miasta. .iedy na palcach ws nam si na cich# j z sal szpitaln#, za wa"yam, "e na s#siednim "k le"y moda jasnowosa kobieta o niezwykle wych dzonej twarzy. 3en szpital by peen $mierci. /ro+esor specjalizowa si w hematologii i z najodleglejszych zak#tkw kraj przysyano m pacjentw z r"norodnymi chorobami krwi. %nemie leczono dawkami "elaza i w#troby, niektre z nich jednak, 9blednice l b biaaczki9 ' jak je okre$la w swoim podrcznik , ktry wraz z innymi ksi#"kami le"a na moim nocnym stolik ' zawieray w swej nazwie nieodwoalny wyrok. 9!iezwyka blado$ cery, ble gowy, powikszone gr czoy chonne, wybroczyny krwi...9 na czyam si wkrtce rozpoznawa wyliczone w medycznych ksi#"kach symptomy choroby i w napici obserwowaam, jak czyni postpy w bezsilnych l dzkich ciaach. ) miar jak l dzie znikali, narastay we mnie rozpacz i b nt. /rzychodziam do pro+esora i bagaam ' niech ich pan rat je ' nie miaam poj# jego bezsilno$ci. Moje wasne "ycie ratowa tak wytrwale, tak sk tecznie broni mnie przed chorob#. 3yle razy z n t# pewno$ci w gosie stwierdza, "e j " nied go moje serce mo"na bdzie zoperowa i "e po zabieg powrc do zdrowia. Bdziesz "ya ' mwi ' i jego sowa jak o"ywczy eliksir wzmacniay moj# sabn#c# nadziej. 6 chaam jego sw, pozwalaam sobie robi zastrzyki i bez sowa skargi poykaam wszystkie gorzkie medykamenty. 3ymczasem jednak mczy mnie ka"dy krok, w nocy koatanie serca nie pozwalao mi zasn# i dokoa mierali l dzie. /o krtkich pertraktacjach z klinik# kardiochir rgiczn# w /oznani pro+esor postanowi mnie tam wysa. ) klinice tej operowa jeden z najzdolniejszych ' jak powszechnie wierzono ' chir rgw w /olsce. ,dziwiam si, kiedy zobaczyam go po raz pierwszy, wygl#da tak modo. ) rzeczywisto$ci mia lat czterdzie$ci i ' o czym kr#"yy legendy w klinice ' w modo$ci przeszed ci"k# gr 5lic p c. !igdy nie zapomnia, jak wiele zawdzicza medycynie, i kiedy powrci do zdrowia, po$wici si chir rgii p c i serca. 3e opowie$ci, nie ze wszystkim zapewne prawdziwe, napeniay nasze serca wielk# ot ch#. -obrze byo wierzy, "e lekarz, w ktrego rkach spoczyway nasze losy, sam by kiedy$ rwnie bezradny jak my i rwnie wydany na ask lekarzy. , wielk# +no$ci# przywierali$my rozgor#czkowanymi oczyma do jego szarych ocz , do jego czystych r#k. .a"d# operacj poprzedzao pene napicia oczekiwanie. &zy bdzie mo"na operowa1 !ie wszystkie wady serca kwali+ikowano do operacji. .linika nie rozporz#dzaa jeszcze skomplikowanymi aparatami, przy pomocy ktrych mo"na byo wy#czy chore serce z krwiobieg . )stpne badania koczyy si czsto wynikiem negatywnym. Brali$my czynny dzia w niepokojach, w wahaniach lekarzy. 3en okres i dla nas by najtr dniejszy. &zy zechc# podj# ryzyko1 &zy zdrowie powrci1 % je$li nie, jak d go bdzie jeszcze mo"na "y ze $ci$nit# krtani#, z gardem penym trzepot krwi, ze zn "eniem, ktre opanow je ciao przy najmniejszym wysik 1 *ak d go bdzie mo"na "y i w jaki sposb trzeba bdzie miera1 6ine zabarwienie policzkw, rozdte wod# nogi, spierzchnite sta z tr dem owi#ce powietrze... Brak powietrza. )szystko wydawao si lepsze od tego, co pods waa karmiona szpitaln# rzeczywisto$ci# wyobra5nia. &hciaam pj$ na t operacj. /odobnie jak i ja z wielk# nadziej# oczekiway wyrok lekarzy trzy inne kobiety na sali. !asza pi#ta wspmieszkanka le"aa na "k jcz#c. 2perowano j# trzy dni tem . -okoa niej stay jeszcze baki z wod #, do ktrych g mowymi przewodami spywao z szkodzonych p c powietrze. )oda b lgotaa, kobieta krcia si na "k jcz#c. 6iedziay$my przy niej na zmian poprawiaj#c os waj#ce si pod szki, zwil"aj#c wilgotn# gaz# jej popkane wargi. , tajon# rado$ci# $ledziy$my ka"d# oznak poprawy, witay$my ent zjastycznie najmniejszy symptom powracaj#cych si. .to nastpny1 &odziennie przychodzi docent, przystawa w prog , szybkim spojrzeniem obrz ca sal. ' &zy jeszcze d go m sz czeka1 ' pytaam. ' M si pani by cierpliwa, jeszcze nie przeprowadzili$my wszystkich bada )odpowiada . 2perowa codziennie i zawsze byy te same przygotowania. )czesna kolacja, mycie i golenie skry w okolicy cicia, proszki nasenne... $wit, $wiadomo$ $wit przes#czaj#ca si poprzez ciemne jeszcze okna, poprzez zamknite powieki. ,abanda"owane rce, z ktrych zs nito zegarek, obr#czk, pier$cionki. -robiazgi osobiste przekazywane z jednej $ci$nitej doni do dr giej, oddawane w depozyt przyjacikom. ' By mo"e nie zobaczymy si j ", oddajcie to... je$li nie zobaczymy si, ode$lijcie... b#d5cie zdrowe... /o kilk godzinach przynoszono pod "ny, spowity w banda"e przedmiot, kadziono ci"ko na "k . 3len

sycza cieni tko, b lgotaa woda wypierana przez spywaj#ce z p c powietrze, wpadnite oczy patrzyy z wyrazem bl , jki wydobyway si ze spieczonych st. % czasem nie byo sycha nic. ,nay$my t zowrog# cisz, przerywan# tylko pospiesznymi krokami lekarzy. Biae +art chy ciasno otaczay "ko, d "e strzykawki wdroway z r#k do r#k. Iga przebijaa skr, pob dzone serce drgao jeszcze kilkakrotnie nosz#c banda"e... cisza. ;ekarze odchodzili, prze$cierado wci#gano na nier chom# twarz. 0mierali czsto, zbyt czsto, jak na ten niewielki szpital, jak na jedno skrzydo szpitalne, w ktrym le"eli$my my ' cienie l dzkie oczek j#ce na werdykt lekarzy. 0mierali codziennie zabieraj#c ze sob# nasz# nadziej, zabijaj#c nasz# nadziej. -ziewczynka, ktra biegaa po korytarz , z dziecinn# ciekawo$ci# zagl#daj#c do ka"dej sali. ) przeddzieoperacji razem czytay$my kolorowe ksi#"ki, ogl#day$my obrazki bawi#cych si dzieci. .obieta, ktra pocz#tkowo nie chciaa si zgodzi na operacj twierdz#c, "e jej wiara zabrania przyjmowania krwi innego czowieka. *ak"e d go wahaa si siedz#c w bezsenne noce nad nieod#cznym egzemplarzem Biblii. Mody m"czyzna ' widziaam, jak kilkakrotnie wieziono go w wzk przez korytarz, prawdopodobnie na badania, kobieta... .iedy w ci#g nastpnych kilk dni mary jeszcze trzy osoby, docent przesta operowa. )zi# rlop i wyjecha w gry na wypoczynek. 3 " przed wyjazdem przyszed na nasz# sal. 3ym razem nie zatrzyma si w prog , jak to zwyk czyni, ale podszed do mojego "ka. 0siad obok mnie( oczy mia zn "one, czyste rce opar na kolanach. ' By mo"e za kilka lat, w tej chwili nie mog pani operowa, ale za kilka lat... /akaam i pomimo to pocz am wielk# lg teraz, kiedy j z wiedziaam, "e nie pjd na operacj. /rzyjecha po mnie ojciec i jak zwykle pojechali$my razem do dom , a potem dalej ' do kliniki w .rakowie. /omimo nieodwoalnego wyrok chir rgw pro+esor nie straci wiary w moje ocalenie. )ierzy, "e bd "ya, wbrew oczywisto$ci, wbrew wasnej wiedzy medycznej, naiwnie i wytrwale, jak wierz# dzieci l b $wici. Istniej# mo"liwo$ci nat ry ' mwi ' nie zbadane jeszcze, mykaj#ce dociekliwo$ci medycyny czy jakiejkolwiek innej na ki. !igdy nie mo"na przewidzie na pewno, czy kto$ bdzie "y, czy nie, i jeszcze ' zdanie, ktre tak czsto syszaam z jego st ' nie ma chorb nie leczalnych. ' )yzdrowiejesz na pewno ' powtarza ' a kiedy cie nieu"no $ci zakrada si do moich ocz , do dr"#cych k#cikw st, dodawa pospiesznie< ' 2peracj serca zrobi# ci za granic#, bdziemy si o to starali. 4ozpocz# starania. , pomoc# przyszed nam kongres kardiochir rgii odbywaj#cy si wa$nie w /olsce. .rakowscy delegaci powrcili z wiadomo$ci#, "e doktor Baily w =iladel+ii podejm je si najbardziej skomplikowanych operacji serca. *ego klinika j " od kilk lat dyspon je rz#dzeniem zastp j#cym prac p c i serca, pozwalaj#cym na przeprowadzenie operacji wymagaj#cych otwarcia mi$nia sercowego. /o zapoznani si ze sprawozdaniami z obrad pro+esor postanowi wysa mnie do =iladel+ii. ) mojej syt acji zarwno zdrowotnej, jak i +inansowej jego decyzja moga wzb dzi w#tpliwo$ci. !a og odnoszono si do niej sceptycznie, a i ja sama, po tak niedawnych do$wiadczeniach w klinice pozna skiej, s#dziam, "e wyjazd za granic na zawsze pozostanie mira"em. /ro+esor nie pozwala si zniechci. !igdy w#tpliwo$ nie zakrada si do jego my$li, a je$li nawet, to potra+i j# ods n# na dno swej troski, tak aby nie przeszkadzaa w dziaani . )ycie czenie mojego organizmu, apatia opanowuj #ca z wolna moje my$li sprawiay jedynie, "e si spieszy. /rzyprowadza na sal szpitaln# osoby wpywowe. 6tarsze panie w ogromnych kapel szach, ktre stoj#c nade mn# pytay ciepo ' jak si cz jesz, dziecko1 ' i powa"nie mwiy ' nigdy nie trzeba traci nadziei ' panw, ktrzy starali si by jowialnie dowcipni, prawili mi komplementy i przytakiwali apelom pro+esora ' tak, oczywi$cie, ale" tak, ma pan racj ' odchodzili... /ro+esor wyprowadza ich, po czym wraca, aby podzieli si ze mn# rez ltatem przeprowadzonej rozmowy. ;isty, chodzio o listy, ktre m sz# by wysane, dotrze we wa$ciwe rce, por szy wa$ciwe cz cia... "eby l dzie zechcieli mi pomc. /ierwsza odpowied5, jak# otrzymali$my, nie bya zachcaj#ca< 9!iestety, nie znamy milionera, ktry mgby si zaj# losem tej dziewczyny. Bardzo nam jej "al, ale nie mo"emy nic dla niej zrobi...9 /ro+esor nie zrezygnowa. ,dobywa adresy i pisa listy sam, za#czaj#c do nich moje +otogra+ie i wiersze. *ednocze$nie nawi#za kontakt z klinik# BailyCego. /oprzez ocean, opakowane w szar# kopert, pojechay zdjcia rentgenowskie mojego serca. /o miesi#c nadesza odpowied5. 2peracj mo"na by przeprowadzi, ale koszty z tym zwi#zane m siaabym pokry sama. 3o by nowy cios dla mojej wiary, ktra b dzia si na przekr niedawnym do$wiadczeniom. !ie miaam w 6tanach bogatych krewnych, a rodzice nie mogli nawet marzy o zdobyci potrzebnej s my. ' !ie martw si ' mwi pro+esor ' najwa"niejsze, "e chc# ci zoperowa, pieni#dze sprb jemy znale5. ' I tym razem jego starania nie pozostay bez rez ltat , chocia" to nie my znale5li$my potrzebne pieni#dze. 3o moi nowi przyjaciele, ktrych nie znaam jeszcze, a ktrzy znali mnie tylko ze zdj i listw, zao+iarowali si zebra s m potrzebn# na koszty przejazd . 2ni tak"e zwrcili si z pro$b# do dobroczynnych instyt cji ameryka skich, aby zechcia y s+inansowa sam# operacj. ?ydowskie sanatori m -eborah w stanie !ew *ersey przychylio si do ich pro$by i wysao o+icjalne zaproszenie, zaopatrzone w d "e rzdowe pieczcie.

Mj szalony ent zjazm zgas po kolejnym atak d szno$ci. ,aczam si obawia, "e ' by mo"e ' nie zd#" wyjecha. /amitasz przecie", przyjaciel , te wszystkie dni, nadziej tak wielk#, "e a" bolaa, i zw#tpienie, ktre korzystao z najmniejszego wyczerpania, "eby przyj$ i zabi nadziej. 2dpisywaam na listy, adresowaam koperty, pisaam podania, oddalaj#c w my$li moment wyjazd . 3ak tr dno byo mi wierzy, "e jakakolwiek rka chir rga zdoa spokoi g chy, nierwny rytm mojego serca. I jednak chciaam wyjecha. !awet $mier wydawaa mi si lepsza od powolnego dawienia si wasnym oddechem. )yczerpana walk#, jak# toczya we mnie nadzieja ze zw#tpieniem, postanowiam wyjecha tylko po to, "eby mc szybciej mrze. 3ymczasem pro+esor leczy mnie +orsownie i kiedy nadszed maj, wysa mnie do sanatori m w ?egiestowie. B. !ie zapytae$, przyjaciel , dlaczego sm tna powrciam z sanatori m. 6#dzie$, "e to zn "enie nie ko cz #cymi si pertraktacjami z %meryk# wyciska mi zy z ocz i ka"e cieka od l dzi. -ni byy ciepe i najchtniej spdzaam czas le"#c w hamak rozpitym pomidzy dwiema czere$niami. /rzychodzie$, siadae$ blisko i popychae$ hamak tak, aby chwia si lekko. ' My$l o statk ' mwie$ ' ktry ci zabierze, my$l o najpikniejszym z kolorw, o niebieskim. ' 3o czerwiejest najpi kniejsza ' odpowiadaam. ' !ieprawda, czerwiejest zbyt agresywna, zbyt pewna siebie. Niebieski ma w sobie wielki spok j, wielk # czysto$, a naszym my$lom trzeba czysto$ci i spokoj . .iedy j " wrcisz... ' !ie wiem, czy wrc. ' )ic kiedy nie wrcisz i zostaniesz tam, a moje listy bd# si b#ka po niezmiernym oceanie, dopki szcz$liwy wiatr nie zaniesie ich do ciebie, nie poo"y na twoim stole, "eby$ moga wzi# rze5biony n" do przecinania kopert, otworzy, przeczyta... ' 0marli nie czytaj# listw. ' %le emigranci czytaj#, powiedziabym nawet, namitnie. .a"de sowo przesane z ojczyzny jest im niewypowiedzianie drogie, ka"dy kawaek ojczyzny godzien zainteresowania. &zy nie z powod wiecznej nostalgii zajli si twoim losem1 ' ,drajco, nie jestem dla nikogo kawakiem ojczyzny. ' !ie, masz racj, dla mnie jeste$ ca# ojczyzn#, ale tylko dla mnie. !ie zapytae$ i nie powiedziaam ci nic o mojej mio$ci. Mo"e nie powiedziaabym ci nic tak"e i wtedy, gdyby$ zapyta. Bye$ peen pogardy dla 9innych m"czyzn9, ktrzy patrz#cymi oczyma widzieli tak mao. Bye$ tak"e peen pogardy dla kobiet, ktre kochay tamtych m"czyzn, dla ciebie maj#c jedynie wstydliwe wspcz cie. 2ne nigdy nie topniay ci w doniach i poca nkami nie przywieray do r#k. Ich poca nki byy jam "n#, ktr# rz cay ci z wysoko$ci wasnych, nie zagro"onych caopalnym cz ciem $wiatw( odchodziy i zapominay o nich natychmiast. /rzyjaciel , je$li nawet boli ci moja szczero$, nie porz caj czytania. &zym, je$li nie szczero$ci#, mam si broni przeciw twojem oskar"aj#cem milczeni . !ie podno$ si z awki pod czere$ni#, nie co+aj rki z wi#zahamaka. -kojenie, kt re niesie ze sob # lekki, koysz#cy r ch, $wiadomo$ twojej obecno$ci s# mi dzisiaj potrzebne tak samo jak wtedy. !ie co+aj rki, przyjaciel , nie odchod5, jak"e inaczej odzyskam wielk# odwag, tak mi niezbdn#, abym moga dalej "y. /oznaam go podobnie jak mojego m"a ' w sanatori m, a dokadniej przed sanatori m na jednej z tych wygodnych awek, ktre rozstawiono w cieni $wierkw dla mniej energicznych k racj szy. &z am si 5le i przewa"nie le"aam w "k . .iedy jednak zaborcze, wiosenne soce zalewa o $wiatem parapet okienny, wstawaam i schodziam szerokimi schodami w d przed b dynek sanatoryjny, przysiadaam na najbli"szej awce. /rzymknitymi oczyma $ledziam pezn#ce po przycitych trawnikach cienie, podnosiam oczy, aby popatrze na ciemne, kop laste gry zamykaj#ce horyzont, na krzewy rosn#ce nad rzek#, okryte delikatnymi jasnozielonymi li$mi. 0nikaam l dzi. 4azia mnie ich nonszalancka ciekawo$, bolao wspcz cie. 0dawaam, "e nie dostrzegam zatrzym j#cych si na mnie ciekawych spojrze ,a je$li ktokolwiek podchodzi do awki, wstawaam i bez sowa przenosiam si na nastpn#. Byam zdecydowana broni swojej samotno$ci przed inwazj# sw i przed inwazj# nienawistnych mi cz , niesionych nieodwoalnie przez sowa. % jednak kiedy w soneczne po dnie ten chopiec podszed do mnie i wahaj#co jeszcze przystan# obok awki, nie podniosam si, jak to zwykle czyniam, nie odeszam. , wielkim zdziwieniem patrzyam na jego poci#g# twarz, na szcz pe ramiona pochylone w prosz#cym ge$cie. ' &zy wolno mi... ' 3ak, oczywi$cie. )idziaam go j " kilkakrotnie< na schodach wiod#cych do drzwi +rontowych, w jadalni, w biaym gabinecie pielgniarek. /rzyci#gna moj# wag jego twarz o rysach raczej nieadnych, o wydatnych wargach zaci$nitych w

grymasie bl czy zw#tpienia. &iemne oczy patrzyy pochm rnie spod gstych brwi i to nie +ne, odpychaj#ce spojrzenie onie$mielao moje oczy. Mijaam go nie zdradzaj#c najmniejszym r chem twarzy, "e go za wa"yam( nie $miechaam si. &hciaam si do niego $miechn#. )ypatrywaam jego szcz pej sylwetki w korytarz , a kiedy nadchodzi, obserwowaam go kradkiem spoza kwadratowego +ilara( patrzyam za nim, jak schodzi wolno po stopniach w d. Biegam do okna, aby zobaczy, jak wychodzi z sanatoryjnego b dynk , jak odmierzonymi krokami, ktre hamowaa zapewne choroba, przecina zielony skwer. 4ozpoznaam go po$rd t m obojtnych mi twarzy na d go przedtem, nim przystan# obok mnie. !ie miem ci powiedzie, sk#d si wzi# ani co czyni. Moja pami nie zanotowaa biogra+icznych szczegw, prawdopodobnie nie miay wtedy znaczenia. % mo"e nie byo na nie miejsca w chwilach, ktrych intensywno$ pamitam i dzisiaj. *eszcze i dzisiaj pami tamtego cz cia napenia mnie zd mieniem i strachem. *ak"e byo przemo"ne, jak wszechogarniaj#ce. )#ska sylwetka ' pamitam br#zowy kolor jego garnit r ' zgarbiona lekko, twarz jak gdyby zasklepiona w sobie, o oczach s rowych, o zaci$nitych wydatnych stach. I pamitam Djeszcze dzisiajE, jak sta te potra+iy agodnie na jedn# drobn# chwil w $miech , jak pod wpywem $miech jasne $wiato wypeniao jego oczy. 0$miecha si pochylony nade mn# i kiedy po chwili niezmiernego zdziwienia odzyskaam gos, powiedziaam pospiesznie ' tak, oczywi$cie. 3en chopiec, przyjaciel , przyszed znik#d i wypeni wszystkie moje my$li. , dr"eniem s chaam jego sw. 3e sowa wypowiadane z obcym akcentem ' by !iemcem ' te zdania pene niejasnych terminw ' mwi o +ilozo+ii ' tchny w moje serce wielk#, niepojt# nadziej. )ierzyam m , kiedy mwi, "e bd moga chodzi, "e bd moga chodzi razem z nim, "e ' je$li tylko zechc ' bd moga ta czy. 2dnale5li$my si w tym samym gor#cym pragnieni , aby odwrci wytknity bieg zdarze ,aby zaprzeczy $wiat , ktry nas skaza na chorob i przedwczesn# $mier. !ie byli$my j " sam na sam z b ntem, z cierpieniem, potgowanym bolesn# kontemplacj#. ) mio$ci mieli$my znale5 si, ktra wprawdzie nie powrcia nam zdrowia, ale leczya nasz# chor# wiar. )ierzyli$my, "e je$li tylko zechcemy, potra+imy by zdrowi. 6 chaam jego sw, patrzyam na metamor+oz jego brzydkiej twarzy pikniej#cej w $miech . *ego rka oparta o porcz awki dotykaa mojego ramienia i to ledwo chwytne zbli"enie wprawiao w popoch moje serce. ' /rzyjd ' powiedziaam ' przyjd natychmiast po kolacji, czekaj na mnie przy drzwiach. -ni w socu delikatnym jeszcze, osiadaj #cym jasn# mg# na ledwie rozkwitych drzewach, dni, kiedy biegam, aby go spotka. /rzy samych drzwiach sanatori m sta i czeka. )idzia mnie nadchodz#c# ' w ostatniej chwili zwalniaam krok ' moje zar"owione policzki jednak, mj przyspieszony oddech zdradzay wcze$niejszy po$piech. ' )ychodzi naprzeciw mnie( widziaam, jak zbli"aj#c si prost je szcz pe plecy i jak nagle ja$niej# jego oczy. /atrzyli$my na siebie tak, jak gdyby to by c d, "e jeste$my razem, jak gdyby$my si odnale5li po d giej roz#ce. /o roz#ce i niebezpieczestwie. (ddycha am gboko staraj#c si spokoi dzikie szarpanie serca, jmowaam jego wyci#gnit# rk i mwiam ' chod5my st#d. Mijali$my gr pki k racj szy leniwie sn j#cych si po park , przecinali$my zielony skwer i skrcali$my w#sk# $cie"k# nad rzek. .iedy b dynek sanatoryjny nik nam z ocz , przyci#ga mnie do siebie i caowa. I wtedy bl $ciska mi serce na my$l, "e mog go traci. /ewno$, "e go trac. -ziwi si moim palcom delikatnie dotykaj#cym jego st, mojej doni przyt lonej do jego policzka, staraj#cej si zapamita ciepo i ksztat. -laczego ' pyta, gdy wys waam si z jego obj, gdy chylaam twarz od poca nkw, gdy odchylaam si na odlego$ spojrzenia i patrzyam. I widzia, "e patrz z mio$ci#, i widzia zy w moich oczach, i pochyla si, "eby je wypi, i caowa mnie znow . 6zli$my powoli, przyt leni do siebie, zapl#tani w siebie tak, "e tr dno nam byo i$, nasz $cisk rozl 5nia si dopiero wtedy, gdy wychodzili$my na szos wiod#c# do sanatori m. 3rzymaam k rczowo jego rk, $ciskaam jego palce rozpaczliwie, jak gdybym trzymaa si gazi zwisaj#cej nad przepa$ci#. !ie my$laam o tym, "e obok przechodz# l dzie, "e ich spojrzenia szpieg j# nasze twarze( jego twarz blisko mojej, moje sta szepcz#ce, owi#ce jego oddech, jego oczy pal#ce si jasnobr natnym pomieniem. Baam si go traci. Moje nage szcz$cie od pierwszej chwili po#czone byo z wielkim strachem. Baam si, "e kilkana$cie wiosennych dni minie i "e on odejdzie ode mnie. .iedy jmowa moje donie, my$laam o tym, ze za chwil, by mo"e, nie bd go cz a przy sobie, i ta my$l bya tak pena bl , "e wychodziam jej naprzeciw, wys waam rce z jego r#k. 2dchodziam od niego, "eby w nastpnym momencie podbiec, przywrze do jego szyi i obejm j#c go ciasno baga ' nie zostawisz mnie, prawda, nie odejdziesz1 ' )iesz, "e nie odejd ' mwi i agodnie ods wa moj# gow przyci$nit# do jego ramienia, podnosi do gry moj# twarz i caowa moje oczy. 3 li mnie do siebie ostro"nie, jak gdyby obawia si mnie zgnie$, a potem nagle mocniej, zara"ony moim strachem. ' !ie, nie zostawi ci nigdyA I c" znaczyy te zaklciaA )iedzieli$my oboje, "e m si mnie zostawi, "e m si wyjecha. *ego serce byo rwnie chore jak i moje, nad jego "yciem podobnie jak i nad moim zawis nieodwoalny wyrok. Mczy si. )chodz#c na najmniejsze wzniesienie oddycha ci"ko, chwyta oddech otwartymi stami i kiedy przyciskaam gow do jego piersi, syszaam niedobry g chy sz m ' bicie jego serca. .ilkakrotnie widziaam, jak bl

znieksztaca m twarz, jak bledn# jego wargi i zamykaj# si powieki. ' 3o nic ' mwi ' to minie za chwil, nie odchod5 ode mnie, chc ci cz przy sobie, chc wiedzie, "e jeste$... ' 0mrzyjmy razem ' prosiam ' nie boj si, nie boj si wcale. I wtedy jego oczy ciemniay, pochyla gow i mwi< ' Moje "ycie nie nale"y do mnie, wiesz, "e mi nie wolno ciec w ten sposb. 3o bya najbole$niejsza z prawd. 3amtego dnia, kiedy siad na porczy awki parkowej, powiedzia szybko, jak gdyby mimochodem, "e ma rodzin ' "on i dziecko ' pods n# mi pod oczy na krtko, na przeci#g jednego spojrzenia, ich +otogra+ie. !igdy wicej nie wracali$my w rozmowach do jego ma"e stwa, "adne z nas jednak ani na chwil nie potra+io o tym zapomnie. !ie nale"a do mnie. !awet wtedy, kiedy szli$my razem $cie"k# nad rzek# pod ko$nymi promieniami soca, wiedzia am, ze czeka na mego inna kobieta, "e +nie i z mio$ci# my$li o nim powracaj#cym do zdrowia. .ama, osz kiwa j# pisz#c listy pene ciepa i spokoj ' to tylko do mnie nale"aa prawda. 2dczytaam j# z nierwnych derze jego serca, ze $wistkw poniewieraj#cych si na jego stolik , zawieraj#cych wyniki r"norodnych bada. $oje wtajemniczenie nie nios o ze sob# "adnej satys+akcji, przeciwnie, powikszao mj niepokj, "e on ' podobnie jak to si stao z moim m"em ' mo"e mrze szybciej ni" ja. !ie l biam tamtej kobiety, jej spokojnej mio$ci, i k mojem wielkiem zd mieni zaczam nie l bi tak"e dzieci. 2n zwraca na nie wag wszdzie. /ochyla si, aby gadzi po gowie kilk letnie brzd#ce wiejskie, bawi#ce si w piask nad rzek#, cierpliwie odpowiada na pytania maej dziewczynki, ktra w posz kiwani kwiatkw dotara do nas, siedz#cych na trawie. /atrzyam z niechci#, jak dotyka jej maych r#czek, jak $miecha si sadowi#c j# sobie na kolanach. , dan# obojtno$ci# pytaam< ' &zy bardzo l bisz dzieci1 ' 2 tak ' odpowiada ' przypominaj# zwierzta. *ego porwnanie pocieszyo mnie na chwil, wkrtce jednak przypomniaam sobie, "e on rwnie mocno l bi zwierzta, i "e zapewne mia na my$li bezradno$ i przywi#zanie dzieci przyrwn j#c je do zwierz#t. Milkam, wys waam rce z jego r#k i zamykaam oczy, "eby zasklepi si w bolesnej kontemplacji. 2dgadywa moj# samotno$ i przychodzi natychmiast, ciepymi stami wygadza pionowe zmarszczki na moim czole, spokaja poca nkami bolesne dr"enie moich st. 2dje"d"a ode mnie, odje"d"a nazaj trz. 6toj#c w prog jego pokoj obserwowaam, jak wrz ca branie do niewielkiej skrzanej walizki. !iedbale zwija kosz le rozo"one na krzesach, zgarnia ksi#"ki. .iedy j " wszystko byo spakowane, zamkn# walizk i siad na brzeg "ka. ' &hod5 do mnie ' powiedzia. /odeszam pos sznie, jak a tomat, wiedziaam, "e j tro o $wicie wyje"d"a, i ta chwila wydaa mi si zagra"aj#co bliska. ' 3ak bardzo nie chc, "eby$ odszed, i wiem, "e m sisz odej$ ' szepnam. ' Bd my$la o tobie w ka"dej chwili. Moje spojrzenie ponad jego gow# $lizgao si po ciemnych gaziach $wierka rosn#cego pod oknem, tegoroczne odgazienia odcinay si ostro od ciemnozielonego ta. ' 3ak bardzo ci kocham ' powiedziaam. I wtedy on przycisn# mnie do siebie i pocz am, jak ciepe, jak pragnione jest mi jego ciao. ' !ie, nie ' powiedziaam szybko i odwrciam twarz do $ciany. )iedziaam, "e dr"y le"#c obok mnie, i jak wtedy, kiedy przystawa nagle na p stej $cie"ce le$nej, oczekiwaam z wielk# +no$ci#, "e mnie nie we5mie, "e pozwoli mi tak le"e z gow# przyci$nit# do pod szki, z mocno zaci$nitymi rkoma. I jednocze$nie ka"dym wknem ciaa pragnam go i ponad moim po"#daniem i moj# nadziej# bya my$l ciemna jak konieczno$, my$l, "e on odejdzie. ' !ie bj si ' powiedzia ' nie bj si, kocham ci zbyt mocno, abym mia to czyni wbrew twej woli. ' Bd za tob# bardzo tsknia. /ogadzi moje wosy i odgadam, "e si $miecha, jego gos by bardzo agodny. ' )iem. I nie dlatego skaz j ci na bl, "e nie wiem. @agodnie zapyta, dlaczego nie chc, "eby rozwid si z "on#, a ja nie miaam odpowiedzie inaczej ni" zami. ' -obrze ' powiedzia ' j " o tym nie wspomn, tego tak"e nie mog czyni wbrew twojej woli. /akaam. @zy niosy ze sob# wyzwolenie z tej bezwadno$ci, ktra mnie opanowaa od chwili, kiedy mi powiedzia, "e odjedzie, "e m si odjecha. &o zrobi ' my$laam ' kiedy go j " nie bdzie ' i nie znajdywaam odpowiedzi. 3eraz przecie" wiedziaam, "e bd paka, i byo mi l"ej. 2n znow ociera moje oczy stami i t liam si do niego szlochaj#c, t liam si do niego tak, jak gdyby $wiat mia si skoczy za chwil. 0pyno kilka tygodni od powrot z sanatori m. 6p chnite powieki przestay mnie bole i blade policzki

por"owiay lekko. !ie szlochaam j " na kolanach matki i nie nikaam rozmw ze znajomymi. .iedy so ce jasnymi plama m i k ado si na zielonych grzdach, wychodziam do ogrod . 8cie"k# obramowan# wiotkimi odygami maciejki, pachn#cej o zmrok , szam pod dojrzewaj#c# czere$ni. .adam si na hamak i wtedy przychodzie$, przyjaciel , i koysae$ mnie lekko my$l#c o okrcie. BI. &zym s# po"egnania, przyjaciel 1 *eszcze raz obejm j spojrzeniem $ciany, kolorowe kawaki ptna, wystaj#ce grzbiety ksi#"ek na pce. My$l poprzez narastaj#cy w szach sz m. &zy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie j " nie bdzie1 &zy ksi#"ki odwykn# od dotyk moich r#k, czy s knie zapomn# o zapach mojego ciaa1 % l dzie1 /rzez chwil bd# mwi o mnie, bd# dziwi si mojej $mierci ' zapomn#. !ie d5my si, przyjaciel , l dzie pogrzebi# nas w pamici rwnie szybko, jak pogrzebi# w ziemi nasze ciaa. !asz bl, nasza mio$, wszystkie nasze pragnienia odejd# razem z nami i nie zostanie po nich nawet p ste miejsce. !a ziemi nie ma p stych miejsc. My$leli$my o po"egnaniach, przyjaciel , chodz#c po czerwcowym ogrodzie. 2sz kiwali$my si wzajemnie. Mwie$ ' na pewno wrcisz zdrowa, boj si jedynie, "e nie zechcesz powrci. Mwiam ' to naprawd obojtne, czy wrc, czy nie, nie chc w tej chwili my$le o wyje5dzie. .amaam, nie miaam my$le o niczym innym i w drce oczekiwaam codziennej wizyty listonosza. &zy d go oczekiwana wiadomo$ z ambasady nadejdzie1 ,aatwiay$my z matk# +ormalno$ci ' te wizy i paszporty $wiadamiaj#ce nagle, "e l dzie objli w posiadanie jedn# z wystygych gwiazd, pokroili na mae cz#stki i przekazali tym kawakom wasne kompleksy wy"szo$ci. !ie bya j " jednolita, na mapach politycznych barwia si wszystkimi kolorami tczy. ) ten sam sposb l dzie przywaszczyli sobie innych l dzi, ograniczyli ich swobod. 3r dno jest si dosta z pastwa do pastwa. &astwa traktuj# z maksymaln# podejrzliwo$ci# podr"nicze plany, chciayby mie pewno$, "e nie przysporzysz im kopot . 2sobom chorym i nie zabezpieczonym +inansowo wstp na terytori m obcych pastw jest wzbroniony. ?#dano ode mnie coraz to nowych za$wiadczei zapewnie, "e po operacji powrc natychmiast do kraj . .iedy nadeszy z -eborah papiery zaopatrzone w rzdowe pieczcie i kiedy przysigam w obecno$ci ambasadora, "e wrc ' podnosi si praw# rk do gry i powtarza sowa cedzone po angielsk ' pozwolono mi wyjecha. 6tatek odpywa w sierpni . Miaam si nim dosta do Montreal , a stamt#d dalej samolotem do !ew Fork . ) kocu lipca wyjecha am z rodzin# nad morze i na /wyspie oczekiwali$my daty wyjazd . /o"egnali$my si w czerwc i s#dziam, "e nie zobacz ci wicej. /rzyjechae$ jednak. !a dworc morskim, w tocznej poczekalni syszaam twj gos. 2dwrciam si pospiesznie i zobaczyam ci t " przed sob#. 6tae$ podtrzymywany przez szcz pego, niewielkiego chopca o ciemnej cz prynie. M sieli$cie biec, bo wosy mieli$cie rozwiane, przekrcone krawaty. ) rk trzymae$ szary pak nek, z ktrego wysypyway si pomite kwiaty. ' ,d#"yli$my ' krzyczae$ ' to si nazywa p nkt alno$A My$laem, "e ten poci#g nigdy si nie dowleczeA )ic kiedy to p do odchodzi1 ,a dwie godziny1 )spanialeA Mamy mnstwo czas A Mo"e posiedzisz sobie chwilk z nami1 ) tym papierze to zielsko dla ciebie, "eby$ nie cierpiaa na nostalgi. /odwidnite, ale przecie" wkrtce bdziesz je moga wo"y do wody... ; dzie przebiegali obok nas ci#gn#c wielkie walizki. 9Batory9 przyc mowany gr bymi linami sta t " przy brzeg . 3rzymali$my si za rce siedz#c na nagrzanych stopniach przed dworcem. !ie mwili$my nic... 3wj kolega, za"enowany naszym milczeniem, odszed na bok i zostali$my sam na sam z jeszcze jednym po"egnaniem. 3rzymali$my si za rce, ws chani w popoch naszych my$li, w gwar l dzkich gosw. , tego odrtwienia wydoby nas agodny gos matki ' m sisz j " i$. *ak to1 * "1 *ej drobna twarz pochylona nad nami, $miechaj#ca si dr"#cymi k#cikami st. 4odzestwo uczepione jej r#k. 2jciec, trzymaj#cy moj# now#, "t# walizk. ,najomi, ktrzy przyjechali, "eby mnie po"egna. )staam. 2toczyli$cie mnie ciasno. ' )racaj szybko, bdziemy czekali, pisz czsto, nie bj si, pamitaj, nigdy nie trzeba si baA /rowadzona przez ojca, podeszam do chylonych drzwi rzd celnego. 2bejrzaam si raz jeszcze. 6tali$cie pkolem $miechaj#c si do mnie, poblade sta matki dr"ay lekko. /opchnam drzwi i weszam do zatoczonej sali. ,nikn#e$ i nie widziaam ci pod statkiem, kiedy przechylona z pokad patrzyam w r"nobarwny t m. !ie byo ci tam i dlatego nie mogam ci zobaczy. , twojego list dowiedziaam si, "e poszli$cie, ty i eskorta, gasi pragnienie do najbli"szego bar . /o godzinie przypomniae$ sobie co$ niesychanie wa"nego, o czym powinnam bya wiedzie, i w po$piech wrcili$cie pod statek. 2dbija wa$nie. )idz#c twoj# rozpacz, ciemnowosy kolega postanowi mnie dogoni i bez namys wskoczy do wody. )yowili go milicjanci, a poniewa" protestowa go$no, zabrano was obydwch i tego wieczor nie m sieli$cie si troszczy o nocleg. 9)szystko byoby dobrze ' pisae$ '

gdyby nie to, "e w tej wodzie .rzysiowi zgin# b t9. 0$miechnij si do mnie, przyjaciel , podnie$ k mnie twarz swoim dawnym gestem. /rzecie" wiesz, "e nie rozstaam si z tob# w tocznej poczekalni dworca morskiego. My$laam o tobie wspinaj#c si na pokad i kiedy l#d zmieni si w szar# kresk i oczy l dzi obeschy, siadam na "k , "eby napisa do ciebie list. )iele tych kartek zapisywanych codziennie nigdy nie dotaro do twoich r#k !ie wysyaam ich. /rzetrway w kieszeniach mojej walizki, powplatane pomidzy kartki ksi#"ek. -zisiaj po raz pierwszy zgarniam je wszystkie, porz#dk je wed g dat i przepis j t taj ten ' zawsze przeznaczony dla ciebie ' dziennik okrtowy. 6ierpie (ni byli bardzo kolorowi, a ty jak zwykle gdzie $ si zapodziae$. !ie mogam ci odnale5 w t mie poza barier#. 6taam na najwy"szym pokadzie, mocno przechylona przez b rt, siowaam raz jeszcze zobaczy twarz mojej matki. 2dnalazam j#. )ygl#daa tak drobno po$rd innych twarzy, nie mogam dostrzec jej ocz . 6yrena rykna t z nad moj# gow#. ; dzie stoj#cy obok szlochali go$no, kilka ch steczek oderwao si od wyci#gnitych r#k. 2dpywaam. 2ni zamazali si bardzo szybko. .olorowe mrowisko stao si szar# ma#, niczym... 3ak si adnie odchodzi, tak si spokojnie odpywa. Mostki wdr j# wzd " wybrze"a, przestrze si zwiksza i nagle morze jest wszdzie. I nagle cz jesz zdrtwiaymi ko cami palc w, "e ziemia jest okr#ga, maa i zapakana. /rzydatn# ch steczk# ocierasz natrtne zy. 6ierpie -cieszy am si, kiedy mnie ty przeniesiono, wol by sama ze swymi my$lami, sama z tob#. !a statk jest tak"e szpital ' biaa kaj ta zaopatrzona w trzy szeregi pitrowych "ek. !a razie jestem jego jedyn# mieszkank#. )ybraam sobie "ko na pitrze, t " pod okr#gym otworem okiennym. )ystarczy si#$, "ebym moga widzie wod, a kiedy wychylam si z okna, sone krople sprysk j# mi twarz. ) mojej kaj cie zostay zatroskane kobiety z penymi k +rami cepeliowskich wspaniao$ci. /rszyy trocinami sprawdzaj#c, czy aby co$ nie zostao szkodzone podczas zaadowania. ;edwie zd#"yam przecisn# si pomidzy nimi na wyznaczone mi "ko, kiedy wszed steward i poprosi mnie do gabinet lekarza. 6tarszy pan w m nd rze marynarskim oderwa oczy od papierw rozo"onych na stole, obrz ci mnie przenikliwym spojrzeniem. ' &zem pani nie wysano samolotem1 ' 6tatkiem podr" je si taniej. ' 3ak, ale w pani syt acji samolot d "o bezpieczniejszy. !o c", nie bdziemy dysk towa teraz o tym, kiedy jest pani na statk . ,ale"y mi jednak na tym, aby pani dopyna zdrowo, dlatego pozostanie pani pod moj# opiek#. 6iostro, prosz pani# przenie$ do szpitala. Moje zmartwienie mino, gdy zobaczyam t d "#, p st# kabin z wieloma oknami. )spiam si na pitrowe "ko i ws nam gow w otwarte okno. 3ego samego dnia wieczorem< ,aczyna lekko h $ta. .ad si na "k i zamykam oczy. ,now pochylaj# si nade mn# gazie czere$ni i pachnie maciejka w naszym maym ogrodzie. My$limy o tym samym. )oda si chwieje, pod dnem statk +os+oryz j#ce ryby przewijaj# si wolno. !a niebie $wieci tyle gwiazd. /oprzez zamknite powieki widz, jak jedna z nich spada, i zaciskaj#c szybko palce wypowiadam to "yczenie. 6ierpie W nocy su"it skrzypia i moje "ko koysao si mocno. B dziam si z pocierpnitymi rkoma, siadaam na "k i wygl#daam przez okno. Morze byo granatowe, ciemne +ale derzay o bok statk , cz am na twarzy ich wilgotny dotyk. 2 $wicie mae okno poczerwieniao, stao si z penie pomara czowe. &odnios am si. !a horyzoncie wida byo sin# sm "k l#d . /ocz am si .ol mbem, ale to bya tylko .openhaga. ,bli"ali$my si szybko. 6zara $ciana las pozieleniaa, poprzez gazie prze$wityway biae domy z czerwonymi dachami. /ynli$my wzd " biaego, zalanego socem brzegu. &iel gniarka pozwolia mi wyj$ na pokad. 6iedz na le"ak owinita kocem. , mojego poster nk widz zab dowania portowe i ci"kie statki zakotwiczone w nadbrze"nych basenach. !iestety, nie zabior# mnie na wycieczk po mie$cie, podobno mogabym si zmczy. Mijaj# mnie wa$nie wy$wie"eni emigranci. 3eraz, kiedy chwila po"egnania pozostaa daleko za nimi, oplotkow j# amanym polskim ojczyzn. 6zeleszcz# nylonowymi halkami, wyci#gaj# z kieszeni nie mn#cych si marynarek elegancko opakowane papierosy. !ie, nie podobao im si. /rzenosz mj le"ak w bardziej odl dne miejsce i kadam si do sn . !iepotrzebni mi s# l dzie. !ie chc, "eby przywieray do mnie ich lepkie spojrzenia. &hc by leniwa, chc by ogromnie leniwa i chc spa. 6ierpie $am s#siadk, zaadowali j# podczas mojej nieobecno$ci. ;e"y na "k w $rodkowym rzdzie i najwyra5niej

nie mo"e si por szy. .iedy weszam, siowaa mi co$ wyja$ni po angielsk , ale oczywi$cie nie zroz miaam. 0$miechnam si do niej i w bezradnym ge$cie rozo"yam rce. ,amilka. /oo"yam si na swoim "k i odwrciam gow do okna. -wie godziny p5niej< rozmawiamy. 0stawiam na kolanach gr by sownik i pracowicie sz kam wyrazw. /rb j jej wyt maczy, najprymitywniej jak mo"na, "e jad na operacj serca. 6owo chory dodaj do sowa serce, pomagam sobie gestem i mwi 9operacja9. /rawdopodobnie zroz miaa, bo przywo je mnie do siebie i kiedy pochylam si nad ni#, gadzi mnie po ramieni . Mwi co$, dotykaj#c przez kodr swego biodra. !ie roz miem ' mwi ' nie roz miem i teraz z kolei ona wyjm je sownik z moich r#k i sz ka w nim polskich odpowiednikw. 2dnalaza wyraz 9ama9 i 9biodro9 ' zroz miaam ' ma zamane biodro. .rzywi si ' roz miem ' to m si okr tnie bole przy najmniejszym por szeni . 6ierpie W nocy mijali $my /as de &alais, wzd " brzeg zmiennym rytmom mr gay latarnie. Morze byo rwnie ciemne jak nocy poprzedniej, ale d "o spokojniejsze. 6tatek nie chwia si. pyn# gadko zostawiaj#c za sob# d g#, bia# sm g. .iedy nosiam gow do gry widziaam na dalekim niebie kilka drobnych gwiazd. !ie pytam j " o pozwolenie pielgniarki, natychmiast po $niadani sama wynosz si na pokad. /rzys wam le"ak jak najbli"ej do b rty statk , kad si na nim i obserw j mewy kr#"#ce nad wod#. Ich skrzyda pod $wiato maj# kolor prawie czarny. /rzysiadaj# na wodzie, mocne dzioby zan rzaj# w biaej pianie. )ychwyt j# po"ywienie, po czym spr"y$cie podrywaj# si do lot . Mam wielk# ochot pochwyci jedn# z nich, zd si jej skrzyda i pos cha, jak bije lej mae przestraszone serce. 6ierpie Chora .merykanka upiera si rozmawia ze mn# i lkliwie zaczynam odpowiada. 3o nie jest takie proste. Mino p godziny na wertowani sownika i rozpaczliwych pytaniach zanim zroz miaam ze prosi mnie o drobn# przys g. ) walizce, w paskiej b telce, wiezie ze sob# c down# wod z ;o rdes. 3# woda mam posmarowa jej zamane biodro &zyni to jak najdelikatniej obserw j#c napite mi$nie jej twarzy. /o skoczonym zabiegu przykrywam j# kodr# i chowam niebiesk# b telk do walizki. -zik je mi wylewnie, $miechaj#c si z wyra5n# lg#, czy"by jej pomogo1 *est bardzo pobo"na. &odziennie rano b dzi mnie ten sam obrz#dek. /oprzedzany delikatnym d5wikiem dzwonka wchodzi do kaj ty ksi#dz w towarzystwie dwch starszych, kwiecisto branych kobiet. 2taczaj# "ko %merykanki. .si#dz pochyla si i dziela jej kom nii, wychodzi. .obiety pozostaj# klcz#c i $piewnie po angielsk odmawiaj# litani. 2bserw j je spod naci#gnitej na gow kodry. 0daj, "e $pi, nie chc przyci#ga ich "yczliwej wagi, wyja$nienia w jzyk angielskim sprawiaj# mi zbyt wiele tr d . &zekam nier chomo, a" wyjd#, odrz cam kodr i mwi w stron mojej s#siadki< dzie dobry. #ierpie +nowu nie wida l#d , soca tak"e nie ma. /od "ne sino+ioletowe +ale derzaj# o boki statk . /yniemy... -ok#d1 ' zapytaam. -o Montreal ' wyja$ni stoj#cy obok mnie chopiec. !ie dziw si jego naiwno$ci. 6k#d"e ma wiedzie, dok#d pyniemy, ty i ja. ) jego silnym, opalonym ciele jest sama rado$, samo "ycie. 0$miecha si do mnie i lekko dotyka moich wosw. /ozwalam m si caowa i zjadam tabliczk czekolady, ktr# wyjm je z kieszeni. .iedy kad si, przyci#ga swj le"ak blisko mojego i przykrywa nas jednym kocem. 3eraz patrzymy razem w ciekaj#cy widnokr#g. )ic dok#d1 6ierpie %est przecie " miejsce na tym statk , gdzie si mo"na caowa. 6# t d "e pl szowe nied5wiedzie i mae krzeseka, w ktrych mieszcz si z tr dem. ) rog drewniana zje"d"alnia, na ktr# wspiam si kilka razy. 8wiato zgaszone, bo j " po dziewi#tej i dzienni mieszka cy pokoju $pi# od godziny w rozh $tanych "kach. Mog t siedzie spokojnie, mog gadzi nied5wiedzie po zn "onych + trach ogl#daj#c w pmrok desenie $cian. /omalowano pokj w il stracje do bajek. *est . b $ / chatek i jego przyjaciele, kot w b tach i delikatna kolombina w atasowych panto+elkach. 2bok niej pajac wspity na palce... , zamy$lenia wyrywa mnie skrzyp drzwi ' chopiec z pokad . /rzetrz#sn# cay statek i drog# eliminacji doszed do wniosk , "e m sz by t taj. ,dejm je nied5wiedzia z moich kolan, kadzie go na pododze, a potem bierze mnie na rce. 6ierpie /eszcz pada, niebo zwisa ci "ko, szczelnie owinite chm rami, na pokadzie poza mn# nie ma nikogo. -rewniane le"aki mokn#, koce poskadane w kostk le"# w stosie pod oson# grnego pokad . /rzyci#gam w ich

pobli"e le"ak, rozkadam kilka kocw i zawijam si nimi po szyj. ;e" patrz#c na biaoszare pasmo pian, ktre pozostawia po sobie statek. -eszcz marszczy wod i monotonnie derza o deski pokad . Moja twarz wilgotnieje i kiedy kocem jzyka dotykam warg ' cz j sl. )ymykam si z kaj ty tak"e i dlatego, "eby nie by obiektem zainteresowania %merykanek. ;egenda o moim wyje5dzie na operacj kr#"y po statk i stare kwoki, wyra5nie przejte, nie daj# mi spokoj . .iedy jestem w kaj cie, przystaj# obok mojego "ka, $miechaj# si do mnie i gestami staraj# si pokaza, jak niesychanie s# mi "yczliwe. M sz si $miecha i mwi 9dzik j9 ami#c sobie jzyk na tej sylabie, ktrej si chyba nigdy nie na cz, m sz by przejma. )czoraj, kiedy wbiegam na chwil, schwyciy mnie i przyci#gny do "ka. ,obaczyam prawdziw# wystaw. !a pod szce le"ay porozkadane obrazki $witych, medalioniki, mae gipsowe +ig rki i "ty +os+oryz j#cy r"aniec. .woki w kwiecistych kapel szach wyja$niy, "e s# to tro+ea zdobyli' w licznych pielgrzymkach $witych miejsc. /ostanowiy mi je podarowa znaj#c, "e s# mi one chwilowo bardziej potrzebne ni" im. 6taam bezradnie nad pod szk# staraj#c si wygrzeba w pamici jaki$ angielski +razes. ' -zik j, dzik j, dzik j... ' wymwiam przeklte sowo wicej ni" dwadzie$cia razy, bez specjalnej korzy$ci dla mojej angielskiej wymowy. !ie miaam wyja$ni rozcz lonym %merykankom, "e te wszystkie przedmioty s# mi niepotrzebne. 6zeptaam 9dzik j9 i $miechaam si, kiedy gadziy mnie po ramieni . /o ich odej$ci zawinam dewocjonalia w ch steczk i wrz ciam do walizki. /owiedziaam 9dobranoc9 s#siadce, zgasiam $wiato i wymknam si do pokoj pomalowanego w bajki. 6ierpie (d wczoraj ch opiec zachow je si tak, jak gdyby si mnie ba. *est niezmiernie przejmy i delikatny. 2krywa mnie kocem, kiedy le" na pokadzie, przynosi mi czekolad i sok pomidorowy ' wypij koniecznie, soki zawieraj# wiele witamin ' mwi( odstp je mi swj papier listowy i znaczki, kiedy si okaz je, "e zabrako tych artyk w w okrtowym kiosk . %le jego rce nie lgn# j " do moich r#k i nie przys wa swojego le"aka blisko do mojego. ' &zy"by$ si dowiedzia, "e mam czarn# osp1 ' pytam $miechaj#c si lekko. ' !ie, to nie dlatego ' odpowiada. ' )ic dlaczego1 ,acinaj#c si wyja$nia, "e wczoraj wieczorem zaczepi go w barze lekarz okrtowy. !ad kieliszkiem koniak poprosi przejmie, aby by askaw zostawi mnie w spokoj . /rzedstawi m dokadnie stan mojego zdrowia i opisa konsekwencje, ktre mog# wynikn# z najdrobniejszej nieostro"no$ci. Mojej krwi nie wolno kr#"y szybciej, mojem serc nie wolno drze, moim stom nie wolno caowa i rkom nie wolno dotyka innych r#k. &hopiec pochyla si nade mn# i zmit# ch stk# wyciera mi oczy. 6ierpie %eszcze ci#gle ocean, jak d go mo"na tak pyn#. *ak si boj, najmilszy, tak si ogromnie boj. &hciaabym, "eby ten statek ton#, "eby nie pozostao po nim ani $lad . &odziennie wymy$lam inn# katastro+ i wiem, i cz j, "e dojad przecie", wyjd na brzeg( "e powioz# mnie do biaego szpitala, w ktrym trzeba bdzie doczeka tego dnia, chwyci strach za gardo, odej$. !ie miem si broni przed sm tkiem, wszystko jest tak odlege i niewa"ne na tym ogromnym oceanie. 3 jest tylko wiatr i deszcz, i gdakaj#ca %merykanka, i podoga ciekaj#ca spod ng, i wieczny bl gowy. 0mrzyjmy prdko, zs my si poprzez bia# porcz w b re +ale, nie pozwlmy tem statkowi przybi do "adnego brzeg . Biedna, gaskana woda jest zbyt saba, aby go pochon#. 6ierpie 0zeka 8witego )awrzyca. 1#d jest po dr giej stronie 2cean . /yniemy noc#. *est ciepo i znow wida gwiazdy. .olorowe neony $wiec# po ob stronach rzeki. /odnieceni emigranci wychynli z kaj t, nied go przybij# do swojej %meryki. !ad masztem statk $wieci ostry pomara czowy ksi "yc. /atrz w niebo i cz j, jak jego zgity koniec dosiga mojego serca. Bl. 6tewardzi wynosz# na pokad walizki... rano bdziemy w Montreal . BII. , gry ziemia jest gadka i wyp ka, zacieraj# si jej nierwno$ci. !ikn# szramy w#wozw, wzniesienia odcinaj# si jedynie ja$niejsz# barw# od ciemnozielonego ta dolin. /kolisty horyzont wypywa agodnie spod skrzyda samolot . .lcz przy oknie domy$laj#c si w biaych nitkach ' szos, w ciemnobkitnych plamach ' jezior. 3o j " %meryka. , t# ziemi# #cz# mnie tylko listy, kilka zapisanych kartek papier , kilka imion i nazw. 3en kraj jest mi obcy i nie znam l dzi, od ktrych zale"y moja przyszo$. /od skrzydem samolot jasnoszary, prze$wietlony zachoGdem !ew Fork. !ie s#dziam, "e zobacz go tak nagle. &hwytam popielaty zarys wyspy zapadaj#cej w bkit ' ocean, bysk soca na iglicach wie ". ,warta masa b dynkw ciemnieje, rozstrzela si, pomidzy domami widz pojedyncze drzewa. 6amolot zni"a si

gwatownie. ;#d jemy. 6tewardesa gestem nakaz je zapi# pasy, przez chwil walcz z klamr#, zaci#gam. ?o#dek podchodzi mi do garda, sz m w szach ro$nie, ciekaj# wstecz pyty lotniska. 3o j "... 2dpinam bezpieczaj#cy pas i po w#skich schodkach z porcz# schodz na ziemi. -laczego ka"esz mi wraca na bia#, $wiec#c# niklowo sal1 -laczego ka"esz mi raz jeszcze mr "y oczy w ostrych $wiatach re+lektorw skierowanych na w#ski st1 /opatrz, le" tam zawinita szczelnie w gaz, przykryta jednym cienkim prze$cieradem. /ochylaj# si nade mn#, otoczyli mnie ze wszystkich stron. Biae maski przesaniaj# im twarze, widz tylko oczy. ' ,a chwil za$niesz ' jak dobrze na biaej sali operacyjnej sysze polski jzyk ' nie bj si ' !ie boj si, nie spaam ca# noc i jestem senna 2przytomniaam, kiedy mnie przenoszono na "ko. ,by miaam zaci$nite i byo mi ogromnie zimno. *eszcze wtedy nie wiedziaam, "e obo"ono mnie termo+orami z lodem, s#dziam, "e chd napywa poprzez otwarte okno. 2chrypym szeptem poprosiam pielgniark, "eby zamkna okno, "eby przykrya prze$cieradem moje wystaj#ce stopy. !ie mogam si por szy, w caym ciele cz am ogromne wyczerpanie i chd. /otem przyszed bl i gro5niejszy od bl strach. !as chiwaam serca, kontrolowaam ka"de jego drgnicie. &zy zechce bi nadal, czy nie zatrzyma si nagle po krtkim bolesnym szarpnici 1 6taraam si oddycha ostro"nie, aby nikn# ostrego k cia w piersiach. 6taraam si omin# bl. .azano mi kaszla. 3en sam rozkaz powtarzany w dwch jzykach ' staraj si kaszla, m sisz kaszla, kaszlaj. 7 mowymi przewodami powietrze spywa z poranionych p c do wielkich soi. 6ysz b lgot wody. Bl. ,astrzyki mor+iny co dwie godziny, co sze$ godzin, narastaj#cy bl. ' M sisz si#$ i kaszla, si#d5A .rew ze szklanych baniek przecieka do mojej lewej rki i do obydw ng. ,astrzyki mor+iny j " tylko raz dziennie. 4o$nie bl. .iedy ob dziam si na szsty dzie po operacji, b lu nie by o. ,e zdziwieniem pocz am, "e mog oddycha swobodnie k cie st#pio z p c. /atrzyam na swoje zabanda"owane piersi. Banda"e le"ay spokojnie, jedynie lekko noszone oddechem. 3am, gdzie moje serce zwyko p lsowa gwatownie teraz bya cisza. &isza, jeszcze raz odetchnam gboko ' bl odszed. !astpnego dnia rano pielgniarka, $ciel#ca moje "ko, kazaa mi wsta. /ocz#tkowo dawaam, "e nie roz miem a kiedy jej gestyk lacja nie pozostawiaa w#tpliwo$ci co do znaczenia sw, zaprotestowaam r chem gowy. )idz#c, "e nie zdoa przeama mojego por , odesza i powrcia z lekarzem. 3en powtrzy jej sowa i gesty, a poniewa" nadal odmawiaam pos szestwa, odeszli oboje, "eby po kilk nast min tach powrci z obecnym przy mojej operacji lekarzem /olakiem. 7estyk l j#c t maczyli m co$ go$no, po czym wyszli, prawdopodobnie na jego pro$b. ,ostali$my sami, on oparty o porcz mojego "ka, przygl#daj#cy mi si w milczeni , ja ' nachm rzona, zdecydowana nie pos cha nakaz , ktry wydawa mi si niedorzeczny. 2dezwa si wreszcie ' jego zni"ony gos by bardzo agodny< ' *e$li natychmiast nie wstaniesz, mo"esz nie wsta nigdy. 6krzepy to bardzo powa"na historia. M sisz si r sza, m sisz wsta w tej chwili, inaczej bdzie 5le. /rzecie" chcesz "y, prawda1 0siadam i zs nam nogi z "ka. /odoga bya pena drobnych k j#cych szpilek. ' !o, dalej ' zachca ' to nie takie tr dne. 2pieraj#c si na jego ramieni , zdoaam czyni kilka krokw. !ogi miaam ci"kie, k j#cy bl w plecach odezwa si z dawn# intensywno$ci#. ' -zielna dziewczyna ' z $miechem pomg mi wej$ do "ka ' j tro przejdziesz cay korytarz, a za tydzie wybierzemy si na spacer. &odziennie przychodzi, staje w prog separatki i $miecha si do mnie. )idziaam go poprzez bl, poprzez cienki syk tlen i odgosy wydobywaj#ce si ze szklanych soi. 3eraz, kiedy siedz na "k , $miechem odpowiadam na jego $miech, czekam, "eby pojawi si w prog , "ebym moga si do niego $miechn#. 3o on zeszy moje serce. /rzez chwil waha si ' powiedzia mi o tym lekarz /olak ' sta nade mn# nie mwi#c nic, a oni milcz#c stali wok niego. &zy bdzie operowa1 9...i powiedz tem lekarzowi, gdyby si waha, "e ja naprawd nie boj si, ze wol mrze na stole operacyjnym, ni" "y d sz#c si powoli. /rzecie" wiesz, "e mog "y jeszcze najwy"ej kilka miesicy. *e$li jest chocia"by cienadziei, niech mnie operuje2 Nie chc miera z brak powietrza, nie chc patrze, jak moje dao sinieje...9 Dz przedoperacyjnej rozmowy z lekarzem /olakiemE. ) rok potem wybraam si na +ilm pt. &hir rgia serca. 0$pili mnie ' mwiam z braw r# ' i m sz teraz

z peni brak j#cy +ragment. .iedy jednak na ekranie pojawia si sala operacyjna, pocz am nagy chd. /atrzyam, zm siam si do patrzenia< -robne ciao dziewczynki, j " bezwadne, w szybkich doniach chir rgw. 6zczypce rozci#gaj# nacit# skr, w bkitnej ranie p ls je ciemnoczerwony misie serca. 0ce por szaj# si szybko, zan rzaj# w serc niklowe narzdzia. 2bok w szklanym aparacie pieni si krew. )y#czone z krwiobieg serce nie bije j ", tylko drga lekko. /atrz... .ilka ostatnich $ciegw, dziewczynk podnosz# ze sto , na stole ci"ko siada lekarz, op $ci rce... -latego, przyjaciel , nas ch j jego krokw na korytarz , dlatego czekam, "eby zatrzyma si na prog , "ebym moga si do niego $miechn#. &o$ si dzieje, przyjaciel , co$ we mnie ta czy, cos $piewa. , tr dem ham j kroki, my$li. 0myam gow i zakrciam krtkie wosy. /rzyjm j odwiedziny. 6tarszy pan o oczach penych br#zowego $wiata przysiad na moim "k , patrzy na mnie z wyra5nym rozrzewnieniem. -aleka k zynka mojego ojca przyjechaa z !ew Fork z ca# rodzin#. /od samymi drzwiami siedzi na czycielka polskiego pochodzenia z m"em +ryzjerem. Moje "ko jest pene podar nkw. *eszcze nic nie powiedziaam, leszcze nie domy$laj# si niczego. /ochylaj# si nade mn# z tkliwo$ci#, zadaj# pytania< &o bd robi po powrocie do dom 1 &zy bardzo si ciesz, "e wracam do dom zdrowa1 ,drowaA 6yszysz ten cich tki szmer1 &o si mogo sta mojem serc 1 3ak niedawno syszaam je wszdzie, p lsowao na szyi, dawio w gardle, ka"de derzenie sz mem napeniao mi szy. Moje "ebra de+ormoway si pod jego ciskiem, nabrzmieway ttnice, agresywno$ jego istnienia nie zostawiaa miejsca na moje wasne "ycie. % teraz1 / ca stay si przestronna alej#, po ktrej mo"e b#dzi oddech, delikatny r ch moich piersi nie sposzyby drzemi#cego owada. Bez wysik wchodz na schody. Mog chodzi po schodach, mog i$ szybko, mog biecA I oni chc#, "ebym wrcia do dom A /oprzez szyby samochod pokazali mi wielkie miasto, stao tam jak tort za szyb# c kierniczego sklep . !ie mogam go dotkn#, nie mogam sysze, jakim rytmem bije jego serce. !a czyli mnie kilk nast obcych sw, "ebym moga powiedzie, "e jestem godna, "e odcz wam bl, "e prosz o tabletk nasenn#. ,arz cili moje "ko garderob#, brali mnie w delikatne pieniste koronki i wszystko po to, "ebym teraz wrcia do dom A % co z moj# wielk# ciekawo$ci#, z moim pragnieniem, "eby wrci do wielkiego miasta i pozna ka"dy kamie,ka "dego czowieka1 Miliony kamieni i miliony l dzi. /ozna ich jzyk, mwi do nich i roz mie to, co oni mwi#. 6pisk j, przyjaciel . /ostanowiam zosta po tej stronie 2cean , dok#d nie zaspokoj nowego god . 0$miecham si do moich dobroczyc w i w odpowiedzi na ich "yczliwe pytania odpowiadam mikko< cz j si dobrze, tak dobrze, "e bardzo chtnie zostaabym t taj. Mogabym pj$ do szkoy, na pewno istniej# jakie$ instyt cje dzielaj#ce stypendi m. ) separatce szpitalnej nieprzyjemna konsternacja. 2ds waj# si ode mnie lekko, ich twarze powa"niej#. !ie jeste$ zdrowa, mino zaledwie kilka dni od operacji Ddokadnie dziesiE, jak mo"esz nawet my$le o tym, nie masz pienidzy, my, niestety, nie mo"emy ci pomc... 3o prawda. 6# biedni i bardzo rozgoryczeni w tej chwili moj# niewdziczno$ci#. , tr dem wystarali si o pieni#dze potrzebne na podr". ,bierali je na wieczorach dobroczynnych, po kilkadziesi#t centw, z rzadka po kilka dolarw. & dem, przy pomocy lekarza /olaka, odkryli sanatori m -eborah, przekonali dyrekcj, "e powinna si zaj# moim leczeniem. ) wielkim napici $ledzili moje losy i moje nowo odzyskane "ycie zaliczyli do swoich osobistych osi#gni. *ak"e jestem okr tna, "e chc pops owoc ich d gomiesicznej pracy, "e lekkomy$lnie i lekko skaz j ich ' odpowiedzialnych za moje zdrowie ' na nowy niepokj. ' 6typendia dzielane s# niezmiernie rzadko i przedtem trzeba si wykaza na kowymi osi#gniciami. /oza tym st diw nie rozpoczyna si bez znajomo$ci jzyka, bez odpowiedniego zapas si, no a ty... )iem, jeszcze mnie boli $wie"a blizna. Bok mam op chnity i tr dno mi por szy lewym ramieniem. !ie jestem zdrowa i nie znam angielskiego, nie mam te" "adnych na kowych osi#gni. *est we mnie tylko gd i ciekawo$ tak wielka, "e nie zwraca wagi na najprostsze obowi#zki przyja5ni. /ostanawiam pozosta wbrew woli moich dobroczyc w, wbrew mojemu wasnem s mieni , ktre wzdraga si przed niewdziczno$ci#. 3ego samego wieczor , j " po ich odej$ci ' po"egnali mnie serdecznie, w br natnych oczach starszego pana odczytaam jednak niemy wyrz t ' napisaam ci o swojej decyzji. 2dpisae$< 6trze" si, emigranci chor j# niebezpiecznie, chorobie na imi ' nostalgia. I napisae$< Moje listy mcz# si chodz#c pieszo przez %tlantyk, miej lito$ nade mn#. I napisae$< 6trze" si soca, w socu tskni si najbardziej. /rzeszede$ ze mn# wszystkie szpitale. 2powiedziaam ci o moim bl i o mojej nowo rodzonej nadziei. *est jeszcze bardzo moda.. 3woje proroctwa przyjm je ze sceptycznym $miechem. Miej dla niej wielk# wyroz miao$ ' "yje tak krtko. !ie "#daj, "eby bya j " rozs#dna i j " przewid j#ca. !ie ka" jej si ogl#da wstecz. /ozwl jej si rozgl#da dokoa i pozwl jej wybiega w przyszo$ ' pozwl jej biec. /owietrzem tak"e mo"na si pi. 2na jest pijana swobodnym, szerokim oddechem. /rzyjrzyj si mojej nadziei ' jest taka mocna. !ie potra+i# jej zniechci "adne tr dno$ci, nie s cha gosw rozs#dk , najbardziej przekonywaj#ce arg menty nie s# w stanie zachwia jej pewno$ci. )dziczno$ ods wa rwnie daleko jak bl, nie chce pamita "adnego z przedoperacyjnych dni. 4ozz chwalona jej podszeptami, my$l

moje "ycie ratowali l dzie, ale przecie" nale"y ono do mnie, tylko do mnie, i mam prawo czyni z nim, co zechc. !iecierpliwie wygl#dam przez pocite deszczem okno ' chc wyj$ z sanatori m jak najprdzej. )ypis j# mnie w trzecim tygodni po operacji. /ocz#tek gr dnia ' najwy"szy czas, "eby zacz# o+ensyw. !ieoczekiwanego sprzymierzeca znajduj w jednym z nowo poznanych k zynw Dkt" z nas nie ma k zynw w %meryce, najmilszy, okazao si na miejsc , "e mam ich i ja. 6tawili si gromadnie na apel polskich czasopism, odk rzyli alb my rodzinne, odnale5li poblake zdjcia naszych wsplnych prababek, przyjli mnie, chocia" nie bez drobnych zastrze"e,do swego grona.3 *uzyn o umy $le pragmatycznym, na ktry pracowao j " kilka pokole,wyrazi znanie dla niesychanej praktyczno$ci mego pomys , kiedy rozwiaam nieco obawy odno$nie do stan mojego zdrowia ' skamaam, przyjaciel , powiedziaam, "e jestem najz peniej zdrowa ' postanowi mi pomoc /rzynis, jeszcze do szpitala, stos katalogw niwersyteckich i wdali$my si razem w konspiracyjne rozwa"ania. )ytypowali$my kilkana$cie collegeCw ' k zyn wybiera najbogatsze, mia w tym sw# piekieln# metod i napisali$my list'szablon, ktry nastpnie w angielskim wydani mia wyjedna mi wspcz cie i pieni#dze amerykaskich obywateli. %u" wkrtce $ci#gnli$my gromy na nasze spisk j#ce gowy. Moi dobroczycy uznali pomoc amerykaskiego kuzyna za wybitnie szkodliw # i zawiadomili go o tym w krtkim kategorycznym li$cie< 9*este$my odpowiedzialni za "ycie tej dziewczyny i s#dzimy, "e po tr dnej i niebezpiecznej operacji, jak# przesza, powinna powrci do kraj , do rodziny. /odczas d gich miesicy bdzie ona jeszcze wymagaa troskliwej opieki, ktrej t taj nikt z nas nie mo"e jej zapewni. *ej zdrowie jest zbyt w#te, aby moga pozosta w %meryce zdana tylko na wasne siy...9 6iedz na taborecie w obszernym pokoj bawialnym mojej nowo poznanej rodziny. !a zielonej pl szowej kanapie i na staro$wieckich +otelach pod $cianami sadowili si oni ' moi dobroczycy. &rzyszli tutaj wszyscy, ci sami, kt rzy kilka miesi cy tem z wielkim po$wiceniem zbierali pieni#dze na moj# podr", bagali lekarzy z -eborah, "eby mnie przyjto do sanatori m, zasypywali kwiatami moje "ko szpitalne na dr gi dziepo operacji. Nie u $miechaj# si j ", ich twarze s# s rowe, w ich spojrzeni ' nagana, zniecierpliwienie pomieszane z trosk# brzmi w ich gosie. ' !ie znasz jzyka... ' 3ak, ale zd#" si na czy, jest dopiero l ty, do collegeC poszabym w pa5dziernik ... ' ) jaki sposb prze"yjesz te sze$ miesicy, nie maj#c "adnego zabezpieczenia1 ' Bd pracowaa... ' &hcesz zniszczy z takim tr dem odzyskane zdrowieA !ie wolno ci tego czyni, nie zapominaj, ile wysik wo"ono w to, "eby ci ocali. &hcemy, "eby$ bya zdrowa, i dlatego m sisz pojecha do kraj ... .iedy przestrogi nie odnosz# "adnego e+ekt , ich gosy agodniej# w perswazji. ' /o co masz czeka sze$ miesicy, po co mczy prac# wyczerpane jeszcze serce. I tak nie dostaniesz stypendi m. !ie jeste$ obywatelk# %meryki, stypendia najcz$ciej dzielane s# obywatelom %meryki, nie miesz wystarczaj#co d "o. &zy nie lepiej odjecha teraz i nikn# rozczarowania1 /ochylam nisko gow, "eby nie mogli dostrzec moich zacitych st. !ie trzeba ich rani ' my$l ' s# dla mnie bardzo dobrzy. % jednak jak"e gniewa mnie ta koalicjaA *estem z penie sama z moim porem, pragmatyczny k zyn nie przyszed, "eby mnie broni, a gdyby nawet by, nie czyniby tego zapewne. )iem, "e chodzi im o moje zdrowie, ale spoza tej troski przeziera inna, mniej wzniosa ' pieni#dze. 2ni nie maj# pienidzy, a ja jestem ci#gle zagro"ona chorob#. 6anatori m -eborah na pewno nie zechce mnie leczy, je$li dziki swej lekkomy$lno$ci rozchor j si znow . !ie jestem bezpieczona w "adnej z tych "ytecznych instyt cji ameryka skich i jak dotychczas "aden milioner nie zainteresowa si moim losem. /rzygl#dam si im kradkiem. 6iedz# pospni, tylko na wargi maego starszego pana wypeza blady $miech. ,apewne s#dzi, "e jego perswazje przekonay mnie nareszcie, ojcowskim spojrzeniem obejm je moj# pochylon# gow. 8liczna twarz jego "ony $ci#gnita s rowo, jej d "e, zwykle agodne oczy patrz# na mnie z wyra5nym wyrz tem. 3amten, mody jeszcze, energiczny m"czyzna ' wiele zawdziczam jego energii ' splt rce na kolanach, nachm rzone spojrzenie tkwi w deseniach dywan . 2bok niego moi nowo pozyskani k zyni, peni#cy rol gospodarzy, siedz# w sk pionym milczeni , najwyra5niej sprzymierzeni z go$mi. , chci# o+iar j# mi go$cin na tydzie ,na dwa tygodnie, ale oni tak"e nie mog# przyj# odpowiedzialno$ci za moj# samowoln# decyzj, oni tak"e ' wiem o tym ' nie zechc# mi pomc. /ochylam gow jeszcze ni"ej, "eby moi dobroczycy nie mogli zauwa "y $miech wywoanego nag#, abs rdaln# my$l# ' czy"by to by s#d, a je$li to jest s#d, w takim razie dzieje si niesprawiedliwo$, bo nie mam "adnej obrony, chocia"by z rzd . /ostanawiam si broni sama, postanawiam "y podstp . /odnosz blad#, skr szon# twarz, mj gos dr"y, kiedy prosz ' pozwlcie mi zosta jeszcze miesi#c l b dwa, dok#d nie otrzymam odpowiedzi na moje podania. *eszcze tylko kilka tygodni. 2dpowiedzi przyjd# w poowie

kwietnia. *e$li nie otrzymam stypendi m, a przecie" na pewno nie otrzymam, wyjad. )yjad natychmiast po otrzymani odmownych odpowiedzi. )zr szya ich moja podstpna pokora, godz# si chtnie. Mo"e to i rozs#dne, "e pojedziesz dopiero w kwietni ' rozwa"aj# ' w kwietni nie powinno by j " b rz na %tlantyk . ?egnaj# si ze mn# prawie serdecznie i spokojeni wychodz#. ,ostaj sama z ci"kim sercem. 6ze$ miesicyA !ie pomy$laam o tym, "e od nowego rok szkolnego dzieli mnie jeszcze cae sze$ miesicy. ) jaki sposb zdobd pieni#dze na "ycie i nie tylko na "ycie( m sz mie przecie" tak"e pieni#dze na na k. !ie mog "y tak, jak dotychczas, jzyka nie mo"na si na czy poprzez rozmow jedynie. .to$ kompetentny m si mi wyo"y zasady skadni, m sz mie czas na czytanie ksi#"ek i podrcznikw. 2d mojego wyj$cia ze szpitala pyno j " trzy miesi#ce, a ja jeszcze ci#gle miem tak mao. 3rzy miesi#ce wczgi po c dzych domach, po nie znanych miastach. /rzyrzekam moim opiek nom, "e bd sobie radzia sama, jak dotychczas ' moja samodzielno$ polegaa na akceptowani licznych zaprosze ,ktre przysyali mi nie znani czsto l dzie. , sanatori m -eborah zabraa mnie do siebie na czycielka polskiego pochodzenia. Mieszkaa na pery+eriach =iladel+ii w maym pitrowym b dynk , m#" +ryzjer mia swj zakad t " pod oknami mieszkania. ) dwch nied "ych, zastawionych meblami pokojach panowa ci#gy niead. , wdziczno$ci postanowiam trzymywa je w porz#dk i codziennie rano, /o wyj$ci do pracy moich gospodarzy, zamiataam dywany, kadaam porozrz cane drobiazgi, otwieraam okna i wietrzyam po$ciel. ) miar moich miejtno$ci pomagaam tak"e w gotowani i zmywaam skr p latnie naczynia po ka"dym posik . ) tej ostatniej czynno$ci doszam wkrtce do wielkiej wprawy. /o dwch tygodniach zapakowaam mj powikszaj#cy si wzeek ' na czycielka hojnie wydzielia mi kilka s kienek ze swojej garderoby ' i przeniosam si na dr gi koniec miasta do wesoej /olki pochodz#cej z !owego 6#cza. -owiedziaa si o mnie z bi letyn sanatori m -eborah i zaprosia mnie do siebie w d gim serdecznym li$cie. *ej mieszkanie byo czyste i d "o przestronniejsze od mieszkania na czycielki. Miaa tak"e czarnego kota, ktry mi dotrzymywa towarzystwa w ci#g dnia, i karmia mnie wspaniaymi spaghetti, ktre gotowaa codziennie dla swego m"a, )ocha z pochodzenia. Moje policzki j " wkrtce nabray kolorw i wi#"#c +art ch do mycia naczy,zaobserwowa am, "e zaczynam przybiera na wadze. !astpny tydziesp dziam w stanie !ew *ersey. ,aprosia mnie jedna z licznych szpitalnych znajomych, tak"e /olka z pochodzenia. )cze$nie rano w niedziel przyjecha po mnie samochodem jej m#". 6pakowaam wzeek, ktry rozrs si do rozmiarw sporej walizki ' kilka starych s kienek mojej ostatniej gospodyni pasowao na mnie jak la ' po"egnaam si wylewnie, i wyr szyli$my. Minli$my p stawe o wczesnej godzinie miasto, przecili$my rzek -elaware i a tostrad# po$rd ogooconych o tej porze rok li$ciastych lasw !ew *ersey pomknli$my na pnoc. /o godzinie znale5li$my si w przemysowym zagbi . % tostrady krzy" j# si t taj gsto, widoczne w otwartej przestrzeni, przemykaj# nad sob# przsami mostw. )zd " szos ci#gn# si niebieskoszare zab dowania +abryczne, w zmarzym powietrz nosi si zapach smarw i benzyny. 6krcili$my w boczn# drog i wjechali$my do niewielkiego, schl dnego miasteczka, przystanli$my na cichej licy przed jednym z wiel , podobnych do siebie, jednorodzinnych domkw. Moja znajoma syszaa warkot silnika samochodowego, wybiega z dom i caowaa mnie na powitanie. /oprzedzani przez ni#, weszam w otwarte drzwi, przystanam na prog mile zaskoczona tym jasnym, adnym wntrzem. . chenne pki wycite z br#zowego drzewa, gazowa k chenka i paski kwadratowy zlew l$niy czysto$ci#. Bdzie si t mio zmywao naczynia ' pomy$laam ' i mio odpoczywao na tej d "ej skrzanej kanapie w przylegym pokoj . !ie marszcz si, nie wspomn j " o reszcie przyjaznych domw, ktre m siaam odwiedzi z brak wasnego, i nie bd si rozwodzia nad nieskomplikowan# czynno$ci# mycia naczy. $ j podb j .meryki, widzisz, nie by zbyt e+ektowny. ,mywaam naczynia w czystych k chniach i moj# jedyn# zdobycz# byo kilka przechodzonych s kienek. 0czyam si cay czas. ) !ew *ersey m#" znajomej zaopatrzy mnie w gr by podrcznik przygotow j#cy do wstpnych egzaminw w collegeC . )ieczorem caa rodzina siadaa ze mn# przy stole i wsplnie przerabiali$my zadania. , matematyk# dawaam sobie rad nie5le, +ranc ski czytaam stos nkowo pynnie i miaam t maczy na polski ' angielski by jednak dla mnie jeszcze ci#gle l#dem nie znanym. *ak"e miaam rozpozna bdy w podstpnie o"onym opowiadani , je$li jeszcze ci#gle +orm owaam niepoprawnie najprostsze zdania. )alter ' m#" mojej znajomej ' cierpliwie powtarza ze mn# zasady gramatyczne, niemniej zdarzyo mi si kilkakrotnie za wa"y, jak poza moimi plecami znacz#cym gestem rozkada rce. *ego sceptycyzm nie zniechca mnie jednak, wracaam do ksi#"ki raz i jeszcze raz i wbijaam sobie do gowy angielskie zwroty z rwnie niezm#con# pogod#, z jak# zmywaam naczynia. BIII. ) podaniach, ktre rozesaam do ameryka skich uniwersytetw, opisane by y dokadnie okoliczno$ci mojego przyjazd do %meryki. -o ka"dego podania zostaa tak"e za#czona niewielka ksi#"eczka ' mj poetycki debi t. 3o byy chwyty k zyna. ' *e$li mamy odnie$ s kces ' zapewnia ' m simy stworzy syt acj niecodzienn#,

m simy wyrwa z letarg podrzem j#ce komisje stypendialne. 3rzeba wzr szy, ale wzr szenie to nie wszystko, trzeba wykaza si jakimi$ chocia"by potencjalnymi miejtno$ciami. ' /ostpowali$my zgodnie z tym planem i dlatego znaczn# cz$ za#czanych do poda doku ment w stanowi y moje stare $wiadectwa szkolne i opinie wystawione przez ameryka skich przyjaci . &i ostatni, jakkolwiek do mojego projekt odnosili si z najwy"sz# dezaprobat#, nie pozostali niecz li na moje gor#ce pro$by i jak najserdeczniej pochwalili mnie na papierze. /isali te rekomendacje wbrew swoim pragnieniom, niemniej wyposa"yli mnie w zalety charakter godne modego na kowca. .iedy raz jeszcze przegl#dam poblake nieco kopie tych listw, nie mog si oprze my$li, "e by mo"e w gbi serca byli jednak ze mnie d mni. ) poowie kwietnia listonosz znalaz mnie w kolejnym schronieni i wysypa przede mn# na niski st kilka biaych, pod "nych kopert. Mimo wiary w powodzenie moich zabiegw, jak# zaszczepi we mnie k zyn, rozrywaam koperty z dr"eniem. )yjam z pierwszej prostok#tnie zo"ony ark sz papier , szybko go rozprostowaam i zaczam czyta. ;itery ta czyy mi przed oczami< 9, "alem zawiadamiamy pani#, "e...9 4z ciam papier na podog. !astpny< 9Byliby$my bardzo szcz$liwi, gdyby pani moga czszcza do naszego instyt t , nie dyspon jemy jednak...9 4z ciam i ten list. &zy"by areopag moich opiek nw mia racj ' my$laam szybko ' czy wszystkie moje wysiki zostan# zakoczone pora "k#1 )ic trzeba bdzie przyzna si do klski, popyn# przez spokojny o tej porze rok %tlantyk... !astpny list< 97rat l jemy pani otrzymania cakowitego stypendi m w naszym niwersytecie...9 /rzeczytaam jeszcze raz nie dowierzaj#c wasnym oczom. !astpny< 9,awiadamiamy pani# z rado$ci#, "e mogli$my dzieli pani...9 -alszy ci#g korespondencji zawiera jeszcze jedn# wiadomo$ o przyznani stypendi m i trzy odpowiedzi odmowne. )ic jednak %merykanie nie zawiedli mojej nadzieiA /rzyznano mi stypendi m pomimo brak na kowych osi#gni, pomimo nieznajomo$ci jzyka i sabego zdrowiaA % mo"e wa$nie dlatego ' my$l z przekor#, depcz#c podarte koperty i wywijaj#c nad gow# trzema pozytywnymi odpowiedziami. ) pierwszym odr ch podbiegam do tele+on i zadzwoniam do mych ameryka skich przyjaci . Moja rado$ bya tak wielka, "e prawie krzyknam do s chawki< ' Mam, mam stypendi m, nie jedno, ale trzy, bd moga wybiera... czy to nie wspanialeA ' /o dr giej stronie przewod tele+onicznego cisza, d ga cisza, a potem sowa, w ktrych brzmiao rozczarowanie i niepokj< ' 3ak... winsz jemy... nie, my si tak"e tego nie spodziewali$my. )ic decyd je si pani zosta... ' 2czywi$cieA 3aczyam po maym pokoj &aroline pijana z podniecenia, a potem tak"e pijana naprawd, bo wychyliam w przypywie rado$ci szklank zielonego hiszpa skiego likieru. Caroline... ilekro sign pamici# wstecz, widz j# zawsze w delikatnym kolorze pastelowym, i to na przekr soczystym kolorom noszonych przez ni# s kni. -zieje si tak zapewne dlatego, "e na moje wyobra"enie skada si nie tylko jej posta, ale tak"e jej $miech i gos. *aka jest sm ka i czysta ' czysta w rys nk ' kiedy wchodzi d gim, pynnym krokiem do pokoj , kiedy pochyla twarz ' pochyla nisko, bo jest krtkowidzem ' nad obrazem l b ksi#"k#. *ej drobne w#skie donie, oparte lekko o blat sto , kryj# w sobie bezmiar delikatno$ci. 6tare papierzyska m zealne cz j# si zapewne bezpiecznie w tych rkach( &aroline dotyka papier tak, jak gdyby by wyposa"ony w niesychanie wra"liw# tkank nerwow#. ) ten sarn sposb obchodzi si z innymi przedmiotami i... z l d5mi( jest stpliwa i ostro"na, nieatwo zdoby jej za +anie. /oznay$my si na jednym z tych d gich, mcz#cych zebra &a&olskich, ktrym prezydowa a moja k zynka. !ie l biam serdecznie plotkarskiej atmos+ery tych wieczorw, nie mogam si jednak od nich wymwi bez chybienia zasadom grzeczno$ci. Istnia tak"e wzgl#d praktyczny( przyjazne zaproszenia wyczerpay si przecie" i bezdomna, jak zwykle, m siaam sz ka schronienia pod dachem moich krewnych. 6iedziaam osowiaa na pokrytym pl szem +otel , $miechaj#c si bez ent zjazm do t stych, z przesadn# elegancj# brany kobiet. .a"da z nich wa"aa za stosowne caowa mnie w policzek i wypowiedzie kilka zda pe nych zachwyt nad moim c downym ocaleniem, przy czym byo z penie jasne, "e je$li chodzi o to ostatnie, zas g przypis j# cz$ciowo Matce Boskiej, a cz$ciowo mojej k zynce. !agle po$rd kwiecistych kapel szy i wrzaskliwych deseni s kien ' oparta o +ram g drzwi &aroline( zielona s knia gadko opina jej szcz pe ciao, jasne, ci"kie wosy pite w wze z ty gowy. Id za jej spojrzeniem i dostrzegam siedz#c# w +otel starsz#, siwowos# kobiet( jest bardzo cicha, jej otwarte oczy $wiec# martwo, powleczone cienk# warstw# mgy. &aroline $miecha si i odgad j, "e star szka jest jej matk# i "e to dla niej zapewne &aroline przysza na zebranie. /odochodz do niej i j z po chwili zapominamy o tym, "e dokoa nas haa$liwie obrad je 6towarzyszenie /a &olskich, nie syszymy, jak /olskie /anie tort r j# w przemwieniach jzyk ojczysty, nie za wa"amy, "e mijaj# godziny i "e zebranie ma si k kocowi. /opiero cichy g os star szki, przyzywaj#cej &aroline, przerywa nasz# rozmow. /o kilk dniowym pobycie w dom mojej k zynki z lg# przeniosam si do &aroline. , lg# i z rado$ci#.

!areszcie zamieszkam w samym $rodk miasta, bd moga zaspokoi moj# pal#c# ciekawo$. &aroline mieszkaa w w#skiej piciopitrowej kamienicy we wschodniej cz$ci miasta. 2siemdziesi#ta 0lica w pobli" /i#tej %lei nale"aa do dzielnic elitarnych, mieszkanie &aroline jednak, znajd j#ce si na czwartym pitrze bez windy, byo stos nkowo tanie. 6trome schody wysane czerwonym dywanem prowadziy do dwch niewielkich pokoikw. *eden z pokoi przedzielony by drewnianym przepierzeniem, poza ktrym mie$cia si male ka kuchenka gazowa i lod wka. &ozosta# cz$ pokoj wypenia br#zowy dywan, na ktrym, w samym rog , sta niski, kamienny st i pod oknem ' prosta pka z ksi#"kami. -r gi pokj by prawie p sty. ,najdowaa si t jedynie ogromna sza+a $cienna i "ko &aroline, rozo"one teraz na dwie cz$ci, tworz#ce dwa niskie tapczany przykryte barwn# tkanin#. 2parta lekko o +ram g drzwi ' w dom moich k zynw ' &aroline spowa"niaa na chwil i jm j#c moj# rk powiedziaa ciepo< ' /rosz ci, zamieszkaj mnie, mo"esz mieszka tak d go, jak zechcesz, bd si cieszy, je$li przyjmiesz zaproszenie. &aroline mwia po polsk . !a czya si jzyka od rodzicw, ktrzy we wczesnej modo$ci wyemigrowali z kraj . *ej polski znieksztacony by gwar# i angielszczyzn#, to ostatnie jednak nie razio wcale moich wra"liwych sz . 6prawia to agodny ton gos &aroline i wzr szaj#cy wyraz zaabsorbowania na jej twarzy, ilekro siowaa przypomnie sobie zasyszane kiedy$ i tak bardzo potrzebne jej w tej chwili sowa. Mwia ze mn# po polsk wiedz#c, "e jzyk angielski sprawia mi ci#gle zbyt wiele tr dno$ci, w miar mych postpw w na ce jednak, niespostrze"enie dla nas obydwch, zacza mwi po angielsk . )krtce roz miaam prawie wszystko i nie m siaam jej prosi o t maczenie skomplikowanych zwrotw, sama jednak"e nie przestaam mwi do &aroline po polsk . I tak j " pozostao, "e poroz mieway$my si zawsze w dwch jzykach, ka"da mwi#c tym, ktry znaa lepiej i ktry by jej dro"szy. &aroline pracowaa w Metropolitan, najwikszym m ze m !ew Fork . , okien jej mieszkania wida byo szary, podparty ci"kimi kol mnami b dynek, osiady w &entralnym /ark , zbieg /i#tej %lei i 2siemdziesi#tej 0licy. Biega tam codziennie rano zostawiaj#c mnie jeszcze $pi#c#, wracaa z pracy p5nym popo dniem. !ie rozstaway$my si jednak na tak d go. /o $niadani , ktre oczekiwao na mnie w maej k chence ' czarna kawa, cieni tkie kromki chleba z masem i +ranc skie ciastka k powane na rog %lei ;eHington ' szam za ni# do m ze m. 6zerokimi korytarzami przedostawaam si na ty b dynk i p kaam delikatnie do drzwi z napisem< -epartament -r kw. &aroline otwieraa i wprowadzaa mnie do maej czytelni. ' 0si#d5 sobie t taj ' mwia przys waj#c krzeso do ci"kiego dbowego sto ' spjrz, co ci przygotowaam. ' , maego sto na kkach zdejmowaa ogromne +oliay i z wielk# ostro"no$ci# kada je przede mn#. *ej sm ke palce przylegay pieszczotliwie do biaego karton , odwracaa karty powoli, trzymaj#c je za sam brzeg. ' 3o s# rzadkie odbitki pierwszych dr kw chi skich )m wi a( albo< ' Masz t swego 7oy, przyniosam kilka alb mw, powinno ci na dzi$ wystarczy... ' albo< ' )yci#gnam dla ciebie il minacje +lamandzkie, ale m sisz bardzo wa"a odwracaj#c karty ' t masz rys nki -a Binci, ods waj je tylko lekko na bok, poskadam je sama. %lbo mwia< ' -zisiaj jestem bardzo zajta, mo"e pjdziesz na gr poogl#da zbiory i spotkamy si jak zwykle na obiedzie w kawiarni. )ychodziam pos sznie i poprzez galeri nienat ralnie $miechnitych pos#gw etr skich przedostawaam si do moich l bionych sal zawieszonych malarstwem $redniowiecza. 3o t taj zebrano najpikniejsze kolory !ew Fork . .amienne miasto jest szare, osyp j#cy si z b dynkw py gr b# warstw# przykrywa traw i drzewa. /rostopadle wyrastaj# betonowe $ciany drapaczy, granitowe skay przebijaj# przez w#t# traw &entralnego /ark . )yrose na kamieni miasto wypenia swym oddechem ka"dy kawaek przestrzeni. . rz osiada na s kniach, lepi si do twarzy i r#k, opada na pod "ne jasne karoserie samochodw przymiewaj#c ich ol$niewaj#cy blask. *edynymi oazami czystych kolorw w mie$cie s# m zea. 3o t taj zamknito zoto i czerwie , obwarowane grubymi murami i zastpem cz jnych dozorcw, $wiec# tak samo, jak kilkaset lat tem . 4ozedrgane kolory mwi#< czerwieo krwi i o po "arze serca, gboki bkit o wierno$ci i bl . .olorowe draperie w harmonijnych +adach zastygy wok zgitych cierpieniem postaci, po nier chomych twarzach tocz# si bkitne zy. .rew prawdziwymi kroplami przywiera do czoa, krzepn#ca krew cienk# str "k# s#czy si z bok . .to jeszcze potra+i tak malowa bl1 0miejtn# doni# tak pewnie poo"y plam, zby poprzez wieki $wiadczya o sabo$ci Boga i o potdze czowieka1 .to jeszcze samym kolorem chwyci $mier w czworok#tny zarys ramy, kto namal je krzyk1 3y wiesz, przyjaciel , dlaczego powracaam do tych obrazw, dlaczego te wa$nie byy dla mnie najpikniejsze. /o kolacji &aroline towarzyszya mi w nie kocz #cych si wdrwkach po mie$cie. - dni#c# kolejk# podziemn# jechay$my w d wyspy. 3am by inny !ew Fork. 0lice d "o w"sze ni" w centr m, i $wiata nie tak natrtne. /o ob stronach lic niewysokie trzy' i czteropitrowe kamieniczki, strome schodki z "elazn# bal strad# prowadz# do wej$ciowych drzwi. !a niskich parterach mieszcz# si liczne kawiarnie, warsztaty rkodzielnicze i pracownie malarskie, w ktrych za kilkadziesi#t centw mo"na naby swj wasny portret. !eonowe szyldy

przywabiaj# t m kr#"#cy w oparach tytoniowego dym , w sm gach $wiata przenikaj#cego na lice z otwartych zapraszaj#co drzwi. ) maych kawiarniach wielcy, masywni M rzyni graj# tak lekko, tak bole$nie, jak gdyby wodzili smyczkami po otwartych "yach. Instr menty przyzywaj#, b dz#, $pione mi$nie( d5wik przes wa si po rozgazieniach nerwowych, peznie wzd " krgos pa i ciepa, zaborcz# +al# zalewa mzg. ) niskich, przymionym $wiatem wymoszczonych barach mieszka alkohol kolorowy i chodny. 4ozkoysany w przezroczystym szkle, w zetknici z ciaem eksplod je, ogarnia my$li. /al# si i nikn#, a ich miejsce zajm je czysty "ywio, czysta tsknota. 3l# si my$li, alkohol w "yach czowieka dokon je c downych przeobra"e , krew zakrzep # w +ormy rozs#dk zamienia z powrotem w srebrn#, "yw# pian, geometryczne bryy mysw odksztaca w elastyczne tworzywo. 0 prog zamroczenia czowiek powraca do tego, czym by wiele istnie wstecz' do obietnicy, do zapowiedzi ludzko $ci. )szystko w nim jest mo"liwo$ci# jedynie, pragnieniem krtkim, spalaj#cym si w swej intensywno$ci, nie maj#cym si speni nigdy i w niczym. 3o t $ci#gaj# co wieczr zamo"ne, dobrze od"ywione t my z eleganckich dzielnic miasta. /ark j# wzd " kraw"nikw l$ni#ce samochody, wysyp j# si z poci#gw podziemnej kolejki. &hodz# po licach staraj#c si ekscentryczno$ci# stroj dorwna a tochtonom, pij# wino w maych, zastawionych artystycznymi bibelotami kawiarniach, zapeniaj# mikroskopijne sale teatrw )yje"d"aj# po pnocy zostawiaj#c p ste lice pociemniae okna. !ad ranem 7reenwich Billage, wyczerpana ostatecznie, zasypia krtkim, gor#czkowym snem. -opki jednak podniecone gosy rozbrzmiewaj# w licach, dopki oczy byszcz# i d gie kolczyki chwiej# si poza mtnymi szybami kawiarni, dzielnica wczgw "yje i jej serce derza w takt najszybszej m rzyskiej perkusji. W ci#g kilk tygodni wsplnego mieszkania przywykam do &aroline, do jej cichego, melodyjnego gos , do jej obecno$ci w ciemnawej, zastawionej gr bymi +oliaami czytelni -epartament -r kw. -wa mae pokoiki na czwartym pitrze 2siemdziesi#tej 0licy stay si dla mnie pierwszym prawdziwym domem w tym ci#gle obcym mi kraj . , niepokojem my$laam o tym, "e m simy si wkrtce rozsta, moja przyjacika i ja. &aroline, podobnie jak ka"dego rok , wyje"d"aa na wakacje do )och i na przeci#g tego czas , nie chc#c paci wysokiego czynsz , odnajmowaa mieszkanie znajomym. 4az jeszcze miaam pozosta sama i bezdomna w wielkim, roz"arzonym bezlitosnymi promieniami soca mie $cie. I znow signam po s chawk tele+oniczn#, ale tym razem nie$miao i z oci#ganiem. ' 3ak, jestem zdrowa ' odpowiadaam ' nie, nie cz j "adnych niepokoj#cych objaww, tylko nie mam gdzie mieszka i potrzebne s# mi pieni#dze na kontyn owanie st diw. 7dybym moga si zapisa na jeden z tych intensywnych k rsw jzykowych na &ol mbii, na pewno nie miaabym potem tr dno$ci w collegeC ... Moi ameryka scy przyjaciele, jakkolwiek jeszcze na mnie zagniewani, i tym razem nie zawiedli mojej nadziei. /zi ki ich poparci otrzymaam niewielkie stypendi m od dwch polskich instyt cji na kowych ' s m pozwalaj#c# mi przetrwa w zno$nych war nkach dwa tr dne letnie miesi#ce. .iedy wypacono mi pierwsz# rat, na kilka dni przed wyjazdem &aroline, poszy$my obie na grny Broadway, "eby posz ka dla mnie mieszkania. 2kolice niwersytet &ol mbia, zamieszkane przez /ortorika czykw i $urzyn w, nale "# do najta szych dzielnic miasta. !utaj, w jednym z niedu "ych hoteli na 6to &zternastej 0licy, wynajy$my pokj na dwa miesi#ce. 2kno pokoj wychodzio na zab dowania &ol mbii, obok mnie w bli5niaczych pokojach mieszkali< stara rencistka, st dent /ortorika czyk i nieokre $lonego wiek oraz zawod &hi czyk. Caroline patrzya z rezerw# na moje pertraktacje z gr bym wa$cicielem i nie miaa zroz mie, dlaczego z ent zjazmem patrz na ciasny, ciemnawy pokoik i czem z rado$ci# akcept j kolorowe s#siedztwo. ' !aprawd podoba mi si t taj ' przekonywaam j# ' a zreszt#, to tylko kilka krtkich tygodni i zmieni ten pokj na szalenie wytworne otoczenie collegeC . ' I nie dodawaam przezornie ' aby nie razi estetycznych cz &aroline ' "e ta ostatnia okoliczno$ napenia mnie niepokojem i sm tkiem. &aroline wyjechaa i parne lato przyszo do !ew Fork . !ie mogam si czy, nie mogam siedzie w pokoj . /oprzez otwarte okno napywao d szne, wilgotne powietrze, soce przenika o w odrobinki pary wodnej ' powietrze byo bardzo ciepe. )ychodziam z pokoj , zacinaj#c# si wind# zje"d"aam z sidmego pitra w d i roz"arzon# lic# wlokam si wolno w gr miasta. /o drodze mijaam skwer na Broadway , t taj so ce $wiecio najmocniej. ) w#tym cieni anemicznych drzew siedziay na awkach stare, przesadnie wystrojone kobiety, br#zowi m"czy5ni spali z szeroko otwartymi stami. .ilkadziesi#t metrw dalej zaczyna si >arlem. &zerwonobr natne, nie otynkowane b dynki, okna czsto pozbawione szyb, bezdrzewne lice pokryte warstw# k rz i $mieci. ; biam tam chodzi po$rd ciemnego t m . )ymijaam pstrokato brane M rzynki ci#gn#ce za sob# mae dzieci. Biaka ciemnych ocz byskay spod d gich rzs, krte wosy sterczay, $miesznie zaplecione w dziesi#tki cienkich warkoczykw. /rzechodziam obok masywnych, zgarbionych lekko M rzynw, w ich spojrzeniach, obojtnie przes waj#cych si po mojej twarzy, wycz waam $wiadomo$ narz conego im pitna. &hodziam po$rd nich i pomimo br d , pomimo k rz , ktry podnosi si w so cu i wspina na wysoko$

twarzy, cz am, "e przynale" t bardziej ni" do eleganckiej /i#tej %lei w okolicy m ze m Metropolitan. 4ojne lice >arlem nie p stoszay i w nocy. !agrzane socem mury dom w promieniowa y, lepkie powietrze nie pozwalao zasn#. M rzyni sn li si w "tawobiaym $wietle neonowych latarni, le"eli na po"kej trawie nielicznych skwerw, siedzieli na progach domw. /rzechodziam obok nich zd#"aj#c k 4iIerside -riIe poo"onej nad > dsonem. !a tej licy zwarta $ciana b dynkw wznosia si tylko z jednej strony, z dr giej ' zamknitej b lwarem ' delikatny powiew przynosi chodniejsze powietrze znad rzeki. ) tych nocnych wdrwkach towarzyszy mi czsto mj s#siad ' *ose JnriK e. )asali$my si po Broadway ogl#daj#c wystawy ksigarni, a potem d go w noc siedzieli$my na ocienionym b lwarze 4iIerside -riIe patrz#c na rzek. /amitasz, ob rzye$ si na mnie, kiedy napisaam ci w jednym z listw< *ose JnriK e przypomina mi ciebie. *est j " dorosy i jego gorycz jest rwnie ciemna jak twoja. !iski /ortorika czyk )%ose 4nri5ue jest podejrzliwy jak kot. Wie wszystko o wielkim mie $cie i kiedy o nim mwi, nie wiem, czy bardziej je kocha, czy te" nienawidzi. 4ozmawiamy czsto poprzez korytarz, stoj#c w otwartych drzwiach pokoi, i kiedy z nim mwi, zapominam o tym, "e mwi w obcym jzyk . *ego wa"ne br#zowe oczy dopomagaj# moim my$lom. 6 cha mnie zawsze z zainteresowaniem, lecz tak, jak gdyby z gry wiedzia, o czym chc powiedzie. /rzypomina mi ciebie tak"e i w tym, "e na mj ent zjazm patrzy z trosk# i nie szczdzi mi przyjacielskich ostrze"e . (dpisa e$< 3woje porwnanie jest bdne. *a nie troszcz si o ciebie i j " dawno przestaem podejrzewa moich bli5nich( wiem o nich wszystko l b prawie... 2dpisaam< *ose JnriK e i w tym jest do ciebie podobny. *ego pewno$ jest pewno$ci# pokrzywdzonych. 2s#dzi l dzko$ nie zwa"aj#c na to, "e wydanym wyrokiem skaz je i siebie. !a jego miejsc wolaabym zrezygnowa z pewno$ci. /ozwoliabym sobie na odrobin wiary, "e by mo"e *ose JnriK e jest dobry. )prawdzie mj s#siad ostrzega, ze wiara w dobro czyni czowieka bezbronnym. % czy wiara w zo nie czyni go zym1 ' pytam. I kiedy to mwi, *ose JnriK e patrzy na mnie z leci tkim sceptycznym $miechem. IL. 6zaroczerwone $ciany b dynkw przebysk j# spod pn#czy dzikiego wina, zachodz#ce so ce poz aca szerokie okna. 6eledynowy kolor dachwek harmoniz je piknie z ciemn# zieleni# rozlegych drzew rosn#cych na dobrze trzymanych trawnikach. 6mith... pami przynosi obraz zastygy w swej doskonao$ci, chodny( jak"e mi tr dno wrci my$l# do tych malowniczych okolicA % jednak wrc tam, przyjaciel , sprb j przezwyci"y moj# niech i opisz ci najwierniej, jak potra+i, barw jesiennych li$ci !owej %nglii, barw moich cz . -wa lata chc zmie$ci na kilk stronach maszynowego papier . Mj po$piech skaz je mnie na selekcj, na oglnienia, nie wiem, czy zawsze dostatecznie sprawiedliwione. &o mam ci pokaza, co wybra z tych chwil penych stawania si, penych r"nego rodzaj , chocia" na zewn#trz podobne byy do siebie jak biae zimowe dni Massach setts. ) 6mith miaam pochwyci za gardo legendarn#, dziewiciogow# besti, stoczy z ni# walk, przegra. 2na pozostaa tam opasa jak tomiska biblioteczne, drwi#ca sobie z moich siowajak tomiska, niewzruszona moj # pogard# i rozczarowaniem. /ozostaa zwyciska ' gr be tomy biblioteczne zapeniaj# szczelnie skrzyda rozrastaj#cego si b dynk , zagarniaj# woln#, zielon# przestrze wiatru i trawy pod ciche, r wno przyci te grzdy zabalsamowanych sw. !ie od raz 6mith stao si dla mnie miejscem drki. ) pierwszych, szcz$liwych dniach to by tylko ent zjazm, tylko podniecenie. &hciaam si czy, chciaam przywaszczy sobie wszystkie mo"liwe m#dro$ci tej ziemi, i to w mo"liwie najkrtszym czasie. 6iedziaam nad katalogiem 6mith i zastanawiaam si, w jaki sposb wtoczy mj rozlegy program w ostro zarysowane ramy pici dozwolonych k rsw. =ilozo+ia ' oczywi$cie, chciaam st diowa +ilozo+i, dla mnie, skazanej na samotno$, meta+izyczne rozwa"ania byy jedn# z najpo"yteczniejszych na k. jzyki ' pragnienie, "eby wedrze si w ich "yw# tkank, przejrze ich skomplikowan# konstr kcj, prze$ladowao mnie j " od dawna. /olityka ' kogo nie poci#gaaby mitologia jego wasnych czasw, +etysze, ktre mo"na rozkrca na cz$ci, przygl#da si ich nieskomplikowanym ' kiedy tak stoj# rozebrane ' i jeszcze ci#gle niezroz miaym mechanizmom. =izyka ' na ka o przewrotno$ci j " nie czowieka, ale Boga, macniaj#ca wiar w potg obydw , okr tna w swej prostocie, "arliwa w obojtno$ci. >istoria... /ochylam si nad katalogiem jak sk#piec, ktrego maj#tkowi zagrozi po"ar i ktry w ci#g kilk min t m si zadecydowa, jakie to skarby wyniesie ze sob#, maj#c do rozporz#dzenia tylko wasne donie. &o chwila zmieniaam decyzj, ci#gle byo mi czego$ "al, ci#gle pozostawao co$, czego nie dowiem si j " nigdy, ksi#"ki, ktrych nie przeczytam ' opase tomiska mno"# si rwnie szybko jak l dzie ' sowa, ktrych nigdy nie bd moga zroz mie. ) wielkiej rozterce wypeniam +orm larz nazwami przedmiotw i zanim odniosam go osobi$cie do kancelarii, przemazywaam zapis kilka razy. )ybraam 6mith pod wpywem perswazji k zyna, sprzymierzonego ze mn# w mojej samowolnej dywersyjnej dziaalno$ci. 3wierdzi, "e 6mith jest jednym z najwytworniejszych collegeCw, przeznaczonym dla dziewcz#t z najbogatszych, najbardziej ambitnych rodzin. 6mith byo kryptonimem zamo"no$ci i dobrobyt , byo tak"e kryptonimem wytrwaej, rzetelnej pracy. -obre college, to przede wszystkim takie, ktre mo"e si poszczyci

najwiksz# liczb# danych wychowankw. -latego do 6mith przyjmowano tak"e st dentw bogich, ktrych rekomendacj# nie byy szeleszcz#ce banknoty, ale a tentyczna "#dza wiedzy. 3o my ' st denci z zagranicy wraz z niewielk# gr pk# stypendystw ameryka skich, mieli $my podtrzyma wysoki poziom na kowy w 6mith, mieli$my rozsawi jego dobre imi. )ybraam 6mith. /o zapakowani mojego dobytk ' nie byo tego tak wiele< w jednej walizce s kienki, w dr giej, podarowanej przez /olk z !owego 6#cza, ksi#"ki i kilka podrcznikw angielskich ' daam si na stacj a tob sow# w towarzystwie k zyna. &aroline ci#gle jeszcze bya we )oszech, a *ose JnriK e po ko czeniu letnich kurs w na Colu mbii wyjecha do 6an * an przed dwoma tygodniami. . zyn odda moje walizki baga"owem , zaopatrzy mnie w bilet i kiedy a tob s nadszed, poklepa mnie po ramieni gestem, ktrym zapewne klepie si konie wy$cigowe. M sia by pewien hazard w jego wytrwao$ci. 3eraz, kiedy czynili$my zado$ war nkom kwali+ikacji, ja ' jego +aworyt ' miaam r szy do wy$cig i speni ' koniecznie ' pokadane we mnie rodzinne nadzieje i przymione, ale zawsze narodowe ambicje. 2d nastpnego dnia, od pierwszego wykad , miaam rozpocz# swj prawdziwy podbj %meryki. .iedy po pici godzinach koysz#cej jazdy zatrzymaam si przed wielk# "elazn# bram# collegeC z wyk t# d mnie dat# zao"enia GMNO Drok wielkiego rozgoryczenia samotnej 6ophii 6mith, ktra zdecydowaa si wydziedziczy niecz # rodzin i przeznaczya cay swj maj#tek na zao"enie w miejsc swego rodzenia szkoy dla dziewcz#tE, derzya mnie pena godno$ci roda tego miejsca. 3o powierzchowne pierwsze wra"enie rozroso si z biegiem czas , mocnio. )ielokrotnie p5niej patrzyam na sm ke zarysy gwnego b dynk , na wie" z zegarem wydzwaniaj#cym godziny wykadw, na zarose dzikim winem $ciany ogromnej biblioteki, na wspaniae drzewa !owej %nglii, wiksze i zielesze ni " jakiekolwiek inne drzewa, na potok wytyczaj#cy granice terenw szkolnych, pogbiony szt cznie tak, aby mg powsta na tyach szkoy zaciszny trjk#tny staw, po ktrym od wczesnej wiosny do p5nej jesieni sn y si kajaki ' i nigdy nie mogam si dopatrzy w tym otoczeni najmniejszej skazy. 6mith byo pikne, a jego rod podnosio jeszcze pikno nowoangielskiego krajobraz . !iewielkie miasteczko !orthampton, ktre zdawao si istnie gwnie dla potrzeb collegeC i gwnie z college czerpao dochody, poo"one byo w rodzajnej dolinie rzeki &onnectic t. 4zek otaczay niewysokie, ale malownicze wzgrza Massach setts, stoki gr pokryte byy intensywn# zieleni# tytoniowych i k k rydzianych +arm. &onnectic t, paska i spokojna, wia si w brzegach jak pezaj#cy w#" ' w ledwie dostrzegalnym r ch jej wd krya si gro5ba gwatownych powodzi, ktrej spenienia miaam do$wiadczy dw krotnie podczas mojego dw letniego pobyt w 6mith. /rzyjto mnie bardzo "yczliwie. ,arwno administracja collegeC jak i pro+esorowie spieszyli mi z pomoc# na ka"dym krok i nie szczdzili zachty w pokonywani jzykowych tr dno$ci. )yznaczono mi pokj w najadniejszym internacie, nisko, na pierwszym pitrze, "ebym nie m siaa mczy bieganiem po schodach mojego nie najmocniejszego serca. -ziewczta tak"e zajy si mn# serdecznie. /omogy mi wnie$ baga", zapoznay mnie z rozkadem b dynk , ze zwyczajami pan j#cymi w internacie. 4ozplotkowane wbiegay do pokoj , podczas gdy rozpakowywaam walizki, przysiaday na brzeg "ka, podryway si i znikay w drzwiach, "eby wrci za chwil z jak#$ rzecz#, ktra wedle ich mniemania bya mi absol tnie nieodzowna ' ma# palm# w doniczce, lampk# nocn#, dywanikiem... &ierpliwie t maczyy mi znaczenie "ywanych przez siebie skrtw i zapewniay, "e nied go bd mwi tak pynnie jak one. 0$miechaam si do nich z wdziczno$ci# i ' jak niegdy$ na statk bezradna wobec hojno$ci starszych pa)powtarzaam 9dzik j9 z akcentem, ktry podczas miesicy na ki leg jednak znacznem zmikczeni . .iedy po godzinie jedenastej t pot ng cich w korytarz , zgasiam $wiato i siadam w otwartym oknie. /ark by ciemny, gazie rozrosych drzew przesaniay masywne b dynki szkolne, tylko okna pobliskich internatw $wieciy intensywnie. ;i$cie dzikiego wina dr"ay lekko, od gr napywa ciepy powiew. /rzys nam "ko do samego okna i poo"yam si tak, "eby nie traci z ocz agodnie rozchwianych wierzchokw drzew. !azaj trz pierwsze wykady. /obiegam w radosnym podnieceni , zaopatrzona w d "e kwadratowe notatniki, dziewczta s "nie wskazay mi sal wykadow#, st#piy miejsca w pierwszym rzdzie, t " przed stolikiem wykadowcy. 3ak bardzo pragnam im dorwna, roz mie wszystko i zapisywa zasyszane wiadomo$ci tak szybko jak one. * " wkrtce spotkaa mnie bolesna pora"ka( moja znajomo$ angielskiego bya zbyt prymitywna jak na wymagania collegeC . !ie miaam koncentrowa si zarazem na skadni wypowiadanych zda i na ich tre$ci. 4oz miaam niewiele, roz miaam jedynie sowa, podczas gdy sens wykad przecieka obok moich sz , nie trwalony przez pami ani tym bardziej nie trwalony w kwadratowym zeszycie. 3ego popo dnia wrciam do internat rozgoryczona i zdecydowana naprawi moj# nie wag. )ysz kaam odpowiednie strony w podrcznik i postanowiam je przeczyta zaraz, na czy si ich tre$ci na pami. 6tron byo trzydzie$ci. ,amknam si w pokoj i siadam na "k kad#c przed sob# ksi#"k i sownik. ,aczam czyta wysz k j#c znaczenie ka"dego nieznanego sowa. )ertowaam sownik z namitno$ci# my$liwego, ktry poprzysi#g $mier absol tnie ka"dej, chocia"by bardzo nieznacznej zwierzynie. ) ten sposb w ci#g pici godzin zapoznaam si z tre$ci# pici stron. ,biegam na kolacj, po czym, nie zara"ona wakacyjn# jeszcze atmos+er#, wbiegam z powrotem na schody i znow zamknam si w pokoj . 6pdziam nad ksi#"k# ca# noc

przedzieraj#c si do rana przez nastpne dziesi stron. ,asnam w brani okoo szstej rano, w dwie godziny p5niej ob dzi mnie delikatny, ale przenikliwy d5wik dzwonka. 8niadanie. ,erwaam si z "ka, polaam twarz zimn# wod# i zeszam do jadalni. /rzy prostok#tnych stoach dziewczta siedziay nad czarn# kaw# i grzankami z masem. !a $rodkowym stole sta sok pomara czowy i gotowane jajka, z kuchni dobiega zapach sma"onych nale$nikw. 6oce nap ywao poprzez oszklon# wschodni# $cian, kado si wesoymi plamami na pododze, rozja$niao wosy dziewcz#t. !ie mogam je$. 3ego rana wypiam jedynie szklank sok i +ili"ank mocnej czarnej kawy, a potem szybko wrciam do pokoj . 2d pierwszego wykad dzielia mnie jeszcze godzina, zasiadam pochm rnie nad ksi#"k# i stos nkowo atwo przeczytaam nastpne dwie strony. ) ten sposb, przyjaciel , spdziam kilka pierwszych tygodni w 6mith. Mj dzie podzielony by pomidzy wykady i samotne $lczenie nad podrcznikami, przewa"nie w pokoj . Byy tam wspaniae, przestronne sale przeznaczone do na ki w bibliotece i innych pomieszczeniach szkolnych, we mnie jednak tkwio stare przyzwyczajenie szpitalne i najchtniej czyam si zwinita w k#cie "ka. ,amykaam si w pokoj tak"e dlatego, "e w tych pierwszych dniach czyam si go$no. /owtarzaam wielokrotnie wyrazy i zdania staraj#c si zapamita nie tylko tre$, ale i literowy zapis wiadomo$ci. !osiam ze sob# wszdzie mae karteczki zapisane gsto angielskimi zwrotami i odczytywaam je w wolnych chwilach< w czasie posikw, w drodze na wykady, w bibliotece, czekaj#c na zamwion# ksi#"k. 6paam mao i jadam w po$piech . , lkiem my$laam o pierwszych egzaminach, ktre miay si odby j " w poowie listopada. )szystkie egzaminy w 6mith byy pisemne( ten +akt stwarza dodatkowe tr dno$ci. !ie wystarczyo pamiciowe opanowanie wykad , m siaam mie pisa. 0czyam si pisa, ale moja przeci#"ona pami nie bya w stanie przyswoi sobie s btelno$ci angielskiej ortogra+ii. Moje pierwsze ark sze egzaminacyjne wygl#day niesychanie bogo. ,doaam napisa zaledwie kilka zda ,a i te pozostawia y wiele do "yczenia pod wzgldem gramatyki i pisowni. !ie zdaam tych egzaminw, przyjaciel , i patrz#c na czerwone znaki, ktrych znaczenie nie pozostawiao "adnych w#tpliwo$ci, pocz am, jak zy napywaj# mi do ocz . Byam a tentycznie zrozpaczona, zrozpaczona bardziej ni" kiedykolwiek, i pod wpywem gorzkiego zalew obcych mi do tej pory emocji postanowiam zred kowa spanie do minim m i o ile to mo"liwe, czy si jeszcze wicej. /omimo tak niee+ektownych o+icjalnych wynikw ka"dy dzie ni s ze sob# nowe drobne zwycistwo. &oraz atwiej poroz miewaam si z kole"ankami, coraz pynniej odpowiadaam na zadawane mi pytania i czytaj#c podrczniki, coraz rzadziej sigaam po sownik. Moje notatki zapeniy si szerokim, rozstrzelonym pismem, nieortogra+icznie jeszcze zapisywaam wykady i sporz#dzaam notatki z przeczytanych lekt r. 3e wyci#gi, ktre dawaam do korekty chtnym kole"ankom, pos "yy mi znakomicie przy nastpnych gr dniowych egzaminach. /rzepisywaam je z pamici i porwnywaam z pierwotn# wersj#, a nastpnie, tak trwalone, odtworzyam na ark sz egzaminacyjnym. )yniki tych egzaminw przeszy moje naj$mielsze oczekiwania, a tak"e zjednay mi podziw pro+esorw. %bsol tnie os pieli, nie maj#cy pojcia o mojej chytrej metodzie, chwalili mnie za pracowito$ i stawiali za wzr mniej +anatycznym st dentkom ameryka skim. -p r, przyjacielu, nie uznaje "adnych arg mentw i dlatego jest tak nieodparty. !ie pytaj, dlaczego spdzaam noce bezsennie nad ksi#"kami, dlaczego gramatyka +ranc ska, angielska ortogra+ia i dialogi /latona byy dla mnie wa"niejsze ni" moje wasne, tak niedawno odzyskane zdrowie. !ie wiem, przyjaciel , naprawd nie wiem, c" zreszt# wsplnego mia mj $lepy pd z jakimkolwiek roz mowaniem. &honam wiadomo$ci tak, jak gdyby to byo powietrze, i w te mro5ne dni pierwszej zimy w Massach setts byy one dla mnie rwnie niezbdne i rwnie pragnione. *est j z p5no, przyjaciel , ta wie$ staje si dziwnie cicha po pnocy, podwrka p stoszej# i milkn# gosy wiejskich rwisw, zaam j#ce si ochryple w improwizowanej serenadzie. I teraz tak"e nie pytaj, dlaczego siedz przy niskim stole, dlaczego moje okno $wieci d go w noc. 3o ameryka skie college w ci#g pici pierwszych dni tygodnia niewiele r"nio si od dziewitnastowiecznych szk klasztornych. )prawdzie tereny szkolne nie byy ogrodzone m rami i pozostawiono nam cakowit# swobod por szania si, otoczenie jednak, w ktrym si znajdoway$my, izolowao nas w sposb nat ralny od bardziej atrakcyjnych przejaww spoecznego "ycia. Miasteczko ' wspominaam ci o nim ' byo niewielkie i ciche. &ztery ko$cioy, w tym dwa ewangelickie, dwie mae salki kinowe, hotel i resta racja na "ytek rodzin odwiedzaj#cych st dentki, dwie mikroskopijne kawiarenki, bar, w ktrym alkohol sprzedawano pok#tnie ' to byo wszystko. ,apobiegliwi mieszka cy miasteczka w ci #g dnia siedzieli za ladami licznych sklepw, wieczorem prawiali ogrdki warzywne. ) niedziel szli do ko$cioa i na zebranie para+ialne, rzadziej do resta racji l b do kina. 2 godzinie dziewi#tej wieczorem lice wyl dniay si, w godzin potem gasy okna domw( miasto kado si spa. /odobnie ciche i reg lowane "ycie wiodo mae spoeczestwo college6u zo"one z okoo dw tysicy dziewcz#t i kilk dziesici pro+esorw. &ollege b dzio si razem z miastem i zasypiao przed nadej$ciem nocy, jeden dziebli 5niaczo przypomina dr gi. )ykady, gos dzwonka wzywaj#cy cztery razy dziennie na posiki, poobiednia na ka w mikkich +otelach biblioteki ' jak"e czsto zasypiay$my w tych +otelach, podczas gdy ksi#"ki

wypaday nam z r#k ' k#piel wieczorna, pokj... /ierwsze pi dni tygodnia pyway w szarej atmos+erze pracy i oglnego zaniedbania( chodziy$my rozczochrane, w szortach albo w ponaddzieranych +armerkach, zatopione prawdziwie l b chocia"by pozornie w r"norodnych ksi#"kach, podrcznikach, notatkach. 3a melancholijna codzienno$ 6mith rozpywaa si cakowicie w gor#czkowej, od$witnej atmos+erze weekendw. * " w pi#tek wieczorem dziewczta porz cay ksi#"ki, wyci#gay z sza+ najlepsze s kienki, myy i zakrcay wosy. , otwartych pokojw dobiegay wyb chy $miech , niezwyky r ch panowa na korytarz i w azienkach. ) sobot rano przyje"d"ali z s#siednich collegeCw chopcy. Ich samochody wypeniay szersze alejki park , tarasoway lic wiod#c# w d k miast . 2d$witnie brane dziewczta wybiegay na spotkanie i ' je$li pogoda bya adna ' prowadzay chopcw na przechadzk do park l b na przeja"d"k kajakiem. ,wabiona odgosami $miech , odkadaam ksi#"k i podchodziam do okna. /atrzyam na nich ze zdziwieniem i z zazdro$ci#. *a nie mogam, nie potra+iam tak lekko zapomnie o szkolnych obowi#zkach, nie miaam pogr#"y si w nieskomplikowanej rado$ci tych rekreacji. &i chopcy o gadkich, prawie dziecinnych twarzach, brani w dobrze skrojone garnit ry, wycz wali we mnie obco$ i przechodzili obok mnie obojtnie. % je$li nawet ktry$ z nich przystan# na chwil, wystarczyo jedno zdanie, jedno spojrzenie, "eby go sposzy ostatecznie. )racali do tamtych dziewcz#t, penych $miechw, podchwyt j#cych chtnie proste rozmowy o ostatnich rozgrywkach baseball , o zabawach, na ktre wybior# si w przyszo$ci. /atrzyam na nich, $miej#cych si, beztroskich, i melancholia powoli wkradaa si w moje my$li. .si#"ki, wypeniaj#ce ca# powierzchni mojego pokoj , pitrz#ce si na bi rk i rozo"one na pododze, wydaway si dziwnie martwe w porwnani z tamtym dobiegaj#cym spoza okna $miechem. 0czyam si wytrwale. -robne postpy jeszcze ci#gle byy dla mnie 5rdem satys+akcji, wykadw s chaam zawsze z jednakowym zainteresowaniem. % jednak, przyjaciel , w miar jak zapora obcych d5wikw otwieraa si przede mn# i moje my$li wpyway swobodnie w dorzecze angielskich idiomw, w tym collegeC , penym "yczliwych, $miechaj#cych si do mnie twarzy, coraz bardziej odkrywaam sw# samotno$. 3roski i rado$ci otaczaj#cych mnie dziewcz#t byy mi obce, ich drobne b nty nie byy moimi( byam obca l dziom, a ksi#"ki j " nie byy w stanie zaspokoi mojego rosn#cego god . 3en rok szkolny koczyam z odznaczeniem. Byam bardzo zn "ona. /rzekonaam si, "e wymarzone 6mith nie jest miejscem, w ktrym mogabym spdzi kilka lat ' postanowiam wic pospieszy si. /od wpywem moich wytrwaych pr$b pro+esorowie zgodzili si, abym st diowaa tak"e w ci#g wakacji przyspieszaj#c w ten sposb o rok ko czenie studi w. &omogli mi uzyska na ten cel niewielkie stypendi m od tych samych polskich instyt cji na kowych, ktre zaopiekoway si mn# biegego lata, i na pocz#tk czerwca, natychmiast po ko czeniu ostatnich egzamin w, wyjecha am z !orthampton do !ew Fork . L. ) ci#g trzech letnich miesicy moim domem by hotel przeznaczony dla st dentw z zagranicy, kilk nastopitrowy, kwadratowy b dynek syt owany na skrzy"owani 4iIerside -riIe i 6to -w dziestej /i#tej 0licy. , okna maego pokoj na sidmym pitrze widziaam barki przes waj#ce si wolno po rzece, a je$li wychyliam gow mocniej, mogam dostrzec tak"e zielone kop y pawilonw &ol mbii. !a parterze b dynk mie$cia si resta racja, kawiarnia i d "y hali, zwykle peen modzie"y. !atychmiast po rozpakowani walizek poszam zapisa si na niwersytet i pierwsz# osob#, ktr# spotkaam w drzwiach niwersyteckiego sekretariat , by *ose JnriK e. 6kin# gow#, kiedy mnie zobaczy, i jego powa"ne oczy poja$niay na krtk# chwil. ' &o t robisz, *ose1 ' 3o samo co wszyscy, zapis j si na letnie k rsy. 0si#d5 przy tym stole w rog i poczekaj, przynios potrzebne +orm larze. /o chwili by z powrotem i wrczy mi zadr kowany ark sz papier . -r gi, identyczny, poo"y przed sob# i starannie zacz# wypenia wolne r bryki. 6taam za nim zagl#daj#c m przez rami. ' -laczego, *ose, chcesz st diowa tylko ekonomi1 ' spytaam. ' 0"yteczna ' pada lakoniczna odpowied5. *ose dokoczy wypenia +orm larz, postawi ostatni# kropk i odwrci si k mnie. *ego oczy byszczay. ' 0"yteczna ' powtrzy niskim gosem ' w mojej syt acji nawet bardzo. Mnie nikt jeszcze nie zao+iarowa stypendi m na ameryka skim uniwersytecie, tacy jak ja nie robi # w tym kraj na kowej kariery. % wic by gorzki jak zawsze, $niada twarz, odcinaj#ca si mocno od biaej kosz li, miaa ten sam, dobrze mi znajomy zacity wyraz, br#zowe oczy patrzyy cz jnie spod niskiego czoa. ' &zy"by$ mia "al do mnie o to, "e dostaam stypendi m1 ' !ie, po prost stwierdzam +akt, tacy jak ja nie bywaj# obiektem ameryka skiej dobroczynno $ci, tacy jak ja i podobni. *ego spojrzenie zatrzymao si na pochylonej gowie M rzyna siedz#cego przy s#siednim stole. ' 3en jest z !igerii, na rz#dowym stypendi m, rozmawiaem z nim przed chwil#. %le sprawd5, mo"esz sprawdzi,

ani jeden M rzyn z >arlem nie st di je na tym niwersytecie, na tym i na "adnym innym. ' -laczego mi o tym mwisz, *ose1 ' / rok tem napisaa$ do mnie, pamitasz, nie odpowiedziaem wtedy, nie chciaem ci ps zabawy. !iez penie, widzisz, zgadzam si z twoimi obserwacjami. ; dzie w tym kraj nie s# zazwyczaj tak przejmi, jak to wynika z twoich do$wiadcze. 7ojni bywaj# tylko w pewnych wypadkach, raczej rzadko, i od wypadkw wymaga si, aby miay okre$lony kolor skry. )ystarczyoby, "eby$ miaa skr o jeden odcie ciemniejsz #, aby nie interesowano si twoim intelektem, aby$ nie liczya si. Idziemy1 ;inia demarkacyjna przeprowadzona. /ocz am ' chocia" *ose JnriK e trzyma mnie za rk ' "e znale5li$my si po przeciwnych stronach bariery. 3ego wieczor *ose czeka na mnie w hall i po kolacji wychodz z nim razem. /owietrze jest znow parne i tylko lekki powiew od > dson chodzi nasze twarze. )oda pynie cicha mieni#c si w $wietle latarni. /o dr giej stronie rzeki na wysokim brzeg !ew *ersey byskaj# $wiata( jaskrawe reklamy wyrobw +abrycznych, +ajerwerk wesoego miasteczka, czerwone sygnay wie" telewizyjnych. 6iadamy na jednej z awek pod oson# z drzew. *ose jest dziwnie milcz#cy, z roztargnieniem s cha mojego opowiadania, ka"de pytanie m sz powtarza kilka razy. Bawi si moimi palcami i kiedy wypominam m kolejn# nie wag, przys wa si bli"ej i obejm je wp. ' &hod5 do mnie ' mwi ' zbyt pikna jest ta noc, "ebym mia t siedzie i gldzi o +ilozo+ii. &zekaem na ciebie. *ego gos jest agresywny, $cisk mocny, na pr"no si j wyswobodzi si z jego r#k. ' / $ mnie, natychmiast masz mnie p $ci ' szepcz. ' &o te" macie w "yach wy, z /nocy, czy nie s#dzisz, "e nagadali$my si j " dosy1 &hod5 do mnieA 0daje mi si rozerwa jego $cisk, a mo"e, zd miony gwatowno$ci# mojej obrony, *ose sam rozl 5nia rce. 2ds wam si od niego na sam brzeg awki. ' % ja si dziem, "e mnie l bisz, my$laem... ' *ose rywa w p zdania. 6iedzi nier chomo patrz#c na rzek. ' *ose, ja naprawd ci l bi, *oseA 4 ch rk#, jak gdyby chcia odpdzi przykrzonego komara. !ie spojrza nawet na mnie. ' *oseA ' &zego chcesz ode mnie1A ' /atrzy teraz, ale obco, wrogo. ' ,nalaza$ sobie M rzyna, zaszczycia$ rozmow#A ' *ose, przysigam ci... Milczy. .iedy po chwili odwraca k mnie twarz, jego oczy maj# dawny wyraz, spokojny, wa"ny. 2stre byski w 5renicach pogasy i czoo *ose wypogodzio si. ' /rzepraszam ' mwi ' niosem si niepotrzebnie. &zy nie s#dzisz, "e nale"aoby j " wraca, odprowadz ci pod hotel. Idziemy w milczeni . /rzed drzwiami hotel *ose wymr k je szybko sowa po"egnania i odchodzi. /atrz, jak wyprostowany w swojej biaej kosz li idzie nie ogl#daj#c si za siebie. /atrz za nim, dopki nie znika na zakrcie. )iem, "e *ose odchodzi na zawsze. !iski, ciemny /ortorika czyk nie mia racji, przyjaciel . Moja odmowa nie bya przejawem segregacyjnych skonno$ci. !ie chcia czy nie mia tego zroz mie. -okoa nas bya parna czerwcowa noc. 2bok awki, na ktrej siedzieli$my, przechodziy ciasno objte pary, dziewczta o d gich, kdzierzawych wosach i krpi m"czy5ni w kosz lach rozchylonych na piersi. *ak"e atwo o mio$ w tym lepkim, ciepym wietrze, ktry najagodniej dotyka odsonitej skry. /owiew znad rzeki przynosi szepty, $miechy... 7ardowy jzyk hiszpa ski ama si mikko. 0palne soce &uerto 0ico $piewao we krwi niskich r chliwych l dzi. !ie prbowaam zatrzyma *ose JnriK e, wiedziaam, "e nie mo"na go zatrzyma samymi tylko sowami. .olorowi mieszkacy mojego hotelu )r "nojzyczny t m. 6# "ci i smagli albo z penie ciemni, maj# ko$nie osadzone w#skie oczy albo d "e, czarne, byskaj#ce wilgotnie spod d gich rzs. ' )ikszo$ z nich pochodzi z rep blik /o dniowej %meryki, z Indii, z pa stw $a ej %zji. ' Jgzotyczni go$cie z rzadka odwiedzaj# niwersytet( st dia s# dla nich jedynie pretekstem, aby przyjecha do !ew Fork , aby zamieszka w atrakcyjnym i stos nkowo niedrogim st denckim hotel . &zas pywa im leniwie, nie licz# godzin wykadw, nie gnbi# ich terminy egzaminw. ' ) ci#g dnia $pi# albo wasaj# si po mie$cie, wieczorami siedz# rozparci, wyczek j#cy w kl bowych +otelach wielkiego hall . &z j na sobie ich ci"kie spojrzenia, kiedy przemykam si do resta racji na obiad, na kolacj. )iem, "e ten i w wstaje wolno, popycha wahadowe drzwi, wchodzi do sali jadalnej i stoj#c w prog wypatr je. .r#"# wok mojego stolika, przysiadaj# si do mnie. Byskaj# ciemnymi oczyma, z silnym c dzoziemskim akcentem propon j# mi przeja"d"k za miasto, kino, zabaw. 2dmawiam, pospiesznie poykam posiek i szybkim krokiem poprzez peen lepkich spojrze hali id do windy. )je"d"am na sidme pitro i zaryglow j za sob# drzwi pokoj . , otwart# ksi#"k# w rkach siadam na "k pod szeroko otwartym oknem. 4oz"arzone noce !ew Fork ' czy wiesz, jak si tskni w takie noce1 , gow# opart# na rkach, ze spojrzeniem tkwionym w ciemno$. )iatr przynosi z do odgosy metalowych instr mentw k ba skich, rozko ysanych

szybkim rytmem, dziewczta w cienkich s kniach ta cz # w objciach tamtych m"czyzn. &oraz cia$niej zwieraj# si ich donie, ich ramiona, ich twarze. /rzyt lone do siebie pary wychodz# z hotel , trawnikiem po$rd ciemnych drzew id#, aby znikn# w nocy. 3o krew roz$piewana socem, przyjacielu, i dotyk wiatru obejmuj #cego najcia$niej, najcz lej. 6zybkie instr menty k ba skie nie milkn # d go w noc. !apisae$< 96trze" si soca, w socu tskni si najbardziej9. 6oce wype za z lic miasta, ciepym wiatrem przenika do mojego pokoj . ,e $ci$nitymi rkoma ' paznokcie wbite w donie ' chodz od okna do drzwi. /rzedpo dnia wypeniaj# mi wykady. &odziennie rano w ostrym so cu biegn Broadwayem pod niwersytet. 6krcam w 6to 6zesnast# 0lic przecinaj#c# tereny niwersyteckie i szerokimi paskimi schodami przedostaj si na wy"ej poo"ony, poro$nity traw# dziedziniec. 3 taj, naprzeciw kamiennej rze5by 4odina, przy %lei %msterdam, wznosi si renesansowa +asada pawilon +ilozo+ii. ) przerwie pomidzy wykadami zje"d"am wind# na d i siadam na trawie, opieraj#c si plecami o chodny kamie . Czytam, jeszcze raz odczytuj podkre$lone niebieskim owkiem zdania. !a ka pochania mnie cakowicie i nie widz l dzi przechodz#cych obok trawnika. 2d lekt ry odrywa mnie gos d5wicz#cy t " nad moj# gow#< ' &zy zechciaaby pani zje$ ze mn# obiad1 /ro+esorA /odnosz gow i rozpoznaj#c go pochylonego nade mn#, my$l z przera"eniem< *e$li odkryje, jak mao miem, na pewno nie zechce mi zaliczy tego k rs A ' Bardzo chtnie, bd czekaa na pana po wykadzie. ' -zik j pani. /atrz, jak spiesznym krokiem przecina trawnik i znika w otwartych drzwiach pawilon . ,obaczyam go po raz pierwszy trzy dni tem . 6iedzieli$my j " wszyscy dokoa ci"kiego, dbowego sto < cztery starsze kobiety, kilk m"czyzn po czterdziestce, prawdopodobnie na czycieli, dwch ksi"y, dziewczyna z ol$niewaj#co blond wosami i ja, kiedy wszed lekkim, elastycznym krokiem, przes n# si poza moimi plecami i siad trzy krzesa dalej na pozostawionym dla niego wolnym miejsc . By niski i bardzo szcz py. .iedy po raz pierwszy spojrzaam na jego w#sk#, opalon# twarz, pomy$laam, "e nie ma wicej ni" trzydzie$ci lat. M sia mie jednak wicej( mwi pynnie, mikko i w jego szarych oczach, kiedy ciekawym spojrzeniem obiega st, zapalay si iskierki ironii i rozbawienia. !ie roz miaam nic. )ychwytywaam znaczenia poszczeglnych sw, ale sens zda pozostawa ciemny. !ie roz miaam, o czym mwi, i nie miaam odgadn#, nad jakim pal#cym problemem dysk towa z barczystym ksidzem piast j#cym na kolanach Jtyk MooreCa. 6iedziaam sztywno pomidzy t stymi na czycielami i dawaam, "e nie dostrzegam pyta pojawiaj #cych si w jego oczach, ilekro, przypadkiem l b nie, spotykay si z moimi oczyma< ' 6k#d si t wzia$, czem ak rat w tej sali, czy"by$ bya a" tak m#dra, czy 32 zroz miaa$ tak"e1 6p szczaam oczy i patrzyam na jego adne, niemskie donie o krtko przycitych paznokciach, o palcach d gich i delikatnych /odnosiy si jak ptaki i opaday lekkim, pieszczotliwym gestem, kady si na stole, splatay, rozplatay. .iedy dzwonek oznajmi koniec wykad , poderwaam si z krzesa i wybiegam za nim na korytarz. 6ta t " za drzwiami i w dalszym ci#g dysk towa z ksidzem( otwarta Jtyka MooreCa rozpo$cieraa si w jego doni jak japoski wachlarz. &rzystan am w ciemnej wnce pomidzy wind# i m rem, poczekaam, a" skoczy rozmow, i kiedy barczysty ksi#dz wraz ze swymi problemami znikn# w czel $ciach windy, wyn rzyam si ze swego schronienia. ,a wa"y mnie i przystan#. ' &zy mog w czym$ pani pomc1 ' !ie. &hciaam tylko zapyta, czy nie s#dzi pan, "e powinnam zrezygnowa z pa skiego wyk ad 1 ,nam angielski zaledwie od rok i ' sam pan widzi ' mwi niepoprawnie i tak mao roz miem. ' ,aledwie rok1 Mwi pani $wietnie. *estem pewien, "e da pani sobie rad. ' Boj si, "e nie. =ilozo+ii tak"e nie miem, nie zroz miaam nic z tego, co pan mwi. ' ,niechcona, po jednym wykadzieA &" to za $wiadectwo dla mnieA /rosz, niech pani zostanie. ' % je$li zostan, czy zechce mi pan pomc1 ' !at ralnie. ' -zik j pan . Mj gwatowny pobrt prawie zbi z ng przechodz#cego obok starszego m"czyzn z rozo"yst# brod#. ' /rzepraszam ' krzyknam i +r nam do windy, zaciskaj#c w wilgotnych doniach czworok#tny, czysty zeszyt. /a zy pomidzy wykadami spdzam na trawie pod kamiennym My$licielem 4odina. 2parta plecami o marm rowy post ment, odczyt j kilkakrotnie zawie zdania. 2wkiem robi znaki obok tych, ktrych znaczenia z penie nie potra+i rozszy+rowa ' porozmawiam o nich p5niej z pro+esorem ' my$l ' za tydzie ,dwa, kiedy b d miaa wicej, kiedy przeczytam ca# ksi#"k kilka razy.

' &zy zechciaaby pani... ...dowie si, jak mao miem, jak sabo znam angielski... ' Bardzo chtnie, bd czekaa na pana... ' -zik j pani. 2dwraca si i idzie szybko poprzez trawnik d gimi, bezszelestnymi krokami. )ychodzimy z pachn#cej papryk# wgierskiej resta racji przy %lei %msterdam i siedz#c naprzeciw siebie, jedziemy a tob sem w d miasta do m ze m, w ktrym prac je nieobecna o tej porze rok &aroline. 3o oczywi$cie mj pomys. /ro+esor chce, "ebym m pokazaa miasto, od czeg" wic zacz#, je$li nie od oazy kolor . /rzyjecha t taj na krtkie sze$ tygodni ' okres trwania letniego k rs ' i po pywie tego czas wraca do &incinnati. D&incinnati ' dzwonki d5wicz# w nazwie. Imi miasta tylekro wypisywane przeze mnie na pod "nych biaych kopertach z granatowym nadr kiem< poczta lotnicza. 3akie same koperty obrze"one niebiesko odnajd j prawie codziennie w drewnianej skrytce pocztowej. - "o kopert, d "o kartek papier zapisanych pospiesznym, nerwowym pismem. 2dczyt j sowa z niecierpliwym po$piechem, odgad j ich tre$, j " przeczytane, czytam raz jeszcze. - gie, biae koperty i w#skie kartki zapeniaj# sz +lady mojego bi rka, sowa zapadaj# gboko w moj# pami. &incinnati...E 3ego dnia ogl#dali$my razem bkitne Madonny o zastygych z bl w#skich twarzach, tczowe anioy w bladozotym niebie, cierniowych &hryst sw w kroplach gstej czerwonej krwi, przywartej do poranionego czoa. /odchodziam do obrazw i poci#gaam go za sob#. ' !iech pan podejdzie blisko, bli"ej. 3e obrazy s# doskonae i trzeba je ogl#da z bliska. .a"da za i ka"dy paznokie obrysowane s# osobn#, cienk# kresk#. /os sznie zbli"a si do pcien i patrz#c mr "y swoje szare oczy. ' Ma pani racj ' mwi ' ale i ja miaem racj, o ile" to ciekawsze od dysk sji nad problemami etycznymi. I "egnaj#c si ze mn#< ' /rosz nie st diowa tak za"arcie, mam wra"enie, "e $pi pani zbyt mao. ' I $miechaj#c si< ' 3o nie dotyczy wykadw oczywi$cie, bd si cieszy, je$li j tro zobacz pani# znow . ' /rzyjd na pewno, do widzenia. ' *ak pani to powiedziaa1 ' /owiedziaam< do widzenia. ' -o widzenia, czy dobrze wymwiem, postaram si zapamita to sowo. -o j tra. /rosz nie tyka ksi#"ek. 6pdzamy ze sob# cae dnie. /o ka"dym wykadzie wychodzimy razem pod obstrzaem zdziwionych spojrze. +aintrygowane starsze panie szepcz#, blond dziewczyna patrzy na mnie z nie krywan# pogard#, tylko ksi"a pozostaj# niepor szeni, zaabsorbowani niezmiennie biaoniebieskim egzemplarzem Jtyki MooreCa. Idziemy do pobliskiej resta racji na l nch, a potem wsiadamy w d dni#c# kolejk podziemn#, ktra nosi nas do 7reenwich. )yn rzamy si z podziemnego t nel w okolicy skwer )aszyngtona i wolnym krokiem przemierzamy w#skie lice, wmieszani w kolorowy t m. 2gl#damy wystawy rkodzielniczych sklepw, antykwariaty, mae ekskl zywne ksigarnie, przystajemy przed obrazami rozstawionymi wzd " chodnikw. /ro+esor akcept je z aprobat# ka"dy mj pomys i towarzyszy mi chtnie w odkrywczych wyprawach do najodleglejszych dzielnic miasta. , jego w#skich warg nie znika nigdy lekki $miech i kiedy obserw je mnie zmr "onymi oczyma, nie jestem pewna, czy nie kpi sobie ze mnie. M sia za wa"y, jak niewiele miem, i zapewne bawi $wietnie wychwyt j#c bdy mojej wymowy. % jednak jego oczy rozja$niaj# si, kiedy sp5niona ws wam si na sal wykadow# i gdy sadowi si na swoim zwykym miejsc pomidzy korp lentnymi na czycielami, $miecha si do mnie milkn#c na krtk# chwil. /o skoczonym wyk adzie, jeszcze pod obstrzaem $widr j#cych spojrze czterech starszych pa i pogardliwej blond dziewczyny, pochyla si k mnie i pgosem pyta< ' &zy zechciaaby pani zje$ ze mn# obiad1 ' 2czywi$cie. /o l nch idziemy do nadrzecznego park i krtymi schodami po$rd w#tych, rosn#cych na skale drzew schodzimy na brzeg > dson . -ziejest wyj#tkowo palny i nie mam ochoty na dalekie wycieczki. .ad si w gbokim cieni pod rozo"ystym kasztanem. /ro+esor siad na trawie obok mnie. 6zare wiewirki okr#"aj# pies#siedniego drzewa, kilkana$cie metrw dalej bawi si gromadka portorika skich dzieci. %est mi spokojnie i dobrze, zmru "onymi oczyma obserw j wiewirki i dzieci. /rzez d g# chwil trwamy tak w milczeni , wreszcie podnosz oczy na jego twarz. *est powa"ny, iskierki ironii zniky z jego ocz , patrzy na mnie wa"nie i tkliwie. ' !ie powinienem spdza dni w pani towarzystwie, podoba mi si pani coraz bardziej. 6zare wiewirki pierzchy, siedz teraz naprzeciw niego i sta mi dr"#, kiedy pytam< ' -laczego pan nie powinien1 ' Mam rodzin w &incinnati.

' -zieci1 ' 3ak, troje. ' *e$li pan nie powinien, to nie bdzie pan spdza ze mn# dni. /ostaram si to pan

atwi.

!azaj trz, zamiast jak zwykle na wykady, jad zatoczon# kolejk# w kier nk Brooklyn . Moim celem jest &oney Island ' najwikszy l napark !ew Fork poo"ony nad samym brzegiem ocean . 3o miejsce jest wszystkim, co mys l dzki zdoa wymy$li przeciw sobie ' napisaam do ciebie tego dnia. /or szaj#ce si mechanizmy skrzypi#, z instr mentw wydobywaj# si haa$liwe d5wiki, makiety rani# oczy krzykliwymi kolorami. 3echnika sprzymierzona z najprymitywniejszymi podobaniami wyprod kowaa elephantiasis br d , gwar i tok . !ie brak t taj tak"e reprezentantw na k h manistycznych. 2bok gabinet +ig r woskowych znajd je si gabinet wr"ki, ktra wr"y a" w siedmi jzykach, i gabinet telepaty bezbdnie przepowiadaj#cego ' jak ogasza a+isz ' przyszo$. /rzechodz pod zawrotnie wysokim diabelskim mynem, mijam zowrogi t nel ' wydobywaj# si st#d wyj#tkowo nieprzyjemne d5wiki, pawilon katastro+ ' mae samochody zderzaj# si z h kiem k ciesze kierowcw i podnieconych widzw. , kioskw "ywno$ciowych nosz# si oboki d sz#cego dym ' sma"one kiebaski i gotowana k k rydza rozsiewaj# nie najwonniejsze zapachy. Id za$mieconymi licami w t mie d gonogich M rzynw i M rzynek branych w jaskrawe s knie, po drewnianym pomo$cie schodz na pla". Br dny piasek sany gsto ciaami. Mae ciemnowose /ortorikanki krc# si otoczone gromadami dzieci, co chwila ktra$ z nich z krzykiem biegnie do wody i wyci#ga kilk letniego szkraba. /acz dzieci miesza si z haasem mechanicznych instr mentw, z sz mem przybijaj#cych do brzeg +al. )ieczorem po powrocie do hotel zastaj w mojej skrzynce pocztowej kilka kartek papier zapisanych przez pro+esora. By t taj trzykrotnie, prosi, "ebym zadzwonia do niego. 7ow mam ci"k# od so ca, czuj, jak mnie piecze oparzona skra plecw. )olno przechodz koo kabin tele+onicznych, wyje"d"am wind# na sidme pitro i kad si na "k opieraj#c gow o parapet okienny. , niespokojnego psn wyrywa mnie ostry dzwonek tele+on . /odnosz s chawk. ' !ie przyszam an wykad, bo pojechaam opala si do &oney Island. !ie bd chodzi na pana wykady. !a cz si wszystkiego sama i przyjd dopiero na egzamin. /o dr giej stronie przewod tele+onicznego jego mikki nalegaj#cy gos< ' /rosz, "eby pani przychodzia na wykady, nie bd pani zabiera czas , skoro pani sobie tego nie "yczy. &hodz na wykady. 6taram si sp5nia, ostatnia ws wam si do zapenionej sali i siadam w k#cie odlegym od jego miejsca. /ierwsza zrywam si na odgos dzwonka i razem ze starszymi kobietami id do windy nie patrz#c poza siebie. /rzebiegam obok trawnika, przeskak j po dwa szerokie schody biegn, dopki oddech nie wi5nie mi w gardle dopki szybko, gwatownie nie zaczyna p lsowa moje serce. !azaj trz znow id na wykad. 0daj, "e nie dostrzegam jego $miech , kiedy wchodz na cich# j " sal, "e nie widz jego ocz tkwionych we mnie. 6iedz z gow# nisko pochylon# nad ksi#"k#. )chodz do zapenionej sali, wybiegam na odgos dzwonka. Biegn przez korytarz do windy, zje"d"am w d i t " przed wej$ciem do pawilon , naprzeciw trawnika z kamienn# rze5b# 4odina ' przystaj. &zekam na niego, roztrz#saj#cego z ksidzem ktry$ z kolejnych problemw etycznych. !ie miem odej$, siadam na trawie pod kamiennym pos#giem ' czekam. Mijaj# parne noce !ew Fork . !agrzane m ry b dynkw wypromieniow j# so ce, ziemia jest ciep a, powietrze lepko przylega do skry. 3ylko na 4iIerside -riIe wieje lekki, wilgotny wiatr od rzeki. Idziemy pod wysokim m rem w kier nk mojego hotel . *est j " bardzo p5no, a j tro rano on wyje"d"a do &incinnati. )ykady skoczyy si dzisiaj. .ilkana$cie krokw przed wej$ciem zatrzym j si i prosz< ' ,ostatutaj, dalej p jd sama, jest mi bardzo ci"ko, bo widzisz, boj si, "e ci kocham. ' &hc, "eby$ mnie kochaa. ' -alej pjd sama, b#d5 zdrowy. /od wysokim m rem id i nie ogl#dam si wstecz. LII. 8nieg przysypa wzgrza Massach setts, przykry alejki park . -o pawilonw wykadowych mo"na si dosta tylko w#skimi $cie"kami przekopanymi w zaspach. Br natne gazie wielkich drzew, obrysowane biao, tkwi# nier chomo na tle ciemnego nieba. 6iedzimy z Fas ko nad rozpostart# map# $wiata, ka"da z nas patrzy na inny odcinek mapy, ale patrzymy z tym samym pal#cym cz ciem. Fas ko mwi ' chciaabym j " tam by ' i mwi ' w 3okio nigdy nie mamy takich ostrych zim ' i ' ciekawa jestem, co w tej chwili robi moja matka1 2bliczamy skr p latnie, ktra godzina jest w tej chwili w 3okio, a ktra w .rakowie. ' 2 tej porze rok czsto padaj# nas lewne deszcze ' mwi Fas ko ' i czasem przychodzi to, czego si boj

najbardziej ' trzsienie ziemi. !ajpierw agodnie zaczyna si koysa lampa, potem przewracaj# si drewniane +ig rki na pce i kiedy zrywam si na nogi, cz j, "e podoga zaczyna lekko drga. ,wijam posanie i ws wam si do pokoj matki, rozkadam mat blisko niej. Mj lk mija, kiedy cz j na policzk ciepy dotyk jej rki. ' 0 nas zim# czsto pada $nieg, ale nigdy nie widziaam go tak d "o jak w Massach setts. /odchodzimy do okna. !a biaych polach kad# si +ioletowe cienie zmierzchaj#cego dnia. ,iemia jeszcze ci#gle przykryta $niegiem, gazie drzew br#zowe i zamknite, a jednak zaczyna si co$ dzia. /tak z czerwonym podgardlem prze+r n# obok mojego okna, pod zaciszn# po dniow# $cian# internat wychyny z ziemi delikatne p#ki krok sw. ) jadalni podniecone dziewczta ledwie mog# wysiedzie przy stoach ' za kilka dni zaczynaj# si dw tygodniowe +erie wiosenne. ' % ty gdzie pojedziesz1 ' pytaj# przejmie. ' *eszcze nie wiem, do !ew Fork zapewne. 2ds wam talerz i opieram brod na rce. *ak"e chtnie pojechaabym razem z nimi w cieplejsze okolice ' Meksyk, / erto 4ico, =loryda ' nazwy atrakcyjnych miejscowo$ci padaj# coraz cz$ciej. By mo"e, po dniowe so ce uleczy oby mnie z okr tnej, dawi#cej tsknoty. ' Ile koszt je podr" na =loryd1 ' pytam. In+orm j# mnie skwapliwie o cenach przejazd poci#giem, samolotem, najtaniej stos nkowo wypada a tob s, ale wymieniona s ma i tak przekracza moje mo"liwo$ci. ' !iestety, to o wiele za d "o ' mwi pgosem ' tym bardziej "e za mieszkanie i jedzenie te" pewnie trzeba paci. ' % gdyby$ zamieszkaa mnie ' jasnowosa &hristina $miecha si ponad stoem ' no tak, nas w *acksonIille, matka zgodzi si na pewno. ' &hristina, dzik j, bardzo ci dzik j, ale widzisz, nie mam pienidzy nawet na a tob s. ' /o co masz jecha a tob sem1 -ziewczta z naszego internat jad# samochodem nad ,atok Meksyka sk#. *estem pewna, "e chtnie zabior# ci ze sob# i podrz c# do *acksonIille. ' 6#dzisz, "e zechciayby mnie zabra1A ' 2czywi$cie. &hod5, zawiadomimy je natychmiast o naszym planie. )yr szyy$my w kilka dni p5niej. ) obszernym "tobiaym samochodzie jechao nas pi osb. .omendantem wyprawy bya osiemnastoletnia * dit, ktra wyprosia rodzicw pozwolenie na samodzieln# wycieczk. ,godzili si, pod war nkiem, "e towarzysz#ce jej dziewczta bd# z ni# na zmian prowadziy samochd. 3en war nek omal nie nicestwi naszej wyprawy. !ie miaam prowadzi tych wielkich ameryka skich samochod w, a opr cz mnie okazj taniej podr"y powitay z ent zjazmem jedynie Mary i *oannie ' obydwie, podobnie jak ja, nie maj#ce koczonego prawa jazdy. W ka "dej wolnej chwili biegay$my gor#czkowo po collegeC w posz kiwani tej pi#tej, ktra mogaby wyrczy * dit. /ocz#tkowo szcz$cie nam nie dopisywao( dziewczta daj#ce si na po dnie byy wystarczaj#co zamo"ne, aby lecie samolotem l b jecha poci#giem, "adna z nich nie miaa ochoty na tr dy d giej samochodowej podr"y. -o rozpoczcia +erii pozosta j " tylko jeden dzie ,a pi #tej z koczonym prawem jazdy jeszcze ci #gle nie byo. 6potkay$my si na obiedzie z niewesoymi minami. )iedziay$my, "e * dit nie mo"e prowadzi samochod przez trzydzie$ci godzin bez przerwy ' brak wic s kces z naszej strony oznacza rezygnacj z podr"y. ' I jednak pojad do !ew Fork ' skomentowaam syt acj siedz#cej obok mnie Fas ko. !ie odpowiedziaa. ) zamy$leni drobia le"#ce na talerz jarzyny. ,a wa"yam, "e prawie nie tkna posik . !agle ods na talerz i wstaa od sto . ' M sz j " i$ ' powiedziaa prosto ' spotkamy si na kolacji, prawda1 Fas ko odesza. !ie widziaam jej cae d gie popo dnie, podczas ktrego raz jeszcze na pr"no siowaam zwerbowa kogokolwiek do prowadzenia samochod * dit. /osz kiwania innych dziewcz#t pozostay tak"e bez rez ltat . 6iedziay$my j " z powrotem przy stole, patrz#c prawie obojtnie na przygotowane dzi$ specjalnie nasze l bione potrawy, kiedy drzwi jadalni otworzyy si gwatownie i wbiega Fas ko ci#gn#c za sob# nisk#, ciemnowos# dziewczyn. ' 3o jest %nita ' powiedziaa oddychaj#c szybko( w#skie br natne oczy mojej przyjaciki $wieciy zotawo ' pochodzi z Missisipi i bardzo chciaaby odwiedzi swych rodzicw. /rowadzi samochd i nie ma pienidzy na podr". 2statni# in+ormacj powitay$my z wylewn# rado$ci#. * dit i Mary zerway si z krzese i podbiegy do %nity. &hce jecha z nami, pojedzie a" do 6aIannah, mo"e prowadzi samochd cay czas. *ej ojciec ma warsztat samochodowy, na czy j# prowadzi, kiedy bya jeszcze dzieckiem. 0mie tak"e naprawi szkodzony motor i zmieni koo. /rzyjdzie j tro p nkt alnie o pi#tej, nie, nie sp5ni si na pewno. /rzys ch j#ca si naszej chaotycznej rozmowie Fas ko nie mwi nic i tylko jej agodne, ciemnobr#zowe oczy poysk j# w leci tkim $miech .

)yje"d"amy nazaj trz rano. /oszarzae niebo zwisa ci"ko nad jednostajnie biaymi brzegami &onnectic t, prawne pola jeszcze ci#gle przykryte gr b# warstw# $nieg . /rzy kierownicy * dit, obok niej siedzi rozgadana %nita. *est wyra5nie podniecona, wierci si na siedzeni i co kilka min t wykrzyk je< ' &zy wiecie, "e jad do dom A -o dom , na po dnieA Bo"e, jak si ogromnie cieszA .iedy Fas ko przysza wczoraj i powiedziaa, "e mogabym jecha z wami, nie chciaam jej wierzy. M siaam natychmiast przyj$ i pewni si, "e to prawda. % potem nie mogam spa ca# noc( le"aam pod kodr# i dygotaam z rado$ci. )stawaam z "ka i biegam do okna, "eby zobaczy, czy j " $wita. !ie miaam pienidzy na podr" i my$laam, "e pojad dopiero na Bo"e !arodzenie. )akacje miaam spdzi ciotki w Massach setts. 3o byoby jeszcze tyle miesicy, prawie rok. % teraz jad do dom , pomy$lcie, jak# niespodziank sprawi rodzicomA * " j tro bd w dom , w dom A * dit wymija jad#ce przed nami samochody. *edziemy bardzo szybko, strzaka szybko$ciomierza przekracza siedemdziesi#t mil. ,winita w k#cie tylnego siedzenia, patrz wstecz na ciekaj#ce br natne drzewa, na przykryte poszarzaym $niegiem pola tytoniowe. ) moich szach d5wiczy radosny gos %nity< 9*ad do dom , do dom A9 ...)#skie okna wychodz# na zarose traw# podwrko. 6tare czere$nie w ogrodzie pochylone nisko dotykaj# ga5mi przywi#zanego do pni hamaka. )iosenne soce przecieka przez drobne li $cie. -rzwi drewnianego gank otwieraj# si i w prog staje matka ' j " obiad... pynny, koysz#cy r ch samochod nie poszy moich my$li. 3 " przed !ew Forkiem $nieg znika z ciemnych, rozmokych pl, zaczynaj# zielenie kpki trawy. /rzecinamy most )aszyngtona i wje"d"amy na szerok#, toczn# a tostrad !ew *ersey. /rowadzi %nita, zmczona * dit drzemie oparta o mikkie pod szki samochod , dziewczta n c# cicho. ,winita w swoim k#cie, patrz wstecz. Brzeg drogi zaczyna si zoci( bezlistne jeszcze witki +orsycji osypane "tymi kwiatami prze$wit j# poprzez sztachety parkanw, trawniki wok domw wygl#daj# zielono i $wie"o. 2twieram okno i agodne wiosenne powietrze w$lizg je si do samochod , rozrz ca wosy pokrzyk j#cej %nity, dotyka policzka $pi#cej * dit. * dit b dzi si i pyta< gdzie jeste$my1 ) Marylandzie, przed nami )aszyngton. 3o wielkie, bogate miasto o pretensjonalnej architekt rze zachwycio mnie dopiero w drodze powrotnej. /rzeje"d"ay$my przez )aszyngton o czwartej rano. )i$nie kwity na wszystkich licach, w park pochylone drzewa otaczay staw, w ktrym ko$nie odbijao si wstaj#ce soce. /elikatne, r "owe kwiaty napeniay powietrze sodkim zapachem, kwiecone gazie przesaniay ci"kie, pse doklasyczne +rontony b dynkw, kryy przed naszymi oczyma brzydkie kop y 6enat . 3 " poza miastem szerokim korytem pynie wartko rzeka /otomac( las porasta jej spadziste brzegi. Mostem o szeroko rozrz conych przsach przemykamy si ponad jej czystymi wodami i wje"d"amy do stan Birginia. *est j " p5ne popo dnie i wszystkie odcz wamy lekk# sztywno$ w stawach, najwy"sza pora na posiek. * dit zatrzym je samochd przed niskim, szarym b dynkiem, w ktrym mie$ci si kawiarnia. *este$my w maym miasteczk < na za$mieconej licy nieliczni, przewa"nie ciemnoskrzy przechodnie, przed nami zarosy traw# tor kolejowy, kilka zaniedbanych niskich zab dowa... Wyskakujemy z auta i nie czekaj #c na * dit, dokrcaj#c# okna, wchodzimy do wntrza b dynk . .wadratowe pomieszczenie wypenione odrapanymi stolikami i krzesami, w gbi przy b +ecie wysokie stoki barowe, w powietrz zapach kawy i pieczonych parwek. /odchodz do b +et i siadam na stok obok pij#cego kaw M rzyna. /rzygl#dam si spisowi potraw. !agle dobiegaj# mnie st mione gosy dziewcz#t. 2dwracam gow i widz je poza szn rem dziel#cym sal na p, przyzywaj# mnie gwatownymi gestami. ' %le" t peno miejscaA ' krzycz. Moja zachta jednak nie odnosi sk tk , w dalszym ci#g tkwi# poza szn rem, przywo j#c mnie jeszcze natarczywiej. ,s wam si ze stoka i podchodz do nich. ' 3amta cz$ jest dla M rzynw ' szepcz# konspiracyjnie ' m sisz przej$ t taj. /atrz zdziwiona. 3en sam b +et, ta sama sprzedawczyni, podobnie br dne stoki po ob stronach szn ra, a jednak symboliczna bariera oddziela ostro l dzi o ciemnej skrze od tych, ktrzy s# biali. )olno okr#"am przeci#gnit# $rodkiem sali link i przy#czam si do siedz#cych przy stolik dziewcz#t. M rzyn pij#cy kaw nie zwrci najmniejszej wagi na moj# dezercj, nie obejrza si nawet. &zy"by to byo j " po dnie %meryki1 ' my$l. !iskie, popo dniowe soce zagl #da przez otwarte drzwi, ciepe promienie $lizgaj# si po naszej odkrytej skrze ' jeste$my tylko w cienkich bl zkach. 3rawa zieleni si przy torze i wiotkie gazie rosn#cego nad drog# drzewa okryte s# jasnozielonymi li$mi. %nita krci si niecierpliwie na krze$le, co chwila wstaje i wybiega na lic< ' &z jecie ten wiatr ' krzyczy ' to j " /o dnie, mj domA )zd " szosy ci#gn# si pola tytoniowe, delikatne sadzonki zieleniej# pomidzy skibami "tawej ziemi. 2gromne, jaskrawe reklamy zachwalaj# marki papierosw< !ajlepsze, najta sze, najbardziej aromatyczne... &oprzez drewniane parawany reklam przezieraj# br dne, zaniedbane chaty osiedli m rzyskich8 drzwi sklecone czstokro z dykty, prostok#ty okien ciemne, pozbawione szyb. &hwasty porastaj# brzegi pytkich roww, na $cie"kach, w "tym piask , bawi# si pnagie kolorowe dzieci. %nita rozpoznaje kwitn#ce krzewy ' takie same rosn# obok mojego dom ' wychylona z okna obserw je mijaj#cy nas krajobraz, jej wosy rozwiewa wiatr. ' /rdzej, prdzej ' krzyczy do siedz#cej za kierownic# * dit ' czy nie widzisz, "e chc# nas wyprzedzi1A

*ad#ce t " za nami ciemnoniebieskie a to manewr je tak, jak gdyby istotnie chciao nas wymin#( poprzez szyb wida $miechnite twarze chopcw. * dit rz ca szybkie spojrzenie w ty, po czym dodaje gaz . !asze a to podrywa si gwatownie, strzaka szybko$ciomierza przekracza osiemdziesi#t mil. %nita, piszcz#c rado$nie, powiewa rk# w kier nk ciemnoniebieskiego woz . 2dlego$ pomidzy nami i naszym przeciwnikiem ro$nie szybko( niebieska plama na szosie zmienia si w szary, ledwo dostrzegalny p nkt, po chwili znika z penie. * dit zwalnia i po raz setny inton jemy piosenk m rzyskich niewolnik w, kt rej nauczy a nas %nita. 6owa re+ren , monotonnie wy$piewywanego przez dziewczta, przypominaj# o niedawnej przeszo$ci "tobr natnej ziemi, o tradycji ci#gle "ywej w tym kraj penym prawdziwych i wyobra"onych barier. &iemniej#cy krajobraz zielonych pl i bogich, skleconych z desek chat m rzyskich przesuwa si poza oknem samochod . 6oce ju " zaszo, ale powietrze jest ciepe. ' 3o j " /o dnie, najprawdziwsze /o dnieA ' krzyczy %nita. 6zosa skrca agodnie i kiedy mijamy zakrt, wyskak je przed nami d "e, ciemnoniebieskie a to. ' * dit, wzili nasA ' podniecona %nita nosi si na siedzeni . * dit dodaje gaz , ale po kilk dziesici metrach m si si zatrzyma. &iemnoniebieskie a to stoi w poprzek szosy blok j#c przejazd. &hopcy wysiedli i $miej#c si podbiegaj# do nas. 3o za kar ' mwi# ' nie wolno je5dzi osiemdziesi#t mil na godzin, kom " si t taj tak spieszy1 * dit dokon je prezentacji< ' *este$my ze 6mith, jedziemy na +erie. ' % my z >arIard , tak"e na +erie, mo"e pojechaliby$my razem, bdzie weselej ' propon j# chopcy. -ziewczta z rado$ci# przyjm j# o+ert. *eden z chopcw siada za kierownic# naszego a ta obok * dit, dwch pozostaych prowadza %nit i Mary do ciemnoniebieskiego samochod . 4 szamy. .rajobraz za oknem pociemnia z penie, $wiata re+lektorw wydobywaj# z mrok pojedyncze drzewa( masywne, ciemnozielone wyaniaj# si i nikn#. /atrz na drog przymknitymi oczyma, coraz bardziej ci#"y mi gowa, coraz mniej sw dociera do mnie z rozmowy toczonej przez * dit i prowadz#cego samochd chopca. 2pieram si o pod szki tylnego siedzenia i zasypiam. B dzi mnie cisza. 2twieram oczy i patrz na zegarek. 3rzecia w nocy. 6toimy na brzeg szosy, chopiec okr#"a samochd i * dit przes wa si na miejsce poza kierownic#. ' !ied go bdziemy w 6aIannahA ' woa nie odwracaj#c gowy. 6amochd r sza. *arzeniowe lampy rz caj# biae krgi na p ste o tej porze lice miasta. )#skie kamieniczki $pi# poza szczelnie zamknitymi "al zjami, zielone pn#cza zwieszaj# si z balkonw. ) $wietle zapalonych latarni przes waj# si koliste skwery pene wysm kych palm, rozo"ystych agaw i krzeww kwitn#cych +iole'towo. 6aIannah. Miasto' mira" rozpo$ciera si przed nami ciche i dziwnie pikne w swojej podzwrotnikowej oprawie. Mijamy kilka p stych lic i zatrzym jemy si przed szarym b dynkiem stacji a tob sowej. 3 taj m simy zostawi %nit, dalej pojedzie j " sama. )chodzimy do wntrza b dynk . ) obszernej poczekalni nie ma nikogo. 6enna kasjerka odpowiada niechtnie, "e a tob s jest, ale odchodzi o smej rano. %nita bdzie m siaa czeka okoo pici godzin. ' /oczekam ' mwi pogodnie %nita ' rano pojad do %tlanty i stamt#d do Missisipi. !ajp5niej j tro wieczorem powinnam by w dom ' mwi %nita jasnym gosem, ktrego rado$ci nie zabia senno$ ani perspektywa samotnego czekania. 0$miechnita stoi w prog szarej stacji a tob sowej i powiewa nam rk# na po"egnanie. !ie za wa"yam, kiedy soce wspi o si na niebo. M siaam zasn# po wyje5dzie z 6aIannah, bo ze zdziwieniem patrz na szerok#, obrze"on# rozo"ystymi palmami lic. *est jasno, biae $ciany domw prze$wiecaj# poprzez kpy drzew. * dit naradza si gwatownie z siedz#cym obok niej chopcem, samochd zwalnia. &hopiec wychyla si z okna i wykrzyk je pytanie w kier nk kobiety stoj#cej przed + rtk# jednego z ogrodw. ' )ic jednak mieli$my racj ' mwi * dit ' to powinno by gdzie$ t taj. *edziemy powoli i obserw jemy bacznie zbite kpy zieleni, a n " kryje si w ktrej$ z nich posz kiwany przez nas dom. * dit czyta nazwiska na skrzynkach pocztowych i po kilk min tach podnosi try m+alny krzyk< ' 3ak, to t A )ysiadamy z a ta i zacienion# $cie"k# idziemy po$rd ogromnych drzew. 3 " nad rzek#, kryty w zaro$lach bamb sowej trzciny, stoi niski, pomalowany biao dom. /rzed domem szcz pa kobieta o lekko siwiej#cych wosach podlewa zielone sadzonki. -ostrzegszy nas, odstawia konewk i szybko zbli"a si z wyci#gnitymi rkoma. ' *ak to dobrze, "e jeste$ ' mwi z $miechem, jm j#c moje rce. &hristina d "o opowiadaa o tobie ' mam nadziej, "e nie zmczya ci d ga podr". /atrz na jej drobn#, niesion# w gr twarz, oddycham gboko i przenosz wzrok na drzewa. )ysoko ponad naszymi gowami rozpo$ciera si p ap z zieleni. , gazi zwisaj# bkitnozielone +estony, chwiej# si na wietrze. ' &o to jest1 ' pytam wskaz j#c rk# najbardziej zasn te drzewo. ' 3o hiszpa ski mech )odpowiada Claire, matka Christmy, i po chwili dodaje' )?ywi si powietrzem i socem, ale czasem zabija drzewa. 9,,,. Cisza, przyjacielu, rozdziela bardziej ni " przestrze. &omi dzy nami wyroso dziesi miesicy

zowrogiej ciszy. &iemniejszej ni" ocean, gbszej ni" jego skbione wody. /o oceanie pywaj# statki, ktre w pojemnych kaj tach przewo"# listy, poprzez zachm rzone niebo samoloty przewo"# listy zaopatrzone w granatow# naklejk< poczta lotnicza( ale cisza, przyjaciel , nie przynosi sw, cisza zabija nawet my$li. Byam daleko w ten dziewiosenny )niespokojny ocean "alowa pomidzy nami, gadkie drogi %meryki nosiy mnie wartko na po dnie ' oddalaam si w wymiernej, ziemskiej przestrzeni i pomimo to bye$ mi zawsze jednakowo bliski. My$laam o tobie mijaj#c rozkwite krzewy +orsycji, zastanawiaam si, jak wizi w sowach ich rozstrzelony zoto ksztat. Mwiam do ciebie patrz#c na so ce zanurzone w wodzie, barwi #ce wod czerwono. I kiedy $wiata j " pogasy w maych sypialniach &laire i &hristiny, siadam pod zapalon# lamp#, "eby napisa do ciebie list. Marzec< )oda rzeki 2rtega l$ni nawet w nocy, odygi bamb sw szepcz#, a ja my$l o miejsc pod czere$ni#, o niskim pocie otaczaj#cym mj dom. ,byt wiele soca $wiecio cay dzie,i jak w $rodk lata w !ew Fork wiatr jest peen rozedrganych promieni ' ciepy wiatr. 7dzie jeste$, przyjaciel , dlaczego nie odezwiesz si do mnie1 )yprorok j mojej tsknocie wielkie spokojenie, cisz moj# tsknot, a je$li tego nie potra+isz, spraw, "ebym wrcia pod tamt# czere$ni, "ebym w rozchwiani hamaka odnalaza nierwny rytm mojego serca. !iech pocz j raz jeszcze, jak moje serce rozrasta si we mnie nie zostawiaj#c miejsca na "aden bl. 2dpisae$< )iesz, "e czekam na ciebie ka"dego dnia, j tro bd czeka tak"e. &zy pamitasz, przyjaciel , jak t " po powrocie, podczas naszych kolejnych jesiennych rekolekcji, siowaam ci opisa zieletamtych drzew i u $miech, delikatny $miech &laire1 *ej szcz p# sylwetk, bia# s kni ze zoto'niebieskim ha+tem, zbyt d g# i staromodn#, jej lekki chd i jasn# barw gos . )yd#e$ wtedy wargi, nie chciae$, czy nie miae$ zroz mie mojego zachwyt . ,niecierpliwiona wreszcie, powiedziaam ' $wit, czy wiesz, jak wygl#da $wit1 I tym swoim przeci#gaj#cym sylaby gosem poprosie$ ' powtrz ' i powtrzyam ' $wit i $wiato, i wzbieraj#ca jasno$ $wit , seledynowozotego nieba, ktre za krtk# chwil spynie krwi#. ,amy$lie$ si, a ja, korzystaj#c z twojej zad my ' jak"e nieliczne byy te chwile, kiedy grymas ironii znika z twoich st ' mwiam dalej, spiesz#c si teraz i coraz mniej wagi przykadaj#c do skadno$ci wypowiadanych zda. /rzypominaa moj# matk, ale my$l, "e o wiele bardziej przypominaa mnie sam#, tak#, jak# mogabym by, gdyby... /rosz, nie $miej si, czasem tak bywa, "e spotykasz swj sen i w pierwszych sowach powitania, w ge$cie wyci#gnitej rki, rozpoznajesz kogo$, kto j " od dawna by ci znajomy i bliski. M siaam j# widzie kiedy$ l b my$le o niej, inaczej zapewne nie przylgnabym do niej tak mocno, nie chodziabym za ni# krok w krok. ; biam patrze, jak krz#ta si po trzech niewielkich pokojach biaego dom , towarzyszyam jej w drodze po zak py, podlewaam z ni# razem pomara czowe drzewa przed dome m, i kiedy my a pokad "aglowej odzi przyc mowanej do maego drewnianego molo, siadaam obok na deskach z podk rczonymi kolanami, przypatr j#c si jej maym zgrabnym doniom, s chaj#c jej sw. ' 3 d5 zb dowa mj m#" ' mwia &laire ' on tak"e zasadzi pomara czowe drzewa przed dome m. , dom )dom tak"e zb dowa sam. /amitam jeszcze stos drzewa le"#cy na trawie, jego rce mazane wapnem, mia br dzone wapnem policzki i wosy. Ile" nocy spdzi bezsennie rys j#c plany naszego dom , ka"dy projekt wydawa m si nie do$ pikny. % potem przywiz deski i zacz# b dowa. /rzychodziam z nim razem i patrzyam, jak prac je. )ygl#da jak kilk nastoletni chopiec, tyle byo w tej jego pracy rado$ci. )e wszystkim, co robi, bya rado$, i coraz cz$ciej my$l, "e nie mg inaczej mrze, tylko wa$nie tak... Myj#ca pokad "aglowej odzi &laire opowiada o tym, co zdarzyo si dziesi lat tem . *ej m#" pojecha wiosn# na wycieczk w gry Massach setts i nigdy nie powrci. .iedy jej doniesiono o wypadk , &laire poleciaa pierwszym samolotem na pnoc. ;e"a w kostnicy, jeszcze ci#gle w narciarskim ska+andrze. 2bskoczyli j# miejscowi specjali$ci o+iar j#c swoje s gi. ' 0branie dla zmarego, czarne, z l$ni#cego materia ... ' !ie, nie ' krzykna ' pochowajcie go w swetrze, tak jak jestA 3en sweter robia sama podczas d gich miesicy. )ynajdywaa coraz to nowe niedokadno$ci, ktre koniecznie trzeba byo s n#. /amitaa jego "ywioowy $miech i dane zdziwienie w gosie, kiedy sweter by nareszcie gotowy. )ykopano grb w zmarznitej ziemi pnocy, w#ski, ciemny pagrek przykrya biao warstwa $nieg . Ilekro my$l o nim, zaciskam zby, tak my$l o nim my$l#c o ziemi. &zy staa si przez to "y5niejsza, czy wypikniaa1 ) miejsc jego $mierci, na rwistym grskim zbocz , zakwity mae +ioletowe krok sy, zbocze pociemniao od kwiatw, ktre jeszcze wtedy istniay tylko w wyobra5ni tej "yznej, b jnej ziemi. -laczego tak hojnie rodzi, czem bezmy$lnie $mierca1 /ytania naiwne, drcz#ce, na ktre nikt i nigdy nie znalaz odpowiedzi. &laire pochylona nad ciaem /a la, z mio$ci# niezmiern# ocieraj#ca z jego twarzy $lady zadra$ni. 3oczy si po ostrych bryach lod , po skarpach, kamienie znieksztaciy jego twarz. !ie $miecha si. -robne rce &laire na pr"no si j#ce nada jego stom dawny ksztat, jej palce dotykaj#ce nier chomych, potwartych powiek. *ej oczy s che, z wielkim zdziwieniem patrz#ce, potrzeb j#ce pomocy r#k, "eby wierzy, "eby zobaczy. 2d tamtego dnia

&laire nie $mieje si j " swoim dawnym, jasnym $miechem, nie podbiega na odgos krokw do drzwi. *ej radosny $miech i po$piech jej krokw zosta przysypany piaskiem na maym, grskim cmentarz w Mo nt Bermont i przysypany $niegiem, ktry spad nazaj trz po pogrzebie. !azaj trz &laire wrcia na /o dnie, schowaa do sza+y czarny welon i brana w lekk#, bia# s kienk zaja si podlewaniem pomara czowych drzew. )!o on uszy ten "agiel ' mwi rozwijaj#c ptno ' i to on na czy mnie "eglowa. /omagam jej odwi#za gr b# lin, ktr# d5 przyc mowana jest do brzeg , wskak j na may pokad i po chwili woda nosi nas agodnie w d rzeki. /rzewa"nie spdzam czas w towarzystwie &laire, &hristina rzadko bywa w dom . /rze"ywa pierwsz# powa"n# mio$ i pragnienie, "eby zobaczy kochanego, ka"e jej przemierza lice. ' Mamo, czy potrzebny ci jest samochd po po dni 1 ' !ie, kochanie, ale tak bardzo chciaabym, "eby$ zostaa w dom . ' !ie mog. 7os &hristiny brzmi kategorycznie. )yjm je z wosw plastikowe papiloty, rozczes je jasne p kle i potrz#sa gow#. /omalowane t szem oczy $wiec# gor#czkowo w jej maej, trjk#tnej twarzy. ,arz ca na odkryte ramiona czarny paszcz i nie mwi#c 9do widzenia9 wychodzi. /o chwili sycha warkot zapalonego silnika. &laire siedzi na krze$le pod oknem, rce splota na kolanach, przymkna powieki. ' &laire. nie pacz, prosz. &hristina wrci nied go, przed wieczorem na pewno bdzie w dom . ' 3ak bardzo si o ni# boj ' mwi &laire ' i nic, z penie nic nie mog poradzie. 3en m"czyzna jej nie kocha, wiem o tym, podoba m si po prost , ale w gbi serca nie troszczy si o ni# wcale. *est samol bny i niestay... ' !ie pacz, &laire, &hristina bdzie szcz$liwa, tyle razy mwia$, ze charakter odziedziczya po ojc . ' 3o prawda. ' &laire milczy przez chwil, a potem mwi sprawiedliwiaj#co< ' !ie mam nic oprcz niej. 4az tylko widziaam -icka. /rzyjecha do collegeC najz peniej niespodziewanie, &hristina oczekiwaa go dopiero za tydzie. +dawa a egzaminy i tego rana jej oczy byy podkr#"one po bezsennie spdzonej nocy, d gie, proste wosy zaplota w warkocze. /omidzy jedn# i dr g# +ili"ank# kawy opowiadaa jak zwykle o koniach, ktre j# pasjonoway, o postpach poczynionych w je5dzie. )tedy wa$nie wesza *oannie i powiedziaa, "e kto$ czeka na &hristin, i powiedziaa to w ten sposb, "e oczy &hristiny, podkre$lone +ioletowym cieniem, powikszyy si jeszcze i &hristina st mionym gosem zapytaa< ' .to1 ' ,gadnij ' gos *oannie brzmia przekornie. &hristina zerwaa si nagle, rk# dotkna splecionych wosw. ' /owiedz, "e przyjd za chwilA ' krzykna i +r na w kier nk tylnych drzwi. .iedy po pitnast min tach wyszam z jadalni, zobaczyam &hristin w hall na wy$cielanej kanapie, obok niej siedzia m"czyzna mo"e trzydziestoletni. )osy mia ostrzy"one krtko, twarz nieadn#, o mocno zarysowanej dolnej szczce. 3a twarz zwrcona bya w stron &hristiny, w stron jej maej twarzy o oczach podkr#"onych d gim nocnym siedzeniem, o odsonitych wyp kych policzkach. ,apamitaam ich siedz#cych< jego pochylonego k niej, j# o"ywion# nagle, z podci#gnitymi w gr kolanami, z trjk#tn# twarz# zmala# jak gdyby, z oczyma rozszerzonymi gor#czkowym podnieceniem. Ich obraz zepchnity na pery+erie pamici powrci dokadny i ostry, kiedy &laire, nas ch j#c odgos silnika samochodowego, mwia< ' *est samol bny i niestay, boj si o ni#. % potem, gdy podniosam przypadkiem s chawk tele+oniczn#, syszaam jego gos, pytaj#cy z intymnym akcentem rozpoznania< ' &hristina1 ' 3o nie &hristina ' powiedziaam ' za chwil j# poprosz ' i odo"yam s chawk. I to j " byo wszystko, i gdyby nie zy wypeniaj#ce $wietliste oczy &laire, prawdopodobnie nigdy nie pomy$laabym o -ick po raz dr gi. )oda rzeki 2rtega pociemniaa znow , na dr gim brzeg pon# rzdem latarnie. 6chodz na drewniany pomost i siadam na deskach obok sk lonej &hristiny. /odci#gnite kolana obja rkoma, oczy tkwia w rozedrgan# $wiatami przestrze . )( czym my $lisz, &hristina1 Milczy. 6iedzi nier choma jak pos#"ek. /o jej wyp kym policzk wolno spywa za. ' &hristina, nie tylko ty kochasz, czy pomy$laa$, jak bardzo kocha ci twoja matka, ona pakaa w po dnie, kiedy wysza$. ' *a te" pakaamA ' /ospiesznie grzbietem doni &hristina ociera twarz. /rzys wa si na brzeg pomost i bose stopy zan rza w wodzie. ' *a te" pakaam, tylko nikt tego nie za wa"yA ' 0derzona niecierpliw# stop# woda rozprysk je si +ontann# drobnych, migocz#cych w $wietle kropli. ' 2na si boi o ciebie. ' !ic na to nie poradzA

7os &hristiny brzmi znow kategorycznie. *eszcze kilka razy derza stop# ciemn#, poysk j#c# oliwnie wod, a potem odwracaj#c si k mnie gwatownie pyta< ' &zy ty kochaa$ kiedy$1 ' 3ak. ' )iem, miaa$ m"a, ale to byo dawno. ' ) dwa lata po $mierci m"a spkaam w sanatori m chopca, bardzo go kochaam, on chyba kocha mnie tak"e... ' I co1 ' Mia chore serce. M sieli$my si rozsta. ,ostawi mnie sam# na zadymionej stacji kolejowej. !ie widziaam go nigdy wicej. I tego lata, &hristina... ' !apisa do ciebieA ' !ie, sk#d"e. !ie zna mojego adres , poza tym na pewno mnie j " nie pamita. &hciaam ci powiedzie, "e tego lata w !ew Fork poznaam pro+esora +ilozo+ii. .ochaam go, kocham go jeszcze. %le on ma rodzin, do ktrej m sia wrci. /o koczeniu wyk adw wyjecha do &incinnati. ' !aprawd kocha mo"na tylko razA &hristina zrywa si z pomost i biegnie w stron dom . !ie id za ni#. .ad si na chodnych deskach i patrz w roziskrzone niebo. 6oce $wieci na drog nieomal prostopadle jedziemy brzegiem ocean . !a nadmorskich piaskach rosn# zielonobkitne agawy, anemiczne palmy wychylaj# si spoza wydm. ' /amitasz, &hristina, t taj kiedy$ zastaa nas b rza ' mwi siedz#ca obok mnie &laire. ' 3ak. ' &hristina $miecha si do siebie i mocniej przyciska gaz. /oprzez zielone szyby podgl#damy "ycie. )e wntrz ogromnego basen przewijaj# si bkitne ciaa ryb. 4ozja$niona $wiatem neonw woda +os+oryz je seledynowo, odygi wodorostw pn# si wzwy" do soca. &odmorska wegetacja "aluje, drga' ski ryb poysk j# przydymionym srebrem, chwiej# si rozcinane derzeniami szybkich petw wodorosty. 2bok okna, przy ktrym stoj, przepywa rekin o spaszczonym pysk , towarzyszy m orszak maych, zwinnych rybek. 3e drobne stworzenia na$lad j# ka"dy skrt rekiniego ciaa, staraj#c si trzyma jak najbli"ej podbitego biao brz cha. 4ekin, ktry nie je ich misa, jest znakomit# oson# przed innymi, mniej wybrednymi mieszka cami oceanu, przyja5w krwio "erczych odmtach nie wymaga s btelniejszych motyww. - ga ryba pia por sza si nagymi przerz tami ciaa, jej zbrojone szczki siej# popoch po$rd mniejszych ryb. )olno, jak obci#"ona +regata, nadpywa szaroseledynowy "w. &i"ka skor pa w zadziwiaj#co lekki sposb trzym je si w wodzie. 4ozgarnia wod petwowatymi koczynami, ma e oczy $wiec# jak dwa paciorki w misistej, paskiej gowie. .ad rk na szkle. &hciaabym go dotkn#, chciaabym zapyta o tajemnic przystosowania do pynnego "ywio , w ktrym tak swobodnie, tak bezpiecznie "yje. /rzypominam sobie nagy napyw wody do st i cz cie d szno$ci, kiedy po nie danej prbie trzymania si na powierzchni spadam w d na mikki, toczony przez wod piasek. I jest tam okr#gy basen, w ktrym pl szcz# si zwinne, dorwn j#ce inteligencj# najm#drzejszym ze zwierz#t ' del+iny. &" to za wesoe i przekorne stworzeniaA 3e nakrapiane br natno nie pozwalaj# si tresowa, a przecie" s# najm#drzejsze. 3o one wymy$liy, ze inteligencj# nale"y przyjemnia sobie "ycie, "e nale"y si $mia. )idziaam $miech na niejednej del+iniej twarzy i czasem, jestem tego pewna, pl sk wody t mi odgosy prawdziwego $miech . -el+iny kpiy z l dzkiej naiwno$ci, podpyway do brzeg basen i nosami podrz cay g mowe pier$cienie, tak ze te nieomal dosigay l dzkich twarzy, je$li jednak gdziekolwiek wyci#gaa si rka, del+iny momentalnie osabiay derzenia( g mowy pier$cielekko jedynie dotyka wys nitych palcw i spada nieodmiennie na r chliwy okr#gy nos. 3ak mogy si bawi godzinami, zawsze szybsze, zawsze chytrzejsze, odgad j#ce j " nie r chy, ale my$li stoj#cych dokoa basen l dzi. /rzechylona przez porcz basen &hristina podskak je z niecierpliwo$ci. - "y, plamisty del+in podrz ca kr#"ek t " pod *ej wyci#gnitymi rkoma. !a pr"no jednak &hristina przechyla si coraz bardziej, na pr"no coraz szybciej zamyka donie. ,aniepokojona &laire trzyma j# za pasek od s kienki. ' )padniesz, zobaczysz, "e wpadniesz ' ostrzegamy j# zgodnie. ' M sz go mie, m sz go pochwyci chocia" razA ' krzyczy &hristina wyci#gaj#c rce. .orzystaj#c z jej nie wagi, del+in podrz ca kr#"ek wy"ej, g mowe kko prze$lizg je si pomidzy otwartymi palcami &hristiny. ' M sz go mieA /omagam &laire przytrzyma &hristin. /rzechylona caym ciaem nad "yw#, roj#c# si wod#, zdejm je g mowy kr#"ek z del+iniego nosa i szcz$liwa przyciska go do piersi. ' Mam go, mamA ' &hristina rz ca kr#"ek na $rodek basen . -el+in n rk je i wyania si prawie natychmiast z

g mowym kr#"kiem na nosie, gotowy do dalszej zabawy. ' &hciaabym, "eby mi poda kr#"ek sam, chciaabym go oswoi ' mwi &hristina. ' /rzecie" wiesz, "e ten gat nek del+inw jeszcze nikom nie pozwoli si oswoi ' perswad je z $miechem &laire. ' Mo"e jednak mogabym go oswoi1 ' &hristina powa"nieje nagle i koczy z odcieniem "al < ' !a pewno mogabym go oswoi, gdybym miaa d "o, d "o czas . )racamy pociemnia# drog# nad brzegiem ocean < &hristina szcz$liwa, bo schwytaa pragniony pier$cie , Claire rozbawiona jej szcz$ciem, i ja. ' -laczego milczysz ' pyta &laire ' czy jest ci sm tno1 ' 3skni. ,a miastem mo"na tskni, &laire, tak samo jak za czowiekiem. 3o jest ta sama pami bliskich nam rysw, pami zapach i kolor . 3o jest pami dotyk , bo przecie" miasto otacza ci zewsz#d, przyjazne kamienie pods wa twoim stopom. 6pojone ze sob#, rozcinaj# soce na cie i $wiato, dziel# pomidzy siebie soneczny dzie. Wie "e wystrzelaj# z ciepej ziemi, nak waj# delikatnie pogodne niebo. /odbicia ptasich skrzyde byskaj# srebrem, ptaki przysiadaj# na ziemi i otrz#saj# ze zwinitych pir so ce. Bkitny cie pod $cianami intensywnieje we wntrz sklepionych bram, w serpentynach klatek schodowych wiod#cych na szczyt maych, ostrych dachw. )#skie kamieniczki podtrzym j# si nawzajem, wys waj# przychylne stopnie naprzeciw zmczonych ng. )chodzisz w agodne ki bram i ogarnia ci pewno$, "e jest z tob# "yczliwo$ kamieni. I to jest wa"ne, &laire, wa"ne, bo miasto nie pozwala ci odej$, nie pozwala ci si zg bi w zbyt ostrym $wietle, miasto broni ci przed samotno$ci#. -latego tskni za nim, &laire, i na pr"no sz kam go wszdzie( w chodnym Massach setts i w agodnej 7eorgii, i t taj, gdzie powietrze jest "ywe i ' zda si ' mogoby rodzi, i t taj na pr"no sz kam mojego miasta. ' * " wkrtce wrcisz do dom . ' M sz wrci, &laire, inaczej nie bd miaa odwagi "y, zbyt daleko jest wszystko, co kocham. Maa &hristina ma racj, naprawd mo"na kocha tylko raz. /rzychodz# listy, pod "ne koperty z nadr kiem niwersytetw. 2twieram je bez po$piech , powoli rozwijam zo"one kartki papier , czytam. 3rzy niwersytety zao+iaroway mi stypendi m< 6tan+ord, Illinois i &hicago, inne odmawiaj# jak zwykle w naj przejmiejszej +ormie. ,garniam przeczytane listy i wszystkie razem kad na dno walizki. &howam walizk do sza+y i wychodz do ogrod , aby dopomc &laire w podlewani pomara czowych drzew. ) ostatni# noc spdzon# w maym dom &laire, kiedy bamb sowe zaro$la naszeptyway za oknem i daleki brzeg rzeki 2rtega byska rozstrzelonymi $wiatami, napisaam do ciebie< )racam do dom . !ie potra+i t taj zosta na jeszcze jeden rok. 3en kraj jest pikny i l dzie s# dla mnie dobrzy, ale dawi mnie sm tek gorszy od bl . 6m tek ro$nie ka"dego dnia, karmiony socem i powietrzem, przenika ka "d# my$l. !ie miem si $mia, przyjaciel , i najpikniejsze krajobrazy s# mi obojtne. &zy to jest tsknota1 &zy to jest wa$nie tak1 !azwij j# dla mnie i powiedz, "e poza skbionym oceanem minie, "e zniknie razem z palnym, podzwrotnikowym so cem. &owiedz jej, "eby zostaa po tej stronie 2cean , kiedy bd wracaa do dom . LIB. /ostanowiam wyjecha natychmiast po koczeniu #mith. W ci#g trzech miesicy, dziel#cych mnie od roczystego dnia wrczenia dyplom , m siaam zda jeszcze kilka egzaminw, zaatwi w !ew Fork +ormalno$ci zwi#zane z podr"#, po"egna si z miastem i l d5mi. Moj# nag# decyzj przyjto z wielkim zd mieniem. /ro+esorowie nie mieli zroz mie, dlaczego rezygn j ze stypendi m, ktre szcz$liwioby ka"dego amerykaskiego studenta. &ocz#tkowo prbowaam wyja$nia, ale moje racje nie byy przet maczalne na sowa. Milkam wic, milcz#co znawaam s szno$ przytaczanych arg mentw i odmawiaam agodnie, kiedy nalegano, "ebym zostaa. 3 opini pro+esorw podzielali ci, ktrym zawdziczaam ratowane "ycie i zdrowie. 2ni tak"e nie mieli zroz mie. -ziwili si, dlaczego chc wyjecha teraz, w okoliczno$ciach tak bardzo sprzyjaj#cych kontyn owani na ki w 6tanach< moje zoperowane serce dziaao wystarczaj#co sprawnie, aby nikom nie sprawia kopot , a spraw# moich +inansw gotowe byy zaj# si a" trzy ameryka skie uniwersytety. Nie rozumieli, chocia " tsknota bya ich dziaem w ci#g wiel lat. By mo"e zbyt wiel . .raj, za ktrym tsknili, by bardziej legend# ni" miejscem na ziemi, nie przypomina niczym tego, ktry op $ciam trzy lata tem i do ktrego teraz pragnam powrci. Ich mio$ bya tak"e inna ' dojrzaa i ostro"na. Mn# rz#dzi $lepy imp ls, chodny rozs#dek nie mia przystp do mojej bezwzgldnej mio$ci. /ostanowiam wyjecha. !ew Fork w szarych sm gach deszcz jeszcze raz wyszed mi naprzeciw. &entralna stacja ze sw# mon mentaln# architekt r#, szeroka aleja Madison, przecita w poowie prostopad# $cian# wie"owcw, r"nokolorowy t m mijaj#cy mnie w po$piech , sz kaj#cy schronienia przed deszczem w a tob sach i

takswkach. 6zam wolno wyl dniaj#c# si lic#, z gow# niesion# do gry. ,imne str "ki wody spyway mi po twarzy, mokre wosy przylgny do policzkw. !ie przyspieszyam krok , chocia" deszcz zintensywnia, i ostry, kwietniowy wiatr dm#cy z + ri# na skrzy"owaniach omal nie zbi mnie z ng. &hciaam przyjrze si raz jeszcze ka"dem znajomem b dynkowi, chciaam raz jeszcze pocz pod stopami nie stpliwy manhatta ski bruk. 2statniego wieczor w czerwonym samochodzie &aroline. ' *edziemy do 7reenwich Billage1 ' 2czywi$cie. &aroline $miecha si k#cikami ocz , jej d gie nie pite wosy, zwi#zane l 5no z ty gowy, szarpie wpadaj#cy poprzez okno wiatr. *edziemy a tostrad# nad brzegiem > dson . 4ozchwiana woda odbija czerwone i biae $wiata, z pl skiem przeciska si midzy granitowymi gazami. ) basenach portowych stoj# ogromne statki, kilka z nich byska r"acem zapalonych lamp. Caroline skrca w lewo i wje"d"amy w w#skie, p stawe liczki 7reenwich Billage. -eszcz pada bez przerwy< t bylcy i go$cie schronili si w maych kawiarniach, w przyt lnych salach nied "ych teatrw, w kinach... &zerwone a to &aroline okr#"a swobodnie wymary plac )aszyngtona( serpentynami lic zap szczamy si na sam d miasta, po czym wolno wracamy w gr. ' &zy nie jeste$ zmczona1 ' pytam &aroline, a kiedy przeczy agodnie, prosz< ' ,awie5 mnie do &ol mbii, dobrze1 ' *edziemy tam wa$nie ' odpowiada z tym samym leci tkim $miechem ' wiedziaam, "e nie zechcesz wyjecha bez po"egnania si z t# cz$ci# miasta. *arzeniowe $wiato latarni wydobywa z mrok masywne zarysy niwersyteckich b dynkw o oknach pociemniaych, o szczelnie zamknitych drzwiach. I t taj p sto( deszcz pada rwnomiernie na szerokie biae schody, prowadz#ce do okazaej biblioteki, na seledynowe kop y dachw. )ychylona z okna samochod , si j dojrze poprzez roziskrzone w $wietle krople ' stoj#cy w gbi pawilon +ilozo+ii. ' &hcesz wysi#$1 ' pyta &aroline. ' !ie. )racajmy. ' I nie chcesz zobaczy most 1 ' )iesz, "e chc. !igdy nie mog si dosy na niego napatrzy. &aroline wolno wyco+ je si z terenw &ol mbii. /rzecinamy byszcz#cy $wiatami Broadway ' sk lone, przewa"nie ciemnoskre postacie sn j# si w deszcz ' szerok# 4iIerside -riIe jedziemy w gr miasta. Mijamy mon mentalny pse do'gotycki ko$ci, ma zole m 7ranta, hotel st dencki, w ktrym mieszkaam w rok biegym, i po kilk min tach dostrzegamy zwisaj#cy nad rzek# agodnymi pkolami $wietlisty naszyjnik. &aroline zwalnia, jedziemy jeszcze kilkadziesi#t metrw i przystajemy na brzeg jezdni. ;ekka sylwetka most ledwie widoczna nad ciemn# wod#, $wiata obrysow j# wygite przsa. ' )idziaam wiele mostw ' mwi &aroline ' ale "aden nie wydawa mi si tak pikny jak ten. By mo"e, my$l tak dlatego, "e to moje miasto... ' I widz#c, ze kradkiem ocieram napywaj#ce do ocz zy< ' /rosz, nie pacz, na pewno powrcisz t znow , !ew Fork j " jest taki, wiem. ) hall internat zastaj siedz#c# na pl szowej kanapie Fas ko. ,rywa si na mj widok i wyjm j#c mi walizk z r#k, pyta< ' ,aatwia$ wszystko, prawda1 ' ,aatwiam, mam j " bilet i w kocu czerwca odp ywam do dom . *eszcze m simy pomy$le o tym, co bd robia po powrocie do kraj ' mwi ca j#c jej smagy policzek chyba zapiszemy mnie na niwersytet, jak my$lisz, trzeba si bdzie postara o to, "eby mi zaliczono lata ods "one w 6mith. ) ciepe, wiosenne popo dnie siadamy z Fas ko nad brzegiem staw . Fas ko z tomem greckich poezji, ja ' z kilkoma ark szami biaego papier . Mam pisa podanie o przyjcie na niwersytet w .rakowie, do podania nale"y do#czy wasnorcznie napisany "yciorys. 6iedz gryz#c piro. Fas ko nie chce mi przeszkadza, daje, "e j# cakowicie pochania obcojzyczna lekt ra, od czas do czas jednak rz ca na mnie kradkowe spojrzenia. 0$miecham si, chwil patrz na bia# kart rozpostart# na kolanach, a potem zaczynam pisa. 0rodziam si... perspektywa szarego miasta zamknita z jednej strony ostr# wie"# klasztor , z dr giej rwnie wysokim, pociemniaym od dym kominem +abrycznym. ) powietrz zapach spalin i b twiej#cych li$ci. Br dne, zab dowane niewysokimi kamienicami lice, wyl dniaj#ce si o zmrok . 0czyam si... nie mogam si czy. /rzewa"nie le"aam w "k i moim na czycielem byo ogromne pragnienie, "eby wiedzie. 0koczyam... 6mith. ,a kilka tygodni odbdzie si roczyste wrczenie dyplomw. ) ka"d# sobot bieraj# nas w obszerne czarne togi i $mieszne czworok#tne berety. 0cz# nas chodzi, por sza si, kania. 3o bdzie wa$nie tak< 0si#dziemy w pierwszych rzdach na przystrojonej od$witnie sali, za nami zaproszeni go$cie. !a podwy"szonej scenie zasi#dzie grono pro+esorskie w ci"kich, kolorowych togach. /rezydent wywoa imiennie

absolwentki i ka"dej z nich wrczy oprawiony w cielc# skr dyplom. .a"da z nich zo"y gboki kon, $ci$nie prezydenck# doi wolnym krokiem przede"iluje przed nieprzytomnie bij #c# brawa p bliczno$ci#. 4odzice i krewni otr# zy wzr szenia, modsze rodze stwo dostanie wypiek w. &o zakoczeniu o"icjalnej cz$ci odbdzie si szcz$liwy pochd przez park, wieczorem ' bal. -ziewczta bd# ta czy w najpikniejszych toaletach, sprowadzonych specjalnie na t okazj z ekskl zywnych sklepw nowojorskiej /i#tej %lei. !ie, przyjaciel , nie wziam dzia w radosnych roczysto$ciach dyplomowych, stchrzyam po prost . .iedy t my go$ci zaczy napywa do collegeC , pobiegam do przychodni lekarskiej i poprosiam, "eby mi pozwolono zamieszka w szpital . ;ekarka ja przeg b mojej rki, "eby pos cha ttna, przez chwil patrzya na mnie zdziwiona, a potem, przyzwyczajona zapewne do nie zawsze zroz miaych dolegliwo$ci pojawiaj#cych si t pacjentek, skina gow# na znak zgody. 6pakowaam kilka ksi#"ek i tego samego dnia przeniosam si do azyl , poo"onego nad rzek#, na kra cu teren w szkolnych. !ak jak si spodziewaam, panowaa t wielka cisza( dziewczta nie choroway o tej porze rok . /ielgniarka, ktr# odnalazam w dy" rce, na pytanie, gdzie mam zamieszka, odpowiedziaa< ' 7dzie chcesz, wszystkie pokoje s# wolne. ' ,aniosam ksi#"ki i kilka niezbdnych drobiazgw ' szczotka do zbw, grzebie,krem, myd o ' do pierwszej z brzeg separatki pomalowanej biao i r"owo, po czym tylnymi drzwiami wymknam si na werand. , wysokiego brzeg poprzez "elazn# bal strad i gazie rosn#cych na zbocz drzew widziaam przes waj#ce si po rzece kajaki pene wystrojonych dziewcz#t, dobiegay do mnie sowa piosenek i wyb chy $miech . 0sadowiam si wygodnie na pciennym le"ak , dr gi pods nam pod nogi ' przymknam oczy. .ajaki znier chomiay na wodzie, gosy dziewcz#t zamazay si i przycichy. , zamy$lenia wyrwa mnie gos Fas ko( staa w drzwiach werandy i pytaa z niepokojem, czy jestem bardzo chora. ' )cale nie ' powiedziaam ' jestem tchrzem, Fas ko. 0ciekam t przed czarn# tog#, przed kwadratowym beretem i haa$liw# rado$ci#, ktrej nie potra+i podzieli. 3o jest prawdopodobnie jedyne miejsce w caym collegeC , gdzie pan je wzgldna cisza. ' I nic ci nie jest1 ' badaa nie przekonana Fas ko. ' !aprawd nic, jestem po prost zmczona i chciaabym by j " w dom . ' ,a kilka dni wyjedziesz... ' br#zowe $wiateka w oczach Fas ko przygasaj#, jej sta dr"#. ' Fas ko, za rok i ty powrcisz do swojego kraj . ' 3ak... ' I kiedy j " bdziesz wracaa, m sisz mnie odwiedzi, mo"esz jecha przecie" do *aponii przez J rop. M sisz przyjecha do mnie, bo widzisz, jest mi okropnie sm tno, kiedy mysie, "e mogabym ci j " nigdy nie zobaczy. /rzyjedziesz, prawda1 ' /rzyjad ' Fas ko pochyla gow nisko, "ebym nie moga dostrzec ez wypeniaj#cych jej w#skie br#zowe oczy. !a oceanie, przyjaciel , wieje wiatr i pada deszcz. !ajsilniejszy wiatr wieje na dziobie statk , odrz ca wosy do ty i szarpie l 5ne +ady brania. B re +ale, rozcite ostrym dziobem, pozostaj# z ty rozpienione, ze. /rzychodz t codziennie nie zwa"aj#c na chd, na deszcz, staj pod najwy"szym masztem ' patrz, zn dzeni emigranci zapeniaj# okrtowe bary, wychylaj# szklanki kolorowych tr nkw, graj# w karty. 2pacone przez nich le"aki soja p ste pod oson# grnego pokad , koce zo"one w kostk nasi#kaj# wilgoci# i sol#. 6iedz t codziennie przez d gie godziny, nas ch j krzyk ptakw. )dr j# $ladem okrt , ich mocne, biae skrzyda przejm j# w siebie niespokojne rozkoysanie 6krzyda ptakw s# z hartownej stali, a dzioby ze szczerego zota. &elne s# dzioby ptakw posz k j#ce po"ywienia dla niestr dzonych skrzyde. /o co tak pyn# w powietrz , po co rozcinaj# dziobami granatow# powierzchni wody1 /ytaam ptakw, przyjaciel , wdr j#cych tropem okrt , d#"#cych na o$lep do nowego brzeg . .rzyczay ' ich krzyk by peen bl i peen tsknoty. I nas ch j#c tego krzyk zroz miaam, "e tsknota jest "ywioem, podobnie jak l b wiatr. 3o ona nakazaa czowiekowi wydr#"y pnie drzew, sp $ci je na wod, to ona przyprawia skrzyda okrtom. /o co wdrowa czowiek z l#d na l#d poprzez zowrog# rozkoysan# wod1 /owiesz, "e po chleb, po s kno, po korzenie i pachn#ce olejki1 % ja ci powiem, "e to nieprawda, "e najpikniejsza tkanina i najja$niejszy metal nie sprawiy tego, co 5d5bo cz cia napinaj#cego skrzyda ptasie. Mewy na ko cu drogi znajd # tylko rwisko skalne, takie samo jak to, ktre porz ciy. % jednak dla tych ska przemierzaj# oceany, dla nich niestr dzone d#"# tropem okrt , chwytaj#c w otwarte skrzyda soce i wiatr. . je$li powiesz, przyjaciel , "e mewom chodzi o odpadki, wyrz cane codziennie za b rt statk , i "e ich wytrway lot ma na cel jedynie zaspokojenie god , to ci odpowiem, "e tsknota jest najgorszym z godw i "e nie nakarmionym nie chronnie przynosi $mier. &zy"by$ j " zapomnia, dlaczego przepynam ocean dwa razy1 ) kocu lipca' Czerwon # strzak na mapie okrtowej przes nito w pobli"e 6zkocji. )ychodz na pokad. 6ina sm "ka na horyzoncie ja$nieje szybko, rozrasta si w ciemny masyw skay. 2kr#"amy z daleka skalisty cypel i wpywamy na Morze /nocne. )ita nas soce, w jego promieniach ciemne, kr tkie "ale biegn # szybciej, szt rm j# statek natarczywiej( pod ich licznymi derzeniami pokad zaczyna si koysa. Jmigranci ykaj#

pig ki przeciw morskiej chorobie i chroni# si do kaj t. Batyk jest cichy, gaskany lipcowym socem. &oprzez jego wody :Batory: sunie majestatycznie pozostawiaj#c za sob# szeroki, biay pas piany. *eszcze jeden dzie ... /aski, zasn ty mg# brzeg. 6toj na pokadzie w t mie emigrantw. &zy"by pakali1 &h stkami z cienkiego ptna wycieraj# oczy i poci#gaj# nosami. /aski, zasn ty mg# brzeg. -laczego moje serce ta czy i dlaczego gard o mam tak mocno $ci$nite1 3o j " koniec, przyjaciel . ;i$cie znow opady i poprzez otwarte okno sycha monotonnie wzbieraj#cy sz m. 2 tej porze rok Batyk jest wielkim, nieposkromionym morzem, rz#d sinobiaych +al szt rm je piasek nabrze"a. * tro spak j ma# walizk i wyjad st#d. 3a opowie$ ' nie wiem, czy j# przeczytasz kiedy ' z wielk# nie +no$ci# patrz na stos zapisanych kart. &zy sowa potra+i# mnie broni lepiej ni" cisza, czy sowami mo"na jeszcze cokolwiek powiedzie1 % je$li tak, to jakimi sowami1 6z kaam ich z tr dem, ka"de ogl#daam wiele razy, przymierzaam do nich moj# mio$, mj bl. /ragnienie przymierzaam do wyraz pragnienie i dla mojej najwikszej mio$ci ' dla "ycia, posz kiwaam najpikniejszych okre$le. *ocham "ycie, przyjaciel , i nawet wtedy, kiedy zranio mnie tak bardzo, "e przez krtk# chwil zapragnam mrze, nawet wtedy nie popeniam zdrady. !ie zapominaj, "e $mier bya zawsze blisko mnie, zbyt blisko, abym nie przywyka do jej chodnego, koj#cego dotyk , abym nie m siaa do niego przywykn#. /amitaj tak"e o rym, "e kochaam i "e to mio$ skazaa mnie na $mier. I przecie" jestem, mimo wszystko jestem, mwi do ciebie. Moja jedyna mio$ zwyci"ya raz jeszcze, "yje, mog patrze na drzewa chwiej#ce si w wietrze, do moich ocz dobiega daleki bysk latarni. 6ysz sz m spienionej wody i cz j, jak w mojej piersi delikatnie derza najcz lszy z wszystkich odmierzaj#cych czas instr mentw ' serce. *est jeszcze ci#gle sabe, ale bije dzielnie i z wielk# cierpliwo$ci# przetacza ciep# krew. /os chaj, przyjaciel , te wszystkie kartki to tylko jego rytm.

You might also like