Professional Documents
Culture Documents
Baniewicz - Kisuny
Baniewicz - Kisuny
KISUNY
W.A.B. 2008
Nie by duy, ale wojskowy samolot nie musi przesania poowy nieba,
by zasia panik. Wystarczy, e jest wojna, a on zachowuje si
jednoznacznie. Tu bya, a on si zachowywa. Opada nad wierzchoki
przydronych drzew, mierzc w rodek mych plecw. Widziaem go
ktem oka - trudno gna rowerem z gow zwrcon w ty. adnego
dymu, iskier. Nie nurkowa midzy rozcignite wzdu szosy
zabudowania wsi Zapowiednoje, by przymusowo ldowa.
Po bokach miaem domy, ogrdki i mnstwo potencjalnych kryjwek,
ale sekund przed zderzeniem opony z dziur w asfalcie zrozumiaem, e
na jakikolwiek unik jest za pno. Rzucajc si szczupakiem nad
kierownic, nie reagowaem wic jak dobrze wyszkolony onierz. Bya
to prozaiczna reakcja bezwadnej niczym koda ofiary wypadku
drogowego.
W ogle nie poczuem blu. Czekaem na oowiany deszcz.
Doczekaem si ryku silnika nad gow. Umiarkowanego zreszt:
aciaty kamufla maskowa nie odrzutowiec, a patrolow awionetk.
Bomb nie maskowa.
Odpady, ledwie samolot przekroczy granic osiedla. Pilot byskawicznie pooy maszyn na skrzydo, skrci, ryzykujc jego urwanie.
Kiepsko. Mogem by o karabinowy strza od potraktowanych trotylem i
stal rosyjskich spadochroniarzy. cile biorc, tym co zbombardowa
samotny jakowiew, by most na Matrosowce, ale mimo wszystko nie
podoba mi si ten nalot
Podniosem rower i popedaowaem w stron mostu. Zza krzaka bzu
migny czerwone, wymalowane na oknach krzye. Raczej niedobitki
krzyy: orodek zdrowia straci sporo szyb. Zastpujca szko dykta
zdya obrosn czym zielonym. Jeli doda do tego
5
- mierdziay. - Pokrciem z dezaprobat gow. Wzruszya ramionami. - Wiem, to gupie, ale takie s zasady. Daj pacjentowi, ile
moesz. Zabij kad bakteri. Rnie bywa. Powiedzmy: upuszczam
ostatni skalpel, przydeptuj buciorem, ktry przywdrowa prosto z
kurnika.
- Rozumiem.
Umiechna si nagle obuzersko.
- W yciu niczego nie upuciam na sali operacyjnej. Nie jestem taka
beznadziejna, jak ta nora.
- Wiem.
- Guzik pan wie - stwierdzia melancholijnie.
- Rodzice sporo mi o pani opowiadali.
- Oni te guzik wiedz. - Nie skomentowaem. - Pyta pan, czemu tak
na boso... Za diaba pan nie zgadnie.
- Medycyna to nie jest moja mocna...
- Moi profesorowie te by nie wiedzieli - nie pozwolia mi skoczy. Prywatny patent doktor Boreckiej. Sambijska technika operacyjna. Myj
podog i nogi, a moe nie ukatrupisz pacjenta zarazkami, wac na st.
- Umiechna si, widzc moje uniesione brwi. - Cigle nie rozumiemy?
Podpowiadam: problem trzeciej rki. Kady mechanik panu powie.
Nieraz wystarczy tylko nacisn, kolanem, stop... A buty mam ostatnie i
brudne.
Dopiero teraz uwiadomiem sobie, jak bardzo jest zmczona. To
dlatego wysza mi na spotkanie, zapominajc o tym, e jest boso. Jej nogi
zdecydowanie nie nadaway si teraz do deptania po otwartych ranach.
- Od dawna jest tu pani sama?
Uja bezwadne rami chopaka, sprawdzia puls.
- Tydzie temu interes si krci. Potem przyjechao ciarwk paru
facetw... - Wyrzucia tampon do wiadra, zastpia wieym. - Babrze
si...
- Co to byo?
- rut Krad jabka czy co...
- Przeyje?
- Cuda si zdarzaj.
- Jest kto, kto mgby si nim zaj? Zanim umrze?
10
wzrokiem dalej. Ewy Boreckiej teoretycznie mogo tam nie by. Mogli
j... Wolaem nie myle, ile mogli.
- Co jest? - Myliwym zarzucio przy zeskoku, koniec lufy za
zgrzyta nieprzyjemnie o asfalt. - O co chodzi?
Doronin obejrza go z gry na d.
- Zabralicie lekark z Zapowiednoje. Potrzebuj jej.
Krtko, po oniersku.
- To macie pecha. - Ocienione rondem kapelusza oczy zwziy
si chytrze, ale i niepewnie. - Pracujemy dla pukownika Millera,
a on te potrzebuje lekarza.
Otwieraem usta, ale Doronin okaza si szybszy. Przelicza pewnie
kady obrt wirnika na porcj poeranej bezproduktywnie nafty.
- Mam w dupie Millera. - Trudno jest mwi zimno, spokojnie
a zarazem szybko, ale jemu jako si udao. - Albo lekarka wysi
dzie i pjdzie z nami, albo wysidzie i najpierw wystawi akt zgonu.
Twj oczywicie.
Oczy myliwego zwziy si o kolejny milimetr.
- Mocno powiedziane, panie lotnik. So, dawaj tu!
Syszaem gniewne pomruki brodacza, poprzedzajce skok na
szos. Szczeniak z makarowem przesun si na prawy fotel, spojrza za
siebie. Czyli bya tam. Niby dlaczego miaoby jej nie by? Wojna ma ten
urok, e zgwaconych kobiet nie trzeba zabija.
- Co: onierzyk? - Spod brody dobieg cichy rechot. - Woy
elazny kubraczek i taki dzielny?
Doronin nawet na niego nie spojrza.
- Nie dajesz mi wyboru - powiedzia.
- Daj. Moesz zrobi w ty zwrot i przey.
So rechota dalej, koyszc od niechcenia wymierzonym w nas
automatem. Jego szef sysza pewnie wicej o wypadkach z broni, bo
trzyma fuzj luf do ziemi. Przy przewadze, jak mieli, byo to
usprawiedliwione.
- Nie dajesz - Doronin pokrci gow. - Mj dowdca kaza mi
wrci z lekark. Jest wkurwiony. W Zapowiednoje ley z dziur
w brzuchu jego bratanek. Na pododze, bo jakie chuje ukrady 22
z odlegoci wikszej ni trzysta metrw. Gdybym szed. Kto pokonujcy tras na czworakach w ogle nie mg zosta zauwaony.
Na pierwszy, drugi i dziesity rzut oka trudno byo w to uwierzy. Na
tym opiera si urok szlaku wzdu Lawinki. Rzeczka - o ile mona
przypisa t szumn nazw ciekowi wodnemu, ktry w paru miejscach
da si zastopowa wbit na sztorc miednic - wypywaa ze wsi i
meandrami docieraa do granicy, skrcajc przy ruinach poniemieckiej
chaupy. Wyobia gbok na kilkadziesit centymetrw dolink, a
zielsko porastajce brzegi wystrzelio w gr tak wysoko, e idcy dnem
mczyzna nie by widoczny z poziomu pl. Zakrelajc ostry uk,
Lawinka mocno przesaniaa te widok z Kisun ku granicy, co podwaao
sens umieszczania posterunku obserwacyjnego na pnocnym skraju wsi.
Czasem zastpoway go czogi. Ich wypad zmienia cignce si
wzdu rzeczki martwe pole w puapk na przemytnikw. Idc korytem,
mona si byo wprawdzie ukry, ale nic nie stao na przeszkodzie, by
czog przejecha si nad rzeczk i sprawdzi, czy jaki gupiec nie ley
tam z nosem w bocie. Gupiec - bo nikt mdry nie pcha si dobrowolnie
na pole minowe.
To zaoone nad Lawink, w miejscu jej skrtu na wschd, miao
trzysta metrw dugoci i tylko dziesi szerokoci, liczc wedug
podtrzymujcych ogrodzenie palikw. Faktycznie byo wsze. Oficjalnie miao powstrzyma inwazj z pnocy. Nie wiadomo: rosyjsk
czy sambijsk. Wiadomo, e gron, wobec czego rzd wycofa si z
ukadu o niestosowaniu min przeciwpiechotnych i troch, wzorem
Ameryki, zastosowa. Jeli oba brzegi obsadzio si czogami, by to
korek gwarantujcy szczelno butelki. W praktyce T-72 z podlegego
placwce w Kisun ach plutonu czogw tylko sporadycznie wychylay
nos z okopw, a jeli ju ustawiay si jak tarcze strzeleckie na ktrym z
brzegw, to tylko na jednym. Z wojskowego punktu widzenia miao to
sens: potencjalny atak zniszczy tylko cz pododdziau; reszta, dobrze
okopana w lecej na zachd od Kisun wiosce o nazwie - nomen omen Doy, moga podj walk i pomci kolegw. Biorc pod uwag, e nikt
nie wierzy w inwazj na tym akurat odcinku granicy, taktyka wydawaa
si dyskusyjna. Naturalnie bybym ostatnim, ktry zapocztkowaby tak
dyskusj.
46
tu ko, awa, fotele obite imitacj skry, szafa, telewizor. Kwiatw nie
byo. Wyschy, nim odkryem, e Masza nie sprawdza si jako ogrodnik.
Maszy te nie byo.
Zaklem i podszedem do drzwi na korytarz. Szarpnem. I znw
zaklem. Tym razem Teresa nie schrzania sprawy: drzwi byy zamknite na klucz.
Wyjrzaem przez okno. Ciut mi ulyo na widok wydeptanych w
klombie ladw. Nie zostawi ich kto, kto poama si przy skoku.
Mimo wszystko byem wcieky. Bardziej zbiegem, ni zszedem na d.
- Pani Tereso, na sekund...
Wysza zza bufetu z zapaem onierza, wypdzanego z ostrzeliwanego
okopu. Zrozumiaem, e nie przypadkiem tak gorliwie polerowaa lad.
-Tak?
- Gdzie Masza? - wycedziem przez zby.
- A... nie ma jej na grze? - udaa zdziwienie.
- Kiedy wysza?
- A skd ja mog...?
- Kiedy?! - warknem. Zioo, nim zwia do Rzeszy, tuk j regularnie,
wic wiedziaa, kiedy przesta.
- Dopiero wczoraj po poudniu, jak Boga... Przedtem normalna bya;
Grzekowi pomagaa... Potem ten onierz zacz j zaczepia, to
zaprowadziam na gr...
- Nie wrcia na noc?! - Co w moim gosie sprawio, e Teresa
cofna si o krok. - Kurwa, tyle razy mwiem...!
- Ale baru musiaam...
- Mam w dupie bar! Najpierw Masza, potem bary, taka jest kolejno i
pani o rym dobrze wie! - Odetchnem, by si uspokoi. Nie sta mnie
byo na wyrzucanie na bruk kuzynki sotysa. - Mwia pani o jakim
onierzu.
- No wanie - podchwycia skwapliwie. - Paru zaszo po fajki,
pczki... Zobaczyli Masz i zaraz do niej, e niby taka dziewczyna, a na
szmacie jedzi... no wie pan, takie teksty. Potem co jej si wypsno po
rusku i jaki taki stary, rezerwista chyba, zacz
53
56
57
Masza zerwaa si z desek bez porwnania szybciej. Byem przygotowany na co takiego, ale za nic nie zdybym powstrzyma jej
przed przesadzeniem muru, sigajcego w tym miejscu do p uda.
Nie musiaem: zanim uderzenie strachu na dobre zgnioto mi kiszki w
kul o rozmiarach jabka, ramiona Maszy owiny mi si wok piersi.
Mogem przytuli j do siebie i czeka, a ciepo, jakie sobie przekazywalimy, roztopi w nas lk.
W pitkowe noce Paacowa" naleaa tradycyjnie do kilkunastu
mczyzn, pracujcych w gbi kraju, a na weekend wpadajcych do
domu. W pitki wyjedaa te cz kadry z jednostek kordonu
granicznego, dziki czemu dyscyplina siadaa. Pozostali onierze zawodowi, niemajcy suby, ale rwnie prawa opuszczania garnizonw,
pocieszali si przy ledziku i setce. Nie wiem, jak gdzie indziej, ale w
oddalonych od wiata Kisunach rzadko na setce si koczyo. Porucznik
Burakowski mia wuja generaa, wic on i jego ludzie mogli pozwoli
sobie na wicej ni inni. Pitek by take wielkim dniem szeregowych:
cz dostawaa urlopy, inni caonocn przepustk. Wracajcy ze wiata
tubylcy przycigali tych, co nie ruszali si ze wsi, onierze przycigali
dziewczyny, te miejscowych chopakw - i tak, na zasadzie reakcji
acuchowej, paac zapenia si gomi.
Dotyczyo to take pitra: tam, gdzie s onierze i kobiety, zwykuje
zapotrzebowanie na ustronne miejsca, w tym pokoje hotelowe. Musiaem
posprzta. Tym razem doszed apartament dla nowoecw. Na
szczcie
Masza
zachowywaa
si
normalnie.
Poegnaa
Dudziszewskiego umiechem, zjada niadanie z apetytem godnego
wilczka, kategorycznie odmwia kpieli, po dugich targach zgodzia si
opuka donie oraz twarz, wyrzucia za okno grzebie i tak jak staa, w
ubraniu i butach, wskoczya pod kodr. Gdy wychodziem, wygldaa
jak kto, kto zasn. Kiedy wrciem, spaa naprawd, otulona po uszy.
I ukryta pod kiem.
O pierwszej zjawi si Grzesiek, chopak do wszystkiego, a Teresa
zadaa wolnego. Sprawdzilimy stan kasy i spiarni, po czym ona
58
64
- Pracownikom ufam.
- Rozumiem - mrukna. - I oczywicie nie zgodzi si pan dopisa tego
do rachunku za pokj. Jest tylko jeden may problem. Nie wziam
pienidzy. S na grze.
- To rzeczywicie may problem - zgodziem si. - Obrci pani w dwie
minuty. Gulasz i tak jest za gorcy.
Przez chwil przygldaa mi si z niedowierzaniem, zdecydowanie
grujcym nad zoci czy upokorzeniem. Gdybym mia lusterko, chtnie
wzibym z niej przykad - te nie rozumiaem, co mnie napado.
- Chyba - powiedziaa powoli - powinnimy co sobie wyjani.
Odnosz wraenie, e wzi mnie pan za...
Urwaa nagle. Jeeli nie porazia jej pryszczata uroda jakiego szeregowego, to chodzio o posa abiszewskiego. Czeka przy barze kilka
sekund - niezy wynik jak na posa - po czym zacz rozglda si za
kim, kto wychwyci subteln rnic midzy reprezentantem narodu a
Szwejkiem odliczajcym Grzekowi drobne. Inaczej mwic: za mn.
Zrobiem krok, chcc wyj naprzeciw jego oczekiwaniom, i... stanem, powstrzymany rk dziewczyny.
- No dobrze - rzucia pgosem. - Taczmy.
Jej donie oploty mi kark, twarz przywara do obojczyka. Poczuem jej
zapach: mieszanin myda, szamponu sosnowego i proszku do prania, z
kobiecoci majc gwnie unoszce j ciepo. Par drobin wody, ktre z
wosw okalajcych skro trafiy na mj policzek, po czci wyjaniao
powd owej bezwonnoci - ale tylko po czci. Po przyjedzie do Kisun
wykpaa si, i to byo naturalne, nie potrafiem natomiast wyjani
braku jakichkolwiek ladw stosowania kosmetykw. Znalezienie w
nocnym lokalu modej kobiety, ktra przed wyjciem z domu nawet nie
tkna szminki, perfum czy puderniczki, byo w naszych czasach rwnie
atwe jak wytypowanie szstki w totolotku.
Co z ni byo nie tak. Konkretnie: z gow. Odnonie reszty, mimo
szczerych chci, nie potrafiem sformuowa wyranego zarzutu.
Przykleia si do mnie i nawet nie wykazujc adnej inicjatywy, mogem
stwierdzi, e jest wyprofilowana dokadnie tak, jak kobieta
73
77
rym, ale pod tym akurat wzgldem nie udawaem niczego. Naprawd
wierzyem, e bdzie dobrze.
Wyszedem przed dom. Ewa zdya zaoy plecak. Ruszylimy za
milczcym Gawryszkinem.
Cignik nadjedajcy od rodka wsi nie kojarzy si z wojskiem.
Uderzy mnie jednak brak wiate. W lecych na uboczu wioskach
nikogo nie szokuje traktorzysta zalany w trupa czy trzewy wprawdzie,
ale omioletni. Kto, kto przejecha cignikiem z wier kilometra,
powinien jednak wczy reflektory. Trudno przegapi co tak
oczywistego.
Zerknem na wypenion onierzami przyczep. adnej broni. Tylko
szpadle.
- Nowe okopy? - zagadnem Gawry z ki na.
- Nie wiem - mrukn zdziwiony.
- Nie wie pan? - Obejrzaem si. Cignik skrca w boczn drk.
lep, o ile dobrze pamitaem map.
- Misza nie zwierza mi si ze wszystkiego.
Milczc, dotarlimy przed sztab. Gawryszkina rozejrza si po parkingu. Odetchn.
- Misza jeszcze nie wrci. Na pewno chce pan...?
- Na pewno - uciem dyskusj.
- Dobrze - westchn. - Poczekajcie tu.
Wrci po kilku minutach z nieduym futeraem w rku.
- Woyem instrukcj. Prosz.
- Nadajnik? - Zerknem z obaw w stron Ewy, bya jednak zbyt
przybita czy moe tylko zamylona, by zaprzta sobie gow miadeniem szpiegw pogard. - Co niby mam...?
- Rozkaz Millera. Wypenijmy chocia ten. Tylko baterie musi pan
woy swoje. U nas na wag zota. Embargo.
Wrzuciem futera do plecaka. Gawryszkin odprowadzi nas ze trzysta
metrw za wie, po czym zawrci. Powleklimy si w stron Lawinki.
Celowo zwolniem. W pozbawionym prdu Maogorsku palio si jednak
troch wiate; musiaem przyzwyczai oczy do ciemnoci.
- Powinnam zosta. Afierow wymaga opieki lekarskiej.
- Jeste tylko poon.
81
- Cholernie zabawne.
- Gdyby Misza si zorientowa, ile naprawd umiesz...
- Miaabym przynajmniej etat - mrukna z gorycz.
- Ale nie pensj.
- Najwaniejsza w yciu jest forsa? - Skorzystaa z okazji wbicia mi
szpilki: tylko formalnie byo to pytanie.
- Nie: przeycie. Forsa to dopiero numer dwa. Jaki
czas milczaa.
- Nie mylisz tak.
- Myl.
- To co tu ze mn robisz?
Szlimy w milczeniu, ja przodem, ona za mn, a do momentu, kiedy
chmury przepuciy troch ksiycowego wiata i udao mi si wyowi
z mroku kontury ruin. Lawinki jeszcze nie widziaem.
- Masz robi, co ka. A gdyby co, pamitaj: nic zego nie zrobia.
Moesz po prostu pj w stron Kisun, byle wolno, eby przestraszony
wartownik nie pomyli ci z ruskim komandosem. I z dala od rzeczki, bo
tam s miny. Jasne?
- Jasne. Nic nam nie grozi. Majwka. Powiedz tylko jeszcze, po
choler skradamy si noc.
- Ja, bo tu jestem nielegalnie. Od grzywny do piciu lat. Ty, bo nie
moemy czeka. Od darmowej pracy u Miszy do kuli w eb. Zreszt kul
moe ci tu poczstowa kady. Ot, tak sobie. No i jeste kobiet.
- Kurcz, wiedziaam, e to powiesz.
Nie ona jedna potrafia przewidywa, co i kiedy zrobi.
Sigaem do plecaka po noktowizor. Smuga wiata rozcia znienacka
mrok. Gdyby stojcy za zbitym z desek potem czowiek wycelowa
latark lepiej, olepiby mnie na duszy czas. A konkretnie mwic: na
cay czas, jaki mi pozosta. Czyli na par sekund.
- Poegnaj si z jajami, skurwielu! - Moe chodzio o pokazanie
mi, z czym mam si rozsta, a moe za bardzo skupi si na wywrzaskiwaniu pogrek. Tak czy inaczej wci nie trafia snopem bieli
w moje oczy.
Rozpoznaem ten gos.
82
Bysk by saby: to od podmuchu oczy zaszy mi zami. Pod powiekami pozosta obraz koszuli rozdymanej fal gazw i pkajcego z
gry na d brzucha.
Nie krzycza. Szok pozbawi go przytomnoci rwnie szybko, jak
eksplozja poowy kiszek. Nie podszedem bliej. Siedziaem w bezruchu.
Czekaem. Wiedziaem, e po mnie przyjd i e niczego sensownego
poza oczekiwaniem nie mog ju zrobi.
Nie wiem, kiedy ucich charkot i bulgot, dobiegajce od strony
cuchncego kloak ciaa. Jak dugo tkwiem w tej dziurze. W ktrym
momencie uwiadomiem sobie po prostu, e Szabew-ski zmar, a ludzie,
ktrzy powinni wymierzy mi sprawiedliwo, nie zjawi si tutaj.
Wyjem scyzoryk i dokadnie, centymetr po centymetrze, zaczem
nakuwa ziemi.
Po pnocy wyszedem na drog czc Kisuny z odlegym o kilometr
kompleksem zabudowa dawnego pegeeru. Ruszyem na zachd, w
stron wsi. Plecak z krtkofalwk ukryem w krzakach. W strefie
przygranicznej wojsko miao prawo do przeprowadzania rewizji i, co
waniejsze, ju take nawyk korzystania z owego prawa. Gdybym by
dzieckiem lub kobiet... Ale facet wczcy si noc po bocznych
drogach a si prosi o wzicie pod lup. Wolaem nie ryzykowa.
Bd: a do mostu na Lawince, czyli geometrycznego rodka wsi, pies
z kulaw nog si za mn nie obejrza. Dalej byoby tak samo: gdybym
zada sobie odrobin fatygi i skrci midzy opotki. Czasu miaem a
nadto; tej nocy mostek na Lawince by wyeksponowany rwnie
wyrazicie jak Zote Wrota w San Francisco.
Porodku przsa znajdowaa si ciarwka chodnia marki Jelcz.
Okrelenie staa" byoby nieadekwatne: lewe przednie koo zawiso p
metra nad podoem. Zasady fizyki, opisujce zachowania ciarwek,
nie zostay jednak naruszone: prawym tylnym koem wz tkwi w sporej
dziurze. Sprawiby ponure wraenie na kadym kierowcy, ktry tej nocy
pragnby przejecha przez kisuski mosL
Najbardziej ponury by oczywicie szofer chodni. Krpy mody
mczyzna w kraciastej kurtce klcza przy tylnej osi i z min
88
- Nie rozumiem...
Adamski wyjani mu, gdzie i dlaczego powinien poszuka Burakowskiego, a ja gapiem si na kobiet, ktra wysiada z zaparkowanej
przy mocie limuzyny.
Miaa zabjcz garsonk i zabjcze nogi w jedwabnych poczochach,
ale mj wzrok przyklei si do jej twarzy.
Znaem j. Z telewizji.
- Jakie kopoty, pukowniku? - Gos te by jak ten z telewizora.
-Dobry wieczr, panie poruczniku. Agata witek. - Umiech, kt
ry towarzyszy gestowi wycignitej doni, wypad blado. - Funda
cja Gos Serca".
Nie wiem, czy porucznik j rozpozna. Nie dorwnywaa jeszcze takim
gwiazdom dobroczynnoci jak Ochojska, Owsiak czy witej pamici
Kotaski.
- Adamski... To pani wz?
- Tym razem tylko jeden - westchna. - Coraz trudniej uzbiera
datkw na konwj. I trudniej tam, w Rosji, dotrze do potrzebujcych.
Wanie dlatego jedziemy dziwn tras.
Prbowaa ople Adamskiego sieci swego uroku, ale jak na
dziewczyn z okadek, pupilk biskupw, politykw i dziennikarzy, bya
dziwnie drtwa. Staraa si, co tylko podkrelao dystans midzy
wykreowan przez media postaci a realn osob z krwi, koci i potu.
Bo bya te spocona. Mocno jak na padziernikow noc.
- Ale tu nie ma przejcia - powiedzia z agodnym zdziwieniem
Adamski. - Powinnicie jecha przez Bezledy.
Szpakowaty wyj z kieszeni co, co gwnie dziki wyrazistemu
gestowi skojarzyo mi si z policyjn odznak.
- Moemy pomwi na osobnoci? Tam stoi mj wz.
Gos mia wadczy, cho na pozr grzeczny. Dziewiciu na dziesiciu
ludzi czym prdzej pomaszerowaoby w stron czarnej limuzyny.
- O co chodzi, pukowniku? - Zdawkowo uprzejmy ton Adamskiego
wiadczy o tym, e szpakowaty nie ma wiele wsplnego z Wojskiem
Polskim. Czyli Stra Graniczna. Albo...
- Naprawd lepiej bdzie...
90
100
101
- Macie dobrych informatorw - zauway od niechcenia Wilnicki. Marzena zignorowaa go, grzebic dugopisem w schowku.
- Zdj przypadkiem nie robili?
Jak na faceta z tajnej policji by zaskakujco miy. Najpierw ten
przydeptany automat, teraz to... Latark te fajnie operowa: mogem si
przyjrze wysoko odsonitej nodze pani porucznik, nie ryzykujc
zgromienia wzrokiem. A byo co oglda. Gdyby nie lekko zdeformowane prawe kolano, mogaby miao dorabia do oficerskiej pensji,
reklamujc rajstopy czy depilatory. Z tym e przedtem musiaaby
popracowa nad opalenizn. Jak na pocztek padziernika miaa
skandalicznie blad skr. I na nogach, i na twarzy.
Teraz na twarzy miaa take triumfalny umiech.
- Te od Mikoaja? - Zakoysaa trzyman na dugopisie bransoletk z
cikim, mskim zegarkiem.
- Tam go pani znalaza? - zapytaem z niedowierzaniem.
- Tylko bez takich... - warkna. - Nie radz trzyma si wersji o
podrzucaniu dowodw. Dobrze pan widzia...
- Patrzy akurat., gdzie indziej. - Wilnicki umiechn si lekko.
- Skoczylimy? Mog i do ka?
Kiwna gow. Potem oplombowaa nys tam z podpisami swoimi i
kaprala. Tam i foliowe woreczki mieli ze sob - akcj przygotowano
bez zarzutu. Szczeglnie biorc pod uwag, e kierowaa ni otumaniona
snem i wdk dziewczyna o goych nogach i wosach jak strzecha po
przejciu wichury.
- To wszystko. - Schowaa dugopis. - Panie Ziemkowicz, prosz tu
zosta i mie samochd na oku. Jest - zerkna na zegarek - za pi
pierwsza. Umwmy si, e o trzeciej...
- Mam tu sta?! Po kiego?!
- Trzeba zabezpieczy wz. Tam si roi od mikroladw.
Przez chwil szuka rwnie mocnych argumentw.
-1 co, sama pani z nim pjdzie?! - wskaza mnie luf. - To bandzior!
ebro mi chyba zama! A pani nawet nie ma broni. - Dao si wyczu, e
nie daje jej szans nawet z miotaczem ognia. Wiadomo: baba.
- Mam - umiechna si swym kpicym pumiechem, podno
szc oparty o koo pakunek. - Na winia wystarczy.
102
Musiaem co powiedzie.
- Na dobr spraw adnego z nas. A dlaczego pan pyta?
- Przysza z tob - umiechn si chytrze.
- Zgadza si. Mam j przeprowadzi. Biznes.
- A co ma do tego Doronin?
- Nic. Podwiz nas kawaek.
- Bo mu si spodobaa?
Nie byem pewien, do czego zmierza. Podejrzenia miaem na tyle
nieprzyjemne, e rozbawiony, porozumiewawczy umieszek sporo mnie
kosztowa.
- Co, za ni te jak pies za suk? Co za facet... adnej nie daruje.
- To znaczy...? - zmarszczy brwi.
- Babiarz z niego. Ale wie pan: pilotom si zdaje, e kobiety stoj do
nich w kolejce. Wic im nie zaley. Co innego pienidze. Pienidze
Doronin traktuje serio.
By zawiedziony.
- Co za parszywy wiat. Forsa, forsa, forsa. Nic innego si nie
liczy? A gdzie ludzie? Mio? Przyja? Ideay? Panie Wilnicki,
to bdzie kosztowa dwa razy tyle.
Pukownik drgn.
- Dwa razy?
- Ekspresowa usuga. I syszy pan: co ja mam do Doronina? Nic, fors.
Spieprzylicie, i teraz trzeba paci. Krechowiaka cignij. Gdybym
wiedzia, e Burakowski nie dowodzi, wyjechabym wam naprzeciw,
pohaasowa... Ech, Polacy... Za co si nie wezm, spieprz. Cakiem jak
nasi. A potem: Misza, ratuj!
- Pech - wzruszy ramionami Wilnicki. - Gdyby nie ten most... C,
stao si. Na szczcie po tej stronie mam powanego partnera. W
porzdku, panie pukowniku. Podwajamy stawk. Ale sam pan rozumie:
tym bardziej musz szybko znale si w Warszawie. Nie mam ze sob
takiej gotwki.
W oczach Miszy zalnio zadowolenie.
- Co tak stoisz, Krechowiak? Siadaj, nie auj krzese. Pobrudz
si, to chopaki noweskombinuj. Fiedia, polej.
Gawryszkin przynis karafk i cztery krysztaowe kieliszki. Wypilimy. Gawryszkin odchrzkn.
114
115
116
117
- Janusz wrci!
- Zauwayem - odruchowo potar do. Nie doceni jej. Wstaa,
zlustrowaa nas obu badawczym okiem sdziego.
- Co si stao?
- Zabieram was do Polski. Jego i ciebie. Za p go...
- Pytaam, co si stao. - Nagle zrobia si twarda jak diament
- Co to za gadanie o jakich pozycjach?
- Daj spokj - poprosiem.
- Ciekawie si czerwieniujesz. - Powrcia do swej czukockiej wersji
rosyjskiego. - Z jednej boku.
- Uderzy si - mrukn Doronin. - O... skrzydo.
Przygldaa mu si ironicznie. Pokryta szczecin twarz majora za
cza si czerwieni. Tym razem ju z obu bokw.
- Ech ty... sokole - bysna zbami. - O skrzydo...
- No dobrze - skapitulowaem. - Dostaem w pysk. Moja wina. Nie
czepiaj si Piotra.
- Jeli to przeze mnie - powiedziaa wolno - to ju nigdy wicej. Nie
chc, jasne? Przyjaciele nie powinni...
Zakoczya troch niemiaym umiechem, skrpowana t wzmiank o
przyjani. Wyjtkowo niezrczn. Nie bylimy przyjacimi. Nie
wiedziaem, jak nazwa to co, co czuem, patrzc w twarz Ewy; teraz,
po spotkaniu z inn, rudowos dziewczyn, naprawd ju nie
wiedziaem. Ale nie powinna uywa takich sw, stojc oko w oko z
Doroninem. Musiaa by lepa. Albo okrutna.
Dopiero potem, kiedy wymkna si do kuchni zaparzy poegnaln
herbat, przypomniaem sobie, e ludzie potrafi by okrutni take dla
samych siebie. Amputacja boli. Ale czasem leczy.
- Mam do tego wej? - Po raz pierwszy widziaem strach w twarzy
Wilnickiego. - Co to waciwie jest?
- Zasobnik transportowy - wyjani Doronin.
- To kube na mieci!
- Dwa - sprostowa maj or, wskazujc spaw czcy walce z pogitej
blachy. -1 byy. Teraz, dziki owiewce - poklepa stokowaty dzib,
krzywo przyspawany do przedniego kuba- to kontener. Pasaerski.
Doprowadzilimy nawet do rodka kocwk rozmwnicy.
118
MiG-i-29 z Miska Mazowieckiego byy tym, co najbardziej go niepokoio. Artyleria nie jest zagroeniem dla leccego nisko migowca - o
ile ten nie bierze si do atakowania obiektw, ktrych owa artyleria
broni. Dwudziesty dziewity to co innego. Patrzy z gry, mia niez
stacj radiolokacyjn, zdoln do wykrywania nisko leccych obiektw, a
jego optyczne oko, cho skuteczne w zasadzie raczej przeciwko
latajcym piecom, jakimi s odrzutowce, z bliska mogo wypatrzy take
turbiny migowca.
Na szczcie, w odrnieniu od radarw naziemnych, ktrych praca nie
kosztuje wiele, samoloty poeraj astronomiczne sumy. aden kraj
nieprowadzcy wojny nie szasta pochopnie pienidzmi, utrzymujc w
powietrzu stada pilotw. Statystycznie rzecz biorc, nad Polsk unosiy
si teraz niecae dwa myliwce. W rzeczywistoci mogo ich by wicej,
cho zdaniem Doronina nie powinno by wcale: pogoda nie sprzyjaa
lotom. Oczywicie nie oznaczao to, e potencjalni intruzi mog hula
midzy Odr a Bugiem ile dusza zapragnie, ale przy odrobinie szczcia
moglimy mie jakie dziesi minut forw. Na tyle Doronin ocenia
czas potrzebny parze dyurnej z najbliszego, malborskiego lotniska na
dotarcie w rejon Wgorzewa. Po dziesiciu minutach bylibymy o
czterdzieci kilometrw od miejsca, w ktrym zniklimy z radarw.
Tylko e to nie bya moja szczliwa noc.
- Bandyci na drugiej - mrukn Doronin.
Wyczuem, e skrcamy. Ostro, ale te krtko.
- Teraz s na trzeciej. I tak musi pozosta. Zwolni, ale i tak odbi
jemy na wschd.
By to problem Wilnickiego, nie mj. Jeszcze par takich manewrw a
zamiast na przedpolach Warszawy, wylduje w Wilnie. Nie zamierzaem
jednak sugerowa Doroninowi, by dla odmiany skrci na zachd. Prawa
fizyki s nieubagane. Radary myliwcw dziaaj w oparciu o efekt
Dopplera i ignoruj odbicia wszystkiego, co nieruchome bd ruchome w
zbyt maym stopniu. Co, co leci, nawet szybko, ale prostopadle do
omiatajcej je wizki, nie wyrnia si z ta i czsto unika wykrycia.
- O, mamy lasek. Trzymaj si. Przeczekamy.
122
potencjale raenia. Nawet najlepszy pilot mia prawo zrobi to, co nasz
przeladowca: prysn wiec w gr, by ochon z wraenia w trakcie
wykonywania nastpnego podejcia.
By sam. Mg wynie si cichaczem z niebezpiecznej okolicy albo
kry w grze, czekajc na posiki. Da szans nam i sobie. Ale nie
liczyem na to zbytnio. Faceci, decydujcy si zarabia na ycie jako
piloci myliwcw, nie nale do przesadnie ostronych.
- Sprytnie - odezwa si w ktrym momencie Doronin. - Wiesz,
co robi? Ptl. Wrci t sam tras.
Wzgrze z lasem miao kilkaset metrw rednicy. Lecc tyem, kamow
pokona ten dystans ciut wczeniej ni tamten, przewali si przez plecy i
run w d, by nas rozstrzela.
Poczuem, e spadam. migowiec zanurkowa za skarp, tak nisko, e
oberwaem po policzku lepk mack jakiej wyronitej trzciny. Daleko
za ogonem rj stalowych wietlikw zderzy si z tafl jeziora. Wzdu
skarpy poszybowa poncy wierzchoek jakiego zestrzelonego iglaka.
Po niebie przemkny pulsujce niebieskawym arem owale dysz
wylotowych. Malejc, stopniowo zmieniay si w kka: MiG-29 skrca
na pnoc, odchodzi w gb jeziora.
Kamow, stopniowo przyspieszajc, ukiem wzdu krawdzi lasu
skierowa si na wschd. Mylaem, e i tym razem chodzi o oddzielenie
si od szarujcego napastnika cian z ziemi i drzew. Nie zgadem. Ju
na duej szybkoci, troch jak wyrzucany z procy kamie, migowiec
oderwa si od wzgrza i pomkn w gb ldu.
- Zobaczy nas!
- Ju widzi - odpowiedzia spokojnie Doronin. - Wczy radar. Sekunda zwoki. - Odpali rakiet.
Przez miertelnie dug chwil podejrzewaem go o fatalizm. W ten
sposb mg mwi kto, kto ujrza nadlatujc zagad i uzna, e nie
potrafi jej unikn. Widok odpalanych puapek cieplnych niczego nie
dowodzi: piloci robi takie rzeczy odruchowo.
Jedna z bryek jaskrawego ognia spada na dach. Gapic si na tafl
jeziora, odbijajc wychylony zza chmur ksiyc, nie zauwayem
domw po prawej. A do momentu, kiedy zaczlimy je zostawia za
ogonem.
128
Wioska nie bya dua. Kiedy wystrzelona przez MiG-a rakieta rozerwaa si nad jakim kominem, blasku eksplozji starczyo dla caego
osiedla. Inna sprawa, e wybuch by imponujcy, jak zawsze, kiedy
pocisk rakietowy rozerwie si tu po starcie, dodajc do energii gowicy
znacznie wiksz energi niewykorzystanego paliwa.
Dach i ssiadujce z nim drzewa stany w ogniu.
Widziaem je jeszcze cae p minuty, jakie zaj nam przeskok na
drug stron jeziora i wykonanie zwrotu za cian lasu. Budynek,
przykryty drewnian konstrukcj strychu, nie mia szans. Wyrwani ze
snu ludzie s marnymi straakami. Nawet jeli yj.
Prbowaem wmwi sobie, e nikt nie ucierpia. Polskie MiG-i-29
uywaj do walk manewrowych rakiet R-60, okrelanych mianem
kieszonkowych. Gowica bojowa to co okoo czterech kilogramw; c
to jest dla budynku?
Tyle e caa rakieta to ju kilogramw czterdzieci. Oczywicie: cz
paliwa posza wczeniej z dymem, a to, co pozostao, detonowao
kawaek od dachu. Ale... jeli na strychu urzdzono mieszkalne pokoiki...
- Nie rb tego wicej - wycedziem. - Nigdy, syszysz?
Minlimy nastpn wiosk. MiG nie dawa znaku ycia. Rozu
miaem dlaczego.
- W powietrzu tak jest. - Gos w suchawkach zrobi si jaki
chrapliwy. - Albo ty, albo ciebie. Nie da si... Ale nie chciaem tego.
Nie mylaem, e bdzie strzela. Gupi palant... Przecie nie macie
tu wojny!
Nie miaem ochoty na rozmowy.
Minlimy pogrone w bezruchu miasteczko. Pisz? Kamow zacz
zygzakowa, zostawiajc to z lewej, to z prawej koryto rzeki. Bya
szeroka i na wielu odcinkach moglibymy spokojnie mkn tu nad
nurtem. Lecielimy jednak gr, nad drzewami, co oznaczao, e Doronin
wzi sobie wolne po powrocie nad zaprogramowan tras. Moe
odpoczywa, a moe wypatrywa MiG-w.
Co jaki czas przelatywalimy obok osiedli ludzkich bd skakalimy
nad mostem. Im dalej na poudnie, tym rzadziej ywy pilot wyrcza
automatycznego. MiG-i spasoway. aden polski myliwiec nie mg
dugo operowa nad Mazurami. Bazy leay daleko, droga
129
140
141
Zastanawia si. Mimo wszystko nie sta a tak blisko. N czy paka
w moich rkach wyrwnayby szanse, ale goe pici? Rozsdny gracz
stawiaby na niego.
To znaczy: pki kto trzeci nie wczy si do naszego maego pokera.
- Rce, Wilnicki. Powoli i wysoko. Bo jaja odstrzel.
Miaa dobry gos, twardy i zimny, ale nie zaryzykowaem spojrzenia
przez rami, pki donie pukownika nie powdroway do gry. Powoli i
wysoko.
-A gdzie etyka pielgniarska? - upomnia si. Wyjem mu rewolwer
spod pachy i zerknem na Ew. Sylwetk do zudzenia przypominaa
tego kowboja z ostrockiej policji. Tylko pistolet miaa wikszy.
- Nie jestem pielgniark - warkna. - I z wielk przyjemnoci...
- Nie czas na przyjemnoci - przerwaem. - Zajmij si Doroni-nem. A
pan, pukowniku, biegnie grzecznie na szos, wzywa takswk i jedzie
do Warszawy. Wolno opuci rce.
Opuci. Tylko po to, by wymownie wycign praw.
- To subowa bro. Pal diabli naboje, ale...
- Niech pan nie przeciga struny - wzruszyem ramionami. - Bo jej
zezwol na t przyjemno.
Wiedzia, kiedy zrezygnowa. Odwrci si i spokojnym truchtem
odbieg w upstrzon wiatekami ciemno. Gdzie daleko zawodzia
policyjna syrena.
-1 jak?
Znalaza latark i teraz moga nie tylko obmaca, ale te obejrze
Doronina. Nie sam gow: sprawdzaa mu puls, dotykaa kolan, a na
koniec zapaa za miejsce, za ktre uczciwe kobiety nie api mczyzn w
obecnoci wiadkw. Nic dziwnego, e od razu oprzytomnia.
- Niedobrze. Czaszka uszkodzona. - Staraa si, by jej gos brzmia jak
przedtem, ale najwyraniej celowanie do ludzi przychodzio jej atwiej
ni ogldanie cudzych osigni strzeleckich.
- Nic mi nie... - wymamrota Doronin. - Troch w gowie... huczy.
Aha, pienidze.
Nie wiem, czy chcia wsta, czy grzeba po kieszeniach. Ewa zapaa
go za ramiona zbyt szybko.
142
- Nie prbuj - warknem, widzc spojrzenie w stron stou. Dudziszewski usucha. Psycholog, choby niedoszy, najpierw pyta, a
dopiero potem strzela. - Co tu robisz?
- To nie tak, jak pan myli.
- Czyli nie jak?
- Nawet jej nie tknem. Wiem, gupio to wyglda, ale... Zreszt o was
te ludzie niestworzone rzeczy...
- Skd wiesz - umiechnem si nieadnie - e to nieprawda? Moe
jestem wciekle zazdrosny? Obio ci si o uszy nazwisko Szablewski?
- To ten...? - przesun palcem po szyi. - Jasne. Dlatego tu jestem. Jak
pan uciek, ta ruda porucznik narobia rabanu i dowdca wystawi
posterunek. Nikt nie wierzy, e pan wrci, ale na wszelki wypadek... urwa, zerknwszy na zegarek. - O Jezu! Ju szsta?!
- Sied - poruszyem luf. -1 akurat ciebie tu dali?
- No... pomylaem, e to okazja, by pogada. Z Masz.
- Czego od niej chcesz?
- Niczego. Pomylaem, e mog jej pomc. - Uciek z oczami. - Taka
dziewczyna nie powinna garw zmywa.
- Jaka?
- Taka... no, inteligentna.
- Rozumiem. Zobaczye j za barem, porazia ci bijca od niej
inteligencja. Wic porzucie posterunek i wlaze do ka kochance
mordercy. To takie naturalne.
Jaki czas milcza.
- No dobra - westchn w kocu. - Podoba mi si.
Zerkn w zagbienie ramienia, gdzie spoczywaa rozczochrana gowa
Maszy. Chcia chyba powiedzie bez sw sam widzisz, jakie to cudo",
ale mu nie wyszo. Zamiast tego przyklei si do niej spojrzeniem
dziecka, ktremu wity Mikoaj pozwoli zajrze do worka.
- Jest liczna - powiedziaem mikko, kompromitujc si jako
bezwzgldny morderca. - I to wszystko.
- O co panu chodzi?
- Zamknij si i suchaj. Chc std wyj, dyskretnie. Jeli bdziesz
utrudnia, prawdopodobnie zastrzel ciebie i jeszcze par osb.
147
152
153
o metrw pi. Nie sposb natomiast, nawet przy dobrych chciach, bra
do niewoli pasaerw.
- But mi si rozwiza - powiedziaem, nurkujc gow midzy
siedzenia. Chwyt by tak rozpaczliwie prymitywny, e nawet nie
oberwaem po karku.
- Jaja sobie robisz?!
Cigle mnie nie bi. Czuem, e wz zwalnia.
- Uwaaj na niego, aliski - rzuci ostrzegawczo siedzcy z przo
du szeregowy. - Moe to jego kumple czy co... Jako dziwnie stoi
ten autobus.
Poczuem dotyk czego zimnego i twardego na karku.
- Pierwszy pokniesz kulk, cwaniaczku. No, wstawaj.
Podniosem si: uderzenie luf jest duo gorsze ni kolb. Minlimy
zreszt pierwsze kpy zaroli i chowanie si za tarcz silnika tudzie
siedzcych z przodu nie miao ju tak gbokiego sensu. Przy dobrze
zorganizowanej zasadzce powinnimy oberwa wanie z tyu.
Mercedes stan kilka metrw przed bokiem zagradzajcego drog
autobusu. Autobus wyglda na nieuszkodzony i pusty.
- Zasn palant za kierownic - stwierdzi szeregowy z przednie
go fotela, wysiadajc niespiesznie. - Albo zawa?
Rolka wyczy silnik. Gdyby rzecz przemyle, to nawet mia racj,
bo ucieczki tyem pod ogniem karabinw dobre s tylko w filmach - ale
on to zrobi oczywicie zupenie bezmylnie. I tak samo wysiad.
Chopak z fotela obok mia przynajmniej karabin w rku.
Trzymajc go luf w d, podszed do drzwi autobusu. Sign po
klamk.
Potny kopniak w drzwi zdmuchn go a do rowu.
W tej samej sekundzie z drugiego rowu wyprysn jak diabe z pudeka
czowiek-trawa. Zielskiem, ktrym si obwiesi, mona by nakarmi
duego konia.
- Rce do wierchu! - krzycza jeszcze kto inny, ukryty z tyu.
Rolka po raz pierwszy bysn refleksem: wyrzuci obie donie
w niebo, nim Sambijczyk dobrn do koca kwestii. Spec od ciosw
drzwiami zeskoczy na asfalt. Hem, kamizelka kuloodporna, pisto
let Z czym mi si kojarzy.
166
Widziaem go jeszcze dugo w lusterku. Sta porodku szosy i odprowadza wzrokiem bardzo cikiego frajera.
Mercedes wpez na pagrek. Co strzelio i w d pojechalimy jeszcze
wolniej. Zauwayem ulatujc szczelinami par. To znaczy: wolaem
wierzy, e to tylko para. Na koniec, ju we wsi, wz podskoczy na
wyboju i maska przesonia mi widok. aliski zassa powietrze.
- Tak przy okazji... Czemu mnie tuke?
- Nie lubi... przemytnikw. Ojciec... zrujnowali go.
No tak. Z patriotyzmu czy umiowania prawa mao kto wali ludzi po
bie. Oczywicie trafiaj si sadyci, ale zwykle bijcy ma konkretny, na
swj sposb zdrowy motyw.
Nie opuszczajc maski, dowlokem si przed biwak.
- Zawoaj sanitariusza - wskazaem mercedesa pierwszemu
z brzegu onierzowi.
Przy jelczu spocony szeregowy wykacza szlifierk ktow resztki
opornej kdki. Snopy iskier sprawiy, e zauwaono mnie, dopiero gdy
stanem obok wyczajcego machin chopaka.
- Co pan tu robi? - zdziwia si Marzena. W okularach wygldaa
bardziej urzdowo, ale przydaby si jeszcze paszcz. Zzibnici lu
dzie nie budz naleytego respektu.
Kosman, nie czekajc na odpowied, ruszy ku zbiegowisku przy
mercedesie. Szeregowy odoy szlifierk, wzi motek i zacz
obstukiwa zadziory, stanowice ostatni lini oporu.
- Dzie dobry - skinem gow tym, ktrzy pozostali. Poza Marzen
by tu ponury jak noc Szurym, Agata witek, starannie umalowana, co
tylko podkrelao blado twarzy, oraz neutralnie zainteresowany,
nieogolony, ale elegancki pose abiszewski. Tubylcw reprezentowali
sotys Bk i Kubica.
- Pytaam, co pan tu robi?
- Oddaj si dobrowolnie w rce prawa.
- Gdzie jest kapral Rolka? - Zamieszanie przy mercedesie nie uszo jej
uwagi.
- Jak by to powiedzie... W niewoli.
- Bez gupich artw - warkna.
171
174
175
my, inna, dwa razy starsza kobieta, prbowaa unikn zepchnicia przez
napierajc z tyu mas, ale tylko szorowaa brzuchem i nagim biustem
po pododze. Wida byo, e spadnie i e nie ma do si, by cho troch
ten upadek zamortyzowa.
Skoczyem, zapaem j. Kajdanki przeszkadzay, wic po prostu
adnie i nie do koca upadem. Z nastpn poszo lepiej: straacki chwyt,
trzy kroki w ty, i na jezdni. Bieg, kolejne lecce przez krawd ciao, i
jeszcze jedno... Co mwiem, prbowaem zatrzyma t ludzk law, ale
rwnie dobrze mgbym apelowa do prawdziwej, pyncej z wulkanu.
Wic po prostu apaem je, przekadaem na prawo i lewo, by nastpne
nie poamay im karkw. Nie prbowaem ju nikogo nigdzie nosi, nie
byo czasu.
W ktrym momencie dostrzegem chorego; chcia chyba doczy w
charakterze trzeciej ywej windy, ale midzy nim a samochodem nie
byo ju ani centymetra wolnego miejsca, wic po prostu cofn si i
zacz krzycze, przywoujc posiki z biwaku. Pozostali, wykopani ze
cieki rutyny o cae kilometry, stali i chonli szeroko rozwartymi
oczami t niepojt, budzc dreszcz scen.
Potem samobjczy pd umar mierci naturaln. W wozie zostay
kobiety zbyt sabe, by pezn, i te silniejsze od panujcej tu przecitnej,
janiej mylce i dziki temu bardziej wstrzemiliwe. No i te martwe.
- Sanitariusza, Kosman - wykrztusiem. - Szybko.
Most omal nie run pod ciarem stoczonych gapiw, ale, jak zwykle
w takich sytuacjach, czowieka najbardziej potrzebnego akurat nie byo.
- Kosek! Gdzie jest Kosek, do jasnej cholery?!
Kto przypomnia, e sanitariusz zosta przy rannym, a ja stwierdziem
ze zdziwieniem, e cakiem zapomniaem o chopaku, ktremu wbiem
bagnet w kolano.
onierze utworzyli szpaler, spychajc gapiw. Niektre z kobiet
odzyskay siy na tyle, by usi. Bijcy od nich odr straci nieco na
intensywnoci, ale i tak porazi mnie widok wchodzcej w to ludzkie
szambo Marzeny.
Stpajc ostronie, rozpinaa guziki munduru. Na oczach tumu zdja
marynark, kucna i okrya ni nagie ramiona czarnowosej
179
184
Zmrozio mnie.
- Zabie go? Dlaczego?
- Bo potrzebowaem ciebie. A podwjny morderca ucieka dwa razy
chtniej. Miae wpa w panik. - Umiechn si. - Mylae, e to
Szablewski, prawda? - Milczaem. - Bd. Pomyl: gdyby to on zaatwi
Ziemkowicza, po choler miabym wyciga z aresztu ciebie? Faceta by
moe niewinnego? Ktry mg odmwi wsppracy? Starczyo przecie
i do niego, powiedzie: widziaem ci, kole, robisz odtd, co ka".
Te przemytnik, a wygodniejszy. Bo i n na gardle wikszy, i nikt by go
nie wyhaczy w razie kontroli. A ciebie mogli. No i jaki fajny byby z
niego teraz agent... Aktywista, esdeesowiec... Nie to, co morderca w
kajdankach. Niestety - westchn. - Okaza si miczakiem, podrzuci ci
lewe dowody i na tym poprzesta. Sam musiaem zaatwi Ziemkowicza.
- Niezy z ciebie kutas - warknem.
- Niezy - zgodzi si. - A teraz zrb, o co prosz. Bd miy, a ja te
bd. I oczyszcz ci z zarzutw.
- Postaram si - obiecaem. -1 jeszcze jedno. Jeli chcesz podbudowa
moje notowania u Pawluk, przylij tu t poon Ew. Mamy pord w
trakcie.
- artujesz...
- Nie, nie artuj. Chc, eby przyjechaa. Szybko. Jeli masz
Adamskiego i czno z placwkami, nie bdzie z tym problemu.
Powiedz jej, e bardzo prosz.
- Chyba nie rozumiesz sytuacji. Wydaje ci si...?
- Uwaaj - przerwaem mu. - Sam mwisz: neutralny jestem. Mog
przej do silniejszego. A silniejsi s oni.
- Na pewno nie rozumiesz sytuacji - skonstatowa. - Z przepywem
informacji jest u was gorzej, ni mylaem... C, tym lepiej. Chcesz
zrobi wraenie na Kosmanie? To mu wspomnij, e wanie straci
bewupa. Cze.
Uliczka za mostem wiecia pustkami. Nikogo poza kotem i dwjk
dzieci. Chyba nie tylko ja wyczuwaem unoszc si nad Kisunami
atmosfer zagroenia. Chocia, z drugiej strony, mielimy sobotni ranek.
Wikszo tubylcw spaa po zakrapianym wieczo188
190
191
- Raczej chcesz.
Skrya twarz pod grzywk, jak zmieszana nastolatka, ale kiedy znw
na mnie spojrzaa, jej umiech, spokojny i pogodny, by umiechem w
peni dojrzaej kobiety, ktra wie, na co si decyduje, i przyjmuje t
decyzj z radoci.
- Tak. - Wspia si na palce i bez popiechu pocaowaa mnie
w policzek. - Musiaam ci powiedzie.
Poklepabym j po plecach, ale wykonywanie takich gestw w kajdankach wypacza ich sens.
- Na wszelki wypadek, bo rnie bywa... Powiedz tacie, e tak, jak
jest, jest dobrze i... chyba lepiej nie bdzie, wic... No, nie musi mnie
szuka.
- Nie gniewaj si, Ewka, ale to...
- Wariactwo? Mylisz, e sama nie wiem?
Jeszcze przez chwil czuem na doniach ciepo jej palcw. Potem
cofna si, a na jej twarz wrcia maska uprzejmego profesjonalisty.
- Gdzie macie t rodzc?
- To wersja dla Wilnickiego - wyjaniem. - Faktycznie chodzi o
przebite kolano i trzydzieci pod trutych osb.
- Co si stao?
- Zobaczysz. Jedziemy czy idziemy? - Pytaem Marzen. Zawahaa
si, po czym niechtnie skina w stron paacowej bramy. - To na razie.
Prosto i w prawo, trafisz.
- Chodmy - mrukna porucznik Pawluk. - Pani doktor ma duo
pracy.
W torbie pod ubraniami i grub warstw ksiek - co tumaczyo ciar
tego drastwa - miaa suszark, szampony, myda, nowiutk wojskow
kurtk oraz portmonetk.
- Trzysta osiemdziesit z groszami. - Przeliczya zawarto. - Starczy
jako zadatek?
- Cienko jak na pocztek miesica - zauwayem.
- Starczy?
- Na trzydzieci osiem kpieli - wzruszyem ramionami. - Plus jedno
mycie zbw. To za te grosze na kocu.
197
go, co mnie, a jeli tak, to jaki defekt ma krew tej dziewczyny. Jak na
kogo, kto raczy si lekko nawodnionym spirytusem, bya zadziwiajco
blada.
- A to o wojewodzie pan zna? - Wyczuem znajome, ostre nutki, lecz
mylami nadal bdzia gdzie indziej.
- Lej - skinem, widzc wahanie Grzeka. Nie nala. Nawet rasowy
barman nie da rady napeni szklanki nakrytej damsk doni. Choby
tak szczup jak ta Marzeny.
- Koniec z piciem.
- Rkoczyny w knajpie? - skrzywiem si. - Nieadnie.
-1 bez pijanych aresztantw mam do kopotw - wyjania. Rki nie
cofna, cho Grzesiek dyplomatycznie wynis si a pod lad z
zakskami.
- Mona si przysi? - abiszewski nie czeka na zgod, windujc
poladki na wyyny barowego stoka. - Jeli dobrze rozumiem, te
eksplozje...
- A wanie: pani kopoty - zignorowaem najwysz wadz. -Chyba
ich troch przybyo.
Naprawd blada zrobia si dopiero teraz.
- Ten onierz... - zacia si.
- Ten onierz - potwierdziem.
- Co si stao? - upomnia si o swoje abiszewski. - Miaa scysj z
jakim wojskowym?
- Mona tak powiedzie - uprzedziem j, co nie byo trudne, bo bez
dopywu wieej krwi adne minie, take te odpowiedzialne za mow,
nie dziaaj. - Marzena wygarna do niego z pistoletu. Trzy pikne
trafienia w korpus.
- Co takiego?!
- Doktor Borecka chwilowo nie moe - signem po sok - wic
dzikuj zaliczkowo w jej imieniu. Chyba uratowaa jej pani ycie.
Uratowaa - poprawiem si, przypominajc sobie o abiszew-skim.
Dopiero teraz zobaczyem jej oczy. Byo w nich tyle ycia, co w
przesaniajcych je okularach.
Olnio mnie. I zmrozio. Nie robi si ludziom czego takiego. Choby
bezmylnie, ze zwykego u zaganianego czowieka braku
207
refleksji i refleksu. Choby ci ludzie byli wredn, zimn, upart jak osio
zoz.
- Zaraz... - uniosem do. - ebymy si le nie...
- Strzelaa do kogo?! - abiszewski nie zlecia ze stoka tylko
dlatego, e osupia w stabilnej pozycji. - Jezu, Marzena... On nie
artuje?!
Podeptabym immunitet i da mu w zby za podsuwanie jej takich
wtpliwoci, tyle e nie wypadao, bo trafi blisko.
- Zmar? - Dugo braa si w gar, nim przepchna przez pobielae
usta to jedno sowo. A i tak z trudem j rozumiaem. Wok oa mierci
bywa goniej.
- Przecie by w kamizelce! - Te nie nadawabym si na konferansjera. - Mylaa, e go...? - Wci patrzya niemal martwymi oczyma;
musiaem si mocno stara, by nie zwia gdzie pieprz ronie, pki to si
jeszcze da. - Chciaem powiedzie, e bd kopoty, bo przey, nic mu
nie jest i jest wcieky - powiedziaem z szybkoci karabinu
maszynowego. I dodaem niepewnie: - To taki... art.
- art - powtrzya jak echo. Po czym, bez popiechu, za to z trosk o
waciwy efekt, trzasna mnie w policzek.
Wolabym oberwa z drugiej strony, bo pamitka po Doroninie bya
mniej bolesna od sznytw i siniakw, jakimi przyozdobia mnie para
Szablewski - Pawluk. Ale przynajmniej nie zleciaem ze stoka: zarzucio
mn w stron bufetu.
Przez chwil rozcieraem policzek, szukajc skruchy na twarzy
Marzeny. Jej stan emocjonalny uleg zmianie, ale nie potrafiem okreli
kierunku owej zmiany.
- Nastpny rkoczyn przy barze - powiedziaem na prb. - le
reagujesz na alkohol, Marzenko.
- To nie alkohol - mrukna. - To ty, Krechowiak. Wkurzasz mnie.
- Wic moe lepiej si rozsta? - Uniosem rce i kajdanki. - Dowodw brak, nie lubisz mnie, oboje mamy waniejsze zajcia... Zdejmij
to i zejdmy sobie z oczu.
- Cholera, stae prawie na linii strzau... e te nie spudowaam o te
p metra.
- Nie artuj - abiszewski umiechn si niepewnie.
208
jcego jak sinorki naleao albo obchodzi na palcach jak chisk waz,
albo sflekowa tak, by par nastpnych tygodni spdzi w gipsie. Po
wiecie chodzi mnstwo prymityww, ktrzy adnych form porednich
nie uznaj.
Byem neutralny - pomijajc niech do cierania krwi i atania
postrzelanych cian - nie miaem wic zych zamiarw. Chciaem
wypchn karabin gdzie poza zasig rk walczcych. Moe nawet
chciaem tym pomc gramolcemu si z posadzki onierzowi: pki mia
obok t nieszczsn maszynk, Szurymowi nie pozostawao nic innego,
jak tuc go w dobrze pojtym odruchu samoobrony. Bd polega na tym,
e przeceniem wyobrani Szuryma.
Po prostu sta i patrzy. Najpierw na sw ofiar, na czworakach
ruszajc w stron drzwi, ale i beryl a, a potem, sposzony ruchem, na
mnie. Krzywi si bolenie, trc do, lecz to go nie usprawiedliwiao:
mia jeszcze trzy sprawne koczyny i miao wygraby wycig do
karabinu.
Ja w zasadzie przegraem. Znalazem si na dugo nogi, kiedy
automat odrywa si ju od posadzki. Zdyem przydepta go do
palcw, ale o wykopaniu nie byo co marzy. Zgrzytajc i obracajc si
na oysku z przygniecionej doni, beryl odjecha mi spod pity.
Utrzymabym rwnowag, gdyby nie cios pici w kolano. Rbnem
tykiem o podog. Dostaem jeszcze raz, w czoo. Przekrciem si na
bok. Dostrzegem cofajcego si Szuryma i innych, zrywajcych si z
krzese. Potem bysn metal, a ja wyprostowaem nog. Sinorki klcza
w mao stabilny sposb. Ponownie rozsta si i z rwnowag, i z
karabinem.
Przewrciem si na brzuch, odepchnem skutymi rkami, zaczem
wstawa. Szybko, lecz wolniej od tego z tyu: nagy odskok Szuryma
ostrzeg mnie, e dzieje si co zego. Na wci ugitych nogach
zaczem si odwraca i wtedy to usyszaem.
Cichy, jecy wosy na karku zapiew stali trcej w popiechu o inn
stal.
- Raguziak!
Gniewny okrzyk dobieg od drzwi, ale dokoczyem piruet i najpierw
wyowiem wzrokiem to co, od czego naleao zacz, a co
skandalicznie zlekcewayem. Czyli bagnet.
211
- Pokaz siy. Rozwalili nam dwa schrony ogniem na wprost, a modzierze tuky te w drog na Doy. Ale...
- W drog? - Tego nie rozumiaem.
- Wiedz, ktrdy biegnie kabel. Udao im si zerwa lini. W sam
wiosk te chyba strzelali, bo wida dym.
- Jak rozumiem, stracilicie czno z czogistami? Nadal zaguszaj?
- To te. - Przyglda mi si uwanie.
- Te? - wyrczya mnie Marzena.
- Dla nich - wykona nieokrelony ruch doni - to adna tajemnica,
wic chyba mog powiedzie... Zniszczyli oba wysunite skady z
amunicj. S niele zorientowani.
Wytrzymaem krzyowy ogie dwch spojrze i dopiero potem
przykucnem, by zaj si butami.
- Tym bardziej przyda si wam wsparcie - zdobyem si na nie
dbay ton. - Oczywicie przy zaoeniu, e nadal chcecie si sta
wia Wilnickiemu.
Wymienili si spojrzeniami. Niby nic, a jednak...
- Ale lepiej si wycofa - powiedziaem cicho. - Raz rozpoczta wojna
wymyka si z rk. I robi si brutalna.
- Straciem dziesiciu ludzi. Z Adamskim. Jeli to nie jest dla pana
rozp oczta woj na.. .
- Dziesiciu? - Troch mn wstrzsn.
- Dwch w bewupie, dwaj pascy konwojenci, trzej, ktrych wykoczya ta... - przekn bardziej soczyste okrelenie - lekarka. No i trzej
od ognia artylerii.
- Moi konwojenci yj. - Blado to zabrzmiao.
- Jeden. Ktry prosto z wojska pokutyka na rent. Daj Boe, eby nie
na protezie.
- Chcia mnie zabi.
- Moe dobrze chcia. Jeli ten drugi nie wrci ywy...
Dokoczyem sznurowanie buta.
- Staram si wam pomc. - Biedzc si z drug sznurwk, zerkaem
na ydki pani porucznik.
- W zamian za? - zapytaa.
- A w zamian za co kropna pani Jaworskiego?
218
Zesztywniaa.
- Chcia... By pan tam. I widzia.
- Nie lubi pani patrze, jak zabijaj bezbronne kobiety. - Troch
niechtnie przeniosem wzrok o ptora metra wyej. - Moe trudno
uwierzy, ale ja te.
- A tak naprawd?
- Chc unikn wojny. Co w tym dziwnego?
- Metoda. Pacyfizm kci si z mobilizacj cywilw.
- Nie chc, eby walczyli. Maj wanie zniechca do walki. Miller i
Wilnicki to nie krwioerczy durnie. Jeli nie bdzie tu Rosjanek, a bd
obrocy, to nie zaatakuj.
- To pana znajomi - przypomnia Kosman. - Akurat pan powinien ba
si najmniej.
- Tu s najgrubsze ciany, a wok mur i co w rodzaju lasu. Zerknem na gszcz gazi za oknem. - Naturalny bastion. Zwiejecie tu,
gdy was przycisn. I to tu s Rosjanki. Klasyczny punkt strategiczny.
- Naprawd, pytaam - upomniaa si Marzena. - Korzy, Krechowiak. Bez kitu, szczerze. Co ci przyjdzie z...
- Szczerze? Mobilizacja nic mnie nie kosztuje. Bd za to bardziej
bezpieczny, kiedy pan chory wybierze mdrze i wyniesie si z Kisun.
Cakowite bezprawie najgorzej suy lokalom z wyszynkiem. Chopcy
Miszy wpadn tu, zgarn co popadnie i szukaj potem wiatru w polu. A w
razie gdyby pan chory jednak wybra gupio... Krtka bitwa o paac i
trac posad. W ruinie niepotrzebny kierownik. Wic jeli ju
mielibycie si bi, wolabym, by kto zatrzyma Millera daleko std.
Silniejszy garnizon atwiej zatrzyma. To wystarczajce argumenty?
Waciwie moga nie odpowiada. Ociekajce pogard spojrzenie w
zupenoci wystarczyo.
- Niech si spali caa wie, byle nie mj interes? Przynajmniej jeste
szczery, Krechowiak.
- Caa? Uchowaj Boe. Bezdomni to marni klienci.
Wydaa gniewny dwik podobny do parsknicia. Kosman zareagowa
lepiej: sympatii wprawdzie nie zyskaem, ale przynajmniej przesta
bdzi doni w okolicach kabury.
219
220
221
- SDS-y wymylia Samoobrona i LPR - wtrcia si Marzena. Plus studenci, eby si od wojska wymiga. No i sejmowe lobby my
li wsko-wd karskie. Panowie owcy maj teraz ulgi z tytuu udziau
w organizacji wanej spoecznie. Sporo gadetw mog odliczy od
podatku. Kurtki, gumowce, bro, naboje, komrki, komputery... Na
wet spinning. Albo chlanie w leniczwce. Szef koa wpisuje w kwit
szkolenie patriotyczno-obronne" i fiskus to yka.
abiszewski posa jej kos spojrzenie.
- Pachniao wojn, musielimy szybko uchwali cay pakiet ustaw. No
i podbudowa patriotyzm w narodzie...
- Tudzie notowania przedwyborcze.
- Komisja - zignorowa zaczepk - par rzeczy faktycznie przeoczya.
To samo ministerstwa.
- No. Par. Twj partyjny kolega, na przykad... Jacht sobie odliczy.
Ciach, i pastwo ubosze o pidziesit kawakw. Bo przecie pose
aglwk ochron wybrzea wspiera. Przed ruskim desantem broni. Pod
winoujciem, eby mieszniej. Koo SDS-u mu benzyn refundowao,
tylko biedak zapomnia silnika do odzi dokupi. Przepali tysic
osiemset litrw, zanim zauway, e na wiatr pywa.
- Nie ma przepisw idealnych - stwierdzi z uraz abiszewski. - W
kadym istniej moliwoci naduy. Ale to nie pora... Nie posya si
cywilw przeciw czogom. To zbrodnicza gupota.
Patrzy na mnie, wic si ustosunkowaem.
- Mylaem, e patriotyzm.
- Spokojnie, panowie - zaapelowaa Agata witek.
- To nie ktnia - wyjaniem - tylko dyskusja. Stary, oklepany temat:
polskie powstania zbrojne.
- Nie yjemy pod zaborami - przypomnia abiszewski - Mamy
wojsko i ono nas broni.
- Nasze wojsko jeszcze nigdy w historii nie wybronio nas na tyle
skutecznie, by cywile nie dostali po dupie i nie musieli zasila szeregw.
Problem w tym, e zwykle bylimy mocno spnieni. Zamiast muszkietu
trzeba byo apa kos, zamiast karabinu flaszk Mootowa. Partyzantka,
prowizorka, mnstwo trupw.
- Wyglda na to - wyrazia swj pogld ozdoba Gosu Serca" - e pan
te zapa jak flaszk.
227
- Przepraszam.
Odwrciem si, zdziwiony. Korytarz by pusty - to chyba naprawd
ona przepraszaa!
- To pech, trafi na bab. - Mwia pgosem, rumienic si z lekka. Zdejm panu kajdanki, w porzdku?
- Na zawsze?! - Sparodiowaem chopic rado.
- Na czas pobytu w kiblu.
W ostatniej kabinie trzasna spuszczana deska.
- Wic szkoda fatygi.
Signa do kieszeni kurtki, wyja kluczyk i nie pytajc o zgod,
zagarna moje rce.
- Czyby mnie pani polubia? - Nie uatwiaem jej niczego, wic
zmitrya troch czasu na odpicie kajdanek.
- To alkohol. - Umiechaa si pod nosem, co dowodzio, e nie
zmyla i faktycznie si wstawia. - Mia si robi.
- Fakt. Powinna pani wicej pi.
- Nie sta mnie. - Podtrzymujc moje donie, bez popiechu zdejmowaa stalowe bransolety. Dotykalimy si i najwyraniej jej to nie
przeszkadzao.
- Tak le pac?
- Nie mog pi w pracy. - Schowaa kajdanki. - Jedno potknicie i
fiuuu... A teraz si atwo potykam. - Zszokowaa mnie z lekka, unoszc
nog jak ruski onierz na lekcji musztry i prezentujc gorsze z kolan. Duo nie trzeba, eby wylali.
Prawda. Wystarczyo wsun do pod spd i lekko szarpn. Wywinaby najwspanialszego ora w historii Stray Granicznej RP i nawet
gdyby nie poamaa karku, miabym j z gowy. Mgbym uciec, a j
wprost ze szpitala posaliby na zielon trawk. Zasugiwaa na to.
Nie signem w d. Moe baem si spartaczy. Rka, zamiast
szarpa, powdruje mikko w stron uda.
- Co to byo? - Troch toporny, subowy pantofel powrci na
podog, ale po tym, co zrobia, miaem pretekst, by gapi si na jej nogi.
- Pirat drogowy?
- Wypadek, powiedzmy. - Jej umiech przygas, ale przetrwa. Chyba
prbowaa bi rekord czasowy w dyscyplinie okazywanie yczliwoci
Krechowiakowi".
230
234
235
Nie tracc z oczu do nijakiej gazi, obrciem modzierz. Otworzyem najblisz skrzynk. Granaty byy w idealnym stanie: z
zapalnikami, ale bez naoonych powyej stabilizatora adunkw
dodatkowych. Idealnie. Pocisk poleci powoli, czyli szybciej spadnie,
spadajc za eksploduje.
- Jak zaczn wybucha, sprbuj go upolowa - wskazaem Ma
rzenie kierunek. - Moe go wyposz.
Przygldaa si z niedowierzaniem, jak unosz luf do pozycji typowej
dla kominw i wpuszczam do niej pierwszy granat A podskoczya, gdy
modzierz hukn, wypluwajc oboczek dymu i wprawiajc w dygot
beton posadzki.
Na szczcie nie znaa si na modzierzach - Stra Graniczna to jednak
nie dawny WOP, majcy nie tylko strzec, ale i realnie broni granic wic nie skoczya ani na mnie, ani w piwniczne okno. A powinna. Jeli
unie luf wyej, ni pozwala podstawa, pocisk moe wyldowa
naprawd blisko artylerzysty ryzykanta. W skrajnym wypadku nawet na
jego bezmylnym bie.
Nie przeszkadzaa mi jednak. Mogem w spokoju poprawia ustawienie niestabilnego elastwa, ktre po kadym wystrzale skakao,
usiujc posa kolejny pocisk w zupenie inny kawaek nieba.
Wanie nieba - pki co, aden z granatw nie spad na park.
Wrzuciem do lufy trzeci, czwarty... Nawet przy zmniejszonym adunku
pocisk wyskakiwa z szybkoci okoo stu metrw na sekund i
poczone siy grawitacji oraz oporu powietrza potrzeboway troch
czasu, by go zatrzyma. Potem granat musia pokona ten sam dystans w
przeciwnym kierunku - w sumie troch to trwao.
- Chyba s zepsu...
Los oszczdzi Marzenie dokoczenia i dopisania nowej anegdoty do
zbioru Baba w wojsku. Kawa trawnika a potem czubek dbu wyleciay
w powietrze, dowodzc, e przynajmniej dwa pierwsze granaty byy bez
zarzutu.
- Teraz! - Szarpnem nastpn skrzynk. Modzierz przechyli
si, przysmay mi ucho rozgrzan luf. Marzena zerwaa si. Na
stpna eksplozja. Za daleko, ale i tak znakomity wynik przy strzela
niu na oko i z rki, metod urgajc wszelkim reguom.
242
- Pytaa.
- Zawsze udzielasz tak rozbudowanych odpowiedzi? - Ju si nie
umiechaa. - Uwaaj z t szczeroci. Jeszcze zapytam o modszego
Szablewskiego.
- Ty czy Stra Graniczna?
Przez chwil przygldaa mi si ze smutn rezygnacj.
- Miej dla mnie odrobin szacunku - mrukna. - Dla inteligencji
przynajmniej.
- Mylisz, e chc ci zawrci w gowie i w ten sposb si wykrci?
A gdzie szacunek dla mojej inteligencji? Te mam lustro.
- Rozumiem. aden z ciebie donuan i przez myl ci nie przeszo... No
c.
Prbowaem odgadn nie tyle myli, co cho emocje skryte w szarych
oczach. Oczywicie bezskutecznie.
- Poszukamy kajdanek? - Zdecydowaem si i na skrty.
- A co si zmienio?
- To nie wyrzut, po prostu chc wiedzie... Dlaczego mi nie wierzysz?
- Nie bd dziecinny.
- Czekaj, le zapytaem... Nie jako facetowi. Jako... no, podejrzanemu.
Czemu mam nadal azi w kajdankach?
Wzruszya ramionami. Znw pytanie niegodne dorosego. Zrobiem
dwa chwiejne kroki i ukucnem przy modzierzu. Przygldaa mi si
zdziwiona, ale bez obawy. Pno jak na aresztanta z perspektyw
doywocia zauwayem, e po moim automacie pozostay tylko
rozsypane uski. Moe dlatego rozmawialimy tak swobodnie?
- Idziemy? - Zacza si podnosi. Po czym zastyga, patrzc
z niedowierzaniem, jak unosz jej pantofel i chowam nos w jego
wntrzu.
Wdychaem powietrze niewiele szybciej od kogo, kto pi. Ale nie
musiaem si spieszy. Ze wszystkich mini skadajcych si na
Marzen jeden nie dozna paraliu. Ten najwaniejszy, toczcy coraz
wicej krwi do gowy.
Powoli opuciem rk, odsaniajc blady umiech.
- To nie to, o czym mylisz. - Nie bya w stanie skomentowa.
- Przepraszam. Chciaem co sprawdzi. - Nadal gapia si na mnie
249
- Ale si obronilimy. Wiesz dlaczego? - Wzruszya ramionami. Dobra, inaczej: co by byo, gdybym zgodnie z zasadami siedzia w
areszcie?
- Dziki za pomoc.
- Wsad sobie... Przepraszam. Nie o mnie chodzi. Zamy, e to by
kto inny. Albo go nie byo.
Zastanawiaa si, marszczc czoo i przestpujc z jednej bosej nogi na
drug.
- Chcesz powiedzie, e ten jeden dodatkowy czowiek przes
dzi o wyniku? - zaryzykowaa.
- Mdra dziewczynka.
Jej twarz stwardniaa.
- Wyskocz jeszcze raz z takim tekstem, Krechowiak, a popadn w
schematyzm i ci wpakuj do celi.
- Nie rb tego - poprosiem. - Jeste tu najwyszym rang oficerem.
Wiem, to gupio, ale nasi genialni politycy namieszali w przepisach i
formalnie chyba ty dowodzisz, nie Kosman. Wic prosz: zapomnij o
rutynie i zacznij myle. Masz na karku los wielu ludzi.
- Nogi mnie bol- mrukna. - Znajd kajdanki i klucz, a po drodze
rozejrzyj si za drugim - trcia but, ktry ciskaem w doni. Jako
niezdarnie, bo trafiajc palcami w sam do. - Id si przebra.
Odesza, nie patrzc za siebie. Zerknem na odlege o kilka skokw
zarola, westchnem w duchu i powlokem si w stron fontanny.
Jak na wiejsk knajp w sobot rano byo niele. Tylko dwie strzaskane
szyby, przewrcony st, skruszony klosz i jedna ruda plama na
pododze. Bufet chyba nie ucierpia. Nie zdyem sprawdzi.
- Zrobia z pana pucybuta? - Siedzcy przy barze abiszewski obrci
si na stoku.
- Los hotelarza. Nie ma tu chorego?
- Bez kajdankw? - Pokiwa gow. - Nagroda za zdjcie przybrudzonych bucikw? - Wpatrywa si w par damskich pantofli, ktre
ciskaem pod pach. - Wie pan ju, co trzeba zdj, eby wycofaa
oskarenie?
251
- Jak mnie przyapi, to mogia. - Gos Gawryszkina te stwardnia. Wic krcej. Ma pan dostp do radia?
- Moe. - Wziem si w gar. - Nie wiem.
- Kana nie bdzie zaguszany, o ile zacznie pan od hasa ambasador".
To pan. Dla tych z Kaliningradu: nasz czowiek w Kisunach. Musiaem
im powiedzie o radiu...
- Ekstra - rzuciem z przeksem.
- Inaczej byoby bezuyteczne. A tak puszcz pana rozmowy. Moe na
podsuchu, wic uwaga na sowa. Doronin ustawi jeden odbiornik na t
czstotliwo. Przesiaduje w maszynie, chce z panem pomwi. Ale
uprzedzam: radio to ostateczno. Jak si Misza zgada z tymi od
zaguszarki i dowie... Ma teraz innych pilotw, sta go na skrelenie
niepewnego. A na strat kam owa ju mniej. Wic tylko telefon. Jest
bezpieczniejszy.
- Jemu niech pan to powie.
- Mwiem. Ale on teraz niekoniecznie gow myli.
- To niech zacznie. Czego jeszcze chcecie?
- Obaj mamy w Kisunach kogo, kogo nie powinni zabi. - Udao mu
si utrzyma rzeczowy ton. - Niech je pan uratuje. Po prostu: niech je pan
uratuje.
Faktycznie, proste.
- Ma pan jaki pomys? - zapytaem spokojnie.
- Ja czy on?
- A on jaki ma? - westchnem. Z samego tonu pukownika wynikao,
e marnujemy czas.
- Co bredzi o przylatywaniu po Ew. Pyta, czy nie mog mu sieci
wykombinowa.
- Sieci?
- No wie pan: podwiesi i szybko kogo z ziemi zgarn. Ci od masztu
zostawili...
Wiedziaem, e Doronin ma dziur w czaszce, a na mzgu moe nawet
odciski jej palcw, ale nie podejrzewaem go o a takie idiotyzmy. Nawet
komentowa mi si nie chciao.
- Moecie wyj ze wsi? - zapyta Gawryszkin.
- Teraz? Wolne arty. Zreszt ja... mnie si nie uda.
262
263
- Moe. Ale w dinsach nie masz szans. aden nasz bohater nie
popenia bohaterstwa w kowbojskich gaciach.
- To przynie chocia elazko szybkim biegiem.
- To wasza wie. - Kosman zatoczy krg owkiem. - A tu, tu i tutaj
dogodne podejcia. Mam po jednym bewupie na kady kierunek.
To moe nie starczy. Nawet gdyby atakowali wycznie pieszo.
Zgromadzeni wok stou wpatrywali si w map, sprawiajc wraenie
ignorantw, pierwszy raz ogldajcych Kisuny z takiej perspektywy.
Wraenie z gruntu faszywe: wikszo z nas ya midzy innymi z
dokadnego analizowania takich jak ta map i wytyczania przemylnych
tras w poprzek biegncej gr linii granicznej.
- Nie bd wycznie pieszo - powiedziaem bez zapau.
- Raczej nie - zgodzi si. - Na ich miejscu prbowabym przeskoczy
tdy - wskaza drog do pegeeru. - Od poudniowej strony nie mamy
okopw. Pewnie o tym wiedz.
- Jak to na wsi - stwierdzi obojtnie Bankier Kubica.
- Maj tu kumpli. - Szablewski od pocztku przeszywa mnie
wzrokiem, co teraz si mcio. Niektre mniej bystre osoby mogy
mianowicie nie zrozumie, o kim mowa.
- Mniejsza o to. Czego pan od nas chce, panie chory?
- Po pierwsze, rady. Znacie teren i ludzi. Take Rosjan. Zamy
najgorsze: zdobyli wie. Co mog zrobi cywilom?
- Nic - burkn Szablewski. - Tu nie Bonia; nic do nich nie mamy, ani
oni do nas.
- Nic jak nic - sapn sotys Bk. - Od tego strzelania szyby mi poszy.
Izo., no, te ciepe, drogie e strach. Pieprzo w kurnik, dziura jak pi, a
odamki to a...
- Do rzeczy, panowie - ponagli Kosman. - Mam rozumie, e nie
boicie si tego Millera?
- Mwilimy o tym wczeniej. - Kubica bawi si zapalniczk.
- Uznalimy, e najlepiej bdzie po prostu odpuci.
- To znaczy?
- Ruscy strzelaj, bo zatrzymalicie ich ciarwk. Pucicie j, to
przestan. Nikt wicej nie zginie...
- I adnego domu nie spal - wszed mu w sowo sotys.
270
- Pan Krechowiak pomaga broni hotelu - uprzedzia mnie Marzena. Kiedy minie zagroenie, prawdopodobnie trafi do aresztu, ale teraz...
- Prawdopodobnie?! - zerwa si z krzesa. - Ma pani elazne dowody i
moe go pani zamknie?! Moe?!
- O tych dowodach to swoj drog bdziemy musieli pomwi. Ale
teraz najwaniejsze...
-1 to ma by wykonywanie obowizkw?! Ca wie z dymem puci,
bo pani nie da paru babom przej granicy, ale jak morderca samopas azi
i si porzdnym ludziom w twarz mieje, to w porzdku?! Do dupy z
takim prawem!
- Niech pan idzie po te karty - Marzena zignorowaa go, zwra
cajc si do sotysa. - Albo nie... Panie chory, ma pan tu wz.
Podrzucicie pana sotysa.
Kosman zacz si zastanawia, cho z widocznym wskazaniem na
zgod. Na nieszczcie Kubica by szybszy.
- Szkoda ropy - rzuci twardo, chowajc zapalniczk. - Nie b
dzie adnego poboru, z kartami czy bez. Nasze chopaki nie bd
nadstawia gowy za jakie obesrane kacapki. Nie ma takiego
prawa.
Przez chwil wpatrywaa si w niego spojrzeniem twardym i zimnym
jak szka jej okularw. Byem prawie pewien, e okae si te rwnie
kruche i pknie znienacka, bo Bankier Kubica, wbrew pozorom, by
facetem, ktrym grzechotniki strasz mode. Ale pomyliem si.
- Panie Kosman - powiedziaa cicho, nie spuszczajc wzroku
z oponenta. - Dwch ludzi z automatami. Biegiem.
Potrzebowa paru sekund, by zareagowa. Od decyzji, jak musia
podj, zalee miaa caa jego przyszo, a obie drogi wiody skrajem
przeraliwych przepaci. Stan przed klasycznym wyborem mniejszego
za. I wybra.
- Rozkaz.
Szed w stron drzwi jak skazaniec. Niewane. Teraz, po odsoniciu
kart, nikt ju nie musia biega po ludzi z automatami. Zdy jeszcze
wysucha caego expose Marzeny. Inna sprawa, e nie byo dugie.
275
- Chod.
Dopiero w poowie drogi do bramy zrozumiaem, e pozwolia si
przekona.
- Niedobrze jest chodzi teraz po wsi bez broni.
- Mam - poklepaa si po boku rozpitej kurtki.
- Ja nie mam.
- I fajnie. Jak mnie kropn, bdziesz mg uciec. Do bezbronnego
cywila nie bd strzela.
- Jest jeden problem. - Zatrzymaem si w bramie. - Wolabym, eby
ci nie zabili.
- O! To mie.
- Bez ciebie wszystko si rozsypie - wyjaniem odrobin zbyt
pospiesznie. - Jeste... no, potrzebna.
-1 potrzebujesz czego do strzelania, bo chcesz mnie broni? - Z jej
twarzy nie dao si niczego odczyta.
- Razem mamy po prostu wiksze szanse.
Trcia butem jaki kamyk, popatrzya jak si toczy. Dobry sposb, by
nie krzyowa spojrze.
- Apelowae o otwarto, pamitasz? No wic... nie wiem, czy
powinnam a tak ci ufa.
- Miaem ju co do strzelania i ciebie obok.
- A dookoa ludzi. - Nastpny kamyk oberwa jej kamaszem, wpad do
zachwaszczonego ogrdka ssiadw. - I nadziej, e z wdzicznoci
padn ci w ramiona.
- No, to wiemy, na czym stoimy. Chod. - Uniosa szybko i wzrok, i
brwi. - Przecie mamy i po te karabiny.
- Nie obrazie si? - Chyba w poowie znaa odpowied, std ten cie
umiechu i samo pytanie.
- Daj spokj.
Ruszya w stron mostu. Sza nieco z przodu, z rkami w kieszeniach,
jakby niedbale. Spodnie przydzielili jej z wikszym wyczuciem ni
bluz, albo po prostu nogi miaa dusze, ni mylaem, bo mimo
workowatego z natury kroju onierskich portek, brudu i ladw po
eksperymentach z elazkiem po raz pierwszy w yciu musiaem walczy
z pokus poklepania ich w wiadomym miejscu.
278
Mercedesa znalelimy porodku pustego biwaku. Sta z pootwieranymi drzwiami, jakby czekajc na zodzieja. Klapa nie podskoczya,
gdy stuknem j na prb pici.
- Sprbuj zapali - mruknem i poszedem dalej. Obok honke-ra
zorientowaem si, e cisza z tyu nie oznacza kiepskiego stanu
mercedesa, a tylko mj niedostateczny autorytet Przysza za mn.
- Czego szukasz? - zapytaa spokojnie.
Zajrzaem do czarnej dziury, kryjcej spalony silnik. Potem za resztki
siedze. I pokazaem palcem, czego szukam.
- To byo radio. Widzisz druty? Prowadziy do zapalnikw. A to
chyba suyo za anten.
-No i?
- Kto to zdetonowa z daleka. Taka instalacja jest zawodna i niepotrzebnie skomplikowana. Gdyby to Ewa miaa zamiar urzdzi
fajerwerki, starczyaby zapaka i lont
- A - pokiwaa gow. - Teraz rozumiem.
- Skoro ju tdy przechodzilimy... - Obrciem si ku mercedesowi. Kto prowadzi?
- Ty. Masz ju wpraw.
Chyba faktycznie miaem, bo silnik zaskoczy ju za trzecim razem.
Przy odrobinie refleksu zdybym odjecha, zanim dopadaby drzwi.
Inna sprawa, e pojazdem wydajcym takie dwiki uciekaby jedynie
desperat.
- To o ni chodzio, prawda? - zapytaa z pozornym brakiem zainteresowania, siadajc w fotelu obok. - Alibi dla pani doktor. Po nie tu
przyszlimy?
- Chcemy zabra karabiny z posterunku - przypominaem. - Zanim
zabior je chopcy Miszy.
Uoya usta w grymasie uwaaj, bo uwierz". Na mocie tkwi jelcz,
pokonaem wic Lawink w brd. Ryzykancko: wiele wody wprawdzie
nie niosa, ale profilem poprzecznym przypominaa okop, w dodatku
peen bota i mieci.
- Dobrze, e ten twj Misza faktycznie jest misiowaty i nie pogania
nas zbytnio.
- Nie licz na to. On cay czas si spieszy.
279
- W naszym hotelu nie udzielamy takich informacji przez telefon umiechnem si do suchawki. A raczej do upapranych karabinowym
smarem palcw, wci zbyt gniewnych, by odrni plastik uchwytu od
mojej skiy.
- Niewane zreszt. Wojsku mog wyda rozkaz, od czeg porucznik
Adamski... To pani stanowi problem. Jak rozumiem, nie zastosuje si
pani do polece Adamskiego?
- Dobrze rozumiesz. - Co si zmienio w jej gosie.
- Wic propozycja rezerwowa. Woa pani Kosmana i z nim to zaatwiam. Bdzie pani moga z czystym sumieniem skada zeznania.
Oczywicie kiedy si cofn, radz odej z nimi. Pole bitwy to nie
miejsce dla modych kobiet.
- Co chcesz zrobi z Rosjankami? - Chyba wypucia przez wentyl
bezpieczestwa nadmiar emocji. Dwch moich palcw jeszcze nie
puszczaa.
- Zabra je... - Zawaha si. Moe celowo.
- I zabi? - dokoczya cicho.
- Wsid do jelcza, przekrocz granic. Wie ocaleje. Tyle musi pani
wystarczy. Wiem: to trudna decyzja. Dlatego nie poganiam. W
popiechu ludzie popadaj w rutyn i wybieraj gupio. Niech si pani
zastanowi, pogada z ludmi, usyszy, co myl o urzdzaniu im bitew we
wsi i apankach do armii. Czekam na rozsdn odpowied, powiedzmy...
dwie godziny.
Zerknem na zegar. Bya jedenasta czterdzieci cztery.
- Dlaczego chcecie je wymordowa? - Pomagaa mi dwiga karabiny
i amunicj, wic pewnie spocia si ju przedtem, jednak dopiero teraz
zauwayem, e mam mokr twarz.
- Nadmiar wiedzy zabija. Mog powiedzie tyle: musz znikn z
Polski. Nie chcemy niczyjej krzywdy. Po prostu ma ich tam nie by. Jeli
znajd si po sambijskiej stronie, nic im nie grozi, ale jeli zostan u was,
zrobimy wszystko, by je wyeliminowa. - Odczeka chwil. - To pani je
pozabija. Przetrzymujc je w Kisunach.
Zastanowia si nad tym a potem zapytaa rzeczowo:
- Dlaczego miaabym w to wierzy?
- A dlaczego ludzie wierz w Boga? Bo tak wygodniej.
Powstrzymaa jaki dosadny komentarz.
284
- Ja dla ciebie nie mam propozycji, Wilnicki - powiedziaa powoli. Jeste zbrodniarzem i bekniesz za to.
- Ten wypadek naprawd pani zaszkodzi. - W kocu go zirytowaa. Mylaem, e to kwestia paru wybitych zbw, ale chyba zrobia si te
pani troch tpa.
- Moliwe - wycedzia. Poczerwieniaa a po dekolt, a krople potu
popyny jej po czole.
- Mgbym kaza pani zabi. To nie przechwaki: wiem, gdzie
jestecie, a w dobie wspczesnej techniki wojskowej to jak wyrok.
- Oboje zaczlimy si obraca w stron okna i oboje niemal rwnoczenie wzilimy si w gar na widok swoich sposzonych min.
- Nie wydaj takiego rozkazu, bo podoba mi si to, co wyczytaem w
pani aktach. Bya pani rozsdn, trzewo patrzc na ycie dziewczyn. I
bya pani nasza.
Nie od razu zapytaa.
- Nasza?
- Polska, katolicka, prawicowa. Wie pani, o czym mwi.
Chyba wiedziaa, bo nie podja tematu. Pucia suchawk i cho
nie prbowaa si cofa, odniosem wraenie, e stoimy dalej. Ju nie
patrzya mi w twarz.
- Pan by polskim oficerem, a teraz jest zdrajc i ajdakiem. Ludzie si
zmieniaj. Nie mamy o czym mwi.
- Och, mamy. Taki choby temat.. - zawiesi na chwil gos - dzieci.
Bardzo maych. Albo, powiedzmy, bezradnych.
- Do widzenia - powiedziaa spokojnie.
- Nie zrozumiaa pani? - Mimo kiepskiego poczenia kabel przenis
drapieno jego umiechu. - Naprawd? Moe powinienem powiedzie:
dziecka. Krzywda ludzka w jednostkowym wydaniu jest znacznie...
- Niech pan uwaniej czyta akta - przerwaa mu ocierajcym si o
martwot tonem. - Zegnam.
Wcisna wideki, przerywajc poczenie. Patrzya w miejsce, gdzie
akurat staem, lecz nie sdz, by mnie widziaa. Miaa w oczach pustk i
zadum. Nie lk, nie gniew, ale wanie to.
Niczego nie rozumiaem. I nie chciaem rozumie.
285
Darowaem sobie kocwk. Ju kucaa przy foliowo-sojowo-ledziowej hadzie i zaczynaa marszczy brwi.
- led w warzywach"? - odczytaa zdziwiona. - Ale sj... Mylaam, e to napoje w tych wielkich butlach.
- W duych porcjach wychodzi taniej - wzruszyem ramionami.
- Widocznie kto zaryzykowa z rozmiarem XXL.
- Widocznie - zgodzia si gadko. Podzikowaem w duchu
opatrznoci. A opatrzno, ustami Marzeny Pawluk, natychmiast
skromnie wyjania: - Nie wiem. Rzygam na sam widok ledzi.
- To tak jak ja - zwierzyem si radonie.
- Biedaku - odwzajemnia si umiechem. Szczerym, co najmieszniejsze. Niczego jeszcze nie podejrzewaa w tym momencie.
- Widz, e twoi klienci na odwrt Chocia jak to wszystko zer...
Duo tego jak na...
Jej umiech zgas. Walczyem do koca, robic dobr min do zej gry,
lecz nie przesadzaem z tym.
- Co jest? - zapytaem. Nie odpowiedziaa. Wyja sj, obrcia w
doni. Biae paty rybiego misa, kawaki cebuli i marchwi przewityway
przez mtn zalew wszdzie, gdzie plastiku nie oblepiay etykiety. - O
co chodzi?
- Peniutki - mrukna.
- Uczciwie lej - wzruszyem ramionami. Przekrzywiem gow, co
miao uatwi czytanie z odwrconej etykiety. - No wanie: producent z
Poznania. Poznaniak, jak napisane, e litr, to daje litr. Zreszt zalewa nie
jest droga.
- Tego nie sprzedaj na litry. - Popatrzya na mnie z ukosa i dorzucia
niby mimochodem: - To nie ruski spirytus.
Mylelimy o tym samym. Tylko jak tu nie myle, skoro ze mnie
przemytnik, a z niej pogranicznik?
- Chcesz zajrze do rodka? - zapytaem.
- Moe po prostu powiedz, co tam jest.
- ledzie - powiedziaem, patrzc jej spokojnie w oczy.
Pokiwaa gow i odkrcia pokrywk. Jednakowo zmarszczylimy
nosy. Poznaskie ledzie pawiy si zapewne w zalewie o skadzie
idealnie odpowiadajcym przepisowi i dla konesera pachniay
apetycznie, ale w tej piwnicy nie byo koneserw. Marzena zbliya
287
stale. To marny interes, praktycznie mamy z tego tylko dach nad gow.
Na reszt musz inaczej zarabia. A crka kosztuje. Ostatnio dodatkowe
pi dych u ginekologa.
- Dodatkowe? - Gos Marzeny brzmia beznamitnie.
- Zastpstwo si trafio. Mia moda lekarka. Masz nakarmiem
prochami od psychiatry. Mao nie zasna, taka spokojna. Weszlimy do
gabinetu, fajnie, umiechy... No to je zostawiem. Przykopa-a pani
doktor. Dobrze, e boso. Podwjnie zapaciem, eby zaagodzi, ale z
badania nici. Wic dziewictwo ma udokumentowane tylko do sierpnia.
- Kopna lekark? Dlaczego?
- Nie wiem, na korytarzu czekaem. Perfumy za mocne? U naszego
doktora stoj obok. Facet niczemu si ju nie dziwi, dwie wille za
skrobanki postawi. Ale na t dziewczyn pierwszy raz trafilimy, no i
gupio jako...
- Wazisz z ni do gabinetu i stoisz przy fotelu? - upewnia si. Nad
beznamitnoci musiaa ju popracowa.
- Na porodwce te j bd za rk trzyma. Jak nie upilnuj. Ale
spokojnie: to nie bdzie moje dziecko.
- Bo ty si zabezpieczasz?
- Bo j traktuj jak crk.
- Boi si ciebie, tatusiu - wycedzi Dudziszewski.
- Wtpi - powiedziaem spokojnie.
- Wiesz, gdzie j znalazem? Pod kiem! Leaa i si trzsa! Pytam,
co jest, a ona na okrgo, e Janusz zabije... I co tam o kobietach. A
potem wyrywa szuflad, wciska mi kondomy i mwi, ebym zakada, bo
Janusz inaczej nie pozwala...
- Co? - Marzenie lekko opada szczka. Mnie nie.
- Co tam o kobietach? - powtrzyem. - Po rosyjsku mwia, tak?
Jedno pytanie, Dudziszewski. Znasz rosyjski?
- Co? - zdziwi si. - No... w szkole miaem...
- Pu mnie. - Oczywicie nie puci. Rozwayem par opcji i
wybraem pokojow: - Marzena, powiedz mu co.
- Niby co?
- e zabijam facetw, stajcych midzy mn a Masz.
- Zabija - przyznaa. By zaraz doda: - Niech pan go trzyma, pa312
kiem drogi. A jeszcze gruntwki... Nic prostszego, jak min wkopa. Nie
mogli zakada...
- Wie pan, jaki jest problem z oficerami? - przerwa mi. - Za duo
teoretyzujecie. A do szczebla plutonu to zwykle jest proste. Kadziesz si
kup gdzie, gdzie mao ci wida, wrg nadchodzi, strzelasz. Koniec
wielkiej strategii. Kapral prymityw wygrywa z Napoleonem.
- Gubi si - wyznaa Marzena.
- Chory myli - wyjaniem - e ludzie Millera s gupsi, ni ja
myl, e s.
- A konkretnie? - uprzedzia protest Kos mana.
- Malutka to zbyt cenna bro, by j pcha w zarola. Czasem nawet
bezuyteczna. Za to w otwartym polu...
- Mogli planowa ostrzelanie naszego skrzyda - dorwa si do gosu. Gdybymy uderzyli na poudnie.
- Mogli - przyznaem. - A ostrzelali chaup. W dodatku pocisk nie
wybuch. Podwjna plama.
- Bo to szmelc. Wie pan, jak armia rosyjska skaduje bro? Plandeka, a
na wierzch nog niegu nagarn, eby dziur w plandece zakry. Nic
dziwnego e...
- Gdyby wybuch, nikt by nie wiedzia, co, jak i skd. Mgby pan
uzna, e to, przykadowo, modzierz z Maogorska. I pcha si na
pegeer.
- To pan nas pcha na pegeer - rzuci przez zby.
- Co pan sugeruje? - zapytaa dla formalnoci Marzena.
- Nie mam czasu na sugerowanie. - Wskaza gromadk mczyzn w
hemofonach, stoczon wok rozpostartej na ziemi mapy. - Wyjedziemy
Ruskim naprzeciw. Zechc walczy, to powalcz. W polu. Porucznik
Sobczak... - zawaha si jakby - no, teraz on dowodzi. I ma tak
koncepcj walki.
- To kiepski pomys. Miller...
- Dosta rozkaz - przerwa mi mao delikatnie - to po pierwsze. A po
drugie, abiszewski postawi taki warunek.
- abiszewski - bysna oczyma Marzena - moe si w dup ugry.
Nawet z tym caym swoim Sejmem nie ma nic...
320
321
- Macie - sprostowa moje sprostowanie. - Nieadnie, Krechowiak. Pono pogrywasz w przeciwnej druynie. Jakie dziwne po
mysy, mobilizacje...
Troch si spociem.
- Dziwne? Zainwestowaem w ten hotel. Wolabym, eby wojsko
wynioso si z Kisun.
- I dlatego je rezerwistami zasilasz?
Zbliyem palec do ust, nakazujc Marzenie milczenie. Trudno
powiedzie, do czyich ust bardziej: by sysze, staa tu obok.
- Zy plan? - rzuciem zaczepnie. - Czogi wyjechay w pole i macie je
z gowy. Nie moja wina, e porwae dowdc kompanii i teraz kady
pluton sam si rzdzi. Ale gdyby nie rezerwici, nikt by nosa poza
opotki nie wystawi. Podzikowa mi powinnicie.
- Tobie?
- No, moe Pawluk - przyznaem. - Jej pomys. Ja tylko podchwyciem. I tak by przeforsowaa, a tak mam teraz wysze notowania. Wiesz:
patriota, no i jej potakiwacz. Ju nie chodz w kajdankach.
- Nie chodzisz, bo ci wycignem z pierdla. I dowody usunem. Sklem siebie w duchu za zbyt dugi jzor, a Marzen za pomys
stawania tak blisko. Tego akurat mogaby nie sysze. - Wic lepiej
pamitaj: jeli wszystko si popieprzy, a mnie zapi, mog zezna
prawd.
- Prawd? - zapytaem zdziwiony.
- O tym kluczu. Gdzie lea. e piewajco moge zatuc Ziemkowi
cza...
Kpi i moe wycignbym z niego po raz kolejny spowied mordercy.
Uznaem jednak, e lepiej zamkn ten wtek. Twarz Marzeny ju teraz
zesztywniaa.
- Pki Pawluk tu nie ma... - ciszyem konspiracyjnie gos. - Co si
waciwie dzieje?
- Jak to co? Atakujemy. Mielicie czas do drugiej.
- Jacy my"?! Mylisz, e kibicuj zozie fundujcej mi doywocie?!
Ale musz wiedzie, o co w tym chodzi.
- O Rosjanki. Ma ich nie by w Polsce. Proste.
- Nic nie jest proste. Zaatakujecie, a wtedy ludzie zaczn si broni.
336
- Pewnie. Tu jest Polska, polskie wojsko jej broni, a kto mu przeszkadza, to wrg. Nawet - zerkn w stron okna - jak sam Polak. Albo i
Polka.
- Takie proste to to nie jest - powiedziaem moe do niego, a moe do
stajcej w progu smukej sylwetki w polowym mundurze. - To i c h
wewn trz n a, rus ka s p rawa.
- Zamay prawo - rzucia sucho Marzena. Wesza do restauracji
obciona trzema radomskimi sztucerami i skrzynk. Zwalia wszystko
na najbliszy st i posaa mi mroczne spojrzenie. - Ale Masza te.
Musz j...
- To dla nas? - Jasio wsta na widok broni.
- Nie syszysz? - wzruszyem ramionami. - Wojna.
- Musz j zatrzyma. Spenia wszelkie przesanki...
- Nie jeste ju prokuratorem.
- Zastpujemy tu policj. Wywal mnie, jeli jej nie...
- Ratowaa nas - ujem butelk, rozwaajc kuszcy pomys yknicia
raz jeszcze.
- Janusz... wiem, jak byo. I moe nawet jej si upiecze. Ale po
cikim procesie. I nie powiesz mi, e jest normalna. Albo e nie zagraa
otoczeniu.
- Nie zagraa. - Z alem odstawiem flaszk. - Nie bardziej ni
statystyczny Polak. Wsad do czubkw par milionw naszych, to moe
ci pomog.
- Nie musisz mi pomaga. Zamykam j. Chciaam tylko, eby
wiedzia.
- Gdzie? - zapytaem zwile, idc w stron stou z resztkami esdeesowskiego arsenau. Nie protestowaa, kiedy otwieraem skrzynk.
- Tu. W piwnicy. Tak jest bezpieczniej - dodaa, uprzedzajc mj
protest.
Fakt: ktry z pociskw, wybuchajcych na pnocy, mg polecie za
daleko i wpa przez paacowe okno. Nie przyznaem jednak tego na
gos. Na gos zaklem.
- Kurwa ma...
Zdziwiona, spojrzaa do otwartej skrzynki, na lnice tuszczem paczki
naboi. -Co?
346
wypatrzyem lady gsienic. BWP min obejcie Bka i dwa domy dalej
skrci na podwrze. Wie koczya si trzy domy od siedziby sotysa,
ale zaoga nie pchaa si a tam. Ostre trzaski dziaek automatycznych
nie zachcay do wycieczek na pierwsz lini.
Podczas caego przejazdu nie dostrzegem ywej duszy.
Zaparkowaem za stodo, obok bewupa. Modzierza ju nie byo, by
za to szeregowy Kurpianis, kucajcy przy pocie i drcy si do
przenonej radiostacji:
- Nie podjeda! Nie-pod-je-da! Syszysz?! Stoi w miejscu! Niepod-je-da!
Kto, niedaleko nas, strzeli z beryla. Krtka seria, na deser puknicie
mocowanego pod luf wyrzutnika granatw kalibru 40.1 cisza.
Sambijczycy, mniej wstrzemiliwi, rbnli po obrzeach wsi z kaemu,
dwch dziaek wozw bojowych i kilku AK-74. Potem doczy
automatyczny granatnik. Odgosy eksplozji dobiegay z pnocy, ze
skraju wsi. Z dwiema skrzynkami podbiegem do Kurpi anis a.
Dudziszewski, obciony wasn amunicj, zabra jedn.
- Daleko s? - zapyta.
- Wozy na granicy - wychrypia Kurpi anis. Przeszed na nasuch, a ja
zrozumiaem, czemu zbija bki, podczas gdy front utrzymuje, sdzc z
odgosw, jeden strzelec. Zaguszarka przysana z Kaliningradu bya
ekstra: mimo przeskakiwania polskich nadajnikw z fali na fal,
wypeniaa eter icie piekielnym haasem. Pojedyncze, oderwane sylaby tyle wyowiem z lawiny trzaskw.
- A piechota? - Na ssiednim podwrzu dostrzegem modzierz i
adowniczego. Paczoch musia by gdzie z przodu, wypatrujc celw.
- Doszli do rzeczki. Lez na czworakach. Albo czekaj, e czog
osoni.
- Czog? - Dudziszewski przekn z wysikiem lin.
-Jaworski waln z podlufowego, chyba ich odstraszy. Ale dobrze, e
jeste. - Kurpi anis umiechn si blado. - Nasz RPG co nie strzela wskaza na wschd. - Moe nie widz, a moe...
- A co u chorego? - wskazaem radio.
- Chyba spokj. Ciko si dogada. - Wrci wzrokiem do Dudziszewski ego. - Walnby w ten czog. Bo jak ruszy... Dwch nas
351
- Janusz, to ju nie arty. Nie benzyna, scalaki czy spirytus. Przemycasz bro, i to w ilociach hurtowych. Wiesz, ile za to daj?!
- To nie moje. Sowo. Mam na to nawet papier.
- Wsadz ci, kretynie! Na dugo!
- No to ju wiesz, czemu ci nie powiedziaem. Porzdna jeste. Musisz
mnie podkablowa.
- Bo musz!
- No wanie.
Zeszlimy na parter. Ruch z piwnic w kierunku restauracji trwa,
wyszedem wic na ganek.
- Ile mamy czasu? - zapytaa Marzena.
- Loteria. Moe par minut. Ale ostronie nacieraj, wic raczej par
godzin.
- Godzin? - Popatrzya na mnie troch jak na wariata. - Kosman ma
kilkunastu ludzi!
- Pitnastu - sprecyzowaem, podchodzc do nysy. - To wcale nie tak
mao. Miller czystej piechoty ma te niewiele. Z tego cz blokuje wie,
wic si nie liczy.
- Ale ma czogi - przypomniaa.
- Jeden. - Stuknem drzwi furgonetki. - Mog?
- To dowd w sprawie - mrukna. - Nie moesz.
- A to - wskazaem nisz przed kotowni - amunicja. Trzeba j wozi
za Paczochem.
- Daj im mercedesa.
- Mercedes moe zdechn w kadej chwili.
Milczaa z pospn min. Nie ponaglaem jej.
- To dowd. Nie mam prawa...
- Tego - wyjem z kieszeni granat - te nie masz prawa rozda
dziewczynom. Ani nawet karabinw.
- Dziewczynom? - Znieruchomiaa. Przemilczaem to. Schowaem
granat i ruszyem do restauracji.
- Chc was zabi. Nie wiem, dlaczego. - Rudowosa Nadia przeoya
moje sowa na rosyjski. Sam mogem, ale tak byo szybciej. - Jeli ktra
z was potrafi to wyjani, chtnie si dowiem. Ale w tej chwili to mniej
wane.
363
po iloci soi, mielimy ze dwa tysice granatw, sta nas wic byo na
pole minowe. Problemem byy raczej odcigi: postawiem na adunki
odpalane szarpniciem z wntrza budynku, co wymagao wielu dugich
kawakw yki, drutu i temu podobnych.
Grzesiek, podpierajc si kolb, gania po paacu w poszukiwaniu
odpowiednich materiaw. Tak naprawd powinien znale co do
naprawiania protez, obaj udawalimy jednak, e nie widzimy problemu.
Nie protestowaem, gdy podwdzi karabin ze stou. Miaem waniejsze
sprawy na gowie. Przypomniaem sobie o nim, kiedy odprawa dobiega
koca, Ludmia wyprowadzia wojsko za bram, a Juraszko na podjazd.
- Gdzie rodzina? - zaczepiem chopaka.
- U znajomych. Bezpieczniej ni tu.
- Moe powiniene z nimi zosta? - zapytaem wbrew sobie. Potrzebowaem go. Potrzebowaem kadego faceta, jaki si trafi. To dlatego
nawet Jasio Kret zaapa si na gar granatw, dlatego powierzyem
Juraszce dowdztwo a Piratowi mocno deficytowy karabin. Im wicej
nas bdzie, tym wiksza szansa, e moje babskie wojsko nie wpadnie w
panik.
- Tu zostan - mrukn. - Tylko...
Pooy do na stole, obok dwch sztucerw, ktrych nie rozdaem, po
czym zerkn na Nadi. Siedziaa w kcie, koysaa dziecko i wpatrywaa
si w nas. Dziwnie jako. I... w nas? Czy raczej we mnie?
Wikszo Rosjanek oprcz bluz powkadaa te spodnie od
wojskowych dresw. Ona, cho brzuch nie przeszkadza, zostaa w
spdniczce utworzonej przez d nocnej koszuli. Obnosia si z
podrapanymi kolanami i gsi skrk, ale, podejrzewam, kady
przechodzcy obok facet gratulowa jej wyboru. Sam przyapywaem si
na obmacywaniu wzrokiem dugich, zgrabnych ng.
- Co? - nie zrozumiaem.
- No... karabin...
- Dla niej zostawie? - Marzena zmierzya ironicznym spojrzeniem
nie chopaka, a mnie. I sama sobie udzielia odpowiedzi: - No tak,
zapomniaam, masz sabo do rudzielcw.
- Jest tumaczem - bkn Grzesiek.
- Prawda: szef nagle rosyjskiego zapomnia...
366
Lepiej by si stao.
Mur spowolni pocisk. Dziewczyn rzucio na pobliskie drzewo, i
dlatego nie upada, lecz tak czy inaczej powinna trafi do ksigi
Guinnessa. Nie syszaem o nikim, kto przetrwaby na stojco trafienie
pociskiem kalibru 14,5.
Na nieszczcie bya nie tylko twarda. Okazaa si te dzielna. Albo po
prostu uparta. Wzgldnie bezmylna.
Trzymany w prawej rce adunek wyldowa na ziemi. W lewej miaa
jednak drugi - wic rzucia nim.
Przelecia nad murem. I oczywicie nie wybuch: o wyrwaniu zawleczki zapomniaa.
Ta stojca bliej mnie rzucia jak naley. Pno jednak. Torebka rannej
zdya przelecie nad ogrodzeniem i zadzwoni o pancerz transportera.
Akurat w momencie, gdy wukaem zamilk. Stoczeni w elaznej puszce
Sambijczycy mieli szans zorientowa si, co zaszo. e kto zrzuci im
co niemal prosto na by.
Wyrwaem garbatonosej nastpn torb, wycignem zawleczk i
rzuciem. Torba mina lewy reflektor transportera o jakie p metra,
spada kawaek za jego zadem. Rozwaliem i podpaliem czyj pot.
- Padnij!!! - wrzasnem jeszcze raz. Ranna dziewczyna nie usuchaa.
Kiedy spojrzaem na drug stron muru, klczaa co prawda, ale raczej z
braku si ni ducha walki. Dostrzegem te drug Rosjank, szczuplejsz,
chyba ktr z karabinowej pary, biegnc w jej stron. I Marzen,
rzucajc granatem ponad murem.
Potem przyszo nieszczcie. Nie za spraw wukaemu. Bi na olep i
aden z pociskw, ktre przebiy mur, nie dolecia na tyle blisko rannej,
by spowodowa taki kataklizm. Zawinia ona sama. Wycigaa
zawleczk klczc: nacisk kolana zastpi brakujc rk. Trzy sekundy,
dzielce zwolnienie iglicy od eksplozji, to sporo, wic gdyby nie
popenia bdu, mogo jej si uda.
Zdya. I... trafia w mur. Torba odbia si, spada z powrotem na
nasz stron.
Nikt niczego nie prbowa robi. Dziewczyna pozostaa na kolanach;
ta, ktra biega z pomoc, biega dalej. Nie wiem, moe nie dotaro do
nich, co si stao.
385
dziewczyn wprowadziy w bd uniesione pancerne powieki, odsaniajce szklane lepia transportera. Moe mylaa, e skoro na wierzch
dali blachy, to szyby s takie jak w samochodzie. A moe nie miaa
zudze, tylko uznaa, e w kocu te co powinna zrobi, skoro inni
walcz. W kadym razie nie by to objaw paniki: stamtd, gdzie bya,
moga spokojnie uciec.
Zamiast tego, wywalia cay magazynek w nadjedajcy transporter.
Potem jej partnerka rzucia granat
To raczej ona sprowokowaa wukaem do odpowiedzi.
Seria wyszarpna z filara ogromne kaway muru, obalia jedyne
skrzydo bramy, pogruchotaa przd cignika, zapalia go - i zabia
kobiet ze sztucerem. Mao widziaem, lecz kiedy kto dostaje w korpus
pociskiem jak z maego dziaka, nie ma si co udzi.
Ta druga, jej niedosza nastpczyni, pognaa w stron paacu, nie
prbujc podnosi karabinu.
Poszukaem wzrokiem Marzeny. Znika gdzie. Dobrze.
Za to beteer skrca w bram. Stalowe pudo wbio si w bok skonie
ustawionego cignika, z marszu odepchno go o jaki metr. Przyczepa,
przezornie poczona z traktorem w cinite V", zastopowaa ten
pierwszy atak. Gdyby nie ona, wjechaliby bez zatrzymywania i pognali
na paac.
Gupota? Niekoniecznie. Zdobywanie tak duego budynku metod
podchodzenia na piechot mogo pochon wicej ofiar. Sam-bijczycy
prbowali wic przeskoczy te najtrudniejsze kilkadziesit metrw pod
oson pancerza.
Dali mi okazj do kolejnego rzutu. Z pozoru banalnie atwego, bo tym
razem byem blisko, widziaem cel, a ten praktycznie si nie porusza.
Biegem, nie zaszkodzio to jednak precyzji. Granaty wyldoway tam,
gdzie mierzyem - za wieyczk - i nawet prawie we waciwym czasie.
Mao brakowao, a pakunek eksplodowaby dokadnie w chwili zderzenia
z blach. Niewiele te zabrako, by torebka zawadzia o co i pozostaa
na dachu beteera. Wbrew pozorom jest tam sporo wystajcych
elementw.
Miaem jednak pecha: przeleciaa na drug stron. Rbno zaraz
potem, tu obok wozu, ale jednak nie na wozie. Zaoga nie ucierpia388
a. No, moe jej nerwy. onierz desantu, ktry wzi mnie na cel,
spudowa z parunastu metrw, a nim poprawi, zanurkowaem za pie
drzewa.
Roso tu ze dwiecie lat i dorobio si stosownie grubego pnia, lecz
przezornie padem na brzuch. Wbrew temu, co sdz dyletanci, byle
drzewko nie chroni przed karabinow kul: trzeba przeszo p metra
dobrego drewna, by spokojnie przeczeka ostrza z typowego automatu.
Miaem wicej, ale to nie uzbrojonych w automaty chopcw z desantu
si baem. Bagaem w mylach celowniczego wukaemu, by nie uzna
mnie za godnego obracania wiey.
Na szczcie kto zacz strzela z okien paacu i to nim zaj si
celowniczy. Rozsdnie zreszt. onierze desantu mieli strzelnice w
burtach. Pki tkwili w rodku, zabezpieczenie bokw naleao do ich
obowizkw.
Na razie transporter w wikszej swej czci nie przekroczy umownego
progu bramy, strzela wic tylko jeden; pozostali nie sigali wzrokiem za
mur. Kierowca z uporem pcha si przez barykad. BTR way
kilkanacie ton, ma napd na wszystkie osiem k i silnik mocy przeszo
dwustu koni. Nie jest to czog, ale powka T-34 si uzbiera. Nie byem
wic pewien, czy manewr jest gupi czy na odwrt - najlepszy z
moliwych. Nie wiedziaem te, czy si sprawdza: kaasznikow
obupywa kor to po lewej, to po prawej stronie mego drzewa,
uniemoliwiajc choby spojrzenie, o rzucaniu granatami nie mwic.
Niedobrze. Koniec przyczepy z wolna sun ku paacowi, transporter
zdobywa kolejne centymetry. Zastanawiaem si, czy wysadzaj desant
Powinni. Rozbiegajca si po parku piechota lepiej zabezpieczy wz
przed kolejnymi wizkami granatw. Nie byo kolejnych, ale o tym
przecie nie wiedz. To znaczy owszem: bya. Jedna. ciskaem j w
doni, prbujc podj rozsdn decyzj.
Wychyli si i zaryzykowa rzut? Teraz czy potem?
Facet wie, gdzie jestem. Zdy strzeli. Celnie. Chyba e... Podniosem
si, zostawiajc torb na ziemi. Zamiast niej trzymaem w rku wyjty z
kieszeni granat.
-Le!
Jasna cholera... Marzena?
389
396
397
- Ja? - Znw nie patrzylimy na siebie, ale teraz za spraw obu stron. Przeze mnie tylko masz kopoty.
- Tak ju jest z babami - mruknem. Nagle dotaro do mnie, e stoi
cholernie blisko. Czuem jej zapach. Taki sobie: mundurowi faktycznie
dobrze by zrobio pranie.
- Nie o takich mwi - zaprotestowaa. - Aresztuj ci, i w ogle... To
cakiem co innego ni z tymi.
- Z ktrymi? - zapytaem. Przeuwaa odpowied adnych par sekund,
lecz w kocu przepucia przez gardo.
- Z tymi do ka.
- Z adn nie spaem.
- Z tymi, co by je chcia do ka - rozwina myl.
- Jeli z tymi - teraz ju cakiem w okno patrzyem - to jest akurat
dokadnie tak samo.
- Co? - lekko zachrzcio jej w gardle.
- Dokadnie tak samo - powtrzyem. - Te zero szans na seks, za to
kana jak cholera.
Chyba prbowaem j omin. Niezdarnie, ale chyba tak. Zapaa mnie
za konierz. W poowie przynajmniej, bo reszt doni czuem
bezporednio na karku.
- Co znaczy: tak samo? - Do zowrogo to zabrzmiao. - To twoje
kobiety. Nie wiem: obie, tylko jedna... Ale ktra na pewno. I to dla
niej tu tkwisz. - Zawahaa si, po czym dodaa: - Zabi si dajesz.
Zamkn. Nie dla Rosjanek.
Czuem ciepo jej palcw. I tyle. adne z nas nie przemiecio si ani o
milimetr, nie wiedziaem wic, jakie s: szorstkie czy moe liskie od
potu. Niewane. Ciepe byy i czuem ich dotyk na skrze.
- Jest-dokadnie-tak-sam o -wymwiem dobitnie sowo po sowie.
I znw j okamaem. Doszed element, ktrego jako nie zapami
taem ze swych relacji z tamtymi dwiema. A nawet dwa elementy.
Miaem wzwd jak cholera. I, co jeszcze dziwniejsze, cakiem mnie to
nie wzruszao. adnego strachu, e kobieta, z ktr rozmawiam, co
zauway.
- Co ty pieprzysz? - Nadal grzaa mi skr karku poow palcw.
Teraz jednak wiksz poow. Do kciuka i wskazujcego doszed
rodkowy. Fajnie. Jej gos te zrobi si fajny: chrapliwy i mikki
407
- Nagle skrci. - Ponury Juraszko wskaza wytyczony przez napastnika szlak, peen poamanych krzakw i zakoczony, patrzc z naszej
perspektywy, wyomem w murze. - Mylelimy, e drog pojedzie.
Dziewczyny nie zdyy... I tak dobrze, e... Jakby czog, to strach
pomyle.
- Ona... - Marzena wpatrywaa si w foli. - ya?
- H? - Nie dosysza. - Wiey nie mia.
- IMR - wyjaniem. - Maszyna saperska. Taki jakby czog-spy-chacz.
Ma pancern kabin, a ten Miszy kaem na stropie. Zastrzelili j odpowiedziaem za Juraszk. - Maj z czego strzela, nie musz
rozjeda.
Okamywaem j. IMR rozbi mur i pogna ostrzela paac. Pewnie ju
na starcie wykonywa luf kaemu na prawo patrz". Nie zastrzelili
dziewczyny, bo po prostu nie mieli z czego. To dlatego nie ucierpiay
inne: wz mia wpa do parku, ostrzela budynek i wia; reszta naleaa
do wlewajcej si przez wyom piechoty. Przypadek sprawi, e
Sambijczycy trafili na zgrupowanie obroczy, e IMR omin je z
niewaciwej strony, moe nawet nie dostrzegajc, a biegncy za wozem
strzelcy dostali si wprost pod lufy i deszcz granatw. W sumie mielimy
szczcie. Szczcie, za ktre sono zapacia okryta foli kobieta.
- le to wyglda - hukn Juraszko. W swoim mniemaniu: dys
kretnym pgosem. - No to zakryem. Potem moe...
Potem si nie dao. Dwa podwrka dalej sambijski BTR-70 wtoczy si
midzy opotki. Pod oson ognia jego kaermu - na szczcie kalibru
7,62, wukaem najwyraniej chopaki przepili - ruszyo kolejne natarcie.
Druyna piechoty ostrzeliwaa wyom, podchodzia, rzucaa granatami
nad murem i za pomoc jednej albo dwch drabin prbowaa dosta si
do parku. Chwila nieuwagi moga si skoczy nieciekawie. P tuzina
karabinw, w tym zdobyczny kaach, starczyo jednak, by poszy
pojawiajce si w dziurze lub nad murem gowy. Drzewa i przywilej
pierwszego strzau dobrze chroniy grupk Juraszki. Przynajmniej pki w
gr wchodzi jeden wyom.
Poleciem ustawi czujki i pilnowa, czy czog nie wraca. Wizki
granatw, od biedy dobre na transporter, nie miay szans w starciu
414
z grubym pancerzem. Nakazaem odwrt do budynku, gdyby Sambijeykom starczyo odwagi i sprbowali szarzy ponownie.
Na szczcie wojna to take poker. Nie wiedzieli, czy za murem nie
czeka na nich tym razem gotowy do strzau RPG. Nie zaryzykowali
powtrki. Atakowali pieszo. Przez kwadrans strzelaem i rzucaem
granatami do maych plamek ruchu po drugiej stronie wyomu, do
szelestw za murem. Marzena klczaa par drzew dalej, z kolb przy
ramieniu. Pilnowaa grzbietu muru. Jak na mj gust, ulokowaa si troch
za blisko: mocno rzucony granat mg wyldowa z boku albo i za ni,
niwelujc oson pnia. Ale nie protestowaem. Z bliska widziaa duszy
odcinek ogrodzenia.
Faceta zakradajcego si z drabin upolowaa jednak nie ona i nie
Juraszko, strzegcy muru na poudnie od wyomu. Hem wypatrzy kto,
kto zaj miejsce Raguziaka, to na strychu. Usyszaem huk wystrzau,
brzk dziurawionej blachy, oskot walcego si ciaa. Koledzy trafionego
wrzucili w odwecie do parku dwa granaty.
Zerwaem si, przebiegem pod mur. Dostrzegem Marzen, biegnc
moim ladem, ale najpierw poderwaem sztucer i wpakowaem dwie kule
w szczytow cian paacu. Dobrze wyszo. Kilka centymetrw od
krawdzi okienek.
- Co? - Przypada plecami do cegie, tu obok mnie. Pytaa szeptem.
Walczylimy w duej mierze na such.
- Zdradziem. - Baa si, wic wykrzesaem z siebie umiech. -Strasz.
Lepiej, eby dziewczyna nie zamarudzia przy tym oknie.
Miaem nadziej, e si nie zastaa, bo po sambijskiej stronie muru
kto si zorientowa i zafundowa okienkom poddasza ostrza z dwch
kaachw i granatnika. Granat nie trafi w otwr, ale mao brakowao.
Cz kul trafia.
Strzelanina saba. Wyom by pod ogniem, gr te nie udao si
przej. Millerowcom koczy si zapa i granaty. Byli w hemach,
kamizelkach, mocno obwieszeni magazynkami. Na tuziny granatw po
prostu brakowao im ju udwigu. Pewnie przywieli troch w wozach,
ale na polu bitwy liczy si to, co pod rk. Wyprawa, choby krtka, po
amunicj, to przedsiwzicie albo czasochonne, albo ryzykanckie.
415
416
417
420
421
- Bezdzietnym.
Ju si nie umiechaa. Milczaa przez chwil.
- Powiedzia ci? - Nie zdyem wyjani. - O ktrym?
- Co? - wyduya mi si mina. Liczba mnoga?
- Jak si oka bardzo porzdna, bd miaa troje na karku. Jeli
porzdna, dwoje. Jak suk, jedno.
Splota obie donie na wysokoci ppka. cignita pasem, nadal miaa
tali osy. Ale wreszcie do mnie dotaro. W ci nie zajd, a zby i tak
sztuczne..."
- Jeste...? - A mi si nie chciao koczy.
-Jeli wredn suk, te jedno. - Ona dokoczya. Pogaskaa brzuch. Za pno ju, nawet gdybym umiaa usun. A nie umiem. Nie chc go,
wiesz? Powinno si kocha ojca. Ale ju jest i jedno, co mog, to da si
zabi. Dlatego taka odwana jestem. Bo ycia si kurewsko boj.
Objem j. Troch po to, by ukry wyraz twarzy.
- Bdzie dobrze - wymruczaem.
- Nie bdzie. - Nie odwzajemnia ucisku, ale opara czoo o moje
rami. - Mam dugi, siostr u czubkw, pojebanych rodzicw, niedorozwinitego siostrzeca, siostrzenic, ktra zaczyna pa, a teraz
jeszcze nielubne dziecko. A poza tym kawa blachy w kolanie i kup
sztucznych zbw. Po prostu ekstra partia.
- No co ty... - zaprotestowaem niemrawo. - Jeste...
- Tomek to warzywko. M Agnieszki wytrzyma siedem lat. Jak si
zaharowaa, zbrzyda, zgorzkniaa, przymulio j od zmieniania pieluch odszed. Zostaa z trjk dzieci. Pomagaam jej. Rodzice nie. al mieli,
e taksie gupio w yciu ustawia. I e im takiego wnuka... Potem trafi
jej si facet Tylko e znw to samo: katolickie z nas dziewczyny, wic
zero czynnej antykoncepcji. W sumie tak powinno by: nie pieprz si z
facetem, ktry nie umie uszanowa twojego dzi nie". Ale faceci
Agnieszki nie umieli. A ona te gupia. Chleb z margaryn jedli, a ta
kretynka znw zasza. Powiedziaa tatusiowi. Wyszed po fajki. A w
Irlandii szuka. Przybiega do mnie. Po fors na skrobank. Za drzwi j
wywaliam. Przecie polowaam na takich, co ycie poczte niszcz. Wyczuem gorzki umiech w jej gosie. - Urbanowe NIE" miao mnie na
celowniku, potem nawet
422
- No wanie - wy dysza. Tak jak dwjka od modzierza, by oblepiony botem, utworzonym z potu, ziemi, somy, kurzych odchodw i
wszystkiego, na co mona natrafi, pezajc po wiejskich podwrkach. Dobrze, e...
- Oberwa? - Kiwn gow. - Na amen?
- Tak... ale...
By zadowolony z naszej obecnoci, lecz doszukaem si czego
jeszcze. abiszewski raczej nie.
- Kto teraz dowodzi? - rozejrza si.
- Chyba Grochniarz - zawaha si Dudziszewski. - Zero dowdcw
druyn. Paczoch ma modzierz, ci z bewupw te nie mog... A on jest
najstarszy. Rezerwa, crka w oglniaku...
- Gdzie teraz jest? - zapyta abiszewski.
- W tamtej stodole - wskaza. - Obok bewupa. Pose
bez sowa ruszy na zachd.
- Co jest? - zapytaem Dudziszewski ego.
- Moe lepiej... sam pan zobaczy. To niedaleko.
Prawda: od celu dzielia nas wska drka, rozwarta na ocie brama i
jeden poL Tyle e ca tras pokonalimy na czworakach albo pezajc
na brzuchu. Gospodarstwo, do ktrego zmierzalimy, od pnocy
ssiadowao z polami.
Kosman lea na brzuchu midzy stodo a kp zaroli. Umar, sdzc
po kauy wieej krwi, te tutaj.
- Widzi pan? - Dudziszewski podnis si, klkn. - Mia cae po
dwrze na oku. adnego osonitego podejcia.
Zaskoczy mnie. Patrzyem w dokadnie przeciwnych kierunkach -na
pola i ssiedni posesj, zasnut dymem z poncej obory. Nie w stron,
z ktrej nadeszlimy.
- No i? - Tak jak on, mwiem pgosem.
- A kto podszed. Niech pan obejrzy jego gardo.
Uniosem gow Kosmana. Ju przedtem, po krwi, wida byo, e
dosta w podbrdek, moe w szyj. Zdyem nawet skonstatowa, e
odamkiem. Kula przelazaby na wyloL
Ale to nie odamek pozbawi go ycia.
- N? - Co zachrzcio mi w gardle. Tak jak jemu, ledwie par
minut temu, zachrzcio stalowe ostrze.
435
- I to na hemie - Dudziszewski dotkn poszarpanego pokrowca. Czym dosta. Trzy razy. Nie kolb.
- Moe odamki... Walczylicie wczeniej.
- Moe - mrukn bez przekonania. - Ale moe motek. Po mojemu
kto go trzasn od tyu, potem poprawi dwa razy. A potem podci
gardo.
Rozejrzaem si. Dookoa leao kilkanacie usek.
- Mia beryla. - Rozpoznaem ksztat
- Chopaki zabrali.
- Zosta przy zwokach? - upewniem si. Skin gow. - A amunicja?
Te znaleli?
- Cztery magazynki. Plus ten w automacie.
Popatrzyem na ziemi. Bya wilgotna, nasze lady odcisny si
midzy kpami rzadkiej trawy.
- Pytkie - dotknem jednego. - Gdyby kto podbieg i ostro hamowa,
byyby gbokie. I zabraby bro. Bo kiedy uywa si noa? Jak ma by
cicho... ale tu nie musiao, bitwa przecie... i z braku czego lepszego.
Mg go zabi Rosjanin, ktremu zabrako amunicji. Ale taki zwiaby z
berylem. Albo chocia z magazynkami. A ten... Wyglda, e wiadomie
wybra n.
- To by musia by niezy kozak. Z bagnetem tak szarowa... A z nich
kozacy tacy sobie.
Podparem zwoki kolanem, obrciem troch mocniej. Staraem si nie
patrze w twarz. By w porzdku i chciaem go zapamita w tym
lepszym, ywym wcieleniu. mier zwykle ograbia ludzi z godnoci.
- Kurwa... - zaklem. Mimo wszystko miaem nadziej...
-Co?
- Widzisz to? - musnem palcem zakrwawion grdyk. - Drugie
cicie. - Patrzy na mnie, marszczc brwi. Zgiem rk Kosmana i, w
zastpstwie poduszki, wsunem pod twarz. - Kto go oguszy a potem
zarn. Ale mu nie szo. To nie takie atwe, jak si ma troch skrupuw.
- To nie Rusek - powiedzia cicho.
- Oni nas albo my ich. Adrenalina a buzuje. Biegniesz przeraony z
noem na faceta z karabinem, wic jak ju ci si cudem uda,
436
437
- Co druga postaraa si o ci tylko po to, by si wyrwa z Kaliningradu. Jak dla mnie kobieta, ktra rodzi dziecko, bo tak wygodniej,
to kurwa. Nawet gorsza od tej zwykej. Zwyka tylko sob handluje.
- Te dziewczyny walcz i gin - rzuciem przez zby. - Nie obraaj
ich. Zwaszcza e to ty z kolegami takie zasady ustalasz. Pieprzy ludzi,
niech zdychaj pod bombami. Pody ratowa.
- Walcz? Te mi zasuga... Jak ci zabijaj, bronisz si. Pytanie, czy
one by walczyy za nas - wskaza onierzy. - Ot nie. Bo to kurwy. Z
dwiema gadaem i obie okazay si kurwami. Nie mw, e to przypadek.
- Chrzanisz.
- Chrzani? Ta ruda ju rano chciaa mi lask robi, byle j wywie z
Kisun. Przy Kos manie te si krcia.
- Ruda? - drgnem.
- A Olga... Olga? - upewni si, patrzc na onierzy - sama zaproponowaa, e da im dupy. Kademu, ktiy zechce.
- Chrzanisz. - W to nie uwierzyem.
- Prawda - mrukn Kurpianis. - Powiedziaa, e dla niej to nie
problem, a my za nie walczymy, naley nam si... - Nie byem w stanie
skomentowa. Na szczcie sam posa abiszewskiemu ponure
spojrzenie. - Pracowaa na ulicy, okej. Ale w porzdku jesL Lata za
Paczochem, nosi mu amunicj... Odwana dziewczyna. I grosza nie
chciaa. Po prostu... tak... no, z sympatii.
Nowiny znokautoway mnie z lekka. To ja wybraem jedn i drug.
Nadi pniej, ju po fakcie, ale i tak... Pogratulowa wyczucia. Na
szczcie na facetach znaem si lepiej. Grochniarz mnie nie zawid.
- Do tych pierdo - warkn. - Zbierajcie si, jedziemy do kocioa. A
ty, Krechowiak...
- Dobra. - Podniosem sztucer, mierzc mu w twarz. Ulyo mi: znw
wiedziaem, co robi. - Oddaj bro i pas. Aresztowany jeste. Za
sprzeciwianie si dowdcy.
- Pierdol si! Sam jeste aresztowany!
Protestowa, ale w znamiennym bezruchu. Wyczu, e nie artuj.
Chyba wszyscy wyczuli.
440
- To proste pytanie.
Zdjem hem, pooyem na biurku.
- Nie chciaem si pokazywa z karabinem.
Znieruchomiaa. Zaskoczyem j.
- Wzie go, eby... nis karabin? To idiotyczne.
- Wiem. Ale sdy te bywaj idiotyczne. Nie bdziesz miaa ko
potw. Nie jeste std, z wyrazu twarzy nie umiesz czyta, przydzie
lia winiowi konwojenta, nikt ci nie uprzedzi, e jest upoledzo
ny umysowo. Kryta jeste.
Nie poruszaa si jeszcze przez par sekund.
- To dla mnie? - Ledwie j usyszaem. - Ty debilu. Mogli ci przez to
zastrzeli.
- Jestem pesymist - wyznaem. - Zakadam, e przeyj. Nie chc,
eby mnie wwczas... no, nie lubia.
Staem przy brzegu biurka, tam gdzie ona wtedy. Wtedy? Mina
ledwie godzina z kawakiem. A jakby inny wiat.
- A ja bym chciaa.
Byo cicho, syszaem j, cho mwia szeptem. Nie byo powodu
podchodzi, zwaszcza tak blisko.
- Co? - zapytaem z niedowierzaniem. Mj oddech poruszy wosami,
czarnymi w pmroku.
- Nie chc ci lubi. - Przechylia gow, nadstawiajc policzek
mojemu policzkowi. - Za mao ci dam, a wtedy uciekniesz. I bd
nieszczliwa.
adne z nas nie unioso rk. Tak byo lepiej. Sta, dotyka si,
wiedzc, e to drugie moe w kadej chwili cofn twarz. I e nie cofa.
- Ja to miaem powiedzie.
- Ty nie masz trjki dzieciakw na karku.
- Ja nic nie mam. Musna
doni moje udo.
- Juraszko powiedzia, e Jasio ma ziemiank w lesie. Pomyla
am... Przepraszam. - Wodziem ustami i nosem po ciepej skrze
na styku jej szyi i ramienia. - Ale wiesz? Troch mi ulyo. Pomy
laam: uciek. Nastpny facet ci ola. Fajnie. Wszystko jasne. Nie
bdzie problemw.
444
452
- Moemy pogada?
Marzena dokoczya ukadanie szafy na boku - w ramach barykadowania korytarza - skina gow trjce brzuchatych wsppracownic i wesza do pokoju. Usiedlimy na ku. Byo ciemno:
powykrcaem wszystkie korki, by nie uatwia ycia snajperom Miszy.
- Musz... wyj. Na troch - oznajmiem.
- Dokd? - Nie zdyem otworzy ust. - Id z tob.
- A kto bdzie dowodzi?
- Paczoch. Ludmia. Juraszko nawet Kade z nich lepiej si do tego
nadaje. Jestem lepy urzdas, a nie...
- Jeste odwana, mdra i robisz dobre wraenie. - Popukaem j w
naramiennik. - Oficer, to si liczy.
- Gdzie ci znowu niesie?
- Nie spodoba ci si - ostrzegem. Milczaa, nie raczc komentowa. Sprbuj wzi Ew i Masz i...
- I? - zaszydzia. - Trj kcik? A taki kogut jeste?
- Marzena...
- Trzeci masz we wsi? Fajna? Bo jak nie, to daruj sobie wychodzenie.
Mao tu dziewczyn? I ek?
- Bd powana, co?
- Jestem. Dymanie to powana sprawa.
- Wkurzasz si, bo prbuj ratowa im ycie? Tobie te prbowaem.
Nie chciaa i do Pirata.
- Nie bra ciarnych.
- Gupich nie bra - rzuciem przez zby.
- A w ogle - odwarkna - to cigle jeste aresztanL
W oddali zajcza rozrusznik. Dopiero taki samotny dwik pozwala
uprzytomni sobie, jak cicho jest we wsi.
- Niczego bardziej bym nie chcia - wyznaem, nie patrzc w jej stron
- ni mc zabra i ciebie. Ale ich w Maogorsku palcem nie tkn, a z tob
Wilnicki ma...
- A ty? Moesz i z dziewczynami? - Popatrzyem na ni, zaskoczony. - Wygasz si jako? Ambasador jeste.
- Mylisz, e chc uciec? - spytaem z niedowierzaniem.
453
454
- Pytam, dlaczego. - Tym razem nie spieszya si z odpowiedzi. Zatrzymaa j tutaj. Sprytnie. Wiedziaa, e nie odejdzie, jeli
pomachasz dyplomem lekarskim.
- Zasuguje na dyplom - bkna.
- Chciaa, eby zostaa - oznajmiem twardo.
- Nie stercz w oknie - pocigna mnie w bok. Zrewanowaem si
lekkim chwytem za kark.
- Stracia przez ciebie zawd. Teraz moe straci ycie. Chc wiedzie,
dlaczego.
Przechylia gow, przywara policzkiem do mej rki.
- Baam si - szepna. - e z ni odejdziesz.
Objem j, teraz ju oburcz, i przytuliem. Zarzucia mi rce na
ramiona. Stalimy tak moe i z minut. Jej ucisk czuem nawet przez
kamizelk kuloodporn.
- Ciemno - szepnem w kocu. - Musz i.
- Nie id - rzucia odruchowo. - Dokd?
- Do telefonu.
- Telefonu? Przecie...
- Idiota jestem - wyznaem z gorycz. - Wolno kojarz.
- A ja wcale. O czym mwisz?
- Wilnicki ma tu szpiega. Szpieg szuka tego. - Wycignem z kieszeni udajce komrk radyjko. - Ujawni si przed Szurymem, eby je
dosta. Sporo zaryzykowa. Jeli Szurym zacznie sypa...
- Ujawni? On? Mylaam, e obstawiasz witek.
- Ja tak. Ale czy Wilnicki? Powinna teraz siedzie pod kluczem.
Myl, e wystara si o kogo jeszcze. Choby na cznika. Ale nie w
tym rzecz.
- A w czym?
- W moliwociach. Ktokolwiek to jest, musi przekazywa meldunki.
Mona oczywicie przekrada si przez front. Tylko e to ryzykowne.
Milczaa przez chwil. A potem to powiedziaa:
- Nowak.
- Bystra dziewczyna - pochwaliem j.
- Kupi od Bka plan wsi. I spis mieszkacw. Bystra? - parskna. Te dupa jestem, nie detektyw.
457
- Dziki.
- Ten spis mnie zmyli. - Westchna. - Mylaam tak jak sotys: e
facet chce pohandlowa kartami rezerwistw. Zapomniaam, e to wie.
Kady zna kadego; po choler tubylcowi ksika adresowa?
- Pohandlowa, ale planem i z Wilnickim. To znaczy... - Teraz ja z
kolei westchnem. - Cholera, nie wiem... Nowak cakiem mi nie pasuje
do tej roli. To prymityw.
- Kupi ten plan - przypomniaa. - I nazwiska. Czyli kupowa dla kogo
obcego, kto nie kojarzy budynkw z ludmi. witek? - Musiaa
zmarszczy brwi, ale za ciemno ju byo, bym to dostrzeg.
- Jednak ona?
- Tak nigdzie nie dojdziemy. - Odsunem j delikatnie. - Na upartego
tubylec te mg potrzebowa nazwisk. Wiem, gdzie kto mieszka, ale ju
jaki to numer chaupy...? Bij zabij. Nie tdy droga. Musz zniszczy ten
telefon.
- Nowaka?
- Nowak nie ma stacjonarnego. Przy takich zodziejskich stawkach za
abonament.. A to biedna wie. Jeli nie prowadzisz interesu i nie musisz
duo rozmawia, to tylko komrka. W Kisunach s raptem trzy numery
podczone do kabla. Jeden to hotel, drugi automat obok przystanku.
- A trzeci?
- Nie potrzebujesz czego ze sklepu?
- Serio pan pyta? - upewni si Dudziszewski. Oderwa wzrok od
optycznego celownika RPG-7 i spojrza na mnie.
- Nie, wiruj z tych nudw... - Tak jak on, mwiem szeptem.
Klczelimy przy wyomie we wschodnim murze, obserwujc pogrone
w mroku, ciszy i bezruchu centrum Kisun. Widok przesaniay troch
namioty wojskowego biwaku, ale pawilonik sklepowy sta dalej na
poudnie i oddzielay go od nas, poza odlegoci, tylko jakie marne
krzaczki.
- Moe si spali. Cay. Ludzie majtek strac.
- Ale przeyj. A mnie moe kto kropn, jak tam po prostu pjd. To
co, trafisz?
458
- Dokd?
Uwierzy? Czy tylko sprawdza jako mej bajeczki?
- Nie wiem. W tej wsi jest ze trzysta budynkw. Zreszt sam wiesz:
dostae od niego plan i spis mieszkacw... Do tego zarola, sady...
Jest gdzie schowa trzydzieci osb.
Ju przeczesywali Kisuny, coraz szybciej, omieleni brakiem
niespodzianek. Nawet jeli zdoam odsun nalot w czasie, to na krtko.
Tum zbiegw, ktrych nie ma nigdzie indziej, musi by w paacu. To
oczywiste.
- Mona wiedzie - pukownik przybra swj pokazowy, wy luz owany i niedbay ton - o kim w ogle mwimy?
Marzena zadara mj sweter i koszul, zacza oglda ran. Syczaa,
krzywic si bolenie. Te miaem ochot. Lewa nogawka bya
zakrwawiona a po kolano.
- O twoim agencie numer dwa.
- O! To mam i numer jeden? - zdziwi si ironicznie.
- A ja to niby kto?
- Tobie ju nie ufam. Grasz przeciwko nam.
- Skrel go - rzuciem twardo. - Przyapali palanta nad trupem. Zrobi
wszystko, by si cho troch wykrci. Bd ci przez niego przekazywa
faszywe informacje. Jak znam tego kutasa, wybierze ssiadw, ktrych
nie lubi, i wmwi ci, e Rosjanki siedz w ich piwnicach.
- To mie, e ostrzegasz, Krechowiak. Problem w tym, e aden palant
i kutas nie pracuje dla mnie w Kisunach.
Przez chwil walczyem z paniczn myl, i jako detektyw jestem do
dupy i cae moje rozumowanie mona o kant powyszej rozbi.
- No to moe dla Miszy - warknem. - Nie wiem, nie ja go prze
suchuj. Wiem, e zabi dwie osoby, eby si dosta do telefonu,
i mwi o bombardowaniu paacu. A jego kumpel kupowa dla was
plany od sotysa.
Znw krtka chwila na zebranie myli.
- I co jeszcze wiesz?
- e tych cholernych bab tu nie ma. I jak spalicie paac, to si na ciebie
wkurwi i nie powiem, ktra z nich szasta na lewo i prawo fors,
szukajc ochrony.
466
jaw... Bdziemy mieli p rzs ran nie tylko u Rosjan, ale i u reszty
wiata. Niesusznie, nawiasem mwic. Zachodnie rzdy skrycie kibicuj
Begmie. Embargo prbuj ama praktycznie wszyscy, tyle e przez
Batyk im trudno. Nasza marynarka przyapaa ju i Amerykanw, i
Francuzw, i Niemcw... Bandery byy oczywicie pa-namskie albo
liberyjskie. No a my mamy Zalew i granic ldow. Plus moralny
obowizek wysyania pomocy humanitarnej. Barki, tiry... Sporo okazji. O
tysicach chtnych tragarzy nie wspominajc. Te sporo przez granic
przerzucaj. Cho to gwnie zasona dymna.
- Rzd wspiera Begm? - Marzena nadal nie wierzya.
- Powiedzmy: przymyka oczy. Umiejtnie skdind. Nawet Rosjanie
wierz, e cae paliwo przecieka na sambijsk stron na plecach takich
detalistw jak Krechowiak, sawnych polskich mrwek granicznych, a
stoi za tym co najwyej mafia paliwowa. e dziurawa granica to kwestia
nieudolnoci polskich wadz. Tyle rzeczy umiemy spieprzy, wic czemu
nie to? Zreszt nasze mrwki ruskim spadochroniarzom sprzedaj prawie
tyle co Begmie. Zero polityki. Handluje si z tym, kto akurat panuje nad
danym kawakiem pogranicza, a Rosjanie utrzymuj spor cz. Wic
Kreml nie protestuje, bo to najtaszy kana zaopatrzenia. Po co konserw
iem posya, lawirowa midzy rakietami, skoro polski wieniak w
plecaku dziesi razy taniej dostarczy? A propos, Krechowiak: jeli
media ujawni prawd, nowa wadza, chcc nie chcc, rozprawi si z
przemytnikami. Bd ci przeklina od Braniewa po Suwaki. Mnstwo
rodzin zbiednieje przez twoj rycersko. - Zamilk na chwil. - I drugie
a propos, nawizujc do Bitwy o Angli... Nigdy jeszcze tak niewielu nie
mogo wpakowa tak wielu w tak gbokie gwno. To o was. Wic si
zastanwcie. A potem oddajcie mi t dziwk. Czekam p godziny. Aha,
Marzena... Mam adres Gosi, migowiec i ludzi. Bdziesz gupia - zrzuc
ci siostrzenic. A spadochronu nie mam.
Odoy suchawk.
Nikt nie strzela, syszaem kady jej oddech, a mimo to nie chciao mi
si wierzy, e tak po prostu siedzi na moich kolanach: to by wbrew
pozorom rodek bitwy.
477
- Wygodne - burkna.
- Wygodne - przyznaem. - Bardziej mnie polubisz.
- Janusz, mwimy o wydaniu na tortury modej kobiety. Matki.
Zreszt on na tym nie poprzestanie. Znam te chwyty. Jak raz ustpimy,
damy si zama, zada pozostaych. Bdzie mia nas w garci. I
prawnie, i psychologicznie.
- Wic jej nie wydamy - powiedziaem spokojnie.
- I co wtedy? Mamy jakie szanse?
- Ciemno - wskazaem okno. - Trudno trafi. Wygra ten, kto moe
strzela szybciej i duej. Czyli oni. Na sztucer mamy po paczce naboi.
Ju nie wspomn, e to onierze, nie ciarne kobiety, i e s klepnem kamizelk - opancerzeni. A wanie... W to.
Nie daa si zepchn z kolan.
- Zbroje s dla facetw - prbowaa artowa.
- Moe i jeste po czci facetem - te prbowaem, spogldajc na jej
brzuch. - Jest was dwoje.
- Wanie dlatego - spowaniaa.
Objem j, przytuliem mocniej. Mj brzuch protestowa, ale pieprzy
brzuch. Potrzebowaa tego.
- Nie mw tak. Urodzisz i bdziesz najszczliwsza na wiecie.
Kobiety tak ju maj.
- Nie zawsze. Boj si - szepna. - Czuj, e skocz z gow w
piekarniku, jak Agnieszka. Troje dzieci, Jezu... Jaki facet mnie wemie?
No jaki?
- Gupi - stwierdziem. - Albo zakochany.
- Do koca ycia wszystko sama i sama? I wibrator na dobranoc? Nie
dam rady. Za saba jestem.
Miaem do rozumu, by nic nie mwi. Na szczcie nie musiaem. W
drzwiach stana Ludmia.
- Znw dzwoni z kocioa. Ten polityk.
- Zabilicie Polaka! - abiszewski krzycza pgosem. Wyraa
oburzenie, ale i dba, by aden znerwicowany Sambijczyk nie wygarn
w koci. - Z premedytacj! A gdyby ta rakieta wpada przez okno?!
Wiesz, ile...
479
gumki. Nie zrobiam tego, wic moja wina. Nie suchaj tych kretynw,
ktrzy pieprz w telewizji, e to para odpowiada. Facet jest
odpowiedzialny tylko, gdy gwaci. Kiedy kobieta powie nie", a on dalej
to robi. W kadym innym przypadku antykoncepcja to babska dziaka.
Niby skd masz wiedzie, czy dymasz akurat podn?
- Marzena... Co?
- Zrobisz co dla mnie?
- Pod warunkiem, e si odsuniesz - umiechna si smtnie. mierdz.
- Obiecaj Ewie, e jej pomoesz odzyska dyplom. - Nie poruszyem
si; nadal chonem policzkiem ciepo jej uda.
- Obiecaam. - Gos od razu zrobi jej si drtwy.
- Ale bezwarunkowo. Nie dlatego, e zostanie i bdzie leczy. Chc j
std odesa. I Masz te.
- Ewa nie pjdzie.
- To tym bardziej moesz obiecywa.
Milczaa przez chwil.
- Odprowadzisz je? - zapytaa bardzo cicho.
- Mog std odej z trzema dziewczynami. Z dwiema nie.
- Ta trzecia to Nadia? Ty.
- Mnie zabij - umiechna si pobaliwie, jak matka wysuchujca
dziecicego baj durzenia.
- Z tob bym ucieka. Jasne, e nie oddam ci na ask Wilnickie-go.
Siebie bym mg: ma na mnie haki i wie, e jestem rozsdny.
- Ty rozsdny? - rozemiaa si.
- Spaaadaj... - mruknem. Wytarmosia mi wosy, stopniowo
przechodzc do coraz delikatniejszego gaskania. - Marzena... nie
bdziesz na mnie za, dobrze?
- Nie bd - zgodzia si.
- Jak ju odprawi tamte dwie... We dwoje, tylko ty i ja... chyba
moglibymy uciec. To jest do zrobienia.
Jej do znieruchomiaa na chwil. Potem jednak ruszya ponownie. I
nadal bya delikatna.
- A uciekby, gdyby mnie nie byo?
482
488
489
491
494
wa... - Wyrwaa mi rk, wic daem spokj stronie technicznej. Marzena, Wilnicki to zrobi. Czuj, e...
- Zrobi, to zrobi! Nie twj interes! Doroli s, sami wybrali!
- Tam s dzieci, kobiety... Caa wie.
- Pierdol ca wie! Raz chybisz i doywocie!
- Nas i tak pewnie... - ugryzem si w jzyk.
- Zabij? Owszem, mog! Zycie to jedno wielkie ryzyko! Ale nie
samobjstwo! A ty si sam za kraty pakujesz! Dobra: Paczoch trafi gdzie
trzeba, oni uciekn! I co? Kady, ktrego Ruscy zastrzel, pjdzie na
twoje konto! Kady! Ju si o to Ada postara! - Zasapaa, zwina w
pi lew do i znw mnie trzasna, tym razem w brzuch. - Debil!
- Nie bij mnie - stknem. I na wszelki wypadek zapaem j za
ramiona.
- A kto ma ci bi, debilu?!
- Marzena, tam s kobiety i dzieci. Mam pozwoli, eby je spalili
ywcem? Bo pan pose kampani wyborcz sobie...?
- Te twoje kobiety prboway posa trzydzieci ciarnych na
rozwak!
- No to dzieci - umiechnem si lekko.
- Nie wkurwiaj mnie!
Moe nawet znw oberwabym pici. Ocali mnie Paczoch, wyaniajcy si z drzwi kotowni.
- Spokojnie, pani porucznik - powiedzia. -1 tak nie bd strzela.
Szkoda amunicji. Mao mamy.
- Dam ci rozkaz - rzuciem na prb.
- Jej sucham. - Umiechn si, proszc spojrzeniem, bymy nie
traktowali miertelnie serio tego, co mwi. - Pan nawet munduru nie ma.
Cholera wie, czy faktycznie kapitan.
Marzena wysuna si spod moich rk. Dopiero teraz.
- Jest kapitanem - popatrzya Paczochowi w oczy. - Poza tym jednym
macie go sucha.
- Rozkaz. - Przenis spojrzenie na mnie. - Zastpi nas pan kapitan
przy modzierzu? Tak... na kwadrans?
-Was?
495
Jaki szelest z tyu. Kamizelka, krtkie wosy, wielki brzuch. Olga. Nie
widziaem jej twarzy. Ale jego ju tak.
- Dudziszewskiego cakiem pan puci. Wiem, wiem: zakocha si
chopak. I nie wiadomo, czy gorzej na tym nie wyjdzie. No ale...
- Jasne. - Wyjem klucz. - Od mojego pokoju. I... no, nie musicie si
tak bardzo spieszy.
Odprowadziem ich na gr. W przeciwiestwie do tego z gabinetu, mj
telefon mia bezprzewodow suchawk. Byo cicho, okna pootwierane,
wic usyszabym dzwonek, ale co innego sysze, a co innego dobiec na
czas. Zabraem suchawk i wrciem do kotowni. Dwie Rosjanki
napeniay wiadra: wgiel i drewno wdroway na gr w charakterze
zasypki do poukadanych w poprzek korytarzy szaf-barykad. Trzecia
dziewczyna przycupna obok pieca, trzymajc si za baniasty brzuch.
Zawahaem si i skrciem w jej stron, ale pokazaa gestem, e to nic,
wszystko w porzdku.
Podszedem do okna.
- ...po prostu nie kocham. - Marzena niemal szeptaa, cho nieko
niecznie z uwagi na snajperw czajcych si w mroku. Zamilka na
chwil. - Ma. le by mi z tob byo.
Wgiel zgrzytn mi pod butami. Nie obejrzaa si. Siedziaa na
skrzynce z pociskami, obejmujc oburcz suchawk. Skulona, jakby
zzibnita. I sama. Sandra i Ela zniky, ale nie dlatego pomylaem, e
jest sama.
- Nie bdzie. - Mwia spokojnym, przygaszonym gosem. Zgi
em si, zaczem wyazi z piwnicy. - Nie jestemy razem. Znam
go ledwie od... - Pauza. - No wanie: jestem kurwa, a to kolejny
facet, ktremu daam dupy. Widzisz, jak ty mnie dobrze znasz?
- Pauza. - Nie myl. - Pauza. - Wiem, e nie jest idiot. - Tkwiem
w pprzysiadzie, nie bardzo wiedzc, co ze sob pocz. - Ja nie
zdechn. Pewnie nas tu zabij, wic nie moje zmartwienie. A jak ci
tak ich al, gosuj w Sejmie za wiksz kas na domy dziecka.
Nie sprawiaa wraenia rozzoszczonej. To chyba abiszewski trzasn
suchawk. Ona swoj powoli odoya.
- Przepraszam - bknem. - Nie wiedziaem...
496
wybiy nie tyle drzwi, co dziury wielkoci czogowego wazu. Nikt nie
prbowa tamtdy wchodzi: kilkunastu wyznaczonych do szturmu
mczyzn ju byo w parku. Ale to wanie te niepozorne otwory
przesdziy o wyniku bitwy.
Atak by dobrze zaplanowany, lecz przeprowadzony na zasadzie uda
si - dobrze, nie - sprbujemy pniej". Kiedy zaczlimy strzela, ciska
granatami, a Ludmia szarpa za linki i odpala pochowane w parku
miny, millerowcy spasowali. Nie tyle zalegli, co od razu odpezli w ty.
Gdyby nie wywalone przez saperw dziury, pozostaby im odwrt przez
grzbiet muru. Bez drabin i z ogniem w plecy. Wbrew pozorom nie
zakrawao to na samobjstwo: byo ciemno, ich koledzy gsto walili w
paac z kilku automatw, dwch kaemw i granatnika, ktry, chwali
Boga, sta gdzie dalej i bi po pitrze. Ostrza by na tyle silny, by
zmusza obrocw do chowania gw. Dziewczyny praktycznie przestay
mierzy - po prostu wychylay si na moment i posyay kul za okno.
Ich ogie, i bez tego przeraliwie niecelny, jeszcze bardziej straci na
skutecznoci. Mimo to mielimy szans wykrwawi napastnikw. Osona
ogniowa ma to do siebie, e trwa krtko. Par wystrzelonych
magazynkw - i koniec. Gdy natarcie utkno, czas zacz pracowa na
nasz korzy. Take dziki temu, i mogem wysa cz dziewczyn na
gr, zwikszy liczb okien, ktre tamci musieli ostrzeliwa. Dziury w
dachu stwarzay szans dalszego rzutu granatem. Wreszcie Paczoch mg
wypatrzy cele, ustawi modzierz i zapolowa na przy duszonych do
ziemi. Naprawd mogo nam si uda.
Niestety, uciekinierzy nie musieli pi si na mur. Doem, dziurami,
ktrych nie widzielimy, wypezli na ulic. Po piciu minutach nie byo
do kogo strzela.
Po szeciu zgin Jasio Kret. Mylaem, e rozerwie go wasny granat,
albo, jeli stracimy zbyt wiele dziewczyn, doczeka si w kocu karabinu
i odstrzeli sobie stop. Nie pomylaem, e zabije go co, czego
posiadania odmawiali mu zgodnie wszyscy mieszkacy Ki-sun:
wyobrania, przezorno i zdrowy rozsdek.
- W hemie bezpieczniej - usyszaem jego gos na drugim kocu
dziwnie cichego, zastygego w nieufnym bezruchu korytarza. - Nawet
granat niestraszny.
509
510
511
512
51.3
- Chyba w piwnicy. - Uporaa si z magazynkiem. Miaa te sztucer, ale przewieszony przez plecy. - Co robimy?
Wyjrzaem przez okno. Przez ssiednie wleciaa do restauracji seria,
ale to nawet lepiej: miaem do kogo strzeli. Nie wiem, czy trafiem, w
kadym razie ten akurat spasowa. Inni te nie przesadzali z brawur:
pomienie wystrzaw mrugay znad muru, spomidzy drzew wcale.
Czyli jeszcze nie szturm, co najwyej przygotowanie ogniowe.
- Prd jest? - Przykucnem za cian.
- By. - Co pewien czas sprawdzalimy, czy nie odcito energii.
Millerowcom albo na tym nie zaleao, albo nie potrafili odszuka
podziemnego kabla.
- To i woda poleci. Dwie gasz, reszta walczy. I obsad poudniowe
okna. Bo kaemu te ju nie mamy.
Zwina si bez sowa, zgita wp pognaa wzdu poncego korytarza. Zmieniem okno, wyjrzaem, schowaem gow. Znw wyjrzaem, zza drugiego naronika. Co si poruszyo, wic strzeliem. I od
razu skok do maksymalnie odlegego okna. Susznie, bo tamto ostrzelali,
i to z kaemu. Kiedy masakrowa mi resztki butelek nad barem, rbnem
po nim seri. Chyba celnie, bo zamilk.
Wyniosem si na korytarz. Byo gorzej, ni sdziem. Ogie wdar si
nie tylko przez okna i nie tylko z powodu bomby. Brakowao sporego
kawaka ciany. W miejscu, pod ktrym...
Przypomniaem sobie ten silniejszy wybuch. Faktycznie by silniejszy.
Stracilimy modzierz, amunicj do niego, Paczocha i Olg. Zdaem
sobie spraw, e ju nie pamitam ich osobno. Pewnie i tym razem
trzymali si siebie.
Wydawao mi si, e czuj odr palonego misa. Fajna dziewczyna,
porzdny chopak. I tyle zostao: dymicy lej w miejscu wybetonowanej
niszy. Nawet nie zwoki. Po prostu czarna dziura w ziemi.
Z drugiego koca korytarza kto strzeli.
- Zmieniaj okna! - zawoaem. Zza rogu, na kolanach, niczym red
niowieczny pokutnik, wyonisi Juraszko. Cignw przeciwpoaro
wy. Smagany po poladkach strug wody, bijc z jakiej przestrzelmy,
sun w wim tempie. Krgosup ostatecznie odmwi wsppracy
i staruszek mg chodzi, klcze czy lee wycznie prosto, przy
czym zmiana pozycji zajmowaa mu dobre wier minuty.
525
w stron paacu. Gupio. Nawet jak nie on czy abiszewski, mogli mnie
ostrzela zwabieni haasem chopcy Miszy. Ale za bardzo si baem, by
zosta w krzakach i bawi si w dugotrwae podchody.
Jeden z napastnikw by w budynku. Tam, gdzie Marzena.
Biegem coraz szybciej. Nikt nie otworzy ognia. Eksplozje granatw
wbiy pewnie w ziemi tamtych dwch.
To w paacu strzelano. Usyszaem huk karabinu, trzy szybkie trzaski,
chyba pistoletowe, potem seri...
- Przerwa ogie! To ja, abiszewski! Pose!
Nastpny granat midzy drzewami. I cisza.
- Nie rzuca! Polacy! Zakadnicy! Nie strzelajcie!
- Si nas wzili! - doczy Szablewski.
Minem naronik, pierwszego trupa. Znajoma twarz, tylko ta dziura w
podbrdku... Ssiad Juraszki.
- Adam? - To Marzena krzyczaa. - Nie strzela, swoi!
Jej gos - i zaraz potem huk granatu. I strza?
Biegem. Nastpne trupy, ju rosyjskie. Jatka. Caa gra trupw. To ja
ich wszystkich...?
- Marzena?!! - Krzyczaem na pewno ja.
Cisza. Gucha cisza. Jej gos, wybuch... a potem nic.
Za bardzo si baem, by uwaa. Po prostu przebiegem przed lufami
dwch automatw. Przeyem, bo aden nie otworzy ognia. Dziki
Juraszce.
- Wyazi! - pohukiwa gronie znad mej gowy. - Ju!
Wpadem do kuchni. Chaos porozrzucanych naczy, wywrcona
lodwka, podoga zasypana makaronem. Przy drzwiach kobiece ciao. Po
plecach leniwie i bezkarnie peza ogie, wic na pewno ciao, nie ranna.
Rais rzucio w kt przy zlewie; wygldaa jak nieudolnie schowane,
wystraszone dziecko. Ale i ona si nie ruszaa. W blasku poncych
mebli dostrzegem kau krwi, matowy poysk nieruchomego oka.
Drugiego nie miaa.
Ludmia leaa z bezwstydnie rozrzuconymi nogami, cinita podmuchem na gazow kuchenk. Gowa strzaskaa szybk piekarnika,
znika wewntrz. Pobiegem dalej. Restauracja, stoy poprzewracane
wybuchami granatw albo po prostu dlatego, e stay komu na drodze.
Pustka?
534
- Pi?
- Pi - zgodziem si gadko. - Dolecieli?
- Tak. - Pakowa eb w otwr gilotyny, ale nie mg powstrzyma
umiechu. - Jutro w Biaymstoku. Daa mi adres. Mam kupi kwiaty,
pokaza si teciom i czeka na ni.
Wariatka. Dlaczego daem sobie sprztn sprzed nosa tak
dziewczyn? Wystarczyo mocniej pokrci pedaami, zajecha do
Zapowiednoje par minut wczeniej. Byaby moja. Byoby nam dobrze.
Najgupsze, e wiedziaem to na pewno.
- Fajnie. Ale w Polsce rb, co kae Marzena. Bdzie lej, ale jesz
cze nie bezpiecznie. Masz jej sucha.
-Ary?
- Jak przeyj, mnie bdziesz sucha. Nie
dyskutowa. Byy pilniejsze kwestie.
- Dobra, lec. Ale Janusz... Pamitasz? P tony.
- Pamitam. Tylko plany troch si zmieniy.
- Zaatwiony - zameldowa Juraszko. - Ani zipn.
- Kto? - nie zrozumiaem.
- No, zgodnie z rozkazem. Szablewski.
Marzena, nadal milczca, posaa mi przecige spojrzenie. Ja posaem
Juraszce zdezorientowane.
- Sucham?
- Mia pan kapitan racj. Rzeczywicie przyjecha z Ruskimi.
Sprzedawczyk pieprzony. Ale skd pan wiedzia?
Zastanawiaem si przez chwil, czy mu powiedzie.
- No... nie wiedziaem.
- Nie? - zdziwi si. - Przecie miaem si przyczai i zastrzeli gnoja.
Bo zdradzi. Ale nim si wyjani, mog by kopoty, pani porucznik si
sprzeciwi, zastanawia zacznie, jak to prawnik, wic lepiej...
- Panie Juraszko... - odchrzknem zakopotany. - Nic si nie stao,
dobra robota... Ale ja mwiem o tym drugim.
- H? O Marcinie? Przecie on...
- abiszewski, nie Szablewski. Widocznie - przyznaem sam okryty
cznie - za cicho. Musia pan le zrozumie.
Marzena patrzya na mnie i uparcie milczaa.
537