Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 549

ARTUR BANIEWICZ

KISUNY

W.A.B. 2008

Nie by duy, ale wojskowy samolot nie musi przesania poowy nieba,
by zasia panik. Wystarczy, e jest wojna, a on zachowuje si
jednoznacznie. Tu bya, a on si zachowywa. Opada nad wierzchoki
przydronych drzew, mierzc w rodek mych plecw. Widziaem go
ktem oka - trudno gna rowerem z gow zwrcon w ty. adnego
dymu, iskier. Nie nurkowa midzy rozcignite wzdu szosy
zabudowania wsi Zapowiednoje, by przymusowo ldowa.
Po bokach miaem domy, ogrdki i mnstwo potencjalnych kryjwek,
ale sekund przed zderzeniem opony z dziur w asfalcie zrozumiaem, e
na jakikolwiek unik jest za pno. Rzucajc si szczupakiem nad
kierownic, nie reagowaem wic jak dobrze wyszkolony onierz. Bya
to prozaiczna reakcja bezwadnej niczym koda ofiary wypadku
drogowego.
W ogle nie poczuem blu. Czekaem na oowiany deszcz.
Doczekaem si ryku silnika nad gow. Umiarkowanego zreszt:
aciaty kamufla maskowa nie odrzutowiec, a patrolow awionetk.
Bomb nie maskowa.
Odpady, ledwie samolot przekroczy granic osiedla. Pilot byskawicznie pooy maszyn na skrzydo, skrci, ryzykujc jego urwanie.
Kiepsko. Mogem by o karabinowy strza od potraktowanych trotylem i
stal rosyjskich spadochroniarzy. cile biorc, tym co zbombardowa
samotny jakowiew, by most na Matrosowce, ale mimo wszystko nie
podoba mi si ten nalot
Podniosem rower i popedaowaem w stron mostu. Zza krzaka bzu
migny czerwone, wymalowane na oknach krzye. Raczej niedobitki
krzyy: orodek zdrowia straci sporo szyb. Zastpujca szko dykta
zdya obrosn czym zielonym. Jeli doda do tego
5

rdzawe rynny, obtuczone schody i zacieki, wyania si obraz lecznicy,


ktrej nie polecibym znajomym.
Pchnem drzwi, z ktrych wyszabrowano klamk, wszedem do
przedsionka i przez chwil walczyem z myl, e jestem mocno
spniony. Orodek wyglda na spldrowany, i to wielokrotnie - za
pierwszym razem nie wyrywa si kontaktw- oraz, co gorsza, opuszczony. Nikt nie przywita mnie zdziwionym, penym dezaprobaty, a
moe tylko rozbawienia, spojrzeniem. Byo cicho, pusto i brudno.
-Halo! Jest tu kto?
Okrzyk odbija si od odrapanych cian nieprzyjemnym, metalicznym
pogosem. Moe dlatego nie syszaem szelestu jej krokw. Ale raczej
zawini fakt, e bya boso.
- O co chodzi?
Pomylaem, e ma akcent dziewczyny z Czukotki. Dziewczyny
wanie, nie kobiety. Wiedziaem, e stukna jej trzydziestka, ale w tej
chwili bya to martwa, bezuyteczna wiedza. Bosonoga, maa, ubrana w
zbyt wielki, zwizany w talii biay fartuch, kojarzya si raczej z
przestraszon smarkul, przyapan na jakim przewinieniu. Na przykad
na zabawie w chirurga, ktr potraktowaa zbyt serio, krojc
zdobycznym skalpelem ociekajce krwi miso.
To pewnie przez te warkoczyki. Sterczay zabawnie znad uszu,
zwizane strzpami bandaa. Szpitalna biel adnie kontrastowaa ze
smolist czerni wosw. Pomijajc akcent, wanie owe gste i grube
wosy, ciemnobrzowe oczy i lekko trjktna twarz upodabniay
dziewczyn do rodowitej Sybiraczki.
Za dugo si gapiem. I chyba zbyt radonie: zanim dobrnem do
goych ng, czubek skalpela unis si i znieruchomia, wymierzony w
mj brzuch.
- Prosz wychodzi - powiedziaa drcym, ale przede wszyst
kim zmczonym gosem. Powieki miaa czerwone, opuchnite. Bra
kowao im choby wspomnienia po makijau, co nadrabiay niesa
mowit dugoci rzs. Gdyby zapisaa swoje ciao hollywoodzkiej
wytwrni filmowej, tamtejsze gwiazdy biyby si przede wszystkim
o te rzsy. Moe tylko o nie: reszt amerykaska gwiazda ma zwy
kle lepsz. - To szpital.
6

- Wiem - powiedziaem mocno na wyrost


- To jest bardzo naostrzany - potrzsna skalpelem. - Jeden cicie i
trzewia... - przez chwil szukaa waciwego sformuowania
- trzewia zostaj odsonite.
Zmruya podejrzliwie oczy, prbujc zrozumie, z czego si miej.
- Rusz si, a flaki wy pruj. - Posaem jej umiech z gatunku ycz
liwych. - Tak by to powiedziaa Rosjanka.
Opuchnite powieki minimalnie si podniosy.
- Pan... pan jest z konsulatu?
Genera Begma nie przesadza: Sambia to rzeczywicie kraj wielkich
moliwoci. Rzu dwa zdania po polsku i ju ci bior za dyplomat. Raj
dla hochsztaplerw. Zwaszcza tych, ktrym si nie wiodo i ktrzy za
cay majtek mieli to, co na grzbiecie. Czy raczej
- na biodrach.
-Jasne - wzruszyem ramionami, co przyszo mi o tyle atwo, e nie
krpowaa ich marynarka, koszula czy choby podkoszulek. Z radoci, e
tak dobrze mnie oceniono, te nie podskakiwaem, cho bez spodni,
skarpet i butw przyszoby mi to atwo. - Czerwone majtki s dzi na
topie w krgach polskiej dyplomacji.
Teraz ona si miaa; mnie sta byo jedynie na skwaszony pumiech.
Inaczej wyobraaem sobie t chwil.
- Przepraszam - zreflektowaa si. - To dlatego... Troch mnie pan
zaskoczy. Nie spodziewaam si rodaka...
- ...w czerwonych slipkach - dokoczyem z gorycz. Otworzya usta,
by zaprotestowa, ale przeliczya si z siami: dopad j chichot, ktrego
nie bya w stanie ju powstrzyma. Zbyt szczery, wyprany ze
zoliwoci, a przede wszystkim zaraliwy, by moga dugo mia si
samotnie.
Kiedy skoczylimy, wiedziaem ju, e nie zmarnowaem ostatnich
trzech dni. Warta bya tej wyprawy.
- O Boe... okropna jestem - wyznaa uczciwie, apic z trudem
oddech. - Strasznie przepraszam, naprawd.
- W porzdku.
- Mam wod zamiast mzgu. Prawie nie spaam, a...
7

- W porzdku - powtrzyem z lekkim naciskiem i widzc jej


zdziwione spojrzenie, przeszedem do rzeczy. - Musimy si std
zabiera, pani Ewo. Jak najszybciej.
Nadal si umiechaa, ale teraz ju si rozpdu.
- My... si znamy?
- Pracowalimy razem - stwierdziem, masujc stuczony okie.
- Z pani tat. Ja i pukownik Borecki.
Obejrzaa mnie od stp do gw, a ja staem, robiem dobr min i
powtarzaem w duchu, e dla lekarki widok prawie nagiego faceta to
chleb powszedni.
- Ach tak. - W jej gosie zabrako zapau. Lekarki bywaj chodne.
- A co z pana ubraniem i samochodem?
- Przyjechaem na rowerze. - Masowanie podrapanego okcia nie
przynosio ulgi, ale musiaem czym zaj rce. Coraz dotkliwiej
odczuwaem brak spodni. - A ubranie...
- Na rowerze? - Jej gos a ocieka niewiar. - Skd? Z Kaliningradu?
Kpi pan sobie?
- Nie lubi pani rowerw? Pani, lekarka? Rower to samo zdrowie.
- Po co pan tu przyjecha? - Zignorowaa zaczepk.
- Po kogo - poprawiem. - Po pani. To chyba oczywiste.
- No to jestem. Pakuj lalki, dziecino, zabieram ci do mamusi".
- Niele parodiowaa chrapliwy bas oprycha z kreskwki, ale adne
z nas tym razem si nie miao. - Co si panu nie pomylio, pa
nie...? - urwaa bezradnie.
- Krechowiak. Janusz Krechowiak.
- Nie wyjad z panem - oznajmia. - Nie mam zwyczaju odjeda w
sin dal z goymi cyklistami.
- Chwyt poniej pasa - poskaryem si.
- Pan nie ma pasa - zripostowaa. - Tylko gumk.
- Przygania kocio garnkowi - posaem szydercze, cho nie tak pewne
spojrzenie w stron jej stp. Czekoladowe oczy rozbysy gniewem, ale
trwao to zaledwie moment
Odwrcia si, migna czarnymi pitami i znikna za rogiem
korytarza. Poszedem za ni. Otwr po wyrwanych drzwiach, wyoona
biel sala. Ambulatorium. W czasach wietnoci stao tu pewnie par
przeszklonych gablot z lekami, st zabiegowy, biurko...
8

Przetrwa jedynie szkielet szklanej szafy z pkami ze sklejki. St raczej


nie by oryginalny - cokolwiek by powiedzie o radzieckiej medycynie,
nie wycinano tu wyrostkw na stoach pingpongowych. Czerwona miska
te nie kojarzya si z sal operacyjn, ale trzeba przyzna, e
zakrwawione narzdzia chirurgiczne prezentoway si w niej mniej
drastycznie. Druga miednica, ju biaa, wypeniona mtn wod, staa
przy wejciu. Wygldao na to, e doktor Borecka myje w niej nogi po
wypadach poza rodek sali. Bo tylko rodek lni wie czystoci.
Obok stou pyka par w-glowy samowar.
- Tam le jego rzeczy. - Szklan strzykawk wskazaa boczne
drzwi. - Moe co pan wybierze.
Przyjrzaem si lecemu na stole nastolatkowi. By nieprzytomny i
nagi. Jego brzuch i pier pokryway tampony, czerwone od wieej krwi
lub brudnorude, przesiknite krwi, ktra dawno zakrzepa. Z dugiej,
niezacerowanej do koca rany wystawao co przypominajcego knoL
- Prosz nie podchodzi. Sterylnie tu nie jest, ale...
- Ani mi si ni - zapewniem.
Zerkna w moj stron, marszczc lekko brwi.
- I adnego rzygania. Drugi raz nie dam rady posprzta. Nie ma
czym.
Za drzwiami bya azienka. Jedyna wzgardzona przez zodziei
umywalka wygldaa jak znalezisko z Pompei. Kawa pogitej rury wydechowej chyba - zastpowa natrysk. Przetrwa te wieszak. Na
hakach wisiaa brudna dinsowa spdniczka, bluzka pochlapana krwi
oraz damskie majtki. Mokre, w przeciwiestwie do reszty ubrania, i nie
cakiem biae po praniu bez proszku. W kadym razie bielsze od
adidasw stojcych poniej. Co niewiele znaczyo: niejeden mieszkaniec
wysypiska nosi lepsze buty.
Rzeczy rannego leay na posadzce. Woyem spodnie, wyrzuciem
skarpety z rozlazych pbutw. Z koszuli te nie skorzystaem: mao z
niej zostao. Zakadajc kurtk z imitacji skry, stanem w progu
gabinetu.
- Mog? - uniosem znaczco nog. Skina gow, wkadajc
strzykawk do samowaru. - Naprawd? Pani zdja buty.
9

- mierdziay. - Pokrciem z dezaprobat gow. Wzruszya ramionami. - Wiem, to gupie, ale takie s zasady. Daj pacjentowi, ile
moesz. Zabij kad bakteri. Rnie bywa. Powiedzmy: upuszczam
ostatni skalpel, przydeptuj buciorem, ktry przywdrowa prosto z
kurnika.
- Rozumiem.
Umiechna si nagle obuzersko.
- W yciu niczego nie upuciam na sali operacyjnej. Nie jestem taka
beznadziejna, jak ta nora.
- Wiem.
- Guzik pan wie - stwierdzia melancholijnie.
- Rodzice sporo mi o pani opowiadali.
- Oni te guzik wiedz. - Nie skomentowaem. - Pyta pan, czemu tak
na boso... Za diaba pan nie zgadnie.
- Medycyna to nie jest moja mocna...
- Moi profesorowie te by nie wiedzieli - nie pozwolia mi skoczy. Prywatny patent doktor Boreckiej. Sambijska technika operacyjna. Myj
podog i nogi, a moe nie ukatrupisz pacjenta zarazkami, wac na st.
- Umiechna si, widzc moje uniesione brwi. - Cigle nie rozumiemy?
Podpowiadam: problem trzeciej rki. Kady mechanik panu powie.
Nieraz wystarczy tylko nacisn, kolanem, stop... A buty mam ostatnie i
brudne.
Dopiero teraz uwiadomiem sobie, jak bardzo jest zmczona. To
dlatego wysza mi na spotkanie, zapominajc o tym, e jest boso. Jej nogi
zdecydowanie nie nadaway si teraz do deptania po otwartych ranach.
- Od dawna jest tu pani sama?
Uja bezwadne rami chopaka, sprawdzia puls.
- Tydzie temu interes si krci. Potem przyjechao ciarwk paru
facetw... - Wyrzucia tampon do wiadra, zastpia wieym. - Babrze
si...
- Co to byo?
- rut Krad jabka czy co...
- Przeyje?
- Cuda si zdarzaj.
- Jest kto, kto mgby si nim zaj? Zanim umrze?
10

Przyjrzaa mi si uwanie. Nie byo to przyjemne.


- Cholernie pan subtelny... Kto? Ja jestem.
- Pani musz std zabra - powiedziaem cicho. - Lada chwila zaczn
tu strzela. A pani i tak nie ma czym leczy.
- To mie, e fatygowa si pan taki kawa. Zaraz napisz kartk do
ojca. Zapaci, na pewno.
Za kanaem postukiway karabiny. Monotonnie. Ale chyba syszaem
co jeszcze.
- Wsad sobie w dup swoj kartk. - Posaa mi pene niedowierzania
spojrzenie. - Przepraszam.
- Obrazi si pan? - zapytaa niepewnie.
- Prosz wzi troch ciepych rzeczy. I buty.
Powolutku pokrcia gow.
- Pan nie zrozumia. Nie wyjad z panem. Nie teraz - wskazaa
amatora jabek. - I nie do Polski.
- Pukownik mnie zabije - uprzedziem.
- Tata nie jest taki - powiedziaa mikko, umiechajc si samymi
koniuszkami ust i oczu.
- Kto jedzie. - Zabijajcy si za Matrosowk faceci przez chwil
strzelali rzadziej, dziki czemu warkot silnika wyraniej dociera do
mych uszu. - Musimy znika.
- Za duo polskiej telewizji si pan naoglda. Pracuj w Sambii
prawie rok i jako yj.
- Ja zarabiam chodzeniem przez pole minowe. Te yj. Ale nadal
staram si by ostrony.
- Och, bez metafor - zmarszczya nos.
Posaem jej spojrzenie pene wyrzutu. D okna zamalowano, ale
stajc na resztkach po kaloryferze, mogem wyjrze gr. Ciarwka
akurat zatrzymywaa si przed budynkiem.
- Cholera, znw kogo przywieli... A ja goa jestem.
Moglimy zdy. Okno umywalni. Z ulicy nie wida...
- W buty - powiedziaem zduszonym gosem.
- Ja nie o... Lekw ju... O co chodzi? - Co j zaniepokoio w mojej
twarzy. A moe w przejciu na ty".
- ap buty - wskazaem drzwi azienki. Zawahaa si.
- Musiaabym potem my rce. A niby czym?
11

Sam po nie pobiegem. Nadal mielimy szans. Odgradzajc si ode


mnie stoem, a przede wszystkim sceptycznym, ciut szyderczym
spojrzeniem, zaprzepacia j.
Stanem w progu, ciskajc niepotrzebne ju teniswki. W chwil
potem do gabinetu wkroczy czterdziestoletni na oko mczyzna w
myliwskim kapeluszu. Moe zreszt nie myliwskim, ale dodatek w
postaci dubeltwki nasuwa takie skojarzenie. Umiechnem si
przyjanie i rozoyem rce. Nie pomogo: lufa dwururki zwrcia si w
stron mego ppka.
Ewa zakla. Na szczcie cicho.
- Czego jeszcze? - warkna. - Wszystkiego ju wzilicie! Nicze
go nie zostao, nie patrzysz?!
Myliwy zerkn na ni. Nie podoba mu si ten ton, ale cigle troch
bardziej nie podobaem mu si ja. Ewentualnie by za leniwy, by czsto
obraca fuzj.
- Mam j! - rzuci przez rami. - Odpalaj maszyn, Sawa.
Z korytarza wszed spocony nastolatek z pistoletem Makarowa, z
umywalni brodate chopisko, szczerzce zby i machajce majtkami
przewieszonymi przez muszk AK-74.
- Twoje? - popatrzy na Ew. - liczne. Z koronk.
- Czego chcecie? - Jej niade policzki wyranie pociemniay. Zakradlicie ju wszystko.
- Masz takie drugie? Na sobie moe?
- Cicho, So - upomnia go myliwy. - Nie strasz pani doktor. Pki
leczy, wara ci od jej cipki.
- Czego chcecie? - powtrzya. Widziaem, e si boi, ale niele nad
sob panowaa.
Gwniarz z makarowem gapi si na jej nogi, oblizujc grn warg.
Sawa uruchomi silnik.
- Jedziesz z nami. Klient zadowolony z gabinetu, ale chce jeszcze
lekarza. Rozkaprysi si nard...
- Dobrze paci? - uznaem za stosowne si wtrci. To, co zaczy
mieli, na razie bezgonie, usta Ewy, na pewno nie byo okrzykiem
entuzjazmu.
Myliwy dopiero teraz zaszczyci mnie spojrzeniem. Przedtem jedynie
celowa.
12

- A ty kto? Tylko krtko.


- Przyjaciel domu - mruknem.
So zdj zaczepione o wspornik muszki majtki, rozpi rozporek, z
bogim umiechem wetkn zdobycz w spodnie.
- Dmuchasz j?
Jak Ewa wytrzymaa tu tyle czasu boso i w samym chyba fartuchu?
Byo cholernie zimno. Co, co spywao mi spod pach, miao temperatur
ciekego azotu. Tylko dlatego wci si umiechaem: umiech przy
marz mi do twarzy.
- Zabierzcie mnie te. - Ja to mwiem?!
- Dmucha - odpowiedzia sam sobie brodaty. Sawa zawraca wz, ze
skrzyni biegw dochodziy zgrzyty. Maolat rzuci mi zawistne
spojrzenie, powrci do studiowania ksztatu maych, kobiecych stp i
odrobin zbyt penych ydek.
- Nie mog donigdzie jecha. Operuj, nie widzicie?
- Nie - powiedzia facet z dwururk. - Nie widzimy.
- Nie zostawi pacjenta. Lekarz, ktry zrobi takie, jest... - bezradnie
szukaa sowa - jest zy!
Pomylaem, e znw nie jest przekonujca.
- Jedziemy - uci dyskusj myliwy.
- On umrze, nie rozumiecie?! Nie moe zosta samym!
- No, to akurat da si zaatwi...
Posa spojrzenie gdzie ponad moje rami. Zaczem odwraca gow.
Niczego wicej nie zapamitaem. Nawet blu.
Czuem si parszywie, ale przynajmniej udao mi si uoy list
powodw mojego cierpienia. Po pierwsze: cios kaachem w potylic. Po
drugie: lodowaty dotyk czego mokrego na gowie i karku. Po trzecie:
Ewa Borecka. A konkretnie: jej brak.
Nie wpuciaby na wymyt cz podogi waciciela wojskowych
buciorw, tkwicych przed m twarz. Byy upaprane zaskakujc
kompozycj drobin bota, rzsy wodnej, krwi, misa, smaru oraz rybich
usek. Z samej ciekawoci uniosem gow, huczc jak dzwon i rwnie
pust.
- Jeste lekarzem?
13

Oprcz najbardziej brudnych butw wiata nosi dinsy i domowej


roboty n za cholewk. Tyle mogem dostrzec: przykucn za blisko.
Poza tym im wyej unosiem gow, tym gbiej midzy opatki spywaa
zimna woda, ktr mnie obla.
- A pan nie? - wymamrotaem. - Szkoda. Moja gowa...
Skd wiedziaem, e nie zdzieli mnie w ni jeszcze raz? Instynkt? Jaki
fragment mego pokiereszowanego mzgu uzna, czort wie czemu, e
facet wzbudza zaufanie.
- Gdzie jest lekarz?
Uniosem si i stwierdziem, e nie naley sucha gowy, potraktowanej kolb AK-74. Obdarzanie zaufaniem citych na jea,
zioncych alkoholem, niedogolonych typw o przekrwionych oczach
dowodzi braku krytycyzmu. W dodatku ten tu niemal przyciska mi do
oka istn armat. Kady pistolet ogldany z takiej perspektywy wydaje
si duy, ten by jednak duy naprawd, niezalenie od perspektywy.
- Spiesz si. - Chrapliwy gos pasowa do kryminalnej powierz
chownoci. - Gdzie lekarz?
Poatany przez Ew chopak wci tu by. Martwy. Prawdopodobnie
dobio go zderzenie z podog. Nie lea jak kto, kogo ostronie
przekadano. St oczywicie znikn.
- Zabrali j - powiedziaem, dwigajc si na kolana. - Czterej
faceci w samochodzie.
-J?
- Lekark. Bya tu jedna, ale ju jej nie ma.
Obejrzaem go nieufnie. Stieczkin, legendarna bro specnazu. Do tego
wojskowa kurtka, kamizelka kuloodporna w maskujcych barwach. Ale
te czerwony podkoszulek wystajcy spod bluzy. No i caa menelska
reszta. Co to za jeden? onierz? Partyzant? Nastpny bandzior?
- Potrzebuj lekarza - powiedzia. - Mam czternastu rannych na
pokadzie. Zaraz zaczn umiera.
- Na pokadzie?
Wskaza kciukiem. Przez zamalowane do poowy okna wida byo
gwnie niebo, ale dopatrzyem si czego jeszcze.
- O! - Nic wicej nie miaem chwilowo do powiedzenia.
14

- Jak znale tych czterech? Znasz ich?


- Uchowaj Boe. - Macaem gow, sprawdzajc, czy mokre to tylko
woda, czy take mj mzg. - Dziewczyn znam.
- Dziewczyn? - Podnis si i schowa pistolet
- T lekark. - Zarzucio mn przy wstawaniu i moe dlatego
chwyciem si pierwszej rzeczy, wystajcej ponad paszczyzn podogi.
Sensu to naturalnie nie miao: nawet duy i ciki but nie uchroniby
mnie przez upadkiem, a rozczapany adidas Ewy przypomina raczej
znalezisko z szatni jakiej podstawwki.
Krtkowosy odebra mi go i oglda przez chwil, jakby w nadziei, e
z maego buta wyskoczy jeszcze mniejsza dziewczyna w biaym
fartuchu. Zdejmujc z jego barkw problem czternastu rannych.
- Jej? - Skinem gow. - To twoja...? - Nie dokoczy, oddajc mi
buL - Niewane. Chod. Pomoesz.
Wci z adidasem w garci powlokem si przed budynek. Pokryty
kamuflaem Mi-17 nie by najwikszym migowcem wiata, ale tu,
midzy domami, potami i drzewami, jego prawie dwudziestometrowa
sylwetka cigna si jak ogldany z peronu pocig. Jedna z opat sigaa
a nad prowadzce do lecznicy schody. Po przeciwnej stronie ulicy inna
opata wszya w gszczu winoroli, porastajcym jak komrk.
- To pan...? - zatoczyem pokrg czubkiem adidasa. Wzruszy
ramionami. - Jezu, kto panu da prawo jazdy?
Umiechn si po raz pierwszy. Wikszoci ludzi wydaje si, e
ldowanie migowcem to umiejtno dostpna co sprytniejszym
szympansom. Piloci ceni sobie tych, ktrzy wiedz, e tak nie jest
- Nie ma ldowiska na dachu. To nie Ameryka.
Fakt. adnych frymunych noszy na kkach. Nasze kapay krwi, nie
miay kek, tylko zwizan drutem rczk; drugi pilot, piegowaty
chopak w zarzyganym kombinezonie, sania si na nogach i sam
wyglda na potrzebujcego pomocy, a wntrze mila wypeniao kilkaset
kilogramw pokaleczonego ywego misa, ktre cierpiao, jczao, pluo
strzpami puc, lecz nie byo w stanie samodzielnie wypezn.
- Poszukaj ludzi, Kola - powiedzia na poy agodnie, na poy
twardo krtkowosy. - Musz jacy by.
15

Potem nosilimy rannych. Dugo. Nieatwo wdrapa si z noszami do


zatoczonego migowca i, nie depczc po wypywajcych z brzuchw
jelitach, wy taszczy chopaka o posturze koszykarza. Albo o poow
lejsz dziewczyn, ktrej noga dynda na kawaku minia. Nawet z
ubranym w spodenki piamy czterolatkiem nie poszo atwo: cae ciao
wygldao jak jeden wielki siniak i nie wiedziaem, gdzie podoy do,
by nie przebi puc kocem jakiego zamanego ebra. Przy sidmym
czy smym nawrocie dojrzaem do spojrzenia prawdzie w oczy.
- To bez sensu. - Pomogem zdj z noszy onierza pozbawionego
wiartki uda. By mokry, najwyraniej wyowiony z wody.
- Masz lepszy pomys?
- Rusz t krow i poszukajmy lekarki.
- Pniej.
Gadko przeszedem na ty", ale to on rzdzi. Nawet nie dlatego, e
kiedy szlimy z pustymi noszami, duga kabura obijaa si o jego, a nie o
moje udo. Piegowaty Kola, krcy od domu do domu w daremnym
poszukiwaniu yczliwej duszy, te si nie liczy. Liczyo si, e nie
potrafi nie to, e lata, ale choby uruchomi migowca.
- Bd za daleko - wy dyszaem.
- To si ruszaj.
Obaj si ruszalimy. Ostatniego pasaera cisnlimy jak worek na
podog przedsionka: dopiero tam zauwayem jego szkliste, trupie oczy.
Wymamrotaem hej", lotnik pobieg ladem mego spojrzenia i bez
sekundy wahania przechyli nosze. Wybiegem z lecznicy, bardziej
depczc po zwokach ni skaczc nad nimi. Bylimy par zimnych
sukinsynw.
- Zaraz bd. - Piegus Kola wci wyglda jak chodzce nieszczcie.
- Ju id, Piotrze Wadi... panie majorze. Siedz po piwnicach i...
Lecimy?
- Ty zostaniesz z rannymi. Jeli nie wrc za...
- Polec z panem! Piotrze Wadimirowiczu...
- Jak ci kopn w dup, to bdziesz w eskadrze jeszcze przed nami. No
ju, zmiataj.
- Ale to moja maszyna!
- Won, Kola. A ty wskakuj.
16

Po raz pitnasty wdrapaem si na pokad. Skrciem i wkroczyem do


kabiny pilotw.
Prawy fotel by zajty. Mczyzna, ktry w nim ni to siedzia, ni lea,
mia na sobie sztruksowe spodnie, golf i marynark - nie nalea wic do
zaogi. By te za czysty i chrapa zbyt smacznie jak na ofiar wojny.
- Siadaj w przejciu, na miejscu technika.
Major klapn na lewy fotel i zacz wcza silniki.
- W kask i podcz, o tam. Co to by za samochd?
Zanim odnalazem kask, otwr na wtyczk i zatrzask oparcia, opaty
ju si krciy.
- Halo?! Syszy mnie pan?!
- Nie trzeba krzycze. Rozmwnica akurat dziaa.
- Akurat dziaa?
- Troch nas trafili. Praktycznie nie mamy paliwa.
- Ekstra.
- Dlatego ldowaem w pierwszej miejscowoci z punktem medycznym. Wedug mapy - z punktem - doda.
- Trzeba byo w drugiej. - Teraz, gdy nie byo odwrotu, mogem sobie
pozwoli na szczero. - Nawet jeli ich znajdziemy... Widzia pan ten
niby szpital.
Podoga zadraa i nachylia si do przodu.
- Tylko e my naprawd nie mamy paliwa. - Doszukaem si jakby
skruchy w jego gosie. - W kadej chwili moglimy spa. Tu ranni maj
mimo wszystko wiksze szanse.
- A my?
Mil przesta stawa na nosie i zaskakujco gadko oderwa si od
ziemi.
- Te wiksz. Ni oni.
- Ekstra.
-Zawsze si mona pomodli. - Umiechn si. - Polak, co? Papiea
mielicie. Bg was lubi. Handlujesz?
Na zachodnich obrzeach dawnego ZSRR mieszka wielu urodzonych
tu Polakw. Kogo takiego dotd udawaem. Teraz daem sobie spokj.
Czort wie czemu. Major nie wyglda na subist, ale nie trzeba by
wrogiem wasnej andarmerii tylko dlatego, e na
17

lot bojowy wyrusza si w dinsach, czerwonej koszulce i w stanie


wskazujcym na spoycie.
- Troch spirytusem. Ale tu przyjechaem po dziewczyn.
- W tym stroju ci nie zechce.
Kurtka na goy tors, buty na bosych stopach, za ciasne spodnie - trudno
si dziwi, e co mu nie grao.
- O, w tym lesie - pokazaem. Sunlimy nad polami rwnolegle do
pustej drogi. - Trzech onierzy, jeden bez broni. Zabrali mi ubranie.
Chyba obrzyda im wojaczka. Pan te dlatego...?
- adnie to gospodarza obraa? Zaskoczyli nas tym desantem. W
planach nie byo lotw. Ludzie si porozazili, maszyny rozkrcone...
Nas - skin w stron prawego fotela - prosto z knajpy zgarnli.
- Rozumiem. Nie byoby bezpieczniej lecie wyej?
- Czort wie. Z modzierzy ju dzi do nas strzelali, z dziaek trzydziestek te, ale rakiet nie zaliczyem. Moe faktycznie lecie wyej...? zaduma si.
- Cofam pytanie - powiedziaem szybko. Zaduma nie suy koncentracji, a sunlimy nad cierniskiem niewiele wyej ni wczeniej
kosiarka. Za to duo szybciej. - Ciarwka z niebiesk szoferk.
Czterech ludzi. Kaasznikow, makarow, dubeltwka. Tyle widziaem.
Skd pan wie, e powinnimy lecie na poudnie?
- Dedukcja. Za Matrosowk bitwa, a z mostu mao co zostao. Od
strony Sowietska zaraz nadcignie wojsko, szos, bo nie ma sensu
rozwija si ju na tym brzegu.
- No, gdyby broni linii Matrosowki, to jesL
- Broni? Tych chopakw od Jelianowa rozjad najdalej do wieczora.
W Sowietsku stoi potny garnizon, caa brygada, nie liczc batalionw
Obrony Terytorialnej.
- A... tam?
Nie mg widzie ruchu mojej gowy ku prawej ciance, za ktr bya
rzeka-kana Matrosowk, kilkanacie kilometrw nizinnego brzegu i
bkitna zapewne o tej porze tafla Zalewu Kuroskiego.
- Tyle, ile mona przewie dziesicioma iami-76.
- Batalion na wozach bojowych - policzyem. - Albo trzy bez wozw.
Mao. Wygracie.
18

- Troch si na tym znasz - zauway.


- Nie jestem szpiegiem, ale fakt suyem w wojsku. Kapitan rezerwy
Krechowiak, do usug. Piechota.
- No prosz, kolega... - To nie by gos kogo, kto przymierza si do
wczenia autopilota i wykopania mnie za otwarte drzwi kabiny
transportowej. Moe dlatego, e nie bez powodu pozostawi je w takim,
bezpieczniejszym na wypadek katastrofy pooeniu. Mia wiksze
zmartwienia ni tropienie szpiegw. - Major Doronin, lotnictwo.
Silniki pracoway bez zakce. Na razie.
- Czemu kapitan rezerwy chwali si przeszoci? Zniek dla weteranw nie udzielamy.
- Myl, jak przekona tamtych facetw. Chciaem da do zrozumienia, e radz sobie z broni. - Milcza, lustrujc wzrokiem poudniowy horyzont - Moe by granat
- Granat? - rozemia si gorzko. - Czy to pudo wyglda na bombowiec? Kola ma makarowa, ja to - klepn kabur. - Wszystko, caa
artyleria. Trzeba byo si zgosi przy starcie. Pi ton amunicji
mielimy.
- Taaak... No to chyba nie przekonamy tych facetw.
- Zobaczymy. Zawsze pozostaje to pod wspornikami.
Mil, zasadniczo transportowy, mia wysigniki pod uzbrojenie.
Problem w tym, e teraz byy puste. Zamiast standardowych rakiet
niekierowanych czy dziaek, Doronin zabra w podr dwa podobne do
cygar, spore kontenery. Nie byem pewien ich zawartoci, ale strzela si
z nich raczej nie dao.
- Trzeba wyj i pomwi. Lepiej, gdybym to ja...
- Psychologicznie niewskazane. Przegrany jeste w ich oczach.
Odruchowo dadz po bie drugi raz. A swoj drog to pocieszajce...
Mogli zabi, a nie zabili. Mam nadziej, e z takimi atwiej si bdzie
dogada.
Te miaem tak nadziej. Cho niewielk.
- Trzeba byo wzi od Koli tego makarowa - mruknem z uraz.
- A jeszcze lepiej caego Kol.
Przemknlimy nad gromadk ludzi zbierajcych ziemniaki. Zerknli
na migowiec, i tyle.
19

- Od godziny nie jest z nim dobrze.


- Szok pierwszej walki? - domyliem si.
- Amunicj wielimy do Mysowki, to taka przysta przy litewskiej
granicy. Nic wielkiego: dwa pomosty z urawiami. Jak w nocy zacza
si ta heca ze spadochroniarzami, wszystko, co yo, wiao na brzeg
zalewu. Teraz mamy na play ze czterystu chopa. Broni ich kanonierka z
resztkami amunicji. Zaadowali nam pi ton naboi dla niej. Jako
przelecielimy. Tyle e wczeniej jelianowcy rbnli w Mysowk
paroma salwami z niszczycieli. Z przystani kasza, wiosce te si dostao.
No, ale miaem o Koli... Chodzio o to, eby szybko wyadowa pociski
jak najbliej dwigw. Przysta maleka, ludzi do noszenia brak,
wszystko si pali, dym, a na brzegu p tony ryb.
-Ryb?
- Jak rbnli ze stotrzydziestek, to na drugi koniec wsi nimi rzucao. W
jaki skad trafili. Niewane. Chodzi o to, e mielimy siada w
cholernym bajzlu, a ciasno byo jak przed t lecznic. No i troch ludzi
te tam leao.
- To znaczy... martwych?
- Nie wiem. Leeli, nie ruszali si. Niektrzy... no, po kawaku by ich
trzeba... Zreszt w tym bocie, dymie... - Przerwa na chwil i by to
jedyny dowd wraenia, jakie wywara na nim przysta w Mysowce. Wygldam przez swoje okno, Kola przez prawe. Naprowadza mnie;
byo tam takie drzewo, spore, i gdybymy zahaczyli... No i przegapi j.
- Cholera... Kobieta?
- Dziewczyna ze suby pomocniczej. Koo trafio akurat na gow.
Powiedziaem Koli, e ju nie ya. Za dugo rzyga, eby samemu
sprawdzi. No, chyba ich mamy.
W jego gosie nie byo emocji myliwego, ktry w kocu wytropi lwa
i szykuje si do strzau swego ycia. Ciarwka, sunca po pustej
szosie, wygldaa jak zabawka.
- Ta - powiedziaem.
Doronin ldowa jak samolotem: szybko i niemal do koca poziomo.
Nie zdyem sprawdzi, dlaczego nie rozwalilimy si najpierw o k,
a potem o drzewa.
20

- Daj pistolet - powiedziaem.


Ciarwka zwalniaa. Szpaler drzew by tu symboliczny, kierowca
dostrzeg stojcy tu przy szosie migowiec. Nie byem pewien, czy
prbujc przejecha obok nas, zostaby oskalpowany przez wirnik, ale
jeli kto patrzy z daleka, musia by niepewny tym bardziej.
Doronin zredukowa obroty wirnika i turbin. Wsta, nie zdejmujc
kasku. Pistoletu nie wyj.
- A taka adna? - bysn zbami. - To chod.
- Lepiej ja sam. To prywatna sprawa. No i... migowiec na ziemi to
kiepskie wsparcie, ale migowiec bez pilota to ju w ogle... Nie lepiej
zawisn par metrw nad drog?
Odsun mnie z przejcia. Delikatnie, ale stanowczo.
- Zapomina pan o czym, panie Krech owi ak. Paliwo.
Pniej, gdy szlimy rodkiem szosy, zrozumiaem, o czym mwi.
wier kilometra, dwie i p minuty. Plus powrt Nawet gdyby wszystko
sprowadzao si do otwarcia szoferki, wzicia Ewy za rk i oddalenia
si bez sowa, bylibymy z paliwem o pi minut do tyu. A w takim
czasie Mi-17 spokojnie przelatuje pitnacie kilometrw, czyli tyle, ile
brakowao nam do szczcia. O ile powrt do przepenionej konajcymi
rudery mona nazwa szczciem.
Prawa fizyki byy przeciw nam. Pozostawaa psychologia.
- Ja mwi - mrukn w ktrym momencie Doronin i na tym
zakoczylimy narad wojenn.
wier kilometra. Uamek sekundy dla pocisku AK-74, ale przestraszony piechur moe si niele spoci.
Nie wycigaem adnego wniosku z faktu, i parlimy naprzd. Na
miejscu tamtych otworzybym ogie z dwudziestu metrw - dla
todziobw uzbrojonych w makarowy to najlepszy dystans, a mdry
dowdca, nawet majc przewag, stara si wykorzysta ca si ognia.
Ale i t lini przeszlimy ywi.
Bylimy pi krokw od zderzaka, kiedy szczkna klamka. Szyba
utracia ju cechy lustra; niewyranie, lecz widziaem siedzcych w
szoferce ludzi. Wsaty Sawa za kkiem, wyrostek na obudowie silnika.
Gboka kabina z leank nie pozwalaa sign
21

wzrokiem dalej. Ewy Boreckiej teoretycznie mogo tam nie by. Mogli
j... Wolaem nie myle, ile mogli.
- Co jest? - Myliwym zarzucio przy zeskoku, koniec lufy za
zgrzyta nieprzyjemnie o asfalt. - O co chodzi?
Doronin obejrza go z gry na d.
- Zabralicie lekark z Zapowiednoje. Potrzebuj jej.
Krtko, po oniersku.
- To macie pecha. - Ocienione rondem kapelusza oczy zwziy
si chytrze, ale i niepewnie. - Pracujemy dla pukownika Millera,
a on te potrzebuje lekarza.
Otwieraem usta, ale Doronin okaza si szybszy. Przelicza pewnie
kady obrt wirnika na porcj poeranej bezproduktywnie nafty.
- Mam w dupie Millera. - Trudno jest mwi zimno, spokojnie
a zarazem szybko, ale jemu jako si udao. - Albo lekarka wysi
dzie i pjdzie z nami, albo wysidzie i najpierw wystawi akt zgonu.
Twj oczywicie.
Oczy myliwego zwziy si o kolejny milimetr.
- Mocno powiedziane, panie lotnik. So, dawaj tu!
Syszaem gniewne pomruki brodacza, poprzedzajce skok na
szos. Szczeniak z makarowem przesun si na prawy fotel, spojrza za
siebie. Czyli bya tam. Niby dlaczego miaoby jej nie by? Wojna ma ten
urok, e zgwaconych kobiet nie trzeba zabija.
- Co: onierzyk? - Spod brody dobieg cichy rechot. - Woy
elazny kubraczek i taki dzielny?
Doronin nawet na niego nie spojrza.
- Nie dajesz mi wyboru - powiedzia.
- Daj. Moesz zrobi w ty zwrot i przey.
So rechota dalej, koyszc od niechcenia wymierzonym w nas
automatem. Jego szef sysza pewnie wicej o wypadkach z broni, bo
trzyma fuzj luf do ziemi. Przy przewadze, jak mieli, byo to
usprawiedliwione.
- Nie dajesz - Doronin pokrci gow. - Mj dowdca kaza mi
wrci z lekark. Jest wkurwiony. W Zapowiednoje ley z dziur
w brzuchu jego bratanek. Na pododze, bo jakie chuje ukrady 22

ka. Grisza - machn kciukiem w stron migowca - to fajny go, ale z


dugim jzorem. Nie mog wrci i powiedzie, e was nie znalelimy.
- Nie mj problem - wyszczerzy zby myliwy.
- Nie - zgodzi si Doronin. - Twoich ludzi.
Nie sdz, by ktokolwiek go zrozumia, ale wanie dlatego wszyscy
skierowali w jego stron oczy i uszy.
- Zalewasz. Potrzebujesz lekarki, nie trupa w fartuchu. Czyli ten twj
migowiec moesz sobie wsadzi. Nie wycignie zakadniczki ze rodka
samochodu.
- No wanie.
- Co: wanie"? - Myliwy po raz pierwszy okaza zmieszanie.
Doronin nie wyglda na przyapanego na nielogicznym wywodzie.
Umiecha si z tak doz poczucia wyszoci, e poza zdzieleniem go w
szczk ju niczego nie dao si zrobi. Nasza mnie nawet irracjonalna
myl, e w tej potyczce ustawiem si po waciwej stronie.
- Wanie dlatego to problem twoich ludzi. Widzicie te zasobniki,
chopcy? - Spojrzenia pobiegy w stron migowca. - Jak mnie zabijecie,
Grisza Afierow tu przyleci. Oczywicie bdziecie strzela, wasze prawo.
Ale wiecie: pancerz. Potem spuci zasobnik. Bdzie cholernie sycze, bo
to gwno byskawicznie wysysa powietrze, no, ale syk to akurat
najmniejsze z waszych zmartwie. Oczywicie
- dorzuci askawie - kto chce, moe pryska na boki albo zatrzaski
wa si w szoferce. Tyle e to duy zasobnik. Wystarczy. A s dwa.
Paskudnie si umiecha. Krokodyle robi to sympatyczniej. So
opuci automat Ju nie rechota.
- Twj Grisza nie zrzuci napalmu, pki yjesz. - Ten z dubeltwk by
rwnie blady, ale co mi mwio, e bdzie ksa do koca, jak wilk z
przetrconym grzbietem.
- Raczej nie - zgodzi si Doronin. Poszerzy umiech i zrobi krok w
stron otwartych drzwi szoferki. Drugiego nie da rady zrobi: lufa
dwururki jest twardsza od dolnej szczki i raczej nie ma sensu si z ni
przepycha.
- Spokojnie, panowie! - To Doronin mia mwi, ale uznaem, e jeli
czego nie zrobi, major raz na zawsze straci dar wymowy.
- Spokojnie, bez nerww!
23

O dziwo, poskutkowao: moe od pocztku reprezentowaa nas


niewaciwa osoba. Nikt si nie rusza, o strzelaniu nie mwic. Obok
gowy smarkacza pojawia si inna, okolona atramentow czerni i biel
fartucha w dole.
- Nie zabij ci - wycedzi myliwy. - Ale ona zostaje.
- Zabierz to - skrzywi si Doronin. I gestem podpatrzonym u jakiego
wia odsun luf sprzed twarzy. Wanie odsun: dynamiki i chci
zaskoczenia nie byo w tym za grosz. A mimo to dwururka nie wypalia.
Cho prawdopodobnie naleaoby stwierdzi: wanie dlatego". Jej
posiadacz nie zrozumia wywodu majora, wycign z niego o jeden
wniosek za mao.
Mimo wszystko co mu zawitao. Szarpn si, napierajc caym
ciarem na fuzj. Za pno.
Doronin skuli si nagle, robic wy krok, krtki wprawdzie, lecz
wystarczajcy, by koce luf znalazy si za jego karkiem. Myliwy
prbowa jeszcze odskoku, ale niewiele zyska: przodem skacze si
atwiej.
oe strzelby grzmotno w kask i dokadnie w tej samej chwili
domowej roboty n wbi si w splot soneczny myliwego. Usyszaem
dwik podobny do wstrzymywanego kaszlnicia, dubeltwka uderzya o
asfalt, a jej waciciel, bezwadny jak szmaciana lalka, run do rowu.
So zassa powietrze. I to wszystko - jego automat wci mierzy w
rodek ki.
- Brawo, chopcy. - Doronin wyj papierow chusteczk, wytar
ostrze. Pomylaem, e powinien nosi wojskow, zielon: biel bi
buy za bardzo przypominaa teraz odcie jego twarzy. Ale nad go
sem panowa znakomicie. - Rozsdna decyzja. Moe pani wysi.
Schowa n za cholew. Pomijajc blado, wyglda na rozlunionego. Zrobiby karier jako p os kiami acz lww.
- Ewa! - Dopadem drzwi szoferki. - No chod!
Doronin gapi si do gry, skadajc bezwiednie chustk. Podniosem
rce. Szczeniaka wymioto a na kolana kierowcy. Ewa Borecka,
stawiajc ostronie bose stopy, opara donie na moich barkach i jak maa
dziewczynka pozwolia zsadzi si z wysokoci.
Oboje zapomnielimy, e ma dziewczynk ju nie bya.
24

Zapaem za nisko, a ona waya za duo. Tarcie przegrao z ciarem.


Moje donie zatrzymay si dopiero pod pachami - okazaa si
zadziwiajco opywowa - i nie byoby w tym niczego strasznego, gdyby
nie fartuch.
On te zatrzyma si o wiele za wysoko.
- Dziki - mrukna. Poczerwieniaa tylko troch i wcale nie pobi
a rekordu wiata w odsuwaniu si ode mnie oraz ciganiu zadar
tego ponad ppek fartucha na nagie biodra, uda i kolana. Lekarki s
uodpornione na nago; pewnie take wasn. Wielkiej ulgi jednak
nie odczuwaem.
Chustka Doronina wyldowaa na szosie.
Ewa zbiega do rowu i przykucna nad myliwym.
- Chodmy ju - powiedziaem. Doronin z gupi min wpatrywa
si w dziewczyn, a ona prbowaa wykorzysta kurtk rannego
do zatamowania krwi. - Daj spokj, ju po nim. No chod, pacjenci
czekaj.
Nie obejrzaa si nawet Robia swoje. Na szczcie Doronin te zrobi
swoje i po kilkunastu sekundach przebite noem serce poruszyo si
ostatni raz. Ewa podniosa si powoli i z dna rowu, zadzierajc gow,
posaa majorowi ponce zimnym gniewem spojrzenie.
- Zabi go pan! - Bya naprawd za, a rozzoszczeni ludzie zwykle
uywaj ojczystego jzyka. - Po choler?!
- Ewa...
- A ty si zamknij! - Zacisna pici pochlapane krwi. Machna w
stron migowca. - Musiae dopi swego?! Cholerny rycerzyk!
- Ewa, moe pniej o tym...
- Zejd mi z oczu, patrze na ciebie nie mog!
Ruszya na gr, omal nie tratujc Doronina. Nie zrozumiaem, do
czego zmierza. Owiecio mnie, dopiero kiedy nieco bezradnie zacza
rozglda si za jakim uchwytem w drzwiach wysokiej szoferki.
- Dobra, jed w diaby... Misza Miller niele paci. Skombinuje ci
liczny gabinecik ze zot spluwaczk.
- Co? - przechylia gow, patrzc na mnie jak na wariata. Nie ona
jedna zreszt.
25

- Masz w tej swojej mierdzcej budzie trzynastu poharatanych


ludzi - powiedziaem ciszej. - To znaczy: kiedy startowalimy, yo
trzynastu.
Przygldaa mi si jeszcze przez chwil, a potem dugim krokiem
rasowego piechura ruszya w stron migowca.
Dogonilimy j trzydzieci metrw dalej. Nikt nie strzela nam w
plecy. Bybym zdziwiony, gdyby strzelali.
- Dzikuj. - Uya rosyjskiego, czyli pierwszy gniew min. Mimo to
podzikowanie nie naleao do ujmujcych. - Mam w nadziei, e utrzyma
pan sowa.
- Jakiego sowa? - wyrczyem majora, ktry tej odmiany rosyjskiego
mg nie rozumie.
- e nie rzuci w nich tego... no, dugiego. - Nie raczya na mnie
spojrze. - To wielka rado zabija, prawda? To takie mczyz-nowe.
- Skoczyem na dzi - umiechn si krzywo Doronin. Wytrzymaa
dwadziecia krokw, zanim parskna nagle:
- To byo straszco gupie! Wszystkich pan mg zabi! Ugotowa w
ogniu! I po co?
- O jakim ogniu pani mwi? - zapyta uprzejmie.
- Gdyby pana nastrzelili, ten Grisza zrzuciby napalm. Takie cikie do
wy widzenia?
- Niczego by nie rzuci. A ju na pewno nie napalm.
Skonny byem mu uwierzy. Grisza nie musia posugiwa si
napalmem - wasny chuch by mu wystarczy.
- Dopumy, e wierz - umiechna si z blem. Bose stopy
i asfalt to nie najlepsze zestawienie.
Nastpne dwadziecia krokw.
- Nic pani nie zrobili? - Gos Doronina by szorstki jak szosa pod jej
nogami.
- Sucham?
- Nie... ju nic. Niewane.
- O co chodzi? - zapytaa po chwili wahania.
- Major Doronin - posaem jej umiech - delikatnie przypomina, e
jest wojna i po okolicy krci si mnstwo facetw, ktrzy lubi czasem
zabawi si z dziewczyn. Bo to takie mczyznowe.
26

Musiaem troch ni wstrzsn, bo spojrzaa w bok. W jego stron.


- O to panu chodzio?
- No...
- No tak - pokiwaa gow. - Brudna, zagwacona... May al tak
ugotowa. Po co ma y w... - bezradnie pomachaa doni. - Jak jest po
rosyjsku: haba?
- Jak na chirurga jeste beznadziejnie gupia - stwierdziem z pogard.
Nie protestowaa. Dopiero gdy podawaem jej rk, by pomc si wspi
na pokad mila, wbia nam kolejn szpilk.
- Gdzie drugi?! - Gos podniosa, by przekrzycze haas silnikw, a
poniewierajcego si po pododze adidasa, eby posun mi go pod nos i
unikn zbyt wielu krzykw. Moj pomocn do zignorowaa. Doronin
przelizn si obok nas i znik w kabinie pilotw.
- Wsiadaj! Paliwo si koczy!
Wsiada. Sama - nic dziwnego po moim popisie przy ciarwce.
Stwierdziem jeszcze raz, e ma zbyt pene ydki. Postaraa si, bym nie
mg oceni niczego wicej, wic nim znalelimy si za progiem,
Doronin zdy wywlec Grisz do przedziau transportowego.
Skorzystaa z okazji i jemu z kolei machna butem przed twarz.
Zapaem j za okcie, wepchnem na fotel drugiego pilota.
Wzorem majora woyem kask.
- Jak z paliwem?
- Wedug wskanika ju nie mamy. Trzymaj si.
To dlatego ukada Grisz wzdu grodzi. W przypadku zderzenia
cianka staje si podog, a kto, kto ley obok, przynajmniej nie spada.
Mj system wytwarzania zimnego potu jeszcze raz wzi si ostro do
roboty.
Mil zawy i wystartowa. Sun tu nad ziemi, dziki czemu potrzebowa mniej mocy: i do latania, i do umiercania pasaerw. Do
strachu przed zatrzymaniem si turbin doszed mi strach przed bdem
pilota.
- Ten wasz Grisza jest zapijany! - zahuczay suchawki gosem
Ewy. Podczya do rozmwnicy trzeci kask. - Jak mona odda
pijaniakowi helikopter?
Pieklia si po rosyjsku. Tumaczy mia si Doronin.
27

- Tylko pi w fotelu. Gdyby bra si za latanie...


- Jest pan nieodpowiedni... nieodpowiedliwy...
- A pani pyskata - mrukn. Pomylaem, e faktycznie okazuje spor
nieodpowiedzialno i pakuje si w kopoty.
- Pyskata - powtrzya gorzko. - Jaki pijaniak ma mnie ugotowa
napalmem, a jak mwi, co myl... Pyskata, te co!
Wzruszy ramionami.
- Jaki tam napalm...? Nie mamy adnego uzbrojenia.
Milczaa przez duszy czas. Ja te milczaem.
- To znaczy... nakama ich pan?
- Raczej le zrozumieli - umiechn si lekko. - Wymyliem
dowdc z bratankiem. Reszta to prawda.
- Boe... Pan jest zupenie...
Albo znw zabrako jej rosyjskiego sowa, albo w kocu uwiadomia
sobie cay ogrom nieodpowiedzialnoci majora. Byem w lepszej
sytuacji: od pocztku wiedziaem, e jego pogrki to bujda. A mimo to
mnie zaskoczy.
- Doronin - powiedziaem ostronie - co waciwie masz w tych
zasobnikach? Paliwo?
- A co mona mie, jak czowiek wiezie zaopatrzenie dla okrtu i w
kadej chwili moe ldowa w wodzie?
- O, kurwa - westchnem. - Bdzie cholernie sycze..." A niech ci
szlag trafi.
- Nie rozumiem - poskarya si Ewa. - O czym mwicie? Mimo
wszystko odpowied sprawia mi satysfakcj.
- O pontonach.
Wyranie syszaem jego kroki: izdebk wydzielono ze strychu
przepierzeniem z desek. Wycignity na wskim tapczaniku, zastanawiaem si, ile razy Ewa leaa jak ja teraz, nasuchujc dochodzcych
zza ciany odgosw. Drzwi miay zamek, owszem, ale byle cherlak
wyamaby je jednym kopniakiem razem z futryn. Oczywicie dookoa
stay domy i mieszkali ludzie. Pamitaem jednak poranek i nie robiem
sobie wielkich zudze. Nikt si nie zjawi, kiedy potrzebowaa pomocy.
Musiaa si ba. Zwaszcza nocami.
28

Drzwi zaskrzypiay, do pokoiku wszed Doronin.


- Wolno pali?
- Nie wiem. - Usiadem. - Nie mj pokj.
Powinienem powiedzie to z satysfakcj. Tapczan w ruinie, kolawy
st, rozpadajce si krzesa, dwudrzwiowa szafa z jednymi tylko
drzwiami, co udajcego chodnik - nic tylko umrze z depresji.
Doronin wypatrzy pene niedopakw pudeko po margarynie. Wraz z
na p oprnion puszk szprotw, brudn szklank i tward jak deska
wiartk chleba tworzyo na stole smtn martw natur.
- Z p setki petw. - Wyj pozacan papieronic. - Chyba mona.
Chcesz? Litewskie, z przemytu.
- Nie pal.
Zapalniczk mia ju zwyk: plastikow jednorazwk.
- Zaatalimy zbiorniki, mechanicy kocz tankowanie. Zaraz wra
camy do Sowietska. - Skinem gow. - Mao czasu, wic... - Spojrza
w okno. - Ona... jest twoja?
Mia zbyt obojtny gos.
- Nie - powiedziaem powoli. - Z tego, co wiem, niczyja.
- Niczyja? - powtrzy z niedowierzaniem.
Za rzek zastukao szybkostrzelne dziako, ale odkd wier setki
uzbrojonych w nie BMP-2 w barwach Republiki Sambijskiej przetoczyo
si przez wie, nie zaprztaem sobie gowy bitw na zachodzie.
Niedobitki rosyjskich spadochroniarzy odepchnito o lata wietlne od
Matrosw ki.
- Niby dlaczego miaaby mie faceta? - wzruszyem ramionami. Taka sobie dziewczyna. Nic nadzwyczajnego.
- Kwestia gustu - mrukn. Umiechnem si pod nosem. - Zreszt nie
tylko uroda si liczy. Lekarka to nie byle kto, a ona w dodatku jest dobra.
Widziae, jak operowaa? - Te si umiechn. - Ten chirurg od
artylerzystw tylko strzela obcasami i powtarza do niej tak jest".
Przesadza: mody porucznik, lekarz, ktry zjawi si w Zapo-wiednoje
razem z plutonem haubic, radzi sobie zupenie niele. Mia dwie
sanitarki, ludzi i leki, dziki czemu umieralni przeksztacono znw w
miejsce, gdzie serio walczy si o ludzkie ycie.
29

Zorganizowa ka, koce, ogrzewanie... Ale fakt - w duecie, ktry pitro


niej wydubywa odamki z jakiego nieszcznika, pierwsze skrzypce
graa niedua dziewczyna z warkoczykami.
- Nikt si nie eni z kobiet, bo ona zrcznie macha skalpelem.
- Lekarze dobrze zarabiaj - skontrowa.
- Jeli polujesz na posag, to zmie cel - poradziem. - Jest goa, a co
waniejsze goa pozostanie.
- Co znaczy: pozostanie?
- Tu - powiodem wymownym spojrzeniem po pokoiku - si nie
obowi. A gdzie indziej nikt jej nie pozwoli pracowa. Odebrali jej prawo
wykonywania zawodu.
- Masz na myli Polsk?
- Mam na myli cay cywilizowany wiat. Chirurg to nie mechanik.
Nikogo nie obchodzi, co potrafi. Papier ma mie. A ona nie ma. Nawet z
waszego Kaliningradu j wywalili.
Zacign si dymem po ppek. Zrobiem na nim wraenie.
- Dlaczego mi to mwisz? - zapyta cicho.
- Jej ojciec poprosi, bym wycign mu crk z gwna. Bo to gwno,
sam przyznasz. Dzi wcale nie musiaa przey. Nikt umylnie nie zabija
lekarek, ale zgwaci - czemu nie? A ona jest dumna, niezalena. Nie
pozwoliaby, by jaki mierdziel robi z niej sobie materac. Ma te swoje
skalpele, mogaby go... albo potem siebie.
Zacign si znowu, bez popiechu wydmucha dym.
- Te pomylaem, e to nie miejsce dla kobiety. Sowietsk ley tu
przy litewskiej granicy, wic nigdy nie by bombardowany. W mie
cie jest duo wojska, spokj i dobre zaopatrzenie. I szpital ze sta
ym dopywem rannych. Nieze miejsce dla kogo takiego jak Ewa.
Pierwszy raz uy jej imienia.
- Dziki za dobre chci - mruknem bez zapau. - Jak dostaniecie po
dupie i bdziesz pryska za granic, masz u mnie znik na noclegi.
Zostawi ci adres.
- Mwie, e handlujesz alkoholem - przypomnia.
- Wyposzylicie nam turystw, to tym dorabiam.
- Legalnie?
- Gdybym umia zaatwi sobie zezwolenie na legalny handel z
Kaliningradem, przysabym po Ew migowiec.
30

Pokiwa gow ze zrozumieniem.


- Mamy wicej samolotw ni pilotw - umiechn si - tak
e klski raczej nie doczekam. Ale adres zostaw. Wygramy, to ci
odwiedz.
Przypomniaem sobie jaka, ktry rano przeczoga mnie po asfalcie. W
barwach sambijskiego lotnictwa latao sporo takich partyzanckich
maszyn. W ostatnich miesicach istnienia Obwodu Kaliningradzkiego dzi Demokratycznej Republiki Sambii - ten odizolowany kawaek Rosji
sta si czoowym importerem maych samolotw cywilnych. Gwnie
rolniczych: w Polsce, na przykad, wysannicy Wadymira Romanowicza
Begmy kupili tuzin dromaderw i cztery wilgi. Wszelkie moliwe
instytucje, z Agencj Wywiadu na czele, pobogosawiy transakcj, cho
par dni wczeniej z teje samej Agencji trafi na biurko premiera raport
o moliwoci wybuchu aksamitnej niebieskiej rewolucji" za pnocn
granic. Dromadery byy jednak nowiutkie, prosto z tamy, premier
zdy pochwali si ich sprzeda - odpiera zarzuty o kulejcy handel
ze Wschodem - wic maszyny, dumnie paradujc przed kamerami stacji
telewizyjnych, odleciay do Kaliningradu. Wywiad mia racj, pomijajc
aksamitno wydarze, wic polscy telewidzowie mogli je ponownie
obejrze ju par tygodni pniej: pod postaci dwch wrakw
dymicych na obrzeach portu wojennego w Ba-tijsku oraz trzech
kluczy maszyn, krcych wyej i dobijajcych bombami wiernych Rosji
obrocw bazy morskiej. Parszywa Dwunastka, jak okrelia w polski
kontyngent Gazeta Wyborcza", walczya potem pod Czerniachowskiem.
O dziwo skutecznie. Okazao si, e po wyposaeniu latajcego siewnika
w ton bomb lub rakiet i zapewnieniu mu osony ze strony lotnictwa z
prawdziwego zdarzenia - ktre Sambijczycy te mieli - chowajcy si po
lasach rosyjscy spadochroniarze dorobili si niebezpiecznego przeciwnika.
- Sam widzisz - pokiwaem gow. - Nie powiniene jej namawia.
Zestrzel ci i co wtedy?
- Wtedy - wyszczerzy zby, rozbawiony wasnym cynizmem - to ju
nie bdzie mj problem.
Szczkna klamka i do izby wesza Ewa.
31

- Wy tutaj? - wymruczaa sennym gosem, harmonizujcym


z opuchlizn powiek. - To odwrci si. Ewa chce spa.
Nawet gdyby mwia po rosyjsku, Doronin nie wychwyciby rzuconego mimochodem artu. Dla obcokrajowca ostatnie zdanie byo
jedynie informacj, zlepkiem sw niebudzcym adnych skojarze.
Niby drobiazg. Ale to wanie par tysicy takich zsumowanych
drobiazgw sprawia, e narody strzelaj do siebie.
- Ju wolno patrze. Koniec. Ostatni pojecha do szpitala. Mona
i spa. Umieram ze zmczonoci.
Mniej wicej w poowie przesza na rosyjski: to nie bya le wychowana dziewczyna, po prostu ledwie trzymaa si na nogach. W
obszernym dresie, zastpujcym piam, i grubych skarpetach,
zastpujcych kaloryfery, wygldaa jako bezradnie. Mylaem, e to
warkoczyki upodabniaj j do maej dziewczynki, teraz jednak rozpucia
wosy i zrobia si jeszcze bardziej smarkata.
Nie zdziwiem si, widzc wstajcego Doronina.
- Zanim si pani pooy... - Zatrzymaa si porodku pokoju, rzucajc
mu nijakie spojrzenie. - Nie moe tu pani zosta. Dzi si udao, ale
jutro... I to ju nawet nie punkt opatrunkowy. Nie ma sensu trzyma tu
dobrego...
- W porzdku, majorze. Zgodliwa jestem. - Unosiem si z tapczanu,
by jej zrobi miejsce, ale teraz z powrotem usiadem. - Dzikuj, e chce
pan pomc Krech owi akowi, ale to ju niepotrzebne. Wrc z nim do
domu. Tu rzeczywicie ju nic... Goe ciany zostay. Nie warto
podstawia gowy. Jutro pojedziemy.
Ani jeden misie nie drgn w twarzy majora.
- Rozumiem - stwierdzi sucho. - Rozsdna decyzja. wiat jest
peen ludzi, ktrzy nie s chirurgami. Najwaniejsze to przey.
I nie trafi za kratki.
Gdyby wylano na ni wiadro wody, moe troch szerzej otworzyaby
oczy. Ale pewnoci nie miaem.
- A c to za tekst? - Chwilowo nie bardzo moga mwi, wic
wyrczyem j skwapliwie. - O co ci chodzi?
- O nic. Gratulowaem pani doktor rozsdnej decyzji.
- I susznie. Mio byo ci pozna, Doronin. Mwie, e ten twj
karawan zaraz startuje?
32

Ewa posaa mi spojrzenie bez cienia wdzicznoci. Doronin posa


umiech. Dziwny jaki.
- Zgadza si. Musz odda maszyn. Nie jest moja.
- No to cze.
- Jutro odbieram swoj od mechanikw i lec za Prego. Pod polsk
granic. Pomylaem, e mgbym was podrzuci.
Zaatwi mnie. Gdyby zastpi migowiec rowerem i zmieni daty,
mj plan byby identyczny.
- Nie rozmieszaj mnie. Za Prego przebiega front. Trzeba mie nie
po kolei w gowie, by tamtdy lata!
- Jasne - zgodzi si. - Co innego rowerem przejecha.
- Raz ju przejechaem. A poza tym chodzi nie o mnie, a o ni
- machnem gniewnie w stron wci zdezorientowanej Ewy. - Po
jedziemy do Krlewca, oddam j naszemu konsulowi i wrci do
kraju z jakim konwojem. ywa.
-Ary?
- O mnie si nie martw.
Zdawao mi si, e wygraem. Krtactwami, ale co tam.
Zapomniaem, e jest z nami pani doktor.
- Tylko e - wtrcia niepewnie - ja nie mam paszportu.
Doronin, zbierajcy si do wyjcia, od razu przesta si zbiera.
- Konsulat nadal pracuje - powiedziaem szybko. - Wystawi ci
tymczasowe dokumenty i...
- Jeste pewien? - W Aerofocie ten facet nie zrobiby kariery:
umiecha si zbyt paskudnie. - Dwa albo trzy dni temu syszaem w
telewizji, e Polska zamyka konsulat. Za dwa albo trzy dni.
- Nie wierz lepo telewizji. - Walczyem do koca.
- Ale to wanie konsul zabra mi paszport. - Ewa sprawiaa wraenie
kogo, kto cignie sw kwesti, nie zwracajc uwagi na innych.
- Powiedzia, e to, co robi, to przestpstwo, i w Polsce mnie za to
posadz, wic kazaam mu si ugry w tust urzdnicz dup i...
- przerwaa na chwil. - Nie sdz, by mia ochot mi pomaga.
Cigle miaem cie szansy: mwia po polsku.
- Potem to obgadamy - zapewniem w mowie tubylcw. - Major
si spieszy, nie zawracajmy mu ju gowy.
33

- Pieprzysz, kolego - stwierdzi Doronin. Bez gniewu, z fatalnym


akcentem.
Ale po polsku.
Zwaliem si plecami na cian. Nie miaem ju amunicji. Mogli mnie
dobi bez problemu.
Przez chwil wymieniali spojrzenia, ustalajc bez sw, ktre z nich si
tym zajmie. Pado na Ew.
- On ma migowiec za par milionw - powiedziaa z urzekaj
cym umiechem. - Ty rower. Moe i jestem troch rbnita, ale jed
nak kobieta.
Pokiwaem gow na znak, e rozumiem.
- Widocznie co mu nie wyszo. Pewnie przez deszcz.
Dobiegajce spod kaptura pociganie nosem wiadczyo, e i jej
pogoda nie suy. Sztormiak niby zabezpiecza j przed padziernikowym deszczem, ale po godzinie spdzonej w krzakach czowiek czu
si mokry od samego suchania plusku kropel. W mroku nocy deszcz
wydawa si wszechobecny, wypenia ca dostpn ludzkim zmysom
przestrze.
- Mylisz, e nas znajdzie? - zapytaa po chwili.
Dobre pytanie. Porodku pola oddalonego o rzut beretem od Sowietska
ryzykowne byo wspomaganie si reflektorem. A porzdnych
noktowizorw migowiec Doronina mg nie mie. Bez nich za
niewiele dao si tu zobaczy: otaczay nas gbokie ciemnoci.
- Zobaczymy.
- Myl, e znajdzie. - Ewa sama sobie odpowiedziaa na pytanie.
- To zawodowiec.
Rzuciem jej szydercze spojrzenie, ale bezksztatna czarna brya
niewiele zdziaa w ten sposb.
- Co znaczy: zawodowiec? Wkniark mieli posa?
- Nie lubisz go?
Moga sobie pozwoli na takie pytanie. Doba spdzona pod jednym
dachem zblia ludzi, nawet jeli jest to brezentowy dach wojskowego
namiotu, w ktrym ustawiono dziesi polowych ek. Nie majc szans
na inne atrakcje, moglimy pogada, pozna si
34

nawzajem. Inna sprawa, e gdyby Doronin umieci nas nie w orodku


dla uchodcw, a w jakim pensjonacie, te wiele bym nie zwojowa:
przez pierwsze dwanacie godzin Ewa spaa jak zabita. Tak czy inaczej,
zdylimy przej na ty" i dojrze do zadawania sobie pyta, ktrych
obcym si nie zadaje.
- Dlaczego? - wymruczaem. - Lubi.
- To dlatego, e zdradzi?
- Zdradzi?
- No wiesz: ojczyzn, armi... Bye oficerem. Pewnie ci to bardziej...
no, razi.
- A ciebie razi?
- Troch.
- Mnie te troch.
- Nie wiem, co o nich myle - wyznaa. - Wiesz: o Sambijczy-kach.
To nie w porzdku powiedzie ktrego dnia: Nie podoba nam si
ojczyzna, odczamy si, cze".
- Nie w porzdku - zgodziem si.
- Ale z drugiej strony to ich cige powoywanie si na Ameryk,
Waszyngtona... wiat to puszcza mimo uszu, ale przecie Stany
Zjednoczone stworzyli tacy jak Begma.
- Nie mw tego, zabiegajc o amerykask wiz.
- Formalnie, w wietle prawa, byli band zdrajcw.
- Ale wygrali.
- Takie to proste? Wystarczy by silniejszym?
- No pewnie.
- Chyba co sysz...
Warkot narasta szybko i ju po kilkunastu sekundach musiaem
przeprosi sambijskie lotnictwo wojsk ldowych. Wbrew moim obawom,
mieli migowce potrafice sobie radzi w ciemnociach.
Chwyciem do Ewy, zapaem jej plecak i wyszlimy z zaroli.
Stalimy oguszeni oskotem opuszczajcych si wirnikw i dopiero
kiedy czarna brya zagcia mrok par krokw przed nami, odkryem, e
w grze wisi druga maszyna.
Kto stojcy w drzwiach Mi-17 zapali czerwon latark, kadc na
ziemi namiastk dywanu dla honorowych goci. Koa nie dotykay ziemi.
Zmusiem Ew do biegu: pilotowi wyranie si spieszyo.
35

Dwie pary silnych rk wcigny nas na pokad, kto trzasn drzwiami


i maszyna od razu ruszya. W sumie, cho bezceremonialne, byo to
optymistyczne. Sprawnie dziaajca zaoga zwiksza szanse przeycia.
- W to! - W absolutnej ciemnoci wcinito mi kamizelk kulo
odporn, posadzono na zamocowanym do burty krzeseku. Czuem
Ew tu obok: zapach jej paszcza i resztek dezodorantu. Oberwa
em w czoo kobiec doni: te wkadaa kamizelk.
Pochyliem si, prbujc ulokowa usta blisko kaptura, zdya go
jednak odrzuci na plecy. Z lekk konsternacj poczuem na ustach chd
jej ucha.
- Czekaj, pomog!
Co zimniejszego od ucha trcio mj policzek. Nos Ewy przypomina
wilgotny nos okazujcego przyja psiaka, ale myli, jakie wywoa, nie
miay wiele wsplnego z psami. Szczeglnie gdy pomoga sobie doni,
kadc mi j na karku, cignc ku sobie moj gow.
- Nie mog tego odpi! Ratuj!
Byo ciemno, czuem dotyk jej troch szorstkich palcw, kolano
napierao na moje, a ubranie stawiao opr, z ktrym tylko mska do
moga sobie poradzi. Musiaem mocno walczy, by nie odpowiada
zgodnie z narzucon przez haas procedur. Trafibym ustami w jej usta i
wygldaoby to cakiem naturalnie.
Opanowaem si i tylko poklepaem opite spodniami udo. Potem
przez duszy czas gwaciem prawa natury, uzupeniajc, zamiast
uszczupla, ubir modej i klejcej si do mnie w mroku kobiety.
Mogem sobie pogratulowa wstrzemiliwoci. Chwil pniej kto z
cudown precyzj nasadzi mi na gow hem. Kto doskonale widzcy w
ciemnociach. Nasi gospodarze reflektorw moe nie mieli, ale nocne
gogle - ju tak.
Pniej lecielimy. Najpierw wzgldnie spokojnie, ale w ktrym
momencie milowi jakby odbio. To wznosi si niczym szybkobiena
winda, to opada, nieco agodniej wprawdzie, za to tak nisko, e czuem
uderzenia gazi o podog. Niemie przeycie, ale pocieszaem si
myl, e brak naprawd gwatownych manewrw dowodzi, i
przynajmniej nikt do nas nie strzela.
36

Minut pniej Mi-17 zadar nos. Naprawd gwatownie.


Nie wiem, co to byo: rakieta, seria zenitwki czy tylko nagle
przebudzony radar. Tak czy inaczej, pilot byskawicznie zmieni plany co
do kierunku, wysokoci i tempa lotu. Gdyby nie pas bezpieczestwa,
wyprbowabym odporno hemu oraz przeciwlegej burty.
Potem znw by lot jak po sznurku: rwny, gadki, bez wstrzsw.
Czuem si prawie jak pasaer renomowanych linii lotniczych, dopki za
okienkami nie zaczo byska odpalanymi jedna po drugiej rakietami.
Wyrzutnie wypluy okoo dwudziestu pociskw, wykonalimy agodny
zwrot poczony ze znianiem, i odlecielimy.
Pi minut pniej mil ostronie opad na ziemi. Silniki zamilky.
Operator wycigarki odsun drzwi i do kabiny wtargny znienacka
gazie modego wierka. Czarny mur, oddzielajcy nas od reszty wiata,
by ni mniej, ni wicej tylko lasem.
Odetchnem gboko chodnym, pachncym zbutwia cik
powietrzem i zoyem sobie uroczyst przysig.
Postanowiem nigdy wicej nie wsiada do migowca.
- Podpukownik Afierow. - Elegancki pilot mao przypomina zalanego
osobnika, ktrego czterdzieci godzin temu ogldaem przypitego jak
manekin do prawego fotela. - Pono si znamy. Kol te znacie, a tych
tam lepiej nie zna. Piechota morska. Straszne oprychy.
Ostatni przedstawiciel strasznych oprychw umiechn si lekko.
Lea na skrzynkach z amunicj niczym obalony posg wspczesnego
wojownika: w hemie, z automatem zamiast kodry i bogat kolekcj
granatw, noy oraz magazynkw, sprytnie zamocowanych do rnych
miejsc na ciele. Drzema, korzystajc z faktu, e jego koledzy
zabezpieczali zaparkowany porodku lasu migowiec.
- Gdzie Doronin? - uprzedzia mnie Ewa.
- Zaraz powinien by - pospieszy z wyjanieniem Kola. - Wrci nad
lini frontu, pohaasowa. Jeli jelianowcy uwierz, e wrcilimy, do
rana mamy spokj.
- Mielimy by z nim - upomniaa si.
37

- Pietia nie wozi kobiet - umiechn si Afierow.


- Nie ma miejsca dla pasaerw - jeszcze raz wyjani Kola. Doszukaem si dystynkcji na jego kombinezonie. Jeli go komu nie
podprowadzi, by podporucznikiem.
- Niewane, gdzie jest Doronin - stwierdziem. - Wane, gdzie my
jestemy. Mgbym zerkn na map?
- Po co? - wzruszy ramionami Afierow.
- Major nie mwi? Mamy przej granic.
Kola zanurkowa pod pacht, oddzielajc adowni od kabiny
pilotw. Wrci bez mapy, za to z termosem.
- To akurat wiem. - Podpukownik przysiad na skrzynce z rakietami.
Byo ich tu od cholery.
- A czego pan nie wie?
- Czy mog was puci.
Ewa, poczstowana parujc herbat, znieruchomiaa z kubkiem przy
ustach.
- Nie rozumiem - wyznaem. - Wie pan, po co lecimy.
- Pietia mwi, e wysadzimy was przy granicy. Ale nie wyszo.
Wszdzie a gsto od patroli. Chyba czekaj na jaki duy przerzut z
Polski. Nie moecie i.
- To mie, e si pan nami boi - umiechna si cierpko Ewa, rzucajc
kamizelk na jedno z siedze.
- Boj si, e jak was zapi chopaki w niebieskich beretach, moecie
ich tu przyprowadzi.
- Co pan proponuje? - przejem paeczk.
- Idcie spa. O wicie wystartujemy, a wtedy moecie i gdzie oczy
ponios. I sprowadza tu cae wycieczki.
- W dzie nie przejdziemy granicy.
- Idcie spa.
Znikn w kabinie pilotw. Kola zosta, z zakopotaniem obracajc
termos w doniach.
- Spadajmy std - mrukna Ewa. - Granica nie moe by daleko.
Widziaam wiata.
Brawo. Po tej stronie nie byo prdu. Wiksze skupisko owietlonych
budynkw musiao by polsk wsi, pooon na kracu cywilizowanego
wiata. Bystra dziewczyna. Ale nie na tyle, bym
38

lepo podporzdkowywa si jej sugestiom. wiat wok nas nie by


jeszcze cywilizowany.
- Syszaa, co mwi pukownik.
- A wiesz, gdzie mam tego pukownika? - Na szczcie nie zgupiaa d
o r es zty i s tar a a s i m w i p g os em.
- Jeli sprbujesz wyj std bez jego zgody, bdziesz tam jeszcze
miaa dziur po kuli. Czyli razem dwie.
- Nie bd wulgarny, dobrze?
- On tu dowodzi.
Kola chrzkn.
- Dowodzi major Doronin. Moe poczekacie, a wrci? Czekalimy z
dziesi minut Potem w oddali zaterkota wirnik.
Ewa poderwaa si, szarpna drzwi, znika w zagszczonym choinkami
mroku. Ja zostaem.
Doronin, podobnie jak Afierow, wyglda duo schludniej ni przy
pierwszym spotkaniu. Moe dlatego Ewa bez oporu podaa mu rce i
pozwolia podcign si na pokad. Za penym mundurem panny
bardziej sznurem.
- Niedobrze - major przeszed od razu do rzeczy. - Jakie cigniki
przekroczyy granic; duo cignikw. Kto tam u was wzi niez
apwk.
- Ciekawe, skd pan to wie - Ewa byskawicznie podja rkawic.
- Cigniki widziaem, a reszta... - postuka si palcem w gow.
- Zania si? - podpowiedziaa szyderczo. Posa jej umiech, po czym
spojrza mi w oczy, ju bez umiechu.
- Mamy z jelianowcami tych samych dostawcw, wic wiemy, jak to
organizuj. - Odczeka chwil, ale nie skomentowaa. - Po waszej stronie
powinno by atwiej, bo eby przerzuci tak ilo ludzi i wozw,
musieli zaatwi par wielkich dziur w sieci posterunkw. Za to po
naszej... Kryow przysa co najmniej kompani BMD, nie liczc
samochodw. No i tunguzk. To taki...
- Wiem, co to tunguzka - przerwaem. - Nie wiedziaem tylko, e ma
taki ciki sprzt
Dywizja spadochroniarzy generaa Kryowa stanowia trzon rosyjskich
si w Sambii. Kiedy Begma ogosi niepodlego
39

kaliningradzkiej enklawy, niemal sto procent stacjonujcych w niej


jednostek przyczyo si do nowo formowanej armii sambijskiej.
Gwnie pod hasem: w NATO lepiej pac". Wierni prezydentowi
Jelianowowi oficerowie zdoali zgromadzi raptem kilkanacie
pododdziaw o sile plutonu czy kompanii. Uzbierao si tego kilkadziesit wozw bojowych oraz samobieny most, z uwagi na
oryginalny wygld regularnie filmowany przez wszystkie moliwe ekipy
telewizyjne. adnego wozu artylerii przeciwlotniczej w tej gromadce nie
byo. Opelotka w caoci przesza na stron separatystw. Begma zadba
o to; rozumia, e Kreml moe si do niego skutecznie dobra tylko od
strony morza lub z nieba. Kiedy po paru tygodniach stanu przejciowego
midzy pokojem a wojn Rosja zdecydowaa si w kocu zareagowa,
cao si interwencyjnych dotara do Sambii za pomoc spadochronw.
Trzydziestotonowej tunguzki nie da si zrzuci na spadochronie.
- Ma jedn, zdobyczn - wzruszy ramionami Doronin. - I ta jed
na jest tutaj.
Zagwizdaem przez zby.
- Mylisz, e na wasz cze?
- My tu tylko nocujemy, walczy bdziemy na pnocy, midzy
Mozyrem a Czerniachowskiem. - Wielkiej tajemnicy mi nie zdradza:
cay wiat wiedzia, e Mozyr to gwna baza materiaowa Krylowa i
rejon zrzutw, a Czerniachowsk stanowi kluczow pozycj Rosjan,
bronicych si wzdu linii Pregoy. - Normalnie na poudniu nie ma
wojska. Jeli przysali tu tunguzk, to w jednym celu: chc odstraszy
wasze lotnictwo.
- A ty chcesz odstraszy nas? Mamy tu gni do witu?
- W dzie trudno bdzie przej granic?
- atwiej noc. Chyba e... No?
- Jak daleko jest std do Maogorska?
- Blisko - przyjrza mi si uwanie. - Czemu pytasz?
- Bo naprzeciwko s Kisuny. A ja mieszkam w Kisunach.
- Moesz przej granic w kadym innym miejscu i wrci autobusem. Tak byoby szybciej. I bezpieczniej.
- Tak mylisz?
40

- Nie jeste sam.


aden z nas nie spojrza na poyskujc tym paszczem Ew, ale nie
potrzebowaa takich zacht, by si odezwa:
- Co jest z tym Maogorskiem? Gwac?
Doronin wyglda na zmieszanego jej obcesowoci.
- To... kiepskie miejsce dla kobiet A w dodatku...
- No? - ponaglia zniecierpliwiona.
- Ci faceci z ciarwki - wyrczyem Doronina. - Robot zleci im
pukownik Miller. A to wanie Misza Miller rzdzi w Mao-gorsku.
- Nie moecie i tamtdy - oznajmi major.
- Moemy. - Mimo stara mj gos nie brzmia rwnie stanowczo. Dopki Ewa nie zacznie wymachiwa dyplomem, nikt nie zwrci na ni
uwagi.
Umiechna si gorzko i szykowaa do powiedzenia czego w
rodzaju: no, z tym akurat problemw nie bdzie". Doronin nie dopuci
jej jednak do gosu.
- Nikt nie zwrci uwagi?! Kup sobie bia lask!
Wszyscy zastygli, zaskoczeni gwatownoci jego reakcji. Zerknem
w szeroko rozwarte oczy Ewy.
- Moe le to ujem - przerwaem cik cisz. - Chodzi o to, e
jestem w Maogorsku... no, troch znany. Nie zaczepi mnie. Ani mojej
kobiety.
- To byy owiadczyny? - zakpia dobrotliwie.
- Troch znany to mao. - Gos Doronina by lodowaty.
- Doradzam ci, jak lata?
Przemyla to sobie. Potem spojrza na Ew.
- W najgorszym razie - umiechna si dziwnie agodnie - dosta
n now posad.
W lesie, z ktrego wyszedem, nadal krlowaa noc, ale po lewej soce
szykowao si do wyjcia zza horyzontu. Widziaem ze sto metrw
obsadzonej drzewami drogi. Pokryta poniemieckim brukiem, biega
prosto na poudnie.
- To ta. - Nie siliem si na szept: Ew, wychodzc z zaroli i po
konujc zasypany chrustem rw, sycha byo duo dalej.
41

- Tak? - Jak na podopieczn faceta, ktry co kwadrans owiadcza


chyba zabdzilimy", trzymaa si dzielnie. Ale moe brakowao jej
energii na wygaszanie kliwych uwag.
- To szosa do Maogorska. Chod.
- rodkiem drogi? - Krycie si po krzakach zdyo wej jej w krew.
- Na poudniu nie ma ju lasu.
- Ale rodkiem drogi?! - zaprotestowaa paczliwie, a ja zrozumiaem,
e jest z ni gorzej, ni mylaem. Bya przemoczona, zasmarkaa
wszystkie chustki, potykaa si czciej, no i beznadziejnie popada w
rutyn.
- Pobocza mog by zaminowane.
- Jezu - jkna.
- Nie bj si. - Po raz pierwszy wziem j za rk nie po to, by
podsadza, wskazywa przejcie czy wyciga z wykrotu. - Drogi nie
zaminowali.
Nie dodaem: przeciwpiechotnymi". Jezdnia skrywaa pewnie par
wielkich talerzy, czekajcych na naiwnego czogist, ale ostatecznie nie
podrowalimy czogiem.
-1 pamitaj - wskazaem szarwk na poudniu. - Jeste moj
dziewczyn. Nie mw po rosyjsku. Mniej rozumiesz, mniej pytaj.
- Dooobrze. Przecie pamitam.
P godziny pniej wkroczylimy do Maogorska. Wie spaa.
Pierwszego przytomnego tubylca spotkalimy dopiero przed dawnym
Domem Kochonika. Budynek z popiersiem Lenina przed frontem
stanowi obecnie siedzib lokalnych wadz: dowodzia tego czarna
chorgiew z trupi czaszk, zawieszona nad gankiem, oraz wartownik
sikajcy spod owej dumnej flagi na krzaki zdziczaych r. Pomylaem,
e facet w waciaku i bejsbolwce zachowuje si do beztrosko jak na
kogo, komu wrczono kaach a i kazano czuwa nad bezpieczestwem
garnizonu, rozumiaem jednak jego punkt widzenia. Metr dalej ni
sigaa parabola jego moczu, parkowa czog T-72, za nim stay bojowe
wozy piechoty BMP-2 i BMP-3. Placyk goci te trzy ciarwki, UAZa, wz inynieryjny z lemieszem, trzy transportery BTR i kolejn
siedemdziesitkdwjk, rnic si od tej przed sztabem pancerzem
reaktywnym. Wygldao
42

to jak wystawa sprztu wojskowego na targach lekko uywanej broni i


budzio respekt W warunkach sambijskiej wojny na ma skal bya to
realna sia. Wartownik mia prawo czu si pewnie.
-Tylko nie zemdlej - cisnem do Ewy. Facet prowadzcy za rk
kobiet wyglda mniej podejrzanie.
- Mam ju przecie swojego chopa - bysna zbami. - I nie takie
cuda widziaam.
- Czekaj, poskar ojcu - obiecaem cicho i duo goniej zawoaem: Czoem, onierzu! Jest Gawryszkin?
Dokoczy, co robi, zapi rozporek i zacz zdejmowa karabin z
ramienia. Na szczcie zdylimy podej na tyle blisko, e mnie
rozpozna. Da sobie spokj z kaasznikowem i przeduajc ruch rki,
wycign papierosy.
- A czort go wie - wymamrota, przytrzymujc samymi wargami
dugiego marlboro. - Co, dup mu przyprowadzie?
Byo zbyt szaro, by na temat rumieca Ewy dao si cokolwiek
powiedzie. Widziaem tylko uprzejmy umiech.
- Ona jest moja.
- Duo bierze? - zapyta prawie obojtnie. Czu go byo wdk, a
spojrzenie jego przekrwionych oczu ospale suno po sylwetce Ewy.
- Nic, ale chce obrczki. Chyba si pobierzemy.
Mrukn no, no" i zacz przypala papierosa. Minem go, trzymajc
za rk przysz pani Krechowiak.
W holu poza usychajc palm znajdowa si jeszcze karabin maszynowy przy oknie z prawej i oparty o kaloryfer granatnik. Wci z
palcami Ewy w doni wszedem na pitro. Zastukaem w drzwi. Po
czwartej prbie zaspany kobiecy gos zawoa: No wchod!". Znalelimy si w zagraconym pokoju. Worki w oknie przepuszczay
niewiele wiata, ale starczyo, bym dostrzeg zmit pociel i koyszce
si nad brzegiem kodry piersi rozczochranej blondyny.
- Fiedia, gocie - trcia kodr obok. Potem wstaa i nie zaprzta
jc sobie gowy uzupenianiem stroju, ograniczonego do zsunitych
na kostki poczoch, podesza do biurka. Uniosa butelk z col, pia
przez chwil. Staa tyem do nas i nie odbierao jej apetytu troch
pogardliwe, a troch ze spojrzenie Ewy.
43

- To pan? - Gawryszkin, ysawy pidziesiciolatekz lekk nadwag,


przetar oczy, popatrzy na zegarek. Po czym usiad jak pchnity
spryn. - Co z Masz?!
- Spokojnie - powiedziaem szybko. Od pasa w gr by nagi i duo
mniej atrakcyjny od blondynki, jednak to nie obawa przed ogldaniem
jego goej reszty sprawia, e jeszcze szybciej dodaem: - Nie chodzi o
Masz.
Troch go uspokoiem. Ale tylko troch.
- Nie mogem si z panem skontaktowa.
- Byem poza domem. Interesy. Poczekajcie na korytarzu. Wyszlimy.
Ewa wyja fajki, wypatrzya popielniczk. Byo w niej
sporo wolnego miejsca, a budynek, jak na siedzib nieregularnego
wojska, zaskakiwa czystoci. C, regularne nie moe proponowa
cywilom, by przyszli i posprztali. Za darmo, naturalnie.
- Ciekawe miejsce - mrukna. - Czsto tu bywasz?
- Wolabym o tym nie mwi.
- Co to za facet?
- Podpukownik Fiodor Gawryszkin. cznociowiec.
- czy wojn, uciechy i handelek?
- Nie przypad ci do gustu - domyliem si.
- Bo mam lepszy ni on. Czy rosyjskich pukownikw nie sta na
lepsze dziwki?
- On ju nie jest rosyjski.
- Sambijskich - poprawia si.
- Misza Miller jest neutralny. Na swj sposb.
- Mona tak? Z czogami i pukownikami?
- Pniej ci wytumacz. Teraz pamitaj: Gawryszkin to sojusznik.
Jedyny, jakiego tu mamy. Nie czepiaj si go.
Skina gow, a kiedy ubrany w polowy mundur pukownik pojawi
si obok nas, poczstowaa go nawet papierosem.
- Baem si o pana - owiadczy pgosem Gawryszkin. - My
laem, e pan wpad. Najpierw odwoali... - urwa, zahaczywszy
spojrzeniem o Ew. - Moemy rozmawia? - Po trzech sekundach
namysu skinem gow. - No wic odwoali Czubackiego i ju to
nie spodobao si Miszy. A teraz jeszcze nowy garnizon... Misza jest
wcieky. Wrzeszcza, e powinien o tym wiedzie. O pana mu szo.
44

Miaem ochot zamwi sobie ortopedyczny konierz: stanowczo zbyt


pochopnie uywaem szyi do kiwania gow. Twarz Ewy wygldaa
wci tak samo, ale oczy nagle ostygy.
Nie to jednak martwio mnie najbardziej.
- Nowy garnizon? W Kisunach?
- Inne wozy, organizacja patroli... Tyle wiemy. Nikt z waszej strony
si nie zjawi. To te nowo.
- I od kiedy tak...?
- Wczoraj zauwaono w Doach czog z pancerzem reaktywnym. Nie
wiedzia pan?
- Nie byo mnie w domu - mruknem ponuro. - Dugo.
- Wspaniale - skrzywi cierpko usta.
- Z Masz wszystko w porzdku - powiedziaem z naciskiem. - To ja
mam problem. Chcemy przeskoczy na tamt stron. Wpadem, by si
upewni, czy wszystko gra. Szlag by to...
Ewa zdusia niedopaek w popielniczce. Jej twarz bya cakiem
nieruchoma.
- Co teraz zrobisz?
Nie uya liczby mnogiej. Raczej wiadomie.
- Pjd, sprawdz, co i jak. Potem po ciebie wrc. - Co drgno w jej
twarzy; na chwil maska spada, a ja ujrzaem pen lku, mdr, dojrza
kobiet, ktra wie, ile warte potrafi by takie obietnice i jak wielu
rzeczy nie da si w yciu przewidzie. - Nie martw si.
- Nie martwi si - skamaa cakiem udanie.
- Pukowniku? - rzuciem mu pytajce spojrzenie.
- W porzdku - mrukn bez zapau. - Tylko niech to nie trwa dugo.
Misza naprawd nie jest w humorze.
Uniosem lornetk i zaczem oglda rozcigajcy si na poudnie ode
mnie kawaek wiata.
By pusty, spokojny i nieruchomy; poruszay si tylko ptaki. Zero
czogw. onierzy nie szukaem: decyzj MON-u nie mieli prawa
zbliy si do linii granicznej na mniej ni p kilometra. Wikszo
dowdcw dorzucaa drugie p. Niewane. W takim jak ten, paskim
terenie zamaskowany obserwator nie mg mnie dostrzec
45

z odlegoci wikszej ni trzysta metrw. Gdybym szed. Kto pokonujcy tras na czworakach w ogle nie mg zosta zauwaony.
Na pierwszy, drugi i dziesity rzut oka trudno byo w to uwierzy. Na
tym opiera si urok szlaku wzdu Lawinki. Rzeczka - o ile mona
przypisa t szumn nazw ciekowi wodnemu, ktry w paru miejscach
da si zastopowa wbit na sztorc miednic - wypywaa ze wsi i
meandrami docieraa do granicy, skrcajc przy ruinach poniemieckiej
chaupy. Wyobia gbok na kilkadziesit centymetrw dolink, a
zielsko porastajce brzegi wystrzelio w gr tak wysoko, e idcy dnem
mczyzna nie by widoczny z poziomu pl. Zakrelajc ostry uk,
Lawinka mocno przesaniaa te widok z Kisun ku granicy, co podwaao
sens umieszczania posterunku obserwacyjnego na pnocnym skraju wsi.
Czasem zastpoway go czogi. Ich wypad zmienia cignce si
wzdu rzeczki martwe pole w puapk na przemytnikw. Idc korytem,
mona si byo wprawdzie ukry, ale nic nie stao na przeszkodzie, by
czog przejecha si nad rzeczk i sprawdzi, czy jaki gupiec nie ley
tam z nosem w bocie. Gupiec - bo nikt mdry nie pcha si dobrowolnie
na pole minowe.
To zaoone nad Lawink, w miejscu jej skrtu na wschd, miao
trzysta metrw dugoci i tylko dziesi szerokoci, liczc wedug
podtrzymujcych ogrodzenie palikw. Faktycznie byo wsze. Oficjalnie miao powstrzyma inwazj z pnocy. Nie wiadomo: rosyjsk
czy sambijsk. Wiadomo, e gron, wobec czego rzd wycofa si z
ukadu o niestosowaniu min przeciwpiechotnych i troch, wzorem
Ameryki, zastosowa. Jeli oba brzegi obsadzio si czogami, by to
korek gwarantujcy szczelno butelki. W praktyce T-72 z podlegego
placwce w Kisun ach plutonu czogw tylko sporadycznie wychylay
nos z okopw, a jeli ju ustawiay si jak tarcze strzeleckie na ktrym z
brzegw, to tylko na jednym. Z wojskowego punktu widzenia miao to
sens: potencjalny atak zniszczy tylko cz pododdziau; reszta, dobrze
okopana w lecej na zachd od Kisun wiosce o nazwie - nomen omen Doy, moga podj walk i pomci kolegw. Biorc pod uwag, e nikt
nie wierzy w inwazj na tym akurat odcinku granicy, taktyka wydawaa
si dyskusyjna. Naturalnie bybym ostatnim, ktry zapocztkowaby tak
dyskusj.
46

To nie by zy szlak. Tyle e powoli si koczy. Miar jego upadku


bya kada nastpna warstwa cegie, dodana do pncej si ku niebu i
Bogu dzwonnicy kisuskiego kocioa. W Polsce waciwie nie buduje
si ju klasycznych dzwonnic, ale ta powstawaa na dobrze zachowanych
resztkach poniemieckiej budowli i si rzeczy przybraa jej staromodny
ksztat
Ulokowanie posterunku na wiey byoby rwnoznaczne z zamkniciem trasy. Na szczcie dzwonnica wci bya odpowiednikiem
komina. Z montaem schodw wstrzymywano si do zadaszenia wiey.
Pki co na pomost roboczy wchodzio si po bardzo dugiej i bardzo
nieprzyjemnej, na poy wiszcej drabinie. aden dowdca czasu pokoju
nie pole ludzi w takie miejsca bez odpowiedniej asekuracji, a w tym
przypadku odpowiedni asekuracj by czuwajcy nad wspinaczk
onierz zawodowy plus dwa zawiadczenia o prawie do wykonywania
prac na wysokociach - po jednym dla kierujcego i kierowanego.
Wojsko dodao do tego par wymogw odnonie osoby szeregowego: nie
powinien pi, by karanym czy budzi wtpliwoci psychologa tudzie
kapelana. Jak wiadomo, Wojsko Polskie a roi si od tego typu
dzielnych, niepokalanych i prawomysinych skautw.
Dowodzcy w Kisunach porucznik Burakowski korzysta z wiey
jedynie podczas inspekcji, czyli najwyej raz w tygodniu. Na szczycie
wiey pojawia si wwczas chopak z lornetk, a od wielkiego wita
take przenony radar, poyczony z jakiej innej placwki.
Tego ranka wiea wiecia pustkami.
W Paacowej" pachniao styp. Gdyby na ktrej z wyoonych boazeri
cian wisia barometr mierzcy nastroje, odnotowaby gboki doek.
Moe nawet gbszy ni ten z 1990 roku, kiedy ostatni dyrektor PGR
Kisuny, zataczajc si od wdki i rozpaczy, wsadza na wyadowan
meblami ciarwk zapakan dyrektorow, by odda pole
zwyciskiemu kapitalizmowi. Z drugiej strony nie byo tak le jak w
1945, gdy von Kisnitzowie egnali si z rodow posiadoci, pakujc na
sanie srebra i wypatrujc trwoliwie czogw z czerwon gwiazd. Inna
sprawa, e poziom optymizmu sztucznie zawyao teraz trzech
maolatw, kombinujcych przy butelce likieru
47

am i gnat", komu podprowadzi kur i jak najkorzystniej wymieni j


na nastpnego amignata", oraz Jasio Kret, lokalny kloszard. Jasio by
zawsze umiechnitym maym facetem w nieokrelonym wieku. Nosi
ortalion owy paszcz nieokrelonej barwy i okulary nieokrelonego
przeznaczenia, bo byy zbyt brudne i podrapane, by poprawiay widzenie.
y w ziemiance i przepija kady zarobiony grosz.
- Czoem, obywatelu majorze! - zasalutowa mi szklank.
- Nie jestem majorem - przypomniaem mu po raz, z grubsza biorc,
setny.
- Wiem, wiem: rezerwy kapitan w stanie spoczynku. Ale w wojn
awansuj. Zobaczy obywatel major. Mj dowdca to mwi: z ciebie,
Jasiu, to starszy szeregowy bdzie, jak mi kaktus wyronie albo trzecia
wiatowa wybuchnie". Bo we wojn - pouczy mnie, te co najmniej
dziesity raz - wszystkim o stopie wyej daj.
Pomijajc t gromadk, reszta upijaa si na smutno. Smutna bya te
bufetowa, kwadratowa niewiasta o srebrnoniebieskich wosach i urodzie
gwarantujcej nietykalno nawet porodku stada pijanych samcw.
Teresa Zioo, kuzynka sotysa, z ponur min polerowaa sztuczny
marmur kontuaru. Skinem jej gow i podszedem do najlepszego,
ocienionego palm stolika.
- Czoem, panowie - rzuciem z umiechem. - Widz, e interes mi
rozkwita. O tej porze, no, no...
- Zaraz zacznie widn - mrukn trzydziestoparolatek z kolczykiem
w uchu. Dawno temu by pierwszym we wsi maolatem pci mskiej,
ktry sprawi sobie tak ozdob, i to wtedy przylgno do niego
przezwisko Pirat.
- Sprbuj zgadn. - Usiadem midzy nim a Bankierem Kubic,
wsaczem o mylcej powierzchownoci gapowatego chopa
paszczynianego. Za komuny Kubica dorobi si na prywatnych
winiach, karmionych pegeerowsk pasz, poszed z torbami, gdy
minister Balcerowicz wprowadza swj pamitny plan, pod ratowa si
jako kredytami, ktrych nie spaci, bankrutujc w sprytny sposb, po
czym zarejestrowa si jako bezrobotny i zosta doradc finansowym
wasnej ony. Ppimiennej baby sawnej z kwestii: Ja tam ze swoim to
w rozwodzie majtkowym yj i mu ta caa Izba Po48

datkowa to legalnie naskoczy moe". Utrzymywa si z udzielania


krtkoterminowych kredytw rozmaitym facetom, ktrzy potrafili
szybko obrci gotwk, zarabiajc przy tym na siebie, kredytodawc i
dwch weteranw z Czeczenii, wiadczcych usugi jako yranci. Nawet
jeli straci na ktrej z tych transakcji, nikt o tym nie sysza, bo
weterani traktowali obowizki rzetelnie. Uchodzi za najbogatszego
czowieka w gminie, co moe nie znaczyo tak wiele, ale wystarczyo,
bym jego wybra na adresata umiechu. - Kopoty z mundurowymi, panie
Stefanie?
Skin gow i upi troch wdki ze szklanki. Uchodzi we wsi za
abstynenta, co znaczyo, e nikt go nie widzia picego pod stoem.
- Przesrana sprawa - burkn czarnowosy przystojniak w moim wieku,
obdarzony zbyt penymi, zmysowymi ustami i zadajcy szyku jednym z
kupowanych w butikach pulowerw. Wie gminna gosia, e kobiety w
Kisunach dziel si na te, ktre ju z nim spay, te, ktre spa bd, oraz
reszt, ktra chciaaby, ale nie dostpi zaszczytu. Moim zdaniem bya to
naj pasku dniej sza plotka na temat tutejszych pa. Pikny Maciu
Szablewski wyjtkowo mi si nie podoba. Inna sprawa, e bab nie
byem.
- Dokadnie, kolego komendancie - zamia si Pirat.
Szablewski w chwilach wolnych od gospodarowania suy spoecznie
ojczynie: formalnie peni funkcj zastpcy dowdcy lokalnej placwki
Strzeleckich Druyn Samoobrony, szumnie zwanej plutonem. Faktycznie
dowodzi: tytularny wdz, czyli proboszcz Grajek, mia na gowie
odbudow kocioa i mao czasu na zabawy duych chopcw.
- Naprawd zmienili garnizon? - zapytaem.
- Dokadnie.
- Wie kto dlaczego?
- Bo wojsko - machn rk Pirat, pokazujc co za moimi plecami - za
bardzo lubi sodycze.
Obejrzaem si. Przy bufecie jaki uszaty szeregowy z opask
dyurnego rozglda si po sali, podczas gdy Teresa wybieraa kawaki
ciasta z blachy.
- Burakowski zaatwi wojskowy dwig na noc - zacz opowia
da chudy jak szczapa czterdziestolatek moe o mao wyszukanym
49

nazwisku Nowak. - Chopakw zagna do roboty, kawa dachu na


kociele pooyli. Proboszcz szarpn si i postawi niadanie, z deserami, nawet zakrapiane.
- I co: kto ich nakry? - strzeliem.
- Co pan, panie Januszu! - rozemia si Pirat. - Premier ministrant,
marszaek zetchaenowiec, kolana w Czstochowie zdarte... Jak wojsko
dziesicin zalicza, aden sztabowiec tu nie zajrzy. Po prostu dobrodziej
poskpi i wzi z hurtowni przeterminowane arcie.
- Banda zodziei - splun, na szczcie symbolicznie, Nowak. Czerwona zaraza, kurwa. Wiecie, po ile jaja skupuj? A mleko? Nie
opaca si...
- P kompanii rozoyo - cign Pirat. - Sraczka, e strach. Paru to w
ogle wynieli na noszach...
- Podobno ju tu nie wrc - mrukn Nowak. - Kurwa, tyle forsy w
boto... Tyle forsy!
- Dokadniej to w gwno - sprecyzowa Pirat. - Przerobili nasze
apwki na liczne, brzowiutkie...
- Nie wkurwiaj mnie, dobrze?! Sam jeste, to ci wisi! A ja mam w
chaupie szstk dzieciakw do wy karmienia!
- Wieczorem - pochwali si Szablewski - jem kolacj z nowym
komendantem. Sprbuj gocia wysondowa. A wanie... Panie Januszu,
pan si postara o co ekstra na st. Z Teres ju mwiem, ale wiadomo,
jak gotuje Teresa. - Zoliwi twierdzili, e to kucharski antytalent ony
wygna Zio na roboty do Niemiec, co nie byo sprawiedliwe, bo mimo
wszystko lepiej gotowaa, ni wygldaa. -Ta maa kacapka podobno jest
nieza... - zawiesi gos - w kuchni.
- Podobno? - zdziwi si ostentacyjnie Pirat. - Ej, komendancie... co
jest? Zero sprawdzania?
- W byle co nie wkadam - wzruszy ramionami Szablewski. I doda z
umieszkiem: - Widelca.
Musiaem przez chwil popracowa nad spokojnym tonem.
- Do rzeczy, panowie - zaproponowaem chodno. - Macie ju
jakie pojcie o nowych porzdkach na granicy?
Trzej modsi popatrzyli po sobie niepewnie. Kubica wpatrywa si w
szklank. Odpowiada za finanse i prowadzi negocjacje. Prawd
mwic, tylko to si liczyo; poza kilkoma indywidualistami ju
50

nikt z okolicznych nie chodzi przez granic na dziko, bez adnych


uzgodnie.
- Wieczorem si dowiem - zadeklarowa Szablewski.
- Nikt nie przechodzi od wczoraj? - upewniem si.
- Przez par dni szlaban - mrukn Bankier. - Nie ma by adnej
gupiej wpadki. Cisza, spokj, praworzdno.
- W sobot mam impr w Olsztynie - niemiao napomkn Pirat. -Az
kasiork cienko.
- Wpadnij, poycz. Ty Nowak te. Panie Januszu?
Zastanawiaem si przez chwil.
- Nie wiem, jak stoj z gotwk...
- Dobrze - powiedzia beznamitnie. - Po pierwsze wynaj pan
apartament nowoecw. Tysic piset Sta Graniczna si szarp
na. Dla nowego dowdcy posterunku.
- artuje pan... - Nie skomentowa. - A po drugie? Przez
chwil patrzy na resztki czystej w butelce.
- Starczy na dzi - zdecydowa. - Czoem, panowie. Ca
trjk wymioto od stou w kilkanacie sekund.
- O co chodzi? - zapytaem bez zapau.
- Ciarwk konserw musz przechowa.
- Akurat tu? - zmusiem si do umiechu.
- Ma by w okolicy. Na oku i niedrogo.
- Nie interesuje mnie to. - Darowaem sobie umiechy.
- Nie mog trzyma ciarwki ledzi w stodole - wyjani spokojnie. Jak by to wygldao?
- Nie potrzebuj ciarwki ledzi.
- Taaa... - Powid wzrokiem po wyoonych boazeri cianach. adny lokal. Musia sporo kosztowa.
- Moliwe. Nie wiem. Ja tu tylko pracuj.
- Zarzdza pan - podkreli. - To co wicej.
- O co panu chodzi? - zapytaem, by formalnociom stao si zado.
- Ekiert nie byby zachwycony, gdyby si dowiedzia, e piwnice stoj
puste, a pan nie chce na nich zarobi.
- Ryby atwo si psuj. Szkoda, by takie zabytkowe mury przeszy
smrodem.
51

- To bardzo solidne soje. - Westchn. - No dobrze... A gdyby kto


przyszed, spisa umow, z piecztk... W razie czego smrd w papier
wsiknie.
- Co jest w tych sojach?
- Na etykietach jest napisane - powiedzia cicho. - Ryby i warzywa.
Panie Januszu, nie przecigajmy. Jestem na musiku. Przele tu gra par
dni. A jak pan mi tego nie zaatwi, jutro zjawi si tu Ekiert z nowym
administratorem.
- Niech bdzie - skapitulowaem. - Ale tak jak pan mwi: umowa.
Chc mie podkadk. - Skin gow. -1 jeszcze jedno: musz wrci do
Maogorska. Dzisiaj.
- Zy pomys. Pan wpada, wszyscy maj popsuty interes.
- Te jestem na musiku.
Przez chwil gadzi wsy, patrzc w wielkie, paacowe okno, za
ktrym lniy w socu pierwsze te licie.
- Dobrze. Ale gdyby co... Niech si pan wykupi. Ma pan u mnie
szybki kredyt na... powiedzmy pi kawakw.
Rzuci dwudziestk na st - nie bylimy drodzy - i wyszed. Powdrowaem na pitro. W Polsce Ludowej wikszo pokoi przerobiono
na biura, w ktrych wykuwaa si strategia pegeerowskiego zarzdzania,
tudzie na punkt biblioteczny. Teraz cz pomieszcze pozamykano na
gucho, a reszt umeblowano w ramach stopniowego przeksztacania
paacyku w hotel. Olsztyski biznesmen Krzysztof Ekiert wiza ambitne
plany z pobliskim przejciem granicznym, ktre znajomy pose obieca
wywalczy na Wiejskiej. Po uruchomieniu miao napdza goci. Pki
co, pokoje, poza dwoma, zwykle zarastay kurzem i pajczynami.
Wszedem do pierwszego niezarastajcego, zdjem zapasowe klucze z
wieszaka - moje wasne suyy teraz jakiemu sambijskiemu dezerterowi
- i przeszedem pod drzwi azienki. Otworzyem zamek i na wszelki
wypadek przyoyem ucho. Nic, cisza. Wszedem. Sedes, wanna, lustro,
wieszak. Hotelowy standard, pomijajc, oczywicie, sznurki na bielizn.
Na sznurkach wisiay te same co przed tygodniem grube skarpety i trzy
pary niewymylnych, za to ciepych majtek z baweny. Damskich.
Sprawdziem dno wanny: suchutko. Drugie drzwi nie miay zamka.
Wszedem do pokoju bliniaczo podobnego do mojego. Stao
52

tu ko, awa, fotele obite imitacj skry, szafa, telewizor. Kwiatw nie
byo. Wyschy, nim odkryem, e Masza nie sprawdza si jako ogrodnik.
Maszy te nie byo.
Zaklem i podszedem do drzwi na korytarz. Szarpnem. I znw
zaklem. Tym razem Teresa nie schrzania sprawy: drzwi byy zamknite na klucz.
Wyjrzaem przez okno. Ciut mi ulyo na widok wydeptanych w
klombie ladw. Nie zostawi ich kto, kto poama si przy skoku.
Mimo wszystko byem wcieky. Bardziej zbiegem, ni zszedem na d.
- Pani Tereso, na sekund...
Wysza zza bufetu z zapaem onierza, wypdzanego z ostrzeliwanego
okopu. Zrozumiaem, e nie przypadkiem tak gorliwie polerowaa lad.
-Tak?
- Gdzie Masza? - wycedziem przez zby.
- A... nie ma jej na grze? - udaa zdziwienie.
- Kiedy wysza?
- A skd ja mog...?
- Kiedy?! - warknem. Zioo, nim zwia do Rzeszy, tuk j regularnie,
wic wiedziaa, kiedy przesta.
- Dopiero wczoraj po poudniu, jak Boga... Przedtem normalna bya;
Grzekowi pomagaa... Potem ten onierz zacz j zaczepia, to
zaprowadziam na gr...
- Nie wrcia na noc?! - Co w moim gosie sprawio, e Teresa
cofna si o krok. - Kurwa, tyle razy mwiem...!
- Ale baru musiaam...
- Mam w dupie bar! Najpierw Masza, potem bary, taka jest kolejno i
pani o rym dobrze wie! - Odetchnem, by si uspokoi. Nie sta mnie
byo na wyrzucanie na bruk kuzynki sotysa. - Mwia pani o jakim
onierzu.
- No wanie - podchwycia skwapliwie. - Paru zaszo po fajki,
pczki... Zobaczyli Masz i zaraz do niej, e niby taka dziewczyna, a na
szmacie jedzi... no wie pan, takie teksty. Potem co jej si wypsno po
rusku i jaki taki stary, rezerwista chyba, zacz
53

przygadywa, e niby kurwa i pozaraa ich, jak tych od Burakowskiego.


Pyta, ile za lask bierze. No wie pan, takie teksty. I ten mody z opask
powiedzia, eby zamkn pysk. Troch sobie nawrzucali i tamci poszli, a
ten zacz Masz bajerowa.
- Ten z opask? - Skina gow. - Jak wyglda?
- No, wysoki... Uszy mu odstaway. Ale przecie pan go widzia! ucieszya si. - Dopiero co ciastka kupowa.
- Ten dyurny?
- No! Taki starszy, nie prosto po szkole.
- I Masza z nim... hmm... rozmawiaa?
- Jak to ona. Nie ucieka i tyle. Patrzya, a on gada.
- A piguki? - zapytaem na koniec. - Daa jej pani?
Posaa mi udrczone spojrzenie dobrej katoliczki, ktrej przyszo
wybiera midzy czystym sumieniem a prac.
- Ale to ostatni raz, jak Boga kocham. Po mojemu to...
- Wiem: niepotrzebny grzech. Bo jej pilnujemy i nie ma po co... Ale
jak upilnujemy, to i grzechu nie bdzie.
- Ona sama te nie chce bra. Chyba... no, moe j ciut za mocno
wczoraj... No wie pan, jaka jest: krzywo si czowiek spojrzy i ju
histeria... Chciaam, eby te piguki zjada, ona nie, to moe i rk
macham...
Wyszedem przez kuchni. Przeciem park, dziki chaos piknych,
starych drzew, i przez wyom w ceglanym murze przedostaem si na
k. W kilku namiotach zakwaterowano tu kisuski garnizon. Status
prawny tego fragmentu wsi by niejasny - Sejm nadal wakowa stosown
ustaw - wic zignorowaem pmetrowy potek z tamy na palikach i
wszedem do rodka. Odprowadzany niepewnym spojrzeniem
wartownika, skierowaem si do namiotu sztabowego.
Studiujcy map blondyn z wsikiem mia trzy gwiazdki penego
porucznika i jakie dwadziecia siedem laL
- Jak pan tu wszed? - Gapi si z niedowierzaniem lwa, ktremu do
jaskini wmaszerowaa koza. Operator radiostacji na wszelki wypadek
zacz krci pierwsz z brzegu gak.
- Krechowiak - zignorowaem pytanie. - Zarzdzam tym hotelem
obok. Szukam dyurnego, panie poruczniku.
54

- Dawaj tu wartownika - warkn porucznik. Operatora wymioto


z namiotu. - A pan poczeka na zewntrz. To nie dworzec kolejowy,
gdzie kady...
Wyszedem, nie interesujc si jego refleksjami na temat kolejnictwa.
Baem si o Masz.
- Dyurny! - krzyknem tonem przynalenym kadrze.
- Dudziszewski pobieg do kocioa - odezwa si kto majstrujcy pod
brzuchem zaparkowanego nieopodal honkera.
- Dziki. - Pchany raczej przeczuciami ni rozumem, ruszyem w
stron oddzielonego Lawink placu budowy. Na drewnianym mostku
minem si z jakim szczliwcem, ktry mia pole pooone z dala od
granicy i mg w penym blasku dnia jecha furmank po ziemniaki.
Cz praktykujcych jeszcze rolnikw przeprowadzaa wykopki, a
przedtem niwa, w szarwce wieczoru i przedwitu, albo i noc, przy
wietle lamp. Gospodarze, ktrzy dali sobie spokj z upraw ziemi i
zajli si przemytem, spali jeszcze, wzgldnie odbijali flaszk z
ssiadem. Wie bya pusta. Ci, co nie wyszli w pole i nie pojechali
zarabia do Wgorzewa czy Ktrzyna, siedzieli w domach. Dzieci nie
wrciy ze szkoy, skd hurtem, raz dziennie, zwozi je gminny gimbus.
Przeszedem przez zagracony plac budowy i zajrzaem do kocioa.
Mia dopiero p dachu, a przy cianach - w trzech czwartych poniemieckich, gr wspczesnych - pitrzyy si pryzmy materiaw
budowlanych. Prowizoryczny otarz ju jednak sta. Kiedy nie padao,
wierni mogli przenie na rodek trzymane pod zadaszon czci awki,
kiedy padao - zaliczali msz na stojco. Teraz nikogo oczywicie nie
byo. Z Dudziszewskim na czele. Bez przekonania okryem budynek i
zajrzaem do wiey.
Na rodku, z gow zadart do gry, sta dryblas w ozdobionym opask
mundurze polowym.
- To pan jest Dudziszewski? - Kiwn gow. - Wczoraj rozmawia pan
z mod Rosjank z Paacowej". Szukam jej.
- A...?
- Pracuje u mnie - wyuszczyem swe prawa.
- A tak, widziaem. Rehabilitacja na szmacie, co?
- Rehabilitacja?
55

- Dziewczyna potrzebuje dobrego psychologa. - Poprawi pas,


cignity w d przez noszony w kaburze glauberyt. - A potem by moe
nauczyciela jzyka migowego.
- adne by moe". Masza jest gucha jak pie.
- Wic niech czyci popielniczki? - umiechn si krzywo. Z wielkimi
uszyskami i zadartym nosem wyglda jak przebrany za onierza
szympans. Dziewczynom te si pewnie tak kojarzy, co mogo
tumaczy brak obrczki. Wiek nie tumaczy: jak na szeregowego mia
cakiem sporo laL
- Wanie - skinem gow. - Uzbierao si wczoraj, a ten kopci uch
gdzie przepad. Nie widzia go szeregowy?
Moe i wyglda jak mapiszon, gupi jednak nie by. Potrafi odrni
art od chamstwa, a nawet doceni.
- Szeregowy wanie usysza od kumpla, e kopci uch krci si
tu wieczorem. Kumpel sugerowa, e pewnie laz na wie macha
ksiciu chusteczk.
Uniosem twarz, ale wiele nie zobaczyem - jedynie may prostokt
wiata, wycity w platformie roboczej przez otwr wazu. Byo ciemno,
wilgotno i nieprzyjemnie.
- Nawet gdyby... - oderwaem wzrok od odlegego sklepienia z de
sek, by zerkn mu w twarz. - Mona zapyta, dlaczego dyurny
schodzi z posterunku?
Umiechn si, pozbawiajc mnie resztki zudze co do swego typu
urody. Kto jak kto, ale on pochodzi od mapy.
- Moe chce by bliej Boga?
Podszed do drabiny, znw poprawi pas i zacz wazi na gr. Jak na
mapoluda przystao, okaza si w tym dobry: dogoniem go dopiero tu
poniej wazu. Nawiasem mwic tylko dlatego, e poczeka.
- Krtko - mrukn. - Jeeli tam jest... Moe skoczy?
- Nie wiem - wy dyszaem. Cakiem szybko wchodzilimy.
- Cholera... - spospnia. - Boi si pana?
- Miao by krtko - mruknem. - Odsu si.
Zawis na jednej nodze i rce. Niby nic takiego, ale pod nami byo par
piter czarnej studni. Przeliznem si obok.

56

- Cze - powiedziaa drobna pitnastolatka o twarzy umorusanego


anioa. Siedziaa wcinita w kt pomostu, obejmujc podcignite pod
brod kolana. Miaa na sobie ogrodniczki, buciory jak na grski szlak,
gruby sweter - i sporo brudu. Przy krtko przycitych, sterczcych
wosach upodabniao j to do zagubionego krecika.
- Niech si pan nie rusza - usyszaem szept Dudziszewskiego.
- Spokojnie - mruknem. - Jestemy kumple.
- Kuuurwa - wystka, przecigajc ciao przez krawd. - Czowieku,
nie widzisz, e ona w kadej chwili...? Boi si mczyzn, to oczywiste.
Cholera wie, co tam w Rosji jej zrobili. To brudna wojna. Widziaem w
telewizji...
- Zamknij si. - Umiechaem si do Maszy. Klczelimy przy wazie,
nie majc odwagi wsta i podej do dziewczyny. Dzieliy nas ze trzy
metry, a ona bya szybka.
- Wycofajmy si, powoli. - Cigle mwi szeptem, jakby to mogo
cokolwiek zmieni. - Tu powinna by kobieta.
-Tak? - Przesunem do przodu rk. Nieduo, par centymetrw.
Patrzyem w wielkie oczy koloru orzecha.
- Wie pan, co pijani odacy robi z takimi jak ona? - Przesunem
drug rk. Cho nic si nie stao, zacz mwi szybciej: - Nawet dla
dojrzaej kobiety to potworny wstrzs. Modziutka dziewczyna ju
nigdy...
- Taki z ciebie ekspert od zbiorowych gwatw? - Przesunem kolano.
- Zaapae si kiedy?
- Studiowaem psychologi. - Obrciem gow, by sprawdzi, czy nie
ironizuje. - Mielimy praktyki.
Uwierzyem mu - to znaczy, e studiowa. By spocony z przejcia i
niezdolny do fantazjowania.
- Teraz powoli wstan - powiedziaem z naciskiem - i podejd do niej.
Jak si wtrcisz, to wszystko spieprzysz. A wtedy ci zajebi.
- Ja to zrobi - obliza nerwowo wargi.
- Bd konsekwentny, Dudziszewski - posaem mu krzywy umiech. To ty nosisz mundur, odaku.
Tym razem nie wyczu artu. Skapitulowa, bo naprawd wierzy w to,
co mwi. Podniosem si. Powoli.

57

Masza zerwaa si z desek bez porwnania szybciej. Byem przygotowany na co takiego, ale za nic nie zdybym powstrzyma jej
przed przesadzeniem muru, sigajcego w tym miejscu do p uda.
Nie musiaem: zanim uderzenie strachu na dobre zgnioto mi kiszki w
kul o rozmiarach jabka, ramiona Maszy owiny mi si wok piersi.
Mogem przytuli j do siebie i czeka, a ciepo, jakie sobie przekazywalimy, roztopi w nas lk.
W pitkowe noce Paacowa" naleaa tradycyjnie do kilkunastu
mczyzn, pracujcych w gbi kraju, a na weekend wpadajcych do
domu. W pitki wyjedaa te cz kadry z jednostek kordonu
granicznego, dziki czemu dyscyplina siadaa. Pozostali onierze zawodowi, niemajcy suby, ale rwnie prawa opuszczania garnizonw,
pocieszali si przy ledziku i setce. Nie wiem, jak gdzie indziej, ale w
oddalonych od wiata Kisunach rzadko na setce si koczyo. Porucznik
Burakowski mia wuja generaa, wic on i jego ludzie mogli pozwoli
sobie na wicej ni inni. Pitek by take wielkim dniem szeregowych:
cz dostawaa urlopy, inni caonocn przepustk. Wracajcy ze wiata
tubylcy przycigali tych, co nie ruszali si ze wsi, onierze przycigali
dziewczyny, te miejscowych chopakw - i tak, na zasadzie reakcji
acuchowej, paac zapenia si gomi.
Dotyczyo to take pitra: tam, gdzie s onierze i kobiety, zwykuje
zapotrzebowanie na ustronne miejsca, w tym pokoje hotelowe. Musiaem
posprzta. Tym razem doszed apartament dla nowoecw. Na
szczcie
Masza
zachowywaa
si
normalnie.
Poegnaa
Dudziszewskiego umiechem, zjada niadanie z apetytem godnego
wilczka, kategorycznie odmwia kpieli, po dugich targach zgodzia si
opuka donie oraz twarz, wyrzucia za okno grzebie i tak jak staa, w
ubraniu i butach, wskoczya pod kodr. Gdy wychodziem, wygldaa
jak kto, kto zasn. Kiedy wrciem, spaa naprawd, otulona po uszy.
I ukryta pod kiem.
O pierwszej zjawi si Grzesiek, chopak do wszystkiego, a Teresa
zadaa wolnego. Sprawdzilimy stan kasy i spiarni, po czym ona
58

posza odpoczywa, a ja stanem przed koniecznoci zmobilizowania


Maszy.
Przygotowalimy pokoje, potem usmaylimy i zjedlimy gr
nalenikw. Skwitowaa byskiem zbw list potraw na wieczr,
napisaa: niet ma problem", i zacza wyciga skadniki. Poprosiem
Grzeka, by zaglda do niej, pomogem trafi do wyjcia pierwszemu
zalanemu gociowi i poszedem sprawdzi, czy najedzone wojsko nie
zrezygnowao z zatruwania mi ycia.
Dotarem do miejsca, gdzie brukowana jeszcze przez von Kisnitzw
aleja krzyowaa si z szos, wiodc z poudnia. Obie drogi praktycznie
koczyy si tutaj. Na pnocy byo jeszcze troch asfaltu i klepisko
lepej wiejskiej uliczki. Na wschd, do dawnego pegeeru, te prowadzia
gruntwka. Na tego typu szlakach kierowcy nie prbuj wypatrywa
znakw, poniewa tam, gdzie nie wylano asfaltu, nie spotyka si
takowych. Nie byem wic specjalnie zdziwiony, gdy nadjedajcy od
strony pegeeru czog min jak gdyby nigdy nic ustawiony na prawym
brzegu Lawinki znak i przetoczy si po mocie. Po prostu odczekaem,
a skrci w stron namiotw i odsoni mi widok na to, co zostao ze
stalowo-drewnianej konstrukcji.
O dziwo, wygldaa na nietknit. Spojrzaem na drugi, identyczny,
ustawiony po mojej stronie znak. Zakazywa wjazdu pojazdom o nacisku
na o przekraczajcym sze ton. Podumaem nad tym, po czym, jak
kady typowy obywatel, zignorowaem spraw, ktra mnie bezporednio
nie dotyczya. Bardziej interesowa mnie wojskowy biwak. Nie zdyem
mu si jednak przyjrze: na przystanek akurat zajecha autobus.
Modzie szkolna wysypaa si haaliwie tylnym wyjciem. Obok
przedniego dostrzegem El-Piersiwk. Bya po cywilnemu, bez
subowych szpilek i trzeszczcej w szwach spdniczki mini. Pewnie
dlatego nie miaa wielkich problemw z utrzymaniem rwnowagi. Mae owszem. Nie wiedziaem, do jakiego stopnia zawdzicza zawodowy
pseudonim szczodrym darom natury, dwiganym pod bluzk, a do
jakiego paskiej butelce, ktr wycigaa z bardzo rnych miejsc, w tym
spomidzy darw, faktem jednak byo, e nikt w Kisunach nie oglda jej
trzewej. Miaa okoo czterdziestki i kiedy musiaa by adna. Teraz
wygldaa na tyle znonie, by bez
59

popadania w wielkie kompleksy obsugiwa wojsko w takich jak Kisuny


dziurach.
Modsza o dekad, farbowana na blond Sandra urod nigdy nie
grzeszya, umiaa jednak wyeksponowa ubiorem niele uformowane
ciao. Nie pia i uchodzia za beznadziejnie ozib, dziki czemu
zarabiaem na tej abstynentce zdecydowanie wicej ni na trunkowej Eli.
Jej klienci wpadali najpierw do baru, topi mskie kompleksy w potnej
dawce alkoholu. Potrafiem to doceni: nie zwaajc na rybi wdzik
jasnowosej, posaem obu jednakowo przyjazny umiech. Tylko Ela
odwzajemnia si byskiem zbw, co przewidziaem, podobnie jak seri
chodnych spojrze, ktrymi czekajce na autobus ki su nia ki obrzucay
przyjezdny duet Jako przepowiadacz przyszoci nie zrobibym jednak
kariery. Przez myl mi nie przeszo, jak Ela moe zinterpretowa moj
obecno.
- No prosz, kto za nami tskni! - wypalia chrapliwym gosem,
rozszerzajc grono suchaczy do kilkunastu osb. - Nie wiem jak
u Sandry, ale u mnie ma pan za to pidziesit procent zniki.
Sandra posaa mi ponure spojrzenie zatytuowane adnych zniek",
ale gorszy by tuzin innych spojrze. W par sekund awansowaem do
roli wioskowego satyra.
- Ja... wanie przechodziem... - urwaem, czujc, e tylko si
pogram. Ela rozemiaa si, poprawia przewieszon przez rami
torb turystyczn - wzgldnie zapaa rwnowag - i obie damy
pomaszeroway na skrty w stron Paacowej". Nim ochonem,
przystanek opustosza, a kopccy wehiku zawrci ku cywilizacji.
Dopiero wtedy zauwayem rudowos.
Miaa tak sam jak Sandra skrzan kurtk, rwnie blad i pozbawion entuzjazmu twarz oraz zblion dat urodzenia. Torba
podrna, spodnie i mokasyny upodabniay j z kolei do Eli, a biegajce
po otoczeniu spojrzenie dowodzio, i niedane jej byo stpa wczeniej
po kisuskiej ziemi.
Mj mzg, wci rozchybotany po wstrzsie, dokona byskawicznego
zaszufladkowania. Inna sprawa, e to ona przekrcia klucz szuflady, w
ktrej j umieciem.
- Przepraszam, jest tu taki hotel Zamkowa"...
60

Zrozumiaem, e nie naley do zespou Piersiwki. Nic dziwnego. Co


najmniej o klas lepszy poziom. O figurze trudno byoby w tej chwili
powiedzie co wicej - sowo szczupa" jest nader pojemne - ale
zestawienie pocigej twarzy, szaroniebieskich oczu i prostych wosw
barwy ni to miedzi, ni kasztanw, mogo rzuci na kolana niejednego
faceta. No - w kadym razie mnie.
- Paacowa" - sprostowaem. Prbowaem pozby si natrtnej myli,
e swoim artem - o ile to by art- Ela przewietlia mnie jak dobry
radiolog. Miaem pod powiekami zbyt wiele obrazw modych kobiet,
pojawiajcych si ostatnio w moim yciu, a taki balast dokucza. Los,
chcc gra uczciwie, nie powinien przysya mi starymi autobusami
takich dziewczyn jak ta tutaj.
- I co dalej? - zapytaa.
- Po prostu Paacowa".
- Pytam - wyjania chodno - jak tam trafi.
- Nie jestecie razem? - zerknem ku plecom Sandry. Kolejna porcja
chodu, tym razem w oczach, wystarczya za odpowied. - Najszybciej
byoby pj za tymi paniami. Przez mur, potem...
- A tak mi nie spieszno - burkna.
- No tak... W takim razie pjdziemy okrn drog - wskazaem
pierwszy odcinek owej drogi.
- Starczy, e mi pan wytumaczy, jak doj.
- Te si tam wybieram.
Posaa ironiczne spojrzenie ku dwjce pa, dla ktrych Paacowa"
bya warsztatem cikiej i niewdzicznej pracy.
- A, fakt. Gdzie ja mam gow...
Nie skomentowaem. Jej aluzje opieray si na solidnym gruncie, no i,
przede wszystkim, bya kim bya.
Inna sprawa, e w tej ostatniej kwestii absolutnej pewnoci jeszcze si
nie dorobiem.
- Pani nie jest std, prawda? - zapytaem, gdy schylaa si po tor
b. - Wizyta u krewnych?
Torba bya wielka i cika: miedzianowos zarzucio w trakcie
podnoszenia. Poderwaem rk, chcc chwyci j za okie, ale nie
woyem w to tyle serca, ile bym woy, gdyby oprcz miej powierzchownoci zaimponowaa mi urod charakteru. Spniem si
61

wic, wzbogacajc swj wizerunek opini niezdecydowany i bez


refleksu". Na szczcie nie zawadzia stop o krawnik i nie zakoczya
starcia z torb upadkiem. Bl i upokorzenie mogy sprawi, e owa
opinia zapadaby w pamici raz na zawsze.
Pomylaem o blu i upokorzeniu, bo mimo wszystko znalazem ich
lady w szarych, zmruonych oczach.
- Ja wezm. - Nim pomylaem, moja do zacisna si na pasku
torby. Jej wacicielka bya zbyt zaskoczona, by protestowa. Tylko
dziki temu udao mi si przenie ciar na rami, nie powtarzajc jej
rozpaczliwego plsu. - Jezu, co pani tam ma?! acuchy?!
- Poradz sobie - powiedziaa cicho, wyranie niepewnym gosem. To... przez kolano. Troch mi zdrtwiao...
Ruszyem w stron skrzyowania. Dogonia mnie po paru krokach.
Istotnie utykaa na praw nog.
- Praca - mrukna, nie patrzc w moj stron.
- Sucham?
- Nie wizyta u krewnych. Pyta pan - przypomniaa.
A do zakrtu zastanawiaem si, po co do tego wraca. Nie musiaa
przecie. Miaem wic racjonalne podstawy, by odczyta jej sowa tak,
jak wolaem.
- Tak czy inaczej, debiut w Kisunach?
- Debiut.
- I jak si pani podoba? - Szlimy wprost w zachodzce soce, po
pruskim bruku, majc po lewej jeszcze bardziej zabytkowy mur,
przykryty czap mchu, oraz mroczny gszcz parkowych drzew, z ktrych
niektre pamitay schykowych Krzyakw. Stare, ukryte pord zieleni
domki po prawej te nie przynosiy Kisunom wstydu, o ile patrzcy
umia przyj romantyczn optyk turysty. - Malowniczo, prawda?
- Nie przyjechaam malowa, tylko zarabia - wyznaa bez skrpowania. Par krokw dalej zawitao mi, e wszystko, co mwi, ukada
si w logiczny cig.
- No tak... I... duo pani planuje zarobi? - Mimo materialistycz-nego
stosunku do wiata biegaa wzrokiem po okolicy, korzystaem wic z
okazji, zerkajc w jej profil. Nie by doskonay. To zastrzeenie naleao
jednak poprzedzi sowem teraz". Mona byo
62

zignorowa skaz w zarysie nosa, ale w poczeniu z rwnie trudn do


wytumaczenia skaz w ksztacie podbrdka i defektem skry na
policzku, przypominajcym dobrze zaleczon blizn, wygldao to
jednoznacznie. Przyszed mi na myl samochd, skasowany na
przydronym drzewie. Drogi samochd. Jako nie kojarzya si z
przechodzonym polonezem.
- A mona zarabia duo w takich miejscach?
- Te prawda. - Uznaem za stosowne j pocieszy: - Ale przynajmniej
na brak klientw nie powinna si pani uskar... to znaczy - zajknem si
- no... w weekendy mamy tu spory ruch. Hmm.
W jej oczach, zamiast oburzenia, dostrzegem lekk kpin. Ulyo mi.
Trafiem, a pierwszy, najtrudniejszy krok zosta zrobiony - i nie stao si
nic strasznego.
- Mylaam - mrukna - e w okolicy bieda a piszczy.
- Bo piszczy. Z tym, e oficjalnie goniej ni faktycznie. Mamy tu
troch... nieopodatkowanych dochodw.
- Przemyt? - Przytaknem. - To moe z godu nie umr.
Skrcilimy midzy kamienne supy, z ktrych prawy wci dwiga
skrzydo z kutego elaza, i znalelimy si w paacowym parku. Mao
czasu. Rzuciem wic niedbale:
- A propos... Gdyby interesowaa pani dobra kolacja...
Byem w luksusowej sytuacji kogo, kto bez wielkiego blu przyjmie
odmow. Wieczr wieczorem, ale noc miaa nalee do innej modej
kobiety, o ktrej nie umiaem zapomnie. Tamta bya gdzie daleko,
take mierzc czysto fizycznymi kategoriami, cho akurat nie kilometry
stanowiy zasadniczy problem. Nie wierzyem w szans zaproszenia Ewy
na kolacj, o jakiej teraz mwilimy, i chyba z tej niewiary bra si bl
ramienia, miadonego pasem torby.
- Ze znik? - umiechna si jednym kcikiem ust.
- Tak si skada, e mog zaatwi spore upusty na wszystkie usugi,
jakie oferuje Paacowa".
- Siebie miaam na myli - mrukna, a drugi koniec jej jasnorowych warg poszed w lady pierwszego. Rozbawienia byo w tym
wicej ni kpiny. A kpina wygldaa przyjanie.
- To znaczy... chodzi o...? - Cholera, mimo wszystko nie potrafiem
nazwa rzeczy po imieniu. Po cywilnemu te dziewczyny, nawet
63

weteranki pokroju Eli, wyglday i zachowyway si zaskakujco


normalnie.
- A tak przez ciekawo - poszerzya umiech, nie pokazujc jednak
zbw. - Ile to u was kosztuje?
- No... rnie.
- U nas w miecie setk za godzin. - Bawia si, moe moim zakopotaniem, a moe po prostu wizj zarobionej w godzin setki.
- Kisuny to nie miasto - stwierdziem z satysfakcj. - Zgodnie z
zasadami rynku cen ksztatuje zamono klienta. Popyt, inaczej
mwic. Ekspertem nie jestem, ale chyba koczy si na tygodniwce
odu.
- Na czym?
- Mamy tu sporo wojska.
- wier miesicznego odu? - Przytaknem, szukajc ladw
rozczarowania w jej twarzy. - A w zotych to ile?
- Mniej wicej trzydzieci osiem pidziesit Wojn pachnie, armia
ma waniejsze wydatki. Ale - dodaem uczciwie - sporo w naturze
dostaj. yletki, past...
Chyba nie zdawaa sobie sprawy z ndzy panujcej wrd onierzy
suby zasadniczej WP.
- I od tych trzech dych dosta pan poow zniki? - zapytaa z nie
dowierzaniem. - Boe... Mylaam, e te dwie s spod latarni, ale
widz, e wolontariuszki.
Powinna by zdruzgotana tego typu konkurencj. Nie bya: po paru
sekundach przyczya si do mojego miechu. Bez szczerzenia zbw,
ale jednak.
- Nie upieram si przy znikach - zaznaczyem. - To co z nasz
kolacj?
- Koo sidmej zgodniej. W razie czego dam zna.
Wolabym doprowadzi spraw do bardziej konkretnego finau,
lecz z okna machaa na mnie Masza.
- Przepraszam, musz sprawdzi, o co chodzi - powiedziaem,
oddajc rudowosej torb.
Chodzio o ubocon ciarwk z konserwami rybnymi, ktra
zajechaa na tyy. Kubica nie traci czasu.

64

Jak na debiut przystao, nasi nowi obrocy zachowywali si grzecznie:


zamawiali soki i tylko dowdca askawie zgodzi si na czerwone wino,
bez ktrego nie wypadao - o czym go zapewniaem - spoywa
dziczyzny. Nie wiem, czy byem dostatecznie przekonujcy. Miaem
wieo w pamici swoje wtargnicie do jego namiotu, no i to ja
dopacaem do natrtnie zachwalanego towaru. Komendant Szablewski z
reguy zapomina wyrwnywa rnic midzy cen oficjaln a t, jak
pacili specjalni gocie.
Pocieszaem si myl, e odbij to sobie na modszym z Szablewskich. Marcin, dryblas o powierzchownoci hippisa, opija z kolegami
pocztek roku akademickiego. Od lat gra z wojskiem w ciuciubabk,
rzucajc komisjom w twarz legitymacj wieo upieczonego studenta
jakiej prywatnej uczelni, ktrej, co z dum podkrela, na oczy nie
widzia. Pi duo, lecz nie budzi we mnie sympatii proporcjonalnej do
obrotw, jakie zapewnia Paacowej". aden knajpiarz nie przepada za
mionikami demolek czy damskiego boksu.
Poza brami Sz. miaem tego wieczoru z p setki klientw. Musiaem
pomc Maszy w kuchni. Zanim uporalimy si z pierwszym rzutem
zaksek, hotelowa cz interesu rozkrcia si na dobre. Kiedy
zmieniaem Grzeka za barem, na sali nie byo ju adnej z pracujcych
tu pa.
- Taka ruda, w skrzanej kurtce... Widziae?
- Posza do pokoju - poczerwienia lekko. - Pomogem jej nie torb.
Powiedziaa, e popracowa musi.
Zastanawiaem si, czy nie powiedziaa jeszcze czego - w tej brany
bez reklamy ani rusz - ale wolaem nie pyta. Grzesiek mia siedemnacie
lat i wypisany w oczach gd kobiety. Rok temu nicpo z
popegeerowskiej rodziny sprbowa szczcia jako przemytnik. Tylko
raz: ledwie dwa kilometry od domu czekaa na niego mina
przeciwpiechotna. Przey - koledzy opatrzyli kikut nogi, wezwali
karetk. W kraju eksplodowa akurat rozbudzony sambij-sk wojn
patriotyzm, nikt wic nie docieka, jakim cudem grupa wyrostkw
zabdzia na terytorium Rosji, przekraczajc niechccy naj pilni ej
strzeon granic Europy. Grzesiek zaliczy czoowe orodki medyczne,
dosta protez. Renty ju nie. Choby dlatego, e nikt o ni nie zabiega.
Ojciec, wdrowny murarz-malarz,
65

przepad lata temu. Matka topia w jabolu, a teraz w sambijskim


spirytusie, troski bezrobotnej trzydziestoparolatki, legitymujcej si
czwrk potomstwa i wiadectwem podstawwki. Nie miaem wielkich
wyrzutw sumienia, zatrudniajc Grzeka w charakterze taniej siy
roboczej. Po wsi szeptano, e ssiadom Maciejakw zaczynaj gin
rzucane winiom obierki. Nawet majc obie nogi, ten niezbyt adny
chopak by marn parti. Teraz stara si gra impregnowanego na
kobiece wdziki, co nie do koca mu wychodzio. Czuem, e ruda
wywara na nim wraenie. Po raz kolejny zaczem zbiera si w sobie,
chcc przeprowadzi profilaktyczn msk rozmow na temat Maszy, i
po raz kolejny stchrzyem.
- Dziewczyny zapaciy? - upewniem si.
- No. Po pidziesit za pokj, jak zwykle, tak?
- Trzeba by w kocu pod goni inflacj - westchnem. - Moe w
przyszym tygodniu... No nic, zmiataj do kuchni.
Odkutyka, a ja wymieniem kaset w podczonym do kolumn
magnetofonie i wziem si do pracy.
Po paru rozlanych plitrwkach i sporej awicy ledzi do restauracji
wkroczy mody mczyzna z daleka pachncy wielkim wiatem. Nigdy
nie ogldaem tu gocia w szytym na miar trzyczciowym garniturze.
Nie tylko ja byem pod wraeniem - poow rozmw jakby noem ucio.
Niemal syszaem skrzyp lakierowanych pbutw przybysza.
Prbowaem przypomnie sobie, skd znam t gst jak szczotka,
krtko cit fryzur, porastajc wszy koniec nieco gruszkowa-tej
gowy. To nie bya banalna twarz, chwilowo jednak potrafiem stwierdzi
tylko tyle, e facet nie jest przebieracem. Zachowywa si ze swobod
kogo, kto nawyk do paradowania w ekskluzywnych garniturach i
przycigania uwagi prostaczkw.
- ...dobry - bysn zbami, wdrapujc si na wysoki, przybaro-wy
stoek. - Szkocka plus informacja.
- Zacznijmy od informacji - zaproponowaem. - Szkocja to faktycznie
gra mapy, ale Brytanii. - Jego brwi uniosy si, wyranie kosztem
umiechu. - Wstyd przyzna, ale nie mamy whisky. Na razie to tylko
prosta, wiejska knajpa.
66

Trzeba mu odda honor: szybko odzyska form.


- Waciwie to nawet lepiej. - Zabrzmiao szczerze. - Prosz nala
tego, co si tu najczciej pije.
- Z sokiem? - Odwanie pokrci gow. - A informacja?
Unis szklaneczk, poobraca ni, rozgldajc si po sali. Kady
zainteresowany t kwesti tubylec mg si upewni, e o adnej
frymunej whisky czy kolorowych dolewkach nie ma nawet mowy. Swj
chop, znaczy.
- Och, drobiazg. Szukam proboszcza.
ykn. Troch go wykrcio, ale trzyma fason.
- le pan trafi - nalaem mu oranady. - Towarzyszy onierzom,
ktrzy wanie zoyli zdrowie na otarzu... hmm... ojczyzny. Konkretnie
chodzi o szpital w Ktrzynie.
- Mielicie tu jaki incydent graniczny? - Niemal podskoczy na
stoku. Raczej nie z alu. Mia min cynicznego dziecka, ktremu
powiedziano, e wity Mikoaj rozbi si przed jego domem saniami
penymi prezentw. - S ranni? Cholera, w necie jeszcze nic...
- Zatrucie pokarmowe - pozbawiem go zudze. Dzielnie ukry
rozczarowanie.
- Fatalnie. Bylimy umwieni.
- Chyba nic z tego - pokiwaem wspczujco gow.
- Ale... to ksidz Grajek? Ten od SDS-u? - upewni si.
- Ten. Jednego mamy. To maa parafia.
Nie dodaem, e mimo to sawna. Najwyraniej czyta w Rzeczpospolitej" o Kisunach i ich wojowniczym proboszczu, ktry wielkopaskim gestem oferowa wojsku k przed swym kocioem gminn, o czym redaktorowi nie wspomnia - oraz, jako pierwszy w kraju
duchowny, obj funkcj honorowego dowdcy lokalnego SDS-u.
Miaem przed sob, na sali, trzech facetw, zdobicych pierwsz stron
pamitnego wydania Rzepy. Tym razem nie mieli karabinw, kurtek
moro i bogoojczynianych min, a krgiem otaczali nie zbrojnego w
krucyfiks ksidza patriot, lecz flaszk wypenion niepatriotycznym,
bezakcyzowym, ruskim spirytusem.
Elegant zastanawia si przez chwil, sczc oranad.
- S tu jakie pokoje?
- Mog by. Za... godzin.
67

- Bior. To moja wizytwka. Do rachunku - wyjani, widzc moj


zdziwion min. - A na razie... Mgby mi pan powiedzie, gdzie
mieszka sotys?
- Tam, gdzie asfalt si koczy - mruknem, zapatrzony w wizytwk.
Nawet ogldana do gry nogami sylwetka budynku Sejmu trudna bya do
pomylenia z czym innym.
- To... jaki dowcip?
- Prawdziwa? - Kiwn gow. - Gdzie bym mia artowa z najwyszej wadzy... Po prostu nasza najwysza wadza zaatwia sobie
dojazd do domu. Dla reszty brako funduszy. To niedaleko. Dojdzie pan
do szosy i skrci w lewo.
Gdy odszed, obejrzaem kartonik. Pose Adam abiszewski nie
nalea do sejmowej pierwszej ligi, ale w kocu skojarzyem twarz z
ekranu telewizora. Z czystym sumieniem odprowadziem go wzrokiem,
nie kompromitujc si przypominaniem o zotwce i osiemdziesiciu
groszach, ktre by mi winien. Jak wikszo Polakw, miaem
ograniczone zaufanie do uczciwoci politykw, ale byem realist i
wiedziaem, e pki w gr wchodz tego rzdu stawki, mog by
spokojny o swoj kiesze.
Kwadrans pniej zmierzch oywi atmosfer. Na sali przybyo kobiet,
Ela, wbita w strj subowy, zesza na d spuka pierwsz setk trudy
pierwszego etapu pracy, a parkiet powoli zapenia si taczcymi.
Porucznik i starszy Szablewski nadal mczyli wino. Junior osuszy z
kumplami flaszk czystej i ruszy w stron baru, pewnie wymieni puste
naczynie na pene. Zajty roznoszeniem gulaszu, zignorowaem go
chwilowo. Kiedy wrciem za kontuar, nie byo go ju nigdzie wida.
Kaseta przewina si do koca. Wymieniem j na now, z klasyk
piosenki biesiadnej. Po pierwszych taktach wyowiem mas
aprobujcych spojrze i jedno spojrzenie pachnce ironi. Ale moe
byem przewraliwiony: po wdrapaniu si na barowy stoek
miedzianowosa nie sprawiaa wraenia kogo, kto wymiewa w duchu
prostodusznych tubylcw. Pod mask obojtnoci kryo si raczej
napicie, ktre uznaem za typow trem nowicjuszki. Wci miaa na
sobie mao wyzywajce spodnie i bluzk, i wci
68

nie przyozdobia twarzy makijaem. W przeciwiestwie do swego


utytuowanego poprzednika niezdarnie wdrapywaa si na stoek. Nie
kojarzya si z weterank nocnego ycia i patnego seksu.
- Jeszcze nie w pracy? - zapytaem z umiechem.
- Wedug Grzeka mia pan tu by kierownikiem. - Zerkna na
ciereczk do naczy, ktr si bawiem.
- Grzeka - powtrzyem z uznaniem. - No, no... Szybko.
- Taki zawd. - Kcik jej ust unis si nieznacznie. - Naleje mi pan
pidziesitk?
- Nawet ze znik - przypomniaem. - Zgodniaa pani?
Osuszya literatk w dwch podejciach.
- Ohyda - odstawia naczynie na ca dugo rki.
- Spirytus jak nasz. - Poczuem si zobowizany broni honoru firmy.
- A woda nawet nasza.
- Rosyjski? - upewnia si.
- Albo reeksport z Litwy. Tak czy owak, przejecha przez Sambie.
Dlatego taki tani.
- W zasadzie nie pij. - Marszczc brwi, rozejrzaa si po sali. - Ten
wojskowy w kcie... Kto to jest?
Jej spojrzeniu brakowao ciepa, lecz wiedziaem ju, e zmarszczone
czoo nie musi automatycznie oznacza niechci. Co najwyej t, jak
niektrzy krtkowidze odczuwaj do noszenia okularw. C, w tej
brany...
- Dowodzi tu. Nowy czowiek, nie znam go.
Zrobia gboki wdech, wydech i zsuna si ze stoka.
- No to... do roboty.
- A nasza kolacja? - zapytaem paczliwie.
Nie zdya odpowiedzie. Zza kuchennych drzwi dobieg oskot i
nogi same poniosy mnie w tamt stron.
Pomieszczenie byo biae, pene zapachw i z reguy czyste. Teraz ow
czysto brutalnie unicestwiono. W pierwszej chwili uznaem, e za
spraw garnka, ktry wyldowa na rodku podogi, zalewajc j
jeziorem sosu pomidorowego. Ale sos by tylko tem, podkrelajcym
obrzydliwo wielkiego, dwunonego karalucha, ktry wylaz z
cuchncej nory i zbezczeci moj kuchni.
- Ty gnoju... - warknem.
69

Nim zaczem myle, Marcin Szablewski utraci poow guzikw od


koszuli. Po czym wyldowa tykiem w sosie. A tym samym za moimi
plecami - tylko dlatego nie dooyem mu z rozpdu w twarz czy co by
si tam pod but nawino. Mimo wszystko Masza bya waniejsza.
Zapaem j, gotw wtuli w pier mokre od ez policzki. Niepotrzebnie. Przybrudzona mk twarzyczka wyraaa jedynie oszoomienie.
Paniki, spychajcej j do poziomu zaszczutego, uciekajcego na olep
zwierztka, tym razem w orzechowych oczach nie znalazem.
Przygldaa mi si zdziwiona, nadal przyklejona biodrami do gazowego pieca. Lewa szelka jej workowatych spodni, zerwana z ramienia,
wia si wrd poncych palnikw. Wycignem j stamtd i dopiero
potem musnem doni jej policzek.
- Ju dobrze. Nie bj si.
Szafka ze sztucami bya tu obok. Mimo wszystko nigdy bym nie
zdy, gdyby nie fakt, e Szablewski znajdowa si w potrjnym szoku.
By pijany, obolay po zderzeniu z posadzk, a nade wszystko zdumiony
faktem, i kto omieli si go zaatakowa. To opniao jego reakcje.
Wcieko i dza odwetu pojawiy si na zaronitej twarzy dopiero
gdy odwrciem si w jego stron, a podrywa zacz si pniej, ni ja
siga po n. Padem kolanami na jego uda, zgniotem w garci konierz
koszuli.
- Ty skurwielu - sapn. - Ju nie y...
- Czujesz? - Wielka wraliwo na dotyk nie bya zreszt wymagana:
n mia rozmiary maej szabli i nawet przycinity czubkiem do krocza
Marcina, pozostawa doskonale widoczny. - No to posuchaj. Jeszcze
jeden taki numer, a Masza usmay twoje jaja. Rozumiesz?
Nie odpowiedzia. Zwikszyem nacisk.
- Pytaem o co.
- Rozumiem - wycedzi. Nie podoba mi si ten ton, ale niewiele
mogem z tym zrobi. Wbiegajc, nie zatrzasnem drzwi i teraz
przyglday nam si ze cztery pary oczu. W tym jedne szare i krtkowzroczne.
- Chopak si potkn - powiedziaem gono, wstajc i odkadajc n.
- Ma do. Id do domu, Marcin.
70

Nie by tak pijany, jak bym sobie tego yczy.


- Koniec z tob - mrukn, po czym wsta i wyszed, nie prbujc
nic robi z upapranymi sosem spodniami.
Kiedy wrciem za bar, ju go na sali nie byo. Jego kumple zostali.
Dobry znak, ale mimo wszystko zafundowaem sobie kolejk na
rachunek firmy.
Dziewczynie o kasztanowych wosach znudzio si przy barze.
Siedziaa z porucznikiem, na miejscu starszego z Szablewskich.
Rozmowa, jak na par nieznajomych i trzewych, toczya si gadko, ale
nie tak wyglda ogldany z dystansu flirt. Negocjacje o cen - i owszem.
Zastanawiaem si, co mnie tak bardzo razi w tej scenie. W kocu
doszedem do prawdy tak prostej, e a prostackiej. Wszystko byo w
porzdku z wyjtkiem mczyzny. To ja powinienem tam siedzie.
Prbowaem przerzuci zwrotnic w gowie. Ewa. Misza Miller. Junior
Szablewski. Nieobliczalna pitnastolatka, krztajca si po kuchni.
Piwnica pena ledzi. Szkoda gada: nawet pomijajc najwaniejszy w
dzisiejszym wiecie problem pienidzy, miaem si czym zamartwia.
Ewa...
Rudowosa miaa by chyba lekiem na t wanie chorob. Szlag by
trafi takie terapie... Patrzc na kosmyk ywej miedzi, odgarniany
niecierpliwie z chmurnego czoa, uwiadomiem sobie ze zgroz, e by
moe zabijam zapalenie puc zarazkami dumy. Czy moe raczej wirusem HIV. To bardziej pasowao do realiw.
Zaczem tskni za zapachem bota w korycie Lawinki.
Nad ktrym ze stolikw uniosa si rka. Przyjem zamwienie.
Pobraem z chodziarki porcj nek, po czym nie wiadomo jak i kiedy
znalazem si przy ocienionym palm stole dla VIP-w.
- Poda co? - Dwie pary oczu popatrzyy na mnie ze zdziwieniem. W
mskich zgaso ono zreszt prawie od razu.
- A tak... Rachunek prosz.
Naczynia wieciy pustk. Porucznik uzna pewnie, e rednio
delikatnie oprniam stolik dla nastpnych klientw.
- Szablewski zapaci. Z tego, co wiem, zaprosi pana.
- Duo pan wie. - Nie brzmiao to jak komplement
- To maa wie, panie poruczniku.
71

Zaskoczy mnie mocno, odchodzc bez sowa. Spojrzaem na rud. Nie


powinno jej tu by. Powinna...
- Mylaem, e jest pierwszy w kolejce.
Liczyem si z moliwoci, i si obrazi. W duchu chyba nawet
yczyem sobie tego.
- I postanowi go pan wygry? - Jej twarz pozostaa beznamit
na. - Cigle pan szuka... partnerki? - Odczekaa chwil i dodaa:
- Do kolacji? - Milczaem. - To maa wie. Nie boi si pan plotek?
Ludzie nas skojarz i co wtedy?
-Zaryzykuj. - Coraz bardziej irytowao mnie to trzymanie na dystans,
wic rzuciem na szal ostateczny argument - Moemy nawet zataczy.
Powinna si rozemia. Ale rozbawianie jej szo mi rwnie ndznie jak
podrywanie czy przekupywanie.
- Nie tacz. - Zabrzmiao jak pieszczoty dwch tarcz szlifierskich. Przyjmie pan zamwienie? Jedna porcja gulaszu, jedna herbata...
pieczywo zamawia si osobno?
- Jedna buka - dokoczyem mciwie. - S mae, ale co za co.
Widzc dwie, mgbym si przysi.
Zmiadya mnie wzrokiem. Wrciem za bar i zamwiem porcj u
Maszy, lecz nie spieszyem si z odbiorem. Zemsta bywa mia, a na inne
przyjemnoci nie mogem ju tego wieczoru liczy. Kiedy Grzesiek
wrci na posterunek za barem, omal nie wyszedem bez sowa, skazujc
dziewczyn o kasztanowych wosach na ponowne skadanie zamwienia.
Byem tu jednak szefem, a szefowie nie robi takich rzeczy.
- Gulasz! - dobieg zza drzwi okrzyk Maszy. Zaadowaem na tac
przesadnie du porcj, najmniejsz buk, jak udao mi si wyszuka, i
a czarn od dwch torebek herbat. Przyozdobiem cao rachunkiem i
z lodowato uprzejmym umiechem zaniosem pod palm.
- Mam paci ju teraz? - zapytaa oschym tonem po chwili wpatrywania si w mikroskopijn porcj pieczywa.
- Wychodz. Kiedy wrc, raczej pani nie bdzie.
- Nie ufa pan pracownikom? - zerkna na kutykajcego wzdu baru
Grzeka. - Nie potrafi zainkasowa pienidzy?
72

- Pracownikom ufam.
- Rozumiem - mrukna. - I oczywicie nie zgodzi si pan dopisa tego
do rachunku za pokj. Jest tylko jeden may problem. Nie wziam
pienidzy. S na grze.
- To rzeczywicie may problem - zgodziem si. - Obrci pani w dwie
minuty. Gulasz i tak jest za gorcy.
Przez chwil przygldaa mi si z niedowierzaniem, zdecydowanie
grujcym nad zoci czy upokorzeniem. Gdybym mia lusterko, chtnie
wzibym z niej przykad - te nie rozumiaem, co mnie napado.
- Chyba - powiedziaa powoli - powinnimy co sobie wyjani.
Odnosz wraenie, e wzi mnie pan za...
Urwaa nagle. Jeeli nie porazia jej pryszczata uroda jakiego szeregowego, to chodzio o posa abiszewskiego. Czeka przy barze kilka
sekund - niezy wynik jak na posa - po czym zacz rozglda si za
kim, kto wychwyci subteln rnic midzy reprezentantem narodu a
Szwejkiem odliczajcym Grzekowi drobne. Inaczej mwic: za mn.
Zrobiem krok, chcc wyj naprzeciw jego oczekiwaniom, i... stanem, powstrzymany rk dziewczyny.
- No dobrze - rzucia pgosem. - Taczmy.
Jej donie oploty mi kark, twarz przywara do obojczyka. Poczuem jej
zapach: mieszanin myda, szamponu sosnowego i proszku do prania, z
kobiecoci majc gwnie unoszce j ciepo. Par drobin wody, ktre z
wosw okalajcych skro trafiy na mj policzek, po czci wyjaniao
powd owej bezwonnoci - ale tylko po czci. Po przyjedzie do Kisun
wykpaa si, i to byo naturalne, nie potrafiem natomiast wyjani
braku jakichkolwiek ladw stosowania kosmetykw. Znalezienie w
nocnym lokalu modej kobiety, ktra przed wyjciem z domu nawet nie
tkna szminki, perfum czy puderniczki, byo w naszych czasach rwnie
atwe jak wytypowanie szstki w totolotku.
Co z ni byo nie tak. Konkretnie: z gow. Odnonie reszty, mimo
szczerych chci, nie potrafiem sformuowa wyranego zarzutu.
Przykleia si do mnie i nawet nie wykazujc adnej inicjatywy, mogem
stwierdzi, e jest wyprofilowana dokadnie tak, jak kobieta
73

by powinna. Kiedy zacza mn obraca z troch niedwiedzim


wdzikiem, dla zachowania pozorw uniosem donie, a wtedy okazao
si take, e ukryte pod lunym strojem krgoci bioder stanowi
wygodne i pewne podoe dla ich oparcia.
- Podobno pani nie taczy - wymamrotaem.
- Zawsze byam aosna, a teraz, z t nog...
Wciskaa twarz w moje rami. Przy mikroskopijnej rnicy wzrostu,
jaka nas dzielia, nie dao si tego szybko i atwo wytumaczy w oparciu
o prawa anatomii.
- Cigle boli? - Nie chciaem psu rozmow czego, co midzy nami
zachodzio, ale z drugiej strony baem si ulec nastrojowi. Nie ufaem jej
za grosz.
- Jak panu na imi?
Omal nie przewrciem si o jej nog. Nic dziwnego, e abiszew-ski
wyowi mnie z falujcego tumu. Od razu ruszy w nasz stron.
- Do mnie pani mwi?
- Marzena - szepna.
- Janusz - mruknem. I a zerknem w d, za plecy rudej Marzeny.
Nie mogem si oprze wraeniu, e pan pose dopatrzy si w nich
czego rwnie wstrzsajcego jak sterczcy z krgosupa n. Utkn w
poowie drogi z ndznymi resztkami umiechu, przylepionymi do
nieruchomej twarzy. Potrzebowa caego naszego obrotu, by doj do
siebie. Kiedy ujrzaem go ponownie, finalizowa mozoln budow
umiechu. Ruszy ku nam sekund pniej.
- Co z moim pokojem? - Gadko zakoczy zdanie i troch za pno
poderwa brwi. - O... cze! Ty tutaj?
Ciemne brwi Marzeny te powdroway w ssiedztwo opadajcego
kosmyka wosw. Bya lepsz uczennic tego samego, kiepskiego aktora.
Inna sprawa, e gdyby miaa wicej czasu i porwaa mnie do taca z
zachowaniem odrobiny pozorw, mgbym si nie poapa.
- Adam? - Jej umiech przygas, ale oznaczao to tyle, e ze
szczliwej zmienia si w zadowolon. Staa, praw rk niedbale
obejmujc mj kark. Nawet gdybym zdj donie z jej bioder, wygl
dalibymy na mocno zay par. Ale oczywicie nie zdjem.
74

- Znacie si? - zapytaem, ostentacyjnie przenoszc do na mikki


poladek Marzeny. Stwardnia natychmiast, tego jednak abiszewski nie
mg wiedzie.
- Jasne.
- Znamy.
Ich odpowiedzi zlay si w jedno.
- May ten wiat - zauwayem. - Sidzie pan z nami?
- Wanie zaczynamy - bysna refleksem Marzena. - Janusz zamwi
dla mnie superdanie, ale to potrwa, wic na razie... Zgodniaam. W
brzuchu mi burczy.
Jeden talerz, jedna szklanka, z herbat w rodku, i ta nieszczsna,
samotna buka - faktycznie nie wygldao to jak romantyczna kolacja
przy wiecach.
- Fakt - przyoyem do do dou jej brzucha. Umiechna si,
a mnie ulyo na myl, e nie jestemy sami. Cofnem rk, rekom
pensujc to sobie poklepywaniem sztywnego z gniewu poladka.
- To co z t kolacj?
Dopiero teraz abiszewski oderwa wzrok od brzucha Marzeny. Ale
spojrzenie nadal mia rozkojarzone.
- Dzikuj, ale dostaem ju zaproszenie od pana Bka. - Pan Bk by
sotysem Kisun. - Wpadem tylko potwierdzi, e bior pokj. Nie bdzie
problemu, jeli wrc pno?
- Zostawi otwarte drzwi.
Odprowadzilimy go a na ganek. Marzena powstrzymaa si od
apania mnie za rk, ale nawet ja przez chwil niemal wierzyem, e
stanowimy szczliw par. Chwila trwaa do momentu, gdy srebrna
toyota abiszewskiego ruszya w stron bramy.
- Dobrze si pan bawi? - zapytaa. Jej oczy byy mroczne jak
owietlony samotn arwk podjazd przed Paacow", a gos lodowaty.
Niewane.
- Wspaniale, ale teraz, niestety, i ja musz pani zostawi. Dobranoc.
Owocnej pracy, pani Marzeno.
Uwaga stojcego na warcie onierza sabnie z czasem, ale nie da si tego
zilustrowa opadajc stale krzyw. Nawet jeli dowdca nie ma
zwyczaju straszy czstymi nalotami, pod koniec zmia75

ny mieszanina strachu przed przyapaniem na drzemce oraz oywienia


myl o zbliajcym si odpoczynku sprawia, i miertelnie znudzony
szeregowy staje si skuteczniejsz zapor dla potencjalnych intruzw.
Krzywa osiga minimum i zaczyna pi si w gr.
Uwzgldniem to w swych planach. Regua nie jest elazna i tkwic
przez p godziny w zarolach na tyach najbardziej wysunitego ku
pnocy gospodarstwa, zdyem zauway, e obaj interesujcy mnie
wartownicy trzymaj si cakiem dobrze, pewnie dziki pogawdce. Na
szczcie dziesi minut przed dwudziest drug poegnali si ze sob i
Lawink, odchodzc w przeciwne strony.
Dwiecie metrw w jedn, dwiecie z powrotem - na dobr spraw
zdybym dobiec do granicy. W domu po prawej ukadaa wanie
dzieci do snu kobieta, ktrej m prbowa takiej sztuczki. I ona, i dzieci
musiay si dobrze wyspa, bo wizienie, w ktrym oczekiwa ich
nastpnego dnia lekkomylny tatu, leao daleko na poudniu.
Przeczogaem si a do zakrtu rzeczki. Dotarem tam po dwudziestu
minutach, co znaczyo, e mam za plecami nowych, wypocztych ludzi,
gotowych choby dla rozrywki pobawi si w obserwatorw. Wpezem
pod mod jodek, wyjem z plecaka futera z rosyjskim noktowizorem
i dla zasady sprawdziem poudniowy horyzont
Ani z lewej, na skraju zachwaszczonych popegeerowskich pl, ani z
prawej, przy drodze-miedzy do Dow, nic si nie poruszao. Stanowiska
karabinw maszynowych tchny martwot. Normalka - garnizon nie by
tak liczny, by pcha do zacisznych gniazdek facetw, o ktrych z gry
wiadomo, e swoj zmian w wikszoci przepi. Odwiedziem oba
schrony za dnia, gdy nie miao to posmaku nielegalnoci, i
naszkicowaem sobie sektory widocznoci. Tylko jeden zahacza o
interesujcy mnie fragment pola. Oczywicie zawsze mona powyglda
gr, nad krawdzi oboonych darni workw, ale po pierwsze
wymagao to odczenia noktowizora od kaemu, po drugie za
wystawiao obserwatora na widok kogo, kto dysponowa podobnej klasy
przyrzdem optycznym. Mj
76

jednookularowy bajgysz by wystarczajco dobry, bym zauway


wychylon gow.
Gowy nie byo. Wypatrzyem za to sylwetk stojcego na skraju wsi
wartownika, krelcego pkole luf przycinitego do ramienia
karabinu. Wojsko cierpiao na deficyt sprztu noktowizyjnego, wic z
braku lornetki uy celownika. Lada moment zmczy si, zawiesi ciki
karabin na ramieniu i bd go mia z gowy.
Czogw nie wysano w pole. Na szczcie. Zaopatrzony w kamer
termiczn PT-91 potrafi wypatrzy yw istot, przykadowo, dziki
ciepu unoszcemu si nad rowem, w ktrym istota ley. Przynajmniej w
sprzyjajcych okolicznociach. No i w reklamach producentw
celownika.
Wypezem na odkryt przestrze i ruszyem wzdu drutu, wyznaczajcego granic pola minowego. Odrzuciem pomys skrcenia ku
dolince strumienia. Znaem na pami ukad poowy min. Jeli kto ma
czas i n, to zbadanie pola minowego jest stosunkowo prost spraw.
Problem w tym, e badaem je i pokonywaem za dnia. Prba
powtrzenia tego wyczynu noc, nawet z noktowizorem, moga
doprowadzi do przeksztacenia Paacowej" w spdzielni inwalidzk.
Wolaem ju czogi. Niczego akurat nie przemycaem, wic wpadka
skoczyaby si mandatem. Albo i niczym - polski system prawny jak
zawsze wlk si daleko z tyu za dynamiczn rzeczywistoci. Wziem
to pod uwag i dobrze zrobiem, bo do miejsca, gdzie rzeczka zmieniaa
przynaleno pastwow, dotarem bez przeszkd.
Przed zrujnowan chaup zatrzymaem si i rozejrzaem. Nie
przeyem szoku, widzc nadchodzc od wschodu posta. Facet szed
swobodnie, nie starajc si kry, i nis co na grzbiecie. Zapewne
wypeniony szmuglem plecak, ktrego pasek przytrzymywa praw
doni. Pomylaem, e informacja o ogoszonym przez Kubic szlabanie
nie dotara do wszystkich, zapakowaem bajgysza i nie zaprztajc sobie
gowy gociem z plecakiem, ruszyem w stron Maogorska.

77

Maogorsk ton w mroku, ale zauwayem, e Misza Miller postawi


swoje siy zbrojne w stan gotowoci. Oznaczao to mniej wicej tyle, e
Domem Kochonika nie wstrzsay odgosy pijackiej orgii, nikt nie
strzela na wiwat, a po schodach dao si wej, nie potykajc o puste
butelki. W holu spotkaem wprawdzie kilka kobiet, ale byy trzewe,
ubrane i nie bardzo mode. Uzbrojone w szczotki, doprowadzay budynek
do poysku.
- Co si dzieje? - zapytaem wartownika. By ogolony i z grubsza
podobny do szanujcego si partyzanta.
- Pogadaj z rzecznikiem prasowym - poradzi.
Gabinet Gawryszkina wysprztano, pozbywajc si poowy mebli,
pocieli i goej dziwki. Gospodarz siedzia przy biurku, grzebic w
brzuchu radiostacji.
- Jest pan - mrukn, nie okazujc ani wielkiej radoci, ani niechci.
- Miaem si spieszy - wskazaem boczne drzwi.
- Tam jej nie ma. - Dzisiaj by trzewy. I zakopotany. - Sytuacja...
troch si skomplikowaa. Nie uwierzy pan, ona... ucieka przez okno.
- Co zrobia?! - Mia racj: nie uwierzyem.
- Bez paniki. - Trafnie oceni wyraz mojej twarzy. - Nic zego jeszcze
si nie stao...
- Przez okno?!
- Wydaem rozkazy, ale z t band nigdy nie wiadomo, wic zamknem drzwi. Wracam, a jej nie ma. Wartownik widzia, jak przeazi
po gzymsie na balkon obok. Podstawi jej drabin. Powiedziaa mu, e
jestem zazdrosny i...
- Musicie stawia na warcie kretynw?!
- Powiedziaa, e jest poon i e prbuje pomc...
- Zwiaa przez okno, by odebra pord?!
- Nie mwiem o porodzie - popatrzy na mnie z wyrzutem. Usyszaa, jak chopcy z dachu melduj o tych migowcach, potem
zobaczya biegajcych sanitariuszy...
- migowce?
- Nasze, sambijskie. Jeden szturmowy, drugi Mi-17. Mocno postrzelany, obaj piloci ranni. Ledwo docignli. Ldowanie im nie
78

wyszo, jaki staruszek tak si przestraszy, e zawau dosta. Tak e w


sumie pana dziewczyna ma trzech pacjentw. I siedzi przy nich.
- Id po ni - powiedziaem cicho.
- Nie dzi. Wpada Miszy w oko. Pogadam z nim i pozwoli jej odej,
tylko to troch potrwa. Jest zajty, szykuje si powany przerzut Lepiej
mu nie przeszkadza.
- Id po ni - powtrzyem. - Nie musi mi pan pomaga.
Przyglda mi si przez chwil ze smutkiem, a potem wyszed zza
biurka i sign po pas z kabur.
- Wszystkich nas pan naraa. Wszystkich.
- Wiem.
Przypi bro i wyszlimy.
Okolona zabudowaniami ka, suca kiedy za boisko, nie miaa
zalecanych przez FIFA wymiarw, bya jednak spora, wic troch
nieprzyjemnie mi si zrobio na widok wbitego w opotki Mi-17. Z pilotem, ktry nie trafi w tak due ldowisko, musiao by kiepsko.
Druga maszyna usiada idealnie. rodek wirnikw nonych pokryby
si z punktem rodkowym boiska, gdyby takowy wyrysowano.
Wirnikw, nie wirnika - obciony girlandami pociskw, zbiornikw i
czort wie czego kamow Ka-50 mia je a dwa, umieszczone jeden nad
drugim. Zanurzony po brzuch w trawie, przypomina przyczajonego
drapiec. Bo te nim by: cz ekspertw oceniaa go jako najlepszy na
wiecie migowiec szturmowy. Przynajmniej na potrzeby takiej jak
sambijska, na poy partyzanckiej wojny. By wikszy, solidniejszy i
lepiej opancerzony od konkurentw oraz, co wane, zabija za mniejsze
pienidze.
Przez zdemolowany ogrd weszlimy do jednego z domw. Na ku
lea przypominajcy mumi, tyle e wie i zakrwawion, pukownik
Afierow. W porwnaniu z nim piegus Kola wyglda jak okaz zdrowia.
Rka w gipsie, banda na szyi. Wanie prbowa pi herbat. W trzech
czwartych mu wyszo, wiartka trafia na st - nawet alkoholicy w
ostatnim stadium naogu miewaj pewniejsze rce.
Ta zaoga nie miaa szans wystartowa. Moe dlatego nikt jej nie
pilnowa. Jedynego czowieka Miszy znalelimy przed kuchni. Gapi
si na manewrujcego patelni Doronina.
79

- ...mona si naje samymi zapachami.


-1 nie ugrubiec? - miech Ewy kci si z moj wizj sytuacji jeszcze
bardziej ni beztroska paplanina tego mdrali. - Dzikuj, aluzj
zrozumiaam.
- Aluzj? - Zdziwi si odraajco szczerze. To on wywoa rumieniec
na twarzy Ewy, bysk w jej ciemnych oczach. Mnie dostrzega dopiero
potem. Nie zgasiem jej radoci, to wszystko.
- Janusz? - poszerzya umiech. - O!
- O - mruknem. - Czoem, majorze. Kompas nawali?
- Pech. Zenitwka. Nie docignlibymy do frontu.
- Placek ci si pali.
Zrcznie podrzuci dymicy nalenik.
- Zje pani kolacj? - zapyta oficjalnym tonem.
- Najpierwszym prosi, potem si zakrca - pogrozia mu palcem. Nieadnie. al panu tych... no... blinw?
- Chodzi o to - wyrczyem Doronina - e powinnimy i. W Polsce
zjesz kolacj.
Ju si nie umiechaa.
- Ale... ja nie mog - zerkna na wartownika przy drzwiach. Zreszt widzisz: mam pacjentw.
Popatrzyem wymownie na Gawryszkina. Nie pali si do pomocy,
miaem go jednak zbyt mocno w garci, by mg sobie pozwoli na
udawanie lepego.
- Chodmy do mnie - powiedzia. - Porozmawiamy.
Obejrzaa si jak bezradna dziewczynka. Doronin uparcie gapi
si w patelni. Dugo to trwao. Zdyem dorobi si szcztkowego
zmysu telepatycznego. Syszaem jej niem prob: powiedz co, zrb,
spjrz na mnie przynajmniej".
- Chodmy- powtrzy Gawryszkin. Przekna lin, nie wiem po co,
bo nie prbowaa si odzywa. Przekraczajc prg, obejrzaa si jeszcze
raz i znw trafia wzrokiem na mur obojtnych mskich plecw.
- Uwaaj na ni.
Wychodziem ostatni, a i tak z trudem zrozumiaem jego pomruk. Ewa
nie miaa pojcia, e si w ogle odezwa.
- Bdzie dobrze. - Czuem do niego to, co przegrany facet odczu
wa w stosunku do zwycizcy, i nie sta mnie byo na bycie szcze80

rym, ale pod tym akurat wzgldem nie udawaem niczego. Naprawd
wierzyem, e bdzie dobrze.
Wyszedem przed dom. Ewa zdya zaoy plecak. Ruszylimy za
milczcym Gawryszkinem.
Cignik nadjedajcy od rodka wsi nie kojarzy si z wojskiem.
Uderzy mnie jednak brak wiate. W lecych na uboczu wioskach
nikogo nie szokuje traktorzysta zalany w trupa czy trzewy wprawdzie,
ale omioletni. Kto, kto przejecha cignikiem z wier kilometra,
powinien jednak wczy reflektory. Trudno przegapi co tak
oczywistego.
Zerknem na wypenion onierzami przyczep. adnej broni. Tylko
szpadle.
- Nowe okopy? - zagadnem Gawry z ki na.
- Nie wiem - mrukn zdziwiony.
- Nie wie pan? - Obejrzaem si. Cignik skrca w boczn drk.
lep, o ile dobrze pamitaem map.
- Misza nie zwierza mi si ze wszystkiego.
Milczc, dotarlimy przed sztab. Gawryszkina rozejrza si po parkingu. Odetchn.
- Misza jeszcze nie wrci. Na pewno chce pan...?
- Na pewno - uciem dyskusj.
- Dobrze - westchn. - Poczekajcie tu.
Wrci po kilku minutach z nieduym futeraem w rku.
- Woyem instrukcj. Prosz.
- Nadajnik? - Zerknem z obaw w stron Ewy, bya jednak zbyt
przybita czy moe tylko zamylona, by zaprzta sobie gow miadeniem szpiegw pogard. - Co niby mam...?
- Rozkaz Millera. Wypenijmy chocia ten. Tylko baterie musi pan
woy swoje. U nas na wag zota. Embargo.
Wrzuciem futera do plecaka. Gawryszkin odprowadzi nas ze trzysta
metrw za wie, po czym zawrci. Powleklimy si w stron Lawinki.
Celowo zwolniem. W pozbawionym prdu Maogorsku palio si jednak
troch wiate; musiaem przyzwyczai oczy do ciemnoci.
- Powinnam zosta. Afierow wymaga opieki lekarskiej.
- Jeste tylko poon.
81

- Cholernie zabawne.
- Gdyby Misza si zorientowa, ile naprawd umiesz...
- Miaabym przynajmniej etat - mrukna z gorycz.
- Ale nie pensj.
- Najwaniejsza w yciu jest forsa? - Skorzystaa z okazji wbicia mi
szpilki: tylko formalnie byo to pytanie.
- Nie: przeycie. Forsa to dopiero numer dwa. Jaki
czas milczaa.
- Nie mylisz tak.
- Myl.
- To co tu ze mn robisz?
Szlimy w milczeniu, ja przodem, ona za mn, a do momentu, kiedy
chmury przepuciy troch ksiycowego wiata i udao mi si wyowi
z mroku kontury ruin. Lawinki jeszcze nie widziaem.
- Masz robi, co ka. A gdyby co, pamitaj: nic zego nie zrobia.
Moesz po prostu pj w stron Kisun, byle wolno, eby przestraszony
wartownik nie pomyli ci z ruskim komandosem. I z dala od rzeczki, bo
tam s miny. Jasne?
- Jasne. Nic nam nie grozi. Majwka. Powiedz tylko jeszcze, po
choler skradamy si noc.
- Ja, bo tu jestem nielegalnie. Od grzywny do piciu lat. Ty, bo nie
moemy czeka. Od darmowej pracy u Miszy do kuli w eb. Zreszt kul
moe ci tu poczstowa kady. Ot, tak sobie. No i jeste kobiet.
- Kurcz, wiedziaam, e to powiesz.
Nie ona jedna potrafia przewidywa, co i kiedy zrobi.
Sigaem do plecaka po noktowizor. Smuga wiata rozcia znienacka
mrok. Gdyby stojcy za zbitym z desek potem czowiek wycelowa
latark lepiej, olepiby mnie na duszy czas. A konkretnie mwic: na
cay czas, jaki mi pozosta. Czyli na par sekund.
- Poegnaj si z jajami, skurwielu! - Moe chodzio o pokazanie
mi, z czym mam si rozsta, a moe za bardzo skupi si na wywrzaskiwaniu pogrek. Tak czy inaczej wci nie trafia snopem bieli
w moje oczy.
Rozpoznaem ten gos.
82

- Jak krzykn, biegnij do Doronina - wyszeptaem, nie patrzc za


siebie. - Biegnij, rozumiesz?
- I co, Krechowiak?! Dalej e taki kurewsko twar...?!
- Padnij!!! - wrzasnem, zaciskajc powieki, trafione w kocu snopem
wiata, i krelc ramieniem uk, jakiego nie powstydziby si zawodowy
dyskobol. - Granat!!!
Pomylaem, e modszy Szablewski nie jest a tak zalany, by da si
nabra na sztuczk z trzeciorzdnych filmikw. Ale potem bajgysz
grzmotn o pot, snop wiata zatoczy chaotyczny zygzak, a ja, wci
ywy, pognaem rwnolegle do ogrodzenia.
Zdyem przebiec trzydzieci metrw, nim Marcin pozbiera si z
ziemi i zacz strzela.
Potrzebowa piciu pociskw, by si w miar opanowa. Szukay mnie
i tylko mnie: Ew zignorowa. Ryzyko wywalenia si na pysk, co grozi
kademu, kto pdzc noc po wertepach, oglda si przez rami, opacio
si. Zawadziem o jaki sznurek i po jedzie na brzuchu wpadem w
lodowato zimy nurt, nim jednak do tego doszo, dostrzegem znikajc w
ciemnociach plam plecaka Ewy. Biega szybko, bya daleko, a
Szablewski, bezmylnie posugujcy si latark, widzia teraz duo
gorzej ode mnie.
Uznaem, e dziewczyna ucieknie. Trafienie ze stu metrw kogo,
kogo si nie widzi i nie syszy, wymagao daleko posunitej pomocy
losu. Albo peemu z cholernie pojemnym magazynkiem. No i to na mnie
polowano.
Bya bezpieczna. Uwiadomiem to sobie - i zaczem si ba.
Przedtem reagowaem odruchowo, no i przeywaem katusze kogo, kto
zamiast zaopiekowa si blisk, ufajc mu osob, doprowadzi j do
zguby.
- Widz ci, gnoju!!! Nie ruszaj si!!!
Guzik prawda: leaem w rowie. Wczeniej czy pniej jednak Marcin
podejdzie i pozbawi mnie tego atutu.
Poderwaem si i pognaem przez pola na poudnie.
Tym razem kule przeleciay bliej. Nie wiem, czy Marcin wiadomie
zrezygnowa z latarki, czy zgubi j lub rozbi. Niewane. Los
umiechn si do niego i przestaa by potrzebna. Zza chmur wyjrza
ksiyc. Nie zrobio si a tak widno, by precyzyjnie celowa,
83

lecz dopki odcinaem si od poudniowego horyzontu, Szablewski mg


prbowa szczcia, nadrabiajc brak dokadnoci gstoci ognia.
Strzeli pi razy, po czym, ju w biegu, zacz zmienia magazynek.
Nie widziaem jego broni, ale w swej wojskowej karierze oddaem
dostatecznie wiele strzaw z kbk AK, by zidentyfikowa znajome
odgosy. Nie mia oczywicie wojskowego automatu, ale ju od dawna
radomski ucznik oferowa myliwym sztucery, bdce przerbk
kaasznikowa. Ostatnio rzd zafundowa znaczne iloci tych
piciostrzaowych karabinkw Strzeleckim Druynom Samoobrony.
Marcin, wzorem starszego brata, zapisa si do SDS-u i wygldao na to,
e prbowa mnie teraz kropn z wasnej, subowej broni.
Sztucer przeadowywa si samoczynnie, jak pistolet, a w dodatku
zaopatrzono go w wymienny magazynek. W efekcie dugonogi chopak,
ktry mia pozosta daleko z tyu, wci utrzymywa pocztkowy dystans
i wci mia w rku gotowy do otwarcia ognia karabinek.
Tyle e nie strzela. Pomylaem, e koczy mu si amunicja. Nie
poszed walczy, a dokona egzekucji. Do tego wystarcza sam tylko
zaadowany karabin. By przezorny, zabra zapasowe magazynki, ale
raczej niewiele.
Prawdopodobnie pozostao mu ostatnie pi naboi.
Minut pniej byem tego pewny. Zadyszka wypalia mi poow puc,
nogi omdleway, ale morderczy wysiek woony w bieg nie na wiele si
zda. Szablewski by ju tak blisko, e majc kamie zamiast karabinu,
bez trudu dorzuciby do mnie. I nie strzela. Gdybym nie sysza, jak
zmienia magazynek, uznabym, e zabrako mu amunicji. Nie o to jednak
chodzio. Wyczu, e dogoni mnie znacznie wczeniej, ni wpadniemy do
Kisun. Nie musia ryzykowa niepewnego strzau. No i, przede
wszystkim, nie musia rezygnowa z przyjemnoci. Dopa, rzuci na
kolana, spojrze w obkane z przeraenia oczy i dopiero potem, z
umiechem na twarzy, wypali wrogowi w mamrocce proby usta - taki
jest schemat zemsty idealnej. Strza w plecy to marna namiastka.
Nie widziaem wsi. Bya daleko, ale powinienem ju...
84

Z czarnego niebytu wyoniy si nagle kpy coraz wyszego zielska,


krzaki, samotny wierczek... Biegem aonie wolno, ale mylaem
jeszcze wolniej i dopiero, gdy drut podci mi nogi, przypomniaem
sobie, e midzy granic a Kisunami jest co jeszcze oprcz pl.
Zakole Lawinki. Cignce si z zachodu na wschd, gdzieniegdzie
poronite krzakami.
I zaminowane.
Poleciaem na eb na szyj po zboczu, rbnem o co blaszanego i
wyldowaem twarz w Lawince.
Blacha. Stare, zagrzebane w mule wiadro. Jeden ze znakw orientacyjnych, dziki ktrym i ja, i zakopane w ziemi miny pozostawalimy
nietknici. Nie prbowaem adnej usuwa: saperzy mieli przykry
zwyczaj sprawdzania co jaki czas tego czy innego pola.
Oszoomiony, podniosem si do siadu. Miny. Rj zdradliwych
pudeek czeka na nacisk mojej doni, stopy czy kolana. Nie po to, by
zabi: byy zbyt mae. Miay powodowa rany akurat na tyle due i
cikie, by wykluczy onierza z walki. A e pniej chirurg zwykle nie
ma innego wyjcia, jak amputowa zmielon wybuchem koczyn - to
ju inna sprawa.
Szablewski dostrzeg moje popiersie w przewicie traw. Poderwa
karabin. Padem na plecy, a uamek sekundy pniej pocisk rozpru
powietrze tu nad moj twarz.
Prbowaem si zerwa, ale skoczyo si na poowicznym siadzie.
Rozrzucone na boki rce zastygy w oczekiwaniu eksplozji. Przy
wiadrze, wier metra w d strumienia i p w gr, tkwiy w ziemi dwa
mae cylindry. Tych akurat nie oznakowaem wbitymi obok patyczkami.
Po co? Przecie byo wiadro. Ktre teraz, wyrwane z muu, leniwy nurt
spycha powolutku w stron Samb ii.
Tu obok, moe pod moimi wspartymi na okciach plecami, czekay
dwa wyroki dugiej agonii. Usiadem. Nie musiaem si ju spieszy:
Szablewski, widoczny od pasa w gr, sta gdzie obok drutu
wyznaczajcego granic pola i przyglda mi si, dyszc jak zziajany
chart.
- I... co... teraz? - By tak zmczony, e z trudem dao si wyczu
przepeniajc go satysfakcj.
85

- Po... po... cze...kaj.


Wiedziaem, co czuje. Zdycha ze zmczenia, tak jak ja. W takim
stanie zemsta nie smakuje naleycie. liczyem na to. e poczeka.
- Le... lejesz pod... siebie, co? Zao... si...
- Nie... strzelaj.
Widzia moj gow, ramiona... Moe zauway, e wodz wok
rkami. Ale nie obchodzio go to. Facet przypity do krzesa elektrycznego bdzie dygota, wykonywa bezsensowne ruchy, co nie
zmienia faktu, e jest ywym trupem.
- Obciachu mi... narobie. - Jego oddech wyrwnywa si, ale te da
mu na to czas. Nie celowa we mnie. Sta, patrzy, syci si zwycistwem.
Jedynym tak totalnym: wspczesny Polak ma niewiele okazji do
fizycznej likwidacji wroga. - Nie trzeba... byo.
- Daj spokj... Marcin. Pogadajmy.
Miaem donie jak z drewna. Pozbawione czucia, sabe. Niezdolne do
przeistoczenia si w twarde, ostre szyda, ktre szybko a zarazem
delikatnie przebij rozmik od wody ziemi. Nawet jeli odnajd to,
czego szukam, prawie na pewno zrobi do le. Trudno. Nie miaem
wyjcia.
- Jak ju zdechniesz... Gwno mnie obchodzi ta... ruska kurewka. Ale
najpierw j przern, e... uszami poleci. A potem dam chopakom.
Pies... z kulaw nog si... nie upomni. Wrzuci si... cierwo w studni...
albo jak ciebie, na miny. Chwytasz, kutasie? Ukatrupie j.
- Mam fors. - Ld w piersiach zamrozi mi zadyszk. Lew do
rozcia blacha jakiej puszki. Ale bl by odlegym, cudzym blem.
- Wstawaj, zasracu. I tacz. Albo ci... rozpierdol... Prawa do:
trawa, boto, kamienie... Czas. Nie ma ju czasu.
- No, wstawaj.
Czas. Par sekund. To musiao by tu tu.
- Tu s miny. - Skd wytrzasnem taki spokojny gos? - Wszdzie.
Nie wiem, czy zrozumia, czy zirytowa go fakt, e cigle siedz.
Raczej to drugie: zacz podnosi karabinek do wolno. Przyspieszy,
dopiero gdy zauway, e znikam mu z oczu. Czyli za pno.
Tym razem kula przeleciaa mi nad ramieniem: padem na lewy bok. I
nie trafiem na min.
86

- Wstawaj, chuju!!! Syszysz, co mwi?! Zajebi ci, jak zaraz nie


wyleziesz z tego rowu!!! licz do trzech!!!
Wrzask nie przyblia si. By wcieky, ale jeszcze nie tak, by
przeskakiwa ogrodzenie. Zyskaem par sekund.
- Raz!... Dwa!...
O kilkaset metrw std czuway warty. Nie przegapi jego rykw, o
strzaach nie mwic. Zignorowa to. Mia w nosie armi, policj, ca
potn machin, ktra obrci si przeciw niemu, gdy zostanie morderc.
Co znaczyo, e jeli nie da si inaczej, podejdzie tu, ryzykujc ycie, tak
jak teraz ryzykowa wolno.
- Dobra, Krechowiak! Sam e chcia! Trzy!
Obmacywaem gorczkowo ziemi. Mina nie moe by zbyt wraliwa,
bo przeciwnik paroma petardami unieszkodliwi cae pole. Albo zajce,
jee, wrony... Pocieszaem si t wiedz, prbujc nie pamita, e
rozpdzony palec moe wywoa ten sam efekt, co stopa idcego.
Boto, znowu boto, jaki korze...
Kroki na grze. Ostrone, wolno stawiane, tak jakby wolno postawiona
noga waya znaczco mniej... Co twardego w ziemi. Kamie?
- Tu jeste, gnoju...
Skrciem szyj. Nogi na tle czerni, koniec lufy. Za daleko na skok...
Nie, to nie kamie... Gadko. Puszka?
- Mam w rce min. - Klczaem, gapic si w ty, wsparty oburcz o
boto. - Jeden ruch i rbnie.
- Gwno. Mylisz, e jak w wojsku bye, to ty jeden wiesz, co jest
grane? Gwno! To p metra zasigu. Nawet ciebie nie zabije, cwelu. To
jak, ktre kolanko?
Moe i puszka. Niewane. Czas mi si skoczy.
- Kutas - wycedziem, po czym moja prawa rka szarpna si
w bok, ciskajc nadziewan bry bota. Prbowaem te zerwa si
i zaatakowa bykiem, ale za lisko tu byo. Upadem w momencie,
gdy to, co rzuciem, trafio Marcina w praw stron brzucha.
Mia racj: skuteczny zasig nie przekracza p metra. Ale w promieniu p metra od punktu, w ktry trafi zapalnik, znalazo si serce,
puca, odek, jelita...
87

Bysk by saby: to od podmuchu oczy zaszy mi zami. Pod powiekami pozosta obraz koszuli rozdymanej fal gazw i pkajcego z
gry na d brzucha.
Nie krzycza. Szok pozbawi go przytomnoci rwnie szybko, jak
eksplozja poowy kiszek. Nie podszedem bliej. Siedziaem w bezruchu.
Czekaem. Wiedziaem, e po mnie przyjd i e niczego sensownego
poza oczekiwaniem nie mog ju zrobi.
Nie wiem, kiedy ucich charkot i bulgot, dobiegajce od strony
cuchncego kloak ciaa. Jak dugo tkwiem w tej dziurze. W ktrym
momencie uwiadomiem sobie po prostu, e Szabew-ski zmar, a ludzie,
ktrzy powinni wymierzy mi sprawiedliwo, nie zjawi si tutaj.
Wyjem scyzoryk i dokadnie, centymetr po centymetrze, zaczem
nakuwa ziemi.
Po pnocy wyszedem na drog czc Kisuny z odlegym o kilometr
kompleksem zabudowa dawnego pegeeru. Ruszyem na zachd, w
stron wsi. Plecak z krtkofalwk ukryem w krzakach. W strefie
przygranicznej wojsko miao prawo do przeprowadzania rewizji i, co
waniejsze, ju take nawyk korzystania z owego prawa. Gdybym by
dzieckiem lub kobiet... Ale facet wczcy si noc po bocznych
drogach a si prosi o wzicie pod lup. Wolaem nie ryzykowa.
Bd: a do mostu na Lawince, czyli geometrycznego rodka wsi, pies
z kulaw nog si za mn nie obejrza. Dalej byoby tak samo: gdybym
zada sobie odrobin fatygi i skrci midzy opotki. Czasu miaem a
nadto; tej nocy mostek na Lawince by wyeksponowany rwnie
wyrazicie jak Zote Wrota w San Francisco.
Porodku przsa znajdowaa si ciarwka chodnia marki Jelcz.
Okrelenie staa" byoby nieadekwatne: lewe przednie koo zawiso p
metra nad podoem. Zasady fizyki, opisujce zachowania ciarwek,
nie zostay jednak naruszone: prawym tylnym koem wz tkwi w sporej
dziurze. Sprawiby ponure wraenie na kadym kierowcy, ktry tej nocy
pragnby przejecha przez kisuski mosL
Najbardziej ponury by oczywicie szofer chodni. Krpy mody
mczyzna w kraciastej kurtce klcza przy tylnej osi i z min
88

czowieka zdruzgotanego oglda grzzawisko poamanego drewna, do


niedawna stanowice nawierzchni mostu.
Minem pykajcy na jaowym biegu traktor. Waciciel, zaspany
gospodarz w krzywo zapitej koszuli, mocowa do maszyny stalow
link. W twarzy mia taki sam sceptycyzm jak kilkunastu gapiw z
pobliskich domw.
- Gboko siedzi - oceni. - Tylko mu koo poharatam.
- Dociy si przd, to wyjdzie - powiedzia szpakowaty mczyzna w
garniturze. Nie widziaem go nigdy wczeniej.
- Wasze opony, wasz kopot - mrukn traktorzysta. - Ale na mj
rozum, trza by od szoferki zajecha.
- Przecie - wycedzi szpakowaty - powiedzia pan, e nie da rady.
Lawinka bya w tym miejscu szersza, jakby chciaa uzasadni potrzeb
istnienia mostu.
- Ja nie dam: na plecach go przez wod nie przenios. - Noga
obuta w wysmarowany gnojem gumofilc trcia koo cignika. - Trza
by kogo z tamtej strony.
- P nocy bym szuka. Chce pan t setk czy nie?
Wszedem na most. Kierowca rzuci mi kos spojrzenie.
- Nie ma co - pokrciem gow, kucajc obok tylnych wiate.
- adnie si pan wpakowa.
Zakl niewyranie, patrzc na kolejnych schodzcych si intruzw.
- Porucznik Adamski - zasalutowa niedbale oficer, ten sam, kt
ry wzgardzi towarzystwem Marzeny. Kierowca dwign si na
nogi, ale dalej w uprzejmociach nie zaszed. - Podobno chcia pan
rozmawia z dowdc.
Szofer, konsekwentnie milczc, obejrza si za siebie. Sekund pniej
przemkn obok mnie szpakowaty.
- Dobry wieczr! - Zniy gos tak, e z trudem go syszaem. -Musz
pomwi z Burakowskim. To wane.
- Z kim?
- Z porucznikiem Burakowskim. Dowodzi tutaj.
- A... chodzi panu o mojego poprzednika? C, troch si pan spni.
89

- Nie rozumiem...
Adamski wyjani mu, gdzie i dlaczego powinien poszuka Burakowskiego, a ja gapiem si na kobiet, ktra wysiada z zaparkowanej
przy mocie limuzyny.
Miaa zabjcz garsonk i zabjcze nogi w jedwabnych poczochach,
ale mj wzrok przyklei si do jej twarzy.
Znaem j. Z telewizji.
- Jakie kopoty, pukowniku? - Gos te by jak ten z telewizora.
-Dobry wieczr, panie poruczniku. Agata witek. - Umiech, kt
ry towarzyszy gestowi wycignitej doni, wypad blado. - Funda
cja Gos Serca".
Nie wiem, czy porucznik j rozpozna. Nie dorwnywaa jeszcze takim
gwiazdom dobroczynnoci jak Ochojska, Owsiak czy witej pamici
Kotaski.
- Adamski... To pani wz?
- Tym razem tylko jeden - westchna. - Coraz trudniej uzbiera
datkw na konwj. I trudniej tam, w Rosji, dotrze do potrzebujcych.
Wanie dlatego jedziemy dziwn tras.
Prbowaa ople Adamskiego sieci swego uroku, ale jak na
dziewczyn z okadek, pupilk biskupw, politykw i dziennikarzy, bya
dziwnie drtwa. Staraa si, co tylko podkrelao dystans midzy
wykreowan przez media postaci a realn osob z krwi, koci i potu.
Bo bya te spocona. Mocno jak na padziernikow noc.
- Ale tu nie ma przejcia - powiedzia z agodnym zdziwieniem
Adamski. - Powinnicie jecha przez Bezledy.
Szpakowaty wyj z kieszeni co, co gwnie dziki wyrazistemu
gestowi skojarzyo mi si z policyjn odznak.
- Moemy pomwi na osobnoci? Tam stoi mj wz.
Gos mia wadczy, cho na pozr grzeczny. Dziewiciu na dziesiciu
ludzi czym prdzej pomaszerowaoby w stron czarnej limuzyny.
- O co chodzi, pukowniku? - Zdawkowo uprzejmy ton Adamskiego
wiadczy o tym, e szpakowaty nie ma wiele wsplnego z Wojskiem
Polskim. Czyli Stra Graniczna. Albo...
- Naprawd lepiej bdzie...
90

- Prosz. Tam stoi mj namiot. Ale z gry uprzedzam: jeli chcecie


przekroczy granic, musicie zawrci na Bezledy. Z tym, e nie
wczeniej ni rano.
- Rano?! - Agata witek nie ukrywaa oburzenia.
- Wanie kto ostrzela wie. A samochd to atwy cel.
- Nie moe nas pan zatrzymywa - powiedzia z naciskiem pukownik
bliej nieokrelonej formacji.
- Nie o panu mylaem - przyzna Adamski. - Nic mi do ABW. Ale
pani Agata jest cywilem. Cennym. - Jednak j rozpozna. - Prosz
zrozumie, pani Agato: musz wykonywa rozkazy. A zagroenie jest
due. Kada z drg wychodzcych z Kisun znajduje si w zasigu
raenia... Panie Krech owi ak, mog wiedzie, co pan tu robi?
I tak dugo si uchowaem.
- Jak to co? Poluj na klientw - uraczyem towarzystwo umie
chem. Posa mi mroczne spojrzenie. Wykonaem gest ju dobrze,
spadam" i ruszyem w stron paacu. Miaem naprawd uczciwe
zamiary. Wrci, pa na ko. Byem zbyt wyczerpany, by si za
martwia.
Moe dlatego na widok wyaniajcej si z mroku postaci tylko dwie
krople zimnego potu popyny mi po plecach.
- Gdzie mj brat?! - Ostatnie par krokw Maciek Szablewski nie
mal przebieg. - Co z nim zrobie?!
Prbowaem zapomnie, co zrobiem z Marcinem, ale marnie mi szo.
To dlatego daem si chwyci za klapy i solidnie potrzsn.
Zareagowaem dopiero po chwili.
- Odbio ci?! - Roztrciem jego nadgarstki. - O czym ty...?
Trzasn mnie prawym sierpowym. Zdyem szarpn gow
i pi tylko musna mj podbrdek. Na asfalcie mimo wszystko
wyldowaem.
- Hej, hej... wystarczy! - Barykowaty chory Zawilec z posterunku
Stray Granicznej jak zwykle ograniczy si do wywierania presji
moralnej. By produktem starych, dobrych czasw, kiedy to apelowanie
do rozsdku i mandatowe bloczki zmieniay polskich przestpcw w
pokorne baranki.
- Wstawaj! - Szablewski, o dziwo, nie kopn mnie w gow. Dobry
znak. Gdyby poza podejrzeniami mia troch wiedzy, nie
91

zastopowaby go i pluton pogranicznikw. Bl podbrdka te by dobry.


Rodzi agresj, a nie ma lepszego leku na wyrzuty sumienia.
- Stracie u mnie kredyt - warknem, trc szczk. Rami Szablewski
ego drgno wyranie.
- Wystarczy - powtrzy Zawilec. - Uspokj si, chopie. Nic si nie
stao, pki co. Marcin nie wrci z knajpy: i co z tego? azi gdzie
pewnie.
- Pijany - dodaa beznamitnie Marzena, ktra wyrosa nagle jak spod
ziemi. Od dziewczyny, ktr bez powodzenia rwaem w Paacowej",
rnia j skrzana kurtka i okulary w drucianych oprawkach.
Nie miaem pojcia, co tu robi. Ani chory, ani tym bardziej
Szablewski nie wygldali na facetw, ktrzy postanowili zaszale i
wynaj panienk na ca noc.
- Gdzie on jest? - Maciek troch ochon, konsekwentny jednak
pozosta.
- Twj brat? A skd mam wiedzie? Jego kumpli pytaj.
- Pytaem - wycedzi. - Mwi, e poszed ci szuka.
- No to mnie nie znalaz.
Nie uleg pokusie ponownego zdzielenia mnie w szczk.
- Gdzie ci nie znalaz? - uy rozumu zamiast pici, co zwykle,
niestety, bywa skuteczne. - W Rosji, tak?
- Chyba zgupiae... W jakiej Rosji?
- Prbowa ci przyskrzyni! Kady we wsi wie, e masz p piwnicy
ruskiego spirytusu! Nie rb ze mnie idioty! Gdzie mj brat, skurwielu?!
Co mu zrobie?!
- Spokojnie - powiedziaa Marzena. - Bez boksu.
Z twarzy gapiw wynikao, e jest osamotniona w swej niechci do
ogldania mordobicia. Ale to nie z wdzicznoci wpatrywaem si w ni
szeroko otwartymi oczami.
Z t dziewczyn byo co cholernie nie w porzdku.
- Musicie go zamkn! - Szablewski nie przesta porykiwa, robi
to jednak ciszej, no i nie boksowa.
Nie patrzy na Zawilca. To ona bya adresatem susznego skdind
postulatu. Chyba do nieyczliwym adresatem.
92

- Wyjanimy t spraw - stwierdzia chodno. - A pan pjdzie teraz do


domu i wytrzewieje.
- Co?! Ja?! Co pani sobie, do kurwy ndzy...?!
- Panie Szablewski, uprzedzam: zejdzie mi pan z oczu i wrci rano
albo spdzi noc w areszcie.
- Tak?! Ciekawe! Niby z jakiej racji?!
- Zakcanie porzdku, pobicie... Znajdzie si.
Zaskoczy obecnych, odchodzc w mrok wschodniego brzegu. Nasza
mnie ponura myl, e wraca po mych ladach, by dotrze do miejsca,
gdzie w kauy krwi i kau ley jego brat Idiotyzm: tam sta po prostu ich
dom.
- Co tu si dzieje? - Marzena wkroczya na most
- Wz Gosu Serca" - mrukn Adamski. - Pastwo pozwol: porucznik Pawluk ze Stray Granicznej, Agata witek, pukownik Wilnicki z ABW - Z wraenia omal nie wpadem do Lawinki. - Mamy may
problem... Kto udzieli pani Agacie informacji, e tu mona przekroczy
granic.
- Chyba mona. Na mapie jest droga. - Porucznik Marzena Pawluk,
specjalistka od wprawiania ludzi w bolesne osupienie, i tym razem nie
zawioda. Adamski popatrzy na ni jak Cezar na Brutusa.
W oczach Agaty witek dla odmiany rozbysa nadzieja.
- Pomoe nam pani? To wane... W Cwietajewce czekaj na te leki, a
to jedyna przejezdna droga po tej stronie...
- Wieziecie lekarstwa?
- Leki, krew... Standard. Tylko jeden wz, ale tam ludzie umieraj,
kada godzina si liczy.
Twarz porucznik Pawluk nie przejawiaa emocji.
- Rozumiem. Ale nie mog udzieli zgody na przejazd.
- Mamy zezwolenie - powiedzia Wilnicki. - Prosz: potwierdzenie
odprawy celnej... chyba nie uszkodzilimy pieczci na samochodzie... O,
a tu papiery z ministerstwa.
Obejrzaa dokumenty. Dopiero teraz tak naprawd uwierzyem, e nie
padam ofiar mistyfikacji.
- Troszk nietypowe. - Oddaa papiery Wilnickiemu. - Podpis
wiceministra? Starczy, e komendant oddziau SG...
- Tak byo szybciej - umiechn si.
93

- C... Do rana i tak chyba nie ruszycie. - Spojrzaa sceptycznie na


duet kierowca - traktorzysta, biedzcy si ze zbyt krtkim holem.
- Ma pan tu wozy gsienicowe - Wilnicki przenis swj umiech na
porucznika. - BWP powinien sobie poradzi z...
- O nie... Mog od biedy udawa, e was nie widz, ale holowa
Ruskim pod lufy... Nie, panie pukowniku. Chyba e mi pan dostarczy
rozkaz dowdcy dywizji.
- Dywizji?!
- Nikt niej panu tego nie podpisze. Dobranoc pastwu. W Paacowej" maj podobno adne pokoje. I niedrogie.
Odszed. Wilnicki wyglda na wciekego, szybko jednak zepchn
emocje z twarzy.
- Pomog panowie? - zaapelowa do gapiw. Paru mczyzn prze
szo w okolice szoferki, reszta przezornie zwiaa do domw. - Po
cigniemy w d, powinnimy przeway ty.
Pomys by dobry, realizacja - dziki Agacie witek, symbolicznie
czepiajcej si lusterka - znona, ale szybko stao si jasne, e nie
wyrwiemy jelcza z dziury. Cignik wy, kolejne donie szukay kawaka
wolnego zderzaka, by doda kilkadziesit kilogramw do ciaru
ludzkich gron, oblepiajcych szoferk, a efektw nie byo.
Pierwszy, naturalnie, spasowa traktorzysta.
- Nie da rady, panie... Silnik se spal i tyle mojego.
- Belki trzymaj. - Gos kierowcy dra, ale to naturalne po szarpaninie
z tak gr elastwa. - Co jak zatrzask. I chyba si przesuny. Wilnicki rzuci mu ponure spojrzenie. - Znaczy... adunek. - Szuka przez
chwil stosownego sowa. - Puda si przesuny.
-1 to by byo na tyle - stwierdzia bez alu Marzena, wycierajc jedn
upapran doni drug, rwnie brudn. Dopiero teraz zwrciem uwag,
e nie nosi biuterii ani chyba nie ma lakieru na krtko obcitych
paznokciach. Konsekwentna dziewczyna, cho na szczcie nie do
koca: ostatecznie moga si jeszcze ostrzyc na rekruta.
Most opustosza. Resztk nadziei zgasi wraz z reflektorami kierowca
honkera.
- Nie chc by le zrozumiany - zastrzegem si - ale jeeli kto
reflektuje na nocleg, to teraz. Bo id spa.
94

Wilnicki i pierwsza dama Gosu Serca" naradzili si pgosem, po


czym pukownik wskaza limuzyn. Wpakowaem si na tylne siedzenie.
Porucznik Pawluk te wsiada. Ju po paru sekundach naszego sam na
sam - tamci instruowali szofera ciarwki - zrobio si nieswojo. Chyba
dlatego przerwaa niezrczne milczenie.
- Ma pan co do powiedzenia odnonie tego zaginionego chopca?
- Chopca?! - parsknem.
- Nie ma pan - domylia si.
- Mam. - Patrzyem jej prosto w twarz, miao i szczerze. C: niech
yje mrok. - Ostatni raz widziaem go, kiedy wychodzi z restauracji.
Fakt, e poniekd wykopany. Ale gdybym mia zabija wszystkich
pijakw, ktrych wyprosiem z Paacowej", ta wie byaby pena wdw.
Przygldaa mi si jaki czas i trwao to na tyle dugo, e nieco
zwtpiem w potg ciemnoci.
- Nic nie mwiam o zabijaniu - mrukna.
Dobra bya. Gdyby nie brak wiata, miaaby mnie w garci. Nie
potrafiem zapanowa nad twarz.
- Widocznie le zrozumiaem...
- Widocznie. - Odwrcia gow. - Jutro pogadamy.
Runem w pociel, nie mylc o zamykaniu drzwi na klucz. Bd. Gdy
spaem w najlepsze, kto pozbawiony subtelnoci klapn znienacka
tykiem o moje ko i rwnie brutalnie wczy lampk.
- Naprzeciwko - wymamrotaem, kryjc twarz w poduszce.
- Hmm?
- Dupy daj pod dziesitk i dwunastk. Zabdzie.
- Chyba nie.
Uniosem powiek i przez chwil patrzyem tpo w goe, obcignite
bia skr kolano. Ludzkie kolana s podobne - chyba e kto ma oko
ortopedy - ale jeszcze nim zaczem myle, zrodzia si w mym ciele
przyjemna pewno, e uszy mnie nie okamay. To nie mg by facet.
I nie by. Porodku wprowadzaa w bd marynarka wojskowego
munduru, ale z dou oficer mia spdnic, a u gry naramienniki
95

przesonite kudami. Rudymi, spltanymi jak makaron w talerzu...


Wyej nie sigaem wzrokiem, lecz wiedziaem, e oczy barwy jesiennego nieba nie mog by duo szersze od moich: tylko kobieta
gwatownie wyrzucona z ka moe do tego stopnia zapomnie o
grzebieniu.
- To pani? - mruknem, nie zmieniajc pozycji.
- Dokadniej: moja noga. Nie wstaje pan? W
kocu dotara do mnie fala jej oddechu.
- Nieadnie - umiechnem si bogo, zamykajc oczy. - Mwia pani,
e nie pije.
- Nie rozumiem, co pan sugeruje. - Jej gos, rwnie cichy jak mj,
brzmia niepokojco mikko.
- Sugeruj, by pani porucznik posza grzecznie spa. Porzdne
dziewczyny w mundurach nie robi takich rzeczy.
- Jakich? - Wyczuem, e i ona umiecha si pod nosem.
- Nie pakuj si hotelowym ssiadom do ek. Miaaby pani potnego kaca moralnego. Ja zreszt te.
Nie poruszya si. Wystarczy przesun do... Pokj ton w pmroku, z dou dobiegay tony nastrojowej muzyki, ktrymi Grzesiek
usypia ostatnich goci. Musiaem naprawd mocno trzyma si w
ryzach.
- Ju go mam. - Umiech zgas. - Ale praca to praca.
- Dorabia pani w ten sposb? Niegrzeczna.
Dwigna si z ka. Moe obraona. Moe przemwiem jej do
rozsdku. Tak czy owak, poczuem al.
- Bardziej niegrzeczna, ni si panu wydaje. Mgby pan na
chwil otworzy oczy, panie Krechowiak? Musz pana aresztowa,
a gupio tak jako...
Byem bliski rzucenia jej si do kolan i bagania o rk, bo dziewczyna
z tak twarz, nogami i poczuciem humoru stanowczo na to zasugiwaa.
Na szczcie najpierw zerknem w szare oczy. Bya wstawiona, miaa
kaca moralnego... i nie artowaa.
- O co chodzi? - zapytaem cicho. Usiadem.
- O to samo - wzruszya ramionami. Goe nogi, potargane wosy, luny
krawat.. Musiabym dugo wysila wyobrani, by zbudowa obraz
rwnie seksownej dziewczyny.
96

- Szablewski - pokiwaem gow. - Rozumiem. Rozjania pani umys


paroma gbszymi i dosza do wniosku...
- Znalelimy karabin.
Czowiek budzi si z odrtwia twarz. Tylko dlatego nie doszukaa
si w mojej oznak paniki. Karabin. Marcin mia... Ale najpierw
musieliby znale jego samego!
- Co znalelicie? - udaem zdziwienie.
- Paski karabin. Ten, z ktrego prawdopodobnie zastrzeli pan Szab
lewski ego.
- A, ten... I gdzie lea? Rzuca czowiek rzeczy gdzie popadnie...
Ekstra, e si znalaz. Wanie mylaem, eby zej na d i kropn
jeszcze paru goci. Spa nie daj.
- Fajnie, e pan nie histeryzuje - umiechna si. - Ludzie zwykle le
znosz aresztowanie. Zwaszcza niewinni.
- No i przyszpilia mnie pani. Nic tylko wyj spluw spod poduszki i
bum. - Wycignem rk, na razie w stron krzesa z ubraniem. - A
propos: te powinna pani jak mie. Sam autorytet wadzy... Granica
tu, a c ma morderca do stracenia? Moe si pani odwrci?
- Strza w plecy? Idzie pan na atwizn, Krechowiak.
- Chc si ubra. Gupio wia w samych gaciach.
- To w kieszeni to n, prawda? - zapytaa niedbaym tonem. Z
uraon min wyjem scyzoryk i rzuciem w jej stron. Rozoya
ostrze, obejrzaa pobienie.
- Mska decyzja: albo go zastrzeliem, albo zarnem.
- Jeli dobrze pamitam - schowaa n do kieszeni - bya mowa o
obcinaniu jaj. Czekam na korytarzu.
Dopiero teraz dostrzegem otwarte drzwi, a w nich kaprala Ziemkowi
cza, mocnego czowieka kisuskiej placwki SG. Z arsenau pogranicznikw wybra najbardziej zabjczy egzemplarz: karabinek
automatyczny beryl.
- Odbezpieczony? - zapytaem.
- Sprawd - umiechn si zachcajco.
Nie bylimy na ty". Ziemkowicz cieszy si we wsi opini wira,
gotowego zama niepisane reguy i strzela do przemytnikw. Pki
jednak sytuacja si nie wyklarowaa, form towarzyskich
97

przestrzega. Teraz by o krok od szturchania mnie luf. Kiepsko.


Zostaem uznany za winnego i jego punktem honoru byo wyszukanie dla
mnie jakiej odpowiednio powanej winy.
- Ubrany? To gleba i rce za siebie. - Wyj kajdanki.
- Chyba artujesz...
- Na ziemi i rce za siebie! - Poderwa karabin.
Sku mnie i wyszlimy. Marzena ruszya przodem. Zeszlimy do holu i
w tym samym momencie z korytarza po prawej, od strony biura, wyoni
si Wilnicki.
- Pozwoliem sobie skorzysta z tele... - Zastyg ze skierowanym
za plecy kciukiem.
Nie pytaem, czemu nie uy komrki i jak wszed do gabinetu.
Wzdu granicy ze wzgldw bezpieczestwa - czytaj: szpiedzy i
zorganizowane grupy przestpcze - operatorzy sieci komrkowych
potrafili wyczy noc nadajniki, a z tyu sza Masza z pkiem kluczy.
Stanem, prbujc znale szybk metod wyjanienia guchej i nie
cakiem normalnej dziewczynie, i wszystko jest w porzdku. Moe bym
zdoa, gdyby nie porucznik Pawiuk.
Trudno powiedzie, aby mnie popychaa. Bya blisza stewardesy ni
damskiego klawisza. Na nieszczcie miaem wykrcone kajdankami
rce i nieodpowiedni wyraz twarzy.
Masza zastyga na jak sekund. Potem skoczya.
Marzena i Ziemkowicz mieli schody za plecami i nie oczekiwali takiej
szary, nie byem wic zdziwiony, kiedy caa trjka runa na stopnie.
Byem tylko przeraony.
Ten gupi palant naprawd odbezpieczy bery la. Duga na wier
magazynka seria posza wachlarzem po cianach.
- Uciekaj!!!
Krzyczaa po polsku. Niemal zaguszya stknicie rudowosej i
grzechot sypicego si tynku.
- Masza, nie!!! Zostaw, nie trzeba!!!
Szarpaa si z przygniecion dwjk jak kto walczcy o ycie. Jak na
sw nik postur bya zadziwiajco silna, ale nie miaa szans. Zwaszcza
e Ziemkowicz przymierza si do walenia karabinem.
- ap j! - krzyknem. Rasowy glina nie miaby z tym kopotu,
ale Wilnicki nie dorobi si gwiazdek, rozdzielajc pijaczkw czy
98

maonkw nawalajcych si wakami do ciasta. Ani drgn i dlatego


sam musiaem zrobi, co zrobiem.
Mj but zderzy si z pach kaprala. Podoficer krzykn z blu, upuci
bery la, zaleg na schodach. Wczepiona w rude wosy Masza
zainkasowaa lewy sierpowy od pani porucznik. Spada z niej i dopiero
teraz zauwaya, e wci jestem obok.
- Uciekaj!!!
Skoczyem; zderzajc si czoem z czoami obu pa.
- Nie, Masza, nie trzeba!!! Zostaw, nie trzeba!!!
Wrzeszczaem jej w twarz, wpychajc si midzy nie coraz gbiej, a
w ktrym momencie odskoczya ze zrcznoci dzikiego zwierztka, a
ja upadem na odsonite po koronki majteczek uda oficera Stray
Granicznej Rzeczypospolitej.
- Spokojnie, ju po wszystkim. Spokojnie...
Nie wiem, co przesdzio: autorytet Wilnickiego, jego stopa na lufie
bery la, efekty kopnicia czy zdumione twarze w drzwiach restauracji tak czy inaczej Ziemkowicz mnie nie zastrzeli. Niezdarnie, prbujc nie
urazi nawzajem swych poturbowanych cia, a zarazem nie dotyka
jedno drugiego, pozbieralimy si z Marzen z podogi.
Miaa wykrzywion blem twarz wroga. Nienawidzia mnie. Za
poobijane okcie, poladki i plecy, ale gwnie za ten idiotyczny gest: nie
naleao zaczyna wstawania od cignicia jej spdnicy w d.
- Ty gupia gwniaro! - Przetara krwawicy nos. - Wiesz, e za to si
siedzi? A tak go kochasz? Ile ty, do cholery, masz w ogle lat?! Mgby
by twoim...
- Ona nie syszy - powiedziaem, prbujc posa Maszy beztroski,
krzepicy umiech. - Bardzo pani przepraszam, to kretyskie
nieporozu...
- Mao mi oczu nie wydrapaa! Kto to w ogle jest?!
- Masza. Pracuje u mnie.
- Rosjanka? - Mroczne od gniewu spojrzenie przejechao po drobnej
postaci, od buciorw po szczotkowat fryzur barwy somy. - W dzie
zmywa gary, w nocy zabawia szefa?
-Nie.
99

- Dobra - mrukna. - Jej paszport. Ju.


Rozumiaem j; mnie te bolay potuczone koci i te miaem ochot
znale sobie koza ofiarnego.
- Chodzi wam o mnie, nie o ni, prawda?
- Przynie paszport - zwrcia si bezporednio do zaciskajcej pici
Maszy. - Paszport, rozumiesz?
- Nie syszy pani. Mwiem, e jest gucha.
- I dlatego bije ludzi? - Pocigna krwawicym nosem. - Bdziesz
musia zamkn t bud, Krech owi ak. Z powodu braku personelu. T
noc te spdzicie razem, tyle e w celi.
- Mam w kieszeni chusteczk - powiedziaem cicho. - Prawie czyst.
Zastyga na chwil. Zdziwienie zastpio zo i cho zaraz samo
ustpio miejsca ironii, odetchnem.
- Prba przekupstwa? Jedwabna chocia? - Zapomniaem, e
jest lekko trcona. Swobodnie signa mi do kieszeni. - Jedwabna,
akurat.. - Wytara nos w prozaiczn bawen. - Dobra, maa, zmia
taj. - Zamachaa, pokazujc Maszy, by si wyniosa. Z grupy podpi
tych mczyzn przy drzwiach restauracji wyskoczy Grzesiek i ju
po chwili opasana jego ramieniem Rosjanka, ogldajc si nieufnie,
powdrowaa na gr. - No, panowie, koniec cyrku. Do domw.
Zamykam lokal.
Miaa mundur, winia w kajdankach i podwadnego z dymicym
jeszcze automatem. Usuchali. Dopiero kiedy zrobio si cicho i z gry
dobieg odgos postukujcej protezy, przypomniaem sobie o innym
istotnym czynniku.
- Nie zapacili - westchnem. - Ale parszywa noc.
- Fakt- zgodzia si. I, pewnie by mnie dobi, schowaa do kieszeni
moj chusteczk.
-Twoja ostatnia w tej wsi - warkn Ziemkowicz. Uwierzyem. Jego
spojrzenie mwio jasno: ty albo ja".
- O co waciwie chodzi? - zapyta Wilnicki.
- Widziano pana Krech owi aka z karabinem - wyjania Marzena. Przedtem... zreszt by pan przy mocie, sam pan widzia. Par osb
widziao z kolei, jak grozi temu zaginionemu chopakowi...

100

- Par widziao Mikoaja... - zakpiem. - Noc widze.


- Waciwie to dobrze, e pana spotkaam - cigna, nie zaszczycajc
mnie spojrzeniem. - Musz przeprowadzi przeszukanie. Mgby pan by
wiadkiem.
-Ja?
- To nie potrwa dugo.
aden z nas jej nie uwierzy, ale okazalimy si par mskich
szowinistw. Dotarcie do zaparkowanej przed paacem furgonetki
muzealnej ju marki Nysa zajo kilkanacie sekund, przez nastpne
kilka mczyem si z zamkiem. Potem drzwi ustpiy i w wietle latarki
ukazao si co, co ludzie z SG obejrzeli wczeniej przez okno: wystajcy
spod siedzenia pakunek. Szmat owinito niedbale i koniec lufy
wystawa na zewntrz.
Wilnicki zagwizda, jednak nic nie powiedzia.
- To... nie moje. - Waciwie te mogem milcze.
- Wiem, wiem - mrukna Marzena Pawiuk, wchodzc do kabiny i
starajc si niczego nie dotkn. - Mikoaj.
Jaki czas myszkowaa po samochodzie, zagldajc pod unoszone
paznokciem szmaty, kartony i temu podobne miecie. Zanim skoczya,
nadszed Grzesiek.
- Przenocujesz tu? - zapytaem. To pod siedzeniem nie byo radomskim sztucerem Marcina, ale i tak czuem si ugotowany. Chopak
skin niemrawo gow. - Fajnie. Po si w moim pokoju. Wiesz:
Masza.
- Nic jej nie zrobi?
Mg sobie darowa to spojrzenie w stron Ziemkowicza.
- Zjedaj, szczeniaku, ale ju!
Odszed. Porucznik Pawiuk powrcia z wyprawy na tyy samochodu.
Oddaa latark Wilnickiemu, ostronie wycigna spod siedzenia
owinity workiem karabin.
- To wszystko. Moemy opiecztowa samochd, a rano spotkamy
si...
- A skrytka? - upomnia si Ziemkowicz z min dziecka, ktre widzi,
jak rodzice przechodz obojtnie obok budki z obiecanymi lodami. Chowa co do skrytki!

101

- Macie dobrych informatorw - zauway od niechcenia Wilnicki. Marzena zignorowaa go, grzebic dugopisem w schowku.
- Zdj przypadkiem nie robili?
Jak na faceta z tajnej policji by zaskakujco miy. Najpierw ten
przydeptany automat, teraz to... Latark te fajnie operowa: mogem si
przyjrze wysoko odsonitej nodze pani porucznik, nie ryzykujc
zgromienia wzrokiem. A byo co oglda. Gdyby nie lekko zdeformowane prawe kolano, mogaby miao dorabia do oficerskiej pensji,
reklamujc rajstopy czy depilatory. Z tym e przedtem musiaaby
popracowa nad opalenizn. Jak na pocztek padziernika miaa
skandalicznie blad skr. I na nogach, i na twarzy.
Teraz na twarzy miaa take triumfalny umiech.
- Te od Mikoaja? - Zakoysaa trzyman na dugopisie bransoletk z
cikim, mskim zegarkiem.
- Tam go pani znalaza? - zapytaem z niedowierzaniem.
- Tylko bez takich... - warkna. - Nie radz trzyma si wersji o
podrzucaniu dowodw. Dobrze pan widzia...
- Patrzy akurat., gdzie indziej. - Wilnicki umiechn si lekko.
- Skoczylimy? Mog i do ka?
Kiwna gow. Potem oplombowaa nys tam z podpisami swoimi i
kaprala. Tam i foliowe woreczki mieli ze sob - akcj przygotowano
bez zarzutu. Szczeglnie biorc pod uwag, e kierowaa ni otumaniona
snem i wdk dziewczyna o goych nogach i wosach jak strzecha po
przejciu wichury.
- To wszystko. - Schowaa dugopis. - Panie Ziemkowicz, prosz tu
zosta i mie samochd na oku. Jest - zerkna na zegarek - za pi
pierwsza. Umwmy si, e o trzeciej...
- Mam tu sta?! Po kiego?!
- Trzeba zabezpieczy wz. Tam si roi od mikroladw.
Przez chwil szuka rwnie mocnych argumentw.
-1 co, sama pani z nim pjdzie?! - wskaza mnie luf. - To bandzior!
ebro mi chyba zama! A pani nawet nie ma broni. - Dao si wyczu, e
nie daje jej szans nawet z miotaczem ognia. Wiadomo: baba.
- Mam - umiechna si swym kpicym pumiechem, podno
szc oparty o koo pakunek. - Na winia wystarczy.
102

Ziemkowicz splun, na tym jednak poprzesta: wola nie przeciga


struny. Nie protestowa, kiedy odchodzilimy.
- Powinna go pani zdrowo opierdoli - wyraziem swoj opini gdzie
w okolicach bramy.
- Bez aciny, jeli aska.
- Przepraszam. Ale tak na marginesie... W resortach siowych si
klnie. To wpisane w etos suby.
- W etos? Sam pan na to wpad?
- Nie ja. Sumerowie podobno.
Na tym chwilowo zakoczylimy rozmow.
Budynek, odkupiony niedawno od spadkobiercw zmarego rolnika i
przebudowany na posterunek Stray Granicznej, sta we wschodniej
czci wsi. Musielimy i przez most
Ciarwka wci tkwia w dziurze. Kierowca spa w fotelu. Minlimy szoferk i bylimy na wysokoci tylnych k, kiedy usyszaem to
co.
Zatrzymaem si. W sekund pniej - czyli pno - umilky kroki
idcej z tyu kobiety.
- No, tylko bez adnych...
- Ciii...
Odsuna si ode mnie, ale potem, oceniwszy, e dystans zapewnia
bezpieczestwo, posusznie zastyga w bezruchu.
Dwik si powtrzy. Nieokrelony, jaki... mikki? Doem sczya
si Lawinka, ale to nie bya jej robota.
- Syszaa pani? - zapytaem szeptem. - Tak jakby... - dotknem
ramieniem boku ciarwki.
- Ale... co to byo? - Cho nie szeptaa, mwia cicho. Wic jednak.
Zajrzaem pod wz z mi wiadomoci, e nie zostan zdzielony kolb
jako uciekinier.
- Mniejsza z tym - powiedziaa goniej. - Moe i...
Urwaa. Znw. Kilka rozmemanych dwikw i bardziej konkretny
odgos uderzenia czym w miar twardym i cikim o tward, ju bez
adnych zastrzee, przeszkod.
- To... w samochodzie? - Ona to powiedziaa, nie ja.
- Moe most siada... No dobrze: te mi si zdaje, e to w rodku.
Wioz krew, tak? Moe jaki cwany wampir?
103

Mwiem za gono i sam sobie popsuem przyjemno obejrzenia jej


w ataku zoci. Nim dosza do bdnego skdind wniosku, i od
pocztku usiuj wystrychn j na dudka, kierowca zdy si obudzi i
zeskoczy na mosL
- Czego tu?! Wynocie si!
- Dobrze, e pan wsta. - Przejechaa mu po twarzy snopem wiata. Co jest w wozie?
- Zabierz to - machn rk, mruc powieki.
- Porucznik Pawiu k, Stra Graniczna. Papiery wozu prosz, prawo
jazdy.
- To pani? - Gos kierowcy spokornia. - Przepraszam, nie poznaem.
Mylaem, e jakie obuzy...
Czeka przez chwil z wyranym zamiarem zepchnicia incydentu w
niepami. Przeliczy si.
- Tam co si rusza. Co pan ma w adowni?
- Pukownik pokaza pani papiery...
- Prosiam o prawo jazdy i kart wozu.
Zawaha si, ale w kocu, ocigajc si na poy demonstracyjnie,
wrci do szoferki.
- Intertrans - odczytaa Marzena. - Co to za firma?
- Firma jak firma... Maa.
- Papiery s nowiutkie... - zerkna do prawa jazdy - panie Szurym.
- Szef niedawno kupi. Przedtem mielimy inny wz.
- Wz - powtrzya. - Taaak. A kto jest szefem?
- Nowicki si nazywa. - Udzielanie grzecznych odpowiedzi przychodzio mu z coraz wikszym trudem.
- To jego podpis? - Trcia papier paznokciem.
- Umie pani czyta - burkn.
- Faktycznie, nie jego. Szef transportu, magister... - nie dokoczya. To ile tych samochodw w kocu macie?
- O co pani chodzi?
- Mwi pan: wz". Liczba pojedyncza. Co robi szef transportu w
firmie z jednym wozem? W dodatku magister?
- Kieruje transportem - wyrczyem Szurym a. - Moemy ju i, pani
wadzo? - Odwrcia si, by sprawdzi, czy to naprawd aresz104

tant Krech owi ak wygasza podobne teksty. - adnie ludziom ycie


zatruwa? Czowiek ma kopoty, siedzi, marznie, myli, czy z roboty nie
wywal, a pani jeszcze...
Bya tak zdziwiona, e oddaa papiery. Otrzsna si, ale za pno, by
zachowujc twarz maglowa Szuryma dalej.
- Przed odjazdem zgosi si pan na posterunku - oznajmia. - Kre
ciowiak, idziemy.
Drzwi celi przyprawiyby klawisza o pacz: sklejka na ramie z listew,
odporno ciut wiksza od tandety z amerykaskich filmw. Nie bylimy
w Hollywood i pewnie zdrowo bym si natuk nogami i barkiem, lecz
nie byy to drzwi mogce zastopowa mczyzn mylcego o ucieczce.
Poza drzwiami byo tu te wiadro i dwie prycze.
- Wic jednak - umiechnem si. wieo upieczona gospodyni
tego pensjonatu obdarzya mnie pytajcym spojrzeniem. - Spdzi
my razem noc - wyjaniem. - Te drzwi same nikogo nie zatrzyma
j. Musi pani zosta.
Nie obrazia si. Ani jako dotknita aluzj kobieta, ani jako funkcjonariusz.
- Dziwny z pana facet - zauwaya. - Jeszcze chce si panu artowa?
- A propos mego chcenia... - poruszyem wymownie skutymi z tyu
rkoma.
Pokrcia gow, zamiatajc pagony kocami wosw. Musiaem
przyzna, e to najadniejsza odmowa, z jak si w yciu zetknem.
- Zawilec nie da mi kluczy do magazynu z broni. Nie mam z czego
pana zastrzeli w razie potrzeby.
- Zastrzeli? Boe, za co?
- Moe to faktycznie sabe dowody - skina ku gwnej sali, gdzie
spoczywa na biurku owinity workiem karabin. - A pan nie ma nic
wsplnego z zaginiciem tego chopaka. Ale, pki co, jest pan podejrzany o morderstwo. I bdziemy strzela przy prbie ucieczki czy ataku.
- Wracajc do chcenia... Nie cakiem pani zrozumiaa.
Poczerwieniaa w sposb dostpny tylko dla takich jak ona, nie
tknitych opalenizn modych kobiet o jasnej karnacji.
105

- Niech pan nie przeciga struny.


- Spokojnie, sam to zrobi. Starcz mi rce z przodu.
- Nic z tego.
- Wic prosz mi pomc. - Cholera, naprawd to mwiem. -Z dwojga
zego wol to od mokrych spodni.
- A ja - owiadczya ze zym umiechem - wol mokre spodnie. I
jeszcze co, Krechowiak: skocz z tymi oblenymi propozycjami. Musi
ci wystarczy ta smarkata kuchta.
Trzasna drzwiami, ale tak, e zadray ssiednie budynki, przekrcia
klucz i tyle j widziaem.
Przysypiaem na pryczy, gdy kto zaomota w obite blach drzwi
posterunku.
- ...limy kara...in. - Marzena mwia cicho, nie wszystko rozu
miaem. - ...aje pan ten ...garek?
Chwila ciszy. Zamieniem si w such. Niepotrzebnie.
- Gdzie jest ten skurwiel?!! Zabij gnoja!!!
- ...osz ...pokoi.
Trzask krzesa, odgosy biegu i szarpania za klamk.
- Oszala pan? - Te podbiega do drzwi. I odoya na bok cichy,
wspczujcy ton. - Niech si pan opanuje!
Szablewski zignorowa jej sugesti. Prbowa wykopa drzwi i
rwnoczenie oderwa od nich klamk.
- Ty wszarzu!!! Zabie go dla durnego zegarka?!!
- Niech pan std wyjdzie!
- To zegarek Marcina! Caa wie to pani potwierdzi!
- Prosz wyj, ju. Wszystko rozumiem, ale...
Autorytetem wadzy albo zwyczajnie, rkami, wypchna go za drzwi.
I to na tyle skutecznie, e wrzasnwszy sobie jeszcze par razy mao
przyzwoicie, umilk na dobre.
Nastpny go zjawi si chwil pniej. Pomylaem, e to ssiad ze
skarg na haas, zdziwi mnie wic zgrzyt zamka. W moich drzwiach. Ja
ciszy nocnej nie zakcaem.
Wesza do celi i zdziwia mnie po raz drugi, siadajc na brzegu wolnej
pryczy. Przemylaem to i te usiadem.
- Tam, na mocie... Chcia mi pan w czym przeszkodzi?
106

Bya ju uczesana. Naleaa do szczciar, ktrych cikie wosy


ukadaj si wdzicznie niezalenie od stopnia zwichrzenia, wic
grzebie doda jej tylko powagi - urody nie musia. Podobaa mi si.
Fatalna sprawa.
- O co pani chodzi?
- Odeszlimy stamtd, zanim skoczyam. Dlaczego?
Patrzya mi w oczy. Moe i niewiele widziaa bez okularw, ale nie
potrafiem jej zby seri atwych unikw, wobec ktrych - oboje to
wiedzielimy - byaby bezsilna.
- Nic konkretnego - poruszyem ramionami. - Pomylaem tylko, e
gdyby facet naprawd mia co na sumieniu, to mgby nas bez trudu...
Takie tam gupie strachy.
- Co mgby mie na sumieniu? - Zabrzmiao jak zachta do dyskusji.
- Przecie to transport Gosu Serca". Z sam szefow i bogosawiestwem MSW na dodatek.
- Zahacza pani o polityk.
- No to co?
- Zahacz o polityk, a nieuchronnie gwno wypynie.
- A co bardziej konkretnego?
- Kto to by? - Wskazaem wzrokiem drzwi. - Nie pytam oczywicie o
Szablewskiego.
- Grzesiek - umiechna si blado. - Nis do domu zlewki dla wi i
na mocie zaliczy scysj z Szurymem. Tamten krzycza. Ale nie do
gono, i chopak uwaa, e sysza co jeszcze.
Milczaem, gapic si w podog.
- Pani kopot - mruknem w kocu.
- Kopot... - powtrzya wolno. - Mona mu wierzy?
- On nie ma wi - wyjaniem sucho. - Ma trjk wiecznie godnego
rodzestwa. Matka w przerwach midzy flaszkami te potrzebuje zje.
- Po co mi pan to mwi? To jego prywatna...
- Bo si kryje z tymi zlewkami. I jeli si przeama... Zreszt skoro
kady przechodzcy obok tego jelcza syszy szmery, to jelczowi trzeba
si przyglda, nie syszcym. Albo - zakoczyem - machn rk.
- Pan by machn?
107

- Ja? Ja... no pewnie. Nie mj interes. Nie


odzywaa si jaki czas.
- Zastanawia si pan, po diaba pana budz?
- A nie z litoci nad moim pcherzem?
- Ubijmy interes - zignorowaa zaczepk. - Przypn pana za rk do
tego acucha i podam wiadro, a pan obieca, e nie bdzie prbowa
adnych sztuczek.
- I uwierzy pani mordercy? - Bez odpowiedzi. - Dobrze, ubijmy.
Prosz odwin t fuzj. Jeli jest zaadowana, to stanie sobie pani z
daleka, a ja grzecznie przykuj si do pryczy. Wie pani: honor honorem,
a ow oowiem.
- Jako nie widz w tym wielkich... O, przepraszam. Faktycznie: taki
ukad mgby pana urzdza. Odciski palcw, co? Sprytnie.
- Gdybym chcia, eby stara pani moje, bybym bardziej subtelny.
Interes polega na tym, e bd mg zrobi siku i dowiem si, na ile
obciajca jest ta pukawka. Bo jeli nie czu jej wieym prochem albo
jest czysta, to znaczy, e wrabiaj mnie bardziej nieudolnie, ni myl.
Podniosa si i wysza, nie zamykajc drzwi. Wrcia po dwch
minutach. Z wiadrem, lecz bez karabinu.
- Nie jestem ekspertem, ale jeli kto z tego strzela, wyczyci luf. Wyja klucz od kajdanek. - Bdzie pan grzeczny?
- Bd.
Nie wiem, na ile mi ufaa. Na pewno nie bezgranicznie. Moe dlatego
jej delikatne ruchy znw nasuny skojarzenie ze stewardes. W
konfrontacji z mczyzn sabo kobiety bywa jej si i mdre kobiety
umiej to wykorzysta.
- Niech pan sprbuje si przespa - mrukna, kiedy obrcz za
trzasna si wok acucha. - Dobranoc.
Obudzi mnie zgrzyt klucza, ale ocucio zaskoczenie. Oczekiwaem
adniejszego klawisza.
- To pan, pukowniku? Nie chc by niegocinny, ale co pan robi
o tej po...?
Odpi od acucha pryczy moj lew rk, szarpn i zatrzasn
obrcz kajdanek, tym razem take na nadgarstku prawej.
108

- O co chodzi? ABW przejmuje ledztwo?


Cofn si i od razu zrobi wolniejszy. Dopiero teraz dotaro do mnie,
jak szybki by przed chwil.
- Moesz z tego nie wyj. - Przyozdobi twarz wspczujcym
umiechem. - Fatalna sprawa.
- Co pan tu robi? - powtrzyem cicho.
- Zegarek chopaka to mocny dowd. O karabin mniejsza; jak
rozumiem, nie z niego go zabie. Bo nie yje, prawda?
- Co pan tu robi? - powtrzyem, zerkajc ku drzwiom. Widoczny
przez nie wycinek biura by pusty. Usiadem.
- Nie yje - pokiwa gow. - Tam, przy mocie, nie odegrae roli
idealnie.
- Nie zabiem Marcina. - To te nie wypado idealnie.
- Ale to ciebie wsadz. C, Temida jest lepa. A nie ujmujc niczego
niewidomym: czsto popeniaj pomyki.
- To nie bar. Pofilozofowa moemy...
- Racja. Wic krtko: musz si dosta do Maogorska. Natychmiast A
ty mi to umoliwisz w zamian za wolno.
- To zabrzmi idiotycznie - zastrzegem si - ale... niech pan std
wyjdzie.
Poszerzy umiech: faktycznie zabrzmiao.
- Jego te wyprosisz? - wskaza za plecy. Poczuem, jak pynny
ld rozlewa mi si po piersiach. Minem go sztywnym krokiem
prowadzonego na szafot.
Ziemkowicz lea porodku podogi. Moje nogi wiedziay, co robi,
wybierajc taki akurat krok.
- Paskudne otarcia na szyi - dobieg z tyu gos Wilnickiego.
- Uduszono go. Stalowa linka, acuch... co twardego. I oberwa
po gowie, z przodu, z tyu... Pewnie w trakcie walki. Hmm... te
kajdankami?
Odwrciem si naprawd szybko. Gdybym przeduy ruch i
grzmotn go oburcz...
- Spokojnie - poradzi. Wysuchaem rady, bo bya dobra. Dzie-wici
orni li metrowy rewolwer - kalibru nie byem pewny, ale mniej nie mia spoglda w mj ppek.
- Ty skurwysynu...
109

- Chciaem wyj t zabawk i powiedzie kapralowi, e zamie


niacie si miejscami. Ale nie wyszo. Kto tutaj by przede mn.
O, tu - trci stop podog - znalazem klucz.
Zauway, e rozluniem minie. Lufa opada.
- Sprytnie - pocign. - Drzwi zamykane z obu stron, a Id ucz mieci
si pod nimi. Kajdanki maj zatrzask. Zabi, zetrze lady, wrci,
zamkn drzwi, wypchn klucz, przypi si do pryczy i udawa
niewinitko. To tak proste i logiczne, e nawet polski sdzia si poapie.
- Chyba nie lubi pan sdziw - wycedziem.
- A kto lubi? Banda kujonw, ktrzy wbili do ba troch paragrafw i
na tej podstawie ogosili sw nieomylno. Zwrcie uwag? To jedyna
grupa zawodowa, ktra z ca powag twierdzi, e od pewnego szczebla
poczwszy, zawsze ma racj. Nawet w Kociele tylko papie...
- Widzia go pan? - zignorowaem wywd.
- Sprawc? - Zerkn na zwoki. - Nie. Teoretycznie to ty moge...
Ale wierz, e nie. Kto ci wrabia. Na chama, bez finezji. Z tym, e
skutecznie - to mu trzeba przyzna.
Skuteczno? O tak, kto tu by skuteczny.
- Czego pan chce? - zapytaem bezsilnie.
- Szybko odwiedzi Maogorsk. Mam honkera.
- To ta ciarwka, prawda? O ni chodzi?
- Twoje zmartwienie to droga do Maogorska. I czas.
- A dalej co? Ucieka do koca ycia?
- Ujm to tak: wpade w gwno, ja proponuj prysznic. Wyjdziesz
mokry, fakt. Ale alternatyw jest...
- W porzdku - przerwaem mu. - Chodmy.
Uniosem skute rce. Pokrci gow. Ale za to podszed do biurka,
wepchn w kiesze torebk ze znalezionym w nysce zegarkiem. Zabra
te dowd rzeczowy numer jeden, czyli karabin.
- Ma pan u mnie dug. Duuuy.
Prawda: bez konkretnych dowodw, ktre mona podsun sdziom
przed nos, moje szanse uniknicia doywocia mocno wzrastay. Temida
jest lepa. Co, czego nie moe pomaca, zazwyczaj dla niej nie istnieje.
110

Wyszlimy przed budynek. Otworzy drzwi wojskowego hon-kera,


wrzuci karabin za siedzenia. Usadzi mnie za kierownic i przypi do
niej za lew rk. W sumie niepotrzebnie. Nie zamierzaem ucieka.
wiat run mi na gow i emigracja wygldaa na sensown metod
ratowania tego, co jeszcze mogem uratowa.
- Skd go pan wytrzasn? - Uruchomiem wz.
- Poyczyem. Od porucznika Adamskiego.
- Zatoczymy koo - mylaem na gos. - Pegeer, Zagaje, potem do
szosy. Wrcimy do Kisun od poudnia. Moe by?
- To pana ycie, nie moje. A co dalej?
- Na zachd od Kisun jest taka polna droga. Cignie si a na
sambijsk stron.
- Takie to proste?
Honker przemkn obok ruin pegeerowskiej hali, min kilka maych
blokw.
- Nie takie. Przy rozjedzie na Doy stoi bariera. Dalej droga jest
parszywa: adna osobwka nie przejedzie. Czasem stoi na niej czog. No
i wszystko wida z Dow, a tam ju czogi stoj zawsze.
- To na co pan liczy? - On najwyraniej liczy na mnie.
- onierze s nowi. Nie bd pewni, czy nie jedziemy dokd, dokd
si tu legalnie jedzi. Ci mdrzy wezm pod uwag, e kierowcy bywaj
omylni. No i to wojskowy wz. Prosz mi pokaza w naszej armii
jednego bohatera, ktry bez dwch rozkazw na pimie wygarnie do
wasnego pojazdu.
- Czyli... buka z masem?
- Nie. Po prostu mamy due szanse. Ten jeden, pierwszy raz. Jak bin
Laden jedenastego wrzenia.
Minlimy Zagaje, most na Lawince; wjechalimy do lasu. Kiedy z
niego wyjedalimy, zza siedze dobieg odgos szurania. Rzut oka do
tyu niczego nie wyjani: ciemno jak w dobrze zakopanej trumnie. Ale
walajcy si po pododze karabin nie mg tak dziwnie haasowa.
- Patrz przed siebie - zasugerowa Wilnicki.
- Co to byo? Jest - poprawiem si.
- Worek. Przesuwa si.
111

A do szosy z Botajn akceptowaem wyjanienie. Droga bya poda i


nawet worek mia prawo pohaasowa na wybojach. Ale gadki asfalt
niczego nie zmieni.
- Co jest w tym worku?
- A jakie to ma znaczenie?
Nie podobao mi si to, ale znaczenia istotnie nie miao. Skupiem si
na wypatrywaniu zagroe.
Pierwsze, w osobie wartownika przy wjedzie do Kisun, widziaem
par sekund. Zjechaem na poln drog i munita wiatami sylwetka
znika w mroku.
- Ma pan szperacz za oknem - powiedziaem. - Niech go pan w
czy i skieruje w d.
Zgasiem reflektory i z barierk zderzylimy si ju jako pojazd duo
dyskretniej owietlony. Tak jak sdziem, honker poradzi sobie z zapor,
i tak jak sdziem, przepaci to hukiem gitych blach, trzaskiem szka
oraz utrat lewego lusterka, trafionego kikutem belki.
- Aha - mrukn Wilnicki. - Rozumiem.
Trciem przeczniki. Dobrze rozumia: reflektory diabli wzili. Nie
jechalimy czogiem.
- To te. No i z takim wiatem bardziej wygldamy na swoich.
Cywile nie jed ze szperaczami.
Cywile wiedzieli, co robi. Szperacz nadawa si do rnych rzeczy,
lecz nie do tego, do czego go uywalimy, czyli do szybkiej jazdy tym
szlakiem. Na lewo od tak zwanej drogi, skadajcej si z cigu gbszych
dziur poczonych dziurami pytszymi, rosy raptem cztery drzewa.
Przywaliem kademu po kolei, fakt, e bokiem - ale jednak.
Rozjechaem te krzak, ktry chyba nie rs na drodze, straciem
wycieraczk i wpakowaem wz w kau o rozmiarach stawu. Po
strugach spywajcego z szyby bota zorientowaem si, i pomys
cofania byby moim ostatnim w charakterze kierowcy tego wozu. Tylko
rozpd mg nas wynie. Rozpaczliwym skrtem ciaa signem praw
rk lewych drzwi i podpierajc je czoem, wiszc na kajdankach,
prbowaem dostrzec drog w przewicie midzy zaboconymi drzwiami
a jeszcze brudniejsz szyb. Nie udao si. Najadem si rozwodnionego
piachu, olepem na jedno oko i na zasadzie czystego przypadku
wjechaem na suchy teren.
112

Chwil pniej honker zadra jak wrotkarz wpadajcy na bruk.


Resztki supa granicznego rbny mnie w czoo za porednictwem
zatrzanitych znienacka drzwi, wz przemkn w poprzek zaronitych
traw skib i cinajc rosyjsk ju choink, wtoczy si na drog.
Nikt nie strzela. Nie byo rakiet wietlnych, reflektorw, niczego.
Przej echal imy.
Wilnicki wysiad od razu, tajemniczy worek zabrano z honkera po
minucie. Ja czekaem p godziny, nim mnie rozkuli. Ale nie miaem
alu. Misza Miller by w podym humorze.
- Dugo kaesz na siebie czeka, Krechowiak - burkn. Mia okoo
trzydziestki, ale ze zotymi kdziorami i zadartym nosem cherubina
wyglda modziej.
- Nie daem rady urwa kierownicy - rzuciem ponure spojrzenie
siedzcemu nad map duetowi Wilnicki-Gawryszkin.
- Od tygodnia zaniedbujesz obowizki.
- Przepraszam, panie pukowniku. Miaem spraw do zaatwienia.
- A tak... syszaem. I sprawa w pracy przeszkodzia. Bywa. Ale
pozaatwiae j, mam nadziej? - Milczaem, prbujc wyczu, do czego
zmierza. - To teraz ja j troch pozaatwiam. Cakiem milutka sprawa.
No tak, oczywicie. Ewa.
- Chodzi panu o moj dziewczyn? - upewniem si.
- Twoja dziewczyna? - zdziwi si. - A ja mylaem, e kochasz Mari
Fiodorown. Syszysz, Gawryszkin? Znudzia mu si twoja Maszeka.
Srebrny medal na mistrzostwach Europy, gimnastyczka... Co: cycki za
mae? Technika nie ta?
- Przejdmy moe do rzeczy - zaproponowa Wilnicki. Gawryszkin
wpatrywa si w map. - Czas ucieka.
- A o czym niby mwi? - Misza posa mu uraone spojrzenie. Staram si doj, kto waciwie sypia z t czarn siostrzyczk: on czy ten
pilot Doronin.
Nie podobay mi si te dociekania.
- No, Krech owiak? Czyja jest?
113

Musiaem co powiedzie.
- Na dobr spraw adnego z nas. A dlaczego pan pyta?
- Przysza z tob - umiechn si chytrze.
- Zgadza si. Mam j przeprowadzi. Biznes.
- A co ma do tego Doronin?
- Nic. Podwiz nas kawaek.
- Bo mu si spodobaa?
Nie byem pewien, do czego zmierza. Podejrzenia miaem na tyle
nieprzyjemne, e rozbawiony, porozumiewawczy umieszek sporo mnie
kosztowa.
- Co, za ni te jak pies za suk? Co za facet... adnej nie daruje.
- To znaczy...? - zmarszczy brwi.
- Babiarz z niego. Ale wie pan: pilotom si zdaje, e kobiety stoj do
nich w kolejce. Wic im nie zaley. Co innego pienidze. Pienidze
Doronin traktuje serio.
By zawiedziony.
- Co za parszywy wiat. Forsa, forsa, forsa. Nic innego si nie
liczy? A gdzie ludzie? Mio? Przyja? Ideay? Panie Wilnicki,
to bdzie kosztowa dwa razy tyle.
Pukownik drgn.
- Dwa razy?
- Ekspresowa usuga. I syszy pan: co ja mam do Doronina? Nic, fors.
Spieprzylicie, i teraz trzeba paci. Krechowiaka cignij. Gdybym
wiedzia, e Burakowski nie dowodzi, wyjechabym wam naprzeciw,
pohaasowa... Ech, Polacy... Za co si nie wezm, spieprz. Cakiem jak
nasi. A potem: Misza, ratuj!
- Pech - wzruszy ramionami Wilnicki. - Gdyby nie ten most... C,
stao si. Na szczcie po tej stronie mam powanego partnera. W
porzdku, panie pukowniku. Podwajamy stawk. Ale sam pan rozumie:
tym bardziej musz szybko znale si w Warszawie. Nie mam ze sob
takiej gotwki.
W oczach Miszy zalnio zadowolenie.
- Co tak stoisz, Krechowiak? Siadaj, nie auj krzese. Pobrudz
si, to chopaki noweskombinuj. Fiedia, polej.
Gawryszkin przynis karafk i cztery krysztaowe kieliszki. Wypilimy. Gawryszkin odchrzkn.
114

- Michale Iwanowiczu, chciabym zamieni kilka sw z Krech owiakiem.


- Mamy kryzys, Fiedia. Pjdziecie, zagadacie si, a tu czno
nawali... Mw tu. Chyba nie masz tajemnic?
- adne tajemnice... O Masz mi chodzi. - Popatrzy mi z trosk w
oczy. - Moe pan tam wrci?
- Po ni tak. Do niej nie. Ale jako to zaatwimy. - Nagle mnie olnio.
- Panie pukowniku, znam rodzicw tej pielgniarki, Ewy. Mog
zaopiekowa si Masz. Jak im dostarcz crk, bd mieli dug
wdzicznoci.
- Nie teraz - Miller machn doni.
- Oczywicie, ja tylko...
- Chyba jednak teraz.
Wszyscy zastygli, wpatrzeni w Gawryszkina.
- Co mwisz, Fiedia?
Misza wola zaoy, e ma kopoty ze suchem, ni dopuci myl o
szwankujcej dyscyplinie. Bagaem w duchu Gawryszkina, by
skorzysta z podarowanej mu szansy.
- Michale Iwanowi czu, tu chodzi o moj crk. Moe si nie uda, a
wtedy... Maszeki nie powinno by w Kisunach. Dlatego prosz, by
posa pan na tamt stron nie tylko pukownika Wilnickiego, ale te t
poon. I oczywicie Krechowiaka. Bez niego nie miaoby to sensu.
- Czarnowidz z ciebie - powiedzia powoli Misza. Rozwaa zapewne
argumenty za pozostawieniem wrd ywych bezczelnego pesymisty. Taaak... - Wyszczerzy nagle zby. - I za to ci lubi.
Nawet Wilnicki odetchn z ulg.
- Wraca pan do kraju? - zapyta. - Do Kisun te?
- Najpierw Ew... ta poona. Moe wystarczy wsadzi j do pocigu, a
moe trzeba bdzie a pod drzwi rodzicw... Wie pan, ona jest troch... zakrciem doni w okolicy skroni. - Normalni ludzie nie jad pracowa
w Sambii.
- Jeszcze rok, dwa i zaczn - wtrci swoje trzy grosze Misza. - To
bdzie europejski Hongkong. Zainwestowalicie panowie we waciwy
kraj.

115

Czog saperski IMR mia na stanie spawark, agregat i cakiem sporo


narzdzi, ale te zadanie postawione przed trzyosobow zaog naleao
do ambitnych: mieli przerobi jednoosobowy migowiec szturmowy na
maszyn pasaersk. Biura konstrukcyjne takich potentatw jak Sikorsky
czy Mil zaangaowayby w to setki najwyszej klasy specjalistw,
miliony dolarw i komputery najnowszej generacji. Oraz czas - raczej
lata ni miesice. Misza uzna, e wystarczy godzina i paru facetw, na
co dzie zajmujcych si ryciem okopw dla czogw. Najmieszniejsze,
e to chyba Misza mia racj.
- Sycha - stwierdzi ze zdziwieniem wychylony z kabiny Doro-nin. A w drug stron?
- Te - zapewni kucajcy przy skrzydle Kola. Osania go okopcony
pojemnik z blachy ocynkowanej, podwieszony pod zewntrznym
wzem. Ostatnio widziaem tam wyrzutni rakiet - Jak nie zerwie
kabla... O, to pan?
Odpowiedziaem umiechem na jego umiech.
- Czowiek jo-jo - mrukn Doroninowi. - Odchodzi i wraca, odchodzi
i wraca... Mylelimy, e nie yjesz.
- A... Ewa? Wszystko z ni w porzdku?
- Zostawie j - warkn.
- Tak ci to przedstawia?
- Bronia ci - przyzna. - Wiesz, jaka jest
- Nie wiem - mruknem - Znam j tyle, co ty.
- Po co przyszede? Znw po ni?
- Dobrze wiesz, e musz j std zabra.
-Ale nie tak. - Gos mia twardy, zdecydowany. - Omal jej nie zabie
ostatnim razem. -A ty?
- Co ja?
- Nie zabijesz jej? - Wpatrywa si we mnie z cakowitym brakiem
zrozumienia. - Chc, eby nas zabra. Mnie i Ew. Na tamt stron.
Teraz.
Co drgno w jego twarzy. Zastanawia si do dugo.
- N...nie da rady. Niby gdzie miabym was...?

116

- Nie moesz czy nie chcesz? - Nie odpowiada. - Miller prbowa


wycign ode mnie, czy ty i ona... no wiesz. Szuka na ciebie haka.
Umiechnij si do niej raz jeden, a przystawi jej do gowy pistolet i kae
ci wybiera.
- Przecie nic nas nie czy - zaprotestowa sabo.
- No to bdziesz mia na sumieniu obc dziewczyn.
- O co ci chodzi?
- Chc z ni przerobi wszystkie pozycje Kamastury" - warknem.
Zaczyna mnie irytowa.
Jego lewy sierpowy by lepszy ni prawy Szablewskiego. Ocknem
si, siedzc w trawie, jakie dwie sekundy pniej. W gowie mi
wirowao, policzek pulsowa blem.
- Starczy - usyszaem gos Gawryszkina. - To pana pasaer, ma
jorze.
Kola, chyba na zasadzie solidarnoci poamacw, poda mi zdrow
rk, pomg wsta. Doronin tar stuczon do, unikajc mego wzroku.
- Przepraszam - wymamrotaem. - Kiepski art.
Machn, wskazujc chaup przesonit sylwetk mila. migowiec
wyglda jak rozszabrowana ciarwka, dookoa walay si osony
agregatw, narzdzia... Pracowano przy nim, chyba jednak bez skutku,
skoro Misza musia zmobilizowa swych specw od mota i spawarki.
Wszedem do rodka. Ewa drzemaa w fotelu przy ku Afle-rowa. W
dresie i grubych skarpetach kojarzya si z pluszowym niedwiadkiem:
przyjazn, mruczc przez sen istot, do ktrej tak dobrze by si byo
przytuli. Kucnem przed fotelem i, po chwili wahania, ostronie
pooyem do na jej kolanie.
Przez sekund jej oczy nie wyraay niczego. Potem rado. A pniej
zwalia mi si na szyj i dusia cae wieki, nie zwaajc na to, i
wyldowalimy na pododze.
Nic nie mwia. Te nie potrafiem znale odpowiednich sw,
ograniczajc si do klepania jej po plecach.
- Pozycja numer jeden? - Gdyby nie pulsowanie w caej gowie,
moe uwierzybym w artobliwy ton Doronina.

117

- Janusz wrci!
- Zauwayem - odruchowo potar do. Nie doceni jej. Wstaa,
zlustrowaa nas obu badawczym okiem sdziego.
- Co si stao?
- Zabieram was do Polski. Jego i ciebie. Za p go...
- Pytaam, co si stao. - Nagle zrobia si twarda jak diament
- Co to za gadanie o jakich pozycjach?
- Daj spokj - poprosiem.
- Ciekawie si czerwieniujesz. - Powrcia do swej czukockiej wersji
rosyjskiego. - Z jednej boku.
- Uderzy si - mrukn Doronin. - O... skrzydo.
Przygldaa mu si ironicznie. Pokryta szczecin twarz majora za
cza si czerwieni. Tym razem ju z obu bokw.
- Ech ty... sokole - bysna zbami. - O skrzydo...
- No dobrze - skapitulowaem. - Dostaem w pysk. Moja wina. Nie
czepiaj si Piotra.
- Jeli to przeze mnie - powiedziaa wolno - to ju nigdy wicej. Nie
chc, jasne? Przyjaciele nie powinni...
Zakoczya troch niemiaym umiechem, skrpowana t wzmiank o
przyjani. Wyjtkowo niezrczn. Nie bylimy przyjacimi. Nie
wiedziaem, jak nazwa to co, co czuem, patrzc w twarz Ewy; teraz,
po spotkaniu z inn, rudowos dziewczyn, naprawd ju nie
wiedziaem. Ale nie powinna uywa takich sw, stojc oko w oko z
Doroninem. Musiaa by lepa. Albo okrutna.
Dopiero potem, kiedy wymkna si do kuchni zaparzy poegnaln
herbat, przypomniaem sobie, e ludzie potrafi by okrutni take dla
samych siebie. Amputacja boli. Ale czasem leczy.
- Mam do tego wej? - Po raz pierwszy widziaem strach w twarzy
Wilnickiego. - Co to waciwie jest?
- Zasobnik transportowy - wyjani Doronin.
- To kube na mieci!
- Dwa - sprostowa maj or, wskazujc spaw czcy walce z pogitej
blachy. -1 byy. Teraz, dziki owiewce - poklepa stokowaty dzib,
krzywo przyspawany do przedniego kuba- to kontener. Pasaerski.
Doprowadzilimy nawet do rodka kocwk rozmwnicy.
118

- Szkoda - wycedzi Wilnicki - e nikt tego nie umy.


- Pan si spieszy - przypomnia Gawryszkin - a major, jeli ma wrci
ywy, musi wrci w nocy.
Mg sobie to darowa. Ewa szarpna gow, zapatrzya si w
czowieka, ktrego, jak wampira, zabije wit.
- Ten drugi zasobnik jest oryginalny. - Wilnicki unika mego wzroku.
- Ale ciasny. I nie da si otworzy od rodka. - Doronin pozbiera siy
przed wypowiedzeniem ostatniego argumentu. - I leci w nim Ewa.
- Z Krechowiakiem? Wy...? - Palec Wilnickiego poruszy si kilka
razy, wskazujc to mnie, to dziewczyn.
- Nie - powiedziaem sucho. - Mog si zamieni. W yciu nie lataem
mietnikiem. Moe do Guinnessa trafi.
- Jak chcesz - zgodzi si gadko Doronin. - Gdzie was wysadzi?
- Wszystko jed...
- Blisko kolei - przerwaem dziewczynie.
- A moe pod domem?! - prychna z oburzeniem. - Nie przesadzasz?!
On ryzykuje ycie!
- Jeli si da - dokoczyem. - Jak bdzie trzeba, to spuszczaj nas
choby do Wisy. Ale gdyby mia wybr, lduj gdzie, skd da si tanio
wyjecha. Nie mamy na takswk. A czasu te mao.
- Dobrze. - Spojrza niepewnie na Ew. - Mam troch euro. Mgbym...
- Nie trzeba. - Musiaa przekn sporo liny, by to powiedzie. Co
jej chrzcio w gardle.
- Odelesz mi... no... jako. - Odchrzkn, by zrobi co ze zbyt
mikkim gosem. - Poka wam, ktrdy lecimy.
Kontener mia rozmiary trumny i do tej jednej trumny musielimy
upchn dwie ywe osoby. To, e byy ywe, czyli zdolne odczuwa
zmczenie, bl i strach, czynio spraw prawie beznadziejn. Wntrze,
nawet wyoone kodrami, oferowao komfort madejowego oa. Miaem
cich satysfakcj, patrzc, jak Wilnicki ukada si twarz w d,
zadzierajc zgite nogi. Pomylaem te, e Doronin niewiele ryzykowa,
proponujc mi dzielenie tego legowiska
119

z kobiet, od ktrej nie potrafi oderwa oczu. Ewa musiaaby pooy


si na mnie, i na pierwszy rzut oka przypominao to wprawdzie
Kamasutr, ale nawet para indyjskich joginw nie byaby w stanie
uprawia seksu w takich warunkach.
Staraem si nie patrze na dziewczyn, kiedy, ju teraz spocona,
wpezaa do wywoujcej klaustrofobi rury.
Pomogem Doroninowi zamkn kontener. Unielimy go za pomoc
wycigarki. Major skrupulatnie sprawdzi poczenia uchwytw i
przeszlimy pod prawe skrzydo.
- Nogami do przodu? - Umiechn si blado, widzc, jak przymierzam si do wsiadania. Staa twarz Ewy wyranie nim wstrzsna.
- Nie wi. - Trciem pokryw kuba. - Powygldam.
- Chcesz wypa?
- Nie wypadn. Daj no ten kabel.
Oplotem przewd wok zawiasw i uchwytw, tworzc elastyczn
krat u wylotu cylindra. Kawakiem gazi unieruchomiem uniesion
pokryw. Doronin nie protestowa. Moe ulitowa si, czujc bijcy z
pojemnika smrd.
Wystartowalimy. Z pocztku nie byo na co patrze. Doronin lecia na
wschd, nad terytorium Sambii, ktre, ogldane z wysoka, byo wielk
czarn nicoci. Cofnem si ku nosowi rury. Gwizd wiatru na
obramowaniu kuba potgowa wraenie wszechobecnego chodu, ktre
dopado mnie, gdy tylko koa oderway si od ziemi.
- I jak? - Potrzebowaem potwierdzenia, e nie jestem sam w tej
mrocznej pustce.
- W porzdku. - Z poczeniem byo co nie tak; gos nie brzmia jak u
faceta, dmuchajcego na do pokiereszowan moj szczk. - Mam ju
namiary waszych radarw. Zgadzaj si z tymi na mapie.
Blisko ziemi by niewidoczny dla naziemnych stacji, ale te nie mia
rozeznania w ich aktualnym rozmieszczeniu. Std ta defilada na puapie
przeszo p kilometra. Czujniki widziay dalej, a pki nie naruszalimy
granicy, z poudnia nic poza dostrzeeniem nam nie zagraao.
120

Gorzej z Sambi. Spadochroniarze Kryowa dysponowali raczej


kiepsk obron przeciwlotnicz, ale nawet wystrzelona na olep
przenona rakieta typu Iga moga trafi w tak wysoko leccy migowiec. Bya te wczca si po pograniczu tunguzka z morderczym
zestawem ciszych rakiet i dziaek. O przeciwlotnikach Begmy,
dysponujcych najlepszymi w tej czci Europy - a moe i w caej
Europie - systemami rakiet ziemia-powietrze, wolaem nie myle. Byli
tylko ludmi, a ludzie, nawet obsugujcy supertechnik, maj paskudny
zwyczaj popeniania gupich bdw.
Mimo wszystko, pchajc si na olep w gb Polski, ryzykowalibymy
bardziej. Lawirujc pod oson wzgrz i lasw, moglimy wpakowa si
w jaki radiolokacyjny worek, lepy zauek, z ktrego nie sposb wyj
inaczej ni wyskokiem w gr. A tego naleao unika jak ognia.
- Teraz pospadamy. - Suchawki nadal szwankoway: doszukaem
si przepraszajcych tonw w gosie majora. - Nie wiesz, jak Ewa
znosi karuzel?
- Najwyej zarzyga Wilnickiego. -A
ty?
- Ja? Jakiego pogranicznika. Rb swoje.
Zafundowa nam pkilometrowe spadanie. Do gwatowne. Byem
zdziwiony, kiedy moje nogi zrwnay si z gow, co znaczyo, e udao
nam si przej do lotu poziomego, nie wybijajc dziury w ziemi. Ulgi
jednak nie czuem: mdlio mnie, a kamow kad si na lewy bok.
Wykonywalimy energiczny zakrt Tu przy ziemi, gdzie powinnimy
lecie prosto jak strzeli.
- Wszystko gra? - zapytaem sabym gosem.
- Jaka bateria. - Spokj Doronina, cho sztuczny, by budujcy. Dopiero teraz wczyli radar.
- Jezu...
- Musimy odbi na wschd.
Midzy pokryw a korpusem kuba widziaem szaro-czarn, migotliw
wstg. Mkna przeraliwie szybko.
- Nie da rady gdzie tu...?
- Uruchomili stacj ogniow, czyli nas szukaj. Mog przysa
dwudzieste dziewite. Lepiej std spada.
121

MiG-i-29 z Miska Mazowieckiego byy tym, co najbardziej go niepokoio. Artyleria nie jest zagroeniem dla leccego nisko migowca - o
ile ten nie bierze si do atakowania obiektw, ktrych owa artyleria
broni. Dwudziesty dziewity to co innego. Patrzy z gry, mia niez
stacj radiolokacyjn, zdoln do wykrywania nisko leccych obiektw, a
jego optyczne oko, cho skuteczne w zasadzie raczej przeciwko
latajcym piecom, jakimi s odrzutowce, z bliska mogo wypatrzy take
turbiny migowca.
Na szczcie, w odrnieniu od radarw naziemnych, ktrych praca nie
kosztuje wiele, samoloty poeraj astronomiczne sumy. aden kraj
nieprowadzcy wojny nie szasta pochopnie pienidzmi, utrzymujc w
powietrzu stada pilotw. Statystycznie rzecz biorc, nad Polsk unosiy
si teraz niecae dwa myliwce. W rzeczywistoci mogo ich by wicej,
cho zdaniem Doronina nie powinno by wcale: pogoda nie sprzyjaa
lotom. Oczywicie nie oznaczao to, e potencjalni intruzi mog hula
midzy Odr a Bugiem ile dusza zapragnie, ale przy odrobinie szczcia
moglimy mie jakie dziesi minut forw. Na tyle Doronin ocenia
czas potrzebny parze dyurnej z najbliszego, malborskiego lotniska na
dotarcie w rejon Wgorzewa. Po dziesiciu minutach bylibymy o
czterdzieci kilometrw od miejsca, w ktrym zniklimy z radarw.
Tylko e to nie bya moja szczliwa noc.
- Bandyci na drugiej - mrukn Doronin.
Wyczuem, e skrcamy. Ostro, ale te krtko.
- Teraz s na trzeciej. I tak musi pozosta. Zwolni, ale i tak odbi
jemy na wschd.
By to problem Wilnickiego, nie mj. Jeszcze par takich manewrw a
zamiast na przedpolach Warszawy, wylduje w Wilnie. Nie zamierzaem
jednak sugerowa Doroninowi, by dla odmiany skrci na zachd. Prawa
fizyki s nieubagane. Radary myliwcw dziaaj w oparciu o efekt
Dopplera i ignoruj odbicia wszystkiego, co nieruchome bd ruchome w
zbyt maym stopniu. Co, co leci, nawet szybko, ale prostopadle do
omiatajcej je wizki, nie wyrnia si z ta i czsto unika wykrycia.
- O, mamy lasek. Trzymaj si. Przeczekamy.
122

Niemal postawi maszyn na ogonie. Gdyby nie moja plecionka z


kabla, zanurkowabym twarz w ciernisko, nad ktrym lecielimy.
Kamow trwa w zawisie okoo minuty. Potem obrci si wok osi w
tempie wirujcej karuzeli i niemal trc brzuchem o pole, pomkn na
poudniowy zachd.
- Przelecieli - usyszaem. - Ale jeli to na nasz cze, zaraz wr
c. Nie chc ci martwi, ale to MiG-i-29.
F-16, cho zakupione, bojowo jeszcze nad Polsk nie latay i trzon
lotnictwa myliwskiego - ilociowy wprawdzie, nie jakociowy - stanowiy cignite z rezerwy, archaiczne MiG-i-21. Na p lepe noc.
Bya spora szansa, e to tacy owcy zwal si nam na kark: dwudziesty
pierwszy jest lekki, ma jeden silnik i mniej pali, co sprawiao, e gwnie
myliwce tego typu patroloway nad Mazurami. Jak dotd aden rosyjski
czy sambijski myliwiec nie naruszy polskiej przestrzeni powietrznej,
wic lotnicza ochrona granicy sprowadzaa si do latania nad ni i
demonstrowania obecnoci. Do tego stare, bardziej ekonomiczne
samoloty nadaway si lepiej.
Niestety, tej nocy dyur trzymay nowe.
- Znajd nas?
- Mog kombinowa z zawisem, ale z bliska nas wypatrz.
- Co zrobisz? - Byo coraz zimniej, ale uniosem gazi klap,
zyskujc panoramiczny obraz umykajcej w ty przestrzeni. Czer. Tylko
par iskier pojedynczych latar czy samochodowych reflektorw. C,
czwarta w nocy.
- Spieprzyem - powiedzia drewnianym gosem. - Ten kontener...
Powinien si otwiera i to ty powiniene w nim by. Jak si teraz
zatrzymamy, eby was wysadzi, a Wilnickiego zabra... Czort by ich...
Ju s.
Moje stopy znw powdroway nad gow. Bysno wiatem.
Samochd. Reflektory wychyny z niebytu tu pode mn, niemal na
wycignicie rki, kurczowo cinitej na obramowaniu kuba. Klasy
wozu, o marce nie mwic, nie rozpoznaem. Cokolwiek to byo,
pozostawao z tyu, jadc za nami i owietlajc ogon Ka-50.
aowaem, e nie widz twarzy kierowcy.
123

- Jedna ciarwka - wyczuem gorycz w gosie Doronina.


Nie umiaem oceni wysokoci. Wiedziaem tylko, e kocwkami
skrzyde mijamy si o wos z wierzchokami przydronych drzew. Z
punktu widzenia pilota wos to dystans mierzony w jednostkach
mniejszych ni metry.
Przemknlimy nad rozwietlon latarniami wsi, potem znw
przykleilimy si do szosy. Dopiero teraz zrozumiaem, co tak rozczarowao majora w pejzau mazurskich drg. Setki ruchomych,
wietlnych punktw tworzyyby galimatias, w ktrym oko pilota mogo
przegapi migowiec. A oczy s, mimo caej wyrafinowanej techniki,
bardzo wane przy tego typu, prowadzonych tu nad ziemi
polowaniach.
- Zgubili nas. Chyba szukaj wzdu granicy. Mdrze.
Z Sambii przerzucano niekiedy towary drog powietrzn, cho raczej
dawniej, przed rozcigniciem kordonu jednostek wojskowych. Zawsze
jednak sprowadzao si to do byskawicznych skokw, ktre si rzeczy
nie sigay w gb Polski dalej ni kilkanacie kilometrw.
Dowiadczenie uczyo, e w tym wanie pasie naley szuka intruza.
Dobry pilot myliwca - dobry, czyli nielekcewacy przeciwnika - mg
lata w t i we w t a do zuycia paliwa, wiadom faktu, e nowoczesny
migowiec w lesistym i pofadowanym terenie nie pozwoli si szybko
przyapa.
- Jak z czasem? - zapytaem.
- Nadrobimy. Wyjd na Niegocin i dodam gazu.
Jezioro leao na zaplanowanej przez nas trasie, co znaczyo, e
komputer Ka-50 bdzie w stanie lecie bez pomocy pilota. Problem w
tym, e maszyny nie projektowano do dziaa nocnych. Mona j byo do
nich dostosowa, podwieszajc zasobnik z termowizorem, ale Doronin
nie mia takiego cacka. Uywa gogli, wzmacniajcych szcztkowe
wiato gwiazd. Ich zasig pozostawia jednak sporo do yczenia. Jak
kierowca krtkowidz, ktry zapomnia okularw, pilot uywajcy tego
typu sprztu musi nadrabia refleksem, co prowadzi zwykle do
odruchowego zwalniania i zwikszania wysokoci. Dotd udawao nam
si lecie nisko i szybko, ale wiedziaem, jakim wysikiem przepaca to
system nerwowy majora. Zepchnicie czci obowizkw na barki
automatu mogo zwikszy prdko,
124

zaoszczdzi paliwa i przede wszystkim zachowa Doronina w dobrej


formie.
- Pod nami punkt kontrolny. Wczam automatycznego. - Chwila
przerwy. - Dobranoc, Krechowiak.
- Bardzo mieszne.
Jaki czas milcza. migowiec mkn nad atramentow tafl jeziora.
Czuem zapach wody.
- Zostaniesz z ni?
Przez chwil naprawd nie wiedziaem, o co pyta. Mylaem o
radarach i rakietach. I o masztach aglwek.
- Z Ew? Nie mog jej odwie. Gawryszkin...
- Nie teraz. Tak w ogle.
- Te masz problemy...
- Zostaniesz?
- To nie ode mnie zaley. -W kadej chwili moglimy umrze; to nieza pora na bycie szczerym. - Ona musi... musiaaby zdecydowa.
Nie odzywa si jaki czas.
- Wic jednak chciaby - mrukn w kocu.
- Jest... - szukaem odpowiednich sw - no wiesz... Jak mercedes. Ma
klas.
- Oenisz si z ni? - Nie czuem wrogoci w jego gosie. Jedynie
gorycz przegranego.
- Nic nie rozumiesz, Pietia. - Mj umiech by daleki od radosnego. Jak facet widzi na wystawie mercedesa, marzy mu si jazda. Ale to wcale
nie znaczy, e pojedzi.
- Kiepsko stoisz z fors - domyli si.
- To metafora, baranie. Nie sdz, eby pienidze byy dla niej wane.
Zanim to si stao, moga si obowi. Bya niezym chirurgiem. A
jedzia maluchem.
- Zanim co si stao?
Jezioro si skoczyo. Kamow wzbi si kilkanacie metrw wyej,
lawirujc w wyznaczonym przez poziomice rytmie, popyn nad ldem.
Z lewej migno czerwone wiateko, ostrzegajce takich jak my przed
wie wiejskiego kocika.
- Przywieli do szpitala nieprzytomn kobiet, trzeba byo na
tychmiast operowa. Moda, trzydzieci par lat. Stan ciki, byle
125

co mogo j zabi. Ewa miaa dyur, zreszt... praktycznie rzdzia na


chirurgii, bya najlepsza. Uznaa, e nie wolno czeka. I liczy si przede
wszystkim ycie pacjentki.
- Nie rozumiem... A niby co...?
- Kobieta bya w ciy. Zdaniem Ewy w ogle nie powinna zachodzi
z takim zdrowiem. No i... usuna. Wbrew protestom ma. Pacjentka
przeya. Cudem. A Ewa w szpitalu moe co najwyej baseny wynosi.
- Nie rozumiem - powtrzy.
- W Polsce nazywa si to: zabi dziecko nienarodzone". Mamy kup
fanatykw, ktrzy za co takiego najchtniej paliliby na stosie. Niektrzy
s w rzdzie, inni w sdach. To katolicki kraj, Doronin. Dobry katolik ma
w dupie, czy jaka baba umrze, czy przeyje, bo przecie i tak stanie si
wola boa. Ale dziecko na wiat przyj musi. Zycie jest wite. To
poczte, bo inne ju niekoniecznie.
Milcza jaki czas. A potem si umiechn.
- Co mi si wydaje, e nie jeste dobrym katolikiem.
- Wam, towarzyszu majorze, to chyba nie przeszkadza?
- Mnie nie, ale jej... Widziaem, jak si modlia. Wtedy, jak si rozdzielilicie i do ciebie strzelali. Przybiega caa rozdygotana, biedzi utka,
mylaem, e mi zemdleje albo... A ona do pokoju i trach na kolana...
ikony tam na cianach mieli. I widz: modli si. O ciebie.
Nie wiedziaem, co powiedzie. Szczeglnie jemu.
- Moe i pojedzisz mercedesem - wybawi mnie z kopotu. Kto wie?
Zjawi si bez ostrzeenia. Przetrwalimy tylko dziki niedoskonaoci
jego cieponamiernika: pilot zauway nas za pno i po prostu nie
zdy zmieni kursu.
- MiG na ogonie!!! - wrzasnem, kiedy co czarniejszego od nocy
zaczo wymazywa gwiazdy z nieba.
Trzeba przyzna, e Doronin zareagowa byskawicznie: owiewka na
kocu skrzyda pluna salw naboi zakcajcych, a maszyna, jak
kopnita wielkim butem, odskoczya w przeciwnym kierunku. Mimo
wszystko zdaoby si to psu na bud, gdyby MiG zdoa wej na
pozycj.
126

Na szczcie aden samolot nie poczy gwatownego zwrotu z lotem


tu nad ziemi. Musia odbi w gr, i kiedy bysk flar wykroi z mroku
jego bkitne podbrzusze z zbami biaych rakiet, ogldaem go
zdecydowanie od dou.
Potem znik. Doronin wykorzysta brak tylnego wirnika i zarzuci
ogonem tak, e zatrzymaem si dopiero na kablach. Ogarniaem teraz
wzrokiem wiksz cz otaczajcej nas przestrzeni, samolot by jednak
gdzie w tej mniejszej i mogem tylko odgadywa jego ruchy.
Powinien teraz zatoczy trzy czwarte krgu, wej na tyle wysoko, by
par sekund nurkowania nie skoczyo si zagad maszyny, znale w
celowniku sylwetk migowca i otworzy ogie. To musiao potrwa.
Mimo wszystko jego ponowne pojawienie si, ju pod postaci
ziejcego ogniem zabjcy, byo kwesti moe kilkunastu sekund. MiG29 jest zwrotny. Kamow ma jednak nad samolotem t przewag, e
potrafi lecie bokiem lub tyem.
Doronin do maksimum wykorzysta t cech i kiedy znad paszczyzny
jeziora niardwy wypadlimy nad ld, przesuwa si on wyranie z lewej
w prawo i troch ku tyowi. To znaczy: ja to tak widziaem.
Brzeg by tu wysoki, ze skarp, a tu za nim migno cielsko zalesionego wzgrza. Cudem nie roztrzaskalimy si o pnie. Lecielimy za
szybko, maszyn wyranie kolebao. Doronin stara si obrci
migowiec nosem ku napastnikowi, ale nie rozumiaem, dlaczego robi to
a tak gwatownie, ryzykujc katastrof. omot naszego dziaka niczego
nie wyjania. Trzy krtkie serie, w dodatku oddane z ma
szybkostrzelnoci, byy przedwczesne. Czuem, e myliwiec jest
jeszcze daleko, poza zasigiem skutecznego ognia, a pewnie i wzroku.
Dopiero p minuty pniej zrozumiaem, o co chodzi.
Kamow bysn kami. Z daleka, nie robic nikomu szkody. Ale na tyle
wyranie, e podchodzcy do nurkowania pilot myliwca uwiadomi
sobie nagle, i nie poluje, a walczy. To odkrycie zbio go z kursu, niczym
podmuch huraganu. Co, co miao by przemytnicz maszyn, okazao
si bojowym migowcem o czort wie jakim
127

potencjale raenia. Nawet najlepszy pilot mia prawo zrobi to, co nasz
przeladowca: prysn wiec w gr, by ochon z wraenia w trakcie
wykonywania nastpnego podejcia.
By sam. Mg wynie si cichaczem z niebezpiecznej okolicy albo
kry w grze, czekajc na posiki. Da szans nam i sobie. Ale nie
liczyem na to zbytnio. Faceci, decydujcy si zarabia na ycie jako
piloci myliwcw, nie nale do przesadnie ostronych.
- Sprytnie - odezwa si w ktrym momencie Doronin. - Wiesz,
co robi? Ptl. Wrci t sam tras.
Wzgrze z lasem miao kilkaset metrw rednicy. Lecc tyem, kamow
pokona ten dystans ciut wczeniej ni tamten, przewali si przez plecy i
run w d, by nas rozstrzela.
Poczuem, e spadam. migowiec zanurkowa za skarp, tak nisko, e
oberwaem po policzku lepk mack jakiej wyronitej trzciny. Daleko
za ogonem rj stalowych wietlikw zderzy si z tafl jeziora. Wzdu
skarpy poszybowa poncy wierzchoek jakiego zestrzelonego iglaka.
Po niebie przemkny pulsujce niebieskawym arem owale dysz
wylotowych. Malejc, stopniowo zmieniay si w kka: MiG-29 skrca
na pnoc, odchodzi w gb jeziora.
Kamow, stopniowo przyspieszajc, ukiem wzdu krawdzi lasu
skierowa si na wschd. Mylaem, e i tym razem chodzi o oddzielenie
si od szarujcego napastnika cian z ziemi i drzew. Nie zgadem. Ju
na duej szybkoci, troch jak wyrzucany z procy kamie, migowiec
oderwa si od wzgrza i pomkn w gb ldu.
- Zobaczy nas!
- Ju widzi - odpowiedzia spokojnie Doronin. - Wczy radar. Sekunda zwoki. - Odpali rakiet.
Przez miertelnie dug chwil podejrzewaem go o fatalizm. W ten
sposb mg mwi kto, kto ujrza nadlatujc zagad i uzna, e nie
potrafi jej unikn. Widok odpalanych puapek cieplnych niczego nie
dowodzi: piloci robi takie rzeczy odruchowo.
Jedna z bryek jaskrawego ognia spada na dach. Gapic si na tafl
jeziora, odbijajc wychylony zza chmur ksiyc, nie zauwayem
domw po prawej. A do momentu, kiedy zaczlimy je zostawia za
ogonem.
128

Wioska nie bya dua. Kiedy wystrzelona przez MiG-a rakieta rozerwaa si nad jakim kominem, blasku eksplozji starczyo dla caego
osiedla. Inna sprawa, e wybuch by imponujcy, jak zawsze, kiedy
pocisk rakietowy rozerwie si tu po starcie, dodajc do energii gowicy
znacznie wiksz energi niewykorzystanego paliwa.
Dach i ssiadujce z nim drzewa stany w ogniu.
Widziaem je jeszcze cae p minuty, jakie zaj nam przeskok na
drug stron jeziora i wykonanie zwrotu za cian lasu. Budynek,
przykryty drewnian konstrukcj strychu, nie mia szans. Wyrwani ze
snu ludzie s marnymi straakami. Nawet jeli yj.
Prbowaem wmwi sobie, e nikt nie ucierpia. Polskie MiG-i-29
uywaj do walk manewrowych rakiet R-60, okrelanych mianem
kieszonkowych. Gowica bojowa to co okoo czterech kilogramw; c
to jest dla budynku?
Tyle e caa rakieta to ju kilogramw czterdzieci. Oczywicie: cz
paliwa posza wczeniej z dymem, a to, co pozostao, detonowao
kawaek od dachu. Ale... jeli na strychu urzdzono mieszkalne pokoiki...
- Nie rb tego wicej - wycedziem. - Nigdy, syszysz?
Minlimy nastpn wiosk. MiG nie dawa znaku ycia. Rozu
miaem dlaczego.
- W powietrzu tak jest. - Gos w suchawkach zrobi si jaki
chrapliwy. - Albo ty, albo ciebie. Nie da si... Ale nie chciaem tego.
Nie mylaem, e bdzie strzela. Gupi palant... Przecie nie macie
tu wojny!
Nie miaem ochoty na rozmowy.
Minlimy pogrone w bezruchu miasteczko. Pisz? Kamow zacz
zygzakowa, zostawiajc to z lewej, to z prawej koryto rzeki. Bya
szeroka i na wielu odcinkach moglibymy spokojnie mkn tu nad
nurtem. Lecielimy jednak gr, nad drzewami, co oznaczao, e Doronin
wzi sobie wolne po powrocie nad zaprogramowan tras. Moe
odpoczywa, a moe wypatrywa MiG-w.
Co jaki czas przelatywalimy obok osiedli ludzkich bd skakalimy
nad mostem. Im dalej na poudnie, tym rzadziej ywy pilot wyrcza
automatycznego. MiG-i spasoway. aden polski myliwiec nie mg
dugo operowa nad Mazurami. Bazy leay daleko, droga
129

pochaniaa wiele paliwa. Oczywicie w rejon naruszenia granicy


skierowano nastpn par czy dwie, ale byy to zapewne dyurne zespoy
MiG-w-21 z Malborka czy aska. Elitarna jednostka z Miska
Mazowieckiego - dawny puk, teraz dywizjon myliwski Warszawa" ktrej ksiga pamitkowa wzbogaci si jutro o wpis dotyczcy
zestrzelenia komina pewnej mazurskiej chaupy, raczej si nie liczya. Jej
MiG-i-29 byy zbyt cenne. Nawet jeli dowdca mia na pasie drug par
dyurn, nie pole jej na poszukiwania jednego migowca. Gdyby
Begmie przysza nagle ochota zaatakowa poudniowego ssiada, taki
bezczelny, samotny zagoczyk byby doskona przynt dla bdcych w
gotowoci MiG-w-29 z Miska Mazowieckiego. Wywabiajc ca
czwrk na pnoc od Narwi, sambijskie myliwce, wspomagane przez
dalekosine zestawy OPL, mogyby jeli nie zniszczy, to w kadym
razie przy dusi do ziemi i wykluczy z dalszej rozgrywki sto procent
gotowych do walki maszyn. Przy dobrej koordynacji czasowej kwadrans
pniej nad Miskiem byyby ju bombowce Floty Batyckiej Su-24,
wyspecjalizowane w lotach na maej wysokoci i przenikaniu systemu
obrony naziemnej. Kilka bomb w pas - i caa najwartociowsza jednostka
myliwska wypada z gry. By to scenariusz tak czarny, e mimo graniczcego z zerem prawdopodobiestwa wybuchu konfliktu aden oficer
nie odwayby si go zignorowa. Zawodowym onierzom paci si, by
traktowali serio tego typu mroczne wizje, przez przecitnego zjadacza
chleba kwitowane pukaniem si w czoo.
Poza naziemnymi radarami nie mielimy ju przed sob godnego
przeciwnika. Pki kamow trzyma si zagbienia rzecznej doliny, radary
byy rwnie grone, jak rozgonie emitujce rocka. Zaczem si ju
nawet zastanawia, gdzie najlepiej wysi, kiedy podparta kijem klapa
mojego kuba odpada nagle, sypic mi iskrami w twarz.
Przez chwil po prostu si dziwiem, ignorujc fakt, i kamow w
rozpaczliwym popiechu ustawia si poprzecznie do kierunku lotu.
Dopiero gdy z boku zaiskrzyo, co rbno o skrzydo, a obok mojej
doni niewidzialny pazur rozora blach pojemnika na przestrzeni wierci
metra, uwiadomiem sobie, e kto do nas strzela.
Celnie. I z cholernie grubej rury.
1.30

Nie uywa amunicji smugowej, nie widziaem wic, ktrdy i w jakiej


iloci przelatuj obok jego pociski - jeli nie liczy trzech czy czterech,
ktrych trafienia zauwayem. Ale strzela. I trafia. Czuem brutalne
wstrzsy walcych o kadub kawakw metalu.
Doronin te strzela. Potem agodny skrt wprowadzi Ka-50 na
poprzedni kurs, a ja wypatrzyem napastnika.
Nad zachodnim brzegiem Pisy pon migowiec. Widziaem tylko
kropk ognia, ale nic innego nie wchodzio w rachub. Samolot
poruszaby si szybciej, no i bardziej poziomo. To co opadao. Wolno,
koyszc si na boki, ale w zasadzie jak po sznurku, niczym ponca
winda. Z pulsowania wieccej plamki wywnioskowaem jeszcze, e
maszyna wpada w rotacj. Tak czy inaczej, nie byo to rozpaczliwe,
bezwadne spadanie ku zagadzie, a raczej przyspieszone ldowanie
awaryjne.
Potem wiateko zniko. Zbyt wysoko, by Doronin mg przyozdobi
burt kamowa sylwetk zestrzelonego migowca. Ganice stumiy
ogie. Potem nisko nad ziemi zapali si reflektor. Sup wiata
wyranie dygota i tylko po tym kto taki jak ja, patrzcy z daleka, mg
oceni, z jakim trudem pilot tamtej maszyny walczy o przetrwanie.
Potem pociemniao. Bysku eksplozji nie byo. Odetchnem. Chyba
przeyli. Chcieli mnie zabi i niemal dopili swego - par centymetrw w
bok, a wykrwawiabym si, ciskajc kikut rki - ale nie trafili i teraz
yczyem im, by wirnik ich maszyny nie zderzy si z adnym drzewem,
a koa usiady mikko na ziemi.
- Chyba sok. - wychrypiaem. - Z termowizorem. - Ucisk siy od
rodkowej pchn mnie na ciank. - Mao co... Jak ty go wypatrzye?
migowiec wykona zwrot, rzeka ucieka na lewo od ogona. Przypomniaem sobie map, ktr Doronin pokazywa Wilnickiemu. Nam
nie: mielimy wysi wczeniej.
- Dolatujemy do Narwi? - upewniem si. Ich plan zakada lot
dolin Pisy do jej ujcia, a potem skrt ku Ostroce. W okolice War
szawy i tak by nie docignli, a Ostroka to spore miasto, gdzie
trudniej o podejrzliwego gliniarza, a atwiej o takswk.
Pozostao kilka minut. Musiaem si zastanowi, co zrobi, kiedy ju
wyldujemy na jakiej podmiejskiej czce. Dochodzi pita.
131

Za par godzin powinienem wyj z ostrockiej filii PKO bogatszy o


cae swoje oszczdnoci. Potem powrt... Bybym w Kisunach po
poudniu. Gdybym wraca.
Miaem w domu troch pienidzy. Jeeli ucieka z kraju, najlepszy
byby znany mi kawaek zielonej granicy pod Kisunami. To te argument
Ale tak naprawd mylaem o Maszy. Gawryszkinowi bardzo zaleao na
tym, by nie byo jej w Kisunach. Nie kiedy - teraz. Dlaczego?
- Co bdzie, jeli Wilnicki nic nie zaatwi? Nic,
milczenie.
- Pytaem o co - upomniaem go agodnie. - Hej.
Czekaem kilka sekund. Potem zaczem si ba. Jeszcze pniej
pomylaem o pociskach dziaka, ktre zaliczyo a dwa trafienia mojego
kuba i ktre rwnie dobrze mogo zaliczy trafienie kabla, czcego
mnie z reszt maszyny. Ale ba si nie przestaem.
To by prowizorycznie zamocowany przewd. Nawet bez ingerencji
sokoa wczeniej czy pniej szlag musia trafi takie wizane sznurkiem
poczenie. Powtarzaem to sobie i patrzyem na coraz liczniejsze
wiateka w dole.
- Piotr, syszysz mnie?!
Mogo by tak, e czno dziaa jednokierunkowo. Wystarczy
koysanie skrzydami, by narastajcy we mnie lk wypad z tego
cuchncego, zimnego jak lodwka kuba, zaton w nadnarwia-skich
rozlewiskach.
Zza brzucha kamowa wysuna si wstga rzeki. Nad rodkiem nurtu
automat skorygowa kurs. Czuem, e to automat, nie czowiek. Przez
chwil, dug jak kada wypeniona panik, szarpaem si z idiotyczn
myl, e Doronina nie ma w kabinie. e wystrzeli si razem z fotelem:
Ka-50 oferowa pilotowi tak moliwo.
Opanowaem si. Nikt nie wymyli jeszcze metody przerzucenia
pilota przez zapor wciekle pdzcych opat Mogem przegapi
detonacj adunkw, oddzielajcych je od gowicy, a take odgos
startujcego fotela. Ale nie przegapibym spadania w d wraz z
bezuyteczn bry zomu, jak jest pozbawiony wirnikw migowiec.
Czyli nie wyskoczy. Cholera, jak w ogle mogem pomyle...?
1.32

Nie widziaem kabiny, zasaniao j skrzydo. Musiabym wyj z


kuba, by dojrze pilota.
Motyw leccego sam opas samolotu jest stary jak samo kino, schemat
ratowania si z opresji miaem wic gotowy: trzeba zasi w fotelu
pilota i co zrobi. Dalej scenariusze bywaj rne, ale pocztek zawsze
jeden - fotel pilota pod drtwym z przeraenia tykiem pasaera.
Wyj? A jeli to po prostu wiatr zerwa prowizoryczne poczenie?
Nie dabym zamanego grosza za fachowo ktregokolwiek z trzech
oprychw, przecigajcych t lini. Mam podj najwiksze w yciu
ryzyko tylko dlatego, e mimo wszystko mogli co zrobi dobrze?!
C, chyba musiaem.
Pokryw, chwali Boga, odstrzelili; nie przegradzaa drogi. Wypezem
z kuba i obejmujc kurczowo wzmocnione ktownikiem zwieczenie,
usiadem na krawdzi. Od poladkw w d cigle byem w rodku i
moe dlatego, dziki moliwoci porwnywania, przez kilka sekund
przepraszaem mj cudownie przytulny, zaciszny i bezpieczny pojemnik.
mierdzia, ale przynajmniej nie robi wszystkiego, by mnie zabi. To, co
czekao na zewntrz, robio.
Przeyem, bo automatyczny pilot prowadzi maszyn duo wolniej ni
Doronin: setka z kawakiem. Gdyby kamow mkn z szybkoci trzystu
kilometrw na godzin - a potrafi - opr powietrza byby nieporwnanie
wikszy. W trakcie wpezania na grzbiet kuba tylko cudem mnie nie
zdmuchno; kilogram wicej przesdziby spraw. Przy czym - co
zrozumiaem, nim jeszcze zacinite z si imada nogi zaczy omdlewa
z wysiku - wiatr nawet nie zacz znca si nade mn.
Przywarem do skrzyda jak jedziec do karku cwaujcego konia.
Nogi ugniatay pojemnik tak, e przecitny ko padby natychmiast
trupem. I osignem tyle, e nie spadem - nic wicej. O ruchu w przd
mowy nie byo. Przednia krawd skrzyda znajdowaa si metr od tylnej,
do ktrej tuliem si piersi. Nawet gdyby faktycznie w gr wchodzia
prawdziwa krawd, a nie gruby, opywowy owal, brakowao mi
dwudziestu centymetrw rk.
Wszystko, co lata, projektuje si jako moliwie gadkie. Na skrzydle
kam owa nawet kot weteran nie wypatrzyby obiecujcej
133

szczeliny dla swych pazurw. Kleiem si twarz do zimnego pata, byo


to jednak rwnie skuteczne jak czepianie si oblodzonych dachwek:
gdyby nie wbity w uda konierz kuba, wyfrunbym z tego miejsca.
I jeszcze jedno odkrycie: teraz mogem tkwi w miejscu albo sun
naprzd - o wycofaniu si nie byo co marzy.
Zaczem rozwaa moliwo skoku. Setka z kawakiem to chyba nie
tak duo, jeli spada pasko na wod? Lecielimy kilkanacie metrw
nad Narwi. Gdyby tak szczupakiem, jak kamie rzucony dla robienia
kaczek, nogami w przd...
Cholera. A Ewa?
Dostrzegem odleg un wiate. Ostroka? Pokazaa si... i znika.
migowiec, z sobie tylko wiadomych powodw, zadar znienacka nos i
skrzydo przesonio na chwil rozwietlony kawaek zachodniego
horyzontu.
Kamow wyrwnywa. Krtki, poziomy lot, a pniej...
Z boku mogo to wyglda na efekt przechyu maszyny w przd, ale
wypchnem swe ciao sam, bez udziau grawitacji. Omal nie naderwaem sobie mini ng i to wycznie im zawdziczaem krtki, budzcy groz przelot nad skrzydem. Nurkowanie migowca, bardzo
zreszt agodne, sprawio tylko tyle, e wiatr spychajcy mnie z pata
przez par sekund musia pcha pod gr. Mogem sprbowa znale
jaki wystp, zaamanie konstrukcji, ktre podaruje mi ycie.
Nie znalazem. Tarcie te okazao si za sabe i zaczem zsuwa si
ku krawdzi spywu, kiedy moja lewa do trafia na co cienkiego i
sprystego.
Kabel. Jeeli niepotrzebnie wylazem z kuba, jeeli naprawd by
zerwany i to dlatego nie syszaem Doronina...
Nie by. Utrzyma mnie. Powoli, na olep, bo patrze i oddycha pod
ten przeraliwy wiatr nie dao si duej ni sekund, popezem do
nasady skrzyda. Tu, przy gondoli silnika, kabel nurkowa w d. Na
szczcie dla takich jak ja idiotw Ka-50 mia na kocu silnikw
skierowane na boki rozpraszacze spalin i wystp jednej z tych wielkich
rur od biedy nadawa si na punkt oparcia dla stopy.
Leaem na brzuchu, majc po lewej ciank gondoli silnika. Kocami
palcw prawej doni trzymaem si kabla, ale eby w ogle
1.34

zacz wstawa, musiaem przycign t do bliej piersi i zapomnie


o takich luksusach, jak porcze z przewodw telefonicznych.
Samobjstwo. Zdecydowaem si tylko dlatego, e popadem w rutyn.
Odbiem si i nim wiatr, pomagajcy mi wsta, pomg z kolei spa ze
skrzyda, lewa do, lizgajca si po wierzchu gondoli, trafia na jaki
wystp. Wystarczajco duy, by jednym szarpniciem rzuci si na silnik
brzuchem. I ocali gow: wirnik obraca si ptora metra nad
skrzydem; niewiele brakowao, by zdar mi skalp. Nie wiem, jak udao
mi si tak dugo ignorowa co tak ogromnego, haaliwego i zabjczego.
Teraz nadrabiaem zalegoci. Kilkadziesit centymetrw od mego
ramienia i rwnie blisko twarzy, zwrconej w ty dla apania oddechu,
skomplikowana klatka potnych siownikw mielia ciemno, czekajc
na co bardziej konkretnego do zmielenia. Leaem z policzkiem
przytulonym do kompozytowej stajni, w ktrej miotao si ze z rykiem
tysic mechanicznych koni, a plecy chostao mi co, co musiao by
wytworzonym przez opaty wiatrem, ale co odbieraem jako
bezporedni pieszczot tych trzech monstrualnych mieczy, usiujcych
mnie zabi.
Maszty migowcw pochylone s do przodu, co oznaczao, e midzy
wirnikiem a dachem kabiny wcale nie musi by luniej. Trudno,
musiaem tamtdy przej. Drzwi kabiny znajdoway si na lewej burcie.
Dopiero teraz zauwayem, e ani ja, ani celowniczy sokoa nie
ryzykowalimy na prno. Spkanej tafli szka w bocznym oknie kabiny
brakowao kawaka wielkoci pici. Kiepsko. Nie postawibym
zamanego grosza na czowieka, ktry znalaz si za t szyb. Na
nieszczcie nie miaem wyboru. Inna sprawa, e jeli pomin strach niepotrzebny, bo midzy wirnikiem a dachem przecisnby si kto dwa
razy grubszy ode mnie - reszta drogi nie sprawiaa problemw. Dla
uatwienia obsugi korpus kam owa zaopatrzono w sporo klamer i w
okolicach kabiny byo ich akurat tyle, ilu potrzebowaem. Wystarczyo
wzi si w gar, wykrzesa z siebie resztki energii i nie popeni bdu.
Zrobiem to.
135

Szarpic si z drzwiami, z uporem zatrzaskiwanymi przez wiatr,


zdaem sobie spraw, e zrobienie wszystkiego jak naley nie wystarczy.
Trzeba to jeszcze zrobi szybko, a ja byem straszliwie spniony: Ka-50
wlatywa wanie nad przedmiecia Ostroki.
Miaem moe dwie minuty. Zaatakowaem drzwi barkiem i kosztem
przytrzanitej ydki, wepchnem si do kabiny. Mocno za ciasnej dla
dwch osb.
Przerzuciem nog nad kolanami Doronina i stojc nad nim okrakiem,
z blokiem celownika miadcym mi ko ogonow, zaczem potrzsa
za ramiona.
- Piotr! Syszysz mnie?! Piotr! - Pasy trzymay go prosto, ale gowa,
dociona kaskiem i do upiorn mask gogli, koysaa si bezwadnie
na boki. - Obud si, do cholery! Doronin!
Nie podarem pasw, bo te od foteli-katapult wytrzymuj wiele. Nie
zauwayem adnej rany i moe dlatego z tak wciek pasj tukem
Doroninem o oparcie fotela, a potem, zdesperowany brakiem reakcji,
zrywaem kask z gowy. By cay, nie krwawi, nie mia, do cikiej
cholery, prawa tak po prostu sobie spa!!!
A jednak... Mia.
Poronita krciutkimi wosami potylica lepia si od kiwi, a spod
palcw odskoczy mi nagle spory pas naderwanej skry. Momentalnie
przestaem potrzsa kim, kto by moe nigdy wicej nie podniesie
powiek.
Zamarem, znokautowany ostatecznoci wyroku. Potem zaczem si
odwraca, ju bez wiary w sens tego, co robi. Wczeniej par razy
trciem tykiem drek steru i nie stao si nic. Po lewej i prawej,
niekiedy powyej nas, przemykay dachy, czubki drzew, jakie supy...
W nic jeszcze nie uderzylimy, ale nawet gdyby szczcie sprzyjao nam
na dystansie nastpnego kilometra czy dwch, jedno byo bolenie
oczywiste: kamow lecia za nisko.
Obracajc si, zawadziem kolanem o gow Doronina, potem zapltaem si midzy jego nogami, koczc manewr ciosem czoa o
tablic przyrzdw. Wstajc, oparem si o sterczc spod fotela rkoje
i dopiero siadajc na udach pilota, zdaem sobie spraw, e omal nie
uruchomiem katapulty. Nie wiem, jak wyszedby z tego Doronin, ale ja
zainkasowabym pewnie najpotniejszego kopa
136

w dziejach ludzkoci, raz na zawsze egnajc si z dolnymi partiami


krgosupa.
Nie zdyem si nawet przestraszy, a ju los sadysta cisn mi w
twarz wielk zbiorcz anten telewizyjn, ktr kamow skosi z dachu.
Zaczem szarpa drkiem.
Bysk, mkncy do przodu wietlny punkt. Dopiero gdy plamka
wybuchu mrugna z samego rodka zbliajcej si szybko wiey,
uwiadomiem sobie, e wypaliem z dziaka.
Pierwszym i jedynym strzaem udao mi si trafi w koci. Jako
kanonier mogem sobie pogratulowa, szybko jednak zrozumiaem, co
oznacza tak precyzyjny strza. O dziaka bya rwnolega do osi
maszyny: migowiec lecia tam, gdzie strzela - i na odwrt.
Wiedziaem ju, co mnie zabije: zderzenie z wie jakiego ostrockiego kocioa.
Kara boska w czystej, jednoznacznej postaci.
Pozostay sekundy. Niczego ju nie prbowaem naciska: nieuchronno katastrofy paraliuje. Przegapiem pocztek hamowania.
Dopiero gdy prdko uciekajcych na boki wiate zmalaa o poow,
dotaro do mnie, e co si zmienia.
migowiec wytraca szybko agodnie i do koca nie byem pewny,
czy jednak nie uderzy w dzwonnic. Musia zawisn nieruchomo
kilkanacie metrw nad ziemi, by zawitaa mi myl, e mog przey.
Nie bya to jednak myl ociekajca radoci i entuzjazmem.
Pierwsze, co w dole zauwayem, to migajcy kolorowymi wiatami
policyjny radiowz.
Sta na ukos porodku ulicy, z wyranym zamiarem zablokowania
ruchu, a jego dwuosobowa zaoga, sterczca obok z zadartymi gowami,
nawet w pmroku przedwitu roztaczaa wyczuwaln aur niezdecydowania. Obaj policjanci trzymali si za kabury i obaj ograniczali
si do trzymania, co wystawiao im kiepsk opini jako ekspertom od
uzbrojenia. Kamowa trudno pomyli z jakimkolwiek migowcem, ju
nie to, e polskim, ale nawet naszych sojusznikw z NATO.
Po krtkim zawisie automatyczny pilot Ka-50 zamruga ostrzegawczo
kontrolkami i zacz ldowa. Sam z siebie, nie pytajc nikogo o zdanie.
137

Nie mylaem, e potrafi wyczynia takie sztuczki. Ale technika mknie


naprzd, a ta wojskowa, zwaszcza w czasie wojny, robi to szybciej i
dyskretniej. Wic niby czemu nie? Fakt: ldowanie to najbardziej
ryzykowny manewr. Wojsko jednak, zwaszcza walczce - no i rosyjskie
- sta na nowinki, ktre z oburzeniem odrzuc decydenci linii
pasaerskich. W czym problem? Jeli przygup komputer robi co nie tak,
pilot zawsze moe go wyczy i osobicie posadzi migowiec. Jeli nie
wycza, bo postrzelali go mocniej ni jego maszyn - nasz przypadek to znaczy, e obaj, i pilot, i migowiec, s tak czy siak spisani na straty.
Czyli o ryzyku nie ma mowy.
Domylaem si z grubsza, co zaszo. Kiedy nas ostrzelano, Doro-nin
nie od razu straci przytomno. Odpowiedzia ogniem, a potem, czujc,
e sabnie, zmieni co zdy w nastawach automatycznego pilota.
Prdko, by mie czas doj do siebie, oraz status programu lotu.
Komputer musia mie opcj awaryjnego ldowania, zapewne
uruchamian jednym klikniciem - cho raczej po wprowadzeniu
wsprzdnych macierzystej bazy. Na wsprzdne nie starczyo si, wic
w pamici komputera pozostay te ostatnie: centrum Ostroki. Do
ktrego oczywicie nie planowalimy dotrze, tak jak mao kto,
wpatrzony w kompas, planuje odwiedzi biegun.
Nie liczc jakiego mizernego drzewka, w dole nie byo niczego, o co
moglibymy zawadzi wirnikami. Jak na centrum miasta i losowo
wybrany punkt - istny cud. Ale osobicie wolabym ma, spektakularn
katastrof: ci dwaj na dole zapomnieliby o podejrzeniach i
przedzierzgnli si w ratownikw. A ratownikowi atwiej przytkn luf
do gowy.
Wykorzystujc zaskoczenie oraz stieczkina, mgbym rozbroi
gliniarzy, zabra im wz i wynie si std. Awaryjne, rozpaczliwe w
gruncie rzeczy ldowanie, przypadkiem jednak wygldao zbyt normalnie
i policjanci, zamiast po apteczk, signli po bro.
Moja do te opadaa na kabur. Pokusa bya ogromna: tamci mieli
dwie lufy, ale ja automat i atut w postaci kuloodpornych drzwi. Ich
radiowz kuloodporny nie by.
Miaem przewag. I nie musiabym nikogo zabija: par strzaw nad
gow ostudzi zapa kadego krawnika. Teren by urozma138

icony, peen potencjalnych kryjwek, a magazynek stieczkina


pojemny.
Ale strzela bym musia. Teraz ju tak.
Zaczem cofa do. I zesztywniaem, czujc ruch.
- Piotr?! - Zerwaem si, walc gow w sufit, a potem zaczem
si obraca, obtukujc okcie i kolana o rne fragmenty kabiny.
- Do gry, musimy w gr, szybko!
Co powiedzia. Ukad napdowy haasowa w najlepsze, cho koa
dotkny ju asfaltu. Poczuem do Doronina, najpierw w okolicy
krocza, potem midzy uciekajcymi na boki udami. W wietle latar
widziaem twarze zbliajcych si ostronie policjantw. Byli
zszokowani, co nie mogo specjalnie dziwi: nie co dzie spotyka si
zlatujc z nieba par przytulonych mczyzn, uprawiajcych co mocno
zblionego do seksu.
- Startuj, Pietia! Szybko!
- ...ic nie ...idze.
Ta rana w tyle gowy. Boe, tylko nie...
- To chwilowe. Na pewno. - Ju nie krzyczaem. - Bdziesz wi
dzia, syszysz, Pietia? Nic ci nie jest Ja... czekaj, powiesz tylko, co
naciska, a ja...
Zaczem si odwraca.
- Zasaniasz! - Widziaem bl w jego twarzy, ale przede wszyst
kim widziaem zamglone, lecz przytomne oczy.
Co uderzyo w szyb. Mocno. Grube pancerne szko nie wibruje od
byle czego.
- Odsu si!
Blokowaem mu dostp do przepustnicy i moe czego jeszcze. Drugi
pocisk pozbawi nas koniuszka wycieraczki. Kamow oderwa si od
ziemi, lecz jedynie tylnymi koami. Zaczlimy si obraca. Przypadkiem
w dobr stron, przodem w lewo. Kiedy otworzyem drzwiczki,
uciekajc nog za prg, wntrze kabiny i wiksza cz mojej sylwetki
pozostay osonite. Trzeci strza modszego gliny trafi w obudow
szyby. Par centymetrw wyej, a stracibym p twarzy.
Zanurkowaem za kompozytowo-szklano-pancern tarcz. Starszy
policjant czmychn w stron radiowozu. Mody da pokaz skrajnej
odwagi - czytaj: gupoty - stajc w wyzywajcym rozkroku
139

i mierzc z trzymanego oburcz pistoletu w sam rodek twarzy Doronina.


Strzeli, gdy przednie koo kamowa oderwao si od ziemi. Chyba
celnie. Pewnoci nie miaem, bo pociski nawet nie zarysoway szyby.
Zobaczyem dwa byski, po czym najpierw zdmuchnita czapka, a
nastpnie reszta dwudziestoletniego moe policjanta zniky mi z oczu.
Pozosta starszy, gramolcy si na fotel kierowcy. Widziaem go coraz
wyraniej: osignwszy puap dwch metrw Ka-50 zamiast w gr,
ruszy do przodu.
- Zgupiae?! - wrzasnem Doroninowi w ucho. O dziwo zare
agowa. migowiec zatrzyma si, zawis na wiele dugich sekund.
A potem opad.
Na radiowz.
Gdy odlatywalimy, udao mi si odszuka ludzkie sylwetki. Obaj
policjanci stali pod cian zapatrzeni w wysok na niecay metr bry
gitej blachy, w niczym nieprzypominajc dumnego wozu patio I
owego.
- Trudno im si bdzie dosta do radia - wyjani mocniejszym
ju gosem Doronin. - To Ostroka, tak?
Nie odpowiedziaem. Nie miaem siy.
Wyldowalimy porodku pola, na tyle blisko szosy, by nie traci czasu
na bdzenie po wertepach. Kamow siad gadko. Omal nie zaczem
nabiera otuchy, ale potem jego pilot rwnie gadko klapn poladkami
o ziemi. Tej nocy moje problemy nie mijay - zmieniay tylko charakter.
- We si w gar! - Musiaem krzycze: opaty robiy jeszcze nie
zy haas. - Nie wiem, czy sam to otworz!
Na szczcie jako poszo. Odblokowaem, opuciem i otworzyem
kontener. Sam. Doronin pomg mi o tyle, e nie pad zakrwawion
potylic w piach, co oderwaoby mnie od pracy. I bez tego miaem kogo
dwiga. Po godzinie podrowania w charakterze szprotki w puszce ani
Ewa, ani przyduszony ni Wilnicki nie poraali form. Praktycznie
musiaem ich powyjmowa. Kwany odr,

140

bijcy z kontenera, a potem od samych pasaerw, dowodzi, e komu


nie wytrzyma odek.
- Gdzie jestemy? - Spojrzenie Wilnickiego pobiego za par samochodowych wiate, mkncych po odlegej szosie.
- Ostroka. A to droga na Warszaw.
Zerkn na zegarek. Doronin wczy wiata pozycyjne, mogem wic
oceni wyraz twarzy pukownika. Zachwycony nie by, ale chyba widzia
przyszo w janiejszych ni ja barwach.
- Pamitajcie - spojrza na oddalajce si plecy Ewy. - Nie znamy si
i...
- Jasne - przerwaem. - Niech pan ju biegnie.
- Co z nim? - patrzy na Doronina i klkajc obok niego dziewczyn.
- W porzdku. Zaraz bdzie na chodzie.
Nie wierzyem sam sobie; nic dziwnego, e nie udao mi si go
przekona. I chyba za pno zaczem. Gdyby odrobin wczeniej
wpakowa rk za po marynarki...
- Odsu si, Krech owi ak. - Moje nogi wykonay chyba krok w z
stron, bo miaem teraz Doronina dokadnie za plecami. Fatalny ukad, o
ile waciwie oceniaem zamiary faceta, ktrego z kolei miaem przed
sob. Ale jako nie potrafiem si odsun.
- Niech pan tego nie robi.
- Nie bd idiot. - Nadal nie wyciga broni. - Strzela. Wiesz, co to
znaczy? Moe ju nigdy nie wyj z wizienia. Opinia publiczna a si
lini na myl o krwi tych cholernych, ruskich mordercw od Begmy.
Choby nikogo nie trafi, prokurator zada dwudziestu laL A wtedy pan
Doronin zacznie piewa. Jak sowik.
- Nie zabijesz go - wycedziem. Byo ju cicho, wirniki znieruchomiay. Tak jak my.
- Niby dlaczego? - zapyta powoli.
- Bo nie jeste z Dzikiego Zachodu. Mgby nie zdy.
- A jeli wiczyem karate? - Co w rodzaju umiechu pojawio si w
jego twarzy. - Byo nie byo, suby specjalne. No i mog te zdy.
- Zaryzykuj.

141

Zastanawia si. Mimo wszystko nie sta a tak blisko. N czy paka
w moich rkach wyrwnayby szanse, ale goe pici? Rozsdny gracz
stawiaby na niego.
To znaczy: pki kto trzeci nie wczy si do naszego maego pokera.
- Rce, Wilnicki. Powoli i wysoko. Bo jaja odstrzel.
Miaa dobry gos, twardy i zimny, ale nie zaryzykowaem spojrzenia
przez rami, pki donie pukownika nie powdroway do gry. Powoli i
wysoko.
-A gdzie etyka pielgniarska? - upomnia si. Wyjem mu rewolwer
spod pachy i zerknem na Ew. Sylwetk do zudzenia przypominaa
tego kowboja z ostrockiej policji. Tylko pistolet miaa wikszy.
- Nie jestem pielgniark - warkna. - I z wielk przyjemnoci...
- Nie czas na przyjemnoci - przerwaem. - Zajmij si Doroni-nem. A
pan, pukowniku, biegnie grzecznie na szos, wzywa takswk i jedzie
do Warszawy. Wolno opuci rce.
Opuci. Tylko po to, by wymownie wycign praw.
- To subowa bro. Pal diabli naboje, ale...
- Niech pan nie przeciga struny - wzruszyem ramionami. - Bo jej
zezwol na t przyjemno.
Wiedzia, kiedy zrezygnowa. Odwrci si i spokojnym truchtem
odbieg w upstrzon wiatekami ciemno. Gdzie daleko zawodzia
policyjna syrena.
-1 jak?
Znalaza latark i teraz moga nie tylko obmaca, ale te obejrze
Doronina. Nie sam gow: sprawdzaa mu puls, dotykaa kolan, a na
koniec zapaa za miejsce, za ktre uczciwe kobiety nie api mczyzn w
obecnoci wiadkw. Nic dziwnego, e od razu oprzytomnia.
- Niedobrze. Czaszka uszkodzona. - Staraa si, by jej gos brzmia jak
przedtem, ale najwyraniej celowanie do ludzi przychodzio jej atwiej
ni ogldanie cudzych osigni strzeleckich.
- Nic mi nie... - wymamrota Doronin. - Troch w gowie... huczy.
Aha, pienidze.
Nie wiem, czy chcia wsta, czy grzeba po kieszeniach. Ewa zapaa
go za ramiona zbyt szybko.
142

- Sied. Tam moe by odamek; jeden zy ruch i...


- We pienidze - powiedzia, nie prbujc si uwalnia. - Musicie
ucieka.
- Mylisz, e ci tak zostawi?! - Tym jednym zdaniem dokonaa
cudu: zaczem zazdroci facetowi majcemu na karku cae polskie siy
zbrojne, a nad karkiem otwr, przez ktry w kadej chwili mg
wypyn mzg.
- On musi lecie - powiedziaem ponuro.
- Lecie?! Na noszach chyba, do szpitala! To otwarta rana czaszki,
idioto!
- Nie myl przez chwil jak lekarz - zaproponowaem. - Jak sdzisz, co
zrobi, gdy go zapi?
- Za przemyt..
- Przemyt?! - parsknem jej gorzkim miechem w twarz. -1 to ja
jestem idiot? A widziaa pani doktor kodeks karny? Jest tam cay
rozdzia o takich jak my. Nie tylko Doronin, nie - teraz ju caa trjka! Za
zdrad doywocie, za szpiegostwo doywocie, za zamach na
funkcjonariusza, mienie... Zestrzelilimy wojskowy helikopter, rozwalilimy chaup, radiowz i kawaek kocioa. Samo czytanie aktu
oskarenia zajmie tydzie.
Na jej miejscu wpadbym teraz w histeri. Godzin temu bya czysta
jak za - i oto nagle awansowaa na wroga publicznego, kogo, kogo
miliony rodakw ochoczo posayby na szubienic. Z caej naszej trjki
ona jedna na pewno nie zasuya na taki los. Miaa wite prawo
krzycze, paka a nawet paln mi ze stieczkina w bezmylny eb.
- Nie... nie wiedziaam - powiedziaa cicho, penym skruchy to
nem. - Ja... dasz rad lecie? - zwrcia si do Doronina.
Cigle trzymaa go w ramionach. Troch dugo to trwao jak na relacj
lekarz - pacjent.
- Z powrotem atwiej pjdzie. Wicej czasu, niszy lot... Nie ciesz
si - bysn nagle zbami. - Bdziesz mi musiaa odesa t fors.
Nie zabij si po drodze.
Patrzya mu z bliska w twarz i to te trwao o wiele za dugo. Doronin
nie by w a tak kiepskiej formie, by to przegapi. Ale oczywicie
niczego nie zrozumia.
- Nie odel - powiedziaa cicho.
143

Nadal nie rozumia. C, mia mzg na wierzchu. No i pewne rzeczy


lepiej wida z boku.
- Nawet o tym nie myl. - Miao to zabrzmie stanowczo, ale spartaczyem. Autorytetu wystarczyoby mi moe na przywoanie do
porzdku trzyletniej dziewczynki.
- artowaem - powiedzia niepewnie Doronin, klkajc niezdarnie a
potem wstajc, wci z jej domi na ramionach. - Nie wygupiaj si,
Janusz, par marnych euro...
- Twj ojciec mnie zabije. - Zignorowaem go; patrzyem na Ew z
min psa, ktrego ukochana pani kopna bez powodu. - Nie rb mi tego.
- Problem w tym - umiechna si blado - e ja uwielbiam by
lekarzem. Mam, kurwa, powoanie jakie.
- O czym wy...? - Urwa. W kocu zrozumia. Nie wiem, czy
wszystko, ale najwaniejsze tak.
- Jednego ci nie powiedziaem. - Chwyciem si ostatniej szansy. Mam upowanienie, by wzi ci za kudy i przywlec pod ojcowy pasek.
Nie prowokuj mnie.
Przyjrzaa mi si z ukosa, prbujc oceni stopie determinacji, po
czym pucia w kocu Doronina, schylia si i wymierzya mi z pistoletu
midzy oczy.
- Ju raz to przerabialimy, ale niech tam... Spadaj, Krechowiak. Tam
jest szosa. We takswk i spadaj.
- Syszaa o wypadkach z broni? - rzuciem jej mroczne spojrzenie.
- A mylisz, e w ogle wiem, jak to odbezpieczy?
- Wariatka... - Przypomniaem sobie wojn nerww z Wilnickim i
powtrzyem z przekonaniem: - Wariatka.
Doronin delikatnie wyuska jej pistolet i schowa do kabury. Ruszy w
stron kabiny. Mia dobre chci, ale uczy si za wolno. Dopada go, nim
dotkn klamki.
- Co chcesz zrobi?
- Odejd - powiedzia cicho. Za cicho. Pomylaem, e rozgrywa to
fatalnie.
- Lekarze nie robi takich rzeczy - zaartowaa, do zrcznie
maskujc napicie. - Nie porzucaj pacjentw.
144

- Ju nie jeste lekarzem. - Tym razem zagra dobrze: zabrzmia


o cudownie opryskliwie. - Do trzech razy sztuka... Tam jest szosa
i takswki. Biegnij. No, zabieraj si.
Mimo wszystko schrzani spraw. Nie mona mwi takich rzeczy
dziewczynie, gapic si wszdzie, tylko nie na ni.
- Bo co: zastrzelisz mnie? Prosz bardzo.
- Jak to sobie wyobraasz? - wskaza wntrze kabiny.
- Wemiesz mnie na kolana. aden problem.
Tym go zaatwia. Niewiadomie: nie bya pilotem maszyny szturmowej, nie potrafia spoci si z przeraenia na sam myl, e gdzie nad
polem bitwy mona by cisn si w tym mikroskopijnym akwarium z
kim jeszcze. Na moje nieszczcie Doronin nie wzi poprawki na jej
ignorancj i zamiast wymia z marszu, wpatrywa si w cignit
uporem twarz z mieszanin niedowierzania i niemal nabonej czci.
Miaem ochot zapa oboje za karki i par razy grzmotn jednym
pustym bem o drugi.
- Zabijesz jego, siebie i mnie na dodatek - wygosiem mroczne
proroctwo. - Cholera, e te musiaem trafi na kretynk...
Popatrzyli na mnie zdziwieni.
- To znaczy... Te chcesz...? - pokazaa palcem kabin.
- Nie zmiecimy si wszyscy - zauway na pozr przytomnie
Doronin.
- Ale we dwoje tak? - posaem mu cierpki umiech. - Nie bj si, nie
krc mnie twoje kolana. Wystarczy stare miejsce w kuble.
Byo ciemno, ale dabym gow, e oboje poczerwienieli.
Wracalimy nisko, powoli, zygzakiem i cakiem bez przeszkd. Tu
przed witem Ka-50 zszed niej, zwolni i zrzuci mj pojemnik wraz z
zawartoci w zarola przy drodze do pegeeru, jakie dwadziecia
metrw od miejsca, gdzie po starciu z Marcinem Szablewskim ukryem
plecak.
Przez minut dochodziem do siebie, trc poobijane okcie. Potem
odszukaem plecak: radiotelefon Gawryszkina mg si przyda.
Zerknem w instrukcj i upchnem go pod kurtk.
Do Paacowej" dotarem opotkami, przez nikogo nie zauwaony.
Obok nysy parkowa terenowy mercedes Stray Granicznej.
145

Zmiennik Ziemkowicza spa oparty o kierownic. Zatoczyem uk i


znalazem si na tyach budynku.
Natychmiast zauwayem t drabin. Okno, o ktrego parapet si
opieraa, byo oknem pokoju Maszy. W poowie drogi na gr
przypomniaem sobie, e i tak chciaem dosta si do budynku. Pierwsz
poow zaliczyem na zasadzie odruchu, pchany wycznie strachem.
Marcin nie y - ale mia kumpli. Przez parapet przeskakiwaem z
rewolwerem w rku. Dowiadczenie uczyo, e przed dyskusj z
adoratorami Maszy tego typu rekwizyty bywaj przydatne.
Czciowo miaem racj. Nastpca Marcina potencjalnie stanowi
nawet wiksze zagroenie. Gdyby Szablewski, zamiast sztucerem,
posugiwa si automatem glauberyt, nie byoby mnie tu teraz. A leca
na ku para dalej robiaby swoje. Cokolwiek robili.
Z pocztku nie miaem cienia wtpliwoci. Wacicielowi sterczcych
z ka wojskowych buciorw nie kropnem w eb tylko dlatego, e nie
chciaem budzi Maszy, opryskujc jej twarz ludzkim mzgiem. Dopiero
po sekundzie, gdy dryblas w przybrudzonym mundurze rozwar powieki,
zaczem dostrzega nieprawidowoci w tej jednoznacznej z pozoru
scenie.
Jak na gwaciciela by zbytpozapinany. Gdyby nie lecy na stole pas z
kabur i beret, niczego nie potrafibym zarzuci jego umundurowaniu.
Widoczne fragmenty Maszy te skaniay do refleksji. Ofiara gwatu nie
powinna mie obszytego futerkiem bambosza, wiszcego na maej stopie
w przetartej skarpetce. Nie powinna tuli si do boku przeladowcy, ni to
lec, ni siedzc w poprzek szerokiego ka, okryta kodr, ktrej byo
za mao, by bez starannego ukadania dao si ochroni nawet tak niedu
dziewczyn przed pyncym od okna chodem. Wok powinny wala si
resztki poszarpanej bielizny, a nie pobazgrane kartki i mj sownik
polsko--rosyjski.
Odetchnem. Podbj miosny, czy to dokonany przemoc, czy w
oparciu o urok osobisty, nie koczy si tym, e dwjka modych zasypia
w ubraniach, siedzc w poprzek ka. Wygldao na to, e
Gawryszkinowi chwilowo si upieko i jeszcze nie zostanie dziadkiem.
146

- Nie prbuj - warknem, widzc spojrzenie w stron stou. Dudziszewski usucha. Psycholog, choby niedoszy, najpierw pyta, a
dopiero potem strzela. - Co tu robisz?
- To nie tak, jak pan myli.
- Czyli nie jak?
- Nawet jej nie tknem. Wiem, gupio to wyglda, ale... Zreszt o was
te ludzie niestworzone rzeczy...
- Skd wiesz - umiechnem si nieadnie - e to nieprawda? Moe
jestem wciekle zazdrosny? Obio ci si o uszy nazwisko Szablewski?
- To ten...? - przesun palcem po szyi. - Jasne. Dlatego tu jestem. Jak
pan uciek, ta ruda porucznik narobia rabanu i dowdca wystawi
posterunek. Nikt nie wierzy, e pan wrci, ale na wszelki wypadek... urwa, zerknwszy na zegarek. - O Jezu! Ju szsta?!
- Sied - poruszyem luf. -1 akurat ciebie tu dali?
- No... pomylaem, e to okazja, by pogada. Z Masz.
- Czego od niej chcesz?
- Niczego. Pomylaem, e mog jej pomc. - Uciek z oczami. - Taka
dziewczyna nie powinna garw zmywa.
- Jaka?
- Taka... no, inteligentna.
- Rozumiem. Zobaczye j za barem, porazia ci bijca od niej
inteligencja. Wic porzucie posterunek i wlaze do ka kochance
mordercy. To takie naturalne.
Jaki czas milcza.
- No dobra - westchn w kocu. - Podoba mi si.
Zerkn w zagbienie ramienia, gdzie spoczywaa rozczochrana gowa
Maszy. Chcia chyba powiedzie bez sw sam widzisz, jakie to cudo",
ale mu nie wyszo. Zamiast tego przyklei si do niej spojrzeniem
dziecka, ktremu wity Mikoaj pozwoli zajrze do worka.
- Jest liczna - powiedziaem mikko, kompromitujc si jako
bezwzgldny morderca. - I to wszystko.
- O co panu chodzi?
- Zamknij si i suchaj. Chc std wyj, dyskretnie. Jeli bdziesz
utrudnia, prawdopodobnie zastrzel ciebie i jeszcze par osb.
147

Potem pewnie kto kropnie mnie i moe Masz. Bdziesz mia na


sumieniu cay may cmentarz, wic lepiej zachowuj si.
- Nie moe jej pan zabra! - W kocu udao mi si nim wstrzs
n. - Dookoa peno wart! Nie dacie rady...
Mwi gono, co wymaga gbokich wdechw. Nie zdziwi mnie
widok unoszcej si dziewczcej gowy. Masza stracia such, lecz nie
czujno. Na odwrt raczej: gotowo do byskawicznych reakcji bya
teraz jej mocn stron. Inna sprawa, e to, co robia, nie zawsze dao si
przewidzie.
Teraz na przykad zawisa mi na szyi. Katalizator w osobie Dudziszewskiego mia na ni zy wpyw: wracay jej odruchy kilkuletniej
smarkuli. A przecie nie bya ju dzieckiem: ciao, ktre przytrzymywaem, naleao do drobnej wprawdzie, lecz w peni uformowanej
kobiety.
- Mwili, e nie wrcisz! - Jak kady guchy, nie umiaa dopasowa
siy gosu do potrzeby chwili.
- Ciiicho - poderwaem palce do jej usL - Kto moe...
Nie dane mi byo dokoczy. Drzwi na korytarz otworzyy si
gwatownie. Masza wisiaa mi na szyi, zwrcona plecami do wejcia,
oczy miaem jednak wyej ni ona czupryn, i widziaem, co si dzieje.
- Nie ruszaj si!!!
I bez krzyku porucznik Pawiuk nie kiwnbym palcem, ale ostatecznie
nie musiaa o tym wiedzie. Trzymaa pistolet oburcz, mierzya mi w
twarz, moga zabi. Przerazi nie moga. A szkoda. Atak paniki,
paradoksalnie, pomgby mi zrobi to, co wydawao si najrozsdniejsze.
Strzeli.
Nie zauwaya rewolweru w mojej rce: zbyt bya przejta, no i nie
miaa okularw. Czuem, e trafi dobrze. Oberwie, puci bro, trafi do
szpitala - ale przeyje. Gdyby bya mczyzn... czy cho wpada tu tak,
jak noc do mojej sypialni, w mundurze, za ktrym stoi caa przeraajca
potga bezdusznej machiny pastwa... Moe wtedy... Ale nie mogem
przecie strzeli do bosej, potarganej dziewczyny w starowieckiej
koszuli nocnej, sigajcej poowy ydek. Gdy by to jeszcze byo co
kusego, pachncego rozpust...
148

- Nie ru... Rzu bro! - Dopiero teraz zauwaya, e praw rk


przytrzymuj co wicej ni biodro Maszy. Wci mogem j za
strzeli. I wci osaniaa mnie ywa, niczego niewiadoma tarcza.
Puciem rewolwer. Zanim uderzy o podog, miaem ju dwie ywe
tarcze. Ta druga wiksza i zielona.
- Nie strzelaj! - Dudziszewski wpad na lini ognia.
Marzena odskoczya. Trafia biodrami na stolik z wazonem, potrcia
go, zatoczya si, prbujc zapa ni to rwnowag, ni wazon.
Zapomniaa o palcu na spucie.
Hukno jak z dziaa. Szarpnem Masz, ustawiajc si plecami do
drzwi; z gry sypno kawakami yrandola. Czekaem na nastpne
strzay, prbujc zmieni nas w ywy posg, co nie jest proste, gdy
czowiek "trzyma w powietrzu wyrywajc si wicemistrzyni Europy w
gimnastyce artystycznej. Wbrew pozorom filigranowe panny uprawiajce
t dyscyplin maj dynamit w miniach.
- Puuu!
- Pu j! - Marzena popara nieoczekiwanie Masz.
- Rozszarpie pani! - ostrzegem.
- Licz do trzech i strzelam! Raz...
- Nie widzi pani, e ona jest...? Dwa!
- Dudziszewski, ap j!
Postawiem Masz. Skoczya od razu. Mylaem, e po to, by obiec
st, ale jej nie doceniem. Chwycia krzeso i zawirowawszy w
podpatrzonym u jakiego mociarza piruecie, cisna nim w stron drzwi.
Gawryszkin zmarnowa talent crki, robic z niej gimna-styczk. W
rzucie krzesem wywalczyaby zoto.
Marzena wykonaa unik, padajc na kolana. Odbite od ciany krzeso
grzmotno j w kark. Masza, a potem Dudziszewski runli na
spoczywajcy porodku stou automat. St szczliwie nie wytrzyma:
caa czwrka wyldowaa na pododze. Jeszcze przez chwil trwaa
bezadna szarpanina, ale nic ju nikomu nie grozio. Zadbaem o to,
zadzierajc rce do gry.
- Ju dobrze, nie strzelaj, ju dobrze...
Nie strzelia. Nosia przyzwoit nocn koszul i zachowywaa si te
przyzwoicie. Staa przy drzwiach, trc stuczony kark,
149

i czekaa na zwycistwo Dudziszewskiego. Nie patrzya na mnie,


mogem wic bezkarnie gapi si na uboczny efekt masowania karku.
Luna koszula okazaa si nieoczekiwanie obcisa w jednym, za to
strategicznym miejscu: na szczycie nieduej, ostro zakoczonej piersi.
- Chyba... - musiaa przekn lin - chyba naprawd za panem
szaleje.
Przeniosa spojrzenie na mnie. Spniem si z poderwaniem swojego.
Zauwaya, na co si gapi, i jej rka byskawicznie powrcia zza
plecw. Ta odruchowa reakcja rozzocia j chyba bardziej ni fakt
obmacywania wzrokiem przez wiejskiego kryminalist.
- Masza jest ciut niezrwnowaona- powiedziaem szybko, chcc
zatrze ze wraenie. - Boi si kobiet i kiedy myli, e zagraaj jej lub
komu z...
- Ciut?! - Sdzc z jej tonu, niczego nie zatarem. Raczej rozmazaem.
- Prbowaa mnie zastrzeli!
- Nic si nie stao - umiechnem si blado.
- Niech pan jej powie - wycedzia - e jest zatrzymana.
Dudziszewski opasywa Masz ramionami, ale nogi miaa wolne.
Uya wic jednej do kopnicia sownika. Nie way tyle co krzeso, lecz
sdzc z bolesnego grymasu gniewnej twarzyczki, zdrowo przyoyby
Marzenie, gdyby ta nie uratowaa si kolejnym unikiem.
- Mam tego do! Co ona sobie, cholera, wyobraa?!
- Zabierz j - wskazaem onierzowi drzwi azienki.
- A ty si zamknij! - Wycelowaa we mnie. - Nie masz...
Dudziszewski, bardziej nioscy ni prowadzcy szarpic si Ma
sz, zatrzasn za sob drzwi azienki.
- Tak bdzie lepiej - zapewniem. Nie rozadowaem tym napicia. Na
szczcie nadcigna odsiecz.
- Co tu si dzieje?
W progu sta abiszewski, w piamie i klapkach na bose stopy.
- Nic - zegaa porucznik Pawluk. Gupio, ale eby od razu spon
takim rumiecem? - Wszystko gra.
- Syszaem... - Jego wzrok, biegajcy po zdemolowanym wntrzu,
trafi na pistolet. Skrywaa go, moe bezwiednie, w fadach koszuli. Boe, Marzena... Co tu si dzieje?
150

- Ju nic. Wracaj do ka... to znaczy... spa.


To potknicie uwiadomio mi, na czym polega problem. Lea w jej
stroju. Zestawienie niewinnoci starowieckiej koszuli z wielk spluw w
doni mogo wywoywa u mczyzn myli i emocje, czynice piekem
ycie kobiet-oficerw. W dodatku tem tego pikantnego obrazka byem
ja: facet, ktry w trakcie ostatniego spotkania z abiszewskim klepa j
po tyku. Prawie jej wspczuem.
- Mog... pomc? - On te wyglda na poruszonego.
- Nie trzeba. Zaraz bd tu onierze. Lepiej ju id.
Oddali si z ociganiem. Za chwil zastpi go mocno przejty
Grzesiek. Jego te przepdzia. Potem staa, prbujc udawa, e jej
wygld nie ma znaczenia, i rzucaa tskne spojrzenia w kierunku klatki
schodowej, skd jako nie nadcigay posiki. Z czystym sumieniem
czowieka, ktry niczego nie ryzykuje, podniosem rewolwer
Wilnickiego. Trzymajc go za luf w opuszczonej lewej doni, zbliyem
si do drzwi.
Kiedy si odwrcia, dzieliy nas dwa metry. Odskoczya. A raczej
prbowaa: skoczyo si na zderzeniu plecw ze cian.
- Raz, dwa, trzy zabita. - Umiechnem si. - Fatalnie. Mona kogo
aresztowa i w nocnej koszuli, ale eby tak zupenie zapomina o
aresztancie...
- Rzu to. - Gos jej dra.
- Mgby wypali - zakoysaem rewolwerem. Trzymaem go za
muszk jak przecitna kobieta zdech mysz, czyli koniuszkami palcw. Albo stuc pani palec u nogi.
- Ju! - Zabrzmiao to w jej ustach jak najgorsza obelga. Dopiero teraz
poczerwieniaa naprawd. Na cignitych brwiach zalniy kropelki
potu.
Rewolwer wyldowa midzy jej bosymi stopami. Cofna si, kucna.
Podniosa bro i szybko, wyranie zdenerwowana, zerwaa si na nogi.
- Teraz z kolei mgbym kopn - potwierdziem to, co troch za
pno sobie uwiadomia. - Bez urazy, ale na drugi raz niech pani
wemie ze sob chopakw. A propos... Dugo ich nie ma.
- Zam-knij-si - wysyczaa. Koszula znw przylgna do sutkw.
151

Zrozumiaem, e jest mokra. Nerwy? Nie moga si a tak spoci, nie


tam. I nie w chronicznie niedogrzanej Paacowej". Nagle mnie olnio:
po prostu polowanie na morderc zacza od skoku do umywalki.
Dziwaczne? Wbrew pozorom nie: w momencie konfrontacji czowiek
potrzebuje kadej odrobiny pewnoci siebie, a bycie wie i powabn
podnosi mod kobiet we wasnych oczach. Albo raczej: douje j bycie
niewie.
To nie miao nic wsplnego ze mn. Najmieszniejsze, e zdyem o
tym pomyle i wyzby si zudze.
- Jeli to nie celowa taktyka - palnem pomimo tego - to Masza ma w
szafie par swetrw.
- Celowa taktyka? - Pomie gniewu w szarych oczach dowodzi, e
rozumie, i tylko uwierzy nie potrafi.
- No, ta koszula na goe ciao zamiast kamizelki kuloodpornej...
Psychologiczny chwyt? Cakiem skutecz...
Sam byem sobie winny: dziewczyna ma prawo spoliczkowa parszywca, wygaszajcego podobne uwagi. A e akurat obie donie miaa
zajte... No c.
Siedzc na pododze i dochodzc do siebie, pocieszaem si, e jak na
cios szesnastostrzaowcem, to nawet nie bolao. No i w kocu mog, nie
budzc podejrze, pogapi si na stopy i ydki pani porucznik. Niby nic
takiego, dolne koce czego, co kady ma na wasno. I w stosunku do
szczupych ydek te jej stopy wydaway si jakby za dugie... Ale miay
w sobie co, co sprawiao, e prawie aowaem, kiedy zamiast
zakoczy lekcj dobrych manier kopniakiem, oddaliy si nagle w gb
pokoju.
- Po prostu nie mylaam, e pan wrci - dobieg mnie uraony gos,
poprzedzony skrzypniciem szafy. - Spaam.
- Czujnie pani sypia. - Zlizaem krew z wierzchu doni, ktr
wczeniej masowaem czoo. - Gratuluj.
- Jeeli ju, to Szablewskiemu. Zdy wyznaczy nagrod.
Wreszcie udao mi si zapomnie o jej cielesnoci.
- Kto? - zapytaem cicho. - Kto pani zbudzi?
- A co za rnica? Uczciwy obywatel.
- Nie zastrzeliem pani. Co mi si chyba naley?

152

- Moe i jestem do dupy - przyznaa, wycigajc z szafy jeden ze


swetrw Maszy. - Ale te mogam... Nic sobie nie jestemy winni.
Nic, jasne?
Dwignem si i zaczem grzeba w kieszeniach.
- Wolaabym widzie pana rce, panie Krechowiak.
- Spokojnie, ju mi pani zabraa scyzoryk - wzruszyem ramionami. No tak... chusteczk te. Zapomniaem.
Po uoeniu swetra d jej koszuli przeistoczy si nieoczekiwanie w
cakiem przyzwoit spdnic i gdyby nie bose nogi, nawet dziewczyna w
wieku Marzeny Pawluk, jeszcze nie stara, ale ju powana, mogaby tak
i na spacer. Inna sprawa, e przyciasna gra uwypuklia wszystko, co
koszula pozostawiaa w sferze domysw: nie tylko lini piersi, ale i
peni bioder, kontrastujc ze zweniem talii.
- Nie rozpieszcza pan swojej dziewczyny. - Zlustrowaa wntrze
pustawej szafy. - Hmm... chustek te nie widz.
- Ona nie jest moja...
- Nie mj biznes. Stwierdzam po prostu, e nie ma chustek. Prawd
mwic - zamkna szaf - to nic tu nie ma.
- Chodmy do mnie.
- artuje pan - posaa mi szyderczy umiech.
- Dobra. Stjmy i czekajmy. Moe kto przyjdzie, zanim si wykrwawi.
Stalimy i czekalimy. Nie wykrwawiem si: metoda rka-lina-czoo" podziaaa. Ale satysfakcj i tak miaem: pies z kulaw nog nie
zainteresowa si nami. Na twarz Marzeny powoli wracao upokorzenie
czowieka, ktry widzi, e wszystko idzie nie tak, i czuje sw
mieszno.
- Jednak trzeba byo pani zabi - stwierdziem w przypywie
samokrytyki. - Bybym ju daleko.
- Nie mam ochoty z panem rozmawia.
Inni mieli: usyszelimy dzwonek telefonu. Popatrzyem pytajco, ale z
mciw satysfakcj pokrcia gow.
- Moe to do pani. Chc powiedzie, e przyjd pniej.
- Bardzo mieszne - rzucia z pogard.

153

Zamilkem. Telefon w moim pokoju nie zamilk. Dzwoni i dzwoni, a


w ktrym momencie zza drzwi przechodniej azienki wychyli si
Dudziszewski.
- Telefon - oznajmi. - Do pani. Jaki tam Wilecki.
- Skd pan dzwoni? Straszny haas... Sucham?!
Twarz jej zesztywniaa. Pokazaem Dudziszewski emu, by przytrzyma
Masz. Niepotrzebnie. Cae wibrujce w powietrzu napicie generowaa
porucznik Paw luk.
- Zdaje pan sobie spraw - wycedzia w ktrym momencie - e
mog to nagrywa? Albo...
Zaryzykowaem i wcisnem przecznik na pulpicie aparatu. Nie
zastrzelia mnie.
- ...rozumie, co si do pani mwi. - Wilnicki nie denerwowa si:
mwi gono z winy monotonnego omotu w tle. - Albo to pani zrobi,
albo nagrania i wiadkowie bd bez znaczenia.
- Niby dlaczego? - Wida byo, e jej nie przekona.
- Bo wiadkw i nagrania mona zlikwidowa.
- Grozi mi pan? - zapytaa z niedowierzaniem.
- Skadam ofert. Nie mam jeszcze pani akt, ale sprawia pani wraenie
rozsdnej. -Zerknem: przede wszystkim sprawiaa wraenie wkurzonej.
- Powtarzam: przepuci pani nie jakich szemranych typw, ale Agat
witek. Z ministerialnym zezwoleniem, wiadectwem odprawy celnej,
nietknitymi pieczciami. I poparciem politycznym, o jakim si pani nie
nio. Premier, prezydent, prymas, poowa Sejmu.
Podobne teksty zawsze i na kadym robi wraenie. Tak jak widok
nadjedajcego pocigu, ogldanego z miejsca midzy szynami.
- Skoro to takie oczywiste... - zacza.
- Oczywiste jest, e nikt pani nie tknie, kiedy ta ciarwka przekroczy
granic. Ale gdybymy chcieli dopenia formalnoci... Przepis mwi, e
granic przekracza si przez wyznaczone przejcia.
- Jedcie przez Bezledy.
- Nie wysila si pani - skomentowaem t toporn propozycj.
- Dzie dobry, pukowniku. To ja, Krechowiak.
Przez chwil syszaem tylko dudnienie.
154

- Co pan tam robi?


- Prbuj wyekspediowa std Masz Gawryszkin. - Moje proszce
spojrzenie poskutkowao: Marzena nie zdzielia mnie rkojeci swego
wista. - Mog?
- Tylko j?
- To pani porucznik ma pistolet - westchnem.
- Rozumiem... Co do dziewczyny, niech idzie drog na Botajny. Za...
kilka minut. Pieszo. O ile oczywicie pani porucznik nadal bdzie si
upiera przy biurokracji.
le zagra. Poznaem to po bysku szarych oczu.
- Zaatw sobie lepiej celnika z plombownic - warkna.
- Jeeli sprbujesz otworzy sam och...!
Krzycza w gorczkowym popiechu, ale dokoczy nie zdy. Jednym
ruchem palca przerwaa poczenie. Zapanowao cikie milczenie.
- Popilnuje go pan - mrukna Marzena. Brak okularw wyranie jej
szkodzi: Dudziszewski ewidentnie zbiera si do wygoszenia wanej
kwestii. - Przebior si i zaraz...
- O co tu chodzi? - przerwa jej obcesowo. - Co to za teksty o likwidowaniu wiadkw? I czemu Masza ma i akurat pieszo, akurat za
kilka minut i akurat na Botajny?
Kocwk zaadresowa do mnie.
- Niewane - powiedziaem. - Pani porucznik puci ciarwk
i Masza nigdzie nie pjdzie.
Wytrzymaa moje spojrzenie. Ja wytrzymaem jej. Nie wiem, jakim
cudem nie pomiadylimy sobie gaek ocznych.
- Masza nigdzie nie pjdzie - odezwaa si z cieniem umiechu
w kciku usL - Masza jest aresztowana.
Dudziszewski demonstracyjnie puci dziewczyn.
- Tak? No to niech ich pani sobie sama pilnuje.
- Sucham?
- To skurwysystwo odgrywa si na chorej... na chorym dziecku.
Marzena cigle bya bardziej zaskoczona ni za. Czuem jednak, e
nastpna kwestia tego psychologa z boej aski moe wywoa tragiczne
nastpstwa.
155

- Nie mw tak, Dudziszewski. Pani porucznik nie jest niczyim synem,


no i jest oficerem, a ty zwykym szwejem. I lepiej trzymaj Masz.
Widziae, co potrafi.
- Jest chora - powiedzia z przekonaniem, co nie przeszkodzio mu
wzi j za rk. - Ludzi w takim stanie nie wolno...
- Do wiadomoci pana szeregowego - przerwaa mu lodowato
uprzejmie. - W strefie przygranicznej rzdzi dzi nie policja, wojsko czy
Pan Bg, tylko Stra Graniczna RP. Czyli w danym wypadku ja. Dopki
nie wybuchnie wojna, jednostki wojskowe kordonu granicznego
podlegaj lokalnym komendantom Stray. Z pask jednostk wcznie.
Co znaczy, e jeli ka wsadzi sobie kurze pirko w tyek i pilnowa
aresztanta, wsadzi pan i bdzie pilnowa. Jasno si wyraam?
Abstrahujc od motyww, by dobry dla Maszy i teraz, jak w porzdnej
bajce, odwzajemniono mu si za t dobro. Polegao to na tym, e
gucha, lecz nie lepa dziewczyna rzucia si nagle na wadczyni
absolutn Kisun i okolic. Dziki temu Dusziszewski mg zaj si jej
apaniem i unikn upokarzajcego przytakiwania.
- Idziemy, Krechowiak - warkna Marzena. - A pan niech j
zaprowadzi na d, do mojego samochodu.
Milczaem a do drzwi apartamentu dla nowoecw.
- Do pani? Co ludzie powiedz?
- No ju. - Wszedem. - Twarz do ciany i nie odwraca si. Tym
razem strzel. Sowo honoru.
- Honor wanie pani nadwerya. - Co mwiem, to mwiem, ale
stanem, jak chciaa. - Mog o co zapyta?
- Nie.
- Przymknie pani oko na t ciarwk?
Syszaem szelest dobiegajcy z miejsca, gdzie stao krzeso z jej
mundurem. Teraz ucich.
- A co to pana obchodzi?
- Nic. Pytam ze wzgldu na Masz.
- Na pana miejscu martwiabym si raczej o siebie.
- Przepucibym ten wz. To mierdzca sprawa.
- Niech pan sobie daruje takie sztuczki. May hak na gupi bab, tak?
156

Cholera, jak mogem na to nie wpa?


- Ma pani prawo tak myle - przyznaem. - Ale Wilnicki ma racj: w
tym kraju witek jest nie do ruszenia. Schowa si pani za ni i spoko.
- W tym kraju kady jest do ruszenia. Nieraz po latach, zgoda. Ale ja
si jeszcze na tamten wiat nie wybieram.
- Miejmy nadziej - mruknem.
- Prosz?
- Miejmy nadziej, e si pani nie wybiera.
- Moe si pan odwrci.
Wosy zniky pod nasunit na czoo czapk, krawat przyda powagi,
stanowczo za zbyt cielesn blado ng zlikwidoway beowe rajstopy.
- adnie - przyznaem. -1 jak szybko, no, no...
- Naprawd mnie pan nie mieszy. aosne si to robi.
Schodzc na parter, metr przed luf pistoletu, uwiadomiem so
bie, e nie kamaa. Nie widziaem jej dotychczas umiechnitej.
- W nocy chciaa pani sprawdzi t ciarwk. I co?
- Mowa bya o dziwnych dwikach - mrukna po chwili. -Poszam
tam. Niczego dziwnego nie syszaam.
Dudziszewski i Masza siedzieli na tylnym siedzeniu mercedesa. Kapral
Rolka z SG czeka przed wozem z automatem w rkach. Posa Marzenie
umiech sprawiajcy wraenie szczerego.
- Dziki za wsparcie - rzucia kwano Marzena.
- Mylaem, e mam pilnowa z tej strony. - Zdziwienie te szczerze
mu wyszo. - A co, miaem do rodka...? A to gupia dziwka. Nie
powiedziaa...
- Jedziemy - mrukna.
- Kto nie powiedzia? - zaryzykowaem pytanie.
- Piersiwka. - Znw umiech. - A pan myla, e kto?
- Uczciwy obywatel - zerknem kpico na Marzen.
- Kajdanki prosz. - Okazaa si konsekwentna, ale zatrzasna je na
moich przegubach z przodu. Pewnie zdya zauway, e ucieczka po
trupach strw prawa mnie nie interesuje. Popchna mnie na przedni
fotel, sama usiada z tyu. Dopiero wtedy zabezpieczya pistolet
157

A do mostu na Lawince nikt si nie odzywa.


Jelcz nadal blokowa przso, a z odlegoci kilkunastu krokw
ogldaa go grupa niedoszych pasaerw autobusu, ktry najwyraniej
te gdzie utkn w drodze do Kisun.
- Jedziemy przez Zagaje? - podsun Rolka. - Bo jak nie, to pieszo
trzeba.
- To daleko? - zapytaa Marzena.
- Gupie dziesi kilometrw - wyrczyem kierowc. - Budet
pastwa si nie zawali.
- Rozumiem - stwierdzia oschle, otwierajc drzwi. - Woli pan
paradowa przez wie w kajdankach.
Wysiedlimy. Dudziszewski zerka niepewnie w stron obozu i myjcych si przy przenonych zlewach kolegw. Z gromadki roznegliowanego wojska wyoni si ciemnowosy dwudziestoparoletni chory
w kompletnym umundurowaniu polowym, z hemem wcznie.
- Chory Kosman - zasalutowa Marzenie.
- Porucznik Pawluk. - Nieporadnie odwzajemnia honory. Dopiero
teraz odnotowaem brak obrczki. Rozbieraem j w mylach z rnych
rzeczy, a o tym zotym kku na palcu jako nie pomylaem. Widziaem
w niej prostytutk, potem gliniarza - to chyba dlatego. Obrczka kaleczy
mski wzrok, gdy pragnie si j zastpi swoj, a ja przecie nie
mylaem o maestwie z dziwk czy kim, kto prbuje posa mnie do
puda.
Nie mylaem, prawda?
- Teraz tu dowodz - przeszed do rzeczy Kosman. - Zastpiem
porucznika Basika. Wzi pegeer, ja wie.
- No wanie. Przedtem to z nim...
- Rozkaz dowdcy. Ja wanie w tej sprawie... Adamski dzwoni.
Powiedzia, eby wycign jelcza i odprowadzi do granicy.
- Co takiego?!
Powtrzy. Ciarwka Gosu Serca" wraz z zaog miaa moliwie
szybko dotrze do Maogorska. Mercedesa Wilnickiego naleao
natomiast zabezpieczy przed zodziejami.
- Zakadamy hol do bewupa - zakoczy Kosman.
Niemal syszaem, jak obracaj si tryby osonitego kasztanow
czupryn mzgu. Dziao si co dziwnego.
158

- Bez sensu - wzruszya ramionami. - Adamski nie ma prawa... Na


pewno dobrze go pan zrozumia?
- Sam byem zdziwiony.
Moje tryby wiroway jeszcze szybciej. Maogorsk? Droga, z ktrej
skorzystalimy w nocy z Wilnickim, bya jedyn w okolicy. Tylko j
mogli mie na myli najpierw ludzie z Gosu Serca", a teraz Adamski.
Piknie. Tyle e droga bynajmniej przez Maogorsk nie prowadzia.
Dotarlimy do siedziby Millera, bo mielimy terenwk i troch
szczcia, a ja znaem okolic. Kto obcy nie wpadby na pomys, by z
Kisun do Cwietajewki jecha przez Maogorsk. Nigdy w yciu.
- Gdzie on waciwie jest? - usyszaem zirytowany gos Marzeny.
- Jeszcze nie wrci z tego sztabu?
Chory si zawaha. Wola nie zasypywa przeoonych zbyt wieloma
zymi wiadomociami jednoczenie.
Tym razem mu si udao. Ocali go wartownik, ponury, wsaty i
brzuchaty rezerwista, pilnujcy przeciwlegej strony mostu. Przeszed
przez acuszek gapiw i stan przed Kosmanem. Nie raczy odda
honorw i sta akurat na tyle prosto, by si nie przewrci. Wygodne to
nie byo, ale przynajmniej kady widzia, jak dalece olewa armi.
Najwyraniej od moich czasw Wojsko Polskie nie znalazo skutecznej
recepty na zdyscyplinowanie rezerwistw.
- Co jest, Grochniarz?
- Co tam stuka w rodku.
- Jak to: stuka"?
- No stuka - wzruszy ramionami wsacz. - Normalnie.
Marzena ruszya w stron mostu. Ja za ni. Pocieszaem si, e
wikszo gapiw nie wie jeszcze, czemu zawdziczam spacer w
kajdankach.
omot usyszaem jeszcze przed mostem. Nie dziwia wic pena dymu
szoferka. Na miejscu Szuryma te kopcibym jednego za drugim.
Marzena otworzya drzwi kabiny i przez jaki czas niczego poza
wdychaniem dymu nie robia. Bya blada, usta zacisna w kresk.
Gdyby doem pyno co wikszego od Lawinki, pomylabym, e
ogldam kogo szykujcego si do skoku z mostu.
- Co pan tam ma? - zapytaa w kocu.
159

- O co chodzi? - Nie prbowa udawa zdziwienia. Mwi: odejdcie,


ale ju" - tyle e innymi sowami.
- Pytam, co pan wiezie.
- To ju zaatwione! - wyburcza. Mimo gry wieych petw nie
panowa nad nerwami. - Chory chyba mwi, nie?
- Niech pan otworzy adowni - powiedziaa ciszej.
- Panie chory! - Nie oderwa od kierownicy ani jednego palca. - Pan
powie, co jest grane...
Kosman posa Marzenie zakopotane spojrzenie.
- Moe lepiej... - zacz.
- Wysidzie pan - wycedzia, patrzc w d, na opon, nie czowieka, z
ktrym prowadzia wojn nerww. - Otworzy drzwi. I zoy wyjanienia.
Ju.
- Ja... tylko prowadz wz.
Czekaa. Szurym wytrzyma ze wier minuty. Duo. Potem, schodzc
i idc na ty samochodu, te si nie spieszy. Niewane. Przegra i
wszyscy to widzieli.
To znaczy: tak im si zdawao.
- Cholera - klepn si nagle w udo. - Nie mam kluczy.
- Jeszcze sowo - ostrzega - a lduje pan w areszcie.
- Ale ja naprawd... Powinny by u pani Agaty. Chwila: w szoferce
jest telefon, zaraz j cign.
Nie protestowaa. Wyamywanie rygli trwaoby duej, no i zawsze
istnieje moliwo, i za tego typu decyzj przyjdzie zapaci z wasnej
kieszeni. Szurym odszuka komrk, wybra numer. Bez powodzenia.
Drugie podejcie, trzecie - i nic. Marzena zacza nabiera powietrza.
- Moe witek ma telefon na kart - uprzedziem j. - Te i za
dnia nie dziaaj. Niech pan sprbuje na mj numer.
Po kolejnej serii poraek Szurym nerwowo potrzsn aparatem,
ogldajc go z niedowierzaniem.
- Chyba co si popsuo. W ogle nic, jakie trzaski...
Kosman odchrzkn.
- S problemy z cznoci - posa Marzenie przepraszajcy umiech.
- Radiostacja te jako...
- Ale telefon...
160

- Nadajniki sieci komrkowych blisko granicy wyczyli na stae


- przerwaem jej. - eby Ruskim wojny nie uatwia. I ycia prze
mytnikom. Te dalsze pracuj, ale odbir bywa kiepski. A w nocy
nawet aden, bo i dalsze potrafi wyczy. No a aparaty na kart
w ogle...
- Chciaam powiedzie - owiadczya z cierpkim umiechem - e
telefon powinien dziaa. Ten z kablem.
Kosman jeszcze raz chrzkn. Chyba oczekiwaem czego podobnego.
Nieszczcia chodz stadami.
- To pewnie przypadek, ale akurat prbowalimy czy si z brygad,
wanie telefonicznie... Moe to co z central. Wisimy na cywilnej linii.
Jeeli awaria jest w centrali albo zerwao przewody, to i wojsko zostaje
bez telefonw. To znaczy... jeli chodzi o czno z zapleczem. Bo
kompanijna sie dziaa.
- Co to znaczy?
- Moe pani zadzwoni na wschd i zachd - wyjaniem za chorego. - Na poudnie ju nie.
- Nie pana pytaam.
- Ale tak to z grubsza wyglda - westchn Kosman. - Mamy czno
z Doami, pegeerem i punktami obserwacyjnymi.
- Mylaam - wskazaa par rozgrzewajcych silniki bewupw
- e w czogach te s radiostacje.
- To nie s... - zaczem.
- Nikt pana nie pyta o zdanie! - podniosa gos.
- Kady bojowy wz ma radiostacj - zapewni Kosman.
-1 co, wszystkie si zepsuy?
- Byy problemy z kompanijna. Innych nie sprawdzaem - wzruszy
ramionami. - A wracajc do rzeczy... Co robimy?
- Panie Rolka! - zawoaa. - Przywiezie pan tu pani witek z kluczami. I prosz jej powiedzie, e rwno za pi minut zaczynamy
wyamywa drzwi.
- No to moemy zaczyna - wyraziem sw opini. - W pi minut
pani witek pomaluje sobie usta i jedno oko.
- Cicho - warkna. Co, co stukao wewntrz chodni, zrobio sobie
przerw, ale teraz zaczo od nowa.
- Nie mam pojcia, co to, jak Boga kocham... - Szurym nie mg
161

duej udawa guchego, wzgldnie idioty. - ywe winie Ruskim


wysali zamiast konserw?
Zapali kolejnego papierosa. Trzydziestu niedoszych pasaerw
autobusu i bezinteresownych ciekawskich gapio si na nas. Czuem si
jak mapa na wybiegu.
Z zachodu nadjecha czog. PT-91 Twardy, oblepiony usk reaktywnego pancerza, z kamer termiczn i innymi bajerami. Oraz dowdc
stacjonujcego w Doach plutonu. Kosman poszed z nim pogada. Po
chwili wrci Rolka.
- Nic z tego - oznajmi. - Klucze zabra ten facet z ABW. On zaa
twia odpraw. Aha, kazaa powtrzy, eby pani niczego pochop
nie nie robia. Bo niedugo sprawa si wyjani. I e chyba pani nie
myli, e Gos Serca" narkotyki przemyca.
Marzena wysuchaa go, nie komentujc.
- Pomoe mi pan przy tych drzwiach. - Przeniosa wzrok na Koni ana.
Zamiast odpowiedzie, wskaza czogist.
- Porucznik Sobczak rozmawia z brygad. Afera. Wywiad ostrzega
przed rosyjsk prowokacj na wielk skal. Z ostrzaem wcznie.
Wszdzie wstrzymano przepustki.
- I patrole - wtrci czogista. - Kto na grze mocno si przestraszy.
Nawet wozy bojowe maj zosta w ukryciu. Co? - zerkn na moje
kajdanki. - Zapalicie szpiega?
- Potem ci opowiem - obieca Kosman. - czno diabli wzili.
Wyglda, e bdziemy musieli poczeka z wywaaniem drzwi. Nie mam
jak zapyta przeoonych o zgod.
- Zaguszaj? - Musiaem przekn spor porcj liny.
- Jak cholera. - Sobczak przesta interesowa si kajdankami i obejrza
mnie samego. - Skd pan wie?
- Trudno, eby zepsuy si wszystkie radiostacje. Czsto si zdarza co
takiego?
- Czasem troch zaguszaj, ale...
- Przepraszam, panie Krech owi ak - powiedziaa na pozr uprzejmie
Marzena. - Mog sowo? Dzikuj. A wic, panowie, jest mi przykro, e
radia wam nie dziaaj. Tylko e to nie ma znaczenia. Ta ciarwka to
problem Stray Granicznej. Waszym zadaniem jest wspieranie SG,
prawda?
162

- Porucznik Adamski wyranie...


- Nie ma go tu. A gdyby by, nie miaby prawa odrzuca moich
polece bez bardzo solidnych podstaw. W niektrych kwestiach nie
musimy nawet prosi - po prostu nam podlegacie. Tak ustali Sejm.
Rozumiemy si?
- Adamski mnie zabije - mrukn Kosman.
- Dam panu rozkaz na pimie - wzruszya ramionami.
- Nie spieszybym si z tym - wyraziem sw opini. - Jak si dzieje za
duo dziwnych rzeczy, mdry czowiek siada i myli, czy to wycznie
zbieg okolicznoci. Nie sztuka rozwali drzwi.
Nie widziaem jej oczu i dlatego zabrnem tak daleko. Gdybym
widzia, upomniabym si raczej o przywilej wyrywania zawiasw.
- A wanie - powiedziaa powoli. - Panie chory, potrzebuj
konwojentw dla tego aresztanta. Jest podejrzany o morderstwo i trzeba
go niezwocznie przewie do Ktrzyna. Daj wz i kierowc, pan da
onierzy.
- Niech pani posucha - zaczem. - Jeli kto odci czno, nie
mona wykluczy...
- Prosz go zabra, kapralu. Natychmiast
- Nic pani nie rozumie...
Odwrcia si i odesza.
- Daj pan spokj - poradzi Rolka, delikatnie popychajc mnie
w przeciwn stron. - Stara panna, na dodatek z pokancerowan
gb... Strach pomyle, co taka moe chopu...
Kosman przydzieli mi dwch konwojentw. Jeden, rozradowany
perspektyw wycieczki, siad obok Rolki, nawet nie patrzc w moj
stron. Ale to drugi, pomagajcy mi zaj miejsce na lewym tylnym
siedzeniu mercedesa Stray Granicznej, nie mia zadatkw na dobrego
klawisza. I to nie dlatego, e by za adny, co w penym wyposzczonych
zbirw wizieniu moe sprawia kopoty. Po prostu nawet w epoce galer
aden szanujcy si stranik nie pozwoliby sobie, by ot tak, bez powodu,
zama winiowi nog.
adny prbowa. Gdyby rzuci si biodrem na drzwiczki w innym
momencie... Ale le wyliczy i tpe noyce z drzwi oraz progu zacisny
si na mojej lewej ydce.
163

Krzyknem umiarkowanie gono.


- Kurwa... Co jest? - skrzywi si Rolka. Nie odpowiedziaem. Leaem na siedzeniu i czekaem, a przynajmniej niektre z wirujcych mi
przed oczyma czarnych plam zaczn opada.
- W nog si uderzy. - Przystojniak trzasn drzwiami w nadziei, e
sign ktrej z pit, co w przypadku lewej mogo niele zabole.
Zabrako milimetrw: wci nie rozumiaem, e musz uwaa. Zanim ta
prawda do mnie dotara, obszed wz i wsiad prawymi drzwiami.
Podniosem si, by zrobi mu miejsce. Za wolno. Ukadany w poprzek
kolan karabin zdy sign mej gowy.
- My si znamy? - Uniosem skute ramiona, sprawdzajc, czy po
sklepieniu czaszki rozlewa mi si tylko ciepo, czy take krew. Bd.
Rbn mnie tak jak przed chwil, tyle e w ebra.
- Chcia mnie waln! - poskary si. Rolka ruszy ju, a jego kolega
stara si okazywa neutralno, nikt wic nie skomentowa daleko
posunitej samoobrony. Umiechn si. - A bye w Wgorzewie? Skinem gow. - To moe si znamy. Mj stary mia tam knajpk.
Kiedy.
- Robie za wykidaj? - zaryzykowaem. Tak
jak przypuszczaem, nie uderzy mnie.
- Twardziel, co? I pewnie kombinujesz, jak prysn?
- O co ci chodzi, chopcze?
Tym chopcem go zdenerwowaem. Machn rk na alibi i trzasn
mnie kolb w kolano.
- Nie rusz klamki - warkn. -1 odsu si od drzwi.
- eby mwi, e si na ciebie rzuciem? Dziki. Panie Rolka, w
areszcie nie pokwituj panu kupy obitego misa.
- Daj mu spokj - powiedzia kapral, nie ogldajc si.
- Pilnuj tylko. - Samochd min ostatnie domy, zacz przyspiesza.
- Zatuk twojego kumpla.
- Tak mwi.
- I co, nic ci to nie obchodzi?
- Nie jestem z dochodzeniwki. A z Ziemka by wir.
- Zaatwie go? - zapyta do niedbale przystojniak.
- A uwierzysz, jak powiem, e nie?
164

- Tak to kady mwi.


- To zabiem. Mia nieznony zwyczaj trcania winiw. Droga
wspinaa si na pagrek. Mona byo stamtd dostrzec
dach dzwonnicy w odlegych o cztery kilometry Botajnaci, ale
wczeniej ni wiea wyskoczy zza drzew biao-niebieski migowiec,
mkncy w przeciwnym ni my kierunku. Mi-2, policyjny.
Zwinem si wp, grzmotnity w brzuch. Wszyscy patrzyli w gr,
wic przystojniak nie przegapi takiej okazji.
- Znw prbowa otworzy drzwi!
- Gliny - skonstatowa jego kolega. - Moe to po niego?
- Za...woaj ich. - Mwienie sprawiao mi pewn trudno: nawet
mocno napite minie brzucha przegrywaj z kolb karabinu. -Mam
do tego gestapowca.
- Uwaaj sobie, co? W zby jeszcze nie dostae.
- Spokojnie, panowie - zaproponowa Rolka. - A to co?
Przeskoczylimy szczyt; mercedes zjeda ku odlegemu o siedemset
metrw skrzyowaniu z gruntwk do Zagajw. Roso tam troch
krzakw, ale od razu zorientowaem si, co ma na myli. Chodzio o
autobus, stojcy w poprzek szosy.
Zastanawiaem si nad tym kilka sekund, przy tej szybkoci oznaczao
to jednak dwiecie metrw, wic kiedy ju mnie olnio, od razu
przeszedem do rzeczy.
- Zawracaj! Szybko, to Sambijczycy!
- Gdzie? - Zacz si rozglda.
- Co kombinujesz? - adny nie odrywa ode mnie wzroku. Chyba p ad
of i ar w as n ej p rop agan dy.
- To zasadzka - wyrzucaem sowa z szybkoci karabinu maszynowego, co nie powinno dziwi, bo wanie z karabinem maszynowym
si cigaem - zablokowali drog, to nie aden wypadek. Hamuj,
czowieku, bo nas...
- Zamknij si! - warkn.
- Tam nikogo nie ma - powiedzia zdziwiony Rolka.
Trzysta metrw. Daem za wygran. Nawet gdybym przebi si przez
barier tpoty tej zakay Stray Granicznej, zatrzymalibymy si nie dalej
ni dwiecie metrw od autobusu. Z odlegoci dwustu metrw w
samochd trafia si prawie rwnie atwo, jak stojc
165

o metrw pi. Nie sposb natomiast, nawet przy dobrych chciach, bra
do niewoli pasaerw.
- But mi si rozwiza - powiedziaem, nurkujc gow midzy
siedzenia. Chwyt by tak rozpaczliwie prymitywny, e nawet nie
oberwaem po karku.
- Jaja sobie robisz?!
Cigle mnie nie bi. Czuem, e wz zwalnia.
- Uwaaj na niego, aliski - rzuci ostrzegawczo siedzcy z przo
du szeregowy. - Moe to jego kumple czy co... Jako dziwnie stoi
ten autobus.
Poczuem dotyk czego zimnego i twardego na karku.
- Pierwszy pokniesz kulk, cwaniaczku. No, wstawaj.
Podniosem si: uderzenie luf jest duo gorsze ni kolb. Minlimy
zreszt pierwsze kpy zaroli i chowanie si za tarcz silnika tudzie
siedzcych z przodu nie miao ju tak gbokiego sensu. Przy dobrze
zorganizowanej zasadzce powinnimy oberwa wanie z tyu.
Mercedes stan kilka metrw przed bokiem zagradzajcego drog
autobusu. Autobus wyglda na nieuszkodzony i pusty.
- Zasn palant za kierownic - stwierdzi szeregowy z przednie
go fotela, wysiadajc niespiesznie. - Albo zawa?
Rolka wyczy silnik. Gdyby rzecz przemyle, to nawet mia racj,
bo ucieczki tyem pod ogniem karabinw dobre s tylko w filmach - ale
on to zrobi oczywicie zupenie bezmylnie. I tak samo wysiad.
Chopak z fotela obok mia przynajmniej karabin w rku.
Trzymajc go luf w d, podszed do drzwi autobusu. Sign po
klamk.
Potny kopniak w drzwi zdmuchn go a do rowu.
W tej samej sekundzie z drugiego rowu wyprysn jak diabe z pudeka
czowiek-trawa. Zielskiem, ktrym si obwiesi, mona by nakarmi
duego konia.
- Rce do wierchu! - krzycza jeszcze kto inny, ukryty z tyu.
Rolka po raz pierwszy bysn refleksem: wyrzuci obie donie
w niebo, nim Sambijczyk dobrn do koca kwestii. Spec od ciosw
drzwiami zeskoczy na asfalt. Hem, kamizelka kuloodporna, pisto
let Z czym mi si kojarzy.
166

aliski szczkn bezpiecznikiem, poderwa luf i zacz si obraca.


- Nie strzelaj! - Podbiem bro, ale nie na tyle, by seria posza w dach.
O mask zadzwoniy okruchy przedniej szyby. Mczyzna w hemie
rzuci si na asfalt, tukc w locie z trzymanego oburcz pistoletu.
- Nie strzelaj! - Tym razem wrzasnem po rosyjsku. - Poddajemy si!
Przesadziem z t liczb mnog. aliski co prawda przesta strzela do
napastnikw, lecz tylko dlatego, e postanowi zastrzeli mnie. Bez
sensu, jak by nie patrze. Nie mg skierowa wylotu lufy na kogo, kto,
jak ja, przy klei si do niego. Nie mwic o tym, e denerwowanie
hukiem ludzi, mierzcych w samochd, nosio wszelkie znamiona
samobjstwa.
Do trzymania lufy w grze wystarcza mi bark, wepchnem wic
kciuki w woln przestrze za spustem. Na zasadzie przekory, zacz
cign ile si. Miady mi palce. Bolao, ale ylimy. Po serii czterech
pistoletowych strzaw, od ktrych w silniku zazgrzytao kruszonym
metalem a klapa podskoczya w gr, zapanowaa cisza.
- Uspokj si! - wycharczaem. By modszy, a wojsko napompo
wao mu minie wie energi. Poza tym spniem si i zdy
poderwa lew nog. Napr kolana i rk spycha mnie ku drzwiom.
Zrozumiaem, e nie dam rady. Wyczuem ruch drugiej nogi,
a szarpnicie karabinem wygio mi wbite pod spust palce nie
mal do przedramienia. Wraz z blem eksplodowa we mnie strach.
I wcieko; lepa, atawistyczna, amica wszelkie bariery niena
wi do kogo, kto pozbawia mnie ycia. Nie miaem ju adnych
zahamowa - ani wzgldem niego, ani siebie, co te si liczyo, bo
puszczajc nagle karabin i podbijajc go ciosem gowy, ogromnie
ryzykowaem.
Sczepione kajdankami donie zwary si na rkojeci zawieszonego
przy kamizelce bagnetu. Poleciaem do tyu, lufa cofna si, zacza
opada... Odbiem si od tragicznie mikkiego siedzenia i bardziej
wasnym ciarem ni moc ramion uderzyem.
Przypadkiem cholernie dobrze. W kolano.
167

Zawy, ale tak, e a zaguszy huk serii, ktr przecign po dachu.


Rbnem go bykiem, sabo, lecz skutecznie: cz impetu przeniosa si
na tkwice w ranie ostrze. Zemdla, a ja stuknem gow o drzwiczki i
zastygem z twarz nad asfaltem, gdy nieoczekiwanie ustpiy.
Czekaem na werdykt.
Co zachrzcio. Spec od ciosw drzwiami wsta z jezdni i podszed
do mnie. Moe po to, by zaatwi nastpn ofiar nastpnymi drzwiami.
- Jestecie od Millera? - Tylko mj jzyk si porusza. Widziaem cie
czowieka na zboczu rowu. I cie pistoletu, z luf wymierzon w d.
Gdyby nie cie samochodu, byby w tym miejscu mj cie. Nie miaem
pewnoci, czy facet mierzy mi w potylic, ale jedno wiedziaem: ju nikt
nigdy nie namwi mnie na wizyt w teatrze cieni.
- To pan? - Przykucn, a ja ostronie uniosem gow. - Pan. No
prosz. Z majorem wszystko w porzdku?
Major... Teraz poznaem, z kim rozmawiam. Podoficer piechoty
morskiej, straszny oprych Afierowa.
- Nie widzielicie si? - Zaczem gramoli si z samochodu. Ju
mogem. Jeli strzel, to nie dlatego, e bdnie zinterpretowali moje
ruchy. Za dobrzy na to byli.
- Z Maogorska wyszlimy zaraz po waszym starcie.
Wysiadem, prbujc nie depta po bezwadnym onierzu. Rolka sta z
rkoma w grze. Trafiony drzwiami szeregowy, na wp przytomny,
klcza na skraju rowu, a jaki zaronity, z dala pachncy Maogorskiem
typ wiza mu rce. Bardziej interesujcy wyda mi si jednak mczyzna
z nieduym peemem. Pistolet maszynowy jest dobry w miecie, lecz nie
w plenerze. Mj znajomy ze migowca mia co prawda jeszcze mniej
skuteczny pistolet, ale tylko w charakterze dodatku do kaasznikowa. Na
tle obwieszonych granatami, saperkami, bagnetami i czort wie czym
kolegw szczciarz z leciutkim automatem ku w oczy. To dlatego
zwrciem uwag na szelki, opinajce jego pier. Ich masywna solidno
pozostawaa w jaskrawej dysproporcji do tego, co dwigay, a co z mojej
perspektywy wygldao jak resztki plecaka ze stelaem.
168

- Wrci - powiedziaem z bladym umiechem. - A ja wysiadem


obok wsi, no i... - pokazaem kajdanki. - Macie czno z Gawryszkinem?
Pokrci gow. Zastanawia si. Wiedziaem nad czym.
- Mam robot. W Kisunach. - Przyglda mi si bez sowa. Signem
po ostateczny argument, odchylajc kurtk i wycigajc tkwicy przy
pasku radiotelefon. By podobny do starowieckiej komrki, ale jego
obecno w tym miejscu i tak definitywnie kompromitowaa kisusk
placwk Stray Granicznej. - To od Gawryszkina. Pracuj dla niego.
- W porzdku.
- Sucham? - Za atwo to poszo.
- Niech pan wraca. - Podnis karabin aliskiego. Jego waciciel
powraca na ziemi z lepszego wiata niewiadomoci. Blady jak kreda,
zaciska udo i nie sprawia wraenia na tyle silnego, by cho wzrokiem
sign niej, do kolana, w ktrym tkwi bagnet Mnie samemu robio si
sabo, kiedy o tym mylaem.
- A... oni? - Popatrzyem na wizanego Rolk.
- Zostaj.
- Co chcecie z nimi zrobi?
- Pokopi troch. Przyda si kada para rk.
Moja wyobrania spodzia wizj skatowanych winiw, ryjcych
wasne groby. Oczywista bzdura. Nie po to ryzykowali, biorc nas
ywcem.
- Ten nie pokopie - wskazaem tylne siedzenie.
- Pooy si go z boku. Nie ucieknie. Chyba e...
-Tak?
- Gdybymy musieli wia... No, mgby wpa w rce waszym.
ywy. Opowie, co si stao.
To musiao nadej. Moe zreszt miaem to ju za sob - ten
zestrzelony sok... Ale wtedy byem tylko pasaerem. No i w powietrznych, bezosobowych walkach, przeciwnikiem s maszyny, nie
ludzie. Tu by ywy, konkretny, zwijajcy si z blu chopak. W polskim
mundurze.
- Zabior go - powiedziaem cicho.
- Chcia pana zabi.
169

- Mog wzi samochd?


Korzystajc z faktu, i odstrzeli wczeniej zaczep, zajrza pod zadart
ku niebu mask. Zna si na tym dobrze albo wcale, bo zadowoli si
krtkim spojrzeniem. Siad za kierownic, przekrci kluczyk. Przy
szstym podejciu silnik zaskoczy. To znaczy: cylindry, ktre
przetrway.
- Daleko nie zajedzie - stwierdzi. - Nam na nic. Bierzcie. Co powiedzie Gawryszkinowi?
- e zrobi, co bd mg.
atwy sukces to zy sukces. Nie potrafiem si cieszy, cho
podarowano mi wolno, ycie i mercedesa na dodatek. Od razu
zaczem zamartwia si o to wszystko. Moe z wyjtkiem samochodu.
- aliski, rozumiesz, co mwi? - Patrzc w mtne od blu i szoku
oczy, nie umiaem stwierdzi, do jakiego stopnia odpyn.
- Ty chuju...
Niele: przynajmniej mnie poznawa.
- Mog ci zabra do Kisun albo zostawi. Co wolisz?
Przesta mnie obraa i zacz myle.
- Zycie to nie bajka - postanowiem uatwi mu spraw. - Zawsze co
za co. W Kisunach dostaniesz morfin, no i przeyjesz. Ale jeden
warunek: to jaki Rusek pchn ci w kolano. A potem nic, czarna dziura.
Ja si bd tumaczy.
- Dobra. - Mia zy w oczach i wite prawo do skadania szybkich
obietnic. Signem pod konierz jego bluzy. Tak jak mylaem, mia tam
acuszek z krzyykiem.
- Wierzysz w Boga? - amaem chyba konstytucyjny zapis, zmuszajc
go do takich deklaracji, ale na tym kawaku szosy Kisuny - Botajny
prawa Rzeczypospolitej musiay ustpi moim.
- Nie... nie zabijaj...
- Nie o to chodzi. Przysignij. Na ten krzy.
- Tak, tak... przysigam. Jak Boga... Nic nie powiem!
Napotkaem kpice spojrzenie podoficera piechoty morskiej. Nic
jednak nie mwi, ani gdy ostronie ukadaem chopaka, ani pniej,
kiedy poyczon od jego ludzi tam mocowaem radiotelefon pod
siedzeniem dysponenta.
170

Widziaem go jeszcze dugo w lusterku. Sta porodku szosy i odprowadza wzrokiem bardzo cikiego frajera.
Mercedes wpez na pagrek. Co strzelio i w d pojechalimy jeszcze
wolniej. Zauwayem ulatujc szczelinami par. To znaczy: wolaem
wierzy, e to tylko para. Na koniec, ju we wsi, wz podskoczy na
wyboju i maska przesonia mi widok. aliski zassa powietrze.
- Tak przy okazji... Czemu mnie tuke?
- Nie lubi... przemytnikw. Ojciec... zrujnowali go.
No tak. Z patriotyzmu czy umiowania prawa mao kto wali ludzi po
bie. Oczywicie trafiaj si sadyci, ale zwykle bijcy ma konkretny, na
swj sposb zdrowy motyw.
Nie opuszczajc maski, dowlokem si przed biwak.
- Zawoaj sanitariusza - wskazaem mercedesa pierwszemu
z brzegu onierzowi.
Przy jelczu spocony szeregowy wykacza szlifierk ktow resztki
opornej kdki. Snopy iskier sprawiy, e zauwaono mnie, dopiero gdy
stanem obok wyczajcego machin chopaka.
- Co pan tu robi? - zdziwia si Marzena. W okularach wygldaa
bardziej urzdowo, ale przydaby si jeszcze paszcz. Zzibnici lu
dzie nie budz naleytego respektu.
Kosman, nie czekajc na odpowied, ruszy ku zbiegowisku przy
mercedesie. Szeregowy odoy szlifierk, wzi motek i zacz
obstukiwa zadziory, stanowice ostatni lini oporu.
- Dzie dobry - skinem gow tym, ktrzy pozostali. Poza Marzen
by tu ponury jak noc Szurym, Agata witek, starannie umalowana, co
tylko podkrelao blado twarzy, oraz neutralnie zainteresowany,
nieogolony, ale elegancki pose abiszewski. Tubylcw reprezentowali
sotys Bk i Kubica.
- Pytaam, co pan tu robi?
- Oddaj si dobrowolnie w rce prawa.
- Gdzie jest kapral Rolka? - Zamieszanie przy mercedesie nie uszo jej
uwagi.
- Jak by to powiedzie... W niewoli.
- Bez gupich artw - warkna.
171

- Nie artuj. W poowie drogi do Botajn stoi barykada z ustawio


nego w poprzek pekaesu, a obok okopuj si Sambijczycy. Postrze
lali nam samochd, jeden onierz zosta ranny w trakcie szarpani
ny, a ten drugi i Rolka ryj teraz okopy. Wydaje mi si, e jestemy...
hmm... otoczeni.
Wszyscy gapili si na mnie jak na szaleca. Nawet szeregowy
obsugujcy motek nie uwierzy w ani jedno sowo, co o czym
wiadczyo, jako e gnijcym pod namiotami poborowym co najmniej
raz dziennie wtaczano do gw, e ich powicenie dla ojczyzny i
rozka z przytulnymi koszarami ma gboki sens, a wrogie armie tylko
czekaj, by wkroczy do Polski.
- Mam kajdanki - uniosem rce. - Nie kaftan bezpieczestwa. Wiem,
co mwi.
- To najdurniejsze tumaczenie, jakie syszaam. Naprawd pan myli,
e uwierz?
- Nie. Ale to prawda.
Nie wiedziaa, co ze mn zrobi. Widok wracajcego truchtem
Kosmana - sam w sobie ponury, bo dowdca porusza si tym szybciej,
im gorsza jest sytuacja - chyba j ucieszy.
- Co tam si stao? - warkn chory. Wida byo, e za kluczenie i
ubarwianie relacji wylduj pod mostem bez poowy zbw.
Przypomniaem sobie dawne czasy i zoyem mu skondensowany,
ocierajcy si o szczer prawd raport Pominem jedynie to, co mogo
kogo zabi, czyli swj udzia w potyczce. Dokadniej mwic:
prbowaem pomin.
- Gwno prawda - podsumowa. - Pieprzenie. aliski, zanim zemdla,
powiedzia, jak byo.
- Co mu jest? - okazaa ludzkie uczucia Marzena.
- Ten... - Tym razem si zreflektowa. - Pani wizie pchn go
bagnetem. W kolano. Paskudna rana. Boli jak...
- Co? - Po raz pierwszy znalazem w jej twarzy prawdziw, podszyt
lkiem odraz. Dziwne, wziwszy pod uwag, e aresztowaa mnie jako
dwukrotnego morderc. Albo nie do koca wierzya w sens tego, co robi,
albo ludzkie cierpienie przeraao j bardziej ni mier. Tak czy inaczej,
o ironio, zyskaa w mych oczach.
- Mia tego nie mwi - stwierdziem z gorycz.
172

- Chopak moe straci nog - wycedzi Kosman. - Masz szczcie.


Gdybymy byli sami...
- Ale nie jestemy. Kupa ludzi tu stoi. Niech si pan postara ich nie
zabi.
- Co? - Zdziwienie wyleczyo go z gniewu.
- Sambijczycy odcili nas od wiata. Martwe telefony, zaguszanie,
teraz to. Nastpnym krokiem bdzie strzelanie do kadego, kto sprbuje
si wydosta z Kisun.
- Bzdura jaka... - prychna Marzena.
- Fakt: to si kupy nie trzyma - zauway abiszewski. Chyba z alem.
On jeden wydawa si mile podniecony.
- Jestem tylko prostym winiem - przyznaem. - Mog si myli. Ale
niniejszym skadam przy wiadkach oficjalne sprawozdanie. Wie
blokuj onierze przeciwnika. Prosz to uwzgldni, panie chory. I
pamita, e rozlicz pana z kadego podwadnego, ktrego ci faceci
panu zastrzel.
Kosmanowi od razu zrzeda mina.
- onierze przeciwnika? - abiszewski skrzywi si sceptycznie.
- My nie prowadzimy wojny. Bandyci, moe dezerterzy... Ale woj
sko? Nie naduywajmy poj.
Chory otrzsn si po ciosie. Pan pose zarobi chyba jeden gos na
poczet przyszych wyborw.
- Jak ich zwa, tak zwa - prbowaem ratowa sytuacj. - Wane, e
maj z czego strzela.
- Ale po co? - przeja paeczk Marzena. Miaa ochot trzasn mnie
czym, i pewnie dlatego przeja. - Po co?
- Myl - powiedziaem bez zapau - e im chodzi o t ciarwk.
Plomby celnikw nadal wisiay nietknite. Szeregowy odoy motek,
wycign scyzoryk i zerkn na Marzen.
Wahaa si. Cigle nie byo w jej twarzy twardego, zimnego uporu,
ktry powinien cechowa prawdziwego oficera po podjciu trudnej
decyzji.
- Moe najpierw wycign wz? - zasugerowaem.
- Nie wiadomo, jak ciki jest adunek - powiedziaa Agata
17.3

witek. W swej szykownej garsonce zmarza ze dwa razy bardziej ni


Marzena: mao spdniczki, duo dekoltu.
- Pani decyduje. - Kosman unika wzroku Marzeny. Byo mu przy
kro, ale tyy zabezpiecza. Popatrzyem z nadziej na tubylcw. Nie
stety: adnych obaw, duo ciekawoci. Ale tak to ju jest z elitami
- budz si z rk w nocniku rwnie czsto jak zwykli miertelnicy.
- Nie pali si. - Postanowiem walczy samotnie. - Wycignijcie
wz. Moe do tego czasu co si wyjani.
Marzena nadal si wahaa. Nim podja decyzj, podbieg jaki
onierz.
- Panie chory, telefon! Porucznik Adamski!
Kosman rzuci stanowcze zaczekajcie" i odszed, mocno walczc z
ochot puszczenia si biegiem.
- To co powanego? - skorzysta z okazji Kubica, obrzucajc ponurym wzrokiem moje kajdanki.
- Jeszcze pan nie wie? - zdziwiem si. - Polska wie schodzi na psy...
Pani porucznik podejrzewa mnie o dwukrotne zabjstwo. Mody
Szablewski i Ziemkowicz.
- A zabi ich pan? - Do jego powierzchownoci chopka-roztropka
nawet pasowao takie stawianie sprawy.
- Mie, e kto w kocu zapyta. - Spojrzaem krzywo na Marzen.
- Kiedy wyszedem z celi, Ziemkowicz ju nie y. A co do Szablew
ski ego, to nikt nie widzia nawet jego ciaa.
- Tak po prostu wyszed pan z celi? - umiechn si abiszewski,
zrcznie czc uprzejmo z powtpiewaniem.
- Jak wyszedem, to wyszedem. - Byem kryminalist, nie reprezentantem narodu; mnie za uprzejmo nie pacili. - Opowiem
prokuratorowi. Pki co, chc ebycie wiedzieli, e Ziemkowicza
zamordowa kto inny.
- Krechowiak jest w porzdku - przemwi w kocu sotys Bk,
czerwony na twarzy czterdziestoparolatek o sprytnych oczach. -Nigdy z
nim kopotw nie byo.
Zatrudniaem na czarno Teres Zioo z domu Bk; mogem oczekiwa,
i ze strony jej kuzyna nie padnie propozycja, by mnie z miejsca
powiesi.

174

- Teraz s - mrukna Marzena. Nie mylaa o mnie, jej uwag


zaprztaa chodnia. No i nadbiegajcy dyurny.
- Pani porucznik - wysapa - do telefonu, szybko...
Pomaszerowaa. Szybko. Nie na tyle jednak, by nie zauway, e
id tu za ni.
- Zosta, Krechowiak - rzucia sucho przez rami.
- Mwi si: waruj. Hau, hau.
Spieszya si. Popiech czyni ludzi bezradnymi.
- Panie szeregowy, niech go pan pilnuje.
Wpada do namiotu dowdztwa. Ja za ni.
- Wyjd, Kurpianis - mrukn Kosman. Dyurny wynis si z wyran ulg. Zostalimy we trjk.
- Pan te, Krechowiak - sprbowaa po raz ostatni Marzena. Nie
czekajc na efekt, uniosa suchawk. - Tak?
Chory gryz nerwowo warg. Usiadem przy stole. Nie widziaem
twarzy Marzeny, ale plecy wyglday wymownie. Czerpaa z rozmowy
duo mniejsz przyjemno ni ja z gapienia si na ni. Wyobraaem
sobie, jak przyjemne byoby przedzieranie si przez zielon skrk
munduru do soczystego, biaorowego owocu, skrytego wewntrz.
Odoya suchawk, a ja wprowadziem poprawk do swego snu na
jawie. Skreliem mianowicie r. Jeli reszt ciaa miaa w kolorach
twarzy, musiabym zadowoli si biel.
- Co pan zrobi? - zapytaa martwym gosem.
- Nie wiem. - Kosman nadal odgryza warg. - To rozkaz.
- Adamski nie ma prawa. Tylko ja... - urwaa. - Ilu was tu jest?
Oficerw?
- W kompanii? Sobczak, ja, Basik. No i Adamski.
- A kto dowodzi?
- Adamski - przypomnia ze zdziwieniem.
- Teraz, pytam. Adamskiego tu nie ma. - Milcza ponuro. - Wie pan, e
wypeniajc jego rozkaz, zamie pan prawo?
- To co mam robi? - zapyta bezradnie.
- Trzyma si prawa. A to mwi, e pki nie ma wojny, rzdz ja.
Upraszczam - przyznaa. - Ale taki jest sens.

175

Walczy ze sob przez chwil. Potem wyj z mapnika kartk i


dugopis.
- Sama pani rozumie...
Nie siadajc, szybkim, zdecydowanym pismem nakrelia par zda.
Podpisaa si i oddaa papier.
- Umar krl - obwieciem. - Niech yje krlowa. Co dalej?
Kosman podnis suchawk, prbowa uzyska poczenie.
- Nic - oznajmi. Zaraz potem na cznicy zapalio si wiateko.
Wyranie zdziwiony, sign do przecznika.
- Tak? Kosman... A kto, do diaba...? Co? - Nadal by zdziwiony, cho
teraz w inny sposb. - Tak. JesL
Marzena, nie czekajc, wycigna rk.
- Pawluk - warkna.
Wygldao to jak powtrka sprzed dwch minut: kto mwi, ona
suchaa, delikatnie rzecz ujmujc, bez zapau.
- Nic - mrukna w kocu. - Chc to przemyle.
Odoya suchawk i wbia we mnie dwa da z szarej stali, na co
dzie udajce oczy.
- Od pocztku pan wiedzia.
Patrzyem na map. Zaczynaa si na zachd od wsi Doy i koczya
porodku lasu osineckiego. U gry obejmowaa Maogorsk, ale z dou nie
starczyo miejsca dla Botajn. Zaznaczono kad psi bud, lecz wanie
dlatego elementy systemu obrony prezentoway si anemicznie na tle
bezmiaru barwnej pachty.
- Nie - westchnem. -1 nadal nie wiem. To znaczy: dlaczego tak im
zaley. Bo to, e chc ciarwki, to faktycznie do oczywiste.
- Kto to s oni"?
- Ba. Wilnicki i kto.
- A ci Rosjanie na drodze?
- Odbiorcy - wzruszyem ramionami. - Zastopowaa pani przesyk.
Adresat uzna, e moe si o ni upomnie. Teraz kurier, czyli Wilnicki,
przyciska pani, by zaatwi spraw po dobroci. Bo to by on, prawda?
Udao mi si troch stpi szare da.
- Rozmawialicie o tej maej Rosjance. Wiedzia pan, na co si
zanosi.
176

- Wiedziaem tyle, co pani teraz: e co mierdzi. A w kwestii zasadzki


na drodze do Botajn powinnimy by tak samo mdrzy. Syszaa pani to
co ja, prawda? No i prbowaem powiedzie, e lepiej mnie nie odsya.
- Nie wierz panu - owiadczya z urocz otwartoci.
- Sam wrciem. - Wzruszya ramionami. - Moe zawrzemy ukad?
Zdejmie mi pani kajdanki, a ja sprbuj pomc.
- W czym?
- Trudno powiedzie - przyznaem. - Mog w tej chwili obieca tylko
tyle: e si postaram pomc.
- A ja - umiechna si paskudnie, jak zawsze bez pokazywania
zbw - postaram si znale kluczyk od kajdanek.
Wrcilimy na most Labiszewski podnosi na duchu pierwsz dam
polskiej dobroczynnoci, ale na nasz widok odsun si nieznacznie od
kogo, kto by moe runie za chwil z cokou.
Marzena bez sowa wskazaa drzwi specowi od szlifierki.
- Otwieraj, Wojtaszko - rzuci sucho chory.
- Na pewno? - sprbowaem ostatni raz. - Lawinka to nie Rubikon,
ale...
- Niech pan otworzy - mrukna.
Szeregowy Wojtaszko odci pieczcie, unis rygiel, uchyli skrzydo i
nagle a odskoczy. Chodnia przywioza do Kisun potny adunek
smrodu.
- Boe wity! - powiedzia z przejciem Szurym. - Co oni tam
wpakowali?
Wojtaszko szarpn drzwiami.
- Jezu...
Nie wiem, kto to powiedzia, ale podpisaby si kady. Wszyscy
bylimy wstrznici.
Caa podoga wyoonego blach pomieszczenia pokryta bya - nie, nie
pokryta, raczej przywalona - ludzkimi ciaami. Nagie ramiona przeplatay
si z nagimi ydkami, twarzami; bose stopy spoczyway na cudzych
plecach i brzuchach; gdzieniegdzie umykao w gr kolano, ale poza
jednym wyjtkiem wszystkie te kobiety tworzyy stosunkowo rwn i
pask warstw.
Bo to byy kobiety. Wycznie. Pnagie, w najlepszym wypadku
177

w prostych nocnych koszulach, w najgorszym - w samych tylko, rwnie


niewyszukanych majtkach. W kadym razie adna nie bya zupenie
naga.
Poza tak na oko czterdziestk kobiet, przemieszanych jak onierzyki w
pudeku, chodni przyjechay jeszcze dwie rzeczy. Pierwsza to
drewniane rusztowanie, ustawione z przodu adowni i zamknite desk
jak marynarska koja. Platforma bya chyba pusta, bo aden wyszy
przedmiot - na przykad leca kobieta - nie skryby si cakowicie za
przegrod.
Ta druga rzecz to efekty przemiany materii. Wszystko, co ludzki
organizm potrafi wytworzy i wydali.
Trudno powiedzie, czy w biao-rowo-to-brunatnej masie ju
wczeniej co si poruszao, czy ruch wywoa dopiero napyw wieego
powietrza, faktem jednak jest, e przez wikszo koczyn przebiegay
drgania, a piersi unosiy si i opaday. Bardziej to wyczuwaem, ni
widziaem, bo mj wzrok przywar do jedynej spord tych
nieszczsnych istot, ktra nie leaa wrd kau, moczu i wymiocin.
Wzdu ciany suna w nasz stron moda kobieta z tymi
warkoczami. Staraem si myle o niej w taki wanie sposb, jako o
modej kobiecie, i ogromny brzuch, rozsadzajcy nocn koszul, troch
mi to uatwia: kto, kto lada dzie zostanie matk, powinien mc nosi
miano kobiety. Ale ta teoria sypaa si jak domek z kart, gdy patrzyo si
w wykrzywion blem i strachem twarzyczk. Dziewczyna - niech ju
bdzie dziewczyna - nie miaa wicej ni jedenacie, dwanacie lat.
Naga eksplozja wiata, a przedtem zapewne dugotrwae niedotlenienie, oszoomiy j. Sza wzdu ciany, depczc po innych, i
runaby pod koa, gdyby Wojtaszko nie wzi si w gar i nie
doskoczy, chwytajc spadajce ju ciao. le zapa i oboje wyldowali
na mocie, byo to jednak agodne ldowanie i dziewczynka nawet nie
krzykna.
Inne krzyczay. A raczej: prboway. Woa o pomoc. Pezn ku
wiatu i yciu. Wydosta si z grobu, do ktrego je ywcem wtrcono.
Oddycha. Przede wszystkim oddycha.
Wojtaszko zerwa si, podnis dziewczynk, odskoczy. Gruba
dwudziestoparolatka przewalaa si na nich przez krawd platfor178

my, inna, dwa razy starsza kobieta, prbowaa unikn zepchnicia przez
napierajc z tyu mas, ale tylko szorowaa brzuchem i nagim biustem
po pododze. Wida byo, e spadnie i e nie ma do si, by cho troch
ten upadek zamortyzowa.
Skoczyem, zapaem j. Kajdanki przeszkadzay, wic po prostu
adnie i nie do koca upadem. Z nastpn poszo lepiej: straacki chwyt,
trzy kroki w ty, i na jezdni. Bieg, kolejne lecce przez krawd ciao, i
jeszcze jedno... Co mwiem, prbowaem zatrzyma t ludzk law, ale
rwnie dobrze mgbym apelowa do prawdziwej, pyncej z wulkanu.
Wic po prostu apaem je, przekadaem na prawo i lewo, by nastpne
nie poamay im karkw. Nie prbowaem ju nikogo nigdzie nosi, nie
byo czasu.
W ktrym momencie dostrzegem chorego; chcia chyba doczy w
charakterze trzeciej ywej windy, ale midzy nim a samochodem nie
byo ju ani centymetra wolnego miejsca, wic po prostu cofn si i
zacz krzycze, przywoujc posiki z biwaku. Pozostali, wykopani ze
cieki rutyny o cae kilometry, stali i chonli szeroko rozwartymi
oczami t niepojt, budzc dreszcz scen.
Potem samobjczy pd umar mierci naturaln. W wozie zostay
kobiety zbyt sabe, by pezn, i te silniejsze od panujcej tu przecitnej,
janiej mylce i dziki temu bardziej wstrzemiliwe. No i te martwe.
- Sanitariusza, Kosman - wykrztusiem. - Szybko.
Most omal nie run pod ciarem stoczonych gapiw, ale, jak zwykle
w takich sytuacjach, czowieka najbardziej potrzebnego akurat nie byo.
- Kosek! Gdzie jest Kosek, do jasnej cholery?!
Kto przypomnia, e sanitariusz zosta przy rannym, a ja stwierdziem
ze zdziwieniem, e cakiem zapomniaem o chopaku, ktremu wbiem
bagnet w kolano.
onierze utworzyli szpaler, spychajc gapiw. Niektre z kobiet
odzyskay siy na tyle, by usi. Bijcy od nich odr straci nieco na
intensywnoci, ale i tak porazi mnie widok wchodzcej w to ludzkie
szambo Marzeny.
Stpajc ostronie, rozpinaa guziki munduru. Na oczach tumu zdja
marynark, kucna i okrya ni nagie ramiona czarnowosej
179

kobiety, majcej za cay strj pprzezroczyste, rowe majteczki z


falbank. Nie ona jedna bya tak ubrana - czy moe rozebrana - ale tylko
ona kulia si pod wcibskimi spojrzeniami, zakrywajc domi piersi.
Czuem, e nic nigdy nie wymae z mej pamici tej sceny i obu
grajcych gwne role bohaterek. Zlay mi si w jedn posta,
pozbawion wyranych rysw, barw i ksztatw. Posta potwornie
skrpowanej, dumnej kobiety, walczcej o godno z dziesitkami
lepkich i bezwzgldnych w swej ciekawoci ludzkich spojrze.
Bo - dziwna rzecz - Marzeny dotyczyo to w rwnej mierze, co
ciemnowosej czterdziestolatki mokrej od moczu i kau. Zdja tylko
marynark, ale patrzc na ni, widziaem troch niemia i troch
pruderyjn dziewczyn, ktr los zmusi do odegrania striptizu na oczach
tumu.
Chyba miaem co nie w porzdku z gow.
- Dawa koce! - rzuci Kosman.
- I co teraz, pani porucznik? - zapytaem. Nawet nie w poowie tak
oskarycielsko, jak zakaday moje plany sprzed otwarcia chodni.
Musiaem jednak planowa zmiadenie jej na cieniutki placek walcem
swej krytyki, bo i od tej marnej powki za szkami okularw teraz
zaiskrzyo.
- Jeszcze sowo, a wpakuj pana na ich miejsce!
- Nie pytam, co ze mn. O nie mi chodzi.
- A niby co mam zrobi? Do szpitala je trzeba...
Kosman wyda rozkazy, onierze zaczli przenosi wzgldnie
przeprowadza przez most pasaerki jelcza. Dopiero teraz zauwayem,
e co trzecia ma wyranie powikszony brzuch. Niektre byy
wychudzone, ale nie a tak, by rzecz daa si atwo wyjani opuchlizn
godow.
- Niech kto wezwie karetki! - wygosi pomienny apel Adam abiszewski. - Duo karetek!
Wspaniale to brzmiao: gdyby nawin si kamerzysta, miejsce w
nastpnym sejmie miaby pan pose zaklepane. Sceptyk zastanawiaby
si, czy chodzi mu wycznie o pprzytomne, zach mani o-ne istoty,
ktrych zbieranie przez onierzy, niemio kojarzyo si
180

z ekshumacj czy uprztaniem pobojowiska. Rwnie prawdopodobna


bya troska o Agat witek. Jak na dam przystao, w pewnym
momencie osuna mu si na rce. Jednak i sceptyk musiaby przyzna,
e pose wyglda w tej chwili imponujco, a saniajca si w jego
ramionach, elegancka dziewczyna tylko dodaje romantycznego blasku
caej scenie.
- Szpital? - Podszedem bliej Marzeny. Wci staa nad kobiet, ktr
okrya. - Nie bdzie adnego szpitala ani karetek. Czuje pani ten smrd?
Wanie wpakowalimy si...
- Przepraszam...
W panujcym wok gwarze byo to pierwsze zrozumiae sowo, jakie
pado z ust pasaerki jelcza.
- Przepraszam - powtrzya po rosyjsku otulona w mundur kobieta. To nie cakiem... nasza wina.
- Jak si pani czuje? - zapytaem, kucajc obok niej.
- Tak jak wygldam. - Prbowaa si umiechn.
- Bdzie dobrze. - Chciabym w to wierzy. - Zaraz was std zabierzemy.
Uniosa twarz, dzikujc mi bladym umiechem, ktry zastyg, gdy jej
wzrok nadzia si na zimn stal kajdanek. Los obdarzy j nie byle jak
urod i wci miaa jej wicej ni zmarszczek, siwych wosw czy zbyt
wyranie zarysowanych y.
Zaraz potem dwaj cywile zabrali mi j sprzed nosa.
- Kazaem radiotelegraficie jeszcze raz sprbowa - poinformowa
Kosman. - Jak nie wyjdzie, pol bewupa.
- Co pan pole? - nie zrozumiaa Marzena.
- To, co pani nazywa czogiem - wyjaniem. - BWP. Bojowy wz
piechoty.
- Panie Krechowiak, moja cierpliwo ma granice. - Zagodzia
spojrzenie, przenoszc je na Kosmana. - Jak szybko mona si
spodziewa pomocy?
- Dziesi minut do Botajn - zacz liczy. - Gdyby nie ten cholerny
zakaz wytykania nosa poza miejscowoci...
- Zejdcie na ziemi - zaproponowaem. - Nie bdzie adnej pomocy.
- Przeszkadza pan - powiedzia Kosman chodno.
181

- Mwi tylko, e ten cholerny zakaz, niestety, obowizuje i z powodu


paru pprzytomnych, goych panienek, wiezionych nie wiadomo skd,
dokd i po co, aden dbajcy o swj tyek dowdca...
- Do - mrukna Marzena. - Panie chory, niech pan pole tego
bepe... ten czog...
- To due i blaszane na gsienicach - podsunem.
- I niech go pan std wywiezie - wycedzia przez zby. Cakiem biae i
rwne. Nawet bardzo biae i rwne. Nie rozumiaem, dlaczego nie
uywaa ich do porzdnego miania si. Widocznie to wina mojego
towarzystwa.
Na Kos mana z kolei le wpywao jej towarzystwo. Dowid tego,
kiwajc posusznie gow.
- Nigdzie si nie wybieram - zapowiedziaem. - A ju na pewno nie
bewupem. Chc jeszcze poy.
- Chyba nie masz wyboru, Krechowiak - umiechna si, zimno i bez
zbw.
- Kodeks nie przewiduje woenia zatrzymanych cywilw wozami
bojowymi po polu bitwy. Sprbujcie tylko, a takiego szumu w mediach
narobi, e w pity wam pjdzie. Nie mwic ju o tym, e
zdemoralizuj panu zaog.
- Cholernie dowcipne.
- No, to akurat byo serio. Nic prostszego, jak wspomnie o jakim
fagocie na przykad... Morale im zdechnie raz dwa.
Kosman zesztywnia. Marzena si zdziwia.
- O czym wspomnie?
- Wyrzutni rakiet kierowanych. Takiej...
- Panie chory! - przerwa mi czyj okrzyk. - Ta tutaj chyba nie
yje!
Most zosta uprztnity, przysza kolej na ciarwk. I od razu
zaczy si problemy: nikt nie kwapi si do noszenia zwok. cignito
nosze, tworzc precedens, i od tej pory ju tylko na nich odbywa si cay
transport
Wynikn te problem skadowania zwok. Sotys, wiedziony instynktem zwierzcia politycznego, wynis si dyskretnie, gdy tylko
zapachniao trudnymi decyzjami. Spoeczestwo nie wykazao
inicjatywy, moe dlatego, e reprezentowali je gwnie ludzie czeka182

jacy uparcie na autobus i nkani wizj utraty pracy. W kocu jaka


babina poradzia, by przenie te bidulki" do kocioa.
Potem pojawia si wtpliwo odnonie stwierdzania zgonu. Sanitariusz znw przepad, a nikt inny nie czu si wadny decydowa, na
ktr stron mostu nie lejce si przez rce ciaa. le to wygldao.
Problemy z odrnieniem ywych od martwych oznaczay, e jedne od
drugich dzieli niewiele i przynajmniej niektre mog w kadej chwili t
granic przekroczy.
Przegapiem odejcie Kos mana. Znienacka pojawi si na pancerzu
bewupa, obok siedzcych na obramowaniach wazw czonkw zaogi.
Ruszyem z miejsca, przypominajc sobie o czym.
- Dokd, kolego? - Starszy szeregowy rezerwy Grochniarz zastopowa
mnie szlabanem z automatu. - Zostajesz.
- Musz pomwi z chorym. - Prbowaem go omin.
- Polskiego nie rozumiesz? Po rusku wytumaczy?
Cofnem si. Kosmana i tak bym nie przekona. Nie ja.
- Pani porucznik! - Uniosa twarz znad noszy. Szukaa ladw y
cia w kolejnym bezwadnym ciele. - Niech go pani powstrzyma!
Popatrzya na zeskakujcego z BWP Kosmana, potem na mnie, a na
koniec, z obojtn min, pokrcia gow.
Po chwili po bewupie pozostao tylko wspomnienie i oboczek dymu.
Odjecha szos.
- Pani Marzeno... - Drgna, jakbym nagle pooy rk na jej ra
mieniu. Co poniekd zrobiem. - Porozmawiajmy.
Nosze odjechay na lewy brzeg: rym razem z ywym ciaem. Kurpi
anis wdrapa si do chodni, po kobiety lece dalej.
- Nie mam czasu, nie widzi pan?
- Sprbuj zaatwi lekarza. - Zamara; w jej twarzy nadzieja walczya
z niedowierzaniem i gorzkim sceptycyzmem czowieka, ktry wie, e w
yciu wszystko kosztuje. - I wezm je do siebie.
- A... w zamian? - Uniosem rce i pokazaem, e czy je acuszek. Nic z tego.
- Nie uciekn. Mog da pani sowo honoru.
- Najpierw trzeba co mie - wzruszya ramionami. - Potem dawa. Sekunda pauzy. - Lekarz? Sotys mwi, e nie macie tu nawet
pielgniarki.
183

Zrcznie mnie obrazia. Zawsze moga twierdzi, e nie o brak honoru


jej szo, a o medykw.
- Gdybymy mieli, nie chciaaby pani ze mn gada.
- Niech pan sprowadzi lekarza - mrukna po chwili wahania. -Potem
si zobaczy. Poszukam tego kluczyka. Przy sobie nie nosz.
- Nie to nie. - Odwrciem si, nonszalancko wsparem okcie o
balustrad, zaczem podziwia pync doem Lawink. Nie patrzyem
za siebie. Nawet gdy szeregowy Kurpianis dziwnie cichym gosem
poprosi, by pani porucznik zajrzaa na ciarwk. Czekaem. Bardziej
na Kos mana ni Marzen. Wedug mej oceny bya zbyt uparta, ambitna i
wkurzona na aresztanta Krechowiaka, by szybko ustpi.
Nie miaem racji.
- Krechowiak! - Odwrciem si leniwie, i cae szczcie: podesza
blisko, omal nie zawadziem doni o d jej brzucha. Kosztowaoby
mnie to wiele blu. Bya za. Gwnie wstrznita, ale take za. - Dawaj
tego lekarza.
- A kluczyk? Pole pani kogo...?
- Tam s dzieci - wycedzia. - Niemowlta.
Wydawao mi si, e wstrzsy zwizane z jelczem mam ju za sob.
Myliem si.
- Omioro. - Jej gos zagodnia: odczytaa wyraz mej twarzy
w momencie, gdy Kurpianis poda kolegom pierwsze malekie, nie
ruchome i ciche co, co wygldao jak lalka. - Te skurwysyny nawet
ich nie przykryy. Na goych deskach...
Nie zdyem nic powiedzie.
- Pani porucznik, telefon!
Poszedem za ni. Widziaem, jak utyka, i byo mi jej al, cho nie z
powodu nogi. Przede wszystkim jednak czuem strach. Mostu, po ktrym
szlimy, rzeczywicie nie przerzucono nad Rubikonem, ale zaczynaem
podejrzewa, e wkroczylimy wanie na drog, z ktrej nie da si
zawrci.

184

Radiostacja zalewaa namiot upiornym zgrzytem. Kosman i obsugujcy


j onierz mieli miny ludzi liczcych ju tylko na cud. Gdy weszlimy,
operator przekrci gak i haas przycich.
- Suchawki. Te przy cznicy. - Zbi Marzen z tropu: nim si poapaa, e telefon ma pozostawi choremu, miaem je w rku.
- Nie trzeba zakada - powiedziaem szybko. - Maj wietne
wzmocnienie.
- To ja mam rozmawia, panie...
- Krechowiak? - Rzeczywicie byy czue: Wilnicki usysza mnie, a ja
jego. -To ty?
- My. - Zacinita na paku do Marzeny, szykujcej si do wyrywania mi suchawek, znieruchomiaa. - Pani porucznik te sucha. I
chory Kosman. Mw.
- Co tak trzeszczy? Sochacki bawi si radiem? - Zauwayem, e
Kosmanowi okrgej oczy. - Niech przyciszy. I tak nic nie zwojuje.
Chory machn rk i onierz wyczy goniki.
- Dziki. Otworzylicie ciarwk?
Zaczem rozwaa korzyci pynce z oszukania go, mylaem jednak
wolniej, ni Marzena reagowaa.
- Nie ujdzie to panu - wysyczaa do mikrofonu.
- Darujmy sobie t faz - zaproponowa spokojnie.
- Nie mamy o czym mwi!
- No to moe ja - zgosiem ofert.
- Zabie kilka kobiet! - Zignorowaa mnie.
- Mniej emocji, pani porucznik. Mwi pani... C, tego w planie nie
byo. Przykro mi.
- To mie - powiedziaem. - Skd dzwonisz? To ci chopcy przy
autobusie, prawda? Przecili kabel, odczyli nas od Polski i poczyli z
Maogorskiem?
Caa trjka, z Sochackim wcznie, obrzucia mnie zdziwionymi
spojrzeniami.
- Brawo, Krechowiak. Jeli nadal jeste aresztowany, to powiedz
pani porucznik, by zagodzia rygory. Macie by razem przy apa
racie. Zawsze, gdy zatelefonuj. Podoba mi si twj rozsdek. B
dziesz moim ambasadorem w Kisunach.
Porucznik Pawluk obrzucia mnie wrogim spojrzeniem.
185

- Nie potrzebuje pan ambasadora - powiedziaa mciwie. -Adwokata


raczej. I to dobrego.
- Niczego pani nie zrozumiaa. Prbuj da wam ostatni szans.
Zaadujecie wz wszystkim, co z niego wyjlicie, i odstawicie do
granicy. Krechowiak wie gdzie. - Umilk na chwil. - Bo zdylicie go
rozadowa, tak?
- Tak - uprzedziem Marzen. - Suchaj, to nie przejdzie. P wsi
widziao t... No, w kadym razie nie zapomn. Jak to sobie wyobraasz?
yjemy w demokratycznym kraju, pewne rzeczy po prostu nie przejd.
- O czym pan do cholery mwi?! - Miaem wraenie, e pani porucznik zdzieli mnie suchawk. - I w czyim imieniu?
- Macie godzin - przyszed mi z pomoc Wilnicki. - O smej
pitnacie, ewentualnie wczeniej, ewentualnie teraz, udzielicie mi
odpowiedzi...
- Teraz - nie wytrzymaa Marzena. - W dup mnie cauj!
- Dupa? Nie skorzystam - owiadczy zimno. - Ale jeeli nie bdzie
pani rozsdna, to inni tak. Cho wtpi, czy uyj usL To nie ten typ
chopcw. A teraz krtko: mam doskonae ukady w Warszawie i
Kaliningradzie. Papiery, ktre pani widziaa, s autentyczne. Ja jestem
autentyczny. Przyleci do was autentyczny oficer ABW autentycznym
policyjnym migowcem, sidzie obok Szury-ma i odjedzie na poudnie.
Oficjalnie: do Olsztyna. W tym czasie pnocne obrzee wsi zostanie
ostrzelane. Pan Kosman cignie posterunki z poudniowej czci Kisun
pod pretekstem odpierania ataku. Stracicie jelcza z oczu. Co z nim bdzie
pniej, to ju nie wasza sprawa. Bdziecie kryci. Dowdcy plutonw
otrzymaj telefoniczny rozkaz od Adamskiego. Zabroni strzela do
czegokolwiek. Chory otrzyma dodatkowo jego notatk z poleceniem
przekazania ciarwki wraz z zawartoci oficerowi olsztyskiej
placwki ABW. Uzyskacie doskonae alibi. Zreszt... nie bdzie z tego
afery. Mwiem: mam oparcie w Warszawie. witek ma oparcie.
Genera Begma, wbrew pozorom, ma oparcie. Mog na palcach rki
wyliczy media, ktre ewentualnie - podkrelam: ewentualnie - mogyby
roztrzsa ten temat. To dua sprawa i stoj za ni wielcy ludzie. Kto j
spieprzy wanie dlatego, e czu
186

si mocny i zaniedba podstawowej ostronoci. Teraz musz to


odkrci. I odkrc. Zamilk. Kosman i Marzena te milczeli.
- To propozycja pozytywna - powiedziaem cicho. - A negatywna?
- Misza Miller wejdzie do Kisun i wyrnie wszystko, co ywe. Wiem:
brzmi melodramatycznie - przyzna - ale tak wanie bdzie.
Skonny byem mu wierzy. Marzena nie.
- Nie chc si powtarza, Wilnicki - umiechna si szyderczo
-alenadal moesz mnie cmokn.
Kosman, wyranie blady, nagle odebra jej suchawki.
- Gdzie jest Adamski, skurwielu? - wysapa.
- A jak pan myli? Wyjechalimy razem. Tu, ze mn.
- Nie wierz. - Kama wyjtkowo marnie.
- Aha, i nie bd was straszy, e umrze. Suy jako wasze alibi, nie
zakadnik. Moecie mwi: wypeniam rozkaz Adamskiego".
Wygodnie, prawda? Bardziej przyda si ywy. Ale czy cay... to ju
zaley od was.
Tego nie mogli zignorowa.
- Co pan przez to rozumie? - zapyta ostronie Kosman.
- Chc pomwi z Krechowiakiem. Sam na sam.
Marzena zamierzaa protestowa. Kosman uj j za okie i po prostu
wyprowadzi z namiotu.
- Moesz mwi - mruknem bez zapau.
- Na pewno?
- Po tej stronie mamy demokracj, prawa czowieka itede. Pawluk nie
stoi tu z palcem na ustach i spluw przy mojej gowie. Czego chcesz?
- Z tym ambasadorem to nie art. Chc mie tam kogo, kto wie, do
czego jest zdolny Miller, i potrafi t wiedz sprzeda. W dodatku jeste
neutralny. Obie strony tak samo ci ufaj i nie ufaj. I to ty wyjdziesz
najlepiej na kompromisie. Przekonaj ich. Jeli pjd na ukad, zaatwi
oczyszczenie ci z zarzutw. Zwaszcza... - zawiesi gos. - C, w nocy
wolaem tego nie mwi... Ziemkowicz to moja robota.
187

Zmrozio mnie.
- Zabie go? Dlaczego?
- Bo potrzebowaem ciebie. A podwjny morderca ucieka dwa razy
chtniej. Miae wpa w panik. - Umiechn si. - Mylae, e to
Szablewski, prawda? - Milczaem. - Bd. Pomyl: gdyby to on zaatwi
Ziemkowicza, po choler miabym wyciga z aresztu ciebie? Faceta by
moe niewinnego? Ktry mg odmwi wsppracy? Starczyo przecie
i do niego, powiedzie: widziaem ci, kole, robisz odtd, co ka".
Te przemytnik, a wygodniejszy. Bo i n na gardle wikszy, i nikt by go
nie wyhaczy w razie kontroli. A ciebie mogli. No i jaki fajny byby z
niego teraz agent... Aktywista, esdeesowiec... Nie to, co morderca w
kajdankach. Niestety - westchn. - Okaza si miczakiem, podrzuci ci
lewe dowody i na tym poprzesta. Sam musiaem zaatwi Ziemkowicza.
- Niezy z ciebie kutas - warknem.
- Niezy - zgodzi si. - A teraz zrb, o co prosz. Bd miy, a ja te
bd. I oczyszcz ci z zarzutw.
- Postaram si - obiecaem. -1 jeszcze jedno. Jeli chcesz podbudowa
moje notowania u Pawluk, przylij tu t poon Ew. Mamy pord w
trakcie.
- artujesz...
- Nie, nie artuj. Chc, eby przyjechaa. Szybko. Jeli masz
Adamskiego i czno z placwkami, nie bdzie z tym problemu.
Powiedz jej, e bardzo prosz.
- Chyba nie rozumiesz sytuacji. Wydaje ci si...?
- Uwaaj - przerwaem mu. - Sam mwisz: neutralny jestem. Mog
przej do silniejszego. A silniejsi s oni.
- Na pewno nie rozumiesz sytuacji - skonstatowa. - Z przepywem
informacji jest u was gorzej, ni mylaem... C, tym lepiej. Chcesz
zrobi wraenie na Kosmanie? To mu wspomnij, e wanie straci
bewupa. Cze.
Uliczka za mostem wiecia pustkami. Nikogo poza kotem i dwjk
dzieci. Chyba nie tylko ja wyczuwaem unoszc si nad Kisunami
atmosfer zagroenia. Chocia, z drugiej strony, mielimy sobotni ranek.
Wikszo tubylcw spaa po zakrapianym wieczo188

rze, a mniejszo, nie doczekawszy si pekaesu, wrcia do domw.


- Dokd waciwie idziemy? - zapytaem. I bez wielkiej nadziei
dorzuciem: - To spacer?
Szlimy rami w rami, nie za szybko. Znw utykaa. Jej kolanu nie
suyo skakanie z ciarwek marki Jelcz.
- Na posterunek. - Klepna kabur, do ktrej upchna odebrany mi
rewolwer. Jej wist zosta w namiocie: nie dojrzaa mentalnie do aenia
po wsi ze spluw w garci. - Dowody wol trzyma pod kluczem.
- To bro Wilnickiego. Nie uciekem. Wygna mnie tym z celi.
- Po co mi pan opowiada t rzewn histori?
- Dla podtrzymania rozmowy, tematy nam si kocz...
Z Kosmanem te nie dao si pogada: wskoczy na drugiego be-wupa,
ledwie skoczyem mwi o tym pierwszym, pono straconym, i
odjecha. Miaem nadziej, e nie dalej ni na poudniowe rogatki Kisun.
Odezwaa si kilkanacie krokw dalej:
- Nie prowadz pana sprawy. Zawiadomiam Olsztyn. Kazali czeka
na ekip. Teoretycznie ju powinna by.
- Lepiej zapomnie o teorii. Sytuacja jest nietypowa i wymaga n i ety p
owyc h roz wi z a.
- To znaczy? - westchna z rezygnacj.
- Niech mi pani zdejmie kajdanki.
- Tak mylaam.
Drzwi posterunku byy oplombowane technik papier-podpis--klej.
Ziemkowicz lea tak jak przedtem. Nic si nie zmienio. Tylko zapach.
Niby ulotny, ale...
- To naprawd nie ja - powiedziaem cicho.
Otworzya magazyn. W maej komrce stao kilka skrzynek na
amunicj, pusty rega na pistolety i wasnej roboty stojak, uginajcy si
pod ciarem radomskich sztucerw SDS-u. Nie wszystkie gniazda byy
pene, ale podejrzewaem, e brakuje tylko jednego karabinka, ktry jaki
idiota wyda wczoraj modemu Szablewskie-mu. Marzena zostawia
rewolwer i wyszlimy z posterunku. Zacza plombowa drzwi.
189

- Jestemy sami - zauwayem. - A pani znw bez pistoletu. Co


by byo, gdybym zaatakowa?
Miaa mao podzieln uwag: nie umiaa pisa i trz si ze strachu
rwnoczenie. Wybraa to pierwsze.
- Nie boj si pana - rzucia od niechcenia.
- To po co kajdanki?
- ebym si nie musiaa ba. - Umiechna si po swojemu, kcikiem
usL - Zreszt mam ten pana scyzoryk.
- Brakuje pani wyobrani - stwierdziem z uraz.
- Na szczcie panu nie. I potrafi sobie wyobrazi, jak kretysko
bdzie wyglda, pdzc przez pola i lasy w kajdankach schlapa-nych
moj krwi. No... gotowe.
Przed namiotem siedzia na ziemi starszy szeregowy bez pasa, broni i
nakrycia gowy. Mundur mia nadpalony i przepocony. Gapi si tpo w
trzymanego oburcz papierosa, nawet nie zauway, e przeszlimy obok.
- Jest pani. - Kosman ypn znad mapy. - Mylaem, e on zostanie w
areszcie. - To o mnie. - Nie mog przydzieli nastpnego konwojenta. I
tak dwch ju straciem.
- Przeze mnie - dopowiedziaem. - A co z tymi niedoszymi, ktrzy
jechali bewupem?
Mia ochot rzuci we mnie dobrze zaostrzon kredk.
- Kierowca przey. - Wskaza wejcie. - Dowdca i celowniczy nie.
Chyba rakieta.
- Chyba - powtrzyem. - Rozumiem. To czterech. Obawiam si te,
e Wilnicki wyprzedza pana w dziedzinie planowania o adnych par
godzin.
- Moe i starannie to zaplanowa - przyzna. - Ale popeni zasadniczy
bd. Da nam zbyt duo czasu.
- Bo macie niezy orzech do zgryzienia - stanem w obronie
Wilnickiego. - Gdyby kto kaza mi podj yciow decyzj w pi
minut, zdybym usi, zaama rce i powtrzy par razy o Jezu,
czemu akurat ja?"
- Bra poprawk na to, e musimy wysuchiwa pana byskotli-

190

wych dowcipw. - Marzena po chwili wahania woya czapk do samej


koszuli i od razu wysza z niej zoza.
- Tak czy siak to byo gupie - stwierdzi chory. - Koczymy
obsadzanie stanowisk. - Umiechn si pod nosem, nie bardzo radonie.
- Nawet ochotnicy zdyli si zgosi.
- Ochotnicy? - uniosa brwi.
- By tu ten pose. Podobno jest w esdeesie. Zaoferowa si, e
obejmie dowodzenie kisuskim oddziaem.
- Co?! - Dla odmiany opada jej szczka.
- Jaki ksidz tu nimi dowodzi, a zachorowa i s bez dowdcy. Wic
on chtnie... - Umiech Kosmana skwania do reszty. - Bo na studiach
studium wojskowe zaliczy.
- No to po kopocie - mruknem. - Zwyciylimy.
- Mniejsza z tym - wzruszy ramionami. - Wane, e Wilnicki straci
atut zaskoczenia. No i zapomnia o kuchni.
- O czym? - zdziwiem si.
- niadanie - umiechn si mciwie. - Ciarwka z kuchni polow.
Powinna tu by p godziny temu. Rozumie pan, co to znaczy?
Oczekiwa entuzjazmu. Pudo: Marzena poblada.
- Napadli na nich - na p stwierdzia, na p spytaa.
- Jeeli w brygadzie jeszcze nie wiedz, e co si stao, to lada chwila
si zorientuj.
- Myli pan, e ci ludzie... e ich...? - Nie odpowiedzia. - Jest jeszcze
szansa, by im pomc?
- Co si miao sta, ju si stao. Prawdopodobnie - zagodzi
umiechem brutaln wymow sw - zrobili to, co w przypadku
Krechowiaka. Nie byo sycha strzaw.
Nie zwrciem mu uwagi, e serii z karabinu aliskiego te nie
syszeli w Kisunach. Z naszego punktu widzenia liczyo si, e znikajc
bez ladu midzy Botajnami a Kisunami, druyna kuchenna otwieraa
nowy etap w krtkiej historii oblenia.
- Jak dugo to potrwa? - Marzena przyjrzaa si mapie.
- No... potrwa. Zanim wszystko trzy razy sprawdz, skonsultuj z
gr...

191

- Chce pan powiedzie, e jeszcze p dnia bdziemy tu siedzie jak


szczury w klatce?! Z powodu kilku oprychw z automatami?!
- Ludzie z zewntrz - posaem Kosmanowi wspczujcy umiech nie maj pojcia, jak funkcjonuje armia.
- No wanie, z zewntrz... - Obrci kredk w palcach. - Bez urazy,
ale bd teraz zajty. Zrbmy tak: przydziel pani kogo, a pani zajmie
si tymi kobietami, zorganizuje jakie schronienie, co do jedzenia...
Myl, e ludno chtnie pomoe... No i co trzeba zrobi z Krech
owiakiem.
- Zastrzelcie mnie - zaproponowaem. - Misem nakarmi si Rosjanki i
wszyscy bd szczliwi.
- Skd pan wie, e akurat Rosjanki? - zapyta.
- Fakt - przyznaem. - Zamieniem par sw tylko z jedn. A propos,
pani porucznik: jak u pani ze znajomoci rosyjskiego? Mog suy jako
tumacz.
- Idcie ju - straci cierpliwo Kosman.
Marzena obrazia si i wysza z namiotu.
- W kocu si pani przezibi. - Zignorowaa mnie, patrzc ponuro na
poowijane kocami postacie, grzejce si przy ognisku. - Umrze na
zapalenie puc i diabli wezm akt oskarenia. - Niechtnie spojrzaa mi w
twarz. - Serio. Nic pani na mnie nie ma. Ani zegarka, ani karabinu.
Nawiasem mwic, w yciu ich nie widziaem, ale mniejsza o to, o
konkretach mwimy. adnych dowodw, adnych wiadkw, no i
Wilnicki. Teraz kady sd uwierzy raczej mnie ni jemu. Jak i po co
miabym mordowa Ziemkowicza?
- Pomijajc ch ucieczki? Dokopa mu pan. A zawzity by. Bra
odwet no i przeliczy si z siami.
- Wilnicki mia wiksze moliwoci. I motyw.
- Niby jaki?
- Plan mu si zawali. Potrzebowa ju, natychmiast, kogo, kto
przewiezie go przez granic. Na hura, ryzykujc ycie. I za darmo. Mia
lepszych ode mnie?
- Do czego pan zmierza? - zapytaa dla formalnoci.
- Dwie osoby widz we mnie morderc: pani i Szablewski. Nie jestem
pewien, czy ten dupek dalej bdzie widzia, jak otrzewieje,
192

ale mniejsza z nim. a jak idiota w kajdankach, bo pani tego chce.


Tylko i wycznie.
- Bzdura.
- To dlatego, e wziem pani za dziwk?
Nie umiaem wyczu jej emocji. Nieruchoma maska.
- Wypeniam tylko obowizki.
- Wygodna formuka. Dziki za jej przypomnienie. Omal nie zaproponowaem trzydziestu miejsc w hotelu.
Prbowaa zmiady mnie wzrokiem.
- To znaczy? - wycedzia.
- Te mam obowizki. W skrcie brzmi to: zarabia.
- O nic nie prosiam.
- Jasne. Ma pani ubrania, ko i fors na niadanie. I nie jest upaprana
w gwnie. - Jej twarz pociemniaa. - Chocia na pani miejscu
przebrabym si i wytar buty.
Zignorowaa zaczepk, zapatrzona na jadalni. Pod wiat siedziaa
moda kobieta w halce z opuszczonym ramiczkiem. Jej pier raz po raz
byskaa w socu biel skry i rem sutka. Potem dziewczyna braa si
w gar i podnosia co, co w jej odczuciu przewyszao wag czogowy
akumulator, a co byo owinitym w rcznik niemowlciem. Po paru
sekundach odkadaa zawinitko na kolana i oddychajc gboko,
czekaa, a w minie nakapie par kropel energii. Miaa podrapane wzgldnie brudne - kolana i bya ruda.
Tak naprawd jej wosy najbardziej kojarzyy si z kaskad sosu
pomidorowego spywajcego po makaronie, byy zbyt bujne i krzykliwe,
cakiem odmienne. Nie powinienem doszukiwa si w tej dziewczynie
podobiestwa do innej, stojcej obok mnie.
- Jak pan mg zwiza si z kim takim... - mrukna Marzena,
wpatrzona w dziewczyn prbujc karmi dziecko. Co j fascynowao
w tym widoku?
- Mam sabo do rudzielcw - powiedziaem z agodnym umiechem.
- Z dugimi poobijanymi nogami.
Drgna. Nie spojrzaa jednak na mnie.
- Mwi o Wilnickim.
- Przecie wiem... - Odczekaem chwil. - Nie zwizaem si.
Przejechalimy kawaek na jednym wzku.
193

Zrobia dwa niepewne kroki w stron jadalni. Potem obrcia si,


zmieniajc nagle plany.
- Chodmy.
Pomaszerowaem za ni do skrzyowania drg. Skrcilimy w lewo.
W stron paacu.
- Dokd?
- Wynaj pokoje. I zamwi niadanie.
Pitnacie godzin temu te tak szlimy pust i cich uliczk, wcinit
midzy ceglany mur i ywopoty. Ale wtedy przynajmniej staraa si by
mia.
- Patne gotwk. - Te nie byem wwczas taki twardy. - Nie ma
forsy, nie ma niadania.
- Chc je wykpa, nakarmi i umieci gdzie, gdzie jest ciepo. Czyli z dala od niej, bo a mrozia powietrze wok siebie. -Ile?
- niadanie po dwadziecia. Kpiel w ciepej wodzie dziesi. W
zimnej pi. ko pidziesit.
- artuje pan...
- Mamy wolny rynek - przypomniaem.
Zatrzymaa si, a jej do opada na kabur. Albo znalaza sposb na
radykalne obnienie kosztw, albo nie spodoba jej si nadjedajcy z
zachodu honker. C, adny faktycznie nie by: pokiereszowana maska,
puste oczodoy po reflektorach.
Znaem ten wz. Dzi w nocy rozjecha mi yciorys.
- Spokojnie - powiedziaem. Przestaa maca kabur, ale w jej twarzy
drastycznie brakowao ciepa. Identycznie jak w twarzy Ewy, ktra nie
wyczajc silnika, wysiada lewymi drzwiami. Poza ni nikogo w wozie
nie byo.
- Jeste... - Posaem jej umiech. - Nie mylaem...
Podesza do nas, dziwnie wolno, jak kto zmagajcy si z niewidzialn,
gumow cian. Twarz, zwykle tak pena ycia, te wygldaa niczym
obcignita przezroczyst bon, ktra unieruchomia wszystkie minie.
Poczuem, e umiech zastyga mi na ustach.
- Doronin? - Mj gos mia by mikki jak kadziony na rany
opatrunek. Chyba nie by.
194

- Co? - Zamrugaa oczami jak kto wyrwany z hipnozy. Ponie


wczasie zorientowaem si, e dopiero teraz spojrzaa w moj stro
n. - Nie, nie... W porzdku. yje, chodzi, je, pije... Nie jest le.
W miar jak mwia, topniay lody w jej oczach. Pod koniec prawie
pojawi si w nich umiech. Prawie.
- Panie pozwol - przypomniaem sobie o konwenansach. - Po
rucznik Pawiuk, doktor Borecka.
Obie si umiechny. Obie uyy do tego jedynie koniuszkw ust, a ja
poczuem si nagle jak Eskimos, ktrego kajak dosta si midzy dwie
gry lodowe, pynce naprzeciw sobie ku wzajemnej zagadzie.
- Porucznik Pawiuk. - Usta Ewy, prawie si nie otwierajc, rozcigny te dwa sowa niczym gum. Smakowaa ich tre i nie potrafiem oprze si wraeniu, e zakoczy w proces ni mniej, ni wicej,
tylko spluniciem.
- Kobiety te bior - wyjaniem troch niepewnie. - Znaczy... do
Stray Granicznej.
- Sama si zgosiam - mrukna Marzena. Po czym, wci z tym
samym nieprzyjemnym grymasem parodiujcym umiech, dokoczya: Pani doktor.
- Bg, honor, ojczyzna - pokiwaa gow Ewa. - Jakie to szlachetne.
- Jak tu pani dojechaa? Wie jest otoczona.
Sowa nie byy nawet takie wane; bardziej przeraaa prowadzona
przez nie szermierka na spojrzenia. Obie byy wdzicznym celem. Cae
wiadra niewidzialnej krwi sikay z tych wszystkich plam na mundurze,
rozczapanych teniswek, ust nietknitych szmink, warkoczykw
spitych inn gumk kady, nasunitych na czoo daszkw, niemal
ocierajcych si o okulary, palcw z tym, tytoniowym nalotem,
skrzywionych nosw dziewczyn-bokserek i masy innych czuych miejsc,
ktre kobiety tak atwo znajduj i ktre tak atwo si kaleczy.
- Bardziej, ni si pani wydaje - sykna Ewa. - Sdz, e niedu
go was zaatakuj.
Marzena powoli wracaa na ziemi z jej problemami bardziej konkretnymi ni wrogie spojrzenia wieo poznanych osb. Bo wci
195

si udziem, e to tylko to: rzadka, ale wystpujca w przyrodzie


odwrotno mioci od pierwszego wejrzenia.
- Zaraz... - odwrcia gow, by na mnie popatrze. - Ta poona, o
ktrej pan rozmawia z Wilnickim...?
- Nie chciaem, by wiedzieli, e maj w garci lekarza z dyplomem.
Mogliby jej nie puci.
- Rozumiem. Ta pani jest lekarzem. Z dyplomem. - Nie wiem, skd mi
przyszed do gowy ten nieszczsny dyplom, ale zabrzmiao rzeczywicie
troch miesznie.
- Zgadza si. - W oczach Ewy bysno wyzwanie. - Mam nawet odpis.
Mog wrci do Maogorska i przywie.
- Nie wygupiaj si - wzruszyem ramionami. - Z tym atakiem to
pewne?
Dopiero teraz, za to na dugo, przylgna spojrzeniem do moich
skutych kajdankami rk.
- Wyglda, e to nie twj problem. Za co to?
- Troch podejrze - uprzedzia mnie Marzena - i jeden niekwestionowany atak na funkcjonariusza. Z broni. Trzy do omiu laL Bliej
omiu ni trzech.
Ewa przyprawia mnie o wstrzs, apic za rce. Jako strasznie
intymnie to wyszo.
- To przeze mnie, prawda? Zaczo si od tego... - urwaa, trafnie
oceniajc wyraz mojej twarzy. - Kurwa...
- Od czego si zaczo? - zainteresowaa si Marzena.
- Jest dobrze. - Podobnie jak Ewa, zignorowaem j. - Moe nawet
lepiej? Pani porucznik zamknie mnie w piwnicy i spokojnie przeczekam
najgorsze.
W jej brzowych oczach widziaem ciepo i prob o wybaczenie, e
nie moe - chciaaby, ale po prostu nie moe - ofiarowa mi tego ciepa
duo wicej.
- Co...? - Musiaem odchrzkn. - Co z Piotrem?
Zaczerwienia si. I podzikowaa niemiaym umiechem.
- Waciwie po to przyjechaam... Chciaam ci powiedzie...
Wiesz, taka rana wymaga staej kontroli; niby wszystko gra, ale...
Musz z nim zosta.
Umiechnem si z odrobin smutku.
196

- Raczej chcesz.
Skrya twarz pod grzywk, jak zmieszana nastolatka, ale kiedy znw
na mnie spojrzaa, jej umiech, spokojny i pogodny, by umiechem w
peni dojrzaej kobiety, ktra wie, na co si decyduje, i przyjmuje t
decyzj z radoci.
- Tak. - Wspia si na palce i bez popiechu pocaowaa mnie
w policzek. - Musiaam ci powiedzie.
Poklepabym j po plecach, ale wykonywanie takich gestw w kajdankach wypacza ich sens.
- Na wszelki wypadek, bo rnie bywa... Powiedz tacie, e tak, jak
jest, jest dobrze i... chyba lepiej nie bdzie, wic... No, nie musi mnie
szuka.
- Nie gniewaj si, Ewka, ale to...
- Wariactwo? Mylisz, e sama nie wiem?
Jeszcze przez chwil czuem na doniach ciepo jej palcw. Potem
cofna si, a na jej twarz wrcia maska uprzejmego profesjonalisty.
- Gdzie macie t rodzc?
- To wersja dla Wilnickiego - wyjaniem. - Faktycznie chodzi o
przebite kolano i trzydzieci pod trutych osb.
- Co si stao?
- Zobaczysz. Jedziemy czy idziemy? - Pytaem Marzen. Zawahaa
si, po czym niechtnie skina w stron paacowej bramy. - To na razie.
Prosto i w prawo, trafisz.
- Chodmy - mrukna porucznik Pawluk. - Pani doktor ma duo
pracy.
W torbie pod ubraniami i grub warstw ksiek - co tumaczyo ciar
tego drastwa - miaa suszark, szampony, myda, nowiutk wojskow
kurtk oraz portmonetk.
- Trzysta osiemdziesit z groszami. - Przeliczya zawarto. - Starczy
jako zadatek?
- Cienko jak na pocztek miesica - zauwayem.
- Starczy?
- Na trzydzieci osiem kpieli - wzruszyem ramionami. - Plus jedno
mycie zbw. To za te grosze na kocu.
197

Poczerwieniaa. Jej nocna koszula nadal leaa w poprzek ka,


nadwerajc oficersk powag. Moe dlatego zacza od wskoczenia w
mundurow kurtk. Zmarza bez marynarki, ale czuem, e nie ciepa
szuka, a charyzmy.
- Moe si pan nie zaapa nawet na te grosze - rzucia wyzywajco. Po prostu je tu przyprowadz.
- amic prawo.
- Wypisz odpowiedni kwit.
- Wstrzsajca szlachetno. Tylko e taki kwit nie sklei zamanego
prawa. I rachunkw si nim nie opaci.
- Niech pan nie udaje idioty. To urzdowe pismo. Zwrc panu t
fors.
- Oni? Czyli kto? Stra Graniczna? Od kiedy to Stra odpowiada za
czyste tyki i pene brzuchy jakich...
- Rzyga mi si chce, jak tego sucham.
- miao, to pani pokj. Ale ostrzegam: z powodu aresztowania poowy personelu bdzie trzeba pomieszka z pawiem na pododze.
- Do tego - warkna. - Idziemy.
- Dokd?
- Do piwnicy. Strza w ty gowy i wity spokj.
Zeszlimy, ale tylko do restauracji. Byli tu wszyscy: dwuosobowy
personel, czworo goci hotelowych, Szurym, reprezentujcy goci
knajpianych, i delegacja armii w sile dwch szeregowych. Du-dziszewski
wkrci si za bufet, gdzie sta rami w rami z Masz, gryzmolc w
zeszycie, a ten drugi, brunet o kwadratowej szczce, kiwa si na krzele,
z automatem przeoonym w poprzek kolan. Przy oknie spoyway
niadanie panie spod lekkiego znaku. Wolaem nie patrze w tamt
stron. Wci byem tu kierownikiem i nie leao w moim interesie
odbieranie apetytu starszej z nich. A tym by si pewnie skoczya
wymiana spojrze z El-Piersiwk.
Makowi Szablewskiemu nie zdyem popsu apetytu: rzuca akurat
monet na kontuar i kierowa si ku wyjciu. Marzena przezornie
skrcia, zanim weszlimy sobie w drog. Udaem, e go nie widz, on
uda to samo, i po prostu rozeszlimy si, kady w swoj stron.
Nasz stron by st, przy ktrym abiszewski podnosi na duchu
Agat witek, a Szurym topi troski w drinku.
198

- O wilczycy mowa - umiechn si pose. - Tumacz pani prezes, e


sprawa jest nieprzyjemna, ale przynajmniej trafia w dobre rce. Marzena
to znakomity fachowiec.
- Wielkie dziki - rzucia chodno.
- Znajomi? - umiechna si blado pani prezes.
- Jeszcze z oglniaka - wyjani abiszewski.
- Dawne dzieje. - Sdzc po minie, Marzena nie tsknia za szko. Suchaj, Adam, potrzebuj pienidzy.
- Pienidzy? - Co pko w jego umiechu; odniosem wraenie, e go
zmrozia. - Teraz? Na co?
- Na kobiety i dzieci - wtrciem swoje trzy grosze. Zgromili mnie
wzrokiem oboje. Ona nawet mocniej.
- Pan Krechowiak da zapaty za przyjcie tych Rosjanek z ciarwki.
Teraz gapili si na mnie ju wszyscy, cznie z Szurymem i witek,
co naleao uzna za jaskraw niesprawiedliwo.
- Ale oczywicie - przerwa martw cisz abiszewski. Radosny
bysk w jego oczach nie pasowa do paniki sprzed paru sekund. C,
wyobrania nie od razu podsuwa wizj nagwkw Pose dobroczyca".
- aden problem. Moe by karta czy wypisa czek?
- Moe by gotwka.
Rozemia si i pozosta z wyszczerzonymi gupawo zbami, kiedy
dotaro do niego, e to nie art.
- Pana koleanka udzielia mi wotum nieufnoci - uniosem kajdanki i te jako straciem wiar w ludzi. - Goniej dokoczyem: - Od tej pory
wszyscy pac z gry. Dzikuj za uwag.
- Bazen - mrukna Marzena.
- We papier, Grzesiek - skinem na stojcego w kuchennych
drzwiach chopaka - i wystaw pastwu rachunki. Jeszcze w starych
cenach.
- Co to ma znaczy? - abiszewski cigle si udzi, e le mnie
zrozumia.
- Mam niecae czterysta - wyja portmonetk Marzena. - Potrzeba... policzya - dziewiset trzydzieci zotych. Na niadanie i kpiel. Brakuje
piset pidziesit. Kto z pastwa si dooy?
abiszewski sign pod marynark.
199

- Doba hotelowa koczy si w poudnie - poinformowaem go


yczliwie. - Starczy panu gotwki na nastpn?
- Pan jest wacicielem? - zapyta stumionym gosem.
- Tylko pracuj.
- Ju niedugo. Obiecuj panu: ju niedugo.
Grzesiek by wstrznity. Dudziszewski zmartwiony. Marzena
zdziwiona. Chyba dopiero teraz dotaro do niej, e pal za sob mosty.
- Moliwe. Duo pan tam ma?
Rzuci na st cztery stuzotwki. Zbyt gwatownie. Jedna mina
krawd i spada. Nikt nawet nie drgn.
- Brakuje dwustu pidziesiciu - umiechnem si.
- Setk - warkn - ma pan na pododze.
- To uczciwy lokal, nie Sejm. Tu si nie przekazuje lewej forsy pod
stoem.
Gdyby ciany poza uszami mieway poczucie humoru, popkayby ze
miechu. Za lew fors, ktra przewina si przez t knajp, mona by
wybudowa porzdn chaup.
abiszewski wsta od stou i wyszed z sali.
Przez chwil byo jak makiem zasia. Potem Marzena przykucna,
podniosa i starannie zoya na blacie czwarty banknot
- Ja... nie mam pienidzy - powiedziaa cicho Agata witek. W Rosji lepiej nie kusi losu.
Szurym wzruszy ramionami i dalej sczy taniego, kisuskiego drinka,
w ktrym sok kosztowa tyle co solidna alkoholowa wkadka.
- No to klops - posaem Marzenie krzywy umiech. - Albo posa
dzi pani niektre po dwie do jednego talerza, albo cz wykpie
w Lawince.
Przygldaa mi si bez sowa. Dudziszewski podszed do nas,
wycign pogniecione dziesitki. Chyba ze trzy.
- Daj spokj - powiedziaem. - Nie o to chodzi.
- A o co? - Z jego twarzy, jak z twarzy Marzeny, niczego nie potrafiem wyczyta.
- Nie wasz interes, szeregowy. Wecie lepiej Masz i idcie napali
pod kotem. A ty, Grzesiek, skocz do magazynu. Przynie wszystkie
rczniki. I duo myda.
200

Wyszedem z restauracji. Cztery stwy zostay. Marzena te. Dogonia


mnie dopiero na schodach. Moe to kolano, moe kiepski refleks, ale
moe co jeszcze.
- Nie rozumiem pana - wymruczaa.
- Co tu rozumie? Prbowaem wyrubowa cen, eby musiaa pani
spieniy klucz od kajdanek. Nie wyszo. Dobrych ludzi jest wicej ni
nas, ludzi zych.
- I co teraz? Wemie pan te siedemset osiemdziesit zotych? To
znaczy... wystarczy tyle? Na razie?
- Ostronie, pani porucznik. Wyda pani wszystko i co dalej? Je na
kredyt u wasnego winia?
- Sid pod kocioem i bd ebra. Albo si puszcz.
Z wraenia nie trafiem doni w klamk. Marzena Pawluk artujca,
koniec wiata. I rzeczywicie: wiat zadra w posadach. Od huku.
Mona je byo podzieli na trzy grupy.
Bardzo Gone Wybuchy. To one wprawiay w drenie szyby w
paacowych oknach, i to z ich powodu niebo na pnocnym wschodzie
oddzielaa od linii drzew potna chmura burego pyu. Wstrzsay wsi
mniej wicej co dziesi sekund.
Gone Wybuchy. Cztery szybkie bach-bach-bach-bach, przerwa,
nastpne cztery eksplozje, przerwa, nastpne cztery... I tak dalej, z
monotoni, ktra mogaby nuy, gdyby nie przeraaa.
Wybuchy. Zbyt nieregularne, by stwierdzi cokolwiek ponadto, i jest
ich duo. W pierwszej chwili pomylaem o ogniu karabinowym. Ale to
nie byy karabiny.
No i by jeszcze Wielki Jednorazowy Huk. Ten, ktry wszystko
rozpocz. Najbardziej wstrzsajcy, bo pierwszy i zrodzony gdzie
blisko.
Zbyt blisko.
Nie zbiegem na d. Zszedem. Marzena miaa za wysokie obcasy,
tylko jedno sprawne kolano, no i pistolet. Nie miaa za to pojcia, co si
dzieje. Bybym pozbawiony wyobrani, rzucajc si biegiem. Moga to
uzna za prb ucieczki, a teraz, gdy z nieba spaday
201

pociski, potna psychologiczna bariera, powstrzymujca j przed


strzelaniem do ludzi, zapewne lega w gruzach.
- To gdzie przy biwaku. - Postaraem si, by mj gos brzmia
spokojnie. - Musz tam i.
- Co to byo? - Zatrzymalimy si na ganku, chonc wzrokiem oboki
pyu, leniwie opadajcego z nieba.
- Nie zastrzel mnie - powiedziaem. - Nie uciekn.
I pobiegem, najpierw wzdu frontu paacyku, potem na przeaj przez
zdziczay ogrd. Nie byem pewien, czy nie strzelaa: wiatr, strach i krew
dudniy mi zbyt gono w uszach. Pewne natomiast, e nie trafia. Nie da
si pobi rekordu wiata na setk w kajdankach przez krzaki i mur, majc
kul w ciele.
Bybym jeszcze szybszy, gdyby nie przyblokoway mnie pnagie
kobiety, uciekajce przez wyom w murze. Niektre byy okryte kocami,
inne nie, a jedna cakiem goa i mokra, wyranie wygnana wprost znad
miednicy.
- Za drzewa! - wrzeszcza mody, mski gos. Wpadem na teren
biwaku i zatrzymaem si, poraony widokiem.
W powietrzu wirowa ceglany py, efekt zderzenia si z murem kilkuset
stalowych kulek. Naprzeciw, przy jezdni, widziaem zady dwch BWP-1,
a obok tego prawego co, co do niedawna byo hon-kerem. Samochd
zaparkowano przodem do namiotw, zapewne w jednej linii z bewupem,
ale teraz dopala si dobre sze metrw dalej. Z czterech supw
podtrzymujcych wiat nad jadalni dwa nadal stay. Nie wiem dlaczego:
kady przypomina walec wycity z dobrego szwajcarskiego sera, czyli
mnstwa dziur gdzieniegdzie przetykanych serem waciwym.
Zwrcony na poudnie bok bewupa wyglda jak plaster miodu, ale te
przetrwa. Niektre z tysicy kulek, ktrymi plun honker, tkwiy w
wyobionych w pancerzu kraterach, wikszo jednak zalegaa w trawie,
czynic z tego kawaka ki co w rodzaju mietnika przy fabryce oysk.
Na wschd, zachd i poudnie od pierwotnego miejsca postoju
samochodu ziemi zryy wachlarze pytkich bruzd. W ssiadujcych z
obozem domach nie ocalaa choby jedna szyba, aczkolwiek w
najdalszym dostrzegem spore tafle szka z nielicznymi
202

otworami. Nad brzegiem Lawinki leay szcztki wrony, a w ogrdku po


prawej trzy martwe kury. Wszystko to budzio respekt, lecz nie groz.
Zimno zrobio mi si, gdy zatrzymaem wzrok na namiotach.
Na poudnie od linii wykrelonej poharatanym bokiem bewupa stay na
szczcie tylko dwa. Skrajny przetrwa stalowe gradobicie, cho rodek
zapad si. Lecy obok onierz by jedn wielk plam krwi: w
potylicy, plecach, poladkach oraz nogach mia kilkanacie duych
otworw i mimo hemu oraz kamizelki przypomina baanta, ktry
wyskoczy myliwemu spod stp, obrywajc potwornie zagszczonym
adunkiem rutu.
Ssiedni namiot run. Zachmaniony brezent dra od krzyku i
miotajcych si pod nim cia. Zauwayem Ew. Z torb w rku dobiega
do skupiska nieregularnych, zielonych garbw, w jakie zmieni si
namiot, wycigna noyczki - zwyke, fryzjerskie - pada na kolana i
zacza ci ptno. Potem pojawi si ten onierz.
By w kamizelce, lecz bez hemu. Nie bieg, nie szed - porusza si.
Niby szybko, ale kojarzy si nieodparcie z pijakiem, mogcym
znienacka skrci o dziewidziesit stopni, rbn o latarni i zasn.
By niepoczytalny.
Zatrzyma si nad Ew i zamiast wspomc jej noyczki przypitym do
kamizelki bagnetem, kopn j w udo.
Upada na co, co kotowao si pod brezentem. Drugi cios buciora
sign jej biodra, trzeci odbi okie i resztk impetu otar si o policzek,
czwarty wyldowa na ebrach... Tuk raz lew, raz praw nog
zwinite, podobne do przeraonego jea ciao, odprawiajc jaki
obkany, ohydny taniec i usiujc odpi kabur.
- Ty suko! Zabij ci, szmato! Zajebi!
Puciem si biegiem. Mogem go dopa: nie da si szybko odpi
kabury, wyj i przeadowa glauberyta, pakujc w kogo potne
kopniaki, z ktrych kady narusza chwiejn rwnowag kopicego.
Mogem zdy. Ale nie byem sam. Biwak przypomina boisko do gry
w amerykaski futbol, pene ywych przeszkd i potwornego chaosu.
Wycie rannych, ryk uruchamianych pospiesznie silnikw, krzyki
miotajcych si panicznie kobiet a take krzyujce si zbyt gsto
rozkazy potgoway zamieszanie do tego stopnia, e
203

na dystansie dziesiciu metrw zaliczyem trzy zderzenia, w tym dwa z


jedn i t sam dziewczyn.
Nie zdyem. Ani ja, ani szeregowy Kurpianis, lezcy przez czyje
kolana i wypadajcy z bewupa jak worek.
- Nie, Jaworski, zostaw j!!! Nie strzelaj!!!
Syszaem jego krzyk, widziaem, jak zrywa si z ziemi, i czuem, e to
na nic, bo Jaworski poradzi sobie wreszcie z kabur i jednym ruchem
przeadowa bro.
Byem z siedem metrw od niego. O pi za daleko.
Glauberyt zatoczy dwie trzecie uku. Zabrako mu uamka sekundy,
kiedy usyszaem huk wystrzau gdzie z tyu, co rozdaro powietrze
obok mego ucha, a grzmotnity niewidzialnym kijem szeregowy
Jaworski run na plecy.
Zanim pad, co wyszarpno jeszcze dwa mae kratery z plamistej
zieleni, okrywajcej jego tors.
Zostawiem go Kurpianisowi, a sam zajem si Ew. O ile na
okrelenie zaj si" zasuguje stanie z gupi min nad klczc
kobiet, ktra nie otrzepawszy si nawet po wymierzonych jej kopniakach, szarpie si z brezentem, wydzierajc spod niego skrwawione
ludzkie rce.
- Nic... nic ci nie...?
- Pom mi - warkna.
Depczc po ukrytych pod powok kach, nogach, gowach, szafkach
i czort wie czym jeszcze, wycignlimy dwie pprzytomne kobiety.
Modszej brakowao kawaka doni, starszej odamek przebi obojczyk, a
inny nadszarpn udo. Dziewczyna miaa na sobie strzpy szarej,
organicznej substancji i odamki koci. Mamrotaa po rosyjsku co, czego
nie staraem si zrozumie. Bya w szoku.
Marzena Pawluk te bya w szoku. Staa przy wyrwie w murze, trzymajc midzy udami zacinity oburcz pistolet, a jej szeroko otwarte
oczy wpatryway si w Jaworskiego. Podpierany kolanem przez
Kurpianisa, porusza to nog, to rk, ale robi to tak niemrawo, e na
dobr spraw mg by rwnie bliski mierci jak ci pod namiotem.
Trzecia dziewczyna, ktr udao nam si wycign, miaa osiem dziur
po odamkach. Nie musiaem zaglda Ewie w twarz, by odczyta
wyrok.
204

Potem pracowalimy ju w szecioro. Jaki szeregowy pru brezent


bagnetem, a brunetka w marynarce Marzeny i dwie inne kobiety
rozszarpyway nacicia, wygrzebujc spod ek krwawe, lejce si przez
rce bryy, do niedawna bdce ludmi.
Jeden BWP wyrwa si z rykiem z parkingu, potoczy w stron mostu.
Zrobio si ciszej i w kocu wyowiem z gwaru gos Koni ana.
- ...si chowaj za drzewa! Paczoch, lornetka i na dzwonnic!
A wy dokd?!
Mia mao ludzi, zerow wiedz o sytuacji taktycznej i ze przeczucia.
Ale za minut, dwie, kiedy pozbdzie si cywilw, panika zacznie
opada. Zaprowadzi ad w szeregach. W zasadzie yczyem mu tego,
miaem jednak wiadomo, e to ostatni dogodny moment.
- Pryskaj - wysapaem Ewie do ucha. Wycigalimy spod kobiecego
trupa jak w peni ubran ochotniczk z Kisun, ktra chyba ya. - Przez
park i...
- Nie.
- Ewa, oni ci...
-Nie!
Wyja gar banday, zacza wycig z krwi lejc si z cia jej
pacjentw. Ju nie ludzi, ktrych pomagaa przenosi, lecz wanie
pacjentw. Przypomniaem sobie Zapowiednoje - i daem spokj.
Kiedy minut pniej podbieg do nas Kosman, modzierze i granatniki mcce pnocny skraj wsi milczay od kilkunastu sekund. Moe
dlatego, mimo jkw, krzyku i dudnienia silnikw, syszaem kade
sowo. A moe po prostu zbyt mocno chciaem sysze co takiego, by
przegapi cho uamek sylaby.
- Kurwa ma, powinienem ci... Masz szczcie. Masz kurewskie
szczcie, e wiesz, jak to robi.
Nawet nie uniosa gowy. Bya zbyt zajta zakadaniem opaski uciskowej komu, kto wanie zemdla i nie mia pojcia, i ocala ycie
doktor Boreckiej.
W restauracji zmienio si zaskakujco mao. Poza Dudziszew-skim nie
brakowao adnej z osb, do ktrych Marzena apelowaa
205

o datki. Moe przemyleli spraw i czekali tu, chcc zarzuci mnie


banknotami - wybuchy wojen pono uszlachetniaj Polakw - ale nawet
jeeli, to spnili si. Wolabym ofiary w naturze. Noszenie przez park
ek polowych obcionych rannymi samo w sobie jest niewdzicznym
zajciem, a ja musiaem robi to szybko, w kajdankach i z pomoc
bosych Rosjanek, ktre same wymagay noszenia. Ilekro jednak
mijaem drzwi restauracji, zza progu udzielano mi wycznie
psychicznego wsparcia. Dyskusyjnego zreszt - widok wycelowanego
karabinu podnosi wprawdzie kondycj, ale nie suy koncentracji, te
istotnej podczas biegu po schodach.
Nie byem pewien, czy szeregowy z kwadratow szczk wypatruje
sambijskich hord, czy tylko dobrze si bawi wadz. Wikszo
obecnych kulia si do midzyokiennych filarw, ale wystraszone
spojrzenia rwnie czsto jak na park kierowaa ku rodkowi sali.
Minem onierza, siadem przy barze i zerknem w okno,
sprawdzajc, z ktrych rejonw parku mog mi odstrzeli gow. Stoki
byy wysokie, ale paacowy parter te. Ryzykowaem niewiele. Poza tym
wiata, jak na padziernik, byo mnstwo i istniaa szansa, e atakujcy
najpierw wypatrz bardziej jaskrawy obiekt Czyli miedzianokasztanow
czupryn siedzcej obok pani porucznik.
- Dla mnie to samo - rzuciem w stron siedzcego za barem
Grzeka. - I co zimnego.
Byo cicho. Nikt nie strzela, a masywne ciany siedziby von
Kisnitzw tumiy odgosy z izby chorych. Chyba nawet syszaem
skrzypienie protezy chopaka. Albo moe to ja skrzypiaem. Czuem si
stary.
To dlatego zaczem od mniejszej z podstawionych szklanek. Okazaa
si za maa.
- Jeszcze raz.
Marzena bezmylnie obracaa w doniach literatk.
- Nie powinien pan pi - mrukna apatycznie.
- Jest takie przysowie: o kotle i garnku.
Kto z kucajcych przy zewntrznej cianie wsta i ruszy w nasz
stron. Zastanawiaem si, czy Grzesiek nala Marzenie tego same206

go, co mnie, a jeli tak, to jaki defekt ma krew tej dziewczyny. Jak na
kogo, kto raczy si lekko nawodnionym spirytusem, bya zadziwiajco
blada.
- A to o wojewodzie pan zna? - Wyczuem znajome, ostre nutki, lecz
mylami nadal bdzia gdzie indziej.
- Lej - skinem, widzc wahanie Grzeka. Nie nala. Nawet rasowy
barman nie da rady napeni szklanki nakrytej damsk doni. Choby
tak szczup jak ta Marzeny.
- Koniec z piciem.
- Rkoczyny w knajpie? - skrzywiem si. - Nieadnie.
-1 bez pijanych aresztantw mam do kopotw - wyjania. Rki nie
cofna, cho Grzesiek dyplomatycznie wynis si a pod lad z
zakskami.
- Mona si przysi? - abiszewski nie czeka na zgod, windujc
poladki na wyyny barowego stoka. - Jeli dobrze rozumiem, te
eksplozje...
- A wanie: pani kopoty - zignorowaem najwysz wadz. -Chyba
ich troch przybyo.
Naprawd blada zrobia si dopiero teraz.
- Ten onierz... - zacia si.
- Ten onierz - potwierdziem.
- Co si stao? - upomnia si o swoje abiszewski. - Miaa scysj z
jakim wojskowym?
- Mona tak powiedzie - uprzedziem j, co nie byo trudne, bo bez
dopywu wieej krwi adne minie, take te odpowiedzialne za mow,
nie dziaaj. - Marzena wygarna do niego z pistoletu. Trzy pikne
trafienia w korpus.
- Co takiego?!
- Doktor Borecka chwilowo nie moe - signem po sok - wic
dzikuj zaliczkowo w jej imieniu. Chyba uratowaa jej pani ycie.
Uratowaa - poprawiem si, przypominajc sobie o abiszew-skim.
Dopiero teraz zobaczyem jej oczy. Byo w nich tyle ycia, co w
przesaniajcych je okularach.
Olnio mnie. I zmrozio. Nie robi si ludziom czego takiego. Choby
bezmylnie, ze zwykego u zaganianego czowieka braku
207

refleksji i refleksu. Choby ci ludzie byli wredn, zimn, upart jak osio
zoz.
- Zaraz... - uniosem do. - ebymy si le nie...
- Strzelaa do kogo?! - abiszewski nie zlecia ze stoka tylko
dlatego, e osupia w stabilnej pozycji. - Jezu, Marzena... On nie
artuje?!
Podeptabym immunitet i da mu w zby za podsuwanie jej takich
wtpliwoci, tyle e nie wypadao, bo trafi blisko.
- Zmar? - Dugo braa si w gar, nim przepchna przez pobielae
usta to jedno sowo. A i tak z trudem j rozumiaem. Wok oa mierci
bywa goniej.
- Przecie by w kamizelce! - Te nie nadawabym si na konferansjera. - Mylaa, e go...? - Wci patrzya niemal martwymi oczyma;
musiaem si mocno stara, by nie zwia gdzie pieprz ronie, pki to si
jeszcze da. - Chciaem powiedzie, e bd kopoty, bo przey, nic mu
nie jest i jest wcieky - powiedziaem z szybkoci karabinu
maszynowego. I dodaem niepewnie: - To taki... art.
- art - powtrzya jak echo. Po czym, bez popiechu, za to z trosk o
waciwy efekt, trzasna mnie w policzek.
Wolabym oberwa z drugiej strony, bo pamitka po Doroninie bya
mniej bolesna od sznytw i siniakw, jakimi przyozdobia mnie para
Szablewski - Pawluk. Ale przynajmniej nie zleciaem ze stoka: zarzucio
mn w stron bufetu.
Przez chwil rozcieraem policzek, szukajc skruchy na twarzy
Marzeny. Jej stan emocjonalny uleg zmianie, ale nie potrafiem okreli
kierunku owej zmiany.
- Nastpny rkoczyn przy barze - powiedziaem na prb. - le
reagujesz na alkohol, Marzenko.
- To nie alkohol - mrukna. - To ty, Krechowiak. Wkurzasz mnie.
- Wic moe lepiej si rozsta? - Uniosem rce i kajdanki. - Dowodw brak, nie lubisz mnie, oboje mamy waniejsze zajcia... Zdejmij
to i zejdmy sobie z oczu.
- Cholera, stae prawie na linii strzau... e te nie spudowaam o te
p metra.
- Nie artuj - abiszewski umiechn si niepewnie.
208

- To nie art - uwiadomiem go. - Marzenka...


- Nazwij mnie tak jeszcze raz - wycedzia. - Jeden raz.
Przez chwil salimy sobie wyzywajce spojrzenia. Na szczcie nie
bylimy sami. By jeszcze abiszewski.
- We si w gar. - Sam si wzi, zgubi wyraz twarzy pod tytu
em kumpel z liceum" i wskoczy w kostium polityka, czyli przy
wdcy. - Sprawa zamknita. Co si waciwie dzieje?
Bez zapau zsuna si ze stoka.
- Nie tu. Chod, opowiem po drodze. Prosz go pilnowa - poka
zaa mnie posiadaczowi beryl a i kwadratowej szczki.
Do dziewitej nic si nie dziao, pomijajc fakt, e wikszo przebywajcych w sali zacza wmusza w siebie niadanie. Naburmuszona
Masza nie bya w formie, ale to nie z jej winy jajka, saatki i parwki tak
opornie znikay z talerzy. Wszyscy czuli, e zanosi si na co zego, a
gucha cisza za oknami tylko te odczucia potgowaa. No i - rzecz rwnie
istotna - by z nami ten facet przy drzwiach. Krpy dwudziestolatek o
wskich oczach i doniach a sinych od tatuau wyglda na typowego
przedstawiciela marginesu. Przed wywoanym przez Begm kryzysem w
ogle nie trafiby do armii: dziki bezrobociu i mizerii wojskowego
budetu poborowych byo wicej ni etatw i takich pachncych
kryminaem facetw raczej nie powoywano. Teoretycznie ochrania
ludzi z Gosu Serca", ale dabym gow, e Kosman nie przypadkiem
akurat jego przydzieli im do asysty. Subtelna perswazja bywa uyteczna,
kiedy podejrzany ma koneksje i klasyczny zestaw piwnica-krata-klawisz
budzi obawy podejrzewajcego. Osobna kwestia, czy sowo subtelno"
dao si poczy z tym facetem. Zwtpiem, kiedy Agata witek, po
dystyngowanym przetarciu ust serwetk, wdzicznym ruchem podniosa
si od stou.
- Sied na dupie, bo ci j odstrzel.
Protegowana premiera, prymasa i paru innych orodkw wadzy na
liter p" nie eksplodowaa - czy to gniewem, czy miechem - tylko po
prostu usiada. Jak zwyky miertelnik bez znajomoci. Ocieranie si o
VIP-w nie ogupio jej na szczcie. Szuryma, niestety, tak.
209

- Wiesz, do kogo mwisz, gwniarzu? - warkn. Nie wyglda na


wstrznitego krzywd wyrzdzon damie; raczej na kogo, kto za
dugo tumi zo.
- Spokojnie. - Nadal czuem si tu gospodarzem. - Wszyscy jestemy
zdenerwowani i...
- To do mnie byo? Do mnie nadajesz, facet?
- A widzisz tu wicej gwniarzy? - warkn Szurym. Ignorowa
zdrowy rozsdek, tudzie Grzeka za barem.
- Chod no tu - powiedzia niepokojco cicho sinorki.
Oba krzesa odjechay ze zgrzytem. Szurym zacz obchodzi stolik.
- Nie trzeba! - Agata witek zyskaa w mych oczach, apic go za
okie. - Nic si nie stao!
- Pu go, lala. Chce w ryj? To dobrze trafi.
Szurym najwyraniej chcia, bo po prostu poszed dalej.
Zrobiem krok. W poowie nastpnego spasowaem: po pierwsze nie
zd. A po drugie: mgbym jednak zdy.
Trudno orzec, czy dobrze wybraem, bo onierz okaza si bardziej
poczytany, ni mylaem, i nie strzeli. Co nie znaczy, e zrezygnowa z
zaciskanego w rkach stalowego atutu. Nie by typem rycerza.
Beryl zatoczy uk. Nie mia to by cios, a co poredniego midzy
rzucaniem rkawicy i lekcewacym szturchniciem, aplikowanym
sabeuszom. Zmiadone usta, troch krwi i ez, moe ukruszony zb taki by zamiar.
Szurym wypchn rozwart do, prawie zastopowa kolb i niemal
rwnoczenie skontrowa woln pici.
Trafiony w nos onierz wpad na krzeso. Podcio go. Grzmotn
okciem w posadzk, potem zainkasowa zdradziecki cios w nerk od
wasnego hemu, malowniczo, lecz, jak si okazao, mao bezpiecznie
podwieszonego przy poladku. W sumie niele oberwa i nie byem
pewien, czy dobrze robi, rzucajc si biegiem w jego stron. Zycie to
nie amerykaski film i facet, ktry wanie otar si o zamanie nosa
tudzie rki, zwykle nie rwie si do boksu, tylko wije si i cierpi. No i
bliej sta Szurym. To on powinien zrobi, co naley. Czyli wykopa co
w najdalszy kt sali. Lepiej karabin, ale jeli si nie dao, to choby
gow jego waciciela. Typka wyglda210

jcego jak sinorki naleao albo obchodzi na palcach jak chisk waz,
albo sflekowa tak, by par nastpnych tygodni spdzi w gipsie. Po
wiecie chodzi mnstwo prymityww, ktrzy adnych form porednich
nie uznaj.
Byem neutralny - pomijajc niech do cierania krwi i atania
postrzelanych cian - nie miaem wic zych zamiarw. Chciaem
wypchn karabin gdzie poza zasig rk walczcych. Moe nawet
chciaem tym pomc gramolcemu si z posadzki onierzowi: pki mia
obok t nieszczsn maszynk, Szurymowi nie pozostawao nic innego,
jak tuc go w dobrze pojtym odruchu samoobrony. Bd polega na tym,
e przeceniem wyobrani Szuryma.
Po prostu sta i patrzy. Najpierw na sw ofiar, na czworakach
ruszajc w stron drzwi, ale i beryl a, a potem, sposzony ruchem, na
mnie. Krzywi si bolenie, trc do, lecz to go nie usprawiedliwiao:
mia jeszcze trzy sprawne koczyny i miao wygraby wycig do
karabinu.
Ja w zasadzie przegraem. Znalazem si na dugo nogi, kiedy
automat odrywa si ju od posadzki. Zdyem przydepta go do
palcw, ale o wykopaniu nie byo co marzy. Zgrzytajc i obracajc si
na oysku z przygniecionej doni, beryl odjecha mi spod pity.
Utrzymabym rwnowag, gdyby nie cios pici w kolano. Rbnem
tykiem o podog. Dostaem jeszcze raz, w czoo. Przekrciem si na
bok. Dostrzegem cofajcego si Szuryma i innych, zrywajcych si z
krzese. Potem bysn metal, a ja wyprostowaem nog. Sinorki klcza
w mao stabilny sposb. Ponownie rozsta si i z rwnowag, i z
karabinem.
Przewrciem si na brzuch, odepchnem skutymi rkami, zaczem
wstawa. Szybko, lecz wolniej od tego z tyu: nagy odskok Szuryma
ostrzeg mnie, e dzieje si co zego. Na wci ugitych nogach
zaczem si odwraca i wtedy to usyszaem.
Cichy, jecy wosy na karku zapiew stali trcej w popiechu o inn
stal.
- Raguziak!
Gniewny okrzyk dobieg od drzwi, ale dokoczyem piruet i najpierw
wyowiem wzrokiem to co, od czego naleao zacz, a co
skandalicznie zlekcewayem. Czyli bagnet.
211

Gdyby Kosman stan w progu sekund pniej, miabym go w


rodku. Moe nie w plecach, bo po serii ciosw mionik tatuau trzyma
si na nogach gwnie si zoci i nie by do szybki - ale w brzuchu
czy piersi na pewno. Skute rce nie su unikom.
- Co tu si dzieje?! Od to, Raguziak!
Przez chwil czuem si jak w futurystycznym zoo, gdzie lwy i
grzechotniki odgradza bdzie od goci niewidzialna bariera pola
siowego. Sinorki na co takiego natrafi w swej liczcej dwa kroki
drodze do sprawiedliwoci. Elastyczna, gnca si, lecz coraz silniej
naprona ciana zatrzymaa go, roz prasowa a na kociach czaszki
wykrzywione w paskudnym grymasie minie twarzy, wykrcia ku
pododze ostrze kurczowo ciskanego bagnetu.
- Paczoch, przypilnuj tego. - Kosman wskaza przybocznemu
upuszczony karabin. - Co si tu dzieje?
Nikt si nie kwapi wyjania. Moe z winy Agaty witek, bd co
bd osoby publicznej, z natury pierwszej w kolejce do zabierania gosu.
Bya te powodem wybuchu awantury i, moim zdaniem, powinna szybko
zaagodzi sytuacj. Kobietom atwiej to przychodzi.
- Jakie problemy?
No i doczekaem si kobiecego gosu. Zwolnione przez chorego
miejsce w progu zaja Marzena Pawiuk.
- Drobiazg - Kosman posa jej umiech. - Pani pupil tylko skopa
mojego onierza. Nic nowego.
- Krechowiak?! - W jej ustach zabrzmiao to jak rednio wulgarne
przeklestwo.
- Ja si tylko poliznem.
- Ju nie yjecie, kutasy - wymamrota Raguziak. Sta z zadart gow
i a si prosi o cios w uchw, cho chodzio raczej o zmniejszenie
krwotoku z nosa. Bagnet jednak schowa, nie miaem wic pretekstu.
Szkoda. Wanie zaczynaem si go ba i szczerze za ten strach
nienawidzi.
- Kto tu chyba nie rozumie sytuacji - warkn Kosman. - Wie odcita
od wiata, o kilometr std grzej silniki rosyjskie czogi, a...
- To metafora - przerwaem mu - czy naprawd szykuj...?
- Niech go pani w kocu zamknie, bo mnie szlag trafi! Raguziak, id
do kibla i zrb co z tym nosem! Potem pogadamy! Paczoch...
212

albo nie. - Palec chorego wskaza Grzeka. - Ty. Przele po pokojach,


powiedz gociom, e maj zej do piwnicy. To rozkaz. No, ju, biegiem.
Chopak wykona par nieskoordynowanych ruchw, ale, oglnie
biorc, pozosta na miejscu.
- Pomijajc Rosjanki - wyjaniem - wszyscy s tutaj.
Kosman obdarzy mnie nieprzyjemnie dugim spojrzeniem.
-Jeli liczy pan, e koledzy przyjad czogiem i wycign pana
z kopotw, to ostrzegam: zawsze jest czas wpakowa kul w eb. Zrobi
to. Z przyjemnoci. Na razie zrobi wraenie.
- Mog tu wjecha rosyjskie czogi?
- Bez obaw - posa Agacie witek smutny, ale raczej yczliwy
umiech. - Jestemy w NATO. Nikt nigdy nie najecha kraju nalecego
do paktu. Boj si tylko, e nastpnym razem ci dranie mog ostrzela
wie. Dlatego wolabym, by cywile przeczekali w piwnicach.
- Wszyscy? - Nie potrafiem si powstrzyma.
- Pan w zamknitej na kdk - warkn. Marzena z uznaniem skina
gow.
- Miaem na myli ludzi ze wsi - wyjaniem. - Ich te chce pan
zapdzi do piwnic?
- To nie paski problem.
- Dugo mamy kiblowa w tej piwnicy? - zapytaa Sandra.
- yj z tej wioski - poinformowaem Kos mana. - To JEST mj
problem. Martwy klient to kiepski klient
- Trudno oceni - odpowiedzia dziewczynie. - Mog nas odblokowa
za godzin, mog wieczorem. Jedno jest pewne: wsadz pana
Krechowiaka do pierwszego wozu, jaki si tu zjawi. eby si nie musia
martwi o Kisuny i jaki czas poy z pienidzy podatnikw.
- Obiecanki cacanki - mruknem. Chory pociemnia na twarzy,
zrobi krok w moj stron. - Pierwszy wz rwnie dobrze moe wywie
pana, i to nogami do przodu. Wszystkich nas moe tak wywioz. To nie
s arty.
- Caa wie si nie pomieci - wtrci towarzyszcy Kosmanowi
onierz.
21.3

- Lepiej nie sprawdza. Obroni pan Kisuny, panie chory? Sam?


Trzy wozy, niepeny pluton... Dacie rad?
Zaskoczyem go do tego stopnia, e zapomnia o gniewie.
- O co chodzi, Krechowiak? - zapytaa nieufnie Marzena. - Kolejna
sztuczka?
- Ja? Sztuczki? - Nie skomentowaa. - Kade kisuskie dziecko pani
powie, e Misza Miller poza wrednym charakterem ma stado pojazdw
pancernych. Pytam, czy pan chory widzi realne szanse zniszczenia ich,
nim tu dojad.
- Tutejsze dzieci s cholernie bystre - zauwaya. - Strach pomyle,
ile wiedz doroli.
Zerkna na Kosmana. Chyba z nadziej, e on mi z kolei dooy. Z
awi o d a s i ty m raz em.
- Co pan waciwie sugeruje? - By naburmuszony, ale rzeczowy.
Zaskoczy mnie: zdyem uwierzy, e rzucam grochem o cian.
- Chciabym si przebra. I przy okazji pogada.
Albo udao mi si go zahipnotyzowa, albo przynajmniej natchn
myl, e staram si przekaza wicej, ni mwi.
- Chodmy. Paczoch, zastpisz Raguziaka.
Ruszylimy ku drzwiom. Ale nie sami.
- Nie przekupiem pana chorego - posaem Marzenie peen
szczeroci umiech. - Nie pozwoli mi zwia.
- Idziemy razem - rzucia beznamitnie - albo wcale.
- Najpierw kajdanki, teraz trjkt.. Interesujca z pani kobieta.
- Idziemy. - Nad gosem panowaa lepiej ni nad rumiecami. - Na
gr albo do piwnicy. Pana wybr.
- Co mielibymy robi...? - Zdyem przerwa, nim dojrzaa do
decyzji trzasnicia mnie po raz trzeci. - Ju dobrze. Na gr. Mam
nadziej, e aden ruski czogista nie celuje w mj pokj.
Nie udziem si, e powstrzymam j t jedn rzucon mimochodem
uwag, ale oczekiwaem wzgardliwego milczenia. Rozczarowaa mnie.
- Ruski nie - mrukna. - Co najwyej australijski.
- Prosz?
- Musiaby bumerangiem strzela. Masz okna od poudnia. Przez
reszt drogi nie odzywaem si do niej.
214

W pokoju Kosman dosiad okrakiem krzesa, a Marzena stana przy


stole i przy kleia si do mnie spojrzeniem.
- Chc si przebra - przypomniaem.
- Za stroskanego patriot? Czy ambasadora Millera?
- Pamita pani, co mwi Wilnicki? Mamy trzyma si razem. Po
rozadunku tej ciarwki jestem, delikatnie mwic, niewiey. Ja to
znios, ale pani...
- Do rzeczy - przerwa mi Kosman.
- Wanie - popara go. - Wiem, e to trudne, ale gdyby tak przebiera
si i mwi...? Da pan rad, Krechowiak?
- A pani da rad sucha i sta tyem naraz?
Nie do wiary - bysna zbami! Z wraenia niemal wpadem do szafy:
autentyczny umiech! I jeszcze ten zwrot na picie... Nie miaem pojcia,
e mona to robi w artobliwy sposb.
Uznaem, e padam ofiar zbyt bujnej wyobrani.
- Mam nadziej, e nie chowasz gnata w majtkach.
No tak, jasne: padem. Moe i w dowcipny sposb, ale mwia
Kosmanowi miej go na oku, a najlepiej na muszce".
- Ma pani brudne myli - odciem si.
- Chyba mam. - Staa tyem i moe std ten lekki ton. - Przepraszam:
midzy majtkami.
- Do rzeczy - upomnia si Kosman.
- Do rzeczy - zgodziem si. - Zostajecie tu? Posa
mi zdziwione spojrzenie.
- A niby co bymy mieli...?
- Postpi mdrze. Zebra wojsko i Rosjanki, przebi si do pegeeru.
Droga jest zakrzaczona, powinno pj atwo. W pegeerze ma pan koleg
z drugim plutonem. czycie si, wiejecie dalej na wschd, do lasu
osineckiego. Tam was nie rusz. I jest si gdzie cofa.
- A Kisuny? Wojsko wyjedzie, wjad Rosjanie.
- Tylko negocjatorzy. Pokaemy im, e kobiet tu nie ma, wic dadz
nam spokj.
- Albo si wkurz - rzucia ponuro Marzena. - Zapomnia pan? To
banda psycholi, ktrzy wanie ostrzelali kraj nalecy do NATO. Niby
skd pewno, e z zemsty nie urzdz tu jatki?
215

- Jatk by mogli - zgodziem si. - Ale nie bitw. Co innego postrzela


dla zabawy do bezbronnych, co innego walczy. Za darmo i bez korzyci.
Nie pjd na to. Wyprowadcie te dziewczyny ze wsi, a wszyscy inni
bd bezpieczni. To jedyne rozsdne wyjcie.
- Mam rozdzieli pluton? - zrozumia po swojemu Kosman. -Czci
chroni was, czci ucieka z Rosjankami? - Umiechn si gorzko. Nierealne. Pluton, nawet kompletny, to za maa sia, by...
- We wsi jest troch karabinw i placwka SDS-u. - Wspierajc si o
szaf, rozwizaem buL - A u sotysa le karty mobilizacyjne tutejszych
rezerwistw.
- Pan to... powanie? - On na pewno by powany. Mwic dokadniej:
powanie wstrznity.
- Mona to wszystko uruchomi, ale trzeba by zacz ju teraz. Odczekaem chwil. - Mam nadziej, e bdzie pan rozsdny i zabierze
std Rosjanki, ale gdybycie jednak zostali... Tym bardziej warto si
wspomc tubylcami.
Marzena nie wytrzymaa i wykonaa zwrot o sto osiemdziesit stopni.
Akurat koczyem odpina rozporek.
- Odbio panu? - zapytaa w niedowierzaniem. - Chce pan powoa
cywilw?! Przeprowadzi prywatn mobilizacj?!
- Publiczn. - Zawahaem si, ale w kocu odwanie cignem
spodnie. - Sotys to wadza. I nie podwdzi przecie tych kart, tylko
legalnie dosta z WKU.
- Na wypadek nagego wybuchu wojny - mrukn Kosman.
- No wanie.
- Bez urazy, Krechowiak - Marzena nie odwracaa si po to, by teraz
milcze - ale wojny ogasza rzd. Sejm naweL Nie knajpiarz z zabitej
dechami wiochy.
- W dodatku bez portek - uzupeniem z gorycz. - Miaa pani nie
podglda. Ja pani nie...
- Nie mogam si oprze pokusie - przerwaa mi z nieokrelonym
wyrazem twarzy. - Twoje poczucie humoru sprawia, e nie jestem sob...
Januszku.
C, sam zaczem. Chocia z Januszkiem przesadzia.
216

- Ja naprawd nie mam czasu - przyszed mi w sukurs Kosman. - Jeli


wie pan o czym, co moe pomc... Mgbym wstawi si za panem, ale
co za co.
- Dobre rady si nie licz? - Zaczem wciga dinsy.
- To bya dobra rada? I jak pan to sobie wyobraa?
- Tak jak nasze wadze. Sotys wsiada na rower, jedzi od ssiada do
ssiada, wrcza kademu kwit i porzdni patrioci biegn do punktu
zbornego. Tam dostaj bro, dowdc i rozkazy, po czym maszeruj na
pole chway.
- Tak po prostu? Siedzi pan z on przed telewizorem, wchodzi jaki
facet i mwi: chod, postrzelamy do ruskich czogw", a pan odkada
pilota i idzie? Dawno pan skoczy podstawwk? Bo wyglda, jakby
wczoraj.
- Reprezentanci narodu tak to widzieli. Czterystu szedziesiciu
tgich gowaczy. Kudy nam do nich.
- Nie rozumiem - wyznaa Marzena. - Przyszlimy tu kabaret robi?
- Przepraszam. Chciaem powiedzie, e gupie czy nie, ale to prawo.
Cz ludzi bdzie si wykrca, jednak cz zgarniecie w sieci.
-My?
- To bardzo wiee przepisy. Ludzie przywykli, e armia moe ich
wyhaczy tylko przez WKU. Trzeba rzuci na szal cay autorytet
wadzy, by si podporzdkowali. Wojsko, Stra Graniczna, sotys...
Szkoda, e ksidza Bg sraczk pokara, bo byby...
- Nie wycieraj sobie gby Bogiem - rzucia chodno.
Proboszcz Grajek, nieporwnanie bardziej agresywny od urzdu
skarbowego, mia we wsi niskie notowania, ale ona nie bya std.
Powinienem o tym pamita.
- Krtko mwic - odczekaem chwil - cokolwiek planujecie,
powinnicie cign tu szybko paru waniakw i przekona do
wsppracy. Potem mona myle, co dalej.
Zapiem spodnie i wyjem z szafy zielony sweter. Marzena
zignorowaa mj wymowny gest skutymi rkoma.
- Na czym waciwie stoimy? - zapytaa Kos mana. - Std brzmia
o to jak wybuch trzeciej wiatowej.
217

- Pokaz siy. Rozwalili nam dwa schrony ogniem na wprost, a modzierze tuky te w drog na Doy. Ale...
- W drog? - Tego nie rozumiaem.
- Wiedz, ktrdy biegnie kabel. Udao im si zerwa lini. W sam
wiosk te chyba strzelali, bo wida dym.
- Jak rozumiem, stracilicie czno z czogistami? Nadal zaguszaj?
- To te. - Przyglda mi si uwanie.
- Te? - wyrczya mnie Marzena.
- Dla nich - wykona nieokrelony ruch doni - to adna tajemnica,
wic chyba mog powiedzie... Zniszczyli oba wysunite skady z
amunicj. S niele zorientowani.
Wytrzymaem krzyowy ogie dwch spojrze i dopiero potem
przykucnem, by zaj si butami.
- Tym bardziej przyda si wam wsparcie - zdobyem si na nie
dbay ton. - Oczywicie przy zaoeniu, e nadal chcecie si sta
wia Wilnickiemu.
Wymienili si spojrzeniami. Niby nic, a jednak...
- Ale lepiej si wycofa - powiedziaem cicho. - Raz rozpoczta wojna
wymyka si z rk. I robi si brutalna.
- Straciem dziesiciu ludzi. Z Adamskim. Jeli to nie jest dla pana
rozp oczta woj na.. .
- Dziesiciu? - Troch mn wstrzsn.
- Dwch w bewupie, dwaj pascy konwojenci, trzej, ktrych wykoczya ta... - przekn bardziej soczyste okrelenie - lekarka. No i trzej
od ognia artylerii.
- Moi konwojenci yj. - Blado to zabrzmiao.
- Jeden. Ktry prosto z wojska pokutyka na rent. Daj Boe, eby nie
na protezie.
- Chcia mnie zabi.
- Moe dobrze chcia. Jeli ten drugi nie wrci ywy...
Dokoczyem sznurowanie buta.
- Staram si wam pomc. - Biedzc si z drug sznurwk, zerkaem
na ydki pani porucznik.
- W zamian za? - zapytaa.
- A w zamian za co kropna pani Jaworskiego?
218

Zesztywniaa.
- Chcia... By pan tam. I widzia.
- Nie lubi pani patrze, jak zabijaj bezbronne kobiety. - Troch
niechtnie przeniosem wzrok o ptora metra wyej. - Moe trudno
uwierzy, ale ja te.
- A tak naprawd?
- Chc unikn wojny. Co w tym dziwnego?
- Metoda. Pacyfizm kci si z mobilizacj cywilw.
- Nie chc, eby walczyli. Maj wanie zniechca do walki. Miller i
Wilnicki to nie krwioerczy durnie. Jeli nie bdzie tu Rosjanek, a bd
obrocy, to nie zaatakuj.
- To pana znajomi - przypomnia Kosman. - Akurat pan powinien ba
si najmniej.
- Tu s najgrubsze ciany, a wok mur i co w rodzaju lasu. Zerknem na gszcz gazi za oknem. - Naturalny bastion. Zwiejecie tu,
gdy was przycisn. I to tu s Rosjanki. Klasyczny punkt strategiczny.
- Naprawd, pytaam - upomniaa si Marzena. - Korzy, Krechowiak. Bez kitu, szczerze. Co ci przyjdzie z...
- Szczerze? Mobilizacja nic mnie nie kosztuje. Bd za to bardziej
bezpieczny, kiedy pan chory wybierze mdrze i wyniesie si z Kisun.
Cakowite bezprawie najgorzej suy lokalom z wyszynkiem. Chopcy
Miszy wpadn tu, zgarn co popadnie i szukaj potem wiatru w polu. A w
razie gdyby pan chory jednak wybra gupio... Krtka bitwa o paac i
trac posad. W ruinie niepotrzebny kierownik. Wic jeli ju
mielibycie si bi, wolabym, by kto zatrzyma Millera daleko std.
Silniejszy garnizon atwiej zatrzyma. To wystarczajce argumenty?
Waciwie moga nie odpowiada. Ociekajce pogard spojrzenie w
zupenoci wystarczyo.
- Niech si spali caa wie, byle nie mj interes? Przynajmniej jeste
szczery, Krechowiak.
- Caa? Uchowaj Boe. Bezdomni to marni klienci.
Wydaa gniewny dwik podobny do parsknicia. Kosman zareagowa
lepiej: sympatii wprawdzie nie zyskaem, ale przynajmniej przesta
bdzi doni w okolicach kabury.
219

-Jedno pytanie - mrukn, dwigajc si z krzesa. - Ma pan jakie


pojcie, o co waciwie chodzi? Dlaczego te kobiety s dla kogo takie
wane?
-Nie.
- Niech pan tu cignie sotysa i kogo tam uzna za wskazane. Tak
czy siak trzeba z nimi pogada.
Wyszed, ignorujc rozchylajce si usta Marzeny.
Na przekr nazwie dawna pegeerowska wietlica miecia si w
podziemiach i wiata byo tu tyle, co kot napaka. Na szczcie dla
siedmiorga rannych i uwijajcej si wrd ek Ewy, odcicie Kisun od
reszty Polski nie dotyczyo prdu. Pki co dziaay lampy i bateria
grzejnikw, zmieniajca lodowat piwnic w miejsce zdatne do
zasiedlenia. Paskudne, ale bezpieczne.
- Zapomnij - skwitowaem wic postulaty Ewy. - Brud zabija po
woli, pocisk szybko. A tu nie jest tak strasznie.
Wykrzesaem ognik susznego oburzenia nawet w oczach Marzeny
Pawiuk, cho odkd tu wesza, sprawiaa wraenie sztywnej i zimnej jak
zamroony kij.
- Bez lekw i narzdzi nic wicej nie zrobi. - Szum nawiewnikw
pozwala doktor Boreckiej mwi bez ogrdek. - Teraz to kwestia
psychiki. A to skrzyowanie krypty z kostnic. y si odechciewa.
Pomina jeszcze jedno naturalne skojarzenie: z wizieniem. Kraty w
oknach, zimne wiato, stranik przy drzwiach, a teraz jeszcze ja ubrany
w kajdanki. Marzena pozwolia mi zamieni mierdzcy sweter na
czysty, ale potem stalowe obrcze wrciy na miejsce.
- Zaraz si zbiera wioskowa starszyzna - powiedziaem. - Wpadnij i
powiedz, czego potrzeba. Ale na wiele nie licz. Troch lekw, moe
jakie kobiety do pomocy. Chocia z tym te moe by krucho. W takich
chwilach kady si trzyma rodziny, a samotnych dziewczyn praktycznie
tu nie...
- Ma pan dwie przy barze. - Wida byo, e Marzena wolaaby odgry
sobie kawaek jzyka ni wcza si do rozmowy z udziaem Ewy, ale
chyba nie bya tak wredna, jak chwilami mylaem.

220

Oczywicie od razu powetowaa sobie straty moralne: - No, bardziej


dziewczynki, za to samotne, e strach. I obeznane z anatomi. Aha, no i
ma pan u nich znik.
- Musi nosi te kajdanki? - Ewa te wzia si w gar i przestaa
udawa, e jestemy tu tylko we dwoje.
- Niech si pani lepiej zajmie pacjentami.
- Nie wiem, czy mam prawo - wycedzia Ewa.
- To kiepski moment na takie dyskusje.
Od pocztku czuem, e znay si wczeniej, ale dopiero teraz zawitao mi, e wspominajc o lekarzu z dyplomem, Marzena bynajmniej
nie ze mnie kpia.
- Kto umrze, a mnie posadz - trwaa przy swoim Ewa. - Taka
subistka jak pani na pewno o to zadba.
- Powiedziaam: to kiepski...
- To najlepszy z momentw. Pierwszej pomocy moe udzieli kady
przechodzie. Nawet ja. Jeszcze nie zamaam prawa. Chce pani, bym
zacza, czy mam sobie i?
Odpowied wydawaa si oczywista. Tak sdziem, dopki moje
spojrzenie nie pado na zesztywniaa twarz Marzeny.
- W tych okolicznociach - wyrczyem j - moesz...
- Nie ciebie pytam.
Stay naprzeciw siebie niczym dwie ywe elektrody, a powietrze
midzy nimi a furczao od napicia.
- Ale to dobra odpowied - wycedzia Marzena.
-1 kto to mwi? - Ewa przepychaa midzy wykrzywionymi ustami nie
sowa, a bezdwiczne obelgi. - Dobrze syszaam? Pani powiedziaa:
okolicznoci?
- Waciwie to ja powiedziaem...
Zignorowaa mnie.
- Rozmawiaymy ju o tym, pamita pani? Kto nie chcia sysze o
jakich tam okolicznociach. Prawo, prawo, po trzykro prawo. Gwnie
to naturalne. A, przepraszam: jeszcze moralno. I wartoci, fundament
wszelkich praw. Czemu dzi nie mwimy o tych cholernie
wartociowych wartociach?
- Ewa... - poprosiem.

221

-Zamknij si. Chc usysze, co si zmienio od tamtej pory. Dlaczego


wtedy byam zbrodnicz suk i nie miaam moralnego prawa choby
podej do pacjenta, a teraz nie jestem i mam.
Czuem si jak wyrnity pa midzy uszy. I cigle nie chciaem
uwierzy. Co byo jeszcze gorsze.
- Do niczego nie zmuszam - powiedziaa cicho Marzena.
- Jasne. Mam wolny wybr. Tylko e cokolwiek wybior, pani odczeka do spokojniejszych czasw, a potem wpakuje mnie za kratki.
- Bzdura. - Do mizerny by ten protest
- Bo okolicznoci si zmieniy? - podpowiedziaa Ewa.
- Wanie.
- Gwno prawda. - Zabrzmiao to w miar agodnie. - Nie wykrci si
pani sianem. e strzelaj, wie odcita i poza mn nie ma nikogo, kto
mgby pomc tym ludziom? To mao.
Byem rozbity i chyba nieszczliwy.
- Wystarczy - mruknem. - Ju dobrze, Ewka.
- Mwiam, eby si zamkn. Mamy zaleg rozmow z pani
porucznik.
- Wszystko ju sobie powiedziaymy. - Marzena bya wysza, miaa
pistolet i nieco zdekompletowany, ale poparty autorytetem
Rzeczypospolitej mundur. A jednak to ona si bronia. Powinienem czu
satysfakcj.
- Ostronie, bo uwierz... Powiedziaa pani wtedy, e zrobi co moe,
bym nie wzia wicej skalpela do rki. To aktualne? - Cisza. -Nie syszy
pani?
Chwilami a ni trzso, a Marzena wcale nie trzymaa si znaczco
lepiej.
- Czego waciwie chcesz? - zapytaem.
- Ona wie.
Mierzyy si wzrokiem, a gniew stopniowo przeradza si w upr.
- Niech jej to pani powie. - Marzena drgna. - Ludzkie ycie jest
chyba warte jednego przepraszam"?
Przygldaa mi si oczyma manekina.
- Mam w dupie jej przeprosiny - oznajmia Ewa. - Tam, w kcie,
ley dziewczyna w pitym miesicu ciy. Z dziur w brzuchu.
222

Mam zamiar usun pd i sprbowa j uratowa. Bo matka ma jeszcze


szans. Wic albo pani porucznik wyda mi kategoryczny zakaz zbliania
si ze skalpelem do ycia pocztego, i wtedy wezm opat, wykopi
grb dla obojga, albo dowiem si, kto tu nagle zmieni zdanie: Bg,
polskie prawo czy pani Pawluk. Bo jeli zgodzi si pani na ten zabieg, to
bdzie znaczyo, e co si zmienio od ostatniego razu. Chc wiedzie,
co konkretnie.
Moga to powiedzie na sto sposobw. Wybraa najgorszy. To znaczy:
gdyby przyj, e jest czytankow lekark bez skazy i tylko dobro
pacjenta jej w gowie.
- Pani nie potrzebuje mojej zgody - owiadczya Marzena niemal
agodnie.
- O nie... Tak atwo si pani nie...
- Bdzie j pani ratowa niezalenie od tego, co powiem. - Takie
odkrycie miaa prawo skwitowa odrobin triumfu. Ustrzega si tego.
Zrobia krok do tyu, potem drugi, trzeci. - Powodzenia, pani doktor.
- To nie jest adna odpowied! Nie moe pani...
Marzena znika za progiem. Na wszelki wypadek zastpiem Ewie
drog ku drzwiom.
- Wiem - powiedziaem szybko. - To wredna dziwka.
Oddychaa ciko jaki czas. Bya czerwona z pasji i przygnbia
jco adna.
- Mogabym j zabi - wycedzia.
- Wiem. Ja te. Uspokj si.
- Jezu, jak ja nienawidz takich skurwysyskich hipokrytw...
- Ju dobrze. - Trzsa si jak galareta, wic si odwayem: -Mog ci
obj?
Nie czekajc na zgod, przeoyem skute nadgarstki nad gstwin
czarnych wosw, zlepionych tu i tam grudkami krwi. Przytuliem j.
- Zajmij si pacjentami; reszta jako si uoy. Dopilnuj tego.
Mruczaem jej do ucha jak przestraszonemu dziecku, cho dzieckiem
ewidentnie nie bya i musiaem raz po raz powtarza sobie, e nie wolno
mi tego ucha caowa.
- To ciebie pilnuj. - Wyczuem sabiutki umiech. Nie ruszaa
223

si. Chyba byo jej dobrze z twarz wtulon w pachncy wieoci


sweter.
- Na razie. Misza wykrci jaki numer i skoczy si ta zabawa z
kajdankami. Chc, eby bya gotowa do ucieczki.
- Mam zostawi rannych?
- Nie pozwol ci zabi.
Milczaa, pocigajc zakatarzonym nosem. Kto jcza przez sen.
- Tak mi przykro. - Z trudem j syszaem: wartownik, szczkajcy
zapalniczk gdzie na korytarzu, by bardziej haaliwy.
- Przy kio?
- Wiesz, o czym mwi.
Miaa racj: wiedziaem.
- Ewa...
- Zycie jest do dupy. - Obja mnie; dopiero teraz.
- Ja...
- Najpierw nikt, cae lata, kurwa, nikogo... A potem, jednego dnia...
- Daj spokj. - Cholerne drastwo na nadgarstkach. Chciaem dotkn
jej wosw, policzka... Delikatnie, opuszkami palcw; tak, by kiedy,
gdy bdziemy prbowali przypomnie sobie t chwil, adne z nas nie
byo pewne, czy to nie podmuch ciepego powietrza, przypadkowy gest...
Nie da si zrobi czego takiego w kajdankach.
- Doronin... Nie mylaam, e moe tak by. Zycie to nie powie dla
dorastajcych panienek. Ale rbno mnie. Jak p litra na czczo, z
gwinta...
- Nie musisz si tumaczy. To nic zego.
- Mam nadziej. Moe jestem zarozumia idiotk, ale mam nadziej...
W twoim przypadku to nie...?
- Nie - umiechnem si z wysikiem. - No co ty? Nie a tak. Moe...
sto gram. I po niadaniu.
- To nie w porzdku. - Pocigna nosem.
- Daj spokj, nie twoja wina. I ycie to nie powie dla dorastajcych
panienek. Nie zamaa mi serca. Wiesz... faceci nie tylko sercem...
Band samcw jestemy.
- Nie pocieszaj - umiechna si sabo. - Im szlachetniejszy jeste,
tym podlej si czuj.
224

- Dobra, koniec szlachetnoci. Z t rud zoz te chciaem si


przespa.
Dlaczego tak mao kosztowao mnie to wyznanie?
- Te? - Jej miech by i zawy, i obuzerski. - eby nie popad w
samcze kompleksy... Te miaam cakiem powane nieprzyzwoite myli.
- Lecisz na Pawluk?
- Debil. Ale w tych czerwonych slipkach... No, gdyby inaczej wtedy
zacz... Cholera, miaam ochot. Gdyby nie Piotr... Jezu, jaka kurwa
jestem. Dalej ci chc. Tyle e jego bardziej. Chora, pojebana baba.
- Teraz ty mnie pocieszasz?
- Sama nie wiem, co robi. Chciaabym ci da kosza, ale tak, eby nie
bolao. A si nie da. Paka mi si chce. Nigdy z adnym facetem nie
byam tak blisko. Chujowo si czuj. Bo teraz musz ci zaproponowa
przyja, a wiadomo, co to znaczy... Naprawd mgby... to znaczy
chciaby...? Z ni? Czy to tak w ramach pocieszania?
- Chyba jedno i drugie.
- Jezu...
- Zycie jest do dupy - przypomniaem. - I porbane.
- Mylaam, e jej nie znosisz.
- Dobrze mylaa. Ale z facetem mwisz. Wy jestecie lepsze.
Najpierw uczucie i dopiero...
- Nie zwracaj na mnie uwagi. - Uniosa twarz i cofna si o par
centymetrw. Wygldaa na zatroskan. - Nie trawi jej, ale to nie
powd, eby ty... Obiektywnie nie jest taka... no... nieatrakcyjna. Na
swj sposb nawet...
-Tak.
- Nie wygldasz na zachwyconego. - Pokiwaa ze zrozumieniem
gow. - adnych szans?
Zabraem rce zza jej plecw i przy okazji zademonstrowaem
kajdanki.
- Podobno jestecie nieprzewidywalne - mruknem. - Wic kto
wie? Moe to i dobry znak. eby jeszcze tak pejcz i wysze buty...
Wiedziabym, na czym stoj.
225

Umiechna si blado, wspia na palce, cmokna mnie w kcik usL


Potem, delikatnie i stanowczo, odepchna.
- Id ju. Mam robot.
- Id. - Ruszyem ku drzwiom tak jak Marzena, tyem. - Potrzebujesz
czego?
- Pielgniarek. Kogo do pomocy.
- Mam pod rk dwie dziwki i posa. Co wolisz?
- A z jakiej partii? - Nie zdyem otworzy usL - artowaam.
Przylij dziwki. Solidniejsza firma.
Zgodnie zalewali smutki przy barze: panienki spod latarni, dama ze
spoecznego wiecznika, szofer, kobieta stranik graniczny i pose
elegant.
- A oto i gospodarz - bysn krzywym umiechem abiszewski.
- Jeszcze jedna - pokaza Maszy na migi, o co chodzi. - Nie odmwi
pan chyba?
- A jaka to okazja? - Wspiem si na stoek.
- Podobno chce nas pan postawi na barykadzie. Bolszewicy znw u
wrt, po dziewidziesiciu latach. Wypada wypi strze-miennego.
Dao si wyczu, e nie od strzemiennego dzi zacznie.
- Za tych, co pjd nas broni - wzniosem toasL
- Pan si nie wybiera? - zapytaa Agata witek.
- Nie nasadz bagnetu na bro - uniosem skute nadgarstki. - Bycie
niesusznie oskaronym bywa wygodne.
- A z Marzeny bywa nieza kosa - pokiwa gow abiszewski.
- Czasem dzikuj Bogu za immunitet. Musia jej pan dopiec.
- le zaczlimy - zerknem na rdzawe odbicie w lustrze baru.
Niewiele zyskaem: przesaniay je butelki.
- Syszaem o tym pomyle z odejciem wojska i kartami powoania.
Pan to powanie czy...?
- A czemu nie?
- Bo to idiotyzm - wyjani zwile.
- Sejm pobogosawi Strzeleckie Druyny Samoobrony. Po to wanie,
by wspieray wojsko i policj. Karty powoania rozesaa sotysom
administracja. Chce pan powiedzie, e rzdz nami idioci?
226

- SDS-y wymylia Samoobrona i LPR - wtrcia si Marzena. Plus studenci, eby si od wojska wymiga. No i sejmowe lobby my
li wsko-wd karskie. Panowie owcy maj teraz ulgi z tytuu udziau
w organizacji wanej spoecznie. Sporo gadetw mog odliczy od
podatku. Kurtki, gumowce, bro, naboje, komrki, komputery... Na
wet spinning. Albo chlanie w leniczwce. Szef koa wpisuje w kwit
szkolenie patriotyczno-obronne" i fiskus to yka.
abiszewski posa jej kos spojrzenie.
- Pachniao wojn, musielimy szybko uchwali cay pakiet ustaw. No
i podbudowa patriotyzm w narodzie...
- Tudzie notowania przedwyborcze.
- Komisja - zignorowa zaczepk - par rzeczy faktycznie przeoczya.
To samo ministerstwa.
- No. Par. Twj partyjny kolega, na przykad... Jacht sobie odliczy.
Ciach, i pastwo ubosze o pidziesit kawakw. Bo przecie pose
aglwk ochron wybrzea wspiera. Przed ruskim desantem broni. Pod
winoujciem, eby mieszniej. Koo SDS-u mu benzyn refundowao,
tylko biedak zapomnia silnika do odzi dokupi. Przepali tysic
osiemset litrw, zanim zauway, e na wiatr pywa.
- Nie ma przepisw idealnych - stwierdzi z uraz abiszewski. - W
kadym istniej moliwoci naduy. Ale to nie pora... Nie posya si
cywilw przeciw czogom. To zbrodnicza gupota.
Patrzy na mnie, wic si ustosunkowaem.
- Mylaem, e patriotyzm.
- Spokojnie, panowie - zaapelowaa Agata witek.
- To nie ktnia - wyjaniem - tylko dyskusja. Stary, oklepany temat:
polskie powstania zbrojne.
- Nie yjemy pod zaborami - przypomnia abiszewski - Mamy
wojsko i ono nas broni.
- Nasze wojsko jeszcze nigdy w historii nie wybronio nas na tyle
skutecznie, by cywile nie dostali po dupie i nie musieli zasila szeregw.
Problem w tym, e zwykle bylimy mocno spnieni. Zamiast muszkietu
trzeba byo apa kos, zamiast karabinu flaszk Mootowa. Partyzantka,
prowizorka, mnstwo trupw.
- Wyglda na to - wyrazia swj pogld ozdoba Gosu Serca" - e pan
te zapa jak flaszk.
227

- Zdrowie bystrych pa - zasalutowaem jej szklank.


- Nie powinien pan wicej pi.
- To w ramach zwalczania strachu - wzruszyem ramionami. -Kiedy tu
wejdzie wojsko Miszy Millera...
- Nie wejdzie - zapewni abiszewski. - Dopki w Kisunach stacjonuje
nasz garnizon, nie wejdzie.
- Fakt. Najpierw bdzie musiao garnizon wystrzela.
- Nie da rady - umiechn si wyniole.
- Zakad? O stw?
- Nie mam ochoty si zakada - rzuci zimno. - W dodatku... mniejsza
z tym.
- Z przestpc? - Nie skomentowa. - Skd panu przyszo do gowy, e
Misza moe by niezdolny do zdobycia wsi?
- To tylko bandyta. Rosyjski w dodatku. A armia rosyjska od lat
pokazuje w Czeczenii, ile jest warta. Mwic w uproszczeniu: guzik jest
warta. Paru partyzantw nie potrafi wykurzy z budynku. W starciu z
regularnym zachodnim wojskiem...
- Ma pan na myli Kos mana i resztki jego plutonu?
Mia raczej na myli rzucenie we mnie szklank.
- To nie bezludna wyspa. - Odstawi j, by nie ulec pokusie. -Wkrtce
bd tu nasze oddziay. Ju teraz s po bokach, na tyle blisko, by pokry
ogniem kady metr granicy. Wiem co o tym. Pracuj w komisji obrony.
To my ustalalimy reguy dziaania wojsk kordonu granicznego.
- Odwalilicie kawa dobrej roboty - rzucia Marzena w gb swej
szklanki.
- Mam rozumie - podsumowaem - e nie poprze pan powoania
cywilw pod bro?
- To awanturnictwo.
Poszedem na drugi koniec baru, przekonywa Sandr i El do rl
pielgniarek.
O dziesitej przedstawicieli kisuskiej elity nadal nie byo. Paczoch
powierzy Szuryma i witek pani porucznik, a sam poszed nadzorowa
przerabianie zsypu przed kotowni na okop modzierza. Marzena tona
przy barze w pospnych mylach, abiszewski znik.
228

Masza zdumiaa wszystkich, wycigajc odkurzacz. Uznaem, e nie


warto jej od tego odwodzi: ostatecznie abiszewski mg mie racj, a
hotelowi bardziej zagraa sanepid ni rosyjskie czogi.
Nie zauwayem, kiedy przy moim stoliku zmaterializowa si Szurym. Nikt nie oskary wprost ani jego, ani Agaty witek choby o
nieumiejtne dobieranie sobie znajomych, wszyscy mieli jednak w
pamici popis Raguziaka. Przyjto milczco, e, podobnie jak ja, nie
maj prawa oddala si sam opas.
- Pcherz si melduje. Skoczymy na kolejk? - Szczerzc zby,
obrci si w stron Marzeny. - Razem, eby dwa razy nie chodzi.
Nie miaa mocnej gowy. Zdziwia si, widzc go obok mnie. I dugo
si zastanawiaa.
- Do ubikacji? - upewnia si. - A... no tak. Policja by was na
wszelki wypadek przymkna, a z braku policji... - Przypomniaa
sobie o czym i spojrzaa na wspart o parapet Agat witek. - Tak
midzy nami: wiedzielicie, co wieziecie?
Zadawaa zbyt naiwne pytania jak na kogo trzewego.
- artuje pani?! - obruszy si Szurym. - Jaja bym bydlakowi oberwa!
W yciu nikt ze mnie takiego waa nie...
- Dobra - skina gow. - Tylko adnych gupich pomysw. Tu si
roi od wojska.
Zaprowadzia nas pod msk toalet. Nie wesza do rodka, ale przy
blokowaa okciem drzwi. Spojrzaa wymownie ku oknu.
Szurym sta przez chwil ze ladami skrywanej paniki w oczach. Ale
moe le to odczytaem, bo do szybko skwitowa zachowanie
rudowosej wzruszeniem ramion.
- Jak pani chce. - Odwrci si w moj stron. - Macie papier w
kabinach? Jak ju tu jestem...
- To porzdny lokal - zapewniem go.
- Mam nadziej - wyszczerzy zby - e pana nie przycisno. Z tymi
kajdankami byby problem. - adne z nas nie skomentowao. - Zaraz... a
moe...? Mog ostatecznie...
- Dziki - umiechnem si do obojga. - Wytrzymam.
Nie by zadowolony, mia jednak do rozsdku, by nie prbowa
jeszcze raz. Powlk si do najdalszej z kabin i zatrzasn za sob drzwi.
229

- Przepraszam.
Odwrciem si, zdziwiony. Korytarz by pusty - to chyba naprawd
ona przepraszaa!
- To pech, trafi na bab. - Mwia pgosem, rumienic si z lekka. Zdejm panu kajdanki, w porzdku?
- Na zawsze?! - Sparodiowaem chopic rado.
- Na czas pobytu w kiblu.
W ostatniej kabinie trzasna spuszczana deska.
- Wic szkoda fatygi.
Signa do kieszeni kurtki, wyja kluczyk i nie pytajc o zgod,
zagarna moje rce.
- Czyby mnie pani polubia? - Nie uatwiaem jej niczego, wic
zmitrya troch czasu na odpicie kajdanek.
- To alkohol. - Umiechaa si pod nosem, co dowodzio, e nie
zmyla i faktycznie si wstawia. - Mia si robi.
- Fakt. Powinna pani wicej pi.
- Nie sta mnie. - Podtrzymujc moje donie, bez popiechu zdejmowaa stalowe bransolety. Dotykalimy si i najwyraniej jej to nie
przeszkadzao.
- Tak le pac?
- Nie mog pi w pracy. - Schowaa kajdanki. - Jedno potknicie i
fiuuu... A teraz si atwo potykam. - Zszokowaa mnie z lekka, unoszc
nog jak ruski onierz na lekcji musztry i prezentujc gorsze z kolan. Duo nie trzeba, eby wylali.
Prawda. Wystarczyo wsun do pod spd i lekko szarpn. Wywinaby najwspanialszego ora w historii Stray Granicznej RP i nawet
gdyby nie poamaa karku, miabym j z gowy. Mgbym uciec, a j
wprost ze szpitala posaliby na zielon trawk. Zasugiwaa na to.
Nie signem w d. Moe baem si spartaczy. Rka, zamiast
szarpa, powdruje mikko w stron uda.
- Co to byo? - Troch toporny, subowy pantofel powrci na
podog, ale po tym, co zrobia, miaem pretekst, by gapi si na jej nogi.
- Pirat drogowy?
- Wypadek, powiedzmy. - Jej umiech przygas, ale przetrwa. Chyba
prbowaa bi rekord czasowy w dyscyplinie okazywanie yczliwoci
Krechowiakowi".
230

- To na twarzy te? - zaryzykowaem.


- A tak wida?
- Wida - przyznaem. - Ale adnie pani z tym.
- Prawdziwy rycerz - mrukna.
- Te piem.
- No tak. Nie ma brzydul, s tylko za mae kieliszki.
- Pikna i w dodatku mdra. - Wolaem nie przeciga struny, wic
szczerzc zby, zaczem si cofa. - Jak ju oczyszcz si z zarzutw,
musimy powtrzy wczorajszy wieczr. Fajnie si z pani taczy.
- Dziki. Co pan chce... chyba nie...? - Bya mdra, wic darowaa
sobie kocwk, widzc, jak ustawiam si przed pisuarem. - Przegina
pan, Krechowiak.
- Przecie si pani odwrci.
- Do kabiny, ale ju - wyja pistolet i pogrozia mi, kiwajc luf jak
belfer palcem. - Macie pi minut. Czekam na korytarzu.
Wszedem do kabiny. Syszaem oddalajce si kroki Marzeny. Drzwi
nie zamkna.
Usiadem na sedesie. Po chwili co zachrobotao w ciank oddzielajc mnie od Szuryma.
- Mona mwi? - Szept odbi si od posadzki, matowej od nad
miaru proszku, przesczy przez szczelin pod ciank ze sklejki.
- Krechowiak, syszysz?
-Tak.
- Gdzie schowae radio? Nie od
razu odpowiedziaem.
- Jakie radio?
- Dali ci. Gdzie jest?
- A kto pyta? - Brzknem klapk pojemnika na papier. Odrobina
haasu brzmi lepiej od martwej ciszy.
- Ja. Z polecenia pukownika. - Milczaem. - Przecie jeste z nami.
Mwili, e mona ci ufa.
Zastanawiaem si. Nie nad jego sowami. Prbowaem zlokalizowa
stumiony dwik, ktry chyba usyszaem. Chyba.
- To mi zaufaj. I powiedz, kto ci przysa. witek?
231

Powtarzaem sobie, e jestem przewraliwiony. Kabiny byy puste,


Marzena zostaa na korytarzu. Zudzenie.
- Nie.
- Nic z tego - szepnem. - Nadajnik jest nieosigalny.
- Rozumiem - powiedzia gadko. - Zapamitaj numer: dwie sidemki.
Usyszaem seri odgosw sugerujcych, e skoczy posiedzenie i za
chwil opuci kabin.
- Co za numer? - Chyba nie usysza. - Szurym!
- Musimy koczy.
Spuci wod. Wstaem i wyszedem. Za drzwiami wida byo tylko
fragment pustego korytarza.
Prg azienki przekroczyem troch zbyt energicznie: porucznik
Pawluk omal nie upada z wraenia. Pilnujcy gronych przestpcw
wartownik nie powinien sta pod cian na jednej nodze i drapa si w
stop drugiej, a ona co takiego wanie robia.
- Ju? - Rzucia mi troch sposzone, troch gniewne spojrzenie. -Nie
myje pan rk?
- Jestem nieokrzesany pod kadym wzgldem.
Skua mnie, a potem czekalimy na Szuryma. Okaza si bardziej
cywilizowany i skorzysta z umywalki. We trjk ruszylimy w stron
restauracji. Mijalimy hol, kiedy Marzena spojrzaa w okno.
Od bramy toczy si ku paacowi zabocony traktor z przyczep.
Naprawd zabocony: daremnie wytaem wzrok, prbujc zidentyfikowa choby kontur kierowcy. Potem zwrciem uwag na drzwi.
Te ze szka i metalu, koyszce si w rytmie agodnych wybojw. I te
drugie, drewniane, strzegce paacu. Otwierane wanie przez pani
porucznik.
- Tumik by naprawi. - Szurym podnis gos, cho cignik pez
ncy w wim tempie by jeszcze daleko, a flankujce go szpalery
starych drzew pochaniay nadmiar decybeli. - Prosi si o mandat
Mia racj, lecz nie zdyem mu tego powiedzie. Nie biegem, ale
chyba zakwalifikowabym si do reprezentacji kraju w chodzie
sportowym.
To nie wystarczyo: Marzena zdya zawdrowa a do podna
schodw na ganek. Prawie rwnie daleko, liczc w stron bramy, jak
232

jeden z modzierzystw, ktry sta w poowie drogi midzy zsypem


wgla a fontann, gapic si bezmylnie na nadjedajcy cignik.
Pognaem w d schodw. Moe zadecydowaa szyba, nadmiernie
upakana wieym botem, moe drzwi, ktre rozstay si definitywnie z
przypisanym im miejscem w paszczynie cianki bocznej. Nie byem
pewien. Wiedziaem tylko, e robi co gupiego.
Marzena wyczua ruch za plecami. Na szczcie nie dorwnywaa mi
podejrzliwoci i wysza gociom naprzeciw z goymi rkami. Nie
oberwaem ani kul, ani nawet luf. Zdzielia mnie w nos, ale czym
mikkim. Chwyciem j i jako tak wyszo, e dopiero podmurwka
fontanny podcia nam nogi, cho zderzylimy si par metrw
wczeniej.
Upadlimy na betonowe dno pustego basenu. Powietrze zaskowy-tao:
nad obmurwk przemkna dawka metalu do szczodra, by zabi kade
z nas po kilka razy.
Zdyem dostrzec padajcego na wznak onierza, ktry wyszed
naprzeciw cignikowi. Dosta, ale nie seri przeznaczon dla nas. By
zatem jeszcze drugi kaasznikow, gdzie przy wschodnim skrzydle
budynku.
Dwch ludzi. le. Bardzo le.
Kiedy cignik mija sadzawk, przekonaem si, e jest jeszcze gorzej.
Dwa granaty, rzucone jeden po drugim, migny na tle listowia i
wybuchy pod cian zachodniego skrzyda. Czyli jest jeszcze trzeci Sam
bij czy k. Co najmniej.
- Nie wstawaj - warknem. Marzena apaa okulary, ktre zjechay a
na brod; to j stopowao. Ale gdy skoczy, moe usi, a wtedy ten
facet w zarolach skoczy z ni. Mia czas, tym razem wymierzy lepiej.
Mia? Paczoch... Co z Paczochem i jego chopakami?
Zaryzykowaem uniesienie gowy. Nikt nie bieg w nasz stron - tylko
i a tyle zdoaem ustali, nim co hukno i wykonaem godny arliwego
muzumanina pokon, schodzc z toru nastpnej kuli. Pierwszej nie
zdybym zej, ale strzelec zbyt gwatownie cign spust i skasowa
tylko jak szyb za moimi plecami.
Troch potrwao, nim zrozumiaem, co to znaczy. Dwie chaotyczne
serie z pistoletw maszynowych jeszcze bardziej rozjaniy mi w gowie.
233

- Spokojnie - rzuciem pgosem, w ktrym spokoju byo tyle, co


kot napaka. - Nie podno gowy.
Sama na to wpada: leaa na brzuchu tak pasko, e miaa problemy z
wycigniciem broni z kabury.
- Przeaduj pistolet i daj mi go. - Mwiem cicho, bo tylko nad takim
gosem potrafiem zapanowa. Nie siliem si na udawanie trupa.
Czowiek, ktry prbowa nas zabi, wiedzia teraz, e na prbach si
skoczyo.
- Le. - Przepychanie sw przez gardo sprawiao jej jeszcze wicej
problemw ni mnie. -1 nie prbuj... Bo bd strzela. Nie prbuj
ucieka.
- Pojebao ci?! - Wci gwizdao mi w uchu wspomnienie przelatujcych obok kul. - To oni do mnie strzelaj!
Wzrok miaa nieprzytomny, ale przynajmniej wyja wista i wprowadzia nabj do komory. Cignc za sob nogi w uboconych rajstopach, podpeza do cokou wodotrysku.
- Rozkuj mnie - warknem. Kto strzeli. Ze zsypu odpowiedziay
dwa glauberyty modzierzystw Paczocha. Nie byo dobrze, ale pki
pociski latay w obie strony, nie byo te tragicznie.
- Uratowaem ci - sprbowaem inaczej. Zignorowaa mnie. Korzystajc z osony cokou, usiada i zacza unosi si centymetr po
centymetrze. Ruszyem na czworakach w jej stron. Byem na wysokoci
rudego od krwi i bota kolana, kiedy co zimnego dotkno mego czoa.
Lufa. Cofna j po paru sekundach, ja te si odsunem, ale rnica
bya czysto psychologiczna. Wci jeden ruch palca dzieli mnie od
definitywnego kresu znajomoci z Marzen Pawluk.
Kolejny granat, tym razem wystrzelony z podwieszonej pod karabin
wyrzutni. Wybuch, sabszy, za to w zym miejscu, na kierunku, z ktrego
dobiegay trzaski peemw. Jeli w samym zsypie... Nie, spokojnie:
znieli tam zbyt wiele amunicji; rozptaoby si pieko... No i cignik...
Stan w kocu midzy nami a stanowiskiem modzierza. Paczoch i jego
ludzie zyskali oson przed wystrzeliwanymi ze wschodu granatami.
Ale te stracili z oczu poow przedpola.

234

O to chodzio napastnikom? Chyba nie. Traktor mia raczej przemyci


ich do wsi. No, moe jeszcze uatwi skok przez mur. Ko trojaski
skrzyowany z wie oblnicz. Ale haaliwa defilada wprost na ganek
pachniaa improwizacj. Kto dopatrzy si okazji i prbowa odwrci
uwag wart. Stanowiska modzierzystw nie zamierza blokowa - to
premia, przyznana przez yczliwy los.
Cokolwiek zrobi chopcy Paczocha - zostan w zsypie czy wynios
si przez kotowni byle dalej od drzemicego w amunicyjnych
skrzynkach wulkanu - nie pomog nam. Cztery koa cignika i cztery
przyczepy odciy nas na amen.
- Zaraz po nas przyjd. - Kark bola od zadzierania gowy, ale mu
siaem patrze jej w oczy. - Razem mamy szans, osobno adnej.
- Wci mierzya z pistoletu w rodek mego czoa. - Nie wystawi
ci do wiatru. Za bardzo mi si podobasz, idiotko.
Toncy brzytwy si chwyta - tylko dlatego wygosiem taki teksL
Podcigna stop bliej bioder, usiada prawie prosto. Dopiero teraz
zauwayem brak prawego buta. Obszedem si z jej garderob
wyjtkowo brutalnie i miaa wite prawo zrobi to, co zrobia. Czyli
pocign w kocu za spust. Biorc pod uwag zdenerwowanie, miaa
te prawo chybi - ale przecie nie o metr. Zanim si przestraszyem,
dotaro do mnie, e mierzya gdzie w okolice paacu. Trzy szybkie
strzay. Za szybkie. Zapaem j za udo - byo najbliej
- cho mj mzg nie przestawi si na wojenne tory i ciut przeraao
mnie takie postpowanie z obc, uzbrojon i wrog mi kobiet.
- Nie marnuj amu...
Kolumna wodotrysku trysna dla odmiany okruchami granitu i
zaprawy. Rozpaszczylimy si na dnie basenu. Ja bez problemu, ale
Marzena musiaa wykona rozpaczliwy lizg, w ktrego efekcie jej
spdnica signa niebezpiecznych wyyn. Oficerskie spdnice nie
powinny unosi si tak wysoko.
Bya zszokowana i leaa na wznak, wic cho prawie od razu zacza
zmienia pozycj, miaem mnstwo czasu, by przekona si, e to, co jej
podarem, byo faktycznie rajstopami, nie poczochami.
- Czekaj - zapaem j za okie. - Trafia?
- A skd mam wiedzie? - Gos jej dra.

235

- Drugi jest tam - wskazaem. - Dawaj klucz, siadaj przy supie


i kryj ogniem budynek. Nie zwracaj uwagi, e ten z parku tucze po
kamieniach. No ju, siadaj.
Pomogem jej nie tyle usi, co zrobi to we waciwym miejscu.
Obie rce miaa zajte dwiganiem wista, wepchnem wic donie w
przygniecion biodrem kiesze jej kurtki, nie zastanawiajc si, do
jakiego stopnia zdekoncentruj j przed by moe najwaniejszym
strzaem ycia.
Grzebaem si z tym cae wieki. Zdyem wyzby si obaw, e
odruchowo zdzieli mnie rkojeci, i przesikn lodowat wod,
zalegajc w nierwnociach dna sadzawki - a klucz od kajdanek jak
tkwi w fadach kurtki, tak tkwi.
- Rusz tyek! - syknem. - Siedzisz na kieszeni!
Przesuna ciar ciaa na lewy poladek. I strzelia. Znw nie do
mnie: bya nowoczesna, przedkadaa ycie nad kobiecy honor.
Zyskalimy kilkanacie sekund. Na pnocy postukiway karabiny
maszynowe, tu jednak zrobio si cicho. Wycignem kluczyk. Peznc
na kolanach w stron przyczepy, usyszaem odgos osypu-jcego si
koksu.
- Wiej do piwnic. - Oparem plecy o cian sadzawki, zdjem
kajdanki. - Musimy si std wynie.
Co stukno o ganek, zaszelecio wrd winoroli, eksplodowao.
Par odamkw zagrzechotao lekko o obmurwk. Nastpny granat. Ile
ich przydwigali? Norma dla onierza to okoo czterech, ale ci tutaj
mieli w planach zdobywanie budynku, mogli wzi wicej. Kiepsko.
Nawet z tuzinem byli w stanie narzuci nam model walki, w ktrym
bylimy z gry przegrani: wystarczyo zbliy si do fontanny i raz jeden
trafi w basen.
- Osonisz mnie - mwiem cicho, patrzc w jej oczy, ktre wy
zieray spod zachlapanych okularw. - Tam ley automat Jak usy
szysz, e strzelam, zasuwasz pod przyczep a potem do kotowni.
Na brzuchu. Jasne?
Chciaa pyta o zbyt wiele spraw, wic oczywicie nie zapytaa o nic.
Zmarnowaa par sekund, prbujc znale najwaniejsz z odpowiedzi
w mojej twarzy, a potem odwrcia gow i wbia wzrok w przeduenie
linii szczerbinka-muszka. Posadziem j w dobrym
236

miejscu, bo mimo wycignitych na ca dugo rk i przesuwania


pistoletem to w lewo, to w prawo, ten z parku nie dostrzeg ruchu i nie
skwitowa go nastpn seri.
Pewnie nie mg. A poniewa chcia nas zabi, zapewne zmienia teraz
pozycj. To tumaczyo milczenie.
Miaem nadziej, e waciwie oceniam jego intencje, ale i tak
przetaczaem si przez krawd kamiennej cianki z odkiem
skurczonym do rozmiarw jabka.
Nic, cisza. I bezruch. Nie porusza si lecy na wznak onierz ani
kpy trawy przy zsypie opau, ani to najwaniejsze: ssiadujce z
paacem zarola. Czowiek, do ktrego strzelaa Marzena, mg zale
przy cianie dalej na wschd i upolowa mnie, gdy wypezn zza krgu
fontanny, ale liczyem, e zdrowy strach wygna go stamtd.
Wmwiem sobie, e nikt nie bierze na muszk mojej gowy, i popezem w kierunku czego, co przed minut byo onierzem Wojska
Polskiego.
Chopak zgin, nim zrozumia, e co jest nie tak, zmarnowaem wic
kilkanacie sekund na wyciganie mu glauberyta z kabury. Mogem w
tym czasie umrze z dziesi razy, ale zdoaem wzi si w gar i robi
wszystko w miar cicho. Opacio si. Ukryty za schodami mczyzna
wychyli si wprawdzie, zaniepokojony jakim dwikiem - ale za pno.
Wist Marzeny wyplu jedn kul, tylko jedn, bo zaraz potem da o
sobie zna ten z parku. Ale to mi wystarczyo. Lec za barykad ze
zwok, przeadowaem automat, pozbieraem zapasowe magazynki.
- Czekaj! - zawoaem. I spytaem dla pewnoci: - yjesz?
Zza ganku wylecia granat Stukn o ciank basenu, rozerwa si z
trzaskiem. Po zewntrznej stronie.
- yj - odpowiedziaa. Anemicznie zabrzmiao. Ale to dobrze.
Im mniej osb nas syszy, tym lepiej.
Przeczogaem si midzy traktorem a przyczep. Znad lufy automatu
zlustrowaem zarola. Nic. Odpdziem pokus pokonania nastpnych
dwudziestu metrw i zanurkowania w okno kotowni. Prawdopodobnie
dotarbym ywy. Tyle e cay kredyt zaskoczenia wykorzystabym dla
siebie, nie dzielc si nim z Marzen. Moe i zasuya sobie na to, ale...
237

Nie. Nie zasuya. Ta ostatnia seria mina si z jej gow barwy


dojrzaych kasztanw o centymetry. Moga umrze. Tylko dlatego, e
zamiast lee z twarz w liciach i czeka boskiego zmiowania,
strzelaa, by do mnie nie strzelano. Moe nie uratowaa mi ycia, lecz
przecie prbowaa to robi. Co jej byem winien.
Przelazem za tylne koo przyczepy. Przez kilkanacie nastpnych
sekund wodziem wzrokiem po zachodniej czci parku, a nawet oknach
paacu, czekajc na bysk i bl.
Nikt nie strzeli.
Wlazem pod przyczep, skuliem si za koem. Pusto.
- Strzel, przetoczysz si na drug stron, i wtedy wal na caego.
Midzy drzewa. - Ten zza ganku mg sysze mj pgos, ale sw
nie zrozumia. - Na tego przy domu musisz sama uwaa. Gra?
Chwila ciszy. Moe kiwaa gow.
- Jakby co... Nie bierz tego do siebie. Taki zawd.
Potrafia mwi spokojnie gosem, ktry dry.
Posiaem krtk seri po najbardziej podejrzanej kpie pokrzyw.
Zanim licie opady na ziemi, Marzena przeturlaa si przez murek,
rbna z pistoletu w kierunku paacu, zawirowaa raz jeszcze, znw
strzelia i obrciwszy si o kt prosty z gracj jaszczurki, po-peza w
stron traktora.
Zaczem tuc po parku seriami po dwa, trzy strzay. Oprniem
magazynek, padem pasko, by zastpi go drugim. Co pukno po
drugiej stronie fontanny i wierkilogramowy granat wybuch metr nad
moj gow.
Blachy przyczepy pokny gradobicie kilkuset odamkw. Najadem
si strachu, lecz nic ponadto.
To znaczy... ja.
- Marzena?!
Potrwao troch, nim wypatrzyem j midzy ogromnymi, tylnymi
koami ursusa. Jakim cudem zdya dotrze a tam?
Wbiem magazynek w rkoje. Zza schodw plun karabinek. Na
pami, po fontannie. Kto si zagapi. Mielimy przeciw sobie tylko
jedn wymierzon gdzie trzeba luf. Podwjn, bo wzmocnion
granatnikiem - ale jedn.
- Do piwnicy, szybko! - krzyknem.
238

Gdzie w paacu pk granat, zaterkota automat, poleciaa szyba... O


burt i podwozie przyczepy zabbnio z p tuzina pociskw. Nisko, ale
jeszcze nie poniej granicy bezpieczestwa, wci zza fontanny.
Pokazaem si?
Marzena peza w stron kotowni, chyba niewidoczna dla kogo, kto
by daleko i lea. Miaa jednak przed sob szmat drogi, a co gorsze - pas
odkrytej przestrzeni.
Przebiegem na przd cignika, skd mogem j osoni. Dochodzce
zza cian odgosy walki - kilka serii i nastpny wybuch - a krzyczay, e
to ze miejsce. Z kadego okna w zachodnim skrzydle mona byo
wpakowa mi kul. Zostajc przy przyczepie, musiabym uwaa tylko
na skrajne.
I jeszcze co: byo stamtd dalej do kotowni, ale duo bliej do
pierwszych zaroli.
Wie ostrzeliwano, wic przetrzebiony pluton Kosmana, a rwnoczenie kilku napastnikw konsekwentnie, krok po kroku, pchao si w
gb paacu. Blitzkrieg im nie wypali, ale nic nie wskazywao, by
zbierali si do odwrotu. Byli zdesperowani albo pewni swego i cho nie
wtpiem, e Kosman przyle nam w kocu posiki, nie miaem
pewnoci, czy ktre z nas tego koca doczeka. Istniaa spora szansa, e
jeli dam nura w krzaki, nikt nie bdzie mnie szuka, bo chopaki Miszy
wykocz wszystkich zainteresowanych. A nawet jeli nie - co
ryzykowaem? Kodeks karny nie przewiduje sankcji dla kogo, kto
wynosi si bez poegnania z pola cudzej bitwy. Nie byem onierzem,
nie miaem obowizku tu tkwi.
Naprawd mnie kusio.
Potem wystrzelony z pdl uf owej wyrzutni granat wybuch pod
przyczep i przestao mnie kusi. Kropnem po balustradzie ganku i
pognaem na eb na szyj, widzc p rudej gowy wychylonej z niszy.
Kto do mnie strzeli, Marzena posaa cztery kule temu komu, omal nie
dziurawic mi ydek, skoczyem nad ni oraz barierk i omal nie
dokonaem samokastracji, spadajc okrakiem na wymierzony w niebo
modzierz.
Nastpne p minuty klczaem przy murze, wspierajc si o niego
czoem i tylko dlatego nie padajc na twarz z gracj wora kar239

tofli. Marzena strzelaa, do niej strzelali, na kark sypa mi si tynk,


kruszony uderzeniami kul, ale chwilowo mnie to nie obchodzio.
- Dostae? - Szczk metalu sugerowa, e przypomniaa sobie o mnie
przy okazji zmiany magazynka.
- Nie... cakiem. - Nie siliem si, by brzmiao to dziarsko. Chciaem,
by wzia mnie na plecy, zaniosa do ka, a potem skoczya po Ew:
potrzebowaem tabletek przeciwblowych i lekarza, ktry zapewniby, e
w przyszoci bdzie mnie j eszcze miao co bole w tym miejscu. Niech
szlag trafi wszystkie modzierze wiata.
- Strzelaj w rodku. - Nie widziaem ani jej, ani, po prawdzie, paacu,
ktry spaszcza mi ociekajce zimnym potem czoo. - Co robimy?
Gos z gry. Znw staa, ryzykujc odstrzelenie gowy, baa si i
radzia sobie z tym strachem, wiadoma faktu, e bezpieczestwo
oferowane przez obmurowany d jest zudne i chcc przey, trzeba
spoglda mierci prosto w oczy. Bya odwana. Teraz miaem ju
pewno w tej kwestii.
Dwa metry od krawdzi zsypu rozerwa si granat Poprzedzio go
puknicie granatnika. Zdya ukucn.
- Ilu ich tu... byo? - Stkajc, oderwaem czoo od muru i klknem
wzgldnie prosto. - o...nierzy?
- Piciu?... - Rzucia mi podszyte strachem spojrzenie i zerwaa si,
wychylajc ponad poziom terenu ciskanego oburcz wista oraz p rudej
gowy. Po kilku sekundach pocigna spust. Oszczdnie, raz.
Odpowiedzi nie byo. Pewnie zmarnowaa kul, strzelajc w niewinny
krzak.
- Go... za nimi. - Zerknem w okno, przez ktre opa trafia do
piwnicy. elazna okiennica bya otwarta, podobnie jak blaszane drzwi
wewntrz kotowni.
-A ty?
Zastanawiaem si ca zdoln do mylenia czci mzgu. Reszt
cierpiaem, no i troch walczyem z mdociami. Nie, eby mdlio mnie
tylko troch - po prostu dostaem w ko za mocno, by przejmowa si
ewentualnym puszczaniem pawia na oczach porucznik Pawi uk.
- Jak tu... wrzuc granat, p paacu... szlag trafi. - Na kola
nach ruszyem po chodniku ze skrzynek. Zgromadzono ich ze
240

trzydzieci, miejscami w trzech warstwach. Na potrzeby regularnej


wojny nie by to wielki zapas, ale ptorej setki dwukilowych granatw,
przytulonych do ciany mego warsztatu pracy, robio wraenie.
- To wiejmy std.
Z koca niszy widziaem ganek. Jedyne miejsce, z ktrego tanim
kosztem mona byo nas wykoczy. Oczywicie dotyczyo to grupki,
ktr przystopowalimy na zewntrz, zakadaem jednak, e ci w rodku
maj wasne kopoty i zostawi nas w spokoju. Wok wsi stukay tylko
karabiny, co znaczyo, e czas pracuje na korzy obrocw paacu. Nie
oni musieli si spieszy, a tych paru desperatw, ktrym nikt nie jecha
czogami na pomoc.
Tu jednak, na naszym maym froncie, przewag mieli napastnicy.
- Id - wskazaem okno. Nie posza. Cofaa si na drugi koniec niszy,
patrzc na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Wszystko w skonie. Mdra
dziewczyna. Uczya si szybko; zrozumiaa, e nie jestemy silniejsz
stron, ktr sta na cig obserwacj pola walki. Unie si, rzuci
okiem i w d - taka bya jedyna recepta na dorane przetrwanie.
- Chcesz si podda? - Zderzya si poladkami z murem, ale zamiast
wstawa, przykucna. - Po ciebie przyszli?
- Fajnie by byo. - Na chwil oderwaem wzrok od porastajcej ganek
winoroli. Mimo krwi, brudu i rozacych si coraz bardziej rajstop nogi
kucajcej Marzeny wyglday niesamowicie.
- Zmywajmy si std. Razem.
Ze mn u boku miaa wiksze szanse. To dlatego?
- Jak tu dojd, to po paacu - posaem jej krzywy umiech. - Strac
prac i dach nad gow.
- Mwi serio. Wynomy si, pki jeszcze...
Wziem si w gar i z kolb przy ramieniu wyjrzaem nad krawd
niszy. Mimo sonecznego poranka park po tej stronie by ciemny i
wyowiem bysk ju przy drugiej czy trzeciej prbie odstrzelenia mi
czubka gowy. Sambijczyk zmdrza, przeszed na ogie pojedynczy,
wic rekordu nie pobiem. Ale przeyem, co byo sukcesem, a
wykonujc przysiad, zdyem wybra czubek jednego z drzew na dozr.
241

Nie tracc z oczu do nijakiej gazi, obrciem modzierz. Otworzyem najblisz skrzynk. Granaty byy w idealnym stanie: z
zapalnikami, ale bez naoonych powyej stabilizatora adunkw
dodatkowych. Idealnie. Pocisk poleci powoli, czyli szybciej spadnie,
spadajc za eksploduje.
- Jak zaczn wybucha, sprbuj go upolowa - wskazaem Ma
rzenie kierunek. - Moe go wyposz.
Przygldaa si z niedowierzaniem, jak unosz luf do pozycji typowej
dla kominw i wpuszczam do niej pierwszy granat A podskoczya, gdy
modzierz hukn, wypluwajc oboczek dymu i wprawiajc w dygot
beton posadzki.
Na szczcie nie znaa si na modzierzach - Stra Graniczna to jednak
nie dawny WOP, majcy nie tylko strzec, ale i realnie broni granic wic nie skoczya ani na mnie, ani w piwniczne okno. A powinna. Jeli
unie luf wyej, ni pozwala podstawa, pocisk moe wyldowa
naprawd blisko artylerzysty ryzykanta. W skrajnym wypadku nawet na
jego bezmylnym bie.
Nie przeszkadzaa mi jednak. Mogem w spokoju poprawia ustawienie niestabilnego elastwa, ktre po kadym wystrzale skakao,
usiujc posa kolejny pocisk w zupenie inny kawaek nieba.
Wanie nieba - pki co, aden z granatw nie spad na park.
Wrzuciem do lufy trzeci, czwarty... Nawet przy zmniejszonym adunku
pocisk wyskakiwa z szybkoci okoo stu metrw na sekund i
poczone siy grawitacji oraz oporu powietrza potrzeboway troch
czasu, by go zatrzyma. Potem granat musia pokona ten sam dystans w
przeciwnym kierunku - w sumie troch to trwao.
- Chyba s zepsu...
Los oszczdzi Marzenie dokoczenia i dopisania nowej anegdoty do
zbioru Baba w wojsku. Kawa trawnika a potem czubek dbu wyleciay
w powietrze, dowodzc, e przynajmniej dwa pierwsze granaty byy bez
zarzutu.
- Teraz! - Szarpnem nastpn skrzynk. Modzierz przechyli
si, przysmay mi ucho rozgrzan luf. Marzena zerwaa si. Na
stpna eksplozja. Za daleko, ale i tak znakomity wynik przy strzela
niu na oko i z rki, metod urgajc wszelkim reguom.
242

Druga skrzynka bya wielk porak - brak zapalnikw i pene adunki


miotajce. Mogem tym ostrzela Rosj, ale nie paacowy park, no i nic
by naturalnie nie wybucho. Zaczem otwiera trzeci. Marzena strzelia
raz, drugi, przerwaa, zacza si rozglda. Trzasnem o cian
pokiyw skrzynki, wyowiem bysk zapalnikw i wtedy to dostrzegem
ktem oka.
Ruch. Za kurtyn winoroli.
- Z tyu! - Marzena wykonaa instynktowny przysiad i przynaj
mniej strachu najadem si ciut mniej. apic za automat i posya
jc seri w rodek ganku, musiaem mierzy nisko i najdrobniejszy
bd...
Chocia nie zrobibym jej krzywdy, nawet gdyby staa. Inaczej
mwic: poderwaem luf i pozwoliem kulom pomkn przez bezpieczny rejon, gdzie nie byo wosw koloru miedzi, ale te czego, co
mnie sprowokowao. Rozstrzelaem par listewek i lici - to wszystko.
Na szczcie wystarczyo. Plama ruchu umkna w d w tempie
narzuconym przez grawitacj. Sposzyem Rosjanina, gdy przeazi przez
barierk po tamtej stronie ganku.
Wcieky, zemci si natychmiast Co grzmotno o ruszt trzymajcy
winorol. Przypadem do posadzki, granat uderzy o metalow
wycieraczk przed drzwiami i wybuch.
- Pilnuj go! - wskazaem obok pyu i postrzpionej zieleni. Ma
rzena posaa kul. Nikogo nie trafia, ale trudno o lepszy znak, e
przeylimy i nadal moemy zabija.
Byem rwnie zy jak ten po drugiej stronie. Od samego pocztku tej
chaotycznej strzelaniny kierowaem si gwnie odruchami, ale
przynajmniej byy to rozsdne odruchy. Teraz pogwaciem wszelkie
zasady.
Ustawiem luf rwnolegle do ciany budynku i zaczem wrzuca w
ni granaty ze skrzynki numer trzy.
- Do piwnicy! - Opamitanie, czciowe, bo dotyczce tylko Marzeny,
przyszo po drugim pocisku. W jej twarzy pojawio si trwoliwe
zrozumienie. Nie bya onierzem, ale podstawowe prawa fizyki chyba
znaa.
- Co ty...?
243

- Do piwnicy, ale ju!


Czy zdya - nie wiem. Co rykno nad naszymi gowami. Dostrzegem jeszcze chmur dymu, kurzu, gruzu i drewna, walc si z gry
wprost na mnie.
Wszystko si koysao, zwaszcza niadanie w odku. Pod czaszk
czuem bolesny omot Ale na ten gorszy ze wiatw wrciem za spraw
dziwnej mieszanki chodu i piekcego aru tu obok. W miejscu, ktre...
Omal nie usiadem.
- Le - zabrzmia zgodny, damski dwugos. Chwyt dwch par rk
te zla si w jeden gest, ale, niestety, nie miao to nic wsplnego
z typowym dla zdzielonych w eb podwjnym widzeniem.
Leaem z gow na kolanach Marzeny Pawiuk, majc przed oczyma
grzywk doktor Boreckiej: z braku miejsca klczaa okrakiem nad mymi
nogami. I... od kolan po ppek nie miaem na sobie niczego wicej.
Pomijajc szczypice paskudztwo do dezynfekcji ran i plastry na udach.
- Co wy mi robicie? - wymamrotaem, rozrzucajc rce i prbujc nie
dopuci, by obracajca si gwatownie kula ziemska zrzucia mnie z
siebie.
- Le. - Gos Ewy by chodny jak jej donie, cho mniej delikatny. Moesz mie wstrzs mzgu.
- Mzg mam wyej. - Ze ju si dokonao, a ja byem zbyt obolay na
porzdny wstyd.
- U facetw rnie z tym bywa - rzucia w przestrze Marzena.
Ostentacyjnie spogldaa w bok i w gr, balansujc na granicy urazu
szyi, zaoybym si jednak, e nie robia tego od pocztku.
- Ju was nie lubi - powiedziaem z przekonaniem.
- To le wygldao. -Ewa uniosa twarz, rzeczywicie niepro mieni ujca optymizmem. - Miae krew na spodniach. Baymy si o ciebie.
- Tylko wy, czy cignycie jeszcze par dziewczyn, eby sobie
popatrzyy?
- Nie marud. - Bya uosobieniem chodnej uprzejmoci. - Pani
Pawluk boso przybiega po pomoc dla ciebie. Podzikuj lepiej. Choby
za kurtk.
244

Kurtka? No tak, klczaa nade mn - czy moe pode mn - w samej


koszuli, lepicej si do ciaa po pobycie w fontannie. A ja marzem tylko
od gry i z bokw.
- Dziki - rzuciem przez zby. Byo w tym tyle ciepa co w betonowej
posadzce, na ktrej leaem. - A ty si pospiesz. Striptiz na wieym
powietrzu mnie nie bawi.
- Widz, e nic ci nie jesL - Umiechna si w kocu, a ja zbyt pno
domyliem si, e nie mnie jednego mczy i krpuje towarzystwo
Marzeny. Motywy mielimy inne, ale te jej byy chyba silniejsze.
- Na pewno?
To ja powinienem zapyta, a nie kobieta, ktra tuka mnie w twarz raz
po raz i usiowaa posa za kratki.
- Z gow nigdy nie wiadomo, ale tu wszystko powinno gra.
- Ewa wrzucia do dzbanka kbek waty. Potem pomoga mi odzy
ska twarz, czyli wcign na biodra wszystko, czego mnie pozba
wiy. - Niech pani na niego uwaa. Oczywicie lepiej by byo, gdyby
lea w ku.
Poklepaa mnie po policzku, sforsowaa ciank zsypu i znika.
- Oderwaam j od pracy - wyjania Marzena. - Jeden onierz
ma przestrzelony okie. No i Szurym...
Leaem na poduszce z jej ud. Kurtka koczya si niej, co znaczyo,
e ona sama klczy na betonie i okruchach koksu. Nie, zaraz... To byoby
bolesne, nawet dla kogo, kto miaby spodnie i zdrowe nogi.
Dwignem si z wirujc pustk w gowie.
- Ostronie. - Pomoga mi usi, co niczego nie dowodzio: po
zbywaa si ciaru. Tylko ten ton... Marzena Pawluk i troskliwo?!
W zwizku ze mn?!
Zerknem w d. adnych poduch czy choby kawakw kartonu na
podkadki. Szorstki beton, wglowy wir a potem od razu podrapane
kolana i strzpy rajstop.
- Posied troch. - Wci dotykaa kocami palcw mego ramie
nia, jak matka asekurujca pierwsze kroki malca. - Niele mnie na
straszye. P dachu na nas spado.
Przesada: w nisz trafiy ze trzy dachwki w kilkunastu kawakach i
niedua belka.
245

- To ja tak...? Musiaa mi drgn rka.


- Kosman mwi, e to by kretyski pomys.
- Jest tu?
- Od piciu minut.
- To a tyle...? - Pomacaem potylic. - Co si dziao?
- Pierwsze pociski spady za gankiem. Odstrzelie te rynn, ale z
Ruska pono tylko buty... Wszyscy si dziwili.
- Wszyscy - powtrzyem kwano. - I azili tu, jak wy mnie...? To
moralne zncanie si nad winiem. Abu Ghraib jakie. Ja bym ci tego
nie zrobi.
Ciekaw byem, kiedy sobie przypomni, e nie jestemy po imieniu.
- Chwilowo nie bye winiem. A zreszt nikt tu...
- Ja, ten tam - skinem w stron ganku. - Kto jeszcze?
- Szurym - mrukna. - Brzuch i pier. Dlatego musiae czeka.
Borecka bya zajta. Trzy razy po ni biega... chodziam.
Przesuna si, siadajc na skrzynkach.
- Jezu... widziaa swoje kolana? - Wycignem rk, omal nie
dotknem jednego. - Dobrze, e nie reklamujesz poczoch.
- To mi nigdy nie grozio. Trzeba mie dobre nogi.
Powiedziaa co takiego? Ona?
Patrzyem, jak niezdarnie podnosi i wkada kurtk. Wygldaa na
miertelnie znuon. To wiele tumaczyo.
- Trzeba to opatrzy. - Pokazaem, e powinna wsta.
- Posied jeszcze. Kiwasz si jak rozmodlony yd.
- Nic mi nie bdzie, moesz spokojnie... - urwaem. Usuwaa boto z
okularw, trc nimi o spdnic, patrzenie jej w oczy sprowadzao si
wic do ogldania czerwonych z niewyspania powiek, ale wiedziaem, co
bym w nich znalaz. - Aha. Rozumiem. - Czekaem na jaki komentarz.
Bez skutku. - Znw jestem zy faceL Musisz mnie pilnowa.
- To niczego nie dowodzi - powiedziaa cicho. - Oni strzelali do nas,
my do nich. Nic z tego nie wynika.
- Poza tym, e dziesi razy mogem ci zabi. Albo zostawi. Co na
jedno wychodzi.
Znalaza chustk, zacza polerowa szka. Unikaa mego wzroku.
Dostrzegem jej pantofel, lecy na podstawie modzierza. Musia246

a celowo go zdj: atwiej biega boso ni z jedn nog wyranie


krtsz.
- To tak jak ja - mrukna.
- Fakt - przyznaem. - Miaaby kopot z gowy. Ale nie w tym rzecz.
Chc ci tylko wykaza, e nie ycz ci le.
- Wiem. Chyba wiem - poprawia si, cho troch j to kosztowao. Jestem ci wdziczna...
- Ale nadal nie ufam - dokoczyem za ni. - Dziki za szczero.
- Jak zobaczye ten cignik... - Nadal na mnie nie patrzya. - Tak
szczerze... Pobiegby, gdyby to kto inny...?
- Nie wiem, nie mylaem wtedy. Nie - zmieniem nagle zdanie. Chyba e Ewa... Dzi oficjalnie zostalimy przyjacimi - zdobyem si
na smtny umiech. - Ale mimo wszystko... Lubi j. I jeszcze moja
ona. Kiedy.
Uniosa twarz. Do gwatownie.
- Nie wiedziaam, e jeste... Nie nosisz obrczki.
- Przepiem. A dokadniej: zainwestowaem w spirytus mad in Samb i
a.
- Sam widzisz: nie mona ci wierzy. - Nie wyszed jej ten art. - Jej
te przysigae... to znaczy: szacunek. Obrczka to ostatnia rzecz,
ktr...
- Rozwiedlimy si.
Patrzya na mnie, odwracaa wzrok, by po chwili znw zerkn w
oczy. Zmarza i moe dlatego jedna noga tak kleia si do drugiej.
- Nie moja sprawa - mrukna. - Z czego si miejesz?
- Nie, nic... Przepraszam. Co jeszcze chcesz wiedzie?
- Nie wypytuj ci o ycie osobiste - schodzia gos. - Pytaam po
prostu...
Daem jej troch czasu, ale utkna na dobre.
- Rozmawiamy szczerze? - Anemicznie skina gow. - To twoja
wina. le zacza. Wysiadasz z autobusu i ju po trzech zdaniach
wiem, e mamy szans wyldowa w ku jeszcze tego samego
wieczoru. Potem zgadzasz si na kolacj. Porywasz mnie do taca...
przychodzisz w nocy...
247

- Zaraz, to zupenie inaczej...


- Przecie wiem - posaem jej niewesoy umiech. - Tumacz tylko,
czemu tak znienacka... Po prostu... no, to byo do niecodzienne.
- Moe - mrukna. Jak na zmarznit dziewczyn miaa zadziwiajco
rowe policzki. - Pewnie tak.
- Ty te jeste niecodzienna - wzruszyem ramionami.
-Ja?
- Daj spokj. - Zamienilimy si rolami: teraz to ja unikaem jej
wzroku. - Masz przecie lustro.
-1 co w nim niby widz? eskiego boksera?
- Lubicie to sysze, co? Wic prosz: jeste adna. I nie kituj, e
pierwszy ci to mwi.
- Drugi. - Zaskoczya mnie tym wyznaniem. Umiechna si dziwnie.
- Ale pierwszy kama. W zbyt wielu sprawach.
- Nie w tej - odwayem si popatrze jej w twarz.
- Miy jeste - skonia si artobliwie.
- E tam... Powinienem mwi, e olnio mnie bogate wntrze i pikno
charakteru.
- A nie? - udaa zdziwienie.
- Najpierw si widzi oczy, nogi, syszy gos... Do wntrza trzeba si
dokopywa. Algorytm jest taki: spotykasz dziewczyn, ktra ci si
podoba - to nie do koca to samo, co adna, chocia blisko - mylisz, czy
masz u niej szanse, czy ty sam naprawd by chcia... I jak si trafi
potrjne tak", to nieraz prbujesz. O ile starczy odwagi - umiechnem
si zakopotany. - Z tym gwny problem.
Milczaa dusz chwil, podtrzymujc jednak umiech.
- Chcesz powiedzie, e byam atwa i dlatego...?
- Cztery razy tak" w pierwszej minucie znajomoci. W yciu nic
takiego mi si nie trafio.
Obracaa trzymanymi na kolanach okularami, psujc stopniowo cay
efekt czyszczenia. Patrzyem na zapltany w miedziane wosy strzp
licia, zastanawiajc si, jak by to byo: mc zdj go stamtd, nie
tumaczc si, nie bojc sprzeciwu, ze swobod kogo, kto siga po
swoje.
- Dlaczego mwisz mi to wszystko?
248

- Pytaa.
- Zawsze udzielasz tak rozbudowanych odpowiedzi? - Ju si nie
umiechaa. - Uwaaj z t szczeroci. Jeszcze zapytam o modszego
Szablewskiego.
- Ty czy Stra Graniczna?
Przez chwil przygldaa mi si ze smutn rezygnacj.
- Miej dla mnie odrobin szacunku - mrukna. - Dla inteligencji
przynajmniej.
- Mylisz, e chc ci zawrci w gowie i w ten sposb si wykrci?
A gdzie szacunek dla mojej inteligencji? Te mam lustro.
- Rozumiem. aden z ciebie donuan i przez myl ci nie przeszo... No
c.
Prbowaem odgadn nie tyle myli, co cho emocje skryte w szarych
oczach. Oczywicie bezskutecznie.
- Poszukamy kajdanek? - Zdecydowaem si i na skrty.
- A co si zmienio?
- To nie wyrzut, po prostu chc wiedzie... Dlaczego mi nie wierzysz?
- Nie bd dziecinny.
- Czekaj, le zapytaem... Nie jako facetowi. Jako... no, podejrzanemu.
Czemu mam nadal azi w kajdankach?
Wzruszya ramionami. Znw pytanie niegodne dorosego. Zrobiem
dwa chwiejne kroki i ukucnem przy modzierzu. Przygldaa mi si
zdziwiona, ale bez obawy. Pno jak na aresztanta z perspektyw
doywocia zauwayem, e po moim automacie pozostay tylko
rozsypane uski. Moe dlatego rozmawialimy tak swobodnie?
- Idziemy? - Zacza si podnosi. Po czym zastyga, patrzc
z niedowierzaniem, jak unosz jej pantofel i chowam nos w jego
wntrzu.
Wdychaem powietrze niewiele szybciej od kogo, kto pi. Ale nie
musiaem si spieszy. Ze wszystkich mini skadajcych si na
Marzen jeden nie dozna paraliu. Ten najwaniejszy, toczcy coraz
wicej krwi do gowy.
Powoli opuciem rk, odsaniajc blady umiech.
- To nie to, o czym mylisz. - Nie bya w stanie skomentowa.
- Przepraszam. Chciaem co sprawdzi. - Nadal gapia si na mnie
249

jak wstrznity, zbity z tropu i troch przestraszony zwierzak. -Proszek


do mycia podg. Tych w kiblach. Ma specyficzny zapach.
- Jeste... rbnity. - Moga to tylko wyszepta.
- E tam. Dawniej pili z tego szampana - machnem pantoflem.
- W najlepszym towarzystwie, i obie strony poczytyway to sobie
za honor.
Podniosa si, odwrcia i stawiajc bose stopy o wiele mniej ostronie,
ni wymagao podoe, ruszya po schodkach. Mimo zawrotw gowy i
zajtej butem doni wdrapaem si na ciank wystarczajco szybko, by
zastpi jej drog.
- Zrobia wszystko, by wpakowa nas z Szurymem do ssiednich
kabin...
- Odsu si.
- ...wic si teraz nie wciekaj, e suchaem, co do mnie mwi. Ty
te...
- Chc przej!
- ...suchaa. - Zamilkem, dajc jej czas, by pchna mnie w bok i
posaa z powrotem do zsypu. Nie skorzystaa z szansy. - Musimy o tym
pogada.
- Nie wiem, o czym mwisz. - Zawahaa si, po czym dokoczya
zdecydowanie: - Krechowiak.
- Aha. Ju nie jestemy na ty.
- Nie pilimy bruderszaftu. A sytuacja i bez tego jest idiotyczna.
azisz za mn jak... bo ja wiem...?
- Murzyn niewolnik - podsunem. - Fakt. Gdyby nie byo tak
tragicznie, caa wie sikaaby ze miechu. Ale sika ze strachu. We to
pod uwag i zacznij myle samodzielnie.
- Czego waciwie chcesz? - westchna.
- eby zapomniaa o biurokratycznych schematach. Ilu Rosjan
zabilimy?
- Ilu... - zamrugaa powiekami. - Chyba... Zostawili tylko tego
- wskazaa ganek. - Co to ma do...?
- Omal nas nie wykoczyli. Tracc jednego czowieka. Kilku Sambijeykw! Pomylaa, co bdzie, jak skoczy nam do garda kilkudziesiciu? Z czogami i artyleri?
- Zaskoczyli nas - powiedziaa niepewnie.
250

- Ale si obronilimy. Wiesz dlaczego? - Wzruszya ramionami. Dobra, inaczej: co by byo, gdybym zgodnie z zasadami siedzia w
areszcie?
- Dziki za pomoc.
- Wsad sobie... Przepraszam. Nie o mnie chodzi. Zamy, e to by
kto inny. Albo go nie byo.
Zastanawiaa si, marszczc czoo i przestpujc z jednej bosej nogi na
drug.
- Chcesz powiedzie, e ten jeden dodatkowy czowiek przes
dzi o wyniku? - zaryzykowaa.
- Mdra dziewczynka.
Jej twarz stwardniaa.
- Wyskocz jeszcze raz z takim tekstem, Krechowiak, a popadn w
schematyzm i ci wpakuj do celi.
- Nie rb tego - poprosiem. - Jeste tu najwyszym rang oficerem.
Wiem, to gupio, ale nasi genialni politycy namieszali w przepisach i
formalnie chyba ty dowodzisz, nie Kosman. Wic prosz: zapomnij o
rutynie i zacznij myle. Masz na karku los wielu ludzi.
- Nogi mnie bol- mrukna. - Znajd kajdanki i klucz, a po drodze
rozejrzyj si za drugim - trcia but, ktry ciskaem w doni. Jako
niezdarnie, bo trafiajc palcami w sam do. - Id si przebra.
Odesza, nie patrzc za siebie. Zerknem na odlege o kilka skokw
zarola, westchnem w duchu i powlokem si w stron fontanny.
Jak na wiejsk knajp w sobot rano byo niele. Tylko dwie strzaskane
szyby, przewrcony st, skruszony klosz i jedna ruda plama na
pododze. Bufet chyba nie ucierpia. Nie zdyem sprawdzi.
- Zrobia z pana pucybuta? - Siedzcy przy barze abiszewski obrci
si na stoku.
- Los hotelarza. Nie ma tu chorego?
- Bez kajdankw? - Pokiwa gow. - Nagroda za zdjcie przybrudzonych bucikw? - Wpatrywa si w par damskich pantofli, ktre
ciskaem pod pach. - Wie pan ju, co trzeba zdj, eby wycofaa
oskarenie?
251

Sala bya pusta: tylko ja, on i jego szklanka.


- Moe starczy kurz z butw? - umiechnem si.
- Mao. Mikkie serce to nie ona.
- C, pan j zna, ja wcale - wzruszyem ramionami.
- Po co taka skromno? Nie ja tul do serca pantofelki Kopciuszka.
Swoj drog, paskudne buty daj babom w wojsku. W ogle Marzena
marnie wyglda w mundurze. e te pokornie nosi taki szajs... Zwykle na
ciuchy majtek przepuszcza. Kosztowna z niej dziewczyna.
Po alkoholu ludzie czsto plot byle co. Nie byem jednak pewien, czy
to ten przypadek.
- Czego si nie robi dla ojczyzny.
- Marzena i ideay? - parskn. - Radz nie wyskakiwa z czym
takim, bo sama bdzie zakopotana. A to j wkurza.
- Chyba naprawd dobrze si znacie.
- Dogbnie - umiechn si szeroko i oblenie, a ja zyskaem
pewno, e dobra sowo w peni wiadomie.
Mao fajna bya ta pewno.
- Mog o co zapyta?
- Byle nie o pikantne szczegy. Bd co bd mowa o oficerze wyszczerzy zby.
- A tak serio... - zaczem.
- Ale ja serio. Wdepn pan, e strach. Jeli si ten chopak nie
odnajdzie ywy... Wizienia s pene niewinnych pechowcw. Poszlaki,
domysy, ambitny oskaryciel, sdzia, ktremu nie spodoba si pana
wyraz twarzy... Adwokat akt nie doczyta, bo grill na daczy... Zauway
pan? Zakadam, e jest pan czysty. A przecie bywaj i winni przestpcy.
Tym powinno jeszcze bardziej zalee na yczliwym ledczym. To on
wrzuca delikwenta w tryby machiny sprawiedliwoci. Jak wrzuci, to
tryby zwykle zmiel, bo od tego s. Nie wrzuci - nie ma sprawy.
- Do czego pan zmierza? - aowaem, e tu wszedem, ale stao si,
wic przysiadem na brzegu stou.
- Znam Marzen. Mog podpowiedzie, co robi, by sobie u niej nie
nagrabi.
Zabrzmiao to jak skadana z ca powag oferta.
252

- Co robi nie tak?


- Sporo. - Opar si nonszalancko o bufet. - Wie pan, skd cay
problem? Jej starzy to para dewotw.
Udao mu si mnie zaskoczy.
- Zdarza si - bknem. - W Polsce nawet czsto.
- Ale ci wyhodowali jak redniowieczn panienk. Tak cnotliw, e
pona rumiecem, widzc motylka na kwiatku. wicie przekonan, e
prezerwatyw osobicie wymyli szatan. I w ogle... Piguka: grzech,
alkohol: grzech, mini: grzech, seks bez lubu...
- Bez przesady. Takie wymary jeszcze przed turami.
- Jedna si uchowaa. Jest na tyle nowoczesna, e jak ju nie moe
wytrzyma, bierze sobie faceta do ka. Nie to, e wpuszcza - sama
bierze. I na tyle starowiecka, e zaraz potem dopadaj j wyrzuty
sumienia. Wic si wcieka i wyadowuje ca zo na nim. Wszystko
rozpieprza i potem wyhacza w knajpie nastpnego, i nastpnego...
Patrzyem na strzaskane okno wychodzce na podjazd. Zastanawiaem
si, ile zdy zobaczy.
- Dam panu rad - powiedzia po chwili. - Trzyma na dystans.
adnego noszenia kapci - wskaza odoone na blat buty. - Lepszy ju
flirt z modliszk. Modliszka wykacza samca, ktremu najpierw da. Ona
czsto nie potrafi da i wtedy nienawidzi faceta za to, e nie umia jej
przekona. Taka szarpanina ciaa z dusz. Kompletnie jej odbija w tych
sprawach. W ogle jej odbija. Sam pan widzia: strzelaa do onierza.
Miewa nierwno pod sufitem. Do psychiatry z tym nawet chodzia. A
pan ma przecie mnstwo do stracenia.
- Rozumiem - rzuciem lakonicznie.
- Wpad jej pan w oko. Radz wypada z niego powoli i ostronie. Bo
jeli uzna, e wzgardzi pan jej wzgldami... - Wymownie przecign
palcem po gardle.
- Ja w oko? Niby dlaczego miabym...?
- Bez urazy: bo to okazja. Bo ma pana w garci. Moe wycisn jak
cytryn. Intryguje j pan. Stawia si, cho powinien paszczy. Czyli
wyzwanie, ciekawy facet. Nie mwi, e na stae. Na stae to posuszny
m z kas. Ogier i buhaj w te par dni, kiedy nie moe zaj i nie
krwawi, a asceta przez reszt miesica, bo przecie
253

gumki i piguki to grzech. No, ale w charakterze doranej rozrywkiWie


pan, pod tym wzgldem jest bardzo mska: skoro trafia si towar w moim
typie, ktry mog bezproblemowo zaliczy, to czemu nie?
- No nie wiem... Pan by w jej typie, jak rozumiem. A za bliniakw
nas nie wezm.
- Znam Marzen - wzruszy ramionami. - Spokojnie: nie owiadczy
si. Najpierw ten interes - zatoczy doni - musiaby przej na pana. Ale
pracownik na cienkiej pensji? Nieee. Zbyt kocha luksus. Dobry wz,
urlop na Krecie, posiki w knajpach. Tyle e nie o lubie mwimy.
- A o czym? - Unis brwi. - Ani z nas bliniacy, ani nawet kumple. Zsunem si ze stou i stanem na tyle prosto, na ile mi to umoliwiao
obolae podbrzusze. - Skd te dobre rady, jeli wolno spyta?
- Solidarno - zaartowa. - Ofiary Pawluk, czcie si. Tak trudno
uwierzy? - Udzieliem mu odpowiedzi za pomoc nieruchomego
spojrzenia. - No dobrze... Mam w tym te troch interesu. Zreszt nawet
nie ja... Spoeczestwo, mwic grnolotnie. Zauwayem, e daje jej
pan do mylenia. Jako wyzwanie, obiekt do zdobycia, ale nie tylko. I
interesuje mnie to nie tylko". Rozmawialimy o tym, co si tu dzieje.
Oboje jestemy do ciemni, prawd mwic, tyle e ona wci powtarza
Krechowiak twierdzi", zdaniem Krechowia-ka" itede. Krtko mwic,
awansowaa pana, co prawda podwiadomie, do roli autorytetu.
- Powiedzmy - mruknem sceptycznie. -1 co z tego?
- Ma pan na ni wpyw. A wpywy wykorzystuje si mdrze albo
gupio. - Odczeka chwil. - Powiedziaa mi o tym pomyle z mobilizowaniem rezerwistw.
Jakbym nie wiedzia... Od momentu, gdy Szurym zapyta o radiotelefon, z tuzin razy zdyem przekl w duchu jej dugi ozr. Chocia
bardziej wasn bezmylno. Bo to ja zawiniem. Miaa prawo nie
wiedzie, e rozpowiadajc o mojej koncepcji, pogra mnie jako
wiarygodnego agenta w oczach Miszy Millera.
- Pomys jest Sejmu, nie mj - zauwayem. - I wcale go jej nie
podsuwaem. Tak si jako zgadao i...
254

- Ale ja go bynajmniej nie krytykuj. To ona krci nosem. Chocia,


midzy nami mwic, nie bez racji. Nawet spord posw Samoobrony
nie znalaz si aden a tak gupi, by wierzy, e to poprawi obronno.
Wie pan: typowy chwyt pod publik. Rzu haso, zaistniej w mediach.
Ale skoro ju mamy ustaw, mona z niej skorzysta.
- Prosz? - Jako nie potrafiem pogodzi tego z nasz poprzedni
rozmow. - A... zbrodnicza gupota rzucania cywilw na bolszewickie
czogi?
- Och, podpity byem. - Mwi o sobie sprzed godziny. - A ona... no,
wypaczya pana intencje. Przepraszam. Pomys jest ekstra. To oczywiste,
e bdziemy bezpieczniejsi, majc wicej onierzy. Prawda?
- Prawda - przyznaem. - Ale...
- Uchowaj Boe - zastrzeg - nie chodzi o to, by kto tu walczy.
- Ja tam wojowniczy nie jestem. - Powiodem wzrokiem po zdewastowanej sali. - Za duo do stracenia; widzi pan.
- I o to wanie chodzi: by jej pan wybi z gowy potrzsanie sza-belk.
- Ja? Wy si lepiej znacie...
- Ale zerwalimy i teraz jestem miertelnym wrogiem. Cokolwiek
doradz, postpi dokadnie na odwrt
- Tak jej pan dopiek?
- No. Nie chciaem alimentowa cudzego bkarta. - Przerwa, jakby
wiadom wywartego wraenia. Dziwne, bo cho kopno mnie zdrowo,
mylaem, e panuj nad twarz. - Byem do silny, by si wygrzeba.
Pan nie jest I moe przez to wyldowa w wizieniu. Albo nawet.. zawiesi gos - z kul w gowie. Widzia pan: strzeli do faceta to dla niej
mae piwo. Gdyby nie kamizelka, ten chopak... - Znw da czas mej
wyobrani. - Martwi si. Naprawd bywa nieobliczalna. W jej rodzinie
ze zdrowiem psychicznym nie jest dobrze. Jeeli co pan spieprzy i
poczuje si upokorzona, to w tym zamieszaniu, gdyby jednak doszo do
walki... Taka okazja, czyli fajny facet zdany cakowicie na jej ask,
wzity mocno pod pantofel, nieprdko si trafi. Raczej ju nigdy. Miss
Polonia to z niej teraz nie jest. A w poyciu jeszcze sto razy gorzej. No i
cudzy
255

dzieciak... Wic ostronie. le pan to rozegra, urazi j i... - wskaza


kciukiem podog. - Jest mciwa. Pewnie pan nie uwierzy, ale wstpia
do Stray Granicznej tylko po to, by zaatwi kogo, kto kiedy wszed
jej w drog. - Nie uwierzyem, i nawet dopatrzy si tego, okaza si
jednak mdry i poprzesta na zasianiu wtpliwoci. Umiechn si i
dokoczy: - Radz z wyrachowania, bo moe si pan przyda nam
wszystkim, ale wanie dlatego yczliwie: niech pan nie zgrywa bohatera,
przestanie jej imponowa i puci czasem bka ze zdrowego, ludzkiego
strachu.
- To pomoe?
- Skoro widzi w panu twardziela i to j rajcuje... Na pocztek niech
pan odkrci ten pomys z wyprowadzaniem wojska ze wsi. Mobilizacja
tak, ewakuacja nie.
- Pomyl o tym.
- I wolniej - dorzuci.
- Wolniej? - uniosem brwi.
- Z ewentualnym romansowaniem. Wiem: na pierwszy rzut oka robi
nieze wraenie. Pikna nie jest, ale ma w sobie to co... wie pan. e si
jej chce. I atwa bywa. Wic niby czemu nie skorzysta? Ale niech si
pan nie da na to zapa. Bo kac bdzie zabjczy.
Chcia co jeszcze powiedzie, ale miaem do. Wziem buty z
krzesa i bez sowa wyszedem.
Klatka schodowa nadawaa si do remontu. Par setek wystrzelonych
pociskw, drugie tyle odamkw. Cud, e tylko jeden mocno trafiony:
Ekiert, w finanse. Schodzca z gry Sandra patrzya wycznie pod nogi:
usek walao si tu tyle, e szufl zbiera. Bya w kurtce i z torb
podrn.
- Wybiera si pani dokd? - zapytaem zdziwiony.
- Po prostu wyjedam. Za pokj zapaciam - dodaa szybko. Wci
byem szefem tego pobojowiska.
- Zwariowaa pani? Nie widzi pani, co si dzieje?
- Wanie widz. I spadam. Ja tam w adne wojny nie wchodz. Niech
pan po prostu powie tej swojej doktorce, eby poszukaa innej
pielgniarki.
- I jak to sobie pani wyobraa?
256

- Niech po prostu da ogoszenie - skrzywia szyderczo twarz. Po raz


kolejny zadaem sobie pytanie, ile trzeba wypi, by i z ni do ka i
jeszcze za to paci.
- Ja nie o tym... Wie jest otoczona. Jak pani chce...?
- Po prostu zadzwoni po taryf.
Tym razem nie artowaa.
- Chce pani jecha takswk? - upewniem si z rezygnacj. -I myli
pani, e Rosjanie was przepuszcz?
- Jak puszcz taryf w jedn stron, to i w drug. - Porazia mnie
logika tej gupiej skdind tezy. - Albo najwyej co tutaj wynajm.
Choby traktor. Albo po prostu z kapcia pjd. Wszystko lepsze od
babrania si w zakrwawionym gwnie. Jakbym to lubia, po prostu bym
na lekarza posza.
- Jest jeden problem - uwiadomiem j agodnie. - Telefony nie
dziaaj. Trudno byoby...
- Co mi pan wciska? - umiechna si z wyszoci. - A niby co
dzwoni u pana? Budzik?
Pognaem na gr. Chyba jej nie przewrciem. Nastpn kobiet,
ktra stana mi na drodze - j u bez dwch zda. Miaa gorszy refleks i
zerowe pole manewru: zderzylimy si w progu mego pokoju.
Przeskoczyem nad ni i zapaem za suchawk. O kilka sekund za
pno.
- Przepraszam.
Odwrciem si - tylko po to, by od razu powtrzy manewr i znw
stan twarz do okna. Nie wiedziaem ju, za ktre obolae miejsce si
trzyma, tyle ich si uzbierao, ale umys dziaa. Poznaem j od razu,
cho natrysk zmy brud, rozsypane wosy powdroway za gow,
tworzc kucyk, a rowe majtki - chyba do mietnika. Zastpi je
hotelowy koc, lecz bya za saba, by wstawa z podogi i okrywa nago
rwnoczenie. Wybraa wic wstawanie.
- To ja przepraszam. Nie wiedziaem, e kto tu... Trzeba byo
odebra.
- Nie mwi po polsku. - Chyba ju wstaa. - Szukaam ubra. Ta
lekarka powiedziaa... Przepraszam.
Signem po suchawk i wybraem trzy dziewitki. Sygna by, ale
ktrzyskie pogotowie nie zgosio si.
257

- Po rosyjsku te by si pani dogadaa - mruknem.


- Po rosyjsku?
Pytaa spod ciany, o ktr si opara.
- To Maogorsk - wskazaem aparat - Pukownik Miller.
Szukaem ladw zrozumienia w jej oczach. Znalazem je, tyle e
o wiele za pno.
- Powinno mi to co mwi? - zapytaa spokojnie.
- Ale nie mwi - kiwnem gow. Ona swoj pokrcia na tyle
energicznie, na ile sta kogo, kto dla utrzymania si w pionie musi
wspomaga si cian. - Prosz usi.
- Nic mi nie jest- podzikowaa bladym umiechem. - Pjd ju. Nie
chc przeszkadza.
- Bzdura - podsunem krzeso. - Lubi pani pierniki?
- Nie trzeba, naprawd...
- Poszukam czego do ubrania, a pani opowie o sobie. Prosz siada i
je. Bo si obra.
Nazywaa si Ludmia Pawowna Czirikowa, bya on oficera armii
sambijskiej i razem z kilkudziesicioma innymi mieszkankami
Kaliningradu ewakuowaa si stamtd latem do Elblga na pokadzie
rzecznej barki. Transport mia bogosawiestwo polskich wadz, zwykle
bronicych si rkami, nogami i rozmaitymi kruczkami prawnymi przed
napywem uchodcw z tej akurat wojny. Pasaerki zaadowano do
trzech autobusw i rozwieziono w trzy strony wiata. Ona z czternastk
innych trafia do orodka dla uchodcw pod Szczecinem. Pozostaych
nie widziaa a do dzisiaj, do momentu, gdy Wojtaszko otworzy drzwi
chodni, a ona rozpoznaa par zapamitanych z barki twarzy.
Uciekinierki tworzyy przypadkow zbieranin i z reguy wczeniej si
nie znay. W efekcie, cho w orodku trzymay si razem, nie interesowa
ich los kobiet z innych grup. Wiadomo byo, e cz trafia do
Warszawy, a cz gdzie niedaleko, nad morze, ale Ludmia nie bya
pewna, skd to wie. Orodek lea na odludziu i mao kto tam zaglda.
Wychodzenie poza pot byo zabronione i zakazu tego przestrzegano:
nikomu nie umiecha si powrt do bombardowanego, godujcego
Kaliningradu. Tu kobiety miay przynajmniej co je i czuy si
bezpieczne. To wane, gdy si jest w ciy.
258

Ludmia naleaa do nielicznych, ktre nie byy. Zgod na przyjcie


uciekinierek zaatwia jaka polska fundacja charytatywna zwizana z
Kocioem i podstawowym kryterium bya zawarto brzucha
kandydatki. Kobiety, ktre dzieci ju urodziy, dopiero si przymierzay
do macierzystwa lub wybray ycie w cnocie, organizatorw nie
interesoway. Kiedy jednak spraw przyklepano, zajli si ni urzdnicy.
Ci, jak wiadomo, potrafi sprowadzi do parteru najwzniolejsz ide.
Pracownicy konsulatu w Kaliningradzie znaleli si wprawdzie na
szarym kocu procesu decyzyjnego, lecz to im powierzono wpisanie
konkretnych nazwisk na list, a tak si szczliwie zoyo, e przyjaciele
ma Ludmiy mieli dojcia do polskich dyplomatw.
Wikszo uciekinierek nie miaa ustosunkowanych mw. Ich
przepustk by brzuch, moliwie okazay, wic w orodku przyszo na
wiat kilkoro niemowlt
Kilka razy zjawi si przedstawiciel polskiego ministerstwa, przychodziy urzdowe druki, ktre trzeba byo podpisywa, dwukrotnie
zajrzeli rosyjscy dyplomaci, a raz ekipa dziennikarzy z aparatami i
kamer. Par migawek, bdcych owocem tej wizyty, pokazaa pniej
telewizja. Co jeszcze utkwio Ludmile w pamici? Dwaj panowie w
garniturach i limuzynie, ktrych pracownicy orodka nie prbowali
komukolwiek przedstawia, a ktrzy wypytywali o szczegy przeprawy
przez Zalew Wilany. Nie reprezentowali raczej Urzdu Morskiego:
interesowa ich wycznie pocztkowy etap trasy, ktra przy ujciu
Pregoy zygzakowaa midzy kotwicowiska-mi Floty Batyckiej i
bateriami artylerii. Ich wizyta zamykaa list godnych uwagi wydarze.
A do nocy z czwartku na pitek, kiedy to dwa spord trzech barakw
stany w ogniu.
Poar nie wyrzdzi powanych szkd, ale nastpnego dnia nadzr
budowlany kaza ewakuowa budynki. Kierownik upchn podopiecznych w ostatnim dostpnym baraku i zacz dzwoni. Wieczorem
po Ludmi i kobiety z barki zajecha autobus. Po nie i tylko po nie.
Czy nie bya zdziwiona takim doborem pasaerek? Nie bya. Kierowca
mwi co o zabieraniu wedug ministerialnej listy, po kolei, jak leci, a
skoro trafiy pod Szczecin jako numery od do, nic
259

dziwnego, e w myl podobnej zasady przenoszono je w inne miejsce.


Ale nie to przesdzio. Zapamitaa wywody kierowcy chyba jako jedna
z nielicznych.
Wikszo zacza ziewa zaraz po wyruszeniu w podr. Teraz, po
fakcie, Ludmia nie ma wtpliwoci, e jedzenie i napoje, ktre rozdawa
szofer, przyprawiono narkotykiem.
Nie zajechay daleko. Jeszcze przed zmrokiem kierowca poinformowa
o problemach z silnikiem, dzwoni gdzie i w kocu zjecha do motelu.
Czy czego takiego: Ludmia bya zbyt oszoomiona, by wiele pamita.
By tam las dookoa, porzdne pokoje, byo pusto i zachowywano jeszcze
pozory. Pokazano im ka, rozebray si, poszy spa.
Potem jest czarna dziura.
Odzyskaa przytomno wczenie, cho nie pierwsza. Co si poruszao obok niej, w lodowatej, absolutnie czarnej pustce. Syszaa jki,
chrobot paznokci o blachy, anemiczne stukania pici. Bya saba; nie
prbowaa wzywa pomocy ani nawet podj trudu zrozumienia, co si
dzieje. Teraz wie, e zabija je niedobr tlenu i wychodzenie organizmu.
- I tyle - posaa mi smutny umiech. - Naprawd nie mam pojcia, kto
nam to zrobi i dlaczego.
- A te z innych orodkw? Z Warszawy i znad morza? Pytaa pani, jak
trafiy do chodni?
- S tylko dziewczyny znad morza. Te drugie... nie wiem. Nie ma. Na
barce byo nas o dwadziecia wicej. A te znad morza zgarnli dzie
wczeniej. Na badania. e niby mog by chore. Nie pytaam dokadnie.
W kadym razie wozili pojedynczo, karetk, do jakiej maej lecznicy,
tam kadli do ka, dawali zastrzyk, no L.
- Std te stroje - pokiwaem gow. - Wszystkie was z ek... Nie
chciao im si ubiera, a moe czasu nie mieli... - Pooyem jej na
kolanach par wygrzebanych w szafie rzeczy. - Prosz to woy.
Wziem kilka baterii, pantofle Marzeny i wyszedem na korytarz.
Zaraz potem zadzwoni telefon. Tym razem nie zderzyem si z Ludmi.
Nie zdya podwin nogawek moich spodni, biega wic w stron
drzwi z gracj petwonurka.
260

- Krechowiak? - poznaem gos Gawryszkina. - To pan?


- Co si dzieje?
- Mona mwi? Jest pan sam?
Ludmia, podtrzymujc spodnie, wymkna si za drzwi.
- Prosz mwi - powiedziaem cicho.
- Nikt nie moe wiedzie, e si kontaktujemy...
- I dlatego - warknem - p wsi wie o moim nadajniku?
- Jeli jeszcze pan nie wie: numer do nas to dwie sidemki. Zainstalowaem sobie prywatne odgazienie, bez wiedzy Miszy. Dwie trjki.
To automatyczna sekretarka.
- Co si dzieje?
- Odbio im. Szykuj szturm. - Zamilk, a mnie odek cisn si w
jeszcze mniejszy supe, bo wygldao to na usterk. - Dostalimy z
Kaliningradu migowiec walki elektronicznej. Cacko. Ze trzy maj, a
jeden dali nam.
- Dugo to cacko moe lata i zakca czno?
Miaem cich nadziej, e lada moment zdechnie z wyczerpania i bd
mg sprbowa cign kawaleri.
- Dugo. Ale nie musi lata. Drugi migowiec dostarczy oprzyrzdowanie do pracy z ziemi. Maszt, generator... Teraz czekamy na
amunicj. Std taki spokj.
- A kiedy chc...?
- Misza mwi chopakom: Obiad z konserw, ale kolacja ju ekstra, z
Polkami i szampanem". Myl... do czternastej nic si nie powinno dzia.
Wilnicki te wisi na telefonie, zaatwia, eby nam wasza armia na kark
nie wsiada. Troch to potrwa. - Odczeka chwil. - I jeszcze jedno...
Doronina te Miszy przydzielili.
- O kurwa...
- Jeeli macie jak opelotk... O nic nie prosi, tylko eby mu
powiedzie, do czego ma nie strzela, ale... Przybieg do mnie, po
mordzie mao nie stuk, e puciem Ew... To ona mu wygadaa, e pan
i ja...
- Bdzie do nas strzela?
- Chce wiedzie, gdzie jest Masza, pan i Ewa. Wanie po to, by nie
strzela. Jeeli ma pan mj nadajnik...
- Cholernie szlachetne - wycedziem przez zby.
261

- Jak mnie przyapi, to mogia. - Gos Gawryszkina te stwardnia. Wic krcej. Ma pan dostp do radia?
- Moe. - Wziem si w gar. - Nie wiem.
- Kana nie bdzie zaguszany, o ile zacznie pan od hasa ambasador".
To pan. Dla tych z Kaliningradu: nasz czowiek w Kisunach. Musiaem
im powiedzie o radiu...
- Ekstra - rzuciem z przeksem.
- Inaczej byoby bezuyteczne. A tak puszcz pana rozmowy. Moe na
podsuchu, wic uwaga na sowa. Doronin ustawi jeden odbiornik na t
czstotliwo. Przesiaduje w maszynie, chce z panem pomwi. Ale
uprzedzam: radio to ostateczno. Jak si Misza zgada z tymi od
zaguszarki i dowie... Ma teraz innych pilotw, sta go na skrelenie
niepewnego. A na strat kam owa ju mniej. Wic tylko telefon. Jest
bezpieczniejszy.
- Jemu niech pan to powie.
- Mwiem. Ale on teraz niekoniecznie gow myli.
- To niech zacznie. Czego jeszcze chcecie?
- Obaj mamy w Kisunach kogo, kogo nie powinni zabi. - Udao mu
si utrzyma rzeczowy ton. - Niech je pan uratuje. Po prostu: niech je pan
uratuje.
Faktycznie, proste.
- Ma pan jaki pomys? - zapytaem spokojnie.
- Ja czy on?
- A on jaki ma? - westchnem. Z samego tonu pukownika wynikao,
e marnujemy czas.
- Co bredzi o przylatywaniu po Ew. Pyta, czy nie mog mu sieci
wykombinowa.
- Sieci?
- No wie pan: podwiesi i szybko kogo z ziemi zgarn. Ci od masztu
zostawili...
Wiedziaem, e Doronin ma dziur w czaszce, a na mzgu moe nawet
odciski jej palcw, ale nie podejrzewaem go o a takie idiotyzmy. Nawet
komentowa mi si nie chciao.
- Moecie wyj ze wsi? - zapyta Gawryszkin.
- Teraz? Wolne arty. Zreszt ja... mnie si nie uda.

262

- Na wszelki wypadek: na zachd od drogi do Botajn siedz chopcy z


grupy Doronina. Im moe pan ufa.
- Nie puszcz dziewczyn samych na pola. Za due ryzyko.
- Wic niech si pan stara, eby Misza nie musia atakowa. -Chyba
mitosi t kwesti w zanadrzu od samego pocztku. - Zrbcie, czego
chce.
- Nie rzdz tu. - Te miaem gotowca. - Waciwie...
- Musz koczy - powiedzia szybko. - Niech si pan stara. To bdzie
jatka. Oni chc...
Stuk odkadanej suchawki. Koniec rozmowy.
Zapukaem i wszedem, nie czekajc na prosz".
- O... - znieruchomiaem z rk na klamce. - Jeste jeszcze? Mylaem...
- Ja to miaam powiedzie - mrukna.
- Przyniosem buty - rzuciem niepewnie.
- Mio z twojej strony - umiechna si powk ust. - Mog si
jeszcze przyda, kto wie.
Siedziaa na fotelu, ubrana w dinsy, te skarpety i mundurow
koszul. Such i czyst, nie t z fontanny.
- Byle nie teraz. - Postawiem pantofle, zamknem drzwi i oparem si
o nie. - Nie s na trudne czasy.
- Zastanawiaam si, czy przyjdziesz.
- Po drodze musiaem... - Nie dokoczyem, poraony nagym
zrozumieniem. - Czekaj... Tak po prostu siedzisz tu i tylko si zastanawiasz?
-Yhm.
- A... gdybym skorzysta z okazji i da nog?
- Jeden kopot mniej. - Mwia za cicho, by zabarwi gos emocjami.
Znuenie to nie emocja.
- Wielkie dziki.
- To nic osobistego. Problemem nie jest aresztant Krechowiak, tylko
aresztant jako taki.
- Trzeba tak byo mwi kwadrans temu - mruknem z odrobin
goryczy. - Wzibym Masz, Ew, Grzeka i zwia.

263

- Jedno pytanie... - Skinem gow, cho bez zapau. - Gdyby to nadal


byo moliwe... zrobiby to?
- O co ci chodzi?
- To proste pytanie. Uciekby?
Na rwnie prostych pytaniach wykadali si filozofowie.
- Raczej nie.
- Dlaczego? - Chyba przewidziaa tak odpowied.
- Za dugo by mwi.
- Mw krtko. Tpa nie jestem, myl przewodni zapi.
- Mam za mao do stracenia.
Ambicja nie pozwolia jej wyzna, e nie zapaa.
- Wicej do zyskania? - strzelia na chybi trafi.
- A co tu mona zyska? Pogrzeb na koszt pastwa?
- Mog zrozumie, e nie uciekasz - pokiwaa gow. - Jeste niewinny
i wierzysz w polskie sdownictwo. Albo Szablewskiego zabie mdrze i
liczysz na brak dowodw.
- Brawo. - Przysiadem na pitach: postawa wyprostowana wci
bolaa. Cholerny modzierz.
- Mwi, co mog zrozumie. Ale nie wiem, po co si w to mieszasz.
Nie chciae otwiera chodni. Robie wszystko, by odjechaa, a teraz...
Skd ta zmiana?
- Ja si mieszam?
- A kto wymyli pobr rezerwistw?
- Nie ufasz mi - stwierdziem, patrzc jej w oczy. - Po co marnowa
czas, skoro i tak nie uwierzysz?
- Nie znasz mnie - powiedziaa beznamitnie. - A moe dam si
przekona? Moe jestem naiwna idealistka pena wiary w ludzi?
- Naiwne idealistki nie naraaj jedwabnych rajstop za trzy dychy,
skradajc si boso po mskich kiblach.
- Tyle nie kosztuj, ale fakt: sporo. Dobrze ci ona wyszkolia.
- Nigdy takich nie miaa. Nie ten przedzia dochodowy.
- Dlatego si rozeszlicie? Bo nie umiae jej ubra?
- Naprawd chcesz wiedzie, czemu rozsypao mi si maestwo? rzuciem jej wyzywajce spojrzenie.
Chyba co wyczua.
- Nie jestem pewna - mrukna.
264

- To niczego midzy nami nie poprawi. - Niewiadomie zagodziem


ton. - Wic moe lepiej nie pytaj.
- Bo chciaby, eby si poprawio?
- Prosz o atwiejsze pytanie.
- Rozmawiaam z Kosmanem. - Patrzya na podog, nie na mnie, ale
to naturalne u kogo, kto podpiera brod domi a okcie trzyma na
udach. Nie byem pewien, co kryje si za t poz; czuem tylko, e ani
nadmiar energii, ani nadwyki pewnoci siebie.
- Wiesz, co mi poradzi? ebym si przebraa w cywilki i trzymaa
z daleka.
- Sucham?!
- Jak zaczli strzela, wojsko mu si rozsypao. Poowa ludzi zesza z
pozycji. Tak po prostu. Bo Ruscy trafiali blisko. Boi si, e nie
zatrzymaj prawdziwego ataku.
- Kosman ci to...? Ale... zostaniesz?
- Nie dae mi wyboru - poruszya ramionami, nie podnoszc gowy. Kto ci przecie musi pilnowa.
- Pytam powanie.
- Nie mog by gorsza od mordercy, ktry przemyca wd, prowadzi
weekendowy burdel, tnie noami onierzy Wojska Polskiego i pomaga
w nielegalnej aborcji. Jeli kto taki ma zamiar broni ojczyzny...
- Nie mam zamiaru broni ojczyzny - wyprowadziem j z bdu.
- Co te ci przyszo do gowy?
Signa po jeden z zamszowych pbutw, stojcych obok fotela.
Wcigna go na stop, nie patrzc w moj stron.
- Pomylaam, e jeli wrcisz... Mam propozycj.
- Sucham.
- Mog uzna, e nie ma podstaw, by ci przetrzymywa. Opieraem
si o drzwi, ale nie dlatego jej propozycja nie zwalia
mnie z ng.
- A w zamian?
- Spowied. Ja pytam, ty mwisz. Ca prawd.
Uniosa gow znad wizanych sznurwek, by obejrze podskakujcego z radoci Krechowiaka. Zawioda si.
- Caa prawda zaprowadzi mnie do puda.
265

Moe to mocno wygity kark sprawi, e nie wygldaa na zszokowan.


- Wszystko zostanie midzy nami - zapewnia. - Spowied to spowied.
- Nie jeste ksidzem.
- Mog da sowo honoru. - Chwilowo daa spokj sznurwkom,
siadajc pionowo i troch sztywno.
- Chcesz prbk totalnej szczeroci? - Nie pozwoliem jej choby na
chwil zastanowienia. - Nie wiem, czy twj honor jest cokolwiek wart.
Przez chwil byo cicho.
- Fakt - przyznaa w kocu zduszonym gosem. - To byo szczere. Do
blu.
- Nie chciaem ci obraa.
- No pewnie, skd...
- Caa prawda jest midzy innymi taka, e ci nie znam.
- Przepraszam. - Troch zbyt gwatownie nasadzia na stop drugi buL
- Przepraszam za skadanie gupich ofert.
- Zakujesz mnie w kajdanki?
- Sam powiedziae, e kwalifikujesz si na winia.
- Czyli zostajesz? Trwasz niezomnie na posterunku?
- Odwal si. - Udao jej si przysznurowa palce do buta. Szarpna
gniewnie doni i powtrzya: - Odwal si!
- A ty zmie buty. Te pogubisz, przemoczysz, boto ci powazi... Wstaem i korzystajc z zaskoczenia, podszedem do otwartej szafy. - No
prosz, jakie adne pionierki...
- Odsu si stamtd. - Troch za pno przypomniaa sobie o
przewieszonym przez drzwi pasie z kabur.
-1 zdecyduj si: cywil czy mundurowy. - Wyjem buty i przykucnem przed fotelem. Cofna odruchowo stopy, cho tylko o
milimetry. - Albo organizujesz pospolite ruszenie i bronisz tyka w
otwartej bitwie, albo trzymasz si w cieniu i jakby co, udajesz wiejsk
bab. Tak jak teraz wygldasz na partyzanta, a to najgorszy z ukadw.
Rozwal ci, i, co najmieszniejsze, zgodnie z prawem wojennym.
- Odsu si. - Tym razem nie chodzio o pistolet Baa si raczej
266

lekkiego zachwiania rwnowagi, ktre mogo mnie rzuci nosem na jej


kolana.
- Zaraz tu przyjdzie paru wiejskich waniakw. Sami faceci, gwnie
starsi i mao nowoczeni. Jeli chcesz ich nakoni do czego
nieprzyjemnego, lepiej wygldaj jak oficer. Pewnie i tak ci olej, ale
przynajmniej nie bdziesz bez szans. Chocia osobicie radz zmieni t
koszul na ciepy sweter i dyskretnie znikn.
- Tak to sobie wymylie? - wycedzia. - Sprytnie.
- Uciekasz czy walczysz? - Udao mi si nie cofn, cho kopniak w
twarz wisia w powietrzu.
- Jeszcze nigdy przed nikim nie uciekaam.
- Ja te nie. - Duch juniora Szablewskiego zawy pewnie w zawiatach.
- Jak wikszo. yjemy w spokojnych czasach. Mao kto ma okazj
walczy o ycie, a ju z premedytacj... Jak wiesz, e w parku bij,
idziesz dookoa.
- Co za gboka myl. Masz takich wicej?
- Pewnie. Masz dla kogo y - nie daj si zabi.
Przez chwil wpatrywaa si we mnie z niedowierzaniem. Przez
nastpn - z kiepsko tumion pasj.
- Rozmawiae z nim - warkna.
- Nie bardzo rozu... - zaczem nieudolnie kama.
- Mogam si domyli, e zahaczysz o bar. - Nadal mwia przez
zby. - Jeden wart drugiego; banda zachlanych moczy mord w... Ile ci
zdy nagada?
Dobre pytanie; sam chtnie poznabym odpowied.
- Mao. Suchaj, pijany jesL Nie ma znaczenia, co...
- Zgadza si - przerwaa mi. - Opinia tego skurwysyna na mj temat
jest bez znaczenia. Dokadnie jak twoja.
Daem jej par sekund na ochonicie. Mao, ale nie mogem przecie
klcze w nieskoczono przed jej fotelem. Niby wystarczyo wsta, ale
oznaczao to patrzenie z gry na kogo, kogo chyba wanie
upokorzyem.
- Po prostu nie chc, eby ci zabili - mruknem, unikajc jej
wzroku.
Patrzya w moj stron gwnie dlatego, e patrzenie w inn byoby
bolenie nienaturalne.
267

- To moja sprawa. - Gdy si wreszcie odezwaa, jej gos brzmia


twardo, lecz nieszczeglnie mocno.
- Rozumiem.
- A jemu moesz przekaza, e si musi bardziej postara. Teksty typu
masz dla kogo y" to za mao.
Czuem, e to nie pora nie sprzyja wgryzaniu si w temat. Poamabym
zby, moe i dosownie. Nadmiar odwagi spoytkowaem rozsdniej,
podchodzc do szafy i amic par rnych tabu poprzez zagldanie do
torby Marzeny. Nie rozpakowaa si jeszcze do koca.
- Mundur polowy? - Signem do rodka. - Dali ci?
- Krechowiak! - Poderwaa si z fotela, widzc, jak wycigam
owinite spodniami kamasze. Nie poczuem na gardle jej palcw tylko
dlatego, e chcc mnie udusi, musiaaby najpierw przeskoczy
wszystko, co wysypaem na dywan. A bya tego niemaa gra. Udao jej
si upchn do foliowej torby cay letni ubir onierza. Od beretu
poczynajc, a na bielinie koczc. Z tym, e los mi nie sprzyja, i akurat
bielizna oraz skarpety wyldoway na wierzchu. Krzyczc o wod, mydo
tudzie ig z nici.
- Troch... pogniecione - powiedziaem niepewnie. Krciem bezradnie
gow, usiujc nie patrze na Marzen, nie patrze na to w dole,
wyglda naturalnie i nie skrci przy tym karku.
- Nie masz prawa grzeba w moich rzeczach - owiadczya zduszonym
gosem. Zakopotanie dusio go bardziej ni zo, przez co czuem si
jeszcze gorszym draniem.
- Przepraszam.
- Biegaam w tym troch... - Wpatrywaa si w zachodni cian
pokoju jak ja we wschodni. - Zrobiam sobie dres. Jak biegasz wieczorami po szemranej dzielnicy, w mundurze bezpieczniej. Chopaki z
bramy pani wadzo" za mn woaj. A za biurkiem powki
niepotrzebne. I zapomniaam wypra. Ostatnio nie biegam.
- Daj spokj - umiechnem si z wysikiem.
- Raz na tydzie nosz pranie do koleanki - cigna tonem coraz
bardziej oczyszczonym z emocji. - Nie sta mnie na pralk. O tym ci
pewnie nie wspomnia?
- abiszewski?
268

- Przecie sobie poplotkowalicie na mj temat


- Ja tylko suchaem - powiedziaem cicho.
- Jasne.
- By pijany. Powinienem od razu wyj. Przepraszam.
Tym j zaskoczyem. Po duszej przerwie nasze spojrzenia znw si
spotkay.
- Nabijasz si ze mnie?
- Nie. Jeli dobrze rozumiem, bylicie razem. On jest politykiem, wic
z definicji krtaczem. Trudno o mniej wiarygodne rdo informacji.
- To znaczy... nie uwierzye mu? - Przygldaa mi si lekko zmruonymi oczyma.
- Ujmijmy to tak - zaryzykowaem - nie chc wierzy.
- Aha. - Ryzyko si opacio: nie wygldaa na dotknit. - Czyli mnie
obsmarowa.
Powinienem przytakn. abiszewski by chyba bez szans, ale
dobijanie powalonego przeciwnika to mdry zwyczaj. Ostatecznie
zataczya ze mn tylko dlatego, e w barze zjawi si skurwysyn, z
ktrego opini zupenie si nie liczya. To nie cakiem trzymao si kupy.
- Kwestia interpretacji - okazaem szlachetno. - Nawet nie. Po prostu
wolabym, eby bya inna, ni mwi.
- To znaczy?
- Kiedy ci wytumacz. - Nie patrzc, wymacaem drelichowe
spodnie. - Chyba po bagnach w tym biegasz, ale trudno. Polowy mundur
nie musi lni. Tak nawet bdzie lepiej. Wiesz, element dramatyczny.
- Wyglda jak psu z garda i mierdzi - powiedziaa spokojnie. Pakowaam si szybko i...
- W mundur. Prosz.
- Umarabym ze wstydu.
- Wszyscy moemy umrze, jak spieprzysz t rozmow.
- Wspaniay element dramatyczny - zakpia. Wybaczyem jej, bo
wyszarpna mi jak psu z garda wyjte spodnie. - Nie pomylae, e jak
wiejska starszyzna mnie w tym zobaczy, uzna, e z nami koniec, i
zwieje?
269

- Moe. Ale w dinsach nie masz szans. aden nasz bohater nie
popenia bohaterstwa w kowbojskich gaciach.
- To przynie chocia elazko szybkim biegiem.
- To wasza wie. - Kosman zatoczy krg owkiem. - A tu, tu i tutaj
dogodne podejcia. Mam po jednym bewupie na kady kierunek.
To moe nie starczy. Nawet gdyby atakowali wycznie pieszo.
Zgromadzeni wok stou wpatrywali si w map, sprawiajc wraenie
ignorantw, pierwszy raz ogldajcych Kisuny z takiej perspektywy.
Wraenie z gruntu faszywe: wikszo z nas ya midzy innymi z
dokadnego analizowania takich jak ta map i wytyczania przemylnych
tras w poprzek biegncej gr linii granicznej.
- Nie bd wycznie pieszo - powiedziaem bez zapau.
- Raczej nie - zgodzi si. - Na ich miejscu prbowabym przeskoczy
tdy - wskaza drog do pegeeru. - Od poudniowej strony nie mamy
okopw. Pewnie o tym wiedz.
- Jak to na wsi - stwierdzi obojtnie Bankier Kubica.
- Maj tu kumpli. - Szablewski od pocztku przeszywa mnie
wzrokiem, co teraz si mcio. Niektre mniej bystre osoby mogy
mianowicie nie zrozumie, o kim mowa.
- Mniejsza o to. Czego pan od nas chce, panie chory?
- Po pierwsze, rady. Znacie teren i ludzi. Take Rosjan. Zamy
najgorsze: zdobyli wie. Co mog zrobi cywilom?
- Nic - burkn Szablewski. - Tu nie Bonia; nic do nich nie mamy, ani
oni do nas.
- Nic jak nic - sapn sotys Bk. - Od tego strzelania szyby mi poszy.
Izo., no, te ciepe, drogie e strach. Pieprzo w kurnik, dziura jak pi, a
odamki to a...
- Do rzeczy, panowie - ponagli Kosman. - Mam rozumie, e nie
boicie si tego Millera?
- Mwilimy o tym wczeniej. - Kubica bawi si zapalniczk.
- Uznalimy, e najlepiej bdzie po prostu odpuci.
- To znaczy?
- Ruscy strzelaj, bo zatrzymalicie ich ciarwk. Pucicie j, to
przestan. Nikt wicej nie zginie...
- I adnego domu nie spal - wszed mu w sowo sotys.
270

- Oni nie chc ciarwki - rzucia przez zby Marzena. - Ich


interesuje adunek.
- To im oddamy adunek - powiedzia spokojnie Kubica.
- Nie wchodzi w rachub. Przykro mi - umiechna si zimo i chyba z
satysfakcj. - Prawo nie zezwala.
- Ola prawo - wzruszy ramionami Pirat.
- Mwi pan, e nas nie wybronicie - Kubica przenis wzrok na
chorego. - Tego te w prawie nie ma. Wadza ma broni obywatela.
Skutecznie. Za to podatki pacimy.
- Panowie, mwmy powanie... Mam, co mam, tyle mi dali. Nie ja
ustalam podatki i nie ja je rozdzielam.
- Ja rozdzielam - przyzna abiszewski. -1 musz pastwu powiedzie,
e wydatki na wojsko znaczco wzrosy w ostatnim okresie. Nasz rzd w
przeciwiestwie...
- Darujmy sobie polityk - zastopowaa go Marzena. - W kadym razie
t wielk. Pan tu jest sotysem? - zwrcia si do Bka. - Powinien pan
mie karty powoania z WKU.
Sotys zrobi chytr min i zastanawia si jaki czas.
- A jak tak, to co? - Udao mu si dopasowa pytanie do miny. Z
miejsca te straci szanse pozyskania sympatii Marzeny.
- Ma je pan czy nie? - zapytaa urzdowym tonem.
- Gdzie tam powinny by... Ale po co to komu? Jaki dure w
Warszawie gupot wymyli, eby si w dzienniku pokaza. A poytku z
tego... Chce pani w Ruskich papierami rzuca?
- Raczej misem armatnim - umiechn si abiszewski. - Pannie
Pawluk marzy si nowa Emilia Plater. Z nami w roli strzelcw.
Gubiem si ju w ocenie jego intencji. Inna sprawa, e w przypadku
polityka to norma. Nawet po trzewym trudno pozna, czego tak
naprawd chce. A on trzewy nie by. I, sdzc po spojrzeniach,
ssiedztwo Marzeny nie dziaao na niego trzewico. Mia prawo
zmienia zdanie.
- Plater? - zmarszczy czoo Szablewski. - Ta, co dawaa Bierutowi?
- Niezupenie - wtrciem si, widzc, e nastpczyni bojowej Emilii
dojrzewa do decyzji dania komu, ale w pysk. - Histori te sobie
darujmy. Ewentualnie skupmy si na temacie odactwo we wzitym
szturmem miecie".
271

- Kisuny to nie miasto - niepewnie zauway Bk.


- Nie ma czego szturmowa - dopowiedzia Szablewski.
- Nie zamierzacie si broni? - zapyta oficjalnym tonem Kosman.
- Jak pana trafi - Kubica obstukiwa zapalniczk krawd stou - to
pan albo rodzina dobr rent dostanie. A my co? Guzik.
- Zgadza si - popar go abiszewski. - Dzisiejszy stan prawny w
aden sposb nie reguluje obowizkw pastwa wobec cywila patrioty,
ktry ucierpia na skutek...
- Byby askaw si zamkn? - Marzena posaa mu jadowity
umiech. - Ciebie to nie dotyczy.
-1 tu si mylisz, zotko. Bd kandydowa z tego okrgu. Po to
przyjechaem. Prowadz tu interesy i...
- Jak ju tu jeste, wyjanij lepiej panom, po co sotysom w strefie
przygranicznej przekazalicie papiery mobilizacyjne. Bo najwyraniej
nie rozumiej.
- Na pewno nie po to, by stawiali kosy na sztorc i wyrczali wojsko.
- Chodzio o pobr prosto z domu - powiedziaa zduszonym gosem. Druyny Samoobrony, to, wyprowadzenie wojska w pole... Ju nie
pamitasz, jak pawilicie si w patriotycznym sosie? Sprawa bya
gona, omal nie trafia do Trybunau Konstytucyjnego.
- Nie jestem prawnikiem, nie pytaj mnie o szczegy.
- Ale ja jestem - potoczya twardym spojrzeniem po twarzach. -I jeli
pan Bk przysn na szkoleniu, chtnie mu odwie instrukcje. W razie
nieoczekiwanej agresji, albo po apelu poprzez media, ma obowizek
wrczy karty powoania wszystkim przeznaczonym do poboru i
skierowa ich do wskazanej jednostki lub, jeli to niemoliwe, do
najbliszego pododdziau wojska, Stray Granicznej...
- Nigdzie nie spaem! - obruszy si sotys. - A tam mwili i pisali
jasno: na sygna z telewizji albo radia. Albo e w gazecie wydrukuj. Nic
o tym, e jaka przebierana paniusia...
- Ja i chory reprezentujemy wadze pastwowe. - Gadko przekna
paniusi". - To po pierwsze. A po drugie, nie dosucha pan do koca.
Ustawa mwi o podaniu do wiadomoci. Poprzez media, owszem, ale
take bezporednio. I jak panu teraz mwi, e chc
272

mie tu za p godziny wszystkich rezerwistw z kartami powoania, to


to jest wanie bezporednie podanie do wiadomoci.
- Pani zejdzie lepiej na ziemi - umiechn si Kubica. - Jeszcze si w
naszym Sejmie taki przepis nie urodzi, eby go si nie dao przynajmniej
na dwa sposoby tumaczy. Pani wczy telewizor i posucha.
Falandyzuj wszyscy, a z czachy dymi. To czemu Staszek Bk by nie
mia pofalandyzowa? Te przecie wadza.
- A pan, przepraszam, kogo tu reprezentuje?
- Lokalny biznes - wyjani dobrotliwie. - A pan Nowak rad parafialn. Modzie - wskaza Pirata. - Szablewskiego pani zna, sotysa
te. A wszyscy razem reprezentujemy tu po prostu wie i tutejszych
ludzi.
- Sl ziemi. - abiszewski wypi za duo i nie potrafi wybra midzy
patosem i kpin.
- A nie przyszo panom na myl, e tych ludzi i cay ich dobytek
oddajecie na ask zwyrodniaych odakw?
- To nasze rodziny i nasz dobytek. Pani niczego nie ryzykuje, my
wszystko. Dlatego nie pozwolimy, by kto tu sobie wojenki urzdza.
- Przecie to nie nasza wina - mrukn Kosman.
- A kto aresztowa ciarwk? - przypomnia Nowak. - e przepisy?
Ale od tych waszych durnych przepisw mi do dzieciakw strzelaj! I co,
mamy spokojnie siedzie?
- Co proponujecie? - To pytanie mogem miao postawi, nie rezygnujc z neutralnoci.
- Tu nie ma miejsca na propozycje - uprzedzia tubylcw Marzena. Wydaam panu sotysowi wyrane polecenie. Albo je wykona, albo
pjdzie siedzie. Osabianie obronnoci pastwa, sabota... Paragrafw
nie braknie.
Gdybym wiedzia, e wyskoczy z czym takim, wyrczybym j przy
prasowaniu munduru. Z wypalon na tyku dziur nie pchaaby si
bezmylnie do konfrontacji. Inna sprawa, e nawet bez dziury nie
wygldaa dobrze. Jaki kretyn wyda jej za duy ubir polowy, a ona nie
zdya go znosi i kojarzya si teraz z chudym, zastraszonym rekrutempopychadem. atwo byo j wzi za smarkul, ktra dla kawau
przebraa si w mundur starszego brata, oficera.
273

- Niech nam pani sotysa nie straszy - wyszczerzy zby Pirat - On ma


sabe serce.
- Prosz i po te karty. - Nie odwzajemnia umiechu.
- Chyba si nie rozumiemy - pokrci gow Kubica. - To nasza wie i
my decydujemy, co i jak. Moe za komuny urzdnik robi z ludmi i ich
majtkiem, co chcia. Teraz jest demokracja. Wolno.
- Wolnoci trzeba broni.
- No wanie bronimy. Zdecydowalimy, e nikt tu nie bdzie strzela.
Wsadzi si te ruskie baby z powrotem na wz i niech jad do swoich.
Obywatel - umiechn si pgbkiem - ma prawo wrci do ojczyzny.
- Bez dokumentw nikt nie przekroczy granicy - rzucia.
- Sranie w banie - wzruszy ramionami wci pogodny Pirat. - Tu
wszyscy chodz w t i nazad, a z papierw maj setk dla patrolu, gdyby
si nawin. Chocia zwykle starcza par dych. My tu kokosw nie
robimy: may szmugiel, to i apwki mae. Czubacki pani nie wcign?
- Czubacki wciga Gok Buczak - bysn wiedz i dowcipem
Szablewski. Marzena lekko poczerwieniaa.
Uznaem, e rozmowa zabrna w lepy zauek.
- Panowie, bdmy realistami - zaapelowaem. - Sprawy zaszy za
daleko, by pani porucznik albo chory mogli puci te Rosjanki. Tylko
dlatego nie roi si tu od dziennikarzy, prokuratorw, ministrw i caej
reszty, e jestemy odcici. Ale zwal si w kocu, wszyscy. Bd pyta
o kady szczeg. Mamy nastpn oglnopolsk afer, z tym, e ta
rozleje si szerzej. Faceci z NATO bd chcieli wiedzie, kto i dlaczego
wystrzela im kilkunastu sojusznikw i spali wz bojowy. Jeli mylicie,
e pani porucznik po prostu przymknie oczy, to do przedszkola odsyam.
Byaby skoczona. Wstyd, haba, wizienie. Pan chory zreszt te.
Oboje robi, co naley, bo musz. Czubacki i Burakowski te by robili,
cho im pienidz nie mierdzia i zawsze mona byo si dogada.
Czasem po prostu obowizek trzeba...
- Ty lepiej powiedz, gdzie jest mj brat! - Pki siedziaem cicho,
Szablewski trzyma nerwy na wodzy, ale autorytet Kubicy te mia swoje
granice. - A w ogle to dlaczego on nie ma kajdanek?!
274

- Pan Krechowiak pomaga broni hotelu - uprzedzia mnie Marzena. Kiedy minie zagroenie, prawdopodobnie trafi do aresztu, ale teraz...
- Prawdopodobnie?! - zerwa si z krzesa. - Ma pani elazne dowody i
moe go pani zamknie?! Moe?!
- O tych dowodach to swoj drog bdziemy musieli pomwi. Ale
teraz najwaniejsze...
-1 to ma by wykonywanie obowizkw?! Ca wie z dymem puci,
bo pani nie da paru babom przej granicy, ale jak morderca samopas azi
i si porzdnym ludziom w twarz mieje, to w porzdku?! Do dupy z
takim prawem!
- Niech pan idzie po te karty - Marzena zignorowaa go, zwra
cajc si do sotysa. - Albo nie... Panie chory, ma pan tu wz.
Podrzucicie pana sotysa.
Kosman zacz si zastanawia, cho z widocznym wskazaniem na
zgod. Na nieszczcie Kubica by szybszy.
- Szkoda ropy - rzuci twardo, chowajc zapalniczk. - Nie b
dzie adnego poboru, z kartami czy bez. Nasze chopaki nie bd
nadstawia gowy za jakie obesrane kacapki. Nie ma takiego
prawa.
Przez chwil wpatrywaa si w niego spojrzeniem twardym i zimnym
jak szka jej okularw. Byem prawie pewien, e okae si te rwnie
kruche i pknie znienacka, bo Bankier Kubica, wbrew pozorom, by
facetem, ktrym grzechotniki strasz mode. Ale pomyliem si.
- Panie Kosman - powiedziaa cicho, nie spuszczajc wzroku
z oponenta. - Dwch ludzi z automatami. Biegiem.
Potrzebowa paru sekund, by zareagowa. Od decyzji, jak musia
podj, zalee miaa caa jego przyszo, a obie drogi wiody skrajem
przeraliwych przepaci. Stan przed klasycznym wyborem mniejszego
za. I wybra.
- Rozkaz.
Szed w stron drzwi jak skazaniec. Niewane. Teraz, po odsoniciu
kart, nikt ju nie musia biega po ludzi z automatami. Zdy jeszcze
wysucha caego expose Marzeny. Inna sprawa, e nie byo dugie.
275

- Tu jest Polska - oznajmia - a ja bd jej broni, czy to si komu


podoba, czy nie. Wszelkimi sposobami, jakie uznam za stosowne.
Lepiej, bycie to zrozumieli.
Zrozumieli. Przynajmniej jeden.
- Ju dobrze, dobrze, po co ten krzyk... - wymamrota Bk, dwi
gajc si z krzesa. - Pan porucznik si nie fatyguje. Sam pjd,
obejdzie si bez automatw.
- To dowd rzeczowy - pouczya mnie Marzena. -1 nie przejedzie. Fakt:
opiecztowan nys poza przepisami blokowa te poczstowany kulami
cignik. Rozjedajc potek i par krzakw daoby si go wprawdzie
omin, ale miaem powody, by nie zwraca na to uwagi Marzenie.
- abiszewskiego raczej nie ma co prosi - zerknem ku srebrnej
toyocie. - Mam...
- Prosi nie. - Umiechna si drapienie. - Ale bka mi si po gowie
sowo rekwizycja".
- Daj spokj, to pose. Mam lepszy pomys...
- Immunitet chyba nie obejmuje ich samochodw.
- Nie korzystaj z okazji i nie wyywaj si. Pamitasz swoj terenwk? Jeszcze jest na chodzie. I stoi po drodze.
Chyba naprawd snua mciwe wizje, bo dopiero teraz popatrzya mi
trzewo w twarz. Potem powioda wzrokiem po oknach paacu.
Picioosobowy garnizon pod wodz Paczocha oraz duo liczniejsze
Rosjanki, kierowane przez Ludmi Czirikow, przerabiali je na pozycje
strzeleckie. Kosman atwo przekona wszystkich do idei ufortyfikowania
budynku. Poparem jego inicjatyw, oficjalnie metod niezgaszania
protestw, do ktrych, jako gospodarz, miaem wite prawo.
Nieoficjalnie udzielaem si bardziej. Wyjaniem Marzenie, co i jak
robi, a ona przekazaa te wskazwki Paczochowi. Oraz, za moim jako
tumacza porednictwem, bezporednio Rosjankom. Na szczcie kapral
mia do rozsdku, by wysucha sensownych porad. Udao nam si
zaszczepi mu ide, i kada doniczka, wypeniona wirem szuflada czy
paczka gazet ustawiona na parapecie nawet jeli nie zatrzyma kuli czy
odamka, moe zastopowa spojrzenie lub odcign uwag. Ryte
midzy drzewami szaczyki te miay sta276

nowi cele pozorne. W sumie byo to wiele obiektw, angaujcych


cao mocy przerobowych znajdujcych si w paacu ludzi. Nawet
Sandra i Ela zaapay si na prac: miay dzwoni z komrek, prbujc
nawiza kontakt ze wiatem. Szanse, e aparatura zaguszajca popsuje
si cho na chwil, wielkie nie byy, ale przecie istniay.
- We dwjk nie przeniesiemy caej broni - powiedziaa troch
niepewnie Marzena.
- Do samochodu przeniesiemy.
- Lepiej poczekajmy - skina w stron bramy. - Bez rezerwistw to i
tak nie ma...
- Kiedy mi nie ufasz, mw otwarcie. Nie obra si, a bdzie prociej.
- Pomilczelimy par sekund. - Karabiny lepiej mie przy sobie. Czy
tamci przyjd, czy nie.
- Przyjd - przekna lin. - Bk nie odway si...
Ostatecznie sotys powdrowa po karty rezerwistw bez wojskowej
asysty. Kosman mia rozpaczliwie mao ludzi i potrzebowa ich do spraw
waniejszych.
- Nie o nim mylaem. Powiedzmy, e wrczy ludziom te wistki. To
tylko papier. A na drugiej szali ich ycie.
- Ale ten system dziaa. W tej postaci ju dobre sto laL Nawet do
carskiej armii prawie kady si stawia, cho to ani jego car, ani wojna. A
my bdziemy broni Polski. Wasnych domw, rodzin... Przed
prawdziwymi draniami. Przyjd, zobaczysz.
- Mam nadziej, e masz racj.
Zerkna spod nasunitego na czoo beretu. I zaskoczya mnie porozumiewawczym umiechem.
- Ot tak, bez adnych krechowiackich komentarzy?
- Musisz by w formie - wzruszyem ramionami. - Jeste naszym
wodzem. Masz wierzy i promieniowa t wiar.
- Miaam racj. - Dodaa satysfakcj do umiechu, co go bynajmniej
nie schodzio. - Ugryze si w jzyk. - Nie protestowaem. - No?
- Co: no?
- Co gupiego chciae mi wytkn? miao.
- Car mia par dywizji andarmw - mruknem bez zapau. - Plus
jednoznaczne i surowe prawo. I ludzie wtedy gupsi byli. A i tak go w
kocu...
277

- Chod.
Dopiero w poowie drogi do bramy zrozumiaem, e pozwolia si
przekona.
- Niedobrze jest chodzi teraz po wsi bez broni.
- Mam - poklepaa si po boku rozpitej kurtki.
- Ja nie mam.
- I fajnie. Jak mnie kropn, bdziesz mg uciec. Do bezbronnego
cywila nie bd strzela.
- Jest jeden problem. - Zatrzymaem si w bramie. - Wolabym, eby
ci nie zabili.
- O! To mie.
- Bez ciebie wszystko si rozsypie - wyjaniem odrobin zbyt
pospiesznie. - Jeste... no, potrzebna.
-1 potrzebujesz czego do strzelania, bo chcesz mnie broni? - Z jej
twarzy nie dao si niczego odczyta.
- Razem mamy po prostu wiksze szanse.
Trcia butem jaki kamyk, popatrzya jak si toczy. Dobry sposb, by
nie krzyowa spojrze.
- Apelowae o otwarto, pamitasz? No wic... nie wiem, czy
powinnam a tak ci ufa.
- Miaem ju co do strzelania i ciebie obok.
- A dookoa ludzi. - Nastpny kamyk oberwa jej kamaszem, wpad do
zachwaszczonego ogrdka ssiadw. - I nadziej, e z wdzicznoci
padn ci w ramiona.
- No, to wiemy, na czym stoimy. Chod. - Uniosa szybko i wzrok, i
brwi. - Przecie mamy i po te karabiny.
- Nie obrazie si? - Chyba w poowie znaa odpowied, std ten cie
umiechu i samo pytanie.
- Daj spokj.
Ruszya w stron mostu. Sza nieco z przodu, z rkami w kieszeniach,
jakby niedbale. Spodnie przydzielili jej z wikszym wyczuciem ni
bluz, albo po prostu nogi miaa dusze, ni mylaem, bo mimo
workowatego z natury kroju onierskich portek, brudu i ladw po
eksperymentach z elazkiem po raz pierwszy w yciu musiaem walczy
z pokus poklepania ich w wiadomym miejscu.
278

Mercedesa znalelimy porodku pustego biwaku. Sta z pootwieranymi drzwiami, jakby czekajc na zodzieja. Klapa nie podskoczya,
gdy stuknem j na prb pici.
- Sprbuj zapali - mruknem i poszedem dalej. Obok honke-ra
zorientowaem si, e cisza z tyu nie oznacza kiepskiego stanu
mercedesa, a tylko mj niedostateczny autorytet Przysza za mn.
- Czego szukasz? - zapytaa spokojnie.
Zajrzaem do czarnej dziury, kryjcej spalony silnik. Potem za resztki
siedze. I pokazaem palcem, czego szukam.
- To byo radio. Widzisz druty? Prowadziy do zapalnikw. A to
chyba suyo za anten.
-No i?
- Kto to zdetonowa z daleka. Taka instalacja jest zawodna i niepotrzebnie skomplikowana. Gdyby to Ewa miaa zamiar urzdzi
fajerwerki, starczyaby zapaka i lont
- A - pokiwaa gow. - Teraz rozumiem.
- Skoro ju tdy przechodzilimy... - Obrciem si ku mercedesowi. Kto prowadzi?
- Ty. Masz ju wpraw.
Chyba faktycznie miaem, bo silnik zaskoczy ju za trzecim razem.
Przy odrobinie refleksu zdybym odjecha, zanim dopadaby drzwi.
Inna sprawa, e pojazdem wydajcym takie dwiki uciekaby jedynie
desperat.
- To o ni chodzio, prawda? - zapytaa z pozornym brakiem zainteresowania, siadajc w fotelu obok. - Alibi dla pani doktor. Po nie tu
przyszlimy?
- Chcemy zabra karabiny z posterunku - przypominaem. - Zanim
zabior je chopcy Miszy.
Uoya usta w grymasie uwaaj, bo uwierz". Na mocie tkwi jelcz,
pokonaem wic Lawink w brd. Ryzykancko: wiele wody wprawdzie
nie niosa, ale profilem poprzecznym przypominaa okop, w dodatku
peen bota i mieci.
- Dobrze, e ten twj Misza faktycznie jest misiowaty i nie pogania
nas zbytnio.
- Nie licz na to. On cay czas si spieszy.
279

- Nic si nie dzieje. - Troch mnie prowokowaa, bo gow, zadajc


kam sowom, obracaa czujnie na boki.
- Udzieli nam ostrzeenia. Potem byo cicho, bo mielimy ochon,
osabi czujno i da si zaskoczy atakiem na paac. Mao brakowao, a
jednym chirurgicznym ciciem pozbyliby si kopotu. Nie wyszo, wic
szykuj co na wiksz skal. To wymaga czasu.
- Co znaczy: pozbyliby si kopotu"?
Ominem g, stojc porodku drogi. Pierwsz yw istot, jak
udao mi si dostrzec.
- Jak mylisz: po co przyszli? Zastanawiaa si
do samego posterunku.
- Nie chce mi si wierzy - mrukna w kocu.
- A jednak. - Po chwili wahania wyczyem silnik.
- Nie byli w stanie zabra wszystkich tych kobiet. - Chyba nie
zauwaya, e stoimy. - Zajcie paacu te im nic nie dawao. Nie
rozumiem tego.
- Rozumiesz - powiedziaem. - Jedno mogli zrobi szybko.
Wysiadem. Zawahaem si, ale potem podszedem do drzwi po
sterunku.
- Ale po co mieliby je zabija? - Mylami bya wci kilkaset me
trw std. - To jaki obd. Ryzykowa przemyt ludzi, ryzykowa
wojn, eby potem je wszystkie... Co?
W kocu do niej dotaro. Moe nawet nie tak skandalicznie pno, jak
sugeroway mi ace po plecach ciarki. Widocznie dobrze nadrabiaem
min.
- Mielicie gocia. - Odsunem si i pozwoliem jej obejrze pokiereszowane siekier drzwi.
- O cholera. - Po raz kolejny udowodnia brak zadatkw na rasowego
onierza, wyjmujc klucz zamiast pistoletu. W tej sytuacji byo to
wprawdzie niegupie, ale nie zmieniao faktu, e odruchy ma cywilne.
Nikt nie zastrzeli nas do tej pory, a zamek, wbrew pozorom, wci
trzyma si na paru drzazgach drewna. Intruz nie zdy wtargn do
rodka, pozwoliem wic Marzenie powalczy z drzwiami. W kocu
puciy.
280

Wewntrz nic si nie zmienio. Tylko atmosfera mniej sprzyjaa


oddychaniu, a wok Ziemkowicza dreptao par owadw i pola-tywaa
leniwie jesienna mucha. Marzena, trzymajc si z dala od zwok, dotara
przed drzwi magazynu. Uja klamk, pocigna na prb.
- Zamknite - powiedziaem. - Gdyby mia tamte klucze, miaby
i te - klepnem drzwi wejciowe.
-Kto?
- Facet z siekier.
- Wiesz, kto to zrobi? - Nie wysilia si przy znaku zapytania.
- Szablewski - wzruszyem ramionami. - Ale nie wiem. Zgaduj.
Teoretycznie mogli to by agenci Millera albo, powiedzmy, przeciwnicy
mobilizacji.
Zignorowaa cz teoretyczn.
- Dlaczego miaby si wamywa? Dopiero co prosilimy go, by
askawie zgodzi si wzi od nas karabin.
- Legalnie - zauwayem, odpinajc kurtk. Nie byo tu duo cieplej
ni na zewntrz, ale miaem swoje powody.
- Potrzebuje nielegalnej broni? - zmruya oczy.
- Karabinu.
- Karabin? Chodzi ci... czego do strzelania?
- Co do strzelania to on ma od dawna. Makarowa: may, lekki,
porczny i kosztuje grosze, bo to ruski demobil. W razie czego nie al
cisn w krzaki. To wane u nas. Czowiek nigdy nie wie, czy trafi na
napalonych gwniarzy z bejsbolami, czy na obcego wopist.
- Mia okolica - zakpia. - Ty te tak...?
- Pytasz subowo czy prywatnie?
- No dobrze - westchna, wsuwajc klucz do zamka. - Wic co z tym
karabinem?
- Strzelasz z daleka, masz du szans trafi, rana cisza, a wiadkowie mniej zobacz. Z pistoletem trzeba podej blisko ofiary. To
ryzykowne.
- Ta ofiara to ty? - upewnia si. - A tak ci nienawidzi? Karabin nie
karabin, zawsze to cholerne ryzyko. Kto go zobaczy i...
- Uwaa, e zabiem mu brata. To arogancki palant I nie bierzesz pod
uwag wiejskiej specyfiki.
281

- Duo zaroli do przemykania si?


- To te. I mao ludzi. Ale nie w tym rzecz. Tu nie ma postronnych
wiadkw. Sami swoi. A jak widzisz, e swojak strzela zza wga, to nie
gnasz do telefonu. Najpierw sprawdzasz, do kogo strzela, potem
rozwaasz, czy susznie, a jeli nawet uznasz, e nie, jeszcze duej
mylisz, co z tym fantem pocz. Nikt pochopnie nie pole ssiada za
kraty. Nawet mao lubianego.
- Mwisz jak Sycylijczyk. - Otworzya magazyn. - Ze wsi nie jestem,
ale pracowaam z ludmi. Zdziwiby si, jak chtnie obsma-rowuj
nielubianych ssiadw. Inna sprawa, czy ten twj Szablew-ski nie jest tu
lubiany.
- A jak mylisz?
- Nie znam go.
- Chodzi mi o pierwsze wraenie.
Przez kciki ust przemkn jej nieokrelony umiech.
- Pierwsze? Przystojny facet.
Postaraem si, by przez moj twarz nic nie przemykao, zapaem dwie
skrzynki z amunicj i poszedem do samochodu. Nim dowloka si z
pierwszymi karabinami, odklejone spod fotela radyjko Gaw-ryszkina
tkwio ju nad mymi poladkami.
O jedenastej czterdzieci posykujcy par mercedes zajecha przed paac.
Od razu dopada nas Masza.
- Telefon! - Zapaa mnie za rk i pocigna do gabinetu. Otwarte
okno wyjaniao obecno Dudziszewskiego: roboty fortyfikacyjne.
Parapet by jednak pusty. Podobnie talerz z herbatnikami. Sdzc po jego
stanie i iloci zabazgranego papieru, ta dwjka przegadaa tu szmat
czasu.
- Akurat zadzwoni. - Dudziszewski poda mi suchawk z widoczn
ulg. Chcia co doda, ale jedno spojrzenie za moje plecy zasznurowao
mu usta.
- Krechowiak - rzuciem bez zapau. Od razu te obrciem si ku
stojcej w drzwiach Marzenie. Nie tylko po to, by szczerym spojrzeniem
demonstrowa uczciwo zamiarw. Rozpita kurtka nie kleia mi si
wprawdzie do plecw, jaki nieprzemylany ruch mg j jednak napi i
zwrci uwag na niecodzienny ksztat mego
282

krgosupa. Inna sprawa, e upchane za pasek radyjko zbyt mocno


dawao mi si we znaki, bym mg si zapomnie.
- Sam? - zapyta Wilnicki.
- W duecie z rudowos dam. - Dama potkna si z wraenia o brzeg
dywanu. Zamierzaa wyuska mi suchawk stanowczym ruchem rki i
chyba zaskoczyem j na tyle, e o tym zapomniaa. Odsuwajc lekko
suchawk od ucha i obracajc w niemej propozycji, zaskoczyem te
siebie.
Zrewanowaa si za t seri niespodzianek, stajc tu obok i muskajc
wosami ten sam kawaek plastiku, ktrego prawie sigaem uchem.
Moglimy robi to bez dotykania si ramionami: wystarczyo
ostentacyjne, troszk komiczne wychylenie si w bok.
adne z nas nie zdecydowao si na komizm i ostentacj.
- Czego? - warkna.
- Nic si pani nie stao? - Mimo potrzaskiwan na linii gos pukownika
brzmia milej dla ucha. - W tej fontannie?
Zdoby kolejny punkt. Wiedza podnosi presti.
- Czego chcesz? - zapytaa przez zby.
- Da wam ostatni szans. - Niemal widziaem jego umiech.
- Misza jest zy, ale cigle go mog powstrzyma.
- Pierdol si.
Dudziszewski, rozdarty midzy pokus podsuchiwania a respektem do
oficerskiego munduru, zrobi zdziwion min. Masza na szczcie nie
zrozumiaa.
- Bez urazy - Wilnicki podtrzyma pogodny ton - ale takie histeryczne
reakcje pasuj do licealistki. W pani ustach brzmi... hmm... zabawnie.
- Powiedzie co zabawnego? - Chwycia za suchawk, a dokadniej
za spor cz mej doni. - Pierdol si!
- Co pan proponuje? - uznaem za wskazane si wtrci.
- Honorowe wyjcie. - Nie by obraony, co kiepsko rokowao.
- Rozumiem, e pani Pawiuk znalaza si midzy motem a kowad
em. Zrbmy tak: atakujemy, wy duo strzelacie w powietrze i daje
cie si zepchn na poudniowy skraj wsi. Tracicie paac z Rosjan
kami w rodku. Potem moecie go odbi bohaterskim kontratakiem.
Kosman medal dostanie... A propos: yje jeszcze?
283

- W naszym hotelu nie udzielamy takich informacji przez telefon umiechnem si do suchawki. A raczej do upapranych karabinowym
smarem palcw, wci zbyt gniewnych, by odrni plastik uchwytu od
mojej skiy.
- Niewane zreszt. Wojsku mog wyda rozkaz, od czeg porucznik
Adamski... To pani stanowi problem. Jak rozumiem, nie zastosuje si
pani do polece Adamskiego?
- Dobrze rozumiesz. - Co si zmienio w jej gosie.
- Wic propozycja rezerwowa. Woa pani Kosmana i z nim to zaatwiam. Bdzie pani moga z czystym sumieniem skada zeznania.
Oczywicie kiedy si cofn, radz odej z nimi. Pole bitwy to nie
miejsce dla modych kobiet.
- Co chcesz zrobi z Rosjankami? - Chyba wypucia przez wentyl
bezpieczestwa nadmiar emocji. Dwch moich palcw jeszcze nie
puszczaa.
- Zabra je... - Zawaha si. Moe celowo.
- I zabi? - dokoczya cicho.
- Wsid do jelcza, przekrocz granic. Wie ocaleje. Tyle musi pani
wystarczy. Wiem: to trudna decyzja. Dlatego nie poganiam. W
popiechu ludzie popadaj w rutyn i wybieraj gupio. Niech si pani
zastanowi, pogada z ludmi, usyszy, co myl o urzdzaniu im bitew we
wsi i apankach do armii. Czekam na rozsdn odpowied, powiedzmy...
dwie godziny.
Zerknem na zegar. Bya jedenasta czterdzieci cztery.
- Dlaczego chcecie je wymordowa? - Pomagaa mi dwiga karabiny
i amunicj, wic pewnie spocia si ju przedtem, jednak dopiero teraz
zauwayem, e mam mokr twarz.
- Nadmiar wiedzy zabija. Mog powiedzie tyle: musz znikn z
Polski. Nie chcemy niczyjej krzywdy. Po prostu ma ich tam nie by. Jeli
znajd si po sambijskiej stronie, nic im nie grozi, ale jeli zostan u was,
zrobimy wszystko, by je wyeliminowa. - Odczeka chwil. - To pani je
pozabija. Przetrzymujc je w Kisunach.
Zastanowia si nad tym a potem zapytaa rzeczowo:
- Dlaczego miaabym w to wierzy?
- A dlaczego ludzie wierz w Boga? Bo tak wygodniej.
Powstrzymaa jaki dosadny komentarz.
284

- Ja dla ciebie nie mam propozycji, Wilnicki - powiedziaa powoli. Jeste zbrodniarzem i bekniesz za to.
- Ten wypadek naprawd pani zaszkodzi. - W kocu go zirytowaa. Mylaem, e to kwestia paru wybitych zbw, ale chyba zrobia si te
pani troch tpa.
- Moliwe - wycedzia. Poczerwieniaa a po dekolt, a krople potu
popyny jej po czole.
- Mgbym kaza pani zabi. To nie przechwaki: wiem, gdzie
jestecie, a w dobie wspczesnej techniki wojskowej to jak wyrok.
- Oboje zaczlimy si obraca w stron okna i oboje niemal rwnoczenie wzilimy si w gar na widok swoich sposzonych min.
- Nie wydaj takiego rozkazu, bo podoba mi si to, co wyczytaem w
pani aktach. Bya pani rozsdn, trzewo patrzc na ycie dziewczyn. I
bya pani nasza.
Nie od razu zapytaa.
- Nasza?
- Polska, katolicka, prawicowa. Wie pani, o czym mwi.
Chyba wiedziaa, bo nie podja tematu. Pucia suchawk i cho
nie prbowaa si cofa, odniosem wraenie, e stoimy dalej. Ju nie
patrzya mi w twarz.
- Pan by polskim oficerem, a teraz jest zdrajc i ajdakiem. Ludzie si
zmieniaj. Nie mamy o czym mwi.
- Och, mamy. Taki choby temat.. - zawiesi na chwil gos - dzieci.
Bardzo maych. Albo, powiedzmy, bezradnych.
- Do widzenia - powiedziaa spokojnie.
- Nie zrozumiaa pani? - Mimo kiepskiego poczenia kabel przenis
drapieno jego umiechu. - Naprawd? Moe powinienem powiedzie:
dziecka. Krzywda ludzka w jednostkowym wydaniu jest znacznie...
- Niech pan uwaniej czyta akta - przerwaa mu ocierajcym si o
martwot tonem. - Zegnam.
Wcisna wideki, przerywajc poczenie. Patrzya w miejsce, gdzie
akurat staem, lecz nie sdz, by mnie widziaa. Miaa w oczach pustk i
zadum. Nie lk, nie gniew, ale wanie to.
Niczego nie rozumiaem. I nie chciaem rozumie.

285

Zapomniaem o nich. Gdybym pamita, nie lazbym tu z oficerem


Stray Granicznej.
Pstryknem ponownie wycznikiem, ledwie blask rozwietli piwnic
i mj wzrok zderzy si z had stoczonych w kcie pakunkw. Niejeden
wolniej wykonuje podwjne kliknicie myszk. Ale moe wanie
dlatego trafiem plecami na pier Marzeny. Nie wzia ze mnie przykadu
i nie cofaa si na korytarz. Chyba po prostu nie zdya.
- Cholerny kontakt, znw przerywa... Tu schronu nie urzdzi
my - wyjaniem szybko, starajc si zarazem robi to obojtnie.
- Drzwi. Jak obok spadnie pocisk...
- Mog zerkn?
Po raz trzeci pstryknem kontaktem. Troch bez sensu, bo magazyn,
poza drzwiami, mia dwa okienka, mae i brudne, lecz wpuszczajce
nieco wiata sonecznego. Tym razem jednak nie dziaaem bezmylnie.
Pod latarni zapalan rk podejrzanego bywa ciemniej.
I przez chwil byo. Marzena podesza do drzwi wyjciowych,
pocigna klamk. Nie puciy, cofna si wic i zacza oglda
ulokowane wysoko okna.
- Niedobre na strzelnice?
- Nie wiem. - Znw daem pokaz bezmylnoci. Nie przewidziaem, e
sprbuje sprawdza, co wida przez obronite brudem szyby. Skoczya
cakiem wysoko, zaomotaa kamaszami przy ldowaniu i wszystko
rozeszoby si po kociach, gdyby nie prawe kolano. Zaamujc si pod
ni i posyajc Marzen na cian, wybio jej z gowy cyrkowe pomysy.
Zamiast drapa si po dalekiej od gadkoci cianie, co osobie rednio
sprawnej przyszoby bez trudu, zacza rozglda si za drabin czy
czym takim. I wypatrzya ledziowy sezam Kubicy. Trudno go byo
przeoczy: poza nim w magazynie walay si tylko puste kartony, par
kontenerw na piwo i opakowania po ywnoci kupowanej w
nieporwnanie skromniejszych ilociach.
- Wytrzymaj? - skina gow. - Jak stan?
- No... - zawahaem si, popeniajc ostatni z serii bdw. Nastpnych
nie musiaem popenia: ruszya, nim zdyem wyjani:
- To chyba soiki, wic lepiej nie...
286

Darowaem sobie kocwk. Ju kucaa przy foliowo-sojowo-ledziowej hadzie i zaczynaa marszczy brwi.
- led w warzywach"? - odczytaa zdziwiona. - Ale sj... Mylaam, e to napoje w tych wielkich butlach.
- W duych porcjach wychodzi taniej - wzruszyem ramionami.
- Widocznie kto zaryzykowa z rozmiarem XXL.
- Widocznie - zgodzia si gadko. Podzikowaem w duchu
opatrznoci. A opatrzno, ustami Marzeny Pawluk, natychmiast
skromnie wyjania: - Nie wiem. Rzygam na sam widok ledzi.
- To tak jak ja - zwierzyem si radonie.
- Biedaku - odwzajemnia si umiechem. Szczerym, co najmieszniejsze. Niczego jeszcze nie podejrzewaa w tym momencie.
- Widz, e twoi klienci na odwrt Chocia jak to wszystko zer...
Duo tego jak na...
Jej umiech zgas. Walczyem do koca, robic dobr min do zej gry,
lecz nie przesadzaem z tym.
- Co jest? - zapytaem. Nie odpowiedziaa. Wyja sj, obrcia w
doni. Biae paty rybiego misa, kawaki cebuli i marchwi przewityway
przez mtn zalew wszdzie, gdzie plastiku nie oblepiay etykiety. - O
co chodzi?
- Peniutki - mrukna.
- Uczciwie lej - wzruszyem ramionami. Przekrzywiem gow, co
miao uatwi czytanie z odwrconej etykiety. - No wanie: producent z
Poznania. Poznaniak, jak napisane, e litr, to daje litr. Zreszt zalewa nie
jest droga.
- Tego nie sprzedaj na litry. - Popatrzya na mnie z ukosa i dorzucia
niby mimochodem: - To nie ruski spirytus.
Mylelimy o tym samym. Tylko jak tu nie myle, skoro ze mnie
przemytnik, a z niej pogranicznik?
- Chcesz zajrze do rodka? - zapytaem.
- Moe po prostu powiedz, co tam jest.
- ledzie - powiedziaem, patrzc jej spokojnie w oczy.
Pokiwaa gow i odkrcia pokrywk. Jednakowo zmarszczylimy
nosy. Poznaskie ledzie pawiy si zapewne w zalewie o skadzie
idealnie odpowiadajcym przepisowi i dla konesera pachniay
apetycznie, ale w tej piwnicy nie byo koneserw. Marzena zbliya
287

wprawdzie rk do gwintowanego obrzea, nie zdoaa si jednak


przemc. Po chwili bezradnego rozgldania si, wyja wycior z kabury i
to nim przeprowadzia sondowanie.
-1 co? - zapytaem, kiedy wycieraa prt o jaki stary karton. - Wglik,
uran czy tylko amfa?
- Spadaj - mrukna. Odczekaem chwil, a potem zafundowaem jej
wykad, a sobie dyskretny odwet:
-Zmarnowaa dobre ledzie. To nie ten typ granicy. My chodzimy
przez zielon. Noc, po bezdrou, z towarem na grzbiecie. Paliwa tam, z
powrotem spirytus, czasem fajki. Trzydzieci kilo w plecaku. To
groszowy interes, kada zotwka si liczy i kady kilogram. Policz
sobie: niecae czterdzieci litrw paliwa kosztuje na stacji sto
szedziesit zotych. Po sambijskiej stronie moesz sprzeda i trzy razy
droej, wic niby jeste trzy stwy do przodu, ale to przebicie w detalu.
Trzeba by si zdrowo nachodzi i naszu-ka klientw. Wic sprzedajesz
towar porednikowi, a to ju inne stawki. Setk wycigasz albo i mniej.
Jeli chodzi co noc, wyjdzie trzy tysice miesicznie, ale takich
pogranicznicy ze dwa razy przy api. rednio co dwa tygodnie Stra
Graniczna urzdza akcj i wtedy nie ma zlituj si. I masz dwie grzywny
po piset, tysic zotych. eby nie apali take midzy akcjami, trzeba
ich opaca. W sumie ludzie zarabiaj tu po tysic, gra dwa miesicznie.
Sporo jak na przodujce w bezrobociu wojewdztwo, ale bez przesady. I
wiedz, e to chwilowa prosperity. Lada dzie wszystko si skoczy,
wic ciuaj, ile wlezie. Dwiganiem na plecach cikich adunkw. Taka
jest tu ekonomia szmuglu. Dokadnie jak w legalnym transporcie.
Udwig si liczy, masa. Cwane skrytki w konserwach czy tubkach z
past s dobre dla przemytnikw narkotykw, gdzie na normalnej
granicy. Nie dla zagonionych muw z mazurskich wioch. Wic nie
wypatruj tu sprytnych kryjwek. Ludzi z plecakami wypatruj.
Nie raczya skomentowa. Zakrcia sj, uwaajc, by nie dotkn
zawartoci, i ruszya ku drzwiom.
Zegarek wskazywa jedenast pidziesit sze, ale po wyjciu na ganek
natychmiast postarzaem si o te cztery brakujce minuty.
288

- W samo poudnie - posaem Marzenie blady umiech. Zastyga tu


za progiem, tak jak ja zaskoczona liczb ludzi zgromadzonych na
podjedzie. Kwadrans temu nikogo, teraz z p setki osb. Z wyran
przewag kobiet
- Prosz?
- Jak w tym westernie. - Nadal nie rozumiaa, wic dodaem: - Zaraz ci
powiedz: to twj problem, szeryfie".
- A... no tak.
Nie pytaa, skd we mnie tyle pesymizmu. Po pierwsze, wystarczyo
spojrze w twarze, jak nie ponure lub gniewne, to pene le skrywanego
strachu.
- To prawda z tym bronieniem wsi? - hukna Teresa Zioo. -1 co:
po domach si bdziecie barykadowa? Jak tu? - gniewnym ru
chem wskazaa poprzerabiane na strzelnice okna. - To za to podatki
pacimy? Niedoczekanie!
Rozgldaem si za sotysem, ale wygldao na to, e dopado nas
wzmocnione paroma seniorami i wyrostkami koo gospody wiejskich.
Nad reprezentacja kobiet bya wrcz miadca.
- O co chodzi? - zapytaa Marzena, bez zapau i troch za cicho jak na
potrzeby takiego forum.
- My tu pracujemy! - zawoa ze zoci wsaty pidziesicioparolatek. - Nie tylko mieszkamy! Jak w domu szyby wylec od huku, to
nowe si wstawi! Albo dykt ostatecznie! Ale jak u mnie w szklarni? Z
czego bd y?
- Co pan tu ze szklarni wyjeda? - oburzya si moda kobieta z
niemowlciem na rkach. - O dzieciach trzeba myle! A z pani co za
kobieta?! Dzieci naraa?!
- Prosz pastwa... - zacza mao kobieca Marzena.
- Widami pogoni! - ostrzega j jaka wiekowa kisuniaka. I faktycznie wzniosa w powietrze wyszczerbione widy. - Tylko mi, sikso,
sprbuj syna z domu wyciga! Jak Boga kocham, w dup widami
przywal!
Par osb rozemiao si, ale wesoo trwaa krtko.
- Sotys mwi, e mu pani kazaa bra mczyzn do wojska zwrcia si do Marzeny pani Krysia, wacicielka jedynego we wsi
sklepu. - Wedug jakich list pono.
289

- Jednych bra, innych nie - rzucia cierpko tleniona blondynka.


- Rwni i rwniejsi, kurwa. Jak zawsze.
- Bo mj, przykadowo - pocigna wtek sklepikarka - owszem,
odsuy wojsko i cigle u nich w spisach jesL Ale jaki z niego onierz?
Prosto to nawet nie stanie, takie ma zwyrodnienie w krgosupie.
- Na wojnie si nie stoi - pouczy j dziadek Juraszko, dumny
posiadacz wiecznie reperowanego i znacznie rzadziej jedcego junaka.
- Na wojnie si ley i strzela.
- To si ssiad zgosi - burkn jeden z nielicznych modych mczyzn.
- Akurat co dla ssiada. Lee do gry brzuchem i strzela piwko.
- A ty mi w kufel nie zagldaj. Emeryt jestem, uczciwie zapracowaem. A wojsko odsuyem. Nie to co ty, nygusie.
- Za komuny brali wszystkich - wzruszy ramionami mody. - Teraz
tylko gupich. A ja ani gupi nie jestem, ani nie chc, eby mnie gupi
bronili.
- Wic zapraszam do szeregw - zaproponowaa Marzena, raczej
zoliwie ni mdrze. - Sam si pan obroni.
- Wojsko od tego jest! - rzuci kto gniewnie. - Niech Ruskich pogoni i
spokj bdzie!
- I znw bezrobocie - mrukn ktry z mczyzn.
- Byle nie tu u nas gonio - przebia si do gosu Teresa. - Nie ma pani
prawa wsi naraa.
-Wojsko bdzie broni Kisun - zapewnia Marzena. - Ale dla
wikszego bezpieczestwa nas wszystkich...
- Jakich nas? Ma tu pani chaup? A ja mam! Nowiutki dach, m dwa
lata u Niemca tyra!
- Twojego przynajmniej nie wezm, bo dalej tyra - poskarya si
tleniona. - A mj? Najpierw durny do wojska poszed, jak inni
kombinowali z odroczeniami, a teraz jeszcze ma za nich ba nadstawia?!
Nie powinni dwa razy bra! Niech teraz id ci, co wojska nie zaliczyli!
- Pogna te ruskie kurwy! - machna pici mama niemowlaka.
Obejrzaem si. Jaka Rosjanka chowaa wychylon z okna gow.
- Przez nie to wszystko!
290

- To nie wchodzi w rachub - rzucia chodno Marzena. - Pomijajc


przepisy, tym kobietom grozi w Rosji mier.
- A nam grozi we wasnych domach - odbi pieczk ssiad Juraszki. Nie widzi pani, co jest grane? Miller strzela na postrach, tylko po
wojsku, ale jak go olejemy, to si wemie ostro i za cywili.
- Przecie nie przekroczy granicy... - powiedzia jaki przejty
nastolatek. - Z Ameryk sojusz mamy. Co innego postrzela. Lej si tam
u nich, wic jak zabkany pocisk przeleci, zawsze si wytumacz. Ale
najazd...
- Nie trzeba najeda, eby tu zdrowo namiesza. Z ruskiej strony i
kula karabinowa doleci, a co dopiero strza z czogu.
- Na kilometr kula guzik ci zrobi, nygusie - prychn pogardliwie
Juraszko.
- Bomb w samochodzie podoyli - przypomnia kto. - Dwie kobiety
zabia!
- Bo si pchay, gdzie nie ich miejsce! - warkna Teresa. - Domu by
lepiej pilnoway!
- Ci od Millera to psychopaci - owiadczya pani Krysia. - Wolisk
ile od domu zabio? Pidziesit metrw? Koc sza zanie. Rwnie
dobrze do sklepu moga. Dobrze pani mwi - pochwalia znienacka
Marzen. - Trzeba mczyzn pod bro bra, bo jak tu Ruscy wejd, to
kto nas obroni? Tych paru onierzy?
- Swojego do wojska posyasz? - zdziwia si Teresa.
- A eby wiedziaa: bym posaa. Ale co im przyjdzie z rencisty? On
na ten krgosup grup dosta. Normalnie, bez apwki. Ale ci zdrowi popatrzya wrogo na ssiada Juraszki - powinni i. Gdyby co, to nas tu
przynajmniej nie wymorduj. I nie obrabuj.
- Dobrze mwisz! - rzucia kobieta z tyu tumu. - Od tego mczyni
s! eby w potrzebie domu broni!
- Wanie broni - warkn ssiad. - Przed idiotami. A pani, pani
Krysiu, to nie rozumiem. M si znudzi? Czy moe to sklepu ma pani
dosy? Bo jeden pocisk pieprznie i towar po caej wsi bdzie pani
zbiera.
- Porodku stoi - wzruszya ramionami. - Najpierw by musieli Ruscy
do skrzyowania dojecha, bo wczeniej nie wida. A jak
291

dojad, to mi ju wszystko jedno czy rozwal z armaty, czy roz-kradn. I


tak bez grosza zostan. To ju wol, eby walczy i Kisun broni.
- Twj stary ma broni? - upewnia si Teresa.
- Andrzej si do wojska nie nadaje. Zdrowi niech id.
- I esdeesowcy - podpowiedziaa ta z tyu. - Jak spokj, to pierwsi z
karabinami a, od podatkw co wlezie odpisuj! A teraz co? Ani widu!
- Narad maj - wyjani kto lepiej poinformowany.
- A ty, Kryska, taka bojowa nie bd - ofukna sklepow amatorka
kucia widami. - Ju ja wiem, co ci po bie chodzi. Od ognia PZU za
cao zapaci, ale jak Ruscy sklep zrabuj, to i poowy nie dostaniesz.
Bo za wamanie si bdzie liczy, a tobie szkoda byo...
- No co te mama... - zaczerwienia si pani Krysia.
- Mama to ja dla Andrzeja jestem, suko durna! A ty go na mier
posyasz!
Nagle wszyscy zamilkli: na ganek wkroczy abiszewski. By w fachowo startych dinsach - ze dwie stwy w butiku - czarnym golfie
- nastpne dwie, cho pewnie wicej - i adidasach, na ktre nikt
ju raczej nie patrzy, by sprawdza, czy aby na pewno firmwki.
Nie wyglda na posa. Wyglda... cholera... zabjczo. Poowie pa
rozbysy oczy. Nadal mia gow zblion ksztatem do gruszki, ale
nawet mnie przestao to razi i cieszy. Bo to, co zrobi z twarz
Marzeny...
Chciabym, by to na mj widok musiaa chowa si za tak grub,
cik jak pancerna blacha mask obojtnoci.
- Witam pastwa. - Bysn zaskakujco chopicym umiechem.
- To nie mj okrg wyborczy... jeszcze nie - sprecyzowa - wic si nie
znamy... Adam abiszewski, pose. Biaostocki, ale w najbliszych
wyborach bd mia honor kandydowa tu, u was. Fajny obwd, widz,
pikne panie w wyranej przewadze... No, ale to kiedy.
- Wygasi umiech i zastpi wyrazem troski. - A teraz, jak sysz, macie
kopot. Wic skoro ju tu jestem, su pomoc.
Byo cicho jak makiem zasia. Kisuskie kobiety, seniorzy i modzie
stali i suchali, co ma im do powiedzenia ten przybysz z innego wiata.
Albo i dwoje przybyszw: u jego boku pojawia si
292

Agata witek, ktr przynajmniej cz zgromadzonych kojarzya z


telewizyjnym ekranem. Nic nie mwia, staa nieco z tyu - ale bya i
potgowaa wraenie.
- yjemy w wolnym i demokratycznym kraju - poinformowa zebranych abieszewski. - Wolno i demokracja s po to, by ludzie sami
decydowali o swoim losie, zwaszcza w sprawach wanych. A jest co
waniejszego ni bezpieczestwo? - Nikt nie prbowa odpowiada. Jako pose mam obowizek sta na stray praw i przepisw, ale powiem
wam szczerze: nie tym razem! Nie, gdy w gr wchodzi wasze istnienie.
Zycie kobiet i dzieci. Wasza ojcowizna. Wiem, e mamy stosowne
przepisy i instytucje. Niedoskonae, ale mamy. Mgbym powiedzie:
niech kady po prostu robi swoje.
- I tak powiedz - mrukna Marzena pod nosem. Chyba co podejrzewaa; nie sta j byo jednak na otwarty sprzeciw. Zbyt wiele
wysiku kosztowao j udawanie, e abiszewski to po prostu zwyczajny,
troch lepiej ubrany i umiarkowanie przystojny facet. Widziaem bl w
jej oczach i coraz lepiej rozumiaem, i poza krtkowzrocznoci
przytrafi im si jeszcze jeden defekt Gruszko-ksztatnych palantw
postrzegay mianowicie jak ebrowskich, Banderasw czy za kim tam
dzisiaj kobiety sikaj.
- Tak byoby najatwiej - wyzna abiszewski. - Powiedzie: jest
prawo, trzymajmy si go. Umy rce jak Piat Ale ja - unis donie
niczym siatkarz do przyjcia piki - wol je sobie pobrudzi. Karabinowym smarem, jeli tak zadecydujecie. Albo - umiechn si
nieoczekiwanie - kred. Przy tablicy. Jako nauczyciel. Kiedy mnie
koledzy posowie wywal z Sejmu za omijanie ustalonych przez nich
procedur. Bo pose nie powinien popiera samowoli. A tak to pewnie
nazw: samowol. Z warszawskiej perspektywy wyglda to nastpujco:
powinnicie si teraz rozej do domw i czeka, co postanowi wadza.
Pani porucznik - dopiero teraz raczy zauway Marzen - sotys i
chory Kosman... Oni tu reprezentuj Rzeczpospolit. Ale wiecie co? Powid po twarzach niespiesznym, szczerym spojrzeniem. - Dla mnie to
wy jestecie Rzeczpospolit. Wy. Bo pani porucznik, ja, Kosman... my
mamy tylko suy takim jak wy. Obywatelom. Prawdziwym
wacicielom tej ziemi i tego
293

pastwa. Jest nas, Polakw, prawie czterdzieci milionw i ze wzgldw


technicznych nie da si na co dzie odwoywa do woli narodu, pyta
kadego o zdanie. Utaro si wic, e robimy to co cztery lata, przy urnie
wyborczej. Ale bywaj sytuacje szczeglne. Takie jak ta. Kiedy czowiek
uczciwy i mylcy powinien przypomnie sobie, e przepisy s dla ludzi,
a nie ludzie dla przepisw.
- On z Samoobrony? - Juraszko pyta ssiada i, jak mu si zdawao,
dyskretnym pgosem. Ale po siedemdziesiciu latach uytkowania
niektre ludzkie uszy miewaj inn definicj dyskretnego pgosu.
- Nie z Samoobrony - abiszewski posa mu umiech. - Ale do
esdeesu nale. Chocia, mona powiedzie, wymylia go konkurencja
polityczna. I co z tego? Kolega pose Lepper nie ma monopolu na pikne,
staropolskie sowo samoobrona". W moim plutonie - bo u siebie, w
Biaymstoku dowodz plutonem - s ludzie i z prawa, i z lewa.
Niewane. Wane, e dobrzy Polacy. Tutaj, wiem o tym z najlepszego
moliwego rda, bo od ksidza Grajka, te macie w szeregach esdeesu
prawdziwych patriotw. Ktrzy, w co wierz, nie zawiod. I dadz
przykad innym. Przykad rozwagi, ale i odwagi. Bo o to chc do pastwa
apelowa. O dokonanie wyboru, ktry bdzie nie tylko mdry, lecz te
odwany.
- Czyli jaki? - spytaa ona listonosza.
- Mog mnie zabi razem z wami, ale to wy macie wicej do stracenia:
domy, rodziny, warsztaty pracy. Wic nie wezm udziau w gosowaniu.
Wy zdecydujecie, co zrobimy. Mog tylko suy rad, a potem, jeli tak
wybierzecie, rk i okiem. Strzelam cakiem niele - posa w tum
nastpny uwodzicielski umiech. - Ale gdyby to bya moja wie i moja
rodzina... Czowiek z karabinem zawsze jest bezpieczniejszy od
bezbronnego pacyfisty. Nie nawouj do walki. Na odwrt: prbuj
namwi chorego i pani porucznik, by mieli na uwadze wasze dobro i
nie prowokowali Rosjan. Ale w jednym przyznaj im racj: im lepiej
bdziemy przygotowani, tym mniejsze prawdopodobiestwo, e stanie
si nieszczcie. Tam - wycign rami ruchem wodza wzgldnie
proroka - czyhaj tchrzliwi mordercy. A tchrzliwy morderca rozumie
tylko jeden argument: siy. Bdmy silni, a wtedy nie odwa si tu
przyj.
294

- Aha - zrozumia po swojemu Juraszko. - Znaczy, jednak robicie ten


pobr?
- Robimy zebranie caej ludnoci - sprostowa abiszewski. - W
kociele. Zwoamy wszystkich dorosych. Skoro mamy decydowa o
naszej wsplnej przyszoci, zrbmy to wszyscy razem, w witym
miejscu.
- Chopcy - podchwycia Agata witek, zwracajc si do paru
maolatw, przysuchujcych si z traktorowej przyczepy - przejdmy po
domach, powiemy ludziom, dobrze?
Wdzicznym, dziewczcym krokiem zbiega z ganku. Chopcy zaczli
ochoczo zeskakiwa na ziemi. Tum ruszy ku bramie, rozpoczynajc
ywioow dyskusj. Marzena wybraa kiepski moment
- Zaraz, panowie... - Przynajmniej o donony gos si postaraa
i nawet ci, ktrzy odeszli dalej, poodwracali gowy. - A moe ju
teraz znajd si ochotnicy? Pan Krechowiak mgby ich podszkoli,
wcign w obowizki...
Pan Krechowiak omal nie usiad z wraenia.
Kilkadziesit par oczu gapio si na mnie przez chwil - po czym
wszyscy, do ktrych mg si odnosi apel, pierwsi pomaszerowali w
stron bramy. Naprawd wszyscy. Kiedy dziadek Juraszko zacz pi si
po schodach, mylaem, e poczapie dalej, na tradycyjne
przedpoudniowe piwko. Obok ganku pozosta te Jasio Kret, ale tu
sprawa bya jasna: wiza sznurek do trzymanych w zbach okularw.
Mamrota co sam do siebie, goniej powtarzajc tylko bum!", co
skoczyo si upadkiem szkie na wir. Podnis je, wytar o tuste od
brudu spodnie i wiza dalej. Najwyraniej przej si gadaniem o
tuczonych przez sambijsk artyleri szybach.
- No to si melduj - oznajmi dziarsko Juraszko. Stajc... o Jezu...
przede mn?!
- Chce pan...? - Marzena nie odwaya si dokoczy.
- Ochotnikw szukacie. No to jestem. Kapral rezerwy Juraszko
Kazimierz.
Zerkna na mnie z mocno spnion skruch.
- Ale... pan ju chyba nie musi.
295

- Ochotnicy zawsze nie musz - pouczy j.


- No tak... To mwi pan... No, waciwie przyda si kto do pomocy
przy umacnianiu budynku - machna rk. Pech chcia, e pado na
Rosjank uzupeniajc okienny szaczyk czym duo mniej bojowym
od worka z piaskiem.
- Kaktusami - skomentowa Juraszko - to mog rzuca, jak granatw
braknie. Ale ustawia nie bd. Babska robota.
Skapitulowaa. Na szczcie daa mi czas i mj poddany presji umys
znalaz argument prosty a genialny.
- Panie Kazimierzu - zaczem z pen ubolewania min - to ekstra, e
chce pan pomc. Ale jest problem. Z broni krucho. Mamy karabiny
SDS-u, a do kadego karabinu jest ju przypisany jeden es dees owiec.
- Nie do kadego - wytrci mi z rk pewne z pozoru zwycistwo. - Po
modym Szablewskim jeden zosta.
- Nie zosta - sprostowaem odruchowo. - Zabra go...
Lepiej byo dokoczy, ni gry si w jzyk. Jej uwag zaprztao co
innego. Stao si jednak. Na szczcie z pomoc przyszed mi
abiszewski.
- Naprawd chce pan wstpi do esdeesu? - posa Juraszce sceptyczny
umiech. - Czy tylko si w telewizji z karabinem pokaza? Jeli to nie
sekret., ktry rocznik?
- Pidziesity pity - owiadczy z dum Juraszko.
Jasio Kret zaoy z namaszczeniem okulary i wspi si do nas. Jako
niepoprawny optymista i dure, niepotraficy uczy si na bdach,
usunem si z drogi, zakadajc, e przynajmniej on zmierza do knajpy.
- Co? - zdziwi si abiszewski. - Pidziesity pity?
Juraszko przekroczy siedemdziesitk i mimo niezej kondycji
wyglda na swoje lata.
- Troch dawno suyem - przyzna. - Ale przynajmniej dobry by
pobr. Jedyny powojenny z bojowym dowiadczeniem. Pozna braem,
strzelali do nas. W pidziesitym szstym.
- Strzelali? Kto do...? - abiszewski, ktry nie tak znw dawno wraz z
caym Sejmem czci minut ciszy pidziesit rocznic Poznaskiego
Czerwca, pociemnia na twarzy. - Pan artuje...
296

- Sowo - zapewni Juraszko i rozstawi palce - O, tyle mi od ucha


kula przeleciaa. Mia kutas szczcie, e pepesz rzuci i zwia, bo
bym go... Teraz oczy nie te, ale wtedy z mosina na sto metrw to
pudeko fajek kadem.
Pose zmierzy go wyjtkowo chodnym spojrzeniem.
- To nie wiem, czego pan w esdeesie szuka. My tu akurat dobrych
Polakw mamy przed Rosjanami broni, a nie do spki z Rosjanami
mordowa. Strony si panu pomyliy.
- Jak to, pomyliy? - zdziwi si Juraszko. - Polski zawsze broni.
Przed zachodnimi prowokatorami i wiatowym kapitalizmem. I wtedy, i
teraz to samo. Wiadomo, kto za Begm stoi: amerykaskie monopole. Z
ruskimi si o rop pokciy, to Kremlowi na zo robi.
abiszewski ju nie wyglda na posa, gotowego sa umiechy
wszystkiemu, co zdolne wrzuci kartk do urny.
- Wracaj do domu, dziadku - warkn. - U mnie, w esdeesie, nawet
doniczki z kaktusem nie powchasz.
- Nie, to nie - wzruszy ramionami uraony weteran. - Do esde-esu i
tak nie mam zamiaru. To jacy, panie, pederaci. Dowdca w sukience
azi, drugi kolczyk w uchu, a Szablewski to do solarium jedzi i pono
nogi goli...
abiszewski min go, wsiad do toyoty i odjecha.
- Nie wezm ci - pokiwa wspczujco gow Jasio Kret. - Eme
ryt jeste. - Po czym umiechn si szeroko, prosto w moj stron.
- Ale ja emerytury nie mam. To si w sam raz do wojska nadaj. Prawda,
obywatelu majorze?
- Lepiej tam nie id - powtrzyem.
- Ale dlaczego? Sam mi kazae przebiera si w mundur i wraenie
robi.
- Wanie dlatego.
- Ze robi? - rzucia wyzywajco.
- Ujbym to tak: abiszewski robi lepsze.
- Na kretynach. Trzeba by durniem, by ufa politykowi.
- Anarchistka - umiechnem si. Wzruszya ramionami i zesza z
ganku. Mielimy go ju tylko dla siebie: obaj ochotnicy zgodzili si uda
do restauracji, wzi po puszce piwa i czeka na przydzia
297

broni. Marzenie wyjaniem, e pki nie odnajdzie si Grzesiek, wol


mie w okolicach bufetu dwch znajomych piwoszy ni nie mie nikogo.
Nie zaproponowaa, bym sam stan za barem. Zamiast tego oznajmia,
e idziemy do kocioa. Teraz wybijaem jej to z gowy.
- Nie wiem po co, ale on wyranie chce tej mobilizacji. A daru
przekonywania nie sposb mu odmwi.
- Nie wiesz, po co? - skrzywia usta. - A niby czemu tak go ten dziadek
wkurzy? Bo by si dziennikarze do niego w kolejce ustawiali. Zamiast
do bohatera, co to nard poderwa, stan na czele i cudu nad Lawink
dokona.
- Bdzie walczy, jakby co? Znasz go...
- Tak mi si zdawao - burkna. - Ale od tej strony akurat faktycznie...
Potrafi ostro pogra. O, tak. Kiedy wyczuje w tym korzy, potrafi.
-1 teraz wyczu - podsumowaem. - Sawa, wygrane wybory. No c.
Fajnie. Mamy jeden kopot z gowy.
- Raczej jeden wicej. Syszae te brednie?
- Dlaczego brednie?
- Chce ich do wojska zagna, a organizuje gosowanie. Dwie pieczenie
na jednym ogniu: patriota i demokrata jeszcze. Tylko e to nie wypali.
Wyborca nie jest taki gupi, by sam siebie na wojn posya. To nie tak
dziaa.
- Fakt: najpierw musi sam sobie wadz wybra. I dopiero ona posya.
Ale myl, e abiszewskiemu si uda.
- Niby jakim cudem? - parskna. - Nie syszae tych bab? Rkami i
nogami broniy si przed wojn.
- Wojna ju jest Bd gosowa, co zrobi, eby byo bezpieczniej. A
tu nie ma jednych Kisun, ktre zgodnie powiedz abiszewskiemu
nie!". Myl, e uciua wikszo.
- Wikszo?! - popatrzya na mnie jak na wariata.
- Dla wikszoci jest lepiej, kiedy ssiedzi chwytaj za karabiny i
pomagaj wojsku.
- Pki to wikszoci nie ka chwyta.
- Nie ka. Pamitaj: mwimy o rezerwistach. Mylisz, e ilu takich
jest w Kisunach? Procentowo.
298

- No... z rodzinami, onami, dziemi...


- Tylko penoletnie si licz. A rezerwici s modzi, wic przewanie
ich jeszcze nie maj. No to policzmy: z grubsza co szsty mieszkaniec
Kisun to mczyzna po wojsku a przed czterdziestym pitym rokiem
ycia. Starszych - wyjaniem - mobilizacja nie apie. Z tej jednej szstej
poowa nie suya, bo to nie komuna i tylko gupich bior. Czyli z
onami masz dalej jedn szst gosw na nie".
- Ale z rodzicami... s modzi, wic przewanie ich jeszcze maj... zaartowaa - z kumplami...
- Kumple te modzi. Maj wci fajne ony albo ju fajne crki. I to o
nie si martwi, kiedy myl o pijanej ruskiej bandzie, hulajcej po wsi.
Poza tym nawet pord rezerwistw trafi si paru patriotw,
zwolennikw silnej rki - umiechnem si - sklepikarzy... No i czynnik
czasu. Prawie cztery godziny od ostrzau - i nic. Skromny rajd na paac.
Miller szykuje si i kiedy ruszy, bdzie ciko, ale teraz z kisuskiej
perspektywy wyglda to tak, jakby Sambijczycy byli sabi. A sabego
najlepiej postraszy. Mobilizacja to taki straszak. Ludzie maj te czas
rozway, co jest dla nich korzystne. Obrona zwykle jest dla
spoeczestwa korzystna. Tak e w sumie abiszewskiemu moe si
uda.
- O co si zaoysz, e nie? - rzucia wyzywajco.
- O spenione yczenie? - posaem jej krzywy umiech.
- Nie o fors?
- Wyda nie zd. Posyasz mnie w bj na czele komanda starcw i
wiejskich gupkw. Polegn jak nic.
- Ja ci posyam? - zaprotestowaa anemicznie.
- Krechowiak podszkoli ochotnikw" - zacytowaem. - Mie, e
zapytaa o zgod.
- Mylaam... - urwaa.
- Nie mwiem, e w to wchodz - mruknem, patrzc na park. Nic
ciekawego si tam nie dziao, ale drzewa maj t dobr stron, e nie
odwzajemniaj spojrze szarymi oczyma.
Nie odzywaa si jaki czas.
- Podpowiadasz, co jak robi. - Wskazaa przerobione na strzelni
c okno. - I z t mobilizacj... Przepraszam, le zrozumiaam. Fakt:
na ochotnika si nie zgosie.
299

- Jestem aresztowany - przypomniaem bez przekonania.


Rozwaaa co przez chwil.
- To miao by to yczenie? - zapytaa. - No, gdyby wygra zakad...
Chciae, ebym ci wypucia?
- Jestem realist.
- Nie? Wic co?
Zawahaem si, a potem umiechnem gorzko.
- Jednak nie. Nie jestem realist. Nic, niewane.
- Za mao? W ogle miaabym zapomnie o sprawie, tak? - Milczaem.
- Nie mog - powiedziaa cicho. I zapytaa: - Skd wiedziae, e mody
Szablewski wzi karabin?
No prosz: jednak nie przegapia mej wpadki.
- Byem z tob w magazynie - przypomniaem, nie silc si na bycie
przekonujcym. - Mogem wydedukowa, e jednego brakuje.
- Gwno moge. Na regale jest wicej pustych miejsc. A ty pewnie
nie wiesz, ile powinno by karabinw.
- Tyle co esdeesowcw? - strzeliem.
- A wiesz, ilu jest esdeesowcw?
- Jak pomyl, to ci chyba powiem.
- Moe - zgodzia si. - Ale ile karabinw maj na stanie, nie wiesz,
prawda? Albo chocia, ile wynielimy z magazynu? - Nie chciao mi si
przyznawa jej racji. - Kurwa, Janusz... Co ty mu zrobi.
Nie pytaa. Nie triumfowaa te niczym detektyw, ktry przygwodzi
zbrodniarza nieodpart logik argumentw. Bya raczej... rozalona.
- Jest trzynacie - mrukna. - Karabinw. Nie powinnam ci tego...
Pierwsza zasada: nie podpowiadaj podejrzanemu.
- Prokuratorska? - Moe za sabo zaakcentowaem znak zapytania, bo
nie odpowiedziaa. - Dlaczego to rzucia?
- Ja nie rzucam. To mnie jako zawsze... - Umiechna si gorzko. Jazda po pijanemu, wypadek. Na szczcie adnych ofiar. Ale i tak...
Wywalili mnie z prokuratury.
- To kolano to wtedy...?
- Wszystko wtedy - powiedziaa cicho. - Dwa lata temu miaam
kiepski rok.
300

Zatrzymalimy si obok cignika. Miaem kilka pyta i za mao


odwagi, by je zada. No i chwilowo to ona pytaa.
- Wierzysz w Boga, Krechowiak?
Byo cicho, wiecio soce, spokj a ku zmysy, pod ktrymi
buzowaa adrenalina. Dobry czas na takie kwestie.
- Nie bardzo - przyznaem. - Jak komu w dziecistwie do gowy tego
nie wbij... A mnie akurat..
- Ojciec partyjny by za PRL-u, ba si z mam na mszach afiszowa.
Ale czu, e si komuna sypie, i wola si zabezpieczy. Z rana, kiedy
may ruch, wpada do kocioa, ksiom si pokaza. Mnie bra jako
alibi. Gdyby ktry towarzysz go przyuway, to po crk przyszed.
Teciowa, wiecie, rozumiecie, zacofany element, wnuczk w takie
miejsca ciga, a potem zostawia, a sama w kolejk... Tak miaam mwi,
e babcia. Pniej komuna pada i na odwrt to on na mszach w
pierwszej awie, z kumplami z zetchaenu, a mama cichaczem, w
ciemnych okularach, wieczorkiem... eby siniakw nie pokazywa. Tak
e, lewica czy prawica, moda Pawlu-kwna dwa razy dziennie w
kociele. Anio powinien ze mnie... Ale byam za. - Patrzya na parkow
ziele, jeszcze nieznacznie przetykan jesiennym zotem. - I ycie mi si
rozsypao. Tak jak moim starym.
Nie wiedziaem, co powiedzie. I czy w ogle mwi.
- Pomylaam, e jeli bd dobra, moe je pozbieram do kupy. No,
troch dobra. Bo cakiem dobra to nigdy nie bd. Adam ma racj umiechna si. - Suka ze mnie.
- O sukach nie mwi - mruknem.
- To ty bdziesz. - Odwrcia wzrok. - Nie mog ci zwolni.
Umiejesz si, ale... obiecaam.
Wskazaa niebo do nonszalancko, kciukiem, nie jakim powanym
palcem. Zrozumiaem jednak.
- Bogu? - zdziwiem si. - Moj gow? No, no.
- Bycie w porzdku. Tak oglnie, no wiesz.
- I dlatego chcesz mnie posa za kratki? - Staraem si odcedzi
gorycz i pozostawi konkretne pytanie.
- Chc... chciaam, eby si okaza niewinny. Uratowae mnie wskazaa fontann. - Wiesz, jak mi z tym ciko?
301

- Ale nie a tak, jak z grzechem na sumieniu? Wic wybierasz


mniejsze zo? - Nie odpowiedziaa. - Marzena, sama ze spluw a
zisz. Takim czym do zabijania ludzi.
Rzu rkawic, a Marzena Pawluk z miejsca j podniesie.
- Zych. W obronie dobrych. O swojej mwi.
- Mody Szablewski by zy.
- By? - podchwycia. - Czyli ju go nie ma?
- By zy, tyle wiem. Teraz moe by dobry. Twoja wiara zakada
powrt na drog cnoty. To jej fundament jakby.
- Dobry Szablewski to martwy Szablewski? - podsuna.
- Nawracasz mnie czy zeznania wycigasz?
Pociemniaa na twarzy.
- Chc, eby wszystko byo jasne midzy nami - rzucia oschle. - Stoj
teraz, wybacz grnolotno, na stray prawa. I mam zamiar go broni.
- Teraz? Chyba jako prokurator bardziej staa?
- Odwal si. - Trafiem niechccy w czue miejsce. - Przynajmniej
nikogo nie zabiam dla jakiej...
- Dla jakiej? O Maszy mwisz?
- Przepraszam - zreflektowaa si. - Do niej nic nie mam. Moda,
naiwna. I wida, e nie robi tego dla kasy.
- W ogle tego nie robi.
- Dobra: w ogle. Nie wiem, co wyczyniacie w sypialni. Wiem, e
macie wspln azienk, ona wydrapuje oczy, jak si ciebie aresztuje, a
ty w barze chcesz obcina jaja kademu, kto j w tyek klepnie.
Usiadem na schodach. Stana obok; oparta o mur niby to gapia si na
park. Ale w spojrzeniu miaa to bagalne co, co w zestawieniu z urod
czyni z kobiety upiornie skuteczne narzdzie do wywierania presji.
- O karabinach zacza - burknem w kocu.
- Niewane - powiedziaa cicho.
- No, gadaj.
- Chciaam zapyta... Kosman ma bro po utraconych onierzach. W
sumie z esdeesowsk jest tego dwadziecia par sztuk. Mylisz, e to
starczy?
302

- Dla rezerwistw? Raczej w drug stron bdzie problem. Taki


Zioo, m bufetowej. W spisie jest, a fizycznie pod Hamburgiem.
Z innymi pewnie podobnie. Nawet jeli spord obecnych nikt si
nie bdzie uchyla, moe zabrakn ludzi. No - umiechnem si
krzywo - ale przecie mamy Jasia i Juraszk. I mnie.
- Ty w to przecie nie wchodzisz - przypomniaa.
-W co?
Zastanawiaa si przez chwil.
- W obron wsi.
- Nie wchodz - zgodziem si. - Nikt nie powinien. Trzynacie
karabinw czy trzydzieci... Nie moemy walczy. To bdzie jatka.
Drugie powstanie warszawskie. Bez sensu.
- No, akurat powstanie miao sens.
- Pewnie. Dwiecie tysicy trupw. W dziewidziesiciu procentach
cywile. Sens? Z visami na Tygrysy? Chopcy poczekaliby miesic,
Berling wcieliby ich do wojska i do tych samych szkopw z armat by
strzelali. Duo skuteczniej.
- Albo wyldowaliby na Koymie.
- Moe dowdcy. Szeregowych w czasie wojny wciela si do wojska i
wykorzystuje.
- No jasne. Cyniczni dowdcy dla ratowania wasnej dupy posali na
mier naiwnych chopcw z visami.
-1 dziewczyny - przypomniaem. - I dzieci. Tyle e nie o dup
chodzio. Raczej o fotel pod ni. Kto wygrywa powstania, bierze wadz
i zaapuje si na ministerialny.
- Gupoty pieprzysz.
- Moe - zgodziem si. - Niewane. To historia. Mnie interesuje
przyszo. Mam zamiar to przey.
- Pewnie. Niech ba nadstawiaj gupie wieniaki.
- To moi klienci. ycz im lepiej ni ty i twj Ada.
- On nie jest mj! - warkna.
- To fajnie. Podobno kiedy mwi, e co jest czarne, to ty, e biae.
Wic...
- Tak ci powiedzia?!
- ...jak ju zmobilizuje rezerwistw, id i przekonuj Kosmana, eby
wywiz Rosjanki. Zagrasz Adasiowi na nosie.
303

- Ju lec, uwaaj. Te baby trzeba byo posa.


- Nie mogem - wyznaem. - Chc jeszcze poy.
- Racja - rzucia z mciw satysfakcj. - Na strzpy ci rozedr, jak
zabierzesz wojsko i zostawisz je na pastw pijanych Ruskw.
- Na strzpy to mnie Misza Miller... Jeli si dowie, e mu kij w
szprychy wpycham.
- Przecie tu nie wkroczy - zakpia. - Negocjatorw tylko przyle.
Bdziemy bezpieczni.
- Nie my - sprostowaem. - Ciebie tu nie bdzie.
Zaskoczyem j. Ale do szybko zrozumiaa. Po swojemu.
- To o to chodzi? Ja wiej z wojskiem, ty zostajesz? No prosz. Jakie
proste wyjcie.
- Zawsze moesz tu wrci i znw mnie aresztowa.
- A ty uciec do Kaliningradu. Albo chocia lady pozaciera. Zwoki
wywie, wiadkw... - urwaa. Chyba zdaa sobie spraw, e si
zagalopowaa.
- Nie ma adnych wiadkw. Nie mam kogo usuwa.
- Starszy Szablewski - mrukna.
- Szablewski rozpozna jakoby jaki zegarek, ktrego sd nie zobaczy.
Nawet prokurator nie zechce z nim gada.
- Z dwojgiem zechce. Te widziaam ten zegarek.
- No to mnie przejrzaa - posaem jej krzywy umiech. - Wypycham
was ze wsi prosto w zasadzk, eby ci Misza wykoczy. Ja wykocz
Szablewskiego i po...
Nic nie powiedziaa, po prostu patrzya. Ale tak, e nagle zrobio mi
si chodniej.
- Chyba ci pojebao - wymamrotaem.
- Przepraszam, e to logiczne.
- Logiczne?! Marzena, przecie... - zabrako mi sw, ale na szczcie
obok bya pokiereszowana kulami fontanna, ktr mogem wskaza
dramatycznym gestem. - Dawno mogem ci zabi! Albo uciec!
- I co dalej? Zbieg do koca ycia? Lepiej si dogada. Uratowa
ledczego, zdoby jego sympati i...
- Nie obronimy wsi - rzuciem przez zby. - Pytaa mnie jako oficera,
wic ci to mwi: nie damy rady.
304

- Kosman nie ucieknie. Powiedzia, e to nawet fajny plan. Tyle e


nierealny.
- Gwno prawda. Dziewczyny do bewupw, na hol ze trzy takie
przyczepy - wskazaem t podczepion do postrzelanego cignika
- onierzy do nich i za pi minut s w...
- On w cywilu - przerwaa mi do agodnie. - Albo i za kratami.
Wiesz, co zrobi z dowdc, ktry zwia, oddajc bezbronn wiosk
ruskiej bandzie? To ten jeden jedyny raz, kiedy wszyscy Polacy bd
zgodni. Zostaby uznany za najwikszego tchrza w historii naszej
wojskowoci.
- Nikt wicej nie zginie - powiedziaem cicho.
- Tym bardziej. Nic si nie stanie, a Kosman zrujnuje sobie karier i
wszyscy go opluj. Poka mi bohatera, ktry na to pjdzie. Ty moe?
- rzucia wyzywajco. - Tak szczerze: zrobiby to, bdc w wojsku?
Pomilczaem chwil w odpowiedzi. Pokiwaa gow jak kto m
wicy no wanie". Nie skapitulowaem jednak.
- Mwisz o onierzu - umiechnem si mao radonie. - Ale w armii
s te karierowicze. Mnstwo. Faceci, ktrzy woyli mundur dla
wygody. Bo stabilna posada, dobra pensja... Polska od pwiecza nie
walczya z nikim na serio. Zawodowy onierz ryzykuje mniej ni szofer.
I jeli mu nagle kaesz popeni bohaterstwo... Bez ekstra premii jak w
Iraku... Niejeden, majc wybr, podzikuje za posad. W cywilu mona
zarobi podobne pienidze, a nikt do ciebie nie bdzie strzela. Nie
powlecze goego za czogiem.
- Prosz?
- Millera sposb na oponentw. Wspomnij Kosmanowi.
- Wymylie to sobie... Chcesz go nastraszy?
- Chc uratowa t wie.
- To tak jak on.
- On chce tu urzdzi drugie powstanie warszawskie.
- Nawet jeli... Czasem trzeba walczy.
- Ale czasem mona nie walczy. - Popatrzyem jej w oczy. - Id i
powiedz mu o tej przejadce za czogiem.
- Jego wywal z armii, mnie ze Stray. Sporo dasz.
- Ciebie nie. Jeli nikt wicej nie zginie, jeszcze medal dostaniesz. A
wtedy i Kosman nie wyleci. Musicie tylko twardo trzyma si
305

wersji, e to ty rzdzisz. On sucha rozkazw, wic bdzie kryty. Ty


jeste kobieta, masz prawo przedoy ycie innych kobiet i dzieci nad...
Zabrako mi porcznego sformuowania. Tylko na sekund, ale
bezlitonie wykorzystaa ten moment zawahania.
- Honor - podsuna z krzywym umiechem.
- Bezsensown jatk - rzuciem ponuro.
- Zdziwisz si, ale kobiety te maj honor. I to taki.
- Nie obronimy wsi. Zabierzcie std Rosjanki i...
- Kosman nie jest tego taki pewny. Daje nam spore szanse. P na p,
jeli wojsko bdzie walczy samo. I trzy do czterech, jeli pomog
rezerwici albo SDS.
Milczaem przez chwil. Bd.
- Te nie masz pewnoci - oznajmia triumfalnie.
- Jasne, moe si uda. Ale wiesz, jakim kosztem?
- Moe mniejszym ni przy ucieczce. Zapomniae? Okryli nas.
Jeden transporter Kosman ju straci. O, tak - strzelia palcami - bez
sensu. W goym polu mog nas raz dwa wystrzela. A tu, w terenie
zabudowanym... Warszawa dwa miesice walczya. Bez jednego wozu
bojowego. My mamy trzy.
- Co pity warszawiak zgin. U nas by to byo szedziesit cywilnych trupw. - Pokazaem palcem. - Std do bramy si uoy. Fajnie
wypadnie w telewizji. A reszt do przytukw, bo wie sponie.
Nie zdya odpowiedzie.
- Czogi! - krzykn pdzcy od strony bramy onierz. - Nasze!
Wpad do budynku. Wymienili z Marzen radosne byski zbw.
Bo na chwil pokazaa swoje. Biae, rwne.
Zbyt biae i zbyt rwne? Za mao i za krtko widziaem. Ale to przeze
mnie. Zahaczya wzrokiem o moj twarz i od razu mina jej ywioowa
rado. Nie, eby spospniaa. Umiech przetrwa. Tyle e umiarkowany.
- No to chyba po strachu?
Czog przemkn przed bram, bysnwszy biao-czerwona szachownic. Za nim drugi i trzeci. Czwartego nie byo. Weekend. Sta w
bazie na tyach, a zaoga urlopowaa. Raz w miesicu jej si naleao.
306

Zaraz potem w bramie pojawia si sylwetka rowerzysty. Dugosz,


elektryk. Czasem wykonywa drobne naprawy w Paacowej". Mia ze
trzydzieci lat, nie bra szturmem Poznania i nie by ograniczony umysowo, uznaem wic, e tym razem mi si upiecze. I faktycznie - nawet
jeli diabli zesali nastpnego ochotnika, to nie mnie, a Marzenie.
- To pani jest za Czubackiego? - upewni si, schodzc z roweru.
- Mona na chwil? Spraw mam. W cztery oczy.
Zaszedem do gabinetu, podniosem suchawk telefonu, wystukaem
dwie trjki i po chwili usyszaem lakoniczne mw po sygnale"
Gawryszkina. Rwnie zwile powiedziaem:
- Nie strzela w paac i terenowego mercedesa. Niech pan si do
wie, komu w Kisunach potrzebne jest moje radio. Te mam automa
tyczn sekretark, prosz si nagra.
Zszedem do izby chorych. Ewa siedziaa w fotelu i czytaa ksik.
Skoczyy si albo bandae, albo krwawicy pacjenci. Poderwaa si na
mj widok.
- Nie byo ci - rzucia oskarycielsko. - Szukaam. Podobno ta kurwa
gdzie ci zabraa.
- Ktra? - rozejrzaem si. Jej pomocnic nie byo. Z drugiej strony, i
liczba rannych nie wzrosa. Siedem ek. Doszed Szurym i ranny w
okie onierz. Odpada jedna Rosjanka i ktra z kisuskich kobiet.
- Jedn mamy. Ela i Sandra to prostytutki. Praca taka. A kurwa to
charakter. Przepraszam.
- Mnie? - umiechnem si blado. - Za co?
- Lecisz na ni. Moe i mdrze - zastanowia si. - Takie potrafi
daleko zaj. Miaby kas i atwe ycie.
- Pralki bym nie mia. Nie sta jej.
- Jej nie sta? - zdumiaa si. - artujesz.
- Nie jest ju prokuratorem. - Zawahaem si, po czym zapytaem: - To
ona ci...?
Nie wygldaa na zaskoczon.
- Wida czy sama si chwalia? - skrzywia usta.
- e prokurator, sama. A reszta... abiszewski jest z Biaegostoku, jak
ty. A znaj si. I wida, e wy te.
307

- Wida - westchna. - Wiesz, miaam ochot j zabi.


- To tak jak ja - wzruszyem ramionami.
- Teraz chocia robi swoje. Byo morderstwo, jeste podejrzany... W
Biaymstoku polowaa na lekarzy. Akurat tych porzdnych, co zamiast
skroba po ktach, za cik kas, chcieli za skromn pensj dzieci
Polsce przysparza. Bo jej jaki pojeb w sutannie wmwi, e in vitro jest
gorsze od faszyzmu.
- Wiem.
- Wiesz? - zdziwia si. - A, no tak. Tata ci o niej...
- Tata - przyznaem. - Ale nie teraz. I nie w zwizku z tob. Rok temu
u niego spaem. A waciwie... my.
-Wy?
- Z Jolk. Moj by. Rozeszlimy si niedugo po tej wizycie...
Z kas cienko stalimy, a u twoich rodzicw miaem darmowy
nocleg.
-No i?
- I twj tata zapamita, e potrzebuj forsy. A teraz zaproponowa mi
biznes. Dziecko za dziecko. - Jej brwi powdroway pod grzywk. - Ja
przywo ciebie, on nam funduje sztuczne zapodnienie. Bo po to
jedzilimy do Biaegostoku. Now klinik otwierali. Prywatne centrum
leczenia bezpodnoci. Promocja dla pierwszych klientw.
- Staralicie si o dziecko? - zapytaa cicho.
- Ju nie bardzo nas byo sta. Jolki pienidz si nie trzyma. Ja mao
zarabiaem. I takie tam rne... kopoty. Jak to w yciu. Na dwa podejcia
latami ciualimy, i nic. To miao by ostatnie. Ju si psuo midzy
nami. Dziecko mogo jeszcze co uratowa. Wpaciem zaliczk, kup
forsy jak dla nas, no i...
- Pawluk wam rozpieprzya klinik - dokoczya za mnie. Teraz to ja
uniosem brwi. - Bankructwo jeszcze przed otwarciem. Par listw z
domu dostaam. I od kumpli. Wiem, co wyczyniaa. Za moich czasw
przecie zacza. Wielka krucjata przeciw wrogom ycia pocztego. I
tym, co pomagaj nie po boemu poczyna. Nie wiedziaam tylko, e si
zwolnia. Rzd mamy prawicowy, mylaam, e do Warszawy za zasugi
awansuje. Moda, pobona i gorliwa... Mamy ajdaka, nie ma paragrafu,
to z innego go do ciupy... Po to jest
308

prokurator, by jaki wyszuka. Ale wida mao jej byo wsadzania za


kraty wrogw polskiego narodu. Woli do nich osobicie strzela na
granicy.
- Wrogw narodu?
- Co, nie wiesz? Aborcja, prawa dla gejw, in vitro, antykoncepcja
- to wszystko krecia robota wrogw Polski. Niemcw, ydw, ko
muchw, liberaw... cholera wie kogo. Wrogw po prostu. Tych, co
krzyem w kociele nie le i moheru na bie nie nosz.
- No tak - odchrzknem. - Ten ranny szofer... Musz z nim po
gada.
Potrzebowaa paru sekund, by przestawi zwrotnic.
- Przepraszam - mrukna. - Zapomniaam... A o czym pogada?
Nie pytaem, za co przeprasza. Nie chciaem usysze, e mam
przykro wypisan na twarzy.
- No... o radiu. Pyta mnie o...
- To od Gawryszkina? - przerwaa z oywieniem. - Mog skorzysta?
- Chcesz ich opierdoli za bomb w honkerze?
- Chc mu powiedzie, e yj. - Miaa dziwny wyraz twarzy.
- I zobaczy, czy si zdziwi.
Nie od razu zrozumiaem. Ale i tak do szybko, biorc pod uwag, jak
dalece rozmijay si nasze myli.
- Mylisz, e wiedzia o bombie? - skrzywiem szyderczo usta.
- I co: moe jeszcze sam zaproponowa ciebie na kierowc? Ty kretynko... - Widziaem, jak w jej oczach zapala si niepewny jeszcze,
lecz ju radosny pomie. - Chce tu po ciebie przylecie, drugi
kretyn... W sie zabra. Pasujecie do siebie. Murowany debilizm
u potomstwa.
Pomie eksplodowa, a ona nagle zawisa mi na szyi. Nie prbowaem
jej zdejmowa. Chyba potrzebowaa mego ramienia w zastpstwie
chusteczki.
- Co z tym Szurymem? - zapytaem.
- Kiepsko. - Nad gosem panowaa lepiej ni nad oczami.
- Pyta o radio. Raczej nie dla siebie. A nawet jeli, to kto mu
powiedzia, e mam. Chciabym wiedzie...
- Lepiej, eby spa - ucia.
309

- Moe dla niego lepiej. Bo dla nas...


- Jestem lekarzem, a to mj pacjent Mam mwi dalej?
- Daruj sobie. - Poklepaem j, by nie zabrzmiao za ostro. - Ale przy
pierwszej okazji zapytaj go...
- Zaatakuj, prawda? - Tulenie pomogo, oczy miaa ju suche.
Pomylaem o czogach z szachownicami... a potem skinem gow. - To
jakie to ma znaczenie? W ledztwa si bawisz? Teraz? Bierz lepiej
Masz i uciekaj.
- Masz?
- Wiesz, e Gawryszkin mia troje dzieci? - Znw kiwnem gow.
- To zrb co. Bo ma ju tylko j.
Odwrciem si na picie i poszedem co zrobi.
Po korytarzach pltali si nieliczni onierze i brzuchate Rosjanki w na
poy nocnych, na poy wojskowych strojach - przewaa zestaw: koszula
do kolan plus zielona bluza od dresu plus trampki
- wic nie zwracaem uwagi na panujcy wok ruch. Ale nie dlate
go mnie zaskoczy. Po prostu zbyt intensywnie mylaem.
Oprzytomniaem rozpaszczony na cianie.
Dudziszewski. Wkurzony. Trzyma mnie jedn rk, ale nie prbowaem si wyrywa. Ta druga, zwinita w pi, tylko na to czekaa.
- Ty skurwysynu... Pedofilu pojebany...
- Masza - zgadem.
Podsun mi pi pod nos. Rozchyli palce.
- Poznajesz, kutasie? Twoje?
- Piguki jej. Gumki... nie wiem. W kadym kiosku...
Kto stan przy wylocie schodw. Baem si spojrze, kto. W kadej
chwili mogem oberwa.
- Od ciebie dostaa! - warkn Dudziszewski. - Z przykazaniem,
eby zawsze w kieszeni nosi! A to babsko na si j faszeruje pigu
kami antykoncepcyjnymi! Kurwa ma! Bo pan i wadca do domu
wraca! I uy sobie musi!
W dobre miejsce patrzyem: zwin palce wok miniaturowej apteki i
prbowa przybi mi gow do ciany. Zdyem zapa go za
nadgarstek, unieruchomi.
310

- Czekaj... - Wyszo mi to rzeczowo i spokojnie; pewnie dlatego nie


zacz wyszarpywa rki albo, powiedzmy, kopa mnie tam, gdzie
pedofilw kopa naley. - Pogadajmy.
- O czym tu gada?! Pieprzysz dziecko! Regularnie!
- Nie tknem Maszy. Wystarczy zapyta.
- Pytaem! Sypiacie razem!
Ten przy schodach nie rusza si. Zaryzykowaem szybkie spojrzenie.
Marzena Pawluk. Piknie.
- Z pitnastolatk! Mylaem, e ma... Ale dopiero pitnacie! Kurwa,
czowieku! Mogaby by twoj crk!
- Moe bdzie.
- Co ty chrzanisz? - warkn. - Jakie: bdzie?
- Jej stary jest oficerem. Na ruskiej wojnie domowej. A nikogo wicej
nie ma.
- I dlatego j rniesz? eby si samotna nie czua?
- Nie rn. Tak ci powiedziaa?
- A co tu mwi?! - Znw podsun mi pod nos dowody winy. - W
kocu z niej wycignem, po co na t wie wlaza! Bo j pani Teresa za
eb bierze i jak g faszeruje pigukami! eby szef smarkuli bachora nie
zrobi!
- Grzebae w jej szufladzie? Ale te pozostae tabletki oczywicie
przegapie? No pewnie: niewane, czym panienka gow faszeruje.
Wane, czym si zabezpiecza. Tylko e ona si nie zabezpiecza. Nie
myje si, nie maluje, nie depiluje, strzye na krtko, azi w spodniach i
nie yka piguek. Bo to kobiece. A ona nie lubi kobiet Najbardziej takich
wanie: modych, wypacykowanych, pachncych. Stara si nie pamita,
e sama jest dziewczyn.
Daem mu do mylenia. Co nie znaczy, e mi uwierzy.
- I dlatego j pieprzysz? Chopczyce lubisz?
- Czasem pacze w nocy. Przychodzi wtedy do mnie i pimy obok.
Obok. Wiem, e trudno w to uwierzy. Ale moe da si sprawdzi. Dwa
miesice temu bya dziewic.
- Co? - Troch go znokautowaem takim postawieniem sprawy.
Marzena ruszya w nasz stron.
- Jed z ni do ginekologa. Te piguki... Kiedy siedz na miejscu, nie
wmuszam w ni. Po prostu pilnuj. Ale nie mog tu by
311

stale. To marny interes, praktycznie mamy z tego tylko dach nad gow.
Na reszt musz inaczej zarabia. A crka kosztuje. Ostatnio dodatkowe
pi dych u ginekologa.
- Dodatkowe? - Gos Marzeny brzmia beznamitnie.
- Zastpstwo si trafio. Mia moda lekarka. Masz nakarmiem
prochami od psychiatry. Mao nie zasna, taka spokojna. Weszlimy do
gabinetu, fajnie, umiechy... No to je zostawiem. Przykopa-a pani
doktor. Dobrze, e boso. Podwjnie zapaciem, eby zaagodzi, ale z
badania nici. Wic dziewictwo ma udokumentowane tylko do sierpnia.
- Kopna lekark? Dlaczego?
- Nie wiem, na korytarzu czekaem. Perfumy za mocne? U naszego
doktora stoj obok. Facet niczemu si ju nie dziwi, dwie wille za
skrobanki postawi. Ale na t dziewczyn pierwszy raz trafilimy, no i
gupio jako...
- Wazisz z ni do gabinetu i stoisz przy fotelu? - upewnia si. Nad
beznamitnoci musiaa ju popracowa.
- Na porodwce te j bd za rk trzyma. Jak nie upilnuj. Ale
spokojnie: to nie bdzie moje dziecko.
- Bo ty si zabezpieczasz?
- Bo j traktuj jak crk.
- Boi si ciebie, tatusiu - wycedzi Dudziszewski.
- Wtpi - powiedziaem spokojnie.
- Wiesz, gdzie j znalazem? Pod kiem! Leaa i si trzsa! Pytam,
co jest, a ona na okrgo, e Janusz zabije... I co tam o kobietach. A
potem wyrywa szuflad, wciska mi kondomy i mwi, ebym zakada, bo
Janusz inaczej nie pozwala...
- Co? - Marzenie lekko opada szczka. Mnie nie.
- Co tam o kobietach? - powtrzyem. - Po rosyjsku mwia, tak?
Jedno pytanie, Dudziszewski. Znasz rosyjski?
- Co? - zdziwi si. - No... w szkole miaem...
- Pu mnie. - Oczywicie nie puci. Rozwayem par opcji i
wybraem pokojow: - Marzena, powiedz mu co.
- Niby co?
- e zabijam facetw, stajcych midzy mn a Masz.
- Zabija - przyznaa. By zaraz doda: - Niech pan go trzyma, pa312

nie szeregowy. Pitnacie lat? - Pokrcia gow. - Przegie. To jeszcze


dziecko. Chyba jednak... Wyja kajdanki z kieszeni na udzie.
- Jest drobna i ma tak dziecic urod. - Umiechnem si na myl o
Maszy. - Bdzie w twoim wieku, a i tak niektrzy nie sprzedadz jej
piwa. Wic niejeden bierze na to poprawk i myli, e tak naprawd jest
starsza.
- A ty, biedaku, dae si zmyli.
- Tumacz, czemu co drugi niepedofil chce j przelecie. I dlaczego
karmi j pigukami, a do kieszeni wciskam gumki. Bo w kocu jej nie
upilnuj. Boi si kobiet, nie chce by kobiet, ale do facetw, moe
wanie dlatego, si garnie. Zwaszcza do onierzy.
- onierzy? - zdziwi si Dudziszewski.
- Tata oficer, wszyscy wujkowie od zawsze wojskowi, jedyne zdjcie
brata w hemie i z kaachem... Sabo ma. I to onierze j odkopali. No,
pu.
Puci. I powtrzy z niedowierzaniem sowo-wytrych:
- Odkopali?
Marzena staa z kajdankami w rku. Te czekaa.
- Spod gruzw domu. Dob z trupami leaa. Modszy brat, jej
chopak, ssiadki... Bomba lotnicza.
- I lubi onierzy? - Nie wierzya. - Po czym takim?
Dudziszewski zabra rk. Poszedem do pokoju Maszy. Siedziaa
na ku, ciskajc poduszk jak czterolatka misia. Usiadem obok. Daa
spokj poduszce i wczepia si we mnie.
- Schowaj kajdanki - rzuciem w stron Marzeny. - I najlepiej
wyjd.
Schowaa. Nie wysza. Niewane. Na korytarzu te by to usyszaa.
Masz, jak zwykle, sycha byo daleko.
- Kocham ciem - oznajmia zabawn polszczyzn.
Tulia si do mego ramienia, ale oczy miaa wyej, skierowane na
Dudziszewskiego. Nie ja jeden miaem wtpliwoci, komu wyznaje
mio.
- Waciwie - przypomniaa sobie Marzena - to czemu wciskaa panu
te prezerwatywy?
- Chciaa... - zmiesza si lekko - no wie pani.
313

- Dwa dni tu jestecie - powiedziaa jakby z uraz.


- Ten psychiatra - wtrciem si - uprzedza, e tak moe by. To
znaczy najpierw ja mu powiedziaem, jak jest, a potem on to mdrze
zdiagnozowa. Co o podwiadomym poszukiwaniu azylu w mskich
ramionach.
- Azylu? - skrzywia si.
- Te kobiety przed gankiem... Wyglday wrogo. Zwaszcza ta z
widami. Masza si przestraszya. O mnie chyba. Nastpny facet, ktrego
straci. Nie Janusz zabije", kolego rusycysto, tylko pewnie Janusza
zabij".
- Kobiety? - Nie krya sceptycyzmu. - Czemu niby miaa si ba, e
kisuskie baby nadziej ci na widy?
- Chopw rozpijam? - zaartowaem. I ju bez umiechu zaczem
wyjania: - Matka Masz porzucia, konkubiny ojca podle traktoway.
Zdya si nauczy: tata i bracia, czyli faceci, s fajni. Baby wredne.
Koleanki miewaa na krtko, jak to dziecko wojskowego. No i zawi.
Widzicie, jaka jest Wicemistrzostwo Europy, pikna, niegupia, dobra... Tulia si do mnie, jakby rozumiaa, co mwi. - Chopakom lina cieka,
zawsze mili byli, za to dziewczyny...
- Mona krcej? - upomniaa si Marzena.
- Mieszkali pod Kaliningradem. Wojskowe osiedle w lesie, mae bloki.
Mczyzn nie byo, jednostka wysza w pole. Wikszo rodzin te
powyjedaa. Ale nie wszyscy. W domu Maszy par ssiadek zostao.
Podczas nalotw do piwnicy schodziy. Rzadko, bo Rosjanie
przylatywali sporadycznie. Wic nikt na serio... Niby schron zrobiy, ale
w oknach kraty. Zodziei bardziej si bay ni bomb.
- Streszczaj si - zerkna na zegarek. - Pierwsza ju.
- Ktrego wieczoru bomba rozwalia dom. Przysypao je w piwnicy.
Jedyne wyjcie przez okno, a tam kraty. Zaczy szuka narzdzi. Nim
znalazy, przyszy kapralwki.
-Kto?
- Tak by to po polsku... Panienki kontraktowych podoficerw. Bu
rakw, ktrzy podpisuj papier i jad do Czeczenii dawa w dup
czarnym. Cytuj Gawryszkina - zaznaczyem. - Cztery dwudziestki
w rowych ciuchach i srebrnych paskach. Taki wiesz, mix Barbie
i dyskotekowej wojowniczki. Fajki, piwko, solarium, seks w kiblu,
314

kolczyk w ppku. Starsze kobiety te byy, ale to ta czwrka narzucia


styl. Stany nad oknem i zaday fantw za ratunek. Po osiedlu kryy
plotki o majtku Gawryszkina i jeszcze jednego ssiada. e niby dorobili
si w Czeczenii, a Gawryszkin jeszcze na medalach crki. I w gotwce to
trzymaj, w zocie. Ludzie znosili te do piwnic komputery, sprzt, wic
i o to panienki poprosiy. Chocia najpierw chciay tylko pohandlowa.
Pika do metalu za sto euro.
- Drogo - mrukna.
- U Maszy by akurat jej chopak, Igor. Razem zeszli do piwnicy.
Rodzice Nowi Rosjanie, wic on akurat mia fors. Zapaci. Day
brzeszczot, naci prt, odgi, ssiadki zaczy przepycha dzieci. Nad
gow rumowisko, ogie, stray ani ladu, z miasta wybuchy sycha...
Wic niby mdrze. Ale cz budynku nadal staa, kobiety z innych
blokw co tam wynosiy, ni to ratujc, ni szabrujc... Pewnie tak p na
p. Wojna, ich mowie u Begmy, a tych zasypanych... kto wie, czy
Kremlowi si nie wysuguj... Moe dlatego nikt nie protestowa. A moe
dlatego e chaos, bezprawie, noc. A ka-pralwki miay ze sob flaszk,
cay czas piy i coraz mocniej si nakrcay. Zaday, by wypuszczani z
piwnicy pacili. Za ratunek. Kobiety mwiy, e nie maj czym, e
piwnice w gbi zawalone. Wic kapralwki zaczy bi dzieci, grozi, e
im palce poobcinaj. Strasznie si zrobio. Krzyk, lament Znalazo si od
razu troch forsy, wic si rowe panny utwierdziy w przekonaniu, e
jest o co powalczy, tylko rub trzeba dokrci. Ktra z matek
prbowaa si przez otwr do dzieci przepycha. Dostaa omem, rk jej
zamay. Wadim, modszy brat Maszy, mia trzynacie lat. Wyszed z
dziemi. Skoczy broni ssiadk. Bi si z jedn kapralwk. Dookoa z
dziesi bab, ale adna palcem nie kiwna. Patrzyy tylko. Dziewczyna o
gow wysza, wic oberwa. Ale ona te. No to, mwi, jak taki z ciebie
chop, to poka, co potrafisz. - Przerwaem na chwil. - Rozebray go.
Mia... dogodzi wszystkim czterem, po kolei. Taki warunek postawiy.
A jak nie, to aden z niego chop i niepotrzebne mu bd... no, wiadomo.
Dudziszewski usiad obok. Masza zabraa rce z mojej szyi,
umiechna si ni to niemiao, ni przepraszajco, obrcia w drug
stron i wtulia twarz w jego rami.
315

I dobrze. Nie widziaa teraz jego twarzy.


- Zgwaciy go. Nie wiem, czy wykastroway. Gawryszkin nie chcia o
tym mwi. Waciwie to w ogle nie chcia o niczym, ale bez tej wiedzy
ciko si opiekowa Masz. Czowiek co rusz si apie na pomyle, eby
jej jak mi opiekunk znale, albo przyjacik. A ona patrzya, jak
go bij, ka si liza, pakuj mu butelk... To chyba wtedy odechciao
jej si bycia kobiet. Bo cay ten horror to robota kobiet Nie tylko
kapralwek. Inne stay, patrzyy i nie pomogy. A te w piwnicy...
Kapralwki przypomniay sobie, e Igor jest bogaty. Zaday karty do
bankomatu. Odda. PIN? Powiedzia. Tylko skd wiadomo, czy prawd?
Nie byo czasu, by jedzi, sprawdza. Zaday, eby podszed do kraty.
Po tym numerze z Wadimem ba si. Wic kazay ssiadkom Maszy, by
go przycigny. Albo dzieci wyrn. Cztery zdesperowane kobiety, a z
drugiej strony on i Masza. Moe by sobie nawet poradzili, ale chopak
mia skrupuy, nie potrafi boksowa zaryczanych, przeraonych matek.
Szarpali si, dosta siekier. Masza bronia go, wic j skopay prawie do
nieprzytomnoci. Ucieka, wcisna si pod gruzy w gbi piwnic.
Syszaa, jak kapralwki przesuchuj Igora. Po tym ciosie siekier nie
bardzo kontaktowa. Co mu obcinay. Par razy. I oko chyba... Chciay
si upewni, czy poda prawdziwy numer. Potem zaday Maszy. Albo
ona, albo dzieciom gowy odrbi. Ssiadki zaczy polowanie. Tyle e to
rumowisko, one cycate ruskie baby, a ona taki krasnoludek... Guzik
zwojoway. Jedna zawoaa o benzyn, prbowaa podpala, ale ogie nie
siga. Wtedy tamte zabiy ktre dziecko. Bo si baby mao staraj. I do
Igora znw si dobray. Groziy, e jeli nie przyjdzie sama, na kawaeczki go... Raz krzykn, by nie wychodzia, bo i tak zamcz, oboje.
I e Wadim nie yje. Potem ju tylko wy. Nie wysza. Mdra
dziewczyna - umiechnem si do pobladej Marzeny. - Do rana
kapralwki wykoczyy wszystkich. Ssiadki, ich dzieci... Wiadomo:
wiadkowie. Skombinoway par pociskw z magazynu obok osiedla.
Upchay trupy do piwnicy, na wierzch amunicj, podpaliy - i bum.
Chciay wszystko na nalot zwali. To wtedy Maszy pky bbenki. Ale
wybuch przynajmniej stumi ogie. Leaa przeszo dob w gruzach.
Przytomna. Pogrzebana ywcem. Potem wyko316

pali j onierze. - Patrzyem przez chwil na Dudziszewskiego, jak


pobladymi, drcymi ustami cauje kark dziewczyny. Potem
umiechnem si sabo do Marzeny. - No a starszy brat si w wojsku
zastrzeli. Te przez bab. I co tu si dziwi, e was nie lubi?
- Zostaa niecaa godzina - powiedziaem. Stalimy na ganku, patrzc jak
Paczoch, Dudziszewski, Raguziak i dwaj pozostali onierze paacowego
garnizonu odpychaj traktor.
- Raczej p - ucilia Marzena. - Ale zdymy.
- Co zdymy?
- Kopn w dup Bka. Chod. Pokaesz, gdzie mieszka.
- A mog wzi lornetk? - Chwilowo odoyem pytanie o powody
kopania. Machna rk. Po minucie byem z powrotem. Wrczyem jej
futera.
- Dwiga nie chcesz czy to prezent? - umiechna si.
- Aresztant jestem. - Nie odwzajemniem umiechu. - Zastanawiam si
nawet nad kajdankami.
Nie pytaa o nic wicej. Wskazaa mercedesa, nadal zaadowanego
sztucerami i amunicj. Wsiedlimy. Silnik odpali za czwartym razem.
- O co chodzi? - Wrzucia jedynk. Ruszylimy.
- Maj tu kogo. Miller i Wilnicki.
Brama, skrt w prawo.
- Skd wiesz? - I przypomniaa sobie: - Ciebie maj.
- Wanie std. Szurym pyta o moliwo kontaktu. Raczej nie dla
siebie. To po pierwsze.
- A po drugie?
- Wilnicki mwi o apance do armii. Wiedzia, e chcemy zmobilizowa rezerwistw.
Zastanawiaa si nad tym a do skrzyowania z szos.
- Fakt - przyznaa. - Sam na to nie powinien wpa.
- Ma informatora. I to jest problem.
- No tak. Masz problem. Jak nam bdziesz pomaga, a zdobd wie,
facet ci podkabluje.
- Albo facetka. witek na przykad... Swoj drog wredna jeste. Ona
wolno chodzi, a ja...
317

- Przesuchaam j. Wyglda na to, e Wilnicki j wystawi. No


i ona - umiechna si - nie zwieje. Szanowany obywatel ze wiecz
nika. Za duo do stracenia.
W sumie racja. Tym ze wiecznika bardziej si opaca wynaj
dobrych adwokatw.
- A problem jest nasz wsplny - pouczyem j. - Szpieg moe
wszystkim... Do sotysa w lewo - przypomniaem sobie o roli prze
wodnika. Skrcia jednak w prawo. Wzdu szosy staa pancerna
kolumna czogw i bewupw, a na drugim brzegu Lawinki, pod ko
cioem, sporo cywilw.
Zaparkowalimy obok wozu Kosmana. Odprawia wanie cznika,
podnoszcego z ziemi rower.
- Daj po dobroci czy trzeba rekwirowa? - Marzena wskazaa
wzrokiem drugi rower, rzucony na grzbiet bewupa. - I w ogle, jak
poszo? - Popatrzya w stron dyskutujcych przed kocioem cywilw. abiszewski jako nie przybieg si chwali... Wymiali go?
- Wybrali - mrukn Kosman.
- Co? - Mina jej zrzeda.
- Na cywilnego komendanta wsi. I na dowdc esdeesu.
- Co? - zdziwiem si bardziej ni ona. - A Szablewski?
- Abdykowa. Powiedzia, e skoro rezerwici przechodz pod dowdztwo abiszewskiego...
- Co? - Paeczk w sztafecie dziwienia si znw przeja Marzena. Jak to: dowdztwo? A co on ma do...?
- Wola ludu. - Kosman umiecha si raczej lekcewaco ni z gorycz. - Przegosowali, e wsi bd broni, ale wedug wasnego uznania.
- To robi t mobilizacj czy nie? - zapytaem.
- Robi. Plus ochotniczy zacig, plus SDS.
- Skuteczny jest- przyznaem niechtnie.
- Obieca rzdowe odszkodowania. Powiedzia: Macie tu osiemdziesit gospodarstw. Niech jedno kosztuje p miliona. Choby
wszystkie doszcztnie spony, w gr wchodzi raptem czterdzieci
milionw zotych. Po zotwce na Polaka. Mylicie, e Polska odmwi
swym bohaterom, swym obrocom, gupiej zotwki?"
318

- Fajnie liczy. P baki za poniemieck chaup. Nic dziwnego, e


wygra.
- No. Zwaszcza e nie bd walczy. Przenosimy wojn poza wie.
- Wycofujecie si? - Zakotowao mi si w gowie od nadziei i lku
jednoczenie. - Z Rosjankami?
- Do lasu osineckiego, co? - umiechn si krzywo. - A czemu nie
prosto na poudnie?
- Ju raz straci pan tam bewupa. - T odpowied miaem gotow.
- Zbyt oczywisty kierunek. Najsilniej broniony.
- Co nie tak? - Marzena pierwsza doszukaa si czego dziwnego w
twarzy chorego.
- Moe go pani z powrotem sku. - Nie spuszcza ze mnie wzroku. Pan pose przydzieli wartownika...
- Co si stao? - zmarszczya brwi.
- Niby nic. Tylko kto ostrzela wschodni rogatk. Akurat to miejsce,
przez ktre, zdaniem pana Krechowiaka, powinnimy ucieka.
- Ostrzela? - Ja brwi dla odmiany uniosem. - Nic nie syszelimy...
- Niewypa. Za to wiemy, co na nas szykuj. - Odczeka chwil i
wypali: - Rbnli z pepeka w naron chaup.
Przez chwil czuem si troch jak ta narona chaupa: moe nie
rozbity, ale mocno wstrznity.
- Z czego rbnli? - nie zrozumiaa Marzena.
- Pe-pe-ka - przeliterowa. - Przeciwpancerny pocisk kierowany. Typu
Malutka". Taki - wskaza szyn wyrzutni nad luf armaty swego BWP1. Dziaonowy wsuwa wanie na ni krpe, stoko-wo zakoczone
cielsko rakiety. Wbrew nazwie, zestawiony z wielkoci ludzkiego
popiersia, pocisk wydawa si imponujco duy.
- Z trzech kilometrw zniszczy czog.
- Ale ze stu metrw ju nie - mruknem. - Bez sensu. Zaraz za wsi
zaczynaj si zarola. Widoczno nie przekracza stu metrw. Wystarczy
granatnik, eby...
- Wzdu drogi przekracza - odbi pieczk.
- Kto ustawia pepeka na drodze?
- Kto, kto oczekuje nadjedajcej kolumny.
- Nie jest pan idiot. - Nie woyem wiele arliwoci w to stwierdzenie, bo o geniusz te si nie ociera. - Nie pchaby si pan rod319

kiem drogi. A jeszcze gruntwki... Nic prostszego, jak min wkopa. Nie
mogli zakada...
- Wie pan, jaki jest problem z oficerami? - przerwa mi. - Za duo
teoretyzujecie. A do szczebla plutonu to zwykle jest proste. Kadziesz si
kup gdzie, gdzie mao ci wida, wrg nadchodzi, strzelasz. Koniec
wielkiej strategii. Kapral prymityw wygrywa z Napoleonem.
- Gubi si - wyznaa Marzena.
- Chory myli - wyjaniem - e ludzie Millera s gupsi, ni ja
myl, e s.
- A konkretnie? - uprzedzia protest Kos mana.
- Malutka to zbyt cenna bro, by j pcha w zarola. Czasem nawet
bezuyteczna. Za to w otwartym polu...
- Mogli planowa ostrzelanie naszego skrzyda - dorwa si do gosu. Gdybymy uderzyli na poudnie.
- Mogli - przyznaem. - A ostrzelali chaup. W dodatku pocisk nie
wybuch. Podwjna plama.
- Bo to szmelc. Wie pan, jak armia rosyjska skaduje bro? Plandeka, a
na wierzch nog niegu nagarn, eby dziur w plandece zakry. Nic
dziwnego e...
- Gdyby wybuch, nikt by nie wiedzia, co, jak i skd. Mgby pan
uzna, e to, przykadowo, modzierz z Maogorska. I pcha si na
pegeer.
- To pan nas pcha na pegeer - rzuci przez zby.
- Co pan sugeruje? - zapytaa dla formalnoci Marzena.
- Nie mam czasu na sugerowanie. - Wskaza gromadk mczyzn w
hemofonach, stoczon wok rozpostartej na ziemi mapy. - Wyjedziemy
Ruskim naprzeciw. Zechc walczy, to powalcz. W polu. Porucznik
Sobczak... - zawaha si jakby - no, teraz on dowodzi. I ma tak
koncepcj walki.
- To kiepski pomys. Miller...
- Dosta rozkaz - przerwa mi mao delikatnie - to po pierwsze. A po
drugie, abiszewski postawi taki warunek.
- abiszewski - bysna oczyma Marzena - moe si w dup ugry.
Nawet z tym caym swoim Sejmem nie ma nic...

320

- Pani te. - Jej wchodzi w sowo wyranie agodniej. - Taktyka walki


to ju sprawa wojska.
- Czyj rozkaz? - zapytaem zdziwiony. Waha si z odpowiedzi
dobrych kilka sekund.
- Adamskiego - wyzna wreszcie.
- Co?! - Marzena niemal podskoczya. - Jaja sobie robicie?! Przecie
on jest u Millera!
- Tak, wiem. - Chory wyranie oklap. - Ale Sobczak mwi, e to
nie ma nic do rzeczy.
- No to Sobczak od rzeczy mwi - warkna. Ruszya w stron
obradujcych hemofonw. Zapaem j za rk.
- Czekaj... Dlaczego? - popatrzyem na chorego.
- Bo takie s od zawsze nadrzdne rozkazy. Unika walk w terenie
zabudowanym, nie naraa ludnoci.
Nie wypuciem rki Marzeny. Zamiast tego pocignem j w stron
pochylonych nad map onierzy. Chyba koczyli narad. Sobczak
przywita umiechem koleank-oficera.
- Zostacie w Kisunach - zaatakowaem z marszu. Troch si zdziwi,
ale nie zgubi jeszcze umiechu.
- Spokojnie, nie uciekamy. Obronimy was.
- We wsi, midzy domami. - Puciem rk Marzeny. Facet trzymajcy
kobiec do traci na powadze.
- Spokojnie - powtrzy z pobaliw min. - Mysz si nie prze-linie.
Jestecie tu bezpieczni.
- Nie walczy si w otwartym terenie, majc obok kryjwki - pouczyem go.
- Pan jest czogist? - Umiech w kocu znik.
- Piechota - przyznaem. - Ale...
- No to moe pan nie wiedzie: czogi najlepiej si spisuj na otwartej
przestrzeni. Po domach i krzakach chowa si piechota. A tak w ogle popatrzy na Marzen - to ostatnio by szpiegiem.
- Zabjc - sprostowaa.
- Ofiar porwania - sprostowaem z kolei ja. - Wilnicki wywiz mnie
w nocy do Maogorska. Widziaem, co tam maj. I na pana miejscu nie
wystawiabym nosa poza zabudowania.

321

Wolaby posa mnie do diaba, ale nie by skoczonym idiot. Nie by


te sam. Musia zapyta.
- No? - Znalaz pociech w aroganckim tonie. - Co maj?
- Dwa czogi plus BMP-3, czyli w praktyce trzeci...
- No to trzy trzy - mrukn bez entuzjazmu ktry z podoficerw,
dowodzcych czogami.
- I migowiec szturmowy - zadaem nokautujcy cios.
Zapada cisza. Przez chwil czuem si zwycizc.
- Trzy dwa - poprawi podwadnego Sobczak. Umiecha si niedbale.
- BMP strzela kumulacyjnymi. May kaliber, setka. Nie ugryzie nas.
Szybko wylotowa te kiepska. Pancerz symboliczny. Powiedzmy: trzy
do dwch z kawakiem. A ten niby migowiec... Jako nikt go nie
widzia poza panem, Krechowiak.
- Maj Ka-50 - powiedziaem z naciskiem. - Na sto procent Sieczk z
was zrobi.
- Zamy, e ma pan dobre chci, widzia jaki migowiec i chce
pomc. - Odczeka, by wszyscy wyczuli krucho owych zaoe. - Tyle
e to nie Ka-50. Gdyby go mieli, dawno rozwaliliby te kilka bewupw. I
zaatakowali mj pluton w drodze do Kisun.
To akurat zdyem przemyle.
- Wpucili was - wzruszyem ramionami. - Z Dow moglicie si
wycofa i narobi alarmu. A tu maj nas wszystkich w kupie.
- Puapka? - zmarszczya brwi Marzena.
- Fajnie, e pan tu jest - Musiaem w kocu powiedzie Sobczakowi
co miego. - Ale nie zmarnujmy tego. Trzeba pochowa wozy w gbi
wsi i czeka, a przyl pomoc.
- Dziki za dobre rady - umiechn si lodowato. - Ale wie pan co?
Chyba wiem, czemu wojsko podzikowao panu za usugi. - Skin na
onierzy. - Dobra, panowie. Do wozw.
Zaczli si obraca. Wszyscy. Ci od Kos mana te.
- Zaraz! - zaprotestowaem. Ruch zamar. - Ale piechoty chyba pan nie
zabiera?
- Macie wasn - rzuci kpico. - Obywatelsk.
- Panie chory? - Kosman bezradnie wzruszy ramionami. Nagle
zrozumiaem, czemu wanie on trafi w rodek kompa-nijnego
ugrupowania. W Kisunach dziao si wszystko co wa322

ne. Std najatwiej byo rozsdnie dowodzi. Tyle e rozkazy chorego


nie obliguj podporucznikw. Wilnicki niele to wykombinowa.
- Nie zabierzecie piechoty? - zwrciem si do Sobczaka. Powinienem
mocniej akcentowa znak zapytania. By tam, ale ledwie syszalny w
zalewie sprzeciwu.
- Nie pana interes. Niech go pani dobrze pilnuje - poradzi Marzenie. Jeli z tym migowcem to kit...
Nie dokoczy groby. Nie bardzo mg mi grozi. Wojsko nic nie ma
do cywilnych przestpcw. Demokracja bywa fajna. Dla przestpcw
zwaszcza.
- Jeli si co stanie, a pan przeyje - rzuciem przez zby - pol
pana do puda.
Twarze pod hemofonami wyduyy si.
- Co powiedziae? - warkn Sobczak.
- Pki stalicie w Doach, mielimy osonite skrzydo. Teraz rozwal
pana czogi i bd mogli atakowa z dowolnej strony. To jeszcze ujdzie.
Za saby materia na sd wojenny. Ale jeli wykoczy pan pluton
Kosmana...
- Grozisz mi? Sdem? - Nie chciao mu si wierzy.
- Nie ma adnego powodu, by wyprowadza wojsko ze wsi.
- Dobro ludnoci? - podpowiedziaa Sobczakowi Marzena.
- Wie jest prawie kwadratowa. Kilka szeregw budynkw, duo
drzew, poty. Jeli zagna cywilw do piwnic w centralnej czci, aden
zabkany pocisk nikogo nie trafi. A ju na pewno nie w paacu. Mamy
dodatkowo mur.
- Zapomnia pan o domach - burkn Sobczak.
- aden nie jest wart wicej ni sto kawakw. Razy dziewidziesit,
to dziewi milionw zotych. Ten czog - wskazaem jego maszyn kosztuje co koo tego. A przecie nie mwimy o bombie atomowej i
totalnym zniszczeniu wsi.
- Nie trzeba atomwki. Starczy ostrza z modzierzy.
- Nie bd rozstrzeliwa Kisun z modzierzy.
- Jasnowidz? - zakpi. - Mog to na pimie?
- Za droga impreza. A Miller prowadzi bardziej biznes ni wojn. Po
c by mia...?
323

- Rano strzela. Po okopach, celnie. Jeli ostrzela budynki, w p


godziny bdzie pon caa wie. Ogie wygna cywilw z piwnic. Zaczn
gin od odamkw. Kobiety, dzieci. - Przekonywa nie mnie, a
pozostaych. I susznie. Biorc pod uwag tempo dziaania polskiego
wymiaru sprawiedliwoci, najblisze trzy lata spdz jako podejrzany w
areszcie ledczym. Trudno rzuca stamtd oskarenia. Ale oni
teoretycznie mogli. - Trzeba ich dopa, nim otworz ogie.
- Chce pan szturmowa Maogorsk? - zapytaem.
- Wystarczy opanowa przecicie Lawin Id z granic. Te ruiny na
wzniesieniu. - Nadal przemawia do mundurowych. - Zajmujc je,
uniemoliwi przeciwnikowi zarwno ostrza...
- Nie moe pan zabra caego wojska - warknem.
- Spokojnie. Chory zostanie. Z czci swego plutonu.
- Cay jego pluton to cz plutonu! Ju teraz!
- Dwudziestu trzech ludzi - skorzysta z okazji Kosman. Chyba te
mao zachwycony planem starszego stopniem kolegi.
Kolegi... Nagle zawita mi do desperacki pomys.
- To cholernie mao. - Pki mogem, wolaem apelowa do rozsdku. Kisuny maj cztery strony po piset metrw. Odejmujemy zaogi
bewupw, dwch modzierzystw, ze dwch cznikw i dwuosobowy
odwd. Zostaje po dwch ludzi na p kilometra frontu.
- Front jest tam - wskaza pnoc Sobczak. - A tak w ogle... - Popatrzy z uraz na Marzen. - Co on ma do gadania? Mylaem, e to
aresztanL
Miaa min nie bardzo radosnego pokerzysty.
- Pan Krechowiak by oficerem. Sytuacja jest nietypowa, wic...
posikuj si jego wiedz wojskow.
- Niech si zgosi do tej wiejskiej samoobrony i tam byszczy talentami
stratega. Prosz mi wierzy - zagodzi ton - wiem, co robi. - Powid
wzrokiem po zaogach wozw bojowych. - No, chopcy... W drog.
Nie chciaem tego robi. Ale chyba musiaem.
- Panie Kosman - schodziem gos do tego stopnia, e udao mi
si zmrozi wszelki ruch. - Dowdc kompanii nadal jest Adamski.
324

Pytam formalnie: czy porucznik Adamski wyda panu rozkaz porzucenia


wsi? Caoci albo czci plutonu?
Kosmanowi opada szczka. Sobczakowi, sdzc po barwie twarzy,
podskoczyo cinienie. Marzena przygldaa mi si z niedowierzaniem.
Nikt nic nie mwi.
- Kto powiedzia - pytaem dalej - e porucznik Sobczak ma prawo
wydawa panu rozkazy tak drastycznie zmieniajce poprzednie? I kto mu
pozwoli dokonywa agresji na terytorium Federacji Rosyjskiej?
- Co on pierdoli?! - Byem aresztantem, wic wcieke spojrzenie
dostao si Marzenie. - Niech go pani std...
- To wojna - cignem. - Wojny wypowiada prezydent i rzd za zgod
Sejmu. Nie porucznicy. Ale porucznik Sobczak beknie tylko za zbrodni
przeciw pokojowi. Panu, panie chory, postawi dodatkowo zarzut
zamania rozkazu i naraenia ludnoci...
Sobczak nie wytrzyma: ruszy na mnie z zacinitymi piciami. Nie
oberwaem tylko dlatego, e Kosman wskoczy midzy nas, a Marzena
chwycia mnie za okie i pocigna w stron samochodu.
- Przedyskutujcie to - rzucia przez rami. - A ty si ju zamknij.
Jedziemy.
- Szczyt dyplomacji - skomentowaa minut pniej. Zdylimy
zajecha przed dom sotysa. Gospodarze pochowali kury, po psie zosta
acuch przed bud, w oknie straszya rozupana odamkiem szyba, lecz
w porwnaniu ze zmilitaryzowanym rodkiem wsi ten jej kawaek tchn
spokojem.
- Rozwal ich - wzruszyem ramionami. - To kretyn...
- Gdyby nie ten helikopter... Trzy czogi na dwa z kawakiem. -Zgasia
silnik. - Brzmi rozsdnie.
- Brzmi - przyznaem niechtnie. Nie wysiadalimy jeszcze. - Ale on
tam jest. I zmienia wszystkie kalkulacje.
- Tyle e Sobczak w niego nie wierzy.
- Po co miabym kama?
- Nie wiem. Taktyka to twoja dziaka.
- Mylisz, e pomagam Millerowi?
325

- Mwi, co by moe myli Sobczak.


Wysiedlimy, ale nie ruszalimy ku drzwiom. Gdy wjeda si chopu
na podwrko, zwykle sam wychodzi naprzeciw.
- Sobczak nie myli. W tym problem.
- Jak to byo? - pogrzebaa w pamici. - Po domach i krzakach kryje
si piechota, a czogi lepiej walcz w polu?
Niegupia dziewczyna. Trafia w sedno.
- Tyle e lotnictwo odwraca ten ukad. Kiedy si zjawia, to czogici
kryj si gdzie popadnie, jak piechurzy przed nimi. I Sobczak dobrze o
tym wie.
- Ale kiedy lotnictwa nie ma - dociekaa - czog powinien walczy w
polu?
- Te niekoniecznie. To kwestia siy ognia. Otwarta przestrze sprzyja
po prostu silniejszemu.
- Czyli Sobczak dobrze kombinuje. Trzy do dwch z kawakiem. Ma
przewag.
- Gwno ma. - Rozejrzaem si po pustym podwrku. - Co nie wida
Bka.
- Ma nieczyste sumienie - wyjania. - Chod.
Nie musielimy daleko szuka: sotys siedzia w kuchni. Przez chwil
stalimy w progu, przygldajc si z niedowierzaniem oprnionej w
dwch trzecich flaszce i gospodarzowi, picemu z twarz na blacie
stou.
- Czyste - mruknem. - Kto pi, nie grzeszy.
Podesza i prbowaa obudzi Bka metod potrzsania za rami.
Zyskaa tyle, e zacz chrapa.
- O, sukinsyn - powiedziaa, bardziej z niechtnym uznaniem ni
zoci. - Wzi i si schla. Ale numer...
Potrzsna mocniej. Wybekota co, strzsn jej do z ramienia i
spa dalej. Tylko chrapanie umilko.
- Waciwie - przypomniaem sobie - co p rzs kro ba?
- Ten facet na rowerze, Dugosz... Przyjecha si poskary, e sotys
sprzedaje karty mobilizacyjne.
- Co? - drgnem.
- Rezerwistom. Od Dugosza zada tysica. Gotwk. Zeszli do
omiu stw, ale Dugosz nie mia i tyle, wic dosta bilet do wojska.
326

Najpierw usiadem na taborecie. Potem wstaem, nastawiem wod w


czajniku. I znw usiadem.
- Chcesz mu kawy zaparzy? - zapytaa Marzena. Dopiero teraz
uderzy mnie jej spokj. - Szkoda fatygi. Wypisa si z tej wojny.
Skutecznie.
- Nie wygldasz na wstrznit - zauwayem.
- Z tych, co si wykupili, i tak aden poytek. Z niewolnika nie ma
wojownika. A sytuacja si zmienia. Mamy czogi. I - dorzucia kpico naczelnika abiszewskiego.
- Jest gorzej ni przedtem - powiedziaem cicho.
- Bez przesady... Chyba e naczelnika masz na myli.
- Stracimy te czogi i morale nam padnie na pysk.
- Mylisz...? - Spospniaa.
- Wod nastawiem, sotysie - powiedziaem cicho. adnej reakcji. Napijemy si kawy, pogadamy. - Nadal nie reagowa. - Musimy. Jak nie
kawa, to wrztek za koszul. Cholernie boli i zawsze budzi.
Marzena zrobia due oczy, ktrymi najpierw przyjrzaa si mnie, a
potem Bkowi. Nie poruszy si. Nie byem pewien, czy faktycznie co
si zmienio w jego oddechu - dwiecie metrw dalej kto akurat odpali
czogowy silnik.
- Jeszcze chwil - rzuciem niedbale. - Musi si zagotowa. No
a abiszewski? Znasz go. Bdzie si bi?
Ciko jej si byo skupi na odpowiedzi.
- Chyba musi. Wlaz w to po uszy... Naprawd chcesz...?
- Jeli z poboru guzik wyjdzie, reszta te si moe posypa. Chc
wiedzie, na czym stoj. P godziny zostao.
Do silnika doczay nastpne. Take te bewupw. To jeszcze nie
oznaczao klski. I tak musiay zmieni miejsce postoju. Pytanie, na
jakie.
- Jad - mrukna Marzena.
Czajnik nie pstryka wycznikiem. Moglimy tylko czeka. I wyglda przez okno.
Znw, jak przed paacem, dane nam byo podziwia defilad trzech
czogw. Jechay wolniej, wic mogem si duej udzi. Ale te pot
sotysa to nie mur von Kisnitzw: mniej przesania
327

i szybciej ujawni obecno bewupa na kocu suncej niespiesznie


kolumny.
- Jeden... - zaczem grobowym gosem. By po kilku sekundach
troch mniej grobowym dokoczy: - Jeden.
Odczekalimy jeszcze chwil. Nic wicej nie nadjechao.
- Kompromis - ocenia Marzena.
- Pytanie, ilu ich jest w rodku. Dwch czy jedenastu. I czy wzili
granatnik. - Posaa mi pytajce spojrzenie. - RPG-7, taka rura do
strzelania z ramienia. Powinni mie jeden na druyn. Nasza najcenniejsza bro.
- Bewupy chyba - sprostowaa niepewnie.
Czajnik pykn i przesta dygota. Podniosem go.
- Bewupa trudniej schowa, a atwiej trafi. - Stanem przy sto
le. Czogi zaguszay wszystkie sabsze dwiki, ale oddechu Bka
nie musiay. Wrztek nad karkiem potrafi wywoa bezdech. - No,
sotysie? Mam la?
Trzeba przyzna, e stara si zachowa nie tylko plecy, ale i twarz.
Podnis si na okciu przekonujco chwiejnie, a oczy mia mtne jak
kaue, ktre Sobczak rozjecha przed chwil gsienicami. Czyli mtne.
Asfalt koczy si idealnie za jego domem. Dalej byo boto.
- O... gocie - wymamrota. - Pai poucznik?
Usiadem po drugiej stronie stou. Z czajnikiem w rku.
- To nic osobistego - wyjaniem. - Po prostu nie chc gin, bo le
oceniem sytuacj. Ilu si wykupio?
- ? - posa mi malane spojrzenie.
- Pani porucznik chce pana aresztowa. Za sabota, zdrad itede. Nas
maj zabi, to czemu by mieli przey zdrajcy i sabotayci?
- Jaka zdrada? - obruszy si. - Ja?!
- Pani porucznik ma te ambicj obroni Kisuny. Jak si uda, na
emerytur jako genera odejdzie. Jeli jej pomog, zapomni o oskareniu.
Mamy siln motywacj, inaczej mwic. - Stuknem czajnikiem o st. Mw co i jak, a wyjdziesz z tego z caymi plecami i bez dziury w czole.
- Jakiej dziury? - Walczy do koca.
- Takiej. - Marzena wyja wista. - Nie mam zamiaru wpa ywa w
rce pijanych ruskich wojakw. Zabij, ilu si da, na kocu siebie,
328

a po drodze wszystkich kutasw, ktrzy bd mi cokolwiek utrudnia.


Zaczn od ciebie. We czajnik, Krechowiak, i polej go troch. Nie
tramy czasu.
Ruchy miaa nonszalanckie, ale nie musiaem podnosi czajnika. Jedno
spojrzenie w oczy starczao, by czowiek zacz jej wierzy. Dwa, by
otrzewia, o ile nie by zalany w trupa. Bk, jak si okazao, nie by.
- Kto si wama - powiedzia drcym, ale ju nie bekotliwym
gosem. - Zgino troch kart. Chyba... no, jedenacie. Ze wsi znaczy. Bo
z pegeeru... no, wszystkie.
- Dobra - uprzedziem Marzen. - Zeznanie dla prokuratury ju mamy.
Teraz dla nas. Czemu cay pegeer?
Waha si ze trzy sekundy. Dziewczyna nic nie robia z pistoletem, po
prostu nie chowaa go. Ale z twarz te nic nie zrobia. Nie zdziwiem
si, e Bk pk.
- Nowak wzi hurtem.
- Nowak? - zdziwiem si. - A na co mu to?
- Sprzeda chce. Nie wnikaem. Paci, to daem.
- I zapaci? Gotwk? To przecie golec. Ile?
- Za karty dwa kawaki. Mao, ale ja i tak bym nie...
- Za karty? - podchwycia Marzena. - A za reszt?
- Co? Jaka reszta?
- Panie Bk - powiedziaem z wyrzutem. I poruszyem czajnikiem. Przecie tego nie chcemy.
- Gadaj - warkna Marzena. Patrzy na ni, przestraszony dwa razy
bardziej ni przedtem. I milcza. - No gadaj, skurwysynu. Co jeszcze mu
opchne?
- Nic - rzuci desperacko.
Opucia wista i strzelia w nog. T od jego krzesa, ale wystarczyo:
kula rozupaa listw, krzeso runo, a sotys wraz z nim.
- Gadaj - powtrzya. - Albo ju nie wstaniesz.
Tym razem mierzya w brzuch.
- Jezu, tylko nie rozpowiadajcie ludziom... - Dygota, nie majc odwagi poruszy ktr z koczyn. - Panie Januszu... Nie pomylaem, jak
Boga kocham, e to co zego... Troch wypiem i... Teraz dopiero...
- Spokojnie - powiedziaem. - No? Co to byo?
329

- Plan wsi. Taki z numerami domw. I... i adresy.


- Rezerwistw? - nie zrozumiaem.
- Nie. Wszystkie.
Obok wejcia do dzwonnicy stao dwch dentelmenw w rednim
wieku i ni to rybackich, ni myliwskich strojach.
- Lepiej nie - poradzi modszy, kiedy podeszlimy do drzwi.
- Komendant jest na grze.
- abiszewski? - zdziwia si Marzena.
- Znaczy: poprzedni - poprawi si. - Szablewski. Patrzy
wymownie na mnie. Marzena zawahaa si.
- Panowie z esdeesu? - Pokiwali gowami. - I co? Bdziecie... no,
broni wsi?
- Bdzie trzeba, to si zgosimy - mrukn starszy.
Wyminem go i wszedem do wiey. Marzena wlizna si za
mn. Postawiem stop na pierwszym szczeblu drabiny i nagle poczuem
jej do na kolanie.
- Moe faktycznie lepiej...
- To id przodem - skapitulowaem gadko.
- Rycerski jeste - umiechna si. Szybko jednak spowaniaa.
- Sama pjd. Atmosfera jest nerwowa. Ludziom moe odbija, a on
za bardzo zrwnowaony nie jesL
- Twj ekspert, pamitasz? Musz ci doradzi, co dalej.
Zacza si wspina. Z jej kolanem nie byo za dobrze, ale dziki
temu mogem pogapi si na opite drelichem poladki, a potem, nie
budzc podejrze, dogoni ich wacicielk i przelizn si przez waz
w pomocie zaraz po niej.
Szablewski, jak ci na dole, ubrany by w pseudowojskowe plamiaki,
uzupenione lornetk. Dziwnie wyglda, bo spod panterki kua w oczy
intensywna czerwie swetra. Moe przerwy w boju zamierza
przeznaczy na rwanie dziewczyn: pod rym wzgldem zestaw by jak
wymarzony.
- Stj tam - pchnem Marzen w najdalszy od niego rg platformy. A ty nie podchod. Do niej zwaszcza.
- Bo co? - warkn. Marzena, ktra sama zamierzaa protestowa,
chwilowo daa sobie spokj.
330

- Bo nie chc, by nastpny stranik graniczny poszed na moje konto.


Jak ju kto ma std spada, to lepiej ty.
- I tak masz doywocie - rzuci przez zby.
- Jeli doyj. - Poklepaem mur. - To wiea. Pierwszy cel do odstrzau. A jeszcze z takim tumem na czubku...
Zerkn na pnoc. Czogi suny tyralier, samotny BWP-1 poda
kawaek za prowadzc maszyn. Na razie panowa spokj, ale kade z
nas wyczuwao, e pozostay go raczej dziesitki sekund ni minuty.
Szablewski zawaha si, po czym podszed do wazu, klkn, wymaca stop drabin i znik nam z oczu.
- Daj lornetk - mruknem. Marzena zacza zdejmowa pasek z szyi.
- I zmykaj. - Znieruchomiaa, unoszc brwi. - Naprawd mog przy
pieprzy w wie.
- Nie boj si.
- Ale ja si boj.
Podaa mi lornetk i nieoczekiwanie przykucna.
- Nie robi tumu - wyjania. - Jak strzel, to do ciebie. Ale wtedy ju
nie moja wina. I tak by zgin.
- Ale sam - rzuciem ponuro.
- A co za rnica? Trup bdziesz. - Umiechna si. - Jak z armaty
waln, to nas na kawaki... Pewnie grabarze pomieszaj to i owo. Fajnie,
nie? Koedukacyjna trumna.
- Marzena, ja nie artuj. Zaraz zacznie si wojna.
- Wiem - powiedziaa cicho. Umiech zgas.
- Spadaj std. - Czas mi umyka, wic uniosem lornetk i zaczem
oglda okolic. Granica, potem wschd. To na wschodzie byy
najblisze zarola i jaki kretyn, marnujcy rakiety na wiejskie chaupy.
Kretyn albo i nie. Kosman najpierw nie wywiz tamtdy trzydziestki
naszych lokalnych Helen Trojaskich, a teraz na wschodni stron Kisun
kierowa trzon swych si.
- Miaa spada. - Przemilczaa to, skulona pod cian. - Suchaj,
zaatwili nam czno. Mamy dziewitnasty wiek. Dowdca z wie
y sygnaami dowodzi. Co znaczy, e w wiee si strzela. Tyle e
celniej ni w dziewitnastym...
331

- Nigdzie nie id - oznajmia zimno.


Wrciem spojrzeniem na pnoc. Czas by najwyszy: Sobczak
rozpoczyna wanie wojn - moe trzeci wiatow - wkraczajc na
terytorium Rosji.
Pnocn uliczk biegli jacy ludzie. Trzy kobiety, drugie tyle dzieci,
staruszek z pustym wiadrem. Ucieczka nie wygldaa na paniczn, ale na
ucieczk ju tak.
Z kocioa, na spotkanie zbiegw, wysypali si ludzie. Z grubsza
biorc te same kobiety, ktre przeraziy Masz, esdeesowcy w liczbie
kilku no i abiszewski. Oraz pani witek. Udzielaa si, co mwia.
- Pali si u Godlewskich! - woa z daleka mczyzna z wiadrem.
- Z armaty trafio! W strych!
Par osb od razu rozbiego si w rne strony, pewnie sprawdza, czy
ich domom nie zaszkodzia krtka, gwatowna kanonada sprzed paru
chwil.
- Gasi trzeba - rzuci kto niepewnie.
- Pod ostrzaem? - zajazgota kobiecy gos. - Sami nie ratuj! Do
teciw si schowali, na drug stron wsi!
- Spokojnie! - apelowa abiszewski. - Nie sycha strzaw! Zaraz
zorganizujemy ekipy ratunkowe!
- O, porucznik jedzie! - ucieszy si jaki niedoinformowany tubylec.
Drog od wschodu nadjeda wprawdzie, lecz chory Kosman. Na
rowerze.
Wyhamowa fantazyjnie niemal na kolanach Marzeny.
- Nie docignli? - popatrzy na drzwi dzwonnicy. Uniosem brwi.
- Lini telefoniczn mieli...
- Na gr? - upewniem si. - Duo ma pan aparatw?
- A bo co? O, s.
Z paacowego muru zazi onierz, a drugi, stojcy chyba na drabinie,
podawa mu bben z kablem.
- Kabla te mao - domyliem si: drog byo bliej, ale na przeaj
krcej. - Nie dawajcie telefonu na dzwonnic. Niech kto stanie tu,
w progu, i powtarza, co wykrzyczy obserwator. Moe kto z pa
stwa? - rzuciem ku gromadce gapiw. Gapie, statystycznie rzecz
332

ujmujc, cofnli si o p metra. Mogli dalej podsuchiwa, nie naraajc


si na podejrzenie o bycie ochotnikami.
- Sucham? - zdziwi si Kosman.
- W kocu ostrzelaj wie. I diabli wezm aparat
- Obserwatora raczej - zauwaya Marzena.
- Te - zgodziem si. - Ale ludzi mamy wicej. A tak przynajmniej
aparat ocaleje.
Kosman przyjrza mi si podejrzliwie. Nie by pewien, czy nie roztaczam tak mrocznych wizji, by go zniechci do walki.
- Jest tam kto? - wskaza drzwi wiey.
- Ju nie. Ale my bylimy. Koniec z Sobczakiem.
- Prosz? - Drgn.
- Cztery jeden dla Millera. - Staraem si nie okazywa emocji.
- P minuty walki. Czekali na was. Ukryci, dobrze ustawieni. Strze
lali pierwsi. BMP z flanki, w burt. Szlag trafi wszystkie nasze wozy.
Ruscy odpalili po dwa, trzy pociski, nasi gra jeden. Najpierw trze
ba wypatrzy przeciwnika... Sobczak chyba uszkodzi jeden czog,
ale pewnoci nie mam. Byskawicznie poszo, a zdrowo zadymili.
Prbowali kry si za oson dymn.
Przenis pene niedowierzania spojrzenie na Marzen. Pokiwaa
gow. Ktra z kobiet odwrcia si, pobiega w kierunku liczniejszej
grupy, skupionej wok Teresy Zioo.
- To ostatni moment - Musiaem sprbowa. - Niech pan rozwija
chopakw w tyralier i atakuje w stron pegeeru. Ruskie czogi macie
chwilowo z gowy, daleko stoj, dacie rad. Skocz do paacu, cign
Rosjanki i...
- Gwarantuje pan utrzymanie wsi, panie chory?
Posaem abiszewskiemu niezasueni zdumione spojrzenie. Nie
mg wiedzie o katastrofie sprzed ledwie kilku chwil.
- Stracilimy czogi - odpowiedziaa za Kosmana blada Marzena.
- Dawaj to swoje wojsko. Mamy karabiny w wozie. Niech bior i...
- Co? - Popatrzy na ni tpo.
- Rozadowa bro, chopaki! - rzuci haso jeden z esdeesowcw.
Dwaj inni ruszyli w stron mercedesa. Nie za szybko, fakt Zerkali na
Szablewskiego, ale byy komendant przepad akurat w kobiecym tumie.
333

Zawahaem si, po czym te podszedem bliej samochodu.


- Moment, panowie. Bdziecie ni walczy?
- Co? - zdziwi si inicjator chwytania za bro.
- Pytam, czy walczy bdziecie. Z Millerem.
Zaskoczyem wszystkich, z Marzen na czele.
- O co chodzi? - zapytaa.
- To nasze karabiny - wyjani esdeesowiec.
- Organizacji - sprostowaem. - Ktra ma w statucie wspomaga
nie wojska itede. Pytam, czy wspomoe.
Szablewski patrzy na nas nad gowami kobiet Nie mg podej - tam
te dziay si rzeczy wane. witek tumaczya co, krcc gow.
Widziaem rzucane w nasz stron ponure spojrzenia kisuliski eh pa.
- Dowodz teraz obron wsi - wyrczy poubieranych w plamiaki
abiszewski. - Oczywicie, e udzielimy pomocy...
- A rezerwici? - przerwaem mu. - Zgosili si? Ilu?
- Chce si pan zacign? - zakpi. - Zapraszam.
- Sotysowi zginy karty - poinformowaem Kosmana. - Na posterunek kto si prbowa wama. Nie wiem, czy to a rosyjska
dywersja, ale...
Nie byem pewien, czy powinienem si wychyla z nory opatrzonej
tabliczk bezstronny aresztant z kup wasnych problemw". Ale raz
rozdane karabiny mogy przepa.
Kosman powinien wyczu, w czym rzecz, i moc swego autorytetu
zaatwi spraw. Na nieszczcie by onierzem. Usysza o odsonitym
skrzydle, wic po prostu zignorowa nasz cywilband, wskoczy na
rower i popdaowa zapobiega nieszczciu.
Jeden z esdeesowcw otworzy drzwi mercedesa. Zerknem na
Marzen. Skina gow. Plamiaci wycignli skrzynk amunicyjn,
zaczli ukada na niej karabiny. abiszewski podszed, podnis jeden.
- Naboje? - trci butem skrzynk. - Opiecztowana?
Kobieca gromada ruszya w stron mostu. Po tamtej stronie bya
uliczka wiodca do poncego domu Godlewskich, ale by te paac. I
paacowi gocie.
- Bdziesz musia pokwitowa... - zacza Marzena.
334

- Jedziemy - otworzyem drzwi wozu. - Starczy, panowie. Reszta


dla nas. W knajpie mam ochotnikw.
Na tylnym siedzeniu leay jeszcze cztery karabiny i jedna skrzynka z
amunicj.
- Zaraz - zaprotestowaa. - Trzeba to formalnie...
- Nie ma czasu. Zaraz zadzwoni Wilnicki.
Tym j przekonaem. Esdeesowiec wycign kolejny sztucer, ale
widzc, e wsiadamy, cofn si niepewnie. Wyprzedziem Marzen,
przecisnem si na prawe siedzenie i zatrzasnem mu tylne drzwiczki
przed nosem.
- Jed - rzuciem. Posusznie zaja miejsce za kierowc, ruszya ku
brodowi. Pomylaem, e zaczynam ulega paranoi. Tum rozdziela si,
cz osb maszerowaa na pnoc, ratowa dobytek ssiadw wzgldnie
pogapi si na poary. Reszta utkna przy mocie, zacza obradowa.
Byo spokojnie i cicho. Cakiem jak po wojnie.
- Co jest? - zapytaa, kiedy mijalimy biwak.
- Nie podobaj mi si te baby.
- Jasne, Masza adniejsza...
Skrcilimy w bram. Midzy drzewami migna sylwetka Grzeka.
Rozmawia z rudowos Rosjank. Ludmia dopada mnie w drzwiach
samochodu.
- Co si dzieje? To przez nas?
Nie pytaem, co ma na myli - odgosy armatniej kanonady trudno
przegapi.
- Przez was - przyznaem. Wypatrzyem okryt hemem gow
w jednym z okien i poklepaem mercedesa po dachu. - Dudziszewski! Zejd i pilnuj!
Bylimy spnieni, wic nie bawic si w konspiracj podniosem
suchawk zaraz po dotarciu do gabinetu. Wystukaem dwie sidemki.
Wilnicki odebra, nim Marzena zapytaa, co waciwie robi.
- Dzwonie? - upewniem si.
- Zamierzaem. Pewnie nie znacie ostatnich nowin...
- Szlag trafi czogi? - Nie mogem sobie darowa drobnego triumfu. I
przechwaki: - Obieg informacji mamy niezy. To znaczy - zreflektowaem si - oni maj.
335

- Macie - sprostowa moje sprostowanie. - Nieadnie, Krechowiak. Pono pogrywasz w przeciwnej druynie. Jakie dziwne po
mysy, mobilizacje...
Troch si spociem.
- Dziwne? Zainwestowaem w ten hotel. Wolabym, eby wojsko
wynioso si z Kisun.
- I dlatego je rezerwistami zasilasz?
Zbliyem palec do ust, nakazujc Marzenie milczenie. Trudno
powiedzie, do czyich ust bardziej: by sysze, staa tu obok.
- Zy plan? - rzuciem zaczepnie. - Czogi wyjechay w pole i macie je
z gowy. Nie moja wina, e porwae dowdc kompanii i teraz kady
pluton sam si rzdzi. Ale gdyby nie rezerwici, nikt by nosa poza
opotki nie wystawi. Podzikowa mi powinnicie.
- Tobie?
- No, moe Pawluk - przyznaem. - Jej pomys. Ja tylko podchwyciem. I tak by przeforsowaa, a tak mam teraz wysze notowania. Wiesz:
patriota, no i jej potakiwacz. Ju nie chodz w kajdankach.
- Nie chodzisz, bo ci wycignem z pierdla. I dowody usunem. Sklem siebie w duchu za zbyt dugi jzor, a Marzen za pomys
stawania tak blisko. Tego akurat mogaby nie sysze. - Wic lepiej
pamitaj: jeli wszystko si popieprzy, a mnie zapi, mog zezna
prawd.
- Prawd? - zapytaem zdziwiony.
- O tym kluczu. Gdzie lea. e piewajco moge zatuc Ziemkowi
cza...
Kpi i moe wycignbym z niego po raz kolejny spowied mordercy.
Uznaem jednak, e lepiej zamkn ten wtek. Twarz Marzeny ju teraz
zesztywniaa.
- Pki Pawluk tu nie ma... - ciszyem konspiracyjnie gos. - Co si
waciwie dzieje?
- Jak to co? Atakujemy. Mielicie czas do drugiej.
- Jacy my"?! Mylisz, e kibicuj zozie fundujcej mi doywocie?!
Ale musz wiedzie, o co w tym chodzi.
- O Rosjanki. Ma ich nie by w Polsce. Proste.
- Nic nie jest proste. Zaatakujecie, a wtedy ludzie zaczn si broni.
336

- Wtpi. Moe onierze. I te nie wszyscy. No, woaj zoz. Misza


chce wiedzie: wojna czy pokj.
Zakryem doni mikrofon.
- Wyjd i wr goniej - szepnem. Bez entuzjazmu, ale cofna si
par krokw. - Poczekaj jeszcze. Tu wszyscy powoli kruszej. Na razie
dziaa bezmylny odruch. Obcy napadli, wic si bronimy. Ludzie
potrzebuj czasu, eby...
- Woaj j do telefonu - przerwa mi brutalnie.
- Chyba sama wyczua - mruknem bez zapau. - Wanie idzie. No to
miej rozmowy.
Odczekaem i oddaem suchawk Marzenie.
- No? - rzucia ozible.
- Ostatnia szansa - oznajmi lakonicznie. - Robi pani, co ka, czy
mamy atakowa?
Umiechna si nieadnie.
- Za krtkiego masz, ebym robia, co kaesz.
I odoya suchawk.
- Po co ci Paczoch? - zapytaa Marzena. Nie zdyem odpowiedzie. Z
podwrza dolecia kobiecy krzyk. Pobieglimy do najbliszego okna.
Wok mercedesa kbi si znajomy, kobiecy tum. Tym razem
naprawd czysto kobiecy: ani jednego faceta. Nie byo te wide teciowej pani Krysi. Moe dlatego stojcy przy wozie Dudziszewski tak si
pogubi. Gromada bezbronnych kobiet nie budzi instynktu walki.
Przemarsz od bramy zaj im z p minuty, rud Rosjank, sdzc po
krzyku, zgarny Grzekowi sprzed nosa te kilkanacie sekund temu, a
mimo to onierz palcem nie kiwn.
Gwoli sprawiedliwoci: one te go nie atakoway.
- Zabieramy je! - zawoaa ktra buczucznie. Trzy inne przycisny
do maski mercedesa szarpic si rud dziewczyn w halce i rozpitej
panterce. Znw krzyczaa:
- Grzesiek!
Dudziszewski prbowa co tumaczy. Grzesiek, sztywny z wraenia,
sta z tyu. Do tej pory. Krzyk rudej sprawi, e zrobi kilka niepewnych
krokw. I znw znieruchomia.
337

- Zabieramy te ruskie kurwy! - Teresa dostrzega nas w oknie,


wymierzya palcem w Marzen. - A pani si nie miesza! To nasze domy i
dzieci!
- Od tyu! - podpowiedziaa moda kobieta, ktr poprzednio widziaem z niemowlciem. - Bo pouciekaj!
- Grzesiek!!! - wydara si rudowosa. Dopiero teraz j skojarzyem:
dziewczyna karmica piersi owinite w rcznik dziecko, ta z biwakowej
jadalni, z podrapanymi kolanami. To chyba dziki niej Marzena Pawluk
zdecydowaa si wysupa wasn fors i zafundowa Rosjankom usugi
Paacowej".
Co musiaa w sobie mie. Skaniaa cakiem obce osoby do dziwnych
zachowa. Grzesiek przeama nie tyle strach, co niemiao, i na oczach
poowy wsi skoczy jej z pomoc. Ju samo to, e bieg, byo
ewenementem. Zdawa sobie spraw z niedoskonaoci protezy i nigdy
nie widziaem go poruszajcego si szybciej ni energicznym krokiem.
Wbi si w kobiec gromad gboko, niemal sigajc Rosjanki.
Wywoa zamieszanie, ktrego ofiar pad gwnie Dudziszewski. Tum
wok niego zgstnia i szeregowy zosta nagle rozpaszczony na
drzwiach samochodu.
- Hej! - rzucia niepewnie Marzena. Te nie miaem pojcia, jak
zareagowa. Tum rozla si zbyt szeroko, by marzy o zapanowa
niu nad caoci. Kilkanacie kobiet rozbiego si po parku. Par
innych wpado do rodka.
Grzesiek zosta schwytany za rce i unieruchomiony. Zaraz potem
przez bram wjechaa furgonetka: volkswagen niejakiego Walaska, speca
od poowu ryb metod na prd. Walasek, jak na owc przystao, zapisa
si do esdeesu, dziki czemu kusowa teraz z noktowizorem i w
maskujcych plamiakach kupionych, jak na patriot przystao, bez
uiszczania podatku VAT i z odpisem od PIT-a.
Zahamowa przed fontann. Nie zareagowa, gdy jego wz zadra od
rozsuwanych z impetem drzwi adowni; nie zrobi te na nim wraenia
kolejny wstrzs, wywoany kopniakiem, jaki rudowosa wymierzya
burcie. Prbowaa broni si przed wepchniciem do rodka, ale kiedy
cztery kobiety wrzucaj do furgonetki jedn, wynik jest z gry wiadomy.
338

Dwie inne kisunianki cigny przez trawnik kolejn Rosjank. Moe


jej wielki brzuch sprawia, e truchtaa posusznie, nie prbujc si
broni. Cho moga: w doni nadal trzymaa spory motek. Widocznie
dopadnito j w trakcie uzupeniania robt fortyfikacyjnych.
- Kurwa ma...
Ktre z nas zaklo? Oboje mielimy pustk w gowach i jednakow
bezradno w twarzach.
Kto bieg korytarzem na parterze. Kto protestowa. Ze strychu
Paczoch dopytywa si, co si tam, kurwa, dzieje.
For poczta tubylczych kobiet wpada na pitro.
- To bezprawie - oznajmia Marzena. Zabrzmiao aonie. Zigno
roway j i pobiegy przeszukiwa pokoje.
Za cian zakwilio dziecko. Te, ktre nie pomary, Ewa oddaa pod
opiek matek. Nie zapytaem nawet, ile si ich uzbierao. A teraz zostan
z gromad niemowlt na karku.
Zostan? Czy moe i dzieci...?
- Daj pistolet - Zaskoczyem sam siebie. Marzena ypna ponuro
oczami... i cofna si. - Daj.
- Nie - rzucia przez zby.
- Nie bd... Najwyej w powietrze, eby uciszy...
Byo co ucisza. P setki zdenerwowanych kobiet potrafi naprodukowa decybeli. Rosjanki nie krzyczay. Tylko ta ruda, w furgonetce.
Chyba wci woaa Grzeka.
- To tum - Marzena mwia przez cinite gardo. - Gotowe ci
rozszarpa. Jeden czowiek nie...
- Daj pistolet - Powinienem mie wicej zdecydowania w gosie.
Nagle przycisna obie donie do kabury.
- No: zabierz. - Patrzyem, niczego nie rozumiejc. - Wyrywaj, kop,
daj mi w pysk... - Stopniowo rozjaniao mi siew gowie. - Rozumiesz?
Prbowaa da mi przedsmak tego, co moe mnie czeka. Mogem
odepchn jej donie; nie szarpaaby si. Mogem zdoby wista i
walczy. Gdybym dojrza do walki.
Nie dojrzaem jednak. Nie do takiej.
Nagle wok zrobio si gsto od kobiet - otoczyy nas, sprowadziy na
parter. Nie wyrywaem si. Mielimy zosta unieszkodliwieni, i tyle.
339

Podobnie byo z Dudziszewskim i Grzekiem, cho chopak, szarpicy


si zajadle, zdy narobi sobie wrogw i oberwa par szturchacw. Z
nosa pyna mu krew; w trakcie szamotaniny uszkodzono mocowanie
protezy. Jego lewa noga bya wygita pod dziwacznym ktem. Mimo to,
przyciskany do maski mercedesa, nadal prbowa kopa praw.
- Teresa! - sprbowaem szczcia. - Z pracy wylecisz!
- Sam pan wyleci! Ekiert na mord wywali, jak si dowie! Fakt.
Przerabiaem jego posesj na Lini Maginota.
- Pjdziecie siedzie! - Marzena te prbowaa.
- Uwaaj, damulko! - Ta od niemowlaka szturchna j pod ebra.
- Bo my ciebie wsadzimy! Z Ruskimi do tej budy!
Z ktrego okna wyjrza onierz. Niewane: czuem, e w paacu nie
znajdzie si nikt na tyle odwany, by rzuca rkawic tumowi
zdesperowanych kobiet.
Mdry czowiek nie przeciwstawia si ywioowi.
Byem dostatecznie mdry, by nie bra przykadu z Grzeka. Inna
sprawa, e nie bardzo miaem jak: dwie kisunianki trzymay mnie za
okcie, trzecia za konierz.
Marzenie przypada dwuosobowa i bardziej leciwa asysta. Pewnie
zdoaaby si uwolni. Podobnie zreszt byo ze schwytanymi
Rosjankami: prowadziy je po dwie kobiety, czasem nawet jedna, a te
nie widziao si zajadej szarpaniny.
Problemy zaczy si przy furgonetce. Wewntrz adowni robio si
ciasno i cho te, ktre wyldoway w rodku, staray si robi miejsce
kolejnym, w pewnym momencie zapachniao puszk ze cinitymi w
niej sardynkami. Te zreszt pewnie nie kadej. Wikszo Rosjanek
praktycznie nie pamitaa mrocznej czeluci jelcza chodni: przespay
koszmar. Ale brzuchata dziewczyna z warkoczem pamitaa. Albo miaa
klaustrofobi. Albo baa si o dziecko.
Zacza krzycze, szarpa si. Zarazia strachem kolejn wpychan.
Mimo to wszystko rozeszoby si po kociach, gdyby nastpn nie
okazaa si ta najmodsza, dwunastolatka.
Ona jedna trzymaa si na nogach, kiedy otwieralimy jelcza. Pewnie
zapamitaa najwicej z horroru uwizienia w zbiorowej trumnie, gdzie
byo mnstwo nieruchomych cia i smrodu, ale nie
340

byo ani wiata, ani powietrza. Nic dziwnego, e doczya do poprzedni


cz Id.
Na przemian wyjc i gryzc, zacza wyrywa si prowadzcym j
kobietom. Kto j pchn. Runa brzuchem na ziemi. Kto inny od razu
prbowa podnosi, ale Dudziszewski odrobin wczeniej dojrza do
mskiej decyzji.
Trzasn okciem jedn z trzymajcych go kobiet, odtrci drug,
oswobodzi rce. Trzecia, chwycona za kark i pchnita na zrcznie
podoon nog, pada jak duga. Czwarta prbowaa pomci koleanki,
bijc pici. Trafia w umykajcy spod ciosu policzek, mao gronie, ale
na tyle bolenie, e szeregowy odda. W brzuch, nie w twarz, za to
porzdnie. I ta pada.
Dudziszewski prbowa wycign automat z kabury. Pewnie chcia
wypru w powietrze dug seri, susznie zakadajc, e niektrych to
otrzewi, innych nastraszy, a w najgorszym razie cignie do paacu
posiki, ktre zaprowadz spokj. Co wyobraaa sobie Teresa Zioo,
trudno powiedzie. Chyba co niedobrego, bo zanurkowaa do
mercedesa, by wynurzy si ju z karabinem w rku.
Przypomniaem sobie, e sztucer nie powinien by zaadowany, ale za
pno, ju w pozycji z grubsza horyzontalnej. Nie rzucono mn o ziemi
- to ja zawisem na swoich straniczkach, wyprowadzajc stopami
energiczne pchnicie. Celowaem w przebiegajc obok kobiet, a nie w
Teres. I trafiem.
Zwaliy si obie na drzwi mercedesa. Dudziszewski ani nie zosta
zastrzelony, ani nie oberwa kolb. Ale peemu nie zdoa wycign.
Opady go trzy kobiety, wczepiy si w kieszenie kamizelki, w pasek
hemu, pazurami w twarz.
Moja lewa straniczka pucia mnie znienacka. Wyrnem ramieniem
o ziemi. W odwecie podciem jej nogi, a gdy padaa, szarpniciem
posaem t drug najpierw na swe biodro, potem na koleank. Wstajc
oberwaem od kogo w kark. Porzdnie, pici. To byy wiejskie,
zdrowe baby, zdolne wtuc niejednemu mieszczuchowi. Padem. Dwa
kolana dwch rnych pa wbiy mi si w nerki. Mama noworodka
doskoczya z przodu, cofna nog, biorc zamach do solidnego
kopniaka.
341

Marzena doczya do bijatyki. Mao drastycznie, po prostu szarpic si


i zmuszajc te dwie obok, by j trzymay i nie udzielay si na innych
frontach. Ale dobre i to. Przeraonej wizjzapuszkowania Rosjance udao
si odepchn nogami od volkswagena, przewrci trzymajce j kobiety
i upa na nie.
Dudziszewski zdzieli kogo kuakiem. Sam oberwa. Teresa pozbieraa si, wpada w rodek pola bitwy, wznoszc trzymany za luf
sztucer.
Marzena grzmotna obcasem w stop swej straniczki. Kobieta
pucia jej rk. Na chwil, ale wystarczyo, by wist wyskoczy z kabury.
- Ma bro! - pisna ktra z trzymajcych si na uboczu kisu-nianek.
W szarpaninie brao udzia z dziesi, drugie tyle nadcigao ze
schwytanymi Rosjankami lub blokowao drzwi furgonetki, ale dobra
dwudziestka nic nie robia, stojc wok nas i po prostu patrzc.
Teresa doskoczya z karabinem do Marzeny. Dudziszewski, kosztem
rwnowagi, wyprowadzi uderzenie nog. Bufetowa oberwaa w biodro,
zatoczya si.
Tego jej byo za wiele. Gdyby nie refleks jakiej blondynki, wczepionej w kark Dudziszewski ego, wanie ona oberwaaby kolb: Teresa
nie zwracaa uwagi na postronne rce, plczce si przy czym, co
zamierzaa przerobi na krwawy befsztyk.
Blondynce si udao, po bie dosta winowajca. Na szczcie przez
hem. Przestraszone kobiety odskoczyy, uwolniony onierz zacz si
dwiga, wic Teresa powtrzya cios. I znw powtrzya. Dosta po
hemie i naramienniku kamizelki. Za czwartym razem pewnie trafiaby w
odsonite ciao i co mu poamaa. Nie zdya.
Nie ona jedna.
Inna kobieta nie zdya wykorzysta wyrwanego Marzenie wista. Ta
przede mn nie zdya podj decyzji i kopn mnie w twarz, co byoby
o tyle rozsdne, e stopniowo wydostawaem si spod wgniatajcych
mnie w ziemi kolan. Maoletnia Rosjanka nie zdya wyldowa z
wrzaskiem w adowni volkswagena, a Walasek, cho stan w progu
szoferki i wyplu papierosa, nie zdy opieprzy bab za dewastowanie
mu wozu.
342

Masza nam nie pozwolia.


Masza, ktra wypada na ganek z ju zakrwawion siekier i ktra,
dwa susy za progiem, omal nie rozpataa uskakujcej kisunianki.
Tej si udao: ostrze musno pier, wyorao krwaw prg, lecz
wielkiej krzywdy nie zrobio. Druga kobieta, ktra wesza Maszy w
drog, nie miaa tyle szczcia. Prbowaa apa dziewczyn. Nie
widziaem szczegw, a jedynie potny rozbryzg czerwieni i ciao,
walce si na schody z otwartym kielichem zamiast gowy. Cios by tak
potny, e ci cay pat czaszki, odsaniajc kawa mzgu.
To chyba troch otrzewio Masz. Nastpnej nie do szybkiej Polki
nie zarbaa, cho moga. Machnicie z gry w d miao przepdzi z
drogi - i przepdzio.
Wrzask przeraonych kobiet niemal rozerwa mi bbenki. migay na
boki, przewracay jedna drug, deptay, co tylko leao na ziemi, w tym takie miaem wraenie - gwnie mnie. Ale, niestety, nie wszystkie.
Teresa zostaa. Moe rozzuchwalia j bro - karabin to jednak karabin
- moe bezkarno, z jak tuka Dudziszewskiego. Ale myl, e to ja
zawiniem. Kiedy szef ma pod sob tylko dwie kobiety, jedn chroni i
rozpieszcza, a drug ledwie toleruje, niech rodzi si w sposb
naturalny. Gdyby jeszcze Masza bya inna, ociupi-n si postaraa... Ale
Masza, odkd j znaem, nie kiwna palcem, by zyska cho odrobin
sympatii kogokolwiek, kto nosi spdnic. Nie moga unika bufetowej,
jak unikaa innych kobiet, nie cierpiaa jej wic z tego powodu i zarazia
Teres t swoj niechci zbyt dogbnie, by teraz rozsdek wygra z
odruchami.
Teresa Zioo nie ucieka, cho powinna, a Maria Gawryszkina, cho te
powinna, nie zwrcia uwagi na fakt, i tamta stoi wprawdzie nad
powalonym i bezbronnym onierzem, lecz nie masakruje go ju ciosami
kolby.
Popatrzya na Dudziszewskiego, popatrzya na Teres - i z wrzaskiem
rzucia si do ataku.
- Strzelaj! - krzykna bufetowa. A szpakowata kobieta, ktra odebraa
Marzenie wista, uniosa pistolet
Widziaem, e szpakowat trzsie, wiedziaem, e Marzena nie nosi
przeadowanej broni, a do Maszy miaem tak samo daleko.
343

Powinienem skoczy w przeciwnym kierunku: jeli ju nie midzy


sztucer i siekier, to cho na lini strzau. Kobieta z pistoletem wyranie
nie dojrzaa do decyzji pocignicia za spust i gdybym jej przesoni cel,
z ulg by sobie odpucia.
Gupio wykorzystaem fakt, e moje przeladowczy nie czmychny na
widok furiatki z siekier. Nie do, e zerwaem si i za-szarowaem na
szpakowat, to jeszcze zbytnio si popieszyem. Nie zdyem poderwa
gowy i to wanie gow, nie rkoma, wytrciem jej pistolet
Zafundowaem sobie lekki nokaut Nim si pozbieraem, obok
mercedesa zdy si rozegra krtki pojedynek szermierczy. Karabin i
siekiera zderzyy si cztery razy. Byy te po dwa uniki z kadej strony.
A potem chwila ciszy... i odgos walcego si na ziemi ciaa. Cikiego ciaa.
- Jezus Maria - westchna Marzena. I otara krew spod rozkwa
szonego nosa.
Nic mdrzejszego nie moga zrobi. Kisunianki umykay za bram.
Dudziszewski, niezdarnie, ale sam, gramoli si z ziemi, ja zdoaem
usi, a Masza...
Masza staa z siekier nad nieruchomym ciaem Teresy, patrzya na
umykajce kobiety i sikaa w spodnie.
- Dugo pana nie byo. - Juraszko wskaza puste puszki. - Wzilimy
jeszcze dwa. Ale zapac.
Nie skomentowa mojej zakrwawionej gowy ani tego, co zaszo za
oknami. Moe, zajci piwem, przegapili jatk na podjedzie? Przyguchy
starzec i wiejski gupek - czemu nie? Ale raczej wyczu, e nie mam
ochoty na pogawdki. Poza tym spieszyem si. Nie obchodzc bufetu,
po omacku odszukaem podrczn flaszk skryt pod lad i yknem z
gwinta.
- Z babami kopot, obywatelu majorze - stwierdzi filozoficznym
tonem Jasio Kret. - No, ale ja to nie mam.
Czyli nie przegapili. yknem jeszcze raz. Nie za duo. Nie chciaem
si upi; chciaem tylko uwierzy, e jestem pijany. To usprawiedliwia
robienie gupot
344

- Wracajcie do domu - warknem.


- Ja to - wyjani Jasio - w ziemiance mieszkam.
- A wojna? - upomnia si Juraszko.
- Ju po wojnie.
Trafiem jak kul w pot - z oddali dobieg odgos pierwszej serii.
Potem drugiej, potem puknicie granatu.
- Wolicie modych? - zaspi si. - Ale powiem panu, panie ka
pitanie: oni teraz gwno warci. Jako onierze znaczy. Nas, panie,
to szkolili, jak bagnetem w brzuch. A teraz? Siedzi taki kilometr
od wroga, wali na olep z kaach a, a co strzeli, to troch w port
ki popuci, taki wystraszony. Ja telewizj ogldam. Jugosawi
widziaem, i Iraki oba, i Czeczeni... Dziadostwo. pa toto, pysku
je, rapuje, szmat eb owinie, Rambo jeden z drugim, a jak przyj
dzie co do czego, i trzeba z karabinem do ataku pobiec, to nie ma
komu. eby nie czogi i bomby, to by ich ci czarni scyzorykami
pokroili.
Na pnocy zastukao dziako ruskiego bewupa, wzgldnie granatnik
automatyczny. I nic, cisza. W duchu przyznaem Juraszce troch racji.
Stalinowskiego huraaa!" faktycznie nie usyszymy. Millerowcy bd
peza, wypatrywa przez lornetki, manewrowa wozami, szuka
martwych pl. Bardziej szachy ni szara.
Otworzyem apteczk i zakleiem czoo plastrem.
- To co? - upomnia si Juraszko. - Da pan karabiny?
- Wracajcie do domu - powtrzyem. - Cholera wie, do kogo trzeba
bdzie strzela.
- Do komuchw - owieci mnie Jasio. - Bo nam gaz zakrc i z
Niemcami rur w morzu kad. I na SLD daj moskiewsk poyczk. A
Polsk z Brukseli chc rzdzi...
- Pij lepiej - Juraszko wepchn mu puszk. - Pan nie zwraca uwagi,
panie kapitanie. Przyda si. Meldunek zanie, amunicj... Bd go mia
na oku. Wane, e ja wiem, do kogo strzela.
- A wie pan? - umiechnem si smtnie. Kto obuty w kamasze
nadchodzi korytarzem. Oby Paczoch. Oby wszed tu i zapyta, co zrobi
z kobiecymi trupami, walajcymi si po podjedzie. Czy mona
uprztn. Powiem, e owszem, i kto to zrobi za mnie.
345

- Pewnie. Tu jest Polska, polskie wojsko jej broni, a kto mu przeszkadza, to wrg. Nawet - zerkn w stron okna - jak sam Polak. Albo i
Polka.
- Takie proste to to nie jest - powiedziaem moe do niego, a moe do
stajcej w progu smukej sylwetki w polowym mundurze. - To i c h
wewn trz n a, rus ka s p rawa.
- Zamay prawo - rzucia sucho Marzena. Wesza do restauracji
obciona trzema radomskimi sztucerami i skrzynk. Zwalia wszystko
na najbliszy st i posaa mi mroczne spojrzenie. - Ale Masza te.
Musz j...
- To dla nas? - Jasio wsta na widok broni.
- Nie syszysz? - wzruszyem ramionami. - Wojna.
- Musz j zatrzyma. Spenia wszelkie przesanki...
- Nie jeste ju prokuratorem.
- Zastpujemy tu policj. Wywal mnie, jeli jej nie...
- Ratowaa nas - ujem butelk, rozwaajc kuszcy pomys yknicia
raz jeszcze.
- Janusz... wiem, jak byo. I moe nawet jej si upiecze. Ale po
cikim procesie. I nie powiesz mi, e jest normalna. Albo e nie zagraa
otoczeniu.
- Nie zagraa. - Z alem odstawiem flaszk. - Nie bardziej ni
statystyczny Polak. Wsad do czubkw par milionw naszych, to moe
ci pomog.
- Nie musisz mi pomaga. Zamykam j. Chciaam tylko, eby
wiedzia.
- Gdzie? - zapytaem zwile, idc w stron stou z resztkami esdeesowskiego arsenau. Nie protestowaa, kiedy otwieraem skrzynk.
- Tu. W piwnicy. Tak jest bezpieczniej - dodaa, uprzedzajc mj
protest.
Fakt: ktry z pociskw, wybuchajcych na pnocy, mg polecie za
daleko i wpa przez paacowe okno. Nie przyznaem jednak tego na
gos. Na gos zaklem.
- Kurwa ma...
Zdziwiona, spojrzaa do otwartej skrzynki, na lnice tuszczem paczki
naboi. -Co?
346

- Parabellum - mruknem. - Dziewi milimetrw. Wasze chyba.


Do pistoletw i automatw.
Przygldaa si amunicji, wyranie zbita z tropu. Na zdruzgotan
jednak nie wygldaa.
- No tak, stay obok... Ale do karabinw te s. W tych innych
skrzynkach. Na pewno. Wiem, bo...
- Dasz mi pistolet?
Popatrzya na mnie najpierw jak na wariata, a potem po prostu smutno.
- Jak mnie jeszcze z tej roboty wywal, to ju tylko na szos i tiry
obsugiwa...
Wyszedem z restauracji. Po chwili usyszaem kroki za plecami.
Trudno. Zszedem do piwnicy.
Bladzi i nieszczliwi, siedzieli na wolnym ku. Dudziszewski tuli
Masz, gaska jej wosy i - bez sensu - szepta do ucha. Wci bya w
zasikanych spodniach, ale jako nikomu to nie przeszkadzao.
- Nie daam rady - mrukna Ewa. Cakiem niedawno przegraa
z dobrze uyt siekier: staa przy miednicy i mya rce w rowej
wodzie.
Patrzyem na okryte przecieradem ciao. Moda czy stara, dobra czy
za? Pomijajc Teres, to lepy los ustawi ofiary na krwawym szlaku
Maszy. Moe nie uganiaa si za przeraonymi Rosjankami, moe
przysza tu jak poowa innych, zobaczy tylko, co si dzieje, albo nawet
protestowa, gdyby zaczo si dzia naprawd le...
- Nikt nie wie, jak zgina. - Marzena jakby syszaa moje myli. Tamte przed budynkiem to od biedy obrona konieczna. Ale ta...
- Nie rozumie pani? - warkn Dudziszewski. - Tum wciekych bab,
cakiem jak wtedy. Kady na jej miejscu...
- Poyczysz mi automat? - zapytaem. Skutecznie zamknem temat
Maszy-wariatki. Kosztem otwarcia tematu szalonego Krecho-wiaka.
- artuje pan...
- Albo jaki inny. Macie bro po zabitych.
Popatrzy na Marzen, jakby proszc o pomoc. Masza, zapakana i
nieszczliwa, tulia si do niego.
347

- Strzelaj. - Ewa szorowaa paznokcie, ponura, lecz najspokojniejsza


ze wszystkich. - Wojna, prawda? Wic niech mu pani da. Zna si na tym.
I jest w porzdku.
- Te baby mog wrci - powiedziaa Marzena. - Tym razem po
dziewczyn. - Popatrzya mi wyzywajco w oczy. - Obiecasz, e nie
zaczniesz strzela w jej obronie?
Nie odpowiedziaem. Ewa mnie wyrczya:
- Nie sucha pani: jest w porzdku. Czyli zacznie.
Marzena pokiwaa gow jak kto, kto otrzyma dokadnie tak odpowied, jakiej oczekiwa.
- Dobra - westchnem. - Dudziszewski, zbierz po egzemplarzu kadej
broni i poka Rosjankom, jak si co aduje. Celowanie sobie daruj:
ogldaj filmy.
- Chcesz...? - Ewa wolaa nie koczy.
- Nie chc. Ale niech maj jak szans. Zaraz wracam. Kibelek wyjaniem.
Wyszedem, dotarem do schodw i odczekaem chwil. Marzena
miewaa przykry zwyczaj aenia za facetami, ktrym dokucza pcherz.
Tym razem nie polaza.
Drzwi magazynu kuchennego chronia zatyczka z gwodzia. Zabraem
go do rodka. Podszedem do ledziowej hady i przyjrzaem si
zgrzewkom. Szeciopaki byy za due, by ukada je w plecakach, ciar
te nie pasowa. Czyli pojedyncze opakowanie nie stanowi docelowo
caoci. Czyli sj-alibi, taki jak ten, na ktry trafia Marzena, nie jest
doczony do kadej szstki.
Pani porucznik jako celnik miaa pecha, w zwizku z czym ja miaem
uatwione zadanie. Wystarczyo obejrze paczk, do ktrej si dobraa, i
sprawdzi, co j rni od wikszoci. Szybko znalazem naklejk, ktrej
brakowao na innych zgrzewkach.
Rozpruem szeciopak pozbawiony naklejki, odkrciem pokrywk i
przeprowadziem sondowanie gwodziem. Nie robiem sobie wielkich
nadziei. Maa, objta embargiem i warta przemytu bya gwnie
elektronika. Choby telefony komrkowe, przerabiane w Sambii na
indywidualne radiostacje lub urzdzenia do zdalnego odpalania
adunkw. Jeli chodzi o bro waciw, szmuglowano raczej zapalniki
ni ca, gotow do uycia amunicj. Istniao znikome
348

prawdopodobiestwo, e Kubica zamelinowa w mojej piwnicy co,


czym da si walczy. Jeszcze przed kwadransem nie podjbym ryzyka
zakradania si tutaj. W sojach kry si towar, za ktry trafibym za kraty
- przy takich ilociach sadzaj nawet za przemyt scyzorykw - a ktry
raczej nie przyda si w cigu najbliszych godzin.
Tyle e mogem ju nie mie najbliszych godzin.
Wyowiem gwodziem okopany porodku saatki pakunek, rozdarem
foli i chyba umiechnem si do szeroko.
Kierowca zajecha BWP z fantazj godn bmw, nie zdziwi mnie wic
widok Dudziszewskiego, wybiegajcego z piwnicy z granatnikiem. Tak
mg wyglda miay atak millerowcw. Na szczcie wz by nasz. Na
drugie szczcie podjazd, cho zakrwawiony, by ju uprztnity. Kto
usun zwoki.
- Co jest?! - Paczoch wychyli si ze zsypu na wgiel. Zauwayem
ustawiony na murku telefon polowy.
- Dawaj z t rur! - Silnik nadal haasowa, jak to przy zawracaniu, i
celowniczy musia mocno podnosi gos.
- Co si dzieje? - Marzena przepchna si obok Dudziszewskiego i
jego granatnik RPG, stana przy mnie na schodach.
- Id polami od pnocy! - Wz wykona obrt, kierowca zdj nog z
gazu i ten w wieyczce nie musia si ju tak drze. - Chory chce z
modzierza! Pakuj si! - machn na Paczoch a.
Kapral mia do pomocy jednego onierza, ale to wystarczyo, by ju w
pierwszym kursie wrzucili do bewupa lekki modzierz oraz dwie
skrzynki z nabojami.
- A reszta? - upomniaa si Marzena.
- Granatnik bierzemy! - celowniczy machn na Dudziszewskiego. Tamci dwaj mog na razie zosta! Chory powiedzia, eby pani
rezerwistw poprosia! No, dawaj, chopie! Le po amunicj!
Dudziszewski znieruchomia przy drzwiach.
- Pom im - pchnem Marzen w stron zsypu, skd dwjka
modzierzystw pospiesznie wycigaa skrzynie z nabojami. Sam
wdrapaem si na ganek.
- Zaley ci na niej? - zapytaem cicho. Dudziszewski przekn z
wysikiem lin, pokiwa zdecydowanie gow.
349

- Nigdzie nie id - gos mu dra. - Niech spadaj. Nie zostawi


jej. Kurwa, nie teraz!
Zapaem go za rami, potrzsnem. Ciut oprzytomnia.
- Albo obronicie wie, albo wszystko si popierdoli - warknem.
- Jak si popierdoli, chc ci tu mie ywego i z granatnikiem, jas
ne? Id, walcz i nie daj si zabi. Nie oddam Maszy byle ajzie. Masz
by onierz i facet. Masza potrzebuje faceta, ktry jej bdzie broni.
Jasne?
- Ale... a jak te baby tu wrc i...?
- Nie martw si babami. Trzymaj od nas z daleka ruskie czogi. A jak
nie dacie rady, wr tu z broni. No, migaj.
- Mog...? - Pobieg, nie czekajc na zgod.
- Ruchy, chopie! - krzykn za nim celowniczy.
- Jedcie! - Wskazaem volkswagena. - Podrzuc jego i amunicj! No,
spadajcie!
Machn rk w gecie raz kozie mier". Paczoch i ten drugi
wskoczyli do przedziau desantowego. Wz ruszy, koyszc otwartymi
drzwiami.
Dudziszewski wrci moe po trzech minutach z plecakowym nosidem wypenionym adunkami do RPG. W tym czasie Marzena zdya
cofn volkswagenem pod zsyp, a ja otworzy adowni i wrzuci kilka
skrzynek.
- Zrobimy tak - oznajmiem. - Ty pilnujesz paacu, ja wioz Dudziszewski ego i amunicj.
- Sam? - najeya si.
- Nie uciekn, sowo harcerza.
- Jedziemy razem.
- Dobra: to ty jed, a ja zostan. - Popatrzya na mnie zdziwiona.
- Kto musi. Tu jest mnstwo dziewczyn do zamordowania.
To jej zamkno usta. Usiadem za kierownic, Dudziszewski usadowi
si obok i pojechalimy.
Widziaem j w lusterku: staa, patrzya i - dam gow - zastanawiaa
si, czy nie robi z siebie idiotki.
Obok krzywki otara si o nas wieo wypowiedziana wojna:
zabkany granat znalaz przerw midzy koronami drzew i spad na
biwak. Za domem sotysa koczy si asfalt, dziki czemu atwo
350

wypatrzyem lady gsienic. BWP min obejcie Bka i dwa domy dalej
skrci na podwrze. Wie koczya si trzy domy od siedziby sotysa,
ale zaoga nie pchaa si a tam. Ostre trzaski dziaek automatycznych
nie zachcay do wycieczek na pierwsz lini.
Podczas caego przejazdu nie dostrzegem ywej duszy.
Zaparkowaem za stodo, obok bewupa. Modzierza ju nie byo, by
za to szeregowy Kurpianis, kucajcy przy pocie i drcy si do
przenonej radiostacji:
- Nie podjeda! Nie-pod-je-da! Syszysz?! Stoi w miejscu! Niepod-je-da!
Kto, niedaleko nas, strzeli z beryla. Krtka seria, na deser puknicie
mocowanego pod luf wyrzutnika granatw kalibru 40.1 cisza.
Sambijczycy, mniej wstrzemiliwi, rbnli po obrzeach wsi z kaemu,
dwch dziaek wozw bojowych i kilku AK-74. Potem doczy
automatyczny granatnik. Odgosy eksplozji dobiegay z pnocy, ze
skraju wsi. Z dwiema skrzynkami podbiegem do Kurpi anis a.
Dudziszewski, obciony wasn amunicj, zabra jedn.
- Daleko s? - zapyta.
- Wozy na granicy - wychrypia Kurpi anis. Przeszed na nasuch, a ja
zrozumiaem, czemu zbija bki, podczas gdy front utrzymuje, sdzc z
odgosw, jeden strzelec. Zaguszarka przysana z Kaliningradu bya
ekstra: mimo przeskakiwania polskich nadajnikw z fali na fal,
wypeniaa eter icie piekielnym haasem. Pojedyncze, oderwane sylaby tyle wyowiem z lawiny trzaskw.
- A piechota? - Na ssiednim podwrzu dostrzegem modzierz i
adowniczego. Paczoch musia by gdzie z przodu, wypatrujc celw.
- Doszli do rzeczki. Lez na czworakach. Albo czekaj, e czog
osoni.
- Czog? - Dudziszewski przekn z wysikiem lin.
-Jaworski waln z podlufowego, chyba ich odstraszy. Ale dobrze, e
jeste. - Kurpi anis umiechn si blado. - Nasz RPG co nie strzela wskaza na wschd. - Moe nie widz, a moe...
- A co u chorego? - wskazaem radio.
- Chyba spokj. Ciko si dogada. - Wrci wzrokiem do Dudziszewski ego. - Walnby w ten czog. Bo jak ruszy... Dwch nas
351

tu tylko. Im - wskaza wzrokiem bewupa - nie wolno na wymian


ognia... Chory mwi, e maj tylko z zasadzki, w bok, jeli Ruscy do
wsi wjad.
- Jestecie we dwch? - upewniem si.
- Plus ten granatnik, co nie strzela. Bewup, modzierz - zacz
odlicza. - Chory na wschodzie ma dwch i drugi wz w odwodzie.
Jeden chopak na czujce po tamtej stronie wsi. I ci w paacu. Wszystko. Umiechn si z wysikiem. - Szesnastu. Cieniutko.
Milczelimy. Beryl pukn symbolicznie. Z innego miejsca. Sambijczycy odpowiedzieli salw, wac w sumie setki razy wicej. Na
szczcie na wyczucie, bo odgosy kruszonych dachwek, amanych
gazi, pkajcych pociskw i tuczonego szka dobiegy ze wszystkich
moliwych stron. Nieatwo wypatrzy ostronego strzelca pord
kilkuset metrw zabudowa i zaroli. Ale te nieatwo zastopowa
pluton, czy choby druyn, jeli jest si samemu, za ca bro ma si
karabin, a za pancerz krzaki.
- Co to za czog? - zapyta Dudziszewski.
- T-72 - wyrczyem Kurpianisa. - Pancerz reaktywny. Nie na twoje
zby.
- Kurwa - zakl bezradnie. Kurpianis schowa radio do futerau,
podnis si.
- Grunt, e mamy granatnik - rzuci na pocieszenie. - Jak podjedzie,
bdziesz go mg z boku zaj, a wtedy spoko. Nawet Abrams ci nie
podskoczy.
- Cofa si! - dobieg do nas okrzyk. Pewnie Jaworski, samotny
obroca pnocnej granicy Rzeczpospolitej. - Za to transportery
podjedaj!
Modzierz wypali pi razy w krtkich odstpach czasu, po czym
obsuga zgarna go i wpada do obory. Zbdna ostrono: Sambijczycy
nie wypatrzyli stanowiska. Odwzajemnili si kilkunastoma pociskami
kalibru 30, ale na olep. Pod koniec tej kanonady Jaworski strzeli par
razy z karabinu i krzykn, e wozy mijaj rzeczk.
Paczoch z pomocnikiem ustawiali modzierz w poprzednim miejscu.
Kurpianis pobieg na wschd, moe samemu strzela, moe zachca do
strzelania koleg z granatnikiem. Od strony pegeeru
352

zastuka karabin maszynowy, cholera wie czyj, bo obie strony uyway


jednakowych.
Wyadowalimy amunicj. Celowniczy bewupa cina toporkiem
gazie, mocowa do wozu. Silnik milcza: brak cznoci radiowej
przywraca do ask system informacyjny pod nazw wasne uszy".
Kierowca zdj hemofon, nasuchiwa ostrzee Jaworskiego. Na
szczcie nie byo nowych. Warkot w oddali nie oznacza szary, lecz
ostrone peznicie naprzd.
- Chod - mruknem. Przeskoczyem pot Dudziszewskiemu,
obcionemu wyrzutni, amunicj, kamizelk i peemem nie poszo
rwnie atwo, ale dowlk si do mnie w kocu. Do tej pory zdy
em wybra miejsce przy pnocnym ogrodzeniu, wyj lornetk
i obejrze przedpole.
Szeset metrw od nas ustawiy si w linii: czog, BMP-3 i BMP-2.
W sumie dwie armaty cikie, dwie lekkie, za to szybkostrzelne, i a pi
kaemw. Z bewupw powysiadaa piechota, ktra teraz, kryjc si za
zadami maszyn, powoli suna w stron Ki-sun. Inny pododdzia
piechoty, ktry dotar wczeniej do zakola Lawinki, by o dwiecie
metrw bliej. To gwnie ci ostrzeliwali wie. Co kilkanacie sekund to
tu, to tam unosio si popiersie i gar kul dziurawia miejsce
podejrzewane o ukrywanie polskiego onierza. Czasem kto przebiega
zygzakiem par metrw, ale mimo niemal zerowego oporu takich
pokazw brawury nie byo wiele.
- Nie tutaj! - dobieg mnie nagle gniewny okrzyk. Obejrzaem si.
Do wga domu klei si jaki gospodarz. - Kurwa, panowie! Zabie
rajcie si z tym elastwem! Ju mi dwie dziury w cianie zrobili!
Dopiero teraz dotaro do mnie, jak spokojna jest, wbrew pozorom, ta,
byo nie byo, linia frontu. Czog nie strzela, podobnie jak modzierze
millerowcw. W uyciu byy jedynie lekkie dziaka i karabiny, z ktrych
te zreszt nie walono gdzie popadnie. Chodzio pewnie o oszczdno
amunicji, ale, okazuje si, ta wstrzemiliwo zaowocowaa i w taki
sposb. Ludzie, nie ogupiali ze strachu, nadal potrafili myle
pokojowymi kategoriami.
- Nakaz macie? - Gospodarza zirytowao nasze milczenie. - To
mj teren! Spieprzajcie! Bo do sdu podam!
353

Do pana doczy uwizany przy budzie kundel: rzuca si wciekle na


acuchu i ujada zaguszajc karabiny.
Na wschodzie pukn jaki nasz, pewnie beryl Kurpianisa. Niby nic,
ale przelatujca obok kula potrafi pooy tyralier na cae minuty. Na tej
zasadzie Smbijczycy nadal byli setki metrw od wsi: pojazdy trzymay
si poza zasigiem granatnikw, a piechota, zamiast porusza si
skokami, gwnie peza naprzd.
- Dom mi spal! - W gosie mczyzny zo mieszaa si z rozpa
cz. - Panie kierowniku! Niech mu pan co powie!
To wojowniczoci Dudziszewskiego si ba. Ja byem ten dobry, swj.
Skinem na onierza i, schylony wp, dobiegem do granicy posesji.
- Co? - zapyta Dudziszewski, kiedy sforsowalimy poL - Znajo
my?
Wyjem mu granatnik z rk.
- Zosta, broni swego - wyjaniem. - Musi mu zalee.
Ssiadom zaleao mniej - skryli si gdzie, skd nie dao si pro
testowa. Minem skad opau i zaczem szuka stanowiska.
Idealnego nie byo. Strzeliem do czogu zza jakiej jabonki. Pie
zastopowa co najmniej jeden z wystrzelonych w odwecie pociskw:
kiedy dopadem poudniowego ogrodzenia i zwaliem si za podmurwk
siatki, cite wybuchem drzewko leao jak dugie, dygocc od uderze
przeszywajcych koron kul.
Odpezem za budynek. Dudziszewski doczy, te na brzuchu, po
kilku minutach. Do tego czasu Sambijczycy dali spokj okolicznym
zabudowaniom. Dom mieszkalny dymi, a skadowi opau dostao si z
dziaek tak, e nawet po naszej stronie straszy tuzinem wyupanych w
murze dziur.
- Blisko - pochwali mnie Dudziszewski. - Prawie e.
- Gwno tam. Z przodu jest nie do ruszenia. Ale chyba troch
postraszylimy. Par minut zysku.
Schyleni jak tragarze fortepianw, ruszylimy na poudnie. Oddaem
mu granatnik.
- To trzeba byo w transporter - powiedzia.
- Jak puszcz czog przez wie i dobrze osoni boki, nie zatrzymamy
gnoja. A transporter moemy.
354

Na czasie faktycznie zyskalimy. Paczoch, zamiast gorczkowo


ostrzeliwa atakujcych, przenosi amunicj.
- Co z reszt? - zapaem go za rkaw. - Mog zapakowa wszystko na
furgonetk albo podsya po trochu. - Zacz myle, a ja dodaem: - Na
wozie wygodniej, ale jak trafi, to po amunicji. Chyba e macie gdzie
jeszcze.
- Tylko w paacu - skrzywi si. - Nie miao by wojny.
Wsiadem do volkswagena i odjechaem. W pokojowym stylu, czyli
przez bram. Otrzewiono mnie za pomoc trzech pacni zafundowanych blachom adowni. Kule leciay z daleka, po drodze ciy
pewnie troch listowia i gazi, ale i tak ta, ktra doleciaa do szoferki,
wybia w szybie potn dziur. Moe to dziki niej skrciem, zamiast
doda gazu i umyka po rozpoczynajcym si tu asfalcie.
Wysiadem i wbiegem do domu sotysa. Nie robiem sobie wielkich
nadziei, ale Bk, o dziwo, tkwi dokadnie w tym samym co poprzednio
miejscu. Posa mi przekrwione spojrzenie znad kubka kawy. Z butelki
te skorzysta. Kiedy stanem w progu, odsun szuflad i pooy na
blacie chlebowy n.
- Spokojnie - powiedziaem. - adnych czajnikw. Jedna drobna
proba i si zmywam. Panu te radz.
- Spierdalaj - wymamrota.
- Nie jestem tu zameldowany. Ale o tym nikt nie wie.
- Spier...
- Czyli moja karta z WKU moga tu teoretycznie trafi. Umwmy si,
e trafia, i spadam.
Przyglda mi si tpo i zdecydowanie mao przyjanie. Potem na
poczerwienia twarz wpez chytry umiech.
- A za ile? - Nie zdyem si zdziwi. - Dzi po tysicu chodz. Ale
od takiego wanego kierownika...
- Hej - pomachaem rk, jak cuconemu przed twarz. - Ziemia do
Bka... Nie chc wykupi biletu do wojska. Nie rozumiemy si.
- Dwa tysice - rzuci twardo.
- Jak kto zapyta, moja karta bya z innymi i te zgina. Ale bya.
Rozumiesz? Widziae j.
Nie rozumia. Przesadzi z wprawianiem si w stan niezdolnoci do
obrony Rzeczypospolitej. Na jego tle Jasio Kret czy Grzesiek
355

Uszkodzona Proteza kwalifikowali si do Gromu czy innych komandosw.


- Dwa tysice - powtrzy.
- Nie migam si od wojska - wyjaniem agodnie. - Na odwrt: chc
i. Za to nie daje si apwek.
Przemyla to sobie.
- Za wszystko, kurwa, si daje - oznajmi. - Gdzie nie pjdziesz.
To i u mnie te - rbn pici w st. - Nic darmo! Co to ja, gorszy?
Te wadza! Mam swoje koryto?! Mam! Kisuny! Moje koryto, moje
winie! Ja je bd doi!
Na wschodzie eksplodowao co cikiego. Uznaem, e warto spuci
z tonu.
- W porzdku. Pierwsza kapitaska pensja dla pana. Ale kapita
ska, jasne? Gdyby kto pyta, w papierach byo, e jestem kapitan
rezerwy. Moe by?
Zastanawia si, lecz z widoczn skonnoci do zgody, wyszedem
wic, wsiadem do samochodu i przebiem si przez dwa kolejne poty.
Nikt nie wybieg z widami. Przeskoczyem skrzyowanie, skrciem w
paacow bram... i omal nie rozjechaem czowieka. A podskoczyem,
kiedy zza filaru wypada plamista sylwetka i co grzmotno o mask.
Dokadnie takie odgosy wydaje potrcony przechodzie.
- Mj wz! - Gniewny okrzyk uwiadomi mi, e to nie Walasek
dosta botnikiem, tylko volkswagen pici. - Stj!
Nie dodaem gazu, ale te nie zwolniem. Idcy w stron paacu
mczyni mieli czas obejrze si i rozstpi na boki, cho raczej nie
zdyli manewru przemyle. Kroczcy na czele Szablewski
znieruchomia na moment, jednak poszed za przykadem innych, nie
prbujc zatrzymywa furgonetki. Inna sprawa, e po co. Trzydzieci
metrw - i sam stanem.
- Jezu, cay podziurawiony! - poskary si Walasek. - Maska po
gita! Poty nim rozbijasz, palancie?!
Wysiadem koo zsypu. Przy barierce wci stay dwie skrzynki.
Ujem po jednej w rk i ruszyem w stron bramy, na spotkanie
nadchodzcym mczyznom.
Zeszlimy si na wysokoci fontanny.
356

Wszyscy byli w plamiakach, zaopatrzyli si te w pasy, torby, plecaki,


saszetki i temu podobne pojemniki, pozwalajce dwiga amunicj
wzgldnie fajki oraz piwo wygodniej ni po kieszeniach. Mimo paru
pokanych brzuchw, ysin, rozczapanych teniswek czy czerwonego
swetra wodza, budzili respekt Ponurzy mczyni z karabinami musz go
budzi. Gdy czowiek stoi naprzeciw takich, sam, bezbronny, to nawet
co wicej ni respekt. Prawd mwic, odstawiajc skrzynki i
wpychajc donie do kieszeni mylaem take o tym, by ukry ich
drenie.
- To prywatny samochd. - Szablewski zerkn na skrzynki, ale nie
pyta o nie. Bardzo podobne przywdroway tu z jego towarzyszami.
Dwigao je parami szeciu spord jedenastu esde-esowcw.
- Na wojn? - zapytaem cicho. - Nie ten kierunek.
aden nie zdj karabinu z ramienia. Cz unikaa mego wzroku. Paru
wolaoby by gdzie indziej i robi co innego.
- Rosjanki morduj siekierami nasze kobiety - warkn Szablew
ski. By ponury jak inni, lecz w oczach poyskiway mu iskierki le
skrywanego triumfu. - Zabieramy je.
-I?
- Odsyamy do domu. - Zawaha si, nie wytrzyma jednak. A twoj kucht do wizienia.
Usyszaem odgos krokw na ganku.
- Zosta tam! - krzyknem. Marzena zastyga w p kroku. Wyj
em z kieszeni obie donie, prawa pomkna do ust Plunem Szab
lewski emu zawleczk pod stopy, uniosem nad gow granat I do
piero teraz uyem naprawd ostrego tonu: - Obronny! Dwa tysice
odamkw! Do rodka, Marzena! A wy nie rusza si!
Sparaliowa ich nie tyle strach, co zaskoczenie. Patrzyli z niedowierzaniem, jak staj na murku okalajcym basen fontanny i wycigam
zbami zawleczk drugiego granatu. Ktem oka widziaem rwnie
nieruchom Marzen.
- W skrzyniach s pociski modzierzowe - zmieniem krzyk na
lodowaty, stanowczy ton. - Nastpne kilkadziesit tysicy odam
kw. Nikt nie przeyje. Karabiny na ziemi, ale ju. Marzena, spadaj
stamtd.
357

Nadal nikt si nie porusza. Nikt te nie spada.


- Odbio panu, panie Januszu? - prbowa si umiecha Pirat. - Co to
za jaja z tymi granatami?
- Nie chcecie walczy? To do domw. Ale bro zostaje.
- Nie odwaysz si - skrzywi twarz Szablewski. Jego do zacza
wdrowa do przewieszonego przez rami pasa karabinu. Wypchnem
rk przed siebie; granat, ciskany dotd picioma palcami, zawis
niczym globus, symbolicznie uwiziony midzy kciukiem a
dociskajcym dwigni spustow palcem wskazujcym.
- Tylko sprbuj! - Opuciem nog do basenu fontanny i lew doni
stuknem w murek. - Mnie osoni, a z was sita zostan. Jeden ruch i
rzucam. Sowo.
Paradoksalnie: w pojedynk byliby trudniejsi do zastraszenia. Samotny
czowiek wie, co chce i jest w stanie zrobi, moe zaplanowa kady
ruch, wybra moment ataku. Element niewiadomej wprowadza tylko
przeciwnik. Gromada niepewnych sojusznikw dorzuca tyle znakw
zapytania, e potykasz si o nie jak o zasieki. Koledzy owszem, mog
pomc, ale te zabiec drog, przewrci, potrci luf. No i, przede
wszystkim, sta si zakadnikami.
Kady z osobna zdyby podbiec, skry si po mojej stronie obmurwki. Ale istniao due, wyolbrzymione jeszcze strachem prawdopodobiestwo, e z winy toku paru nie zdy i e potem, ju do koca
ycia, wdowy i sieroty po spnionych bd przeklina nadgorliwca,
ktry pierwszy skoczy do garda szalonemu Krecho-wiakowi.
-Zapalnik ma kilka sekund zwoki. - Szablewski nie zamierza
kapitulowa. - Mnstwo czasu. Na setk miaem...
- Zastrzel tych, ktrzy przeyj! - zawoaem, nie patrzc na Ma
rzen, ale ewidentnie pod jej adresem. - Za wspudzia w zbioro
wym morderstwie maj doywocie jak nic! Musz zabi wszystkich
wiadkw, a ciebie pierwsz!
Paru esdeesowcw popatrzyo w jej stron, wikszo ze witym
oburzeniem. Nie czuli si mordercami.
- No co pan, panie Januszu? - zdziwi si Pirat.
- W skrzynkach jest trzydzieci kilo amunicji. - Przesadziem, ale co
tam. - Po tej stronie - trciem murek - te niektrym pkn pu358

ca. Po tamtej nikt nie przeyje. - Umiechnem si drapienie. - Na


setk? yciowy rekord to dopiero pobijesz. Jak pieprznie twoimi
ochapami o mur.
Ktem oka widziaem Marzen manipulujc przy kaburze. Fajnie. Ale
jeszcze nie wygraem.
- Nie odway si - zasapa Walasek. Jedyny, ktry nie mnie powica
ca uwag: co drugie jego spojrzenie wdrowao ku furgonetce. Gwno nam...
- Mam wicej - uniosem wyej granat - Wic niech tam. Pierwszy leci
pod volkswagena. Chce pan pokazu odwagi, panie Walasek? Prosz
bardzo. Marzena, schowaj si!
Zmierzylimy si wzrokiem.
- Do wizienia pjdziesz - rzuci niepewnie.
- Chopie! - rozemiaem si cakiem udanie. - Moecie mnie zaraz
zabi. Potem Ruscy mog. Prokurator mi siedzi na karku, za dwa
morderstwa. A to tylko gwniany wrak za pidziesit euro. Za tyle go
kupie, jeli wierzy papierom. Tak to jest, jak si pastwo na podatkach
kantuje. Sta mnie na takie fajerwerki. A jak mnie ktry zastrzeli, za
niszczenie mienia znikomej wartoci, to pjdzie siedzie na baaardzo
dugo. - Byskawicznie zgasiem umiech. - Karabin na ziemi, ale ju!
Albo sam rb padnij. Bo ci odamki wasnej fury dup poszatkuj. Cofnem rami, biorc zamach. - No ju!
Po paru sekundach bicia si z mylami zdj sztucer i cisn gniewnie
na ziemi. Stao si. Z nadwtlonej tamy wylecia pierwszy kamie.
- Ju tu nie pracujesz - rzuci Szablewski gosem tumionym przez
bezsiln wcieko.
- Oddawa bro - powiedziaem cicho. Mia racj: moja kariera jako
zarzdcy Paacowej" dobiega koca. I dobrze. To nadao zwycistwu
charakteru pyrrusowego, uatwiajc pokonanym zachowanie twarzy.
Oddawali karabiny, ale przegrany w oczach wiata byem ja.
Dziewi sztucerw i trzy skrzynki z amunicj zalegy na ziemi.
- Pirat? - Gos lekko mi dra. Sta z opuszczon gow, twarz
osania mu daszek bejsbowki. Oba kciuki tkwiy za pasem, ale
359

ja patrzyem tylko na ten drugi pas, dwigajcy karabin. Pomylaem w


przypywie paniki, e zamienilimy si stronami: teraz to ja miaem
wok gromad zakadnikw. Jeli to zrozumie, wykorzysta okazj...
- Kurwa... - Ktrego z mczyzn musiay naj podobne myli.
- Nie wiruj! Rzu ten karabin!
Unis twarz, nie odrywajc doni od paska. Spojrzenie mia mao
radosne, ale i pozbawione wrogoci.
- Pobrudzi si - mrukn. Potem westchn. - No dobra. To ja zostaj,
panie Januszu. Jak si nie da po dobroci...
- Zostajesz? - nie zrozumia Szablewski.
- Mam w garau nowiutk bryk. Jest czego broni poza ojczyzn
- bysn zbami.
- Jaka nowiutka?! Siedem lat
- Ale siostra siedemnacie. - Zgasi umiech i przenis spojrzenie z
Szablewski ego na mnie.
- W porzdku. A panw - postaraem si o beznamitny wyraz twarzy
- poprosz jeszcze o poyczk. Pasy, adownice i plecaki. W czym
trzeba nosi amunicj. Spokojnie, oddam.
- Nie przeginaj, Krechowiak - wycedzi przez zby Szablewski.
- To nasze prywatne.
- Pani porucznik wystawi pokwitowania.
Czort wie, czy faktycznie nie stanliby w kolejce po papiery. Na
szczcie akurat wtedy po raz pierwszy hukna armata T-72.
Walasek znw da przykad, jednym ruchem pozbywajc si pasa.
Potem podbieg do volkswagena. Nie odwayem si protestowa starcie nie byo jeszcze wygrane i kady dezerter z szeregw przeciwnika
by cenny.
Uruchomi silnik. Trzej esdeesowcy dorzucili elementy oporzdzenia
do stosu upw i zaczli pakowa si do furgonetki. Zawracajcy
samochd skusi dwch kolejnych.
- Wiesz, e rozbrajasz prawie onierzy? - sprbowa jeszcze raz
Szablewski. - Polska daa nam te karabiny, ebymy jej bronili.
Mwi bardziej do Marzeny. Ktra, do reszty niweczc mj potencja
odstraszania, ruszya w nasz stron.
- Polska czsto popenia gupstwa - zauwayem.
360

- Wsadz ci - powiedzia spokojnie. - Jak bdziesz mia szczcie.


Ale raczej Miller na jajach powiesi.
- Pasek prosz - przyszed mi z pomoc Pirat. Nie Szablewskiego
upomina, tylko jednego ze stojcych obok, ale podziaao: mczyzna
odpi klamr, a mj oponent wzruszy ramionami, odwrci si i
odszed.
Nie prbowaem go zatrzymywa. Jako jedyny nie zaopatrzy si w
aden substytut adownicy.
- Tu gdzie s zawleczki - posaem blady umiech jeszcze bledszej
dziewczynie. - Moesz poszuka? Bo mi zaraz palce zdrtwiej...
- Co to miao by?! - Odczekaa, a Grzesiek pokutyka zwoywa
wszystko co ywe do restauracji. - Chciae zabi poow naszych
rezerwistw?!
- Nie daliby si. - Ruszyem schodami w gr. - Za bardzo si boj. No
i nie miaem czasu. Minuta pniej, a dorwaliby pierwsze Rosjanki i
gwno bym im mg.
- Jeszcze ja tu byam - przypomniaa.
- Bez urazy, ale panienka straszca paragrafami to nie to samo co
Miller z wojskiem.
Przeszlimy kawaek, nim usyszaem:
- Panienka ma jeszcze pistolet.
Skrciem w korytarz. Z naprzeciwka cigny pierwsze z wezwanych
przez Grzeka kobiet: dwie Rosjanki z duymi brzuchami, jedna z
dzieckiem na rkach i Ela-Piersiwka.
- Panienka musi najpierw dojrze do jego uycia.
Prbowaem przepuci j w drzwiach. Nie skorzystaa.
- Ju zapomniae? Strzelaam.
- Pamitam. - Podszedem do biurka i wyjem kluczyki.
- To po choler si wtrcasz? Starczyby jeden idiota, pani karz...
- Milczaem. - Albo wanie kto przytomny. Przecie by nie...
A wtedy by ci zatukli. Nic tak ludzi nie wkurza jak zastraszanie.
To si mogo le skoczy. Cholera, jakie mogo"? Musiao!
- Tylko mogo. A gdyby na ciebie pado, na pewno by si skoczy
o le. Nie uwierzyliby, e moesz strzela, wic albo by musiaa
zacz, albo... - nie dokoczyem.
361

- No co? - Wzruszya ramionami. - Moe by mi wlali, ale nie a


tak jak tobie. Ju prdzej by zgwacili. Lepszy sposb na pokazanie
babie, gdzie jej miejsce. - Popatrzyem na ni z niedowierzaniem.
- Te mi problem. W ci nie zajd, a zby i tak sztuczne.
Nie wierzyem, e to powiedziaa. Chocia sowom akurat uwierzyem.
To znaczy: tym o zbach. Sposb, w jaki si umiechaa... Ju wczeniej
podejrzewaem, e co jest z nimi nie tak. e ktrego jej brakuje, albo
ma przebarwiony, ukruszony... Jaki defekt, ktry nauczya si ukrywa.
Ale ta liczba mnoga... Zabrzmiao, jakby bya naprawd mocno mnog.
Wypadek? Ten od twarzy i kolana?
Na pnocy i wschodzie strzelano. Nie za czsto, gwnie z karabinw.
Ale wiedziaem, e to pozory spokoju, a ona, w gruncie rzeczy cywil,
nawet tych pozorw nie powinna dostrzega, tylko trz si z
uzasadnionego strachu.
- O co ci chodzi? - zapytaem.
- O nic. Skd masz granaty?
liski temat Podrzuciem kluczyki w doni.
- Od nysy. Obiecaem Paczochowi wz amunicyjny. Od niego
mam - powiedziaem szybko, widzc, jak otwiera usta.
Wepchna mi rk do kieszeni. Zamarem. Wycigna granat., nie
spieszc si? Czy tylko zamarzyo mi si, e czuem jej palce tak blisko
rozporka duej, ni to wymuszaa ciasnota kieszeni?
- onierze maj inne.
Cholera. Nie sdziem, e zauway.
- Rne maj. - Odsunem myl o jej palcach i zaczem roztrz
sa problem granatw. - Widocznie...
Nie dao si nie myle o jej doni: podsuna mi j pod nos. Drugi
nokaut w przecigu paru sekund.
- Czujesz?
- Sodki zapach kobiety? - Umiechnem si, bo c mi pozostao. Pewnie. Gupi ten abiszewski.
Zaczerwienia si, cofna do z granatem.
- ledzie. Idiotk ze mnie zrobie.
- Chyba wanie chciaem ci powiedzie - mruknem.
- Akurat
- Nie no, naprawd...
362

- Janusz, to ju nie arty. Nie benzyna, scalaki czy spirytus. Przemycasz bro, i to w ilociach hurtowych. Wiesz, ile za to daj?!
- To nie moje. Sowo. Mam na to nawet papier.
- Wsadz ci, kretynie! Na dugo!
- No to ju wiesz, czemu ci nie powiedziaem. Porzdna jeste. Musisz
mnie podkablowa.
- Bo musz!
- No wanie.
Zeszlimy na parter. Ruch z piwnic w kierunku restauracji trwa,
wyszedem wic na ganek.
- Ile mamy czasu? - zapytaa Marzena.
- Loteria. Moe par minut. Ale ostronie nacieraj, wic raczej par
godzin.
- Godzin? - Popatrzya na mnie troch jak na wariata. - Kosman ma
kilkunastu ludzi!
- Pitnastu - sprecyzowaem, podchodzc do nysy. - To wcale nie tak
mao. Miller czystej piechoty ma te niewiele. Z tego cz blokuje wie,
wic si nie liczy.
- Ale ma czogi - przypomniaa.
- Jeden. - Stuknem drzwi furgonetki. - Mog?
- To dowd w sprawie - mrukna. - Nie moesz.
- A to - wskazaem nisz przed kotowni - amunicja. Trzeba j wozi
za Paczochem.
- Daj im mercedesa.
- Mercedes moe zdechn w kadej chwili.
Milczaa z pospn min. Nie ponaglaem jej.
- To dowd. Nie mam prawa...
- Tego - wyjem z kieszeni granat - te nie masz prawa rozda
dziewczynom. Ani nawet karabinw.
- Dziewczynom? - Znieruchomiaa. Przemilczaem to. Schowaem
granat i ruszyem do restauracji.
- Chc was zabi. Nie wiem, dlaczego. - Rudowosa Nadia przeoya
moje sowa na rosyjski. Sam mogem, ale tak byo szybciej. - Jeli ktra
z was potrafi to wyjani, chtnie si dowiem. Ale w tej chwili to mniej
wane.
363

- Jak to mniej wane? - zaoponowaa Agata witek. - Moe gdyby


nam wyjaniy... - Poszukaa wzrokiem sojusznikw. Srodze si
zawioda. Grzesiek gapi si malanym wzrokiem na moj tumaczk, ba:
trzyma na kolanach jej dziecko, co prawda pice. Pirat szykowa sobie
drinka, a Juraszko sprawdza, czy potrafi zoy radomski sztucer.
- Moe - zgodziem si. - Nie upieram si przy niczym. I do niczego
nie namawiam. Moe nawet bezpieczniej bdzie odda si w rce tych z
Maogorska. Moe wystarczy im wasz powrt Ale kada z was moga
umrze w tej chodni. Wic nie chodzi o to, e s midzy wami osoby
uyteczne dla Kaliningradu. Raczej o to, e s niebezpieczne. Pewnie nie
wszystkie. Wic jeli ktra uwaa, e nie o ni chodzi, niech idzie. Ale
zakadam, e wikszo nie zaryzykuje. Noc widziaem w Maogorsku
onierzy z opatami. Jechali do lasu. Prawdopodobnie kopa zbiorowy
grb. - Nie zaakcentowaem tego; to intonacja Nadii sprawia, e powiao
chodem. - W wozie nie ma waszych ubra. Kto uzna, e nie bd
potrzebne. Atak na paac nie mia sensu, chyba e chodzio o szybkie
zlikwidowanie ludzi, ktrzy tu przebywaj. - Poczekaem, a rudowosa
skoczy. - Problem w tym, e to nie wojna Polakw. Nie tych, ktrzy tu
mieszkaj. Nie wiem, ilu zechce was broni. Na razie prbowali wyda
Millerowi. Musimy zaoy, e jestemy sami. - Trzydzieci par oczu
wpatrywao si we mnie w trwoliwym skupieniu. - Nie bd szuka
ochotnikw. Mogliby zdezerterowa z broni, a broni mamy mao.
Trzynacie karabinw. Za to - dorzuciem na pocieszenie - granatw w
brd.
- Granatw? - zainteresowa si Pirat.
- Kubica - wyjaniem. - Depozyt
- Jezu... - skrzywi si bolenie. - Zabije pana.
- Musi w kolejce stan - mrukna Marzena.
Powrciem wzrokiem do Ludmiy. Najstarsza, opanowana, no i
uhonorowana oficersk marynark Marzeny, ju wczeniej w sposb
naturalny przeja rol przywdcy. Nie obcia jej te, co wane, ani
wyronity brzuch, ani noworodek.
- Byem oficerem. Wiem, co zrobi, eby cz z nas przeya.
Nie wszyscy. Ci, ktrzy si zgosz po bro, maj mnie sucha. B
dzie jak w wojsku. Ciko i strasznie.
364

Ju teraz byo strasznie. Ze trzy pakay. Nadii dra gos. Chyba


wszystkie matki mocniej przytuliy dzieci.
- Janusz... - Marzena przez chwil szukaa stosownych sw. -One s
ciarne. Ledwie chodz.
- Dwadziecia - uprzedzia mnie Ludmia. - Siedem ju urodzio.
Cztery... - zawahaa si - oszukiway. To jedenacie. Do karabinw
starczy.
- Karmice matki te nie powinny...
- Nie starczy. - Obie popatrzyy na mnie z obaw. - Nie moemy sobie
pozwoli na strat broni. I nikt nie powinien by sam. Podzielicie si na
pary. Jedna z karabinem, obok pomocnica, uzbrojona w granaty. Jeli
pierwsza zginie, druga bierze karabin. A trzecia staje w kolejce.
- Jak za cara - skomentowaa posiadaczka jednego z wikszych
brzuchw, krtko obcita trzydziestoparolatka.
- Jak za cara - posaem jej blady umiech. - Jakiego dawnego.
Tatarzy we wsi. Kto si nie obroni, zginie.
O pitnastej dziesi zakoczyem formowanie plutonu. Skada si z
dwch druyn i rezerwy. Pierwsz, elitarn druyn dowodzia Ludmia,
wspomagana przez Pirata. Dostaa pi karabinw, lornetk, ciarn z
rowerem jako czniczk i osiem spord dziesiciu kobiet niebdcych
w ciy. Miay strzec wsi od zachodu i poudnia. Rozstawione na
siedmiusetmetrowym uku pary powinny wystarczy do obserwacji,
meldowania o ruchach przeciwnika i ostrzelania pieszych intruzw.
Nawet symboliczny ogie spowolni atak - i o tyle mi chodzio. Druyna
numer dwa, uzbrojona w nastpne pi sztucerw i dowodzona przez
Juraszk, miaa zosta w paacu i szkoli si, gwnie w rzucaniu
granatami. Dwie ciarne, w tym Olg, t od Tatarw we wsi, wsadziem
do nysy i razem z amunicj posaem Paczochowi. Marzena udaa, e nie
widzi, jak wyadowany pociskami dowd rzeczowy znika za bram.
Masza, Ela i Sandra trafiy pod komend Ewy z zadaniem pilnowania
niemowlt Agat witek te przydzieliem do szpitala, tyle e zaocznie i wanie gdzie przepada. Reszta Rosjanek, pod okiem szeregowego
Iwickie-go, oprniaa ledziowe soje i zakadaa w parku puapki.
Sdzc
365

po iloci soi, mielimy ze dwa tysice granatw, sta nas wic byo na
pole minowe. Problemem byy raczej odcigi: postawiem na adunki
odpalane szarpniciem z wntrza budynku, co wymagao wielu dugich
kawakw yki, drutu i temu podobnych.
Grzesiek, podpierajc si kolb, gania po paacu w poszukiwaniu
odpowiednich materiaw. Tak naprawd powinien znale co do
naprawiania protez, obaj udawalimy jednak, e nie widzimy problemu.
Nie protestowaem, gdy podwdzi karabin ze stou. Miaem waniejsze
sprawy na gowie. Przypomniaem sobie o nim, kiedy odprawa dobiega
koca, Ludmia wyprowadzia wojsko za bram, a Juraszko na podjazd.
- Gdzie rodzina? - zaczepiem chopaka.
- U znajomych. Bezpieczniej ni tu.
- Moe powiniene z nimi zosta? - zapytaem wbrew sobie. Potrzebowaem go. Potrzebowaem kadego faceta, jaki si trafi. To dlatego
nawet Jasio Kret zaapa si na gar granatw, dlatego powierzyem
Juraszce dowdztwo a Piratowi mocno deficytowy karabin. Im wicej
nas bdzie, tym wiksza szansa, e moje babskie wojsko nie wpadnie w
panik.
- Tu zostan - mrukn. - Tylko...
Pooy do na stole, obok dwch sztucerw, ktrych nie rozdaem, po
czym zerkn na Nadi. Siedziaa w kcie, koysaa dziecko i wpatrywaa
si w nas. Dziwnie jako. I... w nas? Czy raczej we mnie?
Wikszo Rosjanek oprcz bluz powkadaa te spodnie od
wojskowych dresw. Ona, cho brzuch nie przeszkadza, zostaa w
spdniczce utworzonej przez d nocnej koszuli. Obnosia si z
podrapanymi kolanami i gsi skrk, ale, podejrzewam, kady
przechodzcy obok facet gratulowa jej wyboru. Sam przyapywaem si
na obmacywaniu wzrokiem dugich, zgrabnych ng.
- Co? - nie zrozumiaem.
- No... karabin...
- Dla niej zostawie? - Marzena zmierzya ironicznym spojrzeniem
nie chopaka, a mnie. I sama sobie udzielia odpowiedzi: - No tak,
zapomniaam, masz sabo do rudzielcw.
- Jest tumaczem - bkn Grzesiek.
- Prawda: szef nagle rosyjskiego zapomnia...
366

- Tak byo szybciej - wzruszyem ramionami.


- Czyli potrzebujesz tumaczki? - umiechna si krzywo. Grzesiek,
dla odmiany, popatrzy na mnie z obaw.
- O co ci chodzi? - Chyba te umiechnem si krzywo.
- O nic. Pytam, bo nie jest ciarna, a na front nie posza. Masz dla
niej jakie specjalne zadania?
- Jest dla ciebie. - Przesunem sztucer w jej stron.
- A drugi? - nie ustpowaa.
- Dla mnie.
Zaskoczyem j. Cholera. Niedobrze.
- Jeste zatrzymany - mrukna bez zapau.
- Daj spokj... - wskazaem otwarte okno. Za oknem strzelano (daleko)
i pokrzykiwano dziarskim, starczym gosem pokazuj i omawiam rzut
granatem" (bliej).
Odcigna mnie na bok. Niepotrzebnie - Grzesiek pokutyka do
Nadii. Przywitaa go bladym umiechem.
- Kojarzysz Rapackiego? - Ja si na kobiecy umiech nie zaapaem. Genera policji, postrach gangw, bohater prawie. Da pozwolenie na
bro notowanemu facetowi. Kapu policji, bandyci mu grozili, byy
powody. Ale gociowi odbio: zastrzeli z tej spluwy by dziewczyn, jej
chopaka i na koniec siebie.
- Kojarz. No i?
- Generaa posali na emerytur. Mnie nie przysuguje.
- Moe nas zabij - pocieszyem j. - Co tam emerytura.
- Ale moe nie zabij. A wtedy chc normalnie y. Mie prac, dom,
co w lodwce. I pralk - szarpna mundur. - Nie lubi tak mierdzie.
- To trzeba byo posucha Wilnickiego.
Rzucia mi ponure spojrzenie.
- Wypeniam obowizki. Co w tym zego?
- Nic. Wikszy medal ci dadz. Wicej trupw dookoa, wiksza
zasuga tych, co przeyli.
- Chrza si... Dlaczego wicej trupw?
- Bo w co, w co ja trafi za pierwszym razem, te dziewczyny trafi za
pitym. Efekt ten sam, tyle e cztery zgin, nim pitej si uda. Dlatego,
e stchrzya.
367

- Nie jestem tchrzem - powiedziaa spokojnie.


- Jeste.
- To rozsdek - sprostowaa. - Kompletny wir z ciebie. Mao si nie
wysadzie w powietrze. Modego Szablewskiego chciae kastrowa,
teraz zgaszasz si na dowdc najgorszego wojska wiata...
- Nie s a takie...
- Ka im strzela na leco a bez doka pod brzuch. - Zasznurowaem
usta. - Sam nie wiesz, co za chwil zrobisz. Jak mam gwarancj, e nie
zwiejesz?
- Dawno mogem...
- Okej, nie eby tyek ratowa. Ale z Masz, z pani doktor... - posaa
mroczne spojrzenie w stron Nadii. Powstrzymaa si z rozszerzeniem
listy, lecz i tak zrozumiaem. - Chrzani to. Nie wywal mnie, jeli w tym
bajzlu nie upilnuj aresztanta. Ale jeli dam aresz-tantowi bro, a on z
ni ucieknie...
- Nie bj si: jak bd wia, zostawi.
- ...albo znw kogo zabije... - dopowiedziaa.
Milczelimy przez chwil.
- Szablewski? - mruknem. - O niego si boisz?
- On, kto kto zaczepi Masz, sotys... Masz tu wrogw. Bdziesz si
broni i... - nacisna niewidzialny spust - Albo co wymusza, jak na
Bku. A rachunek mnie wystawi. Starczy, e Szablewski zginie.
- To ciarne dziewczyny. Nie mam zamiaru bezczynnie...
- Nie spieprz sobie ycia, bo ci si rycerskoci zachciao.
- A tobie niby nie?
- Nie robi tego dla nich - wskazaa okno, za ktrym podopieczna
Juraszki omal nie rozwalia gowy podopiecznej Iwickiego, ciskajc
granatem w nieoczekiwanym dla siebie kierunku. - To praca, kariera, nic
wicej. Mwiam ci: Matka Teresa to nie ja. I niby dlaczego miaabym
ba nadstawia dla bab, ktre same zwiay? Wiem: wojn maj. Ale
ograniczon. Trzeba mie pecha, by zgin.
- Posuchaj, co mwisz. Ktra ciarna zostanie gdzie, gdzie strzelaj,
jeli ma okazj...?
- Zostawiy swj kraj. Swoich facetw. Ja bym... - ugryza si w jzyk.
- Ale ich prawo. Tylko e jak kto ratuje dup, nie patrzc na
368

innych, niech nie oczekuje, e inni si dla niego powic. - Posaa


wrogie spojrzenie Nadii, dyskutujcej po cichu z Grzekiem. - Tylko na
ni popatrz. Kurewka. Dla takiej bym miaa...?
- Czemu zaraz kurewka? - zaprotestowaem.
- Geny? Dziecistwo trudne? Nie wiem. Ale widz, e jak jej powiesz:
karabin, posada tumacza, zero frontu", to ci nadstawi, co tylko
zechcesz.
Popatrzyem na ni szczerze zdziwiony.
- Co si na ni tak uwzia? Dziewczyna tylko...
- Pokochaa kuternog? Pewnie, ostatecznie sama te niepenosprawna. - Uniosem brwi. - Przygucha, biedaczka - wyjania.
- Nie dosyszaa, jak Ludmia te bez brzucha woa. J nawet z imie
nia, dwa razy.
Cholera. Przegapiem to.
- Kto mwi o kochaniu? - mruknem przygnbiony.
- Nikt - rzucia przez zby, patrzc na brzydkiego chopaka, niepewnie
przestpujcego z nogi na... brak nogi, i pikn kobiet, lc mu uroczo
aosne spojrzenia. -1 to jest wanie szczyt kurestwa. Niczego nie
obiecuje. Tylko do zrozumienia daje. A potem zrobi zdziwione oczy.
Jeszcze przez chwil wpatrywaem si w t dwjk. Nie, wr
- w trjk. Nadia wygldaa modo, dojrzalej od Grzeka, ale mo
do, i od biedy potrafiem ich sobie wyobrazi jako par. Dziecko
burzyo t kruch wizj. Dorosa kobieta nie zwie si z kalekim
nastolatkiem, majc za cay majtek niemowl przy piersi.
- Mog nas zabi. Moe po prostu... ostatni facet?
Posaa mi kpice spojrzenie.
- I akurat chopca wybraa? Nie mczyzn?
- Za duo to ich tu nie ma.
W z godzin to wymwiem. Zaraz potem do restauracji wkroczy
jeden, i to taki pen gb: mundur, karabin, apy pokryte tatuaem. Jaki
czas temu powiedziaem Marzenie, eby powiedziaa Paczochowi, eby
powiedzia Raguziakowi, e ma i na poddasze i wypatrywa
millerowcw. Przy odrobinie szczcia mg tam tkwi a do ataku na
paac. Potem - miaem nadziej - wsplny wrg jako nas pogodzi.
369

Niestety, mikroklimat strychw wywouje pragnienie. Raguziak


pomaszerowa prosto do baru. Omin bufet, otworzy sobie lodwk i od
piecztowa puszk piwa.
- Nie wida Ruskich? - uprzedziem Marzen.
yk piwa - i milczenie. Pooy karabin na kontuarze, obok rozwalonych szeroko okci.
- Lepiej za duo nie pi - umiechnem si. - Przy postrzale
w brzuch nie ma jak pusty rodek.
Demonstracyjnie wla w gardo ze wier litra naraz. Sign te po
drug puszk, zgarn karabin i wpychajc zdobycz do kieszeni na udzie,
ruszy ku drzwiom.
- Zaraz. - Tym razem nie zdyem uprzedzi Marzeny. - W woj
sku jeste, kolego.
Serce ruszyo mi w stron garda. Fatalny ton, tre i moment
Strzelanina na obrzeach wsi wanie przybraa na intensywnoci, Iwicki
i Juraszko pokrzykiwali bardziej nerwowo, dwie dziewczyny stay w
bramie, wypatrujc sambijskich czowek. Pachniao katastrof a to wo,
ktra pobudza potencjalnych buntownikw jak krew rekiny.
- Si wypisaem - powiedzia spokojnie. Moje serce zaprzestao na
moment wspinaczki, uwiadomiem sobie jednak, e to tylko element
wizerunku twardziela spod celi.
- Uwaaj. - Marzena te musiaa czu serce wyej ni zwykle, ale
dobrze si z tym krya. - Na podwrzu jest peno... - zawahaa si wojska. Jedno moje sowo...
-1 wody wojsku puszcz. - Trzyma karabin w prawej rce, za
przewenie kolby i rkoje, z palcem niemal na spucie. - Podowe.
- Spokojnie - powiedziaem. Nie wiem, do kogo.
- No - popar mnie. - Spokojnie. artuj. Kumplom id pomaga. Nie
wypada si tu byczy. Ojczyzna w potrzebie.
Powinna przyj jego sowa za dobr monet.
- Zasuwaj na gr - rzucia oschle. - Mamy wojn. Dostae rozkaz. Za
dezercj... no, nie opaci ci si.
- onierz na front idzie. - Nie zasuwa, ani na gr, ani nigdzie
indziej. ykn piwa i zacz rozwaa wieo zrodzony pomys.
370

- Wypada, eby go panna odprowadzia, nie? Naley si onie


rzowi.
Patrzy na Marzen.
- Ja pjd - dwigna si z krzesa Nadia. Grzesiek omal nie skr
ci sobie karku, tak gwatownie posa za siebie zdumione spojrze
nie. - Odprowadz.
Ruszya w stron onierza. Tak jak staa: z dzieckiem na rku.
Grzesiek chcia co powiedzie, ale nie da rady.
- Panna, mwi - zastopowa j dopiero suchy gos Raguziaka.
- Nie mamuka. No, idziemy.
Marzena chyba nie wierzya. Zgnit puszk, cisn na podog. Mia
teraz dwie wolne rce, ale zamiast zapa jak naley beryla, podszed i
zapa jej okie. Inna sprawa, e karabin nie w ziemi spoglda, a gdzie
w moje golenie. Nie poruszyem si wic.
- Id-walczy-za-ojczyzn - przedyktowa jak guchawej sekretarce. Ona zaraz wrci. adnych gupot - popatrzy na mnie. - Bo ci wsadz za
napa na onierza.
- adnych gupot - zgodziem si. Przecignem palcem po nadgarstku. - Od kajdanek. Jeden mundurowy na koncie mi wystarczy.
Szerokiej drogi, kolego.
Zignorowa lady po kajdankach i popatrzy na st. Lece tam
sztucery nie miay magazynkw. Te spoczyway obok, napenione
nabojami z rozpiecztowanej paczki, lecz jeszcze nie osadzone w
gniazdach.
- Mody - warkn na Grzeka. - Rozaduj giwer. A ty - szarpn
lekko okciem Marzeny - bierz magazynki.
adne nie usuchao. Niedobrze.
- Tylko ich ze sob nie zabierz - posaem Raguziakowi przymilny
umiech. - Ruskich tylko patrze.
- Mwiem co - unis luf, mierzc w Grzeka. Nadia, stojca obok
chopaka, odsuna si odruchowo.
- Daj mu magazynek - rzuciem sucho. Marzenie niczego nie nakazywaem: sama woya do kieszeni te ze stou. Raz tylko, przelotnie,
zawadzia spojrzeniem o moj twarz. Trafia na plastikow mask i daa
sobie spokj.
371

Grzesiek odczy magazynek. Nadia wyuskaa mu go nieoczekiwanie


z doni, podesza do onierza.
- Uciekasz? - zapytaa. - Ze wsi?
Pytanie byo w porzdku. To intonacja mi si nie spodobaa. Za duo
nadziei, no i ta domieszka zalotnoci.
- Jakie uciekanie? - powid cikim spojrzeniem po twarzach.
- Kaprala wcio. Zero rozkazw, to id szuka dowdcy i walczy.
Jak kto kiedy zapyta, tak macie mwi.
- Jasne - odpowiedziaem w imieniu wszystkich.
- Moe... pjdziemy razem? - zaproponowaa Nadia. Grzesiek
poruszy si niespokojnie. Zastopowaa go ostrzegawczym spojrzeniem. Grzesiek zna okolic.
Raguziak powid wzrokiem po jej sylwetce. Zaczynaem dostrzega
zalki zainteresowania, ale Rosjanka miaa pecha: ryk czogowej armaty
otrzewi go.
- Nie z wyjcem - wskaza wzrokiem zawinitko, ktre tulia do
piersi. - Haasuje. Jak zostawisz, moesz i.
Cofna si gwatownie, mocniej przyciskajc dziecko.
- Dogadajmy si - zaproponowaa znienacka Marzena. - Cywil ki
za karabin i reszt. No i gby na kdk.
Szarpniciem za okie obrci j twarz ku sobie. Poddaa si, zadbaa
nawet o yczliw min. Ale nie skadaem jej w duchu gratulacji. Nie
wszystko przemylaa.
- Ja nie uciekam - powiedzia z naciskiem. - Co, kurwa, zaarto
wa nie mona? Walczy id. Ale wam radz wia. Ruscy nie bd
si szczypa. To, kurwa, nie film. Kolesiw onierzowi zabijae?
To nie licz, e rczki podniesiesz i ju jeniec; do stalagu paczki
wpierdala. W yciu tak nie ma. Oko za oko. Te kul w bebech
dostaniesz. Nawet na Szeregowym Ryanie" jecw nie brali, a co
dopiero Ruskie. A baby najpierw zern. - Umiechn si krzy
wo, patrzc na Marzen. - Tak mundurowe to pewnie wszyscy po
kolei. Rzadki towar. - Pomyla chwil i zaproponowa askawie:
- Mog ci zabra gdzie, gdzie bezpieczniej. Stra Graniczna nie
jest od wojowania. Chod ze mn, to przeyjesz.
- Zostan - mrukna.
- Jak sobie chcesz. Ale teraz idziesz ze mn.
372

- Po choler? - wzruszya ramionami. - Polski onierz idzie nas


broni. Przecie ci nikt w plecy nie strzeli.
Nie byem pewien, czy skrzyowaa spojrzenie z moim. Za krtko to
trwao. Chwyci j za okie, pocign do drzwi.
- Nic mi nie bdzie - powiedziaa szybko. - Spokojnie, Janusz.
Nic mi nie moe zrobi. Spokojnie.
Staem. Spokojnie. Wyszli normalnie, plecami do nas, ale nie prbowaem choby palcem kiwa. Poruszyem si, gdy byli w poowie
korytarza. Natrafiem na rzucone przez rami spojrzenie Raguzia-ka. By
za daleko, by dopatrzy si mego przyjaznego umiechu. A moe wanie
za blisko, i wyczu nieszczero.
- A ty, kole - zawoa - do Warszawy lepiej nie zagldaj! Bo do
pogadania mamy. Nie myl sobie.
Poszerzyem umiech, unoszc puste donie. Odczekaem, a dojd do
drzwi, po czym dopadem stou.
- Nie... - zacza Nadia. Zignorowaem j, apic karabin i nabj
z paczki. Idc do okna, wepchnem go bezporednio do komory.
Raguziak mg skrci z ganku w prawo i wyj przez dziur w murze.
Powinien. Ale, z drugiej strony, skd mg wiedzie, e trafi mu si
kompletny wir? Sprowadzi Marzen po schodkach, przeszed kawaek,
obejrza si i zastyg, widzc wymierzony w twarz karabin.
- Rzu bro! - zawoaem.
Nie by tytanem intelektu - ci rzadko chadzaj wytatuowani - ale o
pewnych rzeczach umia myle szybko.
- Niezaadowany! - rzuci triumfalnie. Po czym odskoczy w lewo,
szarpic Marzen w prawo. W efekcie znalaz si za ni, nim dojrza
em do decyzji strzelania.
Cholera. Nie tak to miao wyglda.
- Zostaw j! - krzyknem. - Bo zabij!
Liczyem, e albo go zastrasz, albo uzna, e blefuj, i sam pode-rwie
karabin. Tacy jak on nienawidz by zastraszani, zwaszcza przez
bezsilnych frajerw, wic natychmiastowy odwet miaem, wydawao si,
jak w banku. Raguziak okaza si jednak poraajco ni ekonsekwentny.
I, paradoksalnie, wygra na tym.
373

Inna sprawa, e gdyby chowa si za kim innym... Nie kuli si za sw


yw tarcz. Kosztem kawaka ucha Marzeny mogem pozbawi go
prawej strony oczodou i wszystkiego, co byo obok. Trafibym.
O ile imprezowicze z esdeesu nie otwierali muszk piwnych kapsli i
nie rozpieprzyli linii celowniczej.
O ile w fabryce ustawili wszystko jak naley.
O ile rce przestan mi tak dre.
Waciwie to nie dray. Tylko si tego baem.
Nie mierzy we mnie. Wymiana okrzykw zmrozia ruch przed
paacem. By tu Juraszko, sporo Rosjanek, kilka karabinw. Nikt raczej
nie powinien reagowa, ale Raguziak musia bra ich pod uwag.
Trzyma wic luf w grze, skd atwiej byo skierowa j w dowoln
stron.
- Poka magazynek! - zada.
- Rzu bro! - Bardziej ju nie mogo si popieprzy, postanowiem
wic sprbowa i z innej beczki. - To rozkaz. Jestem kapitanem Wojska
Polskiego. Wanie zmobilizowanym. Masz mnie sucha. Albo kula w
eb. Wszystko zgodnie z przepisami. Legalnie.
- Nie mieszaj si! - Nie wiem, czego byo wicej w okrzyku Marzeny:
strachu czy zoci. - I od bro!
Usyszaem nierwny stukot krokw. Grzesiek.
- Syszae? - Lufa bery la zatoczya znienacka uk i znika. Dopie
ro widok wypychanych do przodu bioder Marzeny uwiadomi mi,
co si dzieje. Wbi jej luf w plecy. - Rzucaj! Bo bdziesz z mordy
jej cycki ciera!
Dwie sekundy wahania - i pchnem karabin. Grzesiek dopad
midzyokiennego filara dopiero potem, gdy mj sztucer zgrzyta ju o
parapet i mkn ku ziemi.
Nie syszaem wczeniej innego zgrzytu metalu o metal. Wzi ze mnie
przykad, zaadowa? Umia? Zdy? Pomyla w ogle? Nie
powinienem wyciga rki. Powinienem ukucn. A najlepiej zwia
przez kuchni.
- Dawaj - szepnem. Nie spojrzaem w bok. Patrzyem na Raguziaka. Ju wczeniej mia rachunki do wyrwnania. Teraz jeszcze
upokorzyem go, zmuszajc do chowania si za kobiet. Jeli nie
strzeli, to dlatego, e mimo wszystko nie oczekiwa widoku spada374

jcego sztucera. Musia zerkn na gapiw - nagle awansowali do roli


gwnego zagroenia - no i w moj twarz.
- Bez magazynka - rzuci triumfalnie, cho jeszcze penym niedo
wierzania gosem. - Wiedziaem, kurwa.
Staem z pozoru nieruchomo. Popiersie w oknie wysokiego parteru.
Lew rk trzymaem nisko. Wsuwajc w ni sztucer, Grzesiek stukn
kolb o podog. Niewane.
- Zostaw j - powiedziaem. - I spadaj. Ju moesz. Kapitan ci
pozwala.
Nie mg. Mia te swoje tatuae na apach i zdrowo poprzestawiane w
mzgu. Tacy nie odchodz, majc szans dokopa komu, kogo nie lubi.
Zrobi to, co chciaem, by zrobi na samym pocztku.
Odskoczy, podrywajc kolb do ramienia. Marzena pada na kolana,
ale to niczego nie zmieniao. By w kamizelce i nigdy nie interesowao
mnie nic poza twarz. Miaem - albo i nie - jeden nabj; nie sta mnie
byo na strza tylko czciowo skuteczny.
To dlatego celowaem duej. Rbn we mnie seri i wszystkie trzy
pociski umieciby w obrbie tuowia, gdyby nie mur. Ostatniej, posanej
najwyej kuli zabrako moe centymetra: rozprua parapet, futryn,
przemkna mi tu nad obojczykiem. Strzeliem dopiero jako drugi.
Za to lepiej.
Dosta w doek midzy nosem i okiem, gow szarpno mu jak po
ciosie Gooty. Pad, nim palec zgi si do nastpnej serii. Czyli nie
byem a tak beznadziejnie powolny.
Chocia szybkoci popisaem si dopiero pniej: startujc do baru i
nalewajc sobie kielicha.
Niele mnie wzio: przegapiem pomruk silnika. Inna sprawa, e
susznie. Rosyjskie transportery, nawet jeli po drodze do nikogo akurat
nie strzelaj, jed goniej od limuzyn Toyoty.
- Odbio panu? - oburzy si umiarkowanie abiszewski, wkra
czajc do sali. - Polakw pan zabija?
U boku mia blad Marzen, a ja pust literatk. Po drodze mija trupa.
To wyjaniao wstrzemiliwo oburzenia. Na pijanych
375

wirw lepiej nie wrzeszcze. Nawet majc, poza immunitetem,


przewieszonego przez rami beryl a. Dopiero teraz zauwayem, e
Grzesiek i Nadia znikli.
- Ilu pan zebra? - odpowiedziaem pytaniem na pytanie. - Cht
nych do walki. Ilu?
Oceni mj stan poczytalnoci i, uspokojony, odwanie schodzi ton:
- Teraz mamy o jednego mniej.
- Pytam o chtnych. Ten nie by. Dezerterowa. Jako oficer miaem
prawo i obowizek paln mu w eb.
- Byy oficer - przypomnia. - Byy. Popeni pan...
- Aktualny. Sotys mnie zmobilizowa.
Nie szukaem wsparcia, ale gdyby Marzena bkna co w rodzaju
Janusz mnie ratowa", byoby mio. Niestety, idc za zym przykadem,
zgarna z baru moj szklaneczk i z marszu j napenia. Rami i ucho
miaa spryskane krwi.
- Mniejsza o dezerterw - spasowa abiszewski. - Rozbroi pan SDS i
w dodatku rozda t bro Rosjankom!
- Ja rozdaam - zaskoczya nas obu Marzena. Wypia, skrzywia si. Mnie si czepiaj.
- To idiotyzm! Ciarne kobiety, bez przeszkolenia... W minut je
wystrzelaj! Zmarnujecie tylko... Pierwszy Polak, ktry zginie, pjdzie
na twoje konto! Bo dopucia, by odebrano mu karabin. Ktrym moe
by si obroni.
- Wojsko ma troch wolnej broni. - Wskazaem jego beryla. - Znalaz
pan w ogle jakich chtnych na reszt?
- Znalazem - rzuci buczucznie. - I cay czas dochodz nowi.
Mczyni. Polacy, ktrzy chc broni rodzin.
- Daj magazynki - zwrciem si do Marzeny. - Ilu?
Nie kwapili si jako: ona z siganiem do kieszeni, on z odpowiedzi.
- Z caym szacunkiem: przesuchiwa to pana bd.
- Dziaa w obronie koniecznej - powiedziaa Marzena. - Bro leaa
na stole. Odpierdol si od niego.
Pomylaem, e swego tyka te broni. Moe tylko swego?
- Nie mj interes. Oddajcie karabiny i znikam.
376

- Prosz bardzo. - Oboje popatrzyli na mnie zdziwieni. - Co za


problem rozbroi ciarne baby? Minuta starczy.
Kto wie, czy w przypywie samczej ambicji nie poszedby za moj
rad. Na szczcie nadcigny posiki.
- To my si rozstawiamy po budynku - zameldowa Juraszko, sta
jc w progu. - Podobno jakby bliej strzelaj. Dziewczyny mwiy.
Odwrci si i wyszed.
- Podobno? - rzuci przez zby Labiszewski. - To jaki cyrk! Gusi
dziadkowie, brzuchate...
- Pierdol si - warkna Marzena.
Zerkn w d, gdzie w okolice klamry jej pasa. I w kocu usucha.
Do dwch razy sztuka?
- Czekam w kociele - mrukn. Po czym przypomnia sobie: - Macie
granaty, widziaem... Chyba sporo.
- Podel ci - burkna. - Zostaw samochd.
- A wanie. - O tym nie musia sobie przypomina. - Macie tu gara?
Wstawibym wz. Zapac - umiechn si kwano. - Polisa nie
obejmuje postrzau z modzierza.
- To tragarzy przylij.
- A tyle macie? - zdumia si. - Skd?
Misza mia jednak swoje zalety: wiedzia kiedy z ktrej lufy rbn.
- O wilku mowa - powiedziaem. - Modzierz. Niech pan wraca,
pki nie wal po wsi.
Labiszewski rzuci kluczyki na bufet i zmy si bez sowa. Artylerzyci z Maogorska nie zasypali oczywicie Kisun deszczem pociskw
kalibru 120. Za droga impreza. Poprawili dwoma, po obrzeu wsi; to
wszystko.
Stalimy z Marzen przy oknie, patrzc na park. Zwoki Raguzia-ka
zniky. Paacowa", wymarzony hotel dla seryjnych mordercw. Zarb
kobiet siekier, zastrzel onierza - nie ma sprawy. Dyskretny personel
w pi minut uprztnie trupa. Inna sprawa, e, pki co, sprzta sam po
sobie.
- Za? - zapytaem. Nie odpowiedziaa. - Na mnie?
- Przegie.
- Raguziak mg ci...
377

- Chcia po prostu zwia. A przy tym zachowa czyste konto. Dlatego


tyle gada. I dlatego nic by mi nie zrobi. - Nabraa powietrza i
powiedziaa to: - Niepotrzebnie go zabie. Ty idioto... I to na oczach
ludzi!
- To by szczur. W puapce. Nieobliczalny.
- Wyrzu ten karabin. - Uparcie patrzya na drzewa. - Wytrzyj
dokadnie. Jak masz jaki kwas, nalej do lufy.
- Co?! - Posaem jej zdumione spojrzenie.
- Strzelaj. Trzymaj si wersji o zabkanej kuli. Jeli si nie da
poczy pocisku z konkretn broni, a broni z tob...
- Jaja sobie robisz...
Spojrzaa w kocu na mnie. W oczach miaa gniew.
- Jaja? Masz w piwnicy ton granatw i zabie polskiego o
nierza! To ju nie poszlakwka z Szablewskim! Pjdziesz siedzie!
Ze dwudziestu wiadkw...
Pocisk kalibru 30 eksplodowa w koronie jednego z klonw, ci
konar. Niemal podskoczylimy z wraenia.
Zapaem Marzen, odcignem za cian. Szansa, e nastpny pocisk
wpadnie przez okno i wybuchnie obok nas, bya prawie zerowa. Nie
musiaem stawa tak blisko i robi z siebie kamizelki p rzec i wo d am
kowej.
- Moe aden nie przeyje. - Musiaa czu mj oddech. Nasze
buty ocieray si o siebie. - Zreszt... gusi i cudzoziemki. Nie po
wtrz rozmowy. Nie zo si. No i jestem tym kapitanem. Powi
nien mnie sucha. Od tego, kurwa, s oficerowie. Prawo wojenne
mwi...
- Czemu to zrobie? - Nie usuchaa, nadal bya za.
Kolejna eksplozja. Jeszcze blisza. Zatrzsa si lekko.
- Gr lataj - umiechnem si niewesoo. - Niecelne jak chole
ra. Musz strzela w marszu. Ruszyli w kocu.
Nie przegnaem gniewu z jej oczu. Zamroziem go tylko.
- Jad tu? - zapytaa cicho.
- Bo by ci przelecia - dojrzaem w kocu do odpowiedzi. Do
uniesienia doni i poprawienia jej kosmyka opadajcych na czoo wosw
take. Kiedy, jeli nie teraz?
- Co? - Drgna i zastyga zaraz potem.
378

- Ja tam bym przelecia. - Jeszcze raz przecignem palcami po


jej czole i skroni. - Fajna jeste.
Patrzya na mnie z niedowierzaniem. Nie prbowaa si uchyla. Palce
powdroway wic dalej, musny rowe ucho.
- Odbio ci? rodek bitwy, wszystkich nas mog...
- Wanie dlatego. Mao do stracenia, a zysk... - Zabraem rk.
- Prbowaby uciec. Z tob. Dobre alibi: to nie ja, pani oficer kazaa".
Gdyby zawdrowa daleko, zabiliby was. Gdyby si przestraszy i cofn,
przeleciaby ci na pocieszenie. Moe potem zabi. Fakt
- przyznaem - to czarniejszy scenariusz. Aha, no i karabin. Za cenny dla
nas, by ot tak odpuci.
Dopiero teraz okazaa, e nie przegapia moich gestw. Uniosa rk,
dotykajc tych samych miejsc. Delikatnie, opuszkami palcw. Tak jak ja
ich dotykaem. Bya zarumieniona, spocona. I taka... adna.
- Ty by mnie...? - nie dokoczya.
- Ale bez zabijania na kocu. - Umiechnem si. - Ja nie musz. I tak
mam przejebane. Ze dwa doywocia.
Miaa za plecami odrobin miejsca: dopiero potem bya ciana.
Zyskaaby centymetry, sygna byby jednak czytelny. Nie cofna si ani
o milimetr.
- Nie zabijaj na kocu - powiedziaa spokojnie. - Nie warto. Ja do
prokuratora nie polec. Spalona jestem.
- Sucham?
Sucha to powinienem odgosw kanonady. Piechota Miszy do-peza
w kocu do zabudowa, uchwycia przyczek i natarcie ruszyo z
kopyta.
- Mam na koncie oskarenie o gwat Odszczekaam je. Nikt mi ju
nigdy nie uwierzy. Wic miao.
Miaa w gosie tyle goryczy...
- Kurcz. - Nic mdrzejszego nie przyszo mi do gowy.
- Mwiam ci: nie mieszaj si. Nie warto.
- Byo faszywe? - Chyba powinienem pozosta przy kurcztach. Ale
nie mogem. Chciaem wiedzie.
- Sd uzna...
- Pieprz sdy. Ciebie pytam.
379

- A jakie to ma znaczenie? - umiechna si krzywo.


- Dla ciebie ma - mruknem.
- Gwno o mnie wiesz, Krechowiak. Gwat? Gwaty s przereklamowane. Jeli o mnie chodzi, przynajmniej. Gdyby ten kryminalista
zabra mnie i wydupczy w krzakach, miaabym jedno zmartwienie
wicej. Gdzie w kocwce pierwszej dziesitki. I tyle. Niepotrzebnie
pakowae si do wizienia. Nie warto byo. Mwiam ci.
- Warto. - Dopiero teraz cofnem si o krok.
- Jeste jak mj stary - wykrzywia usta. - Zgwaci? To jaja zboczecowi odci!" A sam la mnie, mam, Agnieszk... Pi, kabel... To
mnie zdumiewa u facetw. Zreszt u kobiet te. Pobi kogo, nos
poama, zby wybi, skopa, e z blu sika, i to na oczach wiadkw to nie gwat, nie trauma, nie wykolawienie psychiki na cae ycie.
Prawdziwa zbrodnia to kutasa wsadzi.
- Przemoc.
- Facet mi wtuk - powioda doni po pamitkach na twarzy. - Te
przemoc. Na koniec poama kolano. Motkiem. Potem je uciska,
ebym pia wdk, wic owszem, troch gorzej pamitam, co byo dalej.
Jak mnie rn na deser. Ale dugo nie czeka, wic wikszo pamitam.
I zarczam ci, e w porwnaniu z biciem byo przyjemnie.
Przez chwil nie syszaem strzaw. Czuem si, jakbym to ja dosta
motkiem. Tyle e w gow.
- A wiesz, co Adam zrobi? Jak wrci? Bo razem na tym kempin
gu bylimy... Jesienny wypad nad jezioro... Nie powiem: zadzwoni
po pogotowie. Ale zaraz potem? - Kto wszed do restauracji, lecz
adne z nas nie zaszczycio go spojrzeniem. - Zapa rcznik i mnie
tak wytar, e w macicy czuam. Nad jezioro zawlk, my... Zimno
jak cholera, noga poamana, ja rycz z blu... Kochalimy si przed
tem. Kalendarzyk zezwala. Wiedzia, e nie zajd. Zawsze trzy razy
pyta, upewnia si. A gdyby mia szczotk ryow, odkurzacz, kur
wa, palnik nawet... Te by uy. eby tylko drugiego faceta ze swojej
baby do ostatniej kropelki usun. - Potrzsna gow. - Porbani
jestecie.
Patrzyem na ni jeszcze przez chwil. Potem przeniosem wzrok na
ciarn Rosjank, stojc w progu.
380

- Jad - wysapaa. - Trzy wozy, z zachodu. Dziewczyny cofaj si. I...


jedna nie yje.
Juraszko by starej daty, a podczas poznaskiego Czerwca znalaz si po
niewaciwej stronie barykady. Nie przemyla w swoim czasie problemu
niszczenia koniuszych czogw wizkami granatw. Zestaw
przeciwpancerny jego patentu - pi mierdzcych ledziami cylindrw
wtoczonych do foliowej jednorazwki i uzupenionych butelk benzyny
- rozbawiby nawet zaog Rudego". Na T-72 mona by opat sypa
podobne fajerwerki, nie czynic mu szkody.
Nie grymasiem jednak. Niczego lepszego nie mielimy.
Ludmia zameldowaa o czogu bez wiey a z dwigiem - czyli o
pojedzie inynieryjnym IMR - ale na szczcie paac zaatakowa jeden z
dwch lejszych wozw: omiokoowy transporter BTR. W
sprzyjajcych okolicznociach mg zajecha przed Paacow",
rozstrzela z marszu wart, wysadzi desant i raz dwa przesdzi o
losach kisuskiej wojenki.
Baem si tego - ale te na to liczyem.
Strach skoni mnie do barykadowania bramy. Nadzieja sprawia, e
zapora bya nieszczelna. Dziewczyny Ludmiy ostrzelay nadjedajce
polami wozy. Kosztowao to ycie jedn z nich, Pirat z pomocnic
zgubili si gdzie, ale marsz Sam bij czy kw zosta spowolniony.
Zyskalimy na czasie. Zdylibymy ustawi traktor w bramie i
podeprze go przyczep. Prbowaem jednak zachci millerowcw do
uaskiej szary, pozostawiem wic zawalidrog ju wewntrz parku, by
nie mogli wypatrzy barykady zza muru. Omal nie doprowadziem do
katastrofy.
Bo beteer, jak oczekiwaem, odwanie ruszy naprzd. Uzbrojona w
wielkokalibrowy karabin maszynowy wieyczka spogldaa w lewo, z
pozoru arogancko, ignorujc paacowy mur po prawej i wszystko, co
czaio si za nim. Miao to jednak sens: mur by za wysoki, by zza niego
strzela, no i znalaz si na tyle blisko, e z jego upilnowaniem lepiej
radzili sobie onierze desantu. Natomiast na pnoc od jezdni cigny
si chopskie obejcia, pene kryjwek, z ktrych mg nadlecie pocisk
granatnika. Bo chyba tylko tego
381

si Sambijczycy obawiali: przyczajonego w zasadzce RPG-7. Desant


zlekceway takich jak oni sami piechurw. Kto si tylko zmieci, sta w
otwartym wazie, celujc z karabinu w podejrzane miejsca. Burtowe
drzwiczki byy pootwierane, osony przednich okien uniesione. Z beteera
mona strzela przez specjalne otwory, nie wystawiajc gowy pod kule,
ale fakt: gr czy przez drzwi jest szybciej i wygodniej.
To od takiego wychylonego strzelca omal nie oberwaem w twarz.
Wyjrzaem z bramy, kucajc przezornie, ale ten z prawej burty dostrzeg
mnie od razu i wygarn seri.
Nie prbowaem si odgryza. Na plecach czuem oddech jednej z
Rosjanek - oddaaby mi karabin bez sowa. Ale nie chodzio o to, trafi
jednego czy dwch czonkw desantu. Sposzybym reszt, a przecie
chciaem, by podjechali. Drugi, identyczny wz, asekurowa
poprzednika, jednak a zza rogatek wsi. Naleao wykorzysta t szans.
- Rzucacie i w nogi - powiodem wzrokiem po swojej gromadce.
- Zostaj strzelcy.
Grupa skadaa si z czterech brzuchatych podwadnych Ju-raszki,
uzbrojonych w trzy przeciwpancerne jednorazwki kada, czterech
niebdcych w ciy dziewczyn Ludmiy, wyposaonych w dwa
sztucery, no i z Marzeny, ktra, w porwnaniu z reszt, wygldaa jak
chodzcy arsena. Miaa i karabin, i pistolet, liczniejsze ni u innych
kieszenie wypchaa granatami, a w doni dwigaa wypenion mierci
torebk przeciwpancern z nadrukiem Biedronki".
Miaem nadziej, e nie pomyli rk i nie zacznie rzuca tym do
strzelania. Inna sprawa, e podobne wtpliwoci czuem w stosunku do
pozostaych kobiet Byy zielone, nie tylko od wojskowych dresw - take
na twarzach.
- Spokojnie - prbowaem wykrzesa umiech. - Zawsze zdy
my schowa si w paacu.
Ten wielki, budzcy zaufanie budynek za plecami by chyba filarem
ich morale. Rzuci i zwia gdzie, gdzie bdzie bezpiecznie
- niemal syszaem, jak o tym myl.
A moe to wasne myli mnie dopady?
382

Na szczcie oczekiwanie trwao raptem z p minuty. Nikt nie zdy


si nerwowo wypali.
Trzy brzuchate grenadierki stany wzdu muru o pi, dziesi i
pitnacie metrw od filara bramy, przy ktrym pozostaem. Czwart
zostawiem przy sobie, podobnie jak jedn par uzbrojon w sztucer.
Marzenie wskazaem paac. Nie odesza, ale przynajmniej zostaa z tyu.
Wraz z drug strzeleck sekcj miaa zabezpiecza mur. Gdyby
millerowcom przyszo do gowy posuy si beteerem jak wie
oblnicz, mogliby le gr lub zaglda do parku. Strzelecka druga
linia powinna uchroni nas przed tym.
Wziem od dziewczyny torebk z granatami, upewniem si, e
zawleczka da si wycign. Pakunek by ciasno zwizany i o trzymaniu
dwigni nie byo co marzy: po usuniciu drucianego kka miaem trzy
sekundy na pozbycie si wacej dwa kilogramy paczki - potem
nieuchronnie nastpi bum". Ksztat te by do dupy: raczej do pchnicia
kul ni rzutu. Trudno. Precyzja nie bya najwaniejsza. Wikszo z nas
i tak nie zobaczy celu.
- Uwaga - mruknem. Dziewczyna o garbatym nosie staa tu obok, a
beteer by kilkadziesit metrw od nas. Jecha wolno. Kierowca syszaem to - zdj nog z gazu.
Garbatonosa podniosa rami. Zuch. Troch si zamotaa i w gr
powdrowaa te wizka granatw, ale to nic. Wane, e te rozstawione
wzdu muru patrz na ni i gdy rka pomknie w d, zaczn rzuca.
Naszy mnie spnione wtpliwoci. le wybior moment, ona nie
dosyszy albo po prostu zesztywnieje z przeraenia i spni si o te
decydujce kilka sekund. Co si popieprzy. Na pewno. Trzeba byo
raczej...
I fakt popieprzyo si.
Sigaem po zawleczk, kiedy warkot silnika uton znienacka w huku
eksplozji. Wybuch? Na zachodzie? Beteer?
Z dziesi razy powtarzaem sobie wczeniej, by tego nie robi, ale
wychyliem zza filara prawe oko.
Nie wiem, czy wypatrzyli mnie ci z przodu, osonici taflami pancernych szyb, ale z prawoburtowym strzelcem miaem tym razem
383

szczcie: obejrza si do tyu. Kady by si obejrza - obok kurzu i


resztki ognistej kuli sprawiay imponujce wraenie.
Szkoda tylko, e sprawiay je daleko za transporterem.
Kierowca zahamowa. Zaklem. Nerwy poniosy nie t co trzeba
dziewczyn; ostatni w szeregu. W dodatku rzucia granat w stron
pojazdu, ktry nadjeda, nie za oddalajcym si. W efekcie atak
nastpi za wczenie i pozostaa trjka musiaa rzuca nie tam, gdzie
planowaa.
W przypadku osonitych murem kobiet nie bya to jeszcze tragedia,
mogy podbiec. Ale ja znajdowaem si na z gry straconej pozycji.
Przez chwil rozwaaem nawet pomys pozostania za ceglanym supem.
Moja torebka i tak nie doleci, po co ryzykowa?
Problem w tym, e to ja miaem pierwszy rzuci. I teraz, jak na zo,
obie pozostae dziewczyny czekay na umwiony sygna.
Nie mylaem na tyle szybko, by przypomnie sobie o mojej asystentce, stojcej z tyu ze wzniesion rk. Tak naprawd to ona, nie
wybuch, miaa zainicjowa akcj trjki grenadierek. Powinienem
poczy rzut z okrzykiem.
Najpierw poleciaa torba. Potem zmarnowaem niemal dwie sekundy,
patrzc z niedowierzaniem na ogldan z profilu luf wukaemu.
Celowniczy obrci wie. Masywna rura - czternacie i p milimetra to
moe nie tak wiele, ale jeli wzi do rki nabj, czowiek myli o
armatach, nie karabinach - spogldaa teraz w prawo. W mur.
- Rzuca! - wrzasnem. Rka garbatonosej opada. Za pno. Moje
krzyki utony w huku eksplozji... a potem w trzaskach cikich
prochowych adunkw. - Padnij!!!
Celowniczy beteera opuszcza luf coraz niej i strzela. Z pozoru
bezsensownie, bo w mur. Tyle e z broni, ktrej pociski przebijay cegy,
wypeniajc przylegajcy do muru park pyem, okruchami palonej gliny i... krwi.
rodkowa grenadierka znalaza si na wprost beteera. Bya cywilem,
nie wyrobiono jej odruchu padania, gdy strzelaj. A miaa czas. W prawe
rami ugodzi j ktry z pniej wystrzelonych pociskw.
Gdyby nie mur, wyrwaby je razem z kawaem barku, zabijajc
byskawicznie.
384

Lepiej by si stao.
Mur spowolni pocisk. Dziewczyn rzucio na pobliskie drzewo, i
dlatego nie upada, lecz tak czy inaczej powinna trafi do ksigi
Guinnessa. Nie syszaem o nikim, kto przetrwaby na stojco trafienie
pociskiem kalibru 14,5.
Na nieszczcie bya nie tylko twarda. Okazaa si te dzielna. Albo po
prostu uparta. Wzgldnie bezmylna.
Trzymany w prawej rce adunek wyldowa na ziemi. W lewej miaa
jednak drugi - wic rzucia nim.
Przelecia nad murem. I oczywicie nie wybuch: o wyrwaniu zawleczki zapomniaa.
Ta stojca bliej mnie rzucia jak naley. Pno jednak. Torebka rannej
zdya przelecie nad ogrodzeniem i zadzwoni o pancerz transportera.
Akurat w momencie, gdy wukaem zamilk. Stoczeni w elaznej puszce
Sambijczycy mieli szans zorientowa si, co zaszo. e kto zrzuci im
co niemal prosto na by.
Wyrwaem garbatonosej nastpn torb, wycignem zawleczk i
rzuciem. Torba mina lewy reflektor transportera o jakie p metra,
spada kawaek za jego zadem. Rozwaliem i podpaliem czyj pot.
- Padnij!!! - wrzasnem jeszcze raz. Ranna dziewczyna nie usuchaa.
Kiedy spojrzaem na drug stron muru, klczaa co prawda, ale raczej z
braku si ni ducha walki. Dostrzegem te drug Rosjank, szczuplejsz,
chyba ktr z karabinowej pary, biegnc w jej stron. I Marzen,
rzucajc granatem ponad murem.
Potem przyszo nieszczcie. Nie za spraw wukaemu. Bi na olep i
aden z pociskw, ktre przebiy mur, nie dolecia na tyle blisko rannej,
by spowodowa taki kataklizm. Zawinia ona sama. Wycigaa
zawleczk klczc: nacisk kolana zastpi brakujc rk. Trzy sekundy,
dzielce zwolnienie iglicy od eksplozji, to sporo, wic gdyby nie
popenia bdu, mogo jej si uda.
Zdya. I... trafia w mur. Torba odbia si, spada z powrotem na
nasz stron.
Nikt niczego nie prbowa robi. Dziewczyna pozostaa na kolanach;
ta, ktra biega z pomoc, biega dalej. Nie wiem, moe nie dotaro do
nich, co si stao.
385

Szarpnem garbatonos za nog, ale to te nie wiadczyo o wielkiej


przytomnoci umysu. Przymierzaa si do rzucania torb - mogem
wywoa kolejn masakr. Cakiem niepotrzebnie, bo granaty Kubicy,
cho domowej roboty, wykonane byy fachowo, zgodnie ze
wspczesnymi trendami. Zastosowano setki albo i tysice jednakowych
drobin rutu, skutecznie dziurawicych wszystkich znajdujcych si
blisko, a zarazem nie czynicych krzywdy ludziom oddalonym, jak my, o
kilkanacie metrw.
Tamte dwie byy duo bliej. Pady i adna nie poruszya si wicej.
Powiciem kilka cennych sekund, by si upewni w tej kwestii. Ale
warto byo. Wukaem zamilk. Gdybym, zamiast lee na brzuchu i
marnowa czas, zaj si walk, popenibym kolejny bd.
Stracibym nastpne dziewczyny.
Ta od karabinu, koleanka biegncej, prbowaa... nie wiem: moe
tylko sprawdza, czy ktra yje.
- Le!!! - ryknem. Przestraszona, osuna si, najpierw na kola
na, potem na brzuch. W sam por.
Chopcy Miszy przypomnieli sobie, e te maj granaty. Trzy naraz
przeleciay nad murem, tnc odamkami oba nieruchome ciaa. Kilka
metrw ode mnie odamek szarpn udem przykucnitej grenadierki.
Powinna lee, ale trudno szybko pada, majc wielki brzuch, a w nim
wasne dziecko.
Kobieta klapna na tyek. Chyba nic powanego, raczej zaskoczenie
ni bl. Na chwil jednak stracilimy j jako onierza.
Niedobrze.
- Rzuca!!! - krzyknem, wskazujc chmur pyu, dymu i posie
kanego listowia. - Szybko!!!
Garbatonos miaa jeszcze dwa adunki. Podzielilimy si sprawiedliwie, po czym ja skoczyem w prawo, ku drodze, ona w lewo, do
parku.
Kierowca ruszy niemal z piskiem opon. Tylko dlatego trafiem w
grn cz dziobatego przodu transportera: torba zanurkowaaby pod
podwozie, gdyby beteer nie skoczy znienacka na jej spotkanie.
Dowdca zdy otworzy dachowy waz i wysun si z karabinem,
ale widok granatw wepchn go z powrotem pod pancerz.
386

Niepotrzebnie. Mg mnie spokojnie zastrzeli: torba odbia si od okna,


poleciaa w bok, spada obok ktrego z lewych k i dopiero tam
eksplodowaa.
Transporter, oblepiony z boku pomieniami rozbryzganej benzyny,
jecha w stron bramy. Jaki onierz wyskoczy wazem prawej burty,
grzmotn o mur, zatoczy si. Przez chwil udziem si, e po drugiej
stronie te mieli otwarty waz, a benzyny byo dostatecznie duo, by do
wntrza wdar si may huragan ognia. Niestety, rozwleczony w czasie
atak nie wyszed nam. Czonkowie desantu pochowali si, pozamykali
wikszo stalowych pokryw. Mimo sporej kauy ognia, jak
przyozdobiem jezdni, oraz paru plackw pezajcych po pancerzu, wz
toczy si w moj stron i nikt wicej nie prbowa z niego ucieka. Dwie
paczki granatw, ktre chwil pniej przeleciay nad murem, uwolniy
nas od jednego tylko wroga. Za to definitywnie. Zbieg z beteera oberwa
rwnie mocno jak dwie dziewczyny po drugiej stronie ceglanej ciany:
cios kilkudziesicioma drobinami stali pozbawi go przytomnoci tak
szybko i skutecznie, e nie odzyska jej wicej, cho lea potem w
kauy pomienia.
Kucajc w bramie prbowaem podj decyzj: co dalej? Ucieka?
Jak, ktrdy? Czy walczy? Tylko czym?
Dziewczyny rzuciy jeszcze trzy wizki granatw, ale transporter cay
czas jecha do przodu. Zaraz minie bram. Albo w ni skrci. Jeli minie,
p biedy, skocz za filar, gruby jest, wytrzyma, nawet gdyby znw
przemwi wukaem. Ale jeli wjad do parku...
Garbatonosa odcigaa midzy drzewa t rann w udo. Dziewczyna ze
sztucerem znika za cignikiem. Po czym zacza strzela. Zorientowaem si za pno, a i wtedy nic nie zrobiem - koczyem bieg po
adunki porzucone przez rann. A dwa leay w trawie. Miaem w
kieszeniach cztery granaty, lecz tylko kilka ciasno zebranych do kupy
mogo wytworzy fal detonacyjn na tyle siln, by zaszkodzi
pancerzowi. Chyba mogo - pewnoci nie miaem.
- Uciekaj! - krzyknem, marnujc chwil na machanie rkoma.
Powinienem uy ich do zbierania toreb.
Ostrza z karabinka, prowadzony od czoa i to oowianymi pociskami
na dziki czy sarny, nie mg zaszkodzi beteerowi. Moe
387

dziewczyn wprowadziy w bd uniesione pancerne powieki, odsaniajce szklane lepia transportera. Moe mylaa, e skoro na wierzch
dali blachy, to szyby s takie jak w samochodzie. A moe nie miaa
zudze, tylko uznaa, e w kocu te co powinna zrobi, skoro inni
walcz. W kadym razie nie by to objaw paniki: stamtd, gdzie bya,
moga spokojnie uciec.
Zamiast tego, wywalia cay magazynek w nadjedajcy transporter.
Potem jej partnerka rzucia granat
To raczej ona sprowokowaa wukaem do odpowiedzi.
Seria wyszarpna z filara ogromne kaway muru, obalia jedyne
skrzydo bramy, pogruchotaa przd cignika, zapalia go - i zabia
kobiet ze sztucerem. Mao widziaem, lecz kiedy kto dostaje w korpus
pociskiem jak z maego dziaka, nie ma si co udzi.
Ta druga, jej niedosza nastpczyni, pognaa w stron paacu, nie
prbujc podnosi karabinu.
Poszukaem wzrokiem Marzeny. Znika gdzie. Dobrze.
Za to beteer skrca w bram. Stalowe pudo wbio si w bok skonie
ustawionego cignika, z marszu odepchno go o jaki metr. Przyczepa,
przezornie poczona z traktorem w cinite V", zastopowaa ten
pierwszy atak. Gdyby nie ona, wjechaliby bez zatrzymywania i pognali
na paac.
Gupota? Niekoniecznie. Zdobywanie tak duego budynku metod
podchodzenia na piechot mogo pochon wicej ofiar. Sam-bijczycy
prbowali wic przeskoczy te najtrudniejsze kilkadziesit metrw pod
oson pancerza.
Dali mi okazj do kolejnego rzutu. Z pozoru banalnie atwego, bo tym
razem byem blisko, widziaem cel, a ten praktycznie si nie porusza.
Biegem, nie zaszkodzio to jednak precyzji. Granaty wyldoway tam,
gdzie mierzyem - za wieyczk - i nawet prawie we waciwym czasie.
Mao brakowao, a pakunek eksplodowaby dokadnie w chwili zderzenia
z blach. Niewiele te zabrako, by torebka zawadzia o co i pozostaa
na dachu beteera. Wbrew pozorom jest tam sporo wystajcych
elementw.
Miaem jednak pecha: przeleciaa na drug stron. Rbno zaraz
potem, tu obok wozu, ale jednak nie na wozie. Zaoga nie ucierpia388

a. No, moe jej nerwy. onierz desantu, ktry wzi mnie na cel,
spudowa z parunastu metrw, a nim poprawi, zanurkowaem za pie
drzewa.
Roso tu ze dwiecie lat i dorobio si stosownie grubego pnia, lecz
przezornie padem na brzuch. Wbrew temu, co sdz dyletanci, byle
drzewko nie chroni przed karabinow kul: trzeba przeszo p metra
dobrego drewna, by spokojnie przeczeka ostrza z typowego automatu.
Miaem wicej, ale to nie uzbrojonych w automaty chopcw z desantu
si baem. Bagaem w mylach celowniczego wukaemu, by nie uzna
mnie za godnego obracania wiey.
Na szczcie kto zacz strzela z okien paacu i to nim zaj si
celowniczy. Rozsdnie zreszt. onierze desantu mieli strzelnice w
burtach. Pki tkwili w rodku, zabezpieczenie bokw naleao do ich
obowizkw.
Na razie transporter w wikszej swej czci nie przekroczy umownego
progu bramy, strzela wic tylko jeden; pozostali nie sigali wzrokiem za
mur. Kierowca z uporem pcha si przez barykad. BTR way
kilkanacie ton, ma napd na wszystkie osiem k i silnik mocy przeszo
dwustu koni. Nie jest to czog, ale powka T-34 si uzbiera. Nie byem
wic pewien, czy manewr jest gupi czy na odwrt - najlepszy z
moliwych. Nie wiedziaem te, czy si sprawdza: kaasznikow
obupywa kor to po lewej, to po prawej stronie mego drzewa,
uniemoliwiajc choby spojrzenie, o rzucaniu granatami nie mwic.
Niedobrze. Koniec przyczepy z wolna sun ku paacowi, transporter
zdobywa kolejne centymetry. Zastanawiaem si, czy wysadzaj desant
Powinni. Rozbiegajca si po parku piechota lepiej zabezpieczy wz
przed kolejnymi wizkami granatw. Nie byo kolejnych, ale o tym
przecie nie wiedz. To znaczy owszem: bya. Jedna. ciskaem j w
doni, prbujc podj rozsdn decyzj.
Wychyli si i zaryzykowa rzut? Teraz czy potem?
Facet wie, gdzie jestem. Zdy strzeli. Celnie. Chyba e... Podniosem
si, zostawiajc torb na ziemi. Zamiast niej trzymaem w rku wyjty z
kieszeni granat.
-Le!
Jasna cholera... Marzena?
389

Bya tu. Cakiem blisko, te za drzewem.


- Spadaj std! - Pki si nie pokazaa, nie zwrcia na siebie uwa
gi, mogo jej si to uda. - No, ju!
Chowaa si za jednym z przydronych klonw, przed beteerem, nie
jak ja, z boku. Niby niemal na wprost lufy, ale za to mona j byo
wypatrzy i ostrzela jedynie z wiey. Teraz. Bo kiedy wz ruszy...
- Rzuc! - pokazaa mi do z pojedynczym granatem. - Odwrc
uwag! Jak walnie, sprbuj wizk!
- Spieprzaj!
- Do trzech licz! Raz!
Znika mi z oczu. Makut miaby lepiej - mgby wychyli si w stron
zaroli. Ona wyjrzy zza pnia bliej drogi, nad ktr w obie strony gsto
latay kule. Nie oberwie adn zabkan - za daleko staa - lecz jeli
celowniczy wukaemu dostrzee ruch tu przed nosem...
- Spierdalaj!!! - wrzasnem.
-Dwa!
Jezu. Darlimy si tak, e facet musia nas sysze. Puciem granat nie byo czasu chowa - i zapaem te w torbie. Wyrwaem zawleczk,
nie czekajc na Marzen. Jeli tylko mnie straszya tym odliczaniem, to
trudno: wanie daem si zabi durnej babie.
Cholerstwo, co byo do przewidzenia, rozdaro mi si w rku. Nie
cakiem, granaty niby zostay w rodku, ale czy dolec w kupie, diabli
wiedz. Trudno. Nie miaem wyboru.
Zamachnem si. Za pniem rbno. Jk blach, smaganych deszczem
stalowych kulek. Granat Marzeny. Nie straszya, naprawd rzucia. Czyli
dobrze wybraem.
Celowniczy pewnie podskoczy z wraenia, a teraz opada na siedzisko
i odwraca luf w kierunku frajera, ktry tak go nastraszy. Tego z
automatem, ostrzeliwujcego mnie przez burtow ambra-zur, te
sposzy omot eksplozji. W ogle nie pocign za spust Powinienem
dosta seri, a zamiast tego wychyliem si, rzuciem nie tylko torb, ale i
okiem, zanurkowaem za pie - i nic nie przedziurawio mi ani twarzy,
ani nawet ramienia.
390

Ukucnem, zapaem granat Z przodu rbno, raz a mocno. Ale czy


skutecznie? Ponc benzyn bryzgao do mej kryjwki, to jednak
niczego nie dowodzio.
Wyjrzaem zza pnia. Znw nie odstrzelono mi gowy. Celowniczy nie
mg: przez dym widziaem sterczc w niebo luf wukaemu. Za to,
teoretycznie przynajmniej, mogli to zrobi a dwaj czy trzej strzelcy,
usadowieni wzdu prawej burty. Beteer wepchn si do parku niemal
caym cielskiem i ju tylko energiczny skrt dzieli go od sforsowania
barykady.
Nikt jednak nie strzeli. Zamiast tego, odskoczy dachowy waz. Kto
gramoli si na pancerz. Kamizelka, oporzdzenie - marnie mu szo.
Chyba o co zahaczy. Albo po prostu widziaem i mylaem zbyt
szybko, a ludzkie ruchy nie naday za percepcj. Nie mg by a tak
rozpaczliwie powolny. Decyzja rzucenia w niego granatem dojrzaa we
mnie prawie od razu, a przecie zdy wycign na wierzch kolana. To
wanie w kolano trafiem.
Widziaem, jak granat odbija si od nogi onierza, przelatuje nad
hemem drugiego, wyacego prawym otworem burtowym, jak ten z
dachu zatacza uk luf karabinka i strzela w moj stron, trzymajc
kaasznikowa jedn rk. Syszaem warkot pocisku, ktry omal nie
trafi, a potem trzask wybuchajcego adunku.
- Rce do gry! - krzykn kto za moimi plecami. Rosjanka, ta ze
sztucerem. Nie ucieka?
Siedzcy na wazie facet zapa karabin jak trzeba i strzeli. Usyszaem
zduszony okrzyk z tyu. Dziewczyna pocigna j eszcze za spust, kula
nie przeleciaa jednak na tyle blisko, by w ogle dotrze w poblie
transportera. Zaczem wyciga kolejny granat, wahajc si midzy
szar a odskokiem za drzewo. Sambijczyk wyacy bocznymi
drzwiami oberwa, i to dobrze - wybuch nastpi niemal dokadnie w
miejscu, na ktre zamierza zeskoczy - ale temu na grze chyba nic si
nie stao. A ze rodka wali dym i krzyki: lada moment kady, kto
przey i zachowa do si, wypeznie ze stalowej puapki.
Trafiem wizk w przd transportera, zaog chyba mielimy z gowy,
ale desant, sdzc po tych dwch, by w niezej formie. Spanikowani,
oguszeni, moe poparzeni - mimo wszystko stanowili miertelne
zagroenie.
391

- Zastrzel go, Marzena! - krzyknem, odskakujc za drzewo. Zaraz


potem pie zadygota od serii uderze.
Dostrzegem luf sztucera. Spluna ogniem a trzy razy. Rozrzutnie,
jak na tak odlego i picionabojowy magazynek. Ale niech tam.
Wane, e trafia.
Na miejsce zastrzelonego wepchn si nastpny. Cho dymio mu si
z plecw, wzi w karby bl i przeraenie. Zamiast wia na eb, na szyj,
wypez na pancerz pod oson wieyczki. Zdy dostrzec, skd oberwa
kolega, i prbowa unikn przyczajonego gdzie z przodu strzelca.
Puciem yk granatu, nie rzucajc nim jeszcze. Zapalnik odpali,
pomie pomkn prochow ciek na spotkanie adunku. Sekunda,
prawie dwie... Lada moment urwie mi do, naszpikuje ciao
odamkami...
Rzuciem. Plastikowy cylinder pomkn ukiem i - niemal dokadnie
tak, jak chciaem - rozerwa si w powietrzu, kawaek za wieyczk bet
era.
Dobry rzuL Ten na dachu znieruchomia, kto inny, lezcy przez
ssiedni waz, osun si do wntrza. Marzena wystrzelia jeszcze dwa
razy i prawdopodobnie zacza zmienia magazynek. Ja pobiegem.
Gupio zrobiem: spoglday na mnie otwory strzelnic i kawaek
bocznego wazu, widoczny znad poladkw zwisajcego gow w d
mczyzny. Zwisajcy nie mia karabinu, nie upuci na ziemi, nie
sprezentowa mi broni - a biegem za szybko, by wyjmowa granaty. Ale
zlikwidowalimy dopiero czterech: jednego na ulicy, trzech teraz. W
rodku mogo pozosta drugie tyle. Jeli wypezn z tej blaszanej puszki,
znw kogo zabij. Jak dziewczyn. Odstrzel pier pen mleka albo
brzuch z dzieckiem w rodku.
Zaryzy kowaem.
Silnik umilk, usyszaem wic dobiegajcy z wntrza syk ganicy.
Ognia nie mogo by wiele: za mao dymu, krzyku i wyrywania si na
zewntrz. W pierwszym odruchu prbowali, ale teraz, cho dwch z
czterech wazw nie blokoway trupy, nikt nie pcha si na zewntrz. Z
paacu ostrzeliwano beteera i pki si porzdnie nie pali, bezpieczniej
mogo by w rodku.
392

Ktry z Sambijczykw pomyla nawet o odwecie. Zauwayem ruch


lufy wukaemu. Bez znaczenia. Byem za blisko. Mieli jeszcze par
sekund, by usysze odgos krokw lub co wypatrzy, a potem dopa
strzelnicy i wpakowa mi seri. Potem...
Na szczcie po tylu eksplozjach byli na poy gusi i lepi, a ten od
wukaemu zajty czym innym: rbn po paacu, zaguszajc wszelkie
inne odgosy. Dobiegem do transportera i nikt do mnie nie strzeli.
Padem na kolana, zdoaem wycign granat z kieszeni a zawleczk z
granatu. Potem jednak los spata mi paskudnego figla.
Kiedy wrzucaem plastikowy cylinder w boczny waz, wpychajc go
midzy obramowanie a tyek wiszcego gow w d trupa, z grnego
wazu wylaz Sambijczyk.
Zdyem zerwa si na nogi, a on kopn mnie w gow. Padem na
wznak. Wyldowa tu obok i nim si zorientowaem, wgniata mi kolano
w pier. Zakolebao nim przy zeskoku: tylko dlatego zmarnowa sekund
i bagnet dostrzegem w grze, a nie poczuem od razu we wasnym
gardle. Niewane. I tak nic nie zdybym zrobi. Ani ja, ani granat,
ktry pk wewntrz transportera, nie czynic na nim najmniejszego
wraenia, ani Marzena, wybiegajca z krzykiem na drog. Nie wiem, jak
by si to skoczyo, ale wiem, e zaczoby si od przybicia mnie do
ziemi.
Poczuem przesycony alkoholem oddech i zaraz potem poczubym
elazo w gardle. Gdyby nie kula, ktra nadleciaa od strony paacu, trafia
wciekle wykrzywion twarz w lew ko policzkow i, wypychajc
gaki oczne, wyleciaa wielk dziur w prawej skroni.
Transporter pon, mierdzia palonym misem i hucza wystrzaami:
zgromadzone wewntrz naboje nagrzeway si, by w kocu eksplodowa.
Grzechot hulajcych po blaszanym pudle rykoszetw pozbawia nas
nadziei na odzyskanie cho czci broni czy amunicji.
Trudno uwierzy, ale nie zdobylimy ani jednego karabinu. Sambijczyk, ktrego trafiem w kolano, spad za burt, lecz kaasznikowa
upuci do wazu. Drugi spon na stropie razem z broni. Prbowaem
zaglda do beteera, grzeba wewntrz gazi, ale
393

ar i wybuchy szybko mnie zniechciy. Pozostawa ten na ulicy,


poszarpany granatami i spalony. Wyjrzaem, chcc sprawdzi, co z jego
karabinem. Kto rbn seri, wybijajc mi z gowy pomys wyaenia na
ulic. Dopiero wtedy przypomniaem sobie o sztuce-rze, ktry powinien
lee przy wschodnim filarze.
Jego wacicielk troch wczeniej przetoczono na nosze i powleczono
w stron paacu. Wanie toczono" i wleczono": zwokami zaja si ta
smarkata nastolatka, Liza, i druga ciarna, dorosa wprawdzie, lecz
wygldajca na chor. Mimo oywionego ruchu
- a raczej z jego winy - brakowao rk do pracy. Ludmia i Juraszko rozsyali dziewczyny z zadaniem pilnowania muru. Te, ktre
zostay, zajy si dwjk rannych. Obie kobiety trzeba byo nie.
Ranna w udo oberwaa mocniej ni mylaem - chyba ucierpiaa
ko - a ta, ktra prbowaa bra Sambijczyka do niewoli, dostaa
kul w brzuch.
- Sze do tyu - rzuciem ponuro na widok Marzeny.
- Rzygaam - umiechna si z wysikiem. Bya blada, karabin
ciskaa oburcz chyba dlatego, e jednej doni mogo nie starczy.
Zgubia beret, a w zwichrzonej czuprynie tkwio z p tuzina suchych
lici i gazek.
- Mog? - uniosem swj sztucer. Popatrzya na mnie jak kto, kto
rzyga, na sadyst proponujcego befsztyk.
- Taki lepszy jeste? - Agresja splota si z niemal paczliw skarg. Te wasnego tyka bronie! Te granaty... Gdybym ci nie przyapaa, do
tej pory w piwnicy by leay! - Patrzyem na ni, kompletnie zbity z
tropu. - A sam jeste! Ja musz o trjce myle! Albo i o czwrce!
W kocu dotaro do niej, e nic nie rozumiem.
- Przepraszam - mrukna. - Nerwy. Zabi to jednak...
- Tego z bagnetem to ty...?
- Juraszko - westchna. - Ja... wystrzelaam wszystko - dotkna
karabinu. - I chyba bym... Blisko siebie bylicie. Miae racj
- sza obok, nie patrzc na mnie - cztery gin, zanim pita... Jak
ja: zaadowa szybko nie potrafi, granatu rzuci, wymierzy. Je
stem tchrzem. Powinnam ci da ten cholerny karabin. Moe cz
by...
394

W kocu zrozumiaem. Zastopowaem j chwytem za okie.


- Co ty pieprzysz! - warknem. - Oberway, bo walczymy! Kady
mg oberwa! Ci faceci to nie baby w ciy, a te aden nie przey!
- Gdyby mia karabin...
- Marzena, jechali transporterem! Do usranej mierci mgbym do
nich strzela! Nie ma znaczenia, czy miaem...
- Ta dziewczyna ranna w brzuch... - Uciekaa ze spojrzeniem.
- Przeze mnie umrze. Bo ci nie daam...
Miaa racj? Nie bawibym si w adne rce do gry", adne granaty strza i trup. Nie mogem jednak strzeli, bo byem podejrzany, a pani
porucznik zabrako jaj, by mi zaufa. Czyli zabia czowieka. Ale w
urzdowy, legalny sposb. Codziennie na caym wiecie tysice
urzdnikw zabijaj tysice ludzi. Gwnie ci z resortu zdrowia, ale te,
przykadowo, drogowcy. Dokadnie tak jak ona: nie dajc czego, co
powinni obywatelowi da.
- Miabym karabin? - rzuciem przez zby. - To by mi rk brako na
granaty. I moe by przejechali. Moe by j zabili, a nie tylko ranili. Moe
i ciebie by zabili.
- May problem - usyszaem.
- Jak dla kogo. - Ponioso mnie, wic szybko zmieniem temat.
- Co za czwrka? - Milczaa. - No, albo trjka. Nie chwytam. - Nadal
milczaa. - Mwia... o rodzicach?
Te stchrzyem. Samego siebie nie umiaem zapyta o - cytujc
abiszewskiego - cudzego bkarta. Pogrzebaem cytat na dnie mzgu,
przysypaem czym si dao.
Paac by w gorszym stanie ni par minut temu: tego muru wukaem
nie poprzebija, ale kratery po uderzeniach pociskw wyglday
paskudnie. Dach nad gankiem zapad si od trafienia w supek. A
przecie z wntrza strzelano i to do strzelcw mierzy celowniczy
beteera. Pomylaem, e nie chc tam wchodzi. Nie chc si
dowiadywa, e cztery zabite i dwie ranne to jeszcze nie wszystko.
- Nie o starych - odpowiedziaa dopiero na schodach do piwnicy.
- Tak... przyszociowo.
395

Nie byo krzyku, tylko pacz niemowlcia. Kobiety s twarde. To


dlatego? Miaem nadziej, e nie. e po prostu rany byy mao bolesne, a
leki mocne.
- Poczekam. - Marzena zatrzymaa si nagle. - Nie przepadamy za
sob.
- Dobra. Modzierzyci cignli lini pod koci, moe dziaa.
Dryndnij do abiszewskiego. Niech przyprowadzi swoich ochotnikw. Parskna bez sowa. - Wiem, wiem... Ale jak si pochwalisz
skutecznoci... Tu si atwiej broni. Wykoczylimy transporter, bo
mamy mur.
- Adam woli koci. - Umiechna si krzywo. - Okop, kurwa,
witej Trjcy. Ale to si sprzeda... Hordy bolszewikw dookoa, a on
ze wityni strzela, na otarz krwawi, za przedmurze robi. Odpuci sobie
Sejm i od razu na prezydenta zastartuje.
Za nim te nie przepadaa. Pytanie, czy ju na stae.
Pytanie na pniej. Teraz musiaem zajrze w dusz innej kobiety:
niszej, tszej, po okcie ubabranej we krwi. Obie nowe pacjentki trafiy
ju do ek. Przy rannej w brzuch siedziaa Masza, ocierajc lecej
czoo.
- Krwotok - wyjania Ewa. Dwoma mniej upapranymi palcami
wycigaa paczk papierosw. - Posza ttnica. Ale ju dobrze.
Przypalisz? - wskazaa st z zapalniczk.
Z papierosami szo jej niele - co chirurg, to chirurg - wykorzystaem
jednak okazj. Dotknem jej biodra, wyjmujc papierosy, potem ust,
umieszczajc w nich jednego. Na wykorzystanie momentu podawania
ognia nie miaem ju pomysu, wic wziem j za rami i pocignem
w kt.
- Co jest? - zmarszczya brwi. - Nigdzie nie id.
- Powiedziaa Piotrowi? - Brwi powdroway dla odmiany ku
grzywce. - No wiesz... e z nim zostajesz.
- Bo? - Milczaem. - O co chodzi?
- Powiedziaa? Wie, e ci ma?
W oczach miaa smutek i troch szelmowskiego umiechu.
- Pytasz, czy do wzicia jestem? Nie ku, szatanie.
Szelmostwo szelmostwem, ale mwia... cholera: serio?

396

Na prb wyjem jej papierosa z ust - dwa palce na papieros, trzy na


wargi - strzepnem popi, powtrzyem wszystko w drug stron. Nie
uchylaa si.
- Boj si - wyznaa. - Wezm, zakocham si na mier, a jego zabij.
I mi si do reszty ycie sypnie. Nie powinnam si angaowa. To
gupota.
- Wszystkich nas mog...
- No przecie wiem. To pewnie dlatego - wypucia umiech z oczu na
usta.
- Co: dlatego?
- Zazdroszcz tej rudej wy wce. Zrobi tak - strzelia palcami,
rozpryskujc dookoa drobinki krwi - i bdzie miaa bardzo fajnie. A ja
ju moe nigdy. Szkoda.
Chyba si zaczerwieniem.
- Przecie... nie chcesz.
- Z tob? - domylia si. - To nie tak. Powinnam ci tam zacign wskazaa drzwi jakiej komrki - i szybko przelecie. Zanim Pawluk to
zrobi. - Przygldaa mi si z umiechem jak u Mony lisy. - Byby mj,
prawda?
Moja gowa chyba kiwna potakujco. Zaraz potem zatskniem za
konierzem ortopedycznym. Stao si jednak.
- Ale on te jest taki. Powany, lojalny facet. Na cae ycie. Taki, przy
ktrym kobieta czuje si bezpieczna.
- Te? e niby ja...? - zdobyem si na kwany umiech. - Babiarz ze
mnie jak... Ty, Marzena, Masza... nawet moja eks, gdyby raczya
wrci...
- Nie o tym mwi. Szukasz. I wicej w tym wzdychania ni dymania,
co? - Przemilczaem to. - Ja te szukam. Pki czowiek prbuje, nic w
tym zego. Pki zero deklaracji. Ale s faceci, ktrzy w kocu mwi:
od teraz bdziemy razem" i wiesz, e bd, e to nie pic. Albo i nie
wiesz - zgodzia si, z kpicym umiechem wymierzonym w sam siebie.
- Niewane. Wiara si liczy. S tacy, ktrym wierzysz. Ja wierz wam
obu. Nie chc z tob? - popatrzya na drzwi komrki. - Janusz, jednej
rzeczy na wiecie chc teraz bardziej. Tylko jednej.

397

Miaa w oczach mnstwo prb. O wybaczenie, zrozumienie, nawet o


to, bym nie sucha, tylko wzi j za konierz i zacign do tej cholernej
komrki. Czuem, e po drodze nie dostan skalpelem, a tam, za
drzwiami, bdzie sodko.
Pytanie, jak dugo. Wielkie, beznadziejnie trudne pytanie, ktre oboje
sobie zadawalimy.
Na szczcie miaem w zanadrzu pomocnicze.
- Dasz rad namwi go do zdrady?
Powinienem inaczej to sformuowa. Ale to bya Ewa. Moja niedosza
druga powka. Zbyt j szanowaem, by, niczym liski palant z jakiego
zaganego MSZ-u omija sowa, ktre nam obojgu nasuwaj si jako
pierwsze.
- Chyba bym daa - powiedziaa spokojnie. - Myl, e mnie ko
cha. Ale jedna uwaga, Janusz: on nie sprzeda ojczyzny. Po prostu
jej ju nie ma. Inni sprzedali. Jelcyn, oligarchowie. Pokazywa mi
stary paszport, radziecki. Tylko taki ma. Urodzi si w Zwizku Ra
dzieckim, Zwizek kocha, w Zwizek wierzy. To... no, po naszemu
zatwardziay komuch. Rwno, najwiksza, jak si da osign.
Rwne prawa, rwne pensje. Solidarno. Nie ta nasza, milionera
z ebrakiem. Prawdziwa. Utopia, wiem. Nigdy tak u nich nie byo,
te wiem. I on wie. Nie jest idiot. Ale kierunek by jego zdaniem
lepszy, a teraz jest gwniany. Zwia do Begmy, bo w Czeczenii ka
zali mu mordowa. Zodziejstwo, drastwo, coraz wicej ndzy,
niesprawiedliwoci... Biedny jesL Nie ma w co wierzy. Zgorzknia.
Prbuje by cyniczny. Chwyci si mnie jak toncy deski. Mog go
namwi - pokiwaa gow - pewnie. Ale nie bd.
Czekaem na jakie wyjanienia. Nie doczekaem si.
- Mgby nam cholernie pomc. Ocali wielu...
- Bd ich ratowa - popatrzya na rannych. - Zaryzykuj dla nich
ycie. Ale wiesz co? Jak przyjdzie wybiera: on i ty, a na drugiej szali
caa ta wie albo nawet cae wojewdztwo... Wiesz, kogo wybior.
Pieprzy obcych, to wy macie przey. Te - umiechna si krzywo bywam lojalna. Co ostatecznie musz w sobie mie, e tak na mnie
faceci lec.
- Nie wiem, czy a wie - powiedziaem ponuro. - Ale Rosjanki mog
wybi do nogi.
398

- Miller jest silniejszy? - pokiwaa gow. - To tym bardziej. Wol,


eby mj facet walczy po stronie silniejszego. Wiksza szansa, e
ocaleje.
- Ciebie te mog zabi.
- Pytasz, czy wymieni ycie Piotra za swoje? - upewnia si. -Nie. Nie
wiem, czy z nim bd. Rozsdek odradza. Jeli nie zostan z nim, to za
tob bd lataa i skamlaa, eby mnie wzi. - Wytrzymaa moje z lekka
wstrznite spojrzenie. - Ale nawet dla ciebie tej jednej rzeczy nie
zrobi. Nie skrzywdz go. Wykluczone.
- Nie prosz, eby go...
- Prosisz. W Rosji ma przesrane. W Polsce, po tym rajdzie do Ostroki, te. Jeli teraz jeszcze zdradzi Sambie... Wiem, jest reszta wiata.
Ale najpierw trzeba tam dotrze, a potem nie da si deportowa.
Kaliningrad, o ile Begma wygra, to jedyne miejsce, w ktrym bdzie
bezpieczny. O pracy nie wspominajc.
- Pracy?
- Z czego musimy y - wzruszya ramionami. - Ja na rodzin nie
zarobi. Ciko startowa od zera, jak si byo chirurgiem. Wic dom,
dzieci. Moje drugie wielkie marzenie. A do tego mj facet musi zarabia.
Milczaem przez chwil.
- Ja bym pewnie nie zarobi.
Uniosa do, pogadzia mj policzek. Byem zbyt brudny, skopany i
poobijany, by przejmowa si krwawymi ladami, jakie pozostawi.
- Mogabym mieszka z tob w altance. Ale skoro mam wybr...
Nie gniewaj si. Zreszt... z nim pewnie te... To nie kwestia forsy.
Nie na pierwszym miejscu.
Odwzajemniem pieszczot. Miaa mikki policzek.
- Ale jeszcze mu nie powiedziaa? - upewniem si.
- To nie jest atwy wybr. Cmoknem j
w czoo i wyszedem.
- O, jest pan.
Pirat. ywy, tyle e zakopotany. Nadziaem si na niego przy podziurawionych kulami drzwiach wejciowych.
399

- Teraz przyszlicie? A dziewczyna? Nic jej nie...?


Nie mia ze sob ani Rosjanki, ani karabinu.
- O tym te chciaem pogada. - Rozejrza si wymownie. Wyszedem
przed budynek. Jak na zo, Marzena akurat wyazia ze zsypu na
wgiel. Telefon modzierzystw nadal tam tkwi.
- Brawo - mrukna. - Szybki numerek.
- Poczekaj chwil, co? - poprosiem. Zostaa przy ganku. Inna sprawa,
e odeszlimy tylko par metrw.
- Nie wracam tu - oznajmi Pi rat
- Rozumiem - powiedziaem spokojnie. - A karabin?
- Nie ma. Nie zabierzecie. - Przywoa i zgasi obuzerski umiech. Wiem, rozumiem. Ale te mam baby pod opiek. A pod stodo fajny
schowek. Pomiecimy si we trjk, z siostr. Ale bezpieczniej si bd
czu z broni.
- To cakiem tak jak my.
- Jedn podopieczn zdejmuj panu z gowy.
- Tak za darmo? - Byem zy, wic i zoliwy.
- Panie Januszu, jakby mi o to szo, inn bym wzi. Ta urod nie
poraa. Po prostu al mi dziewczyny. Ryczy, boi si, rce o tak jej lataj
- pokaza. - Dla was aden poytek, a u nas przeyje. Bo te tutaj...
- Dziki za sowa otuchy. I za wizyt.
- Chciaem ostrzec - zignorowa mj sarkazm. - Na Szablewskie-go
wpadem. Chce kupi karabin.
- Trzeba byo sprzeda - rzuciem oschle.
- Nie po to kurw z siebie robi i walczcym kradn - wyszczerzy
biae zby. I od razu spowania. - Niech pan na niego uwaa.
- Ostrzeenie? - uniosem brwi. - Kumple jestecie.
- Ale z Kak rodzestwo. - Znalaz brak zrozumienia na mej twarzy,
wic wyjani: - Kibicuj wam jak cholera. Pki paac si trzyma, te
achudry od Millera nie bd szuka po wsi. Nie wywlok mi siostry z
piwnicy. A eby paac wytrzyma, pan musi przey. Proste.
Uwierzyem mu. Kaka bya troch starsza od Maszy i na tyle adna, e
nawet brat to dostrzeg. Takim dziewczynom nie suy pobyt we wzitej
szturmem wsi.
400

- Moe przyprowad je tutaj? - zaproponowaem.


- Kibicowa nie znaczy wierzy. Sorki, ale szanse macie... no, p na
p najwyej.
- Szablewski nie ma broni? - zmieniem temat
- No wanie ma. Automat, od tego posa. - Odczeka chwil i wyjani: - Jak pana z kulk znajd, mona sprawdzi, e nie on strzela. Bo
po co z innej spluwy, jak ma ju swoj, i to dobr? Sd yka takie
argumenty.
- Tak ci powiedzia? - zdziwiem si.
- Zgaduj. Ale raczej dobrze. - Widzc mj sceptycyzm, dorzuci:
- Z Ziemkowiczem te si nie lubili.
- Ziemkowiczem? - Zaskoczy mnie, zestawiajc te dwa nazwiska.
Kaprala zdyem na trwae sklei z Wilnickim. Przyzna si do za
bjstwa, motyw mia jak si patrzy, powodw by kama adnych...
- To znaczy?
- Co midzy nimi byo. Szablewski chodzi i chujami rzuca. Na
Ziemkowi cza. A potem si uspokoi. I tamten te. A zna go pan:
twardy szeryf, panisko. Potrafi zaczepi, straszy, e przyapie z to
warem i zamknie. Kawa palanta. Szablewski ego te tak straszy, bo
wiadomo: taki sam nadty waniak. Do tamtego momentu. A potem
nagle nic. Raz i drugi idziemy, mijamy go - i jakby nas nie byo.
- Odchrzkn. - Myl... wie pan, mg go dopa.
- Ziemkowicz Szablewskiego?
- No. Tylko zgaduj, ale po mojemu mia haka na Marcina. Wie pan,
e aparat przy sobie nosi? Przyuwayem, jak chowa. I co, przyrod
pstryka? Czy przyapanych frajerw, ktrych potem mia w garci?
Dopad pniej paru ludzi, ktrych niby nie powinien. Kto mu si narazi,
krzywo spojrza - wpada. Pokorni nie, podpadnici tak. Cakiem jakby
wiedzia, kto, gdzie, kiedy. I wybiera, ktrych ud upi.
- Mylisz, e Szablewski donosi Ziemkowiczowi? - Zawahaem si,
ale pocignem myl: - I e go zabi?
- Wiem tylko, e ochot to by mia.
- Bez sensu. Kapusiowi lej si yje.
- Marcinowi raczej nie. Mniej ostatnio fors szasta.
- Ziemkowicz ciga z niego haracz?
401

- Nie wiem. Wiem, e wszystkim powtarza: Krechowiak mi brata


wykoczy". I e Ziemkowicza panu dokleili. Ale sabo, jak wida.
Bez kajdanek pan chodzi. A Szablewski wypytuje o lewy karabin.
Tyle wiem. Poza tym - dokoczy innym tonem - e do domu mu
sz wraca. Dziewczyny czekaj.
Zawahaem si, ale prywata wzia gr.
- Ta kryjwka... dobra jest?
- Pewniejsza ni ta forteca - poklepa cian paacu.
- I... na trzy osoby? Zmieciby kogo jeszcze?
- Te mylaem - wyzna bez zapau. - Ale ciarna nie wejdzie. A
znw z dzieckiem... Zacznie wy i co? Po nas.
- Nie mylaem o... Jeli przyl fajn, szczup lask, bez dziecka i nie
w ciy... Wpucisz? Na karabin przypadaj dwie z kawakiem przypomniaem. - Wisisz mi jedn. Z kawakiem.
- Fajn i szczup bior. - Puci do mnie oko i odszed. Wrciem
przed ganek. W pnocno-zachodnim naroniku parku zastuka sztucer.
Pi strzaw, granaty. I, w odpowiedzi, kilka serii z kaasznikoww.
Potem cisza. Tam. Bo na pnocy i wschodzie strzelano. Z rzadka, ale
cay czas.
- Jest czno - pochwalia si Marzena. - Trafili paru Rosjan i
transporter z granatnika. Stracilimy po jednym, dwa szeregi domw na
pnocy. Gbiej nie weszli. Atakuj ostronie. I mao ich jest Moe
mniej ni naszych.
- Kto ci to powiedzia?
- No... Adam - przyznaa. - Ale raczej nie zmyla.
- Mniej ni naszych? - skrzywiem si sceptycznie.
- Mobilizacja mu wypalia. Uzbiera tylu chtnych, e a broni brako.
Kosman zostawi mu wschodni stron, sam wzi pnocn. Adam
przyle kogo po granaty. Karabiny te chce z powrotem, ale kazaam mu
spada.
- Wojsko odeszo na pnoc? - To mi si mniej podobao. Ki-suny
miay zwarty ksztat, bardziej typowy dla miast, co w zasadzie uatwiao
obron: nasi mogli si cofa w dowoln stron nawet o dziesi
podwrek, wci znajdujc dogodne stanowiska. Oznaczao to jednak
take, e onierze, o ile napr nie zepchnie ich bliej paacu, bd
daleko. Do tej pory te byli daleko, ale
402

trzymali front i dwie trzecie millerowcow to nimi si zajmoway. Sdzc


po odgosach, taki by rozkad si: po sabym plutonie na pnocy,
wschodzie i tu, u nas. Jeli abiszewski skutecznie zastpi wojsko, nic
si nie zmieni. Ale gdyby jego obrona pka...
- Postaw kogo przy wyomie. Zaraz wracam.
Wszedem na ganek. Niestety, nie sam.
- Ju stskniony? - zapytaa z krzywym umiechem. - Czy nie
dokoczylicie po prostu?
- Dziura w murze - pokazaem palcem kierunek.
- Z kocioa wida - wzruszya ramionami. - Pki Adam si trzyma,
nikt tamtdy nie wlezie.
Racja. Musiaem poszuka innego pretekstu. A nie szo mi. Nie
chciaem znale. Odejdzie. I moe ju nie wrci.
- Czego chcia? - zmienia temat. - Ten facet
- Pirat? Zdezerterowa. I ostrzec przed Szablewskim. Szuka na mnie
karabinu.
- Na ciebie? Ot tak? Po prostu?
Trzy granaty wybuchy przy pnocnym murze.
- Daj naboje - wycignem rk. Na szczcie nikt nie skaka na
nasz stron. Pojawi si tylko Jasio Kret Podszed, przerzuci na
ulic dwa granaty, potrzsn radonie rkoma, syszc wybuchy,
i potruchta z powrotem do dziewczyn, strzegcych ogrodzenia da
lej na wschodzie.
Dopiero wtedy popatrzyem na Marzen. adnych naboi.
- Aresztant jeste - przypomniaa. I dodaa bez zapau: - Waci
wie powinnam ci zabra karabin.
Pokazaem jej rozwiewajce si oboczki dymu.
- Ot tak, po prostu - wrciem do przerwanego wtku. - Chaos,
nikt uwagi nie zwrci. Idealny czas na zemst.
Nadal z karabinem, wszedem do paacu. Ruszya za mn. Nie pytaa,
po co lez do gabinetu i podnosz suchawk. Moe nie zdya.
Gawryszkin zgosi si natychmiast
- To ja - powiedziaem. - Masza jest caa i zdrowa.
- Co tam si dzieje?! Jakie kobiety z siekierami, pogromy Rosjanek...
Do diaba, dlaczego wczeniej pan...?
403

- Wojn tu mamy - warknem. - Nie zauway pan? A Rosjanki, jak


na razie, zabijaj wycznie pana kumple.
- Nic jej nie jest? - spokornia.
- Jest bezpieczna - te zagodziem ton. - Pki trzymamy paac...
Pytanie, jak dugo utrzymamy.
- Moe dugo. Mamy straty. Misza biega wcieky. Dar si na
Wilnickiego, e odwoa atak. Teraz negocjuj uycie modzierzy.
Podobno chopi broni domw. Co okno, to kto strzela. Nie sposb i
naprzd, pki granatniki albo bewup nie wesprze ogniem. A to trwa.
Takie s raporty. Nie wiem, pewnie przesadzone. To banda, nie Specnaz;
lepiej rabuj, ni walcz. W kadym razie utknlimy. Misza biadoli, e
poow ludzi straci. I sprzt, co gorsze. Nowych ludzi znajdzie, ale
wozy... Czog ju wycofa; jest zbyt cenny.
Trzymaem suchawk tak, by i Marzena syszaa.
- Zna pan plan ataku? Czego si mamy spodziewa?
- Czort wie. Wypadem z obiegu. Misza uywa telefonw i cznikw.
Radia prawie wcale.
- Ale o kobietach z siekierami pan wie. Skd?
- Wilnicki ma informatora we wsi. To dla niego chcia paskie radio.
Obiecuje Miszy, e co si zmieni.
- Co si zmieni?
- Kombinuj, czy da si zlikwidowa kobiety nawa artyleryjsk i
nalotem. Zdobyli nawet plan wsi. Z dopisanymi nazwiskami wacicieli.
Chyba po to wanie: by mc si wstrzela w konkretny budynek. Tylko
nie s pewni, gdzie je trzymacie i czy wszystkie razem. Chyba chc, by
ten informator to ustali.
- Nalot? - Przeknem lin. - Doronin?
- Niekoniecznie. S jeszcze piloci z tej zaguszarki. I udao si
uruchomi Mi-17. Jako bombowiec lepszy. Bomb nie mamy, mechanicy
kombinuj z beczkami paliwa i spirytusu. A jak to spuszcza spod
skrzyde, jak celowa? Najprociej nadlecie wysoko nad cel, zawisn i
wyrzuca przez drzwi. To i czogowe pociski burzce.
- Zgupieli? Zestrzelimy migowiec. - Memu gosowi brakowao
przekonania. - Niech im pan to wybije z gowy.
404

- Nie Miszy problem. Ale amunicji mu szkoda. Nie bdzie w ciem


no rzuca beczek ani... Musz koczy - rzuci pospiesznie. - Za
bierz stamtd moj crk!
Zamilk. Odoyem suchawk.
- Co to miao by? - spytaa cicho Marzena. Nie dojrzaem do
patrzenia jej w oczy. Moe dziki temu zauwayem uchylone drzwi
szafy. - Hej, mwi do ciebie!
Szafa od zawsze wiecia pustkami, wic atwo byo zauway, czego
brakuje. Oraz co przybyo. Dosza kartka przybita pinezk do wntrza
drzwi, noyczki i trzy kawaki wystrzpionej tkaniny w kolorze khaki.
- Kurwa - westchnem. - Nastpny.
- Z kim rozmawiae? - To j interesowao bardziej, ale podesza za
mn, zerkna na kartk. - List?
- Sory za giwery" - odczytaem. - Bior plecak na nosideko. Jak
wypali, oddam peen forsy. Nie poauje Pan." Podpisano: Grzesiek".
- O co mu chodzi?
Schyliem si, podniosem kawaki ptna.
- Z mojego plecaka. Dziury wycili.
-Oni?
- Na nogi. Niemowl jak w siodle siedzi. - Zrozumiaa, ale doko
czyem: - Wzi Nadi, jej dziecko i zwia.
Popatrzya na mnie z mroczn satysfakcj.
- Mwiam, e to kurwa. Zaraz... Nastpny?!
- Pirat - przypomniaem.
- Tak, ale... Te z karabinem?! - Twarz jej pociemniaa. - Pucie go z
broni?!
- Nie mia ze sob. Schowa gdzie. I tak bym nie...
- Odbio ci?! Czym si mamy broni?! Kamieniami?!
- Grzeka nie puszczaem. - Wskazaem kartk. Popatrzya na ni. I
jeszcze mocniej j wzio.
- Giwery - warkna. - Dla niej te si wystara.
- Co? - Nie wiem, jakim cudem to przegapiem. - O cholera... beryl
Raguziaka... Inne byy ju rozdzielone.
- Super! Fajnych masz pomocnikw!
405

- Chopak jest w porzdku. Nie pomylaem, e moe...


Guzik prawda. Czuem, jak godny jest kobiety; w gruncie rzeczy to z
myl o nim faszerowaem Masz pigukami. Mogem przewidzie, e
kto taki jak Nadia jednym umiechem owinie go sobie wok
dowolnego palca.
- Dobra, zwia, stao si. Ale ten drugi?! Trzeba byo wzi go za
fraki i zmusi, by odda karabin!
Zawahaem si. Uznaem jednak, e moment jest dobry.
- Z Piratem wol y dobrze. Ma skrytk. Z wolnym miejscem. Odchrzknem. - Moe... skorzystasz?
- Co? - znieruchomiaa.
- Zgodzi si wzi jeszcze jedn osob.
- Oprcz ciebie? - Nie od razu to powiedziaa.
- Dziki. - Umiechnem si, nawet nie bardzo gorzko.
- Twoje laski te bd?
- Jest jedno wolne miejsce. Jedno - podkreliem. - Ja nie id.
Pomylaem, e moe ty.
- I kto jeszcze? Masza? Pani doktor? Czy moe obie?
- Ogucha? Jedno miejsce. - Milczaa, przygldajc mi si nieufnie. Masza nie da si upchn w ciasnej norze. Raz j przywalio w piwnicy,
ma do. Czasem sypia pod kiem, na wypadek, gdyby znw... To nie
cakiem klaustrofobia, ale ju blisko. No i Masza ma najwiksze szanse
przey. Jej stary - wskazaem telefon - zadba o to.
- No to Ewunia - wykrzywia nieadnie usta.
- Ewunia powie: spadaj, mam pacjentw". - Zapaem jzyk w zby,
lecz wyrwa si na wolno. - Tylu drani biae fartuchy nosi, a ty akurat
j musiaa...?
Ani jeden misie nie drgn w jej twarzy. Tylko wzrok spucia. Na
oczy nie umiaa nacign maski.
- Ty zostajesz? - zapytaa cicho. - Z nimi?
- Zostaj z Rosjankami. Jak tylko ostatnia zginie, natychmiast bior
nogi za pas.
- Jak Masza zginie - sprostowaa. -1 Ewa.
Pozbieraa si w kocu, popatrzya mi w oczy.
- I jak ty - uzupeniem list.
406

- Ja? - Znw nie patrzylimy na siebie, ale teraz za spraw obu stron. Przeze mnie tylko masz kopoty.
- Tak ju jest z babami - mruknem. Nagle dotaro do mnie, e stoi
cholernie blisko. Czuem jej zapach. Taki sobie: mundurowi faktycznie
dobrze by zrobio pranie.
- Nie o takich mwi - zaprotestowaa. - Aresztuj ci, i w ogle... To
cakiem co innego ni z tymi.
- Z ktrymi? - zapytaem. Przeuwaa odpowied adnych par sekund,
lecz w kocu przepucia przez gardo.
- Z tymi do ka.
- Z adn nie spaem.
- Z tymi, co by je chcia do ka - rozwina myl.
- Jeli z tymi - teraz ju cakiem w okno patrzyem - to jest akurat
dokadnie tak samo.
- Co? - lekko zachrzcio jej w gardle.
- Dokadnie tak samo - powtrzyem. - Te zero szans na seks, za to
kana jak cholera.
Chyba prbowaem j omin. Niezdarnie, ale chyba tak. Zapaa mnie
za konierz. W poowie przynajmniej, bo reszt doni czuem
bezporednio na karku.
- Co znaczy: tak samo? - Do zowrogo to zabrzmiao. - To twoje
kobiety. Nie wiem: obie, tylko jedna... Ale ktra na pewno. I to dla
niej tu tkwisz. - Zawahaa si, po czym dodaa: - Zabi si dajesz.
Zamkn. Nie dla Rosjanek.
Czuem ciepo jej palcw. I tyle. adne z nas nie przemiecio si ani o
milimetr, nie wiedziaem wic, jakie s: szorstkie czy moe liskie od
potu. Niewane. Ciepe byy i czuem ich dotyk na skrze.
- Jest-dokadnie-tak-sam o -wymwiem dobitnie sowo po sowie.
I znw j okamaem. Doszed element, ktrego jako nie zapami
taem ze swych relacji z tamtymi dwiema. A nawet dwa elementy.
Miaem wzwd jak cholera. I, co jeszcze dziwniejsze, cakiem mnie to
nie wzruszao. adnego strachu, e kobieta, z ktr rozmawiam, co
zauway.
- Co ty pieprzysz? - Nadal grzaa mi skr karku poow palcw.
Teraz jednak wiksz poow. Do kciuka i wskazujcego doszed
rodkowy. Fajnie. Jej gos te zrobi si fajny: chrapliwy i mikki
407

zarazem. - Widz, jak si na nie gapisz. Po nogach by caowa, gdyby


mg.
- Dokadnie tak samo - mruknem.
- Chrzanisz. To jak... no, prawie wstp do kochania.
- Caowanie ng? - Umiechnem si. I zaczepiem o ni opuszek
palca. Tylko jednego i tylko o kiesze spodni. Pewnie nawet nie...
A jednak, zauwaya. Popatrzya w d, tak wymownie, e bardziej nie
mona. I na tym poprzestaa.
- Gapienie si. Do mioci - poprawia si. Zajrzaa mi w oczy.
I, zaraz potem, z min kogo o mocno spnionym refleksie, po
mkna spojrzeniem z powrotem w d.
Odbio si od wypukoci na moich spodniach, wrcio z szybkoci
kauczukowej piki. Zaczerwienia si. Ja te. Ale s nieliczne odmiany
rumiecw, do ktrych czowiek tskni. Zostaem przyapany - i byo mi
z tym dobrze.
Bo i jej byo. Czuem to. Cudowne uczucie.
- Granat. - W szarych oczach zaiskrzyo. Troch rozbawienia, tro
ch paniki. Ale gwnie rado. - Przesun ci si. W kieszeni.
Zgiem palec. Pocign z si zdoln przesun kubek, nie mocniej.
A ona, cho szczupa, bya wysoka i zdecydowanie miaa na czym usi.
Ruchu jej bioder ku moim nie dao si nijak wyjani w oparciu o prawa
fizyki.
- W kurtce nosz - zwierzyem si. - W spodniach niewygodnie.
- Niewygodnie ci w spodniach? - udaa zdziwienie. Staa wygita w
prowokujcy uk, stopy i twarz trzymajc z tyu, w odlegoci rozmowa
z nie bardzo obcym", ale d jej brzucha ugniata d mojego. Coraz
wyraniej. Cho jeszcze tylko przez par sekund. - Ojej. Co z tym
trzeba...
Zapaem j za drug kiesze. Chciaem przytrzyma jej biodra, tu,
przy sobie. Grzecznie, chwytem za kieszenie wanie. Byem gupi.
Wymkna mi si, praktycznie caa. Tylko do pozostaa na karku.
Lewa. Bo prawa...
Zrobiem gboki wdech. Palce miaa sprawniejsze ni ja puca i nim
skoczyem, uporaa si z rozporkiem, guzikiem oraz gumk od
spodenek.
408

Uja go, wydobya. Nie natrudzia si zbytnio - sam si pcha.


Chocia jeszcze nie z caych si. Dorasta jej dopiero w doni.
Wspaniae uczucie.
Umiechnem si, pewnie gupio. Z mdrzejszych rzeczy zdjem jej
okulary i ruchem na olep ulokowaem na ktrej z pek. W sam por.
Potem bym nie zdy.
Odwzajemnia umiech - jej by tajemniczy, sodki, metafizyczny;
kobiecy jednym sowem - i zacza si cofa. Nie wypuszczajc mnie. To
znaczy owszem: zabraa t do z karku. Potrzebowaa jej do rozpinania
pasa. Kabura stukna o podog. Ja zrzuciem kurtk: tyle mego wkadu.
Bezwolny wz, powleczony za dyszel od szafy a po biurko.
- Nie bj si - powiedziaa, gdy jej poladki wyczuy blat. Pomylaem, e podejrzewa mnie o ch ucieczki. I dlatego nie wypuszcza.
Dlatego z jej ramienia wci zwisa sztucer. Bo chcc si go pozby,
musiaa zabra rk.
- Nie boj si - poszerzyem swj gupawy umiech.
- Nie zajd. Nie bj si.
Przypomniao mi si to, co mwia o abiszewskim. e po trzy razy
pyta, zanim... Niezbyt przyjemna myl.
Wyczua co? To dlatego uwolnia mj czonek tylko na uamek
sekundy: zmieniajc chwyt praw doni na chwyt lew? Nie obchodzio
mnie to. Troch, ale te nie za bardzo, obchodziy mnie drzwi gabinetu,
ktre zostawilimy uchylone. W gowie miaem tylko jedno.
Poderwaa rk ku mej twarzy. Pierwszy pocaunek wyszed nam
dziwnie: poow usL W drugiej poowie miaem jej kciuk. Sony, troch
brutalny. Chocia to reszta palcw, ta wczepiona paznokciami w
policzek, sprawiaa wraenie obojtnych na mj ewentualny bl.
Kawaek Marzeny, ktry miaem na jzyku, a potem w zbach, raczej
dawa, ni prbowa bra. Jeli si pogubilimy w tej chaotycznej
pieszczocie ust, zbw, rk i jzykw, to dlatego, e zbyt wiele rzeczy
dziao si naraz w zbyt wielu miejscach.
Odpinaa swoje spodnie i prbowaa ciga, w czym najbardziej
przeszkadzaa jej wasna noga, zarzucona apczywie a nad moje
poladki. Te nie byem lepszy: jedna wepchnita pod koszulk
409

do usiowaa odpi stanik, druga utrudniaa jej to, pakujc si pod


niego w gorczkowym poszukiwaniu sutka.
W kocu go znalazem. By taki, jak mylaem: twardy, nabrzmiay
oczekiwaniem pieszczoty. Udao mi si zepchn miseczk biustonosza z
piersi Marzeny. Niedue je miaa. Ale na pewno pikne. Wiedziaem, e
s pikne.
- Nie - wyszeptaa, cofajc twarz. - Kto moe wej.
Odepchna moje rce. Tylko noga, trzymajca jak hak abordao
wy, uspokajaa, e to nie koniec.
- Pieprzy ich... - wymamrotaem. Caowaem kady kawaek twarzy,
ktry nie zdoa mi umkn. Nos, brew... Przeszkadzaem. Prbowaa si
odsuwa i robi to, co wane, ale troch po ebkach prbowaa i spodnie,
cho rozpite, nadal osaniay niemal cae jej biodra.
- Drzwi trzeba... Zamkniesz?
Miaem j na ustach, jzyku. Drzwi? Jasne, wolabym zamknite. Ale
odej? Od niej?
- Potem - poprosiem. - Zaraz.
Wbia mi czoo w obojczyk. Zdejmowaa but, tam, za moim tykiem.
Wcinita we mnie jak koala w mam. Udao mi si wsun do pod jej
spodnie, rozpaszczy palce na rozlegej krgoci poladka. Mikki i
twardy zarazem, pry si, ociera o pieszczc go do.
Prbowaem caowa jej ucho. Nie szo: ze uoenie, no i wosy
przesaniay. Zaczem liza. Lepiej. Przechylia gow. A zamruczaa.
Ale prbowaa gra twardziela.
- Drzwi - zadaa. But stukn o podog. Stop w grubej skarpecie
przejechaa zmysowo po mojej nodze. D, gra, znw d. Stana na
niej, zacza ciga drugi kamasz.
- Majtki - odszczeknem si. - Ale ju.
Noga opada posusznie. Cofna biodra. Troch zmarudzia przy moim
czonku - zaplta jej si midzy palce a guziki - w kocu jednak zacza
odsania brzuch. Zdyem dostrzec grny skraj onowego owosienia.
Wicej si nie dao: wykrcaa si ze spodni jak ruba z gwintu i
koczya ju tyem do mnie. Spodnie, razem z majteczkami zatrzymay
si na ydkach, a ona, niezdarnie cigajc z rk bluz, zalega piersi i
brzuchem na biurku.
410

Spodni nie prbowaa si pozbywa. Albo nie czua si na siach, albo


nie chciaa mi psu radoci.
Mogem sta za ni i do woli wpatrywa si w jej wypity tyek.
Wiedzc, e czeka na mnie. e zaprasza. Mogem chon widok, od
ktrego serce podchodzio do garda a penis do ppka. Banalny a
zarazem najpikniejszy z tych, jakie Bg podarowa mskim oczom.
- No - sapna, ciskajc bluz na fotel. - Dawaj.
Co hukno cakiem niedaleko i cakiem gono. Oboje usyszelimy popatrzya nawet ku drzwiom. Ale zaraz potem, skrcajc si, marszczc
widoczne spod koszulki fragmenty plecw, obejrzaa si na mnie. I
umiechna.
- Za chuda? - pokrcia pup. - No, chod ju.
Podszedem. Prbowaa siga doni, pomaga mi. Nie zdya.
lizgajc si po jej palcach - nie miaem problemu z polizgiem wjechaem midzy wochate poduszeczki.
Zastyglimy oboje na chwil. To by ten moment Moe najwaniejszy.
Nie bya ciasna, a chtna taka, e niemal po udach spywao. Wic nie
poczuem zbyt wiele i ona chyba te nie. Ciaa nie poczuy. Ciaa,
zwaszcza dwojga dorosych, potrzebuj troch wicej dozna.
Ale byo... tam, w rodku, w tym, co niektrzy nazywaj dusz...
byo...
- Faaajnie - ni to westchna, ni jkna. Mgbym tylko powt
rzy. Moe powinienem. Wybraem jednak pocaunek zoony na
jej karku.
Byem w niej. W Marzenie. Tak, e bardziej nie mona.
Pierwszych pchni prawie nie czuem. Radosne niedowierzanie
przytoczyo inne doznania. A przecie, z drugiej strony, chonem
kady nasz ruch. Nasz. Bo i ona si poruszaa. Twarde biurko to nie
materac, spodnie przeszkadzay, pozycja te nie sprzyjaa - a mimo to, z
pozoru nieruchoma, taczya pode mn dyskretny, zmysowy taniec,
ktrym jej ciao wykrzykiwao jedno wielkie TAK!".
Chciaa mnie. Czonka w gorcym, liskim wntrzu, doni wpychajcych si midzy blat biurka a rozpaszczone na nim piersi,
ugniatajcych sutki, obicych paznokciami rysy w skrze ud
411

i rozkoysanych poladkw. Chciaa koszulki spychanej ponad opatki i


jzyka wdrujcego wzdu krgosupa. Palcw uwizionych w jej
zbach. Pomocy dla ydki a potem stopy, nieporadnie uwalnianych z
niewoli tkanin. Moich ust spywajcych z plecw, przez poladek, na
udo, wntrze kolana. Chciaa wszystkiego, co chciaem jej da i co
pragnem od niej dosta. Tyle e nam nie wyszo. Wybralimy zy
moment
Klczaem, a ona pozwalaa mi przekada swe udo nad gow i siga
twarz do kosmatego podbrzusza, kiedy dopada nas toczca si na
zewntrz wojna.
Za oknami korytarza zarycza czogowy silnik, ciana zadygotaa od
serii z kaemu. Drzwi odskoczyy nagle jak od dobrego kopniaka,
obsypujc nas oboczkiem wirw.
Nie wiem, czy Marzen zawiodo uszkodzone kolano, czy pozycja bya
zbyt wymylna, czy to we mnie onierz wypar samca i szarpnem ni
w d. W kadym razie plecy Rosjanki ogldalimy ju z podogi - troch
siedzc, troch lec obok biurka.
Okno korytarza, to na wprost drzwi, byo pozbawione skrzyde,
zastawione pudami i workami na mieci, przerobione na strzelnic.
Dziewczyna w dresie nie strzelaa jednak. Nie miaa z czego.
Cisna pojedynczym granatem, odskoczya, zawadzia spojrzeniem o
bos stop Marzeny, sterczc w gr znad mego ramienia,
znieruchomiaa na moment - i odbiega.
- Dobra - wymamrotaa Marzena. - Koniec.
Miaem lepiej: podcign spodnie, i tyle. Ona swoich zdya si w
poowie pozby, tak jak jednej skarpety, buta i bluzy. Pomagaem jej
wic. Albo moe sobie pomagaem - rozpaczliwie chwytajc si resztek
szczcia, tak brutalnie wyszarpnitych sprzed nosa. Nie szo nam wic
za dobrze. Sama pewnie szybciej doprowadziaby si do porzdku. Ale
chyba podobaa si jej ta moja lamazarno i nie zrobia nic, by
przyspieszy wkadanie na jej stop najpierw skarpety, potem kamasza.
Wizaem go, ocierajc si policzkiem o kolano. Bya twardsza, bo
tylko raz, przelotnie, musna doni moje wosy.
W tym czasie czog przetoczy si przed frontem paacu, ostrzela go z
kaemu, poczstowa granatami, wypluwanymi z wyrzutnikw
412

wiec dymnych, zawrci i wyjecha bram. Upiornie zachrzci


gruchotany ursus.
Obrocy zrewanowali si tuzinem eksplozji; niektre byty mocniejsze, wizek, nie pojedynczych granatw. Kiedy wybiegem na
korytarz, po intruzie nie byo ladu. Byy za to pamitki.
Nie widziaem drzwi restauracji, tyle rozpylonego tynku wirowao w
powietrzu. Widziaem za to rozrzucone w poprzek korytarza ciao
ciarnej kobiety i poow jej mzgu, rozbryzgan na cianie. Ta, ktra
nas przyapaa, kulia si przy kaloryferze. ywa, caa, przestraszona.
W parku i na pitrze stukay karabiny. Sam bij czy cy odgryzali si z
kilku automatw. Kto wbieg z podwrza; mign mi wielki brzuch i
warkocz. Dziewczyna nie miaa karabinu, ucieka wic do piwnicy. Te,
ktre miay, walczyy. Granadierki zreszt te: po momencie
wyczuwalnego chaosu rozpoczo si regularne bombardowanie. W p
minuty na zachd od paacu wybucho z p setki granatw.
W tym czasie, bez jednego sowa, dzielilimy si z Marzen amunicj i
adowalimy sztucery. Wszystko w marszu, i to niewygodnym - bo
adnego okna nie pozwoliem jej min z gow powyej parapetu. Do
na kark, przydusi, czerpic okruchy przyjemnoci z braku oporu.
Domylaem si, co zaszo, i jeli miaem racj, atakujcy wdarli si
gwnie do zachodniej czci parku - ale nigdy nie wiadomo, czy jaki
nadgorliwiec nie pogna dalej i nie celuje w okna.
Wyszlimy przez kuchni, od tyu. Nim dotarlimy w poblie
zachodniego muru, walka w parku dobiega koca. Pozostao posprzta.
Min nas Jasio Kret z niesion na barana, rann w nog, ciarn kobiet
- druga sza z tyu, podpierajc plecy koleanki. Dwie Rosjanki
obdzieray z oporzdzenia zwoki millerowca, a Ju-raszko dociska
powkami cegy pacht czarnej folii. Przed chwil okrywaa pryzm
piasku, teraz martw dziewczyn. Bardzo martw dziewczyn: przed i za
ciaem cigna si koleina, wyobiona czogow gsienic. Krew
utworzya dug kau brunatnoczerwo-nego bota.
Marzena poblada na ten widok.
413

- Nagle skrci. - Ponury Juraszko wskaza wytyczony przez napastnika szlak, peen poamanych krzakw i zakoczony, patrzc z naszej
perspektywy, wyomem w murze. - Mylelimy, e drog pojedzie.
Dziewczyny nie zdyy... I tak dobrze, e... Jakby czog, to strach
pomyle.
- Ona... - Marzena wpatrywaa si w foli. - ya?
- H? - Nie dosysza. - Wiey nie mia.
- IMR - wyjaniem. - Maszyna saperska. Taki jakby czog-spy-chacz.
Ma pancern kabin, a ten Miszy kaem na stropie. Zastrzelili j odpowiedziaem za Juraszk. - Maj z czego strzela, nie musz
rozjeda.
Okamywaem j. IMR rozbi mur i pogna ostrzela paac. Pewnie ju
na starcie wykonywa luf kaemu na prawo patrz". Nie zastrzelili
dziewczyny, bo po prostu nie mieli z czego. To dlatego nie ucierpiay
inne: wz mia wpa do parku, ostrzela budynek i wia; reszta naleaa
do wlewajcej si przez wyom piechoty. Przypadek sprawi, e
Sambijczycy trafili na zgrupowanie obroczy, e IMR omin je z
niewaciwej strony, moe nawet nie dostrzegajc, a biegncy za wozem
strzelcy dostali si wprost pod lufy i deszcz granatw. W sumie mielimy
szczcie. Szczcie, za ktre sono zapacia okryta foli kobieta.
- le to wyglda - hukn Juraszko. W swoim mniemaniu: dys
kretnym pgosem. - No to zakryem. Potem moe...
Potem si nie dao. Dwa podwrka dalej sambijski BTR-70 wtoczy si
midzy opotki. Pod oson ognia jego kaermu - na szczcie kalibru
7,62, wukaem najwyraniej chopaki przepili - ruszyo kolejne natarcie.
Druyna piechoty ostrzeliwaa wyom, podchodzia, rzucaa granatami
nad murem i za pomoc jednej albo dwch drabin prbowaa dosta si
do parku. Chwila nieuwagi moga si skoczy nieciekawie. P tuzina
karabinw, w tym zdobyczny kaach, starczyo jednak, by poszy
pojawiajce si w dziurze lub nad murem gowy. Drzewa i przywilej
pierwszego strzau dobrze chroniy grupk Juraszki. Przynajmniej pki w
gr wchodzi jeden wyom.
Poleciem ustawi czujki i pilnowa, czy czog nie wraca. Wizki
granatw, od biedy dobre na transporter, nie miay szans w starciu
414

z grubym pancerzem. Nakazaem odwrt do budynku, gdyby Sambijeykom starczyo odwagi i sprbowali szarzy ponownie.
Na szczcie wojna to take poker. Nie wiedzieli, czy za murem nie
czeka na nich tym razem gotowy do strzau RPG. Nie zaryzykowali
powtrki. Atakowali pieszo. Przez kwadrans strzelaem i rzucaem
granatami do maych plamek ruchu po drugiej stronie wyomu, do
szelestw za murem. Marzena klczaa par drzew dalej, z kolb przy
ramieniu. Pilnowaa grzbietu muru. Jak na mj gust, ulokowaa si troch
za blisko: mocno rzucony granat mg wyldowa z boku albo i za ni,
niwelujc oson pnia. Ale nie protestowaem. Z bliska widziaa duszy
odcinek ogrodzenia.
Faceta zakradajcego si z drabin upolowaa jednak nie ona i nie
Juraszko, strzegcy muru na poudnie od wyomu. Hem wypatrzy kto,
kto zaj miejsce Raguziaka, to na strychu. Usyszaem huk wystrzau,
brzk dziurawionej blachy, oskot walcego si ciaa. Koledzy trafionego
wrzucili w odwecie do parku dwa granaty.
Zerwaem si, przebiegem pod mur. Dostrzegem Marzen, biegnc
moim ladem, ale najpierw poderwaem sztucer i wpakowaem dwie kule
w szczytow cian paacu. Dobrze wyszo. Kilka centymetrw od
krawdzi okienek.
- Co? - Przypada plecami do cegie, tu obok mnie. Pytaa szeptem.
Walczylimy w duej mierze na such.
- Zdradziem. - Baa si, wic wykrzesaem z siebie umiech. -Strasz.
Lepiej, eby dziewczyna nie zamarudzia przy tym oknie.
Miaem nadziej, e si nie zastaa, bo po sambijskiej stronie muru
kto si zorientowa i zafundowa okienkom poddasza ostrza z dwch
kaachw i granatnika. Granat nie trafi w otwr, ale mao brakowao.
Cz kul trafia.
Strzelanina saba. Wyom by pod ogniem, gr te nie udao si
przej. Millerowcom koczy si zapa i granaty. Byli w hemach,
kamizelkach, mocno obwieszeni magazynkami. Na tuziny granatw po
prostu brakowao im ju udwigu. Pewnie przywieli troch w wozach,
ale na polu bitwy liczy si to, co pod rk. Wyprawa, choby krtka, po
amunicj, to przedsiwzicie albo czasochonne, albo ryzykanckie.
415

Po naszej stronie muru byo z tym lepiej, a przecie i teraz, gdy


popiech nie by ju konieczny, wrciem midzy drzewa pezajc na
brzuchu.
- Dobra robota! - pochwaliem Juraszk. Chwalenie Juraszki
oznaczao, e poowa jego dziewczyn te syszy, cho niekoniecznie
wszystko rozumie. - Tylko tak dalej!
- LWP - pokiwa gow. Klcza za drzewem. Powinien lee, ale
najwyraniej krgosup nie pozwala: krzywi si bolenie, masujc
ldwie. - Dobra, stara szkoa. Nie to co teraz, smarkateria bananem
karmiona. Fali si boj, to co dopiero Ruska.
-Trzymajcie dziur - powiedziaem ciszej, do ucha. Po tamtej stronie
mg si czai kto znajcy polski. - Ale jak wybij nastpn, wia do
budynku. Nie daj Boe, eby kogo w parku odcili.
- Idzie pan?
- Moe uda si cign posiki.
Ruszyem w stron paacu. Marzena za mn. Do rodka weszlimy
znw przez kuchni. Poudniowa strona, i parku, i Ki-sun, bya jak dotd
jedyn spokojn. Sambijczycy nie prbowali jako oskrzydla. Moe za
mao ich byo na takie rozszerzanie frontu.
Nasze dziewczyny jednak czuway. Co stukno o gazie i niemal
rwnoczenie usyszaem wystraszony okrzyk:
- Oj... padnij! Granat!
Padlimy. Granat pacn o ziemi i wybuch. Par odamkw zagwizdao obok, ale nawet nas nie drasny.
- Boe, przepraszam... przepraszam...
Wychylona z okna Rosjanka nie pytaa, czy jestemy cali: wida byo,
e tak. Machnem rk, pokazujc, e nic si nie stao, i weszlimy do
budynku.
- Mao co - wypucia powietrze Marzena. - Cholera.
- S troch do dupy jako onierze - przyznaem. - Ale za to dzielne.
Byy dzielne. Kuchni strzega liza, lat dwanacie, w tym dwie trzecie
roku w ciy. Miaa bandolety z rcznikw - brzuch utrud-

416

nia noszenie pasa - a na nich, w otworach, sze granatw i n do


krajania chleba. Sidmy granat czujnie ciskaa w doni.
Zatrzymaem si na chwil, zawahaem. Bya rozczulajco dziecinna,
ale nie taka znw maa.
- Nie baaby si posiedzie w ciemnej dziurze? Pod ziemi. Nie sama
- dorzuciem zachcajco.
- Z cioci Ludmi? - zapytaa bez wielkich zudze.
- Ciocia si nie zmieci - posaem jej przepraszajcy umiech. - No i...
tu jest potrzebna.
Pokiwaa gow, robic powan min powanego czowieka, ktry
doskonale wszystko rozumie.
- Bez niej si porycz - stwierdzia. - Kobiety w ciy maj te,
no... hormony. Cigle rycz i si denerwuj.
Marzena umiechna si do niej, zwichrzya artobliwie grzywk. Na
tle Lizy wygldaa jak kawa baby. Pomijajc rodek: w brzuchu tej
mniejszej byo wyranie wicej.
- Id - powiedziaa. - Tu dla dzieci... no, le.
- Zostan z cioci. Ja - wyjania dziewczynka - nie rycz. To dorose
tych hormonw dostaj...
Marzena chciaa dyskutowa, wyszedem jednak z kuchni. Dogonia
mnie przy bufecie.
- Odelij j - zadaa. - Do Pirata.
-Nie.
Zaskoczona, milczaa przez p korytarza.
- Dlaczego? - zapytaa ostronie. - To przecie...
- Pomijajc e jest gruba, a Pirat da chudej? Wanie dlatego: e
dziecko. Nie do pomylenia z adn inn. Jak jej zabraknie pord
trupw, zaczn szuka. Najprostsz metod: podpalajc wszystkie
budynki.
Przemylaa to sobie. Dopiero przy schodach zauwaya:
- I tak bd szuka. Nadia zwiaa. Rudzielec. Te trudno przegapi jej
brak.
- Nadi prawdopodobnie zastrzel.
- Miy jeste.
- Nie jestem. Dlatego lepiej tu zosta, dobrze?

417

Nie zostaa. Polaza za mn do piwnicy.


Dobrze trafiem. Ewa operowaa rann w gole Rosjank - nie bdzie
przeszkadza. Mogem zgarn kubek, podej do ka Szu-ryma i
chlusn mu w twarz herbat.
Unis powieki. Oczy, ktre spod nich wyjrzay, byy otpiae od blu
i gorczki, lecz przytomne.
- Dla kogo chciae radio? - zapytaem cicho. Ewa miaa problemy,
wolaem jednak nie kusi losu.
- Pi... - szepn. Zliza z ust resztki herbaty. Rana brzucha. Pewnie nie
podawali mu pynw.
- Nawet cay bar - obiecaem. - Ale za nazwisko.
- Daj spokj - bkna Marzena. Szurym wyglda marnie. Chyba
umiera. Ale nam te byo blisko do mierci. Moe nawet bliej.
- Przywioze je tutaj. Sze wanie zabili. Sidma zaraz umrze.
Jestem wkurwiony.
Nie mg ju bardziej zbledn. Ale pod cierpieniem, ktre wgryzo si
gboko w jego twarz, doszukaem si sabych oznak strachu.
- Zostaw... mnie.
- W brzuch. - Uniosem karabin. - Do skutku.
- Ja nic... nie wiem.
Wziem lekki zamach.
- Gadaj.
- Nic nie... wiem.
Prbowaem dotkn kolb okrywajcego go koca. Dotkn. Nie udao
si. Marzena zapaa mnie za nadgarstek.
- Odbio ci?! Zostaw go!
To ju powiedziaa Ewa. Trzymaa nog rannej, oburcz. Szya?
Uciskaa przerwane naczynie? Trudno dojrze. Podbiec w kadym razie
nie moga. Gdyby moga, miabym teraz cztery babskie donie na
nadgarstku.
- Maj tu kogo - wyjaniem. - Wilnicki ma. Kto nas wystawi na
odstrza, jeli go nie znajdziemy.
Kilka par oczu wpatrywao si we mnie ze zdziwieniem.
- To nie ja! - Ela-Piersiwka odsuna si nagle od stou operacyj
nego. - Jak Boga kocham, tylko rozmawialimy!
418

Przygldaem jej si tpo. Bya wstawiona, jak to ona.


- Z Wilnickim? - wyrczya mnie Marzena. - O czym?
- Nic zego. Pyta, kto jest kto... adne tam... Wypaplaa? - warkna
Ela, rzucajc wrogie spojrzenie koleance po fachu.
- Wal si! Nie mam co robi tylko na ciebie kablowa!
Klem w duchu. Detektyw z boej aski... Powinienem dopisa j do
listy. Je obie.
- witek? - zapytaem. Szurym oczekiwa ciosu w przedziurawiony
brzuch, skoncentrowa si wic i od razu zrozumia. Co nie znaczy, e od
razu odpowiedzia.
- To jej... biznes - wystka w kocu.
Marzena okazaa si mao czujna: trzasnem go kolb, nim ponownie
mnie zapaa. Inna sprawa, e pilnowaa brzucha, a nie skrytej pod kocem
goleni.
Na pewno nie zamaem mu nogi. Ale te na pewno go zabolao. Od
samego podskoku na ku chociaby. Rannym nie suy podskakiwanie.
Krzykn, zy popyny z oczu.
- Janusz! - warkna Ewa. Tyle moga: warcze. Jej pacjentka te
prbowaa podskakiwa na stole zabiegowym, musiaa wic szybko
operowa nimi. - Zostaw go!
- Nie pieprz mi tu! - Ja te warczaem, tyle e na Szuryma. - Proste
pytanie: kto? Komu miae da radio?
- Zostaw go! - zabrzmia zgodny kobiecy dwugos. Marzena dodatkowo opasaa mnie z tyu jak zapanik.
- Zabierz tego... pojeba - sapn Szurym. - To twj... wizie. Jak mnie
jeszcze raz... Ciebie oskar.
Pomylaem, e to kretyn. Wanie wkurza swoj jedyn realn
obroczyni. Ewa si nie liczya.
- Gadaj! - Nie prbowaem si wyszarpywa, ale ust mi nie zatkaa. Bo z pierdla nie wyjdziesz!
- Uspokj si - wymruczaa mi prosto do ucha.
- Zreszt jaki tam pierdel. - Usuchaem i uspokoiem si. - Ten twj
kole albo kumpela zaatwia nam wanie naloL Zrzuc na hotel par ton
benzyny. Usmaysz si tu.
Zamkn oczy, demonstracyjnie koczc rozmow.
- Wyjd - rzucia ostro Ewa. - Niech go pani zabierze.
419

Daem si zabra. Na parter. Rosjanka z rozwalon gow leaa tam,


gdzie dopada j kula, tyle e okryta narzut z mojego fotela. Nikt nie
strzela. Byo cakiem cicho.
- Mao mamy kopotw? - zapytaa agodnie Marzena.
- My? - posaem jej mroczne spojrzenie.
- To znaczy... - zmieszaa si. - Nie, e niby razem... Spoko. Nic si
nie stao. Zero zobowiza.
O cholera. Gupio wyszo.
- Ja nie o tym - bknem. - Po prostu...
- Jak narozrabiasz, dostan po dupie. O tym mwi. Inna rzecz, e
naley mi si. witek te powinnam przymkn. Pewnie o niczym nie
wiedziaa. To gruba ryba, ju teraz fajnie yje. Po co jej taki kopot. Ale
powinnam. Daam plam. Gupi bab dmuchasz.
Wracaa do tego. Sodkie... Sodkie? A jeli po prostu lubia seks?
Niewane z kim? Jeli prozaicznie bya godna i wkurza j przerwany
posiek?
- Dokd chcesz i? - zmienia nagle tamaL
- Do Kos mana - powiedziaem. - Wyebra granatnik.
- Id z tob.
- Zostajesz. Kada nieciarna jest tu na wag zota.
Popatrzya na mnie, dziwnie, spode ba. Milczaa jednak. Zeskoczyem
do zsypu przy kotowni, signem po telefon. Po tamtej stronie nikt nie
podnis suchawki.
- Kosmana tam nie ma - pouczya mnie, schodzc po schodkach na
d.
- abiszewski moe wiedzie, gdzie jest Lepiej nie szuka na olep.
Ruscy mog by wszdzie. A propos... Musz wzi karabin.
Przemylaa to. Odpowied nie bya spontaniczna.
- Nie mog ci puci.
- Kuuurde... - jknem. - Dalej biurokratka?
- Wiem, e to gupio zabrzmi, ale wpakowaam si w to szambo, eby
kopotw unikn. Mog mnie zabi, zgoda. Ale zakadam pesymistycznie, e przeyj.
- Optymistycznie chyba - poprawiem.

420

- Chc mie wtedy czyste konto - zignorowaa poprawk. - A jak


puszcz morderc, samego i z karabinem... To ju lepiej byo tego jelcza
przepuci.
- Nie ufasz mi - powiedziaem z gorycz. Wci czuem jej wilgo w
dole brzucha. Miaem nadziej... no c.
Uja mj karabin za koniec lufy i znienacka przyoya go sobie do
czoa. Zastygem.
- Zycie? - Umiechna si krzywo. - Ufam. - Staem nieruchomo.
- Ale z roboty nie ty mnie bdziesz wywala.
Pucia luf. Szybko odwrciem karabin.
- Nie narozrabiam. Nic ci nie zrobi.
- Zrobi. Jak nie tubylcy, Adam si postara.
- Adam?
- Jeli strac jeszcze i t prac, ju nie dam rady sama. Bdzie mnie
mia w garci. Marzenka na gwizdnicie.
- Nie jest komendantem Stray Granicznej - bknem.
- Za to z ministrem spraw wewntrznych do jednego kibla w hotelu
poselskim rzygali. Jak poprosi, pretekst podsunie, to wylduj nie tylko
na bruku, ale i w prokuraturze.
- Bez przesady, za kraty ci nie pole. adna korzy.
Popatrzylimy sobie w oczy. Zrozumiaa, do czego pij.
- Strata te adna. - Smutne miaa te oczy. - Od czterech miesicy zero
seksu. Ju nigdy. Tak mu powiedziaam. Wic za psa ogrodnika teraz
robi.
- Nie wrcisz do niego?
Musiaem poczeka, a gow tylko pokrcia, zamiast z oburzeniem
potrzsa, ale i tak tylko jeden jej ruch spodoba mi si bardziej:
zachcajce koysanie go pup przy biurku.
- Bywao fajnie. I nie sraabym ze strachu, e na chleb braknie. Ale
nie. Zniszczy mnie. Jak mj ojciec matk. Ma prost konstytucj
maesk: rzdzi facet. A to nie dla mnie. No i... mamy troch
niewyrwnanych rachunkw.
- Chod. - Sam siebie zaskoczyem. - Do Pirata.
- Zdezerterowa? - Jeszcze mocniej wykrzywia umiech. - A konsekwencja, kapitanie? Dezerterom strzelasz w eb.

421

- Bezdzietnym.
Ju si nie umiechaa. Milczaa przez chwil.
- Powiedzia ci? - Nie zdyem wyjani. - O ktrym?
- Co? - wyduya mi si mina. Liczba mnoga?
- Jak si oka bardzo porzdna, bd miaa troje na karku. Jeli
porzdna, dwoje. Jak suk, jedno.
Splota obie donie na wysokoci ppka. cignita pasem, nadal miaa
tali osy. Ale wreszcie do mnie dotaro. W ci nie zajd, a zby i tak
sztuczne..."
- Jeste...? - A mi si nie chciao koczy.
-Jeli wredn suk, te jedno. - Ona dokoczya. Pogaskaa brzuch. Za pno ju, nawet gdybym umiaa usun. A nie umiem. Nie chc go,
wiesz? Powinno si kocha ojca. Ale ju jest i jedno, co mog, to da si
zabi. Dlatego taka odwana jestem. Bo ycia si kurewsko boj.
Objem j. Troch po to, by ukry wyraz twarzy.
- Bdzie dobrze - wymruczaem.
- Nie bdzie. - Nie odwzajemnia ucisku, ale opara czoo o moje
rami. - Mam dugi, siostr u czubkw, pojebanych rodzicw, niedorozwinitego siostrzeca, siostrzenic, ktra zaczyna pa, a teraz
jeszcze nielubne dziecko. A poza tym kawa blachy w kolanie i kup
sztucznych zbw. Po prostu ekstra partia.
- No co ty... - zaprotestowaem niemrawo. - Jeste...
- Tomek to warzywko. M Agnieszki wytrzyma siedem lat. Jak si
zaharowaa, zbrzyda, zgorzkniaa, przymulio j od zmieniania pieluch odszed. Zostaa z trjk dzieci. Pomagaam jej. Rodzice nie. al mieli,
e taksie gupio w yciu ustawia. I e im takiego wnuka... Potem trafi
jej si facet Tylko e znw to samo: katolickie z nas dziewczyny, wic
zero czynnej antykoncepcji. W sumie tak powinno by: nie pieprz si z
facetem, ktry nie umie uszanowa twojego dzi nie". Ale faceci
Agnieszki nie umieli. A ona te gupia. Chleb z margaryn jedli, a ta
kretynka znw zasza. Powiedziaa tatusiowi. Wyszed po fajki. A w
Irlandii szuka. Przybiega do mnie. Po fors na skrobank. Za drzwi j
wywaliam. Przecie polowaam na takich, co ycie poczte niszcz. Wyczuem gorzki umiech w jej gosie. - Urbanowe NIE" miao mnie na
celowniku, potem nawet
422

Wyborcza" doczya. Z radoci by skakali, gdyby moja siostra... A


pewnie by si rozeszo: daam w ko ginekologom. Pierwsze w kraju
powane ledztwo w sprawie podziemia aborcyjnego. Doktorzy maj
ukady, wic tylko jednego dopadam, ale co si strachu najedli, klientek
natracili... Baam si. I Adamowi bym zaszkodzia.
- Jemu? - zdziwiem si.
- Zaatwi, e jak wygraj wybory, id do prokuratury wojewdzkiej,
na szefow. Wczeniej te mnie ustawi. A ciko byo. Mieli
kontrkandydata. Adam przepchn mnie, robic sobie wrogw w partii.
Gdybym spieprzya, i jemu by si oberwao.
- Bylicie wtedy razem?
- Tak... luno. Osobne mieszkania. Chcia poczeka, a na prost
wyjdziemy. Kasy jeszcze mao, a na dom trzeba, samochd, Tunezj...
On na kampani wyborcz potrzebowa. Ja na Agnieszk. -Westchna. Marzyo mi si by dobr cioci, ktra wpada i sypie prezentami. To nie
tak, e im skpiam. Nie dlatego j przegnaam. Ale tak wyszo. I
odkrcaa gaz z myl, e jej siostra forsy poaowaa.
- Gaz? - Przycisnem j do siebie troch mocniej.
- Odratowali j, Gosi i Tomka. Ola zmara. Agnieszka poronia. I
odbio jej, ju cakiem. Wsadzili j na oddzia zamknity. Dzieci poszy
do dziadkw. Kana. Goka pali, popija i wagaruje. Z prochami j
przyapaam. Nawalona na dywanie spaa. Dziadek si spry, kocem
okry i gazet czyta. I tyle. U Tomka co rusz odleyny, pieluchy pene,
opieka spoeczna co zajrzaa, to straszya, e odbior... Na szczcie
rzadko zagldali. Tak naprawd im wisi, a ja mam u nich kumpel. Nie
zabrali go. Sama oddaam. - Zamilka na chwil. - Niby czasowo, do
orodka... Zaatwiam przejcie nad nim opieki, bo na starych nie ma co
liczy. Na firm - poklepaa si po mundurze - te nie. Dowiadywaam
si, napisaam kilka poda. Wiesz, o moliwo urlopu, jakie
dofinansowanie, mieszkanie... Albo chocia, czy mnie z roboty nie
wyrzuc, jeli wezm do domu kalek i czasem co zawal. To na t
korespondencj Wilnicki trafi w moich aktach. Prbowa mnie
szantaowa Tomkiem - umiechna si krzywo. - Frajer. Tak midzy
nami: gdyby kto Tomka zabi, wszystkim byoby lej, z maym na czele.
To nie ycie, to...
423

Pytaam Agnieszk, czy wierzy, e on jest cho troszk szczliwy. e


wybraby to trwanie, gdyby mg decydowa. Raz miaa przypyw
optymizmu i powiedziaa, e w oczach mia umiech jakby. Przez chwil.
Ale wtedy mieszka z matk. A teraz, w tym orodku... Zawsze rycz, jak
tam zagldam. Jak do Gosi, jeszcze bardziej. Jest cholernie trudna, je z
wierzchu, ale pod spodem taka fajna dziewczyna... Wesz, e ona go
kocha? Tomka? Prbowaam bra dzieciaki do siebie. Oboje, bo Gosia
nie chce w ogle sysze, e bez brata... Ale jak miaam prac, to mnie
nie byo w domu, a potem, bez forsy, samemu... Teraz te nie lepiej.
Dziewczyna dorasta, cigle godna, a u mnie w lodwce jak dwie
kiebasy le, to wito.
- A tak le? Przecie pracujesz.
- Dugi. Spacam, ile si da, bo inaczej eksmisja.
- Kredyt? - domyliem si.
- Adam nie mg si ubiega, prac akurat zmienia... Nie wiem, moe
specjalnie tak to ustawi, ebym to ja braa kredyt.. Polityk jednak;
moralno i honor jak u pantofelka. W kadym razie wzilimy na mnie.
Poszo na jego kampani i jak si midzy nami lepiej robi, to nawet
spaca. Jak neutralnie, uywa wpyww i bank mnie nie ciga. Ale kiedy
si obraa...
- Szantauje ci? - zapytaem z niedowierzaniem. - Swoim wasnym
kredytem? Po tym, jak si do sejmu zaapa?
- Dobra, powiedz to: puszczaam si z kutasem.
- Puszczaa si z kutasem. - Nie mogem sobie odmwi.
- Co poradz, e baby na nie lec? Taka nasza natura.
Pocaowaem j w usta, a kwaskowe od sarkastycznego umie
chu.
- Musz i - powiedziaem z alem.
- Jasne - poszerzya umiech. - Baba z trjk bachorw. Po fajki, co?
Przylij widokwk z Dublina.
Oberwaa kuksaca. Cmokna mnie w policzek. Prawdziwa
chrzecijanka. C, dwa razy dziennie w kociele.
- Ale serio... - Pogaskaem jej twarz. - Nie wrci to faktycznie mog.
No wic... jeli mnie kropn...
- Pjd z tob.
424

- ...bdzie mi cholernie al, e nie dokoczylimy.


- e nie dokoczylimy... czego?
- Tego te - umiechnem si. - Pewnie. Byo... Ale ja nie o tym.
Wszystkiego. ycia. Rne rzeczy mogy nam si przytrafi. I chyba
wszystkich auj.
Niemal przewietlia mi mzg, tak intensywne zrobio si jej spojrzenie. Z szarych oczu zniky resztki umiechu.
- aujesz... ycia... ze mn?
Trzy kwestie dzielone dugimi pauzami. Moe si baa wypowiada tak
mocne sowa, zbieraa odwag w przerwach, a moe chciaa, bym dobrze
zrozumia pytanie.
- Musz i - mruknem. - Cisza. Pewnie przed burz.
- Janusz... pytaam o co.
Cholera. Wczoraj o tej porze jeszcze jej nie znaem. Potem si pojawia. I wiat zrobi si inny.
- Pytasz, czy ci kocham. - Ujem jej twarz w donie. - Powiem tak:
bez ciebie bd nieszczliwy. Z tob bdzie mi dobrze. Tyle ju wiem.
Jeste... jak z moich marze. Marzena z marze - umiechnem si. Nie wiem, czy to ju mio. Wiem, e chc si z tob oeni. I e nigdy
nie przyl kartki z Dublina. A reszta... Pamitasz? Pytaa o to yczenie,
gdybym zakad wygra... Nie chciaem, eby mnie wypuszczaa.
Chciaem randki.
- Randki? - zdziwia si cichutko. Zrobia si jaka mniejsza,
dziewczca. Urocze, dziewczce zagubienie.
- Chciaem dosta szans. Wysiadaztego autobusu i... Nie wiem, co
to jest. Ale e od pierwszego wejrzenia... - znw si umiechnem,
troch bezradnie - to chyba i ty wiesz.
- Wisisz mi trzydzieci osiem pidziesit - Wiedziaa: pamitaa nasz
spacer z przystanku. - Minus znika. To znaczy - w przeciwiestwie do
mnie ani troch si nie umiechaa - bdziesz wisia. Kiedy dokoczymy.
- A dokoczymy?
Przetrzymaa mnie. Potrafia by twarda i wredna.
- Jeste winiem - wzruszya w kocu ramionami. - Najwyej ci
skuj i sama sobie wezm.
- Nie musisz skuwa - pogaskaem j po szyi.
425

- Ale mog? - Nadal brzmiao to serio. - Adam si nie da. - Od razu i


mnie zrobio si mniej do miechu. - Spokojnie, nie jestem mocno
zboczona. Tylko... no, czasem lubi rzdzi. Poczu si w ku tak
bardzo gr, ebym widziaa, e poza jestemy rwni. To gupie, ale
chyba... tak to podwiadomie odbieram... jak masz faceta mocno pod
stopami, jeli robi w sypialni, co tylko kaesz... no, zawsze mi si
wydawao, e kto taki nie ubierze si potem i w kuchni nie przyleje, bo
zupa sona. Pewnie to gupie - przyznaa. - Nic nie poradz. Ojciec... on
mamy chyba nigdy... Despota, w gaciach czy bez. Nie chciaam, eby i
mj facet... Nie wiem, czy to regua. Ale Adam jest do niego podobny. I
te w ku... no, bez szczegw: niby buhaj, ale egoista i katolik.
Przykro ci? - zapytaa.
- N...nie. - Zawahaem si, ale wyczua, e ostateczna odpowied jest
szczera. - Jeste w ciy. Nie oczekuj, e jako dziewica. Dopiero bym
mia...
- Nigdy nie byam dziewic. - Poklepaa si po gowie. - Nie tu. Ju w
przedszkolu chopaka miaam.
W kocu si umiechna. Byo cicho, nikt nie strzela. Dobry moment
na caowanie. Tak przynajmniej, zgodnie i jednoczenie, uznay nasze
usta.
- Id do Pirata - szepnem, kiedy z jej warg zawdrowaem w okolice
ucha. - Prosz.
- Nie mog.
- Jeste w ciy.
- Wanie dlatego. - Jej rka powdrowaa w d, wepchaa mi si
nieoczekiwanie pod spodnie, sprawdzia co i jak. - Wejd we mnie, co?
Na chwil...
- Teraz? - Milion otwartych okien nad nami, p miliona Rosjanek,
ktre mog przyapa nas na tym, jak si pieprzymy, w chwili gdy kupa
drani prbuje je wymordowa. Jeli bdziemy si pieprzy na stojco, to
i paru spord drani moe wypatrzy nasze gowy. Po czym odstrzeli je.
Zwariowany pomys.
- Tylko na chwileczk. Prosz.
- Ale...
426

By jeszcze jeden problem. Powoli ustpowa, mimo paniki, w jak


mnie wprawia, i to nie jego dotyczyo ale". Nie daa mi jednak dokoczy.
Przykucna nagle i wzia go do ust Wstrzymaem oddech. Nie
pomogo - krwi pomkno do podbrzusza wystarczajco wiele, by ju po
paru sekundach problem niepenej erekcji sta si przeszoci.
Przez jaki czas poruszaa gow w przd i w ty. Zdyem zapanowa
nad odruchem sprzeciwu. Kiedy dojrzaem do gaskania jej wosach
barwy kasztanw, wstaa.
Odpinaa i zsuwaa spodnie rwnie szybko, jak wczeniej dobieraa si
do mnie, lecz tym razem zdyem jej troch pomc. Koczyem nawet
sam, bo ona zdejmowaa akurat okulary.
Do rodka znw wchodzilimy razem. Splatajce si palce troch
przeszkadzay. Ale tak wanie naleao to robi.
Poruszaem si w gorcym i mokrym wntrzu, a ona staa z zamknitymi oczyma i umiechaa si do mnie. Mogem caowa jej
powieki. Caowaem, choby po to, by nie wypuci na zewntrz ez.
Jej umiech mia w sobie co rozpaczliwie smutnego.
Bya dzielna, rozsdna, i to ona to powiedziaa:
- Wystarczy. Musisz ju i.
Zabraem granaty, karabin, Jasia Kreta, i poszlimy. Na szczcie nikt o
nic nie pyta. Marzena posza podowodzi, a Jasio by zbyt dumny z
wyrnienia. Przy wyomie we wschodnim murze wrczyem mu karabin
i wyjaniem, e ma trzyma si blisko i odda mi go na pierwsze
skinienie. Potem, skokami, przez opustoszay biwak, szos i Lawink,
dotarlimy do kocioa. Z okienka przy wejciu kto mierzy do nas z
beryl a. Na miejscu okazao si, e to Drzewicki, jeden z praworzdnych
- wzgldnie niewypacalnych - rezerwistw, ktrym Bk wrczy bilety
do armii. Wraz z czterema innymi mczyznami uzbrojonymi w
otrzymane od Kos mana karabiny strzegli okien. Po jednym strzelcu na
stron wiata. Mao, ale i sporo zarazem: mury byy solidne, okien po
kilka, a w odwodzie czekaa kupa potencjalnych zmiennikw. Na
awkach i przy otarzu
427

koczowao p setki osb, ktre bardziej ufay Bogu ni piwnicom.


Przewaay kobiety i dzieci; odkd jednak karabin wypar wczni,
zabijanie stao si duo prostsze.
- Granaty. - Z ulg pozbyem si torby. - Gdzie pose?
- Przy posterunku Stray. Stamtd dowodzi.
Garnizon kocioa ochoczo rzuci si na przy dwigan przeze mnie
artyleri, ale do rozmw ju nie. Kiedy wchodzilimy, panowa gwar.
Teraz cisza. Wymowna.
- A witek?
- Nie wiem - burkn Drzewicki. Unika mego spojrzenia. Inni, dla
odmiany, rzucali wzrokiem wyzwanie.
- Bya tu. Razem... - skinem w stron paru kobiet z byej grupy
Teresy. - Musz j znale. To wane.
- Tu nie ma. - Skoczy ze mn i zwrci si do Jasia. - Skd masz
karabin?
- Pan Jan wstpi na ochotnika - wyjaniem.
- I dali mu bro? Przecie to...
- Nosi mog - pochwali si Jasio. - Tylko strzela nie. Bo w okularach nie wolno - zacytowa moje garstwo.
- To dawaj - rezerwista wycign rk. Jasio, wyranie nieszczliwy,
zawaha si. Wkroczyem midzy nich.
- Pan Jan pilnuje, ebym nie uciek - wyjaniem z kamienn twarz.
Drzewickiemu z lekka opada szczka. Poszedem za ciosem: - Nie
obronicie si tu. Pani porucznik proponuje przenie si do paacu. To
duo lepsza pozycja.
- Nam tu dobrze - splun ktry ze strzelcw.
- Znw siekier dosta? - warkna jedna z kobiet.
- Mamy tam mur, piwnice - zachcaem. - Sporo broni.
- Tu ciany grubsze - zaoponowa strzelec.
- Ale okna wysokie. Dachu tylko poowa. Ostrzelaj z granatnikw, i
co? W dodatku zaraz bdzie ciemno.
- I dobrze - stwierdzi inny. - Nasze wojsko w kocu dup ruszy i
przyjedzie. Zakaz maj, eby si Ruskim pokazywa, ale w nocy ju
bd mogli.
- A na paac caa sia Millera pjdzie - uwiadomi mnie jaki
yczliwy kobiecy gos. - Pan tam nie wraca. Nas tu nie rusz, bo po
428

co? A przy tych Ruskich babach sta, to jak w burz si piorunochronu


trzyma.
- Jeli ju si broni, to w lepszym bunkrze.
- Ale najlepiej wcale. My tu z boku, nie przeszkadzamy. Mog przyj,
zobaczy: sami Polacy. Zabi si nie damy, ale i walczy nie chcemy. A
bo to nasza sprawa?
- Zostaw karabin, gupku - zada nagle Drzewicki. Jasio, prawie ze
zami, zacz zsuwa sztucer z ramienia. Zapaem go, wycignem za
drzwi.
- Masz przejebane w tej wsi! - dogoni mnie gniewny okrzyk. - Rusofil
pierdolony!
Fizycznie nie prbowa nas goni - po tej stronie drzwi mona byo
zarobi rusk kulk. Poszlimy dalej, na wschd, przez opotki.
Minlimy bewupa, przyczajonego za cian posterunku. Po prawej
pon dom. Drugi, obok ktrego warowa karabin maszynowy, oberwa
mniej, cho sta wysunity ku wschodowi niczym ostrze piki, na ktrej
zaamaa si szara millerowcw. Walajce si wszdzie uski
tumaczyy ten pozorny paradoks: kaemici po prostu nie pozwalali
bezkarnie strzela do siebie.
abiszewskiego znalazem przy rozwalonym oknie w pokiereszowanej
kulami izbie. Dzieli j z czwrk ponurych esdeesowcw i dwiema
skrzynkami amunicji. Oraz z Agat witek w roli gospodyni. Nadesza
wanie z kuchni, niosc kilka szklanek herbaty na desce do krojenia.
- No prosz - mrukn. Przez chwil szuka kogo za moim ramie
niem. Jasia zignorowa. - Sam?
- Pod nadzorem - wskazaem swego konwojenta.
abiszewski podnis opartego o parapet bery la. Obok sta kij
z przywizan bia pacht. Nie zdyem si porzdnie zdziwi, o
pytaniu nie mwic, bo ruszy na tyy domu. Poszlimy za nim. Przez
okno kuchni wydostalimy si na podwrko po bezpieczniejszej stronie
budynku.
- Krtko, bo id do Kosmana - mrukn.
- Do Kosmana? - zdziwiem si. - Ja te.
Przez chwil obaj przeykalimy ten gorzki zbieg okolicznoci.
Szybciej pokona wewntrzne opory.
429

- To chodmy. W kupie sia.


Z nosami przy ziemi skradalimy si przez opustoszae obejcia. Nikt
si nie odzywa. A do penego jabek sadu sotysa. Moe faktycznie
abiszewski by jak pies ogrodnika i widok owocw uruchamia jego
instynkt
- Ju po romansie? - umiechn si krzywo. Obecno Jasia nadal
ignorowa, prawd mwic, susznie. - Zaliczya i do widzenia? Caa
Marzena.
- Nie wiem, o czym pan mwi.
- Mj czowiek by po granaty. Szuka jej. Wrci i powiedzia, e pani
porucznik nie miaa czasu. Bo si z kierownikiem pieprzya.
Okazaem si marnym aktorem. Albo na odwrt wietnym. Takim, z
ktrego twarzy da si czyta jak z ksiki. Parskn przez nos
nieprzyjemnym, wrogim miechem.
- Mam nadziej, e si zabezpieczye. Drugiego bkarta jej teraz
nie machniesz, ale jakiego hiva ju spokojnie moe ci sprzeda.
Rnie si, z kim popadnie.
Wkurzy si. Na tyle mocno, e zaczem zwraca uwag, jak kto
trzyma karabin. Jasio, niestety, sta par krokw od nas, sprawdzajc, czy
palec zmieci si w lufie. Wida byo, e nikogo nie porazi intelektem ani
nie obgada przed dziennikarzami. Pan pose nie musia si krpowa.
- Dorosa jest - powiedziaem cicho.
- O tak. I rozsdna. Rachunek ju wystawia? Bo wystawi. Nic darmo.
Ode mnie za ostatnie ruchanko wzia dwa tysice trzysta. Cholernie
droga panienka.
- Ode mnie chce trzydzieci osiem pidziesit. Wida reszt
przyjemnoci dopacam. - Ja te byem wkurzony. Na szczcie
dziwaczna suma daa mu do mylenia. Nie trzasn mnie kolb. Prbowa
zrozumie, o czym bredz. - Dobra. Chodmy. To nie czas i miejsce...
Nie ruszy si. Stalimy przy pocie niczym para tokujcych kogutw
czy innych tam jeleni, skaczcych sobie do oczu przed luf myliwego.
Zrobio si ju do ciemno, ale i tak idiotyzm. Jednak odchodzc i
wystawiajc plecy na strza te nie postpibym mdrze. W Kisunach nie
obowizywao adne prawo poza moralnym.
430

Czyli abiszewskiego nie obowizywao adne: ostatecznie by posem.


- Zostaw j w spokoju - zada.
- Nie zrobi niczego, czego by ona nie...
- Guchy jeste? Masz j zostawi w spokoju.
Wolaem zmieni temat
- To w kcie to bya biaa flaga? Kapitulujecie?
- Rosjanie parlamentarzyst przysali. On zostawi.
- Czego chcieli?
- Nie twj interes - rzuci. I, tknity nag myl, doda: - Przylij t
ma Rosjank. Kuchark.
- Chcieli Maszy? - zaskoczy mnie. To dlatego palnem bez namysu:
- Gawryszkin ich przysa? Jej ojciec?
By zdezorientowany. Rozjanio mi si w gowie.
- To nie oni chc Maszy - rzuciem oskarycielsko.
- Zarbaa dwie bezbronne kobiety. Nie ma mowy, by chodzia wolno.
Ucieknie ze swoimi, i szukaj wiatru w polu.
Pohamowa zo. Chyba co sondowa.
- Marzena ma j na oku - prbowaem zamkn temat
- Dlaczego jej nie aresztowaa?
- I nie odesaa do Olsztyna? Bo mamy wojn. Nie wida?
- A moe dlatego, e j kocha uprosi? - Nie zdyem zega, e nie.
- Swoj drog, to gupia z niej cipa. Puszcza si z wiejskim amantem
rncym nieletnie... Musi by w ostrej potrzebie.
Naprawd chciaem si dogada. Ale przegina.
- To twoje dziecko, prawda? - Nie odpowiedzia natychmiast i to mi
wystarczyo. - Ile razem bylicie? Lata cae? I co: gupia cipa?
- Bo jest Pieprzy ycie kademu z bliskich. Starego przez ni z partii
wywalili, a jak z partii, to i z roboty. Siostra si trua. Ona sama karier
robia. I co? Po pijaku rozwalia wz, dom ssiadw, a prbowaa jeszcze
czyje ycie. Co, nie chwalia si, skd ta prze-fasonowana twarz?
- Chwalia. Kto j pobi.
- Gwno prawda. Czajkowski mia alibi. Dwch wiadkw.
- Kto to jest Czajkowski?
431

- Nerwus - przyzna. - Ale to nie powd, eby polowanie urzdza.


Te mi problem: jakiej puszczalskiej gb obi. Skoro samej panience to
nie przeszkadzao... Odwoaa zeznania. Ale Marzena postanowia, e go
zamknie. Winny, niewinny - niewane. Starczy, e jej ojca przypomina.
Te damski bokser. Kompleksy z dziecistwa chciaa leczy, pakujc za
kraty jakiego studenciaka.
- Kobieca solidarno - mruknem.
- Teraz te? Mylisz, e ta caa heca to z litoci dla jakich usmarowanych gwnem Rosjanek? Dla kariery to robi! Ma w sobie akurat tyle
spontanicznoci...
- Czajkowskiego tpia spontanicznie - zauwayem.
- No, nie wiem. Raz, e nie wypadek po pijanemu, a gwat Ze sprawcy
stawaa si ofiar. Dwa, e jego stryj by na naszej licie wyborczej
przede mn. Bratanek gwaciciel by go wykoczy. Kto wie, czy nie o to
szo. Miaem j pocign za sob, do Warszawy. Prokuratura krajowa,
ministerstwo... Ambitna jesL Postawia na mnie i prbowaa pomc. Prychn gniewnie. - Kretynka. I tak wchodziem. Tyle zyskaa, e w
odwecie stary Czajkowski zaatwi, by jej ojca wywalili, skd tylko
mona.
- Bye tam. - Rozsdku wystarczyo mi na spokojny ton i wyraz
twarzy wolny od jawnej wrogoci. - Nad jeziorem.
- Byem - wzruszy ramionami. - Poszedem na ryby, a ona daa w
szyj, wsiada do samochodu i rbna w dacz.
- Poama jej kolano motkiem. Twojej dziewczynie.
- Wstrzsajce. Tylko e to jej wersja. Pierwotna zreszt. Jak si
okazao, e Czajkowski ma wiadkw, a j mog posadzi za krzywoprzysistwo, wycofaa oskarenia.
- Mye j. Po nim.
- Po wypadku. Bya caa we krwi. Nos poamany, noga, poowa
zbw... Spanikowaem. Nie powinienem w jeziorze... Ale zimna woda
tamuje krwotok, a tu orodek zamknity, dawno po sezonie, w kranach
sucho...
- Z majtek te jej krew tryskaa?
Rzuci mi chodne spojrzenie.
- Tam si sama wymya. Piachem z dna. Cwanie: otarcia, lady
penetracji, prosz bardzo, a nasienia oczywicie zero. Gdyby nie
432

ci wiadkowie, przekonaaby sd. Czajkowski poszedby siedzie. Jego


wuj byby spalony. Ja w Sejmie ju na mur. Byaby pani po-sow i
warszawskim prokuratorem.
- To co nie wyszo? Przecie ci wybrali.
Dobre trafienie. Nie oczekiwa tego akurat pytania.
- Jak to co? - bkn. - Wyrok dostaa.
- No to koniec z prokuratorowaniem. Ale maestwo? - Milcza
ponuro. - Wizj wesela ci zepsua? Z kulaw by nie potaczy, wic
pieprzy tak pann mod?
- Pieprzy - rzuci przez zby - to j mona bez wesela. Kady, kto si
troch postara.
- To dlaczego ci zaley?
- Zaley? - uda niezrozumienie.
- Mam si od niej odczepi - przypomniaem.
Zastanawia si przez chwil nad wyborem taktyki.
- Jeli to moje dziecko - mocno zaakcentowa tryb warunkowy pozwie mnie o alimenty. A ja nie bd kurwy alimentowa. Nie pozwol,
by si z byle kim na lewo i prawo puszczaa za moje pienidze. No i jest
w ciy. Jeli ju upara si rodzi, to niech dziecko bdzie zdrowe. A
eby byo, matka musi si dobrze prowadzi.
- Jeli si upara? - zakpiem. - Od kiedy to prawica dopuszcza
alternatyw? Fuj, cakiem jak komuch jaki.
- Pierdol si! - pociemnia na twarzy. - Z niej jest wiksza katoliczka, i
co?! Dwa kawaki gadko ykna!
- Dwa trzysta? - Tkna mnie intuicja. - To o tej forsie mwie? -Nie
raczy odpowiedzie. - Nie za seks zapacie. Za wpadk przy seksie. Na
skrobank jej dae.
- Martw si lepiej o swoj kas. A waciwie nie - zmieni zdanie. Nie doczekasz utrzymywania tej dziwki. Albo ci zabij, albo wsadz.
Ona sama si postaraa. Fajn sobie panienk znalaze. Gratulacje.
Te sobie gratulowaem, rwnie sarkastycznie. Moe dlatego bez
sowa pokazaem mu plecy, ruszajc na pnoc. Strza w kark? Prosz.
Zycie tak mi si popieprzyo, e nie bybym zbytnio zmartwiony.
By na ni wcieky, udusiby goymi rkami. Ale potem, zao si,
przeleciaby stygnce zwoki.
433

Cakiem tak jak ja.


Bo bya... miaa w sobie co takiego... udziem si, e to kwestia
wyzwania, e wystarczy posi Marzen Pawluk, by czowiekowi
przeszo. Nadal prbowaem si udzi. Ostatecznie nie dokoczylimy.
Mona dyskutowa: miaem j ju czy jeszcze nie. Ale czuem, e to
niewiele zmieni. Wrc do paacu, zacign j do ka, napeni swoim
nasieniem. I te nie pomoe. Nie bdzie lepiej.
Bo chciaem j mie na stae, jak pun aptek. Nie widziaem szans i
dlatego kula w plecach mao przeraaa.
W wieo przedziurawionym pocie ukazaa si taczka, wyadowana
skrzynkami z amunicj, potem pchajca j Olga, a na kocu obciony
modzierzem Paczoch. Oboje spoceni, brudni i schlapa-ni krwi. Cudz,
na szczcie.
- Trafili samochd - wyznaa ze skruch Rosjanka. Uznaa wida,
e oddaem wojsku swj wasny. - Nie wracam, bo... - wskazaa
taczk - rk mao.
Fakt. Kapral rce mia zajte karabinem. O amunicyjnego nie pytaem.
Olga musiaa po kim odziedziczy hem i kamizelk kuloodporn,
jakim cudem wcinit na brzuch.
Zapytaem o Kos mana. Paczoch wyjani, jak i. Wziem od Jasia
karabin. abiszewski powstrzyma si z protestem - instynkt przetrwania
wygra z zazdroci i praworzdnoci. Ruszyem przodem.
Sforsowalimy kolejne pi potw, wikszo przez wieo wyrbane
dziury lub pod oson budynkw. Nikt do nas nie strzela. Troch
strzelano wok paacu. Z pozoru wszystko grao, lk rs we mnie
jednak szybciej ni zmczenie i bl zdzieranej skry. Dobi mnie widok
plecw Dudziszewskiego. Usysza nas wprawdzie w kocu, gdyby
jednak pado na Rosjan, byby martwy.
Cay ten front trzyma si na cholernie cienkim wosku.
Podbieg do komrki, zza ktrej wygldaem. Mia peem, zaadowany
granatnik i dwa zapasowe pociski w dwiganej na plecach adownicy.
Marnie wyglda. Najmniej spodoba mi si jednak szczeg, ktry moi
towarzysze chyba przeoczyli.
- To... Kosmana?
Sam Dudziszewski te chyba zapomnia o drugiej kaburze, dwiganej
na pasie. Tej od wista.
434

- No wanie - wy dysza. Tak jak dwjka od modzierza, by oblepiony botem, utworzonym z potu, ziemi, somy, kurzych odchodw i
wszystkiego, na co mona natrafi, pezajc po wiejskich podwrkach. Dobrze, e...
- Oberwa? - Kiwn gow. - Na amen?
- Tak... ale...
By zadowolony z naszej obecnoci, lecz doszukaem si czego
jeszcze. abiszewski raczej nie.
- Kto teraz dowodzi? - rozejrza si.
- Chyba Grochniarz - zawaha si Dudziszewski. - Zero dowdcw
druyn. Paczoch ma modzierz, ci z bewupw te nie mog... A on jest
najstarszy. Rezerwa, crka w oglniaku...
- Gdzie teraz jest? - zapyta abiszewski.
- W tamtej stodole - wskaza. - Obok bewupa. Pose
bez sowa ruszy na zachd.
- Co jest? - zapytaem Dudziszewski ego.
- Moe lepiej... sam pan zobaczy. To niedaleko.
Prawda: od celu dzielia nas wska drka, rozwarta na ocie brama i
jeden poL Tyle e ca tras pokonalimy na czworakach albo pezajc
na brzuchu. Gospodarstwo, do ktrego zmierzalimy, od pnocy
ssiadowao z polami.
Kosman lea na brzuchu midzy stodo a kp zaroli. Umar, sdzc
po kauy wieej krwi, te tutaj.
- Widzi pan? - Dudziszewski podnis si, klkn. - Mia cae po
dwrze na oku. adnego osonitego podejcia.
Zaskoczy mnie. Patrzyem w dokadnie przeciwnych kierunkach -na
pola i ssiedni posesj, zasnut dymem z poncej obory. Nie w stron,
z ktrej nadeszlimy.
- No i? - Tak jak on, mwiem pgosem.
- A kto podszed. Niech pan obejrzy jego gardo.
Uniosem gow Kosmana. Ju przedtem, po krwi, wida byo, e
dosta w podbrdek, moe w szyj. Zdyem nawet skonstatowa, e
odamkiem. Kula przelazaby na wyloL
Ale to nie odamek pozbawi go ycia.
- N? - Co zachrzcio mi w gardle. Tak jak jemu, ledwie par
minut temu, zachrzcio stalowe ostrze.
435

- I to na hemie - Dudziszewski dotkn poszarpanego pokrowca. Czym dosta. Trzy razy. Nie kolb.
- Moe odamki... Walczylicie wczeniej.
- Moe - mrukn bez przekonania. - Ale moe motek. Po mojemu
kto go trzasn od tyu, potem poprawi dwa razy. A potem podci
gardo.
Rozejrzaem si. Dookoa leao kilkanacie usek.
- Mia beryla. - Rozpoznaem ksztat
- Chopaki zabrali.
- Zosta przy zwokach? - upewniem si. Skin gow. - A amunicja?
Te znaleli?
- Cztery magazynki. Plus ten w automacie.
Popatrzyem na ziemi. Bya wilgotna, nasze lady odcisny si
midzy kpami rzadkiej trawy.
- Pytkie - dotknem jednego. - Gdyby kto podbieg i ostro hamowa,
byyby gbokie. I zabraby bro. Bo kiedy uywa si noa? Jak ma by
cicho... ale tu nie musiao, bitwa przecie... i z braku czego lepszego.
Mg go zabi Rosjanin, ktremu zabrako amunicji. Ale taki zwiaby z
berylem. Albo chocia z magazynkami. A ten... Wyglda, e wiadomie
wybra n.
- To by musia by niezy kozak. Z bagnetem tak szarowa... A z nich
kozacy tacy sobie.
Podparem zwoki kolanem, obrciem troch mocniej. Staraem si nie
patrze w twarz. By w porzdku i chciaem go zapamita w tym
lepszym, ywym wcieleniu. mier zwykle ograbia ludzi z godnoci.
- Kurwa... - zaklem. Mimo wszystko miaem nadziej...
-Co?
- Widzisz to? - musnem palcem zakrwawion grdyk. - Drugie
cicie. - Patrzy na mnie, marszczc brwi. Zgiem rk Kosmana i, w
zastpstwie poduszki, wsunem pod twarz. - Kto go oguszy a potem
zarn. Ale mu nie szo. To nie takie atwe, jak si ma troch skrupuw.
- To nie Rusek - powiedzia cicho.
- Oni nas albo my ich. Adrenalina a buzuje. Biegniesz przeraony z
noem na faceta z karabinem, wic jak ju ci si cudem uda,
436

to dziesi razy z samej radoci dziabniesz. O zemcie nie mwic. A ten


tu... Nic nie pasuje. Milczelimy przez chwil.
- Go z naprzeciwka - wskaza dom na poudniu - kci si
z chorym. Chcia, ebymy poszli. Fors nawet dawa. Bo mu cha
up rozwal. Ludzie zauwayli, e tam, gdzie nas nie ma, Ruscy nie
niszcz domw. Po co? Dla nich samych to schronienie. A jak skd
strzela, wal granatami i z dymem puszczaj. Tak mwi - wyjani.
- No, ten chop.
- Mylisz, e to on Kosmana...?
- Nie wiem. Ale akurat bym si nie zdziwi. Kurde, w czwrk dorosych na dwch pokojach mieszkamy. Za wasn chaup dusz bym...
Dom to... no, bardziej si tylko ycie liczy. Bo to te jakby ycie. Bez
domu nie ma rodziny.
Mia, statystycznie biorc, ca powk pokoju. Ja, kiedy to wszystko
si skoczy, nie bd mia ani kawaka.
- Kto jeszcze tu by?
- cznik z esdeesu si krci. Pose co chwila kogo przysya. I ta
Rosjanka, Olga. No i nasi.
- onierze?
- Jak go znalelimy, Grochniarz od razu zbirk zarzdzi. Chyba...
no, nie wiem, czy ich nie namawia, eby wia. Te Kosmano-wi co tam
burcza... Od zawsze. Wkurwiony jest, e go powoali, to psioczy.
Kiepsko to wygldao.
- Poprzesz mnie? - popatrzyem mu w oczy.
- Co pan chce zrobi? - spospnia.
Zaczem od tego, co atwiejsze. Co nie znaczy: atwe. Nieatwo
rozebra trupa z kamizelki kuloodpornej i naoy j na siebie, starajc
si rwnoczenie okazywa zmaremu szacunek, nie haasowa i trzyma
moliwie blisko ziemi.
- Jakbym si mocno spry - powiedziaem, nakadajc hem
- te bym mia crk w oglniaku.

437

- e jak? - zapyta starszy szeregowy Grochniarz. Siedzia na od


wrconym wiadrze porodku stodoy, wpatrujc si we mnie z nie
dowierzaniem.
- Przejmuj dowodzenie - powtrzyem. I dopiero teraz dodaem:
- Jako wieo zmobilizowany kapitan rezerwy.
Zachodniej flanki pilnowa pozostawiony na podwrzu BWP,
wschodniej erkaemista, ustawiony przy okienku - cho on akurat mao
czujnie, jako e, wzorem kolegw, gapi si na mnie. Paczoch z Olg byli
podwrze dalej. Drugi bewup wspomaga pospolite ruszenie obok
posterunku. Caa reszta plutonu Kosmana staa i siedziaa przede mn.
cznie z Dudziszewskim - piciu. Wsaty Grochniarz, Jaworski, spec
od kopania lekarek, w kamizelce, z ktrej nadal stercza pocisk Marzeny,
dugonosy Kurpianis i sanitariusz Kosek.
- Pan? - rozemia si, prawie szczerze, abiszewski.
- Regulamin - wzruszyem ramionami. - W sytuacjach wtpliwych
komend obejmuje wyszy stopniem.
- Bez jaj - burkn Grochniarz. - A moe on? - wskaza gupawo
umiechnitego Jasia, niemiao stojcego w progu.
- Na komendanta to akurat mnie wybrano - przypomnia abiszewski.
- Nie mwic o tym, e reprezentuj najwysz w tym pastwie wadz.
Niech pan bdzie powany.
- Jestem. Zapomniae? - Zdjem sztucer z ramienia. - Powanie
palnem w eb Raguziakowi. Chcia dezerterowa z broni i wzi
zakadniczk - wyjaniem onierzom, gapicym si z niedowierzaniem.
- Do was strzela nie bd. To znaczy: jeli ktry postanowi zwia. Ale
bro zostaje. Do uciekajcej broni strzelam.
- Raguziak? - Dudziszewski by wstrznity rwnie mocno jak
pozostali. - Pan go...?
- Pan pose potwierdzi - umiechnem si zachcajco.
- Odjebao ci - warkn abiszewski. - Kompletnie.
- Zabi onierza? - wycedzi powoli Grochniarz. I, rwnie wolno, po
czci z uwagi na tusz i pen rakiet adownic do RPG, dwign si z
wiadra. - Ten kutas...?
- Pan kapitan - skorygowaem spokojnie. - Twj dowdca.
- Takiego waa! - zademonstrowa gest Kozakiewicza. Nikt inny si
nie poruszy. Wygrali w chowanego ze mierci; przeskakujc
438

z miejsca w miejsce, czogajc si, drc mundury i skr przy dziurach w


pocie i piwnicznych okienkach przetrwali pieko, ktre pochono
wikszo ich kolegw. Teraz jednak byli zbyt zmczeni i przytoczeni
rozmiarem katastrofy, by reagowa ywioowo.
- Zaraz bdzie ciemno. - Mwiem cicho, wymuszajc uwag. -Jeli
si rozproszycie, po kolei was wykocz. Jeli kup obsadzicie jaki
dom, otocz, podcign wz albo granatniki i zaatwi hurtem. Podda
si nie moecie. S wkurwieni i jecom mog zrobi duo przykrych
rzeczy. Uciec si nie da. Co pozostaje? - Nikt nie odpowiedzia. - Paac.
Wielka chaupa, mebli jeszcze mao, wic pali si bdzie kiepsko.
ciany solidne, duo okien do strzelania. I mur dookoa. Ju to
przerabialimy. Z paroma ciarnymi babami. Nie dali nam rady. Wam
te nie dadz.
- Bo nas tam nie bdzie - rzuci triumfalnie Grochniarz. - Bior
wojsko, wozy i doczam do pana posa. Ruscy nie... - urwa nagle. Nie
byem pewien, czy pod wpywem spojrzenia abiszewskiego. Ale raczej
tak.
- Ruscy nie? - powtrzyem.
- Dogadali si - mrukn Kurpianis. Grochniarz szarpn si, gromic
go wzrokiem, ale dugonosy ju przedtem patrzy w ziemi, przegapi
wic ostrzeenie i dokoczy: - W kociele azyl. Kto tylko zajdzie
sprawdzi, czy Rosjanek nie ma. W zamian zawieszenie broni.
- W kociele? - Przeszywaem wzrokiem abiszewskiego.
- Nie wiedz, gdzie s Rosjanki. - Pk po paru sekundach. - Chc
przeszuka wie. Z prawem strzelania do kadego, kogo znajd. Boj si
zasadzek - wyjani. - Dali mi godzin na ewakuacj ludzi do kocioa.
- Zgodzie si?
- Jestem polskim posem, a to s polscy cywile. Mam obowizek ich
chroni. Ich, a nie... Przegosowalimy to zreszt. Przeszo przez
aklamacj. - Odetchn: wyrzuci z siebie najtrudniejsze. Wskaza
onierzy. - Do niczego nie namawiam. Mwi po prostu, jak jest Mog
pj do kocioa i ochrania rodakw, zgin tutaj albo da si zabi z
gromad rosyjskich kurew.
- Kurew - umiechnem si krzywo.
439

- Co druga postaraa si o ci tylko po to, by si wyrwa z Kaliningradu. Jak dla mnie kobieta, ktra rodzi dziecko, bo tak wygodniej,
to kurwa. Nawet gorsza od tej zwykej. Zwyka tylko sob handluje.
- Te dziewczyny walcz i gin - rzuciem przez zby. - Nie obraaj
ich. Zwaszcza e to ty z kolegami takie zasady ustalasz. Pieprzy ludzi,
niech zdychaj pod bombami. Pody ratowa.
- Walcz? Te mi zasuga... Jak ci zabijaj, bronisz si. Pytanie, czy
one by walczyy za nas - wskaza onierzy. - Ot nie. Bo to kurwy. Z
dwiema gadaem i obie okazay si kurwami. Nie mw, e to przypadek.
- Chrzanisz.
- Chrzani? Ta ruda ju rano chciaa mi lask robi, byle j wywie z
Kisun. Przy Kos manie te si krcia.
- Ruda? - drgnem.
- A Olga... Olga? - upewni si, patrzc na onierzy - sama zaproponowaa, e da im dupy. Kademu, ktiy zechce.
- Chrzanisz. - W to nie uwierzyem.
- Prawda - mrukn Kurpianis. - Powiedziaa, e dla niej to nie
problem, a my za nie walczymy, naley nam si... - Nie byem w stanie
skomentowa. Na szczcie sam posa abiszewskiemu ponure
spojrzenie. - Pracowaa na ulicy, okej. Ale w porzdku jesL Lata za
Paczochem, nosi mu amunicj... Odwana dziewczyna. I grosza nie
chciaa. Po prostu... tak... no, z sympatii.
Nowiny znokautoway mnie z lekka. To ja wybraem jedn i drug.
Nadi pniej, ju po fakcie, ale i tak... Pogratulowa wyczucia. Na
szczcie na facetach znaem si lepiej. Grochniarz mnie nie zawid.
- Do tych pierdo - warkn. - Zbierajcie si, jedziemy do kocioa. A
ty, Krechowiak...
- Dobra. - Podniosem sztucer, mierzc mu w twarz. Ulyo mi: znw
wiedziaem, co robi. - Oddaj bro i pas. Aresztowany jeste. Za
sprzeciwianie si dowdcy.
- Pierdol si! Sam jeste aresztowany!
Protestowa, ale w znamiennym bezruchu. Wyczu, e nie artuj.
Chyba wszyscy wyczuli.
440

- To fakt - powiedzia ostronie abiszewski. - Nie miaa prawa ci


zwolni. A w tego kapitana nie wierz.
- To si przejd i spytaj sotysa. Bro, Grochniarz.
Wsacz, sapic gniewnie, odoy karabin. Wskazaem go Dudziszewskiemu. Zawaha si, ale podnis.
- Nie musicie go sucha - mrukn abiszewski.
- Nie buntuj mi wojska - ostrzegem go do agodnie.
- To ja dowodz w tej wsi.
- Cywilami. Ale dobrze - zgodziem si. - Kto chce, idzie. Bez broni.
Niepotrzebna wam, skoro macie rozejm. Jest tylko jeden warunek.
- Warunek? - Zainteresowaem go. Bro ju mia, a co onierz, to nie
ochotnik, ktremu moe si odwidziec. Wojskowi traktuj wadz
powaniej.
- Odelesz mi witek. Chyba pracuje dla Wilnickiego.
- Odel - zgodzi si nieoczekiwanie. - Za Masz.
- Masz? Na co ci Masza?
- Ludzie chc mie pewno, e stanie przed sdem i odpowie za te
morderstwa.
Cakiem rozsdnie by to brzmiao. Gdyby nie fakt, e na poudniu
akurat zaczli strzela.
- Ni te chcesz pohandlowa - domyliem si.
- Nie to nie. - On z kolei domyli si, jaka bdzie odpowied. - Ale
witek sam sobie ap.
- Jeli pracuje dla tamtych... Sporo wie. Gdzie, ilu, z jak broni.
Moe nam powanie zaszkodzi.
- Ta albo ta. Wybieraj. Nie mona mie wszystkiego.
Prawda. Z karabinem w rku mogem go zmusi, ale to ju nie
miecio si w wojskowym regulaminie. A na razie go nie zamaem.
Formalnie, jeli przyj, e Bk naprawd mnie zmobilizowa, robiem
wszystko jak naley. Jeeli zastrzel posa, onierze te ze mn pjd,
tyle e poowa zwieje przy pierwszej okazji.
- Odelij bewupa - sprbowaem z innej beczki.
- Kosman odda go pod moj komend. I tak zostanie. Uratuj dwch
ludzi wicej. Was, chopcy - zwrci si do onierzy - te uratuj.
441

- W paacu was zabij - wspar go Grochniarz. - Nie suchajcie


tego wira.
- Bagnet - powiedziaem spokojnie. - Miae odda bro.
Rzuci mi go pod nogi. Podniosem zdobycz i, ku powszechnemu
zdziwieniu, obejrzaem z uwag.
- Co znowu? - zapyta abiszewski.
- Kosmana zaszlachtowa kto od nas. Polak. Dopiero teraz
udao mi si zmrozi cae towarzystwo.
- Po... pojebao ci?! - wykrztusi Grochniarz. - Na co si gapisz?!
Mylisz, e to ja...? Kurwa!
- Polak? - Jaworski z wysikiem przekn lin.
- Komu wojna obrzyda. Idziemy. - Posaem znaczce spojrzenie
Dudziszewskiemu, odwrciem si i wyszedem. Mogli strzeli mi w
kark albo, powiedzmy, zabarykadowa si w stodole. Trudno. Ryzyko
zawodowe.
Nie doszo do buntu. Wspiem si na bewupa.
- Kapitan Krechowiak - przedstawiem si zdziwionemu celowni
czemu. - Wchodz w miejsce Kosmana.
Byo za cicho, by ryzykowa ostrone przedzieranie si przez opotki.
Wybraem szybki przeskok ulicami. Oddaem sztucer Jasiowi - omal nie
umar z radoci - zastpiem go berylem i w asycie Kurpianisa ruszyem
przodem. Dotarlimy do skrzyowania. Przeskoczyem na drug stron,
zalegem w zagbieniu, z ktrego dao si strzela wzdu paacowego
muru, i daem znak rk. Zajcza rozrusznik i po minucie BWP skrca
w brukowan ulic, wiodc do bramy paacu.
Jaki Sambijczyk prbowa wyglda zza potu i polowa na asystujc
maszynie piechot. Kombinowa niegupio, tyle e rozglda si zacz
za pno. Teraz ja miaem pierwszestwo strzau.
Posaem mu trzy pociski. Upuci kaacha na nasz stron ogrodzenia.
Drugiego chyba nie trafiem. Strzela z koca ulicy, dugimi, cholernie
niecelnymi seriami, wystawiajc automat i pewnie nic wicej. Nawet
suncy rodkiem bewup nie zaliczy wicej ni trzy uderzenia. Inny
Sambijczyk strzela zza naronika paacowego muru, ale tego nie miaem
szans wzi na muszk: za ostry kt.
442

Potem kaem bewupa zaprowadzi porzdek i nie byo ju z kim walczy.


Skrylimy si w bramie, zanim przeciwnik cign co groniejszego
od karabinw. Obeszo si bez strat. Nawet Jasio nie postrzeli adnego z
naszych, cho udao mu si i oprni cay magazynek, i, wczeniej,
upuci karabin.
- Zosta przy wjedzie! - wykrzyczaem w ucho celowniczemu
bewupa. - Gdyby przebili si przez mur, walniesz w burt! Zostawi
ci naprowadzajcych!
Przy warowa za resztkami transportera. Przydzieliem zaodze
Kurpianisa i jedn z dziewczyn. Z przedziau desantowego wysypaa si
taczka, skrzynie z pociskami, Paczoch i Olga. Zabrali si do ustawienia
modzierza w starym miejscu, czyli w wglowym zsypie. Porozdzielaem
pozosta piechot midzy mocno przerzedzone druyny Ludmiy i
Juraszki, a sam prbowaem przemkn si do gabinetu.
Nie wyszo. Marzena przyapaa mnie zaraz za progiem.
- Jeste. - Wydao mi si, e co zadrao w jej gosie, ale chy
ba nie. Kolejna kwestia bya rzeczowa i niemal poraaa chodem.
- Musimy pogada.
W budynku byo ju naprawd ciemno, nie miaem wic pewnoci co
do wyrazu jej twarzy. W kadym razie na szyi mi si nie wieszaa,
piskw radoci te nie byo.
- Najpierw telefon - zaprotestowaem. Ruszylimy wzdu kory
tarza. Zwoki Rosjanki zniky. ywych te nie byo. Moga miao
wzi mnie za rk. Nie skorzystaa z okazji.
Z drugiej strony: ja te mogem. I te nic.
- Zabrae tego Jasia - mrukna.
- Wrci. -1 dorzuciem nieco gorzko: - Ja te.
Przeszlimy kilka krokw. Jakby wolniej.
- Nie wiedziaam, czy wrcisz. - Wesza do gabinetu i, silc si na
obojtny ton, zapytaa: - Po co go brae?
Nagle dotaro do mnie, e to nie pusty wstp typu adn mamy
pogod". Co j nurtowao, ale w tej chwili naprawd chciaa mwi o
Jasiu Krecie. Dziwne.
- O co chodzi?
443

- To proste pytanie.
Zdjem hem, pooyem na biurku.
- Nie chciaem si pokazywa z karabinem.
Znieruchomiaa. Zaskoczyem j.
- Wzie go, eby... nis karabin? To idiotyczne.
- Wiem. Ale sdy te bywaj idiotyczne. Nie bdziesz miaa ko
potw. Nie jeste std, z wyrazu twarzy nie umiesz czyta, przydzie
lia winiowi konwojenta, nikt ci nie uprzedzi, e jest upoledzo
ny umysowo. Kryta jeste.
Nie poruszaa si jeszcze przez par sekund.
- To dla mnie? - Ledwie j usyszaem. - Ty debilu. Mogli ci przez to
zastrzeli.
- Jestem pesymist - wyznaem. - Zakadam, e przeyj. Nie chc,
eby mnie wwczas... no, nie lubia.
Staem przy brzegu biurka, tam gdzie ona wtedy. Wtedy? Mina
ledwie godzina z kawakiem. A jakby inny wiat.
- A ja bym chciaa.
Byo cicho, syszaem j, cho mwia szeptem. Nie byo powodu
podchodzi, zwaszcza tak blisko.
- Co? - zapytaem z niedowierzaniem. Mj oddech poruszy wosami,
czarnymi w pmroku.
- Nie chc ci lubi. - Przechylia gow, nadstawiajc policzek
mojemu policzkowi. - Za mao ci dam, a wtedy uciekniesz. I bd
nieszczliwa.
adne z nas nie unioso rk. Tak byo lepiej. Sta, dotyka si,
wiedzc, e to drugie moe w kadej chwili cofn twarz. I e nie cofa.
- Ja to miaem powiedzie.
- Ty nie masz trjki dzieciakw na karku.
- Ja nic nie mam. Musna
doni moje udo.
- Juraszko powiedzia, e Jasio ma ziemiank w lesie. Pomyla
am... Przepraszam. - Wodziem ustami i nosem po ciepej skrze
na styku jej szyi i ramienia. - Ale wiesz? Troch mi ulyo. Pomy
laam: uciek. Nastpny facet ci ola. Fajnie. Wszystko jasne. Nie
bdzie problemw.
444

- Nie bdzie - obiecaem. - Te nie chc by nieszczliwy.


- No pewnie - rzucia gorzko. - A ze mn si jesL
- Jest si, kiedy odchodzisz. Wic lepiej nie zaczyna.
- Pewnie. Zacznij z Ew. - Przez chwil zmagaa si z sob. W kocu
wypchna to z garda. - Fajna jesL
- Ewa? - Znieruchomiaem z nosem w jej obojczyku.
- Teraz bym jej tego nie zrobia. Po tym z Agnieszk... Siedziaam w
szpitalu, j ratowali... Wyszed lekarz i mwi, e dziecko te sprbuj. I
wiesz, co pomylaam? e to kara. Za Boreck wanie. e bd
wybiera, wybior dziecko, a Agnieszka umrze. Trafi na takich pojebw
jak m tamtej kobiety i ja, kto uzna, e zalek czowieka jest
waniejszy ni czowiek, a ja zostan bez siostry.
Westchna, odsuna si. Musna doni telefon.
- A propos trudnych wyborw... Prbowaam dzwoni. Chyba na
wet si poczyam. Same sidemki, prawda?
Bystra dziewczyna. Dobrze podpatrzya.
- Czego chciaa? - zesztywniaem lekko.
- A po co zostawili t lini? - wzruszya ramionami. - Potargowa si.
Dogada.
- Nastpny rozejm? - wykrzywiem usta.
- Nastpny?
- Ada wanie wypisa si z wojny.
- Cay on - podsumowaa z gorzk satysfakcj. - Mnie lej, on idzie na
ryby. A potem mietank spija.
- mietank spija?
- Ten facet, ktry mi kolano zaatwi... Nie przyjecha bi i gwaci.
Chcia si dogada. Grill, piwko, pani prokurator w dinsach, yczliwy
mediator obok... Mia si pokaza z dobrej strony. Wytumaczy
wyluzowanej Marzence, e to tamta maolata, pijaczka, puszczalska i
oglnie zero rzucia si na niego, a on j tylko tak pechowo odepchn.
To Adam mu powiedzia, gdzie bdziemy.
-Co?

- Ustawi to spotkanie. Wczeniej wybija mi z gowy oskaranie


tego kutasa. Tumaczy, e dziewczyn podstawili modemu Czaj
kowskiemu przeciwnicy jego wujka, e to prowokacja. Wujek by
mu potrzebny w robieniu polityki. W cudzysowie: ja daj dupy
445

modemu Ce, stary daje jemu. Ale chcia by kryty, mc przysiga, e o


niczym nie wie. Wic poszed sobie na ryby. A my si nie dogadalimy.
Czajkowskiemu znw odbio przy opornej babie, no i daam dupy bez
cudzysowu. Pobi mnie. Upi na si. Urwa mi si film, a on wrci do
Biaegostoku i zaatwi sobie alibi. Wczeniej wzi mj wz i pieprzn
nim w dom ssiadw. Wyleciaam z roboty, a jemu przydzielili innego
prokuratora, ktry raz dwa umorzy dochodzenie.
- Adam ci nie broni? - zapytaem z niedowierzaniem.
- Marnowa sobie karier dla poczwary, ktrej pocaowa nie sposb?
- Przesuna doni po ustach. - Janusz, jak mi pierwszy raz lustro dali,
sama si porzygaam. Poowa przednich zbw... Wiesz, jak wygldaj
poamane zby? Takie ostre, krzywe szpikulce? Raz przyszed do
szpitala, spojrza na mnie... A si zielony zrobi. I potem przez miesic
za choler czasu nie mia.
- Fajny facet - mruknem.
- Pragmatyczny - powiedziaa spokojnie. - W sumie mia racj. Nie
byo go tam, mojej wersji by nie potwierdzi, a siebie pogryby na
amen. Atak na starego Czajkowskiego zaatwiby obu liderw. Klska.
Mnie pewnie i tak by sd uzna za kamliw pijaczk, a on byby
skoczony. Jak ochonam, to nawet przyznaam mu racj.
- artujesz...
- Lepiej by bezrobotn on posa ni bezrobotn on bezrobotnego.
Nie, nie artuj. Miaam strasznego doa, myli samobjcze.
Potrzebowaam wsparcia. No i kasy na nowe zby, eby w ogle z domu
wyj. Nawet... by taki moment, e nawet bardziej go chciaam ni
przedtem. e kochaam. Traciam go i nagle do mnie dotaro, jak wiele
trac. Wiem, wiem - uprzedzia mj komentarz. -Powiesz, e to palant
Racja. Ale sodki palant Fajny. Kobieta moe by z nim... to znaczy, jak
im los sprzyja... no, moe by szczliwa. Gdyby nie ta afera z
Czajkowskim, moe i my bylibymy teraz szczliw par. No przyznaa - i gdybym troch inna bya. Ale moe bym si dostosowaa i
byoby mi dobrze.
- Bdziesz prbowa? - zapytaem. Nie odpowiedziaa. Wskazaem
telefon. - To dlatego chciaa si dogadywa?
- Sucham? - Chyba faktycznie nie zrozumiaa.
446

- Jeli przeyje, bdzie bohaterem narodowym. Kto wie, moe fak


tycznie prezydentem. A ty tu rzdzisz. Moesz zaatwi, by przey.
- Odczekaem chwil i dorzuciem: -1 zosta pani prezydentowa.
Liczyem si z wybuchem oburzenia. Doczekaem si wzruszenia
ramion.
- Pani posow te mogam. A wiesz, dlaczego sobie odpuciam? Bo
to ja odpuciam, nie on. Drogo kosztoway - przesuna palcem po
zbach - ale warto byo. Znudzi si sekretark i znw mnie chcia.
- Zdradza ci?
- Nie bylimy razem, jego prawo. Ja te miaam faceta. Pewnie,
czasami troch ryczaam, ale to nie dlatego... Tak naprawd go
skreliam, kiedy zapyta... - Prychna, najwyraniej do tej pory nie
pogodzia si z tym. - Zapyta, kto mwi prawd. Ja czy Czajkowski.
Masz pojcie? Udawa, e nie wie. Przede mn. Leelimy w ku,
wanie wtedy zrobi mi dziecko, wiedziaam, e moe zrobi, chciaam
tego, a ten palant... Ubraam si i wyszam.
Zostawiem j przy biurku. Czuem, e potrzebuj czasu, by wypchn
z gowy wspomnienia tamtej chwili. Byo ciemno, wic w sposb
naturalny mogem strawi ca minut na otwieraniu barku i nalewaniu
wdki do kieliszka. Kieliszek by may, lecz w poczeniu z minutow
przerw speni oczekiwania.
- Chyba wiem, kogo szuka Wilnicki - oznajmia Marzena, oddajc
mi go.
- Szukam? - Zdziwienie w suchawce trcio faszem. - Kto pani po
wiedzia, e kogo szukam?
- Od prokuratorw wymaga si take, by czasem myleli.
- Tak? I co pani wymylia?
- e nie chcecie ich wszystkich. W chodni byy te z Pomorza.
Warszawianki nie. - Umiechna si krzywo. - Prowincja, jak zwykle,
ma p rzch apane.
Kamczucha. Nie wymylia tego - wtek geograficzny to ja podsunem jej. Ale sprzedaem prawa autorskie po dobrej cenie. Usiada mi na
kolanach, mogem trzyma ucho blisko suchawki a rk midzy jej
udami. Gdyby nie okropna wiadomo, e znw musz
447

wybiera midzy zem wikszym i mniejszym, bybym szczliwy. Tak


wyglda szczcie: mc siedzie, chon ciepo Marzeny Pawiuk i
dotyka jej w takim miejscu, nie naraajc si na cios w szczk.
- I co dalej? - zapyta spokojnie Wilnicki.
- W jelczu zmieciyby si wszystkie. Tym spod Warszawy dalicie
spokj. Pytanie, dlaczego.
- Potrafi przedua to oblenie jak, dugo bdzie trzeba - poinformowa j agodnie. - Ale nie ukrywam, e to kosztuje. Wic moe nie
tramy czasu.
- Nie tramy - zgodzia si. cisna uda i zacza nimi porusza,
pocierajc moj do. - Wiem, e blefujesz. Ile ci zostao? Par godzin?
- A wam paru onierzy. Bez dowdcy. Bieeedny Kosman.
Uda Marzeny znieruchomiay.
- Szpieg donis? - Nad gosem lepiej panowaa. - Nie wiem, kto to,
ale niewane. Przymkn wszystkich podejrzanych, i ju.
- Jestem dobry w improwizacji - pochwali si. - I miaem p nocy. A
w tej wsi a si roi od szemranych typw, ktrych atwo zwerbowa.
Szykuj duy areszt.
- Mwmy lepiej o Rosjankach. Mam pytanie: jeli dostaniesz t, ktrej
szukasz... dasz spokj reszcie?
Pytanie byo trudne. Milcza znamiennie dugo.
- Moi mocodawcy - mrukn - chc wszystkich.
- Dla pewnoci. - W jej gosie te brzmiaa pewno, a ja pomylaem,
e obmacuj niez pokerzystk. Tak naprawd guzik wiedziaa. - S na
odstrza, to ewidentne. Kto poruszy niebo i ziemi, eby si ich pozby.
Obu grup przez kilka miesicy nic nie czyo, czyli przyczyna jest
gdzie wczeniej. Ewakuacja, prawda? Przedtem te kobiety nie miay ze
sob nic wsplnego. Wsiady na bark, przypyny do Polski.
Rozdzielono je jak leci, losowo. A teraz si okazuje, e te z Warszawy
was nie interesuj. Dlaczego? Gdyby chodzio o ca grup, byyby w
chodni. Czyli nie chodzi o ca. Szukacie konkretnej osoby. I wiecie, e
trafia na Pomorze. Ale jej nie znacie. Gdybycie znali, nie byoby tego
cyrku z przemytem tumu.
- Ty j znasz? - Niele udawa obojtno.
448

- Poczekaj. - Pocia si z nerww i piecia udami moj do. Nie


wiedziaem, jak si pozbieram po rozstaniu z kim takim. - Czemu
miaby mi uwierzy?
- No wanie.
- Wic nic nie mw. Bo mi dowd z rki wytrcisz. - Nic nie mwi.
Nabraa powietrza. - Ma zamiar na tym zarobi. Duo pienidzy.
Spodziewa si, e bdzie bogata.
Wilnicki milcza jeszcze kilka sekund.
- I to wszystko? - Sprawia wraenie lekko uraonego.
- Trafiam, prawda? To ta dziewczyna. Jej szukacie.
Zawaha si.
- Zwykle chodzi o fors. Cae ycie krci si wok...
- Jej szukacie - powtrzya triumfalnie. - Bya na barce, co
widziaa i teraz was szantauje.
Znw musia pomyle.
- Co pani proponuje?
- Na razie nic. Musz si zastanowi. Chciaam tylko wiedzie, czy w
ogle interesuje was taka transakcja.
- Interesuje nas kada Rosjanka, ktr oddacie. A najbardziej
wszystkie.
- Na razie, Wilnicki.
Odoya suchawk. Przytulia si do mnie.
Byo ciemno i cicho, tylko w piwnicy daro si niemowl. Pewnie
jedno z sierot Matki, ktre przeyy, schodziy z posterunkw i karmiy
piersi swoje oraz cudze, ale dzieci bywaj wybredne.
- I co teraz? - zapytaa cicho.
- Wierzysz, e to Nadia?
- Grzesiek napisa - skina w stron szafy - e odda ci plecak
wypeniony fors. Mylisz, e czemu? Bo mu zote gry obiecaa.
- Marny dowd - umiechnem si blado.
- Lubi ci. To byo wida. Nadia te widziaa. Baa si, e sam dup
go nie skusi. Teraz zwaszcza, kiedy go potrzebowae. Na Masz te si
gapi jak pies na szynk. Pewnie odebra to wszystko jak cik zdrad.
Waha si. Wic na wszelki wypadek dorzucia drugi argument Fors.
Chod ze mn, bdziemy bogaci".
- Moga go zwyczajnie okama.
449

- Janusz, nie tak! Pewnie, moga mwi, e w domu jest adwokatem


i zarobi dla nich kup kasy. Ale tu wyranie chodzio o wielk kup,
i bardzo szybkiej. Chyba po prostu powtrzy tobie to, co ona jemu.
e walizka z fors, cay wr. Mnstwo. Takie wielkie, e si mona
podzieli z wystawionym do wiatru szefem. - Pokrcia gow. - Nie
jest gupia. Gdyby wymylia bajeczk, to bardziej wiarygodn.
Gaskaem jej twarz. Chciabym tak siedzie, dotyka jej i nic nie
robi. A zwaszcza o niczym nie decydowa.
- I co teraz? - westchnem.
- Raczej nie uciekli ze wsi - zacza ostronie.
- Za dnia mieliby problem - przyznaem.
- Schowali si? Masz pomys, gdzie?
- Chcesz j wyda? - zapytaem spokojnie. Moja do piecia jej
gadki policzek.
- Uprzedzaam, suka ze mnie. - Prychna cichutko. - Ewie przez myl
by pewnie nie przeszo...
- Przeszoby. Ma rozum. Tylko nie wiem, dlaczego ty o Ewie. Nie
jestem z ni.
- Ale bdziesz... - Co jej zachrzcio w gardle i nie wyczuem, czy to
byo stwierdzenie, czy pytanie.
- Z nikim nie bd. adna normalna kobieta mnie nie zechce. Jak si to
skoczy, przeprowadzam si pod mosL
- Wywal ci?
- Po tym, jak przerobiem hotel na bunkier? I moja podopieczna
zarbaa dwie kobiety? A jak mylisz?
Obja mnie mocniej. Poegnalna pieszczota?
- Jeste najgupszy facet, jakiego znam. I najporzdniejszy.
- Jestem wietny kumpel i beznadziejny m. Diagnoza Jolki. Mojej
byej.
Miaem nadziej, e zmiesza Jolk z botem. Nic z tego.
- Poszukamy Nadii? - zapytaa cicho. Zabijaj.
- Jak ci nie byo, zabili tego onierza. Iwaskiego.
- Iwickiego - poprawiem. Siedziaa z nosem wtulonym w moje
czoo. - Marzena... tak szczerze: lubiaby faceta, ktry sprzeda kob i et m or d e rc o m ?
450

- Katom - mrukna po duszej chwili.


- Katom - przytaknem troch niepewnie.
- Nie rozumiesz - powiedziaa agodnie. - Mwi, e zabij j potem.
Bo najpierw wypytaj. Kto jeszcze w tym siedzi, komu powiedziaa.
Niezalenie od tego, co powie, bd j mczy, a umrze. Tak na wszelki
wypadek.
Pocaowaa mnie, ale po raz pierwszy serce nie walio mi dwa razy
szybciej pod wpywem jej pieszczot
- Mylaem... Czemu mi to mwisz?
- Dobrze mylae. Inne walcz i gin, z jej powodu, a ona ucieka.
Wpakowaa je w to z chci zysku, po czym umya rce. To nie w porzdku. Mam cholern ochot i wite prawo wyda j na mier, eby
ratowa siebie.
- Nas - sprecyzowaem bez zapau.
- A nawet nas - zgodzia si. - Matematyka te po mojej stronie: jedna
ginie, by ocalao kilkudziesiciu. Ale nie tak to bdziesz widzia,
prawda? Nie ilociowo.
-Ja?
- Bdziesz myla: Oddaem dziewczyn oprawcom, wyrywali
jej paznokcie, smayli w ognisku, wykuli oczy i dziki temu yj.
A Marzena pozwala mi si pieprzy."
Przywara ustami do mego czoa i czekaa nieruchomo na reakcj.
Najwyraniej wiadoma wraenia, jakie zrobia.
- Co to za tekst? - szepnem po duszej chwili.
- Nie chcesz mnie. Nie bdziemy razem. Ja te nie powinnam ci
chcie. To gupota wiza si z facetem spod mostu. Zwaszcza jak si
ma dugi a w drodze dziecko albo i troje. Ale gdyby jakim cudem...
Czuj, e bym ci potem stracia. Przez t kurw. Bo naciskaam, ty j
wydae Wilnickiemu, a teraz masz wyrzuty sumienia. Odszedby ode
mnie. - Zamilka na kilka sekund; znw czuem na czole jej usta, nie
sowa. - Mog z tob nie zaczyna. Ale koczy... Nie wiem, czy bym to
zniosa. - Odsuna si, ukazujc twarz i cierpki umiech. - Wic na
wszelki wypadek si asekuruj. Oddaj j albo nie oddawaj. Pamitaj, e
jest adna, moda, ma dziecko i mog j torturowa. I e ja o nic nie
prosz. Naprawd nie prosz. - Zsuna si z moich kolan i fotela, moe
po prostu
451

niezdarnie, a moe niechtnie.-Niech to bdzie twoja decyzja. Jeste


fajny facet. Cokolwiek zdecydujesz, uznam, e wybrae dobrze.
-Tu? - zdziwi si Kurpi anis. - Na krzeso mam wle?
Wybiem jeszcze jedn dachwk i zszedem z taboretu.
- Wal z podogi. - Zadarem gow, oceniem rozmiary dziury.
- Musi by po tej stronie komina. Osoni ci.
- Std to tylko do samolotw mona strzela!
- Do migowca.
- Z kaemu? - popatrzy z niedowierzaniem na kilkanacie kilogramw
stali, drewna, oowiu i prochu, skadajce si na karabin maszynowy
PKM. -1 jeszcze w nocy? Niby jak...?
- Pionowo. Wal, lec na plecach. Po prostu strzelaj do gry. Gdzie
tam bd. A jak nie - wzruszyem ramionami - to i oni nie trafi. Aha, i
naaduj do tam ile si da zapalajcych.
- Przy drugiej maszynce mamy noktowizor - przypomnia.
- Jeden - umiechnem si krzywo. - A std faktycznie nie ostrzelasz
nic poza niebem. Nie mog go tutaj da - wyjaniem
- bo jeli ruszy atak, nie zdymy przeoy.
Drugi kaem, umieszczony w naroniku parku, mia broni ogniem z
flanki zachodniego i poudniowego muru. Poowy naszego frontu.
Okopywano go, a Ludmia organizowaa z ciarnych kilkuosobow
sekcj, majc dostarcza amunicj i, w razie czego, ewakuowa bro.
Nie rannych, a karabin wanie. Naboi do pekaemw mielimy
zdecydowanie najwicej i strata ktregokolwiek byaby bolesna. Czuem,
e nocna walka pochonie duo amunicji, a przecie ju teraz tej do
sztucerw zaczynao brakowa.
- To od beryl a zabra. Powinien pasowa.
- S dwa. A paac ma cztery strony. Wypada po jednym widzcym
strzelcu na kad. Absolutne minimum.
- A jak nie przylec? - W gosie onierza nadal pobrzmiewa
sprzeciw. - Na dole ta maszynka bardziej by...
- Przydaaby si - przyznaem. - Ale jeli przylec, to bez niej jestemy
skoczeni. Wiem, co robi.
Tak przynajmniej miaem nadziej.

452

- Moemy pogada?
Marzena dokoczya ukadanie szafy na boku - w ramach barykadowania korytarza - skina gow trjce brzuchatych wsppracownic i wesza do pokoju. Usiedlimy na ku. Byo ciemno:
powykrcaem wszystkie korki, by nie uatwia ycia snajperom Miszy.
- Musz... wyj. Na troch - oznajmiem.
- Dokd? - Nie zdyem otworzy ust. - Id z tob.
- A kto bdzie dowodzi?
- Paczoch. Ludmia. Juraszko nawet Kade z nich lepiej si do tego
nadaje. Jestem lepy urzdas, a nie...
- Jeste odwana, mdra i robisz dobre wraenie. - Popukaem j w
naramiennik. - Oficer, to si liczy.
- Gdzie ci znowu niesie?
- Nie spodoba ci si - ostrzegem. Milczaa, nie raczc komentowa. Sprbuj wzi Ew i Masz i...
- I? - zaszydzia. - Trj kcik? A taki kogut jeste?
- Marzena...
- Trzeci masz we wsi? Fajna? Bo jak nie, to daruj sobie wychodzenie.
Mao tu dziewczyn? I ek?
- Bd powana, co?
- Jestem. Dymanie to powana sprawa.
- Wkurzasz si, bo prbuj ratowa im ycie? Tobie te prbowaem.
Nie chciaa i do Pirata.
- Nie bra ciarnych.
- Gupich nie bra - rzuciem przez zby.
- A w ogle - odwarkna - to cigle jeste aresztanL
W oddali zajcza rozrusznik. Dopiero taki samotny dwik pozwala
uprzytomni sobie, jak cicho jest we wsi.
- Niczego bardziej bym nie chcia - wyznaem, nie patrzc w jej stron
- ni mc zabra i ciebie. Ale ich w Maogorsku palcem nie tkn, a z tob
Wilnicki ma...
- A ty? Moesz i z dziewczynami? - Popatrzyem na ni, zaskoczony. - Wygasz si jako? Ambasador jeste.
- Mylisz, e chc uciec? - spytaem z niedowierzaniem.

453

- Pytam, czy by mg. Nie zabij ci? - Nie zdyem odpowie


dzie. - Bo tu chyba tak. Wic id. Nie ma sensu gin. Wiemy, co
robi. Ju nie jeste potrzebny.
Tylko raz zafundowaa mi niespodziank tego kalibru - z dziwki
przeistaczajc si znienacka w oficera.
- Id - powtrzya. - Poradzimy sobie. No, spadaj.
- Ty to... serio?
- Nic ci tu nie trzyma. Jak one odejd, to ju nic. Nie
silia si na oczyszczenie gosu z goryczy.
- Trzyma - zdobyem si na saby umiech. Musnem jej udo.
- Mam zalege... no wiesz, kochanie si.
- Jak je uratujesz, ktra na pewno ci da. Kobiety lubi nagradza
wybawcw.
- Masz je za jakie dziwki?
- Dziwka daje dla korzyci. Ja mwi o wdzicznoci. I o facecie, na
ktrego obie lec.
Nie rozumiaem, do czego zmierza. Jej propozycja brzmiaa cakiem
serio. Ale rozalenie te byo szczere.
- O co ci chodzi? - zapytaem niepewnie.
- Jak przeyj, bohaterk zostan. Ty moe winiem. Wic zabieraj
swoje dziewczyny i uciekaj.
- Ja nigdzie si nie wybieram. - Westchnem. - A tak w ogle to
mwiem, e sprbuj. Nie, e je zabior. Jak znam Ew, bdzie si
stawia.
- Masz Masz na pocieszenie.
- Seks z nieletni jest karalny - odciem si. Przemilczaa to. Ju
powanie dodaem: - Jest smarkata i gucha. Nie puszcz jej bez Ewy.
Obie albo adna.
- Ty z ni moesz i.
- Ja nie mog.
Podniosem si i ruszyem do drzwi.
- Dlaczego? Nic ci tu nie trzy...
- Nie zostawi ci - rzuciem sucho, nie ogldajc si za siebie.
- Wybij to sobie z tej rudej epetyny.

454

- Nie mog - powiedziaa Ewa. Staa w piwnicznym korytarzu i pa


lia papierosa jak dziewczynka z zapakami zapak: kulc si i trzy
majc wty pomyk w kloszu ze splecionych doni. Draa, z nosa
jej si lao.
- Samej jej nie puszcz - powtrzyem swj koronny argument
- To guchy dzieciak.
O tym akurat nie musiaem przypomina: zza ciany dobiegao
najtragiczniejsze wykonanie koysanki, jakie w yciu syszaem. Talentu
muzycznego pannie Gawryszkinej Bg poskpi pewnie ju przy
urodzeniu, ale teraz, kiedy w dodatku nie syszaa, bia rekordy
piewaczej niekompetencji. O dziwo: niemowl nie wyo ze zgrozy.
Pewnie z wraenia odebrao mu gos.
- Polij z ni Dudziszewskiego. Wpad tu, o tak j zapa - zademonstrowaa chwyt jak za uszy - i mao nie udusi caowaniem.
Dziewczyna nieprzytomna chodzi.
- Potrzebuj go. Kadego faceta potrzebuj.
- To polij bab. Sandra, moe Ela...
- Kobiet Masza nie trawi.
- Te jestem kobieta - przypomniaa. Signem doni do jej czoa.
Nie uchylia si. Na odwrt raczej.
- Z gorczk - mruknem. - Ewka, do rana padniesz.
- Do rana bdzie tu nasze wojsko. Albo zbiorowa mogia.
Wytoczyem najcisz z haubic:
- Pomyl: za godzin moesz by z Piotrem.
- Nie mog zostawi pacjentw.
- Kocha ci - dokrcaem rub. - Jeden twj umiech, a padnie na
kolana i poprosi o rk. Nie chcesz?
- Zostaj - mrukna.
- Jak ju bdzie klcza - nastpny obrt ruby - co mu szkodzi zapa
zbami za gumk, zsun ci majtki...
- Hej! - pacna mnie w czoo z udawanym oburzeniem. W jej oczach
zalnio jednak co wicej ni odblask wiec.
- Jeste cudowna dziewczyna - powiedziaem ciszej. - I on to widzi.
Nie marnuj tego. Moesz by ywa i szczliwa.
Pocigna nosem - katar? - zgasia niedopaek o cian i opara czoo
o moj pier. Pogaskaem j ostronie.
455

- Nie mw, bo bd rycze - ostrzega szeptem.


- Jeli co ci si stanie... Wiesz, jak bym si czu? Bo to przeze mnie
bdzie. A Piotr? Chcesz mu to zrobi?
- Chc z nim by. Powiedz mu, gdyby co.
- To bd, kretynko. Bd. I sama mu mw.
- Jak tu zostan - pocigna nosem - znw bd moga pracowa. I
zabior go z tej kurewskiej wojny.
- Pracowa? - Zaskoczya mnie.
- W Polsce. Odzyskam dyplom. Nawet gdyby Piotr do koca ycia nie
znalaz roboty, utrzymam...
- Ewa... - Wolabym odgry sobie kawaek jzyka, ni tak na ywca
wycina jej zudzenia, ale wolaem Ew pozbawion zudze od Ewy
pozbawionej ycia. - To nie bajka. To pierdolona Polska. Na co liczysz?
Na wdziczno? Naszej wadzy? Nie bd mieszna. Medal to dadz
abiszewskiemu. I ksidzu, e kocioa uyczy. Ty w nagrod moe
siedzie nie pjdziesz. Tylko moe, bo przecie nielegalnie ludzi tu
kroia i niektrzy pomarli. I ta bomba w honke-rze... Jeli liczysz, e ci
przywrc prawo wykonywania zawodu...
- Licz - rzucia przez zby.
- Nie bd dziecinna.
- Nie jestem. Bdy proceduralne. - Umiechna si krzywo. Wymuszone zeznania. Naciski na prokuratora. Podpowiadanie
wiadkom...
- e co? - nie zrozumiaem.
- I tak dalej. Pawluk powiedziaa, e doprowadzi do uniewanienia
wyroku. Choby miaa zezna, e jest lesb, leciaa na mnie i wrobia z
zemsty, e jej nie chc.
Oczekiwaa tego. e wrc i e bd zy.
Staa z karabinem w rku przy krawdzi okna, ale kulia si i kleia do
ciany raczej nie w obawie przed kul.
- Czemu jej to powiedziaa? - zapytaem od progu.
- Ewie? - Nie prbowaa adnych gierek. - e odkrc ten wyrok? Bo
odkrc.
- Ot tak? - Ruszyem w jej stron.
- Byam dobrym prokuratorem. Wiem, jak to zrobi.
456

- Pytam, dlaczego. - Tym razem nie spieszya si z odpowiedzi. Zatrzymaa j tutaj. Sprytnie. Wiedziaa, e nie odejdzie, jeli
pomachasz dyplomem lekarskim.
- Zasuguje na dyplom - bkna.
- Chciaa, eby zostaa - oznajmiem twardo.
- Nie stercz w oknie - pocigna mnie w bok. Zrewanowaem si
lekkim chwytem za kark.
- Stracia przez ciebie zawd. Teraz moe straci ycie. Chc wiedzie,
dlaczego.
Przechylia gow, przywara policzkiem do mej rki.
- Baam si - szepna. - e z ni odejdziesz.
Objem j, teraz ju oburcz, i przytuliem. Zarzucia mi rce na
ramiona. Stalimy tak moe i z minut. Jej ucisk czuem nawet przez
kamizelk kuloodporn.
- Ciemno - szepnem w kocu. - Musz i.
- Nie id - rzucia odruchowo. - Dokd?
- Do telefonu.
- Telefonu? Przecie...
- Idiota jestem - wyznaem z gorycz. - Wolno kojarz.
- A ja wcale. O czym mwisz?
- Wilnicki ma tu szpiega. Szpieg szuka tego. - Wycignem z kieszeni udajce komrk radyjko. - Ujawni si przed Szurymem, eby je
dosta. Sporo zaryzykowa. Jeli Szurym zacznie sypa...
- Ujawni? On? Mylaam, e obstawiasz witek.
- Ja tak. Ale czy Wilnicki? Powinna teraz siedzie pod kluczem.
Myl, e wystara si o kogo jeszcze. Choby na cznika. Ale nie w
tym rzecz.
- A w czym?
- W moliwociach. Ktokolwiek to jest, musi przekazywa meldunki.
Mona oczywicie przekrada si przez front. Tylko e to ryzykowne.
Milczaa przez chwil. A potem to powiedziaa:
- Nowak.
- Bystra dziewczyna - pochwaliem j.
- Kupi od Bka plan wsi. I spis mieszkacw. Bystra? - parskna. Te dupa jestem, nie detektyw.
457

- Dziki.
- Ten spis mnie zmyli. - Westchna. - Mylaam tak jak sotys: e
facet chce pohandlowa kartami rezerwistw. Zapomniaam, e to wie.
Kady zna kadego; po choler tubylcowi ksika adresowa?
- Pohandlowa, ale planem i z Wilnickim. To znaczy... - Teraz ja z
kolei westchnem. - Cholera, nie wiem... Nowak cakiem mi nie pasuje
do tej roli. To prymityw.
- Kupi ten plan - przypomniaa. - I nazwiska. Czyli kupowa dla kogo
obcego, kto nie kojarzy budynkw z ludmi. witek? - Musiaa
zmarszczy brwi, ale za ciemno ju byo, bym to dostrzeg.
- Jednak ona?
- Tak nigdzie nie dojdziemy. - Odsunem j delikatnie. - Na upartego
tubylec te mg potrzebowa nazwisk. Wiem, gdzie kto mieszka, ale ju
jaki to numer chaupy...? Bij zabij. Nie tdy droga. Musz zniszczy ten
telefon.
- Nowaka?
- Nowak nie ma stacjonarnego. Przy takich zodziejskich stawkach za
abonament.. A to biedna wie. Jeli nie prowadzisz interesu i nie musisz
duo rozmawia, to tylko komrka. W Kisunach s raptem trzy numery
podczone do kabla. Jeden to hotel, drugi automat obok przystanku.
- A trzeci?
- Nie potrzebujesz czego ze sklepu?
- Serio pan pyta? - upewni si Dudziszewski. Oderwa wzrok od
optycznego celownika RPG-7 i spojrza na mnie.
- Nie, wiruj z tych nudw... - Tak jak on, mwiem szeptem.
Klczelimy przy wyomie we wschodnim murze, obserwujc pogrone
w mroku, ciszy i bezruchu centrum Kisun. Widok przesaniay troch
namioty wojskowego biwaku, ale pawilonik sklepowy sta dalej na
poudnie i oddzielay go od nas, poza odlegoci, tylko jakie marne
krzaczki.
- Moe si spali. Cay. Ludzie majtek strac.
- Ale przeyj. A mnie moe kto kropn, jak tam po prostu pjd. To
co, trafisz?
458

- W sklep bez problemu - mrukn. - Ale w to boczne okienko? Czemu


akurat tak?
- Bo telefon maj na zapleczu. Gowica przeciwpancerna nie rozwali
go, wybuchajc pomieszczenie dalej.
- A musi rozwali? Co komu po guchym telefonie?
- Nie trafisz?
- P na p - oceni szanse. - Moe... pan?
- Z kocioa - skinem gow - zobacz wystrza. Nie chc, eby po
wszystkim obciyli mnie rachunkiem za rozpieprzony sklep. I tak
biedny jestem.
-To tak jak ja.
- Ty jeste w wojsku. Moesz strzela, w co popadnie. Powiesz, e
zobaczye Ruska. Mnie mog nie uwierzy.
- To przez Masz? - Nie odpowiedziaem. - Spalony pan tu jest,
prawda? Kurde... Narobia panu kopotw.
- Jak to baba - mruknem. - Po to je Bg stworzy.
- Niech pan strzela - prbowa mi wepchn rur, zakoczon
wrzecionowat gowic. - Powiem, e to ja, spoko.
- Tyle e ja te p na p - wyznaem.
- To najwyej rbniemy drugim.
- Zachowaj na wozy. - Poklepaem go po ramieniu i podniosem si. No, trudno. Przejd si.
- Ale...
- Nic mi si nie stanie.
Miaem racj: nic mi si nie stao. Pokonaem na brzuchu najgorszy, bo
wydeptany przez biwakujce wojsko odcinek trasy, zanurkowaem w
wysokie zielsko i pod jego oson dotarem do jezdni. Jeden skok - i
byem po drugiej stronie asfaltu.
Zza sklepu wida byo czarn bry kocioa i chyba stojcego obok
plebanii bewupa, musiaem jednak wybra t stron. Pokoik, w ktrym
pani Krysia urzdzia biuro, mia dwa okienka i to mniej eksponowane
byo wanie we wschodniej cianie. Znajdoway si tu te tylne drzwi,
ale zbliyem si do nich tylko dlatego, e marsz w cieniu pawilonu by
bezpieczniejszy ni przemykanie si obok mietnika. Nie czuem si na
siach wchodzi tdy. Minbym
459

wypenion metalowym skrzydem nisz, gdyby nie ruch na szczycie


kocielnej ciany. Przywarem plecami do blachy, a ta umkna mi
znienacka spod opatek. Nie wyrnem o podog tylko dziki sercu:
podskoczyo do garda tak gwatownie, e szarpno ca reszt i
zapobiego upadkowi.
Staem tu za progiem, prbujc zapanowa nad nerwami. Dostao im
si po drodze. Byem zmczony, a balast w postaci kamizelki, karabinu i
hemu dobija mnie do reszty, wic pki pezem, pot z pozoru
wypukiwa cay strach. Teraz okazao si, e sporo pozostao.
A moe to po prostu instynkt? Nie zdyem si nad tym zastanowi.
Zbyt wiele szczegw dostrzegay nawyke do mroku oczy, za szybko
uznaem, e we wntrzu wiejskiego sklepu jestem sam. Nikt do mnie nie
strzeli, cho mg, wic sdziem, e wszystko jest w porzdku.
I byo. W sklepie waciwym.
Film mi si urwa, kiedy przekroczyem kolejny prg i znalazem si
na zapleczu.
Zimne, mokre i syczce spywao mi do oczu. Troch trafio do nosa,
odrobina do ust Rozpoznaem smak. Cola.
- Janusz? Syszysz mnie?
O dziwo, syszaem kiepsko. Strzay gdzie w oddali, krzyki - nawet
niele, a j, cho klczaa tu obok - ledwo co.
- No - stknem. Uniosem z wysikiem rk, wytarem jedno
oko. - Marzenka?
Zamaa si znienacka w pasie. Poczuem nacisk jej czoa na piersi.
Rozmodlona muzumanka. O ile muzumanki robi to tak samo jak ich
faceci. Nie byem pewien.
Bolaa mnie gowa. I kark. Ale gowa bardziej.
- Co si dzieje? - zapytaem. Nie odpowiedziaa. Obok, na pododze,
wiecia si wycelowana w drug stron latarka, ale wolaem dotkn
poronitej yw miedzi gowy, ni j owietla i sprawdza. - Hej...
ryczysz?
- Kuuurwa. - Pocigna nosem, unoszc twarz. - Nie palcem w oko.
460

Nawet jeli faktycznie trafiem, to przecie nie w oboje naraz, a


policzki miaa jednakowo mokre.
- Nie rycz - powiedziaem mao mdrze.
- Dobra. - Zamrugaa powiekami, pewnie w ramach ich osuszania,
signa w bok i wyczya latark. Nie zdyem sprawdzi, czym jest to
co po lewej. Co, jak ja, leao na pododze i chyba byo...
- Wcz - zaprotestowaem. Obrciem gow. Zabolao dwa razy
mocniej, wiat zakoysa si nieprzyjemnie.
- Lepiej nie. Znowu wojna. I nie wiem, czy uciek.
-Kto?
- Facet, ktry ci to zrobi. - Ostronie dotkna mojej gowy. - Zajebi ci, gupi kutasie. Mylaam... Jak zobaczyam ten hem... Nie
no, po prostu zajebi. Wiesz, jak si baam? Masz pojcie?
Podsuna mi pod rk kompozytow skorup, do niedawna osaniajc moj czaszk. Hem przypomina teraz ni mniej, ni wicej, tylko
ludzki tyek. Z przedziakiem.
- Dlaczego nie wzie Dudziszewskiego? Albo mnie? Albo kogo
kolwiek? - Walna mnie pici kilka razy po piersi. - Czemu gra
natu nie wrzucie?
Udao mi si usi. W gowie wirowao, ale widziaem cakiem
niele. Na przykad: zidentyfikowaem to co, co leao po lewej.
Mczyzna. A dokadniej: trup mczyzny. By w cywilnym ubraniu,
lea na brzuchu, a wok gowy i ramion poyskiwaa jaka ciemna
ciecz.
Podniosem swego beryla. Facet z siekier nie zabra go. Siekiery,
nawiasem mwic, te nie. Uczciwy go.
- Co tu robisz? - zapytaem.
- Pilnuj aresztanta - warkna.
Pomacaem si po gowie. Ani krwi, ani guza. Chyba tylko wstrzs.
Kolejny. Kaach Sonia w Zapowiednoje, potem kawa odstrzelonego
dachu, teraz to. Cud, e mogem myle tym obolaym w rodku.
Podniosem siekier i zemciem si, miadc obuchem stojcy na
biurku aparat telefoniczny.
- Kto to? - Marzena popatrzya na zwoki.
- Sklepikarz. Pewnie pilnowa interesu. - Uniosem siekier. - To
chyba jego.
461

- Nie tamtego? - wskazaa drzwi.


- Mao dyskretna. I uyby jej, skoro ju przydwiga. A nie uy.
Dopiero na mnie. Motkiem ciko zaatwi faceta w hemie.
- Motkiem? - Bysna latark, zacza szuka. Ujem j za rk,
wyczyem wiato. Mogem po prostu powiedzie, ale tak byo fajniej.
- Zabra.
- To skd wiesz, e...?
- Ksztat rany. I tak samo znalazem Kosmana. Cios w gow...
waciwie trzy, bo mia hem... A potem noem w gardo. Mniej krwi na
ubraniu zabjcy.
Oswajaa si z tym przez chwil.
- Kto zamordowa Kosmana? - zapytaa cicho. - Nowak?
- Dudziszewski widzia tam cznika od abiszewskiego. To znaczy...
uzna, e to kolejny cznik. Bo niby jaki cywil i po co biegaby wzdu
linii frontu?
- Szpieg - podpowiedziaa. - Pytae, jak wyglda?
- Nie. Nie jego podejrzewalimy. Chod.
Odbezpieczyem bery la i ruszyem przodem. Przy tylnych drzwiach
porozgldaem si przez chwil. Chyba pusto.
- Wia jak zajc - szepna Marzena. - Pewnie myla, e nie jeste
sam. Uderzy i w nogi. Raczej tu nie czeka.
- Widziaa go?
- Ledwo cie. Nawet nie wiem, czy to facet.
- Osaniaj.
Uja oburcz pistolet - karabinu, leniuch jeden, nie zabraa - a ja
przeczogaem si w okolice mietnika, potem dalej, pod najbliszy pot
Wykonaem par szybkich przeskokw od osony do osony. Nie
sprowokowaem nikogo do strzau, uznaem wic, e nikt nie czai si w
zasadzce. Przywoaem Marzen i ruszylimy dalej.
Za drugim potem, ze le zaciemnionej piwnicy, mrugao wiateko.
Syszaem gwar stumionej rozmowy. Najwyraniej nie wszyscy przystali
na propozycj abiszewskiego. Albo, po prostu, nie do wszystkich
dotara. Albo - te moliwe - mijalimy wanie lini frontu i czowk
millerowcw.
462

W domu, do ktrego zmierzaem, byo ciemno i cicho. Drzwi -tego si


obawiaem - okazay si otwarte. Uprzedzajc kady krok czujnym
wszeniem lufy, minem przedpokj i zajrzaem do kuchni. Za oknem
palia si lampa, nie musiaem wic prosi Marzeny o latark.
Na stole stay dwa talerze pene ziemniakw, surwki i zakrzepego w
mtn brej gulaszu. Oba lodowate. To jeszcze niczego nie dowodzio;
obiad nie potrzebuje wiele czasu, by porzdnie wystygn. Co innego
ludzkie zwoki.
Pani Krysia nie ya od paru dobrych godzin. Jej skra bya chodna, a
kaua krwi zdya zaschn.
- Kto to...? - Marzena przekna lin. - Wiedziae?
- ona sklepikarza. Zagldaaby do niego. Widzisz: obiad naszykowaa. - Ukucnem przy zwokach. - Jeli tamten chcia mie
swobodny dostp do telefonu, musia i j zabi. I chyba wstpi po
klucze. Jej m pewnie zamkn si od rodka, a gono, na chama nie
mg wej.
- Ten z motkiem? - Staa w drzwiach, ciskajc oburcz rkoje
wista i rozgldajc si czujnie.
- Ten z motkiem. - Wycignem rk. - Daj latark. Podaa.
Wcisnem guzik.
- Co to za skurwiel? - zapytaa z bezsilnym gniewem. Owietliem
do martwej kobiety, do z palcami oblepionymi
zbrzowiaym nalotem. Potem plama wiata przesuna si na jasne
pytki kamiennej posadzki.
Napis startowa znad gowy i bieg ukiem w d, wykrelony, niczym
ramieniem rozchwianego cyrkla, rk umierajcej gospodyni. Krew
rozlewajca si z przecitego garda pokna d pierwszych liter, ale
zostao wystarczajco duo, bym mg odpowiedzie.
- Wyglda na to - mruknem - e ja.
Peznca za mn Marzena bya niedaleko naronika paacowego muru,
kiedy wypatrzyem ruch za potem domu stojcego vis-a--vis mojej
sypialni. Sam bij czy ka bardziej musia interesowa paac z szeregiem
przerobionych na strzelnice okien - ale wolaem nie
463

ryzykowa. Rbnem seri, zanim rozejrza si na boki i dostrzeg


dziewczyn.
- Biegiem! - krzyknem. Marzena zerwaa si posusznie i po
gnaa za mn ku wyomowi. Mur osoni j po dwch sekundach.
Niestety, tylko z lewej.
Kocielne okno zamigotao, co zaczo warcze wok nas, wcieke,
metalowe palce zabbniy o cegy.
- Padnij!!! - Ja sam zawrciem i prbowaem podbiec do Ma
rzeny. Nie zdyem: ktry z pociskw trzasn mnie w bok, prze
wrci.
Marzena, padajca na kolana cakiem zgrabnym lizgiem, nagle
zmienia zdanie. Odepchna si od ziemi lew doni, rbna trzy razy,
chyba tylko na kierunek, z trzymanego w prawej wista i, zataczajc si,
pobiega dalej.
- Janusz?!
Strach? Baa si? To znaczy: jasne, e si baa, walili do nas z automatu. Ale... o mnie? A tak?
- Le!!! - wydarem si. - Nie strzela!!! Swoi!!!
Nie usuchaa. Drugi kretyn, z okna na lewo od kocielnych drzwi,
doczy do prawookiennego, strzelajc z beryl a pociskami smugowymi.
Widziaem, ktrdy lec.
Gdyby bya w dziewitym, nie w czwartym miesicu, straciaby
dziecko. Ju teraz stracia pukiel wosw. Trzeci i czwarty pocisk
przeleciay a nad murem. Dziw, bo facet wali ogniem pojedynczym.
Nim wystrzeli pity, skoczyem si podnosi, wykonaem dwa susy i
zderzyem si z gnajc naprzeciw dziewczyn. Bez trudu obaliem j na
ziemi. Ju w locie dostaem po ebrach. Zabolao. I zapieko - smugacz
skwiercza mi gdzie pod kevlarem kamizelki.
- Le za mn!!!
Obrt na prawy bok. Prbowaem by szersz tarcz.
Co bysno za moimi stopami i ognisty warkocz pomkn w stron
kocioa. Nim si poapaem, przeciwpancerna gowica RPG-7 eksplodowaa pod lewym oknem, byskawicznie tumic strzelanin.
Kiedy si podrywaem, pomagajc Marzenie - wzgldnie na odwrt nad ca okolic wisiaa miertelna cisza.
464

Pniej kto zacz krzycze. Histerycznie. Kobieta. Potem wicej


kobiet. Ale strzaw nie byo. Ten z prawego okna mia do: zmienia
raczej pene portki ni pusty magazynek.
Pobieglimy w stron wyomu i dymicej rury granatnika.
- Telefon z kocioa! - pogoni za nami okrzyk Paczocha. Wpadem do
paacu, przebiegem pod drzwi gabinetu. Jaka ciarna z karabinem
uskoczya z drogi. Starajc si nie przewrci ani Marzeny, ani o
Marzen, dotarem do biurka. Prbowaa zedrze ze mnie kamizelk. W
biegu. Byo ciemno; moe nie dostrzega zakrwawionej nogawki ani
grymasu na twarzy, ale, wanie dziki ciemnoci, tam, za murem,
zauwaya, e wiec.
Teraz ju nie wieciem. Smugacz wypali si, pozostawiajc saby
zapach spalenizny i o wiele wicej blu. Inna sprawa, e rozdarta skra i
skopane przez pocisk ebro bolay bardziej.
Zapaem suchawk, wystukaem numer.
- Wilnicki? - Nie czekaem, a potwierdzi. - Odwoaj migowiec.
Milcza znamiennie dug chwil.
- migowiec? - Kunszt aktorski troch go zawid.
- Odwoaj - powtrzyem. - Kilka Rosjanek tu jest, ale nawet nie
co trzecia. Szkoda amunicji. I mojej posady.
Do paru musiaem si przyzna: czasem zawoaa co jedna do drugiej;
zza muru byo sycha, e niektre tu s.
- Skd ci przyszed do gowy jaki migowiec?
Marzena, klczc przede mn, szarpaa si z zamkiem mojej kamizelki.
Kosman dorobi si najnowszego modelu, ergonomicznego e strach, ale
projektant najwyraniej nie uwzgldni postrzau suwaka kul uderzajc
od rodka. A wanie gdzie tam, na zapiciu, skoczy lot ten rozarzony
cholernik. Bolaa mnie caa lewa poowa brzucha.
- Zapali go - powiedziaam. - Twojego informatora.
Bysna latarka, zostaem wic pchnity na fotel. Siedzc byem
mniejszym celem.
- Nie wiem, o czym mwisz - oznajmi sztywno Wilnicki.
- Powiedzia o nalocie. e chcecie sfajczy paac. Wyprowadzili
wikszo ludzi.
465

- Dokd?
Uwierzy? Czy tylko sprawdza jako mej bajeczki?
- Nie wiem. W tej wsi jest ze trzysta budynkw. Zreszt sam wiesz:
dostae od niego plan i spis mieszkacw... Do tego zarola, sady...
Jest gdzie schowa trzydzieci osb.
Ju przeczesywali Kisuny, coraz szybciej, omieleni brakiem
niespodzianek. Nawet jeli zdoam odsun nalot w czasie, to na krtko.
Tum zbiegw, ktrych nie ma nigdzie indziej, musi by w paacu. To
oczywiste.
- Mona wiedzie - pukownik przybra swj pokazowy, wy luz owany i niedbay ton - o kim w ogle mwimy?
Marzena zadara mj sweter i koszul, zacza oglda ran. Syczaa,
krzywic si bolenie. Te miaem ochot. Lewa nogawka bya
zakrwawiona a po kolano.
- O twoim agencie numer dwa.
- O! To mam i numer jeden? - zdziwi si ironicznie.
- A ja to niby kto?
- Tobie ju nie ufam. Grasz przeciwko nam.
- Skrel go - rzuciem twardo. - Przyapali palanta nad trupem. Zrobi
wszystko, by si cho troch wykrci. Bd ci przez niego przekazywa
faszywe informacje. Jak znam tego kutasa, wybierze ssiadw, ktrych
nie lubi, i wmwi ci, e Rosjanki siedz w ich piwnicach.
- To mie, e ostrzegasz, Krechowiak. Problem w tym, e aden palant
i kutas nie pracuje dla mnie w Kisunach.
Przez chwil walczyem z paniczn myl, i jako detektyw jestem do
dupy i cae moje rozumowanie mona o kant powyszej rozbi.
- No to moe dla Miszy - warknem. - Nie wiem, nie ja go prze
suchuj. Wiem, e zabi dwie osoby, eby si dosta do telefonu,
i mwi o bombardowaniu paacu. A jego kumpel kupowa dla was
plany od sotysa.
Znw krtka chwila na zebranie myli.
- I co jeszcze wiesz?
- e tych cholernych bab tu nie ma. I jak spalicie paac, to si na ciebie
wkurwi i nie powiem, ktra z nich szasta na lewo i prawo fors,
szukajc ochrony.
466

- Fors? - Chyba drgn. - One nic nie miay.


- Przysz fors. T, ktr od was wycignie. - Wahaem si chwil,
patrzc, jak Marzena przykada wojskowy opatrunek do mego brzucha. To wie przemytnikw, Wilnicki. Pena dobrze zakamuflowanych
schowkw. Choby zdoby cae Kisuny, a potem trzyma je kilka
godzin, w co wtpi, nie znajdziesz tych wszystkich dziupli.
Przeuwa to jaki czas. Ja przeuwaem myl, e, by moe, zabiem
Pirata i dwie niewinne dziewczyny. Kryjwka, ktrej kto szuka, z
miejsca traci na wartoci.
- To potrzymam godzin kilkanacie - rzuci zaczepnie.
-Akurat. Moesz mie wtyki w subach, straszy prowokacj
i trzyma wojsko na smyczy. Ale lada moment caa ta konspiracja ci
pieprznie. Media goni za sensacj, opozycja za batem na rzd. Niech
tylko poczuj zapach krwi... A przeoeni Adamskiego? Mylisz, e nie
wydzwaniaj, gdzie popadnie? Nie kombinuj w popochu, jak nie zosta
kozami ofiarnymi? To przecie ich rozlicz z zaginionej bez wieci
kompanii.
- Wiesz, ktra to? - Moja czarna wizja przywrcia mu zimn krew.
Marzena na palcach podesza do drzwi, zamkna je bezszelestnie.
Wrcia jeszcze ciszej.
- Wiem.
- Moesz j nam dostarczy? yw?
- Nie wiem. - Mio byo raz nie skama. - Moe. Ale nie za darmo. Po
pierwsze, zostawcie paac w spokoju. Wpakowaem w ten interes ca
gotwk.
- Czyli ile?
Miaem nadziej, e o to nie zapyta.
- Byo szedziesit osiem tysicy. Teraz wicej.
- Chcesz powiedzie, e jeste wsplnikiem Ekierta? - zapyta
chodno. - To dlaczego on o tym nie wie?
Marzena klczaa przed fotelem, nadstawiaa uszu i kibicowaa mi,
ciskajc lew do. W tej chwili: wyranie mocniej. Ja te si mocniej
spociem.
- Ekiert wie. - Zdobyem si na spokj. - Co nie znaczy, e si
kademu chwali. Nie zauwaye, po ile tu chodz drinki? To lewy
interes. I rozliczenia te s lewe.
467

- Podaj nazwisko, Krechowiak. Za... pidziesit


- Daj pidziesit, a podam. Kolejno, pukowniku. Wiedza to
konkret Obietnica forsy to tylko obietnica.
- Chc ci zapaci - westchn. - Kada kolejna godzina tej imprezy to
pewnie wicej ni pidziesit tysicy. Opaca nam si kupi t cwan
panienk. Ale nie masz jak sprawdzi, czy przelaem ci fors na konto.
Musisz bra obietnic. Gotwki nie mam, bo Misza ssie jak odkurzacz.
Te nieufny facet. Pomyl jednak: daj ci szans albo rzucam na eb
benzyn. Co lepsze?
- Pawluk ma mnie na oku. Nie mog std wyj. Wic nie rzucaj
benzyny, bo spalisz jedynego informatora, ktry ci moe doprowadzi
do cwanej panienki.
- Jak zabijemy wszystkie, nie bdziesz potrzebny.
- Jej nie zabijecie. Chyba e masz atomwk. Nie
mia. Na szczcie. Bo raczej by zrzuci.
- A po drugie? Mwie, e paac jest po pierwsze.
- Szczero. Udowodnij, e czasem bywasz szczery.
Marzena wpatrywaa si we mnie z niezrozumieniem. Mio byo czu
dotyk jej doni na ydce. Wolabym skuteczny proszek od blu
poobijanej gowy czy co na poharatany i poparzony brzuch - ale i to
cieszyo.
- Sucham - rzuci krtko Wilnicki.
- Spokojnie, nie boli... Jak go zwerbowae? Tego pojeba z motkiem i
noem.
- Czyli? - Gra do koca. Ale i ja graem.
- Od ciebie chc to usysze. Pewnie mylisz, e Pawluk nikogo nie
zapaa i po prostu wycigam nazwisko. Ale to nie tak. Wiem, kto to jest
Wanie dlatego chc wiedzie, jak si dogadalicie. - Milcza. - Dla
uatwienia: jeli ma ci robi w konia, musi dotrze do telefonu.
Paacowe odpadaj, bo mu nie uwierzysz. Czyli te we wsi. A stamtd
moe uciec. Moe zreszt od razu puszcz go samego. Pawluk ma na
niego potnego haka: dwukrotne morderstwo. Liczy, e chce potem y
spokojnie i zrobi, co mu kae. Ale ja go znam. Wiem, e moe po prostu
zwia. Do was. I chc mie pewno, e jeli wybierze taki wariant
ratowania dupy, to jej nie uratuje. A wiesz dlaczego chc j mie?
Wiesz?
468

To byo bardzo serio postawione pytanie. Wyczu to i bardzo serio


zastanowi si nad odpowiedzi.
- Chyba faktycznie go macie - mrukn. - Wic czemu nie zapytasz
wprost? Wymie nazwisko.
- Bdziesz si mia - uprzedziem. - Jestem porzdny. Nie zabijam
ludzi poza przypadkiem obrony koniecznej. Zrb prezent mojemu
sumieniu.
Milcza przez chwil.
- miej si - stwierdzi. Do ponuro, z wahaniem. Co mu nie
pasowao. Ale, z drugiej strony, zbyt wiele pasowao.
- Moe - uatwiem mu spraw - zostanie tu, a Pawluk go nie oskary.
Dookoa wojna, szlag moe trafi dowody. Wykrci si. A po wszystkim
mnie sprztnie. Odczeka i zaatwi. Chyba e wczeniej ja jego. Wic
wol teraz, pki kad mier mona zwali na Misze. Pawluk popatrzyem jej w oczy - jest cita na was. Jeli si dowie, co facet robi,
moe odwrci gow i uda, e nie widzi, co ja robi jemu. Albo puci go
do was. A wtedy ty mnie wyrczysz.
- Dlaczego miaby odczekiwa i ci zaatwia?
- Dobra - westchnem. - Widz, e ta rozmowa nie ma...
- Jak zajechaem przed posterunek... - Nie od razu dotaro do mnie, e
skapitulowa. - Ju go nie byo. Ale od niedawna. Chyba mj wz go
sposzy. Wic teoretycznie mogem go widzie. Jego bym wzi, nie
ciebie, ale szukaj po nocy... Potem, w Maogorsku, zdobyem numer
telefonu i zadzwoniem. Odtd jest mj.
- Nie ty zabie Ziemkowicza? - Zdyem przywykn do myli, e
udusi kaprala: ludzie rzadko przyznaj si do cudzych zbrodni.
- Umiejesz si, ale te jestem porzdny. Nikt nie mia gin.
Chciaem przemyci jelcza, puci Adamskiego i kupi milczenie paru
mundurowych. W tym Ziemkowicza. Ale skoro nadarzya si okazja...
- Okazja?
- Szablewski wrabia ci tak na chama, e rwnie dobrze wizytwki
mg rozrzuca. A z drugiej strony skutecznie. I miao. Trup
funkcjonariusza... To robi wraenie. Facet gotw i na cao.
Potrzebowaem takiego. Wic wziem Ziemkowicza na siebie.
469

Podstawowa zasada pracy z agentami to ich chroni, zapewnia


maksymalnie dobre alibi.
- Tak po prostu poszed i go udusi? - Mj umys mimo wszystko nie
godzi si z tym.
- Chcia ci wrobi, a do tego Marcin musia si okaza niewinn
dziewic. Sd mg nie ykn tezy, e niewinna dziewica idzie w nocy
na posterunek, pobiera karabin i zaraz potem daje si zabi bezbronnemu
zwyrodnialcowi. Pewnie by ci wsadzili, ale tylko za przekroczenie
granic obrony koniecznej. A nie o to braciszkowi szo. Chcia doywocia.
Musia wic zniszczy wpis o pobraniu broni. Pech, e na posterunku,
oprcz dokumentw, by kapral, ktry ci pilnowa. A szczcie, e
kapral, ktrego Szablew-ski nie lubi. Wic wzi i upiek trzy pieczenie
na jednym ogniu. Oczyci brata, ciebie wrobi na amen, a sam pozby si
wrzodu na dupie.
- Pacisz mu?
- Po co? Starczy postraszy. Wyobra sobie, e znajduj trupa Marcina
a obok napis krwi: Maciek, nie daem rady, zaatw Krechowiaka,
doywocie niech..." Koniec testamentu, ranny zmar. Prawda, jaki adny
trop? Prokurator idzie nim i co znajduje? Szemrane, ewidentnie
sfabrykowane dowody, dziwnie zabitego Ziemkowicza, prostacko
wrabianego Krechowiaka i wiadka, ktry widzia, j ak brat ofiary ucieka
z posterunku. Zgadnij, kto dostaby doywocie?
- Napis? - zdziwiem si. - Krwi?
- Blef - wyzna. - Ale bezpieczny. Widziaem, jak na ciebie skoczy
przy mocie. Nie wiedzia, co si stao. Jak, gdzie... atwo mu byo
wmwi, e znalelimy trupa. Bo w trupa sam uwierzy, ju wczeniej. I
mia racj, co?
Milczaem. Prbowaem wypchn z gowy inne pytanie: ile? Ile osb
zgino, bo w por nie zaczem myle?
- Mog go sprztn - zaproponowa Wilnicki. - Potraktuj to jako
znaczn cz honorarium.
- Sprztnij - mruknem. Sam si zdziwiem, jak obojtnie. Teraz, gdy
ju wiedziaem, problem Szablewskiego spad nawet nie na drugi, a na
jaki dalszy plan. Chyba miaem za duo zmartwie.
- Nie ma sprawy. Ktra to dziewczyna?
470

Patrzyem na Marzen. Krcia gow. Bez sowa, ale tak mocno, e a


wosy furczay. Jakby wyczuwaa, e musi. e si wahani.
- Po co ci to? - umiechnem si z wysikiem. -1 tak musisz wy-tuc
wszystkie. Tego da szefostwo, co?
- Chc mie pewno. Sraj ze strachu. Przez to ta jatka. Moglimy
poczeka, poszuka jej. Ale chcieli ju, od razu. Gdybym mia par dni...
Nie jestem skurwysynem, Krechowiak. Naprawd. Szkoda mi tych
dziewczyn i staram si ocali kad, ktr tylko mog. Wiesz, e co
trzeci ju uratowaem? Te z Warszawy te miay jecha. W ostatniej
chwili zdyem ustali, e adna nie moga przysa tego mej la. Jeszcze
par dni, a wykluczybym wikszo pozostaych. Moi ludzie nawet teraz
wsz, przesuchuj wiadkw. Z tych, ktre byy w chodni, mgbym w
tej chwili zwolni moe i co drug. Chcesz o tym pogada?
Mylaem, e wszystko, co ze, poza beczkami ze spirytusem, ju mi
si zwalio na eb. Myliem si.
Marzena omal nie zmiadya mi palcw. Te zrozumiaa, w jakie
gwno nas wanie wepchnito.
- Nie chc - rzuciem odruchowo.
- To daj Pawluk. Ona ceni ludzkie ycie.
- Zadzwo za pi minut - powiedziaem.
Odoyem suchawk.
- Co robimy? - zapytaa cicho Marzena.
- Masz monet? - Popatrzya na mnie z niedowierzaniem tak intensywnym, e przebio mrok. - Wierzysz przecie w Boga. Nie dam
wielkiego cudu. Niech tylko j obrci odpowiedni stron. Jest
wszechmogcy i podobno okej.
- Jaja sobie robisz? Mwimy o yciu wielu ludzi!
- Sk w tym, e racjonalnie tego si nie da rozstrzygn. Wilnic-ki
poda nazwiska kobiet, ktrych jakoby nie podejrzewa. Odejd na
rosyjsk stron. Moe przeyj i wtedy sukces: uratowalimy co drug.
Ale moe je zabije. Bo akurat list podejrzanych nam podyktuje.
- Wtedy te uratujemy co drug. Pozostae ocalej.
Zaskoczya mnie. Nie wiem czemu: ostatecznie o brak rozumu
471

nigdy jej nie posdzaem. Wic pewnie refleksem. Ja nad swoim


kontrargumentem zastanawiaem si duej.
- Jeli nie pjd wszystkie, Wilnicki zgadnie, e nie ma wrd nich
szantaystki. A nie pjd. Nadia choby.
- Nadii moe nie by na licie. Ale zgoda, nie wszystkie zechc zda
si na jego ask. Tyle e to przemawia na korzy tych, ktre jednak
zechc. Szantaystka by nie posza. Czyli te, ktre poszy, s czyste.
Mona im darowa ycie.
- Albo szantaystka jest zimnokrwist ryzykantk, tak wanie
kombinuje i sprbowaa szczcia. Nie wiem jak Wilnicki, ale ja dla
pewnoci rozwalibym je wszystkie.
- I tak nie bdzie mia pewnoci. Druga poowa przecie tu zostaje.
- Poow jest o poow atwiej wystrzela.
Milczaa przez chwil, przygnbiona.
- Mylisz, e o to mu chodzi? - Nie zdyem odpowiedzie. - To
dlaczego tak ci z doowa?
- Bo moe powiedzia prawd.
Nikt nie strzela, nad wsi nie dudniy silniki migowcw. Dwik
telefonu sprawi, e oboje drgnlimy.
- Pawluk. Gadaj - odezwaa si bez zapau.
- Krechowiak pewnie mwi, w czym rzecz. Wic tylko nowe argumenty. Czirikowa to ona generaa. Wanego. Begma bdzie mia
problem, kiedy jej m si dowie, e j zabilimy. Trzy inne te maj
wanych krewnych.
Po bezruchu Marzeny poznaem, e i do niej to trafio.
- Mw dalej.
- Krechowiak podobno wie, ktrej szukamy. Zrbmy tak: powiem, co
ustaliem na jej temat. On tobie - nie mnie, a tobie - potwierdzi, czy
wszystko pasuje. Potem podam nazwiska Rosjanek, ktre do
charakterystyki nie pasuj. Zyskacie pewno, e nie zapraszam do
Maogorska Pani Milion.
- Pani Milion?
- Euro - sprecyzowa. - Obywatelstwo chciaa polskie, ale ju zotwki
byy be. Obywatelstwo dla siebie, dziecka i mczyzny. Tak napisaa. To
nam eliminuje par pa.
472

- Za co ten milion? - zapytaa Marzena.


- Praktycznie? Za nieobalanie rzdu. A tak naprawd koalicji. W tym
posa abiszewskiego. -Wilnicki umiechn si chyba. - Nieadnie.
Teraz si dowiaduj, e jestecie razem? No, lepiej pno... Ta cia to z
nim? - Odczeka dla spotgowania efektu. - Widzisz? Te wiem.
Naprawd duo mog. Niech ci nie zmyli ten bajzel. Gra za bardzo si
pospieszya i gwno wpado w wentylator. Ale bywam do blu
kompetentny. Tak bardzo, e nie musz likwidowa wiadkw. Sta
mnie na luksus pozostawienia przy yciu ciebie, Krechowiaka i nawet
niewinnych Rosjanek.
- Nie jestem z abiszewskim - sprostowaa chodno.
- Ale dziecko bdzie jego? - Tego nie zdementowaa. - No wanie.
Niewane: m czy patnik alimentw. Zawsze lepiej, jak ojciec dobrze
zarabia. A jeli Pani Milion upubliczni swoje rewelacje, mamy
przyspieszone wybory. Potem ze dwie kadencje bdzie rzdzia lewica i
liberaowie. Ada wrci do machania kred w szkole. Ciebie te wywal.
Sprawdziem: dostaa t robot jako kobieta posa. Kto w Stray olep,
nie zauway, e karana pijaczka i pirat drogowy. A, i kulawa. Ale jak si
zmieni wiatry, odzyska wzrok. I po co to komu?
- Mwmy moe o tej dziewczynie.
- A Polska to pies? Kiedy negocjowalimy z twoim chopakiem,
zapytaem, czy jeste patriotk. Zdziwi si, ale powiedzia, e tak. e
akurat ty jeste.
- Nawet ora nosz - zakpia. - Na czapce. I co z tego?
- To, e najbardziej po dupie dostanie si Polsce. I nie mwi, e znw
zodzieje i kosmopolici bd rzdzi, przyrost naturalny spadnie, a
bezrobocie wzronie. Mniejsza o nas, dorosych. Bdziesz miaa dzieci.
O nich pomyl.
- Pani porucznik nie nada - poinformowaem go.
- onierz jeste, Krechowiak. Potrafisz dostrzec rnic midzy Rosj
w Kaliningradzie a przyjazn nam, powizan gospodarczo,
zeuropeizowan Sambi. Powiedz Marzenie, jako onierz, ile czogw
moemy przetopi na inkubatory dla niemowlt, jeli ubdzie nam do
obrony ta jedna granica. Ale to nie wszystko. Wiesz, czym si skoczy
udana secesja Begmy? Upadkiem kremlowskiej ekipy.
473

Moe kresem imperialnego mylenia. Jest spora szansa, e wadz


przejm zwolennicy Zachodu. I mamy z gowy odwieczny problem
strategiczny. W kocu Rosja, ktra nie ostrzy na nas kw. Przyznasz, e
gra jest warta wieczki.
Przez chwil milczelimy z Marzen, gapic si na siebie ze zdziwieniem.
- Co ta caa geopolityka ma do Pani Milion? - zapytaem ostronie.
Czuem, e wol nie zna odpowiedzi.
- Ma. I dlatego zdobdziemy Kisuny, jeli nie tej nocy, to choby za
tydzie. Jedno musicie zrozumie: to nie ze mn i Misza si bijecie, ale z
Polsk. Z polskim rzdem. Z wikszoci parlamentarn. Niewane, e
wikszo o tym nie wie. Wane, e ci, ktrzy pocigaj za sznurki, s po
mojej stronie. Bdzie trzeba, to ogosz, e w Kisunach wybucha
epidemia gorczki krwotocznej, przyl tu cae nasze lotnictwo i utopi
wie w napalmie. Bdzie trzeba, to paru wcibskich dziennikarzy
wpadnie pod samochd, a sam Michnik wylduje na doku pod zarzutem
wsppracy z rosyjskim wywiadem. Nie macie szans. Negocjuj, bo nie
lubi przelewa krwi, a w tym interesie jestem na prowizji. Im wikszy
bdzie koszt, tym mniej dostan. Tylko dlatego.
- A konkretnie? - rzucia przez zby Marzena. - Niby dlaczego polski
rzd ma porusza niebo i ziemi dla zabicia jakiej kaliningradzkiej ku
rew ki?
Odpowiedzia dopiero po chwili, za to z umiechem.
- Ja to miaem powiedzie: e kurewka. Zapomniaa? Informuj, co o
niej wiem. ebycie nie skazywali na mier chocia tych, ktrych nie
podejrzewam. No wic owszem, panienka nie ma problemu z szybkim
dawaniem obcym facetom. Zabawiaa szypra tej barki. Barka niestety
zatona, jak to na wojnie, ale jeden zaogant ocala.
- Moe lepiej powiedz, o co w tym chodzi - zasugerowaem. - Jeli si
mamy mocno ba, podaj konkrety.
- Tylko dokocz o dziewczynie. Wosy ma raczej jasne i dugie. Na
pewno nie czarne. Dwie obciy si w orodku, ale te odpadaj. Jest te
adna. Typ kobiety, dla ktrej powany facet naruszy zasady
bezpieczestwa. Ma teraz albo naprawd duy brzuch albo ju
474

dziecko. Wzrost: metr szedziesit do siedemdziesiciu. Nie wicej ni


trzydzieci lat, nie mniej ni osiemnacie.
- To pasuje do poowy z... - Marzena urwaa.
- Wanie mwiem - przypomnia. - Drugiej poowie moecie ycie
ocali. Panienka niele sobie radzi z polskim i Internetem. Ma niestety
dobry wzrok i pami do twarzy. Jest bystra i inteligentna. A wracajc do
konkretw... Ktrego dnia obejrzaa w orodku program z politycznymi
gadajcymi gowami. Przejechaa si do Stargardu Szczeciskiego,
wstpia do kawiarenki internetowej i napisaa list do wanego polskiego
polityka. Pech chcia, e stron sobie zaoy w necie. List zawiera
propozycj. Ona zapomni, co widziaa pewnej letniej nocy na redzie
Batijska, a polityk wystara si o polskie obywatelstwo dla niej i rodziny
oraz o milion euro.
- Na redzie? - zdziwia si Marzena.
- Batijsk to port. Z jednej strony ma Zalew Wilany...
- Wiem, gdzie jest Batijsk. Ta reda mnie zaskoczya.
- Pana... powiedzmy: wiceministra, te zaskoczya. Na negocjacje
wybra si bark, bo droga przez Zalew Wilany to najbezpieczniejszy
szlak w caej Sambii. Polska wysya tamtdy pomoc humanitarn,
wszyscy o tym wiedz i nikt nie prbuje przeszkadza. Mamy nawet w
tej sprawie specjaln umow z Rosj. Zreszt chodzio nie tyle o
bezpieczestwo, co o dyskrecj. - Wilnicki pewnie umiechn si teraz
cierpko. - Pech, e akurat tamtej nocy Rosjanie urzdzili nalot na
Kaliningrad. Jaki mdrala zacz wic kierowa barki zachodni tras,
wzdu mierzei. A na zachodzie jest Batijsk, baza floty, nie podlegajca
ochronie, tylko na odwrt, bombardowana przy kadej okazji. No i na jej
redzie spotkay si dwie barki, ktre adn miar nie powinny si
spotka. Jedna wiozca ciarne baby i ta druga, z wanym gociem,
wyczekiwanym w Kaliningradzie przez samego generaa-prezydenta.
Jaki pokiereszowany nad Kaliningradem myliwiec, wiejcy nisko nad
wod, cakiem si pogubi, nadlecia nad port, zobaczy dwa cele
pywajce i wygarn do nich z dziaka. Rusek jak to Rusek, dziki Azjata,
ola znak czerwonego krzya. Zaraz potem go zestrzelili, ale co z tego?
Polska barka zacza si pali. Wiceminister oberwa odamkiem w rk.
Paskudna sprawa: w razie wszczcia dochodzenia raz dwa wyjdzie, e to
475

wojenna rana, a to plus zeznania wiadka... Z portu przysali kuter, ale


Polacy najpierw przesiedli si na to, co byo bliej, czyli na bark z
uciekinierkami. Jak ich zabrali, szyper spokojnie skoczy dyma
pasaerk i odesa j do pozostaych. Ale zanim zesza pod pokad,
zdya zobaczy, jak polska barka z mlekiem w proszku, mk i
piworami efektownie wylatuje w powietrze.
- Co? - Marzena drgna.
- Teraz by si po prostu spalia. Przemycamy gwnie cikie paliwa,
do diesli. Czogi, ciarwki... Ropa nie wybucha. Ale to by
kulminacyjny moment rosyjskiej ofensywy. Taka... Bitwa o Sambie. Co
jak o Angli w 1940. Wayy si losy wojny. Kady zatankowany
myliwiec na wag zota. Kada rakieta, ktr mona wystrzeli w ruski
bombowiec. A my, w kraju, akurat zomowalimy stare newy.
- Rakiety? - Nie chciao mi si wierzy. - Wysali Begmie rakiety
przeciwlotnicze? Nie pierdol... Nasz rzd?!
- Nie rzd. Ten palant Prawa rka wicepremiera. Podobno bez wiedzy
szefa. Ot, biznes na boku. Wedug wiedzy uczciwych przemytnikw
bark miao pyn paliwo. I pyno, tyle e nie samo. Za paliwo nie
pac tyle, co za rakiety. I wdziczno Begmy nie jest tak wielka.
- Co za uczciwi przemytnicy? - upomniaa si Marzena.
- Polscy patrioci. Modzi, energiczni oficerowie sub, dziaajcy na
polecenie... powiedzmy: dalekowzrocznej i odwanej czci rzdu. I z
cichym bogosawiestwem Wielkiego Brata zza oceanu. Ludzie, ktrzy
w najtrudniejszym dla Begmy momencie wycignli pomocn do.
Mwiem: od wyniku tej wojny moe zalee sytuacja geostrategiczna w
perspektywie... bo ja wiem... najbliszego pwiecza. Gdzie Zachd
Chiny bdzie zatrzymywa - na Bugu czy Amurze. Kilkadziesit lotw
wicej, par rakiet, kilka kremlowskich bombowcw, ktre nie zrzuciy
bomb tam, gdzie planoway - i oto Republika Sambijska staje si
zalkiem nowej, prozachodniej Rosji. Wzorem dla reszty kraju.
Jestemy bliscy osignicia tego. - Odczeka chwil. - Jeli z kolei Pani
Milion zgosi si do pierwszego ruskiego konsulatu czy choby gazety,
ktrej nasz rzd nie moe szybko przydusic, jeeli Kreml zwszy smrd i
ta afera wyjdzie na
476

jaw... Bdziemy mieli p rzs ran nie tylko u Rosjan, ale i u reszty
wiata. Niesusznie, nawiasem mwic. Zachodnie rzdy skrycie kibicuj
Begmie. Embargo prbuj ama praktycznie wszyscy, tyle e przez
Batyk im trudno. Nasza marynarka przyapaa ju i Amerykanw, i
Francuzw, i Niemcw... Bandery byy oczywicie pa-namskie albo
liberyjskie. No a my mamy Zalew i granic ldow. Plus moralny
obowizek wysyania pomocy humanitarnej. Barki, tiry... Sporo okazji. O
tysicach chtnych tragarzy nie wspominajc. Te sporo przez granic
przerzucaj. Cho to gwnie zasona dymna.
- Rzd wspiera Begm? - Marzena nadal nie wierzya.
- Powiedzmy: przymyka oczy. Umiejtnie skdind. Nawet Rosjanie
wierz, e cae paliwo przecieka na sambijsk stron na plecach takich
detalistw jak Krechowiak, sawnych polskich mrwek granicznych, a
stoi za tym co najwyej mafia paliwowa. e dziurawa granica to kwestia
nieudolnoci polskich wadz. Tyle rzeczy umiemy spieprzy, wic czemu
nie to? Zreszt nasze mrwki ruskim spadochroniarzom sprzedaj prawie
tyle co Begmie. Zero polityki. Handluje si z tym, kto akurat panuje nad
danym kawakiem pogranicza, a Rosjanie utrzymuj spor cz. Wic
Kreml nie protestuje, bo to najtaszy kana zaopatrzenia. Po co konserw
iem posya, lawirowa midzy rakietami, skoro polski wieniak w
plecaku dziesi razy taniej dostarczy? A propos, Krechowiak: jeli
media ujawni prawd, nowa wadza, chcc nie chcc, rozprawi si z
przemytnikami. Bd ci przeklina od Braniewa po Suwaki. Mnstwo
rodzin zbiednieje przez twoj rycersko. - Zamilk na chwil. - I drugie
a propos, nawizujc do Bitwy o Angli... Nigdy jeszcze tak niewielu nie
mogo wpakowa tak wielu w tak gbokie gwno. To o was. Wic si
zastanwcie. A potem oddajcie mi t dziwk. Czekam p godziny. Aha,
Marzena... Mam adres Gosi, migowiec i ludzi. Bdziesz gupia - zrzuc
ci siostrzenic. A spadochronu nie mam.
Odoy suchawk.
Nikt nie strzela, syszaem kady jej oddech, a mimo to nie chciao mi
si wierzy, e tak po prostu siedzi na moich kolanach: to by wbrew
pozorom rodek bitwy.
477

- Matce groziby zabiciem Tomka. I w ogle... kobiecie.


Chonem jej ciepo, dotyk i zapach. Nie, eby po caym dniu wojowania w niewieym ju na starcie mundurze a tak fajnie pachniaa. O
zawrt gowy przyprawiaa raczej beztroska, z jak, brudna i przepocona,
si do mnie kleia. Cakiem jakby miaa pewno, e jeli wpadnie w
gnojwk, zatkam nos, znajd czysty kawaek jej ciaa i tam bd
caowa.
- Kobiety przede wszystkim broni najsabszych dzieci, najbardziej
bezradnych. - Miaa w gosie wiadro goryczy. - No ale ja suka jestem.
Pozna si. Mdry go.
- Pragmatyk - powiedziaem. - atwiej ukra zbuntowan nastolatk
dziadkom ni dzieciaka z poraeniem z orodka.
- Nie bro mnie. Tomka bym dla ojczyzny atwiej naraaa.
- Ojczyzn z tego wycz. Wilnicki popenia patriotyzm, szmuglu-jc
paliwo, ja z patriotyzmu zmieniam t wie w zbiorowy grb, a ty
zawloka Ew do sdu. I kade z nas uwaao, e to, co robi, jest dobre
dla Polski.
- Cholernie mi pomagasz.
- Pomagam. Myl o sobie. Patriotyzm w jest w tym kraju co najmniej
kilka i gdyby mogy, pozagryzayby si na mier. Cokolwiek zrobisz,
jedni Polacy ci pochwal, inni potpi. Wic olej ich. Rb, co dobre dla
ciebie. Bo dobra Polski jeszcze nikt nigdy porzdnie nie zdefiniowa.
- Czasem to proste: broni kraju przed obcym wojskiem.
- A jeli obce wojsko pokona odwiecznego wroga? Zapewni par
dekad bezpieczestwa? Kosztem jednej ruskiej kurwy?
- Mam j skaza? Podda wie? Pojedynczy czowiek nie ma prawa
decydowa w takich sprawach. To nard...
- Nard? Poka mi jedn wojn, o ktrej to nard zdecydowa. Nie w
naszej historii - w wiatowej. Jedno uczciwe, powszechne referendum z
pytaniem: walczymy?"
- Nie bd dzieckiem. Tak si nie da rzdzi.
- Kiedy nie dao si opyn Ziemi. Bo paska bya. Ale dobra,
zostawmy te pierdoy. - Cmoknem j w policzek, troch gniewnie, bo
czuem, e w bardziej sprzyjajcych okolicznociach starlibymy si, i to
ostro. - Cokolwiek postanowisz, popr ci.
478

- Wygodne - burkna.
- Wygodne - przyznaem. - Bardziej mnie polubisz.
- Janusz, mwimy o wydaniu na tortury modej kobiety. Matki.
Zreszt on na tym nie poprzestanie. Znam te chwyty. Jak raz ustpimy,
damy si zama, zada pozostaych. Bdzie mia nas w garci. I
prawnie, i psychologicznie.
- Wic jej nie wydamy - powiedziaem spokojnie.
- I co wtedy? Mamy jakie szanse?
- Ciemno - wskazaem okno. - Trudno trafi. Wygra ten, kto moe
strzela szybciej i duej. Czyli oni. Na sztucer mamy po paczce naboi.
Ju nie wspomn, e to onierze, nie ciarne kobiety, i e s klepnem kamizelk - opancerzeni. A wanie... W to.
Nie daa si zepchn z kolan.
- Zbroje s dla facetw - prbowaa artowa.
- Moe i jeste po czci facetem - te prbowaem, spogldajc na jej
brzuch. - Jest was dwoje.
- Wanie dlatego - spowaniaa.
Objem j, przytuliem mocniej. Mj brzuch protestowa, ale pieprzy
brzuch. Potrzebowaa tego.
- Nie mw tak. Urodzisz i bdziesz najszczliwsza na wiecie.
Kobiety tak ju maj.
- Nie zawsze. Boj si - szepna. - Czuj, e skocz z gow w
piekarniku, jak Agnieszka. Troje dzieci, Jezu... Jaki facet mnie wemie?
No jaki?
- Gupi - stwierdziem. - Albo zakochany.
- Do koca ycia wszystko sama i sama? I wibrator na dobranoc? Nie
dam rady. Za saba jestem.
Miaem do rozumu, by nic nie mwi. Na szczcie nie musiaem. W
drzwiach stana Ludmia.
- Znw dzwoni z kocioa. Ten polityk.
- Zabilicie Polaka! - abiszewski krzycza pgosem. Wyraa
oburzenie, ale i dba, by aden znerwicowany Sambijczyk nie wygarn
w koci. - Z premedytacj! A gdyby ta rakieta wpada przez okno?!
Wiesz, ile...
479

- Chcesz czego? - Te mwiem cicho. W parku pony, za spraw


spirytusu i zabiegw Paczocha, trzy drzewa, w okolicznych sadach,
skutkiem ostrzau, par nastpnych. Grzbiet muru by widoczny i nie
zagraaa mi seria znienacka, ale ju granat na such mogli posa. Przed
chwil to wanie kapral, na znak przyczajonej przy murze Olgi,
poczstowa z modzierza kogo, kto haasowa po drugiej stronie.
- Czy czego chc?! - Mwi goniej, cho chyba nie wprost do
suchawki. - amiecie rozejm, prowokujecie Rosjan a teraz jeszcze
strzelacie do swoich!
- Teraz? Ten kretyn zgin p godziny temu.
- Nazywa pan kretynem czowieka, ktrego zabilicie?
Zyskaem pewno, e nie do mnie przemawia, a do stoczonego
za plecami audytorium.
- Wiec wyborczy urzdzasz?
- dam natychmiastowego zaprzestania ognia. Podpalacie ludziom
domy, prowokujecie Rosjan! Do tego!
Aha, czyli to to ich ruszyo: fajerwerki Paczocha. Nie dojrzelimy do
przywiecania sobie poncymi budynkami ssiadw, ale fakt - od
palcych si drzew mogy si zaj i domy. Lud zaprotestowa, a jego
reprezentant zacz interpelowa.
- Nie zawracaj mi gowy.
- Oczekuj te wydania Marii Gawryszkin i onierza, ktry strzeli w
koci. Dudziszewskiego - pochwali si wiedz, uzyskan pewnie od
niewiadomego rzeczy kaprala. Mj bd: powinienem uprzedzi, e
moe by z tego afera. - Musz stan przed sdem.
- Jest tam Szablewski? - Zignorowaem jego oczekiwania.
- To ja dowodz. I w imieniu spoeczestwa tej...
- Pracuje dla Wilnickiego. Najlepiej strzel mu w eb.
- Co? - Na chwil wypad z roli.
- Ale jak nie, to chocia zabierz mu ubranie. Powinny by na nim
lady krwi. Zarn Kos mana i sklepikarzy.
-Co?
- Ubra si na czerwono, eby go kumple z Maogorska nie ustrze
lili przez pomyk, azi po wsi i mordowa. Jako twj cznik, praw-

da? - Zgadywaem, ale raczej dobrze, bo ani pisn. - Zatrzymaj go.


Cigle moe namiesza. Milcza znamiennie dugo.
- Przylijcie nam tych ludzi - powiedzia w kocu. - I wszystkie Polki
przebywajce w paacu. Moe wtedy co si da dla was zrobi w tej
sprawie.
- Nie rozumiesz? To rosyjski szpieg i...
Rozczy si, a ja pokornie odoyem suchawk. Poda cen i co mi
mwio, e z niej nie zejdzie.
Marzena nadal tkwia w fotelu, wpatrzona w okno. Zrzuciem kamizelk,
uklkem przed ni, odsunem uoony w poprzek pod-okietnikw
karabin, przywarem policzkiem do jej ud. Pogaskaa mnie po karku,
potem po twarzy.
- Czego chcia? - zapytaa.
- Gowy Dudziszewskiego. - Zawahaem si, dodaem jednak
uczciwie: -1 ciebie. Mwi oglnie o Polkach, ale wtpi, czy panie
dziwki go interesuj.
- Interesuj. Przecie o mnie pyta.
- Daj spokj.
- Jestem dziwk. Rnam si z nim, bo nie miaam pracy i pienidzy.
Wrobiam go w dziecko, eby si oeni. Kiedy go kochaam, ale to
drugie podejcie... Moe jeszcze ambicja, ale tak naprawd poszam do
ka z facetem, bo mi si opacao. To czysto kurewski motyw.
- Wrcisz do niego? - zapytaem cicho.
- Nie artuj - parskna.
- Co w tym miesznego? - Nie podnosiem gowy.
- Dmuchn mnie, bo si dowiedzia, e mam kogo. Pies ogrodnika.
No i atwiej byo. Now panienk trzeba uwodzi, po knajpach
prowadza, prezenty kupowa. To niekiedy miesice kosztownego
zachodu. Do Marzeny starczyo zapuka. Pech, e z tego wraenia zapomniaam o bezpieczestwie, i wpadlimy. Ale ani mu w gowie...
- Mwia, e go celowo wrobia w dziecko.
- Nie ap mnie za sowa. Jak ju mnie rozbiera, pomylaam, e trzeba
by w kalendarzyk zerkn albo go do apteki posa, po
481

gumki. Nie zrobiam tego, wic moja wina. Nie suchaj tych kretynw,
ktrzy pieprz w telewizji, e to para odpowiada. Facet jest
odpowiedzialny tylko, gdy gwaci. Kiedy kobieta powie nie", a on dalej
to robi. W kadym innym przypadku antykoncepcja to babska dziaka.
Niby skd masz wiedzie, czy dymasz akurat podn?
- Marzena... Co?
- Zrobisz co dla mnie?
- Pod warunkiem, e si odsuniesz - umiechna si smtnie. mierdz.
- Obiecaj Ewie, e jej pomoesz odzyska dyplom. - Nie poruszyem
si; nadal chonem policzkiem ciepo jej uda.
- Obiecaam. - Gos od razu zrobi jej si drtwy.
- Ale bezwarunkowo. Nie dlatego, e zostanie i bdzie leczy. Chc j
std odesa. I Masz te.
- Ewa nie pjdzie.
- To tym bardziej moesz obiecywa.
Milczaa przez chwil.
- Odprowadzisz je? - zapytaa bardzo cicho.
- Mog std odej z trzema dziewczynami. Z dwiema nie.
- Ta trzecia to Nadia? Ty.
- Mnie zabij - umiechna si pobaliwie, jak matka wysuchujca
dziecicego baj durzenia.
- Z tob bym ucieka. Jasne, e nie oddam ci na ask Wilnickie-go.
Siebie bym mg: ma na mnie haki i wie, e jestem rozsdny.
- Ty rozsdny? - rozemiaa si.
- Spaaadaj... - mruknem. Wytarmosia mi wosy, stopniowo
przechodzc do coraz delikatniejszego gaskania. - Marzena... nie
bdziesz na mnie za, dobrze?
- Nie bd - zgodzia si.
- Jak ju odprawi tamte dwie... We dwoje, tylko ty i ja... chyba
moglibymy uciec. To jest do zrobienia.
Jej do znieruchomiaa na chwil. Potem jednak ruszya ponownie. I
nadal bya delikatna.
- A uciekby, gdyby mnie nie byo?
482

- Gdyby babcia miaa wsy...


- Nie zostawisz tych kobiet - przerwaa mi agodnie.
- No przecie chc je zostawi - wymruczaem.
- To id. - W kocu osigna swoje: uniosem gow i popatrzyem jej
w twarz. - Mwi serio. Nie chc, eby ci zabili. Id.
- A ty? Wy? - Dotknem jej brzucha. Skrzywia usta.
- Kiepski argument Pewnie masz racj. Jak si urodzi, raczej je
pokocham. Ale akurat teraz... Gdybym nie bya w ciy, duo bardziej
chciaoby mi si y.
- Ale i tak si chce? - podchwyciem.
- Bezrobotna, samotna stara panna z trjk dzieci? - Wzruszya
ramionami. - No nie wiem. Taka sobie perspektywa.
- Nie bdziesz sama.
- Wiem, wiem: kada potwora znajdzie amatora. Janusz, mam trzydziestk. Z grki ju jad, jeli chodzi o rynek matrymonialny. Skoro
dotd nie zdarzyo si tak, ebym i ja jego chciaa, i on mnie i jeszcze co
z tego wyszo, to teraz, z t gromad bachorw, gorsz prac...
- Wic ju postanowione? Bierzesz siostrzecw?
Nie od razu odpowiedziaa.
- Kocham t smarkul. A ona bez Tomka... Zreszt to nie tak, e do
niego nic nie czuj... - Odetchna gboko. - Musz. Tak naprawd mnie
jedn maj. A czuj, e nie poradz. Wic moe lepiej na barykad i
umrze z honorem.
- No wanie: Gosia. - Nie chciaem o tym mwi, ale co mi nie
pasowao. - Wilnicki straszy...
- Moe mnie w tyek cmokn.
- Jeste pewna?
- Wieczorem - umiechna si krzywo - miaam j wita w Gdyni.
Prom przypywa. Wycieczka. Nim dopyn, nie bdzie ju albo nas, albo
Wilnickiego.
- A... Tomek?
- Tomek nie powie przez telefon ciociu, ratuj".
Istniay fotografie, miaem faks do ich odbioru, mogli go te przywiza do beteera w charakterze pancerza i zajecha przed paac. Ale
przyznaem jej racj. Oddany do zakadu si ostrzeni ec-warzywo to
marny zakadnik.
483

- Wic pozostaje problem Nadii - powiedziaem. - Jeli Grzesiek


zabra j tam, gdzie myl, to kwestia paru minut.
- Bd j pyta o jedno. - Spogldaa w mrok, gdzie nad moim ramieniem. - Komu wygadaa. Jedno pytanie. Pki nie umrze z blu. Ju
mniejsza o ni. Ale jeli rzuci paroma nazwiskami? Po to, by przestali? A
zrobi to. I wtedy Wilnicki upomni si o nastpne. Bo za duo wiedz.
- My te duo wiemy.
- Ale jeli j wydamy, bdziemy wspwinni morderstwa. Wic nie
piniemy sowa. I Wilnicki to rozumie. Dlatego tak swobodnie mwi.
Nas zreszt atwiej potem upilnowa. Polacy jestemy, a on ma kumpli w
polskim rzdzie. Milion okazji do nacisku. Rosjanki to co innego.
- Mwi swobodnie, bo chcia nas mocniej postraszy. No i do
patriotyzmu zaapelowa.
- Udao mu si? - Przyjrzaa mi si badawczo.
- Jasne.
Chyba oczekiwaa innej odpowiedzi. Milczaa chwil.
- No popatrz... Czyli podobni jestemy. A mylaam...
- Te ykna ten kawaek o dobru Polski?
- Mamy dwch odwiecznych wrogw. Niemcy s bogate, s w NATO
i jeszcze dugo nie bdzie im si opacao otwarcie nam brudzi. Ale
Rosja... Im sabsza, tym dla nas lepiej. I im bardziej europejska.
Waciwie - poklepaa mnie - dobry Polak ma niemal moralny obowizek
szmuglowa benzyn dla Begmy.
- A drugi dobry Polak - odwzajemniem si pogaskaniem jej ydki ma obowizek go apa i wsadza. Bo skd pewno, e to nam wyjdzie
na korzy? A jeli Rosjanie, zamiast si zeuropeizowa wzorem Sambii,
wkurwi si do reszty na podstpny Zachd? Jeli postawi sobie za
punkt honoru odzyskanie Kaliningradu? Albo przejrz na oczy i odkryj,
e caa sambijska armia jedzi i lata na polskich paliwach? Na pocztek
gaz odcz. Kryzys jak cholera. Prowokacje, pobicia, potem trupy.
Czogw, pki co, raczej nie przyl. Ale po co czogi? Mamy u siebie
coraz wicej imigrantw ze Wschodu. Na razie po prostu dla kasy
przyjedaj, jak nasi do Irlandii czy Anglii. Ale jeli wywoamy zimn
wojn z Moskw,
484

w tym tumie atwo bdzie przemyci kilkudziesiciu specw od


semteksu. I wystarczy. To nie bd, z caym szacunkiem dla bin Ladena,
arabscy amatorzy. Co jak co, ale siy specjalne Rosjanie zawsze mieli
ekstra. Daj takim logistyczne wsparcie pastwa, najnowsze gadety,
troch forsy, do ide - a zmieni Warszaw w drugi Bagdad.
- Nieciekawy scenariusz - mrukna.
- Nie mwi, e bardziej realny ni ten Wilnickiego. Moe nard,
gdyby mu dano wybr, gosowaby za jawnym posyaniem Begmie barek
z paliwem i rakietami. Ale narodu nikt nie pyta. A ci faceci, gow daj,
policzyli, ile zarobi, a dopiero potem dorobili ideologi. Odchrzknem i dodaem z umiechem: - Tak jak ja.
Pochylia si, cmokna mnie w ucho. Rozbawiem j.
- Czyli apel do patriotyzmu olewamy. A do rozsdku?
- Ja rozsdny? - przypomniaem. Rozemiaa si szerzej i w trakcie
caowania naparskaa mi lin do ucha.
- Lubi ci - wyznaa.
- To daj si uratowa - poprosiem.
- Mam z tob uciec? - Ju si nie miaa. - Janusz... kochany jeste.
Chcesz si dla mnie skurwi, prawda? - Nie zamierzaem odpowiada:
moje wejcie na ciek kurestwa byo zdecydowane. - Problem w tym,
e ja te... Kurcz, chyba co mi w genach popieprzyli. Za duo mam z
faceta. Honor i takie tam. Te bym w lustro nie umiaa patrze.
- Jeste baba, jeste w ciy i to nie twoja sprawa. I ju teraz zrobia
dla tych dziewczyn wicej ni...
- Mylisz, e to mi co uatwia? Wiesz, umiechaj si do mnie.
Cholera, id, a one si do mnie umiechaj. Jedna mnie nawet przytulia.
Nie wiem, co j naszo. I teraz... To jakby przedszkolanka dzieci
porzucia. Nie wiem: w bagnie, na pustyni... Po prostu nie umiem. S
takie rzeczy, e czowiek a rzyga na myl, e mgby je zrobi.
Pozbieraem odwag, podtarem si resztkami godnoci i wystrzeliem
ostatni nabj. Pewnie lepaka.
- Bd ci pomaga. Przy dzieciach i w ogle... Jako si uoy.
Znajdziesz kogo, zakochasz si... Jeszcze moe by fajnie. Nie po
peniaj samobjstwa. Prosz.
485

Zdanie po zdaniu, pchane przez cinite zaenowaniem gardo.


Patrzyem na jej nogi, bo nie umiaem wyej. Jej konsternacja,
zakopotanie ksiniczki, ktrej znienacka owiadczy si ebrak,
przebioby mrok i grzmotno mnie jak pa przez eb.
- Zanim... - Musiaa odchrzkn, te chyba czua gul w gardle. Zanim sobie kogo znajd... Moesz co dla mnie zrobi?
- Jasne - ostronie popatrzyem jej w twarz. - Co chcesz?
Jej donie powdroway pod brzeg mundurowej bluzy, ale dopiero
kiedy zacza si wierci, odrywajc poladki od fotela, zrozumiaem, co
robi. Odpinaa guziki i zsuwaa...
Nie, nawet nie spodnie - od razu wszystko.
- A tak mnie nie kocha - wymruczaa. - A ja wstydziam si
prosi. - Zepchna zielony drelich i czarne koronki na wysoko
kolan, zwara wstydliwie uda i znieruchomiaa. - To moe raz, na
koniec... Gdyby mg. Wiesz... ustami.
Byo za ciemno, by ustali, czy miaa w twarzy cho troch zalotnego,
prowokujcego umiechu. Ale chyba nie.
- A mog? - zapytaem, cofajc si i ujmujc jej nogi.
- A chcesz?
Uniosem jej ydki i zanurkowaem midzy umykajce na boki kolana.
Z pocztku troch smakowaa mydem. Potem ju tylko sob. Byo tego
smaku coraz wicej i wicej, ale skadaem hod rozsdnej dziewczynie,
ktra do pewnego momentu staraa si nawet czasem spoglda w okno,
nie przewrci opartego o fotel karabinu i pilnowa, by kto nie strzeli
mi w kark - wic krzykna tylko raz, na samym kocu, i zrobia to
naprawd cichutko.
Zaczem od Maszy: co atwego na rozgrzewk. Oczekiwaem radosnego zdziwienia, a nie tego, e wyrwie mi owek i sama zacznie
pisa.
- Z Czarkiem"? - odczytaem zdziwiony. - Co za Czarek?
- Dudziszewski - podpowiedziaa zza moich plecw Ewa. Ranni spali
albo przynajmniej leeli cicho, trudno wic byo wlizn si do piwnicy
i negocjowa z Masz, nie zwracajc na siebie uwagi pani doktor.
Napisaem: Dudziszewski???" Masza umiechna si. Blasku
486

w oczach wystarczyo jej na adnych par sekund, cho od pocztku min


miaem nieszczliw, co doskonale widziaa.
- On nie moe i - wymruczaem. Po czym napisaem jej to. Zerkna
i resztki umiechu zniky.
- To ja zostaj - oznajmia.
- O co chodzi? - Syszaem, jak Ewa dwiga si z fotela i rusza w
nasz stron.
Musisz i" - napisaem. - Tata czeka."
- Kocham go - poinformowaa mnie ze smutkiem.
- No wanie - wymwiem wolno i starannie. - Kocha ci. Powinnicie by razem.
- Mwi o Czarku.
- Chce mu urodzi trzech synw. - Ewa opada na wolne krzeso. Bya
zmczona, pod ciekncym, wiecznie ocieranym nosem ju zaczynao
pojawia si zaczerwienienie. Przez nastpny tydzie Doronin bdzie
musia uwaa z caowaniem.
- Co ty pieprzysz? - warknem. Miaem do kopotw.
- Targowa si o chocia jedn crk. Ale ona woli facetw. - Przejechaa doni po tradycyjnie niesfornej czuprynie dziewczyny. - Fajnie,
e j odsyasz.
Masza nie wygldaa na uszczliwion, ale nie trzasna jej krzesem i to
ju zakrawao na may cud. Czarek musi zosta. Jest onierzem" napisaem.
- Nie zostawi go - oznajmia stanowczo. - Pjdzie do wizienia.
Zabi cywila. Polaka.
Nic mu nie zrobi. Wypadek. Dostanie medal."
- Nie zostawi - warkna.
- Przyprowad go - westchnem. Zerwaa si i wybiega.
- Tata czeka? - Ewa popukaa w kartk.
- Rozmawiaem z nim przed chwil. - Nabraem powietrza, jak to
przed czynem desperackim. - Uzgodnilimy...
- Moesz dzwoni do Maogorska? - zapytaa z nadziej.
- Ty nie musisz. Za kwadrans bdziecie razem.
- Ja nie id. - Musiaa zebra siy, by to oznajmi.
- Idziesz. Marzena pisze owiadczenie. Wystarczy na podwaenie
tamtego wyroku. Tylko jak jej nie zabij, nie le z nim do sdu,
487

bo mwi, e ostro pojedzie i j sam mog zamkn. Jako ywy wiadek


uyje innych argumentw. To po pierwsze. A po drugie, musisz pogada
z Doroninem.
Prbowaa skry iskry nadziei, rozpalajce si w oczach. Utopia je
tylko w zalkach ez.
- O czym?
- Napisaem. - Wycignem zaklejon kopert. - Przeka Gawryszkinowi. Do niego adresowana. I nie otwieraj. Gdyby to znaleli, o
niczym nie wiesz. Niewinny listonosz jeste. Prosiem, wic dostarczasz,
i tyle.
- Masz telefon, sam mu powiedz. - Przekna lin. - I daj mi
pomwi z Piotrem. Prosz. Bardzo ci prosz.
-Nie.
Powinienem przewidzie, e uyje babskich sztuczek. Nagle miaem j
na kolanach a jej rce oplatay mi kark.
- Zrb to dla... - urwaa. Potem, do bezlitonie, pocigna nosem.
Poczuem, e si czerwieni. - O!
- Nic nie mw - bknem. - A w ogle to masz katar.
- Nie zmye Marzenki. - Szelmowsko szczerzya zby. - Pamitka,
majtkami w pysk laa, czy to po to, eby mnie atwiej przekona? Mocny
argument, trzeba przyzna.
- Kretynka. Po prostu nie zdyem... A tak czu?
- Niektre to maj szczcie... - Cmokna mnie. W wolne od pamitek
czoo. - Bdziecie razem?
- Na razie pki mier nas nie rozczy - burknem. - A potem... nie
wiem.
- Ale chcesz?
- Wane, e ty chcesz by z Piotrem. A on z tob.
- Nie mog... - Wyczuem, e si waha.
- Wetkn ci list w majtki. Znajdzie. Nie wierz, eby nie skorzysta z
okazji, jak mu ci nieprzytomn dostarcz.
- Nie dasz mi po bie. - Domylia si reszty.
- Ja nie - przyznaem. - Marzena. Zrobi to dla ciebie.
Nie wiem, czy to j przekonao. Do piwnicy weszli Masza i Dudziszewski.

488

- Chce j pan przeprowadzi na rusk stron? - zapyta od progu. - Nie


bd strzela? Pjd z wami.
- Ja nigdzie nie id.
Podeszli bliej. Trudno powiedzie, kto kogo mocniej trzyma za rk.
- Zostaje pan tutaj? - Nie zdyem odpowiedzie. - Jak pana zabij, to
kto zajmie si Masz?
- Ma ojca - rzuciem niepewnie.
- Na wojnie - prychn. - A jeli te zginie?
- O co ci chodzi? - wyrczya mnie Ewa. Zawaha si, ale Masza
bysna kobiec intuicj. apic go woln doni za okie, najwyraniej
dodaa odwagi.
- Chcemy by razem. - W spojrzeniu mia tyle wyzwania co
przestrachu. - Nie tkn jej, sowo. A jak doronie, wemiemy lub.
Zerknem na Ew. Niech to ona okazuje doroso, stuka si w czoo,
wyzywa od gwniarzy. Ja, ostatecznie, byem nieobiek-tywny.
- Poniesie bia flag - popisaa si dorosoci. - Jak go Rosjanie
zgarn z nami, nie bdzie mowy o dezercji. - Odczekaa, a zapanuj nad
opadajc szczk, i wyjania: - Tam ma wiksze szanse. Gawryszkin
mwi, e Miller si z nim liczy. Jako wybroni zicia.
- Za jego zicia to ja robiem - powiedziaem z przeksem.
- C, kobiety s zmienne.
Fakt. Wanie dotaro do mnie, co jeszcze powiedziaa.
- Ty... te idziesz? - upewniem si.
- I pragmatyczne - dorzucia. - Dzwo, pro Gawryszkina o ciarwk. Wezm wszystkich rannych poza Rosjankami. Miller zyska
zakadnikw - wyjania, widzc, e otwieram usta. - Uchroni go,
choby przed odwetowym nalotem. - Przygldaem jej si bez sowa,
czekajc na wicej. Westchna. - Jeli was faktycznie podpal... Ratuj,
kogo mog. Zdrowi moe jako uciekn. Ranni na pewno nie.
To miao sens. Misza mg ich od razu rozstrzela. Ale szanse mieli
jednak wiksze, ni pozostajc w paacu. A ona nawet duo wiksze.
Lekarz to ostatnia osoba, ktr si rozstrzeliwuje na wojnie.

489

- Chcesz... odej? - Dudziszewski mia zbola min, ale od razu


skin gow. - Przemylae to? Rosjanie mog ci zabi. Jak nie zabij,
wojsko moe oskary o dezercj. A kumplom podpadniesz ju na
pewno.
- I panu - dorzuci. - Ale ten facet w kociele nie yje. Nieciekawie.
- A wanie... Dziki za uratowanie ycia.
- Wsadz mnie. Mogem - zabawi si w prokuratora - waln z
automatu. Albo obok. Albo krzycze, e swoi.
Prawda, mg. Postpiby zgodnie z prawem. A my z Marzen bylibymy martwi.
- I drugie a wanie: gdyby kto pyta, strzelaem ja.
- Nie przejdzie. Paczoch wygada... Niechccy, ale...
- Nie byo go tam. Domysy. A tak w ogle skoro chopcy abiszewskiego strzelali, to przecie do Rosjan, prawda? Wic widocznie to
Rosjanie odpalili rakiet. Nie wsadz ci, za mao dowodw. Odczekaem chwil. - Nie musisz ucieka, jeli o to chodzi.
Umiechn si i pogaska do Maszy.
- Nie o to.
Na ewakuacj przystali wszyscy zdolni do udzielania odpowiedzi. Za
Szuryma zdecydowaa Ewa. Powiciem cz paacowych drzwi i
przenielimy z Dudziszewskim pitk zaimprowizowanych noszy pod
bram. onierz z rozwalonym okciem dowlk si sam. Do pitki
Polakw doczyem jedn z rannych Rosjanek. Krtkowosa brunetka
bya tga, za brzydka jak na dziwk, w ci zasza niedawno i moga si
wylegitymowa
dyplomem
stomatologa.
Nie
pasowaa
do
charakterystyki Pani Milion na tyle dalece, e uznalimy za wskazane
przedstawi jej sytuacj i zaproponowa wybr. Wybraa ewakuacj.
Lizie propozycji nie zoylimy.
Ewidentnie nie bya poszukiwan przez Wilnickiego, doros, cwan,
zamn prostytutk, zdoln uwodzi szyprw i szantaowa
zagranicznych politykw. Uznaem, e bdzie jeszcze jedn dziewczyn,
ktr mog uratowa. Raczej dla formalnoci zapytaem Marzen o
zdanie.
490

Wylaa mi na gow kube zimnej wody.


- A jeli Wilnicki kamie? - zapytaa spokojnie. - Jeli szyper lubi
maolaty i to Liz posuwa? Przesuchiwaam dziewczyny niewiele
starsze od niej. Zdziwiby si, jakie potrafi by dorose i zepsute.
Liza na przedwczenie dojrzae, wykolejone dziecko z marginesu nie
wygldaa - w tej kwestii bylimy zgodni - lecz problem polega na tym,
e Wilnicki nie mia naszej wiedzy. Gdyby mia i z gry skreli
dziewczynk z listy podejrzanych, nie byoby jej tutaj. Co prawda by
mdrzejszy o nowe informacje, nie mielimy jednak pewnoci, do
jakiego stopnia okaza si szczery. No i na ile to on decyduje. Jego
przeoeni, dla witego spokoju, mogli mu kaza zlikwidowa wszystkie
Rosjanki.
Zdecydowalimy nie odsya maej.
Samo przekazanie rannych przeszo gadko. Kiedy ju caa gromadka
bya na miejscu, podniosem opart o mur bia flag i, machajc,
wyszedem na ulic. Nikt mnie nie zastrzeli. Zawarcza za to rozrusznik
i od strony krzywki podjechaa ciarwka. Z pomoc dwch
milczcych Rosjan zaadowalimy rannych.
Karabin i wszystko, co cenne, Dudziszewski zostawi w paacu, teraz
wic po prostu poda mi rk, wymrucza co o opiekowaniu si i ustpi
miejsca Maszy. Masza ryczaa jak bbr, zasmarkaa mi sweter, powiedziaa, e mnie kocha- pgosem, ktry sycha byo a za murem - i,
rozmazujc rkawem zy, pozwolia si wsadzi na ciarwk. W sam
por, bo sam zaczynaem mie mokro pod powiekami.
W porwnaniu z nami Ewa bya oschym twardzielem.
- To na razie - wymruczaa, obejmujc mnie i kumplowsko klepic po
opatkach. - Nie daj si. Ani Ruskim, ani rudej. No hem, kamizelk i
dwa kondomy.
- Za pno - skrzywiem si. - Czwarty miesic.
- O kurwa - jkna.
- Gdyby co mi si stao, a ty by moga, to jej pom.
- Jasne. - Potrzebowaa dwch sekund, by wymaza z pamici
zmarnowane ycie. C, zaczynaa nowe. - Ale masz przey. Chc mie
w odwodzie fajnego faceta.
Odwrcia si i wdrapaa na ciarwk.

491

Ela-Piersiwka i Sandra czekay w zsypie, obok modzierza. Z torbami,


uszykowane do drogi.
- Spadamy std - oznajmia Sandra. - FajranL
- A ranne? - zapytaem. - Kilka zostao.
- Poy jeszcze chcemy - wymruczaa Ela. Bya wstawiona, ale to ona
sprawiaa wraenie zakopotanej.
- Pani doktor to w bezpieczne miejsce - rzucia zaczepnie jej
koleanka - a dziwki pieprzy, niech gin?
- Dziwki pieprzy - stwierdzia filozoficznym tonem siedzca na
skrzynce Olga. - Od tego s.
- Zamknij si, gupia kurwo - warkna Sandra. - Niech nas kto do
kocioa odprowadzi. Da pan jakich onierzy.
- Tam wcale nie musi by bezpiecz... - utknem nagle. Mniej wicej
w tym miejscu oberwaem po bie kawakiem dachu, ale tym razem
znokautowao mnie olnienie. - O cholera...
Zapaem za suchawk polowego telefonu.
- Dawaj abiszewskiego! - uciszyem niepewne halo".
Czekaem cae wieki, jakby w gr wchodzia katedra, nie wiejski
kociek. Pan pose da si wyprzedzi nawet Marzenie, cho ta przez
kotowni przesza niespiesznie, a przez okno, z winy kolana, wrcz
niezdarnie.
- Czego? - burkn.
- Rozprosz ludzi po okolicznych domach. Nie moecie...
- Odwal si. - Musieli ustawi telefon gdzie z boku, wyborcy nie
suchali, i prosz: diabli wzili parlamentarne sownictwo. - Nie ty nam
bdziesz dyktowa...
- Bdzie nalot - wszedem mu w sowo. - Niczego nie dyktuj, po
prostu nie chc, eby was spalili w kociele.
- Nalot? Co ty pieprzysz? Bombowce przyl?
- migowiec.
- Gwno prawda. Syszae o radarach, rakietach? Rosjanie nie mog
sobie tak po prostu lata nad naszym terytorium.
- Wiem na pewno, e sprbuj. I e do tej pory Wojsko Polskie palcem
nie kiwno, by nam pomc. - Zawahaem si, uznaem jednak, e stawka
warta jest ceny. - Wilnicki pracuje dla ktrego z wicepremierw.
Uziemi wojska ldowe, wic nie zdziwi si...
492

- O czym ty bredzisz, Krechowiak?


- Sam mi powiedzia.
- To ci ciemnot wcisn, esbecki niedobitek. Dla rzdu pracuje?
Pewnie. Tyle e tego z Kremla, jak oni wszyscy.
- Lepiej mu uwierz. Bo jeli mwi prawd... Nie problem uzasadni,
dlaczego wydao si wojskom rakietowym zakaz strzelania. Noc
zwaszcza. W MON-ie szef nieuchwytny, jaki wicek podejmie decyzj,
skdind rozsdn. I co mu zrobi? Najwyej przenios do jakiej rady
nadzorczej. A Wilnicki bdzie mg spokojnie wyczyci sobie konto.
Zaatwi wszystkich wiadkw. Wszystkich, rozumiesz?
Rozemia si. Co gorsza: w znacznym stopniu szczerze.
- Co ty prbujesz mi wmawia, Krechowiak? e facet wystrzela
ca wie? Zza baru dzwonisz? Uchlae si?
Marzena staa obok, a ja tradycyjnie ju odchyliem suchawk, ale nie
prbowaa zabiera gosu.
- Nie wystrzela caej wsi. - Postaraem si o polubowny ton. - Jest za
saby. Macie z grubsza tak jak my si ognia, wicej mczyzn i wicej
ludzi. Moesz uratowa wikszo z nich. Tylko zabierz ich z kocioa.
- Nie chc ratowa wikszoci. Wszystkich wol. A eby wszyscy
przeyli, musimy dotrzyma warunkw rozejmu. My w kociele,
Rosjanie we wsi. Jak teraz zaczniemy wyazi, otworz ogie. I bd
mieli do tego wite prawo.
- Wycofaj ludzi. Zajmij z dziesi gospodarstw, zorganizuj obron
okrn i...
- O! - uda radosne zdziwienie. - To ju nie pod komend pana
kapitana? Prosz, prosz.
- Jestem realist. Wiem, e tu ich nie przyprowadzisz.
- Nigdzie ich nie bd prowadza. Bo to nie ich wojna.
- Nie mwimy o wojnie. Mwimy o likwidacji wiadkw. Pomyl
logicznie: Wilnicki wykoczy p setki ludzi, doywocie ma jak w
banku. Ale jeli wykoczy nastpne dwie czy trzy setki, moe si
wykrci. Ty by nie sprbowa?
- Oprzytomniej, Krechowiak. Mam tu ca wie. Dwiecie szedziesit osb! Syszae o gangsterze czy nawet szpiegu mordujcym
wier tysica wiadkw? To absurd.
493

- Absurd to da si wsadzi na zawsze do wizienia, kiedy mona tego


unikn.
- Ta rozmowa nie ma sensu - rzuci lodowatym tonem.
- Przynajmniej przygotuj ludzi do ucieczki. Jak zaczn zrzuca
bomby...
- Moe i nie byem w wojsku - wszed mi w sowo - ale idioty ze mnie
nie rb. Bomby? migowiec? Wymyl lepsz bajk, dobrze? migowce
nie walcz bombami.
Odoy suchawk. Ja swoj obracaem w doniach. Gorczkowo
rozwaaem dostpne warianty.
- Daj spokj - wzruszya ramionami Marzena. - Na swj sposb ma
racj: nalot bdzie albo nie, a jak si ludzie rozbiegn po wsi, Rosjanie na
bank zaczn strzela.
- To da pan tych onierzy? - upomniaa si Sandra. Zignorowaem j.
- Paczoch! - Zerkn w moj stron. - Trafisz z modzierza tak na trzypi metrw od kocielnej ciany?
Milcza przez chwil, podobnie jak wszyscy inni.
- Bez jaj... - mrukn w kocu.
- Trafisz?
- Veto - wyrczya go Marzena. - Koniec tematu.
- Bior na siebie ca odpowie... Au u!
Trzasna mnie w rami. Bynajmniej nie symbolicznie: aowaem, e
oddaem jej kamizelk. Jej te zachrzcio w palcach. Za okie
chwytaa mnie ju drug doni.
- Musimy pogada - rzucia przez zby. Przecigna mnie przez
kotowni i pchna na cian korytarza. Nieopodal pona wieca,
owietlajc jej zo i bl. - Pojebao ci?!
- Przepraszam. - Ujem praw do Marzeny, uniosem do ust,
pocaowaem. - Mocno boli?
- Mao ci kopotw?! Z modzierza w koci?!
- Obok. Jak si przestrasz, to moe...
- A jak pocisk wpadnie do rodka?! Tam prawie nie ma dachu! Kurwa,
tum ludzi, a ty do nich... Kretyn!
- To do celna bro. Nie dmucha. Jeli si ostronie wstrzeli-

494

wa... - Wyrwaa mi rk, wic daem spokj stronie technicznej. Marzena, Wilnicki to zrobi. Czuj, e...
- Zrobi, to zrobi! Nie twj interes! Doroli s, sami wybrali!
- Tam s dzieci, kobiety... Caa wie.
- Pierdol ca wie! Raz chybisz i doywocie!
- Nas i tak pewnie... - ugryzem si w jzyk.
- Zabij? Owszem, mog! Zycie to jedno wielkie ryzyko! Ale nie
samobjstwo! A ty si sam za kraty pakujesz! Dobra: Paczoch trafi gdzie
trzeba, oni uciekn! I co? Kady, ktrego Ruscy zastrzel, pjdzie na
twoje konto! Kady! Ju si o to Ada postara! - Zasapaa, zwina w
pi lew do i znw mnie trzasna, tym razem w brzuch. - Debil!
- Nie bij mnie - stknem. I na wszelki wypadek zapaem j za
ramiona.
- A kto ma ci bi, debilu?!
- Marzena, tam s kobiety i dzieci. Mam pozwoli, eby je spalili
ywcem? Bo pan pose kampani wyborcz sobie...?
- Te twoje kobiety prboway posa trzydzieci ciarnych na
rozwak!
- No to dzieci - umiechnem si lekko.
- Nie wkurwiaj mnie!
Moe nawet znw oberwabym pici. Ocali mnie Paczoch, wyaniajcy si z drzwi kotowni.
- Spokojnie, pani porucznik - powiedzia. -1 tak nie bd strzela.
Szkoda amunicji. Mao mamy.
- Dam ci rozkaz - rzuciem na prb.
- Jej sucham. - Umiechn si, proszc spojrzeniem, bymy nie
traktowali miertelnie serio tego, co mwi. - Pan nawet munduru nie ma.
Cholera wie, czy faktycznie kapitan.
Marzena wysuna si spod moich rk. Dopiero teraz.
- Jest kapitanem - popatrzya Paczochowi w oczy. - Poza tym jednym
macie go sucha.
- Rozkaz. - Przenis spojrzenie na mnie. - Zastpi nas pan kapitan
przy modzierzu? Tak... na kwadrans?
-Was?

495

Jaki szelest z tyu. Kamizelka, krtkie wosy, wielki brzuch. Olga. Nie
widziaem jej twarzy. Ale jego ju tak.
- Dudziszewskiego cakiem pan puci. Wiem, wiem: zakocha si
chopak. I nie wiadomo, czy gorzej na tym nie wyjdzie. No ale...
- Jasne. - Wyjem klucz. - Od mojego pokoju. I... no, nie musicie si
tak bardzo spieszy.
Odprowadziem ich na gr. W przeciwiestwie do tego z gabinetu, mj
telefon mia bezprzewodow suchawk. Byo cicho, okna pootwierane,
wic usyszabym dzwonek, ale co innego sysze, a co innego dobiec na
czas. Zabraem suchawk i wrciem do kotowni. Dwie Rosjanki
napeniay wiadra: wgiel i drewno wdroway na gr w charakterze
zasypki do poukadanych w poprzek korytarzy szaf-barykad. Trzecia
dziewczyna przycupna obok pieca, trzymajc si za baniasty brzuch.
Zawahaem si i skrciem w jej stron, ale pokazaa gestem, e to nic,
wszystko w porzdku.
Podszedem do okna.
- ...po prostu nie kocham. - Marzena niemal szeptaa, cho nieko
niecznie z uwagi na snajperw czajcych si w mroku. Zamilka na
chwil. - Ma. le by mi z tob byo.
Wgiel zgrzytn mi pod butami. Nie obejrzaa si. Siedziaa na
skrzynce z pociskami, obejmujc oburcz suchawk. Skulona, jakby
zzibnita. I sama. Sandra i Ela zniky, ale nie dlatego pomylaem, e
jest sama.
- Nie bdzie. - Mwia spokojnym, przygaszonym gosem. Zgi
em si, zaczem wyazi z piwnicy. - Nie jestemy razem. Znam
go ledwie od... - Pauza. - No wanie: jestem kurwa, a to kolejny
facet, ktremu daam dupy. Widzisz, jak ty mnie dobrze znasz?
- Pauza. - Nie myl. - Pauza. - Wiem, e nie jest idiot. - Tkwiem
w pprzysiadzie, nie bardzo wiedzc, co ze sob pocz. - Ja nie
zdechn. Pewnie nas tu zabij, wic nie moje zmartwienie. A jak ci
tak ich al, gosuj w Sejmie za wiksz kas na domy dziecka.
Nie sprawiaa wraenia rozzoszczonej. To chyba abiszewski trzasn
suchawk. Ona swoj powoli odoya.
- Przepraszam - bknem. - Nie wiedziaem...
496

- W porzdku. - Umiechna si sabo. - Prbowaam go przeko


na do twojej koncepcji. I troch nas znioso.
Pokiwaem gow, usiadem obok.
- Kto nie jest idiot? - Nie odpowiedziaa, wic zaryzykowaem:
- Ja? - Znw nic. - Przecie debil jestem.
- Nie a taki - mrukna.
- A jaki? - Musnem palcami jej kolano. - O mnie mwilicie. Jakiej
gupoty jestem w stanie nie paln?
- Niewane. - Prbowaa si umiecha, ale wyszo marnie. - Jak tam
nasi artylerzyci? Zadowoleni z ka?
- ko jest ekstra. - Ja nie siliem si na umiechy. - Due. W sam raz
na mio z ciarn dziewczyn.
Znieruchomiaa na chwil. Analizowaa moje sowa.
- Fakt. Wieloryb z niej. - Znw umiech-niewypa. - Jak sobie
pomyl, e miaabym dwiga takie brzuszysko...
- Nie musisz. Od czego s toyoty.
- Mam rower. Przez w", nie v".
- Ja nawet przez w" nie mam. Subowy tylko. Tak jak ko. Ale i to
chwilowo. - Westchnem. - Idiota jestem.
Popatrzya na mnie z ukosa. Tu, na dnie zsypu, byo za ciemno, by
ktremu z nas cokolwiek to dao.
- Nie a taki - powiedziaa cicho. Albo... zapytaa?
- Obawiam si, e a... - zaczem. Urwaem, podniosem si,
wychylajc gow z obetonowanego dou. I dokoczyem cakiem innym
tonem: - ...e mamy goci.
Z pnocy nadlatywa migowiec.
Zanim terkot opat przesun si w poblie zenitu, na park spady
granaty. Gwnie trzydziestki z automatycznych granatnikw i rczne,
ale wzdu wschodniego muru wybuchy te trzy serie po cztery pociski
modzierzowe kalibru 82.
Pobiegem na pitro, do okna w kocu korytarza.
Kurpianis nie otworzy ognia. Moe oberwa - dach te ostrzelano
- ale raczej po prostu sysza, e to co, co haasuje w grze, nie robi
tego nad naszymi gowami. Kto inny mia by ofiar. Trzeba jednak
przyzna, e zapolowano bezbdnie. Do koca wygldao na to, e
497

to paacowi si dostanie: wszelkie moliwe pociski wybuchay po naszej


stronie nie tylko Lawinki, ale i muru. Dopiero, gdy migowiec znalaz
si nad celem, zapony wiata.
Millerowcy nie musieli obwieszcza przygotowa haasem: wie pena
bya reflektorw, do ktrych podcignicia przed koci zbdne byy
silniki. Paru mczyzn wystarczy, by przepchn, choby przez opotki,
samochd osobowy. By moe czuwajcy w kocielnych oknach strzelcy
wypatrzyli te manewry, ale rozumiaem, dlaczego nie wszczli alarmu byo do przewidzenia, e mo ojcy Miszy wyszabruj ze wsi to i owo,
wic niby czemu miaoby si upiec samochodom?
Nikt nie prbowa przeciwdziaa i kiedy przyszo co do czego, w
kocielne ciany uderzyy supy biaego wiata a z p tuzina miejsc.
Pojaniao jak w dzie. Wydao mi si nawet, e widz w grze
pomalowany na bkitno brzuch migowca. Ale pewnie nie widziaem.
Bo pierwszej beczki - mimo, e wiedziaem, gdzie jej wypatrywa, nie
zauwayem.
Dopiero gdy wybucha.
Ogromna pkula niebieskawego ognia rozwina si na tyle blisko
ciany kocioa, e przypominaa przylepion do muru bu.
Rozpylonego przez pocisk-zapalnik spirytusu - na benzyn mi to nie
wygldao - byo dostatecznie duo, by w pomieniach stana te
pnocna poa dachu. Troch ognia wlao si oknami do wntrza.
Wystarczajco duo by kilkuset ludzi zaczo krzycze.
Z pocztku spanikowany tum chyba sam sob blokowa drzwi i ukryci
wok millerowcy nie mieli do kogo strzela. Od czasu do czasu kto
stawa w oknie; pojedyncze sylwetki, atwe do skoszenia oszczdn seri.
Zanim ci w migowcu ocenili celno, wzili poprawk i posali w d
kolejne beczki, doliczyem si piciu ludzi, zdmuchnitych kulami z
parapetw i cinitych z powrotem do wntrza kocioa. Dwie osoby
zdyy wyskoczy, ale chyba adna ju nie wstaa.
Trzy nastpne beczki chybiy. Na dystansie p kilometra, a pewnie z
takiej wysokoci je spuszczano, nawet powolny ruch bombowca moe
prowadzi do sporego rozrzutu. Jedna wpada a do Lawinki - zapalnik
zawid i zamiast ognia bryzna woda. Dwie
498

solidniej sklecone bomby zalay fal poncego spirytusu placyk przed


drzwiami kocioa.
Mur i drzewa przesaniay widok na to, co byo bliej i niej. Los
oszczdzi mi widoku masowej jatki. Tum, jak kady bezmylny, pchany
panik tum, wali gwnie najszersz i najprostsz z drg, wic tylko
kilkunastu uciekinierw, ktrzy wybrali okna, umaro na moich oczach.
Ale nie musiaem widzie, by wyrobi sobie zdanie o tym, co dziao si
dwa metry niej.
W szczytowym momencie strzelay a trzy kaemy, w tym wielkokalibrowy beteera, zdolny powali kilka kolejnych osb jedn kul - a
mimo to, mimo jezior pomieni, przez ktre przyszo biec, niektrzy si
przedarli i pilnujcy okien strzelcy musieli wspomc walce
nieprzerwanymi seriami maszynki. Oczywicie nie syszaem wtych
postukiwa kaasznikoww - utony w huku cikiej broni - ale wida
byo ich brak. Kilku ludzi wyskoczyo oknami, nie dajc si, jak ich
poprzednicy, zastrzeli ju na parapecie. Kto nawet odbieg na tyle
daleko, e znik w mroku. Fakt, e do okien nie strzelano, tylko
potgowa groz: rozumiaem, e niedoszli zabjcy masakruj w tym
momencie duo liczniejsze grupy.
Wie, wier tysica osb, zgina bardzo szybko: kaemy nie strzelay
nawet minut. Ale na likwidacj niedobitkw przyszo czeka duej.
Kiedy nie byo ju kogo zabija, a saby podmuch wiatru przynis a
pod paac wo piekcych si cia, okazao si, e w kociele pozostali
ywi ludzie. Ludzie, ktrzy - poniewczasie - prbowali walczy.
Z okien posypay si strzay. Najpierw jedna lufa, potem trzy, w kocu
nawet karabin maszynowy. Strzelano do anemicznie i chyba bardziej w
reflektory ni do skrytych w mroku napastnikw, ale i tego
symbolicznego oporu wystarczyo, by pierwszy wchodzcy na
pobojowisko millerowiec czmychn z powrotem midzy opotki, a inni
zapucili korzenie tam, gdzie byli.
Nie odpowiadali ogniem - nawet BTR. Po co ryzykowa i traci
amunicj? Zaczo si miganie latarkami - pewnie w zastpstwie
zaguszanych nadajnikw - i migowiec zrzuci nastpne beczki. Jedna
chybia - chyba, e chodzio o przemienienie dzwonnicy w wywrcony
na lew stron, poncy od zewntrz komin - druga
499

zapalia dach. Wntrze kocioa, pki co, ocalao. cigany seriami,


migowiec ku mojemu zaskoczeniu zawrci na pnoc i po prostu
odlecia.
Telefony rozdzwoniy si, kiedy schodziem na d. Zacz
Wilnicki.
- Widziae? - zapyta rzeczowo. - Te tak skoczycie, jeli nie
dostan tej dziewczyny.
- Nie teraz - uciem i pstryknem wycznikiem. Tym razem
rozsdek zwyciy: nie spaliem mostw. Ale kiedy przy drzwiach
kotowni suchawka zagwizdaa ponownie, puciy mi hamulce.
- Skurwysynu, tam byy...!
- To ja, Gawryszkin. - Odczeka, najwyraniej czujc, e tego potrzebuj. - Przykro mi. Nic nie mogem zrobi.
Wziem nerwy na smycz. Pomg mi trzeci telefon: ten, ktry
odebraa Marzena. Syszaem, e rozmawia i cho do tego sprowadzaa
si moja wiedza, wiadomo, dokd biegnie wychodzcy z jej aparatu
kabel, podziaaa trzewico.
- S bezpieczni? - zapytaem zwile. - Ten onierz?
- Mona na nim polega? - Gawryszkin te by zwizy i rzeczowy. Ma jaja? Nie pknie?
- Co si dzieje? - zaniepokoiem si. Nie pyta raczej o szans zostania
dziadkiem.
- Masza rozpowiada wszystkim naokoo, e si kochaj i bior lub.
To prawda? O niego pytam. Zaley mu na niej?
- O co chodzi? Od czego ma pka?
- Ma porwa migowiec.
- Por... Sucham?!
Znw wyczu, e potrzebuj chwili przerwy.
- Doronin zaatwi ewakuacj Mi-17 do bazy w Sowietsku. Bior
rannych. Masza i Ewa te lec. I narzeczony Maszy.
- On? Jakim cudem?
- Baagan - wyjani krtko.
Zastanawiaem si gorczkowo. Wieci brzmiay radonie, ale ju ton,
jakimi je ogaszano...
- To w czym problem? Po co Dudziszewski miaby...?
500

- To pomys Doronina. Czyta pana list Nie wiem, co z tym zrobi.


Obiecywa Ewie, e nic gupiego. I po prostu chce j odesa gdzie,
gdzie jest bezpiecznie. Ale... no, wol, by Maszy te nie byo w Sam-bii.
W adnym miejscu, gdzie Miller moe zadzwoni. - Odetchn gboko. Troch pomagaem Doroninowi. Jeli narozrabia... Zreszt ja te mam
do. Miller przesadzi.
- Co z tym porwaniem? - przypomniaem.
- Poleci drugi pilot z zaguszarki. To kawa chopa, kamizelka kuloodporna, kask, pistolet Ale adnych onierzy wicej, tylko ciej
ranni. Bdzie jeden na jednego. Masza schowaa w bucie n. Kiedy
bd blisko Sowietska... Zaraz za rzek maj Litw. Jeli chopakowi
wystarczy odwagi, powinno si uda.
- Zgupielicie? A jeli pilot te si okae odwany? Zabij go i co?
Szybki kurs latania?
- Jako drugi leci ten smarkaty kumpel Doronina, Kola.
- Z poaman rk.
- Mwi, e sobie poradzi. Z maszyn. Pytanie, czy Dudziszewski
poradzi sobie z pierwszym pilotem.
Opancerzony, wielki facet, pod stopami p kilometra pustki i czort
wie ile zenitwek, ktre mog ostrzela wiejc na Litw maszyn.
Cholera.
- Chopak jest w porzdku - powiedziaem ostronie. - Ale... Jeli to
nie jest konieczne...
- Zabije w razie czego? Noem?
Rozumiaem pytanie. Strzeli, zwaszcza do kogo, kto do ciebie
strzela, to jedno, a noem w gardo, moe w twarz... Bo gdzie indziej nie
byo sensu dga: kamizelka.
- Myl... - urwaem. - Dla Maszy tak. Zabije.
- Kto idzie. Musz koczy.
Marzena te musiaa, bo w dach rbna seria z granatnika, z gry
sypno kawakami dachwek. Nie miaa hemu, wic rozsdnie
wskoczya do kotowni.
- Prosz o pomoc - oznajmia dziwnym, drtwym tonem.
- Adam? - Byem pesymist.
- Nie, jaki facet.. Nie znam.
- A on? Jest w kociele?
501

- Nie. - Byo ciemno; moe wyobraaa sobie, e przybraem


wspczujc min, bo dorzucia: - Ale mg przey. Wyszli przed
nalotem.
- Wyszli?
- On, zaoga bewupa i kto jeszcze. Chyba prbowali go uruchomi.
Ten przy telefonie nie wie. W ogle... ciko si z nim dogada. Jest
przeraony. I wszyscy krzycz. - Nabraa powietrza i zapytaa: - Co tam
si stao?
- Ilu ich jest? W rodku?
- Nie wiem. Co mwi o dwudziestu... o dzieciach... Ale podobno si
pali, wic pewnie pouciekali.
- Wtpi. - Nie potrzebowaem wiata, by wiedzie, jak bardzo jest
blada. - Kupa reflektorw, trzy karabiny maszynowe. Mysz si nie
przelinie. Nie moemy im pomc.
- A... reszta? Caa wie tam przecie bya. Skoro inni... - Nie dokoczya. - Nie mw, e...
- Trzy karabiny maszynowe - powtrzyem cicho. - Marzena... tej wsi
ju nie ma. Rozstrzelali j.
Nie miaem racji: Kisuny - jako spoeczno, nie kilkadziesit hektarw
pokrytego zabudowaniami terenu - przestay istnie dopiero kilkanacie
minut pniej. Kiedy wrci migowiec.
Dziki podpowiedzi Gawryszkina zrozumiaem, e to nie Mi-17,
ktrym lecielimy spod Sowietska. Sze beczek, choby dwustulitrowych i docionych pociskami, to niewiele jak na udwig tej
maszyny. Co innego, jeli zrobi bombowiec z maego Mi-2. Na
przykad z maszyny w barwach polskiej policji. Ciekaw byem, jak
Wilnicki poradzi sobie z pilotem - portfel czy n - ale nie na tyle, by
telefonowa i pyta. I tym razem to do mnie zatelefonowano.
- Doronin - zaskoczy mnie gos w suchawce. - Masz to radio?
Sprawne?
- A cholera je wie.
- Podlec, sprawdz na minimalnej mocy nadajnika. Z bliska ty
usyszysz, a tamci nie. Kliknij cztery razy.
- Podlecisz? - Gos sam mi si schodzi. Jeli Wilnicki wybra n, nie
portfel... Jeden pilot w Mi-17, drugi na pewno zbami i pazurami
502

trzyma si tej cholernej, latajcej dyskoteki, ktra odcia nas od


wiata... I to ju koniec listy. Jedynym, ktry by w stanie przewie
beczki nad koci, by major Doronin.
- Swoim. - Domyli si, co mi chodzi po gowie. - Obiecaem jej, e
nie zrobi ci krzywdy.
- Mnie w tym kociele nie ma.
- I niech ci nie bdzie na pitrze. Rozumiesz? Musz ostrzela paac.
Cay, ale bd mierzy w pitro i strych. Tylko. Sprowad ludzi na d.
- Musisz? - podchwyciem.
- Nie podskocz Millerowi, pki dziewczyny nie bd po tamtej
stionie Niemna.
Czyli na Litwie. Wic jednak. Zdecydowali si.
- A... potem?
- Lec okrn drog. Musz zatankowa. Dwie godziny. Wytrzymacie dwie godziny?
To wtedy usyszaem odlegy terkot. Wraca bombowiec.
- Nie wiem.
- eby wszystko byo jasne: ty masz przey. Inni mnie nie interesuj.
Tylko ty. Jak zginiesz, impreza odwoana.
- Co chcesz zrobi?
- Co cholernie gupiego.
- To znaczy?
- Ale ty te musisz zrobi co cholernie gupiego.
- Zostawi j? - zapytaem spokojnie. - Odda tobie?
- Tak jak napisae. To twoja propozycja.
- Wiem, pamitam. - Umiechnem si krzywo. - Waciwie po co ci
to? I tak zgin. Sam sobie wemiesz.
- Nigdy nic nie wiadomo. I chc to od ciebie usysze.
- Jest twoja - powiedziaem cicho.
- Na pewno? Nie bdziesz prbowa...?
- Jest twoja. Bierz j sobie.
- Musz koczy. Trzymaj si, chopie.
Rozczy si.
W kociele rozszczeka si karabin maszynowy. Usyszeli terkot
migowca, zrozumieli, co oznacza. Kto rozpaczliwie prbowa nie
503

umrze. Ucieka nikt jeszcze nie prbowa: rosyjskie karabiny milczay.


- Wilnicki - z pozoru niedbale rzucia Marzena. Niemal zapomnia
em, e siedzi obok. - Kogo przehandlowae? Nadi? - Patrzyem
na ni ze zdziwieniem, ktre przeoczya w ciemnoci. - Czy moe
mnie?
Na wschodzie wzlatyway w niebo dugie serie, z rzadka przeplatane
pociskiem smugowym.
- Ew - mruknem.
- Co? - Nie wierzya. - Jej by nie...
- A jednak. - Musiaem odczeka, pozby si goryczy z gosu.
- To Doronin, nie Wilnicki.
- Co za Doronin?
- Facet, ktry si z ni teraz oeni.
Z kolei ona troch pomileaa.
- Mylaem, e to wy... Nie chciaa ci? - zapytaa cicho. I jeszcze
ciszej dodaa: - Bo ty chciae, prawda?
- Spotkaem w yciu trzy kobiety, o ktrych mylaem serio i prbowaem co... Z pierwsz si oeniem. Z Ew nie. I tyle.
- Kochasz j?
- Wiem, e bym pokocha.
Znw chwila ciszy, raczej niewesoej.
- I kto ci j odbi? Co to za jeden, ten Doronin?
- Facet, ktrego wanie podkablowaa.
- Pilot, ktry zestrzeli polski migowiec i wiz was do Ostroki?
- upewnia si. - Ale on si inaczej nazywa.
- Selim bekw, Alibekow czy inny bekw - zgodziem si. - ysy
kurdupel z rudymi wsami i ze znamieniem na nosie.
- Zalewasz... Tak go opisae? - Nie przeczytaa moich zezna,
spieszylimy si. Zoya tylko pod nimi podpis i doczya do swojej
prokuratorsko-porucznikowskiej relacji z oblonej twierdzy.
- Za duo kreskwek ogldasz.
- Jeli kto zgin w tym sokole... Nie chc, eby jaki Bogu ducha
winny Bekw dosta doywocie tylko za to, e umie lata migow
cem i by w okolicy. - W centrum wsi eksplodowa pierwszy pocisk-zapalnik, rozdymajcy beczk spirytusu do monstrualnej kuli
504

ognia. Marzena, cho oboje na to czekalimy, niemal podskoczya, a ja z


pen premedytacj wanie wtedy powiedziaem: - Masz mnie adnie
przeprosi.
Kaem zachystywa si ogniem. Czyli pudo. Chocia, z drugiej strony,
to byy jednak domowej roboty bomby i wcale nie byem pewien, czy
taka, ktra trafi w otarz, zaatwi, przykadowo, ustawionego przy
drzwiach erkaemist.
- Co? Za co? - zdziwia si Marzena.
- Za przehandlowanie ci Wilnickiemu.
Patrzya na mnie a do eksplozji kolejnej bomby. Ju na pewno celnej,
bo ucinajcej terkot kaemu i rodzcej - po paru sekundach - pojedyncze
trzaski kaachw. Ostatni ywi mieszkacy Kisun, moe ponc, umykali
z ogarnitego poarem kocioa, millerowcy strzelali do nich, moe z
litoci, moe dla zabawy, albo po prostu dlatego, e za to im pacono, a
Marzena Pawluk wpatrywaa si we mnie i - byem tego pewien - uroczo
rumienia.
- Przepraszam - powiedziaa cichutko.
- adnie - poklepaem si palcem w policzek. Nie posuchaa i jej usta
trafiy na moje, ale poniewa trwao to przez nastpne dwa wybuchy i
praktycznie do koca strzelaniny, uznaem przeprosiny za wystarczajco
adne.
Przytulilimy si do siebie, prbujc zapomnie, e dookoa jest jaki
inny, wykraczajcy poza nasze ciaa wszechwiat
Ewakuowalimy z Marzen poddasze i pitro, odsyajc ludzi do piwnic.
Obsada parteru zostaa na stanowiskach, tyle e z zaleceniem trzymania
si po przeciwnej w stosunku do migowca stronie budynku.
Ryzykowaem ich ycie, ale bardziej ryzykowne byoby zwinicie caej
obrony: nagy atak tu po zakoczeniu ostrzau mg si dla nas
skoczy tragicznie. Doronin nie wspomnia o ataku, musia jednak co
najmniej dopuszcza tak ewentualno. W przeciwnym razie odesaby
nas po prostu do piwnic i wali bez ogranicze po caym paacu.
Przycupnem w oknie kotowni, obok modzierza. Potrzebowaem
chwili, by odkry, e Paczocha i Olgi nadal tu nie ma. Kwadrans, okazuje
si, nie wystarczy.
505

Jako dowdca powinienem by wcieky.


I byem. Na siebie.
Klnc, pognaem na gr. Ewakuacja pitra odbya si po cichu,
metod chodzenia od dziewczyny do dziewczyny, klepania w rami i
szeptania instrukcji. Kilkadziesit metrw dalej nasuchiwali sam-bijscy
zwiadowcy. Nie byoby dobrze, gdyby co zwszyli.
To Marzena oprniaa skrzydo, w ktrym by mj pokj. W mroku i
popiechu moga przegapi jedyne zamknite drzwi. Moga te nacisn
klamk, natrafi na opr i uzna, e to magazyn czy co w tym rodzaju.
Mj bd. Zbyt wiele mylaem o radiu. Zadziaao, usyszaem pisk,
wyklikaem, co miaem wyklika, a po chwili odebraem identyczny
sygna w wykonaniu Doronina. Ale o tamtej dwjce zapomniaem...
Wpadem na pitro i krzyknem:
- Paczoch! Olga! - Nic, cisza. Moe zabraa ich do piwnicy? Cisza... i
odlegy warkot opat. - Paczoch!!!
- Id! - Gos by stumiony, chyba nie tylko drzwiami. Szarpnem za
klamk. Zamknite. Sam im wcisnem klucz.
- Szybko!
- No id! - Nie zdoa ukry zoci. Rozumiaem go. Nagy przeskok z
nieba do pieka musi bole. Nie cigaem go z byle kurewki: zamkn
si tam z dziewczyn, ktra cae godziny walczya z nim rami w rami,
a teraz, gdy ich czas dobiega koca, prbowaa jeszcze podarowa
troch szczcia. Z kim takim mczynie po prostu musi by dobrze. Tylko si ubierzemy!
Doronin uruchomi dziako. Zacz od drugiego koca budynku, ale i
tak wolaem nie czeka. Wpadem do pokoju Maszy, pognaem do
azienki. Drugie drzwi. Opanowaem si przy trzecich, tych do mego
pokoju. Uchyliem je, nie zagldajc do rodka, i zawoaem:
- Nie wychodcie na korytarz! Pod okno, ale ju!
Usuchali. Dowiedziaem si, e Paczoch jest mistrzem nocnych
alarmw - mia ju na sobie poow munduru - a Olga ma fajne nogi,
nosi bokserki i nie nosi stanika.
- Co jest? Granatnik? - Pociski z dziaka miay ten sam kaliber.
- Ola, klucz! Gdzie tu...
506

- migowiec! Moe dziurawi ciany! Im wicej ich po drodze,


tym le...
Nie dokoczyem; ycie zrobio to za mnie. Naprzeciwko mego pokoju
by inny, z otwartym oknem i drzwiami. Armatni pocisk przemkn przez
oba te otwory, wyrn w cian i eksplodowa na framudze moich drzwi.
Poowa lekkich przedmiotw pospadaa z mebli. Dostaem po gowie
drzwiami azienki. Na szczcie nic si nikomu nie stao. Nawet
skorzystalimy na wybuchu: klucz przesta by konieczny. Z braku
sporego kawaka drzwi wejciowych, w tym zamka i klamki.
Reszt ostrzau od pnocy przeczekalimy, lec przy cianie
poudniowej, za przewrconym biurkiem. Paczoch wepchn za nie
kamizelk i hem, potem siebie i na koniec Olg. Przy kleiem si do niej
z drugiej strony. Gdyby co jeszcze przedaro si przez trzy ciany,
dzielce nas od dziaka, miaa najwiksze szanse przeycia.
- Atakuj?! - W popiechu wciga buty. - Moe...?
- Le! Nie rusz, pki strzela. I chyba licz, e sam nas zaatwi!
- Bo zaatwi! Takie dziako rozpieprzy kady mur!
Fakt: sdzc po odgosach, mona by uzna, e budynek rozpada si na
kawaki.
- Nie odamkowymi! I parteru nie ruszy! Jakby co, stamtd mo
esz miao strzela!
Przypomniaem sobie o telefonie. Wepchnem go w kt przy szafie,
dla pewnoci przysypaem ksikami. Przy odrobinie szczcia powinien
przetrwa wybuchy pociskw, ktre wpadn do pokoju.
Kiedy kamow skoczy z pnocn cian i przemieszcza si na
zachd, zbieglimy na parter. Nic nie wskazywao na to, by majora
zawiodo oko albo celownik i wpakowa jakie pociski w t kondygnacj.
Ludmia te spisaa si na medal: wanie wyganiaa dziewczyny z
wystawionego na ostrza zaplecza restauracji.
- Bez strat - zameldowaa. - Ale boj si. Pytaj, czy nie lepiej do
piwnicy...
- Mw, e d osaniaj drzewa. Maj tu zosta i szykowa si do
odparcia ataku.
Bya zbyt bystra, by przekn takie gwniane wyjanienie, chyba mi
jednak ufaa, bo nie wrcia do tematu dziwnie wybirczego
507

ostrzau. Wydajc ostrym gosem komendy, ustawiaa podwadne przy


poszczeglnych oknach. Nie musiaem rozgasza, e pilot to mj
kumpel i wystawia ycia Doronina na wiksze ni teraz ryzyko. Istniao
spore prawdopodobiestwo, e millerowcy wezm paru z nas do niewoli
i przed egzekucj dokadnie wypytaj. Zbiegem do piwnic. Marzena
czuwaa u wylotu schodw.
- W porzdku?
- Jest co takiego, jak kurza guchota? - jkna.
- Juraszko? - domyliem si.
- Od tego strzelania to ju cakiem... Upar si, e to gdzie w parku
wybucha, i chcia wyprowadza dziewczyny na gr. Ledwie go
zatrzymaam. Oho!
Doronin zacz si znca nad drug stron budynku.
- Liczysz?
- Przez tego dinozaura troch mi si popltao... Tak ze dwiecie
wystrzaw.
- Ma piset naboi! - Musiaem krzycze. Wbrew temu, co plt
Juraszko, eksplozje nie brzmiay jak dobiegajce z parku. - Troch
pewnie zostawi! Po dwustu nastpnych, jeli przerwie na duej, gnajcie
na gr! Bo mog ruszy!
Faktycznie, ruszyli. Gdy tylko migowiec pokaza paacowi ogon - i ze
wszystkich stron naraz. Uratowaa nas przezorno Marzeny, ktra
byskawicznie wycigna z piwnicy kadego, kto mg strzela lub
rzuca granaty. Co prawda parkowy kaem ogniem z flanki zastopowa
miakw, prbujcych przeazi przez poudniowy mur, a ustawiony po
przektnej parku BWP ostrzela tych, ktrzy wdarli si przez wyom od
strony biwaku - lecz na pnocy omal nie doszo do katastrofy.
Korzystajc z haasu, millerowcy cignli pod mur kilka drabin,
rusztowa czy czort wie czego, zyskujc nieze pozycje strzeleckie. To
stamtd ruszya te - jeszcze dyskretnie, w ciszy - pierwsza fala
atakujcych. Przeskoczyli mur i pod oson ciemnoci oraz drzew
przebiegli po kilkanacie-dwadziecia kilka metrw. Dopiero potem IMR
trzasn w zachodni mur, cofajc si natychmiast w obawie przed
granatnikami, za mur pnocny eksplodowa w dwch miejscach na
lewo od bramy. Sabe adunki
508

wybiy nie tyle drzwi, co dziury wielkoci czogowego wazu. Nikt nie
prbowa tamtdy wchodzi: kilkunastu wyznaczonych do szturmu
mczyzn ju byo w parku. Ale to wanie te niepozorne otwory
przesdziy o wyniku bitwy.
Atak by dobrze zaplanowany, lecz przeprowadzony na zasadzie uda
si - dobrze, nie - sprbujemy pniej". Kiedy zaczlimy strzela, ciska
granatami, a Ludmia szarpa za linki i odpala pochowane w parku
miny, millerowcy spasowali. Nie tyle zalegli, co od razu odpezli w ty.
Gdyby nie wywalone przez saperw dziury, pozostaby im odwrt przez
grzbiet muru. Bez drabin i z ogniem w plecy. Wbrew pozorom nie
zakrawao to na samobjstwo: byo ciemno, ich koledzy gsto walili w
paac z kilku automatw, dwch kaemw i granatnika, ktry, chwali
Boga, sta gdzie dalej i bi po pitrze. Ostrza by na tyle silny, by
zmusza obrocw do chowania gw. Dziewczyny praktycznie przestay
mierzy - po prostu wychylay si na moment i posyay kul za okno.
Ich ogie, i bez tego przeraliwie niecelny, jeszcze bardziej straci na
skutecznoci. Mimo to mielimy szans wykrwawi napastnikw. Osona
ogniowa ma to do siebie, e trwa krtko. Par wystrzelonych
magazynkw - i koniec. Gdy natarcie utkno, czas zacz pracowa na
nasz korzy. Take dziki temu, i mogem wysa cz dziewczyn na
gr, zwikszy liczb okien, ktre tamci musieli ostrzeliwa. Dziury w
dachu stwarzay szans dalszego rzutu granatem. Wreszcie Paczoch mg
wypatrzy cele, ustawi modzierz i zapolowa na przy duszonych do
ziemi. Naprawd mogo nam si uda.
Niestety, uciekinierzy nie musieli pi si na mur. Doem, dziurami,
ktrych nie widzielimy, wypezli na ulic. Po piciu minutach nie byo
do kogo strzela.
Po szeciu zgin Jasio Kret. Mylaem, e rozerwie go wasny granat,
albo, jeli stracimy zbyt wiele dziewczyn, doczeka si w kocu karabinu
i odstrzeli sobie stop. Nie pomylaem, e zabije go co, czego
posiadania odmawiali mu zgodnie wszyscy mieszkacy Ki-sun:
wyobrania, przezorno i zdrowy rozsdek.
- W hemie bezpieczniej - usyszaem jego gos na drugim kocu
dziwnie cichego, zastygego w nieufnym bezruchu korytarza. - Nawet
granat niestraszny.
509

Wsta zza kaloryfera i cign hem z gowy martwej, przewieszonej


przez parapet Rosjanki.
Zdy nawet naoy go na swoj.
A potem run tak, jak powinna upa dziewczyna: na wznak, a pod
przeciwleg cian korytarza.
Jeden strza. Ale z kaasznikowa, aden tam snajper.
- Nie podnosi gw! - wydar si Juraszko.
Nie podnosiy. Trzy martwe koleanki, Jasia i kobiet, ktrej kula
strzaskaa obojczyk, wywloky do piwnicy na czworakach. Wypeniajcy
budynek py z odupanego pociskami tynku przypomina a za dobrze o
czyhajcej za kadym otworem mierci. Nawet ranna staraa si nie
krzycze: rozumiaa, e goniejszy dwik moe cign granat
- Ludmia! - zawoaem pgosem. Znalaza si niemal natych
miast - Zna si ktra na ranach?
Piersiwka i Sandra nie usuchay dobrych rad, odeszy i pewnie day
si spali razem z kocioem. Przy rannych siedziaa ciarna, majca
rodzi pojutrze - tylko odrobin bardziej mobilna od podziurawionych
elastwem koleanek - oraz Liza. Mogy poda wod i pocieszy, lecz to
wszystko.
- Ju posaam. Rita Koroblowa. Ze wsi jest sama robia teciowej
zastrzyki. I winie te sama rnie.
Nie byem pewien, czy zakoczya artem. Od rzenika do chirurga
niedaleka droga. Taka kobieta nie mdleje na widok krwi i koci, a to ju
co.
- Daj jedn Kurpianisowi, na strych. I dwie do wycigania kaemu,
gdyby tamtych... Cenny jest
- Trzy dziewczyny - kiwna gow. - Za jeden karabin.
- Duo strzelalimy - wyjaniem. - Jeszcze dwa takie ataki i sztu-cery
moemy da na zom. A do kaemw jest amunicja.
- W porzdku. - Chyba si umiechna. - Tak tylko... Sama wiem.
Wojna, taka prawdziwa. Bro waniejsza od ycia.
Odesza. Wycignem radio, sprawdziem. Szumiao wolnym kanaem, a kiedy zmieniem go na prb, pluno fal trzaskw i gwizdw.
Doronin nie mia mi nic do powiedzenia.

510

Ale kto inny mia. Suchawka, ktr nosiem w kieszeni, rozdzwonia


si znienacka.
- yje? - zapytaa Marzena sabym gosem.
- Wanie dzwoni. - Prbowaem oceni, jakie emocje wywoaa
w niej ta nowina. Bez powodzenia: przy kuchennym wejciu drze
wa niemal wchodziy na budynek, potgujc i tak mroczny mrok.
Nic nie pono. To dlatego t tras posaem kurierki po meldunki
do czuwajcych w parku onierzy. - Ma bewupa, bro i kilku m
czyzn. W garau, na plebani.
-I?
- I tyle. Jak adnie poprosz, moe do nas z tymi skarbami doczy.
Tego ju nie mwi - przyznaem. - Mojej inteligencji pozostawi.
- Nie lubisz go - postawia diagnoz.
- Polityk - rzuciem zwile.
- Nie artuj. W co tam jeszcze wierzysz... Za co?
- Na ryby poszed - wymruczaem. Milczaa przez chwil.
- Przeze mnie? - zapytaa agodnie.
- Waciwie to ja go lubi. Zostawi ci. I mogem cho przez chwil...
- Umiechnem si krzywo. - Nawet w ramiona pchn. Zataczya ze
mn. Gdyby nie chciaa mu na nosie zagra...
- Gupi jeste. - Troch brakowao jej przekonania.
- A nawet idiota. - Miaem nadziej, e zrozumie, do czego pij.
Faktycznie byem idiot. Dawno zapomniaa, o czym rozmawialimy,
gdy pierwszy raz nadlecia migowiec.
- I poprosie adnie? - powrcia do spraw wanych.
- To on poprosi. O ciebie.
- Co? - drgna.
- Mwi, e znalaz kryjwk. I moesz tam przeczeka. Jakby nam tu
nie wysza obrona, ty i dziecko przeyjecie.
- Chce ratowa mnie i dziecko? - Nie wierzya? I w co nie wierzya: w
swoje szczcie?
- Na to wyglda - mruknem.
- Wierzysz mu?

511

Niech ci cholera, Pawluk. Akurat o to musiaa pyta?


- Ja bym ci ratowa - powiedziaem cicho. - A on w dodatku...
Dziecko to jednak dziecko. Wana sprawa.
Mylaa o tym dobre wier minuty. Byo cicho, spokojnie. Spokojna
noc w martwej wsi.
- Powinnam mu da jeszcze jedn szans? - zapytaa.
Milczaem. W kocu zrobio si to a niezrczne.
- Nie wiem.
Teraz to ona nic nie mwia. Nie rozumiaem tego. Nawet w mroku
wygldaa jak kto mocno dotknity.
- Pewnie - szepna. - Nie twj problem.
Odwrcia si i znika w ciemnociach kuchni.
- yj - wy dyszaa Raisa, trzydziestoparolatka o tatarskiej urodzie, ta
posana do bewupa. - Tylko stanli bliej dziury. Bo z ulicy granatami...
Wcisna mi kartk. wiecc zapalniczk, odczytaem bazgroy
celowniczego. Napisa z grubsza to samo: cali, wz sprawny, ale
flankowa pnocnego muru nie mog, bo za blisko i Rosjanie rzucaj
adunki wybuchowe.
- Bya przy dziurze?
Nie od razu odpowiedziaa. Urodzia, nie miaa brzucha, Ludmia
ganiaa j wic jak kapral rekruta, a teraz ja przeczogaem przez park.
Ale to nie zmczenie kazao jej milcze.
- Cae sterty - powiedziaa cicho. - Trup na trupie. Jeszcze si pal.
Tuszcz...
- Widziaa wz? - Rzd ogosi po Kisunach nie mniej ni tydzie
aoby narodowej. Ja uczciem pami tych poncych stert martwych
cia picioma sekundami ciszy. Ale przynajmniej nie posyaem przez
Zalew barek z paliwem lotniczym i rakietami.
Chocia, z drugiej strony, to moim paliwem ich spalono. Spirytusem,
ktry Misza mia pod rk, bo go zamwili tacy jak ja, i benzyn, ktr
mu zanielimy na plecach.
- Nie. Moe jest za jakim domem...
- Dobra. - Chocia dla ywych mogem postara si by miy.

512

- Kwadrans urlopu. Id, nakarm ma. - Musnem jej ubocon na


sutkach bluz. - Mleko marnujesz.
- To chopak - mrukna. I odesza.
Dla ywych, okazuje si, te nie umiaem by miy. Nic dziwnego, e
zaraz potem zadzwoni telefon. Dra na mil wyczuwa innego drania.
- Duo zostao? - Wilnicki nie oczekiwa odpowiedzi, bo od razu
pocign: - Warto gin dla tych niedobitkw?
- Ci wszyscy ludzie w kociele, do kupy wzici, nie wiedzieli o tobie
poowy tego, co ja. - Byem tak zmczony i obolay, e nawet nie czuem
zoci. - Niby dlaczego miaby mnie zostawi ywego?
- I czemu masz mi pomaga? - domyli si. - Bo Misza to chciwy
kutas. Znw da podwyki. To po pierwsze. Ocalisz sporo mojej forsy.
Ale waniejsze jest drugie.
- Lubisz mnie - zgadem.
- To te. Wiem: ja jestem zy obuz, a ty dobry. Ale na podobnych
falach nadajemy. Lekkiego nihilizmu. No, mniejsza... Drugi powd to
moja cenna dupa. Nie po to wkurwiem Pana Boga, palc mu dom razem
z wiernymi, eby dalej by wrogiem Rzeczypospolitej. Przyda mi si
kto, bohater wojenny, ktry powiadczy w razie czego, e plotki byy
bzdurne i tak naprawd broniem tej wsi.
Nawet takiego jak ja ni hi list zatkao na chwil.
- Bez jaj...
- Ze zbrodni jest dokadnie jak ze zodziejstwem: nie kradnij wcale,
albo miliony. Naprawd chciaem to zaatwi bezkrwawo. Nie wyszo.
Wic poszedem na cao. Duo ofiar chroni przed kar za mao ofiar.
Teraz, jak si taki syf zrobi, koalicja rzdzca odtrbi pospolite ruszenie,
przyspawa si do stokw i bdzie broni kadego swego, jak w
oblonej twierdzy. Zatuszuj, ile bd mogli. To nie my, nie bohaterski
as wywiadu Wilnicki, to wszystko te wredne Ruski. Nie robi jaj. To
realne. Przeszukalimy wie, nie znalelimy nikogo. ywego w kadym
razie.
- A w kadym razie teraz nikt nie yje - dopowiedziaem.
- Nie moralizuj. Kamczuch jeste. Masz je tam wszystkie. Ale do
rzeczy: jacy tubylcy mogli uciec. No i s ci wojacy z pegeeru. Kto

51.3

mnie widzia, zapamita. Albo, przykadowo, chopcy Millera. Wygada


si ktry, co?
- Wpakuj ich w gaciach do chodni i przeszmugluj przez granic.
Zaatwi ci ich gratis.
Rozemia si. W kocu kto doceniajcy moje arty.
- Dobre. Ale serio: to realne. Siedz tu bez broni, ni to doradca, ni
jeniec. Wygam si z tego. Walczyem, zapali, zmuszali, bym dzwoni
do was, tumaczy na polski, pertraktowa w ich imieniu. Zeznasz, e
przemyciem par cennych wiadomoci. Chcesz wiedzie, dlaczego
przeyjesz? Wanie dlatego: bo bdziesz moim wiadkiem obrony.
Korzy dodatkowa: uratujesz wszystkich, ktrych wzilimy do niewoli.
I ktrych jeszcze wemiemy. Oczywicie poza Pani Milion. Reszty nie
zabij, bo reszta powiadczy z zapaem, e pan Krechowiak to bohater,
dusza obrony i w ogle drugi przeor Kordecki.
- Kordecki nie skapitulowa - zauwayem.
- Jak si nie ma baby i dzieci, mieszka w celi i pracuje na klczkach,
atwo umrze za spraw. Maa strata. Ale ty masz co traci. Chodz
suchy, e polubilicie si z Marzen. Ale co tam Marzena. Jak masz
fors, masz kad. - Odchrzkn. - Milion. Tyle ci zaatwi. Jeli nie w
gotwce i od razu, to w ramach kontraktu menaderskiego. Par lat
porzdzisz pastwow firm albo za przymusowego porednika porobisz
- i si uzbiera.
Uwierzyem mu. Wadza nad krajem warta jest duo, duo wicej,
zwaszcza jeli paci fors podatnikw. Nie, nawet nie wadza: byt
polityczny. A on, tonc, mg pocign za sob kilkuset posw i
poow najwaniejszych partii.
- Co proponujesz? - zapytaem beznamitnie.
- Moe kontratak? Bierzesz onierzy, Marzenk, tego dziadka,
uderzacie, odcinaj was od paacu... Wymylimy jaki scenariusz. Mog
ci jeszcze dorzuci par dziewczyn, ktre wyeliminowalimy jako
podejrzane. A z pozostaych, jeli przeyj, te par dodam po
przesuchaniu.
- Dobra - zgodziem si. - Pomyl.
- Nie spawiaj mnie. To naprawd realne.
- Wiem. Nie spawiam. Chc si zastanowi.
514

- Dobra, pomyl. Ale za kwadrans Misza wysya nastpny migo


wiec. Wic si pospiesz. Na razie.
Zanim przylecia migowiec, stracilimy dwie kobiety. Pierwsza nie
wrcia z wyprawy po kamizelk kuloodporn - wypatrzya lecego
blisko trupa, postanowia sprbowa szczcia - drug poharata jeden z
kilkudziesiciu wystrzelonych na chybi trafi granatw. Udowadniajc
przy okazji, e pierwsza nie popenia ewidentnego gupstwa: kto
odziany w kevlar nie zostaby nawet dranity. Sikajc krwi i wodami
podowymi dziewczyn przeniesiono do izby chorych i nawet zaczto
bandaowa, ale skonaa, nim Rita Korob-lowa zaoya poow
opatrunkw.
Zostao czternacie zdrowych i cztery ciko ranne. W parku, przy
kaemie, miaem sanitariusza, lecz nie posaem po niego. Ko-sek by te
wyszkolonym onierzem. Tam, na zewntrz, strzelajc i samemu nie
dajc si zastrzeli, mg uratowa wicej kobiet
Stracilibymy pewnie wicej ni dwie, gdybym nie zaufa Wilnickiemu. Wierzyem mu jednak.
- Do piwnicy - powtrzyem rozkaz. - Zostaj wartowniczki.
I przy pierwszych wybuchach do kibli.
Pozbawione okien ubikacje i azienki byy skutecznymi schronami
przeciwodamkowymi. W przeciwiestwie do dziaka kamowa,
granatniki piechurw nie dziurawiy cian.
- A jeli rusz? - sprzeciwia si Ludmia. - Nie zdymy wrci.
- Nie rusz. Najpierw naloL
- Skd wiesz? - wspara Rosjank Marzena.
- Nadajemy z Wilnickim na podobnych falach. No, ju.
Usuchay. Na posterunkach zostay dwie najszybsze dziewczyny. Dla
obu starczyo hemw, jedna zaapaa si nawet na kamizelk. Marzenie
na szczcie nie przyszo do gowy, by proponowa swoj tej drugiej.
Wymieniem swego beryl a na wyposaonego w noktowizor i
poszedem na poddasze. Nie dotarem tam jednak. Na schodach
docign mnie kolejny telefon.
Dzwoni Doronin. Nie mia wiele do powiedzenia. Ale te i ja nie
miaem czasu sucha.
Nadlatywa migowiec.
515

Tym razem nalotu dokonano z wyszego puapu. Pilot wiedzia, e w


paacu przebywa paru onierzy, radzcych sobie z broni lepiej ni
esdeesowcy abiszewskiego. Darowalimy sobie z Kurpianisem
przekadanie noktowizora na karabin maszynowy: opierajc kolb o
podog i strzelajc moliwie pionowo, chopak robi to szybciej i
straszy lotnikw rwnie efektywnie. Te celowali metod na oko, szanse
byy wic wyrwnane.
Wynik naleao uzna za remisowy. Nie zestrzelilimy migowca,
migowiec adn z piciu bomb nie spowodowa gronych szkd.
Wszystkie spady w obrbie paacowego parku, lecz oberwao si
gwnie drzewom. Tylko jedna beczka rbna w podokienny kwietnik;
kawa ciany i par metrw korytarza stano w ogniu, ale w sumie nie
byo to grone. Korytarz nie doczeka si jeszcze wykadzin i ogie wygasby sam, nawet gdyby Juraszko nie uruchomi wa straackiego.
Nikt nie wychyli nawet czubka gowy, ale Sambijczycy wyczuli, e
mog tam by ludzie, i rbnli z granatnika. Wybuchajcy nad karkiem
pocisk niemal zdar skalp jednej z kobiet, odsaniajc kawa
podziurawionej elazem czaszki.
Strzelajcy z poddasza kaem oblegajcy pomylili chyba z tym w
parku. Omieleni jego nieobecnoci, ruszyli do ataku. Na nieszczcie
bez sensu - bo od pnocy, gdzie Jaworski, Kosek i nieznany mi z
nazwiska kaemista i tak si nie udzielali. Musiaem cign z piwnicy
posiki. Znw strzelalimy z okien, rzucalimy granaty i, cignc za
sznurki, odpalalimy te umieszczone w parku. Tym razem byo o tyle
atwiej, e niemal tona zrzuconych na park rodkw palnych - spirytusu i
chyba oleju napdowego - rozwietlia teren. Pony krzaki, drzewa,
pona - ku mojej satysfakcji -toyota abiszewskiego. Ale drzew, ktre
si nie paliy i daway oson millerowcom, byo jednak wicej. Zanim
ostatni dali za wygran i odpezli za mur, mier dopada nastpnych
dwch kobiet. Jedna polega od postrzau w gow, na parterze, drug,
ciskajc granaty z pitra, ugodzi w rami pocisk z wukaemu beteera.
Zajecha na ktre z podwrek, dwa czy trzy gospodarstwa od paacu, i
ponad murem, na olep, bo przez korony drzew, ostrzela grn kondygnacj. Nawet ze strychu nie dao si go dosign: rakieta z RPG
detonowaaby po drodze, uderzajc zapalnikiem o ktr z gazi.
516

Rana nie bya miertelna; dowiadczony zesp chirurgw by moe


uratowaby nawet odcit w poowie rk - ale obok akurat nie byo
nikogo. Dziewczyna wykrwawia si, nim ktokolwiek j wypatrzy w
ciemnociach.
Tamci te stracili przynajmniej dwch. Tylu nowych cia dopatrzyem
si przez noktowizor. Korzystajc z zamieszania, trwajcego moe
kwadrans, IMR wybi w murze kolejne dziury, znw na zachodzie.
Potem odjecha.
Zostao jedenacie zdrowych lub lekko pokaleczonych i trzy ciko
ranne Rosjanki. Dziewczyna postrzelona w brzuch przy bramie, ta ktra
krzyczaa rce do gry", zmara. Teraz ju kada ywa miaa swoj
bro.
Znw zrobio si cicho. Syszaem trzask poncych w parku gazi.
- Do piwnicy - rzuciem krtko. - Zostaj wartowniczki.
Marzena te zostaa. Dowloka si do mnie, z ulg odpia kamizelk.
Pod spodem musiaa by mokra od potu. Mocno si nabiegaa, skaczc
od okna do okna: jej wist posa do parku tyle naboi, co kilka sztucerw
razem wzitych. Amunicji kalibru 9 mm mielimy duo wicej, mierzc
iloci luf. Uyway jej tylko ona oraz Ludmia, strzelajca z
odziedziczonego po Dudziszewskim glauberyta. Pistolety maszynowe
mieli te chopcy z zaogi bewupa i Kosek, lecz BWP walczy armat i
kaemem, a sanitariusz mia siedzie cicho w okopie, nie miesza si do
walki i wypatrywa pancernego celu dla swego RPG-7.
- Kto dzwoni? - zapytaa. Miaem jeszcze na tyle bystry umys, e
odgadem, skd wie: telefon w gabinecie. Oba byy na jednym numerze,
dzwoniy jednoczenie.
- Wilnicki i Doronin.
- Wieci ze czy bardzo ze?
Zastanawiaem si, czy powinienem jej mwi. Niekiedy wiedza ciy
bardziej ni kamizelka z kevlaru i stali.
- Mog mnie zabi - westchnem w kocu. - Wic lepiej ci po
wiem. Aha, i ciebie ju wtedy nie mog zabi. Koniec ze strzela
niem, dowodzisz z piwnicy.
517

Wyjem radio i udzieliem jej krtkiego instruktau odnonie obsugi.


Wysuchaa, ale czekaa na wicej.
- Dobra. Ruski nadajnik szpiegowski. No i?
- Hej... Nie szpiegowaem dla nich!
- Fajnie. No i?
- Ile moe way przecitna ciarna?
Udao mi si j zaskoczy.
- No... z dziesi kilo wicej trzeba liczy. - Zastanowia si. -A po co
ci to?
- Dziesi wicej ni normalnie? A normalnie?
- Szedziesit? - wzruszya ramionami. - Daj wag i po prostu
sprawdzimy. Jest na kim.
- Nie chc, eby wiedziay.
- O czym?
- Ty te nie powinna. - Umiechnem si smtnie. - Jeste gupia
katoliczka. Nagrzeszysz w myli i potem do koca ycia sumienie ci...
- Cay czas grzesz w myli - pogaskaa mj policzek. - Kombinuj,
jak by ci tu dyskretnie obcign.
cisno mnie w gardle. Przez chwil bya taka bliska, taka moja...
Chyba bardziej, ni gdybym rzeczywicie wyldowa w jej ustach.
- Nie ma czasu. - Wyjrzaem przez okno. Nikt mnie nie zastrzeli. Tym
razem jeszcze nie. Usiadem na pododze.
- Mog niedyskretnie. Ciemno tu.
- Mwisz serio?
- Mog ci zabi - przypomniaa. - Ostatnia okazja.
- Lepiej, ebym przey. Doronin wisi mi ekstra dziewczyn, wic
moe tu przyleci. Ale po mnie. No, teraz jeszcze po ciebie. Obieca...
- Przyleci? - Co zadrao w jej gosie. - Jak to?
- Moe. Bdzie prbowa. To dla niego... katastrofa. Druga zdrada.
Ostatniej ojczyzny, jaka mu zostaa. Zawodowe samobjstwo, wieczna
emigracja... To fajny go, ale nie powici a tyle dla obcych kobiet.
Zabierze je tylko przy okazji. O mnie mu chodzi.
- To za to przehandlowae Ew? - Wida, e zafundowaem jej
potny nokaut. Musiaa od nowa poskada sobie wizj trjkta
Doronin-Krechowiak-Borecka. - Dziewczyna za ycie?
518

- Jeli co mi si stanie, ty z nim ustalisz szczegy ewakuacji. Na


zewntrz muru raczej si nie przebijemy, wic musi zawisn nad
parkiem. Powyej drzew i...
- Zawisn? To jak...?
- ...i na tyle wysoko, by mg si obraca. Bez tego jego kamow nie
postrzela. A powinien mc. Inaczej nie uciszy Rosjan. Zreszt tu nie ma
gdzie ldowa. Las prawie.
- Jak mamy wsiada do rodka, jeli bdzie...?
- Nijak. Ka-50 nie ma rodka. Zero adowni. Ma hak. Doronin skoowa sie adunkow, ale jest problem z lin. Udao im si z Gawryszkinem zdoby i przetestowa jedn dostatecznie dug. Pod
pozorem sprawdzania, czy nie da si zrzuca beczek. Doronin liczy na to,
e Miller go tu przyle. Jak nie, zgosi si na ochotnika. Tam jest ju
tylko garstka ludzi, reszta walczy, wic najwyej kropnie wartownika i
na chama odleci. Problem w tym, e lina utrzymano, p tony. Siedem
osb. Powinny by w kamizelkach i z broni, eby mogy si
odstrzeliwa, wic cay margines bezpieczestwa pjdzie na to. Doronin
wolaby, eby ich byo pi. P tony to maksimum.
C, przynajmniej przestaa myle o Ewie. Przechodnim czeku,
ktrym jedni faceci pac innym za ekstremaln przejadk migowcem.
- Siedem osb? - Znw j znokautowaem.
- Przy kio mi.
- Jest nas... - zacza liczy - szeciu onierzy, my, Juraszko...
- Dwadziecia trzy osoby. Nie lubi abiszewskiego, ale to akurat nic
prywatnego. Nie zapraszam go, bo jeli si zjawi, bdzie po prostu o paru
wicej.
Sam mj ton dopowiedzia jej reszt. Jednak pewne rzeczy trudno
nazwa po imieniu.
- Paru wicej... do zabicia? - przeamaa si w kocu. Nie odpowiedziaem. Przekna z wysikiem lin. - Ale przecie... Mwie, e
jak wszyscy razem... e si obronimy. e mamy szans obroni wie.
- Jak wszyscy razem - westchnem. - Trzysta osb. Teraz jest
trzydzieci. I jeden budynek, nie wie. Gdyby ten kutas posucha,
519

obsadzi kilkanacie gospodarstw... Ale tu nas w kocu podpal, trzeba


bdzie wyj zza murw, a wtedy... Mylisz, e czemu nie uywaj
modzierzy?
- Strzelali - bkna.
- Po parku, chwil. Maj mao amunicji i nie takiej jak trzeba. Paacu
nie rozwal. Moe gr. A potem dupa: gruzy osoni parter, a ju na
pewno piwnic. Bunkier by nam sami zafundowali. Wic czekaj, a nas
poar wypdzi. Bo wtedy modzierze wy tuk nas raz dwa.
Potrzebowaa paru sekund, by to przekn.
- Czyli... przegramy?
- Siedmioro moe wygra.
- Dwadziecia trzy minus siedem - powiedziaa martwym gosem. Szesnacie.
- Moe nie ma si czym martwi - umiechnem si gorzko. Dochodzi dziesita. Doronin nie przyleci przed jedenast. Do tej pory
moe nas wszystkich...
- Nie licz na to - mrukna. - Ostatnio mam pecha.
Wracaem ze stanowiska parkowego kaemu, kiedy dobiego mnie
nawoywanie Marzeny. Zaraz po tym pukn podlufowy granatnik, z
pitra odszczekn mu si sztucer, po sekundzie hukno, chyba na
parterze. Do kuchennych drzwi miaem jeszcze z dziesi metrw, ale
zerwaem si i pobiegem, ignorujc haas, jaki wywouj. Kto czajcy
si za murem posa za mn rczny granat, dwik eksplozji dogoni mnie
jednak ju po drugiej stronie drzwi.
Wpadem do restauracji. Jaki ruch przy bufecie. Ona?
Ona. Caa. Smrodem wybuchu cigno z korytarza.
- Gdzie bye? - warkna szeptem. Nadmiar ostronoci: Pa-czoch
rbn akurat z modzierza. Widocznie wyparzy bysk granatnika. - I co
to za idiotyzmy? Podobno chcesz zabra wszystkich facetw?
- Spokojnie. Dopiero, jak Doronin przyleci. I ju...
- I samemu zosta - dorzucia oskary cielsko. To przemilczaem. -Nie
zgadzam si. - Nadal nie miaem nic do powiedzenia. - To twj kumpel.
Tylko po ciebie tu przyleci. Sam mwie: nie ma Krech owi aka, nie ma
wycieczki.
520

- Zaadujemy sie, powiem start" i odlecicie. Niby skd ma wiedzie,


e mnie w niej nie ma?
- My odlecimy? Czyli ja te? I ktre jeszcze? Wybrae?
- Powiedziaem Ludmile. Ma ustali kolejno. Wedug wagi. Od
najlejszej do najciszej.
Rozwaaa to przez chwil. Strzay umilky.
- Mski szowinista - mrukna. - Dobra baba to chuda baba, co? Jaka
jebana modelka... - Westchna. - Dziki.
- Za co?
- e mi to zdje z karku. Nie wiem, jak bym...
- A propos modelek... Zgrabna jeste. Powinna si
ucieszy. Od Ewy dostabym causa.
- I lekka? - zaspia si. - Ty gnoju... To dlatego...
- Musisz lecie. Bez dyskusji.
- Wal si. Ty lecisz. Jak si ten twj Doronin poapie, e ci nie ma w
sieci, to po prostu spuci adunek.
- Ale kit. Sama w to nie wierzysz.
- Spadaj std, Krechowiak. To nie twoja wojna. Ja i onierze mamy
mundur i obowizki, Rosjanki kopoty. Tylko ty i Juraszko jestecie tu na
ochotnika.
- Te jestem onierz. Na wypadek wojny podlegam...
- Na wypadek mobilizacji. Legalnej, a nie wymuszonej czajnikiem na
pijanym sotysie. Nie chrza. A poza tym degraduj ci. Ju nie jeste
kapitan. Ja tu dowodz.
- Marzena...
- Zamknij si. A w ogle... Znw leci.
Fakt: z pnocy przynioso terkot wirnika.
Huk wstrzsn nawet piwnic. Trafienie. Ale dopiero kilka sekund
pniej zrozumiaem, e mamy kopoty. Kurpianis nie strzela. Par serii
- i cisza.
- Czekaj tu! - krzyknem Marzenie w twarz i pobiegem po scho
dach, omal nie wyrywajc porczy. Parter: czysto. Pitro: wbrew
moim obawom te. Kilkusetkilogramowa beczka miaa chyba prawo
przebi dach, strop i eksplodowa tutaj, nawet bez wspomagania
si pociskiem, ale wida nie trafia dostatecznie dobrze.
521

Z drugiej strony - a za dobrze trafia. Przy wejciu na poddasze


znalazem tylko jedn oszoomion Rosjank.
- Pro... prosto...
Morze ognia zaczynao si dwa kroki dalej. ar ju tu wyciska zy z
oczu. Udao mi si wypatrzy jedne z trojga zwok. Tylko po rozmiarach
brzucha rozpoznaem kobiet: eksplozja doczonego do beczki naboju
czogowego zdara ubranie, wcisna w wib dachow nie tyle ludzkie
ciao, co jaki postrzpiony ochap.
Kurpianisa, drugiej Rosjanki i kaemu nie dostrzegem. Inna sprawa, e
po paru sekundach daem za wygran, zwiaem na schody; zaczynay mi
si tli rzsy.
O pozostaych bombach pomylaem dopiero pitro niej. Pewnie
dlatego, e nie wybuchay.
- Do piwnicy! - pchnem dziewczyn. - Biegiem!
Eksplozji nie byo, oblegajcy paac te nie strzelali, ale huk wirnika
narasta. Niedobrze. Trafili, wyeliminowali gwnego przeciwnika, wic
schodzili niej, by kolejne adunki ju na pewniaka umieci rwnie
dobrze jak ten pierwszy. Raczej przypadkowo spuszczony tak celnie.
Przebiegem przez parter, mijajc samotn wartowniczk; kuchennymi
drzwiami wypadem na tyy paacu. Kaem nadal milcza. Cholera. Moe
po prostu drzewa zasaniaj, moe bez potrzeby si martwi... Jaworski
mia unika demaskowania pozycji, strzela mao i w ostatecznoci, ale
chyba rozumieli, e migowiec wiszcy cakiem bezkarnie nad dachem
to wanie ostateczno? A moe nie?
Nie dowiedziaem si.
Okop, do ktrego wskoczyem, by pusty.
No - prawie. P metra bliej, a zamabym kark lecej na brzuchu
Raisie.
- Rajka! Hej, syszysz? Gdzie chopaki? Karabin? Obud si, do
cholery!
Obudzi si, ale jaki posiadacz kaacha z podwieszonym granatnikiem.
Usysza mnie i strzeli. Eksplozja amputowaa spory konar kilkanacie
metrw ode mnie.
Zaoga migowca okazaa si lepsza: kolejna kula ognia wykwita
idealnie porodku dachu. I dobrze, e porodku: grzbiet budynku
522

zastopowa beczk, zapalnik rozerwa j jeszcze po zewntrznej stronie


dachwek. Mogo by gorzej.
Uniosem beryla i, kierujc si suchem, wystrzelaem w niebo cay
magazynek. Pociski byy bez smugaczy i jeli w nic nie trafiem, ci u
gry w ogle nie mieli pojcia, e kto na nich poluje. Jeli trafiem, to
raczej w nic istotnego, bo maszyna zrzucia pozostae trzy bomby i
odleciaa. Nie egnaem jej jednak pluciem sobie w brod, bo mimo i
koczya nalot z niszego puapu, jej celno te, o dziwo, spada. Tylko
jedna beczka uderzya w paac. Chocia tego dowiedziaem si pniej. Z
okopu wygldao to jak trzy wybuchy obok budynku. Trzeci zabrzmia
mocniej, nie miaem jednak czasu si nad tym zastanawia, bo
jednoczenie ruszyli si i Sambijczycy, i Raisa.
Cal utka tama granatw kalibru 30 zmielia ziemi i drzewa wok
naszego dou. Musiaem kucn i przy okazji sadzania dziewczyny
powstrzyma j przed unoszeniem gowy. Nic si nie dao zrobi. Dwie
wartowniczki, strzelajce z paacu, byy przez chwil zdane tylko na
siebie. Miaem nadziej, e Marzena i Ludmia wyganiaj ju z piwnicy
ca reszt. Albo przynajmniej obsadzaj piwniczne okna. Miay one
ograniczone pole ostrzau, wykluczay uycie granatw, ale lepsze to ni
nic.
- Co si stao? - potrzsaem Rais. Tlia si we mnie nadzieja, e po
prostu przenieli si z maszynk w lepsze miejsce, a j, dajmy na to,
oguszy odamek.
- Oni... chciaam ich... zatrzyma.
Pomacaa si po potylicy. Czyli dentelmeni - ktry popisa si
taktem i trzasn od tyu, znienacka. Nie byo unikw, szarpaniny,
enujcego powtarzania ciosw.
- Uciekli? Mwili, e chc uciec?
- Jeden... e mog jecha z nimi... Ale dziecko...
Gdyby pozwolili jej zabra malca, zamiast z synkiem moga wrci ze
mn. Nie zatrzymabym trzech, byo nie byo, weteranw, ale po co
komu na koniec niesmaczne sceny?
- Granatnik te...? - przerwaem. - Jecha? Powiedzia: jecha"?
Nie i"?
Spnione pytanie. Pierwsza seria Ludmiy - tylko ona miaa
glauberyta i bya w paacu - zlaa si z terkotem rozrusznika. Ju raz
523

zaoga bewupa zmienia pozycj i to moga by po prostu powtrka, mj


pesymizm wzi jednak gr i prawie od razu przestaem zwraca uwag
na to, co wyczyniaj nasze siy pancerne.
Z miejsca uznaem, e przestay by nasze.
Kibicowaem zaodze o tyle, e chcc nie chcc cigaa na siebie
uwag i ogie. No i strzelaa. Trzeba przyzna, e nie prbowali wynosi
si po angielsku, dyskretnie i na palcach. Zanim wz dotar do
poudniowego muru, wpakowa w wybrany odcinek dwa pociski
armatnie. Trzecim, a potem seri z kaemu, poczstowa grzbiet ogrodzenia. Z przedziau desantu wspieray wie a dwa automaty. Ten
odcinek frontu Jaworski i spka zdyli dobrze pozna i wiedzieli, skd
mog nadej kopoty.
Chyba uratowali mi ycie - co najmniej jeden millerowiec prbowa
wyglda zza muru i strzela. Nawet jeli akurat z granatnika i do wozu,
zdyby nas wypatrzy, zmieni bro i poczstowa seri. Nie tyle
prowadziem, co wlokem za sob Rais; wtpi, bym zdoa si obroni.
W kuchni klapna na posadzk i tak ju pozostaa: siedzc po turecku, ciskajc obola gow i prbujc nie obrzyga sobie kolan.
- Pilnuj drzwi - rzuciem. Pobiegem dalej. Strzelanina przybieraa na
sile, ale gorszy by odgos silnikw. Nie tylko nasz BWP haasowa. Na
pnocy porykiwa IMR i chyba co jeszcze. Wozu saperskiego nie
baem si tak bardzo: pewnie szykowa si do wywalenia w murze
kolejnej furtki szturmowej. Ale jeli do parku wjedzie jakie bardziej
bojowe drastwo...
- Co jest?! - Zmieniajca magazynek Marzena niemal zderzya si ze
mn w progu restauracji. - To nasz wz?
- Chyba wie... - usyszaem trzask rozbijanego muru i poprawiem si:
- wiej! Gdzie granatnik?
Mielimy jeszcze jeden. Z trzema nabojami.
- Zgupiae?! Chcesz do nich strzela?
- Nie do nich! Gdzie?
Kopcio si z niej. Z tyu wier podogi korytarza pokryway kaue
ognia. No tak, beczki... Ktra spada bliej, ni mylaem. Moe dlatego
odgosy wystrzaw dochodziy gwnie z gry. Tu byo za duo wiata.
524

- Chyba w piwnicy. - Uporaa si z magazynkiem. Miaa te sztucer, ale przewieszony przez plecy. - Co robimy?
Wyjrzaem przez okno. Przez ssiednie wleciaa do restauracji seria,
ale to nawet lepiej: miaem do kogo strzeli. Nie wiem, czy trafiem, w
kadym razie ten akurat spasowa. Inni te nie przesadzali z brawur:
pomienie wystrzaw mrugay znad muru, spomidzy drzew wcale.
Czyli jeszcze nie szturm, co najwyej przygotowanie ogniowe.
- Prd jest? - Przykucnem za cian.
- By. - Co pewien czas sprawdzalimy, czy nie odcito energii.
Millerowcom albo na tym nie zaleao, albo nie potrafili odszuka
podziemnego kabla.
- To i woda poleci. Dwie gasz, reszta walczy. I obsad poudniowe
okna. Bo kaemu te ju nie mamy.
Zwina si bez sowa, zgita wp pognaa wzdu poncego korytarza. Zmieniem okno, wyjrzaem, schowaem gow. Znw wyjrzaem, zza drugiego naronika. Co si poruszyo, wic strzeliem. I od
razu skok do maksymalnie odlegego okna. Susznie, bo tamto ostrzelali,
i to z kaemu. Kiedy masakrowa mi resztki butelek nad barem, rbnem
po nim seri. Chyba celnie, bo zamilk.
Wyniosem si na korytarz. Byo gorzej, ni sdziem. Ogie wdar si
nie tylko przez okna i nie tylko z powodu bomby. Brakowao sporego
kawaka ciany. W miejscu, pod ktrym...
Przypomniaem sobie ten silniejszy wybuch. Faktycznie by silniejszy.
Stracilimy modzierz, amunicj do niego, Paczocha i Olg. Zdaem
sobie spraw, e ju nie pamitam ich osobno. Pewnie i tym razem
trzymali si siebie.
Wydawao mi si, e czuj odr palonego misa. Fajna dziewczyna,
porzdny chopak. I tyle zostao: dymicy lej w miejscu wybetonowanej
niszy. Nawet nie zwoki. Po prostu czarna dziura w ziemi.
Z drugiego koca korytarza kto strzeli.
- Zmieniaj okna! - zawoaem. Zza rogu, na kolanach, niczym red
niowieczny pokutnik, wyonisi Juraszko. Cignw przeciwpoaro
wy. Smagany po poladkach strug wody, bijc z jakiej przestrzelmy,
sun w wim tempie. Krgosup ostatecznie odmwi wsppracy
i staruszek mg chodzi, klcze czy lee wycznie prosto, przy
czym zmiana pozycji zajmowaa mu dobre wier minuty.
525

- Sam? - zapytaem. Strza byle gdzie, odskok. Za widno tu byo, by


wystawia eb i wypatrywa celw.
- Wpa tu mog. - Oceni odlego i uruchomi w. Struga wody
zacza kosi jeden po drugim krzaczki ognia. - Walka wrcz, na
bagnety, panie. To nie dla kobiet
Uratowa mi ycie: wanie wstawaem, by od gry, tyle e szybko,
uy klamki najbliszych drzwi. Z wraenia nie wcelowaem, trzasnem
w ni gow od dou. Zaraz potem p metra wyej o deski wyrny
dwie kule. Wlazem do pokoju na klczkach, jak ten, odpuka, spec od
walk na bagnety, kopnem pit drzwi i dopiero wtedy podbiegem do
okna.
Niepotrzebnie. Nikt nie forsowa poudniowego muru. miakw
odstraszy nasz bewup. Przebijajc znienacka ogrodzenie i odtacza-jc
si w gb wsi, musia wywoa spore zamieszanie. To mg by atak z
flanki, prba obejcia od tyu... Przynajmniej na tym odcinku atakujcy
zmienili si na jaki czas w czujnych obrocw.
Potem okazao si, e nie tylko na tym. Strzelanina wygasa, podobnie
jak poar w korytarzu. Millerowcy prbowali ustali, co si dzieje, no i
czekali, a drugi poar, ten porzdny, trawicy poddasze, zrobi swoje.
My te moglimy tylko czeka.
Na poudniu, dokd odjecha BWP, strzelano, w tym z grubego kalibru.
U nas panowa spokj. Widocznie gros oblegajcych paac si ruszyo w
pocig.
O dwudziestej drugiej czterdzieci ogie z poddasza przedosta si na
pitro. Nie zanosio si na to, e go powstrzymamy. W straacki
zdech. Wida kisusk hydroforni te dopada wojna. Na parterze
krany jeszcze dziaay, wic wzilimy si do profilaktycznego
polewania atwopalnych przedmiotw. Byo jednak oczywiste, e
przegramy t walk. Pytanie, kiedy.
Byy te inne trudne pytania.
- Waycie si? - zagadnem Ludmi. Wtaszczylimy na pitro po
wielkim, foliowym worku z wod i zrobilimy sobie przerw, siadajc na
schodach. - Masz ju list?
- Pytaj, po co to.
526

- Nie mw. Gdyby ktr wzili do niewoli...


- Nie mwi - westchna. - Ale... co z dziemi?
Jasny gwint. Zapomniaem, e mamy tu take obek. Trudno
uwierzy, ale w ogle nie pomylaem o tych siedmiu krasnalach.
- No... - utknem. Jak na zo, zza rogu wyjrzaa Marzena. Co mi
mwio, e nie uatwi tej rozmowy.
- To w sumie dwadziecia dziewi kilo - powiedziaa Ludmia. Wychodzi, e jeli zabierzemy wszystkie, poleci siedem osb. A jeli
cz, jeszcze sma si zaapie.
- Dzieci lec. - Chrzknem. - Wiadomo. Przecie nie...
- Wiadomo? - przerwaa mi agodnie. - U was, w Polsce? Podobno dla
katolika w brzuchu czy ju urodzone to takie samo dziecko. Wic
chciaam te zapyta, jak liczy, ktra ile way. Raisa, przykadowo,
sama jest lejsza od Koroblowej, ale z Timurkiem do spki ju cisza.
To wedug czego ustawia kolejno?
Marzena opada ciko na stopie tu pod mymi stopami.
- Jak to wychodzi? - zapytaem ponuro. - Tylko matki by polecia
y? Bo te w ciy s cisze, tak?
Skoczony debil. Jak mogem o tym nie pomyle?
- Nie tylko. - Ludmia umiechna si smtnie. - Szczupe na wojnie
wyginy. Cztery zostaymy. To znaczy: pi - zerkna na Marzen. Ale i tak... Toni, taz rozwarciem, zgada, po co to waenie. Mwi, e
bdzie wazi na szaf i skaka. A urodzi. Wtedy bdzie lekka.
- Jezu - jknem.
Jaka saniajca si na nogach ciarna przecisna si obok nas. Na
plecach miaa karabin, w doni wiadro.
- S te sieroty. - Ludmia odczekaa, a tamta dowlecze si na pitro. Czworo. I dziecko tej rannej w nog. Nie chce go odda.
- Chcesz je tu zostawi, bo nie maj matek? - zapytaa z niedowierzaniem Marzena. - Nie do, e...
- Po prostu si zastanawiam.
- Daj spokj - mruknem. - To raptem par kilo. Nie ma o czym
mwi.
- Jest - owiadczya spokojnie Ludmia. - Dzieci nie zabij. Mona je
zostawi. I jedna kobieta wicej przeyje. Albo kobieta z dzieckiem. A
jak ciarna, to dwoje.
527

- Zostawi dzieci? - najeya si Marzena. - A jak...?


- No i jeszcze ranne - dorzucia Ludmia. - Co z nimi? Ewa ledwie je
pocerowaa. Jeden wstrzs i...
- Te je zwa - mruknem ponuro.
- Bdzie awantura - zapowiedziaa. - Matki bez dzieci nie polec.
Samych te nie pol: gdyby co im si stao... A z dziemi wa wicej,
nie wchodz na list.
- Policzymy dzieci osobno - warkna Marzena.
- To Toni skoczy z szafy. I wszystkie by trzeba wtedy zabra. Czyli
jedn kobiet mniej. A Koroblowa... No, mam nadziej, e artowaa.
Ale... o cesarskim ciciu mwia. Po co szaf do tego miesza. Ze dwie
mogyby na to pj.
Jasna cholera. Miaem do.
- Przygotuj losy - rzuciem przez zby. - Pieprz to. Siedem lo-s w, a ]
ak wy pad ni e n a te I ekki e, s my, d od atkowy.
- A dzieci? - upomniaa si Marzena.
- Sieroty zostaj. Wyoymy w parku, nic im nie bdzie.
- Albo te kutasy przejad si po nich czogiem.
- To si przynajmniej w domu dziecka nie bd mczyy. Do! Podniosem si, widzc, e otwiera usta. - Tu nie ma dobrych rozwiza.
Nie ma, rozumiesz?
- Moe po prostu uy matematyki? - Te si poderwaa. - Uratowa
jak najwicej ludzi? A niemowl to te...
- Dobra, zwa je. Zaczynajc od gwniarzy. Tylko pamitaj, e wtedy
matki mog si nie zaapa, Toni skoczy z szafy, a Koroblowa zacznie
robi cesarki.
Znalazem sobie okno z cieniem w tle i zaczem wypatrywa kogo do
zastrzelenia.
To Marzena odebraa telefon, ten w gabinecie. Aparat na pitrze poleg.
Trzy modzierzowe pociski kalibru 120 trafiy w ognisko, bdce do
niedawna poddaszem, skutkiem czego par lecych poniej pokoi
zmienio si w piece.
- Janusz!
Spotkalimy si przy drzwiach. Szybko skoczya.
- Doronin? - zapytaem z niemia nadziej.
528

- Adam. Przyjad tu. Wozem. O jedenastej, pod kuchni. Mwi, e si


uda. Ruscy z granatnikami pogonili za bewupem.
- Co? - Jakbym pa oberwa. Jeszcze i to...
- Zgodziam si. Tu, z nami, maj wiksze szanse.
- I nie raczya mnie zapyta? - warknem.
- Miaam powiedzie, eby spadali?
- Dokadnie. Nie chc tu abiszewskiego.
- Daj spokj.
- Ja mu daem spokj - rzuciem przez zby. - To on...
- Bo pomyl - zakpia gorzko - e zazdrosny jeste.
Ruszyem wzdu korytarza. Juraszko, stkajcy w pprzysiadzie, spoglda w mrok znad parapetu.
- Do piwnicy - ujem go za okie. Drgn zaskoczony: najwyraniej
nie usysza, e kto nadchodzi. Cholera.
- Co z ulicy?
Cholera. Kurza guchota, faktycznie. Ale by mi potrzebny. cignem
go na d. Za cian kobiecy gos przemawia pieszczotliwie, zdaje si do
dziecka.
Wyjaniem, co i jak. Chyba zrozumia.
Ludmia zrozumiaa na pewno.
- Ja pjd - powiedziaa. - Wiem, jak z tego strzela.
- Zostajesz. - Wcisnem jej w do radio Gawryszkina, a sam
signem po granatnik, oparty o cian kotowni.
- To tylko baby. Jak im ostatniego chopa zabij...
Objem j woln rk, poklepaem po plecach.
- Macie Juraszk. Zreszt zamierzam wrci.
Park okaza si pusty. Take na wschodzie, gdzie intruzom zagraao
raptem sze okien. Niepotrzebnie pezem taki kawa. Zziajaem si,
omal nie spniem. Kiedy BWP rozwala obrzea zbyt ciasnego
wyomu, do upatrzonej kryjwki brakowao mi dziesiciu metrw.
Zanurkowaem w kp krzaczkw, zwinem si w kbek i usiowaem pogodzi bezruch ze ciganiem z plecw granatnika RPG-7.
Dobrze chocia, e zaadowanego.
Gra budynku pona jak milion arwek, a tamci mieli w dodatku
noktowizory. Nie baem si dziaonowego. Zastrzeli - trudno.
529

Baem si wpa w oko kierowcy. Jecha szybko, ale nie ma czego


takiego jak dostatecznie szybka mier pod gsienicami.
Na szczcie patrzy gdzie indziej. BWP przemkn dwa metry ode
mnie i zacz hamowa.
Dotd wszystko wygldao jak naley. Armata spogldaa wprawdzie
w prawo, na pnoc, ale stamtd atakowano paac i sam bym tak ustawi
wie. Moe abiszewski za wczenie wychyli si z wazu dowdcy.
Ale i to dao si wytumaczy - mur po lewej mg kry niespodzianki, a
on trzyma w rkach automat. No i pokazywa si. W blasku poaru nikt
nie pomyliby go z millerowcem.
Pas granatnika zahaczy mi si o co. Klczaem ju, i nadal nie
mogem cign z plecw tej cholernej rury.
Drzwiczki bewupa odskoczyy na boki. Te nic niezwykego. W
kadej chwili mg si obudzi jaki przysypiajcy nad kaa-chem
wartownik; im szybciej desant opuci wz, tym lepiej. Tylko...
No wanie: jeli azylem miay by kuchenne drzwi, za wczenie
zaczli wyskakiwa. Musieli przebiec dwie trzecie dugoci ciany. Bez
sensu.
Chyba, e kto zamierza wazi oknami. Na przykad tymi w cianie
szczytowej.
Dwch mczyzn. Cywile? Za ciemno, by pozna.
Daem za wygran i po prostu przecignem granatnik pod pach.
Musiaem klkn cakiem prosto, zupenie jak Juraszko, ale gowica
patrzya w kocu we waciw stron.
- Sta! - przebi si przez warkot okrzyk Ludmiy.
Nadal nie miaem pewnoci. Dwch wyskoczyo za wczenie, ale w
nerwach czowiek nie takie bdy popenia. Chcieli jak najszybciej
znale si za porzdnym murem, nie w blaszanej puszcze, ktra w
mgnieniu oka potrafi zamieni si w piekarnik.
Jeden upad. Drugi, jakby wystraszony, przywar plecami do naronika
budynku. Cholera. A jeeli...?
Nikt nie wyglda z okien: przez ostatnie kilka godzin dziewczynom
skutecznie wybito z gowy takie idiotyzmy. Ja jeden wiedziaem, e pod
cian kuli si dwch mczyzn. A trzeci wanie wyskakuje z bewupa.
530

Nie byem pewien. Powtarzaem sobie, e jest jeszcze czas. Wz


podjedzie przed drzwi... I co z tego? Przecie ich pilnuj. Specjalnie
kazaem...
I nagle mnie olnio. Ta armata zwrcona w prawo...
Nie - to byo pniej. Uamek sekundy, lecz jednak pniej. Bo
najpierw wypatrzyem bysk czerwieni.
Kawaek poncej krokwi run z dachu i rozbijajc si o ziemi,
owietli trzeciego z wyskakujcych. Nawet nie twarz - t sobie dopowiedziaem. Ale sweter.
Czerwony sweter.
- Szablewski!!! - wrzasnem. Nie chciaem by rycerski. Chcia
em unikn pomyki. - Rzuci bro!!!
Usyszeli: wczeniej kierowca zdj nog z gazu. Pewnie nie chcieli
podnosi nikomu cinienia jeszcze i rykiem silnika. Wiedzieli, e i tak
bdzie nerwowo.
Ten przy naroniku paacu poderwa karabin, zacz gorczkowo
szuka celu. Tu, gdzie klczaem, byo ciemno. Ale i tak rbn seri. Na
such. Chwali Boga, lepiej sysza wz. Chybi o cae metry.
Padem na brzuch, zgarnem z ziemi beryl a.
- Rzuci bro!!! - powtrzyem.
Narony zawaha si. Szablewski zastyg na sekund, po czym
znienacka skoczy w lewo i znik za drzewem.
- Strzelaj, Darek! - krzykn.
Labiszewski wylaz na pancerz. A wz nadal jecha.
Do drzwi mieli jeszcze z dziesi metrw.
Facet klczcy przy cianie nie wytrzyma napicia i posia wachlarzem z automatu. Pooyem go trzystrzaow seri. Nie czuem
triumfu. Czuem paniczny strach.
Jeli, zamiast wchodzi, jak zaoyem, ci dranie uyj armaty...
Prbowaem ich uprzedzi: uklkn, wymierzy z granatnika. Nie
mogem. Ten przy naroniku, padajc, zasypa mnie kulami. Szablewski
te strzela. Sypno mi po twarzy piachem, zawarczao przy uszach.
Musiaem zgasi te pomyki i dopiero potem...
Trafiem faceta przy paacu. Maciek zanurkowa za pie. Poderwaem
si i nawet chwyciem RPG. Ale za pno.
531

Dostrzegem sylwetk abiszewskiego, zeskakujcego za lew burt, a


w sekund pniej lufa armaty kalibru 73 bluzna ogniem. W prawo,
prociutko w drzwi.
Kierowca wcisn hamulec, par gramolcych si z przedziau desantu
onierzy zarzucio z powrotem na awki. Ale potem wysypali si na
zewntrz. Dwch... i nastpnych dwch... Rosyjskie, stalowe hemy,
rosyjskie kamizelki.
Kuchnia eksplodowaa. Celowniczy mg sobie darowa posyanie
serii z kaemu w lad za pociskiem armatnim. Piechurzy, bardziej rozsdni, mierzyli z karabinw do gry, w okna. Grobowce nie gryz.
Pity onierz. Plus czterech Polakw, plus zaoga... Zaadowali wz
do pena, jedenastk ludzi. Mogem tylko paka i czeka. Czeka, a
ostatni z onierzy zabierze swj opancerzony tuw sprzed tylnych
drzwi. A pose abiszewski, wzorem palanta w czerwonym swetrze,
umknie midzy drzewa. Chciaem go zabi, ju, teraz. Najlepiej pakujc
w bebech gowic przeciwpancern. eby flaki a za murem zbierali. Ale
nie mogem strzeli.
Klczc, oparem gowic RPG o ziemi, a rur o prawe rami. Do
lewego przyciskaem kolb be ryl a. Wystarczyo upuci go, zmieni
chwyt - i miabym granatnik przy drugim policzku. Nie tak to miao
wyglda, ale okazaem si durniem bez wyobrani i nie byo ju nikogo,
czyje ycie mgbym naraa. Sta mnie byo na luksus ostrej gry.
Bo bya ostra. Miaem przed sob wz bojowy i dziewiciu uzbrojonych mczyzn. Nie powinienem bawi si karabinem, tylko waln
rakiet w sam rodek bewupa, gdzie poutykana w karuzelowym
podajniku armatnia amunicja tylko czekaa, by zmieni pojazd i jego
ssiedztwo w may wulkan. atwy strza. Wystarczyo trafi w otwarte
drzwi.
Zamiast tego trafiem w twarz najbliszego z Rosjan. Te atwizna.
Impet hamowania przymkn otwarte przez Polakw drzwi, onierze
przegapili potyczk na wschodzie, nie wiedzieli, e kto moe na nich
polowa od tej strony. Uwaali, lecz na paacowe okna. To mi pomogo.
Wpakowaem pojedynczy pocisk nastpnemu. Znw w gow. Nie
byem pewien jakoci ich kamizelek. Seriami wolaem nie strzela, bo
rozbyski s duo bardziej widoczne.
532

Trzeci zdy si zorientowa, pad na brzuch. Trafiem go w locie, ale


w korpus. Moe by wystarczyo, rusza si jednak, wic odaowaem
dwie kolejne kule. Znw gowa.
- Nie strzela!!!
Marzena? Warkot silnika i mury stumiy okrzyk. Ale chyba tak.
Kobieta, i po polsku krzyczaa.
Szablewski rbn we mnie seri. Ewidentnie na olep. Zignorowaem
go. Zignorowaem te obu pozostaych przy yciu piechurw, w tym
groniejszego, ktry wskakiwa w kuchenne drzwi. Nadal mogem
zgarn gwn wygran.
Odnalazem miejsce, w ktrym powinno by oparcie fotela dowdcy
wozu, i dwa razy nacisnem spust. Ani oparcia, ani plecw siedzcego
fotel dalej kierowcy nie potrafiem odrni od reszty pogronego w
mroku wntrza, ale kt by dobry, fotele adn miar nie kuloodporne, i
wierzyem, e poow zaogi mam z gowy.
- Uwaga, dziewuszki! - usyszaem okrzyk Juraszki. Zapomnia
em, e od pocztku mia tam by: na pitrze, nad kuchennymi
drzwiami. - Chowa gowy!
Niewiarygodne, ale chyba przegapi wybuch pod stopami.
Bez znaczenia. Dostrzegem spadajcy granat, lecz zanim eksplodowa,
odszukaem kolejny cel. Ten by trudniejszy: celowniczy siedzia w
obrotowym koszu wiey, czciowo osonity blach i, co gorsze, rzdem
osadzonych pionowo naboi. Jeli wpakuj kul w jaki wraliwy element
jednego z nich, BWP wyleci w powietrze, prawdopodobnie zabijajc
take Juraszk. C, loteria.
Nie zabiem go. Strza, bysk iskier, drugi strza.
I tyle. Celowniczy sysza, e z tyu dzieje si co niedobrego.
Powinien odwraca lufy i wypatrywa mnie gorczkowo. Bezruch wiey
oznacza, e nie moe.
Pozostao czterech. Rosjanin w kuchni by poza zasigiem. Ten drugi
wystrzeli jedn seri, nawet niele. Potem wybuch granat, spuszczony z
okna przez Juraszk. I nastpny. onierz zerwa si, prbowa ucieka.
Strzeliem mu w d brzucha, moe nawet w uda, a kiedy pad, jeszcze
trzy razy po hemie. Zostao trzech.
Poderwaem si, przewiesiem granatnik przez rami. Celujc z beryl a
w drzewo, za ktrym znik Szablewski, ruszyem truchtem
533

w stron paacu. Gupio. Nawet jak nie on czy abiszewski, mogli mnie
ostrzela zwabieni haasem chopcy Miszy. Ale za bardzo si baem, by
zosta w krzakach i bawi si w dugotrwae podchody.
Jeden z napastnikw by w budynku. Tam, gdzie Marzena.
Biegem coraz szybciej. Nikt nie otworzy ognia. Eksplozje granatw
wbiy pewnie w ziemi tamtych dwch.
To w paacu strzelano. Usyszaem huk karabinu, trzy szybkie trzaski,
chyba pistoletowe, potem seri...
- Przerwa ogie! To ja, abiszewski! Pose!
Nastpny granat midzy drzewami. I cisza.
- Nie rzuca! Polacy! Zakadnicy! Nie strzelajcie!
- Si nas wzili! - doczy Szablewski.
Minem naronik, pierwszego trupa. Znajoma twarz, tylko ta dziura w
podbrdku... Ssiad Juraszki.
- Adam? - To Marzena krzyczaa. - Nie strzela, swoi!
Jej gos - i zaraz potem huk granatu. I strza?
Biegem. Nastpne trupy, ju rosyjskie. Jatka. Caa gra trupw. To ja
ich wszystkich...?
- Marzena?!! - Krzyczaem na pewno ja.
Cisza. Gucha cisza. Jej gos, wybuch... a potem nic.
Za bardzo si baem, by uwaa. Po prostu przebiegem przed lufami
dwch automatw. Przeyem, bo aden nie otworzy ognia. Dziki
Juraszce.
- Wyazi! - pohukiwa gronie znad mej gowy. - Ju!
Wpadem do kuchni. Chaos porozrzucanych naczy, wywrcona
lodwka, podoga zasypana makaronem. Przy drzwiach kobiece ciao. Po
plecach leniwie i bezkarnie peza ogie, wic na pewno ciao, nie ranna.
Rais rzucio w kt przy zlewie; wygldaa jak nieudolnie schowane,
wystraszone dziecko. Ale i ona si nie ruszaa. W blasku poncych
mebli dostrzegem kau krwi, matowy poysk nieruchomego oka.
Drugiego nie miaa.
Ludmia leaa z bezwstydnie rozrzuconymi nogami, cinita podmuchem na gazow kuchenk. Gowa strzaskaa szybk piekarnika,
znika wewntrz. Pobiegem dalej. Restauracja, stoy poprzewracane
wybuchami granatw albo po prostu dlatego, e stay komu na drodze.
Pustka?
534

Nie: przy barze, dziwacznie przewieszony przez wysoki stoek,


wypina ku sufitowi brzuch martwy Sam bij czy k w hemie i kamizelce.
Dalej, obok drzwi na korytarz, tyem do mnie, klczaa Marzena.
Zamarem. Tak jak ona. Patrzyem na wypite poladki, na podeszwy,
rozchylone pitami na boki. Nie mogem oddycha. Jest jeden powd,
dla ktrego kto moe tak zastygn porodku pola bitwy. Opa na
kolana, zgi si, niemal sigajc czoem ziemi.
- Ma... Marzenka?
Dobrze trafieni ludzie padaj jak worki, ale wielu rannych nie obrywa
a tak, by cakiem straci kontrol nad ciaem. I to ciao prbuje
reagowa normalnie, rozpaczliwie czepia si rutyny, ktra caymi latami
zapewniaa bezpieczestwo. Usi powolutku. Nie upa. Nie potuc
kolan, okci, nie uderzy o nic gow. Przycisn donie do dziury w
brzuchu...
Nie poruszya si. To ja podbiegem.
Moje ciao, okazuje si, zapomniao o nakazie ochrony kolan. Omal ich
nie poamaem. Ale warto byo. Ruda - w blasku ognia naprawd ruda gowa uniosa si, zazawiona twarz obrcia si w moj stron.
- O... ostrzega mnie - poskarya si paczliwie. - Schowaa si,
widziaa go, a on chyba nie... Ale wyskoczya, zacza krzycze...
Dopiero teraz dostrzegem Liz. Taka maleka si zrobia, e cal utka
znika za sylwetk kobiety, trzymajcej na udach dziecinn twarzyczk.
To w brzuchu dziewczynki pocisk wydry dziur, przez ktr uszo
troch krwi i cae ycie, ale z rozpdu zaczem obmacywa ciao
Marzeny. Pier, biodra, policzki... ya? Naprawd?
- Prosto pod luf bym mu... Skoczya, zacza krzycze... - zy
lay si po jej policzkach. - To ja powinnam... Nie yje, prawda?
Objem gow Marzeny, tak jak ona obejmowaa jasn gwk
martwej nastolatki, wytarem w rozczochrane wosy wszystkie wasne
zy. Nie mogem zwali tego, co stao si zaraz potem, na kopoty ze
wzrokiem.
- Bez magazynka! - abiszewski musia powtarza to ju wcze
niej, Juraszce i wszystkim duchom polegych w kuchni Rosjanek,
ale dopiero, kiedy znalaz si w restauracji, zdaem sobie spraw,
535

e kto tu lezie i gada. - Nic nie mogem zrobi! Nie ma magazynka,


widzicie? A ich byo...
Na zewntrz hukn pojedynczy wystrza. Byo tak cicho, e usyszaem stumiony okrzyk i dwik padajcego ciaa. abiszewski zatrzyma si, rozoy szerzej ju przedtem rozsunite na boki rce. W
prawej trzyma beryl a. Faktycznie bez magazynka.
- Zmusili nas. I chciaem ostrzec, tylko za szybko...
Podniosem si. Poarw za oknami i ognia w kuchni byo wystarczajco duo, widziaem kady szczeg, z wyrazem jego twarzy
wcznie. Ba si. I... umiecha. Do Marzeny.
- yjesz, kochanie - powiedzia. - Dziki Bogu...
Bolao mnie kolano. Nie tak jak j, wtedy, nad jeziorem. Kiedy na ryby
poszed. Ale potem zrobi jej dziecko, nadal co do niego czua, a ja nie
miaem ani za duo czasu, ani za duo naboi. Wic odmwiem sobie
przyjemnoci i strzeliem tylko raz. W czoo.
Ruszyem w stron kuchni i Ludmiy, nim skoczy pada.
Nadal yy. I Ludmia, i radio, ktre jej powierzyem. Miaa poharatan
gow, odamki w udzie, obu piersiach, biodrze, ydce i prawej rce.
Pociem na niej praktycznie cae ubranie i rozebraem do naga, a potem
zuyem trzy obrusy, eby zatamowa krew. Marzena troch mi
pomagaa, nie odezwaa si jednak. To radio przemwio.
- Nie teraz - warknem. I major Doronin, wielokrotny zdrajca
kolejnych ojczyzn, mj konkurent do rki wspaniaej kobiety, facet,
ktry zamiast dzwoni, powinien po prostu przywali nam porzd
nie z dziaka, posusznie zamkn si na dobre kilka minut. Koczc
bandaowa Ludmi, mylaem nawet, e na zawsze. Ale nie mia
em do siebie alu. Czuem, e straciem Marzen - w ogle na mnie
nie patrzya - i do umiarkowanie zaleao mi na przeyciu.
Robiem po prostu to, co naleao robi. Ratowaem kobiet, ktra
zdecydowanie warta bya ratowania. Po piciu minutach Doronin
odezwa si ponownie.
- Teraz albo wcale - powiedzia. - cigaj sprzt z piercienia wok
wsi. Pepeki, kaemy z noktowizj. I Gawryszkin da nog. Kiedy si
poapi, e go nie ma...
- Dobra. Ile minut?
536

- Pi?
- Pi - zgodziem si gadko. - Dolecieli?
- Tak. - Pakowa eb w otwr gilotyny, ale nie mg powstrzyma
umiechu. - Jutro w Biaymstoku. Daa mi adres. Mam kupi kwiaty,
pokaza si teciom i czeka na ni.
Wariatka. Dlaczego daem sobie sprztn sprzed nosa tak
dziewczyn? Wystarczyo mocniej pokrci pedaami, zajecha do
Zapowiednoje par minut wczeniej. Byaby moja. Byoby nam dobrze.
Najgupsze, e wiedziaem to na pewno.
- Fajnie. Ale w Polsce rb, co kae Marzena. Bdzie lej, ale jesz
cze nie bezpiecznie. Masz jej sucha.
-Ary?
- Jak przeyj, mnie bdziesz sucha. Nie
dyskutowa. Byy pilniejsze kwestie.
- Dobra, lec. Ale Janusz... Pamitasz? P tony.
- Pamitam. Tylko plany troch si zmieniy.
- Zaatwiony - zameldowa Juraszko. - Ani zipn.
- Kto? - nie zrozumiaem.
- No, zgodnie z rozkazem. Szablewski.
Marzena, nadal milczca, posaa mi przecige spojrzenie. Ja posaem
Juraszce zdezorientowane.
- Sucham?
- Mia pan kapitan racj. Rzeczywicie przyjecha z Ruskimi.
Sprzedawczyk pieprzony. Ale skd pan wiedzia?
Zastanawiaem si przez chwil, czy mu powiedzie.
- No... nie wiedziaem.
- Nie? - zdziwi si. - Przecie miaem si przyczai i zastrzeli gnoja.
Bo zdradzi. Ale nim si wyjani, mog by kopoty, pani porucznik si
sprzeciwi, zastanawia zacznie, jak to prawnik, wic lepiej...
- Panie Juraszko... - odchrzknem zakopotany. - Nic si nie stao,
dobra robota... Ale ja mwiem o tym drugim.
- H? O Marcinie? Przecie on...
- abiszewski, nie Szablewski. Widocznie - przyznaem sam okryty
cznie - za cicho. Musia pan le zrozumie.
Marzena patrzya na mnie i uparcie milczaa.
537

Wszystko, co potrzebne, byo w piwnicy. Skrzynia, z ktrej wysypaem


ziemniaki, zastpujc je kodr a potem sidemk noworodkw.
Pomalowany krowi acuch, strzegcy niegdy paacowych kwietnikw.
Siekiera, ktr odrbaem od tej kupy rdzawego elastwa dwa
kilkumetrowe odcinki. Czekajcy na boom inwestycyjny kb kabla do
paacowej kablwki. Scyzoryk i sekator, by go ci. Tylko czasu omal
nie zabrako. Ja jeden wiedziaem, co chc zrobi, i przez te kilka minut
miotaem si midzy robieniem wszystkiego samemu a objanianiem
zada podwadnym. Gdyby nie fakt, e szpital, obek i skadowisko
staroci znajdoway si obok, w podziemiu, raczej bymy si nie wyrobili.
Brakowao rk do pracy. Juraszko i jedna z Rosjanek osaniali nas,
czuwajc z wyposaonymi w noktowizory berylami. Toni, ta od
skakania z pieca, bya do niczego: wody podowe polay si z niej, kiedy
pomagaa nie pierwsz rann.
Przeylimy tylko dlatego, e Sam bij czy cy przestali si nami interesowa. abiszewski nie kama - pognali za naszym bewupem. Sdzc
po odgosach, na poudniowych kracach wsi nadal polowali, jeli nie na
sam wz, to na jego pasaerw. Nieliczni, ktrzy zostali, po prostu
siedzieli i pilnowali, by nikt wicej nie uciek. Musiao ich by naprawd
niewielu, skoro nie podjli adnej prby wsparcia kolegw, ktrzy,
niczym koniem trojaskim, podjechali bewupem pod kuchni. Nawet
zaglda do parku chyba nie prbowali. Poar, generalnie pracujcy na
ich korzy, na razie olepiaby i demaskowa wychylonych zza
ogrodzenia strzelcw. Nie wychylali si wic.
Mogem zapakowa cae towarzystwo do bewupa, odpali silnik i
pogna ku wyomom w zachodnim murze. Do wiey, gdzie dostp by
najgorszy, wsadziem Marzen, ale nie miaem do czasu ani wiary, by
cho w dwch zdaniach wyoy jej teori strzelania z czegokolwiek. Ju
na starcie bylimy spnieni. Byo nas jedenacie dorosych osb, niby
tyle, ile mieci si w bewupie, lecz a cztery z nich stanowiy ciko
ranne kobiety, ktre trzeba byo wlec, przepycha i ka. Spord
pozostaych tylko ja i Marzena poruszalimy si sprawnie - reszcie
przeszkadzay rozdte ci brzuchy lub krgosupy pamitajce sanacj.
No i mielimy t skrzyni z niemowltami. Nie wiem, jakim cudem
udao mi si zatrzasn drzwi przedziau desantowego. W kadym razie
byy zamknite
538

i nie musiaem kombinowa, ktr stron ustawia si do walcych o


pancerz kul. Gnaem przed siebie, uwaajc tylko, by nie wpa na adne
due drzewo albo budynek masywniejszy od drewnianej szopy. Na poty,
drewutnie, zaparkowane przy domach samochody, krzaki czy drzewka
owocowe nie zwracaem uwagi.
Dwaj Sambijczycy, pilnujcy kocw zachodniego muru, pruli do
mnie z karabinw - ten prawy z maszynowego - a pozostali pewnie na
gwat wzywali posiki. Kto odpali rac. Granatnika, chwali Boga,
aden nie mia. Chyba. Nie ryzykowaem sprawdzania, tylko pchaem si
na przeaj przez kolejne gospodarstwa, moe wolniej ni drog, lecz z
bog wiadomoci, e tu, midzy zabudowaniami, nawet posiadacz
RPG nie upoluje mnie tak atwo, o ile nie wpakuj si prosto na niego.
Nie wpakowaem si. Ale cakiem gadko te nie poszo.
- Czog!!! -Wrzask Marzeny usyszaem mimo ryku silnika i braku
hemofonw. - Z prawej!!! Rusza!!!
Nie miaem czasu patrze, nie mwic o tym, e nadal do nas strzelali i
wystawianie ba byoby gupot. Przyjem, e widzi IMR-a. Nie mia
armaty, wic pies go trca.
Kule przestay bbni o blachy, chostay nas ju tylko gazie i
sztachety amanych potw. Jeszcze jeden i koniec wsi. Strasznie maa
bya, kiedy czowiek jecha.
Wz wypad na pole. Dalej byo troch krzakw, wzniesienie i pytka
niecka. Marna kryjwka, ale lepszej w pobliu nie byo. No i nie miaem
problemw z wytumaczeniem Doroninowi, gdzie ma czeka: dwiecie
metrw od wylotu zachodniej uliczki.
Tak naprawd nie wierzyem, e si spotkamy. Co si popieprzy, jak
nie nam, to jemu. Limit szczcia powinienem wyczerpa wieki temu,
moe rano, moe jeszcze wczeniej.
A jednak nad polem wisia szturmowy migowiec. Nisko. Na tyle
nisko, e serce podeszo mi do garda: nie dostrzegem sieci. Nie dali mu,
zgubi, odstrzelili... Koniec. Zasobnik, w ktrym podrowali Wilnicki i
Ewa, wisia pod skrzydem, ale, abstrahujc od czasu pakowania we
ludzi, mg pomieci gra dwie osoby.
Dopiero kiedy podjechaem bliej, przyszo olnienie. Lina, pomylana
na ewakuowanie nas z parku, znad drzew, bya duga
539

i kiedy maszyna przy warowaa bliej ziemi, siatka po prostu zalega w


kartoflisku.
Nim wypatrzyem lin, kamow podskoczy nieoczekiwanie - chowajcie
si szybkobiene windy - i, jeszcze bardziej nieoczekiwanie, plun
czwrk rakiet z podskrzydowego zasobnika. Przez moment sdziem
nawet, e do nas: ogniste warkocze przemkny niemal dokadnie nad
moim peryskopem.
Potem przypomniaem sobie o czogu saperskim. Marzena miaa racj,
faktycznie ruszy. On lub co rwnie masywnego. Do piechoty czy
transportera Doronin strzeliby z dziaka - celniejsze, a pociskw wicej.
Bylimy ju blisko, wic zakrciem o sto dwadziecia stopni. Drzwi
osoni wysiadajcych, a armata, nadal spogldajca w prawo, bdzie
blisko podanego kierunku. Nie byem pewien, czy nie bd musia
wskakiwa do wiey i poprawia po Doroninie.
Okazao si, e nie musz. IMR wytoczy si zza ostatnich zabudowa
na tyle blisko od nas, e oberwa co najmniej poow wystrzelonych
pociskw. Typowy nowoczesny czog by to przetrzyma, co najwyej
lepnc, ale to jednak nie by liniowy czog. Maszyna, ponc jak
pochodnia, skrcia w opotki, stukna w drzewo i znieruchomiaa.
Wyskoczyem z wozu. Zaraz potem Marzena i ktra z siedzcych
przy drzwiach dziewczyn. Juraszko utkn we wazie dowdcy. Trudno,
to pniej. Najpierw ranne.
Nosze zostay w paacu: opniyby przeadunek. NaszczcieEwa
zostawia troch morfiny i wskazwki, na ile moemy sobie pozwoli.
Kada z rannych dostaa maksymaln bezpieczn dawk, rany owinito
ochraniaczami z koder. Te przytomne dostay te pozwolenie
wydzierania si - ale dopiero przy przesiadce na migowiec.
Nie krzyczay. Byy zbyt sabe albo nieprzytomne, albo dzielne. A
moe martwe. Nie sprawdzaem. Nawet ich nie nosiem: od czego s
ciarne koleanki, ktre same padaj na pysk? Odczekaem, a kamow
osidzie na ziemi, i natychmiast wgramoliem si na lewe skrzydo.
Zaczepiem acuch wok walca wyrzutni, cisnem nim nad
skrzydem, zanurkowaem pod pat, odnalazem koce, oplotem
540

nimi ty zasobnika z rakietami. Przetyczka z kawaka kabla, zwiza...


Ju. Wyrwaem zza paska gar nastpnych odcinkw przewodu,
wepchnem pod acuch. Nie byo czasu wazi na skrzydo i
przewleka ich przez ogniwa. To ju dziewczyny musz zrobi same.
Szczupakiem pod brzuch migowca, przele na drug stron - i to samo
z drugim skrzydem. Tym razem wpezem na pat i zaczem szykowa
uchwyty z odcinkw kabla.
To wtedy ostrzela nas karabin maszynowy.
Ukryty w rejonie Dow celowniczy mia dobry noktowizor i eb na
karku. Nie prbowa polowa na latajcy migowiec, i to chyba nie tylko
z braku pewnoci, czy Doronin rzeczywicie popenia zdrad, czy tylko
przeprowadza dziwny manewr, o ktrym dowdztwo zapomniao go
poinformowa. Raczej czeka na zwierzyn, ktr zdoa uksi - i na
chwil bezradnoci dziaka kamowa. Zacz strzela, gdy maszyna
usiada, a przy sieci zrobio si gsto. Na szczcie by daleko i pewnie
nie za dobrze widzia cokolwiek poza samym migowcem.
Na chwil zastopowa zaadunek: Marzena i dwie ciarne zalegy
pasko razem ze swymi wleczonymi po ziemi pasaerkami. Trzecia nie
zdya: pocisk ugodzi j w gow. Juraszko uzna, e poddawany
wstrzsom krgosup boli bardziej ni postrza i po prostu stan,
czekajc, co los przyniesie. Ja omal nie skrciem karku, kiedy Doronin
podrywa maszyn i ustawia j nosem do napastnika.
Nie zleciaem jako, ba! - w trakcie wymiany ognia zdoaem zacign wze. Ale zanim dziako kalibru 30 roznioso w strzpy gniazdo
karabinu kalibru 7.62, jeden z przemykajcych nad polami wietlikw
trzasn mnie w lewy bok. Pracowaem lec, wic nawet nie bardzo
wiedziaem, w co konkretnie: obojczyk, ebra czy biodro. Moe we
wszystko naraz? Tak si czuem. Nawet nie bl, a wraenie rozdeptania
poowy ciaa i oglna, poraajca sabo. Prbowaem przewlec przez
acuch jeszcze jeden kawaek kabla - i nie mogem. Dziwne, bo umys
pracowa przytomnie. Wymia na przykad te aosne prby,
podpowiadajc, e kabel moe asekurowa kogo, kto sam si dobrze
trzyma, lecz przecie nie powlecze za migowcem bezwadnego kloca,
wacego prawie osiemdziesit kilogramw. Nie miaem prawa przey
kolejnej przejadki na pacie Ka-50.
541

Nawet z wiszcego, a potem siadajcego na ziemi omal nie zleciaem.


Inna sprawa, e Doronin zabawi si w karuzel i przed ldowaniem
ostrzela rakietami jaki cel na poudniu. Dziki temu, mimo coraz
ciszej gowy, obejrzaem kocwk zaadunku.
Cztery ranne i skrzynia z dziemi trafiy na platform utworzon z pary
palet, usztywnionych belkami. Dwa metry kwadratowe podogi, uoonej
na sieci i otoczonej siatkowymi cianami. Gdyby nie ten pomost, p tony
adunku cignoby wielki wr ku doowi, sprawiajc, e boki
napierayby na uwizionych wewntrz ludzi. Jeli nawet sie nie
udusiaby nikogo, sparaliowaaby wszelkie ruchy.
Poza rannymi i Juraszka, do sieci przydzieliem Tonie. Dwie zdrowe
ciarne wgramoliy si na lewe skrzydo i pewnie zaczy mocowa
kable do acucha a siebie do kabli. Sidme miejsce zwolnio si.
Trafiona w gow kobieta nie ya. Zdobyem si na wysiek, pokazaem
Marzenie sie, potem j sam i znw sie. Na pewno zrozumiaa. Nie
bya tpa. Bya tylko ruda, wredna i cika w poyciu.
Wci z karabinem w rku, podbiega do mojego skrzyda. Co
krzykna. Haas wyklucza porozumiewanie si gosem. Moe gdybym
mg czyta z ruchu warg... Tylko e nie widziaem jej gowy. Jeszcze
przed chwil tak, a potem musiaem si podnie, eby pomacha rk, i
jako...
Zaczynao bole. Nadal nie wiedziaem gdzie, lecz e boli, to owszem.
Kiedy ta wredna suka uya mnie jak uchwytu i wlaza na skrzydo,
podcigajc si na mej rce, zawyem. Ale znw nie dane mi byo
umiejscowi rany. Lewa strona ciaa, i tyle.
To wtedy po raz pierwszy straciem przytomno. Na moment Kiedy
oprzytomniaem, nadal chyba nie lecielimy, bo Marzena klczaa nade
mn i szarpaa si z kablami, a przecie nie mona klcze w locie.
Chocia pewnoci nie miaem. Mj bdnik nie oprzytomnia i cay
wiat wirowa jak zwariowany, wok wszelkich moliwych osi. Prbowaem rzyga, ale od dawna niczego nie jadem, a wod mj organizm
przez cay ten dzie przerabia byskawicznie na pot.
Dziako kamowa pluno ogniem, Marzena runa na me plecy,
wyrwaa mi rami z barku - tak to odczuem - i znw zapadem w niebyt.
542

Potem bya rakieta. A moe kometa?


Co cigncego warkocz ognia przeleciao obok nas. Nas? Tak, bya
przy mnie, nie zdmuchn jej lodowaty huragan, ktry sprawia, e
zamarzaem.
Leaem obok kobiety i byem w niebie.
I wcale nie byo fajnie.
Sala bya dua, pusta i jaka... koszarowa? Ustawi dziesi prycz, st w
kcie, szafki, par taboretw - i ju mona zakwaterowa druyn
wojska. Posadzka nosia zreszt lady dugotrwaego goszczenia
onierskich wozw: wida byo, gdzie sprztano na potrzeby kapralskiego oka, a gdzie cie ek dawa brudowi troch poy. Teraz jednak
brud nie mia szans, cakiem jak bakterie w reklamach rodkw do mycia
kibli. Z umeblowania zostawiono moje ko, szafk i st zapeniony
medyczn aparatur, pord ktrej krlowa monitor. Jak przez mg
przypominaem sobie, e byem do tego drastwa podczony - cho
raczej kabelkami ni rurkami - teraz jednak szpital w piguce sta
bezczynnie obok i czeka nie wiadomo na co.
Fotel te zalatywa koszarami, lecz w ich gabinetowo-dowdczym
wydaniu. Na fotelu siedziaa pielgniarka jak z bardzo zego snu -z
czarnymi szponami zamiast paznokci, kkiem w nozdrzu, drugim w
uku brwiowym i rozpitym nonszalancko fartuchu, spod ktrego
wygldaa czarna koszulka, trupie czaszki na koszulce, i ppek spod
koszulki. W ppku, naturalnie, poyskiwa metal.
- Hej - wycharczaem. Panienka opucia bardzo kolorowy magazyn,
popatrzya na mnie niepewnie, a potem wyszczerzya zby. Mimo
wszystko daem si zaskoczy: i tu miaa metal.
- ...bry - wymruczaa. Po czym, ku obustronnej uldze, darowaa sobie
umiech. Bo to chyba umiech mi zaserwowaa. Sposzony, drtwy i
ortodontyczny. Bya wymalowana, jak przystao na metalow
dziewczyn, ale w kocu zorientowaem si, e pod t tapet kryje si
najwyej licealistka. Pod trupimi czaszkami dopiero niemiao
kiekoway piersi.
Poderwaa si z fotela.
- To ja ciotk... - machna upiercienion doni, wskazujc
drzwi, po czym od maszerowaa i znikna za nimi.
543

Przez chwil patrzyem w okno. Roso za nim drzewo. I byo widno.


Szary, chyba deszczowy, ale dzie.
Potem do sali wesza Marzena. Wesza szybko, jak kto koczcy bieg,
zaraz za progiem jednak stana i zacza si na mnie gapi. Bya w
beowych sztruksach i lunym biaym swetrze, twarz miaa zmczon, a
kasztanowe wosy lniy wilgoci. Albo na dworze lao, albo mya gow.
Tak czy inaczej, wygldaa piknie. Jak dla mnie, mogaby tak sta i
ozdabia sob wiat choby w nieskoczono.
- Jeste z powrotem - umiechna si niepewnie.
-No.
Potem zaczem kasa. Podesza i ignorujc fotel wspara si kolanem
o brzeg ka. Ju mylaem, e si na mnie pooy, ale nie ma tak
dobrze - signa ponad moj gow i zapaa takie przeroczyste co,
przez co podaj w szpitalach tlen.
- Nic nie mw - rozkazaa. - Kula zahaczya o puco, troch ci
podtopio. I w ogle... odpyne. To ju trzy dni. Masz si nie m
czy. Le i zdrowiej.
Przyoya mi mask do twarzy. Podniosem rk - praw mogem,
cho jako duo waya - ujem jej nadgarstek i prbowaem odsun.
Guzik bym zwojowa, ale zrozumiaa, e wol oddycha sam. Zabraa
plastik.
- Cze - wyszeptaem. Na szept oddechu starczao.
- Nic nie mw - przypomniaa. Przycupna na skraju ka. - No,
ostatecznie tak" albo nie". Ja bd mwi.
Dowiedziaem si, e jestem w koszarach - sam zgadem - u generaa,
ktry by kumplem pukownika Boreckiego, ojca Ewy - t informacj te
moga sobie darowa - i zgodzi si przechowa u siebie trjk trefnych
goci. Czyli mnie, Gosi, siostrzenic Marzeny - metalow pielgniark oraz Rit Koroblow. Marzena koszary jedynie odwiedza, bo zaatwia
rne sprawy.
Od pocztku miaa niewyran min, ale to bya ta radoniej sza cz,
wic jako jej poszo. Potem utkna.
- A reszta? - zapytaem.
- Trafili nas - powiedziaa cicho. - Pietia mwi...
- Pietia?
544

- Troch si kum plujemy - umiechna si blado. I od razu zgubi


a ten mizerny umiech. - Mwi, e bylimy cae kilometry od Kisun.
I wtedy... Rakieta, taka sterowana. - Wpatrywaem si w ni nieru
chomym spojrzeniem. - Nie jest pewien, czy specjalnie tak mierzyli,
czy zabrako jej paliwa, opadaa ju, i dlatego... Ale w sie trafia.
Mogem sobie darowa to pytanie. Cuda si jednak zdarzaj. Patrz:
Janusz Krechowiak. Nadal ywy.
- Kto...?
- Nikt. - Ciachna tym sowem jak noem.
Leaem patrzc w sufit. Co zego si z nim dziao. Zaczyna pywa.
- Nie pacz. - Gos miaa suchy, w sam raz do osuszania ez. - Zro
bie, ile si dao.
Nie pakaem. Tylko zy mi leciay. Pochylia si, przetara grzbietem
doni te, ktre spyny na skro.
- Rita... - Chyba mogem mwi goniej ni szeptem, ale teraz
wolaem nie prbowa. - A ta druga?
Koroblowa bya jedn z dwch dziewczyn, dla ktrych zabrako
miejsca w sieci i ktre miay lecie na skrzydle.
- Spada. Nie twoja wina - dorzucia szybko. - acuch wytrzyma,
kable te. To ona widocznie... Ciko byo - uniosa sine nadgarstki. Mao mi rk nie wyrwao. Pietia si stara, ale z pocztku musia lecie
do ostro. Walili ze wszystkich luf.
- Miaa... miaa by w tej sieci.
Sto razy mogem j straci, powinienem przywykn. Ale to byo co
innego. Bo to ja bym j zabi. Wcale nie miaa podrowa z tamtymi: z
Ludmi, Toni, Juraszka... To ja kazaem jej korzysta z okazji,
wskakiwa na cudem - ponurym cudem - zwolnione miejsce. Gdyby
usuchaa...
- No - umiechna si blado. - Uratowae mnie.
- Ja? - zdziwiem si. - Ja ci chciaem...
- Uratowae - powtrzya mikko i stanowczo zarazem. - Sam by
metra nie przelecia na tym cholernym skrzydle. Musiaam... Jezu, to
bya jazda... Mam lk wysokoci, wiesz? Zlaam si. Dosownie. Mylisz,
e nie chciaam do sieci? Tak naprawd to si ucieszyam, kiedy t
dziewczyn zabili. Jak sobie mylaam, e mam wle helikopterowi na
grzbiet, zapa si acucha i lata
545

po nocy... Jasne, e wolaam sie. To by dobry wybr. Sama bym ci


zawloka do sieci, tylko nie zdyam. Patrzyem na ni z
niedowierzaniem.
- Lk wysokoci?
- W wieowcu nie zamieszkamy - zaartowaa. I zaraz, zmieszana,
dodaa: - To znaczy... bymy.
Umkna ze spojrzeniem do okna. Patrzyem na jej profil. Zwyczajna
dziewczyna. To dlaczego mgbym tak lee i oglda j w
nieskoczono?
- Dobry wybr - powtrzya spowolnionym gosem. - Ale gupi.
Nie pomylae, e jak polecisz sam, to spadniesz?
Nadal spogldaa w okno.
- Idiota jestem - szepnem.
- To dlatego nie chciae, ebym leciaa obok?
Nie wiedziaem, o co waciwie pyta. Ale o cokolwiek pytaa, odpowied miaem t sam.
-No.
Ciekaw byem, czy pamita. Par razy zaczynalimy ju rozmow o
moim idiotyzmie. I nie moglimy skoczy.
Teraz, okazuje si, te nie.
- A co do reszty... - westchna. - Ewa zadzwonia do ojca, wyjecha
nam naprzeciw. Mielimy lecie do najbliszego szpitala, ale kiedy
stracilimy tamtych... Doronin wyldowa w polu. Opatrzyam ci. Dupa
jestem jako sanitariusz, wic uznaam, e to tylko rami i tylko kula nie
wysza. Kazaam mu lecie dalej. Na Biaystok. Jak najbliej Boreckiego.
Mao przeze mnie nie umare.
- To nic - posaem jej umiech.
- Baam si, e jak si zgosimy w szpitalu czy na policji, Wilnicki nas
znajdzie i zaatwi. Chciaam si zabezpieczy. Na szczcie Borecki
znalaz t kryjwk - rozejrzaa si. - Remontuj blok, prawie nikt nie
wie, a ci, co wiedz, nie nara si dowdcy. To - wskazaa medyczne
gadety - z sanitarki. Wojskowy lekarz ci skada. Trzeba byo mu da
na pimie, e szpital wykluczony, ale poza tym jest w porzdku. Nie
puci pary.
- Ukrywamy si? - Pewnie pobladem. Byo tak... dobrze. ko,
spokj, cisza. No i ona obok. - Mylaem...
546

- e polec do prasy, narobi krzyku i obal rzd? - Nie umiaem


nazwa wyrazu jej twarzy. - Przygotowaam si do tego. Mam telefo
ny do kogo trzeba, troch forsy, eby si ukry, bro, par komrek
na kart, gotowych kont mailowych, dyski z zeznaniami... Spisaam
je te i zoyam w depozycie u paru notariuszy. I gdzie indziej. Gdy
by co nam si stao... wiadomo. Doronin i Ewa te si przyczaili.
Jeszcze moemy wywoa politycznetornado.
Umilka i dugo szukaa w moich oczach ladw wstrzsu. Moe te
wrogoci, gniewu. Moe nawet strachu.
- Ale? - Byem spokojny. Troch od przeciwblowych prochw,
ktrymi mnie nafaszerowali. Bardziej dlatego, e to bya Marzena
Pawluk i po prostu nie miaem wyjcia.
- To nie to, co mylisz. - Potrzsna gow tak energicznie, e
dostaem po twarzy kropelkami wody, le startej z kasztanowych
wosw. - Nie chodzi o karier, kas ani dobro polskiej prawicy. Po
prostu... Wilnicki to skoczony kutas, ale ma racj: dla kraju bdzie
lepiej, jeli ta afera nie wypynie. Ogldam dzienniki, czytam gazety.
wiat yje Kisunami. Cay. Po tej masakrze jestemy niewinn ofiar, a
Rosja podym zbirem. W Radzie Bezpieczestwa ONZ poddali nawet
pod gosowanie wniosek o potpienie. Ruscy i Chiczycy oczywicie
zawetowali, ale sam fakt.. Wszystko a kipi. Gaz zdroa, ropa zdroaa,
giedy szalej, powani ludzie zaczli o trzeciej wiatowej przebkiwa.
Na szczcie Rosjanie sami si przestraszyli. Jelianow wygosi
telewizyjne ordzie. Nie do swoich. Przez CNN, do wiatowej opinii
publicznej. Nie my, nie nasza wina, przepraszamy, e z naszej ziemi, ale
to poniekd nie nasza ziemia, bo Begma... Takie tam. W kadym razie
uszy po sobie. Zero komentarza o patriotach. Aha, bo na drugi dzie nam
Amerykanie przysali. Dwie baterie, samolotami. Win za Kisuny
wszyscy obarczaj ruskie lotnictwo. Nie, e a nalot, ale s zapisy z
radarw i tego cholerstwa, ktre zaguszao. Wic nasz rzd z miejsca
ogosi, e na pocztek dla ochrony polskich obywateli wprowadza
cakowity zakaz lotw nad Obwodem Kai ini ngradzkim.
- Niby jak? - Odezwa si we mnie onierz. - Begma ma lotnictwo
silniejsze od naszego, a rakiety to ju...
547

- Niewane jak. Tymi patriotami. Pewnie, mog je zdmuchn, i


Kreml, i Begma. Ale kto si odway strzeli w wyrzutni obsugiwan
przez amerykaskie wojsko? I akurat Begma przyj to z entuzjazmem.
Natychmiast uziemi wszystkie samoloty. A na lotniska nawet zaprosi
naszych obserwatorw, eby sami zobaczyli.
- A Rosjanie?
-Na tym polega dowcip. To Rosja nic nie zwojuje bez lotnictwa. Z ich
punktu widzenia Sambia to wyspa, otoczona morzem i krajami NATO. Umiechna si krzywo. -W dodatku na Batyk pynie amerykaski
lotniskowiec. Chc go ustawi o rzut beretem od Batijska. A do
amerykaskiego lotniskowca, jak wiadomo, obcy okrt ani samolot nie
ma prawa si zbliy. Bo strzelaj. Koniec, kropka. Jelianow, chcc
kontynuowa wojn, musiaby najpierw wypowiedzie drug: Stanom
Zjednoczonym. - Przerwaa na chwil. - Jeli nic nie zrobimy, tak ju
zostanie. Za tydzie czy dwa rosyjskim spadochroniarzom zabraknie
zaopatrzenia i wojna umrze mierci naturaln. Pewnie przez nastpne
pitnacie lat bdzie si debatowa o statusie Sambii, ale wiesz, jak to
jest: fakty dokonane gr. Begma o niczym tak nie marzy, jak o
odgrodzeniu si Zachodem od matuszki. Wygra wybory, bo ludzie chc
spokoju i dobrobytu, zbuduje demokratyczny, prny kraik. Nikt wicej
nie zginie. Polska bdzie zabezpieczona od pnocy, Rosja spuci z tonu,
moe faktycznie pody w lady Kaliningradu.
- A jeli co zrobimy?
- Jelianow broni si, mwic o kilkudziesiciu zamordowanych
Rosjankach. e nard nie wybaczy ich krzywdy, e boleje tak jak nard
polski, e oba s pokrzywdzone. Gdyby wyszo na jaw, e to pukownik
naszego ABW je wykoczy... a paru facetw z krgw rzdowych
pomagao... Kompletne odwrcenie rl. Ofiara staje si katem. Myl, e
wiat nie kiwnby palcem, gdyby nastpne bombowce Moskwa
przysaa nie na Kaliningrad, a na Wiejsk. Jasne, mona sprbowa
samemu obali ten rzd. Ale nawet jak si nie wybroni, wtpi, by
nastpcy wydali Ruskim premiera, ministrw... A to ich by obwiniano. I
w sumie... Pomyl: my wiemy, jak byo. I jeszcze Doronin, Gawryszkin,
o ile przey i si znajdzie, troch Ewa. I koniec. Reszta wiadkw albo
zna jakie strzpy prawdy, albo bdzie zeznawa tak jak Wilnicki. Sowa
przeciw sowom.
548

- Kto ze wsi przey? - Dziwnie byo zadawa takie pytanie. Trzystu


ludzi...
- Podobno siedmioro. W telewizji widziaam tego twojego Pirata, wic
pewnie jego siostra i ta Rosjanka. Jaka kobieta. Ktry j zgwaci, ale
potem ukry. No i... - zawahaa si.
-I?
- Nie dam gowy. Ale mwili o kalekim chopcu. Wiesz, ciekawostka:
caa wie wymordowana, a kaleka si uchowa. I jakie niemowl.
- Grzesiek - mruknem.
- Wic i Nadia - umiechna si krzywo. - wiat jest do dupy.
Rozumiaem j. Nie yczyem Nadii le, waciwie to dobrze yczyem. Ale... gdyby tam, w grze, by kto, kto lubi gr fair... Nie
powinna przey. Nie po tym, co spotkao Ludmi, Olg...
- Bardzo do dupy - dodaa Marzena. - Jeli pjdziemy na ugod... Bo
Wilnicki zostawi mi wiadomo. Na komrce i w skrzynce netowej.
Daje wszelkie gwarancje bezpieczestwa i po pi dych na gow.
Wicej nie moe. Albo nie chce, nie wiem. Ale pi dych daje. Kademu.
Jeli si dogadamy, Nadii te trzeba bdzie odpali. I obj j nasz
polis.
- Ekstra - wyszeptaem.
- Te mnie to wkurwia. Ale... po prostu chciaa y. W sumie nie
zrobia nic zego. Tylko bohaterk nie jesL Nie wolno za to zabija. Mao
kto by si osta.
Milczelimy, to zerkajc na siebie, to umykajc wzrokiem. Niby
siedziaa obok na ku, ale jako si nie dotykalimy.
- Dugi by spacia? - zapytaem.
- Te gardowe. Miaabym gdzie mieszka. - Westchna. - Teraz, jak
Adam nie yje, bank docinie rub. To on zaatwia z dyrektorem...
Przydaaby mi si taka forsa.
Adam. No wanie.
- Masz al? O niego?
- Telefon, zgadza si? - Skrzywia usta. - Sama powinnam... Centrala
bya u Wilnicki ego, a i aparatw we wsi zero. To od Wilnickie-go
dzwoni, prawda? I domylie si, e zdradzi. e chce nas wystawi. Milczaem. - Czemu nie powiedziae?
Teraz te wolabym nie mwi. Ale chyba musiaem.
549

- Baem si, e nie pozwolisz...


- Go zabi?
- Nie wiedziaem, e tak to wyjdzie. Mylaem, e bd musia z
granatnika... A teoretycznie mogo by tak, jak mwi: e go zmusili. A
wtedy by...
Popatrzya na mnie ze smutkiem.
- Kochaam go. Ale to przeszo. Przepraszam.
- Za co?
- e byam na ciebie za. Nie wiedziaam, e zdradzi. Mogem
poklepa j po doni i zostawi tam swoj, zwalajc
wszystko na wielkoduszno i oglne osabienie. Nie
zabraa rki.
- To co robimy? - zapytaa. - Wojna czy pokj?
Nie byem pewien, czy miaa racj. Czy nabierajc wody w usta
faktycznie ratujemy par tysicy ludzkich istnie. Albo parset tysicy.
Czy milionw, gdyby na Kremlu kto okaza si twardym pokerzyst i
posa jednak samoloty nad jankeski lotniskowiec, rozpoczynajc gr, w
ktrej finale naciska si jdrowe guziki. Ale nie plota ewidentnych
bzdur. Tak te mogo si skoczy.
No i bank mg j wywali z chaupy. Razem z dzieckiem.
- Zrobi, jak chcesz.
- To ja zrobi, jak chcesz - powiedziaa z powag.
- Pokj? - rzuciem niepewnie. Przez chwil przygldaa mi si
nieufnie. Potem nagle na jej twarzy wykwit umiech.
- Naprawd? - Chyba j ucieszyem, bo przykrya doni moj do. T
lec z kolei na jej doni.
- Te mi si przyda pi dych. Bezdomny jestem.
- Nie artuj. - Ona sama spowaniaa. - Wiesz... baam si. Idealista z
ciebie. Balimy si - sprostowaa. - Ewa, Piotr... Mwiam z nimi.
Wilnicki nie ma gotwki w nadmiarze, ale znajomoci, ukady... Kade z
nas mogoby co odzyska. W sumie... zasuenie. Ewa dyplom. Ja
robot w prokuraturze. Doronin prawo latania. No, jako cywil, ale
jednak. Znasz ich. S w porzdku. Dobrzy ludzie. Ale tylko ludzie. Te
by woleli mie prac, dom i y w spokoju. Tylko balimy si, czy ty...
Bo idiota z ciebie.
Kocwka nie pasowaa. To znaczy: formalnie tak, ale... Czuem,
550

e co innego ma na myli. Nie ugod z Wilnickim, zgniy kompromis,


dziki ktremu ile tam osb nie zgnije w ziemi. Nawet domylaem si
co.
Tylko dugo baem si sprawdzi.
Byem ranny i rozczarowanie mogo mnie zabi, prawda?
- Marzena...
- Tak? - Teraz i ona prawie szeptaa, jakbym zarazi j swym zdech
actwem.
- A gdybym ci powiedzia... e jestem idiota? A taki?
Jezu. A jeli nie ma pojcia, o czym bredz?
Tlen. Gdzie ta cholerna maska? Teraz by si przydaa. Jej
chyba te. Twarz jej cakiem zastyga. Jezu. Wiedziaa.
Pamitaa.
- Widziae Gosi. - Prbowaa si umiecha. - Horror.
- E tam. Fajna. Siedzi przy mnie...
- I... - zabraa do, pooya j na brzuchu. - Ju za pno, eby... I ja
nigdy bym nie...
- No co ty.
- I Tomka te bd musiaa...
- Marzena... Idiota jestem. Nie pamitasz? Debil.
Bya odwana. Widziaem, ile j to kosztuje - gdybym j teraz
odepchn, pewnie podeszaby do okna i skoczya gow w d - ale
podniosa si, zrzucia ze stp teniswki i nie za szybko usiada okrakiem
w poprzek mych bioder. Dzieli nas powleczony koc, spodnie od piamy
i te jej wystrzaowe sztruksy, a ja byem zdechlakiem i tylko troch
cieplej mi si zrobio, bez adnych mocniejszych efektw. Ale byo...
- Ekstra - szepnem, czujc, jak gupi umiech szczcia rozlewa mi
si po twarzy.
- Naprawd chcesz? - upewnia si. - Baby z trjk dzieci?
- Byle na stae...
Wtedy pochylia si i szepna mi do ucha co takiego, e musiaem
szybko sign po t mask z tlenem albo po jej usta.
Zaryzykowaem. I opacio si. Smakowaa lepiej ni cokolwiek, co
kosztuje trzydzieci osiem zotych i pidziesit groszy.

You might also like