Stachura Edward - Fabula Rasa

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 75

FABULA

RASA
(rzecz o egoizmie)

edward stachura
Pojezierze Olsztyn 1985

Nota do czytelnika

Ta ksika nie jest do przeczytania. Ta ksika jest do odkrycia. Co jest w tej ksice
do odkrycia? To midzy innymi, ale przede wszystkim, e kada ksika jest zawsze tylko
ksik; e wszystkie sowa s zawsze tylko sowami, nigdy nie s tym, co - z mniejszym lub
wikszym popisem usiuj opisa.
Ta ksika jest opisem czego, co jest. To co to niemiertelnie ywe ycie. Moesz to
odkry, jeeli nie utkniesz na sowach, jeeli nie zachyniesz si sowami, nie zadusisz
sowami i nie spoczniesz na sowie jak w trumnie.
Jeeli zawieruszysz si dalej, poza sowo, poza grb.
Komu w drog, temu teraz.

- Kim jestem?
- Ty jest swoim Ja. Ty nazwiskiem. Podpisem na papierze. Wizytwk na drzwiach,
inicjaami na sygnecie, imieniem na kartce kalendarza. Prnym sowem. Such sylab.
Martw liter.
- Niczym wicej?
- Niczym mniej.

- Kim jestem? Inaczej.


- Jest rzeka. Pikna, nieporwnywalna, niepowtarzalna, zawsze nowa a nieprzemijajca.
Rzeka ycia. Rzeka-ycie.
Na rzece jest most. Arcydziwaczny. Most, ktry nie wie, skd wzi si, nie wie te, po co
wzi si, nie wie, czym jest, nie wie nad czym, nie wie nic, a wszystko wydaje mu si. Nie
widzi ani nawet nie domyla si pyncej pod nim rzeki ycia. Wydaje mu si, e on jest rzek
ycia.
Ty jeste tym mostem.

- Kim jestem? Jeszcze inaczej.


- Jest wizienie. W celi jest wizie, na wiey straniczej jest stranik. Ci dwaj s jedn
osob. Wizie jest jednoczenie swoim wasnym stranikiem, stranik jest jednoczenie
swoim wasnym winiem. Ale ci dwaj, wizie i stranik, nie widz, e kady z nich jest
jednoczenie jednym i drugim. Nie widz tego, e s jedn osob, bo s rozdzieleni, a s
rozdzieleni, bo nie widz, e s jedn osob. Sytuacja icie arcywizienna, bezwyjciowa. Bo
kiedy nawet od czasu do czasu zdarza si winiowi uciec z celi i z gmachu wizienia, to
ucieka on ze swoim niewidzialnym stranikiem na karku i w konsekwencji to, co wydawao
mu si by wolnoci, okazuje si by jedynie inn form wizienia. Tak samo stranik
wracajcy po subie do domu w miasteczku zabiera pod czapk niewidzialnego winia i
noc budzi si spocony i przestraszony, bo ni mu si to, co moe ni si stranikowi, to
mianowicie, e wizie czmychn z wizienia. I cho mgby kto powiedzie, e - pomimo
wszystko - jeden jest bardziej nieszczliwy (wizie), a drugi mniej (stranik), to nie ma
pomidzy nimi istotnej, jakociowej, prawdziwej rnicy, jako e zarwno jeden, jak i drugi
nie s szczliwi.
Ty jeste tym winiem i tym stranikiem, cel i wie stranicz, caym gmachem wizienia
i ca tak zwan wolnoci.

- Jak powsta wiat?


- wiat nie powsta. Gdyby powsta, byoby to poronienie, czyli przedwczesne wydanie na
wiat martwego podu.
wiat nie powsta raz, raz na zawsze. wiat powstaje. Ale to nie jest proces. wiat powstaje
codziennie, codziennie na nowo, codziennie cakowicie wrcz na nowo.
wiat-ktry-powsta, to wiat-ktry-nie-powsta i to jest wanie twj wiat, z gruntu
faszywy, od samych korzeni. wiat prawdziwy powstaje. Powstanie wiata jest wiecznym
powstawaniem wiata.

- Czy tajemniczy paskowy Nazca w Andach peruwiaskich z olbrzymich rozmiarw


rysunkami zwierzt i ptakw widocznymi z duej wysokoci by, a moe cigle jest
ldowiskiem dla przybyszw z kosmosu?
- Twoje szerokie czoo wraz z zakolami skroniowymi byo-jest-bdzie ldowiskiem dla
przybyszw z kosmosu.
Wszyscy przybysze z kosmosu, ktrzy ldowali-lduj-ldowa bd na tym ldowisku,
startowali-startuj-startowa bd z tego ldowiska.

- Jaka jest najwiksza tajemnica?


- Najwiksza tajemnica jest ta, e nie ma adnej tajemnicy. W rzeczywistoci wszystko jest
jawne, wszystko jest jasne, wszystko jest czyste, wszystko jest absolutnie przepiknie
przejrzyste.
Oto najpeniejsza odpowied na najbardziej puste i prne pytanie.

- Czym jest samotno?


- Samotno jest prawoci. Samotno najpierw jest prawoci, potem jest oczywistoci.
Jest naturalnym odsuniciem si od iluzji. Jest uwiadomieniem sobie iluzji i naturalnym
odrzuceniem kadej iluzji. Jest staniciem oko w oko z czarn dziur. Jest przeraeniem
i wyzwoleniem od przeraenia. Jest tunelem do ycia.
Nie zna smaku prawdziwego ycia, kto przez tunel samotnoci si nie przeczoga. Samotno
najpierw jest tunelem do ycia, potem jest ca bezgraniczn polan ycia.
Tylko to, co samotne, moe prawdziwie istnie, egzystowa, by. Tylko to, co samotne, moe
by i by zarazem niesamotne. Tylko to, co absolutnie sieroce, moe by i by zarazem
absolutnie niesieroce, bo jest otwarte na wszystko, bo nie jest w adnym klanie, rodzinnym
uwizione; jest lotne jak ptak, jest ywe, bo nie jest w adnym grobowcu rodzinnym
zakopane. To dom bez cian, same okna, i wszystkie otwarte na ocie.
Tylko to, co samotne, a wic prawdziwe, a wic samowystarczalne, a wic nic dla siebie nie
potrzebujce jest bezinteresowne, a wic promieniujce mioci, a wic prawdziwie
spoeczne. Czowiek samotny jest jak woda. Czowiek samotny jest wod. Woda jest samotna
i dlatego jest, i jest spoeczna. Woda nie potrzebuje siebie pi i dlatego mog pi j wszyscy i
wszystko. Czowiek samotny jest drzewem. Drzewo jest samotne i dlatego jest, i jest
spoeczne, gdziekolwiek jest: czy to w miejskim parku, czy to w wiejskim lesie, czy w
otwartym polu, czy na brzegu rzeki, czy na skraju drogi, czy na szczytach grskich:
wszdzie. Take oczywicie splecione korzeniami i gaziami z drugim samotnym drzewem
(ale gdzie, o bezimienne ojczematko absolutnych sierot, gdzie znale drugie, prawdziwie
samotne, prawdziwie wolne drzewo?).
To, co samotne, jest spoeczne nawet w swoim znikaniu ze spoecznoci. Bo tylko to, co
samotne, moe znikn, moe umrze i nikomu si przez to krzywda nie staje. Za tym, co
samotne, wypakiwa oczu nie potrzeba. A jeeli kto wypakuje oczy, jeeli kto wylewa zy,
to wylewa je nad sob. Bo nie jest czowiekiem samotnym. Jest czowiekiem osamotnionym,
na osamotnienie siebie samego skazujcym.

- Czym jest pustynia?


- Wersji odpowiedzi moe by kilka, ale odpowied jest zawsze jedna. Jedn z wersji
odpowiedzi jest, e pustynia to miejsce, gdzie nic nie dzieje si.
- A jeeli na pustyni yje czowiek, pustelnik, anachoreta, wity, czy kto w tym rodzaju.
- Nic nie dzieje si.
- Ale ten czowiek tam yje, egzystuje, dzieje si jego egzystencja.
- Egzystencja nie dzieje si. Egzystencja egzystuje, ycie yje. Pustynia kipi od ycia, kipi
od egzystencji.
- Ale ten czowiek myli. Myli, wic jest. Dziej si jego myli.
- Myli, wic nie jest. Myli, wic nie rozumie. Nie rozumie, czym jest by i czym jest dzia
si.
Co za tyczy si jego myli, to niewtpliwie dziej si.

- Co si zatem musi wydarzy, eby si co zaczo dzia? Poza dziejcymi si mylami tego
czowieka.

- eby co zaczo dzia si, musi wanie co wydarzy si. Cokolwiek wydarzy si, to
wanie bdzie dzianiem si. Cokolwiek bdzie dzia si, to wanie bdzie wydarzaniem si.
Bo wydarzanie si i dzianie si - to jest to samo. Trzeba wic zapyta po prostu tak: co musi
wydarzy si, eby wydarzyo si? Albo: co musi zacz dzia si, eby zaczo dzia si?
- Tak wic pytam: co musi zacz dzia si, eby zaczo dzia si?
- Musi pojawi si drugi czowiek.
- I wtedy si dzieje?
- Wtedy dzieje si.
- Co dzieje si?
- Dzieje si to, co dzieje si pomidzy nimi.
- Czym jest to, co dzieje si pomidzy nimi?
- Wspistnieniem, spoeczestwem, ludzkoci, yciem wiatowym.
- ycie wiatowe na pustyni to brzmi bardzo oryginalnie, ale nie cakiem powanie.
- Dla ciebie brzmi nie cakiem powanie. Dla ciebie zabrzmi nie cakiem powanie to, co jest
najpowaniejsze, to mianowicie, e prawdziwe ycie wiatowe to tak zwane szare ycie
codzienne: w domu, na klatce schodowej z ssiadem, na podwrzu z bawicymi si tam
dziemi, na ulicy z nieznajomymi, w fabryce z towarzyszami pracy, w sklepie, w autobusie, w
pocigu, w drodze.

- Czym jest wolno?


- Wolnoci od wyboru. Wolnoci od mylenia.
Wolno jest rozumieniem. Kto rozumie, jest wolny.
- A ten, kto nie rozumie?
- Kto nie rozumie, musi myle. Jest katornikiem mylenia.

- Czy to ma znaczy, e rozumienie jest bezmylnoci?


- Rozumienie jest wyzwoleniem od tego, o czym si nie myli, bo si to rozumie.
Bezmylno za nie ma czego takiego. S ludzie mniej mylcy i ludzie bardziej mylcy,
ale bezmylnych nie ma. Kady miertelnik jest chorob mylenia zaraony.

- Co znaczy rozumie?
- Nie wybiela. Nie oczernia. Nie koloryzowa.
- Co to znaczy?
- Nie wymyla. Nie spekulowa. Nie kombinowa.
By faktem i konstatowa fakty.

- Czy ja mog rozumie?


- Ty jest swoim Ja. Ty nie moesz rozumie.
- Kto moe rozumie?
- Nikt rozumie.
- Nikt nie moe zrozumie?
- Nikt rozumie. Czowiek-nikt rozumie.
- Ale nikt to przecie nie istnieje!
- Kto moe powiedzie, e nikt nie istnieje? Nikt nie moe. Kto moe powiedzie, e nikt
istnieje? Nikt moe. Czowiek-nikt moe.
- Kim jest czowiek-nikt?
- Czowiek-nikt nie jest kim. Ja jest kim. Ja jest zmuszone by kim. Ty jest swoim Ja. Ty
jeste kim.
Ty jeste zmuszony by kim.
- Kim?
- Kim wyrniajcym si, odbijajcym, odcinajcym si od ta; kim osobnym, oddzielnym.
- Na przykad?
- Najchtniej ksiciem udzielnym. Milordem. Person. Sawnym naukowcem. Wzitym
aktorem filmowym. Gonym muzykiem. Poczytnym pisarzem.
I tak dalej

- A jeeli jestem ostatnim z ndzarzy?


- To jeste ostatnim z ndzarzy. Jeste kim. Ty musisz by kim. Kimkolwiek, ale zawsze
kim. Dla ciebie, dla Ja, ktrym jeste, jest zupenie t sam esencj powiedzie: jestem
ostatnim ndzarzem", co powiedzie: jestem pierwszorzdnym malarzem".
Tak w jednym przypadku, jak i w drugim jeste kim.
A to tylko dla ciebie liczy si, to jest twj kapitalny kapita: by kim.

Ale najczciej umiejscawiasz si porodku, gdzie najgciej, gdzie najtumniej, gdzie


najbezpieczniej. I jeste wtedy kim pomidzy. Pomidzy naj- i naj-. Pomidzy najlepszym i
najgorszym, najwyszym i najniszym, najpierwszym i najostatnim.

- Jeeli jestem porodku, pomidzy naj- i naj-, to znaczy, e si, wtedy nie wyrniam.
- To nie znaczy, e nie wyrniasz si. Wyrniasz si. Jeste zmuszony wyrnia si. Jeste
katornikiem wyrniania si. W tym przypadku rzecz przedstawia si nastpujco: poniewa
nie chcesz, bo lkasz si kracowo wyrni si albo nie moesz, bo nie masz po temu
kwalifikacji, wadzy, talentu, tupetu, bezwstydu i temu podobne - to wyrniasz si tak zwan
przecitnoci. Ja jestem czowiek przecitny, czowiek zwyczajny, czowiek szary" wtedy
mwisz, nie bez swoistej zarozumiaoci. I swoiste swoje korzyci - z bycia szarym, z bycia
przecitnym - wycigasz. Na przykad majc uciech, kiedy zlatuj ze wiecznika ci, ktrym
nie moesz, jawnie lub skrycie, nie zazdroci, bo to s ci, ktrzy wyrniajc si bardziej,
sprawiaj tym samym, e ty wyrniasz si mniej. Wic ich, kiedy s na wieczniku, dla
swojej przyjemnoci oklaskujesz, a kiedy z niego zlatuj - dla swojej przyjemnoci
zadeptujesz.

- Ale czowiek-nikt. Nie kim jest, lecz czym jest lub co to jest?
- Czowiek-nikt to czowiek-ktry-rozumie, czowiek-ktry-jest-stanem-twrczym, czowiekczyn, czowiek-trzy, czowiek-tu, czowiek-teraz, czowiek-fakt, czowiek-kwiat,
czowiek-ptak, czowiek-soce, czowiek-in-flagranti, czowiek-rado, czowiek-zado,
czowiek-ktry-nie-potrzebuje-nic.
- Bardzo adnie, bardzo adnie, ale czowiek, ktry nic nie potrzebuje, to czowiek martwy.
Czowiek ywy, czowiek-yw zawsze czego potrzebuje, l wymyla cuda, eby swoje
potrzeby zaspokoi. Potrzeba jest motorem ycia. Potrzeba jest matk wynalazku.
- Co si tyczy ostatniego zdania, mona tak powiedzie. Na ktrym tam miejscu z rzdu
potrzeba jest matk wynalazku. Mona to te odwrci: wynalazek jest matk (czy ojcem)
potrzeby. Ale pochylmy si nad tym spokojnie i uwanie, i sprbujmy przypatrzy si temu z
bliska, a moe zobaczysz, e potrzeba jest przede wszystkim, na pierwszym miejscu z rzdu,
matk potrzasku
i moe zobaczysz, e ten potrzask jest rwnie wynalazkiem i autorem tego wynalazku.
Zobaczyby wtedy, e potrzeba, wynalazek, wynalazca i potrzask - s tym samym, jednym
ustrojem, jedn struktur.
Posuchaj. Potrzeba nie moe by nigdy do koca zaspokojona, bo zaspokojona" potrzeba
wywleka z siebie kolejne potrzeby niezaspokojone. To jest reakcja acuchowa. To jest
acuch. Coraz duszy i coraz pokrtniejszy, i ktry nie moe nigdy si od-acuszy.
Kto potrzebuje, zawsze bdzie potrzebowa. Na samym kocu bdzie jeszcze potrzebowa
lekarza, eby ten przeduy jego agoni, a kiedy bezsilny cofnie si lekarz, bdzie
potrzebowa, eby przystpi do ksidz, a kiedy cofnie si ksidz, bdzie potrzebowa
stolarza, a kiedy cofnie si stolarz, bdzie potrzebowa grabarza, a kiedy cofnie si grabarz,
bdzie potrzebowa kamieniarza, a kiedy cofnie si kamieniarz, bdzie potrzebowa ez i alu
potomnych, i oby jak najduszego trwania w ich pamici. A poza tym wszystkim i ponad tym
wszystkim bdzie potrzebowa Boga, eby go Bg kiedy tam, w kocu kocw, wskrzesi.
Wskrzesi pod t sam postaci, nieco moe zmodyfikowan, ulepszon, ale jednak t sam.

Oto jak myli, bo nie moe inaczej, ten kto potrzebuje. Czyli ty. Bo ty jest swoim Ja i to ty
potrzebujesz. I tylko takiego Boga moesz sobie wyobrazi i tylko takiego uznajesz i
adorujesz, ktry ci wskrzesi pod t sam postaci. Potrzebujce Ja nie potrzebuje Bogawskrzesiciela nie Ja. Ja potrzebuje wskrzeszenia Ja. Tylko takiego Boga potrzebuje i tylko po
to, tylko w tym celu, tylko w tym interesie z nim handluje: Ja w ciebie, Boe, wierz z
caych si; ja do ciebie najarliwiej modl si; ja ci miuj nad wasne ycie (a ty za to, kiedy
umr, moje ycie kiedy wskrzesisz; bd taki sam, ale inny, ale taki sam, ale dobry pikny
czysty i bd y cay czas, cay czas, bez trosk, kopotw, zmartwie cierpie i z dala od
tego strasznego padou)". Oto jak myli Ja, bo nie moe inaczej. Ale ten Bg, w ktrego
wierzy Ja, jest tylko przedueniem Ja, jego autoprojekcj, w ktr Ja wierzy, e jest czym
innym ni Ja. Bg Ja to jest dalej Ja, to jest Ja idealne, Ja doskonae, Ja boskie. Ale Ja to
konflikt, to nieszczcie, to chaos, to wojna i Ja zdaje sobie niekiedy z tego spraw i dlatego
wymyla przeciwiestwa w postaci przymiotnikw: idealny, doskonay, boski. Wystarczy
podstawi pod Ja to, czym Ja jest (i z czego sobie niekiedy jednostronnie, czciowo, pytko
zdaje spraw), a wic: konflikt, nieszczcie, chaos, eby zobaczy, jak to tragicznie
absurdalnie wyglda: konflikt idealny, nieszczcie doskonae, chaos boski.
Ale Ja tego nie widzi. Nie widzi, e dwa to jeden. Nie widzi, e Ja i nieJa, czyli on i jego Bg
- to jest to samo: mentalno przebierajca si w werbalno i przebierajca si w moralno,
i przebierajca si, oczywicie, w niemorano. Bo to, co mwi o sobie, e jest moralne, jest
tak samo niemoralne jak to, co nigdy nie powie o sobie, e jest niemoralne, lecz zawsze o
innych.
I tak to Ja handluje z Ja, a przedmiotem, podmiotem targw i przetargw jest, rzecz ciemna,
te Ja. Bo czy da si handlowa z prawd, z wiecznoci, z rzeczywistym, z nieznanym
(niewane, jak si to nazwie, adna nazwa tego nie jest tym; kada nazwa, kade sowo jest
nieuchronnie literatur, czyli nie tym)? Z nieznanym, rzecz jasna, nie da si handlowa, w
nieznane nie da si wierzy ani nie wierzy, nieznanego nie da si wyobrazi sobie ani ba si
tego, ani to lubi, ani do tego zblia si, ani od tego oddala si, do nieznanego nie mona
modli si ani pisa wierszy, o nieznanym nie da si marzy, ni ani w ogle przylepi do
tego jakiejkolwiek myli.
Co za tyczy si czowieka-nikt, to nie jest tak, e jest to czowiek martwy, dlatego e nic nie
potrzebuje. Cakowicie wrcz inaczej. Czowiek-nikt to jest wanie dokadnie czowiek-yw.
On nie potrzebuje potrzeby jako motoru ycia. On nie potrzebuje y. On yje.
- Moe. Ale yje sam dla siebie. Jest zamknity w kokonie wasnego ycia.
- Mwisz: yje sam dla siebie", ale to jest zwrot, ktrego nie da si zastosowa do
czowieka-nikt. To jest zwrot, ktry daje si zastosowa wycznie do ciebie.
Mwisz: jest zamknity w kokonie wasnego ycia" i to jest take zwrot, ktry daje si
zastosowa tylko i wycznie do ciebie. Czowiek-nikt nie ma nic, absolutnie nic, co by
uznawa za wasne, za swoje. Cokolwiek ma", ma to w sposb niewasny, ma to w sposb
niemajcy. Dlatego pi spokojnie. Bo si nie lka utraci tego, czego naprawd nie ma.
Gdyby inaczej, nie byby tym, czym jest. On nie ma nic wasnego. On nie ma nic. On nie ma.
On nie. Nie potrzebuje mie.

Inaczej mwic, w czowieku-nikt waciciel jest pozbawiony wasnoci, jest wyzuty z


wszelkiego posiadania. A tam gdzie nie ma posiadania, nie ma t i posiadacza. Nie da si by
posiadaczem niczego.
- Zamy. Ale czowiek, ktry nic nie potrzebuje, nie potrzebuje rwnie pomocy, czy nie
tak?

- Nie potrzebuje nic.


- Wic dobrze. Wic zapytuj: czy czowiek, ktry nie potrzebuje pomocy, moe jej udzieli
drugiemu czowiekowi, ktry wanie pomocy potrzebuje?
Zapytuj: eby udzieli komu pomocy, czy nie trzeba w jaki sposb samemu jej
potrzebowa, to znaczy rozumie, czym jest pomoc i rozumie, e mona jej potrzebowa?
- Si nie pochwali ci za to, co przed chwil powiedzia, gdy nazbyt dobrze si wie, jak
bardzo niebezpieczne w konsekwencjach s tego rodzaju praktyki normatywne, jak bardzo
pochwaa determinuje pochwalonego, jak bardzo go zwodzi, jak bardzo mu szkodzi, jak
bardzo odwraca jego uwag od poznawania siebie. Si bdzie w tym wzgldzie uwanym
cay czas w cigu tych rozmw. Ten, co go masz przed sob, nie da ci cukierkw do ssania,
gumy do ucia, ciasteczek do ciamkania. Da ci do jedzenia gwodzie, noe, yletki,
roztopiony ow, monstrualnie wielkie puszki konserw wypenione po brzegi wszelkiego
rodzaju nieczystociami pochodzcymi ze wszystkich cywilizacji wszystkich czasw.
Dlaczego? Bo wie dlaczego. Do ciebie naley przekn to wszystko lub nie. Jeeli bdziesz
sucha uwanie, moesz to wszystko przekn cakowicie bezbolenie.
Posuchaj. Kto potrzebuje pomocy, nie rozumie sam siebie i wszystkiego, co za tym kryje si.
Nie rozumie zatem rwnie, czym jest pomoc, prawdziwa pomoc, tak jak niewidomy od
urodzenia nie moe zrozumie, co znaczy naocznie widzie. Niewidomy moe sobie
wyobraa, jak to jest, ale bdzie to zawsze opis widzenia, nigdy bezporednie przeycie.
Niewidomy od urodzenia moe widzie" dotykiem, suchem, powonieniem, smakiem, ale
nie moe widzie oczami. Gdyby cho raz w yciu przejrza na przecig jednej choby
sekundy, to by zrozumia, co znaczy widzie oczami i ju odtd, bdc dalej niewidomym",
rozumiaby to wci. W rzeczywistoci ten czowiek nie byby ju niewidomym. Naprawd to
nie mona wrci do lepoty. Nigdy.
- Chwileczk. Dlaczego ten, kto potrzebuje pomocy, ma by niewidomym od urodzenia?
Zamy, e jest niewidomym w momencie, kiedy pomocy potrzebuje, ale to nie znaczy, e
od urodzenia pomocy potrzebowa; to nie znaczy, e nigdy nie widzia na oczy, e nie wie, e
nie pamita, jak to jest. kiedy si widzi, czyli kiedy pomocy si nie potrzebuje.
- Kto potrzebuje pomocy, zawsze jej przedtem potrzebowa, cay, cay czas, a jedynie sobie
tego nie uwiadamia. Gdyby cho raz w yciu na przecig nieskoczonego uamka sekundy
nie potrzebowa pomocy i uwiadomi to sobie w peni, i by stanem-niepotrzebujcympomocy, nigdy wicej pomocy by nie potrzebowa i rozumiaby, czym jest prawdziwa pomoc.
Temu, kto sam pomocy potrzebuje, moe wydawa si, e rozumie, czym jest prawdziwa
pomoc, i na pewno wydaje mu si to, ale naprawd nie rozumie i to wanie dlatego, e sam
pomocy potrzebuje. Pochylmy si nad tym i przypatrzmy si, co czowiek potrzebujcy
pomocy rozumie przez pomoc: sowa wspczucia, wyrazy solidarnoci, dobra rada, wszelkie
tak zwane moralne wsparcie, pomoc fizyczna, pomoc finansowa, to znaczy pienina
poyczka lub pieniny dar, lub dar w innej najrozmaitszej postaci.
- A czy to nie jest pomoc? Jak mona bardziej pomc?
- Oczywicie, e to jest pomoc. Ale mwisz te: Jak mona bardziej pomc?", co w jaki
sposb wiadczy o tym, e zauwaasz lub wyczuwasz niewystarczalno tej pomocy. Pytanie
twoje dopuszcza moliwo wikszej pomocy, ale nie dopuszcza, nie przypuszcza, e istnieje
inna pomoc, radykalnie inna, fundamentalnie inna. Dopuszczasz: wicej wspczucia, wicej
solidarnoci, wicej wysiku, wicej powicenia, wicej darw, ale nie przypuszczasz, e
istnieje inna pomoc, co nie jest chwilowa, co nie jest czasowa, ulotna, przelotna, przemijalna.
Co jest prawdziwa. Trwaa. Niezniszczalna.
- Nie rozumiem. C wic byoby prawdziw pomoc udzielon drugiemu czowiekowi?
- Uwolnienie go raz na zawsze od wszystkich jego lkw i caego cierpienia.

- To niemoliwe. Zgadzam si, e byaby to prawdziwa pomoc, najprawdziwsza, mona


powiedzie: wieczne w ramach czasowego ycia zbawienie, ale to mit, to utopia, to po prostu
niemoliwe. Bo pytam: kto mgby drugiemu czowiekowi takiej pomocy udzieli?
Kto mgby mnie takiej pomocy udzieli, ebym ja z kolei mg udzieli jej drugiemu
czowiekowi, a on trzeciemu, a ja ju czwartemu, a trzeci ju pitemu, a drugi ju szstemu i
tak dalej falicie i promienicie. Pytam: kto?
- Nikt. Nikt ci (nie) moe uwolni raz na zawsze od wszystkich twoich lkw i caego
cierpienia.
- No wic wanie. Mwiem, e to niemoliwe. C to za rewelacja, e nikt nie moe mnie
uwolni raz na zawsze od wszystkich moich lkw i caego cierpienia!
Tyle to i ja wiem.
- Ot posuchaj. Tyle to ty nie wiesz. Chodzi o to, e wanie nie wiesz. Nigdy naprawd do
samej gbi i w caej peni, a raczej w caej prni sobie tego nie uwiadomie. Nigdy nie
poszede t drog do samego koca.

- Tak... by moe... to jest bardzo moliwe, e nigdy nie uwiadomiem sobie tego do samej
gbi. A... gdybym sobie to uwiadomi, to co?
- Gdyby to sobie w peni uwiadomi, przestaby szuka tanich, wulgarnych lub drogich,
wyszukanych, wyrafinowanych pociech, uciech i ukoje. Przestaby zagusza si
bezustannie i w kko byle czym i byle wszystkim, przestaby miota si na lewo, na prawo i
porodku; sprbowaby zatrzyma si, sprbowaby stan nieruchomo oko w oko, twarz
w twarz z caym wiatem, nie oczekujc niczego od kogokolwiek i adnego z nieba ratunku, i
zada sobie jedno pytanie.

- Jakie pytanie?
- To pytanie: jeeli nikt i nic nie moe mnie uwolni raz na zawsze, ostatecznie, bezpowrotnie
od caego mojego cierpienia i od wszystkich moich lkw, i od lku przed mierci przede
wszystkim - to moe ja sam mog od tego wszystkiego uwolni si? To pytanie. I to pytanie (i
wszystko, co si w odpowiedzi na to pytanie kryje) moe ci podpowiedzie czowiek-nikt. I to
ju naley do prawdziwej pomocy. Pokaza drugiemu czowiekowi, unaoczni mu jasno,
prosto i dokadnie, e nikt i nic nie moe mu prawdziwie pomc, to znaczy uwolni go raz na
zawsze od wszystkiego, co go mczy, drczy, torturuje i - wczeniej czy pniej - morduje.
Nikt i nic, a wic nie pozostaje nic innego i nikt inny, jak zda si na samego siebie. Obrci
si do siebie.
Bo wtedy, by moe.
Prawdziwie wic pomc mona tylko negatywnie, nie pozytywnie. Pozytywnie mona komu
zoy kondolencje, mona podarowa Armii Zbawienia milion dolarw, jeeli byo si tak
nieuwanym, czyli tak nieywym, e dopucio si do zgromadzenia u siebie takiej sumy,
ktra w taki czy owaki sposb musi pochodzi z eksploatacji blinich. Pozytywnie mona
komu dotrzyma towarzystwa w cikiej chwili, ustpi miejsca w autobusie, przeprowadzi
lepca przez ruchliw ulic, w razie jakiego nagego wypadku udzieli komu pierwszej
pomocy (znajc si na rzeczy), zanim nadjedzie pogotowie, ratowa ludzi i dobytek w czasie
poaru i sto tysicy innych rzeczy maych i duych. I jest oczywiste, e naley tak
postpowa, w ten naturalny, wrcz organiczny sposb. Wspczu ludziom i dzieli si z
nimi wszystkim, co ma si za duo. A macie tyle rzeczy za duo! Nie wyobraasz sobie nawet

10

ile. Czowiek, ktry przyapuje si na tym, e ma w szafie dwadziecia koszul i ktry nie
rozdaje przynajmniej pitnastu wrd znajomych czy nieznajomych, o ktrych mu wiadomo
lub co do ktrych moe domyli si, e s biedni i e maj po jednej koszuli lub po ptorej jest czowiekiem zgubionym. Tak zgubionym jak nie uywana bezcielesna koszula w
czeluciach szafy. Ta koszula, jak i jej waciciel su jedynie do tego, eby by zjedzeni
przez mole. To wszystko jest oczywiste. Rozwodzi si nad tym, to babra si, to mci
czyst wod.
Wic jest pomoc pozytywna i jest pomoc negatywna. Nic nie ujmujc tej pierwszej trzeba
powiedzie, e ta druga jest prawdziwa, gdy w intencji swojej wykracza poza czasowo.
Pozytywnie moe pomc kady, oczywicie rwnie kady czowiek-nikt. Negatywnie
natomiast pomc mog tylko ludzie-nikt. Wycznie oni. I to jest odpowied na twoje pytanie,
czy czowiek-nikt, ktry sam pomocy nie potrzebuje, moe jej udzieli drugiemu
czowiekowi. Czowiek-nikt to jest wanie czowiek-pomoc, pomoc chodzca, pomoc
wdrujca, pomoc promieniujca, rycerz pomocy. Moe pomc i tak i tak, pozytywnie i
negatywnie. Moe nawet pomc pozytywnie i negatywnie jednoczenie.

- W jaki sposb?
- Pomagajc pozytywnie moe jednoczenie objani czasowo, a wic przemijalno,
uamkowo, uomno swojej pomocy pozytywnej i w ogle wszelkiej pomocy pozytywnej,
i dlaczego tak jest. Moe objani drugiemu czowiekowi, e w wielu wypadkach naprawd
wcale nie potrzebuje on pomocy pozytywnej; spokojnie i precyzyjnie moe mu wyjani,
pokaza, zdemaskowa, zdemontowa w nim te orodki, ktre pomocy potrzebuj i dlaczego
jej potrzebuj.
- Dlaczego jej potrzebuj?
- Dlatego eby mc dalej wzywa pomocy i dalej, i dalej, i bez koca. Czowiek-nikt moe
wytumaczy drugiemu czowiekowi, e udzielana tym orodkom pomoc pozytywna niczego
raz na zawsze nie zaatwia, nie wykorzenia problemu, a jest jedynie pojeniem czego czego
istot jest nienasycono, jest nalewaniem wody do beczki bez dna, jest wrcz podlewaniem
chwastu, jest gaszeniem niszczycielskiego poaru oliw, a wic jest zaognianiem problemu.
To wszystko moe objani czowiek-nikt drugiemu czowiekowi i to objanienie jest pomoc
negatywn udzielan mu jednoczenie z pomoc pozytywn. Jest wyczn spraw drugiego
czowieka czy w takich wypadkach zadowoli si on pomoc pozytywn (przynoszc mu
niewtpliwie krtkotrwa ulg) i puci grzecznie mimo uszu ca reszt, czy te nie, to
znaczy, czy nastawi uszu i uwanie wsucha si w objanienia czowieka-nikt. To objanianie
jest te negatywne.
- Co to znaczy objanianie negatywne?
- To co jest jasne, jest jasne. Jasnoci nie da si objani, objani dodatkowo. Jasno jest
jasnoci i to wszystko. Czowiek-nikt moe objani mrok, negatywnie objani mrok.
- Co to znaczy negatywnie objani mrok?
- W nocy lub w pochmurny dzie wszystko jest jednakowo pomazane czerni lub szaroci.
Kiedy jest soce i kiedy nie jest przesonite chmurami, wida dokadnie blask i cie, wida
dokadnie, czym jest jedno i czym jest drugie i gdzie jest jedno, i gdzie jest drugie.
Wida wyranie, e tam, gdzie jedno, nie ma drugiego i odwrotnie. Tym socem i
nieskoczonym lazurem nieba obsianym cudownymi biaymi obokami - jest rozumienie. To
rozumienie to nie jest kaganiec owiaty. Czowiek rozumiejcy nie moe go przekaza
czowiekowi nierozumiejcemu. To jest rzecz nieprzekazywalna.
- Dlaczego nieprzekazywalna?

11

- Bo to rozumienie nie istnieje dla czowieka nierozumiejcego. Gdyby dla niego istniao, ten
czowiek wiedziaby o tym, a wic byby tym, byby rozumieniem, byby rozumny. Czowiek
rozumiejcy moe przekaza, moe pokaza czowiekowi nierozumiejcemu, gdzie
rozumienia nie ma, gdzie jest cie, gdzie jest mrok, gdzie s lepe zauy, bdne koa,
labirynty bez wyjcia, gdzie jest samo jdro ciemnoci.
Czowiek rozumiejcy nie moe z czowiekiem nierozumiejcym porozumiewa si blaskiem,
jasnoci, a to dlatego, e czowiek nierozumiejcy jest w mroku i tylko w mroku, i jasno w
ogle dla niego nie Istnieje. Jasno jest poza obrcz, poza zasigiem mroku. Czowiek
rozumiejcy moe porozumie si z czowiekiem nierozumiejcym wycznie w wiecie tego
drugiego, czyli w wiecie mroku, czyli w guchych ciemnociach, czyli w nocy
psychologicznej. W tej nocy psychologicznej czowiek rozumiejcy, czowiek-nikt, jest tym,
czym s ksiyc, gwiazdy, planety, komety i wszystko, co jarzy si w nocy natury. W tej nocy
psychologicznej negatywne objanianie tej nocy polega na tym, eby pokaza czowiekowi
nierozumiejcemu, czowiekowi-Ja, e to, co jest czarne (a co czowiekowi-Ja wydaje si by
nie cakiem czarne lub szare, lub wrcz rowe, lub wrcz biae), jest naprawd czarne. I
czowiek-Ja, czowiek-Mrok moe to zobaczy. I to wystarczy.

- Wystarczy, e czowiek nierozumiejcy zobaczy mrok, mrok psychologiczny?


- Cakowicie wystarczy. Wystarczy, e zobaczy mrok. e sam zobaczy. e w sobie zobaczy. I
wtedy, tylko wtedy obejmie go jasno, rzeczywisto, to-co-jest.
Wielkie zdumienie staje si wielkim olniewajcym, cudotwrczym spokojem, a wielki
olniewajcy, cudotwrczy spokj i solenno staj si prawdziw twrczoci, twrczoci
poczwszy od tego, co nie zostao stworzone, twrczoci poczwszy od pocztku.

Tak samo jest z mioci. eby staa si mio, wystarczy zobaczy, czym mio nie jest.

- Czym nie jest mio?


- Mio nie jest idealna, platoniczna, tragiczna, lepa, szalona, boska, przyjacielska,
rodzicielska, synowska, braterska, maeska. Mio nie jest afektem, emocj, sentymentem.
Mio nie jest brutalnym ani subtelnym, ani jakimkolwiek posiadaniem. Mio nie jest
wulgarn ani wyszukan przyjemnoci. Mio nie jest czym, czym mona handlowa.
Mioci nie mona sobie zaskarbi ani jej tanio lub drogo, za bajosk sum kupi, naby na
wasno i zamkn pod kluczem. Mio nie jest czyja. Mio nie nakada obrczki i nie
ciga obrczki. Mio nie polubia ani si nie rozwodzi. Mio nie wczy si po sdach.
Mio si nie procesuje. Mio nie przysiga i nie krzywoprzysiga. Mio nie potrzebuje
zapewnie o lojalnoci, wiernoci, wzajemnoci. Mio nie potrzebuje wdzicznoci. Mio
nie dzieli si na osobow i bezosobow. Mio nie jest rozdarciem pomidzy jednym a
drugim ani pomidzy jednym a wszystkim.
Mio nie jest wyborem. Mio nie jest powtarzaniem.
Mio nie jest nawykiem. Mio nie jest pamici, wspomnieniem, marzeniem. Mio nie
jest fotografi, wizerunkiem, obrazem, rzeb, paskorzeb, adnym przedstawieniem
plastycznym. Mio nie jest myl.
Mio nie jest wiadomoci mioci. Mio nie jest wyznaniem mioci. Mio nie jest
opisem mioci. Mio nie jest zaprzeczeniem seksu. Mio nie jest zaprzeczeniem

12

niewinnoci. Mio nie jest podliwoci, lubienoci. Mio nie jest wstrzemiliwoci,
umartwianiem si, ascez. Mio nie jest nakazem, rozkazem, zakazem. Mio nie jest
skutkiem przyczyny ani przyczyn skutku. Mio nie jest zawici, zazdroci, mciwoci.
Mio nie jest cierpieniem. Mio nie jest przede wszystkim sowem. adnym sowem. Ani
tym co na pseudopocztku, ani tym, co tutaj. Gdyby mio bya sowem, zostaaby zaduszona
pod lawin znacze, interpretacji, spekulacji, kombinacji, ktre - na to sowo zwalaj si.
Tak wanie zduszone, zdawione, zmiadone jest sowo mio. W wiecie sw sowo
mio nie znaczy nic. Mwic inaczej, znaczy to, co komu podoba si, co kto chce, co komu
lina na jzyk. W wiecie sw, czyli w wiecie ludzi-sw sowo mio ocieka posiadaniem,
podaniem, chciwoci tych, co chc.
Ale mio, rzecz jasna, nie jest sowem. Mio jest spontanicznym, bezinteresownym
czynieniem mioci, tak, jak sonce jest spontanicznym, bezinteresownym promieniowaniem
sonecznoci. Soce jest socem w wiecie heliosowym, mio jest socem w wiecie
ksiycowym. Soce jest socem w wiecie jasnoci, mio jest socem w wiecie
ciemnoci.

- Jaki ma sens cierpienie, jeeli ma sens?


- Posuchaj. Gdyby cierpienie nie miao sensu, jedna jedyna za zalaaby najwiksze piramidy,
najbardziej wygrowane panteony, najwysze w najwysze w najwyszych grach pooone
obserwatoria astronomiczne. I prawdziwie ci si mwi: jedna jedyna ludzka za zalewa to
wszystko. Ale nie dlatego, e nie ma ona sensu, lecz dlatego, e ma ona sens, to wszystko za
prawdziwego sensu nie ma. Bo sens zalewa bezsens. Nie odwrotnie. Patrz, tysice lat
cywilizacji, najwiksze osignicia kulturowe, naukowe, techniczne i tak dalej nie wymazay
ludzkiej zy. Dlaczego? Dlaczego? Po trzykro: dlaczego? Gdyby mogy j wymaza, ju
dawno by j wymazay. Ju dawno. Ale nie wymazay. I prawdziwie ci si mwi: nigdy nie
wyma. Ta za jest jedynym kamieniem wgielnym, na ktrym stoi cae krlestwo szczcia
czowieka t z ronicego. Ten czowiek moe siebie pozna, moe pozna, dlaczego pacze i
tylko wtedy przestanie paka. Zapacze wwczas ostatni raz, ale z niewymownej i nie
koczcej si radoci.
Cierpienie ma gboki sens. Cierpienie ma taki sens jak rzeka, co nagle przecina ci w poprzek
drog. Nie ma mostu, nie ma brodu, nie ma promu, nie ma materiau ni narzdzi do
zbudowania tratwy. Ty masz dosta si na drugi brzeg, eby i dalej. Masz to zrobi, wszak
rzeka przecia ci drog, zatem twoja droga nie koczy si na tym brzegu, tu nie jest meta, bo
wtedy si nie mwioby, e rzeka przecia ci drog. Wic twoja droga prowadzi przez rzek i
dalej, ju po tamtej stronie. Nie moesz zrobi nic innego, jak rzek przeby.
- Czy nie ma sposobu na ominicie rzeki, to znaczy na uniknicie bezporedniego kontaktu z
wod? Czy nie mog i w bok, w lewo czy w prawo, a do napotkania mostu lub
przewonika z odzi?
- Rzeka przecia ci drog. Jeeli ta rzeka jest na twojej drodze, to znaczy, e ta rzeka jest
twoj drog. Przebycie tej rzeki naley do twojej drogi. Jeeli wykonasz obrt o
dziewidziesit stopni i pjdziesz w bok, w lewo czy w prawo, to znaczy, e z drogi
zbaczasz. Jeeli obrcisz si na picie o sto osiemdziesit stopni i ruszysz, to znaczy, e z
drogi zawracasz. Jeeli usidziesz na brzegu, na tym brzegu i zaczniesz liczy sekundy, to
znaczy, e twoja droga urywa si. Ta droga to droga do ycia. Wic albo idziesz do ycia,
albo nie. Jeeli tak, musisz rzeke przeby. Musisz cierpienie przecierpie. Tylko tak je
przekroczysz i zostawisz na zawsze za sob.

13

- A jeeli nie umiem pywa?


- Gdyby umia pywa i moe jeszcze jak ryba, jakim cierpieniem byoby dla ciebie
przepynicie rzeki? Byoby to dla ciebie tym samym, co spacerowanie po ziemi, po ce
penej kwiatw. Gdzie tu wtedy mwi o cierpieniu? Gdzie tu wtedy pyta, czym jest
cierpienie i jaki ma sens?

- Wic mam wej do wody, nie umiejc pywa?


- Czy moesz nauczy si pywa bez wody?
- Ale przecie mog si utopi!
- Utopi si moesz stojc na brzegu i nie skaczc do wody. I zaiste, wtedy topisz si,
wtedy toniesz.
- Kiedy?
- Kiedy stoisz na brzegu i nie skaczesz do wody.
- Nie rozumiem.
- Kiedy skoczysz naprawd do wody, oczywicie ju nie bdzie ci wtedy na brzegu. Ju
nie bdzie: "Ja i woda", nie bdzie: "tu i tam", nie bdzie: "Ja tu na brzegu - a tam woda".
Ciebie ju nie bdzie. Bdzie tylko woda. Kto miaby wtedy utopi si? W wodzie wszystko
jest wod. W ogniu wszystko jest ogniem. W cierpieniu wszystko jest cierpieniem. Wchodzc
naprawd w cierpienie, przestajesz by sob, stajesz si cierpieniem, stanem cierpienia: wtedy
ju nie ma z jednej strony cierpienia, a z drugiej strony: "mnie, ktry cierpi". Jest tylko
cierpienie. Ale czy cierpienie istnieje niezalenie, oddzielnie od osoby cierpicej? Nie
istnieje. A wic jeeli nie ma osoby cierpicej, to i cierpienia wtedy nie ma.

- Dlaczego z jednej strony jest ycie wewntrzne, a z drugiej strony ycie zewntrzne? I czy
mgby czowiek wewntrzny i czowiek zewntrzny by jednym, jak marzy o tym Sokrates?
- Nie musi o tym marzy si. Cakowicie wrcz inaczej. Mona to zobaczy. Mona to
skonstatowa.
Czowiek wewntrzny i czowiek zewntrzny jest jednym.
To jest fakt. Ale kto, kto o tym marzy, nie moe tego zobaczy. Nie moe tego skonstatowa.
Nie moe by jednym. Marzeniem swoim tworzy podzia i stawia porodku wysoki i nie do
przebicia gow i sercem mur.
- Ale ten podzia istnieje obiektywnie, Ten mur to jest co obiektywnego. Widzi si go. A
syszy si go.
Raz po raz na niego si nadziewam i obijam, obtukuje on gow i serce.
- O tym. co jest obiektywne, ty nie moesz nic powiedzie. Ty moesz porusza si wycznie
w wiecie subiektywnym.
- A to dlaczego? Dlaczego mog porusza si wycznie w wiecie subiektywnym?
- Dlatego, e moesz operowa jedynie poczynajc od centrum, od osi, od orodka, wok
ktrego wszystko si krci. Tym orodkiem, tym rodkiem, tym ppkiem wiata jeste
oczywicie ty. I tak dla ciebie wszystko jest subiektywne, poniewa tam, gdzie jest centrum,
wszystko jest do tego centrum sprowadzone. Tam, gdzie jest centrum, okrg nie istnieje; tam,
gdzie jest centrum, to centrum jest wszdzie.
- Ale to jest dokadnie to, co mwi Pascal o Bogu: centrum wszdzie, okrg nigdzie.

14

- Wierzc, e mwi o Bogu, mwi o sobie (i o tobie), mwi o Ja. Wierzc, e mwi o
obiektywnym, mwi o subiektywnym, z nadzwyczaj rzadko spotykan precyzj.
Mwic inaczej, tam, gdzie jest podmiot, nie ma przedmiotu, nie ma obiektu. Tam, gdzie
subiektywno, nie ma obiektywnoci. I odwrotnie. Obiektywno jest tam, gdzie nie ma
centrum. adnego centrum. Obiektywno to wolno, rwno i braterstwo. Ale te
prawdziwe. Tobie nieznane. W wiecie obiektywnym podzia na ycie wewntrzne i ycie
zewntrzne nie istnieje. Nie istnieje ten mur ani aden inny. Mur istnieje w twoim wiecie.
Mur pomidzy tob a reszt wiata. Ty jest swoim Ja. Istot twoj, twoj zasad
konstytutywn jest podzia. Ty jeste dzielaczem. Ty wszystko dzielisz, bo kady podzia ci
mnoy. Ty podzielie czowieka na wewntrznego i zewntrznego, a ludzi na kolory,
odcienie, klasy, kasty, klany, stany, narody nie zjednoczone, warstwy, poziomy, tarasy,
wyznania, uznania, rozeznania, orientacje, sekty i co tam jeszcze zostao.
Ty podzielie glob na posiadoci wiejskie, miejskie, podmiejskie, zamorskie,
konkwistadorskie, kolonialne, neokolonialne, latyfundia, majtki, posesje, rancza, pola, plka,
poletka, parcele, place i co tam jeszcze zostao, prawie ju nic nie zostao, nawet lody
Antarktydy poszy pod n. Ty wymylie dwunastomilow stref tak zwanych wd
terytorialnych (wody terytorialne!), eby j rozcign do pidziesiciu mil, a obecnie ju do
dwustu i na tym nie poprzestaniecie.
Ty postawie bariery, szlabany, parkany, parawany, supy, tablice, poty z kamieni, pali,
sztachet, bambusw, kaktusw, drutu zwykego, drutu kolczastego, drutu elektrycznego,
elazne kurtyny, wszystkie przeszkody pomidzy czowiekiem i czowiekiem oraz pomidzy
czowiekiem i natur.
Ty oddzielie zczonych w miosnym objciu mczyzn i kobiet, ty odgrodzie ziemi od
nieba, ty pomieszae jzyki. Ty wszystko pomieszae, pomcie, podzielie.
ycie nawet, podzielie je na ycie i mier.

- Czy jest jakie ycie po mierci?


- ycie po mierci jest dla tych, ktrzy umieraj przed mierci, ktrzy umieraj za ycia.
- Nie rozumiem.
- Nie rozumiesz, ale nie moesz tego powiedzie.
- Czego?
- Tego, e nie rozumiesz.
- Dlaczego?
- Dlatego e nie wiesz, czego nie rozumiesz, wic jak moesz powiedzie, e tego nie
rozumiesz? Nie moesz tego powiedzie. eby mc powiedzie, e si czego nie rozumie,
jest nieodzowne wiedzie, o co chodzi, jest nieodzowne wiedzie, w czym rzecz. Ale kiedy
si wie, w czym rzecz, to ju si tym samym rozumie. Tak wic tak: kiedy si rozumie,
mona powiedzie, e si rozumie, kiedy za nie rozumie si, nie mona nawet powiedzie,
e nie rozumie si. Nie mona nic.
ycie po mierci jest dla tych, ktrzy umieraj przed mierci, to znaczy ktrzy umieraj za
ycia. Albo to jest dla ciebie jasne, albo nie jest; albo to rozumiesz, albo nie. Innych,
kompromisowych rozstrzygni nie ma. Jeeli rozumiesz - rozumiesz; jeeli nie rozumiesz nie moesz nawet powiedzie, e nie rozumiesz. Nie moesz powiedzie, e nie rozumiesz,
wanie dlatego, e nie rozumiesz, e nie wiesz, o co chodzi, e nie wiesz, w czym rzecz.
- Wic co mam powiedzie?
- A czy trzeba zawsze co powiedzie? Czy trzeba zawsze haasowa? Kiedy nie ma si nic
do powiedzenia, co mona powiedzie?

15

- Jakie jest to ycie po mierci, co jest dla tych, ktrzy umieraj przed mierci, to znaczy
ktrzy umieraj za ycia?
- Daremne pytanie, puste, prne. adne pytanie.
Ale ci si odpowie, bo moe przez to zdasz sobie spraw, jak bardzo twoje pytanie jest
daremne. ycie po mierci dla tych, ktrzy umieraj przed mierci - to ycie wieczne. To
wieczno.
- Wieczne trwanie?
- Trwanie jest czasem. Trwanie jest przemijaniem.
Trwanie jest rozkadem. Wieczno nie jest rozkadem.
Nie jest gniciem.

- Czym jest wieczno?


- Dla ciebie wieczno jest czasem. Ty jest swoim Ja.
Ty poza czas nie sigasz. Ty z kota czasu wyj nie moesz. Dla ciebie wszystko jest czasem.
Bo ty jest czasem, a czas jest tob. Dla ciebie nawet wieczno, ktr przeciwstawiasz
czasowi, jest czasem.
- Czy wieczno nie jest przeciwiestwem czasu?
- Wieczno nie jest przeciwiestwem niczego.
- Wic czym jest?
- Dla ciebie jest przeciwiestwem czasu, wic jest
czasem.
- Ale czym jest naprawd?
- Naprawd jest tym-co-jest.
- Czym jest to-co-jest?
- Tym, czym jest.
- Ale jakie jest? Jakiego rodzaju?
- Nie jest jakie. Nie jest jakiego rodzaju.
- Wic nijakie?
- Nijakie te jest jakie.

- Wic nie jest jakie?


- Nie jest jakie.

- Nie jest pikne?

16

- To jest pikno. Nie mwi si o piknie, e jest pikne, o jasnoci, e jest jasna, o mdroci,
e jest mdra. Nie mwi si o gwiedzie, e gwiedzista, o promieniu, e promienny, o liciu,
e liciasty, o wodzie e wodnista. Pikno jest piknem, jasno jasnoci, gwiazda gwiazd,
promie promieniem, li liciem, a woda wod.
Nawet powiedzie: woda jest wod, to powiedzie za duo. Nawet powiedzie: woda, to
powiedzie za duo. Bo sowo woda" oczywicie nie jest wod. To, co prawdziwe, to fakt:
woda. Wszystko inne, co jest o wodzie", cznie ze sowem woda" - jest faszywe, jest poza
wod. I poza ldem.

- Jednym chocia sowem, jak mona by okreli to-co-jest?


- Niewysowione. Nie da si adnym sowem tego okreli. Kade sowo nieuchronnie jest
literatur. Lepsz czy gorsz, grafomask czy genialn - tylko literatur.

Czyli nie tym. Nie da si wypiewa najpikniejszej piosenki.


- Co jest najpikniejsz piosenk?
- Dlaczego powtarzasz si? Chcesz sw? Oto je masz: najpikniejsza piosenka to piosenka
najpeniejsza i ktra zarazem nigdy nie jest najpeniejsza, i dlatego jest wieczna, i dlatego nie
da si jej wypiewa.
Najpikniejsza piosenka to piewajca si za kadym razem inna, nowa, najpeniejsza i
najpikniejsza piosenka, i dlatego nie da si jej zapisa ani na papierze nutowym, ani na
tamie nagraniowej, ani na tamie pamiciowej. Wszystko co zapisze si, co zarejestruje si,
jest ju stare, a piosenka jest ju moda.
Nie da si jej wypiewa. Da si ni by. I piewa. Kada ywa rzecz ni jest. I piewa.
Ale to s tylko sowa. Najpikniejsza piosenka jest bez sw.
- Jeeli to-co-jest jest wiecznoci, a wieczno nie jest trwaniem, to znaczy e to-co-jest nie
jest trwaniem.
- To znaczy.
- Wic to-co-jest nie trwa?
- To-co-jest nie trwa. To, co trwa, nie jest trwae, przemija, wic naprawd wcale nie jest. To,
co nie jest, musi trwa. To-co-jest nie musi trwa, nie musi nic; nie musi nawet by.
To-co-jest jest, ale nie musi by. To-co-jest jest. I to jest wieczno. Wieczno jest.
Wieczno nie trwa i dlatego jest, i dlatego jest trwaa. Nieprzemijalna.

- Czy teraz jest wieczno?


- Oczywicie.
- A w tej chwili?
- W tej chwili oczywicie nie.
- A teraz?
- Teraz oczywicie jest.
- Wic jak to jest? Czy to jest jednym z atrybutw wiecznoci, e w jednej chwili jest, a w
drugiej chwili nie jest?

17

- Wieczno nie ma atrybutw. O tym przed chwil mwilimy. Widzisz, jak suchasz?
Syszysz, jak suchasz?
W jednej chwili ani w drugiej chwili wiecznoci nie ma. Chwila to czas. Czas to przeszo.
Teraz to nie chwila, to nie czas, to nie przeszo. Teraz to wieczno.
I teraz. I teraz. I adne teraz nie jest skutkiem poprzednich teraz-w ani przyczyn
nastpnych. Wieczno to wiecznie nowe teraz.

- Czym jest prawda?


- Prawda jest prawd. Niczym wicej, niczym mniej.
Prawda jest faktem.

- Czy jest jedna prawda, czy wicej prawd?


- Prawda jest jedna i zawsze nowa. Prawda jest ywa. ycie si nieustannie zmienia i
wszystko, co yje w yciu, yje zawsze po raz pierwszy w yciu. Prawda jest jednorazowa.
Prawda si nie powtarza. Prawda jest niepowtarzalna. I uwaga: prawda jest niepowtarzalna i
zarazem jest nieprzemijalna.
Oto jak aonie wyglda, jak aonie brzmi usiowa wyrazi to sowami.

- Czy mona pozna prawd? jeeli tak, to jak?


- Prawd mona poznawa. Jak? W biegu, w ruchu.
To znaczy by tym biegiem, by tym ruchem. Kto, kto jest tak nieruchomy jak caa nauka,
nie moe poznawa ruchu. Nieruchome poznaje" nieruchome.
Z poznawaniem prawdy to nie ma nic wsplnego. Prawda jest zawsze nowa, jest poza
czasem, nie da si jej unieruchomi i dlatego nie reaguje na metod dowiadczaln.
Prawd mona by i si poznawa. To poznawanie jest ywe i jest nieskoczone.

- Czy prawda jest wieczna?


- Si widzi, si syszy, e nie chcesz zaniecha daremnych pyta. Daremnych, bo odpowiedzi
na te pytania nie mog do ciebie dociera. Czy prawda jest wieczna? Prawda jest wiecznoci.
- I wieczno nie jest przeciwiestwem czasu?
- Wieczno nie jest przeciwiestwem niczego.
- Wynika z tego logicznie, e prawda nie jest take przeciwiestwem kamstwa.
- Prawda, oczywicie, nie jest przeciwiestwem
kamstwa.
- To co w takim razie jest przeciwiestwem
kamstwa?

18

- Nic nie jest przeciwiestwem kamstwa, bo-sowo kamstwo nic nie oznacza. Czego
takiego jak kamstwo w ogle nie ma. Ani - rzecz jasna - w porzdku ycia, ani rzecz
ciemna w chaosie sw.
- Nie ma kamstwa?
- Nie ma.
- Ludzie nie kami?
- Nie kami.
- Ale jake to? Ja sam, wyznaj ze wstydem, niejednokrotnie skamaem.
- Nie skamae. Kamstwo musiaoby negowa fakt.
Prawda jest faktem, Kamstwo musiaoby zatem negowa prawd. C by to bya za prawda,
ktr mona by zanegowa! To by nie bya prawda. Prawdy nie da si zanegowa. Faktu nie
da si zanegowa.
- Kiedy mwi, e co byo, a tego nie byo albo odwrotnie: kiedy mwi, e czego nie byo,
a to byo, albo kiedy mwi, e co byo tak, a w rzeczywistoci byo inaczej - czy to
wszystko nie s kamstwa?
- To wszystko s wymysy. Ty jest swoim Ja. Ty wymylasz. Ty jeste wymylaczem. Istot
twoj jest wymys. Wzie si z tego.
To, co ty nazywasz kamstwem, jest czym nieskoczenie gorszym, ni to ci si wydaje. Jest
brakiem powagi, jest brakiem wraliwoci, jest przejawem lku, jest stwarzaniem chaosu,
wic powikszaniem chaosu panujcego, jest prowadzeniem wojny ycia codziennego, ktra
przebiera si, wczeniej czy pniej, w wojn oglnowiatow: totaln masakr.
Oto czym jest tak zwane kamstwo i co wielu ludzi poczytuje za rzecz niekiedy wrcz
humanitarn.

- Czym jest fakt?


- Fakt jest oczywistoci. Fakt jest konstatacj faktu.
- Czy fakt nieskonstatowany jest faktem?
- Nie da si powiedzie: fakt nieskonstatowany.
Jedno sowo wyklucza drugie.

- Co to znaczy, e faktu nie da si zanegowa?


- Jest fakt. Na przykad drzewo. Drzewo mona nazwa: db, lipa, sosna, brzoza; drzewo
mona narysowa, namalowa, nawet wyrzebi (co jest ju jawn perwersj), o drzewie
mona napisa wiersz, drzewo mona sfotografowa, mona zmierzy jego wysoko, obwd
pnia, mona ustali jego tak zwany wiek (drzewo oczywicie wieku nie ma); wok drzewa
mona biega, pod drzewem mona si zdrzemn lub schroni przed deszczem (w czasie
burzy z piorunami lepiej nie), na drzewo mona wej, z drzewa zej lub spa ale to
wszystko nie neguje ani nawet nie dotyczy faktu: drzewo. Ju przede wszystkim nazwa
drzewo" nie dotyczy faktu: drzewo. To ostatnie jest tym, co kto tam, gdzie tam, nazywa
pocztkiem. Ale to oczywicie nie jest pocztkiem. Bg nazewnictwa, Bg-Sowo nazywa si
tam Bogiem stworzenia. Ale, oczywicie, ani to Bg, ani to tworzenie. To jest tylko
nazywanie.

19

Wracajc do drzewa mona powiedzie patrzc na nie, e tego drzewa nie ma, e to jaki sens
albo iluzja zmysw, ale ten wymys, oczywicie, rwnie nie neguje ani nawet nie dotyczy
faktu: drzewo.
- A jeeli naprawd nie ma drzewa, to znaczy jeeli to drzewo si zetnie?
- Wtedy jest pie. A jeeli wykopie si pie, wtedy jest dziura. Ten, kto drzewo ci lub
kaza ci, moe tego aowa, moe uzna, e bya to akcja pochopna lub wrcz zupenie
niepotrzebna, ale te dywagacje nie postawi na nogi citego drzewa, nie przywrc faktu, nie
odtworz faktu, bo fakt jak ycie jest nieodtwarzalny, nieodwracalny, niepowtarzalny. I
zarazem, o, cudownoci, nieprzemijalny!
Mona posadzi w miejsce citego drzewa drugie drzewo. Wtedy to drugie drzewo bdzie
faktem. Ale dopki tego nie zrobi si, faktem jest dziura. I to nie dziura po citym drzewie
ani dziura dla posadzenia drugiego drzewa, lecz po prostu i cakowicie, w caej peni: dziura.
S chmury. Kto patrzcy wzwy moe stwierdzi: s chmury. Chmury odpyny. Wtedy
moe powiedzie, e nie ma chmur, ale nie moe stwierdzi: nie ma chmur. Kto drugi, kto
nie widzia, jak te chmury odpyny i kto spoglda w tym momencie w gr, te moe
powiedzie, e nie ma chmur (bo widzia kiedy chmury, jest w nim ten obraz, ten widok;
gdyby tego widoku w nim nie byo, nie mgby nawet powiedzie, e nie ma chmur), ale tak
jeden, jak i drugi stwierdzi mog tylko fakt: jest czyste niebo. Nie da si stwierdzi braku
faktu. Fakt da si tylko stwierdzi. A stwierdzi.
Fakt jest konstatacj faktu. Jest kocem mylenia. Jest rozwianiem si myli. Jest
rozumieniem.

- I ja, podobno, nie mog zrozumie?


- Ty jest swoim Ja. Tylko tym i cakowicie tym, i dopki bdziesz cakowicie tylko tym,
dopty nie moesz rozumie.
- Dlaczego? Czy tak ciko jest zrozumie, e nie mog temu podoa? Jestem na to za saby?
- Jeste na to za silny. Jeste si. Jeste wysikiem.
Kada twoja manifestacja to wysiek. Wysiek i rozumienie wzajemnie wykluczaj si.
Rozumienie nie ma absolutnie nic wsplnego z najdrobniejszym wysikiem. Rozumienie
przychodzi samo tam, gdzie nie ma wysiku, gdzie wysiek skoczy si. Ale rozumienie nie
jest wynikiem wysiku, skutkiem wysiku, tak zwanym uwieczeniem wysiku. To nie jest
adna czyja zasuga. I to nie jest zrozumienie, jak ty to okrelasz. To jest rozumienie. To nie
jest jednorazowa iluminacja, to nie jest zobaczy Boga raz (z tyu, czy z przodu, czy z profilu)
i z wraenia umrze dla ycia tu, na padole". To nie jest zrozumie raz. To jest rozumie
coraz i coraz to od nowa, od teraz do teraz przez cae teraz. Rozumie si, stwierdzajc,
konstatujc, w peni widzc coraz to nowy fakt.
Ty nie moesz rozumie, bo ty nie moesz spojrze na fakt w caej jego nieporwnywalnej
nagoci, bo to by znaczyo, e ciebie wtedy nie ma; to by rwnao si twojemu znikniciu.
- Jak to?
- Spojrze na fakt, znaczy przey fakt, znaczy by faktem, znaczy by nieporwnywalnie
nagim, znaczy by nagoci, znaczy nie by strojem. Albo jest nago, albo jest strj. Albo
jest fakt, albo jest Ja, czyli ty, bo ty jest swoim Ja. Kiedy jest fakt, ciebie nie ma. Kiedy ty
jeste, nie ma faktu.
- Jake nie ma faktu, kiedy ja jestem? Ja jestem, wic ju jest fakt.
- Ty nie jeste faktem. Fakt to jest co, czego nie da si zakontestowa, czego nie mona
zanegowa.

20

- Czy to ma znaczy, e mnie mona zanegowa?


- To ma znaczy.
- Kto mnie moe zanegowa? Inny czowiek?
- Drugi czowiek-Ja nie moe zanegowa ci. Drugi czowiek-Ja moe umierci ci.
Dobrowolnie lub zowolnie, wolnostrzelnie lub szybkostrzelnie. Albo ty jego. Tym gwnie
zajmujecie si. Ale nawet zabijajc siebie, nie negujecie siebie.
- Wic kto mnie moe zanegowa? Czowiek-nikt?
- Czowiek-nikt ci zna (bo pozna siebie), ale nie moe zanegowa ci. Mwic dokadnie, w
ostatnim, ostatecznym etapie tego przedsiwzicia czowiek-nikt ju nie uczestniczy.
Zrobiwszy wszystko, co moe zrobi (a moe wszystko), wraca do prawdziwego ycia.

- Wic jeeli nie moe mnie zanegowa drugi czowiek-Ja ani nawet czowiek-nikt, to znaczy
e nie mona mnie zanegowa. To znaczy, e jednak jestem faktem.
- Nie jeste faktem. Jest kto, kto moe zanegowa ci.
- Kto?
- Jest taki kto. Poza nim zreszt (nie) stoi nikt.
- Bg?
- Twj Bg to ty. O tym ju mwilimy. Prosto, jasno i dokadnie.
- Zupenie nie widz, kto by to mg by.
- Bo widzisz tylko siebie, zawsze tylko siebie.
Rwnie w tej chwili widzisz tylko siebie, cho wyglda, e rozgldasz si, e usilnie
patrzysz poza sob, szukajc, kim mgby by ten kto, kto by mg zanegowa ci.
- Nie wiem, o co chodzi. Nie wiem, w czym rzecz.
- Widzisz tylko siebie w tym sensie, e nie chcesz zobaczy, e tym kim, kto moe
zanegowa ci, jeste ty sam.
- Ja sam?
- Ty sam.
- Ja sam miabym zanegowa si? Nawet jeeli to moliwe, to dlaczego miabym to zrobi?
- Bo nie ma dla ciebie absolutnie nic lepszego do roboty. Jest to jedyna prawdziwie pikna
rzecz, jak moe zrobi czowiek-Ja. Jest to pierwsza i ostatnia praca tego Herkulesa, ktrym
jeste. Przed t rzecz wszystko jest mniej lub bardziej piekem. Po tej rzeczy wszystko jest
cudownym tchnieniem i wytchnieniem.
- Ale ja nie chc zanegowa si.
- Oczywicie. Ty jest swoim Ja. Ty jest Ja, ktrym jeste. Ty zawsze chcesz.
- Mwi, e nie chc, a nie, e chc.
- Chcie, a nie chcie to jest to samo. Nie chcie, znaczy chcie nie chcie. Chcie czy nie
chcie, znaczy zawsze chcie. Ty zawsze chcesz. Zawsze.

- Co znaczy chcie?
- Chcie, e si tak wyrazi si, to najgorsza rzecz, jak mona chcie. Chcie, znaczy zawsze
co chcie. Niekiedy prawie nic, ale to jest zawsze co. Chcie, znaczy zawsze co chcie
mie. akn. Poda. eby posiada. eby by posiadaczem: ludzi, przedmiotw,
ruchomoci, nieruchomoci, pienidzy, talentu, sawy, podziwu od ludzi, podziwu do ludzi,

21

pamici, zapomnienia, wiedzy, myli, uczu, pragnie, nadziei, wierze, wrae, wyobrae i
co tam jeszcze zostao w spisie inwentarza, ktry jest list bez koca. Posiadajc nakadasz
sobie pta, zakuwasz si w dyby, niewolisz si, stajesz si niewolnikiem tego, co posiadasz. Z
posiadania nieuchronnie wynika lk przed utrat tego, co posiada si. Wynika z tego, e to co
posiadasz, to przede wszystkim lk. Lk to chaos, to lepota, to bl, to nieszczcie. Chcie
zatem, znaczy zawsze w efekcie chcie nieszczcia.

- A chcie y?
- Chcie y te znaczy w efekcie chcie nieszczcia.
- Jake to?
- Chcie y, znaczy w efekcie chcie umrze.
- Wic nie chcie y?
- To jest przecie to samo. Chcie y, czy nie chcie y, znaczy w efekcie chcie umrze.
- To co pozostaje? To straszne. To przeraajce.
- Straszne jest chcie, chcie mie, chcie posiada.
Ktokolwiek posiada, cokolwiek posiada posiada nieszczcie. Dlaczego? Bo nie tylko
moe utraci, ale musi utraci to, co posiada. Dlaczego musi? Bo dane mu zostao cae
cielesne ycie na to, eby zrozumie, e nie musia sobie niczego przywaszcza. Dochodzc
do koca nieskoczonego spisu inwentarza, kto posiada siebie - utraci siebie {kto siebie nie
posiada, kto umar przed mierci - nie moe siebie utraci). Oto co znaczy posiada. Oto co
znaczy mie. Oto co znaczy chcie.
Co za tyczy si tego, co pozostaje, to nie jest to w adnym razie straszne, w adnym razie
przeraajce.
- Co pozostaje?
- Pozostaje wszystko. Cae bezgraniczne szczcie.
Pozostaje y. Po prostu i cudownie: y. Nie: chcie y, lecz: y. Jeeli kto chce y, to
znaczy, e chce y, a to znaczy, e nie yje. On nie yje. On chce y.
Kto chce y, boi si wasnego cienia. Boi si wszystkiego.
ycie w lku nie jest yciem. Prawdziwe ycie i lk nie chodz pod rk jedn drog pod tym
samym niebem, gwidc t sam piosenk, y to po prostu y, ani chcc, ani nie chcc.
Prawdziwie y to y i nawet nie nazywa tego yciem. Bo po co? Czy ycie potrzebuje
siebie nazywa yciem? I czy ycie chce y? ycie ani chce y, ani nie chce. ycie yje.

Chcie to najgorsza rzecz, jak mona chcie. Chcie, znaczy wymyla odlego.
- Powiedziabym: pokonywa odlego.
- Nie wymyla si odlegoci bez powodu, bez celu.
Wymyla si odlego, eby j pokona. Pokonywanie odlegoci jest tylko skutkiem
wymylenia odlegoci.
Przyczyna to sfabrykowanie dystansu, sfabrykowanie odlegoci. Odlego sfabrykowana,
trzeba j pokona, wszak po to j sfabrykowao si. Pokona dystans to najpierw sfabrykowa
dystans.

22

- Upierabym si, e jednak pokonywa dystans. Bo dystansw nie wymyla si, dystanse s,
niezalenie od tego, czy chce si je pokona, czy nie chce si, to znaczy czy chce si nie
chcie ich pokona.
- Dystansw nie ma. Dystans fabrykujesz, kiedy chcesz. I tym wikszy, im wicej chcesz.

- Czyby nie byo dystansu pomidzy na przykad Ziemi a Ksiycem? Przykad jest moe
troch mieszny...
- Nie ma miesznych przykadw. Kady przykad jest dobry, jeeli tylko jest to przykad.
Posuchaj. Nie ma dystansu pomidzy Ziemi a najdalszym", najodleglejszym" zaktkiem
wszechwiata. Dystans fabrykujesz, chcc. Chcc tam dosta si. Statkiem kosmicznym,
myl, wyobrani nadziej lub wiar, e jest tam raj, ktry dla ciebie nie oznacza nic innego,
jak niezmienne, wieczne" trwanie w rajskim komforcie.
Dla ludzi-nikt, dla ktrych nie istnieje problem: chcie nie chcie nie istnieje te dystans.
Istnieje dla nich niewypowiedzianie bezgraniczna i bezgranicznie niewypowiedziana otwarta
przestrze, tak wielka, e cay dostpny twojej wyobrani wszechwiat jest przy niej
ziarenkiem maku (dokadnie ziarenkiem maku) i w tej otwartej przestrzeni, w tym
niezmierzonym wymiarze: adnych odlegoci, adnego dystansu. Nieskoczenie cudne,
nieskoczenie schludne, nieskoczenie wolne pole. To tu si sieje zboa, kwiaty, drzewa,
gry, doliny, rzeki, jeziora, morza, ca ziemi i niebo, wszystkie stworzenia, wszystkie
cudownoci. Ale zostawmy to, co (nie) dotyczy nikogo.

Chcie to najgorsza rzecz, jak mona chcie.


I - jeeli o to idzie - nigdy za duo o tym mwi. Do koca czasw.
Ale chcie jest te najatwiejsze do zaobserwowania, do odczytania, do zdemaskowania, bo z
tym masz do czynienia na kadym kroku. Wystarczy, eby zwrci uwag na to, czym jest
chcie. I wystarczy, eby to zobaczy. Zobaczywszy czym jest chcie, zobaczysz wszystko,
co moesz zobaczy. I to wystarczy. Ale uwaga: nie chodzi o to, eby przesta chcie, eby
powstrzymywa si od chcenia, od chci chcenia. Nie chodzi o to, eby dusi, dawi w sobie
chcie. Dawi w sobie chcie to jest oczywicie te chcie, to jest chcie zdawi chcie.
Wic uwaga.
Si powie o tym wolniutko, a ty tylko suchaj. Nie potakuj, nie zaprzeczaj; nie mw zbyt
szybko, na gos lub w myli: zgadzam si z tym", a jeeli ju to mwisz, zauwa, e mwisz:
zgadzam si z sob"; nie mw zbyt szybko: nie zgadzam si z tym, protestuj", a jeeli ju
mwisz, zauwa, e mwisz jeszcze raz: zgadzam si z sob". Gdy tak" i nie" s tym
samym, sprowadzaj si do tego samego centrum, ktrym jest Ja, ktrym jeste ty. Mwi
komu tak", to mwi sobie tak"; mwi komu nie", to jeszcze raz mwi sobie tak".
Tak to jest.
Posuchaj. Najsamprzd zauwa, e chcesz, e co chcesz. Moe to by co, co uznajesz za
bardzo wane, za rzecz dla ciebie wrcz niezbdn lub co, co uznajesz za mao wane, za
nieomal nic nie znaczcy drobiazg (niemniej, zauwa, chcesz go). Po czym pochyl si
-dogbnie, ale swobodnie, luno - nad tym czego chcesz i zapytaj siebie: dlaczego tego chc?
Szukasz odpowiedzi (w sobie oczywicie, nie poza sob), odkrywasz j i odpowiadasz sobie:
chc tego, dlatego e to i to. Nie zatrzymujesz si, nie poprzestajesz na tej odpowiedzi, lecz

23

pytasz dalej: dlaczego chc tego i tego? Szukasz w sobie, odkrywasz (zawsze odkryjesz, jeeli
wnikliwie w sobie rozejrzysz si) i odpowiadasz sobie: chc tego i tego, dlatego e to i tamto.
Pytasz dalej: dlaczego chc tego i tamtego? Szukasz, odkrywasz, odpowiadasz: chc tego i
tamtego, dlatego e tamto i tamto. To szukanie nie jest szukaniem, eby za wszelk cen
znale odpowied na pytanie, bo wtedy nie jeste swobodny, nie jeste rozluniony, jeste
skrpowany, zablokowany wanie chci znalezienia odpowiedzi. To szukanie to pochylenie
si nad sob i w sobie: dogbne i zarazem lune, naturalne. To szukanie to po prostu bycie
uwanym, nic wicej. Wic pytasz, jeste uwany, to znaczy pozostajesz uwany (gdy ju
postawi pytanie to by uwanym), odkrywasz i to odkrycie jest odpowiedzi na pytanie.
Wic jeste uwany. Wic nie taisz przed sob motyww, ktre powoduj twoim chceniem,
ujawniasz je sobie, wycigasz na powiat ksiyca, zdzierasz z nich kostium, przebranie,
demaskujesz je, do cna, do dna i wszystkie, choby odkrywa, e te motywy - ujawnione,
odkryte, nagie - nie s wcale pikne, lecz raczej bardzo niepikne, aosne, okrutne, wrcz
odraajce w swoim samolubstwie. Bo jeeli czego nie ujawnisz, jeeli co przed sob
zataisz, wtedy caa rzecz na nic, wtedy to jest zabawa z samym sob w chowanego, to gra, to
niepowane. ycie to rzecz powana. Albo powaga, albo niepowaga. Albo ycie, albo gra
(gra w ycie, a take gra o ycie, to te jest gra, to nie jest ycie). Tak to jest. To nie jest tak,
jak ty chcesz.
Co za tyczy si tego, czego chcesz, pytasz: co? jak? dlaczego? po co? i jeszcze raz: po co? i
jeszcze: po co? i: po co? Z pasj i bez koca (pozornie bez koca). I zobaczysz. Zadziwisz
si. Niepomiernie zadziwisz si. Cudotwrczo zadziwisz si.
Ale ty nie suchasz. Si widzi, e nie suchasz. Mylisz, diabli wiedz o czym, i oczywicie
nie moesz wtedy sucha. Kiedy mylisz, nie suchasz.
- Bo wolabym, ebymy moe wrcili do faktu. Nie mog poj, e nie jestem faktem. To
mnie... nie wiem.
Wic jeeli to moliwe, chciabym co jeszcze o tym usysze.
- Wolaby - nie wolaby, yczyby sobie nie yczyby sobie, chciaby - nie chciaby,
lubisz - nie lubisz, tak - nie, cigle to samo. C za monotonia!
Pragnienie i pragnienie. C za wizienie! To cay twj wiat. Uwiadom to sobie wreszcie.
Tak mwisz, jakby doskonale wiedzia, czym jest fakt i jakby bardzo martwio ci to, e nim
nie jeste. A przecie nie wiesz, czym jest fakt. I na razie nie moesz wiedzie. Fakt jest
konstatacj faktu. Przede wszystkim konstatacj siebie jako faktu. Nie wiesz, kim jeste, wic
jak moesz skonstatowa, kim jeste?

- Jestem istot ludzk. Jestem czowiekiem.


- Jeste czowiek-Ja, ale to ci dalej nic nie wyjania.
Nie wiesz, co znaczy czowiek, nie wiesz co znaczy Ja, wic owiadczajc, e jeste
czowiek-Ja, dalej nic nie wiesz. To okrelenie nic ci naprawd o tobie nie mwi.
I tak ze wszystkim. Dopki nie bdziesz wiedzie, kim jeste, nic nie bdziesz wiedzie.
Nazwiesz jakie drzewo sosn, ale - nie wiedzc, czym jest drzewo - nazwa sosna nic ci nie
powie. Powiesz, e wzr chemiczny wody jest H2O, ale dalej nic o wodzie nie wiesz.
- Dlaczego?
- Dlatego, e wzr H2O nie wyjania, czym naprawd jest woda.
- Dlaczego?
- Dlatego, e wzr H2O nic ci nie wyjania, kim ty jeste. Tak samo nazwa sosna nic ci
prawdziwego o tobie nie mwi i dlatego nic te nie mwi o drzewie nazywanym drzewem i
nazywanym sosn. Drzewo sosna jest faktem, ale nazwa drzewo sosna" nie jest nim.

24

Woda jest faktem, wzr H2O nie jest nim.


- Dlaczego wzr H2O nie jest faktem?
- Dlatego, e wzr H2O pochodzi od ciebie, pochodzi od czego, co nie jest faktem, wic jak
mgby by faktem?
Woda za nie pochodzi od ciebie.
- Woda pochodzi od faktu?
- Woda pochodzi, woda wywodzi si od faktu i dlatego jest faktem.

- Jeeli fakt jest stwierdzeniem faktu, to jak woda moe stwierdzi, e jest wod? Jak drzewo
moe stwierdzi, e jest drzewem?
- Ani woda, ani drzewo nie musz stwierdza, e s faktami. Bo nimi s. Tak samo ty, gdyby
by, gdyby mg by faktem, nie musiaby tego stwierdza. Gdyby wiedzia, kim jeste,
gdyby rozumia, kim jeste, gdyby siebie zna, po co miaby si stwierdza, potwierdza,
zatwierdza? Fakt jest faktem, to wszystko. Ale tobie powiedzie wszystko to tyle, co nie
powiedzie nic. Wic si mwi: fakt jest stwierdzeniem faktu. Ale nastpuje twoja uwaga, e
jak woda i drzewo mog stwierdzi, e s faktami - i zdanie fakt jest stwierdzeniem faktu"
rozazi si. Bo s to tylko sowa (cay czas ci si mwi, eby mia to na uwadze), jest to tylko
zdanie z jak tam swoj skal rozcigliwoci. Rozcignite mocniej, oczywicie, pka. Jak
szelka u spodni. Wic si teraz musi powiedzie: fakt jest milczcym, niemym, cichym,
doskonaym stwierdzeniem faktu. Kiedy mwi si i mwi, nie przestajc mwi, nie
dochodzc do koczcego dyskusj, zamykajcego usta zbawiennego paradoksu - musi
mwi si w sposb coraz bardziej zawiy. Nauka nie moe powiedzie nic innego nad to, e
ycie zmierza od struktur prostych do coraz bardziej skomplikowanych. Rurki w
laboratoriach chemicznych i alchemicznych nie mog si prostowa, musz si coraz bardziej
wygina, zagina, przegina. Sprbuj znale naukowca, ktry ci powie (i ktry bdzie
wiedzie, co mwi): Wie pan, te rurki, my jeszcze je troch powyginamy, ale potem je
wyprostujemy i ju nigdy wicej nie bdziemy ich wygina".
Fakt jest faktem, to wszystko. To jest wszystko. Kiedy jest fakt, nie ma czego wicej, bo nie
trzeba czego wicej, bo nie moe by czego wicej. Bo fakt to jest wszystko. Jest tylko fakt.
Jest a fakt. Na przykad woda. I ju nawet nie da si powiedzie, e wzr H2O nie jest
faktem, cho oczywicie nie jest nim. Jest tylko fakt, jest a fakt i nawet kropka po tym jest
czym za duo.
Z faktem jest tak samo jak z mdroci. To nie jest porwnanie, cho si uyo tu swka
jak". Jest tylko mdro. Kiedy nie ma mdroci, nie da si powiedzie, e jest gupota,
ciemnota, ignorancja, bo mona o tym wiedzie jedynie poprzez mdro, a jeeli tej
mdroci wanie nie ma, to w jaki sposb mona dowiedzie si, e jest gupota? Nie sposb.
Jest tylko mdro. Kiedy nie ma mdroci, nie da si nawet powiedzie, e jest brak
mdroci, e nie ma mdroci, bo o czym czego nie ma jak mona powiedzie, e tego nie
ma? Jeeli si powie, e nie ma mdroci i si wie, co si mwi - oto i jest mdro.
Jest tylko mdro. Jest a mdro.

- Nie mog tego poj. Nie mog tego ogarn.


To za trudne.

25

- Bo cay czas mylisz, chcesz, starasz si, usiujesz, wysilasz si, eby to myl ogarn; z
czym zgadzasz si, czemu innemu sprzeciwiasz si, to dajesz ponosi si, to opierasz si, to
wznosisz barykad, to j burzysz; obiecujesz sobie, e jeeli to ogarniesz, to ci to co na
pewno da, co skorzystasz, co zyskasz, ale nie wiesz co; rwnoczenie lkasz si, e moesz
co straci, kombinujesz, cay czas ze sob handlujesz, targujesz si, idziesz na ustpstwa, nie
idziesz na ustpstwa, kupujesz, sprzedajesz, odkupujesz, aujesz wydatku, odsprzedajesz;
dzielisz si na Ja i superJa i to superJa dyryguje Ja, zdalnie nim steruje ze swojego schronu, ze
swojego bunkra, ze swojej dyspozytorni, ze swojego centralnego orodka, tego ppka wiata,
wysya je do jakiej walki z niewidzialnym przeciwnikiem, gotowe jest powici to Ja i
powica je, bo to w niczym nie zagraa jego esencji, jego zasadzie konstytutywnej, ktra
wanie zasadza si na dzieleniu si, czyli na mnoeniu si; chcesz kogo przechytrzy, nie
wiesz kogo, zastawiasz puapk, sam w ni wpadasz, ale zaraz siebie z niej wycigasz, eby
wpa w kolejn puapk, eby znowu z niej wydoby si i tak w kko Macieju: chcesz, nie
chcesz, chciaby, nie chciaby; tak bardzo jeste pewny siebie, zadowolony z siebie, dumny
z siebie, pyszny z siebie, zachwycony sob, zakochany w sobie, tak bardzo jeste
przewiadczony o herkulesowych moliwociach twojego intelektu, e czujesz si
zniewaony, kiedy ci si mwi, e jest co poza twoim zasigiem; mwisz sobie: Ja pomyl
nad tym, ja to rozgryz z czasem (z czasem mona tylko sczezn, czas mona tylko traci,
czas mona tylko marnowa, do niczego lepszego czas nie nadaje si); poza tym wolaby nic
nikomu nie zawdzicza, nawet czowiekowi-nikt, bo nie moesz wyobrazi sobie, e to jest
naprawd czowiek-nikt i e wszystko, co robi, robi absolutnie bezinteresownie, nie oczekujc
ni od ciebie, ni od kogokolwiek wdzicznoci, cienia wdzicznoci; poza tym zera ci
ciekawo, cignie ci do gbokiej wody, ale te boisz si, ale coraz bardziej kusi ci, ale
coraz bardziej boisz si i tak dalej, i temu podobne, i tak to blokujesz si tym wszystkim, bo
to wszystko - nie uwiadomione, nie wydobyte, nie wyekshumowane z mroku, nie
wystawione na powiat ksiyca i nie zobaczone - blokuje w sposb nieprzekraczalny dostp
do portu samopoznania, a tylko wtedy, kiedy wypyniesz z tego portu i zawieruszysz si na
szerokie i gbokie wody, na pene morze samopoznania, i poznasz si, tylko jedynie
wycznie wtedy rozumienie bdzie mogo przyj do ciebie, bo ty ju nie bdziesz wtedy
tylko ty, ju nie bdziesz cakowicie tylko swoim Ja, bdziesz czym nieskoczenie mniej,
czym nieskoczenie wicej.
A ty, c robisz? C fabrykujesz? Ty wanie fabrykujesz dokadnie wszystko, eby
ci si nie mogo przytrafi samopoznanie, po ktrym rozumienie, poprzez ktre ten fakt, to,
do czego nie da si i, adn drog, to tylko moe przyj samo, samoistnie, lekko, agodnie,
swobodnie, niesione wasnym powiewem, nie chciane, nie przywoywane, nie wymodlone,
bez najmniejszego wysiku ze strony kogokolwiek: jasno, czysto, przejrzysto, absolutna
schludno, niewinno, niewojowniczo, dziewiczo, bezladowo, bezskazowo,
bezzmazowo, niezmazywalno, niezomno, niesprzedajno, nieprzekupno,
nieskazitelno,
nieskalano,
bezwtpliwo,
niewyobraalno,
nieopisano,
nieprzetumaczalno, niepodobno, niestworzono, bezwymiar, nieskoczenie wolne pole
dla nieskoczenie wszystkich cudw, to. Doskonaa jedno, z ktrej wywodz si wszystkie
doskonae jednoci natury: noc i dzie, mier i ycie, spoczynek i ruch.
Ty nie moesz tego ogarn, w aden sposb, nijak, nigdy. To natomiast moe ciebie
obj. Wtedy, kiedy poprzez czyst, nag, niewartociujc obserwacj poznasz, czym s
twoje pragnienia i sprzeciwy, to znaczy pragnienia i pragnienia, gdy sprzeciw jest
oczywicie te pragnieniem, kiedy zaobserwujesz spokojnie, jak powstaj, dlaczego, po co i
jak w ogle funkcjonuje ten cay mechanizm, wtedy i tylko wtedy bdziesz mg zosta
ogarnity, przygarnity przez prawdziwy wymiar wszystkiego. Kiedy poznasz si. Nikt tego
nigdy za ciebie nie zrobi, bo to jest samopoznanie, wic moesz to zrobi tylko sam. Moesz

26

to zrobi tylko sam, wic moesz to zrobi, gdy w innym razie, nie mwioby si tu o tym.
Nie siaoby si tego.
To samopoznanie nie jest poznawaniem przez gromadzenie wiedzy o sobie, przez
zapamitywanie, e to i to, i tamto, i jeszcze tamto. Cakowicie wrcz inaczej. Im wicej
gromadzisz, im strojniej stroisz si, tym mniej miejsca na nieporwnywaln prostot i nago.
Milion informacji o sobie nigdy nie doprowadzi do poznania siebie. Milion informacji
sfabrykuje miliard informacji, a prawdziwego poznania siebie dalej ani cienia. Tak jest z
kadym gromadzeniem, czy to wulgarnym czy tak zwanym subtelnym. Pczniejcy worek
pienidzy nigdy nie zamieni si w szczcie waciciela tego worka. Wszystkie wiersze o
mioci nigdy nie zamieni si w mio. Wszystkie zasoby broni, wszystkie arsenay nigdy
nie zamieni si w pokj planety.
To samopoznanie jest poznawaniem nie przez akumulacj, lecz przez ewakuacj, nie
przez afirmacj, lecz przez negacj, ktra nastpuje samorzutnie za kadym razem, kiedy
jaki szczeg swojego postpowania zaobserwujesz bez oceniania tego. To jest autonegacja.
Ta autonegacja, raz szczliwie podjta, jest szczliwie cakowita. Wszystko na mietnisko!
Imi i nazwisko, i przezwisko, i wszystko, co odraajco, samolubnie z tym zwizane. Na
mietnisko! I z jak radoci! Ta rado jest radoci samopoznawania si. adna znana ci
rado nie moe nawet porwna si z ni. Co za do radoci ycia, to wywodzi si ona ze
wiata cudw, ze wiata faktw, co pojawia si, kiedy si ju siebie poznao.
Do tej obserwacji siebie (przez ktr samopoznanie, poprzez ktre rozumienie)
potrzebna jest tylko uwaga, nie potrzeba adnych specjalnych warunkw ani aboratoryjnokomfortowych, ani podle-terenowych, ani malowniczych, ani egzotycznych, ani
szwajcarskich, ani meksykaskich. Kade s dobre. Obserwowa siebie mona wszdzie. I
nie s niezbdne wielkie, wstrzsajce przeycia. Kade najbanalniejsze zdarzenie uwanie i
do koca obserwowane: co? jak? dlaczego? - moe sta si decydujce, fundamentalne,
przeomowe.
Mwisz, e to za trudne. Ot to nie jest trudne. To jest atwe. To jest proste.
Niewiarygodnie proste. Ale ty jest swoim Ja i dla ciebie, dla twojego intelektu - wiczonego
przez stulecia i tysiclecia w rachowaniu, wyrachowaniu, wszelakich skomplikowanych
kombinacjach, machinacjach, sztuczkach, kruczkach i temu podobne - to jest nazbyt" atwe,
to jest nazbyt" proste. Twj umys i twoje serce nie mog tego poj dlatego, e brak im
wanie tej prostoty, tej naturalnoci, tej naiwnoci, tej niewinnoci. Umys obserwowany
uwanie przez samego siebie, przez stan - samoobserwujcego - si - umysu moe pokn
swj gadatliwy jzyk i uciszy si, moe siebie pozna i wtedy, i tylko wtedy moe zaistnie i
pokaza ci si to nieporwnane, to niezrwnane, to niepochwytne, to nie lada jakie, to nie
lada co, to nienaganne, to nieposzlakowane, to niezakcone, to niezatarte, to niepomazane, to
nic - ponadto. Wielki ywy obraz.
Pochyli si nad sob, pochyli si w sobie i uwanie wsucha si w siebie, uciszy
rozum umysu z haasu myli, ostudzi serce umysu z faszywego zapau uczu, wydoby si,
wypa z zakrzepej, zatchej, zapadej, przepadej koleiny schematu i biegiem na przestrza
przez bezpaskie pola, przez bezdroa, wertepy, manowce; da si obj, da si ogarn
przez yciodajn atmosfer obserwacji - to jest trudne. Tylko to jest trudne. Wszystko inne
jest proste. Nie do wiary proste. Nie do wyobraenia proste. Nie do wynienia proste.

- Jeszcze o fakcie. Moja gowa, rce, nogi, organy wewntrzne, cae moje ciao czy nie jest
takim samym faktem jak woda lub drzewo?

27

- Ciao jest faktem. I nie musi potwierdza, e nim jest. Bo nim jest.- Wic czy nie jestem
jednak faktem, jeeli moje ciao jest faktem? I przecie spoywam fakty: pij wod, jem
owoce drzew. Czy mgbym ywi si faktami, gdybym nie by faktem?- Nie jeste faktem.
Twoje ciao nie jest twoim ciaem. Twoje ciao jest materi i jako takie nie naley do ciebie.
Naley do materii, a materia nie naley do kogo. Materia nie jest czyja. Wic to nie ty pijesz
wod, jesz owoce drzew. To twoje? Nietwoje ciao pije wod, je owoce drzew". Ty nie
spoywasz faktw. Ty karmisz si czym zupenie innym.
- Czym?
- Wasnymi wymiotami, ktre oczywicie te nie s faktami. Poerasz wasne wymioty, po
czym je wymiotujesz, po czym je poerasz, po czym wymiotujesz i tak w kko, bdnie,
obdnie i bez koca. Te wymioty
- tak jak i ty - nie maj prawdziwego pocztku. Te wymioty s tob, a ty jeste tymi
wymiotami. Te wymioty s twoje, ale nie wziy si z ciebie, wziy si razem z tob,
jednoczenie (w tej jednoczesnoci nie ma ywej kolejnoci, ywego porzdku ycia).
Wszystko, co moesz zrobi, to pore te wymioty i ich na powrt nie zwymiotowa, lecz
zacz poera siebie.
- I co?
- I pore siebie do szcztu. To moesz. Tylko to moesz. I to jest cud. Pierwszy prawdziwy
cud. Przed tym cudem wszystkie inne cuda" s twoimi wymiotami.

- Kiedy por siebie do szcztu, co wtedy?


- Wtedy si urodzi czowiek-ycie, czowiek-nikt.
Czowiek-nikt to wanie by czowiek-Ja, ktry poar swoje wymioty i ich na powrt nie
zwymiotowa, lecz zacz poera siebie i poar siebie do szcztu, i nie zostao z niego nic,
nic a nic, i pokazao si rdo, wiecznie od nowa rodzce si rdo wszystkich prawdziwych
wiecznie nowych cudw. I prawdziwie zacz si wiat.

- Wic Ja moe pore siebie do szcztu i to jest jego kocem?


- Poryj siebie do szcztu i zobaczysz.
- Bo jeeli Ja nie ma, jak to zostao powiedziane, prawdziwego pocztku, to czy moe
skoczy si to, co si nie zaczyna?
- Nie moe. Kocem w tym ukadzie jest zobaczenie, e nie byo pocztku, wic nie moe by
koca. Wic naprawd to nie jest koniec czowieka-Ja. Naprawd to s narodziny czowiekanikt. Dla ktrego nie ma mierci. Bo to, co si prawdziwie rodzi, jest wieczne jak wieczno,
ktra to uwiecznia.

- Czym jest materia? Jaka jest definicja?


- Jeeli chcesz definicji, oto j masz: materia jest glin w doniach garncarza, a garncarzem
jest glina.

28

- Myl, e trzeba mi zrezygnowa z definicji. Czym jest materia?


- Materia jest yciem.
- Wszelka materia?
- Oczywicie.
- Nieoywiona te?
- Oczywicie.
- Moje-niemoje ciao idce drog i kamie przydrony, to jest to samo?
- Najzupeniej.

- Moje-niemoje ywe ciao i moje-niemoje martwe ciao, to jest to samo?


- Jedno i drugie jest materi, a materia jest yciem. Ale to moe powiedzie tylko ten, kto
rozumie mier, to znaczy kto naocznie, nawasnoocznie zobaczy fakt, przey fakt, e
mierci nie ma. A zobaczy, e nie ma mierci, skonstatowa ten fakt, by tym faktem, czyli
przey mier, mona nie po mierci, nie po tym, co ty nazywasz mierci, lecz za ycia, za
ycia tego, co ty nazywasz yciem. Dlatego nie eschatologiczne losy pomiertne, lecz to ycie
tu jest najwaniejsze. Bo w nim jest wszystko. Cay sens caego ycia. Penia. Wieczno. W
tym yciu tu, na powierzchni Ziemi, yjc wrd ludzi jest cakowite spenienie.
Wic tylko kto, kto zobaczy i zrozumia, i rozumie wci od nowa moe powiedzie
o materii to, co powyej zostao powiedziane. Bo gdyby inaczej, mgby powiedzie: W
takim razie po co y, jeeli tak czowiek ywy, jak i martwy s materi, a wic yciem".
Wielu mogoby powiedzie: W takim razie zabi czowieka nie jest zbrodni". Niejeden
mgby - w myl tego, w imi tego - zacz zabija.
Zabi czowieka jest czym nieskoczenie bardziej zbrodniczym ni to, co ty
nazywasz zbrodni z jej wszystkimi konsekwencjami. Zabi czowieka jest zabiciem jedynej
yciowej szansy tego czowieka umoliwiajcej mu poznanie siebie, a wic nigdy nie
koczce si rozumienie wszystkiego. Zabi czowieka jest zabiciem jedynej yciowej szansy
tego czowieka umoliwiajcej mu zrozumienie, e naprawd nie mona go zabi, to znaczy
e mona go zabi, mona by jego morderc, ale e on, umierajc, naprawd nie umiera.

- Czy ju kto mwi takie rzeczy jak te, ktre tutaj sysz? Pytam, bo to i owo brzmi tak,
jakbym o tym ju gdzie czyta, jakby mi si to kiedy obio o uszy.
- Co ci obchodzi, czy ju kto, kiedy gdzie mwi, takie rzeczy? Co ci to obchodzi? To
jest dla ciebie absolutnie niewane. Wane jest tylko to, eby odkrywa w sobie to, co si tu
mwi, o czym si mwi; eby odkrywa w sobie tu i teraz, natychmiast, zaraz natychmiast, a
w kadym razie do siebie to wpuszcza, a nie porwnywa tego z czym, co ci si; obio o
uszy, odbio od uszu raczej. Tylko to jest wane: eby odkrywa w sobie. Odkryj najpierw w
sobie, dopiero wtedy bdziesz w stanie mc zobaczy to samo ewentualnie gdzie indziej. To
jest absolutnie jedyna ywa kolejno. Wszystkie inne kolejnoci" s martwe.
Czy ju kto mwi takie rzeczy? Jeeli to by czowiek-nikt, to na pewno mwi takie
rzeczy. Mwi, bo rozumia, co mwi i rozumia, dlaczego to mwi. Nie powtarza po kim.
aden czowiek-nikt nigdy nie powtarza. Nawet po drugim czowieku-nikt. Cho kady
czowiek-nikt mwi o tym samym, na swj sposb i w jzyku swojego czasu i miejsca. Ale

29

kim on by, jak si nazywa, kiedy y, gdzie y - nie ma znaczenia. W jakim jzyku mwi
to, co mwi: po chisku, po palijsku, po aramejsku, po angielsku, po polsku - nie ma
znaczenia. To, co ma znaczenie, to sucha mwicego, kimkolwiek on jest. Sucha i
odkrywa w sobie rewelacyjn oczywisto: jest tak, jak mwicy mwi, nie jest tak, jak
mwicy mwi.
Wrmy, e si tak wyrazi si, do powtarzania. Nawet jeeli zdarzy si, e jeden
czowiek-nikt co powtrzy po drugim czowieku-nikt, uyje tego samego zwrotu, posuy si
tym samym obrazem, t sam parabol, to nie jest to powtarzanie. Bo on rozumie, co mwi.
Poza tym i na marginesie: czowiek rozumiejcy nie musi by oryginalny i dlatego nim jest.
Ty musisz by oryginalny i dlatego nim nie jeste.
Kto rozumie - nie powtarza. Kto powtarza - nie rozumie. Wszelkie powtarzanie, nawet po
czowieku rozumiejcym, jest nierozumieniem, nieporozumieniem, katechizmem, martw do
kwadratu liter.

- Czy w ksikach jest mdro?


- W ksikach nie ma mdroci. Bo jeeli jest, to ten, kto sam nie jest mdry, nigdy jej nie
dojrzy. Bdzie j mie pod samymi oczami, na samych oczach, lecz nie w oczach i dlatego jej
nie zobaczy. Bdzie po niej lizga si jak na ywach po lodzie. Bd podoba mu si
przerne figury stylistyczne, metafory, porwnania i temu podobne, ale nie bdzie wiedzie,
o czym to jest, o czym jest tekst. Bdzie analizowa, interpretowa, komentowa,
filozofowa, teologizowa, egzegezowa, ale te wszystkie poczynania oczywicie nie bd
odczytaniem mdroci.
W ksikach nie ma mdroci. Bo jeeli jest, to tylko dla kogo, kto sam jest mdry i dlatego
bdzie w stanie t mdro odczyta. Ale mdry po co miaby szuka w ksikach
potwierdzenia swojej mdroci? Co by znaczyo, e jednak nie jest mdry. Mdry nie czyta
ksiek.

- adnych ksiek?
- Jedn.
- Jak?
- Ksik ycia skrzc si, migocc, mienic si od tryskajcej wiecznej cudownoci.

- Czy w ksikach nie ma ycia?


- W ksikach s sowa.
- Czy sowa nie opisuj ycia?
- Sowa, kiedy wypowiada je czowiek-nikt, opisuj ycie, s opisem ycia, nigdy yciem.
aden opis ycia nie jest yciem i aden opis mierci nie jest mierci.
Druga cz tego zdania niewtpliwie bardziej do ciebie trafia ni pierwsza.

30

- Czym s sowa?
- Sowa s wanie opisem.
- I opis nie jest tym, co opisuje?
- Nigdy nie jest.
- A gdyby, zamy, by taki opis, ktry by doskonale wiernie opisywa rzecz opisywan?
- To nie byby opis.
- Aha, no tak. To byaby wtedy rzecz opisywana.
- To byaby rzecz nie opisywana. To byby fakt.
Czyli nic wsplnego z opisem.
W ksikach nie ma mdroci. Bo jeeli jest, to moe to by tylko opis mdroci.
- Czy nawet opis mdroci nie jest w niczym mdroci?
- Opis mdroci jest opisem jak kady opis. Nigdy nie jest tym, co opisuje. Bo nie moe by.
Opis zawsze pozostanie tylko opisem. Take opis mdroci. eby zobaczy mdro, jest
nieodzowne wyj poza opis, jest nieodzowne przekroczy opis, to znaczy zdemaskowa
opis, to znaczy skonstatowa, e opis jest i pozostanie zawsze tylko opisem, e nigdy nie jest i
nigdy nie bdzie tym, co opisuje lub co mu wydaje si opisywa. To moe uczyni tylko
czowiek ywy, czowiek mdry.
Ze wszystkich opisw mdroci najmdrzejszy jest, e si tak wyrazi si, nie opis pomdroci, nie opis niewymownej jasnoci - nie do pojcia, nie do objcia przez czytajcego
lub suchajcego czowieka-Ja - lecz opis przed-mdroci, opis mroku, negatywne objanianie
guchych ciemnoci. Ten, kto taki opis czyta lub takiego opisu sucha, moe w sobie ten
mrok, t przed-mdro, t nie-mdro odkry. I to wystarczy. Bo to jest wanie mdro.
To si odbywa tak: czytajcy czyta (nie wie, o czym jest to, co czyta) odkrywa w sobie niemdro (nie-mdro rozwiewa si - to jest wanie mdro) czytajcy, ktry ju jest
mdrcem, rozumie to, co czyta. Czytajcy lub suchajcy zawsze najpierw odkrywa w sobie,
potem dopiero rozumie, co czyta lub czego sucha. To najpierw i potem nie dzieje si w
czasie, to przebiega poza czasem i jednoczenie, i oto rzecz cudowna: w tej pozaczasowej
jednoczesnoci ten porzdek, ta kolejno: najpierw, potem pozostaje aktualna. I to jest
wanie ywy porzdek ycia. Kady, kto rozumie, jest zawsze pierwszym czowiekiem
wiata, ktry zrozumia i ktry odtd rozumie coraz to od nowa i coraz to co nowego.
Rozumie najpierw sam i potem widzi tych innych, co przed nim rozumieli (rozumie te, e
nie mogli mu swojego rozumienia przekaza, to znaczy po prostu go da, wrczy jak misk
strawy godnemu, cho go miowali nieskoczenie wicej ni matka wasne dziecko). Widzi,
e oni byli pierwsi, kady z nich by pierwszy, i e on tak samo jest pierwszy, i e kady, kto
bdzie rozumie, tak samo bdzie pierwszy. I to jest wanie absolutna rwno, absolutna
sprawiedliwo, absolutnie niewyobraalne, niemiertelnie ywe pikno ycia. W yciu, w
tym prawdziwym - adnych chronometrw, adnego cigania si, adnych zawodw: kto
szybszy, silniejszy, skoczniejszy i temu podobne, adnych przegrywajcych. W yciu - sami
wygrywajcy. Kady rozumiejcy jest pierwszy. Nie zawdzicza tego rozumienia komu, a
zatem nie jest adn wdzicznoci do czegokolwiek ani do kogokolwiek przykuty. Nawet do
czowieka-nikt, jeeli to on czowieka prawego i uwanego w guchych ciemnociach
nakierowywa. adnych zobowiza, adnych dugw; ani cienia tych rzeczy.
W wiecznoci kady tu si rodzi sam z siebie. Kady tu jest swoim wasnym ojcem, matk
i synem czy crk. Kady tu jest swoim prawdziwym twrc i twrc wszystkiego, czym jest.

31

- Wic opis to sowa. Czy liczby te?


- Oczywicie.
Opis w twoim wykonaniu to opis opisu. To nie koczcy si opis nie koczcego si opisu.
Ty jest swoim Ja. Ty jest Ja, ktrym jeste. Ty jeste opisywaczem i ty jeste opisem. I to
dlatego - jeeli nie zatrzymasz si, jeeli bdziesz trwa nadal jako opisujcy siebie opis nigdy nie pojawi si nieopisana i nieopisujca si rzeczywisto. Albo jeste ty, albo jest
rzeczywisto. Kiedy jeste ty - rzeczywistoci nie ma. Kiedy ciebie nie ma - jest
rzeczywisto.

- Nie rozumiem i wydaje mi si, e nie mog nawet powiedzie, e tego nie rozumiem, bo
zaiste nie wiem, czego nie rozumiem. Ale jeeli jest tak, jak to zostao powiedziane, to w
takim razie czemu suy to wszystko? Czemu suy opis? Czemu su ja, ktry jestem
opisem, jeeli nim jestem? Nie suy niczemu to wszystko?
- Suy. O, jeszcze jak suy! Powiedziae to, ale naley to zobaczy, nie ze znakiem
zapytania, lecz z wykrzyknikiem: to wszystko suy niczemu! Suy wanie temu, eby
zobaczy, e nie suy to niczemu, e nie suy to szczliwemu yciu.

- Kim jest mdrzec?


- Mdrzec jest gupcem.
- Jak? Nie dosyszaem.
- Mdrzec jest gupcem. Mona miao i bezbdnie tak powiedzie.
- Jake to?
- Gupiec widzi, e jest gupcem - i oto rodzi si mdrzec.

- To wszystko?
- To wszystko. Ale tobie wszystko nie wystarcza.
Dlaczego? Bo tobie wszystko nie mwi nic.

- A czym jestem ja w tym wszystkim?


- Ty w tym wszystkim nie jeste nawet niczym. Ale si powie inaczej: ty nie jeste gupcem.
- Kim jestem wic?
- Jeste gupcem, ktry nie widzi, e jest gupcem. Jeste wic ni gupcem, ni mdrcem. Jeste
ni zimne, ni gorce. Jeste letnie. Co, co nie istnieje.

32

- Czy mdrzec ma uczniw? I jeeli tak, to kto moe zosta jego uczniem?
- Mdrzec nie ma uczniw. Ucze wymyla si sam. Wymylajc si jako ucze, wymyla
tym samym mistrza, wszak bez mistrza ucze nie istnieje. Mdrzec nie ma uczniw. Mdrzec
wie, e ucze to jego, mdrca, czkawka, kiedy le si napi, niepotrzebnie popiesznie,
nieuwanie. W momencie kiedy le pi, nie by mdrcem i dlatego le si napi, i dlatego ma
po tym czkawk, to znaczy dopuci do sytuacji, w ktrej kto wzi si za jego ucznia.
Ucze to boto u sandaw mistrza, to rzep, co czepi si jego kurtki. Mdrzec
nieustannie sanday w strumieniu czy w deszczowej wodzie myje i kurtk na wietrze
wytrzepuje i czyci. Nieustannie si detronizuje z tronu. na ktry go sadzaj. Jeeli tego nie
robi, nie jest prawdziwym mdrcom. Mdrzec mwi do ucznia": bd sam dla siebie
mistrzem i zarazem uczniem, suchaj i w sobie odkrywaj; kiedy si sucha - mistrz jest
uczniem i dlatego jest mistrzem; kiedy si w sobie odkrywa - ucze jest mistrzem i dlatego
jest mistrzem.

- Czy s wyjtki od reguy?


- Ty jest swoim Ja. Ty jeste wyjtkiem od reguy. Ty chcesz by lepszy, wyszy, szybszy,
silniejszy, sprawniejszy, adniejszy, przystojniejszy, zdolniejszy, zacniejszy, cnotliwszy,
milszy, sympatyczniejszy, sawniejszy, bogatszy, grubszy, chudszy, powaniejszy,
dowcipniejszy, weselszy, smutniejszy, gorliwszy, oporniejszy, dumniejszy, skromniejszy,
pyszniejszy, pokorniejszy i co tam jeszcze zostao - od drugiego Ja, ktre chce, na swoje
nieszczcie, tego samego co ty.
W ten to sposb ty i pozostae Ja, pozostali zawodnicy, amatorzy i profesjonalici,
kady czowiek-Ja, wszyscy jestecie wyjtkami. Razem za ukadacie si w wyjtkow
regu: regu wyjtkw: wyjtkowo regularn armi wyjtkw.

- Co to znaczy by poet?
- By poet to tak si zachowywa, eby to zachowanie nie pozostawiao adnej wtpliwoci,
e si jest poezj.
- ...eby to zachowanie nie pozostawiao adnej wtpliwoci, e si jest poezj, czy e si jest
poet?
- Ze si jest poezj. Poet nie da si by.
-?
- Tam gdzie jest poeta - nic nie jest poezj. Tam gdzie jest poeta - nie ma poezji, a tam gdzie
nie ma poezji, nie moe by poety, bo tam gdzie nie ma poezji - nie ma nic. Kiedy nie ma
poezji, nie ma nic, nie ma nawet moliwoci skonstatowania, e nie ma poezji, bo czy da si
stwierdzi brak tego, czego nie ma? Czy da si skonstatowa brak braku? Oczywicie nie da
si. Da si natomiast, kiedy nie ma poezji, opowiada rne fantasmagoryczne rzeczy, tak na
przykad, e s poeci.
- Dotaro do mnie, e nie da si skonstatowa braku braku. Ale dlaczego tam gdzie jest poeta nie ma poezji? Tam gdzie jest poeta - tam wanie jest poezja.
- Tam gdzie jest poeta - tam wanie nie ma poezji.
- Ale dlaczego?

33

- Bo jest dwa, a nie jeden. Jest podzia. Sztuczny, jak kady podzia, ale w ramach sztucznoci
realny dla tego, ktry - niewiadomy caej swej istoty - t sztuczk, ten, e si tak wyrazi si,
prawdziwie sztuczny ogie wymyli.
- Jaki podzia?
- Podzia na poet i poezj, na Ja-poeta i nieJa-poezja. Ale taka poezja nie jest prawdziw
poezj, jest tytko ide, konceptem, wymysem, projekcj wyobrani poety, zupenie tak, jak
nieJa jest tylko projekcj Ja. Tak wic Ja-poeta i nieJa-poezja rwna si Ja-poeta i nieJapoeta, a to rwna si Ja-poeta i Ja-poeta, czyli Ja-poeta. Poezji ani bysku. A wic i poety ani
bysku, gdy kiedy nie ma poezji, czy moe by poeta? Kiedy nie ma poezji - nie ma nic.
Kiedy za jest poezja - wszystko jest poezja: wszystkim jest poezja i wszystko jest poezj.
Kiedy jest poezja - poeci te s poezj. Prawdziwy poeta nie jest poet. Prawdziwy poeta jest
poezj.
Ty lub inni poeci (ktrzy jestecie poetami, bo nie jestecie poezj) powiecie o tym, co
powyej zostao powiedziane, e to jaka mistyka, bardzo moliwe, e tak powiecie. Co
znaczy mistyka? Moglibymy zajrze raz do jakiego sownika (peno ich na pkach w tym
pokoju), ale chyba tylko po to, eby si dowiedzie, e si niczego z nich nie dowiemy. Bo
wszystkie sowniki tumacz to samo przez to samo. Szuka si pod hasem: mistyka,
wyjanienie brzmi: nadzmysowo, nadprzyrodzono; szuka si pod hasem:
nadprzyrodzono, wyjanienie brzmi: mistyka. Tak to wyglda i to w wielkim, oszczdnym
skrcie. Czowiek sfabrykowany z papieru zadowoli si tym, e troch papieru przeu,
nakarmi si tym i bdzie dalej tym karmi si. Ale czowiek uwany, z krwi i koci,
zwymiotuje to i wicej si na to nabra nie da. Prawidowo, poprawnie sowniki winny
nazywa si: tautologiarze.
Bardzo smutnym w skutkach nieporozumieniem sownikw jest to, e chc wyjania, miast
po prostu zaciemnia; e wyjaniaj pozytywnie (przez co, zdajc si zmniejsza zamieszanie,
zwikszaj je), miast wyjania negatywnie, co pozwolioby zobaczy, e sowami da si
powiedzie o kadej rzeczy wszystko za, a nastpnie wszystkiemu zaprzeczy, a nastpnie
wszystkiemu za-za przeczy, a nastpnie wszystkiemu za-za-zaprzeczy i tak bez koca w
sposb coraz bardziej inteligentny", czyli tkwi wci w martwym punkcie, krcc si w
kko jak bk. Co pozwolioby zobaczy, e sowa s niepowane, wic dlaczego bra je tak
szalenie na serio, jak to je bierzemy? Co pozwolioby zaniecha wreszcie szukania w
ksikach tego, czego w nich nie ma. Co pozwolioby rozgldn si wreszcie wok siebie.
Co pozwolioby odkry ycie.
Wic, czym mistyka? Mistyka to wymyla metajzyk i miesza go z jzykiem
obiegowym ju i tak nazbyt pytiasowym. Na przykad: mwimy po polsku i oto jeden z nas
zaczyna naraz mwi po abrakadabrsku, ktrego to jzyka ani suchajcy ani mwicy
naprawd nie rozumiej.
I oto pytanie stawia si na nogi samo: to, co robicie, wy, poeci, wymylajc jzyk
poetyczny, ktry mieszacie z jzykiem publicznym ju i tak nazbyt chaotycznym - nie jeste
to mistyka totalna?

- Czym jest nawyk? Taki jak naogowe picie trunkw, palenie papierosw, ucie gumy,
granie w karty, bolenie powitalny umiech urzdnikw, kiedy si do nich zachodzi w jakiej
sprawie i wiele, wiele innych. Moe te... nawyk pisania wierszy, jeeli jest to nawyk.
- Wszystko to s nawyki. Jest ich bez liku. Nawyk jest nieuwag. Jest inercj, bezwadem,
niemoc. Jest ornamentem wystroju psychicznego. Jest psychologiczn niewol. Jest
stwarzaniem czasu, piecztowaniem jego cigoci i wyrazem rozkadu tej cigoci.

34

Dla przygniatajcej wikszoci ludzi ich cae ycie jest jeno nawykiem, postpujcym
w wiadomym kierunku rozkadem, korupcj, degeneracj. I caa zgroza w tym, e sami tego
chc. Wepchnici, przy swoim czynnym wspudziale, w przepastn kolein o stromych
cianach i pochyym spadku, nie chc zobaczy, e coraz niej po niej staczaj si.
A wystarczyoby to zobaczy I staby si cud.

- Czym jest pami?


- Pami jest skadowiskiem przeszoci. Skadowiskiem czasu.
- To znaczy czasu przeszego.
- Czasu przeszego. Czasu w ogle.
- Chwileczk. Czasu przeszego, czy czasu w ogle.
- Jest tylko jeden czas: przeszy. Cay czas jest czasem przeszym. Innymi sowy, cay czas
ju min.
- Jake to? A czas teraniejszy? A czas przyszy?
- Czas teraniejszy jest przeszoci odpowiednio modyfikowan. Modyfikowan wedug
schematw, modeli, matryc, szablonw bdcych w przeszoci.
Co za tyczy si czasu przyszego, nigdy go nie ma. Dlaczego? Bo jest ju w przeszoci.
Przyszo jest tylko projekcj przeszoci.
- Jak to si odbywa?
- Tak, jak przy kadej projekcji. Jest projektor, czyli rzutnik, jest smuga, jest ekran i obraz na
ekranie. Rzutnikiem z tam filmow jest przeszo, smug jest czas teraniejszy, ekranem i
obrazem na ekranie jest czas przyszy. Czasy: teraniejszy i przyszy s skutkami przyczyny.
Przyczyn jest przeszo.
Id w gry i gono krzyknij. Moe to by dwik nieartykuowany lub dwik nioscy"
jakie sowo, Na przykad wanie sowo: czas. Po chwili - ktra jest czasem teraniejszym odpowie ci echo, ktre jest czasem przyszym, a o czym musisz powiedzie, e jest czasem
teraniejszym, a w tej chwili ju czasem przeszym, a wic o czym nie moesz nigdy
powiedzie, e jest czasem przyszym. Czas przyszy jest echem czasu przeszego, a to co
pomidzy - nim rozlegnie si echo - jest czasem teraniejszym: kadk, pomostem. Wszystko
to jest oczywicie przeszo. Wzio si ze skadu pamici, ze skadu czasu, ktry cay jest
przeszy. Tak wic to, co wydawao ci si by postpowaniem do przodu, przodem do przodu,
wyda ci si moe w tej chwili postpowaniem do tyu, tyem do tyu, ale naprawd nie jest ani
tak, ani owak.
Kto nadzwyczaj pomysowy wymyli kiedy, e idealnym uniwersalnym samochodem
byby samochd, ktry by wyrzuca przed siebie drog i po tej wyrzucanej, rozwijanej przez
siebie drodze jecha. Latajcy czog. Wicej, nieskoczenie wicej: czog mogcy porusza
si we wszystkich ywioach, bo kadym ywioem, w ktrym czog chciaby porusza si,
byyby gsienice tego czogu. Wehiku czasu jest takim wanie wszech-ywioowym
czogiem. Ale stojcym w miejscu. A tym miejscem jest te czog. Wic czog stoi sam na
sobie. Albo powiedzmy: wisi sam na sobie. Wisi na wosku wasnej lufy, ktra strzela do
przodu, a pociski lec do tyu.
Czas, cay czas jest przeszoci. Czas to jest taka droga, ktra caa (ta przysza te, ta
nie-przesza) jest przesza. Po drodze czasu nie mona nigdzie doj. Po drodze czasu mona
tylko sta nieruchomo w miejscu. W czasie nie da si prawdziwie y. W czasie mona
jedynie trwa. A trwa znaczy nic nowego. A nic nowego znaczy by martwym. Jak
wczorajszy dzie. I jak wspomnienie wczorajszego dnia.

35

Czas, cay czas, jest przeszy, a wic teraz nie istnieje. I uwaaj: to, co teraz nie istnieje, nigdy
naprawd nie istniao.
- To niesychane. Nie moe tak by. Musi by co, nie wiem co, co nie jest przeszoci.
- Jest. I to jest tu, nie tam, nie w przeszoci ani w tak zwanej przyszoci. To jest wanie
teraz. Nie czas teraniejszy (ktry jest tylko zwodzonym mostem pomidzy przeszoci a
przyszoci), lecz teraz. Zaraz teraz. Teraz natychmiast. Ktre do czasu nie naley. Tego, co
yje w teraz, czas - to mierdzce monstrum - ksn nie moe, nie jest w stanie. Stulecia,
milenia, miliony, miliardy, miriady lat, wszystkie czasy, absolutnie wszystkie czasy: przesze
i tak zwane przysze - znajduj si, pre-egzystuj" w tym malutekim teraz i nie plami, nie
brudz, nie kalaj tego teraz ani jedn sekund.
Teraz to wieczno. Wieczno to wieczne teraz, wiecznie nowe tu-i-teraz. Wieczno
w wiecznie nowym tu-i-teraz wiecznie na nowo si uwiecznia.

- Co to jest seks, akt seksualny? Dlaczego to jest takie ...absorbujce?


- Dla ciebie akt seksualny jest wysp, na ktr uciekasz przed samym sob.
- Co znaczy to obrazowe porwnanie?
- Akt seksualny jest przeyciem tak intensywnym, tak organicznym, e twoja wiadomo
zatraca si w nim zupenie. Zatraca si doszcztnie. Tak, e ci wtedy nie ma. Nie ma twojej
wiadomoci, a kiedy nie ma twojej wiadomoci, nie ma ciebie, a kiedy nie ma ciebie, nie
ma konfliktw, nie ma lku, nie ma udrki, nie ma adnych cierpie psychicznych.
Lecz tobie, ktry widniesz, ktry usychasz w czasie, ktry konasz w czasie jak w
ou boleci przeduajcej si w nieskoczono choroby - jake musi wydawa si krtki
ten pozaczasowy moment uniesienia, prawdziwego, pozawiadomego bycia.

- To dziwne, to bardzo dziwne. Dlaczego zatem mnie - ktry jestem tym, kim jestem (faktem
czy nie, nic ju nie wiem, ale na pewno jestem tym, kim jestem) i ktry na pewno chc by
tym, kim jestem - tak potnie, tak niekiedy nieodparcie pociga co, gdzie zatracam si,
gdzie mnie nie ma?
- Na pewno jeste tym, kim jeste. Jeste swoim Ja. Jeste Ja, ktrym jeste. Jeste
naszpikowany sprzecznociami. Twoja istota to wrcz istota sprzecznoci. Na pewno chcesz
by tym, kim na pewno jeste, ale oto jednoczenie bywasz niekiedy dla siebie nie do
zniesienia. Wtedy przed sob uciekasz. Midzy innymi do aktu seksualnego. Dlatego akt
seksualny w twoim wykonaniu nie jest aktem naturalnym ze swoim naturalnym piknem
seksualnym, lecz jedynie jedn z niezliczonych form ucieczki przed sob.
Cae twoje ycie jest bezustann ucieczk przed mierci, do ktrej wszake, cokolwiek by
nie czyni, nieubaganie, nieodwracalnie, nieodwoalnie zbliasz si. Cae twoje ycie jest
bezustann ucieczk od siebie do siebie, bo nie moesz uciec gdzie indziej. Wydaje ci si na
pewno, e jeste obecny w kulminacyjnym momencie aktu seksualnego. Tak nie jest. To tylko
wydaje ci si (jak wszystko inne). Ciebie nie ma podczas apogeum, podczas zenitu aktu
seksualnego. Jest ciao. Tylko ono. A ono. Dlatego ten akt jest tak ywy, ywotny,
yciodajny. Bo kiedy ty umierasz, tryska ycie.
I to dlatego, kiedy opuszczasz wysp nieobecnoci - zanurzajc si na powrt w
mtne, cuchnce wody niezgbionej, nieznurkowanej do dna wiadomoci - jeste jaki
przygnbiony, otpiay, zgaszony, smutny.

36

I nie wiesz dlaczego.

- Przepraszam z gry za pytanie, ktre chciabym teraz postawi...


- Poza tob nie ma tu kogo, kogo mona by za cokolwiek przeprasza. Wic pytaj lub nie
pytaj.

- Hm. To moe zapytam o to przy jakiej innej sposobnoci. Pytanie jest waciwie z rodzaju
ciekawskich, nie za ciekawych. W tej chwili to sobie uwiadomiem.
- Wielk, najwiksz jest rzecz uwiadomi sobie wiadomo, ca wiadomo. Nie ma
poza t rzecz, przed t rzecz nic prawdziwie cudotwrczego.
Ale czekaj. Twoje poprzednie pytanie byo o seksie. Chciae moe zapyta o mniej
wicej co takiego, czy w rozumieniu jest miejsce na seks?
- Zostaem przyparty do muru. Tak. O mniej wicej co takiego chciaem zapyta.
- Posuchaj. W rozumieniu jest takie miejsce i na taki seks, e wszystkie twoje najmielsze,
najbardziej erotycznie wybujae sny nie mog nawet porwna si z tym.

- Co to jest sen? Dlaczego musz przespa jedn trzeci mojego ycia? Dlaczego musz spa?
- Ty jest swoim Ja. Ty jest Ja, ktrym jeste. Ty nie musisz spa.
- Nie musz, ale pi?
- Ty nie pisz.
- Ja nie pi?
- Ty nie pisz.
- Nie pi, ale ni?
- Nie pisz, bo nisz.
- Nie wiem, o co chodzi. A co to jest to, co mi si ni?
- To, co ci si ni, to jeste wanie ty. Ten sen, to marzenie senne, to koszmarzenie senne i
ten kto, kto je potem interpretuje - wedug sennika takiego czy takiego - to jedno i to samo.
To ty.
Ty nie pisz. Ty nigdy nie pisz. istot twoj jest bezsenno, bezsenne trwanie.
Niech ryczy z blu ranny o. Kto nie pi, albowiem spa nie moe kto". Gdyby tak
wyglda sawny dwuwiersz arcysawnego tragikomediopisarza, wtedy mwiby co
prawdziwie istotnego.
Ty nie pisz. pi twoje-nietwoje ciao, eby si obudzi, eby si wyjawi rano w
nowym wiecie, cho tobie wydaje si, e w starym wiecie, coraz starszym wiecie.
Bo z nocy rodzi si dzie, z zimy rodzi si lato, ze mierci rodzi si ycie.

- Czym jest noc?

37

- Ani ty, ani aden czowiek-Ja nigdy tego nie zobaczycie, dopki bdziecie tylko ludmi-Ja.
Bo mona to zobaczy jedynie nagimi, dziewiczymi, niczyimi oczami.
Si powie ci, czym jest noc, ale to do ciebie nie dotrze, bo nie moe dotrze; nazbyt to
olniewajce. Zadziwisz si, kiedy ci si to powie; nie, nawet nie zadziwisz. Bo zaprawd
nazbyt to olniewajce dla kogo, kto jest tylko kim, a wic nie jest nikim, a wic nie jest
wszystkim. Moesz zamia si, kiedy ci si to powie, to moesz, albo pukn si palcem w
czoo na wiadomy znak, e uznajesz to za gigantyczn, kosmiczn bredni; albo moesz
polubownie rzecz przemilcze, tak, jakby jej wcale nie by usysza. Bo te zaiste nawet nie
moesz tego dobrze usysze.
- Niemniej sucham. Czym jest noc?
- Noc jest ogniskiem soca. Noc jest wntrzem, domostwem soca. W nocy soce pi.

- Po co jest noc?
- Noc jest po to, eby umrze. Dzie jest po to, eby y. Jeden dzie to jest cae ycie. Kiedy
si to rozumie, kiedy si to widzi z ca jasnoci, z ca olniewajc jasnoci dnia i z ca
olniewajc ciemnoci nocy, si yje w kadym momencie tak peni i tak do gbi, e
aden moment nie pozostawia po sobie najmniejszego ladu w pamici. Przeywszy tak prawdziwie i mionie, i bez reszty - cay dzie, czyli cae ycie, kiedy zapada noc, si idzie
spa, nie jak gdyby si szo umiera, nie jak, bo to tu ju nie jest wiat porwna, to nie jest
wiat wierszy, prozy poetyckiej, poezji prozodycznej i temu podobne; to jest wiat poezji
nieporwnywalnej, nieporwnawczej; wic kiedy zapada noc, si idzie spa, nie jak gdyby si
szo umiera, lecz idzie si spa rwna si idzie si umrze. Bo te tak jest.
I nie ma alu, bo nie ma dranicia, nie ma rysy, nie ma rany, ktr zostawia po sobie
ku pamici chwila niecakowicie przeyta. I nie ma lku. Spokj niewypowiedzialny, zdrowie
fundamentalne.

- Czym jest lk?


- Ty jest swoim Ja. Ty jeste lkiem i tym, ktry lka si. Ty jeste przyczyn lku i jego
skutkiem.
- O co si lkam?
- O siebie. Zawsze o siebie. Tylko o siebie.
- O siebie, zgoda. Ale nie zawsze o siebie i nie tylko o siebie. Lkam si na przykad o bliskie
mi osoby. eby si im nic zego nie stao. Lkam si o te osoby, nie o siebie.
- Lkasz si o siebie. Nie lkasz si o dalekie ci osoby, lecz o bliskie, czyli o te, ktre
stanowi o twoim yciu, ktre stanowi twoje ycie. Lkasz si o nie, bo gdyby im co zego
stao si, to tobie by co zego stao si.
- Lkam si w jaki sposb o cay wiat, o jego losy.
- Lkasz si o cay wiat, bo ty w tym wiecie jeste i gdyby co zego wiatu stao si, to tobie
musiaoby co zego sta si. Lkasz si o siebie, zawsze o siebie, tylko o siebie.

38

- Nie mog si na to zgodzi.


- Czy ty na to godzisz si, czy nie godzisz, to jest zupenie to samo. Bo to albo ty godzisz si,
albo ty nie godzisz si. Sencundum non datur. A wic: ty, zawsze ty, tylko ty.

- Dlaczego jedni ludzie wierz w Boga, a drudzy nie?


- Ci co mwi, e wierz w Boga i ci co mwi, e nie wierz - mwi to samo. Dla jednych,
jak i dla drugich - ten sam problem: wiara. Jedni wierz w swoj wiar, drudzy wierz w
swoj niewiar. Jedni i drudzy wierz. I wierz w istocie w to samo, w to, co sami wymylili.
Ale nie widz tego. Nie widz tego, bo nie widz jasno, s zalepieni. S zalepieni wanie
swoj wiar. Jedni swoj wiar w Boga, drudzy swoj niewiar w Boga, czyli swoj wiar w
niewiar w tego Boga, czyli swoj wiar w innego Boga. Bo kiedy mwi si, e wierzy si
lub nie wierzy, to zawsze w co wierzy si, lub w co nie wierzy. Kiedy mwi si, e wierzy
si lub nie wierzy, zawsze wierzy si i zawsze w co. Nie da si wierzy (lub nie wierzy) w
nic, czysto, bez powodu, bez przyczyny. A czym jest ta przyczyna? Ta przyczyna jest
przecie skutkiem. Wiara w Boga jest Bogiem, a Bg jest wiar w Boga (jedno bez drugiego
nie istnieje. Jaki to Bg, ktry nie istnieje bez wiary w niego!). Przyczyna jest skutkiem i
odwrotnie. Taka jest struktura kadej wiary. To wszystko jest atwe do odczytania, do
zdemaskowania, kiedy si widzi jasno, kiedy nie ma lku, kiedy si rozumie, czym jest lk, a
wic kiedy problem lku - i co za tym idzie problem wiary - w ogle nie istnieje. Ale nie
widzi si jasno, kiedy jest lk. Kiedy jest lk, nie ma jasnego swobodnego patrzenia, a kiedy
nie ma jasnego swobodnego patrzenia, jest lk i szalej wymysy, i hulaj demony. Jedni
wymylaj jednego Boga, drudzy wymylaj drugiego Boga. Jednoczenie tych Bogw stroj
(Bg bdcy obiektem kultu nie moe by nagi. Oddawanie mu hodu ju jest przystrojeniem
go). A co stroj? Stroj co, co ju jest strojem, pod ktrym nie ma ani opatka, ani hostii
ywego ciaa. To jest co takiego, jak kiedy wypierze si kurtk i wstawi pod ramiona
wieszak, i powiesi, eby wyscha, na lince na dworze; przychodzi mrz i mokre sukno teje
na mrozie i to wyglda z daleka niby pene, ale oczywicie jest puste i sobie wisi. Ale wisi na
wieszaku, co wisi prosto na lince, co wisi prosto na drzewie, co stoi prosto w ziemi, co stoi
prosto na niebie. A tamto nie jest nawet tak zmarznit, pust kurtk. Tamto jest prne i
suche jak sowo i wisi samo na sobie. Jak kady wymys.
Wic jedni stroj swojego Boga w jeden sposb, drudzy stroj swojego Boga w drugi
sposb. W trakcie tego wszystkiego oczywicie utosamia j si ze swoimi Bogami, co nie
przychodzi im z trudem, wszak utosamiaj si z sob, ale nie z sob: biednymi, sabymi,
uomnymi, grzesznymi, lecz z sob: potnymi, idealnymi, boskimi, niepokalanymi. Co moe
zdarzy si, co wczeniej czy pniej musi zdarzy si, kiedy dochodzi do konfrontacji
przedstawicieli obu sekt i ich interesw fizycznych i metafizycznych, atwo przewidzie. W
imi swoich odmiennych w szczegach strojw Bogw - wzajem morduj si.
Historia ludzkiej wiary cuchnie od milionw trupw pomordowanych w imi wiary,
takiej, innej, czy jeszcze innej, nie ma znaczenia jakiej, bo wszystkie jednakie. Kada wiara
poi si krwi, ocieka krwi, opywa krwi, ale niestety nie tonie w tej krwi, lecz rozkosznie

39

pawi si, bo krew jest jej krwawym ywioem. Historia ludzkiej wiary jest jedn
nieprzerwan czarn "noc witego Bartomieja".
Ludzie-nikt, ludzie-mio, ludzie-jasno, ludzie-soca chodz po ziem i mwi, czym jest
wiara, kada wiara, pokazuj czarno na czarnym, e czarne jest czarne. Mwi do ludzi-Ja:
zobaczcie, czym s wasi Bogowie, otwrzcie wreszcie oczy i zobaczcie, e Bogowie s
waszymi mordercami; poznajcie siebie i zobaczcie, e wy jestecie Bogami, w ktrych
wierzycie i e to wy sami mordujecie siebie samych. Ale albo tych ludzi-nikt nie sucha si,
albo sucha si ich jak Bogw, a wic lepo sucha, a wic wcale nie sucha, nie odkrywajc w
sobie tego o czym mwi i odrzuca si dawnych Bogw, i z tych ludzi-nikt fabrykuje si
"nowych" Bogw, na przekr nim samym, wbrew temu co mwi, i wszystko jest tak, jak
byo, zastpio si to samo przez to samo, i wynika z tego to, co z tego wynika; nie ma ycia,
nie ma rozumienia, nie ma wolnoci, nie ma wiatoci, nie ma szczcia, nie ma pokoju pod
oliwkami ni gdzie indziej. Bo jest wiara w to, co oznacza si sowami: pokj, szczcie,
wolno, mdro, ktre to sowa w ustach kadego wierzcego nie oznaczaj nic wicej jak
haas i chaos, lk i agresj, chciwo i przemoc, czego efektem jest obudna lub jak
najbardziej szczera lichwa tonami wakich" i imponderabilnych dewocjonaliw
zamieniajcych si - kiedy co pewien czas bij na trwony alarm dzwony masowego przekazu
- w dzidy, uki, miecze, karabiny, granaty, armaty, bomby. hekabomby i hekatomby.

- Czy Bg, prawdziwy Bg istnieje?


- Ach, Boe! Ty dalej swoje. Czy nie widzisz, e aby mc postawi to pytanie, jest
nieodzowne - naturalnie - odrzuci istnienie Boga, bo nie uczyniwszy tego, jak mona pyta o
istnienie Boga? Czy widzisz ca nie-odpowiedzialno takiego pytania? Nie odrzuciwszy
istnienia Boga, czy moesz pyta o istnienie Boga? A jeeli nie odrzucasz istnienia Boga, to
po co pytasz o istnienie Boga? A jeeli odrzucisz istnienie Boga, czy wtedy zapytasz o
istnienie Boga?
Pytanie: czy Bg, prawdziwy Bg istnieje? - jest tak bezpodstawne, tak
niefundamentalne i tok niefortunne jak pytanie: czy istnieje Xhzzzwzxqqq?

- Czym jest wymys? Co to jest? Na czym to polega?


- To wanie nie polega na niczym. Nie ma podstawy, nie ma bazy, nie ma korzeni. Jak
drzewo, ktre by roso w powietrzu. Drzewo rosnce w powietrzu, bez zakorzenienia w ziemi
jest oczywicie wymysem. Wymys nie ma rda, nie ma pocztku. Poniewa nie ma
pocztku, to i nie ma koca.
Istot wymysu jest to, e wymyla sam siebie i e musi manifestowa si, bo po to
wymyla si. Wymyla si, eby manifestowa si; manifestuje si, bo wymyli si.
Przyczyna i skutek pojawiaj si jednoczenie, bez kolejnoci. Skutek przyczyny jest
jednoczenie przyczyn przyczyny, a przyczyna skutku jest jednoczenie skutkiem skutku.
Przyczyna jest skutkiem i odwrotnie. Koo nie otwiera si ani nie zamyka, lecz wtacza si od
40

razu zamknite. Pomidzy przyczyn a skutkiem tkwi czas, to znaczy fabua, historia, pami,
telegraf bez drutu, za pomoc ktrego przyczyna i skutek wzajem kontaktuj si, eby
pociesza si, eby oznajmia sobie, e wszystko gra, niekiedy troch nie gra, ale to
przejciowe, w kadym razie postp jest, postp postpuje.
Poniewa jest to ukad zamknity, wszystko, co jest poza tym ukadem, jest dla niego
absolutnie nieistniejce; istnienie czego innego jest absolutnie niemoliwe do wyobraenia,
gdy wyobrania, bdc jednym z elementw tego ukadu, jest w nim zamknita, jest swoj
wasn winiark. W tym ukadzie, w jego wntrzu mwi si o istnieniu czego innego,
czego nieznanego, ale to nie jest to prawdziwe inne, to prawdziwie nieznane. Bo oczywicie
nie moe by. Bo to inne", nieznane", tajemnicze", boskie", o czym mwi si w ukadzie,
musi zawiera si, musi zamyka si w kolistych ramach tego ukadu, w kwadraturze tego
koa. To jest tak, jakby w wodach niezmierzonego oceanu ycia pywa batyskaf o grubym,
szczelnym, nic nie przepuszczajcym pancerzu; w cianie pancerza nie ma wazu, nie ma
wyazu, nie ma okien, nie ma adnego, nawet domylnego widoku na wody oceanu. Ten
batyskaf nie wie, e jest batyskafem i e pywa w wodach niezmierzonego oceanu ycia.
Gdyby to wiedzia, mgby z siebie wydosta si. Ale nie wie tego. Nie wie tego, bo nic
prawdziwego nie wie. Nic prawdziwego nie wie, bo nic prawdziwego o sobie nie wie. Nie
wie o sobie nawet tyle, e nic nie wie. Gdyby wiedzia o sobie cho tyle, a tyle, mgby z
siebie wydosta si. Ale nie wie nawet tego. Nie wie nawet nic, a wydaje mu si wszystko.
Wydaje si temu batyskafowi, e jest batyskafem w wodach niezmierzonego oceanu ycia (a
wic jest w yciu i ten ocean ycia eksploruje i poznaje), ale nie widzi, bo nie moe tego od
rodka zobaczy, e ten jego niezmierzony ocean ycia jest w rodku batyskafu, jest
wntrzem batyskafu, jest faszywym niezmierzonym oceanem ycia.
W tym ukadzie istnieje tylko wewntrz, nie istnieje adne prawdziwe zewntrz. Ale istnieje
faszywe zewntrz i to faszywe zewntrz, cho jest wewntrzem, jest dla tego wewntrza
prawdziwym zewntrzem. Wymys wymyla si w taki sposb, e jednoczenie (w tej
jednoczesnoci nie ma ywej kolejnoci, ywego porzdku ycia) wymyla siebie i niby-niesiebie, ale to niby-nie-on jest dla niego realnie nie-nim.
- Dlaczego tak?
- Dlatego wanie, e wymys musi manifestowa si i manifestuje si wanie pomidzy sob
i nie-sob. To nie-sob jest niby-nie-sob, jest sob, ale wymys tego nie widzi, bo nie ma na
siebie spojrzenia z zewntrz. Patrzy w lustro i nie widzi, e odbicie w lustrze jest nim. Nie
widzi tego, e jest to jego odbicie, bo nie widzi, e patrzy w lustro. Nie widzi, e patrzy w
lustro, bo nie widzi, e sam jest lustrem i e ustawione naprzeciw niego lustro jest tym samym
lustrem, jednym lustrem. Bo wymys to jest jedno lustro, ktre jest dwoma ustawionymi
naprzeciw siebie lustrami. Dlatego dwoma lustrami i dlatego ustawionymi naprzeciw siebie,
en face, eby mc trwa, eby mc manifestowa si, eby mc nieskoczenie przeglda si,
podglda, rozglda, maskowa, opisywa, przepisywa, popisywa, ale nigdy naprawd
siebie w caoci nie zobaczy. Sztuczka icie szataska. Bo zobaczy siebie w caoci, w
peni, znaczyoby zobaczy, e oba lustra s jednym lustrem i e z tej strony i z tamtej strony
tego jednego lustra (nie) stoi nikt. Szatan tylko dlatego jest szatanem, e nie widzi, e jest
szatanem. Szatan jest najbiedniejszym, najnieszczliwszym po-tworem wiata. Ku niemu
kieruje si cay niezmierzony ocean wspczucia, ktry nosz w sobie jedynie ludzie-nikt.

- Czy kto szuka, znajdzie?

41

- Kto szuka, eby znale, znajdzie to, czego szuka. Kto szuka, eby znale, wie, czego
szuka. Kto wie, czego szuka, wcale nie szuka. Kto szuka, eby znale, ju znalaz. Co
znalaz? Znalaz to, o czym ju wiedzia, co ju zna, co ju w mylach mia. Co znalaz? Nic
nie znalaz.
Kto szuka, eby znale, nie znajdzie. Bo tego, co jest nieznane, co nowe, co
cakowicie wrcz inne - nie da si szuka. Tego, co jest prawdziwie godne szukania, nie da si
szuka. To, co jest prawdziwie godne znalezienia, moe znale ten, kto nie szuka, eby
znale, kto nie szuka: eby, w celu, dla. Moe znale to tylko ten, kto nie szuka, lecz sam
jest szukaniem, stanem szukania, pasj szukania, rozdzierajc tsknot szukajc. Szukajc
nie wiadomo czego. Wiatru w polu.

- Niekiedy czuj w sobie jaki jakby bysk jasnoci. Jakbym co wiedzia, ale nie wiem co;
jakbym co rozumia, ale nie wiem co. To nie daje si w aden sposb zatrzyma ani nie
mona tego w aden sposb wywoa czy przywoa. Co to moe by?
- To jest, rzecz jasna, bysk. To iskierka, to promyk przebijajcy si z dna wiekw przez
wszystkie pokady guchych ciemnoci nagromadzone przez wszystkich bdcych przed tob
ludzi-Ja, ktrych jeste skutkiem, bdc tym samym przyczyn tych wszystkich ludzi-Ja,
ktrzy bd po tobie, przez co kopiesz i pogbiasz od gry piekieln czelu.
To si nie daje w aden sposb zatrzyma ani nie mona tego w aden sposb
wywoa, bo to jest od ciebie niezalene. To jest od ciebie wolne, a wic to jest prawdziwie
wolne. To iskierka, co jest w twoim-nietwoim ciele i w ciele kadej rzeczy na tej ziemi, i w
ciele kadej rzeczy na nie tej ziemi, i w ciele kadego pyku midzygwiezdnego, i w ciele
tego, co jest pomidzy pykami midzygwiezdnymi, w ciele tak zwanej prni, we
wszystkim, prcz tego, co nazywa si Ja. To wietlna drobinka, wietlny nieskoczenie may
"punkt". Nie ma nic mniejszego. I to jest te najwiksze, bezgraniczne, bez wymiaru. Nie ma
nic wikszego. To jest tak wielkie, e cay dostpny twojej wyobrani wszechwiat nie tylko
zmieciby si w tym, ale byby w tym obszarze nie do odszukania przez najwiksze
teleskopy. Ale nawet tak chytrze o tym powiedzie to tyle, co nic o tym nie powiedzie.
Cokolwiek o tym powie si, nie jest tym. Bo to jest poza sowami.
To jest poza sowami, poza myl, poza czasem, poza wiar i niewiar, poza
przyczyn i skutkiem, poza najwybujalsz wyobrani, poza najskrytsz, najprzepacistsz
wiadomoci. To wieczno, cisza: wolne pole do pieni, rdo sowika i wszystkich
cudownoci, wszystkich faktw. rdo mog zobaczy oczy niczyje. Oczy niczyje s tym
rdem. Powstanie wiata jest rozwarciem powiek oczu niczyich. Od tego pierwszego
powstania wiata zaczyna si wiecznie od nowa powstawanie wiecznie od nowa nowego
wiata. Wiecznie od nowa powstawanie wiecznie od nowa nowego wiata jest mruganiem
powiek oczu niczyich, nieznuenie cudownie i niewymownie cudownie tym wszystkim
zadziwionych.

- Kto jest autorem tej ksiki?


- Autorem tej ksiki nie jest kto, nie jest kto jeden i nie jest kto drugi, lecz co trzeciego.
Mona to nazwa stanem tworzcym. Oczywicie ta nazwa to jest tylko nazwa. W kadym

42

razie nie da si postawi pytania: kto jest autorem tej ksiki? Da si postawi pytanie: kto
ewentualnie podpisze si jako autor tej ksiki, nie bdc jej autorem?

- Kto ewentualnie podpisze si jako autor tej ksiki, nie bdc jej autorem?
- Ty. Ty, Edward Stachura, ewentualnie podpiszesz si jako autor tej ksiki, nie bdc jej
autorem. Wszak ty dwigasz nazwisko. Ty jest nazwiskiem dwigajcym garb swojego
nazwiska.

- Czym jest kolor?


- Kolor jest tym dla oka, czym dla ucha dwik.
- Czym tedy jest dwik?
- Dwik jest tym dla ucha, czym dla nosa wo.
- Czym tedy jest wo?
- Wo jest tym dla nosa, czym dla jzyka smak.
- Ale czym jest to wszystko: kolor, dwik, wo, smak?
- Tym, czym ziemia pod stop.

- Materi?
- Materi, rzecz jasna.

- Czym jest ruch?


- Ruch jest materi.
- Ruch te jest materi? Jak kolor, dwik, wo i smak?
- I dotyk.

- W jaki sposb ruch moe by materi? Jaka to materia? Jaki rodzaj?


- Ruch jest materi pomidzy przeciwstawiestwami. Przeciwstawiestwa s jednym. W
wysokim jest zarazem wysokie i niskie, i odwrotnie: w niskim jest zarazem niskie i wysokie.
W cikim jest zarazem cikie i lekkie, w lekkim jest zarazem lekkie i cikie. Mikkie jest
mikkie i twarde, twarde jest twarde i mikkie. W gorcym jest zarazem zimne, w zimnym
jest zarazem gorce. Tak jest z kadym przeciwstawiestwem. Przeciwstawiestwa s
jednym, s jednociami. Mona by powiedzie, e pomidzy przeciwstawiestwami jest
prnia. Mona by zatem powiedzie, e ruch jest materi w prni.

43

- Materia w prni? C za niesychany tym razem paradoks! Tyle ju tych paradoksw. Istna
feeria paradoksw.
- Czekaj. O paradoksach jeszcze pomwimy. Dokoczmy na razie o ruchu. Wic ruch, mona
by powiedzie, jest materi w prni. Ale prni oczywicie nie ma, wszdzie jest materia.
Wic podstawiajc - w zdaniu: ruch jest materi w prni - pod prni materi, otrzymujemy
nastpujce sformuowanie; ruch jest materi w materii. I to ju teraz jest jasne i dokadne.
Powiedziae: "Tyle ju tych paradoksw. Istna feeria paradoksw". Na to ci si
powie: wic czy ju nie do? Iloma jeszcze paradoksami chcesz ozdobi klapy swojej
marynarki? To nie s paradoksy. To s kwiaty nieznanej ci rzeczywistoci. Ale dla ciebie to
s paradoksy, bo dla ciebie to mog by tylko paradoksy. Dla ciebie to s byskotki do stroju.
Tym bardziej byskotkowe, im bardziej paradoksalne. Byskotki, nic wicej.
Posuchaj. Pytasz o ruch, kolor, dwik, pami, czas, ycie, mier, wieczno,
mdro, wolno, prawd, Boga, najwiksz tajemnic, jak powsta wiat i tak dalej, i temu
podobne, i wydaje ci si, e to s waciwe pytania, ale to nie s waciwe pytania. Kiedy dziki twojemu wielkiemu cierpieniu - trafilimy na siebie, powiedzia ci ten, co go masz
przed sob, e moe odpowiedzie na wszystkie twoje pytania, najbardziej niewiarygodne.
Pewnie dlatego windujesz te pytania, ktre windujesz i ktre wydaj ci si wielkie. Ale
naprawd to one s niewielkie. Wielkie pytania, niebotyczne pytania to te, ktre dotykaj
ziemi, po ktrej chodzisz.
- Jakie na przykad s wielkie pytania?
- Wielkie pytania s te, ktre tobie niechybnie wydadz si banalne, wrcz miechu warte. Na
przykad: dlaczego ci zoci, e kto siorbie przy spoywaniu zupy? Dlaczego lubisz psy, a
nie lubisz kotw lub odwrotnie? Dlaczego mwisz, e wolisz gry ni morze lub odwrotnie?
Dlaczego przebywasz z ludmi, z ktrymi jest ci przyjemnie, a unikasz jak ognia towarzystwa
tych, z ktrymi jest ci w jaki sposb nieprzyjemnie? Dlaczego telefonujesz do kogo ze
sowami: Cze. Dzwoni, bo mam do ciebie taki jeden interes" i wydaje ci si to naturalne?
Dlaczego nigdy nie telefonujesz do kogo ze sowami: Cze. Dzwoni, bo nie mam adnego
interesu"? Dlaczego wydawaoby ci si to nienaturalne? Dlaczego kogo nazywasz
przyjacielem? Dlaczego, kiedy temu - kogo nazywasz przyjacielem - jest le, ciko, to
pocieszasz go, wspierasz, podtrzymujesz na duszy, wyglda, zechciaby mu nieba
przychyli, a kiedy ten wydostaje si z biedy i zaczyna powodzi mu si, wcale ci to, dziwna
rzecz, nie raduje, lecz, dziwna rzecz, zaczyna drani? Dlaczego nie podoba ci si, e twoja
ona czy narzeczona umiechna si do jednego pana na przyjciu imieninowym? Dlaczego
podoba ci si, e czyja ona czy narzeczona do ciebie umiechna si? Dlaczego kupie
dziecku kryminaln zabawk-pistolet? Do czego byby zdolny dla swojej rodziny? Dlaczego
nudzisz si, kiedy jeste sam? Dlaczego czekasz na pewien list? Dlaczego z tak
niecierpliwoci? Dlaczego w towarzystwie obmawiasz nieobecnych? Dlaczego jadc
pocigiem rozwizujesz krzywki? Dlaczego splune przez lewe rami, kiedy czarny kot
przebieg ci drog? Dlaczego wracajc noc do domu wybierasz dusz, okrn tras, eby
nie przechodzi opodal cmentarza? I tak dalej, i temu podobne. To s waciwe pytania,
wielkie pytania, gigantyczne pytania. Kluczowe. Cho tobie niechybnie wydaj si paskie i
gupie. W odpowiedziach na te pytania kryje si rozwizanie wszystkich twoich problemw i
wszystkich problemw wiata, i pocztek nowego, prawdziwego ycia. Bo w odpowiedziach
na te pytania jest samopoznanie. A nie ma samopoznania w odpowiedziach na te pytania,
ktre ty - sdzc, e to najwaciwsze pytania - stawiasz, obojtnie czy udzielane ci przez
czowieka-nikt odpowiedzi s opisem mdroci czy kup wymysw. Dla ciebie tak czy owak
jest to kupa wymysw, dopki sam w sobie nie odkryjesz, o czym to wszystko jest, o czym,
a zwaszcza o kim. Takie pytania naley stawia, na ktre sam mgby odpowiedzie. Nikt ci
nigdy nie odkryje, kim jeste, kim jest twoje Ja, ktrym jeste. adne wite ksigi, aden
mdrzec, aden prorok, aden nawiedzony, aden guru, aden analityk, psychoanalityk,

44

dogmatyk, pragmatyk, gramatyk i tak dalej. Ty sam i tylko ty sam moesz to odkry, w sobie
odkry, bo tylko ty sam moesz zaobserwowa, jaki naprawd jeste. Pytania zatem stawiaj
sam sobie i sam sobie na nie odpowiadaj. Nie moesz nic naprawd pozna, nim siebie nie
poznasz, nim nie poznasz poznajcego. Niczego nigdy naprawd nie dowiesz si, nim nie
dowiesz si, kim jeste, kim jest Ja, ktre chce dowiedzie si. Bez tego nigdy nic nie
bdziesz naprawd wiedzie, a wszystko bdzie wydawa ci si. Wydaje ci si, e zaszede
bardzo daleko i bardzo wysoko w poznaniu wiata, a ty - nie wiedzc kim jeste - po prostu
nie ruszye z miejsca. To przecie jasne. Jak soce za chmurami. Trzeba ci pozna chmury,
eby je rozproszy i eby odsoni si widok nad widoki, i eby moga obj i owietli ci
jasno rozumienia.
C z tego, e przeczytasz jeszcze jedn ksik, co wyda ci si gupia lub wyda ci si
mdra, lub wyda ci si troch mdra troch gupia. Czytaj, ale w ktrym momencie podnie
wzrok znad ksiki i zapytaj wreszcie siebie: Dlaczego czytam ksiki? Bo jest to przyjemne
spdzenie czasu? Dlatego, e nie podoba mi si emitowany wanie program telewizyjny albo
dlatego, e ju skoczy si cay program na wieczr i pny wieczr dzisiejszy? Do poduszki
przed snem? Dla intelektualnej rozrywki? eby zaliczy kolejne dzieo modnego autora?
eby wzruszy si? eby ucieszy si? eby zmartwi si? eby znale co mdrego o
yciu? eby czego nauczy si? eby pomieszka wyobrani w innym wiecie? Co to
waciwie znaczy inny wiat? Co to waciwie znaczy inny? Dlaczego czytam ksiki? eby
troch poy bardziej interesujcym ni moje yciem bohaterw ksiki? eby zobaczy, e
pomimo wszystko oni jednak te cierpi tak samo jak ja, a niekiedy o wiele, wiele wicej?
Dlaczego takie wanie ksiki najbardziej podobaj mi si, gdzie niepokoje, rozterki,
cierpienia, nieszczcia, tragedie i krew leje si, i trup pada gsto jak w sztukach Szekspira?
Dlaczego waciwie autorowie opisuj takie okropnoci? Ale przede wszystkim dlaczego ja
czytam takie okropnoci? Dlaczego czytam ksiki? Bo wszyscy czytaj, wic dlaczego ja
miabym nie czyta? Bo mam woln chwil i trzeba czym zaj mi si? Dlaczego musz
zawsze czym zajmowa si? Czy potrafi, czy potrafibym przez kwadrans, przez pi minut,
przez jedn minut nic nie robi i o niczym nie myle? Dlaczego nie mog usiedzie
spokojnie, ulee spokojnie, usta spokojnie? Dlaczego tak nieustannie miotam si? Co to jest
to uczucie pustki, ktre odczuwam, kiedy nic nie robi. Czemu to jest takie nie do zniesienia?
Czemu tak boj si tego? Co to jest ta czarna dziura? Czy mog j wypeni otworzeniem
ksiki, wczeniem radia czy telewizora, suchaniem pyt, telefonowaniem do znajomych,
pjciem na bryda czy na pokera, do restauracji na wdk, do kina, do teatru, do opery, do
operetki, na publiczne spotkanie z jakim artyst, pisarzem, gwiazd ekranu czy estrady,
iluzjonist, magiem, magikiem, na mecz, napisaniem listu, napisaniem wiersza, modlitw,
wspominaniem dziecistwa, marzeniami o przyszoci? Przecie wszystko cokolwiek robi,
eby czarn dziur wypeni, zalepi, zakitowa kitem sfabrykowanym przeze mnie czy przez
innych, wszystko to wczeniej czy pniej koczy si i ona znowu pojawia si, znowu jest
przy mnie. Ta straszliwa czarna dziura. Wic znw mi ucieka? Mam tak ucieka cae ycie?
A do samej mierci? Bo przecie dalej nie uciekn. Czy na tym polega ycie? Na
nieustajcej i, okazuje si, zawsze daremnej ucieczce? Na zawsze daremnym, prnym
kitowaniu tej straszliwej czarnej dziury? Moe trzeba mi raz zrobi co innego, nie wiem co,
co czego jeszcze nigdy nie robiem? Ale co? Co robi? Chyba ju wszystko robiem, zawsze
co robiem. Zawsze, kiedy tylko czuem, jak zblia si, jak nadchodzi, jak nadciga ta
straszliwa czarna pusta chmura, ta straszliwa czarna dziura - natychmiast, w te pdy braem
si za jak robot, za pranie, za cerowanie skarpetek, za mycie naczy, za sprztanie, za
porzdki, za cokolwiek, za byle co, za bylewszystko albo wychodziem z domu i zachodziem
do znajomych, albo szedem do kina, albo jechaem gdzie, w kraj, w wiat, albo tysice
rnych rzeczy. Nigdy nie dopuszczaem do siebie tej straszliwej czarnej dziury. Zawsze co
robiem. Jeszcze nie byo tak, ebym czego nie robi, zaraz... a moe wanie nic nie robi?

45

Nic a nic. Tak, tego jeszcze zaiste nie robiem. Wic moe wanie nic nie robi? Absolutnie
nic. Nie zagusza si, nie chowa si za barykad jakiego jakiegokolwiek zajcia, nie
ucieka, nie czmycha. Pooy si albo usi i dopuci do siebie t straszliw czarn
dziur, twarz w twarz, oko w oko. I co? Przestrasz si. Bd chcia ucieka. Ale moe
chodzi o to, eby nie ucieka. Zawsze uciekaem i w efekcie nigdzie nie uciekem. Wic moe
raz nie ucieka, wytrwa z t straszliw czarn dziur, z ni, przy niej, tu obok, bardzo
blisko, tu-tu. Bo przecie, tylko tak mog zobaczy, czym ona jest. Co si wtedy moe
sta? Nie wiem. Skd mog wiedzie, jeeli tak naprawd nigdy jeszcze oko w oko, sam na
sam z ni nie byem? Wic wszystko, co o tym powiem, bdzie moim wymysem, wymysem
mojej wyobrani, wylknionej wyobrani. Bo przecie lkam si. Czy w tej chwili lkam si?
Tak, lkam si. Nie ma waciwie na razie powodu do lku, a ja ju lkam si. Czego wic
lkam si? Lkam si lku. Czy to jest normalne: lka si lku? Bo jeeli to jest normalne, to
rwnie normalne jest lka si lku przed lkiem, a wic rwnie lka si lku lku przed
lkiem. I tak bez koca. Nie, to na pewno nie jest normalne. Ale tak rzeczy przedstawiaj mi
si: wszystkiego boj si. Mam sobie wmawia, mam oszukiwa si, mam udawa, e tak nie
jest? Wszystkiego boj si. l ten najgorszy zawsze strach: przed mierci.. Czy mona
nazywa yciem co, co nieuchronnie koczy si mierci,? Czy mona nazywa yciem co,
co jest jednym nieustannym lkiem na wszelkie moliwe sposoby zaguszanym, nic tylko
zaguszanym, oguszanym, odsuwanym na jaki czas z przejcia, przesuwanym z kta w kt
jak absurdalny mebel, ale cigle we wntrzu izby walajcym si, nigdy raz na zawsze na
mietnik nie wywalonym? I czy ja w ogle widz rzeczywisty wiat, jeeli lkam si, jeeli
lk zawsze we mnie tkwi jak zatruta zadra, to pytko, to gbiej tak, e powierzchnia - czym
tam w danej chwili znarkotyzowana, znieczulona - nie czuje go, ale on przecie we mnie jest.
Ten lk. Przecie wszystko na co patrz i wszystko co sysz, i wszystko co pomyl - jest
moim lkiem skrzywione, spaczone, zdeformowane. Ten wiat w moich oczach i w moich
uszach, i w moich mylach to zupenie jak gabinet krzywych luster w wesoych
miasteczkach. Z tym tylko, z tym jednym nie do odsunicia, nie do przesunicia maym
tylko", e tam to jest komiczne, a tu tragiczne. Tam to jest zabawa, a tu zagada. Na pewno
wszystko wygldaoby inaczej, gdybym nie lka si. Nawet nie mog sobie wyobrazi, jak
wygldaoby ycie bez lku. Tego, jak to jest, kiedy stoi si sam na sam, bez adnego oparcia,
bez adnej osony, oko w oko ze straszliw czarn dziur te nie mog sobie wyobrazi. A
moe to ma jaki zwizek jedno z drugim, jeeli ani tego, ani tego nie mog sobie wyobrazi?
Moe trzeba, moe nieodzowne jest przelc si, przestraszy, przerazi si, eby uwolni si
od lku, wszelkiego lku i moe raz na zawsze? A moe ja istotnie jestem lkiem, caym
lkiem, jego ofiar, jego skutkiem i przyczyn? Bo czy lk istnieje niezalenie ode mnie,
oddzielnie? Kiedy nie ma tego kogo, kto boi si, kto lka si, czy lk jako taki istnieje?
Kiedy nie ma skutku, czy istnieje przyczyna? To jest przecie oczywiste, to skacze do oczu:
lk beze mnie nie istnieje, beze mnie lkajcego si. Wic uwolni si od lku znaczyoby
uwolni si od siebie. A moe ja jestem te t straszliw straszn dziur? Bo kiedy nie ma
tego kogo, kto przed ni w popochu ucieka, kto j przede wszystkim nazywa straszliw
czarn dziur, to ona nie ma pola do popisu, ona wrcz nie ma adnej racji bytu. Wic
uwolni si od niej znowu znaczyoby uwolni si od siebie. Ale jak mog od siebie uwolni
si, jeeli zaiste nie wiem, kim jestem, skd wziem si i po co, i dokd zmierzam, jeeli w
ogle dokd zmierzam? Musiabym wpierw siebie pozna, eby mc potem od siebie
uwolni si. Albo moe jest tak, e to poznawanie siebie jest zarazem uwalnianiem si od
siebie?"

46

Czy wysuchae uwanie tego potoku? To by potok tylko sw, ale to nie bya
maszynka do mielenia sw. To by szczeglny potok sw. To nie byo mwi, eby mwi,
to byo mwi, eby powiedzie. Czy mgby tak sam do siebie mwi, sam do siebie
powiada gono lub "po cichu", w myli?
- Suchaem uwanie. To byo wanie zupenie tak, jakbym mwi, jakbym powiada sam do
siebie, bez adnej zgrywy, bez niepotrzebnego aktorstwa, w chwili naprawd gbokiej
szczeroci.
- Nie mwmy o szczeroci. Gboko szczerze mona rwnie nienawidzi i zabija. Poza tym
kiedy zaczyna si mwi o szczeroci, natychmiast na horyzoncie wyrasta nieszczero. Bo to
ju tak jest. Jedno bez drugiego nie istnieje. Wic lepiej zostaw to, nie przywouj tego, nie
podpieraj si tym. To kij o dwch kocach. Tu si nie mwi o szczeroci. Tu si mwi o
uwanym suchaniu. A wic, posuchaj uwanie, nie o takim suchaniu, podczas ktrego
zgadzasz si lub nie zgadzasz si z tym, co syszysz, bo wtedy suchasz tylko tego, z czym
zgadzasz si, a wszystko inne do ciebie nie dochodzi, nie wchodzi, nie wnika, odbija si jak
groch o cian. Wic suchasz wtedy tylko tego. z czym zgadzasz si (lub tego z czym nie
zgadzasz si, na jedno wychodzi, jeden diabe); wic suchasz wtedy tylko siebie, wic
suchasz wtedy tego, co ju kiedy usyszae, suchasz swojej pamici, wic wcale nie
suchasz. eby mc, eby by w stanie sucha uwanie, jest nieodzowne zrobi miejsce dla
tego suchania, to znaczy by pustym jak suche koryto rzeki przed nadejciem pory deszczw.
To si nazywa sucha uwanie. To si nazywa po prostu sucha. Czy tak suchae?

- Ju teraz nie wiem, czy tak suchaem, ale myl, e suchaem dosy uwanie. I pytam: co
robi, eby pozna siebie?
- To samo, co robie do tej pory, to samo, ale ju jawnie wiadomie, w peni wiadomie.
Uwaga. Wielka uwaga. Umieci si w ustawicznej uwadze. A zwaszcza adnej prby
zmienienia siebie, zmieniania si, mutacji, transmutacji i temu podobne. adnej prby denia
do stawania si kim innym ni tym, ktrym jeste.
- Jeeli zauwa, e jestem na przykad pyszny, mam nie stara si by skromnym? Jeeli
zauwa, e jestem chciwy, mam nie stara si by niechciwym?
- Chcie by niechciwym jest tak sam chciwoci jak kada inna. Chcie by skromnym,
hojnym, godnym, agodnym, dobrym, witym, mdrym i co tam jeszcze zostao - tak samo.
Kade chcie jest chciwoci. To naley spokojnie zaobserwowa, w sobie zaobserwowa i
dookoa, bez potpiania i bez usprawiedliwiania. e kade chcie jest chciwoci. Nie ma, nie
byo i nigdy nie bdzie w ludzkoci wikszego odkrycia.
Chcie by skromnym wcale nie oznacza, e przestao si by pysznym lub e kiedykolwiek
pysznym by przestanie si. To s wszystko puapki, w ktre bezustannie wpadasz.
- To s puapki?
- To s puapki.
- Kto zastawia te puapki?
- Ty sam. Ktby inny?
- Ja sam zastawiam na siebie puapki? Po co? Przecie to byoby kompletnym bezsensem.
- Bo te Ja jest kompletnym bezsensem; Ja jest chaosem, ale mona by powiedzie, e jest
arcygenialnym chaosem. Zastawia na siebie puapki, wpada w nie, ale to wszystko istocie
jego, esencji jego nie zagraa. Nie zagraa jego trwaniu, jego cigoci, jego martwej
nieskoczonoci. Cay czas przecie manifestuje si, a tylko o to chodzi. Wic to wszystko, te
jego puapki s wrcz wod na jego myn. Zastawia puapk, wpada w ni, potem samo z

47

puapki wyciga si i dalej w kko to samo. To jest oczywicie bdne koo. Ale Ja wanie
jest tym bdnym koem. Bdne w bdnym kole koowanie jest jego caym tak zwanym
yciem.
Posuchaj uwanie, po prostu posuchaj, zrb miejsce dla suchania i wpu do siebie
to, co ci si mwi. Bdne koo nie widzi, e jest bdnym koem, bo nie moe tego od rodka
zobaczy. Zauwaa natomiast niekiedy, e co nie gra w jego maszynerii, syszy jaki odgos,
ocenia to jako zgrzyt i to je drani, wic usiuje usterk usun, prbuje bd naprawi.
Naprawia, ale po pewnym czasie zgrzytanie znw powraca. Dlaczego? Bo naprawd nie
naprawi bdu. Dlaczego? Bo nie zna siebie, nie widzi siebie w caoci, w peni; nie widzi, e
to, co usterk usuwa, samo jest zepsute; e to, co bd naprawia, samo jest bdem. Wic
czym to wszystko jest? To wszystko oczywicie byo-jest-bdzie cay czas bdnym
koowaniem wewntrz bdnego koa.
Posuchaj uwanie, po prostu posuchaj; nie myl, nie rozwaaj, nie analizuj, tylko
suchaj. Zauway pych jest rzecz uwagi, ale "jestem pyszny, le jest by pysznym" to
ocena i zastawienie puapki. "Jestem pyszny, wic trzeba mi sta si skromnym" - ju
wpade do puapki. Posuchaj. Zauwaasz pych, a wic i wasn pych, i nie poprzestajesz
na tym, nie zostajesz z tym, bo jest ci niewygodnie, niemio, nieprzyjemnie, wic szybko
dodajesz: "nieadnie by pysznym, to paskudna cecha charakteru; koniecznie trzeba mi sta
si skromnym". Zauwaye, co stao si? Ju pozbye si niewygody. Bardzo szybko. Wrcz
byskawicznie. Ju nie ma: "jestem pyszny", jest: "bd skromny". Ju jest poczucie wygody,
zadowolenia z siebie, poczucie znalezienia sensu w tym projekcie, w tej autoprojekcji, e
bdziesz stara si by skromnym, e bdziesz stara si stawa by skromnym. I tak
naprawd to wcale nie zdye zobaczy, e jeste pyszny. Naprawd nie zdye tego
skonstatowa. Nie zdyo ci by niewygodnie. Wcale tego naprawd nie przeye, nie
chodzie z t niewygod, nie przechodzie jej, nie przeszede jej, nie przecierpiae. A tylko
to moe rozwiza cay problem. Bo cierpienie ma gboki sens. Cierpienie jest po to, eby je
przecierpie i tym samym je przekroczy. Tak, jak choroba jest po to, eby j przechorowa,
eby przez ni przej, jak przez rzek i - wyzdrowiawszy - zobaczy, ze si jest zdrowym, e
si jest na drugim brzegu rzeki. Cierpienie jest chorob. Cierpienie jest chorob, przez ktr
nieodzownie naley przej, eby zacz y w zdrowiu. Ale zanim si chorob zostawi za
sob, jest oczywicie najpierw nieodzowne, niezbdne skonstatowa, e jest si chorym.
Kiedy jest si chorym, nie mona zrobi nic normalniejszego jak skonstatowa, e jest si
chorym. Jest to, mona powiedzie, jedyna zdrowa rzecz, jak moe zrobi chory:
skonstatowa, e jest chory. To co przygniatajca wikszo ludzi chciaaby, to przekroczy
chorob, w ogle nie rozpoznajc, e s chorzy. Ale wtedy jak mogliby wiedzie, e s
zdrowi? Nie mogliby. W aden sposb. Nijak. Wiedzie, e si jest zdrowym to wiedzie, e
byo si chorym. Taka jest ywa kolejno i jedyna. Wszystko inne to chaos, nie koczce si
puapki, nie koczca si samoudrka.
By pysznym, rozpozna e jest si pysznym, e jest si pych i nie pozbywa si jej
najtaszym, wrcz darmowym kosztem, czyli pust obietnic (pust, bo goosown), lecz
naprawd by pysznym i zosta z tym, chodzi z t wiadomoci jak z garbem, znaczy
zobaczy, czym jest pycha, znaczy przecierpie pych, znaczy przekroczy pych, znaczy
ozdrowie raz na zawsze z choroby zwanej pych. Wtedy cay problem rozwizuje si
samorzutnie, sam si zrzuca, rozprasza, rozwiewa (problemy rozwiewaj si; problemy nie
rozwizuj si, bo nigdy nie zostaj naprawd zawizane; zobaczenie, e kady bez wyjtku
problem, jest nieprawdziwy, wymylony, sztucznie zasupany, jest rozsupaniem kadego
problemu). Lecz ty wymylasz przeciwiestwo problemu, czyli ideau, czyli w tym przypadku
skromno i w tym przeciwiestwie, w tej skromnoci pycha oczywicie tkwi dalej. Bo kto
wymyla idea? Kto wymyla skromno? Wymyla j kto, kto przecie jest pyszny. Co
czowiek pyszny moe wiedzie o prawdziwej skromnoci, co nie jest przeciwiestwem

48

pychy, co nie jest adnym ideaem, lecz realn prostot, czym tak naturalnym i oczywistym,
e nie potrzebuje nazywa si skromnoci czy jakkolwiek, czym co w ogle nie mieci si
w nazwie, w sowie, bo jest naturalnoci pozasown? Co czowiek pyszny moe o tym
wiedzie? Nic nie moe wiedzie, bo gdyby wiedzia o tym cho drobin, cho kruszyn, nie
byby pysznym, byby prawdziwie skromnym. Nic o tym nie wie i dlatego jest pyszny, i
dlatego moe jedynie wymyli przeciwiestwo pychy, czyli faszyw skromno, czyli t
skromno, co musi by okrelona mianem skromnoci, gdy bez nazwy, bez imienia - nie
istnieje, czyli t skromno co jest jedynie sowem, pustym sowem, czyli t skromno co
jest - summa summarum - pokarmem pychy.
Bo kade przeciwiestwo karmi si swoim przeciwiestwem. Kady z obydwu
czonw tej struktury nie mgby w pojedynk, samotnie, bez swojego przeciwiestwa trwa.
Zmarby po prostu mierci godow. Razem za jest to ukad wzajemnie poerajcy si i tym
samym wzajemnie zasilajcy si. W trzymajcy w paszczy wasny ogon. Tyle, ile paszcza
poera ogon, o tyle samo ogon ronie. Tyle ubytku, ile przybytku. I odwrotnie. Nic nowego,
wic nic. To jest wanie bdne koo. To jest wanie ta psycho-para maksymalnie
odpychajca si i maksymalnie przycigajca si. Dwa bieguny jednego psycho-magnesu.
Psycho-elektryczne plus i minus. Jednego bez drugiego nie ma. I o to wanie chodzi. To
wanie moe by zobaczone i tym samym rozproszone. Pycha bez skromnoci znika. Tak jak
chciwo bez skromnoci, tchrzliwo bez odwagi, maoduszno bez wielkodusznoci,
nieszczero bez szczeroci, smutek bez pociechy, nienawi bez afektu, okruciestwo bez
litoci, gwat bez nie-gwatu i tak dalej, i tak dalej, czer bez bieli, a demon bez anioa. I o to
wanie idzie. O nie-dziaanie idzie. Jeeli jeste pyszny, czy chciwy, czy tchrzliwy, czy
brutalny, czy rasista, czy tym wszystkim razem (jeste tym wszystkim razem, jeeli jeste
zaraony choby jedn z tych cech), to bd tym? Bd tym, czym jeste. Naprawd bd.
Bd tego wiadomy i zosta z t wiadomoci, choby ci ona bardzo dokuczaa, choby ci
przez ni byo bardzo niewygodnie (ta niewygoda jest bogosawiona). Bo tylko jedynie tak
przedrze si przez ciebie i dotrze do ciebie, do szpiku twojego jestestwa, i zaboli ci, mocno
zaboli, miertelnie zrani ci, i tym samym zobaczysz, czym jest pycha, czym jest chciwo,
czym jest rasizm, czym jest gwat i przemoc. I wyzwolisz si z tego raz na zawsze, bo
bdziesz ju wiedzie raz na zawsze, e straszne by pysznym, straszne by chciwym,
straszne by rasist, straszne by brutalnym. Nigdy ju tym nie zranisz drugiego czowieka,
bo bdziesz wiedzie, jak bardzo to moe zabole drugiego czowieka, bo bdziesz wiedzie,
jak ciebie bardzo to zabolao. Nie wymylaj przeciwiestw, czyli nie karm i nie pj, a
wszystko to umrze mierci godow. Jak kolec odcity od krzaku ry.
Nie staraj zmieni si, bo nie zmienisz si. A dlatego nie zmienisz si, bo nie moesz
zmieni si. A dlatego nie moesz zmieni si, bo naprawd to nie ma w caym tobie (i nie
moe by) tej intencji, eby radykalnie, od samych korzeni zmieni si. Ta ch zmiany
twojego ycia, ktra pojawia si od czasu do czasu w jednej z twoich myli, jako jedna z
twoich myli (nigdy wtedy, kiedy jest ci dobrze, zauwa to, a tylko wtedy, tylko niekiedy
wtedy, kiedy jest ci le, kiedy cierpisz) nie ma nic wsplnego z tym, co mona by nazwa
intencj zmiany radykalnej; zmiana nieradykalna nie jest adn zmian, to tylko zmiana
wystroju, dekoracji, przestawienie mebli w tym samym wntrzu. Co znaczy zmiana? Zmiana
to nie jest zmiana od znanego do znanego. Jeeli wiesz, czym chcesz sta si, ju tym jeste;
wcale nie stajesz si tym, wydaje ci si to, ty ju tym jeste. Zmiana znaczy zmian od
znanego do nieznanego. Ale czym to nieznane? Ot nic o tym nie wiesz. A wic nie moesz
dy do stawania si tym. Czy to nie jest oczywiste? Dla ciebie nieznane nie istnieje. Dla
ciebie zmiana radykalna nie istnieje. Nie moesz zmieni si. Ja nie zmienia si. Ja jest
Niemiertelnym Konajcym. Nawet Ja czowieka-nikt, jeeli wychodzi z grobu, nic nie jest
zmienione i moe to powiedzie tylko czowiek-nikt, i to czowiek-nikt ci to mwi. Z tym, z
t rnic (i jest to tutaj rnica radykalna), e w czowieku-nikt Ja jest jedynie fragmentem

49

czego, co mona nazwa czowiekiem-trzy, czowiekiem-trjk, i jest to fragment w peni


wiadomy siebie, ktry siebie zna, ktry wie, czym jest: fragmentem. I wie, e jeeli
wychodzi w trjce na pierwszy plan, wtedy trjka znika. Bo to jest tak, e jeeli uwaga, czyli
ywy czowiek, nie odsya z powrotem trupa do grobu, gdzie jest jego prawdziwe miejsce,
wtedy trup odsya do grobu ywego, zakopujc go tam ywcem. Oto co znaczy nie docenia
trupa, ktrego si miao za pokonanego. Oto co znaczy utraci uwag. Utraci uwag, to ni
mniej ni wicej utraci wszystko, ca wieczno. I oto dlaczego czowiek-nikt jest tak
uwany, tak olniewajco ywy.
Ale wrmy do ciebie, ktry siebie nie znasz. Wrmy do ciebie, bo to ty tutaj jeste
jedyn wan osob. Bo to ty cierpisz. Czowiek-nikt jest tu tylko dla ciebie. Nie moesz
zmieni si. Ty, jako ty, z niczego co twoje nie chcesz zrezygnowa. Nawet ze swoich
kolcw. Ty by tylko chcia, eby ci one nie kuy. Innych natomiast ludzi one mog ku,
byle ciebie nie. Ciebie to znaczy te niekiedy wszystkich tych, ktrych nazywasz swoimi
bliskimi: rodzin, przyjaci i tak dalej. Kiedy wnikniesz w to gboko, kiedy przypatrzysz si
temu z bliska, z bardzo bliska, z wasnym kolcem w wasnym sercu - zobaczysz, e tak jest.
Przerazisz si samego siebie, ale zobaczysz i tym samym wyzwolisz si. Zobaczysz te, e
naprawd nie chcesz zmieni si, to znaczy e nie chcesz adnej istotnej, fundamentalnej
zmiany, o czym dobitnie wiadczy midzy innymi to, e gbsze, skryte pokady twojej
wiadomoci wymylaj przeciwiestwa, ktre przecie niczego nie zmieniaj, z czego twoja
wiadomo wierzchnia nie zdaje sobie sprawy. Nie zdaje sobie sprawy, nie uwiadamia
sobie siebie, e zmienia si tylko nazwa, nalepka, etykietka, szyld, sowo, fasada, czyli nic nie
zmienia si, wszystko jest dalej tak samo. Jest gorzej, bo bardziej schowane, bardziej
zakamuflowane, trudniejsze do odczytania, do zdemaskowania. Zmiany nie ma. Zobaczy,
czym jeste, pozna siebie, to jest zmiana. Jedyna moliwa i jedyna prawdziwa.
Kady prototyp, archetyp, model, wzr do naladowania, do powielania, do powtarzania,
kady idea jest obud, hipokryzj, gwatem zadawanym temu, co jest tu-i-teraz, w tym
sensie, e odciga uwag nalen temu, co jest tu-i-teraz, a wic uniemoliwia zobaczenie i
zrozumienie tego tu-i-teraz. Wtedy to prowadzi si podwjne ycie, czyli w ogle nie yje si.
Jest si pomidzy niezobaczonym, nieusyszanym, nieprzeytym tu, a idealnym,
nieosigalnym, bo nieistniejcym, bo wymylonym tam. Czyli jest si nigdzie. Tym
"deniem" od "tu" do "tam" prokurujesz sobie poczucie rzeczywistego istnienia i poczucie
sensu. To poczucie, ta iluzja jest caym twoim tak zwanym yciem. To jest wanie trwanie,
cigo, martwe ycie, martwa mier, psycho-skamieniao toczona przez robaka rozkadu,
ktry toczy wszystko to, co trwa, a wic nie yje, a wic co trwae nie jest. To jest wanie
bdne koo. Wizienie bez wyjcia. Ultrasuperhiper Sing-sing. Faszywy ruch bdnego koa
moe zatrzyma (zobaczy) tylko obserwacja, samoobserwacja, czyli odkrywanie w sobie
oczywistoci. adne potpianie siebie i innych, usprawiedliwianie siebie i innych,
analizowanie, psychoanalizowanie, dyskutowanie, ocenianie, opiniowanie, osdzanie,
odsdzanie, odcedzanie, wyciganie wnioskw, konkludowanie, spowied, szczera skrucha,
szczere postanowienie poprawy, komunia i dalej to samo, to samo bdne koo, ta sama
bdna rewolucja, czyli zatoczenie penego koa i powrt do punktu wyjcia, repetycja,
repetycja, repetycja ab ovo usque ad mortem defecatam. Tylko obserwacja. adna yoga,
koncentracja, samousypianie si, samoumartwianie si, dyscyplina, masochizm, sadyzm,
egzorcyzmy, uciekanie z tego wiata na pustyni, do pustelni, do wiey z koci soniowej, do
sekty takiej, czy takiej, czy jeszcze takiej, niewane jakiej, bo wszystkie jednakie. Tylko
obserwacja. Bo ona jedynie jest naga; wszystko inne jest strojem, czyli ubiera, przebiera,
maskuje Ja, umacnia, fortyfikuje, ekwipunkuje Ja, porusza bdne koo obdnego myna.
Bdne koo moe zatrzyma (zobaczy) tylko czysta obserwacja. Bo ona jedynie nie ocenia,
a wic nie zastawia puapek. Ty oceniasz, obserwacja nie. e nie ocenia, dlatego moe by
nazwana obserwacj.

50

- Ale kto ma obserwowa? Kim jest obserwacja, ktra nie ocenia?


- Obserwacja nie jest kim. To nie jest superJa obserwujce Ja. To te puapka i to nagminna.
Obserwacja to stan. To nie jest kto. Dlatego nie da si zapyta: kto ma obserwowa? Nie da
si zapyta: kim jest obserwacja, ktra nie ocenia? To nie jest kto. To jest stan. Cakiem jak
inne stany. Zauwa - a propos - e najpierw jest stan. Powiedzmy stan lku, bo jest to stan
wystpujcy w wiecie ludzi najczciej i bdcy w cigej ekspansji. W pierwszej chwili zanim od tego stanu nie oddzielisz si jako Ja lkajce si, zanim tego stanu nie nazwiesz,
powoujc si tym samym (i czas) do istnienia, do poczucia istnienia - jest tylko stan, stan
lku, ale jeszcze lkiem nie nazwany, wic tylko stan, bez nazwy, wic to nie jest lk. Nie ma
wtedy pytania: kto lka si? Dlaczego nie ma wtedy tego pytania? Bo nie ma tego, kto
mgby je zada. Nie ma zatem odpowiedzi: ja lkam si. Jest tylko stan. I, jak to by moe
zauwaye, w pierwszym momencie jakiego nagego stanu (lkowego, ale tego jeszcze nie
wiesz), w pierwszym nagym wzdrygniciu si, podskoku, okrzyku, ktre nie s formami
strachu, lecz reakcjami ywego ciaa - nie lkasz si. Zauwa to, jeeli tego jeszcze nie
zauwaye; to jest do zauwaenia i jest bardzo godne zauwaenia. Nie lkasz si, bo ci po
prostu nie ma, jeste nieobecny, wic kto miaby lka si? I czego miaby lka si, jeeli nie
ma lku? Kto, czego i dlaczego miaby lka si? Uamek sekundy "potem" wymyla si
myl, twoja myl, ty; oddzielasz si od stanu, nazywasz go, okrelasz jakim zaczerpnitym
ze studni pamici mianem i w ten to sposb mamy: Ja i stan, Ja i lk, albo: Ja i gniew, Ja i
podanie, czyli Ja i nieJa. To przepoowienie, to rozpatanie jak siekier drwa jedynki na
dwjk, jednego na dwa, ten podzia na Ja i nieJa, czyli na Ja i reszt wiata jest twoim
nieszczciem, jest twoj zagad, jest wulkanem - gr lodow wszystkich bez wyjtku
konfliktw, ktre tob w mniej lub bardziej okrutny sposb targaj, wstrzsaj, pomiataj i,
wczeniej czy pniej, zatapiaj.
To wszystko widzi obserwacja. Obserwacja widzi wic - co oby ci niepomiernie
zadziwi i oby przerazi, i oby na uamek sekundy zatrzyma w samobjczym pdzie - e ty sam,
nikt inny, lecz ty sam jeste tego wszystkiego przyczyn i skutkiem. Jeste ofiar samego
siebie. Jeste swoim wasnym katem. A wszystko przez podzia na Ja i nieJa. Wszystko z tej
przyczyny i w wyniku tego. Pojawiasz si, wymylasz si, eby cierpie, mniej lub bardziej, z
chwilowymi, mniej lub bardziej krtkotrwaymi okresami ulgi, to nie ma istotnego znaczenia.
Ulga nie moe by nigdy istotna, cho takie wyraenie jak "istotna ulga" znajduje si w
sownikach frazeologicznych, a take takie jak "chwalebny nawyk", "twrczy niepokj",
"okrutny los", "wolno wyboru", "zdrowie psychiczne", "gorzka prawda" i dziesitki, setki,
tysice innych wyrae i zwrotw jednako nielogicznych, kompletnie chaotycznych.
Pojawiasz si, eby cierpie. Wszystkie twoje ksiki s tego wstrzsajcym
dokumentem. Bardziej wstrzsajcym ni panoramiczne opisy najkrwawszych bitew. Bo ty
przynajmniej opisywae cierpienia wasne; nie uciekae od opisu cierpie wasnych do
opisu, wymylonych czy prawdziwych, cierpie cudzych. Ale nie pocieszaj si w tym sensie,
e pomimo wszystko znalazo si w tobie co jednak pozytywnego. Nie moge inaczej. To
nie twoja zasuga, to prawo. W tych ksikach, tu i wdzie, i wcale nierzadko, ocierae si
o co, muskae co, co nawet nie wiesz, czym jest, a co jest rozumieniem. Ale ty nawet nie
wiesz: co, gdzie, kiedy i jak o to ocierae si. Ocierae si o rozumienie wtedy, kiedy nie
byo ci. I to znowu musi dla ciebie brzmie paradoksalnie. Bo to nie ty ocierae si o
rozumienie, lecz wanie prawo. I intuicja. Intuicja jest w domenie intelektu tym, czym jest
prawo w domenie uczu. Intuicja i prawo to dwie jedyne w tobie rzeczy od ciebie
niezalene. Te dwie rzeczy to jedna rzecz. To cielesno, organiczno, fizyczno,
materialno. Intuicja jest nieskoczenie ma szpilk w gowie, prawo jest nieskoczenie
wielkim kamieniem na sercu.
Pojawiasz si, eby cierpie i tym samym (czy chcesz tego, czy nie) cierpienie wiata
mnoy. Twoje zaistnienie jest cierpieniem, bo nie jest prawdziwym istnieniem, lecz jedynie

51

poczuciem istnienia, poczuciem istnienia osobowego, osobnego, odrbnego, szczeglnego,


wyjtkowego, ekskluzywnego, prywatnego. Prywata istnienia to twoje nieszczcie. Ale
niestety nie tylko twoje, lecz take tych wszystkich, ktrych tym rakiem zaraasz. Istnienia
prywata - zagada dla wiata. Transparentu z takim hasem nie zobaczysz nigdzie na tej
planecie ani w adnym zakamarku wszechwiata, gdziekolwiek pojawisz si. Wszdzie tylko
Ja, Ja, Ja. Albo My, My, My, co jest niczym innym jak Ja pomnoonym przez sto, przez
tysic, przez milion, miliard, biliard. Martwa monotonia nie poruszona najdrobniejszym
powiewem oywczego wiatru. Ani jednego oddechu prawdziwego ycia, a tylko jakie
aosne, rozpaczliwe, tragiczne poczucie czego, nazywane yciem i koczce si wczeniej
czy pniej tam, gdzie jest miejsce martwoty: na cmentarzu. A wszystko przez podzia na Ja i
nieJa. W prawdziwym yciu, w rzeczywistoci nie ma tak, e jest Ja i nieJa. W rzeczywistoci
wszystko jest jedn niepodzieln jednoci. Wydaje ci si (bo wszystko wydaje ci si, bo
siebie nie znasz), e jest Ja i nieJa, czyli Ja i reszta wiata. Tak nie jest. Kiedy jeste ty, jeste
tylko ty. Kiedy ty jeste, ty jeste wszdzie. Dla ciebie naprawd nic poza tob nie istnieje, bo
nie moe istnie, bo nie ma dla tego miejsca. Bo kiedy ty jeste, ty zajmujesz ca przestrze,
kneblujesz sob cay kosmos. Cay kosmos dla ciebie jest tylko kinem i ty jeste tym kinem, i
zasiadasz na wszystkich miejscach w sali kinowej, gniedzisz si wszdzie, w przejciach
midzy rzdami, na cianach, na suficie, w powietrzu, we wszystkich szparach, w sali
projekcyjnej, w kamerze filmowej, na tamie, na caym ekranie, w megafonach, wszdzie,
wszdzie. W tym straszliwym toku, w tym kbowisku chaosu nie ma ani milimetra
kwadratowego, ani mikrona szeciennego dla czego, co nie byoby tob, co nie miaoby
jakiegokolwiek bliszego czy dalszego z tob zwizku, co byoby inne, nieznane, nowe.
Tak wic, kiedy jest Ja, nie ma nic wicej. Jest tylko Ja. Cakowicie tylko Ja. I to Ja
wymyla, e jest co poza nim, jakie nieJa, jaki wiat, jaka rzeczywisto. I to Ja bada,
mierzy, way, liczy, dodaje, odejmuje, sumuje, dzieli, mnoy, pierwiastkuje, potguje,
rniczkuje, cakuje - co? Siebie! Ale przecie nie zna siebie! Przecie nie wie, czym jest!
Wic czym to wszystko jest? Jakim mianem, jakim zwrotem, jakim wyraeniem mona to
wszystko okreli? Ty jeste Nomenklatura, ty jeste Nazewnictwo, ty jeste Bg-Sowo,
wic prbuj nazwa to sobie.

- Co to znaczy da si ogarn przez stan obserwacji?


- Oto i wreszcie konkretne pytanie, pytanie bezcenne, pytanie, ktre moe by cudotwrcze,
ktre moe dotkn ycia, jeeli dasz si ogarn przez stan odpowiedzi na to pytanie. Da si
ogarn przez stan obserwacji znaczy zaobserwowa, e nigdy nie obserwujesz czysto, nago,
bez oceny, znaczy zda sobie spraw, e tego po prostu nie potrafisz, znaczy zda sobie
spraw, uwiadomi sobie, e nie potrafisz niczego obserwowa w oderwaniu od siebie,
znaczy zaobserwowa, e zawsze oceniasz wszystko, co obserwujesz i e zawsze wybierasz
ocen, i - co za tym idzie - postpowanie dla siebie najkorzystniejsze, choby bardzo
iluzorycznie wygldao niekiedy, e jest inaczej, na przykad, e dla kogo czy dla czego
powicasz si. Nazywajc to powiceniem, ju dekorujesz si, ju przypinasz sobie order do
klapy marynarki, ju masz swoj zapat. Powicasz si dla kogo lub czego, bo to wanie
najbardziej ci odpowiada; tak to ocenie i tak postpie; doprowadzie do wyboru i
wybrae. Postpujesz zawsze tak, jak oceniasz, a oceniasz zawsze i zawsze dla siebie
najwygodniej, najbezpieczniej lub najchwalebniej, lub jeszcze inaczej, ale zawsze dla siebie
najkorzystniej.
- S sprawy, ktrych nie oceniam.

52

- Zaobserwuj, e nie oceniasz ich dlatego, e najkorzystniej jest ci wanie ich nie ocenia.
Zaobserwuj, e oceni te sprawy, "ktrych nie oceniasz", byoby dla ciebie czym bardzo
niewygodnym, bardzo niezrcznym, nieprzyjemnym, byoby czym, co mogoby tak mocno
tob potrzsn, e mgby zlecie ze stoka, krzesa, fotela, szezlongu, katedry, tronu czy z
podrnego worka, gdzie najwygodniej jak to moliwe ustawie si, usadowie, uoye.
Byoby czym, co mogoby zetrze w proch i w py twj may, przytulny, swojski kcik,
gdzie zachomikowae si i gdzie rozkadasz si dosownie i dosownie, gdzie komponujesz
si literacko i dekomponujesz literalnie. Zauwa, e zdajesz sobie z powyszego spraw, a
jeeli nie zdajesz sobie sprawy (czciowo), to dlatego, e w taki czy owaki, wieloraki sposb
otumanie si, oguszye, ogupie, upie, upie, to znaczy zepchne te sprawy z jawnej,
trzewej wiadomoci do skrytej wiadomoci (tej, co wanie potrzebuje upija si, eby
ujawni si), eby ci nie draniy, nie uwieray, nie kuy i e zrobie to na pewno
wiadomie, a wic ocenie te sprawy, o ktrych mwisz, e ich nie oceniasz; ocenie, e
najwygodniej bdzie wanie ich z bliska nie ocenia. Ty sam powiedziae wszystko, co
powyej, w chwili gdy oznajmie: "s sprawy, ktrych nie oceniam". Widzisz, syszysz, ile
si syszy, kiedy si sucha? Sucha to sysze, sysze to widzie, widzie to wiedzie,
wiedzie to by. A nie wiedzie znaczy nie by.
Oto co znaczy da si ogarn przez stan obserwacji. Nie da si wskoczy na samego siebie.
We wskakiwanie na samego siebie zabawia si kto tam w ksice pod tytuem "Chatka
Puchatka", ale to jeszcze jeden wymys. Ten wymys mgby jednake by nad wyraz
poyteczny, nad wyraz pouczajcy, gdyby nad wyraz zaintrygowa czytelnikw tej ksiki, a
take jej autora. Nad wyraz pouczajcy w tym sensie, e powanie pochyliwszy si nad nim
mona by skonstatowa, e nie da si tego zrobi. aden czowiek-Ja, choby najgenialniej
skoczny, nie jest w stanie tego numeru odstawi, tej sztuki dokona. Powyszego ty nie
moesz powiedzie, bo nie moesz tego zobaczy. Nie moesz zobaczy, e nie moesz
wskoczy na samego siebie. Gdyby mg to zobaczy, rwnaoby si to temu, e wskoczye
na samego siebie. Ale tego ty nie moesz od rodka, z wewntrz zobaczy. Moe to zobaczy
tylko jedynie obserwacja, stan obserwacji, nie kto obserwujcy (obserwator jest jednym, jest
tosamym z obiektem przez siebie obserwowanym, wic jest w rodku ukadu, jest w
wizieniu bez wyjcia), wic nie obserwator, lecz stan obserwujcy, o czym nie da si
powiedzie, e jest to kto, cho kto jest w tym stanie, kto tam pr-"egzystuje". Czysta,
naga, pozytywna obserwacja - pojawiajca si tam, gdzie "obserwacja" oceniajca, strojna,
negatywna doprowadzia si do istnego kresu - moe zobaczy, e nie mona wskoczy na
samego siebie. I to zobaczenie, ten bezstronny a wszechstronny rzut oka niczyjego jest
wskoczeniem na samego siebie. Jest zatrzymaniem, a raczej rozwianiem si bdnego koa.
Jest cakowitym rozproszeniem si, cakowitym zanikiem bezwyjciowego wizienia. Jest
samoodmyleniem si tego, co samowymylio si. Jest wyzwoleniem od wszystkich,
wszystkich, wszystkich i raz na zawsze cierpie. Jest przeyciem mierci, ktra jest
pocztkiem ywej niemiertelnoci.
Posuchaj uwanie, po prostu posuchaj; nie myl, nie rozwaaj, nie wyobraaj sobie, nie
wysilaj si, nie opieraj si, nie odtrcaj, nie akceptuj, nie obiecuj sobie, nie przygwadaj, nie
krzyuj nadziej czy wiar adnego ze sw, co tutaj padaj, lecz tylko suchaj, zwyczajnie,
normalnie, naturalnie tak, jakby sucha morskich fal bijcych o wybrzee albo gdzie w
gbi ldu ciszy przed burz, a potem turlajcego si przez chmury gromu i pierwszych kropel
deszczu padajcych i wnikajcych w wysch, spkan, spragnion nasienia nieba ziemi, i
szumu wiatru w listowiu krzeww, i drzew. Nie suchasz tego wszystkiego i dlatego nie
moesz usysze. Suchasz haasu swoich myli, przechwaek swoich sukcesw, lamentu
swoich poraek, szelestu banknotw, brzku monet, plotek i wszelkich innych rozrywkowych
zwrotek, Jeste oguszony t straszliw kakofoni i dlatego nie suchasz ycia. Suchaj, a
usyszysz; patrz, a zobaczysz; dotykaj, a dotkniesz. Po co, uwaasz, uszy s? Po co, uwaasz,

53

oczy s? Po co, uwaasz, donie s i wszystko? Ku usyszeniu. Ku zobaczeniu. Ku dotkniciu.


Ku rozumieniu. Po co, uwaasz, mier jest? Ku yciu. Co moesz wiedzie o yciu, nie
wiedzc, czym jest mier? Nawet nie nic. Co moesz wiedzie o mierci po mierci (po tej
mierci, ktr ty nazywasz mierci)? Nawet nie nic. Wic jedna jedyna rzecz: umrze przed
mierci, umrze za ycia. Przey mier i ju nigdy nie umrze.
Przed wszystkimi podrami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoa wiata, na
biegun pnocny, poudniowy, na Ksiyc, na Marsa, na Wenus, dokdkolwiek, przed
wszystkimi tymi podrami - jest jedna prawdziwa podr i absolutna: w gb siebie. Gow
w d do krateru, na samo dno wulkanu. eby umrze. Ale nie tak, jak umiera si nagminnie i
stoecznie; z przeraajcym, paraliujcym lkiem i z nadziej czy z wiar, e wymylony
Bg wskrzesi w kocu kocw dla duszy to samo ciao i e to jeszcze raz bdzie nazywa si
Edward Stachura (w yciu w ogle nie ma czego takiego jak: Edward Stachura i czego
takiego jak: jeszcze raz; jeszcze raz Edward Stachura - to powtrka martwej lekcji). I nie tak,
e z okna czy z dachu, czy z wiey na bruk, czy z mostu do rzeki, czy odkrcaniem kurka od
gazu, czy yletk po yach, czy w jakikolwiek podobnie tragiczny sposb nie rozumiejc,
czym jest okno, dach, wiea, bruk, most, rzeka, kurek od gazu, gaz, yy, yletka i przede
wszystkim Ja, ktre popenia samozabjstwo. Wic nie tak. Lecz prawdziwie, bez lku,
cakowicie bezbolenie, a wrcz z wielk, cudotwrcz. poznawcz radoci. Naturalnie,
spontanicznie i cakowicie. Nie tak, eby w jaki sposb dalej trwa. To, co trwa, nie jest
trwae, jest nietrwae. To, co trwa, moe jedynie nieskoczenie trwa i nieskoczenie gni.
To, co trwa, nie umiera, a wic nie moe si urodzi. To, co trwa, jest czasem i jest zawsze
stare. Stare zawsze byo stare i wszystko co moe, to nieskoczenie starze si; nie byo nigdy
mode i nie moe by nigdy mode, nigdy nowe, bo przeklestwem tego jest, e nie moe
umrze. Bo trwa i nie moe przesta trwa, bo istot tego, esencj tego, rop tego jest trwanie;
nie ma koca i nie ma pocztku. Niekoczce si gnicie - oto czym jest idea Ja. Niemiertelna
Agonia - oto czym jest to, co ty nazywasz Dusz Niemierteln. To nazywa si pieko. I to
jest pieko. Tak poszukiwane, tak upragnione perpetuum mobile. Lecz faszywe, bo bez
sprawczego pocztku, a wic nigdy naprawd nie wprawione w prawdziwy, ywy ruch.
W mierci za s narodziny. mier i ycie s jednym. Ale ywa kolejno, ywy porzdek
ycia jest: najpierw mier, potem ycie. Nie ma odwrotnie. To wieczno wiecznie
umierajca i dlatego wiecznie si rodzca, i dlatego wiecznie nowa, wiecznie dziewicza,
wiecznie nowe tu-i-teraz. mier i ycie s jednym. Kto rzuci si w podr w gb siebie i
pozna siebie, i umrze dla siebie, kto dosignie dna, dostpi dna, wasnego dna, ten tylko si
odbije od tego dna w gr i wyskoczy z nieskoczenie martwej przepaci czasu, ten tylko
zobaczy pierwszy fakt, bdc tym faktem; zobaczy pocztek wiecznoci, bdc wiecznoci;
zobaczy niewypowiedziane rdo, bdc tym rdem; zobaczy oczy niczyje, bdc oczami
niczyimi; i narodzi si czowiek-nikt, a z nim prawdziwie narodzi si wszystko, i bdzie y
wiecznie, bo bdzie rozumie. Bo rozumie - to nie lka si mierci, nie lka si mierci - to
przey mier, przey mier - to nosi w sobie swojego trupa, nosi w sobie swojego trupa
- to by niemiertelnie ywym.

- Jak dugo yj... lub wydaje mi si, e yj, trzydzieci dziewi lat, nie syszaem nigdy
czego tak niesamowitego. To wszystko jest, nie wiem, nie wiem, jakie przeraajce, ale
jeszcze bardziej jakie niewiarygodnie pikne, moe zbyt pikne, eby mogo by realne. To
jest tak wstrzsajce, e po prostu zatyka mi oddech w piersiach. Ale to jaka utopia, to
niemoliwe.

54

- Jeeli, jak mwisz, zatyka ci to oddech w piersiach, to po to, eby ten oddech prawdziwie
zakwit niepowtarzalnym, nigdy nie widncym kwiatem. Jak caa naocznie widoczna ta
ziemia, jak cae naocznie widoczne to niebo.
Powiedziae te: ,"ale to jaka utopia, to niemoliwe". Ot nie moesz powiedzie o tym, e
jest to niemoliwe, i nie tylko o tym. O adnej rzeczy nie moesz powiedzie, e to utopia, e
to nierealne, e to niemoliwe. Syszysz dobrze? O adnej rzeczy.
- Dlaczego? Czy nie mog na przykad powiedzie, e jest niemoliwe, aby czowiek w
normalnych warunkach, oczywicie, nie wypreparowanych, chodzi do gry nogami po
suficie jak mucha?
- Ten przykad tak, jakby chcia kogo albo co omieszy, tyle e nie wie kogo ani co. Ale
przykad jest dobry. Kady przykad jest dobry, jeeli jest to przykad. A im drastyczniejszy,
tym wietniejszy, bo przeskakujcy jednym skokiem ponad caym szeregiem przykadw
"dobrze wychowanych, comme ii faut, grzecznych, sodkich, konfiturowych" - dajcych si
atwo rozsmarowa, rozmaza przez ludzi, ktrzy nie lubi, kiedy im co przeszkadza w
bogobogim trawieniu. Ale do rzeczy. Wic nie moesz powiedzie, e jest niemoliwe, eby
czowiek w normalnych warunkach chodzi do gry nogami po suficie jak mucha. Moesz
powiedzie: nie wiedziaem, nie syszaem, nie wyobraam sobie tego, nie wierz, eby to
byo moliwe i tak dalej, i temu podobne; moesz napisa o tym cay traktat, ale w tym
traktacie pod tytuem "0 chodzeniu czowieka do gry nogami po suficie jak mucha" - nie
moe by zdania konstatujcego, e jest to niemoliwe.
- Ale dlaczego?
- Posuchaj. eby mc powiedzie o czym, o czymkolwiek, e to co jest niemoliwe,
musiaby oczywicie najpierw stwierdzi, skonstatowa, e to co jest moliwe; ale gdyby
stwierdzi, e to co jest moliwe, oczywicie ju nie powiedziaby, e to co jest
niemoliwe; nie powiedziaby, e niemoliwe jest to, co jest moliwe, bo byby to absurd.

- Nie bardzo to chwytam. Prawd mwic, wcale tego nie chwytam.


- A przecie jakie to proste! Jakie to cudownie proste! Powiedzmy to samo inaczej, innymi
sowami: eby mc powiedzie cokolwiek o czymkolwiek, musi si przecie co wiedzie o
tym, o czym si mwi, czy nie? Jeeli mwisz o czym, e to co jest niemoliwe, musisz
przecie wiedzie, o czym mwisz, musisz przecie wiedzie, czym jest to co, o czym
mwisz, e jest niemoliwe. Czy to chwytasz?
- To chwytam. Jak najbardziej. I wanie kiedy mwi, e jest niemoliwe, eby czowiek
chodzi do gry nogami po suficie, to przecie wiem dobrze, o czym mwi, wiem bardzo
dobrze, czym to jest, wiem...
- Eje, eje! Wolnego! Wiesz, o czym mwisz? Wiesz, czym to jest? A skd to wiesz?
Czyby chodzi do gry nogami po suficie jak mucha, e wiesz, czym to jest?

- No... nie, nie chodziem. Oczywicie, e nie. Ale Newton i prawo powszechnego cienia...
- Zostaw w spokoju Newtona i jego prawo powszechnego cienia, Newton, i to jest pewne,
cierpia tak jak ty; mniej lub wicej - nie ma to istotnego znaczenia; cierpia. I to przede
wszystkim naley zrozumie: cierpienie. Dlaczego cierpisz? Jaki jest sens cierpienia? Po co
ono jest? Czemu suy? Bez zrozumienia tego wszystkie prawa: Newtona, Keplera,
Kopernika, Einsteina i czyjekolwiek - niewarte s tego, co s warte.

55

Wrmy, e si tak wyrazi si, do tematu, od ktrego nie oddalilimy si, cho komu
mogoby wydawa si inaczej. Nie moesz powiedzie o jakiejkolwiek rzeczy, e ta rzecz jest
niemoliwa. Podae drastyczny i dlatego wietny przykad z chodzeniem do gry nogami po
suficie. Nic prawdziwego, to znaczy pozaopisowego nie wiesz o chodzeniu do gry nogami
po suficie; nic o tym nie wiesz, a mwisz, e co wiesz. Mwisz wrcz, e wiesz o tym
wszystko, bo mwisz, e jest to niemoliwe. Czy dociera do ciebie, e nie moesz tego
powanie powiedzie? Kiedy jest fakt, mona go tylko stwierdzi, a stwierdzi, czyli
uczyni rzecz oczywist, czyli skonstatowa oczywisto faktu; kiedy nie ma faktu, nie ma
nic do powiedzenia.
Nie ma innej wiedzy poza samowiedz. Nie ma innego poznania poza
samopoznaniem. Takie powiedzenie usysze mona nieczsto. Raz na kilkaset, raz na kilka
tysicy lat. Usysze mona natomiast czsto powiedzenie, e czowiek nie moe sam siebie
pozna. A przecie, eby mc wiadomie tak powiedzie, trzeba by najpierw siebie pozna! A
przecie, poznawszy siebie, si nie powie, rzecz jasna, e nie mona siebie pozna!
Poznawszy siebie, si powie, rzecz jasna, e mona siebie pozna! Kto za, kto siebie nie
pozna, nie moe powiedzie, e nie mona siebie pozna; nie moe te powiedzie, e mona
siebie pozna; nie moe po prostu na powyszy temat nic powiedzie. Moe jednake, jeeli
jest to czowiek powany, sucha tego, co kto tam, ktokolwiek, na powyszy temat mwi,
sucha i odkrywa oczywistoci w tym, co kto tam, niewane kto, na powyszy temat mwi,
jeeli w mwicy mwi oczywistoci. A jeeli w mwicy nie mwi oczywistoci, no to
nie mwi oczywistoci, ale dla suchajcego to ma te by oczywisto! Jak by nie byo, u
suchajcego ma to zawsze by odkrycie, odkrycie oczywistoci i zawsze odkrycie w sobie tej
oczywistoci. Prawdziwe suchanie jest zawsze odkrywcze i nie ma innych odkry poza
odkryciami oczywistoci. Jeeli w trakcie suchania kogo, niewane kogo, kogokolwiek, nie
ma odkrywania w sobie oczywistoci ("ta pani, ten pan mwi oczywiste prawdy", "ten pan, ta
pani opowiada oczywiste brednie") - oznacza to, e suchajcy nie sucha. Myli, wyobraa
sobie, wydaje mu si, e sucha, ale w rzeczy samej nie sucha. Jeeli myli, nie jest w stanie
sucha. Nie ma poznania poza samopoznaniem i nie ma samopoznania poza odkrywaniem w
sobie oczywistoci.
Powiedziae w pewnej chwili, e dotaro do ciebie to, e nie mona stwierdzi braku tego,
czego nie ma, e nie mona stwierdzi braku braku. Ale to do ciebie nie dotaro. Spodobao ci
si to sformuowanie, znalaze je efektownym i powiedziae, e ono do ciebie dotaro. Ale
nie, ale tak, ale tylko werbalnie, sownie, goosownie. Nie wyszede poza sowa. Wydao ci
si oczywiste, e nie da si skonstatowa braku braku; wydao ci si, tylko wydao ci si. Bo
mwic, e jest niemoliwe, eby czowiek w normalnych warunkach chodzi do gry nogami
po suficie, stwierdzasz niniejszym, ni mniej ni wicej: brak braku. A przecie nie da si
stwierdzi braku braku. O czym, czego nie ma, nie moesz nic powiedzie. Nawet
oczywicie nie moesz powiedzie, e tego nie ma, bo nawet nie wiesz, e tego nie ma.
Gdyby wiedzia, e tego nie ma, tym samym wiedziaby o tym wszystko. Gdyby wiedzia,
e tego nie ma, wiedziaby, e to jest.
A czy wiesz, co znaczy, e nie mona stwierdzi braku braku? Powiedz. Nie odkrye
w sobie "przedtem" tej oczywistoci, ale moesz j odkry teraz, zaraz teraz, zaraz teraz
natychmiast. Suchajc. Oczywisto, to si syszy, to si widzi, to si dotyka. Zatem, co ci
mwi ta oczywisto, e nie da si skonstatowa braku braku? Jak "inn" oczywisto w niej
syszysz? Nie zgaduj. To proste, niewiarygodnie proste. Tego, co proste, nie zgaduje si.
Proste si syszy, proste si widzi, proste si dotyka. Wic nie zgaduj. Syszysz lub nie
syszysz.

56

- Nie sysz.
- To, e nie da si skonstatowa braku braku, znaczy:
WSZYSTKO JEST MOLIWE
W tym miejscu - gdyby raptem przesta by tym, kim jeste (o czym oczywicie te
nie mona powiedzie, e jest to niemoliwe i co wobec niemonoci skonstatowania braku
braku jest moliwe) - zobaczyby w caym niewypowiedzianym splendorze co, w co nie da
si wierzy ani nie wierzy, ale co mona tylko zobaczy, a zobaczy: zobaczyby, e w
yciu, w prawdzie, w rzeczywistoci - s same rzeczy niemoliwe, czyli same cuda, czyli
same fakty. Obok ktrych biaa, czarna i czerwona magia, jasnowidztwo, czarnowidztwo,
rowowidztwo, wszystkie "cuda" parapsychologii, lewitacja, telepatia, okultyzm, spirytyzm,
czary-mary, abrakadabra, latajce talerze i talerzyki, i tak dalej, i temu podobne - nie s nawet
najaoniejszymi namiastkami. To jest tak, jakby kto zobaczy czowieka spacerujcego do
gry nogami po suficie i niezmiernie go ten niezwyky widok zdziwi, a zapomnia
nieskoczenie bardziej si zdziwi, e jest co takiego jak on sam, ktry oto wanie patrzy na
niezwyky widok czego chodzcego do gry nogami po suficie. On patrzcy to znaczy, kto
on? co on? skd on? jak on? A ten on chodzcy po suficie to kto on? co on? skd on?
Czowiek? Co to czowiek? Co to takiego?
Czym s razem do kupy wzite, wszystkie dziwactwa i dziwolgi obiegajce co pewien czas
wiatow pras plotkarsko-brukow przy czym tak niemoliwym i tak realnym, tak
niemoliwym i tak faktycznym, tak niemoliwym i tak cudownym - jak dbo trawy? A
rozlege ki, pola, stepy, prerie, pampa? A lasy, bory, puszcze? A gry i doliny? A rzeki i
jeziora? A morza, oceany, wyspy i kontynenty? A wszystkie stworzenia na ldzie, w wodzie i
w powietrzu? A niebo? A soce? A czowiek, ktrego poare i za ktrego bierzesz si?
Ale ty tego wszystkiego nie widzisz. Ty ju nawet na to nie patrzysz (przyzwyczaie si,
przywyke, nawyke, wdroye si, zaprawie si dokumentnie, doszcztnie, weszo ci w
nag, weszo ci w krew, twoja krew naogiem jest, to nie jest krew, to nie jest ywy piew).
A kiedy zdarza ci si od czasu do czasu na to popatrze, na przykad przez okno pocigu,
samochodu czy samolotu - nie widzisz tego. Patrzysz i nie widzisz nic poza sowami,
nazwami, sektowymi kazaniami, szkolnymi lekcjami, uniwersyteckimi wykadami i jakimi
martwymi jak ty sam wspomnieniami, reminiscencjami, reliktami, relikwiami, symbolami,
marzeniami, wyobraeniami, wizjami, telewizjami, metawizjami i tak dalej, i temu podobne.
Gdyby widzia, nie potrzebowaby nic wicej do szczcia: ni pienidzy, ni miejsca na
cmentarzu, ni wiary w ycie pozagrobowe, ni Boga finansowego, ni Boga metafinansowego.
Pienidz mierdzi, a zapach ycia, skromniutki nieznaczny zapach malutkiej stokrotki roznosi
si po caym kosmosie. Gdyby widzia, yby. Gdyby y, widziaby, czym jest to
wszystko, skd si wzio, z jakiego niewysowionego i niewidncego rda; widziaby nie
do opisania pikno tego wszystkiego, byby sam tym piknem, ywym i niemiertelnie
ywym piknem. Rozumiaby. I yby.

- Jak to jest, kiedy si rozumie? Jakie to ycie? Jak si wtedy odczuwa ycie?

57

- Ty jest swoim Ja. Ty jest Ja, ktrym jeste. Tylko tym i cakowicie tym, i dopki bdziesz
cakowicie tylko tym - nie moesz wiedzie, czym jest ta ekstaza.
- Jaka to ekstaza? Jaki to stan? Do czego ze wiata rzeczy, co mi dostpne, to moe by
podobne?
- To jest co takiego, czym byoby dla ciebie by z uwielbiano pod kadym wzgldem
kobiet, by z ni i by w niej, i - jeeli twoja wyobrania moe sobie to wyobrazi - nigdy z
niej nie wychodzi; by w niej i by ni, i by sob, i by jednoczenie czym jednym. I
przeywa swoj rado, jej rado, i rado wspln, obopln.
- To absolutnie niesychane. Moja wyobrania chyba nie moe sobie tego wyobrazi.
- Nie moe na pewno,
- Czy tylko moja wyobrania nie moe, czy...
- adna wyobrania czowieka-Ja. Ani twoja, ani czyjakolwiek. I szybko zauwa, e
byskawicznie tym pocieszye si, e powiedziae sobie w myli: "w takim razie nie jestem
gorszy od innych" lub co w tym stylu. Ta negatywna obserwacja moe by cudotwrcza.
Da si obj przez stan obserwacji to zauway, e nie moesz, e nie jeste w stanie
obserwowa czysto, nago, pozytywnie, obiektywnie, a e moesz obserwowa jedynie
subiektywnie, to znaczy e zawsze wszystko sprowadzasz do centrum, do ppka wiata,
ktrym jeste oczywicie ty i e tam zawsze oceniasz, i zawsze w sposb dla siebie
najkorzystniejszy, po czym wedle tego postpujesz. Ale kiedy tak obserwacj subiektywn
doprowadzisz do koca, do dna, do cna, do samego jdra jej istoty, do jej istnego kresu, wtedy
sama si pojawi obserwacja naga, czysta, pozytywna, obiektywna, mogca obserwowa nie
do-centralnie i nie od-centralnie, lecz zupenie bez-centralnie. I to jest to. To wystarczy. Caa
reszta przychodzi sama.
Bo ilo nie moe zmieni si w jako. Jako si pojawia wtedy i tam, kiedy i gdzie
ilo osiga stan zerowy, czyli kiedy o iloci nie mona nawet pisn, czyli gdzie ilo znika.
Wtedy i tylko jedynie wtedy moe si pojawi jako. W prawdziwym yciu, w
rzeczywistoci w ogle nie ma czego takiego jak ilo. Ilo jest jedynie wymysem
pseudojakoci. Czego takiego jak pseudojako te w ogle w yciu nie ma. Bo ycie to jest
wanie jako, a w jakoci, rzecz jasna, nie moe by pseudojakoci, bo wtedy nie byaby to
jako.

- Co dla czowieka, ktry rozumie - wic ktry yje tym yciem, t ekstaz - jest t
uwielbian pod kadym wzgldem kobiet, z ktr, w ktrej... no i w ogle?
- Tu mona doda, dopowiedzie to, co jest jeszcze bardziej niesychane i czego w
odniesieniu do ciebie nie dao si powiedzie. Dla czowieka-nikt ta uwielbiana kobieta jest
wiecznie moda i wiecznie si zmieniajca, jest wiecznie nowa i wiecznie na nowo pod
kadym wzgldem zachwycajca, i pod kadym wzgldem uwielbiana. To jest ta sama
kobieta. Ta sama, a oto mienica si wieczn innoci. Bdc t sam kobiet, jest zawsze
inna, i, o cudownoci, nie przemija z niej nic, nie spada jej nigdy ani jeden wos z gowy. Nie
mona si na ni napatrze, tak nieopisanie piknie za kadym razem inaczej wyglda. Nie

58

mona si jej nasucha, tak nieopisanie piknie za kadym razem inaczej piewa. Nie mona
si jej nagaska, nie mona si ni nasyci, nakocha, tak nieopisanie pikne za kadym
razem, za kadym terazem dziewicze ma ciao.
I teraz dopiero: dla czowieka-nikt t uwielbian kobiet (a uwielbianym mczyzn
dla kobiety bdcej czowiekiem-nikt; kiedykolwiek si urodzisz, bd pozdrowiona, kobietonikt, o, wiecznie-moda-dziewczyno-nikt, dziewczyno-trefl, dziewczyno-trjeczko-najliczna)
jest wszystko: kada, trawka, kwiat, krzak, drzewo, kady li na drzewie, gazka, pk,
owoc, kada kropla deszczu, kulka gradu, patek niegu, powiew wiatru. Kady ptak, kade
stworzenie, kady promie soca, kady kamyczek, caa ziemia, caa woda, cae powietrze,
cae niebo, wszystko. Cay ogie. Wszystko, co si wiecznie pali, co yje. Bo dla czowiekanikt wszystko jest jednym i czowiek-nikt jest tym wszystkim. Jest yciem. Jest ogniem. Jest
socem, ktre dlatego ponie olniewajc jasnoci, bo w rodku jest czarne, w rodku ma
swoje wasne niewyczerpalne rdo energii: noc.
Czowiek-nikt jest tym wszystkim i jest czym jeszcze innym. Czowiek-nikt nosi w
sobie trupa. Szczeglnego trupa. Tym trupem jest jego Ja. Bo czowiek-nikt nie jest
wyjtkiem pomidzy ludmi. Jak u wszystkich ludzi, tak i u niego jest to, co nazywa si Ja. Z
tym, e podczas gdy u czowieka-Ja to Ja jest na powierzchni, na zewntrz, w wiecie, to u
czowieka-nikt to Ja jest w gbi, wewntrz, w grobie, czyli we waciwym miejscu. Bo Ja jest
trupem. Ja jest trupem par excellence. Jest tyle trupem u czowieka-nikt, ile u czowieka-Ja. I
wszystko zaley od tego, gdzie to Ja znajduje si. Jeeli znajduje si, jak u czowieka-Ja, na
zewntrz, poza grobem, w wiecie, wtedy ten wiat jest cmentarzyskiem. Bo wiat jest dla nas
tym, czym my jestemy dla wiata. Jeeli jestemy w wiecie nieywi, wiat jest dla nas
nieskoczenie rosncym, progresujcym cmentarzyskiem tych, ktrzy umarli i tych, ktrzy
id ku mierci, drc ze strachu lub drc "z odwagi"; tych, ktrych zabili i tych, ktrzy
zabijaj, nim ich zabij. Jeeli jestemy w wiecie ywi, wiat jest w nas rozleg,
najprzestronniejsz k wiecznej wiosny z jej cigle nowymi i cudownymi porami: latem,
jesieni, zim, wiosn.
U czowieka-nikt, u czowieka-yw to Ja znajduje si wewntrz, w gbi, w grobie. I
tu, na swoim waciwym miejscu, to Ja jest trupem wymienitym, doskonaym. Absolutnie
niezastpionym trupem. Bo ten trup jest niemiertelny. Niemiertelny w tym sensie, e co
chwila zmartwychwstaje razem z t chwil, to znaczy przechodzi, chykiem przemyka z gbi
do powierzchni, z grobu na wiat. Wtedy uwaga go widzi i przez to samo, e go widzi, odsya
go, odrzuca na powrt do grobu. Kady odrzut trupa z powierzchni w gb, ze wiata w grb jest jak promie soca, jest wytryskiem bysku, jest manifestacj uwagi, a wic jest tym
samym yciem, bo by ywym, to by i by uwanym.
I tak to z niemiertelnoci martwej rodzi si niemiertelno ywa. Kt w to wszystko
uwierzy? Ale czy w ogle da si w to uwierzy? Nie da si. I niepotrzebne tu amen. Bo nie
chodzi tu ani gdzie indziej o uwierzenie, ani o odwrotno, ktra jest tym samym. Chodzi o
odkrywanie w sobie oczywistoci, a kada oczywisto jest rewelacyjna w swojej
nieporwnywalnej prostocie, olniewajca i tak strzelicie radosna, jak pianie koguta w
rowym wicie. Dlatego ludzie-nikt mwili, mwi i bd mwi ludziom-Ja: odkryjcie w
sobie mier, a odkryjecie w sobie ycie; odkryjcie w sobie nic, a odkryjecie w sobie
wszystko; zdemaskujcie w sobie faszywe wszystko, a prawdziwe wszystko si odkryje wam

59

samo; moecie to uczyni, tylko wy moecie za siebie to uczyni, nikt tego za was nie zrobi;
moecie to uczyni, to jest moliwe, wszystko jest moliwe, niemoliwe te jest moliwe.
I dlatego, mona powiedzie, e jest czowiek-nikt, czyli czowiek-wszystko czym
jeszcze wicej ni wszystko. Jest caym ogniem i jeszcze osobnym ogniem. Tym osobnym
ogniem, t latarni w guchych ciemnociach jest mio. Miowanie. Czowiek-nikt ten
czowiek-ktry-miuje.
- Co miuje? Kogo miuje?
- Ciebie. Bo poza tob wszystko yje, a to, co yje, yje j nie potrzebuje nic, nawet mioci.

- Mnie miuje?
- Ciebie. I, ach, gdyby wiedzia, jak bardzo jest to niemoliwe!
- Mnie? Po tym wszystkim, co si tu o mnie powiedziao?
- Po tym wszystkim, co si tu o tobie powiedziao i przed tym wszystkim, i podczas tego
wszystkiego. Cay, cay, cay czas. Miuje ci tak, jak tylko ludzi-nikt na to sta. Miuje ci
prawdziwie. Dla ciebie, nie dla siebie. Matka, ojciec, ona, dzieci, bracia, siostry, caa twoja
rodzina, wszyscy twoi przyjaciele, koledzy - nie miuj ci dla ciebie; wszyscy oni kochaj
ci dla siebie. Bo jeste ich. Ich synem, mem, ojcem, bratem, kuzynem, szwagrem, wujem,
ziciem, przyjacielem, koleg, kompanem, kamratem i tak dalej. Obcego, jak to wy mwicie,
nie kochaj tak, jak ciebie, bo on jest obcy, nie naley do rodziny (ta rodzina moe by maa i
moe by dua, i moe by bardzo dua, ale nigdy nie ogarnia, nie obejmuje ramieniem caej
ludzkoci, co ci pokazuje czarno na czarnym wanie historia ludzkoci, ktra jest histori
wojen pomidzy rnymi rodzinami skadajcymi, a raczej nie skadajcymi si na t
ludzko). Wic obcy jest obcy. Nie jest ich. A ty jeste ich. I dlatego ci kochaj. Nie miuj
ci bezinteresownie, czysto, prawdziwie. Tak, jak miuje soce, ktre nie dzieli ludzi na
swoich i obcych, na niekochanych, troszeczk kochanych, troch kochanych, kochanych,
bardzo kochanych ("Kogo wicej kochasz? Tatusia czy mamusi?"). Prcz soca i ludzi-nikt,
nikt ci nie miuje prawdziwie. Wszyscy kochaj ci dla siebie, jak swoj, wasno, jako
swoj wasno, fizyczn lub psychiczn, lub te dwie rzeczy naraz. Nie kochaj ci dla siebie
samego, wic nie kochaj ciebie, lecz siebie, zawsze siebie, tylko siebie. Takie te jest i twoje,
rzecz ciemna, ich wszystkich "kochanie".
Bo w wiecie ludzi-Ja nie ma mioci. Ani jednego bysku. W wiecie ludzi-Ja jest
tylko lichwa, ktr niejeden zobaczy i przerazi si, ale zobaczy j tylko u drugich, nie
zobaczy jej u siebie, w sobie; gdyby j zobaczy u siebie, w sobie - przeraziby si samego
siebie i sam siebie by zanegowa, caego, bez reszty, bez drobnych, i byby czowiekiem
wolnym, czowiekiem bez nazwiska. Bo to nazwisko i wszystko, co w nazwisku i za
nazwiskiem kryje si, jest przyczyn i jednoczenie skutkiem lichwy. Nazwisko, ktre nigdy
nie jest nagie, czyste, ale zawsze obtoczone tysicami przymiotnikw, rzeczownikw,
czasownikw, przyswkw, imiesoww, imkw, przyimkw, przedimkw, zaimkw:
dzierawczych (mj, twj, jego, nasz, wasz, ich, czyli sze razy Mj), osobowych (ja, ty, on,
my, wy, oni, czyli sze razy Ja) - i adnym prawdziwym spjnikiem. Nazwisko obtoczone

60

tym wszystkim jak robactwem i przez to robactwo toczone, nazwisko przearte poczuciem
prywatnoci, osobnoci, odrbnoci, wycznoci: t rdz. A tam, gdzie rdza, jest tylko rdza;
pod rdz nie ma prawdziwie czystego metalu, jest faszywie czysty metal, czyli
przeciwiestwo rdzy, czyli odwrotno rdzy, czyli rdza. Tam, gdzie odrbno, nie moe by
prawdziwej jednoci. Tam, gdzie odrbno, musi by nie-odrbno, ale to nie jest jedno.
To faszywa jedno, pole do opisu i do popisu dla odrbnoci, martwy teatr do odgrywania
cigle, cigle, cigle tej samej, tej samej, tej samej tragikomedii.
W wiecie ludzi-Ja, w wiecie nazwisk - nie ma mioci. Ani jednego bysku. Tylko
lichwa, handel, interesy, gieda, rachunki, konta, banki, odliczanie, odmierzanie, odwaanie,
konkurencja, rywalizacja, eksploatacja, deptanie, miadenie sabszych, paszczenie si przed
silniejszymi, walka (nazywana walk o sprawiedliwo, przeciwko niesprawiedliwoci) na
pici, okcie, kolana, szczki, uchwy, noe, konice, sztachety, widy, cepy, bomby
atomowe, wodorowe, neutronowe i co tylko wpadnie w rk lub do gowy. W rkach i w
gowie czowieka-Ja wszystko moe posuy jako fuzja do transfuzji krwi z ciaa
przeciwnika do wasnej cysterny. A przeciwnikiem, wrogiem jest kady. Kady nieJa, kady
nieMy.
W wiecie ludzi-Ja, w wiecie egoistw, w wiecie nazwisk, w wiecie lichwy - nie ma ani
jednego czystego, prawdziwie bezinteresownego, miosnego, sonecznego czynu. Wszystko
idzie natychmiast na wag: finansow lub metafinansow. Jeeli nawet przytrafi si, jak
lepej kurze ziarno, zrobi co, co ma szans by bezinteresowne, zaraz przestaje to by
bezinteresowne, a staje si interesowne, bo zaraz wychodzi na pierwszy plan autor, ktry
nazywa to ludzkim obowizkiem, dobrym uczynkiem, mioci bliniego lub podobnie
gromko i samochwalnie, i posya to przez skrzydlatych Aniow do Pana Boga, bo a nu na
Sdzie Ostatecznym ten uczynek przechyli szale dobrego i zego na stron dobrego i bd
zbawiony. A jeeli tego do Pana Boga nie posya (bo uwaa si za czowieka wyksztaconego,
wiatego, cywilizowanego, kulturalnego ateist), to zatrzymuje przy sobie pami swojego
czynu, jest z siebie ogromnie zadowolony, jest samemu sobie wdziczny, niezalenie od tego
oczekuje od wszystkich wdzicznoci i nie widzi, e w ten sposb sam siebie opaca, samemu
sobie wystawia honorarium, odpowiednio - rzecz ciemna - wysokie, i e to wewntrzne
honorarium jest zupenie tym samym, co w tak zwanym wiecie zewntrznym tak zwana
"ywa gotwka", cash, I'argent liquide, i zupenie tym samym, czym dla wierzcego
honorarium w zawiatach, rajskie honorarium, a wic e to wszystko biznes, a wic nie ma to
wszystko absolutnie nic wsplnego z mioci. Nie widzi tego, e gdyby zrobi co naprawd
bezinteresownego, co sonecznego, to nie potrzebowaby by z tego zadowolony, nie
potrzebowaby o tym pamita po to, eby wspomina i roztkliwia si nad sob "ach, jaki
jestem dobry, yczliwy dla ludzi, wspaniaomylny, rycerski, szlachetny" i tak dalej, i temu
podobne; nie potrzebowaby adnego z tych, aosnych zachowa, bo caa jego rado
speniaby si w czynieniu, w dziaaniu, w spenieniu. Bo mio jest czynieniem,
promieniowaniem. Czyn zakoczony, mio zakoczona. Do kolejnego czynu. Mio i
czynienie mioci to jedno. Bez czynienia mioci, mioci nie ma.
Jedno wielkie, gigantyczne targowisko, na ktrym szalej chciwo, lk, agresja,
okruciestwo, chaos i wojny, a pomidzy gorcymi wojnami zimne wojny i tak zwana walka
o pokj, na ktrym todos contra todos, wszyscy przeciwko wszystkim i kady przeciwko

61

kademu - oto czym jest ten wiat, ktrego jeste twrc i ofiar, i w ktrym w straszliwy
sposb miotasz si, szarpiesz, gryziesz, mczysz, drczysz, drczc tym samym wszystko
wkoo siebie, i mwisz o mioci, szukasz wszdzie mioci, potrzebujesz mioci, jeste
jednym rozpacznym woaniem o mio, rzeniem o mio, jednym tragicznym,
kosmicznym wyciem o mio, ale kto ci j moe da, jeeli kady, tak jak ty, potrzebuje
mioci? Kto komu ma da mio, jeeli kady jej potrzebuje? A jeeli potrzebuje, to
przecie znaczy, e jej nie ma. A jeeli jej nie ma, to jej nie moe da. Co moe wla prne
do pustego i odwrotnie?
Tylko kto, kto pozna wiat ludzi-Ja, bo pozna siebie, pozna swoje Ja i umar dla tego Ja,
umar dla wiata ludzi-Ja (nie po mierci cielesnej, lecz za ycia), i tym samym wydosta si z
tego wiata, i narodzi si w cakowicie wrcz innym, nigdy przedtem wyobraalnym,
przypuszczalnym, spodziewalnym wiecie jako co nigdy przedtem wyobraalnego,
przypuszczalnego, spodziewalnego, jako co cakowicie wrcz innego od czowieka-Ja
(ktrym kiedy ten czowiek by, bardzo by, straszliwie bardzo by) i to co, co stao si w
drugim wiecie, co si stao drugim wiatem, okazuje si by trzecim wiatem, bo oto okazuje
si, e to co moe porusza si z absolutn swobod w obydwu wiatach bdcych jeden w
drugim, ale dla siebie nieistniejcych, siebie wykluczajcych, albo-albo: w wiecie wymysu i
w wiecie faktu, w wiecie faszywego i w wiecie prawdziwego, w wiecie czasu i w wiecie
wiecznego tu-i-teraz, w piekle i w raju - tylko kto taki moe da mio, jako e dane mu jest
by penym mioci, jak daje rozumienie blu i prawdziwej radoci, cierpienia i ekstazy,
niewoli i wolnoci, nieszczcia i szczcia, choroby i fundamentalnego zdrowia; mioci,
jak daje jasne widzenie obydwu wiatw i bycie trzecim wiatem, co jest pierwszym i
drugim, a oto nie jest ani pierwszym, ani drugim, ale trzecim. Czowiek-nikt.
Czowiek-nikt to nie jest adne znane zjawisko nadprzyrodzone, mara, widmo rodem z
zawiatw, niematerialny fantom, lecz, jak widzisz, czowiek jak najbardziej z krwi i koci, i
mini. Z ciaa. e ty jeste z krwi i z koci, to tylko wydaje ci si; twoje ciao nie jest twoim
ciaem; ty nie jeste prawdziwie cielesny.
Czowiek-nikt to nie jest adne znane zjawisko on nie tylko odkry w sobie i w wiecie
trupa, czyli faszywie ywego, czyli wszystkie wymysy, czyli ca tak szumnie zwan tre;
odkry on w sobie i w wiecie take prawdziwie ywego, czyli bezimiennego, czyli ciao
yjce yciem od Ja niezalenym. Czowiek-nikt to czowiek jak najbardziej cielesny, poza
tym normalny, zwyczajny, niczym szczeglnym si nie wyrniajcy, poza jakim
promieniujcym z niego spokojem, moe szczeglnym spokojem, co w tym wiecie
nieustajcej za czym gonitwy, popiechu, haasu i chaosu moe ewentualnie komu
bacznemu rzuci si w oczy. Ty w czowieku-nikt nie moesz zobaczy czego wicej poza
tym, e jest to taki sam jak ty czowiek-Ja. Ty w czowieku-nikt nie moesz zobaczy
czowieka-nikt, bo ty jeste kto, a kto, kto jest tylko kim, nie moe zobaczy kogo, kto nie
jest tylko kim, lecz jeszcze czym innym: dokadnie nikim wanie, czyli ciaem wanie,
czyli faktem wanie, czyli cudem wanie, czyli yciem wanie. Kto nie moe zobaczy
nikogo ani przez najczulszy mikroskop, ani przez najsilniejszy teleskop. Oto jest przed tob
czowiek-nikt, ale ty go nie widzisz, nie moesz go zobaczy. Tylko czowiek-nikt moe
rozpozna drugiego czowieka-nikt, czowieka-nikt sprzed, powiedzmy, dwch tysicy
piciuset lat, czy dwch tysicy lat, czy czowieka-nikt wspczesnego jemu. W wiecie

62

nazwisk ludzie-nikt nosz jak wszyscy jakie tam swoje nazwiska, ale oni rozumiej, e te
nazwiska to nazwiska trupw, ktre w sobie nosz; to nazwisko dotyczy tylko jednej trzeciej
z trzech trzecich. Trzy trzecie mona nazwa czowiekiem-nikt lub inaczej, to nie ma
wikszego znaczenia, bo sowo, kade sowo, nie jest tym, co usiuje nazwa. Trzy trzecie to
trjka, trzy wiaty w jednej osobie. Sowami nie da si o tym mwi. Sowami nie da si
mwi ani o yciu, ani o mierci, z ktrej si rodzi ycie. Sowami da si o tym mwi tylko
paradoksalnie. Sowami da si mwi nie-paradoksalnie tylko o tym, co nie ma pocztku ani
koca, co nie ma koca ni pocztku, co trwa i kona, ale skona nie moe, co jest cigle t
sam niemiertelnie martw monotoni.
Posuchaj. Posuchaj tak, jakby sucha wasnego oddechu. Dla ciebie nic poza tob i
twoim wiatem nie istnieje. Wyobraasz sobie inny wiat, wierzysz w niego, masz nadziej,
mwisz, e musi by co, co musi by inne, gdzie musi panowa pikno i ad, ale dopki
jeste tym, kim jeste, dopki jeste cakowicie tylko fragmentem, niewiadomym siebie
fragmentem, niewiadom samej siebie wiadomoci, dopty wszystkie twoje marzenia,
wierzenia, nadzieje, wyobraenia, czucia, przeczucia musz nieuchronnie zamyka si w
ukadzie Ja - nieJa. Inny wiat, prawdziwie nieznany, niczym niezrelacjonowany z Ja i z nieJa
dla ciebie nie istnieje, bo nie moe istnie. Nieznane jest poza wszelkim zasigiem znanego.
Nieznane znaczy nie nazwane, nie nazwane znaczy nieistniejce w sownikach, nieistniejce
w sownikach, co znaczy? Nic nie znaczy. Nawet nic nie znaczy. Nieznane nie znaczy nawet
nieznane. Dla ciebie nieznanego nie ma. Nie ma nawet takiego sowa. Nieznane znaczy dla
ciebie znane. Przesta tedy zajmowa si tak zwanym nieznanem; zajmij si znanem.
Uwiadom sobie to znane. Uwiadom sobie, co znasz i czy to, co znasz uwalnia ci od
konfliktw ze sob samym i z otoczeniem dookolnym, a jeeli nie, to najwidoczniej ta wiedza
nie jest prawdziw wiedz, nie jest mdroci, bo mdro jest jednoznaczna z wyzwoleniem
od wszelkiego cierpienia psychicznego, intuicyjnie moe to czujesz, bo to oczywisto.
Zajmij si sob. Prawdziwie ci si mwi: niczym innym poza sob nie zajmujesz si, tyle e
nie jeste tego wiadom. Uwiadom to sobie w peni i naprawd zajmij si sob. Pom sobie,
bo tylko jedynie wtedy, kiedy pomoesz sobie w tym sensie, e bdziesz w stanie nie
potrzebowa pomocy, tylko jedynie wtedy bdziesz zarazem w stanie mc pomc innym
ludziom, bliskim i dalszym, bez wyboru i bez koloru, bo wtedy kady bdzie naprawd twoim
blinim, nie bdzie to ju tylko puste sowo lub element handlowych targw i przetargw, to
znaczy sowo "blini" bdzie nadal puste, pozostanie puste (jak wszystkie sowa), ale ty
bdziesz widzie pene pozasowie tego sowa, bdziesz widzie bliniego, nie sowo "blini".
Bd w swoim wiecie, bo aden inny dla ciebie nie istnieje, bo nie moe istnie, dopki nie
poznasz tego, w ktrym jeste. Bd naprawd w swoim wiecie i bd naprawd sob, nie
uciekaj od siebie, nie oszukuj si, nie udawaj przed sob i przed innymi, e jeste kim innym
ni ten, ktrym jeste. Bd tym, kim jeste, bd sob, bo tylko tak moesz siebie pozna.
Nie moesz siebie pozna, jeeli sob nie jeste. Bd sob, bo nigdy siebie nie poznasz,
jeeli sob nie bdziesz. Jak moesz by sob? Bdc wiadomym tego, co robisz. Jak moesz
by wiadomym tego, co robisz? Bdc uwanym.
O czym moe rozmawia z tob czowiek-nikt, ktry widzi i rozumie, e dla ciebie nic
poza tob i twoim wiatem nie istnieje, bo nie moe istnie? Oczywicie moe rozmawia o
tobie i o twoim wiecie, i w jzyku tego wiata, w tym przypadku w jego wersji polskiej. Ta

63

rozmowa nie jest atwa. Oczywicie padaj sowa. Sowa zawsze padaj, pytania za si
stawia, a odpowiedzi si pojawiaj same, poniewa odpowiedzi s we waciwych i waciwie
postawionych pytaniach, dyktowanych przez prawo i intuicj. Czowieka-Ja sowa chroni,
s jego tarcz i broni; czowiek-nikt za mwi sowami przeciwko sowom, co musi brzmie
paradoksalnie dla kogo, kto poza sowa nie wychodzi (a przecie ycie prawdziwie zaczyna
si tam, gdzie faszywie koczy si sowo). Niezalenie od tego te same sowa - si zego,
si sowa - czsto maj dla czowieka-Ja i dla czowieka-nikt odmienne znaczenia; ryzyko
nieporozumie wynikajce z rozlicznych niuansw znaczeniowych tego samego sowa jest
immanentnie zawarte w sowie jako takim, to jeden ze skutkw przyczyny, to sama
przyczyna, to sowo jako takie.
Rozmowa nie jest atwa. Czowiek-Ja mwi o tym, co wydaje mu si i o czym nawet
nie wie, e wydaje mu si; czowiek-nikt natomiast nie mwi o tym, co wydaje mu si, a tylko
o tym, co rozumie, co jest dla oczywiste. Czowiek-nikt podpowiada, podsuwa czowiekowiJa - jak tac z owocami (gorzkie to owoce, ale nie mog by inne) - waciwe, najprostsze i
rewelacyjne pytania; czowiek-Ja za obraca to wszystko w art albo obraa si, bo myli, e
si z niego artuje, i to przewanie obraa si skrycie niestety, nie jawnie, nie otwarcie, czyli
nie w sposb, ktry by mu pozwoli by tego wiadomym i tym samym od tego uwolni si.
Czowieka-Ja nieustannie co drani w sposobie, w naturze mwienia czowieka-nikt; drani
go co, co wydaje mu si by pych, zarozumialstwem, wywyszaniem si (bo przypisuje
czowiekowi-nikt wasne "cnoty"), a co nie jest nigdy pych, nigdy zarozumialstwem,
przenigdy wywyszaniem si. Natura mwienia czowieka-nikt zasadza si przede wszystkim
na braku wysiku; wysiek nieodcznie towarzyszy myleniu, a nie ma go tam, gdzie jest
rozumienie, czyli tam, gdzie nie to, e si przestao myle, ale gdzie si niepomiernie
poszerzyo mylenie, to znaczy gdzie si otoczyo mylenie - jak yciodajn atmosfer obserwacj mylenia (czysta, przezroczysta obserwacja jest wanie dokadnie jak czyste,
przezroczyste powietrze; wszelka ocena jest mg; we mgle nie wida; tylko w czystym
powietrzu da si widzie) i si wtedy zobaczyo i si zrozumiao, i si za kadym razem na
nowo to rozumie, e aby mc myle musi nie rozumie si, a zatem samo mylenie - bez
obserwacji mylenia "i" myliciela - nie moe nigdy doprowadzi do rozumienia.
Rozmowa nie jest atwa. Czowiek-Ja chce sobie przewanie pogawdzi i eby byo
mio, przyjemnie, sympatycznie, kulturalnie, jak to on nazywa albo chce obmawia
nieobecnych, albo chce podyskutowa, poteoretyzowa i eby byo "uczenie", eby by tak
zwany "twrczy niepokj", ale zawsze w tak zwanych "granicach przyzwoitoci", Boe bro
cokolwiek naprawd naruszy, "Ja jestem czowiek porzdny, uczciwy i w ogle; nikomu nic
zego nie robi; eby kady by taki jak ja, to byoby bardzo dobrze na wiecie" i tak dalej, i
temu podobne. Czowiek-Ja chce pociesza, siebie pociesza, drugich pociesza i jeszcze z
luboci dawa si pociesza przez takich jak on sam, ktrych towarzystwo znajduje atwo,
daleko nie szukajc, bo to, co podobne, ciy ku sobie: gadua ciy ku gadule, hipokryta
ciy ku hipokrycie, niepowany ciy ku niepowanemu, pyszny ciy ku pysznemu ( ale
te: cichy skania si ku cichemu, cierpicy skania si ku cierpicemu, czowiek prawy
skania si ku czowiekowi prawemu). Czowiek-nikt nie gawdzi, nie teoretyzuje, nie
pociesza; on nazbyt dobrze rozumie, e wszelkie pocieszanie jest zawsze pocieszaniem
nieszczcia, jest skadaniem choremu ycze trwania w chorobie, jest gaskaniem potwora i

64

przymilnym do przemawianiem: "no nie martw si, nie przejmuj si tak, nie jeste taki
najgorszy, inni s o wiele gorsi, pociesz si", i oczywicie mona tak bez koca, i oczywicie
to nigdy nie sprawi, e potwr przestanie by potworem; w ten to wanie sposb potwr cay
czas jest potworem i albo ksa (co tylko nawinie mu si pod ky, siebie samego te), albo
musi by gaskany, obaskawiany. I tak cae ycie. Oto czym jest pocieszanie. Jest legalnym,
oficjalnym sankcjonowaniem obdu przez to wanie, e nie chce si go wprost zobaczy i
odczyta, zdemaskowa raz po wszystkie czasy.
Pochylmy si dalej nad rozmow pomidzy czowiekiem-Ja i czowiekiem-nikt. Oto
dalszy cig nieskoczonego toru przeszkd utrudniajcych kontakt. Czowiek-nikt kieruje
wci rozmow na czowieka-Ja, bo widzi to, co widzi, a czego nie widzi czowiek-Ja;
czowiek-Ja odwraca kota ogonem. Czowiek-nikt mwi non stop o poznaniu siebie, bo
rozumie, e pozna siebie to punkt wyjcia wszelkiego poznania, to pocztek rozumienia, to
co, czego nie moe zabrakn, to nieodzowny pocztek (bo cokolwiek si robi, jest
oczywiste zacz od pocztku; domu nie zaczyna budowa si od dachu, lecz od zrobienia
wykopu pod fundamenty); czowiek-Ja chce pozna wszystko, nie poznajc siebie, czyli nie
zaczynajc od pocztku i wydaje mu si, e tak mona, wydaje mu si, e pocztek to jest taki
sobie potek, ktry mona tak sobie przeskoczy, ot tak jakby nigdy nic. Czowiek-nikt
rozumie, e rozumienie jest tu, na ziemi i dlatego rozmow na ziemi nieustannie sprowadza;
czowiekowi-Ja wydaje si, e rozumienia na ziemi nie ma i winduje rozmow na bujanie w
obokach, stawiajc pytania chimeryczne, abstrakcyjne, daremne; daremne, bo nie jest w
stanie poj odpowiedzi czowieka-nikt, cho te odpowiedzi s opisem niewiarygodnych
oczywistoci (prawda, o, prawdziwie jest niewiarygodna!). Czowiek-nikt absolutnie nie
zamierza przekona czowieka-Ja o czymkolwiek ani przekonywa do czegokolwiek, mwi
mu tylko, eby obserwowa siebie i odsoni si samemu sobie, mwi mu: suchaj i odkrywaj
w sobie, czy jest tak, jak mwicy mwi, czy nie jest tak, jak mwicy mwi; czowiek-Ja
opiera si jak torturowany nie wiedzc przed czym. Czowiek-nikt nie byby czowiekiemnikt, gdyby ukada, ustala jaki dekalog, gdyby przekazywa czowiekowi-Ja: to powiniene,
tego nie powiniene; tak postpuj, tak nie postpuj; to jest dobre, to jest ze; czowiek-nikt
mwi tylko: cokolwiek robisz, bd w peni wiadomy tego, co robisz, nic wicej, to znaczy
wygrzeb i wystaw na powiat ksiyce to, co w tobie schowane, skryte, zagrzebane, a
przecie wiadome, to znaczy niech si stanie jawn wiadomoci to, co jest skryt
wiadomoci, to wszystko, to wystarczy. Czowiek-nikt mwi: uwaga i jeszcze raz uwaga, i
jeszcze raz uwaga; czowiek-Ja nie zwraca na to uwagi i oczekuje wrczenia jakiego eliksiru;
nie mieci mu si w gowie, e wanie uwaga, najzwyklejsza i najniezwyklejsza w wiecie
uwaga prowadzca do poznania siebie jest tym najcudowniejszym eliksirem, ktrego nigdy,
po wszystkie czasy nie wypreparuje aden chemik, alchemik, biochemik, mikrobiochemik,
makrobiochemik. Czowiek-Ja okrela (gono lub "po cichu", w myli) to, co mwi mu
czowiek-nikt, "opowiadaniem banaw"; czowiek-nikt mwi: prawdziwie ci si mwi, to s
banay, banay w tym sensie, e s to rzeczy oczywiste, ale niech tobie przestanie wydawa
si, e s to rzeczy oczywiste, zobacz, e s to rzeczy oczywiste, przeyj je jako takie, przeyj
je caym sob tak, jakby dopada ci, ulewa porodku nagiego, otwartego pola albo jakby
siedzia na czubku wysokiego drzewa podczas porywistego wiatru, albo jakby w upalny
dzie by spragniony i nie mia co pi, i dotar do jakiego domostwa ze studni na podwrzu,

65

i naczerpa wody, i wreszcie napi si prosto z wiadra; niech ci olni olniewajca


oczywisto, "superbanalno" tego, e oczy s po to, eby widzie; bo ty w tym miejscu
umiechasz si z przeksem lub sam nie wiesz jak, ale suchasz i jeste guchy, patrzysz i
jeste lepy.
Rozmowa nie jest atwa. Najgorsze jest wanie to, e czowiek-Ja nie sucha uwanie
i nie sucha wieo, dziewiczo, to znaczy w taki naturalny sposb, e oto kto co mwi i si
sucha tego po raz pierwszy w yciu. Tak zreszt, jak bez reszty, jest naprawd, rzeczywicie.
Bo jakie zdanie usyszane "nie dalej" jak wczoraj nie jest tym samym zdaniem syszanym
dzisiaj, choby nawet sformuowane byo identycznie jak wczoraj. Bo wszystko si zmienia,
wszystko si mieni, wszystko si skrzy i czowiek-dzisiaj nie jest ju oczywicie
czowiekiem-wczoraj. Wszystko si mieni i wszystko, co si syszy, syszy si zawsze po raz
pierwszy w yciu; tak samo wszystko, co si widzi, dotyka, smakuje, czuje, przeywa. Ale
czowiek-Ja tak nie sucha, nie patrzy, nie dotyka, nie smakuje, nie wcha, nie yje. Uszy jego
(te cudowne muszle, te konchy), caa gowa jego (to cudowne naczynie, ten dzban na
najpikniejsze kwiaty) - przepenione s a po brzegi, a po menisk wypuky, wszelakiego
autoramentu i asortymentu "danymi", informacjami, wiadomociami, opiniami, sdami,
przesdami, widzimisiami, ideami, modami, modami, modelami, modlitwami, nadziejami,
wierzeniami,
teoriami,
spekulacjami,
kombinacjami,
systemami,
pogldami,
wiatopogldami, wszechwiatopogldami i co tam jeszcze zostao, a wszystko to martwe, bo
wszystko to zwide, bo wszystko to przesze, i nie ma tam miejsca na nic, co do tego nie
pasuje, nie przylega, nie podlega, nie rozlega si echem czy kontr-echem, co nie jest ani za,
ani przeciw, ani za i przeciw, ale co jest inne, cakowicie wrcz inne, nowe; i przewala si tam
to wszystko wte i wewte, pite przez dziesite, jedenaste przez dziewitnaste, kotuje si tam
to wszystko, toczy si, tucze si, haasuje jak fabryka mechanicznych sztucznych papug i
czowiek-Ja jest tym wszystkim kompletnie zamroczony, jest jak uderzony w ciemi tpym
omem.
I z tej to przyczyny, i w wyniku tego - rozmowa z nim podobna jest najczciej do
"rozmowy" wiatru z ulicznym, wrzeszczcym megafonem.

- Po tym wszystkim, co zostao tu powiedziane, mona by skonkludowa, e pomidzy


czowiekiem-nikt a czowiekiem-Ja nie moe by adnego kontaktu.
- Kontakt jest. Gdyby go nie byo, czowiek-nikt nie rozmawiaby z tob dzie po dniu, ktry
tam, -nasty ju z kolei dzie i jeszcze poprawiajqc po drodze, dzie po dniu, tekst, co go
piszesz i w ktrym zapisujesz to, co ci si tutaj mwi. W twojej relacji, w twojej redakcji ile
bdw, nieporozumie, przekrce, przeinacze, przesysze, opuszcze, niedokadnoci. A
przecie robilimy pauzy w cigu dnia, kadego dnia, po to wanie, eby mg dokadnie
wszystko zanotowa, bo to, co ci si tutaj mwi, jest tak samo wane dla ciebie, jak dla
kadego czowieka-Ja, ktremu ten tekst przypadkowo wpadnie w rce i pod oczy. I
widziae: tyle bdw! Jake niewierny i niebezpieczny w konsekwencjach byby twj
przekaz, gdyby go czowiek-nikt nie przejrza i nie poprawi tego, co w nim byo do

66

poprawienia. Tak to, widzisz jest, kiedy kto relacjonuje rzeczy, ktrych nie rozumie lub ktre
wydaje mu si rozumie. W taki to wanie sposb, bardzo dawno temu. ludzie tobie podobni
zmasakrowali przekaz pewnego czowieka-nikt. Ile bdw, przekrce, sw wyrwanych z
kontekstu. Ile sw i czynw zmylonych przez zmylaczy i woonych w usta i w donie
tego czowieka-nikt, tego czowieka-wszystko, A nie by "na miejscu", eby ich poprawi,
eby powstrzyma ich monstrualne, egocentryczne zapdy ludzi-Ja. A wszystko przez to, e
naprawd nie suchali tego, co mwi. Suchali, lecz nie suchali; nie suchali, wic w sobie
nie odkrywali; w sobie nie odkrywali, wic nie widzieli; nie widzieli, wic nie rozumieli; nie
rozumieli, wic interpretowali. A kiedy interpretuje si, zawsze le interpretuje si. Straszliwe
konsekwencje tych "niewinnych" praktyk cign si, przez wieki i tysiclecia a po dzi
dzie, zasnuwajc gstym, mrocznym, dusznym, trujcym, fabrycznym dymem lazur nieba i
ten, ach, widok nad widoki.
To za, co prawdziwie pochodzi od tego czowieka-nikt, tego czowieka-wszystko,
tego czowieka-trzy, co prawdziwie trysno z niewymownego rda poprzez rurk jego Ja
(Ja w czowieku-nikt jest instrumentem bez grajka, dlatego nie gra tych mniej lub bardziej
smutnych melodii, ktre chce zagra grajek, kiedy jest w posiadaniu instrumentu; ale
poniewa grajka nie ma, sam instrument moe gra wszystkie melodie i wszystkie s
szczsne), to wic, co prawdziwie pochodzi od tego prawdziwego czowieka i co atwo mona
znale pord tego, co zostao przekazane (wystarczy wymie fantazyjne fabuy fabulistw
i "cudw" gruz) - zostao w cigu wiekw i tysicleci rozgrabione doszcztnie, bogobojnie
lub niebogobojnie, na efektowne powiedzonka, wtrty, cytaty, dedykacje, motta, maksymy,
przysowia, epigrafy, epitafia, byskotki, ozdbki i temu podobn reklam: dwigni handlu.
Po wszystkich spektaklach w setkach tysicy teatrw caego wiata, po milionach
najwymylniejszych przedstawie plastycznych, po superstar-musicalu, "brakowao" filmu o
yciu tego czowieka. I oto kocz go krci (scenariusz podobno oparty na wersji przekazu
tego od Paranoicznej Odraajcej Apokalipsy). Co jeszcze pozostao do sfabrykowania?
Moe pamitniki tego czowieka?
Wrmy, e si tak wyrazi si, do kontaktu pomidzy czowiekiem-Ja i czowiekiem-nikt. Bo
kontakt jest. Gdyby go nie byo, czowiek-nikt nie rozmawiaby z tob, dzie po dniu, ktry
tam, -nasty ju z kolei dzie, ale rozmawiaby - innym, rzecz jasna, jzykiem - z kad yw
rzecz: z drzewami, z wiewirkami skaczcymi po gaziach, z kwiatami, z traw, ze
wszystkimi stworzeniami w trawie, z kolorami, z zapachami, z polnymi i przydronymi
kamieniami, z wod, ze wszystkimi stworzeniami w wodzie, z powietrzem, ze wszystkimi
stworzeniami w powietrzu, z wiatrem, mg, deszczem, gromem, byskawic, ze niegiem, z
ziemi, z niebem, z obokami, ze socem, z kad jak on yw rzecz. Tak, jak to robi wtedy,
kiedy nie rozmawia z tob lub z kadym tobie-podobnym, tobie-niepodobnym, tobieidentycznym. Bo w yciu nie ma dwu jednakowych dbe trawy, dwu jednakowych lici,
dwu jednakowych patkw niegu, dwu jednakowych obokw, dwu jednakowych
"bliniakw" i tak dalej, tymczasem wszystkie Ja s identyczne, cho kademu Ja wydaje si,
e jest rne od Ja drugiego.
Kontakt jest. Gdyby go nie byo, czowiek-nikt nie rozmawiaby z tob, dzie po dniu,
uywajc czsto-gsto dosadnych, mocnych, gwatownych sformuowa, ale wie dobrze
dlaczego. Dlaczego? Dla dobra twojego. eby tob potrzsn, wstrzsn i eby ockn si

67

z martwoty, w ktrej martwisz si i zamartwiasz. Ale tak bardzo jeste guchy, lepy,
nieczuy, martwy, e ju nic ci nie szokuje. Widzisz (nie widzisz), nawet nie jeste
zaszokowany tym, e ci si mwi, e jeste martwy, nieskoczenie martwy. I z tym
wszystkim wierzysz, e jeste ywy. Pewnego dnia, piknego dnia, bardzo piknego dnia,
cudownego dnia, gdy siebie poznasz i gdy si narodzi czowiek-nikt, czowiek-ktry-widzi,
zobaczysz, jak straszliwie ciko jest krzesa do ycia umarych, co maj si za ywych i
yjc w wiecznoci prawdziwie usyszysz niezastpione te sowa, i si umiechniesz do
siebie, i dookoa, i twj umiech bdzie pikny, bo wszystko, cokolwiek czyni czowiek-nikt
jest pikne i suszne. Czowiek-nikt-nie-jest-w-stanie-zrobi-cokolwiek-zego.
Kontakt jest. Niky, znikomy, potwornie ograniczony, ale jest. Ten kontakt z tob jest
wtedy - i to znowu musi dla ciebie zabrzmie paradoksalnie - kiedy ciebie nie ma.
- Brzmi paradoksalnie, nie da si ukry. Mog prosi o wyjanienie?
- Pomidzy rozwianiem si jednej twojej myli, a wychyniciem ze studni pamici kolejnej
twojej myli - s w tym murze szczeliny, szpary, przerwy, luki, dziury. To trwa uamki
sekund, ale to wystarczy, bo te uamki sekund do czasu nie nale, s poza czasem. Podczas
tych przerw jest z tob kontakt. Poprzez te szpary jest z tob porozumienie. Przez te szczeliny
wnika w ciebie oczywisto i spotyka si z oczywistoci w tobie bdc. Przez te szczeliny
wnika gos dzwoneczka i budzi to, co w tobie pi. W te szczeliny kogut pieje do drugiego
koguta jak z jednego kraca wsi na drugi kraniec wsi.
W te szczeliny siewca sieje.

Jak to by moe zauwaye, nie byo w tym wszystkim, co si tu powiedziao w cigu


tych kilkunastu dni, adnej opowieci, narracji, fabuy. Jedna i jedyna fabua potoczy si za
chwil na zakoczenie naszych tu rozmw. To krtka historia. Posuchaj jej tak, jakby
sucha wasnego oddechu. Bo te jest to - nie da si w to wierzy ani nie wierzy; da si to a
zobaczy i zrozumie - historia, ktra doprowadzia do prawdziwych narodzin oddechu tego
ciaa, ktre sobie przywaszczye i oddechu caego wszechwiata.
Jest to krtka historia kadego czowieka-nikt, niezalena od pci czowieka-nikt i
niezalena od wszelkich towarzyszcych tej historii okolicznoci biologicznych, fizycznych,
geofizycznych, geograficznych, atmosferycznych, politycznych, i niezalena od tego, czy
zdarzya si bardzo, bardzo dawno temu, czy nie tak dawno temu, czy dopiero co, temu
zaledwie par miesicy. Jest wic niezalena od chronologii, a raczej chronologia jest od niej
niezalena, ale - jak kada historia - nie moe by niezalena od czasu jako takiego. Dzieje si
wic ta historia w czasie i musi zosta opowiedziana w czasie, to znaczy w czasie przeszym,
jako e innego nie ma.
Jest to historia czowieka-nikt, kiedy nie by jeszcze czowiekiem-nikt i kiedy moliwo
moliwoci istnienia czego takiego, jak czowiek-nikt, nie moga absolutnie ani musn jego
wyobrani. To byo absolutnie niemoliwe. Co jest niemoliwe, czowiek-nikt wie o tym
teraz, gdy sam jest niemoliwoci. Co jest niemoliwe dla czowieka-Ja, czowiek-nikt wie
o tym teraz i wyjawi ci to w cigu tych kilkunastodniowych rozmw.

68

Zatem jest to historia takiego jak ty czowieka-Ja. Zatem jest to historia, ktra moe
bardzo dobrze okaza si take twoj histori. Zaley to od twojej uwagi i prawoci.
By sobie razu jednego czowiek. Zwyczajny, normalny, jakich wielu, niczym nie
wyrniajcy si wrd podobnych mu ludzi, poza jednym szczegem, ale wewntrznym,
wcielonym, wic nie rzucajcym si w oczy, takim mianowicie, e ten czowiek nieco
bardziej ni drudzy, nieco dotkliwiej ni drudzy czu w sobie jak jakby czstkowo,
fragmentaryczno, niepeno, niecakowito, jakie jakby rozdarcie, rozerwanie, pknicie,
przeamanie, przerwanie. Co nie tak, co tu nie tak w tym wszystkim - mwi sobie niekiedy
ten czowiek, gono sam do siebie lub w myli. Ale nie wiedzia, jak ma by ani nawet nie
wiedzia, co jest nie tak w tym wszystkim. Nie mg dokadnie okreli natury swojej
niewygody ani jej dokadnie w sobie umiejscowi. Gdzie to tam w rodku na pewno byo i
bolao.
Ten czowiek - jak wszyscy ludzie - jad, pi, spa, chodzi tu, chodzi tam, myla,
marzy, tskni, wyobraa sobie, kocha, nienawidzi, radowa si swoimi powodzeniami,
smuci niepowodzeniami, paka, mia si, mwi, piewa, milcza, podrowa to bliej, to
dalej, uczy si to tego, to tamtego, jednym sowem robi jak wszyscy ludzie tysice
rozmaitych rzeczy, a niewygoda go nie opuszczaa. Bya ta niewygoda jakby jaki kamie na
sercu, jakby jaka szpilka w gowie; czu j niekiedy wicej, niekiedy mniej, niekiedy nie czu
wcale, ale to ostatnie zdarzao si nieczsto i byo krtkotrwae. Bya ta niewygoda jakby jaki
uwiziony w piersiach, w klatce piersiowej ptak, szamoczcy si tam, trzepoczcy
skrzydami, bijcy nimi o prty klatki, o ebra, ranicy sobie skrzyda, usiujcy z klatki si
wydosta, daremnie. I nic nie mona byo na to poradzi. Ale y trzeba - mwi sobie ten
czowiek - z kamieniem na sercu, ze szpilk w gowie, z ptakiem w piersiach, y jako
trzeba. I tak byo. Latami, latami i latami.
A do pewnego dnia (dokadnie nie wiadomo, ktry to by dzie, bo czas pokawakowany dotd na rwne przesuwajce si do tyu klocki - zaczyna si od tego
dokadnie nie wiadomo ktrego dnia jakby mci, zaciera, rozmazywa, rozmywa, jakby
si pojawio co, nie wiadomo co, co sam swoj niewiadom obecnoci, nie to e wypierao
czas, e walczyo z czasem, ale czynio go nieistotnym, niewanym, mniej wanym, w
kadym razie nie jak dotd najwaniejszym, niepodzielnie, jedynowadczo panujcym), wic
a do tego pewnego dnia, kiedy w jakim niezwykym momencie zdarzyo si (nie wiadomo,
jak zdarzyo si, wiadomo, e si zdarzyo), e ten czowiek prawdziwie pochyli si nad sob
i pochyli si w sobie, i do siebie do rodka zajrza. To byo tak, jakby nie tylko on tam
zajrza, ale - prcz niego, poza nim - jeszcze co. Co, co mogo patrze z boku, z dou, z
gry, z caego dookoa i jakby jeszcze z jakiego zewntrz, z jakiego spoza; co co byo nim,
ale nie tylko nim, co wikszego od niego, o wiele, wiele wikszego. To byo co, to nie by
kto. To co byo bardzo uwane i wcale si t swoj wielk uwag, wielk wnikliwoci nie
mczyo. I to co byo bardzo, bardzo spokojne.
Wic ten czowiek w tym niezwykym momencie tego niezwykego dnia zajrza do
siebie i zacz uwanie rozglda si, co te tam w nim jest, w mylach, w uczuciach, w
wyobrani, wszdzie i co te tam dzieje si w nim i z nim. Rozglda si uwanie i spokojnie,
i nie zobaczy ani zotopirego, uwizionego w klatce piersiowej ptaka, ani adnego w gowie
przepiknego ogrodu, jak to sobie czsto wyobraa, ani nic podobnego. Zobaczy natomiast

69

co, czego by si po sobie, w sobie, nigdy nie by spodziewa i w co by nie uwierzy, gdyby
mu kto powiedzia, e to w sobie ma. Zobaczy... straszliw, kracowo waw... czarn
besti. Patrzy uwanie dalej (ten czowiek by ju nie tylko tym czowiekiem, by stanem
samoobserwujqcego si tego czowieka) i zobaczy, e przy czarnej bestii stoi zawsze biay
baranek i oto przedziwna rzecz: czarna bestia poera bezustannie biaego baranka, a biay
baranek, jak gdyby nigdy nic, nie znika w czeluciach bestii raz na zawsze, lecz bezustannie
przy niej trwa. Ten czowiek zobaczy wtedy, e czarna bestia i biay baranek to
nierozdzielno, to nierozczno, to czarnobiaa bestia; czamobiaa dla niepoznaki;
zobaczy, e czer i przy czerni kontrastowa biel - to jedno. To jedna czer. Wic bestia
naprawd bya caa czarnoczarna.
Zacz wtedy ten czowiek (czas tymczasem, nie to, e zatar si, e rozpyn si, czy
e zwolni swj tak zwany bieg, ale przesta dla tego czowieka liczy si; czas - liczc od
trzech, moe czterech, moe piciu, a moe szeciu dni - pyn sobie gdzie obok), wic
zacz wtedy ten czowiek patrze, ile w nim jest tej czarnej bestii, ile w nim ona zajmuje
miejsca, ile w nim przestrzeni yciowej ona sob opanowaa. Zobaczy najpierw, e bestia
zajmuje w nim mniej wicej p gowy. Pochyli si w sobie niej i zobaczy, e bestia
zajmuje w nim nie p gowy, lecz ca gow i praw rk. Pochyli si w sobie niej, gbiej
i zobaczy, e jego lewa rka jest lew rk bestii, a jego dwie nogi s jej dwiema nogami.
Pochyli si w sobie jeszcze niej, jeszcze najniej, jeszcze najgbiej (ju nic go nie mogo
powstrzyma, ju nic go z tej drogi nie mogo zawrci, ju nic nie mogo odwrci jego
uwagi od tego naturalnego, spontanicznego, weselnie miertelnego samopoznawania si, od
tej samokonstatacji, co bya jednoczenie samokontestacj, samonegacj, ktrej towarzyszya
rado niebywaa, nigdy dotd przez niego nie zaznana) i spojrza w stron serca, i spojrza w
serce, i zobaczy... e jego serce ... jest jej sercem, serce bestii. Tak to zobaczy, e cay - od
stp do gw, od pit po czubki wosw, bez reszty, absolutnie bez reszty - jest jedn
straszliw przeraajc czarn besti. Rakiem. Rak nieskoczenie wasnym odraajcym
widokiem przeraony, poraony tym samym unicestwia sam siebie.
I tu, wydawa by mogo si, koczy si ta historia. Ale oto jeszcze nie koczy si. Bo
oto kto pada na kolana, pacze najszczerszymi, szczerozotymi zami i pragnie by
nieskoczenie wdziczny, wznoszc donie do dzikczynnej modlitwy. Kto to taki pada na
kolana i tak dalej, i tak dalej, wznoszc donie do dzikczynnej modlitwy? Rak. To
zmartwychwstay rak pada na kolana, pacze szczerozotymi zami i tak dalej, i tak dalej. Za
co chce by nieskoczenie wdziczny? Za to, e zosta unicestwiony. A przez kogo zosta
unicestwiony? Przez siebie samego przecie. Wic do kogo chce nieskoczenie dzikczynnie
modli si? Komu pragnie by nieskoczenie wdziczny? Sobie! Sobie, panowie i damy! Po
co to wszystko? Po to, bo tym samym wanie zmartwychwstaje. Czy jest genialniejszy
sposb na zmartwychwstanie, jak podzikowa sobie za to, e siebie zgadzio si? Czy jest
genialniejszy sposb na zmartwychwstanie, jak pogratulowa sobie, e uwolnio si siebie od
siebie? Nie ma. Ale ta arcygenialna sztuczka, bezbdna technicznie, odegrana z najwysz
wirtuozeri, niesamowicie przejmujco, wstrzsajco namitna, zdolna poruszy, wzruszy i
skruszy na miazg najtwardsze serce, zdolna rozmikczy i stopi na wosk serce-gralodowa wielkie jak Grenlandia albo Antarktyda - nie uchodzi uwagi spokojnej, bezstronnej,
czystej obserwacji. Obserwacja raka widzi tym samym, e rak nie moe zosta unicestwiony

70

raz na zawsze, lecz e musi by unicestwiany (zobaczony, demaskowany, obnaany) w kadej


chwili, w ktrej i z ktr zmartwychwstaje. Bo nie ma prawdziwego koca to, co nie ma
prawdziwego pocztku. Nie umiera prawdziwie to, co prawdziwie nie urodzio si. Bo gdyby
prawdziwie umaro, prawdziwie narodzioby si do wiecznego, faktycznego, ywego ycia.
Wtedy raj byby rakiem. Tego rak nigdy, po wszystkie czasy nie doczeka si.
I tu dopiero koczy si historia czowieka-nikt, historia kadego czowieka-nikt, zanim
si czowiekiem-nikt urodzi a wic historia czowieka-Ja, kadego czowieka-Ja, a wic
historia, ktra bardzo dobrze moe okaza si take twoj histori. Zaley to od ciebie (nigdy
za duo o tym mwi), od twojej uwagi i prawoci. Ta historia koczy si zobaczeniem, e ta
historia nie ma prawdziwego koca tak, jak nie ma prawdziwego pocztku. Fabua, jak
sztuczna baka mydlana, po prostu, cakiem naturalnie rozwiewa si, bo tej fabuy nigdy
naprawd w rzeczywistoci nie byo; zawsze bya-jest-bdzie w czasie, czyli w nieistniejcej
przeszoci, poza yciem, poza prawdziwym, poza realnym, poza istniejcym, poza
wszystkim.
I tu si zaczyna, prawdziwie zaczyna: fabula rasa. Co, co mona opisywa, ale co
zawsze pozostanie tylko opisem, nigdy nie bdzie nieopisan rzeczywistoci. Bo nie da si
fabrykowa literatury z czego, co nie jest fabu, a jest skrzc si, mienic si, wiecznie
now a nieprzemijajc, niemiertelnie yw prawd i prociutk jak dzie dobry. O
prawdzie, do prawdy, za prawd, wok prawdy, wzgldem prawdy - nie da si. Prawd
mona si sta i prawda moe si sama sobie nieskoczenie ujawnia. Prawd mona by,
yciem mona by, a by. I y. To ycie, to nieskoczenie odkrywajce si ycie.
Nieznane, nieskoczenie siebie poznajce.
Ludzie-nikt, ludzie-mio, ludzie-soca, ludzie-trjki, ludzie-bezdomni (ktrzy,
dlatego e bezdomni, wszdzie gdziekolwiek s, s u siebie w domu) - chodz po wiecie
ludzi-Ja i mog temu wiatu mwi o istnieniu innego, prawdziwego wiata, ale na dobr
spraw po c mieliby o tym mwi, jeeli dobrze wiedz, e jeden wiat dla drugiego nie
istnieje, cho obydwa wiaty s tutaj i, cho jeden jest w drugim, nie ma przejcia od jednego
do drugiego, bo pomidzy nimi jest nieprzekraczalno. Wic, na dobr spraw, dla dobra
sprawy, po c? Po c mwi o zdrowiu ludziom chorym i ktrzy nigdy prawdziwie
zdrowymi nie byli, bo gdyby zdrowymi byli, choby przez uamek sekundy, to byliby odtd
zawsze zdrowi, nigdy nie mogliby na adn chorob zapa? Po c mwi ludziom chorym
o czym, o czym nie mog wiedzie nic i co ich nie moe prawdziwie i raz na zawsze
uleczy, a co moe jedynie dawa im nadziej. Ale ta nadzieja te naley do choroby, jest
wrcz jednym z gwnych orodkw przyczynowo-skutkowych teje choroby. Jest nadzieja
wymylaniem czasu, wymylaniem przyszoci, ktra przecie nie istnieje, wszak nigdy
przyszoci tej nie ma, nigdy nie zjawia si tu i teraz, zawsze, jak widmo, majaczy gdzie tam.
Gdzie? W przyszoci! Przyszo jest w przyszoci, bo gdzie indziej moe by? A ta
przyszo, czym jest? Projekcj przeszoci. Czyme innym mogaby by?
Jest nadzieja, e si tak wyrazi si, beznadziejnym uciekaniem od tego, co jest tu i
teraz, czyli uciekaniem od jedynego stanu rzeczy, ktry naprawd istnieje, jedynego i
najwyszego stanu rzeczy, w ktrym mona y i y zdrowo. Nadzieja jeszcze nigdy nikogo
prawdziwie nie uleczya i nie uleczy, bo nie moe uleczy. Tylko w tu-i-teraz da si by
zdrowym. Nadzieja zatem jako czasowo, jako nie tu-i-terazowo, nie moe by zdrowa.

71

Nadzieja, lansujc swoje serpentyny, swoje confetti, projektujc przysze ,"wyzdrowienie"


przedua tym samym chorob, rozprzestrzeniajc j, rozcigajc w przestrzeni i w czasie, w
trwaniu - utrwala j. To przecie oczywiste I oczywicie tak te mwi o nadziei ludzie-nikt,
ludzie-tu-i-teraz, ludzie-zdrowie dodajc, e moe ona, nadzieja, suy do jednej jedynej
rzeczy: jako wymienity przykad na to, jak puste s sowa.
Co moe chorych uleczy? Kade mwienie o zdrowiu musi by dla chorych literatur,
wymysem, bajka, bo gdyby nie byo dla nich bajk, to byoby rzeczywistoci, a wic byliby
to ludzie zdrowi, a nie chorzy. A zdrowi nie potrzebuj bajek. Zdrowi yj w zdrowiu, yj w
yciu, s yciem, a ycie jest cudem nad cudami, gdy jest niemoliwe, a oto jest faktem nie
do zanegowania.
Co zatem moe chorych uleczy? Chorych moe uleczy tylko jedynie wycznie ich
wasna choroba, ich wasna toczca ich choroba, ich wasna toczca ich faszywa choroba,
nieprawdziwa (bo gdyby bya prawdziwa, byaby nieuleczalna), ktr niektrzy chorzy olepieni wielk rozpacz - nazywaj chorob ycia, a co z yciem nie ma absolutnie nic
wsplnego. Dlatego te ludzie-nikt przede wszystkim o chorobie mwi ludziom-chorym,
ludziom-Ja, cho ludziom-Ja to bardzo nie podoba si, bardzo mocno ich to drani, zoci,
wpadaj w gniew, dostaj furii, zdolni s w tej furii do wszystkiego, mog wtedy zamordowa
danego czowieka-nikt, ktry mwi im, jak z pieka wydosta si; to ju w czasie zdarzyo si,
zamordowano jednego czowieka-nikt, ale mona zamordowa czowieka-nikt? mona
zamordowa wieczne ycie?
Mwi ludzie-nikt ludziom-Ja o tym, co owi chorzy mog poj, co mog namaca,
uchwyci, wzi w gar, wzi si w gar; mwi ludziom chorym o toczcym ich raku (nie
o tym, ktrego tak okrela medycyna i ktrego caa groza znika jak za dotkniciem
czarodziejskiej rdki, kiedy si zobaczy, czym jest ten rak psychiczny, o ktrym cay czas
jest mowa), o tym jakie ma macki, jak jadowite i jak te rozliczne macki funkcjonuj, i gdzie
jest ich centrala, dyspozytornia, gniazdo wylotowe, samo jdro guchych ciemnoci.
O tym wszystkim mwi ludzie-nikt Mog o tym mwi jak aden poza nimi
czowiek. Bo oni to wszystko rozumiej, oni s ju zdrowi, oni ju przez to wszystko przeszli.
Raka - caego, w caej jego straszliwej, psychicznej okazaoci - w sobie odkryli, odczytali,
zdemaskowali. I raka unicestwili, wymazali. Siebie wymazali. Tym, e siebie zobaczyli. I absolutnie niechcco - urodzili si w czym absolutnie niespodziewanym: w prawdziwym
yciu, w zdrowiu. O tym zdrowiu nie mogli przedtem nic wiedzie, nie mogli o nim myle,
wyobraa je sobie, modli si do, mie nadziej, wierzy, marzy i tak dalej, i temu
podobne. O tym zdrowiu nie mogli nic. Bo absolutnie nic nie wiedzieli, e co takiego
istnieje. Nie mogli absolutnie nic o tym zdrowiu wiedzie, bo byli chorzy, wszystko w nich
byo chore, wszystkie myli i uczucia, rozum psychiki i serce psychiki, caa psychika bya
chora na sam siebie, na chorob, ktr mona nazwa: Ja, Ja, Ego, SuperEgo, AlterEgo,
Kto, Demon, Anio, Bg, Diabe, Sowo i temu podobne. I ta choroba nie moga absolutnie
nic wiedzie o zdrowiu, co si zaczyna poza nazw: nikt, nic, zero, pustka, cisza. Zdrowie
przyszo samo, kiedy rozwiaa si choroba, to znaczy kiedy czysta obserwacja zobaczya, e
caa ta choroba, od jej bezpocztku do jej bezkoca, bya brudna, faszywa, cakowicie
wymylona przez sam siebie, e caa ta choroba bya tylko nazwiskiem, podpisem na

72

papierze, wizytwk na drzwiach, inicjaami na sygnecie, imieniem na kartce kalendarza,


prnym sowem, such sylab, martw liter i niczym wicej.

Ludzie-nikt chodz po ziemi i powiadaj takim, jak ty, kademu bez wyjtku, kto
tylko ma uszy ku suchaniu, w gowie szpilk, a na sercu kamie to, co rozumiej. Bo
rozumiej, e nie ma wybracw losu w wiecie absolutnej rwnoci, absolutnej
sprawiedliwoci, jakim jest ycie. Rozumiej, e nie do zranienia zdrowie, nie do uwizienia
wolno, nie do opisania pikno, szczcie, ywa niemiertelno - nie s tylko dla nich, lecz
dla wszystkich.
BO WSZYSTKO JEST DLA WSZYSTKICH

73

Najdobitniej, jak to moliwe, i najprociej, najjaniej: si omroczyo mrok, si


negatywnie objanio guche ciemnoci, si wytumaczyo tak zwane niewytumaczalne.
Oczywicie niczyja to zasuga. Ludzie-nikt mamy nazwiska, ale ono nas nie przesania, bo
przesoni nie moe; adne nazwisko, adna nazwa nie ogarnia tej niewyczerpalnej caoci,
ktr jestemy. Nic nie musimy, wszystko moemy. Moemy, ale nie musimy si
przedstawia.
Si nie wie jak dugo, ile jeszcze czasu pozostawa bdziesz w swoim piekle mniej lub
wicej luksusowym: kilka dni, kilka miesicy, dwadziecia lat, sto lat, tysic lat, sto tysicy,
sto milionw? Si nie wie. Zaley to od uwagi i prawoci, bez ktrych twoje pieko moe
piekli si bez koca, bez zbawiennego koca, ktry jest pocztkiem prawdziwie ywej
nieskoczonoci.
Si wie, e si spotkamy. U "koca" twojego czasu. Wszyscy si spotkamy u "koca"
wszystkich czasw.
Na bezgranicznej, niepowtarzalnej i nieprzemijalnej, niemiertelnie ywej ce ycia.
Dokadnie tu, dokadnie teraz.

74

Skan wykona... Grzesiek - czowiek-Ja

75

You might also like