Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 26

OPERUJĘ W PERU

Wieści z kraju Inków


Numer 1 Luty 2010

Czy lamy to damy?

Indiana Jones i złodzieje grobów * Przepis na ceviche * Tajemnice linii


w Nazca * Miłość po peruwiańsku * Instrukcja obsługi urodzin
Darmowy ebook dostarczony przez autora bloga Operuję w Peru

Tytuł: Operuję Peru. Wieści z kraju Inków

Wydanie I
Rok 2010
ISBN 978-83-928637-2-7

Autor:
Piotr Maciej Małachowski

Zdjęcia:
Julia Tyszko
Piotr Maciej Małachowski

Utwór jest dostępny na licencji Creative Commons:

Uznanie autorstwa - Użycie niekomercyjne - Na tych samych warunkach


2.5 Polska,

co oznacza, że zawartość tego ebooka wolno kopiować, rozpowszechniać,


odtwarzać i wykonywać, ale nie wolno używać jej do celów komercyjnych.
Na podstawie ebooka wolno także tworzyć utwory zależne, ale nie wolno
ich używać do celów komercyjnych. Ponownie rozpowszechniany utwór
(lub utwór zależny) musi być udostępniany na podstawie takiej samej
licencji (CC-BY-NC-SA) i musi być oznaczony w sposób określony przez
autora.

W pozostałych przypadkach konieczny jest kontakt z autorem:


malachowski@hotmail.com
Wszystkie dzieci wrednej matki gdyby Matka Natura była sto razy bardziej wredna, to i tak nie
zatopi tego otoczonego przepaściami miasteczka.
To dobry moment na otwarcie bloga o Peru, bo Machu
Deszcz spłynął więc po Machu Picchu jak woda po kaczce. Ale
Picchu - sztandarowa atrakcja tego kraju - zostało właśnie
cała infrastruktura wokół niego przestała istnieć. Zniszczeniu
zamknięte.
uległa także część linii kolejowej - jedynej drogi między Cusco a
Aguas Calientes, po której PeruRail transportowało do tej pory
turystów. Teraz szukać ich tam ze świecą, co i tak nie przyniesie
efektu, bo deszcz pada lub padać będzie i płomień zagasi.

Hotelarze, restauratorzy i sklepikarze siedzą i płaczą nad tym, co


stracili. I co nadal tracą. To rzęsiste łzy, bo jak obliczono, z
powodu braku turystów cały region każdego dnia jest uboższy o
milion dolarów. Branża turystyczna łudziła się jeszcze, że
władze uruchomią most powietrzny. Wtedy śmigłowcami do
Machu Picchu docierałoby dziennie około dwustu najbardziej
wytrwałych i majętnych turystów. Ale Narodowy Instytut
Kultury właśnie odrzucił ten wniosek ze względów
bezpieczeństwa. I rozszerzył zakaz wstępu do Machu Picchu
także na tych, którzy mogliby się tam dostać idąc przez góry
słynną Inca Trail.

Totalna klapa. W rankingach turystycznych Peru spada teraz na


łeb, na szyję, bo być w tym kraju i nie zobaczyć Machu Picchu, to
tak, jak zjeść niedzielny rosół z torebki, a nie z kury.
Matka Natura nie zna litości. I ma posłuszne dzieci. Kazała
swemu synowi Deszczowi (po hiszpańsku to córka) padać, no to Według peruwiańskiego Ministerstwa Handlu Zagranicznego i
popadał. W rezultacie odciął od świata miasteczko Aguas Turystyki, potrzeba co najmniej sześciu tygodni, aby uporać się
Calientes, które rozciąga się u podnóża Machu Picchu - starej ze zniszczeniami i przywrócić ruch turystyczny do Machu
osady Inków. Samo Machu Picchu nie zostało zalane. Kto był, ten Picchu. Jak na peruwiańskie warunki, to ekspresowe, ale
wie, że to niemożliwe. Inkowie zlokalizowali je doskonale. Nawet zrozumiałe tempo. Wizja utopionych milionów jest tak duża, że
być może uda się dotrzymać tego terminu.
A może lepiej, żeby się nie udało? Nie o ludzi mi chodzi, bo
przecież szkoda i miejscowych, i turystów. Żal patrzeć, jak się
teraz męczą. Ale może przerwa rzeczywiście powinna być
dłuższa? O miejsce mi chodzi. O samo Machu Picchu - jeden z
cudów świata, ziemską czakrę przyjemności i pełną niezwykłej
energii tajemnicę, zadeptywaną dotąd na potęgę.

Jeśli tak spojrzeć na to, co stało się w Peru, wychodzi, że Matka


Natura wcale nie jest taka okrutna i wredna. Tylko mądra i
dobra.
Promocja u Inków samolotu trudno więc wyobrazić sobie teraz lokalne życie.
Pytanie tylko czy latać będą turyści?
W Cusco, kolebce Inków, pełnia lata. Ale pustki na ulicach.
Żyjący z turystyki mieszkańcy Cusco modlą się o nich jak rolnicy
Wypłoszonych podtopieniami i nieczynnym Machu Picchu
o deszcz podczas suszy. Według władz regionalnych, kataklizm
turystów przyciągnąć ma obniżenie cen o połowę.
przyniósł do tej pory 256 milionów dolarów strat i na tym nie
koniec. Zamknięcie Machu Picchu generuje je każdego dnia i
będzie tak aż do jego ponownego otwarcia.

Trik pod nazwą „Cusco za pół ceny” wydaje się sprytnie


pomyślany. Problem w tym, że to nie supermarket i ta
wyprzedaż może się nie udać. Tak jak nie może wypalić pójście
na pyszne lody do lodziarni, w której sprzedają tylko wafelki.
Gwiazda Machu Picchu zbyt mocno świeci w umysłach i
pragnieniach turystów...

Wystarczyła zatem kilkutygodniowa ulewa i Cusco stało się


bladym zakładnikiem Machu Picchu. Ale najwięcej winy ponosi
tu nie deszcz, lecz sami Peruwiańczycy. Trzeba było tak mocno
grzebać w umysłach i pragnieniach turystów?

Choć oficjalnie kampanię władz regionu skierowano do turystów


Cięcie dotyczy biletów lotniczych oraz rachunków w hotelach i peruwiańskich, prawdopodobnie obniżka obejmie wszystkich. A
restauracjach. Ogłosiły to, jako element wielkiej akcji jest z czego spuszczać. Dotyczy to także sfer nie objętych
promocyjnej władze regionu, zaznaczając, że przystąpi do niej promocją. Spadła na przykład cena ziemi w Cusco. Teraz metr
chilijska linia lotnicza LAN, która do Cusco lata najczęściej oraz kwadratowy działki budowlanej można tu kupić za 70-80
miejscowi hotelarze i restauratorzy. dolarów – o 30-40 procent taniej, niż przed ulewami.

Mimo obniżki cen, LAN i tak nie powinien stracić, bo w tej chwili To nadal drogo, ale cóż... miejsce zobowiązuje. Według Inków
samolot to jedyny pewny środek transportu w tej części Peru. Cusco to przecież „pępek świata”.
Ulewne deszcze, które nawiedziły południe kraju zniszczyły
wiele dróg, w tym andyjski odcinek szosy z Limy do Cusco. Bez
Czy lamy to damy? dorosłych osobników w walce o dominację w grupie. Niezwykle
ostra broń. Jak się taka lama zdenerwuje, bez kija nie podchodź.
Chyba że właściciel zawczasu usunie jej niebezpieczne ząbki.
Gryzą, plują i śmierdzą, a pozując do zdjęć żądają napiwków.
To jednak nie powód, by przestać je lubić.
Drugi powód stawia lamę na piedestale zwierzęcej hierarchii w
Peru. To prawdziwa królowa wśród tutejszych udomowionych
ssaków. Zaraz po człowieku oczywiście. Człowiek nie głupi,
pozbyć się takiego skarbu nie chce, więc ciągnie go za sobą na
lince.

Lama jaka jest, każdy widzi, ale to tylko pozory. Istnieje tak dużo
ras, że trudno o jeden obraz lamy. Może być smukła lub
zaokrąglona, długonoga lub krótkonoga, a także biała, czarna,
żółta, brązowa, a nawet niebieska.

Zanim do Peru dotarli z końmi hiszpańscy konkwistadorzy, lamy


były jedynymi zwierzętami jucznymi w całej Ameryce. Być może
gdyby nie ich istnienie, Inkowie stosowaliby koło. Ale machnęli
na nie ręką, bo lamy są zbyt słabe, by ciągnąć ładunki na wozach.
Nadal jednak wykorzystuje się je do celów transportowych.
Dorosły samiec potrafi przejść dziennie 20 km z 30 kg na
plecach.

Choć nikt tego nie policzył, zaryzykuję stwierdzenie, że lam jest Niby mało, ale gdy dodać do tego fakt, że dzięki budowie kopyt
w Peru więcej, niż psów. Na pewno wzrokowo jest ich więcej. O lama potrafi wspiąć się na strome pagórki i pracować na
ile psy biegają sobie luzem gdzie popadnie i nikt się nimi wysokości 4000 m n.p.m., to czapki z głów przed takim
specjalnie nie przejmuje, to lamy niemal zawsze idą potulnie na zwierzęciem. W wysokogórskim rolnictwie, a takie dominuje w
sznureczku za właścicielem. Peru, jest nieoceniona, bo gdzie chłop nie może, tam po prostu
lamę pośle.
Powody są co najmniej dwa.
Albo zostawi ją ze stadem owiec. Lamy są dobrymi pasterzami.
Po pierwsze lama może ugryźć boleśniej niż najlepszy przyjaciel Pożytek jest też z ich wełny. Wytwarza się z niej dywany i liny, a
człowieka. Kieł górnej szczęki w połączeniu z siekaczem to broń
to dlatego, że ich sierść nie jest tak delikatna jak na przykład tylko jej szlachetniejsza siostra wikunia, ale przecież i tak
„opakowanie" spokrewnionych z nimi alpak. wszystko zostaje w rodzinie.

Chucha się więc i dmucha na tę lamę, bo nawet gdy narobi, Wszystko, co chciałbyś wiedzieć o lamie,
sprawi właścicielowi radość. W ubogich w drewno regionach jej ale boisz się zapytać...
wysuszone odchody służą jako opał.
 nazwa lama pochodzi od hiszpańskiego słowa „llama",
Lama i narobi, i zarobi, bo tyra też w turystyce jak na przykład które jest zapożyczeniem z języka keczua i oznacza owcę,
jej krewny w Egipcie. Być w Peru i nie pstryknać sobie zdjęcia z
lamą? Niemożliwe. Za każde ujęcie należy się napiwek. Lama  dorosłe osobniki ważą do 250 kg i mają 119 cm wysokości
żywemu (turyście) nie przepuści, a gdy ten będzie się ociągał, w kłębie,
może się wkurzyć i plunąć mu prosto w twarz.
 lama została udomowiona 6 tys. lat temu na terenie
dzisiejszego Peru; występuje także w Boliwii i Argentynie;
próby jej aklimatyzacji w górzystych rejonach Europy nie
powiodły się,

 budowa anatomiczna pyska powoduje, że lamy oddychają


niemal wyłącznie przez nos,

 górna warga lamy podzielona jest w poprzek, co ułatwia


lepszą kontrolę nad żywnością,

 lamy żywią się liśćmi i trawą, a ich żołądek składa się z


trzech części,

 do komunikowania lamy używają także uszu - kładą je lub


stawiają,

Taka jest ta lama. Nie sposób jej nie lubić. Peruwiańczycy nie  ciąża lamy trwa rok; samica rodzi zwykle jedno młode o
umieliby pewnie bez niej żyć. Za zasługi trafiła nawet do godła i wadze 8-18 kg, które nie jest wylizywane przez matkę.
na flagę narodową Peru. Co prawda nie jest to dokładnie lama,
Normalność dotrze na kołach Wpadłem na myśl, że aby się obudzić z tego snu na jawie,
powinienem zacząć liczyć. Cokolwiek. Sekundy, budynki za
oknem, mijane auta... Policzyłem współpasażerów.
Nigdy nie skoczyłem na bandżi, ale gdybym mógł cofnąć
czas, to wtedy, zamiast pierwszego przejazdu miejskim
To był błąd numer dwa. W mikrobusie, wyposażonym w 12
autobusem w Limie, wolałbym rzucić się z mostu na linie. Co
siedzeń przedzielonych wąskim korytarzem, jechało ze mną co
ja gadam? Skoczyłbym i bez liny.
najmniej 25 ludzi. To ostatnia rzecz, którą powinien wiedzieć
człowiek z dziurą między stopami w pojeździe pędzącym
miejscami z 80-90 km na godzinę.

Po kilku przystankach przerzedziło się. Przeskoczyłem na wolne


miejsce dwa fotele przede mną, z prawej strony busa, nie mając
pojęcia, że popełniam kolejny błąd. Nie dlatego, że mój
nieprzykręcony do podłogi fotel chwiał się niczym galareta na
każdym zakręcie, przez co musiałem zaprzeć się nogami i
rękami, by nie wypaść przez niedomknięte boczne drzwi. Ale
dlatego, że zamiast zmieniać siedzenie, powinienem wyskoczyć z
tego wehikułu jak z procy.

Ale ja, głupi, pojechałem dalej.

Jechałem i myślałem. O tym bandżi. Po prostu bałem się.


Przyzwyczajony do bezpiecznych, wygodnych środków
komunikacji nigdy nie drżałem ze strachu tak jak wtedy.

Wysiadając w Miraflores trzymałem w ręku poręcz, która


To właściwie nie był autobus, tylko mikrobus. Kurs nr 5C z Villa wyrwała mi się z oparcia fotela. Wręczyłem ją pomocnikowi
Maria del Triunfo do Miraflores. Nieświadomy niczego zająłem kierowcy, który upychał ludzi do środka. Nie miał pretensji i
miejsce z tyłu pojazdu, po lewej stronie. To był mój pierwszy zażądał tylko opłaty za przejazd.
błąd. W podłodze znajdowała się szeroka dziura, pod którą
uciekał asfalt. Na ucieczkę do przodu pojazdu nie było szans - nie Za każdym kolejnym razem bałem się coraz mniej, aż w końcu
przedarłbym się przez ściśniętych ludzi. wytworzyła się we mnie normalna w Limie postawa pasażera:
nie myśleć, nie wyobrażać sobie niczego, tylko pomodlić się w
duchu i wsiadać. A nuż, widelec uda się dojechać do celu. miasta. W kwietniu ma nią ruszyć El Metropolitano -
Czasami się nie udaje. nowoczesny system transportowy, który według władz będzie
bezpieczny, przyjazny i wygodny. Autobusy mają jeździć
Oczywiście można zapytać: a nie lepiej jechać metrem? punktualnie, jak w Niemczech. Będą wyposażone w miejsca dla
niepełnosprawnych (mikrobusy są dla nich niedostępne) i
Otóż, nie można. W dziewięciomilionowej Limie nie ma metra. kamery. Na przystankach pojawi się bezprzewodowy internet i
szklane barierki oddzielające pasażerów od autobusów. Wejść
To może tramwajem? do nich będzie można wydzielonymi bramkami. Te szyby to dla
bezpieczeństwa ludzi, bo początkowo mogą z wrażenia spadać z
W Limie nie ma tramwajów. platform.

Trolejbusem? Potem się przyzwyczają. Człowiek szybko przyzwyczaja się do


normalności.
Haha!

To może pociągiem?

Czemu nie? Jeśli kiedyś będzie...

Brzmi to jak bajka, ale zdezelowane i zatłoczone mikrobusy są -


obok motorowych riksz - podstawowym środkiem transportu w
stolicy Peru. Limeńskie rozwiązanie to najbardziej
niebezpieczny i chaotyczny system komunikacji miejskiej w
Ameryce Południowej, a być może i na świecie.

Gdyby jednak zamiast skoku z mostu ktoś na to wszystko


reflektował, radzę się pospieszyć, bo wkrótce obraz zmieni się
nie do poznania. Niektórzy powiadają: ze skrajności w
skrajności.

Do Limy trafiło właśnie z Chin 150 nowoczesnych, napędzanych


gazem autobusów, w centrum trwa budowa podziemnego
terminalu i wytyczono szybką trasę z północy na południe
Dzieciątko grozi starcowi na wybrzeżu, w tym Chan Chan - miasto, w którym od setek lat
nikt nie mieszka.
Ulewne deszcze spowodowały zamknięcie kolejnej po
Chan Chan powstało około 850 roku i do czasu zajęcia przez
Machu Picchu atrakcji w Peru. Nieczynne jest Chan Chan -
Inków w XV wieku było stolicą Imperium Chimú. Było to
największe miasto epoki prekolumbijskiej w Ameryce
największe miasto epoki prekolumbijskiej w całej Ameryce
Południowej.
Południowej. W chwili inkaskiego podboju mieszkało w nim
około 30 tysięcy ludzi.

Bardzo łatwo wyobrazić sobie to miejsce. Swoją stolicę lud


Chimú zbudował niedaleko oceanu, na pustynno-skalistym
terenie. Do budowy użyto adobe - glinianej cegły suszonej na
słońcu, a następnie pokrytej lekkim tynkiem. Centrum Chan
Chan składało się z dziesięciu odrębnych części otoczonych
murami. Każda z nich posiadała mieszkania, świątynię, cmentarz
i zbiornik wody pitnej zasilany oddzielnym kanałem.

Część tych akweduktów przetrwała do naszych czasów, ale


teraz, po ostatnich opadach, wody w mieście jest stanowczo za
dużo. W niektórych miejscach jej poziom sięga ośmiu
centymetrów. Kompleks zamknięto więc przed zwiedzającymi i
Ulewne deszcze o tej porze roku nie są w Peru zaskoczeniem. zaczęto drenaż.
Wywołuje je El Niño (po hiszpańsku „chłopiec", „dzieciątko") -
anomalia pogodowa związana z zanikaniem silnych wiatrów lub Zabytkowe miasto nie poniosło żadnych poważnych szkód i po
zmianą przez nich kierunków nad równikiem. W efekcie wielkie osuszeniu przez słońce zostanie ponownie otwarte dla turystów.
chmury burzowe spychane są na kontynent Ale zagrożenie dla wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa
południowoamerykański i przynoszą obfite deszcze, zwłaszcza UNESCO Chan Chan nadal istnieje. Powstający w okolicach świąt
w Andach. Bożego Narodzenia El Niño za kilka miesięcy znów się narodzi.
Co przyniesie? Sam Bóg raczy wiedzieć. Nie jest wykluczone, że
Tegoroczne opady są jednak wyjątkowo intensywne. Wywołały pewnego dnia miasto po prostu rozpłynie się w ulewie.
już katastrofalne powodzie i lawiny błotne na południu Peru, a
teraz przeniosły się na północ kraju. Zalaniu uległo wiele miast
Cel: przetrwać. Misja: kochać będzie ostatnią, którą usłyszysz przed snem (o ile w ogóle
zaśniesz). I pierwszą, którą usłyszysz rankiem.
Nie możesz spać z samotności? Cierpisz tęskniąc za wielkim
O czym Peruwiańczycy śpiewają tak namolnie? O miłości. Tylko
uczuciem? Najwyższy czas otrzeć łzy, spakować walizkę i
o miłości. Wszystkie bez wyjątku piosenki w kategorii cumbia są
wyjechać do Peru. Po miłość.
o wielkich uczuciach, które minęły, trwają lub wkrótce
przypłyną.

Nastrój do kochania jest w Peru co najmniej tak duży jak nastrój


do śpiewania o tym, więc spokojna Twoja rozczochrana - w
natłoku adoratorów bez problemu znajdziesz tego jedynego.

Jest tylko mały problem. Całkiem możliwe, że Ty nie będziesz dla


niego jedyna, bo w tajemnicy przed Tobą swe namiętne uczucia
wyśpiewa innej. A może innym. Któż to wie? Tak pojemne i
uzdolnione potrafią być męskie serca w Peru.

Jeśli jesteś mężczyzną...

Jeśli jesteś kobietą... nie mogłeś trafić lepiej. Oczywiście to Polki są najpiękniejsze na
świecie, ale nie wiadomo dlaczego do tej pory doczekaliśmy się
nie doszukuj się defektów swego ciała i duszy. Być może w tylko jednej Miss World. Peru ma ich dwie. Konkurs konkursem,
lustrze one istnieją, ale nie w oczach Peruwiańczyków. ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie, więc z
Cokolwiek mówi Ci Twoje lustereczko, dla nich będziesz patriotycznych pobudek można, a właściwie trzeba Peruwianki
królową. Panią męskich serc bijących w rytmie... nie, nie cha-chy. znienawidzić. Jak? Polecam klasyczny sposób - patrzenie na nie.
To nie ten kraj. Peruwiańczycy wyśpiewają Ci uczucie w rytmie Bo jak się człowiek tak napatrzy, i napatrzy, to... nie tylko wzrok
cumbii. może mu się od razu poprawić.

Cumbia jest w Peru wszechobecna. Ma wiele wspólnego z


powietrzem - jej dźwięki potrafią dostać się do pokoju z ulicy w
każdych warunkach. Nawet gdy pozamykasz szczelnie wszystkie Jest dowcip o pięknej kobiecie, która opala się na wyspie na
okna. W ciemno można więc przyjąć, że piosenka w stylu cumbii środku jeziora. Stojący na brzegu 20-latek ściąga szybko ubranie
i stojąc gotowy do skoku krzyczy do kolegów:
w żadne ramy. Ale z poważnych pobudek to napisałem. Bo w
- Płyniemy! Panowie, płyniemy! świecie, w którym żyjemy, pozostała tylko jedna rzecz do
zrobienia, by przetrwać.
40-latek rozgląda się po pomoście:
Kochać. Tylko i aż kochać.
- Jasne, że płyniemy, tylko najpierw trzeba jakąś łódkę znaleźć.

Na to 60-latek: - A po co? Stąd też widać.

W Peru ten dowcip nie jest śmieszny. Tam nawet w wyobraźni


kobieta nie opala się samotnie. Takie marnotrawstwo czasu! Bez
względu ile masz lat, dołączy do Ciebie.

Czy to wszystko jest na poważnie?

I tak, i nie.

Nie, bo przedstawiony tutaj obraz absolutnie nie odnosi się do


całego życia w Peru. To tylko garść obserwacji. Bo życie - jak to
życie - jest różnorodne, zaskakujące i niemożliwe do uchwycenia
Smak dumy oryginale brzmi on „La teta asustada" („Przerażona pierś"), co
dużo lepiej oddaje opowiedzianą w nim historię.
My mamy „Królika po berlińsku", oni „Gorzkie mleko". Oba
Trzymajmy się jednak tytułu polskiego. Chodzi o mleko matki.
filmy kandydują do Oscara. Reakcja na to daje ciekawą
Można z nim wypić wiele. Jeśli matka została zgwałcona, to
odpowiedź na pytanie: jacy mogą być Polacy, a jacy
według indiańskich wierzeń z jej mlekiem można wypić również
Peruwiańczycy?
paraliżujący lęk przed światem. Dotyka to Faustę - młodą
Indiankę, która przyjeżdża z prowincji do Limy. Jej koszmar
pogłębia się, gdy umiera jej matka. Dziewczyna musi więc w
pojedynkę stanąć przed przerażającą rzeczywistością. I znaleźć
sposób, by ją dla siebie oswoić.

Reżyserka Claudia Llosa nazwała swój film „symboliczną drogą


od strachu do wolności". W 2009 roku zdobył on Złotego
Niedźwiedzia - główną nagrodę na festiwalu filmowym w
Berlinie. Kiedy C. Llosa i odtwórczyni głównej roli Magaly Solier
wróciły z trofeum do Peru, na lotnisku w Limie czekały na nie
tłumy, a media nie mówiły o niczym innym, tylko o tym sukcesie.
Peruwiańczyków rozpierała duma. Także tych, którzy filmu nie
widzieli. Mówiło się o nim z błyskiem w oku. Na ulicy, wśród
znajomych, w autobusie. Teraz jest podobnie, bo „La teta
asustada" dostała nominację do Oscara.

Jeśli nie lubisz kina pełnego liryzmu i poetyki, okraszonego na To, co tu piszę, absolutnie nie ma być zachętą do obejrzenia tego,
dodatek nasiąkniętą emocjami muzyką, w tym miejscu przestań bądź co bądź, egzotycznego dla Polaków kina. Wszystko - także
to czytać i pod żadnym pozorem nie kupuj biletu na seans. Po co filmy - każdy odbiera inaczej, więc gdybym kogoś zachęcił, to
płacić za półtorej godziny nudy? Jeśli jednak interesuje Cię przecież później nie mógłbym przyjąć ewentualnej reklamacji.
człowiek, jego dusza i zmagania, które są jej udziałem, idź. Chodzi mi o coś innego - o tę dumę, która wylała się i nadal
Usiądź wygodnie w kinowym fotelu i przenieś się do Peru, wylewa z serc Peruwiańczyków.
jakiego nie znasz.
Przyrównuję ją do tego, co spotkało także nominowanego do
Spolszczony tytuł tego filmu osłabia nieco jego wymowę. W Oscara „Królika po berlińsku" w reżyserii Bartosza Konopki.
Owszem, były świetne recenzje i wywiady w mediach, ale poza
tym cisza. Może za słabo się rozglądałem, ale jakoś nie
zauważyłem, abyśmy byli dumni, że Polacy taki film nakręcili i
Polaków za taki film dostrzeżono.

Nie czepiam się, tylko stwierdzam. Bo sam jakoś tej dumy w


sobie nie czuję. Ale z nieukrywaną zazdrością obserwuję ją w
wersji peruwiańskiej. I myślę, że jeśli coś takiego jak duma
można wyssać z mlekiem matki, to w naszym przypadku musiało
być ono bardzo gorzkie.
Pości się bez ości Są jednak dwa niuanse.

Po pierwsze: gatunek ryby. Ceviche nigdzie nie smakuje tak, jak


Za pierwszym razem, gdy człowiek wie, że ma na talerzu
w Peru, bo w tym kraju robi się je z lokalnych morskich ryb,
surową rybę, może poczuć ścisk w gardle. Ale wystarczy
które do nas nie dopływają. Czy ktoś widział w polskim
jeden kęs, a ceviche robi niebo w gębie.
supermarkecie mero, chitę, corvinę albo pargo? Jeśli tak,
polecam jedną z nich, przede wszystkim mero. Ale nie stanie się
nic złego, jeśli do przyrządzenia ceviche wybierzemy inną rybę o
białym mięsie. W naszych warunkach może to być sola,
ewentualnie morszczuk lub - w ostateczności - panga. Jak
najświeższa.

W Peru pewnie pokroiliby mnie na surowo za tę ostatnią, ale


cóż... trzeba brać to, co jest.

Drugim szczegółem jest sposób przygotowania ryby. W skrócie


chodzi o to, żeby obchodzić się z nią jak z jajkiem. Rybka będzie
podana na surowo, więc powinna dobrze wyglądać. Dlatego
należy być bardzo ostrożnym podczas zdzierania z niej skóry i
usuwania ości. A zwłaszcza przy krojeniu mięsa w kostkę, by nie
wyglądało jak psu z gardła wyciągnięte. Kostka (o wymiarach
takich, aby łatwo było włożyć ją do ust) ma być jędrna. W
osiągnięciu tego celu pomoże dobrze naostrzony nóż i szybkie,
pewne ruchy podczas krojenia.
Głównym składnikiem ceviche jest ryba. To najbardziej
spektakularna potrawa narodowa w Peru i zarazem najprostsza Post to dobra okazja, by rybki spróbować. Polecam więc ją w
do przyrządzenia. Nie trzeba jej gotować, zapiekać, ani smażyć. wersji peruwiańskiej. Ale nie tylko przed Wielkanocą, lecz w
Rybkę w ceviche je się po prostu na surowo, a że rybka lubi ciągu całego roku, zwłaszcza latem.
pływać, to polewa się ją sokiem z cytryny, okrasza cebulą i
doprawia. Poniższy przepis na proste ceviche zaczerpnąłem z książki „101
powodów, by być dumnym z Peru" i dodałem do niego szczyptę
To wszystko. Oto cała tajemnica nieba w gębie. własnych doświadczeń.
 1 kg soli - oczywiście chodzi o rybę o nazwie sola, a nie o (gotowana lub z puszki). Całość należy obsypać cienkimi
sól kamienną ; ryba ma być bez skóry i ości, należy ją piórkami czerwonej cebuli. Smacznego!
pociąć w kostkę

 2 czerwone cebule - pokroić w bardzo cienkie plasterki

 4 ostre papryczki - usunąć pestki i pokroić w cieniutkie


paski (można użyć też sproszkowanej ostrej papryki)

 2 ząbki czosnku - posiekać lub wycisnąć

 1 szklanka świeżego soku z cytryny lub z 20 limonów -


sok należy wycisnąć bez używania metalowych
przyrządów

 1 łyżeczka soli

 pół łyżeczki pieprzu

 pół szklanki posiekanej pietruszki

Wszystkie składniki należy delikatnie wymieszać w szklanym


naczyniu i wstawić do lodówki na minimum godzinę (lepiej na
trzy). Przed podaniem mieszamy wszystko delikatnie jeszcze
raz.

Jak podawać? Według woli - z marynatą lub na sucho. Ja wolę z


marynatą; jest zimna i pikantno-kwaśna, nadaje się nawet do
picia. Do tego dodatki. W oryginale są camote - słodkie
ziemniaki, które w Polsce nie rosną. Można dodać więc zwykłe -
ugotowane i pokrojone w plasterki. Do tego kukurydza
Pieniądze to (nie) wszystko? Tragedia na Haiti przywołała w Peru wspomnienia poważnych
trzęsień ziemi, które nawiedziły ten kraj. Ostatnie z nich miało
miejsce 15 sierpnia 2007 roku. Pod gruzami zginęło wówczas
Peru przekazało dziesięć milionów dolarów na odbudowę
kilkaset osób, a zniszczenia wyglądały jak po bombardowaniu.
Haiti. Polska, jako jeden z nielicznych krajów na świecie, ani
Są miejsca, w których mało się zmieniło. Od tragedii minęło
centa. Źle to, czy dobrze? Nieważne, bo przecież nie o
ponad 900 dni, a nie odbudowano na przykład połowy z 2500
licytację chodzi, tylko o zupełnie co innego.
szkół. W Pisco - tam, gdzie ofiar i zniszczeń było najwięcej -
uczniom nadal grozi niebezpieczeństwo. Co prawda stoi nowy
pawilon szkolny, ale stary budynek nie został jeszcze rozebrany i
w każdej chwili może runąć.

Zniszczenia sprzed trzech lat to jednak małe piwo w porównaniu


z tym, co stało się 31 maja 1970 roku. W gigantycznym
trzęsieniu ziemi, które objęło obszar o długości tysiąca i
szerokości 250 kilometrów, zginęło 100 tysięcy ludzi. Symbolem
tej tragedii jest miasto Yungay, w którym prawie wszyscy
mieszkańcy (25 tysięcy) zostali żywcem przysypani przez lawinę
błota i kamieni.

Z odbudową zniszczeń sprzed 40 lat Peru także sobie nie radzi.


Brakuje na to pieniędzy. Mimo to przelew dla Haiti nie spotkał
się z krytyką. Wręcz przeciwnie, bo intencja władz pokrywa się z
ogólnymi odczuciami.

Władze Polski nie wpłaciły żadnych pieniędzy na Oczywiście brak reakcji Polski nie oznacza, że Haiti nie
międzynarodowy fundusz pomocy dla Haiti. W radiu podali, że pomogliśmy. Stało się to i nadal dzieje z serc zwykłych obywateli
nie ma na to środków w budżecie państwa. I że wystarczy to, co za pośrednictwem organizacji pozarządowych. Ale umycie rąk
nasz kraj już zrobił - wysłał ekipę ratowniczą na miejsce przez polskich polityków szokuje. Może przydałoby się im
kataklizmu. Peru, gdzie dochód narodowy jest niższy, niż w poważne trzęsienie sceny politycznej, żeby mogli zobaczyć ciut
Polsce, wysupłało dla Haiti 10 milionów dolarów, co potwierdza więcej, niż widzą teraz?
regułę, że głodnego najlepiej zrozumie inny głodny.
Perła pełna miłości To długa i skomplikowana historia. Opowiada dzieje pewnego
rodu. Ale nie to jest w niej najważniejsze. Zamek istnieje dzięki
Na Zamek Chancay nie po drodze jest turystom. Z Limy to
niezwykle uzdolnionej kobiecie, która była architektem,
akurat w przeciwną stronę, niż do Machu Picchu. Całe
matematyczką, poetką, pisarką i prawnikiem zarazem. I przy
szczęście, że w przeciwną, bo pewnie zadeptaliby atmosferę
okazji niezwykle romantyczną duszą. Chancay jest hołdem na
tego miejsca.
cześć jej ukochanego męża. Na pytanie, skąd ten zamek, można
więc odpowiedzieć najprościej, jak się da. Z miłości. Po prostu z
miłości.

Jego budowa trwała dziesięć lat i zakończyła się w 1935 roku.


Zamek miał wtedy, bagatela, 250 pokoi, składał się z czterech
poziomów, a całość dopełniały tarasy, wieże oraz korytarze
prowadzące wprost nad brzeg oceanu. Nie wszystko zachowało
się do dzisiejszych czasów w należytym stanie, ale i tak zamek
robi niesamowite wrażenie. Gdy się już człowiek dostanie do
środka, aż żal wychodzić. W dawnych pokojach urządzono mini
muzea i wystawy poświęcone prekolumbijskim kulturom,
historii Peru oraz rodowi, o którym wspomniałem wcześniej.
Jest nawet sala z eksponatami dzikich zwierząt, w tym wypchana
głowa słonia.
Może nie powinienem go polecać? Być może lepiej byłoby nie
zdradzać niczego o tej perełce, o której istnieniu mało kto wie? W „El Castillo de Chancay" można przenocować. Można też
Nie, nie jestem samolubem. Powiem. Ale od razu ostrzegam - ta wyprawić rodzinną uroczystość, na przykład wesele. Alkoholu
perełka śmierdzi. Cuchnie jak diabli morską rybą, bo położona na pewno wystarczy - wyrabiane na miejscu wino jest wyborne.
jest na skalistym urwisku u stóp Oceanu Spokojnego. Coś jak
ruiny w Trzęsaczu nad naszym Bałtykiem? Nic podobnego. No ale co z tym rybim odorem z oceanu? Warto się tak
Woda Pacyfiku nieustannie kąsa Zamek Chancay, ale nie robi mu poświęcać?
żadnej krzywdy. Jakby nie walczyła, tylko opiekowała się jego
murami i historią, dzięki której go zbudowano. Warto. Przykry zapach czuć najwyżej kilkadziesiąt sekund. Tak
jest zbudowany nasz narząd węchu. Wspomnienia z Chancay
Zaraz, zaraz... W naszych skojarzeniach Peru to Inkowie, którzy pozostaną na zawsze. Tak działa nasza tęsknota za miejscami,
żyli w swych tajemniczych osadach, skąd więc ten zamek? które powstały z uczuć.
Z góry widać, że to zagadka astronautę. Niby nic dziwnego. Do czasu, gdy pozna się datę
wykonania tych geoglifów - około 2 tys. lat temu.
Płaskowyż Nazca to jedno z najbardziej tajemniczych miejsc
Rysunki są dziełem Indian Nazca. Oczywiście nie rysowali ich,
na świecie. Wyglądem przypomina kosmodrom, choć nie
tylko odsypali z powierzchni ziemi około 20 cm czerwonego
wybudowała go nasza cywilizacja.
żwiru i odsłonili jaśniejszą warstwę gleby o szerokości około
jednego metra. Różnicę kolorów widać po dzień dzisiejszy z
samolotu. Problem w tym, że wtedy samolotów nie było. Jakim
więc cudem Indianom udało się stworzyć kształty, których nie
byli w stanie ogarnąć wzrokiem?

Jedna z hipotez mówi, że mieli... balony, którymi wznosili się nad


ziemię. Tak, całkiem możliwe, że w czasach, gdy w Europie
najnowocześniejszym środkiem lokomocji był powóz konny, na
drugiej półkuli przemieszczano się w balonach powietrznych.
Pisze o tym na przykład Roman Warszewski w książce
„Skrzydlaci ludzie z Nazca".

Co w tym takiego tajemniczego? Ot, wydłubali trochę rysunków


w ziemi i polatali sobie nad nimi. Fakt, mieli fantazję... Ale
tajemnica tkwi nie w tym, jak te rysunki wykonano, tylko po co?
Chodzący po płaskowyżu naukowcy niejedną parę butów już
zdarli, ale nadal nie potrafią odpowiedzieć na to pytanie. Są tylko
teorie. Wymienię kilka. Według nich plątanina linii była:
Ale to nie dlatego ten położony w południowo-zachodnim Peru
kanałami nawadniającymi pustynny teren, gigantycznym
półpustynny płaskowyż wywołuje zdumienie. Chodzi o dziwne
kalendarzem, szlakiem handlowym, bieżniami sportowymi,
linie i rysunki rozciągające się na długości 50 km i szerokości 14
największym na świecie podręcznikiem astronomicznym oraz
km. W całości można zobaczyć je tylko z lotu ptaka.
miejscem wyznaczającym pory siewów i zbiorów. Niektórzy
twierdzą, że także lądowiskiem dla przybyszów z kosmosu.
Oglądane z góry linie i rysunki przypominają kształtem
zwierzęta, rośliny i figury geometryczne. Wśród nich są między
Ufff... niezły rozrzut.
innymi: olbrzymie trójkąty, pająk, koliber, kondor, małpa, pies,
drzewo i ryba, a także wizerunek postaci, która przypomina
Całkiem możliwe, że zagadka zostanie wkrótce rozwiązana.
Informuje o tym portal Inkowie prowadzony przez Dariusza
Niezgodę. Z jego relacji wynika, że linie i rysunki mogły być
częścią systemu religijnego cywilizacji Nazca. W dalszym ciągu
nie wiadomo jednak na sto procent jak było naprawdę.

Poplątane to wszystko. Łeb może rozboleć. Z ciekawości. I


własnych myśli. Może więc lepiej nie wiedzieć wszystkiego... tak
dokładnie. Trochę tajemnicy jeszcze nikomu przecież nie
zaszkodziło.
Świecznik, który nie oświetla niczego przedstawiciele polskiej władzy tymczasowej, to generał Martin
trafił na coś bardziej osobliwego - olbrzymi geoglif wyryty na
jednym z brzegów półwyspu.
Kaktus to, czy kandelabr? A może trójząb? Nie sposób
osądzić. Geoglif na Półwyspie Paracas to kolejna
Jako pierwsi natknęli się na niego hiszpańscy konkwistadorzy.
niewyjaśniona zagadka Peru.
Dziś wiadomo, że ma około 2 tys. lat. Powstał w niemal
identyczny sposób, jak rysunki na Płaskowyżu Nazca - poprzez
odsypanie warstwy ziemi. Podobieństw z nimi jest zresztą
więcej. Żaden z geoglifów nie jest widoczny z powierzchni ziemi.
Te w Nazca widać z lotu ptaka, rysunek w Paracas - z morza.
Stąd też skojarzenia, że mógł on być kiedyś latarnią morską.
Niektórzy twierdzą, że latarnią kosmiczną, bo wskazuje kierunek
lądowiska, którym to w tej teorie są linie i rysunki w Nazca.

Znów teorie. Tylko teorie. Bo o rysunku w Paracas także nie


wiadomo nic konkretnego. Nie jest nawet jasne co tak naprawdę
przedstawia. Kaktus to jest? Trójząb? Czy może kandelabr?
Powszechnie stosuję się tą ostatnią nazwę. Ale to nadal nie
oświetla ciemności nad przeszłością tego miejsca.

Co łączy José de San Martina z Józefem Piłsudskim?

Niepodległość.

Ten pierwszy w 1820 roku wylądował wraz ze swym wojskiem


na Półwyspie Paracas, skąd zaczął się jego marsz do wyzwolenia
Peru spod władzy Hiszpanów. Ten drugi 98 lat później
przyjechał do Warszawy i poprowadził Polskę do wolności. Po
tak długiej niewoli (Polska 123 lata, Peru - ponad 280 lat) obaj
musieli być bardzo zdziwieni tym, co zastali. O ile jednak na
marszałka Piłsudskiego czekali na dworcu w stolicy
Indiana Jones i złodzieje grobów Ujęcie drugie: na biurku dyrektora muzeum w Lambayeque
dzwoni telefon. Walter Alva podnosi słuchawkę i wita się z
Tak mógłby brzmieć tytuł kolejnego filmu o dzielnym
szefem miejscowego komisariatu. Komendant mówi, że ma w
archeologu. Scenariusz już jest. Napisało go życie w Peru, w
ręku piękną maskę, którą ukradziono ze starego grobu. Rabusie
którym od lat trwa wyścig odkrywców skarbów.
ukryli ją w prywatnym domu. Jeden z nich zginął w strzelaninie z
policją. Kwadrans później Alva jest na komendzie. Nie może
uwierzyć własnym oczom. Odzyskana maska to własność osoby
z królewskiego rodu, który panował na tym terenie nie tylko
przed Hiszpanami, ale również na długo przed Inkami.

Okazuje się, że maska to tylko część łupu złodziei. Wraz z nią


odkopali przepiękną ceramikę i inne wyroby ze złota. Nie
czekając na wsparcie władz, niemal bez pieniędzy, dyrektor
muzeum i jego ludzie zaczynają kopać w miejscu, na które
natknęli się huaqueros. To olbrzymi teren, nie da się go
upilnować w całości, więc oni także kopią. Przez kilka miesięcy
trwa prawdziwy wyścig archeologów i rabusiów o to, kto
pierwszy dotrze do jeszcze większych skarbów.

Tym razem wygrywa Walter Alva. Jego zdobyczy nie


powstydziłby się filmowy Indiana Jones. To grobowiec Władcy
z Sipán - pierwszy nienaruszony preinkaski pochówek
Ujęcie pierwsze: dziennikarska kamera pokazuje piękny dom w królewski, do którego archeolodzy docierają przed złodziejami.
Limie. To rzadkość w stolicy, która do bogatych miast nie należy. W ich świecie wybucha sensacja. Władca z Sipán zostaje
Dom to nie pałac prezydencki, tylko posiadłość huaquero - okrzyknięty peruwiańskim Tutenchamonem - jest
jednego ze złodziei grobów. Po chwili kamera staje z nim oko w najważniejszym odkryciem w obu Amerykach od zakończenia
oko. To dystyngowany starszy pan ze złotym sygnetem na palcu drugiej wojny światowej.
prawej ręki. Przez uchylone drzwi widać wnętrze świetnie
urządzonego mieszkania. Na tym scena się kończy, bo gospodarz Takie rzeczy dzieją się w Peru naprawdę. Ten kraj to kopalnia
nie wpuszcza dziennikarzy do środka. Tajemnicą poliszynela wiedzy o pradawnych czasach. Kopalnia, która nie została w
jest, że dorobił się na obrabianiu grobów, ale niczego nie można całości odkryta. Nikt nawet nie ma pojęcia, ile jeszcze skarbów z
mu udowodnić. przeszłości kryją Andy i piaski wybrzeża.
Niemal zawsze jako pierwsi docierają do nich złodzieje. Dawne
kultury chowały ludzi wraz przedmiotami, głównie ze złota,
które w naszych czasach mają nieocenioną wartość. To działa na
wyobraźnię. Huaqueros są świetnie zorganizowani. Mają
pieniądze, nowoczesny sprzęt i informacje od tubylców.
Zajmujący się wykopaliskami w Peru Narodowy Instytut Kultury
to przy złodziejach zacofany biedak.

Ten nierówny wyścig trwa od dawien dawna. Nawet do słynnego


Machu Picchu pierwsi dotarli rabusie. Oficjalnie uznaje się, że
odkrywcą tego miejsca był w 1911 roku amerykański archeolog
Hiram Bingham, ale nieoficjalnie wiadomo, że 40 lat przed nim
zawitał tam niejaki Augusto R. Berns - Niemiec, który handlował
zawartością prekolumbijskich grobów.

Nikt nie jest w stanie ocenić strat, które z powodu rabusiów


ponosi nauka, choć wiadomo, że gdyby nie zagraniczne wsparcie
archeologów, byłoby jeszcze gorzej. Dr Andrzej Krzanowski,
polski odkrywca starożytnych ruin stolicy państwa Chancay, w Nawet gdyby udało się je odnaleźć, wątpliwe, aby wróciły na
miejscu swoich wykopalisk naliczył ponad 3 tys. obrabowanych swoje miejsce. W 2009 roku sąd w Stanach Zjednoczonych
grobów. - Kiedy odnalazłam kolejne, zniszczone przez rozpatrywał sprawę peruwiańskiego skarbu, który odnaleziono
huaqueros naczynie, które uwieczniało twarz dawnego we wraku na dnie oceanu. Złoto przyznał Hiszpanii, właścicielce
mieszkańca Chancay i miało kilkaset lat uświadomiłam sobie, że statku. Rząd Peru amerykańska Temida odprawiła z kwitkiem,
ten mistyczny, a jakże kruchy świat zaraz ulegnie zniszczeniu bo stwierdziła, że w chwili rabunku państwo to nie istniało na
przez ludzką chciwość i głupotę - relacjonuje na swojej stronie mapie świata. No tak, nie istniało, bo było... okupowane przez
Katarzyna Masin, archeolog, podróżnik i autor filmów Hiszpanów.
dokumentalnych.
Cóż, w walce na takie argumenty nawet Indiana Jones nie dałby
Rabusie nie gardzą również zwłokami. Niedawno peruwiańska rady.
telewizja poinformowała o śledztwie w sprawie wywiezienia z
Peru kilku mumii pochodzących z okresu kultury Chancay. Ślad
prowadzi do Wielkiej Brytanii.
Instrukcja obsługi urodzin Przyjdzie się bez zaproszenia, da kwiatka i buziaka, albo
zadzwoni i sprawa załatwiona. Ale urodziny? Bywa, że zamiast je
obchodzić, obchodzimy się z nimi jak z jeżem.
Czasami zdarza się zapomnieć o czyichś urodzinach. Robi
się wtedy niezły ambaras. W Peru to niemożliwe. W tym
Pierwszy problem ma jubilat. Wyprawiać urodziny, czy nie? Oto
kraju prędzej zapomnisz jak masz na imię, niż o dacie
jest pytanie. A jeśli tak, to kogo zaprosić? Jeśli kogoś nie
urodzin swoich bliskich.
zaprosimy, to może się obrazi? A jak zaprosimy, to może nie
przyjdzie? No i oczywiście, co podać na stół? A może wynająć
lokal? Nie, taniej będzie w domu, ale i tak po kieszeni uderzy, bo
przecież „czym chata bogata". I tak dalej, i tak dalej... W naszej
tradycji własne urodziny naprawdę mogą zestresować.

W stresie jest też ten, który ma przyjść. Najgorsza sprawa to


prezent. Czy aby na pewno będzie odpowiedni? A może nie
spodoba się? Może za tani? Albo za drogi? Pytania mnożą się i
mnożą. I w końcu człowiek machnie ręką, zadzwoni, złoży
życzenia i skłamie, że nie wpadnie, bo coś mu wypadło. Albo
faktycznie z nerwów o urodzinach zapomni.

System, w którym żyją Peruwiańczycy, zmusza ich do tego, żeby


o urodzinach nie zapomnieli. Chodzi o to, że data urodzin
bliskich osób jest zakodowana w ich głowach na podobnej
zasadzie, jak data Bożego Narodzenia i Wielkanocy. My
automatycznie wiemy, że te pierwsze święta są w grudniu, a te
drugie jakoś na wiosnę. I tyle. A Peruwiańczyk automatycznie
dodaje do tego daty urodzin swoich krewnych i przyjaciół. Po
prostu traktuje je na równi ze świętami, albo nawet je wywyższa.
Dlatego dat urodzin nie musi pamiętać, bo zawsze o nich... wie.
Jak to możliwe? Czy Peruwiańczycy mają lepszą pamięć? Notują
sobie daty? Raczej nie. Odpowiedź tkwi zupełnie gdzie indziej.
Dlaczego urodziny w Peru są tak ważne? Z prostego powodu. Bo
są świętem. Skoro Bóg pozwolił Ci się urodzić, to ciesz się,
System, w którym żyjemy, czasami zmusza nas do tego, abyśmy
kobieto i chłopie, z każdej rocznicy tego wydarzenia. Toż to
o czyichś urodzinach zapomnieli. Na imieniny - wiadomo.
przecież najważniejsze wydarzenie w Twoim życiu.
Peruwiańczycy się z tego cieszą. I to jak! Z reguły tańce i toasty
zaczynają się już o północy i trwają tak długo, ile się da. Bez
obaw o poranną kondycję w pracy, bo w pracy będzie równie
świątecznie. I ulgowo.

A co z sąsiadami, którym zakłóca się ciszę nocną? Jaką ciszę


nocną? Skoro sąsiad ma urodziny, to niech się bawi. Należy mu
się. A jeśli jestem dobrym sąsiadem, to przecież będę bawił się
razem z nim.

Na urodziny przybywają zatem wszyscy, nie wyłączając starców


i dzieci. Czasami, nie przesadzając, jest tłum. Nikt nie kombinuje
z prezentami, bo jubilatom nie przynosi się żadnych prezentów.
Przynosi się siebie. I swoje serce pełne jak najlepszych życzeń.

Bohater dnia również nie stresuje się, na przykład przy garach,


bo stoły nie mają uginać się od jedzenia. Stołów po prostu nie
ma. Nikt sobie tym głowy nie zawraca, choć oczywiście musi być
tort i ewentualnie jeden skromny ciepły posiłek.

Który system jest lepszy? Nie wiem. Każdy z nich jest inny, ale
jakoś radośniej jest urodziny obchodzić w Peru.
Czary mary na antenie Według tych mitów, funkcjonujących od lat w powszechnej
świadomości, Peru zamieszkują tajemniczy Inkowie, którzy
ubierają się w kolorowe peleryny i z lamami na postronkach
Nareszcie! W końcu ogólnokrajowa rozgłośnia radiowa
okupują Machu Picchu, nie wiadomo w jakim celu najpierw
opowiedziała jak naprawdę wygląda Peru. I to w jaki piękny
ukryte, a potem odkryte. To oczywiście wielki skrót myślowy,
sposób opowiedziała!
który potwierdza jak niewiele o tym kraju wiemy i jak wiele z
tego, co wiemy, mija się z rzeczywistością. W radiowej „Jedynce"
świetnie ukazano to na przykładzie muzyki. Nagle okazało się, że
Peruwiańczycy wcale nie słuchają fletni pana i andyjskich
melodii, tylko nowoczesnych, nieco sentymentalnych, lecz
bardzo ciepłych przebojów.

Szkoda, że tak krótko to odczarowywanie trwało. Ale i tak


bardzo się cieszę, bo okazuje się, że w Polsce jest coraz więcej
ludzi, którzy Peru nie tylko sprzedają, ale także kochają.

Fragmenty audycji do odsłuchania tutaj.

Właśnie skończyła się trzygodzinna audycja w Pierwszym


Programie Polskiego Radia poświęcona Peru. Słuchałem jej z
uśmiechem na ustach i spokojem w sercu płynącym z tego, że to,
co w nim czuję, nie jest odosobnione. Redaktorzy Marta Kielczyk
i Roman Czejarek oraz ich goście zachowali się jak rasowi
czarownicy. Z wielką kulturą i ciekawie odczarowali mity, które
krążą na temat tego niezwykłego kraju.

You might also like