Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 191

Weseka

Kyjiw 1966
W oryginalnomu naukowo-fantastycznomu romani-kazci rozpowidajesia pro
nadzwyczajno cikawi pryhody wczenoho, jakomu wdaosia zmenszyty sebe w sotni
raziw i proyty byko soroka rokiw u Krajini Traw sered riznomanitnych komach,
i pro te, jak win powernuwsia w misto Czenk.
Ae szczo ce za krajina? De wona znachodysia? Zi sliw ludej, kotri w nij pobuway, pymennyk i wede swoju rozpowi.

Malunky W. Hryhorjewa

Zwyczajno, Sonciu nemaje nijakoho dia do ludyny. Prote w ludyny zawdy buo
dio do Soncia. Bilsz jak dwi tysiaczi rokiw tomu Eratosfen z dopomohoju tini wid Soncia
obczysyw rozmiry zemnoji kuli, pidrachuwaw, szczo Zemla maje dowynu okrunosti
po ekwatoru 250 000 stadij, prybyzno 38 000 werst! Ae toj swit, szczo joho mih znaty
starohrekyj geograf Eratosfen, buw takyj mayj, takyj mayj
Ja rysuju na pisku Eratosfeniw swit bez Ameryky, bez Awstraliji. Tepli berehy
Seredzemnomorja Persija Skija Swit buw takyj mayj! A o postaa pered Eratosfenom pryhoomszywa cyfra 250 000 stadij! I ne perelak, ne bezporadnis, a zawziattia, adoba diznatysia, widkryty, pobaczyty owoodiy duszeju ludyny. Pered Eratosfenom swit szyrszaw i rozrostawsia postupowo, wid odnoho nekwapywoho matematycznoho pidrachunku do inszoho. A peredi mnoju swit i reczi wyrosy widrazu. Raptowo! U sto, u dwisti raziw. Szaena hodyna, nezrozumia my!
Siohodni ja zawjazaw swoju doronu torbu. W nij szczodennyk sposteree i
widkryttiw, jaki ja zrobyw u cij krajini. Bezkrajij szlach, neozori prostory, szczo jich ja
muszu projty z mojeju wjucznoju twarynoju. Nespokij i strach ochopluju mene.
Sutinky chowaju rysunky na pisku. Czas spaty
Dopysuju cej ostannij arkuszyk za 2876 rano-wranci.
Uczora, koy nicz schowaa rysunky na pisku, ja dowho dywywsia na zirky. Czomu
podumaw, szczo ywu wony samotnio j sumno w swojemu nebi. Poaliw jich. Ja skazaw
jim: Ne urisia! Za dopomohoju wodianych postriliw-posztowchiw ruchajesia yczynka babky. Za cym pryncypom ety u nebo wohniana raketa pid czas weykych swiat
i narodnych hula. Za takym samym sposobom ludy powedu swoji powitriani korabli z
Zemli na Misia i do was, daeki panety. Weselisze j teplisze stane na nych wid ludkoho
homonu i smichu. Szczo? Do was daeko? Niczoho, ludyna doety! yczynka babky

ce ywyj raketnyj dwyhun! Joho ja pobaczyw tut u diji. Ce ysze odne z bahatioch widkryttiw, szczo jich ja zapysaw u swojemu szczodennyku, jakyj ponesu i peredam ludiam.
Zakrywajuczy kameniukoju wchid do swojeji oseli, ja skazaw zirkam: Na dobranicz! I wony szcze jaskrawisze zasiajay meni u widpowi i nawi e-e chytnuy w
nebi swojimy wijamy-promeniamy. Siohodni ja wkadaju w szczodennyk widkryttiw i
cej arkuszyk. Jak chorosze! Na serci spokijno. Ni pobojuwa, ni strachiw. Wjuczna twaryna na pryponi. Dionwal Dionwal Jdu perewiryty pohodu za joho barometrom.
Poky jszow, dumaw pro Poywanowa Barometr prowiszczaje: jasno, tepo.
Ote, w dorohu! Za dowhi roky odnoho razu ne obduryw mene cej barometr
Stepan Jehorowycz Tarasewycz, dyrektor Czenkoho pedagogicznoho instytutu,
e pomitno wsmichnuwsia:
Nezwyczajnis tekstu, zhadka pro neisnujuczu systemu barometra, a tako te,
szczo chto nawiszczo w desiatky raz zmenszyw tekst newidomym sposobom, a, joho
doweosia czytaty pid due sylnoju upoju, aby prodyktuwaty drukarci, wse ce razom
uziate moe sprawdi spanteyczyty bu-koho.
Pry ciomu Stepan Jehorowycz pylno hlanuw na sirnykowu korobku, w jakij ja prynis toneseki i krychitni arkuszyky z mikrotekstom.
Wy kaete, szczo ci arkuszyky buy u buketi kwitiw, jakoho wypadkowo kynuy
do was u nomer hotelu! Tak? Ae ce art! Wy zaraz pereswidczyte. Ja wykyczu studenta Bielankina, i win rozjasny nam, czomu dla artiwywoho ystuwannia z druziamy
win obraw dywnyj metod i takyj dywnyj tekst.
I zmenszennia cioho tekstu za dopomohoju fotoaparata, oczewydno, te buo zrobeno, szczob poartuwaty?
Awe!
Prote student Bielankin ue widmowywsia: ne win pysaw, ne win zmenszuwaw
ci arkuszyky.
Tak i skazaw? Wam? U prysutnosti studentiw?
Same tak!
Nu, znajete!.. Wy ludyna nowa, czua w instytuti. Profesor Tarasewycz nekwapywo j rozmireno postukaw zihnutym palcem po stou, z e prychowanoju ironijeju
podywywsia na mene. Wy, zdajesia, literator z Moskwy? W instytuti jde swoje zwyczajne yttia, i raptom bach! Zjawlajetesia wy, neznajoma ludyna, u rukach buket
kwitiw i sirnykowa korobka. U korobci jaki arkuszyky, a w nych wykad fantastycznych wyhadok i poczuttiw Bielankina. Ne dywno junak znijakowiw, rozhubywsia: ni,
ne ja pysaw!
Ae w ysti, jakyj my dopiru proczytay, nemaje odnoho artiwywoho czy smichotywoho sowa, a je schwylowana rozpowi pro jaku podoro, pro Eratosfena, pro
jaku tam wjucznu twarynu
Zhoden, dywno. Ae hadaju i pysaw, i zmenszuwaw z dopomohoju fotoaparata
Bielankin. Szczob poartuwaty! Zaraz wykyczu joho. Dyrektor widczynyw dweri:
Iryno Sergijiwno, bu aska Wybaczte Win obernuwsia do mene: Sekretarky
nemaje na misci. Zaraz studentiw poproszu pokykaty.
Dyrektor piszow.
De u dowhych korydorach instytutu unko perekoczuwao: Bielankina do dyrektora Bielankina do dyrektora!

Jak use ce staosia? Ade w Czenku ja ysze projizdom. Meni treba buty w kasach

paropawstwa, jichaty dali morem do odnoho z kurortnych misteczok, a ja w Pedagogicznomu instytuti i sydu w kabineti dyrektora w szkirianomu krisli. Zamis byskotinnia morkoji chwyli wybyskuwannia ska knykowych szaf; zamis bezmenoji
hadini zeeni, zehka wycwili na sonci sztory na wiknach. Naszczo ja czekaju studenta Bielankina j dyrektora instytutu Stepana Jehorowycza Tarasewycza? Sywyj, spokijnyj, trochy wtomenyj czoowik, win, mabu, wilno j newymuszeno spikujesia iz studentamy, zawdy wchody w usi podrobyci instytutkoho yttia.
Czy skoro win powernesia?
Ostanni dni i noczi w Moskwi, newhomonni j kopitki, spowneni trywoh i pobojuwa za uspich pjesy, wkraj stomyy mene. Ja siw u pojizd. Try doby probuw u dorozi.
Zupynywsia w Czenku, szczob peresisty na paropaw.
Pojizd prybuw uczora rano-wranci. Z wokzau ja widrazu popriamuwaw na prysta. Spytaw, jak z paropawom.
Widpowiy:
Zaczekajte! Paropaw u potribnomu wam napriamku bude zawtra.
Potim ja ohladaw misteczko. Obidaw. A we pisla cioho piszow u hotel. Z centralnoji wuyci, powz mahazyny z weykymy switymy witrynamy pid parusynowymy tentamy, ja zawernuw u prowuok, szczo zbihaw z hory.
Prowuok brukuway. Har wid hariaczoho asfaltu i kuriawa stojay w powitri. Ae
soodkyj zapach rezedy, tiahuczyj, mjakyj aromat ewkojiw, husti pachoszczi trojand
strumuway z usich palisadnykiw prowuka i ni na krok ne widstaway wid mene.
Zwidkila doynaw spiwuczyj zwuk poperecznoji pyky y ciukay-ciukay sokyry
urywczasto j czitko, to perebywajuczy, to nazdohaniajuczy odna odnu.
Dwopowerchowyj budynok hotelu buw sporudenyj, mabu, due dawno. Wyhlad
win maw dosy nezhrabnyj. Perszyj powerch buw kamjanyj, druhyj derewjanyj. Na
perszomu powersi, oczewydno, koy mistyysia kramnyczky dwoch wasnykiw: dwoje
dwerej z oboch kinciw budynku wey na druhyj powerch. Teper czerez odni dweri zachodyy w hotel; nad nymy wywiska Chwyla. Druhi dweri wey, mabu, w kwartyry.
W switomu korydori hotelu za stoom sydia diwczyna. Ja pobaczyw riwnyj prodi
i dwiczi obkruczeni nawkoo hoowy kosy. Diwczyna nyko schyya nad knykoju.
Czy je u was wilni nomery?
Ne widrywajuczy wid knyky, diwczyna mowya:
Prosti, Edmon Prosti zarady mene, zarady moho kochannia do was!
Ja ne Edmon, ne graf Monte-Kristo, skazaw ja diwczyni z knykoju.
Hidnis zaminioji inky zupynya poryw zmuczenoho sercia, proczytaa
whoos diwczyna i, trymajuczy wkaziwnyj pae na riadku w knyci, hlanua na mene:
Probaczte, hromadianyne, nijak ne mou widirwaty.
Czy je wilni nomery?
Czoo jiji schyyo maje do pidohy
Meni potribnyj nomer na odnu dobu. Zawtra ja widjidaju.
Graf kynuwsia do neji
Pidniawszy swij czemodan, ja ruszyw do dwerej i chotiw buw pity, dawszy diwczyni
moywis i dali czytaty whoos roman Diuma Graf Monte-Kristo, prote szcze raz zapytaw:
Czy je u was wilni nomery? Diwczyna powtorya:
Graf kynuwsia do neji i prostiaha ruku do stiny, na jakij wysia neweyka
peskowata szafka z widczynenymy sklanymy dwerciatamy.
U szafci na haczkach wysiy kluczi z nomerkamy. Czerhowa, ne widrywajuczy oczej
wid knyky, zniaa z haczka klucz, podaa joho meni j skazaa:
Zapowni bank za formoju ce persze; zayszte wisim karbowanciw ce
druhe. A tretie tak Boe mij, ja nazywaju was Edmonom, czomu wy ne nazywajete mene Mersedes?

Ae probaczte, Mersedes, skazaw ja czerhowij, ja ne graf Monte-Kristo


Awe, zitchnua diwczyna, uwano podywywszy na mene, jakyj e z was
graf Monte-Kristo Jakszczo nadumajete proyty w hoteli bilsze doby, to ne zabute
poperedyty mene.
Ja chotiw buw deszczo skazaty, pro szczo zapytaty, ae beznadijno: czerhowa po
hotelu nazawdy porynua w knyku.
Ja piszow z kluczem dowhym korydorom.
U nomeri buw garderob, sti, zasteenyj wyszywanoju bioju skatertynoju, umywalnyk, kilka stilciw. Wymyti doszky pidohy siajay czystotoju.
Rozczynyw nawsti wikno. Spersia liktiamy na pidwikonnia. Jaki nawproty maeki budynoczky! Wikna neweyki, kwadratni, z ehkymy zawiskamy. U wikonnyciach
wyrizano maeki sercia.
Na hanoczkach sydia babusi. Ja ne czuju, pro szczo wony rozmowlaju. Ae, mabu, jichnia rozmowa tiahnesia powoli, nekwapywo, z pauzamy. jichni sowa prosti j
nechytri Pro szczo?.. Jak pryhotuwaty bakaannu ikru, szczob wona bua hostrisza,
jak kraszcze wysuszyty wynohrad, jaki je liky wid omoty u popereku, a moe, narikaju
na te, szczo teper sonce ne tak hrije i czastisze buwaju doszczi.
Czy mih ja peredbaczyty, czy mih napered uhadaty, szczo same tut, u ciomu misti,
w 19 roci, tychoho litnioho weczora, wsioho za kilka chwyyn ja stanu uczasnykom
takych podij, u wirohidnis jakych potim edwe powiriu!
Z-za rohu pokazaysia junak i diwczyna. Wony jdu due j due powoli. Moywo,
wony jdu tak powoli, szczob dowsze pobuty odne z odnym.
Wony mowcza, pewno, zbyrajusia skazaty odne odnomu jake zapowitne sowo
we czas zbyrajusia z duchom i nijak ne zberusia. O wony zupynyy pid mojim
wiknom. I ja czuju, jak diwczyna kae:
Spasybi, Pawyku, o ja j pryjsza. Podywisia, jakyj weykyj staw kus, parostok
jakoho meni daa wasza maty.
Oczewydno, wikno kwartyry diwczyny buo zowsim poriad z mojim. Koy wona pokazuwaa na kus, meni zdawaosia, szczo wona dywysia na mene.
Oenko! Ja choczu wam skazaty Oenka smijesia.
Ty znajesz, pro szczo ja dumaju? Pro czudesa. Ocej kus na mojemu wikni
zwyczajnyj kus u staromu hynianomu horszczyku, a ja dywlu na nioho i czuju, jak
szurchotia weetenki zmiji, szczo propowzaju powz kus u dunglach. Baczu, jak, zaczipajuczy kus weyczeznymy sirymy bokamy, prochody zadumanyj son z maekym
soneniam Ach, Pawyku! kusy rostu ne w hynianych horszczykach na pidwikonniach, a w tropicznych dunglach. Ade zwidty jich koy prywezeno. Pawyku
Pawyku, kona rosyna ce dywo, tajemnycia.
Rozumiju rozumiju zapyennia
Zapyennia! Oj, jaka nudota! Pryjmoczky, matoczky, pyok A barwy? Pachoszczi? Za mistom tak bahato polowych kwitiw!.. Wy tam ywete I odnoho buketyka, odnoho buketyka
Ja zawdy pospiszaju, szczob dowsze pobuty z toboju i nikoy meni jich zbyraty Ja we czas choczu, choczu wam skazaty
Wony kau odne odnomu to wy, to ty.
Szcze wzymku, otut pamjatajesz todi bua luta churtowyna. Wzymku Wy
tak samo poczay: Oenko, ja choczu wam skazaty.
Ja todi ne skazaw, bo widpowidaje Pawo, bo w tebe zmerzy ruky, i ja
chotiw, szczob wy szwydsze widihriysia bila hruby
Zaraz churtowyna ne pereszkody nam. Kay!
Ja bahato czoho kau tobi, koy buwaju sam.
Ae todi ja ne czuju.
Kilka raziw ja pysaw wam dowhi-predowhi ysty.

Ae ja jich ne oderuwaa.
Ne zwauwawsia posaty. Bojawsia. Nawczatysia razom w tomu samomu instytuti, baczytysia szczodnia i raptom pysaty ysty
Oeno! Oenko! prounaw hoos iz. susidnioho wikna. Czas weczeriaty!
Jdu, jdu, mamo! Proszczajte. Czekaju nezwyczajnych ystiw i kwitiw, polowych
kwitiw. Weykyj buket!
Nezabarom za derewjanoju stinoju moho nomera stao czuty pryhuszeni hoosy,
briazkit posudu.
Czas mynaw. Ue sutenio. A ja wse szcze stojaw i stojaw bila wikna.
Horiy zirky na nebi. I w hustij temriawi pid zirkamy zowsim po-inszomu zazwuczay hudky paropawiw.
Zwidky zdaeku doynay i widlitay he zwuky: urywok pisni, kwapywi kroky
perechooho, smich iz-za zawisky czuoho wikna. A ja dumaw pro chorosze czue szczastia, pro te, jaka nespokijna buwaje radis.
I meni zdawao: ja due dawno znaju ce misteczko, znajomyj meni i cej nomer
hotelu, i koy ja we czuw szczo due schoe na rozmowu Pawyka i Oenky. A moe,
tak meni zdaosia, bo ja sam, jak teper Pawo, koy prowodaw koho i buw spownenyj
radosti, zbenteennia j harnych sliw. Chotiw bahato skazaty, ae mowczaw. Pysaw ysty,
ae ne posyaw jich
Ja wwimknuw nastilnu ampu. U wikno wetiw weykyj meteyk.
Win pokrulaw nad stoom i siw na abaur.
Ja obereno zniaw joho i pidijszow do wikna:
ety, nicznyj hostiu!
Win poetiw i powernuwsia do ampy, znowu siw na abaur.
Ja znowu zniaw joho.
Poczuwsia rizkyj pysk.
Ja dobre rozhediw meteyka: na spynci owtyj rysunok, szczo nahaduje czerep.
Peredni krylcia czorno-buri. Ja znowu pidnis joho do widczynenoho wikna. ety! I. win
poetiw he. Misteczko spao. Buo zowsim tycho. Raptom poriad za stinoju, de ywe
Oenka, chto zahraw na pinino. Znajoma doroha meodija. Ne dohray meodija
urwaa. Czy to nadto zaurywsia toj, chto hraw, czy to zhadaw pro szczo i zamysywsia.
Ja daw, czy skoro znowu zahowory pinino. Ne didawsia. Dobre, koy ty moodyj
i junis szcze ne mynua. Dobre Oenci czekaty kwitiw A Pawowi jich zbyraty, chwyluwaty prynosyty peredawaty z ruk u ruky. Meni czas spaty.
U susidnij kimnati pohasyy ampu: swityj kwadrat wikna, szczo spokijno eaw
na zemli za doszkamy trotuaru, raptom znyk. Ja wymknuw u nomeri swito. I maje
widrazu poczuw kwapywi kroky po doszkach trotuaru. Chto maje bih. Zupynywsia.
Szczo wetio w moju kimnatu i wpao na pidohu. Kroky szwydko widdalay. Ja zaswityw eektryku buket! Widrazu zdohadawsia. Pidbih do wikna.
Pawe! Pawe!
Wuycia bua poronia.
Dowho j obereno naywaw ja wodu w heczyk. Dbajywo postawyw u nioho czuyj
buket. Czuyj buket!

Nastaw ranok z pekuczym soncem, jake posyaje zajczykiw tanciuwaty po stinach


i dweriach, z hostrym poswystom stryiw, szczo prolitaju powz wikna, z kruhym czajnykom na stoli i daekymy hudkamy, jaki zaraz unay badioro, smiywo j zaderykuwato.

Buket, zibranyj Pawom i pomykowo kynutyj do mene u wikno roewi kwity


dykoji szypszyny, otoczeni houbymy wiczkamy nezabudok, cej buket prywitno dywywsia na mene z heczyka z wodoju.
Tak, treba zajty Do susidnioji kimnaty i peredaty joho za pryznaczenniam.
Ja obereno wziaw kwity. Szczob woda steka w heczyk, trochy strusyw jich. I
na biu skatertynu z buketa poetio dwa krychitnych kwadratyky paperu. Szczo ce?
Zaczudowano ja dywywsia na nych, rozhladajuczy. Na konomu krychitnomu arkuszyku wydniy jaki znaky. yst? Meni pryhadaa wczorasznia rozmowa pid wiknom:
Kilka raziw ja wam pysaw dowhi ysty. Ae ja jich ne oderuwaa. Ne nawauwawsia Czekaju nezwyczajnych ystiw i polowych kwitiw.
Nawriad czy mona buo j pid upoju proczytaty cioho ysta. Ta nawi jakby w mene
j bua upa, ja ne staw by czytaty czui ysty. Ja wziaw arkuszyky i pokaw jich u sirnykowu korobku. Wse ce treba widdaty
U Oenky w kwartyri meni skazay, szczo wona w instytuti. Zayszyty kwity? Ae
jak skazaty, pojasnyty wid koho? Szczo robyty z krychitnymy arkuszykamy? I ja
piszow do instytutu.
Sumniwna wticha jty neznajomym mistom, trymajuczy w ruci buket czuych
kwitiw, rozpytujuczy perechoych, jak kraszcze projty do Pedagogicznoho instytutu, czytaty nazwy wuy i dumaty pro czue kochannia.
Wsi poczuttia j dumky, ybo, wykaw Pawyk na krychitnych arkuszykach. Jak
win ce zrobyw? Za dopomohoju mikrofotograji? Pewno, czymao zusyl dokaw win,
szczob napysaty ci dwi zapysky, sfotografuwaty jich, a drukujuczy, zmenszyty. Naczebto sowo, zmenszene fotoaparatom, zazwuczy spokijnisze j tocznisze Mabu, w
instytuti kraszcze peredaty ce posannia Pawowi tomu, chto pysaw, a ne Oenci.
Ja projszow hustym mikym sadom i wraz zlakano zupynywsia: meni zdaosia,
niby sirnykowa korobka z mikroystamy kudy wypaa Ae ni, wona o de!
Napewne, szczorazu, koy Pawo baczyw Oenku, joho posiday soromjazywis i
bojazkis: utworiuwawsia porih, jakyj win ne smiw perestupyty.
A o i pedagogicznyj instytut: weyki dweri z czornoho duba, proty soncia wybyskuju polirowani midni ruczky.
Ja detalno opysaw didowi, storou instytutu, wsi prykmety toho junaka, jakoho
baczyw uczora wweczeri, ae z cych prykmet storo ne mih zrozumity, jakoho Pawa
treba pokykaty.
Chiba mao studentiw, jakych zwu Pawamy, wczysia w instytuti? Szcze chwyyna i ja opynywsia b u dosy smisznomu stanowyszczi. Czoho dobroho, pjatero abo
desiatero junakiw i konyj na jmennia Pawo otoczyy b mene, a ja prostiahaw by
wsim jim buket kwitiw. Szczo robyty? I todi ja rozpowiw storoewi, szczo wczora wweczeri baczyw toho Pawa, jakyj prowodaw studentku Oenu dodomu.
A-a, Pawa Bielankina, protiaho mowyw storo.
Za chwyynu Pawo stojaw peredi mnoju. Ja widrekomenduwawsia. Junak, niczoho
ne rozumijuczy, dywywsia na mene.
O wasz buket. Win wypadkowo zaetiw do mene u wikno hotelu. Probaczte, win
trochy prywjaw
Junak newmio wziaw buket. Win buw zdywowanyj.
Czy warto buo zawdawaty sobi kopotu? Kwity zawdy wjanu
Dywno, podumaw ja, czomu win ne turbujesia pro ysta?
Ja podaw jomu sirnykowu korobku:
O waszi mikroysty.
Szczo? Jaki ysty?
W buketi, jakoho wy kynuy u wikno, buy fotoysty.
Fotoysty? Ja ne zajmajusia fotograjeju.
Ae fotoysty buy u waszomu buketi? Waszi fotoysty

Obyczczia Pawa stao zym. Rysy joho zahostryy. Ja ne pobaczyw i slidu wczorasznioji soromjazywosti i bojazkosti. Win z pidozroju podywywsia na mene.
Ne nakydajte meni, hromadianyne, czuych ystiw!
Ae ae ..;
Dajte meni spokij! I znajete szczo? Do pobaczennia!
Ja ne znaw, szczo skazaty. Smiszne, bezhuzde stanowyszcze: napiwtemnyj westybiul instytutu, dowhi riady poronich wiszaok za barjerom, ja z sirnykowoju korobkoju
z mikroystamy w prostiahnutij ruci, a Pawo w protyenomu kinci zau pchaje w
urnu buket, jakoho ja obereno nis czerez use misto.
Raptom dweri odnijeji z audytorij widczynyy, i hominywa grupa studentiw uwirwaa do zau. Wony, pewno, szcze ne ochooy pisla szczojno oderanoji konsultaciji i
zawziato spereczay.
Pawe, szczo trapyo? upiznaw ja hoos Oenky.
Ja sprobuwaw pojasnyty. Wsi widrazu zamowky i z podywom pozyray na mene.
Czy ne projszy b wy do kabinetu? mowyw do mene czoowik iz spokijnymy,
wpewnenymy ruchamy, pered jakym rozstupyysia studenty.
O za jakych deszczo dywnych obstawyn ja opynywsia ne na paropawi w mori, a
w kabineti dyrektora Pedagogicznoho instytutu Stepana Jehorowycza Tarasewycza. Sydu i dywlusia na sti, de ea dwi krychitni zapysky z mikrotekstom, a poriad z nymy
zwyczajni arkuszi paperu. Na nych drukarka nadrukuwaa czerez dwa interway
tekst, jakyj czytay pid sylnoju upoju.
Czekaju. Ot zaraz razom z dyrektorom instytutu pryjde awtor mikrozapysok, student Bielankin. Win skae, szczo wse ce joho osobysta sprawa, art, jak sprawedywo
twerdy Stepan Jehorowycz. Doczekaju, poky wony pryjdu, i podamsia na prysta.

Dyrektor pokaw pered studentom sirnykowu korobku z arkuszykamy i tekst, peredrukowanyj na maszynci:
Bielankin, dajte, bu aska, widpowi na try zapytannia. Persze: szczo za dywna
manera ystuwatysia za dopomohoju mikrofotograji? Zapytannia druhe: czomu wy
widmowlajete wid swojich ystiw i taki neczemni z ludynoju, jaka z delikatnosti powertaje jich wam? A teper tretie zapytannia: z ystiw wydno, szczo wy zbyrajetesia w jaku
trywau podoro. Ja ne proty turyzmu, ae skai, bu aska, szczo ce za barometr
Dionwala?
Stepane Jehorowyczu, ne pysaw ja cych ystiw! Ja widrazu pro ce skazaw szcze
tam, bila wiszaky!
Jak e tak? Buket wasz, a zapysky w ciomu buketi czui?
Stepane Jehorowyczu, sprawdi, kwity ja zbyraw, ae zapysok cych ne pysaw. Ja
naperedodni inszoho ysta napysaw i zbyrawsia joho widdaty. O win! A wtim, ja ne
mou wam joho pokazaty, ce tilky dla Nu, odne sowo, osobystyj yst Bielankin
rozhubywsia i zamowk.
W joho widpowidi widczuwaasia prawdywis i junaka szczyris, a w samij nedomowenosti turbota: chiba mona, szczob ne Oenka, a chto inszyj proczytaw joho
ysta? Student stojaw pered namy mowczaznyj i zoseredenyj, ruka joho micno styskaa
yst. I tak samo, jak tam, u westybiuli, de ja namahawsia widdaty razom z buketom
krychitni arkuszyky, tak i tut, u kabineti, ja rozhediw na joho zblidomu obyczczi
oznaky zosti j oburennia: nawiszczo chto czuyj i storonnij wtruczajesia w joho yttia.
Dobre, Bielankin, ja was bilsze ne zatrymuju, mowyw dyrektor.

Bielankin buw ue bila dwerej, koy Tarasewycz z nespodiwanoju dla nioho hariaczkowistiu wyhuknuw.
Jakym e czynom ci dywni arkuszyky raptom opynyy u buketi studenta moho
instytutu?
Stepane Jehorowyczu, obernuwsia do nas Bielankin, mabu, arkuszyky
chto upustyw na kwity.
A de wy zbyray jich?
Bila staroji pokynutoji altanky, szczo za hajem. Wweczeri jichaw poputnymy
maszynamy tudy j nazad. Tam iszcze baza Rajcharczotorhu.
Koy dweri za studentom zaczynyysia, dyrektor prokazaw:
Ote, wse zrozumioji Ce poartuwaw z wamy ne student moho instytutu.
Stepan Jehorowycz uziaw koroboczku, de eay arkuszyky z mikrotekstom, potim
skaw udwoje arkuszi paperu, na jakych cej tekst buo peredrukowano, i podaw use ce
meni z lubjaznoju usmiszkoju:
Powertaju, jak kau, za naenistiu. Meni znowu wpay u wiczi sowa: Eratosfen yczynka babky Dionwal Umownyj tekst?
Kraszcze rozkai, szczo nowoho pokae w nastupnomu teatralnomu sezoni
Chudonij
teatr u Moskwi Jak? Wasza pjesa tam ne pide? Szkoda
Probaczte, Stepane Jehorowyczu, student Bielankin skazaw, szczo buket win
nazbyraw bila jakoji zrujnowanoji altanky
Dobre! Rozumiju. Ja poszlu tudy Bielankina ta inszych studentiw.
Szukaty w trawi inszi taki arkuszyky?
Szukaty toho, chto upustyw jich na kwity. Studenty pobuwaju tam i rozwidaju,
chto tak dywno artuje. Jakyj al, szczo meni ni na hodynu ne mona wyjty z instytutu!
A to ja b piszow z wamy. Doroha malownycza, wede do dacznoho seyszcza naukowych
praciwnykiw. Seyszcze imeni omonosowa.
Stepane Jehorowyczu! A czy ne zdajesia wam, szczo wsia zhadka tut w odnomu
sowi Dionwal?
Tak, tak, ja zabuw wam skazaty Ja ne polinuwawsia i zawitaw na katedru
zyky. Pro barometr Dionwala tam i ne czuy. Tut szczo ne te A newe Chudonij
stawytyme suczasnyj wodewil?..

Jakymy nezwyczajnymy kartynamy rozmalowano stiny w restoranczyku!


Biyj wedmi, stojaczy na kryyni, wytiahnuw mordu i czoho torkajesia nosom
hostroho witrya czowna, szczo pywe w daeczi nepryrodno houboho moria. A na inszij
stini dity, sydiaczy nawpoczipky, puskaju maekyj paperowyj korabyk w burchywyj strumok.
Do steli prybyto rohy hirkoho koza. Z nych zwiszujusia ampy pid jaskrawymy
kolorowymy paperowymy abauramy.
Ja jiw jaku nezrozumiu mjasnu strawu z tuszkowanymy pomidoramy, pyw
sklanku za sklankoju micnyj czaj i dumaw: Ue tretij de ja zbyraju pojichaty z cioho
mista i nijak ne pojidu.
Bielankin ta joho towaryszi szukay, dywyy, czy nemaje bila altanky slidiw,
oznak ludyny, jaka zahubya tam zahadkowi arkuszyky, rozpytuway miscewych yteliw, rozhladay mao ne konu trawynku, konu kwitku. Ae studenty ni pro szczo ne
dowiday, niczoho ne znajszy.
Czas jichaty! kau ja sobi. Ce misteczko due mye, ae ne zayszatysia tut

rozhaduwaty zaproponowanyj kymo rebus. Tak, czas jichaty! Zawtra-taky. Prote


dywna ricz: ade ja zhoden z profesorom Tarasewyczem, szczo arkuszyky z mikrotekstom czyja smiszna wyhadka? Zhoden! Ae wse-taky, wse-taky szczyryj ton dywnych
arkuszykiw, jichnia spokijna serjoznis prymuszuju mene szukaty w nych jakyj osobywyj smys, buwaty w bibliteci, czytaty dowidnyky Tak mynaju dni, i ja ne
wyjidaju z misteczka. Czoho szukaju. Meni zdajesia, niby czyja dola, dola mandriwnyka, jakyj wyruszyw u waku dorohu, chowajesia w cych arkuszykach.
Ludy prychodia do restoranu. Idu zwidsy. U konoho swoje yttia, swoja dola.
Muzykanty sydia na estradi. Hraju. Dywlasia na tych, chto wchody, z nezworusznym
wyrazom w oczach. Ta muzyka jichnia zowsim ne nezworuszna.
To smutkom, to weseoszczamy dzwenia struny.
Z okremych sliw mikrotekstu wydno, szczo mandriwnyk dowho probuw u czuij
krajini, zrobyw bahato widkryttiw. Wiw tam szczodennyk. Cioho szczodennyka win
weze
Mandriwnyk, howoriaczy pro wczenoho dawnich czasiw, zaznaczaje, szczo swit pered Eratosfenom rozrostawsia wid odnoho nekwapywoho pidrachunka do inszoho. Eratosfen, jakyj yw due dawno (z 276 po 194 rik do naszoji ery), sprawdi perszyj w istoriji
ludstwa obczysyw dowynu okrunosti zemnoji kuli. Ae jak zrozumity, czomu pered
awtorom mikrozapysok nawkoysznij swit raptom wyris u sto czy dwisti raz?.. I szcze w
arkuszykach zhadujesia Dionwal. Barometr Dionwala!
Prosto dywno, czomu z Moskwy j dosi nemaje widpowidi na moju teegramu Czaruszynu pro barometr Dionwala. Szczo za czudesna kartoteka imen i terminiw u moho
dawnioho druha! Win poczaw jiji skadaty mao ne z szkilnoji awy, de u de. I nemaje,
zdajesia, zapytannia, na jake joho kartoteka ne moha b widpowisty.
Myko Czaruszyn, zawdy tocznyj i akuratnyj, zakochanyj u swoju kartoteku. Joho
zoote prawyo: konomu, chto do nioho zwernesia iz zapytanniam, win widrazu abo
das teegrafnu widpowi, abo w detalnomu ysti poprosy utocznyty zapytannia. Ae
Czaruszyn mowczy. Czy ne zdawsia jomu, buwa, smisznym mij barometr Dionwala?
Siohodni znowu perehlanuw u bibliteci wsi dowidnyky, ae niczoho pro barometr
Dionwala ne znajszow. Dywno, czomu na arkuszykach je sowo wersty? 38 000
werst. Wersty Czomu wersty, a ne kiometry? Wychody, pysaa litnia ludyna, szczo
zwyka wymiriuwaty widsta werstamy, po-staromu Zwidsy wysnowok newidomyj
awtor arkuszykiw litnia ludyna.
A moe, ci arkuszyky napysano bahato rokiw tomu? Ae w. usiakomu razi, zmenszennia tekstu za dopomohoju fotografuwannia buo zrobene w de abo naperedodni
toho dnia, koy ci arkuszyky znajszy na kwitach. Inaksze krychitni arkuszyky pid perszym doszczem rozpowzy by.
Tarasewycz skazaw, szczo wse ce czyj art. Dowedesia z nym pohodytysia.
Restoran sporoniw. Hasy wohni. Dawno piszy muzykanty. Ja sydiw za stoom, a
na mene z kryyny, namalowanoji na stini, stomeno dywywsia biyj wedmi: czy ne
czas tobi jty zwidsy?
Zamysywszy, ja powoli briw nicznymy wuyciamy misteczka. Jak rozhadaty, jak
zrozumity ci dywni arkuszyky? I chto, nareszti, jich awtor?
Misteczko spao. Nicz propywaa nad nym nekwapywo, obereno. Obabicz wuyci
drimay topoli, jaki stilky baczyy na swojemu dowhomu wici. Tycho j spokijno nawkoo.
Ae zwidky cej smutok na duszi? W mojij kyszeni ey sirnykowa koroboczka z arkuszykamy.
Ja zupynywsia i w dumci powtoryw kilka fraz, szczo zdaysia meni takymy dywnymy, koy arkuszyky wpersze buo proczytano. I wraz otut, na tychij wuyci misteczka,
meni spao na dumku: tak, szczob poartuwaty j posmijatysia, ne pyszu. Ae chto todi
cej mandriwnyk?

De win? I de reszta arkuszykiw szczodennyka? Cej mandriwnyk pysze, niby w


nioho poperedu dowha doroha. Neozori prostory, szczo jich meni treba projty z wjucznoju twarynoju. Nespokij i strach ochopluju mene Szczo z nym staosia?
Jak e tak? Zawtra ja pojidu z misteczka i powezu na spodi czemodana sirnykowu
koroboczku z arkuszykamy, jaki ne proczytaw jak slid i nawi ne mih zdohadatysia,
nawiszczo jich zmenszuway. O pro szczo dumaw ja wnoczi, powertajuczy do hotelu, i
widczuwaw: meni staw dorohyj cej newidomyj mandriwnyk, pro jakoho ja niczoho,
zowsim niczoho ne znaju.
Czerhowa po hotelu, jak zawdy ne widrywajuczy oczej wid knyky, prokazaa:
Wam yst. Win u nomeri. Na skilky dib wy zayszajete za soboju nomer?

Dorohyj Hryhoriju Oeksandrowyczu!


Twoja teegrama iz zapytanniam pro barometr Dionwala ne zastaa
mene w Moskwi. Buw u Nowhorodi. Jszow po slidach odnoho czudowoho zemeprochidcia.
Siohodni powernuwsia do Moskwy. Proczytaw twoju teegramu. Ty pytajesz mene, czy znaju ja szczo-nebu pro barometr Dionwala. Znaju, szczo ni
na wyrobnyctwi, ni w prodau takoho barometra nikoy ne buo. Wse? Ni! Takyj barometr buw, je i bude. Hadajesz art, paradoks, anekdot? A nijak.
Win isnuje. Ty, zwyczajno, znajesz, szczo mi generaamy Napoeona Bonaparta buw odyn, pro jakoho Napoeon, ue na ostrowi Swiatoji Jeeny, pysaw,
szczo win buw najtaanowytiszyj z usich joho pokowodciw. Ce Piszehriu. Joho
bigraja w pewnomu rozuminni prymitna j tragiczna, ae ne budu zaraz neju
zajmatysia. Perechodu widrazu do twoho zapytannia.
Tak ot. Hrude 1794 roku zastaw Piszehriu w pochodi win wiw francuke respublikanke wijko na Hoandiju i z uspichom prosuwawsia wpered.
Ae odnoho zowsim ne czudowoho dla Piszehriu dnia pryroda poruszya joho
pany. Doszcz, slota, wsi dorohy rozhasy, riczky rozyysia, wijku posuwatysia ne mona. Newdacza zahrouje wsiomu pochodowi. Piszehriu pryjmaje riszennia widmowytysia wid nastupalnych dij. Ta raptom z Utrechta z Hoandiji Piszehriu oderuje donesennia, w jakomu toczno zaznaczeno de,
koy wdaria micni morozy: zemla promerzne, riczky wkryjusia hruboju kryhoju, i wijku mona bude prosuwatysia dali. Piszehriu powiryw u ce donesennia, chocz wono pidkripluwaosia posyanniam na barometr, jakoho nikoy i
nichto do uwahy ne braw. I sprawdi, zaznaczenoho dnia wse nawkoo zamerzo.
Pichota j kawaerija Piszehriu ruszyy dali. 29 hrudnia Piszehriu po kryzi perechody riczku Waa. Ae ot 7 sicznia pohoda znowu rizko zminiujesia. Znowu
doszczi, slota, kryha tane. Piszehriu, zajszowszy daeko whyb krajiny, opynywsia szcze w tiaczomu, maje katastrocznomu stanowyszczi. Ta o win
znowu distaje powidomennia z Utrechta, wid 13 sicznia, w jakomu toczno zaznaczajesia, koy same win zmoe powesty wijka po zamerzych riczkach i
dorohach. Donesennia j cioho razu ne obmanuo. We 14 sicznia powijaw piwnicznyj witer, 15-ho rizko wpaa temperatura. A 16 sicznia Piszehriu we w
Utrechti! I tut win wyzwolaje z wjaznyci Dionwala Katremera, generaa Batawkoji respubliky, toho, chto posyaw zawbaczennia pohody.
W Hoandiji w 1787 r. Dionwala kynuy u wjaznyciu, de win probuw
byko semy rokiw, tobto do toho dnia, koy joho wyzwoyw Piszehriu. Wsi swoji
prognozy pohody Dionwal robyw u tiuremnij kameri na pidstawi sposteree
za powedinkoju pawukiw.
Zhodom, u Paryi, win pysaw:

Koy pawuky-kruhowyky zowsim ne tczu pawutynnia, to nastaje prepohana pohoda, jaka na barometri poznaczajesia doszczem i witrom; jakszczo
pawuky rozpoczynaju protiahuwaty radilni pawutynni nytky, todi mona
spodiwatysia, szczo za desia-dwanadcia hodyn buria wszczuchne; jakszczo
wony znyszczuju czwer abo tretynu pawutynnoji siti, szczob zberehty resztu,
ce oznaczaje nabyennia witru. Wzahali, koy pawuky rozpoczynaju u weykij
kilkosti tkaty swoje pawutynnia, mona spodiwatysia harnoji pohody; jakszczo
wony robla neweyki siti, ce oznaczaje, szczo pohoda bude minywa; jakszczo,
nareszti, zowsim ne zjawlajusia, to je wsi pidstawy hadaty, szczo pohoda bude
pohana.
Mij lubjaznyj, ae dywakuwatyj drue, ty sam ne znajesz, jaku pryjemnis
ty zrobyw meni swojim ne zowsim zwyczajnym zapytanniam. Czomu wsi tak
ehko rozumiju szachista, jakyj chocze zijtysia w pojedynku z tym, chto nespodiwano moe postawyty joho w skrutne stanowyszcze? Czomu rozumijemo
my hospodyniu, jaka, poczuwszy de u hostiach nowyj recept torta, z takoju
nasoodoju i chwyluwanniam beresia wdoma do skadnoho zawdannia? Jakoji
tworczoji radosti zaznaju ja, spiwrobitnyk dowidkowo-bibligracznoho widdiu bibliteky, koy, poczuwszy neordynarne zapytannia, poczynaju hotuwatysia do widpowidi: zistawlaju fakty z riznych hauzej nauky, literatury,
mystectwa, szukaju i hortaju dowidnyky, encykopedyczni sownyky, starowynni wydannia, memuary, archiwni dokumenty! Lubyj drue! Nawriad czy ty
czekajesz wid mene naukowoji perewirky sposteree Dionwala nad pawukamy. A teper iszcze ot szczo: ty znajesz, szczo hordis moho yttia kartoteka
imen i terminiw, jaku ja skadaju o ue desiatky rokiw. I ne buo szcze wypadku, szczob kartoteka mene pidwea. Ote, bez zajwoji skromnosti skau: ne
zliczyty mojich widpowidej na zapytannia i ne pereliczyty mojich widhadok na
rizni zahadky. A o teper nijak ne widhadaju, ne zrozumiju i ne zbahnu, czoho
tebe raptom zacikawyw Dionwal. Czy ne nadumaw ty napysaty naukowochudonij scenarij pro pawukiw? To czy ne kraszcze zamis Hoandiji i Franciji wisimnadciatoho stolittia zhadaty naszoho Poywanowa? Narodowoe simdesiatych rokiw mynuoho stolittia, Petro Sergijowycz Poywanow buw zasudenyj carkym uriadom na dowiczne uwjaznennia. I o odnoho razu, koy za
hratamy stojaw pochmuryj ranok peterburkoji rannioji wesny, pryreczena na
dowicznu samotnis ludyna pobaczya w kameri ywu istotu. Ce buw pawuk
najzwyczajnisikyj pawuk-chrestowyk. Wony stay druziamy ludyna i pawuk; ludyna pikuwaa pro pawuka, hoduwaa joho, braa w ruky. Pawuk spokijno wyazyw na pae ludyny. A koy ludyna torkaa joho apky, pawuk spokijno i obereno perebyraw nymy. Ludyna turbuwaasia czy ne nadto rozyria twaryna: ce szkody zdorowju. I wjaze zrywaw pawutynnia chaj popraciuje, schudne, ce korysno. A pawuk? Win u swoju czerhu nacze namahawsia
rozwayty wjaznia. Szczoraz buo szczo nowe w tomu, jak pawuk snuwaw
swoju si, szczo zjednuwaa niky stou z perekadynoju. Inodi win zupyniawsia pid czas roboty, rujnuwaw czastynu siti, nacze buw czymo newdowoenyj,
i poczynaw pereroblaty jiji. Tomu Poywanow pysaw pro pawuka, szczo to bua
arystokratyczna natura
Szczo ce take? Pojichaw ty na kurort, a lizesz u pawucze carstwo w
jakomu Czenku! Ta czy mao ty rozkydawsia, wytraczaw swij ywyj taant
na dribnyci! Kydawsia wid odnijeji nauky do inszoji. A tut iszcze pawuky! Nu,
dio twoje, ne zapereczuju. Meni podobajesia twoje taanowyte rozkydannia,
dywowyne mozkowe zawychrennia. Do pobaczennia. Spodiwaju, ty szcze dobre widpoczynesz.
Z prywitom twij D. Czaruszyn.

Ja dumaw pro pawukiw, koy rano-wranci wyjszow z mista j podawsia tudy, de


student Bielankin zbyraw swij buket, buket z tymy arkuszykamy, jaki mene zdywuway, spanteyczyy, wwerhy mene w nespokij i ne wypuskaju z Czenka.
ysta Czaruszyna ja kilka raziw proczytaw u hoteli pry switli ampy. Szczo widkryw meni cej yst? Ja perekonawsia: newidomyj mandriwnyk, baajuczy znaty pohodu,
zmuszenyj buw sposterihaty powedinku pawukiw! U nasz czas! Nu dobre. yst Czaruszyna rozjasnyw znaczennia kilkoch sliw mikroarkuszykiw. Barometr Dionwala,
dumaw pro Poywanowa Ae teper, pisla cioho rozjasnennia, mikroarkuszyky stay
dla mene szcze bilsz zahadkowymy.
Czomu ja piszow tudy, de buo zirwano kwity? Due prosto. Ni wnoczi, ni na switanku ja ne mih zasnuty. Buo duszno. W instytut do Tarasewycza z ystom Czaruszyna
mona buo pity ysze w druhij poowyni dnia. Do toho pisla ysta Czaruszyna meni
due kortio pobaczyty pawukiw u naturi i, zwyczajno, pobuty w tomu misci, de buo
znajdeno zapysoczky.
Student Bielankin detalno rozpowiw w instytuti pro misce, de win narwaw swij
horezwisnyj buket, i ja dobre ujawlaw sobi, jak tudy jty.
Dorohu zaasfaltowano. Obabicz rosy w dwa riady moodi hnuczki topoli. Mabu,
jich posadyy todi , koy asfaltuway dorohu.
Ja jdu stekoju wzdow szose.
Kri zarosti kuszcziw to pokazuwaosia, to znykao more. Doroha pidnimaasia dedali wyszcze. Potim isza wnyz, znowu pidnimaa. De u daeczi wydniysia bili budynoczky dacznoho seyszcza naukowych praciwnykiw.
Wnyzu, pid horoju, w doyni, liworucz wid asfaltowoho szose, wjunywsia putiwe.
Win znykaw u haju. A tam, dali, szczo za rujiny?
Spustywszy z hory, ja na putiwci zustriw inku i chopczyka rokiw semy-womy.
Wony wey za powid kulhawoho konia. My rozhoworyysia. inka rozpowia, szczo praciuje w pidsobnomu hospodarstwi naukowych praciwnykiw. Ki zabyw nohu ob boronu;
treba pokazaty weterynarowi.
A tam, za hajem praworucz, spytaw ja, szczo to za rujiny?
Tam do rewoluciji buw majetok. Dywak-pomiszczyk yw, skazaa inka.
Ponawykydaw konykiw cej pomiszczyk, ponakopaw pid zemeju rizni chody, szczob prosto iz swojeji spalni pid zemeju do moria wychodyty. A to, buo, wnoczi pry misiaci bila
moria raptom zjawysia ta hostej z muzykoju za soboju prywede. Naszi didy rozpowidaju: Prychodymo my na muzyku ciu do moria, pidchodymo bycze a hulk, a muzyky we ne czuty i ludej ne wydno, nazad pid zemlu muzyka pisza
Ja ne dosuchaw, poproszczawsia i poczymczykuwaw dali.
Iszow i dumaw pro pawukiw. Ae ne mih ne dumaty i pro sznurky. Tak, pro
sznurky. Wony raz u raz rozwjazuwaysia, dowodyosia zupyniaty, nachylaty, zawjazuwaty jich, a wony znowu rozwjazuwaysia.
Sznurky sznurky Czorni j bili, korycznewi j owti, dowhi j korotki, tonki j
towsti wsi iz zaliznymy nakonecznykamy, wony wysiy na motuzci w runduczku
czystylnyka wzuttia w Czenku. Koy ja pidijszow do nioho, win staranno czystyw swoji
wysoki czorni czoboty, wytiahujuczy to odnu, to druhu nohu. ysze pisla cioho, namyuwawszy byskom czobit, win linywo podaw meni paru sznurkiw.
Jaki nepokirywi, neterplaczi, nespokijni sznurky distaysia meni u wasnis!
Perszoho-taky razu, koy ja zachodywsia kwapywo jich wtiahuwaty, wony widrazu
pokazay swoju wpertis. Nijak ne wazyy w diroczky. Ja smyknuw. A sznurok, szczob
widomstyty meni, skynuw swij maekyj zaliznyj nakonecznyk. Za de sznurok staw
zowsim koszatyj i, zresztoju, porwawsia.
Ta najhirsze wczynyy zi mnoju sznurky wczora wweczeri. Chotiosia szwydko sky-

nuty czerewyk, ae potiahnuw ne toj kine wuzyka wuzyk ne rozwjazawsia, a zatiahnuwsia tuho, due tuho. ezo brytwy zrizao wuzyk sznurok pokorotszaw. I zaraz
ja jszow stekoju obicz dorohy, a sznurok raz u raz rozwjazuwawsia. Ta czy ne smiszno,
szczo ja tak bahato howoriu pro sznurky? Anitrochy! I ne dywno, i ne smiszno! Ade
wse, szczo potim trapyo, powjazane same z pohanym charakterom mojich sznurkiw,
jaki z nezrozumioju zlistiu, pomszczajuczy na meni newidomo za szczo, we czas rozwjazuway i zmiszuway mene tak czasto nachylatysia do zemli.
Dumky moji czas wid czasu powertaysia do ysta Czaruszyna: Dionwal pawuky I bilsz za wse ja chotiw u ti chwyyny pobaczyty najzwyczajnisikoho pawuka.
Meni zdawaosia, szczo teper ja dywytymu na nioho zowsim inszymy oczyma. Pobaczu
joho zowsim ne takym, jakym baczyw zawdy. Ja poczaw ozyraty nawkoo, pidchodyw
do kuszcziw, ae nide ne pobaczyw i slidu jakoho-nebu pawutynnia.
Haj staw hustiszyj i temniszyj. Putiwe powernuw praworucz.
Ja jszow zanechajanoju, zabutoju aejeju kasztaniw, napiwtemnoju i prochoodnoju, pomi riwnych czornych stowburiw. Aeja poczaa szyrszaty i zamknuasia nawkoo derewjanoji napiwzrujnowanoji altanky. Tut-taky walaasia zirwana chwirtka.
Akacija, szczo rozrosasia tut, oczewydno, pisla toho jak ludy perestay widwiduwaty altanku, zakrywaa wchid.
Ja nasyu prodersia w altanku. Tut styrczay napiwzohnyli stowpczyky stoyka j
aw.
Ja prysiw na krajeczok poamanoji awy.
Pid awoju i pomi stowpczykiw bujno i wysoko rosa blido-zeena trawa. Pawutynnia, jake ja znajszow mi stowpiw altanky, buo sire j obirwane. W niomu powysy krychitni uamoczky hioczok. Pawuk, pewno, dawno joho pokynuw.
Raptom zaunaw rizkyj sobaczyj hawkit. Ja piszow na toj hawkit. Husti kuszczi
rozkwitoji szypszyny perehorodyy meni szlach. Jak harno czerwoniy jiji kwity! To ce
buo tut! Tut student Bielankin amaw hiky szypszyny, do jakych pryczepyysia zahadkowi arkuszyky W buketi buy j nezabudky. A o i wony spokijno rostu ponad
strumkom.
Hawkit prypynywsia. A potim poczuwsia znowu, ae ne takyj rizkyj.
Win nenacze doynaw zwidky z-pid zemli. Ja poczaw prydywlaty i prysuchaty.
Za kuszczamy ja pobaczyw szczo schoe na zemlanku. Wona bua zowsim nedaeko wid mene. Nad wchodom buo pryasztowano doszczanyj daszok. Na daszku eay
kwadratyky dernu. Ce buo zrobeno pospichom to tut, to tam z-pid dernu szcze wydniysia bili doszky. Do zemlanky wea neriwna doroha, wsia u wybojach i kaminni. Iz
zemlanky doynaw hawkit.
Ja pidijszow do wchodu i powoli, obereno poczaw spuskatysia wnyz. Kilka kamjanych schidciw. Riwne misce. Na riwnomu sti i dwa stilci.
Na stoli miano switywsia lichtar litucza mysza, eaa rachiwnycia i jaka
knyka.
Schidci wey dali, w hybynu. A zwidty ynuw urywczastyj sobaczyj hawkit.
Ehej, suchajte! huknuw ja w temriawu.
Chto tam? widpowiy znyzu. Sobaka zahawkaw szcze lutisze.
chu, mowczaty, Kuczeriawyj! prykryknuw chto na sobaku.
Sobaka zamowk.
Czy je tut chto-nebu? Wychote!
Spoczatku mowczannia, potim potim znowu okryk:
Chto tam?
I znowu, nacze u widpowi na ci dwa sowa, szaenyj hawkit. Na riwne misce strybnuw sobaka. Strybnuw i staw jak ukopanyj; we rudyj, a spyna czorna. Win dywywsia
na mene zowsim ne zahrozywo i machaw puchnastym chwostom.
Chto, krekczuczy j ochkajuczy, jszow schidciamy. Z temnoji hybyny pidnimaasia

ruka iz zaswiczenym lichtarem.


Peredi mnoju zjawya mohutnia inocza posta u watianci i weykych humowych
czobotiach.
Zdrastujte! prokazaa inka basom i dodaa: Pryjichay? Za wykykom?
Pryjichaw, widpowiw ja rozhubeno.
A de wasz transport?
Jakyj transport?
Bez transportu ne mona.
Ae ja ja pryjszow
W tim-to j ricz, szczo bahato chto chody siudy.
Bahato chto? perepytaw ja.
Wy szczo, zahadky pryjszy zahaduwaty, kwitoczky zbyraty, jak inszi, czy po
owoczi pryjichay? Cybula, morkwa, buriaky. Jakszczo wy po owoczi, to czomu bez maszyny, bez tary dla wantaennia? Chto wy takyj?
Chto ja?
Same tak! Z jakoji nahody na bazu zajawyysia?
Storopiwszy, rozhubywszy pid natyskom zapyta, ja ne znaw, jak use pojasnyty
serdytij inci, i ysze proburmotiw:
A wy chto? Jaka baza?
Jak tak chto ja? Ja Hanna Iwaniwna Czernykowa, zawiduwaczka Rajcharczotorhu.
Proszczajte! wyhuknuw ja, powernuwsia j piszow.
Stupywszy desiatok-druhyj krokiw, ja ohlanuwsia i z-za kuszcziw pobaczyw: za
mnoju, trymajuczy sobaku na powidku, jsza Hanna Iwaniwna Czernykowa.
Ja strybnuw czerez neszyrokyj strumok. Klatyj sznurok! Znow znowu rozwjazawsia. W kotryj raz! Ja nachyywsia, potiahnuw za obydwa kinci sznurka. Jaka koluczka (repjach, czy szczo!) zaczepyasia za roztripanyj kine sznurka. Ja zachodywsia
znimaty jiji. W koluczci zaputawsia dochyj pawuk.
Wsiu dorohu ja dumaw pro pawukiw, pro yst Czaruszyna, mabu, tilky czerez
ce ja j pomityw pawuka i schowaw joho w sirnykowu korobku.

Barometr Dionwala isnuje! O yst, a o i zipsowanyj barometr! wyhuknuw


ja, zachodiaczy do kabinetu dyrektora instytutu Stepana Jehorowycza Tarasewycza, i
pokaw na sti ysta Czaruszyna ta sirnykowu korobku z dochym pawukom.
Profesor strymano prywitawsia zi mnoju, hlanuw na mene deszczo spanteyczeno
i, widrekomenduwawszy docentowi Serafymi Wasyliwni Woroncowij, dodaw:
Spodiwaju, porywczastyj chid waszych mirkuwa z prywodu znajdenych zapysok ne bude utrudnenyj prysutnistiu naszoho moodoho specilista. Mulary nadto
dowho farbuju korydor i dejaki kabinety, i Serafyma Wasyliwna roztaszuwaa u mene
iz swojimy mikroskopamy.
Z-pid weykych skee okulariw na mene hlanuy houbi oczi. Hlanuy, jak meni
zdaosia, wkraj nasmiszkuwato.
A potim Serafyma Wasyliwna znowu zwernua swij pohlad do mikroskopa, i jiji
prawa ruka szwydko pobiha po arkuszu paperu, szczo zapysujuczy.
Stepan Jehorowycz uwano proczytaw ysta Czaruszyna i rozwiw rukamy:
Chaj tak! Chaj barometr Dionwala pawuky. Ae szczo ce miniaje?
Wse! Wse miniaje! Jakszczo isnuje barometr Dionwala, znaczy
znaczy, rozsmijawsia Tarasewycz, isnuju i pawuky!

Znaczy, isnuje i mandriwnyk, jakyj zmuszenyj peredbaczaty pohodu za powedinkoju pawukiw.


Hra ujawy!
Szczo? A zapysky? Ja baczu wjucznu twarynu na pryponi, mandriwnyka, jakyj
ue skaw use u swij miszok i dopysuje szczodennyk
Rebusom nazywajesia zahadka, jaka polahaje w tomu, szczo czastyna sowa
abo cili sowa peredano z dopomohoju namalowanych gur, not abo inszych znakiw,
zwuczannia jakych schoe iz zwuczanniam zadumanych sliw, powoli mowya Woroncowa, prodowujuczy dywyty u mikroskop.
Szczo wy choczete cym skazaty? spytaw ja.
Jakyj artiwnyk skaw rebus, krosword. W niomu zamis prostoho sowa pawuk prostawyw dwa sowa: barometr Dionwala, a poriad z Eratosfenom yczynku babky I ot wy muczytesia, widhadujete cej rebus.
Rebus, krosword, powtoryw ja u dumci i widczuw, szczo ci weseli j prosti sowa,
same jichnie zwuczannia ne tilky znimaju iz zapysok wsiu zahadkowis, a j pokazuju
use w smisznomu wyhladi. Ta ce widczuttia trywao ysze my. Ni! De, chto. koy i nawiszczo bude skadaty taki kroswordy?
I ja skazaw:
Ne zarady kroswordiw i rebusiw ja zayszywsia w Czenku, zabyraju czas u was,
Stepane Jehorowyczu, pysaw Czaruszynu. A siohodni wranci nawi pobuwaw tam, de
student Bielankin razom z kwitamy pidibraw zahadkowi arkuszyky.
Z czym e wy powernuysia z cijeji ekspedyciji?
Ekspedycija ne wdaasia. Pidibraw odnoho pawuka, ta j to dochoho
Dochyj pawuk!.. hoosno zasmijaa, widchyywszy wid mikroskopa, docent
Woroncowa. Wona smijaasia dedali hoosnisze: Dochyj pawuk!.. Oj, ne mou! Do
do do chyj!.. Dajte podywyty!
Woroncowa pidbiha do pawuka, jakyj eaw u sirnykowij korobci. Wona zniaa
okulary, protera jich i znowu poczepya, wdywlajuczy u pawuka.
Apofeoz poszukiw, zahadok, ystiw u Moskwu dochyj pawuk!.. Jak e wy,
Stepane Jehorowyczu, zwernuasia wona do profesora Tarasewycza, ne podumay,
szczo wse tak prosto i zrozumio: jakyj dacznyk duriw, skadaw krosword, a literator z
Moskwy namahajesia z kropywy robyty dimanty!
Dacznyk? Ae dozwolte! wyhuknuw ja. Tam, de znajdeno arkuszyky, nijakych dacz nemaje!
A witer? rwuczko obernua do mene Woroncowa. Witer ne hajnuje czasu
na durnyci, jak dechto. Naetiw i ponis iz pidwikonnia ci smiszni zapysky.
A znajete, skazaw Stepan Jehorowycz, u ciomu twerdenni je sens. A my
my jawno peremudruway.
Szczo ja mih widpowisty? Jak zapereczyty? Peredi mnoju eay tilky dochyj pawuk i welmy dywni zapysky.
Ot wy j mowczyte! z usmiszkoju prokazaa Woroncowa. Nema szczo skazaty! A perebaamutyy we instytut. Chiba ne tak?
Peremudruwaw, wyznaju, peremudruwaw
Woroncowa powernuasia do mikroskopa i znowu poczaa szczo szwydko zapysuwaty.
Tak, zabukay my z wamy, stycha mowyw Stepan Jehorowycz. A ot moodyj specilist nas pidprawyw.
Szczo , czas widkaniatysia, jichaty zwidsy, widpowiw ja i poczaw proszczaty.
Znajete szczo? promowya raptom z ahidnoju usmiszkoju Woroncowa. Ja
wam na zhadku etyketku na pawuka dam, wyznaczu toczno rid i wyd. Ae szczo ce pryypo do joho apy?

Szczo buo dali? Ja stojaw bila dwerej, Stepan Jehorowycz zapysuwaw moju moskowku adresu, i raptom
Oj, szczo ce? Ach, ne moe buty! wyhuknua Woroncowa. Szwydsze siudy!..
Dywisia! Arkuszyk! Sowa!
My obydwa pidbihy do mikroskopa:
Szczo staosia?
Szczo? Szczo?
Woroncowa widkynuasia na spynku stilcia, okulary spowzy na kinczyk nosa. Na
obyczczi buw perelak, zbenteennia, rozhubenis.
Dywisia! Czytajte!
Arkusz 1022
Ote, wse zrozumio. Tuberkuloz je wylikownym. Jak likar, ja pryjszow
do rozuminnia cioho pisla riadu sposteree, pro szczo detalno zapysaw na poperednich arkuszach szczodennyka.
Usi znaju: tuberkulozna bacya otoczena oboonkoju. Za swojimy chimicznymy j zycznymy wastywostiamy cia oboonka podibna do wosku. Proteolityczni fermenty, hidrolizujuczi biky i polipentydy nespromoni zrujnuwaty woskowu oboonku tuberkuloznoji bacyy, i tomu organizm ludyny ne
moe sprawytysia z cijeju bacyoju. Nemaje takych likiw, jaki dopomohy b rozszczepyty woskowu oboonku bacyy. Ce widomo wsim likariam. Ae cymy
dniamy ja sposterih poriad zi mnoju komachu, jaka ywysia woskom i peretrawluje joho. Chiba ne jasno, szczo cia komacha woodije fermentom, jakyj
moe zrujnuwaty woskowu oboonku tuberkuloznoji bacyy, rozszczepyty yry
oboonky. Cia komacha husenycia bdoynoji moli Gaeria meonea. Ja
proponuju wywaty chworomu na tuberkuloz krow huseni. Ne maju sumniwu:
fermenty krowi huseni zrujnuju yro-woskowu oboonku bacyy, i organizm
ludyny ehko peremoe zneyrene tio bacyy. ycho ludstwa tuberkuloz
znykne! Gaeria meonea ehko rozwodyty: potribni ysze wysoka temperatura i weyka kilkis woszczyny. Ae dywowynyj wypadok, moja nejmowirna
dola, pro szczo ja we pysaw u arkuszach 2-12

Docent Woroncowa dywya u mikroskop i czytaa cioho ysta spokijno, wyrazno i


czitko. Proczytawszy frazu pro nejmowirnu dolu i dywowynyj wypadok, szczo stawsia
z likarem, jakyj pysaw ci zapysky, wona pidwea hoowu wid mikroskopa:
Na ciomu tekst urywajesia!
Napruena tysza zapanuwaa w kabineti. I koy Stepan Jehorowycz, szczob
uwimknuty horisznie swito, pidijszow i powernuw wymykacz, kroky joho j kacannia
wymykacza wydaysia meni rizkym stukotom, a swito ampoczky prymusyo zdryhnutysia.
Schyywszy nad mikroskopom, Stepan Jehorowycz proczytaw zapysku szcze raz,
a potim rozwaywo mowyw:
Teper treba poriwniaty, zistawyty z tijeju zapyskoju, jaku student Bielankin
pidibraw tam e z buketom kwitiw Ot-ot, diakuju. Zbilszi oswitennia, Serafymo Wasyliwno, szczo ne w fokusi Diakuju. Tak, ta sama ruka, i toj samyj poczerk, i toj samyj
sposib zmenszennia za dopomohoju fotoaparata.
Schwylowanyj, ja schyywsia nad mikroskopom, sykujuczy szczo-nebu rozhedity, proczytaty, ae niczoho ne baczyw.
Poriad zi mnoju Stepan Jehorowycz skazaw:
O szczo bezumowno: dumka pro likuwannia tuberkulozu w takyj sposib due
oryginalna. Pysaw ne dyetant. Likar. Fachiwe Tuberkuloz teper uspiszno likuju

streptomicynom, paskom ta inszymy medykamentamy. Z uspichom zastosowuju chirurgiczne wtruczannia Jakyj e likar cioho ne znaje? A tut raptom likuwannia tuberkulozu fermentamy huseni bdoynoji moli. Powtoriuju: propozycija due oryginalna,
ae j due zapiznia.
Junomu dacznykowi podaruway mikrofotoaparat, a zbilszuwacz zabuy, zauwaya, smijuczy, Serafyma Wasyliwna, i ot nasz junyj fotograf poczaw rozwaaty.
Znimaw, mudruwaw nad czym popao. Rizni rebusy pro Eratosfena, dawni ysty, zapysky, wypysky z starowynnych medycznych urnaliw Trapywsia b jomu recept pro te,
jak wyrostyty woossia na ysyni, win sfotografuwaw by i cej recept.
Ja neuwano suchaw jichniu rozmowu, probuwaw pokrutyty jakyj gwynt u mikroskopi, nachyywsia nad nym, ae tak-taky niczoho ne pobaczyw i z neterpinniam poczaw ohladatysia na wsi boky.
Szczo, ne wydno? pomitya, zresztoju, Woroncowa. Wona mowczky pokrutya
odyn, druhyj gwynt mikroskopa. Teper dobre?
Tak, tak! Diakuju!
A o druhyj, nowyj arkuszyk, jakyj wy prynesy siohodni z pawuczkom.
I pid skelcem mikroskopa wynyk hostryj, deszczo staromodnyj poczerk z ehkoju
wjazziu, z nachyom upered i z literoju ja.
Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dola, czytaw ja sowa i ne w syli buw
widwesty wid nych pohladu. Ja wczytuwawsia w sowa, wdywlawsia w nych, i meni
poczao zdawatysia, niby sowa zwucza, nemow jich chto wymowlaje zowsim porucz
huchym, stareczym hoosom. Zdawao, mikroskop ne tilky zbilszyw linijni massztaby
sliw na paperi, ae j stworyw zwukowu tkanynu, stworyw te tio ywoho sowa, jake,
zihriwajuczy i napowniujuczy tepym podychom ludyny, wychoplujesia nazowni,
zwuczy, zmuszuje dumaty, poczuwaty, trepetaty sercia suchacziw.
Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dola
I peredi mnoju wynykaje w usich podrobyciach odna istorija, jaku ja poczuw unoczi
w pojizdi, pidjidajuczy do Czenka. Odyn ne znajomyj meni pasayr rozpowiw pro dywowynu dolu jakoho likaria, szczo dawnym-dawno yw u Czenku. Wse w cij rozpowidi nibyto j buo wirohidne, ae take nezwyczajne i nespodiwane, szczo a wykykao w
meni nedowiru do opowidacza. A zaraz, tut, joho sowa raptom oyy i micno powjazay
iz zapyskamy, szczo eay pid mikroskopom.
Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dola
Dozwolte , skazaw ja, zwertajuczy do Serafymy Wasyliwny j Stepana Jehorowycza, perekazaty wam istoriju odnoho likaria, jakyj yw koy u Czenku. Meni
zdajesia, szczo cia istorija proywaje swito j na zapysky. jiji ja poczuw unoczi w pojizdi.
Sprosonnia? ironiczno zapytaa Woroncowa.
Wy byki do istyny. Prokynuwsia na werchnij poyci wahona j czuju Ade wy
znajete, szczo ja jichaw siudy, w Czenk, aby sisty na paropaw i na kurort

Posztowch. Prokynuwsia. Pojizd stojaw. Z werchnioji poyci wahona buo wydno,


jak za wiknom w temno-syniomu nebi zupynywsia misia.
Na ostannij stanciji misia powilno j obereno wypyw z-za wodokaczky. Ae pojizd
ruszyw, i misia zrazu raptom propyw nad wodokaczkoju, nad derewamy bila patformy j kynuwsia prowodaty joho. Misia bih u nebi zakopotano j diowyto, we czas
zazyraw u wikna wahona i zupynywsia teper, koy pojizd te zupynywsia. Misia pylno
dywywsia u wikno, na pojizd: czy skoro win ruszy dali? daw. A pid nym u stepu dene-de rozwijuwawsia tuman, sribyasia trawa.

Czoho my stojimo? spytaw czyj moodyj hoos na nynij poyci.


Ja prysuchawsia. Pewno, spaw ja due micno i ne czuw, jak ci pasayry zjawyy
u kupe. A chto unyzu, stareczym pokaszluwanniam widokremlujuczy sowo wid sowa,
widpowiw:
Czekajemo zustricznoho,
Zapaa ta napruena tysza, jaka buwaje, koy hupoji noczi pojizd raptom zupyniajesia w dorozi i, mowby ywa istota, czoho de.
I wy, Oeksiju Mytrofanowyczu, znajete joho? poruszyw tyszu wse toj samyj
moodyj hoos.
Nawi ne raz osobysto rozmowlaw. Czenk buw todi zabutym bohom misteczkom. Wrachujte carki czasy! Todi z japonciamy szcze ne wojuway. I zaliznycia werstow za simdesiat wid Czenka prochodya. Odne sowo, zakutkowe, huche misteczko.
Wsi tut odne odnoho znay.
I zawdy likar buw takyj dywakuwatyj?
Joho czerez szczo w misteczku za dywaka wwaay? Czerez te, szczo ystiw iz
Moskwy bojawsia. ystonosza prynese ysta z Moskwy, a win joho i w ruky ne bere. Niby
tam zmija w zapeczatanomu konwerti ey. Wsi znay: ysty, ne rozpeczatujuczy, win
widsyaje nazad do Moskwy. Ja j sam ce wwaaw by za dywactwo, jakby raptom zowsim
wypadkowo ne staw swidkom, tak by mowyty, strasznoji myti w ytti likaria I wse
meni widkryosia. Pisla otijeji myti nichto w misti likaria ne baczyw. Win znyk, nacze
kri zemlu zapawsia! A tut rizni czutky piszy
Nu j dia Pro take knyky pyszu, proskrypiw czyj nowyj hoos u temriawi.
To szczo trapyosia? neterplacze spytaw moodyj.
Staryj zakaszlawsia dowhym, bolisnym kaszem. Win, oczewydno, chotiw szczo
skazaty, widmahawsia wid kaszlu. Ja zwisyw hoowu z werchnioji poyci, szczob poczuty
kine cijeji istoriji. Skilky tajemnyczoho nasuchajeszsia protiahom dowhych dniw dorohy i na paubach paropawiw, i u wahonach pojizdiw. Zawdy znachodysia didok, jakyj buw oczewydcem najnejmowirniszych. podij, i zawdy znachodiasia wdiaczni suchaczi.
Za wiknom, jak i persze, mowczky stojaw u nebi misia. Stepowa riczka w misiacznomu siajwi wydawaasia neporusznoju. Obereno schylay do byskuczoji wody temni
kuszczi.
Nareszti staryj zahoworyw:
Wy pytajete, szczo trapyosia z likarem? Skau. Ne pidhaniajte. A poky szczo
proszu zwayty: todi jaki czasy buy? Trochy ne tak, jak usi, ywe ludyna, w dywaky
zapyszu. Tak i z likarem buo. A za wiszczo? Po-persze, za te, szczo ne sidaw za sti u
karty hulaty z akcyznymy czynownykamy; po-druhe, za te, szczo aparat wynajszow i u
powitri litaty nadumaw. Doslidy rizni robyw. Hroszej za likuwannia ne braw, a patnia
abo na doslidy jsza, abo chworym na swoji koszty w apteci liky kupuwaw
Ja suchaw staroho i dumaw: poczatu istoriju ne bude zakinczeno. Jiji prosto wyhadano. Opowidacz sam ne znaje kincia, ne znaje, szczo trapyosia z likarem, a prosto
widdajesia spohadam pro daeke mynue. Abo, moywo, dida wdoma ne tisza nadmirnoju uwahoju, win nabryd swojimy baaczkamy. Z nioho nawi kepkuju onuky, a tut,
u ciomu wahoni, de za wiknom zawmera tysza stepu, joho suchaju z weykoju cikawistiu. I sprawdi, staryj did szczo dali, to bilsze widchylawsia wid poczatoji nym istoriji:
win rozpowidaw pro zwyczaji czynownykiw i kupciw u misteczku, rozkazuwaw, skilky
czasu koy wytraczaosia na te, szczob sko w ampach buo czyste i hnoty dobre zapraweno. Win howoryw howoryw
Ehe , tijeji noczi ja w pryjatela zatrymawsia. Pamjataju, hroza straszenna bua.
Iz zywoju. A koy doszcz prypynywsia, ja dodomu podawsia. Szcze pamjataju: na hori,
w monastyri, odynadciatu wybyo.

rym.

Odynadciatu wybyo, mechaniczno powtoryw ja w napiwdrimoti slidom za sta-

I, we ne suchajuczy joho, domalowuwaw u swojij ujawi huche niczne misteczko


pisla doszczu: koy zywa zakinczya, nebo, mabu, widrazu oczystyosia wid chmar;
wmyti doszczem zirky stay weyki j poczay pylno dywytysia na mokri dachy sonnoho
misteczka. O zamowk ostannij odynadciatyj udar dzwonu, i szcze tychsze stao nawkoo, ae zowsim jasno czuty, jak na derewach, u palisadnykach, skoczujuczy i padajuczy z ystka na ystok, postukuju waki krapyny.
Szcze zweczora w konomu budynoczku prohrymiy boty wikonny, prorypiy zasuwy worit: use zapeczatano, zaczyneno, zamknuto. De wypadkowo poczynaw brechaty
sobaka i widrazu zamowkaw. Znowu tysza, stukit krapyn. Doszky trotuariw mokri, i
tomu kroky zapiznioho perechooho staroho, jakyj zaraz wede swoju rozpowi (todi
win buw szcze moodyj), joho kroky buy pryhuszeni
Takym ja ujawyw sobi splacze niczne misteczko.
Ae pro szczo iszcze howory cej didok tam, unyzu? Pro skrypku? Pro jaku
skrypku?
I raptom skrypka! Ot idu ja, a zowsim byko stao czuty skrypku. Hraje wona
tak alibno, niby koho rozbudyty bojisia i strymaty obrazy ne moe. Zupynywsia ja. Zza kuszcza buzku baczu likar na skrypci hraje. Swiczka na stoli hory. Zowsim ja buw
zasuchawsia, pro wse na switi zabuw. Mabu, do ranku stojaw by tak i suchaw, jakby
na wuyci zowsim poriad ne zadzweniy bubonci. Dywlu do likarewoho budynku faeton pidjidaje. Konej ja widrazu wpiznaw. Todi w Czenku miszczanyn takyj buw, Iwan
Fedosijowycz, konej pid sido naprokat dawaw i raziw zo dwa na tyde faeton za simdesiat werst do stanciji podawaw ta zustriczaw moskowkyj pojizd, pasayriw do mista
prywozyw. I ot baczu ja zazy wysokyj na zrist dobrodij. Z kokardoju na kaszketi.
Jde prosto w siny. Likar hraje, niczoho ne baczy, a pryjidyj ue pered nym stoji i
ruku na skrypku kade.
Zdrastujte!
Probaczte, ja was ne znaju
Wy ysty naszi nazad widsyay. O wony. Czytajte! Dajte widpowi! Ja zaczekaju.
Dajte meni spokij!
Ja dowirena osoba torhowelno-promysowoho banku Bratiw Dutowych. Dozwolte wam nahadaty, szczo, buwszy studentom ostannioho kursu Moskowkoho uniwersytetu, wy zahubyy rukopys z riznymy proektamy. I ohooszennia zwoyy daty pro
zahubene. Za bu-jaku wynahorodu bahay powernuty.
Tak, buo take.
A dali? Dohoworiujte, dohoworiujte!.. Rukopys iz proektamy meni prynis hospodar charczewni, de ja zahubyw papery.
Hospodar wam skazaw: O, mowlaw, proektyky Ja pokazuwaw jich riznym
znajuczym ludiam, ti kau weyki hroszi na cych wyhadkach zarobyty mona. Tilky
ot ycho: odnyj wasz proektyk ne zakinczeno. Poczato kynuto, poczato kynuto. A
jak konyj proekt do dia dowesty tilky odna ludyna moe znaty, ysze ta, szczo jich
prydumaa. I szcze wam chaziajin skazaw, szczo pojasnennia j kopiji z proektiw dla
poriadku zniato. A szczo z toho? Wse ce poky szczo mertwyj kapita. I hospodar widdaw
wam usi waszi proekty w oryginaach. Czy ne tak?
Tak!
A wynahoroda? Ade hroszi do banku wid was po zobowjazanniu, po wekselu, ne
nadchodyy?
Ni pered kym ja ne zobowjazanyj zwituwaty pro swoji wczynky.
Nahaduju: hroszej u was todi ne buo. Jich nemaje j zaraz. Hospodar charczewni
was poaliw, pohodywsia wziaty weksel na tysiaczu karbowanciw.

Sprawdi, buo take. Ae za jakym prawom wy zi mnoju tak rozmowlajete?


Ot weksel. Pati!
Dajte meni spokij, dobrodiju! Weksel ja daw ne wam, a hospodarewi charczewni.
My todi domowyy. Win czekatyme.
Domowyy!.. O joho peredatocznyj napys na wekseli. Teper wasnyk weksela
bank Bratiw Dutowych. Protest uczyneno. Pati!
Dajte czas Poczekajte! Ja rozpaczusia za misia.
Widstroczok ne bude!
Tyde, odyn tyde. I ja rozpaczu.
Ne wiriu!
De ysze odyn de dajte meni!
Znajete szczo? Bank powerne wam weksel, a wy na pymi widmowytesia wid
swojich proektiw na korys banku. Ne prychowaju za kordonom adni prystosuwaty
do dia odyn proektyk. Czekaju.
Dajte czas Ja podumaju, odyn de
Zaraz za czwer dwanadciata. O dewjatij ranku ja budu tut. Abo proekty, abo
pati po wekselu!
Pryjidyj wyjszow. Rypnuy schidci hajku. Dobrodij szyroko rozsiwsia w faetoni.
Bubonci zadzweniy, i wse zatycho. Doszcz poczawsia znowu, ta riasnyj takyj. Ja pospiszyw dodomu.
Wranci w misti wsi achnuy likar znyk. Nacze u wodu wpaw. Poczay szukaty,
dopomynatysia. Pastuch baczyw, jak chto due rano jszow do altanky, szczo bila pasiky
za mistom. Wziaysia pasicznyka rozpytuwaty. A toj widpowidaje: Baczyw!.. Na switanni projszow czoowik A szczo za czoowik ne rozhediw Pohoda bua pochmura,
bdoy ne wylitay, ja j zasnuw. Znaty niczoho ne znaju i widaty ne widaju.
Poczay todi prydywlatysia do slidiw. Pisla doszczu jich dobre wydno. Ae za strumkom slidy kinczaysia
Did-opowidacz zamowk. W kupe wse szcze buo temno. Ta de daeko poczaw blidnuty kraj neba, switliszi stay kuszczi bila riczky, i woda w nij we perestaa byszczaty.
Ja podumaw, szczo tajemnycze znyknennia heroja najkraszcze siuetne zawerszennia wsijeji istoriji. Ae tam, unyzu, suchaczi poczay wymahaty podroby.
A czy bua zapyska?
Staryj detalno pojasniuwaw:
Spoczatku podumay, szczo likar u mori wtopywsia. Ae potim znajszy zapysku,
jaku obhoriu. A w nij take chytromudre buo napysano, szczo rizni czutky piszy. Do
adu niczoho zrozumity ne mona. Ta j poczay zabuwaty pro wsiu ciu sprawu. Ja te
pro wse b zabuw, jakby ne pasicznyk. Prochopywsia win jako meni sowom, szczo ysze
pro ludke oko, aby wid nioho widczepyysia, skazaw, bucimto spaw i niczoho ne baczyw,
jak toj czoowik do strumka prybih
Dowhyj, protiahyj hudok zustricznoho pojizda zahuszyw sowa opowidacza. Iz
swystom ta hurkotom promczaw kurjerkyj, zamyhotiy owti widbysky na stinach
kupe.
Nasz pojizd prohuw u widpowi, ruszyw z miscia, prohrymotiw po mostu i unko
zastukotiw po szpaach. I w nebi z miscia ruszyw misia. Ue zblidyj, win popyw u
wysoczyni slidom za pojizdom. Powijaw swiyj stepowyj witre. Nedoczuwajuczy sliw
wypadkowych pasayriw, ja zadrimaw pid rozmirenyj stukit kolis.
Prokyte! Prokytesia, hromadianyne! Peredi mnoju stojaw prowidnyk wahona. Pidjidajemo do Czenka
Ja spustywsia z werchnioji poyci. W kupe buo poronio.

Konyj opowidacz, konyj czyte znaje: buwaje taka chwyyna, koy uwaha suchacziw nespodiwano zahostriujesia, niby wmykajesia czutywyj kontakt. Tak samo mowcza suchaczi, w tyszi zwuczy toj samyj hoos opowidacza, ae win widczuwaje, szczo z
jakoji chwyyny, z jakoji frazy suchaczi poczynaju rozumom, sercem i ujawoju swojeju yty doeju herojiw, pro jakych wedesia rozpowi. Bilsze toho, dumky i poczuttia
suchacziw wyperedaju opowidacza. Byszcza oczi, miniajesia wyraz obycz I we
poczaosia najhoownisze: zazwuczay pauzy sekundy mowczannia opowidacza. Jakoji hybyny, nepidrobnoji szczyrosti nabuwaje wsia rozpowi! Tak buo i z istorijeju pro
znykoho likaria z Czenka, jaku ja rozpowidaw Woroncowij i Tarasewyczu. I, koy ja
zakinczyw opowidaty, szcze z chwyynu trywaa ta uwana tysza, z jakoju mene suchay.
Nas oboch zachopya wasza rozpowi! wyhuknua nareszti Woroncowa.
My schwylowani doeju wyhadanoho wamy likaria. Prydumano zdorowo! Tilky de kine?
Wziaysia rozkazuwaty, treba buo j kine prydumaty.
Tut zowsim ne wyhadka! Ne fantazija! wyhuknuw ja. Szczo? Chiba wy ne
baczyte?.. Cia istorija z likarem Chiba wona ne powjazana iz zapyskoju pro tuberkuloz, jaka ey pid mikroskopom?
Ja we dawno ywu w Czenku, ae niczoho ne czuw pro znyknennia jakoho
tam likaria, pochytaw hoowoju Stepan Jehorowycz.
Win stomeno j powilno pidijszow do sejfa i nekwapywo poczaw joho zamykaty.
Woroncowa staranno protyraa skelcia okulariw ta chowaa jich u futlar. A ja? Ja ne
znaw, szczo robyty. Mowczaw. Bentene widczuttia prowyny pered zajniatymy lumy
poczao opanowuwaty mene. Marno zabyraw czas U dumci ja perehlanuw usi dni,
szczo jich ja prowiw u Czenku. Nawiszczo ja prychodyw z buketom kwitiw do studenta
Bielankina, jakomu treba buo dumaty pro zaliky ta ekzameny? Nawiszczo ja o ue
kotryj raz widrywaju profesora Tarasewycza wid roboty, prynoszu jaki arkuszyky? Nawiszczo czerez mene prymusyy drukarku terminowo drukuwaty zamis program i nakaziw jaki rebusy, proczytani pid mikroskopom? Poczuttia prowyny j soromu wkraj
stomyo mene.
W instytuti buw remont. My jszy dowhym temnym korydorom i zaczipay jaki
widra, stojaky. W drotianij sitci a pid steeju miano swityasia zalapana biyamy eektryczna ampoczka. Kroky unay huczno i budyy nicznu tyszu dawno sporonioho instytutu. Ja dywywsia na ampoczku i dumaw: Ja zowsim jak wona, cia ampoczka,
szczo swity ne tak, jak treba. Ae jij, zaporoszenij, zalapanij biyamy, pereszkodyy
swityty neochajni malari i nedbajywa prybyralnycia. A meni? Chto zawaaje meni yty
jak treba? Ja sam. Tilky ja.
My wyjszy z instytutu i poczay proszczatysia. Litnia nicz bua zaduszna, dychaosia wako.
Profesor Tarasewycz, proszczajuczy, staw rozraduwaty mene.
Ne bida, jakszczo wyhadanu wamy istoriju pro znykoho likaria nijak ne mona
powjazaty z zapyskamy, jaki wy znajszy. Ne urisia! Istorija sama po sobi cikawa. ysze kincia nemaje.
Woroncowa weseo trusnua moju ruku.
Ja zayszywsia bila dwerej instytutu. Namahawsia daty swojim dumkam ad. Po
asfaltu unko stukotiy pidbory Woroncowoji, wpewneno i spokijno czowhay pidoszwy
profesora Tarasewycza.
Potim z temriawy doynuw nasmiszkuwatyj hoos Woroncowoji:

Prydumajte i rozkai nam zawtra uranci kine cijeji istoriji pro znykoho likaria z Czenka!
Kroky wszczuchy. Hoosy zatychy.
A ot kine i prydumaty ne mona, poczuw ja porucz sebe czyj tychyj, stareczyj hoos. Likar Sergij Sergijowycz Dumczew jak znyk, tak pro nioho w naszomu
misti z tych pir ni suchu ni duchu
Chto ce? Chto howory?..

Bili zawisky na wiknach zasnuy, pobiliy, zasribyysia: misia upowni stojaw nad
mistom. Tini parkaniw, dachiw, kraniw nowobudow, derew spay na brukiwci u najnespodiwaniszych pooenniach. A moja ti peremiszczaasia, metaasia to znykaa, to
znowu zjawlaa: ja jszow szukaw budynok z basztoczkoju.
Budynok z basztoczkoju?
Tak!
Poczuwszy u temriawi, szczo likaria, jakyj koy znyk, prozyway Sergij Sergijowycz Dumczew, ja zdryhnuwsia z nespodiwanky, spanteyczennia, podywu, a potim,
otiamywszy, wyhuknuw:
Chto ce? Chto howory?
Ce ja, Andrij Warfoomijowycz, storo instytutkyj. Jak pryjszow czerhuwaty,
tak stilcia wynis siudy. Nicz tepa. Spoczatku rizni walsy suchaw z mikoho parku.
Potim usi wy wyjszy, ja kine waszoji rozmowy poczuw. Buw, buw takyj likar u naszomu Czenku. Ta ot znyk
Ae jak? Za jakych obstawyn? Szczo z nym staosia? zakydaw ja storoa zapytanniamy.
I poczuw ja u widpowi:
Pro ce mene, szanownyj, ne pytajte. Bahato todi riznych baaczok buo. W misti
z tych czasiw, moe, tilky dwoje-troje ludej yszyosia. O, prymirom, Buaj Polina Oeksandriwna. Wiku jij we czymao. Nu, moodsza wid mene rokiw tak na desia. Pohowori z neju i bahato pro szczo wid neji diznajetesia. Due sympatyczna osoba. A w misti
jiji koy wicznoju nareczenoju nazyway. Nibyto czekaa wona, czekaa nareczenoho
swoho, Sergija Sergijowycza Dumczewa, w tomu samomu budynoczku z basztoczkoju, z
jakoho win I piszow, znyk. Tak i ywe wona tam do siohodnisznioho dnia.
A adresa?
Jaka tam adresa! O koy jty zwidsy liworucz, dijdete do prowuka, a prowuok
wywede do poszczi, wid neji bulwar ide, z bulwaru powernete w druhu wuyciu
znowu liworucz. Z cijeji wuyci, wwaaj, tretij prowuok praworucz. Tak ot u ciomu prowuku, z prawoho boku, czetwertyj budynok wid rohu pisla parkanu. Budynok z basztoczkoju. Ae jak by wam ce kraszcze pojasnyty z mezoninczykom takym. A nawkoo
mezoninczyka bakonczyk. Maesekyj, z bylciamy.
A jak nazywajesia prowuok?
Ranisze Werchniotrojikym nazywawsia, a zaraz ne znaju. Ta wy j tak znajdete.
Jak ja skazaw, tak i jdi Ta nawiszczo , szanownyj, unoczi ludej turbuwaty? kryknuw meni nawzdohin Andrij Warfoomijowycz, pobaczywszy, szczo ja kynuwsia liworucz, do prowuka.
Zwyczajno, ja ne zbyrawsia stukaty wnoczi w czui dweri, budyty opiwnoczi neznajomych ludej.
To nawiszczo ja szukaw budynok z basztoczkoju? Chiba stane zrozumiliszyj
temnyj zmist mikrozapysok wid toho, szczo ja pry misiacznomu switli hlanu na jakyj

budynoczok? I chiba moe isnuwaty jakyj-nebu zwjazok mi ludynoju, szczo znyka


bahato-bahato rokiw tomu z budynoczka z basztoczkoju, i krychitnymy zapyskamy,
znajdenymy dwa tyni tomu w due dobromu wyhladi na kwitach za mistom?
Ae treba! Obowjazkowo treba buo pereswidczytysia, szczo je takyj budynoczok w
Czenku, a ote, i niczna rozmowa, poczuta w pojizdi, ne wyhadka.
Samo soboju zrozumio, mona bude zwiryty poczerk dywowynych zapysok z jakym-nebu receptom, szczo zberihajesia w inky z budynku z basztoczkoju. Neobchidno perekonatysia, szczo pysaw ci zapysky likar, jakyj znyk i we ne budu ja takyj
smisznyj zi swojimy zdohadamy. Ta czy w ciomu ricz? Ce dribnyci. Hoowne te, szczo otot i zahadka znyknennia ludyny, moywo, perestane buty zahadkoju. Prote zwidky
cia wpewnenis, szczo pysaa mikrozapysky pro szczodennyk widkryttiw i pro tuberkuloz ta sama ludyna, jaka ya tut, w Czenku, w tomu budynoczku, kudy ja zaraz idu?
Z bulwaru ja powernuw u druhu wuyciu liworucz. A z cijeji wuyci treba zwernuty
w tretij prowuok praworucz. O i czetwertyj budynok pisla parkanu budynok z basztoczkoju!
Szumla na ehkomu witri derewa w palisadnyku. Kri jich huste ystia switysia
odne wikonce. Ja tyo zijszow po schidciach hanku i na dweriach budynoczka proczytaw
na emalowanij doszczeczci: Zubnyj likar P. O. Buaj. Pryjom u wsi dni, krim nedili.
Ja postojaw. Prysuchawsia. W budynoczku buo tycho. Stycha szumiy topoli. Swityo w palisadnyk bezsonne wikonce: chto koho daw.

Tilky zijszo sonce, i ja buw ue koo budynku z basztoczkoju. Nycze emalowanoji


doszczeczky napys, zrobenyj czornyom na kapti paperu: Dzwonyk ne dzwony proszu stukaty.
Ja postukaw, ae dweri meni ne widczynyy. Znowu postukaw. Tysza.
Podywywsia na hodynnyka: sioma. Czy ne zarano?
Aby zhajaty czas, ja piszow na wokza. Wyjszowszy na peron, poczaw czekaty prybuttia pojizda daekoho sliduwannia i nawiszczo spytaw czerhowoho po stanciji, jakyj
prochodyw, czy skoro toj bude.
O i prybuw pojizd daekoho sliduwannia. Na tychij stanciji stao hamirno, nespokijno. Zabihay ludy. Zajurmyy bila kiskiw. Hudok parowoza. I znowu wse nawkoo
zbezludio.
Ja powernuwsia do budynku z basztoczkoju. Chodyw prowukom. Ae na budynok
raz u raz pohladaw, nacze bojawsia: czy ne wtecze win kudy-nebu, czy ne zruszy,
buwa, z miscia, czy ne schowajesia?
Na hodynnyku dewjata. Czas!
Na mij oberenyj stukit widhuknuwsia kwapywyj hoos:
Idu, idu!
Dweri widczynyysia. Maeka hostronosa inka wystromya hoowu, powjazanu
wycwioju, koy bakytnoju chustkoju. Bystri, cikawi oczi uwano dywyysia na mene.
A-a! Wy toj samyj, szczo jichay u wahoni, de moja Zinoczka prowidnyceju? Czy
ne was wona do piwnoczi czekaa? Swito ne hasya. Bu aska, zachote! Ja jiji rozbudu!
Ni, ni! Ja pryjszow do zubnoho likaria Poliny Oeksandriwny Buaj.
Do Buaj? Do Poliny Oeksandriwny? Bu aska, zachote. Sidajte otut. Wona
pokazaa na odynokyj stie sered wysokych szaf i okutych skry, szczo zapownyy
dowhyj korydor. Zaraz postukaju.

Pidijszowszy do jakycho dwerej, wona postojaa, do czoho prysuchaa i powernuasia nazad:


Skilky tut ywu, a nijak ne zbahnu jiji yttia. Newidomo, koy wstaje, koy lahaje. I zaraz ne zrozumiju, spy wona czy ne spy. Chwori zwyczajno bilsze pisla obidu
prychodia.
Szczo , pidwiwsia ja, pryjdu pisla obidu.
Mabu, wy pryjidyj? spytaa wona.
Pryjidyj.
A zwidky prybuy? Czy nadowho siudy? I czasto do neji chodyty budete?
Czy ne zabahato zapyta zarazom?
Ach, hromadianyne, tycho mowya inka, ne z cikawosti pytaju, a z ostrachu! Bojusia! Och, jak boju ja, jak boju! Wsioho w ciomu budynku bojusia.
Czoho wy bojitesia?
Wona szcze bilsze prytyszya hoos i, pokazujuczy na ti dweri, do jakych ranisze
pidchodya, zahoworya:
Jiji bojusia
Tijeji chwyyny dweri widczynyy.
O wona! Nu, potim, potim use wam rozpowim.
Na porozi stojaa inka, wysoka na zrist, sywa, hadeko zaczesana, w czornomu
staromodnomu patti, zastebnutomu nahucho. Na wyhlad jij buo rokiw szistdesiat
pja.
Polina Oeksandriwna Buaj?
Bu aska, zachote! Polina Oeksandriwna rozczynya dweri swojeji kimnaty.
Dywnyj zubolikarkyj kabinet, podumaw ja, zachodiaczy.
Kimnata bua he usia zastawena starowynnymy szafkamy z bezliczcziu szuchlad
i szuchladoczok, nyzekymy krisamy, stoykamy z syoju-syennoju dribnyczok. Na stinach bez usiakoho adu wysiy grawiury j reprodukciji starowynnych kartyn, szczo zobrauway radisnyj simejnyj zatyszok. Kartyny buy w poczorniych wid czasu zooczenych ramach z widbytymy krajamy. Bila wikna stojao likarke kriso, sydinnia j pidhoownyk jakoho buo obbyto maynowym oksamytom, due potertym.
Na wsiomu buy oznaky starowyny, dejakoji driachosti, ae nide ne buo j poroszynky.
Sidajte w kriso, skazaa Buaj i pidijsza do umywalnyka. Poczaa myty ruky.
Polino Oeksandriwno, ja ne chworyj.
Nawiszczo wy pryjszy?
Szczob pohoworyty pro Dumczewa.
Sergija Sergijowycza? perepytaa wona spokijno, tycho i jako po-osobywomu
jasno. I pry ciomu bez bu-jakoho podywu.
W dweri zehka postukay, i do kimnaty wwijsza susidka.
Polino Oeksandriwno, spytaa wona, wy ne bray z kuchni moju emalowanu kastrulu?
Ni, Jawdocho Wasyliwno, ne braa.
Ne bray? Nu i dobre. Moe, moja Zinoczka schowaa. Potim jiji spytaju. Spy
wona, serdeszna, zaraz Do reczi, ot szczo ja wam iszcze skau: w tij skryni, szczo na
kuchni, mysza cilisiku nicz szkreba. I zaraz wona, mabu, tam. Ot jakby widkryty ta
wyhnaty
Mysza? W mojij skryni, szczo z ystamy?..
Buaj wyjsza z kimnaty.
Jawdocha Wasyliwna zayszyasia w kimnati j poczaa:
Boju ja Toho bojusia, szczo, mabu, nespowna rozumu moja susidka. Zinoczka moja z pojizdom na cili tyni wyjidaje. W usij kwartyri ja zayszajusia sama z

Polinoju Oeksandriwnoju. Chody wona neczutno, howory mao. We dawno, ja siudy


szcze j ne perebraasia, a w misti pro neji rizne baakay, niby wona we czas na dorohu
dywysia, enycha jakoho de. A ja jak na neji podywlu, tak i dumaju: Samij we
nareczenij sawan czas szyty Zinoczka kae: Mamo, czoho wy turbujete? Ludyna
ywe tycho, dio swoje roby. Cikom normalna babusia. A ja wse sumniwajusia. Jak
budete do neji chodyty, prydywisia, dumku swoju skadi ta j meni skai: treba jiji
bojatysia czy ni
Stao czuty kroky Buaj. Susidka pisza. Ja znowu zwernuwsia do Poliny Oeksandriwny:
Proszu was Probaczte za turbotu Proszu was rozpowisty wse, szczo wy znajete pro Sergija Sergijowycza. Pro te, jak win znyk
Ni, ni,ne kai cioho sowa! Win prosto piszow piszow z cioho budynku.
Piszow? Dawno?
Ja widrazu widczuw usiu netaktownis swoho zapytannia, znijakowiw i zamowk.
Buaj ne kwapya, niby zbyraasia z duchom, potim skazaa:
Darujte, jak was zwu?
Ja nazwaw sebe.
To szczo , Hryhoriju Oeksandrowyczu, pryweo was siudy? Ade Dumczewa
wsi zabuy.
Cikom wypadkowo ja poczuw odnu rozpowi, jaka nabyzya mene do doli Dumczewa. Ae, proszu, poky szczo ne pytajte ni pro szczo.
Dobre, ja wam wiriu. Koy due dawno mene prozway nareczenoju Sergija Sergijowycza. Ach, chiba wy teper moete ujawyty sobi, zbahnuty, jak koy u huchij prowinciji rozwaaysia z nuhy ludy! Prote ricz ne w ciomu. Ja zaraz dumaju pro te, jak
kraszcze rozpowisty wam pro Dumczewa. Ne znaju, z czoho poczaty: czy to z toho, za
jakych nezwyczajnych obstawyn pobaczya joho wpersze, czy to prosto pro zustriczi j
rozmowy z nym.
Jakszczo mona, rozkai use poslidowno.
Ta widkadi e swoje wiczne pero! Ne mona spokijno rozpowidaty, zhaduwaty, koy kone sowo zapysuju.
Ja suchniano schowaw awtoruczku i boknot u kyszeniu, wmostywsia zrucznisze
w kriso j pryhotuwawsia suchaty.
Ote, ce buo dawno, poczaa Polina Oeksandriwna.
Z-za dwerej doynuw szum.
Ne zwertajte uwahy, ce Hibratar peresuwaje mebli i znowu pidmitaje czystu
pidohu bila mojich dwerej.
Ae czomu Hibratar?
Tak ja ochrestya susidku Jawdochu Wasyliwnu za te, szczo powz jiji oczi, jak
korablu powz Hibratar, nepomitno ne projty. Koen bude doskonalno wywczenyj. Wona
zawdy wsioho bojisia.
Ote, ce buo dawno powtoryw ja.

Tak, dawno, powtorya Polina Oeksandriwna. Meni buo todi simnadcia


rokiw. Ja pamjataju toj de, tu hodynu i nawi tu chwyynu, koy ja wpersze pobaczya
Sergija Sergijowycza Dumczewa. Ce buo na switanku powitropawannia. Ni, tocznisze
skazaty, tak: pered samisikym switankom powitropawannia Bua nedila, dewjate
czerwnia. Buw jarmarok.
Stara sywa inka rozpowidaa, a ja zabuw, szczo wona stara. We ne baczyw, szczo

wona sywa. I we ne wiryw, szczo wse buo tak dawno. Nenacze woho jiji nezdijsnenych
mrij spayw ci desiatylittia. Mynue powernuosia. Ja joho poczuw, pobaczyw
O jarmarok. Piwdennyj jarmarok pid poudnewym soncem. Haasywyj, strokatyj,
dzwinkyj i barwystyj.
Prokyneszsia, widczynysz wikonnyci, nawsti rozczynysz wikno i szczosyy
hude-dzweny jarmarok, homony ludkoju jurboju, riabije, myhoty jaskrawymy chustkamy j spidnyciamy inok, dzwonom hude j ohuszuje krykom, iranniam, mekanniam
i mukanniam.
A w kramnyciach i jatkach, pospichom zbytych iz nestruhanych doszczok, rozkynuysia proty soncia, wybyskuju i paachkotia bujnymy barwamy striczky, sytci,
chustky, razky namysta, miniajuczy i zywajuczy w jaskrawi smuhy.
Tysniawa, ne probyty!
Iz rypinniam krutysia-obertajesia karusel pid stohin szarmanky, pid wereszczannia diwok, szczo sydia u rozmalowanych kolaskach, pid swystinnia weseych, nasmiszkuwatych, u chwako zsunutych nabakyr kaszketach parubkiw, szczo hordowyto
sydia na baskych derewjanych koniach.
Tysniawa!
Nasyu probyrajuczy pid wozamy prodawciw i mi nohamy pokupciw, niuchajuczy
zemlu j pidibhawszy chwosta, szukaje swoho chaziajina jakyj dworniaha. Ta de tam!
Sydy de u szynku. Chope-harmonist kopnuw sobaku nohoju. Toj wysknuw, ziszczuywsia, pidibhaw chwosta, kynuwsia pid woza j znowu piszow probyraty dali.
Tiahnu slipi spiwaky pisniu. Pisniu odnomanitnu j protiahu. Koy wona poczaasia? Koy zakinczysia? Newidomo jich wede, rozsztowchujuczy jurbu i prostiahajuczy
drantywu szapku, bilawyj, hostronosyj, z chytrymy oczeniatamy chopczyk. A wony jdu
za nym, pokawszy odyn odnomu ruky na peczi, wysoko pidwiwszy do neba nezworuszni
zastyhli obyczczia.
A slidom za nymy ehko j newymuszeno jde cyhanka z zakynutoju na odne pecze
strokatoju z toroczkamy chustkoju, obwiszana razkamy koraliw, wydzwoniujuczy namystom, wybyskujuczy weyczeznymy napiwkruhymy serekamy, zehka peresmykujuczy peczyma, jde mi woziw i jatok, chapajuczy za ruky to odnoho, to druhoho, i skoromowkoju zapewniaje: Pozooty ruczku, pohadaju pro dolu twoju rozpowim.
A sonce dedali wyszcze, speka dedali bilsza. Dedali haasywiszyj i bahatoludniszyj
staje piwdennyj jarmarok.
I raptom zwidky zdala dowhyj, protiahyj kryk: ety! Na nebo ety ludyna!
Kryk tone w hamori i hurkoti jarmarku.
Nichto ne ohlanuwsia i ne widhuknuwsia. Jarmarok szumiw dali.
Jakyj czoowik u siriaci i w kaszketi z byskuczym kozyrkom wyskoczyw na woza
j zamachaw rukamy.
Bratcia! huknuw win, stojaczy na wozi. Bratcia, dywisia! Dywisia, szczo
dijesia na wyszci!
De, de?
Ondeczky, na wyszci! Z wyszky ludyna poety!
Na nebo poety ludyna!
I natowp, bezadnyj, cikawyj, adibnyj do wydowyszcz, kynuwsia do wyszky, szczo
wydniasia na pahorku.
Na szyrokomu pomosti wyszky eaw snariad, schoyj na weetenku babku. Poriad z cym snariadom stojaw moodyj czoowik i poprawlaw jaki dowhi remeni na snariadi.
Win buw u kosoworotci i w czornomu paszczi-kryatci. Blide obyczczia, dowhi nerwowi palci, huby stysnuti, a koy win wyprostawsia, to joho zoseredenyj pohlad zwernuwsia kudy daeko czerez hoowy ludej, szczo otoczyy pomist.

Dywnyj, nezrozumiyj i due samotnij buw cej czoowik na haasywomu, barwystomu jarmarku. Ta win, pewno, buw takyj zajniatyj swojim snariadom, a ne pomiczaw
niczoho, szczo dijaosia nawkoo.
Chaziajin-pidpryjeme, jakyj pobuduwaw na pahorku wyszku, oderuwaw po pjataku z konoho, chto zachodyw za ohorou.
Obhorodene misce nawkoo wyszky husto zapowniuway cikawi.
Chaziajin pidniawsia na kilka schodynok wyszky j prohoosyw:
Welmyszanowni dobrodijky j dobrodiji! Zaraz ludyna poety na nebo. Sami na
wasni oczi pobaczyte. To czy ne zawhodno wam za waszi hroszi zapytannia stawyty
ciomu czoowikowi? Jak-ne-jak wid nas na nebo ludyna wyruszy i nazad do nas powernesia!
Pidpryjeme wyter byskuczu ysynu czerwonoju kwitczastoju chustkoju.
Z natowpu poczuysia hoosy zwertaysia do czoowika na wyszci:
Nazwy: chto ty takyj?
Szczo za odyn?
Promysowe swidoctwo majesz? Jakoji wiry?
Koy na nebo ety to wiry jakoji?
Ja Sergij Sergijowycz Dumczew! Rosijanyn, widpowidaw moodyj czoowik.
Nu, ety! skazay w natowpi. Czoowik, jakyj nazwaw sebe Dumczewym, skynuw kryatku i prodowuwaw poratysia bila snariada.
Szanowna publiko! zwernuwsia chaziajin do natowpu. Terpinnia! ysze pjadesia chwyynoczok i poety!
Ja stojaa nedaeko wid wyszky, opowidaa dali Polina Oeksandriwna, i
baczya, jak tremtiy ruky w Dumczewa. Nespokij, chwyluwannia, perelak ochopyy
mene. Ade wyszka wysoka! Newe wsi wony tut ne rozumiju, szczo win, cej smiywe,
zaraz rozibjesia?
Widra, widra joho wid polotu, bahaa ja brata-studenta.
Wczywsia win u Politechnicznomu. Znajete, taki harni epoety na synij tuurci.
Brat due dobre rozbyrawsia w technicznych pytanniach. Win skri suprowodyw mene.
Jak dawno ce buo! Ja todi nosya bryyka z szyrokymy krysamy.
Koego! huknuw mij brat do wynachidnyka. Czy ne dopomohty wam?
I win poczaw wyazyty na wyszku.
Ae wynachidnyk zapereczywo pochytaw hoowoju. Win prodowuwaw poratysia
bila snariada.
Nawkoo homoniy.
Nikoy ne poety!
A czomu ptach ety? Wsia sya u ptacha w pirji, pojasniuwaw statecznyj kupe.
A w joho snariadi krya bez pirja.
A kaan litaje czy ne litaje? obernuwsia brat i dodaw: Wychody, szczo
sprawa ne w pirji?
Nu, to czoho win ne ety? Dotiahne do noczi, ta tak i ne poety!
Czas! Czas!
Szwydsze! Poczynaj! Czas! kryczaw neterplaczyj natowp.
Dumczew rozprawyw szyroki krya snariada i pidtiahnuw we snariad na kraj
wyszky.
Natowp zawmer.
Win prosunuw nohy w remeni j pryadnaw snariad do pojasa. Potim zachodywsia
prosuwaty ruky pid krya. Krya buy ehki, z ozy, obtiahnuti tkanynoju i due ruchomi,
oczewydno, na zawisach.
Zaraz poety! zaunay hoosy.
Stij! Stij! zahoraw raptom chaziajin. Stij!
We czas chaziajin ne stojaw na odnomu misci; to wyazyw na wyszku, to bihaw do

chwirtky perewiriaty wytorh.


Stij! kryknuw win, rozsztowchujuczy natowp, i pidwiw a do samisikoji
wyszky jakoho czynownyka z druynoju.
Czynownyk huknuw do Dumczewa:
Suchajte! Druyna moja chocze postawyty odne zapytannia, a wy, dobrodiju,
bute askawi widpowisty!
Druyna czynownyka rwuczko pidnesa orneta:
Ja cikawlusia, dobrodiju, jaka na cych kryach tkanyna. Znyzu meni zdajesia,
szczo ce muslin. Skai, de wy wziay takyj czariwnyj kolir? Czy bahato patyy za arszyn?
Dumczew detalno widpowiw na ce zapytannia.
A zaraz ety! huknuw chaziajin.
Brat stycha prokazaw:
Polu, pamjatajesz ci wirszi?
Lubyteli poszosti syti,
Spokijno i ehko ywu,
A ruky Ikara rozbyti,
Bo prahnuy w nebo siahnu.
U natowpi kazay:
Prymiriajesia, jak wije witer!
Nespodiwano Dumczew kynuwsia z pomostu. Poetiw.
Usi zawmery, zatamuway podych. I wraz pobihy slidom. Bihy, perestrybujuczy,
pereaziaczy czerez ohoroi. Bihy mowczky, widkynuwszy nazad hoowy.
Snariad raptom nachyywsia. Ludy kynuysia na wsi boky.
Szwydkym ruchom nih, szczo buy prosunuti w stremena, prykripeni do wijaopodibnoho chwosta, Dumczew widnowyw riwnowahu. Aparat wyriwniawsia.
Ura-a-a!!! zahuo nawkoo.
Ta ce trywao nawriad czy bilsze dwoch-trioch chwyyn.
Wid poduwu witru skoychnuysia chustky w inok. Schopyysia za szapky j kaszkety czoowiky, szczo bihy za snariadom. Witer powijaw ducze.
Brat, jakyj bih poriad zi mnoju, wyhuknuw:
Neszczastia! Witer zawaaje jomu! Na dwobij z witrom piszow nasz rosijkyj
Ikar!
Ja baczya: krya snariada-babky due perechniabyy. Snariad rizko nachylawsia
to w odyn, to w druhyj bik. O-o upade!
Brat kryczaw:
Dywisia! Witer chyy aparat liworucz Dumczew wykydaje nohy praworucz!
Witer praworucz Dumczew liworucz! I snariad wyriwniujemsia!
Ta witer niby zrozumiw chytroszczi ludyny i naetiw zhory. Aparat klunuw nosom.
I todi Dumczew poczaw rukamy opuskaty i pidijmaty krya. Aparat znowu na jakyj czas wyriwniawsia. Poriad zi mnoju chto wyhuknuw:
W nioho syy kinczajusia. Za powitria ne wczepyszsia!
Aparat padaw. Marni buy pomachy kry. Snariad hnao witrom do moria.
Natowp zojknuw.
Wtopysia! Wtopysia! Zahoosyy inky, chto poczaw chrestytysia. Bila samisikoji wody snariad tknuwsia nosom u pisok.
Wbywsia! Wbywsia! kryczaw natowp i bih do moria.
Ja wyperedya wsich. Mij bryyk zjichaw nabik i edwe trymawsia na striczci. Ja
persza pidbiha do Dumczewa. Za mnoju brat.

Wy ywi? huknua ja.


Dumczew poworuchnuwsia. Rozstibnuwszy remeni, my dopomohy jomu wylizty zpid snariada, szczo whruz u sypuczomu pisku.
Pidbihy ludy. Pidchodyy obereno i mowczky, nenacze bojaysia poturbuwaty
Dumczewa. Nawi ditachy, bosi, wychriasti, perebihajuczy wid natowpu do snariada i
wid snariada do natowpu, rozmowlay pomi sebe poszepky.
Brat poprosyw usich rozijty.
Prynesy hek wody, i ja namoczya Dumczewu oba. Brat pobih po wiznyka.
Dumczew oprytomniw. Ae win ne pomiczaw nikoho. Czas iszow. Ludy poczay rozchodytysia. Raptom win sprobuwaw pidwesty.
Ja dopomoha jomu. Win wstaw, obernuwsia i pobaczyw swij rozbytyj aparat.
Ja szcze poeczu! Poeczu! prokazaw win tycho i wperto.
Nyko nad namy ehko promajnua czajka.
Jak ocej ptach? ja pokazaa na czajku.
Ptach? perepytaw win.
Jak ocia czajka? mowya ja.
Win dowho mowczaw, nemow radywsia z jakymy swojimy dumkamy.
Ni! Ni! raptom rizko wyhuknuw win. Kraszcze wid ptacha! Jak mucha! Ne
ysze litaty, ae j stojaty w nebi! Stojaty w powitri, tak samo wpewneno, jak i na zemli!
Ja zlakaasia: czy ne zjichaw win z huzdu? I spytaa:
Jaka mucha? Szczo wy! Chiba mucha stoji u powitri?
Win niczoho ne widpowiw. Potim stycha dodaw:
Ja nawczu usioho cioho ne tut! A tam ysze tam!
De?
Ta win niczoho ne widpowiw.
Meni stao straszno. Brata z wiznykom i dosi ne buo.
Powilno, spyrajuczy na moju ruku, Dumczew piszow do mista.
Bila moria zayszywsia rozbytyj aparat. Ue temnio. Ja dopomahaa jty cij dywnij
ludyni.
Poriad z Dumczewym ja po-inszomu, po-nowomu teper poczua szum moria, ponowomu pobaczya, jaki nawskisni buwaju promeni w pryzachidnoho soncia.
A win iszow porucz mene, pochyywszy hoowu. Na mene win ni razu ne hlanuw. I
we czas szepotiw:
Wychodu nemaje! Wychodu nemaje! Tilky w nych! U nych wczytysia.
Ja czua ci sowa, ae niczoho ne rozumia i ni pro szczo ne pytaa. A sonce sidao w
more.

De daeko w korydori to stukotiw, to szurchotiw winyczok susidky.


Wid samoho poczatku rozpowidi Poliny Oeksandriwny ja dumaw: Szwydsze b perewiryty, czy pysaw likar Dumczew mikrozapysky. Czy to joho ruka? Zwiryty poczerk!
Ce hoowne!
Ae rozpowi trywaa, i postupowo dusza moja pownyasia inszymy dumkamy j
poczuttiamy. Ja widczuw rwuczkyj poduw witru, poczuw hostryj poryw powitria, szczo
rwonuosia pid kryamy perszych litakiw. Jaka jasna, spownena derzannia bua mrija
tych ludej, szczo wpersze zwayysia pidkoryty sobi powitrianyj prostir!
Dywne stanowyszcze: sydity w zubolikarkomu krisli, dywytysia na staru nonu
bormaszynu ta na byskuczi metaewi instrumenty, ae niczoho cioho ne baczyty, a pryj-

maty sercem tepotu j swito tijeji mriji, szczo woodia Dumczewym, koy na samorobnomu aparati win pidniawsia w powitria i poetiw nad haasywym jarmarkom.
Ae szczo oznaczaju sowa Dumczewa pisla newdaoho polotu: Ja nawczu
usioho cioho ne tut! A tam ysze tam! Zrozumity b ciu frazu, rozkryty b jiji sprawnij
zmist!
Szurchotiw, stukotiw susidczyn winyczok u korydori. Polina Oeksandriwna wea
dali:
Ja we kazaa wam, szczo polit Dumczewa sposterihaw i mij brat, jakyj
wczywsia w Peterburzi u Politechnicznomu instytuti. Pisla toho polotu brat czasto widwiduwaw Dumczewa. Buwaw win u Sergija Sergijowycza j konoho razu, jak pryjizdyw
u Czenk w nastupni roky.
O szczo napysaw meni brat, koy diznawsia pro znyknennia Sergija Sergijowycza.
Ja wziaw u Poliny Oeksandriwny ysta i proczytaw:
Luba Polu!
Ja schwylowanyj, pryhoomszenyj twojim powidomenniam pro Dumczewa. Ty pyszesz, szczo joho odiah znajszy na berezi moria. Newe win potonuw? Z cym ja ne mou
prymyrytysia. Iz kaptykiw, mozajiczno stworiuju obraz cijeji ludyny. We nikoy-nikoy
bilsze joho ne pobaczu. Szczo najbilsze dywuwao w niomu? Riznomanitnis interesiw,
naukowych poszukiw i doslidiw. Odnoho razu, sposterihajuczy joho doslidy, ja podumaw: Ce nemoywo! Jak umiszczujusia w hoowi odnijeji ludyny naukowi interesy,
taki rizni j daeki odyn wid odnoho? A jakszczo wse ysze poryw, zachopennia? Ne
strymawsia, skazaw Dumczewu pro ce. Win ne rozserdywsia: Ehe , rozumiju! Tak
zboku moe zdatysia Koho nasliduju? W koho wczusia?
Z nezwyczajnoju wawistiu win kynuwsia do knykowoji poyci, distaw Puszkina i
proczytaw:
Istoryk, rytor, mechanik, chimik, mineraoh, chudonyk i wirszopyse, win use
doslidyw i wse zbahnuw
Pro koho ce skazano? Pro omonosowa! Joho treba nasliduwaty, w nioho wczytysia, jak rozumity rizni hauzi nauky.
Tak buo koy mowyw ja. Daeke wisimnadciate stolittia!
Koy? A ja dowedu, pokau, szczo pryrodoznawczi nauky j technika pereplitajusia. I w muchy, szczo stoji u powitri, treba wczytysia, jak buduwaty litak. Rizni
nauky zowsim ne rizni. I nawi matematyka i poezija jedyni!
Tut ue ja ne wytrymaw:
A wy sami szczo, sprawdi wiryte, niby matematyky pysay wirszi, a poety
obaczewkyj pysaw wirszi tak samo, jak ulubenyj mij Tiutczew. Obydwa wony
poety! I byki odyn odnomu za duchom i za styem.
Szczo , skazaw ja, proczytajte meni wirsza obaczewkoho.
Proczytaju Tiutczewa, a potim obaczewkoho, widpowiw win.
Dla nych soncia, jak bacz, ne dyszu,
Moria pozbaweni yttia.
Prominnia w duszi jich ne siao,
Wesna w jich hrudiach ne cwia.
Pry nych lisy i ti mowczay
I jasna nicz nima bua!
A zaraz posuchajte, jak u obaczewkoho:
Ae wy, czyje isnuwannia nesprawedywyj wypadok peretworyw na tiakyj obowjazok dla inszych, wy, czyj rozum pomianiw i poczuttia zamowko, wy ne wtiszajetesia

yttiam! Dla was pryroda mertwa, wam czui krasoty poeziji, pozbawena czariwnosti j
pysznoty architektura, necikawa istorija wikiw
Dumczew czytaw ci riadky jako uroczysto. Ae ja tak i ne zrozumiw, szczo je spilnoho mi Tiutczewym i obaczewkym.
I o teper, koy Dumczewa nemaje, ja wziaw u ruky tomyk Tiutczewa i praci obaczewkoho, znowu proczytaw ti sami urywky j kau: Tak, Dumczew maw raciju. W ti
dni ja ne rozumiw joho. Teper kartaju sebe za ce.
Czoho zaraz pryhadaw odnu rozmowu iz Sergijem Sergijowyczem. Ce buo wranci
w de moho widjizdu z Czenka, koy ja pryjszow do nioho poproszczatysia. Ja skazaw:
O wy wedete poszuky w riznych hauziach nauky. Ae de meta? W czomu prowidne zawdannia?
W tomu, szczob staty mikroskopom, ywym mikroskopom!.
Wy smijetesia, Sergiju Sergijowyczu.
Anitrochy, wiw Dumczew dali serjozno j prosto. Czomu wy ne choczete prypustyty, ujawyty sobi: ludyna roby riznomanitni doslidy j znachodyty widkrywaje najdywowyniszi fermenty. Prypuskajete?
Prypuskaju, widpowiw ja.
A czy prypuskajete wy, szczo taki sami fermenty ea zaraz tut pered wamy na
stoli, u wyhladi poroszku? Ludyna pryjmaje cej poroszok. I o
Dumczew zamysywsia.
i o, pidkazaw ja, ludyna baczy swit niby kri skelcia mikroskopa.
Czomu niby? Swit pered cijeju ludynoju sprawdi poczne zbilszuwaty u massztabach, bo ludyna poczne Dumczew ne zakinczyw frazy i weseo rozsmijawsia:
A zdorowo ja z was poartuwaw? Ludyna-mikroskop mohutni fermenty Ade jaka
bezhuzda, smiszna wyhadka! Dumczew smijawsia dedali ducze j weselisze. A wy
ot wziay ta j powiryy b meni.
Win schopyw skrypku j zahraw mazurku Weniawkoho
Luba Polu! Ja znaju, szczo wsi hroszi Sergij Sergijowycz wytratyw na doslidy abo
na kupiwlu likiw dla chworych. Pry meni do Dumczewa prychodyw wasnyk budynku j
kazaw:
Wam, likariu, niczoho ne zayszajesia, jak kynutysia w more, orendnu patu
wy meni ne zapatyy szcze za mynuyj rik.
Zapaty , Polino, koy oderysz moho ysta, wse, szczo naey wasnykowi. Oselisia z mamoju w ciomu budynoczku. Zamkny na zamok aboratoriju. Pryjidu, rozberu
u zapyskach, robotach, doslidach Dumczewa.
Zakinczuju ysta, we pjata hodyna noczi. Szczo dywne j nezrozumie je w usij cij
istoriji Samowbywstwo? Ae stilky poczato poszukiw! I jake weyke naukowe zawdannia stojao pered Dumczewym! Ne mih win sam use obirwaty. I potim: samohubstwo ce bojahuztwo. A ja baczu Dumczewa takym smiywym, spokijnym, zoseredenym, jakym win stojaw na pomosti na jarmarkowomu majdani, hotowyj do swoho widczajdusznoho polotu Napyszy meni, luba Polu, wse jakomoha detalnisze i zrozumilisze. Jak choczesia jaknajszwydsze pryjichaty do was, pobaczyty was usich!
Twij brat Andrij Buaj .
Ae widpowisty bratowi ja ne zmoha, tycho j sumowyto mowya Polina Oeksandriwna. Prowokator wykazaw brata carkym andarmam. Andrij braw uczas w
odnij rewolucijnij sprawi. Win pomer, koy jich hnay po etapu na zasannia. Ja zrobya,
jak prosyw brat, oseya u ciomu budynku. aboratoriju ja zamknua na zamok. Wse
w nij zayszyosia w takomu wyhladi, w jakomu buo, koy Sergij Sergijowycz kynuw na
neji swij ostannij pohlad Wy, moe, choczete podywytysia aboratoriju? Stara inka
wyjniaa iz szuchlady stoyka weykyj irawyj klucz.

Ja rozczynyw dweri, szczob pity slidom za Polinoju Oeksandriwnoju w aboratoriju. Buaj wziaa iz soboju swiczku w midnomu swicznyku i sirnyky.
Na porozi pered namy staa susidka Jawdocha Wasyliwna. Wona jako znaczuszcze podywyasia na mene, nemow zbyraasia szczo skazaty, ae promowczaa.
My pidnimaysia wukymy wnutrisznimy schodamy z rypuczymy prystupkamy.
Zupynyy na neweyczkij poszczadci pered aboratorijeju Dumczewa. Buaj odimknua
irawyj zamok, szczo wysiw na dweriach.
Wohnyk swiczky, neriwnyj i merechtywyj, wychopyw z temriawy aboratoriji wsilaki predmety: koby, knyky, skrypku u futlari, sztatyw z probirkamy, portrety, mikroskop, midnyj czajnyj pidnosyk iz sklankoju ta bludeczkom, spyrtowku, upu.
Ja wziaw z ruk Poliny Oeksandriwny swiczku j obereno obijszow usiu neweyczku
kimnatu. Ohlanuw stiny, stelu. Ce buw mezonin deszczo okruhoji formy. Z wuyci same
win i zdawawsia basztoczkoju. Wikna szczilno zaczyneni wikonnyciamy. Polini Oeksandriwni, pewno, tiako i sumno buwaty tut. I wona widrazu zayszya mene samoho.
Dobre pamjataju, jak wona wychodya: powilni, tychi, obereni kroky.
Na okremomu stoyku stojaa dywowyna sporuda. Ce bua, oczewydno, model komachy w poloti. Tut-taky eaa zapyska. Zduwszy poroch, ja pobaczyw hostryj, z ehkoju
wjazziu, deszczo staromodnyj poczerk. Znajomyj poczerk! Ce bua ta sama ruka! Ta,
szczo pysaa mikrozapysky, jaki ja czytaw w instytuti pid mikroskopom.
Mowczky stojaw ja, trymajuczy w rukach swiczku, i dumaw: Ce win, Sergij Sergijowycz Dumczew, pysaw pro jaku mandriwku, w jaku win wyruszaje, szczob peredaty
komu szczodennyk widkryttiw. Szczo ce za mandriwka? Nawiszczo win zmenszuwaw
tekst zapysok? I jak zapysky, napysani nym dawno, mohy opynytysia teper na kwitach
bila altanky? Czy to ne Dumczew, a chto inszyj zmenszyw za dopomohoju fotograji
arkuszyky joho dawnioho szczodennyka i upustyw jich na kwity?
Tysza dosuchajesia do cych zapyta. Wona dosuchajesia i do rypinnia woza,
szczo projizdy po brukiwci, i do widdaenoho sygnau awtomobila, jakyj zaputawsia w
prowukach. Dosuchajesia. Mowczy. Usi ci roky tysza zberihaa tonkyj dzekit kob i
probirok, jaki perestawlaw Dumczew, zberihaa szurchit perehortuwanych knyok, suche skrypinnia pera, zberihaa waku chodu zoseredenoji ludyny, jaka w ostanniu
chwyynu, rozdumujuczy, zupynya bila cych dwerej. Tysza dosuchaa: o kroky poczay widdalatysia dedali huchisze rypiy schidci. Wraz rizko hriuknuy wchidni
dweri. Tysza zdryhnuasia. alibnyj zwuk dzwonyka tam, unyzu, o te ostannie, szczo
poczua tysza. I ludyna znyka! Nazawdy!
Widtodi tysza aboratoriji, porodyczawszy iz likarem, zberihaje ci. zwuky i storoko de z konym rokom dedali napruenisze, czy ne prounaju znajomi kroky,
czy ne poczujesia joho hoos, czy ne zaszurchotia storinky knyok pid joho rukoju, czy
ne zaspiwaju znowu struny skrypky ocijeji skrypky, szczo ey na riku stoa w
zaporoszenomu futlari.
Ae czomu w mojij hoowi zazwuczaa mazurka Weniawkoho? Czomu wynyk cej
motyw, wynyk i znykaje? Tomu szczo Dumczew hraw na skrypci mazurku, rozmowlajuczy pro fermenty, pro poroszky i pro ludynu-mikroskop.
De cej poroszok?
Treba ohlanuty aboratoriju. W zapysci, szczo ey bila sporudy, schooji na model
komachy w poloti, pojasniuwaasia tema cijeji sporudy.
Nawodu dosliwnyj tekst:
Sztuczne widtworennia polotu komachy.

Z metoju zrobyty bilsz naocznoju diju krya komachy w poloti ta wpyw na nioho
oporu powitria pobudowano cej aparat.
gura cia jawlaje soboju dwa sztuczni krya, szczo maju twerdu yku, do jakoji
prykripeno zzadu kaptyky kyszkowoji peretynky, pidtrymuwanoji micnymy tonkymy
nytkamy. Poszczyna cych kry horyzontalna; pryad z waeliw pidijmaje j opuskaje jich,
ne nadajuczy jim nijakoho bokowoho ruchu. Kryam nadaje ruchu maekyj midnyj baraban-kompresor, w jakomu powitria popereminno styskajesia abo rozridujesia dijeju
nasosa. Powerchni barabana zrobeno z kauczukowych pastynok, zjednanych z oboma
kryamy waelamy; powitria, stysnene abo rozridene w barabani, nadaje prunym peretynkam sylnych i szwydkych ruchiw, jaki peredajusia wodnoczas na obydwa krya.
Horyzontalna truba, wriwnowaena hyreju, dozwolaje aparatowi obertatysia nawkoo
horyzontalnoji wisi i suy w toj e czas dla prowedennia powitria z nasosa w ruchowyj
baraban. Wi skadajesia z rtutnoho hazometra, jakyj daje moywis hermetyczno zakrywaty powitriani trubky i razom z tym dozwolaje instrumentu wilno obertatysia w
horyzontalnij poszczyni.
Pry takij konstrukciji aparata mona wywczyty mechanizm, z dopomohoju jakoho
sya oporu powitria w pojednanni z ruchom kry zumowluje ruch komachy wpered.
Sprawdi, jakszczo z dopomohoju powitrianoho nasosa nadaty ruchu kryam sztucznoji komachy, to mona baczyty, szczo aparat poczynaje szwydko obertatysia nawkoo
swojeji wisi.
Ote, mechanizm ruchu komachy pojasniujesia cym doslidom.
Dywowyni zapysy, malunky j detalni kresennia eay tut-taky, nacze Dumczew
spereczawsia, buw zowsim ne zhodnyj z czyjimo proektom sporudy i zbyrawsia pobuduwaty za swojimy kresenniamy jaku inszu model komachy w poloti.
Ja ne due dobre rozumijusia na proektach, kresenniach, modelach maszyn, konstrukcij, sporud, ae nikoy ne buw bajduyj do nych. Tut rozum i serce ludyny szukay,
znachodyy, znowu wtraczay, zaznaway porazok, ae peremahay. Tut wynachidnyk
wpadaw u rozpacz i radiw tocznisiko tak samo, jak pymennyk, praciujuczy nad knykoju, jak chudonyk nad kartynoju.
Zapysy Dumczewa sprawlay wraennia poszukiw rozumu swojeridnoho i sylnoho.
Sprawdi, chiba mona prypustyty, szczo chto pidrachuje czyso pomachiw krya komachy na sekundu? U Dumczewa ja znajszow o jaku tabyciu:

Tut-taky, pid tabyceju, buo zaznaczeno, szczo ruchy oboch kry komachy cikom
zbihajusia: obydwa krya ruchajusia odnoczasno i obydwa robla absolutno odnakowu
kilkis ruchiw.
U zapyskach Dumczew kilka raziw powtoriujesia: Ja znajdu, neodminno znajdu
sprawniu pryczynu litalnoji syy komachy!
Na okremomu arkuszyku buo zrobeno wkraj cikawe obczysennia: Waha hrudnych mjaziw ptacha stanowy odnu szostu wahy wsioho tia, w toj czas jak u ludyny ce
spiwwidnoszennia doriwniuje odnij sotij. A w komachy?
Hoowne doslidyty syu mjaziw komachy pid czas polotu. Wyznaczyty, jaku
wahu moe pidniaty kryo komachy.
Potim buw szcze odyn zapys:

Znajszow! O! O pryczyna litalnoji mohutnosti komachy!.. Wertykalni i pozdowni mjazy komachy. Energija wertykalnych mjaziw pidijmaje kryo. Energija pozdownich opuskaje. Pomach krya widkynuto strumi powitria, i pered komachoju powitria zmenszenoho tysku. Komacha moe widkydaty strumeni powitria w bujakomu napriamku. Czy ne tomu wona moe pidijmatysia pid bu-jakym kutom?
A poriad buw nowyj zapys:
Teper yszajesia znajty ostannie: jak i czomu wona (oczewydno, jszosia pro komachu) stoji u powitri?
Szwydki, azartni rozczerky pera. I pry ciomu due diowi j toczni notatky, kresennia i fotograji.
Z nych ja mih zrobyty wysnowok, szczo w swojich doslidach Dumczew iszow nejmowirnymy szlachamy: win zastosowuwaw odnoczasno i gracznyj, i optycznyj, i nawi
muzycznyj metod.
I tut znowu buy jaki nezrozumili kresennia. Na odnomu ja pobaczyw zistawennia koywa kamertona i pomachiw kry u dmela i bdoy.
Perszi dwi liniji cioho kresennia buy pererywczasti, maje toczkowi i pokazuway
czastotu pomachiw krya w dmela i bdoy; tretia linija bua chwyepodibna, z hostrymy
hrebeniamy. Wona bua utworena koywanniam kamertona z prypasowanym wistriam.
A o poowkyj arkusz notnoho paperu iz zapysamy due dywnych meodij. Ce pisni
komariw, dmeliw, much
Na poyciach buo rozstaweno syu-syennu knyok i urnaliw. Tut-taky, w derewjanych biblitecznych jaszczyczkach, dobre., organizowana kartoteka. Wse w tocznomu afawitnomu poriadku. Ja zwernuw uwahu na te, szczo w odnomu jaszczyczku
wsioho kilka kartok, ta szcze j ne za afawitom: Mandry Hulliwera (anglijkoju mowoju), Afanajew Kazky, M. Rubakin Didu Czas, Je. Majewkyj Likar
Muchoapkyj (polkoju mowoju), Riner Ludyna-muraszka (francukoju mowoju),
aswic Na mylnij bulbaszci (nimekoju mowoju).
Na konij kartoczci bua anotacija knyky. Ja proczytaw jich pry swiczci. Usi ci
taki rizni knyky, napysani riznymy mowamy i w riznyj czas, buy schoi w odnij detali
w nespodiwanomu poriwnianni massztabiw heroja i nawkoysznioho seredowyszcza.
Na inszij poyci ja pobaczyw kartku Kybalczycz. Do pereliku zyko-mechanicznych doslidiw cioho hidnoho podywu rosijanyna, samowiddanoho heroja-rewolucinera
i genilnoho wynachidnyka, buo prypysano zwernennia Dumczewa do nioho: Ty, straczenyj carem! Ty, chto nakresyw proekt reaktywnoho dwyhuna! Imja twoje zhadaju,
koy ludyna poety u switowyj prostir i piznaje daeki swity!
I poriad z cym wyhukom stojao dwa sowa, napysani czerwonym oliwcem: yczynka babky. Ci sowa buo pidkreseno tym samym czerwonym oliwcem.
Szczo ce marennia? Szczo je spilnoho mi proektom Kybalczycza i yczynkoju
babky?
Abo o na kartci Cikowkoho buo napysano: Mij dorohyj suczasnyku! Ludstwo pidkory mipanetnyj prostir reaktywnym dwyhunom.
Ae znowu poriad z cym zwernenniam do Cikowkoho buw czerwonyj, pidkresenyj napys: yczynka babky.
Jaka dywna prypyska! wyriszyw ja. Nezwyczajna aboratorija, de zapysujusia
meodiji komariw, de pidrachowujusia pomachy kry osy De na kartkach pra Kybalczycza i Cikowkoho zhaduju pro yczynku babky Tak, pro neji zhaduwao i w mikrozapysci
Jakyj tanok bezhuzdostej w odnomu maekomu budynkowi tychoho misteczka! I
jaki zahadkowi je mikrozapysky, szczo w nych Dumczew daje ludiam nepotribni zapiznili porady, jak likuwaty tuberkuloz, abo pysze pro te, szczo swit wyris pered nym w
sto dwisti raziw

Hory swiczka. Zakryto wikonnyciamy wikna aboratoriji. Mowcza knyky. Mowcza koby, stupky i probirky. Mowczy starekyj mikroskop, stomeno schyywszy swij
okular nad zaporoszenym predmetnym skelcem.
De win teper, Dumczew? Szczo z nym staosia?
Ja wostannie ohladaju aboratoriju. Dywlusia na zaporoszenyj futlar, w jakomu
ey skrypka Dumczewa, zhaduju mazurku Weniawkoho jiji win hraw, howoriaczy
pro fermenty, pro poroszky, pro ludynu-mikroskop Strywaj! Ja tak i ne znajszow poroszku w aboratoriji! Chiba mona szczo-nebu znajty w pyluci pry swiczci j zaczynenych wikonnyciach?

I znowu rypuczi schidci, swiczka w ruci koy b ne wpasty na temnych schodach;


zapytywyj pohlad susidky z winyczkom w ruci: Jaka wam, hromadianyne, bude korys
z usioho cioho?
Ja spytaw Polinu Oeksandriwnu, de poroszok, pro jakyj zhaduje w swojemu ysti
jiji brat Andrij. Dobre buo b zrobyty chimicznyj analiz.
Ne znaju, widpowia wona z prykristiu i boem u hoosi, ne znaju, de poroszok. Czui ludy nyszporyy po aboratoriji, szukay, wse perehlanuy, ae ne znajszy
nijakych poroszkiw.
Z najiwnoju bezporadnistiu wona poczaa perebyraty palciamy toroczky serwetky
na neweyczkomu stoyku i z sumom dywya u wikno, za jakym ue rozhoriawsia litnij
de. I raptom niby zhadaa:
Zaczekajte, odnu zapysku Sergija Sergijowycza ja nikomu ne pokazuwaa. Wostannie ja baczya Sergija Sergijowycza w subotu wweczeri
Ja suchaw uwano, ne perebywajuczy, i ysze todi, koy rozpowi buo zakinczeno,
zrozumiw, jak bahato w nij powjazano z cijeju zapyskoju.
Ja zajsza do Sergija Sergijowycza z pokojiwkoju Duniaszeju, szczob peredaty
knyky, jaki w nioho wziaw brat i ne wstyh sam zanesty pered widjizdom. Koy meni
we buw czas ity dodomu, win raptom zamysywsia, wziaw skrypku j zaspiwaw Buria
mgoju nebo kroet. Win zawdy buw zadumywyj, u nioho buo weyke peczalne serce.
Ae cioho weczora usmiszka j pohlad swityysia radistiu. Ja poczaa pidtiahuwaty. Muzyka owoodiwaa nym dedali bilsze. De daeko prohurkotiw hrim. Na nebi zbyraysia
chmary. Meni treba buo szwydsze powernutysia dodomu. Ae ja ne nawauwaasia perebyty skrypku. Sergij Sergijowycz use hraw ta hraw. Hrim udaryw zowsim byko.
Pannoczko, pannoczko! wbiha moja pokojiwka. Ja wam z domu parasolku,
kaoszi j szal prynesa.
Dumczew opustyw skrypku. Ja kwapywo poproszczaasia, poprosya ne prowodaty mene. Win skazaw, szczo ciu nicz hratyme. My z Duniaszeju pobihy dodomu.
Na poworoti wuyci, pid doszczem, ja ohlanuasia. Wostannie! Ach, jaka bua hroza!
Z ywa
Ja suchaw Polinu Oeksandriwnu i pryhaduwaw hoos, szczo pererywawsia
kaszem, tam, u pojizdi Pamjataju, weyka hroza bua. Iz zywoju. I raptom
skrypka zowsim byko stao jiji czuty.
Wnoczi doszcz to wszczuchaw, prypyniawsia, to znowu poczynaw periszczyty.
Zniawsia witer. Derewa szumiy pid wiknom. Wsi w domi rano polahay spaty. Zadrimaa j ja. Raptom czuju tychyj czastyj stuk u swoje wikno. Prysuchaasia. Stukit u
szybku powtorywsia. Chto stukaw dedali nastijywisze. Sobaka u dwori zahawkaw
buw. Odrazu perestaw, zaskawuyw pid wiknom nenacze znajomoho wpiznaw. Ja
pidbiha do wikna. Prytuyasia obyczcziam do ska. Prystawya dooni. Na mene kri

mokru szybku dywlasia znajomi oczi: Sergij Sergijowyczi Ja skryknua. Tut Duniasza
iz swiczkoju wbiha z druhoji kimnaty:
Pannoczko! Pannoczko! Szczo z wamy?
Niczoho, jdy spaty! widpowia ja. Wona pisza. Ja rozczynya wikno. Trywono
j hucho szumiw za wiknom mokryj sad. Doszcz yw dedali ducze. I meni pryczuosia,
szczo czyji waki kroky widdalaysia. Ce buw Dumczew. Win, mabu, prychodyw do
moho domu, chotiw szczo skazaty, ae ne nawaywsia, a Duniasza iz swiczkoju spoochaa joho.
Nastaw ranok, siryj, tumannyj. Nebo ne wyjasniuwao. I ja pobaczya pid swojim
wiknom na mokrij zemli slid. Win buw pownyj wody. Ja widrazu posaa Duniaszu do
Sergija Sergijowycza. Wona powernua i kae:
Znyk nasz likar.
A w misti we popowzy nedobri czutky. Podejkuway, niby likar wtopywsia, i nawi odiah znajszy.
Odnoho razu, prochodiaczy czerez kuchniu, ja pobaczya, szczo Duniasza rozpaluje
jakymo papircem trisky dla samowara. Meni wpaw u wiczi znajomyj poczerk Ja wychopya, pohasya, rozhadya zimakanyj obhoriyj papir. Tak, to buw poczerk Sergija
Sergijowycza. ehkowana Duniasza ne zmoha do adu rozpowisty, de i jak wona wziaa
papircia.
Polina Oeksandriwna pidijsza do dubowoji ribenoji szafky z pidjomnymy sztorkamy, zibranymy j skadenymy z dobre widpolirowanych panoczok swidczennia nekwapywoji dumky stolariw dewjatnadciatoho stolittia i poczaa szczo szukaty.
Ja szukaju, wse szukaju, prykazuwaa wona, i wse nijak ne znajdu. De
wona, de cia zapyska?.. Ach, o wona!
Obereno j dbajywo pokaa wona na sti oksamytowu papku, rozhornua jiji:
Czytajte!
Na obhoriomu, paperi ja proczytaw o szczo:
Welmyszanowna Polino Oeksandriwno! Na jakyj czas muszu wyjichaty. Proszu
Was, zaswiczujte weczoramy ampu z refektorom u mojij aboratoriji.
czytajte. Darwina i Fabra
Toj e samyj poczerk: na wsich zapyskach w aboratoriji, na arkuszykach, proczytanych pid mikroskopom, i na obhoriomu poblakomu papirci.
I, czym uwanisze ja wdywlawsia w rozrizneni sowa, tym ducze owoodiwao
mnoju trywone poczuttia, tiakyj nespokij. Ci okremi sowa, szczo edwe wciliy wid
wohniu, taki pokynuti j samotni, nabyzyy mene do doli tijeji neznajomoji ludyny, jaka
koy wkaa w nych stilky nadij. Szczo z neju trapyo? Na jakyj czas muszu wyjichaty Moe, win i ne wtopywsia?
Ja zrobya tak, jak pysaw meni brat: perebraasia do budynoczka, de yw i
zwidky piszow Sergij Sergijowycz, skazaa Polina Oeksandriwna i z weykoju hirkotoju wea dali: Todi, dawno, widrazu pisla znyknennia Dumczewa, siudy prychodyy
ludy, dywyysia, dywuwaysia. I ja pomiczaa stilky nedowirywych posmiszok, stilky
ironicznych pohladiw! Ta ja ne zwertaa na te uwahy. Nikomu ne dozwolaa bodaj dotorknuty ni do odnoji reczi w joho domi. Ae, pewno, odyn z cikawych widwiduwacziw
buw ychym artiwnykom.
U prowincilnomu humorystycznomu urnali cej wypadok buo opysano jak kurjoz
i nawi z karykaturoju. O u mene zberihsia cej urnalczyk. Prawda , u nioho taka
ehka nazwa Meteyk, a jak tiako win obrazyw mene. O, o, czytajte na simnadciatij storinci
U zwjazku z trywajuczymy rozmowamy, proczytaw ja w poowkomu humorystycznomu urnalczyku, pro tajemnycze znyknennia ytela mista Czenka likaria

Dumczewa nasz urna ne zupynywsia pered wydatkamy j posaw u ce misto swoho korespondenta pana Petruszyna, jakyj lubjazno podaw redakciji wirohidne chudonie opowidannia pro ciu podiju u wyhladi dramatycznoji pjesy w czotyrioch kartynach.
Kartyna I. Na odnij z wuy Czenka. Nedila. Poude. Dzwonia dzwony. Dweri
cerkwy rozczyneno nawsti. Pidjizdia faetony, droky, kolasky. A za resory kolasok cziplajusia bosonohi ditachy. I koy wiznyk spoochuje jich batohom, wony bia poriad z
koesamy j hukaju:
enysia! Likar-babka siohodni enysia!
Kartyna II. Dim nareczenoho. Wbihaje susidka. Kryczy do sunyci likaria:
Arsenijiwno! Szwydsze! Szwydsze! Piwczi w cerkwu we piszy! A enych twij
ue hotowyj?
Arsenijiwna stukaje w dweri:
Sergiju Sergijowyczu, czas! Skoro winczannia! O wimi nakrochmaenu soroczku.
Dweri widczyniajusia, z-za dwerej wysowujesia likarewa ruka wziaty soroczku.
Dweri rwuczko zaczyniajusia.
Nezabarom Arsenijiwna znowu stukaje w dweri:
Czy ne baajete, Sergiju Sergijowyczu, wypyty sklanku czaju j pokusztuwaty
moho sojonoho pyroha pered winczanniam? Bo cilisikyj de ani risky w roti.
Mabu, pokusztuju! kae likar, pidijszowszy do dwerej. I znowu z-za dwerej
wysowujesia ruka j bere pidnosa zi sklankoju czaju ta pyrohom.
Sergiju Sergijowyczu! Bojaryn prybuw po was!
Dweri zaczyniajusia.
Czas, Sergiju Sergijowyczu! kryczy bojaryn.
Probaczte! Ne mou wam widczynyty dweri ja szcze ne odiahnuwsia. Zaraz!
Zaraz!
Bojaryn trochy de, potim znowu stukaje:
Szwydsze!
Idu! czuty z-za dwerej.
Kartyna III. W domi nareczenoji. W pidwinecznomu wbranni sydy nareczena.
Czekaje. Nichto po neji ne pryjizdy. Wona wyhukuje:
Niczoho ne rozumiju! Niczoho ne rozumiju!
Kartyna IW. Znowu w domi nareczenoho. Stukaju u dweri. Widpowidi nemaje.
Widczyniaju dweri. W kimnati nikoho nemaje! Na stoli, na pidozi w malownyczomu
bezaddi walajusia wesilnyj frak nakrochmaenyj komire soroczka krawatka
sztany czerewyky
Likariu, likariu! De wy?
Dywlasia pid sti, widmykaju szafy, nawi u widczynene wikno wyzyraju. Ae
pid wiknom we czas stoja cikawi.
Wony hukaju:
Siudy ne dywy! Z wikna nichto ne wystrybuwaw.
Likariu! De wy? De wy? Mowczannia.
Stratywsia! Nu niby stratywsia czoowik! speskuje rukamy stara Arsenijiwna. Dni j noczi praciuwaw, praciuwaw, wytraczawsia, wytraczawsia i wytratywsia!
Susidky j kumasi jiji pidtrymuju.
Straczenyj czoowik!

Ja proczytaw cioho bezhuzdoho fejetona porodennia nuhy, nerobstwa j ozobennia dawnomynuych czasiw. Na obyczczi Buaj, koy wona braa z mojich ruk urnalczyk, widbywawsia takyj widczaj, niby wse nawkoo neji rujnuwaosia. Pewno, buwaju obrazy-rany, jaki nadto dowho nyju.
Ja zahoworyw:
Czy wartyj pustoporonij ychyj art, napysanyj za pochmurych starych czasiw,
czy wartyj win toho, szczob ywi poczuttia j dumky zastyhy na niomu, jak ce trapyosia
z dikkensiwkoju herojineju, jaka sama w chwyynu rozpaczu nazawdy zupynya swij
hodynnyk w jidalni zupynya hodynnyk swoho yttia?..
Ne znaju, czy to moji sowa dopomohy starij inci widsunuty wid sebe obrazu, czy
to do cioho spryczynyy jiji duszewni pereywannia-ti pereywannia, jaki ni na my ne
zayszaju ludynu i, bezperestanku miniaczy riznymy widtinkamy, zminiujuczy,
sztowchaju dumky j poczuttia do nadiji, do wpewnenosti, szczo jiji de poperedu szczo
radisne, ae stara inka hlanua na zapysku jasnym, proswitenym pohladom:
Ach, jakby wam, Hryhoriju Oeksandrowyczu, poszczastyo rozhadaty zmist cijeji zapysky! Widhadaty teper, czerez bahato-bahato rokiw, zrobyty te; czoho nichto dosi
ne zmih. Tut napysano: Czytajte Darwina i Fabra Ja proczytaa Darwina i wsioho
Fabra. Ae wsi sotni j tysiaczi storinok, szczo ja jich czytaa i pereczytuwaa, ne widnowyy dla mene tych kilkoch sliw, jaki buo znyszczeno sirnykom pid czas rozpaluwannia
samowara. Abo o: Zaswiczujte moju ampu z refektorom Wy baczyy bila samisikoho wikna aboratoriji, jake wychody na zachid, na derewjanij pidstawci stoji dzerkao. Wono zapnuto tkanynoju. Koy wona bua bia. Poriad stoji ampa z refektorom.
Refektor spriamowano na dzerkao. Weczoramy ja widczyniaa wikno, zaswiczuwaa
ampu i spriamowuwaa refektor na ciu biu tkanynu. Tak lito j mynuo. Nastay dni
oseni, choodni j slotawi. Poczao rano temnity. Hriukay wikonnyci. Ja zaczynya wikna,
zabya wikonnyci w basztoczci-aboratoriji.
Ae ja ne pomityw, Polino Oeksandriwno, ne rozhediw pry swiczci w aboratoriji ni ampy z refektorom, ni bioji tkanyny, napnutoji na dzerkao. Czy ne mona widczynyty wikonnyci?
Dweri do kimnaty, de my sydiy, proczynyy, i susidka Jawdocha Wasyliwna skazaa:
Ja drabynu we nadwir wynesa, wikonnyci zaraz powidczyniaju. Ade gaereja
hnya, stupyty na neji straszno.
Denne swito chynuo w aboratoriju. I ja pobaczyw na wikni zwyczajnu hasowu
ampu z metaewym pomianiym refektorom, pobaczyw i dzerkao, jake buo zapnuto
koy bioju tkanynoju. Ta wrazyo mene te, szczo na reczach, na knykach, na skrypci,
na pidozi odne sowo, skri eay mertwi komachy.
Dywne kadowyszcze! Meteyky, komari, uky walay w najriznomanitniszych pooenniach w towstomu szari pyluky. Skri bua pyluka. Pyluka j pyluka!..

Spostereywis, spostereywis!.. Aristotel ponad dwi tysiaczi rokiw tomu z neuwanosti zrobyw opysku w odnomu traktati. Win napysaw, szczo w muchy czotyry pary
apok. Opyska, Wsioho-na-wsioho smiszna opyska. Ta o szczo sprawdi hidne podywu:
bahato stoli wczeni widhaniay wid sebe nadokuczywych much, ae ne wziay na sebe
kopotu perewiryty Aristotela! Z odnoho rukopysu w inszyj perenosyy wony ce neporozuminnia: muchu z czotyrma paramy apok.
Ja pochodaju berehom moria. Chwyli, nabihajuczy na bereh, powtoriuju: Spostereywis, spostereywis

O ohlanuw ja aboratoriju. Dumczew pysze w swojij zapysci, jaka wypadkowo


obhoria, pro ampu z refektorom. Baczyw ja ciu ampu. Ae szczo z toho? Tilky pyluka
na palciach zayszya. Pobuwaw ja j na tomu misci, de Bielankin z kwitamy pidibraw
perszi zapysky Dumczewa. Dywywsia, sposterihaw. Ta pobaczyw rosianu trawu. Niczoho wartoho uwahy tam ne znajszow, ysze sznurok, szczo wypadkowo rozwjazawsia,
dopomih pidibraty dochoho pawuka i z nym szcze odnu zapysku.
Szczob rozwjazaty waku zadaczu, powjazanu iz znyknenniam Dumczewa, treba
buo w aboratoriji szczo doslidyty, pidmityty jaku dribnyciu, pobaczyty jaku-nebu
nepomitnu detal. I taka dribnycia pidkazaa b, jak prowadyty dali rozszuky Dumczewa.
ysze po-sprawniomu spostereywa ludyna pobaczy zwyczajne, proste jawyszcze yttia w nowomu znaczenni, w nespodiwanomu oswitenni.
Ja stawlu sobi za prykad desiatyricznoho chopczyka. Ce trapyo dawno i buo
powjazane z wynajdenniam parowoho nasosa dla widkaczuwannia wody z szacht.
Chopczyka prystawyy do roboty: win maw ciyj de stojaty bila maszyny i popereminno to widkrywaty kran z hariaczym parom dla zapownennia cylindra, szczob
porsze pid tyskom pary hnao whoru, to widkrywaty kraj z choodnoju wodoju, szczob
para ochooduwaa i porsze opuskawsia. Ce buo newako. Ta jak nudno, odnomanitno, jak nabrydao! A z zeenoho uka doynaju weseli wyhuky ditachiw, szczo hraju
u mjacza. Dobre pohraty b z nymy, a maszyna szczob u cej czas sama praciuwaa!
Chopczyk micnoju motuzkoju zwjazaw ruczky oboch kraniw. Krany poczay po
czerzi widkrywatysia j zakrywatysia bez joho dopomohy. Raptom perebij u roboti motuzka pereterasia.
Maszyna zupynyasia. Pokykay wynachidnyka parowoho nasosa. Win pobaczyw
obrywky motuzky i wse zrozumiw. I zowsim ne ajaw perelakanoho chopczynu, jakyj
wse szcze trymaw u ruci mjacz.
Wynachidnyk buw u zachwati: spostereywis chopczyka pidkazaa jomu, szczo
zamis motuzky treba postawyty wzajemodijuczi waeli dla awtomatycznoho widkrywannia i zakrywannia kraniw. Spostereywis!
Chwyli morki zawdy nowi, zawdy inszi nabihaju na bereh.
Ja znechtuwaw szczo waywe w swojich mirkuwanniach, u poszukach. Szczoprawda, ja zdohadawsia, szczo Dumczew, a ne chto inszyj pysaw dywni mikrozapysky
pid riznymy nomeramy. Daremno braa mene na hum docent Woroncowa. Ne jiji skeptyczna powedinka i ne strymana oberenis profesora Tarasewycza prywey mene w aboratoriju Dumczewa. Czy meni dopomoha wypadkowo poczuta rozmowa w pojizdi? Ni,
ja jij ne powiryw. Czy meni dopomohy mikrozapysky? Ae ja jich ne zrozumiw, ne proczytaw jak slid. Ta zate jako zwjazaw u swojij ujawi rozmowu w pojizdi pro dolu jakoho
likaria z mikrozapyskamy. Ae szczo spilnoho buo mi nymy? Bahato j bahato czoho:
nezwyczajna istorija znyknennia likaria i nezwyczajnis tekstu mikrozapysok: Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dola
Ne zapereczuju, staryj storo instytutu, jakyj wypadkowo poczuw rozmowu iz Stepanom Jehorowyczem pro znykoho likaria, skazaw meni todi, szczo takyj likar sprawdi
yw u Czenku, i pokazaw dorohu do aboratoriji. Szczo ce wypadok? Na perszyj
pohlad tak.
Wczeni prahnuy oderaty sztucznu farbu indyho. Koy wona due cinuwaa u
promysowosti. Ciu farbu z dawnich-dawen wydobuway z tropicznoho czaharnyka indyho, i kosztuwaa wona due doroho. Wsi poszuky zaminnyka ne day naslidkiw. Rozpowidaju, szczo wypadok, ysze wypadok dopomih uczenomu. Buo tak: w aboratoriji
rozbywsia termometr, rtu wypadkowo popaa w chimicznu sumisz, wid jakoji we widmowyy, jak wid neprydatnoji. Widbuasia chimiczna reakcija iz rtuttiu. Indyho ciu
dorohocinnu farbu dla tkanyn buo znajdeno. Wse ce tak. Ae czy to sprawdi wypadok
dopomih uczenomu?

Abo o: Koumb maw namir widkryty zachidnyj szlach do Indiji, a widkryw Ameryku. Wypadok? Ae ja tut-taky zhadaw zauwaennia Marka Twena: wono, zdajesia,
take: Wy kaete wypadok dopomih Koumbu widkryty Ameryku? Welmy dywno buo
b, jakby win ne widkryw Ameryky: ade wona zawdy stojaa na swojemu misci. Ce,
zwyczajno, art humorysta.
Prote wypadok z indyho Chiba cej barwnyk swoho czasu pisla nyzky doslidiw ne
nawczyysia wydobuwaty za dopomohoju chimiji? Ade wsia docilnis poperednich doslidiw ue prywea wczenych do ostannioji mei widkryttia, do cioho wypadku. Ade
szcze odyn-dwa eksperymenty i farbu buo b znajdeno bez dopomohy rozbytoho termometra.
Chiba wypadok dopomih meni opynytysia w aboratoriji Dumczewa? A nijak. We
chid mojich mirkuwa prywiw do toho, szczo mikrozapysky mih pysaty ysze likar, szczo
znyk z Czenka. I jakby storo instytutu ne nazwaw joho, to ja wse odno dowidawsia b
pro imja j adresu likaria. Czerez de-dwa, czerez tyde jakymy inszymy szlachamy.
Ni, ne wypadok czekaje na nas, a ludyna swojim rozumom i praceju czekaje na wypadok.
Ae jak dali rozputaty istoriju Dumczewa?
More szumy. I skilky joho pro ce ne pytaj, widpowidi ne das. More ywe swojim
weykym yttiam, jak ywe swojim maekym yttiam cej meteyk, szczo proetiw powz
mene. Ae na stoach, stilciach, na pidozi w aboratoriji Dumczewa ea u pyluci mertwi
meteyky ta inszi komachy jich bahato. Jake kadowyszcze komach, a ne aboratorija.
Rozhladaty mertwych komach? Pyluku?
Dumczew prosyw, szczob Polina Oeksandriwna czytaa Darwina i Fabra. Treba
wykonaty probu Dumczewa. Pobuwaty w bibliteci, wziaty knyky Darwina i Fabra.
Chocz by pohortaty.
Jak czasto budenni, dribni podiji, zwyczajni predmety wykykaju u ludyni najchymerniszi zistawennia. I ja sprobuwaw tut-taky, nehajno, zibrawszy j zoseredywszy
swoji dumky na wsich detalach sprawy, rozwjazaty jakym nespodiwanym, nezwyczajnym chodom zahadku. Darma! Wse ce niczoho, aniczohisiko ne dao.
Hodi! skazaw ja sam do sebe. Ja stomywsia.

Ja dobre pamjataju toj ranok. Tilky prokynuwsia w nomeri hotelu widrazu


podumaw: siohodni treba zdaty w bibliteku knyky Darwina i Fabra, jaki ja wsi ci dni
pereczytuwaw. Ni pidkazky, ni natiaku na rozwjazannia swojeji zadaczi ja w nych ne
znajszow. Siohodni-taky treba zajty na wokza, kupyty kwytok do Moskwy (na kurort
ue ne pojidu) i szcze pobuwaty w instytuti poproszczaty.
Ja jszow do bibliteky. Jakyj szczedryj, prywitnyj ranok! Nebo wysoke, bakytne,
hyboke; barwy kwitiw u palisadnykach jaskrawi. Kolir ystia na derewach husto-zeenyj. A witre zeenawo-houbyj: persz ni pryetity w misto, witre zmiszaw pachoszczi stepowych traw z zapachamy moria.
Ae cioho radisnoho ranku ja ne mih pozbutysia swidomosti swojeji bezporadnosti:
ne proczytaw obhorioji zapysky, ne zrozumiw ja j tych dwoch mikrozapysok, jaki wypadkowo popay do mene. Tak ja j pojidu w Moskwu z trywohoju na duszi.
Ta o i bibliteka. Bezlicz derewjanych koon, a nad nymy dach z nespodiwano hostrym szpyem i uherom Nenacze architektor ue poczaw zwodyty budynok, a potim
peredumaw zminyw swij poperednij proekt.
Komu ne znajome poczuttia pozwolikaty, zatiahty rozstawannia z bahorodnoju
j rozumnoju knykoju. Czy ne tomu, i ja, persz ni zdaty knyky, prysiw na stilcia i

zachodywsia hortaty obydwa tomy Fabra Instynkt i zwyczaji komach, a potim zahybywsia (w kotryj raz!) w perehlad bahatotomnoho Darwina.
Szeestiy gazety w rukach u czytacziw. Bila barjera, de widbuwaasia wydacza
knyok, dwoje diwczat tycho peremowlay: Treba czytaty krytyczni statti Bielinkyj Dobrolubow Czernyszewkyj. Szczo ranisze czytaty?
Czas buo zdaty knyky, skazaty biblitekarewi, szczo ja wyjidaju, wziaty zastawu, poproszczatysia j pity. Ae ja zwolikaw. Dywywsia na rozhornuti storinky, dumaw pro wypadkowis u ytti ludyny, rozhladaw obyczczia czytacziw. Z weseym abo
nuhujuczym wyhladom wony skaday abo rozkaday zahalni zoszyty, ruczky, zdaway
abo bray knyky i powoli abo szwydko jszy z bibliteky, prychodyy. Moju uwahu prywernuo ruchywe j tonke obyczczia junaka w okularach, szczo sydiw nawproty mene.
Bila nioho na stoli buo bahato riznych knyok. Win to poczynaw czytaty odnu, potim
widkadaw jiji, brawsia do inszoji. Z toho, jak zminiuwawsia wyraz joho obyczczia, ja
namahawsia zdohadaty, jaki knyky win czytaje. O win mrijywo zamysywsia. Ce
win czytaje Oeksandra Boka, wyriszyw ja: Ja znaju, Ty pryjdesz. Lita mynaju
marno Junak widkaw knyku, i ja pobaczyw na korinci: Wstup w istoriju geograji
rosyn. Tut-taky ja zwernuw uwahu na zoseredenyj wyraz obyczczia inszoho junaka,
szczo na riku stoa czytaw jaku knyku z neskinczennymy prymitkamy j posyanniamy: win raz u raz hortaw knyku, zahladaw na ostanni storinky j znowu prodowuwaw czytaty. Mabu, win czytaje istoriju zyky abo chimiji. Prochodiaczy powz nioho, ja
wpiznaw riadky z Jewgenija Onehina, wydannia Akademiji nauk, tom WI.
Cym dwom, oczewydno, due chotiosia pohoworyty. Ae, szczob ne poruszuwaty
tyszi czytalnoho zau, wony kyday odyn odnomu zapysky. ystuway.
Ja we stojaw bila barjera, zdawaw Darwina i Fabra, oderuwaw zastawu i, dywlaczy na azartne ystuwannia junakiw, spytaw:
A czy je w bibliteci szczo-nebu pro ystuwannia Darwina i Fabra?
Ni, ystuwannia takoho nemaje. A o je szcze odna knyka: ehre yttia naturalista Fabra.
Stojaczy bila barjera, ja poczaw hortaty tomyk. I pobaczyw: ysty Darwina i Fabra!
Wyjawlajesia, Darwin ystuwawsia iz swojim suczasnykom Fabrom. ystuwannia!
W obhorilij zapysci yszyysia sowa: czytajte Darwina i Fabra. Jake sowo
zhorio? Jake sowo postawyty mi sowamy czytajte ta Darwina i Fabra? Slid postawyty odne sowo ystuwannia! Wse zrozumio: Czytajte ystuwannia Darwina i
Fabra. Tak! Taka knyka je w bibliteci Dumczewa, wona ey na wydnoti!
Ae szczo, szczo same pidkae meni ystuwannia dwoch czudowych uczenych dewjatnadciatoho stolittia?
yst Darwina do Fabra buw datowanyj sicznem 1880 roku. Ote, ce buo za try
roky do smerti Darwina. Ja poczaw czytaty ysta. Win mene wrazyw.
ysta buo pryswiaczeno praktycznij perewirci pytannia: czy je w komachy czuttia
orijentuwannia na miscewosti?
W ysti buo rozrobeno swojeridne zawdannia: jak zbyty bdou z toho szlachu,
jakym wona instynktywno ety do swoho hnizda?
Darwin pysaw:
Dorohyj ser!
Dozwolte meni zaproponuwaty wam odnu dumku w zwjazku z waszoju czudesnoju
rozpowiddiu pro znachodennia komachoju swojeji oseli. Treba widnesty komach u paperowych trubkach na sotniu krokiw u napriamku, protyenomu tomu, kudy wy majete
namir zresztoju prynesty jich. Ae persz ni powernuty nazad, treba wmistyty bdi u
kruhu koroboczku, jaku mona obertaty nawkoo osi z weykoju szwydkistiu spoczatku
w odnomu napriamku, potim w inszomu tak, szczob na jakyj czas pozbawyty jich
czuttia napriamku. Cej doslid spaw meni na dumku, koy w Podoroach Wrangela po

Sybiru ja proczytaw pro czudowu zdatnis samojidiw trymatysia obranoho napriamku


w tumani pid czas mandriw po amanij liniji sered torosiw.
Cz. Darwin.
Weykyj uczenyj rozrobyw strategiczne zawdannia zaputaty, perechytryty bdou,
zbyty jiji z szlachu, szczob wona ne znajsza swoho wuyka.
Wykonaty ce zawdannia powynen buw Fabr.
Ote, Darwin i Fabr obyraju odnu metu, objednujusia w odnomu zawdanni: zbyty
z panteyku bdou. Darwin i Fabr uwijszy w zmowu proty bdoy.
Fabr staranno hotujesia.
Win organizuje swojeridnu kooniju zemlanych bdi. Dla kraszczoho wykonannia
zawdannia prydumuje specilnyj chytryj prystrij.
Bdi poznaczeno farboju. Wmistywszy bdi u nahucho zakrytu trubku, Fabr
iszow z neju szczorazu dali wid jichnioho hnizda.
W najnespodiwaniszych misciach win krulaje, zaputuje slidy, kruty zakrytu
trubku iz bdoamy. Potim win widkrywaje jiji.
Bdi wypuszczeno na wolu. I wony znachodia prawylnyj szlach, bahopouczno
powertajusia dodomu. Szczoprawda, ne wsi, ae bilszis.
Todi Fabr zadumuje inszu operaciju: we ne na widkrytij miscewosti, a w najskadniszych pryrodnych umowach u hustomu lisi, sered czaharnykiw i jariw.
Naslidky ti sami! Bdoy znowu perechytruway Darwina i Fabra: wony znachodia
szlach do swojeji oseli.
Ote, Fabr pereswidczywsia, szczo bdoy maju czuttia napriamku. Odyn z weczoriw swoho yttia Fabr nazywaje wikopomnym.
Toho dnia, 6 trawnia, u nioho w kabineti wyjsza z kokona samka meteyka saturniji podowoji, abo weykoho nicznoho pawynoho oka.
Kabinet Fabra peretworywsia, jak win rozpowidaje, na peczeru czakuna:
temnoji noczi, w buriu, w nehodu, kri chaszczi lisu siudy prylitay meteyky-samci.
Wony byysia w szybky, w dweri, zapowniuway kimnaty. Bez kincia etiy, etiy siudy!
Fabr stawy doslid z meteykom dubowym szowkopriadom i perekonujesia, szczo
meteyky maju takyj niuch, jakyj naproczud bezpomykowo za desiatky kiometriw!
wede jich do mety.
Todi Fabr o szczo prydumaw: win chowaje samku. Ae samci etia do toho samoho
miscia, de wona ranisze sydia, tobto tudy, de zberihsia jiji zapach.
Ja zdaw knyky. Ae, wykykajuczy dejakyj podyw biblitekaria, zayszywsia sydity w prochoodnomu, tychomu czytalnomu zali, de zaraz, opiwdni, nawi litnie palucze
sonce, probywszy kri hustu zee derew i putajuczy u zawiskach, deszczo neriszucze
kydao swoje prominnia na kwity w horszczykach, na knyky, na ludej. Dumky moji
ynuy w odnomu napriamku.
Za pidkazkoju Darwina, Fabr wyjawyw bezpomykowe czuttia napriamku w dejakych komach. Bdoa nibyto perechytrya i Darwina, i naturalista Fabra. Tut swojeridnyj projaw instynktu. I szcze Fabr prypustyw, szczo jakyj Due tonkyj zapach, cikom
newowymyj dla naszoho nosa, kycze meteykiw-samciw kri buriu, nehodu, w temnu
nicz do samky.
Ni, ne tilky do samky, a j do toho predmeta, jakyj uwibraw u sebe newowymyj dla
ludej zapach.
Ja dumaw: Czy mona sumniwatysia, szczo z dopomohoju skadnych analiziw
bude oderano spouku, jaka prynaduwatyme meteykiw za desiatky kiometriw?
Chiba ne mou ja prypustyty, szczo ci meteyky dubowi szowkopriady j saturniji
mou staty szcze nadijniszymy ystonoszamy, ni posztowi houby?
Bezpereczno: meteyky zawdy etia na swito. Tut ja zhadaw inszi sowa, szczo
zberehysia na obhorilij zapysci Dumczewa: Proszu Was, zaswiczujte moju ampu z

refektorom.
W aboratoriji, bila samisikoho wikna, szczo wychody na zachid, na derewjanij
pidstawci stojaa ampa. Jiji zaswiczuway, i meteyky etiy na swito.
Czy mona do spynky meteyka prywjazaty nytoczkoju odnu z tych dywnych krychitnych zapysok, jaki wypadkowo popay do mene? Bezumowno! I, oczewydno, bahato,
due bahato takych krychitnych zapysok posyaw Dumczew na swito ampy z refektorom, jaku win prosyw zaswiczuwaty w swojij aboratoriji. ywi ystonoszi prylitay j prynosyy zapysky. Ae Polina Oeksandriwna i ne zdohaduwaasia pro ti ysty. Zaraz ci
ysty ea, wkryti towstym szarom pyluky.
Zabuti w pyluci ystonoszi, szczo koy trepetno purchay po aboratoriji zi swojimy
ystamy, teper wony mertwi! I ysty-zapysky, napysani tepoju rukoju ludyny, nikym
szcze ne proczytani, czekaju, choczu powidomyty pro dolu toho, chto jich nadisaw.
Ja mczaw wuyciamy misteczka tudy, w aboratoriju. Buo hamirno. arko. Jaskrawo swityo sonce. A meni wwyawsia nicznyj pojizd, misia, i ja znowu czuw chrypkuwatyj stareczyj hoos, szczo rozpowidaw pro znyknennia dywnoho likaria. Ja baczyw
pered soboju ludynu, jaku peresliduju. Wona pospiszaje, pokydaje swoju domiwku i ne
moe abo bojisia zrozumio j prosto rozpowisty, jak jiji wriatuwaty, jak poczuty jiji zdaeku. Wona pysze zapysku. Ae probu wykonaty ne zmohy: zapyskoju rozpayy samowar.
Szwydsze, szwydsze! Szcze kilka chwyyn i pid starekym mikroskopom w aboratoriji oywe i rozkryjesia peredi mnoju sprawnia istorija znyknennia Dumczewa.
Ja pidu slidamy, maje zahubenymy pid porochniawoju rokiw. Tak bude znajdeno j
proczytano we litopys naukowych widkryttiw Dumczewa litopys, korotki urywky
jakoho ja wypadkowo znajszow. Szwydsze, szwydsze!..

Ja pospiszaw do aboratoriji i dumaw: jakyj al meni brakuje czasu zabihty zaraz do profesora Tarasewycza i rozpowisty jomu pro wse. Pisla toho jak ja pobuwaw u
aboratoriji, ja we kilka raziw zachodyw do instytutu, ta wse ne zastawaw joho. Meni
kazay: Dyrektor u sprawach remontu instytutu buwaje w riznych ustanowach, i joho
wako zastaty na misci. Ae jakyj szczasywyj wypadok! Zawernuw na bulwar i zdybawsia z profesorom Tarasewyczem. Meni zdaosia, niby win podywywsia na mene widsutnim pohladom i widpowiw na prywitannia absolutno maszynalno.
Dumczew! Likar Dumczew yw u waszomu Czenku! skazaw ja, zupyniajuczy
Stepana Jehorowycza.
Dumczew? Jakyj Dumczew? Pro koho wy kaete?
Ja kau pro toho Dumczewa, jakyj pysaw mikrozapysky. A my jich wwaay za art
i czyji sztuczky!
I widrazu znyky wriwnowaenis, spokij i wytrymka profesora Tarasewycza.
Z chwyluwanniam i neterpinniam, pidhaniajuczy sam sebe, ja poczaw rozpowidaty
wse, szczo wypadkowo i newypadkowo wznaw, widkryw i znajszow u ci dni.
I ot teper, pidsumuwaw ja, treba pospiszaty do aboratoriji, szczob proczytaty wsiu istoriju Dumczewa, nadisanu nym u zapyskach na kryach meteykiw.
Wse prawylno! wyhuknuw Tarasewycz. Ade zapysoczky, szczo my jich
proczytay pid mikroskopom, sprawdi due ehko prywjazaty nytoczkoju do tia komachy
j peresaty na potribnu adresu. Wdajusia do mikrofotografuwannia. I ce ne je szczo
nowe. Koy w simdesiatych rokach mynuoho stolittia Pary buw u obozi, francukyj
fotograf Dahron zaproponuwaw ystuwatysia z oboenym mistom za dopomohoju mi-

krofotograji. Tekst ysta, depeszi, donesennia fotoaparat zmenszuwaw do takoho rozmiru, szczo wony wkadaysia w zuboczystku. I posztowyj houb, do krya jakoho prywjazuway zuboczystku z donesenniam, prynosyw mikroysta w oboene misto. Tam joho
czytay proektuway na weykyj ekran. Wy kaete, szczo w obhorilij zapysci proponuwaosia stawyty refektor. Ce podraznennia switom: komachy etiy na nioho w aboratoriju. Ta szkoda, szczo zapyska obhoria. Ade, moywo, tam iszosia j pro inszi sposoby prynaduwannia komach na inszi adresy. O, naprykad, meteyk-admira, abo
Wanessa atanta, maje prystras do szumujuczoho berezowoho soku. Win widczuwaje
joho na due daekij widstani. Pamjataju, ja buw szcze studentom i na praktyci perewiriaw hostrotu niuchu w meteykiw. Pobaczywszy, jak admiray zlitaysia do berezy i
zanuriuway swoji chobotky w triszczynu derewnoji kory, ja poczaw mazaty berezowym
sokom, szczo zahraw, derewce moodoji topoli. I szczo wy dumajete? Meteyk-admira
etiw na topolu i prypadaw do jiji kory. Odnoho razu ja wyter berezu hanczirkoju. Idu z
hanczirkoju, a za mnoju meteyky etia. A ot meteyka-alibnyka ja czasto znachodyw
na napiwzohnylij korbi bila koodiazia: derewo tam buo hnye, porose zeenym mochom. Wziaw ja odnoho dnia kilka hnyluczok, namoczyw u kadobi j dobre zachowaw.
Dywlu: ety alibnyk prosto do mojich hnyluczok, jaki ja schowaw u najpotajemniszomu kutoczku.
Tak, tak, ja oznajomywsia z ystuwanniam Darwina i Fabra. Tam rozpowidajesia pro czuttia napriamku w dejakych komach Odnacze ja pospiszaju do aboratoriji.
Ae bute uwani, poperedaju: oberenis, akuratnis! Pewno, ysty-truboczky
walajusia w pyluci. Szowkowynky, jakymy jich buo prywjazano do meteykiw, zwyczajno, dawno zotliy, zhnyy. Slid tam use ohlanuty z upoju w ruci. Do reczi, jaka adresa?.. Wy kaete, szczo ranisze cej prowuok nazywawsia Werchniotrojikym? Budynok
z basztoczkoju? Postaraju, neodminno postaraju hodyny za dwi-try zajty tudy.
My rozproszczaysia. Ja we powernuw buw z bulwaru i piszow wuyceju, koy poczuw wyhuk. Tarasewycza:
Ja nazdohnaw was, szczob skazaty: iz spynok ukiw, dmeliw poroch bez mene
ne wytyraty. Na jichnich spynkach mou buty rizni umowni poznaczky.
Poznaczky?
Szkoda, pospiszaju. Ae ricz o u czim: ja osobysto braw uczas w odnomu doslidi,
koy za poznaczkamy na spynkach komach robywsia toj czy inszyj wysnowok. Ja buw
todi asystentom pry katedri w Moskwi. Odnoho ranku podzwonyw profesor: merszczij
pryjizdi do instytutu, studenty prywezy z pasiky bdi. Poznaczky na nych ue zrobyy.
Bdi posadowyy w zakryti korobky. I profesor, i studenty wziaysia chodyty, krulaty
wuyciamy, prowukamy, dworamy Moskwy. De buw litnij, jasnyj. Wypustyy bdi u
kimnati bila widczynenoho wikna de pobyzu Puszkinkoji poszczi. Profesor posaw
studentiw nazad na pasiku, a sam zayszywsia na tomu samomu misci, bila toho samoho
wikna, de wypuskaw z korobok swojich bdi. Studenty zustriczay na pasici bdi i powidomlay pro nych teefonom profesora. I ot studenty zjasuway, szczo try bdoy ne
powernuysia do sebe dodomu. Pewno, zabukay w Moskwi j zahynuy. Nastaa nicz, a
profesor i dali sydiw bila wikna, w jake win wypuskaw bdi, i czekaw.
Win doczekawsia. U wikno wetia iz dzyczanniam spoczatku odna bdoa z poznaczkoju, potim druha, za neju tretia. Wony ne znajszy dorohy na pasiku i powernuysia do tijeji kimnaty, zwidky wyetiy.
Jak e ce zrozumity, Stepane Jehorowyczu? spytaw ja. Bdoy do swoho
ridnoho wuyka ne zmohy powernutysia, zabukay w Moskwi, a ot do czuoji domiwky,
zwidky jich wypuszczeno, znajszy dorohu.
Ciu zahadku buo rozhadano. Koy bdoa ety, wona zayszaje w powitri strumi pachuczoji reczowyny. Ade w roboczoji bdoy na kinci czerewcia je zaoza, jaka
wydilaje pachuczyj strumi. ety odna bdoa, potim druha, tretia Tut ue trasa,

zapaszna trasa. Dnyna w Moskwi bua due tycha, ani szeesne. I weczir buw zowsim
tychyj. To bdoyna zapaszna awtostrada poczynaasia wid wikoncia u dwori, szczo
pobyzu Puszkinkoji poszczi. My robyy poznaczky farboju na spynkach. Ae je j inszi
metody.
Inszi metody? perepytaw ja hariaczoju skoromowkoju. Jaki metody? Kai
use, Stepane Jehorowyczu, kai, ce tak waywo! Ja aden zabuty, szczo pospiszaju jaknajszwydsze proczytaty mikrozapysky, prystaweni powitrianymy ystonoszamy.
Tak, tak, tut zwolikaty ne mona. Ae koy wy we wziaysia do cijeji sprawy, to
majete dowidaty i pro dejaki podrobyci ta sposoby takoji poszty. Widomo, szczo henhen zadowho do perszoji switowoji wijny nimci okremymy simjamy oseyy u Franciji,
za dwi-try wersty wid kordonu. Tut wony nawmysne poczay zajmatysia due newynnoju i korysnoju sprawoju: bdilnyctwom. W ti dni, koy witer wijaw z Nimeczczyny,
inszi nimci tam, u Nimeczczyni, zapaluway arowni j roztopluway na nych cukor.
Bdoy etiy do nych z prykordonnych pasik Franciji. Mynay roky. Bdoy, pokolinnia
za pokolinniam, litaju u Nimeczczynu na cukor i powertajusia nazad u Franciju. Poczaa wijna. I w dni wijny na bahatioch bdoach buo wyjaweno szowkowynky. Zjasuway: nimci abo jichni agenty, persz ni wypustyty w Nimeczczynu bdou z pasiky, szczo
znachodya u Franciji, poznaczay jiji za domowenistiu szowkowynkoju specilnoho
koloru: zeena szowkowynka oznaczaa pichotu, owta szowkowynka artyeriju i tak
dali. Pry ciomu z kilkosti bdi, jaki prylitay z tijeju czy inszoju szowkowynkoju, mona
buo zrobyty wysnowok pro kilkis pokiw, artyerijkych dywiziniw, pidtiahnutych do
kordonu
edwe strymujuczy neterpinnia, ja poczaw buw proszczatysia z Stepanom Jehorowyczem, ae win zatrymaw moju ruku w swojij, pryhadujuczy:
Ehe , ehe szowkowynky spynky Pro ce ja wam skazaw. Teper pro
krylcia.
Jaki szcze tam krylcia? Ach, Stepane Jehorowyczu, chodimo szwydsze zi mnoju
do aboratoriji Dumczewa!
Chodimo, drue mij, chodimo!
My kwapywo podaysia wuyceju. Prote, stupywszy desiatok-druhyj krokiw, Stepan Jehorowycz zupynywsia:
Ni, na mene czekaju u budiwelnij kontori. Pryjidu w aboratoriju za hodynudwi. A tym czasom zaswojte: krylcia
Stepane Jehorowyczu, my buy b ue w aboratoriji
Ni, ni, ja tam zachoplu. A w mene remont instytutu szcze ne zakinczeno. Czekaju u budiwelnij kontori. Tak ot, kau, zaswojte: krylcia. Z nymy slid powodytysia
wkraj obereno poroch ne wytyrajte. Chiba wy zabuy, szczo tekst buo zmenszeno za
dopomohoju fotograji?
Nu to j szczo ? Do czoho tut komaszyni krylcia?
Jak do czoho? I ne poznaczky, a sprawni ysty, donesennia, powidomennia
mona pysaty na krylciach u komach. Szczo, zdywowani? To suchajte! Ja rozpowim
wam, jak fotoaparat dopomahaje korystuwatysia bdoynoju posztoju. Bdi usyplaju.
Ce robysia ehko. U wuyk napuskaju dymu. Bdi nesu w temne prymiszczennia
fotoaboratoriju, de hory czerwonyj lichtar. Tut tonkym pincetom rozprawlaju krylcia
bdi i nakadaju na nych specilnyj czutywyj do swita rozczyn, takyj samyj, jakym
zwyczajno wkrywaju fotopapir, szczob oderaty fotowidbytok. Fotografujuczy, depeszu
zmenszuju tak, szczob wona moha wmistytysia na krylciach bdoy. Potim robla na
kryach minitiurnyj widbytok-depeszu, znowu ksuju jiji i wysuszuju, tobto robla te
same, szczo j z fotopaperom, koy drukuju negatyw. Koy widbytok hotowyj, bdoli
daju prosnutysia, i wona ety sobi. A toj, chto czekaje, wbywaje bdou, zbilszuje widbytok, szczo znachodysia na jiji krylciach, i czytaje powidomennia.

Jake chwyluwannia meszkanciw staroho budynku z basztoczkoju ja wykykaw


swojeju byskawycznoju i nespodiwanoju pojawoju! Rozczynywszy dweri nawsti, ja
maje bihom kynuwsia schodamy do aboratoriji i rozhubeno zawmer bila dwerej.
Wse nawkoo buo poprybyrano. Zmeteno pyluku z usich knyok, zi stou, z usich
reczej. Proterto szybky, powiszeno bili wyszywani zawisky. I wsi ysty pro dolu ludyny,
pryneseni lituczymy ystonoszamy, wymeteno!
Mynay chwyyny, moe, zbiha hodyna, a ja j dosi ne mih otiamytysia.
Nu we j postaraa ja dla was i dla Poliny Oeksandriwny. Acz, jak pidoha
byszczy! Dweri yszyy widczyneni, a ja siohodni wilnisza bua i zranku siudy z
winykom, z hanczirkamy, z hariaczoju wodoju. Ot i postaraasia po-susidky, kazaa
Jawdocha Wasyliwna, zadowoeno ohladajuczy aboratoriju, szczo newpiznanno zminya swij wyhlad. O ysze pidoha ne zowsim prosocha. A skilky smittia buo! Samoji
komaszni, wwaaj, cie widro spaya!
Ja sydu na krajeczku stilcia w kutku aboratoriji. Jak micno pachne swiowymytoju, napiwprosochoju pidohoju! Jak stijko trymajesia zapach mokroho winyka, jakym
dowho szaruway doszky pidohy szaruway, a poky wony stay zowsim bili. Czysto.
Bio. Swito. Ani slidu, ni poroszynky ne yszyosia wid tijeji ludyny, jaka tut ya, robya
wynachody i kudy zwidsy pisza. Wse pidmeteno, wymyto i nawi powiszeno bili zawisky. Jak wony koyszusia, jak nepokoja, dratuju mene!
O tobi j majesz krylcia spynky szowkowynky poznaczky mikrofotograji.
Ja pidwiwsia z stilcia. Stupyw krok do wikna.
Ne naslidi, hromadianyne! mowya Jawdocha Wasyliwna. I ja poczuw, jak
wona stycha skazaa do Poliny Oeksandriwny: Nenormalnyj win, czy szczo? Prybih
nemow oczmaniyj, a sam use mowczy!
Polina Oeksandriwna niczoho jij ne widpowia.
Ja j sam rozumiw, szczo wse wyjszo szczonajmensze po-dywnomu.
Powilno jszow ja z aboratoriji derewjanymy schodamy. Wychodiaczy, ohlanuwsia.
Tam, na horiszniomu schidci, bila rozczynenych dwerej aboratoriji stojaa, prychyywszy do odwirka, stara sywa inka i mowczky dywyasia meni wslid.
Susidka Jawdocha Wasyliwna, zaczyniajuczy za mnoju dweri, skazaa:
Treba buty akuratniszym, hromadianyne!

I widrazu stao tak nudno, niby na switi niczoho nemaje. ysze bili zawisky na
wiknach ta swiowymyti pidohy, szczo pachnu winykom.
De buw jaskrawyj, arkyj, hurkotiw switom i barwamy, a na duszi bua taka
mlawa hirkota! Tiako, koy spizniujeszsia, i prykro, koy wczasno ne zrobysz toho, szczo
mih zrobyty.
Teper meni stay nezrozumili ta wawis, szwydkis wrae, ta zmina poczuttiw
wse, szczo woodio mnoju szcze hodynu tomu. Ja piszow na wokza i kupyw kwytka:
zawtra o desiatij hodyni weczora pojidu z Czenka. Moywo, ce bude toj kurjerkyj
pojizd, jakyj zatrymaw nas u dorozi tijeji noczi, koy ja wpersze poczuw pro likaria.
O i hotel. Hostynno wybyskuju szybky wikon u prominni pryzachidnoho soncia.
Klucz wid moho nomera, jak zawdy, wysy na haczku w sklanij szafci nad hoowoju
czerhowoji. I, jak zawdy, czerhowa czytaje knyku. Poczuwszy, jak ja beru klucza,
wona, za swojim zwyczajem, ne widirwaa pohladu wid knyky.
A, ce wy, z siomoho nomera?.. Nu, dobre !.. proszepotiw win zduszenym wid
hniwu hoosom. Siudy! Szwydsze! Anu! Wyjmajte waszu szpahu! Chaj brukiwka zaczerwonije wid krowi odnoho z nas Ha? Wy z siomoho nomera? Wy szcze ne pojichay?

Probaczte, ja czytaju Hiuho. Tut Esmeralda. Takyj al Skilky dniw wy probudete u


nas szcze?
Skilky dniw? Ja zawtra jidu.
Ach! Wona riszucze widkaa knyku. Mao ne zabua: was pytaw jakyj
dywnyj diduhan. U oksamytowij kurtci, sandali na bosu nohu. Szczo muhykaw sobi pid
nis. Piszow. Powernuwsia. Znowu piszow. Chto win, skazaty do adu ne zachotiw. Widpowiw jako dywno: was win ne znaje, i wy joho ne znajete, ae sprawa u was spilna. I
due waywa. Tomu win siohodni neodminno pryjde.
O majete tajemnyciu! Zowsim jak u starych romanach! skazaw ja.
Tajemnycia? W naszomu misteczku?! Ach, jakby zaraz buy fatalni tajemnyci!
Ae wony yszyysia tilky w romanach Czerhowa po hotelu zamrijano j sumno
hlanua u wikno j wyhuknua: Win! Ce win!
Chto?
Toj, szczo prychodyw. Hlate! Po tim boci wuyci jde. Siudy podywywsia.
Pokyczte joho!
Piszow! Ae ne turbujtesia! Win obiciaw pryjty.
Jakyj dowhyj de buw siohodni, podumaw ja, stomeno opuskajuczy u kriso
w swojemu nomeri. Wranci szczasywa wpewnenis: o tilky dijdu do aboratoriji
i widrazu uznaju wsiu prawdu, proczytaju pid mikroskopom usi ysty Dumczewa.
Wde poczuttia zbenteennia j soromu: wziawsia za dio, a z diom ne wporawsia. A
o teper, uweczeri, czekannia. Ni, ne czekannia, a jaka mymowilna cikawis: chto
toj newidomyj, szczo czekaw na mene i obiciaw pryjty? Wse siohodni ne tak, jak treba.
W korydori poczuysia kroky. Dedali bycze. Chto postukaw u dweri.
Wwijdi!
Ce prywitna bufetnycia prynesa czaj, peczywo. Postawya na sti. Usmichnua.
Pisza. Znowu stao tycho. A de toj newidomyj? Ue pizno. Naszczo win mene rozszukuje? Podywywsia u wikno: ludka ti widokremyasia wid budynku na tomu boci wuyci. Czoowik perejszow wuyciu i popriamuwaw prosto do hanku hotelu. Ce win! Neznajomyj, na jakoho ja czekaw.
Poczuwsia czitkyj, twerdyj stukit u dweri Peredi mnoju stojaw wysokyj na zrist
czoowik z sywoju kuczmoju woossia; obyczczia joho buo czysto wyhoene i widswiczuwao ehkoju syniawoju. Czorna oksamytowa kurtka. Hastuk na biosninij soroczci powjazano meteykom. Na bosych nohach sandali.
Chto wy? spytaw ja. I sam ne wpiznaw swoho hoosu: win meni wydawsia
chrypkuwatym, nacze ja howoryw u ychomanci. Chto wy? powtoryw ja, dokadajuczy sy, szczob opanuwaty sebe.
Zaraz, zaraz widrekomenduju, widkazaw neznajomyj. Ja deszczo schwylowanyj i ne znaju, z czoho poczaty
U widpowi na moje zaproszennia win ehko prysunuw kriso i siw nawproty
mene Zapaa napruena mowczanka.
Tak ot poczaw neznajomyj. Tak ot Dumczew, likar Dumczew joho
tajemnycze znyknennia Chiba ne cym wy zaraz schwylowani? Wypadkowo dowidawsia pro waszi poszuky. Tak ot Ja byko znaw Sergija Sergijowycza. Win wriatuwaw
meni yttia.
Darujte, ae chto wy?
Chto ja? Szczo skae wam moje prizwyszcze? Aniczoho. Wtim, koy, bahato rokiw tomu, imja aktora Orowa-Zaokkoho znay w riznych mistach. Awe! Ja buw aktorom. Czy znaju naszi moodi ludy, jak za carkych czasiw antreprenery najmay aktoriw za kopijky, jak jich sortuway u wypadkowi trupy, jak jim zamanesia, objednuway, jak zanapaszczay aktorki taanty? I aktorke yttia kotyosia u wozach kurnymy szlachamy, hojdaosia w tisnych wahonach powz wypadkowi stanciji, hynuo w
brudnych zajizdach, u zaplowanych deszewych nomerach. I konoho weczora, konoji

noczi odne j te same: koo rampy hasowi czadni ampy ta szczemywyj bil u serci: hrajesz ne te, czym sam ywesz, czym muczyszsia i czym trywono j bojazko ywe hladacz,
jakyj zapatyw swoju trudowu kopijku, szczob poczuty wid tebe prawdu w napiwtemnomu zali.
Na oczach u aktora pokazaysia slozy.
Probaczte, ja kau ne te. Tak ot, za tych daekych czasiw ja opynywsia w likarni,
de likuwaw chworych Sergij Sergijowycz Dumczew.
Staryj aktor trochy pidwiwsia i powilnym, uroczystym estom prostiahnuw meni
perewjazanyj houboju striczkoju weykyj rukopys, zhornutyj trubkoju:
O urywky z moho szczodennyka tych rokiw. Proczytajte i wse zrozumijete.
A ja pidu. Pizno. Dobranicz.
Tychym, zasnuym korydorom ja prowiw staroho aktora do hanku. Tut win zupynywsia:
Aha! Mene newako znajty ja we bahato rokiw wedu hurtok chudonioho
czytannia pry kubi Budiwelnyk. Samodijalnis, z jakoji narodujusia wysoki taanty!
Ja dowho dywywsia jomu wslid. Staryj-staryj aktor iszow seredynoju wuyci
ehkoju, maje junakoju chodoju. I misia steyw popered nioho na neriwnyj trotuar,
na brukiwku, na asfalt swoju dowhu spokijnu misiacznu doriku.

Czetwer, 14 trawnia.
Powoli mynaju dni, nekwapywo spywaju hodyny moho oduannia w likarni. Poczynaju zhaduwaty, widnowluwaty wse w pamjati,
zapysuwaty. Meta morfoz, metamorfoz, szczo za dywne sowo?! Ce buo persze sowo, jake ja poczuw. Oprytomniw. Ne widrazu zrozumiw, de ja. W kimnati temno.
Poriad z mojim likom, bila swiczky, szczo hory i opywaje, jakyj czoowik szczo pysze
i niby whoos dyktuje: Metamorfoz.
Tremty, koywajesia, wytiahujesia na stini ti: czoowik nachyywsia nad stoykom i pysze. Pero skrypy. O win znowu powtoryw neznajome sowo metamorfoz. De
ja? Zwidky iz temriawy czuty zitchannia: Likariu! Czoowik widkadaje pero, bere
swiczku i jde. Czy ne son use ce? Za aktorkoju zwyczkoju szukaju repliky iz znajomych
roej Wse toj e son! Czy ce moywo? Wtrete! W hoowi pamoroczysia, serce styskajesia. Nadi mnoju schyyo obyczczia cioho czoowika. Meta morfoz, metamorfoz
Subota, 16 trawnia.
Czy to promi soncia kowznuw po stini i rozbudyw mene, czy to wesee irannia
oszaty za widczynenym wiknom, ae ja prokynuwsia i widczuw sebe badiorym. Wse
zhadaw: nasza trupa projizdom czerez Czenk stawya w poenomu depo weykomu
saraji wodewil Zaputana sprawa Karatyhina. Ja hraw rol Wooszyna. I raptom use
zachytao. Weyki swooky saraja nad hoowoju popowzy wnyz, pidoha zetia whoru.
I ja wpaw. Poczuw kryk antreprenera: Dajte zawisu, a joho wezi zwidsy!. A dali
morok.
Likaria cijeji likarni zwu Sergij Sergijowycz Dumczew.
Wiwtorok, 19 trawnia.
Z hoowy meni ne jde persze sowo, poczute todi wnoczi: metamorfoz. Szczo wono

oznaczaje?
Sereda, 20 trawnia.
Siohodni wnoczi szaenia hroza. Dowho ne mih zasnuty. Byskawky kresyy zygzagy na czornij steli neba. Za wiknom trywono szumiy derewa. Bila stoyka pry swiczci
likar znowu pysaw i, jak zawdy, wymowlaw uhoos te, szczo pysaw:
Rozhadaty tajemnyciu energetyky ywoji istoty czy ne oznaczaje ce rozhadaty
tajemnyciu podoannia wsich chworob? De szukaty? Energija metamorfozu!.. Ach, wy
ne spyte, zwernuwsia likar do mene, poczuwszy, szczo ja perewertaju na druhyj bik.
Spi spokijno! Wy wyduajete i budete taki zdorowi, jak i ranisze. Ni, szcze zdorowiszi, szcze micniszi.
Subota, 23 trawnia.
Ciyj de doszcz. Serce boy I due czasto kootysia. Nasyu pyszu, ne mou
poworuchnuty. Pohano ty, moje serce, meni suysz. Jak ytymu, koy wyjdu z likarni?
Bez teatru, bez sceny yttia meni ne yttia. O fatalne pytannia. Wid cych dumok
serce zowsim rozboliosia. Wono bjesia to spokijno, to naprueno, to raptom niby z miscia schopysia i mczy, mczy Ja skazaw pro ce likariu. Win znowu mene zaspokojiw.
Skai, likariu, szczo take metamorfoz?
Potim, hoube, potim. Ot wyduajete, todi pojasniu. I wse zrozumijete. A zaraz
wypyjte o liky.
Likar pidnis do mojich hubiw sklanku. Win poprawyw kowdru. Doszcz stukotiw po
dachu dedali tychsze, dedali oberenisze.
Nedila, 24 trawnia.
Siohodni ja dowidawsia, jak opynywsia tut. Koy ja na sceni raptom zneprytomniw,
antreprener odwiz mene w nomer hotelu i czerez de zumiw obduryty i aktoriw, I wasnyka hotelu, skazawszy, szczo po mene pryjidu ridni j zapatia za nomer. Trupa pojichaa. Meni stawao szczo dali, to hirsze. Likar Dumczew, wykykanyj wasnykom hotelu, likuwaw mene, opaczuwaw usi wydatky, a potim zabraw do likarni.
Wiwtorok, 26 trawnia.
Jakyj siohodni jasnyj, harnyj, askawyj de! I wse nawkoo zdajesia meni dobrym
i ahidnym.
Likar, zajszowszy do paaty, skazaw meni: O wy j usmichajetesia. Znaczy, wyduujete. A zaraz sprobujte pryhadaty chocz by monoog Borysa Hodunowa: Dosiah ja
dokonecznoji wady
Ja poczaw czytaty, zaputawsia, zbywsia, znijakowiw.
Jakszczo treba o Puszkin, Pryhotujte jak slid. Praciuwaty treba, praciuwaty!
I chworoba szwydsze pide sobi.
Ponediok, 1 czerwnia.
Wczora, w nedilu, poczuwaw sebe chworym i wtomenym. Iz sercem pohano. Likar
uziaw mene na prohulanku. Jszy ne pospiszajuczy. Rozmowlay. Potrochu zabuw, szczo
boy serce.
Nedila, 7 czerwnia.
Weczir. Siohodni wde bahato hulay. Likar powiw mene za misto w swoju majsterniu.
Tam wy znajdete widpowi na ti zapytannia, szczo wy jich meni stawyy.
Z newysokoji hory ja pobaczyw: de daeko wybyskuje biriuzoju more. My spustyy unyz i piszy starym zanedbanym parkom. Temniy aeji. Zalizni hraty ohoroi de-

ne-de popaday j eay w trawi. Projszy powz altanku, jakoju kinczaasia aeja, i
wyjszy z parku. Cwiy zarosti szypszyny.
Po hustij, wysokij trawi my projszy powz plit, za jakym dzyczay bdoy, i zupynyy bila fanernoho budynoczka. Slidom za Dumczewym ja perestupyw porih i zdywowano zupynywsia. Wsiu kimnatu zapowniuwao pawutynnia. W ramach wikon zamis
szybok buo napnute pawutynnia. W kutkach pawutynnia wysio u wyhladi maekych
hamakiw. U bankach tako powzay pawuky i tiahy za soboju pawutynnia. Nawi u
banci z wodoju bihaw jakyj sriblastyj pawuk. U riznych misciach iz steli zwysao pawutynnia. Na odnij pawutynci nad samisikoju pidohoju buo pidwiszeno dochu myszu, na inszych trisoczky j kaminci.
Ta stupi chocz krok wid poroha! skazaw Dumczew. Czoho wy bojite? Ce
pawuk, spuskajuczy pawutynu, pidczepyw dochu myszu. I
Dumczew widkryw korobku rij much rozetiwsia po kimnati. I odrazu use zruszyo z miscia: zahojdao pawutynnia z kaminciamy j trisoczkamy na ramach wikon,
zaworuszyo pawutynnia z pidwiszenoju myszeju, maeki hamaky z pawutynnia w
kutkach kimnaty te zahojdaysia. Zjawyysia pawuky kynuy owyty, chapaty zdobycz. Ja nikoy ne znaw, szczo na switi je stilky riznych, ne schoych odyn na odnoho
pawukiw. Nespokijni, maeki czudowyka wony zaraz buy wsiudy. Pawuky! Pawuky! Pawuky! Wony bihay po pawutynniu, napnutomu w ramach wikon, po stinach,
spuskaysia wnyz, skoczuway u pawutynni hamaky. Pawuky powzay po pidozi, po
stinach, po steli. Powz moji nohy wony wchodyy j wychodyy u nawsti rozczyneni
dweri.
Sereda, 10 czerwnia.
Dumczew ywe w misti. U nioho tam, kau, aboratorija, de win prowady chimiczni doslidy, ae ja tam ne buw. Win wwaaje, szczo meni treba dychaty morkym
powitriam. Dedali czastisze prowodaju joho do fanernoho budynoczka. Tut my rozchodymo, i ja jdu do moria.
Ja oduuju. Szczoprawda, inodi nespodiwano wynykaje bil u serci, ae widrazu
znykaje. I todi meni zdajesia, szczo win schoyj na aktora, jakyj zjawlajesia na sceni
pisla wystawy, szczob poprosyty w publiky wybaczennia za turbotu, jakoji win jij zawdaw.
Na duszi u mene swiato. Chworobu peremoeno. Ja zdorowyj, badioryj, swiyj i
weseyj. Hotowyj pokazatysia w roli Romeo abo Czakoho na sceni Maoho abo Aeksandrinkoho teatriw. Ja ne wiriu, szczo buw koy chworyj. Jakymy likamy likuwaw mene
Dumczew?
Ponediok, 15 czerwnia.
Metamorfoz!
Wczora znowu buw u fanernomu budynoczku. Sergij Sergijowycz naoczno j dowho
pojasniuwaw, szczo take metamorfoz. Na stoli sered syy-syennoji kruhych sklanych
banok stojay poriad dwi szyroki poskodonni banky, bilsze schoi na akwarimy. Odnu
z nych napowneno wodoju, a w druhij pisok, kaminci i mut zeenoji trawy. W bankach buy dwi zowsim rizni cikawi istoty: odna pawaa u wodi, druha peresuwaasia na
pisku.
Dywisia! Czy schoi ci dwi istoty odna na odnu?
Anitrochy ne schoi.
Sprawdi, w odnijeji styrcza ziabra, chwist peskuwatyj i nezhrabnyj. Wona
ywe ysze u wodi. Zwesia aksootl. Druha dychaje eheniamy, tio w neji strunkisze,
dowhoji cylindrycznoji formy, z chwostom. ywe na suchodoli j u wodi. Zwesia amblistoma. Buw czas, koy aksootla i amblistomu wwaay dwoma riznymy, samostijnymy
wydamy. A teper zjasowano, szczo ocej wodnyj meszkane aksootl-peretworiujesia

na amblistomu. Tobto aksootl yczynka amblistomy.


Szczo tut dywnoho? spytaw ja. Puhoowok, szczo ywe i pawaje u wodi,
peretworiujesia na abu, jaka ywe i u wodi, i na suchodoli. A puhoowok zowsim ne
schoyj na abu. Czy potribni waszi doslidy?
Dumczew zasmijawsia:
Prykad newdayj! Wy b taky zdywuway, jakby w booti odni puhoowky widkaday jajcia, z jakych wyupluwaysia b taki sami puhoowky, a inszi peretworiuwaysia na ab.
Nu, takych czudes ne buwaje! rozsmijawsia ja.
Z puhoowkamy ne buwaje. A ot z aksootem yczynkoju amblistomy buwaje. Win peretworiujesia na amblistomu. Ae aksootl moe tako ne peretworytysia
na amblistomu, podyty i wmerty aksootem.
A amblistoma?
Ta, w swoju czerhu, widkadaje jajcia, z jakych piznisze zjawlajesia yczynkaaksootl.
Nu dobre! Ae jakoho nowoho czuda wy spodiwajete wid nych tut?
Czuda bez czudes! Sztucznym szlachom ja wykykaju metamorfoz i zmuszuju
aksootla obowjazkowo peretworyty na amblistomu. Cej metamorfoz peretworennia
yczynky na dorosu formu ja zdijsniuju i sposterihaju.
Ae jak e wy tut, u majsterni, wtruczajete u sprawy pryrody?
Due prosto. Ja pidhodowuju aksootliw szczytowydnoju zaozoju abo tyreojidynom, jakyj cia zaoza produktuje, i zmuszuju wodnu formu ambiji peretworiuwaty na
absolutno ne schou na neji zemnu. Ja ziog i powynen umity robyty ce! Ja stworiuju
neobchidni umowy dla peretworennia odnijeji istoty w inszu.
Sereda, 17 czerwnia.
Oduaw! Oduaw! Cikom oduaw! Pomi chworych chodia czutky, niby nasz likar
sam wyhotowlaje czudodijni liky.
Jakoju ywoju wodoju wy mene napojiy? spytaw ja Sergija Sergijowycza.
A win widpowiw:
Jakszczo budete dopomahaty w mojich doslidach, to znatymete.
Jakyj e z mene pomicznyk uczenoho?
Siohodni nadweczir zayszyw likarniu i oseywsia za rekomendacijeju Dumczewa,
u feldszera Akuynuszkina.
Staw ja zowsim inszyj junyj, badioryj. I wse ce zrobyw win Dumczew! Jak
e meni jomu widdiaczyty?
Ponediok, 22 czerwnia.
Wczora w domi feldszera Akuynuszkina day hostej: myy pidohy, peky pyrohy,
perebyway peryny. Wse byszczao j siajao I nawi kanarky w klitkach zdawaysia
swiowycytymy j siajuczymy.
Ja piszow za misto. Po nedilach likar zawdy buwaw u fanernomu budynoczku. Ta
ja zowsim ne maw namiru zawaaty jomu, tomu, promynuwszy budynoczok, podawsia
do moria. Nespodiwanyj doszcz zmusyw mene powernutysia, i ja pobih do budynoczka.
Postukaw u dweri, ae nichto ne widpowiw Znowu postukaw:
Mona wwijty?
Ae Sergij Sergijowycz ne widhuknuwsia. Proczynyw dweri nikoho. Uwijszow.
Due zdywuwawsia: ni pawukiw, ni banok, ni pawutynnia. Sami knyky na stoli. Odna
Carstwo twaryn bua rozhornuta, i ja pobaczyw malunok, pid jakym napysano:
Pawuk-bokochid. Najbilsza dowyna odyn diujm.
Doszcz perejszow. I tut ja poczuw de poriad zi mnoju szarudinnia. Obdywywsia.
Szarudinnia powtoryo. Ja uwano obijszow usiu kimnatu. Znowu siw na taburetku,

poczaw buw hortaty knyku, ae szczo szarudio, czowhao poriad zi mnoju. Hlanuw na
pidohu: z-pid taburetky, na jakij ja sydiw, wysunuasia weyczezna woochata krywa
apa. Ja widskoczyw do dwerej. Taburetka zachytaa. Ja pobaczyw prywjazanoho do
niky weetenkoho pawuka. Lutym byskom horiy joho oczi, szkrebysia, tiahy u rizni
boky wisim woochatych ap, wyhynaa szerechata hoowohru. Takyj samyj pawukbokochid, jakoho ja dopiru baczyw na malunku. Ae, tam buo zaznaczeno zrist w odyn
diujm, a tut win z piwtaburetky. Pawuk-weet!
Dweri rozczynyysia nawsti. Na porozi stojaw Dumczew. Ja zlakano dywywsia na
nioho.
Ce doslid! Wdayj doslid! spokijno mowyw win.
Sereda, 1 ypnia.
Dumczew znyk! Szczo robyty? Ce staosia try dni tomu, w nedilu, 28 czerwnia.
Tilky zaraz ja siw za sti, szczob zapysaty, prywesty dumky do adu.
Wostannie ja baczyw joho u fanernomu budynoczku te u nedilu, ae 21 czerwnia,
koy zlakawsia pawuka-weeta. Jak zwyczajno, i mynuoji nedili, 28 czerwnia, ja ranowranci naasztuwawsia jty do likaria. Ta wnoczi bua hroza. A wranci feldszer prosyw
mene dopomohty na horodi. Raptom do potu pidbihaje susidka:
Likar znyk!
Ja pobih do likarni razom z feldszerom. Tam usi buy strywoeni. Czutky chodyy
rizni. Nibyto kupawsia likar i potonuw. Ta kazay j take, nemowby nawmysne wtopywsia. I szcze kazay, nacze pereodiahsia i z torboju za peczyma piszow bukaty po switach.
Czetwer, 2 ypnia.
Likar, jakyj wriatuwaw meni yttia, czyji rozmowy okryyy moju duszu, znyk! Ne
mou otiamyty!
Pjatnycia, 3 ypnia.
Siohodni wweczeri, powertajuczy dodomu, ja poczuw, jak na wuyci dwoje perechoych obwynuwaczuway jakycho moskowkych kupciw u zahybeli likaria.
Subota, 4 ypnia.
W domi feldszera wczora meni rozpowiday, nibyto bila pasiky w trawi zjawyy i
rozpowzajusia nebaczeni muraszky j pawuky i szczo namiriajusia spayty fanernyj budynoczok, a trawu skosyty. Ta kosari za ciu sprawu ne berusia.
Nedila, 5 ypnia.
Wczora chotiy obyty hasom fanernyj budynoczok, trawu i wse spayty. Ta uprawytel majetku, posyajuczy na teegramu z Peterburga, zaboronyw rozpaluwaty woho
na pankych zemlach. Zawtra wranci fanernyj budynoczok likaria zrujnuju. Pidu tudy
wostannie.
Ponediok, 6 ypnia.
Budynoczok zrujnuju. Skoro burjanamy zaroste te misce, de win stojaw, de likar
robyw nezwyczajni doslidy. Wczora wostannie pryjszow do fanernoho budynoczka. Weczorio. Ja sydiw bila wikna. Meni zdawaosia: szcze trochy tut pobudu i doczekaju
Dumczewa. Z wikna wydno buo pasiku. Tam, za potom, jak zwyczajno, porawsia didpasicznyk. Na mene win zawdy pozyraw skosa, i ja poczuwaw, szczo win mene ne powaaje: Komedint!
Ja zbyrawsia jty, koy win zahlanuw u wikno.
Wse likaria desz? Ne dy. Ne wernesia.

Did baczyw Sergija Sergijowycza rano-wranci 28 czerwnia, w nedilu. Udoswita za


likarem aejeju hnaosia troje. Did chotiw buw wybihty z-za potu pasiky, boronyty likaria, ta pobaczyw u odnoho na kaszketi kokardu i zlakawsia. Prysiw za potom, poczaw
dywytysia. Likar ustyh zaskoczyty u fanernyj budynoczok. Zamknuwsia. Wsi troje zachodyysia stukaty w dweri. Potim odyn pidbih do wikna, a dwoje zirway dweri iz zawis
ta wbihy do budynoczka. Did baczyw kri plit, jak wony widrazu wyskoczyy, poczay
szeptatysia, rukamy rozwodyty. Toj, szczo z kokardoju, znowu w budynoczok uwijszow
i likarewu odeu wynis. I wsi troje piszy aejeju. Poriszyy-taky likaria, podumaw
did. Zaczekaw jakyj czas, a potim, skradajuczy, zazyrnuw u wikonce, szczob likarewi
dopomohty. A w budynoczku anikohisiko!.. Ni ywoho, ni mertwoho! Nacze kri zemlu likar zapawsia. A czoowik z kokardoju pustyw czutku, niby likar u mori potonuw.
Dla cioho win kudy slid likariw odiah prystawyw: nenaczebto bila moria znajszow.
Did czomu bojawsia, szczo bude slidstwo.
Ty mene do cijeji sprawy ne wputuj, skazaw win. Pasika porucz, ae moja
chata skraju. Bdiky w mene oce mij kopit Niczoho ne baczyw, niczoho ne czuw.
Z toboju ne howoryw.
Koy did piszow, ue poczao sutenity. Ja wostannie kynuw pohlad na sti, na stiny,
na wikno. Na stoli stojay hek, nedopyta sklanka wody, bludce z jakymo biym poroszkom i maekymy homeopatycznymy krupynkamy. Na bludeczku eaa sribna czajna
oeczka z wyhrawiruwanymy literamy SD (Sergij Dumczew). Serce meni stysosia
wid bolu: ce buo wse, szczo yszyosia wid ludyny, jaku ja polubyw usijeju duszeju.
Zawtra budynoczok zrujnuju. Usi zabudu pro likaria Dumczewa. I ja wziaw sobi
na zhadku oeczku z iniciamy SD. A poroszok i krupynky? Ce dla jakycho doslidiw
Sergija Sergijowycza, podumaw ja. Meni ne stao widwahy wykynuty jich. I ja zsypaw u kaptyk paperu, szczo walawsia na stoli, oroszok i dwi krupynky.
Subota, 18 ypnia.
Mynuo o ue dwadcia dniw, jak znyk Dumczew.
Ja wasztuwawsia w trupu. jidu z Czenka. Znowu poczynajesia moje brodianyke aktorke yttia.
Nezbahnenna j temna istorija znyknennia Dumczewa. Ae zawdy budu switli
moji spohady pro nioho jidu. Kadu na spid potertoho czemodana notatky pro dni, prowedeni w Czenku. A razom z nymy te, szczo wziaw pid czas ostannich widwidyn fanernoho budynoczka.
Ta czomu zaraz, zatiahujuczy remeniamy czemodan i wperto dumajuczy pro
znyknennia Dumczewa, ja raz u raz zhaduju ywyj trup Lwa Tostoho i czomu ja czytaju pro sebe monoog Fedia Protasowa?

Na ciomu kinczawsia junakyj szczodennyk staroho aktora Orowa-Zaokkoho.


Ja zaczytawsia j ne pomityw, szczo za wiknom, za spuszczenymy sztoramy, we
rozwydnio, a na stoli j dosi hory eektryczna ampa. Widkawszy szczodennyk, ja
uwano ohlanuw te, szczo wziaw koy aktor zi stou u fanernomu budynoczku. Sribna
oeczka z iniciamy SD pomiania, a w dwoch poowkych kaptykach paperu, zhornutych u wyhladi paketykiw, buy poroszok i krupynky. Taky dywna ludyna cej aktor
staryj romantyk! Desiatky rokiw wozyty z soboju poroszok, homeopatyczni krupynky
Koy ja czytaw zapysky aktora, meni czasom zdawaosia, szczo iszcze trochy i w
istoriji znyknennia Dumczewa szczo stane zrozumiliszym. Ta zapysky proczytano, a

istorija taka temna, jak i ranisze. Nawi temnisza j nezrozumilisza.


Ja stomywsia wid bezsonnoji noczi, wid wnutrisznioji trywohy, wid marnych buka nawkoo toho samoho pytannia. Hoowa meni rozboliasia. W czemodani bua koroboczka z poroszkamy jaka sumisz piramidonu i kofejinu. W Moskwi ja tak perewtomywsia, szczo poczawsia hoownyj bil. Mij likar poradyw pryjmaty dwiczi do obidu po
odnomu poroszku. Teper ja wyjniaw ti poroszky z czemodana. Pryjniaw odyn poroszok i
zapyw wodoju. Wyriszyw zasnuty. Lig, ae zasnuty ne zmih: zawaaw soniacznyj promi, szczo probywawsia kri sztory.
Czomu zapamjataysia ci dribnyci, podrobyci wczynkiw, dij i wsioho pynu mojich
dumok toho ranku? Ta tomu, szczo w odnij z tych dribny i buo schowano tu pruynu,
jaka potim znenaka rozkrutya i rizko widsztowchnua, widkynua mene na jakyj
czas daeko wbik wid usioho zwyczajnoho perebihu yttia..
Tak ot bolia hoowa. Jaskrawe sonce probywaosia kri sztoru i zawaao spaty
W soniacznomu promeni tanciuway poroszynky Cej promi tiahnuwsia do stou j torkawsia zimjatych potertych arkuszykiw, u jaki buo zahornuto poroszok i krupynky,
pryneseni aktorom. Desiatky rokiw tomu wziati z fanernoho likarewoho budynoczka,
wony, ci arkuszyky, widrazu rozsyplusia porochom u mojich rukach, tilky-no ja pocznu rozhortaty poroszok i krupynky razom z oeczkoju Ae szczo ce take? Na arkuszyku, w jakomu buw poroszok, poczerk Dumczewa! Ja schopywsia na nohy, wysypaw
poroszok iz staroho zimakanoho papircia u poronij paketyk z-pid piramidonu i wziawsia adibno czytaty:
Wpyw na szwydkis rozwytku, na rist ywoho organizmu fermentiw, rizni pojednannia zmin temperatury j woogosti wse ce ja doslidyw, perewiryw na eksperymentach i perekonawsia w tomu, szczo mou wpywaty na rist ywoho organizmu, zminiuwaty
joho
strukturu,
zbilszuwaty
abo
zmenszuwaty formua zminy szwydkosti rozwytku bdoynoji moli wyraajesia:
g W = bt + cgt,
de
W waha;
t czas;
b i c konstanty

.. U 70 000 raz! U 70 000 raz zbilszuje swoju wahu


husenycia meteyka werbowa czerwycia. W tysiacznych czastkach grama wyraajesia
waha husenyci, koy wona wychody z jajcia Mynaje poriwniano nebahato czasu, i
wahu jiji we mona obczysluwaty w gramach.
U 10 000 raz zbilszuje swoju wahu husenycia meteyka buzkowyj branyk, a w 15
000 raz husenycia tutowoho szowkopriada.
Jaka tytaniczna sya! I ja we bykyj do toho, szczob neju owoodity j spriamuwaty
u
wyznaczenomu
napriamku..
Fermenty! Chiba wony ne pryskoriuju u miljony raz chimiczni reakciji, szczo
widbuwajusia w organizmi ywoji istoty?..
Na ciomu zapys urywawsia. Kaptyk paperu z nezrozumiymy cyframy, formuamy
i mirkuwanniamy pro jaki fermenty. Kaptyk paperu! Szczo mih win rozpowisty meni
pro dywnu dolu ludyny, jaka ya, stradaa i tak nespodiwano znyka? Aniczohisiko.

Zaraz, koy ja pyszu ci riadky, we trapyosia te, szczo moho b toho dnia zowsim
ne trapyty. Teper, koy wse ce stao dla mene spohadom, ja zdywowano pytaju sebe:
czomu, proczytawszy formuy j zapysy Dumczewa na ciomu papirci, ja ne zistawyw jich
todi z tekstom joho mikrozapysok, z usim tym, szczo meni rozpowia Buaj, i z spohadamy staroho aktora?
Skilky buo materiu! yszaosia tilky poriwniaty okremi sowa j fakty, i todi z
newmoymoju ogicznistiu ja toho taky ranku pryjszow by do wysnowku zdohadawsia b pro dolu Sergija Dumczewa.
Ot jakby jakby A wtim, rozkau wse po poriadku:
W nomeri toho ranku buo arko. Zasnuty pisla bezsonnoji noczi ja ne mih. Bolia
hoowa, i ja wyriszyw: najkraszcze pity za misto do moria, pobuty tam, de koy stojaw
fanernyj budynoczok. Ade pojizd widchody o desiatij hodyni weczora, a zaraz ysze
dewjata ranku. Kwytok u kyszeni. Pisla prohulanky wstyhnu zajty do instytutu poproszczaty. A potim rozszukaju kub Budiwelnyk, widdam chudoniomu keriwnykowi koektywu samodijalnosti Orowu-Zaokkomu joho szczodennyk i wse insze.
Ja staranno perewjazaw striczkoju rukopys-szczodennyk i poczaw buw zahortaty
oeczku Poczuwsia stukit u dweri.
Dozwolte?.. Zdrastujte! Probaczte! skoromowkoju wyhuknua we znajoma
studentka Oena. O wam yst wid Stepana Jehorowycza. Ja bua due zajniata
wczora, a was dowho ne buo. Probaczte. Do pobaczennia
Ja poczaw czytaty ysta i prodowuwaw maszynalno zahortaty, zapychaty do kyszeni wse, szczo chotiw uziaty z soboju: zoszyt aktora, poroszky, oeczku
Welmyszanownyj Hryhoriju Oeksandrowyczu!
Uczora, szczojno zwilnywsia, zajszow za wkazanoju Wamy adresoju do budynoczka
z basztoczkoju. Was tam ue ne buo. Jaka maeka inka, wona widczynya meni
dweri, ne schotia mene wpustyty i niczoho do adu ne pojasnya. Szczo wy tam
znajszy?
Mou powidomyty cikawu detal, szczo stosujesia mikroystiw. Docent Woroncowa
wyjawya i naoczno dowea, szczo ci zapysky zowsim ne zmenszuwaysia za dopomohoju
foto, a buy napysani wid ruky. Nas iszcze spanteyczuje ta obstawyna, szczo papir i
czornyo wyjawyysia zowsim osobywymy, ne fabrycznoho wyrobnyctwa! Jak e mih
Dumczew abo ludyna, jaka chowajesia pid cym prizwyszczem, pysaty zapysky, szczo
jich treba czytaty pid mikroskopom? To Woroncowa maa wsi pidstawy, smijuczy, zajawyty: pysaa ci zapysky ludyna, jaku treba rozhladaty pid mikroskopom. Ta ce, zwyczajno, art! Spodiwaju, szczo pered widjizdom Wy zawitajete do instytutu. Pohoworymo pro wse.
Wasz S. Tarasewycz.

Nacze szarom porochu wkryy moji jaskrawi poczuttia j pereywannia, zowsim


tak, jak ystiaczko topol pry dorozi, ystiaczko koy swie, ypke, jaskrawo-zeene.
Teper ja znaw, szczo fanernyj budynoczok Dumczewa stojaw koy bila staroji, zanedbanoji altanky, i meni, zwyczajno, due chotiosia pobuwaty pered widjizdom u tych
misciach. Ade tam u trawi buo znajdeno mikroskopiczni arkuszyky!
Doroha poczaa powoli spuskatysia z hory. O rozdoriia asfaltowoji dorohy i putiwcia. Zupynywsia. Ce toj putiwe, szczo wede czerez haj do aeji.
Ja jszow zwywystoju dorohoju, i pyn mojich dumok zowsim jak doroha zwywawsia, krutywsia nawkoo tijeji samoji istoriji Dumczewa. Niczoho dywnoho nemaje

w tomu, szczo ja ne wporawsia z cym zawdanniam. Ja hotowyj prostyty sobi ce. Pamjataju, ja koy czytaw due dawnij urna. W niomu redakcija powidomlaa czytacziw,
szczo jakyj tam dokument ne mona proczytaty, bo z odnoho sowa, jake skadaosia z
dewjaty liter, zayszyosia sim, tobto sterysia dwi bukwy. Sowo ce pid.o. nyj.
Redakcija prosya rozhadaty ce sowo, tobto prostawyty ysze dwi litery. Szczo do
wsioho dokumenta czy joho suti, to redakcija ne wwaaa za moywe dawaty z cioho
prywodu bu-jakych pojasne. I o czytacz-moriak nadisaw do redakciji ysta, w jakomu twerdyw, szczo ce sowo pidwodnyj; czytacz-likar twerdyw, szczo ce sowo
pidobnyj, prokuror pidrobnyj, architektor pidjomnyj, bondar piddonnyj.
Bua szcze j sya-syenna inszych widpowidej, ae kona widpowi najczastisze widpowidaa profesiji, remesu czytacza. Ta wse-taky skilky riznych supereczywych rozwjaza takoho prostoho na perszyj pohlad zawdannia!
Ja promynuw napiwzrujnowanu altanku i zachodywsia szukaty slidy fanernoho
budynoczka j pasiky, pro jaki proczytaw u spohadach aktora. Ta ba! Wse tut pozarostao
bujnoju trawoju. Maekyj strumok, wybyskujuczy wodoju, powilno probyrawsia kri
trawu. Stinoju stojaa szypszyna:
Szypszyna wsiudy rozcwia,
Tinya ypowa aeja
Ja perestupyw strumok i, zaczipajuczy kuszczi szypszyny, piszow po hustij trawi.
O jakyj napiwzohnyyj derewjanyj brus, szczo wris u zemlu. Z dzyczanniam krulaju, metuszasia nawkoo nioho osy. Ja pobaczyw kubo os. Wono nahaduwao weyku
hruszu iz siroho paperu! Paperowe misto os! Meni wydawsia wartym uwahy toj fakt,
szczo wse misto powernute dohory dnom: kona czarunka dywysia wnyz. Perekynute
misto! Widmachujuczy, ja odirwaw kaptyk jichnioji sporudy, tocznisze kauczy,
kaptyk tonkoho kartonu.
Za kilka krokiw wid paperowoho mista os eaa napiwzohnya doszka. Z neji
styrczao dwa irawi cwiachy. Oce j use, szczo yszyosia wid budynoczka, de Dumczew
prowadyw swoji doslidy: derewjanyj brus, wkopanyj u zemlu, i napiwzohnya doszka.
Dowkoa buo tycho. ysze szwydko, z dzyczanniam litay osy.
Trymajuczy w rukach kaptyk kartonu, widomenyj mnoju wid stiny mista, ja
wyriszyw podywyty, czy mona na niomu szczo napysaty. Poczaw distawaty z kyszeni
oliwcia i tut-taky nenarokom upustyw joho w trawu. Nachyywsia, ae oliwcia ne znajszow. I widrazu zjawywsia bila mene we znajomyj rudyj sobaka z czornoju spynoju;
krutiaczy chwostom, tykajuczy mordoju w trawu, win szukaw nosom po zemli oczewydno, chotiw dopomohty meni znajty oliwe. Projszowszy kilka krokiw, ja wmostywsia na jakomu peku i z cikawistiu dywywsia, jak sobaka, widmachujuczy wid os, serdyto zaharczaw i kynuwsia nawtioky.
Hromadianyne! Hromadianyne, czoho wam tut treba? poczuw ja rizkyj wyhuk.
Peredi mnoju stojaa zawiduwaczka owoczewoji bazy Rajcharczotorhu.
Moywo, smiszno j nerozwaywo, a moywo, j cikom pryrodno, ae meni zachotiosia rozpowisty czuij ludyni, jakoji ja bilsze nikoy ne pobaczu, rozpowisty pro te,
szczo koy staosia tut. Jak ce zrobyty? Z czoho poczaty? Pocznu z toho, czoho ja pryjszow siudy.
Wsia sprawa w tomu, szczo w mene pid ranok rozbolia hoowa poczaw ja.
Oj yszeko! Na obyczczi inky zjawywsia wyraz turboty i spiwczuttia do
mene. Prowea b was do polikliniky, ta widuczytysia ne mou.
A rozboliasia hoowa czerez te, szczo ciu nicz ne spaw
To ne rozmowlaty treba, a jty do likaria slid.
A ne spaw ja tomu, szczo ciu nicz czytaw czuoho szczodennyka

Poliklinika tam, za zaworotom, ne dochodiaczy do seyszcza naukowych praciwnykiw. Czerhowa likarka siohodni chorosza. Marijeju Iwaniwnoju zwu.
A w tomu szczodennyku howorysia pro odnu nezwyczajnu istoriju, jaka trapya otut, na ciomu samomu misci, de my z wamy stojimo.
Na obyczczi w Czernykowoji widbywsia perelak:
Jaka istorija? Koy? Ja tut uwe czas Chodimo do likaria, wam poroszky
dadu
Tut ja zhadaw:
Aha, poroszky! We odynadciata hodyna czas pryjniaty druhyj raz piramidon
z kofejinom. Czy ne moete wy prynesty meni sklanku wody zapyty poroszok Abo
ja sam

Rizkyj udar. Na my zupynyosia serce. Jak pamoroczysia w hoowi! Nohy pidomyysia. Zatremtiy ruky. A pered oczyma krulaju czorni ciatky. Czornyj snihowij!
Wychor ciatok! Kruhower czornych sniynok. Serce kootysia. Szczo dali, to ducze,
ducze Wraz zawmyraje. Choczesia zakryczaty nemaje syy! Jakyj tiahar nawaywsia na mene! Szczo chyy do zemli dedali nycze j nycze
Wybywajuczy z ostannich sy, ja powertawsia to w toj, to w toj bik. Szczo take?
Kuszczi bujno rozrostajusia i tiahnusia do neba. Jakyj homin i dzwin nawkoo! Zwuky
staju dedali pronyzywiszi.
Narostajuczyj hurkit. Ja czuju schoyj na hrim wyhuk:
Hromadianyne, szczo z wamy?
Hawkit sobaky zowsim ohuszyw mene.
Jaka rozmajitis neznajomych zapachiw!.. Sered nych ja widrazu rozpiznaw pachoszczi kwitiw szypszyny. Wony staju dedali micniszi ja nenacze pywu po wodi,
jaka pachne kwitamy szypszyny. Potonuw u cych pachoszczach. Ta raptom wony znyky.
Ja pamjataju, dobre pamjataju, szczo cijeji chwyyny podumaw: pewno, witer, jakyj wijaw zwidty, de roste szypszyna, zaraz powijaw w inszyj bik.
Naetiy chwyli pachoszcziw widcwitajuczoji ypy. Pachoszczi perehnoju zemli. Wijnuo czymo bykym i znajomym z dytynstwa duchom chliba. Peky toj chlib u weykij rosijkij peczi na takomu weykomu ysti Na jakomu ysti! Czomu ja zabuw?
Zhadaw: na kapustianomu.
A de ta inka, jaka kryczaa: Hromadianyne, szczo z wamy? O wona roste w
mene na oczach. Poriad z neju sobaka te roste. Straszna, woochata, weetenka twaryna. Ja we ne mih jich baczyty. Ja bilsze ne czuw hoosu, ne czuw hawkotu sobaky.
Temno Tysza. Ae czomu meni tak wako dychaty? Mene pochowaw mij e odiah. Ja
borsawsia, wydriapuwawsia O poswitliszao. Wyliz. Rozdywywsia
Ote, ja pryjniaw poroszok, zmenszywsia na zrist, opynywsia na peku, a wnyzu,
pidi mnoju, szumiw lis traw
Ae chiba wse ce odrazu widbuosia: i zmenszennia na zrist, i widczuttia nowych
zapachiw, koloriw, zwukiw? I chiba widrazu pryjszy jasnis, rozuminnia, uswidomennia wsioho, szczo zi mnoju staosia? Ni! Zwyczajno, ni! Ta ja ne mou skazaty, skilky
wse ce trywao: chwyynu, hodynu, de? Dobre pamjataju, szczo ja, we zmenszywszy
u sto czy dwisti raz i wyaziaczy z-pid swoho taky pidaka, szczo eaw na peku,
raptom schamenuwsia: ade siohodni o desiatij hodyni weczora ja jidu do Moskwy. Kwytok ue kupeno. To de win? U bicznij kyszeni! Potiahnuwsia rukoju zwycznyj est
i rozsmijawsia! Ja we ne toj, jakyj buw!
I wse ce czerez hoownyj bil Uranci, zbyrajuczy na prohulanku za misto, ja razom z poroszkom wid hoownoho bolu piramidonom z kofejinom czerez neuwanis
pokaw do kyszeni poroszok, wyhotowenyj Dumczewym (joho ja maw namir powernuty
aktorowi). I, sydiaczy na peku, ja zamis piramidonu prokowtnuw dumczewkyj poroszok. O czomu wse wyroso w mojich oczach i zjawyysia nowi predmety. Ce ti sami

predmety, tilky zbilszeni w bahato-bahato raziw.


U swojij zapysci, jaka wypadkowo zaetia do mene z buketom kwitiw, Dumczew,
zhadujuczy pro Eratosfena, kazaw, szczo pered nym, Dumczewym, swit raptom wyris u
sto abo dwisti raz. Tak ot czomu Dumczew na zapytannia brata Buaj, w czomu polahaje
osnowna meta joho doslidiw, widpowiw: Staty ludynoju-mikroskopom. I zapysky,
szczo jich ja prynosyw do instytutu, ti dywni zapysky, proczytani namy pid mikroskopom, ti zapysky ne buy zmenszeni za dopomohoju fotoaparata, a napysani wid
ruky samym Dumczewym. Koy? De?
Tak o wona, tajemnycia Dumczewa!
Razom z rukopysom spohadiw staroho aktora zberehysia poroszok i piluli Dumczewa. Ja prokowtnuw poroszok. Ae w druhomu paketyku buy zowsim maeki piluli.
Chto znaje? Moywo, piluli maju taki sami czudodijni wastywosti, szczo j poroszok,
ae widnowluju, powertaju zrist. Moe, ce piluli zworotnoho zrostannia?
U mene w kyszeni dwi piluli. A szczo, jak wony wtratyy wastywosti zworotnoho
zrostannia i ja zayszu tut nazawdy? Na my meni stao straszno. Ae poroszok podijaw, ote, i piluli zrobla swoje, i ja powernusia do ludej. Jake szczastia buty z lumy,
jaka radis! Ridni znajomi druzi. Jak dobre nawi urytysia stradaty, ae tam,
sered ludej! Czy ne prokowtnuty zaraz odnu? Szwydsze! Ta dla cioho ja muszu potrapyty
w swoju wasnu kyszeniu. Tam piluli. Zalizty z hoowoju do sebe samoho w kyszeniu. Ja
ce zroblu.
Ae kona kyszenia pidaka peretworyasia dla mene na weyczeznu temnu peczeru z neriwnymy mjakymy stinamy. Ja pobuwaw spoczatku w odnij kyszeni, zadychajuczy, macaw u temriawi rukamy, namacaw wyhnutu zubczastu koczerhu. Zupynywsia. Podumaw: pewno, ce klucz wid czemodana. Poliz w inszyj kraj peczery, ae nohy
poczay kowzatysia po jakij hadekij powerchni. Ja zhadaw: w kyszeni ea okulary, ote, ja kowzaju po futlaru okulariw. Ni, krupynky ja pokaw ne w ciu kyszeniu,
a w tu, de rukopys aktora. I sprawdi, w druhij kyszeni, kudy ja proliz, sered szurchotywych weetenkych pootnyszcz (zoszyt!) ja znajszow obydwi krupynky. Nasyu wykotyw
z kyszeni spoczatku odnu, a potim i druhu. Krupynky? Ni, teper na peku peredi mnoju
eao dwa futbolni mjaczi. Szczob prokowtnuty bodaj szmatoczok takoji krupynky,
treba buo rozkooty jiji jakym-nebu twerdym predmetom. Sprobuju rozbyty krupynku
kluczem wid czemodana. Ja znowu popriamuwaw do swojeji kyszeni. Witer, szczo wdaryw w obyczczia, mao ne zbyw mene z nih, ja powernuwsia spynoju do witru i pobaczyw
obydwi krupynky zworotnoho zrostannia kotyysia zaraz odna za odnoju do kraju
peka. Ja kynuwsia za nymy. Ta darma! Obydwi skotyysia z peka. Zwisywszy iz
nioho, ja pobaczyw, jak odna poetia w okean traw i znyka. A druha zaczepya, powysa i zahojdaasia nad trawamy.
Ja poczaw spuskatysia z peka, chapajuczy za konyj wystup. Wse bycze, bycze do mjacza krupynky. O wona wysy nad trawamy

Czomu mene tak hojdaje? Z takoju syoju, tak rizko! Ta ruky we wchopyysia za
jakyj kanat. Nohy cziplajusia za druhyj kanat. Szczo ce take? Motuziana drabyna?
Wona rozhojdujesia nad prirwoju. Ja hojdajusia razom iz neju. I razom zi mnoju rozhojdujesia nad prirwoju zapowitna kula, z jakoji ja ne spuskaju oczej. Treba znajty
micnu oporu. Ja probuju obereno spustyty, ae czomu nasyu widrywaju ruky j nohy
wid kanatiw. Dywna motuziana drabyna do neji pryypajesz! Motuzzia wsijane bezliczcziu dribnych ypkych wuzykiw. Wony ypnu do moho paszcza i szyrokoho pojasa,
ne widpuskaju, trymaju.
Aha! Tam, na peku, ja zubamy j rukamy widirwaw kraj mojeji maekoji kolorowoji chustoczky z werchnioji kyszeky. Meni poszczastyo ce zrobyty, i ja nakynuw sobi
na peczi kaptyk kolorowoho pootna, nacze starodawnij rymlanyn swoju tohu. Potim
meni wdaosia widirwaty szcze odnu wuzeku smuku wid chustoczky, i ja obmotawsia
szyrokym pojasom, zowsim jak piraty na malunkach u starych knykach.
Hojdajuczy nad prirwoju, ja perebyraju z odnoho kanata na inszyj bycze do
kuli. Perepoczyw. Prydywywsia. Zowsim ne motuzianoju drabynoju ja spuskawsia do
kuli. Ja perebuwaw u weetenkij rami; kanaty wid ramy promeniamy schodyysia do
centra i pereplitaysia czastoju spirallu. Sitka!
Mene hojdaje wse ducze j ducze. Zwidky narostaje ce hudinnia, rizke j pronyzywe? Mona ohuchnuty!
Poriad zi mnoju w sitci borsajesia jaka istota, wona pruczajesia, kydajesia na
wsi boky, prote use micnisze pryypaje do kanatiw.
Jak pozbutysia cioho achywoho rozhojduwannia? Treba jaknajszwydsze spustytysia do krupynky. Ja szukaju nohamy inszyj kanat. Wpyraju u nioho, widrywaju ruky
wid werchnioho i, perebyrajuczy po czerzi rukamy j nohamy, spuskaju dedali nycze j
nycze.
Szcze dwa-try ruchy, szcze odyn perechid z odnoho kanata na inszyj i ja dotiahnu do kuli. Ta raptom z kutka sitky pokazaosia woochate czudowyko. Ja zawmer.
Z hustoji szersti dywlasia wisim oczej. Roztaszowani symetryczno, wony dywlasia w rizni boky.
Czudowyko zrobyo ruch, i na spyni w nioho staw pomitnyj weykyj biyj chrest.
Ce pawuk-chrestowyk! Znaczy, weetenka motuziana drabyna z promeniamy,

szczo rozchodiasia nawsibicz, pawutynnia. A istota, jaka borsajesia, hude j pruczajesia, mucha.
Jakyj ja buw sabkyj, bezporadnyj pered pawukom! Ae todi ja ne poczuwaw strachu.
Ja szcze, oczewydno, ne zwyk do dumky, szczo menszyj wid pawuka i szczo zahybel
moja nemynucza. W mene buo odne baannia jaknajkraszcze rozhladity ciu dywowynu istotu. Dopytywis wriatuwaa mene. Ja ne zrobyw odnoho estu, ani najmenszoho ruchu. Ja zawmer. Dywywsia. Peredi mnoju buw majster-tkacz u swojij majsterni.
I ja zhadaw mit pro Arachneju.
Arachneja najkraszcza tkala starohrekych mitiw, wona zmahaa u majsternosti iz samoju Anoju Paadoju.
Arachneja bua doczkoju selanyna z Lidiji. Wona wmia prykraszaty swoji tonki
tkanyny malunkamy. Ta o do bohyni Any pokrowytelky remese i wsilakych inoczych robit dijszow pohoos, niby Arachneja tak zapyszaasia swojim uminniam, szczo
pochwayasia peremohty w majsternosti Anu.
Bohynia, jakij ce bolacze doszkuyo, prybraa wyhladu staroji baby, pryjsza do
tkali i zaproponuwaa jij pozmahatysia w tkakij majsternosti. Obydwi wziaysia do roboty. Arachneja majsterno wytkaa na tkanyni zobraennia pryhod i peretwore bohiw
Olimpu. Tut stara bohynia Ana zachodya szukaty wady w roboti Arachneji. Ta
jich ne buo.
Ana musya wyznaty sebe peremoenoju. Neehke wyznannia! I, spaachnuwszy
hniwom, mstywa Ana wdarya tkalu czownykom po hoowi j peretworya jiji na pawuka, szczo pryreczenyj dowiku tkaty swoje pawutynnia.
W mojij ujawi nespodiwano wynyk cej starodawnij mit i tak posiw moji dumky,
szczo ja ne zrobyw odnoho metuszywoho ruchu. Cym ja wriatuwaw sebe. Ade pawuky
ne napadaju na neruchomi predmety.
A tym czasom istota, szczo bua maje poriad zi mnoju, byasia, borsaasia, sykujuczy wyrwatysia z ypkoho pawutynnia. Pawuk nabyawsia do swojeji ertwy muchy. Chyak instynktywno kydajesia na ruchywu zdobycz.
Pywo w powitri wisim oczej, dywlaczy nawsibicz, pywy nohy z hrebeniamyszczitkamy, wydno buo szczeepy, schoi na eza skadanoho noa.
Mucha rwonuasia w mij bik. Zaraz wona bua zowsim bila mene. Ja zayszawsia
neruchomym. Pawuk kynuwsia na muchu. Win spowywaw jiji biymy nytkamy.
Pawuk nacze pryyp do swojeji ertwy. Treba wyhraty czas! Treba schopyty kulu j
tikaty! Spuskajuczy, ja raz u raz ohladawsia. Tam, de bua mucha, wysio teper na
pawutynni czorne, obtiahnute biymy nytkamy pattia muchy. Ja rozhediw u riznych
misciach pawutynnia kilka takych samych hrudoczok. Chaj pawuk rozprawlajesia zi
swojeju ertwoju. Meni potriben mij mjacz krupynka, szczo powertaje zrist.
Ja kynuwsia do kuli. Staosia najhirsze: wid udaru nohy motuzka, na jakij ja stojaw, rizko chytnua. Ja pereskoczyw na inszu. Pawutynnia poczao koywatysia,
tremtity, i pawuk pospiszyw do toho miscia, de najbilsze tremtia joho sitka. Win kynuwsia do mene!

Ja zirwaw z peczej swij paszcz. Rozmachujuczy, krutiaczy paszczem u powitri, ja


poczaw ciytysia nym u pawuka. Moywo, w ci chwyyny esty j ruchy ludyny z paszczem czymo nahaduway ispankoho matadora, jakyj bjesia na areni z bykom.
Moywo. Ae ne pro ce ja dumaw. Ja baczyw czudowyko i znaw: zahynu, zahynu, mow
mucha, jakszczo ne zatrymaju, ne nakryju joho hoowu paszczem. Kynuw paszcz i

promachnuwsia. Paszcz ne doetiw do pawuka, a zaczepywsia za krupynku i prykryw


jiji. Kanaty tremtiy. Boju matadora z bykom ne wyjszo: Ta wse-taky cej newdayj kydok wriatuwaw mene. Pawuk kynuwsia ne na mene, a na paszcz, pid jakym bua krupynka, i zachodywsia jiji spowywaty.
Pawuk obroblaw moho paszcza z takoju retelnistiu, z jakoju rozprawlawsia b
z ywoju muchoju. Jaka ilustracija na temu pro riznyciu mi instynktom i rozumom!
Pawuk tcze skadni i wybahywi teneta. Ae jak wykonuje win usiu swoju robotu?
Tilky instynktywno, awtomatyczno widpowidajuczy na zownisznij sygna-podraznyk.
Naocznyj prykad peredi mnoju.
Krupynku ja we ne distanu Merszczij zwidsila! Szcze ne wse wtraczeno! Nadija
ni, ti nadiji promajnua w ti chwyyny peredi mnoju: de tam, unyzu, w okeani
traw, ey druha krupynka, szczo powertaje zrist. Jiji ja j rozszukaju Dali wid pawuka! Ja pobaczyw ramu, meu weetenkoji sitky, schopywsia rukamy za jakyj kanat
i, rozhojdujuczy nad prirwoju, poczaw nohamy szukaty micnu oporu Znajszow. Ja
poza pawutynniam!
I o ja we stoju na jakomu wystupi abo suczku peka.
Powoli j obereno, trymajuczy za cej wystup, perestupajuczy nohamy czerez wyboji na kori peka, ja spuskaju use nycze j nycze, tudy, de hucho szumla trawy. De
tam druha krupynka
Moji ruchy znowu prywernuy uwahu pawuka. Win, oczewydno, rozprawywsia z
paszczem, szczo prykrywaw pilulu, znaczno ranisze, ni ja hadaw. Pawuk mene peresliduje. Ae ja za ramoju pawutynnia. Tut pawukowi mene ne distaty! Tam, u sebe na
pawutynni, cej chyak hospodar. ysze tam!
Ae o pawuk zjawywsia bila ramy swoho pawutynnia. Wypustyw motuzku. Spuskajesia po nij. Win ue hojdajesia nad mojeju hoowoju. Ja znowu zawmer. Meni zdawaosia, szczo wsi wisim czornych oczej pawuka poczay dywytysia na mene. Motuzka
dowszaa, pawuk nabyawsia do mene. Ja kynuwsia wbik, zaliz w jaku zahybynu.
Chaj pawuk mene poszukaje! Sposterenyj punkt u mene czudowyj!
Pawuk zaczepywsia za wystup, na jakomu ja dopiru stojaw. Zwidty poczaw spuskaty do mene.
Rizke, ohuszywe hudinnia rozitnuo powitria. Z swojeji schowanky ja pobaczyw:
jaka twaryna, proetiwszy, zaczepya kanat, szczo prylipywsia do wystupu. Pawuk kowznuw po kanatu whoru. Znowu hurkit. Ja stupyw krok nazad i popaw nohoju w jakyj
koodia. Upaw, maje potonuw u ypkij mjakij masi.

Dywnyj zapach odurmanyw mene.


Ne znaju, czy bahato czasu mynuo. Ja, mabu, zneprytomniw.
Pryjszow ja do pamjati na dni jakoho koodiazia. Zhory strumuwao swito. Treba
wybratysia zwidsy. Wytiahnuwszy nohy z ypkoji masy, ja wchopywsia za wystup
stinky.
Raptom stao temno, niby chto prykryw otwir koodiazia. Hoowa wdarya ob
szczo twerde. Szczo za dach zjawywsia nadi mnoju? Win szczilno prypasowanyj do toho
samoho otworu, kri jakyj ja prowaywsia w koodia. Dach trochy proswiczuje. Ja wdaryw kuakom probyw dirku; szcze odyn udar dirka poszyrszaa.
Ja pidtiahnuwsia, wchopywsia za kraj koodiazia i wyliz nazowni.
Na swiomu powitri ja zowsim oczuniaw i znowu poczuw durmanywyj zapach. Ce
med! Ja pobuwaw u weyczeznij boczci medu. Smiszno!

Ja hoodnyj, ae, ne pokusztuwawszy medu, wtik wid nioho. Daremno! Czy ne powernutysia meni nazad? A nespodiwanyj dach? Czomu win opynywsia w mene nad hoowoju? Spuszczusia znowu w koodia, posnidaju. A szczo, jak mene nahucho prykryje
dach i ne mona bude wybraty? Treba prydywytysia: zwidky tut medowyj koodia i
chto sporuduje nad nym dach?
Sira twaryna zjawyasia na zeenomu weyczeznomu pootnyszczi na ystku,
zowsim poriad zi mnoju. Ja pryczajiwsia. Mene ne wydno. Twaryna powodyasia dosy
dywno. Jaki nespodiwani ruchy! Tanok? Ni, ce ne tanok. Twaryna wyrizuwaa z ystka
jakyj kruh, prawylnyj i tocznyj. Niby koo dla wyrizuwannia buo nakreseno cyrkuem.
Za opornu toczku prawyw tuub twaryny, a hoowa iz szczeepamy ruchaa, opysujuczy
koo.
Wyriz buo zrobeno po kou. Neschybno j toczno. Raptom twaryna z hudinniam
zniaasia whoru, opustyasia porucz mene i prykrya wyrizanym z ystka zeenym kruhom toj koodia, z jakoho ja oce tilky wybrawsia.
A na druhomu zeenomu ystku taka sira twaryna te tanciuje wyrizuje. O
wona poetia. A na ystku zayszywsia wyriz, ae zrobenyj ne po kou, a po elipsu. Komacha tut dwiczi peresuwaa toczku opory: dwa nepowni koa j utworyy wyriz po elipsu.
Dach moho koodiazia ce kusok ystka, wyrizanyj po kou. A kusok, wyrizanyj
po elipsu, pide, mabu, na obkadannia stin koodiaziw, u jakych zberihajesia med.
Ja zhadaw: sira komacha ce bdoa-ystoriz, megachia. Wsia jiji robota niby
naocznyj urok narysnoji geometriji.
Dobre buo b posnidaty, skazaw ja sam sobi, prydywlajuczy, jak bdoa-ystoriz
ukadaje na swij medowyj koodia odyn kruhyj zeenyj dach nad druhym. Treba
pospiszaty! Jakszczo bdoa ukade we swij bahatoszarowyj zeenyj dach, to takyj dach
kuakom ne probyty. Zayszusia bez snidanku.
O bdoa akuratno zakrya koodia kruhym zeenym dachom. Tilky wona poetia he, ja szwydko pidbih i wdaryw po niomu kuakom. Probyw otwir, ae lizty po med
szcze ne nawauwawsia. A szczo, jak ne wstyhnu? Powernesia. Tak i buo.
Bdoa ukadaa dach ja daw. Wona widlitaa, wyrizuwaa nowyj ja probywaw. Znowu terplacze daw. Znowu hotowyj dach, a ja znowu widnowluju swij prochid
u medowyj koodia. Bdoa roby marnu robotu. Dajesia wznaky awtomatyzm instynktu.
Zakinczy e wona koy kasty swoji dachy?!
Bahato raziw wona prylitaa j ukadaa kruhy. Pokawszy trynadciatyj szar, tak
samo staranno probytyj mnoju, jak i poperedni dwanadcia, wona poetia he i bilsze ne
powernua. Ja czekaw dowho, ta bdoa, pewno, wwaaa swoju robotu zakinczenoju.
Teper czas!
Ja poliz u koodia, chapajuczy za kraji ystianych stinok. Nepohanyj charcz zamisya dla mene bdoa: medowe tisto z kwitkowoho pyku j nektaru. Siudy wona widkaa swoje jajeczko.
Ja posnidaw, wybrawsia nahoru j poczaw spuskatysia z peka, trymajuczy za wyboji kory.
Ae szczo tam bysnuo bila korinnia traw? Czy ne sriblasta ce krupynka, jaka skotyasia z peka?
Tak wono j je! Ja pobaczyw sriblastyj bysk krupynky. Ce bua wona! Dorohocinna
krupynka! Chaj druha zayszajesia w pawuka!
Ja ziskoczyw na zemlu i bolacze podriapawsia ob hostri kraji kaminnia. Kaminnia?
Ranisze ja skazaw by, dywlaczy na nioho: weykozernystyj kwarcowyj pisok. Teper
ce weyczezni kameniuky. Neweyka j wuka kamjanysta smuha, a nawkoo szumy
lis
Ja kynuwsia do krupynky, ae kruha kuepodibna hora zawwyszky z trypowercho-

wyj budynok, jaka stojaa nepodalik, raptom ruszya z miscia i perehorodya meni dorohu.

Bua my, koy ja mih by, rwonuwszy upered, schopyty biyj mjacz-krupynku. Ae
hora nasuwaasia na mene tak newbahanno j hrizno, a duch, jakyj iszow wid neji, buw
takyj smerdiuczyj i wakyj, szczo ja widskoczyw, prohajaw czas. Kuepodibna hora raptom zupynya. Ja kynuwsia w obchid. Ta czudernaka istota, zakuta w czornu broniu,
wyzyrnua z-za hory. Wona bua schoa na ycaria serednich wikiw. Ae jaki rozmiry!
Jakyj bezhuzdyj obadunok! I cej czudernakyj ycar prytuywsia spynoju do hory.
Perednij kraj hoowy czudowyka nahaduwaw napiwkruhyj weyczeznyj kiwsz z
weykymy zubciamy. Peredni nohy skydaysia na dwi dowhi szyroki opaty iz zubczastymy krajamy.
Merszczij w obchid! Obijty! Bu-szczo-bu obijty ruchywu horu ta schopyty riatiwnu krupynku!
Ja promczaw powz twarynu, obbih horu z prawoho boku. Ta raptom hora zruszya
z miscia j pokotyasia nazad, znowu perehorodujuczy meni dorohu.
Ja widstupyw. Z-za hory zjawywsia druhyj czornyj ycar. Cej druhyj buw menszyj
na zrist, ruchy joho buy szwydki ta wprawni i, mabu, nawi zodijkuwati. Win-to i
posunuw horu w inszyj bik. Zodijkuwatyj ycar zachodywsia buw kotyty jiji, ae perszyj wpersia, nawaywsia, poczaw sztowchaty w poperedniomu napriamku.
Obydwi istoty kotyy swoju weetenku kulu to w toj, to w toj bik, to widkrywajuczy
szlach do riatiwnoji krupynky, to zakrywajuczy joho. Kynutysia na odczaj duszi wpered?
Ae ja nemynucze budu rozczawenyj horoju abo roztoptanyj czornymy ycariamy.
Obbihty horu, pity krunym szlachom? Ae praworucz i liworucz taki husti zarosti! Meni ne probytysia kri nych. I szcze: jakszczo ja upuszczu pilulu z oczej, to ryskuju potim ne znajty jiji.
Znenaka hora pokotyasia prosto na pilulu. Wse zahynuo! I o ue moja nadija,
moja krupynka bysnua na werszeczku weyczeznoji kuli. My i kruha hora pokotyasia dali piszczanoju smuhoju. A misce, de szczojno eaw biyj mjaczyk, buo poronie.
Ja pobih za horoju, ae ycari kotyy jiji dedali szwydsze. Ja bih slidom, zadychawsia, ae bih; Szlach buw wakyj: ja obmynaw wauny, strybaw czerez jamy, wydyrawsia na kruti mohyy. Darma Syy zraduway mene. Nezabarom kruha hora z
pryypoju do neji pilueju znyka za weyczeznymy piszczanymy horbamy.
Chto ci istoty z dowhymy zubczastymy opatamy i hrablamy, ci czorni, zakuti w
broniu ycari?
Szczo ce za kula-hora?
Wse ce stao meni jasno ysze zhodom.

Ja dobih do piszczanych horbiw i poczaw wydyratysia na odyn z nych. Aby tilky


nazdohnaty!
Zowsim nedawno ci horby buy dla mene kupkamy zemli, wykynutymy nahoru krotamy i polowymy myszamy. Bila otworiw swojich pidzemnych chodiw wony zawdy zayszaju wykynutu nymy zemlu. Ja b spokijno i bezturbotno, ne pomitywszy, perestupyw
czerez ce pasmo horbiw.
A zaraz? Kaminnia kotyosia z-pid mojich nih. Wauny zacharaszczuway mij

szlach, Zemla iz strimkych schyliw spowzaa j tiaha mene wnyz.


Do werszyny horba ja tak i ne distawsia. Ohlanuwsia. Horby, wysoki horby stojay
byko odyn do odnoho, utworiujuczy dowhe pasmo. Wuki nebezpeczni uszczeyny ziajay mi nymy. Tam, za cymy horbamy, bua moja pilula.
Ja znowu stupyw krok do werszyny. Iszcze krok. Ta odyn newdayj ruch i ja
skotywsia wnyz. Ja wkraj znesyywsia. Widczaj ochopyw mene. Nikoy meni ne zrozumity, jak perebraysia czerez horby dwoje czornych ycariw razom iz swojeju weetenkoju kueju.
Bezporadnyj i rozhubenyj, ja dowho ne mih zibratysia z dumkamy. Szczo robyty?
Moe, powernutysia do staroho peka? Ae nadto we wakyj kamjanystyj szlach. Nemoywo iz zranenymy nohamy wydyratysia na horby, szczo osypajusia pid toboju. Ja
powernuw praworucz i o ja jdu lisom, hustymy, neprochidnymy netriamy. Ja znaw,
pamjataw, szczo perebuwaju w trawach, jaki nedawno toptaw nohamy Trawy
trawy Ni!
Weyczezni, iz zeenymy stowburamy derewa nebaczenych obrysiw otoczuway
mene. Wony beznastanno zdryhaysia wid witru. Kone derewo zlakano tremtio, chytaosia, chyyosia maje do korinnia. W powitri stojaw szum.
Ja poczaw probyratysia kri chaszczi, spowneni dywnych zwukiw. Mene ohuszuway dzekotywyj szum, rizkyj swyst, bezupynnyj hu, bezuhawne triskotinnia j rewinnia.
Tepe, woohe, zaduszne powitria obdawao mene, nacze ja opynywsia w dunglach.
Ja rozsuwaw steba, widchylaw weyczezne ystia newidomych rosyn. Jaka rozmajitis rosynnoho switu! Pachoszczi nakoczuwaysia duymy chwylamy. W hoowi pamoroczyo.
De , de znajomi, z dytynstwa zwyczni pachoszczi traw: soodkyj aromat chrestykiw, hirkota poynu, rizkyj likarkyj zapach romen-zilla, terpkyj duch mjaty? I jak upiznaty, jak rozriznyty sered traw, jaki wydajusia meni derewamy, jak upiznaty najzwyczajnisikyj podoronyk, koniuszynu, ytnyciu, pryworote, owte, dzwonyk? Zwyczajno, wsi wony tut. Ae ja baczyw weyczezne ystia szyroki pootnyszcza, szczo koychay pid witrom; baczyw pootna kruhli i zubczasti, tonki i poski, zahostreni, nacze
zuby pyky, byskuczo-hadeki i wkryti hustym worsom.
ystia to buo prytysnute do stowburiw, to hojdaosia na dowhych czereszkach, to
wijaom wychopluwaosia prosto iz zemli. Liny husto perepeysia mi riwnych stowburiw i zastupay meni dorohu. Oczewydno, ce buy wsim widomi ninyj wjunok i czipkyj
horobynyj horoszok
Wsi moji ujawennia j widczuttia sputay. Ja baczyw inszi rozmiry j barwy, czuw
inszi zwuky, wdychaw nowi zapachy. Jak use nawkoo muczyo j prymuszuwao stradaty!
Dywni, nebaczeni ptachy perelitay z derewa na derewo Czy ptachy ce?
Nezrozumili twaryny, weyczezni j maeki, strybay i perepowzay z miscia na misce: sered nych buy jaskrawo-zeeni, szczo zywaysia z zeenniu ystia, czorni, szczo
prypaday do temnoho korinnia, owti j buri, szczo powzay po zemli. Wsi wony perebuway w bezpererwnomu rusi. Wse dowkoa to zlitao whoru, to padao. Zwyczajno, ce
buy zowsim ne ptachy i ne zwiri ce buy nezliczenni wydy komach.
Jaka cikawa j hrizna, nowa j nebezpeczna cia krajina!

Ni, skazaw ja sam sobi, hodi! Meni staje dedali wacze dychaty. Ja tut bojusia zrobyty krok, ne znaju, jak stupyty. Ne rozumiju i nikoy ne zrozumiju, ne nazwu

wsioho, szczo mene otoczuje. Tut stao nezrozumiym use zrozumie w ytti. Ja hlanuw
na nebo: wono buo take znajome, zwyczne, z puchnastymy sirekymy chmarkamy,
szczo spokijno pywy u hybokomu syniomu nebi, zminiujuczy ehki obrysy. I zawdy
choodna syniawa staa dla mene tepoju, ridnoju. Tilky nebo yszyosia takym, jak koy
Treba rozdobuty, neodminno rozdobuty krupynku, szczo widnowluje zrist, i powernutysia do ludej! Buo dwi krupynky Jaki twaryny kotyy smerdiuczu horu i razom
z neju zanesy krupynku. Ja nazwaw jich czornymy ycariamy. A nasprawdi? Ja ujawyw sobi yttia w joho koysznich massztabach: ta ce uky-skarabeji! uky-hnojowyky!
Doenu doenu! Widberu! Ae wid samoji ysze zhadky pro ukiw na mene wijnuw
ohydnyj duch kuli, wyhotowenoji z presowanoho hnoju. Ja szcze ne pohnawsia za skarabejamy, a mene we poczaw duszyty amicznyj duch hory hnoju, jaku wony kudy
kotyy.
Ote, zayszajesia odne: pity na dwobij z pawukom. U nioho w sitci druha krupynka. Ae ja zhadaw womyoke czudowyko, szczo rozhojduwaosia w powitri, straszni
szczeepy-noyci. Motuzky ypki kanaty Szczo robyty? Ja prytuywsia do jakoho
derewa i skryknuw. wid bolu w mene uwihnaasia hostra hoka.
Z weykymy zusyllamy ja wytiah iz swoho tia kine cijeji hoky, szczo widomywsia. Bil jak wid opiku. Widijszowszy od derewa, ja opustywsia na zemlu. Tio buo nacze
u wohni.
Szczilnoju stinoju stojay peredi mnoju derewa, wsi stowbury jich buo wkryto takymy samymy hokamy. Derewa chytaysia pid witrom, szurchotiaczy paskym zubczastym ystiam. Konyj zube ystka te maw hoku na kinci. Kropywa!
Treba prykasty do opeczenoho miscia meniu syroji zemli. Wid cioho maje poehszaty. Prostiahnuw ruku, razom iz meneju zemli pidniaw derewjanu oku. Derewjana oka? Ja dywywsia na neji i dywom dywuwawsia: jak zruczno jiji trymaty w
mojij ruci ruci ludyny, jaka zmenszyasia w bahato-bahato raziw. Czy ce ysze kusok
derewa, wypadkowo podibnyj do oky? Hra pryrody? Awe! Ae oku wkryto akom.
O u kilkoch misciach ak potriskawsia. Jak staranno wytoczuway ciu oku! Wytwir
ruk ludkych?! Dumczew! Newe cia maeka oka oznaka yttia ludyny sered traw?
Ne znaju, ne zdohaduju, jak mona bez noa wyhotowyty tebe, maeka oko! Ae dobre widczuwaju, jak czerez cej kusok derewyny, jakyj ja trymaju w ruci, peredajesia
meni tepo inszoji ludkoji ruky.

Do pawukowoji sitky ja dijdu. Krupynku zaberu. Wzdow i wpoperek projdu Krajinu Traw i znajdu ludynu, jaka wyhotowya maeku derewjanu oku. Rozszukaju
Dumczewa. Tak ja kazaw sobi. W ti chwyyny meni j na dumku ne spadao, szczo, moe,
tut dawno nemaje toho, koho ja zbyraju szukaty, i szczo derewjanu oku, jaku ja tak
micno styskaju w ruci, Dumczew zahubyw, moywo, trydcia-sorok rokiw tomu.
Ote, ja wyriszyw zdobuty krupynku zworotnoho zrostu, jaka zaczepya u pawutynni. Wyriszyw, ae widrazu zadumawsia. Kudy jty? Jak znajty szlach do sitky pawuka?
Koy ja bih za skarabejamy, moja ti biha poperedu. Ote, teper treba jty tak,
szczob ti nazdohaniaa mene.
Weetenkyj ptach z szisma nikamy, z prozorymy wukymy dowhymy kryamy
zetiw uhoru, spustywsia i poliz po stowburu derewa, bila jakoho ja stojaw. Ja stupyw
ubik. Win spustywsia iz stowbura i ruszyw prosto na mene.
Ja widbih, spotykajuczy ob korinnia, i pryczajiwsia za inszym hrubym derewom.

To osa! Way zahynu! Dobre, szczo ja zrazu pomityw jiji i widbih. Wona myttiu
rozprawya by zi mnoju.
Ae, stojaczy za derewom, ja wdywywsia w chyaka i rozsmijawsia. U neji nemaje
aa! Wona absolutno ne szkidywa. O naocznyj prykad do wczennia Darwina. Mimikrija. Nasliduwannia formy i koloru kry osy. Ce meteyk-skliwka, joho krylcia prozori, jak u osy, wony ne wkryti pykom. Ptachy dawno znyszczyy b meteykiw-skliwok,
ta hrizne wbrannia osy riatuje jich.
Wnyzu bila korinnia, de ja probyrawsia, bua piwtemriawa, tepa j wooha. Nemowby ja opynywsia w pohrebi napiwtemnomu i wohkomu, spownenomu wypariw
wid hnyttia owocziw. Nespodiwanka zminiuwaa nespodiwankoju. Jaku ciomu lisowomu maskaradi widriznyty sprawnioho chyaka wid riadenoho? I ja to chowawsia
za derewo, to nakrywawsia ystkom, to prypadaw do zemli, neporuszno zawmyrajuczy.
Ae skilky raziw ce buo daremno ja chowawsia ne wid chyaka!
Sprawdi, ja chotiw buw perestupyty czerez dwi payczky, szczo eay poriad: wony
perehorodyy meni dorohu. Ta raptom odna z nych widokremyasia wid druhoji, sztowchnua mene j popowza. Perelakanyj, ja wpaw. Ae, prydywywszy, zrozumiw: husenycia! Komu ne widomo, szczo jedynyj zachyst dejakych huseny wid chyakiw nasliduwannia payczky formoju i kolorom.
Szczo unko i dzwinko zahuo koo weyczeznoho kuszcza. Na joho werszeczku
zehka pohojduway maynowo-roewi kuli. Kolir jichnij pidkazaw meni: ce koniuszyna.
A weetenka komacha, jaka tak unko hua, dmil. Nebezpeczne susidstwo! Ja schowawsia pid kuszcz. Tut, pid kuszczem, ja pobaczyw druhoho dmela. De riatuwaty?
Ta wyjawyosia, szczo w dmela tilky dwa krya, zowsim jak u muchy. Znowu fokus
ce ne dmil, a mucha-woochaczka. Skri riadeni! Woochaczka u wbranni dmela!
Tak widlakuje wona worohiw.
Ne tilky riadeni, ae j fokusnyky zapownyy swit, u jakyj ja popaw. O upaa na
zemlu jaka istota. Wona nenacze kepkuje z mene: hepnuasia na zemlu, myttiu zihnua
swoje tio zniaasia whoru.
Fokusnyk uk-laskun.
Ja jszow upered. A hra nawkoo trywaa. Hra jsza u narostajuczomu tempi. Mimikrija projawlaasia dowkoa mene u najnespodiwaniszych formach: fokusy, chowanky, kostiumy, wziati naprokat u susida-chyaka
Ja perebihaw z miscia na misce. Jak ja stomywsia wid cioho maskaradu!.. I nijak
meni ity! Ne dijty, ne distatysia do pawukowoji sitky, de zayszyasia riatiwna krupynka.
Powiw witru chytnuw werszeczky traw. Szczo zahurkotio, bebechnuosia j pokotyosia popered mene, zastupywszy dorohu. Na zemli eaw weyczeznyj hek mao ne
wdwoje bilszyj za mene. Due obereno ja pidijszow do nioho i poczaw rozhladaty. Hek
buo wmio i wprawno wylipeno. Hynu j pisok buo zcementowano jakym rozczynom.
Hynianyj hek, ae ne wypaenyj!
Z radisnym chwyluwanniam ja dywywsia i ne mih nadywyty na hek. Jasno, cikom jasno: ta sama ruka, szczo wyhotowya derewjanu oku, jaku ja trymaju zaraz,
ta sama ruka wylipya z hyny j hek. Ja poczaw rozdywlatysia nawkoo. Meni zdawao,
szczo iz lisowoji chaszczi do mene wyjde ludyna. Dumczew!
Witer zadzweniw, zaszumiy nad mojeju hoowoju werchiwky traw, i raptom na
zemlu poetiw szcze odyn hek. Ja wstyh schowatysia za stowbur derewa. Z werchiwok
derew etiy wse nowi j nowi heky. Koy witer uszczuch, ja kynuwsia do nych i zachodywsia uwano rozhladaty koen. I o w odnomu ja pobaczyw na dni take, szczo zmusyo
mene widsachnuty. Tam pryypa apa czudowyka, iz sitky jakoho ja edwe wydersia,
apa pawuka!
Ni-ni! Ne bude ludyna lipyty heky, napowniuwaty jich ubytymy pawukamy j roz-

wiszuwaty po derewach. Ae chto i nawiszczo zajniawsia tut honczarkym wyrobnyctwom ta zahotiweju pro zapas charcziw?
Nawi liczeni dni wypadkowoho znajomstwa z yttiam komach z knyok, malunkiw i fotograj w Czenku, nawi urywczasti spohady dytiaczych sposteree pryrody
day meni moywis zrozumity, jaki bahatomanitni remesa komach. Tut zowsim nedawno ja zdohadawsia, szczo medowyj koodia i dach nad nym roby bdoa-megachia.
To, moe buty, i hek, i derewjanu oku wyhotowya jaka-nebu komacha?
A Dumczew? Ne treba obmaniuwaty sebe: oczewydno, ja sam odyn, zowsim samotnij sered weetenkych traw, sered twaryn, jaki powzaju, strybaju, skaczu, litaju,
szurchotia, szumla, dzwenia, ywu tajemnyczym i strasznym dla mene yttiam.
Ja jszow, use jszow

Szcze zdaeku ja pobaczyw znajomi obrysy weyczeznoji hory z riwnoju werszynoju.


To buw peniok, wid jakoho poczaysia moji mandry. Tam u pawukowij sitci zayszyasia
krupynka zworotnoho zrostu.
Zdawaosia, szczo do hory byko, a ja wse jszow ta jszow. Znenaka sered traw
postay czotyry koony, wkryti szerstiu. Wony, oczewydno, prawyy za pidporu dywnij
sporudi, szczo e-e pochytuwaa. Koony raptom po czerzi poczay zhynatysia. Sporuda znyka. Sobaka!
Pidwiwszy hoowu, ja dywywsia, szukaw pawukowu sitku z mojeju krupynkoju.
Ae sitky ne baczyw. Bukajuczy nawkoo peka, pobaczyw na zemli jaku siru masu,
szczo eaa szaramy. Kostium! Mij kostium! Chotiw pidijty bycze moywo, po kostiumu wdassia wydertysia, na peniok i zwidty podywyty, de sitka z krupynkoju. Ta
znowu zjawyysia szerstiani koony. Wony micno wrosy w zemlu bila kostiuma. Pewno
Czernykowa, zawiduwaczka bazy Rajcharczotorhu, pospiszya pity do mista j powidomyty pro mene, a sobaku zayszya sterehty odiah. Ja pobih he wid moho kostiuma,
szczo joho hrizno ochoroniaw czuyj sobaka.
Ja chodu bila pidniia hory-peka, ae nijak ne mou wyjawyty weetenku sitku.
Nareszti de wysoko chytnuosia szczo hoube, znajome, szczo powyso na motuzkach.
Kaptyk mojeji chustoczky mij paszcz! Todi win ne doetiw do pawuka, a prykryw
krupynku. Pawuk obputaw jiji razom z houbym paszczem striczkamy pawutynnia.
Zaraz paszcz wysy, hojdajesia nad mojeju hoowoju. Ae de sitka?
Moywo, Czernykowa, podawszy u misto, zaczepya j porwaa jiji? A moe, ce zrobyw strasznyj pes, obniuchujuczy i ohladajuczy wse dowkoa? Moywo, szczo powiw witru, skynuwszy u lisi weyczezni horszczyky, porwaw sitku.
Ta chiba ne odnakowo! Ae tam, wysoko, na obrywku pawutynnia hojdajesia moja
krupynka.
Ja poczaw rozdumuwaty, jak distatysia do neji. Po szczerbynach i triszczynach
kory staroho peka? Wako, maje nemoywo wydertysia tak wysoko po strimkij stini.
Zapamoroczysia w hoowi.
Koo peka roso wysoczezne derewo. Ja pomityw, szczo mi stowburom derewa i
pekom protiahosia kilka kanatiw zayszkiw koysznioji sitky. Czy ne wylizty meni
po kanatach na derewo i perebratysia na peniok? Ja poczaw buw lizty whoru, ta zowisne szurchotinnia de u wysoczyni zupynyo mene. Ja ziskoczyw na zemlu. Pryczajiwsia!
Zwyczajno, ja znaw, szczo pawuky maju zwyczku widnowluwaty porwane pawutynnia. Czy ne zachodywsia cej pawuk tkaty nowu sitku zamis porwanoji?
Znowu szurchotinnia Whori zahojdaasia motuzka, kynuta z derewa. Wona opu-

skaasia dedali nycze. Zdawaosia, niby z hiky na zemlu tiahnesia ywa zmija, tiahnesia i wse namiriajesia za szczo zaczepyty. Ja pidwiw hoowu: tam, uhori, motuzka
micno prykripena do hiky, nacze prykejena. I o po motuzci, szczo hojdajesia to w
odyn bik, to w druhyj, spuskajesia toj, chto jiji we czas podowuwaw, i wperto namahajesia do czoho jiji prykripyty. Znowu ja pobaczyw hrebeni, szczitky i wisim czornych
oczej na hoowi. Pawuk!
Na zemli bila stowbura wysoczeznoho derewa walay koody, erdyny, doszky.
Zwyczajno, ce buy hioczky i suche hauzzia. Skydao na te, szczo pawuk, wypustywszy
motuzku, spuskawsia po nij do cych kood.
Jak i persze, pohojduwaysia w powitri szczeepy, schoi na eza skadanoho noyka. Ja pobaczyw na czerewi czudowyka weyczezni narosty Iz sotniamy diroczok. Pawuk spustywsia do odnijeji z kood, prytys do neji czerewo, i motuzka prykejia. I widrazu pawuk poczaw lizty whoru, wypuskajuczy, wysotujuczy iz sebe druhu motuzku.
Win pidijmawsia dedali wyszcze, a kiho na zadnij api trymaw mi motuzkamy, widokremlujuczy jich odnu wid odnoji. Wony ne skejuwaysia, ne zypaysia. W takyj sposib
win dotiah druhu wiriowku nahoru do hiky, de wona micno pryypa.
Pawuk pobih uzdow cijeji hiky. Bih, wypuskajuczy, wysotujuczy iz sebe motuzku.
Prykripyw jiji do kincia hiky. Pisla toho win wypustyw motuzku wnyz, spustywsia po
nij do koody, znowu pidniawsia whoru i potiah za soboju nowu motuzku. I tak bahato
raziw. Ja pobaczyw: kooda, do jakoji prykripyy wiriowky, popowza po zemli, trochy
pidniaa, zahojdaasia nad zemeju. Nadija na te, szczo meni poszczasty jakym-nebu
czynom rozirwaty sitku i skynuty krupynku dodou, propaa. Nijakymy payciamy ne
porwaty ci motuzky. Nikoy j niczym meni jich ne pererizaty. Motuzky eastyczni i, oczewydno, due micni na rozryw. Krim toho, pawuk ce ywa majsternia. Zamis porwanoji motuzky win protiahne nowu. Szczo joho robyty? Jak distatysia do paszcza? Ade
motuzky sitky kejki. Tysiaczi j tysiaczi ypkych kulok zayszaje na nych pawuk. Ja pryypnu, zastrianu i pawuk rozprawysia zi mnoju, jak z muchoju.
Ja dywywsia whoru to na pawuka, jakyj wysiw unyz hoowoju i czyhaw na zdobycz,
to na houbyj paszcz. Szczoprawda, do nioho mona perebraty po suchych radilnych
motuzkach (ysze spiralni motuzky ypki). Ae persz za wse treba wyhnaty pawuka z
sitky. Pisla cioho mona podatysia w nebezpeczni mandry whoru po kanatach, do
krupynky.
ehko skazaty wyhnaty pawuka. A jak ce zrobyty? Czy ne staty bila kraju sitky
i, smykajuczy jiji driuczkom, dzyczaty muchoju? Pawuk zachodysia poluwaty na muchu. Ja zibju joho z panteyku i todi proberusia do krupynky.
Dzyczaty, jak mucha? Ae nyki abo wysoki tony dzyczannia, narostannia czy
znyennia jich spryczyniajusia wibracijeju krye muchy. Czy poszczasty meni zdijsnyty wse ce pryrodno? Czy poszczasty meni obduryty pawuka?
Ni! Ja czytaw pro nadzwyczajnyj such pawukiw. Na odnomu z koncertiw pawuk,
zaczuwszy czudesnu hru skrypala, spustywsia po swojemu pawutynniu i wysiw, suchajuczy muzyku. Ae, koy zahraw orkestr, pawuk poliz uhoru, schowawsia za kandelabr.
Ricz u tim, szczo koywannia powitria wid zwukiw skrypky prymusyy tak tremtity
sitku pawuka Za kandelabrom, jak tremty wona, koy do neji potraplaje mucha. Instynkt chyaka prokynuwsia. A koy zahraw orkestr, weyczezni chwyli zwukiw prymusyy pawuka schowatysia. Ni, ja ne budu dzyczaty, jak mucha. Swojim dzyczanniam
meni ne poszczasty obduryty muzykalnyj such pawuka.
Prote jak e prohnaty joho he? Wraz meni siajnua widczajduszna dumka: a czy
ne obernuty instynkt pawuka proty nioho samoho? Ade na ciomu samomu misci ja
wriatuwawsia wid smerti, zdohadawszy kynuty pawukowi swoho paszcza. Ja obduryw
pawuka, prymusyw joho chapaty falszywu zdobycz. Cej pryjom treba potrojity, posemeryty, powtoryty desiatky raziw, i todi
Ja zachodywsia zbyraty trisky, payczczia, hauzky, potim use ce pidtiahnuw do

pawutynnia.
Mereywo tinej wid sitky, szczo jiji snuwaw pawuk, stao we zowsim huste. Sonce
oswitluwao sitku, witer nadymaw jiji. Tremtiy, peresuway na zemli tysiaczi jasnych
ciatoczok. A pid sitkoju buo wydno chymernyj kontur twaryny, w jakoji spajano hoowu
j hrudy: pawuk powys i czatuwaw na zdobycz.
Nad zemeju pohojduwaa kooda, pidtiahnuta whoru na kanatach. Ja wydersia
na neji. Sitka pruno chytnua. Upyrajuczy nohamy w koodu, ja rozhojduwaw jiji dedali ducze, nemow na hojdaci. Pawuk poczaw spuskatysia. Ja ziskoczyw na zemlu.
Pawuk te sturbowano obmacuwaw kinci motuzok, do jakych buo prykripeno koodu, a ja we schopyw driuczka i poczaw wydyratysia na stinku peka. Znowu chytnuw
sitku. Ja prynaduwaw pawuka to do odnoho jiji kraju, to do druhoho, rozhojduwaw to
odyn kraj pawutynnia, to druhyj, kydaw payczczia. Pawuka buo zbyto z joho pawuczoho panteyku. Win to zaspokojuwawsia nemaje zdobyczi! liz na seredynu i pidwiszuwawsia tam, to znowu kydawsia na zdobycz i poczynaw spowywaty payczky,
szczo ja jich kydaw u pawutynnia. Win spowywaw jich poskymy motuzkamy, schoymy
na striczky. Win buw. pewno, due hoodnyj, cej priadylnyk, i we, czas namahawsia
wysmoktaty ywluszczi soky z driuczczia. Zresztoju, ja stomywsia. Siw na zemlu j
poczaw dumaty, jak by wymanyty pawuka j porwaty joho sihku. Hlanuw uhoru pawuka nemaje! Oczewydno, i win stomywsia,
Ja dowho daw. Sitka bua poronia. ysze witer zehka nadymaw jiji. Pawuk ne
powertawsia.
I todi todi krupynka-mjacz nareszti opynya u mojich rukach.

Teper, koy krupynka bua u mene w rukach, ja widczuw tiaku wtomu. Opustywsia na zemlu. Dywywsia na swij skarb i ne mih nadywytysia, nenacze bojawsia o-o
win pokotysia wid mene he. U stomenij hoowi zminiuway odna odnu powilni dumky:
Dumczew!.. Treba szwydsze widdaty jomu krupynku. De win?
Sutenio. I swit traw, u jakomu ja perebuwaw, stawaw szcze straszniszyj, nebezpeczniszyj. Chiba mona znajty Dumczewa? Ja sam perekonawsia, widczuw, pobaczyw:
z usich bokiw ludynu tut otoczuju nebezpeky, szczomyti wony czatuju na neji, zmykajusia piwkoom. Odyn krok, wypadkowyj ruch i wona na kraju zahybeli. Jak e powiryty, szczo Dumczew proyw u cij Krajini Traw desiatky rokiw?
Treba rozbyty krupynku-kulu, zjisty. Powernuty sobi zrist. Odiahty kostium, szczo
ey bila peka. Pity do mista. Na pojizd ja we spiznywsia. Strywaj! Ade sobaka steree mij kostium. Ja zhadaw woochati koony sobaczi apy, szczo wpyraysia w zemlu, i zdryhnuwsia. Straszno! Ni, ne straszno ade prohnaw ja czudowyko-pawuka
z siti i sobaku proenu! Ae tut-taky ja rozsmijawsia: mabu, ja due stomywsia, putaju
massztaby.
A tym czasom use dowkoa nabuwao dywnych i zahadkowych obrysiw.
Czy ce ysze pryczuosia meni? De nenacze zaszypiw parowoz. Szypinnia dedali
nabyaosia. Ja wdywywsia j pobaczyw: weetenka zmija wytiahnua i staa na
chwist. Wona rozchytuwaasia praworucz i liworucz, szypia, szyja rozdua. Hadiuka!
To o czomu szypinnia parowoza.
A poriad z hadiukoju eaw pahorb weyczezna kula z wystromenymy spysamy.
Jiak?
Weetni! Wony wyjszy na niczne poluwannia.
Zmija skrutya i rozkrutya; bysnua chwylasta striczka jiji spyny. Zmija nakynuasia na weyczeznu kulu. Zirwawsia witer, zahojdaysia trawy-derewa.

Ja zibraw usi syy, wyliz na jake derewo i z wysoty pobaczyw dwobij cych weetniw.
Misiaczne siajwo spokijno j riwno oswitluwao halawynu, i meni wse buo dobre
wydno.
O na odnu my kula niby rozkrya: jiak upjawsia zubamy w chwist zmiji. Hadiuka nacze oskaenia: poczaa kydatysia w rizni boky, namahajuczy ukusyty jiaka.
Darma! Wona nasztowchuwaasia na hoky.
Wse wyroso peredi mnoju w nezwyczajnych massztabach. I meni buo wako perekonaty sebe, szczo wnyzu zwyczajni hadiuka i jiak.
Dwobij trywaw. I meni zdawaosia, szczo jiak i hadiuka to nabuway swojeji zwyczajnoji, dawno meni widomoji formy, to wyrostay, wydozminiuwaysia, nabyray nowych, weetenkych rozmiriw. Szczo robyty? Pamoroczysia w hoowi. Ne treba dywytysia na borobu dwoch strasznych weetniw, ne treba suchaty chrypinnia j syczannia,
szczo doynaju znyzu. Ja wyazyw na derewo wse wyszcze j wyszcze.
A wnyzu boroba stawaa dedali zapekliszoju.
Jiak micno prytysnuw hadiuczyj chwist do zemli. Hadiuka namahajesia wyrwaty, ta jiak ne puskaje.
Raptom boroba prypynya. Jiak widskoczyw. Zmija kwapywo popowza dali.
Worohy rozijszy. Ja poczaw spuskatysia na zemlu, ae pobaczyw, szczo jiak pokotywsia slidom za hadiukoju. Znowu sutyczka! Jiak perehnaw hadiuku, strybnuw,
upjawsia zubamy jij u szyju. Hadiuka szczosyy stripnua. Jiak myttiu skrutywsia
kubkom. Hadiuka syczaa, wona tyciaasia u rizni boky. Ta jiak buw neruchomyj. Win
prytys do czerewcia pysok i apky, pidibhaw swoho korotkoho chwosta. Win rochkaw i
pychkaw, mow parowa maszyna.
Hadiuka, pewno, stomyasia, widpowza. Wona powza z ostannich sy.
Jiak pobih, pokotywsia slidom za hadiukoju. Win nazdohnaw jiji i wpjawsia w
chrebet.
Hadiuka rozchytuwaa. Ta jiak wstromyw zuby jij u szyju.
I ja, zabuwszy pro jichni weetenki rozmiry, kryczu:
Kusaj! Kusaj jiji, jiacze! Prokusy jij szyju!
Jiak widbih. Hadiuka bua mertwa. Jiak zrobyw swoje dio. Win widpoczywaw:
wystromyw ahidnyj pysok, spokijno skaw hoky.
Potim win powoli, perewalcem, pidijszow do mertwoji hadiuky j zachodywsia jiji
szmatuwaty. Rozirwaw hadiuku nawpi, schopyw szmatok i kudy pobih.
Newdowzi zjawyysia dwa maeki siri horboczky, wkryti hokamy jiaczky! Wony
adibno nakynuysia na zdobycz. jiak dywywsia na nych, i meni zdaosia, niby win nasmiszkuwato posmichajesia.
Jak ja stomywsia wid cioho wydowyka! Jak choczesia spaty! Ta niczni szerechy,
szeest, szurchotinnia ne prypyniajusia ni na chwyynu.

De schowatysia, de zasnuty? Ja wmostywsia buw na ystku derewa, z jakoho sposterihaw dwobij weetniw, ta witer, szczo znenaka naetiw, tak hojdnuw joho, szczo ja
mao ne hepnuwsia dodou. Doweosia spustyty na zemlu.
Schowaty i zasnuty pid jakym-nebu kuszczem? Ja poczaw zbyraty na zemli suchi
trawynky na pidstyku. Ruka torknua kraju jakoji jamy. Wnutrisznij bik jamy
szczilno obpetenyj motuzkamy. Pawutynnia? Pewno, hnizdo zemlanoho pawuka. Ja pomacaw koo hnizda. Poriad eaw jakyj kruh. Czy ne kryszka wid pawuczoji nory? Ade
zemlanyj pawuk lipy z piszczynok kryszeczku dla swojeji nory. Czy wdoma hospodar?

Mabu, ni, bo inaksze kryszka prykrywaa b szcziynu.


Prote kilka raziw ja wse-taky prowiw hikoju po pawutynniu. Prysuchawsia.
Nichto ne widhuknuwsia z pidzemella. Todi ja zaliz u jamu, obsteyw jiji. Pawutynnia
suche. De-ne-de sztukaturka obupyasia. Na dni jamy eay hrudky zemli. Pewno,
zemlanyj pawuk nazawdy pokynuw ciu oselu.
Ja wmostywsia w jami jaknajwyhidnisze i spokijno zasnuw.
unke bamkannia rozbudyo mene. Udar dzwona i tysza. Znow udar. Ja prysuchawsia: bamkannia powtoryosia w inszomu misci i znowu urwaosia.
Ae o ue zwuky czuty odyn za odnym: to czasto, to ridsze, to bycze, to dali.
Ja schopywsia na nohy i poczaw wybyratysia z jamy. Hlanuw uhoru i ostowpiw.
Nad otworom wysia weyczezna sklana kula. Wona minyasia na sonci wsima barwamy
weseky. Newe ce krapyna rosy? A ce bamkannia wid padinnia krapel?
Na mojich oczach kula poczaa wydowuwaty i nabuwaty formu hruszi. Szcze my
wona widirwesia i wpade meni na hoowu. Wystrybnuty ja ne wstyhnu. Szwydkym
ruchom ja prostiahnuw ruku, namacaw kryszku i zakryw jamu. Maje wodnoczas
ohuszywo bamknuo. Sklana kula rozbya ob kryszku. Jak dobre, szczo zemlanyj pawuk, zrobywszy kryszeczku, wyhotowlaje z pawutynnia wilnu zawisu j zasuwi Riatujuczy wid woroha, pawuk wsowuje kihtyky w kryszeczku i micno wtrymuje jiji nad swojeju oseeju.
Kryszka tak szczilno zakrywaje otwir, szczo, mabu, ciu sporudu mona poriwniaty
z korabelnym lukom.
Prote czas wylizaty. Ja widkynuw kryszku luka i skryknuw wid zachwatu.
Chocz kudy podywyty praworucz, liworucz, poperedu i nadi mnoju w powitri wysiy,
hojday, a potim paday i rozbywaysia sklani kuli.
Bamkannia Bamkannia stoji u powitri. etia bryzky-oskoky w rizni boky, a w
bryzkach i kulach wyhraje soniaczne prominnia. Zwuky i barwy!
Zdrastuj, dzwinkyj rosianyj ranok!

Z tijeji chwyyny, koy ja prokowtnuw poroszok i trawy bila staroho peka wraz
pidniaysia, jak hoky dykobraza, potiahysia whoru j otoczyy mene z usich bokiw, z
tijeji chwyyny, chocz kudy b piszow, ja wsiudy baczyw, widczuwaw weetenku ti staroho peka.
Chocz jak by daeko widijszow wid peka, ja wse-taky widczuwaw prochoodu cijeji
tini. Probyrajuczy pomi weetenkych derew-traw, bukajuczy netriamy, ja raptom zupyniawsia i, spanteyczeno ozyrajuczy, chapawsia rukamy za hoowu: szczo ce take?
Ade derewa, szczo ot zaraz hojdajusia i szeestia, cej hriznyj lis, w jakomu ja opynywsia, buy szcze wczora trawoju, zeenoju trawyczkoju. Ja tooczyw jiji nohamy.
Ti staroho peka prostiahasia daeko i laha na lis traw. Zwyczajno, mona pity
z cijeji tini. Ae do staroho peka pryjdu ludy szukaty mene, po nych pobiha Czernykowa; bila peka zayszywsia eaty i de mene mij kostium; ja joho wdiahnu i powernusia do mista.
I siohodni, cioho rosianoho ranku, ti staroho, hnyoho, porochniawoho peka zakoysuwaa, zaspokojuwaa moje zlakane serce.
Wooczaczy slidom za soboju krupynku, zahornutu w paszcz, z okoju w ruci ja
obereno prosuwawsia czerez horbky, pahorby, wystupy, uszczeyny pomi staroho
korinnia peka, prosuwawsia bycze do toho miscia, de zayszywsia mij kostium.
Czy nichto, buwa, ne wziaw joho? Czy steree joho sobaka?
Chto sztowchnuw mene. Ja wpaw, ae myttiu schopywsia na nohy. Weyczeznyj

buryj udaw! Win zwywawsia, huczno szurchotiw po zemli. Ja widbih. Ae dywno, czomu
tak bahato nih u cijeji twaryny? Hoowa w neji towsta, bura, z czerwonoju oblamiwkoju.
Udaw kilcem zwywawsia zowsim porucz. Cijeji myti ja wtratyw use swoje samowadannia: peredi mnoju weyczezna hoowa z dwoma wyriaczenymy oczyma. Hoowa rozduwaasia.
Ja bih wse dali wid udawa, prypadaw do wystupiw, namahawsia staty zowsim nepomitnym. Raptom ja pobaczyw jaku szcziynu, zatuenu kamenem. Widsunuw joho i
opynywsia w peczeri. ysze tut ja widdychawsia.
Nikoy ne mona rozhubluwatysia, wtraczaty wpewnenis u swojich syach. Ade
cej udaw z nohamy tilky husenycia, zdajesia, meteyka wynnyj branyk. Znowu
obman! Jiji oczi, szczo ne mou ne lakaty, prosto dwi plamy. Husenycia sama zlakaa, i w neji rozduo odne z kie tia. jiji wyhlad lakaje nawi maych ptaszok.
Zwyczajno, ja zayszywsia na jakyj czas u swojij schowanci, nechaj husenycia, jaka
staa dla mene udawom, widpowze dali.
Swito pronykao kri szcziynu i mjako rozywaosia po peczeri. Ja prytuywsia do
stiny, pomacaw jiji rukamy i zdywuwawsia wona bua hadeka, zowsim hadeka,
nacze jiji wkryy akom. Ja dobre rozumiw, szczo zaliz u hnyyj, porochniawyj peniok i
konoji myti szmatky derewyny mou upasty, zwaytysia na mene. Jakoju sumiszsziu
chto skripyw, pomazaw, wkryw powerchniu stin i stelu?
Ja znaw z proczytanych knyok, szczo zaozy bdi wydilaju wisk, znaw i te, szczo
dejaki komachy wydilaju aky. O czomu ja podumaw, szczo perebuwaju w nori newidomoji meni komachy, jaka woskom abo akom obrobya stiny.
Nohy moji kowzay, nacze po nawoszczenomu parketu. Nachyywsia. Prydywywsia. Pidoha bua wkryta kolorowymy nadkrykamy soneczok. Nadkryky szczilno
prylahay odyn do odnoho, nemowby chto chotiw uberehty yto wid wohkosti.
Macajuczy rukoju po stini, ja zaczepyw krajeczok mjakoji tkanyny. Ja due zdywuwawsia b, jakby ne znaw, szczo bahato jaki komachy wyroblaju i watu, i szowk, i
pawutynnia.
Z dejakym pobojuwanniam ja trochy pidniaw kapo tkanyny, stupyw upered i opynywsia w druhij peczeri
Wohnyky, wohnyky, wohnyky Blido-jasni switni ciatoczky, niby hrudoczky misiacia, utworywszy piwkoo, rozyway mjake swito na stiny, pidohu i stelu peczery.
Hnyluczky! Wsioho ysze switni hnyluczky! Ae wony dopomohy meni pobaczyty szczo
take, u szczo j powiryty wako.
Znowu nadi mnoju hojdajusia trawy-weetni, znowu ja czuju bezuhawnyj homin i
hudinnia jichnich werchowi, znowu swity jaskrawe sonce. Jak powiryty?! W peczerach,
de ja dopiru pobuwaw, stiny buo wkryto woskom i akom, na dwernych otworach
szowkowi sztory, na doliwci heky, napowneni kwitkowym pykom, medom, czystoju
wodoju. Jak powiryty? W odnij z peczer spalnyj miszok z watianoju poduszkoju, w
druhij, menszij skadeno w poriadku skruczeni kanaty, motuziani drabyny, wyroby z
derewa, hostri uamky czerepaszok i obtesani kameni, jaki w umiych, wprawnych rukach mou wyjawytysia ne zhirsz wid noa j pyky.
Szczo za komachy wylipluway posudyny, w jakych zberihaysia rizni charczi?
Szczo za komachy praciuway nad wyhotowenniam waty dla poduszok i kowdr? Szczo
za husi priaa szowkowi sztory, pokrywaa, motuzky, kanaty riznoji dowyny? Szczo za
komachy naday dla obadnannia peczer pid yto wosky, aky, rizni zapaszni reczowyny? Chto zabyraw u meszkanciw traw jichni wyroby (jaku wynachidywis tut wyjaweno!), chto zibraw usi ci predmety pid ce skepinnia, rozmistyw, rozkaw jich u peczerach?
Perechodiaczy z odnoho prymiszczennia do inszoho, ja bez kincia-kraju stawyw
sobi rizni zapytannia. Ta jak e ja zdywuwawsia, koy pobaczyw maekyj stosyk arkuszykiw, spysanych rukoju ludyny!

Pry jasnomu soniacznomu switli dnia dywlu na ci arkuszi i oczam ne wiriu Prydywlaju piznaju hostryj, z ehkoju wjazziu poczerk.
Znowu toj samyj poczerk! Ja baczyw cej poczerk na arkuszykach pid mikroskopom
w instytuti, na paperach w aboratoriji Dumczewa, na obhorilij zapysci u Buaj i na
kaptyku paperu, w jakyj buo zahornuto poroszok.
Ta sama ruka!
Ne wiriu sobi. Hortaju arkuszi. Czytaju whoos. Ne due hoosno, ae tak, szczob
czuty samoho sebe. Na my, pokynuwszy czytaty, ozyraju. Meni zdajesia, niby hucznyj
homin traw postupowo wszczuchaje, nenacze wse, szczo tut ywe, prysuchajesia do
moho hoosu.

Woeju wypadku ja, Sergij Dumczew, opynywsia w Krajini Drimuczych Traw. Proyw tut bahato-bahato rokiw. A koy znajszow papir i prosoczyw joho ridynoju potribnoho skadu, tobto zrobyw joho prydatnym dla pysannia, koy dodumawsia, jak wyhotowyty z czornylnych horiszkiw czornyo, poczaw westy szczodennyk, zapysuwaty wsi
widkryttia i doslidy, szczo jich ja zrobyw u cij krajini. Konyj arkusz ja poznaczyw poriadkowym nomerom. Ostannij arkusz maw nomer 2876.
Nastaw de, hodyna i ja wyruszyw u podoro, szczob peredaty szczodennyk widkryttiw ludiam. Jak ce zdijsnyty, ja szcze ne znaw, ae pokaw sobi distatysia tych mis,
de najczastisze buwaju ludy, de koy, dawnym-dawno, bua altanka.
Podoro bua tiaka, maje fatalna. Trapyosia tak, szczo buria j urahan rozwijay
arkuszi szczodennyka. Moywo, jakyj-nebu arkusz i doetiw do ludej? Prote, czytajuczy joho, wony niczoho ne zrozumiju, budu smijatysia. Nechaj! A meni zayszajesia:
widnowyty szczodennyk z samisikoho poczatku i znajty nadijnyj sposib, szczob ludy
zmohy joho proczytaty. Ae persz ni poczaty widnowluwaty szczodennyk, ja zamis peredmowy do nioho opyszu istoriju mojeji ostannioji podoroi.
Arkusz 1
Pamjataju, buo ce nad zachid soncia. Dopysuwaw ja todi czerhowyj arkusz szczodennyka. Podywywsia na pryzachidne sonce j podumaw: ue tysiaczi j tysiaczi zachodiw
soncia baczyw ja w Krajini Drimuczych Traw. I zawdy w cej czas perestawaw pysaty.
Szczodennyk mij ue perepownenyj widkryttiamy j mirkuwanniamy, dumkamy j
spostereenniamy, jaki ja zrobyw u Krajini Drimuczych Traw. Czas, dawno we czas
peredaty joho ludiam. Ae jak ce zdijsnyty? Poperedu lisy, pustela i Weyka Powilna
riczka. Jak meni z wakennym szczodennykom podoaty jich?
Ce pytannia postawao peredi mnoju szczorazu, koy ja zakinczuwaw czerhowyj
arkusz. Ta ja widwertawsia wid cioho pytannia, zwolikaw, use zwolikaw. Potim jako
bude, szczo prydumaju. A zaraz bilsze zwolikaty ne mona. Czas!
Tijeji noczi, eaczy w spalnomu szowkowomu miszku (kokon husenyci), ja we czas
do czoho prysuchawsia, czoho czekaw, nenacze chto izdaeku mih pidkazaty widpowi na pytannia, jake muczyo mene. Ta nawkoo wse buo tycho. ysze czuty, jak kootysia, kootysia serce maeke serce maekoji ludyny.
Poczao schodyty sonce. De daeko zwidsy wono oswityo zaraz i moje misto. Do
nioho ne distaty. Najkraszcze jty do altanky, szczo stoji po liwyj bik dorohy do moria.
Ludy, hulajuczy za mistom czy jduczy do moria, zachodia w altanku. Mabu, wona zberehasia j dosi. Pamjataju, tam, poriad z altankoju, protikaw maekyj strumok. Teper
cej strumok peretworywsia dla mene na Weyku Powilnu riczku. Jak ja podoaju jiji, ne

znaju. Ae wyruszaty w dorohu treba.


Arkusz 2
Koy ja sprobuwaw dopysty na potu po riczci, jaka tecze bila mojeji oseli, do Weykoji Powilnoji riky. Ne wdaosia.
Wody maekoji riczky hublasia de na piwdni w piskach. Szczoprawda, nawesni
i pisla riasnych doszcziw cia riczka wywajesia u Weyku Powilnu riku. Ta wyruszaty
w pawannia w takyj czas bezhuzdo. Stoji skaena pohoda. Wiju witry.
Chocz cia riczka tecze nedaeko wid mojeji oseli, ja czomu dowho ne znaw, jak jiji
nazwaty. Ae o odnoho razu wnoczi naprowesni ja prokynuwsia i prysuchawsia do homonu riczky. Meni zdaosia szczo wona ne whamowujesia i dorikaje za te, szczo koy,
due dawno, ja zowsim ne pomiczaw jiji stupaw po nij, edwe zamoczywszy pidoszwy
czobit. I tijeji noczi ja nazwaw jiji: riczka Zapizni ych Dokoriw.
Ote, na piwnicznyj schid do Weykoji Powilnoji riky mona distatysia tilky lisom
i pusteeju.
Arkusz 3
Pro wsiak wypadok ja skaw arkuszi w szczilnyj stos, perewjazaw motuzkamy. Iz
bdoynych hnizd distaw wisk, roztopyw joho na sonci. Obmastyw woskom stos. Teper
arkuszi ne promoknu ni wid rosy, ni wid doszczu.
U miszok z dobrotnoji wodonepronyknoji tkanyny pokaw szczodennyk i obmotaw
joho micnymy motuzkamy. Pewna ricz, koy ja nazwaw by ci motuzky nytoczkamy husenyci, a miszok kokonom.
Ae jak e nesty cej miszok iz szczodennykom? De toj werblud, szczo ponese miszok
z wantaem?
Skilky treba terpinnia, taantu, wynachidywosti, szczob wydresyruwaty twarynu!
Istorija, zberihszy podrobyci pochodu Hannibaa na Rym, zabua imja czudowoho dresyruwalnyka, jakyj nawczyw soniw wykonuwaty riznomanitnu subu u Hannibaowomu wijku.
A czy nazwe chto imja dresyruwalnyka, szczo prymusyw ewiw pokirno wezty kolisnyciu, na jakij Mark Antonij trimfalno wjichaw u Starodawnij Rym?
Terpinnia, spostereywis i ujawa o obowjazkowi rysy charakteru dresyruwalnyka. Ae potribnyj szcze j czas, trywayj strok, szczob pryruczyty twarynu, zrobyty jiji
suchnianoju. Ja znaw staroho dywaka, jakyj nawczyw swoho czornoho kota pidbyraty
konu wpuszczenu dodou monetu j prynosyty na sti. Znaw i naturalista, jakyj wasztuwaw u sebe na stoli murasznyk pid sklanym kowpakom. W tu samu hodynu, szczodnia,
na tomu samomu kraju stou, win hoduwaw odnu miczenu muraszku medom.
Ae bahato, due bahato dniw mynuo, persz ni kit nawczywsia prynosyty monety,
a muraszka u pryznaczenu hodynu prychodyty po soodku poywu.
Koho z meszkanciw Krajiny Drimuczych Traw mona za korotkyj strok nawczyty
nesty mij wanta? Chiba mona prymusyty uka-skarabeja sztowchaty po zemli ne
swoju weyczeznu hnojowu kulu, a mij miszok iz szczodennykom? Ni, bezhuzdyj namir.
Mynay dni. I we skilky raziw ja rozwjazuwaw doroczyj miszok, kaw do szczodennyka szcze odyn zanowo napysanyj arkusz i znowu zaywaw woskom. Znowu perewjazuwaw szczodennyk motuzkamy, chowaw u doronyj miszok. A szczodennyk czekaw czy skoro widwezu joho do ludej? A ja ja ne znaw, z jakoho boku pidijty do
cijeji sprawy.
Inodi poczynaw dumaty pro babok, pro weetenkych meteykiw. U mene buy motuzky riznoji dowyny i towszczyny. Ja mih by prywjazaty do jichnioji spyny swij wanta
i, wchopywszy za kine motuzky, jty po zemli. Tak i zdijsnyty podoro. Ni, w takomu

razi ja zaeaw by wid asky wypadku: babka czy meteyk zowsim ne zobowjazani etity
do altanky!
Trymaty na powodku meteyka, babku? Czy stane syy? Ta j potim ludyni treba
widpoczyty w dorozi, a babky j meteyky, naprykad branyky, etia, ne widpoczywajuczy, i desia, i dwadcia, i sto werst.
I ja poczaw ue dumaty: czy ne rozwjazaty miszok i czy ne rozsypaty szczodennyk
na arkuszi? 1 chaj bdoy nesu moji arkuszi u wuyk, u tych e koszykach na nikach,
w jaki wony zbyraju kwitkowyj pyok. Ae treba bude koen arkusz zhornuty truboczkoju i postawyty truboczku w koszyk. Powoli j wako bdoa powertatymesia do wuyka: u koszykach, krim pyku, moji arkuszi. De tam, u komorach wuyka, wona
zayszy arkuszi razom z pykom. Nu, a szczo dali? Ja nawi bez wantau ne wstyhnu
dijty do pasiky, a moji arkuszi razom z pykom bdoy pererobla na chlibe. Nichto
jich ne pobaczy, nichto jich ne proczytaje.
Ni, ne treba rozsypaty szczodennyk na arkuszi. Koen nastupnyj arkusz szczodennyka perehukujesia za swojim zmistom z poperednim. Zahubysia odyn arkusz znecinysia wsia pracia. Meni dorohyj buw konyj arkusz moho szczodennyka.
A dni, hodyny spyway. Inodi mona czekaty roky, desiatylittia, ae jak tiako, jak
nesterpno tiako inodi czekaty de, hodynu, chwyynu!
Arkusz 4
Ce trapyosia na smerkanni. Buy priami j neporuszni trawy. Ja sydiw pid nawisom. Postupowo temriawa ohortaa wse nawkoo. A o raptom trawa zachytaa, i peredi mnoju zjawywsia kruhyj, z pochyymy krajamy sti na womy wykrywenych nikach. Sti peresuwawsia. A na niomu ruchaysia, woruszyysia maeki stoyky. Zwyczajno, bahato szczo moe prywyditysia w sutinkach, koy zminiujusia obrysy predmetiw
Ja pylno wdywlawsia i rozriznyw u napiwtemriawi: sti zupynywsia. Ja nawi pobaczyw, jak maeki kruheki stoyky obereno spustyysia na zemlu. Wony poczay
peresuwaty po zemli. Spanteyczenyj, ja pidijszow bycze i jasno pobaczyw, szczo wsi
stoyky prypnuto motuzkamy do weykoho stou, z jakoho wony zlizy. ysze teper ja
zrozumiw, szczo ce pawuk wywiw na weczirniu prohulanku maekych pawuczat. I
wony, spustywszy na zemlu, trymajusia za pawuka z dopomohoju nytok pawutynnia.
Ja kynuw kaminczyk. Usi pawuczky, odyn za odnym, szwydko wyderysia na pochyyj
sti, zyysia w odnu hrudku. Krywi nohy zaworuszyysia, sti chytnuwsia pawuk
znyk. I znowu trawy stay neporuszni.
Ue dawno smerko. Zbyzyysia, zyysia stowbury weetenkych traw. Ue dawno
doczymczykuwaw do swoho yta pawuk i, projszowszy pid pawutynnym nawisom ta
baneju, w jaki wpliw hrudoczky zemli j ystiaczko, probrawsia z pawuczatamy u wertykalne ligwo zasnuw.
A ja wse szcze dywywsia w czorni chaszczi lisu traw i baczyw pered soboju pawuka
z pawuczatamy na spyni. I raptom nespodiwana dumka. Brodiaczyj pawuk, abo pawukwowk, o koho ja prymuszu nesty mij miszok iz szczodennykom! Pidkoriu sobi materynkyj instynkt.
Zaraz pawuk nosyw na sobi pawuczat. Ae pawuky nosia i kokony z jajciamy, z
jakych wyuplujusia pawuczata. Zamis jaje ja pokadu w kokon szczodennyk. Win
wakyj, mij szczodennyk! Nu to j szczo ? Ja czytaw koy, szczo zamis jaje w kokon
kay waki szrotynky i pawuky jich nosyy nosyy riwno stilky dniw, skilky treba,
szczob z jaje wyjszy pawuczky.
Ta czy zmou ja powesty pawuka za soboju? Skadne j nebezpeczne zawdannia czekaje na mene poperedu spijmaty, pryborkaty pawuka, prymusyty nesty wanta.
Wako, ae moywo.

Mene pojniaa radis wid dumky pro te, szczo skoro ja wyruszu w dorohu. Ja pryjdu
tudy, de ludy zmou uziaty w ruky mij szczodennyk widkryttiw.
Arkusz 5
Ja poczaw prydywlatysia do zwyczok pawukiw. Hrizni pawuky iz strasznymy haczkamy, napownenymy otrutoju; pawuky, jaki prytyskajusia do ertwy, szczob wyty w
neji wbywczu otrutu, jaki straszni buy ci pawuky w perszi dni moho yttia w Krajini
Drimuczych Traw! Jakyj strach posidaw mene, koy w temriawi peczer, powz jaki ja
prochodyw, zaswiczuwaysia wohnyky-pawuczi oczi, szczo fosforescijuway j minyysia
wid luti! Ja tikaw, chowawsia za derewa.
Pamjataju, w odyn z perszych dniw ja pobaczyw, jak z peczery wylizo woochate
czudowyko z roewymy nohamy. Wisim nih, I na konij nemow tuszsziu namalowano
czorni koa; mabu, czerez ce roewi nohy wydawaysia szcze roewiszymy. Buo
straszno, koy czudowyko, uhediwszy uka, pidpyhnuo i, pokazawszy swoje czorne
czerewo, hrizno pidneso peredni apy. Schopyo uka. Wstromyo w nioho haczky, potiaho w peczeru. Jak ja todi zlakawsia! Ozyrawsia kudy tikaty. Meni wwyaosia,
szczo z usich peczer na mene dywlasia luti wohnyky, czatuju na mene. Ce buo dawno
w perszi dni moho yttia w Krajini Drimuczych Traw.
A teper ja szukaju pawukiw, namahaju bycze poznajomytysia z nymy, diznaty,
jak wony ywu; koho bojasia.
Wysteywszy pohribnoho pawuka i doczekawszysia, koy win zayszy swoje ligwo,
ja widrazu poczynaw dosliduwaty, jak pobudowano ciu oselu! Peredo mnoju buy bastiny, bijnyci, kamjani zahorody robota sprawnioho inenernoho majstra. Ae dla
sporudennia cijeji forteci pohribnyj pawuk ne widirwaw odnoji trawynky wid zemli
win zczepyw i sputaw ta perepliw jich pawutynniam. Pawutynniam tako zwjazaw soomynky i stiahnuw rizni kiky. Pryczajiwszy za stinamy swojeji forteci, wij dowidujesia pro pojawu woroha z ehkoho tremtinnia pawutynnia. Stiny ligwa obwyto szowkowymy szpaeramy pawutynniam. Jakszczo skotysia kamine, win zatrymajesia
w pawutynni i ne wdary pawuczych ditoczok. Wid pawutynnia pawuk tako widsztowchujesia, jak wid tramplina, i kydajesia na woroha.
Inszym razom, nadweczir, koy ja powertawsia dodomu, powz mene projsza weyczezna twaryna: czorne z korycznewymy smuhamy oksamytowe czerewo i temni koa na
nohach. Ce buw tarantu. Spoczatku meni zdaosia, szczo na spyni w nioho horby. Ae
potim prydywywsia uwanisze j pobaczyw: u tarantua, zowsim jak u toho pawuka,
szczo wydawsia meni w sutinkach ruchomym stoom, sydia na spyni maeki tarantuy.
Weczir buw spokijnyj i ahidnyj. Tarantu wynis ditej na prohulanku. Pokataw jich
na swojij spyni i teper powertawsia z nymy dodomu. Tarantu znyk u szcziyni mi
dwoma kameniamy. Zwidty, z temriawy szcziyny, skoro zabyszczao czotyry oka. Inszych czotyrioch tych, szczo menszi, ne buo wydno. Potim tarantu zajniawsia
swojim tuaetom: czystyw perednimy nikamy szczupalcia i szczeepy.
Szczodnia ja sposterihaw cioho tarantua, steyw i za inszymy pawukamy. Mynuo
ne due bahato czasu, a ja we znaw, jak ide yttia w bahatioch pawuczych oselach. Ja
zjawlawsia to bila odnoho, to bila inszoho ligwa, obereno prydywlawsia do instynktiw,
zwyczajiw, zwyczok pawukiw i dumaw pro te, jak prymusyty weyczeznoho otrujnoho
pawuka suchatysia j bojatysia mene, prymusyty joho nesty mij baga, jak nosy win
jajcia w kokoni abo swojich dytynczat.
Ot jakby pobaczyty, koho bojisia pawuk! Todi ja znaw by, jak prymusyty joho nesty mij baga.
Czas mynaw, i ja doczekawsia.
Arkusz 6

Ce staosia jaskrawoho, tepoho ranku. Bila ligwa odnoho z tarantuliw, za jakym


ja steyw, zjawya osa. Jasno-owte wbrannia, trochy pidwedeni tremtywi jantarni
krya. Hordowyta postawa, szwydki, riszuczi ruchy. Osa-kalikurg!
Osa metnua i raptom zjawyasia pered pawukom, szczo sydiw bila szcziyny.
Szczomyti ryskujuczy nakasty hoowoju, ja pidbih bycze do ligwa. Dwobij kalikurga i tarantua! Tarantu pidwiwsia maje wertykalno. Maeki tarantuy, mabu,
zayszyysia tam, u szcziyni-ligwi. Osa to wypuskaa z czerewcia, to wbyraa nazad swij
styet ao. Tarantu spyrawsia na czotyry zadni nohy, oksamyt czornoho czerewa
wyyskuwaw, czotyry peredni nohy buy wytiahnuti, otrujni haczky szyroko rozkryti i
na jichnich kinciach wysiy krapelky smertelnoji otruty. Osa-kalikurg wykyku ne pryjniaa. Wona ysze strywoya tarantua. Pawuk, mabu, stomywsia stojaty wertykalno
win opustyw usi nohy na zemlu.
Kalikurg krulaw, metuszywsia.
Tarantu rozimknuw otrujni haczky. Ot-ot win perszyj kynesia na kalikurga.
Kalikurg to widstupaw, to naskakuwaw. Tarantuowi ce, oczewydno, nabrydo
win prosunuwsia trochy wpered. Osa widskoczya. Tak wona wymanya tarantua z
szcziyny-ligwa i myttiu zahorodya jomu wchid do szcziyny. Tarantu raptom strybnuw, szczob upjastysia w osu swojimy otrujnymy haczkamy. Ta wona wprawno uchyya i zrazu uwihnaa swij styet w tarantua. Straszni haczky pawuka z namystynkamy
otruty bezporadno powysy. Zayszyysia ne zimknutymy. Buy paralizowani. Ae pawuk
szcze buw ywyj. Pewno, osa wdarya joho prosto u nerwowyj centr, szczo ruchaw otrujnymy haczkamy tarantua.
Osa tanciuwaa, trymajuczy ao wytiahnutym. Wona krulaa nawkoo tarantua
wybyraa nowe misce, szczob zawdaty udaru. Znowu styet osy wstromywsia, cioho
razu w nerwowyj wuzo, jakyj keruje ruchamy nih tarantua. Win zdryhnuwsia, joho
kinciwky we ne ruchaysia. Win buw ostatoczno paralizowanyj.
Osa ne widchodya wid swojeji zdobyczi, wona schyyasia nad ertwoju. Torkaa
pawuka, perewiriaa kinczykamy swojich szczeep, czy sprawdi udary styeta wuczni,
czy sprawdi neszkidywi otrujni haczky tarantua, czy ne zimknusia wony.
Nareszti osa potiaha swoju zdobycz. Ja piszow slidom. Osa-kalikurg zayszya paralizowanoho pawuka i poczaa bihaty koo skeli, szczo szukajuczy, potim powernuasia
do tarantua. Wona schopya joho i znowu potiaha za soboju. Wona wydyraasia, na
skelu, doaa wsi pereszkody i tiaha Za soboju ywu, paralizowanu zdobycz.
Ja j dali jszow slidom za osoju. Wona pidbiha do jakoji szcziyny. Tarantua wona
pokynua, a sama znyka w cij szcziyni. Ja czekaw. O wona nareszti zjawyasia znowu
i wtiaha tarantua w szcziynu, a sama szwydko wyskoczya nazad i zachodyasia staranno zakadaty wchid kaminciamy. Perekonawszy, szczo szcziynu nikomu ne wydno,
osa-kalikurg znyka.
Ja widsunuw kaminci j pobaczyw: na czerewi w tarantua prykejeno bie jajce cylindrycznoji formy. Z cioho jajcia wyupysia yczynka kalikurga. Wona wyroste, ywlaczy sokamy paralizowanoho pawuka. Toho dnia, koy wyczerpajusia yttiedajni reczowyny tarantua, yczynka joho pokyne.
Treba staty dla pawukiw osoju, i todi mona bude prymusyty jich bojatysia mene.
Treba prykynuty osoju o u czim ricz!
Teper ja poczaw steyty ne ysze za pawukamy, a j za osamy.
Skilky raziw ja baczyw: wybyskuju iz peczer na pahorbi luti pawuczi oczi. I raptom tripotinnia kry, prozorych, z owtyznoju kry. Osa! Widwanyj mysywe na pawukiw zjawlajesia na pahorbi. ehko probihajuczy po schyu, osa na my zupyniajesia
to bila odnoji, to bila druhoji peczery. I znykaju luti wohnyky jich nenacze hasy tripotinnia ehkych krye. Dali, dali wid osy w hybynu peczer tikay, chowaysia pawuky.
Pomachy kry osy, szwydki ruchy, edwe czutnyj szurchit. A potim kydok. I o

wona we potiaha za nohu pawuka, jakoho paralizuwaa ukoamy aa.


I toho dnia, koy ja, rozdobuwszy krya osy, poczepyw jich sobi na spynu i, zmachujuczy nymy, projszow powz wchody do peczer, toho dnia ja pobaczyw, jak pohasy luti
wohni. Pawuky poczay bojatysia mene, maekoji ludyny.
Arkusz 7
Wpered, mij werblude! Na piwnicznyj schid. Tudy, do altanky, de buwaju ludy.
Ja jszow na piwnicznyj schid, trymajuczy na arkani twarynu. W kokoni zamis
jaje paczka arkusziw szczodennyka.
Za spynoju w mene miszok z wodonepronyknoho szowku, a w niomu motuzky
riznoji dowyny. Zwyczajno, ranisze ja nazwaw by ci motuzky szowkowynkamy husenyci. I bahato szcze riznomanitnych reczej moho pobutu buo w miszku.
Aktory mandriwnych teatriw aktory dawno mynuych czasiw pered tym, jak
wjichaty w misto, de maa widbuty wystawa, zwyczajno robyy prywa. Treba buo tak
pereodiahtysia, szczob wrazyty ujawu, prywernuty uwahu hromadian i prynadyty jich
na wystawu. Najdywniszi, najnespodiwaniszi reczi wydobuway aktory na prywali. Ae
j ci aktory, jaki czymao baczyy na swojemu wiku, szyroko porozpluszczuway b oczi wid
podywu, jakby pobaczyy wsi ti reczi, jaki ja nis u swojemu miszku.
Dbajywo j obereno zberihaw ja w miszku dwi pary krye osy. Taki switli, z
ehkym owtym widtinkom krylcia ja prywjazaw do peczej.
Neehko buo nakynuty arkan na pawuka i prymusyty joho jty do toho miscia, de
buo schowano szczodennyk. Ae ja pidsterih pawuka, koy win poyraw zdobycz. Z motuzky ja zrobyw weykyj zaszmorh. Pidkrawsia. Nakynuw. Zatiahnuw obereno nawkoo hoowohrudi pawuka. Trymajuczy kine dowhoji motuzky w ruci, steyw, czekaw,
czy skoro win zakinczy jisty. Doczekawsia. Sprobuwaw potiahty joho ne wyjszo. I
todi ja piszow na nioho. Tripotiy, hojdaysia, szurchotiy w mene za spynoju krya osy.
Pawuk pidwiwsia, bysnuy namystynky otruty. Szczosyy wpyrajuczysia nohamy w zemlu, ja micno trymaw kine arkana. I wse rizkisze j ducze tripotiy pered nym krya
osy. Popustyw powodok pawuk kynuwsia nawtiky. Ta wsiudy popered nioho krya
osy. Pawuk prynyszk. Perebyrajuczy rukamy tuho natiahnutyj powodok, ja nabyzywsia
do nioho maje wprytu, szurchotiaczy j chytajuczy kryamy. I pawuk pidkorywsia. Ja
prywiw pawuka na te misce, de eaw szczodennyk. Tut ja dowho j terplacze daw, ne
wypuskajuczy z ruk powidka, poky stomenyj pawuk zaspokojisia i zasne. Szwydko
wykynuw z joho kokona jajcia i zaminyw jich woskowoju pakoju-szczodennykom. Pawuk
prokynuwsia i piszow. Ne wypuskajuczy z ruk motuzky, ja obereno powiw joho na piwnicznyj schid. Prote pawuk widrazu widczuw, szczo z kokonom, jakoho win nese, szczo
trapyosia. Win zupynywsia. Zachodywsia obplitaty kokon (mij szczodennyk) nowym pawutynniam, micno prywjazuwaty joho do tia.
Na piwnicznyj schid, mij werblude! Na piwnicznyj schid!
Arkusz 8
Moja podoro po Krajini Drimuczych Traw tilky rozpoczaa, a mene we trywoya
j nepokojia dyka lisowa daeczi. Pawuk, jakyj nis kokon iz szczodennykom, zowsim ne
widczuwaw, szczo chto trymaje joho na dowhomu powidku i obereno tiahne w pewnomu napriamku.
Inodi lis ridszaw. I ja baczyw, jak pawuk kydawsia, chapaw to yczynku, to uka i
poyraw zdobycz tut-taky, na misci. Ja w takych wypadkach ne pereszkodaw jomu,
popuskaw powodok na wsiu dowynu. Koy na szlachu pokazawsia pahorok, pawuk czoho staw na nioho wydyratysia. Tam win obputaw pawutynniam kuszcz i powys hoowoju wnyz, niky skaw na hoowohrudiach. Pawuk zasnuw. Ja wmostywsia nepodalik,

obmotawszy nawkoo sebe kine dowhoho powidka, i z nasoodoju wytiahnuw nohy.


Swoju zbroju hostryj rizak iz skaky czerepaszky pokaw poriad.
Ja jszow. Z konym dnem use bilsze zwykaw do napiwtemriawy lisu traw, staw
ue rozrizniaty, w jaki widtinky zabarwluju napiwtemriawu weyczezni bani kwitiw
synich, owtych, biych. Bani obertaysia nad mojeju hoowoju i steyy, ruchaysia za
soncem. I w trawach oywaw starohrekyj mit pro Klitiju pro tragiczne kochannia
lisowoji nimfy Klitiji do SonciA-Helisa. Wona newidrywno dywyasia z zemli na toho,
chto mczy nebom u wohnianij kolisnyci. Peczalna j tuywa nimfa obernuasia na
kwitku. I kwitka, pobaczywszy sonce na nebi, we czas powertaje za nym swoju holiwku
dywysia jomu wslid.
Soniaczne prominnia zatrymuwaosia de wysoko nad mojeju hoowoju. I perszohotaky dnia podoroi ja raz u raz zupyniawsia i spanteyczeno zapytuwaw sebe: skilky
czasu ja jdu i kotra zaraz hodyna.
I raptom jaka radis! pidwiwszy hoowu, ja nacze poczuw: A we skoro desiata hodyna ranku czas spaty! Ci sowa meni, zwyczajno, pryczuysia: nichto w lisi
ne howoryw. Ta zate ja jasno pobaczyw: wysoko, due wysoko nadi mnoju powilno stulawsia i wano schylawsia do zemli zasynaw houbyj koszyk Petrowych batohiw.
Tak, petrowi batohy stomyy. Ade wony dawno prokynuysia, roztuyy houboho koszyka szcze o pjatij hodyni ranku. Zaraz wony zasynay. Ja baczyw, jak u riznych misciach chyyysia, zasynay houbi koszyky Petrowych batohiw: Ue desiata hodyna
ranku czas spaty
Tak poczaasia nima rozmowa kwitiw zi mnoju, podoronim, szczo briw kri lis
traw do ludej.
Stao weselisze. Idesz i widrazu wyznaczajesz zaraz desiata hodyna ranku: owti
holiwky kozelcia zasynaju, powilno j wako schylajusia do zemli.
Zdawaosia, kwity ne tilky kau meni, kotra hodyna, a j peremowlajusia mi soboju. Bua tretia hodyna dnia, koy ja poczuw (kraszcze skazaty zrozumiw!), szczo
kwitka kulbaby, zakrywajuczy, kae do neczujwitra, jakyj roste porucz: Czy skoro ty
zasnesz? Ni, ja szcze hodynku-druhu owytymu soniacznyj promi, widpowidaw
neczujwiter.
Tak, neehka sprawa spijmaty soniacznyj promi. Z jakoju kazkowoju szwydkistiu
ety win! Za odnu sekundu obbihaje zemnu kulu wisim raz. ysze kazkar Andersen
zmih serjozno rozpowisty, jak ludyna wyruszya owyty soniacznyj promi.
I szcze meni zdaosia w perszi dni podoroi, szczo trawy czynia opir syli zemnoho
tiainnia i tiahnusia, tiahnusia slidom za soniacznym promenem.
Ja jszow lisom i, dywlaczy na kwitkowi hodynnyky, pidrachowuwaw, skilky krokiw ja roblu za hodynu, czerez skilky dniw ja wyjdu z lisu. Za kwitkowym hodynnykom
ja zjasuwaw, koy mij pawuk zasynaje, koy prokydajesia. I, szczob szwydsze zakinczyty
podoro, ja poczaw posmykuwanniam powidna ranisze budyty swoju wjucznu twarynu.
Ja baczyw, jak dejaki kwity peretworiuju de na nicz: ude spla, a nadweczir
prokydajusia; baczyw, szczo dejaki kwity lubla mensze pospaty, a inszi bilsze.
Ae wnoczi i ja, i moja wjuczna twaryna zawdy widpoczyway.
Arkusz 9
Zayszywsia pozadu lis traw. Ja jszow pusteeju. Witer mczaw nad neju, znimajuczy whoru pisok, kuriawu. Widdalik, praworucz, wydniysia hory. Usia miscewis bua
poryta jaramy. Tam i tut nespodiwano wynykay skeli. Jichnia chymerna forma i riznomanitne zabarwennia mene dywuway, wraay. Obijszowszy odnu taku strimku skelu,
ja spustywsia w jar, a koy poczaw pidijmatysia, poczuw czyji hoosy, szczo zywaysia
w odnomanitne hudinnia. Ja wyliz iz jaru, prypjaw do derewa wjucznu twarynu i pobih
do hory, zwidky doynay hoosy. Witer iz swystom wrywawsia u hyboku uszczeynu. A

tam czuty buo huche, skorbotne huczannia hoosiw, protiahyj stohin, nezhrajnyj
szum. Czasom zdawaosia hraje organ nadzwyczajnoji potunosti, czasom unaje
tysiaczohoosyj chor. Ja wybraw chwyynu, koy witer trochy wszczuch, i popowzom probrawsia w uszczeynu. Hudinnia j hamir widrazu otoczyy mene. U napiwtemriawi ja
namacaw wysokyj hadekyj wystup, za nym druhyj, tretij. De mi cych wystupiw narostaa zywa zwukiw, hoosiw, szumu. Ja zupynywsia, perewiw podych, prysuchawsia.
Ni, wse ce meni ne snyosia. Ja jasno rozrizniaw, jak ludki hoosy zywaysia w odyn
unkyj pokyk. I ja mymowoli wyhuknuw: Idu na dopomohu!
Arkusz 10
Wpered, mij werblude! Na piwnicznyj schid!
Ja szczojno pobuwaw u czerepaszci, w zwyczajnij czerepaszci-porcelanci, abo
uowci, szczo jiji stawla na sti jak prykrasu i dla toho, szczob kasty w neji pohasli
cyharky-nedokurky. Jake bezhuzdia! Ciu czerepaszku-popilnyciu chto wykynuw u
trawu, a meni wona wydaasia horoju z uszczeynoju.
Due czasto w dytiaczi roky ja probyrawsia do bakowoho kabinetu, braw czerepaszku, prykadaw jiji do wucha. Chiba znaw ja todi, w ti dytiaczi czasy, szczo czerepaszka ysze dobryj rezonator, jakyj posyluje ti edwe czutni zwuky, szczo jich zwyczajno nichto ne pomiczaje? Ni, w riznohoosomu hudinni czerepaszky wczuwawsia
meni todi peskit morkych chwyl i wyttia witru w witryach karawey, szczo zabukaa
w okeani, wczuwaosia wake zitchannia Koumba: do zemli ne dopysty, ue ne wiria
jomu matrosy, jak ne wiryw tam, w Ispaniji, korol Ferdinand.
Prywit tobi, porcelanko, meszkanko hyboczyny morkoji, mandriwnyce chwyl houbych! Ja jdu na piwnicznyj schid.
Ne skoro ja w dytynstwi diznawsia, szczo ty, czerepaszko, chatka zwyczajnoho
morkoho symaka i szczo cej symak naey do weyczeznoji grupy dywnych istot, jakych nazywaju mjakotiymy, abo moluskamy. Prote de, koy ja pro ce dowidawsia,
zowsim ne buw nudnym dnem. Toho dnia ja diznawsia, szczo maeka czerepaszka,
jaku znajszow dawniohrekyj uczenyj Pifagor due daeko wid moria, hyboko w zemli,
pidkazaa jomu widkryttia, take weyke, jak i proste: tam, de teper suchodi, koy
chwyluwaosia more. Ade zakopuwaty czerepaszku tak hyboko u zemlu ludyna ne
maa nijakoji na te potreby. A dywnoho poczuttia zaznaw ja tut u Krajini Drimuczych
Traw pisla toho, jak pro zwyczajnu morku czerepaszku, szczo prawya koy komu
za popilnyczku, podumaw jak pro horu, nadienu ludkoju mowoju, i probyrawsia
uszczeynoju, w jaku ludy koy zapychay nedokurky cyharok i struszuway popi.
Wpered! Na piwnicznyj schid! Czerez wyboji, zapadyny, prowalla, obmynajuczy
jich, perestrybujuczy, perepowzajuczy. Powz skeli i bezadno rozkydane beskyddia na
piwnicznyj schid! Ehe Ade ci skeli ysze ri, kaminci Dity ehko pidkydaju ci
kaminci w powitria i owla jich
Arkusz 11
Buo de opiwdni. Sonce prypikao. Pisok buw hariaczyj. Hostre kaminnia rizao
nohy. Panuwaa ta poudenna tysza, koy koen zwuk widuniuje osobywo wyrazno i
czuty joho daeko. Tini skel buy czorni j korotki. Raptom dywne odnomanitne rypinnia
narodyosia w pusteli. Ja zupynywsia. Prysuchawsia. Na my zapaa tysza. A potim
znowu z tijeju odnomanitnistiu zaunao ce rypinnia. Wono stawao dedali hucznisze i
rizkisze; z konym krokom ja nabyawsia do toho miscia, zwidky wono doynao. I raptom wyrwa! Ja opynywsia na samisikomu jiji kraju. Odyn neoberenyj ruch, i ja
pokotywsia b unyz, wpaw u neji. Chto iz weykoju majsternistiu pobuduwaw u pusteli
nespodiwanu pastku, i bu-jaka ywa istota moe tudy wpasty.

Rypinnia wyrazno doynao z hybyny wyrwy. Ne wypuskajuczy kincia powidka,


na jakomu trymaw pawuka, ja lih na kraj wyrwy i staw prydywlaty. Jaka twaryna iz
szczeepamy konu zahnuto nemow serp robya swojim szyrokym tiom boroznu w
pisku. O czomu z wyrwy czutno buo rypinnia.
Muraszynyj ew! Ce win zrobyw wyrwu pastku w pusteli: spoczatku okresyw
odne koo perszu boroznu, a wseredyni koa zachodywsia skopuwaty druhu, menszu,
boroznu, potim tretiu I o teper, u mojij prysutnosti, win zakinczuwaw robotu: koniczna jama hotowa.
Muraszynyj ew zakopawsia w neji, ysze styrcza iz pisku szczeepy-serpy. Ja poczekaw, podywywsia szcze raz i chotiw buw ruszyty dali. Ae szczo udaryo meni w
obyczczia, zaporoszyo oczi. Ja zatuywsia rukamy, pustyw powidok. Poczuw hurkit
Pawuk! Moja wjuczna twaryna kotya unyz razom iz szczodennykom, szczo eaw
u kokoni, kotyasia tudy na dno pastky. Piszczanym doszczem muraszynyj ew zasypaw meni oczi i zbyw z nih pawuka. Ja bihaw po kraju pastky, ne znajuczy, szczo robyty.
Pawuk powoli spowzaw do strasznych serpiw muraszynoho ewa. Ja wyjniaw z miszka
najdowszu motuzku, zrobyw weykyj zaszmorh, nakynuw joho na pawuka i staw tiahty.
Pawuk wydyrawsia kahoru, namahawsia wybratysia. Ja jomu dopomahaw. O win ue
poriad zi mnoju, i ja rwuczko smyknuw motuzku. Ae pawutynnia, jakym buw obputanyj kokon, oczewydno, osabo, i kokon z szczodennykom zirwawsia j pokotywsia w pastku, zwidky dopiru wyliz pawuk. I tijeji myti win rwonuwsia i kynuwsia slidom za
kokonom na dno wyrwy, de styrczay dwa serpy muraszynoho ewa. Ja baczyw: pawuk
nazdohnaw kokon, schopyw szczeepamy, staw wydyratysia nahoru, padaw, skoczuwawsia. Ja dopomahaw jomu szczo buo syy tiahnuw motuzku. I o win wyliz nahoru.
Pawuk zdychaw. Ja schyywsia nad nym. Pereamano nohy. Obirwano sputane
pawutynnia, jake dowho i micno trymao kokon. Oczi smianiy. Ae w stysnutych szczeepach kokon, toj kokon, w jakomu pawuk zberihaje jajcia (z nych wyuplujusia pawuczata) i kudy ja zamis nych pokaw wakyj szczodennyk.
Wsiu dorohu pawuk nis u kokoni szczodennyk, oberihaw, wako peresuwawsia z

nym, wriatuwaw iz zhubnoji pastky. Pawuk zdychaw. Chto ubyw joho? Instynkt materynstwa
Wczeni stawyy doslid: obereno j nepomitno schoway kokon. Tarantu widrazu
poczaw wyjawlaty nespokij, obszukaw noru, potim rozkopuwaw zemlu czy nemaje
tam kokona. Ryw, kopaw, ta wse marno. Wtratywszy ostanni syy, zdoch.
Pawuk, jakoho zayszaju u banci iz joho maekymy pawuczatamy bez jii, daje
sebe zjisty pawuczatam, ae ne czipaje odnoho.
Wse ce ja znaw dawno.
Ota ywa istota, jaku bahato ludej znewaaje, zaraz konaa na mojich oczach. Ja
jiji due, due aliw.
Ja distaw z kokona zahyboho pawuka szczodennyka, widnis joho wbik. Wyjniaw
z miszka hostru skaku czerepaszky i zachodywsia kopaty zemlu. Nadweczir ja zasypaw
mertwoho pawuka piskom.
Rano-wranci z miszkom, w jakyj ja schowaw szczodennyka, z wakym miszkom ja
popriamuwaw na piwnicznyj schid.
Samotnij mandriwnyk brede bezkrajoju pusteeju, lisamy j doynamy. Raz u raz
zupyniajesia: miszok iz szczodennykom nadto wakyj. Win to bere joho na peczi, to
nese w rukach, to wooczy po zemli. Mandriwnyk priamuje do Weykoji Powilnoji
riczky. Win podoaje jiji i pryjde do altanky, do ludej, szczob peredaty jim szczodennyk
widkryttiw. Win nese joho u wodonepronyknomu szowkowomu miszku.
Arkusz 12
rika!

Jakyj bezmenyj wodnyj prostir, jaka nezwyczajna sira daeczi! Weyka Powilna

Usi roky, proywszy daeko wid cych berehiw, ja nawi ne ujawlaw sobi, na jaku
neozoru wodnu pereszkodu peretworywsia toj maekyj likuwatyj strumok, czerez jakyj ja koy tak ehko perechodyw. Ne dumaw i ne ujawlaw sobi, szczo cia riczka taka
szyroka. Jak distatysia druhoho bereha? Zrobyty plit rubaty derewa, tiahty do wody,
zwjazuwaty motuzkamy? Ja chodyw zarostiamy bila riczky i odnoho derewa, prydatnoho dla potu, ne znajszow. A czym zwjazuwaty plit? Czy wystaczy motuzok?
Skilky dniw, skilky noczej ja szcze probudu tut?
I wse czastisze, wychodiaczy iz zarostej na piszczanu pryberenu kosu i dywlaczy
na bezmenu wodianu siru peenu, wkrytu dribnymy bryamy, ja widczuwaw: meni nikoy ne podoaty ciu riczku!
Arkusz 13
Buw jasnyj ranok. Ja sydiw na berezi. Powitria take prozore, szczo, zdawaosia,
whadujesz obrysy protyenoho bereha. Ta do nioho nikoy ne distatysia! Na duszi buo
hirko i sumno.
Raptom u zarostiach powz mene promajnua czyja ti. Znowu pawuk! Ta jakyj
harnyj! Szyroka oranewa smuha oblamowuwaa joho temno-szokoadne tio. Bili ciatky
dwoma riadamy prostiahysia po powerchni czerewcia. Roewi nohy szwydko perebyray
zeenu trawu. Pawuk wolik weykoho suchoho ystka. Kudy?
Obereno j tycho ja poczaw skradatysia kri zarosti slidom za pawukom. Win pidtiahnuw ystok do wody i znowu pobih u zarosti. Ja dowho czekaw bila wody, i o pawuk
znowu zjawywsia. Jak i ranisze, win tiahnuw suchyj ystok. Pokynuw i cioho ystka poriad z perszym, bila wody. I znowu w zarosti! Teper ja piszow za pawukom. Win bih
to w odyn, to w druhyj bik i nenacze szczo szukaw. Nezabarom ja zahubyw joho i powernuwsia na bereh. Dywlusia bila wody ea ue try ystky. Szczo bude dali? Nawiszczo pawukowi suche ystia? Nawiszczo win tiahne joho do wody?

Moe, ce toj pawuk, jakoho nazywaju potowym? Win peresliduje zdobycz na wodi
bihaje po jiji powerchni i ne tone, czasto sporuduje plit, pywe na niomu za teczijeju.
Prypjawszy sebe dowhym pawutynniam do potu, win zayszaje joho, biy po wodi, owy zdobycz, powertajesia z neju na plit, zjidaje, widpoczywaje na niomu. Potim znowu
poluje.
Z jakoju szwydkistiu ja pobih po swij miszok! Buo due wako probyratysia z wantaem kri zarosti. Ja pospiszaw, bojawsia, szczo pawuk zroby plit i popywe bez mene.
Nareszti pobaczyw: suche ystia ey na staromu misci, na berezi. Oczewydno, potowyj
pawuk tak i ne powertawsia. Daremno ja pospiszaw. Schowaw miszok u kuszczach, zachodywsia zbyraty w dorohu charczi kwitkowyj pyok, nasinnia, nektar. Odnak we
czas pozyraw, czy ne zjawywsia pawuk, czy ne poczaw win wjazaty plit.
Nastaw weczir, a pawuk ne powertawsia. Moywo, zahynuw, a moe, ja joho spoochaw, i win sporuduje plit w inszomu misci. Ja sydiw na miszku bila riczky, czekaw,
mrijaw.
Ot jakby rozdobuty nadijni motuzky, szczo ne nabuchaju u wodi, ta j zwjazaty plit!
De bila berehiw Siciliji, Korsiky, Piwdennoji Italiji ywu molusky, w jakych czerepaszka zawdowky bilsze piwmetra. Ciu weyczeznu czerepaszku molusk prykripluje
do skel nytkamy. Jaki micni powynni buty ci nytky! Dywno, czomu rozwodia riznych
szowkopriadiw, a ne wydobuwaju czerepaszaczyj szowk. Moluska, zdajesia, nazywaju
pinna nobilis.
Zapaa nicz. W zarostiach na berezi buo wohko j choodno. Ja sydiw na miszku, de
eaw szczodennyk, nechytre naczynnia bahato motuzok, nytok i mrijaw pro dywowyni korycznewi nytky moluska, jakyj de zaraz unoczi pid wodoju prykripluje weyku czerepaszku do skeli w Seredzemnomu mori, zhaduwaw pisni na potach, perewozach i poromach, hudky paropawiw, na jakych ludy ehko doaju riczky.
Nastaw ranok. Pawuk ne zjawlawsia. Moe, win ne pamjataje, de zayszyw ystia?
Ae pamjataje osa, de wona chowaje tarantua, jakoho paralizuwaa: wona jde wid
nioho he i potim zdaeku powertajesia, prynosy kaminci, zatulaje wchid u szcziynu.
Moe, pawuk zahynuw?
Treba wyjniaty motuzky z miszka, sprobuwaty zwjazaty plit z oczeretynok abo z
cupkoho suchoho ystia. Czym e jich proszyty, prokooty? Ja wyruszyw na poszuky oczeretynok, ystia i, widijszowszy na kilka krokiw wid bereha, maje naskoczyw na pawuka. Win bih tudy, do swoho suchoho ystia na berezi.
Ja pobaczyw, jak win staw wypuskaty pawutynnia i namotuwaty joho na ystia. Ja
pidkotyw swij miszok uprytu do ystia. Pawuk mene ne pomityw joho uwahu pohynuo priadywo. Pawutynnia stiahuwao kraji ystia; wony e zahynay, utworiujuczy
szczo schoe na czowen z wysoko pidniatymy bortamy. O win powolik plit do wody.
Zabuti wsi sumniwy, znyky nerozwjazni Pytannia. Zowsim jak u toho dikkensiwkoho heroja, jakyj perekydaw liwoju rukoju czerez prawe pecze wsi waki pytannia.
Do reczi, jak zway cioho heroja?..
Pawuk tiahne plit do riczky. Ja szczosyy, ne widstajuczy wid nioho, wooczu swij
szczodennyk. Pawuk zipchnuw swoho pota na wodu. Ja schopyw miszok i strybnuw
slidom za pawukom. Plit zachytawsia.
Mi inszym, meni, wasne, nema czoho zhaduwaty imja dikkensiwkoho heroja
I my popywy.
Arkusz 14
I my popywy. Pamjataju swij perelak, pamjataju, jak zabyosia w mene serce,
koy plit zahojdawsia na chwylach. Z wody pidijmaysia strunki, hnuczki stowbury derew. Ja zwiw oczi jichnie werchowittia de due wysoko nadi mnoju kupaosia i znykao w bakyti. Szczochwyyny plit mih naskoczyty i wdaryty ob stowbur. Ja trymaw u

ruci erdynu i jak umiw prawuwaw potom. Witer zdijmaw na wodi e pomitni chwyli.
Widdzerkaennia derew whynaosia, amaosia na powerchni riczky. Inodi wse wraz
chmurnio, temnio nawkoo ce plit uwichodyw u merechtywu ti, i todi ja widczuwaw: pidi mnoju bezodnia. Ta plit wypywaw na byskuczu hadi riczky, i ja weseo
pohladaw na woochate czudowyko na swoho nowoho suputnyka.
Bereh widdalawsia j widdalawsia, i w duszi narodyasia nadija: mabu, plit perepywe czerez ciu riczku, distanesia do toho bereha, de stoji altanka i buwaju ludy. I
ruka moja torkaasia wodonepronyknoho miszka, w jakomu eaw szczodennyk.
Urywczastyj rizkyj kekit proynuw nad hadinniu riczky. Teczija nesa mene use
szwydsze, a zwuky nabyaysia, posyluway. Na odnomu iz zakrutiw riczky z-za
towstych derew, szczo rosy na berezi, dywyysia na mene weyki bakati oczi twaryny.
Weyczezna rozziawena paszczeka adibno wdychaa powitria. Szkira pidboriddia to
nadymaa miszkom, to opadaa, a razom z neju zatulay i widtulay nosowi kapany
Antrakozawr? Zemnewodne permkoho peridu?
Permkyj perid. Miljony rokiw tomu w mikych wodojmach, riczkowych zapawach i zabooczenych doynach meszkay zwiropodibni jaszczery, weetenki zemnowodni weyczezni, nezhrabni, nepoworotki. Zminiuwawsia klimat, moria widstupay
i nastupay, zminiuwaasia rosynnis, i wsi dywowyni jaszczery ta weetenki zemnowodni dawno we zahynuy wid posuchy abo wid choodu, a o odne z nych zberehosia,
wyyo i dywysia na mene weykymy bakatymy oczyma, zakrywaje i rozkrywaje swij
rot-korobku. Rizkyj kekit yne nad hadinniu riczky, wszczuchaje i znow poczynajesia.
My propywy powz abu!
Zwyczajno, i w knykach z paeontoogiji wkazuju, szczo aba rodyczka antrakozawra i szczo nawi wyhladom swojim wona nahaduje ce weetenke zemnowodne,
zayszky jakoho znachodia u widkadach permkoho peridu. Mabu, nasza aba i kumkaje zowsim tak, jak antrakozawr, ysze w sto-dwisti raz tychsze.
Raptom plit pidskoczyw i pryszwydszyw swij ruch. Potowyj pawuk, mij suputnyk,
strybnuw na wodu i pobih po nij na wysokych, dowhych nohach owyty zdobycz.
Za nym tiahasia micna nytka, szczo jiji pawuk prykripyw do potu. Cia nytka dopomahaa jomu powertatysia na plit.
Arkusz 15
My pywy. Metalicznym poyskom jasniy prozori krya istot, szczo sydiy na hikach pryberenych derew. Ptachy? Ni, u konoho takoho ptacha dwi pary kry, due
dowhych i wukych. Oczi cych kryatych istot (kone oko skadajesia z bezliczi kusoczkiw mozajika!) minyysia riznymy koloramy. Lakay mene. A jichni anteny-wusyky
we czas tremtiy, nemowby owyy ruch powitria. Ci dowhi j tonki ptachy nespodiwano zrywaysia z miscia i z straszennoju szwydkistiu litay nad wodoju. Wony perewertay. Jaku my eay na spyni, nacze spyrajuczy na powitria. Szcze my znykay wdayni. A na plit paday zayszky jichnioji zdobyczi.
Babky!
Powz plit mczay wodiani kowzaniari. Szyroko rozkynuwszy nohy weetenki
hoky, wony e torkaysia powerchni riczky i, widsztowchnuwszy wid wody, raz u raz
strybay czerez plit, opuskaysia na wodu i znykay.
Jakszczo prostu szwaku hoku poterty yrom, wona pawatyme na wodi. Tak i
nohy-hoky cych istot, zmaszczeni yrowoju reczowynoju, kowzay po wodi. Ce, zwyczajno, wodomirky.
Wijaw ehesekyj witre. Plit pyw spokijnoju wodoju wzdow bereha. Ja trywono
czekaw koy witer pidene plit do toho bereha? Marni spodiwannia! Witer zowsim
ne wijaw u bik altanky. Szczo robyty? Czy ne zmusyty pawuka tiahty plit do toho bereha

Nastrachaty joho krylciamy osy? I chaj win tiahne plit na swojemu kanati (zjednujuczij nytci). Kilka raziw namahawsia ce zrobyty ne wychodyo.
U zapawach riczky na pidwodnych derewach sydiy twaryny; u konoji wydowene tio, bakati oczi, a rot zakrytyj maskoju.
Masky buy rizni: szoomopodibni, opatopodibni, paski.
Kona twaryna, zdawaosia, zakamjania, pryrosa do toho miscia, na jakomu sydia. Weyki kruhli oczi newidrywno dywyysia w odnu toczku. Nespodiwano to odna, to
druha twaryna rwuczko widkydaa masku wpered, wail na szarniri wypriamlawsia, a
hostri pazury masky chapay ertwu i zrazu nesy do rota. Twaryna poyraa zdobycz,
a maska na waeli, zowsim jak ruka, pidtrymuwaa jiu. Ae raptom ci twaryny nemow
zirwaysia zi swojich pidwodnych derew i, prytysnuwszy nohy do tia, promczay z szaenoju szwydkistiu powz plit. Wony wbyray wodu i z weyczeznoju syoju wypuskay jiji;
wodiani postriy widbuwaysia z neweykymy interwaamy i sztowchay tio twaryny
wpered.
Ta ce yczynky babok yczynky, jaki skoro peretworiasia na babok i budu
gracizno j szwydko litaty nad riczkoju.
Arkusz 16
Szczo to zasiajao zootom udayni? My pidpyway do ostrowa. Czyji weyczezni
apy wysunuysia z wody i wczepyysia za kraj cioho ostrowa.
Z wody pidwea i poczaa wydyratysia na ostriw twaryna, szczo na perszyj pohlad
formoju i obrysamy czymo nahaduwaa krokodya. Zubczasto-chwylastyj hrebi
tiahnuwsia po wsij spyni. Twaryna laha na bik, i ja pobaczyw jiji oranewe czerewo z
temnymy plamamy. Zootawo-owti oczi steyy za mnoju. achywyj jaszczir!
Teczija hnaa plit prosto na ostriw.
Use wyraznisze wymalowuwawsia zubczasto-chwylastyj hrebi jaszczera. O win
spustywsia z ostrowa. Zubczastyj chwist udaryw po wodi. Plit sylno zachytawsia. Jaszczir, roztynajuczy wodu, nabyawsia do nioho. Pawuk pidstrybnuw, zlakano zametuszywsia na potu. Ja j ne pomityw, jak win obirwaw swoju nytku i znyk. Plit z prywjazanym na niomu wantaem mojim miszkom zakrutywsia, zastrybaw. Ja wpaw,
opynywsia u wodi i pobaczyw: de daeko bih po chwylach potowyj pawuk, a joho peresliduwaw zubczastyj hrebi jaszczir!

Trymajuczy u wodi j cziplajuczy za kraj potu, ja namahawsia wylizty na nioho,


ae mene widneso wbik. Moje sudence pywo dali j dali razom iz miszkom, w jakomu
buw mij szczodennyk. Wybywajuczy z ostannich
sy, ja popyw za nym.
Wdayni, na zakruti riczky, strymiy z wody
jaki derewa. Wony trochy zatrymay plit. Ja
wstyh dopysty, wyliz na nioho. Miszok iz szczodennykom buw na misci. Rozdywywsia: ni
ostrowa, ni jaszczera, ni pawuka wasnyka
potu, ne buo wydno.
Teczija znowu pidchopya mij plit, i ja popyw.
Ja poczaw dumaty: O meni zdajesia, niby
hybyna wody pid potom wymiriujesia werstamy,
a nasprawdi ja pywu ysze strumkom. Treba wse
stawyty na swoji miscia: ne treba dumaty na abu,
szczo to antrakozawr. I ne ptachy z byskuczymy
prozorymy kryamy litay nad mojim potom, a
babky, zwyczajnisiki babky. A dywni istoty z maskamy yczynky babok.
A achywyj jaszczir iz zubczastym hrebenem, jakyj peresliduwaw mij plit, ysze tryton.
ywysia win puhoowkamy, czerwjakamy, abjaczoju ikroju. Dychaje atmosfernym powitriam
zowsim jak aba. Wysunesia z wody, wypusty
kilka bulbaszok widpraciowanoho powitria, ponowy zapas powitria w eheniach i pide
pid wodu.
Arkusz 17
ehki bryi projszy po hadini riczky. Ducze zachytaysia derewa, powz jaki pyw
plit. Kolir wody staw swyncewym, pochmurym. Widdzerkaennia derew znyko, nacze
potonuo u wodi/ Witer z szumom i swystom ynuw nadi mnoju. Trawy na berezi ychowisno huy. Jichnie hudinnia urywaosia, szczob poczatysia z nowoju syoju. Witer ue
bawywsia mojim potom, nacze triskoju. Ja we ne mih nym prawuwaty. Aby ysze wtrymaty miszok z rukopysom. Szcze raz ja obmotaw miszok motuzkamy i micnisze prywjazaw joho do potu.
Nawiszczo, nawiszczo ja stupyw na cej plit, dowiryw swij neocinennyj wanta
szczodennyk prymcham wodnoji stychiji!
Zapiznili ali, jaki wy hirki!
Ue ne litaju nadi mnoju ptachy z byskuczymy j prozorymy kryamy. Ue schowaysia w hybynach wod, znyky, szczezy nebezpeczni suputnyky moho potu.
ysze witer ne zayszaw mene, swystiw u wuchach i hnaw mij plit upered. Kudy?
Prosto do bereha. Ta, ee, ne do toho bereha, do jakoho ja porywawsia!
Witer kruty plit, szumy, hude.
Pro daeki paropawy, szczo perehukujusia w nehodu odyn z odnym, pro nych
zhadaw ja tijeji chwyyny.
Szczob plit ne wdarywsia ob bereh, ja wystawyw swoju erdynu. Ta witer, mabu,
steyw za konym mojim ruchom. Win nalitaw to z odnoho boku, to z druhoho, i daremni
buy wsi moji namahannia. Slidom za mnoju witer hnaw weyki zeeni pola. Wony chytay, otoczuway z usich bokiw. I o mij plit zastriaw u cych polach i popyw z nymy.
Plit zahubywsia w neozoromu zeenomu pawuczomu mori.

De daeko-daeko zwidsy w Atantycznomu okeani, je Sargasowe more. Tam najstraszniszi dla morepawcia ne witer i ne tecziji, a wodorosti. Wony zapownyy weyczeznyj wodnyj basejn. Zeene more w okeani. More bez berehiw. U ciomu mori zastriahy
karawey Koumba, i Nautius kapitana Nemo edwe prorwawsia kri towszczu wodorostej.
Zatysnutyj, zahnanyj witrom, zahubenyj w zeenomu ruchywomu poli, ja zhadaw
Sargasowe more i z tuhoju dywywsia w daeczi.
Jak wybratysia z cioho neozoroho zeenoho poonu?
Witer z nowoju syoju zaswystiw u wuchach. Ja pidwiw oczi: jake czorne hanczirja
zatulao nebo. Mij plit chytnuwsia. Chytnua i temriawa, szczo otoczuwaa mene. Hostre swito raptom prorwaosia kri chmary i oswityo wse dowkoa, i tijeji myti zeeni
pola stay szcze zeeniszi.
Riatuwaty wanta! Wstyh rozwjazaty wuzo, jakoho ja sam micno zatiahnuw,
prywjazujuczy miszok z rukopysom do potu. Chytawycia posyluwaasia, plit stawaw
maje wertykalno, i ja edwe wstyh schopyty kine motuzky, jakoju buw obwjazanyj miszok. Kri wyttia witru ja poczuw chrypke kekotinnia. De zowsim byko majnua byskucza mokra widkryta paszcza-korobka. Promajnua owta obmiyna Ostriw? Kosa?
Plit pidniawsia nadi mnoju pidniaysia zeeni pola. Chytnuosia nebo
Arkusz 18
Korabelna awarija!
Mabu, istorija korabelnych awarij:
czasiw, koy nikijci na swojich tryremach, sudnach z trioma hriadamy wese i
czotyrykutnymy witryamy, jaki pidnimay ysze pry chodowomu witri, dopyway do
berehiw Rodeziji, w daekij Afryci;
czasiw, koy widwani morepawci normanny zayszay Skandinawiju i, wyznaczajuczy szlach po zirkach, dopyway na hostronosych czownach do berehiw Hrenandiji i
Isandiji, do berehiw toho materyka, jakyj czerez pja stoli buo nazwano Amerykoju;
czasiw, koy karawey wysokobortni tryszczohowi witrylnyky-w daekomu okeani bezporadno stojay z ponykymy pid czas sztylu witryamy na odnomu misci, a morepawci z tuhoju dywyysia u nebo: czy skoro naety witer, nadme witrya i prymczy
karawey do tijeji krajiny, de zooti zytky i kosztowne kaminnia walajusia na zemli,
mow opae ystia w osinniu poru
mabu, istorija korabelnych awarij wsich czasiw znaje czymao wypadkiw, koy
razom z korabem tonuw uwe ekipa, i yszaasia ywa tilky odna ludyna. Ae nikoy
cia ucilia pisla korabelnoji awariji ludyna sama do puttia ne znaa, jak i czomu wona
odna yszyasia ywa, ne zahynua. Znaa pro ce tilky morka woda, jaka wynesa na
bereh odnu, ysze odnu ludynu. Ta, zayszajuczy, pokydajuczy jiji na berezi, morka
chwyla kwapywo biha nazad u more. ehekyj pluskit, tyche rokotannia, alibnyj stohin
O i ja ne znaju, ne wmiju rozpowisty, jak staosia, szczo ja ne potonuw. eu na
berezi. I tepyj szowkowyj witre obwiwaje obyczczia, zaspokojuje mene. Nadi mnoju
spokijna baky neba. Ja pidwodu hoowu, dywlu na riczku. Szyroka protyenyj
bereh e wydno. Jaka tycha, spokijna, powilna! Czy ne po cij tychij wodi witer haniaw
mij plit w rizni boky, prytysnuw do bereha, otoczyw poem wodorostej? Czy w cij riczci
pid czas buri perekynuwsia mij plit? I poczuttia aoszcziw do samoho sebe, take nebezpeczne w konij ludyni, poczuttia aoszcziw, zmiszane z nasmiszkoju nad soboju, pojniao j perepownyo mene: jaka szcze tam korabelna awarija Sargasowe more, pola wodorostej!.. Ade ce pohojdujesia na wodi najzwyczajnisika zeena, due zeena bootiana riaska. Ja mao buw ne potonuw u booteczku, w powilnomu strumoczku, w zeenij riasci!.

Swita dumka rozwijaa hirki rozdumy. Moywo, miszok iz rukopysom ne popyw,


a zastriaw u riasci? Ja znajdu, neodminno znajdu swij szczodennyk. I chaj meszkaju u
cij Weykij Powilnij riczci dynozawry. I chaj antrakozawry zahuszaju swojim krykom
wyttia j swystinnia buri. Ta wse-taky ja znaju: Weyka Powilna riczka ce ysze strumok z riaskoju, de meszkaju zwyczajni trytony i najzwyczajnisiki aby.
I swij szczodennyk ja znajdu! Win ne promokne win, zaytyj woskom, ey u
wodonepronyknomu miszku.
Arkusz 19
De u de chodyw berehom, pawaw pomi poliw riasky, dywywsia, szukaw swij
miszok. Ne znajszow! Ae j dumaty ne chotiw, szczo joho zanesa teczija. I powiryw ja w
te, u szczo chotiw wiryty: win tut, neodminno tut, zowsim byko Ta de , de? Jakszczo
joho nemaje w riasci, to, ote, chto iz meszkanciw riczky potiahnuw joho na dno. Tam,
na dni, i treba szukaty miszok iz szczodennykom.
Arkusz 20
Ja we czas namahawsia pryhadaty, wpiznaty te misce, de perekynuwsia plit.
Treba pirnaty, szukaty szczodennyk pid wodoju, Ta de, w jakomu misci szukaty?
Arkusz 21
Aerostaty aerostaty aerostaty Inodi raptom na dumku spadaje te abo insze
sowo, ne powjazane ni z tym, pro szczo dumajesz, ni z tym, szczo tebe otoczuje. Ta ce
sowo ne daje spokoju, zwuczy u hoowi, i ty joho powtoriujesz i powtoriujesz.
Ja buw due hoodnyj, bukaw berehom, dumaw pro te, jak rozdobuty jiu, ae we
czas powtoriuwaw sowo, jake do mene pryczepyo: aerostaty aerostaty Zwidky
wono pryjszo? Ce wse wid hoodu. Jak pamoroczysia w hoowi! I pywu wysoko w nebi
chmarynky, pywu, koywajusia w nedosianij wysoczyni. A pid nymy pywu, koychajusia kwity: bili zontyky, puchnasti wooti, riznokolirni kuli. Pamoroczysia w hoowi. I zasio skakoju w mozku odne sowo: aerostaty.
Arkusz 22
Bila samisikoho bereha po wodi prostiahosia ystia jakoji rosyny. Dowhaste j
husto-zeene, wono buo schoe na ystia tropicznoho kusa. Ja u kilka raziw menszyj
za konyj ystok. Uroczysto pochytuwaysia nad wodoju weetenki stowpyky roewych
kwitiw. Ce zemnowodna hreczka.
Woda zachyszczaa hreczku wid nezwanych czuynciw, jaki zapowzy b i probraysia do nektaru.
Hoodnyj, stomenyj, ja zdaeku dywywsia na roewi kwity i, zitchajuczy, zhaduwaw, jaki smaczni j poywni pyok i nektar zemnowodnoji hreczky, dywywsia i ne
znaw, szczo robyty. Meni ne dopysty, ne distatysia do cioho kuszcza ne stane syy.
Ja widijszow wid wody i skoro pobaczyw druhyj kuszcz zemnowodnoji hreczky, na berezi. Tut wona zachyszczaasia wid kradijiw nektaru w inszyj sposib: stebo buo wkryte
wooskamy, szczo wydilay kejku ridynu. W nij borsaysia uczky, murachy. Szczob ne
wypnuty, jak muracha, ja wyliz na wysokyj zasochyj kuszcz. Win ris poriad z hreczkoju. Ja potiahnuw roewi kwity hreczky do sebe. Jiw pyok, pyw nektar. Kwity wyrywaysia z ruk. Ja ne widpuskaw jich. Szczo to buo, obid czy weczeria? Czy neodnakowo!
Ja najiwsia. Ta w hoowi szcze pamoroczyosia. Moe, wid jii, a moe, wid toho, szczo
ja nadto wysoko wyliz

Due obereno, ryskujuczy wpasty, ja spustywsia na zemlu.


Aerostaty aerostaty
Arkusz 23
Weczorio. Zachodyo sonce. Znowu nad weykoju pownowodoju riczkoju metuszyysia ptachy-babky. I jichni byskuczi dowhi wuki krya minyysia barwamy weseky.
Wony strywoeno prowoday chwyli w dowhu dorohu i znykay za zakrutamy
riczky.
Znowu w hoowi nastyrywo zazwuczao: aerostaty
I meni poczao zdawatysia, szczo de, koy ja baczyw bahato-bahato aerostatiw.
Sriblasti, ehki, prywjazani dowhymy trosamy, wony e-e pohojduway i rway,
tiahysia, hotuwaysia zetity. Ae de j koy ja jich baczyw? Ne pamjataju. Ja wyliz na
stowbur, aby wlahtysia na ystku: tut spokijnisze i bezpecznisze spaty, ni na zemli.
Jakyj czas ja perewertawsia z boku na bik: ade po wsiomu ystku prochodia yky.
Nareszti ja wmostywsia, znajszow wyhidne pooennia.
Poriad zi mnoju jarusamy pidijmaosia zeene ystia. Na konomu ystku tysiaczi j tysiaczi swojeridnych kwatyrok. Nawsti wony buy widczyneni wranci j uweczeri
swie powitria prowitriuwao rosyny. Ae w speku zaczyniaysia. Zwyczajno, ja rozumiw, szczo kwatyrky otwory ystka. Widczyniajuczy j zaczyniajuczy jich, rosyna reguluje wyparowuwannia wody.
eaczy na ystku, szczo e-e pohojduwawsia, ja w drimoti dywywsia na prymchywi obrysy ystia i dumaw: chocz by uwi sni pobaczyty aerostaty.
Ade buwaje tak, szczo ludyni snysia te, pro szczo wona naprueno dumaa. I wona
prokydajesia radisna i schwylowana: zhadaa, use zhadaa.
Ta ni, ne suchajesia son ludyny.
Nasnyosia meni zowsim insze. Ja eu na werchnij poyci wahona pojizda, szczo
kudy powilno jde. I raptom rwuczka zupynka. Mao ne hepnuwsia dodou. Padaju,
ruky moji chapajusia, cziplajusia za kraj poyci. Prokynuwsia.
Sonce ue wysoko stojao w nebi. Ja eaw na samisikomu krajeczku ystka. ystok, ruchajuczy za soncem, powertawsia do nioho wsijeju powerchneju, i ja wse skoczuwawsia. O i majesz pojizd, szczo kudy powilno jde! O i majesz aerostaty!
Wid riczky doynay hostri tonki zwuky. Komari zawodyy swoju muzyku. Ohlanuwsia. Mene wrazyo: praworucz za ystkom e pochytuwaa jaka weetenka ti.
Pochytuwannia tini raptom posyyo. Hra swita j tini! Merechtinnia buo take, szczo
w mene zariabio w oczach. Weyczeznyj hamak, spetenyj pawukom-tenetnykom, buw
prywjazanyj kanatamy do derew. Witru nemaje, a merechtinnia, hra swita j tini ne
prypyniajesia. Ote, pawuk sam rozhojduje sitku. Tak win roby w chwyynu nebezpeky abo koy napadaje na zdobycz: sitka staje newydymoju, nenacze tane, rozpywajesia. Ta hariaczkowa hra swita j tini i rizke merechtinnia postupowo prypynyysia.
Weetenka ti wid sitky spokijno laha na zemlu.
Ja spustywsia z ystka i poczaw znowu rozhladaty sitku. Ni zdobyczi pawuka, ni
joho woroha ja ne pobaczyw. ysze wybyskuway proty soncia krapyny kejkoji ridyny.
Pryhadaw! Use pryhadaw! Aerostat! Tijeji myti, koy perekynuwsia mij plit, same tijeji
myti, tam, u hybyni wod, ja pobaczyw taku samu sitku z pawutynnia. Wona koywaa
u wodi i bua schoa na aerostat. Use zrozumio: treba szukaty mij potonuyj miszok iz
szczodennykom tam, de u wodi wysy taka sama sitka, schoa na prywjazanyj aerostat.
Szczo bilsze ja dywywsia na sitku pawutynnia, tym zrozumilisze stawao, czomu sowo
aerostat nastyrywo zwuczao w mojij hoowi.
Arkusz 24

Treba pirnaty. Znajdu pidwodnyj aerostat znajdu koo nioho j miszok iz szczodennykom.
U tomu, weykomu, ytti ja nepohano pawaw i znaw, szczo w ludej, jaki pirnaju
na weyku hybynu, buwaje krowotecza z nosa, wuch i rota. Ja znaw, szczo nyre moe
probuty u wodi byko dwoch chwyyn.
Wakyj kami u ruci. Zowsim jak u szukacza perliw. Strybok! Woda zimknuasia
nad mojeju hoowoju. Kami potiahnuw hyboko na dno. U skroniach hupaje. Pohano
baczu. Zapamoroczennia. Poperedu promajnuo szczo temne. Kynuw kami, wypyw
nahoru. Na piszczanomu berezi nasyu oprytomniw. Serce pryskoreno byosia. W hoowi
pamoroczyo dedali ducze. Szum u wuchach ne perestawaw.
edwe dopowz do jakoji peczery. Czyja ce nora? Czy ne odnakowo wona poronia. Siak-tak pidkotyw do peczery weyku kameniuku, siak-tak zakryw wchid. Prytuywszy u peczeri do stiny, ja zadrimaw.
Arkusz 25
Nastaw nowyj de. A za nym inszi rozdumy. Treba zhadaty j rozhadaty tajemnyci nyrciw. Jaki czudo-nyrci buy w dawnynu! Car persiw Kserks, jakyj wojuwaw z
hrekamy, zaproponuwaw hrekowi-nyrciu Sillisu rozdobuty skarby iz zatonuoho na
weykij hybyni korabla. Sillis distaw i prystawyw skarby cariu. Ta Kserks, pobaczywszy czudowu majsternis nyrcia, zatrymaw joho na korabli, nikudy ne widpuskaw. Ae
w toj czas, koy naetia buria i zniawsia sztorm, hrek-nyre Sillis strybnuw z korabla
w more. Upyw.
Istorija warta uwahy, ta wona zowsim ne rozkrywaje tajemnyci nyrcia hreka Sillisa.
Ja poczaw dumaty pro ziogiju nyrcia. Mabu, proces pirnannia powjazanyj ne
tilky iz zahalnowidomym faktom, szczo w nyrcia pid wpywom tysku wody widbuwajesia proces wywilnennia azotu w organizmi. Kyty j tiueni ssawci dychaju eheniamy. Nabrawszy w swoji eheni kysniu, wony due dowho zayszajusia pid wodoju.
Oczewydno, szczo dopomahaje jichniomu organizmowi zwjazuwaty wywilnenyj azot.
Moe, jaki mikroby? Ot jakby doslidyty w aboratoriji.
Ni, ne czas zhaduwaty, szkoduwaty, wykykaty tini mynuych lit!
Treba wczytysia pirnaty!
Ja nekwapywo pidijszow do bereha, wziaw swoho kamenia, hyboko wdychnuw
powitria i kynuwsia u wodu. I tut meni zdaosia, niby ruka torknua jakoho szanga.
Ja nawi widczuw, szczo szang widsunuwsia, zowsim nacze ywyj. Ja spuskawsia na
dno, a poriad tiahnuwsia szang, nemow chto z bereha owyw rybu dywnoju ywoju
woosinniu. Na dni ja widrazu zahruz u muli j widczuw, szczo pid nohoju woruszysia
szczo ywe. Instynktywno, szczob ne wpasty, schopywsia za ruchomyj szang, ae win
jako dywno skoroczuwawsia, jszow unyz. Nacze chto tam, na dni riczky, tiahnuw joho
do sebe. Ja widczuw, szczo trymaju za ywyj widrostok istoty, jaka zakopaasia w mu.
Zdawaosia, niby pidwodnyj rybaka protiahnuw swoju ywu woosi do powerchni wody z dna riczky.
Ja dopyw do bereha. Ue eaczy bila wchodu w peczeru i dumajuczy pro te, szczo
trapyosia zi mnoju u wodi, ja zdohadawsia, szczo szang, za jakyj ja schopywsia dychalna trubka yczynky muchy-mularky.
yczynka muchy ywe na dni, zakopujuczy u mu, i wystawlaje nazowni swij
chwostowyj widrostok-dychalnu trubku. Czerez ciu trubku yczynka dychaje swiym powitriam. A jakszczo pidwyszczysia riwe wody? Podowysia j dychalna truba. I wona
skorotysia, jakszczo riwe wody znyzysia.
Teper ja znaju, jak chodyty po dnu i zayszatysia pid wodoju ne odnu-dwi chwyyny,

a znaczno dowsze. Tut nespodiwana pidkazka: dychaty czerez trubku, jak yczynka muchy-mularky. Ja chodytymu po dnu riczky, trymajuczy w roti trubku-soomynku, szukatymu miszok iz szczodennykom, szukatymu tam, de koywajesia u wodi pawutynna
sitka, schoa na kupo aerostata.
Arkusz 26
Ranok poczawsia z toho, szczo ja skazaw sam sobi: Meni potribna soomynka. Ja
chodyw i szukaw koosok yta. Inodi ja zupyniawsia, zapluszczuwaw oczi, i meni wwyaosia, szczo siudy, w Krajinu Traw, doynaje dowhyj szeest koossia styhoho yta.
Dostyhyj koos wakyj, i porywy witru rwuczki, ta soomynka ne amajesia, ysze chytajesia j hnesia. I ne prypyniajesia szeest koossia.
Pamjataju, do widkryttia Wseswitnioji wystawky w Paryi buo sporudeno Ejfeewu basztu. I todi taky francukyj uczenyj Fanse wkazaw na soomynku yta jak na
kraszczyj prykad strunkoji, micnoji j wyszukanoji sporudy. Win pysaw, szczo Ejfeewa
baszta, poriwniano z bilszistiu rosyn, nezhrabna j szyroka. Wysota soomynky yta
z trymilimetrowym dimetrom bila osnowy doriwniuje prybyzno tysiaczi pjatystam milimetriw. Ejfeewa baszta, szczob zriwniatysia micnistiu j wysotoju z soomynkoju, powynna buty u wisimdesiat try razy wyszcza.
Wse ce spao meni na dumku, koy ja bukaw i szukaw soomynku. W lisi traw ja
pobaczyw nejmowirnoji dowyny owtu trubu, szczo pidijmaasia w nebo j bua perewjazana w riznych misciach weyczeznymy wuzamy, zdajesia koosok yta! I tut ja perekonawsia: daremno szukaw. Zowsim zabuw, szczo ja w bahato-bahato raziw menszyj,
ni cia soomynka.
Arkusz 27
Suche stebo rosyny buo poronyste j tonke. Ja joho zrizaw hostroju skakoju czerepaszky. I o nastaa chwyyna: trymajuczy stebo w roti, ja pirnuw i spustywsia na
dno riczky.
Obereno j powilno zrobyw perszi kroky do dnu; odyn kine stebyny w roti,
druhyj nad powerchneju wody. Dychaty rotom buo wako, stebo zawaao konomu
ruchowi. Nad mojeju hoowoju towszcza wody. Ae ne slid pro ce dumaty. Treba we czas
pamjataty: jak by ne spitknuty, ne wpasty, ne wypustyty z rota stebynu, ne zanuryty
jiji horisznij kine u wodu. Ja zrobyw kilka nepewnych krokiw. Dorohu meni zastupyw
jakyj weykyj pahorb, szczo dywno wybyskuwaw. Treba obmynuty joho.
Ae stao straszno. Pahorb trochy pidniawsia, rozsunuwsia w osnowi, i z nioho pokazawsia widrostok. Dywna ywa istota, spyrajuczy na widrostok, szczo wystromywsia
nazowni, ruszya prosto na mene i wdarya tupym strumenem wody. Woda u wodi!
Ja wpaw, ae trubky ne wypustyw. Pahorb znowu obdaw mene wodoju. Nacze z brandspojta, nacze z metaewoho nakonecznyka, naditoho na kyszku poenoji maszyny, byw
mene strumi. Ja eaw na dni riczky, ne wypuskajuczy trubky z rota, dychaw. Udary
strumeniw prypynyysia. Pidwiwsia. Pobaczyw: cia ywa sporuda prysunuasia
zowsim byko i tiahne mene do sebe, wsmoktuje. Ja wchopywsia za stowbur pidwodnoji
rosyny. Trubka wyrwaasia z rota. Zachynajuczy, ja sprobuwaw wypysty na powerchniu
Arkusz 28
Aerostati Sriblastyj aerostat u wodi! Ja sydiw pid kupoom i wilno dychaw. Jak ja
w niomu opynywsia? Jakyj wypadok wriatuwaw mene?
Upustywszy trubku, zachynajuczy, ja zrobyw jakyj ruch, szczob pidniatysia na

powerchniu, i opynywsia w aerostati. Win wysiw na hikach toho pidwodnoho derewa,


za jake ja wchopywsia, koy wpaw. Chto tut powisyw aerostat? Chto napownyw joho
powitriam? Pro ce zhodom.
A tut odrazu skau opynywszy w aerostati, ja zbahnuw: pahorb, jakyj tiahnuw
mene, wsmoktuwaw, byw u mene strumenem, buw zwyczajnoju bezzubkoju, dwostukowoju czerepaszkoju. Cej molusk napiwzakopujesia u mjakyj grunt wodojm. Stuky joho
powoli rozmykajusia, i czerez szcziynu wystromlujesia noha mjakyj owtuwatyj
tupyj widrostok. Molusk powze po dnu. Szwydkis dwadcia-trydcia santymetriw na
hodynu. U bezzubky dwa syfony: wwidnyj i wywidnyj. Poczynaje dijaty wwidnyj syfon
i dribni ywi istoty, szczo pawaju u wodi, wtiahujusia z weykoju syoju. I rohowi
opati zahaniaju zachopenu ywu jiu w rota. Nepotribna, widpraciowana woda wytisniajesia czerez wywidnyj syfon.
Bezzubka najia zimknuysia stuky, wona peretworya w neporusznyj pahorb.
Teczija e-e pohojduwaa pidwodnyj aerostat, w jakomu ja sydiw. Joho prozora
sferyczna oboonka, micno i wmio napnuta na hustu motuzianu sitku (nadijnyj karkas!), bua prykripena do stowburiw pidwodnych derew.
Czy ne cej aerostat ja pobaczyw u tu my, koy plit perekynuwsia? Moywo, szczo
de tut, pid derewom, do jakoho prywjazano cej aerostat, ey mij szczodennyk
Zowsim byko!
Sydiaczy na odnij z motuzok sitky, upyrajuczy nohoju w druhu, ja widpoczywaw.
ehki tini zjawlaysia, kowzaysia, znykay w hybyni wod. Czuty buo newyrazni
zwuky. Wony wynykay i tanuy. Napiwsuti. Tam, nad riczkoju, wysoko sonce. I joho
tepe prominnia, zaomlujuczy u wodi, tiahosia u cej prymarnyj swit.
Czas! Szwydsze na bereh! Rozdobuty nowu poronystu stebynu i widrazu powernuty i pirnuty pid cej aerostat.
Treba pokynuty tychyj krysztaewyj prozoryj domok, poky ne powernuwsia toj,
chto joho pobuduwaw
Wisim oczej, paajuczy fosforycznym byskom, hlanuy na mene z-za stowbura susidnioji pidwodnoji rosyny. Win! Hospodar i budiwelnyk pidwodnoji sporudy. Wodianyj
pawuk! Sriblanka-argironeta!
Cej pidwodnyj dzwin joho hnizdo ja wwaaw za aerostat.
Arkusz 29
Tikaty! majnua w mene dumka. I tut-taky insza: Ja ne na zemli! Treba wyrynuty. Widpysty!
Sekundy rozhubenosti j zamiszannia. I w ci sekundy ja pobaczyw, jak wid sriblanky potiahnuwsia kanat. Ae ne do moho prystanowyszcza, a kudy ubik. Raptom
kanat obkrutywsia nawkoo jakoji rosyny. Potim wodianyj pawuk potiahnuw joho
znowu wpered i znowu nazad.
Ja dywywsia, sposterihaw. I zowsim zabuw, szczo sydu w oseli inszoho takoho
samoho pawuka, zabuw, szczo j mij wodianyj hospodar-pawuk moe raptom powernutysia dodomu i zastaty mene neproszenoho hostia.
Ne widrywajuczy, ja steyw, jak sriblanka prykripluwaa kanat to do stowburiw
bila samisikoho dna, to do kaminnia. Kanat ruchawsia w rizni boky i wydawawsia
zowsim ywym. I we czas horiy u wodi fosforycznym wohnem wisim oczej, szczo dywyysia nawsibicz. Ni na odnu my u odnomu misci kanat ne zaputawsia, ne porwawsia.
Win lih na dno riczky, utworywszy amanyj bahatokutnyk. Ja pomityw, szczo w tych
misciach, de sriblanka prykripluwaa joho do stowburiw rosyn abo do inszych neporusznych predmetiw, kanat buw towszczyj. Szczochwyyny zbilszuwaasia kilkis linij w bahatokutnyku, i postupowo liniji utworyy hustu sitku.

Ta raptom budiwnyk zayszyw swoju sitku i propyw powz mij aerostat: para szczeep i sprawni zarosti szczetynok. Popyw. Ae meni zdawaosia, szczo razom iz sitkoju
na dni riczky zayszyosia wisim fosforycznych oczej.
Nezabarom pawuk-budiwnyk zjawywsia znowu. Bysnuo sriblaste wbrannia z powitrianych bulbaszok, jake win odiahnuw na sebe tam, na powerchni wody. Sriblanka
opustyasia koo sitky na dno riczky. Wona trochy pidniaa sitku, zaliza pid neji i zachodyasia torkaty apkamy swoho byskuczoho odiahu. Bulbaszky powitria widokremluwaysia wid szczetynok i, cziplajuczy za nytky sitky, tiahysia whoru, pidijmay jiji.
Znowu j znowu sriblanka upywaa, prynosya z powerchni wody bulbaszky powitria,
zayszaa jich pid sitkoju. Potim wona znowu poczaa priasty swoje priadywo. Czarunky
sitky staway dedali dribniszi, hustiszi.
I skoro bulbaszky powitria, szczo prynis pawuk, poczay rozduwaty ne sitku, a sriblaste pootno szatra, w jakomu bude meszkaty wodianyj pawuk.
Sriblasta pootniana kula-aerostat, szczo joho nadymao powitria, namahaasia
zetity whoru, ae kanaty, jaki prykripluway jiji do stowburiw pidwodnych derew i do
neporusznych predmetiw, ne widpuskay, micno trymay.
Mij plit perekynuwsia koo aerostata. Ae pid wodoju ja pobaczyw, jak sriblanka
sporuduje nowyj aerostat. Postupowo ja zwyk do prozorych pidwodnych napiwsutinkiw
i poczaw rozrizniaty: widdalik i nadi Mnoju wysiy inszi aerostaty. Sriblasti, ehki, wsi
wony buy schoi odyn na odnoho jich bahato.
Stawao dedali wacze dychaty, pamoroczyosia w hoowi brakuwao powitria.
Czas, dawno czas wybratysia na powerchniu. Ta ja zwolikaw, rozdywlawsia aerostaty,
szczo pohojduwaysia u riznych misciach. Dobre wdywywszy, ja pobaczyw, jak w odnych pidwodnych dzwonach pawuky sriblanky widpoczyway, pidibhawszy niky, w
inszych poyray spijmanu zdobycz.
Skilky tut sriblanok? Skilky sriblastych aerostatiw ponabudowano i prywjazano
do pidwodnych rosyn? I de, pid jakym z nych, bila jakoho aerostata szukaty miszok iz
szczodennykom?
Arkusz 30
Chto tam bukaje po dnu Weykoji Powilnoji riczky, chto chody, raptom zupyniajesia, nachylajesia, bere szczo u ruky, pidnimaje, wdywlajesia, ozyrajesia i znowu
brede dali?
Maekyj czoowiczok iz skafandrom na hoowi, iz skakoju hostroji czerepaszky w
ruci ta z wjazkoju kanatiw, perekynutoju czerez pecze.
Win szukaje swij szczodennyk, jakyj treba peredaty ludiam, szczodennyk doslidiw, sposteree ta widkryttiw, zrobenych u Krajini Drimuczych Traw, szczodennyk,
spownenyj widomostej, jaki zbahatia nauku i yttia ludej.
Wyrynuwszy z oseli sriblanky i powernuwszy nazad na bereh, ja we inaksze,
spokijno j smiywo, dywywsia na Weyku Powilnu riczku. Chiba ne dla mene w jiji hybynach sriblanky buduju i napowniuju powitriam swoji yta? Ja pidpywu do odnoho
z nych, najmenszoho, i hostroju skakoju czerepaszky pereriu kanaty. Cej dzwin, pownyj powitria, ja odiahnu na sebe i spokijno pidu po dnu riczky szukaty swij szczodennyk.
A koy wyczerpajesia powitria w skafandri, ja zaminiu joho inszym. Wynyszporiu,
ohlanu wsi zakutky dna riczky.
Aerostat, napownenyj powitriam, powynen zetity, koy ja pereriu kanaty. Ae kaminnia na dni riczky bahato ja joho pidwjau, mow hruzya, do kanatiw, i aerostat
ne wypywe na powerchniu.
Szczodnia miniaw ja skafandry, nyszporyw uzdow bereha, ohladaw pidwodni
kuszczi, stowbury, hilla, ystia Pryhody? Jich buo bahato. Odnoho razu ja stupyw
krok-druhyj u skafandri i raptom widczuw zadychaju. Skafandr buw weykyj, ae

meni czomu brakuwao powitria. Nasyu wywilnyw hoowu i wypyw na powerchniu


wody. A koy aerostat prybyo do bereha, ja rozhediw: u swojemu hnizdi sriblanka spea
druhyj powerch. Micnym prozorym pootnom widokremya wona perszyj powerch wid
druhoho, de eay jajcia, maeki jajcia, z jakych wyuplasia pawuczata. Zwyczajno, w
takych wypadkach sriblanka sydy bila wchodu na perszyj powerch steree. Ta cioho
razu hospodynia, mabu, kudy widuczya. A ja, ne pomitywszy, natiahnuw na sebe
dwopowerchowyj aerostat.
Nezminno szczodnia ja spuskawsia na dno riczky, wybyraw poroniu oselu sriblanky, pererizuwaw kanaty, prywjazuwaw do nych kameni-hruzya i, odiahnuwszy cej
skafandr, peresuwawsia po dnu riczky, doajuczy opir wody. Szukaw miszok iz szczodennykom.
Ta hodi, czy ne kraszcze prypynyty poszuky, zhadaty wse, szczo buo zapysano, i
rozpoczaty nowyj szczodennyk? Ae proces pysannia trywatyme due dowho. Zdobuwaty, wyhotowlaty papir, czornyo, pera skilky czasu na ce pide! I wyjde, szczo ja
pyszu ne szwydsze, ni za czasiw kynopysu.
Nowych widkryttiw, pro jaki treba skazaty ludiam, bahato, due bahato. A yttia
take korotke
Arkusz 31
Ae nastaw de, hodyna, my, i ja pobaczyw u wodi swij miszok iz szczodennykom.
Pamjataju, toho ranku ja prokynuwsia z widczajem u duszi czas prypynyty wsi
rozszuky. Potim znechotia poczaw hotuwatysia do spusku, podywywsia na riczku, i nespodiwana radis nadiji pojniaa mene.
Zwyczajno, ne z neba wpay nadija, wpewnenis i radis. Wse znaczno prostisze.
Skilky raziw ja pomiczaw, szczo w odnomu iz zaworotiw bereha teczija upowilnena. Pomiczaw, ae ne dumaw pro ce. Toho ranku, koy, wtratywszy nadiju znajty szczodennyk,
ja pidijszow do bereha i podywywsia na riczku, to zrobyw prostyj wysnowok: pywuczy,
mij szczodennyk mih zupynytysia w zatoci, de teczija bua maje nepomitna. I w duszi
wynyka spokijna wpewnenis: siohodni ja znajdu szczodennyk. Pamjataju, jak zitknuysia dwa poczuttia: widczaj i nadija. I odne z nych widczaj tanuo, znykao.
Spustywsia na dno riczky. Iz skafandrom na hoowi dobrawsia do zakrutu riczky.
Pobaczyw: za kilka desiatkiw krokiw wid mene, bila wchodu w zaton, pid hikoju pidwodnoho derewa, eaw mij miszok iz szczodennykom.
Ta ne zdywuwawsia, ne skryknuw zadychnuwsia wid radosti. Zdaosia dywnym:
jak ce ja ranisze ne zdohadawsia zajty w zaton? Pewno, mij miszok-kokon dowho pyw,
hojdawsia na wodi. Ae motuzka rozwjazaasia, woda prosoczya u miszok, i win opustywsia na dno. Zwyczajno, woda ne torknua arkusziw szczodennyka: pakunok
szczilno zapeczatano wkryto woskom.
O wona pracia tysiacz i tysiacz hodyn samotnioho yttia w Krajini Drimuczych
Traw, bezpererwna moja rozmowa z lumy, jakych ja ne pobaczu nikoy, nikoy! O win
wirnyj suputnyk mojich nejmowirnych poszukiw, mowczaznyj swidok kumednych
pryhod, odczajdusznych wypadkiw, strasznych podij, mij pomicznyk u roboti, poszukach
i spostereenniach. Jedynyj druh, komu zwiriaw ja swoji dumky, znachidky i widkryttia
w bezsonni trywoni noczi, powilni switanky ta zadumywi zachody soncia. O win, mij
szczodennyk! Za kilka krokiw wid mene.
Ja szczilnisze natiahnuw na hoowu skafandr. Stupyw krok.
Ta wziaty szczodennyk meni ne poszczastyo.
Arkusz 32

Wchid do zatonu perehoroduwao jake pidwodne derewo. Za nym eaw mij miszok iz szczodennykom. Szczob uziaty joho, treba buo obijty derewo. Ja chotiw uwijty w
zaton zliwa, ae dorohu meni zastupya wysoka spiralna sporuda.
Wea e pomitno peresuwaasia po dnu. Po wsij sporudi, po jiji spiralach tiahysia
try temni smuhy. Ce bua uanka-weykyj symak iz zakruczenoju czerepaszkoju. Win
powz, wystromywszy z-pid osnowy swojeji chatky szyroku peskatu nohu i wpyrajuczy
neju w grunt. Ja postukaw po stinci ruchywoji sporudy. Neprostyma ehkowanis! Sporuda perestaa peresuwaty. Zupynyasia j perehorodya meni szlach: symak wtiahnuw
nohu, zakryw kryszku chaty.
yszaosia zajty z prawoho boku. Miszok ey zowsim byko. Projdu powz zarosyj
mochom kami, nachylusia, wimu szczodennyk.
Piszow. Oczej z miszka ne spuskaw. Szczo bycze pidchodyw do kamenia, to
dywniszym zdawawsia moch, jakyj ris na niomu. Win nacze buw skadenyj z jakycho
truboczok. Z nych styrczay bili pirczasti czubczyky. Wony e pomitno tremtiy, e
hojday. Oczewydno, wid ehkoji powilnoji tecziji wody. Zdawaosia, niby truboczky kywaju meni biymy holiwkamy.
I tut ja widczuw: meni wako jty dali i ne mou stupyty kroku nazad. Buo take
widczuttia, nacze chto pidsztowchuje mene do cych truboczok.
Jaki neweyczki ywi istoty, szczo propyway powz kami, czomu raptom zupynyy u wodi. Czubczyky potiahysia do nych, i ci ywi istoty znyky w truboczkach mochu. To o jak owla zdobycz ci pirczasti czubczyky szczupalcia truboczok mochu,
szczo wyris na kameni. Ja sprobuwaw widijty dali wid kamenia. Ta, mabu, truboczky
z pirczastymy czubczykamy tiahy do sebe wse, szczo zjawlaosia poriad z nymy: skafandr mij zachytawsia. Ja micno trymaw joho rukamy. Szczo robyty? Dedali rizkisze
tripotiy i z dedali bilszoju syoju tiahy mene do sebe dywowyni straszni truboczky.
Zhubnyj moch buw ue byko. Ne tiamlaczy sebe, w rozpaczi, ja nachyywsia, pidniaw
kami ta poburyw nym u truboczky, I widrazu bili czubczyky mochu zawmery, zastyhy. O, wy tiahnete do sebe, wsmoktujete ysze ywych istot?! Ja zachodywsia pidijmaty uamky czerepaszok, kaminci i wse kydaw, kydaw. I we bez zusyl widdalawsia
wid zastyhych truboczok. Obernuwsia, podywywsia i zdaeku pobaczyw: truboczky
znowu poczay kywaty meni pirczastymy czubczykamy, hojdatysia, tremtity. I znowu
zdaosia, szczo na kameni roste ysze moch.
W Krajini Drimuczych Traw zustriczaw ja najnespodiwaniszi j najswojeridniszi
formy prystosuwannia meszkanciw do nawkoysznich umow. A tut, pid wodoju, pobaczyw, jak chyak prykydajesia mochom. Mochom? Ta ce mochowynky! Koonija mochowynok. Cych twaryn zarachowuju do czerwjakopodibnych.
Buo bezhuzdo wytraczaty syy i kyse u skafandri na borobu z nebezpecznymy j
pidstupnymy mochowynkamy. Ja wypyw na powerchniu riczky.
Arkusz 33
Ne treba wpadaty w rozpacz, kazaw ja sobi na berezi: szczodennyk ne upywe iz
zatonu. Ne mona obijty derewo z prawoho boku tam mochowynky. A z liwoho? Ne
dowiku uanka-symak iz swojeju chatkoju stojatyme na odnomu misci j zastupatyme
dorohu.
I sprawdi, koy druhoho dnia ja pryjszow u skafandri do zatonu, to pobaczyw:
szlach do szczodennyka z liwoho boku wilnyj. Ae, jak i ranisze, u wodi, szczo powilno
teka tut, e pomitno tremtiy wity derewa, rozprosterti nad miszkom. Meni zdaosia
dywnym, szczo ce derewo zowsim ne schoe na inszi pidwodni derewa: wono buo prozore, nacze zrobene iz zeenoho krysztalu. Ta u wodi barwy, kolory i widtinky zowsim
inszi, ni tam, u trawach, pid jaskrawym soncem. Wid toho dnia, koy ja nadiw na ho-

owu domok sriblanky mij skafandr i poczaw brodyty po dnu riczky, w mene wynyko widczuttia, niby ja chodu zabutym starym zamkom, kudy swito probywajesia kri
zaporoszeni kolorowi szybky.
Wsioho kilka krokiw yszaosia do derewa. U nioho buo szis hiok. Wsi zeenawoprozori, jak i stowbur. Pid odnijeju z cych hiok mij miszok iz szczodennykom.
Ja poprawyw skafandr, spokijno pidijszow, nachyywsia, prostiahnuw ruku i
zojknuw wid bolu.
Arkusz 34
Na berezi ja rozdywlaju i ne wiriu w te, szczo trapyo zi mnoju na dni riczky, ne
wiriu w te, szczo baczyw na wasni oczi. A cej opik? Ruka w odnomu misci prypucha,
poczerwonia. Bil ne mynaje.
O u detalach, jak ce buo.
Na dni riczky ja nachyywsia i prostiahnuw ruku, szczob uziaty swij miszok, ae
chto rizko wdaryw mene po ruci. Opik! Ja pobaczyw, jak hika prozoroho derewa zachytaasia, potiaha i sprobuwaa schopyty Mene. Znowu udar, opik!
I zaraz, pryhadujuczy, ja znowu pereywaju toj stan zacipeninnia, koy ludyna uwi
sni chocze huknuty koho na pomicz. Chocze, ae ne moe: wse wseredyni choone wid
strachu. Tak, ja j dosi pamjataju swij perelak.
Na berezi bil postupowo whamuwawsia. Ne zrozumiju, ne rozberu, ne zdohadaju,
szczo trapyosia pid wodoju. Chiba moe hika pidwodnoho derewa rozmachnuty i
wdaryty ludynu po ruci?
Ja hostriu kamenem skaku stuky czerepaszky. Wona staje hostrisza. Czerepaszka pid kamenem szurchoty, dzweny dz dz Z cym hostrym serpom ja znowu
spuszczusia na dno riczky.
Arkusz 35
Perelak pohanyj poradnyk. Czas! Czas znowu spuskatysia pid wodu. W ruci nahostrenyj kusok czerepaszky. Czerez pecze perekynuto dowhu motuzku. W dobre prypasowanomu skafandri, wilno dychajuczy powitriam, jakym joho napownya sriblanka,
ja znowu piszow po dnu riczky, szczob cioho razu powernutysia na bereh iz szczodennykom.
Mjake swito, zminiujuczy swoji widtinky, poszyriuwaosia u wodi. Merechtiy
szwydki j ehki tini ryb, szczo propyway powz mene. Spokijno obtikaa woda steba
atattia steba, szczo postaway peredi mnoju, mow weetenki stowbury. O i zaton.
Zdaeku wydnijesia zahadkowe prozore derewo. Jak spokijno powysy u wodi joho szis
hiok! Tilky perelak zmih peretworyty ce derewo, prawda, deszczo chymerne (na hikach
odnoho ystoczka), na czudowyko.
Tak, perelak pohanyj poradnyk. Dywno, jak mih ja prydumaty jaku fantastycznu podiju, powjazanu iz spokijnym derewom ta joho szisma myrnymy hikamy.
Ja nabyzywsia i ne wstyh nawi nachyytysia, szczob pidniaty zhortok, jak derewo
poczao ruchatysia.
Ja widskoczyw ubik, prytysnuwsia do pidwodnoho bereha.
Derewo na mojich oczach korotszao, stawao towstiszym. Hiky, pochytujuczy,
nabyay odna do odnoji, nyszporyy, szukay szczo u wodi: pijmaty, schopyty te, szczo
wid nych wysyznuo. Dobre j uwano prydywywszy, ja pereswidczywsia, szczo derewo
teper stoji zowsim ne na tomu misci, de ja joho pobaczyw upersze. Wono peremistyosia
dali wid mochowynok i bycze do miszka iz szczodennykom.
Szczo robyty? Derewo maje szis hiok. Pid odnijeju z nych, zowsim poriad, mij
miszok. Ja kynuwsia do nioho. Ne dobih, ruka ne dotiaha. Jaka nytka obkrutyasia

nawkoo liwoji ruky. Ja zrubaw serpom odnu, potim druhu hiku. Zamachnuwsia na
tretiu. Ae odna widrubana hika zaczepyasia za skafandr. Ja ne staw jiji i widrywaty:
nikoy! Znowu kynuwsia do miszka. Nytky, szczo jich wykydao derewo, obmotaysia
kruh nih, tiahy mene do sebe. Opik, druhyj Ja jich widczuwaw na rukach, nohach,
na spyni. Upustyw serp. Namahawsia pidniaty. Porizaw ruku. Poczaw zadychatysia
powitria pid skafandrom ne wystaczao. Poranenyj, obpeczenyj, ja wstyh pererizaty hruzya bila skafandra i, zmuczenyj, wypyw na powerchniu wody. Nasyu distawsia iz skafandrom, szczo zaputawsia bila prawoji nohy, do bereha. Sprobuwaw pidwestysia, ae
widrazu upaw: liwu nohu paralizuwao, ruku peko, niby ja schopyw rozarenyj
cwiach. Do peczery dobratysia ne mih. Lih na pisok.
Nadi mnoju litay, powz mene skakay, powzay, czerez mene strybay meszkanci
Krajiny Drimuczych Traw. Ae ja zasnuw. Koy prokynuwsia, sonce ue sidao. Pisok
ochoow. Bil to whamowuwawsia, to posyluwawsia. Sprobuwaw zruszyty z miscia i
ne zmih Jaku otrutu wyo w mene ce derewo?
Hood muczyw. Nadi mnoju hojdaa pyszna holiwka koniuszyny. Ot jakby wypyty
nektaru z jiji wuzekych kwitoczok! Ae ne dobratysia, ne dotiahnuty
Szcze na dni riczky za kraj skafandra zaczepya widrubana hika derewa-czudowyka. Teper aluhidna, wtratywszy swij ywyj sklanyj bysk, wona walaasia na pisku,
poriad iz skafandrom. U mene wystaczyo syy prostiahty ruku. Ja buw due hoodnyj i
poczaw uwaty zmorszczenyj kusok hiky.
Rana na nozi horia, krowotoczya. Czym prykryty, ochoodyty widkrytu ranu? W
napiwzabutti ja prykaw do neji j dosi woohyj zayszok hiky, obmotaw nym nohu. Due
dywna powjazka!
Arkusz 36
Teper moji dumky dumky likaria prywernua nowa zahadka. Zowsim nedawno, pisla horezwisnoji sutyczky z derewom, ja eaw neruchomo, buw maje paralizowanyj, ne mih pidwesty. Horiy opiky. Na nozi rana. Ae czomu ja tak szwydko
wyduaw? Jaki liky powernuy meni syy? Jak moho statysia, szczo we napiwhnya, z
nepryjemnym zapachom hika derewa-czudowyka dopomoha meni wyduaty? Due
dywni liky! Newidoma rosyna maje wbya mene, i cia sama rosyna wylikuwaa!
Nohy buy jak u wohni, ae we czerez de-dwa poehszao rana poczaa zahojuwaty.
A koy ja zniaw powjazku, pobaczyw; rana zakryasia, zarubciuwaa. Cej wypadok
naczebto pidtwerduje swojeridnyj zakon podibnosti: te, szczo zrobyo tebe chworym, te
j wylikuje. Wychody tak, niby maw raciju starohrekyj uczenyj Hippokrat, jakyj twerdyw bilsze dwoch tysiacz rokiw tomu, szczo likuje chworoho joho pryroda, a likar powynen ysze dopomahaty pryrodi. Hippokrat pysaw: Chworoba wykykajesia podibnym,
i podibnym-taky chworyj widnowluje swoje zdorowja.
Zahadky, zahadky, zahadky
Szczo za dywne derewo roste pid wodoju poriad z mojim miszkom? Wono peremiszczajesia, parostky joho nyszporia u wodi, owla ywych istot, ala, paralizuju. I ce
same derewo likuje.
Moywo, cia newidoma komachojidna rosyna byka rodyczka wenerynoji muchoowky i rosyczky? Chaj sicze, bje doszczyk, ae i rosyczka i muchoowka odnoju worsynkoju, odnoju szczetynkoju ne poworuchnu. A jak oywaju obydwi rosyny, koy spokijnoji hodyny pidnesesz do nych szmatoczok mjasa! Jim treba spijmaty, peretrawyty ciu
jiu. W takych wypadkach wony projawlaju swij charakter po-riznomu: powilno, ne pospiszajuczy nachylajusia worsynky rosyczky do mjasa. A weneryna muchoowka chapaje zdobycz energijno i porywczasto. Mona obduryty muchoowku: dotorkneszsia soomynkoju do odnijeji z jiji szczetynok, i odrazu ystok rosyny zakryjesia. Spijmaw!
A rosyczku soomynkoju ne obdurysz.

Moe, w zatoni ne rosyna, a twaryna, jaku szcze nichto ne opysaw? Chiba w usich
peczerach, netriach naszoji panety pobuway ludy, chiba po wsich zakutkach peczer
nyszporyo swito lichtariw? Chiba wywczeno okean na wsich joho hybynach? Ni, ne wsi
ywi istoty stay eksponatamy naszych muzejiw. I ne wse na paneti opysano, zmalowano, sfotografowano. Ade powidomlao u Naukowomu wisnyku (pryhaduju ce
buo za rik czy za dwa pered tym, jak ja opynywsia w Krajini Drimuczych Traw), szczo
w lisach Kongo ekspedycija wyjawya twarynu, smuhastu, jak zebra, z dowhoju szyjeju
najbyczoho rodycza yrafy. Miscewi meszkanci nazyway jiji okapi.
Zahadky, zahadky, zahadky
Arkusz 36-a
Wtretie ja wyruszyw do zatonu, szczob uziaty nareszti swij miszok iz szczodennykom, jakyj ey bila zahadkowoho derewa.
Zdorowyj, badioryj, weseyj, znowu w skafandri, z nowym hostrym serpom u ruci,
z dowhoju haczkuwatoju payceju jszow ja po dnu do zatonu. W uspichowi ne sumniwawsia: cioho razu ja powernu iz szczodennykom.
Dwi hiky ja zrubaw, czotyry yszyosia zrubaty i miszok bude w mene.
Ja micno styskaw u ruci serp. Zwyczajno, szczodennyk ja wimu. Hiky, jaki zrubaju, widnesu na bereh i pocznu perewiriaty, dosliduwaty ciluszczi wastywosti dywnoji rosyny. I, chto znaje, moywo, chwora, stradenna ludyna distane nowi liky nebuwaoji syy.
Ja prytuywsia do pidwodnoji kryci bereha. Treba perepoczyty. Kri napiwsuti
wody ja baczu derewo i nawi rozpiznaju obrysy miszka iz szczodennykom.
Mow nimyj i hriznyj wartowyj, stoji tut ce derewo. Szczob ochoroniaty wchid do
zatonu, szczob ne pidpuskaty nikoho do miszka i pokaraty toho, chto torknesia szczodennyka widkryttiw, zrobenych u Krajini Drimuczych Traw.
I zhadaw dawniu-predawniu kazku: czudowyko steree skarb, jakyj moe daty
ludyni szczastia. I ce czudowyko stawy na szlachu ludyny straszni pereszkody, nakykaje na neji bidu za bidoju. Ta ludyna doaje pereszkody. Wona jde wpered, ubywaje
czudowyko j zabyraje neocinennyj skarb.
Dywlaczy kri pidwodnu napiwtemriawu na derewo, ja naasztuwawsia buw zaczepyty swojeju payceju miszok iz szczodennykom i szwydko wytiahty joho. Stupyw
krok. I odrazu widskoczyw. Hiky derewa sylno i rizko zachytaysia. Czomu? Porucz
propywy malky. I tut ja pobaczyw: derewo stao korotsze j towszcze. I widrazu ja
ce jasno baczyw hiky joho wdaryy tabune, szczo propywaw powz nioho.
Zdobycz kilka malkiw buo schopeno u mene na oczach. Prozoryj stowbur
derewa potemniw. Oczewydno, stowbur poronystyj, i teper w niomu peretrawlujesia
jia.
Hodi! Hodi dywytysia j dywuwatysia. Czas dijaty Ja prostiahnuw payciu, wdao
zaczepyw miszok i szczosyy potiahnuw joho do sebe. Schopyw u ruky. Jak zakaatao
serce, koy poczaw rozkrywaty miszok.
O, tiaka my! Miszok poronij! Ne moe buty! De szczodennyk? Koy i de win
wypaw z miszka? Czy ne wykynuw ja joho za derewom, koy zaczepyw miszok z haczkom? Treba obszukaty dno zatonu. Iz serpom u ruci ja kynuwsia do derewa, szczob widrubaty ostanni czotyry hiky. Zupynywsia na derewi pohojduwaosia wisim hiok!
Szczo ce? Zamis dwoch zrubanych wyroso czotyry hiky.
Hidra?!
Arkusz 37
Szczodennyk znyk. Za poronim miszkom kokonom husenyci haniawsia ja

stilky dniw! Smiszno! Tiako!


Ote, wse skinczeno. Widkryttia, jaki ja zrobyw protiahom dowhych rokiw u Krajini Drimuczych Traw, tajemnyci, zahadky, rozhadky yttia cijeji krajiny, rozdumy pro
dywni instynkty, zakony, zwyczaji komach, techniczni wynachody, pidkazani hospodariamy cijeji krajiny, wse, szczo z weyczeznymy trudnoszczamy ja zapysuwaw do
szczodennyka, szczob peredaty ludiam, wse ce propao.
Jaka hirka my! I hirkota moja zrostaje, zbilszujesia, zapowniuje duszu szcze j
tomu, szczo ja w ci chwyyny jasno rozumiju: ne u Weykij Powilnij riczci, a w mikij
kalui zahynuw mij skarb.
Ja zachodywsia buw zbyraty pyok: treba buo zrobyty zapasy, ae wse meni z ruk
padaje. Odiah mij zowsim znosywsia, i ja wyruszyw na poszuky moe, znajdu pidchoyj kokon husenyci. Nespodiwano dla sebe ja znow opynywsia na berezi riczky, de pid
chwylamy zayszywsia mij szczodennyk, de ja pryjniaw hidru za derewo.
Klityny hidry, pewno, maju u sobi nezwyczajne aktywne naczao: ja sam baczyw,
jak u hidry widnowluwaysia wtraczeni szczupalcia. Podibno do toho, jak u miticznoji
ernejkoji hidry: na misci zbytoji Herakom odnijeji hoowy wyrostao dwi nowi. Ae
Herak prypikaw paajuczymy stowburamy derew szyji hidry, z jakych zbywaw swojeju
payceju hoowy, i znyszczyw hidru czudowyko z tiom zmiji i dewjama hoowamy
drakona.
Jak bahato zirwano pokrywa z riznych tajemny, rozhadano zahadok pryrody! Ae
sered tych, jaki szcze treba rozhadaty, zayszajesia tajemnycia szwydkoho widnowennia organiw prisnowodnoji hidry.
Widomo, szczo prisnowodna hidra istota z poronystym cylindrycznym tiommiszkom. Zmijepodibni szczupalcia hidry skoroczujusia i wytiahujusia. Pjatoju swojeju twaryna prysmoktujesia do gruntu abo kaminnia.
aki organy hidry bolacze ala, paralizuju zdobycz (wid opikiw u mene j dosi
bola ruky). Zdobycz, jaku hidra zachopluje i peretrawluje, proswiczujesia jakyj czas
kri stinky jiji tia. Peretrawya! I znowu staa neruchomym derewom z zeenoho prozoroho ska. Ae czomu kolir hidry jasno-zeenyj? Mabu, w jiji organizmi z zoochorey
odnoklitynni wodorosti, jaki ywlasia wuhekysotoju i amikom, szczo jich wydilaje
hidra, i w takyj sposib woda nawkoo hidry oczyszczajesia.
Toj szmatoczok tia hidry, szczo due tchnuw tuchym jajcem, czastynu jakoho ja
prokowtnuw, a inszu prykaw do rany, maw dywowynu ciluszczu syu. Czomu? Oczewydno, w organizmi hidry szczo dopomahaje widnowenniu j rozmnoenniu nowych
klityn zamis widmerych. I oce szczo stao mojimy likamy.
Szczo robyty dali? Meni zdaosia, szczo i weczir tycho zamysywsia, spustywszy
na zemlu. Trawy-derewa bila bereha Weykoji Powilnoji riczky perestay szeestity. Ja
dywywsia na sonce i ne chotiw, szczob wono zachodyo. Ade w dytynstwi buo zowsim
inaksze: podywyszsia na zachid soncia i z neterpinniam czekajesz, szczob wono szwydsze zajszo i nehajno-taky zijszo. Todi chotiosia, szczob u pryrodi wse szwydsze zminiuwaosia.
Czas spaty. Tam, u wodi, utknuysia w pisok malky zasnuy. I dmeli w swojich
zemlanych hnizdach zasnuy. I, mabu, sama krysztaewa hidra zasnua. Osaby i skorotyy jiji szczupalcia.
O i moja peczera. Ach, czomu z takymy trudnoszczamy zasynaje dumka ludyny?!
Arkusz 38
Z konym dnem meni dedali wacze buo wstawaty wranci. Szczodennyk zahubenyj. Ja poczuwaw sebe stomenym i starym. Dywywsia na riczku i dumaw: use, wse
zabraa woda. Syy moji tanuy. Ja suchaw, jak szumla trawy, i ne wiryw sobi: newe
ce ja tak weseo j zuchwao

projszow czerez dungli, prynis iz soboju neehkyj wanta, wyruszyw u smiywe


pawannia?
U mene buo kilka petenych hamakiw, jich ja widibraw u pawuka. Ade pawuky
tczu witrya, sitky, miszky, trubky, dzwony, hamaky
U tepli noczi ja najczastisze spaw ne w peczeri, a w hamaku, jakyj pidwiszuwaw
pid weykym ystiam. Jako uranci prokynuwsia, koy sonce tilky schodyo. Rozpluszczyw oczi i pobaczyw pered soboju obyczczia due dywnoji ludyny. Meni wono wydaosia deszczo znajomym. Ja trochy pidwiwsia i poczaw uwano wdywlatysia w ce obyczczia. I wono te poczao nabyatysia do mene. Jakyj hirkyj, alisnyj wyraz u nioho!
podumaw ja. Szczo z nym staosia, de ja joho baczyw? Powernuw hoowu. Pry switli
rankowoho soncia z-za ridkych hiok i stowburiw, jaki otoczuway mene, hlanuo bahato
ludej, ae w usich u nych buy taki sami obyczczia, jak i w moho neznajomcia. I kone
obyczczia czomu szyrszao, rozpywao. I tut ja ne mih ne zasmijatysia: wse ce widobraennia moho obyczczia w krapynach rosy. Rosynky-dzerkaa. Ja poczaw wdywlaty i rozhladaty sebe w dzerkali, jake wysio peredi mnoju na e zihnutij hici: oczi
hariaczkowi, skroni zapali.
O takym ja pobaczyw sebe toho ranku, jaskrawoho i soniacznoho.
Nektar, pyok, nasinnia, zerna wsioho cioho buo w mene dosy. Ae wysnaenyj
organizm ne mona widnowyty ysze rosynnoju jieju. Potribno dodaty twarynni biky
j yry.
Hlanuwszy wnyz, z hamaka, ja pobaczyw, jak toneka osa, wpyrajuczy nohamy
w zemlu i pidniawszy krylcia, wooczy po zemli weyku yrnu husenyciu. Ot osa widbiha wid swojeji ertwy, poczaa kopaty jamu, a potim powernua, niby perewirya, czy
na misci zdobycz, i znowu pidbiha do jamky. I kopaje, kopaje. Ja baczu, jak husenycia
roby kwoli ruchy: osa, persz ni prytiahty jiji siudy, paralizuwaa ukoamy nerwowi
centry. Husenycia ne ywa i ne mertwa. Skoro osa wykopaje jamku, wtiahne tudy husenyciu i widkade na jiji tio jajeczko. I yczynka, wyupywszy, bude yty za rachunok
husenyci, rozwywatysia, poky peretworysia na osu.
Ae ja hoodnyj. Obereno spustywsia z hamaka i staw prokradatysia do husenyci.
Ni, taka strawa meni siohodni ne do smaku. Treba poszukaty inszoji.
Ja podywywsia na riczku tam stilky malkiw! Odiahty skafandr i owyty rybu?
Ae czym owyty? Sitkamy pawukiw? Czym ne rybalka snas? Nymy ja perehorodu
odnu z protok riczky.
Ryba bude!
Arkusz 39
Szczodnia ja spuskawsia na dno riczky, odiahaw skafandr ta ohladaw swij newid.
Zwyczajno, malky traplaysia ne czasto. Do rybnoji strawy ja poczaw zwykaty.
Odyn z najbilszych dzwoniw sriblanky ja prystosuwaw dla zberihannia uowu: perewernuw joho, prywjazaw do hiok kuszcza, jaki schylaysia nad riczkoju. Wyjszow saczok.
Arkusz 40
Mynay dni, a ja wse szcze ne zayszaw cych mis.
Szczorazu, spustywszy na dno, ja ne pospiszaw do swoho newoda, a sperszu pidchodyw do zatonu. We czas prydywlawsia: czy ne ey tam mij szczodennyk paka
arkusziw, zapeczatana woskom. Ta szczodennyka ne buo. Jak i koy, bila wchodu w
zaton stojaa jasno-zeena hidra i tiahnuysia po wodi jiji szczupalci.
Zwyczajno, mij szczodennyk mih wypasty z miszka i ne w zatoni, a w inszomu misci

riczky. Ta odnak treba sprobuwaty pronyknuty w zaton, de ywe hidra. Czy ne zayszywsia tam szczodennyk?
U mene buy w zapasi sitky, newody, miszky.
I o odnoho razu ja wyriszyw: nakynu na hidru sitku i obnyszporiu zaton. Kilka
krokiw oddilao mene wid hidry, koy, zakrywajuczy jiji, mymo propywa weyczezna
czorna rybyna. Ja widskoczyw, prytysnuwsia do berehowoji kruczi i pobaczyw, szczo z
gruntu styrczy jaka twaryna, zwywajesia, swerdy grunt.
Namahajuczy schowaty, wona whryzaasia w zemlu. Ne wychodyo: grunt ne piddawawsia, oczewydno, zawaay pytky wapniaku.
Twaryna wpaa na dno, poczaa widpowzaty. Hadiuka? Tio jiji, szczo skadaosia
z weetenkych kie, pidtiahuwaosia, zwywajuczy u rizni boky, i pry ciomu zdawaosia, szczo kilcia ruchajusia sami po sobi. Hadiuka to korotszaa, to stawaa dowsza. Za
my na hadiuku nakynuasia weyczezna czorna rybyna. Rizki j nespodiwani buy ruchy
cioho chyaka, jakyj te to skoroczuwawsia, to dowszaw. Tilky szczeepni pastynky,
utykani hostrymy zubamy, i kilka oczej wstyh ja rozhedity. Ne szwydko ja dohadawsia,
szczo baczu pjawku, jaka wchopya doszczowoho czerwjaka. Pjawka i doszczowyj
czerwjak! Chyak micno prysmoktawsia do wodianoji hadiuky. Wona boroasia, krutyasia, bya ob pidwodnu kruczu, namahajuczy widpowzty. Dykyj tanok. Skaamutya
woda. Ja widstupaw use dali j dali wid zatonu. Nespodiwano obwaywsia pidwodnyj
wystup bereha. Obwa, temriawa! Ja wstyh wypysty i wybratysia na bereh. Widpoczyw.
Znowu spustywsia na dno riczky. Kaamu osia woda staa prozoroju. I ja pobaczyw:
zaton zawaeno zemeju. Kine! Szukaty tut niczoho
Arkusz 41
Ja czasto dumaw: czy ne oseytysia meni na ciomu berezi? Wasztuwatysia w peczeri tak, szczob ne bojatysia choodiw, zrobyty zapasy. Porucz riczka. Ja poczaw rozumity yttia pidwodnych meszkanciw. Tut pawuky-sriblanky hotuju dla mene skafandry, petu sitky-newody: Ja zawdy zmou owyty rybu.
Ae witry! Ni z toho ni z sioho poczynaju wony raptom wijaty nad riczkoju, perekydaju i amaju wse na swojemu szlachu, zdijmaju u powitria pyluku j pisok (a dla mene
piszczynka maje kameniuka!), alibno wyju bila wchodu w peczeru. Ni, treba powernutysia do swoho staroho domu, de ja yw i pysaw szczodennyk. Treba jty z cioho
bereha. Ae ja zwolikaw, widkadaw z dnia na de i tak samo, jak persze, opuskawsia
na dno.
Due czasto, koy ja bukaw po dnu Weykoji Powilnoji riczky, zowsim poriad zi
mnoju zjawlaysia sporudy, szczo powoli peresuwaysia, oseli woochokrylciw.
ozynky i szmatoczky oczeretu, hycia j dribni czerepaszky, uamky hioczok,
moch, piszczynky, wse, jio mona pidibraty u wodi, wse ce wykorystowujesia dla
budiwel woochokrylciw. Riznomanitnyj i nespodiwanyj materi woochokrylci skripluju micnymy szowkowynkamy u due nadijnu sporudu.
Czasom powz mene posuwaasia czerepycepodibna sporuda, w jakij szmatoczky
oczeretu eay odyn na odnomu, nacze pytky czerepyci w starowynnych hoandkych
budynoczkach, abo budynok-czocho, a inodi budynok-futlar. Baczyw ja j taku czerepycepodibnu sporudu, szczo bua zbudowana z uamkiw kory i z szmatoczkiw ystia, due
akuratno wyrizanych.
Usi ci sporudy zwodyy u wodi yczynky woochokrylciw. Bezpererwno dobudowuway jich. Tak i peresuwaysia yczynky woochokrylciw kona iz swojim budynkom,
w jakomu wona j rosa. Nastawaw czas peretworennia. Nad riczkoju we litay kryati
woochokrylci.
Baczyw ja u wodi j hnizdo newidomoji ptaszky, jake te peresuwaosia z miscia na
misce. Prydywywsia znowu woochokrye! Budynok buo zrobeno z mochu.

Ne widrazu, ne raptom nawczywsia ja widrizniaty ci sporudy sered riznych uamkiw czerepaszok i kaminnia na dni, sered pawajuczych hiok ta riznych ywych istot,
jaki peresuway, stojay, pidwodyy u wodi.
Jako ja jszow po dnu riczky. W odnomu misci, de teczija bua bystra, ja schopywsia
za wystup skeli j pobaczyw u wodi domok-trubu. Na taki oseli woochokrylciw ja we
natraplaw. Ae wse taky zdywuwawsia: teczija bystra, a sporuda pywa zowsim powilno, opyrajuczy tecziji, dwa kameni buo prykripeno do pidwayn budynku-truby.
Hromizdkymy, wakymy, nezhrabnymy wydaysia b meni sporudy woochokrylciw
na zemli. Ta u wodi ci domky riznomanitnoji architektury buy ehki j ruchomi.
Arkusz 42
I wse taky ja znajszow swij szczodennyk
Kraji joho buy pohryzeni, misciamy wisk znyk. Woda prosoczyasia w paku, i arkuszi namoky. Obereno distawaw ja arkusz za arkuszem. Z adibnoju radistiu torkaw,
rozprawlaw jich. Dywywsia, perewiriaw nomery. Poczynaw czytaty odnu storinku, ae
odrazu, ne doczytawszy, chapaw inszu, zayszaw i jiji, brawsia za tretiu.
Ja pyszawsia soboju: buria, witer, korabelna awarija, woda widnesy szczodennyk,
ae maeka ludyna, jaka dosliduje Krajinu Drimuczych Traw, znajsza joho na dni
riczky!
I cioho razu ja we peredam, neodminno peredam ludiam swoji arkuszi.
Jak ja pyszawsia: szczodennyk znajdeno!
Arkusz 43
O jak ce staosia.
Uczora rano-wranci ja wyjszow z peczery. Buy spokijni i neruchomi trawy-derewa,
szczo hustymy czaharnykamy pidstupay do bereha.
Ja czuw zwuky trub ce w trawach dmeli, rozprawywszy swoji krylcia, witay
schid soncia i budyy inszych dmeliw: merszczij do kwitiw! Ja raz u raz zupyniawsia.
Widczuwaw: z chaszcziw na mene dywlasia czyji oczi. I szczorazu pomiczaw muraszok.
Ce jichni mozajiczni oczi rozhladay use, szczo dijesia na berezi.

Ja spustywsia na dno riczky, ohlanuw newid czy ne spijmaysia malky? Poronio! Stomywsia. Zabrawsia u dzwin pawuka-sriblanky, widpoczywaw. Buo due tycho.
Ja rozpiznawaw zwuky wodnych hybyn. Zdawaosia, tuteszni meszkanci, propywajuczy powz mene, burczay, spereczaysia, wey mi soboju urywczastu rozmowu. Wychodyo, niby ryby rozmowlaju mi soboju
Rybaky j moriaky koy rozpowiday, szczo wony czuy, jak rewe biuha, jak pyszczy wjun, jak piwnyky (tak jatynki rybaky nazywaju tryhliw) lubla poburczaty. I
nemowby somy skrypla, nacze nemazanyj wiz, i szczo je ryby, jaki rochkaju i kriaczu.
Ja ne wiryw u ci rybalki bajky. Ae tut, sered zwukiw, jaki wynykay j znykay nawkoo
mene u wodi, wucho wowyo jakyj hostryj pysk. Czy ce ne wjun? I widrazu slidom za
cym ja poczuw zwuk ksyofona niby muzykant udaryw po joho derewjanych pastynkach mootoczkom. Ti weykoji rybyny propywa powz aerostat. Zwuk powtorywsia.
Tak, ryby rozmowlay.
Zwuky, szczo wynykaju i znykaju, myhotinnia tinej, trawy-derewa, jaki pidijmajusia iz dna i stelusia po wodi Piwtemriawa, zabarwena u ehkyj roewyj kolir I
tut, pid wodoju, ja zhadaw sad u bio-roewomu cwitinni. Sonce szcze ne zijszo, i stari
jabuni chowaju u pimi swoji krywi stowbury, wymazani biym wapnom pidperti payciamy. Hustyj prysmerk pid jabuniamy napownenyj miszanym zapachom riczkowoho
tumanu, swioji zemli j mokroji rosianoji trawy.
Tut, zaraz pid wodoju, ja widczuwaw swito soncia tak, jak i todi, w rankowomu
prysmerku pid jabuniamy w sadu,
Ja zrizaw czerepaszkoju motuzky aerostata, pidwjazaw kameni j piszow hlanuty
na swij newid.
Raptom zowsim byko promajnuy dwi weetenki tini. Ryby, chyi ryby!
Ja kynuwsia do weykoho kamenia, schowawsia za nym. Dwi rybyny kona z
trioma hostrymy hokamy na spyni pywy odna za odnoju. miano widswiczuway
krywi hoky u wodi. Koluczky! On jichnie hnizdo. Weyczezne, z dwoma otworamy. Odna
koluczka schowaasia w hnizdi. A druha, rozcwiczena jaskrawymy barwamy, zayszya
bila wchodu w nioho. W hnizdi zapiznia koluczka widkadaa ikru, a rozcwiczenyj same (win pobuduwaw ce hnizdo) wartuwaw wchid. Ja dywywsia z-za kamenia na hnizdo
i dumaw: A szczo, koy w niomu mij szczodennyk?. Joho moha zahnaty tudy teczija,

moha zatiahty razom z rosynamy j sama koluczka. ey win poriad z ikrynkamy pid
ochoronoju wartowoho iz strasznymy hokamy. Czy ne wybraty meni chwyynu i ne zahlanuty w hnizdo? Ae ja pobojawsia ce zrobyty. I nawi ne koluczka, a sama ysze
dumka pro hoky zlakaa mene. Mymo, dali! Ja pidijszow do newoda i achnuw. Win buw
rozirwanyj, a w joho otwori zastriaha nezhrabna sporuda weyczeznyj peresuwnyj
budynok-futlar woochokrylcia. Win pohojduwawsia, mabu, namahawsia prosuwatysia
dali. Zwyczajno, ryby u newodi ne buo. Bajdue ja we bilsze siudy ne powernusia.
Ja uwano ohlanuw architekturu peresuwnoho budynku, szczo porwaw mij newid: jaka
cikawa i serjozna sporuda!
I tut tut
Mi szmatoczkiw kory, hioczok i hyci, z jakych woochokrye sporudyw swij budynok, ja pobaczyw dowhastu, dobre znajomu meni paku arkusziw, szczo minyasia owtyznoju. Ce buw mij szczodennyk, jakyj wypaw z miszka. Pidniawszy z dna riczky
skaku czerepaszky, ja poczaw rujnuwaty stinu budynku.
Udar, znow udar Bezperestanu ja hatyw po majsterno zbudowanij sporudi, zrizuwaw pawutynnia, jakym woochokrye skripyw czastyny swojeji oseli. Na bereh ja
powernuwsia iz szczodennykom.
Arkusz 44
Ja rozkaw na piszczanomu suchomu berezi arkuszi, rozhaduwaw jich i kaw kaminci na koen arkuszyk. Na dejakych arkuszach riadky zmya woda. Potim, potim dopyszu, kazaw ja sobi. A zaraz nechaj pidsochnu arkuszi. Ta odrazu iz pobojuwanniam
dywywsia ja na sonce czy ne wyhory czornyo? O i na ostannij mokryj arkuszyk
pokadeno kamine. Ohlanuw use, siw na zihrityj soncem pisok i, wdychajuczy pachoszczi traw, zaspiwaw. Ja poczuw, szczo w huszczawyni traw, jaki pidstupay do bereha, chto zaspiwaw meni u widpowi. Ja spiwaw dedali hoosnisze. I hoos widpowidaw meni hucznoju pisneju. Jakyj znajomyj hoosi podumaw ja. I raptom meni zdaosia, szczo na riczci we ne odyn hoos, a chor hoosiw pidchopyw moju pisniu. Dzwinko
i harmonijno. Ja zamowk, prysuchawsia. Nu, zwyczajno, una! Zowsim nichto w lisi ne
pidspiwuwaw meni. I ne buo choru z riczky. Hra uny. Ach, chiba mao szczo moe ludyni zdatysia, koy wona nenarokom znajde najzapowitnisze, najdorocze!
Swityo sonce. Riczka powoli teka powz mene. Triskotiy cykady. Homonia na rizni hoosy Krajina Drimuczych Traw. Ja ne tiamyw sebe wid radosti. Meni zdaosia,
szczo ja, maeka ludyna, zaraz weseo j badioro stupatymu po trawi, prymynajuczy j
tooczaczy jiji nohamy, uwijdu do mista Czenka i huknu:
Druzi, czytajte ci arkuszyky! Stilky widkryttiw, stilky rozhadanych tajemny!
Ot zaraz pereskoczu czerez Weyku Powilnu riczku (ade wona maekyj strumok),
pereskoczu, perestuplu
Ja riszucze wyprostawsia, chotiw wstaty. Zojknuw, upaw Sprobuwaw chocz trochy pidwestysia i ne wdaosia. Odyn ruch i widrazu hostryj bil u spyni. Bezporadno lih na zemlu. Usi sugoby stysnuo, nacze obruczem. Paralizowano. Bolia hoowa.
Poczao morozyty.
Ja czynyw opir chworobi, ne dawaw poczuttiu prynyzywoho alu do sebe owoodiwaty mojeju swidomistiu. A wysoki trawy kyway meni tonkymy werchiwkamy. Hoowa
jsza obertom, jak na hojdaci, szczo zlitaje whoru. Szczo zi mnoju? Czomu zachworiw?
Take buwaje wid pereochoodennia. Nadto dowho i nadto czasto bukaw po dnu riczky.
Mene trusyo. Boliy mjazy, sugoby. Skydajesia na hostryj rewmatyzm; usi klityny zapaeni.
Koy u likarni ja likuwaw chworych salicyowym natrijem, abo salicykoju, jak
kazaw feldszer. Prote najkraszcze dopomahaw jim muraszynyj spyrt. Ta chiba tut ja

sprawlusia z tijeju muraszkoju, jaka wano projsza powz mene, czasto powodiaczy wusykamy? I szcze szcze bdoyna otruta. Ukusy bdi dopomahay chworym na
rewmatyzm. Ae siohodni ukus odnijeji bdoy mene wbje.
Ja zhaduwaw skargy chworych. Poriwniuwaw jich bolowi widczuttia iz swojimy.
Ja pryhadaw wypadok z mojeji praktyky. Do likarni prynesy chopczyka, ne mona buo
bez alu dywytysia na nioho skorczenyj, posyniyj. Maty rozpowia, szczo win due
dowho ne wychodyw iz stawka: wse kupawsia j kupawsia. Ja postawyw dignoz: radykulit. Szczo, jak naterty chopczyka, zehka obpekty joho tijeju trawoju, jaku we sotni
rokiw czynbari zbyraju dla czynennia szkiry sumachom? Tak i zrobyw. Chopczyk
szwydko wyduaw.
A czy ne sprobuwaty meni zaraz sumach? ystia neparnoperyste, wid dewjaty do
simnadciaty krupnohorodczatych i dowhastoancetnych abo jajcepodibnych ystoczkiw.
Ae teper use dla mene maje inszyj wyhlad. Czy znajdu, czy wpiznaju?
I ja popowz. Ochkaw, zitchaw, ae powz. Czasto zupyniawsia, pidwodyw hoowu i
wdywlawsia czy ne cia rosyna peredi mnoju. Ni. Ae o hojdajesia nad mojeju hoowoju ystia sumacha. Znowu pomyka ne wono I znowu powz dali. Nareszti pobaczyw: nadi mnoju pidnosyasia dirczasta zeenuwato-owta woo. Ja staw prydywlatysia. Konyj z ystkiw bilszyj za moju hoowu. Ja ujawyw jich zmenszenymy w bahatobahato raziw. Sumach!
eaczy na zemli maje zowsim bez ruchu, ja dywywsia na sumach i hadaw: jak e
distaty pyok, kwitku abo ystoczok, odyn ysze ystoczok?
Czas mynaw. Ja dedali pylnisze dywywsia whoru. Pobaczyw odyn ystoczok buw
nadomanyj. Staw czekaty, czy skoro win wpade. Daremne czekannia! Nadweczir na
stebyni zjawywsia symak u kulastij czerepaszci. Zradiw: moe, win iz steba perepowze
na ywe, de buw nadamanyj ystoczok. Znowu czekaw. Perepowz. Ot poszczastyo! ystoczok zirwawsia, poetiw, opustywsia na zemlu. Ja pidpowz do nioho, pidibraw, poczaw roztyraty szmatoczok ystka mi palciamy, prykadaw do chworych mis i wtyraw,
wtyraw zeenu kaszku w tio. Szkiru peko, wona, poczerwonia, ae czerez jakyj czas
bil poczaw wszczuchaty.
Moe, otrujnyj sumach i meni dopomih, a wtim, moe, ja wylikuwawsia ysze tomu,
szczo czerez syu ruchawsia, powz. Himnastyka czudowyj zasib proty dejakych form
rewmatyzmu.
Arkusz 45
Cioho ranku peramutrowe swito zaywao huszczawynu traw. Ja powernuwsia na
bereh, szczob zibraty z-pid kaminnia pidsychajuczi arkuszi szczodennyka ta ukasty jich
w nowyj woskowyj paket, a potim znowu sprobuwaty pereprawyty z nym czerez Weyku Powilnu riczku.
Czerwoni z. roewymy krajamy, zapaszni, szowkowi kyymy eay na zemli: szypszyna cwia j hubya swoji pelustky. Temno-zeeni trawy szykuwaysia w dowhi, riwneki aeji. De wysoko houbiy zirky nezabudok.
Moywo, junak pryjde siudy, zbere kwity szypszyny i nezabudky w buket i, chwylujuczy, zabuwszy wsi zawczeni sowa, prostiahne joho tremtiaczoju rukoju komu czerez nyzekyj parkanczyk palisadnyka. I u widpowi jomu zasiaje usmiszkoju diwocze
obyczczia. Berizka pochytaje bila jichnich nih mereywom swojich tinej, a astiwky z
weseym dzekotom szcze nycze proetia nad nymy.
Ta jakby znay ci myli ludy, jak wako buo meni probyratysia kri huszczawynu
nezabudok, jak zastupay meni dorohu, cilaczy w mene, koluczky szypszyny temni,
hrizni spysy!
Arkusz 46

Staryj ychyj witer yw u tych misciach, de pid czas buri buw perekynutyj mij plit,
w misciach, jaki zdajusia takymy tychymy i spokijnymy: wuka piszczana smuka,
lis zamrijanych traw, linywa chwyla riczky.
Bereh bur i witru
Wranisznioji hodyny, koy sonce ne pospiszao, a spokijno j uroczysto schodyo nad
lisom traw, jaki pidstupay do pryberenoji smuhy, takoji hodyny meni czasto wwyaosia: na tomu boci riczky, de kamjani hory spuskajusia ustupamy do riczky, tam, w
uszczeyni, postijne yto witru. Zwidty win wyrywajesia i, rozszyriajuczy, perelitaje
czerez riczku. Zawdy w riznych paszczach, zwaajuczy na pohodu, to w siromu, koy
na nebi swyncewi chmary, to w temnomu, pered hrozoju, to w zootystomu, koy nawkoo
radisno i jasno, zawdy w riznych paszczach (skilky jich ne zliczyty!) prolitaje win
czerez lis traw i pryberenu owtu smuhu i z wyttiam ta swystom znykaje. I raptom,
koy joho zowsim ne desz, zjawlajesia znowu. Stomenyj i wysnaenyj wid bahatioch
spraw, wykonanych nym de daeko zwidsy, w stepach, moriach, polach, win wse-taky
ene bystrych babok, pryhynaje do zemli lis traw, zdijmaje chwyli na Weykij Powilnij
riczci. Potim powertajesia do skel, u swoju uszczeynu, szczob schowatysia, zhornuty
i zasnuty.
Ote, ja szwydko jszow do riczky. Szczo bycze do bereha, to dedali czastisze dowodyosia meni perebyratysia czerez weyczezni jary. Na schyach jariw derewa-trawy
alibno szeestiy. O iz-za derew bysnua staewym kolorom riczka, wkryta temnymy
bryamy.
Arkusz 47
Wybrawszysia z ostannioho jaru, ja pobaczyw: na berezi krutysia, kury piszczanyj stowp. Weetenki trawyny, szczo pidstupyy do bereha, wuki i dowhi, jak szpahy,
zdryhay, chytaysia wid osnowy do werchowi i hnuysia, torkajuczy pisku. Wse potemnio. Piszczanyj wychor hulaw berehom i kwyliw u huszczawyni. Ja kynuwsia do
swojich arkusziw.
Witer zrywaw, perekoczuwaw kaminnia z miscia na misce, krutyw i widnosyw arkuszi szczodennyka. Wony litay w powitri, lahay na wodu. Ja metawsia berehom, a
witer nosyw jich nad mojeju hoowoju, zalitaw z nymy w huszczawynu traw. Szumiy,
chytaysia trawy. Okremi storinky tanciuway, strybay po zemli, ae odnoji ja ne spijmaw. O arkusz zaczepywsia za korinnia, szczo wydniosia z zemli, ae witer widihnaw
i joho. Ponis. Wytiahnuwszy ruky, ja bih, spotykajuczy, nawzdohin, ae witer zniaw
pyluku, zakrutyw, rozsypaw jiji ta zaslipyw mene.
A koy ja proter oczi i rozdywywsia, ue ne wydno buo odnoho arkusza. ysze
witer litaw, zminiujuczy swoji obrysy j formy litaw, swystiw i hoosyw.
Niczoho, krim witru i pyluky, na berezi ne zayszyosia.
Arkusz 48
Koy kilka dniw tomu, szukajuczy likiw, ja widpowzaw z bereha riczky w lis traw,
stojaa tycha i jasna pohoda. Zwyczajno, ja znaw, szczo tut wynykaju szaeni witry j
buri, ae, chworyj i sabkyj, chiba ja mih todi znajty w sobi syu, szczob zibraty z-pid
kaminnia arkuszi ta zachowaty jich w peczeru?
Ja piszow z bereha Weykoji Powilnoji riczky. Piszow nazawdy. Powernuwsia w
budynok, de zayszyw papir, czornyo, szczob poczaty nowyj szczodennyk, pysaty joho
dowhi roky. Tychymy weczoramy, pid triskotinnia cykad, zhadaju wse, szczo buo zapysano w zahubenomu szczodennyku, wse powtoriu, szcze raz zapyszu. I znowu w da-

eku dorohu. Pereprawlu, neodminno pereprawlu czerez riczku, I peredam ludiam nowyj szczodennyk.
Nowyj szczodennyk
Na cych soroka womy arkuszach ja we zmaluwaw istoriju mojeji ostannioji podoroi po suszi j po wodi ta obstawyny, za jakych mij szczodennyk propaw.
Cej nowyj szczodennyk poczynaju pysaty ja, Sergij Dumczew, zamis szczodennyka, szczo joho rozwijaa buria na berezi Weykoji Powilnoji riczky. Tijeji riczky, jaka
bahato-bahato rokiw tomu bua dla mene tilky maekym strumkom.
Na cych storinkach znowu bude poslidowno pereliczeno i pojasneno wse, szczo ja
baczyw, sposterihaw, widkryw u Krajini Drimuczych Traw.
Zhaduju, jak nespodiwano uszczuch witer, szczo z takoju nesamowytistiu rozkydaw arkuszi szczodennyka. Tak samo raptowo, jak i poczawsia. I widrazu wse nawkoo
zatycho. Wlahasia kuriawa. Zaspokojiy derewa-trawy. odnoho zwuku i szarudinnia
ne buo czuty: meszkanci traw, nalakani witrom, szcze dowho ne zwauwaysia podawaty bu-jaki oznaky yttia. Zanepokojena riczka poteka szcze oberenisze j powilnisze. Sonce poczao swityty mjako i ahidno.
Ta nespokijno buo w mene na duszi. Wse wtratyty hirko i bolacze. Ae znajty
wtraczene i znowu wtratyty! Szczo ce? Wtrata w kwadrati?! Widczuttia, pereywannia, bil, hirkotu arszynom ne wymiriajesz, cyframy ne obczysysz. Wse tak staosia
tomu, szczo ja maekyj: swit wyris u bahato-bahato raziw. Ot i staw ja u bahato
raziw sabkiszyj. Kryczy, ajsia, pacz, nema dia do mene ni hominywym derewamtrawam, ni Weykij Powilnij rici, ni zawdy nimomu sonciu.
Zaraz, use pryhadujuczy, baczu, jakyj ja buw aluhidnyj, koy bih za ostannim arkuszem i moyw, bahaw witer chocz cej, chocz odyn arkusz donesty do ludej! Jake
durne, smiszne prochannia! Szczo z toho, koy nawi witer i donese do ludej jakyj arkusz? Ade ludy, czytajuczy joho, niczoho ne zrozumiju. I jak wony joho proczytaju?
Ot ne szczasty Paperu zamao. Tilky-no poczaw pysaty nowyj szczodennyk, papir kinczajesia. Dowedesia widkasty rozpoczatu sprawu, pobuwaty u paperowych os

Ote, Dumczew poczaw nowyj szczodennyk i piszow po papir i czornyo.


Ja skinczyw czytaty ci zapysy Dumczewa, koy poweczorio, i tini derew-traw staway dedali dowszi.

Szczo teper robyty? spytaw ja sebe. Zwyczajno, treba peredaty Dumczewu krupynku, jaka powertaje rist. A czy ne kraszcze schowaty jiji tut, w mojemu domi-peczeri,
pid pekom, a potim ue szukaty Dumczewa? Wse ne tak! Naszczo chowaty te, szczo
treba widdaty? Ni na my ne rozuczusia z krupynkoju, szczo powertaje rist! Zahornuwszy krupynku w mij paszcz, ja wyriszyw ity z kunkom za peczyma.
Dumczew pysze, szczo win wyruszyw po papir do paperowych os. Hnizdo paperowych os zowsim poriad, za kilka krokiw wid peka, bila jakoho ja stoju. Nawiszczo jty?
Mona huknuty. Ja hyboko wdychnuw powitria, szczob hucznisze kryknuty, ae w ciu
my zhadaw, szczo mij kryk zahubysia w szumi traw, jak pysk komara. Ja zmenszywsia, i tomu prostir, jakyj widokremluje mene od Dumczewa, nezmirno wyris. Meni
dowedesia jty do hnizda paperowych os dowho, due dowho.
Ja perenis zapysky Dumczewa w swoju oselu-peczeru i pokaw na misce. Wostannie podywywsia pry mjakomu neywomu switli hnyluczok na arkuszi, spysani rukoju
Dumczewa, i w dumci skazaw: Ludyna! Ce sowo zwuczao u mene w hoowi, koy ja
wyjszow iz peczery. I wse dowkoa stao ne take straszne: Tut ludyna! Dumczew! I
trawy cijeji krajiny naczebto pidsuchay, jak ja wymowyw podumky: Ludyna, i prywitno, radisno widhuknuysia. Ja baczyw, jak trawynky, dowhi j uwani, pryjazno poczay chytaty werchiwkamy.
Jakyj potik poczuttiw wykykay w mene zapysky Dumczewa! Tut i spiwczuttia do
Dumczewa, jakyj zdijsnyw taku nebezpecznu mandriwku, i radis wid toho, szczo teper,
distawszy krupynku rostu, Dumczew powernesia do ludej. I szcze radis wid toho, szczo
teper ja pozbuwsia strachu pered meszkanciamy cijeji krajiny, toho strachu, jakyj hnityw i prynyuwaw. Teper ja buw spokijnyj. Poriad zi mnoju w trawach ludyna! Teper
ja zmou dywytysia na te, szczo dijesia w Krajini Drimuczych Traw, jak na powczalne,
zachoplujucze wydowyszcze. I jak dobre, szczo tajemnyciu mikrozapysok, jaki opynyy
u mene w Czenku, zaraz rozhadanoji Wyjawlajesia, o u czim ricz: ne za dopomohoju
fotoaparata chto zmenszyw tekst, a pysaa jich maeka, twerda ruka ludyny. I zapysky, szczo zaetiy z buketom kwitiw do mene w nomer hotelu, i zapysky pro likuwannia
tuberkulozu wse ce arkuszyky iz szczodennyka Dumczewa, rozwijani bureju.
Treba jty do hnizda paperowych os, do Dumczewa. A jakszczo my rozmynemosia?
Win powernesia siudy z paperom, a ja ja szukatymu joho de tam. Zayszyty tut zapysku? Na czomu pysaty? yszytysia czekaty? Ni, jake orstoke sowo: czekaty! Treba
jty!
Ja zahybywsia w trawy. Spownenyj radisnych peredczuttiw i dumok, ja jszow naoslip i raptom pomityw, szczo sonce zachody.
Zdajesia, wse buo jasno i prosto: jty do hnizda paperowych os. Ae kudy? Na piwnicz, na piwde, na zachid, na schid? Cioho ja ne znaw. Dywywsia na sonce, na trawyderewa. Chto porady? I ja piszow nawmannia, wse dali j dali widchodiaczy wid peka.
Ja wdywlawsia u daeczi, sykujuczy szczo pobaczyty, rozhedity kri chaszczi.
Wsuchawsia. Zwidky czuwsia szum wody. Lis traw ridszaw. Nareszti wyjszow na
uzlissia. Bysnua riczka. Wona bua zowsim neszyroka: protyenyj bereh buo wyrazno
wydno. Zwyczajno, ce ne Weyka Powilna riczka, podumaw ja, a riczka Zapizniych Dokoriw, pro jaku pysze Dumczew. Czomu ja wyriszyw, szczo hnizdo paperowych os roztaszowane na protyenomu boci riczky. Treba szukaty pereprawu: mabu, Dumczew
de pobuduwaw mist.
Powoli i obereno jszow ja krajem wysokoho i strimkoho bereha. Misciamy riczka
wyruwaa, szumia, nacze potik. Zwidsy ja baczyw protyenyj nykyj bereh, wkrytyj
nanosamy hyny, pisku, rini i wauniw. Oczewydno, nawesni i pid czas zyw riczka rozywajesia szyroko, daeko, mohutnio.
Prote jakyj tut dywowynyj zapach! Naczebto ja opynywsia na poli, de rozkydano
hnij.
Riczka zrobya krutyj poworot, i na berezi wraz wyrosa j pokotyasia na mene

hora. Znowu wony czorni ycari, skarabeji! Znowu kotia kulu z mojeju krupynkoju?
Ja ne wstyh widskoczyty. Kudy poditysia? Hora nasuwaasia newbahanno. Ja opynywsia na samisikomu kraju bereha. Micnyj duch amiku pryhoomszyw mene. W hoowi zapamoroczyosia.
Z bereha, z weykoji wysoty ja wpaw u szumywyj potik. Mao ne zachynuwsia.
Pryjszow do pamjati i, trymajuczy w ruci paszcz z krupynkoju, popyw za teczijeju. Jaka doszka propywa bila mene. Ja wchopywsia i wyliz na neji. Ce bua zwyczajna triska, ae dla mene-riatiwnyj weyczeznyj plit. Plit prybyo do toho bereha, i ja wybrawsia
na suchodi. Jaki dywni slidy! Hyboki i czitki. Po woohij zemli nad riczkoju szczojno
projsza ludyna. Otut, poriad, szcze odna ludyna! Dumczew!

Ne spuskajuczy oczej iz slidiw, ja jszow wse dali j dali wid hominkoji riczky. O-o,
de tut za poworotom, ja maju pobaczyty Dumczewa
Ujawa maluwaa najnespodiwaniszi kartyny. Ja pryskoryw chodu, ae slidy ludyny
raptom zahubyysia. Wony znyky w czaharnyku. Pochmuri, husti tini lahy na zemlu.
W napiwtemriawi ja pereazyw czerez weyczezni brussia, koody, cziplawsia za suczky.
Jakyj weetenkyj ptach proetiw powz mene, i ja, riatujuczy wid nioho, kynuwsia
wbik. Staw u tini rosyny. Nadi mnoju hojdaysia owti kwity. Jich zapamoroczywi pachoszczi trochy tumanyy hoowu. Nasyu piszow dali. Homin riczky uszczuch. Tini roztay. Poswitliszao. Ja pidwiw hoowu i skryknuw. Dywowyni weetenki hruszi koloru
pergamentu wysiy nad mojeju hoowoju. Jaki chymerni sporudy! Niby koosalni
czaszky, wony wysiy wysoko nad mojeju hoowoju. A pozadu pergamentnoho mista sira
stina zywaasia z nebom. Jake czudowe blido-owte misto, oswitene soncem, na foni
siroji stiny!
U powitri stojaw haas i hrim: weetenki owti ptachy z homonom i hurkotom
wlitay do mista i wylitay z nioho.
Sporudy buy wkryti zwerchu pokrywaom. I zdawao, niby ptachy ne zhory, a
znyzu zalitaju pid pokrywao.
De ja? Czyje ce dywne misto?
Ja stupyw krok i, zdywowanyj, zupynywsia. Na zemli peredi mnoju eaa hrubezna kooda. Na jiji czerwonomu foni jaskrawo swityysia pid soncem szyroki zooti
smuky. Smuky skadaysia w litery. Ae zowsim nezrozumili, neznajomi. Jich ne rozibraty. Wony maju neczuwani rozmiry. Szczob proczytaty, ja widskoczyw ubik i rozsmijawsia; Piner ZM.
Prosto kumedija! Piner ZM ce marka oliwcia. Mjakyj oliwe. Same takym ja
lublu pysaty. Zhadaw. Cia kooda mij oliwe. Tut ja widirwaw wid hnizda paperowych
os kaptyk kartonu i chotiw na niomu szczo zobrazyty. Wyjniaw oliwcia i tut-taky upustyw joho. Poczaw szukaty w trawi ne znajszow. I teper, koy trawy stay dla mene
weyczeznymy derewamy, ja nasztowchnuwsia na zahubenyj oliwe.
Maekyj oliwe, jakyj ja lubyw trymaty w ruci, mij szestyhrannyj oliwe, dobre
zahostrenyj, mjakyj ZM, jakym buo tak ehko pysaty, nakydajuczy eskizy obycz, robyty poznaczky na polach rukopysu, zapysuwaty myli serciu nomery teefoniw. To o de
ja zustriwsia z toboju! Win ne zminywsia, mij oliwe Piner ZM. I hnizdo os, jake wysio na brusku, wkopanomu w zemlu, te ne zminyosia. A ot ja staw zowsim inszyj.
I hnizdo os wydajesia meni weetenkym mistom, kudy wlitaju i zwidky wylitaju weyki ptachy.
Osy buduway wse nowi i nowi czarunky oseli, zapowniuway jich jajeczkamy, z
jakych rozwynusia yczynky, majbutni meszkanci. Wodnoczas osy hoduway yczynky,

hotuway pokryszky dla czarunok, zatulay otwory tych czarunok, de yczynky peretworiasia w laeczok. Bezupynno jszo osnowne budiwnyctwo: riad za riadom muruway
pomosty dla nowych powerchiw, zwodyy powerchy. Na misci buo organizowano zahotiwlu ta wyrobnyctwo budiwelnoho materiu paperu. Usi ci rizni za charakterom
roboty zdijsniuwaysia tut odnoczasno.
Ja zadywywsia. Raptom na halawynu wybiha ludyna ludyna w paszczi. Ja ne
wstyh kryknuty, jak ludyna we perebiha halawynu, z nadzwyczajnoju ehkistiu wyliza na wysoczennu stinu (ce buw brusok, ukopanyj u zemlu), a z stiny pereskoczya na
pokriwlu pergamentnoho mista.
Nemow stal szabli bysnua w powitri ludyna widrubaa wid pokriwli cijeji dywowynoji sporudy weyczeznyj kapo paperu.
Dumczew!
Na ludynu napay osy! Ae wona ziskoczya na zemlu j metnuasia wbik. Ja chotiw
buw kynutysia do neji i raptom poczuw ohuszywyj szum. Powitria zakoywao. Rizko
i wraz potemnio dowkoa.
Na halawynu opustywsia weyczeznyj litak. Tak meni spoczatku zdaosia. Prydywywsia. Cej litak trymawsia na dwoch dowhych stowpach. Krya buy skadeni, riwnomirno pochytuwawsia czornyj z biym chwist. Ce ptach. Zdajesia, pyska.
Ae de ludyna, jaka tak chorobro wojuwaa z osamy! O wona! Jakym liliputom
wydaasia wona meni poriwniano z cym weyczeznym, strasznym ptachom! Win jiji zakluje. Ja kryknuw, szczob poperedyty. Ta ludyna nawi ne ohlanuasia. Ne czuje! Ptach
strybnuw do neji. Ae ludyna we prychyyasia do siroho muru, zirwaa z swojich peczej
siryj paszcz, nakryasia nym. Pyska porucz, ae ne pomiczaje ludyny. Wona klunua
czerwjaka, jakyj wydawsia meni weyczeznoju hadiukoju.
Ptach, zmachnuwszy kryamy, poetiw. I todi ludyna pobiha dali. Wona tikaa,
trymajuczy pid pachwoju kapo paperu.
Ptach znowu spustywsia nedaeko wid mene. Ludyna prypaa do weykoho zeenoho ystka. Siryj paszcz upaw na zemlu. Ludyna zayszyasia w zeenomu paszczi.
Wona stojaa na zeenomu ystku i bua nepomitna.
Ptach z szumom poetiw.
Dumczew! kryczu ja.
Win ne czuje, ne obertajesia i znykaje zi swojim kaptem paperu.
Treba kynutysia za nym. Ta osy, szczo litaju whori, wala mene. Zahynu.
Huknuty szcze raz? Ae szum polotu os zahuszuje mij sabkyj ludkyj kryk. I wsetaky ja kryczu, znowu i znowu.
Dumczew!..
Ni, win ne obertajesia Win tikaje, znykaje!
Ja w rozpaczi biu slidom za nym. Nazdohnaty! Nazdohnaty!
Litaju, hudu, striasajuczy powitria, osy. Ae ja awiruju, pryhynaju do zemli,
padaju, schopluju, znowu biu slidom za Dumczewym.
Tilky b nazdohnaty! Ne upustyty z oczej!
Biu. Hukaju z ostannich sy:
Dumczew! Du-umczew!..
I meni zdaosia win dywysia w mij bik. Ja pidijmaju kaminci, hioczky, kydaju
u powitria.
Tak, niby mene pobaczyw! Zupyniajesia, wdywlajesia. I nespodiwano, nacze zlakawszy, kydajesia he. Ae, stupywszy kilka krokiw, win niby opamjatawsia. Powernuwsia. I o win ue jde, jde nazustricz meni. Rozmachuje rukamy, podaje jaki znaky.
Ja pospiszaju do nioho. Szcze krok, druhyj
Ae zemla pidi mnoju zachytaa. Ja kudy prowaywsia.

Ja wpaw na szczo mjake. Temno. Husta, waka tysza. Prysuchawsia. Meni zdaosia, szczo porucz mene chto stoji i dychaje. Chto tut? Ni zwuku. Ae wse-taky szczo
woruszysia poriad zi mnoju.
Ja widbih ubik. Upersia w stinu. Torknuwsia jiji rukoju. Stina zemlana, to
hadeka, to szerechata. Pobih upered dowhym, neskinczennym korydorom.
Korydor kudy opuskawsia. Ja zupynywsia; hurkit, peskit, szum buo czuty poperedu. Szczo ce? Korydor wychody do wody?
Nazad! Nazad!
Ja jszow jszow, torkawsia rukamy stiny. W jakomu misci korydor rozhauuwawsia. Piszow praworucz.
Raptom spitknuwsia, zaczepyw nohamy suczok abo korine i zupynywsia. Suczok hadekyj rohulka. Nema czasu rozdumuwaty. Treba wybratysia zwidsy. Ja
kynuw suczok i znowu piszow korydorom. Skilky meni szcze jty? Czy ne jdu ja po zamknenomu kou? De wychid z nioho? Newe tam, de hurkocze woda? Znowu rozhauujesia mij korydor. Noha znowu zaczepyasia. Suczok? Ade ce toj samyj suczok, jakyj
ja kynuw!
Mow slipyj ki w konohonci, chodu po bezkonecznomu kou. Chto buduwaw cej
abirynt?
U cikowytij temriawi ja dijszow do jakoho nespodiwanoho spusku. Szumu wody
ne buo czuty.
Oczewydno, ja zajszow u hyb zemli. Spusk prywiw mene do nowoho dowhoho korydora. Tut znowu, torkajuczy stin i obmacujuczy jich, ja pereswidczywsia, szczo cej
korydor, jak i perszyj, zamknenyj.
Ni! O iszcze chid! Nym ja potrapyw u wuke widhauennia. Ae marno ja namahawsia wybratysia z cioho rukawa. Wid nioho na daekij widstani odyn wid odnoho
widhauujusia korydorczyky. Wony zawey mene w bezwychi. Ja powertaju nazad i
znowu jdu po weykomu kou.
Koy ce zakinczysia?
Pid nohamy chmyz, oczewydno, sucha trawa.
Ja opustywsia na pidstyku. Chto mih pobuduwaty cej abirynt. Ja staw drimaty
abirynt abirynt Powilno wymowlaju ja ce sowo i zhaduju odyn mit.
Na ostrowi Krit buw abirynt, z jakoho oden smertnyj, potrapywszy tudy, ne mih
znajty wychodu. Starohrekyj mit rozpowidaje, szczo w ciomu abirynti oseyo czudowyko Minotawr, jake poyrao ludej. Ciomu czudowyku, z tuubom ludyny j hoowoju
byka, Any zmuszeni buy posyaty na zjidannia czerez koni dewja rokiw semero junakiw i semero diwczat. 1 czudowyko jich poyrao. Tesej z An probrawsia do abirynta i wbyw Minotawra. Ae jak wyjty Teseju z abirynta?
Aridna, doczka kritkoho caria Mi nosa, szczo pokochaa Teseja, daa jomu, koy
win spuskawsia w abirynt, kubok nytok i hostryj mecz. Kine kubka zayszawsia u
neji w rukach. I cia prowidna nytka Aridny wywea Teseja z abirynta.
W czyjemu abirynti zaputawsia ja? I jakyj Minotawr czekaje na mene? Sprawdi,
chto proryw ci gaereji?
Krit! Nu, zwisno, krit!
Smiszno! Ne znajty wychodu z krotiaczoji nory!
Krit ryjesia pid zemeju i ywysia yczynkamy ta doszczowymy czerwjakamy. Ae
win inodi wychody i na powerchniu zemli. Cej wychid treba znajty.
Jaka tysza! Jaka temriawa! Zmuczenyj, stomenyj, ja boriu z drimotoju. I raptom
czuju:

Ludyno, ludy-no, widhuknysia! Schopluju na nohy i kryczu u widpowi:


Ja tut! Siudy! Siudy!..
Mowczannia. Ni, ce son. Ae ja znowu prysuchajusia. Mowczannia. Tak, use ce
meni pryczuosia
Tysza i temriawa.
Moe, zaraz na zemli powoli nastupaje nicz? I dobri ludy spiwaju weseych pise
Chropinnia jakoji twaryny dedali bycze j hucznisze.
Ja pobih odnym z korydoriw i widczuw doliwka korydora poczaa pidijmatysia.
Wijnuo strumenem swioho powitria.
Ote, wychid byko!
Bysnuo swito wohniu. Woho peresuwawsia, ruchawsia.
Ce Dumczew! I meni zdaosia, niby ja baczu biu ludku ruku, jaka styskaje smooskyp. Ja mczu korydorom whoru na woho, a pozadu czuty straszne chropinnia krota.
Raptom smooskyp propaw, znyk.
Ja prostiahnuw ruku natrapyw na stinu. Pidnis ruku wona opynyasia w
jakij wyjimci u pokriwli gaereji. Ja namacaw wystup, staw na nioho i poczaw szczosyy
rozszyriuwaty prochid u steli. Twaryna chrope we de porucz.
Ja pidtiahnuwsia oboma rukamy ta wyliz iz abirynta na powerchniu zemli.
Na zemlu spaa nicz. Woho smooskypa nabyawsia do mene.

Dumczew! Dumczew!..
Raptom u riznych misciach spaachnuy desiatky wohnykiw.
Ja spanteyczenyj. Szczo ce: za hra? Wohnyky, wohnyky otoczuju mene, wony hasnu, tanu, znykaju i znowu horia. Byko daeko, daeko byko
Ja krulaju, metuszu i wse darma.
Ta ce hnyluczky i switni uczky! Ae de mi nymy smooskyp Dumczewa? Mabu, win trymaje w ruci hnyluczku ot wona j switysia. Ja zupyniaju. Czekaju. Nechaj Dumczew ide do mene sam.
Sprawdi, jakyj woho spokijno i po-diowomu nabyawsia.
I ja poczuw:
Lu-dy-no, ludyno, widhuknysia! Ludyno, widhukny!
Dumczew! kryczu ja. Dumczew! Woho staje dedali byczyj, hoos dedali
czutniszyj:
Ludyno, ja jdu do tebe!
Raptom use nawkoo mene poczao zminiuwaty, a hoos poczaw widdalaty.
Czomu wid mene wse tikaje? 1 wohnyk, i kuszczi, i derewam wse pywe powz mene.
U minywomu, prymarnomu switli misiacia ta merechtywych wohnykiw ja pobaczyw, szczo weykyj doszczowyj czerwjak tiahne ystok, na jakyj ja wypadkowo staw.
Treba nehajno zijty z ystka. Ae poky ja ce obmirkowuwaw, czerwjak pidtiah ystok do hybokoji jamky. Szcze my i ja pokoczusia wnyz. Ja schopywsia rukamy za
kraji jamy i pidibhaw nohy; czerwjak potiah ystok unyz, a ja zayszywsia na powerchni
i zitchnuw z poehszenniam.
Nawkoo buo tycho.
Ja ne zwauwawsia zijty z miscia i niby na warti zastyh bila nory.
A z lisu traw meni znowu swityy wohnyky, hasy, zahoriaysia. De mi nymy
smooskyp ludyny. Win swityw dla mene, ae ja ne znaw, jak joho widriznyty wid inszych.
Czas spywaw, nichto ne prychodyw. Powijao swiistiu. ehkyj choodok projniaw

mene. Trochy zmerz. Bila wohniu switlaka ne zihrijeszsia, ae wse taky ja popriamuwaw u huszczawynu traw i wybraw misce, de buo bilsze cych ampoczok: zeenych, bakytnych, synich, owtych, czerwonych Zdawaosia, koen switlak zatuyw wid mene
wohnyk jakym-nebu kolorowym skom. Do riznych kolorowych wohnykiw do chwyl
swita riznoji dowyny prostiahaw ja swoji zamerzli ruky. Koen lichtaryk horiw spoczatku jaskrawo, riwno, potim swito joho zmenszuwaosia, haso. Ja perechodyw wid
lichtaryka do lichtaryka z prostiahnenymy rukamy: Podajte, switlaky, troszky tepa
zmorenomu mandriwnykowi Krajiny Drimuczych Traw! Darma. Czastka tepa, jaku
wy wydilajete, mizerna. Wsiu swoju energiju wy wytraczajete na swito. Bila was ja
skydaju na toho aluhidnoho dikkensiwkoho kerka, jakyj odnoho pronyzywo choodnoho weczora zihriwaw swoji ruky bila odynokoji swiczky w kontori sknary Spruda.
Do pobaczennia, lubi moji switlaky, bakytni, zeeni, syni, czerwoni, do pobaczennia!
Berei swij switowyj pigment amperyn, nechaj reakcija okysennia i dali stworiuje
harni i choodni switowi efekty. Do pobaczennia!.
Ja powernusia do jamy, kudy popowz doszczowyj czerwjak, prytulusia do nasypu i
trochy podrimaju. Moywo, trapysia tak, szczo mene tam znajde Dumczew.
Do pobaczennia, switlaky!

Nastaw ranok. Znowu ranok u Krajini Drimuczych Traw. Dumczew ne znajszow


mene. Treba powernutysia do joho budynku, do staroho, hnyoho peka. Moywo, szczo
Dumczew tam.
Ja poczaw prodyratysia kri huszczawynu traw. Use dowkoa litao, strybao. Wse
spiwao, homonio, dzwenio. Sered zahalnoho haasu ja wowyw znajome odnotonne hudinnia: wono narostao, nabyaosia. Wpewneni i spokijni zwuky. Ja widrazu zhadaw
pro bdou, jaka rie ystia, pro megachiu, szczo w jiji hnizdi ja wczora pobuwaw i tak
smaczno popojiw. Ne zawadyo b i zaraz posnidaty
Koy twaryna spustyasia na zemlu, ja prydywywsia i zrozumiw, szczo ce ne megachia, a jaka insza bdoa. Zwyczajno, ja znaw, szczo je bahato bdi, jaki wedu samitnyj sposib yttia.
Ote, meni due chotiosia jisty. I ja pobaczyw na nikach bdoy w koszykach
ta na jiji czerewci zootawyj soodkyj pyok, jakyj bdoa zibraa z kwitiw. Prianyj,
hostryj aromat oskotaw horo i nis.
Wyjawyo, szczo hnizdo bdoy buo poriad, u zemli, ae ja joho spoczatku ne pomityw, wono buo prykryte ystiam. Bdoa poliza w zemlu. Zemlana bdoa!
Bdoa wyliza na kraj hnizda, zatuya joho ystkom i poetia. Ja sprobuwaw
stiahty ystok z hnizda, ae, oczewydno, ochlaw wid hoodu i wid pohanoho snu. ystok
wakyj. Czas spywaje. Nareszti stiahnuw! Teper treba strybnuty w hnizdo. Ae bojusia
hyboko. Znajszow potribnoji dowyny erdynu, prynis. Tilky poczaw po nij spuskatysia, czuju hudinnia. Ce wona, hospodynia hnizda, ety dodomu z nowoju porcijeju
charcziw. Ne mynuty meni ycha.
Ja driapaju uhoru i, zayszywszy erdynu, tikaju. Ni, treba daty spokij cij bdoli
nadto szwydko wona powertajesia z czerhowoho rejsu. Meni ne perechytryty jiji, ne
stane ni sy, ni terpinnia.
Prote jak dywno: wse w Krajini Drimuczych Traw take nespodiwane, raziucze, a
poczuttia hoodu nezminne, znajome, zwyczne. I w cij nejmowirnij Krajini Drimuczych
Traw ludyna ne moe ne jisty, ne moe ne spaty.
Treba szwydsze distatysia do budynku Dumczewa.
unke siurczannia pryhoomszyo mene.

Szczo za dywowynyj zwir? Krya wuki i zeeni, zadni nohy dowszi za peredni.
Konyk. Win dedali pronyzywisze, dedali weselisze spiwaje-siurczy. I raptom zamowkaje, prysuchajesia: czy ne spiwaju hucznisze za nioho inszi konyky? I znowu siurczannia.
Dali, dali wid cioho pryhoomszywoho siurczannia j szumu! Odyn krok i ja we
w lisowych chaszczach, sered dywnych derew. Korinnia, owtuwato-bie, zahybluwaosia w grunt, a jaskrawo-zeeni stowbury to zlitay striamy w nebo, to, nachyywszy do
zemli, schodyy, zbyay swojim werchowittiam i wukym, dowhym ystiam. Neprochidna stina! Ta j u lisowych chaszczach czuty, jak dzweny i siurczy konyk. Ja ohlanuwsia.
Tam, zowsim poriad z konykom, wyrostaje, to zywajuczy kolorom z cymy chaszczamy, to wyrizniajuczy na nych, jaka chymerna dowha istota.
Sonce schodyo. I cia istota dywyasia na sonce. Zwir wytiahnuwsia i skaw na hrudiach swoji dowhi ruky. Czy ne joho nazywaju w narodi bohomoom? Tak, zwyczajno,
ce bohomo!
Ja zamyuwawsia nym. Jak spokijno j weyczno win powertaje swoju hoowu z opukymy oczyma, niby chocze uwano prysuchatysia do siurczannia konyka!
Skydajesia na te, szczo konyk nabryd jomu swojim siurczanniam. Bohomo to wystupaje wpered, to znowu znykaje w chaszczach.
Puf! Puf! unaje poriad z konykom. Nemow rizke driapannia nihtem po sku.
Stuk, suchyj trisk.
Cikawo!
Bohomo, nino-zeenyj, harnyj i strunkyj, powertajesia do konyka.
Tak, konyk, oczewydno, jomu dobre-taky nabryd.

Ae jaki pastyczni ruchy w bohomoa! O win wytiahnuw upered dowhu peredniu


nohu, niby pryhotuwawsia do jakoho wybahywoho tanciu. Z nohy dywlasia czorni
ciatky z biymy krapkamy wseredyni. Namalowani oczi! A na stehni podwijnyj riad
hostrych koluczok, nemow pyka z dwoma ezamy. Koluczky riznoho koloru, rizni zawdowky. Odni czorni, inszi zeeni, odni dowszi, inszi korotszi.

I raptom konyk powys na pyci, rwonuwsia Bohomo widstawyw swoju skadanu,


mow na szarnir, nohu, i ja pobaczyw na stehni szcze odnu pyku z dribniszymy i
hustisze roztaszowanymy koluczkamy.
Pyky zimknuy i trymaju konyka. Konyk bjesia w cych eszczatach. Marno:
udary joho niok bju po powitriu. Szcze my i wsiomu kine. Konyk zatripotiw i
zawmer. Bohomo rozprawlajesia z nym: odna noha trymaje na zubach swojeji pyky
ertwu za tuub, a druha dawy hoowu konyka.
Bohomo snidaje.
Sonce pidbywajesia dedali wyszcze. I, posnidawszy, bohomo iz zworuszywym
smyrinniam znowu skaw swoji straszni ruky j powernuw hoowu do soncia.
Ot swiatennyk!
Ae hoowa joho to zwernena do soncia, to powertajesia w inszyj bik.
Ja zaczarowanyj wyszukanymy ruchamy bohomoa. Zabuw pro wsiakyj strach.
Cziplaju za korinnia derew, pidchodu dedali bycze: treba kraszcze rozhedity bohomoowi cyky.
Odyn nezhrabnyj ruch i, zaczepywszy ob korinnia, szczo styrczao z zemli, ja
wpaw.
Puf! Puf!
Schopywsia. Pizno! Peredni, chwatalni nohy bohomoa, tak pokirywo, moytowno skadeni na hrudiach, rozkryysia na wsiu dowynu.
Bohomo kynuwsia na mene. Win wysokyj, due wysokyj, raziw u try-czotyry wyszczyj za mene. Ja rozpaczywo zojknuw i wse-taky wstyh zamachnutysia paszczem, w
jakomu bua zahornuta krupynka. Widskoczyw ubik. Ta pizno o-o pyky bohomoa
zimknusia. Ja propaw!
Ae szczo ce? Bohomo padaje.
Ja ne mou wstojaty na nohach i padaju porucz nioho.
Dijsnis ce, czy wse meni tilky snysia? Chto dbajywo i obereno wytyraje suchoju, tepoju ludkoju rukoju pit z moho czoa, pidnimaje mene.
Ja czuju ludku mowu: Ech wy, hoube, hoube! Chiba mona? Chiba mona
dowiriaty ciomu ychodijewi?
Ce wy? Wy wriatuway mene! szepczu ja. Dumczew?!
Ludyna po-staromodnomu wkoniajesia:
Tak, ja Sergij Sergijowycz Dumczew.
Ja dywywsia, ne znajuczy, szczo skazaty, buw do kraju spanteyczenyj. I jak ne
dywuwatysia, z toho, szczo peredi mnoju uwicz stoji cia nezwyczajna ludyna Sergij
Sergijowycz Dumczew? Na peczach u nioho kilka paszcziw riznoji dowyny i riznoho
koloru. Pid paszczamy yetka z cupkoho paperu. Na zemli eaw doronij miszok,
oczewydno, kokon husenyci.
Ciu nicz idu slidom za wamy, kae Dumczew. Pobuwaw i w abirynti
krota. Hukaw was, a wy wid mene wtikay.
Sergiju Sergijowyczu szepoczu ja. Ja baczyw was uczora zowsim
byko Dohaniaw, kykaw ae zahubyw. I wnoczi szukaw! Czekaw I o tut, tut
nespodiwano wy wriatuway mene wid cioho zwira!
Puste! Zowsim puste! Ja w nych, u cych-taky zwiriw, wczywsia. Baczyte, w ruci
u mene ao osy? Schoe na szablu. Doweosia strybnuty na spynu bohomoa, szczob
udaryty w hrudni nerwowi wuzy. A w koho wczywsia? Czy czuy wy pro kalikurga i
kompiu? Sfeksy! Osobywyj wyd os. U nych uczywsia!
U Krajini Drimuczych Traw?
Powtori! Jak nazway wy ciu krajinu?
Krajina Drimuczych Traw.
Prawylna nazwa. Krajina Drimuczych Traw Koy due dawno ja tak i nazwaw krajinu, de ywu. Ae chto wam skazaw pro ce?

Nazwu krajiny ja proczytaw w arkuszach, jaki wy zayszyy (ja chotiw skazaty


pid pekom, ae zamjawsia) zayszyy w swojemu budynku.
Ja rozwjazaw paszcz, distaw krupynku i podaw Dumczewu.
Ot, Sergiju Sergijowyczu! Ot krupynka, jaka widnowy wasz zrist!..
Win podywywsia na mene i skazaw:
Czornyo! Meni potribne czornyo, szczob napysaty zanowo szczodennyk.
Dywna ricz, podumaw ja, czomu Dumczew widwernuwsia wid krupynky?
Czy, moe, ci krupynky zowsim ne widnowluju zrist? Ta pro ce meni Dumczew ne chocze skazaty?

Czomu perszi sowa, jaki Dumczew skazaw, pobaczywszy mene w Krajini Drimuczych Traw, buy wymoweni nym tak, niby win dawno mene znaje? Niby cia dywowyna
krajina, de ja zjawywsia, najzwyczajnisikyj mikyj bulwar: na awoczkach sydia
niani, wony zajniati swojim wjazanniam i zridka pozyraju, jak bawlasia dity. I na
ciomu bulwari win zustriw mene susida po kwartyri.
U dwoboji ludkoho rozumu z bahatohrannistiu instynktiw meszkanciw cijeji krajiny peremocem wyjszow rozum. Dumczew, wrachowujuczy awtomatycznyj mechanizm
yttia komach, zastyhli obmeeni formy jichnich instynktiw, ne tilky ne zahynuw w cij
krajini, a ja postawyw syu jichnich instynktiw na subu sobi ludyni.
Jakyj osobywyj spokij, ja skazaw by prystrasnyj spokij, projawlawsia w usich
joho ruchach.
Tak, Dumczew ne zdywuwawsia z mojeji pojawy w joho krajini i ne spytaw, jak ja
opynywsia tut. Oczewydno, dowhe yttia w ciomu switi, de na tebe bezupynno czekaje
nebezpeka, de ludyni z jiji hordym rozumom konoji myti treba rozwjazuwaty skadni
zawdannia, ce dowhe yttia prywczyo Dumczewa ni z czoho ne dywuwaty.
O win widijszow na kilka krokiw wid mene, podywywsia na jaki slidy, prysuchawsia do szarudinnia derew-traw i poczaw rozmowlaty sam z soboju. Ce bua, mabu,
joho zwyczka. Wona skaasia w nioho protiahom desiatkiw rokiw yttia u Krajini Drimuczych Traw. Howoryw win due powilno, tycho i wyrazno.
Szczo ty skaesz pro nioho? zapytaw win sebe pro mene i tut-taky sobi widpowiw: Szczo skau? Nadto we win cokocze! Zowsim jak konyk. Metuszysia, haasuje. Niby w hariaczci. Szczo z nioho wimesz? Moodyj win
Tut ja nabrawsia duchu j perebyw joho:
Jak e wy, Sergiju Sergijowyczu, ne zdywuway? Raptom ni sio ni wpao zjawlajesia ludyna tut, u waszij Krajini Drimuczych Traw A wy ni pro szczo ne pytajete?
Win spokijno i czitko widpowiw:
Czoho dywuwaty? Use prosto i jasno. Ludy we widkryy skad spouk, jaki
zmenszuju i widnowluju zrist, ot wy j zjawyysia tut. Dumczew uwanym, dowhym
pohladom wdywlawsia w szumywi werchowittia i tycho, serjozno spytaw: Czomu ne
jdu siudy inszi ludy?
Ni! Ni! zakryczaw ja. Nawiszczo ludiam zajmatysia poszukamy jakycho
tam spouk, szczo zmenszuju i widnowluju zrist? Suczasni mikroskopy dopomahaju
dosy dobre wywczyty najdribniszi organizmy.
Ne poywszy, ne pobuwszy w Krajini Drimuczych Traw, wywczaty jiji?! Dywytysia kri skelcia mikroskopa?..
Ja ne widpowiw na ce zauwaennia. Nasza rozmowa urwaasia.
Potim ja poczuw, jak win znowu rozmowlaje sam z soboju:
Ae jak e wona, cia metuszywa ludyna, opynyasia tut, nedaeko wid moho

budynku?
Jak? wyhuknuw ja. Ade wse poczaosia z arkuszykiw u buketi.
Dumczew zdywowano hlanuw na mene.
Pro jakyj buket wy kaete?
Jako uweczeri w nomer hotelu do mene zaetiw buket kwitiw, a w niomu arkuszyky, zahadkowi arkuszyky.
Wy szczo putajete, dobrodiju.
Anitrochy!
Buket kwitiw arkuszyky hotel Win serdyto znyzaw peczyma.
Ja wiw dali:
Arkuszyky j proczytay za dopomohoju mikroskopa, arkuszyky waszoho szczodennyka.
Obyczczia Dumczewa oswityo trywonoju radistiu.
To joho znajdeno? Win dijszow do ludej?
Chto? Pro koho, pro szczo wy kaete?
Pro swij szczodennyk widkryttiw, zrobenych za wsi roky moho perebuwannia
w Krajini Drimuczych Traw. Czy wsi, czy wsi arkuszi szczodennyka znajdeno?
Try arkuszi! Try arkuszi. Wony buy zahadkowi i nezrozumili.
A jich buo bahato, due bahato! z hirkotoju mowyw Dumczew. Jich nasyu
nis na sobi mij werblud. Ae win zahynuw, mij werblud, mij pawuk-wowk. A ja wse jszow
i jszow Na piwnicznyj schid, na piwnicznyj schid, do altanky. Ja chotiw pereprawytysia czerez Weyku Powilnu riczku. Buria Plit perekynuwsia. Pid wodoju czudowyko
ochoroniao mij szczodennyk. A potim witer rozwijaw arkuszi Witer
Dumczew zamowk. A ja wse bilsze j bilsze wiryw u te, szczo win skoro, moywo
siohodni, powernesia do ludej. I ne treba bude dumaty pro czornyo, ne treba dobuwaty
papir u paperowych os. Dumczew powernesia do ludej i spokijno pryhadaje, widnowy,
powtory te, szczo buo w nioho u szczodennyku. Skilky neszczas, zyhodniw, ychych
pryhod pereborow win, skilky widwahy, praci, napoehywosti, wynachidywosti projawyw, szczob zbahatyty ludstwo nowymy znanniamy j donesty do ludej swij szczodennyk,
wid jakoho zayszyo tilky try arkuszi!.. Teper wse ce pozadu.
Ja chotiw widrazu powesty rozmowu pro ce, ae ne znaw, z czoho poczaty. Krupynka rostu eaa na zemli pered namy. Treba buo tilky rozwjazaty paszcz. Ae odyn
raz ja zaproponuwaw jomu krupynku, a win odwernuwsia wid neji. Czomu?
Dumczew perebyw moji rozdumy i postawyw swoje persze zapytannia:
Ote, wy kazay, szczo ludy szcze ne wynajszy skadnych spouk, jaki wpywaju
na zrist ywoho organizmu. Ae jak e wy siudy potrapyy?
Staosia tak, szczo w mojemu rozporiadenni opynyy poroszok i dwi krupynky.
Wony eay na stoli u fanernomu budynoczku.
I wy prokowtnuy poroszok, czy ne tak?
A ociu krupynku, Sergiju Sergijowyczu, zbereeno dla was, skazaw ja twerdo,
spokijno i prostiahnuw jiji.
Miszok! Hlate, jakyj dobriaczyj miszok!
De? Pro szczo wy kaete?
Do nas nabyajesia weykyj miszok. Jak, wy ne baczyte? Dumczew pokazaw
na weyku husenyciu, schou na tu, jaku ja pryjniaw koy za udawa.
Czomu wy ciu husenyciu nazywajete miszkom?
Ae Dumczew ue zirwawsia z miscia j pobih za husenyceju, znyk u trawach.
Skoro win powernuwsia i weseo huknuw:
Wysteyw! Z dobrotnych szowkowych nytok spete wona oboonku-kokon. A ja
jiji z cioho miszka wytruszu. Bude dla was choroszyj spalnyj miszok. Win popeskaw
dooneju po swojemu doroniomu miszku. Ne hirszyj wid cioho
Ae ja powernuwsia do pererwanoji rozmowy:

Tak ot, Serpiju Sergijowyczu, buo u mene dwi krupynky. Odna ocia
A druha? spytaw Dumczew.
Druhu wkotyy skarabeji.
Rozumiju, rozumiju Wkotyy w hnojowu kulu. A czy ne pokaete wy misce, de
baczyy wostannie skarabejiw? Zabraty u nych krupynku! Szczo , ludyni newako perechytryty zwira. Jakszczo skarabeji kotyy kulu-komoru, tobto taku kulu, w jaku wony
widkadaju jajce, to krupynka bude naszoju. Ae jakszczo jakszczo skarabeji kotyy
kulu ne dla potomstwa, a szczob zjisty jiji, to krupynka propaa!

Hirka obraza, tiake neporozuminnia postay mi mnoju i Dumczewym.


Jak ce staosia?
Wid miscia sutyczky z bohomoom, iz strasznych pyok jakoho mene wriatuwaw
Dumczew, my piszy szukaty skarabejiw. My jszy do riczky, szczob pereprawytysia na
toj bereh tudy, de skarabeji spychnuy mene u wodu. Dumczew iszow poperedu. Za
peczyma win nis weykyj miszok z kartonom, dobutym u misti os, a w rukach szablu.
Jak ja nezabarom pereswidczywsia, Dumczew maje szczodnia pidsterihaw husenyciu, koy wona, wypustywszy nytky-motuzky, pidwiszujesia do rosyny ta wyhotowlaje kokon. Dumczew pererizaw motuzky hostroju skakoju czerepaszky, wytruszuwaw
husenyciu z kokona-miszka, a potim prosoczuwaw joho specilnym rozczynom.
Tak kokon husenyci stawaw miszkom. U Krajini Drimuczych Traw mona buo z
uspichom rozdobuty i wisk, i kreozot, i aky, i jod, i inszi skadci spouky.
Dumczew iszow ehko j szwydko. A ja pentawsia za nym iz swojim kunkom-paszczem. W niomu buy kula-krupynka i derewjana oka, z jakoju ja ne chotiw rozstawatysia.
Ja jszow i dumaw: czomu, koy ja zaproponuwaw Dumczewu krupynku zrostu, win
na neji j ne hlanuw, a zahoworyw pro czornyo? Dywno Ade dosy jomu prokowtnuty krupynku i za hodynu abo dwi win buw by u sebe za stoom w aboratoriji. Pisla
stilkoch rokiw samotnosti!
A tut jomu szcze dowedesia pereroblaty na papir karton, jakyj win nese w miszku
za spynoju.
Dumczew nenacze widhadaw moji dumky. Win skazaw:
Ludyna bahato czoho pidhedia u komach, ludy bahato szczo wziay w nych dla
rozwytku kultury Chocza b czornyo
Ja, zwyczajno, poczaw nehajno pojasniuwaty, szczo czornyo wyroblaju z anilinowych farb.
Wy, mabu, ne rozumijete, pro szczo ja kau, zapereczyw Dumczew. Ludyna szcze do waszych farb pomitya czornylno-horichowu muchu i ti dywni narosty,
jaki wona robya na rosynach, czornylni horiszky Prosta ricz czornyo, a jakyj
strybok zrobya z joho pojawoju ludka kultura. Sposterihaty, wywczaty yttia komach.
Tut stilky bahatstw!
Czornyo ce dribnycia, zapereczyw ja.
Komacha prokoluje ystok, wiw dali Dumczew, ne zwernuwszy uwahy na moji
sowa, widkadaje jajeczko, potim utworiujesia horiszok, w jakomu ywe yczynka. I
ludy poczay wyhotowlaty z cych dubowych horiszkiw czornyo. A papir? Paperowi osy
pidkazay ludyni, jak wyroblaty papir z derewyny. Papir z llanoho hanczirja obchodywsia nadto doroho. A kultura ludstwa wymahaa bahato, due bahato zrucznoho j
deszewoho materiu dla pyma paperu. Osy we miljony lit wyszkribaju swojimy

szczeepamy wookoncia derewa, roztyraju jich na dribnyj poroszok i, wydilajuczy


kejku ridynu, zlipluju paperowu kulku. Ciu kulku wony presuju szczeepamy, peretworiuju jiji na toneku pastynku. I materi dla stin jichnioho yta hotowyj. ysze
rokiw sto tomu buo widkryto sekret wyrobnyctwa paperu z derewyny. I na takomu paperi my zaraz pyszemo i drukujemo knyky. Ade ce technicznyj pereworot, weyczeznyj
strybok kultury wpered!
My jszy dali.
Ja dumaw: jakyj czudnyj uroczystyj wyraz buw na obyczczi Dumczewa, koy win
zahoworyw pro czornylnych much, pro paperowych os, a ot koy ja jomu podaw krupynku
zrostu, win naczebto j ne pomityw jiji. Czomu? zapytuwaw ja sebe. Szcze nejasna,
straszna dohadka spaa meni na dumku: newe prystrasnis i oderymis doslidnyka,
perszowidkrywacza peremohy w niomu baannia powernutysia u weykyj swit? Newe
win ne chocze rozuczatysia z Krajinoju Drimuczych Traw?
Wraz Dumczew zupynywsia i zahoworyw sam do sebe:
Slid hadaty, szczo moodomu panowi (ce win kazaw pro mene) zowsim ne ehko
nesty u paszczi wanta. Ae miszok mij wszczer nabytyj kartonom. A treba, szczob
ruky w nas buy wilni.
Win obernuwsia do mene:
Czy ne kraszcze zachowaty naszi reczi w nadijnomu misci? Bude ehsze jty. My
schowajemo jich u hnizdi chalikodomy.
Ce sowo chalikodomy win wymowyw z hybokoju poszanoju.
Dumczew odijszow ubik, perejszow widkrytu halawynu j zupynywsia.
Wysoko w nebo wpyraasia werszynoju weyczezna, hoa, zowsim bez zeeni kamjana hora. Do hory prylipyasia bilasta napiwkruha sporuda. jiji w kilkoch misciach
buo proswerdeno. Pidijszowszy bycze, ja pobaczyw, szczo otwory ci hadeki i kruhli.
Kraszczoho miscia dla zberihannia reczej ne znajty, mowyw Dumczew. My
pered oseeju chalikodomy, bdoy-mulara. Moodi bdoy, probywszy pokriwli
swojich hnizd i spilne skepinnia, wyetiy. Zaraz tam poronio, wse tut bude cie.
Dumczew uziaw z mojich ruk kunok, poprawyw za spynoju miszok z kartonom i
poczaw ehko schodyty na horu. Z hory win perebrawsia na bilastu sporudu, szczo prylipyasia do neji.
Ja nasyu wydersia slidom za nym. Wsi reczi Dumczew spustyw na dowhych motuzkach w otwir sporudy, a potim zatuyw otwir kaminniam.
Spodiwaju, wy zapamjatajete ce misce? spytaw win.
Ae ce nemoywo!
Wczisia topograji u bdi.
Topograja? Do czoho tut topograja? Tut instynkt. Rezultat miljoniw rokiw
prystosuwannia. Ae instynkt slipyj! Wkraj obmeenyj, zawdy awtomatycznyj!
Ja skazaw ce rizko. Ta chiba ja chotiw buty rizkym? Prote ja sam widczuw, szczo
wyjszo obrazywo i powczalno.
Dumczew riszucze zapereczyw:
Nisenitnycia! Bdoa zawdy bezpomykowo znachody swoje hnizdo.
Zwisno, ce tak! ue zapalno wyhuknuw ja. Ae perenesi ce hnizdo wbik,
nechaj zowsim byko, tak, szczob bdoa baczya joho, i wona ne wpiznaje swoho
hnizda. Wona powertajesia tilky na te misce, zwidky wona poetia. Tut instynkt. A wy
skazay: ludyni treba wczytysia u bdoy, nasliduwaty jiji. Ta ce bezhuzdo! U bezkrajniomu okeani ludyna znajde ludynu. Rozum stworyw kompas ta inszi najskadniszi instrumenty.
Pochmura skadka zalaha bila hub Dumczewa. Nastaa chwyyna wakoho mowczannia. Potim Dumczew skazaw:
A wse-taky ludyna wczyasia u bdoy-chalikodomy. Bdoa pryhotuwaa cement. Z cementu pobuduwaa oce yto dla swojich naszczadkiw. Wapniakowo-hynysta

zemla, zmoczena synoju bdoy, tuawije na powitri i tuawije nazawdy! Dumczew


maje wykryknuw ce sowo nazawdy.
Oczewydno, joho due dijniao moje zauwaennia pro te, szczo ludiam nema czoho
wczytysia w chalikodomy.
Ja mowczaw.
Moje mowczannia win wytumaczyw jak zapereczennia. Z jakymo wykykom, ne
dywlaczy na mene, win wiw dali:
Wona, cia skromna bdoa-mular, podaruwaa ludyni tajemnyciu cementu.
Ja sprobuwaw zapereczyty Dumczewu, ae win rizko perebyw mene:
Starodawnia ludyna bua due spostereywa. Jehyptianyn pomityw: chalikodoma buduje swoje hnizdo na kameni z cementu. I budiwnyky jehypetkych piramid
zwernuysia do cementu. W ciomu wony nasliduway chalikodomu. Cement skripyw piramidy nazawdy! Do naszych dniw!
Wid dejakych piramid zayszyasia kupa rujin, zapereczyw ja.
Pry ciomu ja czomu zhadaw pidpys pid malunkom piramidy w odnomu albomi z
istoriji Starodawnioho Jehyptu: Ne sudy pro mene nyko poriwniano z kamjanymy piramidamy, bo mene buduway tak: hyboko w booto zanuriuway erdynu, potim jiji
wyjmay ta zbyray naypyj do neji mu; iz cioho muu wyhotoweno moju cehu.
Cej napys odnoho faraona na piramidi ja proczytaw uhoos Dumczewu.
Znaju, znaju! skazaw Dumczew. Piramida Asychisa. Chwastoszczi ne dopomohy wona rozwaya. Ae rozkopky wstanowyy, szczo dla skripennia cehyn
jehypetki budiwnyky te zastosowuway wapnianyj wjauczyj rozczyn cement chalikodomy. U neji wczyysia.
Sergiju Sergijowyczu, jak buduway piramidy starodawni jehyptiany ce sprawa
istoriji. Ue widkryto nowi wjauczi materiy portandkyj cement, hidrawlicznyj
cement. Cement daw moywis stworyty nowyj budiwelnyj materi beton. Teper
ludy sporuduju iz zalizobetonu budynky, weyki mosty, perekryttia I zowsim ne
bdoa pidkazaa wynajdennia zalizobetonu.
Dumczew prysuchawsia, win powtoriuwaw edwe czutno:
Zalizobeton beton hidraw ne rozumiju
Pohotesia zi mnoju, Sergiju Sergijowyczu, mowyw ja tycho. Ludyni
nema czoho wczytysia ni w cijeji bdoy, ni w inszych komach u cych ywych maszyn.
Szczo? Jak wy skazay?
Usi ci komachy ywi maszyny! Nyczi organizmy!
Jakyj bil spotworyw obyczczia Dumczewa! I ja zrozumiw: hirka obraza laha mi
namy.
My spustyysia na zemlu. O i trapyosia, skazaw ja sobi: ne strymawsia, zawdaw
bolu tij ludyni, do jakoji prywjazawsia szcze todi, koy ne znaw i ne baczyw jiji. Ade ja
tak szukaw, daw zustriczi z neju w cij Krajini Drimuczych Traw! Wona wriatuwaa
meni yttia I o ja obrazyw jiji.
Ja jszow slidom za Dumczewym. Sonce stojao we zowsim wysoko. Ja we czas
porywawsia skazaty, szczo poczuwaju sebe wynnym pered nym, ae ne znaw, z czoho
poczaty.

Homonia riczka Zapizniych Dokoriw, do jakoji my pidchodyy, i ot ue z-za derewtraw bysnuy jiji burchywi wody.
Czerez riczku my pereprawymosia na potu. Win prywjazanyj nedaeko, bila poworotu. Na tomu boci my pidemo slidamy skarabejiw. Nazdoenemo jich, zaberemo

druhu krupynku zworotnoho zrostu, skazaw Dumczew.


Dowhymy hakamy (suchymy sosnowymy hokamy sosny) my widsztowchnuysia
wid bereha j popywy.
Wprawnoju rukoju Dumczew skerowuwaw plit do bereha. Raptom ja poczuw, szczo
nepodalik chto bje wesamy po wodi. Ohlanuwsia i zadywywsia. Porucz z potom
pywy weyczezni wodiani czudyka ywi czowny z wesamy na koczetach. Ci
czowny z weykymy pylnymy czerwonymy oczyma to pantruway szczo u wodi
zawmyray i posuwaysia due powilno, to priamuway wpered. Wesa, porosli szczetynkamy, byy po wodi, i czowny z nejmowirnoju szwydkistiu mczay po riczkowij hadini.
Zahybel nasza bua b nemynucza, jakby chocz odyn z czowniw zaczepyw na chodu nasz
plit, win myttiu perekynuwsia b.
Stete! Chrebtopaw proobraz wesowoho czowna. Zadni nohy cijeji wodianoji
komachy wesa trymajusia nemowby na koczetach, i kinci jichni wkryti szczetynkamy. Ducze sztowchajte plit! kryknuw Dumczew. Chrebtopaw nazdohaniaje!
I maje cijeji myti chwyla obdaa nas. Plit zachytawsia, zakrutywsia. Dumczew
perebih na druhyj kraj potu. Riwnowahu widnowyty buo wako. Plit due zaywao
wodoju. Win nachyywsia, i odyn joho kraj zanurywsia u wodu. Dumczew wyriwniaw
joho.
Nebezpeczna chwyyna mynua. Praciujuczy hakom, Dumczew spokijno kazaw:
Chto znaje, czy ne pidhedia perwisna ludyna, jak peresuwajesia po wodi
chrebtopaw? Pidhedia i nawczyasia wyhotowlaty wesa z koczetamy
Dumczew ne dohoworyw. Posztowch znyzu! Plit staw wertykalno, i my obydwa
opynyy u wodi.
Chwyli zayway nas ta widnosyy wbik.
Chrebtopaw porucz! Pirnajte!
I Dumczew znyk pid wodoju. Ja pirnuw za nym.
Prywydiosia ce meni, czy szczo? Pid wodoju peredi mnoju wynyk nezwyczajnyj
krysztaewyj terem. U ciomu teremi, na stowburi jakoho derewa, spokijno sydiw Dumczew i znakamy zaproszuwaw mene do sebe.
Ni, ce meni ne prywydio! O i ja opynywsia pid prozorym, niby krysztaewym
dzwonom.
Argironeta! Sriblanka! zrozumiw ja, zhadawszy wse, szczo czytaw pro pidwodni aerostaty w zapyskach Dumczewa.
Dychajte tut wilno, jak na zemli, poczuw ja spokijnyj hoos Dumczewa, koy
wmostywsia poriad z nym na stowburi.
Ja poczaw rozdywlatysia. Kri prozoru oboonku terema, w jakomu my sydiy, ja
baczyw, jak towsti stowbury neznajomych meni pidwodnych derew tiahysia z dna
riczky, splitaysia, pereplitay, tremtiy w chystkij wodi ta znykay de uhori. Dowhi
bokowi stebyny steyysia za teczijeju, niby pywy kudy daeko-daeko.
Pewno, zamao miscia stao na zemli mohutnij rosynnosti Krajiny Drimuczych
Traw, i wona rynua u wodu.
Raptom za hustym spetinniam wodorostej, zowsim nedaeko wid nas, ja pobaczyw
paajuczi oczi. Wid hiky do hiky, wid stowbura do stowbura prostiahysia kanaty.
My sydiy na suczkach pidwodnoho derewa, skripenych pawutynniam, sposterihay dywne prymchywo-riznomanitne yttia pidwodnoho carstwa. Mi stowburamy,
stebynamy j hikamy myhtiy tini newidomych twaryn. To pawno, to rwuczko wony
roztynay wodu.
U ciomu dzwoni my moemo sydity spokijno, skazaw Dumczew. Rozumijete wy, szczo cia sporuda wriatuwaa nas wid bidy? Wodoaznyj dzwin, pokazaw win
na sitku, zitkanu argironetoju z pawutynnia, pawuk postupowo zwilniaje joho wid
wody i zapowniuje powitriam. Kona bulbaszka powitria, prykripena do pawutynnia,
wytisniaje, jak ce widomo z zyky, riwnyj objem wody. Teper wy ne sumniwajete, szczo

ludyni ne buo potreby mudruwaty tam, de pered neju buw ue hotowyj zrazok pryrody?
Szczo za nisenitnycia! chotiw ja wyhuknuty, ae zhadaw naszu nedawniu rozmowu pro cement, zhadaw, jak obrazya wona Dumczewa, i promowczaw.
Win znowu zwernuwsia do mene, ae ja posawsia na swoje neznannia wodoaznoji
sprawy.
Wyrynuwszy iz dzwona, my wypywy na spokijnu hadi wody, a potim z weykymy trudnoszczamy wyderysia na strimkyj bereh.
Ote, rozpoczynajemo poluwannia na skarabejiw, mowyw Dumczew. Wedi
e mene tudy, de wostannie baczyy jich z kueju, w jakij bua krupynka.
Ja wdywlawsia, rozdumuwaw.
Baczyw ja skarabejiw dwiczi. Odnoho razu, koy wony wlipyy krupynku w kulu,
pokotyy ciu kulu za pasmo horbiw, a inszym razom na ciomu berezi. Zi strimkoji kruczi
ja j upaw u riczku.
De wy wpay? Pokai misce. Ja powiw Dumczewa berehom:
Tam bua krucza wyhyn zakrut riczky, kazaw ja.
Dumczew prywiw mene do strimkoji kruczi: Ce buo tut? Czy, moe, otam, bila toho
zakrutu? Tam te je krucza. Abo liworucz de riczka zawertaje.
Ja ne znaw, szczo widpowisty. Usi kruczi j zakruty riczky buy dla mene tut odnakowi.
Ne bentetesia. Pokai meni chocz napriamok, jakym wy z lisu pryjszy do riczky,
skazaw Dumczew.
Ja powiw buw Dumczewa w toj bik, de jakyj kuszcz i derewo, szczo stojao poriad
z nym, wydaysia meni znajomymy. Pidijszow bycze i pobaczyw, szczo pomyywsia.
Probukawszy po berehu, ja pereswidczywsia, szczo meni ne znajty toho miscia, zwidky
ja wpaw, riatujuczy wid skarabejiw.
Ae czy mih ja widmowytysia wid poszukiw krupynky, cina jakoji powernennia
u weykyj swit? I cijeji chwyyny ja podumaw, szczo tut, na berezi, moywo, buy zowsim
inszi skarabeji. A wykradaczi zayszyysia tam, za pasmom horbiw. Prypuszczennia raptowe i niczym ne wmotywowane. Ae rozstatysia z cym prypuszczenniam ja ne mih, a
moe, i ne chotiw: wono mene zaspokojuwao, wywodyo z tiakoho stanu. I ja powiryw
u wasnu wyhadku.
Swojimy dumkamy ja podiywsia z Dumczewym. Win podywywsia na mene pylno
j uwano:
Wy proponujete pochid za pasmo horbiw? Dobre. Ja zhoden.

Szczo dali my jszy, to bilsze ja poczynaw rozdumuwaty: ade Dumczew zbyrajesia


rozdobuty czornyo i, oczewydno, zayszysia w Krajini Drimuczych Traw prodowuwaty
doslidennia i zanowo pysaty swij szczodennyk. Wse ce prykro, nezrozumio. I czomu
win uchylajesia wid rozmowy pro hoowne, pro powernennia? Czomu ne zapytuje pro
moji dalszi namiry?
Mabu, wyhlad u mene buw pochmuryj i rozhubenyj. Ja pro ce zdohadawsia tomu,
szczo Dumczew czasto sturbowano ohladawsia j dywywsia na mene. Win zupynywsia i,
baajuczy widwernuty mene wid pochmurych dumok, skazaw:
Wy, zwyczajno, znajomi z notnoju gramotoju?.. To pamjatajte: ue obczyseno
kilka udariw krya komachy na chwyynu.
Ja ne widrazu zbahnuw, pro szczo win kae.
Czujete? ety bdoa Pid czas jiji polotu czuty zwuky Prysuchaysia?
La!

Prawylno. I ce widpowidaje czotyriomstam soroka podwijnym koywanniam na


sekundu. Prysuchajtesia do nowych zwukiw.
Do!
Cej zwuk widpowidaje triomstam trydciaty koywanniam kry bdoy na sekundu. Ne czotyrysta sorok, a trysta trydcia, na sto desia mensze. Bdoa, mabu, due
stomena W Krajini Drimuczych Traw, zapluszczywszy oczi, ja perszoji-lipszoji chwyyny po zwukach znaju wse, szczo dijesia nawkoo mene: czy stomeni, czy sturbowani
meszkanci, czy z noszeju etia wony, czy poronem, kudy priamuju. Tut ja perewiryw
tabyciu wysoty zwukiw, szczo jich utworiuju rizni komachy. Z tabyceju ja oznajomywsia dawnym-dawno, w aboratoriji. Komachy pomachamy kry poroduju rizni zwuky.
Czasti pomachy maju odnu wysotu, ridki inszu. Szcze z dytynstwa ja nawczywsia
wyznaczaty wysotu zwukiw riznoho tembru. Ade bu-jakyj muzykant odrazu skae,
jakoji wysoty notu wziaa spiwaczka abo spiwak. Tut use ce stao meni w pryhodi. Krya
tutesznich meszkanciw! Szczo moe buty cikawisze i powczalnisze dla ludej, ni nauka
pro krya i poloty!
Dumczew, rizko zwernuwszy wbik, powiw mene do halawyny, szczo wydniasia
kri huszczawynu traw. Do derewa kraj halawyny buo prypjato kryatu istotu.
Dumczew pidijszow bycze i poczaw pojasniuwaty. U rozpowi wplitaysia spohady pro joho perszyj, jedynyj, dawnisznij polit na jarmarku.
Ot baczyte, baczyte! kazaw win. O jak treba buduwaty maszynu dla polotiw u powitri! Ce. babka z dwoma paramy kry: odna para roztaszowana trochy wyszcze
za druhu. Kona para kry u babok rozwywaje jak pidjomnu, tak i tiahowu syu. Ci krya
ne tilky pidtrymuju, ae j nadaju ruchu aparatowi. Nawi sabkyj ruch dowhych kry
rozwywaje weyku tiahowu syu. Ciu duu babku nazywaju koromyso.
Dumczew widwjazaw babku. Wona myttiu poetia i znyka z oczej.
Szczo, chiba ne czudowa w poloti? Dywisia, ot iszcze odna taka sama na pryponi. Perednia obowa czastyna kry twerda, a zadnia hnuczka. Ote, kryo awtomatyczno zminiuje kut zustriczi z potokom powitria zaeno wid toho, kudy spriamowuje babka swij polit: whoru, wnyz, praworucz, liworucz. Szczo, dobra?
Dumczew zapytywo dywywsia na mene.
Ja mowczaw. Win po-swojemu zrozumiw moje mowczannia.
Zdywowani? A zaraz ja pokau wam szczo neperewerszene. Baczyte, o druha
babka z rodyny libellua. Dywisia, jak rozpastani jiji szyroki krya. Ce due motornyj i najbilsz potunyj litun, A rozmiry kry! Rozmiry!
Ja prykynuw: rozmach kry buw wdwoje bilszyj za samu komachu. Ae mene wrazyo jiji zabarwennia.
I ja skazaw:
Jake serjozne i dobrotne zabarwennia! Zadnia para kry maje bila osnowy szyroku temno-korycznewu smuhu toho taky koloru, szczo j tio
Dumczew perebyw mene:
Dytyna wy, czy szczo? Ne na kolir dywisia, a stete za polotom. Baczyte, wona
widpoczywaje. Sydy, a do polotu hotowa. Wona trymaje krya w horyzontalnomu pooenni. Hotowa zawdy Sydy proty witru! Ote, w polit! kryknuw Dumczew.
Rozwjazawszy wuzy kanatiw, win sztowchnuw babku swojeju szabeju osynym
aom. Libellua zetia whoru. Ce buw ne polit. Ce bua zapamoroczywa, ae razom z
tym gracizna hra w powitri.
A sprytnis, sprytnis jaka! A potunis!.. Teper dywisia! wyhuknuw Dumczew.
Sprawdi, buo czym zachopluwatysia. Babka, pereslidujuczy jaku zdobycz, na my
perewernuasia spynoju donyzu. Potim rwuczko wyriwniaasia, zrobya poworot, schopya zdobycz.
Sergiju Sergijowyczu, poczaw ja, wse ce cikawo, ae

Ja chotiw buw rozpowisty pro suczasnu awiciju, pro te, szczo ludyna zdobua krya
i staa woodarem powitria, ae Dumczew ne daw meni wymowyty ani sowa.
Nechaj e ludy wczasia buduwaty swoji litalni maszyny u babok! powczalno
zakinczyw win.
Siohodni-taky uweczeri, podumaw ja, treba bude rozpowisty pro wse, szczo
zdijsneno w naszij krajini za roky joho widsutnosti Pro naszu weyku rewoluciju, pro
mohutnij i ruch nauky wpered, pro kazkowyj strybok techniky Treba zrobyty ce obereno, postupowo. Win bude pryhoomszenyj i wraenyj poczutym. Ade bahato z toho,
szczo win maje namir prynesty w darunok bakiwszczyni, ue znajdeno, widkryto, wynajdeno, wywczeno My poczay pidnimatysia na poohyj horb.
Baczyte? spytaw Dumczew i zupynywsia na samisikij werszyni horba.
Baczu. Dwa tumanni piwkoa w powitri. O wony wysia w odnomu misci, a on
w inszomu misci dwa taki sami piwkoa. Dywne jawyszcze
Dumczew usmichnuwsia:
Ci dwa piwkoa utworiuju krya komachy, jaka praciuje bezwidkazno, z pewnoju szwydkistiu. Prydywisia kraszcze
Wony, ci muchy, ne litaju, a poczaw ja.
Prodowujte, prodowujte, kryknuw Dumczew.
Wony stoja u powitri!
Tak, muchy wysia u powitri! Wony zupyniajusia w bu-jakij toczci powitrianoho
prostoru.
Ptachy litaju poczaw buw ja.
Szczo ptachy! machnuw rukoju Dumczew. Ptachy tilky j umiju szczo litay, szyriaty w nebi i padaty kamenem wnyz.
Pikiruwaty, pidkazaw ja, podumawszy pro pikirujuczi bombarduwalnyky.
Szczo? Pikiruwaty? Dywne sowo skazaw win, rozdumujuczy, j ironiczno
posmichnuwsia. Wczytysia w ptachiw! Czy ne dowedesia todi zanadto mudruwaty?
Nawisyty litalnomu aparatowi chwist Prydumaty tiahowe obadnannia
Propeer, pidkazaw ja. Powitrianyj gwynt.
Ne rozumiju Wsia tajemnycia polotu tilky w kryli. Kryo! Tut i pidjomna
sya, i sya tiahy, i keruwannia. Cioho nawczy ludynu ne ptach, a babka, bdoa, mucha!
Wony wykluczaju to odne, to druhe kryo i raptom rizkyj strybok ubik, whoru, i wnyz.
A jakszczo treba, wysia u powitri. Czomu ty, ludyno, ne prydywlajeszsia, ne kopijujesz
mechaniku jichnioho polotu?
Ja ne zwodyw oczej z komach, jaki stojay w powitri:
Jak jich nazywaju?
Syrfy, widkazaw Dumczew. yczynky syrw ywlasia popeyciamy. Dla
nych ja tut rozwiw kooniju popey. W powitri mou stojaty j meteyky-branyky i bahato inszych komach
Szczo , i zaraz, jak i ranisze, Dumczew pokazuwaw meni te, szczo ludiam ue
bahato rokiw widome. Tak, win chocze zdywuwaty swit widkryttiamy, jaki dawno we
zrobeno. Wertoloty, szczo wysia na misci Reaktywni litaky Pro ce ja dosi ne skazaw ni sowa, strymawsia, zhadawszy, jak mymowoli ja obrazyw Dumczewa w rozmowi
pro cement i koy nazwaw meszkanciw cijeji krajiny nyczymy organizmamy.
A chiba mona poriwniuwaty komachu, jaka stoji u powitri, z wertolotom? Mi
inszym Wertolit wysy u powitri, ce tak, ae win wysy zowsim inaksze, ni komacha.
Gwynt wertolota krutysia w horyzontalnij poszczyni i wertolit wysy. A komacha,
stojaczy w powitri, wilno j ehko machaje kryamy. Czy ne poczynajesia tuji szlach do
nespodiwanych widkryttiw? Tak, moywo, Dumczew u czomu i maje raciju?
I ja ne wtrymawsia, skazaw:

Litaky, stworeni lumy, litaju zi szwydkistiu u wisimsot, tysiaczu i bilsze kiometriw na hodynu.
Dumczew zupynywsia. Uwano podywywsia na mene i, meni zdaosia, zblid. Za
my win posmichnuwsia i chytro prymruywsia:
A wy, hoube, wyjawlajesia, mrijnyk i mistykator!.. Litaky! Hm hm Soweczko nepohane prydumay. Harazd, prypustymo A czy ne wwaajete wy mene za
dywaka, jakyj rady ludiam u wsiomu kopijuwaty komach? Zrozumijte mene prawylno!
Koy ja kau: ludyno, wczy u meszkanciw Krajiny Drimuczych Traw, ja rozumiju tilky
odne: ludyno, wdumujsia, piznawaj, wywczaj pryrodu, trawy! Nachyy! Podywy na te,
szczo ty topczesz nohamy! Ne bu zarozumia! Ot szwydkis waszych fantastycznych
litakiw na hodynu jaka, wy skazay, w nych szwydkis?
Pjatsot, simsot, tysiacza i bilsze kiometriw
Pohano! Zrobi asku, powczisia w dmela, w muchy! wyhuknuw Dumczew.
Dmil prolitaje za chwyynu widsta u desia tysiacz dowyn swoho tia. Pidrachujte,
skilky swojich dowyn pokrywaje za chwyynu wasz litak?
Dumczew wyczikuwalno j chytruwato dywywsia na mene.
Ja poczaw liczyty w dumci: pryjniaw dowynu litaka za desia metriw, i wyjszo,
szczo litak doaje za chwyynu swoju dowynu tysiaczu szistsot dwi tysiaczi raz. Fenomenalne widstawannia wid dmela! Todi ja pryjniaw dowynu litaka za sto metriw, i
pry tij samij szwydkosti wyjawyosia, szczo za chwyynu litak podoaje tilky sto szistdesiat dwisti swojich dowyn. A dmil desia tysiacz. Desia tysiacz!
Zwyczajno, ne mona poriwniuwaty komachu i maszynu swit ywyj i swit techniky. Ricz szcze j u tomu, szczo dribni i najdribniszi rozmiry komachy stawla jiji u dosy
wyhidni aerodynamiczni umowy. A jakszczo zbilszyty linijni rozmiry tia komachy, to
waha jiji zroste w geometrycznij progresiji, inaksze kauczy proste zbilszennia komachy, skaimo, w desia abo sto raz, niczoho ne daje, oskilky nawantaennia zbilszysia
w 103 abo 1003 raz.
A Dumczew kazaw:
Komar, prostyj komar odnym ruchom tilky odnym ruchom! bje wsijeju
szyrynoju powerchni krya zwerchu wnyz. Zdajesia, prosto. A czy pobuduwaa ludyna
litalnyj aparat z machowym kryom?
I znow ja ne znaw, szczo widpowisty.
A czy nawczyysia ludy w komach, kazaw Dumczew, buduwaty taki aparaty, szczob wony, jak komacha, widkyday kryamy potoky powitria w bu-jakomu napriamku ta wmiy pidijmatysia na nych pid bu-jakym kutom i z bu-jakoju szwydkistiu? Widpowidajte: czy dodumay wy do takych litakiw?
I na ce zapytannia ja ne znaw, szczo widpowisty. Promowczaw.
I todi tycho j prosto Dumczew skazaw:
Ni, ne cej moodyj pan rozpowis ludiam use, szczo win tut baczyw O, jakby ja
sam mih pryjty do ineneriw: dywisia ot kresennia!.. Uczora wypadkowo ja znajszow
te, szczo, zdajesia, dopomoe postawyty doslid
Pro jaku znachidku kae Dumczew? zdywowano podumaw ja.
Chodimo do pasma horbiw po druhu krupynku! skazaw ja, udawszy, szczo
ne poczuw joho dywnoji ostannioji frazy.
Tak, tak, treba jty, widpowiw Dumczew. Ae pidjom bude wakyj. Zaczekajte tut. Ja nezabarom powernusia.

Ja zayszywsia sam. Zamysywsia, dywlaczy na huszczawynu lisu traw.

Z-za hustoho szyrokoystoho derewa zjawyasia dywna twaryna, niby skadena z


dwoch baoniw. Zwir popriamuwaw prosto na mene. U nioho dwa weyczezni oka. Kone
niby mozajika z szesty maekych oczej. Weyczezni wusa na chodu obmacuway wse.
Szczeepy strachitywi, szabepodibni. Wsi ruchy twaryny rizki j nespodiwani. Chto b ce
mih buty?
Fasetoczni oczi. Try pary nih. Tak ce muraszka!
ehko torkajuczy swojimy wusamy wsioho, szczo traplaosia na szlachu, muraszka raptom powernua liworucz. Pobiha. Cikawo, kudy i nawiszczo wona tak zakopotano popriamuwaa?
Muraszka dosy sprytno wyderasia po stowburu derewa na weyczeznyj ystok. Ja
poliz za neju na nynij ystok na weyke, woochate pootnyszcze, jake e pochytuwaosia. Moywo, ce opuch. Zaderszy hoowu, ja pobaczyw, jak, tisno prytuywszy
odna do odnoji, prypay do nynioji powerchni ystka trawjanysto-zeeni towsteki twaryny. Czas wid czasu odna z nych powysaa na szesty sabekych, tonekych nikach, a
potim znowu prypadaa do ystka i wstromlaa swij hostryj dowhyj chobotok w joho sokowytu mjako.
Twaryny wysmoktuway soky ystia. Na mojich oczach ci istoty staway dedali
hadkiszi.
Ta ce popeyciA!.Tut peredi mnoju weetenkyj cukrowyj zawod, abo, wirnisze,
fabryka cukrowoho syropu.
Popeycia! Buwaju oksamytowo-czorni popeyci, buwaju prozoro-owti abo, jak
tut, trawjanysto-zeeni. Popeyci nikoy, ni wid koho, ni za jakych umow ne zachyszczajusia. U bu-jakoji osoby twarynnoho switu je druzi, je j worohy, je zasoby zachystu.
A popeyci? Wony linywi i do wsioho odnakowo bajdui. I tak samo bajdui do swojeji
doli. Popeycia wysmoktuje chobotkom sik z mjakoti ystka, napowniuje swoje czerewce
cukrowym syropom. Ot i wse.

Pit neba, Syna zirok tak bilsze dwoch tysiacz rokiw tomu rymkyj uczenyj
Plinij Starszyj nazwaw soodku rosu, jaka inodi padaje, niby z neba, na ludej, szczo stoja pid derewom. Nebo bezchmarne, sonce w zeniti. Zwidky cia rosa? Piznisze wse zjasuwaosia ce robota popey. Wony zayszaju ypki krapyny medianoji rosy na ysti
derew. Ruchamy niok wony widkydaju krapynky syropu. ehekyj poduw witercia

i mediana rosa padaje na zemlu.


Priamujuczy slidom za muraszkoju, ja opynywsia na terytoriji swojeridnoho syropno-cukrowoho zawodu.
Temna muraszka szwydko perebihaa wid odnijeji popeyci do inszoji i due obereno torkaa swojimy wusykamy kruhe czerewce to tijeji, to tijeji zeenoji hadkoji chudobynky. Ta trochy pidwodya. Na zadniomu kinci czerewcia wystupaa, wybyskujuczy
na sonci, kruha krapyna prozoroji ridyny. Muraszka adibno kowtaa ci krapyny. O
wona, oczewydno, najiasia. Obereno perejsza z ystka na stowbur, a, z stowbura poczaa sprytno spuskatysia na zemlu. Ja zwisyw hoowu z swoho ystka i dywywsia jij
uslid. Pobaczyw, jak jiji perejniaa druha muraszka. Wona dotykom swojich wusykiw
zupynya perszu muraszku. Syta muraszka prysia na zadni niky i, wytiahnuwszy hoowu wpered, wypustya z rota krapynu syropu. Hoodna potiahasia do sytoji. czastyna syropu perejsza do hoodnoji. Siudy we pospiszay inszi muraszky, i persza muraszka, jaka pohostiuwaa u popey, poczaa wydawaty konij z nych potrochu syropu.
Wse ce buo due kumedno. Ta ja chotiw jisty. Buty na terytoriji cukrowoho zawodu
i yszytysia hoodnym? Ni, tak ne mona. Czomu b meni ne pokusztuwaty cijeji strawy?
Ot pidijty b bycze do zeenych koriwok.
Due dowho ja powz, tiahnuwsia do toho miscia, de obydwa ystky, horisznij i
nynij, maje torkay odyn odnoho. ystok-pootnyszcze tripotiw, chytawsia. Odyn newprawnyj ruch i skoczusia, poeczu wnyz.
Ae wse-taky ja dobrawsia.
Teper popeyci buy maje poriad.
Ja torknuw rukoju odnu hadku chudobynku. Torknuw raz, iszcze raz. Zowsim jak
muraszka. Popeycia nehajno daa meni weyku krapynu ridyny, soodkoji i zapasznoji.
Tak ja perechodyw wid odnijeji do inszoji popeyci, dedali bilsze zachoplujuczy
smakom cioho czudowoho syropu.
Newe Sergij Sergijowycz ne kusztuwaw cioho soodkoho napoju? weseo podumaw ja i wyriszyw: Czas spuskatysia na zemlu. Moywo, Dumczew ue powernuwsia. Zaproszu joho na banket. A wtim, szcze odyn kowtok Sylnyj, rizkyj udar u
timja zwayw mene z nih. Ja zametawsia po weykomu pootnyszczu ystka. Dwi muraszky nakynuysia na mene.

Odna z muraszok potiaha mene z ystka na stowbur, a zi stowbura priamisiko


wnyz. Druha muraszka nazdohaniaa nas. Jakby cia druha muraszka, na zrist mensza,
sprawdi dopomahaa perszij meni b ne mynuty ycha. Ae wsia ricz w tim, szczo wona
postawya sobi za metu pereszkodaty swojij towaryszci. Wona to zabihaa napered i
tiaha mene nazad whoru po stowburu, to, stajuczy wpoperek dorohy, pidstawlaa
swoju spynu, szczob pryjniaty wsiu wahu moho tia obowjazkowo na sebe. Wsim cym
wona due zawaaa weykij muraszci. Ja szwydko zorijentuwawsia w ciomu sumjatti.
Mark Twen opysuje, jak dwi muraszky, znajszowszy nohu konyka, tiahnu jiji dodomu.
Pisla jakycho zowsim perekruczenych umowywodiw wony beru nohu za obydwa
kinci i tiahnu szczosyy w protyeni boky. Zrobywszy neweyku pauzu, wony radiasia.
Obydwi bacza, szczo szczo ne harazd, ae szczo ne mou zrozumity. Znowu berusia
za nohu rezultaty, jak i persze, ti sami. Poczynajusia wzajemni dokory: odna zwynuwaczuje druhu w neprawylnych dijach. Obydwi hariaczkuju, i nareszti supereczka pererostaje w bijku. Wony zcziplajusia, poczynaju hryzty odna odnu szczeepamy i kaczajusia po zemli, poky odna z nych ne porany ruku abo nohu i ne zupynysia, szczob

poahodyty poszkodennia. Widbuwajesia prymyrennia i znowu poczynajesia poperednia spilna i bezhuzda robota, pry czomu poranena muraszka je tilky pereszkodoju.
Dokadajuczy wsich sy, zdorowa tiahne zdobycz i z neju poranenu podruhu, jaka zamis
toho, szczob postupytysia poywoju, wysy na nij.
Chto ne sposterihaw yttia muraszok, jich robotu!
Buy ludy, jaki wwaay muraszok wysoko-organizowanymy twarynamy, nadienymy maje rozumom.
Ae maje raciju Mark Twen, koy kae pro muraszku: Dywno, jak taka straszenna
szaratanka prymudryasia moroczyty stilky stoli trochy ne ciyj swit! I dodaje: Muraszka dobre praciuje todi, koy za neju stey nedoswidczenyj naturalist, jakyj roby
neprawylni wysnowky.
Ae czomu wanta wse-taky prybuwaje za pryznaczenniam, do murasznyka? ysze tomu, szczo kona muraszka, chocz i zawaaje swojij susidci, prote tiahne wanta
do ridnoho hnizda. Ote, jaka zernyna, szczo jiji tiahnu muraszky do sebe, posuwajesia po najbilsz prymchywij krywij, to wpered, to nazad, to praworucz, to liworucz. I
we czas cia zernyna krutysia i perewertajesia.
Use ce ja zhadaw, koy muraszky tiahy mene kudy, i poczaw hariaczkowo mirkuwaty: jak meni wid nych widbytysia?
O odna z muraszok spychnua mene zi stowbura wnyz, ae ja myttiu zaczepywsia
za jakyj horboczok na stowburi i nehajno-taky wytiahnuw nohu, za jaku mene j schopya druha muraszka. Schopya, potiaha whoru i tym samym ne daa wpasty na zemlu.
Tak, szczomyti prystosowujuczy do nedoadnostej jichnioji wzajemnoji dopomohy, ja dopomih muraszkam welmy obereno, dbajywo spustyty mene na zemlu.
Tilky tut ja pomityw: do kuszcziw, na jakych pasysia tabuny popey, prolahaw
utorowanyj muraszynyj szlach. Oczewydno, win tiahnuwsia do murasznyka. Na szlachu
metuszyasia sya-syenna muraszok, wony pospiszay do popey.
Wykradaczi wooky mene dobre wtorowanym szlachom. Tut do nych pryjednaosia
szcze kilka muraszok.
I o ja pobaczyw: za derewamy-trawamy posuwajusia dwa weyki byskuczi uky.
I zdaosia meni, szczo wony tiahnu na motuzkach czerwonu koodu z weetenkymy
zootymy literamy Piner ZM proczytaw ja i podumaw: Tiakyj son!
Muraszky pidchopyy j potiahy mene po zemli.
Treba wyhraty czas, skazaw ja sobi. Abo Dumczew powernesia i wriatuje
mene, abo ja sam szczo prydumaju.
Ja hlanuw na swojich wykradacziw i ne mih ne rozsmijaty. Ade wse, szczo widbuwajesia zi mnoju, nasampered smiszne.
Dosy neskadne zawdannia stojao peredi mnoju: zawaaty muraszkam, jaki
tiahnu mene do murasznyka, i dopomahaty tym, jaki tiahnu ubik.
I tut poczaasia weremija. Ja dopomahaw to odnym muraszkam, to inszym. Tak ja
pobuwaw i bila odnoho uzbiczczia dorohy, i bila protyenoho. Potim znowu opynywsia
na muraszynomu szlachu.
Czym bilsze muraszky dopomahay odna odnij tiahty mene, tym ehsze meni buo
zawaaty jim, ja to posuwawsia wpered, to widchodyw nazad, to sidaw na czyju spynu.
Ta ja rozumiw: wony tiahnu mene wse-taky do murasznyka. Tijeji myti, koy ja
opyniu tam, pocznusia najstraszniszi tortury.
Na my pered mojimy oczyma postaw malunok z odnijeji staroji knyky z pryrodoznawstwa. Afrykanki muraszky-kocziwnyky, jaki napadaju na rohatu hadiuku
takyj buw pidpys pid malunkom, de ma-muszcza muraszok znyszczuwaa hadiuku,
szczo zwywaasia w korczach.
Tak, meni bude ne z medom!
Spyna bolia, ruky buy podriapani.
Ae szczo tam poperedu? Horb-murasznyk! Chocz i due powoli, ta wse-taky mene

tiahnu do nioho. Ja buw u rozpaczi.


Ja widczuw: syy moji w cij hri potrochu wyczerpuwaysia. Horb-murasznyk buw
ue byko.

Raptom ja poczuw kryk:


Trymajtesia! Chaj was niszczo ne dywuje!
Ce kryczaw Dumczew. Win, oczewydno, powernuwsia i, ne zastawszy mene na misci, pospiszyw na dopomohu.
Sergiju Sergijowyczu, szczo robyty?
Berei syy!
Murasznyk Tudy tudy tiahnu!
Rozumiju! Baczu! kryczaw Dumczew. Niczoho, ustupi muraszkam! Odnakowo murasznyka wam ne unyknuty!
Tam zahybel!
Cijeji myti muraszky sztowchnuy mene w inszyj bik, i ja ne poczuw widpowidi
Dumczewa.
Sergiju Sergijowyczu! Dywisia Dywisia Szczo robyty?!
amechuza wriatuje was!
Chto?
a-me-chu-za! doynuo do mene.
Ja ne zrozumiw cioho sowa. Ae ne do rozpytiw meni. Dumczew kudy znyk. Potim
win zjawywsia znowu obicz traktu. Dowhoju payceju win hnaw popered sebe jaku rudu
twarynu z dowhastoju hoowoju i z dowhymy buawopodibnymy wusykamy.
Dywnyj uczok! Dumczew pohnaw uczka z uzbiczczia na dorohu.
. Ce amechuza? kryknuw ja.
Ni! Ce uczok-oszczupnyk. Na amechuzu czekajte!
Win sztowchnuw uczka do muraszok. Wony kynuysia na nioho.
Dumczew kryknuw zdala:
Probyrajtesia bycze do nioho!
Nawiszczo?
Piznisze wse zrozumijete!
uczok pidstawyw muraszkam czerewce, a sam popeskuwaw wusykamy muraszok, i wony widryhuway jomu jiu. Widbuwaosia prybyzno te same, szczo ja baczyw,
koy syta muraszka hoduwaa hoodnu. Odna wataha muraszok za odnoju nakydaasia
na uczka. Zapach eteru poszyriuwawsia w powitri.
Ja posuchawsia Dumczewa i probrawsia do uczka. Muraszky kyday do nioho,
asuway eterno-aromatycznoju ridynoju, jaku win wydilaw.
Muraszky zabryzkay mene dribnymy kysymy krapynamy muraszynoho spyrtu.
Ce mene wriatuwao. Lu i zawziattia muraszok pomitno sabszay.
Wony szcze pidsztowchuway mene, ae bez koysznioji starannosti i zawziattia.
Ae szczo, jak kysyj zapach muraszynoho spyrtu wywitrysia?
Dumczew! kryknuw ja. Szczo robyty dali?
amechuza wriatuje was! doynuo zdaeku.
Weyczezna, a do neba hora, czorna, ruchywa, wyrosa peredi mnoju.
Murasznyk! proszepotiw ja i zrozumiw: zahybel nemynucza!
Marno ja ohladawsia. Dumczewa ne buo wydno. Ja wostannie ohlanuwsia i podywywsia na sonce.
Muraszky zatiahy mene do swoho mista.

U murasznyku na mene widrazu nakynuysia poczyszcza, ordy joho meszkanciw.


Wony torhay, macay mene, ae ne zawdaway nijakoho bolu i widchodyy.
Poradu, szczo jiji daw meni Dumczew, ja ocinyw ysze w ci chwyyny, tut, eaczy
w murasznyku. Zapach muraszynoji ridyny, jakoju ja buw zabryzkanyj, zbyw muraszok
z panteyku. I jichnij instynkt buo wwedeno w omanu. Cej zapach zastupyw, prychowaw wid muraszok prysutnis neznajomcia w jichnij oseli.
Czy ne cym pojasniujesia, szczo bahatymy zapasamy charcziw, zahotowenymy
muraszkamy dla naszczadkiw, charczujusia u murasznyku rizni zajdy?
Skilky jich? Ne zliczyty!
U murasznyku ywu hosti najnespodiwaniszych wydiw. Koho tilky tut nema! Pawuky, stonohy, bezkryli i korotkokryli meteyky, tysiaczi j tysiaczi nezwanych darmojidiw.
Odni z nych ni korysti, ni szkody muraszkam ne zawdaju. Inszi nikoy ne napadaju na zdorowych muraszok, a oczyszczaju murasznyk wid trupiw pomerych muraszok i zahybych yczynok, poyrajuczy jich. Korysna robota! Sanitarna oczystka muraszynoho mista. Jiji wykonuju uczky z rodyny karapuzykiw. Ae je j taki darmojidy,
jaki zawdaju hospodariam czymao ycha.
Ta chiba mih ja tut, u perszi chwyyny moho perebuwannia w murasznyku, dumaty pro ci prykady do kursu darwinizmu! Zwyczajno, ni. Pro wse ce ja zhadaw ue
nabahato piznisze.
Szcze tam, na trakti, koy ja buw zabryzkanyj muraszynoju ridynoju, mona buo,
mabu, obduryty muraszok, wybratysia z jichnioho koa j pity he. Ae ja cioho ne zrobyw: po wsiomu trakti i daeko obabicz nioho brodyy sotni muraszok, a zapach muraszynoji ridyny mih wywitrytysia ranisze, ni ja opyniusia u bezpecznomu misci. I muraszky znowu potiahy b mene do swoho mista.
Ja posuchawsia Dumczewa i czekaw na dopomohu, ae poczaw sumniwatysia: czy
skoro pryjde poriatunok?! De i jak Dumczew znajde mene? Jak wyriatuje z bidy? amechuza wriatuje Czy sprawdi ja czuw ci sowa? Jak tiahnesia czas!..
Dotyky muraszok staway dedali widczutniszi i bolucziszi. Riatiwnyj zapach, jakyj
wwodyw w omanu instynkt muraszok, oczewydno, poczaw wywitriuwaty. Muraszky
we micno mene sztowchay, tiahy z odnoho perechodu w inszyj.
Wony tiahy mene kudy u nadra swoho mista. Wstaty na we zrist ja ne mih
gaereji, perechody, korydory murasznyka buy zanadto nyki. Mona buo ysze sydity,
powzty abo jty due zihnuwszy.
O ja opynywsia u mi kromisznij, szczo woruszyasia, spownena riznych szumiw,
szarudinnia j hostrych zapamoroczywych zapachiw. Jaki prochody, kimnaty, spusky
po hybokych szachtach, znowu kimnatky.
Koy, due dawno, szcze chopczykom, ja razom z inszymy chopczakamy rozkopuwaw murasznyky. My nemowby roztynay murasznyk i baczyy joho w rozrizi. Pered
namy buy gaereji, de eay laeczky; kimnaty z yczynkamy, kimnaty, de buo skadeno
jajcia.
Pro ce ja zhadaw tut. Jak daeko i dawno ce buo
Ja we perestaw dumaty, szczo skoro moja mandriwka zakinczysia zahybellu.
Oyway spohady. I w temriawi ja jasno baczyw: krokwy i bantyny hioczky i hyciu
ukadeno tak, szczob wony ne obwayysia. Ci derewjani czastyny sporudy micno trymajusia. Oczewydno, wony skripeni mi soboju zatuawioju zemeju.

Jak namoroczysia w hoowi wid cych szumiw i szarudinnia, wid bezupynnoho ruchu z powerchu na powerch! Dywna wtoma! Ja prytuywsia do jakoji stiny, ae muraszky otoczyy mene j poczay smykaty szczorazu zawziatisze j lutisze. Raptom ja widczuw rizkyj posztowch. Ja upaw, zatuywszy hoowu rukamy. Ae muraszky czoho
pokynuy mene. Szczo trapyosia? Ne rozumiju! Zaczipajuczy, perebihajuczy czerez
mene I sztowchajuczy, mczay kudy poczyszcza muraszok.

Micnyj neznajomyj aromatnyj zapach udaryw meni w obyczczia. Muraszynyj zapach buw kysuwatyj i hostryj, a cej hustyj, yrnyj i duchmianyj. Ja rozpluszczyw oczi
i poczuw zdaeku;
amechuza! amechuza! Ja pryhnaw do muraszok amechuzu!.. De wy?
Hoos Dumczewa nabyawsia. Ae de Dumczew?! De? Temno! I raptom ja widczuw micnyj potysk ludkoji ruky.
Lubyj mij hostiu! Ja wam kazaw: amechuza wriatuje was Siudy, siudy, za
mnoju! kryczaw bila moho wucha Dumczew, tiahnuczy mene.
Kudy? Kudy, Sergiju Sergijowyczu?
Ne bijtesia, zaraz jim ne do nas. Tut u nych amechuza.
amechuza?
Ach, zowsim zabuw! Wy ne znajete, szczo take amechuza! Szwydsze, szwydsze!
Win schopyw mene za ruku.
Z dywowynoju sprytnistiu, raczkujuczy, inodi perepowzajuczy, wij perechodyw z
gaereji do gaereji, spuskawsia z odnoho powerchu na inszyj maje priamowysnymy
chodamy.
Driapajuczy kolina j dooni, czasto stukajuczy hoowoju ob jaki perekadky, ja
pospiszaw sliom za nym.
Potim, potim use wam pojasniu. Szwydsze! Zaraz muraszkam ne do nas: wony
pocznu pyjaczyty.
Chto?
Muraszky.
Pyjaczyty?
Tak, tak! Tilky-no amechuza zjawlajesia w murasznyku, muraszky myttiu zabuwaju i pro swoji yczynky, i pro laeczok, i pro robotu, i pro jajcia, z jakych wyuplujusia jichni naszczadky, wony poczynaju pyjaczyty. Dywisia, dywisia!
Ja niczoho ne baczu.
Ja pidkynuw jim amechuzu w odnu z gaerej. Baczyte: wony mcza powz nas
tudy, do cijeji gaereji. Duchmianyj zapach amechuzy jich prywabluje. Ce jakyj narkotyk. Win wykykaje u muraszok spjaninnia. Na cej zapach muraszky mcza z usich zakutkiw murasznyka amechuza, jak i buawowusyj uczok, wydilaje pjanku ridynu.
Ae napij cej u bahato raziw pjankiszyj. Te misce na tili amechuzy, de wydilajesia cia
ridyna, wkryte neweyczkymy kytyczkamy j szczitoczkamy iz zootawo-owtych woosynok riznoji dowyny. Muraszky adibno zyzuju ridynu, dychaju jiji wyparamy i tak
pjaniju, szczo amechuza spokijno, zowsim bezkarno poczynaje zjidaty najdoroczyj,
neocinennyj skarb murasznyka jajcia, jaki zberihajusia w gaerejach. amechuza
strasznisza za buawowusoho uczka. Ce pomsta za was, dorohyj mij drue!
Tak kazaw Dumczew i probyrawsia kudy upered.
Denne swito we prosoczuwaosia do murasznyka i trochy oswitluwao szlach, jakym my pospiszay.

My buy we byko do wychodu z mista muraszok. W gaereji prosoczuwaosia


swito.
Zaraz oberenisze, skazaw Dumczew. Tam, bila wychodu z murasznyka,
wartowi.
Wartowi? A amechuza? spytaw ja.
Do nych, oczewydno, szcze ne dijszow jiji zapach. Muraszky-wartowi stoja za
proomamy widczynenoju bramoju murasznyka.
Szczo robyty?
O wam zbroja.
Dumczew widamaw szmat tonkoji bantyny i prostiahnuw joho meni. Ce buw uamok zwyczajnoji sosnowoji szpylky.
A w mene, mowyw win, mij kynda, nerozuczna zbroja ao sfensa.
Siamo otut. Widpoczynemo. Muraszky pjani. Ta za namy odnakowo bude pohonia.
Wartowi peresliduwatymu nas.
My wmostyysia na jakomu wystupi stiny. Misce buo zatyszne, spokijne. Zwidsy
my mohy steyty za wartowymy, szczo stojay bila bramy murasznyka. Dumczew styskaw u prawij ruci byskucze brunatne ao sfensa. Rozmowlay my powilno. Widpoczyway.
Ot ycho buo b dla nas, skazaw Dumczew, jakby w ciomu murasznyku
buy ywi dweri!
ywi dweri?
A chiba wy ne czuy pro ywi dweri w murasznykach arkych krajin? Tam proomy w murasznykach ne propuskaju swita. Muraszky zatulaju swojimy kutastymy
kynopodibnymy hoowamy wsi wchody. Taki ywi dweri, zwyczajno, zehka woruszasia, A je j ywi komory mediani horszczyky. Ce te muraszky. Weyke kulaste
zdute czerewce takoji muraszky widswiczuje bursztynom. Wono tuho napownene medom. Tak zberihaju muraszky swoji zapasy. Ci ywi komory, zwisno, ne praciuju, ne
wychodia z murasznyka. Zapasy w nych popowniuju roboczi muraszky.
Sergiju Sergijowyczu! Tut ja poriwniuwaw cej murasznyk z budiwlamy termitiw, jakych inodi nazywaju biymy muraszkamy. Pryhaduju, koy ja proczytaw w odnomu urnali, niby paac jakoho hubernatora w Indiji odnoho czudowoho dnia rozwaywsia, pidtoczenyj muraszkamy. Tam-taky zhaduway wypadok, jakyj wydawsia meni
due cikawym: unoczi arab zahornuwsia w burnus i zasnuw, a koy wranci prokynuwsia,
to pobaczyw sebe hoym termity znyszczyy joho burnus.
Szczo tam burnus? A ot budiwli cych termitiw sprawdi riznomanitni i czudowi.
Wony due wmio obyraju misce dla budiwnyctwa. U nych je pidzemni mista i je mista,
jaki pidnosiasia wysoko nad zemeju na sim-wisim metriw. Pry ciomu kone take
misto pobudowane na swij ad: odni mista konusopodibni, inszi piramidalni. U awstralijkych termitiw je kompasni abo merydinalni hnizda. W hnizdach cych mona znajty
popereczni i pozdowni stinky. Ci stinky roztaszowani tak, szczo pozdownia wi murasznyka spriamowana z piwnoczi na piwde, a popereczna z zachodu na schid. Napriamky ci tak toczno widpowidaju kompasnij strici, szczo mandriwnyky, jaki zabukay, hlanuwszy na hnizdo termitiw, zawdy mou po nych zorijentuwaty. Moywo,
termity sporuduju budiwli tak, szczob zachystyty swoji mista-hnizda wid nadmirnoho
nahriwannia: pozdowni stinky jawlaju soboju najmenszu poszczu dla rozariuwannia
soncem.
Ja z weykym interesom ta uwahoju suchaw rozpowi Dumczewa pro termitiw.

A ci muraszky poczaw buw ja.


Ne slid nazywaty termitiw muraszkamy. Wony nawi ne ridnia muraszkam.
Ludej wraaju rozmiry jichnich budiwel. Tak, sprawdi, budiwli termitiw weyczezni.
Termity prochodia czerez nepowne peretworennia; jichni yczynky, szczojno zayszywszy oboonku jajcia, we pewnoju miroju schoi na dorosych komach. A naszi muraszky
zaznaju pownoho peretworennia. Iz jajcia wyuplujesia yczynka, ae wona ne maje
nijakoji schoosti z dorosoju komachoju: beznoha, miszkopodibna twaryna. Wona maje
szcze zaznaty riad radykalnych wydozmin, projty stadiju cikowytoho spokoju stadiju
laeczky i tilky pisla cioho staje muraszkoju. Muraszkam potribno rozmistyty,
wasztuwaty w swojemu misti j nahoduwaty wsich cych naszczadkiw: jajcia yczynky,
laeczok Chodiw, perechodiw, kimnat, kimnatok, gaerej i powerchiw u murasznyku
sya-syenna.
Dumczew zamowk. Tam, bila wchodiw, powzay muraszky-wartowi.
Teper czas!
Ja stysnuw swoju zbroju w ruci. My kynuysia he z murasznyka.

Ne ohladajtesia! poczuw ja pozad sebe hoos Dumczewa.


My we promczay powz muraszok-wartowych i opynyysia na jakij tychij steci
ostoro muraszynoho traktu.
Pamjataju rizkyj szum, jakyj pryhoomszyw mene, koy my wybihy z murasznyka.
Pamjataju, jak ja widmachuwawsia swojim spysom uamkom sosnowoji szpylky
wid wartowych, jak udaryw odnoho, druhoho, strybnuw czerez kaminnia j opynywsia
nareszti na spokijnij i tychij steci.
Dumczew nazdohnaw mene:
Szwydsze za mnoju! Pohonia!
Sprawdi, muraszky ne widstaway wid nas, maje nazdohaniay.
Poperedu piszczanyj kosohir. Dumczew staw na kraj kosohoru, ae raptom schopyw mene za ruku i kruto powernuw ubik:
Dali! Dali wid kraju!
Obihnuwszy kosohir, my spynyysia bila joho protyenoho kraju. I cym obduryy
muraszok.
Muraszky-peresliduwaczi zjawyysia na tomu samomu kraji, wid jakoho my zwernuy wbik. Wony bihy werweczkoju odna za odnoju.
Sergiju Sergijowyczu! O o muraszka Zowsim byko!
Karteczcziu! raptom szczosyy kryknuw Dumczew. Karteczcziu!
Jaka nisenitnycia! promajnuo u mene w hoowi. art? Dywactwo? Czy bezumstwo?.
Karteczcziu! maje prochrypiw Dumczew. Zap! Karteczcziu! komanduwaw win.
I tut staosia szczo dla mene nezbahnenne.
Hrad kaminnia byw po naszych peresliduwaczach. Znowu j znowu unao:
Karteczcziu! Karteczcziu!
I znowu j znowu piszczani jadra uuczay w naszych worohiw. Zwidky? Jak? Chto
ostupywsia i wriatuwaw nas?
Ja niczoho ne rozumiw, ae baczyw, jak muraszky-peresliduwaczi, obsypani piskom, zrywaysia iz schyu, kotyysia, paday w jaku jamu. A zwidty, z cijeji jamy,
znowu j znowu wylitay piszczynky-kaminnia, kona zawbilszky z hoowu muraszky,
wylitay j byy po worohu.

Nowi muraszky kydaysia do kosohoru, ae koen peresliduwacz, dobihszy, ne mih


uderaty na strimkomu schyli hrad piszczynok zbywaw joho z nih, zemla pid nym
obwaluwaasia. Win padaw, znowu driapawsia whoru, ae znowu piszczanyj hrad zbywaw joho z nih, i muraszka etia w tu samu jamu, zwidky chto za komandoju Dumczewa ciyw u naszych peresliduwacziw.
Ja buw wraenyj i niczoho ne rozumiw.
Dumczew chytro pohladaw na mene j smijawsia. Ta, koy zakinczywsia obstri i ne
zayszy? osia odnoho ywoho peresliduwacza, win uziaw mene za ruku j obereno pidwiw do tijeji piszczanoji kruczi, z jakoji strilay.
Dywisia!
I ja pobaczyw tu samu twarynu, pro jaku pysaw Dumczew u swojich zapyskacharkuszach, muraszynoho ewa, szczo znyszczyw werbluda (pawuka-wowka) iz
szczodennykom razom.

Nezhrabna, towsta, pyskowata hoowa styrczaa z pisku. Szczeepy, nacze rohy,


hostri i dowhi. Czudowyko niby schowaosia u pisku, wystawywszy napokaz tilky swoju
na dywo weyku hoowu.
Nasz riatiwnyk! mowyw Dumczew.
Tocznyj i wucznyj obstri!
Tak, yczynka muraszynoho ewa. Chya komacha. Wona prochody riad peretwore, szczob u kinci jich zjawyty pid wyhladom komachy, jaka mlawo purchaje i
zowni schoa na babku.
Ja suchaw Dumczewa. Ae j dosi baczyw pered soboju, jak muraszky kotyysia u
ligwo czudowyka.
Obyczczia Dumczewa stao zoseredenym i sumnym. Win rozpowidaw pro muraszynoho ewa, ae we czas niby dumaw pro szczo insze. Ja zrozumiw: Dumczew zhaduwaw swoho werbluda.
Muraszynyj ew, rozpowidaw dali Dumczew, woodije i artyerijkoju
wprawnistiu, i inenernoju majsternistiu. Win sporudyw ciu woronku tak, szczo zbyta
z nih muraszka neodminno skotysia wnyz.
My widijszy wbik. Ja podywywsia na Dumczewa. Joho weyki siri oczi nespodiwano powawiszay.
Win zupynyw mene i wyhuknuw:
Skai, jak wy potrapyy do mista Czenka?
Ja zbenteywsia. Ja czekaw cijeji rozmowy, hotuwawsia do neji, ae razom z tym
wona lakaa mene Skilky treba rozpowisty! Jak zminyasia Rosija!
Ja nechotia skazaw:
Pojizdom i zhadaw: Mij kwytok na szwydkyj pojizd do Moskwy propaw
marno.
To wy pryjichay pojizdom, a potim kimy, po wybojistij dorozi. Stukotia po
szpaach koesa I buwaje tak, szczo pojizd ety pid ukis
Ja sucho zauwayw:
Inenery pobuduway nasypy z tocznymy matematycznymy rozrachunkamy. A
gruntoznawci obczysluju kut pryrodnoho ukosu dla konoho okremoho wypadku.
U was tam matematyka. A tut ot muraszynyj ew bez usiakoji matematyky tak
buduje w pisku woronku, szczo warto odnij muraszci ysze odnij muraszci! projty
krajem woronky, i riwnowaha nasypu we poruszena. Rozumijete: waha tia odnijeji

muraszky i nespodiwano rozwerzajesia bezodnia! Bezodnia! A wy twerdyte: rozrachunky inenery gruntoznawci kut pryrodnoho ukosu Muraszka stupya na
kraj piszczynky pokotyy, i jij ue ne wylizty nazad. Tut pomyok ne buwaje. Pobuduje muraszynyj ew swoju woronku ne w miru pooystoju muraszka wyberesia,
kartecz ne zibje jiji, a hospodar woronky zdochne z hoodu. A jakszczo woronka strimka
nadmiru projde po nij muraszka, stanesia obwa, i pisok zasype hospodaria woronky. Ni, tut use toczno! Majsternis neabyjaka!
Ja we znaw pro muraszynoho ewa iz szczodennyka Dumczewa, ae uwano suchaw joho. A jak cia woronka robysia! Spiralno.
Muraszynyj ew chody po kou, nikoju zachopluje pisok, kade na hoowu j wykydaje joho. Tak win prochody odne koo, potim druhe, wucze. Koa wse zmenszujusia j
zmenszujusia. Wychody perewernutyj konus. I na samomu spadi woronky zakopujesia w pisok ew.
Dywowynyj instynkt! skazaw ja Dumczewu. Komacha absolutno ne rozumije i ne znaje, szczo roby, a dije, jak dobre naahodena maszyna.
Naahodena maszyna? Meszkanci cijeji krajiny maszyny? perepytaw
Dumczew, dumajuczy, oczewydno, pro szczo insze i we czas pryskoriujuczy i pryskoriujuczy chodu.

Czy zdywuwaty chotiw mene Dumczew, czy pokazaty te, szczo widkryw win u cij
krajini, czy, moe, moja rozhubenis pryzwea do wsioho? Ne znaju!
Poczao o iz czoho. Dumczew raptom znyk. My priamuway do piszczanoho pasma horbiw. Dumczew kruto powernuw praworucz i znyk.
Ce staosia u hustych zarostiach. Ja zrobyw kilka krokiw, rozsuwajuczy kuszczi, i
opynywsia na halawyni. Tut ja wyriszyw doczekatysia Dumczewa. Ta e stupyw ja na
halawynu, jak na mene posunua jaka dywna twaryna z trioma chwostamy
Ja widskoczyw, zupynywsia. Sumniwiw nemaje ce czerwjak. Ae try chwosty!
O szczo mene zdywuwao.
Sergiju Sergijowyczu! huknuw ja.
Widpowidi ne buo.
Ja stupyw kilka krokiw i znowu zdywuwawsia. Szczo ce? U powitri koo mene krulaa jaka twaryna. Raptom wona sia, zastupywszy meni dorohu. Ja zlakawsia. Potim
zrozumiw: meteyk. Tak, ae meteyk bez hoowy!
Nespodiwano pojawywsia Dumczew.
Baczu, wy zdywowani
Kudy ja popaw?
Wy na poli, de ja roblu operaciji.
Operaciji?
Tak, operaciji! I wy we ne budete dumaty, szczo medycyni niczoho zapozyczuwaty, wywczajuczy ziogiju meszkanciw cijeji krajiny. Wy zdywowani? Z mene dosy.
Niczoho ne rozumiju
Tut wy pobaczyte rezultaty mojeji chirurgiji. Ja perewiryw i pereswidczywsia
na doslidach, szczo okremi czastyny organizmu komachy szcze ywu i todi, koy inszi
czastyny zahynuy. O laeczky meteykiw. Ja zrizaw jim hoowy, i wse-taky kona z
laeczok zakinczuje swij rozwytok i peretworiujesia na sprawnioho meteyka, tilky we
bez hoowy. I ywe bez hoowy. Ae poywe wona nedowho. A ty? nespodiwano zwernuwsia win do chymernoji bdoy, jaka powzaa po ystku. Moroka meni z toboju: ne
choczesz trymaty na swojich peczach czuu hoowu! Hodi, poky czystyty wusyky! Tak
i hoowu sobi widirwesz Iz bdooju pohano! zwernuwsia Dumczew do mene.
Sama ne daje czuij hoowi pryrosty do swojich peczej.
Dywno!.. rozhubeno mowyw ja.
A szczo tut dywnoho? Chodimo iszcze deszczo pokau. Do reczi, czy znaju
naszi ziogy poczaw buw Dumczew.
Dywisia, wyhuknuw ja, o znowu powze jaka czudernaka twaryna z
trioma chwostamy.
Ce ne czudernaka twaryna, a mij piddoslidnyj czerwjak! Ja wydayw czastynu
tkanyny z kincia joho tuuba i zrobyw neweyczkyj eksperyment. Ade obrubanyj chwist
u jaszczirky widrostaje znowu. Ni, ce we ne dywyna. Ja choczu skazaty likariam ocznych chworob: Koegy, czy zadumuwaysia wy, czomu slipyj czerwjak reaguje na swito

lichtaria? Zrobi z cioho wysnowok. Suchajte! Doslidy moji pokazay


Ta ja we ne suchaw Dumczewa. Ja raptom pobaczyw szczo zowsim newidome i
take cikawe, szczo wyhuknuw:
Chto wony, ci kraseni?
Do stebyn-derew buy prypjati try warti uwahy konyky: siryj iz zeenoju hoowoju,
zeenyj iz siroju hoowoju i konyk z hoowoju cwirkuna.
Dopomih jim usim pominiatysia hoowamy, skazaw Dumczew i ohlanuw pacijentiw Operacija wdaasia. Hoowy pryyy, skazaw win i widwjazaw komach
wid derewa.
Konyky strybnuy i znyky w zarostiach. Na chwyynu pered namy zjawywsia konyk z hoowoju cwirkuna.
Ja robyw tut doslidy, wiw dali Dumczew, i pryjszow do wysnowku, szczo
w organizmi komachy zachowani newidomi, ne rozhadani naukoju syy. Doslidujesz,
operujesz twarynu i baczysz, jak poczynajesia w nij jakyj skadnyj proces, poczynajesia nowa forma isnuwannia. Odyn organ zminiujesia, druhyj perebudowujesia, a
twaryna wyywaje. Ade w Krajini Drimuczych Traw, u meszkanciw cijeji krajiny
u komach znowu widnowlujusia wtraczeni nohy, krya, wusyky-anteny, oczi. Meni
zdajesia, szczo cia raziucza regeneracija widnowennia wtraczenych organiw powjazana z procesom yniannia, z hormonom yniannia. Ja prowodu doslidy nad komachamy w pryrodnomu seredowyszczi, de wony ywu, strybaju, litaju, prochodia usi
stadiji rozwytku, ywlasia, rozmnoujusia j pomyraju. U bahato raziw ci doslidy efektywniszi, ni u aboratoriji. ysze doslidywszy ziogiju komach, ja zmih zjasuwaty, de
roztaszowani formotworni centry, jaki znowu widroduju wtraczeni organy.
Ja znajszow tut i takych meszkanciw, u jakych zamis odnoho wtraczenoho prydatka wyrostaje inszyj, i win ue wykonuje zowsim inszu funkciju. Widomo, naprykad,
szczo w paycznyka, jakyj wtratyw wusyk-antenu, wyrostaje czasom zajwa noha. Jakyj centr, nazwu ce umowno toczkoju organizmu, oczewydno, formuje, stworiuje dwa
prydatky: i antenu i nohu. I ne zawdy cej centr rozumije, szczo j do czoho. Jak ce bude
korysno, waywo dla ludej! Jak bahato pidkae ziogam, likariam!..
Dumczew zupynywsia koo samotnioho derewa. Werchiwka joho bua zamana, ae
ne widirwaa, a torkaasia zemli, utworiujuczy arku. Dumczew, stojaczy bila cijeji arky,
dywywsia w daeczi.
Suchajte, wy, meszkanci Krajiny Drimuczych Traw! Miljony rokiw wy berehy,
choway wid ludyny swoji tajemnyci. Ja jich rozhadaw. Ja peredam ci tajemnyci ludyni!
Nawkoo nas, skilky siahao oko, eaa zeena krajina Krajina Drimuczych
Traw. Wona szumia, hua, ni na my ne zatychajuczy. I sowa Dumczewa roztanuy,
potonuy w ciomu postijnomu, mohutniomu szumi j huli.
My ruszyy wpered.
Huszczawyna traw poczaa znowu ridszaty, i newdowzi my pobaczyy owte piszczane pasmo horbiw. Ne tiamlaczy sebe z radosti, ja wyhuknuw:
Otut skarabeji wkatay moju krupynku w kulu i zahnay jiji za horby! I wona
tam, neodminno tam, nasza druha krupynka, jaka powertaje zrist! I my obydwa powernemosia do ludej!
Z jakym zachwatom ja maje prokryczaw ci sowa! Ta Dumczew, zdawaosia, ne
poczuw jich. Win mowczky dywysia w huszczawynu synio-zeenych traw, a potim zahoworyw. I ja pamjataju, dobre pamjataju kone joho sowo.
Czy choczu ja do ludej? zapytaw niby sam sebe Dumczew. Do ludej
Win zapluszczyw oczi i tycho-tycho poczaw naspiwuwaty: Buria mgoju nebo
kroet
Ae pisnia w nioho ne wychodya. Win pamjataw ne wsi sowa. I znowu poczynaw,
i znowu zbywawsia:
Baczyte, skazaw Dumczew z weykym aem, ulubenu pisniu zabuw.

Smutok joho buw meni zrozumiyj. Ade win due lubyw muzyku, bahato hraw
I szczob widwernuty joho wid sumnych dumok, ja skazaw:
Wy zhadajete, widnowyte i zanowo napyszete tam, sered ludej, zahubenyj
wamy szczodennyk.
Ae Dumczew ne suchaw. Win zamysywsia, potim tycho mowyw:
Uwijty w budynok. Wziaty z poyci tomyk wirsziw Puszkina: Moej duszy prede
eannj
Sergiju Sergijowyczu! wyhuknuw ja. Tilky ja was pobaczyw, meni widrazu
zachotiosia skazaty: ade ludy Krajina Wse zminyosia!.. We czas chotiw skazaty,
zbyrawsia, ae zwolikaw. I ot zaraz
Ue tretia hodyna dnia, rizko perebyw mene Dumczew, pidwiwszy hoowu i
hlanuwszy na kwity. Wy due stomyysia. Poperedu wakyj pidjom. Widpoczynemo.
Treba pidkripyty. My siy bila pidniia horba. Dumczew wyjniaw z doronioho miszka
szowkowu serwetku, derewjanu tariku, derewjani oky, pokryti akom, i stupyw ubik:
Siudy! Siudy! O moji zapasy!
Ja pobaczyw weykyj hynianyj heczyk, wkopanyj u zemlu. Dumczew zniaw
kryszku. Pid neju bua szowkowa serwetka, tuho obwjazana motuzkoju. W heczyku
buw kwitkowyj pyok, kruto zamiszanyj medom. Ja, zwyczajno, rozumiw, szczo serwetku wyhotowyy szowkopriady. Jich bahato w Krajini Drimuczych Traw. A ak, jakym
buo wkryto oky, wyhotowyy czerweci. Ae nijak ne mih ja zrozumity chto wyhotowyw ciu hynianu posudynu? I, trymajuczy oku w ruci, ne beruczy do jii, ja zhaduwaw, szczo taki sami heczyky paday z derew.
Ja wse pojasniu, jite, skazaw Dumczew. Ci horszczyky wyhotowlaje z
hyny osa-jewmen. Zmoczujuczy hrudoczky hyny swojeju synoju, wona wprawno lipy
hnizdo dla majbutnich naszczadkiw. Wona poluje, potim paralizuje pawukiw ta huseny
i skadaje jich u horszczyky. Na cej swiyj charcz osa widkadaje jajce i zakuporiuje
horszczyk zemeju. Tak i wysia ci hyniani heczyky na kuszczach. Z jajcia wychody
yczynka osy, ywysia zahotowenoju dla neji swioju jieju i rozwywajesia. A koy
pryjde czas i wona peretworysia na dorosu komachu, wyazy Z swoho hynianoho
hnizda i widlitaje. Poroni horszczyky padaju na zemlu.
Ja due zhoodniw i zanadto szwydko, metuszywo j adibno jiw. Dumczew, jak
zawdy, buw powanyj i zoseredenyj.
Skarabeji skarabeji Szczo treba ludyni, szczob wytoczyty kulu, zrobyty jiji
hade. koju, geometryczno prawylnoju? raptom spytaw Dumczew, mabu, zhadawszy, pro krupynku.
Ja ne wstyh widpowisty.
Znaju, znaju! wiw dali staryj. Wy skaete potriben tokarnyj werstat.
Treba pojednaty obertalnyj ruch predmeta, szczo obroblajesia, i postupalnyj ruch instrumenta, jakym znimaju struku. A skarabej roby swoju kulu kruhoju j prawylnoju,
nawi ne zruszujuczy jiji z miscia. Win jiji buduje, sydiaczy na werchiwci hrudoczky
hnoju osnowy majbutnioji kuli. Powertajuczy na wsi boky, win bere z hnoju szczeepamy hrudoczku za hrudoczkoju, nakadaje jich na osnowu, naroszczuje, lipy, umynaje,
prytyskuje, wyriwniuje. Kula hotowa wona kruha j riwna. Szczo , czas! U pochid na
skarabejiw!

Ni, niczoho ne wyjszo z cioho pochodu za druhoju krupynkoju. Absolutno niczoho!


Newdaa mandriwka! Hulaw witer po werszynach horbiw, chytaw ridki derewa-trawy,
bezupynno byw nas dribczastym hradom pisku. My stojay na werszyni odnoho horba.

Po toj bik pasma buo wydno popelasto-siru, bez rosynnosti riwnynu. Poronio, samotnio i pochmuro buo tam. I, zowsim jak ranisze, ja podumaw: ci horby j piszczani hory
ade ce ysze nasypy nad nirkamy riznych dribnych zwiriat. Ae de , de skarabeji?
Skarabeji lipla swoji kuli naprowesni, skazaw Dumczew, niby whadaw moji
dumky. Mabu, kulu z krupynkoju pokotya jaka zapiznia para ukiw. Jakyj wse
taky wyhlad may ti skarabeji, jaki zakotyy kulu za pasmo horbiw? Opyszi. Moe, ja
jich znajdu.
Wony buy schoi na czornych ycariw, skazaw ja.
A mona tocznisze? Ade skarabeji buwaju rizni
Tocznisze? Ne mou.
Jakby skarabeji zjiy kulu z krupynkoju Dumczew prymruywsia i z
ehkoju posmiszkoju podywywsia na mene, to wony b stay, zwyczajno, weetniamy, i
my jich odrazu pobaczyy b. Ta takoho ne trapyo. Ote, we serjozno, bez bu-jakoji
ironiji zakinczyw Dumczew, zayszajesia prypustyty, szczo ci skarabeji, widkawszy
w kulu jajce, zakopay jiji w zemlu, jak wony ce robla zawdy.
Daremno my jszy siudy, skazaw ja z aem.
My poczay spuskatysia z horba. Witer duw nam u spynu. Derewa neweseo szumiy nam uslid. Nedobre buo u mene na duszi. Ja raz u raz dywywsia na swoju ti:
wona wtomeno j pokirno zihnua i szkandybaa razom zi mnoju.
Szczorazu, koy nam treba buo podoaty wakyj perewa, Dumczew braw mene za
ruku i obereno dopomahaw pidijmaty.
Ja zaproszuju was do sebe na obid! skazaw Dumczew. Wy we wypadkowo
pobuway w odnomu mojemu budynku. Zaraz proszu widwidaty druhyj budynok, litnij.
Za chwyynu win poczaw rozmowlaty sam z soboju:
Suchaj! Treba hostia rozweseyty i rozwayty. Prawda, budynok, kudy ja prywedu swoho hostia, zrobenyj ne zowsim dobre. Ja b mih kraszcze zbuduwaty j prykrasyty joho. A jakszczo postawyty bila budynku obabicz worit u zahrozywij pozi dwoch
tarantuliw, his, mabu, zlakawsia b. A zrobyty ce zowsim newako: wziaty i tuho nabyty dwa czuczea tarantuliw. Steku u dwori hodyo by wymostyty nadkryllam soneczka, jak u perszomu budynku. Materi nadijnyj i micnyj. I kolir wdayj: czerwonyj
z owtym Dumczew obernuwsia do mene: Ae muzykoju pid czas obidu ja szcze
rozwayty was ne zmou muzykantiw ne zibraw.
Jaka muzyka?
Ade w mene bude orkestr. Ja we rozmistyw po kou budynoczky-stija. Kone
stijo zakryte szczilno prypasowanymy dweryma, ae wony ehko widczyniajusia. W
centri podwirja do moho pulta schodiasia szowkowi trosy, prywjazani do konych dwerej. Stojaczy bila pulta, ja mou widczyniaty dweri to na wsiu szyroczi, to zayszajuczy
maeku szcziynu; mou tako widczyniaty po czerzi to odni, to inszi dweri, abo wodnoczas usi. A w stijach orkestranty. O, naprykad, konyk. Czudowyj smyczok u
nioho: zubczasta smuha, za formoju toczno wyhnute wereteno, porizane nawskis
dwadciama czotyrma trykutnymy zazubynamy. Oce tak instrument! Konyk-liwsza!
Czomu liwsza?
Win nese swij smyczok na liwomu boci nadkrylla. Rezonator natiahnuta
szkirka. Win wibruje, koy struszujesia wsia ramka.
Dozwolte! Dozwolte! wyhuknuw ja. Tut use zarazom i smyczok i husli.
Tak, warto buo b prydywytysia muzykantam i majstram, jaki wyhotowlaju
skrypky. Skad orkestru, na al, ne we dibrano. Ta ja zdywuju j potiszu hostia czymo
inszym. Priamo iz speky ja wwedu joho w kimnatu fontaniw. Tak!.. Skai, bu aska,
zwernuwsia win do mene, chiba was ne dywuje, szczo, po suti) wodoprowody naszi
buduju tak samo, jak buduway jich i w Starodawniomu Rymi?
Ja poczaw rozjasniuwaty systemu podaczi wody pid tyskom u bahatopowerchowi
budynky, ae Dumczew rozsmijawsia:

Nedaeko my widijszy wid doswidu predkiw! Nawi ne dodumaysia do toho,


szczo woda sama moe pidijmatysia whoru.
Sama pidijmatysia whoru? perepytaw ja. Dumczew pobaywo posmichnuwsia:
Wy znajete, szczo w bu-jakij rosyni woda, szczo nadchody z gruntu, pidijmajesia whoru. Ce ne tilky tomu, szczo rosyna wbyraje w sebe wodu czerez steba.
Woda wid korinnia sama jde po stebu. Szczo moe buty prostisze. Ja wziaw stebo rosyny. Wono, zwyczajno, skadajesia iz systemy najtonszych poronystych trubok-woosynok. Ja wstanowyw ce stebo w stawku, wykopanomu bila moho budynku. Kinczyk
steba siahaje wikna druhoho powerchu. Woda pidijmajesia whoru i zupyniajesia.
Rozumiju, Sergiju Sergijowyczu, woda pidijmajesia whoru za zakonamy kapilarnosti.
Tak, tak, zakony pryrody! skazaw Dumczew. Sposterihajte pryrodu i
wy ne wytraczatymete stilky syy i praci, i ne matymete stilky moroky, szczob hnaty
wodu na werchni powerchy.
Tut Dumczew prosto zaputawsia. Win pereputaw cijeji chwyyny wsi massztaby:
i zrist normalnoji ludyny, i potrebu u wodi.
Meni treba buo tut-taky zapereczyty Dumczewu, szczo woda w kapilarach, zwyczajno, moe pidijmatysia whoru ysze na neznacznu wysotu. Kapilarnoji wody ne wystaczy ludyni nawi na odnu oeczku czaju.
Ae ja ne skazaw pro ce Dumczewu. odnym sowom ne zhadaw pro te, szczo za
dowhi roky yttia w Krajini Drimuczych Traw u nioho cikom pryrodno wyrobyy inszi
ujawennia pro widstani i objemy zowsim ne ti ujawennia, szczo w usich ludej. I ne
slid jomu z takoju kategorycznistiu perenosyty swoji pohlady na toj swit, w jakomu ywu ludy.
Rozpowiwszy pro swij wodoprowid, Dumczew perejszow do toho, jak oswitlujesia
joho budynok. Ce swito bez wohniu, bez horinnia. Dere cioho swita buo wdostal u
Krajini Drimuczych Traw: switnich komach, bakterij, hnyluczok.
Tut, u Krajini Drimuczych Traw, ne wirysz nawi tomu, szczo sam baczysz: wse
nawkoo take dywne, szczo zdajesia nejmowirnym. Sprawdi, jakyj budynok u Dumczewa? Ja sobi nawi ujawyty ne mou. Ta sowa Dumczewa pro nezwyczajne oswitennia buy perekonywi. Ade ja we pobuwaw w odnomu z joho budynkiw. Ci rozdumy
wykykay w pamjati inszu kartynu. Ja pobaczyw sebe w naszomu teatri. My suchajemo
dopowi pro nowi derea swita, pro zastosuwannia jich pry oformenni spektakla.
Pryhaduju, jak dopowidacz skazaw, szczo switlaky nawey wczenych na dumku
wykorystaty choodne swito. Pidrachowano, szczo u ampoczky rozariuwannia ysze
try procenty energiji wytraczajesia na wyprominiuwannia swita, a reszta jde w powitria u wyhladi tepa. A w switlakiw koecijent korysnoji diji dosiahaje dewjanosta procentiw!
Pamjataju, jak pro ce pysaosia w odnij gazeti:
Jakszczo poowynu amp rozariuwannia krajiny zaminyty nowymy dereamy
swita, to mona maty grandiznu ekonomiju eektroenergiji.
My pryskoryy chodu. Lis traw poczaw ridszaty. To tam, to tut buo wydno prosiky,
aeji j halawyny, zasadeni kuszczamy, naslidok praci i turbot ludyny. My, oczewydno, pidchodyy do litnioho budynku Dumczewa.
Szczo ce? wychopyosia w mene.
Iz-za zeeni kuszcziw ta odynokych derew bysnuo, zahoriosia, zahrao nebaczenymy koloramy, barwamy i wizerunkamy weetenke panno.

Zdywuwaysia? spytaw Dumczew.


Ni, ni! widpowiw ja. Tut ne te sowo. Ce ne podyw. Ja zaczarowanyj nezwyczajnym wydowyszczem.
ysze ohoroa. Prosto ohoroa moho budynku
Sprawdi, buo czym zamyuwaty: jaskrawo-owti barwy, nenacze szkurka styhoho ymona, pereplitaysia tut iz wohnianymy, neblaknuczymy rozcwitkamy osinnioho ystia i choodnym syzo-houbym kolorom, jakym buwaje suwore piwniczne nebo.
A jaskrawo-bili plamy, czorni kilcia, etowi smuky buy rozkydani w najchymerniszych pojednanniach.
Sonce hrao wsima barwamy i oswitluwao ciu weetenku swojeridnu teatralnu
zawisu-ohorou, jak znewaywo nazwaw jiji Dumczew.
My pidijszy bycze
Iz zemli styrczay skisni stojaky. Wony buy wsijani twerdymy, hostrymy, koluczymy hokamy:
Nohy konykiw nepohanyj czastoki dla moho paacu, pojasnyw Dumczew.
A mi nymy ja protiahnuw krya meteykiw. Oci jaskrawo-owti, jak ymon, krya
meteyka-kruszynnyka; jaskrawo-bia litera S ce zworotnyj bik kry kwitnewoho
meteyka; czerep i dwi kistky malunok spynky meteyka snks antropos.
Barwy harmonijno zywaysia j zastupay czastoki.
My pidijszy do worit.
Ja dywywsia i ne mih nadywytysia: stuky worit
buy niby z metau, byszczay dobre naczyszczenoju
bronzoju. Zdawaosia, niby newidomyj majster, prodemonstruwaw meni na ohoroi i worotach najczudesniszu hamu koloriw wid czerwonoho do etowoho. Jaka nasyczenis kolorom, jakyj bysk, jake bahatstwo widtinkiw! Mene osobywo wrazyy zootystozeeni widtinky nynioji czastyny ohoroi.
I ja wyhuknuw:
Nikoy ne baczyw takych barw.
Worota zrobeno z kry midnoho uka. Ae ne
w ciomu ricz! Tut ludy z weykoju korystiu dla sebe
mou deczoho powczytysia.
Szczo mona buo widpowisty na ce Dumczewu?
Win spytaw:
Szczo wy baczyte tut?
Barwy nadzwyczajnoji syy i jaskrawosti
Mij his dywywsia, baczyw i niczoho ne pobaczyw, mowyw Dumczew, dywlaczy na. harni wizerunky swojeji ohoroi.
Ja czekaw zaproszennia zajty na podwirja, ae Dumczew ne pospiszaw:
Pryhaduju! Nudnyj i odnomanitnyj buw kolir budynkiw u mistach. Jaki pochmuri j sumni budynky woseny, koy jde dribnyj doszczyk. Nawi nespodiwane soniaczne swito, szczo prorywaosia kri chmary, robyo jich szcze sumniszymy. Jakoho
koloru teper budynky w mistach? Czy ne zmywaje doszcz farbu z waszych budynkiw?
Czy ne wyhoriaje farba na sonci?
Remont, nowe pofarbuwannia i budynok niby zanowo widbudowano, rozhubeno widpowiw ja.
Farby, boczky farb! Malary z cebramy farb, architektory, bezupynna pracia.
Zmiszuwaty j zmiszuwaty farby, szczob oderaty, zresztoju, blakyj, szwydko zhasajuczyj, nudnyj kolir.

Awe! A jak e? Win wiw dali:


Nechaj u ludej zacwitu i zasiaju budynky, wuyci j mista wsima koloramy
weseky. O tak, jak wyhraju na sonci barwamy i miniasia prymchywymy widtinkamy krya meteykiw!
Ce nemoywo!
Ni, moywo! Moji kolory i barwy zowsim ne ti, do jakych wy zwyky. Zrozumijte
mene: tut zowsim insze. Ce ne farby iz cebra malara, tut ne chimija i ne pigmenty! Ce
barwy wiczni, nemerknuczi, dzwinki, wony ne pidwadni czasowi. Ci barwy nikoy ne
wycwitaju. Wdywisia! Ade ci krylcia prozori!
Ja wdywlawsia do bolu w oczach, ae wse szcze ne rozumiw Dumczewa.
Win wyczikuwalno pozyraw na mene i czomu buw ne tilky serjoznyj i zoseredenyj, ae, jak meni zdaosia, zasmuczenyj. Czy ne tomu, szczo ja ne rozumiw joho?
Dumczew kae: wiczni barwy. Ae krylcia u meteykiw tenditni. I ywu meteyky
kilka dniw abo tyde-dwa.
Ja stojaw bila bahatokolirnoji, promenystoji teatralnoji zawisy, abo, jak skazaw
Dumczew, bila ohoroi joho budynku, z chwyluwanniam suchaw i widczuwaw: sowa
joho jdu wid szczyroho sercia, ae su sprawy dla mene prychowana.
I w hoosi Dumczewa buo stilky szczyrosti, szczo ja podumaw buw: Tut nema
pomyky! Potim schamenuwsia: Ni, tut pomyka. Ne mou barwy buty wiczni! I jak
e tak? Ade win twerdy, szczo krylcia ci prozori. Wony, sprawdi, due tenditni, nestijki. Ni, wyriszyw ja, ce dywna omana. Win sam sebe dury. Ce pomyka samotnioji ludyny, jaka zahubyasia na desiatyriczczia w Krajini Drimuczych Traw.
Dumczew dywywsia na mene, czekaw. I meni treba buo szczo skazaty.
Nijak ne zbahnu, czomu ci barwy wiczni? Szczo pofarbowane, te j wycwitaje.
Chytaysia, zhynay i, jak zawdy, szeestiy trawy. Dumczew ue ne dywywsia
na mene. Win uwano wdywlawsia w daeczi, niby rozhladaw za mohutnioju szumywoju zeenniu traw jaki wizerunky, szczo jich baczyw win odyn. Win howoryw. Sowa
joho buy schwylowani j hirki.
Szczo robyty? Jak roztumaczyty ludiam, szczo tut zowsim inszi barwy, ni u
kwitiw? owtyj owte, synia wooszka, jaskrawo-czerwonyj mak wycwitaju, wyhoriaju. A tut ne te, zowsim ne te! Jak pojasnyty? Tut pryroda barw insza. Barwy mojeji
ohoroi ne ziwjanu i ne pohasnu! Nikoy! Orkestr u teatri stworiuje buriu narostajuczych zwukiw Ae de widpowidne narostannia barw? Ach, cia dekoratywna zee
wesny, namalowana na faneri j kartoni! Czy zminiujesia wona razom z muzykoju
orkestru? Ni! Farby zastyhy raz i nazawdy
Ja suchaw i kazaw sobi: Pomyka samotnioji ludyny! Pomyka, jakoji wona sama
ne baczy i ne pomiczaje!
Dedali huchisze szeestiy trawy, jaskrawisze i ywisze wybyskuwaa i minyasia
barwamy czudowa zawisa, za jakoju buw budynok Dumczewa.
Ja suchaw i zapamjatowuwaw kone joho sowo.
Pojasnyty wse ce treba ludiam. I todi farby, miniajuczy i radujuczy oko ludyny,
dopomahatymu jij praciuwaty, yty, budu badioryty, zaspokojuwaty, nadychaty jiji,
jak muzyka, jak pisnia Zachote do mojeji chaty! zakinczyw Dumczew, widczyniajuczy bronzowu stuku worit.
Powz nas probiha muraszka. Dumczew podywywsia na neji i z nespodiwanym zanepokojenniam schopyw swoju szablu ao osy, kynuwsia do muraszky i wyhuknuw:
Szczo trapyo?! Szczo trapyo?! Joho wyhuk buw projniatyj trywohoju i sturbowanistiu. Ja ne rozumiw, u czim ricz, i pidbih do Dumczewa.
Szczo skojiosia w Krajini Drimuczych Traw, skazaw Dumczew i poczaw hoosno liczyty, pylno dywlaczy na anteny-wusyky muraszky: Pja, desia, dwadcia
Oho! Ot ycho!
Potim win zupynyw szcze odnu muraszku i znowu poczaw liczyty:

Pja, desia, trydcia sorok pomachiw anten!


Szczo za dywni pidrachunky!
Chowatysia treba! Dumczew schopyw mene za ruku.
Muraszky kau proszepotiw win.
Szczo wy! Szczo wy!
Szwydsze dodomu! zakryczaw Dumczew. Ni, ni! Ne siudy, a w toj budynok,
de wy we buy, win hyboko zachowanyj pid zemeju.
I my pobihy. Ae wid koho my riatuway? Ja poczaw na chodu stawyty zapytannia. Ce buo smiszno j bezhuzdo.
Czomu my tikajemo?
U trawach nespokijno!
A szczo trayo?
Ne zaczepisia za korinnia Muraszky meni skazay, szczo wony wkraj schwylowani.
Ta chiba muraszky rozmowlaju?
O moja ruka, trymajte Jak i wsi komachy
Ae muraszky? Ade wony ne dzycza, ne spiwaju!
Treba baczyty
Baczyty?
Baczyty oznaczaje rozumity, pro szczo wony kau.
A mona zrozumity?
Praworucz, praworucz! Do budynku we byko. Treba steyty za szwydkistiu
pomachiw anten. Liczyty kilkis pomachiw
Aryfmetyczna mowa?!
Same tak, wona prosta i zrozumia. Nawi najprostiszyj targan, koy chocze skazaty: Ja stomywsia, ja widpoczywaju, machaje antenamy tilky pja raz. Koy dosliduje nowe yto, win machaje pjatdesiat pja raz. Koy hoodnyj trydcia szis raz. U
riznych komach swoja rozmowna tabycia Nazad! Nazad! Do riczky!
Ae szczo ?.. Szczo trapyo u Krajini Drimuczych Traw?

Zdawaosia, de zahurkotiw hrim i, dedali narostajuczy j posylujuczy, ce hrymotinnia nabyajesia do nas. Zowsim poriad rozligsia trisk, szum i hurkit. Trawy-derewa
zahojdaysia. Pokazaysia jaki weetenki koony. Wony spuskaysia na trawu, pidijmaysia, znow opuskaysia. Ludy jdu! Krokuju!
Mabu, zawiduwaczka owoczewoji bazy Czernykowa powidomya w Czenk, szczo
mij odiah zayszywsia bila peka, profesor Tarasewycz, docent Woroncowa i studenty
pobuway w hoteli, dowiday, szczo ja znyk, i pryjszy siudy wpiznaty odiah.
Ta o ue znyky wdayni weetenki koony. Zatych sturbowanyj homin meszkanciw Krajiny Drimuczych Traw, jaki rozbihaysia nawsibicz, prypynywsia trisk suchych
traw, szczo amaysia pid wahoju ludkych krokiw. I wse nawkoo zaspokojiosia. My
widrazu popriamuway do hnizda chalikodomy, de bua schowana krupynka zrostu.
Pidijszy do riczky Zapizniych Dokoriw, szczob pereprawytysia czerez neji, ae ne wpiznay ni riczky, ni bereha. Weetenki jamy, prowalla j nowi ozera utworyysia na berezi.
W odnomu misci riczka zminya riczyszcze wyjsza z berehiw, w inszomu zrobya nespodiwanyj zakrut: use ce tomu, szczo tut projszy ludy.
My kynuysia do potu, ae win buw micno prytysnutyj do zemli, i ne mona buo
joho pidniaty.
Poriad z potom lih jakyj weyczeznyj zeenyj mist.

Zwidky i czomu zjawywsia tut mist? Zwyczajno , cej mist prosta zeena hika!
Jiji zamaa ludyna i nenarokom upustya. Hika laha wpoperek riczky. Moywo, noha
cijeji-taky ludyny wtoptaa nasz plit u zemlu.
My perebraysia po hici dowhomu wukomu mostu na toj bereh. Szczo bycze my pidchodyy do hnizda, to bilsze nam perehoroduway dorohu zamani derewatrawy. A bila samoho hnizda trawy buy cikom prytysnuti do zemli. Mabu, u ciomu
misci ludy postojay, poradyy, a potim piszy dali.
Zamis cementnoho hnizda chalikodomy my pobaczyy kupu rujin. Opustywszy
ruky, ja zhadaw pro te, jak Dumczew poriwniuwaw piramidy faraoniw z hnizdom chalikodomy. A de , de krupynka, jaku my schoway w hnizdi? Chto na swojij pidoszwi
zanis jiji. Chto? Ta czy ne wse odno!
Jakyj tiakyj de! Tam, na pasmi horbiw, Ja zrozumiw: meni ne znajty tijeji krupynky, jaku zakotyy skarabeji. A teper, bila rozczawenoho hnizda chalikodomy, ja perekonawsia, szczo obydwi wtraczeni nazawdy. Nazawdy!
Jak?! U Moskwi nastane ranok, z tychym szeestom upadu gazety w zeenu posztowu skryku, prybytu bila mojich dwerej. Ae ja ne rozhornu cych gazet
Dzwonytymu teefonom byki meni ludy. Marni dzwinky!
Wweczeri, u nastoroenij tyszi teatru, widkryjesia zawisa. Cijeji chwyyny ja zawdy widczuwaju tepyj podych hladacziw, owlu jichni pohlady, namahaju whadaty,
jaki poczuttia woodiju nymy. Newe wse ce wtraczeno?!
Jak bezhuzdo! Skinczyty yttia w sutyczci z jakymy pawukamy j muchamy
I al, al do samoho sebe pojniaw mene.
Dumczew kwapyw: treba buo zaswita pereprawytysia czerez riczku, distatysia do
joho budynku. Ae ja dowho ne schodyw z cioho miscia, wse czoho daw.
Koy my powertay nazad, meni zdaosia, szczo trawy we ne tak woroe stawlasia do mene. I w szarudinni jichnich werchiwok meni wczuwaosia: Ne treba wtraczaty nadiju, ne treba wtraczaty nadiju!
Buo zowsim temno, koy my perebraysia na toj bik riczky. My stomyy. U
temriawi jty do budynku Dumczewa buo wako, i my wyriszyy noczuwaty w spalnych
miszkach na berezi. Spywaa nicz. Ja czuw, jak Dumczew perewertawsia w spalnomu
miszku z boku na bik. Ne spaosia j meni. Ja czomu zhadaw, jake imyste, krywawoczerwone nebo rozkynuosia nad potooczenymy trawamy bila rozczawenoho hnizda
chalikodomy, jaka straszna tysza stojaa.
Ja kazaw sobi: Zayszu u Krajini Drimuczych Traw. Nazawdy! Ae czomu
moji dumky i pereywannia buy due daeki wid zmistu cych sliw, czomu ja poczuwaw
sebe nijakowo, zhadawszy, szczo ne spatyw za nomer w hoteli. I szcze ja widczuwaw
weyku prowynu pered profesorom Tarasewyczem ade jomu treba dbaty pro remont
instytutu, a dowodysia wytraczaty czas na rozszuky ta rozmowy pro moje znyknennia.
Spywaa nicz nicz na berezi riczky Zapizniych Dokoriw.
I buo due tycho. ysze jaskrawo wybyskuway nadi mnoju zirky. Swityysia kraji
wakych chymernych chmar, szczo powoli propyway w nebi. I buw smutok na duszi.
eaczy na berezi w spalnomu miszku, ja namahawsia zasnuty, zoseredytysia na
czomu, ae dumky moji we czas powertaysia to do tijeji, to do tijeji podiji mynuych
dniw. Dumczew eaw porucz i, za. zwyczkoju, rozmowlaw sam z soboju.
Wyjszow nemowby swojeridnyj diog zi sliw, jaki ja wymowlaw u dumci, i z hucznych, czitkych sliw Dumczewa. Ja czuw, jak Dumczew kazaw:
Skilky wtratyy ludy tilky tomu, szczo ne dywyysia sobi pid nohy, ne wywczay
Krajinu Drimuczych Traw.
A ja suchaw i dumaw: Jakszczo prydywyty uwanisze, to wsia Krajina Drimuczych Traw sucilne bezhuzdia: instynkty, instynkty, instynkty.
Dumczew. Najwacze, koy ludyni z rozumom brakuje dyscypliny rozumu. O u
czomu bida moho hostia!

Ja. Awe! Chiba ja sam ne rozumiju, szczo Dumczewu treba zanowo napysaty
szczodennyka? Ae jak joho peredaty? Tak! Ade siudy szcze prychodytymu ludy, szukatymu mene. I moywo, moywo Ni, pysaty szczodennyk treba due dowho, a mene
skoro we pokynu szukaty.
Dumczew. Zowsim ne straszno, koy hostia szczo abo chto nalakaje w Krajini
Drimuczych Traw. Ae ja bojusia, szczo win zlakajesia swoho perelaku.
Ja. Jak dywno Dumczew howory, ae zmist joho sliw meni zrozumiyj. Ach, jak
meni choczesia sydity z Dumczewym na zwyczajnych stilciach, pyty micnyj czaj, suchaty teefonni dzwinky, hoos dyktora i zhaduwaty, tilky zhaduwaty Krajinu Drimuczych Traw!
Dumczew. Treba zawtra-taky skazaty hostewi: te, szczo wy z soboju prynesy i
zahubyy, te j maje dopomohty.
Ja. Pro szczo tam Sergij Sergijowycz kae? Ade obydwi krupynky wtraczeno nazawdy.
Dumczew. Doslid, szcze odyn doslid
I tut ja ne strymawsia i, zwertajuczy do Dumczewa, hoosno wyhuknuw:
Sergiju Sergijowyczu, pojasni e, skai zrozumio! Ade te, szczo ja prynis, zahubene?..
Powernuwszy Do mene, Dumczew spokijno widpowiw:
Ne pospiszajte! Zawtra ja stawlu doslid Dobranicz!
Na dobranicz, Sergiju Sergijowyczu, widpowiw ja, niczoho ne zrozumiwszy, i
perewernuwsia na druhyj bik.
Szumno kotya riczka Zapizniych Dokoriw swoji chwyli, i nespokijno tremtiw na
jiji wodi misiacznyj promi.
Ja poczaw zasynaty, koy do mene w tyszi noczi doynuy sowa Dumczewa: Powitria zbihych chwyyn
Szczo za dywni sowa: Powitria zbihych chwyyn? Ja prysuchawsia. I o Dumczew znowu pronykywo i z weykym chwyluwanniam powtoryw: Powitria zbihych
chwyyn
Sergiju Sergijowyczu, szczo za zahadky? Szczo take powitria zbihych chwyyn?
Iz-za chmary wyjszow pownyj misia, i wydawsia win meni bezmeno, bezmeno
daekym. Nikoy w ytti ja ne baczyw takoho daekoho misiacia.
Sergiju Sergijowyczu!
Dumczew ne widpowiw. Ja pidbih, nachyywsia nad nym. Win dychaw riwno j tycho. Spaw, nemow dytia.
Ja powernuwsia, wliz u miszok. Wranci treba spytaty Dumczewa, jak rozumity try
dywni sowa: Powitria zbihych chwyyn.
I zasnuw.

Prokynuwsia ja pizno. Ranok dawno nastaw.


Dobroho ranku, Sergiju Sergijowyczu! promowyw ja.
Nichto ne widpowiw. Ja pobaczyw, szczo bila mene stoji horszczyczok z okoju. W
horszczyku bua zwyczajna nasza jia. Na zemli ja pobaczyw, szczo z kaminciw wykadeno sowa: Powernusia pizno. Ja posnidaw i poczaw daty. Derewa-trawy wse szcze
buy prybyti do zemli. Wczora meni zdawao, szczo yttia w Krajini Drimuczych Traw
nazawdy wyczerpaosia, prypynyo. A teper, na swij preweykyj podyw, ja pobaczyw,
szczo wse nawkoo mene zwuczy, szeesty, dzweny, ruchajesia, litaje. Jak zawdy.

Kudy piszow Dumczew? podumaw ja. Jak zrozumity ti dywni sowa, szczo
jich ja wczora poczuw: Powitria zbihych chwyyn? Moe, Dumczew wymowyw jich uwi
sni?
Meteyk z weyczeznymy burymy kryamy bezporadno bywsia ob bereh riczky.
Krya joho buy poamani. I woda widnosya joho wse dali j dali. O u riczci zjawyo
jake czudowyko z weykymy nohamy i weyczeznoju hoowoju. U czudowyka z-pid
szyji wystromyasia maska. Maska widkynua, niby na szarnirach. Hostri kihti masky
wpjaysia w tio komachy i maska znowu powernuasia na poperednie misce: ertwu
pidneseno do paszczi czudowyka. Ja zhadaw zapys Dumczewa na odnomu z arkusziw.
Tam win nazywaje czudowyko z maskoju yczynkoju babky. A w perszij mikrozapysci,
jaka bua u buketi kwitiw, win pysaw: Za dopomohoju wodianych postriliw ruchajesia
yczynka babky. Za cym pryncypom zlitaje w nebo paajucza raketa pid czas weykych
swiat i narodnych hula. Za dopomohoju cioho-taky sposobu peresuwannia ludy powedu swoji powitriani korabli z Zemli na Misia
O yczynka babky popywa. Peresuwaasia wona mjakymy posztowchamy. Nohamy ne hreba, a prote peresuwaasia szwydko: wbyraa w sebe wodu i wypuskaa jiji
nazad.
Czas mynaw. Dumczew ne powertawsia.
Maje maszynalno ja steyw za inszoju istotoju z maskoju. O wona pidpywa do
kupyny. Na my zawmera. Ae szczo ce? Wodewil z pereodiahanniam? Na spyna cioho
potwornoho czudowyka usnua szkira. Utworyasia szcziyna. Szkira rozpowzasia. Iz
szcziyny wyliza zowsim insza istota: weyczezni oczi, dowhe tonke czerewce i tonki
zimjati krylcia. Szczo bude dali?
Rankowe sonce we hrio, nawi trochy prypikao. I w roewomu promeni naywaysia yttiam i postupowo rozpriamlaysia moodi tremtywi krylcia babky, poczynay
widswiczuwaty smarahdom zeeni. Babka oce tilky w mene na oczach zjawyasia na
swit. Myne szcze nebahato czasu zmicniju jiji krylcia. I zety babka ehko j gracizno, wysoko-wysoko.
Zwyczajno, jakszczo ja ne doslidu Krajinu Drimuczych Traw i jakszczo ne powidomlu ludej pro poszuky, znachidky i widkryttia Dumczewa, a budu ysze spohladaty,
rozmirkowuwaty, pryhaduwaty, to wse moje yttia nezabarom stane ne sprawnim
yttiam, a ysze karykaturoju na yttia wsiakoji sprawnioji ludyny na zemli. Jak pohano, nerozumno i nedbao ja powodywsia koy zi swojim czasom. Jak bahato dniw u
mene koy piszo na dribnyci, skilky czasu zmarnowano!.. Ot by napysaty i stworyty
lm pro pryhody dwoch ludej u Krajini Traw!
Dywne szarudinnia prywernuo moju uwahu. Powz mene, perebyrajuczy czerez
zamani derewa-trawy, propowza husenycia. Teper ja we. deszczo nawczywsia rozpiznawaty dejakych twaryn. A szcze zowsim nedawno ja taku husenyciu pryjniaw za
udawa. Teper mene spanteyczyo tilky te, szczo w udawa dwi hoowy. Odna hoowa
dywyasia wpered, a druha pryrosa do chwosta i ohladaa projdenyj szlach. Ja myttiu
zdohadawsia, szczo ce odna z piddoslidnych twaryn Dumczewa. Zhadaw joho halawynu
chirurgiji i piszow slidom za udawom. Raptom win znyk, niby kri zemlu zapawsia. I
tut ja pobaczyw mi derewamy, bila jichnioho korinnia, trochy pidnesenu nad weykym
kruhym otworom kamjanu pytu. Ja pobaczyw, szczo dribni kaminci j piszczynky, z
jakych jiji buo wyhotoweno, dobrotno i nadijno zcementowano. Szcze bilsze ja zdywuwawsia, pomitywszy, szczo nawkoo pyty eaw zaszmorh. Potiahnuw joho i wytiahnuw
iz szachty motuzianu drabynu. Robota Dumczewa?! W cij krajini, de husenyci petu
nadmicni nytky i motuzky, ne treba dywuwatysia, jakszczo ludyna spete drabynu z
motuzok, skazaw ja sobi. Spustyw motuzianu drabynu i poliz do szachty. Szczo nycze ja spuskawsia, to bilsze switliszao j switliszao. O ue i dno szachty. Ja piszow
szyrokym korydorom. Win buw oswitenyj w takyj e sposib, jak i budynok Dumczewa,

de ja znajszow joho arkuszi z zapysamy. Oczewydno, dbajywa ruka hospodaria w riznych misciach pidzemella rozmistya hnyluczky i switnych komach. Swito buo ne jaskrawe, ae wse-taky ja rozhediw: obabicz korydora tiahysia komory, kamery, zakutky,
komirczyny. Zamis dwerej szowkowi sztory.
Pidjomy, spusky, nespodiwani poworoty, kruhli zay i wsiudy mjake, riwne, nejaskrawe swito. Powitria w prymiszczenni buo nasyczene pachuczymy i jidkymy reczowynamy.
Teper, koy pyszusia ci riadky, ja dowidawsia z knyok i w entomoogiw, jakyj
riznomanitnyj chimicznyj skad wydie u komach. Dawno widomo, szczo kreozat znajdeno u szczypawok, eter salicyowoji kysoty w zaozach usacza; w odnych huseny
solanu kysotu, w inszych muraszynu kysotu. Widomo, szczo koy komasi czas wychodyty z kokona, wona wydilaje jidke kali micnyj uh i propaluje nym otwory w
kokoni dla wychodu. Dowidawsia ja, szczo odni komachy wydilaju maslanu kysotu,
inszi szczawewu, a w dejakych wyjaweno wilnyj jod, kysnewi spouky azotu i etychinon.
Pro wse ce zhodom ja dowidawsia z knyok i wid specilistiw. Diznawsia j pro te,
szczo szcze ne nazwano i ne doslideno chimicznyj skad wydie pachuczych zaoz bahatioch wydiw komach.
Ae todi, w pidwaach, ja chocz i widczuwaw bahato riznych zapachiw, ae rozpiznawaw ysze jod ta eter.
Z odnijeji kamery styrczaw kine jakoji koody. Ja staw obchodyty jiji. Prydywywsia achnuw. Znowu znajomyj szestyhrannyk iz zootystymy smuhamy-literamy na
czerwonomu foni. Mij oliwe. Koodu buo perewjazano motuzkamy. Naszczo Dumczew
prynis siudy mij oliwe ZM?
Ja piszow szwydsze. Korydor postupowo rozszyriuwawsia. W kinci joho ja pobaczyw szyroku pochyu drabynu. Poczaw pidijmaty neju nahoru j opynywsia w prymiszczenni, jake wydaosia meni due znajomym. Tak, ja we buwaw tut! W odnij z cych
kimnat pid starym pekom ja znajszow arkuszi iz zapysamy Dumczewa.
Tak o w czim ricz! Iz swoho budynku Dumczew zrobyw pidzemnyj chid do riczky
Zapizniych Dokoriw!
Projszowszy z perszoji kimnaty do druhoji, ja pobaczyw: spynoju do mene sydiw
Dumczew. Win szczo pysaw.
Choodne blido-hoube swito padao na arkuszi paperu i na ruku Dumczewa. O
win pokynuw pysaty. Ja maw namir pokykaty joho, ae win stomeno pokaw hoowu
na ruky. Pro szczo win dumaw? Czy ne pro swij maekyj fanernyj budynoczok, pro jakyj
ja jomu nahadaw, budynoczok, de win stawyw smiywi, a nadto smiywi doslidy?
Czy ne wynyk pered nym znowu jaskrawyj, strokatyj piwdennyj jarmarkowyj de, a
win, moodyj, zawziatyj i smiywyj, pidijmajesia na wyszku, szczob poetity na swojemu
litalnomu snariadi nad natowpom?..
O win pidwiwsia, uziaw hnyluczku i poczaw spuskatysia w pidway.
Ja mowczky piszow slidom za nym.

Ja ne nawauwawsia widrywaty Dumczewa wid serjoznych rozdumiw i mowczky


jszow slidom za nym. Moho wydatysia, niby ja steu za Dumczewym. Zwyczajno, ce buo
neharno.
Stomeno j powilno win spuskawsia zi schidcia na schide u swij weyczeznyj pidwa.
Win pidchodyw to do tijeji, to do tijeji kamery w pidwali, widsowuwaw szowkowi

sztory. Pry mjakomu switli bakterij ja pobaczyw u komirczynach i kamerach riznokolirni szowkowi miszky, tuho zawjazani motuzkamy.
Oczewydno, koen z miszkiw buw napownenyj jakym hazom: o-o miszok zety
pid stelu; ae joho trymay motuzky, prywjazani do wbytych u zemlu kioczkiw. Zdawao by, niczoho strasznoho abo dywnoho w usij cij obstanowci ne buo: zwyczajni kokonymiszky huseny, napowneni jakoju hazopodibnoju reczowynoju. Ae cej pidzemnyj abirynt, kamery, oswiteni switom ywych Istot bakterij, i ludyna, jaka po-chaziajky
zoseredeno ohladaa miszky z newidomymy hazamy, wse ce schwyluwao mene.
Dumczew siw na kilka skadenych poronich miszkiw, podywywsia whyb korydora, potim okynuw dowhym spokijnym pohladom wchody do kamer, komor, komirczyn,
z jakych yosia nejaskrawe swito, i zahoworyw:
Ni, ja ne boewilnyj, ne dywak! I nazywaju haz, szczo rozduwaje ci miszky, powitriam zbihych chwyyn. Tysiaczi j tysiaczi rokiw ludstwo mrijao, szczob my, jakij
skaesz zupyny, posuchaa joho. Ae mrija yszaasia mrijeju: jszy w nebuttia tysiaczolittia, diowyto bihy slidom za nymy wiky, zbihay, dohaniajuczy jich wystrybom,
misiaci j roky, ae nikoy, nikoy ludyna ne spromona bua prodowyty swoje yttia,
zupynyty my. I nezminnymy zayszaysia sowa Owidija, ospiwanoho Puszkinym poeta
wyhnancia starodawnioho switu: Naszi tia zminiujusia, zawtra my ne budemo taki
sami, jakymy buy wczora i siohodni. Ae wse-taky narody stworiuway kazky, mity,
egendy, pisni j sahy, de heroji doaju czas, chworoby zayszaju ludynu, staryj staje
moodym. Ja yw mi ludej, rozdumuwaw nad cymy wytworamy narodiw. Baczyw ja,
jak ludyna we poczaa stworiuwaty ti kyymy-samoloty, pro jaki narod koy skadaw
kazky. Ja j sam pobuduwaw kyym-samolit i litaw na niomu. Medyky wisimnadciatoho
stolittia pokaday swoji nadiji na eektryku. Ta ni. Eektromedycyna ne staa uniwersalnym zasobom wid usich chworob, a twarynnyj magnetyzm wyjawywsia wyhadkoju.
Nawi nauka dewjatnadciatoho stolittia ne rozwjazaa pytannia pro ywu wodu. Zayszyysia mriji-kazky. Ja szukaw, rozdumuwaw, stawyw doslidy. U mitach howorysia,
szczo bezsmertni, wiczno moodi bohy charczuway ambrozijeju j pyy nektar. To o de
zachowano tajemnycia dowholittia i zciennia wid chworob, kazaw ja sobi. Wsia sprawa
w charczuwanni! I ja poczaw wywczaty wastywosti ambroziji pyku rosyn i nektaru, toho soodkoho soku, jakyj wydilaju rosyny. Detalno i dowho dosliduwaw ja,
czomu bdoa-matka ywe w pjatdesiat-simdesiat raz dowsze, ni zwyczajna bdoa.
Ae, szczob podoaty czas, potribna energija. Pro jaku energiju mrijaw narod, stworiujuczy kazky pro ywu wodu? Jaku energiju zakykaty dla podoannia czasu?
omonosow widkryw zakon zbereennia reczowyny i ruchu. Nauka znaje: energija
odnoho wydu perechody w energiju inszoho wydu. Kilkis energiji zayszajesia
nezminna. ysze formy i wastywosti jiji riznomanitni. Ae ne do mechanicznoji energiji, jaka ruchaje czastyny maszyn, maje zwernutysia ludyna, szczob na dili zdijsnyty
te, pro szczo mrijaw Faust: zupynyty my, powernuty zbihli roky, zciytysia wid chworob
starosti i staty znowu moodym.
Peretworennia peretworennia peretworennia!..
Jaka tytaniczna energija zachowana w peretworenniach, w metamorfozach komach!
Muraszynyj ew, szczo zakopawsia w zrobenu nym woronku i strilaje piszczynkamy w perechoych muraszok, peretworiujesia na litajuczu komachu, schou na
/babku. Husenycia, jaka powzaje na szistnadciaty nohach, peretworiujesia na kolorowoho meteyka, szczo weseo purchaje nad zemeju. yczynka babky, jaka peresuwajesia u wodi mow raketnyj dwyhun, peretworiujesia na graciznu babku Peretworennia peretworennia peretworennia!..
Ne kri skelcia mikroskopa dywywsia ja na procesy peretworennia komach wid
yczynky, jaka wyupyasia z jajcia, do pojawy dorosoji komachy. Ja yw tut, u Krajini
Drimuczych Traw, u hnizdach odynokych bdi, u murasznykach, zymuwaw u wuykach

dykych bdi.
Ja buw ludynoju-mikroskopom. I tomu ja pobaczyw perebih usich procesiw metamorfozy. Na mojich oczach odni formy komach peretworiuwaysia w inszi. Pid czas riznych peretwore komach ja zbyraw fermenty. U mojich miszkach, szczo ea tut, pid
zemeju, u miszkach-kokonach, de ranisze bujao yttia, nyni zberihajusia mohutnioji
syy reczowyny. We perszoho roku moho yttia tut ja wywiw formuy instynktiw komach i staw neperemonyj. Ja dawno we rozwjazaw riwniannia zminy szwydkostej
rozwytku komach ta nawczywsia zatrymuwaty i pryskoriuwaty jich rist, lipyty jichni
organizmy na swij rozsud.
Ae ludyna? Organizm ludyny zowni prostyj, a nasprawdi due skadnyj, jak wseswit, spiwuczyj, jak okean.
U pidwaach ja zberihaw i zberihaju zapasy neczuwanoji energiji, ochoroniaju jich,
jak skupyj ycar. Ae jak ozbrojity ludynu cijeju energijeju, szczob wona huknua myti:
zupyny! Ocioho ja j ne znaw. Znewirywsia. Ae nenadowho. Znowu poczaw szukaty j
dumaty, dosliduwaty. Znowu poczaw mizkuwaty nad tym, szczob fermenty-hormony
metamorfozy, jaki zberihajusia w mojich pidwaach, day organizmowi ludyny szcze
nebaczenu mi, szczob ludyna moha widsunuty wid sebe staris, pidporiadkuwaty sobi
chwyyny, szczo tak szwydko mynaju.
I o teper, koy ja widnowyw szczodennyk, koy rozhadka najbilszoji tajemnyci de
poriad, zowsim poriad zi mnoju, teper siudy zjawyasia ludyna i prynesa z soboju te,
szczo dopomoe meni postawyty doslid, aby powernutysia do ludej Szczo robyty? Zayszytysia tut i prodowuwaty doslidy, poszuky, rozdumy ta rozhadaty tajemnyciu powitria zbihych chwyyn? Ae czy mou ja zayszyty razom iz soboju hostia lakywu i
bezporadnu ludynu, zayszyty w krajini, de wse dowkoa zahrouje nebezpekoju? Jak
buty? Powernutysia do ludej bez rozhadanoji tajemnyci, iz samymy ysze spohadamy
pro powitria zbihych chwyyn?
Kynuty wse? Widmowytysia wid rozhadky tajemnyci powitria zbihych chwyyn?
Skazaty: proszczaj, Krajino Drimuczych Traw? Nedorozwjazaty zawdannia i pity zwidsy
nazawdy zayszyty poroni kokony? Zayszyty tak, jak zayszaju nepotribnyj motoch, poamani jaszczyky, poroni boczky, rozbyti mysky, widjidajuczy z dacz w doszczowu nudnu osi. Szczo robyty?..
I ja pobaczyw, jak Dumczew rozwiw rukamy maekymy ruczkamy maekoji
ludyny, rozwiw nymy zowsim tak, jak rozwody dytyna, zahubywszy najlubeniszu
ihraszku. Szczo robyty?
Ja mowczky stojaw u niszi, prytuywszy do stiny Dumczew zamowk. U hybokij
zadumi win poczaw obchodyty kamery. A ja Ja ne w zmozi buw zruszyty z miscia.
Nohy moji pidomluway. Wse w meni zmiszao: podyw (jak e, jakym czynom moemo
my powernuty do ludej?), zachopennia widkryttiamy Dumczewa, hordis za rozum ludyny i nespokij, nespokij
Nareszti ja stupyw krok, chotiw buw kynutysia do Dumczewa. Ae win z nespodiwanoju, newastywoju jomu metuszywistiu poczaw perebihaty wid kamery do kamery,
z komory w komoru. Win torhaw, hadyw antuchy, napowneni dywnoju reczowynoju.
Win perebyraw jich, perekadaw z miscia na misce, uwano, lubowno, dbajywo. O
czomu ja j podumaw: Dumczew ne pide zwidsy nizaszczo, nikoy!
Ta o win zupynywsia poseredyni korydora. I ja poczuw joho hoos, szczo zaraz
zowsim zminywsia:
Choczu dodomu! Choczu do ludej!
Win wymowyw ci sowa tak, niby strymuwaw pacz. Ja tycho pidijszow i, wziawszy
joho za ruku, skazaw:
Ja tut!
Cijeji chwyyny szczo upao koo nas. Stela zachytaasia. Posypao kaminnia.
Obwa! skryknuw Dumczew.

My pobihy korydorom, szczob wyjty do riczky Zapizniych Dokoriw. Ta marno!


Chodu nemaje! Stela obwayasia! Nazad! My bihy. Chwyyny zdawaysia wicznistiu.
De nad namy czuty buo hurkit. Swito lichtariw-bakterij ne merko. Zdawao, ci
dribni ywi istoty szczosyy namahajusia dopomohty nam wybratysia z pidwaliw. Koy
my pidniaysia schidciamy w kimnatu Dumczewa, ja widczuw tam zapach haru. Dychaty stao wako. Ae jak trywono zaszeestiy nad namy prymjati, zamani, sputani
derewa-trawy, koy my wybihy z budynku Dumczewa! W tini peka dymiw weykyj
biyj dymok. Wijnuo nesterpnym arom.
Cyharka! kryknuw Dumczew. Buy ludy was znowu szukay! Chto kynuw zapaenu cyharku!
My sprobuway schowatysia wid dymu w huszczawyni traw. Dym steywsia po zemli. My sprobuway prorwatysia do riczky Ae suchi trawy zahoriy. Woho zastupyw
dorohu.
Nazad! Do pidwaliw! wyhuknuw Dumczew.
Ja pidkorywsia. Trymajuczy za paszcz Dumczewa, zatulajuczy rukamy oczi, zadychajuczy wid dymu, ja bih. Otiamywsia ysze w pidzemnych kimnatach.
Pamjataju, jak Dumczew kwapywo zawjazaw u miszok arkuszi zapysiw swojeji
podoroi i widdaw meni cej miszok. Kimnaty postupowo napowniuwaysia dymom. Hasy wohnyky bakterij. My zapynay sztory, zakryway wsi chody.
Poczay spuskatysia w pidwa. Nawiszczo? Dumczew wiw mene korydorom. Szczo
bude z namy, ja ne znaw. Tysza korydora j micna ruka Dumczewa mene zaspokojuway.
Ja w usiomu korywsia jomu. Pamjataju, jak my wwijszy w niszu. Win widsonyw tuho
zapnutu sztoru. My opynyy u neweyczkij kimnati. Wona ne bua oswitena, ysze z
korydora siudy prosoczuwaosia swito, ae Dumczew zapnuw sztoru.
Siate tut! skazaw win.
Ja widczuw neznajomi meni widswiujuczi zapachy. Z temriawy doynuw spokijnyj, riwnyj hoos Dumczewa:
Dychajte spokijno! Ade wy due wtomyysia.

Jak kraszcze schowatysia wid prominnia pryzachidnoho soncia? Due choczesia


szcze pospaty! Ja powernuw hoowu, zatuyw oczi dooneju, ae prominnia zihriwao
ruku j pronykao mi palciw. Perewernuwsia na druhyj bik. Choczesia spaty. I raptom
spochwatywsia de miszok z arkuszamy-zapysamy? U kimnati pid pekom, kudy
we pronykaw dym, Dumczew daw joho meni w ruky. Newe ja joho upustyw? Odrazu
prosnuwsia. Ohlanuwsia. Poczaw szukaty miszok. Treba zhadaty, jak use moho statysia, czomu ja tut, a ne w pidwali, de my riatuwaysia wid poei.
Wse poczaosia z toho, szczo w budynku Dumczewa, pid pekom, my widczuy zapach haru, wybihy j pobaczyy, szczo dymy weetenkyj biyj dymar. Cyharka! Zwyczajna cyharka, jaku chto ne dokuryw i kynuw. Koy ja j sam payw taki bili dymaricyharky.
Ech, dobre buo b zaraz zakuryty! Ae de miszok?
O u trawi ey jakyj nedokurok. Jak zrozumity?! Czomu ja baczu pered soboju
zwyczajnyj nedokurok, a ne obhoriyj dymar? A o koo nedokurka wypaena trawa.
Zwyczajna horia trawa. Ja zowsim zaputawsia: czy to ja baczu nedokurok uwi sni, czy
to poea w Krajini Drimuczych Traw z dymom, paachkotinniam i z nesterpnym arom
wohniu, wid jakoho Dumczew i ja riatuwaysia w pidwali, meni ysze prysnyy?
Dobryj weczir! poczuw ja hoos Dumczewa.
Dobryj weczir! i podumaw: Jakyj e dobryj weczir u spaenij krajini?
Wy eyte na rosianij trawi. Wstawajte, wstawajte!
Ae szczo trapyo? Znowu powna putanyna. De pidway, kamery, sztory, merechtinnia switlakiw?
Sumniwiw nemaje! Wsia Krajina Drimuczych Traw z nespodiwanymy pryhodamy
meni prosto nasnyasia. Zwyczajno, to buw zanadto dowhyj i due dywnyj son, ae wsetaky ce buw son. Ade o po palciu powze muraszka, ja mou jiji skynuty! A murasznyk?
Wid samoji zhadky pro murasznyk, kudy mene zatiahy muraszky-wykradaczi, dro
probih po spyni. Zwyczajno, i murasznyk prysnywsia meni. Wse jasno. A Dumczew? Te
son?
Ta o stoji peredi mnoju Sergij Sergijowycz. Ja ne widrywaju wid nioho oczej. I
dumaju: Win takyj samyj na zrist, jak ja! Tak buo i wczora. Tak buo j todi, koy ja
wpersze pobaczyw joho tam, bila strasznoho mista hnizda os.
Dumczew uwano prydywlawsia do mene.
Wy czujete? pokazaw win na synijuczyj haj. Chto kycze nas: riu-riu-riuriu
Ja wsuchawsia, wdywlawsia, i wse dowkoa buo take nezwyczne, szczo ja ne mih
niczoho zrozumity.
Riu-riu-riu
Zhadaw! Ade ce ziabyk riuriukaje pered doszczem.
Ziabyk, spiw ptachiw! Ja ne w Krajini Drimuczych Traw! Tam ja ne poczuw by

ziabyka! Tam use szumiw i szumiw neskinczennyj lis traw, tam nesamowyte siurczannia konyka pryhoomszuwao mene.
A moe, wse-taky ce son? I meni snysia cej ziabyk?
Riu-riu-riu spiwaje ziabyk.
Ja siw porucz Dumczewa na zeenyj pahorok bila peka, bila zwyczajnoho peka.
Ja czuw znajome szeestinnia ystia, dowhe, soodke; wdychaw pachoszczi swioskoszenoho sina.
Spokij, tysza i jaka swita weselis perepownyy mene. Czy ne powernuwsia ja w
swit swoho rannioho radisnoho dytynstwa, i buzok, stuknuwszy w nyzeke wikonce,
zahlanuw do kimnaty j rozbudyw mene?..

Dumczew dowho sydiw u zadumi porucz mene. Nespodiwano win pidwiwsia j poczaw szczo szukaty bila korinnia peka. Ja storopiw: moe, Dumczew szcze ne widczuw
swoho sprawnioho zrostu i szukaje chid do oseli, sporudenoji nym koy pid starym
pekom? Trawa bila peka bua prybyta, wytooczena nohamy. Mabu, usi pidway
Dumczewa zasypao zemeju. Treba nahadaty Dumczewu, ae ja ne pospiszaw: win tak
diowyto, spokijno nyszporyw rukoju po zemli, do czoho prydywlawsia.
O, o, znajszow! wyhuknuw Dumczew. Dywisia!
I ja pobaczyw maekyj, e pomitnyj kokon husenyci. Kokon buw tuho zawjazanyj
szowkowoju nytoczkoju. To ot u czim ricz! Ce buw toj miszok-kokon, kudy skaw win
swoji zapysy pro mandriwku, toj miszok, jakyj win wruczyw meni.
Mowczky dywyysia my to na cej kokon, to odyn na odnoho. Dumczew rozwjazaw
wuzyk. Win trymaw na dooni kokon z arkuszykamy i maeku nytoczku. I ja widczuw,
szczo cia nytoczka zwjazuwaa w joho duszi dwa swity dwa yttia: joho mynue yttia
w Krajini Drimuczych Traw i te yttia, w jake win wstupyw, zawjazawszy znowu miszok
z arkuszamy. Ade ci arkuszyky stanu peredmowoju do joho rozpowidej pro tajemnyci
Krajiny Drimuczych Traw.
A ja? Szczo bilsze ja dywywsia na ciu nytoczku j kokon husenyci, to ducze widczuwaw, szczo wsi pereputani wraennia poczynaju projasniuwaty. Tam, u Czenku, pid
mikroskopom docenta Woroncowoji ja proczytaju znowu arkuszyky, jaki zberihajusia
w ciomu kokoni. Na duszi w mene buo radisno j prozoro. Dumaw ja teper ysze pro odne:
jak by dopomohty Dumczewu tycho j spokijno powernutysia w yttia.
Trochy ostoro wid peka eaw czyj akuratno skadenyj kostium, siryj, kartatyj.
Win wydawsia meni due znajomym. Petena krawatka temno-sira z czerwonym. Korycznewi czerewyky z wuzykamy na sznurkach te wyday meni znajomymy.
Ja baczyw koy na komu cej kostium. Ae na komu? Podywywszy na czerewyk,
ja zhadaw krokujuczi koony, jaki rozczawyy nasz plit bila riczky.
Ce kostium weetnia, mowyw ja.
Tak, kostium weetnia! Znajete, w Krajini Drimuczych Traw ja rozdobudu dla
was szowkowi sztany z nytok szowkopriada, watianu kurtku wytcze psycheja. I my budemo w paszczach. Ae stijte! Szczo ce take? Moywo, ja j sam oce putaju To ja
uswidomluju, szczo staw takym, jak usi ludy, to wtraczaju ce widczuttia. Ne zbahnu
Dumczew schopywsia: Hurkit! Szczo za hurkit? Win zatuyw dooniamy wucha.
Tak, jaki dywni urywczasti zwuky. Wony meni znajomi, ja jich czuw koy. U
trawi promajnuw puchnastyj chwist. Sobaka. Ce jiji hawkit. Otam jakyj nawis, pokrytyj trawoju. Ja pidijszow do nioho i poczaw spuskatysia kamjanymy schidciamy
Poszczadka. Sti. Dwa stilci. Na stoli mjatyj blaszanyj bidon. Ja zupynywsia. I ot
z hybyny pokazaasia ludka ruka z lichtarem, i peredo mnoju postaa znajoma, due

dobre znajoma posta inky u watianci. I siudy-taky strybnuw sobaka owtoji masti, z
puchnastym chwostom
I tut ja nehajno wse, wse zhadaw! Wse zrozumiw!
Zdrastujte, towaryszko Czernykowa! Ja powernuwsia! wyhuknuw ja radisno.
Szczo take? Hoa ludyna?!
Ja wybih z pidwau. Nawzdohin meni zaunaw skaenyj sobaczyj hawkit.

Dumczew! Sergiju Sergijowyczu! De wy? Mowczannia. Hawkit sobaky zatych.


Ta o kuszczi skoychnuysia, rozsunuy, i Dumczew spytaw poszepky:
Szczo, hurkit we uszczuch?
Sobaczyj hawkit? Tak!
Ni, ne hawkit, a hurkit.
Ce hawkit sobaky! Tut baza Rajcharczotorhu.
Zrozumijte mene. Ja pewen
Dumczew ne dohoworyw na nas mczaw sobaka. Ja schopyw hiku i zamachnuwsia. Sobaka, pidibhawszy chwosta, z hawkotom pobih nazad do swojeji chaziajky.
Cej sobaka wydawsia meni spoczatku weyczeznoju dopotopnoju twarynoju,
skazaw Dumczew. A wy na neji hikoju I wona he wid was! ysze zaraz ja powiryw, szczo hurkit ne hurkit, a hawkit i szczo my obydwa
Tychisze! Suchajte!
Tam, koo bazy Rajcharczotorhu, Czernykowa rozmowlaa z swojim sobakoju. My
obydwa prysuchay.
Nu j robota! Rozumijesz, Kuczeriawyj, jake dio? Meni po nowu knyku orderiw
do mista treba jty, a nakazano: stij tut i wartuj odeu. A jakszczo po owoczi pryjidu?
Jak e owoczi bez kwytanciji widpuskaty? A potim widpowidaj, zwituj, komu i poczim
widpuskaa. Kilka dniw ludy szukay otoho czoowika, szczo znyk! Haj proczisuway. A
ja jim kau: Ne szukajte. Win tut, na ciomu misci, na mojich oczach szczo prokowtnuw i raptom zrazu roztaw, znyk Sama ja pro ce w misto powidomya. A meni
skazay: Nu, to wartuj ciu odeu. Z peka zniay, akuratno rozkay j skazay: Ne
czipaj, berey. Siudy wczenyj sobaka prybude. U Moskwi pro nioho widomo, Elfoju
zwesia. Win odeu poniuchaje i w haju, u rujinach, koho treba znajde. Otut i stij! Za
szczo na mene napas taka? Chto ja je zawiduwaczka derawnoji bazy Rajcharczotorhu czy storo czuych pidakiw? A tut holi chodia Lakaju szcze
Czernykowa zamowka.
Hromadianko, huknuw ja, powerni meni mij odiah!
Chiba win twij?
Mij! Kyte kostium siudy, w kuszczi. Wy odwernisia, ja sam joho wimu!
Nakazano ochoroniaty! Koho treba, toho wczenyj sobaka Elfa znajde.
Proszu was, towaryszko Czernykowa
I ne prosi! Nakazano ni na krok!
Nu j ne treba! Doczekajusia wczenoho sobaky.
My perezyrnuysia z Dumczewym i widrazu zrozumiy odyn odnoho.
Idu! Wedu! Wczenoho sobaku Elfu!
De? De?
Tam! Dywisia! Tam wony, za poworotom
Czeryykowa stupya kilka krokiw, prystawya dooniu do oczej, poczaa wdywlatysia w daeczi.
Ja wyskoczyw z-za kuszcziw, schopyw odiah i kynuwsia nazad.

Uslid nam unao:


Rozbij! Rozbij sered bioho dnia!
Ta my buy we daeko j nabyay do. altanky.
O win, mij kostium! Ae odyn na dwoch! I my podiyy odiah. Pidak i sztany
Dumczewu. A w mene u mene buw a nadto sportywnyj wyhlad. Dumczew buw u
weseomu nastroji: szcze trochy i zasmijesia. A ja rehotaw, rehotaw do sliz
Riu-riu-riu, de porucz riuriukaw ziabyk.
My weseo tooczyy kuszczi. Perelakanyj drizd cokaw swoje: cok-cok-cok
I hawkit sobaky i te, jak riuriukaw ziabyk i jak cokaw drizd, use ce zdawao
meni zworuszywym urywkom jakoji dorohoji meodiji.

Zaraz, koy ja pyszu ci riadky i widnowluju w swojij pamjati nasze powernennia do


Czenka, mene znowu ochopluje te wesee, swite poczuttia, jake spowniuwao nas u ti
hodyny. Pryhaduju, jakyj dywnyj i kumednyj wyhlad buw u Dumczewa w mojemu szyrokomu kostiumi i jakyj nedoadnyj sportywnyj wyhlad buw u mene, jak my weseo
smijay, dywlaczy odyn na odnoho!
Do weczora my chowaysia w haju, a e posutenio wyjszy na szlach i popriamuway do mista.
Muszu nahadaty, szczo, opynywszy u Krajini Traw, u potoci nebezpek, ja ne zmih,
ne wstyh poinformuwaty Dumczewa pro podiji i zminy, jaki widbuysia na zemli za czas
joho widsutnosti.
My powoli jszy powz wikna czuych budynkiw. W odnych zaswiczuwaysia wohni,
w inszych buo szcze temno. Wikna buy widczyneni, do nas doynay urywky rozmow,
spesky smichu. Dumczew raz u raz zupyniawsia, zdywowano ozyrawsia. Win powernuwsia do yttia, ae wsima dumkamy, poczuttiamy, pereywanniamy szcze ne rozuczywsia z Krajinoju Drimuczych Traw.
O pid weykym synim abaurom zibraasia simja za weczirnim czajem. Na wysokomu stilci sydy bilawa diwczynka, rozmachuje ruczeniatamy, szczo epecze, i wsi
nawkoo smijusia.
Pryhaduju, szczo todi na wuyciach Czenka ja podumaw: Ato z ludej, jaki o spokijno sydia za stoamy w budynkach abo prowodaju nas zehka ironicznoju posmiszkoju na wuyciach, chto z ludej powiry meni, koy ja skau, szczo porucz, zowsim
porucz ey krajina, de meszkaju tysiaczi chyych twaryn, de szyroko j mohutnio rozyasia riczka, czerez jaku ne moe pereprawyty ludyna, de, mow szyroke pasmo, pidnosiasia piszczani horby i szaenyj witer daeko roznosy pyluku i de hrizno i wde i
wnoczi szumla derewa-trawy. Dumczew ozyrawsia, wsuchawsia, zupyniawsia i
uwano wdywlawsia w obyczczia ludej, budynky, derewa Win ne wiryw, szczo perebuwaje w ridnomu misti.
I koy z widczynenoho wikna zazwuczaw romans Dla berehiw witczyzny dalnioji,
jakyj peredaway po radi, Dumczew pidwiw hoowu whoru. Niby muzyka i sowa ynuy
ne z wikna, roztaszowanoho na riwni joho hoowy, a zwidky iz neba. Win postojaw,
posuchaw i, wyrwawszy swoju ruku z mojeji, szwydko ruszyw upered.
Kudy wy? nazdohnaw ja Dumczewa.
Wona biy za nymy!
Chto?
Newydyma ludyna, szczo spiwaje. Ja znowu wziaw Dumczewa za ruku.
Ce sprawdi moho wydatysia jomu dosy dywnym: ade radi wwijszo w pobut za
tych rokiw, koy win yw u Krajini Drimuczych Traw.

Slidom za namy i porucz z namy ynuy sowa romansu:


propaw pobaczennia ciunok
Nemowby odne wikno peredawao inszomu poperednij skad, a nastupne wikno
pidchopluwao nowyj skad:
Prote wid tebe du joho!
Sowa i muzyka ne zayszay nas. Ja detalno i spokijno pojasnyw Dumczewu, szczo
take radi.
Tak, tak! skazaw win. Rozumiju! Rozumiju!
I tut-taky win poczaw dowodyty, szczo radi Isnuje i w Krajini Drimuczych Traw.
Win nawi dla prykadu nawiw jakoho meteyka, dla jakoho joho wusyky prawyy za
antenu. Pryhaduju, szczo we czas, poky my jszy wuyciamy Czenka, mene nastijno
peresliduwaa odna dumka: treba spytaty Dumczewa, jak rozumity joho sowa: te,
szczo wy z soboju prynesy i zahubyy, te j maje dopomohty. Ci sowa win skazaw unoczi
na berezi riczky Zapizniych Dokoriw, pisla toho, jak my perekonay, szczo i druha krupynka, jaka powertaje zrist, wtraczena dla nas nazawdy.
I ot my w Czenku! To szczo nam dopomoho zayszyty Krajinu Drimuczych
Traw?
O za wiknom schyyo nad kartoju dwoje wychriastych chopczakiw. Odyn z nych
szwydko wody po karti oliwcem i szczo dowody druhomu. A cej druhyj jomu zapereczuje i z diowym wyhladom zastruhuje oliwe.
Zbyrajusia u mandry, skazaw ja.
Dumczew u widpowi wymowyw tilky odne sowo.
Grat!..
I jak czasto w Krajini Drimuczych Traw, tak i teper ja zdywowano hlanuw na Dumczewa.
Ae win tut-taky widpowiw:
Wy, zdajesia, mene j dosi ne rozumijete? Dla toho, szczob mij doslid, ostannij
doslid, udawsia i ne staosia neszczastia, meni potribna bua maoaktywna reczowyna
dla upowilnennia reakciji. Potribna bua poroszynka gratu. Wy zahubyy bila mista
paperowych os oliwcia, i ja distaw grat. Doslid udawsia. My, jak baczyte, ne w Krajini
Drimuczych Traw, a sered ludej, u Czenku.
Ja tak i ne wstyh dosuchaty joho: my pidijszy do budynku, de meszkaa Polina
Oeksandriwna Buaj.
Tut koy yw i win. O staryj, perechniabenyj hanok. Poyskuwaa bia emalowana doszczeczka. Ja zijszow ue schidciamy na hanok i chotiw buw postukaty w dweri.
Ae ne postukaw.
Sergiju Sergijowyczu, czoho wy zupynyy? Ade my pryjszy.
Ae win stojaw za kilka krokiw wid hanku i ne ruchawsia.
Ja zbih z hanku i wziaw joho za ruku.
O my j pryjszy!
Dumczew mowczaw; Ce trywao kilka chwyyn. Ja czekaw.
Potim win raptom zahoworyw sam z soboju, zowsim tak, jak u Krajini Drimuczych
Traw:
Czoho ty baryszsia? Ty stojisz bila ridnoji domiwky. Znitywsia? Bojiszsia?
Moywo
Bezstrasznyj mandriwnyk, win ne bojawsia pronyknuty w zhubne hnizdo os. Widwanyj mysywe, szczo wraaje odnym udarom chyoho bohomoa, win stoji tut, bila
staroho, perechniabenoho hanku swojeji ridnoji oseli i nijakowije!

Czas mynaw. Nareszti Dumczew powoli i obereno zijszow na hajok.


I znowu ja pidnis ruku, szczob postukaty w dweri.
Ne treba! schopyw mene Dumczew za ruku. Zadi Ja Ja szcze ne
zibrawsia z syamy.
Win buw u zamiszanni ja ce baczyw, rozumiw.
Misto postupowo zatychao. Hasy wohni. A Dumczew nacze wyprawduwawsia za
szczo peredi mnoju:
Zaraz Szcze trochy i ja nawau Buo tycho. I meni zdawaosia, szczo ja
czuju, jak kootysia serce w Dumczewa. Ja daw.
Szczo , wse riwno, stukajte! mowyw Dumczew jakym huchym i daekym
hoosom.

Na mij stuk widczynya dweri Polina Oeksandriwna.


Iz-za dwerej swojeji kimnaty wyzyraa susidka.
O my j pryjszy! wymowyw ja tak prosto i pryrodno, niby za doruczenniam
Poliny Oeksandriwny oce bihaw do skweryka pokykaty Dumczewa pyty czaj.
Polina Oeksandriwna raptom schopyasia za kraj szafy. Wona wdywlaasia w obyczczia Dumczewa j szepotia:
Ni, ni! Ne moe buty!
Wsi mowczay. Rozhubenis, zamiszannia j trywoha nacze wwijszy z namy w cej
dim i ochopyy wsich. Ja widrazu zhadaw, szczo w mene dosy dywnyj wyhlad
Ja chotiw buw newymuszeno zasmijatysia, artiwywo skazaty szczo-nebu, ae
poczuwaw sebe nijakowo, i wsi sowa zdawaysia meni falszywymy.
Wsich wyruczya susidka:
Samowarczyk! Teper treba samowarczyk postawyty! Ja postawlu swoho Bu
aska, hosti dorohi!
Ja buw jij wdiacznyj.
A na nasz dywnyj odiah nichto ne zwernuw uwahy.
Ja wstyh skazaty Polini Oeksandriwni:
Hoowne ne pytajte ni pro szczo Sergija Sergijowycza! Berei joho. Nastane
czas i win sam rozpowis, de buw. Ne rozpytujte joho zaraz.
Susidka prowea Dumczewa i mene do dwerej aboratoriji i pry ciomu mowya due
tepo i hostynno:
Samowarczyk u mene szwydkyj! arynky arki, skipoczky suchi! Myttiu zakypy! Zaraz podam!.. Polino Oeksandriwno, szczo wy?! To we czas czekay, czekay, a
teper czajem poczastuwaty ne choczete! unaw ue wnyzu jiji kopitywyj hoos.
Dweri do aboratoriji za namy zaczynyysia.
Dumczew due obereno widczynyw szafu, dowho dywywsia, potim wyjniaw swij
staryj kostium. Ja dopomahaw jomu wdiahatysia. Za we czas win ne wymowyw ani
sowa. Tilky prydywlawsia do wsioho.
U dweri aboratoriji tycho postukaa Buaj. Zajsza i mowczky staa nakrywaty na
sti.
Susidka podaa samowar. Poczay pyty czaj. U sacharnyci eay szczypci. Dumczew wziaw jich u ruky:
uk-rohacz!
Polina Oeksandriwna i susidka zdywowano hlanuy na mene. Ta ja mowczaw.
Zwidky doynuw hudok.
Mabu, paropawom prybuy? zapytaa susidka.

Paropawom? perepytaw Dumczew. Paropawom Ote, wse szcze para?


A yczynka babky raketnyj dwyhun
Buaj i susidka znowu hlanuy na nioho z podywom.
Tut ja zhadaw perszu mikrozapysku Dumczewa iz zhadkoju pro yczynku babky,
zapys na odnij z kartoczok w joho aboratoriji: Cikowkyj yczynka babky. Zhadaw
i ranok na berezi riczky Zapizniych Dokoriw, de cia yczynka z nezwyczajnoju widkydnoju maskoju na hoowi peresuwaa u wodi posztowchamy.
Zwyczajno, sposib peresuwannia yczynky babky sproszczeno nahaduje pryncyp
roboty reaktywnoho dwyhuna. Ae raketa peremiszczujesia w prostori ne prostym wbyranniam i wysztowchuwanniam wody (hazu, powitria). W kameri rakety zhoriaje paywo, i masy hazu, szczo pry ciomu utworiujusia, tysnu na werchni stinky rakety,
sztowchaju jiji wpered. Tomu raketa moe posuwatysia w bezpowitrianomu prostori
w poroneczi.
Samowar ochoow. Susidka ponesa joho pidihriwaty.
Oczewydno, wona perestaa bojatysia Poliny Oeksandriwny. Bilsze toho, wona
we czas turbuwaa i pikuwaa pro neji, a teper z usich sy staraasia dohodyty hostewi.
Dumczew ohlanuw usich i skazaw:
Spasybi za tyszu! Wony do mene pryjdu Ne widrazu, ae pryjdu normalni
massztaby!
Jaki massztaby? spytaa Buaj.
Ne treba, ne zapytujte mene ni pro szczo! Ja zwyknu Meni tak wako Ne
treba zapyta. Dumczew pochyyw hoowu.
Nareszti win wstaw, pidwiwsia z-za stou j poczaw chodyty po aboratoriji. Pidijszow do maekoji szafy, szczo wysia na stini, widczynyw jiji, wziaw szpryc, dowho rozhladaw joho i skazaw:
Szersze
Ja zrozumiw: hoka szpryca poronysta, zowsim jak ao szersznia.
Ja suchaw Dumczewa i dumaw: O Dumczew ue wdoma, sered ludej, ae win
use szcze baczy pered soboju meszkanciw Krajiny Drimuczych Traw z jich instynktywnoju robotoju. Czy zapereczuwaty jomu? Ni! Sam win skoro wime do swojich ruk instrumenty, stworeni ludynoju. Jaki czudesa twory, jaki prekrasni reczi wyroblaje ludyna, woodijuczy instrumentom! Dumczew sam ce zrozumije. I, koy zhadaje skarabeja,
szersznia, uka-rohacza, win posmichnesia i skae: Jakyj ja buw smisznyj u swojich
mirkuwanniach!
Ja uwano steyw za nym i baczyw, szczo kroky joho staju dedali twerdiszi, wpewneniszi, szczo wony wse bilsze widpowidaju zwyczajnym krokam ludyny.
Win torknuw rukoju futlar skrypky. Wyjniaw skrypku, prytysnuw do pecza. Ae
ne hraw. Pro szczo win dumaw?
I raptom usi poczuy tychyj-tychyj spiw. Ja ne widrazu zdohadawsia, chto ce spiwaje.
W protyenomu kutku, sydiaczy na taburetci, prytuywszy spynoju do stiny, Polina Oeksandriwna edwe czutno naspiwuwaa:
Buria kryje nebo moju,
Snihom kruty bez puttia
Wona spiwaa, niby rozmowlaa sama z soboju. Ne spiw, a spohad
Zdajesia, ce buo zowsim nedawno: weyka rusa kosa, nowekyj bryyk, szyroki
krysy, synia striczka. Tychyj wesnianyj weczir. Cwite buzok. Wona jde i ohladajesia. A
z wikna dywysia jij uslid moodyj Dumczew, i llesia, llesia cej motyw

To mow piznij podoronij


U wikonce stukoty
I, w miru toho jak wona spiwaa, obyczczia Dumczewa projasniaosia. Niby w poruszenyj ad joho pereywa wchodyy jaki ywi poprawky, wchodyy i stawyy wse na
swoje misce.
Nerwowym estom win prostiahnuw ruku i powiw smyczkom po strunach.
Ciu pisniu, cej dawno znajomyj motyw win teper zanowo osiahaw. Szcze trochy
i ulubena pisnia dopomoe jomu powernuty do yttia.
Pisnia unaa dedali wyraznisze i hucznisze.
Skrypka Dumczewa wtoruwaa jij dedali wpewnenisze.
Oczi Buaj dywyysia kudy u daeczi, a po szczokach kotyysia slozy.
Ja widijszow do dwerej meni buo tiako, due tiako.
Prychyywszy do odwirka, susidka neczutno pakaa

Bua piznia nicz, koy ja tycho, samym ysze kywkom hoowy, poproszczawsia z
Buaj, Dumczewym ta Jawdochoju Wasyliwnoju.
Ja wyjszow z budynku i dowho stojaw na znajomomu hanku.
Treba zhadaty szczo waywe, najhoownisze Ae szczo same?
Ja dobre znaw dorohu do hotelu. Ae zaraz use dowkoa zdawaosia meni neznajomym, i ja dowho prydywlawsia i mirkuwaw, poky meni stao jasno, kudy treba jty.
Stupyw krok, druhyj i zupynywsia.
Huchyj szum ystia, jake zwysao czerez parka na wuyciu, zlakaw mene. Szczo
ce? Raptom ja znowu widczuw sebe w Krajini Drimuczych Traw, Meni treba koho szukaty, riatuwatysia. Szwydsze! Szwydsze! Trywoha i zanepokojennia ochopyy mene
Potim otiamywsia i tycho pobriw dali. Nadi mnoju buo nebo, take hyboke, zoriane.
Spokijna nicz maekoho misteczka. Jaka tysza! Ae czomu zdawaosia, szczo tyszu
szmatuju dywni szumy, zwuky, szarudinnia, dzekit. I teper, u Czenku, nastoroenis,
napruenis i widczuttia bykoji nebezpeky ne zayszay mene. Ja zupynywsia i, niby
dla toho, szczob staty newydymym ta uberehty sebe wid bidy, prytysnuwsia na my do
stiny. Schamenuwszy, ja piszow dali, ae raptom znowu zupynywsia.
Szczo bude z Dumczewym zawtra, koy win wyjde na wuyciu i we swit
nezwycznyj, nowyj dla nioho swit hlane jomu u wiczi?
Ade ja zowsim nedowho probuw u Krajini Drimuczych Traw, ae ne mou zwyknuty do tychoho misteczka. I wako zrozumity, szczo tut za wiknamy ludy spla micnym,
spokijnym snom. Wse meni zdajesia inszym.
Szczo bude z Dumczewym?
Ade w likarni pisla toho, jak okulist zroby operaciju, chworoho dbajywo j obereno prywczaju do swita. Toczno wykonujesia nakaz likaria: stilky-to dniw temna
kimnata, stilky-to dniw napiwtemna, i ysze potim chworomu dozwolajesia podywytysia na nawkoysznij swit, ae wse szcze ne pry jaskrawomu sonci.
Ja jszow do hotelu, i tak buo tycho dowkoa, tak spokijno swityy zori! De zowsim
poriad bezturbotno prospiwaw piwe, myrno hawknuw sobaka. Trywoni dumky pro
dolu Dumczewa poczay rozwijuwatysia.
Pamjataju: widczynyw dweri hotelu. Zupynywsia: stao sumno. Ade ja pojidu, rozuczusia z Dumczewym
Czerhowa po hotelu maszynalno prostiahnua bua klucz, ae, hlanuwszy na mene,
storopia. Klucz zayszywsia u neji w ruci. Nareszti wona wymowya:

Wy?! Ni, ni, ne moe buty! Ade wy znyky!


Ja buw za mistom. Nedaeko zwidsy, znijakowiwszy, widpowiw ja. Darujte,
szczo ne poperedyw
Ae siudy prychodyy, szukay was! Buw perepooch. Tak ne mona. Treba poperedaty!
Toj e nomer hotelu. ey na stilci mij staryj czemodan. Win ue w czochli, zastebnutyj na wsi gudzyky. Ade ja zbyrawsia jichaty do Moskwy. Za wiknom taka sama nicz,
jak ta koy wetiw siudy buket kwitiw. I takyj samyj swityj kwadrat susidnioho wikna
ey na zemli. Wse nibyto tak, jak ranisze. Ae wse i ne tak, i ne te. Ja staw inszyj: za
cej czas ja pobuwaw u Krajini Drimuczych Traw!
Na stoli eaw yst wid profesora Tarasewycza, jakyj czekaw na mene we kilka
dniw.
Szanownyj Hryhoriju Oeksandrowyczu! Mene wykykay na obasnu konferenciju. Due szkoduju, szczo wy ne zastanete mene. Jaka inka, na prizwyszcze Czernykowa, z Rajcharczotorhu poszyriuje po mistu czutku, naczebto wy roztay i znyky u
neji na oczach. Jaka nisenitnycia! Spodiwaju, szczo wy wse sami pojasnyte. Ae oskilky
wasz odiah, za twerdenniam Czernykowoji, czomu zayszywsia za altankoju, to ja dopomih, pro wsiakyj wypadok, organizuwaty poszuky i widjidaju z weykoju trywohoju
za was. Z prywitom. Wasz Tarasewycz.

Nepomitno zbiha nicz. Prokynuwszy dosy pizno, ja ohlanuw swityj nomer hotelu i widczuw zanepokojennia: jak tam Dumczew?
Ja widrazu piszow do nioho, ae na odnij z wuy pobaczyw Dumczewa. Nikoho
ne pomiczajuczy, niby zabuwszy pro wse na switi, stojaw win na rozi wuyci i dywywsia
na budiwnyctwo jakoho bahatopowerchowoho budynku.
Ostoro stojay Polina Oeksandriwna i susidka. Wony ne zwodyy z Dumczewa
oczej. Susidka znakom zaprosya mene pidijty do nych. Ja diznawsia, szczo wranci,
zowsim rano, wona poczua, jak hriuknuy dweri na wuyciu, i pobaczya, szczo Dumczew piszow. Turbujuczy Sergij Sergijowycz szcze j czaju ne wypyw, wona
huknua Polinu Oeksandriwnu. Obydwi piszy slidom za nym. We czas zbyraysia
ozwatysia do nioho, ta ne zwauwaysia. I raptom win zupynywsia bila cioho budynku i
ot stoji! Stoji, uwe czas dywysia j dywysia. A na szczo tut dywytysia? Chiba ne baczyw win, jak weykyj budynok zwodysia?
Dumczew dowho i neruchomo stojaw na odnomu misci.
Potim u jakomu neterpinni, nemow oburiujuczy samym soboju, win poczaw
szwydko zminiuwaty miscia spostereennia.
Pywa u jasnomu rankowomu nebi stria krana z bunkerom, napownenym cementnym rozczynom. Tripotiy na ehkomu witri i to prypaday do parkanu, to zlitay
whoru do neba weyczezni czerwoni pootnyszcza z sowamy Dostrokowo wykonajemo j
perewykonajemo piwricznyj pan budiwnyctwa ytowych budynkiw! A z widczynenoho
wikna inszoho budynku w nebo yasia pisnia:
po kaminciach, po owtomu pisoczku
Fraza urwaa, buo czuty ysze nastijnyj akompanement, i znowu wse poczynao
z samoho poczatku:

po kaminciach, po owtomu pisoczku


Spiwaczka w susidniomu budynku rozuczuwaa ariju Nataszi z Rusaky, i rozywawsia w swiomu powitri jiji wysokyj hoos.
Wona zamowka. I stao czuty, jak diwczata-malary, stojaczy na pidwikonniach,
farbujuczy ramy, widczyniajuczy j zaczyniajuczy wikna, spiwaju szczo swoje. Sowa
lisni buy sumni, ae diwczata spiway bezurno i nawi deszczo zaderykuwato, tak,
szczo stawao weseo na duszi.
A w nebi, rankowomu, houbomu, wysokomu nebi pywa, pywa stria krana z
bunkerom. O kran ruszyw wzdow budowy. Opustyy trosy. O wony znowu jdu u
wysoczi. I stria krulaje, krulaje nad budowoju nowoju budowoju, bez rysztuwa.
Do odnopowerchowoho budynku, bila jakoho stojaw Dumczew, pidijszy junak i
dwoje diwczat. Ne zachodiaczy u chwirtku palisadnyka, perechyywszy czerez nyzekyj
parkan, za jakym rosy kuszczi asmynu i trojand, junak huknuw:
Olu, Olu, szwydsze! Sergijko czekaje na jachti. Ade domowyy o dwanadciatij!
Jdu! widpowiw czyj dzwinkyj hoos. Junak i diwczata siy na awoczci bila
palisadnyka.
Dumczew pidijszow do nych. Junak pidwiwsia i zaproponuwaw Dumczewu sisty.
Ae Dumczew ne siw. Win niby wywczaw jich. Jak szyroko i swito wsmichajusia wony!
Jak weseo smijusia, prodowujuczy. swoju rozmowu!
Hriuknua chwirtka. Z palisadnyka wybiha Ola w biomu patti z jaskrawo-synioju
kosynkoju w ruci. Wona zaspiwaa:
Zawomo pise,
Bo zawtra w pochid
Jiji druzi pidchopyy pisniu i, wziawszy za ruky, pobihy wuyceju.
Dumczew dowho dywywsia jim uslid.
Spiwaa spiwaczka. Spiway diwczata-malary, zdaeku doynaa pisnia Oli ta jiji
druziw.
A w rankowomu nebi zowsim aurnoju staa stria z bunkerom. ehko, pawno i
weseo pywa wona u wysokomu nebi.
Nareszti Dumczew niby prokynuwsia i piszow u napriamku do swoho budynku.
My jszy za nym. Ae win nas ne pomiczaw. Win rozmowlaw sam z soboju,
Spiwaju! Usi spiwaju! Dywno! A budynok? De, kudy podiysia obirwani mulari
w yczakach, jaki zwodyy, skaimo, ocej budynok? Mechanizmy I wsi spiwaju.
Zwidky taka radis? Jak use ce zrozumity?..
Tak rozmowlaw sam z soboju Dumczew. A de daeko spiwaczka znowu zaspiwaa:
Probihaa probihaa bystra riczeczka

Dumczew zamknuwsia w swojij aboratoriji i ne wychodyw zwidty. My wyriszyy


joho ne turbuwaty. Tak mynuw de.
Ja due stomywsia wid usioho pereytoho Ta j czas buo powertatysia do Moskwy.
Sergij Sergijowycz uwe czas kae pro due dywni reczi, ja ne rozumiju joo,

skarya meni Buaj. Skai, de buw Sergij Sergijowycz ci roky? Zwidky win powernuwsia?
Ta ja ne pospiszaw z widpowiddiu. Ade meni treba teper-taky, siohodni abo zawtra, zdijsnyty szcze odnu podoro z Dumczewym, Projty z nym szlachamy desiatyli
szlachamy, we projdenymy wsima lumy, wwesty joho u yttia. Treba znajty dla cioho
prawylni sowa, tak bahato pojasnyty. I win pobaczy, zrozumije wse, szczo widbuosia
za ci desiatylittia. A todi nechaj i Buaj diznajesia pro Krajinu Drimuczych Traw. A
zaraz wsiaki rozmowy i rozpytuwannia tilky schwyluju, strywoa. Nadweczir druhoho
dnia ja postukaw u dweri aboratoriji Dumczewa. We czas buo meni widjidaty z
Czenka.
Ja buw due zdywowanyj, pobaczywszy na obyczczi Dumczewa zowsim nespodiwanu usmiszku, nawi po-dytiaczomu e-e pustotywu. Wona to chowaasia w
kutykach hubiw, to zjawlaasia w byskowi oczej. Niby persze znajomstwo z nowym
yttia oswityo joho obyczczia.
Drue mij! poczaw Dumczew. Ja we pobaczyw, poczuw i prymityw take,
szczo j sliw ne doberesz!
Dla cioho ja pryjszow do was, Sergiju Sergijowyczu! Meni zdajesia, szczo ja dopomou wam szwydsze zrozumity, widczuty wse, szczo wy szcze pobaczyte.
Spasybi za waszi dobri namiry, ae ja ne widstajuczyj ucze u himnaziji i
Ja zrozumiw joho: dowho, nadto dowho win yw bez ludej, bez bu-jakoji dopomohy
w Krajini Drimuczych Traw, zwyk w usiomu rozbyratysia samostijno.
Wy mene ne zrozumiy, Sergiju Sergijowyczu. Pered wamy zowsim, zowsim
nowe yttia
Ot ja j choczu sprobuwaty bez bu-jakoji dopomohy wwijty w ce yttia. Zrozumity. Sam choczu! Wse zrozumity, wse widczuty! Tut moja hordis! Moja czes!.. I
Dumczew rizko zminyw temu rozmowy: Czy znajete wy, Hryhoriju Oeksandrowyczu,
jakyj siohodni de?
Pjatnycia.
E, ja ne pro te! Siohodni najwyszczyj i najswitliszyj de u mojemu ytti! Ja
znowu poczaw pysaty, widnowluwaty szczodennyk tych bahatioch rokiw, szczo jich proyw u Krajini Drimuczych Traw. Ja widnowlu i znowu napyszu wse te, szczo witer po
arkuszykach roznis, rozwijaw. O dywisia, pokazaw win na wuki dowhi arkuszyky,
szczo eay stosykamy piwkoom na weykomu stoli. Nechaj uczenyj swit wrachuje
moji spostereennia i zway na moji wysnowky.
Szczodennyk wy pysatymete dowho, due dowho. A ja muszu jichaty. Probudu
w Czenku szcze de abo dwa. Za cej czas proszu was nakydaty stattiu-zajawku. Korotko, jaknajkorotsze wykadi w nij osnownu su waszoho szczodennyka, postawte wichy, za jakymy pidete, napriamok waszych dumok i zaznaczte osnowni widkryttia. A ja
peredam do urnau Nauka i technika.
Jak wy skazay? Zajawka? Ja ne rozumiju cioho sowa. Ade ne pro patent i ne
pro awtorke swidoctwo na technicznyj wynachid ja kopoczusia.
Ja wse staranno jomu pojasnyw. I Sergij Sergijowycz mene zrozumiw.
Ach tak konspekt Treba skasty konspekt.
Ce sowo konspekt zwuczao w Dumczewa jako osobywo wyrazno, niby w ciomu
sowi buo zakadeno hybokyj zmist, zrozumiyj ysze jomu.
Skilky radosti j zapau buo w joho oczach!
Diakuju! Wid szczyroho sercia diakuju! I ja widkaw swij widjizd, z Czenka:
doczekaju zajawky Dumczewa.
Ja zwyk do cioho misteczka z joho sadom, de derewa zmykay nad aejamy swoji
krony; z tychymy wuyciamy, de porucz iz switymy, wysokymy budynkamy, sporudenymy zowsim nedawno, stojay budynoczky manirnoji kuczeriawoji staromodnoji architektury, budynoczky, szczo nahaduway meni dejakych herojiw pobutowych romaniw

mynuoho stolittia; z biblitekoju-czytalneju, w jakij znajszosia tak nespodiwano dla


mene bahato czudowych knyok. Meni wse bilsze j bilsze podobaosia ce misteczko za
joho e-e soonuwate powitria, jake obwiwaje obyczczia, koy wranci dywyszsia z
wikna na daeke more.
Odrazu za mistom poczynawsia step. Iz stepu, szczo we wyhoriw pid soncem,
dwoma riadamy swojich karkasiw tiahnuysia do mista nedobudowani budynky. Szumiw i pachkaw parowozyk na wukokolijci, tiahnuczy patformy, nawantaeni piskom,
cehoju, bokamy. Pidjizdyy wantani krany, jakymy keruwaw maszynist, szczo sydiw
u budci, zabyray boky prosto z patformy na werchni powerchy, a robitnyky weseo
perehukuway z maszynistom i mi soboju, wykaday u wysoczyni riad za riadom poronysti boky. A hen-hen, daeko w stepu, zdijmaasia do neba hostrokutna wyszka i
czuty buo rizke, pronyzywe rypinnia ebidky.
Mynuw de-druhyj. Mabu, Dumczew zakinczyw swij konspekt, podumaw ja.
I ot odnoho razu nadweczir ja zajszow do nioho. Dumczew powiw mowu pro Krajinu
Drimuczych Traw, pro jiji czudowych meszkanciw, pro jichni hidni podywu formy. Win
spodiwawsia, szczo joho spostereennia dopomou uczenym wnesty bahato nowoho w
techniku.
Usi ci dni j noczi ja obdumuwaw rizni warinty konspektu, wirnisze zowsim
rizni konspekty. Ae zawtra ja widberu, neodminno widberu najwaywisze. Ja pewen,
szczo moji wysnowky i pooennia pidkau zowsim nowi szlachy w riadi hauzej techniky. O szcze de-dwa i wse bude hotowe, skazaw win meni.
Zwyczajno, w mene ne buo sumniwu szczodo znaczennia widkryttiw, pro jaki powidomy Dumczew u swojemu konspekti.
Za kilka dniw ja znowu zajszow do Dumczewa.
Mij drue! skazaw win riszucze. Wsia Krajina Drimuczych Traw spownena
widkryttiw, i wsia wona nezwidana. Weyka kilkis proektiw u mene w hoowi. I wsi,
wsi odnakowo waywi. Jakyj e konspekt meni pysaty? Zayszajesia odne: mowczky,
zowsim mowczky wkazaty ludiam na ciu krajinu. I wzahali niczoho ne pysaty!
Koy ja piszow iz budynku z basztoczkoju, w mene buo take widczuttia, niby Dumczew zachynuwsia w mori sposteree ta widkryttiw, zrobenych nym. Ja szkoduwaw,
szczo ne spytaw Dumczewa pro dywni fermenty, jaki tak czudowo wpywaju na ludkyj
organizm, i pro te, czy mona wyhotowyty tut ci spouky. Newe swiat ne dowidajesia
pro ciu tajemnyciu? Ja bojawsia, szczo moje zapytannia strywoy joho: ade pidway,
de zberihaysia czudowi hazopodibni fermenty metamorfozy, zawaeni i zasypani zemeju. Wse tam zahynuo.

Za kilka dniw ja oderaw dwa prymirnyky konspektu Dumczewa. Wony buy akuratno perepysani hostrym, czitkym poczerkom. Oczewydno, pysaa Buaj.
A Dumczew uwe czas powtoriuwaw: Z cioho konspektu swit diznajesia bahato
pro szczo nowe! Wy dopomohy meni powernutysia do ludej! Za ce spasybi! Ae wsiu
weycz waszoho podwyhu ja osobywo widczuwaju zaraz, koy wy proponujete meni
swoju dopomohu. Spasybi wam za te, szczo wy peredaste ludiam widkryttia, jaki ja zrobyw u Krajini Drimuczych Traw!
Win bahato i czasto powtoriuwaw Spasybi, spasybi!, buw deszczo zbenteenyj i
rozczuenyj. Win ne znaw, jak diakuwaty meni za te, szczo ja beru taku weyku uczas
u joho sprawi, i skazaw:
Odyn prymirnyk osobysto dla was.

Meni czomu ne chotiosia czytaty konspekt u zaduszywomu nomeri. Ja doczekawsia ranku, wziaw z bibliteky knyky, dowidnyky, sownyky i pryjszow u sad, szczob
rozibratysia w usiomu.
Jak dawnij druh, suworyj i wymohywyj, cej sad ue bahato raziw zustriczaw mene
swojim protiahym, bezuhawnym szumom. Trochy zwernesz z hoownoji aeji temno,
tycho. Steky pozarostay trawoju. Sad ne obhorodeno. Ae bila wchodu do hoownoji
aeji stoji weyczezna derewjana arka, pofarbowana w houbyj kolir. Na arci prywitnyj
napys: askawo prosymo!
Na weykij, z pochyoju spynkoju awi ja rozhornuw knyky i poczaw czytaty.
Zeenyj konyk strybnuw meni na nohu, pidskoczyw i znyk u trawi. Ja
wsmichnuwsia swojim spohadam. De zowsim porucz perehukuwaysia dzwinki dytiaczi hoosy.
Payczka-wyruczaoczka!
Wyruczaj!
Znajszow! Wycho! Raz! Dwa! Try! Ae ja porynuw u napysane, i do mene we
zowsim zdaeku doynao:
Znaj-szow! Znaj-szow! Konspekt Dumczewa poczynawsia nezwyczno: Ludy nauky! Ja baczu, jak wy czytajete konspekt moho majbutnioho szczodennyka. Dechto z
was, daekozoryj, poczepyw okulary, inszyj, korotkozoryj, zniaw okulary. A dejaki odnu
paru okulariw nadiy, a druhu trymaju pro zapas u kyszeni.
Dajte spokij swojim okularam! Idi do perszoho-lipszoho stawka. Tam wy znajdete
szczo nabahato doskonalisze. Spijmajte uka-wertiaczku. Tak! Tak! Ja ne boewilnyj;
uka-wertiaczku. Win meszkaje na mei powitria i wody, tobto i w powitri, i u wodi. Ae
switowe prominnia, jake padaje w oczi uka, koy win perebuwaje w powitrianomu seredowyszczi, zaomlujesia na odyn ad, a switowe prominnia, jake prochody kri
wodu, zaomlujesia inaksze znaczno sabkisze. U wertiaczky kne oko podiene na
dwi poowynky. Odna poowynka ey wyszcze wona baczy u powitri, a druha,
nynia, poowynka baczy u wodi. Fokusni widstani poowynok rizni. Koy wertiaczka
kowzaje po wodi, werchnia poowynka sposterihaje te, szczo dijesia u powitri, nynia
te, szczo u wodi.
Kyte swoji okulary! Doslidi wertiaczku! Zastosujte cej pryncyp dwofokusnoho
zoru! Wyhotowte sobi skelcia dwofokusnych okulariw!
Tut ja zrobyw pomitku oliwcem:
Pizno! Kasyr u Moskwi, koy wydawaw meni zaliznycznyj kwytok, podywywsia na
mene kri swoji okulary dosy dywno. Ce mene zacikawyo. Kasyr pojasnyw: zwyczajni
dwofokusni okulary! Jich mona zamowyty w bu-jakij apteci.
Cia propozycija Dumczewa, zwyczajno, zastaria! Ta, mabu, podumaw ja, dali
ja proczytaju szczo nowe i nespodiwane. Ja propustyw kilka riadkiw i zupynywsia na
inszomu misci.
Ludy! Wy ryjete tuneli w horach, probywajete rizni porody zemli. Wczisia u ukiw-szaszliw! Doslidujte, czomu wony czuju, de szar derewa tonszyj i de towszczyj.
Dali Dumczew pysaw pro toredo nowalis korabelnoho szaszela.
Zwerni uwahu na te, szczo cej szaszil molusk, schoyj na neweykoho
czerwjaka, wkrytyj zihnutoju pastynkoju i ehko prochody kri najtwerdisze derewo.
Obowjazkowo doslidi, jak win probywaje ce derewo. I stwori za prykadom toredo nowalis aparat dla probywannia derewa.
Wysowlujuczy sumniw, ja napysaw na polach:
Porada cikawa, ae nawriad czy cej szaszil pidkae ludyni ideju wynajdennia nowoho bura.
Dumczew kae:
Budiwnyku, wczy u bdoy ekonomno buduwaty! Kona stinka czarunkowoho
wmistyyszcza wykorystowujesia dwiczi. Tut usi perewahy pobudowy wmistyyszcz z

szestykutnym pererizom. Jaka ekonomija budiwelnoho materiu, i pry ciomu weyka


micnis! A same: waha wosku (budiwelnoho materiu stilnykiw) u szistdesiat raziw
mensza wid wahy medu, szczo mistysia u niomu.
Ja zrobyw samowpewnenu pomitku:
Naszczo rekomenduwaty uwazi architektoriw czarunky z szestykutnym pererizom? Fantazija architektora ne potrebuje pidkazok bdoy.
Najhirszyj architektor, persz ni pobuduwaty sporudu, stworiuje pan cijeji sporudy u swojemu mozku. A potim, jakszczo potribno, win zminiuje i polipszuje cej proekt.
Bdoa niczoho zminiuwaty ne moe. Bdoa zawdy buduje instynktywno. Jakszczo
prokooty czarunku, med bude wytikaty. Ae bdoa nosytyme j nosytyme med do cijeji
diriawoji czarunky, widkade siudy jajeczko i zapeczataje poroniu czarunku. Slipyj instynkt! Wona j prylitaje same stilky raziw, skilky treba dla zapownennia czarunky.
I tut ja zhadaw, jak probywaw pokriwlu hnizda, kudy ystiarizna bdoa widkaa
jajeczko. A wona bezdumno, instynktywno wse kaa j kaa nowi pokriwli. I pokaa
stilky pokriwel, skilky kade zawdy, ne pomitya, szczo wsi wony buy probyti.
Waha wosku w szistdesiat raziw mensza wid wahy medu, szczo mistysia u niomu.
Ce zasuhowuje na uwahu. Ae wisk jak budiwelnyj materi dla ludyny?! Dosy dywna
propozycija!
Dumczew pysze:
Ludyno, nawczy zachyszczaty swoji budynky wid choodu!
Samka bohomoa, widkadajuczy swoji jajcia, wkrywaje jich osobywoju ridynoju,
jaku bezupynno wydilaje. Cia masa z bulbaszkamy powitria wseredyni zachyszczaje jajcia wid nadmirnoji speky i weykoho choodu. Doslidi ciu ridynu.
Moja pomitka:
Jdesia pro tepowu izolaciju. Ae powitria jak izolacijnyj materi dawno widome. A zowsim nedawno technika naszych dniw, wrachowujuczy powitria jak termoizolacijnyj materi, stworya specilnyj wyd pinoska. Materi cej ehkistiu i poruwatistiu perewyszczuje nawi korok. Szczob oderaty taku masu, potribno buo znajty sposib
reguluwannia utworennia porystoji struktury w skomasi. Sekret polahaje w tomu,
szczob pory z hazom rozpodilaysia w skomasi riwnomirno.
Nemaje potreby w pini bohomoa szukaty riwnomirnis rozpodiu okremych por!
podumaw ja.
Tak iz zbenteenniam czytaw ja konspekt Dumczewa i we czas robyw pomitky na
swojemu prymirnyku: Pizno! Pizno!
Dedali wacze stawao w mene na duszi: newe marno mynuo wse yttia Dumczewa? Szczo bude z nym, koy win sam u ciomu perekonajesia? Jaku widpowi win
distane z Moskwy? Ade win z Krajiny Drimuczych Traw kydaw wykyk suczasnij nauci.
I ot meni stao wako czytaty dali
Payczka-wyruczaoczka!
Payczka-wyruczaoczka! powtoriuwaw ja slidom za dzwinoczkamy dytiaczych hoosiw.
Szczo meni robyty?
A sonce pidbyosia, stoji wysoko, wono probywajesia kri zeene ystia, I tini dedali korotszaju. Ue poude.
Payczka wy-ru-cza-ocz-ka unaje to byko, to daeko.
Czy czytaty dali? Ja ne pospiszaw. Ja czoho daw.

Na czasynku aeja staa hominka, strokata. Dzwinki moodi hoosy, jaskrawe

wbrannia diwczat. Zjawyy, projszy. Wse zatycho. Z hybyny sadu czuty dwa znajomi
hoosy. Wpiznaju jich. Ce Oenka i Pawo.
Ostannij mjacz ja wziaa bila sitky. Win buw wyriszalnyj. Nawi raketka zadzwenia!
Siohodni widpoczywaj. Zawtra piwnalna zustricz.
Budu widpoczywaty j pysaty ysta. Zowsim maekoho, mikroskopicznoho.
Jak toj, szczo joho prynis u sirnykowij korobci pryjidyj z Moskwy?
Pryhadujesz? Dionwal Eratosfen
Smich.
Piszy.
Ja poczaw czytaty dali.
Dumczew pysze;
Wodianyj pawuk-argironeta pidkazuje pryncyp pobudowy wodoaznoho dzwona.
Ae je j inszi poradnyky. Znajdi yczynku muchy-mularky. Sama wona u wodi, a chwist
jiji styrczy z wody. Nawiszczo? Szczob dychaty.
Koy woda pidijmajesia, staje dowszym i chwist. Chwist cijeji yczynky dwi powitriani trubky, dwa kanay w prozorij oboonci. Ci trubky skoroczujusia jaknajnespodiwanisze. Tut je z czoho zdywuwaty. I je czoho powczytysia. Budujte taki sami
pryady i spuskajte na dno moria!
Moja pomitka:
Pro ce ja we czytaw w arkuszach Dumczewa pro mandriwku iz szczodennykom.
Szczoprawda, w knyci pro hybokowodni wodoazni spusky, wypuszczenij zowsim nedawno, awtor priamo zistawlaje skafandr z cijeju yczynkoju. Poriwniujuczy yczynku i
skafandr, win wdajesia do najbilsz tocznych technicznych terminiw.
Awtor kae pro te, szczo chwist yczynky wytiahujesia u wodi, jak peryskop, szczo
win skadajesia iz zownisznioji prozoroji oboonky z zirkopodibnoju wtukoju na kinci
i dwoma powitrianymy trubkamy, po jakych wsmoktujesia powitria.
W cij e knyci zaznaczajesia, szczo wodoazy w skafandri wykorystowuju toj samyj technicznyj sposib wsmoktuwannia powitria dla dychannia, jakym korystujesia cia
komacha.
Howorysia j pro te, szczo trubky chwosta yczynky na dywo podibni do wodoaznych szangiw wony ne mnusia zawdiaky spiralnomu prukowi, jakyj skripluje jich
cylindrycznu formu.
Zbih! dumaju ja. Nawriad czy wynachidnyk skafandra zwertawsia po poradu
do yczynky.
Na bahato desiatyli potonuw Dumczew u Krajini Drimuczych Traw, potonuw u
swojich spostereenniach. A yttia jszo. Koen wynachidnyk, praciujuczy nad swojim
wynachodom, wrachowuwaw poszuky inszych, wywczaw dosiahnennia nauky i techniky. A Dumczew wymahaje: ludyno, wczy u komach!
Tak, tak! Wczy u pawuka! twerdy win u ciomu konspekti. Wczy buduwaty
mosty, wczy nowoho sposobu wyhotowennia nytok u pawuka!
Ja namahawsia rozibratysia w cych tezach Dumczewa.
Pawuk uczy buduwaty mist bez bykiw, pysze Dumczew. Takyj mist nedorohyj i micnyj. Mist na anciuhach.
Dywna propozycija! Ade ludy we dawno buduju anciuhowi mosty. Bez pidkazky
pawuka.
Szczoprawda, w odnomu dowidnykowi ja znajszow zamitku, jaku ehko buo pryjniata za art: niby sprawdi perszyj budiwnyk wysiaczoho mostu zwernuw uwahu na
pawutynnia, protiahnute czerez steku sadu, jakym win prohuluwawsia odnoho pohooho dnia. Jomu j spao na dumku: czy ne pobuduwaty mist na zaliznych anciuhach?
Dumczew pysze:
Szcze w simnadciatomu stolitti ludy robyy sproby wykorystaty pawutynnia dla

wyhotowennia tkanyn. Zwyczajno, ne w ciomu ricz: z pawutynnia odiahu ne wyhotowysz. Ae zapozyczte u pawuka samyj sposib wyhotowennia nytok!
Dali Dumczew proponuwaw wynachidnykam powtoryty toj samyj proces oderannia nytky, jakyj ja sposterihaw, koy popaw u pawutynnia.
Ja zahlanuw do encykopediji i zaznaczyw na polach konspektu Dumczewa:
Zapiznia propozycija! U 1890 roci we buo puszczeno perszu fabryku sztucznoho
szowku.
Roblaczy pomitku na polach, ja zacikawywsia technoogijeju samoho procesu wyrobnyctwa sztucznoho szowku. I pryjszow do wysnowku, szczo zistawlannia pawuka,
tobto ywoji maszyny, z wiskoznoju maszynoju dosy cikawe.
U pawuka krapynky kejkoji ridyny, wychodiaczy z truboczok na borodawkach,
ochoodujusia w powitri i peretworiujusia na nytku pawutynnia.
Czy powtoriuje cej proces priadinnia pawutyny maszyna? W maszyni ridkyj rozczyn wyczawlujesia z tonkych kapilarnych truboczok ljer i myttiu na powitri staje
szowkowymy nytkamy.
Zachopywszy, ja sprobuwaw tocznisze zistawyty ci dwa procesy i zapysaw:
Priadylna maszyna i pawuk!
U pawuka pawutynna borodawka, zaoza. Ja koy ujawlaw jich jak weyczeznyj
narost, z jakoho styrcza koroteki priadylni truboczky. Na kinciach cych truboczok mistiasia wywidni protoky pawutynnych wydiluwalnych zaoz.
U maszyny priadylnyj rozczyn, szczo podajesia pid tyskom u trydcia-sorok atmosfer do truboprowodu, wyczawlujesia z ljer tonesekych truboczok z otworom
wid 0,05 do 0,1 milimetra. Inodi okremi truboczky zamineni odnijeju, na jaku nadito
patynowyj kowpaczok z bahama otworamy (ponad pjatdesiat).
U pawuka kejka masa, szczo wydilajesia u wyhladi okremych nytoczok, zypajesia na powitri w odnu micnu nytku.
W maszyny wyczawenyj priadylnyj rozczyn tuawije na powitri u wyhladi tonekoji nytky i namotujesia na szpulku (suchyj sposib).
U pawuka zadnia para niok tiahne za soboju pawutynnia, ne dajuczy jomu
prykejuwatysia do storonnich predmetiw.
U maszyny oderana nytka spriamowujesia na szpulku specilnym emalowanym wistriam.
Zjednuwannia kilkoch nytok w odnu widbuwajesia za dopomohoju neweykych
emalowanych wyok.
Tak! Ae cej sposib wyrobnyctwa sztucznoho szowku zastariw. Je bahato technicznych nowynok. Priadylnyj rozczyn pisla wyczawluwannia prochody czerez specilnu
ridynu widnowluwalnu wannu i dali, tuawijuczy, namotujesia. Takym czynom,
maszyna, stworena ludynoju, dawno perehnaa pawuka! I wse mensze j mensze proces
wyrobnyctwa sztucznoho szowku nahaduje proces pawuczoho priadinnia.
Ae czomu raptom stao tycho w sadu? Ne czuty hoosiw. Witer hortaje storinky
knyok i dowidnykiw.
Na nebi bystri dymczasti chmaryny pywu, zywajusia. I o ue temna chmara
zapnua nebo j nyko powze nad zemeju.
Stao choodno i witriano. Czas ity
U nomeri hotelu ja doczytaw konspekt Dumczewa. Tut ue buy bilsz ni nespodiwani i due dywni pooennia j twerdennia.
Istorija ludkoji zbroji poczynajesia, jak hadaje Dumczew, u Krajini Drimuczych
Traw. Starodawnia ludyna naczebto zapozyczya swoju zbroju w komach.
Szczob dowesty ce, Dumczew twerdy, niby wsi wydy swojeji zbroji ludyna koy
wyhotowya za dwoma pryncypamy: za pryncypom riuczoji poszczyny i za pryncypom
hostroho kynu.

Szczeepy komach iz zazubenymy kinciamy (pryncyp riuczoji poszczyny) pidkazay ludyni wyhotowennia noa, mecza i szabli. Rohacz-oe spys I kynda (prynpyc
hostroho kynu).
Bronzowci, kae dali Dumczew, ne straszni bdoy. Nechaj ala: jiji twerdyj chitynowyj pokryw ne probyty!
Ludyna ce pobaczya, wrachuwaa j wyhotowya szczyt, jakyj zachyszczaje wid udariw spysa.
Bronzowka pidkazaa ludyni: stwory sobi taku broniu, jak u mene!
Dywne twerdennia, zapysaw ja tut-taky zboku. Nikoy, ni pid czas rozkopok, ni w peczernych i naskelnych rysunkach perwisnoji ludyny, ne znajdeno ni slidu,
ni natiaku, ni wkaziwky na te, szczo perwisna ludyna zwertaasia po pidkazku do switu
komach.
Perwynna zbroja ruczna sokyra, abo rubyo, hrubo obbytyj kami, uk, striy
wse ce nijak ne powjazujesia z technikoju w switi twaryn.
U konspekti Dumczew rozpowidaje, jak komacha tiahne, sztowchaje, peresuwaje
wanta, jakyj u bahato raziw perewyszczuje wahu jiji tia. Win kae pro ti organy komach, jaki prystosowani ryty, skrebty, rizaty, chwatatysia. Oce, mabu, cikawo
Ja czytaju dali pro wytrywalis komach.
Meszkanci Krajiny Drimuczych Traw mou yty bez jii dowhi misiaci, zasynaty
na roky. Pawuk-chrestowyk tiahne swoje pawutynnia zawdowky simdesiat dwa metry,
ne wywajuczy nijakoji jii, a jakszczo zdobycz ne potrapy do cijeji sitky, win pete w
inszomu misci nowu.
Sumno i tiako czytaty cej konspekt majbutnioji praci Dumczewa, praci, na jaku
we wytraczeno desiatky rokiw yttia w Krajini Drimuczych Traw i szcze pidu roky j
roky. I nastane czas praciu bude zawerszeno, i stane todi zrozumio: w osnowi jiji
ey ideja cikom dowilna, wypadkowa i prosto smiszna: Ludyno, wczysia techniky w
komachy!
Usi porady i widkryttia Dumczewa zapiznay!
Konspekt zakinczuwawsia takym samym nezwyczajnym zwernenniam, jak i poczynawsia:
Wczeni! Ne na papirusach i ne na pergamentach wy siohodni pyszete swoji praci,
a na paperi z derewnoji masy. Ne zabuwajte: paperowi osy pidkazay ludstwu, szczo
papir mona wyhotowlaty z derewnych wookon. I z toho dnia weyka ekonomija u wytraczanni kosztiw na papir u bahato raz zbilszya moywosti poszyrennia nauky i
zna.

Jak! Usi tajemnyci Krajiny Drimuczych Traw, pokrow z jakych zirwaw Dumczew,
usi zahadky instynktiw meszkanciw cijeji krajiny, szczo jich win rozhadaw, usi widkryttia, jaki win zrobyw, use ce postao peredi mnoju u wyhladi aluhidnoho pereliku
na temu: Ludyno, wczysia techniky w komach!.
Szczo trapyo? Ja baczyw, skilky nowoho Dumczew widkryw, wynajszow u Krajini
Drimuczych Traw. Ja sam pereswidczywsia w tomu, szczo win moe skazaty ludiam
bahato szczo. Ja buw swidkom, jak pidkoryw win ludkomu rozumowi instynkty meszkanciw cijeji krajiny. I wse ce nacze znyko. U swojemu konspekti Dumczew pokirnyj
rab jakycho wypadkowych zna. Ja pryhaduju joho rozhubenis, koy win meni skazaw: Tysiaczi warintiw konspektu u mene w hoowi, i wsi odnakowo waywi. I win
use widkadaw, widkadaw Ne zumiw widriznyty hoowne wid druhoriadnoho. I ne

Dumczew wybraw proekt, a odyn z proektiw najbilsz wypadkowyj owoodiw ujawoju Dumczewa, poonyw joho.
Oczewydno, wsia ricz u tomu, szczo w dni samotnosti w Krajini Drimuczych Traw
Dumczew tysiaczi j tysiaczi raziw hotuwawsia do rozmowy z lumy ta stworiuwaw u
swojij ujawi proekty, warinty, nowi j nowi redakciji cijeji rozmowy. I o newysoweni
warinty i warinty warintiw mnoyy, poczay duszyty joho. Szczo bilsze win mowczaw, to mensze mih rozibratysia i widibraty hoowne, szczo znajszow u Krajini Drimuczych Traw. Usi widkryttia i spostereennia buy dla nioho odnakowo dorohi i znaczuszczi.
Warinty pidkoryy sobi dumku ludyny.
I ot zamis czariwnoji symfoniji my czujemo kilka bezadnych taktiw.
Konspekt pomyok! Ja napysaw ci sowa na obkadynci rukopysu Dumczewa.
Hirkota! Sum!
Hodi! Czas jichaty! Ja staw znowu skadaty reczi w czemodan. Zwyczajno, Dumczew bezstrasznyj mandriwnyk po newidomij krajini sam zabudywsia sered drimuczoho lisu swojich znachidok, widkryttiw, zadumiw i peredbacze.
Ot ue weczorije Czy ne zaczynyasia bibliteka? Treba wstyhnuty zdaty knyky.
Perekadu reczi potim.
Ja wyjszow z hotelu, a rukopys zayszyw na stoli. Neuwanis? Nedohlad? Pospich?
Chiba neodnakowo? Ta ycho trapyosia tilky tomu, szczo konspekt zi swojimy pomitkamy ja zayszyw na stoli, a sam piszow do bibliteky.
e sijawsia doszczyk. Ludej na wuyci ne buo wydno. Nebo zawooky husti siri
chmary. Buo mokro i witriano Sumni, pochmuri dumky ne zayszay mene.
Szczo ja napyszu Dumczewu z Moskwy?
Zdaty joho rukopys do redakciji? Ae w niomu nemaje widkryttiw. Ach, nawiszczo
ja, ne podumawszy, w hariaczomu porywi sercia podaw nadiju, zapayw Dumczewa?
Nawiszczo naprosywsia widwezty joho zajawku? Dumczew meni powiryw. Win wiry,
szczo zdywuje nauku swojimy widkryttiamy. A rukopys iz redakciji jomu powernu.
Moywo, napyszu: U was je cikawi poriwniannia form instynktu w switi komach z
technikoju, jaka stworiujesia rozumom ludyny. Zamis toho, szczob widkrywaty dawno
widkryte, napyszi zachoplujuczu knyku dla ditej.
Ja zhadaw rozpowi odnoho pymennyka pro staroho dida z weykoju sywoju hoowoju ta obyczcziam koloru pergamentu. Cej staryj koy tyniawsia huchym misteczkom i desiatky rokiw namahawsia wsim dowesty, szczo win widkryw jaki zowsim nowi
sposoby i metody obczyse. Ae joho nichto ne suchaw. Odnoho razu pryjidyj studentmatematyk uziaw joho zapysy i pobaczyw, szczo staryj widkryw dawnym-dawno widkrytu tabyciu oharyfmiw.
Staryj ne bez trudnoszcziw perekonawsia u prawylnosti sliw studenta. Dowho diakuwaw jomu i piszow do sebe dodomu. Toho dnia joho znajszy mertwym. O istorija
staroho. Buo we zowsim temno. Ja zdaw knyky i wyjszow z bibliteky. Nyki chmary
wysiy w nebi, samotnimy wydaysia meni wohni lichtariw na wuyci.
Z poczuttiam smutku schodyw ja z wysokoho mokroho sykoho hanku bibliteky.
Do hotelu zayszaosia projty dwa kwartay i prowuok. Potim ja diznawsia: w cej samyj
czas Dumczew pospiszaw do mene pospiszaw radisnyj i szczasywyj. Ae my rozmynuysia.
Dumczew ne zastaw mene w hoteli. I skojiosia te, czoho ja ne spodiwawsia i ne
peredbaczaw.
Wid Buaj ja dowidawsia pro wse, szczo staosia z Dumczewym cioho dnia.
Pisla obidu Sergij Sergijowycz, jak i zawdy, w suprowodi Poliny Oeksandriwny
wyjszow z budynku i, prochodiaczy powz nowe prymiszczennia szkoy, zupynywsia.
Siudy pidjichaa wantana maszyna, swiopofarbowana, prykraszena hikamy zeeni.
Na hanok wybihy dity z weseymy wyhukamy, hucznym smichom:

Po nas pryjichay! Po nas! W pochid!


I na obyczczi w Buaj, koy wona rozpowidaa pro ce, widbywsia szczyryj podyw.
Czomu Sergij Sergijowycz zupynywsia? Dywysia, dywysia i ne moe nadywytysia. Nacze nikoy ne baczyw, jak pinery widjizdia do taboriw.
Tut slid zauwayty, szczo Polina Oeksandriwna tak szcze j ne diznaasia, zwidky
prybuw Sergij Sergijowycz. Wona ne chotia trywoyty joho rozpytuwanniamy. A ja tak
i ne wstyh i ne znaw, jak jij rozpowisty pro ce.
Sergij Sergijowycz pobaczyw, jak wysoka bilawa diwczyna zijsza z hanku i skomanduwaa:
Strunko! Do wynosu prapora pryhotuj!
I, koy powz prytychych szkolariw, szczo szwydko wyszykuwaysia w linijku i pidkynuy ruky w saluti, pid zwuky dwoch fanfar i maekoho barabana poczay pronosyty
prapor, czerwonyj prapor z zootymy literamy, na obyczczi w Sergija Sergijowycza buw
maje zachwat.
Win wdywlawsia w oczi ditej siri, bakytni, kari, czorni oczi, taki promenysti,
wawi, byskuczi. Ci oczi hordo j suworo prowoday swij pinerkyj prapor.
Potim prapor wstanowyy na maszyni i widrazu wse zmiszaosia, zahomonio, zasmijaosia. Dity, nazdohaniajuczy i wyperedajuczy odne odnoho, chto jak mih, z usich
bokiw lizy w maszynu. Szofer poczaw pidsaduwaty menszych.
Ae odna diwczynka, zowsim szcze maeka, wyhuknua:
Ja sama! Ja sama!
Wona szwydko, czipko i sprytno wyliza na koeso, perechyyasia czerez bort
widetiy nabik dwi kisky i syneka w skadoczku spidnyczka. Diwczynka strybnua,
sia na awoczku porucz fanfairysta i hordowyto hlanua na towarysziw.
Tut ue Sergij Sergijowycz ne wytrymaw win sam zasmijawsia i pomachaw ditiam rukoju.
Szofer posygnayw. Dity zaspiway pisniu. Maszyna znyka za rohom wuyci.
Potim Dumczew piszow dodomu. Wsiu dorohu win mowczaw. Cioho razu nawi
sam z soboju ne rozmowlaw, chocz buw schwylowanyj.
Mowczky win projszow do aboratoriji, zamknuwsia. Potim raptom spustywsia iz
swojeji basztoczky i skazaw Polini Oeksandriwni:
Ja muszu pryznatysia hoownoho, najhoowniszoho meni samomu ne zrozumity
Win buw do kraju zbenteenyj, siw hyboko w kriso i zadumawsia. I tut Polina
Oeksandriwna i susidka Jawdocha Wasyliwna poczay obereno rozpytuwaty: czoho
win, wasne, ne rozumije?
Ja dywywsia, jak zwodysia budynok, jak win szwydko roste, a ludej tam maje
i ne baczyw. Ne zdywuwawsia. Pobaczyw na wuyciach zamis kinnych ekipaiw ta woziw bahato maszyn. Zrozumiw. Ae ne zdywuwawsia. Nu ot Skai meni, zwidky ci
pisni? Zwidky cia radis? I dity, i dorosli I rankom, i wweczeri. Inszi ludy!
Z czoho tut dywuwatysia? Czoho tut ne rozumity, Sergiju Sergijowyczu?
skazaa Jawdocha Wasyliwna, spesnuwszy rukamy. Czoho tut dywuwatysia, Sergiju Sergijowyczu? powtorya wona i schopyasia: Oj, mooko na kuchni zbiho!
I tilky teper Polina Oeksandriwna diznaasia, szczo Sergij Sergijowycz probuw,
podibno do Robinzona, ne zustriczajuczy protiahom cych dowhych rokiw odnoji ludyny,
w jakij newidomij krajini. Ae w jakij? Wona ne zwauwaasia pro ce zapytaty.
O, jak bahato, bahato dowedesia jomu wznaty, persz ni win zrozumije nowe
yttia!
Polina Oeksandriwna poczaa z pineriw, jakych win baczyw cioho dnia, i perejsza do toho, szczo widbuosia protiahom usich mynuych rokiw.
Usmiszka hybokoji, zoseredenoji radosti peretworya, osiajaa obyczczia Sergija
Sergijowycza. Polina Oeksandriwna podywyasia na nioho i raptom upiznaa, zhadaa

ciu usmiszku. Ot same z takoju radisnoju usmiszkoju Sergij Sergijowycz koy, dawnymdawno, pryjszow do neji I prosyw posuchaty napysanu nym pjesu dla skrypky. Pered
tym jak zihraty jiji, win skazaw:
Ujawi sobi szyrokyj stepowyj szlach de wdayni. Litnij poude. Speka. Wse
ywe zamowko, zachowaosia, pryczajiosia. Taka tysza w stepu buwaje todi, koy
dowho stoji sucha, arka pohoda. Ae cia tysza wsia napruena. I o zwidky zdaeku
czuty hrim, nabyajesia hroza. I, peredbaczajuczy hrozu, doynaju okremi hoosy
pro szczo pytaju, szczo wyhukuju. Udar dzwona. Tysza wybucha. Hoosy zywajusia w chor. Hroza rozburchaa ne na art. Chor hoosiw witaje hrozu, zywajesia
z neju. Ta o hroza mynua. Zayszywsia uroczystyj chor. Wmywsia yttiedajnym doszczem step. Use oyo. Chor postupowo, postupowo tane. Tilky byko, zowsim byko
zaywajesia radisnoju pisneju stepowa ptaszka.
I Polina Oeksandriwna czerez bahato-bahato rokiw znowu pobaczya na obyczczi
Sergija Sergijowycza tu samu posmiszku, z jakoju win koy hraw swoju pjesu dla
skrypky.
I wse, pro szczo rozpowidaa Buaj, Sergij Sergijowycz suchaw tak radisno, tak
hariacze, niby win wpiznawaw u ciomu due znajome, byke j ridne, szczo yo w joho
ujawi, z czym zridnywsia win u swojich dumkach szcze todi, dawnym-dawno. ahidniszym i switliszym stawao joho obyczczia, i radisno szepotiw win:
Znaju! I wse rozumiju Znaju!
Stilky buo perekonanosti w joho wyhuku: Znaju!, szczo Polina Oeksandriwna
podumaa: A czy ne poartuwaw Sergij Sergijowycz, koy kazaw, szczo meszkaw bahato
rokiw u jakij bezludnij krajini?
Schwylowanyj, schopywsia win z krisa, de tak dowho sydiw, suchajuczy Buaj, i
wyhuknuw:
Teper rozumiju! Tam, u Krajini Drimuczych Traw de ja yw bahato rokiw
czy ne pro ce tam chotiw meni rozpowisty mij Druh, z jakym ja powernuwsia siudy? A
ja!.. Ja ne suchaw joho, ne rozumiw, obrazyw tam, u Krajini Drimuczych Traw!
Polina Oeksandriwna spesnua rukamy:
Jaka krajina?
Ae Dumczew ne doczuw.
Biu w hotel! Wybaczyty i skazaty dwa sowa.
Ote, my rozmynuy.
Ja jszow u cej czas iz bibliteky do hotelu: treba wziaty czemodan i na wokza!
Ne zabuty b perekasty reczi w czemodani. Rukopys Obydwa prymirnyky na
samyj spid, podumaw ja, we pidchodiaczy do hotelu.
Doszcz prypustyw. Z moria nasuwawsia tuman.
Hotel. Klucza u szafci na zwyczajnomu misci ne buo. Win styrczaw u dweriach. Ja
widczynyw dweri do swoho nomera i zawmer.
Jaskrawo horia ampa. Buo tycho. Ta de rukopys Dumczewa?
Na stoli joho ne buo.
Win znyk.

Towaryszko czerhowa Chto buw u mojemu nomeri?


Mowczannia u widpowi. Diwczyna j dali czytaa.
Ja pidijszow, pokaw ruku na knyku I prykryw storinku.
Och, ce wy!.. nareszti pidwea na mene oczi czerhowa. Jakby wy znay,

jakyj ce czudowyj roman!


To chto buw u mojemu nomeri?
Chto buw!.. Ja daa klucz wid siomoho nomera tomu hromadianynowi z Moskwy Win uwe czas widjidaw, widjidaw, ae tak i ne pojichaw. Potim znowu skazaw: Ja jidu I znowu powernuwsia.
Wy kaete pro mene! Ja chodyw do bibliteky. Klucz zdaw wam. Dopiru powernuwsia, a klucz u dweriach styrczy. Komu wy daway klucz? Chto wam joho ne powernuw?
Oj, wychody, to buy ne wy?.. Hercogynia pidwea swoji dywni houbi oczi: Wikont! U zwukach waszych fatalnych sliw
To wy ne znajete, chto buw u mojemu nomeri?
Probaczte!.. Zhadaa!.. Jakyj powanyj czoowik prychodyw do was Ot ja j
daa jomu klucz. Szczo , jomu u korydori czekaty? Czemnyj takyj! Niczoho pohanoho
wid takych ne buwaje.
Ja machnuw rukoju, powernuwsia w nomer i tilky tut pomityw zapysku na stoli:
Mij drue! Czy znajete Wy, z jakoju radistiu ja jszow, maje bih do Was! Jake
swite swiato buo w mene na duszi! I szcze: ja chotiw dodaty arkusz-druhyj do moho
konspektu. Ae pannoczka, jaka czerhuje w hoteli, wydaasia meni trochy neuwaywoju
osoboju, i ja ne nawaywsia zayszyty jij swoji arkuszi.
W nomeri Waszomu na stoli pobaczyw swij rukopys, poczaw pidkadaty nowi arkuszi i tut proczytaw Waszi pomitky na polach. Na jaku my wpaw u rozpacz. Ae opamjatawsia. W konspekti mojemu nema pomyok! Czymao tajemny rozhadaw ja i czymao widkryttiw zrobyw u Krajini Drimuczych Traw. Ae z nych ja wybraw ti, jaki doroczi i byczi mojemu serciu i najwaywiszi dla nauky.
Ach, mij moodyj drue! Wy, Wasze pokolinnia, czy znajete Wy, jaki waki, jaki
nesterpni buy czasy todi, koy ja buw moodyj? Jakym samotnim ja sebe poczuwaw!
A potim na dowhi roky Krajina Drimuczych Traw
yty meni zayszyo nedowho. Ja staryj.
Zaraz meni due tiako. Ja choczu zayszytysia sam.
Trochy pobudu na samoti. Samotnis powerne meni duszewnu riwnowahu. Ote,
my ne skoro pobaczymo. Ta j Wam czas widjizdyty Proszczawajte!
A ja Was polubyw.
Wasz Sergij Dumczew.
Ja piszow, maje pobih do Dumczewa. Ae aboratorija bua poronia. W hrubci
dohoriaw woho. Bila hrubky walawsia obhoriyj arkusz. Ce, oczewydno, buo wse, szczo
zayszyosia wid konspektiw Dumczewa. Polina Oeksandriwna bua wnyzu, u swojij
kimnati.
Sergij Sergijowycz uziaw parasolku i kudy kwapywo piszow. Ja hadaa, szczo
win znowu piszow do was. Ade perszyj raz win was ne zastaw. De win? Takyj tuman!
Doszcz!

Cijeji noczi na more wpaw tuman. Jaka temi! Wohko, nepryjemno, choodno. U
sywij, hustij sitci doszczu zahubywsia szlach do seyszcza naukowych praciwnykiw.
Czomu ja kynuwsia siudy, szukajuczy Dumczewa? Sam ne znaju! Moywo, tomu,
szczo cijeju dorohoju ja z Dumczewym powertawsia do mista.
Dumczew chocze zayszytysia na samoti? Nechaj! Ae stara ludyna, jaka ne znaje

ni nowych wuy cioho mista, ni szlachiw do mista, i sama w tumani, pid doszczem
Do kraju sturbowanyj, u rozpaczi, kartajuczy sebe za te, szczo tak nedbao powiwsia z rukopysom Dumczewa, ae wse-taky z nadijeju, z ostannioju nadijeju, szczo win
de tut, porucz, na cij dorozi, ja pospiszaju, szukaju, kyczu:
Dumczew! Dumczew!..
Mij paszcz i kostium zmoky, strumky wody teky na komir.
A ja wse jszow i hukaw:
Dumczew! Dumczew!
He-ej! Chto kryczy? Wiz u tumani mao ne najichaw na mene. Na wozi-dwoje
ludej. Ja rozpytaw jich, chto taki, i dowidawsia: ce buw Mykoa Siencow, ucze silkohospodarkoho technikumu, i sanitar z mikoji likarni.
Pytaju:
Czy ne baczyy wy na cij dorozi staroju czoowika?
I o szczo rozpowiw meni Mykoa:
Hodyny dwi tomu w tumani ja mao ne najichaw na czoowika, o jak na was
zaraz. Strika moja koniaka, widrazu zupynyasia. Czoowik widijszow ubik. Ja pryswityw eektrycznym lichtarykom i baczu: staryj, newysokyj na zrist, pid weykoju parasolkoju. Schoyj na naszoho wykadacza chimiji. Tilky toj w okularach. Ja j kau jomu:
Hromadianyne, sidajte! Pidwezu!
Win siw. Pojichay powoli. Zowsim nedaeko widjichay, a didu cej ue chocze
zlizty z woza. Ja jomu dopomih.
Diakuju, kae, junacze. Ja we pryjichaw.
Kudy, dumaju, win pryjichaw? yta tut ne wydno, doszcz. Hromadianyn
cej zwernuw kudy ubik, potim znowu wernuwsia na dorohu, ide-brede Ja pojichaw
poriad z nym, ae win mene ne pomiczaje. Hoosno sam iz soboju rozmowlaje. Potim iz
dorohy kudy zwernuw. I znowu na dorohu powertajesia.
Dumaju: Jak use ce zrozumity? Szczo win szukaje w takij temriawi i w takyj doszcz?
Ja znowu do nioho:
Hromadianyne, ja mou szcze pidwezty was!
Siw, pojichay razom.
Za hodynu w seyszczi budemo, kau. Zihrijete.
Meni ne tudy. Ja skoro zlizu. Altanku poszukaju.
Jaku tam altanku win szukaje na doszczi? podumaw ja i chotiw zasmijatysia,
ae zhadaw.
To wy tu altanku szukajete, szczo za hajem?.. Wona zowsim rozwaya. Nichto
tudy j ude ne chody. A zaraz doszcz, nicz.
A win use w tuman wdywlajesia. Nareszti ja zrozumiw: chworu ludynu wezu.
Moe, profesora jakoho? Dbajywo prykryw jomu peczi brezentom. Pojichay. Profesor
dowho mowczaw, potim poczaw rozmowlaty sam do sebe. Pro jakycho dywnych twaryn
z jakoji neisnujuczoji krajiny. I znowu zamowk.
A doszcz ue lle jak z widra. Ja ziskoczyw iz woza, na nohy jomu pokaw miszok z
sinom, poprawyw brezent u nioho na peczach.
Spasybi, junacze! Waszi baky dobre wychoway was.
Ja kau:
Nema u mene bakiw. Wony pomery, koy ja zowsim maekyj buw.
A chto wychowuwaw was?
Pojasniuju:
Ris u dytbudynku. Potim remisnycze uczyyszcze, a teper ja w technikumi. Wzahali, komsomo wychowaw.
A win pytaje:
Chto, chto? Jak wy skazay? Ne rozumiju

Nu, dumaju, treba szwydsze jichaty. Win zowsim chworyj.


Ziskoczyw z woza. Czerezsideok pidtiahnuw, popruhu j suponiu perewiryw. Powernuwsia do woza, a hromadianyna moho j nema!
Tut ja sobi nakazuju: Wjazy sobi, Mykoko, skruty, ae chworoho znajdy i do likarni widwezy.
Zawernuw ja Striku nazad do mista, pohnaw prosto do likarni. Posadyw na woza
sanitara i nazad Ocioho profesora my j szukajemo. Skri wynyszporyy. Treba w
haju poszukaty zakinczyw swoju rozpowi Mykoa Siencow.
Tuman naczebto rozwijawsia, ae doszcz to wszczuchaw, to znowu yw.
Ja zayszyw Mykou z sanitarom na putiwci j nakazaw jim czekaty. A sam pobih z
lichtarem po aeji. Tak, tut de altanka. W nij my wdiahaysia. Czekay weczora
Aeja! Jaka wona w temriawi neskinczenna!
A szczo, jak Dumczew zabukaw, stomywsia, zasnuw de abo wpaw?
O i akacija. Wona zasoniaje wchid do altanky. Ja rizko widchyyw hiky, wony
riasno obbryzkay mene doszczem. Mij lichtar oswityw napiwzohnyli stowpy wid stou i
awoczky. Nikoho
Szwydsze do bazy Rajcharczotorhu! Mabu, win tam!
Jaka tysza! Tilky stukotia krapyny po diriawomu dachu altanky. Ta szczo ce?
Czy ne pryczuosia meni? Jake zitchannia.
Ja ohlanuwsia. Swito lichtaria wpao na stowp bila akaciji, i za nym, za cym
stowpom, Dumczew
Sergiju Sergijowyczu!
Win wyhlanuw z-za stowpa i tijeji myti widwernuwsia wid mene.
Ja kynuwsia do nioho. Zaklaka, choodna, kryana ruka. Win uwe tremtiw. Joho
morozyo. Dumczew ne dywywsia na mene. Ja huknuw Mykou Siencowa i sanitara.
Wony pidbihy do nas. Sanitar szwydko zniaw watianku i nadiw na Dumczewa, nakynuw na joho peczi swij brezentowyj pani. Dumczew mowczky wsiomu pidkoriawsia.
Kola wziaw joho pid ruku. My piszy. Sanitar oswitluwaw lichtarem szlach. Inodi swito
lichtaria padao na Dumczewa: obyczczia stomene, blide, ae oczi suworo j uwano dywyy powz nas kudy u daeczi. Usi mowczay. Tak dijszy do putiwcia, de stojaa koniaczyna, prypjata do prydoronioho derewa.
Do likarni? spytaw Mykoa Siencow. Ja nachyywsia do nioho i tycho skazaw:
Sergijewi Sergijowyczu bude kraszcze wdoma.
Wiz ruszyw z miscia. Buo zowsim czorno. Doszczyk, teper ue mlawyj i nudnyj,
szumiw u ysti prydoronych derew. Usi mowczay. Wiz spokijno i powilno kotywsia dorohoju do mista:

Szumy poudnewym homonom Moskwa. Bezupynno mcza maszyny, obmynajuczy


majdanczyk bila stanciji metro, mcza uhoru, do Arbata. Hudky maszyn, dzwinky tramwajiw wysia u powitri. Wsioho my-druhu, i wszczuchaju. I, nacze dohaniajuczy, rozszukujuczy zwuky, szczo we roztay, tut-taky wynykaju nowi hudky i dzwinky, wynykaju uperto i bezpererwno, szczob posyyty cej homin i tak samo rozczynytysia w niomu.
Szumy Moskwa. Maszyny mcza do Arbata. Bila stanciji metro bahatoludno. Do
instytutu na Metrobudiwku i do tramwajiw pospiszaju, wybihajuczy z metro, studenty
I studentky. Jim nazustricz idu ludy, powilno i wako, szwydko i wawo, szczob spustytysia w metro i za kilka chwyyn ue buty w mahazynach na Petriwci, staty z druhoju
zminoju do roboczoho werstata, sisty za roboczyj sti de u Sokolnykach czy na Krasnoselkij.

Tysiaczi j tysiaczi krokiw! Use zyosia w odyn dowhyj riznomanitnyj hamir.


O ue dwa dni, jak ja w Moskwi. Robota, turboty, zustriczi, sprawy, teefonni
dzwinky, wse niby zyosia z cym szumom i hamorom. I ci turboty daeko widsunuy
wid mene wse te, szczo buo kilka dniw tomu.
Jak dawno ce buo! Ta czy j buo?
Wiz u tumani Mykoa Siencow i sanitar Temna hadi szose, napiwzrujnowana altanka A w nij Dumczew. Sam pid doszczem. Potim znowu szarudinnia kolis
woza po szose My todi unoczi zday Dumczewa pid opiku Polini Oeksandriwni, A
wranci ja diznawsia, szczo Sergij Sergijowycz ysze trochy zastudywsia. Win prosyw
tilky pro odne: nikoho do nioho w aboratoriju ne puskaty.
Ja widrazu poproszczawsia z Buaj. Wona zapysaa moju moskowku adresu.
Potim ja zawitaw do Tarasewycza. Win szcze ne powernuwsia z obasnoji konferenciji. Ja zayszyw u nioho swoju adresu i toho weczora siw u pojizd na Moskwu
Jak weseo, hamirno i jaskrawo tut, bila metro! Napiwkilcem stoja prodawci kwitiw.
Pid serpnewym, szcze hariaczym soncem horia wohnenno-czerwoni nasturciji w
nyzekych hynianych heczykach. Do erdynok, prybytych bila stoliw, prywjazani hotowi bukety kwitiw, obrameni obowjazkowoju uzorczastoju paporottiu. Z konoho buketa dywlasia i pyszajusia swojimy czerwoniastymy, maynowymy i owtohariaczymy
tonamy oryny. Ae namahajusia schowatysia w buketi i staty nepomitnymy bili kulky
peryn. Daremno. Jich wydno, wony nadaju ahidnosti i skromnoji prynadnosti buketu.
Kwity serpnia! Waszi barwy taki jaskrawi, intensywni i rozmajiti!
Ta skoro osi. Doszcz
owte wjanennia.
I otut, cijeji chwyyny, na ciomu majdanczyku, bila koszykiw z kwitamy, ja raptom
zhadaw ywyj woho tych, inszych barw.
Krajina Drimuczych Traw! Ja todi daw: ot-ot widczynysia brama w ohoroi z
nadkrylla midnoho uka! I peredi mnoju we ne ohoroa, a weetenka teatralna zawisa,
paajucza, siajucza zowsim neznajomymy meni barwamy.
Aha! Jaka tajemnycia kryjesia w syli, jaskrawosti, chymernosti ta riznomanitnosti tych barw? I czomu Dumczew twerdy, szczo ci barwy wiczni i nikoy ne pomianiju?
A szczo, koy koy tut prychowane jake widkryttia? Ade moywo Jak znaty!
Nadto we ehko i szwydko ja nazwaw konspekt Dumczewa konspektom pomyok! I ot obrazyw staru ludynu. Daremno ja umowyw joho pysaty nezwycznu dla nioho
zajawku. Zajawka! Nawi zwuczannia cioho sowa buo czuym dla joho suchu. Ja dezorijentuwaw joho. A czym i jak ja dopomih Dumczewu?
O, naprykad, win pokazaw meni czudesni barwy na sporudenij nym ohoroi bila
litnioho budynku. I pako howoryw pro nych, jak pro weyke widkryttia. Komu b pro ce
rozpowisty? Perewiryty, zapytaty
Czy ne zwernutysia meni do Kaganowa? Win zyk. Probemy swita, koloru i barw
joho hau. Pro nioho ja czasteko czytaw u naszych gazetach.
Tak! Siohodni-taky, jakszczo wstyhnu, pidu w instytut do Kaganowa. Pisla kinozjomky, pisla repetyciji.
U pawiljoni kinostudiji, dywlaczy pry jaskrawomu switli jupiteriw na dekoraciju,
ja j dali dumaw pro dumczewki barwy. I na repetyciji w temnomu zali dla hladacziw,
za reyserkym stoykom, nad jakym hory samotnia ampa pid temnym abaurom, u
spokijnij, e-e napruenij tyszi, szczo poruszujesia replikamy aktoriw na sceni, dywlaczy, jak oswitluwaczi dobyray kolir sotiw ta oswitluway dekoraciji, ja znowu zhadaw sowa Dumczewa.
Ach, cia zee wesny, namalowana w teatri na faneri i kartoni! Czy zminiujesia
wona razom z muzykoju orkestru? Ni! Barwy zastyhy raz i nazawdy

Repetycija zakinczya o czetwertij hodyni dnia. Szcze wstyhnu zajty do Kaganowa!

Szcze wyruwaw moskowkyj de, a ja we buw u kabineti zyka Dmytra Dmytrowycza Kaganowa. Win poprosyw mene zaczekaty, poky kinczy rozmowu zi swojimy
spiwrobitnykamy. Rozmowa jichnia bua dla mene nezrozumia pro jaku skadnu
zycznu probemu.
Obyczczia zyka meni czymo nahaduwao widomyj portret Jermoowa, bezstrasznoho heroja bytw proty Napoeona.
Ta zyk Kaganow ne wojin, win wczenyj i ywe ne w dewjatnadciatomu stolitti, a
w naszi dni. Win ne wojin. Ae cej est, czitkyj i wadnyj, ci ruchy bez bu-jakoho widtinku metuszywosti Jakyj ewjaczyj poworot hoowy! Rysy obyczczia weyki, rizki,
maje mohutni. Hoos rozkotystyj
Ja dywywsia i dumaw: Sprawdi, taka ludyna nawede poriadok u kooworoti naukowych probem, proektiw, zadumiw i propozycij nawede dobriaczyj chaziajkyj poriadok na swojemu wczenomu podwirji.
Choczete wirte, choczete ni i wwaajte wse ce za fantastycznu powis
tak poczaw ja swoju rozpowi pro Dumczewa, koy Kaganow posadyw mene w kriso
porucz sebe.
Spoczatku win suchaw mene z jakoju lutoju dobrodusznistiu. Ta koy ja zahoworyw pro jarmarok, de dawnym-dawno Dumczew pokazaw swij perszyj polit, a metkyj
kupe za pokaz smertelnoho nomera liczyw pjataczky, oczi w Kaganowa zabyszczay,
win rwuczko widwernuwsia od mene i poczaw rozhladaty szczo u weczirniomu wikni.
Potim pylno hlanuw meni w wiczi j zahoworyw:
Skilky znyszczenych, zadawenych narodnych taantiw! To buy proklati czasy.
Wony zahnay Cikowkoho z joho rozrachunkamy na horyszcze, wtysnuy Miczurina
u piwnadiu zemli
Kaganow zamowk
Koy ja poczaw rozpowidaty pro te, jak Dumczew, szczo joho ja znajszow u Krajini
Drimuczych Traw, napoehywo proponuwaw perejniaty w komach riznoho rodu techniczni docilnosti, jak win wysowluwawsia, Kaganow schwylowano pidwiwsia z krisa.
On jak! On jak! powtoriuwaw win.
Wy dywujete? spytaw ja.
Ni, z czoho tut dywuwatysia? Ludyna zdawna prydywlaasia do weykoji aboratoriji pryrody, wywczaa jiji ne tilky zarady pustoji cikawosti. Wona ksuwaa wse
powczalne, wykorystowuwaa, prymuszuwaa sobi suyty. Ludstwo j nadali napoehywo i dopytywo dosliduwatyme, widkrywatyme nowi j nowi zakony pryrody, szczob
keruwaty nymy. Owoodiwajuczy pryrodoju, pidkoriajuczy jiji sobi, zminiujuczy jiji, nauka ne slipo, ne mechaniczno nasliduje hotowi zrazky. I niczoho strasznoho ne baczu w
tomu, szczob skorystatysia z pidkazky pryrody. A jak e inaksze?!
Treba szwydsze zapytaty Kaganowa pro hoowne, podumaw ja. I staw rozpowidaty pro te, jak Dumczew u Krajini Drimuczych Traw prywiw mene do swoho litnioho
budynku, a ja zupynywsia, zaczudowanyj barwamy joho ohoroi. Ohorou buo skadeno
z kry zwyczajnych meteykiw. I cia ohoroa minyasia i wybyskuwaa barwamy nadzwyczajno jaskrawymy i krasywymy, a Dumczew meni skazaw, szczo ci krylcia pryroda
ne zabarwya, szczo skadajusia wony z bezbarwnych prozorych usok i ne maju u sobi
zabarwlujuczych pigmentiw u wyhladi kolorowych krupynok.

Skai, jak zrozumity Dumczewa? Ade, jakszczo wony bezbarwni, ne zabarweni, to zwidky cia hra barw? Jak zrozumity? Ade ce nisenitnycia!
Ni, ne nisenitnycia, a prawylne spostereennia, spokijno widpowiw Kaganow.
Prawylne spostereennia?! I Dumczew ne pomyywsia? Chiba prozoro-bezbarwne moe buty barwystym?
Szczob wy mene zrozumiy, czomu prozori, bezbarwni krylcia meteykiw
wyhraju jaskrawymy barwamy, ja pocznu, zwyczajno, z najprostiszoho. Z toho, szczo
take swito i kolir.
Bu-jake tio wyprominiuje w prostir energiju u wyhladi eektromagnitnych chwyl,
dowyna jakych zminiujesia zaeno wid temperatury tia: wid desiatkiw mikroniw do
miljonnych czastoczok mikrona.
Zaeno wid czastoty koywannia rozrizniajusia chwyli: eektryczni, infraczerwoni, switowi, ultraetowi, rentheniwki ta inszi. Nasze oko moe spryjmaty ysze
switowi chwyli. juton dowiw, szczo bie swito, jake my baczymo, je sukupnis kolorowych promeniw.
Wy, zwyczajno, znajete, jak buo rozkadeno promi swita.
juton postawyw sklanu pryzmu na sti. Soniacznyj promi udaryw u pryzmu i
zaomywsia na sim koloriw rajduhy: czerwonyj, oranewyj, owtyj, zeenyj, houbyj, synij I etowyj. Mi simoma koloramy nemaje rizkoji mei: je wzajemni perechody wid
odnoho koloru w inszyj. Naprykad, mi owtym i zeenym rozrizniaju szcze kolir ystianoji zeeni, mi zeenym i bakytnym kolir morkoji zeeni.
Riznomu czysu koywa switowych chwyl widpowidaju swoji kolorowi tony.
Jak widomo, zwyczajno predmety pozbaweni wasnoho koloru. Wony maju zdatnis widbywaty, zaomluwaty abo pohynaty promeni.
Szczo take kolir czornoho predmeta? Wsi switowi promeni, szczo padaju na cej
predmet, pohynuto, i powerchnia predmeta ne widbya nijakych promeniw.
Szczo take synij kolir? Synia barwa. Powerchnia predmeta pohynaje wsi kolory
spektra, a synij kolir widbywaje. I my baczymo predmet synim.
Tak zyka pojasniuje pryrodu swita i koloriw.
Najtonsza, prozora i zowsim newydyma uska, szczo wkrywaje krya meteykiw,
nacze nabir prozorych pastynok, szczo jako osobywo, swojeridno propuskaju swito.
Towszczyna cych pastynok, abo usoczok, rizna i sumirna iz switowymy chwylamy riznoji dowyny. Ta czy insza pastynka zabarwysia u widpowidnyj kolir, jakyj, prote,
zaey wid kuta zoru hladacza.
O pered wamy prykad, szczo jasno pokazuje, jak zminiujesia zabarwennia zaeno wid towszczyny pliwky: mylna bulka. Jak czasto ditej zaczarowuje prymchywa
zmina zabarwennia mylnoji bulky! Cia zmina, cia hra barw zdajesia wypadkowoju,
nespodiwanoju. Ae tut u czerhuwanni koloriw je suwora zakonomirnis. Koy mylnu
bulku poczynaju naduwaty i pliwka jiji hruba, wona szcze pozbawena koloru. Ta o
bulka rozduwajesia pliwka staje tonsza, na jiji powerchni poczynaju minytysia
wesekowi barwy. A tym czasom mylna pliwka ne zabarwena, w nij nemaje barwnych
pigmentiw.
Ta ne w usich meteykiw taki krya. Je meteyky z pigmentnym zabarwenniam, i
ce zabarwennia wycwitaje, wyhoriaje. Je nawi grupa meteykiw z takymy krylciamy,
w jakych pojednujusia pigmenty zabarwennia z prozoristiu okremych pastynok.
Wasz Dumczew wybraw ti krylcia, w jakych promi swita samyj ysze promi
swita! stworiuje czariwne zabarwennia. Win zwernuw waszu uwahu na toho meteyka, w krylciach jakoho widsutnij pigment barwnoji reczowyny.
I wake poczuttia oburennia na samoho sebe (naszczo ja, ne znajuczy suti sprawy,
tak ehkowano postawywsia do ludyny?), zmiszaosia w meni z chwyluwanniam i radistiu.

To szczo ! wyhuknuw ja. Wychody, dumka Sergija Sergijowycza na prawdywomu szlachu? Wychody, win maje raciju taki barwy wiczni, wony nikoy ne wycwitaju!
Tak, tak! wawo widhuknuwsia Kaganow. Joho spostereennia i wysnowky prawylni. Hra barw na takych powerchniach wiczna,
wona nikoy ne wyczerpajesia. Promi swita zawdy strumuje nad zemeju i, prochodiaczy kri krylcia meteyka, zaswiczuje hamy barw. Ja pidwiwsia z krisa i schwylowano mowyw:
Siohodni-taky napyszu, potiszu Dumczewa! Tut wyriszujesia dola ludyny!
Kaganow spokijno zauwayw:
Ne zachoplujtesia! Zwyczajno, promi swita zawdy strumuje nad zemeju. Ae
meteyky ywu dni, tyni, a usoczky jichnich krye due j due tenditni
Tak! Jaka tut wicznis! skazaw ja, zasmutywszy, i opustywsia w kriso.
I wse-taky tut prawylna pidkazka, tonke spostereennia. Barwy barwy z promenia swita, jakyj prochody kri najtonszi, prozori usoczky Szkoy szcze ludyna ne
zastosowuwaa takych. Ja wrachuju spostereennia Dumczewa. Tenditni krya meteykiw!.. Ta nasz instytut szukatyme pliwky micniszi, ni usoczky. Ja we skazaw: slipo,
bezdumno nasliduwaty pryrodu smiszno Tut Dumczew najiwnyj. Ae spostereennia
tworczo osmysene!.. O!.. Czy znajete wy, szczo take hostre, wuczne, wczasno zrobene spostereennia? Try sowa wykarbuwano na frontoni biogicznoji stanciji w Kotuszach. I sowa ci: Spostereywis, spostereywis, spostereywis. Ce ulubenyj dewiz naszoho Iwana Petrowycza Pawowa. Tak, tak, ja wyprobuju, perewiriu! I todi
skau. Nasampered eksperyment! Dzwoni, cikawtesia. Budu radyj.

Hodynnyk na kremliwkij wei we wybyw piwnicz, a bila stanciji metro wse szcze
stoji koszyk z kwitamy. Bila nioho prodawe.
Skoro do ranku zatychne Moskwa, zaspokojisia nenadowho w prochoodnij i politniomu nehybokij tyszi. Tysza cia we dawno probyraasia do mista, ta jiji lakay tysiaczi okykiw, okrykiw, wyhukiw, lakay smich, pisnia A hurkit wuy i poszcz zmuszuwaw jiji zupyniatysia. I wse-taky tysza probraasia. Prosoczya. Pryjsza.
Nicz.
Nad wchodom u metro dedali jaskrawisze switysia szpyczasta litera M. Zaraz
tam, unyzu, prochodia ostanni pojizdy, jich zustriczaje koonada weycznych bahatohrannych marmurowych stebyn. Iz konoji stebyny wyrywajesia mohutnia kwitka.
Wona tiahnesia whoru, i, pidswiczuwana prychowanym mjakym switom, roztikajesia
po steli u wizerunku prekrasnoji pjatykutnoji zirky.
I wsia koonada cych kwitiw howory neczutnoju mowoju pro weycz, prostotu i
bahorodstwo.
Nahori, za arkamy wchodu i wychodu z metro, czornije tinystyj hustyj Hoholiwkyj
bulwar. Kisk z wodoju jaskrawo oswitenyj, ae we zaczynenyj. Dedali kwapywiszi i
czutniszi staju kroky perechoych: ne spiznytysia b na ostannij pojizd!
O iz metro wybih junak. Podywywsia dowkoa. Pidijszow do koszyka z kwitamy.
Win w okularach, z knykoju pid pachwoju. Kupuje kwity. Win neterplacze dywysia to
na hodynnyk, szczo na rozi wuyci, to na dweri metro, jaki ot-ot zaczyniasia. Czekaje
na koho? Win opustyw ruku, i kwity torkajusia zemli. 1 raptom mczy zi swojim buketom wnyz i znykaje za dweryma, jaki poczynaju zaczyniaty. Majdanczyk pered pawiljonom metro sporoniw. Dweri zaczynyysia. Prodawe skadaje do koszyka kwity. Jde.
Nawkoo tycho. Ja ne pospiszaju. Ja dumaju pro te, szczo zawtra znowu pidu do

zyka Kaganowa. Szczo win meni widpowis? O pryjdu: Pamjatajete, tajemnycia


wicznych barw Dumczewa
Mjako i spokijno oswitluju majdanczyk mooczni kuli lichtariw.
I w ciu chwyynu postaa peredi mnoju hrizna, dyka Krajina Drimuczych Traw:
wynyk to narostajuczyj, to zatychajuczyj, ae neskinczennyj, bezuhawnyj szum traw,
szczo jich rozhojduje witer. I Dumczew Sam odyn sered ywych maszyn, slipych i bahatookych, potwornych i otrujnych! Koen krok zahrouwaw smertiu. Ta win ludyna, i
joho hordyj rozum peremih.
Czas dodomu. We pizno.
O i Wochonka. Neruchomo ey na asfalti uzorczata ti wid hrat weyczeznoho
podwirja Instytutu Akademiji nauk. Na nebi pownyj misia. Bili koony muzeju krasnych mystectw stay taki, niby chto pidsynyw jichniu bilis. Sklanyj prozoryj dach
muzeju czoirnije. A kwity tiutiunu, szczo rostu wzdow steky do hoownoho wchodu,
stay raptom rizko biymy, rozkryysia.
Tycho i misiaczno na Wochonci. ehkyj witre prynosy pachoszczi rozkwitoho
tiutiunu. Laha i prostiahnua po asfaltu ti samotnioji ypy. e tremty ystia. I w
nicznomu prymarnomu switli taki ehki, newyrazni, taki chystki j minywi tini cioho
ystia, szczo zupyniajeszsia: jak e stupyty na cej drimotnyj wizerunok?
Wse stycho. Pywe nicz nad Moskwoju
O i dweri mojeji kwartyry. W posztowij skryci gazeta odna druha yst.
Potim dzwinok po teefonu, zowsim nepotribnyj. Szcze dzwinok toj, jakoho
dawno czekajesz.
Ae chto ce tycho szkrebe szybku widczynenoho wikna? Ce, mabu, susidkyj kit:
win uwe czornyj, z krychitnym biym hastukom. U susidiw wikna zaczyneni, i win
obereno karnyzom probrawsia do mene, Rama widczynenoho wikna zawaaje. Ja jomu
dopomahaju wwijty.
Zachote, hostiu, zachote! Nebo we potemnio, i bude doszcz wy moete
namoczyty apky. Zachote, hostiu!
Kit spokijno i nekwapywo wmaszczujesia na stoli bila sklanky z wooszkamy.
Wy, wooszky, buy wde syni, a stay zaraz, pry ampi, liowymy. Dejaki zowsim
posywiy. Ti, szczo widcwitaju. O ja was widsunu, a to kit tak rozwaywsia, szczo szcze
skyne zi stou sklanku.
Ja ne widwodu oczej wid sywych wooszok, i trywone, toskne poczuttia pojmaje
mene: Szczo skae zawtra zyk pro wicznis barw? Szczo napyszu ja Dumczewu?
U widczynene wikno potiaho swiistiu z Moskwy-riky. Nadwori zowsim temno.
Nebo zawooky chmary, i mjako stukoty po pidwikonniu dribnyj doszczyk. Nezabarom
osi.

Ja powertawsia dodomu wid zyka Kaganowa due pizno. Buy tychymy starowynni prowuky Moskwy. Myrno horiy ampoczky bila worit, oswitlujuczy z-pid blaszanoho kozyrka nomer budynku i spokijne piwkoo liter nazwu prowuka.
Ludy dawno spla. Wikna budynkiw i budynoczkiw temni.
Jak czasto w cych prowukach takoji piznioji hodyny moju duszu opowywaw smutok: czorni, poroni, czui wikna jako woroe dywyysia na mene, samotnioho perechooho w bezludnych prowukach ade ja poruszuwaw unkymy krokamy jich korotkoczasnyj nicznyj spokij!
Ae zaraz meni zdawaosia, niby wikna radisno j prywitno zustriczaju mene kowzkym widswitom lichtariw po czornych szybkach. Radisna zwistka bua w mene dla

Dumczewa.
Kaganow z kymo rozmowlaw teefonom, koy ja wwijszow do joho kabinetu. Na
chwyynu win pererwaw rozmowu, prywitawsia zi mnoju i skazaw:
Moja rozmowa stosujesia was. Suchajte! I Kaganow prodowuwaw teefonnu
rozmowu:
Szczo? Ni, ni! Ce denne swito, ne ampy dennoho swita, jaki Oswitluju pidzemnyj westybiul metro. Tut barwy Szczo? Wy czuy? Nawi baczyy, jak stina i pattia switiasia barwamy w temriawi? Ae ce zowsim ne te. Stina, stie, pattia jakszczo
do jichnioho zabarwennia dodaty soli kadmiju ta cynku j oprominyty ultraetowym
prominniam, pocznu switytysia. Ce luminescencija. A ja kau zowsim pro insze Jak
mene zrozumity? A o jak Czy haniaysia wy koy-nebu za meteykamy? Puskay
mylni bulky? To zhadajte czariwnu pru koloriw u mylnij bulci. Ta pliwka mylnoji bulky
myttiu uskaje. A usoczky meteyka do nych kraszcze ne dotorkatysia taki wony
tenditni. Ae ujawi sobi nadmicnu pliwku mylnoji bulky abo nadmicni usoczky na kryach meteyka. Takyj nadmicnyj prozoryj skad ja namahaju oderaty z osobywoji
pastmasy Szczo? Dumajete, ne dobju? Wse ce usne, jak mylna bulka na soomynci?
Kaganow huczno zasmijawsia. Wy zabuy, szczo ja zyk. Wiriu tilky w eksperyment. Znajdu. Wyprobuju. Perewiriu. Wam pokau Szczo? Ade i konstruktor litaka
ne zabezpeczuje swij aparat pirjam ptachiw. O, dijszo! Wy pytajete, naszczo wse ce? Ce
zowsim nowyj, zowsim nezwyczajnyj materi dla obyciowuwannia budynkiw Szczo?..
Mrija? Postaraju, szczob mrija staa dijsnistiu!
Kaganow poproszczawsia iz swojim spiwrozmownykom, pokaw teefonnu trubku
i zwernuwsia do mene:
W naszij aboratoriji, ustatkowanij unikalnoju technikoju, ja szukaju, i, zdajesia, we znajszow reczowynu, towszczynu stinok jakoji wymiriuwatymu desiatymy
czastkamy mikrona. usoczky meteykiw mylni pliwky My oderay nowu nadprozoru i nadmicnu pliwku. Jiji bude wykorystano dla wyhotowennia standartiw weykoji
kilkosti pastynok riznoji, dosy maoji towszczyny. zyk objednajesia z chudonykom i
architektorom. I todi reczi szyrokoho wytku, yta, budynky zahraju pered konym z
nas wsima koloramy rajduhy
Ja podumaw: O ue widbuwajesia perewirka sposteree Dumczewa, o ue wyjawyosia, szczo joho mirkuwannia prawylni i, moe, szczo ja sam, nazwawszy joho zajawku konspektom pomyok, prypustywsia weykoji pomyky?!
U dweri kabinetu postukay. Zajszow asystent Kaganowa, wysokyj, blidyj, due
nekwapywyj czoowik. Spokijno i pylno podywywsia na mene sirymy oczyma, wkonywsia i, ne pospiszajuczy, siw na kraj weykoho szkirianoho dywana.
Kaganow i asystent poczay rozmowu pro eksperymenty nad nadmicnym obyciuwalnym materiom. A ja wse dumaw pro te, jak potiszu Dumczewa. Zawtra-taky litakom wyeczu na odyn de do Czenka.
Kaganow i asystent prodowuway swoju rozmowu. A ja we ujawlaw sobi majbutniu zustricz z Dumczewym. I tilky okremi sowa jichnioji rozmowy dochodyy do
mene: eektroliz pokryttia eektrolizom okysy na powerchni metaliw kolory
minywosti pokryttia akom
Asystent piszow.
Kaganow skazaw:
Ja napysaw ysta Dumczewu. Ja pozdorowlaju joho i diakuju jomu.
Dawajte meni ysta. Zawtra wranci ja wylitaju do Czenka.
Oce czudowo! Szczasywoji dorohy! Kaganow raptom huczno rozsmijawsia.
A Krajinu Drimuczych Traw wy prydumay tak dla cikawosti Pryznajtesia! Wasz
Dumczew prosto lubytel-entomoog. Sposterihacz pryrody.
Ja promowczaw i staw proszczatysia. Kaganow wyjszow z kabinetu.
Ja prowedu was, skazaw win meni. My piszy tychymy, switymy korydoramy

instytutu. ehko widczynyysia sklani dweri. Kaganow spustywsia na kilka schidciw i


zupynywsia. Z derew u skweryku stikay ridki krapyny doszczu. Na szyrokij moskowkij wuyci buo we bezludno.
Ja prostiahnuw ruku Kaganowu, szczob poproszczatysia j pity. Ae win zatrymaw
moju ruku w swojij szyrokij teplij dooni.
Pro szczo wy dumajete, Dmytre Dmytrowyczu? spytaw ja joho tycho.
Win zdryhnuwsia, niby otiamywsia, i skazaw:
Mriju Tilky mriju I, wse szcze trymajuczy moju ruku w swojij, wiw dali:
Ja baczu Moskwu majbutnioju, z jiji symfonijeju barw, zapaenych promenem swita.
Koy robitnyky zakincza obyciowuwannia budynkiw Moskwy nebaczenym do cioho
czasu obyciowuwalnym materiom.
Czy znajete wy, szczo kompozytora Skriabina nazyway dywakom, koy win kazaw:
Konomu zwukowi widpowidaje kolir. Zwuky switiasia koloramy bemolni tonalnosti
maju swij metaewyj bysk, a dizni jaskrawi, nasyczeni kolorom i bez takoho bysku
Skriabin chotiw, szczob wykonannia joho symfoniji suprowodyosia switowoju
symfonijeju.
Szczo ! Switowa symfonija tak samo moywa, jak i zwukowa. Ae orkestruje ciu
symfoniju symfoniju barw zyk-kompozytor. Win napysze ciu partyturu. Ce bude
sprawdi soniaczna symfonija! Symfonija mista Soncia! I kona wuycia Moskwy postane
pered namy w swojemu nepowtornomu ansambli barw.
Upaw perszyj promi swita! I widrazu zahray, zazwuczay barwy Moskwy.
Wony miniasia, sabiszaju, maje wyczerpujusia, tanu, nacze zwuky, nacze muzyka.
I znowu rozhoriajusia. Moskwa misto Soncia! Ci barwy wiczni! Nazawdy! Tomu
szczo zawdy nad zemeju strumuju potoky swita. A u widpowi na symfoniju Moskwy
zadzwenia pid cym soniacznym prominniam switowi symfoniji w mistach usioho
switu. I muzyka cia, switowa muzyka, stworena promenem soncia, kerowana naszymy
zykamy, zwuczatyme, poky swity u Wseswiti sonce, poky strumuje switowa chwyla!..

U paati chworoho hory ampoczka pid synim abaurom. Sergij Sergijowycz Dumczew chworyj.
Z aerodromu ja widrazu pospiszyw do Buaj. Z radisnym, switym poczuttiam zajszow ja w dobre znajomyj meni budynok z basztoczkoju. I ysze tut diznawsia pro te,
szczo staosia.
U seyszczi naukowych praciwnykiw maa widbutysia dopowi Dumczewa jiji zaproponuwaw, zaadaw sam Dumczew. Win nazwaw temu: Poperednie powidomennia
pro dejaki nowi moywosti w rozwytku techniky. Win sam pryznaczyw de dopowidi.
Z wysnaenym obyczcziam, w jakomu pakomu porywi hotuwawsia Dumczew do
swoho wystupu, zapaenymy wid bezsonnia oczyma pereczytuwaw storinky knyok. Win
kydawsia wid knyky do knyky. Wija niby zarazom chotiw uwijty w dweri wsich nauk!
Sergiju Sergijowyczu, moe, widkasty dopowi? tycho pytaa Polina Oeksandriwna.
Ni! Dopowi pryznaczeno. Powidomennia bude zrobeno w ohooszenyj de!
widkazuwaw Dumczew.
I nastaw de. Szcze naperedodni wweczeri Polina Oeksandriwna i susidka staranno prasuway i prywodyy w poriadok kostium Sergija Sergijowycza.
De buw tychyj, pohoyj. Dumczew spustywsia z basztoczky-aboratoriji. Buaj
maa joho suprowodyty.

I o pered tym, jak ue jty, Dumczew pobaczyw na zubolikarkomu stoyku Poliny


Oeksandriwny szmatoczok wosku. Zwyczajnyj szmatoczok wosku!
Wisk! wyhuknuw Dumczew. O wartyj podywu materi! Bdoy stworiuju joho w swojemu organizmi. Z cioho szmatoczka wosku ja j pocznu swoje powidomennia. Ludy zachoplujusia fajumkymy portretamy, stworenymy w Jehypti dwi-try tysiaczi rokiw tomu. Wony zberehy tomu, szczo ywopyse dawnich czasiw wrachuwaw,
jaka weyka trywkis wosku. Dawno we wsim widomo, szczo z wosku wyhotowlaju
swiczky j mazi. A o tam, de ja buw, tam ja sposterihaw nowe, nespodiwane zastosuwannia wosku. Pro ce ja powidomlu, i nechaj wczeni zadumajusia. Ce perszyj urok
Krajiny Drimuczych Traw, de ja perebuwaw due dowho.
Pojasni e, nareszti, szczo ce za Krajina Drimuczych Traw! mao ne wychopyosia w Buaj. Ta wona promowczaa, ne baajuczy w cej chwylujuczyj dla Dumczewa
de turbuwaty joho swojimy rozpytamy. Wona projsza do inszoji kimnaty, wyjniaa z
komoda swoji rukawyczky.
Nadiwajuczy jich, wona powernuasia do kabinetu i zlakano zupynyasia bila dwerej. Dumczew buw blidyj, due blidyj. Win stojaw bila neweykoho kruhoho stou i trymaw u rukach jakyj urna. Win czytaw i pereczytuwaw uhoos:
Wisk ue dawno zastosowuwawsia w kustarnij promysowosti, a tako u medycyni, zakrywajuczy pid czas chirurgicznych operacij krowonosni sudyny. Staeywarna i
chimiczna promysowis szyroko wykorystowuju wisk. Wisk zastosowujesia tako dla
pidwyszczennia jakosti stali, pry wyhotowenni, a tako dla zbilszennia zirkosti optycznych skee
Stal Optyczni skelcia Ja baczu, szczo ludy we znajszy desiatky moywostej zastosuwannia wosku. A ja ja spiznywsia. Czy ne budu ja smisznyj iz swojimy
widkryttiamy?
Mowczky i tycho wyjszow Dumczew z budynku w suprowodi Poliny Oeksandriwny.
Bila hanku we stojaa ehkowa awtomaszyna, prysana iz seyszcza naukowych
praciwnykiw. Moodyj szofer, widczynywszy dwerciata, prywitno pojasnyw, szczo pryjichaw po profesora.
Dumczew podiakuwaw szoferowi, bereno wziaw pid ruku Polinu Oeksandriwnu
i piszow piszky. Wse na niomu buo wyprasuwane. Siajaa czystotoju nakrochmaena
soroczka, twerdyj, staroho fasonu komire pidpyraw pidboriddia. Ruka twerdo trymaa
trostynu.
Tak wony jszy, a maszyna powilno, due powilno jichaa za nymy.
Ta Dumczew buw nespokijnyj. I tilky wony wyjszy na asfaltowane szose, jake
wede do seyszcza naukowych praciwnykiw, win poczaw rozmowlaty. Z kym? Z Polinoju
Oeksandriwnoju? Ni!
Dumczew zwertawsia do sebe samoho. Win kazaw:
Suchaj! Twoje powidomennia pro zastosuwannia wosku zastario. Szczo , nechaj! To ja rozpowim pro insze. Czy znajete wy wsi, szczo w Krajini Drimuczych Traw
moja ruka woodia weykoju, newidomoju wam czutywistiu, bo ja buw todi zowsim ne
takyj, jak zaraz? I ot jako ja dotorknuwsia do switlaka i zdywuwawsia: win choodnyj,
win zowsim ne hrije! Swity, a ne hrije. Tut dereo nowoho swita! wyhuknuw ja.
To nawiszczo nam eektrostanciji? O nowe swito! Szczo? Zastario?.. Nechaj! Ae
uroky Krajiny Drimuczych Traw nezliczenni! I ja howorytymu zowsim pro insze. Ja medyk. I tam ja stawyw doslidy. Wy wziay w komach due mao: muraszynyj spyrt, bdoynu otrutu. A ja wam rozpowim, jak ja prymusyw meszkanciw Krajiny Drimuczych
Traw likuwaty mene wid ran Abo o puchyna Wy smijetesia? I ce zastario? Spiznywsia?
Dumczew raptom zupynywsia i wyhuknuw:

Polino Oeksandriwno, szczo ce take? Szczo pizno, a szczo ne pizno? Jak diznaty, jak uhadaty?
Pytannia ce: Szczo pizno, a szczo ne pizno? oczewydno, opanuwao use joho
jestwo. Skilky bolu j stradannia buo w joho hoosi, koy win wymowlaw ci sowa!
Ta o win zamysywsia, zamowk. A potim prosto j upewneno skazaw:
Za bu-jakych obstawyn ja diznaju, szczo pizno i szczo ne pizno. I pocznu wse
spoczatku!
Sergiju Sergijowyczu, maje bahajuczy skazaa Polina Oeksandriwna,
czy ne powernutysia nam dodomu?
Ni, ni! wyhuknuw Dumczew, zupyniajuczy. Dopowi widbudesia! I riwno
o szostij hodyni weczora!
I znowu wony piszy.
A nebo buo wysoke, hoube. ehkyj witre prynosyw z moria chwyli tepa. Dowkoa
buo chorosze, spokijno i tycho. Ae Dumczew, oczewydno, stomywsia.
Polina Oeksandriwna zaproponuwaa:
Czy ne dojichaty nam na maszyni?
Dumczew widmowywsia: win ne stomywsia. I wony znowu piszy. Tak dijszy do
toho miscia, de wid szose widchody do bazy Rajcharczotorhu putiwe.
Tut Dumczew zupynywsia:
Polino Oeksandriwno, ja sprawdi trochy stomywsia. I dobre buo b widpoczyty!
Tut nedaeko altanka.
Jaka altanka?
O poriad, liworucz, za tym hajem.
Ae ce daeko!
Zowsim byko! I tut-taky, bila altanky, Krajina Drimuczych Traw. Tam ja
proyw usi roky!
Sergiju Sergijowyczu, ue bahaa Polina Oeksandriwna, powernimosia
dodomu!
Dumczew pochytaw hoowoju:
Dopowi widbudesia!
Polina Oeksandriwna prysia na jaki koody, szczo eay kraj dorohy. Dumczew
maszynalno siw porucz. Win we czas czomu dywywsia tudy, w bik haju, de bua altanka, i mowczaw. Potim raptom skazaw:
Czas!
Sprobuwaw pidwesty. Ae zabrako syy. I Dumczew maje wpaw na koody.

Ja sydiw u switlij paati likarni, de eaw chworyj Dumczew. Tut e czerhuwaw


likar.
ysze odnomu meni buo zrozumio, pro szczo howoryw Dumczew u marenni.
To win zapytuwaw sebe: A czy dobre do konyka pryrosa hoowa cwirkuna? To
kykaw hostej do sebe, u wizerunczastyj budynok, i wodnoczas nijakowiw: hosti baczyy
pered soboju ysze dupo. Potim raptom hirko-hirko skarywsia, szczo znowu staje dedali menszyj, a doroha pid joho nohamy roztiahujesia, dowszaje bez kincia-kraju. I we
czas tiahnuw, riatuwaw pawuka z pastky muraszynoho ewa: Win hyne, hyne, mij
druh, mij werblud! Dopomoi! Dopomoi!
Koy nicz zakinczya i zijszo sonce, chworyj zabuwsia, zamowk.
Hoownyj likar likarni inka (oczewydno, chirurg; ruky szwydki, wpewneni,
micni) uwano wysuchaa moji trywoni zapytannia pro stan zdorowja Dumczewa i

skazaa:
My likuwatymemo chworoho trywaym snom.
Bahato ja chotiw skazaty likarewi i pro samoho Dumczewa i czomu win dla mene
takyj dorohyj. Ae howoryty pro Krajinu Drimuczych Traw? Chto powiry meni?
Wy choczete szcze pro szczo zapytaty? zwernuasia do mene likarka.
Ni!
Ja ne pojichaw z Czenka. Oseywsia w seyszczi poriad z likarneju i posaw u Moskwu kilka teegram. Odnu do teatru, pro te, szczo zmuszenyj zatrymatysia na kilka
dniw u Czenku. Druhu Kaganowu z powidomenniam pro chworobu Dumczewa.
Szczodnia ja prychodyw do likarni.
Czy ne prokynuwsia chworyj?
Ni, ne prokynuwsia. Stan nepewnyj.
Ja stomywsia wid pereytoho. yw, ne wiriaczy w use te, czomu sam buw swidkom,
czekajuczy wyduannia Dumczewa.
Odnoho razu wweczeri, wyjszowszy z likarni pisla czerhowych widwidyn chworoho,
ja pobaczyw, szczo pid wiknamy paaty Dumczewa stoji jaka ludyna. W sutinkach ja
ne mih dobre rozhedity jiji, ae jasno pobaczyw, jak ludyna projsza wzdow bioho korpusu likarni, a potim znowu powernuasia pid wikna paaty Dumczewa. Tak powtoryosia kilka raziw. Stao zowsim temno i, deszczo spanteyczenyj, ja piszow dodomu. Dumczew ne prokydawsia. I o znowu w sutinkach ja zastaw pid wiknamy Dumczewa tu
samu newidomu ludynu. Wona bez kincia chodya wzdow stiny likarni i powertaasia
do wikna paaty.
W likarni meni skazay, szczo newidomyj staryj czoowik prosyw dopustyty joho do
chworoho, dowho i nastijno umowlaw, szczob jomu dozwoyy wnoczi czerhuwaty bila
chworoho. Ta hoownyj likar pojasnyw, szczo w likarni dosy kwalikowanyj medycznyj
persona, storonnioji dopomohy ne potribno i szczo chworomu zabezpeczeno naenyj
dohlad.
Dowidawszy pro ce, ja widrazu popriamuwaw do newidomoho i hariacze potysnuw jomu ruku. Ce buw staryj aktor, awtor ue widomych meni zapysok.
Za try dni Dumczew prokynuwsia. Win pobaczyw bila sebe Polinu Oeksandriwnu,
staroho aktora, Jawdochu Wasyliwnu, jaka trymaa w biomu wuzyku jaki hostynci.
My wsi mowczay, ne znajuczy, z czoho poczaty rozmowu. My tak i promowczay b
widwedenyj dla widwiduwacziw czas, ta raptom Dumczew poczaw uwano wdywlatysia
w obyczczia Buaj.
Wy choczete meni szczo skazaty, Sergiju Sergijowyczu?
Ja pryhaduju skazaw Dumczew, jasno j czitko wymowlajuczy sowa. Zaraz wy, Polino
Oeksandriwno, schyyy hoowu nadi mnoju zowsim tak, jak bahato rokiw tomu.
More, litajuczyj snariad, szczo wpaw, i ja na pisku Ja pidwiz hoowu i pobaczyw
was.
Ja todi bua mooda
Ja zaraz was baczu takoju, jakoju wy buy todi.
Slozy nabihy na oczi Poliny Oeksandriwny. Wona nepomitno wytera jich rukoju.
Uwano, zoseredeno wdywlawsia Dumczew u rysy jiji obyczczia. A slozy znowu j
znowu nabihay na oczi staroji inky. Dumczew askawo dywywsia na neji. Wony mowczay.
Piznioji oseni kri doszcz i slotu czasom nespodiwano j jaskrawo prohlane sonce,
zowsim ne osinnie. I raptom zeenym, jaskrawo-zeenym zdajesia toj czy inszyj mut
trawy. Rukoju b dotorknutysia, posydity b, zarytysia w trawu Zowsim wesniana
trawa! Tepo rozywajesia u powitri. I doszczyk zdajesia smiywym, zaderykuwatym.
Wesna, wesna nadwori. I choczesz diakuwaty oseni za ce wesniane tepo.
Ja zhadaw ce, koy dywywsia na Dumczewa i Buaj. Spaa na dumku dawno zabuta

mnoju meodija, zhadaw ja i sowa:


Jak woseny, u poru pizniu
Buwaju dni, buwaje czas
Hurkit litaka uwirwawsia w paatu. Dumczew pro szczo spytaw. Pro szczo? Ja
ne rozczuw joho sliw.
Buaj hoosno pojasnya:
Ce pryetiw litak z Moskwy!
Jak z Moskwy? Ne wiriu! Taku widsta prokazaw Dumczew.
Widsta? Jaka ce widsta dla litaka? Do Moskwy wsioho
do Moskwy bilsze tysiaczi, tysiaczi werst!.. A ja Ja chotiw, szczob babky i
muchy nawczyy
Ci sowa win wymowlaw iz zoju nasmiszkoju, z hirkoju ironijeju nad samym soboju, za jakoju ludyna inodi prychowuje weyke neszczastia.
My wsi wyjszy w sad. Ja posydiw na awoczci. Korotki tini derew spokijno tiahysia odna do odnoji. Tam i tut majaczyy chaaty chworych.
Potim powernuwsia do paaty. De u korydorach likarni rozmowlay. Ja poczuw
czyj hoos, szczo wydawsia meni znajomym. O use zatycho. A teper hoosy zowsim
byko.
Dweri paaty rozczynyysia nawsti. Na porozi stojaw zyk Kaganow. Za nym zajszow joho asystenti. z neweyczkym czemodanczykom u ruci.
Zdrastujte, Sergiju Sergijowyczu! skazaw Kaganow i kywnuw nam hoowoju.
Win szyroko i rozmaszysto prysunuw stilcia i siw bila lika Dumczewa.
Chto wy takyj? spytaw Dumczew.
zyk Dmytro Kaganow.
Ne pryhaduju. Ne znaju Kaganow?
A ja podarunok prywiz wam z Moskwy!
Jakyj podarunok?
Bacz! Dopytywyj jakyj! A ot wimu i. zowsim pidu! zasmijawsia Kaganow.
I ne diznajete, jakyj u mene podarunok dla was.
A ja stanu bila dwerej i ne puszczu! we zasmijawsia u widpowi Dumczew.
Kaganow widkryw czemodan.
Win kaw pered chworym na stoyk, stie i nawi na kraj lika jaki due ehki
pakunky, zahornuti w czornyj papir.
Szczo ce take? wyhuknuw Dumczew.
Obyciowuwalnyj materi! Majbutnie obyciuwannia budynkiw!
Ne rozumiju! Pro szczo wy kaete?
A znajete, Sergiju Sergijowyczu, szczo w cij czornij upakowci? Tut pastynka
takoji towszczyny, jak towszczyna usoczky meteyka.
Nisenitnycia! usoczka meteyka taka tonka, szczo neozbrojenym okom i ne pobaczysz, a wziaty w ruky zowsim nemoywo!
Prawylno! Prawylno! O tomu my w aboratoriji pokryway naszoju nadmicnoju
prozoroju reczowynoju dzerkalnu powerchniu cych bruskiw.
Jak e tak? powawiszaw Dumczew.
Dywisia ! O tut cyfry poznaczennia dowyny switowoji chwyli i towszczyny
szaru, jakyj pokrywaje brusky. I na konomu litera D Dumczew. Waszym imjam
my nazywajemo cej obyciowuwalnyj materi.
Wy smijete! Ce nasmiszka, art! Dumczew spiznywsia! To ne smijtesia z nioho,
z cioho Dumczewa! hoosno skazaw Sergij Sergijowycz. I rwuczko powernuwsia do
stiny.
Ach, tak? tepo i prosto rozsmijawsia zyk. Podywisia

Win poczaw rozhortaty zrazky.


Zahoriaysia, hasy i znowu zahoriaysia kolorowi promeni. Dumczew wdywlawsia.
I raptom win niby szczo zhadaw: win poczaw perebyraty i prykadaty zrazky odyn do
odnoho. Barwy rizki, nespodiwani, barwy nespokijni, bez bu-jakoji harmoniji szuhay
po paati.
Ja podywywsia na Kaganowa. askawo j terplacze win dopomahaw Dumczewu.
Asystent rozhortaw zrazky i nazywaw jaki cyfry.
Kaganow prysuchawsia i wodnoczas wdywlawsia w hru barw, steaczy za Dumczewym.
Tak! Tak! radisno kazaw Kaganow. A teper ne tak. Podywisia!
Due obereno, spokijno, tycho i dbajywo dopomahaw win Dumczewu, tak zworuszywo, jak dopomahaju dytyni.
De hriuknuy dweri, i meni zdaosia, szczo w paati stao szcze tychisze. Soniaczni
plamy powilno ruchaysia po stini. Inodi ci plamy na stini zustriczay i perechreszczuway z nowymy, nespodiwanymy barwamy.
Potim znowu tyszu poruszyy tychi hoosy zyka ta joho asystenta. Wony nehoosno peremowlaysia.
Mikrony cyfra minus Stupi A koy wony zamowky, tysza staa szcze
naprueniszoju.
U trawi pid wiknom hoosnisze zasiurczay konyky, i jaszczirka pidstawya swoju
owto-buru spynku promenewi, kowznua, znyka.
Raptom ehkyj witre skoychnuw zawisku. i po kimnati projszow mjakyj, e-e
wohkyj zapach trawy. Win kowznuw po naszych obyczcziach. I tijeji chwyyny zamaasia tysza.
Dumczew raptom pidwiwsia. Win szczyro i jasno wsmichnuwsia, podywywsia na
nas.
O! skryknuw win radisno. Dywisia !
Pered namy minyysia barwy w tomu pojednanni, jak i tam, u Krajini Drimuczych Traw.
Za dopomohoju Kaganowa Dumczew skaw z prywezenych zrazkiw te dywowyne
pojednannia barw, jake wybyskuwao w nioho na ohoroi z tenditnoho materiu z
krye meteykiw.
O! O! powtoriuwaw Dumczew, i oczi joho jasno i smiywo dywyy na nas.
zyk dowho prydywlawsia, szczo pidrachowuwaw i poczaw dyktuwaty cyfry asystentowi. Pry ciomu win skazaw:
Zakripi ce pojednannia, cej wizerunok
Pered namy yysia jaskrawi barwy, wony rozcwityy paatu. Kolory minyysia,
zmiszuway i we nemoywo buo widokremyty jich odyn wid odnoho. Kolory soromywi i bojazki perechodyy w sylni, badiori; kolory mrijywi zjawlay na my i roztaway, szczob peretworytysia na hariaczi, uroczysti j weyczni.
W tyszi rozywaa switowa muzyka, unaa weyczna j uroczysta, jasna i horda
symfonija koloriw i barw.

You might also like