Professional Documents
Culture Documents
Bragin - W Krajini Drimuczych Traw PDF
Bragin - W Krajini Drimuczych Traw PDF
Kyjiw 1966
W oryginalnomu naukowo-fantastycznomu romani-kazci rozpowidajesia pro
nadzwyczajno cikawi pryhody wczenoho, jakomu wdaosia zmenszyty sebe w sotni
raziw i proyty byko soroka rokiw u Krajini Traw sered riznomanitnych komach,
i pro te, jak win powernuwsia w misto Czenk.
Ae szczo ce za krajina? De wona znachodysia? Zi sliw ludej, kotri w nij pobuway, pymennyk i wede swoju rozpowi.
Malunky W. Hryhorjewa
Zwyczajno, Sonciu nemaje nijakoho dia do ludyny. Prote w ludyny zawdy buo
dio do Soncia. Bilsz jak dwi tysiaczi rokiw tomu Eratosfen z dopomohoju tini wid Soncia
obczysyw rozmiry zemnoji kuli, pidrachuwaw, szczo Zemla maje dowynu okrunosti
po ekwatoru 250 000 stadij, prybyzno 38 000 werst! Ae toj swit, szczo joho mih znaty
starohrekyj geograf Eratosfen, buw takyj mayj, takyj mayj
Ja rysuju na pisku Eratosfeniw swit bez Ameryky, bez Awstraliji. Tepli berehy
Seredzemnomorja Persija Skija Swit buw takyj mayj! A o postaa pered Eratosfenom pryhoomszywa cyfra 250 000 stadij! I ne perelak, ne bezporadnis, a zawziattia, adoba diznatysia, widkryty, pobaczyty owoodiy duszeju ludyny. Pered Eratosfenom swit szyrszaw i rozrostawsia postupowo, wid odnoho nekwapywoho matematycznoho pidrachunku do inszoho. A peredi mnoju swit i reczi wyrosy widrazu. Raptowo! U sto, u dwisti raziw. Szaena hodyna, nezrozumia my!
Siohodni ja zawjazaw swoju doronu torbu. W nij szczodennyk sposteree i
widkryttiw, jaki ja zrobyw u cij krajini. Bezkrajij szlach, neozori prostory, szczo jich ja
muszu projty z mojeju wjucznoju twarynoju. Nespokij i strach ochopluju mene.
Sutinky chowaju rysunky na pisku. Czas spaty
Dopysuju cej ostannij arkuszyk za 2876 rano-wranci.
Uczora, koy nicz schowaa rysunky na pisku, ja dowho dywywsia na zirky. Czomu
podumaw, szczo ywu wony samotnio j sumno w swojemu nebi. Poaliw jich. Ja skazaw
jim: Ne urisia! Za dopomohoju wodianych postriliw-posztowchiw ruchajesia yczynka babky. Za cym pryncypom ety u nebo wohniana raketa pid czas weykych swiat
i narodnych hula. Za takym samym sposobom ludy powedu swoji powitriani korabli z
Zemli na Misia i do was, daeki panety. Weselisze j teplisze stane na nych wid ludkoho
homonu i smichu. Szczo? Do was daeko? Niczoho, ludyna doety! yczynka babky
ce ywyj raketnyj dwyhun! Joho ja pobaczyw tut u diji. Ce ysze odne z bahatioch widkryttiw, szczo jich ja zapysaw u swojemu szczodennyku, jakyj ponesu i peredam ludiam.
Zakrywajuczy kameniukoju wchid do swojeji oseli, ja skazaw zirkam: Na dobranicz! I wony szcze jaskrawisze zasiajay meni u widpowi i nawi e-e chytnuy w
nebi swojimy wijamy-promeniamy. Siohodni ja wkadaju w szczodennyk widkryttiw i
cej arkuszyk. Jak chorosze! Na serci spokijno. Ni pobojuwa, ni strachiw. Wjuczna twaryna na pryponi. Dionwal Dionwal Jdu perewiryty pohodu za joho barometrom.
Poky jszow, dumaw pro Poywanowa Barometr prowiszczaje: jasno, tepo.
Ote, w dorohu! Za dowhi roky odnoho razu ne obduryw mene cej barometr
Stepan Jehorowycz Tarasewycz, dyrektor Czenkoho pedagogicznoho instytutu,
e pomitno wsmichnuwsia:
Nezwyczajnis tekstu, zhadka pro neisnujuczu systemu barometra, a tako te,
szczo chto nawiszczo w desiatky raz zmenszyw tekst newidomym sposobom, a, joho
doweosia czytaty pid due sylnoju upoju, aby prodyktuwaty drukarci, wse ce razom
uziate moe sprawdi spanteyczyty bu-koho.
Pry ciomu Stepan Jehorowycz pylno hlanuw na sirnykowu korobku, w jakij ja prynis toneseki i krychitni arkuszyky z mikrotekstom.
Wy kaete, szczo ci arkuszyky buy u buketi kwitiw, jakoho wypadkowo kynuy
do was u nomer hotelu! Tak? Ae ce art! Wy zaraz pereswidczyte. Ja wykyczu studenta Bielankina, i win rozjasny nam, czomu dla artiwywoho ystuwannia z druziamy
win obraw dywnyj metod i takyj dywnyj tekst.
I zmenszennia cioho tekstu za dopomohoju fotoaparata, oczewydno, te buo zrobeno, szczob poartuwaty?
Awe!
Prote student Bielankin ue widmowywsia: ne win pysaw, ne win zmenszuwaw
ci arkuszyky.
Tak i skazaw? Wam? U prysutnosti studentiw?
Same tak!
Nu, znajete!.. Wy ludyna nowa, czua w instytuti. Profesor Tarasewycz nekwapywo j rozmireno postukaw zihnutym palcem po stou, z e prychowanoju ironijeju
podywywsia na mene. Wy, zdajesia, literator z Moskwy? W instytuti jde swoje zwyczajne yttia, i raptom bach! Zjawlajetesia wy, neznajoma ludyna, u rukach buket
kwitiw i sirnykowa korobka. U korobci jaki arkuszyky, a w nych wykad fantastycznych wyhadok i poczuttiw Bielankina. Ne dywno junak znijakowiw, rozhubywsia: ni,
ne ja pysaw!
Ae w ysti, jakyj my dopiru proczytay, nemaje odnoho artiwywoho czy smichotywoho sowa, a je schwylowana rozpowi pro jaku podoro, pro Eratosfena, pro
jaku tam wjucznu twarynu
Zhoden, dywno. Ae hadaju i pysaw, i zmenszuwaw z dopomohoju fotoaparata
Bielankin. Szczob poartuwaty! Zaraz wykyczu joho. Dyrektor widczynyw dweri:
Iryno Sergijiwno, bu aska Wybaczte Win obernuwsia do mene: Sekretarky
nemaje na misci. Zaraz studentiw poproszu pokykaty.
Dyrektor piszow.
De u dowhych korydorach instytutu unko perekoczuwao: Bielankina do dyrektora Bielankina do dyrektora!
Jak use ce staosia? Ade w Czenku ja ysze projizdom. Meni treba buty w kasach
paropawstwa, jichaty dali morem do odnoho z kurortnych misteczok, a ja w Pedagogicznomu instytuti i sydu w kabineti dyrektora w szkirianomu krisli. Zamis byskotinnia morkoji chwyli wybyskuwannia ska knykowych szaf; zamis bezmenoji
hadini zeeni, zehka wycwili na sonci sztory na wiknach. Naszczo ja czekaju studenta Bielankina j dyrektora instytutu Stepana Jehorowycza Tarasewycza? Sywyj, spokijnyj, trochy wtomenyj czoowik, win, mabu, wilno j newymuszeno spikujesia iz studentamy, zawdy wchody w usi podrobyci instytutkoho yttia.
Czy skoro win powernesia?
Ostanni dni i noczi w Moskwi, newhomonni j kopitki, spowneni trywoh i pobojuwa za uspich pjesy, wkraj stomyy mene. Ja siw u pojizd. Try doby probuw u dorozi.
Zupynywsia w Czenku, szczob peresisty na paropaw.
Pojizd prybuw uczora rano-wranci. Z wokzau ja widrazu popriamuwaw na prysta. Spytaw, jak z paropawom.
Widpowiy:
Zaczekajte! Paropaw u potribnomu wam napriamku bude zawtra.
Potim ja ohladaw misteczko. Obidaw. A we pisla cioho piszow u hotel. Z centralnoji wuyci, powz mahazyny z weykymy switymy witrynamy pid parusynowymy tentamy, ja zawernuw u prowuok, szczo zbihaw z hory.
Prowuok brukuway. Har wid hariaczoho asfaltu i kuriawa stojay w powitri. Ae
soodkyj zapach rezedy, tiahuczyj, mjakyj aromat ewkojiw, husti pachoszczi trojand
strumuway z usich palisadnykiw prowuka i ni na krok ne widstaway wid mene.
Zwidkila doynaw spiwuczyj zwuk poperecznoji pyky y ciukay-ciukay sokyry
urywczasto j czitko, to perebywajuczy, to nazdohaniajuczy odna odnu.
Dwopowerchowyj budynok hotelu buw sporudenyj, mabu, due dawno. Wyhlad
win maw dosy nezhrabnyj. Perszyj powerch buw kamjanyj, druhyj derewjanyj. Na
perszomu powersi, oczewydno, koy mistyysia kramnyczky dwoch wasnykiw: dwoje
dwerej z oboch kinciw budynku wey na druhyj powerch. Teper czerez odni dweri zachodyy w hotel; nad nymy wywiska Chwyla. Druhi dweri wey, mabu, w kwartyry.
W switomu korydori hotelu za stoom sydia diwczyna. Ja pobaczyw riwnyj prodi
i dwiczi obkruczeni nawkoo hoowy kosy. Diwczyna nyko schyya nad knykoju.
Czy je u was wilni nomery?
Ne widrywajuczy wid knyky, diwczyna mowya:
Prosti, Edmon Prosti zarady mene, zarady moho kochannia do was!
Ja ne Edmon, ne graf Monte-Kristo, skazaw ja diwczyni z knykoju.
Hidnis zaminioji inky zupynya poryw zmuczenoho sercia, proczytaa
whoos diwczyna i, trymajuczy wkaziwnyj pae na riadku w knyci, hlanua na mene:
Probaczte, hromadianyne, nijak ne mou widirwaty.
Czy je wilni nomery?
Czoo jiji schyyo maje do pidohy
Meni potribnyj nomer na odnu dobu. Zawtra ja widjidaju.
Graf kynuwsia do neji
Pidniawszy swij czemodan, ja ruszyw do dwerej i chotiw buw pity, dawszy diwczyni
moywis i dali czytaty whoos roman Diuma Graf Monte-Kristo, prote szcze raz zapytaw:
Czy je u was wilni nomery? Diwczyna powtorya:
Graf kynuwsia do neji i prostiaha ruku do stiny, na jakij wysia neweyka
peskowata szafka z widczynenymy sklanymy dwerciatamy.
U szafci na haczkach wysiy kluczi z nomerkamy. Czerhowa, ne widrywajuczy oczej
wid knyky, zniaa z haczka klucz, podaa joho meni j skazaa:
Zapowni bank za formoju ce persze; zayszte wisim karbowanciw ce
druhe. A tretie tak Boe mij, ja nazywaju was Edmonom, czomu wy ne nazywajete mene Mersedes?
Ae ja jich ne oderuwaa.
Ne zwauwawsia posaty. Bojawsia. Nawczatysia razom w tomu samomu instytuti, baczytysia szczodnia i raptom pysaty ysty
Oeno! Oenko! prounaw hoos iz. susidnioho wikna. Czas weczeriaty!
Jdu, jdu, mamo! Proszczajte. Czekaju nezwyczajnych ystiw i kwitiw, polowych
kwitiw. Weykyj buket!
Nezabarom za derewjanoju stinoju moho nomera stao czuty pryhuszeni hoosy,
briazkit posudu.
Czas mynaw. Ue sutenio. A ja wse szcze stojaw i stojaw bila wikna.
Horiy zirky na nebi. I w hustij temriawi pid zirkamy zowsim po-inszomu zazwuczay hudky paropawiw.
Zwidky zdaeku doynay i widlitay he zwuky: urywok pisni, kwapywi kroky
perechooho, smich iz-za zawisky czuoho wikna. A ja dumaw pro chorosze czue szczastia, pro te, jaka nespokijna buwaje radis.
I meni zdawao: ja due dawno znaju ce misteczko, znajomyj meni i cej nomer
hotelu, i koy ja we czuw szczo due schoe na rozmowu Pawyka i Oenky. A moe,
tak meni zdaosia, bo ja sam, jak teper Pawo, koy prowodaw koho i buw spownenyj
radosti, zbenteennia j harnych sliw. Chotiw bahato skazaty, ae mowczaw. Pysaw ysty,
ae ne posyaw jich
Ja wwimknuw nastilnu ampu. U wikno wetiw weykyj meteyk.
Win pokrulaw nad stoom i siw na abaur.
Ja obereno zniaw joho i pidijszow do wikna:
ety, nicznyj hostiu!
Win poetiw i powernuwsia do ampy, znowu siw na abaur.
Ja znowu zniaw joho.
Poczuwsia rizkyj pysk.
Ja dobre rozhediw meteyka: na spynci owtyj rysunok, szczo nahaduje czerep.
Peredni krylcia czorno-buri. Ja znowu pidnis joho do widczynenoho wikna. ety! I. win
poetiw he. Misteczko spao. Buo zowsim tycho. Raptom poriad za stinoju, de ywe
Oenka, chto zahraw na pinino. Znajoma doroha meodija. Ne dohray meodija
urwaa. Czy to nadto zaurywsia toj, chto hraw, czy to zhadaw pro szczo i zamysywsia.
Ja daw, czy skoro znowu zahowory pinino. Ne didawsia. Dobre, koy ty moodyj
i junis szcze ne mynua. Dobre Oenci czekaty kwitiw A Pawowi jich zbyraty, chwyluwaty prynosyty peredawaty z ruk u ruky. Meni czas spaty.
U susidnij kimnati pohasyy ampu: swityj kwadrat wikna, szczo spokijno eaw
na zemli za doszkamy trotuaru, raptom znyk. Ja wymknuw u nomeri swito. I maje
widrazu poczuw kwapywi kroky po doszkach trotuaru. Chto maje bih. Zupynywsia.
Szczo wetio w moju kimnatu i wpao na pidohu. Kroky szwydko widdalay. Ja zaswityw eektryku buket! Widrazu zdohadawsia. Pidbih do wikna.
Pawe! Pawe!
Wuycia bua poronia.
Dowho j obereno naywaw ja wodu w heczyk. Dbajywo postawyw u nioho czuyj
buket. Czuyj buket!
Obyczczia Pawa stao zym. Rysy joho zahostryy. Ja ne pobaczyw i slidu wczorasznioji soromjazywosti i bojazkosti. Win z pidozroju podywywsia na mene.
Ne nakydajte meni, hromadianyne, czuych ystiw!
Ae ae ..;
Dajte meni spokij! I znajete szczo? Do pobaczennia!
Ja ne znaw, szczo skazaty. Smiszne, bezhuzde stanowyszcze: napiwtemnyj westybiul instytutu, dowhi riady poronich wiszaok za barjerom, ja z sirnykowoju korobkoju
z mikroystamy w prostiahnutij ruci, a Pawo w protyenomu kinci zau pchaje w
urnu buket, jakoho ja obereno nis czerez use misto.
Raptom dweri odnijeji z audytorij widczynyy, i hominywa grupa studentiw uwirwaa do zau. Wony, pewno, szcze ne ochooy pisla szczojno oderanoji konsultaciji i
zawziato spereczay.
Pawe, szczo trapyo? upiznaw ja hoos Oenky.
Ja sprobuwaw pojasnyty. Wsi widrazu zamowky i z podywom pozyray na mene.
Czy ne projszy b wy do kabinetu? mowyw do mene czoowik iz spokijnymy,
wpewnenymy ruchamy, pered jakym rozstupyysia studenty.
O za jakych deszczo dywnych obstawyn ja opynywsia ne na paropawi w mori, a
w kabineti dyrektora Pedagogicznoho instytutu Stepana Jehorowycza Tarasewycza. Sydu i dywlusia na sti, de ea dwi krychitni zapysky z mikrotekstom, a poriad z nymy
zwyczajni arkuszi paperu. Na nych drukarka nadrukuwaa czerez dwa interway
tekst, jakyj czytay pid sylnoju upoju.
Czekaju. Ot zaraz razom z dyrektorom instytutu pryjde awtor mikrozapysok, student Bielankin. Win skae, szczo wse ce joho osobysta sprawa, art, jak sprawedywo
twerdy Stepan Jehorowycz. Doczekaju, poky wony pryjdu, i podamsia na prysta.
Dyrektor pokaw pered studentom sirnykowu korobku z arkuszykamy i tekst, peredrukowanyj na maszynci:
Bielankin, dajte, bu aska, widpowi na try zapytannia. Persze: szczo za dywna
manera ystuwatysia za dopomohoju mikrofotograji? Zapytannia druhe: czomu wy
widmowlajete wid swojich ystiw i taki neczemni z ludynoju, jaka z delikatnosti powertaje jich wam? A teper tretie zapytannia: z ystiw wydno, szczo wy zbyrajetesia w jaku
trywau podoro. Ja ne proty turyzmu, ae skai, bu aska, szczo ce za barometr
Dionwala?
Stepane Jehorowyczu, ne pysaw ja cych ystiw! Ja widrazu pro ce skazaw szcze
tam, bila wiszaky!
Jak e tak? Buket wasz, a zapysky w ciomu buketi czui?
Stepane Jehorowyczu, sprawdi, kwity ja zbyraw, ae zapysok cych ne pysaw. Ja
naperedodni inszoho ysta napysaw i zbyrawsia joho widdaty. O win! A wtim, ja ne
mou wam joho pokazaty, ce tilky dla Nu, odne sowo, osobystyj yst Bielankin
rozhubywsia i zamowk.
W joho widpowidi widczuwaasia prawdywis i junaka szczyris, a w samij nedomowenosti turbota: chiba mona, szczob ne Oenka, a chto inszyj proczytaw joho
ysta? Student stojaw pered namy mowczaznyj i zoseredenyj, ruka joho micno styskaa
yst. I tak samo, jak tam, u westybiuli, de ja namahawsia widdaty razom z buketom
krychitni arkuszyky, tak i tut, u kabineti, ja rozhediw na joho zblidomu obyczczi
oznaky zosti j oburennia: nawiszczo chto czuyj i storonnij wtruczajesia w joho yttia.
Dobre, Bielankin, ja was bilsze ne zatrymuju, mowyw dyrektor.
Bielankin buw ue bila dwerej, koy Tarasewycz z nespodiwanoju dla nioho hariaczkowistiu wyhuknuw.
Jakym e czynom ci dywni arkuszyky raptom opynyy u buketi studenta moho
instytutu?
Stepane Jehorowyczu, obernuwsia do nas Bielankin, mabu, arkuszyky
chto upustyw na kwity.
A de wy zbyray jich?
Bila staroji pokynutoji altanky, szczo za hajem. Wweczeri jichaw poputnymy
maszynamy tudy j nazad. Tam iszcze baza Rajcharczotorhu.
Koy dweri za studentom zaczynyysia, dyrektor prokazaw:
Ote, wse zrozumioji Ce poartuwaw z wamy ne student moho instytutu.
Stepan Jehorowycz uziaw koroboczku, de eay arkuszyky z mikrotekstom, potim
skaw udwoje arkuszi paperu, na jakych cej tekst buo peredrukowano, i podaw use ce
meni z lubjaznoju usmiszkoju:
Powertaju, jak kau, za naenistiu. Meni znowu wpay u wiczi sowa: Eratosfen yczynka babky Dionwal Umownyj tekst?
Kraszcze rozkai, szczo nowoho pokae w nastupnomu teatralnomu sezoni
Chudonij
teatr u Moskwi Jak? Wasza pjesa tam ne pide? Szkoda
Probaczte, Stepane Jehorowyczu, student Bielankin skazaw, szczo buket win
nazbyraw bila jakoji zrujnowanoji altanky
Dobre! Rozumiju. Ja poszlu tudy Bielankina ta inszych studentiw.
Szukaty w trawi inszi taki arkuszyky?
Szukaty toho, chto upustyw jich na kwity. Studenty pobuwaju tam i rozwidaju,
chto tak dywno artuje. Jakyj al, szczo meni ni na hodynu ne mona wyjty z instytutu!
A to ja b piszow z wamy. Doroha malownycza, wede do dacznoho seyszcza naukowych
praciwnykiw. Seyszcze imeni omonosowa.
Stepane Jehorowyczu! A czy ne zdajesia wam, szczo wsia zhadka tut w odnomu
sowi Dionwal?
Tak, tak, ja zabuw wam skazaty Ja ne polinuwawsia i zawitaw na katedru
zyky. Pro barometr Dionwala tam i ne czuy. Tut szczo ne te A newe Chudonij
stawytyme suczasnyj wodewil?..
Koy pawuky-kruhowyky zowsim ne tczu pawutynnia, to nastaje prepohana pohoda, jaka na barometri poznaczajesia doszczem i witrom; jakszczo
pawuky rozpoczynaju protiahuwaty radilni pawutynni nytky, todi mona
spodiwatysia, szczo za desia-dwanadcia hodyn buria wszczuchne; jakszczo
wony znyszczuju czwer abo tretynu pawutynnoji siti, szczob zberehty resztu,
ce oznaczaje nabyennia witru. Wzahali, koy pawuky rozpoczynaju u weykij
kilkosti tkaty swoje pawutynnia, mona spodiwatysia harnoji pohody; jakszczo
wony robla neweyki siti, ce oznaczaje, szczo pohoda bude minywa; jakszczo,
nareszti, zowsim ne zjawlajusia, to je wsi pidstawy hadaty, szczo pohoda bude
pohana.
Mij lubjaznyj, ae dywakuwatyj drue, ty sam ne znajesz, jaku pryjemnis
ty zrobyw meni swojim ne zowsim zwyczajnym zapytanniam. Czomu wsi tak
ehko rozumiju szachista, jakyj chocze zijtysia w pojedynku z tym, chto nespodiwano moe postawyty joho w skrutne stanowyszcze? Czomu rozumijemo
my hospodyniu, jaka, poczuwszy de u hostiach nowyj recept torta, z takoju
nasoodoju i chwyluwanniam beresia wdoma do skadnoho zawdannia? Jakoji
tworczoji radosti zaznaju ja, spiwrobitnyk dowidkowo-bibligracznoho widdiu bibliteky, koy, poczuwszy neordynarne zapytannia, poczynaju hotuwatysia do widpowidi: zistawlaju fakty z riznych hauzej nauky, literatury,
mystectwa, szukaju i hortaju dowidnyky, encykopedyczni sownyky, starowynni wydannia, memuary, archiwni dokumenty! Lubyj drue! Nawriad czy ty
czekajesz wid mene naukowoji perewirky sposteree Dionwala nad pawukamy. A teper iszcze ot szczo: ty znajesz, szczo hordis moho yttia kartoteka
imen i terminiw, jaku ja skadaju o ue desiatky rokiw. I ne buo szcze wypadku, szczob kartoteka mene pidwea. Ote, bez zajwoji skromnosti skau: ne
zliczyty mojich widpowidej na zapytannia i ne pereliczyty mojich widhadok na
rizni zahadky. A o teper nijak ne widhadaju, ne zrozumiju i ne zbahnu, czoho
tebe raptom zacikawyw Dionwal. Czy ne nadumaw ty napysaty naukowochudonij scenarij pro pawukiw? To czy ne kraszcze zamis Hoandiji i Franciji wisimnadciatoho stolittia zhadaty naszoho Poywanowa? Narodowoe simdesiatych rokiw mynuoho stolittia, Petro Sergijowycz Poywanow buw zasudenyj carkym uriadom na dowiczne uwjaznennia. I o odnoho razu, koy za
hratamy stojaw pochmuryj ranok peterburkoji rannioji wesny, pryreczena na
dowicznu samotnis ludyna pobaczya w kameri ywu istotu. Ce buw pawuk
najzwyczajnisikyj pawuk-chrestowyk. Wony stay druziamy ludyna i pawuk; ludyna pikuwaa pro pawuka, hoduwaa joho, braa w ruky. Pawuk spokijno wyazyw na pae ludyny. A koy ludyna torkaa joho apky, pawuk spokijno i obereno perebyraw nymy. Ludyna turbuwaasia czy ne nadto rozyria twaryna: ce szkody zdorowju. I wjaze zrywaw pawutynnia chaj popraciuje, schudne, ce korysno. A pawuk? Win u swoju czerhu nacze namahawsia
rozwayty wjaznia. Szczoraz buo szczo nowe w tomu, jak pawuk snuwaw
swoju si, szczo zjednuwaa niky stou z perekadynoju. Inodi win zupyniawsia pid czas roboty, rujnuwaw czastynu siti, nacze buw czymo newdowoenyj,
i poczynaw pereroblaty jiji. Tomu Poywanow pysaw pro pawuka, szczo to bua
arystokratyczna natura
Szczo ce take? Pojichaw ty na kurort, a lizesz u pawucze carstwo w
jakomu Czenku! Ta czy mao ty rozkydawsia, wytraczaw swij ywyj taant
na dribnyci! Kydawsia wid odnijeji nauky do inszoji. A tut iszcze pawuky! Nu,
dio twoje, ne zapereczuju. Meni podobajesia twoje taanowyte rozkydannia,
dywowyne mozkowe zawychrennia. Do pobaczennia. Spodiwaju, ty szcze dobre widpoczynesz.
Z prywitom twij D. Czaruszyn.
nuty czerewyk, ae potiahnuw ne toj kine wuzyka wuzyk ne rozwjazawsia, a zatiahnuwsia tuho, due tuho. ezo brytwy zrizao wuzyk sznurok pokorotszaw. I zaraz
ja jszow stekoju obicz dorohy, a sznurok raz u raz rozwjazuwawsia. Ta czy ne smiszno,
szczo ja tak bahato howoriu pro sznurky? Anitrochy! I ne dywno, i ne smiszno! Ade
wse, szczo potim trapyo, powjazane same z pohanym charakterom mojich sznurkiw,
jaki z nezrozumioju zlistiu, pomszczajuczy na meni newidomo za szczo, we czas rozwjazuway i zmiszuway mene tak czasto nachylatysia do zemli.
Dumky moji czas wid czasu powertaysia do ysta Czaruszyna: Dionwal pawuky I bilsz za wse ja chotiw u ti chwyyny pobaczyty najzwyczajnisikoho pawuka.
Meni zdawaosia, szczo teper ja dywytymu na nioho zowsim inszymy oczyma. Pobaczu
joho zowsim ne takym, jakym baczyw zawdy. Ja poczaw ozyraty nawkoo, pidchodyw
do kuszcziw, ae nide ne pobaczyw i slidu jakoho-nebu pawutynnia.
Haj staw hustiszyj i temniszyj. Putiwe powernuw praworucz.
Ja jszow zanechajanoju, zabutoju aejeju kasztaniw, napiwtemnoju i prochoodnoju, pomi riwnych czornych stowburiw. Aeja poczaa szyrszaty i zamknuasia nawkoo derewjanoji napiwzrujnowanoji altanky. Tut-taky walaasia zirwana chwirtka.
Akacija, szczo rozrosasia tut, oczewydno, pisla toho jak ludy perestay widwiduwaty altanku, zakrywaa wchid.
Ja nasyu prodersia w altanku. Tut styrczay napiwzohnyli stowpczyky stoyka j
aw.
Ja prysiw na krajeczok poamanoji awy.
Pid awoju i pomi stowpczykiw bujno i wysoko rosa blido-zeena trawa. Pawutynnia, jake ja znajszow mi stowpiw altanky, buo sire j obirwane. W niomu powysy krychitni uamoczky hioczok. Pawuk, pewno, dawno joho pokynuw.
Raptom zaunaw rizkyj sobaczyj hawkit. Ja piszow na toj hawkit. Husti kuszczi
rozkwitoji szypszyny perehorodyy meni szlach. Jak harno czerwoniy jiji kwity! To ce
buo tut! Tut student Bielankin amaw hiky szypszyny, do jakych pryczepyysia zahadkowi arkuszyky W buketi buy j nezabudky. A o i wony spokijno rostu ponad
strumkom.
Hawkit prypynywsia. A potim poczuwsia znowu, ae ne takyj rizkyj.
Win nenacze doynaw zwidky z-pid zemli. Ja poczaw prydywlaty i prysuchaty.
Za kuszczamy ja pobaczyw szczo schoe na zemlanku. Wona bua zowsim nedaeko wid mene. Nad wchodom buo pryasztowano doszczanyj daszok. Na daszku eay
kwadratyky dernu. Ce buo zrobeno pospichom to tut, to tam z-pid dernu szcze wydniysia bili doszky. Do zemlanky wea neriwna doroha, wsia u wybojach i kaminni. Iz
zemlanky doynaw hawkit.
Ja pidijszow do wchodu i powoli, obereno poczaw spuskatysia wnyz. Kilka kamjanych schidciw. Riwne misce. Na riwnomu sti i dwa stilci.
Na stoli miano switywsia lichtar litucza mysza, eaa rachiwnycia i jaka
knyka.
Schidci wey dali, w hybynu. A zwidty ynuw urywczastyj sobaczyj hawkit.
Ehej, suchajte! huknuw ja w temriawu.
Chto tam? widpowiy znyzu. Sobaka zahawkaw szcze lutisze.
chu, mowczaty, Kuczeriawyj! prykryknuw chto na sobaku.
Sobaka zamowk.
Czy je tut chto-nebu? Wychote!
Spoczatku mowczannia, potim potim znowu okryk:
Chto tam?
I znowu, nacze u widpowi na ci dwa sowa, szaenyj hawkit. Na riwne misce strybnuw sobaka. Strybnuw i staw jak ukopanyj; we rudyj, a spyna czorna. Win dywywsia
na mene zowsim ne zahrozywo i machaw puchnastym chwostom.
Chto, krekczuczy j ochkajuczy, jszow schidciamy. Z temnoji hybyny pidnimaasia
Szczo buo dali? Ja stojaw bila dwerej, Stepan Jehorowycz zapysuwaw moju moskowku adresu, i raptom
Oj, szczo ce? Ach, ne moe buty! wyhuknua Woroncowa. Szwydsze siudy!..
Dywisia! Arkuszyk! Sowa!
My obydwa pidbihy do mikroskopa:
Szczo staosia?
Szczo? Szczo?
Woroncowa widkynuasia na spynku stilcia, okulary spowzy na kinczyk nosa. Na
obyczczi buw perelak, zbenteennia, rozhubenis.
Dywisia! Czytajte!
Arkusz 1022
Ote, wse zrozumio. Tuberkuloz je wylikownym. Jak likar, ja pryjszow
do rozuminnia cioho pisla riadu sposteree, pro szczo detalno zapysaw na poperednich arkuszach szczodennyka.
Usi znaju: tuberkulozna bacya otoczena oboonkoju. Za swojimy chimicznymy j zycznymy wastywostiamy cia oboonka podibna do wosku. Proteolityczni fermenty, hidrolizujuczi biky i polipentydy nespromoni zrujnuwaty woskowu oboonku tuberkuloznoji bacyy, i tomu organizm ludyny ne
moe sprawytysia z cijeju bacyoju. Nemaje takych likiw, jaki dopomohy b rozszczepyty woskowu oboonku bacyy. Ce widomo wsim likariam. Ae cymy
dniamy ja sposterih poriad zi mnoju komachu, jaka ywysia woskom i peretrawluje joho. Chiba ne jasno, szczo cia komacha woodije fermentom, jakyj
moe zrujnuwaty woskowu oboonku tuberkuloznoji bacyy, rozszczepyty yry
oboonky. Cia komacha husenycia bdoynoji moli Gaeria meonea. Ja
proponuju wywaty chworomu na tuberkuloz krow huseni. Ne maju sumniwu:
fermenty krowi huseni zrujnuju yro-woskowu oboonku bacyy, i organizm
ludyny ehko peremoe zneyrene tio bacyy. ycho ludstwa tuberkuloz
znykne! Gaeria meonea ehko rozwodyty: potribni ysze wysoka temperatura i weyka kilkis woszczyny. Ae dywowynyj wypadok, moja nejmowirna
dola, pro szczo ja we pysaw u arkuszach 2-12
streptomicynom, paskom ta inszymy medykamentamy. Z uspichom zastosowuju chirurgiczne wtruczannia Jakyj e likar cioho ne znaje? A tut raptom likuwannia tuberkulozu fermentamy huseni bdoynoji moli. Powtoriuju: propozycija due oryginalna,
ae j due zapiznia.
Junomu dacznykowi podaruway mikrofotoaparat, a zbilszuwacz zabuy, zauwaya, smijuczy, Serafyma Wasyliwna, i ot nasz junyj fotograf poczaw rozwaaty.
Znimaw, mudruwaw nad czym popao. Rizni rebusy pro Eratosfena, dawni ysty, zapysky, wypysky z starowynnych medycznych urnaliw Trapywsia b jomu recept pro te,
jak wyrostyty woossia na ysyni, win sfotografuwaw by i cej recept.
Ja neuwano suchaw jichniu rozmowu, probuwaw pokrutyty jakyj gwynt u mikroskopi, nachyywsia nad nym, ae tak-taky niczoho ne pobaczyw i z neterpinniam poczaw ohladatysia na wsi boky.
Szczo, ne wydno? pomitya, zresztoju, Woroncowa. Wona mowczky pokrutya
odyn, druhyj gwynt mikroskopa. Teper dobre?
Tak, tak! Diakuju!
A o druhyj, nowyj arkuszyk, jakyj wy prynesy siohodni z pawuczkom.
I pid skelcem mikroskopa wynyk hostryj, deszczo staromodnyj poczerk z ehkoju
wjazziu, z nachyom upered i z literoju ja.
Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dola, czytaw ja sowa i ne w syli buw
widwesty wid nych pohladu. Ja wczytuwawsia w sowa, wdywlawsia w nych, i meni
poczao zdawatysia, niby sowa zwucza, nemow jich chto wymowlaje zowsim porucz
huchym, stareczym hoosom. Zdawao, mikroskop ne tilky zbilszyw linijni massztaby
sliw na paperi, ae j stworyw zwukowu tkanynu, stworyw te tio ywoho sowa, jake,
zihriwajuczy i napowniujuczy tepym podychom ludyny, wychoplujesia nazowni,
zwuczy, zmuszuje dumaty, poczuwaty, trepetaty sercia suchacziw.
Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dola
I peredi mnoju wynykaje w usich podrobyciach odna istorija, jaku ja poczuw unoczi
w pojizdi, pidjidajuczy do Czenka. Odyn ne znajomyj meni pasayr rozpowiw pro dywowynu dolu jakoho likaria, szczo dawnym-dawno yw u Czenku. Wse w cij rozpowidi nibyto j buo wirohidne, ae take nezwyczajne i nespodiwane, szczo a wykykao w
meni nedowiru do opowidacza. A zaraz, tut, joho sowa raptom oyy i micno powjazay
iz zapyskamy, szczo eay pid mikroskopom.
Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dola
Dozwolte , skazaw ja, zwertajuczy do Serafymy Wasyliwny j Stepana Jehorowycza, perekazaty wam istoriju odnoho likaria, jakyj yw koy u Czenku. Meni
zdajesia, szczo cia istorija proywaje swito j na zapysky. jiji ja poczuw unoczi w pojizdi.
Sprosonnia? ironiczno zapytaa Woroncowa.
Wy byki do istyny. Prokynuwsia na werchnij poyci wahona j czuju Ade wy
znajete, szczo ja jichaw siudy, w Czenk, aby sisty na paropaw i na kurort
rym.
Konyj opowidacz, konyj czyte znaje: buwaje taka chwyyna, koy uwaha suchacziw nespodiwano zahostriujesia, niby wmykajesia czutywyj kontakt. Tak samo mowcza suchaczi, w tyszi zwuczy toj samyj hoos opowidacza, ae win widczuwaje, szczo z
jakoji chwyyny, z jakoji frazy suchaczi poczynaju rozumom, sercem i ujawoju swojeju yty doeju herojiw, pro jakych wedesia rozpowi. Bilsze toho, dumky i poczuttia
suchacziw wyperedaju opowidacza. Byszcza oczi, miniajesia wyraz obycz I we
poczaosia najhoownisze: zazwuczay pauzy sekundy mowczannia opowidacza. Jakoji hybyny, nepidrobnoji szczyrosti nabuwaje wsia rozpowi! Tak buo i z istorijeju pro
znykoho likaria z Czenka, jaku ja rozpowidaw Woroncowij i Tarasewyczu. I, koy ja
zakinczyw opowidaty, szcze z chwyynu trywaa ta uwana tysza, z jakoju mene suchay.
Nas oboch zachopya wasza rozpowi! wyhuknua nareszti Woroncowa.
My schwylowani doeju wyhadanoho wamy likaria. Prydumano zdorowo! Tilky de kine?
Wziaysia rozkazuwaty, treba buo j kine prydumaty.
Tut zowsim ne wyhadka! Ne fantazija! wyhuknuw ja. Szczo? Chiba wy ne
baczyte?.. Cia istorija z likarem Chiba wona ne powjazana iz zapyskoju pro tuberkuloz, jaka ey pid mikroskopom?
Ja we dawno ywu w Czenku, ae niczoho ne czuw pro znyknennia jakoho
tam likaria, pochytaw hoowoju Stepan Jehorowycz.
Win stomeno j powilno pidijszow do sejfa i nekwapywo poczaw joho zamykaty.
Woroncowa staranno protyraa skelcia okulariw ta chowaa jich u futlar. A ja? Ja ne
znaw, szczo robyty. Mowczaw. Bentene widczuttia prowyny pered zajniatymy lumy
poczao opanowuwaty mene. Marno zabyraw czas U dumci ja perehlanuw usi dni,
szczo jich ja prowiw u Czenku. Nawiszczo ja prychodyw z buketom kwitiw do studenta
Bielankina, jakomu treba buo dumaty pro zaliky ta ekzameny? Nawiszczo ja o ue
kotryj raz widrywaju profesora Tarasewycza wid roboty, prynoszu jaki arkuszyky? Nawiszczo czerez mene prymusyy drukarku terminowo drukuwaty zamis program i nakaziw jaki rebusy, proczytani pid mikroskopom? Poczuttia prowyny j soromu wkraj
stomyo mene.
W instytuti buw remont. My jszy dowhym temnym korydorom i zaczipay jaki
widra, stojaky. W drotianij sitci a pid steeju miano swityasia zalapana biyamy eektryczna ampoczka. Kroky unay huczno i budyy nicznu tyszu dawno sporonioho instytutu. Ja dywywsia na ampoczku i dumaw: Ja zowsim jak wona, cia ampoczka,
szczo swity ne tak, jak treba. Ae jij, zaporoszenij, zalapanij biyamy, pereszkodyy
swityty neochajni malari i nedbajywa prybyralnycia. A meni? Chto zawaaje meni yty
jak treba? Ja sam. Tilky ja.
My wyjszy z instytutu i poczay proszczatysia. Litnia nicz bua zaduszna, dychaosia wako.
Profesor Tarasewycz, proszczajuczy, staw rozraduwaty mene.
Ne bida, jakszczo wyhadanu wamy istoriju pro znykoho likaria nijak ne mona
powjazaty z zapyskamy, jaki wy znajszy. Ne urisia! Istorija sama po sobi cikawa. ysze kincia nemaje.
Woroncowa weseo trusnua moju ruku.
Ja zayszywsia bila dwerej instytutu. Namahawsia daty swojim dumkam ad. Po
asfaltu unko stukotiy pidbory Woroncowoji, wpewneno i spokijno czowhay pidoszwy
profesora Tarasewycza.
Potim z temriawy doynuw nasmiszkuwatyj hoos Woroncowoji:
Prydumajte i rozkai nam zawtra uranci kine cijeji istoriji pro znykoho likaria z Czenka!
Kroky wszczuchy. Hoosy zatychy.
A ot kine i prydumaty ne mona, poczuw ja porucz sebe czyj tychyj, stareczyj hoos. Likar Sergij Sergijowycz Dumczew jak znyk, tak pro nioho w naszomu
misti z tych pir ni suchu ni duchu
Chto ce? Chto howory?..
Bili zawisky na wiknach zasnuy, pobiliy, zasribyysia: misia upowni stojaw nad
mistom. Tini parkaniw, dachiw, kraniw nowobudow, derew spay na brukiwci u najnespodiwaniszych pooenniach. A moja ti peremiszczaasia, metaasia to znykaa, to
znowu zjawlaa: ja jszow szukaw budynok z basztoczkoju.
Budynok z basztoczkoju?
Tak!
Poczuwszy u temriawi, szczo likaria, jakyj koy znyk, prozyway Sergij Sergijowycz Dumczew, ja zdryhnuwsia z nespodiwanky, spanteyczennia, podywu, a potim,
otiamywszy, wyhuknuw:
Chto ce? Chto howory?
Ce ja, Andrij Warfoomijowycz, storo instytutkyj. Jak pryjszow czerhuwaty,
tak stilcia wynis siudy. Nicz tepa. Spoczatku rizni walsy suchaw z mikoho parku.
Potim usi wy wyjszy, ja kine waszoji rozmowy poczuw. Buw, buw takyj likar u naszomu Czenku. Ta ot znyk
Ae jak? Za jakych obstawyn? Szczo z nym staosia? zakydaw ja storoa zapytanniamy.
I poczuw ja u widpowi:
Pro ce mene, szanownyj, ne pytajte. Bahato todi riznych baaczok buo. W misti
z tych czasiw, moe, tilky dwoje-troje ludej yszyosia. O, prymirom, Buaj Polina Oeksandriwna. Wiku jij we czymao. Nu, moodsza wid mene rokiw tak na desia. Pohowori z neju i bahato pro szczo wid neji diznajetesia. Due sympatyczna osoba. A w misti
jiji koy wicznoju nareczenoju nazyway. Nibyto czekaa wona, czekaa nareczenoho
swoho, Sergija Sergijowycza Dumczewa, w tomu samomu budynoczku z basztoczkoju, z
jakoho win I piszow, znyk. Tak i ywe wona tam do siohodnisznioho dnia.
A adresa?
Jaka tam adresa! O koy jty zwidsy liworucz, dijdete do prowuka, a prowuok
wywede do poszczi, wid neji bulwar ide, z bulwaru powernete w druhu wuyciu
znowu liworucz. Z cijeji wuyci, wwaaj, tretij prowuok praworucz. Tak ot u ciomu prowuku, z prawoho boku, czetwertyj budynok wid rohu pisla parkanu. Budynok z basztoczkoju. Ae jak by wam ce kraszcze pojasnyty z mezoninczykom takym. A nawkoo
mezoninczyka bakonczyk. Maesekyj, z bylciamy.
A jak nazywajesia prowuok?
Ranisze Werchniotrojikym nazywawsia, a zaraz ne znaju. Ta wy j tak znajdete.
Jak ja skazaw, tak i jdi Ta nawiszczo , szanownyj, unoczi ludej turbuwaty? kryknuw meni nawzdohin Andrij Warfoomijowycz, pobaczywszy, szczo ja kynuwsia liworucz, do prowuka.
Zwyczajno, ja ne zbyrawsia stukaty wnoczi w czui dweri, budyty opiwnoczi neznajomych ludej.
To nawiszczo ja szukaw budynok z basztoczkoju? Chiba stane zrozumiliszyj
temnyj zmist mikrozapysok wid toho, szczo ja pry misiacznomu switli hlanu na jakyj
wona sywa. I we ne wiryw, szczo wse buo tak dawno. Nenacze woho jiji nezdijsnenych
mrij spayw ci desiatylittia. Mynue powernuosia. Ja joho poczuw, pobaczyw
O jarmarok. Piwdennyj jarmarok pid poudnewym soncem. Haasywyj, strokatyj,
dzwinkyj i barwystyj.
Prokyneszsia, widczynysz wikonnyci, nawsti rozczynysz wikno i szczosyy
hude-dzweny jarmarok, homony ludkoju jurboju, riabije, myhoty jaskrawymy chustkamy j spidnyciamy inok, dzwonom hude j ohuszuje krykom, iranniam, mekanniam
i mukanniam.
A w kramnyciach i jatkach, pospichom zbytych iz nestruhanych doszczok, rozkynuysia proty soncia, wybyskuju i paachkotia bujnymy barwamy striczky, sytci,
chustky, razky namysta, miniajuczy i zywajuczy w jaskrawi smuhy.
Tysniawa, ne probyty!
Iz rypinniam krutysia-obertajesia karusel pid stohin szarmanky, pid wereszczannia diwok, szczo sydia u rozmalowanych kolaskach, pid swystinnia weseych, nasmiszkuwatych, u chwako zsunutych nabakyr kaszketach parubkiw, szczo hordowyto
sydia na baskych derewjanych koniach.
Tysniawa!
Nasyu probyrajuczy pid wozamy prodawciw i mi nohamy pokupciw, niuchajuczy
zemlu j pidibhawszy chwosta, szukaje swoho chaziajina jakyj dworniaha. Ta de tam!
Sydy de u szynku. Chope-harmonist kopnuw sobaku nohoju. Toj wysknuw, ziszczuywsia, pidibhaw chwosta, kynuwsia pid woza j znowu piszow probyraty dali.
Tiahnu slipi spiwaky pisniu. Pisniu odnomanitnu j protiahu. Koy wona poczaasia? Koy zakinczysia? Newidomo jich wede, rozsztowchujuczy jurbu i prostiahajuczy
drantywu szapku, bilawyj, hostronosyj, z chytrymy oczeniatamy chopczyk. A wony jdu
za nym, pokawszy odyn odnomu ruky na peczi, wysoko pidwiwszy do neba nezworuszni
zastyhli obyczczia.
A slidom za nymy ehko j newymuszeno jde cyhanka z zakynutoju na odne pecze
strokatoju z toroczkamy chustkoju, obwiszana razkamy koraliw, wydzwoniujuczy namystom, wybyskujuczy weyczeznymy napiwkruhymy serekamy, zehka peresmykujuczy peczyma, jde mi woziw i jatok, chapajuczy za ruky to odnoho, to druhoho, i skoromowkoju zapewniaje: Pozooty ruczku, pohadaju pro dolu twoju rozpowim.
A sonce dedali wyszcze, speka dedali bilsza. Dedali haasywiszyj i bahatoludniszyj
staje piwdennyj jarmarok.
I raptom zwidky zdala dowhyj, protiahyj kryk: ety! Na nebo ety ludyna!
Kryk tone w hamori i hurkoti jarmarku.
Nichto ne ohlanuwsia i ne widhuknuwsia. Jarmarok szumiw dali.
Jakyj czoowik u siriaci i w kaszketi z byskuczym kozyrkom wyskoczyw na woza
j zamachaw rukamy.
Bratcia! huknuw win, stojaczy na wozi. Bratcia, dywisia! Dywisia, szczo
dijesia na wyszci!
De, de?
Ondeczky, na wyszci! Z wyszky ludyna poety!
Na nebo poety ludyna!
I natowp, bezadnyj, cikawyj, adibnyj do wydowyszcz, kynuwsia do wyszky, szczo
wydniasia na pahorku.
Na szyrokomu pomosti wyszky eaw snariad, schoyj na weetenku babku. Poriad z cym snariadom stojaw moodyj czoowik i poprawlaw jaki dowhi remeni na snariadi.
Win buw u kosoworotci i w czornomu paszczi-kryatci. Blide obyczczia, dowhi nerwowi palci, huby stysnuti, a koy win wyprostawsia, to joho zoseredenyj pohlad zwernuwsia kudy daeko czerez hoowy ludej, szczo otoczyy pomist.
Dywnyj, nezrozumiyj i due samotnij buw cej czoowik na haasywomu, barwystomu jarmarku. Ta win, pewno, buw takyj zajniatyj swojim snariadom, a ne pomiczaw
niczoho, szczo dijaosia nawkoo.
Chaziajin-pidpryjeme, jakyj pobuduwaw na pahorku wyszku, oderuwaw po pjataku z konoho, chto zachodyw za ohorou.
Obhorodene misce nawkoo wyszky husto zapowniuway cikawi.
Chaziajin pidniawsia na kilka schodynok wyszky j prohoosyw:
Welmyszanowni dobrodijky j dobrodiji! Zaraz ludyna poety na nebo. Sami na
wasni oczi pobaczyte. To czy ne zawhodno wam za waszi hroszi zapytannia stawyty
ciomu czoowikowi? Jak-ne-jak wid nas na nebo ludyna wyruszy i nazad do nas powernesia!
Pidpryjeme wyter byskuczu ysynu czerwonoju kwitczastoju chustkoju.
Z natowpu poczuysia hoosy zwertaysia do czoowika na wyszci:
Nazwy: chto ty takyj?
Szczo za odyn?
Promysowe swidoctwo majesz? Jakoji wiry?
Koy na nebo ety to wiry jakoji?
Ja Sergij Sergijowycz Dumczew! Rosijanyn, widpowidaw moodyj czoowik.
Nu, ety! skazay w natowpi. Czoowik, jakyj nazwaw sebe Dumczewym, skynuw kryatku i prodowuwaw poratysia bila snariada.
Szanowna publiko! zwernuwsia chaziajin do natowpu. Terpinnia! ysze pjadesia chwyynoczok i poety!
Ja stojaa nedaeko wid wyszky, opowidaa dali Polina Oeksandriwna, i
baczya, jak tremtiy ruky w Dumczewa. Nespokij, chwyluwannia, perelak ochopyy
mene. Ade wyszka wysoka! Newe wsi wony tut ne rozumiju, szczo win, cej smiywe,
zaraz rozibjesia?
Widra, widra joho wid polotu, bahaa ja brata-studenta.
Wczywsia win u Politechnicznomu. Znajete, taki harni epoety na synij tuurci.
Brat due dobre rozbyrawsia w technicznych pytanniach. Win skri suprowodyw mene.
Jak dawno ce buo! Ja todi nosya bryyka z szyrokymy krysamy.
Koego! huknuw mij brat do wynachidnyka. Czy ne dopomohty wam?
I win poczaw wyazyty na wyszku.
Ae wynachidnyk zapereczywo pochytaw hoowoju. Win prodowuwaw poratysia
bila snariada.
Nawkoo homoniy.
Nikoy ne poety!
A czomu ptach ety? Wsia sya u ptacha w pirji, pojasniuwaw statecznyj kupe.
A w joho snariadi krya bez pirja.
A kaan litaje czy ne litaje? obernuwsia brat i dodaw: Wychody, szczo
sprawa ne w pirji?
Nu, to czoho win ne ety? Dotiahne do noczi, ta tak i ne poety!
Czas! Czas!
Szwydsze! Poczynaj! Czas! kryczaw neterplaczyj natowp.
Dumczew rozprawyw szyroki krya snariada i pidtiahnuw we snariad na kraj
wyszky.
Natowp zawmer.
Win prosunuw nohy w remeni j pryadnaw snariad do pojasa. Potim zachodywsia
prosuwaty ruky pid krya. Krya buy ehki, z ozy, obtiahnuti tkanynoju i due ruchomi,
oczewydno, na zawisach.
Zaraz poety! zaunay hoosy.
Stij! Stij! zahoraw raptom chaziajin. Stij!
We czas chaziajin ne stojaw na odnomu misci; to wyazyw na wyszku, to bihaw do
maty sercem tepotu j swito tijeji mriji, szczo woodia Dumczewym, koy na samorobnomu aparati win pidniawsia w powitria i poetiw nad haasywym jarmarkom.
Ae szczo oznaczaju sowa Dumczewa pisla newdaoho polotu: Ja nawczu
usioho cioho ne tut! A tam ysze tam! Zrozumity b ciu frazu, rozkryty b jiji sprawnij
zmist!
Szurchotiw, stukotiw susidczyn winyczok u korydori. Polina Oeksandriwna wea
dali:
Ja we kazaa wam, szczo polit Dumczewa sposterihaw i mij brat, jakyj
wczywsia w Peterburzi u Politechnicznomu instytuti. Pisla toho polotu brat czasto widwiduwaw Dumczewa. Buwaw win u Sergija Sergijowycza j konoho razu, jak pryjizdyw
u Czenk w nastupni roky.
O szczo napysaw meni brat, koy diznawsia pro znyknennia Sergija Sergijowycza.
Ja wziaw u Poliny Oeksandriwny ysta i proczytaw:
Luba Polu!
Ja schwylowanyj, pryhoomszenyj twojim powidomenniam pro Dumczewa. Ty pyszesz, szczo joho odiah znajszy na berezi moria. Newe win potonuw? Z cym ja ne mou
prymyrytysia. Iz kaptykiw, mozajiczno stworiuju obraz cijeji ludyny. We nikoy-nikoy
bilsze joho ne pobaczu. Szczo najbilsze dywuwao w niomu? Riznomanitnis interesiw,
naukowych poszukiw i doslidiw. Odnoho razu, sposterihajuczy joho doslidy, ja podumaw: Ce nemoywo! Jak umiszczujusia w hoowi odnijeji ludyny naukowi interesy,
taki rizni j daeki odyn wid odnoho? A jakszczo wse ysze poryw, zachopennia? Ne
strymawsia, skazaw Dumczewu pro ce. Win ne rozserdywsia: Ehe , rozumiju! Tak
zboku moe zdatysia Koho nasliduju? W koho wczusia?
Z nezwyczajnoju wawistiu win kynuwsia do knykowoji poyci, distaw Puszkina i
proczytaw:
Istoryk, rytor, mechanik, chimik, mineraoh, chudonyk i wirszopyse, win use
doslidyw i wse zbahnuw
Pro koho ce skazano? Pro omonosowa! Joho treba nasliduwaty, w nioho wczytysia, jak rozumity rizni hauzi nauky.
Tak buo koy mowyw ja. Daeke wisimnadciate stolittia!
Koy? A ja dowedu, pokau, szczo pryrodoznawczi nauky j technika pereplitajusia. I w muchy, szczo stoji u powitri, treba wczytysia, jak buduwaty litak. Rizni
nauky zowsim ne rizni. I nawi matematyka i poezija jedyni!
Tut ue ja ne wytrymaw:
A wy sami szczo, sprawdi wiryte, niby matematyky pysay wirszi, a poety
obaczewkyj pysaw wirszi tak samo, jak ulubenyj mij Tiutczew. Obydwa wony
poety! I byki odyn odnomu za duchom i za styem.
Szczo , skazaw ja, proczytajte meni wirsza obaczewkoho.
Proczytaju Tiutczewa, a potim obaczewkoho, widpowiw win.
Dla nych soncia, jak bacz, ne dyszu,
Moria pozbaweni yttia.
Prominnia w duszi jich ne siao,
Wesna w jich hrudiach ne cwia.
Pry nych lisy i ti mowczay
I jasna nicz nima bua!
A zaraz posuchajte, jak u obaczewkoho:
Ae wy, czyje isnuwannia nesprawedywyj wypadok peretworyw na tiakyj obowjazok dla inszych, wy, czyj rozum pomianiw i poczuttia zamowko, wy ne wtiszajetesia
yttiam! Dla was pryroda mertwa, wam czui krasoty poeziji, pozbawena czariwnosti j
pysznoty architektura, necikawa istorija wikiw
Dumczew czytaw ci riadky jako uroczysto. Ae ja tak i ne zrozumiw, szczo je spilnoho mi Tiutczewym i obaczewkym.
I o teper, koy Dumczewa nemaje, ja wziaw u ruky tomyk Tiutczewa i praci obaczewkoho, znowu proczytaw ti sami urywky j kau: Tak, Dumczew maw raciju. W ti
dni ja ne rozumiw joho. Teper kartaju sebe za ce.
Czoho zaraz pryhadaw odnu rozmowu iz Sergijem Sergijowyczem. Ce buo wranci
w de moho widjizdu z Czenka, koy ja pryjszow do nioho poproszczatysia. Ja skazaw:
O wy wedete poszuky w riznych hauziach nauky. Ae de meta? W czomu prowidne zawdannia?
W tomu, szczob staty mikroskopom, ywym mikroskopom!.
Wy smijetesia, Sergiju Sergijowyczu.
Anitrochy, wiw Dumczew dali serjozno j prosto. Czomu wy ne choczete prypustyty, ujawyty sobi: ludyna roby riznomanitni doslidy j znachodyty widkrywaje najdywowyniszi fermenty. Prypuskajete?
Prypuskaju, widpowiw ja.
A czy prypuskajete wy, szczo taki sami fermenty ea zaraz tut pered wamy na
stoli, u wyhladi poroszku? Ludyna pryjmaje cej poroszok. I o
Dumczew zamysywsia.
i o, pidkazaw ja, ludyna baczy swit niby kri skelcia mikroskopa.
Czomu niby? Swit pered cijeju ludynoju sprawdi poczne zbilszuwaty u massztabach, bo ludyna poczne Dumczew ne zakinczyw frazy i weseo rozsmijawsia:
A zdorowo ja z was poartuwaw? Ludyna-mikroskop mohutni fermenty Ade jaka
bezhuzda, smiszna wyhadka! Dumczew smijawsia dedali ducze j weselisze. A wy
ot wziay ta j powiryy b meni.
Win schopyw skrypku j zahraw mazurku Weniawkoho
Luba Polu! Ja znaju, szczo wsi hroszi Sergij Sergijowycz wytratyw na doslidy abo
na kupiwlu likiw dla chworych. Pry meni do Dumczewa prychodyw wasnyk budynku j
kazaw:
Wam, likariu, niczoho ne zayszajesia, jak kynutysia w more, orendnu patu
wy meni ne zapatyy szcze za mynuyj rik.
Zapaty , Polino, koy oderysz moho ysta, wse, szczo naey wasnykowi. Oselisia z mamoju w ciomu budynoczku. Zamkny na zamok aboratoriju. Pryjidu, rozberu
u zapyskach, robotach, doslidach Dumczewa.
Zakinczuju ysta, we pjata hodyna noczi. Szczo dywne j nezrozumie je w usij cij
istoriji Samowbywstwo? Ae stilky poczato poszukiw! I jake weyke naukowe zawdannia stojao pered Dumczewym! Ne mih win sam use obirwaty. I potim: samohubstwo ce bojahuztwo. A ja baczu Dumczewa takym smiywym, spokijnym, zoseredenym, jakym win stojaw na pomosti na jarmarkowomu majdani, hotowyj do swoho widczajdusznoho polotu Napyszy meni, luba Polu, wse jakomoha detalnisze i zrozumilisze. Jak choczesia jaknajszwydsze pryjichaty do was, pobaczyty was usich!
Twij brat Andrij Buaj .
Ae widpowisty bratowi ja ne zmoha, tycho j sumowyto mowya Polina Oeksandriwna. Prowokator wykazaw brata carkym andarmam. Andrij braw uczas w
odnij rewolucijnij sprawi. Win pomer, koy jich hnay po etapu na zasannia. Ja zrobya,
jak prosyw brat, oseya u ciomu budynku. aboratoriju ja zamknua na zamok. Wse
w nij zayszyosia w takomu wyhladi, w jakomu buo, koy Sergij Sergijowycz kynuw na
neji swij ostannij pohlad Wy, moe, choczete podywytysia aboratoriju? Stara inka
wyjniaa iz szuchlady stoyka weykyj irawyj klucz.
Ja rozczynyw dweri, szczob pity slidom za Polinoju Oeksandriwnoju w aboratoriju. Buaj wziaa iz soboju swiczku w midnomu swicznyku i sirnyky.
Na porozi pered namy staa susidka Jawdocha Wasyliwna. Wona jako znaczuszcze podywyasia na mene, nemow zbyraasia szczo skazaty, ae promowczaa.
My pidnimaysia wukymy wnutrisznimy schodamy z rypuczymy prystupkamy.
Zupynyy na neweyczkij poszczadci pered aboratorijeju Dumczewa. Buaj odimknua
irawyj zamok, szczo wysiw na dweriach.
Wohnyk swiczky, neriwnyj i merechtywyj, wychopyw z temriawy aboratoriji wsilaki predmety: koby, knyky, skrypku u futlari, sztatyw z probirkamy, portrety, mikroskop, midnyj czajnyj pidnosyk iz sklankoju ta bludeczkom, spyrtowku, upu.
Ja wziaw z ruk Poliny Oeksandriwny swiczku j obereno obijszow usiu neweyczku
kimnatu. Ohlanuw stiny, stelu. Ce buw mezonin deszczo okruhoji formy. Z wuyci same
win i zdawawsia basztoczkoju. Wikna szczilno zaczyneni wikonnyciamy. Polini Oeksandriwni, pewno, tiako i sumno buwaty tut. I wona widrazu zayszya mene samoho.
Dobre pamjataju, jak wona wychodya: powilni, tychi, obereni kroky.
Na okremomu stoyku stojaa dywowyna sporuda. Ce bua, oczewydno, model komachy w poloti. Tut-taky eaa zapyska. Zduwszy poroch, ja pobaczyw hostryj, z ehkoju
wjazziu, deszczo staromodnyj poczerk. Znajomyj poczerk! Ce bua ta sama ruka! Ta,
szczo pysaa mikrozapysky, jaki ja czytaw w instytuti pid mikroskopom.
Mowczky stojaw ja, trymajuczy w rukach swiczku, i dumaw: Ce win, Sergij Sergijowycz Dumczew, pysaw pro jaku mandriwku, w jaku win wyruszaje, szczob peredaty
komu szczodennyk widkryttiw. Szczo ce za mandriwka? Nawiszczo win zmenszuwaw
tekst zapysok? I jak zapysky, napysani nym dawno, mohy opynytysia teper na kwitach
bila altanky? Czy to ne Dumczew, a chto inszyj zmenszyw za dopomohoju fotograji
arkuszyky joho dawnioho szczodennyka i upustyw jich na kwity?
Tysza dosuchajesia do cych zapyta. Wona dosuchajesia i do rypinnia woza,
szczo projizdy po brukiwci, i do widdaenoho sygnau awtomobila, jakyj zaputawsia w
prowukach. Dosuchajesia. Mowczy. Usi ci roky tysza zberihaa tonkyj dzekit kob i
probirok, jaki perestawlaw Dumczew, zberihaa szurchit perehortuwanych knyok, suche skrypinnia pera, zberihaa waku chodu zoseredenoji ludyny, jaka w ostanniu
chwyynu, rozdumujuczy, zupynya bila cych dwerej. Tysza dosuchaa: o kroky poczay widdalatysia dedali huchisze rypiy schidci. Wraz rizko hriuknuy wchidni
dweri. Tysza zdryhnuasia. alibnyj zwuk dzwonyka tam, unyzu, o te ostannie, szczo
poczua tysza. I ludyna znyka! Nazawdy!
Widtodi tysza aboratoriji, porodyczawszy iz likarem, zberihaje ci. zwuky i storoko de z konym rokom dedali napruenisze, czy ne prounaju znajomi kroky,
czy ne poczujesia joho hoos, czy ne zaszurchotia storinky knyok pid joho rukoju, czy
ne zaspiwaju znowu struny skrypky ocijeji skrypky, szczo ey na riku stoa w
zaporoszenomu futlari.
Ae czomu w mojij hoowi zazwuczaa mazurka Weniawkoho? Czomu wynyk cej
motyw, wynyk i znykaje? Tomu szczo Dumczew hraw na skrypci mazurku, rozmowlajuczy pro fermenty, pro poroszky i pro ludynu-mikroskop.
De cej poroszok?
Treba ohlanuty aboratoriju. W zapysci, szczo ey bila sporudy, schooji na model
komachy w poloti, pojasniuwaasia tema cijeji sporudy.
Nawodu dosliwnyj tekst:
Sztuczne widtworennia polotu komachy.
Z metoju zrobyty bilsz naocznoju diju krya komachy w poloti ta wpyw na nioho
oporu powitria pobudowano cej aparat.
gura cia jawlaje soboju dwa sztuczni krya, szczo maju twerdu yku, do jakoji
prykripeno zzadu kaptyky kyszkowoji peretynky, pidtrymuwanoji micnymy tonkymy
nytkamy. Poszczyna cych kry horyzontalna; pryad z waeliw pidijmaje j opuskaje jich,
ne nadajuczy jim nijakoho bokowoho ruchu. Kryam nadaje ruchu maekyj midnyj baraban-kompresor, w jakomu powitria popereminno styskajesia abo rozridujesia dijeju
nasosa. Powerchni barabana zrobeno z kauczukowych pastynok, zjednanych z oboma
kryamy waelamy; powitria, stysnene abo rozridene w barabani, nadaje prunym peretynkam sylnych i szwydkych ruchiw, jaki peredajusia wodnoczas na obydwa krya.
Horyzontalna truba, wriwnowaena hyreju, dozwolaje aparatowi obertatysia nawkoo
horyzontalnoji wisi i suy w toj e czas dla prowedennia powitria z nasosa w ruchowyj
baraban. Wi skadajesia z rtutnoho hazometra, jakyj daje moywis hermetyczno zakrywaty powitriani trubky i razom z tym dozwolaje instrumentu wilno obertatysia w
horyzontalnij poszczyni.
Pry takij konstrukciji aparata mona wywczyty mechanizm, z dopomohoju jakoho
sya oporu powitria w pojednanni z ruchom kry zumowluje ruch komachy wpered.
Sprawdi, jakszczo z dopomohoju powitrianoho nasosa nadaty ruchu kryam sztucznoji komachy, to mona baczyty, szczo aparat poczynaje szwydko obertatysia nawkoo
swojeji wisi.
Ote, mechanizm ruchu komachy pojasniujesia cym doslidom.
Dywowyni zapysy, malunky j detalni kresennia eay tut-taky, nacze Dumczew
spereczawsia, buw zowsim ne zhodnyj z czyjimo proektom sporudy i zbyrawsia pobuduwaty za swojimy kresenniamy jaku inszu model komachy w poloti.
Ja ne due dobre rozumijusia na proektach, kresenniach, modelach maszyn, konstrukcij, sporud, ae nikoy ne buw bajduyj do nych. Tut rozum i serce ludyny szukay,
znachodyy, znowu wtraczay, zaznaway porazok, ae peremahay. Tut wynachidnyk
wpadaw u rozpacz i radiw tocznisiko tak samo, jak pymennyk, praciujuczy nad knykoju, jak chudonyk nad kartynoju.
Zapysy Dumczewa sprawlay wraennia poszukiw rozumu swojeridnoho i sylnoho.
Sprawdi, chiba mona prypustyty, szczo chto pidrachuje czyso pomachiw krya komachy na sekundu? U Dumczewa ja znajszow o jaku tabyciu:
Tut-taky, pid tabyceju, buo zaznaczeno, szczo ruchy oboch kry komachy cikom
zbihajusia: obydwa krya ruchajusia odnoczasno i obydwa robla absolutno odnakowu
kilkis ruchiw.
U zapyskach Dumczew kilka raziw powtoriujesia: Ja znajdu, neodminno znajdu
sprawniu pryczynu litalnoji syy komachy!
Na okremomu arkuszyku buo zrobeno wkraj cikawe obczysennia: Waha hrudnych mjaziw ptacha stanowy odnu szostu wahy wsioho tia, w toj czas jak u ludyny ce
spiwwidnoszennia doriwniuje odnij sotij. A w komachy?
Hoowne doslidyty syu mjaziw komachy pid czas polotu. Wyznaczyty, jaku
wahu moe pidniaty kryo komachy.
Potim buw szcze odyn zapys:
Znajszow! O! O pryczyna litalnoji mohutnosti komachy!.. Wertykalni i pozdowni mjazy komachy. Energija wertykalnych mjaziw pidijmaje kryo. Energija pozdownich opuskaje. Pomach krya widkynuto strumi powitria, i pered komachoju powitria zmenszenoho tysku. Komacha moe widkydaty strumeni powitria w bujakomu napriamku. Czy ne tomu wona moe pidijmatysia pid bu-jakym kutom?
A poriad buw nowyj zapys:
Teper yszajesia znajty ostannie: jak i czomu wona (oczewydno, jszosia pro komachu) stoji u powitri?
Szwydki, azartni rozczerky pera. I pry ciomu due diowi j toczni notatky, kresennia i fotograji.
Z nych ja mih zrobyty wysnowok, szczo w swojich doslidach Dumczew iszow nejmowirnymy szlachamy: win zastosowuwaw odnoczasno i gracznyj, i optycznyj, i nawi
muzycznyj metod.
I tut znowu buy jaki nezrozumili kresennia. Na odnomu ja pobaczyw zistawennia koywa kamertona i pomachiw kry u dmela i bdoy.
Perszi dwi liniji cioho kresennia buy pererywczasti, maje toczkowi i pokazuway
czastotu pomachiw krya w dmela i bdoy; tretia linija bua chwyepodibna, z hostrymy
hrebeniamy. Wona bua utworena koywanniam kamertona z prypasowanym wistriam.
A o poowkyj arkusz notnoho paperu iz zapysamy due dywnych meodij. Ce pisni
komariw, dmeliw, much
Na poyciach buo rozstaweno syu-syennu knyok i urnaliw. Tut-taky, w derewjanych biblitecznych jaszczyczkach, dobre., organizowana kartoteka. Wse w tocznomu afawitnomu poriadku. Ja zwernuw uwahu na te, szczo w odnomu jaszczyczku
wsioho kilka kartok, ta szcze j ne za afawitom: Mandry Hulliwera (anglijkoju mowoju), Afanajew Kazky, M. Rubakin Didu Czas, Je. Majewkyj Likar
Muchoapkyj (polkoju mowoju), Riner Ludyna-muraszka (francukoju mowoju),
aswic Na mylnij bulbaszci (nimekoju mowoju).
Na konij kartoczci bua anotacija knyky. Ja proczytaw jich pry swiczci. Usi ci
taki rizni knyky, napysani riznymy mowamy i w riznyj czas, buy schoi w odnij detali
w nespodiwanomu poriwnianni massztabiw heroja i nawkoysznioho seredowyszcza.
Na inszij poyci ja pobaczyw kartku Kybalczycz. Do pereliku zyko-mechanicznych doslidiw cioho hidnoho podywu rosijanyna, samowiddanoho heroja-rewolucinera
i genilnoho wynachidnyka, buo prypysano zwernennia Dumczewa do nioho: Ty, straczenyj carem! Ty, chto nakresyw proekt reaktywnoho dwyhuna! Imja twoje zhadaju,
koy ludyna poety u switowyj prostir i piznaje daeki swity!
I poriad z cym wyhukom stojao dwa sowa, napysani czerwonym oliwcem: yczynka babky. Ci sowa buo pidkreseno tym samym czerwonym oliwcem.
Szczo ce marennia? Szczo je spilnoho mi proektom Kybalczycza i yczynkoju
babky?
Abo o na kartci Cikowkoho buo napysano: Mij dorohyj suczasnyku! Ludstwo pidkory mipanetnyj prostir reaktywnym dwyhunom.
Ae znowu poriad z cym zwernenniam do Cikowkoho buw czerwonyj, pidkresenyj napys: yczynka babky.
Jaka dywna prypyska! wyriszyw ja. Nezwyczajna aboratorija, de zapysujusia
meodiji komariw, de pidrachowujusia pomachy kry osy De na kartkach pra Kybalczycza i Cikowkoho zhaduju pro yczynku babky Tak, pro neji zhaduwao i w mikrozapysci
Jakyj tanok bezhuzdostej w odnomu maekomu budynkowi tychoho misteczka! I
jaki zahadkowi je mikrozapysky, szczo w nych Dumczew daje ludiam nepotribni zapiznili porady, jak likuwaty tuberkuloz, abo pysze pro te, szczo swit wyris pered nym w
sto dwisti raziw
Hory swiczka. Zakryto wikonnyciamy wikna aboratoriji. Mowcza knyky. Mowcza koby, stupky i probirky. Mowczy starekyj mikroskop, stomeno schyywszy swij
okular nad zaporoszenym predmetnym skelcem.
De win teper, Dumczew? Szczo z nym staosia?
Ja wostannie ohladaju aboratoriju. Dywlusia na zaporoszenyj futlar, w jakomu
ey skrypka Dumczewa, zhaduju mazurku Weniawkoho jiji win hraw, howoriaczy
pro fermenty, pro poroszky, pro ludynu-mikroskop Strywaj! Ja tak i ne znajszow poroszku w aboratoriji! Chiba mona szczo-nebu znajty w pyluci pry swiczci j zaczynenych wikonnyciach?
mokru szybku dywlasia znajomi oczi: Sergij Sergijowyczi Ja skryknua. Tut Duniasza
iz swiczkoju wbiha z druhoji kimnaty:
Pannoczko! Pannoczko! Szczo z wamy?
Niczoho, jdy spaty! widpowia ja. Wona pisza. Ja rozczynya wikno. Trywono
j hucho szumiw za wiknom mokryj sad. Doszcz yw dedali ducze. I meni pryczuosia,
szczo czyji waki kroky widdalaysia. Ce buw Dumczew. Win, mabu, prychodyw do
moho domu, chotiw szczo skazaty, ae ne nawaywsia, a Duniasza iz swiczkoju spoochaa joho.
Nastaw ranok, siryj, tumannyj. Nebo ne wyjasniuwao. I ja pobaczya pid swojim
wiknom na mokrij zemli slid. Win buw pownyj wody. Ja widrazu posaa Duniaszu do
Sergija Sergijowycza. Wona powernua i kae:
Znyk nasz likar.
A w misti we popowzy nedobri czutky. Podejkuway, niby likar wtopywsia, i nawi odiah znajszy.
Odnoho razu, prochodiaczy czerez kuchniu, ja pobaczya, szczo Duniasza rozpaluje
jakymo papircem trisky dla samowara. Meni wpaw u wiczi znajomyj poczerk Ja wychopya, pohasya, rozhadya zimakanyj obhoriyj papir. Tak, to buw poczerk Sergija
Sergijowycza. ehkowana Duniasza ne zmoha do adu rozpowisty, de i jak wona wziaa
papircia.
Polina Oeksandriwna pidijsza do dubowoji ribenoji szafky z pidjomnymy sztorkamy, zibranymy j skadenymy z dobre widpolirowanych panoczok swidczennia nekwapywoji dumky stolariw dewjatnadciatoho stolittia i poczaa szczo szukaty.
Ja szukaju, wse szukaju, prykazuwaa wona, i wse nijak ne znajdu. De
wona, de cia zapyska?.. Ach, o wona!
Obereno j dbajywo pokaa wona na sti oksamytowu papku, rozhornua jiji:
Czytajte!
Na obhoriomu, paperi ja proczytaw o szczo:
Welmyszanowna Polino Oeksandriwno! Na jakyj czas muszu wyjichaty. Proszu
Was, zaswiczujte weczoramy ampu z refektorom u mojij aboratoriji.
czytajte. Darwina i Fabra
Toj e samyj poczerk: na wsich zapyskach w aboratoriji, na arkuszykach, proczytanych pid mikroskopom, i na obhoriomu poblakomu papirci.
I, czym uwanisze ja wdywlawsia w rozrizneni sowa, tym ducze owoodiwao
mnoju trywone poczuttia, tiakyj nespokij. Ci okremi sowa, szczo edwe wciliy wid
wohniu, taki pokynuti j samotni, nabyzyy mene do doli tijeji neznajomoji ludyny, jaka
koy wkaa w nych stilky nadij. Szczo z neju trapyo? Na jakyj czas muszu wyjichaty Moe, win i ne wtopywsia?
Ja zrobya tak, jak pysaw meni brat: perebraasia do budynoczka, de yw i
zwidky piszow Sergij Sergijowycz, skazaa Polina Oeksandriwna i z weykoju hirkotoju wea dali: Todi, dawno, widrazu pisla znyknennia Dumczewa, siudy prychodyy
ludy, dywyysia, dywuwaysia. I ja pomiczaa stilky nedowirywych posmiszok, stilky
ironicznych pohladiw! Ta ja ne zwertaa na te uwahy. Nikomu ne dozwolaa bodaj dotorknuty ni do odnoji reczi w joho domi. Ae, pewno, odyn z cikawych widwiduwacziw
buw ychym artiwnykom.
U prowincilnomu humorystycznomu urnali cej wypadok buo opysano jak kurjoz
i nawi z karykaturoju. O u mene zberihsia cej urnalczyk. Prawda , u nioho taka
ehka nazwa Meteyk, a jak tiako win obrazyw mene. O, o, czytajte na simnadciatij storinci
U zwjazku z trywajuczymy rozmowamy, proczytaw ja w poowkomu humorystycznomu urnalczyku, pro tajemnycze znyknennia ytela mista Czenka likaria
Dumczewa nasz urna ne zupynywsia pered wydatkamy j posaw u ce misto swoho korespondenta pana Petruszyna, jakyj lubjazno podaw redakciji wirohidne chudonie opowidannia pro ciu podiju u wyhladi dramatycznoji pjesy w czotyrioch kartynach.
Kartyna I. Na odnij z wuy Czenka. Nedila. Poude. Dzwonia dzwony. Dweri
cerkwy rozczyneno nawsti. Pidjizdia faetony, droky, kolasky. A za resory kolasok cziplajusia bosonohi ditachy. I koy wiznyk spoochuje jich batohom, wony bia poriad z
koesamy j hukaju:
enysia! Likar-babka siohodni enysia!
Kartyna II. Dim nareczenoho. Wbihaje susidka. Kryczy do sunyci likaria:
Arsenijiwno! Szwydsze! Szwydsze! Piwczi w cerkwu we piszy! A enych twij
ue hotowyj?
Arsenijiwna stukaje w dweri:
Sergiju Sergijowyczu, czas! Skoro winczannia! O wimi nakrochmaenu soroczku.
Dweri widczyniajusia, z-za dwerej wysowujesia likarewa ruka wziaty soroczku.
Dweri rwuczko zaczyniajusia.
Nezabarom Arsenijiwna znowu stukaje w dweri:
Czy ne baajete, Sergiju Sergijowyczu, wypyty sklanku czaju j pokusztuwaty
moho sojonoho pyroha pered winczanniam? Bo cilisikyj de ani risky w roti.
Mabu, pokusztuju! kae likar, pidijszowszy do dwerej. I znowu z-za dwerej
wysowujesia ruka j bere pidnosa zi sklankoju czaju ta pyrohom.
Sergiju Sergijowyczu! Bojaryn prybuw po was!
Dweri zaczyniajusia.
Czas, Sergiju Sergijowyczu! kryczy bojaryn.
Probaczte! Ne mou wam widczynyty dweri ja szcze ne odiahnuwsia. Zaraz!
Zaraz!
Bojaryn trochy de, potim znowu stukaje:
Szwydsze!
Idu! czuty z-za dwerej.
Kartyna III. W domi nareczenoji. W pidwinecznomu wbranni sydy nareczena.
Czekaje. Nichto po neji ne pryjizdy. Wona wyhukuje:
Niczoho ne rozumiju! Niczoho ne rozumiju!
Kartyna IW. Znowu w domi nareczenoho. Stukaju u dweri. Widpowidi nemaje.
Widczyniaju dweri. W kimnati nikoho nemaje! Na stoli, na pidozi w malownyczomu
bezaddi walajusia wesilnyj frak nakrochmaenyj komire soroczka krawatka
sztany czerewyky
Likariu, likariu! De wy?
Dywlasia pid sti, widmykaju szafy, nawi u widczynene wikno wyzyraju. Ae
pid wiknom we czas stoja cikawi.
Wony hukaju:
Siudy ne dywy! Z wikna nichto ne wystrybuwaw.
Likariu! De wy? De wy? Mowczannia.
Stratywsia! Nu niby stratywsia czoowik! speskuje rukamy stara Arsenijiwna. Dni j noczi praciuwaw, praciuwaw, wytraczawsia, wytraczawsia i wytratywsia!
Susidky j kumasi jiji pidtrymuju.
Straczenyj czoowik!
Ja proczytaw cioho bezhuzdoho fejetona porodennia nuhy, nerobstwa j ozobennia dawnomynuych czasiw. Na obyczczi Buaj, koy wona braa z mojich ruk urnalczyk, widbywawsia takyj widczaj, niby wse nawkoo neji rujnuwaosia. Pewno, buwaju obrazy-rany, jaki nadto dowho nyju.
Ja zahoworyw:
Czy wartyj pustoporonij ychyj art, napysanyj za pochmurych starych czasiw,
czy wartyj win toho, szczob ywi poczuttia j dumky zastyhy na niomu, jak ce trapyosia
z dikkensiwkoju herojineju, jaka sama w chwyynu rozpaczu nazawdy zupynya swij
hodynnyk w jidalni zupynya hodynnyk swoho yttia?..
Ne znaju, czy to moji sowa dopomohy starij inci widsunuty wid sebe obrazu, czy
to do cioho spryczynyy jiji duszewni pereywannia-ti pereywannia, jaki ni na my ne
zayszaju ludynu i, bezperestanku miniaczy riznymy widtinkamy, zminiujuczy,
sztowchaju dumky j poczuttia do nadiji, do wpewnenosti, szczo jiji de poperedu szczo
radisne, ae stara inka hlanua na zapysku jasnym, proswitenym pohladom:
Ach, jakby wam, Hryhoriju Oeksandrowyczu, poszczastyo rozhadaty zmist cijeji zapysky! Widhadaty teper, czerez bahato-bahato rokiw, zrobyty te; czoho nichto dosi
ne zmih. Tut napysano: Czytajte Darwina i Fabra Ja proczytaa Darwina i wsioho
Fabra. Ae wsi sotni j tysiaczi storinok, szczo ja jich czytaa i pereczytuwaa, ne widnowyy dla mene tych kilkoch sliw, jaki buo znyszczeno sirnykom pid czas rozpaluwannia
samowara. Abo o: Zaswiczujte moju ampu z refektorom Wy baczyy bila samisikoho wikna aboratoriji, jake wychody na zachid, na derewjanij pidstawci stoji dzerkao. Wono zapnuto tkanynoju. Koy wona bua bia. Poriad stoji ampa z refektorom.
Refektor spriamowano na dzerkao. Weczoramy ja widczyniaa wikno, zaswiczuwaa
ampu i spriamowuwaa refektor na ciu biu tkanynu. Tak lito j mynuo. Nastay dni
oseni, choodni j slotawi. Poczao rano temnity. Hriukay wikonnyci. Ja zaczynya wikna,
zabya wikonnyci w basztoczci-aboratoriji.
Ae ja ne pomityw, Polino Oeksandriwno, ne rozhediw pry swiczci w aboratoriji ni ampy z refektorom, ni bioji tkanyny, napnutoji na dzerkao. Czy ne mona widczynyty wikonnyci?
Dweri do kimnaty, de my sydiy, proczynyy, i susidka Jawdocha Wasyliwna skazaa:
Ja drabynu we nadwir wynesa, wikonnyci zaraz powidczyniaju. Ade gaereja
hnya, stupyty na neji straszno.
Denne swito chynuo w aboratoriju. I ja pobaczyw na wikni zwyczajnu hasowu
ampu z metaewym pomianiym refektorom, pobaczyw i dzerkao, jake buo zapnuto
koy bioju tkanynoju. Ta wrazyo mene te, szczo na reczach, na knykach, na skrypci,
na pidozi odne sowo, skri eay mertwi komachy.
Dywne kadowyszcze! Meteyky, komari, uky walay w najriznomanitniszych pooenniach w towstomu szari pyluky. Skri bua pyluka. Pyluka j pyluka!..
Spostereywis, spostereywis!.. Aristotel ponad dwi tysiaczi rokiw tomu z neuwanosti zrobyw opysku w odnomu traktati. Win napysaw, szczo w muchy czotyry pary
apok. Opyska, Wsioho-na-wsioho smiszna opyska. Ta o szczo sprawdi hidne podywu:
bahato stoli wczeni widhaniay wid sebe nadokuczywych much, ae ne wziay na sebe
kopotu perewiryty Aristotela! Z odnoho rukopysu w inszyj perenosyy wony ce neporozuminnia: muchu z czotyrma paramy apok.
Ja pochodaju berehom moria. Chwyli, nabihajuczy na bereh, powtoriuju: Spostereywis, spostereywis
Abo o: Koumb maw namir widkryty zachidnyj szlach do Indiji, a widkryw Ameryku. Wypadok? Ae ja tut-taky zhadaw zauwaennia Marka Twena: wono, zdajesia,
take: Wy kaete wypadok dopomih Koumbu widkryty Ameryku? Welmy dywno buo
b, jakby win ne widkryw Ameryky: ade wona zawdy stojaa na swojemu misci. Ce,
zwyczajno, art humorysta.
Prote wypadok z indyho Chiba cej barwnyk swoho czasu pisla nyzky doslidiw ne
nawczyysia wydobuwaty za dopomohoju chimiji? Ade wsia docilnis poperednich doslidiw ue prywea wczenych do ostannioji mei widkryttia, do cioho wypadku. Ade
szcze odyn-dwa eksperymenty i farbu buo b znajdeno bez dopomohy rozbytoho termometra.
Chiba wypadok dopomih meni opynytysia w aboratoriji Dumczewa? A nijak. We
chid mojich mirkuwa prywiw do toho, szczo mikrozapysky mih pysaty ysze likar, szczo
znyk z Czenka. I jakby storo instytutu ne nazwaw joho, to ja wse odno dowidawsia b
pro imja j adresu likaria. Czerez de-dwa, czerez tyde jakymy inszymy szlachamy.
Ni, ne wypadok czekaje na nas, a ludyna swojim rozumom i praceju czekaje na wypadok.
Ae jak dali rozputaty istoriju Dumczewa?
More szumy. I skilky joho pro ce ne pytaj, widpowidi ne das. More ywe swojim
weykym yttiam, jak ywe swojim maekym yttiam cej meteyk, szczo proetiw powz
mene. Ae na stoach, stilciach, na pidozi w aboratoriji Dumczewa ea u pyluci mertwi
meteyky ta inszi komachy jich bahato. Jake kadowyszcze komach, a ne aboratorija.
Rozhladaty mertwych komach? Pyluku?
Dumczew prosyw, szczob Polina Oeksandriwna czytaa Darwina i Fabra. Treba
wykonaty probu Dumczewa. Pobuwaty w bibliteci, wziaty knyky Darwina i Fabra.
Chocz by pohortaty.
Jak czasto budenni, dribni podiji, zwyczajni predmety wykykaju u ludyni najchymerniszi zistawennia. I ja sprobuwaw tut-taky, nehajno, zibrawszy j zoseredywszy
swoji dumky na wsich detalach sprawy, rozwjazaty jakym nespodiwanym, nezwyczajnym chodom zahadku. Darma! Wse ce niczoho, aniczohisiko ne dao.
Hodi! skazaw ja sam do sebe. Ja stomywsia.
zachodywsia hortaty obydwa tomy Fabra Instynkt i zwyczaji komach, a potim zahybywsia (w kotryj raz!) w perehlad bahatotomnoho Darwina.
Szeestiy gazety w rukach u czytacziw. Bila barjera, de widbuwaasia wydacza
knyok, dwoje diwczat tycho peremowlay: Treba czytaty krytyczni statti Bielinkyj Dobrolubow Czernyszewkyj. Szczo ranisze czytaty?
Czas buo zdaty knyky, skazaty biblitekarewi, szczo ja wyjidaju, wziaty zastawu, poproszczatysia j pity. Ae ja zwolikaw. Dywywsia na rozhornuti storinky, dumaw pro wypadkowis u ytti ludyny, rozhladaw obyczczia czytacziw. Z weseym abo
nuhujuczym wyhladom wony skaday abo rozkaday zahalni zoszyty, ruczky, zdaway
abo bray knyky i powoli abo szwydko jszy z bibliteky, prychodyy. Moju uwahu prywernuo ruchywe j tonke obyczczia junaka w okularach, szczo sydiw nawproty mene.
Bila nioho na stoli buo bahato riznych knyok. Win to poczynaw czytaty odnu, potim
widkadaw jiji, brawsia do inszoji. Z toho, jak zminiuwawsia wyraz joho obyczczia, ja
namahawsia zdohadaty, jaki knyky win czytaje. O win mrijywo zamysywsia. Ce
win czytaje Oeksandra Boka, wyriszyw ja: Ja znaju, Ty pryjdesz. Lita mynaju
marno Junak widkaw knyku, i ja pobaczyw na korinci: Wstup w istoriju geograji
rosyn. Tut-taky ja zwernuw uwahu na zoseredenyj wyraz obyczczia inszoho junaka,
szczo na riku stoa czytaw jaku knyku z neskinczennymy prymitkamy j posyanniamy: win raz u raz hortaw knyku, zahladaw na ostanni storinky j znowu prodowuwaw czytaty. Mabu, win czytaje istoriju zyky abo chimiji. Prochodiaczy powz nioho, ja
wpiznaw riadky z Jewgenija Onehina, wydannia Akademiji nauk, tom WI.
Cym dwom, oczewydno, due chotiosia pohoworyty. Ae, szczob ne poruszuwaty
tyszi czytalnoho zau, wony kyday odyn odnomu zapysky. ystuway.
Ja we stojaw bila barjera, zdawaw Darwina i Fabra, oderuwaw zastawu i, dywlaczy na azartne ystuwannia junakiw, spytaw:
A czy je w bibliteci szczo-nebu pro ystuwannia Darwina i Fabra?
Ni, ystuwannia takoho nemaje. A o je szcze odna knyka: ehre yttia naturalista Fabra.
Stojaczy bila barjera, ja poczaw hortaty tomyk. I pobaczyw: ysty Darwina i Fabra!
Wyjawlajesia, Darwin ystuwawsia iz swojim suczasnykom Fabrom. ystuwannia!
W obhorilij zapysci yszyysia sowa: czytajte Darwina i Fabra. Jake sowo
zhorio? Jake sowo postawyty mi sowamy czytajte ta Darwina i Fabra? Slid postawyty odne sowo ystuwannia! Wse zrozumio: Czytajte ystuwannia Darwina i
Fabra. Tak! Taka knyka je w bibliteci Dumczewa, wona ey na wydnoti!
Ae szczo, szczo same pidkae meni ystuwannia dwoch czudowych uczenych dewjatnadciatoho stolittia?
yst Darwina do Fabra buw datowanyj sicznem 1880 roku. Ote, ce buo za try
roky do smerti Darwina. Ja poczaw czytaty ysta. Win mene wrazyw.
ysta buo pryswiaczeno praktycznij perewirci pytannia: czy je w komachy czuttia
orijentuwannia na miscewosti?
W ysti buo rozrobeno swojeridne zawdannia: jak zbyty bdou z toho szlachu,
jakym wona instynktywno ety do swoho hnizda?
Darwin pysaw:
Dorohyj ser!
Dozwolte meni zaproponuwaty wam odnu dumku w zwjazku z waszoju czudesnoju
rozpowiddiu pro znachodennia komachoju swojeji oseli. Treba widnesty komach u paperowych trubkach na sotniu krokiw u napriamku, protyenomu tomu, kudy wy majete
namir zresztoju prynesty jich. Ae persz ni powernuty nazad, treba wmistyty bdi u
kruhu koroboczku, jaku mona obertaty nawkoo osi z weykoju szwydkistiu spoczatku
w odnomu napriamku, potim w inszomu tak, szczob na jakyj czas pozbawyty jich
czuttia napriamku. Cej doslid spaw meni na dumku, koy w Podoroach Wrangela po
refektorom.
W aboratoriji, bila samisikoho wikna, szczo wychody na zachid, na derewjanij
pidstawci stojaa ampa. Jiji zaswiczuway, i meteyky etiy na swito.
Czy mona do spynky meteyka prywjazaty nytoczkoju odnu z tych dywnych krychitnych zapysok, jaki wypadkowo popay do mene? Bezumowno! I, oczewydno, bahato,
due bahato takych krychitnych zapysok posyaw Dumczew na swito ampy z refektorom, jaku win prosyw zaswiczuwaty w swojij aboratoriji. ywi ystonoszi prylitay j prynosyy zapysky. Ae Polina Oeksandriwna i ne zdohaduwaasia pro ti ysty. Zaraz ci
ysty ea, wkryti towstym szarom pyluky.
Zabuti w pyluci ystonoszi, szczo koy trepetno purchay po aboratoriji zi swojimy
ystamy, teper wony mertwi! I ysty-zapysky, napysani tepoju rukoju ludyny, nikym
szcze ne proczytani, czekaju, choczu powidomyty pro dolu toho, chto jich nadisaw.
Ja mczaw wuyciamy misteczka tudy, w aboratoriju. Buo hamirno. arko. Jaskrawo swityo sonce. A meni wwyawsia nicznyj pojizd, misia, i ja znowu czuw chrypkuwatyj stareczyj hoos, szczo rozpowidaw pro znyknennia dywnoho likaria. Ja baczyw
pered soboju ludynu, jaku peresliduju. Wona pospiszaje, pokydaje swoju domiwku i ne
moe abo bojisia zrozumio j prosto rozpowisty, jak jiji wriatuwaty, jak poczuty jiji zdaeku. Wona pysze zapysku. Ae probu wykonaty ne zmohy: zapyskoju rozpayy samowar.
Szwydsze, szwydsze! Szcze kilka chwyyn i pid starekym mikroskopom w aboratoriji oywe i rozkryjesia peredi mnoju sprawnia istorija znyknennia Dumczewa.
Ja pidu slidamy, maje zahubenymy pid porochniawoju rokiw. Tak bude znajdeno j
proczytano we litopys naukowych widkryttiw Dumczewa litopys, korotki urywky
jakoho ja wypadkowo znajszow. Szwydsze, szwydsze!..
Ja pospiszaw do aboratoriji i dumaw: jakyj al meni brakuje czasu zabihty zaraz do profesora Tarasewycza i rozpowisty jomu pro wse. Pisla toho jak ja pobuwaw u
aboratoriji, ja we kilka raziw zachodyw do instytutu, ta wse ne zastawaw joho. Meni
kazay: Dyrektor u sprawach remontu instytutu buwaje w riznych ustanowach, i joho
wako zastaty na misci. Ae jakyj szczasywyj wypadok! Zawernuw na bulwar i zdybawsia z profesorom Tarasewyczem. Meni zdaosia, niby win podywywsia na mene widsutnim pohladom i widpowiw na prywitannia absolutno maszynalno.
Dumczew! Likar Dumczew yw u waszomu Czenku! skazaw ja, zupyniajuczy
Stepana Jehorowycza.
Dumczew? Jakyj Dumczew? Pro koho wy kaete?
Ja kau pro toho Dumczewa, jakyj pysaw mikrozapysky. A my jich wwaay za art
i czyji sztuczky!
I widrazu znyky wriwnowaenis, spokij i wytrymka profesora Tarasewycza.
Z chwyluwanniam i neterpinniam, pidhaniajuczy sam sebe, ja poczaw rozpowidaty
wse, szczo wypadkowo i newypadkowo wznaw, widkryw i znajszow u ci dni.
I ot teper, pidsumuwaw ja, treba pospiszaty do aboratoriji, szczob proczytaty wsiu istoriju Dumczewa, nadisanu nym u zapyskach na kryach meteykiw.
Wse prawylno! wyhuknuw Tarasewycz. Ade zapysoczky, szczo my jich
proczytay pid mikroskopom, sprawdi due ehko prywjazaty nytoczkoju do tia komachy
j peresaty na potribnu adresu. Wdajusia do mikrofotografuwannia. I ce ne je szczo
nowe. Koy w simdesiatych rokach mynuoho stolittia Pary buw u obozi, francukyj
fotograf Dahron zaproponuwaw ystuwatysia z oboenym mistom za dopomohoju mi-
krofotograji. Tekst ysta, depeszi, donesennia fotoaparat zmenszuwaw do takoho rozmiru, szczo wony wkadaysia w zuboczystku. I posztowyj houb, do krya jakoho prywjazuway zuboczystku z donesenniam, prynosyw mikroysta w oboene misto. Tam joho
czytay proektuway na weykyj ekran. Wy kaete, szczo w obhorilij zapysci proponuwaosia stawyty refektor. Ce podraznennia switom: komachy etiy na nioho w aboratoriju. Ta szkoda, szczo zapyska obhoria. Ade, moywo, tam iszosia j pro inszi sposoby prynaduwannia komach na inszi adresy. O, naprykad, meteyk-admira, abo
Wanessa atanta, maje prystras do szumujuczoho berezowoho soku. Win widczuwaje
joho na due daekij widstani. Pamjataju, ja buw szcze studentom i na praktyci perewiriaw hostrotu niuchu w meteykiw. Pobaczywszy, jak admiray zlitaysia do berezy i
zanuriuway swoji chobotky w triszczynu derewnoji kory, ja poczaw mazaty berezowym
sokom, szczo zahraw, derewce moodoji topoli. I szczo wy dumajete? Meteyk-admira
etiw na topolu i prypadaw do jiji kory. Odnoho razu ja wyter berezu hanczirkoju. Idu z
hanczirkoju, a za mnoju meteyky etia. A ot meteyka-alibnyka ja czasto znachodyw
na napiwzohnylij korbi bila koodiazia: derewo tam buo hnye, porose zeenym mochom. Wziaw ja odnoho dnia kilka hnyluczok, namoczyw u kadobi j dobre zachowaw.
Dywlu: ety alibnyk prosto do mojich hnyluczok, jaki ja schowaw u najpotajemniszomu kutoczku.
Tak, tak, ja oznajomywsia z ystuwanniam Darwina i Fabra. Tam rozpowidajesia pro czuttia napriamku w dejakych komach Odnacze ja pospiszaju do aboratoriji.
Ae bute uwani, poperedaju: oberenis, akuratnis! Pewno, ysty-truboczky
walajusia w pyluci. Szowkowynky, jakymy jich buo prywjazano do meteykiw, zwyczajno, dawno zotliy, zhnyy. Slid tam use ohlanuty z upoju w ruci. Do reczi, jaka adresa?.. Wy kaete, szczo ranisze cej prowuok nazywawsia Werchniotrojikym? Budynok
z basztoczkoju? Postaraju, neodminno postaraju hodyny za dwi-try zajty tudy.
My rozproszczaysia. Ja we powernuw buw z bulwaru i piszow wuyceju, koy poczuw wyhuk. Tarasewycza:
Ja nazdohnaw was, szczob skazaty: iz spynok ukiw, dmeliw poroch bez mene
ne wytyraty. Na jichnich spynkach mou buty rizni umowni poznaczky.
Poznaczky?
Szkoda, pospiszaju. Ae ricz o u czim: ja osobysto braw uczas w odnomu doslidi,
koy za poznaczkamy na spynkach komach robywsia toj czy inszyj wysnowok. Ja buw
todi asystentom pry katedri w Moskwi. Odnoho ranku podzwonyw profesor: merszczij
pryjizdi do instytutu, studenty prywezy z pasiky bdi. Poznaczky na nych ue zrobyy.
Bdi posadowyy w zakryti korobky. I profesor, i studenty wziaysia chodyty, krulaty
wuyciamy, prowukamy, dworamy Moskwy. De buw litnij, jasnyj. Wypustyy bdi u
kimnati bila widczynenoho wikna de pobyzu Puszkinkoji poszczi. Profesor posaw
studentiw nazad na pasiku, a sam zayszywsia na tomu samomu misci, bila toho samoho
wikna, de wypuskaw z korobok swojich bdi. Studenty zustriczay na pasici bdi i powidomlay pro nych teefonom profesora. I ot studenty zjasuway, szczo try bdoy ne
powernuysia do sebe dodomu. Pewno, zabukay w Moskwi j zahynuy. Nastaa nicz, a
profesor i dali sydiw bila wikna, w jake win wypuskaw bdi, i czekaw.
Win doczekawsia. U wikno wetia iz dzyczanniam spoczatku odna bdoa z poznaczkoju, potim druha, za neju tretia. Wony ne znajszy dorohy na pasiku i powernuysia do tijeji kimnaty, zwidky wyetiy.
Jak e ce zrozumity, Stepane Jehorowyczu? spytaw ja. Bdoy do swoho
ridnoho wuyka ne zmohy powernutysia, zabukay w Moskwi, a ot do czuoji domiwky,
zwidky jich wypuszczeno, znajszy dorohu.
Ciu zahadku buo rozhadano. Koy bdoa ety, wona zayszaje w powitri strumi pachuczoji reczowyny. Ade w roboczoji bdoy na kinci czerewcia je zaoza, jaka
wydilaje pachuczyj strumi. ety odna bdoa, potim druha, tretia Tut ue trasa,
zapaszna trasa. Dnyna w Moskwi bua due tycha, ani szeesne. I weczir buw zowsim
tychyj. To bdoyna zapaszna awtostrada poczynaasia wid wikoncia u dwori, szczo
pobyzu Puszkinkoji poszczi. My robyy poznaczky farboju na spynkach. Ae je j inszi
metody.
Inszi metody? perepytaw ja hariaczoju skoromowkoju. Jaki metody? Kai
use, Stepane Jehorowyczu, kai, ce tak waywo! Ja aden zabuty, szczo pospiszaju jaknajszwydsze proczytaty mikrozapysky, prystaweni powitrianymy ystonoszamy.
Tak, tak, tut zwolikaty ne mona. Ae koy wy we wziaysia do cijeji sprawy, to
majete dowidaty i pro dejaki podrobyci ta sposoby takoji poszty. Widomo, szczo henhen zadowho do perszoji switowoji wijny nimci okremymy simjamy oseyy u Franciji,
za dwi-try wersty wid kordonu. Tut wony nawmysne poczay zajmatysia due newynnoju i korysnoju sprawoju: bdilnyctwom. W ti dni, koy witer wijaw z Nimeczczyny,
inszi nimci tam, u Nimeczczyni, zapaluway arowni j roztopluway na nych cukor.
Bdoy etiy do nych z prykordonnych pasik Franciji. Mynay roky. Bdoy, pokolinnia
za pokolinniam, litaju u Nimeczczynu na cukor i powertajusia nazad u Franciju. Poczaa wijna. I w dni wijny na bahatioch bdoach buo wyjaweno szowkowynky. Zjasuway: nimci abo jichni agenty, persz ni wypustyty w Nimeczczynu bdou z pasiky, szczo
znachodya u Franciji, poznaczay jiji za domowenistiu szowkowynkoju specilnoho
koloru: zeena szowkowynka oznaczaa pichotu, owta szowkowynka artyeriju i tak
dali. Pry ciomu z kilkosti bdi, jaki prylitay z tijeju czy inszoju szowkowynkoju, mona
buo zrobyty wysnowok pro kilkis pokiw, artyerijkych dywiziniw, pidtiahnutych do
kordonu
edwe strymujuczy neterpinnia, ja poczaw buw proszczatysia z Stepanom Jehorowyczem, ae win zatrymaw moju ruku w swojij, pryhadujuczy:
Ehe , ehe szowkowynky spynky Pro ce ja wam skazaw. Teper pro
krylcia.
Jaki szcze tam krylcia? Ach, Stepane Jehorowyczu, chodimo szwydsze zi mnoju
do aboratoriji Dumczewa!
Chodimo, drue mij, chodimo!
My kwapywo podaysia wuyceju. Prote, stupywszy desiatok-druhyj krokiw, Stepan Jehorowycz zupynywsia:
Ni, na mene czekaju u budiwelnij kontori. Pryjidu w aboratoriju za hodynudwi. A tym czasom zaswojte: krylcia
Stepane Jehorowyczu, my buy b ue w aboratoriji
Ni, ni, ja tam zachoplu. A w mene remont instytutu szcze ne zakinczeno. Czekaju u budiwelnij kontori. Tak ot, kau, zaswojte: krylcia. Z nymy slid powodytysia
wkraj obereno poroch ne wytyrajte. Chiba wy zabuy, szczo tekst buo zmenszeno za
dopomohoju fotograji?
Nu to j szczo ? Do czoho tut komaszyni krylcia?
Jak do czoho? I ne poznaczky, a sprawni ysty, donesennia, powidomennia
mona pysaty na krylciach u komach. Szczo, zdywowani? To suchajte! Ja rozpowim
wam, jak fotoaparat dopomahaje korystuwatysia bdoynoju posztoju. Bdi usyplaju.
Ce robysia ehko. U wuyk napuskaju dymu. Bdi nesu w temne prymiszczennia
fotoaboratoriju, de hory czerwonyj lichtar. Tut tonkym pincetom rozprawlaju krylcia
bdi i nakadaju na nych specilnyj czutywyj do swita rozczyn, takyj samyj, jakym
zwyczajno wkrywaju fotopapir, szczob oderaty fotowidbytok. Fotografujuczy, depeszu
zmenszuju tak, szczob wona moha wmistytysia na krylciach bdoy. Potim robla na
kryach minitiurnyj widbytok-depeszu, znowu ksuju jiji i wysuszuju, tobto robla te
same, szczo j z fotopaperom, koy drukuju negatyw. Koy widbytok hotowyj, bdoli
daju prosnutysia, i wona ety sobi. A toj, chto czekaje, wbywaje bdou, zbilszuje widbytok, szczo znachodysia na jiji krylciach, i czytaje powidomennia.
I widrazu stao tak nudno, niby na switi niczoho nemaje. ysze bili zawisky na
wiknach ta swiowymyti pidohy, szczo pachnu winykom.
De buw jaskrawyj, arkyj, hurkotiw switom i barwamy, a na duszi bua taka
mlawa hirkota! Tiako, koy spizniujeszsia, i prykro, koy wczasno ne zrobysz toho, szczo
mih zrobyty.
Teper meni stay nezrozumili ta wawis, szwydkis wrae, ta zmina poczuttiw
wse, szczo woodio mnoju szcze hodynu tomu. Ja piszow na wokza i kupyw kwytka:
zawtra o desiatij hodyni weczora pojidu z Czenka. Moywo, ce bude toj kurjerkyj
pojizd, jakyj zatrymaw nas u dorozi tijeji noczi, koy ja wpersze poczuw pro likaria.
O i hotel. Hostynno wybyskuju szybky wikon u prominni pryzachidnoho soncia.
Klucz wid moho nomera, jak zawdy, wysy na haczku w sklanij szafci nad hoowoju
czerhowoji. I, jak zawdy, czerhowa czytaje knyku. Poczuwszy, jak ja beru klucza,
wona, za swojim zwyczajem, ne widirwaa pohladu wid knyky.
A, ce wy, z siomoho nomera?.. Nu, dobre !.. proszepotiw win zduszenym wid
hniwu hoosom. Siudy! Szwydsze! Anu! Wyjmajte waszu szpahu! Chaj brukiwka zaczerwonije wid krowi odnoho z nas Ha? Wy z siomoho nomera? Wy szcze ne pojichay?
noczi odne j te same: koo rampy hasowi czadni ampy ta szczemywyj bil u serci: hrajesz ne te, czym sam ywesz, czym muczyszsia i czym trywono j bojazko ywe hladacz,
jakyj zapatyw swoju trudowu kopijku, szczob poczuty wid tebe prawdu w napiwtemnomu zali.
Na oczach u aktora pokazaysia slozy.
Probaczte, ja kau ne te. Tak ot, za tych daekych czasiw ja opynywsia w likarni,
de likuwaw chworych Sergij Sergijowycz Dumczew.
Staryj aktor trochy pidwiwsia i powilnym, uroczystym estom prostiahnuw meni
perewjazanyj houboju striczkoju weykyj rukopys, zhornutyj trubkoju:
O urywky z moho szczodennyka tych rokiw. Proczytajte i wse zrozumijete.
A ja pidu. Pizno. Dobranicz.
Tychym, zasnuym korydorom ja prowiw staroho aktora do hanku. Tut win zupynywsia:
Aha! Mene newako znajty ja we bahato rokiw wedu hurtok chudonioho
czytannia pry kubi Budiwelnyk. Samodijalnis, z jakoji narodujusia wysoki taanty!
Ja dowho dywywsia jomu wslid. Staryj-staryj aktor iszow seredynoju wuyci
ehkoju, maje junakoju chodoju. I misia steyw popered nioho na neriwnyj trotuar,
na brukiwku, na asfalt swoju dowhu spokijnu misiacznu doriku.
Czetwer, 14 trawnia.
Powoli mynaju dni, nekwapywo spywaju hodyny moho oduannia w likarni. Poczynaju zhaduwaty, widnowluwaty wse w pamjati,
zapysuwaty. Meta morfoz, metamorfoz, szczo za dywne sowo?! Ce buo persze sowo, jake ja poczuw. Oprytomniw. Ne widrazu zrozumiw, de ja. W kimnati temno.
Poriad z mojim likom, bila swiczky, szczo hory i opywaje, jakyj czoowik szczo pysze
i niby whoos dyktuje: Metamorfoz.
Tremty, koywajesia, wytiahujesia na stini ti: czoowik nachyywsia nad stoykom i pysze. Pero skrypy. O win znowu powtoryw neznajome sowo metamorfoz. De
ja? Zwidky iz temriawy czuty zitchannia: Likariu! Czoowik widkadaje pero, bere
swiczku i jde. Czy ne son use ce? Za aktorkoju zwyczkoju szukaju repliky iz znajomych
roej Wse toj e son! Czy ce moywo? Wtrete! W hoowi pamoroczysia, serce styskajesia. Nadi mnoju schyyo obyczczia cioho czoowika. Meta morfoz, metamorfoz
Subota, 16 trawnia.
Czy to promi soncia kowznuw po stini i rozbudyw mene, czy to wesee irannia
oszaty za widczynenym wiknom, ae ja prokynuwsia i widczuw sebe badiorym. Wse
zhadaw: nasza trupa projizdom czerez Czenk stawya w poenomu depo weykomu
saraji wodewil Zaputana sprawa Karatyhina. Ja hraw rol Wooszyna. I raptom use
zachytao. Weyki swooky saraja nad hoowoju popowzy wnyz, pidoha zetia whoru.
I ja wpaw. Poczuw kryk antreprenera: Dajte zawisu, a joho wezi zwidsy!. A dali
morok.
Likaria cijeji likarni zwu Sergij Sergijowycz Dumczew.
Wiwtorok, 19 trawnia.
Z hoowy meni ne jde persze sowo, poczute todi wnoczi: metamorfoz. Szczo wono
oznaczaje?
Sereda, 20 trawnia.
Siohodni wnoczi szaenia hroza. Dowho ne mih zasnuty. Byskawky kresyy zygzagy na czornij steli neba. Za wiknom trywono szumiy derewa. Bila stoyka pry swiczci
likar znowu pysaw i, jak zawdy, wymowlaw uhoos te, szczo pysaw:
Rozhadaty tajemnyciu energetyky ywoji istoty czy ne oznaczaje ce rozhadaty
tajemnyciu podoannia wsich chworob? De szukaty? Energija metamorfozu!.. Ach, wy
ne spyte, zwernuwsia likar do mene, poczuwszy, szczo ja perewertaju na druhyj bik.
Spi spokijno! Wy wyduajete i budete taki zdorowi, jak i ranisze. Ni, szcze zdorowiszi, szcze micniszi.
Subota, 23 trawnia.
Ciyj de doszcz. Serce boy I due czasto kootysia. Nasyu pyszu, ne mou
poworuchnuty. Pohano ty, moje serce, meni suysz. Jak ytymu, koy wyjdu z likarni?
Bez teatru, bez sceny yttia meni ne yttia. O fatalne pytannia. Wid cych dumok
serce zowsim rozboliosia. Wono bjesia to spokijno, to naprueno, to raptom niby z miscia schopysia i mczy, mczy Ja skazaw pro ce likariu. Win znowu mene zaspokojiw.
Skai, likariu, szczo take metamorfoz?
Potim, hoube, potim. Ot wyduajete, todi pojasniu. I wse zrozumijete. A zaraz
wypyjte o liky.
Likar pidnis do mojich hubiw sklanku. Win poprawyw kowdru. Doszcz stukotiw po
dachu dedali tychsze, dedali oberenisze.
Nedila, 24 trawnia.
Siohodni ja dowidawsia, jak opynywsia tut. Koy ja na sceni raptom zneprytomniw,
antreprener odwiz mene w nomer hotelu i czerez de zumiw obduryty i aktoriw, I wasnyka hotelu, skazawszy, szczo po mene pryjidu ridni j zapatia za nomer. Trupa pojichaa. Meni stawao szczo dali, to hirsze. Likar Dumczew, wykykanyj wasnykom hotelu, likuwaw mene, opaczuwaw usi wydatky, a potim zabraw do likarni.
Wiwtorok, 26 trawnia.
Jakyj siohodni jasnyj, harnyj, askawyj de! I wse nawkoo zdajesia meni dobrym
i ahidnym.
Likar, zajszowszy do paaty, skazaw meni: O wy j usmichajetesia. Znaczy, wyduujete. A zaraz sprobujte pryhadaty chocz by monoog Borysa Hodunowa: Dosiah ja
dokonecznoji wady
Ja poczaw czytaty, zaputawsia, zbywsia, znijakowiw.
Jakszczo treba o Puszkin, Pryhotujte jak slid. Praciuwaty treba, praciuwaty!
I chworoba szwydsze pide sobi.
Ponediok, 1 czerwnia.
Wczora, w nedilu, poczuwaw sebe chworym i wtomenym. Iz sercem pohano. Likar
uziaw mene na prohulanku. Jszy ne pospiszajuczy. Rozmowlay. Potrochu zabuw, szczo
boy serce.
Nedila, 7 czerwnia.
Weczir. Siohodni wde bahato hulay. Likar powiw mene za misto w swoju majsterniu.
Tam wy znajdete widpowi na ti zapytannia, szczo wy jich meni stawyy.
Z newysokoji hory ja pobaczyw: de daeko wybyskuje biriuzoju more. My spustyy unyz i piszy starym zanedbanym parkom. Temniy aeji. Zalizni hraty ohoroi de-
ne-de popaday j eay w trawi. Projszy powz altanku, jakoju kinczaasia aeja, i
wyjszy z parku. Cwiy zarosti szypszyny.
Po hustij, wysokij trawi my projszy powz plit, za jakym dzyczay bdoy, i zupynyy bila fanernoho budynoczka. Slidom za Dumczewym ja perestupyw porih i zdywowano zupynywsia. Wsiu kimnatu zapowniuwao pawutynnia. W ramach wikon zamis
szybok buo napnute pawutynnia. W kutkach pawutynnia wysio u wyhladi maekych
hamakiw. U bankach tako powzay pawuky i tiahy za soboju pawutynnia. Nawi u
banci z wodoju bihaw jakyj sriblastyj pawuk. U riznych misciach iz steli zwysao pawutynnia. Na odnij pawutynci nad samisikoju pidohoju buo pidwiszeno dochu myszu, na inszych trisoczky j kaminci.
Ta stupi chocz krok wid poroha! skazaw Dumczew. Czoho wy bojite? Ce
pawuk, spuskajuczy pawutynu, pidczepyw dochu myszu. I
Dumczew widkryw korobku rij much rozetiwsia po kimnati. I odrazu use zruszyo z miscia: zahojdao pawutynnia z kaminciamy j trisoczkamy na ramach wikon,
zaworuszyo pawutynnia z pidwiszenoju myszeju, maeki hamaky z pawutynnia w
kutkach kimnaty te zahojdaysia. Zjawyysia pawuky kynuy owyty, chapaty zdobycz. Ja nikoy ne znaw, szczo na switi je stilky riznych, ne schoych odyn na odnoho
pawukiw. Nespokijni, maeki czudowyka wony zaraz buy wsiudy. Pawuky! Pawuky! Pawuky! Wony bihay po pawutynniu, napnutomu w ramach wikon, po stinach,
spuskaysia wnyz, skoczuway u pawutynni hamaky. Pawuky powzay po pidozi, po
stinach, po steli. Powz moji nohy wony wchodyy j wychodyy u nawsti rozczyneni
dweri.
Sereda, 10 czerwnia.
Dumczew ywe w misti. U nioho tam, kau, aboratorija, de win prowady chimiczni doslidy, ae ja tam ne buw. Win wwaaje, szczo meni treba dychaty morkym
powitriam. Dedali czastisze prowodaju joho do fanernoho budynoczka. Tut my rozchodymo, i ja jdu do moria.
Ja oduuju. Szczoprawda, inodi nespodiwano wynykaje bil u serci, ae widrazu
znykaje. I todi meni zdajesia, szczo win schoyj na aktora, jakyj zjawlajesia na sceni
pisla wystawy, szczob poprosyty w publiky wybaczennia za turbotu, jakoji win jij zawdaw.
Na duszi u mene swiato. Chworobu peremoeno. Ja zdorowyj, badioryj, swiyj i
weseyj. Hotowyj pokazatysia w roli Romeo abo Czakoho na sceni Maoho abo Aeksandrinkoho teatriw. Ja ne wiriu, szczo buw koy chworyj. Jakymy likamy likuwaw mene
Dumczew?
Ponediok, 15 czerwnia.
Metamorfoz!
Wczora znowu buw u fanernomu budynoczku. Sergij Sergijowycz naoczno j dowho
pojasniuwaw, szczo take metamorfoz. Na stoli sered syy-syennoji kruhych sklanych
banok stojay poriad dwi szyroki poskodonni banky, bilsze schoi na akwarimy. Odnu
z nych napowneno wodoju, a w druhij pisok, kaminci i mut zeenoji trawy. W bankach buy dwi zowsim rizni cikawi istoty: odna pawaa u wodi, druha peresuwaasia na
pisku.
Dywisia! Czy schoi ci dwi istoty odna na odnu?
Anitrochy ne schoi.
Sprawdi, w odnijeji styrcza ziabra, chwist peskuwatyj i nezhrabnyj. Wona
ywe ysze u wodi. Zwesia aksootl. Druha dychaje eheniamy, tio w neji strunkisze,
dowhoji cylindrycznoji formy, z chwostom. ywe na suchodoli j u wodi. Zwesia amblistoma. Buw czas, koy aksootla i amblistomu wwaay dwoma riznymy, samostijnymy
wydamy. A teper zjasowano, szczo ocej wodnyj meszkane aksootl-peretworiujesia
poczaw buw hortaty knyku, ae szczo szarudio, czowhao poriad zi mnoju. Hlanuw na
pidohu: z-pid taburetky, na jakij ja sydiw, wysunuasia weyczezna woochata krywa
apa. Ja widskoczyw do dwerej. Taburetka zachytaa. Ja pobaczyw prywjazanoho do
niky weetenkoho pawuka. Lutym byskom horiy joho oczi, szkrebysia, tiahy u rizni
boky wisim woochatych ap, wyhynaa szerechata hoowohru. Takyj samyj pawukbokochid, jakoho ja dopiru baczyw na malunku. Ae, tam buo zaznaczeno zrist w odyn
diujm, a tut win z piwtaburetky. Pawuk-weet!
Dweri rozczynyysia nawsti. Na porozi stojaw Dumczew. Ja zlakano dywywsia na
nioho.
Ce doslid! Wdayj doslid! spokijno mowyw win.
Sereda, 1 ypnia.
Dumczew znyk! Szczo robyty? Ce staosia try dni tomu, w nedilu, 28 czerwnia.
Tilky zaraz ja siw za sti, szczob zapysaty, prywesty dumky do adu.
Wostannie ja baczyw joho u fanernomu budynoczku te u nedilu, ae 21 czerwnia,
koy zlakawsia pawuka-weeta. Jak zwyczajno, i mynuoji nedili, 28 czerwnia, ja ranowranci naasztuwawsia jty do likaria. Ta wnoczi bua hroza. A wranci feldszer prosyw
mene dopomohty na horodi. Raptom do potu pidbihaje susidka:
Likar znyk!
Ja pobih do likarni razom z feldszerom. Tam usi buy strywoeni. Czutky chodyy
rizni. Nibyto kupawsia likar i potonuw. Ta kazay j take, nemowby nawmysne wtopywsia. I szcze kazay, nacze pereodiahsia i z torboju za peczyma piszow bukaty po switach.
Czetwer, 2 ypnia.
Likar, jakyj wriatuwaw meni yttia, czyji rozmowy okryyy moju duszu, znyk! Ne
mou otiamyty!
Pjatnycia, 3 ypnia.
Siohodni wweczeri, powertajuczy dodomu, ja poczuw, jak na wuyci dwoje perechoych obwynuwaczuway jakycho moskowkych kupciw u zahybeli likaria.
Subota, 4 ypnia.
W domi feldszera wczora meni rozpowiday, nibyto bila pasiky w trawi zjawyy i
rozpowzajusia nebaczeni muraszky j pawuky i szczo namiriajusia spayty fanernyj budynoczok, a trawu skosyty. Ta kosari za ciu sprawu ne berusia.
Nedila, 5 ypnia.
Wczora chotiy obyty hasom fanernyj budynoczok, trawu i wse spayty. Ta uprawytel majetku, posyajuczy na teegramu z Peterburga, zaboronyw rozpaluwaty woho
na pankych zemlach. Zawtra wranci fanernyj budynoczok likaria zrujnuju. Pidu tudy
wostannie.
Ponediok, 6 ypnia.
Budynoczok zrujnuju. Skoro burjanamy zaroste te misce, de win stojaw, de likar
robyw nezwyczajni doslidy. Wczora wostannie pryjszow do fanernoho budynoczka. Weczorio. Ja sydiw bila wikna. Meni zdawaosia: szcze trochy tut pobudu i doczekaju
Dumczewa. Z wikna wydno buo pasiku. Tam, za potom, jak zwyczajno, porawsia didpasicznyk. Na mene win zawdy pozyraw skosa, i ja poczuwaw, szczo win mene ne powaaje: Komedint!
Ja zbyrawsia jty, koy win zahlanuw u wikno.
Wse likaria desz? Ne dy. Ne wernesia.
Zaraz, koy ja pyszu ci riadky, we trapyosia te, szczo moho b toho dnia zowsim
ne trapyty. Teper, koy wse ce stao dla mene spohadom, ja zdywowano pytaju sebe:
czomu, proczytawszy formuy j zapysy Dumczewa na ciomu papirci, ja ne zistawyw jich
todi z tekstom joho mikrozapysok, z usim tym, szczo meni rozpowia Buaj, i z spohadamy staroho aktora?
Skilky buo materiu! yszaosia tilky poriwniaty okremi sowa j fakty, i todi z
newmoymoju ogicznistiu ja toho taky ranku pryjszow by do wysnowku zdohadawsia b pro dolu Sergija Dumczewa.
Ot jakby jakby A wtim, rozkau wse po poriadku:
W nomeri toho ranku buo arko. Zasnuty pisla bezsonnoji noczi ja ne mih. Bolia
hoowa, i ja wyriszyw: najkraszcze pity za misto do moria, pobuty tam, de koy stojaw
fanernyj budynoczok. Ade pojizd widchody o desiatij hodyni weczora, a zaraz ysze
dewjata ranku. Kwytok u kyszeni. Pisla prohulanky wstyhnu zajty do instytutu poproszczaty. A potim rozszukaju kub Budiwelnyk, widdam chudoniomu keriwnykowi koektywu samodijalnosti Orowu-Zaokkomu joho szczodennyk i wse insze.
Ja staranno perewjazaw striczkoju rukopys-szczodennyk i poczaw buw zahortaty
oeczku Poczuwsia stukit u dweri.
Dozwolte?.. Zdrastujte! Probaczte! skoromowkoju wyhuknua we znajoma
studentka Oena. O wam yst wid Stepana Jehorowycza. Ja bua due zajniata
wczora, a was dowho ne buo. Probaczte. Do pobaczennia
Ja poczaw czytaty ysta i prodowuwaw maszynalno zahortaty, zapychaty do kyszeni wse, szczo chotiw uziaty z soboju: zoszyt aktora, poroszky, oeczku
Welmyszanownyj Hryhoriju Oeksandrowyczu!
Uczora, szczojno zwilnywsia, zajszow za wkazanoju Wamy adresoju do budynoczka
z basztoczkoju. Was tam ue ne buo. Jaka maeka inka, wona widczynya meni
dweri, ne schotia mene wpustyty i niczoho do adu ne pojasnya. Szczo wy tam
znajszy?
Mou powidomyty cikawu detal, szczo stosujesia mikroystiw. Docent Woroncowa
wyjawya i naoczno dowea, szczo ci zapysky zowsim ne zmenszuwaysia za dopomohoju
foto, a buy napysani wid ruky. Nas iszcze spanteyczuje ta obstawyna, szczo papir i
czornyo wyjawyysia zowsim osobywymy, ne fabrycznoho wyrobnyctwa! Jak e mih
Dumczew abo ludyna, jaka chowajesia pid cym prizwyszczem, pysaty zapysky, szczo
jich treba czytaty pid mikroskopom? To Woroncowa maa wsi pidstawy, smijuczy, zajawyty: pysaa ci zapysky ludyna, jaku treba rozhladaty pid mikroskopom. Ta ce, zwyczajno, art! Spodiwaju, szczo pered widjizdom Wy zawitajete do instytutu. Pohoworymo pro wse.
Wasz S. Tarasewycz.
w tomu, szczo ja ne wporawsia z cym zawdanniam. Ja hotowyj prostyty sobi ce. Pamjataju, ja koy czytaw due dawnij urna. W niomu redakcija powidomlaa czytacziw,
szczo jakyj tam dokument ne mona proczytaty, bo z odnoho sowa, jake skadaosia z
dewjaty liter, zayszyosia sim, tobto sterysia dwi bukwy. Sowo ce pid.o. nyj.
Redakcija prosya rozhadaty ce sowo, tobto prostawyty ysze dwi litery. Szczo do
wsioho dokumenta czy joho suti, to redakcija ne wwaaa za moywe dawaty z cioho
prywodu bu-jakych pojasne. I o czytacz-moriak nadisaw do redakciji ysta, w jakomu twerdyw, szczo ce sowo pidwodnyj; czytacz-likar twerdyw, szczo ce sowo
pidobnyj, prokuror pidrobnyj, architektor pidjomnyj, bondar piddonnyj.
Bua szcze j sya-syenna inszych widpowidej, ae kona widpowi najczastisze widpowidaa profesiji, remesu czytacza. Ta wse-taky skilky riznych supereczywych rozwjaza takoho prostoho na perszyj pohlad zawdannia!
Ja promynuw napiwzrujnowanu altanku i zachodywsia szukaty slidy fanernoho
budynoczka j pasiky, pro jaki proczytaw u spohadach aktora. Ta ba! Wse tut pozarostao
bujnoju trawoju. Maekyj strumok, wybyskujuczy wodoju, powilno probyrawsia kri
trawu. Stinoju stojaa szypszyna:
Szypszyna wsiudy rozcwia,
Tinya ypowa aeja
Ja perestupyw strumok i, zaczipajuczy kuszczi szypszyny, piszow po hustij trawi.
O jakyj napiwzohnyyj derewjanyj brus, szczo wris u zemlu. Z dzyczanniam krulaju, metuszasia nawkoo nioho osy. Ja pobaczyw kubo os. Wono nahaduwao weyku
hruszu iz siroho paperu! Paperowe misto os! Meni wydawsia wartym uwahy toj fakt,
szczo wse misto powernute dohory dnom: kona czarunka dywysia wnyz. Perekynute
misto! Widmachujuczy, ja odirwaw kaptyk jichnioji sporudy, tocznisze kauczy,
kaptyk tonkoho kartonu.
Za kilka krokiw wid paperowoho mista os eaa napiwzohnya doszka. Z neji
styrczao dwa irawi cwiachy. Oce j use, szczo yszyosia wid budynoczka, de Dumczew
prowadyw swoji doslidy: derewjanyj brus, wkopanyj u zemlu, i napiwzohnya doszka.
Dowkoa buo tycho. ysze szwydko, z dzyczanniam litay osy.
Trymajuczy w rukach kaptyk kartonu, widomenyj mnoju wid stiny mista, ja
wyriszyw podywyty, czy mona na niomu szczo napysaty. Poczaw distawaty z kyszeni
oliwcia i tut-taky nenarokom upustyw joho w trawu. Nachyywsia, ae oliwcia ne znajszow. I widrazu zjawywsia bila mene we znajomyj rudyj sobaka z czornoju spynoju;
krutiaczy chwostom, tykajuczy mordoju w trawu, win szukaw nosom po zemli oczewydno, chotiw dopomohty meni znajty oliwe. Projszowszy kilka krokiw, ja wmostywsia na jakomu peku i z cikawistiu dywywsia, jak sobaka, widmachujuczy wid os, serdyto zaharczaw i kynuwsia nawtioky.
Hromadianyne! Hromadianyne, czoho wam tut treba? poczuw ja rizkyj wyhuk.
Peredi mnoju stojaa zawiduwaczka owoczewoji bazy Rajcharczotorhu.
Moywo, smiszno j nerozwaywo, a moywo, j cikom pryrodno, ae meni zachotiosia rozpowisty czuij ludyni, jakoji ja bilsze nikoy ne pobaczu, rozpowisty pro te,
szczo koy staosia tut. Jak ce zrobyty? Z czoho poczaty? Pocznu z toho, czoho ja pryjszow siudy.
Wsia sprawa w tomu, szczo w mene pid ranok rozbolia hoowa poczaw ja.
Oj yszeko! Na obyczczi inky zjawywsia wyraz turboty i spiwczuttia do
mene. Prowea b was do polikliniky, ta widuczytysia ne mou.
A rozboliasia hoowa czerez te, szczo ciu nicz ne spaw
To ne rozmowlaty treba, a jty do likaria slid.
A ne spaw ja tomu, szczo ciu nicz czytaw czuoho szczodennyka
Poliklinika tam, za zaworotom, ne dochodiaczy do seyszcza naukowych praciwnykiw. Czerhowa likarka siohodni chorosza. Marijeju Iwaniwnoju zwu.
A w tomu szczodennyku howorysia pro odnu nezwyczajnu istoriju, jaka trapya otut, na ciomu samomu misci, de my z wamy stojimo.
Na obyczczi w Czernykowoji widbywsia perelak:
Jaka istorija? Koy? Ja tut uwe czas Chodimo do likaria, wam poroszky
dadu
Tut ja zhadaw:
Aha, poroszky! We odynadciata hodyna czas pryjniaty druhyj raz piramidon
z kofejinom. Czy ne moete wy prynesty meni sklanku wody zapyty poroszok Abo
ja sam
Rizkyj udar. Na my zupynyosia serce. Jak pamoroczysia w hoowi! Nohy pidomyysia. Zatremtiy ruky. A pered oczyma krulaju czorni ciatky. Czornyj snihowij!
Wychor ciatok! Kruhower czornych sniynok. Serce kootysia. Szczo dali, to ducze,
ducze Wraz zawmyraje. Choczesia zakryczaty nemaje syy! Jakyj tiahar nawaywsia na mene! Szczo chyy do zemli dedali nycze j nycze
Wybywajuczy z ostannich sy, ja powertawsia to w toj, to w toj bik. Szczo take?
Kuszczi bujno rozrostajusia i tiahnusia do neba. Jakyj homin i dzwin nawkoo! Zwuky
staju dedali pronyzywiszi.
Narostajuczyj hurkit. Ja czuju schoyj na hrim wyhuk:
Hromadianyne, szczo z wamy?
Hawkit sobaky zowsim ohuszyw mene.
Jaka rozmajitis neznajomych zapachiw!.. Sered nych ja widrazu rozpiznaw pachoszczi kwitiw szypszyny. Wony staju dedali micniszi ja nenacze pywu po wodi,
jaka pachne kwitamy szypszyny. Potonuw u cych pachoszczach. Ta raptom wony znyky.
Ja pamjataju, dobre pamjataju, szczo cijeji chwyyny podumaw: pewno, witer, jakyj wijaw zwidty, de roste szypszyna, zaraz powijaw w inszyj bik.
Naetiy chwyli pachoszcziw widcwitajuczoji ypy. Pachoszczi perehnoju zemli. Wijnuo czymo bykym i znajomym z dytynstwa duchom chliba. Peky toj chlib u weykij rosijkij peczi na takomu weykomu ysti Na jakomu ysti! Czomu ja zabuw?
Zhadaw: na kapustianomu.
A de ta inka, jaka kryczaa: Hromadianyne, szczo z wamy? O wona roste w
mene na oczach. Poriad z neju sobaka te roste. Straszna, woochata, weetenka twaryna. Ja we ne mih jich baczyty. Ja bilsze ne czuw hoosu, ne czuw hawkotu sobaky.
Temno Tysza. Ae czomu meni tak wako dychaty? Mene pochowaw mij e odiah. Ja
borsawsia, wydriapuwawsia O poswitliszao. Wyliz. Rozdywywsia
Ote, ja pryjniaw poroszok, zmenszywsia na zrist, opynywsia na peku, a wnyzu,
pidi mnoju, szumiw lis traw
Ae chiba wse ce odrazu widbuosia: i zmenszennia na zrist, i widczuttia nowych
zapachiw, koloriw, zwukiw? I chiba widrazu pryjszy jasnis, rozuminnia, uswidomennia wsioho, szczo zi mnoju staosia? Ni! Zwyczajno, ni! Ta ja ne mou skazaty, skilky
wse ce trywao: chwyynu, hodynu, de? Dobre pamjataju, szczo ja, we zmenszywszy
u sto czy dwisti raz i wyaziaczy z-pid swoho taky pidaka, szczo eaw na peku,
raptom schamenuwsia: ade siohodni o desiatij hodyni weczora ja jidu do Moskwy. Kwytok ue kupeno. To de win? U bicznij kyszeni! Potiahnuwsia rukoju zwycznyj est
i rozsmijawsia! Ja we ne toj, jakyj buw!
I wse ce czerez hoownyj bil Uranci, zbyrajuczy na prohulanku za misto, ja razom z poroszkom wid hoownoho bolu piramidonom z kofejinom czerez neuwanis
pokaw do kyszeni poroszok, wyhotowenyj Dumczewym (joho ja maw namir powernuty
aktorowi). I, sydiaczy na peku, ja zamis piramidonu prokowtnuw dumczewkyj poroszok. O czomu wse wyroso w mojich oczach i zjawyysia nowi predmety. Ce ti sami
Czomu mene tak hojdaje? Z takoju syoju, tak rizko! Ta ruky we wchopyysia za
jakyj kanat. Nohy cziplajusia za druhyj kanat. Szczo ce take? Motuziana drabyna?
Wona rozhojdujesia nad prirwoju. Ja hojdajusia razom iz neju. I razom zi mnoju rozhojdujesia nad prirwoju zapowitna kula, z jakoji ja ne spuskaju oczej. Treba znajty
micnu oporu. Ja probuju obereno spustyty, ae czomu nasyu widrywaju ruky j nohy
wid kanatiw. Dywna motuziana drabyna do neji pryypajesz! Motuzzia wsijane bezliczcziu dribnych ypkych wuzykiw. Wony ypnu do moho paszcza i szyrokoho pojasa,
ne widpuskaju, trymaju.
Aha! Tam, na peku, ja zubamy j rukamy widirwaw kraj mojeji maekoji kolorowoji chustoczky z werchnioji kyszeky. Meni poszczastyo ce zrobyty, i ja nakynuw sobi
na peczi kaptyk kolorowoho pootna, nacze starodawnij rymlanyn swoju tohu. Potim
meni wdaosia widirwaty szcze odnu wuzeku smuku wid chustoczky, i ja obmotawsia
szyrokym pojasom, zowsim jak piraty na malunkach u starych knykach.
Hojdajuczy nad prirwoju, ja perebyraju z odnoho kanata na inszyj bycze do
kuli. Perepoczyw. Prydywywsia. Zowsim ne motuzianoju drabynoju ja spuskawsia do
kuli. Ja perebuwaw u weetenkij rami; kanaty wid ramy promeniamy schodyysia do
centra i pereplitaysia czastoju spirallu. Sitka!
Mene hojdaje wse ducze j ducze. Zwidky narostaje ce hudinnia, rizke j pronyzywe? Mona ohuchnuty!
Poriad zi mnoju w sitci borsajesia jaka istota, wona pruczajesia, kydajesia na
wsi boky, prote use micnisze pryypaje do kanatiw.
Jak pozbutysia cioho achywoho rozhojduwannia? Treba jaknajszwydsze spustytysia do krupynky. Ja szukaju nohamy inszyj kanat. Wpyraju u nioho, widrywaju ruky
wid werchnioho i, perebyrajuczy po czerzi rukamy j nohamy, spuskaju dedali nycze j
nycze.
Szcze dwa-try ruchy, szcze odyn perechid z odnoho kanata na inszyj i ja dotiahnu do kuli. Ta raptom z kutka sitky pokazaosia woochate czudowyko. Ja zawmer.
Z hustoji szersti dywlasia wisim oczej. Roztaszowani symetryczno, wony dywlasia w rizni boky.
Czudowyko zrobyo ruch, i na spyni w nioho staw pomitnyj weykyj biyj chrest.
Ce pawuk-chrestowyk! Znaczy, weetenka motuziana drabyna z promeniamy,
szczo rozchodiasia nawsibicz, pawutynnia. A istota, jaka borsajesia, hude j pruczajesia, mucha.
Jakyj ja buw sabkyj, bezporadnyj pered pawukom! Ae todi ja ne poczuwaw strachu.
Ja szcze, oczewydno, ne zwyk do dumky, szczo menszyj wid pawuka i szczo zahybel
moja nemynucza. W mene buo odne baannia jaknajkraszcze rozhladity ciu dywowynu istotu. Dopytywis wriatuwaa mene. Ja ne zrobyw odnoho estu, ani najmenszoho ruchu. Ja zawmer. Dywywsia. Peredi mnoju buw majster-tkacz u swojij majsterni.
I ja zhadaw mit pro Arachneju.
Arachneja najkraszcza tkala starohrekych mitiw, wona zmahaa u majsternosti iz samoju Anoju Paadoju.
Arachneja bua doczkoju selanyna z Lidiji. Wona wmia prykraszaty swoji tonki
tkanyny malunkamy. Ta o do bohyni Any pokrowytelky remese i wsilakych inoczych robit dijszow pohoos, niby Arachneja tak zapyszaasia swojim uminniam, szczo
pochwayasia peremohty w majsternosti Anu.
Bohynia, jakij ce bolacze doszkuyo, prybraa wyhladu staroji baby, pryjsza do
tkali i zaproponuwaa jij pozmahatysia w tkakij majsternosti. Obydwi wziaysia do roboty. Arachneja majsterno wytkaa na tkanyni zobraennia pryhod i peretwore bohiw
Olimpu. Tut stara bohynia Ana zachodya szukaty wady w roboti Arachneji. Ta
jich ne buo.
Ana musya wyznaty sebe peremoenoju. Neehke wyznannia! I, spaachnuwszy
hniwom, mstywa Ana wdarya tkalu czownykom po hoowi j peretworya jiji na pawuka, szczo pryreczenyj dowiku tkaty swoje pawutynnia.
W mojij ujawi nespodiwano wynyk cej starodawnij mit i tak posiw moji dumky,
szczo ja ne zrobyw odnoho metuszywoho ruchu. Cym ja wriatuwaw sebe. Ade pawuky
ne napadaju na neruchomi predmety.
A tym czasom istota, szczo bua maje poriad zi mnoju, byasia, borsaasia, sykujuczy wyrwatysia z ypkoho pawutynnia. Pawuk nabyawsia do swojeji ertwy muchy. Chyak instynktywno kydajesia na ruchywu zdobycz.
Pywo w powitri wisim oczej, dywlaczy nawsibicz, pywy nohy z hrebeniamyszczitkamy, wydno buo szczeepy, schoi na eza skadanoho noa.
Mucha rwonuasia w mij bik. Zaraz wona bua zowsim bila mene. Ja zayszawsia
neruchomym. Pawuk kynuwsia na muchu. Win spowywaw jiji biymy nytkamy.
Pawuk nacze pryyp do swojeji ertwy. Treba wyhraty czas! Treba schopyty kulu j
tikaty! Spuskajuczy, ja raz u raz ohladawsia. Tam, de bua mucha, wysio teper na
pawutynni czorne, obtiahnute biymy nytkamy pattia muchy. Ja rozhediw u riznych
misciach pawutynnia kilka takych samych hrudoczok. Chaj pawuk rozprawlajesia zi
swojeju ertwoju. Meni potriben mij mjacz krupynka, szczo powertaje zrist.
Ja kynuwsia do kuli. Staosia najhirsze: wid udaru nohy motuzka, na jakij ja stojaw, rizko chytnua. Ja pereskoczyw na inszu. Pawutynnia poczao koywatysia,
tremtity, i pawuk pospiszyw do toho miscia, de najbilsze tremtia joho sitka. Win kynuwsia do mene!
Ja hoodnyj, ae, ne pokusztuwawszy medu, wtik wid nioho. Daremno! Czy ne powernutysia meni nazad? A nespodiwanyj dach? Czomu win opynywsia w mene nad hoowoju? Spuszczusia znowu w koodia, posnidaju. A szczo, jak mene nahucho prykryje
dach i ne mona bude wybraty? Treba prydywytysia: zwidky tut medowyj koodia i
chto sporuduje nad nym dach?
Sira twaryna zjawyasia na zeenomu weyczeznomu pootnyszczi na ystku,
zowsim poriad zi mnoju. Ja pryczajiwsia. Mene ne wydno. Twaryna powodyasia dosy
dywno. Jaki nespodiwani ruchy! Tanok? Ni, ce ne tanok. Twaryna wyrizuwaa z ystka
jakyj kruh, prawylnyj i tocznyj. Niby koo dla wyrizuwannia buo nakreseno cyrkuem.
Za opornu toczku prawyw tuub twaryny, a hoowa iz szczeepamy ruchaa, opysujuczy
koo.
Wyriz buo zrobeno po kou. Neschybno j toczno. Raptom twaryna z hudinniam
zniaasia whoru, opustyasia porucz mene i prykrya wyrizanym z ystka zeenym kruhom toj koodia, z jakoho ja oce tilky wybrawsia.
A na druhomu zeenomu ystku taka sira twaryna te tanciuje wyrizuje. O
wona poetia. A na ystku zayszywsia wyriz, ae zrobenyj ne po kou, a po elipsu. Komacha tut dwiczi peresuwaa toczku opory: dwa nepowni koa j utworyy wyriz po elipsu.
Dach moho koodiazia ce kusok ystka, wyrizanyj po kou. A kusok, wyrizanyj
po elipsu, pide, mabu, na obkadannia stin koodiaziw, u jakych zberihajesia med.
Ja zhadaw: sira komacha ce bdoa-ystoriz, megachia. Wsia jiji robota niby
naocznyj urok narysnoji geometriji.
Dobre buo b posnidaty, skazaw ja sam sobi, prydywlajuczy, jak bdoa-ystoriz
ukadaje na swij medowyj koodia odyn kruhyj zeenyj dach nad druhym. Treba
pospiszaty! Jakszczo bdoa ukade we swij bahatoszarowyj zeenyj dach, to takyj dach
kuakom ne probyty. Zayszusia bez snidanku.
O bdoa akuratno zakrya koodia kruhym zeenym dachom. Tilky wona poetia he, ja szwydko pidbih i wdaryw po niomu kuakom. Probyw otwir, ae lizty po med
szcze ne nawauwawsia. A szczo, jak ne wstyhnu? Powernesia. Tak i buo.
Bdoa ukadaa dach ja daw. Wona widlitaa, wyrizuwaa nowyj ja probywaw. Znowu terplacze daw. Znowu hotowyj dach, a ja znowu widnowluju swij prochid
u medowyj koodia. Bdoa roby marnu robotu. Dajesia wznaky awtomatyzm instynktu.
Zakinczy e wona koy kasty swoji dachy?!
Bahato raziw wona prylitaa j ukadaa kruhy. Pokawszy trynadciatyj szar, tak
samo staranno probytyj mnoju, jak i poperedni dwanadcia, wona poetia he i bilsze ne
powernua. Ja czekaw dowho, ta bdoa, pewno, wwaaa swoju robotu zakinczenoju.
Teper czas!
Ja poliz u koodia, chapajuczy za kraji ystianych stinok. Nepohanyj charcz zamisya dla mene bdoa: medowe tisto z kwitkowoho pyku j nektaru. Siudy wona widkaa swoje jajeczko.
Ja posnidaw, wybrawsia nahoru j poczaw spuskatysia z peka, trymajuczy za wyboji kory.
Ae szczo tam bysnuo bila korinnia traw? Czy ne sriblasta ce krupynka, jaka skotyasia z peka?
Tak wono j je! Ja pobaczyw sriblastyj bysk krupynky. Ce bua wona! Dorohocinna
krupynka! Chaj druha zayszajesia w pawuka!
Ja ziskoczyw na zemlu i bolacze podriapawsia ob hostri kraji kaminnia. Kaminnia?
Ranisze ja skazaw by, dywlaczy na nioho: weykozernystyj kwarcowyj pisok. Teper
ce weyczezni kameniuky. Neweyka j wuka kamjanysta smuha, a nawkoo szumy
lis
Ja kynuwsia do krupynky, ae kruha kuepodibna hora zawwyszky z trypowercho-
wyj budynok, jaka stojaa nepodalik, raptom ruszya z miscia i perehorodya meni dorohu.
Bua my, koy ja mih by, rwonuwszy upered, schopyty biyj mjacz-krupynku. Ae
hora nasuwaasia na mene tak newbahanno j hrizno, a duch, jakyj iszow wid neji, buw
takyj smerdiuczyj i wakyj, szczo ja widskoczyw, prohajaw czas. Kuepodibna hora raptom zupynya. Ja kynuwsia w obchid. Ta czudernaka istota, zakuta w czornu broniu,
wyzyrnua z-za hory. Wona bua schoa na ycaria serednich wikiw. Ae jaki rozmiry!
Jakyj bezhuzdyj obadunok! I cej czudernakyj ycar prytuywsia spynoju do hory.
Perednij kraj hoowy czudowyka nahaduwaw napiwkruhyj weyczeznyj kiwsz z
weykymy zubciamy. Peredni nohy skydaysia na dwi dowhi szyroki opaty iz zubczastymy krajamy.
Merszczij w obchid! Obijty! Bu-szczo-bu obijty ruchywu horu ta schopyty riatiwnu krupynku!
Ja promczaw powz twarynu, obbih horu z prawoho boku. Ta raptom hora zruszya
z miscia j pokotyasia nazad, znowu perehorodujuczy meni dorohu.
Ja widstupyw. Z-za hory zjawywsia druhyj czornyj ycar. Cej druhyj buw menszyj
na zrist, ruchy joho buy szwydki ta wprawni i, mabu, nawi zodijkuwati. Win-to i
posunuw horu w inszyj bik. Zodijkuwatyj ycar zachodywsia buw kotyty jiji, ae perszyj wpersia, nawaywsia, poczaw sztowchaty w poperedniomu napriamku.
Obydwi istoty kotyy swoju weetenku kulu to w toj, to w toj bik, to widkrywajuczy
szlach do riatiwnoji krupynky, to zakrywajuczy joho. Kynutysia na odczaj duszi wpered?
Ae ja nemynucze budu rozczawenyj horoju abo roztoptanyj czornymy ycariamy.
Obbihty horu, pity krunym szlachom? Ae praworucz i liworucz taki husti zarosti! Meni ne probytysia kri nych. I szcze: jakszczo ja upuszczu pilulu z oczej, to ryskuju potim ne znajty jiji.
Znenaka hora pokotyasia prosto na pilulu. Wse zahynuo! I o ue moja nadija,
moja krupynka bysnua na werszeczku weyczeznoji kuli. My i kruha hora pokotyasia dali piszczanoju smuhoju. A misce, de szczojno eaw biyj mjaczyk, buo poronie.
Ja pobih za horoju, ae ycari kotyy jiji dedali szwydsze. Ja bih slidom, zadychawsia, ae bih; Szlach buw wakyj: ja obmynaw wauny, strybaw czerez jamy, wydyrawsia na kruti mohyy. Darma Syy zraduway mene. Nezabarom kruha hora z
pryypoju do neji pilueju znyka za weyczeznymy piszczanymy horbamy.
Chto ci istoty z dowhymy zubczastymy opatamy i hrablamy, ci czorni, zakuti w
broniu ycari?
Szczo ce za kula-hora?
Wse ce stao meni jasno ysze zhodom.
Ni, skazaw ja sam sobi, hodi! Meni staje dedali wacze dychaty. Ja tut bojusia zrobyty krok, ne znaju, jak stupyty. Ne rozumiju i nikoy ne zrozumiju, ne nazwu
wsioho, szczo mene otoczuje. Tut stao nezrozumiym use zrozumie w ytti. Ja hlanuw
na nebo: wono buo take znajome, zwyczne, z puchnastymy sirekymy chmarkamy,
szczo spokijno pywy u hybokomu syniomu nebi, zminiujuczy ehki obrysy. I zawdy
choodna syniawa staa dla mene tepoju, ridnoju. Tilky nebo yszyosia takym, jak koy
Treba rozdobuty, neodminno rozdobuty krupynku, szczo widnowluje zrist, i powernutysia do ludej! Buo dwi krupynky Jaki twaryny kotyy smerdiuczu horu i razom
z neju zanesy krupynku. Ja nazwaw jich czornymy ycariamy. A nasprawdi? Ja ujawyw sobi yttia w joho koysznich massztabach: ta ce uky-skarabeji! uky-hnojowyky!
Doenu doenu! Widberu! Ae wid samoji ysze zhadky pro ukiw na mene wijnuw
ohydnyj duch kuli, wyhotowenoji z presowanoho hnoju. Ja szcze ne pohnawsia za skarabejamy, a mene we poczaw duszyty amicznyj duch hory hnoju, jaku wony kudy
kotyy.
Ote, zayszajesia odne: pity na dwobij z pawukom. U nioho w sitci druha krupynka. Ae ja zhadaw womyoke czudowyko, szczo rozhojduwaosia w powitri, straszni
szczeepy-noyci. Motuzky ypki kanaty Szczo robyty? Ja prytuywsia do jakoho
derewa i skryknuw. wid bolu w mene uwihnaasia hostra hoka.
Z weykymy zusyllamy ja wytiah iz swoho tia kine cijeji hoky, szczo widomywsia. Bil jak wid opiku. Widijszowszy od derewa, ja opustywsia na zemlu. Tio buo nacze
u wohni.
Szczilnoju stinoju stojay peredi mnoju derewa, wsi stowbury jich buo wkryto takymy samymy hokamy. Derewa chytaysia pid witrom, szurchotiaczy paskym zubczastym ystiam. Konyj zube ystka te maw hoku na kinci. Kropywa!
Treba prykasty do opeczenoho miscia meniu syroji zemli. Wid cioho maje poehszaty. Prostiahnuw ruku, razom iz meneju zemli pidniaw derewjanu oku. Derewjana oka? Ja dywywsia na neji i dywom dywuwawsia: jak zruczno jiji trymaty w
mojij ruci ruci ludyny, jaka zmenszyasia w bahato-bahato raziw. Czy ce ysze kusok
derewa, wypadkowo podibnyj do oky? Hra pryrody? Awe! Ae oku wkryto akom.
O u kilkoch misciach ak potriskawsia. Jak staranno wytoczuway ciu oku! Wytwir
ruk ludkych?! Dumczew! Newe cia maeka oka oznaka yttia ludyny sered traw?
Ne znaju, ne zdohaduju, jak mona bez noa wyhotowyty tebe, maeka oko! Ae dobre widczuwaju, jak czerez cej kusok derewyny, jakyj ja trymaju w ruci, peredajesia
meni tepo inszoji ludkoji ruky.
Do pawukowoji sitky ja dijdu. Krupynku zaberu. Wzdow i wpoperek projdu Krajinu Traw i znajdu ludynu, jaka wyhotowya maeku derewjanu oku. Rozszukaju
Dumczewa. Tak ja kazaw sobi. W ti chwyyny meni j na dumku ne spadao, szczo, moe,
tut dawno nemaje toho, koho ja zbyraju szukaty, i szczo derewjanu oku, jaku ja tak
micno styskaju w ruci, Dumczew zahubyw, moywo, trydcia-sorok rokiw tomu.
Ote, ja wyriszyw zdobuty krupynku zworotnoho zrostu, jaka zaczepya u pawutynni. Wyriszyw, ae widrazu zadumawsia. Kudy jty? Jak znajty szlach do sitky pawuka?
Koy ja bih za skarabejamy, moja ti biha poperedu. Ote, teper treba jty tak,
szczob ti nazdohaniaa mene.
Weetenkyj ptach z szisma nikamy, z prozorymy wukymy dowhymy kryamy
zetiw uhoru, spustywsia i poliz po stowburu derewa, bila jakoho ja stojaw. Ja stupyw
ubik. Win spustywsia iz stowbura i ruszyw prosto na mene.
Ja widbih, spotykajuczy ob korinnia, i pryczajiwsia za inszym hrubym derewom.
To osa! Way zahynu! Dobre, szczo ja zrazu pomityw jiji i widbih. Wona myttiu
rozprawya by zi mnoju.
Ae, stojaczy za derewom, ja wdywywsia w chyaka i rozsmijawsia. U neji nemaje
aa! Wona absolutno ne szkidywa. O naocznyj prykad do wczennia Darwina. Mimikrija. Nasliduwannia formy i koloru kry osy. Ce meteyk-skliwka, joho krylcia prozori, jak u osy, wony ne wkryti pykom. Ptachy dawno znyszczyy b meteykiw-skliwok,
ta hrizne wbrannia osy riatuje jich.
Wnyzu bila korinnia, de ja probyrawsia, bua piwtemriawa, tepa j wooha. Nemowby ja opynywsia w pohrebi napiwtemnomu i wohkomu, spownenomu wypariw
wid hnyttia owocziw. Nespodiwanka zminiuwaa nespodiwankoju. Jaku ciomu lisowomu maskaradi widriznyty sprawnioho chyaka wid riadenoho? I ja to chowawsia
za derewo, to nakrywawsia ystkom, to prypadaw do zemli, neporuszno zawmyrajuczy.
Ae skilky raziw ce buo daremno ja chowawsia ne wid chyaka!
Sprawdi, ja chotiw buw perestupyty czerez dwi payczky, szczo eay poriad: wony
perehorodyy meni dorohu. Ta raptom odna z nych widokremyasia wid druhoji, sztowchnua mene j popowza. Perelakanyj, ja wpaw. Ae, prydywywszy, zrozumiw: husenycia! Komu ne widomo, szczo jedynyj zachyst dejakych huseny wid chyakiw nasliduwannia payczky formoju i kolorom.
Szczo unko i dzwinko zahuo koo weyczeznoho kuszcza. Na joho werszeczku
zehka pohojduway maynowo-roewi kuli. Kolir jichnij pidkazaw meni: ce koniuszyna.
A weetenka komacha, jaka tak unko hua, dmil. Nebezpeczne susidstwo! Ja schowawsia pid kuszcz. Tut, pid kuszczem, ja pobaczyw druhoho dmela. De riatuwaty?
Ta wyjawyosia, szczo w dmela tilky dwa krya, zowsim jak u muchy. Znowu fokus
ce ne dmil, a mucha-woochaczka. Skri riadeni! Woochaczka u wbranni dmela!
Tak widlakuje wona worohiw.
Ne tilky riadeni, ae j fokusnyky zapownyy swit, u jakyj ja popaw. O upaa na
zemlu jaka istota. Wona nenacze kepkuje z mene: hepnuasia na zemlu, myttiu zihnua
swoje tio zniaasia whoru.
Fokusnyk uk-laskun.
Ja jszow upered. A hra nawkoo trywaa. Hra jsza u narostajuczomu tempi. Mimikrija projawlaasia dowkoa mene u najnespodiwaniszych formach: fokusy, chowanky, kostiumy, wziati naprokat u susida-chyaka
Ja perebihaw z miscia na misce. Jak ja stomywsia wid cioho maskaradu!.. I nijak
meni ity! Ne dijty, ne distatysia do pawukowoji sitky, de zayszyasia riatiwna krupynka.
Powiw witru chytnuw werszeczky traw. Szczo zahurkotio, bebechnuosia j pokotyosia popered mene, zastupywszy dorohu. Na zemli eaw weyczeznyj hek mao ne
wdwoje bilszyj za mene. Due obereno ja pidijszow do nioho i poczaw rozhladaty. Hek
buo wmio i wprawno wylipeno. Hynu j pisok buo zcementowano jakym rozczynom.
Hynianyj hek, ae ne wypaenyj!
Z radisnym chwyluwanniam ja dywywsia i ne mih nadywyty na hek. Jasno, cikom jasno: ta sama ruka, szczo wyhotowya derewjanu oku, jaku ja trymaju zaraz,
ta sama ruka wylipya z hyny j hek. Ja poczaw rozdywlatysia nawkoo. Meni zdawao,
szczo iz lisowoji chaszczi do mene wyjde ludyna. Dumczew!
Witer zadzweniw, zaszumiy nad mojeju hoowoju werchiwky traw, i raptom na
zemlu poetiw szcze odyn hek. Ja wstyh schowatysia za stowbur derewa. Z werchiwok
derew etiy wse nowi j nowi heky. Koy witer uszczuch, ja kynuwsia do nych i zachodywsia uwano rozhladaty koen. I o w odnomu ja pobaczyw na dni take, szczo zmusyo
mene widsachnuty. Tam pryypa apa czudowyka, iz sitky jakoho ja edwe wydersia,
apa pawuka!
Ni-ni! Ne bude ludyna lipyty heky, napowniuwaty jich ubytymy pawukamy j roz-
wiszuwaty po derewach. Ae chto i nawiszczo zajniawsia tut honczarkym wyrobnyctwom ta zahotiweju pro zapas charcziw?
Nawi liczeni dni wypadkowoho znajomstwa z yttiam komach z knyok, malunkiw i fotograj w Czenku, nawi urywczasti spohady dytiaczych sposteree pryrody
day meni moywis zrozumity, jaki bahatomanitni remesa komach. Tut zowsim nedawno ja zdohadawsia, szczo medowyj koodia i dach nad nym roby bdoa-megachia.
To, moe buty, i hek, i derewjanu oku wyhotowya jaka-nebu komacha?
A Dumczew? Ne treba obmaniuwaty sebe: oczewydno, ja sam odyn, zowsim samotnij sered weetenkych traw, sered twaryn, jaki powzaju, strybaju, skaczu, litaju,
szurchotia, szumla, dzwenia, ywu tajemnyczym i strasznym dla mene yttiam.
Ja jszow, use jszow
skaasia dedali nycze. Zdawaosia, niby z hiky na zemlu tiahnesia ywa zmija, tiahnesia i wse namiriajesia za szczo zaczepyty. Ja pidwiw hoowu: tam, uhori, motuzka
micno prykripena do hiky, nacze prykejena. I o po motuzci, szczo hojdajesia to w
odyn bik, to w druhyj, spuskajesia toj, chto jiji we czas podowuwaw, i wperto namahajesia do czoho jiji prykripyty. Znowu ja pobaczyw hrebeni, szczitky i wisim czornych
oczej na hoowi. Pawuk!
Na zemli bila stowbura wysoczeznoho derewa walay koody, erdyny, doszky.
Zwyczajno, ce buy hioczky i suche hauzzia. Skydao na te, szczo pawuk, wypustywszy
motuzku, spuskawsia po nij do cych kood.
Jak i persze, pohojduwaysia w powitri szczeepy, schoi na eza skadanoho noyka. Ja pobaczyw na czerewi czudowyka weyczezni narosty Iz sotniamy diroczok. Pawuk spustywsia do odnijeji z kood, prytys do neji czerewo, i motuzka prykejia. I widrazu pawuk poczaw lizty whoru, wypuskajuczy, wysotujuczy iz sebe druhu motuzku.
Win pidijmawsia dedali wyszcze, a kiho na zadnij api trymaw mi motuzkamy, widokremlujuczy jich odnu wid odnoji. Wony ne skejuwaysia, ne zypaysia. W takyj sposib
win dotiah druhu wiriowku nahoru do hiky, de wona micno pryypa.
Pawuk pobih uzdow cijeji hiky. Bih, wypuskajuczy, wysotujuczy iz sebe motuzku.
Prykripyw jiji do kincia hiky. Pisla toho win wypustyw motuzku wnyz, spustywsia po
nij do koody, znowu pidniawsia whoru i potiah za soboju nowu motuzku. I tak bahato
raziw. Ja pobaczyw: kooda, do jakoji prykripyy wiriowky, popowza po zemli, trochy
pidniaa, zahojdaasia nad zemeju. Nadija na te, szczo meni poszczasty jakym-nebu
czynom rozirwaty sitku i skynuty krupynku dodou, propaa. Nijakymy payciamy ne
porwaty ci motuzky. Nikoy j niczym meni jich ne pererizaty. Motuzky eastyczni i, oczewydno, due micni na rozryw. Krim toho, pawuk ce ywa majsternia. Zamis porwanoji motuzky win protiahne nowu. Szczo joho robyty? Jak distatysia do paszcza? Ade
motuzky sitky kejki. Tysiaczi j tysiaczi ypkych kulok zayszaje na nych pawuk. Ja pryypnu, zastrianu i pawuk rozprawysia zi mnoju, jak z muchoju.
Ja dywywsia whoru to na pawuka, jakyj wysiw unyz hoowoju i czyhaw na zdobycz,
to na houbyj paszcz. Szczoprawda, do nioho mona perebraty po suchych radilnych
motuzkach (ysze spiralni motuzky ypki). Ae persz za wse treba wyhnaty pawuka z
sitky. Pisla cioho mona podatysia w nebezpeczni mandry whoru po kanatach, do
krupynky.
ehko skazaty wyhnaty pawuka. A jak ce zrobyty? Czy ne staty bila kraju sitky
i, smykajuczy jiji driuczkom, dzyczaty muchoju? Pawuk zachodysia poluwaty na muchu. Ja zibju joho z panteyku i todi proberusia do krupynky.
Dzyczaty, jak mucha? Ae nyki abo wysoki tony dzyczannia, narostannia czy
znyennia jich spryczyniajusia wibracijeju krye muchy. Czy poszczasty meni zdijsnyty wse ce pryrodno? Czy poszczasty meni obduryty pawuka?
Ni! Ja czytaw pro nadzwyczajnyj such pawukiw. Na odnomu z koncertiw pawuk,
zaczuwszy czudesnu hru skrypala, spustywsia po swojemu pawutynniu i wysiw, suchajuczy muzyku. Ae, koy zahraw orkestr, pawuk poliz uhoru, schowawsia za kandelabr.
Ricz u tim, szczo koywannia powitria wid zwukiw skrypky prymusyy tak tremtity
sitku pawuka Za kandelabrom, jak tremty wona, koy do neji potraplaje mucha. Instynkt chyaka prokynuwsia. A koy zahraw orkestr, weyczezni chwyli zwukiw prymusyy pawuka schowatysia. Ni, ja ne budu dzyczaty, jak mucha. Swojim dzyczanniam
meni ne poszczasty obduryty muzykalnyj such pawuka.
Prote jak e prohnaty joho he? Wraz meni siajnua widczajduszna dumka: a czy
ne obernuty instynkt pawuka proty nioho samoho? Ade na ciomu samomu misci ja
wriatuwawsia wid smerti, zdohadawszy kynuty pawukowi swoho paszcza. Ja obduryw
pawuka, prymusyw joho chapaty falszywu zdobycz. Cej pryjom treba potrojity, posemeryty, powtoryty desiatky raziw, i todi
Ja zachodywsia zbyraty trisky, payczczia, hauzky, potim use ce pidtiahnuw do
pawutynnia.
Mereywo tinej wid sitky, szczo jiji snuwaw pawuk, stao we zowsim huste. Sonce
oswitluwao sitku, witer nadymaw jiji. Tremtiy, peresuway na zemli tysiaczi jasnych
ciatoczok. A pid sitkoju buo wydno chymernyj kontur twaryny, w jakoji spajano hoowu
j hrudy: pawuk powys i czatuwaw na zdobycz.
Nad zemeju pohojduwaa kooda, pidtiahnuta whoru na kanatach. Ja wydersia
na neji. Sitka pruno chytnua. Upyrajuczy nohamy w koodu, ja rozhojduwaw jiji dedali ducze, nemow na hojdaci. Pawuk poczaw spuskatysia. Ja ziskoczyw na zemlu.
Pawuk te sturbowano obmacuwaw kinci motuzok, do jakych buo prykripeno koodu, a ja we schopyw driuczka i poczaw wydyratysia na stinku peka. Znowu chytnuw
sitku. Ja prynaduwaw pawuka to do odnoho jiji kraju, to do druhoho, rozhojduwaw to
odyn kraj pawutynnia, to druhyj, kydaw payczczia. Pawuka buo zbyto z joho pawuczoho panteyku. Win to zaspokojuwawsia nemaje zdobyczi! liz na seredynu i pidwiszuwawsia tam, to znowu kydawsia na zdobycz i poczynaw spowywaty payczky,
szczo ja jich kydaw u pawutynnia. Win spowywaw jich poskymy motuzkamy, schoymy
na striczky. Win buw. pewno, due hoodnyj, cej priadylnyk, i we, czas namahawsia
wysmoktaty ywluszczi soky z driuczczia. Zresztoju, ja stomywsia. Siw na zemlu j
poczaw dumaty, jak by wymanyty pawuka j porwaty joho sihku. Hlanuw uhoru pawuka nemaje! Oczewydno, i win stomywsia,
Ja dowho daw. Sitka bua poronia. ysze witer zehka nadymaw jiji. Pawuk ne
powertawsia.
I todi todi krupynka-mjacz nareszti opynya u mojich rukach.
Teper, koy krupynka bua u mene w rukach, ja widczuw tiaku wtomu. Opustywsia na zemlu. Dywywsia na swij skarb i ne mih nadywytysia, nenacze bojawsia o-o
win pokotysia wid mene he. U stomenij hoowi zminiuway odna odnu powilni dumky:
Dumczew!.. Treba szwydsze widdaty jomu krupynku. De win?
Sutenio. I swit traw, u jakomu ja perebuwaw, stawaw szcze straszniszyj, nebezpeczniszyj. Chiba mona znajty Dumczewa? Ja sam perekonawsia, widczuw, pobaczyw:
z usich bokiw ludynu tut otoczuju nebezpeky, szczomyti wony czatuju na neji, zmykajusia piwkoom. Odyn krok, wypadkowyj ruch i wona na kraju zahybeli. Jak e powiryty, szczo Dumczew proyw u cij Krajini Traw desiatky rokiw?
Treba rozbyty krupynku-kulu, zjisty. Powernuty sobi zrist. Odiahty kostium, szczo
ey bila peka. Pity do mista. Na pojizd ja we spiznywsia. Strywaj! Ade sobaka steree mij kostium. Ja zhadaw woochati koony sobaczi apy, szczo wpyraysia w zemlu, i zdryhnuwsia. Straszno! Ni, ne straszno ade prohnaw ja czudowyko-pawuka
z siti i sobaku proenu! Ae tut-taky ja rozsmijawsia: mabu, ja due stomywsia, putaju
massztaby.
A tym czasom use dowkoa nabuwao dywnych i zahadkowych obrysiw.
Czy ce ysze pryczuosia meni? De nenacze zaszypiw parowoz. Szypinnia dedali
nabyaosia. Ja wdywywsia j pobaczyw: weetenka zmija wytiahnua i staa na
chwist. Wona rozchytuwaasia praworucz i liworucz, szypia, szyja rozdua. Hadiuka!
To o czomu szypinnia parowoza.
A poriad z hadiukoju eaw pahorb weyczezna kula z wystromenymy spysamy.
Jiak?
Weetni! Wony wyjszy na niczne poluwannia.
Zmija skrutya i rozkrutya; bysnua chwylasta striczka jiji spyny. Zmija nakynuasia na weyczeznu kulu. Zirwawsia witer, zahojdaysia trawy-derewa.
Ja zibraw usi syy, wyliz na jake derewo i z wysoty pobaczyw dwobij cych weetniw.
Misiaczne siajwo spokijno j riwno oswitluwao halawynu, i meni wse buo dobre
wydno.
O na odnu my kula niby rozkrya: jiak upjawsia zubamy w chwist zmiji. Hadiuka nacze oskaenia: poczaa kydatysia w rizni boky, namahajuczy ukusyty jiaka.
Darma! Wona nasztowchuwaasia na hoky.
Wse wyroso peredi mnoju w nezwyczajnych massztabach. I meni buo wako perekonaty sebe, szczo wnyzu zwyczajni hadiuka i jiak.
Dwobij trywaw. I meni zdawaosia, szczo jiak i hadiuka to nabuway swojeji zwyczajnoji, dawno meni widomoji formy, to wyrostay, wydozminiuwaysia, nabyray nowych, weetenkych rozmiriw. Szczo robyty? Pamoroczysia w hoowi. Ne treba dywytysia na borobu dwoch strasznych weetniw, ne treba suchaty chrypinnia j syczannia,
szczo doynaju znyzu. Ja wyazyw na derewo wse wyszcze j wyszcze.
A wnyzu boroba stawaa dedali zapekliszoju.
Jiak micno prytysnuw hadiuczyj chwist do zemli. Hadiuka namahajesia wyrwaty, ta jiak ne puskaje.
Raptom boroba prypynya. Jiak widskoczyw. Zmija kwapywo popowza dali.
Worohy rozijszy. Ja poczaw spuskatysia na zemlu, ae pobaczyw, szczo jiak pokotywsia slidom za hadiukoju. Znowu sutyczka! Jiak perehnaw hadiuku, strybnuw,
upjawsia zubamy jij u szyju. Hadiuka szczosyy stripnua. Jiak myttiu skrutywsia
kubkom. Hadiuka syczaa, wona tyciaasia u rizni boky. Ta jiak buw neruchomyj. Win
prytys do czerewcia pysok i apky, pidibhaw swoho korotkoho chwosta. Win rochkaw i
pychkaw, mow parowa maszyna.
Hadiuka, pewno, stomyasia, widpowza. Wona powza z ostannich sy.
Jiak pobih, pokotywsia slidom za hadiukoju. Win nazdohnaw jiji i wpjawsia w
chrebet.
Hadiuka rozchytuwaa. Ta jiak wstromyw zuby jij u szyju.
I ja, zabuwszy pro jichni weetenki rozmiry, kryczu:
Kusaj! Kusaj jiji, jiacze! Prokusy jij szyju!
Jiak widbih. Hadiuka bua mertwa. Jiak zrobyw swoje dio. Win widpoczywaw:
wystromyw ahidnyj pysok, spokijno skaw hoky.
Potim win powoli, perewalcem, pidijszow do mertwoji hadiuky j zachodywsia jiji
szmatuwaty. Rozirwaw hadiuku nawpi, schopyw szmatok i kudy pobih.
Newdowzi zjawyysia dwa maeki siri horboczky, wkryti hokamy jiaczky! Wony
adibno nakynuysia na zdobycz. jiak dywywsia na nych, i meni zdaosia, niby win nasmiszkuwato posmichajesia.
Jak ja stomywsia wid cioho wydowyka! Jak choczesia spaty! Ta niczni szerechy,
szeest, szurchotinnia ne prypyniajusia ni na chwyynu.
De schowatysia, de zasnuty? Ja wmostywsia buw na ystku derewa, z jakoho sposterihaw dwobij weetniw, ta witer, szczo znenaka naetiw, tak hojdnuw joho, szczo ja
mao ne hepnuwsia dodou. Doweosia spustyty na zemlu.
Schowaty i zasnuty pid jakym-nebu kuszczem? Ja poczaw zbyraty na zemli suchi
trawynky na pidstyku. Ruka torknua kraju jakoji jamy. Wnutrisznij bik jamy
szczilno obpetenyj motuzkamy. Pawutynnia? Pewno, hnizdo zemlanoho pawuka. Ja pomacaw koo hnizda. Poriad eaw jakyj kruh. Czy ne kryszka wid pawuczoji nory? Ade
zemlanyj pawuk lipy z piszczynok kryszeczku dla swojeji nory. Czy wdoma hospodar?
Z tijeji chwyyny, koy ja prokowtnuw poroszok i trawy bila staroho peka wraz
pidniaysia, jak hoky dykobraza, potiahysia whoru j otoczyy mene z usich bokiw, z
tijeji chwyyny, chocz kudy b piszow, ja wsiudy baczyw, widczuwaw weetenku ti staroho peka.
Chocz jak by daeko widijszow wid peka, ja wse-taky widczuwaw prochoodu cijeji
tini. Probyrajuczy pomi weetenkych derew-traw, bukajuczy netriamy, ja raptom zupyniawsia i, spanteyczeno ozyrajuczy, chapawsia rukamy za hoowu: szczo ce take?
Ade derewa, szczo ot zaraz hojdajusia i szeestia, cej hriznyj lis, w jakomu ja opynywsia, buy szcze wczora trawoju, zeenoju trawyczkoju. Ja tooczyw jiji nohamy.
Ti staroho peka prostiahasia daeko i laha na lis traw. Zwyczajno, mona pity
z cijeji tini. Ae do staroho peka pryjdu ludy szukaty mene, po nych pobiha Czernykowa; bila peka zayszywsia eaty i de mene mij kostium; ja joho wdiahnu i powernusia do mista.
I siohodni, cioho rosianoho ranku, ti staroho, hnyoho, porochniawoho peka zakoysuwaa, zaspokojuwaa moje zlakane serce.
Wooczaczy slidom za soboju krupynku, zahornutu w paszcz, z okoju w ruci ja
obereno prosuwawsia czerez horbky, pahorby, wystupy, uszczeyny pomi staroho
korinnia peka, prosuwawsia bycze do toho miscia, de zayszywsia mij kostium.
Czy nichto, buwa, ne wziaw joho? Czy steree joho sobaka?
Chto sztowchnuw mene. Ja wpaw, ae myttiu schopywsia na nohy. Weyczeznyj
buryj udaw! Win zwywawsia, huczno szurchotiw po zemli. Ja widbih. Ae dywno, czomu
tak bahato nih u cijeji twaryny? Hoowa w neji towsta, bura, z czerwonoju oblamiwkoju.
Udaw kilcem zwywawsia zowsim porucz. Cijeji myti ja wtratyw use swoje samowadannia: peredi mnoju weyczezna hoowa z dwoma wyriaczenymy oczyma. Hoowa rozduwaasia.
Ja bih wse dali wid udawa, prypadaw do wystupiw, namahawsia staty zowsim nepomitnym. Raptom ja pobaczyw jaku szcziynu, zatuenu kamenem. Widsunuw joho i
opynywsia w peczeri. ysze tut ja widdychawsia.
Nikoy ne mona rozhubluwatysia, wtraczaty wpewnenis u swojich syach. Ade
cej udaw z nohamy tilky husenycia, zdajesia, meteyka wynnyj branyk. Znowu
obman! Jiji oczi, szczo ne mou ne lakaty, prosto dwi plamy. Husenycia sama zlakaa, i w neji rozduo odne z kie tia. jiji wyhlad lakaje nawi maych ptaszok.
Zwyczajno, ja zayszywsia na jakyj czas u swojij schowanci, nechaj husenycia, jaka
staa dla mene udawom, widpowze dali.
Swito pronykao kri szcziynu i mjako rozywaosia po peczeri. Ja prytuywsia do
stiny, pomacaw jiji rukamy i zdywuwawsia wona bua hadeka, zowsim hadeka,
nacze jiji wkryy akom. Ja dobre rozumiw, szczo zaliz u hnyyj, porochniawyj peniok i
konoji myti szmatky derewyny mou upasty, zwaytysia na mene. Jakoju sumiszsziu
chto skripyw, pomazaw, wkryw powerchniu stin i stelu?
Ja znaw z proczytanych knyok, szczo zaozy bdi wydilaju wisk, znaw i te, szczo
dejaki komachy wydilaju aky. O czomu ja podumaw, szczo perebuwaju w nori newidomoji meni komachy, jaka woskom abo akom obrobya stiny.
Nohy moji kowzay, nacze po nawoszczenomu parketu. Nachyywsia. Prydywywsia. Pidoha bua wkryta kolorowymy nadkrykamy soneczok. Nadkryky szczilno
prylahay odyn do odnoho, nemowby chto chotiw uberehty yto wid wohkosti.
Macajuczy rukoju po stini, ja zaczepyw krajeczok mjakoji tkanyny. Ja due zdywuwawsia b, jakby ne znaw, szczo bahato jaki komachy wyroblaju i watu, i szowk, i
pawutynnia.
Z dejakym pobojuwanniam ja trochy pidniaw kapo tkanyny, stupyw upered i opynywsia w druhij peczeri
Wohnyky, wohnyky, wohnyky Blido-jasni switni ciatoczky, niby hrudoczky misiacia, utworywszy piwkoo, rozyway mjake swito na stiny, pidohu i stelu peczery.
Hnyluczky! Wsioho ysze switni hnyluczky! Ae wony dopomohy meni pobaczyty szczo
take, u szczo j powiryty wako.
Znowu nadi mnoju hojdajusia trawy-weetni, znowu ja czuju bezuhawnyj homin i
hudinnia jichnich werchowi, znowu swity jaskrawe sonce. Jak powiryty?! W peczerach,
de ja dopiru pobuwaw, stiny buo wkryto woskom i akom, na dwernych otworach
szowkowi sztory, na doliwci heky, napowneni kwitkowym pykom, medom, czystoju
wodoju. Jak powiryty? W odnij z peczer spalnyj miszok z watianoju poduszkoju, w
druhij, menszij skadeno w poriadku skruczeni kanaty, motuziani drabyny, wyroby z
derewa, hostri uamky czerepaszok i obtesani kameni, jaki w umiych, wprawnych rukach mou wyjawytysia ne zhirsz wid noa j pyky.
Szczo za komachy wylipluway posudyny, w jakych zberihaysia rizni charczi?
Szczo za komachy praciuway nad wyhotowenniam waty dla poduszok i kowdr? Szczo
za husi priaa szowkowi sztory, pokrywaa, motuzky, kanaty riznoji dowyny? Szczo za
komachy naday dla obadnannia peczer pid yto wosky, aky, rizni zapaszni reczowyny? Chto zabyraw u meszkanciw traw jichni wyroby (jaku wynachidywis tut wyjaweno!), chto zibraw usi ci predmety pid ce skepinnia, rozmistyw, rozkaw jich u peczerach?
Perechodiaczy z odnoho prymiszczennia do inszoho, ja bez kincia-kraju stawyw
sobi rizni zapytannia. Ta jak e ja zdywuwawsia, koy pobaczyw maekyj stosyk arkuszykiw, spysanych rukoju ludyny!
Pry jasnomu soniacznomu switli dnia dywlu na ci arkuszi i oczam ne wiriu Prydywlaju piznaju hostryj, z ehkoju wjazziu poczerk.
Znowu toj samyj poczerk! Ja baczyw cej poczerk na arkuszykach pid mikroskopom
w instytuti, na paperach w aboratoriji Dumczewa, na obhorilij zapysci u Buaj i na
kaptyku paperu, w jakyj buo zahornuto poroszok.
Ta sama ruka!
Ne wiriu sobi. Hortaju arkuszi. Czytaju whoos. Ne due hoosno, ae tak, szczob
czuty samoho sebe. Na my, pokynuwszy czytaty, ozyraju. Meni zdajesia, niby hucznyj
homin traw postupowo wszczuchaje, nenacze wse, szczo tut ywe, prysuchajesia do
moho hoosu.
Woeju wypadku ja, Sergij Dumczew, opynywsia w Krajini Drimuczych Traw. Proyw tut bahato-bahato rokiw. A koy znajszow papir i prosoczyw joho ridynoju potribnoho skadu, tobto zrobyw joho prydatnym dla pysannia, koy dodumawsia, jak wyhotowyty z czornylnych horiszkiw czornyo, poczaw westy szczodennyk, zapysuwaty wsi
widkryttia i doslidy, szczo jich ja zrobyw u cij krajini. Konyj arkusz ja poznaczyw poriadkowym nomerom. Ostannij arkusz maw nomer 2876.
Nastaw de, hodyna i ja wyruszyw u podoro, szczob peredaty szczodennyk widkryttiw ludiam. Jak ce zdijsnyty, ja szcze ne znaw, ae pokaw sobi distatysia tych mis,
de najczastisze buwaju ludy, de koy, dawnym-dawno, bua altanka.
Podoro bua tiaka, maje fatalna. Trapyosia tak, szczo buria j urahan rozwijay
arkuszi szczodennyka. Moywo, jakyj-nebu arkusz i doetiw do ludej? Prote, czytajuczy joho, wony niczoho ne zrozumiju, budu smijatysia. Nechaj! A meni zayszajesia:
widnowyty szczodennyk z samisikoho poczatku i znajty nadijnyj sposib, szczob ludy
zmohy joho proczytaty. Ae persz ni poczaty widnowluwaty szczodennyk, ja zamis peredmowy do nioho opyszu istoriju mojeji ostannioji podoroi.
Arkusz 1
Pamjataju, buo ce nad zachid soncia. Dopysuwaw ja todi czerhowyj arkusz szczodennyka. Podywywsia na pryzachidne sonce j podumaw: ue tysiaczi j tysiaczi zachodiw
soncia baczyw ja w Krajini Drimuczych Traw. I zawdy w cej czas perestawaw pysaty.
Szczodennyk mij ue perepownenyj widkryttiamy j mirkuwanniamy, dumkamy j
spostereenniamy, jaki ja zrobyw u Krajini Drimuczych Traw. Czas, dawno we czas
peredaty joho ludiam. Ae jak ce zdijsnyty? Poperedu lisy, pustela i Weyka Powilna
riczka. Jak meni z wakennym szczodennykom podoaty jich?
Ce pytannia postawao peredi mnoju szczorazu, koy ja zakinczuwaw czerhowyj
arkusz. Ta ja widwertawsia wid cioho pytannia, zwolikaw, use zwolikaw. Potim jako
bude, szczo prydumaju. A zaraz bilsze zwolikaty ne mona. Czas!
Tijeji noczi, eaczy w spalnomu szowkowomu miszku (kokon husenyci), ja we czas
do czoho prysuchawsia, czoho czekaw, nenacze chto izdaeku mih pidkazaty widpowi na pytannia, jake muczyo mene. Ta nawkoo wse buo tycho. ysze czuty, jak kootysia, kootysia serce maeke serce maekoji ludyny.
Poczao schodyty sonce. De daeko zwidsy wono oswityo zaraz i moje misto. Do
nioho ne distaty. Najkraszcze jty do altanky, szczo stoji po liwyj bik dorohy do moria.
Ludy, hulajuczy za mistom czy jduczy do moria, zachodia w altanku. Mabu, wona zberehasia j dosi. Pamjataju, tam, poriad z altankoju, protikaw maekyj strumok. Teper
cej strumok peretworywsia dla mene na Weyku Powilnu riczku. Jak ja podoaju jiji, ne
razi ja zaeaw by wid asky wypadku: babka czy meteyk zowsim ne zobowjazani etity
do altanky!
Trymaty na powodku meteyka, babku? Czy stane syy? Ta j potim ludyni treba
widpoczyty w dorozi, a babky j meteyky, naprykad branyky, etia, ne widpoczywajuczy, i desia, i dwadcia, i sto werst.
I ja poczaw ue dumaty: czy ne rozwjazaty miszok i czy ne rozsypaty szczodennyk
na arkuszi? 1 chaj bdoy nesu moji arkuszi u wuyk, u tych e koszykach na nikach,
w jaki wony zbyraju kwitkowyj pyok. Ae treba bude koen arkusz zhornuty truboczkoju i postawyty truboczku w koszyk. Powoli j wako bdoa powertatymesia do wuyka: u koszykach, krim pyku, moji arkuszi. De tam, u komorach wuyka, wona
zayszy arkuszi razom z pykom. Nu, a szczo dali? Ja nawi bez wantau ne wstyhnu
dijty do pasiky, a moji arkuszi razom z pykom bdoy pererobla na chlibe. Nichto
jich ne pobaczy, nichto jich ne proczytaje.
Ni, ne treba rozsypaty szczodennyk na arkuszi. Koen nastupnyj arkusz szczodennyka perehukujesia za swojim zmistom z poperednim. Zahubysia odyn arkusz znecinysia wsia pracia. Meni dorohyj buw konyj arkusz moho szczodennyka.
A dni, hodyny spyway. Inodi mona czekaty roky, desiatylittia, ae jak tiako, jak
nesterpno tiako inodi czekaty de, hodynu, chwyynu!
Arkusz 4
Ce trapyosia na smerkanni. Buy priami j neporuszni trawy. Ja sydiw pid nawisom. Postupowo temriawa ohortaa wse nawkoo. A o raptom trawa zachytaa, i peredi mnoju zjawywsia kruhyj, z pochyymy krajamy sti na womy wykrywenych nikach. Sti peresuwawsia. A na niomu ruchaysia, woruszyysia maeki stoyky. Zwyczajno, bahato szczo moe prywyditysia w sutinkach, koy zminiujusia obrysy predmetiw
Ja pylno wdywlawsia i rozriznyw u napiwtemriawi: sti zupynywsia. Ja nawi pobaczyw, jak maeki kruheki stoyky obereno spustyysia na zemlu. Wony poczay
peresuwaty po zemli. Spanteyczenyj, ja pidijszow bycze i jasno pobaczyw, szczo wsi
stoyky prypnuto motuzkamy do weykoho stou, z jakoho wony zlizy. ysze teper ja
zrozumiw, szczo ce pawuk wywiw na weczirniu prohulanku maekych pawuczat. I
wony, spustywszy na zemlu, trymajusia za pawuka z dopomohoju nytok pawutynnia.
Ja kynuw kaminczyk. Usi pawuczky, odyn za odnym, szwydko wyderysia na pochyyj
sti, zyysia w odnu hrudku. Krywi nohy zaworuszyysia, sti chytnuwsia pawuk
znyk. I znowu trawy stay neporuszni.
Ue dawno smerko. Zbyzyysia, zyysia stowbury weetenkych traw. Ue dawno
doczymczykuwaw do swoho yta pawuk i, projszowszy pid pawutynnym nawisom ta
baneju, w jaki wpliw hrudoczky zemli j ystiaczko, probrawsia z pawuczatamy u wertykalne ligwo zasnuw.
A ja wse szcze dywywsia w czorni chaszczi lisu traw i baczyw pered soboju pawuka
z pawuczatamy na spyni. I raptom nespodiwana dumka. Brodiaczyj pawuk, abo pawukwowk, o koho ja prymuszu nesty mij miszok iz szczodennykom! Pidkoriu sobi materynkyj instynkt.
Zaraz pawuk nosyw na sobi pawuczat. Ae pawuky nosia i kokony z jajciamy, z
jakych wyuplujusia pawuczata. Zamis jaje ja pokadu w kokon szczodennyk. Win
wakyj, mij szczodennyk! Nu to j szczo ? Ja czytaw koy, szczo zamis jaje w kokon
kay waki szrotynky i pawuky jich nosyy nosyy riwno stilky dniw, skilky treba,
szczob z jaje wyjszy pawuczky.
Ta czy zmou ja powesty pawuka za soboju? Skadne j nebezpeczne zawdannia czekaje na mene poperedu spijmaty, pryborkaty pawuka, prymusyty nesty wanta.
Wako, ae moywo.
Mene pojniaa radis wid dumky pro te, szczo skoro ja wyruszu w dorohu. Ja pryjdu
tudy, de ludy zmou uziaty w ruky mij szczodennyk widkryttiw.
Arkusz 5
Ja poczaw prydywlatysia do zwyczok pawukiw. Hrizni pawuky iz strasznymy haczkamy, napownenymy otrutoju; pawuky, jaki prytyskajusia do ertwy, szczob wyty w
neji wbywczu otrutu, jaki straszni buy ci pawuky w perszi dni moho yttia w Krajini
Drimuczych Traw! Jakyj strach posidaw mene, koy w temriawi peczer, powz jaki ja
prochodyw, zaswiczuwaysia wohnyky-pawuczi oczi, szczo fosforescijuway j minyysia
wid luti! Ja tikaw, chowawsia za derewa.
Pamjataju, w odyn z perszych dniw ja pobaczyw, jak z peczery wylizo woochate
czudowyko z roewymy nohamy. Wisim nih, I na konij nemow tuszsziu namalowano
czorni koa; mabu, czerez ce roewi nohy wydawaysia szcze roewiszymy. Buo
straszno, koy czudowyko, uhediwszy uka, pidpyhnuo i, pokazawszy swoje czorne
czerewo, hrizno pidneso peredni apy. Schopyo uka. Wstromyo w nioho haczky, potiaho w peczeru. Jak ja todi zlakawsia! Ozyrawsia kudy tikaty. Meni wwyaosia,
szczo z usich peczer na mene dywlasia luti wohnyky, czatuju na mene. Ce buo dawno
w perszi dni moho yttia w Krajini Drimuczych Traw.
A teper ja szukaju pawukiw, namahaju bycze poznajomytysia z nymy, diznaty,
jak wony ywu; koho bojasia.
Wysteywszy pohribnoho pawuka i doczekawszysia, koy win zayszy swoje ligwo,
ja widrazu poczynaw dosliduwaty, jak pobudowano ciu oselu! Peredo mnoju buy bastiny, bijnyci, kamjani zahorody robota sprawnioho inenernoho majstra. Ae dla
sporudennia cijeji forteci pohribnyj pawuk ne widirwaw odnoji trawynky wid zemli
win zczepyw i sputaw ta perepliw jich pawutynniam. Pawutynniam tako zwjazaw soomynky i stiahnuw rizni kiky. Pryczajiwszy za stinamy swojeji forteci, wij dowidujesia pro pojawu woroha z ehkoho tremtinnia pawutynnia. Stiny ligwa obwyto szowkowymy szpaeramy pawutynniam. Jakszczo skotysia kamine, win zatrymajesia
w pawutynni i ne wdary pawuczych ditoczok. Wid pawutynnia pawuk tako widsztowchujesia, jak wid tramplina, i kydajesia na woroha.
Inszym razom, nadweczir, koy ja powertawsia dodomu, powz mene projsza weyczezna twaryna: czorne z korycznewymy smuhamy oksamytowe czerewo i temni koa na
nohach. Ce buw tarantu. Spoczatku meni zdaosia, szczo na spyni w nioho horby. Ae
potim prydywywsia uwanisze j pobaczyw: u tarantua, zowsim jak u toho pawuka,
szczo wydawsia meni w sutinkach ruchomym stoom, sydia na spyni maeki tarantuy.
Weczir buw spokijnyj i ahidnyj. Tarantu wynis ditej na prohulanku. Pokataw jich
na swojij spyni i teper powertawsia z nymy dodomu. Tarantu znyk u szcziyni mi
dwoma kameniamy. Zwidty, z temriawy szcziyny, skoro zabyszczao czotyry oka. Inszych czotyrioch tych, szczo menszi, ne buo wydno. Potim tarantu zajniawsia
swojim tuaetom: czystyw perednimy nikamy szczupalcia i szczeepy.
Szczodnia ja sposterihaw cioho tarantua, steyw i za inszymy pawukamy. Mynuo
ne due bahato czasu, a ja we znaw, jak ide yttia w bahatioch pawuczych oselach. Ja
zjawlawsia to bila odnoho, to bila inszoho ligwa, obereno prydywlawsia do instynktiw,
zwyczajiw, zwyczok pawukiw i dumaw pro te, jak prymusyty weyczeznoho otrujnoho
pawuka suchatysia j bojatysia mene, prymusyty joho nesty mij baga, jak nosy win
jajcia w kokoni abo swojich dytynczat.
Ot jakby pobaczyty, koho bojisia pawuk! Todi ja znaw by, jak prymusyty joho nesty mij baga.
Czas mynaw, i ja doczekawsia.
Arkusz 6
tam czuty buo huche, skorbotne huczannia hoosiw, protiahyj stohin, nezhrajnyj
szum. Czasom zdawaosia hraje organ nadzwyczajnoji potunosti, czasom unaje
tysiaczohoosyj chor. Ja wybraw chwyynu, koy witer trochy wszczuch, i popowzom probrawsia w uszczeynu. Hudinnia j hamir widrazu otoczyy mene. U napiwtemriawi ja
namacaw wysokyj hadekyj wystup, za nym druhyj, tretij. De mi cych wystupiw narostaa zywa zwukiw, hoosiw, szumu. Ja zupynywsia, perewiw podych, prysuchawsia.
Ni, wse ce meni ne snyosia. Ja jasno rozrizniaw, jak ludki hoosy zywaysia w odyn
unkyj pokyk. I ja mymowoli wyhuknuw: Idu na dopomohu!
Arkusz 10
Wpered, mij werblude! Na piwnicznyj schid!
Ja szczojno pobuwaw u czerepaszci, w zwyczajnij czerepaszci-porcelanci, abo
uowci, szczo jiji stawla na sti jak prykrasu i dla toho, szczob kasty w neji pohasli
cyharky-nedokurky. Jake bezhuzdia! Ciu czerepaszku-popilnyciu chto wykynuw u
trawu, a meni wona wydaasia horoju z uszczeynoju.
Due czasto w dytiaczi roky ja probyrawsia do bakowoho kabinetu, braw czerepaszku, prykadaw jiji do wucha. Chiba znaw ja todi, w ti dytiaczi czasy, szczo czerepaszka ysze dobryj rezonator, jakyj posyluje ti edwe czutni zwuky, szczo jich zwyczajno nichto ne pomiczaje? Ni, w riznohoosomu hudinni czerepaszky wczuwawsia
meni todi peskit morkych chwyl i wyttia witru w witryach karawey, szczo zabukaa
w okeani, wczuwaosia wake zitchannia Koumba: do zemli ne dopysty, ue ne wiria
jomu matrosy, jak ne wiryw tam, w Ispaniji, korol Ferdinand.
Prywit tobi, porcelanko, meszkanko hyboczyny morkoji, mandriwnyce chwyl houbych! Ja jdu na piwnicznyj schid.
Ne skoro ja w dytynstwi diznawsia, szczo ty, czerepaszko, chatka zwyczajnoho
morkoho symaka i szczo cej symak naey do weyczeznoji grupy dywnych istot, jakych nazywaju mjakotiymy, abo moluskamy. Prote de, koy ja pro ce dowidawsia,
zowsim ne buw nudnym dnem. Toho dnia ja diznawsia, szczo maeka czerepaszka,
jaku znajszow dawniohrekyj uczenyj Pifagor due daeko wid moria, hyboko w zemli,
pidkazaa jomu widkryttia, take weyke, jak i proste: tam, de teper suchodi, koy
chwyluwaosia more. Ade zakopuwaty czerepaszku tak hyboko u zemlu ludyna ne
maa nijakoji na te potreby. A dywnoho poczuttia zaznaw ja tut u Krajini Drimuczych
Traw pisla toho, jak pro zwyczajnu morku czerepaszku, szczo prawya koy komu
za popilnyczku, podumaw jak pro horu, nadienu ludkoju mowoju, i probyrawsia
uszczeynoju, w jaku ludy koy zapychay nedokurky cyharok i struszuway popi.
Wpered! Na piwnicznyj schid! Czerez wyboji, zapadyny, prowalla, obmynajuczy
jich, perestrybujuczy, perepowzajuczy. Powz skeli i bezadno rozkydane beskyddia na
piwnicznyj schid! Ehe Ade ci skeli ysze ri, kaminci Dity ehko pidkydaju ci
kaminci w powitria i owla jich
Arkusz 11
Buo de opiwdni. Sonce prypikao. Pisok buw hariaczyj. Hostre kaminnia rizao
nohy. Panuwaa ta poudenna tysza, koy koen zwuk widuniuje osobywo wyrazno i
czuty joho daeko. Tini skel buy czorni j korotki. Raptom dywne odnomanitne rypinnia
narodyosia w pusteli. Ja zupynywsia. Prysuchawsia. Na my zapaa tysza. A potim
znowu z tijeju odnomanitnistiu zaunao ce rypinnia. Wono stawao dedali hucznisze i
rizkisze; z konym krokom ja nabyawsia do toho miscia, zwidky wono doynao. I raptom wyrwa! Ja opynywsia na samisikomu jiji kraju. Odyn neoberenyj ruch, i ja
pokotywsia b unyz, wpaw u neji. Chto iz weykoju majsternistiu pobuduwaw u pusteli
nespodiwanu pastku, i bu-jaka ywa istota moe tudy wpasty.
nym, wriatuwaw iz zhubnoji pastky. Pawuk zdychaw. Chto ubyw joho? Instynkt materynstwa
Wczeni stawyy doslid: obereno j nepomitno schoway kokon. Tarantu widrazu
poczaw wyjawlaty nespokij, obszukaw noru, potim rozkopuwaw zemlu czy nemaje
tam kokona. Ryw, kopaw, ta wse marno. Wtratywszy ostanni syy, zdoch.
Pawuk, jakoho zayszaju u banci iz joho maekymy pawuczatamy bez jii, daje
sebe zjisty pawuczatam, ae ne czipaje odnoho.
Wse ce ja znaw dawno.
Ota ywa istota, jaku bahato ludej znewaaje, zaraz konaa na mojich oczach. Ja
jiji due, due aliw.
Ja distaw z kokona zahyboho pawuka szczodennyka, widnis joho wbik. Wyjniaw
z miszka hostru skaku czerepaszky i zachodywsia kopaty zemlu. Nadweczir ja zasypaw
mertwoho pawuka piskom.
Rano-wranci z miszkom, w jakyj ja schowaw szczodennyka, z wakym miszkom ja
popriamuwaw na piwnicznyj schid.
Samotnij mandriwnyk brede bezkrajoju pusteeju, lisamy j doynamy. Raz u raz
zupyniajesia: miszok iz szczodennykom nadto wakyj. Win to bere joho na peczi, to
nese w rukach, to wooczy po zemli. Mandriwnyk priamuje do Weykoji Powilnoji
riczky. Win podoaje jiji i pryjde do altanky, do ludej, szczob peredaty jim szczodennyk
widkryttiw. Win nese joho u wodonepronyknomu szowkowomu miszku.
Arkusz 12
rika!
Jakyj bezmenyj wodnyj prostir, jaka nezwyczajna sira daeczi! Weyka Powilna
Usi roky, proywszy daeko wid cych berehiw, ja nawi ne ujawlaw sobi, na jaku
neozoru wodnu pereszkodu peretworywsia toj maekyj likuwatyj strumok, czerez jakyj ja koy tak ehko perechodyw. Ne dumaw i ne ujawlaw sobi, szczo cia riczka taka
szyroka. Jak distatysia druhoho bereha? Zrobyty plit rubaty derewa, tiahty do wody,
zwjazuwaty motuzkamy? Ja chodyw zarostiamy bila riczky i odnoho derewa, prydatnoho dla potu, ne znajszow. A czym zwjazuwaty plit? Czy wystaczy motuzok?
Skilky dniw, skilky noczej ja szcze probudu tut?
I wse czastisze, wychodiaczy iz zarostej na piszczanu pryberenu kosu i dywlaczy
na bezmenu wodianu siru peenu, wkrytu dribnymy bryamy, ja widczuwaw: meni nikoy ne podoaty ciu riczku!
Arkusz 13
Buw jasnyj ranok. Ja sydiw na berezi. Powitria take prozore, szczo, zdawaosia,
whadujesz obrysy protyenoho bereha. Ta do nioho nikoy ne distatysia! Na duszi buo
hirko i sumno.
Raptom u zarostiach powz mene promajnua czyja ti. Znowu pawuk! Ta jakyj
harnyj! Szyroka oranewa smuha oblamowuwaa joho temno-szokoadne tio. Bili ciatky
dwoma riadamy prostiahysia po powerchni czerewcia. Roewi nohy szwydko perebyray
zeenu trawu. Pawuk wolik weykoho suchoho ystka. Kudy?
Obereno j tycho ja poczaw skradatysia kri zarosti slidom za pawukom. Win pidtiahnuw ystok do wody i znowu pobih u zarosti. Ja dowho czekaw bila wody, i o pawuk
znowu zjawywsia. Jak i ranisze, win tiahnuw suchyj ystok. Pokynuw i cioho ystka poriad z perszym, bila wody. I znowu w zarosti! Teper ja piszow za pawukom. Win bih
to w odyn, to w druhyj bik i nenacze szczo szukaw. Nezabarom ja zahubyw joho i powernuwsia na bereh. Dywlusia bila wody ea ue try ystky. Szczo bude dali? Nawiszczo pawukowi suche ystia? Nawiszczo win tiahne joho do wody?
Moe, ce toj pawuk, jakoho nazywaju potowym? Win peresliduje zdobycz na wodi
bihaje po jiji powerchni i ne tone, czasto sporuduje plit, pywe na niomu za teczijeju.
Prypjawszy sebe dowhym pawutynniam do potu, win zayszaje joho, biy po wodi, owy zdobycz, powertajesia z neju na plit, zjidaje, widpoczywaje na niomu. Potim znowu
poluje.
Z jakoju szwydkistiu ja pobih po swij miszok! Buo due wako probyratysia z wantaem kri zarosti. Ja pospiszaw, bojawsia, szczo pawuk zroby plit i popywe bez mene.
Nareszti pobaczyw: suche ystia ey na staromu misci, na berezi. Oczewydno, potowyj
pawuk tak i ne powertawsia. Daremno ja pospiszaw. Schowaw miszok u kuszczach, zachodywsia zbyraty w dorohu charczi kwitkowyj pyok, nasinnia, nektar. Odnak we
czas pozyraw, czy ne zjawywsia pawuk, czy ne poczaw win wjazaty plit.
Nastaw weczir, a pawuk ne powertawsia. Moywo, zahynuw, a moe, ja joho spoochaw, i win sporuduje plit w inszomu misci. Ja sydiw na miszku bila riczky, czekaw,
mrijaw.
Ot jakby rozdobuty nadijni motuzky, szczo ne nabuchaju u wodi, ta j zwjazaty plit!
De bila berehiw Siciliji, Korsiky, Piwdennoji Italiji ywu molusky, w jakych czerepaszka zawdowky bilsze piwmetra. Ciu weyczeznu czerepaszku molusk prykripluje
do skel nytkamy. Jaki micni powynni buty ci nytky! Dywno, czomu rozwodia riznych
szowkopriadiw, a ne wydobuwaju czerepaszaczyj szowk. Moluska, zdajesia, nazywaju
pinna nobilis.
Zapaa nicz. W zarostiach na berezi buo wohko j choodno. Ja sydiw na miszku, de
eaw szczodennyk, nechytre naczynnia bahato motuzok, nytok i mrijaw pro dywowyni korycznewi nytky moluska, jakyj de zaraz unoczi pid wodoju prykripluje weyku czerepaszku do skeli w Seredzemnomu mori, zhaduwaw pisni na potach, perewozach i poromach, hudky paropawiw, na jakych ludy ehko doaju riczky.
Nastaw ranok. Pawuk ne zjawlawsia. Moe, win ne pamjataje, de zayszyw ystia?
Ae pamjataje osa, de wona chowaje tarantua, jakoho paralizuwaa: wona jde wid
nioho he i potim zdaeku powertajesia, prynosy kaminci, zatulaje wchid u szcziynu.
Moe, pawuk zahynuw?
Treba wyjniaty motuzky z miszka, sprobuwaty zwjazaty plit z oczeretynok abo z
cupkoho suchoho ystia. Czym e jich proszyty, prokooty? Ja wyruszyw na poszuky oczeretynok, ystia i, widijszowszy na kilka krokiw wid bereha, maje naskoczyw na pawuka. Win bih tudy, do swoho suchoho ystia na berezi.
Ja pobaczyw, jak win staw wypuskaty pawutynnia i namotuwaty joho na ystia. Ja
pidkotyw swij miszok uprytu do ystia. Pawuk mene ne pomityw joho uwahu pohynuo priadywo. Pawutynnia stiahuwao kraji ystia; wony e zahynay, utworiujuczy
szczo schoe na czowen z wysoko pidniatymy bortamy. O win powolik plit do wody.
Zabuti wsi sumniwy, znyky nerozwjazni Pytannia. Zowsim jak u toho dikkensiwkoho heroja, jakyj perekydaw liwoju rukoju czerez prawe pecze wsi waki pytannia.
Do reczi, jak zway cioho heroja?..
Pawuk tiahne plit do riczky. Ja szczosyy, ne widstajuczy wid nioho, wooczu swij
szczodennyk. Pawuk zipchnuw swoho pota na wodu. Ja schopyw miszok i strybnuw
slidom za pawukom. Plit zachytawsia.
Mi inszym, meni, wasne, nema czoho zhaduwaty imja dikkensiwkoho heroja
I my popywy.
Arkusz 14
I my popywy. Pamjataju swij perelak, pamjataju, jak zabyosia w mene serce,
koy plit zahojdawsia na chwylach. Z wody pidijmaysia strunki, hnuczki stowbury derew. Ja zwiw oczi jichnie werchowittia de due wysoko nadi mnoju kupaosia i znykao w bakyti. Szczochwyyny plit mih naskoczyty i wdaryty ob stowbur. Ja trymaw u
ruci erdynu i jak umiw prawuwaw potom. Witer zdijmaw na wodi e pomitni chwyli.
Widdzerkaennia derew whynaosia, amaosia na powerchni riczky. Inodi wse wraz
chmurnio, temnio nawkoo ce plit uwichodyw u merechtywu ti, i todi ja widczuwaw: pidi mnoju bezodnia. Ta plit wypywaw na byskuczu hadi riczky, i ja weseo
pohladaw na woochate czudowyko na swoho nowoho suputnyka.
Bereh widdalawsia j widdalawsia, i w duszi narodyasia nadija: mabu, plit perepywe czerez ciu riczku, distanesia do toho bereha, de stoji altanka i buwaju ludy. I
ruka moja torkaasia wodonepronyknoho miszka, w jakomu eaw szczodennyk.
Urywczastyj rizkyj kekit proynuw nad hadinniu riczky. Teczija nesa mene use
szwydsze, a zwuky nabyaysia, posyluway. Na odnomu iz zakrutiw riczky z-za
towstych derew, szczo rosy na berezi, dywyysia na mene weyki bakati oczi twaryny.
Weyczezna rozziawena paszczeka adibno wdychaa powitria. Szkira pidboriddia to
nadymaa miszkom, to opadaa, a razom z neju zatulay i widtulay nosowi kapany
Antrakozawr? Zemnewodne permkoho peridu?
Permkyj perid. Miljony rokiw tomu w mikych wodojmach, riczkowych zapawach i zabooczenych doynach meszkay zwiropodibni jaszczery, weetenki zemnowodni weyczezni, nezhrabni, nepoworotki. Zminiuwawsia klimat, moria widstupay
i nastupay, zminiuwaasia rosynnis, i wsi dywowyni jaszczery ta weetenki zemnowodni dawno we zahynuy wid posuchy abo wid choodu, a o odne z nych zberehosia,
wyyo i dywysia na mene weykymy bakatymy oczyma, zakrywaje i rozkrywaje swij
rot-korobku. Rizkyj kekit yne nad hadinniu riczky, wszczuchaje i znow poczynajesia.
My propywy powz abu!
Zwyczajno, i w knykach z paeontoogiji wkazuju, szczo aba rodyczka antrakozawra i szczo nawi wyhladom swojim wona nahaduje ce weetenke zemnowodne,
zayszky jakoho znachodia u widkadach permkoho peridu. Mabu, nasza aba i kumkaje zowsim tak, jak antrakozawr, ysze w sto-dwisti raz tychsze.
Raptom plit pidskoczyw i pryszwydszyw swij ruch. Potowyj pawuk, mij suputnyk,
strybnuw na wodu i pobih po nij na wysokych, dowhych nohach owyty zdobycz.
Za nym tiahasia micna nytka, szczo jiji pawuk prykripyw do potu. Cia nytka dopomahaa jomu powertatysia na plit.
Arkusz 15
My pywy. Metalicznym poyskom jasniy prozori krya istot, szczo sydiy na hikach pryberenych derew. Ptachy? Ni, u konoho takoho ptacha dwi pary kry, due
dowhych i wukych. Oczi cych kryatych istot (kone oko skadajesia z bezliczi kusoczkiw mozajika!) minyysia riznymy koloramy. Lakay mene. A jichni anteny-wusyky
we czas tremtiy, nemowby owyy ruch powitria. Ci dowhi j tonki ptachy nespodiwano zrywaysia z miscia i z straszennoju szwydkistiu litay nad wodoju. Wony perewertay. Jaku my eay na spyni, nacze spyrajuczy na powitria. Szcze my znykay wdayni. A na plit paday zayszky jichnioji zdobyczi.
Babky!
Powz plit mczay wodiani kowzaniari. Szyroko rozkynuwszy nohy weetenki
hoky, wony e torkaysia powerchni riczky i, widsztowchnuwszy wid wody, raz u raz
strybay czerez plit, opuskaysia na wodu i znykay.
Jakszczo prostu szwaku hoku poterty yrom, wona pawatyme na wodi. Tak i
nohy-hoky cych istot, zmaszczeni yrowoju reczowynoju, kowzay po wodi. Ce, zwyczajno, wodomirky.
Wijaw ehesekyj witre. Plit pyw spokijnoju wodoju wzdow bereha. Ja trywono
czekaw koy witer pidene plit do toho bereha? Marni spodiwannia! Witer zowsim
ne wijaw u bik altanky. Szczo robyty? Czy ne zmusyty pawuka tiahty plit do toho bereha
Nastrachaty joho krylciamy osy? I chaj win tiahne plit na swojemu kanati (zjednujuczij nytci). Kilka raziw namahawsia ce zrobyty ne wychodyo.
U zapawach riczky na pidwodnych derewach sydiy twaryny; u konoji wydowene tio, bakati oczi, a rot zakrytyj maskoju.
Masky buy rizni: szoomopodibni, opatopodibni, paski.
Kona twaryna, zdawaosia, zakamjania, pryrosa do toho miscia, na jakomu sydia. Weyki kruhli oczi newidrywno dywyysia w odnu toczku. Nespodiwano to odna, to
druha twaryna rwuczko widkydaa masku wpered, wail na szarniri wypriamlawsia, a
hostri pazury masky chapay ertwu i zrazu nesy do rota. Twaryna poyraa zdobycz,
a maska na waeli, zowsim jak ruka, pidtrymuwaa jiu. Ae raptom ci twaryny nemow
zirwaysia zi swojich pidwodnych derew i, prytysnuwszy nohy do tia, promczay z szaenoju szwydkistiu powz plit. Wony wbyray wodu i z weyczeznoju syoju wypuskay jiji;
wodiani postriy widbuwaysia z neweykymy interwaamy i sztowchay tio twaryny
wpered.
Ta ce yczynky babok yczynky, jaki skoro peretworiasia na babok i budu
gracizno j szwydko litaty nad riczkoju.
Arkusz 16
Szczo to zasiajao zootom udayni? My pidpyway do ostrowa. Czyji weyczezni
apy wysunuysia z wody i wczepyysia za kraj cioho ostrowa.
Z wody pidwea i poczaa wydyratysia na ostriw twaryna, szczo na perszyj pohlad
formoju i obrysamy czymo nahaduwaa krokodya. Zubczasto-chwylastyj hrebi
tiahnuwsia po wsij spyni. Twaryna laha na bik, i ja pobaczyw jiji oranewe czerewo z
temnymy plamamy. Zootawo-owti oczi steyy za mnoju. achywyj jaszczir!
Teczija hnaa plit prosto na ostriw.
Use wyraznisze wymalowuwawsia zubczasto-chwylastyj hrebi jaszczera. O win
spustywsia z ostrowa. Zubczastyj chwist udaryw po wodi. Plit sylno zachytawsia. Jaszczir, roztynajuczy wodu, nabyawsia do nioho. Pawuk pidstrybnuw, zlakano zametuszywsia na potu. Ja j ne pomityw, jak win obirwaw swoju nytku i znyk. Plit z prywjazanym na niomu wantaem mojim miszkom zakrutywsia, zastrybaw. Ja wpaw,
opynywsia u wodi i pobaczyw: de daeko bih po chwylach potowyj pawuk, a joho peresliduwaw zubczastyj hrebi jaszczir!
De daeko-daeko zwidsy w Atantycznomu okeani, je Sargasowe more. Tam najstraszniszi dla morepawcia ne witer i ne tecziji, a wodorosti. Wony zapownyy weyczeznyj wodnyj basejn. Zeene more w okeani. More bez berehiw. U ciomu mori zastriahy
karawey Koumba, i Nautius kapitana Nemo edwe prorwawsia kri towszczu wodorostej.
Zatysnutyj, zahnanyj witrom, zahubenyj w zeenomu ruchywomu poli, ja zhadaw
Sargasowe more i z tuhoju dywywsia w daeczi.
Jak wybratysia z cioho neozoroho zeenoho poonu?
Witer z nowoju syoju zaswystiw u wuchach. Ja pidwiw oczi: jake czorne hanczirja
zatulao nebo. Mij plit chytnuwsia. Chytnua i temriawa, szczo otoczuwaa mene. Hostre swito raptom prorwaosia kri chmary i oswityo wse dowkoa, i tijeji myti zeeni
pola stay szcze zeeniszi.
Riatuwaty wanta! Wstyh rozwjazaty wuzo, jakoho ja sam micno zatiahnuw,
prywjazujuczy miszok z rukopysom do potu. Chytawycia posyluwaasia, plit stawaw
maje wertykalno, i ja edwe wstyh schopyty kine motuzky, jakoju buw obwjazanyj miszok. Kri wyttia witru ja poczuw chrypke kekotinnia. De zowsim byko majnua byskucza mokra widkryta paszcza-korobka. Promajnua owta obmiyna Ostriw? Kosa?
Plit pidniawsia nadi mnoju pidniaysia zeeni pola. Chytnuosia nebo
Arkusz 18
Korabelna awarija!
Mabu, istorija korabelnych awarij:
czasiw, koy nikijci na swojich tryremach, sudnach z trioma hriadamy wese i
czotyrykutnymy witryamy, jaki pidnimay ysze pry chodowomu witri, dopyway do
berehiw Rodeziji, w daekij Afryci;
czasiw, koy widwani morepawci normanny zayszay Skandinawiju i, wyznaczajuczy szlach po zirkach, dopyway na hostronosych czownach do berehiw Hrenandiji i
Isandiji, do berehiw toho materyka, jakyj czerez pja stoli buo nazwano Amerykoju;
czasiw, koy karawey wysokobortni tryszczohowi witrylnyky-w daekomu okeani bezporadno stojay z ponykymy pid czas sztylu witryamy na odnomu misci, a morepawci z tuhoju dywyysia u nebo: czy skoro naety witer, nadme witrya i prymczy
karawey do tijeji krajiny, de zooti zytky i kosztowne kaminnia walajusia na zemli,
mow opae ystia w osinniu poru
mabu, istorija korabelnych awarij wsich czasiw znaje czymao wypadkiw, koy
razom z korabem tonuw uwe ekipa, i yszaasia ywa tilky odna ludyna. Ae nikoy
cia ucilia pisla korabelnoji awariji ludyna sama do puttia ne znaa, jak i czomu wona
odna yszyasia ywa, ne zahynua. Znaa pro ce tilky morka woda, jaka wynesa na
bereh odnu, ysze odnu ludynu. Ta, zayszajuczy, pokydajuczy jiji na berezi, morka
chwyla kwapywo biha nazad u more. ehekyj pluskit, tyche rokotannia, alibnyj stohin
O i ja ne znaju, ne wmiju rozpowisty, jak staosia, szczo ja ne potonuw. eu na
berezi. I tepyj szowkowyj witre obwiwaje obyczczia, zaspokojuje mene. Nadi mnoju
spokijna baky neba. Ja pidwodu hoowu, dywlu na riczku. Szyroka protyenyj
bereh e wydno. Jaka tycha, spokijna, powilna! Czy ne po cij tychij wodi witer haniaw
mij plit w rizni boky, prytysnuw do bereha, otoczyw poem wodorostej? Czy w cij riczci
pid czas buri perekynuwsia mij plit? I poczuttia aoszcziw do samoho sebe, take nebezpeczne w konij ludyni, poczuttia aoszcziw, zmiszane z nasmiszkoju nad soboju, pojniao j perepownyo mene: jaka szcze tam korabelna awarija Sargasowe more, pola wodorostej!.. Ade ce pohojdujesia na wodi najzwyczajnisika zeena, due zeena bootiana riaska. Ja mao buw ne potonuw u booteczku, w powilnomu strumoczku, w zeenij riasci!.
Treba pirnaty. Znajdu pidwodnyj aerostat znajdu koo nioho j miszok iz szczodennykom.
U tomu, weykomu, ytti ja nepohano pawaw i znaw, szczo w ludej, jaki pirnaju
na weyku hybynu, buwaje krowotecza z nosa, wuch i rota. Ja znaw, szczo nyre moe
probuty u wodi byko dwoch chwyyn.
Wakyj kami u ruci. Zowsim jak u szukacza perliw. Strybok! Woda zimknuasia
nad mojeju hoowoju. Kami potiahnuw hyboko na dno. U skroniach hupaje. Pohano
baczu. Zapamoroczennia. Poperedu promajnuo szczo temne. Kynuw kami, wypyw
nahoru. Na piszczanomu berezi nasyu oprytomniw. Serce pryskoreno byosia. W hoowi
pamoroczyo dedali ducze. Szum u wuchach ne perestawaw.
edwe dopowz do jakoji peczery. Czyja ce nora? Czy ne odnakowo wona poronia. Siak-tak pidkotyw do peczery weyku kameniuku, siak-tak zakryw wchid. Prytuywszy u peczeri do stiny, ja zadrimaw.
Arkusz 25
Nastaw nowyj de. A za nym inszi rozdumy. Treba zhadaty j rozhadaty tajemnyci nyrciw. Jaki czudo-nyrci buy w dawnynu! Car persiw Kserks, jakyj wojuwaw z
hrekamy, zaproponuwaw hrekowi-nyrciu Sillisu rozdobuty skarby iz zatonuoho na
weykij hybyni korabla. Sillis distaw i prystawyw skarby cariu. Ta Kserks, pobaczywszy czudowu majsternis nyrcia, zatrymaw joho na korabli, nikudy ne widpuskaw. Ae
w toj czas, koy naetia buria i zniawsia sztorm, hrek-nyre Sillis strybnuw z korabla
w more. Upyw.
Istorija warta uwahy, ta wona zowsim ne rozkrywaje tajemnyci nyrcia hreka Sillisa.
Ja poczaw dumaty pro ziogiju nyrcia. Mabu, proces pirnannia powjazanyj ne
tilky iz zahalnowidomym faktom, szczo w nyrcia pid wpywom tysku wody widbuwajesia proces wywilnennia azotu w organizmi. Kyty j tiueni ssawci dychaju eheniamy. Nabrawszy w swoji eheni kysniu, wony due dowho zayszajusia pid wodoju.
Oczewydno, szczo dopomahaje jichniomu organizmowi zwjazuwaty wywilnenyj azot.
Moe, jaki mikroby? Ot jakby doslidyty w aboratoriji.
Ni, ne czas zhaduwaty, szkoduwaty, wykykaty tini mynuych lit!
Treba wczytysia pirnaty!
Ja nekwapywo pidijszow do bereha, wziaw swoho kamenia, hyboko wdychnuw
powitria i kynuwsia u wodu. I tut meni zdaosia, niby ruka torknua jakoho szanga.
Ja nawi widczuw, szczo szang widsunuwsia, zowsim nacze ywyj. Ja spuskawsia na
dno, a poriad tiahnuwsia szang, nemow chto z bereha owyw rybu dywnoju ywoju
woosinniu. Na dni ja widrazu zahruz u muli j widczuw, szczo pid nohoju woruszysia
szczo ywe. Instynktywno, szczob ne wpasty, schopywsia za ruchomyj szang, ae win
jako dywno skoroczuwawsia, jszow unyz. Nacze chto tam, na dni riczky, tiahnuw joho
do sebe. Ja widczuw, szczo trymaju za ywyj widrostok istoty, jaka zakopaasia w mu.
Zdawaosia, niby pidwodnyj rybaka protiahnuw swoju ywu woosi do powerchni wody z dna riczky.
Ja dopyw do bereha. Ue eaczy bila wchodu w peczeru i dumajuczy pro te, szczo
trapyosia zi mnoju u wodi, ja zdohadawsia, szczo szang, za jakyj ja schopywsia dychalna trubka yczynky muchy-mularky.
yczynka muchy ywe na dni, zakopujuczy u mu, i wystawlaje nazowni swij
chwostowyj widrostok-dychalnu trubku. Czerez ciu trubku yczynka dychaje swiym powitriam. A jakszczo pidwyszczysia riwe wody? Podowysia j dychalna truba. I wona
skorotysia, jakszczo riwe wody znyzysia.
Teper ja znaju, jak chodyty po dnu i zayszatysia pid wodoju ne odnu-dwi chwyyny,
a znaczno dowsze. Tut nespodiwana pidkazka: dychaty czerez trubku, jak yczynka muchy-mularky. Ja chodytymu po dnu riczky, trymajuczy w roti trubku-soomynku, szukatymu miszok iz szczodennykom, szukatymu tam, de koywajesia u wodi pawutynna
sitka, schoa na kupo aerostata.
Arkusz 26
Ranok poczawsia z toho, szczo ja skazaw sam sobi: Meni potribna soomynka. Ja
chodyw i szukaw koosok yta. Inodi ja zupyniawsia, zapluszczuwaw oczi, i meni wwyaosia, szczo siudy, w Krajinu Traw, doynaje dowhyj szeest koossia styhoho yta.
Dostyhyj koos wakyj, i porywy witru rwuczki, ta soomynka ne amajesia, ysze chytajesia j hnesia. I ne prypyniajesia szeest koossia.
Pamjataju, do widkryttia Wseswitnioji wystawky w Paryi buo sporudeno Ejfeewu basztu. I todi taky francukyj uczenyj Fanse wkazaw na soomynku yta jak na
kraszczyj prykad strunkoji, micnoji j wyszukanoji sporudy. Win pysaw, szczo Ejfeewa
baszta, poriwniano z bilszistiu rosyn, nezhrabna j szyroka. Wysota soomynky yta
z trymilimetrowym dimetrom bila osnowy doriwniuje prybyzno tysiaczi pjatystam milimetriw. Ejfeewa baszta, szczob zriwniatysia micnistiu j wysotoju z soomynkoju, powynna buty u wisimdesiat try razy wyszcza.
Wse ce spao meni na dumku, koy ja bukaw i szukaw soomynku. W lisi traw ja
pobaczyw nejmowirnoji dowyny owtu trubu, szczo pidijmaasia w nebo j bua perewjazana w riznych misciach weyczeznymy wuzamy, zdajesia koosok yta! I tut ja perekonawsia: daremno szukaw. Zowsim zabuw, szczo ja w bahato-bahato raziw menszyj,
ni cia soomynka.
Arkusz 27
Suche stebo rosyny buo poronyste j tonke. Ja joho zrizaw hostroju skakoju czerepaszky. I o nastaa chwyyna: trymajuczy stebo w roti, ja pirnuw i spustywsia na
dno riczky.
Obereno j powilno zrobyw perszi kroky do dnu; odyn kine stebyny w roti,
druhyj nad powerchneju wody. Dychaty rotom buo wako, stebo zawaao konomu
ruchowi. Nad mojeju hoowoju towszcza wody. Ae ne slid pro ce dumaty. Treba we czas
pamjataty: jak by ne spitknuty, ne wpasty, ne wypustyty z rota stebynu, ne zanuryty
jiji horisznij kine u wodu. Ja zrobyw kilka nepewnych krokiw. Dorohu meni zastupyw
jakyj weykyj pahorb, szczo dywno wybyskuwaw. Treba obmynuty joho.
Ae stao straszno. Pahorb trochy pidniawsia, rozsunuwsia w osnowi, i z nioho pokazawsia widrostok. Dywna ywa istota, spyrajuczy na widrostok, szczo wystromywsia
nazowni, ruszya prosto na mene i wdarya tupym strumenem wody. Woda u wodi!
Ja wpaw, ae trubky ne wypustyw. Pahorb znowu obdaw mene wodoju. Nacze z brandspojta, nacze z metaewoho nakonecznyka, naditoho na kyszku poenoji maszyny, byw
mene strumi. Ja eaw na dni riczky, ne wypuskajuczy trubky z rota, dychaw. Udary
strumeniw prypynyysia. Pidwiwsia. Pobaczyw: cia ywa sporuda prysunuasia
zowsim byko i tiahne mene do sebe, wsmoktuje. Ja wchopywsia za stowbur pidwodnoji
rosyny. Trubka wyrwaasia z rota. Zachynajuczy, ja sprobuwaw wypysty na powerchniu
Arkusz 28
Aerostati Sriblastyj aerostat u wodi! Ja sydiw pid kupoom i wilno dychaw. Jak ja
w niomu opynywsia? Jakyj wypadok wriatuwaw mene?
Upustywszy trubku, zachynajuczy, ja zrobyw jakyj ruch, szczob pidniatysia na
Ta raptom budiwnyk zayszyw swoju sitku i propyw powz mij aerostat: para szczeep i sprawni zarosti szczetynok. Popyw. Ae meni zdawaosia, szczo razom iz sitkoju
na dni riczky zayszyosia wisim fosforycznych oczej.
Nezabarom pawuk-budiwnyk zjawywsia znowu. Bysnuo sriblaste wbrannia z powitrianych bulbaszok, jake win odiahnuw na sebe tam, na powerchni wody. Sriblanka
opustyasia koo sitky na dno riczky. Wona trochy pidniaa sitku, zaliza pid neji i zachodyasia torkaty apkamy swoho byskuczoho odiahu. Bulbaszky powitria widokremluwaysia wid szczetynok i, cziplajuczy za nytky sitky, tiahysia whoru, pidijmay jiji.
Znowu j znowu sriblanka upywaa, prynosya z powerchni wody bulbaszky powitria,
zayszaa jich pid sitkoju. Potim wona znowu poczaa priasty swoje priadywo. Czarunky
sitky staway dedali dribniszi, hustiszi.
I skoro bulbaszky powitria, szczo prynis pawuk, poczay rozduwaty ne sitku, a sriblaste pootno szatra, w jakomu bude meszkaty wodianyj pawuk.
Sriblasta pootniana kula-aerostat, szczo joho nadymao powitria, namahaasia
zetity whoru, ae kanaty, jaki prykripluway jiji do stowburiw pidwodnych derew i do
neporusznych predmetiw, ne widpuskay, micno trymay.
Mij plit perekynuwsia koo aerostata. Ae pid wodoju ja pobaczyw, jak sriblanka
sporuduje nowyj aerostat. Postupowo ja zwyk do prozorych pidwodnych napiwsutinkiw
i poczaw rozrizniaty: widdalik i nadi Mnoju wysiy inszi aerostaty. Sriblasti, ehki, wsi
wony buy schoi odyn na odnoho jich bahato.
Stawao dedali wacze dychaty, pamoroczyosia w hoowi brakuwao powitria.
Czas, dawno czas wybratysia na powerchniu. Ta ja zwolikaw, rozdywlawsia aerostaty,
szczo pohojduwaysia u riznych misciach. Dobre wdywywszy, ja pobaczyw, jak w odnych pidwodnych dzwonach pawuky sriblanky widpoczyway, pidibhawszy niky, w
inszych poyray spijmanu zdobycz.
Skilky tut sriblanok? Skilky sriblastych aerostatiw ponabudowano i prywjazano
do pidwodnych rosyn? I de, pid jakym z nych, bila jakoho aerostata szukaty miszok iz
szczodennykom?
Arkusz 30
Chto tam bukaje po dnu Weykoji Powilnoji riczky, chto chody, raptom zupyniajesia, nachylajesia, bere szczo u ruky, pidnimaje, wdywlajesia, ozyrajesia i znowu
brede dali?
Maekyj czoowiczok iz skafandrom na hoowi, iz skakoju hostroji czerepaszky w
ruci ta z wjazkoju kanatiw, perekynutoju czerez pecze.
Win szukaje swij szczodennyk, jakyj treba peredaty ludiam, szczodennyk doslidiw, sposteree ta widkryttiw, zrobenych u Krajini Drimuczych Traw, szczodennyk,
spownenyj widomostej, jaki zbahatia nauku i yttia ludej.
Wyrynuwszy z oseli sriblanky i powernuwszy nazad na bereh, ja we inaksze,
spokijno j smiywo, dywywsia na Weyku Powilnu riczku. Chiba ne dla mene w jiji hybynach sriblanky buduju i napowniuju powitriam swoji yta? Ja pidpywu do odnoho
z nych, najmenszoho, i hostroju skakoju czerepaszky pereriu kanaty. Cej dzwin, pownyj powitria, ja odiahnu na sebe i spokijno pidu po dnu riczky szukaty swij szczodennyk.
A koy wyczerpajesia powitria w skafandri, ja zaminiu joho inszym. Wynyszporiu,
ohlanu wsi zakutky dna riczky.
Aerostat, napownenyj powitriam, powynen zetity, koy ja pereriu kanaty. Ae kaminnia na dni riczky bahato ja joho pidwjau, mow hruzya, do kanatiw, i aerostat
ne wypywe na powerchniu.
Szczodnia miniaw ja skafandry, nyszporyw uzdow bereha, ohladaw pidwodni
kuszczi, stowbury, hilla, ystia Pryhody? Jich buo bahato. Odnoho razu ja stupyw
krok-druhyj u skafandri i raptom widczuw zadychaju. Skafandr buw weykyj, ae
Wchid do zatonu perehoroduwao jake pidwodne derewo. Za nym eaw mij miszok iz szczodennykom. Szczob uziaty joho, treba buo obijty derewo. Ja chotiw uwijty w
zaton zliwa, ae dorohu meni zastupya wysoka spiralna sporuda.
Wea e pomitno peresuwaasia po dnu. Po wsij sporudi, po jiji spiralach tiahysia
try temni smuhy. Ce bua uanka-weykyj symak iz zakruczenoju czerepaszkoju. Win
powz, wystromywszy z-pid osnowy swojeji chatky szyroku peskatu nohu i wpyrajuczy
neju w grunt. Ja postukaw po stinci ruchywoji sporudy. Neprostyma ehkowanis! Sporuda perestaa peresuwaty. Zupynyasia j perehorodya meni szlach: symak wtiahnuw
nohu, zakryw kryszku chaty.
yszaosia zajty z prawoho boku. Miszok ey zowsim byko. Projdu powz zarosyj
mochom kami, nachylusia, wimu szczodennyk.
Piszow. Oczej z miszka ne spuskaw. Szczo bycze pidchodyw do kamenia, to
dywniszym zdawawsia moch, jakyj ris na niomu. Win nacze buw skadenyj z jakycho
truboczok. Z nych styrczay bili pirczasti czubczyky. Wony e pomitno tremtiy, e
hojday. Oczewydno, wid ehkoji powilnoji tecziji wody. Zdawaosia, niby truboczky kywaju meni biymy holiwkamy.
I tut ja widczuw: meni wako jty dali i ne mou stupyty kroku nazad. Buo take
widczuttia, nacze chto pidsztowchuje mene do cych truboczok.
Jaki neweyczki ywi istoty, szczo propyway powz kami, czomu raptom zupynyy u wodi. Czubczyky potiahysia do nych, i ci ywi istoty znyky w truboczkach mochu. To o jak owla zdobycz ci pirczasti czubczyky szczupalcia truboczok mochu,
szczo wyris na kameni. Ja sprobuwaw widijty dali wid kamenia. Ta, mabu, truboczky
z pirczastymy czubczykamy tiahy do sebe wse, szczo zjawlaosia poriad z nymy: skafandr mij zachytawsia. Ja micno trymaw joho rukamy. Szczo robyty? Dedali rizkisze
tripotiy i z dedali bilszoju syoju tiahy mene do sebe dywowyni straszni truboczky.
Zhubnyj moch buw ue byko. Ne tiamlaczy sebe, w rozpaczi, ja nachyywsia, pidniaw
kami ta poburyw nym u truboczky, I widrazu bili czubczyky mochu zawmery, zastyhy. O, wy tiahnete do sebe, wsmoktujete ysze ywych istot?! Ja zachodywsia pidijmaty uamky czerepaszok, kaminci i wse kydaw, kydaw. I we bez zusyl widdalawsia
wid zastyhych truboczok. Obernuwsia, podywywsia i zdaeku pobaczyw: truboczky
znowu poczay kywaty meni pirczastymy czubczykamy, hojdatysia, tremtity. I znowu
zdaosia, szczo na kameni roste ysze moch.
W Krajini Drimuczych Traw zustriczaw ja najnespodiwaniszi j najswojeridniszi
formy prystosuwannia meszkanciw do nawkoysznich umow. A tut, pid wodoju, pobaczyw, jak chyak prykydajesia mochom. Mochom? Ta ce mochowynky! Koonija mochowynok. Cych twaryn zarachowuju do czerwjakopodibnych.
Buo bezhuzdo wytraczaty syy i kyse u skafandri na borobu z nebezpecznymy j
pidstupnymy mochowynkamy. Ja wypyw na powerchniu riczky.
Arkusz 33
Ne treba wpadaty w rozpacz, kazaw ja sobi na berezi: szczodennyk ne upywe iz
zatonu. Ne mona obijty derewo z prawoho boku tam mochowynky. A z liwoho? Ne
dowiku uanka-symak iz swojeju chatkoju stojatyme na odnomu misci j zastupatyme
dorohu.
I sprawdi, koy druhoho dnia ja pryjszow u skafandri do zatonu, to pobaczyw:
szlach do szczodennyka z liwoho boku wilnyj. Ae, jak i ranisze, u wodi, szczo powilno
teka tut, e pomitno tremtiy wity derewa, rozprosterti nad miszkom. Meni zdaosia
dywnym, szczo ce derewo zowsim ne schoe na inszi pidwodni derewa: wono buo prozore, nacze zrobene iz zeenoho krysztalu. Ta u wodi barwy, kolory i widtinky zowsim
inszi, ni tam, u trawach, pid jaskrawym soncem. Wid toho dnia, koy ja nadiw na ho-
owu domok sriblanky mij skafandr i poczaw brodyty po dnu riczky, w mene wynyko widczuttia, niby ja chodu zabutym starym zamkom, kudy swito probywajesia kri
zaporoszeni kolorowi szybky.
Wsioho kilka krokiw yszaosia do derewa. U nioho buo szis hiok. Wsi zeenawoprozori, jak i stowbur. Pid odnijeju z cych hiok mij miszok iz szczodennykom.
Ja poprawyw skafandr, spokijno pidijszow, nachyywsia, prostiahnuw ruku i
zojknuw wid bolu.
Arkusz 34
Na berezi ja rozdywlaju i ne wiriu w te, szczo trapyo zi mnoju na dni riczky, ne
wiriu w te, szczo baczyw na wasni oczi. A cej opik? Ruka w odnomu misci prypucha,
poczerwonia. Bil ne mynaje.
O u detalach, jak ce buo.
Na dni riczky ja nachyywsia i prostiahnuw ruku, szczob uziaty swij miszok, ae
chto rizko wdaryw mene po ruci. Opik! Ja pobaczyw, jak hika prozoroho derewa zachytaasia, potiaha i sprobuwaa schopyty Mene. Znowu udar, opik!
I zaraz, pryhadujuczy, ja znowu pereywaju toj stan zacipeninnia, koy ludyna uwi
sni chocze huknuty koho na pomicz. Chocze, ae ne moe: wse wseredyni choone wid
strachu. Tak, ja j dosi pamjataju swij perelak.
Na berezi bil postupowo whamuwawsia. Ne zrozumiju, ne rozberu, ne zdohadaju,
szczo trapyosia pid wodoju. Chiba moe hika pidwodnoho derewa rozmachnuty i
wdaryty ludynu po ruci?
Ja hostriu kamenem skaku stuky czerepaszky. Wona staje hostrisza. Czerepaszka pid kamenem szurchoty, dzweny dz dz Z cym hostrym serpom ja znowu
spuszczusia na dno riczky.
Arkusz 35
Perelak pohanyj poradnyk. Czas! Czas znowu spuskatysia pid wodu. W ruci nahostrenyj kusok czerepaszky. Czerez pecze perekynuto dowhu motuzku. W dobre prypasowanomu skafandri, wilno dychajuczy powitriam, jakym joho napownya sriblanka,
ja znowu piszow po dnu riczky, szczob cioho razu powernutysia na bereh iz szczodennykom.
Mjake swito, zminiujuczy swoji widtinky, poszyriuwaosia u wodi. Merechtiy
szwydki j ehki tini ryb, szczo propyway powz mene. Spokijno obtikaa woda steba
atattia steba, szczo postaway peredi mnoju, mow weetenki stowbury. O i zaton.
Zdaeku wydnijesia zahadkowe prozore derewo. Jak spokijno powysy u wodi joho szis
hiok! Tilky perelak zmih peretworyty ce derewo, prawda, deszczo chymerne (na hikach
odnoho ystoczka), na czudowyko.
Tak, perelak pohanyj poradnyk. Dywno, jak mih ja prydumaty jaku fantastycznu podiju, powjazanu iz spokijnym derewom ta joho szisma myrnymy hikamy.
Ja nabyzywsia i ne wstyh nawi nachyytysia, szczob pidniaty zhortok, jak derewo
poczao ruchatysia.
Ja widskoczyw ubik, prytysnuwsia do pidwodnoho bereha.
Derewo na mojich oczach korotszao, stawao towstiszym. Hiky, pochytujuczy,
nabyay odna do odnoji, nyszporyy, szukay szczo u wodi: pijmaty, schopyty te, szczo
wid nych wysyznuo. Dobre j uwano prydywywszy, ja pereswidczywsia, szczo derewo
teper stoji zowsim ne na tomu misci, de ja joho pobaczyw upersze. Wono peremistyosia
dali wid mochowynok i bycze do miszka iz szczodennykom.
Szczo robyty? Derewo maje szis hiok. Pid odnijeju z nych, zowsim poriad, mij
miszok. Ja kynuwsia do nioho. Ne dobih, ruka ne dotiaha. Jaka nytka obkrutyasia
nawkoo liwoji ruky. Ja zrubaw serpom odnu, potim druhu hiku. Zamachnuwsia na
tretiu. Ae odna widrubana hika zaczepyasia za skafandr. Ja ne staw jiji i widrywaty:
nikoy! Znowu kynuwsia do miszka. Nytky, szczo jich wykydao derewo, obmotaysia
kruh nih, tiahy mene do sebe. Opik, druhyj Ja jich widczuwaw na rukach, nohach,
na spyni. Upustyw serp. Namahawsia pidniaty. Porizaw ruku. Poczaw zadychatysia
powitria pid skafandrom ne wystaczao. Poranenyj, obpeczenyj, ja wstyh pererizaty hruzya bila skafandra i, zmuczenyj, wypyw na powerchniu wody. Nasyu distawsia iz skafandrom, szczo zaputawsia bila prawoji nohy, do bereha. Sprobuwaw pidwestysia, ae
widrazu upaw: liwu nohu paralizuwao, ruku peko, niby ja schopyw rozarenyj
cwiach. Do peczery dobratysia ne mih. Lih na pisok.
Nadi mnoju litay, powz mene skakay, powzay, czerez mene strybay meszkanci
Krajiny Drimuczych Traw. Ae ja zasnuw. Koy prokynuwsia, sonce ue sidao. Pisok
ochoow. Bil to whamowuwawsia, to posyluwawsia. Sprobuwaw zruszyty z miscia i
ne zmih Jaku otrutu wyo w mene ce derewo?
Hood muczyw. Nadi mnoju hojdaa pyszna holiwka koniuszyny. Ot jakby wypyty
nektaru z jiji wuzekych kwitoczok! Ae ne dobratysia, ne dotiahnuty
Szcze na dni riczky za kraj skafandra zaczepya widrubana hika derewa-czudowyka. Teper aluhidna, wtratywszy swij ywyj sklanyj bysk, wona walaasia na pisku,
poriad iz skafandrom. U mene wystaczyo syy prostiahty ruku. Ja buw due hoodnyj i
poczaw uwaty zmorszczenyj kusok hiky.
Rana na nozi horia, krowotoczya. Czym prykryty, ochoodyty widkrytu ranu? W
napiwzabutti ja prykaw do neji j dosi woohyj zayszok hiky, obmotaw nym nohu. Due
dywna powjazka!
Arkusz 36
Teper moji dumky dumky likaria prywernua nowa zahadka. Zowsim nedawno, pisla horezwisnoji sutyczky z derewom, ja eaw neruchomo, buw maje paralizowanyj, ne mih pidwesty. Horiy opiky. Na nozi rana. Ae czomu ja tak szwydko
wyduaw? Jaki liky powernuy meni syy? Jak moho statysia, szczo we napiwhnya, z
nepryjemnym zapachom hika derewa-czudowyka dopomoha meni wyduaty? Due
dywni liky! Newidoma rosyna maje wbya mene, i cia sama rosyna wylikuwaa!
Nohy buy jak u wohni, ae we czerez de-dwa poehszao rana poczaa zahojuwaty.
A koy ja zniaw powjazku, pobaczyw; rana zakryasia, zarubciuwaa. Cej wypadok
naczebto pidtwerduje swojeridnyj zakon podibnosti: te, szczo zrobyo tebe chworym, te
j wylikuje. Wychody tak, niby maw raciju starohrekyj uczenyj Hippokrat, jakyj twerdyw bilsze dwoch tysiacz rokiw tomu, szczo likuje chworoho joho pryroda, a likar powynen ysze dopomahaty pryrodi. Hippokrat pysaw: Chworoba wykykajesia podibnym,
i podibnym-taky chworyj widnowluje swoje zdorowja.
Zahadky, zahadky, zahadky
Szczo za dywne derewo roste pid wodoju poriad z mojim miszkom? Wono peremiszczajesia, parostky joho nyszporia u wodi, owla ywych istot, ala, paralizuju. I ce
same derewo likuje.
Moywo, cia newidoma komachojidna rosyna byka rodyczka wenerynoji muchoowky i rosyczky? Chaj sicze, bje doszczyk, ae i rosyczka i muchoowka odnoju worsynkoju, odnoju szczetynkoju ne poworuchnu. A jak oywaju obydwi rosyny, koy spokijnoji hodyny pidnesesz do nych szmatoczok mjasa! Jim treba spijmaty, peretrawyty ciu
jiu. W takych wypadkach wony projawlaju swij charakter po-riznomu: powilno, ne pospiszajuczy nachylajusia worsynky rosyczky do mjasa. A weneryna muchoowka chapaje zdobycz energijno i porywczasto. Mona obduryty muchoowku: dotorkneszsia soomynkoju do odnijeji z jiji szczetynok, i odrazu ystok rosyny zakryjesia. Spijmaw!
A rosyczku soomynkoju ne obdurysz.
Moe, w zatoni ne rosyna, a twaryna, jaku szcze nichto ne opysaw? Chiba w usich
peczerach, netriach naszoji panety pobuway ludy, chiba po wsich zakutkach peczer
nyszporyo swito lichtariw? Chiba wywczeno okean na wsich joho hybynach? Ni, ne wsi
ywi istoty stay eksponatamy naszych muzejiw. I ne wse na paneti opysano, zmalowano, sfotografowano. Ade powidomlao u Naukowomu wisnyku (pryhaduju ce
buo za rik czy za dwa pered tym, jak ja opynywsia w Krajini Drimuczych Traw), szczo
w lisach Kongo ekspedycija wyjawya twarynu, smuhastu, jak zebra, z dowhoju szyjeju
najbyczoho rodycza yrafy. Miscewi meszkanci nazyway jiji okapi.
Zahadky, zahadky, zahadky
Arkusz 36-a
Wtretie ja wyruszyw do zatonu, szczob uziaty nareszti swij miszok iz szczodennykom, jakyj ey bila zahadkowoho derewa.
Zdorowyj, badioryj, weseyj, znowu w skafandri, z nowym hostrym serpom u ruci,
z dowhoju haczkuwatoju payceju jszow ja po dnu do zatonu. W uspichowi ne sumniwawsia: cioho razu ja powernu iz szczodennykom.
Dwi hiky ja zrubaw, czotyry yszyosia zrubaty i miszok bude w mene.
Ja micno styskaw u ruci serp. Zwyczajno, szczodennyk ja wimu. Hiky, jaki zrubaju, widnesu na bereh i pocznu perewiriaty, dosliduwaty ciluszczi wastywosti dywnoji rosyny. I, chto znaje, moywo, chwora, stradenna ludyna distane nowi liky nebuwaoji syy.
Ja prytuywsia do pidwodnoji kryci bereha. Treba perepoczyty. Kri napiwsuti
wody ja baczu derewo i nawi rozpiznaju obrysy miszka iz szczodennykom.
Mow nimyj i hriznyj wartowyj, stoji tut ce derewo. Szczob ochoroniaty wchid do
zatonu, szczob ne pidpuskaty nikoho do miszka i pokaraty toho, chto torknesia szczodennyka widkryttiw, zrobenych u Krajini Drimuczych Traw.
I zhadaw dawniu-predawniu kazku: czudowyko steree skarb, jakyj moe daty
ludyni szczastia. I ce czudowyko stawy na szlachu ludyny straszni pereszkody, nakykaje na neji bidu za bidoju. Ta ludyna doaje pereszkody. Wona jde wpered, ubywaje
czudowyko j zabyraje neocinennyj skarb.
Dywlaczy kri pidwodnu napiwtemriawu na derewo, ja naasztuwawsia buw zaczepyty swojeju payceju miszok iz szczodennykom i szwydko wytiahty joho. Stupyw
krok. I odrazu widskoczyw. Hiky derewa sylno i rizko zachytaysia. Czomu? Porucz
propywy malky. I tut ja pobaczyw: derewo stao korotsze j towszcze. I widrazu ja
ce jasno baczyw hiky joho wdaryy tabune, szczo propywaw powz nioho.
Zdobycz kilka malkiw buo schopeno u mene na oczach. Prozoryj stowbur
derewa potemniw. Oczewydno, stowbur poronystyj, i teper w niomu peretrawlujesia
jia.
Hodi! Hodi dywytysia j dywuwatysia. Czas dijaty Ja prostiahnuw payciu, wdao
zaczepyw miszok i szczosyy potiahnuw joho do sebe. Schopyw u ruky. Jak zakaatao
serce, koy poczaw rozkrywaty miszok.
O, tiaka my! Miszok poronij! Ne moe buty! De szczodennyk? Koy i de win
wypaw z miszka? Czy ne wykynuw ja joho za derewom, koy zaczepyw miszok z haczkom? Treba obszukaty dno zatonu. Iz serpom u ruci ja kynuwsia do derewa, szczob widrubaty ostanni czotyry hiky. Zupynywsia na derewi pohojduwaosia wisim hiok!
Szczo ce? Zamis dwoch zrubanych wyroso czotyry hiky.
Hidra?!
Arkusz 37
Szczodennyk znyk. Za poronim miszkom kokonom husenyci haniawsia ja
riczky. Ta odnak treba sprobuwaty pronyknuty w zaton, de ywe hidra. Czy ne zayszywsia tam szczodennyk?
U mene buy w zapasi sitky, newody, miszky.
I o odnoho razu ja wyriszyw: nakynu na hidru sitku i obnyszporiu zaton. Kilka
krokiw oddilao mene wid hidry, koy, zakrywajuczy jiji, mymo propywa weyczezna
czorna rybyna. Ja widskoczyw, prytysnuwsia do berehowoji kruczi i pobaczyw, szczo z
gruntu styrczy jaka twaryna, zwywajesia, swerdy grunt.
Namahajuczy schowaty, wona whryzaasia w zemlu. Ne wychodyo: grunt ne piddawawsia, oczewydno, zawaay pytky wapniaku.
Twaryna wpaa na dno, poczaa widpowzaty. Hadiuka? Tio jiji, szczo skadaosia
z weetenkych kie, pidtiahuwaosia, zwywajuczy u rizni boky, i pry ciomu zdawaosia, szczo kilcia ruchajusia sami po sobi. Hadiuka to korotszaa, to stawaa dowsza. Za
my na hadiuku nakynuasia weyczezna czorna rybyna. Rizki j nespodiwani buy ruchy
cioho chyaka, jakyj te to skoroczuwawsia, to dowszaw. Tilky szczeepni pastynky,
utykani hostrymy zubamy, i kilka oczej wstyh ja rozhedity. Ne szwydko ja dohadawsia,
szczo baczu pjawku, jaka wchopya doszczowoho czerwjaka. Pjawka i doszczowyj
czerwjak! Chyak micno prysmoktawsia do wodianoji hadiuky. Wona boroasia, krutyasia, bya ob pidwodnu kruczu, namahajuczy widpowzty. Dykyj tanok. Skaamutya
woda. Ja widstupaw use dali j dali wid zatonu. Nespodiwano obwaywsia pidwodnyj
wystup bereha. Obwa, temriawa! Ja wstyh wypysty i wybratysia na bereh. Widpoczyw.
Znowu spustywsia na dno riczky. Kaamu osia woda staa prozoroju. I ja pobaczyw:
zaton zawaeno zemeju. Kine! Szukaty tut niczoho
Arkusz 41
Ja czasto dumaw: czy ne oseytysia meni na ciomu berezi? Wasztuwatysia w peczeri tak, szczob ne bojatysia choodiw, zrobyty zapasy. Porucz riczka. Ja poczaw rozumity yttia pidwodnych meszkanciw. Tut pawuky-sriblanky hotuju dla mene skafandry, petu sitky-newody: Ja zawdy zmou owyty rybu.
Ae witry! Ni z toho ni z sioho poczynaju wony raptom wijaty nad riczkoju, perekydaju i amaju wse na swojemu szlachu, zdijmaju u powitria pyluku j pisok (a dla mene
piszczynka maje kameniuka!), alibno wyju bila wchodu w peczeru. Ni, treba powernutysia do swoho staroho domu, de ja yw i pysaw szczodennyk. Treba jty z cioho
bereha. Ae ja zwolikaw, widkadaw z dnia na de i tak samo, jak persze, opuskawsia
na dno.
Due czasto, koy ja bukaw po dnu Weykoji Powilnoji riczky, zowsim poriad zi
mnoju zjawlaysia sporudy, szczo powoli peresuwaysia, oseli woochokrylciw.
ozynky i szmatoczky oczeretu, hycia j dribni czerepaszky, uamky hioczok,
moch, piszczynky, wse, jio mona pidibraty u wodi, wse ce wykorystowujesia dla
budiwel woochokrylciw. Riznomanitnyj i nespodiwanyj materi woochokrylci skripluju micnymy szowkowynkamy u due nadijnu sporudu.
Czasom powz mene posuwaasia czerepycepodibna sporuda, w jakij szmatoczky
oczeretu eay odyn na odnomu, nacze pytky czerepyci w starowynnych hoandkych
budynoczkach, abo budynok-czocho, a inodi budynok-futlar. Baczyw ja j taku czerepycepodibnu sporudu, szczo bua zbudowana z uamkiw kory i z szmatoczkiw ystia, due
akuratno wyrizanych.
Usi ci sporudy zwodyy u wodi yczynky woochokrylciw. Bezpererwno dobudowuway jich. Tak i peresuwaysia yczynky woochokrylciw kona iz swojim budynkom,
w jakomu wona j rosa. Nastawaw czas peretworennia. Nad riczkoju we litay kryati
woochokrylci.
Baczyw ja u wodi j hnizdo newidomoji ptaszky, jake te peresuwaosia z miscia na
misce. Prydywywsia znowu woochokrye! Budynok buo zrobeno z mochu.
Ne widrazu, ne raptom nawczywsia ja widrizniaty ci sporudy sered riznych uamkiw czerepaszok i kaminnia na dni, sered pawajuczych hiok ta riznych ywych istot,
jaki peresuway, stojay, pidwodyy u wodi.
Jako ja jszow po dnu riczky. W odnomu misci, de teczija bua bystra, ja schopywsia
za wystup skeli j pobaczyw u wodi domok-trubu. Na taki oseli woochokrylciw ja we
natraplaw. Ae wse taky zdywuwawsia: teczija bystra, a sporuda pywa zowsim powilno, opyrajuczy tecziji, dwa kameni buo prykripeno do pidwayn budynku-truby.
Hromizdkymy, wakymy, nezhrabnymy wydaysia b meni sporudy woochokrylciw
na zemli. Ta u wodi ci domky riznomanitnoji architektury buy ehki j ruchomi.
Arkusz 42
I wse taky ja znajszow swij szczodennyk
Kraji joho buy pohryzeni, misciamy wisk znyk. Woda prosoczyasia w paku, i arkuszi namoky. Obereno distawaw ja arkusz za arkuszem. Z adibnoju radistiu torkaw,
rozprawlaw jich. Dywywsia, perewiriaw nomery. Poczynaw czytaty odnu storinku, ae
odrazu, ne doczytawszy, chapaw inszu, zayszaw i jiji, brawsia za tretiu.
Ja pyszawsia soboju: buria, witer, korabelna awarija, woda widnesy szczodennyk,
ae maeka ludyna, jaka dosliduje Krajinu Drimuczych Traw, znajsza joho na dni
riczky!
I cioho razu ja we peredam, neodminno peredam ludiam swoji arkuszi.
Jak ja pyszawsia: szczodennyk znajdeno!
Arkusz 43
O jak ce staosia.
Uczora rano-wranci ja wyjszow z peczery. Buy spokijni i neruchomi trawy-derewa,
szczo hustymy czaharnykamy pidstupay do bereha.
Ja czuw zwuky trub ce w trawach dmeli, rozprawywszy swoji krylcia, witay
schid soncia i budyy inszych dmeliw: merszczij do kwitiw! Ja raz u raz zupyniawsia.
Widczuwaw: z chaszcziw na mene dywlasia czyji oczi. I szczorazu pomiczaw muraszok.
Ce jichni mozajiczni oczi rozhladay use, szczo dijesia na berezi.
Ja spustywsia na dno riczky, ohlanuw newid czy ne spijmaysia malky? Poronio! Stomywsia. Zabrawsia u dzwin pawuka-sriblanky, widpoczywaw. Buo due tycho.
Ja rozpiznawaw zwuky wodnych hybyn. Zdawaosia, tuteszni meszkanci, propywajuczy powz mene, burczay, spereczaysia, wey mi soboju urywczastu rozmowu. Wychodyo, niby ryby rozmowlaju mi soboju
Rybaky j moriaky koy rozpowiday, szczo wony czuy, jak rewe biuha, jak pyszczy wjun, jak piwnyky (tak jatynki rybaky nazywaju tryhliw) lubla poburczaty. I
nemowby somy skrypla, nacze nemazanyj wiz, i szczo je ryby, jaki rochkaju i kriaczu.
Ja ne wiryw u ci rybalki bajky. Ae tut, sered zwukiw, jaki wynykay j znykay nawkoo
mene u wodi, wucho wowyo jakyj hostryj pysk. Czy ce ne wjun? I widrazu slidom za
cym ja poczuw zwuk ksyofona niby muzykant udaryw po joho derewjanych pastynkach mootoczkom. Ti weykoji rybyny propywa powz aerostat. Zwuk powtorywsia.
Tak, ryby rozmowlay.
Zwuky, szczo wynykaju i znykaju, myhotinnia tinej, trawy-derewa, jaki pidijmajusia iz dna i stelusia po wodi Piwtemriawa, zabarwena u ehkyj roewyj kolir I
tut, pid wodoju, ja zhadaw sad u bio-roewomu cwitinni. Sonce szcze ne zijszo, i stari
jabuni chowaju u pimi swoji krywi stowbury, wymazani biym wapnom pidperti payciamy. Hustyj prysmerk pid jabuniamy napownenyj miszanym zapachom riczkowoho
tumanu, swioji zemli j mokroji rosianoji trawy.
Tut, zaraz pid wodoju, ja widczuwaw swito soncia tak, jak i todi, w rankowomu
prysmerku pid jabuniamy w sadu,
Ja zrizaw czerepaszkoju motuzky aerostata, pidwjazaw kameni j piszow hlanuty
na swij newid.
Raptom zowsim byko promajnuy dwi weetenki tini. Ryby, chyi ryby!
Ja kynuwsia do weykoho kamenia, schowawsia za nym. Dwi rybyny kona z
trioma hostrymy hokamy na spyni pywy odna za odnoju. miano widswiczuway
krywi hoky u wodi. Koluczky! On jichnie hnizdo. Weyczezne, z dwoma otworamy. Odna
koluczka schowaasia w hnizdi. A druha, rozcwiczena jaskrawymy barwamy, zayszya
bila wchodu w nioho. W hnizdi zapiznia koluczka widkadaa ikru, a rozcwiczenyj same (win pobuduwaw ce hnizdo) wartuwaw wchid. Ja dywywsia z-za kamenia na hnizdo
i dumaw: A szczo, koy w niomu mij szczodennyk?. Joho moha zahnaty tudy teczija,
moha zatiahty razom z rosynamy j sama koluczka. ey win poriad z ikrynkamy pid
ochoronoju wartowoho iz strasznymy hokamy. Czy ne wybraty meni chwyynu i ne zahlanuty w hnizdo? Ae ja pobojawsia ce zrobyty. I nawi ne koluczka, a sama ysze
dumka pro hoky zlakaa mene. Mymo, dali! Ja pidijszow do newoda i achnuw. Win buw
rozirwanyj, a w joho otwori zastriaha nezhrabna sporuda weyczeznyj peresuwnyj
budynok-futlar woochokrylcia. Win pohojduwawsia, mabu, namahawsia prosuwatysia
dali. Zwyczajno, ryby u newodi ne buo. Bajdue ja we bilsze siudy ne powernusia.
Ja uwano ohlanuw architekturu peresuwnoho budynku, szczo porwaw mij newid: jaka
cikawa i serjozna sporuda!
I tut tut
Mi szmatoczkiw kory, hioczok i hyci, z jakych woochokrye sporudyw swij budynok, ja pobaczyw dowhastu, dobre znajomu meni paku arkusziw, szczo minyasia owtyznoju. Ce buw mij szczodennyk, jakyj wypaw z miszka. Pidniawszy z dna riczky
skaku czerepaszky, ja poczaw rujnuwaty stinu budynku.
Udar, znow udar Bezperestanu ja hatyw po majsterno zbudowanij sporudi, zrizuwaw pawutynnia, jakym woochokrye skripyw czastyny swojeji oseli. Na bereh ja
powernuwsia iz szczodennykom.
Arkusz 44
Ja rozkaw na piszczanomu suchomu berezi arkuszi, rozhaduwaw jich i kaw kaminci na koen arkuszyk. Na dejakych arkuszach riadky zmya woda. Potim, potim dopyszu, kazaw ja sobi. A zaraz nechaj pidsochnu arkuszi. Ta odrazu iz pobojuwanniam
dywywsia ja na sonce czy ne wyhory czornyo? O i na ostannij mokryj arkuszyk
pokadeno kamine. Ohlanuw use, siw na zihrityj soncem pisok i, wdychajuczy pachoszczi traw, zaspiwaw. Ja poczuw, szczo w huszczawyni traw, jaki pidstupay do bereha, chto zaspiwaw meni u widpowi. Ja spiwaw dedali hoosnisze. I hoos widpowidaw meni hucznoju pisneju. Jakyj znajomyj hoosi podumaw ja. I raptom meni zdaosia, szczo na riczci we ne odyn hoos, a chor hoosiw pidchopyw moju pisniu. Dzwinko
i harmonijno. Ja zamowk, prysuchawsia. Nu, zwyczajno, una! Zowsim nichto w lisi ne
pidspiwuwaw meni. I ne buo choru z riczky. Hra uny. Ach, chiba mao szczo moe ludyni zdatysia, koy wona nenarokom znajde najzapowitnisze, najdorocze!
Swityo sonce. Riczka powoli teka powz mene. Triskotiy cykady. Homonia na rizni hoosy Krajina Drimuczych Traw. Ja ne tiamyw sebe wid radosti. Meni zdaosia,
szczo ja, maeka ludyna, zaraz weseo j badioro stupatymu po trawi, prymynajuczy j
tooczaczy jiji nohamy, uwijdu do mista Czenka i huknu:
Druzi, czytajte ci arkuszyky! Stilky widkryttiw, stilky rozhadanych tajemny!
Ot zaraz pereskoczu czerez Weyku Powilnu riczku (ade wona maekyj strumok),
pereskoczu, perestuplu
Ja riszucze wyprostawsia, chotiw wstaty. Zojknuw, upaw Sprobuwaw chocz trochy pidwestysia i ne wdaosia. Odyn ruch i widrazu hostryj bil u spyni. Bezporadno lih na zemlu. Usi sugoby stysnuo, nacze obruczem. Paralizowano. Bolia hoowa.
Poczao morozyty.
Ja czynyw opir chworobi, ne dawaw poczuttiu prynyzywoho alu do sebe owoodiwaty mojeju swidomistiu. A wysoki trawy kyway meni tonkymy werchiwkamy. Hoowa
jsza obertom, jak na hojdaci, szczo zlitaje whoru. Szczo zi mnoju? Czomu zachworiw?
Take buwaje wid pereochoodennia. Nadto dowho i nadto czasto bukaw po dnu riczky.
Mene trusyo. Boliy mjazy, sugoby. Skydajesia na hostryj rewmatyzm; usi klityny zapaeni.
Koy u likarni ja likuwaw chworych salicyowym natrijem, abo salicykoju, jak
kazaw feldszer. Prote najkraszcze dopomahaw jim muraszynyj spyrt. Ta chiba tut ja
sprawlusia z tijeju muraszkoju, jaka wano projsza powz mene, czasto powodiaczy wusykamy? I szcze szcze bdoyna otruta. Ukusy bdi dopomahay chworym na
rewmatyzm. Ae siohodni ukus odnijeji bdoy mene wbje.
Ja zhaduwaw skargy chworych. Poriwniuwaw jich bolowi widczuttia iz swojimy.
Ja pryhadaw wypadok z mojeji praktyky. Do likarni prynesy chopczyka, ne mona buo
bez alu dywytysia na nioho skorczenyj, posyniyj. Maty rozpowia, szczo win due
dowho ne wychodyw iz stawka: wse kupawsia j kupawsia. Ja postawyw dignoz: radykulit. Szczo, jak naterty chopczyka, zehka obpekty joho tijeju trawoju, jaku we sotni
rokiw czynbari zbyraju dla czynennia szkiry sumachom? Tak i zrobyw. Chopczyk
szwydko wyduaw.
A czy ne sprobuwaty meni zaraz sumach? ystia neparnoperyste, wid dewjaty do
simnadciaty krupnohorodczatych i dowhastoancetnych abo jajcepodibnych ystoczkiw.
Ae teper use dla mene maje inszyj wyhlad. Czy znajdu, czy wpiznaju?
I ja popowz. Ochkaw, zitchaw, ae powz. Czasto zupyniawsia, pidwodyw hoowu i
wdywlawsia czy ne cia rosyna peredi mnoju. Ni. Ae o hojdajesia nad mojeju hoowoju ystia sumacha. Znowu pomyka ne wono I znowu powz dali. Nareszti pobaczyw: nadi mnoju pidnosyasia dirczasta zeenuwato-owta woo. Ja staw prydywlatysia. Konyj z ystkiw bilszyj za moju hoowu. Ja ujawyw jich zmenszenymy w bahatobahato raziw. Sumach!
eaczy na zemli maje zowsim bez ruchu, ja dywywsia na sumach i hadaw: jak e
distaty pyok, kwitku abo ystoczok, odyn ysze ystoczok?
Czas mynaw. Ja dedali pylnisze dywywsia whoru. Pobaczyw odyn ystoczok buw
nadomanyj. Staw czekaty, czy skoro win wpade. Daremne czekannia! Nadweczir na
stebyni zjawywsia symak u kulastij czerepaszci. Zradiw: moe, win iz steba perepowze
na ywe, de buw nadamanyj ystoczok. Znowu czekaw. Perepowz. Ot poszczastyo! ystoczok zirwawsia, poetiw, opustywsia na zemlu. Ja pidpowz do nioho, pidibraw, poczaw roztyraty szmatoczok ystka mi palciamy, prykadaw do chworych mis i wtyraw,
wtyraw zeenu kaszku w tio. Szkiru peko, wona, poczerwonia, ae czerez jakyj czas
bil poczaw wszczuchaty.
Moe, otrujnyj sumach i meni dopomih, a wtim, moe, ja wylikuwawsia ysze tomu,
szczo czerez syu ruchawsia, powz. Himnastyka czudowyj zasib proty dejakych form
rewmatyzmu.
Arkusz 45
Cioho ranku peramutrowe swito zaywao huszczawynu traw. Ja powernuwsia na
bereh, szczob zibraty z-pid kaminnia pidsychajuczi arkuszi szczodennyka ta ukasty jich
w nowyj woskowyj paket, a potim znowu sprobuwaty pereprawyty z nym czerez Weyku Powilnu riczku.
Czerwoni z. roewymy krajamy, zapaszni, szowkowi kyymy eay na zemli: szypszyna cwia j hubya swoji pelustky. Temno-zeeni trawy szykuwaysia w dowhi, riwneki aeji. De wysoko houbiy zirky nezabudok.
Moywo, junak pryjde siudy, zbere kwity szypszyny i nezabudky w buket i, chwylujuczy, zabuwszy wsi zawczeni sowa, prostiahne joho tremtiaczoju rukoju komu czerez nyzekyj parkanczyk palisadnyka. I u widpowi jomu zasiaje usmiszkoju diwocze
obyczczia. Berizka pochytaje bila jichnich nih mereywom swojich tinej, a astiwky z
weseym dzekotom szcze nycze proetia nad nymy.
Ta jakby znay ci myli ludy, jak wako buo meni probyratysia kri huszczawynu
nezabudok, jak zastupay meni dorohu, cilaczy w mene, koluczky szypszyny temni,
hrizni spysy!
Arkusz 46
Staryj ychyj witer yw u tych misciach, de pid czas buri buw perekynutyj mij plit,
w misciach, jaki zdajusia takymy tychymy i spokijnymy: wuka piszczana smuka,
lis zamrijanych traw, linywa chwyla riczky.
Bereh bur i witru
Wranisznioji hodyny, koy sonce ne pospiszao, a spokijno j uroczysto schodyo nad
lisom traw, jaki pidstupay do pryberenoji smuhy, takoji hodyny meni czasto wwyaosia: na tomu boci riczky, de kamjani hory spuskajusia ustupamy do riczky, tam, w
uszczeyni, postijne yto witru. Zwidty win wyrywajesia i, rozszyriajuczy, perelitaje
czerez riczku. Zawdy w riznych paszczach, zwaajuczy na pohodu, to w siromu, koy
na nebi swyncewi chmary, to w temnomu, pered hrozoju, to w zootystomu, koy nawkoo
radisno i jasno, zawdy w riznych paszczach (skilky jich ne zliczyty!) prolitaje win
czerez lis traw i pryberenu owtu smuhu i z wyttiam ta swystom znykaje. I raptom,
koy joho zowsim ne desz, zjawlajesia znowu. Stomenyj i wysnaenyj wid bahatioch
spraw, wykonanych nym de daeko zwidsy, w stepach, moriach, polach, win wse-taky
ene bystrych babok, pryhynaje do zemli lis traw, zdijmaje chwyli na Weykij Powilnij
riczci. Potim powertajesia do skel, u swoju uszczeynu, szczob schowatysia, zhornuty
i zasnuty.
Ote, ja szwydko jszow do riczky. Szczo bycze do bereha, to dedali czastisze dowodyosia meni perebyratysia czerez weyczezni jary. Na schyach jariw derewa-trawy
alibno szeestiy. O iz-za derew bysnua staewym kolorom riczka, wkryta temnymy
bryamy.
Arkusz 47
Wybrawszysia z ostannioho jaru, ja pobaczyw: na berezi krutysia, kury piszczanyj stowp. Weetenki trawyny, szczo pidstupyy do bereha, wuki i dowhi, jak szpahy,
zdryhay, chytaysia wid osnowy do werchowi i hnuysia, torkajuczy pisku. Wse potemnio. Piszczanyj wychor hulaw berehom i kwyliw u huszczawyni. Ja kynuwsia do
swojich arkusziw.
Witer zrywaw, perekoczuwaw kaminnia z miscia na misce, krutyw i widnosyw arkuszi szczodennyka. Wony litay w powitri, lahay na wodu. Ja metawsia berehom, a
witer nosyw jich nad mojeju hoowoju, zalitaw z nymy w huszczawynu traw. Szumiy,
chytaysia trawy. Okremi storinky tanciuway, strybay po zemli, ae odnoji ja ne spijmaw. O arkusz zaczepywsia za korinnia, szczo wydniosia z zemli, ae witer widihnaw
i joho. Ponis. Wytiahnuwszy ruky, ja bih, spotykajuczy, nawzdohin, ae witer zniaw
pyluku, zakrutyw, rozsypaw jiji ta zaslipyw mene.
A koy ja proter oczi i rozdywywsia, ue ne wydno buo odnoho arkusza. ysze
witer litaw, zminiujuczy swoji obrysy j formy litaw, swystiw i hoosyw.
Niczoho, krim witru i pyluky, na berezi ne zayszyosia.
Arkusz 48
Koy kilka dniw tomu, szukajuczy likiw, ja widpowzaw z bereha riczky w lis traw,
stojaa tycha i jasna pohoda. Zwyczajno, ja znaw, szczo tut wynykaju szaeni witry j
buri, ae, chworyj i sabkyj, chiba ja mih todi znajty w sobi syu, szczob zibraty z-pid
kaminnia arkuszi ta zachowaty jich w peczeru?
Ja piszow z bereha Weykoji Powilnoji riczky. Piszow nazawdy. Powernuwsia w
budynok, de zayszyw papir, czornyo, szczob poczaty nowyj szczodennyk, pysaty joho
dowhi roky. Tychymy weczoramy, pid triskotinnia cykad, zhadaju wse, szczo buo zapysano w zahubenomu szczodennyku, wse powtoriu, szcze raz zapyszu. I znowu w da-
eku dorohu. Pereprawlu, neodminno pereprawlu czerez riczku, I peredam ludiam nowyj szczodennyk.
Nowyj szczodennyk
Na cych soroka womy arkuszach ja we zmaluwaw istoriju mojeji ostannioji podoroi po suszi j po wodi ta obstawyny, za jakych mij szczodennyk propaw.
Cej nowyj szczodennyk poczynaju pysaty ja, Sergij Dumczew, zamis szczodennyka, szczo joho rozwijaa buria na berezi Weykoji Powilnoji riczky. Tijeji riczky, jaka
bahato-bahato rokiw tomu bua dla mene tilky maekym strumkom.
Na cych storinkach znowu bude poslidowno pereliczeno i pojasneno wse, szczo ja
baczyw, sposterihaw, widkryw u Krajini Drimuczych Traw.
Zhaduju, jak nespodiwano uszczuch witer, szczo z takoju nesamowytistiu rozkydaw arkuszi szczodennyka. Tak samo raptowo, jak i poczawsia. I widrazu wse nawkoo
zatycho. Wlahasia kuriawa. Zaspokojiy derewa-trawy. odnoho zwuku i szarudinnia
ne buo czuty: meszkanci traw, nalakani witrom, szcze dowho ne zwauwaysia podawaty bu-jaki oznaky yttia. Zanepokojena riczka poteka szcze oberenisze j powilnisze. Sonce poczao swityty mjako i ahidno.
Ta nespokijno buo w mene na duszi. Wse wtratyty hirko i bolacze. Ae znajty
wtraczene i znowu wtratyty! Szczo ce? Wtrata w kwadrati?! Widczuttia, pereywannia, bil, hirkotu arszynom ne wymiriajesz, cyframy ne obczysysz. Wse tak staosia
tomu, szczo ja maekyj: swit wyris u bahato-bahato raziw. Ot i staw ja u bahato
raziw sabkiszyj. Kryczy, ajsia, pacz, nema dia do mene ni hominywym derewamtrawam, ni Weykij Powilnij rici, ni zawdy nimomu sonciu.
Zaraz, use pryhadujuczy, baczu, jakyj ja buw aluhidnyj, koy bih za ostannim arkuszem i moyw, bahaw witer chocz cej, chocz odyn arkusz donesty do ludej! Jake
durne, smiszne prochannia! Szczo z toho, koy nawi witer i donese do ludej jakyj arkusz? Ade ludy, czytajuczy joho, niczoho ne zrozumiju. I jak wony joho proczytaju?
Ot ne szczasty Paperu zamao. Tilky-no poczaw pysaty nowyj szczodennyk, papir kinczajesia. Dowedesia widkasty rozpoczatu sprawu, pobuwaty u paperowych os
Szczo teper robyty? spytaw ja sebe. Zwyczajno, treba peredaty Dumczewu krupynku, jaka powertaje rist. A czy ne kraszcze schowaty jiji tut, w mojemu domi-peczeri,
pid pekom, a potim ue szukaty Dumczewa? Wse ne tak! Naszczo chowaty te, szczo
treba widdaty? Ni na my ne rozuczusia z krupynkoju, szczo powertaje rist! Zahornuwszy krupynku w mij paszcz, ja wyriszyw ity z kunkom za peczyma.
Dumczew pysze, szczo win wyruszyw po papir do paperowych os. Hnizdo paperowych os zowsim poriad, za kilka krokiw wid peka, bila jakoho ja stoju. Nawiszczo jty?
Mona huknuty. Ja hyboko wdychnuw powitria, szczob hucznisze kryknuty, ae w ciu
my zhadaw, szczo mij kryk zahubysia w szumi traw, jak pysk komara. Ja zmenszywsia, i tomu prostir, jakyj widokremluje mene od Dumczewa, nezmirno wyris. Meni
dowedesia jty do hnizda paperowych os dowho, due dowho.
Ja perenis zapysky Dumczewa w swoju oselu-peczeru i pokaw na misce. Wostannie podywywsia pry mjakomu neywomu switli hnyluczok na arkuszi, spysani rukoju
Dumczewa, i w dumci skazaw: Ludyna! Ce sowo zwuczao u mene w hoowi, koy ja
wyjszow iz peczery. I wse dowkoa stao ne take straszne: Tut ludyna! Dumczew! I
trawy cijeji krajiny naczebto pidsuchay, jak ja wymowyw podumky: Ludyna, i prywitno, radisno widhuknuysia. Ja baczyw, jak trawynky, dowhi j uwani, pryjazno poczay chytaty werchiwkamy.
Jakyj potik poczuttiw wykykay w mene zapysky Dumczewa! Tut i spiwczuttia do
Dumczewa, jakyj zdijsnyw taku nebezpecznu mandriwku, i radis wid toho, szczo teper,
distawszy krupynku rostu, Dumczew powernesia do ludej. I szcze radis wid toho, szczo
teper ja pozbuwsia strachu pered meszkanciamy cijeji krajiny, toho strachu, jakyj hnityw i prynyuwaw. Teper ja buw spokijnyj. Poriad zi mnoju w trawach ludyna! Teper
ja zmou dywytysia na te, szczo dijesia w Krajini Drimuczych Traw, jak na powczalne,
zachoplujucze wydowyszcze. I jak dobre, szczo tajemnyciu mikrozapysok, jaki opynyy
u mene w Czenku, zaraz rozhadanoji Wyjawlajesia, o u czim ricz: ne za dopomohoju
fotoaparata chto zmenszyw tekst, a pysaa jich maeka, twerda ruka ludyny. I zapysky, szczo zaetiy z buketom kwitiw do mene w nomer hotelu, i zapysky pro likuwannia
tuberkulozu wse ce arkuszyky iz szczodennyka Dumczewa, rozwijani bureju.
Treba jty do hnizda paperowych os, do Dumczewa. A jakszczo my rozmynemosia?
Win powernesia siudy z paperom, a ja ja szukatymu joho de tam. Zayszyty tut zapysku? Na czomu pysaty? yszytysia czekaty? Ni, jake orstoke sowo: czekaty! Treba
jty!
Ja zahybywsia w trawy. Spownenyj radisnych peredczuttiw i dumok, ja jszow naoslip i raptom pomityw, szczo sonce zachody.
Zdajesia, wse buo jasno i prosto: jty do hnizda paperowych os. Ae kudy? Na piwnicz, na piwde, na zachid, na schid? Cioho ja ne znaw. Dywywsia na sonce, na trawyderewa. Chto porady? I ja piszow nawmannia, wse dali j dali widchodiaczy wid peka.
Ja wdywlawsia u daeczi, sykujuczy szczo pobaczyty, rozhedity kri chaszczi.
Wsuchawsia. Zwidky czuwsia szum wody. Lis traw ridszaw. Nareszti wyjszow na
uzlissia. Bysnua riczka. Wona bua zowsim neszyroka: protyenyj bereh buo wyrazno
wydno. Zwyczajno, ce ne Weyka Powilna riczka, podumaw ja, a riczka Zapizniych Dokoriw, pro jaku pysze Dumczew. Czomu ja wyriszyw, szczo hnizdo paperowych os roztaszowane na protyenomu boci riczky. Treba szukaty pereprawu: mabu, Dumczew
de pobuduwaw mist.
Powoli i obereno jszow ja krajem wysokoho i strimkoho bereha. Misciamy riczka
wyruwaa, szumia, nacze potik. Zwidsy ja baczyw protyenyj nykyj bereh, wkrytyj
nanosamy hyny, pisku, rini i wauniw. Oczewydno, nawesni i pid czas zyw riczka rozywajesia szyroko, daeko, mohutnio.
Prote jakyj tut dywowynyj zapach! Naczebto ja opynywsia na poli, de rozkydano
hnij.
Riczka zrobya krutyj poworot, i na berezi wraz wyrosa j pokotyasia na mene
hora. Znowu wony czorni ycari, skarabeji! Znowu kotia kulu z mojeju krupynkoju?
Ja ne wstyh widskoczyty. Kudy poditysia? Hora nasuwaasia newbahanno. Ja opynywsia na samisikomu kraju bereha. Micnyj duch amiku pryhoomszyw mene. W hoowi zapamoroczyosia.
Z bereha, z weykoji wysoty ja wpaw u szumywyj potik. Mao ne zachynuwsia.
Pryjszow do pamjati i, trymajuczy w ruci paszcz z krupynkoju, popyw za teczijeju. Jaka doszka propywa bila mene. Ja wchopywsia i wyliz na neji. Ce bua zwyczajna triska, ae dla mene-riatiwnyj weyczeznyj plit. Plit prybyo do toho bereha, i ja wybrawsia
na suchodi. Jaki dywni slidy! Hyboki i czitki. Po woohij zemli nad riczkoju szczojno
projsza ludyna. Otut, poriad, szcze odna ludyna! Dumczew!
Ne spuskajuczy oczej iz slidiw, ja jszow wse dali j dali wid hominkoji riczky. O-o,
de tut za poworotom, ja maju pobaczyty Dumczewa
Ujawa maluwaa najnespodiwaniszi kartyny. Ja pryskoryw chodu, ae slidy ludyny
raptom zahubyysia. Wony znyky w czaharnyku. Pochmuri, husti tini lahy na zemlu.
W napiwtemriawi ja pereazyw czerez weyczezni brussia, koody, cziplawsia za suczky.
Jakyj weetenkyj ptach proetiw powz mene, i ja, riatujuczy wid nioho, kynuwsia
wbik. Staw u tini rosyny. Nadi mnoju hojdaysia owti kwity. Jich zapamoroczywi pachoszczi trochy tumanyy hoowu. Nasyu piszow dali. Homin riczky uszczuch. Tini roztay. Poswitliszao. Ja pidwiw hoowu i skryknuw. Dywowyni weetenki hruszi koloru
pergamentu wysiy nad mojeju hoowoju. Jaki chymerni sporudy! Niby koosalni
czaszky, wony wysiy wysoko nad mojeju hoowoju. A pozadu pergamentnoho mista sira
stina zywaasia z nebom. Jake czudowe blido-owte misto, oswitene soncem, na foni
siroji stiny!
U powitri stojaw haas i hrim: weetenki owti ptachy z homonom i hurkotom
wlitay do mista i wylitay z nioho.
Sporudy buy wkryti zwerchu pokrywaom. I zdawao, niby ptachy ne zhory, a
znyzu zalitaju pid pokrywao.
De ja? Czyje ce dywne misto?
Ja stupyw krok i, zdywowanyj, zupynywsia. Na zemli peredi mnoju eaa hrubezna kooda. Na jiji czerwonomu foni jaskrawo swityysia pid soncem szyroki zooti
smuky. Smuky skadaysia w litery. Ae zowsim nezrozumili, neznajomi. Jich ne rozibraty. Wony maju neczuwani rozmiry. Szczob proczytaty, ja widskoczyw ubik i rozsmijawsia; Piner ZM.
Prosto kumedija! Piner ZM ce marka oliwcia. Mjakyj oliwe. Same takym ja
lublu pysaty. Zhadaw. Cia kooda mij oliwe. Tut ja widirwaw wid hnizda paperowych
os kaptyk kartonu i chotiw na niomu szczo zobrazyty. Wyjniaw oliwcia i tut-taky upustyw joho. Poczaw szukaty w trawi ne znajszow. I teper, koy trawy stay dla mene
weyczeznymy derewamy, ja nasztowchnuwsia na zahubenyj oliwe.
Maekyj oliwe, jakyj ja lubyw trymaty w ruci, mij szestyhrannyj oliwe, dobre
zahostrenyj, mjakyj ZM, jakym buo tak ehko pysaty, nakydajuczy eskizy obycz, robyty poznaczky na polach rukopysu, zapysuwaty myli serciu nomery teefoniw. To o de
ja zustriwsia z toboju! Win ne zminywsia, mij oliwe Piner ZM. I hnizdo os, jake wysio na brusku, wkopanomu w zemlu, te ne zminyosia. A ot ja staw zowsim inszyj.
I hnizdo os wydajesia meni weetenkym mistom, kudy wlitaju i zwidky wylitaju weyki ptachy.
Osy buduway wse nowi i nowi czarunky oseli, zapowniuway jich jajeczkamy, z
jakych rozwynusia yczynky, majbutni meszkanci. Wodnoczas osy hoduway yczynky,
hotuway pokryszky dla czarunok, zatulay otwory tych czarunok, de yczynky peretworiasia w laeczok. Bezupynno jszo osnowne budiwnyctwo: riad za riadom muruway
pomosty dla nowych powerchiw, zwodyy powerchy. Na misci buo organizowano zahotiwlu ta wyrobnyctwo budiwelnoho materiu paperu. Usi ci rizni za charakterom
roboty zdijsniuwaysia tut odnoczasno.
Ja zadywywsia. Raptom na halawynu wybiha ludyna ludyna w paszczi. Ja ne
wstyh kryknuty, jak ludyna we perebiha halawynu, z nadzwyczajnoju ehkistiu wyliza na wysoczennu stinu (ce buw brusok, ukopanyj u zemlu), a z stiny pereskoczya na
pokriwlu pergamentnoho mista.
Nemow stal szabli bysnua w powitri ludyna widrubaa wid pokriwli cijeji dywowynoji sporudy weyczeznyj kapo paperu.
Dumczew!
Na ludynu napay osy! Ae wona ziskoczya na zemlu j metnuasia wbik. Ja chotiw
buw kynutysia do neji i raptom poczuw ohuszywyj szum. Powitria zakoywao. Rizko
i wraz potemnio dowkoa.
Na halawynu opustywsia weyczeznyj litak. Tak meni spoczatku zdaosia. Prydywywsia. Cej litak trymawsia na dwoch dowhych stowpach. Krya buy skadeni, riwnomirno pochytuwawsia czornyj z biym chwist. Ce ptach. Zdajesia, pyska.
Ae de ludyna, jaka tak chorobro wojuwaa z osamy! O wona! Jakym liliputom
wydaasia wona meni poriwniano z cym weyczeznym, strasznym ptachom! Win jiji zakluje. Ja kryknuw, szczob poperedyty. Ta ludyna nawi ne ohlanuasia. Ne czuje! Ptach
strybnuw do neji. Ae ludyna we prychyyasia do siroho muru, zirwaa z swojich peczej
siryj paszcz, nakryasia nym. Pyska porucz, ae ne pomiczaje ludyny. Wona klunua
czerwjaka, jakyj wydawsia meni weyczeznoju hadiukoju.
Ptach, zmachnuwszy kryamy, poetiw. I todi ludyna pobiha dali. Wona tikaa,
trymajuczy pid pachwoju kapo paperu.
Ptach znowu spustywsia nedaeko wid mene. Ludyna prypaa do weykoho zeenoho ystka. Siryj paszcz upaw na zemlu. Ludyna zayszyasia w zeenomu paszczi.
Wona stojaa na zeenomu ystku i bua nepomitna.
Ptach z szumom poetiw.
Dumczew! kryczu ja.
Win ne czuje, ne obertajesia i znykaje zi swojim kaptem paperu.
Treba kynutysia za nym. Ta osy, szczo litaju whori, wala mene. Zahynu.
Huknuty szcze raz? Ae szum polotu os zahuszuje mij sabkyj ludkyj kryk. I wsetaky ja kryczu, znowu i znowu.
Dumczew!..
Ni, win ne obertajesia Win tikaje, znykaje!
Ja w rozpaczi biu slidom za nym. Nazdohnaty! Nazdohnaty!
Litaju, hudu, striasajuczy powitria, osy. Ae ja awiruju, pryhynaju do zemli,
padaju, schopluju, znowu biu slidom za Dumczewym.
Tilky b nazdohnaty! Ne upustyty z oczej!
Biu. Hukaju z ostannich sy:
Dumczew! Du-umczew!..
I meni zdaosia win dywysia w mij bik. Ja pidijmaju kaminci, hioczky, kydaju
u powitria.
Tak, niby mene pobaczyw! Zupyniajesia, wdywlajesia. I nespodiwano, nacze zlakawszy, kydajesia he. Ae, stupywszy kilka krokiw, win niby opamjatawsia. Powernuwsia. I o win ue jde, jde nazustricz meni. Rozmachuje rukamy, podaje jaki znaky.
Ja pospiszaju do nioho. Szcze krok, druhyj
Ae zemla pidi mnoju zachytaa. Ja kudy prowaywsia.
Ja wpaw na szczo mjake. Temno. Husta, waka tysza. Prysuchawsia. Meni zdaosia, szczo porucz mene chto stoji i dychaje. Chto tut? Ni zwuku. Ae wse-taky szczo
woruszysia poriad zi mnoju.
Ja widbih ubik. Upersia w stinu. Torknuwsia jiji rukoju. Stina zemlana, to
hadeka, to szerechata. Pobih upered dowhym, neskinczennym korydorom.
Korydor kudy opuskawsia. Ja zupynywsia; hurkit, peskit, szum buo czuty poperedu. Szczo ce? Korydor wychody do wody?
Nazad! Nazad!
Ja jszow jszow, torkawsia rukamy stiny. W jakomu misci korydor rozhauuwawsia. Piszow praworucz.
Raptom spitknuwsia, zaczepyw nohamy suczok abo korine i zupynywsia. Suczok hadekyj rohulka. Nema czasu rozdumuwaty. Treba wybratysia zwidsy. Ja
kynuw suczok i znowu piszow korydorom. Skilky meni szcze jty? Czy ne jdu ja po zamknenomu kou? De wychid z nioho? Newe tam, de hurkocze woda? Znowu rozhauujesia mij korydor. Noha znowu zaczepyasia. Suczok? Ade ce toj samyj suczok, jakyj
ja kynuw!
Mow slipyj ki w konohonci, chodu po bezkonecznomu kou. Chto buduwaw cej
abirynt?
U cikowytij temriawi ja dijszow do jakoho nespodiwanoho spusku. Szumu wody
ne buo czuty.
Oczewydno, ja zajszow u hyb zemli. Spusk prywiw mene do nowoho dowhoho korydora. Tut znowu, torkajuczy stin i obmacujuczy jich, ja pereswidczywsia, szczo cej
korydor, jak i perszyj, zamknenyj.
Ni! O iszcze chid! Nym ja potrapyw u wuke widhauennia. Ae marno ja namahawsia wybratysia z cioho rukawa. Wid nioho na daekij widstani odyn wid odnoho
widhauujusia korydorczyky. Wony zawey mene w bezwychi. Ja powertaju nazad i
znowu jdu po weykomu kou.
Koy ce zakinczysia?
Pid nohamy chmyz, oczewydno, sucha trawa.
Ja opustywsia na pidstyku. Chto mih pobuduwaty cej abirynt. Ja staw drimaty
abirynt abirynt Powilno wymowlaju ja ce sowo i zhaduju odyn mit.
Na ostrowi Krit buw abirynt, z jakoho oden smertnyj, potrapywszy tudy, ne mih
znajty wychodu. Starohrekyj mit rozpowidaje, szczo w ciomu abirynti oseyo czudowyko Minotawr, jake poyrao ludej. Ciomu czudowyku, z tuubom ludyny j hoowoju
byka, Any zmuszeni buy posyaty na zjidannia czerez koni dewja rokiw semero junakiw i semero diwczat. 1 czudowyko jich poyrao. Tesej z An probrawsia do abirynta i wbyw Minotawra. Ae jak wyjty Teseju z abirynta?
Aridna, doczka kritkoho caria Mi nosa, szczo pokochaa Teseja, daa jomu, koy
win spuskawsia w abirynt, kubok nytok i hostryj mecz. Kine kubka zayszawsia u
neji w rukach. I cia prowidna nytka Aridny wywea Teseja z abirynta.
W czyjemu abirynti zaputawsia ja? I jakyj Minotawr czekaje na mene? Sprawdi,
chto proryw ci gaereji?
Krit! Nu, zwisno, krit!
Smiszno! Ne znajty wychodu z krotiaczoji nory!
Krit ryjesia pid zemeju i ywysia yczynkamy ta doszczowymy czerwjakamy. Ae
win inodi wychody i na powerchniu zemli. Cej wychid treba znajty.
Jaka tysza! Jaka temriawa! Zmuczenyj, stomenyj, ja boriu z drimotoju. I raptom
czuju:
Dumczew! Dumczew!..
Raptom u riznych misciach spaachnuy desiatky wohnykiw.
Ja spanteyczenyj. Szczo ce: za hra? Wohnyky, wohnyky otoczuju mene, wony hasnu, tanu, znykaju i znowu horia. Byko daeko, daeko byko
Ja krulaju, metuszu i wse darma.
Ta ce hnyluczky i switni uczky! Ae de mi nymy smooskyp Dumczewa? Mabu, win trymaje w ruci hnyluczku ot wona j switysia. Ja zupyniaju. Czekaju. Nechaj Dumczew ide do mene sam.
Sprawdi, jakyj woho spokijno i po-diowomu nabyawsia.
I ja poczuw:
Lu-dy-no, ludyno, widhuknysia! Ludyno, widhukny!
Dumczew! kryczu ja. Dumczew! Woho staje dedali byczyj, hoos dedali
czutniszyj:
Ludyno, ja jdu do tebe!
Raptom use nawkoo mene poczao zminiuwaty, a hoos poczaw widdalaty.
Czomu wid mene wse tikaje? 1 wohnyk, i kuszczi, i derewam wse pywe powz mene.
U minywomu, prymarnomu switli misiacia ta merechtywych wohnykiw ja pobaczyw, szczo weykyj doszczowyj czerwjak tiahne ystok, na jakyj ja wypadkowo staw.
Treba nehajno zijty z ystka. Ae poky ja ce obmirkowuwaw, czerwjak pidtiah ystok do hybokoji jamky. Szcze my i ja pokoczusia wnyz. Ja schopywsia rukamy za
kraji jamy i pidibhaw nohy; czerwjak potiah ystok unyz, a ja zayszywsia na powerchni
i zitchnuw z poehszenniam.
Nawkoo buo tycho.
Ja ne zwauwawsia zijty z miscia i niby na warti zastyh bila nory.
A z lisu traw meni znowu swityy wohnyky, hasy, zahoriaysia. De mi nymy
smooskyp ludyny. Win swityw dla mene, ae ja ne znaw, jak joho widriznyty wid inszych.
Czas spywaw, nichto ne prychodyw. Powijao swiistiu. ehkyj choodok projniaw
mene. Trochy zmerz. Bila wohniu switlaka ne zihrijeszsia, ae wse taky ja popriamuwaw u huszczawynu traw i wybraw misce, de buo bilsze cych ampoczok: zeenych, bakytnych, synich, owtych, czerwonych Zdawaosia, koen switlak zatuyw wid mene
wohnyk jakym-nebu kolorowym skom. Do riznych kolorowych wohnykiw do chwyl
swita riznoji dowyny prostiahaw ja swoji zamerzli ruky. Koen lichtaryk horiw spoczatku jaskrawo, riwno, potim swito joho zmenszuwaosia, haso. Ja perechodyw wid
lichtaryka do lichtaryka z prostiahnenymy rukamy: Podajte, switlaky, troszky tepa
zmorenomu mandriwnykowi Krajiny Drimuczych Traw! Darma. Czastka tepa, jaku
wy wydilajete, mizerna. Wsiu swoju energiju wy wytraczajete na swito. Bila was ja
skydaju na toho aluhidnoho dikkensiwkoho kerka, jakyj odnoho pronyzywo choodnoho weczora zihriwaw swoji ruky bila odynokoji swiczky w kontori sknary Spruda.
Do pobaczennia, lubi moji switlaky, bakytni, zeeni, syni, czerwoni, do pobaczennia!
Berei swij switowyj pigment amperyn, nechaj reakcija okysennia i dali stworiuje
harni i choodni switowi efekty. Do pobaczennia!.
Ja powernusia do jamy, kudy popowz doszczowyj czerwjak, prytulusia do nasypu i
trochy podrimaju. Moywo, trapysia tak, szczo mene tam znajde Dumczew.
Do pobaczennia, switlaky!
Szczo za dywowynyj zwir? Krya wuki i zeeni, zadni nohy dowszi za peredni.
Konyk. Win dedali pronyzywisze, dedali weselisze spiwaje-siurczy. I raptom zamowkaje, prysuchajesia: czy ne spiwaju hucznisze za nioho inszi konyky? I znowu siurczannia.
Dali, dali wid cioho pryhoomszywoho siurczannia j szumu! Odyn krok i ja we
w lisowych chaszczach, sered dywnych derew. Korinnia, owtuwato-bie, zahybluwaosia w grunt, a jaskrawo-zeeni stowbury to zlitay striamy w nebo, to, nachyywszy do
zemli, schodyy, zbyay swojim werchowittiam i wukym, dowhym ystiam. Neprochidna stina! Ta j u lisowych chaszczach czuty, jak dzweny i siurczy konyk. Ja ohlanuwsia.
Tam, zowsim poriad z konykom, wyrostaje, to zywajuczy kolorom z cymy chaszczamy, to wyrizniajuczy na nych, jaka chymerna dowha istota.
Sonce schodyo. I cia istota dywyasia na sonce. Zwir wytiahnuwsia i skaw na hrudiach swoji dowhi ruky. Czy ne joho nazywaju w narodi bohomoom? Tak, zwyczajno,
ce bohomo!
Ja zamyuwawsia nym. Jak spokijno j weyczno win powertaje swoju hoowu z opukymy oczyma, niby chocze uwano prysuchatysia do siurczannia konyka!
Skydajesia na te, szczo konyk nabryd jomu swojim siurczanniam. Bohomo to wystupaje wpered, to znowu znykaje w chaszczach.
Puf! Puf! unaje poriad z konykom. Nemow rizke driapannia nihtem po sku.
Stuk, suchyj trisk.
Cikawo!
Bohomo, nino-zeenyj, harnyj i strunkyj, powertajesia do konyka.
Tak, konyk, oczewydno, jomu dobre-taky nabryd.
Czomu perszi sowa, jaki Dumczew skazaw, pobaczywszy mene w Krajini Drimuczych Traw, buy wymoweni nym tak, niby win dawno mene znaje? Niby cia dywowyna
krajina, de ja zjawywsia, najzwyczajnisikyj mikyj bulwar: na awoczkach sydia
niani, wony zajniati swojim wjazanniam i zridka pozyraju, jak bawlasia dity. I na
ciomu bulwari win zustriw mene susida po kwartyri.
U dwoboji ludkoho rozumu z bahatohrannistiu instynktiw meszkanciw cijeji krajiny peremocem wyjszow rozum. Dumczew, wrachowujuczy awtomatycznyj mechanizm
yttia komach, zastyhli obmeeni formy jichnich instynktiw, ne tilky ne zahynuw w cij
krajini, a ja postawyw syu jichnich instynktiw na subu sobi ludyni.
Jakyj osobywyj spokij, ja skazaw by prystrasnyj spokij, projawlawsia w usich
joho ruchach.
Tak, Dumczew ne zdywuwawsia z mojeji pojawy w joho krajini i ne spytaw, jak ja
opynywsia tut. Oczewydno, dowhe yttia w ciomu switi, de na tebe bezupynno czekaje
nebezpeka, de ludyni z jiji hordym rozumom konoji myti treba rozwjazuwaty skadni
zawdannia, ce dowhe yttia prywczyo Dumczewa ni z czoho ne dywuwaty.
O win widijszow na kilka krokiw wid mene, podywywsia na jaki slidy, prysuchawsia do szarudinnia derew-traw i poczaw rozmowlaty sam z soboju. Ce bua, mabu,
joho zwyczka. Wona skaasia w nioho protiahom desiatkiw rokiw yttia u Krajini Drimuczych Traw. Howoryw win due powilno, tycho i wyrazno.
Szczo ty skaesz pro nioho? zapytaw win sebe pro mene i tut-taky sobi widpowiw: Szczo skau? Nadto we win cokocze! Zowsim jak konyk. Metuszysia, haasuje. Niby w hariaczci. Szczo z nioho wimesz? Moodyj win
Tut ja nabrawsia duchu j perebyw joho:
Jak e wy, Sergiju Sergijowyczu, ne zdywuway? Raptom ni sio ni wpao zjawlajesia ludyna tut, u waszij Krajini Drimuczych Traw A wy ni pro szczo ne pytajete?
Win spokijno i czitko widpowiw:
Czoho dywuwaty? Use prosto i jasno. Ludy we widkryy skad spouk, jaki
zmenszuju i widnowluju zrist, ot wy j zjawyysia tut. Dumczew uwanym, dowhym
pohladom wdywlawsia w szumywi werchowittia i tycho, serjozno spytaw: Czomu ne
jdu siudy inszi ludy?
Ni! Ni! zakryczaw ja. Nawiszczo ludiam zajmatysia poszukamy jakycho
tam spouk, szczo zmenszuju i widnowluju zrist? Suczasni mikroskopy dopomahaju
dosy dobre wywczyty najdribniszi organizmy.
Ne poywszy, ne pobuwszy w Krajini Drimuczych Traw, wywczaty jiji?! Dywytysia kri skelcia mikroskopa?..
Ja ne widpowiw na ce zauwaennia. Nasza rozmowa urwaasia.
Potim ja poczuw, jak win znowu rozmowlaje sam z soboju:
Ae jak e wona, cia metuszywa ludyna, opynyasia tut, nedaeko wid moho
budynku?
Jak? wyhuknuw ja. Ade wse poczaosia z arkuszykiw u buketi.
Dumczew zdywowano hlanuw na mene.
Pro jakyj buket wy kaete?
Jako uweczeri w nomer hotelu do mene zaetiw buket kwitiw, a w niomu arkuszyky, zahadkowi arkuszyky.
Wy szczo putajete, dobrodiju.
Anitrochy!
Buket kwitiw arkuszyky hotel Win serdyto znyzaw peczyma.
Ja wiw dali:
Arkuszyky j proczytay za dopomohoju mikroskopa, arkuszyky waszoho szczodennyka.
Obyczczia Dumczewa oswityo trywonoju radistiu.
To joho znajdeno? Win dijszow do ludej?
Chto? Pro koho, pro szczo wy kaete?
Pro swij szczodennyk widkryttiw, zrobenych za wsi roky moho perebuwannia
w Krajini Drimuczych Traw. Czy wsi, czy wsi arkuszi szczodennyka znajdeno?
Try arkuszi! Try arkuszi. Wony buy zahadkowi i nezrozumili.
A jich buo bahato, due bahato! z hirkotoju mowyw Dumczew. Jich nasyu
nis na sobi mij werblud. Ae win zahynuw, mij werblud, mij pawuk-wowk. A ja wse jszow
i jszow Na piwnicznyj schid, na piwnicznyj schid, do altanky. Ja chotiw pereprawytysia czerez Weyku Powilnu riczku. Buria Plit perekynuwsia. Pid wodoju czudowyko
ochoroniao mij szczodennyk. A potim witer rozwijaw arkuszi Witer
Dumczew zamowk. A ja wse bilsze j bilsze wiryw u te, szczo win skoro, moywo
siohodni, powernesia do ludej. I ne treba bude dumaty pro czornyo, ne treba dobuwaty
papir u paperowych os. Dumczew powernesia do ludej i spokijno pryhadaje, widnowy,
powtory te, szczo buo w nioho u szczodennyku. Skilky neszczas, zyhodniw, ychych
pryhod pereborow win, skilky widwahy, praci, napoehywosti, wynachidywosti projawyw, szczob zbahatyty ludstwo nowymy znanniamy j donesty do ludej swij szczodennyk,
wid jakoho zayszyo tilky try arkuszi!.. Teper wse ce pozadu.
Ja chotiw widrazu powesty rozmowu pro ce, ae ne znaw, z czoho poczaty. Krupynka rostu eaa na zemli pered namy. Treba buo tilky rozwjazaty paszcz. Ae odyn
raz ja zaproponuwaw jomu krupynku, a win odwernuwsia wid neji. Czomu?
Dumczew perebyw moji rozdumy i postawyw swoje persze zapytannia:
Ote, wy kazay, szczo ludy szcze ne wynajszy skadnych spouk, jaki wpywaju
na zrist ywoho organizmu. Ae jak e wy siudy potrapyy?
Staosia tak, szczo w mojemu rozporiadenni opynyy poroszok i dwi krupynky.
Wony eay na stoli u fanernomu budynoczku.
I wy prokowtnuy poroszok, czy ne tak?
A ociu krupynku, Sergiju Sergijowyczu, zbereeno dla was, skazaw ja twerdo,
spokijno i prostiahnuw jiji.
Miszok! Hlate, jakyj dobriaczyj miszok!
De? Pro szczo wy kaete?
Do nas nabyajesia weykyj miszok. Jak, wy ne baczyte? Dumczew pokazaw
na weyku husenyciu, schou na tu, jaku ja pryjniaw koy za udawa.
Czomu wy ciu husenyciu nazywajete miszkom?
Ae Dumczew ue zirwawsia z miscia j pobih za husenyceju, znyk u trawach.
Skoro win powernuwsia i weseo huknuw:
Wysteyw! Z dobrotnych szowkowych nytok spete wona oboonku-kokon. A ja
jiji z cioho miszka wytruszu. Bude dla was choroszyj spalnyj miszok. Win popeskaw
dooneju po swojemu doroniomu miszku. Ne hirszyj wid cioho
Ae ja powernuwsia do pererwanoji rozmowy:
Tak ot, Serpiju Sergijowyczu, buo u mene dwi krupynky. Odna ocia
A druha? spytaw Dumczew.
Druhu wkotyy skarabeji.
Rozumiju, rozumiju Wkotyy w hnojowu kulu. A czy ne pokaete wy misce, de
baczyy wostannie skarabejiw? Zabraty u nych krupynku! Szczo , ludyni newako perechytryty zwira. Jakszczo skarabeji kotyy kulu-komoru, tobto taku kulu, w jaku wony
widkadaju jajce, to krupynka bude naszoju. Ae jakszczo jakszczo skarabeji kotyy
kulu ne dla potomstwa, a szczob zjisty jiji, to krupynka propaa!
Homonia riczka Zapizniych Dokoriw, do jakoji my pidchodyy, i ot ue z-za derewtraw bysnuy jiji burchywi wody.
Czerez riczku my pereprawymosia na potu. Win prywjazanyj nedaeko, bila poworotu. Na tomu boci my pidemo slidamy skarabejiw. Nazdoenemo jich, zaberemo
ludyni ne buo potreby mudruwaty tam, de pered neju buw ue hotowyj zrazok pryrody?
Szczo za nisenitnycia! chotiw ja wyhuknuty, ae zhadaw naszu nedawniu rozmowu pro cement, zhadaw, jak obrazya wona Dumczewa, i promowczaw.
Win znowu zwernuwsia do mene, ae ja posawsia na swoje neznannia wodoaznoji
sprawy.
Wyrynuwszy iz dzwona, my wypywy na spokijnu hadi wody, a potim z weykymy trudnoszczamy wyderysia na strimkyj bereh.
Ote, rozpoczynajemo poluwannia na skarabejiw, mowyw Dumczew. Wedi
e mene tudy, de wostannie baczyy jich z kueju, w jakij bua krupynka.
Ja wdywlawsia, rozdumuwaw.
Baczyw ja skarabejiw dwiczi. Odnoho razu, koy wony wlipyy krupynku w kulu,
pokotyy ciu kulu za pasmo horbiw, a inszym razom na ciomu berezi. Zi strimkoji kruczi
ja j upaw u riczku.
De wy wpay? Pokai misce. Ja powiw Dumczewa berehom:
Tam bua krucza wyhyn zakrut riczky, kazaw ja.
Dumczew prywiw mene do strimkoji kruczi: Ce buo tut? Czy, moe, otam, bila toho
zakrutu? Tam te je krucza. Abo liworucz de riczka zawertaje.
Ja ne znaw, szczo widpowisty. Usi kruczi j zakruty riczky buy dla mene tut odnakowi.
Ne bentetesia. Pokai meni chocz napriamok, jakym wy z lisu pryjszy do riczky,
skazaw Dumczew.
Ja powiw buw Dumczewa w toj bik, de jakyj kuszcz i derewo, szczo stojao poriad
z nym, wydaysia meni znajomymy. Pidijszow bycze i pobaczyw, szczo pomyywsia.
Probukawszy po berehu, ja pereswidczywsia, szczo meni ne znajty toho miscia, zwidky
ja wpaw, riatujuczy wid skarabejiw.
Ae czy mih ja widmowytysia wid poszukiw krupynky, cina jakoji powernennia
u weykyj swit? I cijeji chwyyny ja podumaw, szczo tut, na berezi, moywo, buy zowsim
inszi skarabeji. A wykradaczi zayszyysia tam, za pasmom horbiw. Prypuszczennia raptowe i niczym ne wmotywowane. Ae rozstatysia z cym prypuszczenniam ja ne mih, a
moe, i ne chotiw: wono mene zaspokojuwao, wywodyo z tiakoho stanu. I ja powiryw
u wasnu wyhadku.
Swojimy dumkamy ja podiywsia z Dumczewym. Win podywywsia na mene pylno
j uwano:
Wy proponujete pochid za pasmo horbiw? Dobre. Ja zhoden.
Ja chotiw buw rozpowisty pro suczasnu awiciju, pro te, szczo ludyna zdobua krya
i staa woodarem powitria, ae Dumczew ne daw meni wymowyty ani sowa.
Nechaj e ludy wczasia buduwaty swoji litalni maszyny u babok! powczalno
zakinczyw win.
Siohodni-taky uweczeri, podumaw ja, treba bude rozpowisty pro wse, szczo
zdijsneno w naszij krajini za roky joho widsutnosti Pro naszu weyku rewoluciju, pro
mohutnij i ruch nauky wpered, pro kazkowyj strybok techniky Treba zrobyty ce obereno, postupowo. Win bude pryhoomszenyj i wraenyj poczutym. Ade bahato z toho,
szczo win maje namir prynesty w darunok bakiwszczyni, ue znajdeno, widkryto, wynajdeno, wywczeno My poczay pidnimatysia na poohyj horb.
Baczyte? spytaw Dumczew i zupynywsia na samisikij werszyni horba.
Baczu. Dwa tumanni piwkoa w powitri. O wony wysia w odnomu misci, a on
w inszomu misci dwa taki sami piwkoa. Dywne jawyszcze
Dumczew usmichnuwsia:
Ci dwa piwkoa utworiuju krya komachy, jaka praciuje bezwidkazno, z pewnoju szwydkistiu. Prydywisia kraszcze
Wony, ci muchy, ne litaju, a poczaw ja.
Prodowujte, prodowujte, kryknuw Dumczew.
Wony stoja u powitri!
Tak, muchy wysia u powitri! Wony zupyniajusia w bu-jakij toczci powitrianoho
prostoru.
Ptachy litaju poczaw buw ja.
Szczo ptachy! machnuw rukoju Dumczew. Ptachy tilky j umiju szczo litay, szyriaty w nebi i padaty kamenem wnyz.
Pikiruwaty, pidkazaw ja, podumawszy pro pikirujuczi bombarduwalnyky.
Szczo? Pikiruwaty? Dywne sowo skazaw win, rozdumujuczy, j ironiczno
posmichnuwsia. Wczytysia w ptachiw! Czy ne dowedesia todi zanadto mudruwaty?
Nawisyty litalnomu aparatowi chwist Prydumaty tiahowe obadnannia
Propeer, pidkazaw ja. Powitrianyj gwynt.
Ne rozumiju Wsia tajemnycia polotu tilky w kryli. Kryo! Tut i pidjomna
sya, i sya tiahy, i keruwannia. Cioho nawczy ludynu ne ptach, a babka, bdoa, mucha!
Wony wykluczaju to odne, to druhe kryo i raptom rizkyj strybok ubik, whoru, i wnyz.
A jakszczo treba, wysia u powitri. Czomu ty, ludyno, ne prydywlajeszsia, ne kopijujesz
mechaniku jichnioho polotu?
Ja ne zwodyw oczej z komach, jaki stojay w powitri:
Jak jich nazywaju?
Syrfy, widkazaw Dumczew. yczynky syrw ywlasia popeyciamy. Dla
nych ja tut rozwiw kooniju popey. W powitri mou stojaty j meteyky-branyky i bahato inszych komach
Szczo , i zaraz, jak i ranisze, Dumczew pokazuwaw meni te, szczo ludiam ue
bahato rokiw widome. Tak, win chocze zdywuwaty swit widkryttiamy, jaki dawno we
zrobeno. Wertoloty, szczo wysia na misci Reaktywni litaky Pro ce ja dosi ne skazaw ni sowa, strymawsia, zhadawszy, jak mymowoli ja obrazyw Dumczewa w rozmowi
pro cement i koy nazwaw meszkanciw cijeji krajiny nyczymy organizmamy.
A chiba mona poriwniuwaty komachu, jaka stoji u powitri, z wertolotom? Mi
inszym Wertolit wysy u powitri, ce tak, ae win wysy zowsim inaksze, ni komacha.
Gwynt wertolota krutysia w horyzontalnij poszczyni i wertolit wysy. A komacha,
stojaczy w powitri, wilno j ehko machaje kryamy. Czy ne poczynajesia tuji szlach do
nespodiwanych widkryttiw? Tak, moywo, Dumczew u czomu i maje raciju?
I ja ne wtrymawsia, skazaw:
Litaky, stworeni lumy, litaju zi szwydkistiu u wisimsot, tysiaczu i bilsze kiometriw na hodynu.
Dumczew zupynywsia. Uwano podywywsia na mene i, meni zdaosia, zblid. Za
my win posmichnuwsia i chytro prymruywsia:
A wy, hoube, wyjawlajesia, mrijnyk i mistykator!.. Litaky! Hm hm Soweczko nepohane prydumay. Harazd, prypustymo A czy ne wwaajete wy mene za
dywaka, jakyj rady ludiam u wsiomu kopijuwaty komach? Zrozumijte mene prawylno!
Koy ja kau: ludyno, wczy u meszkanciw Krajiny Drimuczych Traw, ja rozumiju tilky
odne: ludyno, wdumujsia, piznawaj, wywczaj pryrodu, trawy! Nachyy! Podywy na te,
szczo ty topczesz nohamy! Ne bu zarozumia! Ot szwydkis waszych fantastycznych
litakiw na hodynu jaka, wy skazay, w nych szwydkis?
Pjatsot, simsot, tysiacza i bilsze kiometriw
Pohano! Zrobi asku, powczisia w dmela, w muchy! wyhuknuw Dumczew.
Dmil prolitaje za chwyynu widsta u desia tysiacz dowyn swoho tia. Pidrachujte,
skilky swojich dowyn pokrywaje za chwyynu wasz litak?
Dumczew wyczikuwalno j chytruwato dywywsia na mene.
Ja poczaw liczyty w dumci: pryjniaw dowynu litaka za desia metriw, i wyjszo,
szczo litak doaje za chwyynu swoju dowynu tysiaczu szistsot dwi tysiaczi raz. Fenomenalne widstawannia wid dmela! Todi ja pryjniaw dowynu litaka za sto metriw, i
pry tij samij szwydkosti wyjawyosia, szczo za chwyynu litak podoaje tilky sto szistdesiat dwisti swojich dowyn. A dmil desia tysiacz. Desia tysiacz!
Zwyczajno, ne mona poriwniuwaty komachu i maszynu swit ywyj i swit techniky. Ricz szcze j u tomu, szczo dribni i najdribniszi rozmiry komachy stawla jiji u dosy
wyhidni aerodynamiczni umowy. A jakszczo zbilszyty linijni rozmiry tia komachy, to
waha jiji zroste w geometrycznij progresiji, inaksze kauczy proste zbilszennia komachy, skaimo, w desia abo sto raz, niczoho ne daje, oskilky nawantaennia zbilszysia
w 103 abo 1003 raz.
A Dumczew kazaw:
Komar, prostyj komar odnym ruchom tilky odnym ruchom! bje wsijeju
szyrynoju powerchni krya zwerchu wnyz. Zdajesia, prosto. A czy pobuduwaa ludyna
litalnyj aparat z machowym kryom?
I znow ja ne znaw, szczo widpowisty.
A czy nawczyysia ludy w komach, kazaw Dumczew, buduwaty taki aparaty, szczob wony, jak komacha, widkyday kryamy potoky powitria w bu-jakomu napriamku ta wmiy pidijmatysia na nych pid bu-jakym kutom i z bu-jakoju szwydkistiu? Widpowidajte: czy dodumay wy do takych litakiw?
I na ce zapytannia ja ne znaw, szczo widpowisty. Promowczaw.
I todi tycho j prosto Dumczew skazaw:
Ni, ne cej moodyj pan rozpowis ludiam use, szczo win tut baczyw O, jakby ja
sam mih pryjty do ineneriw: dywisia ot kresennia!.. Uczora wypadkowo ja znajszow
te, szczo, zdajesia, dopomoe postawyty doslid
Pro jaku znachidku kae Dumczew? zdywowano podumaw ja.
Chodimo do pasma horbiw po druhu krupynku! skazaw ja, udawszy, szczo
ne poczuw joho dywnoji ostannioji frazy.
Tak, tak, treba jty, widpowiw Dumczew. Ae pidjom bude wakyj. Zaczekajte tut. Ja nezabarom powernusia.
Pit neba, Syna zirok tak bilsze dwoch tysiacz rokiw tomu rymkyj uczenyj
Plinij Starszyj nazwaw soodku rosu, jaka inodi padaje, niby z neba, na ludej, szczo stoja pid derewom. Nebo bezchmarne, sonce w zeniti. Zwidky cia rosa? Piznisze wse zjasuwaosia ce robota popey. Wony zayszaju ypki krapyny medianoji rosy na ysti
derew. Ruchamy niok wony widkydaju krapynky syropu. ehekyj poduw witercia
poahodyty poszkodennia. Widbuwajesia prymyrennia i znowu poczynajesia poperednia spilna i bezhuzda robota, pry czomu poranena muraszka je tilky pereszkodoju.
Dokadajuczy wsich sy, zdorowa tiahne zdobycz i z neju poranenu podruhu, jaka zamis
toho, szczob postupytysia poywoju, wysy na nij.
Chto ne sposterihaw yttia muraszok, jich robotu!
Buy ludy, jaki wwaay muraszok wysoko-organizowanymy twarynamy, nadienymy maje rozumom.
Ae maje raciju Mark Twen, koy kae pro muraszku: Dywno, jak taka straszenna
szaratanka prymudryasia moroczyty stilky stoli trochy ne ciyj swit! I dodaje: Muraszka dobre praciuje todi, koy za neju stey nedoswidczenyj naturalist, jakyj roby
neprawylni wysnowky.
Ae czomu wanta wse-taky prybuwaje za pryznaczenniam, do murasznyka? ysze tomu, szczo kona muraszka, chocz i zawaaje swojij susidci, prote tiahne wanta
do ridnoho hnizda. Ote, jaka zernyna, szczo jiji tiahnu muraszky do sebe, posuwajesia po najbilsz prymchywij krywij, to wpered, to nazad, to praworucz, to liworucz. I
we czas cia zernyna krutysia i perewertajesia.
Use ce ja zhadaw, koy muraszky tiahy mene kudy, i poczaw hariaczkowo mirkuwaty: jak meni wid nych widbytysia?
O odna z muraszok spychnua mene zi stowbura wnyz, ae ja myttiu zaczepywsia
za jakyj horboczok na stowburi i nehajno-taky wytiahnuw nohu, za jaku mene j schopya druha muraszka. Schopya, potiaha whoru i tym samym ne daa wpasty na zemlu.
Tak, szczomyti prystosowujuczy do nedoadnostej jichnioji wzajemnoji dopomohy, ja dopomih muraszkam welmy obereno, dbajywo spustyty mene na zemlu.
Tilky tut ja pomityw: do kuszcziw, na jakych pasysia tabuny popey, prolahaw
utorowanyj muraszynyj szlach. Oczewydno, win tiahnuwsia do murasznyka. Na szlachu
metuszyasia sya-syenna muraszok, wony pospiszay do popey.
Wykradaczi wooky mene dobre wtorowanym szlachom. Tut do nych pryjednaosia
szcze kilka muraszok.
I o ja pobaczyw: za derewamy-trawamy posuwajusia dwa weyki byskuczi uky.
I zdaosia meni, szczo wony tiahnu na motuzkach czerwonu koodu z weetenkymy
zootymy literamy Piner ZM proczytaw ja i podumaw: Tiakyj son!
Muraszky pidchopyy j potiahy mene po zemli.
Treba wyhraty czas, skazaw ja sobi. Abo Dumczew powernesia i wriatuje
mene, abo ja sam szczo prydumaju.
Ja hlanuw na swojich wykradacziw i ne mih ne rozsmijaty. Ade wse, szczo widbuwajesia zi mnoju, nasampered smiszne.
Dosy neskadne zawdannia stojao peredi mnoju: zawaaty muraszkam, jaki
tiahnu mene do murasznyka, i dopomahaty tym, jaki tiahnu ubik.
I tut poczaasia weremija. Ja dopomahaw to odnym muraszkam, to inszym. Tak ja
pobuwaw i bila odnoho uzbiczczia dorohy, i bila protyenoho. Potim znowu opynywsia
na muraszynomu szlachu.
Czym bilsze muraszky dopomahay odna odnij tiahty mene, tym ehsze meni buo
zawaaty jim, ja to posuwawsia wpered, to widchodyw nazad, to sidaw na czyju spynu.
Ta ja rozumiw: wony tiahnu mene wse-taky do murasznyka. Tijeji myti, koy ja
opyniu tam, pocznusia najstraszniszi tortury.
Na my pered mojimy oczyma postaw malunok z odnijeji staroji knyky z pryrodoznawstwa. Afrykanki muraszky-kocziwnyky, jaki napadaju na rohatu hadiuku
takyj buw pidpys pid malunkom, de ma-muszcza muraszok znyszczuwaa hadiuku,
szczo zwywaasia w korczach.
Tak, meni bude ne z medom!
Spyna bolia, ruky buy podriapani.
Ae szczo tam poperedu? Horb-murasznyk! Chocz i due powoli, ta wse-taky mene
Jak namoroczysia w hoowi wid cych szumiw i szarudinnia, wid bezupynnoho ruchu z powerchu na powerch! Dywna wtoma! Ja prytuywsia do jakoji stiny, ae muraszky otoczyy mene j poczay smykaty szczorazu zawziatisze j lutisze. Raptom ja widczuw rizkyj posztowch. Ja upaw, zatuywszy hoowu rukamy. Ae muraszky czoho
pokynuy mene. Szczo trapyosia? Ne rozumiju! Zaczipajuczy, perebihajuczy czerez
mene I sztowchajuczy, mczay kudy poczyszcza muraszok.
Micnyj neznajomyj aromatnyj zapach udaryw meni w obyczczia. Muraszynyj zapach buw kysuwatyj i hostryj, a cej hustyj, yrnyj i duchmianyj. Ja rozpluszczyw oczi
i poczuw zdaeku;
amechuza! amechuza! Ja pryhnaw do muraszok amechuzu!.. De wy?
Hoos Dumczewa nabyawsia. Ae de Dumczew?! De? Temno! I raptom ja widczuw micnyj potysk ludkoji ruky.
Lubyj mij hostiu! Ja wam kazaw: amechuza wriatuje was Siudy, siudy, za
mnoju! kryczaw bila moho wucha Dumczew, tiahnuczy mene.
Kudy? Kudy, Sergiju Sergijowyczu?
Ne bijtesia, zaraz jim ne do nas. Tut u nych amechuza.
amechuza?
Ach, zowsim zabuw! Wy ne znajete, szczo take amechuza! Szwydsze, szwydsze!
Win schopyw mene za ruku.
Z dywowynoju sprytnistiu, raczkujuczy, inodi perepowzajuczy, wij perechodyw z
gaereji do gaereji, spuskawsia z odnoho powerchu na inszyj maje priamowysnymy
chodamy.
Driapajuczy kolina j dooni, czasto stukajuczy hoowoju ob jaki perekadky, ja
pospiszaw sliom za nym.
Potim, potim use wam pojasniu. Szwydsze! Zaraz muraszkam ne do nas: wony
pocznu pyjaczyty.
Chto?
Muraszky.
Pyjaczyty?
Tak, tak! Tilky-no amechuza zjawlajesia w murasznyku, muraszky myttiu zabuwaju i pro swoji yczynky, i pro laeczok, i pro robotu, i pro jajcia, z jakych wyuplujusia jichni naszczadky, wony poczynaju pyjaczyty. Dywisia, dywisia!
Ja niczoho ne baczu.
Ja pidkynuw jim amechuzu w odnu z gaerej. Baczyte: wony mcza powz nas
tudy, do cijeji gaereji. Duchmianyj zapach amechuzy jich prywabluje. Ce jakyj narkotyk. Win wykykaje u muraszok spjaninnia. Na cej zapach muraszky mcza z usich zakutkiw murasznyka amechuza, jak i buawowusyj uczok, wydilaje pjanku ridynu.
Ae napij cej u bahato raziw pjankiszyj. Te misce na tili amechuzy, de wydilajesia cia
ridyna, wkryte neweyczkymy kytyczkamy j szczitoczkamy iz zootawo-owtych woosynok riznoji dowyny. Muraszky adibno zyzuju ridynu, dychaju jiji wyparamy i tak
pjaniju, szczo amechuza spokijno, zowsim bezkarno poczynaje zjidaty najdoroczyj,
neocinennyj skarb murasznyka jajcia, jaki zberihajusia w gaerejach. amechuza
strasznisza za buawowusoho uczka. Ce pomsta za was, dorohyj mij drue!
Tak kazaw Dumczew i probyrawsia kudy upered.
Denne swito we prosoczuwaosia do murasznyka i trochy oswitluwao szlach, jakym my pospiszay.
muraszky i nespodiwano rozwerzajesia bezodnia! Bezodnia! A wy twerdyte: rozrachunky inenery gruntoznawci kut pryrodnoho ukosu Muraszka stupya na
kraj piszczynky pokotyy, i jij ue ne wylizty nazad. Tut pomyok ne buwaje. Pobuduje muraszynyj ew swoju woronku ne w miru pooystoju muraszka wyberesia,
kartecz ne zibje jiji, a hospodar woronky zdochne z hoodu. A jakszczo woronka strimka
nadmiru projde po nij muraszka, stanesia obwa, i pisok zasype hospodaria woronky. Ni, tut use toczno! Majsternis neabyjaka!
Ja we znaw pro muraszynoho ewa iz szczodennyka Dumczewa, ae uwano suchaw joho. A jak cia woronka robysia! Spiralno.
Muraszynyj ew chody po kou, nikoju zachopluje pisok, kade na hoowu j wykydaje joho. Tak win prochody odne koo, potim druhe, wucze. Koa wse zmenszujusia j
zmenszujusia. Wychody perewernutyj konus. I na samomu spadi woronky zakopujesia w pisok ew.
Dywowynyj instynkt! skazaw ja Dumczewu. Komacha absolutno ne rozumije i ne znaje, szczo roby, a dije, jak dobre naahodena maszyna.
Naahodena maszyna? Meszkanci cijeji krajiny maszyny? perepytaw
Dumczew, dumajuczy, oczewydno, pro szczo insze i we czas pryskoriujuczy i pryskoriujuczy chodu.
Czy zdywuwaty chotiw mene Dumczew, czy pokazaty te, szczo widkryw win u cij
krajini, czy, moe, moja rozhubenis pryzwea do wsioho? Ne znaju!
Poczao o iz czoho. Dumczew raptom znyk. My priamuway do piszczanoho pasma horbiw. Dumczew kruto powernuw praworucz i znyk.
Ce staosia u hustych zarostiach. Ja zrobyw kilka krokiw, rozsuwajuczy kuszczi, i
opynywsia na halawyni. Tut ja wyriszyw doczekatysia Dumczewa. Ta e stupyw ja na
halawynu, jak na mene posunua jaka dywna twaryna z trioma chwostamy
Ja widskoczyw, zupynywsia. Sumniwiw nemaje ce czerwjak. Ae try chwosty!
O szczo mene zdywuwao.
Sergiju Sergijowyczu! huknuw ja.
Widpowidi ne buo.
Ja stupyw kilka krokiw i znowu zdywuwawsia. Szczo ce? U powitri koo mene krulaa jaka twaryna. Raptom wona sia, zastupywszy meni dorohu. Ja zlakawsia. Potim
zrozumiw: meteyk. Tak, ae meteyk bez hoowy!
Nespodiwano pojawywsia Dumczew.
Baczu, wy zdywowani
Kudy ja popaw?
Wy na poli, de ja roblu operaciji.
Operaciji?
Tak, operaciji! I wy we ne budete dumaty, szczo medycyni niczoho zapozyczuwaty, wywczajuczy ziogiju meszkanciw cijeji krajiny. Wy zdywowani? Z mene dosy.
Niczoho ne rozumiju
Tut wy pobaczyte rezultaty mojeji chirurgiji. Ja perewiryw i pereswidczywsia
na doslidach, szczo okremi czastyny organizmu komachy szcze ywu i todi, koy inszi
czastyny zahynuy. O laeczky meteykiw. Ja zrizaw jim hoowy, i wse-taky kona z
laeczok zakinczuje swij rozwytok i peretworiujesia na sprawnioho meteyka, tilky we
bez hoowy. I ywe bez hoowy. Ae poywe wona nedowho. A ty? nespodiwano zwernuwsia win do chymernoji bdoy, jaka powzaa po ystku. Moroka meni z toboju: ne
choczesz trymaty na swojich peczach czuu hoowu! Hodi, poky czystyty wusyky! Tak
i hoowu sobi widirwesz Iz bdooju pohano! zwernuwsia Dumczew do mene.
Sama ne daje czuij hoowi pryrosty do swojich peczej.
Dywno!.. rozhubeno mowyw ja.
A szczo tut dywnoho? Chodimo iszcze deszczo pokau. Do reczi, czy znaju
naszi ziogy poczaw buw Dumczew.
Dywisia, wyhuknuw ja, o znowu powze jaka czudernaka twaryna z
trioma chwostamy.
Ce ne czudernaka twaryna, a mij piddoslidnyj czerwjak! Ja wydayw czastynu
tkanyny z kincia joho tuuba i zrobyw neweyczkyj eksperyment. Ade obrubanyj chwist
u jaszczirky widrostaje znowu. Ni, ce we ne dywyna. Ja choczu skazaty likariam ocznych chworob: Koegy, czy zadumuwaysia wy, czomu slipyj czerwjak reaguje na swito
Smutok joho buw meni zrozumiyj. Ade win due lubyw muzyku, bahato hraw
I szczob widwernuty joho wid sumnych dumok, ja skazaw:
Wy zhadajete, widnowyte i zanowo napyszete tam, sered ludej, zahubenyj
wamy szczodennyk.
Ae Dumczew ne suchaw. Win zamysywsia, potim tycho mowyw:
Uwijty w budynok. Wziaty z poyci tomyk wirsziw Puszkina: Moej duszy prede
eannj
Sergiju Sergijowyczu! wyhuknuw ja. Tilky ja was pobaczyw, meni widrazu
zachotiosia skazaty: ade ludy Krajina Wse zminyosia!.. We czas chotiw skazaty,
zbyrawsia, ae zwolikaw. I ot zaraz
Ue tretia hodyna dnia, rizko perebyw mene Dumczew, pidwiwszy hoowu i
hlanuwszy na kwity. Wy due stomyysia. Poperedu wakyj pidjom. Widpoczynemo.
Treba pidkripyty. My siy bila pidniia horba. Dumczew wyjniaw z doronioho miszka
szowkowu serwetku, derewjanu tariku, derewjani oky, pokryti akom, i stupyw ubik:
Siudy! Siudy! O moji zapasy!
Ja pobaczyw weykyj hynianyj heczyk, wkopanyj u zemlu. Dumczew zniaw
kryszku. Pid neju bua szowkowa serwetka, tuho obwjazana motuzkoju. W heczyku
buw kwitkowyj pyok, kruto zamiszanyj medom. Ja, zwyczajno, rozumiw, szczo serwetku wyhotowyy szowkopriady. Jich bahato w Krajini Drimuczych Traw. A ak, jakym
buo wkryto oky, wyhotowyy czerweci. Ae nijak ne mih ja zrozumity chto wyhotowyw ciu hynianu posudynu? I, trymajuczy oku w ruci, ne beruczy do jii, ja zhaduwaw, szczo taki sami heczyky paday z derew.
Ja wse pojasniu, jite, skazaw Dumczew. Ci horszczyky wyhotowlaje z
hyny osa-jewmen. Zmoczujuczy hrudoczky hyny swojeju synoju, wona wprawno lipy
hnizdo dla majbutnich naszczadkiw. Wona poluje, potim paralizuje pawukiw ta huseny
i skadaje jich u horszczyky. Na cej swiyj charcz osa widkadaje jajce i zakuporiuje
horszczyk zemeju. Tak i wysia ci hyniani heczyky na kuszczach. Z jajcia wychody
yczynka osy, ywysia zahotowenoju dla neji swioju jieju i rozwywajesia. A koy
pryjde czas i wona peretworysia na dorosu komachu, wyazy Z swoho hynianoho
hnizda i widlitaje. Poroni horszczyky padaju na zemlu.
Ja due zhoodniw i zanadto szwydko, metuszywo j adibno jiw. Dumczew, jak
zawdy, buw powanyj i zoseredenyj.
Skarabeji skarabeji Szczo treba ludyni, szczob wytoczyty kulu, zrobyty jiji
hade. koju, geometryczno prawylnoju? raptom spytaw Dumczew, mabu, zhadawszy, pro krupynku.
Ja ne wstyh widpowisty.
Znaju, znaju! wiw dali staryj. Wy skaete potriben tokarnyj werstat.
Treba pojednaty obertalnyj ruch predmeta, szczo obroblajesia, i postupalnyj ruch instrumenta, jakym znimaju struku. A skarabej roby swoju kulu kruhoju j prawylnoju,
nawi ne zruszujuczy jiji z miscia. Win jiji buduje, sydiaczy na werchiwci hrudoczky
hnoju osnowy majbutnioji kuli. Powertajuczy na wsi boky, win bere z hnoju szczeepamy hrudoczku za hrudoczkoju, nakadaje jich na osnowu, naroszczuje, lipy, umynaje,
prytyskuje, wyriwniuje. Kula hotowa wona kruha j riwna. Szczo , czas! U pochid na
skarabejiw!
Po toj bik pasma buo wydno popelasto-siru, bez rosynnosti riwnynu. Poronio, samotnio i pochmuro buo tam. I, zowsim jak ranisze, ja podumaw: ci horby j piszczani hory
ade ce ysze nasypy nad nirkamy riznych dribnych zwiriat. Ae de , de skarabeji?
Skarabeji lipla swoji kuli naprowesni, skazaw Dumczew, niby whadaw moji
dumky. Mabu, kulu z krupynkoju pokotya jaka zapiznia para ukiw. Jakyj wse
taky wyhlad may ti skarabeji, jaki zakotyy kulu za pasmo horbiw? Opyszi. Moe, ja
jich znajdu.
Wony buy schoi na czornych ycariw, skazaw ja.
A mona tocznisze? Ade skarabeji buwaju rizni
Tocznisze? Ne mou.
Jakby skarabeji zjiy kulu z krupynkoju Dumczew prymruywsia i z
ehkoju posmiszkoju podywywsia na mene, to wony b stay, zwyczajno, weetniamy, i
my jich odrazu pobaczyy b. Ta takoho ne trapyo. Ote, we serjozno, bez bu-jakoji
ironiji zakinczyw Dumczew, zayszajesia prypustyty, szczo ci skarabeji, widkawszy
w kulu jajce, zakopay jiji w zemlu, jak wony ce robla zawdy.
Daremno my jszy siudy, skazaw ja z aem.
My poczay spuskatysia z horba. Witer duw nam u spynu. Derewa neweseo szumiy nam uslid. Nedobre buo u mene na duszi. Ja raz u raz dywywsia na swoju ti:
wona wtomeno j pokirno zihnua i szkandybaa razom zi mnoju.
Szczorazu, koy nam treba buo podoaty wakyj perewa, Dumczew braw mene za
ruku i obereno dopomahaw pidijmaty.
Ja zaproszuju was do sebe na obid! skazaw Dumczew. Wy we wypadkowo
pobuway w odnomu mojemu budynku. Zaraz proszu widwidaty druhyj budynok, litnij.
Za chwyynu win poczaw rozmowlaty sam z soboju:
Suchaj! Treba hostia rozweseyty i rozwayty. Prawda, budynok, kudy ja prywedu swoho hostia, zrobenyj ne zowsim dobre. Ja b mih kraszcze zbuduwaty j prykrasyty joho. A jakszczo postawyty bila budynku obabicz worit u zahrozywij pozi dwoch
tarantuliw, his, mabu, zlakawsia b. A zrobyty ce zowsim newako: wziaty i tuho nabyty dwa czuczea tarantuliw. Steku u dwori hodyo by wymostyty nadkryllam soneczka, jak u perszomu budynku. Materi nadijnyj i micnyj. I kolir wdayj: czerwonyj
z owtym Dumczew obernuwsia do mene: Ae muzykoju pid czas obidu ja szcze
rozwayty was ne zmou muzykantiw ne zibraw.
Jaka muzyka?
Ade w mene bude orkestr. Ja we rozmistyw po kou budynoczky-stija. Kone
stijo zakryte szczilno prypasowanymy dweryma, ae wony ehko widczyniajusia. W
centri podwirja do moho pulta schodiasia szowkowi trosy, prywjazani do konych dwerej. Stojaczy bila pulta, ja mou widczyniaty dweri to na wsiu szyroczi, to zayszajuczy
maeku szcziynu; mou tako widczyniaty po czerzi to odni, to inszi dweri, abo wodnoczas usi. A w stijach orkestranty. O, naprykad, konyk. Czudowyj smyczok u
nioho: zubczasta smuha, za formoju toczno wyhnute wereteno, porizane nawskis
dwadciama czotyrma trykutnymy zazubynamy. Oce tak instrument! Konyk-liwsza!
Czomu liwsza?
Win nese swij smyczok na liwomu boci nadkrylla. Rezonator natiahnuta
szkirka. Win wibruje, koy struszujesia wsia ramka.
Dozwolte! Dozwolte! wyhuknuw ja. Tut use zarazom i smyczok i husli.
Tak, warto buo b prydywytysia muzykantam i majstram, jaki wyhotowlaju
skrypky. Skad orkestru, na al, ne we dibrano. Ta ja zdywuju j potiszu hostia czymo
inszym. Priamo iz speky ja wwedu joho w kimnatu fontaniw. Tak!.. Skai, bu aska,
zwernuwsia win do mene, chiba was ne dywuje, szczo, po suti) wodoprowody naszi
buduju tak samo, jak buduway jich i w Starodawniomu Rymi?
Ja poczaw rozjasniuwaty systemu podaczi wody pid tyskom u bahatopowerchowi
budynky, ae Dumczew rozsmijawsia:
Zdawaosia, de zahurkotiw hrim i, dedali narostajuczy j posylujuczy, ce hrymotinnia nabyajesia do nas. Zowsim poriad rozligsia trisk, szum i hurkit. Trawy-derewa
zahojdaysia. Pokazaysia jaki weetenki koony. Wony spuskaysia na trawu, pidijmaysia, znow opuskaysia. Ludy jdu! Krokuju!
Mabu, zawiduwaczka owoczewoji bazy Czernykowa powidomya w Czenk, szczo
mij odiah zayszywsia bila peka, profesor Tarasewycz, docent Woroncowa i studenty
pobuway w hoteli, dowiday, szczo ja znyk, i pryjszy siudy wpiznaty odiah.
Ta o ue znyky wdayni weetenki koony. Zatych sturbowanyj homin meszkanciw Krajiny Drimuczych Traw, jaki rozbihaysia nawsibicz, prypynywsia trisk suchych
traw, szczo amaysia pid wahoju ludkych krokiw. I wse nawkoo zaspokojiosia. My
widrazu popriamuway do hnizda chalikodomy, de bua schowana krupynka zrostu.
Pidijszy do riczky Zapizniych Dokoriw, szczob pereprawytysia czerez neji, ae ne wpiznay ni riczky, ni bereha. Weetenki jamy, prowalla j nowi ozera utworyysia na berezi.
W odnomu misci riczka zminya riczyszcze wyjsza z berehiw, w inszomu zrobya nespodiwanyj zakrut: use ce tomu, szczo tut projszy ludy.
My kynuysia do potu, ae win buw micno prytysnutyj do zemli, i ne mona buo
joho pidniaty.
Poriad z potom lih jakyj weyczeznyj zeenyj mist.
Zwidky i czomu zjawywsia tut mist? Zwyczajno , cej mist prosta zeena hika!
Jiji zamaa ludyna i nenarokom upustya. Hika laha wpoperek riczky. Moywo, noha
cijeji-taky ludyny wtoptaa nasz plit u zemlu.
My perebraysia po hici dowhomu wukomu mostu na toj bereh. Szczo bycze my pidchodyy do hnizda, to bilsze nam perehoroduway dorohu zamani derewatrawy. A bila samoho hnizda trawy buy cikom prytysnuti do zemli. Mabu, u ciomu
misci ludy postojay, poradyy, a potim piszy dali.
Zamis cementnoho hnizda chalikodomy my pobaczyy kupu rujin. Opustywszy
ruky, ja zhadaw pro te, jak Dumczew poriwniuwaw piramidy faraoniw z hnizdom chalikodomy. A de , de krupynka, jaku my schoway w hnizdi? Chto na swojij pidoszwi
zanis jiji. Chto? Ta czy ne wse odno!
Jakyj tiakyj de! Tam, na pasmi horbiw, Ja zrozumiw: meni ne znajty tijeji krupynky, jaku zakotyy skarabeji. A teper, bila rozczawenoho hnizda chalikodomy, ja perekonawsia, szczo obydwi wtraczeni nazawdy. Nazawdy!
Jak?! U Moskwi nastane ranok, z tychym szeestom upadu gazety w zeenu posztowu skryku, prybytu bila mojich dwerej. Ae ja ne rozhornu cych gazet
Dzwonytymu teefonom byki meni ludy. Marni dzwinky!
Wweczeri, u nastoroenij tyszi teatru, widkryjesia zawisa. Cijeji chwyyny ja zawdy widczuwaju tepyj podych hladacziw, owlu jichni pohlady, namahaju whadaty,
jaki poczuttia woodiju nymy. Newe wse ce wtraczeno?!
Jak bezhuzdo! Skinczyty yttia w sutyczci z jakymy pawukamy j muchamy
I al, al do samoho sebe pojniaw mene.
Dumczew kwapyw: treba buo zaswita pereprawytysia czerez riczku, distatysia do
joho budynku. Ae ja dowho ne schodyw z cioho miscia, wse czoho daw.
Koy my powertay nazad, meni zdaosia, szczo trawy we ne tak woroe stawlasia do mene. I w szarudinni jichnich werchiwok meni wczuwaosia: Ne treba wtraczaty nadiju, ne treba wtraczaty nadiju!
Buo zowsim temno, koy my perebraysia na toj bik riczky. My stomyy. U
temriawi jty do budynku Dumczewa buo wako, i my wyriszyy noczuwaty w spalnych
miszkach na berezi. Spywaa nicz. Ja czuw, jak Dumczew perewertawsia w spalnomu
miszku z boku na bik. Ne spaosia j meni. Ja czomu zhadaw, jake imyste, krywawoczerwone nebo rozkynuosia nad potooczenymy trawamy bila rozczawenoho hnizda
chalikodomy, jaka straszna tysza stojaa.
Ja kazaw sobi: Zayszu u Krajini Drimuczych Traw. Nazawdy! Ae czomu
moji dumky i pereywannia buy due daeki wid zmistu cych sliw, czomu ja poczuwaw
sebe nijakowo, zhadawszy, szczo ne spatyw za nomer w hoteli. I szcze ja widczuwaw
weyku prowynu pered profesorom Tarasewyczem ade jomu treba dbaty pro remont
instytutu, a dowodysia wytraczaty czas na rozszuky ta rozmowy pro moje znyknennia.
Spywaa nicz nicz na berezi riczky Zapizniych Dokoriw.
I buo due tycho. ysze jaskrawo wybyskuway nadi mnoju zirky. Swityysia kraji
wakych chymernych chmar, szczo powoli propyway w nebi. I buw smutok na duszi.
eaczy na berezi w spalnomu miszku, ja namahawsia zasnuty, zoseredytysia na
czomu, ae dumky moji we czas powertaysia to do tijeji, to do tijeji podiji mynuych
dniw. Dumczew eaw porucz i, za. zwyczkoju, rozmowlaw sam z soboju.
Wyjszow nemowby swojeridnyj diog zi sliw, jaki ja wymowlaw u dumci, i z hucznych, czitkych sliw Dumczewa. Ja czuw, jak Dumczew kazaw:
Skilky wtratyy ludy tilky tomu, szczo ne dywyysia sobi pid nohy, ne wywczay
Krajinu Drimuczych Traw.
A ja suchaw i dumaw: Jakszczo prydywyty uwanisze, to wsia Krajina Drimuczych Traw sucilne bezhuzdia: instynkty, instynkty, instynkty.
Dumczew. Najwacze, koy ludyni z rozumom brakuje dyscypliny rozumu. O u
czomu bida moho hostia!
Ja. Awe! Chiba ja sam ne rozumiju, szczo Dumczewu treba zanowo napysaty
szczodennyka? Ae jak joho peredaty? Tak! Ade siudy szcze prychodytymu ludy, szukatymu mene. I moywo, moywo Ni, pysaty szczodennyk treba due dowho, a mene
skoro we pokynu szukaty.
Dumczew. Zowsim ne straszno, koy hostia szczo abo chto nalakaje w Krajini
Drimuczych Traw. Ae ja bojusia, szczo win zlakajesia swoho perelaku.
Ja. Jak dywno Dumczew howory, ae zmist joho sliw meni zrozumiyj. Ach, jak
meni choczesia sydity z Dumczewym na zwyczajnych stilciach, pyty micnyj czaj, suchaty teefonni dzwinky, hoos dyktora i zhaduwaty, tilky zhaduwaty Krajinu Drimuczych Traw!
Dumczew. Treba zawtra-taky skazaty hostewi: te, szczo wy z soboju prynesy i
zahubyy, te j maje dopomohty.
Ja. Pro szczo tam Sergij Sergijowycz kae? Ade obydwi krupynky wtraczeno nazawdy.
Dumczew. Doslid, szcze odyn doslid
I tut ja ne strymawsia i, zwertajuczy do Dumczewa, hoosno wyhuknuw:
Sergiju Sergijowyczu, pojasni e, skai zrozumio! Ade te, szczo ja prynis, zahubene?..
Powernuwszy Do mene, Dumczew spokijno widpowiw:
Ne pospiszajte! Zawtra ja stawlu doslid Dobranicz!
Na dobranicz, Sergiju Sergijowyczu, widpowiw ja, niczoho ne zrozumiwszy, i
perewernuwsia na druhyj bik.
Szumno kotya riczka Zapizniych Dokoriw swoji chwyli, i nespokijno tremtiw na
jiji wodi misiacznyj promi.
Ja poczaw zasynaty, koy do mene w tyszi noczi doynuy sowa Dumczewa: Powitria zbihych chwyyn
Szczo za dywni sowa: Powitria zbihych chwyyn? Ja prysuchawsia. I o Dumczew znowu pronykywo i z weykym chwyluwanniam powtoryw: Powitria zbihych
chwyyn
Sergiju Sergijowyczu, szczo za zahadky? Szczo take powitria zbihych chwyyn?
Iz-za chmary wyjszow pownyj misia, i wydawsia win meni bezmeno, bezmeno
daekym. Nikoy w ytti ja ne baczyw takoho daekoho misiacia.
Sergiju Sergijowyczu!
Dumczew ne widpowiw. Ja pidbih, nachyywsia nad nym. Win dychaw riwno j tycho. Spaw, nemow dytia.
Ja powernuwsia, wliz u miszok. Wranci treba spytaty Dumczewa, jak rozumity try
dywni sowa: Powitria zbihych chwyyn.
I zasnuw.
Kudy piszow Dumczew? podumaw ja. Jak zrozumity ti dywni sowa, szczo
jich ja wczora poczuw: Powitria zbihych chwyyn? Moe, Dumczew wymowyw jich uwi
sni?
Meteyk z weyczeznymy burymy kryamy bezporadno bywsia ob bereh riczky.
Krya joho buy poamani. I woda widnosya joho wse dali j dali. O u riczci zjawyo
jake czudowyko z weykymy nohamy i weyczeznoju hoowoju. U czudowyka z-pid
szyji wystromyasia maska. Maska widkynua, niby na szarnirach. Hostri kihti masky
wpjaysia w tio komachy i maska znowu powernuasia na poperednie misce: ertwu
pidneseno do paszczi czudowyka. Ja zhadaw zapys Dumczewa na odnomu z arkusziw.
Tam win nazywaje czudowyko z maskoju yczynkoju babky. A w perszij mikrozapysci,
jaka bua u buketi kwitiw, win pysaw: Za dopomohoju wodianych postriliw ruchajesia
yczynka babky. Za cym pryncypom zlitaje w nebo paajucza raketa pid czas weykych
swiat i narodnych hula. Za dopomohoju cioho-taky sposobu peresuwannia ludy powedu swoji powitriani korabli z Zemli na Misia
O yczynka babky popywa. Peresuwaasia wona mjakymy posztowchamy. Nohamy ne hreba, a prote peresuwaasia szwydko: wbyraa w sebe wodu i wypuskaa jiji
nazad.
Czas mynaw. Dumczew ne powertawsia.
Maje maszynalno ja steyw za inszoju istotoju z maskoju. O wona pidpywa do
kupyny. Na my zawmera. Ae szczo ce? Wodewil z pereodiahanniam? Na spyna cioho
potwornoho czudowyka usnua szkira. Utworyasia szcziyna. Szkira rozpowzasia. Iz
szcziyny wyliza zowsim insza istota: weyczezni oczi, dowhe tonke czerewce i tonki
zimjati krylcia. Szczo bude dali?
Rankowe sonce we hrio, nawi trochy prypikao. I w roewomu promeni naywaysia yttiam i postupowo rozpriamlaysia moodi tremtywi krylcia babky, poczynay
widswiczuwaty smarahdom zeeni. Babka oce tilky w mene na oczach zjawyasia na
swit. Myne szcze nebahato czasu zmicniju jiji krylcia. I zety babka ehko j gracizno, wysoko-wysoko.
Zwyczajno, jakszczo ja ne doslidu Krajinu Drimuczych Traw i jakszczo ne powidomlu ludej pro poszuky, znachidky i widkryttia Dumczewa, a budu ysze spohladaty,
rozmirkowuwaty, pryhaduwaty, to wse moje yttia nezabarom stane ne sprawnim
yttiam, a ysze karykaturoju na yttia wsiakoji sprawnioji ludyny na zemli. Jak pohano, nerozumno i nedbao ja powodywsia koy zi swojim czasom. Jak bahato dniw u
mene koy piszo na dribnyci, skilky czasu zmarnowano!.. Ot by napysaty i stworyty
lm pro pryhody dwoch ludej u Krajini Traw!
Dywne szarudinnia prywernuo moju uwahu. Powz mene, perebyrajuczy czerez
zamani derewa-trawy, propowza husenycia. Teper ja we. deszczo nawczywsia rozpiznawaty dejakych twaryn. A szcze zowsim nedawno ja taku husenyciu pryjniaw za
udawa. Teper mene spanteyczyo tilky te, szczo w udawa dwi hoowy. Odna hoowa
dywyasia wpered, a druha pryrosa do chwosta i ohladaa projdenyj szlach. Ja myttiu
zdohadawsia, szczo ce odna z piddoslidnych twaryn Dumczewa. Zhadaw joho halawynu
chirurgiji i piszow slidom za udawom. Raptom win znyk, niby kri zemlu zapawsia. I
tut ja pobaczyw mi derewamy, bila jichnioho korinnia, trochy pidnesenu nad weykym
kruhym otworom kamjanu pytu. Ja pobaczyw, szczo dribni kaminci j piszczynky, z
jakych jiji buo wyhotoweno, dobrotno i nadijno zcementowano. Szcze bilsze ja zdywuwawsia, pomitywszy, szczo nawkoo pyty eaw zaszmorh. Potiahnuw joho i wytiahnuw
iz szachty motuzianu drabynu. Robota Dumczewa?! W cij krajini, de husenyci petu
nadmicni nytky i motuzky, ne treba dywuwatysia, jakszczo ludyna spete drabynu z
motuzok, skazaw ja sobi. Spustyw motuzianu drabynu i poliz do szachty. Szczo nycze ja spuskawsia, to bilsze switliszao j switliszao. O ue i dno szachty. Ja piszow
szyrokym korydorom. Win buw oswitenyj w takyj e sposib, jak i budynok Dumczewa,
de ja znajszow joho arkuszi z zapysamy. Oczewydno, dbajywa ruka hospodaria w riznych misciach pidzemella rozmistya hnyluczky i switnych komach. Swito buo ne jaskrawe, ae wse-taky ja rozhediw: obabicz korydora tiahysia komory, kamery, zakutky,
komirczyny. Zamis dwerej szowkowi sztory.
Pidjomy, spusky, nespodiwani poworoty, kruhli zay i wsiudy mjake, riwne, nejaskrawe swito. Powitria w prymiszczenni buo nasyczene pachuczymy i jidkymy reczowynamy.
Teper, koy pyszusia ci riadky, ja dowidawsia z knyok i w entomoogiw, jakyj
riznomanitnyj chimicznyj skad wydie u komach. Dawno widomo, szczo kreozat znajdeno u szczypawok, eter salicyowoji kysoty w zaozach usacza; w odnych huseny
solanu kysotu, w inszych muraszynu kysotu. Widomo, szczo koy komasi czas wychodyty z kokona, wona wydilaje jidke kali micnyj uh i propaluje nym otwory w
kokoni dla wychodu. Dowidawsia ja, szczo odni komachy wydilaju maslanu kysotu,
inszi szczawewu, a w dejakych wyjaweno wilnyj jod, kysnewi spouky azotu i etychinon.
Pro wse ce zhodom ja dowidawsia z knyok i wid specilistiw. Diznawsia j pro te,
szczo szcze ne nazwano i ne doslideno chimicznyj skad wydie pachuczych zaoz bahatioch wydiw komach.
Ae todi, w pidwaach, ja chocz i widczuwaw bahato riznych zapachiw, ae rozpiznawaw ysze jod ta eter.
Z odnijeji kamery styrczaw kine jakoji koody. Ja staw obchodyty jiji. Prydywywsia achnuw. Znowu znajomyj szestyhrannyk iz zootystymy smuhamy-literamy na
czerwonomu foni. Mij oliwe. Koodu buo perewjazano motuzkamy. Naszczo Dumczew
prynis siudy mij oliwe ZM?
Ja piszow szwydsze. Korydor postupowo rozszyriuwawsia. W kinci joho ja pobaczyw szyroku pochyu drabynu. Poczaw pidijmaty neju nahoru j opynywsia w prymiszczenni, jake wydaosia meni due znajomym. Tak, ja we buwaw tut! W odnij z cych
kimnat pid starym pekom ja znajszow arkuszi iz zapysamy Dumczewa.
Tak o w czim ricz! Iz swoho budynku Dumczew zrobyw pidzemnyj chid do riczky
Zapizniych Dokoriw!
Projszowszy z perszoji kimnaty do druhoji, ja pobaczyw: spynoju do mene sydiw
Dumczew. Win szczo pysaw.
Choodne blido-hoube swito padao na arkuszi paperu i na ruku Dumczewa. O
win pokynuw pysaty. Ja maw namir pokykaty joho, ae win stomeno pokaw hoowu
na ruky. Pro szczo win dumaw? Czy ne pro swij maekyj fanernyj budynoczok, pro jakyj
ja jomu nahadaw, budynoczok, de win stawyw smiywi, a nadto smiywi doslidy?
Czy ne wynyk pered nym znowu jaskrawyj, strokatyj piwdennyj jarmarkowyj de, a
win, moodyj, zawziatyj i smiywyj, pidijmajesia na wyszku, szczob poetity na swojemu
litalnomu snariadi nad natowpom?..
O win pidwiwsia, uziaw hnyluczku i poczaw spuskatysia w pidway.
Ja mowczky piszow slidom za nym.
sztory. Pry mjakomu switli bakterij ja pobaczyw u komirczynach i kamerach riznokolirni szowkowi miszky, tuho zawjazani motuzkamy.
Oczewydno, koen z miszkiw buw napownenyj jakym hazom: o-o miszok zety
pid stelu; ae joho trymay motuzky, prywjazani do wbytych u zemlu kioczkiw. Zdawao by, niczoho strasznoho abo dywnoho w usij cij obstanowci ne buo: zwyczajni kokonymiszky huseny, napowneni jakoju hazopodibnoju reczowynoju. Ae cej pidzemnyj abirynt, kamery, oswiteni switom ywych Istot bakterij, i ludyna, jaka po-chaziajky
zoseredeno ohladaa miszky z newidomymy hazamy, wse ce schwyluwao mene.
Dumczew siw na kilka skadenych poronich miszkiw, podywywsia whyb korydora, potim okynuw dowhym spokijnym pohladom wchody do kamer, komor, komirczyn,
z jakych yosia nejaskrawe swito, i zahoworyw:
Ni, ja ne boewilnyj, ne dywak! I nazywaju haz, szczo rozduwaje ci miszky, powitriam zbihych chwyyn. Tysiaczi j tysiaczi rokiw ludstwo mrijao, szczob my, jakij
skaesz zupyny, posuchaa joho. Ae mrija yszaasia mrijeju: jszy w nebuttia tysiaczolittia, diowyto bihy slidom za nymy wiky, zbihay, dohaniajuczy jich wystrybom,
misiaci j roky, ae nikoy, nikoy ludyna ne spromona bua prodowyty swoje yttia,
zupynyty my. I nezminnymy zayszaysia sowa Owidija, ospiwanoho Puszkinym poeta
wyhnancia starodawnioho switu: Naszi tia zminiujusia, zawtra my ne budemo taki
sami, jakymy buy wczora i siohodni. Ae wse-taky narody stworiuway kazky, mity,
egendy, pisni j sahy, de heroji doaju czas, chworoby zayszaju ludynu, staryj staje
moodym. Ja yw mi ludej, rozdumuwaw nad cymy wytworamy narodiw. Baczyw ja,
jak ludyna we poczaa stworiuwaty ti kyymy-samoloty, pro jaki narod koy skadaw
kazky. Ja j sam pobuduwaw kyym-samolit i litaw na niomu. Medyky wisimnadciatoho
stolittia pokaday swoji nadiji na eektryku. Ta ni. Eektromedycyna ne staa uniwersalnym zasobom wid usich chworob, a twarynnyj magnetyzm wyjawywsia wyhadkoju.
Nawi nauka dewjatnadciatoho stolittia ne rozwjazaa pytannia pro ywu wodu. Zayszyysia mriji-kazky. Ja szukaw, rozdumuwaw, stawyw doslidy. U mitach howorysia,
szczo bezsmertni, wiczno moodi bohy charczuway ambrozijeju j pyy nektar. To o de
zachowano tajemnycia dowholittia i zciennia wid chworob, kazaw ja sobi. Wsia sprawa
w charczuwanni! I ja poczaw wywczaty wastywosti ambroziji pyku rosyn i nektaru, toho soodkoho soku, jakyj wydilaju rosyny. Detalno i dowho dosliduwaw ja,
czomu bdoa-matka ywe w pjatdesiat-simdesiat raz dowsze, ni zwyczajna bdoa.
Ae, szczob podoaty czas, potribna energija. Pro jaku energiju mrijaw narod, stworiujuczy kazky pro ywu wodu? Jaku energiju zakykaty dla podoannia czasu?
omonosow widkryw zakon zbereennia reczowyny i ruchu. Nauka znaje: energija
odnoho wydu perechody w energiju inszoho wydu. Kilkis energiji zayszajesia
nezminna. ysze formy i wastywosti jiji riznomanitni. Ae ne do mechanicznoji energiji, jaka ruchaje czastyny maszyn, maje zwernutysia ludyna, szczob na dili zdijsnyty
te, pro szczo mrijaw Faust: zupynyty my, powernuty zbihli roky, zciytysia wid chworob
starosti i staty znowu moodym.
Peretworennia peretworennia peretworennia!..
Jaka tytaniczna energija zachowana w peretworenniach, w metamorfozach komach!
Muraszynyj ew, szczo zakopawsia w zrobenu nym woronku i strilaje piszczynkamy w perechoych muraszok, peretworiujesia na litajuczu komachu, schou na
/babku. Husenycia, jaka powzaje na szistnadciaty nohach, peretworiujesia na kolorowoho meteyka, szczo weseo purchaje nad zemeju. yczynka babky, jaka peresuwajesia u wodi mow raketnyj dwyhun, peretworiujesia na graciznu babku Peretworennia peretworennia peretworennia!..
Ne kri skelcia mikroskopa dywywsia ja na procesy peretworennia komach wid
yczynky, jaka wyupyasia z jajcia, do pojawy dorosoji komachy. Ja yw tut, u Krajini
Drimuczych Traw, u hnizdach odynokych bdi, u murasznykach, zymuwaw u wuykach
dykych bdi.
Ja buw ludynoju-mikroskopom. I tomu ja pobaczyw perebih usich procesiw metamorfozy. Na mojich oczach odni formy komach peretworiuwaysia w inszi. Pid czas riznych peretwore komach ja zbyraw fermenty. U mojich miszkach, szczo ea tut, pid
zemeju, u miszkach-kokonach, de ranisze bujao yttia, nyni zberihajusia mohutnioji
syy reczowyny. We perszoho roku moho yttia tut ja wywiw formuy instynktiw komach i staw neperemonyj. Ja dawno we rozwjazaw riwniannia zminy szwydkostej
rozwytku komach ta nawczywsia zatrymuwaty i pryskoriuwaty jich rist, lipyty jichni
organizmy na swij rozsud.
Ae ludyna? Organizm ludyny zowni prostyj, a nasprawdi due skadnyj, jak wseswit, spiwuczyj, jak okean.
U pidwaach ja zberihaw i zberihaju zapasy neczuwanoji energiji, ochoroniaju jich,
jak skupyj ycar. Ae jak ozbrojity ludynu cijeju energijeju, szczob wona huknua myti:
zupyny! Ocioho ja j ne znaw. Znewirywsia. Ae nenadowho. Znowu poczaw szukaty j
dumaty, dosliduwaty. Znowu poczaw mizkuwaty nad tym, szczob fermenty-hormony
metamorfozy, jaki zberihajusia w mojich pidwaach, day organizmowi ludyny szcze
nebaczenu mi, szczob ludyna moha widsunuty wid sebe staris, pidporiadkuwaty sobi
chwyyny, szczo tak szwydko mynaju.
I o teper, koy ja widnowyw szczodennyk, koy rozhadka najbilszoji tajemnyci de
poriad, zowsim poriad zi mnoju, teper siudy zjawyasia ludyna i prynesa z soboju te,
szczo dopomoe meni postawyty doslid, aby powernutysia do ludej Szczo robyty? Zayszytysia tut i prodowuwaty doslidy, poszuky, rozdumy ta rozhadaty tajemnyciu powitria zbihych chwyyn? Ae czy mou ja zayszyty razom iz soboju hostia lakywu i
bezporadnu ludynu, zayszyty w krajini, de wse dowkoa zahrouje nebezpekoju? Jak
buty? Powernutysia do ludej bez rozhadanoji tajemnyci, iz samymy ysze spohadamy
pro powitria zbihych chwyyn?
Kynuty wse? Widmowytysia wid rozhadky tajemnyci powitria zbihych chwyyn?
Skazaty: proszczaj, Krajino Drimuczych Traw? Nedorozwjazaty zawdannia i pity zwidsy
nazawdy zayszyty poroni kokony? Zayszyty tak, jak zayszaju nepotribnyj motoch, poamani jaszczyky, poroni boczky, rozbyti mysky, widjidajuczy z dacz w doszczowu nudnu osi. Szczo robyty?..
I ja pobaczyw, jak Dumczew rozwiw rukamy maekymy ruczkamy maekoji
ludyny, rozwiw nymy zowsim tak, jak rozwody dytyna, zahubywszy najlubeniszu
ihraszku. Szczo robyty?
Ja mowczky stojaw u niszi, prytuywszy do stiny Dumczew zamowk. U hybokij
zadumi win poczaw obchodyty kamery. A ja Ja ne w zmozi buw zruszyty z miscia.
Nohy moji pidomluway. Wse w meni zmiszao: podyw (jak e, jakym czynom moemo
my powernuty do ludej?), zachopennia widkryttiamy Dumczewa, hordis za rozum ludyny i nespokij, nespokij
Nareszti ja stupyw krok, chotiw buw kynutysia do Dumczewa. Ae win z nespodiwanoju, newastywoju jomu metuszywistiu poczaw perebihaty wid kamery do kamery,
z komory w komoru. Win torhaw, hadyw antuchy, napowneni dywnoju reczowynoju.
Win perebyraw jich, perekadaw z miscia na misce, uwano, lubowno, dbajywo. O
czomu ja j podumaw: Dumczew ne pide zwidsy nizaszczo, nikoy!
Ta o win zupynywsia poseredyni korydora. I ja poczuw joho hoos, szczo zaraz
zowsim zminywsia:
Choczu dodomu! Choczu do ludej!
Win wymowyw ci sowa tak, niby strymuwaw pacz. Ja tycho pidijszow i, wziawszy
joho za ruku, skazaw:
Ja tut!
Cijeji chwyyny szczo upao koo nas. Stela zachytaasia. Posypao kaminnia.
Obwa! skryknuw Dumczew.
ziabyka! Tam use szumiw i szumiw neskinczennyj lis traw, tam nesamowyte siurczannia konyka pryhoomszuwao mene.
A moe, wse-taky ce son? I meni snysia cej ziabyk?
Riu-riu-riu spiwaje ziabyk.
Ja siw porucz Dumczewa na zeenyj pahorok bila peka, bila zwyczajnoho peka.
Ja czuw znajome szeestinnia ystia, dowhe, soodke; wdychaw pachoszczi swioskoszenoho sina.
Spokij, tysza i jaka swita weselis perepownyy mene. Czy ne powernuwsia ja w
swit swoho rannioho radisnoho dytynstwa, i buzok, stuknuwszy w nyzeke wikonce,
zahlanuw do kimnaty j rozbudyw mene?..
Dumczew dowho sydiw u zadumi porucz mene. Nespodiwano win pidwiwsia j poczaw szczo szukaty bila korinnia peka. Ja storopiw: moe, Dumczew szcze ne widczuw
swoho sprawnioho zrostu i szukaje chid do oseli, sporudenoji nym koy pid starym
pekom? Trawa bila peka bua prybyta, wytooczena nohamy. Mabu, usi pidway
Dumczewa zasypao zemeju. Treba nahadaty Dumczewu, ae ja ne pospiszaw: win tak
diowyto, spokijno nyszporyw rukoju po zemli, do czoho prydywlawsia.
O, o, znajszow! wyhuknuw Dumczew. Dywisia!
I ja pobaczyw maekyj, e pomitnyj kokon husenyci. Kokon buw tuho zawjazanyj
szowkowoju nytoczkoju. To ot u czim ricz! Ce buw toj miszok-kokon, kudy skaw win
swoji zapysy pro mandriwku, toj miszok, jakyj win wruczyw meni.
Mowczky dywyysia my to na cej kokon, to odyn na odnoho. Dumczew rozwjazaw
wuzyk. Win trymaw na dooni kokon z arkuszykamy i maeku nytoczku. I ja widczuw,
szczo cia nytoczka zwjazuwaa w joho duszi dwa swity dwa yttia: joho mynue yttia
w Krajini Drimuczych Traw i te yttia, w jake win wstupyw, zawjazawszy znowu miszok
z arkuszamy. Ade ci arkuszyky stanu peredmowoju do joho rozpowidej pro tajemnyci
Krajiny Drimuczych Traw.
A ja? Szczo bilsze ja dywywsia na ciu nytoczku j kokon husenyci, to ducze widczuwaw, szczo wsi pereputani wraennia poczynaju projasniuwaty. Tam, u Czenku, pid
mikroskopom docenta Woroncowoji ja proczytaju znowu arkuszyky, jaki zberihajusia
w ciomu kokoni. Na duszi w mene buo radisno j prozoro. Dumaw ja teper ysze pro odne:
jak by dopomohty Dumczewu tycho j spokijno powernutysia w yttia.
Trochy ostoro wid peka eaw czyj akuratno skadenyj kostium, siryj, kartatyj.
Win wydawsia meni due znajomym. Petena krawatka temno-sira z czerwonym. Korycznewi czerewyky z wuzykamy na sznurkach te wyday meni znajomymy.
Ja baczyw koy na komu cej kostium. Ae na komu? Podywywszy na czerewyk,
ja zhadaw krokujuczi koony, jaki rozczawyy nasz plit bila riczky.
Ce kostium weetnia, mowyw ja.
Tak, kostium weetnia! Znajete, w Krajini Drimuczych Traw ja rozdobudu dla
was szowkowi sztany z nytok szowkopriada, watianu kurtku wytcze psycheja. I my budemo w paszczach. Ae stijte! Szczo ce take? Moywo, ja j sam oce putaju To ja
uswidomluju, szczo staw takym, jak usi ludy, to wtraczaju ce widczuttia. Ne zbahnu
Dumczew schopywsia: Hurkit! Szczo za hurkit? Win zatuyw dooniamy wucha.
Tak, jaki dywni urywczasti zwuky. Wony meni znajomi, ja jich czuw koy. U
trawi promajnuw puchnastyj chwist. Sobaka. Ce jiji hawkit. Otam jakyj nawis, pokrytyj trawoju. Ja pidijszow do nioho i poczaw spuskatysia kamjanymy schidciamy
Poszczadka. Sti. Dwa stilci. Na stoli mjatyj blaszanyj bidon. Ja zupynywsia. I ot
z hybyny pokazaasia ludka ruka z lichtarem, i peredo mnoju postaa znajoma, due
dobre znajoma posta inky u watianci. I siudy-taky strybnuw sobaka owtoji masti, z
puchnastym chwostom
I tut ja nehajno wse, wse zhadaw! Wse zrozumiw!
Zdrastujte, towaryszko Czernykowa! Ja powernuwsia! wyhuknuw ja radisno.
Szczo take? Hoa ludyna?!
Ja wybih z pidwau. Nawzdohin meni zaunaw skaenyj sobaczyj hawkit.
Bua piznia nicz, koy ja tycho, samym ysze kywkom hoowy, poproszczawsia z
Buaj, Dumczewym ta Jawdochoju Wasyliwnoju.
Ja wyjszow z budynku i dowho stojaw na znajomomu hanku.
Treba zhadaty szczo waywe, najhoownisze Ae szczo same?
Ja dobre znaw dorohu do hotelu. Ae zaraz use dowkoa zdawaosia meni neznajomym, i ja dowho prydywlawsia i mirkuwaw, poky meni stao jasno, kudy treba jty.
Stupyw krok, druhyj i zupynywsia.
Huchyj szum ystia, jake zwysao czerez parka na wuyciu, zlakaw mene. Szczo
ce? Raptom ja znowu widczuw sebe w Krajini Drimuczych Traw, Meni treba koho szukaty, riatuwatysia. Szwydsze! Szwydsze! Trywoha i zanepokojennia ochopyy mene
Potim otiamywsia i tycho pobriw dali. Nadi mnoju buo nebo, take hyboke, zoriane.
Spokijna nicz maekoho misteczka. Jaka tysza! Ae czomu zdawaosia, szczo tyszu
szmatuju dywni szumy, zwuky, szarudinnia, dzekit. I teper, u Czenku, nastoroenis,
napruenis i widczuttia bykoji nebezpeky ne zayszay mene. Ja zupynywsia i, niby
dla toho, szczob staty newydymym ta uberehty sebe wid bidy, prytysnuwsia na my do
stiny. Schamenuwszy, ja piszow dali, ae raptom znowu zupynywsia.
Szczo bude z Dumczewym zawtra, koy win wyjde na wuyciu i we swit
nezwycznyj, nowyj dla nioho swit hlane jomu u wiczi?
Ade ja zowsim nedowho probuw u Krajini Drimuczych Traw, ae ne mou zwyknuty do tychoho misteczka. I wako zrozumity, szczo tut za wiknamy ludy spla micnym,
spokijnym snom. Wse meni zdajesia inszym.
Szczo bude z Dumczewym?
Ade w likarni pisla toho, jak okulist zroby operaciju, chworoho dbajywo j obereno prywczaju do swita. Toczno wykonujesia nakaz likaria: stilky-to dniw temna
kimnata, stilky-to dniw napiwtemna, i ysze potim chworomu dozwolajesia podywytysia na nawkoysznij swit, ae wse szcze ne pry jaskrawomu sonci.
Ja jszow do hotelu, i tak buo tycho dowkoa, tak spokijno swityy zori! De zowsim
poriad bezturbotno prospiwaw piwe, myrno hawknuw sobaka. Trywoni dumky pro
dolu Dumczewa poczay rozwijuwatysia.
Pamjataju: widczynyw dweri hotelu. Zupynywsia: stao sumno. Ade ja pojidu, rozuczusia z Dumczewym
Czerhowa po hotelu maszynalno prostiahnua bua klucz, ae, hlanuwszy na mene,
storopia. Klucz zayszywsia u neji w ruci. Nareszti wona wymowya:
Nepomitno zbiha nicz. Prokynuwszy dosy pizno, ja ohlanuw swityj nomer hotelu i widczuw zanepokojennia: jak tam Dumczew?
Ja widrazu piszow do nioho, ae na odnij z wuy pobaczyw Dumczewa. Nikoho
ne pomiczajuczy, niby zabuwszy pro wse na switi, stojaw win na rozi wuyci i dywywsia
na budiwnyctwo jakoho bahatopowerchowoho budynku.
Ostoro stojay Polina Oeksandriwna i susidka. Wony ne zwodyy z Dumczewa
oczej. Susidka znakom zaprosya mene pidijty do nych. Ja diznawsia, szczo wranci,
zowsim rano, wona poczua, jak hriuknuy dweri na wuyciu, i pobaczya, szczo Dumczew piszow. Turbujuczy Sergij Sergijowycz szcze j czaju ne wypyw, wona
huknua Polinu Oeksandriwnu. Obydwi piszy slidom za nym. We czas zbyraysia
ozwatysia do nioho, ta ne zwauwaysia. I raptom win zupynywsia bila cioho budynku i
ot stoji! Stoji, uwe czas dywysia j dywysia. A na szczo tut dywytysia? Chiba ne baczyw win, jak weykyj budynok zwodysia?
Dumczew dowho i neruchomo stojaw na odnomu misci.
Potim u jakomu neterpinni, nemow oburiujuczy samym soboju, win poczaw
szwydko zminiuwaty miscia spostereennia.
Pywa u jasnomu rankowomu nebi stria krana z bunkerom, napownenym cementnym rozczynom. Tripotiy na ehkomu witri i to prypaday do parkanu, to zlitay
whoru do neba weyczezni czerwoni pootnyszcza z sowamy Dostrokowo wykonajemo j
perewykonajemo piwricznyj pan budiwnyctwa ytowych budynkiw! A z widczynenoho
wikna inszoho budynku w nebo yasia pisnia:
po kaminciach, po owtomu pisoczku
Fraza urwaa, buo czuty ysze nastijnyj akompanement, i znowu wse poczynao
z samoho poczatku:
skarya meni Buaj. Skai, de buw Sergij Sergijowycz ci roky? Zwidky win powernuwsia?
Ta ja ne pospiszaw z widpowiddiu. Ade meni treba teper-taky, siohodni abo zawtra, zdijsnyty szcze odnu podoro z Dumczewym, Projty z nym szlachamy desiatyli
szlachamy, we projdenymy wsima lumy, wwesty joho u yttia. Treba znajty dla cioho
prawylni sowa, tak bahato pojasnyty. I win pobaczy, zrozumije wse, szczo widbuosia
za ci desiatylittia. A todi nechaj i Buaj diznajesia pro Krajinu Drimuczych Traw. A
zaraz wsiaki rozmowy i rozpytuwannia tilky schwyluju, strywoa. Nadweczir druhoho
dnia ja postukaw u dweri aboratoriji Dumczewa. We czas buo meni widjidaty z
Czenka.
Ja buw due zdywowanyj, pobaczywszy na obyczczi Dumczewa zowsim nespodiwanu usmiszku, nawi po-dytiaczomu e-e pustotywu. Wona to chowaasia w
kutykach hubiw, to zjawlaasia w byskowi oczej. Niby persze znajomstwo z nowym
yttia oswityo joho obyczczia.
Drue mij! poczaw Dumczew. Ja we pobaczyw, poczuw i prymityw take,
szczo j sliw ne doberesz!
Dla cioho ja pryjszow do was, Sergiju Sergijowyczu! Meni zdajesia, szczo ja dopomou wam szwydsze zrozumity, widczuty wse, szczo wy szcze pobaczyte.
Spasybi za waszi dobri namiry, ae ja ne widstajuczyj ucze u himnaziji i
Ja zrozumiw joho: dowho, nadto dowho win yw bez ludej, bez bu-jakoji dopomohy
w Krajini Drimuczych Traw, zwyk w usiomu rozbyratysia samostijno.
Wy mene ne zrozumiy, Sergiju Sergijowyczu. Pered wamy zowsim, zowsim
nowe yttia
Ot ja j choczu sprobuwaty bez bu-jakoji dopomohy wwijty w ce yttia. Zrozumity. Sam choczu! Wse zrozumity, wse widczuty! Tut moja hordis! Moja czes!.. I
Dumczew rizko zminyw temu rozmowy: Czy znajete wy, Hryhoriju Oeksandrowyczu,
jakyj siohodni de?
Pjatnycia.
E, ja ne pro te! Siohodni najwyszczyj i najswitliszyj de u mojemu ytti! Ja
znowu poczaw pysaty, widnowluwaty szczodennyk tych bahatioch rokiw, szczo jich proyw u Krajini Drimuczych Traw. Ja widnowlu i znowu napyszu wse te, szczo witer po
arkuszykach roznis, rozwijaw. O dywisia, pokazaw win na wuki dowhi arkuszyky,
szczo eay stosykamy piwkoom na weykomu stoli. Nechaj uczenyj swit wrachuje
moji spostereennia i zway na moji wysnowky.
Szczodennyk wy pysatymete dowho, due dowho. A ja muszu jichaty. Probudu
w Czenku szcze de abo dwa. Za cej czas proszu was nakydaty stattiu-zajawku. Korotko, jaknajkorotsze wykadi w nij osnownu su waszoho szczodennyka, postawte wichy, za jakymy pidete, napriamok waszych dumok i zaznaczte osnowni widkryttia. A ja
peredam do urnau Nauka i technika.
Jak wy skazay? Zajawka? Ja ne rozumiju cioho sowa. Ade ne pro patent i ne
pro awtorke swidoctwo na technicznyj wynachid ja kopoczusia.
Ja wse staranno jomu pojasnyw. I Sergij Sergijowycz mene zrozumiw.
Ach tak konspekt Treba skasty konspekt.
Ce sowo konspekt zwuczao w Dumczewa jako osobywo wyrazno, niby w ciomu
sowi buo zakadeno hybokyj zmist, zrozumiyj ysze jomu.
Skilky radosti j zapau buo w joho oczach!
Diakuju! Wid szczyroho sercia diakuju! I ja widkaw swij widjizd, z Czenka:
doczekaju zajawky Dumczewa.
Ja zwyk do cioho misteczka z joho sadom, de derewa zmykay nad aejamy swoji
krony; z tychymy wuyciamy, de porucz iz switymy, wysokymy budynkamy, sporudenymy zowsim nedawno, stojay budynoczky manirnoji kuczeriawoji staromodnoji architektury, budynoczky, szczo nahaduway meni dejakych herojiw pobutowych romaniw
Za kilka dniw ja oderaw dwa prymirnyky konspektu Dumczewa. Wony buy akuratno perepysani hostrym, czitkym poczerkom. Oczewydno, pysaa Buaj.
A Dumczew uwe czas powtoriuwaw: Z cioho konspektu swit diznajesia bahato
pro szczo nowe! Wy dopomohy meni powernutysia do ludej! Za ce spasybi! Ae wsiu
weycz waszoho podwyhu ja osobywo widczuwaju zaraz, koy wy proponujete meni
swoju dopomohu. Spasybi wam za te, szczo wy peredaste ludiam widkryttia, jaki ja zrobyw u Krajini Drimuczych Traw!
Win bahato i czasto powtoriuwaw Spasybi, spasybi!, buw deszczo zbenteenyj i
rozczuenyj. Win ne znaw, jak diakuwaty meni za te, szczo ja beru taku weyku uczas
u joho sprawi, i skazaw:
Odyn prymirnyk osobysto dla was.
Meni czomu ne chotiosia czytaty konspekt u zaduszywomu nomeri. Ja doczekawsia ranku, wziaw z bibliteky knyky, dowidnyky, sownyky i pryjszow u sad, szczob
rozibratysia w usiomu.
Jak dawnij druh, suworyj i wymohywyj, cej sad ue bahato raziw zustriczaw mene
swojim protiahym, bezuhawnym szumom. Trochy zwernesz z hoownoji aeji temno,
tycho. Steky pozarostay trawoju. Sad ne obhorodeno. Ae bila wchodu do hoownoji
aeji stoji weyczezna derewjana arka, pofarbowana w houbyj kolir. Na arci prywitnyj
napys: askawo prosymo!
Na weykij, z pochyoju spynkoju awi ja rozhornuw knyky i poczaw czytaty.
Zeenyj konyk strybnuw meni na nohu, pidskoczyw i znyk u trawi. Ja
wsmichnuwsia swojim spohadam. De zowsim porucz perehukuwaysia dzwinki dytiaczi hoosy.
Payczka-wyruczaoczka!
Wyruczaj!
Znajszow! Wycho! Raz! Dwa! Try! Ae ja porynuw u napysane, i do mene we
zowsim zdaeku doynao:
Znaj-szow! Znaj-szow! Konspekt Dumczewa poczynawsia nezwyczno: Ludy nauky! Ja baczu, jak wy czytajete konspekt moho majbutnioho szczodennyka. Dechto z
was, daekozoryj, poczepyw okulary, inszyj, korotkozoryj, zniaw okulary. A dejaki odnu
paru okulariw nadiy, a druhu trymaju pro zapas u kyszeni.
Dajte spokij swojim okularam! Idi do perszoho-lipszoho stawka. Tam wy znajdete
szczo nabahato doskonalisze. Spijmajte uka-wertiaczku. Tak! Tak! Ja ne boewilnyj;
uka-wertiaczku. Win meszkaje na mei powitria i wody, tobto i w powitri, i u wodi. Ae
switowe prominnia, jake padaje w oczi uka, koy win perebuwaje w powitrianomu seredowyszczi, zaomlujesia na odyn ad, a switowe prominnia, jake prochody kri
wodu, zaomlujesia inaksze znaczno sabkisze. U wertiaczky kne oko podiene na
dwi poowynky. Odna poowynka ey wyszcze wona baczy u powitri, a druha,
nynia, poowynka baczy u wodi. Fokusni widstani poowynok rizni. Koy wertiaczka
kowzaje po wodi, werchnia poowynka sposterihaje te, szczo dijesia u powitri, nynia
te, szczo u wodi.
Kyte swoji okulary! Doslidi wertiaczku! Zastosujte cej pryncyp dwofokusnoho
zoru! Wyhotowte sobi skelcia dwofokusnych okulariw!
Tut ja zrobyw pomitku oliwcem:
Pizno! Kasyr u Moskwi, koy wydawaw meni zaliznycznyj kwytok, podywywsia na
mene kri swoji okulary dosy dywno. Ce mene zacikawyo. Kasyr pojasnyw: zwyczajni
dwofokusni okulary! Jich mona zamowyty w bu-jakij apteci.
Cia propozycija Dumczewa, zwyczajno, zastaria! Ta, mabu, podumaw ja, dali
ja proczytaju szczo nowe i nespodiwane. Ja propustyw kilka riadkiw i zupynywsia na
inszomu misci.
Ludy! Wy ryjete tuneli w horach, probywajete rizni porody zemli. Wczisia u ukiw-szaszliw! Doslidujte, czomu wony czuju, de szar derewa tonszyj i de towszczyj.
Dali Dumczew pysaw pro toredo nowalis korabelnoho szaszela.
Zwerni uwahu na te, szczo cej szaszil molusk, schoyj na neweykoho
czerwjaka, wkrytyj zihnutoju pastynkoju i ehko prochody kri najtwerdisze derewo.
Obowjazkowo doslidi, jak win probywaje ce derewo. I stwori za prykadom toredo nowalis aparat dla probywannia derewa.
Wysowlujuczy sumniw, ja napysaw na polach:
Porada cikawa, ae nawriad czy cej szaszil pidkae ludyni ideju wynajdennia nowoho bura.
Dumczew kae:
Budiwnyku, wczy u bdoy ekonomno buduwaty! Kona stinka czarunkowoho
wmistyyszcza wykorystowujesia dwiczi. Tut usi perewahy pobudowy wmistyyszcz z
wbrannia diwczat. Zjawyy, projszy. Wse zatycho. Z hybyny sadu czuty dwa znajomi
hoosy. Wpiznaju jich. Ce Oenka i Pawo.
Ostannij mjacz ja wziaa bila sitky. Win buw wyriszalnyj. Nawi raketka zadzwenia!
Siohodni widpoczywaj. Zawtra piwnalna zustricz.
Budu widpoczywaty j pysaty ysta. Zowsim maekoho, mikroskopicznoho.
Jak toj, szczo joho prynis u sirnykowij korobci pryjidyj z Moskwy?
Pryhadujesz? Dionwal Eratosfen
Smich.
Piszy.
Ja poczaw czytaty dali.
Dumczew pysze;
Wodianyj pawuk-argironeta pidkazuje pryncyp pobudowy wodoaznoho dzwona.
Ae je j inszi poradnyky. Znajdi yczynku muchy-mularky. Sama wona u wodi, a chwist
jiji styrczy z wody. Nawiszczo? Szczob dychaty.
Koy woda pidijmajesia, staje dowszym i chwist. Chwist cijeji yczynky dwi powitriani trubky, dwa kanay w prozorij oboonci. Ci trubky skoroczujusia jaknajnespodiwanisze. Tut je z czoho zdywuwaty. I je czoho powczytysia. Budujte taki sami
pryady i spuskajte na dno moria!
Moja pomitka:
Pro ce ja we czytaw w arkuszach Dumczewa pro mandriwku iz szczodennykom.
Szczoprawda, w knyci pro hybokowodni wodoazni spusky, wypuszczenij zowsim nedawno, awtor priamo zistawlaje skafandr z cijeju yczynkoju. Poriwniujuczy yczynku i
skafandr, win wdajesia do najbilsz tocznych technicznych terminiw.
Awtor kae pro te, szczo chwist yczynky wytiahujesia u wodi, jak peryskop, szczo
win skadajesia iz zownisznioji prozoroji oboonky z zirkopodibnoju wtukoju na kinci
i dwoma powitrianymy trubkamy, po jakych wsmoktujesia powitria.
W cij e knyci zaznaczajesia, szczo wodoazy w skafandri wykorystowuju toj samyj technicznyj sposib wsmoktuwannia powitria dla dychannia, jakym korystujesia cia
komacha.
Howorysia j pro te, szczo trubky chwosta yczynky na dywo podibni do wodoaznych szangiw wony ne mnusia zawdiaky spiralnomu prukowi, jakyj skripluje jich
cylindrycznu formu.
Zbih! dumaju ja. Nawriad czy wynachidnyk skafandra zwertawsia po poradu
do yczynky.
Na bahato desiatyli potonuw Dumczew u Krajini Drimuczych Traw, potonuw u
swojich spostereenniach. A yttia jszo. Koen wynachidnyk, praciujuczy nad swojim
wynachodom, wrachowuwaw poszuky inszych, wywczaw dosiahnennia nauky i techniky. A Dumczew wymahaje: ludyno, wczy u komach!
Tak, tak! Wczy u pawuka! twerdy win u ciomu konspekti. Wczy buduwaty
mosty, wczy nowoho sposobu wyhotowennia nytok u pawuka!
Ja namahawsia rozibratysia w cych tezach Dumczewa.
Pawuk uczy buduwaty mist bez bykiw, pysze Dumczew. Takyj mist nedorohyj i micnyj. Mist na anciuhach.
Dywna propozycija! Ade ludy we dawno buduju anciuhowi mosty. Bez pidkazky
pawuka.
Szczoprawda, w odnomu dowidnykowi ja znajszow zamitku, jaku ehko buo pryjniata za art: niby sprawdi perszyj budiwnyk wysiaczoho mostu zwernuw uwahu na
pawutynnia, protiahnute czerez steku sadu, jakym win prohuluwawsia odnoho pohooho dnia. Jomu j spao na dumku: czy ne pobuduwaty mist na zaliznych anciuhach?
Dumczew pysze:
Szcze w simnadciatomu stolitti ludy robyy sproby wykorystaty pawutynnia dla
wyhotowennia tkanyn. Zwyczajno, ne w ciomu ricz: z pawutynnia odiahu ne wyhotowysz. Ae zapozyczte u pawuka samyj sposib wyhotowennia nytok!
Dali Dumczew proponuwaw wynachidnykam powtoryty toj samyj proces oderannia nytky, jakyj ja sposterihaw, koy popaw u pawutynnia.
Ja zahlanuw do encykopediji i zaznaczyw na polach konspektu Dumczewa:
Zapiznia propozycija! U 1890 roci we buo puszczeno perszu fabryku sztucznoho
szowku.
Roblaczy pomitku na polach, ja zacikawywsia technoogijeju samoho procesu wyrobnyctwa sztucznoho szowku. I pryjszow do wysnowku, szczo zistawlannia pawuka,
tobto ywoji maszyny, z wiskoznoju maszynoju dosy cikawe.
U pawuka krapynky kejkoji ridyny, wychodiaczy z truboczok na borodawkach,
ochoodujusia w powitri i peretworiujusia na nytku pawutynnia.
Czy powtoriuje cej proces priadinnia pawutyny maszyna? W maszyni ridkyj rozczyn wyczawlujesia z tonkych kapilarnych truboczok ljer i myttiu na powitri staje
szowkowymy nytkamy.
Zachopywszy, ja sprobuwaw tocznisze zistawyty ci dwa procesy i zapysaw:
Priadylna maszyna i pawuk!
U pawuka pawutynna borodawka, zaoza. Ja koy ujawlaw jich jak weyczeznyj
narost, z jakoho styrcza koroteki priadylni truboczky. Na kinciach cych truboczok mistiasia wywidni protoky pawutynnych wydiluwalnych zaoz.
U maszyny priadylnyj rozczyn, szczo podajesia pid tyskom u trydcia-sorok atmosfer do truboprowodu, wyczawlujesia z ljer tonesekych truboczok z otworom
wid 0,05 do 0,1 milimetra. Inodi okremi truboczky zamineni odnijeju, na jaku nadito
patynowyj kowpaczok z bahama otworamy (ponad pjatdesiat).
U pawuka kejka masa, szczo wydilajesia u wyhladi okremych nytoczok, zypajesia na powitri w odnu micnu nytku.
W maszyny wyczawenyj priadylnyj rozczyn tuawije na powitri u wyhladi tonekoji nytky i namotujesia na szpulku (suchyj sposib).
U pawuka zadnia para niok tiahne za soboju pawutynnia, ne dajuczy jomu
prykejuwatysia do storonnich predmetiw.
U maszyny oderana nytka spriamowujesia na szpulku specilnym emalowanym wistriam.
Zjednuwannia kilkoch nytok w odnu widbuwajesia za dopomohoju neweykych
emalowanych wyok.
Tak! Ae cej sposib wyrobnyctwa sztucznoho szowku zastariw. Je bahato technicznych nowynok. Priadylnyj rozczyn pisla wyczawluwannia prochody czerez specilnu
ridynu widnowluwalnu wannu i dali, tuawijuczy, namotujesia. Takym czynom,
maszyna, stworena ludynoju, dawno perehnaa pawuka! I wse mensze j mensze proces
wyrobnyctwa sztucznoho szowku nahaduje proces pawuczoho priadinnia.
Ae czomu raptom stao tycho w sadu? Ne czuty hoosiw. Witer hortaje storinky
knyok i dowidnykiw.
Na nebi bystri dymczasti chmaryny pywu, zywajusia. I o ue temna chmara
zapnua nebo j nyko powze nad zemeju.
Stao choodno i witriano. Czas ity
U nomeri hotelu ja doczytaw konspekt Dumczewa. Tut ue buy bilsz ni nespodiwani i due dywni pooennia j twerdennia.
Istorija ludkoji zbroji poczynajesia, jak hadaje Dumczew, u Krajini Drimuczych
Traw. Starodawnia ludyna naczebto zapozyczya swoju zbroju w komach.
Szczob dowesty ce, Dumczew twerdy, niby wsi wydy swojeji zbroji ludyna koy
wyhotowya za dwoma pryncypamy: za pryncypom riuczoji poszczyny i za pryncypom
hostroho kynu.
Szczeepy komach iz zazubenymy kinciamy (pryncyp riuczoji poszczyny) pidkazay ludyni wyhotowennia noa, mecza i szabli. Rohacz-oe spys I kynda (prynpyc
hostroho kynu).
Bronzowci, kae dali Dumczew, ne straszni bdoy. Nechaj ala: jiji twerdyj chitynowyj pokryw ne probyty!
Ludyna ce pobaczya, wrachuwaa j wyhotowya szczyt, jakyj zachyszczaje wid udariw spysa.
Bronzowka pidkazaa ludyni: stwory sobi taku broniu, jak u mene!
Dywne twerdennia, zapysaw ja tut-taky zboku. Nikoy, ni pid czas rozkopok, ni w peczernych i naskelnych rysunkach perwisnoji ludyny, ne znajdeno ni slidu,
ni natiaku, ni wkaziwky na te, szczo perwisna ludyna zwertaasia po pidkazku do switu
komach.
Perwynna zbroja ruczna sokyra, abo rubyo, hrubo obbytyj kami, uk, striy
wse ce nijak ne powjazujesia z technikoju w switi twaryn.
U konspekti Dumczew rozpowidaje, jak komacha tiahne, sztowchaje, peresuwaje
wanta, jakyj u bahato raziw perewyszczuje wahu jiji tia. Win kae pro ti organy komach, jaki prystosowani ryty, skrebty, rizaty, chwatatysia. Oce, mabu, cikawo
Ja czytaju dali pro wytrywalis komach.
Meszkanci Krajiny Drimuczych Traw mou yty bez jii dowhi misiaci, zasynaty
na roky. Pawuk-chrestowyk tiahne swoje pawutynnia zawdowky simdesiat dwa metry,
ne wywajuczy nijakoji jii, a jakszczo zdobycz ne potrapy do cijeji sitky, win pete w
inszomu misci nowu.
Sumno i tiako czytaty cej konspekt majbutnioji praci Dumczewa, praci, na jaku
we wytraczeno desiatky rokiw yttia w Krajini Drimuczych Traw i szcze pidu roky j
roky. I nastane czas praciu bude zawerszeno, i stane todi zrozumio: w osnowi jiji
ey ideja cikom dowilna, wypadkowa i prosto smiszna: Ludyno, wczysia techniky w
komachy!
Usi porady i widkryttia Dumczewa zapiznay!
Konspekt zakinczuwawsia takym samym nezwyczajnym zwernenniam, jak i poczynawsia:
Wczeni! Ne na papirusach i ne na pergamentach wy siohodni pyszete swoji praci,
a na paperi z derewnoji masy. Ne zabuwajte: paperowi osy pidkazay ludstwu, szczo
papir mona wyhotowlaty z derewnych wookon. I z toho dnia weyka ekonomija u wytraczanni kosztiw na papir u bahato raz zbilszya moywosti poszyrennia nauky i
zna.
Jak! Usi tajemnyci Krajiny Drimuczych Traw, pokrow z jakych zirwaw Dumczew,
usi zahadky instynktiw meszkanciw cijeji krajiny, szczo jich win rozhadaw, usi widkryttia, jaki win zrobyw, use ce postao peredi mnoju u wyhladi aluhidnoho pereliku
na temu: Ludyno, wczysia techniky w komach!.
Szczo trapyo? Ja baczyw, skilky nowoho Dumczew widkryw, wynajszow u Krajini
Drimuczych Traw. Ja sam pereswidczywsia w tomu, szczo win moe skazaty ludiam
bahato szczo. Ja buw swidkom, jak pidkoryw win ludkomu rozumowi instynkty meszkanciw cijeji krajiny. I wse ce nacze znyko. U swojemu konspekti Dumczew pokirnyj
rab jakycho wypadkowych zna. Ja pryhaduju joho rozhubenis, koy win meni skazaw: Tysiaczi warintiw konspektu u mene w hoowi, i wsi odnakowo waywi. I win
use widkadaw, widkadaw Ne zumiw widriznyty hoowne wid druhoriadnoho. I ne
Dumczew wybraw proekt, a odyn z proektiw najbilsz wypadkowyj owoodiw ujawoju Dumczewa, poonyw joho.
Oczewydno, wsia ricz u tomu, szczo w dni samotnosti w Krajini Drimuczych Traw
Dumczew tysiaczi j tysiaczi raziw hotuwawsia do rozmowy z lumy ta stworiuwaw u
swojij ujawi proekty, warinty, nowi j nowi redakciji cijeji rozmowy. I o newysoweni
warinty i warinty warintiw mnoyy, poczay duszyty joho. Szczo bilsze win mowczaw, to mensze mih rozibratysia i widibraty hoowne, szczo znajszow u Krajini Drimuczych Traw. Usi widkryttia i spostereennia buy dla nioho odnakowo dorohi i znaczuszczi.
Warinty pidkoryy sobi dumku ludyny.
I ot zamis czariwnoji symfoniji my czujemo kilka bezadnych taktiw.
Konspekt pomyok! Ja napysaw ci sowa na obkadynci rukopysu Dumczewa.
Hirkota! Sum!
Hodi! Czas jichaty! Ja staw znowu skadaty reczi w czemodan. Zwyczajno, Dumczew bezstrasznyj mandriwnyk po newidomij krajini sam zabudywsia sered drimuczoho lisu swojich znachidok, widkryttiw, zadumiw i peredbacze.
Ot ue weczorije Czy ne zaczynyasia bibliteka? Treba wstyhnuty zdaty knyky.
Perekadu reczi potim.
Ja wyjszow z hotelu, a rukopys zayszyw na stoli. Neuwanis? Nedohlad? Pospich?
Chiba neodnakowo? Ta ycho trapyosia tilky tomu, szczo konspekt zi swojimy pomitkamy ja zayszyw na stoli, a sam piszow do bibliteky.
e sijawsia doszczyk. Ludej na wuyci ne buo wydno. Nebo zawooky husti siri
chmary. Buo mokro i witriano Sumni, pochmuri dumky ne zayszay mene.
Szczo ja napyszu Dumczewu z Moskwy?
Zdaty joho rukopys do redakciji? Ae w niomu nemaje widkryttiw. Ach, nawiszczo
ja, ne podumawszy, w hariaczomu porywi sercia podaw nadiju, zapayw Dumczewa?
Nawiszczo naprosywsia widwezty joho zajawku? Dumczew meni powiryw. Win wiry,
szczo zdywuje nauku swojimy widkryttiamy. A rukopys iz redakciji jomu powernu.
Moywo, napyszu: U was je cikawi poriwniannia form instynktu w switi komach z
technikoju, jaka stworiujesia rozumom ludyny. Zamis toho, szczob widkrywaty dawno
widkryte, napyszi zachoplujuczu knyku dla ditej.
Ja zhadaw rozpowi odnoho pymennyka pro staroho dida z weykoju sywoju hoowoju ta obyczcziam koloru pergamentu. Cej staryj koy tyniawsia huchym misteczkom i desiatky rokiw namahawsia wsim dowesty, szczo win widkryw jaki zowsim nowi
sposoby i metody obczyse. Ae joho nichto ne suchaw. Odnoho razu pryjidyj studentmatematyk uziaw joho zapysy i pobaczyw, szczo staryj widkryw dawnym-dawno widkrytu tabyciu oharyfmiw.
Staryj ne bez trudnoszcziw perekonawsia u prawylnosti sliw studenta. Dowho diakuwaw jomu i piszow do sebe dodomu. Toho dnia joho znajszy mertwym. O istorija
staroho. Buo we zowsim temno. Ja zdaw knyky i wyjszow z bibliteky. Nyki chmary
wysiy w nebi, samotnimy wydaysia meni wohni lichtariw na wuyci.
Z poczuttiam smutku schodyw ja z wysokoho mokroho sykoho hanku bibliteky.
Do hotelu zayszaosia projty dwa kwartay i prowuok. Potim ja diznawsia: w cej samyj
czas Dumczew pospiszaw do mene pospiszaw radisnyj i szczasywyj. Ae my rozmynuysia.
Dumczew ne zastaw mene w hoteli. I skojiosia te, czoho ja ne spodiwawsia i ne
peredbaczaw.
Wid Buaj ja dowidawsia pro wse, szczo staosia z Dumczewym cioho dnia.
Pisla obidu Sergij Sergijowycz, jak i zawdy, w suprowodi Poliny Oeksandriwny
wyjszow z budynku i, prochodiaczy powz nowe prymiszczennia szkoy, zupynywsia.
Siudy pidjichaa wantana maszyna, swiopofarbowana, prykraszena hikamy zeeni.
Na hanok wybihy dity z weseymy wyhukamy, hucznym smichom:
ciu usmiszku. Ot same z takoju radisnoju usmiszkoju Sergij Sergijowycz koy, dawnymdawno, pryjszow do neji I prosyw posuchaty napysanu nym pjesu dla skrypky. Pered
tym jak zihraty jiji, win skazaw:
Ujawi sobi szyrokyj stepowyj szlach de wdayni. Litnij poude. Speka. Wse
ywe zamowko, zachowaosia, pryczajiosia. Taka tysza w stepu buwaje todi, koy
dowho stoji sucha, arka pohoda. Ae cia tysza wsia napruena. I o zwidky zdaeku
czuty hrim, nabyajesia hroza. I, peredbaczajuczy hrozu, doynaju okremi hoosy
pro szczo pytaju, szczo wyhukuju. Udar dzwona. Tysza wybucha. Hoosy zywajusia w chor. Hroza rozburchaa ne na art. Chor hoosiw witaje hrozu, zywajesia
z neju. Ta o hroza mynua. Zayszywsia uroczystyj chor. Wmywsia yttiedajnym doszczem step. Use oyo. Chor postupowo, postupowo tane. Tilky byko, zowsim byko
zaywajesia radisnoju pisneju stepowa ptaszka.
I Polina Oeksandriwna czerez bahato-bahato rokiw znowu pobaczya na obyczczi
Sergija Sergijowycza tu samu posmiszku, z jakoju win koy hraw swoju pjesu dla
skrypky.
I wse, pro szczo rozpowidaa Buaj, Sergij Sergijowycz suchaw tak radisno, tak
hariacze, niby win wpiznawaw u ciomu due znajome, byke j ridne, szczo yo w joho
ujawi, z czym zridnywsia win u swojich dumkach szcze todi, dawnym-dawno. ahidniszym i switliszym stawao joho obyczczia, i radisno szepotiw win:
Znaju! I wse rozumiju Znaju!
Stilky buo perekonanosti w joho wyhuku: Znaju!, szczo Polina Oeksandriwna
podumaa: A czy ne poartuwaw Sergij Sergijowycz, koy kazaw, szczo meszkaw bahato
rokiw u jakij bezludnij krajini?
Schwylowanyj, schopywsia win z krisa, de tak dowho sydiw, suchajuczy Buaj, i
wyhuknuw:
Teper rozumiju! Tam, u Krajini Drimuczych Traw de ja yw bahato rokiw
czy ne pro ce tam chotiw meni rozpowisty mij Druh, z jakym ja powernuwsia siudy? A
ja!.. Ja ne suchaw joho, ne rozumiw, obrazyw tam, u Krajini Drimuczych Traw!
Polina Oeksandriwna spesnua rukamy:
Jaka krajina?
Ae Dumczew ne doczuw.
Biu w hotel! Wybaczyty i skazaty dwa sowa.
Ote, my rozmynuy.
Ja jszow u cej czas iz bibliteky do hotelu: treba wziaty czemodan i na wokza!
Ne zabuty b perekasty reczi w czemodani. Rukopys Obydwa prymirnyky na
samyj spid, podumaw ja, we pidchodiaczy do hotelu.
Doszcz prypustyw. Z moria nasuwawsia tuman.
Hotel. Klucza u szafci na zwyczajnomu misci ne buo. Win styrczaw u dweriach. Ja
widczynyw dweri do swoho nomera i zawmer.
Jaskrawo horia ampa. Buo tycho. Ta de rukopys Dumczewa?
Na stoli joho ne buo.
Win znyk.
Cijeji noczi na more wpaw tuman. Jaka temi! Wohko, nepryjemno, choodno. U
sywij, hustij sitci doszczu zahubywsia szlach do seyszcza naukowych praciwnykiw.
Czomu ja kynuwsia siudy, szukajuczy Dumczewa? Sam ne znaju! Moywo, tomu,
szczo cijeju dorohoju ja z Dumczewym powertawsia do mista.
Dumczew chocze zayszytysia na samoti? Nechaj! Ae stara ludyna, jaka ne znaje
ni nowych wuy cioho mista, ni szlachiw do mista, i sama w tumani, pid doszczem
Do kraju sturbowanyj, u rozpaczi, kartajuczy sebe za te, szczo tak nedbao powiwsia z rukopysom Dumczewa, ae wse-taky z nadijeju, z ostannioju nadijeju, szczo win
de tut, porucz, na cij dorozi, ja pospiszaju, szukaju, kyczu:
Dumczew! Dumczew!..
Mij paszcz i kostium zmoky, strumky wody teky na komir.
A ja wse jszow i hukaw:
Dumczew! Dumczew!
He-ej! Chto kryczy? Wiz u tumani mao ne najichaw na mene. Na wozi-dwoje
ludej. Ja rozpytaw jich, chto taki, i dowidawsia: ce buw Mykoa Siencow, ucze silkohospodarkoho technikumu, i sanitar z mikoji likarni.
Pytaju:
Czy ne baczyy wy na cij dorozi staroju czoowika?
I o szczo rozpowiw meni Mykoa:
Hodyny dwi tomu w tumani ja mao ne najichaw na czoowika, o jak na was
zaraz. Strika moja koniaka, widrazu zupynyasia. Czoowik widijszow ubik. Ja pryswityw eektrycznym lichtarykom i baczu: staryj, newysokyj na zrist, pid weykoju parasolkoju. Schoyj na naszoho wykadacza chimiji. Tilky toj w okularach. Ja j kau jomu:
Hromadianyne, sidajte! Pidwezu!
Win siw. Pojichay powoli. Zowsim nedaeko widjichay, a didu cej ue chocze
zlizty z woza. Ja jomu dopomih.
Diakuju, kae, junacze. Ja we pryjichaw.
Kudy, dumaju, win pryjichaw? yta tut ne wydno, doszcz. Hromadianyn
cej zwernuw kudy ubik, potim znowu wernuwsia na dorohu, ide-brede Ja pojichaw
poriad z nym, ae win mene ne pomiczaje. Hoosno sam iz soboju rozmowlaje. Potim iz
dorohy kudy zwernuw. I znowu na dorohu powertajesia.
Dumaju: Jak use ce zrozumity? Szczo win szukaje w takij temriawi i w takyj doszcz?
Ja znowu do nioho:
Hromadianyne, ja mou szcze pidwezty was!
Siw, pojichay razom.
Za hodynu w seyszczi budemo, kau. Zihrijete.
Meni ne tudy. Ja skoro zlizu. Altanku poszukaju.
Jaku tam altanku win szukaje na doszczi? podumaw ja i chotiw zasmijatysia,
ae zhadaw.
To wy tu altanku szukajete, szczo za hajem?.. Wona zowsim rozwaya. Nichto
tudy j ude ne chody. A zaraz doszcz, nicz.
A win use w tuman wdywlajesia. Nareszti ja zrozumiw: chworu ludynu wezu.
Moe, profesora jakoho? Dbajywo prykryw jomu peczi brezentom. Pojichay. Profesor
dowho mowczaw, potim poczaw rozmowlaty sam do sebe. Pro jakycho dywnych twaryn
z jakoji neisnujuczoji krajiny. I znowu zamowk.
A doszcz ue lle jak z widra. Ja ziskoczyw iz woza, na nohy jomu pokaw miszok z
sinom, poprawyw brezent u nioho na peczach.
Spasybi, junacze! Waszi baky dobre wychoway was.
Ja kau:
Nema u mene bakiw. Wony pomery, koy ja zowsim maekyj buw.
A chto wychowuwaw was?
Pojasniuju:
Ris u dytbudynku. Potim remisnycze uczyyszcze, a teper ja w technikumi. Wzahali, komsomo wychowaw.
A win pytaje:
Chto, chto? Jak wy skazay? Ne rozumiju
Szcze wyruwaw moskowkyj de, a ja we buw u kabineti zyka Dmytra Dmytrowycza Kaganowa. Win poprosyw mene zaczekaty, poky kinczy rozmowu zi swojimy
spiwrobitnykamy. Rozmowa jichnia bua dla mene nezrozumia pro jaku skadnu
zycznu probemu.
Obyczczia zyka meni czymo nahaduwao widomyj portret Jermoowa, bezstrasznoho heroja bytw proty Napoeona.
Ta zyk Kaganow ne wojin, win wczenyj i ywe ne w dewjatnadciatomu stolitti, a
w naszi dni. Win ne wojin. Ae cej est, czitkyj i wadnyj, ci ruchy bez bu-jakoho widtinku metuszywosti Jakyj ewjaczyj poworot hoowy! Rysy obyczczia weyki, rizki,
maje mohutni. Hoos rozkotystyj
Ja dywywsia i dumaw: Sprawdi, taka ludyna nawede poriadok u kooworoti naukowych probem, proektiw, zadumiw i propozycij nawede dobriaczyj chaziajkyj poriadok na swojemu wczenomu podwirji.
Choczete wirte, choczete ni i wwaajte wse ce za fantastycznu powis
tak poczaw ja swoju rozpowi pro Dumczewa, koy Kaganow posadyw mene w kriso
porucz sebe.
Spoczatku win suchaw mene z jakoju lutoju dobrodusznistiu. Ta koy ja zahoworyw pro jarmarok, de dawnym-dawno Dumczew pokazaw swij perszyj polit, a metkyj
kupe za pokaz smertelnoho nomera liczyw pjataczky, oczi w Kaganowa zabyszczay,
win rwuczko widwernuwsia od mene i poczaw rozhladaty szczo u weczirniomu wikni.
Potim pylno hlanuw meni w wiczi j zahoworyw:
Skilky znyszczenych, zadawenych narodnych taantiw! To buy proklati czasy.
Wony zahnay Cikowkoho z joho rozrachunkamy na horyszcze, wtysnuy Miczurina
u piwnadiu zemli
Kaganow zamowk
Koy ja poczaw rozpowidaty pro te, jak Dumczew, szczo joho ja znajszow u Krajini
Drimuczych Traw, napoehywo proponuwaw perejniaty w komach riznoho rodu techniczni docilnosti, jak win wysowluwawsia, Kaganow schwylowano pidwiwsia z krisa.
On jak! On jak! powtoriuwaw win.
Wy dywujete? spytaw ja.
Ni, z czoho tut dywuwatysia? Ludyna zdawna prydywlaasia do weykoji aboratoriji pryrody, wywczaa jiji ne tilky zarady pustoji cikawosti. Wona ksuwaa wse
powczalne, wykorystowuwaa, prymuszuwaa sobi suyty. Ludstwo j nadali napoehywo i dopytywo dosliduwatyme, widkrywatyme nowi j nowi zakony pryrody, szczob
keruwaty nymy. Owoodiwajuczy pryrodoju, pidkoriajuczy jiji sobi, zminiujuczy jiji, nauka ne slipo, ne mechaniczno nasliduje hotowi zrazky. I niczoho strasznoho ne baczu w
tomu, szczob skorystatysia z pidkazky pryrody. A jak e inaksze?!
Treba szwydsze zapytaty Kaganowa pro hoowne, podumaw ja. I staw rozpowidaty pro te, jak Dumczew u Krajini Drimuczych Traw prywiw mene do swoho litnioho
budynku, a ja zupynywsia, zaczudowanyj barwamy joho ohoroi. Ohorou buo skadeno
z kry zwyczajnych meteykiw. I cia ohoroa minyasia i wybyskuwaa barwamy nadzwyczajno jaskrawymy i krasywymy, a Dumczew meni skazaw, szczo ci krylcia pryroda
ne zabarwya, szczo skadajusia wony z bezbarwnych prozorych usok i ne maju u sobi
zabarwlujuczych pigmentiw u wyhladi kolorowych krupynok.
Skai, jak zrozumity Dumczewa? Ade, jakszczo wony bezbarwni, ne zabarweni, to zwidky cia hra barw? Jak zrozumity? Ade ce nisenitnycia!
Ni, ne nisenitnycia, a prawylne spostereennia, spokijno widpowiw Kaganow.
Prawylne spostereennia?! I Dumczew ne pomyywsia? Chiba prozoro-bezbarwne moe buty barwystym?
Szczob wy mene zrozumiy, czomu prozori, bezbarwni krylcia meteykiw
wyhraju jaskrawymy barwamy, ja pocznu, zwyczajno, z najprostiszoho. Z toho, szczo
take swito i kolir.
Bu-jake tio wyprominiuje w prostir energiju u wyhladi eektromagnitnych chwyl,
dowyna jakych zminiujesia zaeno wid temperatury tia: wid desiatkiw mikroniw do
miljonnych czastoczok mikrona.
Zaeno wid czastoty koywannia rozrizniajusia chwyli: eektryczni, infraczerwoni, switowi, ultraetowi, rentheniwki ta inszi. Nasze oko moe spryjmaty ysze
switowi chwyli. juton dowiw, szczo bie swito, jake my baczymo, je sukupnis kolorowych promeniw.
Wy, zwyczajno, znajete, jak buo rozkadeno promi swita.
juton postawyw sklanu pryzmu na sti. Soniacznyj promi udaryw u pryzmu i
zaomywsia na sim koloriw rajduhy: czerwonyj, oranewyj, owtyj, zeenyj, houbyj, synij I etowyj. Mi simoma koloramy nemaje rizkoji mei: je wzajemni perechody wid
odnoho koloru w inszyj. Naprykad, mi owtym i zeenym rozrizniaju szcze kolir ystianoji zeeni, mi zeenym i bakytnym kolir morkoji zeeni.
Riznomu czysu koywa switowych chwyl widpowidaju swoji kolorowi tony.
Jak widomo, zwyczajno predmety pozbaweni wasnoho koloru. Wony maju zdatnis widbywaty, zaomluwaty abo pohynaty promeni.
Szczo take kolir czornoho predmeta? Wsi switowi promeni, szczo padaju na cej
predmet, pohynuto, i powerchnia predmeta ne widbya nijakych promeniw.
Szczo take synij kolir? Synia barwa. Powerchnia predmeta pohynaje wsi kolory
spektra, a synij kolir widbywaje. I my baczymo predmet synim.
Tak zyka pojasniuje pryrodu swita i koloriw.
Najtonsza, prozora i zowsim newydyma uska, szczo wkrywaje krya meteykiw,
nacze nabir prozorych pastynok, szczo jako osobywo, swojeridno propuskaju swito.
Towszczyna cych pastynok, abo usoczok, rizna i sumirna iz switowymy chwylamy riznoji dowyny. Ta czy insza pastynka zabarwysia u widpowidnyj kolir, jakyj, prote,
zaey wid kuta zoru hladacza.
O pered wamy prykad, szczo jasno pokazuje, jak zminiujesia zabarwennia zaeno wid towszczyny pliwky: mylna bulka. Jak czasto ditej zaczarowuje prymchywa
zmina zabarwennia mylnoji bulky! Cia zmina, cia hra barw zdajesia wypadkowoju,
nespodiwanoju. Ae tut u czerhuwanni koloriw je suwora zakonomirnis. Koy mylnu
bulku poczynaju naduwaty i pliwka jiji hruba, wona szcze pozbawena koloru. Ta o
bulka rozduwajesia pliwka staje tonsza, na jiji powerchni poczynaju minytysia
wesekowi barwy. A tym czasom mylna pliwka ne zabarwena, w nij nemaje barwnych
pigmentiw.
Ta ne w usich meteykiw taki krya. Je meteyky z pigmentnym zabarwenniam, i
ce zabarwennia wycwitaje, wyhoriaje. Je nawi grupa meteykiw z takymy krylciamy,
w jakych pojednujusia pigmenty zabarwennia z prozoristiu okremych pastynok.
Wasz Dumczew wybraw ti krylcia, w jakych promi swita samyj ysze promi
swita! stworiuje czariwne zabarwennia. Win zwernuw waszu uwahu na toho meteyka, w krylciach jakoho widsutnij pigment barwnoji reczowyny.
I wake poczuttia oburennia na samoho sebe (naszczo ja, ne znajuczy suti sprawy,
tak ehkowano postawywsia do ludyny?), zmiszaosia w meni z chwyluwanniam i radistiu.
To szczo ! wyhuknuw ja. Wychody, dumka Sergija Sergijowycza na prawdywomu szlachu? Wychody, win maje raciju taki barwy wiczni, wony nikoy ne wycwitaju!
Tak, tak! wawo widhuknuwsia Kaganow. Joho spostereennia i wysnowky prawylni. Hra barw na takych powerchniach wiczna,
wona nikoy ne wyczerpajesia. Promi swita zawdy strumuje nad zemeju i, prochodiaczy kri krylcia meteyka, zaswiczuje hamy barw. Ja pidwiwsia z krisa i schwylowano mowyw:
Siohodni-taky napyszu, potiszu Dumczewa! Tut wyriszujesia dola ludyny!
Kaganow spokijno zauwayw:
Ne zachoplujtesia! Zwyczajno, promi swita zawdy strumuje nad zemeju. Ae
meteyky ywu dni, tyni, a usoczky jichnich krye due j due tenditni
Tak! Jaka tut wicznis! skazaw ja, zasmutywszy, i opustywsia w kriso.
I wse-taky tut prawylna pidkazka, tonke spostereennia. Barwy barwy z promenia swita, jakyj prochody kri najtonszi, prozori usoczky Szkoy szcze ludyna ne
zastosowuwaa takych. Ja wrachuju spostereennia Dumczewa. Tenditni krya meteykiw!.. Ta nasz instytut szukatyme pliwky micniszi, ni usoczky. Ja we skazaw: slipo,
bezdumno nasliduwaty pryrodu smiszno Tut Dumczew najiwnyj. Ae spostereennia
tworczo osmysene!.. O!.. Czy znajete wy, szczo take hostre, wuczne, wczasno zrobene spostereennia? Try sowa wykarbuwano na frontoni biogicznoji stanciji w Kotuszach. I sowa ci: Spostereywis, spostereywis, spostereywis. Ce ulubenyj dewiz naszoho Iwana Petrowycza Pawowa. Tak, tak, ja wyprobuju, perewiriu! I todi
skau. Nasampered eksperyment! Dzwoni, cikawtesia. Budu radyj.
Hodynnyk na kremliwkij wei we wybyw piwnicz, a bila stanciji metro wse szcze
stoji koszyk z kwitamy. Bila nioho prodawe.
Skoro do ranku zatychne Moskwa, zaspokojisia nenadowho w prochoodnij i politniomu nehybokij tyszi. Tysza cia we dawno probyraasia do mista, ta jiji lakay tysiaczi okykiw, okrykiw, wyhukiw, lakay smich, pisnia A hurkit wuy i poszcz zmuszuwaw jiji zupyniatysia. I wse-taky tysza probraasia. Prosoczya. Pryjsza.
Nicz.
Nad wchodom u metro dedali jaskrawisze switysia szpyczasta litera M. Zaraz
tam, unyzu, prochodia ostanni pojizdy, jich zustriczaje koonada weycznych bahatohrannych marmurowych stebyn. Iz konoji stebyny wyrywajesia mohutnia kwitka.
Wona tiahnesia whoru, i, pidswiczuwana prychowanym mjakym switom, roztikajesia
po steli u wizerunku prekrasnoji pjatykutnoji zirky.
I wsia koonada cych kwitiw howory neczutnoju mowoju pro weycz, prostotu i
bahorodstwo.
Nahori, za arkamy wchodu i wychodu z metro, czornije tinystyj hustyj Hoholiwkyj
bulwar. Kisk z wodoju jaskrawo oswitenyj, ae we zaczynenyj. Dedali kwapywiszi i
czutniszi staju kroky perechoych: ne spiznytysia b na ostannij pojizd!
O iz metro wybih junak. Podywywsia dowkoa. Pidijszow do koszyka z kwitamy.
Win w okularach, z knykoju pid pachwoju. Kupuje kwity. Win neterplacze dywysia to
na hodynnyk, szczo na rozi wuyci, to na dweri metro, jaki ot-ot zaczyniasia. Czekaje
na koho? Win opustyw ruku, i kwity torkajusia zemli. 1 raptom mczy zi swojim buketom wnyz i znykaje za dweryma, jaki poczynaju zaczyniaty. Majdanczyk pered pawiljonom metro sporoniw. Dweri zaczynyysia. Prodawe skadaje do koszyka kwity. Jde.
Nawkoo tycho. Ja ne pospiszaju. Ja dumaju pro te, szczo zawtra znowu pidu do
Ja powertawsia dodomu wid zyka Kaganowa due pizno. Buy tychymy starowynni prowuky Moskwy. Myrno horiy ampoczky bila worit, oswitlujuczy z-pid blaszanoho kozyrka nomer budynku i spokijne piwkoo liter nazwu prowuka.
Ludy dawno spla. Wikna budynkiw i budynoczkiw temni.
Jak czasto w cych prowukach takoji piznioji hodyny moju duszu opowywaw smutok: czorni, poroni, czui wikna jako woroe dywyysia na mene, samotnioho perechooho w bezludnych prowukach ade ja poruszuwaw unkymy krokamy jich korotkoczasnyj nicznyj spokij!
Ae zaraz meni zdawaosia, niby wikna radisno j prywitno zustriczaju mene kowzkym widswitom lichtariw po czornych szybkach. Radisna zwistka bua w mene dla
Dumczewa.
Kaganow z kymo rozmowlaw teefonom, koy ja wwijszow do joho kabinetu. Na
chwyynu win pererwaw rozmowu, prywitawsia zi mnoju i skazaw:
Moja rozmowa stosujesia was. Suchajte! I Kaganow prodowuwaw teefonnu
rozmowu:
Szczo? Ni, ni! Ce denne swito, ne ampy dennoho swita, jaki Oswitluju pidzemnyj westybiul metro. Tut barwy Szczo? Wy czuy? Nawi baczyy, jak stina i pattia switiasia barwamy w temriawi? Ae ce zowsim ne te. Stina, stie, pattia jakszczo
do jichnioho zabarwennia dodaty soli kadmiju ta cynku j oprominyty ultraetowym
prominniam, pocznu switytysia. Ce luminescencija. A ja kau zowsim pro insze Jak
mene zrozumity? A o jak Czy haniaysia wy koy-nebu za meteykamy? Puskay
mylni bulky? To zhadajte czariwnu pru koloriw u mylnij bulci. Ta pliwka mylnoji bulky
myttiu uskaje. A usoczky meteyka do nych kraszcze ne dotorkatysia taki wony
tenditni. Ae ujawi sobi nadmicnu pliwku mylnoji bulky abo nadmicni usoczky na kryach meteyka. Takyj nadmicnyj prozoryj skad ja namahaju oderaty z osobywoji
pastmasy Szczo? Dumajete, ne dobju? Wse ce usne, jak mylna bulka na soomynci?
Kaganow huczno zasmijawsia. Wy zabuy, szczo ja zyk. Wiriu tilky w eksperyment. Znajdu. Wyprobuju. Perewiriu. Wam pokau Szczo? Ade i konstruktor litaka
ne zabezpeczuje swij aparat pirjam ptachiw. O, dijszo! Wy pytajete, naszczo wse ce? Ce
zowsim nowyj, zowsim nezwyczajnyj materi dla obyciowuwannia budynkiw Szczo?..
Mrija? Postaraju, szczob mrija staa dijsnistiu!
Kaganow poproszczawsia iz swojim spiwrozmownykom, pokaw teefonnu trubku
i zwernuwsia do mene:
W naszij aboratoriji, ustatkowanij unikalnoju technikoju, ja szukaju, i, zdajesia, we znajszow reczowynu, towszczynu stinok jakoji wymiriuwatymu desiatymy
czastkamy mikrona. usoczky meteykiw mylni pliwky My oderay nowu nadprozoru i nadmicnu pliwku. Jiji bude wykorystano dla wyhotowennia standartiw weykoji
kilkosti pastynok riznoji, dosy maoji towszczyny. zyk objednajesia z chudonykom i
architektorom. I todi reczi szyrokoho wytku, yta, budynky zahraju pered konym z
nas wsima koloramy rajduhy
Ja podumaw: O ue widbuwajesia perewirka sposteree Dumczewa, o ue wyjawyosia, szczo joho mirkuwannia prawylni i, moe, szczo ja sam, nazwawszy joho zajawku konspektom pomyok, prypustywsia weykoji pomyky?!
U dweri kabinetu postukay. Zajszow asystent Kaganowa, wysokyj, blidyj, due
nekwapywyj czoowik. Spokijno i pylno podywywsia na mene sirymy oczyma, wkonywsia i, ne pospiszajuczy, siw na kraj weykoho szkirianoho dywana.
Kaganow i asystent poczay rozmowu pro eksperymenty nad nadmicnym obyciuwalnym materiom. A ja wse dumaw pro te, jak potiszu Dumczewa. Zawtra-taky litakom wyeczu na odyn de do Czenka.
Kaganow i asystent prodowuway swoju rozmowu. A ja we ujawlaw sobi majbutniu zustricz z Dumczewym. I tilky okremi sowa jichnioji rozmowy dochodyy do
mene: eektroliz pokryttia eektrolizom okysy na powerchni metaliw kolory
minywosti pokryttia akom
Asystent piszow.
Kaganow skazaw:
Ja napysaw ysta Dumczewu. Ja pozdorowlaju joho i diakuju jomu.
Dawajte meni ysta. Zawtra wranci ja wylitaju do Czenka.
Oce czudowo! Szczasywoji dorohy! Kaganow raptom huczno rozsmijawsia.
A Krajinu Drimuczych Traw wy prydumay tak dla cikawosti Pryznajtesia! Wasz
Dumczew prosto lubytel-entomoog. Sposterihacz pryrody.
Ja promowczaw i staw proszczatysia. Kaganow wyjszow z kabinetu.
Ja prowedu was, skazaw win meni. My piszy tychymy, switymy korydoramy
U paati chworoho hory ampoczka pid synim abaurom. Sergij Sergijowycz Dumczew chworyj.
Z aerodromu ja widrazu pospiszyw do Buaj. Z radisnym, switym poczuttiam zajszow ja w dobre znajomyj meni budynok z basztoczkoju. I ysze tut diznawsia pro te,
szczo staosia.
U seyszczi naukowych praciwnykiw maa widbutysia dopowi Dumczewa jiji zaproponuwaw, zaadaw sam Dumczew. Win nazwaw temu: Poperednie powidomennia
pro dejaki nowi moywosti w rozwytku techniky. Win sam pryznaczyw de dopowidi.
Z wysnaenym obyczcziam, w jakomu pakomu porywi hotuwawsia Dumczew do
swoho wystupu, zapaenymy wid bezsonnia oczyma pereczytuwaw storinky knyok. Win
kydawsia wid knyky do knyky. Wija niby zarazom chotiw uwijty w dweri wsich nauk!
Sergiju Sergijowyczu, moe, widkasty dopowi? tycho pytaa Polina Oeksandriwna.
Ni! Dopowi pryznaczeno. Powidomennia bude zrobeno w ohooszenyj de!
widkazuwaw Dumczew.
I nastaw de. Szcze naperedodni wweczeri Polina Oeksandriwna i susidka staranno prasuway i prywodyy w poriadok kostium Sergija Sergijowycza.
De buw tychyj, pohoyj. Dumczew spustywsia z basztoczky-aboratoriji. Buaj
maa joho suprowodyty.
Polino Oeksandriwno, szczo ce take? Szczo pizno, a szczo ne pizno? Jak diznaty, jak uhadaty?
Pytannia ce: Szczo pizno, a szczo ne pizno? oczewydno, opanuwao use joho
jestwo. Skilky bolu j stradannia buo w joho hoosi, koy win wymowlaw ci sowa!
Ta o win zamysywsia, zamowk. A potim prosto j upewneno skazaw:
Za bu-jakych obstawyn ja diznaju, szczo pizno i szczo ne pizno. I pocznu wse
spoczatku!
Sergiju Sergijowyczu, maje bahajuczy skazaa Polina Oeksandriwna,
czy ne powernutysia nam dodomu?
Ni, ni! wyhuknuw Dumczew, zupyniajuczy. Dopowi widbudesia! I riwno
o szostij hodyni weczora!
I znowu wony piszy.
A nebo buo wysoke, hoube. ehkyj witre prynosyw z moria chwyli tepa. Dowkoa
buo chorosze, spokijno i tycho. Ae Dumczew, oczewydno, stomywsia.
Polina Oeksandriwna zaproponuwaa:
Czy ne dojichaty nam na maszyni?
Dumczew widmowywsia: win ne stomywsia. I wony znowu piszy. Tak dijszy do
toho miscia, de wid szose widchody do bazy Rajcharczotorhu putiwe.
Tut Dumczew zupynywsia:
Polino Oeksandriwno, ja sprawdi trochy stomywsia. I dobre buo b widpoczyty!
Tut nedaeko altanka.
Jaka altanka?
O poriad, liworucz, za tym hajem.
Ae ce daeko!
Zowsim byko! I tut-taky, bila altanky, Krajina Drimuczych Traw. Tam ja
proyw usi roky!
Sergiju Sergijowyczu, ue bahaa Polina Oeksandriwna, powernimosia
dodomu!
Dumczew pochytaw hoowoju:
Dopowi widbudesia!
Polina Oeksandriwna prysia na jaki koody, szczo eay kraj dorohy. Dumczew
maszynalno siw porucz. Win we czas czomu dywywsia tudy, w bik haju, de bua altanka, i mowczaw. Potim raptom skazaw:
Czas!
Sprobuwaw pidwesty. Ae zabrako syy. I Dumczew maje wpaw na koody.
skazaa:
My likuwatymemo chworoho trywaym snom.
Bahato ja chotiw skazaty likarewi i pro samoho Dumczewa i czomu win dla mene
takyj dorohyj. Ae howoryty pro Krajinu Drimuczych Traw? Chto powiry meni?
Wy choczete szcze pro szczo zapytaty? zwernuasia do mene likarka.
Ni!
Ja ne pojichaw z Czenka. Oseywsia w seyszczi poriad z likarneju i posaw u Moskwu kilka teegram. Odnu do teatru, pro te, szczo zmuszenyj zatrymatysia na kilka
dniw u Czenku. Druhu Kaganowu z powidomenniam pro chworobu Dumczewa.
Szczodnia ja prychodyw do likarni.
Czy ne prokynuwsia chworyj?
Ni, ne prokynuwsia. Stan nepewnyj.
Ja stomywsia wid pereytoho. yw, ne wiriaczy w use te, czomu sam buw swidkom,
czekajuczy wyduannia Dumczewa.
Odnoho razu wweczeri, wyjszowszy z likarni pisla czerhowych widwidyn chworoho,
ja pobaczyw, szczo pid wiknamy paaty Dumczewa stoji jaka ludyna. W sutinkach ja
ne mih dobre rozhedity jiji, ae jasno pobaczyw, jak ludyna projsza wzdow bioho korpusu likarni, a potim znowu powernuasia pid wikna paaty Dumczewa. Tak powtoryosia kilka raziw. Stao zowsim temno i, deszczo spanteyczenyj, ja piszow dodomu. Dumczew ne prokydawsia. I o znowu w sutinkach ja zastaw pid wiknamy Dumczewa tu
samu newidomu ludynu. Wona bez kincia chodya wzdow stiny likarni i powertaasia
do wikna paaty.
W likarni meni skazay, szczo newidomyj staryj czoowik prosyw dopustyty joho do
chworoho, dowho i nastijno umowlaw, szczob jomu dozwoyy wnoczi czerhuwaty bila
chworoho. Ta hoownyj likar pojasnyw, szczo w likarni dosy kwalikowanyj medycznyj
persona, storonnioji dopomohy ne potribno i szczo chworomu zabezpeczeno naenyj
dohlad.
Dowidawszy pro ce, ja widrazu popriamuwaw do newidomoho i hariacze potysnuw jomu ruku. Ce buw staryj aktor, awtor ue widomych meni zapysok.
Za try dni Dumczew prokynuwsia. Win pobaczyw bila sebe Polinu Oeksandriwnu,
staroho aktora, Jawdochu Wasyliwnu, jaka trymaa w biomu wuzyku jaki hostynci.
My wsi mowczay, ne znajuczy, z czoho poczaty rozmowu. My tak i promowczay b
widwedenyj dla widwiduwacziw czas, ta raptom Dumczew poczaw uwano wdywlatysia
w obyczczia Buaj.
Wy choczete meni szczo skazaty, Sergiju Sergijowyczu?
Ja pryhaduju skazaw Dumczew, jasno j czitko wymowlajuczy sowa. Zaraz wy, Polino
Oeksandriwno, schyyy hoowu nadi mnoju zowsim tak, jak bahato rokiw tomu.
More, litajuczyj snariad, szczo wpaw, i ja na pisku Ja pidwiz hoowu i pobaczyw
was.
Ja todi bua mooda
Ja zaraz was baczu takoju, jakoju wy buy todi.
Slozy nabihy na oczi Poliny Oeksandriwny. Wona nepomitno wytera jich rukoju.
Uwano, zoseredeno wdywlawsia Dumczew u rysy jiji obyczczia. A slozy znowu j
znowu nabihay na oczi staroji inky. Dumczew askawo dywywsia na neji. Wony mowczay.
Piznioji oseni kri doszcz i slotu czasom nespodiwano j jaskrawo prohlane sonce,
zowsim ne osinnie. I raptom zeenym, jaskrawo-zeenym zdajesia toj czy inszyj mut
trawy. Rukoju b dotorknutysia, posydity b, zarytysia w trawu Zowsim wesniana
trawa! Tepo rozywajesia u powitri. I doszczyk zdajesia smiywym, zaderykuwatym.
Wesna, wesna nadwori. I choczesz diakuwaty oseni za ce wesniane tepo.
Ja zhadaw ce, koy dywywsia na Dumczewa i Buaj. Spaa na dumku dawno zabuta