Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 353

Trudi Canavan

KSIGA PIERWSZA TRYLOGII CZARNEGO MAGA

GILDIA MAGW
(The Magicians' Guild. The Black Magician Trilogy: Book One)

Przeoya Agnieszka Fuliska

Ksik t dedykuj mojemu ojcu, Denisowi Canavanowi. To on roznieci we mnie dwa pomienie: ciekawoci i twrczej pasji.

PODZIKOWANIA Podczas pisania tej trylogii wielu ludzi wspierao mnie sowami zachty i konstruktywnej krytyki. Oto ci, ktrym nale si podzikowania: Mama i Tato - za wiar w to, e mog zosta tym, kim chc; Yvonne Hardingham - za to, e bya jak starsza siostra, ktrej nie miaam; Paul Marshall - za niewyczerpan gotowo do czytania; Steven Pemberton - za hektolitry herbaty i kilka bardzo zabawnych sugestii; Anthony Mauriks - za rozmowy o szermierce i pokazy sztuk walki; Mike Hughes, ktry jak wariat upiera si, by zosta jednym z bohaterw; Julia Taylor - za jej hojno i Dirk Strasser za zielone wiato. A take Jack Dann za utwierdzanie mnie w pisaniu, kiedy najbardziej tego potrzebowaam; Jane Williams, Victoria Hammond i zwaszcza Gail Bell, ktrzy sprawili, e poczuam si jak w domu wrd gwnonurtowych pisarzy w Varuna Writers' Centre; oraz Carol Boothman - za jej mdro. Nie mog rwnie zapomnie o podzikowaniach dla nastpujcych osb: Ann Jeffree, Paul Potiki, Donna Johansen, Sarah Endacott, Anthony Oakman, David i Michelle LeBlanc i Les Peterson. Ciepe sowa powinien rwnie przyj Peter Bishop i zesp z Varuny. Pomoglicie mi na tyle sposobw, e nie zdoam ich wyliczy. Na koniec bardzo specjalne podzikowanie dla Fran Bryson, mojej agentki, ktrej bardzo duo zawdziczam - za to, e utorowaa drog moim ksikom, oraz dla Lindy Funnell, ktra powiedziaa oczywicie!"

CZ PIERWSZA

ROZDZIA 1 CZYSTKA

Mawiaj w Imardinie, e wiatr ma dusz i jczy w ciasnych zaukach miasta, poniewa smuci go ich widok. W dniu Czystki wiatr przemyka ze wistem wrd masztw koyszcych si w Przystani, wpad przez Bram Zachodni i zawy midzy domami. A nastpnie, jakby przeraziwszy si zamieszkujcych je udrczonych dusz, przeszed w cichy skowyt. Tak w kadym razie odczuwaa to Sonea. Kiedy uderzy w ni kolejny podmuch zimnego wichru, skulia si i owina mocniej starym paszczem. Zerknwszy w d, skrzywia si na widok niegowego bota rozpryskujcego si pod jej stopami przy kadym kroku. Szmaty, ktrymi wypchaa za due buty, dawno zamoky, i mrz szczypa j w palce. Jej uwag przycigno nage poruszenie po prawej; ustpia drogi mczynie o potarganych siwych wosach, ktry chwiejnie wytoczy si z zauka i upad na kolana. Sonea przystana i podaa mu rk, ale starzec zdawa si jej nie widzie. Wsta i doczy do zgarbionych postaci suncych ulic. Sonea westchna i wyjrzaa spod kaptura. U wylotu zauka kuli si gwardzista. Usta mia zacinite w pogardliwy grymas, wzrokiem przebiega od postaci do postaci. Sonea zmruya oczy, by mu si przyjrze, ale kiedy zwrci gow w jej stron, szybko odwrcia wzrok. Przeklci gwardzici, pomylaa. Niech ich buty bd pene jadowitych farenw. Sumienie podpowiedziao jej imiona kilku przyzwoitych stranikw, ale nie miaa nastroju do robienia wyjtkw. Doczywszy do otaczajcych j postaci, powloka si wraz z nimi ulic ku szerszej alei. Po jej obu stronach wznosiy si dwu- i trzypitrowe kamienice. W oknach wyszych piter toczyy si twarze. W jednym z okien zamonie ubrany mczyzna trzyma w ramionach maego chopca, pokazujc mu tum na dole. Twarz mczyzny wykrzywia si w pogardliwy grymas, a kiedy wskaza palcem w d, chopiec rwnie zrobi min, jakby skosztowa czego paskudnego. Sonea obrzucia ich spojrzeniem. Nie czuliby si tak pewnie, gdybym rzucia czym w ich okno. Rozejrzaa si wok z niejak nadziej, ale jeli nawet gdzie w pobliu byy kamienie, to obecnie skrywaa je niegowa ma. Nieco dalej zauwaya przed sob dwch gwardzistw stojcych u wejcia do kolejnej uliczki. Odziani w paszcze z wyprawianej na sztywno skry i elazne hemy, sprawiali 7

wraenie dwa razy wikszych ni pilnowani przez nich ebracy. Do ich uzbrojenia naleay drewniane tarcze i przypite do pasw kebiny - elazne prty uywane jako paki, z t rnic, e tu nad uchwytem miay jeszcze hak, sucy do wyrywania napastnikom noy. Sonea spucia wzrok, mijajc tych dwch mczyzn. - ...odetnij im drog, zanim dojd do placu - mwi jeden z gwardzistw. - Jest ich moe dwudziestu. Przywdca jest wysoki, ma blizn na szyi i... Serce Sonei zadrao. Czy to moliwe? Kilka krokw dalej zauwaya ukryte w niszy drzwi. Wsunwszy si w zagbienie, odwrcia gow, by przyjrze si stranikom, i podskoczya na widok pary ciemnych oczu spogldajcych na ni z bramy. Bya to kobieta o oczach szeroko otwartych ze zdumienia. Sonea cofna si o krok. Nieznajoma zrobia to samo, po czym umiechna si, syszc miech. Zwierciado! Sonea wycigna rk i dotkna zawieszonego na cianie kwadratu z wypolerowanego metalu. Na jego powierzchni wyryto jakie sowa, ale zbyt sabo znaa litery, eby je zrozumie. Przyjrzaa si dokadnie swojemu odbiciu. Pociga twarz o zapadnitych policzkach. Krtkie, ciemne wosy. Nikt nigdy nie nazwa jej adn. Gdyby chciaa, mogaby nadal uchodzi za chopaka. Ciotka zwyka mwi, e bardziej przypomina dawno zmar matk ni ojca, ale Sonea podejrzewaa, e Jonna po prostu nie chce zauwaa adnego podobiestwa do szwagra, ktry postanowi znikn z ich ycia. Sonea przysuna twarz do odbicia. Matka bya pikna. Moe gdybym zapucia wosy, pomylaa, i zaoya jakie kobiece ubranie... ...daj spokj. Parskna pogardliwie i odwrcia si, za, e daa si porwna takim fantazjom. - ...jakie dwadziecia minut temu - usyszaa w pobliu. Zamara, przypomniawszy sobie, dlaczego schowaa si w tej niszy. - A gdzie zastawili puapk? - Nie wiem, Mol. - Chciabym tam by. Widziaem, co te dranie zrobiy w zeszym roku Porlenowi. Przez kilka tygodni nie mg si pozby wysypki i przez wiele dni nie widzia dobrze. Ciekawe, czy mog si wydosta z... Ej! Nie tdy, chopcze! Sonea zignorowaa to wezwanie, wiedzc, e onierze nie opuszcz posterunku u wylotu zauka, poniewa wtedy ludzie suncy ulic mogliby wykorzysta ich nieuwag i

rozpierzchn si. Ruszya biegiem, przemykajc wrd gstniejcego tumu. Od czasu do czasu zatrzymywaa si, eby poszuka znajomych twarzy. Nie miaa wtpliwoci, o jakiej bandzie mwili stranicy. Powtarzane w nieskoczono opowieci o wyczynach chopakw Harrina podczas ostatniej Czystki byy gwn atrakcj ostatniej mronej zimy. Cieszyo j, e dawni kumple s wci zdolni do psot, aczkolwiek zgodzia si z ciotk, e sama powinna trzyma si z dala od kopotw. Wygldao na to, e stranicy zamierzaj wzi dzi odwet. Co tylko potwierdza, e Jonna miaa racj. Sonea umiechna si ponuro. Zbiaby mnie, gdyby wiedziaa, co zamierzam teraz zrobi, ale musz ostrzec Harrina. Raz jeszcze przebiega wzrokiem po tumie. Nie zamierzam wraca do bandy. Musz tylko znale czujk jest! W cieniu bramy czai si chopak, omiatajc ulic wrogim spojrzeniem. Mimo e sprawia wraenie biernego, przeskakiwa wzrokiem midzy jednym zaukiem a drugim. Kiedy ich spojrzenia si spotkay, Sonea podniosa rk, eby poprawi kaptur, i wykonaa gest, ktry wikszo ludzi uznaaby za nieporadny znak. Chopak zmruy oczy i odpowiedzia ruchem rki. Pewna ju, e to czujka, przecisna si przez tum i zatrzymaa kilka krokw przed bram, udajc, e tym razem poprawia rzemyki buta. - Z kim jeste? - spyta chopak, nie patrzc na ni. - Z nikim. - Uya starego znaku. - Znikam na jaki czas. Milcza przez chwil. - Czego chcesz? - Podsuchaam stranikw - odpowiedziaa. - Chc kogo dorwa. Czujka achn si. - Czemu miabym ci wierzy? - Znaam Harrina - odpowiedziaa, prostujc si. Chopak rozwaa przez chwil te sowa, po czym wysun si z niszy i chwyci j za rk. - Zobaczmy wic, czy on ci pamita. Serce Sonei zamaro, gdy chopak wcign j w tum. Boto byo liskie i wiedziaa, e wylduje w nim, jeli sprbuje zaprze si nogami. Zakla pod nosem. - Nie musisz mnie do niego zabiera - powiedziaa. - Wystarczy, e podasz mu moje imi. Bdzie wiedzia, e nie chc go wrobi. 9

Chopak nie sucha. Stranicy przygldali im si podejrzliwie. Sonea pocigna rk, ale chopak trzyma mocno. Wcign j w boczn uliczk. - Suchaj - powiedziaa. - Mam na imi Sonea. Harrin mnie zna. Cery te. - W takim razie nie powinna mie nic przeciwko spotkaniu z nimi - rzuci chopak przez rami. Uliczka bya zatoczona, ludzie jakby si gdzie spieszyli. Sonea chwycia si latarni i przycigna chopaka do siebie. - Nie mog z tob i. Musz si zobaczy z ciotk. Pu mnie... Tum min ich, zmierzajc dalej ulic. Sonea spojrzaa w gr i jkna. - Jonna mnie zabije. W poprzek uliczki ustawili si gwardzici, trzymajc wysoko tarcze. Przed nimi skakao kilkoro dzieci, wykrzykujc obraliwe i szydercze sowa. Na oczach Sonei jedno z nich rzucio w gwardzistw jakim maym przedmiotem. Pocisk trafi w tarcz i rozprysn si w chmur czerwonego pyu. Dzieciaki wybuchny miechem, kiedy onierze cofnli si o kilka krokw. Niedaleko dzieciakw dostrzega dwie znajome postacie. Jeden z chopakw, podparty pod boki, by wyszy i nieco tszy, ni zapamitaa. Przez te dwa lata Harrin wyrs z chopicej sylwetki, ale sdzc po postawie, niewiele wicej si zmienio. Zawsze by niekwestionowanym przywdc bandy, gotowym przemwi kademu do rozsdku za pomoc pici. Obok sta chopak niemal o poow od niego niszy. Sonea nie potrafia powstrzyma si od umiechu: ten nic nie urs od czasu, kiedy ostatni raz go widziaa, i zdawaa sobie spraw z tego, jak bardzo musi go to zoci. Pomimo niskiego wzrostu, Cery zawsze mia posuch wrd czonkw bandy, poniewa jego ojciec pracowa dla Zodziei. Kiedy czujka pocign j bliej, zobaczya, e Cery lini palec, unosi go do gry, po czym kiwa gow. Harrin krzykn. Dzieciaki wycigny spod koszul mae pakuneczki i rzuciy nimi w gwardzistw. Wok tarcz uniosa si chmura czerwieni, a na usta Sonei wypyn umiech, gdy usyszaa przeklestwa i krzyki blu. W tej chwili w uliczce za plecami gwardii pojawia si samotna posta. Sonea spojrzaa w tamtym kierunku i poczua, e serce jej zamiera. - Mag! - krzykna. Stojcy obok chopak rwnie wstrzyma oddech na widok mczyzny w dugiej szacie. - Eja! Mag! - krzykn. Zarwno dzieciaki, jak i gwardzici wyprostowali si i odwrcili w kierunku nowo przybyego. 10

A nastpnie wszyscy zachwiali si pod podmuchem gorcego wiatru. Nozdrza Sonei wypeni nieprzyjemny zapach, a oczy zaczy j szczypa, kiedy czerwony py uderzy j w twarz. Wiatr ucich nagle i zapanowaa absolutna cisza. Sonea mrugaa, ocierajc zy i rozgldajc si po ziemi w poszukiwaniu czystego niegu, ktrym mogaby przetrze piekce oczy. Ale wok byo tylko boto, gadkie i niepodeptane. To nie mogo by prawd. Kiedy wzrok si jej nieco wyostrzy, dostrzega rozchodzce si spod stp Maga drobne fale na niegu. - Ucieka! - rykn Harrin. Dzieciaki natychmiast zerway si spod ng gwardzistw i przemkny obok Sonei. Czujka krzykn i pocign j za nimi. Zrobio jej si sabo, kiedy na przeciwnym kocu uliczki dostrzega kolejny szereg gwardii. A wic to jest ta puapka! A ja daam si w ni wcign razem z nimi! Czujka cign j za sob, biegnc za band Harrina i dzieciakami pdzcymi wprost na gwardzistw. Kiedy zbliyli si do nich, onierze podnieli tarcze w gotowoci. Kilka krokw przed nimi dzieciaki skrciy w zauek. Pdzc za nimi, Sonea dostrzega dwch umundurowanych mczyzn lecych bezwadnie u wylotu zauka. - Kry si! - zawoa znajomy gos. Jaka rka chwycia j i pocigna w d. Sonea skrzywia si, uderzajc kolanami w pokryty nienym botem bruk. Usyszaa za sob krzyki, spojrzaa w ty i zobaczya mas ramion i tarcz wypeniajc wskie przejcie midzy budynkami i unoszc si nad nimi czerwon chmur. - Sonea? Gos by znajomy i peen zaskoczenia. Spojrzawszy w gr, umiechna si na widok przykucnitego tu obok Ceryego. - Powiedziaa mi, e gwardzici planuj zasadzk - powiedzia czujka. Cery potakn. - Wiedzielimy o tym. - Na jego twarzy pojawi si umiech, ale potem spojrzenie powdrowao znw ku onierzom i Cery spowania. - Chodcie. Czas ucieka! Chwyci Sone za rk, pomg jej wsta i poprowadzi pomidzy chopakw strzelajcych w gwardzistw. W tej samej chwili uliczk wypeni rozbysk olepiajcej bieli. - Co to byo? - jkna Sonea, usiujc otrzsn si z powidoku. - Mag - sykn Cery. - Ucieka! - dobieg z poblia krzyk Harrina. Olepiona, Sonea brna przed siebie. Kto z tyu wpad na ni i potkna si. Cery chwyci j, postawi z powrotem na nogi i poprowadzi dalej. 11

Wyskoczyli z zauka i znaleli si z powrotem na gwnej ulicy. Chopcy zwolnili i nacignli kaptury, wtapiajc si w tum. Sonea zrobia podobnie i przez chwil szli z Cerym bez sowa. Po chwili doczy do nich wysoki chopak i zerkn na Sone spod kaptura. - Eja! Kog my tu mamy! - oczy Harrina omal nie wyskoczyy z orbit. - Sonea! Co ty tu porabiasz? Umiechna si. - Znowu daj si zapa przez twoje zabawy, Harrin. - Podsuchaa, e gwardzici planuj zasadzk, i odszukaa nas - wyjani Cery. Harrin machn lekcewaco rk. - Wiedzielimy, e co szykuj, wic wybralimy miejsce z drog ucieczki. Przypomniawszy sobie lecych w wejciu do zauka gwardzistw, Sonea skina gow. - Powinnam bya si domyli, e wiesz. - Gdzie bywaa? To... ju kilka lat. - Dwa lata. Mieszkaam w Pnocnej Dzielnicy. Wuj Ranel znalaz nam pokj w gocicu. - Syszaem, e strasznie zdzieraj w tych gocicach i wszystko kosztuje podwjnie tylko dlatego, e mieszkasz w obrbie murw miejskich. - Owszem, ale jako sobie poradzilimy. - Co robilicie? - spyta Cery. - Naprawialimy buty i ubrania. Harrin skin gow. - Dlatego tak dawno ci nie widzielimy. Sonea umiechna si. Owszem, ale te dlatego, e Jonna nie chciaa, ebym zadawaa si z twoj band. Ciotka nie akceptowaa Harrina i jego paczki. Bynajmniej... - Jak dla mnie, nie brzmi to zbyt zachcajco - mrukn Cery. Przygldajc si mu, Sonea dostrzega, e wprawdzie Cery nie urs przez ostatnie kilka lat, ale jego twarz stracia chopice rysy. Mia na sobie nowy paszcz z nitkami wyacymi w miejscach, w ktrych zosta przycity, a w jego poach zapewne krya si kolekcja wytrychw, noy, byskotek i sodyczy, poupychanych po kieszeniach i pod podszewk. Sonea zawsze zastanawiaa si, co Cery bdzie robi, kiedy wyronie z kieszonkarstwa i wama. - Ale jest bezpieczniejsze ni zadawanie si z wami - odpowiedziaa. Cery zmruy oczy. 12

- Gadasz jak Jonna. Kiedy by j to zabolao. Teraz umiechna si w odpowiedzi. - Gadanina Jonny wycigna nas z ndzy. - A zatem - przerwa im Harrin - skoro masz pokj w gocicu, co robisz tutaj? Sonea skrzywia si i spochmurniaa. - Krl wygania ludzi z gocicw - powiedziaa. - Twierdzi, e tyle osb nie powinno mieszka w jednym budynku - e to niehigieniczne. Dzi rano przyszli stranicy i wykopali nas stamtd. Harrin zmarszczy brwi i wymamrota jakie przeklestwo. Sonea rzucia okiem na Ceryego: kpiarski wyraz twarzy znikn. Odwrcia wzrok, wdziczna za zrozumienie, ale nie pocieszona. Wystarczyo jedno sowo z Paacu, aby wszystko, na co ona, ciotka i wuj zapracowali, zniko. Nie byo czasu na zastanawianie si nad konsekwencjami, kiedy zbierali w popiechu dobytek, zanim wyrzucono ich na ulic. - Gdzie s Jonna i Ranel? - spyta Harrin. - Wysali mnie tu, ebym si rozejrzaa za pokojem w naszej dawnej okolicy. Cery spojrza jej prosto w oczy. - Jeli nic nie znajdziesz, przyjd do mnie. Skina gow. - Dziki. Tum powoli wylewa si z ulicy na szeroki brukowany skwer. By to plac Pnocny, gdzie raz w tygodniu odbywa si niewielki targ. Miejsce regularnych wizyt Sonei i jej ciotki - w kadym razie w przeszoci. Na placu zgromadzio si kilkaset osb. Wielu ludzi przeszo ju dalej przez Bram Pnocn, ale inni czekali jeszcze, w nadziei, e spotkaj bliskich, zanim pochon ich slumsy. Niektrzy za naleeli do tych, ktrzy nie rusz si, jeli si ich nie popchnie. Cery i Harrin zatrzymali si koo stojcej na rodku placu sadzawki. Z wody wyrasta posg Krla Kalpola. Dawno zmary monarcha dobiega czterdziestki, kiedy rozprawi si z grskimi rozbjnikami, tu jednak zosta przedstawiony jako modzieniec, praw rk wymachujcy kopi swego synnego nabijanego klejnotami miecza, w lewej za dziercy rwnie ozdobny puchar. Niegdy sta tu inny posg, ale zosta zniszczony trzydzieci lat temu. Mimo e przez lata wzniesiono wiele pomnikw krla Terrela, wszystkie, z wyjtkiem jednego, zostay rozbite, a istniaa pogoska, e nawet ten ocalay, znajdujcy si za murami Paacu, by nadtuczony. 13

Pomimo wszystkich innych osigni, mieszkacy Imardinu zapamitali Terrela przede wszystkim jako tego wadc, ktry zapocztkowa coroczne Czystki. Wuj wielokrotnie opowiada Sonei t histori. Trzydzieci lat temu, kiedy wpywowi przedstawiciele Domw uskarali si na brak bezpieczestwa na ulicach, Krl rozkaza gwardii wyrzuci z miasta wszystkich ebrakw, bezdomnych, wczgw i podejrzanych o dziaalno przestpcz. Rozzocio to najpotniejszych z wyrzuconych, zebrali si wic i zaopatrzeni w bro przez zamoniejszych przemytnikw i zodziei, stanli do walki. W obliczu walk ulicznych i zamieszek Krl zwrci si o pomoc do Gildii Magw. Rebelianci nie mieli broni przeciw magii. Zostali schwytani i zawleczeni do slumsw. Krla tak ucieszyy uczty, wydane przez Domy dla uczczenia tej okazji, e rozkaza oczyszcza miasto z wczgw kadej zimy. Kiedy stary Krl zmar pi lat pniej, wielu liczyo na to, e Czystki si skocz, ale syn Terrela, krl Merin, nie zerwa z tym zwyczajem. Sonea rozgldaa si wok, usiujc wyobrazi sobie zagroenie, jakie mogliby stanowi otaczajcy j sabi, schorowani ludzie. Po chwili zauwaya, e wok Harrina gromadz si dzieciaki, wpatrujc si w przywdc wyczekujco. Poczua ucisk w odku, znak nagego strachu. - Musz ju i - powiedziaa. - Nie, nie id - zaprotestowa Cery. - Dopiero co si odnalelimy. Potrzsna gow. - Za dugo mnie nie byo. Jonna i Ranel mog ju by w slumsach. - W takim razie ju masz kopoty - wzruszy ramionami Cery. - Cigle boisz si bury, co? Spojrzaa na niego z nagan. Nie wzruszyo go to - tylko si umiechn. - Masz. - Wcisn jej co do rki. Byo to niewielkie papierowe zawinitko. - Tym rzucalicie w gwardzistw? Cery potakn. - Mielona papea - powiedzia. - Piek od tego oczy i robi si wysypka. - Ale nie dziaa na magw. Twarz Cery'ego rozjani zoliwy umiech. - Jednego kiedy dorwaem. Nie zauway mnie. Sonea wycigna rk, eby zwrci mu paczuszk, ale Cery odsun jej do. - To dla ciebie - powiedzia. - Tu si nie przyda. Magowie zawsze wznosz barier. Potrzsna gow. - Dlatego rzucacie kamieniami? Po co w ogle si mczy?

14

- Poprawia samopoczucie. - Cery spojrza na drog, oczy mia zimne jak stal. Gdybymy tego nie robili, to tak, jakby Czystka nas nie obchodzia. Nie mog ot tak wyrzuca nas z miasta, nie? Wzruszya ramionami i spojrzaa na dzieciaki przebierajce nogami z niecierpliwoci. Sonea zawsze uwaaa, e rzucanie czymkolwiek w magw jest gupot. - Ty i Harrin i tak rzadko pokazujecie si w miecie - zauwaya. - Owszem, ale chcemy mc to robi, kiedy mamy ochot - wyszczerzy si Cery. - A to jedyna okazja, eby troch narozrabia bez wtrcania si Zodziei. Sonea przewrcia oczami. - A wic o to chodzi. - Hej! Idziemy! - rykn Harrin nad gowami tumu. Dzieciaki krzykny radonie i zaczy si rozbiega. Cery spojrza na Sone z nadziej. - Chod - ponagli. - Bdzie ubaw. Potrzsna gow. - Nie musisz si docza. Wystarczy, e popatrzysz - powiedzia. - Potem pjd z tob i rozejrzymy si za jakim mieszkaniem. - Ale... - Patrz - wycign rk i rozwiza jej chustk. Zoy materia w trjkt, zarzuci jej na gow i zawiza pod szyj. - Teraz wygldasz bardziej jak dziewczyna. Nawet gdyby gwardzici chcieli nas goni, czego nigdy nie robi, nie wezm ci za rozrabiak. No pogaska j po policzku - od razu wygldasz lepiej. Chod. Nie pozwol ci wicej znikn. Westchna. - Niech bdzie. Tum zgstnia, wic banda musiaa przeciska si midzy ludmi. Ku zaskoczeniu Sonei nikt nie zoci si na nich za rozpychanie si okciami. Przeciwnie: mijani przez ni mczyni i kobiety wkadali jej do rk kamienie i przejrzae owoce, szepczc przy tym sowa zachty. Przesuwajc si za Cerym midzy podnieconymi twarzami, poczua dreszczyk emocji. Rozsdni ludzie, tacy jak jej wuj i ciotka, opucili ju plac Pnocny. Pozostali ci, ktrzy chcieli obejrze pokaz oporu - jakkolwiek byby on bezcelowy. Na obrzeach tum by rzadszy. Po jednej stronie wzrok Sonei napotka ludzi napywajcych wci na plac z bocznej ulicy, po drugiej nad zgromadzonymi wznosiy si odlege bramy. Z przodu...

15

Sonea stana, czujc, jak opuszcza j pewno siebie. Cery brn naprzd, ale ona cofna si o par krokw i skrya si za starsz kobiet. Niecae dwadziecia krokw przed nimi sta szereg magw. Wcigna gboko powietrze i wypucia je powoli. Wiedziaa, e nie rusz si z miejsca. Nie zwrc uwagi na tum, dopki nie bd gotowi wypdzi ludzi z placu. Nie byo czego si ba. Przekna lin i zmusia si do odszukania wzrokiem dzieciakw. Harrin, Cery i reszta sunli do przodu, przeciskajc si przez rzedncy strumie spnialskich, ustawiajcych si na brzegach placu. Sonea podniosa znw wzrok ku magom i zadraa. Nigdy nie bya tak blisko, nigdy nie miaa okazji dobrze si im przyjrze. Nosili rodzaj mundurw: szaty o szerokich rkawach, zebrane w pasie szerok wstg. Wuj Ranel twierdzi, e takie stroje byy w modzie setki lat temu. Teraz jednak zwykli ludzie, ktrzy ubraliby si na mod magw, popeniliby przestpstwo. Sami mczyni. Ze swego miejsca potrafia naliczy dziewiciu; stali samotnie lub w parach, tworzc szereg, ktry, jak przypuszczaa, mia otoczy cay plac. Niektrzy nie mogli mie wicej ni dwadziecia lat, inni wygldali bardzo staro. Jeden z tych, co stali najbliej, jasnowosy mczyzna koo trzydziestki, by przystojny w bezbdny, pedantyczny sposb. Pozostali wygldali zaskakujco zwyczajnie. Ktem oka dostrzega nage poruszenie i odwrcia si, by zobaczy, jak Harrin macha rk. Ku magom poszybowa kamie. Mimo e wiedziaa, co nastpi, wstrzymaa oddech. Kamie uderzy w co twardego i niewidocznego i spad na ziemi. Sonea wypucia powietrze, a kolejne dzieciaki zaczy ciska kamienie. Kilku spord mczyzn w dugich szatach podnioso wzrok, by przyjrze si pociskom odbijajcym si od powietrza tu przed nimi. Inni zaszczycili dzieciaki przelotnym spojrzeniem, po czym wrcili do przerwanych rozmw. Wpatrywaa si w miejsce, w ktrym zawisa magiczna bariera. Nic nie widziaa. Przesuna si bliej, wyja z kieszeni jeden z kamykw, zamachna si i cisna nim z caej siy. Roztrzaska si, uderzajc w niewidoczn cian i przez chwil w powietrzu wida byo spaszczony z jednej strony obok pyu. Usyszaa za sob stumiony chichot i odwrciwszy si, zobaczya umiechnit do niej starsz kobiet. - Dobry strza - zagdakaa kobieta. - Poka im. No dalej!

16

Sonea wsuna do do kieszeni i zacisna palce na nieco wikszym kamieniu. Podesza jeszcze par krokw ku magom i umiechna si. Na niektrych twarzach dostrzegaa irytacj. Najwyraniej nie lubili, eby si im przeciwstawia, ale co powstrzymywao ich od konfrontacji z dzieciakami. Spoza mgieki pyu dochodziy stumione gosy. Elegancki mag podnis wzrok, po czym zwrci si z powrotem ku swojemu towarzyszowi, starszemu mczynie o siwiejcych wosach. - aosne robactwo - prychn pogardliwie. - Kiedy wreszcie si ich pozbdziemy? Sonea poczua ucisk w odku i chwycia mocniej kamie. Podrzucia go na doni, oceniajc ciar. Ciki. Zwrciwszy si ku magom, poczua, jak wzbiera w niej gniew na myl, e wyrzucono j z domu, jak czy si on z wpojon nienawici do magw, i cisna kamieniem w mwicego. ledzia pocisk wzrokiem, a kiedy zbliy si do magicznej bariery, wyobrazia sobie, jak dobrze by byo, gdyby j pokona i dotar do celu. Powietrze rozbyso niebieskim wiatem, a kamie z guchym trzaskiem uderzy maga w skro. Mczyzna sta przez chwil bez ruchu, patrzc przed siebie, po czym ugiy si pod nim kolana, a ten drugi zrobi krok do przodu, by go podtrzyma. Sonea patrzya z otwartymi ustami, jak starszy z magw kadzie towarzysza na ziemi. Szyderstwa dzieciakw ucichy. Milczenie ogarno tum niczym fala dymu. Nastpnie rozlegy si krzyki, gdy dwch nastpnych magw podskoczyo, by przykucn przy lecym na ziemi. Kompani Harrina i wielu spord tumu zaczli wiwatowa. Plac oy gosami, kiedy ludzie szeptem i krzykiem powtarzali sobie, co si wanie stao. Sonea spojrzaa na swoje donie. Zadziaao. Zamaam barier, ale to jest niemoliwe, chyba e... Chyba e uyam magii. Przebieg j dreszcz na wspomnienie tego, jak zbieraa swj gniew i nienawi, wtaczajc je w kamie, jak podaa wzrokiem i myl za pociskiem, jak pragna, by przebi si przez barier. Poczua jakie drenie, jakby co wyrywao si w niej, by powtrzy to wszystko. Podnisszy wzrok, ujrzaa, e wok lecego na ziemi maga zgromadzio si kilku innych. Niektrzy nachylali si nad nim, ale wikszo odwrcia si ku zgromadzonemu na placu tumowi i wpatrywaa si we przenikliwie. Szukaj mnie, przyszo jej nagle do gowy. Jeden z nich jakby usysza jej myl, zwrci bowiem spojrzenie w jej stron. Zamara przeraona, ale jego wzrok tylko si po niej przelizgn i powdrowa dalej. 17

Nie wiedz, kto to zrobi. Odetchna z ulg. Rozejrzaa si wok i zauwaya, e tum stoi kilka krokw za ni. Dzieciaki wycofyway si. Ruszya za nimi z bijcym sercem. W tej chwili podnis si najstarszy z magw. W przeciwiestwie do pozostaych natychmiast utkwi w niej wzrok. Wskaza na ni, a spojrzenia pozostaych podyy za jego gestem. Kiedy unieli rce, poczua paniczny strach. Obrcia si na picie i popdzia w stron tumu. Ktem oka widziaa uciekajce dzieciaki. Zakrcio jej si w gowie, kiedy kilka rozbyskw owietlio znajdujce si przed ni twarze; krzyki rozdary powietrze. Poczua fal gorca i dyszc upada na kolana. - STA! Nie czua blu. Spojrzaa w d i odetchna z ulg na widok swojego ciaa w jednym kawaku. Podniosa wzrok: ludzie wci uciekali, niepomni na dziwnie gony rozkaz, ktry jeszcze odbija si echem po placu. Sonea poczua smrd spalenizny. Odwrcia si i dostrzega raptem kilka krokw od niej kogo lecego twarz w d na chodniku. Mimo e pomienie poeray apczywie jego ubranie, czowiek ten lea nieruchomo. Potem zobaczya poczernia miazg, ktra niegdy bya rk, i zrobio si jej niedobrze. - NIE ROBI JEJ KRZYWDY! Podniosa si na drce nogi i odsuna od ciaa. Wok siebie widziaa ksztaty uciekajcych dzieciakw. Z wielkim wysikiem zmusia si do niezdarnego biegu. Zrwnaa si z tumem przy Bramie Pnocnej i wcisna si midzy ludzi. Przepychaa si do przodu, odtrcajc tych, ktrzy stanli jej na drodze, a znalaza si w samym rodku tumu. Kamienie wci obciay jej kieszenie, wic je wyrzucia. Co szarpno j za nogi i przewrcio na ziemi, ale podniosa si, by biec dalej. Mocne rce chwyciy j od tyu. Walczya i usiowaa krzycze, ale rce obrciy j i ujrzaa przed sob dobrze znane niebieskie oczy Harrina.

18

ROZDZIA 2 NARADA MAGW

Mimo e wielokrotnie przekracza podwoje Rady Gildii od czasu, kiedy ukoczy tu nauk trzydzieci lat temu, Mistrz Rothen rzadko sysza w tym gmachu echo tak wielu gosw. Obrzuci wzrokiem otaczajce go morze mczyzn i kobiet, w ktrym tworzyy si ju kka, odpowiadajce klikom i frakcjom. Niektrzy przemieszczali si od grupki do grupki, doczajc do coraz to innych k. Gesty rk podkrelay wag sw, a od czasu do czasu ponad oglny szmer wznosi si pojedynczy okrzyk bd protest. Posiedzenia cechoway si zazwyczaj godnoci i porzdkiem, tym niemniej dopki nie pojawi si Administrator, by ten porzdek zaprowadzi, uczestnicy toczyli si, rozmawiajc w rodku sali. Podchodzc bliej zgromadzonych, Rothen pochwyci urywki rozmw, ktre zdaway si dochodzi spod sufitu. Aula Gildii wzmacniaa dwiki w dziwaczny, niespodziewany sposb, zwaszcza w przypadku podniesionych gosw. Nie bya to magiczna sztuczka, jak zazwyczaj wydawao si gociom, ale niezamierzony wynik przebudowy zwykego pomieszczenia w wielk sal. Dawna siedziba Gildii miecia w sobie niegdy zarwno komnaty magw i ich uczniw, jak sale lekcyjne i bankietowe. Cztery stulecia pniej, ze wzgldu na gwatowny wzrost liczby czonkw, Gildia zbudowaa kilka nowych budynkw. Nie chciano jednak niszczy historycznego gmachu, tote wyburzono w nim ciany wewntrzne, wstawiono krzesa i odtd wszystkie Posiedzenia, Ceremonie Przyjcia i Promocje, a take Przesuchania, odbyway si wanie tu. Wysoka posta w fioletowej szacie opucia zebranych i skierowaa si ku Rothenowi, ktry umiechn si na widok tego penego zapau modzieca. Dannyl niejeden raz uskara si, e w Gildii nie dzieje si nic szczeglnie interesujcego. - Witaj, stary druhu. Jak poszo? - spyta Dannyl. Rothen zaoy rce. - Dam ja ci stary druhu"! - A zatem: starcze duchem - odpowiedzia beztrosko Dannyl. - Co powiedzia Administrator? - Nic. Chcia tylko, ebym opowiedzia, co zaszo. Wyglda na to, e tylko ja j widziaem. - Miaa szczcie - odrzek Dannyl. - Dlaczego pozostali usiowali j zabi?

19

Rothen potrzsn gow. - Nie sdz, eby to byo ich zamiarem. Przez szum gosw przebi si dwik gongu, po czym spotgowany gos Administratora Gildii wypeni sal. - Prosz wszystkich o zajcie miejsc. Rzuciwszy okiem za siebie, Rothen zauway, e wielkie drzwi z tyu auli zamykaj si. Tum na rodku sali rzed, w miar jak magowie zajmowali miejsca po obu jej stronach. Dannyl skin gow ku przodowi sali. - Mamy dzi nietypowe towarzystwo. Rothen spojrza we wskazanym kierunku: starszyzna wanie zasiadaa na swoich miejscach. Dla podkrelenia ich pozycji i autorytetu w Gildii ich krzesa ustawiono na piciu stopniach na samym przodzie sali. Ku podwyszeniom prowadziy dwa wskie rzdy schodw. Na samym rodku najwyszego stopnia sta wielki tron ozdobiony zotem i haftowanym inkalem Krla - stylizowanym ptakiem nocnym. Tron by pusty, ale w dwch krzesach po jego obu stronach siedzieli ju magowie, ktrych szaty przepasane byy zotymi wstgami. - Doradcy Krla - mrukn Rothen. - Interesujce. - Wanie - powiedzia Dannyl. - Zastanawiaem si, czy Jego Wysoko Merin uzna to Posiedzenie za do wane, by wzi w nim udzia. - Najwyraniej nie do wane, by przyby osobicie. - Oczywicie, e nie - Dannyl umiechn si. - I dobrze, bo musielibymy si dobrze zachowywa. Rothen wzruszy ramionami. - Nie ma adnej rnicy, Dannyl. Nawet gdyby nie byo tu doradcw, nikt z nas nie powiedziaby niczego, czego by nie powiedzia w obecnoci Krla. Nie, oni s tu po to, eby mie pewno, e nie ograniczymy si do rozmw o tej dziewczynie. Doszli do swoich krzese i usiedli. Dannyl rozpar si i obrzuci wzrokiem sal. - Wszystko przez jakiego brudnego bachora z ulicy. Rothen chrzkn. - Narobia niezego zamieszania, nieprawda? - Fergun nie przyszed - Dannyl zmruy oczy, przemykajc wzrokiem po rzdach po drugiej stronie sali - ale jego poplecznicy stawili si w komplecie.

20

Mimo e Rothen nie pochwala publicznego wyraania niepochlebnych opinii o innych magach, jak mia to w zwyczaju jego przyjaciel, nie potrafi powstrzyma si od umiechu. Temperament Ferguna nie przysparza mu popularnoci. - O ile pamitam raport Uzdrowiciela, uderzenie spowodowao spory wstrzs. Uzna za waciwe przepisanie Fergunowi rodkw uspokajajcych. Dannyl niemal zagwizda z radoci. - Fergun upiony! Bdzie wcieky, kiedy dowie si, e omino go to Posiedzenie! Ponownie rozleg si dwik gongu i szum gosw przycich. - W dodatku, jak si zapewne domylasz, Administrator Lorlen by niezmiernie zawiedziony, e Mistrz Fergun nie bdzie mg przedstawi swojej wersji zdarze - doda szeptem Rothen. Dannyl zdusi chichot. Spogldajc ku miejscom starszyzny, Rothen zauway, e wszyscy usiedli. Sta ju tylko Administrator Lorlen z gongiem w jednej i paeczk w drugiej rce. Wyraz twarzy Lorlena by niespotykanie powany. Rothen uwiadomi sobie, e jest to pierwsza tak trudna sytuacja, z ktr temu magowi przyjdzie si zmierzy, odkd zosta wybrany na swoje obecne stanowisko. Lorlen pokaza ju, e wietnie radzi sobie z codziennymi sprawami Gildii, ale zapewne wielu spord magw zadawao sobie pytanie, jak stawi czoa tego rodzaju wyzwaniu. - Zwoaem to Posiedzenie w celu omwienia wydarze, ktre dzi rano miay miejsce na placu Pnocnym - zacz Lorlen. - Musimy zaj si dwiema sprawami najwyszej wagi: zabjstwem niewinnego oraz istnieniem maga dziaajcego poza nasz kontrol. Zacznijmy od pierwszej sprawy jako powaniejszej. Wzywam na wiadka Mistrza Rothena. Dannyl spojrza na Rothena ze zdziwieniem, po czym rozemia si. - Hej, chyba od wiekw nie stae na mwnicy. Powodzenia. Podnoszc si z miejsca, Rothen rzuci przyjacielowi miadce spojrzenie. - Dziki za przypomnienie. Jako sobie poradz. Wszystkie twarze zwrciy si ku niemu, kiedy przechodzi przez sal ku krzesom Starszych. Skin gow Administratorowi, a Lorlen odpowiedzia mu takim samym gestem. - Powiedz nam, czego bye wiadkiem, Mistrzu Rothenie. Rothen przez chwil zastanawia si nad doborem sw. Od przemawiajcego do zgromadzenia Gildii oczekiwano zwizoci i prostoty. - Kiedy dzi rano przybyem na plac Pnocny, Mistrz Fergun ju tam by - zacz. Zajem miejsce obok niego i wzmocniem tarcz moj moc. Modzi wczdzy zaczli 21

rzuca w nas kamieniami, ale ignorowalimy ich, jak jest w naszym zwyczaju. - Spojrza ku Starszym, ktrzy wpatrywali si w niego z uwag. Stumi nerwowy dreszcz. Rzeczywicie, dawno nie przemawia w Gildii. - Nastpnie ktem oka dostrzegem bkitny rozbysk i poczuem zakcenie w tarczy. Zobaczyem leccy w nasz stron przedmiot, ale zanim zdyem zareagowa, przedmiot ten uderzy Mistrza Ferguna w skro, pozbawiajc go przytomnoci. Podtrzymaem go, gdy upada, pooyem na ziemi i upewniem si, e nie odnis powanych obrae. Nastpnie, poniewa pojawili si z pomoc inni, rozejrzaem si za tym, kto rzuci kamie. - Rothen umiechn si krzywo na to wspomnienie. Dostrzegem, e podczas gdy wikszo wyrostkw wygldaa na zmieszanych i zaskoczonych, jedna dziewczyna spogldaa ze zdumieniem na swoje donie. Straciem j z oczu, kiedy przybyli moi towarzysze, ale gdy okazao si, e nie potrafi zidentyfikowa rzucajcego, poprosili mnie o pomoc. - Potrzsn gow. - Kiedy to zrobiem, omykowo uznali, e wskazaem chopaka stojcego tu obok niej i... uderzyli. Lorlen gestem nakaza mu przerwa przemow. Spojrza ku rzdowi krzese tu poniej, wpijajc wzrok w Arcymistrza Balkana, przeoonego wojownikw. - Mistrzu Balkanie, czego dowiedziae si podczas przesuchania tych, ktrzy uderzyli w tego modzieca? Odziany w czerwon szat mag wsta. - Wszystkich dziewitnastu magw, ktrzy brali w tym udzia, byo przekonanych, e zaatakowa ich chopak z tumu, poniewa uznali za nieprawdopodobne, eby dziewczyna zostaa wyszkolona na dzikiego maga. Wszyscy zamierzali jedynie oguszy chopaka, nie robic mu krzywdy. Opis uderze, podany przez wiadkw, przekonuje mnie, e tak wanie byo. Uznaem rwnie, analizujc te raporty, e cz uderze oguszajcych poczya si w rozproszone uderzenie ogniowe. To wanie zabio chopaka. Wspomnienie zwglonej postaci stano przed oczami Rothena. Wbi wzrok w podog, czujc mdoci. Nawet gdyby uderzenia nie poczyy si, ciao chopaka mogo nie wytrzyma bombardowania dziewitnastoma oguszajcymi. Nie by w stanie otrzsn si z poczucia odpowiedzialnoci. Gdyby tylko co zrobi, zanim oni zareagowali... - Stawia nas to w kopotliwej sytuacji - powiedzia Lorlen. - Ludzie raczej nie uwierz, gdy powiemy, e po prostu zaszo nieporozumienie. Przeprosiny tu nie wystarcz. Musimy zaproponowa jakie zadouczynienie. Czy wynagrodzimy rodzin tego chopaka? Kilku spord Starszych potakno, Rothen usysza rwnie pomruk aprobaty z sali. - Jeli tylko uda si ich odnale - zauway jeden ze Starszych.

22

- Obawiam si jednak, e rekompensata nie pomoe nam w naprawieniu nadwtlonej reputacji - zmarszczy brwi Lorlen. - W jaki sposb moglibymy odzyska szacunek i zaufanie ludzi? Zrobi si szum, ponad ktry wybi si jeden gos: - Rekompensata wystarczy! - Dajcie im troch czasu, a zapomn - doda kto inny. - Zrobilimy wszystko, co byo w naszej mocy. I jaki cichy gos po prawej stronie Rothena: - ...tylko chopak ze slumsw. Kogo to obchodzi? Rothen westchn. Mimo e te sowa go nie zaskoczyy, wzbudziy w nim znany od dawna gniew. Gildia zostaa powoana po to, eby chroni innych - jej prawa nie czyniy rnicy midzy bogatymi a biednymi. Wiedzia jednak o magach, ktrzy utrzymywali, e wszyscy mieszkacy slumsw to zodzieje, niezasugujcy na opiek Gildii. - Niewiele wicej moemy zrobi - mwi Mistrz Balkan. - Klasy wysze przyjm do wiadomoci, e mier chopaka bya wypadkiem. Biedni jej nie zaakceptuj i nie zmieni tego nic, cokolwiek bymy zrobili lub powiedzieli. Administrator Lorlen spojrza na wszystkich Starszych po kolei. Wszyscy przytaknli. - Niech tak bdzie - powiedzia. - Wrcimy do tej sprawy podczas nastpnego Posiedzenia, kiedy ju przycichnie echo tej tragedii. - Wzi gboki oddech, wyprostowa si i omit sal wzrokiem. - A teraz sprawa druga: dziki mag. Czy ktokolwiek oprcz Mistrza Rothena widzia t dziewczyn albo moe zawiadczy, e rzucia kamie? Zapado milczenie. Lorlen zmarszczy czoo, wyranie rozczarowany. W wikszoci debat podczas Posiedze Gildii dominowali przeoeni dyscyplin: Arcymistrzyni Vinara, Arcymistrz Balkan i Arcymistrz Sarrin. Vinara, przeoona uzdrowicieli, bya kobiet praktyczn, surow, ale i zdoln do ogromnego wspczucia. Krzepki Mistrz Balkan by niezwykle spostrzegawczy i mia zwyczaj dokadnie bada kad spraw, przy tym nie waha si przed podejmowaniem trudnych i niespodziewanych decyzji. Najstarszy z tej trjki, Mistrz Sarrin, bywa surowy w sdach, zawsze jednak liczy si ze zdaniem innych. Na tych troje starszych liczy teraz Lorlen. - Musimy rozpocz od zbadania faktw, ktre s jasne i potwierdzone przez wiadkw. Nie ma wtpliwoci, jakkolwiek nieprawdopodobne by si to wydawao, e zwyky kamie zdoa przedrze si przez magiczn tarcz. Mistrzu Balkanie, jak to byo moliwe? Wojownik wzruszy ramionami.

23

- Tarcza, ktrej uywamy do obrony przed kamieniami podczas Czystek, jest saba: wystarcza, by powstrzyma pociski, ale nie magi. Bkitny rozbysk, a take zakcenia opisane przez tych, ktrzy podtrzymywali barier, wiadcz o tym, e posuono si magi. Niemniej jednak magia, ktra ma przebi si przez tarcz, musi by odpowiednio uksztatowana. Sdz, e napastnik doda do kamienia zwyke uderzenie. - Po co zatem w ogle uywa kamienia? - spytaa Mistrzyni Vinara. - Czemu nie uderzy po prostu magi? - eby zamaskowa uderzenie? - podsun Mistrz Sarrin. - Gdyby magowie dostrzegli zbliajcy si pocisk magiczny, mogliby zdy wzmocni tarcz. - To moliwe - powiedzia Balkan - ale moc uderzenia zostaa uyta wycznie do przebicia si przez barier. Gdyby napastnik mia ze zamiary, Mistrz Fergun odnisby znacznie dotkliwsze obraenia ni siniak na czole. Vinara zmarszczya brwi. - A zatem napastnik nie zamierza wyrzdzi wielkiej krzywdy? Po co wic atakowa? - eby pokaza swoj moc? eby rzuci nam wyzwanie? - zapyta Balkan. Na pomarszczonej twarzy Sarrina pojawi si niechtny grymas. Rothen potrzsn gow. Balkan najwyraniej dostrzeg ten gest, pochyli si bowiem z umiechem. - Nie zgadzasz si z tym, Mistrzu Rothenie? - Ona niczego si nie spodziewaa - odpowiedzia Rothen. - Sdzc z wyrazu jej twarzy, bya zaskoczona i wstrznita tym, co zrobia. Myl, e jest nieszkolona. - Niemoliwe. - Sarrin potrzsn gow. - Kto musia uwolni jej moc. - I nauczy j, jak si t moc posugiwa, miejmy nadziej - dodaa Vinara. - Jeli nie, to mamy powany problem zupenie innego rodzaju. Sala natychmiast wypenia si szmerem gosw. Lorlen podnis rk i wszyscy umilkli. - Kiedy Mistrz Rothen powiedzia mi, czego by wiadkiem, wezwaem do mojego pokoju Mistrza Solenda, eby zapyta go, czy w swoich studiach nad histori Gildii natkn si na przypadek maga, ktrego zdolnoci rozwinyby si bez pomocy - mwi Lorlen z powag. - Wyglda na to, e mylilimy si, zakadajc, i moc magiczna moe zosta wyzwolona wycznie przez innego maga. Istniej przekazy mwice, e w pierwszych stuleciach istnienia Gildii przybywali tu po nauk tacy, ktrzy ju wczeniej posugiwali si magi. Ich moce rozwijay si naturalnie, w miar dorastania fizycznego. Poniewa przyjmujemy nowicjuszy i poddajemy ich inicjacji w bardzo modym wieku, nie zdarza si ju naturalny rozwj. - Lorlen wskaza rk ku

24

krzesom po jednej stronie sali. - Poprosiem Mistrza Solenda, by zebra ca wiedz na temat tego zjawiska, i teraz wzywam go, aby przedstawi nam wszystkim swoje odkrycia. Spord rzdw kobiet i mczyzn w dugich szatach podnis si starzec i zacz schodzi po stopniach. Wszyscy czekali w milczeniu, gdy leciwy historyk niepewnym krokiem podchodzi do mwnicy, aby stan obok Rothena. Solend ukoni si sztywno Starszym. - Jeszcze piset lat temu - zacz chrapliwym gosem - mczyni i kobiety pragncy nauczy si magii prosili magw o przyjcie ich do terminu. Byli poddawani testom i przyjmowani na nauk w zalenoci od swojego talentu, a take moliwoci finansowych. Wielu uczniw rozpoczynao nauk w dojrzaym wieku, poniewa aby opaci studia, potrzebne byy albo lata pracy, albo pokany spadek. Zdarzao si jednak i tak, e pojawia si mody mczyzna lub kobieta, ktrych moce zostay ju uwolnione", jak wwczas mwiono. Takim ludziom, zwanym naturalnymi talentami", nigdy nie odmawiano szkolenia. Z dwch powodw. Po pierwsze, ich moc bya zawsze ogromna. Po drugie, trzeba byo nauczy ich kontroli. - Starzec przerwa, a gdy znw przemwi, jego gos podnis si nieco. - Wiemy doskonale, co si dzieje, kiedy nowicjusze nie potrafi opanowa swojej mocy. Jeli ta dziewczyna jest naturalnym talentem", to moemy si spodziewa, e bdzie potniejsza ni nasi studenci, by moe nawet potniejsza ni przecitny mag. Jeli jej nie odnajdziemy i nie nauczymy kontroli, stanie si powanym zagroeniem dla miasta. Na chwil zapanowaa cisza, ktr wkrtce przerwa trwony gwar. - Oczywicie, zakadajc, e jej moce rzeczywicie same si wyzwoliy - zauway Balkan. Starzec potakn. - Istnieje, rzecz jasna, moliwo, e bya przez kogo uczona. - W takim wypadku tym bardziej musimy j odnale... j i tych, ktrzy j uczyli - rzuci kto z sali. Sal wypeniy gosy, ale wznis si ponad nie gos Lorlena. - Jeli to dzika, to prawo nakazuje nam zaprowadzi j i jej nauczycieli przed oblicze Krla. Jeli jest naturalna, musimy nauczy j kontroli. W obu przypadkach przede wszystkim musimy j znale. - Jak? - spyta kto. Lorlen rozejrza si po sali. - Mistrzu Balkanie? 25

- Trzeba dokadnie przeszuka slumsy - odpowiedzia Wojownik. Nastpnie zwrci si ku doradcom Krla. - Bdziemy potrzebowali pomocy. Lorlen unis brwi, zwracajc si w stron, w ktr powdrowao spojrzenie Wojownika. - Gildia zwraca si oficjalnie o pomoc Gwardii Miejskiej. Doradcy wymienili spojrzenia i skinli gowami. - Pomoc przyznana - odpowiedzia jeden z nich. - Powinnimy zacz jak najszybciej - oznajmi Balkan. - Najlepiej dzi wieczorem. - Jeli chcemy wsparcia Gwardii, zajmie to nieco czasu. Sugerowabym jutro rano odrzek Lorlen. - Co z wykadami? - spyta kto z sali. Lorlen spojrza na siedzcego obok niego maga. - Myl, e dodatkowy dzie indywidualnego studium nie zaszkodzi nowicjuszom. - Jeden dzie nie zrobi wielkiej rnicy. - Jerrik, zgorzkniay rektor Uniwersytetu, wzruszy ramionami. - Ale czy uda nam si j znale w cigu jednego dnia? Lorlen zacisn usta. - Jeli si nie uda, zbierzemy si tu jutro wieczorem, by postanowi, kto bdzie bra udzia w dalszych poszukiwaniach. - Czy mog co zasugerowa, Mistrzu Administratorze? Dwik tego gosu zaskoczy Rothena. Odwrciwszy si, zobaczy Dannyla stojcego wrd wpatrzonych w niego magw. - Co takiego, Mistrzu Dannylu? - zwrci si do Lorlen. - Mieszkacy slumsw bd nam utrudnia dziaania, a dziewczyna bdzie si przed nami ukrywa. Moemy mie wiksze szanse powodzenia, jeli wkroczymy do slumsw w przebraniu. Lorlen zmarszczy brwi. - Jakie przebranie masz na myli? Dannyl wzruszy ramionami. - Im mniej bdziemy si rzuca w oczy, tym wiksze szanse powodzenia. Proponuj, eby przynajmniej cz z nas ubraa si tak jak oni. Zapewne bd w stanie odrni nas po tym, jak mwimy, ale... - Sprzeciw - warkn Balkan. - Jak by to wygldao, gdyby ktry z nas przebra si za ndzarza? Stalibymy si pomiewiskiem w caych Ziemiach Sprzymierzonych. Kilka gosw potakno mu gorliwie. Lorlen skin powoli gow.

26

- Zgadzam si. Jako magowie mamy prawo wej do kadego domu w tym miecie. Nasze poszukiwania zostan utrudnione, jeli nie bdziemy nosi szat. - A skd bdziemy wiedzie, kogo szukamy? - spytaa Vinara. Lorlen spojrza na Rothena. - Pamitasz, jak ona wyglda? Rothen przytakn. Cofn si o kilka krokw, zamkn oczy i przywoa z pamici nisk, szczup dziewczyn o wychudzonej, dziecinnej twarzy. Zaczerpn mocy, otworzy oczy i nakierowa wol. Powietrze przed nim zamigotao, po czym przybrao ksztat pprzezroczystej twarzy. W miar jak pami maga wypeniaa reszt obrazu, pojawio si ndzne ubranie: szara chustka wok twarzy, gruba koszula z kapturem, spodnie. Skoczywszy tworzenie iluzji, Rothen spojrza ku starszym. - To nas zaatakowao? - mrukn Balkan. - Przecie to jeszcze dzieciak. - Maa paczuszka z wielk niespodziank w rodku? - zadrwi Sarrin. - A jeli to nie ona bya napastnikiem? - spyta Jerrik. - Jeli Mistrz Rothen si pomyli? Lorlen spojrza na Rothena i umiechn si nieznacznie. - Na razie musimy zaoy, e si nie pomyli. Bdziemy wiedzieli wicej, jeli posuchamy pogosek w miecie, poza tym wrd ludzi mog znale si wiadkowie. Skin gow w kierunku iluzji. - Wystarczy, Mistrzu Rothenie. Rothen machn rk i iluzja znika. Kiedy podnis znw wzrok, napotka oceniajce spojrzenie Mistrza Sarrina. - Co z ni zrobimy, jak ju j znajdziemy? - spytaa Vinara. - Jeli to dzika, bdziemy musieli postpi zgodnie z prawem - odpowiedzia Lorlen. Jeli nie, nauczymy j, jak kontrolowa jej moc. - Oczywicie, ale chodzio mi o to, co dalej. Co z ni zrobimy? - Myl, e Mistrzyni Vinarze chodzi o to, czy uczynimy j jedn z nas? - zasugerowa Balkan. Na sali natychmiast zawrzao. - Nie! To z pewnoci zodziejka! - Zaatakowaa jednego z nas! Zasuya na kar, a nie nagrod! Rothen potrzsn gow z westchnieniem, suchajc tych protestw. Nie istnia wprawdzie przepis zabraniajcy sprawdzania talentw dzieci z niszych warstw, ale Gildia i tak szukaa magicznych zdolnoci wycznie wrd dzieci z najwaniejszych rodw. - Od stuleci Gildia nie przyja nowicjusza spoza Domw - powiedzia spokojnie Balkan.

27

- Jeli jednak Solend si nie myli, ona moe by potn magiczk - przypomniaa mu Vinara. Rothen powstrzyma si od umiechu. Wikszo magiczek zostawaa Uzdrowicielkami, a wiedzia, e Mistrzyni Vinara chtnie przymknie oczy na pochodzenie dziewczyny, jeli zdobdzie w ten sposb kolejn potn pomocnic. - Moc nic nie znaczy, jeli mag ma przegnie serce" - zacytowa Sarrin. - To moe by zodziejka, a moe nawet nierzdnica. Kto taki miaby fatalny wpyw na pozostaych nowicjuszy. Skd wiemy, e zdoa uszanowa nasze powoanie? Vinara uniosa brwi. - Potrafilibycie pokaza jej, do czego jest zdolna, a nastpnie zwiza jej moc i zepchn z powrotem w ndz? Sarrin potakn. Vinara zwrcia si do Balkana, ktry wzruszy ramionami. Rothen zacisn zby i zmusi si do milczenia. Ze swojego wzniesienia Lorlen przyglda si trjce magw w milczeniu, z beznamitnym wyrazem twarzy. - Powinnimy przynajmniej da jej szans - powiedziaa Vinara. - Jeli okae si, e jest zdolna podporzdkowa si naszym zasadom i sta si odpowiedzialn kobiet, powinnimy da jej szans. - Im bardziej rozwinie si jej moc, tym trudniej bdzie j spta - przypomnia jej Sarrin. - Wiem. - Vinara nachylia si do niego. - Ale nie bdzie to niemoliwe. Pomyl, ile zyskamy, jeli j przyjmiemy. Odrobina hojnoci i litoci znacznie lepiej wpynie na nasz obraz, ktry tak popsulimy dzi rano, ni zablokowanie jej mocy i odesanie do slumsw. Balkan unis brwi. - To prawda, a poza tym jeli rozgosimy, e chcemy j przyj w nasze szeregi, moe nam to uatwi poszukiwania. Kiedy dowie si, e moe zosta magiem - i uzyska odpowiedni pozycj i bogactwo - sama do nas przyjdzie. - A utrata tego bogactwa moe sta si wystarczajcym straszakiem na wypadek, gdyby zamierzaa powrci do swoich nieprzystojnych zachowa - doda Sarrin. Mistrzyni Vinara przytakna. Rozejrzaa si po sali, po czym jej wzrok spocz na Rothenie i zmruya oczy. - A co ty o tym sdzisz, Mistrzu Rothenie? Rothen skrzywi si. - Zastanawiam si, czy po tym, co si dzi zdarzyo, ona w cokolwiek nam uwierzy. Balkan spochmurnia.

28

- Hmm, wtpi. Zapewne bdziemy musieli najpierw j schwyta, a dopiero potem tumaczy dobre intencje. - W takim razie nie ma sensu czeka, a si do nas zgosi - zawyrokowa Lorlen. Zaczniemy poszukiwania jutro rano, zgodnie z planem. - Zacisn usta i odwrci si ku znajdujcemu si na podwyszeniu krzesu. Rothen unis wzrok. Midzy miejscem Administratora a krlewskim tronem znajdowao si jeszcze jedno, zarezerwowane dla przywdcy Gildii, Wielkiego Mistrza Akkarina. Ubrany w czarn szat mag nie zabiera gosu od pocztku Posiedzenia, ale nie byo w tym nic nadzwyczajnego. Akkarin syn z tego, e potrafi odwrci bieg narady kilkoma spokojnymi sowami, niemniej jednak najczciej zachowywa milczenie. - Wielki Mistrzu, czy masz powody do przypuszcze, e w slumsach dziaa dzika magiczka? - spyta Lorlen. - Nie. W slumsach nie ma dzikich - odpowiedzia Akkarin. Rothen sta na tyle blisko, by pochwyi szybk wymian spojrze midzy Balkanem a Vinar. Powstrzyma si od umiechu. O szczeglnie wyostrzonych zmysach Wielkiego Mistrza kryy legendy i niemal wszyscy magowie nieco si go lkali. Lorlen skin gow i odwrci si ponownie ku zgromadzeniu. Uderzy w gong, ktrego dwik rozszed si po caej sali, uciszajc gwar gosw. - Decyzja co do tego, czy bdziemy uczy t dziewczyn, zostaje odoona do czasu, kiedy j znajdziemy i ocenimy jej charakter. Na razie naszym zadaniem jest odnalezienie jej. Poszukiwania rozpoczn si jutro o godzinie czwartej. Ci z was, ktrzy uwaaj, e wane powody zmuszaj ich do pozostania na terenie Gildii, powinni przedoy stosowne owiadczenia mojemu asystentowi dzi wieczorem. Uznaj Posiedzenie za zamknite. Sal wypeni szelest szat i stukot butw. Rothen odsun si, gdy pierwszy ze starszych wsta z krzesa i ruszy ku drzwiom. Odwrciwszy si, zobaczy Dannyla pospiesznie przeciskajcego si ku niemu midzy innymi magami. - Syszae Mistrza Kerrina? - spyta Dannyl. - Chce ukara dziewczyn za zamach na jego ukochanego przyjaciela, Ferguna. Osobicie uwaam, e maa nie moga wybra lepszego celu. - Dannyl, daj spokj... - zacz Rothen. - ... a teraz ka nam babra si w mieciach - rozleg si gos tu za nimi. - Nie wiem, co jest gorsze: e zabili tego chopaka czy e nie trafili dziewczyny odpowiedzia mu inny.

29

Rothen obrci si z oburzeniem i spostrzeg starego Alchemika, ktry by zbyt zajty wpatrywaniem si w podog, by zwrci na niego uwag. Kiedy starzec odkutyka dalej, Rothen pokrci gow. - Zamierzaem wanie paln ci kazanie na temat braku miosierdzia, Dannyl, ale chyba nie ma to sensu, prawda? - Aha - odpowiedzia Dannyl, odsuwajc si, by przepuci Administratora i Wielkiego Mistrza. - Co bdzie, jeli jej nie znajdziemy? - pyta Administrator. Wielki Mistrz rozemia si cicho. - Ale znajdziecie, w taki czy inny sposb - aczkolwiek podejrzewam, e jutro wieczorem wikszo bdzie gosowa za rodkami bardziej spektakularnymi, a mniej delikatnymi. Gdy dwch starszych oddalio si, Rothen pokrci znw gow. - Czy tylko mnie obchodzi, co stanie si z t nieszczsn dziewczyn? Poczu na ramieniu do Dannyla. - Oczywicie, e nie, ale mam nadziej, e jemu nie zamierzasz prawi kaza, stary druhu.

30

ROZDZIA 3 STARZY DRUHOWIE - Ona jest ogonem. Gos by mski, mody i nieznany. Gdzie ja jestem? - pomylaa Sonea. Zacza od tego, e leaa na czym mikkim. ko? Nie pamitam, ebym kada si do ka... - Nie ma mowy. Ten gos nalea do Harrina. Zrozumiaa, e jej broni, po czym dotaro do niej znaczenie tego, co wczeniej powiedzia nieznajomy, i poczua spnion ulg. Ogon to w gwarze slumsw szpieg. Gdyby Harrin przyzna nieznajomemu racj, miaaby kopoty... Ale czyim szpiegiem? - Czym innym moe by? - upiera si pierwszy z gosw. - Zna magi. Magw szkoli si latami. Co ona tu robi? Magi? Wspomnienia napyny fal: plac, magowie... - Magia czy nie magia, znam j rwnie dugo jak Ceryego - odpowiedzia Harrin. Zawsze staa po waciwej stronie. Sonea ledwie go syszaa. Widziaa siebie, jak rzuca kamieniem, widziaa, jak kamie przebija si przez barier, jak uderza maga. Ja to zrobiam, pomylaa. Ale to niemoliwe... - Sam mwie, e nie byo jej przez par lat. Kto wie, z kim si wtedy zadawaa? Przypomniaa sobie, jak zaczerpna czego z gbi siebie - czego, czego nie powinna posiada... - Mieszkaa ze swoj rodzin, Burril - odpowiedzia Harrin. - Ja jej wierz, Cery jej ufa to wystarczy. ...Gildia wie, e to zrobiam! Stary mag j zauway, wskaza innym. Przeszed j dreszcz na wspomnienie dymicego ciaa. - Pamitaj, e ci ostrzegaem. - Burril nie sprawia wraenia przekonanego, ale najwyraniej si podda. - Jeli ona ci zmtwi, nie zapomnij, kto ci os... - Chyba si obudzia - wyszepta kolejny znajomy gos. Cery. By gdzie w pobliu. Harrin westchn. - Wyno si, Burril. Sonea usyszaa oddalajce si kroki, a nastpnie trzaniecie drzwiami. - Moesz ju przesta udawa, e pisz, Sonea - mrukn Cery. Poczua dotyk rki na twarzy; otworzya oczy. Cery pochyla si nad ni z umiechem.

31

Uniosa si na okciach. Leaa na starym ku w nieznanym pokoju. Gdy opucia nogi na podog, Cery przyjrza si jej badawczo. - Wygldasz lepiej - powiedzia. - Czuj si dobrze - odpowiedziaa. - Co si stao? - Podniosa wzrok, gdy Harrin podszed do ka. - Gdzie jestem? Ile czasu mino? Cery rozemia si. - Wszystko z ni w porzdku. - Nie pamitasz? - Harrin przykucn, by spojrze jej w oczy. Potrzsna gow. - Pamitam, e id przez slumsy, ale... - rozoya bezradnie rce. - Nie jak tu przychodz. - Harrin ci tu przynis - odezwa si eski gos. - Mwi, e zasna, idc. Sonea odwrcia si i zobaczya siedzc na krzele za ni mod kobiet. Jej twarz bya znajoma. - Donia? Dziewczyna umiechna si. - To ja. - Postukaa stop w podog. - Jeste w spylunce mojego ojca. Pozwoli nam tu ci umieci. Przespaa ca noc. Sonea rozejrzaa si ponownie po pomieszczeniu, po czym umiechna si na wspomnienie tego, jak Harrin i jego chopcy przekupywali Doni, eby wykradaa dla nich kubki spylu. Piwo byo mocne, krcio im si po nim w gowach. Spylunka Gellina znajdowaa si w pobliu Muru Zewntrznego, pomidzy nieco porzdniejszymi zabudowaniami slumsw w ich czci zwanej Stron Pnocn. Tutejsi mieszkacy nazywali slumsy Zewntrznym Krgiem, odmawiajc przyjcia perspektywy dzielnic wewntrznych, nieuznajcych slumsw za cz miasta. Sonea domylaa si, e jest w jednym z pokoi, ktre Gellin wynajmowa gociom. W malekim wntrzu byo miejsce na ko, zniszczone krzeso, na ktrym siedziaa Donia, i stoliczek. Okna zasonito starym wyblakym papierem. Po bladym wietle przedostajcym si do pokoju mona byo si domyli, e jest wczesny ranek. Harrin skin na Doni. Gdy dziewczyna podniosa si z krzesa, obj j w talii ramieniem i przycign do siebie. Umiechna si do niego czule. - Zdobdziesz co do jedzenia? - spyta. - Zobacz, co si da zrobi. - Przemkna ku drzwiom i wysza z pokoju.

32

Sonea posaa Cery'emu pytajce spojrzenie i w odpowiedzi dostaa peen zadowolenia umiech. Harrin usiad na krzele i spojrza na ni spod zmarszczonych brwi. - Jeste pewna, e lepiej si czujesz? W nocy cakiem leciaa przez rce. Wzruszya ramionami. - Waciwie czuj si cakiem niele. Jakbym si naprawd dobrze wyspaa. - Bo si wyspaa. Prawie cay dzie. - Wzruszy ramionami, po czym znw przyjrza si jej badawczo. - Co si stao, Sonea? To ty rzucia ten kamie, prawda? Sonea przekna lin, czujc, jak zasycha jej nagle w gardle. Zastanawiaa si przez chwil, czy jej uwierzy, jeli wszystkiemu zaprzeczy. Cery pooy jej do na ramieniu i cisn lekko. - Nie martw si, Sonea. Nikomu nie powiemy, jeli sama nie bdziesz chciaa. Skina gow. - Tak, to ja, ale... nie wiem, co si stao. - Uya magii? - spyta z nieskrywanym podnieceniem Cery. Sonea odwrcia wzrok. - Nie wiem. Po prostu bardzo chciaam, eby ten kamie przelecia - i przelecia. - Przebia si przez tarcz magw - powiedzia Harrin. - To wymaga magii, prawda? Kamieniom zazwyczaj si to nie udaje. - No i jeszcze ten rozbysk - doda Cery. Harrin przytakn. - Poza tym magowie ewidentnie si wciekli. Cery nachyli si ku niej. - Mylisz, e potrafiaby to powtrzy? - Powtrzy? - Spojrzaa na niego ze zdziwieniem. - Oczywicie nie chodzi o dokadnie to samo. Nie chcielibymy, eby rzucaa w magw kamieniami - chyba za tym nie przepadaj. Ale co innego. Jeli zadziaa, bdziesz wiedziaa, e umiesz posugiwa si magi. Wzruszya ramionami. - Nie jestem pewna, czy chc to wiedzie. Cery rozemia si. - A dlaczego nie? Pomyl, co mogaby zrobi! To byoby fantastyczne! - Na przykad nikt nigdy nie odwayby si z tob zadziera - powiedzia Harrin. Pokrcia gow.

33

- Nie masz racji. Byby to raczej dodatkowy powd. - Skrzywia si. - Wszyscy nienawidz magw. Znienawidziliby i mnie. - Wszyscy nienawidz magw z Gildii - odparowa Cery. - Oni wszyscy s z Domw. Dbaj tylko o siebie. A wszyscy wiedz, e ty jeste bylcem, jak my wszyscy. Bylec. Po dwch atach w miecie jej ciotka i wuj przestali uywa tego sowa, ktrym mieszkacy slumsw nazywali samych siebie. Wyrwali si ze slumsw. Zostali rzemielnikami. - Bylcy bd zachwyceni, majc wasnego maga - upiera si Cery - zwaszcza jak zaczniesz robi dla nich rne dobre rzeczy. Sonea potrzsna gow. - Dobre rzeczy? Magowie nigdy nie robi nic dobrego. Dlaczego bylcy mieliby uzna, e ja jestem inna? - A uzdrawianie? - podsun Cery. - Ranel kuleje, prawda? Mogaby go wyleczy! Wstrzymaa oddech. Wspomnienie blu, jakiego kolawa noga przysparzaa jej wujowi, sprawio, e zrozumiaa nagle, skd bierze si entuzjazm Cery'ego. Byoby wspaniale mc uleczy nog wuja. A gdyby pomoga jemu, to czemu nie innym? Nastpnie przypomniaa sobie, jak Ranel wyrzeka na konowaw", ktrzy skadali jego nog. Pokrcia ponownie gow. - Ludzie nie ufaj felczerom, dlaczego wic mieliby zaufa mnie? - Bo ludzie uwaaj, e felczerzy dodaj im tylu chorb, ile lecz - odpowiedzia Cery. Boj si, e bd jeszcze bardziej chorzy. - Magii boj si jeszcze bardziej. Pomyl, e nasali mnie magowie, eby si ich pozby. Cery rozemia si. - To ju naprawd gupie. Nikt tak nie pomyli. - A co z takim Burrilem? Skrzywi si. - Burril to burak. Nie wszyscy myl tak jak on. Sonea parskna, nie do koca przekonana. - Nawet gdyby tak byo, to i tak nie wiem nic o magii. Jeli wszyscy uznaj, e mog ich wyleczy, nie opdz si od nich na ulicy, mimo e nie bd moga im pomc. Cery zmarszczy czoo. - To prawda. - Podnis wzrok na Harrina. - Ona ma racj. Mgby z tego by kopot. Nawet jeli Sonea postanowi sprbowa, czy potrafi uy magii jeszcze raz, i tak przez jaki czas bdziemy musieli trzyma to w tajemnicy. 34

Harrin zagryz warg, po czym skin gow. - Jeli ktokolwiek bdzie pyta o twoj magi, Sonea, powiemy mu, e nic nie zrobia, tylko pewnie co rozproszyo na chwil uwag magw albo takie tam i dlatego kamie przelecia. Sonea wpatrywaa si w niego, czujc, e wstpuje w ni nadzieja. - A moe tak wanie byo? Moe naprawd nic nie zrobiam? - Jeli nie uda ci si tego powtrzy, bdziesz wiedziaa na pewno. - Cery poklepa j po ramieniu. - A jeli ci si uda, nie powiemy nikomu. Za par tygodni wszyscy uznaj, e magowie po prostu popenili bd. A za miesic lub dwa nikt nie bdzie o tobie pamita. Sonea podskoczya na dwik stukania do drzwi. Harrin wsta i wpuci do pokoju Doni. Dziewczyna niosa tac zastawion kubkami i sporym bochenkiem chleba. - Prosz - powiedziaa, stawiajc tac na stoliku. - Po kubku spylu dla kadego, eby obla powrt starej przyjaciki. Harrin, ojciec chce z tob pogada. - Lepiej sprawdz, o co chodzi. - Harrin szybko wychyli jeden z kubkw. - Wpadn do ciebie, Sonea - powiedzia. Chwyci Doni w pasie i wycign chichoczc z pokoju. Sonea pokrcia gow, gdy wyszli. - Od kiedy? - Ci dwoje? - zapyta Cery z ustami penymi chleba. - Prawie rok, tak mi si zdaje. Harrin mwi, e si z ni oeni i odziedziczy zajazd. Sonea rozemiaa si. - Gellin o tym wie? Cery odpowiedzia umiechem. - Jeszcze nie przegoni Harrina. Wzia do rki kromk ciemnego chleba, upieczonego z ziarna curren i posypanego zioami. Gdy ugryza, odek przypomnia jej, e zaniedbywaa go przez cay dzie, tote apczywie zabraa si do jedzenia. Spyl by kwany, ale dobry do sonego chleba. Kiedy skoczyli, Sonea opada na krzeso z westchnieniem. - Jak Harrin zajmie si prowadzeniem zajazdu, co ty bdziesz robi, Cery? Wzruszy ramionami. - To i owo. Bd krad spyl od Harrina, uczy jego dzieci otwiera zamki. Przynajmniej tej zimy bdziemy mieli dach nad gow. A ty co planujesz? - Nie wiem. Jonna i Ranel mwili... oj! - Skoczya na rwne nogi. - Nie spotkaam si z nimi. Nie wiedz, gdzie jestem! Cery machn lekcewaco rk. 35

- Znajd si. Signa po sakiewk z pienidzmi - bya, pena, cika, i wisiaa na swoim miejscu przy pasie. - Nieze oszczdnoci - zauway Cery. - Ranel powiedzia, e kade z nas powinno mie przy sobie cz i uda si do slumsw na wasn rk. Musielibymy mie pecha, eby gwardzici wszystkich przeszukali. Zmruya oczy, wpatrujc si w niego. - Wiem dokadnie, ile tam byo. Rozemia si. - Ja te - i tyle zostao. Chod, pomog ci ich znale. Podnis si i poprowadzi j za drzwi do krtkiego korytarzyka. Sonea zesza za nim po schodach do znajomej sali. Powietrze, jak zawsze, byo cikie od oparw spylu, miechu, szmeru nieustannych rozmw i nieszkodliwych przeklestw. Potny mczyzna pochyla si nad lad, z ktrej serwowa gsty trunek. - Bry, Gellin - rzuci Cery. Mczyzna zmruy krtkowzroczne oczy, eby przyjrze si Sonei, a chwil pniej jego twarz rozjani umiech. - Eja! To przecie maa Sonea, co? - podszed i pooy jej donie na ramionach. - Ale wyrosa. Pamitam, jak podkradaa mi spyl, dziewczyno. Zwinna bya z ciebie sroczka. Sonea umiechna si i rzucia spojrzenie Cery'emu. - I wszystko to by mj pomys, co, Cery? Cery rozoy rce i zamruga niewinnie. - Co masz na myli, Sonea? Gellin zamia si. - Tak wychodzi si na konszachtach ze Zodziejami. Jak tam rodzice, co? - Masz na myli ciotk Jonn i wuja Ranela? Machn rk. - Aha, ich. Sonea wzruszya ramionami i opowiedziaa pokrtce o wygnaniu jej rodziny z gocica. Gellin pokiwa wspczujco gow, syszc o tym nieszczciu. - Teraz pewnie zamartwiaj si, co si ze mn stao - dodaa. - Miaam... Drzwi zajazdu trzasny tak, e Sonea a podskoczya. W sali zapada cisza, wszyscy odwrcili si ku wejciu. Oparty o framug sta tam Harrin, dyszc ciko i ociekajc potem. - Uwaaj na moje drzwi! - wrzasn Gellin.

36

Harrin podnis wzrok. Na widok Sonei i Cery'ego zblad i utkwi w nich wzrok. Przebieg przez sal, chwyci dziewczyn za rami i wypchn j przez drzwi do kuchni zajazdu. Cery wsun si tam za nimi. - O co chodzi? - szepn Cery. - Magowie przeszukuj slumsy - wydysza Harrin. Sonea spojrzaa na niego z przeraeniem. - S tutaj? - krzykn Cery. - Dlaczego? Harrin spojrza porozumiewawczo na Sone. - Szukaj mnie - szepna. Harrin potakn ponuro, po czym zwrci si do Ceryego. - Dokd idziemy? - Jak daleko s? - Blisko. Zaczli od Muru Zewntrznego i posuwaj si do rodka. Cery gwizdn. - Tak blisko. Sonea przycisna do do piersi. Serce walio jej jak motem. Poczua, e robi si jej sabo. - Mamy najwyej kilka minut - oznajmi Harrin. - Musimy std ucieka. Przeszukuj wszystkie budynki. - W takim razie musimy j ukry gdzie, gdzie ju byli. Sonea opara si o cian, czujc, e uginaj si pod ni kolana na samo wspomnienie poczerniaego ciaa. - Zabij mnie... - wyszeptaa. Cery spojrza na ni. - Nie, Sonea - powiedzia z naciskiem. - Zabili tamtego chopaka... - Wzdrygna si. Chwyci j w ramiona. - Nie pozwolimy na to. Patrzy jej prosto w oczy z niezachwian pewnoci. Odwzajemnia spojrzenie, poszukujc w jego twarzy ladw niepewnoci, ale ich nie znalaza. - Ufasz mi? - spyta. Przytakna. Umiechn si do niej. - No to chodmy.

37

Odcign j od ciany i poprowadzi szybkim krokiem przez kuchni. Harrin pospieszy za nimi. Przeszli przez nastpne drzwi i znaleli si w botnistym zauku. Sonea zadraa, gdy zimny wiatr wdar si natychmiast pod jej ubranie. Zatrzymali si u wylotu zauka, gdzie Cery kaza im zaczeka, a sam pobieg sprawdzi, czy droga jest wolna. Wyjrza jedynie za rg i niemal natychmiast uskoczy, potrzsajc gow. Gestem rki odesa ich z powrotem w zauek. W jego poowie zatrzyma si i unis niewielk kratk umocowan w murze. Harrin spojrza na niego podejrzliwie, po czym pooy si na ziemi i wczoga do rodka. Sonea wpeza za nim i znalaza si w ciemnym korytarzyku. Kiedy Harrin pomaga jej stan na nogach i pocign j na bok, Cery przecisn si przez szpar. Kratka zamkna si bezgonie, wskazujc na regularne oliwienie zawiasw. - Jeste pewny, e wiesz, co robisz? - szepn Harrin. - Zodzieje bd zbyt zajci ukrywaniem swojego dobytku przed wizyt magw, eby przejmowa si nami - odpowiedzia mu Cery. - Poza tym nie bdziemy tu dugo. Po mi do na ramieniu, Sonea. Usuchaa i chwycia go za paszcz. Do Harrina spocza na jej ramieniu. Ruszyli korytarzem. Sonea wpatrywaa si z bijcym sercem w ciemno. Z rozmowy wywnioskowaa, e wkroczyli na Zodziejsk ciek. Posugiwanie si bez uprzedniej zgody systemem podziemnych korytarzy byo zabronione, a ona znaa przeraajce opowieci o karach, jakie Zodzieje nakadali na tych, ktrzy tu wtargnli. Odkd sigaa pamici, wszyscy w artach nazywali Ceryego przyjacielem Zodziei. W tych artach zawsze czu byo zarwno strach, jak i szacunek. Sonea wiedziaa, e ojciec chopaka by przemytnikiem, niewykluczone wic, e Cery odziedziczy po nim przywileje i kontakty. Nigdy jednak nie widziaa na to dowodw, przypuszczaa wic, e Cery podtrzymywa takie pogoski, poniewa daway mu pozycj zastpcy szefa bandy Harrina. Podejrzewajc, e Cery nie ma adnych powiza ze Zodziejami, gnaa korytarzem, jakby cigaa j sama mier. Lepsze jednak ryzyko spotkania ze Zodziejami ni pewna mier tam na grze. Zodzieje przynajmniej na ni nie polowali. W korytarzu robio si coraz ciemniej, a wreszcie wszystkim, co Sonea widziaa, stay si rne odcienie czerni, potem za znw pojaniao, gdy zbliyli si do kolejnej kratki. Cery skrci w kolejny tunel, po czym wkroczy w cakowit ciemno bocznej odnogi. Minli kilka rozgazie, zanim wreszcie da im znak, by si zatrzymali. 38

- Zakadam, e tu ju byli - mrukn Cery do Harrina. - Zatrzymamy si tylko na chwil, eby co kupi, i ruszamy dalej. Zbierz pozostaych i upewnij si, e nie mwili nikomu o Sonei. Kto moe zechcie wymusi co na nas, straszc, e powie magom, gdzie jestemy. - Zbior ich - zapewni go Harrin. - Dowiem si, czy co gadali i ka im trzyma gby na kdk. - Dobra - powiedzia Cery. - Teraz musimy tylko zdoby troch proszku iker i tyle. W oddali rozlegy si stumione dwiki, a nastpnie otwary si drzwi i wkroczyli w jasne wiato dnia. Oraz na podwrko pene rassookw. Na widok intruzw ptaki uniosy swe mae, bezuyteczne skrzydeka i zaskrzeczay gono. Gdakanie odbio si echem od wszystkich czterech cian okalajcych niewielkie podwrko. W pobliskich drzwiach pojawia si kobieta. Jej twarz wykrzywia si niechtnie na widok Sonei i Harrina w kurniku. - Eja! Kim jestecie? Sonea odwrcia si do Cery'ego, ktry, jak si okazao, kuca za ni, omiatajc doni zakurzone podwrko. Wsta i umiechn si do kobiety. - Wpadlimy z wizyt, Laria - powiedzia. Kobieta obrzucia go spojrzeniem z gry. Grymas znik, a na jego miejsce pojawiy si zmarszczki umiechu. - Ceryni! Zawsze dobrze ci widzie! To twoi przyjaciele? Witajcie! Witajcie! Chodcie do domu na par ykw raki. - Jak interes? - zagadn Cery, gdy wychodzili z kurnika, idc za Lari do malekiego pokoiku. Jego poow zajmowao wskie ko, a piec i st niemal ca reszt. Zmarszczya czoo. - Pracowity dzie. Miaam kilku goci przed nieca godzin. Bardzo byli wcibscy. - Goci w szatach? - spyta Cery. Przytakna. - Wystraszyli mnie na mier, oj tak. Zagldali wszdzie, ale nic nie zauwayli. Wiesz, co mam na myli. Gwardzici natomiast i owszem. Jestem pewna, e tu jeszcze wrc, ale jak wrc, nic ju nie znajd. - Zachichotaa. - Za pno bdzie. - Zamilka na chwil, stawiajc wod na piecu. - Czego potrzebujesz, h? - Tego, co zwykle. W oczach Larii zagoci zoliwy umiech. - Masz w planach caonocne wycieczki, co? Ile dajesz? Cery wyszczerzy si w odpowiedzi. 39

- O ile pamitam, jeste mi winna przysug. Kobieta wyda wargi i zmruya oczy. - Zaczekaj. Znika w drzwiach. Cery opad z westchnieniem na ko, ktre zaskrzypiao gono. - Rozlunij si, Sonea - powiedzia. - Oni tu ju byli. Nie bd szuka ponownie. Skina gow. Tym niemniej jej serce nadal walio jak szalone, odek te nie dawa spokoju. Odetchna gboko i opara si o cian. Gdy woda zacza wrze, Cery sign do dzbana z ciemnym proszkiem i nasypa po yce do kubkw, ktre Laria postawia na stole. Pokj wypeni si dobrze znanym, ostrym aromatem. - Chyba moemy by pewni, Sonea - powiedzia Harrin, biorc kubek z rk Cery'ego. Zmarszczya brwi. - Pewni czego? - To, co zrobia, musiao by magi. - Umiechn si krzywo. - Nie szukaliby, gdyby uwaali inaczej, prawda? Dannyl niecierpliwym gestem pozby si wilgoci z szat. Z tkaniny uniosy si oboczki pary. Gwardzici cofnli si na ten widok, ale kiedy powiew lodowatego wiatru rozwia mgiek, powrcili na stanowiska. Szli w formacji: dwch za nim, po jednym po kadej stronie. Komiczne rodki ostronoci. Bylcy nie s tak gupi, eby ich atakowa. A nawet gdyby, Dannyl wiedzia doskonale, e to gwardzici uciekliby si do niego po pomoc. Dannyl pochwyci zadumane spojrzenie jednego z nich, i zakuo go lekkie poczucie winy. Na pocztku dnia byli nerwowi i sualczy. Wiedzc, e bdzie musia uera si z nimi cay dzie, postanowi by przystpny i przyjacielski. Dla nich to zadanie byo jak wakacje - znacznie ciekawsze ni stanie godzinami pod t czy inn bram albo patrolowanie ulic. Niemniej jednak, pomimo ich szczerej chci wamywania si do kryjwek przemytnikw i do burdeli, nie pomagali mu wiele w poszukiwaniach. Dannyl nie potrzebowa pomocy w otwieraniu drzwi czy skrzy, a mieszkacy slumsw okazali si pomocni - cho niekoniecznie chtni. Dannyl westchn. Widzia wystarczajco duo, eby zorientowa si, e wielu z tych ludzi umiao doskonale chowa to, na czego znalezienie nie zamierzali pozwoli. Widzia rwnie sporo tumionych umiechw na przygldajcych mu si twarzach. Jakie szanse miaa setka magw na znalezienie wrd tysicy mieszkacw slumsw zwyczajnie wygldajcej dziewczyny? 40

Po prawdzie - adnych. Dannyl zacisn zby na wspomnienie wczorajszych sw Mistrza Balkana. Jakby to wygldao, gdyby ktry z nas przebra si za ndzarza? Stalibymy si pomiewiskiem w caych Ziemiach Sprzymierzonych. Parskn. A teraz nie robimy z siebie pomiewiska? Ostry smrd wypeni jego nozdrza. Zerkn ku zatkanemu pomyjami rynsztokowi. Stojcy w pobliu ludzie umknli w popiechu. Dannyl zmusi si do zaczerpnicia powietrza i przyjcia powanego wyrazu twarzy. Nie lubi straszy ludzi. Robi wraenie? Owszem. Wzbudza nabony lk? Jeszcze lepiej. Ale po prostu zastrasza - nie. Czu si niezrcznie za kadym razem, kiedy ludzie uciekali na jego widok, po czym gapili si z ukrycia. Dzieci byy odwaniejsze, szy za nim krok w krok, ale znikay natychmiast, gdy tylko si odwrci. Mczyni i kobiety, starzy i modzi, przygldali mu si z rezerw. Wszyscy wygldali na twardych i sprytnych. Ciekawe, ilu pracowao dla Zodziei... Dannyl przystan. Zodzieje... Gwardzici zatrzymali si jak na komend i spojrzeli na niego pytajco. Zignorowa ich. Jeli wierzy pogoskom, Zodzieje wiedzieli o slumsach znacznie wicej ni ktokolwiek inny. Moe wiedz, gdzie znajduje si ta dziewczyna? A jeli nawet nie, to moe potrafi j znale? Ale czy zechc pomc Gildii? Jeli nagroda byaby godziwa, kto wie... Jak zareaguj pozostali magowie, jeli zaproponuje ukadanie si ze Zodziejami? Bd oburzeni. Wciekli. Spojrza na pytki mierdzcy rw, sucy tu za rynsztok. Jest szansa, e magowie oka si przychylniejsi wobec tej propozycji po kilku dniach wczenia si po dzielnicy ndzy. A to oznacza, e im duej wstrzyma si z przedstawieniem tego pomysu, tym wiksze bdzie mia szanse powodzenia. Jednak kada mijajca godzina oznaczaa, e dziewczyna zdy si lepiej ukry. Dannyl zacisn usta. Nie zaszkodzioby wysondowa, czy Zodzieje zgodziliby si na ukady, zanim zaprezentuje swj pomys Gildii. Gdyby najpierw postara si o zgod Gildii, a nastpnie Zodzieje odmwili wsppracy, zmarnowaby mnstwo czasu i wysiku. Odwrci si do najstarszego z gwardzistw. - Kapitanie Garrin, znasz moe sposb nawizania kontaktu ze Zodziejami? Kapitan unis brwi tak wysoko, e niemal zniky pod hemem. Pokrci gow. - Nie, panie. 41

- Ja znam, panie. Wzrok Dannyla powdrowa ku najmodszemu z nich, chudzielcowi imieniem Ollin. - Kiedy tu mieszkaem, panie - cign Ollin - zanim wstpiem do Gwardii. Na ulicach zawsze s ludzie, ktrzy przeka Zodziejom wiadomo, trzeba tylko wiedzie, jak ich szuka. - Rozumiem - Dannyl zagryz wargi, namylajc si nad tym. - Znajd mi takiego czowieka. Niech zapyta, czy Zodzieje zgodziliby si z nami wsppracowa. Odpowiadasz za to przede mn - i tylko przede mn. Ollin potakn i spojrza pytajco na kapitana. Starszy mczyzna zacisn zby, nie kryjc niezadowolenia, ale skin gow, po czym wskaza na drugiego gwardzist. - We z sob Kerana. Dannyl popatrzy przez chwil, jak oddalali si ulic, potem odwrci si i ruszy dalej, rozwaajc w mylach moliwoci. Z domu pooonego nieco dalej wychyna znajoma posta. Dannyl umiechn si i wyduy krok. - Rothen! Mczyzna zatrzyma si, a wiatr pochwyci jego szat i owin j wok ciaa. - Dannyl? - Sygna od Rothena by saby i niepewny. - Tu jestem. - Dannyl przesa drugiemu magowi obraz ulicy wraz z informacj o dzielcej ich odlegoci. Rothen odwrci si we waciw stron i wyprostowa na widok Dannyla. Podchodzc bliej, mody mag zauway, e w szeroko otwartych niebieskich oczach Rothena czai si jaki niepokj, czy te niepewno. - Jak idzie? - Bez powodzenia. - Rothen pokrci gow. Spojrza na otaczajce ich ndzne domki. Nie miaem pojcia, jak to naprawd wyglda. - Jak nory harreli, nie? - Dannyl zamia si gardowo. - Potworny baagan. - Tak, ale miaem raczej na myli ludzi. - Rothen zatoczy rk koo, wskazujc na zgromadzony wok nich tumek. - Warunki tu s tak okropne... Nie wyobraaem sobie... Dannyl wzruszy ramionami. - Nie mamy szans na jej znalezienie, Rothen. Jest nas po prostu za mao. Rothen potakn. - Mylisz, e innym lepiej poszo? - Gdyby im si powiodo, wiedzielibymy o tym.

42

- Prawda. - Rothen zmarszczy brwi. - Wanie przyszo mi co do gowy: skd wiemy, e ona w ogle jest w miecie? Moga uciec na wie. - Potrzsn gow. - Obawiam si, e masz racj. Nie mamy tu ju nic do roboty. Wracajmy do siedziby Gildii.

43

ROZDZIA 4 POSZUKIWANIA TRWAJ wiato poranka zalao zotem oszronione okna. Powietrze w pokoju byo cudownie ciepe, ogrzane przez lnic kul unoszc si za umieszczon w cianie szybk z matowego szka. Wic pas swojej szaty, Rothen wszed do salonu, aby przywita przyjaci. Druga taka szybka umoliwiaa kuli jednoczesne ogrzewanie sypialni i gwnego pokoju. Przy cianie sta starszawy mag z rkami uniesionymi ku rdu ciepa. Mimo e dawno przekroczy osiemdziesitk, Yaldin by wci krzepki i bystry: wykorzystywa w peni dugowieczno i dobre zdrowie idce w parze z talentem magicznym. Obok Yaldina sta modszy i wyszy mag. Oczy Dannyla byy pprzymknite - jakby wanie zamierza zasn. - Dzie dobry - powiedzia Rothen. - Wyglda na to, e dzi si przejani. Yaldin umiechn si krzywo. - Mistrz Davin jest zdania, e bdziemy mieli kilka ciepych dni, zanim przyjdzie prawdziwa zima. Dannyl skrzywi si. - Davin mwi tak od kilku tygodni. - Nigdy nie powiedzia, kiedy to ma si zdarzy - zachichota Yaldin. - Tylko e si zdarzy. Rothen umiechn si. W Kyralii znane byo przysowie, e soce nie wieci na rozkaz Krla ani nawet maga". Trzy lata temu ekscentryczny Alchemik, Mistrz Davin, zabra si do studiw nad pogod, eby obali t tez. Od niedawna zacz karmi Gildi swoimi prognozami", Rothen przypuszcza jednak, e ich sprawdzalno zwizana jest w wikszym stopniu z przypadkiem ni z geniuszem. Otwary si drzwi i wesza suca Rothena, dziewczyna o imieniu Tania, wniosa tac i postawia j na stole. Na tacy znajdoway si filianki ze zotym ornamentem i talerz peen sodkich ciastek w wyszukanych ksztatach. - Sumi, panowie? - spytaa. Dannyl i Yaldin skinli ochoczo gowami. Rothen wskaza im krzesa, a Tania tymczasem wsypaa do dzbanuszka kilka yeczek suszonych lici i zalaa je wrztkiem. Yaldin westchn i pokrci gow.

44

- Szczerze mwic, nie wiem, dlaczego zgosiem si dzisiaj. Nie zgodzibym si i, gdyby Ezrille nie nalegaa. Powiedziaem jej: Bdzie nas tylko poowa, jakie mamy szanse?". A ona na to: Wiksze ni gdyby nikt nie poszed". Rothen umiechn si. - Twoja ona to rozumna kobieta. - Mylaem, e wicej z nas bdzie zainteresowanych po tym, jak doradcy Krla ogosili, e jeli to nie dzika, mamy j szkoli - zauway Dannyl. Yaldin skrzywi si. - Myl, e niektrzy wycofali si na znak protestu. Nie chc w Gildii dziewczyny ze slumsw. - C, teraz nie maj wyjcia. No i zyskalimy jednego nowego pomocnika - przypomnia im Rothen, biorc z rk Tani filiank. - Ferguna? - Dannyl prychn z pogard. - Dziewczyna powinna bya wzi lepszy zamach. - Dannyl! - Rothen pogrozi modemu magowi palcem. - Fergun jest jedynym powodem, dla ktrego spora cz Gildii jeszcze jej szuka. By bardzo przekonujcy na wczorajszym Posiedzeniu. Yaldin umiechn si ponuro. - Nie sdz, eby dugo wytrzyma. Po wczorajszych poszukiwaniach udaem si natychmiast do ani, ale Ezrille oznajmia, e nadal czu mnie slumsami. - Mam nadziej, e nasza maa uciekinierka nie mierdzi a tak okropnie - Dannyl posa Rothenowi krzywy umiech. - W przeciwnym razie nauka kpieli moe okaza si pierwsz lekcj, jakiej trzeba jej bdzie udzieli. Rothen wzdrygn si na wspomnienie wygodzonej, brudnej buzi i wielkich zdumionych oczu. Slumsy niy mu si przez ca noc. Wczy si po ndznych lepiankach wrd spojrze niezdrowo wygldajcych ludzi, drcych starcw w achmanach, chudych dzieci poerajcych przegnie resztki jedzenia, wrd kalek o powykrzywianych koczynach... Rozmylania przerwao mu pukanie do drzwi. Zwrci ku nim wzrok i wyda w mylach polecenie. Drzwi otwary si do wntrza i pojawi si w nich mody czowiek w ubraniu posaca. - Mistrzu Dannylu... - Posaniec skoni si gboko modemu magowi. - Mw - rozkaza mu Dannyl.

45

- Kapitan Garrin przesya ci wiadomo, panie. Kaza powiedzie, e stranicy Ollin i Keran zostali pobici i obrabowani. Czowiek, ktrego szukae, nie chce rozmawia z magami. Dannyl popatrzy na sucego, po czym zmarszczy brwi, zastanawiajc si nad t wiadomoci. W przeduajcym si milczeniu sycha byo niespokojne szuranie butw posaca. - Czy obraenia s powane? - spyta Rothen. Posaniec potrzsn przeczco gow. - Siniaki, mj panie. Nie maj adnych zama. Dannyl odesa go gestem rki. - Podzikuj kapitanowi za wiadomo. Moesz odej. Posaniec skoni si ponownie i wyszed. - O co tu chodzi? - spyta Yaldin, gdy drzwi zamkny si za modziecem. Dannyl zagryz warg. - Wyglda na to, e Zodzieje nie s do nas najlepiej usposobieni. Yaldin parskn cicho, po czym sign po ciastko. - Pewnie, e nie! Dlaczego mieliby by...? - Stary mag urwa i przyjrza si uwanie modszemu koledze. - Ty chyba nie...? Dannyl wzruszy ramionami. - Warto byo sprbowa. Oni pono wiedz o wszystkim, co dzieje si w slumsach. - Prbowae nawiza kontakt ze Zodziejami. - Nie zamaem adnego znanego mi prawa. Yaldin jkn i chwyci si za gow. - Nie, Dannyl - odpowiedzia Rothen. - Ale Krlowi i Domom nie spodobayby si raczej konszachty Gildii ze Zodziejami. - Kto mwi o konszachtach? - Dannyl umiechn si, sczc pyn z filianki. Pomylcie tylko. Zodzieje znaj slumsy znacznie lepiej, ni my je kiedykolwiek poznamy. Maj znacznie wiksze szanse na znalezienie dziewczyny a poza tym zao si, e woleliby szuka jej sami, ni tolerowa nasze wszenie po ich terenie. Musielibymy tylko wmwi Krlowi, e przekonalimy lub zastraszylimy Zodziei, i wydali dziewczyn, a nikt nie bdzie si czepia. Rothen zamyli si. - Nie bdzie ci atwo przekona do tego starszych. - Nie musz na razie o niczym wiedzie. 46

Rothen skrzyowa rce na piersi. - Owszem, musz - oznajmi. Dannyl mrugn do niego. - Oczywicie, e musz, ale jestem przekonany, e przebacz mi, jeli to zadziaa, a ja podsun im sposb na usprawiedliwienie si przed Krlem. Yaldin prychn. - Moe lepiej, eby to nie zadziaao. Rothen wsta i podszed do okna. Przetar szyb rkawem i spojrza na piknie zaprojektowane i doskonale utrzymane ogrody. Pomyla o trzscych si z zimna, wygodniaych ludziach, ktrych oglda wczoraj. Czy ona te yje w takich warunkach? Czy ich poszukiwania wygnay j z wtpliwego schronienia w jakiej norze na ulic? Nadchodzia zima: dziewczyna moe umrze z zimna i godu na dugo przed tym, jak jej moc stanie si niestabilna i niebezpieczna. Zabbni palcami w parapet. - Istnieje kilka grup Zodziei, prawda? - Tak - odpowiedzia Dannyl. - Czy ten czowiek, z ktrym usiowae nawiza kontakt, mwi w imieniu wszystkich? - Nie mam pojcia - przyzna Dannyl. - Ale nie sdz. Rothen zwrci si do przyjaciela. - Warto by si upewni, nieprawda? Yaldin gapi si na Rothena, po czym ponownie chwyci si za gow. - Wy dwaj napytacie nam biedy - jkn. Dannyl poklepa starca po ramieniu. - Nie martw si, Yaldin. Wystarczy jeden. - Umiechn si szeroko do Rothena. Zostawcie to mnie. Musimy tylko wymyli powd, dla ktrego Zodzieje mogliby zechcie nam pomc. Myl, e powinnimy zajrze w te podziemne przejcia, na ktre si wczoraj natknlimy. Zao si, e oni woleliby, ebymy nie mieli powodw dokadniej si im przyglda. - Nie lubi tych podziemnych pomieszcze - powiedziaa Donia. - Nie ma okien. Jako tu nieprzyjemnie. Sonea skrzywia si i podrapaa malekie lady po ugryzieniach, ktre pojawiy si w nocy. Ciotka regularnie praa materace i koce w wywarze z zi, eby pozby si robactwa, i Sonea po raz pierwszy w yciu zatsknia za jej zamiowaniem do porzdku. Westchna i rozejrzaa si po zakurzonym pomieszczeniu. 47

- Mam nadziej, e Ceryemu nie oberwie si za ukrywanie mnie tutaj. Donia wzruszya ramionami. - Od lat zaatwia rne sprawy dla Opii i dziewczt z Taczcych Pantofelkw, wic chyba nie bd miay nic przeciwko temu, eby schronia si w ich piwnicy przez kilka dni. Jego matka tu pracowaa, wiesz. - Donia postawia przed Sone du drewnian mis. Dawaj gow. Sonea usuchaa i zatrzsa si, gdy po wosach spyna jej lodowato zimna woda. Po kilku pukaniach Donia zabraa mis, pen teraz mtnej, zielonkawej cieczy. Wysuszya Sonei wosy przetartym rcznikiem, po czym wyprostowaa si, by obejrze swoje dzieo. - Nic nie pomogo - zawyrokowaa, krcc gow. Sonea dotkna wosw palcami. Byy wci lepkie od naoonej przez Doni papki. - Nic? Donia nachylia si i przeczesaa jej wosy. - S moe odrobin janiejsze, ale to nie wystarczy. - Westchna. - Nie moemy ich te wiele wicej obci. Ale... - cofna si o krok i wzruszya ramionami. - Jeli magowie szukaj dziewczyny, a tak mwi ludzie, moe ci nie rozpoznaj. Z takimi wosami wygldasz jak chopak, w kadym razie na pierwszy rzut oka. - Podpara si pod boki i cofna jeszcze troch. - Dlaczego w ogle je obcia? Sonea umiechna si. - eby wyglda jak chopak. eby przestali mnie zaczepia. - W gocicu? - Nie. Biegaam za zleceniami i z robot Jonny i Ranela. Wuj nie moe szybko chodzi z powodu tej nogi, a ciotka lepiej, eby pracowaa. Nienawidziam tkwienia przez cay czas w gocicu, wic lataam na posyki. - Skrzywia si. - Za pierwszym razem, kiedy zanosiam towar kupcowi, zobaczyam, jak kilku czeladnikw i stajennych dobiera si do dziewczyny piekarza. Nie chciaam si na to naraa, wic zaczam si ubiera i czesa jak chopak. Donia uniosa brwi. - I to dziaao? - Zazwyczaj. - Sonea umiechna si niechtnie. - Ale czasami nie jest dobrze wyglda jak chopak. Kiedy zakochaa si we mnie suca! Kiedy indziej zaczepia mnie ogrodnik i byam pewna, e odgad, e jestem dziewczyn, dopki mnie nie chwyci. O mao co nie zemdla, a potem zrobi si cay czerwony i baga mnie, ebym nikomu nie mwia. Ludzie s rni. Donia zachichotaa. 48

- Dziewczyny nazywaj takich mczyzn zotymi yami. Opia bierze wicej za chopcw, poniewa gdyby gwardzici si dowiedzieli, powiesiliby j. Ale prawo nie czepia si o dziewczyny. Pamitasz Kali? Sonea potakna, przypominajc sobie szczup dziewczyn, ktra podawaa do stow w spylunce w pobliu targu. - Okazao si, e ojciec od lat sprzedawa j klientom - powiedziaa Donia, potrzsajc gow. - Wasn crk! W zeszym roku ucieka i zatrudnia si u Opii. Mwi, e teraz przynajmniej ma z tego troch pienidzy. Syszc co takiego, uwiadamiasz sobie, jakie miaa szczcie, nie? Mj ojciec dba o to, eby nikt mnie zbyt nieprzyzwoicie nie nagabywa. Najgorsze, co mi si... Urwaa i spojrzaa w kierunku wejcia, po czym skoczya i wyjrzaa przez dziurk od klucza. Nastpnie umiechna si z ulg i otwara drzwi. Cery wsun si do pokoju i poda Doni jakie zawinitko, po czym przyjrza si krytycznie Sonei. - Wcale nie wygldasz inaczej. Donia westchna. - Kolor nie chwyci. Kyraliaskie wosy nieatwo jest ufarbowa. Cery wzruszy ramionami, po czym wskaza na toboek. - Przyniosem ci troch ubra, Sonea. - Ruszy z powrotem do drzwi. - Zapukaj, jak si przebierzesz. Gdy zamkny si za nim drzwi, Donia podniosa zawinitko i rozpakowaa je. - Mskie ciuchy - pocigna nosem, rzucajc w Sone par spodni i koszul ze stjk. Nastpnie rozwina dug po cikiego ciemnego sukna i pokiwaa gow z aprobat. Przynajmniej porzdny paszcz. Sonea przebraa si. Narzucaa wanie paszcz na ramiona, kiedy rozlego si pukanie. - Wychodzimy - oznajmi Cery, wchodzc do pokoju. Za nim pojawi si Harrin z niewielk lampk. Na widok ich ponurych twarzy serce Sonei zamaro. - Ju szukaj? Cery potakn, po czym podszed do starej drewnianej komody z tyu pomieszczenia. Otworzy j i pocign za pki. Wysuny si tak gadko, e stojce na nich przedmioty ledwie si zachwiay. Tylna ciana komody ustpia, odsaniajc przed nimi prostokt ciemnoci. - Szukaj ju od kilku godzin - zwrci si do Sonei Harrin, gdy przechodzili przez ukryte drzwi do tunelu. 49

- Ju? - Tu na dole atwo traci si poczucie czasu - wyjani. - Na zewntrz jest pny ranek. Cery popchn Harrina i Doni w gb korytarza. Sonea usyszaa cichutkie skrzypnicie, a nastpnie zobaczya smug wiata z lampki Harrina, owietlajc wilgotne ciany korytarzyka. Cery zamkn na powrt komod, ukrywajc tajne przejcie, i zwrci si do Harrina. - adnego wiata. W ciemnoci atwiej znajd drog. Korytarz znik, gdy Harrin zasoni wiato. - I adnych rozmw - doda Cery. - Sonea, zap mnie za paszcz, a drug rk wymacaj cian. Wycigna rk i chwycia szorstki materia jego dugiego paszcza. Na ramieniu poczua lekkie dotknicie. Kroki odbiy si echem, gdy ruszyli przed siebie. Ich drogi przez kilka kolejnych korytarzy nie owietli aden promie. Sabe echo kapicej wody zaniko, po czym wrcio. Sonea pamitaa, e burdel Opii mieci si w pobliu rzeki, tote przejcia znajdoway si zapewne poniej poziomu wody. Nie poprawio to jej samopoczucia. Cery zatrzyma si, a kiedy ruszy nagle pod gr, skraj jego paszcza wylizgn si z doni Sonei. Wycigna rk i natkna si na nieheblowan desk, a potem nastpn. Baa si, e wahajc si zbyt dugo, mogaby zgubi Ceryego; postawia stop na pierwszym szczeblu drabiny - i oberwaa jego butem. Zdusia w sobie przeklestwo i ruszya w gr nieco ostroniej. Za sob syszaa szurajce o drewno buty Harrina i Doni. Nad ni pojawi si janiejszy kwadrat; przesza za Cerym przez klap i znalaza si w dugim, prostym korytarzu. Przez szpary po jednej stronie wpadao sabe wiato. Przeszli tym tunelem ponad sto krokw, kiedy Cery zatrzyma si nagle tu przed zakrtem. W korytarzu przed nimi byo znacznie janiej, a rdo wiata najwyraniej znajdowao si za zaomem. Sonea widziaa dokadnie sylwetk Cery'ego rysujc si na tle ciany. Z oddali dobiega ich uprzejmy mski gos. - Ach! Jeszcze jedno tajne przejcie. No c, zobaczymy, jak daleko si cignie. - S w podziemnych korytarzach - szepna Donia. Cery obrci si na picie i zamacha rozpaczliwie do Sonei, ktra nie potrzebowaa dodatkowej zachty. Odwracajc si, zobaczya Harrina i Doni skradajcych si na palcach z powrotem. Mimo e starali si i jak najciszej i najszybciej, ich kroki odbijay si echem w wskim przejciu. Sonea wytaa such, spodziewajc si w kadej chwili usysze za sob krzyk. 50

Popatrzya w d i dostrzega, e jej cie staje si coraz wyraniejszy, w miar jak wiato zbliao si do zaomu. Korytarz przed nimi rozszerza si w nieskoczon ciemno. Zerkna za siebie. Podajca za nimi jasno bya teraz tak olepiajca, e mag zapewne by ju na zakrcie. Za moment ich zobaczy... Sykna, gdy poczua na ramionach rce, zmuszajce j do zatrzymania si. To Cery przycisn j do ciany i opar donie na jej ramionach. Cegy za ni zdaway si ustpowa cofna si i prawie upada. Opara si plecami o kolejn cian. Cery popchn j w bok, po czym doczy do niej w malekiej niszy. Poczua jego chudy okie wbijajcy si jej pod ebro i usyszaa suchy chrzst przesuwajcych si cegie. W ciasnym pomieszczeniu ich oddechy zdaway si brzmie jak grzmoty. Czujc, jak wali jej serce, Sonea znw wytya such, a dotar do niej szmer gosw za cian z cegie. W szparach pojawio si wiato. Sonea nachylia si i zajrzaa w jedn ze szczelin. W powietrzu tu przed jej oczami unosia si lnica kula wiata. Sonea odprowadzaa j zachwyconym wzrokiem, a kula znika z jej pola widzenia, pozostawiajc jedynie czerwone powidoki. Nastpnie pojawia si blada do, a za ni szeroki fioletowy rkaw i tuw czowieka... czowieka odzianego w szat... w szat maga! Serce bio jej jak oszalae. By tak blisko - w zasigu rki. Dzielia go od niej tylko cienka ciana z cegie. Na dodatek zatrzyma si. - Zaczekaj chwileczk. - W jego gosie sycha byo zdziwienie. Sta milczcy i nieruchomy, po czym powoli zwrci si ku niej. Sonea zamara z przeraenia. To by mag z placu Pnocnego, ten, ktry j zauway. Ten, ktry usiowa j wskaza pozostaym. Mia nieobecny wyraz twarzy, jakby czego nasuchiwa, ale wydawao si, e przenika wzrokiem mur, patrzc wprost na ni. Czua sucho w ustach, jakby najada si piasku. Przekna lin i usiowaa pokona rosnce przeraenie. Wydawao jej si, e zdradzi j bijce mocno serce. Czy on moe je usysze? Albo jej oddech? On moe nawet sysze myli w mojej gowie. Poczua, e nogi si pod ni uginaj. Podobno magowie potrafi robi takie rzeczy. Zamkna oczy. On nie moe mnie zobaczy, powiedziaa do siebie. Ja nie istniej. Nie ma mnie tutaj. Jestem niczym. Nikt nie moe mnie zobaczy. Nikt nie moe mnie usysze.

51

Poczua wok siebie co dziwacznego, jakby kto owin jej gow kocem, tumic zmysy. Zadraa, czujc si niepewnie ze wiadomoci, e znw co zrobia - tym razem z sam sob. A moe to ten mag rzuci na mnie jakie zaklcie, pomylaa nagle. Przeraona otworzya oczy i stwierdzia, e wpatruje si w ciemno. Mag znikn razem ze swoim wiatekiem. Dannyl spoglda na budynek z niesmakiem. By to najnowszy obiekt na terenie Gildii, ale brakowao mu rozmachu i pikna, ktre tak podziwia w starszych budowlach. Niektrzy chwalili nowoczesny styl, on jednak uwaa, e budynek jest rwnie absurdalnie pretensjonalny jak jego nazwa. Siedmiouk by dugim prostoktem, ktrego fasad zdobio siedem pozbawionych ozdb ukw. Wewntrz znajdoway si trzy pomieszczenia: sala dzienna, gdzie przyjmowano wanych goci, sala bankietowa i sala wieczorna, gdzie magowie spotykali si kadego czwartodniowego wieczora na nieformalne pogaduszki i plotki przy drogim winie. To wanie do tej trzeciej sali zmierzali Dannyl z Rothenem. By chodny wieczr, ale pogoda nigdy nie powstrzymywaa bywalcw sali wieczornej. Dannyl umiechn si, gdy weszli do rodka. W rodku bowiem potrafi zapomnie o architektonicznej czkawce, z ktrej narodzi si ten budynek, i mg podziwia gustowne wykoczenie jego wntrza. Rozejrza si dookoa, stwierdzajc, e po kolejnym dniu spdzonym w zimnych i wilgotnych zaukach slumsw bardziej docenia luksusy tego przybytku. Okna zasonite byy okiennikami w granatowo-zote wzory. Wszdzie stay wycieane krzesa. ciany zdobiy obrazy i paskorzeby autorstwa najwybitniejszych artystw Ziem Sprzymierzonych. Zauway, e tego wieczora zgromadzio si tu wicej magw ni zwykle. Przechadzajc si wraz z Rothenem wrd zebranych, dostrzega twarze mniej towarzyskich magw. W pewnej chwili jego uwag przycigna plama czerni, zatrzyma si wic w miejscu. - Wielki Mistrz zaszczyci nas dzi sw obecnoci - mrukn. - Akkarin? Gdzie? - Rothen obrzuci pokj wzrokiem i unis brwi na widok odzianej w czer postaci. - Interesujce. Ile to czasu? Dwa miesice? Dannyl potakn, biorc kieliszek z winem od przechodzcego sugi. - Co najmniej. - Czy to Administrator Lorlen koo niego?

52

- Niewtpliwie - powiedzia Dannyl i przekn yk wina. - Lorlen z kim rozmawia, ale nie widz, z kim. Lorlen podnis wzrok i rozejrza si po sali. Zatrzyma wzrok na Dannylu i Rothenie. Unis rk. - Dannyl. Rothen. Musimy porozmawia. Zaskoczony i nieco speszony Dannyl pospieszy za Rothenem przez sal. Zatrzymali si za krzesem, ktre zasaniao Dannylowi widok na rozmwc Lorlena. Ich uszu dobieg przyjemny gos. - Slumsy to ohydna skaza na obliczu miasta. To wylgarnia zbrodni i chorb. Krl nie powinien by pozwoli im si tak rozrosn. Mamy teraz doskona okazj do oczyszczenia z nich Imardinu. Dannyl przybra uprzejm min i spojrza na czowieka siedzcego na krzele. Idealnie zaczesane jasne wosy lniy w wietle lamp. Mczyzna mia pprzymknite oczy; skrzyowane nogi wycign w stron Wielkiego Mistrza. Na jego skroni widnia niewielki opatrunek. - A jak chciaby to uczyni, Mistrzu Fergunie? - zapyta uprzejmie Lorlen. Fergun wzruszy ramionami. - Oczyszczenie tego terenu nie powinno nastrcza trudnoci. Domy nie s szczeglnie porzdnie zbudowane, a zawalenie tuneli pod nimi nie powinno by problemem. - Kade miasto si rozrasta - zauway Lorlen. - To normalne, e ludzie zaczynaj budowa za murami, kiedy braknie miejsca w ich obrbie. Niektre czci slumsw nie rni si zasadniczo od dzielnic wewntrznych. Budynki s porzdne, a ulice maj prawdziwe rynsztoki. Ludzie mieszkajcy w tej okolicy zaczli nazywa slumsy Zewntrznym Krgiem. Fergun wychyli si do przodu. - Ale rwnie pod tymi domami s ukryte przejcia. Zapewniam ci, e ich mieszkacy to wysoce podejrzani osobnicy. Powinnimy uzna, e kady dom zbudowany nad tymi tunelami naley do wiata przestpczego, i zrwna wszystko z ziemi. Na te sowa Akkarin unis lekko brwi, Lorlen za zerkn na Wielkiego Mistrza i umiechn si. - Gdyby to problem Zodziei da si tak atwo rozwiza. - Spojrza na Rothena i umiechn si ponownie. - Dobry wieczr, Mistrzu Rothenie i Mistrzu Dannylu. Fergun podnis wzrok. Jego wzrok przelizgn si po Dannylu i Rothenie, a usta rozcigny si w wystudiowanym umiechu. - Ach, Mistrz Rothen. 53

- Dobry wieczr, Ekscelencjo. Dobry wieczr, Mistrzu Administratorze - odpowiedzia Rothen, skaniajc gow w stron starszych. - Dobry wieczr, Mistrzu Fergunie. Czy czujesz si ju lepiej? - Och, tak - odrzek Fergun, unoszc do, by dotkn bandau na czole. - Dzikuj za trosk. Dannyl stara si zachowa obojtno. To, e Fergun zapomnia" si z nim przywita, byo niegrzeczne, ale do zwyczajne. Ale e uczyni to w obecnoci Wielkiego Mistrza jednak zaskakujce. Lorlen zaoy rce na piersi. - Zauwayem, e wy dwaj pozostalicie dzi duej ni inni w slumsach. Czybycie odkryli jakie tropy, ktre mog nas doprowadzi do dziewczyny? Rothen potrzsn gow i opowiedzia o prbach zorientowania si w podziemnych tunelach. Dannyl przyglda si Wielkiemu Mistrzowi w milczeniu, czujc przy tym dobrze znany dreszcz. Ukoczyem studia dziesi lat ternu a on cigle robi na mnie takie wraenie, jakbym by nowicjuszem, pomyla. Obowizki i zainteresowania Dannyla rzadko wymagay kontaktu z przywdc Gildii, tote, jak za kadym razem, poczu zaskoczenie, uwiadamiajc sobie mody wiek Akkarina. Przypomniay mu si dyskusje, ktre pi lat temu towarzyszyy wyborowi modego maga na stanowisko Wielkiego Mistrza. Przywdcy Gildii byli wybierani spord najpotniejszych magw, ale zazwyczaj preferowano te starszych, ze wzgldu na ich dowiadczenie i dojrzao. Akkarin wykaza si moc znacznie wiksz ni pozostali, ale to wiedza i zdolnoci dyplomatyczne, ktre zdoby, podrujc do innych krajw, zapewniy mu zwycistwo. Od przywdcy Gildii oczekiwano siy, zdolnoci, godnoci i autorytetu - a Akkarin mia wszystkie te cechy w nadmiarze. Jak zauwaao wielu podczas wyborw, wiek nie powinien mie znaczenia. Najwaniejsze decyzje zapaday w gosowaniach, a codziennymi sprawami Gildii zajmowa si Administrator. Mimo e wszystkie te argumenty brzmiay rozsdnie, Dannyl podejrzewa, e obiekcje w stosunku do wieku Wielkiego Mistrza nie zniky. Zauway, e Akkarin zacz si czesa w starowiecki, elegancki sposb, preferowany przez starszych mczyzn - dugie wosy zebrane w pedantyczny wze na karku. Lorlen rwnie przyj ten styl. Dannyl obrci si, by przyjrze si Administratorowi, ktry z uwag wsuchiwa si w sowa Rothena. Lorlen by najbliszym przyjacielem Akkarina i zosta asystentem

54

poprzedniego Administratora na jego prob. Kiedy Administrator zoy swj urzd dwa lata temu, Lorlen zaj jego miejsce. Okaza si bardzo dobrym wyborem. By praktyczny, mia autorytet, a przede wszystkim by przystpny. Rola administratora nie bya atwa i Dannyl wcale nie zazdroci Lorlenowi dugich godzin powiconych sprawowanej funkcji - a ta nierzadko bya bardziej wymagajca ni w wypadku Wielkiego Mistrza. Kiedy Rothen skoczy opowie, Lorlen pokiwa gow. - Gdy sucham opisw slumsw, wtpi, czy uda nam si j kiedykolwiek znale. Westchn. - Krl rozkaza otworzy jutro port. Fergun zmarszczy brwi. - Ju? A co, jeli ona ucieknie statkiem? - Wtpi, czy blokada powstrzymaaby j od opuszczenia Imardinu, jeli taki by jej zamiar. - Lorlen spojrza na Rothena, a na jego ustach zagoci krzywy umiech. - Jak zwyk mawia dawny opiekun Mistrza Rothena, Kyralia miaaby si wietnie, gdyby ogosi, e sprawowanie wadzy jest zbrodni". Rothen zamia si. - Istotnie, Mistrz Margen by niewyczerpan skarbnic tego rodzaju mdroci. Nie sdz jednak, by moga si wyczerpa. Dannyl podpowiedzia mi dzi rano, e ludmi, ktrzy maj najwiksze szanse na znalezienie dziewczyny, s mieszkacy slumsw. Myl, e mj przyjaciel ma racj. Dannyl spojrza na przyjaciela ze zdumieniem. Rothen nie zamierza chyba wyjawi ich planw skontaktowania si ze Zodziejami? - A dlaczego mieliby nam pomaga? - spyta Lorlen. Rothen rzuci Dannylowi spojrzenie. - Poniewa moemy wyznaczy nagrod - odpowiedzia z umiechem. Dannyl odetchn. Moge mnie uprzedzi, stary druhu! - Nagrod! - wykrzykn Lorlen. - Tak, to mogoby zadziaa. - Doskonay pomys - zgodzi si Fergun. - Powinnimy te kara grzywnami tych, ktrzy nam przeszkadzaj. Lorlen rzuci mu spojrzenie pene nagany. - Nagroda wystarczy. Pamitajcie, nie dawajmy im nic, dopki dziewczyna si nie znajdzie, inaczej wszyscy mieszkacy slumsw zaczn krzycze, e j widzieli. - Zamyli si. - Hmm, powinnimy te zniechci ludzi do prb schwytania jej na wasn rk... - Moemy wywiesi na rogach ulic jej portrety wraz z warunkami nagrody i ostrzeeniem, e nie naley si do niej zblia - zaproponowa Dannyl. - Powinnimy 55

zachci ludzi do donoszenia nam, gdzie j widzieli, poniewa to moe da nam informacje na temat miejsc, w ktrych bywa najczciej. - Moe narysujmy map slumsw, eby mona byo ledzi te pojawienia si - podsun Fergun. - Hmm, to mogoby si przyda - przyzna Dannyl, udajc, e niezbyt chtnie przyznaje, i zaskoczya go ta sugestia. Majc w pamici labirynt przej i uliczek, wiedzia, e takie zadanie usunie im Ferguna z drogi na kilka miesicy. Rothen zmruy oczy, wpatrujc si w Dannyla, ale nic nie powiedzia. - Informacje o nagrodzie - Lorlen spojrza na Dannyla. - Zajmiesz si tym? - Jutro. - Dannyl skin gow. - Jutro rano powiadomi o tym pozostaych poszukiwaczy - powiedzia Lorlen. Podnis wzrok na Rothena i Dannyla, umiechajc si do nich. - Jeszcze jakie pomysy? - Ta dziewczyna musi okazywa prezencj - powiedzia cicho Wielki Mistrz. - Jest nieszkolona, wic nie bdzie umiaa jej ukry - nie bdzie nawet wiedziaa o jej istnieniu. Czy ktokolwiek szuka jej w taki sposb? Przez chwil panowao milczenie, po czym Lorlen odchrzkn z ponur min. - Jak mogem o tym nie pomyle? Nikt nie wspomina o poszukiwaniu prezencji. Pokrci gow. - Wyglda na to, e wszyscy zapomnielimy, kim jestemy - i kim ona jest. - Prezencja - odezwa si cicho Rothen. - Ja chyba... Lorlen zmarszczy czoo, gdy Rothen przerwa. - Tak? - Zorganizuj jutro poszukiwania mentalne - dokoczy Rothen. Lorlen umiechn si. - W takim razie wy dwaj bdziecie mie jutro ciki dzie. Rothen pochyli gow. - Powinnimy zatem wczenie uda si spa. Dobranoc, Mistrzu Administratorze. Dobranoc, Wielki Mistrzu. Dobranoc, Mistrzu Fergunie. Trzej magowie skinli mu gowami w odpowiedzi. Dannyl pospieszy za Rothenem ku drzwiom wyjciowym. Kiedy znaleli si na zewntrz, w chodzie wieczoru, Rothen gboko odetchn. - Teraz rozumiem! - Paln si doni w czoo. - Rozumiesz co? - spyta nieco ogupiay Dannyl. - Dzi, gdy szedem jednym z tuneli, co poczuem. Jakby kto mi si przyglda. - Prezencja? 56

- Niewykluczone. - Sprawdzie to? Rothen potakn. - To nie miao sensu. To, co wyczuwaem, musiao by tu koo mnie, ale nie byo tam nic poza cian z cegie. - Poszukae ukrytych drzwi? - Nie, ale... - Rothen zawaha si, marszczc czoo. - ...to zniko. - Zniko? - Dannyl nie kry zaskoczenia. - Jak mogo po prostu znikn? Prezencja nie znika ot tak - chyba e kto j ukryje. A ona nie bya w tym szkolona. - Czy aby na pewno? - Rothen umiechn si ponuro. - Jeli to bya ona, to albo kto j uczy, albo sama do tego dosza. - To nietrudno opanowa - przyzna Dannyl - a my tego uczymy przez gr w chowanego. Rothen pokiwa powoli gow, jakby rozwaa tak moliwo, po czym wzruszy ramionami. - Sdz, e przekonamy si jutro. Powinienem wrci i sprawdzi, czy uda mi si zorganizowa jak pomoc. Myl, e wielu z tych, ktrzy nie maj ochoty wchodzi znowu do slumsw, z chci wspomoe poszukiwanie mentalne. Chc, eby ty te do nas doczy, Dannylu. Masz wyjtkowo czue zmysy. Dannyl wzruszy ramionami. - Skoro tak stawiasz spraw, jake mgbym ci odmwi? - Zaczniemy wczenie. Powiniene jak najszybciej wydrukowa i rozwiesi te informacje o nagrodzie. - Ech - skrzywi si Dannyl. - Nie mw mi, e to oznacza kolejn wczesn pobudk.

57

ROZDZIA 5 NAGRODA - Cery? Cery unis gow znad stou i zamruga. Zakada, e jest rano, aczkolwiek nie atwo to oceni, kiedy przebywa si pod ziemi. Wyprostowa si i rzuci okiem w stron ka. wieca wanie si wypalaa i jej wiato nie sigao daleko, ale wystarczyo, by dostrzeg lnice oczy Sonei. - Nie pi - powiedzia, przecigajc si. Zabra wiec ze stou i przenis j w poblie ka. Sonea leaa z rkami pod gow, wpatrujc si w niskie sklepienie. Na jej widok poczu dziwaczny, niedajcy si odegna niepokj. Pamita, e podobnie czu si dwa lata temu, tu przed tym, jak odesza z bandy. Kiedy znika, zda sobie spraw, e od zawsze wiedzia, e tak bdzie: e ktrego dnia ona odejdzie. - Dzie dobry - doda. Zmusia si do umiechu, ktry jednak nie przegoni wyrazu strachu z jej twarzy. - Kim by ten chopak na placu... ten, ktry zgin? Cery usiad w nogach ka i westchn. - Chyba mia na imi Arrel. Nie znaem go dobrze. Wydaje mi si, e by synem kobiety, ktra pracowaa w Taczcych Pantofelkach. Pokiwaa powoli gow. Przez dusz chwil milczaa po czym zmarszczya czoo. - Udao ci si znale Jonn i Ranela? Cery pokrci gow. - Nie. - Tskni za nimi. - Sonea nagle si rozemiaa. - Nigdy bym si tego nie spodziewaa, wiesz? Bo - przewrcia si na bok, eby spojrze mu prosto w oczy - tskni za nimi bardziej ni za matk. Czy to nie dziwne? - Opiekowali si tob przez wikszo twojego ycia - przypomnia jej Cery. - A twoja matka zmara dawno temu. Przytakna. - Czasami widz j we nie, ale kiedy si budz, nie mog sobie przypomnie, jak wygldaa. Ale pamitam dom, w ktrym mieszkaymy. By wspaniay. - Twj dom? - Nigdy wczeniej o tym nie sysza. Potrzsna gow.

58

- Mama i ojciec byli sucymi w jednym z Domw, ale zostali wyrzuceni, kiedy ojca oskarono o kradzie. Cery posa jej umiech. - Susznie? - Zapewne. - Ziewna. - Jonna oskara go o wszystkie moje niecne postpki. Ona nie akceptuje kradziey, nawet od ludzi bogatych i podych. - Gdzie jest teraz twj tato? Wzruszya ramionami. - Odszed po mierci mamy. Pojawi si raz, kiedy miaam sze lat. Da Jonnie troch pienidzy i znowu znik. Cery zdrapa ze wiecy spywajcy wosk. - Mojego ojca zabili zodzieje, kiedy dowiedzieli si, e ich oszukuje. Wybauszya oczy. - To okropne! Wiedziaam, e nie yje, ale o tym nigdy mi nie opowiadae. Wzdrygn si. - Niezbyt rozsdnie jest rozpowiada wok, e twj tata by mtw. Ryzykowa i w kocu go zapali. Tak w kadym razie mwi mama. Ale zdy mnie sporo nauczy. - O Zodziejskiej ciece. Przytakn. Rozpromienia si. - A wic to prawda? Jeste czowiekiem Zodziei? - Aha - odpowiedzia, odwracajc wzrok. - Tata pokaza mi ciek. - W takim razie masz pozwolenie? Wzruszy ramionami. - Tak i nie. Sonea zaspia si, ale nic wicej nie powiedziaa. Spogldajc na wiec, Cery wrci mylami do tego dnia trzy lata temu, kiedy da nura do tuneli, uciekajc przed gwardzist, ktremu nie spodobao si grzebanie po jego kieszeniach. Z ciemnoci wychyn cie, chwyci Cery'ego za konierz, zawlk do pomieszczenia z boku tunelu i zamkn. Caa wiedza wamywacza zdaa si na nic - Cery nie zdoa si uwolni. Kilka godzin pniej drzwi otwary si i pomieszczenie zalao wiato tak jasne, e widzia jedynie sylwetk czowieka trzymajcego lamp. - Kim jeste? - zapyta nieznajomy wadczym tonem. - Jak ci na imi? - Ceryni - pisn Cery. 59

Zapado milczenie, a po chwili wiato przybliyo si. - Zaiste - oznajmi nieznajomy z lekkim rozbawieniem. - Istny szczurek, rzekbym. Ach, wiem kim jeste. Synem Torrina. Hmm, zdajesz sobie spraw, e za chodzenie ciek bez pozwolenia grozi kara? Cery potakn, przeraony. - Doskonale, may Ceryni. Jeste w niezych tarapatach, ale postanowiem by agodny. Nie chod ciek zbyt czsto - ale w potrzebie nie wahaj si. Jeli kto ci spyta, to powiedz, e masz pozwolenie od Raviego. Ale pamitaj, jeste moim dunikiem. Jeli kiedy ci o co poprosz, nie moesz odmwi. Jeli odmwisz, nie przejdziesz si ju adn ciek. Jasne? Cery przytakn ponownie, zbyt przeraony, by cokolwiek powiedzie. Nieznajomy zamia si cicho. - Doskonale. A teraz zmykaj. - wiato zniko, niewidoczne rce zacigny Cery'ego do najbliszego wyjcia i wyrzuciy na zewntrz. Od tego czasu nieczsto zdarzao mu si wdrowa Zodziejsk ciek. Ilekro jednak powraca do labiryntu, by zaskoczony, e pami go nie zawodzi. Z rzadka spotyka tam innych, ale nikt go nigdy nie zaczepi. Przez kilka ostatnich dni naduywa jednak gocinnoci Zodziei znacznie czciej, ni miaby ochot. Gdyby kto ich zatrzyma, pozostawao mie nadziej, e imi Raviego jeszcze si liczy. Nie zamierza jednak mwi o tym Sonei. Za bardzo by si wystraszya. Spojrza na ni i poczu znw ten dziwaczny niepokj. Zawsze mia nadziej, e ona kiedy wrci, ale nigdy w to nie wierzy. Bya inna. Niezwyka. By pewny, e kiedy wyrwie si ze slumsw. Okazaa si niezwyka, i to w sposb, ktrego nigdy by si nie spodziewa. Miaa talent magiczny! Co wyszo na jaw w najgorszym moliwym czasie. Nie moga tego odkry, przygotowujc rak albo czyszczc buty? Musiaa to zrobi na oczach Gildii Magw? Tak si jednak stao i teraz on musi j przed nimi ukry. Przynajmniej w ten sposb duej bd razem. Nawet jeli przez to narusza warunki umowy z Ravim, warto. Najgorsze, e ona tak si martwi... - Nie przejmuj si. Dopki magowie nie zaczn wtyka nosw do tuneli, Zodzieje nie bd zawraca sobie gowy... - Ciii - przerwaa mu, unoszc rk. ledzi j wzrokiem, gdy wstaa z ka i wysza na rodek pokoiku. Obrcia si w koo, przypatrujc si uwanie cianom. Jej oczy nie zatrzymyway si ani na moment. Wyty such, ale nie rozpozna adnego nieoczekiwanego dwiku. 60

- O co chodzi? Potrzsna gow i nagle skulia si. Na jej twarzy pojawi si wyraz zaskoczenia i przeraenia. Cery skoczy na rwne nogi, zaniepokojony. - O co chodzi? - Szukaj - sykna. - Nic nie sysz. - Nie, nie potrafisz - szepna drcym gosem. - Ja ich widz, ale to nie jest jak widzenie. Bardziej jak syszenie, ale te nie, poniewa nie mam pojcia, co mwi. To jest raczej jak... Wzia oddech i zakrcia si na picie; jej oczy sprawiay wraenie, jakby szukay czego niedostpnego dla zmysw. - Oni szukaj za pomoc myli. Cery przyglda si jej bezradnie. Gdyby wci nie dowierza jej magicznym zdolnociom, to teraz pozbyby si wtpliwoci. - Czy oni ci widz? Odpowiedziaa przeraonym spojrzeniem. - Nie wiem. Cery zaciska i rozlunia pici. By tak pewny, e potrafi j przed nimi uchroni, ale gdzie mia j ukry przed magi? Tu nie pomog adne ciany. Wcign powietrze, po czym zrobi krok do przodu i uj j za ramiona. - Potrafisz sprawi, eby ci nie widzieli? Rozoya bezradnie rce. - Jak? Nie umiem posugiwa si magi. - Sprbuj! - ponagli. - Sprbuj czego. Czegokolwiek! Pokrcia gow, po czym spia si nagle i szybko nabraa powietrza w puca. Patrzy, jak jej twarz blednie. - Miaam wraenie, e on popatrzy wprost na mnie... - Odwrcia si do Cery'ego. - Ale przeszed. Oni patrz przeze mnie. - Na jej twarz wypyn rumieniec. - Nie widz mnie. Spojrza jej gboko w oczy. - Jeste pewna? Przytakna. Odsuna si od niego i usiada na ku, zamylona. - Myl, e wczoraj zrobiam co, kiedy ten mag omal nas nie odkry. Jakbym staa si niewidzialna. Gdyby nie to, chybaby mnie znalaz. - Spojrzaa nagle w gr, po czym rozlunia si i umiechna. - To tak, jakby byli lepi. Cery odetchn z ulg. Potrzsn gow. 61

- Przestraszya mnie, Sonea. Mog ci ukry przed oczami magw, ale obawiam si, e chowanie ci przed ich umysami, to troch za duo. Chyba powinnimy znw si ruszy. Jest takie miejsce w pobliu cieki, ktre mogoby da nam schronienie na kilka dni. Jedynym dwikiem zakcajcym cisz panujc w siedzibie Gildii by szmer oddechw. Rothen otwar oczy i przebieg wzrokiem po rzdach twarzy. Jak zwykle poczu lekkie zakopotanie, patrzc na innych magw pochonitych prac mentaln. Nie potrafi otrzsn si z poczucia, e ich szpieguje, podglda w bardzo intymnych chwilach. Wyrazy ich twarzy bawiy go jednak jak dziecko. Niektrzy siedzieli ze zmarszczonym czoem, inni sprawiali wraenie zdziwionych lub zaskoczonych. Wielu wygldao, jakby spokojnie spali. Syszc ciche chrapanie, Rothen umiechn si. Mistrz Sharrel zwisa bezwadnie na krzele, ysa gowa opadaa powoli na klatk piersiow. Najwyraniej wiczenia majce wyciszy umys i pomc skupi myli okazay si a nadto skuteczne. On nie jest jedyny, ktry nie skupia si na zadaniu, co, Rothen?" Dannyl otworzy jedno oko z ajdackim umiechem. Potrzsajc gow z dezaprobat, Rothen przyjrza si pozostaym, by sprawdzi, czy przyjaciel nie zakci ich koncentracji. Dannyl wzruszy lekko ramionami i zamkn z powrotem oczy. Rothen westchn. Powinni byli ju j znale. Spojrza na rzdy magw i potrzsn gow z niedowierzaniem. Jeszcze p godziny, zdecydowa. Zamknwszy oczy, wzi gboki oddech i rozpocz od nowa wyciszajce wiczenia. Pnym rankiem soce rozproszyo mgiek okrywajc miasto. Dannyl sta przy oknie, cieszc si chwil spokoju. Maszyny drukarskie, bardziej opacalne od skrybw, wydaway z siebie brzczco-stukoczce dwiki, od ktrych zawsze dzwonio mu w uszach. Zacisn usta. By ju wolny: ostatnia partia ogosze o nagrodzie zostaa wydrukowana i rozesana. Poszukiwania mentalne nie day rezultatu, a Rothen uda si ju do slumsw. Dannyl nie potrafi zdecydowa, czy cieszy si z tego, e przyjaciel bdzie mia adn pogod, czy te wspczu mu dalszego wczenia si po tych norach. - Mistrzu Dannylu - rozleg si czyj gos. - Pod bram Gildii zgromadzi si spory tum ludzi, ktrzy chc z tob rozmawia. Dannyl odwrci si zaskoczony i ujrza stojcego w drzwiach Administratora Lorlena. - Ju? - wykrzykn. 62

Lorlen przytakn, wykrzywiajc usta w grymasie niechci. - Nie wiem, jak si tu dostali. Musieli wymin dwa patrole gwardzistw przy bramach i przej przez Krg Wewntrzny, zanim tu dotarli. No chyba e to wczdzy, ktrych omina Czystka. - Ilu ich jest? - Okoo dwustu - odpowiedzia Lorlen. - Zdaniem gwardzistw wszyscy zaklinaj si, e wiedz, gdzie jest dziewczyna. Na myl o tumie zodziei i ebrakw przed bram Dannyl chwyci si za gow i jkn. - Wanie - powiedzia Lorlen. - Co teraz zrobisz? Dannyl opar si o st i zamyli. Nie mina jeszcze godzina, odkd wysa pierwszych posacw z ogoszeniami o nagrodzie. Ci pod bram byli zaledwie awangard tumu informatorw, ktry mia si tu zwali. - Kto musi ich przesucha - zawyrokowa. - Byle nie w Gildii - odpar Lorlen. - W przeciwnym razie nastpni zaczn zmyla tylko po to, eby si nam przyjrze z bliska. - W takim razie gdzie w miecie. Lorlen bbni palcami we framug drzwi. - Gwardia ma kilka posterunkw rozrzuconych po miecie. Poprosz, eby uyczyli nam ktrego z nich. Dannyl potakn. - Moesz poprosi te o przydzielenie nam paru gwardzistw do pilnowania porzdku? Administrator skin gow na znak zgody. - Myl, e nie bd mieli nic przeciwko. - Poszukam ochotnikw do przesuchiwania informatorw. - Sprawiasz wraenie, jakby to wszystko kontrolowa - Lorlen wycofa si za drzwi. Dannyl umiechn si i skoni lekko. - Dzikuj, Mistrzu Administratorze. - Jeli bdziesz potrzebowa czego jeszcze, daj mi zna - Lorlen skin mu gow i odszed. Przechodzc przez pokj, Dannyl zebra przybory, za pomoc ktrych narysowa oryginalne ogoszenie o nagrodzie i woy je do ozdobnego pirnika. Wyszed na korytarz i pospieszy ku swoim komnatom, ale zatrzyma si na widok nowicjusza wychodzcego z sali wykadowej i kierujcego si ku schodom.

63

- Hej, ty! - zawoa za nim. Modzian zamar, po czym szybko si obrci. Napotkawszy wzrok Dannyla, natychmiast spuci oczy, kaniajc si nisko. Mody mag podbieg do niego i wcisn mu w rce pirnik. - Zanie to do Biblioteki i powiedz Mistrzowi Jullenowi, e przyjd po to pniej. - Tak jest, Mistrzu Dannylu - odpowiedzia nowicjusz, omal nie upuszczajc pudeka w ponownym ukonie. Nastpnie odwrci si i pogna przed siebie. Dannyl doszed do koca korytarza i zacz schodzi na d. W holu przed wyjciem z Uniwersytetu stao kilku magw - wszyscy mieli wzrok utkwiony w odleg bram. Larkin, mody Alchemik, ktry niedawno ukoczy studia, spojrza na zbliajcego si Dannyla. - Czy to twoi informatorzy, Mistrzu Dannylu? - spyta z lekk ironi. - Raczej owcy nagrd - odpowiedzia sucho Dannyl. - Nie zamierzasz chyba ich tu wpuci? - odezwa si burkliwy gos. Dannyl rozpozna kwany ton rektora i odwrci si do niego. - Tylko jeli rozkaesz, rektorze Jerriku - odpowiedzia. - Nie ma mowy! Za sob usysza stumiony chichot Larkina i z trudem powstrzyma si od umiechu. Jerrik nigdy si nie zmienia. Za studenckich czasw Dannyla by tym samym niezadowolonym z ycia, zgorzkniaym czowiekiem. - Wysyam ich na posterunek Gwardii - odpowiedzia starszemu magowi. Nastpnie odwrci si, przecisn midzy toczcymi si w holu magami i zbieg po schodach. - Powodzenia! - zawoa Larkin. Dannyl odpowiedzia mu machniciem rki. Przed nim ciemna masa stoczonych cia napieraa na ozdobne bramy Gildii. Dannyl skrzywi si i poszuka przyjaznego umysu. - Rothen! - Sucham. - Spjrz. - Wysa mu mentalny obraz. Poczu niepokj drugiego maga, ktry jednak szybko przerodzi si w rozbawienie, kiedy Rothen uwiadomi sobie, kim s ci ludzie. - Ju masz informatorw! Co z nimi zrobisz? - Ka im przyj pniej - odpowiedzia Dannyl. - I zapowiem, e nie bdzie rozdawnictwa pienidzy, dopki nie znajdziemy dziewczyny. - Tak szybko i wyranie, jak pozwala kontakt mentalny, wyjani, e Administrator Lorlen wanie organizuje miejsce przesucha informatorw" w miecie. - Mam wrci, by ci pomc? - Nie zdoabym ci powstrzyma. 64

Wyczu rozbawienie pynce od starszego maga, a nastpnie prezencja Rothena rozpyna si i nie mg ju jej namierzy. Podchodzc do bramy, Dannyl przyglda si stoczonym za ni, rozpychajcym si ludziom. Jego uszy wypeni koszmarny jazgot, gdy zaczli si przekrzykiwa, chcc, by ich natychmiast wysucha. Gwardzici spogldali na niego z mieszanin ulgi i zaciekawienia. Zatrzyma si kilka krokw przed bram. Wyprostowa si, by wykorzysta w peni swj imponujcy wzrost, skrzyowa rce na piersi i czeka. Haas w kocu ucich. Kiedy tum zamilk, Dannyl przysposobi powietrze przed sob do wzmocnienia gosu. - Ilu z was przybyo tu z informacjami o poszukiwanej przez nas dziewczynie? W odpowiedzi podnis si gwar gosw. Dannyl skin gow i ponownie unis do, by uciszy zebranych. - Gildia dzikuje wam za pomoc w tej sprawie. Kady z was bdzie mia szans si wypowiedzie. Wanie przygotowujemy dla was jedn ze stranic Gwardii. Dokadniejsze informacje wywiesimy na tej bramie i bramach miejskich za godzin. Tymczasem wracajcie do domw. Z tyu tumu odezwao si kilka niezadowolonych gosw. Dannyl unis podbrdek i doda ostrzegawczy ton do swojego gosu. - Nie bdzie adnej nagrody, dopki dziewczyna nie znajdzie si bezpiecznie pod nasz opiek. Dopiero wtedy wypacimy pienidze, i to tylko tym, ktrych informacje oka si przydatne. I jeszcze jedno: nie zbliajcie si do niej. Moe by niebez... - Ona jest tutaj! - wrzasn kto z tumu. Dannyl chcc nie chcc poczu przypyw nadziei. Tum zakoysa si, ludzie szemrali, gdy kto zacz przepycha si do przodu. - Pozwlcie jej podej - rozkaza. Tum rozstpi si, przepuszczajc do bramy pomarszczon kobiet, ktra wsuna kocist do midzy prty i skina na Dannyla. Drug rk trzymaa rami chudej dziewczynki ubranej w brudn i wytart koszul. - To ona! - oznajmia kobieta, wpatrujc si w maga wielkimi oczami. Dannyl przyjrza si dziewczynie. Krtkie, nierwno obcite wosy otaczay drobn twarzyczk z zapadnitymi policzkami. Dziewczynka bya niemiosiernie chuda, tak e ubranie dosownie zwisao z jej bezksztatnego ciaa. Kiedy spocz na niej wzrok Dannyla, wybuchna paczem. Dannyl poczu zwtpienie, ale przyszo mu do gowy, e moe nie pamita dokadnie twarzy, ktr Rothen pokaza w Gildii. 65

- Rothen? - Tak? Posa przyjacielowi obraz tej dziewczyny. - To nie ona. Dannyl westchn z ulg. - To nie ona - owiadczy, potrzsajc gow. Po czym odwrci si od tumu. - Eje! - zaprotestowaa kobieta. Obrciwszy gow, napotka utkwione w sobie spojrzenie. Wytrzyma je, kobieta za do szybko spucia wzrok. - Jeste pewny, panie? - krzykna zawodzcym gosem. - Nawet si jej dokadnie nie przyjrzae. Tum wpatrywa si w niego z oczekiwaniem i Dannyl uwiadomi sobie, e oni chc widzialnego dowodu. Jeli nie przekona ich, e nie da si go oszuka, wszyscy zaczn przyprowadza tu dziewczynki w nadziei na nagrod - a przecie nie bdzie prosi Rothena o identyfikacj kadej z nich. Powoli zbliy si do bramy. Dziewczyna przestaa paka, ale kiedy Dannyl podszed do niej, poblada z przeraenia. Mag wycign ku niej do, umiechajc si przy tym agodnie. Dziewczyna spojrzaa na niego i zrobia krok w ty, ale stojca przy niej kobieta chwycia j za rk i popchna ku bramie. Dannyl uj jej do i wysa do jej umysu mentalne zapytanie. Natychmiast wyczu upione rdo mocy. Zawaha si przez chwil, zdumiony, ale puci do dziewczyny i cofn si. - To nie ona - powtrzy. Informatorzy zaczli znw si przekrzykiwa, ale w tym jazgocie mniej ju byo nalegania i da. Dannyl cofn si jeszcze o kilka krokw i unis rce. Tum zamilk. - Idcie! - zawoa mag. - Wrcie po poudniu! Obrci si tak szybko, e szaty zawiroway wok jego ng, i oddali si zdecydowanym krokiem. Z tumu doby si cichy pomruk penego szacunku zachwytu. Dannyl umiechn si i wyduy krok. Umiech znik jednak z jego twarzy na wspomnienie mocy, ktr wyczu w tej maej ebraczce. Nie bya jako niezwykle potna. Gdyby urodzia si w ktrym z Domw, raczej nie wysano by jej na studia do Gildii. Bardziej przydatna byaby dla swojej rodziny jako ona i matka, ktra wzmocni magiczn krew swego rodu. Gdyby natomiast bya trzecim lub 66

czwartym synem, jej krewni nie posiadaliby si z radoci. Nawet saby mag dodawa prestiu rodzinie. Dannyl dotar do Uniwersytetu, krcc wci gow. To musia by przypadek, e jedyna dziewczyna ze slumsw, ktr zbada, posiadaa potencja magiczny. Moe bya crk prostytutki, ktra zasza w ci z magiem. Dannyl nie mia zudze co do sposobu prowadzenia si niektrych konfratrw. Przypomniay mu si sowa Mistrza Solenda: Jeli ta dziewczyna jest naturalnym talentem, to moemy si spodziewa, e bdzie potniejsza ni nasi nowicjusze, by moe nawet potniejsza ni przecitny mag". Dziewczyna, ktrej szukaj, moe by tak potna jak on. Moe nawet potniejsza... Wzdrygn si. Wyobrazi sobie nagle zodziei i mordercw wiczcych w sekrecie moce, ktrymi wolno wada jedynie magom z Gildii. Bya to przeraajca perspektywa i Dannyl uwiadomi sobie, e nastpnym razem nie bdzie si czu cakiem bezpiecznie na ulicach slumsw. * Powietrze na strychu byo rozkosznie ciepe. wiato pnego popoudnia wpadao przez dwa niewielkie okienka i malowao jasne prostokty na cianach. Zapach reberzej weny walczy o swoje z dymem. Tu i wdzie siedziay niewielkie grupki poowijanych w koce dzieci, rozmawiajc cicho. Sonea przygldaa im si z kcika, ktry zaja dla siebie. Kiedy otwara si klapa przesaniajca wejcie na strych, spojrzaa w tym kierunku z nadziej, ale chopiec, ktrego gowa pojawia si nad podog, nie by Cerym. Pozostae dzieci powitay przybysza z radoci. - Syszelicie? - powiedzia, rzucajc si na legowisko z kocw. - Magowie ogosili nagrod dla osoby, ktra wskae im, gdzie jest dziewczyna. - Nagrod! - Naprawd? - Ile? Chopak wybauszy oczy. - Sto sztuk zota. Przez pokj przebieg pomruk podniecenia. Dzieciaki zebray si wok przybysza, tworzc krg ciekawskich twarzy. Kilkoro z nich zerkno ku Sonei w zamyleniu. 67

Zmusia si do spokojnego patrzenia na nich, do zachowania obojtnego wyrazu twarzy. Odkd si tu zjawia, towarzyszyy jej ciekawskie spojrzenia. Strych by schroniskiem dla bezdomnych dzieci. Znajdowa si na granicy slumsw i targu, a z maych okienek roztacza si widok na Przysta. Sonea bya za dua na noclegi tutaj, ale Cery zna waciciela sympatycznego byego kupca imieniem Norin - i obieca, e co dla niego zrobi w zamian za t Przysug. - Magowie naprawd chc j dorwa, co? - odezwaa si jedna z dziewczynek. - Nie chc, eby ktokolwiek poza nimi posugiwa si magi - odpowiedzia krpy chopak. - Teraz szuka jej mnstwo ludzi - oznajmi nowo przybyy z min mdrca. - To wielkie pienidze. - To krwawe pienidze, Ral - odpowiedziaa dziewczynka, marszczc nosek. - No to co? - odpar Ral. - S tacy, ktrym to nie bdzie przeszkadza. Po prostu poakomi si na bogactwo. - Ja bym jej nie wydaa. Nienawidz magw. Rok temu poparzyli mojego kuzyna. - Naprawd? - spytaa inna dziewczynka z oczami szeroko otwartymi z ciekawoci. - Naprawd. - Pierwsza przytakna z powag. - Podczas Czystki. Gilen pata im figle. Pewnie zacz nawiewa. Jeden z magw uderzy go zaklciem. Mia poparzone p twarzy. Teraz ma wielk czerwon blizn. Sonea wzdrygna si. Poparzyli. Przed oczami stano jej znw zwglone ciao. Odwrcia wzrok od dzieciakw. Strych przesta by przytulnym schronieniem. Chciaa zebra si i wyj, ale pamitaa, e Cery nalega, eby si tu zadekowaa i nie zwracaa na siebie uwagi. - Mj wujek usiowa kiedy okra maga - oznajmia dziewczynka z dugimi, rozczochranymi wosami. - Twj wujek by gupcem - mrukn siedzcy koo niej chopak. Rzucia mu spojrzenie spode ba i wymierzya kopniaka w ydk, ale on uchyli si zwinnie. - Nie wiedzia, e to by mag - wyjania dziewczynka. - Mia dugi paszcz zarzucony na szat. Chopak prychn, a dziewczynka uniosa ostrzegawczo pi. - Sucham ci pilnie. - Zrobi min niewinitka.

68

- Chcia odci mu sakiewk - cigna dziewczynka - ale mag tak j zaczarowa, e wiedzia, jak kto jej dotyka. No i ten mag obrci si bardzo szybko i uderzy go magi, i poama mu rce. - Obie rce? - wyrwa si ktry z modszych chopcw. Przytakna. - A nawet go nie dotkn. Po prostu zrobi o tak... - uniosa rce domi do przodu na wysoko jego twarzy - i magia uderzya w mojego wujka tak, jakby zwalia si na niego ciana. Tak mi opowiada. Ten wujek. - Ojej - szepn chopiec. Przez chwil na strychu panowao milczenie, po czym odezwa si kolejny gos. - Moja siostra te zgina przez magw. Wszystkie twarze zwrciy si ku chudemu chopcu, ktry siedzia ze skrzyowanymi nogami na brzegu krgu. - Bylimy w tumie - powiedzia. - Magowie zaczli byska tymi swoimi wiatami na ulicy za nami, wic wszyscy rzucili si biegiem. Mama upucia moj siostrzyczk i nie moga si zatrzyma, bo tylu ludzi biego. Tato si wrci i j znalaz. Syszaem, jak przeklina, e to przez nich umara. Przez magw. - Zmruy oczy i wbi wzrok w podog. Nienawidz ich. Kilkoro siedzcych w krgu dzieci pokiwao ze zrozumieniem gowami. Zapado milczenie, po czym dziewczynka, ktra odezwaa si jako pierwsza, wydaa pomruk zadowolenia. - Widzisz - powiedziaa - teraz pomgby magom? Bo ja nie. Ta dziewczyna im pokazaa, i to jak. Moe nastpnym razem zrobi im co wicej? Dzieci rozemiay si i pokiway gowami. Sonea odetchna z ulg. Usyszaa skrzypienie klapy i twarz jej si rozjania na widok osoby gramolcej si na strych. Cery podszed do niej i usiad, umiechajc si od ucha do ucha. - Zostalimy wydani - mrukn. - Zaraz bd przeszukiwa dom. Chod. Serce jej zamaro. Spojrzaa na przyjaciela i zorientowaa si, e ten szeroki umiech nie siga jego oczu. Wsta, a ona za nim. Kilkoro dzieci przygldao si, jak przechodzia, ale staraa si unika ich wzroku. Czua, e ich ciekawo wzrasta, kiedy Cery zatrzyma si i otworzy drzwi sporej szafy postawionej z tyu pomieszczenia. - Tu s tajne drzwi do tuneli - mrukn, sigajc do rodka. Pocign za co delikatnie, zmarszczy brwi i pocign mocniej. - Zablokowane od drugiej strony - zakl pod nosem. - Jestemy w puapce? 69

Omit strych spojrzeniem. Wikszo dzieciakw gapia si na nich z zainteresowaniem. Zamkn szaf i podszed do jednego z okien. - Nie mamy czasu na utrzymywanie pozorw. Jak u ciebie ze wspinaczk? - Ju do dawno nie... - Spojrzaa w gr. Okna znajdoway si w dachu, ktry opada niemal do podogi. - Podsad mnie. Zczya donie i skrzywia si, czujc jego ciar. Zachwiaa si, gdy wspi si na jej ramiona. Chwytajc si sufitowej belki, Cery zapa rwnowag, po czym wycign z kieszeni paszcza n i zabra si do otwierania okna. Gdzie z gbi budynku dobiego Sone trzaskanie drzwi, a nastpnie stumiony szmer podniesionych gosw. Przerazia si, widzc otwierajc si klap, ale wysuna si nad ni gowa siostrzenicy Norina, Yalii. Kobieta ogarna wzrokiem dzieci oraz Sone dwigajca na ramionach Ceryego. - Drzwi? - spytaa. - Zablokowane - odpowiedzia Cery. Skrzywia si i spojrzaa na dzieci. - Magowie s tutaj - oznajmia. - Bd przeszukiwa dom. Natychmiast rozleg si gwar pyta. Cery zakl szpetnie nad gow Sonei, ktra omal nie zrzucia go, gdy nagle przestpi z nogi na nog. - Eja! Nie jeste najlepsz drabin, Sonea! Nagle poczua, e jego ciar znika jej z ramion. Cery podskoczy, kopic j przy tym w pier. Sonea zdusia zoliw uwag, starajc si zej z drogi jego nogom. - Nie zrobi nam krzywdy - mwia Yalia do dzieci. - Nie odwayliby si. Od razu zobacz, e jestecie za mali. Bardziej interesuj ich... - Eja, Sonea! - wyszepta chrapliwie Cery. Spojrzaa w gr i zorientowaa si, e Cery zaglda przez okno, wycigajc do niej rce. - Chod! Wycigna w gr ramiona, eby mg j chwyci. Zrobi to z zaskakujc si i podcign j do parapetu. Zawisa na chwil na belce, po czym, wymacawszy rk grn krawd okna, zamachna si nogami, zaczepia but o framug i wydostaa si na zewntrz. Dyszc z wyczerpania, pooya si na chodnych dachwkach. Powietrze byo lodowate, zimny wiatr natychmiast wdar si pod jej ubranie. Unoszc gow, zobaczya przed sob morze dachw. Soce wisiao nisko nad horyzontem.

70

Cery wycign rk, eby zamkn okno, i zamar w p ruchu. Dotar do nich odgos otwierajcej si klapy, a nastpnie przeraone pomruki dzieciakw. Sonea uniosa gow i zajrzaa do rodka. Nad otwart klap sta mczyzna w czerwonych szatach, rozgldajc si po strychu z nieukrywan wciekoci. Mia gadko zaczesane jasne wosy, a na skroni niewielk czerwon blizn. Przytulia si do dachu, usiujc uspokoi szalejce serce. W twarzy tego mczyzny byo co znajomego, ale nie chciaa ryzykowa. Chwil pniej usyszeli jego gos. - Gdzie ona jest? - zapyta wadczym tonem. - Kogo masz na myli, panie? - odpowiedziaa pytaniem Yalia. - Dziewczyn. Dostaem informacj, e jest tutaj. Gdziecie j ukryli? - Nikogo nie ukrywam - odezwa si gos starszego mczyzny. Sonea domylia si, e to Norin. - Co to w ogle za miejsce? Czemu s tu ci ebracy? - Pozwalam im tu nocowa. Nie maj dokd pj w zimie. - Bya tu ta dziewczyna? - Nie pytam ich o imiona. Gdyby bya wrd nich ta, ktrej szukacie, nie miabym o tym pojcia. - Myl, e kamiesz, starcze - w gosie maga zabrzmiaa zowroga nuta. Uszu Sonei dobiego zawodzenie i pacz kilkorga dzieci. Cery chwyci j za rkaw. - Mwi prawd - odpowiedzia stary kupiec. - Nie mam pojcia, kim s te dzieci, ale wiem, e zawsze s to... - Czy wiesz, jaka jest kara za ukrywanie nieprzyjaci Gildii, starcze? - warkn mag. Jeli nie pokaesz mi, gdzie ukrye dziewczyn, rozbior twj dom kamie po kamieniu i... - Sonea - szepn Cery. Odwrcia si do niego. Kiwn na ni naglco rk i zacz posuwa si po dachu. Sonea zmusia czonki do ruchu i popeza za nim. Nie odwaya si zbyt szybko zjecha po dachu, w obawie, e mag j usyszy. Krawd przybliya si. Kiedy do niej dotara, Sonea zorientowaa si, e Cery znikn. Jej uwag zwrci nagy ruch i dostrzega par rk trzymajcych si rynny tu pod ni. - Sonea - sykn Cery. - Musisz tu zeskoczy. Przykucna powoli i zsuna si w d, a znalaza si na wysokoci rynny. Wyjrzawszy, przekonaa si, e Cery zwisa dwa pitra nad ziemi. Wskazywa gow na jednopitrowy budynek ssiadujcy z domem kupca. 71

- Musimy si tam dosta - powiedzia. - Patrz na mnie, a potem zrb to samo. Sign ku cianie tamtego budynku i chwyci si pionowej czci rynny, ktra biega a do ziemi. Kiedy cakowicie si na niej opar, rura niepokojco skrzypna, ale Cery zsun si po niej szybko, wykorzystujc przytrzymujce j przy cianie zaczepy jako stopnie drabiny. Przeskoczy na ssiedni dach, po czym skin na Sone. Wzia gboki oddech, chwycia si rynny i potoczya po dachu. Przez moment zawisa na rkach, ktre ledwie j trzymay, po czym wycigna rami ku pionowej rurze. Zesza na d najszybciej, jak si dao, i zeskoczya na dach drugiego domu. Cery umiechn si szeroko. - Trudne? Potara palce, podrapane przez ostre krawdzie zaczepw i wzruszya ramionami. - Tak i nie. - Chod. Musimy std zmyka. Ostronie przeszli po dachu, usiujc nie da si lodowatemu wiatrowi. Dotarli do nastpnego budynku i wspili si na jego dach. Stamtd zelizgnli si po kolejnej rynnie w wski zauek midzy domami. Z palcem na ustach Cery ruszy w gb zauka. Zatrzyma si w poowie i zerkajc za siebie, by si upewni, e nikt ich nie ledzi, unis niewielk kratk w cianie. Nastpnie pooy si na brzuchu i wpez do rodka, a Sonea za nim. Zatrzymali si w ciemnoci, eby chwil odpocz. Jej oczy przyzwyczajay si powoli do mroku, a wreszcie zobaczya wok siebie wski tunel o cianach z cegie. Cery patrzy w ciemno, ku domowi Norina. - Biedny Norin - szepna Sonea. - Co si z nim stanie? - Nie wiem, ale nie brzmiao to najlepiej. Sone ogarno poczucie winy. - Wszystko przeze mnie. Cery odwrci si do niej. - Nie - warkn. - To wszystko przez magw - i tego, kto nas zdradzi. - Rzuci jeszcze jedno spojrzenie w gb tunelu. - Wrc, eby dowiedzie si, kto to by, ale na razie musz ci gdzie ukry. Popatrzya na niego i ujrzaa w jego oczach pewno siebie, ktrej nigdy wczeniej w nich nie dostrzega. Bez niego ju dawno by j zapali, zapewne ju by nie ya.

72

Potrzebowaa go, ale ile ta pomoc bdzie go kosztowa? Wykorzysta ju dla niej rne przysugi, ktre winni mu byli inni ludzie, u niektrych si zaduy, no i narazi si Zodziejom, uywajc ich przej. A jeli magowie j znajd? Skoro Norin straci dom, poniewa oskarono go o ukrywanie jej, co magowie zrobi Cery'emu? Czy wiesz, jaka jest kara za ukrywanie nieprzyjaci Gildii, starcze?". Wzdrygna si i chwycia Cery'ego za rk. - Obiecaj mi co, Cery. Obrci si, by ze zdziwieniem spojrze jej w oczy. - Obiecaj"? Potakna. - Obiecaj, e jeli nas zapi, bdziesz udawa, e mnie nie znasz. - Otworzy usta, eby zaprotestowa, ale nie pozwolia mu doj do sowa. - Jeli zobacz, e mi pomagae, po prostu uciekaj. Nie pozwl si zapa. Potrzsn gow. - Sonea, nie mgbym... - Powiedz, e tak zrobisz. Ja... nie zniosabym myli, e zabili ci przeze mnie. Cery spojrza na ni szeroko otwartymi oczami i umiechn si. - Nie zapi ci - powiedzia. - A nawet jeli, to ja ci odbij. Obiecuj.

73

ROZDZIA 6 SPOTKANIA W PODZIEMIACH Na szyldzie nad spylunk widniaa nazwa Pod Srogim Majchrem". Nie brzmiao to zbyt zachcajco, ale rzut oka do rodka wystarczy, eby si przekona, e panuje tam spokj. Dannyl wchodzi ju do wielu spylunek, ale tylko tu klienci rozmawiali przyciszonymi gosami i sprawiali wraenie przestraszonych. Popchn drzwi i wszed do rodka. Niektrzy z popijajcych zerknli w jego kierunku, ale wikszo nie zwrcia specjalnej uwagi. To te byo mie zaskoczenie. Dannyl poczu jednak lekk niepewno. Dlaczego to miejsce tak bardzo rnio si od innych? Przed poszukiwaniami nie bywa w spylunkach, nigdy zreszt go to nie kusio, ale gwardzista, ktrego wysa na poszukiwanie Zodziei, da mu szczegowe instrukcje: ma pj do spylunki, powiedzie wacicielowi, z kim chce rozmawia, a nastpnie zapaci, gdy pojawi si przewodnik. Najwyraniej tak wanie naleao postpowa. Nie mg oczywicie wej do spylunki w szatach i spodziewa si podanej wsppracy, nie usucha zatem przeoonych i zaoy kubrak zwykego kupca. Przebranie wybra starannie. Nie mia szans na ukrycie swojego wzrostu, ewidentnego przyzwyczajenia do bogactwa ani eleganckiej wymowy. Wymyli wic historyjk o nieudanej inwestycji i niespaconych dugach. Nikt nie chce mu poyczy pienidzy Zodzieje s jego ostatni szans. Kupiec w takiej sytuacji byby rwnie zdesperowany jak Dannyl, tyle e znacznie bardziej wystraszony. Biorc gboki oddech, ruszy przez sal ku ladzie, za ktr sta chudy czowiek z wystajcymi komi policzkowymi i ponur min. W jego czarnych wosach pojawiy si ju przebyski siwizny. Spojrza twardo na Dannyla. - Co poda? - Napitek. Mczyzna wzi drewniany kubek i napeni go z jednej z beczuek stojcych za lad. Dannyl wyj z sakiewki srebrn i miedzian monet. Ukry srebrn w doni, miedzian za wsun w wycignit do niego prawic. - Poszukujesz majchra? - spyta go cicho karczmarz. Dannyl spojrza na niego ze zdziwieniem. Karczmarz umiechn si ponuro. - A po co innego przychodziby do Srogiego Majchra? Robie to ju kiedy? Dannyl pokrci gow, mylc szybko. Sdzc z tonu tego mczyzny, pozyskiwanie pomocy majchra" wymagao pewnej tajnoci. Poniewa nie istniao prawo zakazujce posiadania broni, sowo majcher" musiao oznacza jaki nielegalny przedmiot - lub usug. 74

Nie mia pojcia, co by to mogo by, ale ten mczyzna najwyraniej by przygotowany na rozmow o szemranych interesach, naleao wic to wykorzysta. - Nie potrzebuj majchra - Dannyl umiechn si niepewnie. - Szukam kontaktu ze Zodziejami. Karczmarz unis brwi. - Ach, tak? - Zmruy oczy, wpatrujc si w Dannyla. - Trzeba mie im co do powiedzenia, eby chcieli rozmawia. Dannyl otworzy do ze srebrn monet, po czym zacisn z powrotem palce, kiedy karczmarz spojrza godnym wzrokiem na srebro. Mczyzna prychn i zwrci si gdzie w bok. - Ej, Kollin! W drzwiach za lad pojawi si chopak. Zlustrowa Dannyla od stp do gw uwanym spojrzeniem. - Zabierz tego jegomocia do rzeni. Kollin rzuci Dannylowi spojrzenie, po czym skin na niego. Kiedy Dannyl wsuwa si za lad, waciciel spylunki stan na jego drodze, wycigajc rk. - Trzeba zapaci. Srebrem. Dannyl skrzywi si powtpiewajco na widok wycignitej rki. - Nie bj si - powiedzia karczmarz. - Gdyby odkryli, e oszukuj tych, ktrzy szukaj ich pomocy, zdarliby ze mnie skr i powiesili na krokwi jako nauczk dla innych. Niepewny, czy nie robi go w konia, Dannyl wsun srebrn monet w do karczmarza. Mczyzna oddali si, przepuszczajc Kollina i idcego za nim Dannyla przez drzwi. - Chod za mn, ale trzymaj gb na kdk - powiedzia chopak. Wszed do niewielkiej kuchni, po czym otworzy kolejne drzwi i wyjrza do zauka. Dopiero rozejrzawszy si uwanie na wszystkie strony, wyszed za prg. Chopiec porusza si szybko, prowadzc Dannyla przez labirynt wskich uliczek. Mijali bramy, z ktrych dochodzi zapach piekcego si chleba, gotowanego misa i jarzyn, garbowanych skr. Wreszcie Kollin zatrzyma si i wskaza na wejcie w zauek. Wska uliczka tona w bocie i pomyjach, koczc si lep cian po mniej wicej dwudziestu krokach. - Rzenia. Id tam - powiedzia chopiec, wskazujc w gb zauka. Odwrci si i znikn. Dannyl przyjrza si uliczce nieufnie, ale ruszy we wskazanym kierunku. adnych drzwi. adnych okien. Nikt nie wyszed mu na powitanie. Doszed do ciany i westchn.

75

Zrobili go w konia. W dodatku zwaywszy na nazw tego miejsca, mg si spodziewa co najmniej zasadzki. Wzdrygn si, obrci na picie i stan oko w oko z trzema potnie zbudowanymi mczyznami blokujcymi wejcie do zauka. - Eja! Szukasz kogo? - Tak. - Dannyl ruszy w ich kierunku. Wszyscy mieli na sobie dugie paszcze z grubej skry oraz rkawice. Przez policzek stojcego porodku przebiegaa blizna. Patrzyli na Dannyla bez mrugnicia okiem. Zwyke rzezimieszki, pomyla Dannyl. Zapewne istotnie zasadzka. Cofn si o kilka krokw, po czym obrzuci wzrokiem zauek i umiechn si krzywo. - A wic to rzenia? C za nazwa. A wy jestecie moimi przewodnikami? - Jeli zapacisz. - Zapaciem czowiekowi w Srogim Majchrze". Zbir zmarszczy brwi. - Szukasz majchra? - Nie - odpowiedzia Dannyl z westchnieniem. - Chc rozmawia ze Zodziejami. Mczyzna popatrzy po swoich kompanach, na ktrych twarze wypezy nieprzyjemne umieszki. - A z kim konkretnie? - Z kim wielce wpywowym. Zbir stojcy w rodku achn si. - No to by wypadao na Gorina. - Jeden z jego towarzyszy stumi miech. Wci z umiechem na twarzy przywdca skin na Dannyla. - Chod ze mn. Dwaj pozostali odsunli si. Dannyl poszed za tym nowym przewodnikiem ku wyjciu z zauka. Spojrzawszy za siebie, zobaczy dwch pozostaych: przygldali mu si ze zowrogimi umiechami na ustach. Ruszyli ponownie krtymi uliczkami i zaukami. Dannyl zacz si zastanawia, czy tyy wszystkich piekarni, garbarni, zakadw krawieckich i spylunek wygldaj tak samo. Nastpnie rozpozna szyld i stan jak wryty. - Bylimy ju tutaj. Czemu prowadzisz mnie w kko? Zbir odwrci si i rzuci Dannylowi tylko jedno spojrzenie, po czym obrci si i zbliy do muru. Schyli si, chwyci za krawd kratki wentylacyjnej i pocign. Otwara si bez kopotu. Zbir wskaza otwr. 76

- Ty pierwszy. Dannyl przykucn i zajrza do rodka. Nic nie widzia. Przezwyciajc pokus zapalenia kuli wietlnej, przeoy nog przez krat - i poczu pustk w miejscu, gdzie spodziewa si podogi. Spojrza w gr ku swemu przewodnikowi. - Poziom ulicy jest na wysokoci twojej piersi - powiedzia zbir. - Id. Chwytajc si krawdzi dziury, Dannyl przeszed przez otwr. Znalaz wystp w cianie, o ktry mg si oprze, po czym wcign drug nog i opuszcza stop, a dotkn ziemi. Cofn si o krok i opar o cian. Zbir wlizgn si do tunelu z gracj znamionujc przyzwyczajenie. Dannyl widzia w ciemnoci tylko zarys jego sylwetki, trzyma si jednak w pewnej odlegoci. - Chod za mn - powiedzia tamten. Ruszyli w d tunelu: Dannyl kilka krokw za przewodnikiem, macajc domi ciany. Szli tak przez kilka minut, skrcajc w wielu miejscach, po czym kroki przed Dannylem ucichy, a w pobliu rozlego si stukanie. - Przed tob duga droga - powiedzia zbir. - Jeste pewny, e tego chcesz? Moesz jeszcze zmieni zdanie, wyprowadz ci std. - Dlaczego miabym zmienia zdanie? - spyta Dannyl. - Tak po prostu. Przed nimi pojawia si szpara wiata i zacza si rozszerza. Ukazaa si w niej sylwetka innego mczyzny, ktrego twarzy Dannyl nie mg dostrzec w tym owietleniu. - Ten tu do Gorina - zaanonsowa przewodnik. Spojrza na Dannyla, wykona szybki ruch rk, po czym obrci si i znik w ciemnoci. - Do Gorina, co? - odezwa si czowiek stojcy w drzwiach. Gos nie zdradza wieku: mg nalee zarwno do dwudziesto-, jak i do szedziesiciolatka. - Jak ci na imi? - Larkin. - Czym si zajmujesz? - Handluj matami z simby. - Warsztaty wytwrcw mat rozmnoyy si ostatnimi laty w Imardinie. - Spora konkurencja. - Nie musisz mi mwi. Mczyzna chrzkn. - Czemu chcesz rozmawia z Gorinem? - O tym bd rozmawia z Gorinem.

77

- Oczywicie. - Mczyzna wzruszy ramionami, po czym sign ku czemu na cianie za sob. - Odwr si - rozkaza. - Od tego miejsca musisz i z zawizanymi oczami. Dannyl odwrci si z wahaniem i niechtnie. Spodziewa si takich rzeczy. Poczu na twarzy materia i dotyk mczyzny zawizujcego mu opask z tyu gowy. W sabym wietle lampy widzia jedynie gsty splot tkaniny. - Chod za mn. Raz jeszcze Dannyl ruszy przed siebie, macajc rkami ciany. Jego nowy przewodnik nie ociga si. Mag liczy kroki, obiecujc sobie, e przy najbliszej okazji zmierzy, jak daleko mona normalnie doj w tysic krokw. Poczu na piersi nacisk - zapewne czyjej rki - zatrzyma si wic. Usysza otwierajce si drzwi, kto go popchn. W nozdrza Dannyla uderzyo bogactwo zapachw przypraw i kwiatw; pod nogami poczu mikkie podoe, najprawdopodobniej dywan. - Stj. Nie zdejmuj przepaski. Drzwi zamkny si. Nad sob sysza niewyrane gosy i stuk butw, z czego wywnioskowa, e znajduje si pod jedn z toczniejszych spylunek. Wsuchiwa si przez chwil w te dwiki, po czym zacz liczy wasne oddechy. Kiedy to go znudzio, unis rce ku opasce na oczach. Za sob usysza guche stpnicia, charakterystyczny odgos bosych stp na dywanie. Odwrci si i chwyci opask z zamiarem pozbycia si jej, ale zastyg bez ruchu, gdy usysza, e kto porusza klamk. Wyprostowa si i puci tkanin. Drzwi nie otwary si. Dannyl czeka, koncentrujc si na panujcej w pomieszczeniu ciszy. Co przycigno jego uwag. Co znacznie bardziej ulotnego ni niewyrane odgosy, ktre wczeniej sysza. Prezencja. Krya gdzie nad nim. Dannyl odetchn gboko i uda, e wyciga rce, by wymaca ciany. W miar jak si obraca, prezencja odsuwaa si od niego. Kto jeszcze by w tym pokoju. Kto, kto nie chcia by zauwaony. Dywan zagusza odgos krokw, a wszelkie inne dwiki tony w gwarze dochodzcym ze spylunki. Kwietny zapach unoszcy si w powietrzu mia zapewne uniemoliwia wyczucie kogo wchem. Dannyl wiedzia o obecnoci nieznajomego wycznie dziki zmysom maga. To musiaa by prba. Nie sdzi, eby chodzio o sprawdzenie, czy waciciel prezencji potrafi unikn wykrycia; nie: ten test by przeznaczony dla niego, przybysza. eby sprawdzi, czy czego nie wyczuje. eby sprawdzi, czy nie jest magiem.

78

Zmysy Dannyla wyczuy jak jeszcze, bardzo sab prezencj. Ta pozostawaa nieruchoma. Wycign rce i ruszy znw do przodu. Pierwsza skakaa wok niego, ale nie zwraca na ni uwagi. Po dziesiciu krokach natkn si na cian. Z domi na nierwnej powierzchni zacz przemierza pomieszczenie ku tej drugiej prezencji. Pierwsza odsuna si, po czym nagle rzucia si ku niemu. Poczu na karku lekki oddech. Zignorowa go i kontynuowa wdrwk wzdu ciany. Jego palce wymacay framug drzwi, a nastpnie rkaw i rami. Kto zdj mu z oczu przepask i Dannyl znalaz si oko w oko ze starcem. - Wybacz, e kazaem ci czeka - powiedzia mczyzna. Dannyl rozpozna gos swojego przewodnika. Czy ten czowiek w ogle wychodzi z pokoju? Nie wdajc si w wyjanienia, jego przewodnik otwar drzwi. - Chod za mn. Dannyl rozejrza si po pustym ju pokoju, po czym wyszed na korytarz. Wdrowali teraz nieco wolniej, a Dannyl przyglda si korytarzowi w wietle lampy koyszcej si w rce starego czowieka. ciany wok byy porzdne; na kadym zakrcie do cegie przymocowano niewielkie tabliczki z wyrytymi dziwacznymi symbolami. Dannyl nie potrafi oceni, ile czasu mino, ale zdawa sobie spraw, e musiao upyn sporo godzin, odkd wszed do pierwszej spylunki. Czu zadowolenie na myl o tym, e odgad, o co chodzio w tecie. Czy zostaby zaprowadzony do Zodziei, gdyby domylili si, e jest magiem? Szczerze w to wtpi. By moe czeka go wicej prb - trzeba uwaa. Nie mia pojcia, czy zbliy si do rozmowy z Gorinem. Powinien tymczasem postara si dowiedzie jak najwicej o ludziach, z ktrymi zamierza prowadzi negocjacje. Przyjrza si badawczo swojemu towarzyszowi. - Co to jest majcher"? Starzec odchrzkn. - Zabjca. Dannyl zamruga, po czym zdusi umiech. Srogi Majcher" to istotnie odpowiednia nazwa. Jakim cudem wacicielowi uchodzio na sucho tak bezczelne ogaszanie usug? Pomyli o tym pniej. Na razie powinien uzyska bardziej przydatne informacje. - Czy s jeszcze jakie specjalne sowa, ktre powinienem pozna? Starzec umiechn si. - Jeli kto przyle ci posaca, to znaczy, e dostae ostrzeenie albo e kto zosta ostrzeony w twoim imieniu. - Rozumiem. 79

- A mtwa to kto, kto zdradza Zodziei. Nie chciaby nim by. Tacy nie yj dugo. - Zapamitam. - Jeli wszystko pjdzie dobrze, zostaniesz nazwany klientem. Zaley, o co ci chodzi. Przewodnik zatrzyma si i odwrci gow do Dannyla. - Myl, e czas najwyszy o tym porozmawia. Zapuka w cian. Z pocztku nic si nie wydarzyo, panowaa cakowita cisza, ale chwil pniej cegy rozstpiy si przed nimi. Starzec wskaza rk przejcie. Dannyl znalaz si w niewielkim pomieszczeniu. Midzy cianami sta spory st, blokujc moliwo zblienia si do siedzcego za nim ogromnego mczyzny. Za krzesem wida byo uchylone drzwi. - Larkin, sprzedawca mat - oznajmi mczyzna zaskakujco gbokim gosem. Dannyl pochyli gow. - A ty, panie? Mczyzna odpowiedzia umiechem. - Jestem Gorin. Nie byo tu krzese dla goci, Dannyl podszed wic do stou. Gorin nie by przystojny, a na ogrom jego ciaa skaday si minie, nie tuszcz. Wosy mia gste i krcone, szczk pokrywa obfity zarost. Imi mu pasowao: otrzyma je po wielkich bestiach, ktre holoway odzie na rzece Tarali. Dannyl zastanawia si, czy nie pad ofiar artu tych zbirw: Gorin niewtpliwie mg sta si wielce wpywowy wrd Zodziei. - Jeste przywdc Zodziei? - spyta Dannyl. Gorin umiechn si. - Zodzieje nie maj przywdcy. - Skd zatem mam wiedzie, czy rozmawiam z waciwym czowiekiem? - Chcesz dobi interesu? Dobijesz go ze mn. - Rozoy rce. - Jeli zerwiesz umow, ja ci ukarz. Myl o mnie jako o kim porednim midzy ojcem a krlem. Pomog ci, ale jeli mnie zdradzisz, zabij. Zrozumiae? Dannyl zacisn usta. - Mylaem o nieco bardziej wywaonym ukadzie. Jak ojciec z ojcem, dajmy na to? Nie roszcz sobie pretensji do miana krla, aczkolwiek jak krl z krlem" brzmi niele. Gorin umiechn si ponownie, ale jego oczy pozostay zimne. - Czego chcesz, Larkinie, sprzedawco mat? - Chc, eby pomg mi kogo znale. - Ach. - Zodziej skin gow. Przycign stert kartek, piro i kaamarz. - Kogo? 80

- Dziewczyn. Czternacie, moe szesnacie lat. Drobna, ciemne wosy, chuda. - Ucieka, niech no zgadn. - Wanie. - Dlaczego? - Z powodu nieporozumienia. Gorin przytakn ze wspczuciem. - Jak sdzisz, dokd moga si uda? - Do slumsw. - Jeli dziewczyna yje, znajd j. Jeli nie albo jeli nie uda si jej znale w umwionym terminie - zaraz go ustalimy - nie bdziesz mia wobec mnie adnych zobowiza. Jak ona ma na imi? - Nie znamy jeszcze jej imienia. - Nie znacie... - Gorin podnis na niego wzrok i zmruy oczy. - Wy? Dannyl pozwoli sobie na umiech. - Musicie opracowa lepsz prb. Powieki Gorina uniosy si nieznacznie. Przekn lin, po czym rozpar si na krzele. - A wic to tak? - Co zamierzae ze mn zrobi, gdybym nie przeszed prby? - Wyprowadzi ci gdzie daleko std. - Obliza wargi, po czym wzdrygn si. - Ale jeste tutaj. Czego chcesz? - Jak powiedziaem: pomocy w odnalezieniu dziewczyny. - A jeli odmwi? Umiech znik z twarzy Dannyla. - Jeli odmwisz, ona umrze. Zabije j jej wasna moc, przy okazji niszczc zapewne spory kawaek miasta - aczkolwiek nie mog tego dokadnie oceni, nie znajc jej moliwoci. - Podszed bliej, opar si rkami na stole i spojrza Zodziejowi prosto w oczy. Jeli nam pomoesz, moesz na tym zyska - cho musisz zrozumie, e s pewne rzeczy, ktrych nie wolno nam otwarcie robi. Gorin wpatrywa si w niego w milczeniu, po czym odoy piro i papier. Opar si wygodnie i przekrzywi lekko gow. - Ej, Dagan! Krzeso dla naszego gocia. Pokj by ciemny i zatchy. Pod jedn cian ustawiono skrzynie, z ktrych wiele byo porozbijanych. W ktach zebray si kaue wody, a wszystkie przedmioty pokryte byy grub warstw kurzu. 81

- A wic to tutaj twj ojciec przechowywa swoje towary? - zapyta Harrin. Cery potakn. - To magazyn mojego starego. - Otar kurz z jednej ze skrzy i usiad na niej. - Nie ma tu ka - powiedziaa Donia. - Co sklecimy - odpowiedzia Harrin. Podszed do skrzy i zacz w nich grzeba. Sonea staa w drzwiach, nieszczeglnie zachwycona perspektyw spdzenia nocy w takim zimnym i nieprzyjemnym miejscu. Westchna i usiada na najniszym stopniu. Tej nocy musieli trzy razy ucieka przed owcami nagrd. Czua si tak, jakby nie spaa od wielu dni. Zamkna oczy i odpyna mylami. Rozmowa Harrina i Doni dobiegaa do niej jakby z oddali, podobnie jak odgos krokw w korytarzu za jej plecami. Krokw? Otwara oczy, spojrzaa za siebie i ujrzaa w oddali chybotliwe wiateko. - Eja! Kto tu idzie. - Co? - Harrin przeszed przez pokj i zajrza w gb tunelu. Przez chwil nasuchiwa, po czym pomg Sonei wsta i popchn j ku najdalszemu ktowi pomieszczenia. - Schowaj si tam. Lepiej, eby nie byo ci wida. Sonea przesza we wskazane miejsce, a Cery tymczasem doczy do Harrina. - Nikt tu nie przychodzi - powiedzia. - Kurz na schodach by nietknity. - W takim razie kto musia nas ledzi. Cery wyjrza na korytarz, przeklinajc pod nosem. Nastpnie zwrci si do Sonei. - Zakryj twarz. Moe nie chodzi o ciebie. - Nie uciekamy? - spytaa Donia. Cery pokrci gow. - Std nie ma innego wyjcia. Kiedy by tunel, ale Zodzieje zamknli go kilka lat temu. Dlatego nie chciaem tu wczeniej przychodzi. Kroki wyranie si przybliyy. Harrin i Cery odsunli si od drzwi i czekali. Sonea nacigna kaptur na twarz i wraz z Doni ukryy si w odlegym kcie. W przejciu ukazay si buty, a nastpnie spodnie, kubraki i wreszcie twarze schodzcych po stopniach przybyszw. W drzwiach stano czterech chopcw. Obrzucili spojrzeniem Harrina i Cery'ego, a nastpnie zlokalizowali Sone i wymienili chciwe spojrzenia. - Burril! - zawoa Harrin. - Co tutaj robisz? Krpy modzieniec o muskularnych ramionach podpar si pod boki i podszed do Harrina. Sonea poczua dreszcz. To by ten chopak, ktry oskara j, e jest szpiegiem. 82

Spojrzawszy na pozostaych, ku wasnemu zaskoczeniu rozpoznaa jednego. O ile pamitaa, Evina, nalea do spokojniejszych chopcw w bandzie Harrina. Uczy j, jak oszukiwa w warcaby. A teraz patrzy na ni nieprzyjanie, wac w rce elazny prt. Sonea wzdrygna si i odwrcia wzrok. Pozostali dwaj mieli przy sobie kawaki desek. Zapewne zaopatrzyli si w te prowizoryczne maczugi gdzie po drodze. Sonea ocenia szanse. Czworo na czterech. Wtpia, czy Donia ma pojcie o walce, nie mwic ju o tym, eby ktrakolwiek z nich moga dorwna si kompanom Burrila. We dwjk moe poradz sobie z jednym. Wycigna rk i wyrwaa deszczuk z jednej z poamanych skrzy. - Przyszlimy po dziewczyn - oznajmi Burril. - Zamienilimy si w mtw, co, Burril? - Gos Harrina wrcz ocieka pogard. - Wanie miaem ci o to samo zapyta - odrzek Burril. - Nie widzielimy ci od kilku dni. Potem syszymy o nagrodzie i wszystko piknie si skada. Chcesz zatrzyma pienidze dla siebie. - Nie, Burril - powiedzia twardo Harrin, spogldajc na pozostaych chopcw. - Sonea jest moj przyjacik. A ja nie sprzedaj przyjaci. - Ale nie jest nasz przyjacik - odpowiedzia Burril, zerkajc na kompanw. Harrin skrzyowa ramiona. - A wic tak. Nie trzeba byo duo czasu, eby zamarzy o przywdztwie. Znasz zasady, Burril. Albo jeste ze mn, albo spadaj. - Raz jeszcze spojrza na jego towarzyszy. - To samo dotyczy was. Chcecie i za t mtw? Nie ruszyli si z miejsca, ale popatrywali to na Burrila, to na Harrina, to na siebie nawzajem. I ani na chwil nie stracili czujnoci. - Sto sztuk zota - powiedzia cicho Burril. - Rezygnujesz z takich pienidzy tylko po to, eby wczy si z tymi gupcami? Moglibymy y jak krlowie. Towarzyszcy mu chopcy wyprostowali si. Harrin zmruy oczy. - Wyno si, Burril. W doni Burrila bysno ostrze i wycelowao w Sone. - Nie bez dziewczyny. Oddaj j. - Nie. - W takim razie sami j wemiemy. Zrobi krok w kierunku Harrina. Jego towarzysze otoczyli go, a Cery podszed do przyjaciela. Spoglda na nich lodowatym wzrokiem, rce trzyma w kieszeniach.

83

- Daj spokj, Harrin - powiedzia pojednawczo Burril. - Nie musimy tego robi. Oddaj dziewczyn. Podzielimy si kas, jak w dawnych czasach. Twarz Harrina wykrzywia si gniewem i pogard. Rwnie w jego doni bysno ostrze, kiedy rzuci si do przodu. Buril zrobi unik i zamachn si noem. Sonea wstrzymaa oddech, kiedy ostrze rozcio rkaw Harrina, pozostawiajc czerwon smug. Evin zakrci elaznym prtem, ale Harrin zdoa uskoczy poza jego zasig. Donia zapaa j za rk. - Powstrzymaj ich, Sonea - szepna z przeraeniem. - Uyj magii! Sonea spojrzaa na ni z rozpacz. - Ale... ja nie wiem, jak! - Sprbuj czegokolwiek! Zrb co! Cery zaczeka, a dwch pozostaych zbliyo si do niego, po czym wycign z kieszeni dwa sztylety. Chopcy zawahali si na ich widok. Sonea dostrzega rzemienie mocujce sztylety do nadgarstkw, umoliwiajce walk na pici bez wypuszczania broni. Nie potrafia powstrzyma umiechu. Cery naprawd nic a nic si nie zmieni. Kiedy wikszy z napastnikw rzuci si na niego, Cery chwyci przeciwnika za nadgarstek i przycign do siebie, wykorzystujc jego ruch, eby wytrci go z rwnowagi. Chopak zachwia si, drewniana bro wypada z wykrconej rki. Cery wzi mocny zamach i wymierzy mu w gow potny cios pazem sztyletu. Chopak upad na kolana. Cery uskoczy przed ciosem wymierzonym desk przez drugiego z atakujcych. Za nim Harrin uchyla si wanie przed kolejnym zamachem Burrila. Kiedy obie pary walczcych rozdzieliy si na chwil, Evin przemkn midzy nimi i ruszy w stron Sonei. Zauwaya z ulg, e mia puste rce. Nie miaa pojcia, gdzie podzia si elazny prt. Moe schowa go pod paszczem... - Zrb co! - wrzasna Donia, chwytajc Sone mocno za rami. Sonea gapia si na trzyman w rce klepk i zdaa sobie spraw, e nie ma sensu powtarza tego, co zrobia na placu Pnocnym. Tu nie ma magicznej tarczy, przez ktr trzeba by si przedrze, nie sdzia te, eby daa rad powstrzyma Evina, ciskajc w niego desk. Musiaa sprbowa czego innego. Moe powinna zmusi deszczuk do mocniejszego uderzenia? Czy jestem w stanie to zrobi? Spojrzaa na Evina. Czy powinnam? A jeli naprawd zrobi mu krzywd? - Zrb co! - sykna Donia, cofajc si przed Evinem. Sonea wzia gboki oddech i cisna klepk w stron chopaka, yczc sobie, eby uderzenie zwalio go z ng. On jednak 84

odrzuci j, nie zwalniajc nawet kroku. Kiedy wycign rce w stron Sonei, Donia niespodziewanie zastpia mu drog. - Jak moesz to robi, Evin? - spytaa gronie. - Bye naszym przyjacielem. Pamitam, jak razem z Sone gralicie w warcaby. Czy to... Evin chwyci Donie za ramiona i odsun na bok. Sonea skoczya i wymierzya mu cios pici w brzuch najsilniej, jak umiaa. Wybekota co i cofn si o krok, uchylajc si przed jej uderzeniami, tym razem wymierzonymi w twarz. Pomieszczenie wypeni zduszony krzyk. Sonea rozejrzaa si i zobaczya, e przeciwnik Cery'ego wycofuje si ciskajc si za rami. W tej samej chwili co uderzyo j w twarz i upada. Ldujc na ziemi, obrcia si, by umkn Evinowi, ale on rzuci si i przygwodzi j. - Zostaw j! - wrzasna Donia. Stana nad chopakiem, dzierc w doni klepk. Rbna ni Evina w gow. Krzykn i zatoczy si, tak e drugie uderzenie dosigo jego skroni. Straci przytomno i osun si na ziemi. Donia machna jeszcze broni nad nieprzytomnym chopakiem, po czym rozlunia si i umiechna do Sonei. Wycignwszy rk, pomoga jej wsta. Odwrciy si, eby zobaczy, co si dzieje z pozostaymi. Burril i Harrin nadal walczyli. Cery spoglda z gry na dwch chopakw, z ktrych jeden trzyma si za bok, a drugi kuli si pod cian z doni przy twarzy. - Eja! - zawoaa Donia. - Wyglda na to, e wygrywamy! Burril odstpi od Harrina i rzuci jej spojrzenie. Sign do kieszeni i zamachn si szybko rk. Czerwona mgieka zawirowaa wok gowy przywdcy bandy. Harrin zakl gono, kiedy drobinki papei dostay mu si do oczu. Mrugajc, cofn si o kilka krokw. Donia ruszya w jego kierunku, ale Sonea powstrzymaa j. Harrin uchyli si przed rzucajcym si na niego Burrilem, ale nie do szybko. Rozleg si krzyk blu, n Harrina brzkn o ziemi. Cery skoczy ku Burrilowi, ktry jednak obrci si do zrcznie, aby odeprze ten atak. Harrin upad na kolana i wci przecierajc oczy, wymaca swj n. Burril odepchn Ceryego i sign pod po paszcza, znw zamachn si szybko i czerwona chmura poszybowaa ku Cery'emu, ktry uchyli si o sekund za pno. Jego twarz wykrzywi grymas blu i cofn si przed nacierajcym Burrilem. - On ich pozabija! - krzykna Donia.

85

Sonea pochylia si po kolejn desk. Zamkna na moment oczy, usiujc przypomnie sobie, co zrobia na placu Pnocnym. Chwycia deszczuk mocno, przywoujc cay swj gniew i strach. Skoncentrowawszy si na klepce, cisna j z caej siy w Burrila. Jkn, gdy dosta w plecy, i obrci si w stron dziewczyny. Po czym zacz opdza si od przedmiotw, ktrymi ciskaa w niego Donia. - Uyj magii! - krzykna Donia do Sonei, gdy ta przyczya si do niej. - Prbowaam! Nie dziaa! - Sprbuj jeszcze raz! - Donia ledwie dyszaa z wysiku. Burril sign do kieszeni i wycign niewielk paczuszk. Sonea rozpoznaa ten przedmiot i poczua, e wzbiera w niej gniew. Machna trzyman w doni desk, po czym zawahaa si. Moe zanadto skupiaa si na mocnym rzucie? Magia nie jest fizyczna. Patrzya, jak Donia ciska skrzynk w Burrila. Ona nie musi niczym rzuca... Skupia si na skrzynce, jakby chciaa j popchn - niechby wyskoczya do przodu i uderzya Burrila tak mocno, by straci przytomno! Poczua, e co dzieje si w jej umyle. Pokj przeci bysk wiata, a skrzynka eksplodowaa ogniem. Burril wrzasn na ten widok i uchyli si. Ponce deski runy na ziemi i wyldoway w kauy. Woda zaskwierczaa i wyparowaa. Paczuszka sproszkowanej papei spada na ziemi. Burril gapi si na Sone. Dziewczyna umiechna si i signa po kolejn desk, po czym wyprostowaa si i spod przymruonych powiek spojrzaa mu prosto w oczy. Z jego twarzy odpyna caa krew. Nie patrzc nawet na swoich kompanw, Burril rzuci si do drzwi i wyskoczy na zewntrz. Sonea usyszaa za sob cichy szmer. Odwrciwszy si, zobaczya, e Evin odzyska przytomno i stoi zaledwie kilka krokw za ni. Cofn si i rwnie skoczy ku drzwiom. Dwaj pozostali, widzc, e przywdcy uciekli, pozbierali si i poczapali za nimi. Syszc ich cichnce w oddali kroki, Harrin wybuchn miechem. Wsta, zachwia si i podszed ostronie do drzwi. - Co si stao? - zawoa. - Mylelicie, e ona pozwoli wam si porwa? Umiechn si i mrugn do Sonei. - Eja, dobra robota!

86

- adne zakoczenie - przyzna Cery. Potar oczy i skrzywi si. Wsun do do kieszeni, wydoby niewielk buteleczk i przemy oczy jej zawartoci. Donia podbiega do Harrina i obejrzaa jego rany. - Musimy to opatrzy. Ty te oberwae, Cery? - Nie. - Poda jej buteleczk. Donia obmya twarz Harrina. Skr mia zaczerwienion i ca w bblach. - Bdzie ci to bolao przez kilka dni. Jak mylisz, Sonea, mogaby go wyleczy? Sonea zmarszczya brwi i pokrcia gow. - Nie wiem. To drewno nie miao si zapali. Co bdzie, jeli poparz Harrina, zamiast mu pomc? Donia spojrzaa na ni szeroko otwartymi oczami. - To byoby okropne. - Musisz powiczy - oznajmi Cery. Sonea odwrcia si do niego. - Potrzebuj na to czasu i miejsca, gdzie nikt nie zwracaby na mnie uwagi. Cery wycign z kieszeni kawaek tkaniny i dokadnie wytar sztylety. - Kiedy to si rozniesie, ludzie bd zbyt przeraeni, eby prbowa ci schwyta. Powinnimy mie teraz troch spokoju. - Obawiam si, e nie - odpar Harrin. - Zao si, e ani Burril, ani jego kolesie nikomu o tym nie powiedz. A nawet gdyby, kady nastpny uzna, e sobie poradzi. Cery skrzywi si i zakl. - W takim razie lepiej szybko std zmykajmy - powiedziaa Donia. - Dokd teraz, Cery? Podrapa si w gow, po czym jego twarz rozjani szeroki umiech. - Kto ma pienidze? Harrin i Donia zwrcili wzrok na Sone. - Nie s moje - zaprotestowaa. - Nale do Jonny i Ranela. - Jestem pewna, e nie mieliby nic przeciwko temu, eby wydaa je na swj ratunek powiedziaa Donia. - I uznaliby ci za gupi, gdyby tego nie zrobia. Sonea westchna i signa pod kubrak po przypit tam sakiewk. - Mam nadziej, e kiedy si wyplcz z tych opaw, bd moga im zwrci te pienidze - Powiedziaa i dodaa, spogldajc na Cery'ego: - Lepiej szybko ich odszukaj. - Obiecuj - zapewni j. - Kiedy tylko bdziesz bezpieczna. Na razie lepiej, ebymy si rozdzielili. Spotkamy si za godzin. Przyszo mi do gowy jedno miejsce, gdzie raczej nikt 87

nie bdzie ci szuka. Moemy si tam zatrzyma tylko na par godzin, ale powinno nam to wystarczy, eby obmyli nastpny ruch.

88

ROZDZIA 7 NIEBEZPIECZNE SOJUSZE Wracajc samotnie ze stajni, Rothen zwolni kroku w okolicy ogrodw. Powietrze byo rzekie, ale dalekie od nieprzyjemnego zimna, on za potrzebowa odpoczynku od gwaru miasta. Odetchn gboko. Mimo e przesucha dziesitki informatorw, mao ktry mia co sensownego do powiedzenia. Wikszo z nich przybya w nadziei, e wszelka informacja, nawet cakiem nieistotna, moe prowadzi do schwytania dziewczyny, zapewniajc im nagrod. Niektrzy przychodzili, eby wyali si na Gildi. Niektrzy wszake opowiadali o samotnych dziewczynach ukrywajcych si przed ludzkim wzrokiem. Po kilku wyprawach do slumsw okazywao si jednak, e jest tam peno bezdomnych dzieciakw, kryjcych si w ciemnych zakamarkach. Rozmowa z pozostaymi magami, ktrzy zajmowali si przesuchaniami, pokazaa, e wikszo uzyskanych informacji prowadzia do podobnych rozczarowa. Byoby o wiele lepiej, gdyby mogli na ogoszeniach o narodzie umieci rwnie portret dziewczyny. Rothen pomyla z tsknot o swoim nieyjcym ju nauczycielu, Mistrzu Margenie, ktry bezskutecznie pracowa nad sposobem przenoszenia obrazu z myli na papier. Dannyl rwnie podj to wyzwanie, ale nie odnis na razie sukcesu. Rothen zastanawia si, jak idzie Dannylowi. Krtka mentalna rozmowa z przyjacielem upewnia go, e mody mag yje, ma si dobrze i zamierza wrci o zmroku. Nie mogli rozmawia o prawdziwym powodzie wizyty Dannyla w slumsach, poniewa zawsze istniaa moliwo, e inni magowie podsuchaj wymian myli. Niemniej jednak Rothen wyczu w tonie przyjaciela obiecujce samozadowolenie. - ...wiesz... Rothen... Usyszawszy wasne imi, mag rozejrza si. Mwicy ukryty by za gstym ywopotem, ale Rothen by pewny, e rozpoznaje gos. - ...nie mona tego przyspiesza. Gos nalea do administratora Lorlena. Rozmawiajcy zbliali si coraz bardziej do miejsca, w ktrym przystan Rothen. Zakadajc, e musz go min, przeszed na jeden z niewielkich dziedzicw w obrbie ogrodu. Usiad na awce i wsucha si uwanie w konwersacj coraz wyraniej dobiegajc jego uszu.

89

- Twoja proba zostaa przyjta do rozpatrzenia, Fergunie - mwi spokojnie Lorlen. - Nic wicej nie mog zrobi. Kiedy j znajdziemy, zajmiemy si t spraw w zwyczajowym trybie. Na razie interesuje mnie tylko jej schwytanie. - Ale czy musimy przechodzi przez cay ten... cae to zamieszanie? To nie Rothen jako pierwszy dostrzeg jej moc. To byem ja! Jak on moe spiera si o to ze mn? Administrator odpowiedzia mu spokojnym, rzeczowym tonem, ale przyspieszy kroku. Rothen umiechn si do siebie, kiedy przeszli koo niego. - To nie jest zamieszanie, Fergunie - mwi zdecydowanym tonem Lorlen. - Takie jest prawo Gildii. Stanowi ono, e... - Pierwszy mag, ktry rozpozna potencja magiczny w innym czowieku, ma prawo ubiega si o opiek nad nim" - wyrecytowa natychmiast Fergun. - To ja jako pierwszy zetknem si z jej moc, a nie Rothen. - Niezalenie od wszystkiego nie da si tego rozstrzygn, dopki nie znajdziemy dziewczyny... Oddalili si od Rothena na tyle, e przesta sysze ich sowa. Wsta z awki i ruszy powoli w stron Domu Magw. A wic Fergun zamierza domaga si przyznania mu prawa do opieki nad dziewczyn. Kiedy Rothen zgosi gotowo zajcia si jej nauk, nie przypuszcza, e ktrykolwiek z pozostaych magw bdzie mia na to ochot. A zwaszcza Fergun, ktry zawsze spoglda na niej urodzonych z nieskrywan pogard. Umiechn si do siebie. Dannylowi si to nie spodoba. Jego przyjaciel nie znosi Ferguna od czasu ich wsplnego nowicjatu. Kiedy si o tym dowie, dooy wszelkich stara, eby znale j osobicie. Cery by w ani wiele lat temu, ale nigdy nie widzia od rodka tych droszych prywatnych sal. Wyszorowany i po raz pierwszy od wielu dni zagrzany, otulony w ciepy rcznik, mia wyjtkowo dobry humor, idc za aziebn do sali z gorcym powietrzem. Sonea ju siedziaa tam na macie z simby, otoczona usugujcymi dziewcztami: chude ciao ukryte w grubym rczniku, rozradowana twarz. Ten widok poprawi mu humor jeszcze bardziej. Umiechn si do niej. - Eja! Ale luksusy! Jestem pewny, e Jonnie by si to spodobao. Sonea skrzywia si i Cery natychmiast poaowa swoich sw.

90

- Przepraszam. - Spojrza na ni bagalnie. - Nie powinienem ci o tym przypomina. Zwin si na macie obok niej, opierajc si plecami o cian. - Jeli bdziemy rozmawia cicho, powinnimy by tu bezpieczni - doda znacznie ciszej. Przytakna. - Co teraz? Nie moemy tu zosta. - Wiem. Ju o tym mylaem. - Westchn. - Nie jest dobrze, Sonea. Samo ukrywanie si przed magami nie byoby bardzo trudne, ale nagroda wszystko zmienia. Nie mog teraz nikomu ufa. Nie mog prosi o przysugi i... i znika po to, eby ci ukry. Poblada. - Co w takim razie zrobimy? Zawaha si. Po walce z Burrilem doszed do wniosku, e zostao mu tylko jedno wyjcie. Ktre jej si nie spodoba. Jemu te si nie podobao, jeli o to chodzi. Gdyby tylko mg komukolwiek zaufa... Potrzsn gow i spojrza jej prosto w oczy. - Chyba powinnimy poszuka pomocy u Zodziei. Sonea wybauszya na niego oczy. - Oszalae? - Szalestwem byoby dalsze ukrywanie ci na wasn rk. Prdzej czy pniej kto ci wyda. - A Zodzieje? Czemu oni mieliby mnie nie wyda? - Masz co, czego potrzebuj. Zmarszczya brwi i spochmurniaa. - Magi? - Wanie. Zao si, e byliby zachwyceni, majc swojego maga. - Przebieg palcami po macie. - Jeli dostaniesz od nich opiek, nikt nie odway si ciebie tkn. Nikt nie zadziera ze Zodziejami. Nawet za sto sztuk zota. Zamkna oczy. - Jonna i Ranel mwili mi zawsze, e od Zodziei nie da si uwolni. Zawsze maj na ciebie haka. Nawet jeli dotrzymasz umowy, pozostaniesz ich dunikiem. Cery pokrci gow. - Wiem, e nasuchaa si rnych strasznych historii. Wszyscy je znamy. Ale jeli tylko przestrzegasz zasad Zodziei, bd traktowa ci uczciwie. Tak mwi mj tato. - A oni go zabili. - By gupi. Zmtwi.

91

- A co, jeli...? - Potrzsna gow z westchnieniem. - Nie mam chyba wyboru, prawda? Jeli si nie zgodz, znajdzie mnie Gildia. Niewola u Zodziei jest chyba lepsza od mierci. Cery skrzywi si. - To nie tak. Jak tylko si nauczysz uywa swojej mocy, staniesz si wana i potna. Bdziesz miaa duo do powiedzenia. Bd musieli ci sucha. Poza wszystkim, jeli uznasz, e nie chcesz czego zrobi, jak mieliby ci zmusi? Przez dug chwil wpatrywaa si w niego badawczo. - Wcale nie jeste tego pewny, prawda? Zmusi si do wytrzymania jej spojrzenia. - Jestem pewny, e nie masz wyboru. Jestem pewny, e potraktuj ci uczciwie. - O co zatem chodzi? Westchn. - Nie jestem pewny, czego zadaj w zamian. Skina gow, podpara si na okciu i utkwia wzrok w przeciwlegej cianie. - Jeli uwaasz, e tak powinnimy postpi, to posucham ci, Cery. Wol zwiza si ze Zodziejami, ni wpa w apy Gildii. Widzc jej poblad twarz, znw poczu ten znany ju niepokj, tyle e teraz bya w nim nuta poczucia winy. Wiedzia, e Sonea jest przeraona, ale stawi czoa Zodziejom z tym swoim nieustraszonym uporem. Ta myl sprawia, e poczu si jeszcze gorzej. Mimo e nie potrafi duej udzi si, e zdoa j ochroni, zabieranie jej do Zodziei byo prawie jak zdrada. Nie chcia znw jej straci. Nie mia jednak wyboru. Wsta i podszed do drzwi. - Poszukam Harrina i Doni - powiedzia. - Dasz sobie rad? Nie podniosa wzroku, ale przytakna skinieniem gowy. Na zewntrz znalaz aziebn. Gdy zapyta o przyjaci, dziewczyna wskazaa mu drzwi do nastpnego pomieszczenia. Przygryz warg i zapuka. - Wejd - odezwa si ze rodka Harrin. Oboje z Doni siedzieli na macie, dziewczyna wycieraa wosy rcznikiem. - Powiedziaem jej i zgodzia si. Harrin zmarszczy czoo. - Nie jestem pewny, czy to dobry pomys. Moe lepiej wyprowadzi j z miasta? Cery pokrci gow.

92

- Nie sdz, eby udao nam si daleko zaj. Moesz mie pewno, e Zodzieje wszystko ju o niej wiedz. Nie zajmie im duo czasu wypytanie, gdzie bywaa i mieszkaa. Dowiedz si wszystkiego o jej wygldzie, rodzicach, wujostwu. Z opowieci Burrila i jego kompanw bez trudu wywnioskuj, e... - Jeli tyle wiedz - przerwaa mu Donia - to czemu po prostu nie przyjd i jej nie zabior? - To nie jest ich sposb postpowania - odpowiedzia Cery. - Lubi si targowa i ubija interesy, w ten sposb wszyscy, ktrzy dla nich pracuj, s zadowoleni i nie robi pniej problemw. Mogliby przyj do nas i zaoferowa opiek, ale nie zrobili tego. Dlatego myl, e nie s pewni jej magicznego talentu. Jeli my do nich nie pjdziemy, ktry z nich j w kocu wyda. Dlatego nigdy nie uda nam si wydosta z miasta. Donia i Harrin wymienili spojrzenia. - Co ona o tym sdzi? - spytaa Donia. Cery skrzywi si. - Syszaa opowieci. Boi si, ale wie, e nie ma wyjcia. Harrin podnis si. - Jeste tego pewny, Cery? - zapyta. - Wydawao mi si, e co do niej czujesz. Jeli to zrobisz, moesz jej ju nigdy nie zobaczy. Cery zamruga oczami ze zdziwienia i mia wraenie, e oblewa si rumiecem. - A mylisz, e j zobacz, jeli wpadnie w apy magw? Harrin opuci ramiona z westchnieniem. - Nie. Cery zacz kry po pomieszczeniu. - Pjd z ni. Bdzie potrzebowaa znajomej twarzy. Moe si na co przydam. Harrin wycign rk i chwyci go za rami. Wpatrywa si w niego badawczo i w kocu puci. - A wic my te przestaniemy si widywa, co? Cery pokrci gow. Poczu ukucie winy. Harrin zosta wanie zdradzony przez czterech czonkw bandy, a reszty nie mg by pewny. A teraz najbliszy przyjaciel oznajmi, e go opuszcza. - Bd przychodzi, kiedy tylko bd mg. Gellin i tak ju uwaa, e pracuj dla Zodziei. Harrin umiechn si. - Niech tak bdzie. Kiedy j zabierasz? - Wieczorem. 93

Donia pooya mu rk na ramieniu. - A jeli jej nie zechc? Cery umiechn si ponuro. - Zechc. Korytarz w Domu Magw by cichy i pusty. Zmierzajc ku pokojom Yaldina, Dannyl wsuchiwa si w gone echo wasnych krokw. Zapuka i czeka, syszc dochodzce zza drzwi ciche odgosy rozmowy. W pewnej chwili nad oglny szum wybi si kobiecy gos. - Co zrobi? Chwil pniej drzwi si otwary. Ezrille, ona Yaldina, umiechna si z lekko nieobecnym wyrazem twarzy i wpucia Dannyla do rodka. Wok niskiego stou stao kilka krzese. Na dwch siedzieli ju Yaldin i Rothen. - Rozkaza Stranikowi wyrzuci tego czowieka z jego domu - mwi Yaldin. - Za to, e pozwala dzieciakom spa na strychu? To potworne! - zawoaa Ezrille, wskazujc jednoczenie Dannylowi krzeso. Yaldin skin gow. - Dobry wieczr, Mistrzu Dannylu. Filiank sumi? - Dobry wieczr - odpowiedzia Dannyl, opadajc na krzeso. - Sumi, bardzo chtnie, dzikuj. To by dugi dzie. Rothen podnis wzrok i spojrza na niego pytajco. Dannyl umiechn si w odpowiedzi i wzruszy ramionami. Wiedzia, e Rothen nie moe si doczeka wiadomoci o jego spotkaniu ze Zodziejami, ale sam najpierw chcia si dowiedzie, co tak poruszyo Ezrille, ktra zazwyczaj bya agodna, ugodowa i nieskora do gniewu. - Jest co, o czym nie wiem? - Wczoraj jeden z naszych poszukiwaczy poszed z informatorem do domu w lepszej czci slumsw - wyjani Rothen. - Waciciel pozwala bezdomnym dzieciom spa na swoim strychu, a informator twierdzi, e ukrywa si tam rwnie nieco starsza dziewczyna. Nasz kolega utrzymuje, e dziewczyna z towarzyszem uciekli tu przed jego przybyciem, w czym dopomg im waciciel. Rozkaza wic Gwardii usun tego czowieka wraz z rodzin z jego wasnego domu. Dannyl zmarszczy brwi. - Nasz kolega? Kto taki...? - Zmruy oczy i przeszy Rothena wzrokiem. - Czybymy mwili o pewnym wojowniku imieniem Fergun? 94

- O nim wanie. Dannyl wyda niezbyt elegancki dwik, po czym umiechn si do Ezrille, ktra podaa mu parujc filiank sumi. - Dzikuj. - Co si w kocu stao? - spytaa Ezrille. - Wygonili tego czowieka? - Lorlen oczywicie anulowa rozkaz - odpowiedzia Yalden - ale Fergun i tak zdemolowa spor cz budynku. Twierdzi, e szuka kryjwek. Ezrille potrzsna gow. - Nie mog uwierzy, e Fergun jest tak... tak... - Mciwy? - parskn Dannyl. - Trudno mi uwierzy, e nie aresztowa tego biedaka. - Nie odwayby si - powiedzia z nagan Yaldin. - Nie w tej chwili - zgodzi si Dannyl. Rothen westchn i rozpar si na krzele. - To nie wszystko. Podsuchaem dzi interesujc konwersacj. Fergun chce zada opieki nad dziewczyn. Dannyl poczu, jak zamiera w nim serce. - Fergun? - Ezrille zaspia si. - Nie jest bardzo potnym magiem. Mylaam, e Gildia odradza sabszym magom opiek nad nowicjuszami. - Owszem, odradza - odpowiedzia Yaldin. - Ale nie jest to zakazane przez prawo. - Jakie ma szanse? - Twierdzi, e pierwszy rozpozna w niej moc, poniewa jako pierwszy odczu jej dziaanie - wyjani Rothen. - To powany argument? - Mam nadziej, e nie - mrukn Dannyl. Wiadomo zaniepokoia go. Zna dobrze Ferguna. A za dobrze. Czego od dziewczyny ze slumsw moe chcie wanie on, znany ze swojej pogardy dla niej urodzonych? - Moe chce si zemci za upokorzenie na placu Pnocnym? Rothen spojrza na niego z nagan. - Dannyl, przesta... - Musimy wzi tak moliwo pod uwag - przerwa mu Dannyl. - Fergun nie decydowaby si na co takiego z powodu siniaka, nawet jeli ucierpiaa przy tym jego ambicja - odpowiedzia ostro Rothen. - Chce po prostu by tym, ktry j ujarzmi, i chce, eby ludzie o tym pamitali.

95

Dannyl odwrci wzrok. Jego starszy przyjaciel nie mg zrozumie, e ta niech do Ferguna nie bya spowodowana tylko urazem z czasw nowicjatu. Dannyl wiedzia a za dobrze, jak bardzo uparty i zalepiony potrafi by Fergun, kiedy idzie o zemst. - Zapowiada si na niez walk - rozemia si Yaldin. - Biedna dziewczyna nie ma pojcia, jakiego zamieszania narobia w Gildii. Rzadko zdarza si, eby dwaj magowie ubiegali si o opiek nad nowicjuszem. Rothen prychn cicho. - Obawiam si, e to jest najmniejsze z jej zmartwie. Po tym, co si stao na placu Pnocnym, ona musi by przekonana, e chcemy j zabi. Umiech znik z twarzy Yaldina. - Niestety, nie zdoamy jej przekona, e jest inaczej, dopki jej nie znajdziemy. - Och, nie bybym a takim pesymist - odezwa si cicho Dannyl. Rothen spojrza na niego. - Chciaby co powiedzie, Dannylu? - Myl, e mj nowy przyjaciel Zodziej potrafi rozesa wieci w slumsach. - Przyjaciel? - Yaldin rzuci mu pene niedowierzania spojrzenie. - Wanie nazwae Zodzieja przyjacielem. - Niech bdzie wsplnik" - odpowiedzia z ajdackim umiechem Dannyl. - Wnosz, e udao ci si co zaatwi? - Rothen unis jedn brew. - Co nieco. Na pocztek nie najgorzej. - Dannyl wzruszy ramionami. - Chyba udao mi si porozmawia z jednym z ich przywdcw. Ezrille a otworzya usta ze zdziwienia. - Jaki on jest? - Na imi ma Gorin. - Gorin? - zdziwi si Yaldin. - Dziwaczne imi. - Wyglda na to, e przywdcy nadaj sobie przydomki od zwierzt. Tego nazwano ewidentnie ze wzgldu na postur, poniewa niewtpliwie wyglda jak swj zwierzcy imiennik. Jest ogromny i wochaty. Niemale spodziewaem si rogw. - Co powiedzia? - spyta niecierpliwie Rothen. - Niczego nie obieca. Uwiadomiem mu, jakim niebezpieczestwem jest mag, ktry nie potrafi kontrolowa swojej mocy. Ale bardziej interesowao go, co Gildia moe zaoferowa mu w zamian za odnalezienie dziewczyny. Yaldin spowania. - Starsi Mistrzowie nie zgodz si na wymian przysug ze Zodziejami. 96

Dannyl machn lekcewaco rk. - Oczywicie, e nie. Powiedziaem mu to i zrozumia. Myl, e wystarcz mu pienidze. - Pienidze? - Yaldin pokrci gow. - Nie wiem... - Poniewa ju ogosilimy nagrod, to co za rnica, e trafi ona do Zodziei. - Dannyl rozoy bezradnie rce. - Kady wie, e pienidze dostanie tak czy siak kto ze slumsw, musimy si wic liczy z tym, e nie bdzie to osoba o nieskalanej reputacji. Ezrille wzniosa oczy do nieba. - Tylko ty potrafisz wymyli rozsdnie brzmice uzasadnienie dla czego takiego. Dannyl wyszczerzy si do niej w szerokim umiechu. - Och, jest jeszcze lepiej. Jeli odpowiednio przedstawimy spraw, wszyscy bd si poklepywa po plecach i przechwala, e udao si namwi Zodziei, eby zrobili co poytecznego dla miasta. Ezrille rozemiaa si. - Mam nadziej, e Zodzieje nie syszeli tych argumentw, bo chyba odmwiliby pomocy. - Oczywicie, to musimy na razie zachowa w tajemnicy - powiedzia Dannyl. - Nie chc robi tu zamieszania, dopki nie przekonam si, czy Gorin zechce nam pomc, czy nie. Mog liczy na wasz dyskrecj? Rozejrza si po zebranych. Ezrille potakna entuzjastycznie. Rothen skin gow. Yaldin zmarszczy brwi, po czym wzruszy ramionami. - W porzdku. Ale bd ostrony, Dannylu. Stawiasz na szali nie tylko wasn skr. - Wiem o tym - odpowiedzia Dannyl z umiechem. - Wiem. Wdrwka Zodziejsk ciek w wietle lampy bya znacznie ciekawsza ni wymacywanie drogi w ciemnoci. ciany tuneli zbudowane byy z nieskoczenie zrnicowanych cegie, na wielu z nich wyryto znaki; przedziwne symbole opisyway rwnie niektre skrzyowania korytarzy. Przewodnik przystan na jednym z takich skrzyowa i postawi lamp na ziemi. Z kieszeni paszcza wydoby skrawki czarnej tkaniny. - Od tego miejsca musicie mie zawizane oczy. Cery skin gow i sta bez sowa, kiedy mczyzna wiza mu opask na oczach. Nastpnie przewodnik podszed do Sonei, ktra zacisna powieki, gdy szorstki materia

97

owin ciasno jej twarz. Poczua do na ramieniu i drug na nadgarstku - rce pocigny j w gb tunelu. Mimo e usiowaa zapamita zakrty, szybko stracia rachub. Posuwali si naprzd w ciemnoci. Do jej uszu dochodziy stumione odgosy: rozmowy, kroki, kapanie wody i nieco dwikw, ktrych nie potrafia rozpozna. Skra pod opask swdziaa, ale dziewczyna nie miaa si podrapa, by przewodnik nie pomyla, e podglda. Kiedy mczyzna ponownie si zatrzyma i zdj jej opask, Sonea odetchna z ulg. Spojrzaa na Cery'ego - umiechn si do niej uspokajajco. Przewodnik wyj z kieszeni wygadzony patyk i wetkn go w dziur w cianie. Chwil pniej fragment ceglanego muru przesun si, ukazujc w przejciu muskularnego mczyzn. - Tak? - Ceryni i Sonea do Farena - oznajmi przewodnik. Mczyzna skin gow w odpowiedzi, otworzy szerzej drzwi i obrzuci Cery'ego i Sone wzrokiem. - Wejdcie. Cery zawaha si i odwrci do przewodnika. - Prosiem o spotkanie z Ravim. Twarz mczyzny wykrzywi podobny do umiechu grymas. - Najwyraniej Ravi uzna, e powiniene spotka si z Farenem. Cery wzruszy ramionami i przeszed przez otwr w cianie. Idc za nim, Sonea zastanawiaa si, czy Zodziej nazwany imieniem jadowitego omionogiego robala jest bardziej niebezpieczny od tego, ktry nosi miano gryzonia. Weszli do niewielkiego pokoju. Z krzese po obu stronach wpatrywali si w nich jeszcze dwaj postawni mczyni. Pierwszy zamkn przejcie do tunelu, po czym otwar drzwi znajdujce si po drugiej stronie pomieszczenia i gestem wskaza im udanie si w tamt stron. W nastpnym pomieszczeniu ze cian zwieszay si lampy, rzucajc na sufit krgi ciepego wiata. Na pododze lea wielki dywan obrzeony zotymi frdzlami. Na kocu pokoju za stoem siedzia ciemnoskry mczyzna w czarnym, obcisym ubraniu. Przyglda si im badawczo dziwacznie jasnymi, tawymi oczami. Sonea wytrzymaa jego spojrzenie. Zodziej by Lonmarczykiem, wywodzi si z dumnej pustynnej nacji, ktrej ziemie rozcigay si daleko na pnoc od Kyralii. Jej przedstawiciele rzadko pojawiali si w Imardinie - niewielu chciao y z dala od rygorystycznych zasad 98

wasnej kultury. Lonmarczycy uwaali kradzie za wielkie zo, poniewa wierzyli, e zabranie innemu czowiekowi czegokolwiek, nawet najdrobniejszego przedmiotu, oznacza utrat czstki wasnej duszy. A jednak zasiada przed ni lonmarski Zodziej. Mczyzna zmruy oczy. Sonea zdaa sobie spraw, e bezczelnie si na niego gapi, wic spucia szybko wzrok. Zodziej rozpar si na krzele z umiechem i wycign ku niej dugi ciemny palec. - Podejd bliej, dziecko. Sonea zrobia kilka krokw do przodu i przystana tu przed stoem. - Jeste wic t, ktrej szuka Gildia, tak? - Tak. - Masz na imi Sonea, zgadza si? - Tak. Faren zacisn usta. - Spodziewaem si kogo o nieco bardziej imponujcym wygldzie. - Wzruszy ramionami, wychyli si ku niej i opar okcie na blacie. - Skd mam wiedzie, e to rzeczywicie ty? Sonea rzucia spojrzenie przez rami. - Cery powiedzia, e bdziesz wiedzia, e to ja, e mnie obserwowalicie. - Ach, tak powiedzia, zaprawd. - Faren zamia si cicho i przenis wzrok na jej przyjaciela. - Ale to spryciarz, ten may Ceryni, zupenie jak jego ojciec. Owszem obserwowalimy ci... was oboje, ale jego duej. Podejd Cery. Cery stan obok Sonei. - Ravi przesya pozdrowienia. - Jak gryzo gryzoniowi? - Gos Cery'ego zadra tylko nieznacznie. Faren wyszczerzy biae zby, ale umiech szybko znik z jego twarzy, a te oczy skieroway si ponownie ku Sonei. - Potrafisz wic uywa magii, tak? Sonea przekna lin, wyscho jej bowiem w gardle. - Tak. - Posugiwaa si ni od tamtego niespodziewanego wydarzenia na placu Pnocnym? - Tak. Faren unis brwi. Przesun palcami po wosach. Na skroniach wida byo kilka siwych pasm, ale skr mia gadk i bez zmarszczek. Jego palce ozdabiay liczne piercienie,

99

niektre z wielkimi kamieniami. Sonea nigdy nie widziaa tylu podobnych klejnotw na rkach mieszkaca slumsw - ale ten czowiek nie by zwykym bylcem. - Nie najlepszy moment wybraa na odkrycie swej mocy, maa Soneo - powiedzia do niej Faren. - Magowie desperacko ci szukaj. Ich poszukiwania sprawiy nam mnstwo kopotw, nagroda za niewtpliwie wpakowaa ci w tarapaty. A teraz chcesz, ebymy to my ukryli ci przed nimi. Czy nie byoby dla nas bardziej opacalne wyda ci magom i zgarn nagrod? Zakoczyoby to poszukiwania. Ja stabym si nieco bogatszy. A ci irytujcy magowie wynieliby si z naszego terenu... Rzucia znw spojrzenie Cery'emu. - Moemy zawrze umow. Faren wzruszy ramionami. - Moemy. Co zatem oferujesz w zamian? - Ojciec wspomina, e jeste mu co duny... - wtrci si Cery. te oczy rzuciy mu krtkie spojrzenie. - Twj ojciec straci prawo do wszelkich nalenoci, kiedy nas zdradzi - warkn ich waciciel. Cery pochyli gow, po czym unis podbrdek i spojrza Zodziejowi prosto w oczy. - Ojciec wiele mnie nauczy - zacz. - Moe mgbym... Faren parskn i machn rk. - Kiedy moesz okaza si przydatny, may Ceryni, ale na razie nie masz takich przyjaci, jakich mia twj ojciec, a prosisz nas o wielk przysug. Czy wiesz, e kar za ukrywanie przed Gildi dzikiego maga jest mier? Nie ma rzeczy gorzej widzianej przez Krla ni magowie poktnie robicy rzeczy, na ktre nie wyda pozwolenia. - Jego oczy przelizgny si ku Sonei, a na ustach pojawi si chytry umiech. - Niemniej jednak jest to kuszca myl. I bardzo mi si ona podoba. - Zoy donie. - Do czego uywaa swojej mocy od czasu Czystki? - Sprawiam, e kawaek drewna zaj si ogniem. Oczy Farena rozbysy. - Naprawd? Co jeszcze? - Nie. - Moe by co teraz pokazaa? Wlepia w niego oczy. - Teraz? Wskaza jedn z ksiek lecych na stole. 100

- Sprbuj to poruszy. Zerkna na Cery'ego. Jej przyjaciel skin nieznacznie gow. Zagryza wargi i powtrzya sobie, e od chwili, gdy postanowia szuka pomocy u Zodziei, zdecydowaa si rwnie posugiwa magi. Musiaa si z tym pogodzi, jakkolwiek nieprzyjemnie czuaby si z t myl. Faren rozpar si ponownie na krzele. - No, sprbuj. Sonea wzia gboki oddech, utkwia wzrok w ksice i kazaa jej si poruszy. Nic si nie wydarzyo. Zmarszczya brwi i powrcia myl do placu Pnocnego oraz do walki z Burrilem. Uwiadomia sobie, e w obu przypadkach czua gniew. Zamkna oczy i pomylaa o magach. Przewrcili jej ycie do gry nogami. To przez nich musiaa teraz zaprzedawa si Zodziejom w zamian za opiek. Poczua wzbierajcy gniew, otworzya wic oczy i skierowaa niech na ksik. Co trzasno w powietrzu i bysk wiata wypeni pomieszczenie. Faren odskoczy z przeklestwem na ustach, kiedy ksika wybuchna pomieniem. Chwyci kubek i szybko wyla jego zawarto na kartki, eby ugasi ogie. - Przepraszam - powiedziaa szybko Sonea. - Poprzednio te nie stao si to, czego chciaam. Ja... Faren unis rk, uciszajc j tym gestem, po czym umiechn si przebiegle. - Myl, e posiadasz co, co warto chroni, maa Soneo.

101

ROZDZIA 8 WIECI W CIEMNOCIACH Rozgldajc si po zatoczonej sali wieczornej, Rothen uzna, e wczesne przybycie byo bdem. Zamiast przemwi do zgromadzonych, by wypytywany przez mae grupki i musia w kko odpowiada na te same pytania. - To brzmi, jakbym by nowicjuszem recytujcym formuy - mrukn poirytowany do Dannyla. - Moe powiniene pisa co wieczr raporty z postpw sprawy i wywiesza je na swoich drzwiach? - Nie sdz, by to pomogo. Z pewnoci uznaliby, e umknie im jaki szczeg, jeli mnie osobicie nie odpytaj. - Rothen pokrci gow i rozejrza si po rozmawiajcych w grupkach magach. - Na dodatek z jakiego powodu wszyscy chc wypytywa mnie. Dlaczego tobie nigdy nie zawracaj gowy? - Najwyraniej twoje oczywiste starszestwo jest bardziej wiarygodne - odrzek Dannyl. Rothen popatrzy na niego spod przymruonych powiek. - Oczywiste? - Och, poczstuj si winem, by nawily biedne, sterane struny gosowe. - Dannyl skin na przechodzcego z tac sug. Rothen wzi kieliszek i delektowa si winem. Jako tak wyszo, e zosta nieoficjalnym organizatorem poszukiwa dziewczyny. Wszyscy oprcz Ferguna i jego poplecznikw szukali jego rady. Nie mg przez to powica caego czasu aktywnemu poszukiwaniu, a na dodatek przez cay dzie czyli si z nim mentalnie ci, ktrzy chcieli, by obejrza znalezione przez nich dziewczta. Rothen skrzywi si, czujc na ramieniu czyj do. Odwrci si i zobaczy obok siebie Administratora Lorlena - Dobry wieczr, Mistrzu Rothenie, Mistrzu Dannylu - powiedzia Lorlen. - Wielki Mistrz pragnie z wami rozmawia. Rothen spojrza przez pokj i zobaczy, e Wielki Mistrz wanie zajmuje ulubione miejsce. Kiedy wicej osb dostrzego Akkarina, szmer gosw zamieni si w peen zainteresowania gwar. Wyglda na to, e znw bd musia powtrzy to samo, pomyla Rothen, podchodzc wraz z Dannylem do przywdcy Gildii. Wielki Mistrz podnis wzrok i powita ich ledwie zauwaalnym skinieniem gowy. W dugich palcach ciska kieliszek z winem. 102

- Usidcie, prosz - Lorlen wskaza na dwa puste krzesa. - Opowiedzcie, jak postpuje wasze ledztwo. Rothen zaj wskazane mu miejsce. - Przesuchalimy ponad dwustu informatorw, ale wikszo z nich nie posiadaa adnych przydatnych informacji. Niektrzy trzymali w zamkniciu zwyke ebraczki, mimo e ostrzegalimy przed zblianiem si do poszukiwanej. Niektrzy byli nawet przekonujco zdziwieni, kiedy wskazane przez nich miejsce okazywao si puste. I tyle, niestety, mam na razie do powiedzenia. Lorlen skin gow. - Mistrz Fergun uwaa, e dziewczyn kto chroni. Dannyl zacisn usta, ale zachowa milczenie. - Zodzieje? - podsun Rothen. Loren wzdrygn si. - Albo jaki dziki mag. Bardzo szybko nauczya si ukrywa swoj prezencj. - Dziki? - Rothen rzuci Akkarinowi spojrzenie, pamitajc pewno, z jak Wielki Mistrz zapewnia, e w slumsach nie ma dzikich magw. - Czybymy mieli podstawy do podejrze, e jednak jaki tam jest? - Wyczuem, e kto posugiwa si magi - powiedzia cicho Akkarin. - Nic wielkiego i nie trwao to dugo. Sdz, e ona eksperymentuje na wasn rk, poniewa kady nauczyciel przede wszystkim pokazaby jej, jak ukrywa takie poczynania. Rothen utkwi wzrok w Wielkim Mistrzu. Zdolno Akkarina do wyczuwania wszelkiej aktywnoci magicznej w miecie bya zdumiewajca, by nie rzec niepokojca. Kiedy spojrzenie ciemnych oczu maga spotkao si z jego wzrokiem, Rothen szybko spojrza w d na swoje donie. - To bardzo... interesujce spostrzeenie - powiedzia. - Czy moesz... Czy mgby j wyledzi? - spyta Dannyl. Akkarin zacisn usta. - Ona posuguje si magi nagle i przez moment; czasem jest to jeden wybuch, czasem kilka w cigu godziny. Da si to wyczu, kiedy si tego spodziewasz i nasuchujesz, ale nie wystarczy, eby j znale i schwyta, dopki nie posuy si moc przez duszy czas. - Ale moglibymy si do niej zblia za kadym uyciem - powiedzia powoli Dannyl. Rozproszy si po miecie i czeka. Za kadym razem, kiedy ona sprbuje co zrobi, przyblialibymy si o krok, a w kocu znalelibymy j. Wielki Mistrz potakn. 103

- Ona jest w pnocnej czci Zewntrznego Krgu. - A zatem tam wanie rozpoczniemy poszukiwania jutro - Dannyl pstrykn palcami. Ale musimy by ostroni, by te ruchy nie zdradziy jej naszej strategii. Jeli kto jej pomaga, to na ulicach mog sta czujki wypatrujce magw. - Unis brew i spojrza na Wielkiego Mistrza. - Bdziemy mieli wiksze szanse, jeli si przebierzemy. Kcik ust Akkarina unis si nieznacznie. - Paszcze powinny wystarczy, by ukry szaty. Dannyl szybko przytakn. - Oczywicie. - Macie tylko jedn szans - ostrzeg ich Lorlen. - Jeli dziewczyna dowie si, e wyczuwacie uycie magii, zacznie zmienia miejsce pobytu po kadym eksperymencie. - W takim razie musimy si pospieszy. I im wicej magw wemie w tym udzia, tym szybciej j znajdziemy. - Poprosz wicej osb o pomoc. - Dzikuj, Administratorze. - Dannyl skoni si lekko. Lorlen umiechn si i opar o krzeso. - Musz przyzna, e nie sdziem, i ucieszy mnie fakt posugiwania si magi przez naszego maego zbiega. Rothen zmarszczy brwi. Tak, pomyla, tylko e za kadym uyciem groba cakowitej utraty kontroli staje si coraz wiksza. Paczka bya niedua, ale cika. Kiedy Cery postawi j na stole, usysza przyjemny brzk. Faren wzi pakunek i zdj papierowe opakowanie, spod ktrego wyjrzao niewielkie drewniane pudeko. Kiedy je otworzy, na jego twarzy i na cianie za nim zataczyy malekie krki odbitego wiata. Cery wstrzyma oddech na widok wypolerowanych monet. Faren wycign drewniany blok z czterema wbitymi w niego kokami. Cery przyglda si, jak Zodziej nakada na nie monety. Dziurki w monetach odpowiaday ksztatom kokw: zoto na zaokrglony, srebro na kwadratowy, due miedziaki na trjktny. Ostatni, najlepiej znany Cery'emu, czyli ten na miedziaki, pozostawa pusty. Kiedy na stercie ze zotem znalazo si dziesi monet, Faren przenis je na czop" - osobny patyk z zatyczkami z obu stron - i odoy na bok. - Mam dla ciebie nastpne zadanie, Ceryni. Cery niechtnie odwrci wzrok od rosncego na jego oczach bogactwa, ale wyprostowa si i skrzywi nieznacznie, gdy dotaro do niego znaczenie sw Farena. Ile jeszcze zada" 104

bdzie musia wykona, zanim pozwol mu zobaczy si z Sone? Min ju ponad tydzie, odkd Faren podj si opieki nad ni. Stumi jednak zniecierpliwienie i stan przed Zodziejem. - Co mam zrobi? Faren odchyli si na krzele, w jego tych oczach tliy si iskierki rozbawienia. - To bdzie zapewne bardziej odpowiednie do twoich talentw. Para zbirw grabi od jakiego czasu sklepy po stronie pnocnej, sklepy nalece do ludzi, z ktrymi mam umowy. Chc, eby odnalaz t park i da im do zrozumienia, e s obserwowani. Zrobisz to? Cery przytakn. - Jak wygldaj? - Jeden z moich ludzi przepyta sklepikarzy, on ci powie. Na razie we to - poda Cery'emu niewielki, zoony kawaek papieru. - I zaczekaj przed drzwiami. Cery odwrci si, ale przystan w p kroku. Rzuci Farenowi spojrzenie przez rami, zastanawiajc si, czy to odpowiedni moment, eby spyta o Sone. - Niedugo - powiedzia Faren. - Jeli wszystko pjdzie dobrze, to jutro. Cery kiwn gow i skierowa si ku drzwiom. Mimo e krzepcy stranicy przygldali mu si podejrzliwie, Cery odpowiedzia na ich spojrzenia umiechem. Ojciec uczy go, e nie naley robi sobie nieprzyjaci wrd suby. Najlepiej wrcz przeciwnie - sprawia, eby ci polubili. Ci dwaj byli tak do siebie podobni, e musieli by brami: dao si ich rozrni tylko po wyranej blinie na policzku jednego. - Mam tu zaczeka - oznajmi Cery, po czym wskaza na krzeso. - Wolne? Ten z blizn wzruszy ramionami. Cery usiad i rozejrza si po pomieszczeniu. Jego uwag przycign zawieszony na cianie wski pas jaskrawozielonej tkaniny. Na samej grze wyszyty by zot nici inkal. - Eja! Czy to to, co myl? - spyta, wstajc ponownie. Stranik z blizn wyszczerzy zby. - Ano. - Poprg Huragana? - szepn Cery. - Jak go zdobye? - Mj kuzyn jest stajennym w Domu Arran - odpowiedzia mczyzna. - Zdoby to dla mnie. - Wycign rk i pogadzi tkanin. - Wygraem dwadziecia sztuk zota dziki temu koniowi. - Powiadaj, e spodzi nieze potomstwo. - aden mu nie dorwna. - Widziae wycig? 105

- Nie. A ty? Cery umiechn si szeroko. - Przelizgnem si midzy sprawdzajcymi bilety, co nie byo atwe. Nie wiedziaem, e Huragan bdzie startowa. Miaem szczcie. - Oczy stranika zamgliy si, gdy sucha opowieci o wycigu. Przerwao im pukanie do drzwi. Milczcy stranik wpuci do rodka wysokiego, muskularnego, ponurego mczyzn w dugim czarnym paszczu. - Ceryni? Cery zrobi krok do przodu. Mczyzna obrzuci go badawczym spojrzeniem, unis brwi, po czym gestem nakaza, eby chopak uda si za nim. Cery skin gow stranikom i ruszy korytarzem. - Mam ci wprowadzi w spraw - powiedzia jego towarzysz. Cery przytakn. - Jak wygldaj te zbiry? - Jeden jest mojego wzrostu, ale ciszej budowy, drugi may i chudy. Maj krtkie czarne wosy, wyglda na to, e sami je sobie obcinaj. Wikszy ma co nie tak z oczami. Jeden sklepikarz twierdzi, e s dziwnego koloru, drugi, e strasznie zezuj. Poza tym to zwyczajni bylcy. - Maj bro? - Noe. - Wiadomo, gdzie mieszkaj? - Nie, ale jeden ze sklepikarzy widzia ich wieczorem w spylunce. Jeli tam teraz pjdziemy, powinnimy ich zasta. Na pewno bd wraca do domu okrn drog, wic bd czujny. - Jasne. Jak dziaaj? Mczyzna spojrza na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Prostacko. Bij sklepikarzy, a czasem nawet ich rodziny. Ale nie zabawiaj si dugo. Wynosz si, gdy dostan to, po co przyszli. - A co rabuj? - Gwnie pienidze. Jeli si nawin, to i trunki. Jestemy prawie na miejscu. Wyonili si z tunelu w mrocznym zauku. Przewodnik zgasi lamp i wyprowadzi Ceryego na szersz ulic, po czym skry si w cieniu bramy. Pijackie odgosy z drugiej strony ulicy zdradzay pooenie spylunki.

106

Towarzysz Cery'ego wykona szybki gest domi, skadajc je w znak zapytania. Idc za jego wzrokiem, Cery dostrzeg poruszenie w pobliskim zauku. - S tam. Zaczekajmy. Cery opar si o framug. Jego towarzysz milcza, wpatrujc si bacznie w wejcie do spylunki. Zacz pada deszcz, krople uderzay w dachy i tworzyy kaue na ulicy. Na niebie pojawi si ksiyc, zalewajc ulic wiatem, a nastpnie wznis si wyej i zostaa z niego jedynie przewiecajca przez szare chmury upiorna powiata. Mczyni i kobiety opuszczali spylunk w niewielkich grupkach. Kiedy pojawia si wiksza grupa mczyzn, chwiejcych si na nogach i miejcych pijacko, towarzysz Ceryego znieruchomia w napiciu. Cery wlepi wzrok w grup i dostrzeg dwie postacie przemykajce obok rozbawionego towarzystwa. Czujka w zaomie ciany wykona kolejny ruch domi, a kompan Cery'ego potakn. - To oni. Cery skin gow i wyszed na deszcz. Posuwajc si za tymi dwoma ulic, stara si trzyma cieni. Jeden z mczyzn najwyraniej by pijany w sztok, drugi jednak z wielk pewnoci siebie wybiera drog midzy kauami. Cery trzyma si w takiej odlegoci, by podsucha, jak ten bardziej zalany wyrzuca towarzyszowi, e za mao wypi. - Nidz by zie nie zdao, Tulyn - bekota. - Jezdemy za brzy na do. - Stul pysk, Nig. Przez jaki czas azili w kko po slumsach. Od czasu do czasu Tullin zatrzymywa si i rozglda, ale nie udao mu si wypatrzy kryjcego si w mroku Ceryego. W kocu, znudzony gadanin kumpla, wybra prost drog midzy domami i po okoo stu krokach zatrzyma si przed opuszczonym sklepem. Kiedy obaj znikli w rodku, Cery podszed bliej, przygldajc si budynkowi. Na ziemi przed wejciem lea szyld. Rozpozna na nim sowo raka". Pooy do na piersi, zastanawiajc si nad listem spoczywajcym w jego kieszeni. Faren chcia go dorczy w sposb, ktry nastraszyby rabusiw. Tej parce naleao pokaza, e Zodzieje o wszystkim wiedz: kim oni s, gdzie maj kryjwk, co robi - i jak atwo Zodzieje mogliby ich zabi. Cery przygryz warg, rozmylajc. Mgby wsun list pod drzwi, ale to zbyt atwe. Nie przestraszyoby ich tak bardzo, jak odkrycie, e kto dosta si do kryjwki. Bdzie musia zaczeka, a znw wyjd, a potem wlizgn si do rodka. Czy rzeczywicie? Jeli wrc do domu i znajd list w swojej kryjwce, na pewno si przestrasz, ale nie a tak, jak gdyby kto zakrad si do rodka podczas ich snu. 107

Cery umiechn si pod nosem i obejrza dokadnie schronienie rabusiw. Budynek by jednym z szeregu sklepikw czcych si ze sob bocznymi cianami. Oznaczao to, e wejcia s tylko z przodu i z tyu. Przeszedszy na koniec uliczki, Cery znalaz zauek biegncy na tyach zabudowa. Byo tam peno pustych skrzy i mieci. Policzy drzwi i uzna, e znalaz waciwe podwrko, poniewa pod cian walay si mierdzce worki ze zgniymi limi raki. Przykucn i zajrza przez dziurk od klucza w tylnych drzwiach. W pomieszczeniu palia si lampa. Nig lea na ku, chrapic, Tullin za przechadza si po pokoju, pocierajc raz za razem twarz. Kiedy odwrci si do wiata, Cery zauway zapuchnite oko i gboki cie pod nim. Zbir najwyraniej nie sypia dobrze - zapewne ba si, e Zodzieje mog zoy im niespodziewan wizyt. Jakby czytajc w mylach Cery'ego, Tullin podszed nagle do tylnych drzwi. Cery czeka w napiciu, gotw w kadej chwili da nura, ale Tullin nie chwyci za klamk. Jego palce natomiast zacisny si na czym w powietrzu i powdroway w gr, poza zasig wzroku Cery'ego. Sznur, pomyla chopak. Bez zagldania do rodka wiedzia, e Tullin zastawi puapk na nieproszonych goci. Zadowolony ze swej przezornoci, zbir podszed do drugiego ka. Zza pasa wycign n i pooy go na stojcym tu obok stoliku, a nastpnie zdusi knot w lampce. Raz jeszcze obrzuci spojrzeniem cae pomieszczenie i wycign si na ku. Cery zerkn na drzwi. Rak przywoono do Imardinu w postaci strczkw owinitych w licie. Sklepikarze obrywali te strczki z gazek i piekli. Licie i szypuki wyrzucano zazwyczaj do zsypu prowadzcego do zewntrznego worka, te ostatnie za zbierali chopcy, ktrzy nastpnie sprzedawali ich zawarto chopom w pobliskich wioskach. Posuwajc si wzdu ciany, Cery odnalaz zewntrzn klap zsypu. Od rodka przytrzymywa j zwyky rygiel - nic trudnego. Cery wycign z kieszeni malek buteleczk i cieniutk, pust w rodku trzcink. Zassa nieco oleju do rurki i naoliwi ostronie rygiel i zawiasy klapy. Odoy flaszeczk j trzcink na swoje miejsce, wyj zestaw wytrychw i lewarkw i zabra si do otwierania zamka. Robota sza powoli, ale dawao to Tullinowi mnstwo czasu na zapadnicie w gboki sen. Kiedy zamek puci, Cery uchyli ostronie klap i rozejrza si po niewielkim pomieszczeniu. Schowa wytrychy do kieszeni i wycign kawaek polerowanego metalu owinity w delikatn tkanin. Wysun rk ze zsypu i uy tego lusterka do oceny puapki Tullina. Omal si gono nie rozemia na widok tego, co zwieszao si nad drzwiami: grabie, ktrych rczka przymocowana bya sznurkiem do haka nad framug. elazne ostrza opieray 108

si o belk sufitu, zapewne przytrzymywane w miejscu gwodziem. Drugi kawaek sznurka bieg od ostrza do klamki. Co to za atwe, pomyla Cery. Rozejrza si po pomieszczeniu w poszukiwaniu innych puapek, ale nic nie znalaz. Wylizgn si ze zsypu, wrci do drzwi i wyj ponownie zestaw do oliwienia. Szybkie ogldziny zamka wykazay, e jest uszkodzony - zapewne od czasu, kiedy rabusie po raz pierwszy wamali si do tego sklepu. Cery wycign z kieszeni mae pudeeczko, otworzy je i wybra wskie ostrze. Z innej kieszeni wycign specjalne rozkadane narzdzie odziedziczone po ojcu. Przypi ostrze do jednego ramienia tego narzdzia i wsun je przez dziurk od klucza. Na olep znalaz klamk i przesuwa po niej ostrze, a wyczu opr sznurka. Wtedy przycisn mocno. Wrci do zsypu, eby sprawdzi za pomoc lusterka, e sznurek zwisa teraz nieszkodliwie z sufitu. Zadowolony z siebie zapakowa narzdzia, owin buty szmatami, zaczerpn gboko powietrza i uspokoi oddech. Otworzy drzwi jak najciszej. Wlizgn si do rodka i przyjrza picym mczyznom. Ojciec mawia, e najlepszym sposobem na to, eby si do kogo zakra, jest nie skrada si. Cery zerkn na rabusiw. Obaj spali, ten pijany chrapa. Cery przeszed przez pokj i obejrza drzwi frontowe. Z zamka wystawa klucz. Odwrci si i raz jeszcze obrzuci spojrzeniem obu mczyzn. N Tullina pobyskiwa w ciemnoci. Cery wycign zza pazuchy list Farena i podszed do rabusia. Podnis n i ostronie przygwodzi nim kartk do blatu. To jest to. Umiechn si ponuro, podszed do drzwi i chwyci klucz. Kiedy go przekrci, zamek stukn cicho. Powieki Tullina zadrgay, ale si nie obudzi. Cery szarpn za klamk, wyszed na zewntrz i zatrzasn za sob drzwi. Ze rodka dobieg go krzyk. Chopak wskoczy w bram ssiedniego sklepu i spojrza za siebie. Chwil pniej drzwi sklepiku rabusiw otwary si i stan w nich Tullin, rozgldajc si po ciemnej ulicy. Jego twarz bya blada w wietle ksiyca. We wntrzu rozlegy si protesty, a nastpnie przeraony wrzask. Tullin skrzywi si i wskoczy z powrotem do rodka. Cery odszed w noc z umiechem na ustach. Sonea pod nosem przeklinaa Farena. Przed ni na palenisku lea krtki patyk. Po eksperymentach z rnymi przedmiotami skupia si na drewnie jako najbezpieczniejszym materiale do prb magicznych.

109

Nie byo ono tanie - drzewa cinano w grach na Pnocy i spawiano rzek Tarali - ale mimo to miaa go pod dostatkiem. Spojrzaa z powtpiewaniem na kijek, po czym rozejrzaa si po pokoju, by przypomnie sobie, e ta frustracja jest cen za co. Otaczay j stoy z polerowanego drewna i wycieane krzesa. W ssiednich pomieszczeniach znajdoway si mikkie ka, mnstwo jedzenia i spory zapas trunkw. Faren traktowa j jak honorowego gocia w jednym z wielkich Domw. Ona jednak czua si jak wizie. Kryjwka pozbawiona bya okien i znajdowaa si cakowicie pod ziemi. Dao si tu doj jedynie ciek, a na zewntrz przez cay czas czuwali stranicy. To miejsce znane byo jedynie zaufanym ludziom Farena, jego rodzinie". Westchna i opucia ramiona. Nie grozio jej nic ze strony magw i przedsibiorczych bylcw, ale musiaa walczy z nud. Po szeciu dniach wpatrywania si w te same ciany nawet luksusowe meble przestay j rozprasza, a mimo e Faren wpada tu od czasu do czasu, miaa niewiele do roboty poza prbami magicznymi. Moe tego wanie oczekiwa od niej Faren. Spogldajc na patyk, poczua kolejn fal frustracji. Mimo e przyzywaa swoj moc kilka razy w cigu dnia, odkd przybya do tej kryjwki, nigdy nie osigna zamierzonego efektu. Kiedy chciaa co spali, poruszao si. Kiedy kazaa przedmiotom si rusza, wybuchay. Kiedy chciaa je rozwali, pony. Opowiedziaa o tym Farenowi, ale on tylko umiechn si i kaza wiczy. Sonea skrzywia si i skoncentrowaa ponownie na patyku. Wzia gboki oddech i wbia wzrok w kawaek drewna. Mruc oczy, rozkazaa mu przetoczy si przez kamienie, ktrymi wyoone byo palenisko. Nic. Cierpliwoci, skarcia sam siebie. Zazwyczaj musiaa sprbowa kilka razy, zanim jaka sztuczka si udaa. Zebraa ca swoj wol w wyimaginowane dziao i rozkazaa patykowi poruszy si. Lea nieruchomo. Westchna i opara si na pitach. Za kadym razem, kiedy magia dziaaa, czua zo: albo wasn frustracj, albo nienawi do Gildii. Potrafia zebra te emocje, mylc o czym, co j irytowao, ale byo to wyczerpujce i nieprzyjemne. Niemniej jednak magowie robi to bez przerwy, przypomniaa sobie. Czyby przechowywali zapasy zoci i nienawici, eby z nich czerpa? Co to za ludzie? Spojrzawszy na kawaek drewna, uwiadomia sobie, e bdzie musiaa zrobi wanie co takiego. Zmagazynowa gniew i zebra nienawi, zachowa je na te chwile, kiedy

110

przyjdzie jej posuy si magi. Jeli tego nie zrobi, niczego nie osignie, a Faren odda j w rce Gildii. Skrzyowaa ramiona, czujc, jak ogarnia j fala rozpaczy. Jestem w puapce, pomylaa. Mam do wyboru albo sta si jedn z nich, albo da si im zabi. Usyszaa cichy trzask: jakby co pko albo jakby kto wyrzuci w powietrze pas tkaniny i szybko szarpn nim z powrotem. Po blacie stoliczka stojcego midzy dwoma krzesami pezay jasne, pomaraczowe pomyki. Sonea podskoczya, czujc, jak wali jej serce. To moja robota? - pomylaa. - Nie byam przecie za. Ogie rozprzestrzenia si, trzaskajc wesoo. Sonea podesza bliej, niepewna, co powinna zrobi. Jak zareaguje Faren, kiedy dowie si, e jego kryjwka spona? Sonea prychna. Bdzie rozdraniony i troch zawiedziony, e mae magiczne zwierztko zgino. Ze stoliczka unosi si dym, tworzc chmury pod sufitem. Sonea podczogaa si na czworakach, chwycia jedn nog mebla i pocigna go. Ogie zataczy. Kulc si przed gorcem, Sonea uniosa stolik i rzucia go na palenisko. Opar si o krat i pon bez przeszkd. Sonea westchna, widzc, jak pomienie trawi mebel. Przynajmniej udao jej si odkry co nowego. Stoy nie staj w pomieniach same z siebie. Wyglda na to, e rozpacz te jest w stanie wyzwoli magi. Gniew, nienawi, rozpacz, pomylaa. Ale fajnie by magiem. - Czue to? - zapyta Rothen gosem drcym z podniecenia. Dannyl przytakn. - Owszem. Niezupenie czego takiego si spodziewaem. Mylaem, e magi czuje si tak, jakby kto piewa. To brzmiao bardziej jak chrzknicie. - Magiczne chrzkanie - rozemia si Rothen. - Interesujce porwnanie. - Jeli nie umiesz piewa ani mwi, bdziesz wydawa niezrozumiae dwiki, prawda? Moe tak wanie brzmi niekontrolowana magia? - Dannyl zamruga, po czym odsun si od okna i przetar oczy. - Pno ju, a ja jestem zbyt roztargniony. Chyba powinienem si przespa. Rothen potakn, ale nie ruszy si od okna. Patrzy na ostatnie wiata palce si jeszcze w miecie.

111

- Nasuchiwalimy przez wiele godzin. Niczego wicej nie zdziaamy - powiedzia Dannyl. - Wiemy ju, e potrafimy j wyczu. Przepij si, Rothen. Jutro musimy znw by czujni. - Nie chce mi si wierzy, e ona jest tak blisko nas, a my nie potrafimy jej znale odezwa si cicho Rothen. - Ciekaw jestem, czego ona prbuje. - Rothen - powiedzia twardo Dannyl. Starszy mag westchn i odwrci si od okna z ledwo dostrzegalnym umiechem. - Oczywicie. Sprbuj si wyspa. - To dobrze. - Dannyl skierowa si do drzwi, usatysfakcjonowany tym zapewnieniem. Do jutra. - Dobranoc, Dannylu. Dannyl odwrci si jeszcze w drzwiach i ku swojemu zadowoleniu zobaczy, e przyjaciel kieruje si do sypialni. Wiedzia, e zaangaowanie Rothena w odnalezienie dziewczyny wykracza poza jego obowizki. Idc korytarzem, umiecha si do siebie. Kilka lat temu, kiedy Dannyl by nowicjuszem, Fergun rozpowszechnia o nim rne pogoski w odwecie za pewien psikus. Dannyl nie spodziewa si, by ktokolwiek bra na powanie gadanin Ferguna, ale kiedy nauczyciele i inni nowicjusze zaczli traktowa go inaczej i kiedy zorientowa si, e w aden sposb nie bdzie mg odzyska pozycji, straci cay szacunek dla swoich kompanw. Entuzjazm do nauki wyparowa i Dannyl zacz si coraz bardziej opuszcza. Wtedy Rothen wzi go na rozmow i z nieskoczonym uporem i optymizmem przekonywa modzieca na powrt do magii i nauki. Wygldao na to, e nie potrafi powstrzyma si od pomagania modym ludziom w opaach. Dannyl wiedzia, e jego przyjaciel jest rwnie zdeterminowany jak zawsze, niemniej jednak nie by pewny, czy Rothen jest w peni przygotowany do opieki nad t dziewczyn. Istnieje spora rnica midzy marudnym nowicjuszem a dzieckiem ze slumsw, ktre zapewne nienawidzi magw. Jednego by pewny: ycie stanie si znacznie ciekawsze, kiedy wreszcie j znajd.

112

ROZDZIA 9 NIEPROSZONY GO Zimny wicher skrca strugi deszczu w bicze i szarpa za ubrania. Cery nacign szczelniej paszcz i otuli si szalikiem. Skrzywi si, gdy wiatr uderzy go w twarz, ale wnet stawi mu dzielnie czoa. W spylunce, gdzie umwi si z Harrinem, byo cudownie ciepo. Ojciec Doni by w dobrym humorze, ale nawet darmowy spyl nie skusiby Ceryego do pozostania - nie kiedy Faren pozwoli mu wreszcie odwiedzi Sone. Cery a jkn, gdy zderzy si z nim wysoki mczyzna. Zagapi si w jego plecy znikajce w oddali. Zapewne kupiec, oceni, sdzc po tym, jak krople byszczay na nowym paszczu i butach. Mrukn co obraliwego i ruszy dalej. Kiedy wrci z kryjwki rabusiw, Faren wypyta go o nocne zadanie i wysucha raportu, nie zdradzajc ani rozczarowania, ani zadowolenia, po czym skin gow. Wyprbowuje moj przydatno, pomyla Cery. Chce zna moje moliwoci. Ciekawe, co zleci mi nastpnym razem. Podnis wzrok i obrzuci spojrzeniem ulic. Kilku bylcw przemykao pospiesznie w deszczu. Nic w tym nadzwyczajnego. Nieco dalej kupiec przystan przed jakim budynkiem bez zrozumiaego dla chopaka powodu. Idc ulic, Cery spojrza na mijanego kupca. Oczy nieznajomego byy zamknite, czoo zmarszczone jak w gbokim zamyleniu. Cery wszed w nastpny zauek i spojrza za siebie - akurat, eby zobaczy, jak gowa mczyzny unosi si, a wzrok skupia z powrotem na ulicy. Nie, pomyla Cery, czujc nieprzyjemny dreszcz na skrze, pod ulic. Przyjrza si dokadniej ubraniu domniemanego kupca. Jego buty wyglday zarazem znajomo i nietypowo. W mdym wietle pobyskiwa jaki znak... Cery poczu, jak serce podchodzi mu do garda. Obrci si na picie i rzuci pdem przed siebie. Pomimo deszczu Rothen widzia posta wysokiego mczyzny w dugim paszczu stojcego na rogu ulicy naprzeciwko niego. - Jestemy blisko - odezwa si Dannyl w jego umyle. - Ona jest gdzie pod tymi budynkami. - Musimy tylko odnale drog do rodka - odpowiedzia Rothen.

113

By to dugi, bezowocny dzie. Czasami dziewczyna uywaa magii raz za razem - wtedy robili spore postpy. Kiedy indziej musieli jednak czeka godzinami, aby otrzyma jeden sygna, a potem dugo nic. Rothen zauway szybko, e paszcz, ktry skrywa jego szaty, wci wyglda zdecydowanie za dobrze jak na slumsy. Uzna rwnie, e kilku odzianych w porzdne paszcze mczyzn krccych si po okolicy bdzie przyciga uwag, tote gdy zbliyli si do dziewczyny, rozkaza wikszoci z nich oddali si. Brzczenie gdzie na granicy myli zwrcio jego uwag z powrotem ku dziewczynie. Dannyl poruszy si na swojej pozycji i wszed w zauek. Rothen porozumia si z pozostaymi poszukiwaczami i uzna, e dziewczyna musi ukrywa si pod domem po jego lewej. - Myl, e tu jest wejcie do tuneli - odezwa si Dannyl. - Zapewne krata wentylacyjna w cianie, taka, jakie ju widzielimy. - Nie moemy pj dalej, nie ujawniajc si - myl Rothena powdrowaa do wszystkich poszukiwaczy. - Nadszed czas. Makin i ja bdziemy pilnowa gwnego wejcia. Kiano i Yaldin, idcie do tylnych drzwi. Dannyl i Jolen jako pierwsi wejd do tunelu, poniewa ona zapewne tdy bdzie ucieka. Kiedy wszyscy zameldowali si na pozycjach, da rozkaz Dannylowi i Jolenowi. Otwierajc krat, Dannyl zacz wysya obrazy do pozostaych. Wsun si przez otwr do rodka, przykucn na pododze, przywoa kul wietln i przyglda si, jak Mistrz Jolen wchodzi do tunelu. Nastpnie rozeszli si w przeciwnych kierunkach. Po okoo stu krokach Dannyl zatrzyma si i wysa wiato przed siebie. Przez chwil unosio si w powietrzu, po czym dotaro do zakrtu. - To chyba prowadzi pod ulic, zawracam. Chwil pniej Mistrz Jolen wysa pozostaym obraz wskich stopni wiodcych w d. Zacz po nich schodzi, ale zatrzyma si, kiedy zobaczy przed sob sylwetk czowieka. Nowo przybyy spojrza na kul wietln Jolena, po czym zawrci i uciek w boczny korytarz. - Zauwayli nas - wysa Jolen. - Id dalej - odpowiedzia Rothen. Dannyl przesta wysya obrazy, eby umoliwi Rothenowi ledzenie postpw Jolena. Doszedszy do podstawy schodw, mag ruszy przed siebie wskim tunelem. Kiedy dotar do 114

zakrtu, w zmysy Rothena wdar si py, haas i uczucie niepokoju. Chwil pniej zapanowa kompletny chaos, poniewa wszyscy magowie zaczli wysya pytania. - Zawalili przejcie - poinformowa ich Jolen, pokazujc obraz barykady z gruzu. Dannyl by za mn. Rothen poczu szarpnicie przeraenia. - Dannyl? Przez chwil panowao milczenie, po czym w jego umyle rozleg si saby gos. - Przysypany. Zaczekaj... ju si uwolniem. Najwyraniej nie chcieli, bymy dostali si gbiej. Idziemy dalej, eby j znale. - Idcie - odrzek Rothen. Jolen odwrci si od zawalonej ciany i pospiesznie ruszy korytarzem. Zabrzcza dzwonek. Sonea oderwaa wzrok od paleniska i wstaa. Fragment ciany przesun si i do rodka wkroczy Faren. Cay ubrany na czarno, z pobyskujcymi dziwacznymi oczami, wyglda bardzo owadzio i niebezpiecznie. Umiechn si i poda jej co zawinitego w tkanin i obwizanego sznurkiem. - Dla ciebie. Obrcia przedmiot w rkach. - Co to jest? - Otwrz - odpowiedzia Faren, sadowic si w jednym z foteli. Sonea usiada naprzeciwko i rozwizaa sznurek. Materia opad, ukazujc star ksig oprawn w skr. Cz kartek wypada z oprawy. Sonea podniosa wzrok na Farena, krzywic si lekko. - Stara ksika? Przytakn. - Spjrz na tytu. Sonea spojrzaa w d, ale szybko podniosa z powrotem oczy. - Nie umiem czyta. Faren zamruga ze zdziwienia. - Oczywicie - potrzsn gow. - Przepraszam, powinienem by si domyli. To ksika o magii. Posaem czowieka, eby przeszuka wszystkie kantory zastawne i nory przemytnikw. O ile wiem, magowie pal swoje stare ksigi, ale zdaniem waciciela sklepu ta zostaa sprzedana przez nieposusznego sug. Zajrzyj do rodka.

115

Sonea rozchylia okadki i znalaza kartk. Biorc j do rki, natychmiast wyczua grubo pergaminu. Tak doskonale wykonana karta kosztowaa wicej ni obiad dla caej rodziny czy nowy paszcz. Rozoya j i popatrzya na czarne litery wijce si w idealnych liniach na caej stronicy, po czym wstrzymaa oddech na widok znaku odbitego w rogu. Diament przedzielony na trzy - symbol Gildii. - Co to jest? - spytaa szeptem. - List - odpowiedzia Faren. - Do ciebie. - Do mnie? - Spojrzaa na niego ze zdziwieniem. Potakn. - Skd wiedzieli, jak mi go dostarczy? - Nie wiedzieli, ale dali to komu, kto ma powizania ze Zodziejami, a ten przekaza dalej. Podaa mu pergamin. - Co tu jest napisane? Wzi od niej kart. - Pisz tak: Do modej damy o magicznym talencie. Poniewa nie moemy porozmawia osobicie, wysyamy ten list za porednictwem Zodziei, liczc, e uda im si z tob skontaktowa. Chcemy ci zapewni, e nie zamierzamy ci w aden sposb skrzywdzi. Uwierz rwnie, e nie zamierzalimy zrobi krzywdy ani tobie, ani temu chopcu w dzie czystki. Jego mier bya tragicznym wypadkiem. Chcemy ci tylko nauczy kontrolowania twojej mocy i zaproponowa ci wstpienie do Gildii. Bdziesz wrd nas mile widziana". Podpis brzmi: Mistrz Rothen z Gildii Magw". Sonea gapia si na kart z niedowierzaniem. Gildia chce, eby ona, dziewczyna ze slumsw, doczya do nich? Uznaa, e to na pewno puapka, prba wywabienia jej z kryjwki. Przypomniaa sobie maga, ktry wdar si do schronienia na strychu, tego, ktry nazwa j wrogiem Gildii. Nie wiedzia, e ona go syszaa, zapewne wic mwi prawd. Faren zoy z powrotem kart i wsun j do kieszeni. Widzc jego chytry umiech, Sonea poczua ukucie strachu. Skd miaa wiedzie, e powiedzia jej prawd o tym, co byo napisane w licie? No ale po co miaby zmyla? Chcia, eby dla niego pracowaa, a nie uciekaa do magw. Chyba e to prba... Zodziej unis brew. - Co o tym mylisz, maa Soneo? 116

- Nie wierz im. - Dlaczego? - Nigdy nie przyjliby bylca. Faren potar porcz fotela. - A gdyby przekonaa si, e naprawd chc ci przyj? Wielu zwykych ludzi marzy o tym, eby zosta magiem. Moe Gildia chce poprawi swj wizerunek w oczach ludzi? Sonea pokrcia gow. - To puapka. Ich bdem byo to, e zabili niewaciwego bylca, a nie e w ogle kogo zabili. Faren pokiwa powoli gow. - Tak wanie twierdzi wikszo wiadkw. W takim razie odrzucimy zaproszenie Gildii i zajmiemy si waniejszymi sprawami. - Wskaza na lec na jej kolanach ksig. - Nie mam pojcia, czy to si przyda. Znajd kogo, kto bdzie ci czyta. Lepiej jednak by byo, gdyby nauczya si liter. - Ciotka uczya mnie troszk - odpowiedziaa Sonea kartkujc ksik. - Ale to byo dawno. - Podniosa wzrok. - Czy bd moga zobaczy si z Jonn i Ranelem? Jonna z pewnoci nauczyaby mnie czyta. Pokrci gow. - Nie wczeniej, ni magowie przestan... - Zmarszczy brwi i przechyli lekko gow. Do uszu Sonei doszo cichutkie brzczenie. - Co to? Faren wsta. - Zaczekaj tutaj - powiedzia i znikn w ciemnoci za ruchom cian. Sonea odoya ksik i podesza do paleniska. Chwil pniej ciana uchylia si znowu i Faren wrci do pokoju. - Szybko - rzuci. - Chod za mn i nic nie mw. Przeszed koo niej. Sonea rzucia mu szybkie spojrzenie, ale podniosa si i posza za nim. Faren wycign z kieszeni niewielki przedmiot i przesun nim kilka razy po drewnianej okadzinie. Sonea podesza bliej i zobaczya, jak sk w desce porusza si i wysuwa na p palca w gb pokoju. Faren chwyci i pocign. Fragment ciany obrci si. Faren uj Sone za rk i wcign w ciemno. Nastpnie nacisn sk i zamkn przejcie.

117

Stali w ciemnoci. Kiedy oczy dziewczyny przyzwyczaiy si do braku wiata, dostrzega, e w poprzek drzwi na wysokoci ramienia biegnie rzdek piciu malekich dziurek. - Istniej szybsze sposoby wydostania si z tamtej kryjwki - powiedzia - ale poniewa mielimy czas, uznaem, e najlepiej wybra drzwi, ktrych prawie nie da si otworzy. Spjrz. Odsun si od dziurek. Sonea zmruya oczy, kiedy nagle w ciemnoci rozbyso wiato lampy. Faren trzyma w rce ma latarenk, ktr zamkn tak, e tylko wska smuga owietlaa korytarz. Unis j i wskaza metalowe rygle i skomplikowane urzdzenia z tyu drzwi. - Co si dzieje? - spytaa. te oczy Farena rozbysy w pmroku, kiedy wsuwa rygle na miejsce. - Kilku magw nadal ci szuka. Moi szpiedzy wiedz ju, jak oni wygldaj, znaj ich imiona, ledz ich ruchy - Faren zamia si sucho. - Podsyamy im faszywych informatorw, eby mieli zajcie. Ale dzisiaj zachowywali si dziwnie. Zjawio si ich tu wicej i wygldali tak, jakby na co czekali. Nie wiem dlaczego, ale wci zmieniali pozycje. I za kadym razem przybliali si do tego miejsca. A przed chwil Ceryni powiedzia mi, e chyba w ten sposb usiuj ci namierzy. Twierdzi, e pewnie potrafi wyczu magi. Nie wierzyem, dopki... Faren urwa, po czym zgasi nagle latarni, pograjc korytarz na powrt w ciemnoci. Sonea usyszaa, e podchodzi do ciany. Przesuna si do przodu i przytkna oko do jednej z malekich dziurek. Wejcie do pokoju byo otwarte, tworzc prostokt ciemnoci. Z pocztku Sonea mylaa, e kryjwka jest pusta, ale teraz dostrzega posta wyaniajc si nagle z jednego z bocznych pomieszcze. Zielone szaty zakoysay, si gdy mczyzna przystan. - Moi ludzie zatrzymali ich na chwil, zawalajc korytarz - szepn Faren - ale jeden si przedar. Nie bj si. Nikt nie przedostanie si przez te drzwi. To... - Cicho zaczerpn powietrza. - Interesujce. Sonea przyoya znw oko do dziurki i poczua, e serce w niej zamiera. Mag najwyraniej patrzy dokadnie w jej kierunku. - Czyby nas sysza? - mrukn Faren. - Sprawdzaem ciany wiele razy. - Moe widzi drzwi - podpowiedziaa Sonea. - Nie, musiaby wiedzie, gdzie szuka. A nawet gdyby zdoa wypatrzy przejcia, to z tego pokoju jest ich pi. Czemu miaby wybra wanie to?

118

Mag podszed w ich stron i zatrzyma si. Wbi wzrok w drewno, po czym zamkn oczy. Sonea poczua fal czego a za dobrze znanego. Kiedy mag otwar ponownie oczy, napicie z jego twarzy zniko, a wzrok mia utkwiony w Farena. - Skd on wie? - sykn Faren. - Robisz teraz co magicznego? - Nie - odpowiedziaa Sonea, zdziwiona pewnoci we wasnym gosie. - Poza tym ja potrafi si przed nim ukry. To ty. On wyczuwa ciebie. - Mnie? - Faren odwrci twarz od ciany i przeszy Sone wzrokiem. Wzruszya ramionami. - Nie pytaj mnie. - Potrafisz mnie ukry? - W gosie Farena zna byo napicie. - Moesz ukry nas oboje? Odsuna si od otworu. Czy potrafi? Nie jest chyba w stanie ukry czego, co mag wyczuwa, nie zdradzajc si. Spojrzaa na Farena, po czym spojrzaa na Farena. Byo to tak, jakby wycigna zmysy - nie, ten inny zmys, ktry nie by ani wzrokiem, ani suchem - i poczua tam osob. Faren zakl. - Cokolwiek robisz, przesta! - jkn. Co zaszurao w cianie. Faren cofn si. - On usiuje to otworzy - powiedzia. - Obawiaem si, e sprbuje uy siy. To powinno da nam troch czasu. - Uchyli osonk lampy i skin na Sone. Zdyli zrobi zaledwie kilka krokw, kiedy zatrzyma ich dwik rygla przesuwajcego si po drewnie. Faren odwrci si z przeklestwem na ustach. Unis lamp, by owietli cian. Rygle odskakiway jeden po drugim, najwyraniej z wasnej woli. Sonea widziaa, jak zbate kka mechanizmu drzwi zaczynaj si obraca, a nastpnie, kiedy lampa uderzya o ziemi, korytarz pogry si w cakowitej ciemnoci. - Pdem! - sykn Faren. - Za mn! Sonea signa rk ku cianie tunelu i pobiega za stukotem butw Farena. Nie przebiega nawet dwudziestu krokw, kiedy obok niej przemkn promie wiata, rzucajc na ziemi jej cie. Za sob usyszaa cikie kroki. Korytarz wypeni si jasnym blaskiem, cie Sonei skurczy si nagle. Poczua na twarzy ar i skulia si, gdy ogarna j kula wiata, ktra nastpnie mina Farena i zatrzymaa si za nim, tworzc janiejc barier. Faren wyhamowa, obrci si i stan twarz w twarz z przeladowc. W biaym wietle jego twarz sprawiaa wraenie jeszcze bledszej. Sonea przysuna si bliej do niego i

119

spojrzaa przed siebie. Z gbi tunelu wyonia si posta w szatach. Sonea cofaa si z bijcym sercem, dopki nie wyczua za sob drgania i aru bariery. Faren warkn gardowo, po czym z zacinitymi piciami ruszy korytarzem ku magowi. Sonea wpatrywaa si w niego w osupieniu. - Ty! - Faren wskaza podbrdkiem maga. - Co ty sobie wyobraasz? To mj teren. Jeste intruzem! Echo ponioso jego gos po korytarzach. Mag zwolni kroku i spojrza na Zodzieja spod przymruonych powiek. - Prawo mwi, e wolno nam i tam, gdzie trzeba - oznajmi. - Prawo mwi rwnie, e nie wolno wam krzywdzi ludzi ani niszczy ich dobytku odparowa Faren. - Przez ostatnie kilka tygodni zamalicie ten zakaz wielokrotnie. Mag zatrzyma si i unis rce w pojednawczym gecie. - Nie zamierzalimy zabi tego chopca. To bya pomyka. - Mag spojrza na Sone, ktra poczua na plecach dreszcz. - Musimy ci wiele rzeczy wyjani. Musisz nauczy si kontrolowa swoj moc... - Czy ty nie rozumiesz? - sykn Faren. - Ona nie ma ochoty zostawa magiem. Nie chce mie z wami nic wsplnego. Zostaw j w spokoju. - Nie mog tego zrobi - mag potrzsn gow. - Dziewczyna musi pj ze mn... - Nie! - krzykn Faren. W oczach maga pojawi si chd, a Sonea znw poczua przebiegajcy j deszcz. - Nie, Faren! - krzykna. - On ci zabije. Nie zwaajc na ni, Faren rozstawi szeroko nogi i pooy donie na cianach po obu stronach tunelu. - Jeli chcesz dziewczyn - warkn - bdziesz musia najpierw zmierzy si ze mn. Mag zawaha si, po czym postpi krok do przodu, wysuwajc otwarte donie w stron Farena. W korytarzu rozleg si brzk. Mag wyrzuci przed siebie rce i znik. Sonea wpatrywaa si ze zdumieniem w miejsce, gdzie przed chwil sta jej przeladowca. Teraz widnia tam prostokt ciemnoci. Faren opuci rce i wybuchn miechem. Z bijcym wci mocno sercem Sonea przesuna si ku niemu. Spojrzaa w d i uwiadomia sobie, e ciemny prostokt to wielka dziura w pododze. - Co... co si stao?

120

Faren mia si teraz nieco ciszej. Sign i przekrci ceg w cianie, po czym woy rk w ciemny otwr, chwyci za co i jknwszy z wysiku, pocign. Klapa powoli poruszya si i zatrzasna, zakrywajc z powrotem dziur. Faren przysypa j kurzem zalegajcym podog korytarza. - Zbyt atwo poszo - powiedzia, wycierajc donie w chustk. Umiechn si do Sonei i ukoni z wdzikiem. - Jak ci si podobao moje przedstawienie? Sonea poczua, e usta same ukadaj si jej w umiech. - Rozumiem, e to mi si nie przynio? - Ha! - Faren unis brwi. - Sdzc po twojej reakcji, byem przekonujcy. Nie, Faren! On ci zabije!" - zawoa piskliwym gosem. Pooy sobie rk na sercu i umiechn si. Jestem wzruszony twoj trosk o moje ycie. - Ciesz si nim - odpowiedziaa. - Nie wiem, ile ono potrwa. - upna w klap. - Dokd to prowadzi? Wzruszy ramionami. - Och, daleko w d, do lochu naszpikowanego elaznymi szpikulcami. Sonea zrobia wielkie oczy. - To znaczy... on nie yje? - Zdecydowanie - oczy Farena bysny. Sonea spojrzaa na klap. Chyba nie... ale skoro Faren twierdzi... chocia przecie mag umie sobie chyba poradzi... Poczua nagle przejmujcy chd i zrobio jej si sabo. Nigdy nie przyszo jej do gowy, e maga mona zabi. Zrani, moe, ale nie zabi. Co zrobi Gildia, kiedy dowie si, e jeden z magw nie yje? - Sonea - poczua na ramieniu do Farena. - On nie zgin. Na dole jest zbiornik ciekowy. To w zamyle miaa by droga ucieczki. Jak si stamtd wydostanie, bdzie cuchn bardziej, ni gdyby wykpa si w Tarali, ale przeyje. Skina gow, czujc ulg. - Pomyl jednak, co on chcia z tob zrobi. Moe nadej taki dzie, e bdziesz musiaa zabija, eby zachowa wolno. - Faren unis jedn brew. - Przyszo ci to do gowy? Nie czekajc na odpowied, odwrci si i przyjrza barierze ze wiata i aru, ktra wci blokowaa przejcie. Potrzasn gow i ruszy korytarzem z powrotem ku kryjwce. Sonea ruszya za nim, nie bez lku przekraczajc klap.

121

- Nie moemy si tu zatrzyma - myla Faren na gos - poniewa pozostali magowie mogli znale inne wejcie. Bdziemy musieli... - Zbliy si do ciany i obejrza j dokadnie. - O, jest. - Dotkn czego wrd cegie. Sonea krzykna cicho, kiedy ziemia ustpia nagle pod jej stopami. Co uderzyo j w plecy i poczua, jak zsuwa si po stromej, gadkiej powierzchni. Powietrze zrobio si nagle znacznie cieplejsze i wypeni je zdecydowanie nieprzyjemny odr. Nagle poczua, e leci, i runa w mokr ciemno. Woda wpada jej do uszu i nosa, ale zdoaa powstrzyma si przed otwarciem ust. Kopic na olep, wymacaa twardy grunt i odepchna si, by wytkn gow nad wod. Otwara oczy i zobaczya, jak Faren wyskakuje z tunelu i z pluskiem wpada do wody. Przez chwil miota si, po czym wypyn na powierzchni, mamroczc przeklestwa. - Fuj! - wrzasn. Otar oczy i zakl znowu. - Nie ta zapadnia! Sonea zaoya rce. - Gdzie zatem wyldowa mag? Faren spojrza na ni, a w jego oczach zapaliy si zoliwe ogniki. - W zsypie browaru kilka domw std - wydysza. - Kiedy stamtd wyjdzie, bdzie przez tydzie mierdzia sfermentowan tugorow papk. Sonea parskna i ruszya w kierunku brzegu. - Uwaasz, e to gorsze od tego? Wzruszy ramionami. - Dla maga? Niewykluczone. Z tego, co syszaem, nienawidz spylu. - Wyszed za ni z wody, po czym przyjrza si jej z namysem. - Chyba jestem ci winien kpiel i nowe ubranie, co? - Za to, e omal nie zawalie opieki nade mn? - Sonea wzruszya ramionami. - Powinno wystarczy, ale bdziesz musia pomyle o czym specjalnym za wrzucenie mnie do rynsztoka. Umiechn si szeroko. - Zobaczymy, co si da zrobi.

122

ROZDZIA 10 DECYZJA Mimo e powietrze byo mrone od zimowego wiatru, a niebo zacignite ciemnymi chmurami, Rothen poczu, e humor mu si poprawia, gdy tylko wyszed na dwr. Dzi by Dzie Wolny. Dla wikszoci magw w Gildii pity, ostatni dzie tygodnia, by wolny od zaj. Dla nowicjuszy by to po czci czas przeznaczony na nauk, a dla wykadowcw - na przygotowywanie si do wykadw. Rothen zazwyczaj spdza w takie dni godzin w ogrodzie, po czym wraca do siebie, eby zaj si lekcjami. W tym tygodniu nie mia jednak nic do przygotowania. Poniewa zosta oficjalnie mianowany organizatorem poszukiwa, jego nauczycielskie obowizki przekazano komu innemu. Wikszo czasu powica na koordynowanie prac wolontariuszy. Byo to wyczerpujce zajcie - zarwno dla niego, jak i dla wsppracujcych z nim magw. Ostatnie trzy tygodnie, wliczajc w to Dni Wolne, spdzili na poszukiwaniach. Rothen zdawa sobie spraw, e wielu wycofa si, jeli dalej bdzie od nich da zaangaowania rwnie w czasie odpoczynku, postanowi wic przerwa poszukiwanie na ten dzie. Kiedy wyszed za rg, ujrza przed sob Aren Gildii. Osiem wieyczek wznoszcych si nad okrgym podestem tworzyo ram potnej tarczy, osaniajcej wszystko na zewntrz przed magi uywan podczas treningw sztuki wojennej. W tej chwili na arenie przebywao czworo nowicjuszy, ale nic szczeglnie magicznego si tam nie dziao. Studenci stali w parach, trzymajc w rkach bro i wiczyli doskonale wywaone, rwnomierne ruchy szermiercze. Kilka krokw przed nimi sta Fergun, rwnie z mieczem w doni, i obserwowa uwanie uczniw. Na ten widok Rothen musia powstrzyma si od uczucia niezadowolenia. Nowicjusze powinni teraz czyta, zamiast traci czas na wiczenie tej jake zbdnej sztuki walki. Walka na miecze nie naleaa do programu studiw na Uniwersytecie. Ci z nowicjuszy, ktrzy pragnli uczy si szermierki, musieli na to powica czas wolny. Byo to traktowane jak rozrywka, a Rothen zdawa sobie spraw, e zainteresowania niezwizane z magi i wymagajce wicze na wolnym powietrzu, s dla modziey zdrowe. Niemniej jednak nie potrafi opdzi si od myli, e szaty i miecze nie pasuj do siebie. Istniao wystarczajco metod, ktrymi mag mg zaszkodzi innemu czowiekowi. Po co jeszcze dodawa do tej listy sposoby niemagiczne? 123

Na schodach otaczajcych aren stali dwaj magowie, przypatrujc si uwanie wiczeniom. Rothen rozpozna przyjaciela Ferguna, Mistrza Kerrina, a take Mistrza Elbena, nauczyciela alchemii. Obaj pochodzili z potnego Domu Maron, podobnie zreszt jak Fergun. Umiechn si do siebie. W chwili przyjcia do Gildii nowicjusze i magowie w zamierzeniu mieli porzuca sojusze i nieprzyjanie wyniesione z Domw, ale niewielu si to udawao. W pewnej chwili Fergun przywoa do siebie jednego z uczniw. Obaj zasalutowali, po czym przyjli postawy wyjciowe. Rothen wstrzyma oddech, widzc, jak nowicjusz naciera, wymachujc mieczem w pewnym siebie ataku. Fergun cofn si nieco, a jego bro zawirowaa. Moment pniej nowicjusz zamar na widok ostrza Ferguna przytknitego do swojej piersi. - Walczysz z pokus zapisania si na lekcje Mistrza Ferguna? - spyta znajomy gos za plecami Rothena. Rothen odwrci si. - W moim wieku, Administratorze? - Pokrci gow. - Nawet gdybym by o trzydzieci lat modszy, nie widziabym w tym sensu. - Syszaem, e to dobre wiczenie na refleks, no i przydatne w wiczeniach dyscypliny i koncentracji - odpowiedzia Lorlen. - Mistrz Fergun zdoby obecnie pewne poparcie dla swoich pomysw i poprosi o rozwaenie wczenia fechtunku do programu studiw. - O tym chyba zdecyduje Mistrz Balkan, prawda? - Po czci. Arcymistrz Wojownikw musi przedstawi t propozycj starszym pod gosowanie. Kiedy i czy w ogle to uczyni, to ju jego sprawa. - Lorlen rozoy rce. Syszaem, e postanowie da wolny dzie poszukiwaczom. Rothen potakn. - Pracowali przez wiele godzin, czsto do pnej nocy. - To byy cikie tygodnie dla was wszystkich - zgodzi si Lorlen. - Jak tam postpy? - Niewielkie - przyzna Rothen. - Zwaszcza w ostatnim tygodniu. Za kadym razem, gdy tylko zdoamy j wyczu, dziewczyna przenosi si gdzie indziej. - Zgodnie z przewidywaniami Dannyla. - Tak, ale zaczlimy poszukiwa regularnoci w tych przemieszczeniach. Jeli bdzie wracaa do niektrych kryjwek, by moe uda nam si je zlokalizowa, jak za pierwszym razem, cho zajmie to wicej czasu. - A co z tym czowiekiem, ktry pomg jej uciec? Mylisz, e to jeden ze Zodziei? Rothen wzruszy ramionami. 124

- Prawdopodobnie. Oskary Mistrza Jolena o wtargnicie na jego terytorium, co by na to wskazywao, ale nie chce mi si wierzy, eby Lonmarczyk by Zodziejem. To moe by po prostu jej opiekun, a oskarenie miao zwabi Jolena nad klap. - Istnieje zatem prawdopodobiestwo, e ona nie jest zwizana ze Zodziejami? - Prawdopodobiestwo owszem, ale niewielkie. Wtpi, eby byo j sta na opacenie ich opieki. Pochodzenie mczyzny, ktrego spotka w tunelu Jolen, a take luksusowe pokoje, w ktrych mieszkaa, wskazuj na to, e opiekuje si ni kto wpywowy i zamony. - Ktokolwiek to jest, nie jest to dla nas dobra wiadomo. - Lorlen westchn i spojrza na walczcych na arenie nowicjuszy. - Krl nie jest zadowolony z rozwoju sytuacji i nie bdzie, dopki dziewczyna nie znajdzie si pod nasz kuratel. - Ja te nie bd. Lorlen przytakn, zacisn usta i spojrza ponownie na Rothena. - Chciabym z tob porozmawia o czym jeszcze. - Tak? Lorlen zawaha si, jakby szuka odpowiednich sw. - Mistrz Fergun domaga si prawa do opieki nad ni. - Wiem o tym. Lorlen unis brwi. - Masz niespodziewanie dobre informacje, Mistrzu Rothenie. Rothen odpowiedzia umiechem. - Owszem, niespodziewanie. Dowiedziaem si o tym przypadkiem. - Czy ty rwnie nadal chcesz zada tej opieki? - Jeszcze si nie zdecydowaem. A powinienem? Lorlen pokiwa gow. - Uwaam, e nie ma sensu si tym zajmowa, dopki jej nie znajdziemy. Rozumiesz jednak, e gdy do tego dojdzie a wy dwaj bdziecie si o to ubiega, bd musia zorganizowa Przesuchanie. - Rozumiem. - Rothen waha si przez chwil, zanim zada nastpne pytanie. - Mog ci o co zapyta? - Oczywicie - odrzek Lorlen. - Czy Fergun ma mocny argument uzasadniajcy jego prob? - By moe. Twierdzi, e poniewa jako pierwszy odczu konsekwencje uycia przez dziewczyn magii, jako pierwszy rwnie odkry jej talent. Ty zeznae, e dostrzege j ju po tym, jak uya mocy, i e odgade to z wyrazu jej twarzy, a zatem nie widziae ani nie 125

czue, jak uywa magii. Prawo nie jest w tym wypadku jednoznaczne, a kiedy przychodzi do naginania przepisw do sytuacji, najprostsza interpretacja zazwyczaj wygrywa. Rothen zachmurzy si. - Rozumiem. Wskazujc Rothenowi gestem, eby poszed za nim, Lorlen ruszy w kierunku areny powolnymi, odmierzanymi krokami. - Fergun jest uparty - powiedzia cicho - i ma spore poparcie, ale pewnie rwnie wielu opowie si za tob. Rothen przytakn z westchnieniem. - To nieatwa decyzja. Wolaby, ebym nie robi zamieszania w Gildii, sprzeciwiajc si jego daniom? Miabym wtedy mniej kopotw. - Co ja bym wola? - achn si Lorlen, spogldajc Rothenowi prosto w oczy. - W obu przypadkach bd mia mnstwo kopotw. - Umiechn si krzywo, po czym przechyli lekko gow. - Do widzenia, Mistrzu Rothenie. - Do widzenia - odrzek Rothen. Dotarli do podna otaczajcych aren schodw. Nowicjusze znw wiczyli w parach. Rothen zatrzyma si i beznamitnie patrzy, jak jego towarzysz odchodzi w stron magw przygldajcych si lekcji. Co w spojrzeniu, jakim obdarzy go Lorlen, podpowiadao mu, e Administrator chcia mu co zasugerowa Dwaj magowie drgnli zaskoczeni, kiedy Lorlen pojawi si koo nich. - Dzie dobry, Mistrzu Kerrinie. Dzie dobry, Mistrzu Elbenie. - Administratorze. - Obaj pochylili gowy, po czym szybko odwrcili spojrzenia z powrotem ku arenie, kiedy jeden z nowicjuszy wyda okrzyk zaskoczenia. - C za nauczyciel! - zawoa Elben entuzjastycznie, wskazujc na aren. - Wanie rozmawialimy o tym, e Mistrz Fergun byby doskonaym opiekunem tej ebraczki. Po kilku miesicach cisego kierownictwa bdzie rwnie elegancka i zdyscyplinowana jak najlepsi z nas. - Mistrz Fergun to odpowiedzialny czowiek - odpowiedzia Lorlen. - Nie widz powodw, dla ktrych nie miaby si opiekowa nowicjuszem. A mimo to dotychczas nie wykazywa najmniejszego zainteresowania tym zajciem, pomyla Rothen. Odwrci si i wrci do przerwanej przechadzki po ogrodzie. Opieka nad nowicjuszami nie bya rzecz zwyczajn. Zaledwie kilku w caym roczniku dostawao wasnego przewodnika - wycznie ci, ktrzy wykazywali wyjtkowe talenty i moce. Niemniej jednak niezalenie od potgi i zdolnoci, ta dziewczyna bdzie potrzebowaa 126

pomocy i wsparcia, eby po prostu nauczy si y w Gildii. Gdyby jemu powierzono opiek, z pewnoci zapewniby jej tak pomoc. Wtpi natomiast, eby motywy Ferguna byy podobne. Jeli sowa Elbena mogy by jak wskazwk, Fergun zamierza raczej ujarzmi dzik, nawyk do wczgi dziewczyn i uczyni z niej posuszn i cich nowicjuszk. Jeli by mu si to udao, otrzymaby w nagrod mnstwo pochwa i uwielbienia. Jak Fergun zamierza to osign - zwaywszy, e jej moc bya prawdopodobnie wielka, jego za nika - trudno byo powiedzie. Jeli ona zechce mu si sprzeciwi, Fergun nie zdoa jej powstrzyma. Midzy innymi z tego wanie powodu odradzano magom opiek nad nowicjuszami posiadajcymi wikszy talent ni oni sami. Sabi magowie rzadko w zwizku z tym zostawali opiekunami, poniewa przyjmujc nowicjuszy sabszych od siebie, przyznaliby si do wasnej saboci - i wykazaliby niewielk moc uczniw. Przypadek tej dziewczyny by jednak odmienny. Nikt nie przejmowaby si tym, e ograniczenia Ferguna mog mie wpyw na jej nauk. Wielu uwaao bowiem, e dziewczyna Powinna by wdziczna za samo przyjcie do Gildii. Jeli za plan Ferguna nie wypali, nikt nie bdzie mia do niego pretensji. Jej pochodzenie zawsze ujdzie za wymwk... a jeli on zaniedba jej nauk, nikt nie bdzie si czepia... Rothen potrzsn gow. Zaczyna myle jak Dannyl. Fergun chce pomc dziewczynie, co jest szlachetnym zamiarem. W przeciwiestwie do Rothena, ktry wychowa ju dwch nowicjuszy, Fergun wci potrzebowa si zasuy - i nie byo w tym nic nagannego. Lorlen najwyraniej tak wanie uwaa. Czy aby na pewno? Co naprawd powiedzia Administrator? W obu przypadkach bd mia mnstwo kopotw". Rothen zachichota, kiedy dotar do niego sens tych sw. Wyglda na to, e Lorlen uwaa oddanie dziewczyny pod opiek Ferguna za rwny kopot, co ktnie o opiek - a taka sprzeczka z pewnoci oznacza spore zamieszanie. A to oznacza, e Lorlen da Rothenowi do zrozumienia, e popiera jego stanowisko. Co nie zdarzao si czsto. Stranicy Sonei jak zwykle milczeli podczas wdrwek tunelami. Jeli nie liczy czasu spdzonego w pierwszej kryjwce, od dnia Czystki dziewczyna nieustannie przemieszczaa si z miejsca na miejsce. Przyjemn odmian byo to, e teraz przynajmniej nie lkaa si wykrycia na kadym kroku. 127

Idcy z przodu mczyzna zatrzyma si przed drzwiami i zapuka. W wejciu pojawia si znana, smaga twarz Farena. - Zosta i pilnuj drzwi - rozkaza Faren. - Wejd, Sonea. Wesza do pokoju i serce jej podskoczyo na widok drobnej postaci stojcej w gbi. - Cery! Umiechn si szeroko i ucisn j mocno. - Jak si masz? - Dobrze - odpowiedziaa. - A ty? - Ciesz si, e ci widz. - Zajrza jej gboko w oczy. - Wygldasz lepiej. - Nie natknam si na maga od, hmmm... co najmniej kilku dni - odpowiedziaa, rzucajc Farenowi powczyste spojrzenie. Zodziej odchrzkn. - Wyglda na to, e ich przechytrzylimy. Pokj by niewielki, ale przytulny. W jedn ze cian wbudowany by kominek, na ktrym buzowa ogie. Faren wskaza im krzesa. - Jak postpy, Sonea? Skrzywia si. - Marnie. Prbuj i prbuj, ale nic nie wychodzi tak, jak bym chciaa. - Zmarszczya brwi. - Ale przynajmniej teraz waciwie za kadym razem co si dzieje. Wczeniej musiaam prbowa kilka razy, zanim cokolwiek si stao. Faren odchyli si na krzele i zamia. - No, to ju jaki postp. Ksiki pomagaj? Pokrcia gow. - Nie rozumiem ich. - Skryba le czyta? - Nie, nie o to chodzi. Czyta doskonale. Chodzi o to, e tam jest za duo dziwacznych sw, a niektre zdania nie maj sensu. Faren skin gow. - Gdyby miaa wicej czasu na nauk, by moe zrozumiaaby, o co chodzi. Cigle szukam ksig. - Zacisn usta i przyjrza si obojgu z namysem. - Sprawdzam te pewne pogoski. Pono pewien Zodziej od lat przyjani si z czowiekiem, ktry zna si nieco na magii. Zawsze uwaaem, e to takie zmylenie, ktre ma reszt z nas utrzyma w ryzach, ale i tak badam t spraw na wszelki wypadek. - Przyjani si z magiem? - spyta Cery. 128

Faren wzdrygn si. - Nie wiem. Wtpi. Zapewne to po prostu sztukmistrz, ktrego pokazy wygldaj jak magia. Jeli jednak posiada jakkolwiek wiedz na temat prawdziwej magii, moe okaza si przydatny. Powiem wam, jak bd wiedzia co wicej. - Umiechn si. - To wszystkie moje wieci, ale chyba Cery ma co jeszcze. Cery przytakn. - Harrin i Donia znaleli twoj rodzin. - Naprawd?! - Sonea z wraenia usiada na krawdzi krzesa. - Gdzie oni s? Wszystko u nich w porzdku? Maj dach nad gow? Czy Harrin... Cery zamacha rkami. - Eja! Nie tak szybko! Sonea zamiaa si i nachylia ku niemu. - Przepraszam. Opowiedz mi wszystko, co wiesz. - C - zacz Cery - wyglda na to, e nie dostali pokoju tam, gdzie mieszkali wczeniej, ale znaleli lepszy par ulic dalej. Ranel szuka ci kadego dnia. Syszeli, e magowie te szukaj dziewczynki, ale nie sdzili, e to ty. Zachichota. - Jonna nagadaa Harrinowi, kiedy dowiedziaa si, e doczya do nas po Czystce, ale potem on jej opowiedzia, co si stao. Z pocztku nie chcieli wierzy. Opowiedzia, jak usiowalimy ci ukry i o nagrodzie, i e masz teraz opiek Zodziei. Harrin mwi, e nawet nie byli tak wciekli, jak si spodziewa - w kadym razie, jak ju wszystko im wytumaczy. - Prosili, eby mi co przekaza? - Powiedzieli, eby uwaaa na siebie, bya ostrona i nie ufaa byle komu. - To ostatnie to na pewno od Jonny - w gosie Sonei pobrzmiewaa tsknota. - Jak dobrze, e znaleli mieszkanie i e wiedz, e od nich nie uciekam. - Harrin chyba obawia si, e Jonna zleje mu tyek za to, e przyczya si do nas podczas Czystki. Ale mwi, e oni bd zaglda do zajazdu po wiadomoci. Chcesz im co przekaza? - e jestem zdrowa i caa. - Spojrzaa na Farena. - Czy mogabym si z nimi spotka? Faren zaspi si. - Tak, ale dopiero kiedy uznam, e to bezpieczne. Moliwe, cho osobicie w to wtpi, e magowie wiedz, kim jeste, i e mog ci szuka przez nich. Sonea wstrzymaa oddech.

129

- A jeli oni wiedz o mojej rodzinie i zagro, e zrobi im krzywd, jeli si nie ujawni? Zodziej umiechn si. - Nie sdz, eby to zrobili. A ju na pewno nie otwarcie. Jeli zrobi to po cichu...? Skin na Cery'ego. - Poradzimy sobie. Nie martw si takimi rzeczami, Sonea. Przez twarz Cery'ego przemkn cie umiechu. Sonea spojrzaa na przyjaciela, zaskoczona sugesti tego partnerstwa. Cery by cay napity, a na jego czole pojawiaa si zmarszczka za kadym razem, kiedy spoglda na Farena. Nie spodziewaa si, e bdzie rozluniony w obecnoci Zodzieja, ale wydawa si za bardzo niespokojny. Zwrcia wzrok na Farena. - Czy mogabym porozmawia z Cerym? - spytaa. - W cztery oczy. - Oczywicie. - Wsta i podszed do drzwi, po czym rzuci przez rami: - Bd mia do ciebie spraw, Cery, jak ju skoczycie. Nic pilnego. Nie spiesz si. Do jutra, Sonea. - Do jutra - odpowiedziaa, kiwajc gow. Kiedy za Zodziejem zamkny si drzwi, Sonea odwrcia si do przyjaciela. - Jestem tu bezpieczna? - spytaa cicho. - Na razie tak - odpowiedzia. - A co potem? Wzruszy ramionami. - To zaley od twojej magii. Poczua ukucie lku. - A jeli nigdy tego nie opanuj? Nachyli si i uj j za rk. - Opanujesz. Po prostu musisz powiczy. Gdyby to byo atwe, nie byoby Gildii, nie? Z tego, co syszaem, nowicjuszom nauka zajmuje pi lat, zanim mona ich tytuowa Mistrzem Takim a Takim. - Faren wie o tym? Cery przytakn. - Da ci czas. - W takim razie jestem bezpieczna. Umiechn si do niej. - Tak. Sonea westchna. - A co z tob? 130

- Staram si by uyteczny. Spojrzaa mu prosto w oczy. - Czyli zostae niewolnikiem Farena? Odwrci wzrok. - Nie musisz tu by - powiedziaa. - Jestem bezpieczna. Tak powiedziae. Wic id. Odejd, zanim wpadniesz cakiem w ich apy. Potrzsn gow, wsta i puci jej rk. - Nie, Sonea. Ty potrzebujesz kogo znajomego. Kogo, komu moesz ufa. Nie zostawi ci samej z nimi. - Nie moesz zosta niewolnikiem Farena tylko dlatego, e potrzebuj pogada z przyjacielem. Wracaj do Harrina i Doni. Jestem pewna, e Faren pozwoli ci mnie odwiedza od czasu do czasu. Podszed do drzwi, ale odwrci si jeszcze do niej. - Ja tego chc, Sonea. - Jego oczy byszczay. - Odkd pamitam, wszyscy zawsze mwili, e pracuj dla Zodziei. A teraz to moe sta si prawd. Sonea wybauszya na niego oczy. On naprawd tego chce? Czy kto tak miy jak Cery moe chcie zosta... kim? Bezwzgldnym, chciwym morderc? Odwrcia wzrok. Takie byo zdanie Jonny o Zodziejach. Cery zawsze mwi, e Zodzieje w rwnym stopniu pomagaj i chroni, jak kradn i szmugluj. Nie moga - nie powinna - powstrzymywa go przed tym, czego pragn. Jeli robota mu si nie spodoba, jest na tyle sprytny, eby si wykrci. Przekna lin, czujc, e co ciska j w gardle. - Jeli tego pragniesz - powiedziaa. - Ale uwaaj na siebie. Wzruszy ramionami. - Zawsze uwaam. Odpowiedziaa umiechem. - Bardzo si ciesz, e bdziemy si spotyka. Wyszczerzy si do niej. - Nic nie byoby w stanie mnie powstrzyma. Burdel znajdowa si w najciemniejszej i najbrudniejszej czci slumsw. Jak zwykle parter zajmowaa spylunka, na pitrze za mieciy si pokoje najadniejszych dziewczt. Reszta interesu toczya si w budach na tyach zajazdu.

131

Wchodzc, Cery mia w pamici sowa Farena: On zna wikszo twarzy, ale ciebie nie widzia. Udawaj, e jeste nowy. Zaoferuj dobr cen. Przynie mi towar". Gdy przechodzi przez sal, zaczepio go kilka dziewczt. Byy blade i wyglday na zmczone. Na palenisku pod jedn ze cian pon saby ogie, dajcy niewiele ciepa. Nad barem pochyla si niedbale karczmarz, rozmawiajc z dwoma klientami. Cery posa dziewczynom umiechy i obrzuci je spojrzeniem, jakby zastanawia si nad wyborem, po czym, zgodnie z instrukcj, podszed do pulchnej dziewczyny z Elyne. Na jej ramieniu widnia tatua w ksztacie pira. - Chcesz si zabawi? - spytaa. - Moe pniej - odpowiedzia. - Syszaem, e jest tu pokj do spotka. Otworzya szeroko oczy, po czym szybko przytakna. - To prawda. Na grze. Ostatni po prawej. Zaprowadz ci. Wzia go za rk i powioda na schody. Jej do draa lekko. Wchodzc na gr, Cery zauway, e wiele dziewczt spoglda za nimi z przestrachem. Zaniepokoio go to, wic znalazszy si na pitrze, rozejrza si wok siebie ostronie i ruszy w gb korytarza. Dziewczyna z tatuaem pucia jego rk i wskazaa na pokoje na samym kocu. - Ostatnie drzwi. Wsun jej w do monet i ruszy dalej. Uchyli ostronie drzwi i zajrza do rodka. Pokoik by maleki, a za cae umeblowanie suy stolik i dwa krzesa. Cery obrzuci wszystko wzrokiem jeszcze z progu. W cianach dostrzeg kilka otworw do podgldania. Uzna, e pod zniszczonym chodnikiem z simby zapewne znajduje si klapa. Przez niewielkie okienko wida byo niemal wycznie przeciwleg cian. Otwar okno i obejrza dokadnie to, co si za nim znajdowao. Jak na takie miejsce, w burdelu panowaa nadzwyczajna cisza. Gdzie obok otwary si drzwi, a z korytarza dobiega odgos krokw, wyranie przybliajcych si do niego. Cery wrci do stou i przybra czujny wyraz twarzy. W drzwiach stan mczyzna. - Jeste flisem? - spyta chrapliwym gosem. Cery wzruszy ramionami. - Ano. Mczyzna strzela oczyma na wszystkie strony. Twarz miaby nawet przystojn, gdyby nie bya tak chuda, a w spojrzeniu nie kryo si tyle dzikoci i chodu. - Mam co na sprzeda - powiedzia mczyzna. Wycign przed siebie rce, ktre dotychczas trzyma w kieszeniach. Jedna bya pusta, ale w drugiej lea byszczcy naszyjnik. 132

Cery wcign gboko powietrze, nawet nie udajc zaskoczenia. Co takiego musiao nalee do bogatego mczyzny lub kobiety - oczywicie jeli byo prawdziwe. Wycign rk po naszyjnik, ale mczyzna nie pozwoli mu go dotkn. - Musz sprawdzi, czy to nie podrbka - zaprotestowa chopak. Mczyzna zmarszczy brwi, a w jego oczach pojawia si podejrzliwo. Zacisn usta i niechtnie pooy naszyjnik na stole. - Patrz - powiedzia - ale nie dotykaj. Cery westchn i pochyli si, eby obejrze dokadnie kamienie. Nie mia pojcia, jak odrni prawdziwe klejnoty od faszywych - bdzie musia si tego nauczy - ale widywa wacicieli kantorw oceniajcych zastawian biuteri. - Z drugiej strony - rozkaza. Mczyzna obrci naszyjnik. Cery dostrzeg imi wygrawerowane na fragmencie oprawy. - Przytrzymaj tak, eby wiato przeszo przez kamienie. Mczyzna gapi si na mrucego oczy Cery'ego, trzymajc naszyjnik w wycignitej doni. - Na ile go wyceniasz? - Dam ci za niego dziesi sztuk srebra. Mczyzna opuci rk. - Jest wart co najmniej pidziesit sztuk zota! - Kto w slumsach da ci pidziesit sztuk zota?! - prychn Cery. Jego rozmwca skrzywi si. - Dwadziecia. Zota. - Pi - odparowa Cery. - Dziesi. Cery zrobi mczesk min. - Siedem. - Niech bdzie. Sigajc do kieszeni, Cery odliczy palcami monety, po czym wycign poow z nich. Nastpnie wyjmowa kolejne sztuki z najrniejszych miejsc, w ktre pochowa pienidze Farena, a uoy sze stosikw odpowiadajcych jednej zotej monecie, po czym z westchnieniem schyli si i wydoby z buta sztuk zota. - Dawaj towar - powiedzia.

133

Naszyjnik znalaz si na blacie obok pienidzy. Mczyzna sign po monety, a Cery w tym czasie podnis klejnoty i wsun je do kieszeni. Sprzedajcy spojrza na trzyman w rkach niewielk fortun i umiechn si szeroko, a w jego oczach pojawi si bysk radoci. - Dobry interes, chopcze. Bdziesz w tym niezy. - Wycofa si z pokoju, obrci na picie i ju go nie byo. Cery podszed do drzwi na czas, eby zobaczy, jak jego rozmwca zblia si do innych i wchodzi do rodka. Kiedy wyszed na korytarz, usysza zaskoczony pisk dziewczyny. - Nic mi ci ju nie odbierze - odezwa si chrapliwy gos. Przechodzc obok pokoju, Cery zerkn do rodka. Dziewczyna z tatuaem siedziaa na brzegu ka. Rzucia Cery'emu przeraone spojrzenie. Mczyzna sta za ni, przygldajc si monetom. Cery ruszy dalej, z powrotem na parter. Wchodzc do spylunki, zrobi ponur, rozczarowan min. Widzc to, dziewczyny zostawiy go w spokoju. Obecni tam mczyni ledzili go wzrokiem, ale nie zaczepiali ani si nie zbliali. Na zewntrz byo tylko nieznacznie chodniej. Na wspomnienie braku klientw w burdelu Cery poczu, e wzbiera w nim lito dla prostytutek. Przeszed przez ulic i zagbi si w ciemny zauek. - Wygldasz na znudzonego, may Ceryni. Natychmiast obrci si. Wypatrzenie w mroku ciemnoskrego mczyzny zajo mu niepokojco duo czasu. A nawet kiedy dostrzeg ju Farena, nie podobao mu si, e widzi zaledwie par tych oczu i od czasu do czasu bysk zbw. - Masz to, po co ci posaem? - Tak. - Cery wycign naszyjnik w kierunku Farena. Poczu dotyk doni w rkawiczce i klejnot zmieni miejsce pobytu. - Ach, to ten - westchn Faren i podnis wzrok na burdel. - Ale dzisiejsza robota nie jest skoczona, Cery. Chc, eby zrobi co jeszcze. - Tak? - Masz i z powrotem i zabi go. Cery poczu, jak co skrca go w odku - co podejrzanie przywodzio na myl n wbijajcy si w jego wntrznoci. Przez chwil nie by w stanie myle, ale ju wkrtce gwkowa gorczkowo.

134

To jest kolejny test. Faren chce tylko zobaczy, jak daleko posunie si jego nowy czowiek. Co powinien zrobi? Cery nie mia pojcia, co si stanie, jeli odmwi. A chcia odmwi. Bardzo. Uwiadomienie sobie tego byo dla niego rdem zarwno ulgi, jaki niepokoju. Niech do zabijania nie znaczy, e nie umiaby tego zrobi... tym niemniej kiedy pomyla, e miaby przej przez ulic i wbi n w serce tego czowieka, nie mg bodaj poruszy palcem. - Dlaczego? - Zadajc to pytanie, zda sobie spraw, e wanie zawali jedn prb. - Poniewa chc, eby ten czowiek umar - odpowiedzia krtko Faren. - Dlaczego chcesz, eby umar? - Mam si przed tob tumaczy? Cery zebra ca odwag. Zobaczymy, na co mog sobie pozwoli. - Tak. Faren wyda ze siebie stumiony chichot. - Doskonale. Mczyzna, z ktrym dobie interesu, ma na imi Verran. Od czasu do czasu pracowa dla pewnego Zodzieja, ale zdarzao mu si wykorzystywa to, czego dowiedzia si w pracy, do zarabiania co nieco na boku. Zodziej tolerowa to do czasu - a kilka nocy temu Verran postanowi nieproszony odwiedzi pewien dom. Dom nalecy do bogatego kupca, ktry ma ukad ze Zodziejem. Kiedy Verran wszed do domu, w rodku bya tylko crka kupca i kilku sucych. Faren urwa, a do uszu Cery'ego doszed gniewny syk. - Zodziej da mi prawo ukarania Verrana. Nawet gdyby dziewczyna przeya, byby martwy. Faren utkwi te oczy w Cerym. - Oczywicie moesz uwaa, e zmylam. Musisz zdecydowa, czy mi ufasz. Cery skin gow, po czym spojrza znw w stron burdelu. Zawsze kiedy musia podejmowa decyzje, nie bdc pewnym prawdy, zwraca si do swojego instynktu. Co podpowie mu teraz? Pomyla o zimnym, dzikim spojrzeniu tego mczyzny, o strachu w oczach pulchnej dziewczyny. Tak, to jest czowiek zdolny do zych uczynkw. Nastpnie przypomnia sobie pozostae prostytutki, napicie wiszce w powietrzu, brak klientw. Jedyni dwaj mczyni w budynku rozmawiali z wacicielem. Czyby kompani Verrana? Tam chodzio o co wicej. A Faren? Cery rozway wszystko, czego dotychczas dowiedzia si o tym czowieku. Podejrzewa, e Zodziej jest bezlitosny, jeli nie ma innego wyjcia, ale poza tym by sprawiedliwy i uczciwy. No i ten gniew w jego gosie, kiedy powiada o zbrodni Verrana. 135

- Nigdy jeszcze nikogo nie zabiem - wyzna Cery. - Wiem. - Nie jestem pewny, czy potrafi. - Potrafiby, gdyby kto grozi Sonei. Zgadza si? - Tak, ale to co innego. - Zaiste? Cery zmruy oczy i spojrza na Zodzieja. Faren westchn. - Nie, wcale tak nie uwaam. Nie dziaam w taki sposb. Wystawiam ci na prby. Wiesz o tym zapewne. Nie musisz zabija tego mczyzny. Waniejsze, eby nauczy si mi ufa i ebym ja zna twoje moliwoci. Cery poczu, e serce bije mu mocniej. Oczekiwa prb. Ale Faren zleca mu tak rone zadania, e Cery zacz si zastanawia, co Zodziej moe sprawdza. Czyby mia wobec niego jakie zamiary? Inne, ni mona by si spodziewa? Moe to jest prba, z ktr Cery bdzie musia zmierzy si pniej, kiedy bdzie starszy? Jeli bdzie si waha przed zabjstwem, jeli nie bdzie w stanie tego zrobi, moe stanowi zagroenie dla siebie lub innych. Ale jeli chodzioby o Sone... Nagle zniky wszelkie wahania i niepewnoci. Faren spojrza na burdel po drugiej stronie ulicy i westchn. - Naprawd, ten czowiek musi umrze. Sam bym to zrobi, tylko... niewane. Znajdziemy go jeszcze. - Odwrci si i ruszy zaukiem, po czym przystan, widzc, e Cery nie idzie za nim. - Cery? Cery sign pod paszcz i wydoby swoje sztylety. Faren zamruga, gdy w ostrzach odbio si sabe wiato okien burdelu. Cofn si o krok. Cery umiechn si. - Zaraz wracam.

136

ROZDZIA 11 BEZPIECZNE PRZEJCIE Po pgodzinie odr spylu wyda mu si niemal przyjemny. Aromat ten mia w sobie co przytulnego, nis jak obietnic spokoju. Dannyl gapi si na stojcy przed nim kufel. Majc w pamici opowieci o brudnych browarach i ravich utopionych w beczkach spylu, nie mg zmusi si do sprbowania gstego napoju. Tego wieczora dodatkowo drczyy go ponure podejrzenia. Jeli bylcy domylili si, kim jest, co miaoby ich powstrzyma przed zatruciem trunku? Te obawy byy zapewne niczym nieuzasadnione. Dannyl ponownie zamieni szaty na odzienie kupca, starajc si przy tym wyglda niezbyt porzdnie. Pozostali klienci taksowali go spojrzeniem, kierujc je gwnie ku sakiewce u pasa, po czym przestawali si nim interesowa. A mimo to nie potrafi wyzby si wraenia, e wszyscy wok niego wiedz, kim i czym jest. Ci mczyni i te kobiety stanowili towarzystwo ponure, apatyczne i znudzone. W poszukiwaniu schronienia przed szalejc na ulicach zamieci pochowali si po wszystkich ktach sali. Do uszu Dannyla dochodziy przeklestwa miotane na pogod, ale te na Gildi. Z pocztku bawiy go. Wygldao na to, e w mniemaniu bylcw bezpieczniej byo oskara o kopoty Gildi ni Krla. Jeden bylec, mczyzna z twarz pokryt bliznami, nie spuszcza z Dannyla wzroku. Mag wyprostowa si i przecign, po czym obrzuci wntrze wzrokiem. Kiedy postanowi odwzajemni spojrzenie, mczyzna uzna, e jego wasne rkawice s znacznie ciekawsze. Zanim Dannyl ponownie utkwi oczy w zawartoci kufla, zdy spostrzec zotobrzowy odcie skry i szerok twarz tamtego. W odwiedzanych spylunkach widywa mczyzn i kobiety nalecych do wszystkich nacji. Najczciej spotykao si niskich Elynw, poniewa ich ojczyzna bya najbliszym ssiadem Kyralii. Brzowoskrzy Vindoni byli liczniejsi w slumsach ni w miecie, jako e wielu z nich opuszczao rodzinne strony w poszukiwaniu pracy. Najrzadziej widywa atletycznych przedstawicieli plemion Lanw oraz wyniosych Lonmarczykw. Sachakanina widzia po raz pierwszy od lat. Mimo e Sachaka i Kyralia ssiadoway ze sob, wysokie gry lece pomidzy obiema krainami i nieprzyjazne pustkowia tu za nimi nie sprzyjay podrom. Nieliczni kupcy, ktrzy zapuszczali si w tamte rejony, opowiadali o barbarzycach walczcych o przetrwanie w owej dziczy oraz o miecie bezprawia niemajcym do zaoferowania nic ciekawego na handel. 137

Nie zawsze tak byo. Wiele wiekw temu Sachaka bya wielkim mocarstwem rzdzonym przez wyrafinowanych magw. Zmienia to przegrana wojna z Kyrali i powstanie Gildii. Kto pooy mu do na ramieniu. Obrci si i zobaczy stojcego za nim niadego mczyzn. Przybysz skin gow i odszed. Dannyl wsta z westchnieniem i przepchn si przez tum ku wyjciu. Na ulicy musia lawirowa midzy wszechobecnymi kauami. Miny trzy tygodnie, odkd wyledzono dziewczyn w podziemnej kryjwce, a Mistrz Jolen zosta zwabiony w puapk przez Lonmarczyka. Od tego czasu Gorin cztery razy odmwi Dannylowi spotkania. Administrator Lorlen nie chcia przyj do wiadomoci, e dziewczyny strzeg Zodzieje, a Dannyl doskonale to rozumia. Nic nie zocio Krla w rwnym stopniu, co obecno dzikiego maga na jego ziemiach. Zodzieje byli tolerowani: trzymali w ryzach podziemie przestpcze i nie stwarzali zagroenia wikszego ni utrata czci podatkw na rzecz przemytnikw. Gdyby nawet Krlowi udao si ich znale i dobra si im do skry, wiadomo byo, e na ich miejsce pojawi si inni. Krl nie cofnby si natomiast przed zrwnaniem slumsw z ziemi - a nawet przekopaniem ich gbiej - gdyby wiedzia z ca pewnoci, e ukrywa si tam dziki mag. Dannyl zastanawia si, czy Zodzieje zdaj sobie z tego spraw. Nie wspomina o tym w swoich rozmowach z Gorinem, nie chcia bowiem sprawia wraenia, e powoduj nim emocje lub rzuca groby. Zdecydowa si natomiast przedstawi Zodziejowi, jakim zagroeniem jest sama dziewczyna. Po dojciu do koca zauka przebieg przez szersz ulic ku wolnej przestrzeni midzy dwoma budynkami. W tym miejscu slumsy zamieniay si w istny labirynt. Wiatr wdziera si w kad uliczk, zawodzc niczym godne dziecko. Czasem zamiera cakowicie i w jednej z takich chwil ciszy Dannyl usysza za sob kroki. Odwrci si. Zauek by pusty. Wzdrygn si, ale ruszy dalej. Mimo e stara si nie zwraca na to uwagi, wyobrania mwia mu, e kto go ledzi. Czasem w odgos jego krokw wdar si stuk czyjego buta, czasem, odwracajc gow, ktem oka dostrzega ruch. Rozdranienie Dannyla wzrastao, im bardziej by przekonany, e przeczucia go nie myl. Skrci za rg, pomajstrowa szybko przy zamku i wszed do wntrza budynku. Ku jego uldze okazao si, e pomieszczenie jest puste. Wyjrza przez dziurk od klucza i parskn cicho, poniewa w zauku nadal nie byo nikogo. Chwil pniej w polu jego widzenia pojawia si jaka posta.

138

Dannyl zmarszczy brwi na widok blizn na szerokiej twarzy mczyzny. Sachakanin wodzi oczyma we wszystkich kierunkach, najwyraniej czego szukajc. Co bysno i Dannyl zobaczy gronie wygldajcy n w odzianej w rkawic doni mczyzny. Zamia si cicho. Miae szczcie, e ci usyszaem, pomyla. Rozway zabawienie si ze zbirem i zaprowadzenie go do najbliszego posterunku Gwardii, ale zrezygnowa z tego pomysu. Zbliaa si noc, a on zamierza wrci do swojej ciepej komnaty. Sachakanin przyjrza si ladom na ulicy, po czym oddali t sam drog, ktr tu przyszed. Dannyl policzy do stu, wymkn si z budynku i ruszy w swoj stron. Wygldao na to, e niepotrzebnie martwi si wykryciem przez bylcw. aden bylec nie byby na tyle gupi, eby rzuca si na maga z noem. Cery zasta Sone pochylon nad wielk ksig. Podniosa na niego wzrok i umiechna si. - Jak tam postpy w magii? - spyta. Umiech znik z jej twarzy. - Jak zwykle. - Ksika nic nie pomaga? Potrzsna gow. - To ju pi tygodni, odkd zaczam wiczenia, ale na razie tylko lepiej czytam. Nie mog uczy si czyta w zamian za opiek Farena. - Nie dasz rady przyspieszy nauki - odpowiedzia. Nie w sytuacji, kiedy moesz wiczy tylko raz dziennie, doda w mylach. Od czasu, kiedy omal nie zostaa schwytana, gdy tylko Sonea posuya si magi, grupa magw zbliaa si do kolejnych kryjwek Farena, co zmuszao ich do poszukiwania coraz to nowych schronie. Cery zdawa sobie spraw, e Faren zaciga dugi wdzicznoci w caych slumsach. Wiedzia rwnie, e Zodziej uwaa Sone za wart kadej monety i kadej przysugi. - Jak mylisz, czego potrzebujesz, eby twoja magia zacza dziaa? - spyta. Opara podbrdek na rce. - Chciaabym, eby kto mi pokaza. - Uniosa brew, patrzc mu prosto w oczy. - Czy Faren mwi co o tym czowieku, ktrego poszukuje? Cery pokrci gow. - Do mnie nie. Co tam podsuchaem, ale nie brzmiao to zachcajco. Sonea westchna. 139

- Nie sdz, eby ty zna jakiego przyjaznego maga, ktry zechciaby podzieli si ze Zodziejami sekretami Gildii? A moe daby rad porwa kogo takiego? Cery rozemia si, po czym zamilk, poniewa co przyszo mu do gowy. - Mylisz, e... - Cii! - sykna Sonea. - Posuchaj! Cery skoczy na rwne nogi, kiedy usysza ciche pukanie w podog. - Znak! Podbieg do wychodzcego na ulic okna i wyjrza w mrok. Zamiast czujki dostrzeg tam nieznajom posta Porwa z krzesa paszcz Sonei i rzuci w jej stron. - Narzu na koszul - powiedzia. - I chod ze mn. Chwyci wiadro stojce obok stou i chlusn jego zawartoci na arzcy si jeszcze w kominku popi. Drewno zasyczao, dym unis si do komina. Cery wycign krat i wpez do rodka, po czym zacz wspina si w gr, stawiajc stopy w szparach midzy nierwnymi, gorcymi cegami. - Chyba artujesz - mrukna z dou Sonea. - Pospiesz si - ponagli. - Przejdziemy po dachach. Sonea zdusia przeklestwo i zacza wspinaczk. Soce wyjrzao zza burzowych chmur, zalewajc dachy zotym wiatem. Cery skoczy w cie najbliszego komina. - Za jasno - oznajmi. - Z pewnoci nas zobacz. Chyba musimy tu zaczeka na zmrok. Sonea przykucna koo niego. - Jestemy do daleko? Spojrza w kierunku kryjwki. - Mam nadziej. Rozejrzaa si wok. - To Grna cieka, prawda? Te liny i deski, i uchwyty. - Umiechna si, widzc, jak Cery potakuje. - Tyle wspomnie... Twarz rozpogodzia mu si na widok tsknoty w jej oczach. - Wydaje si, e to tak dawno. - Bo to byo dawno. Czasami trudno mi uwierzy, e naprawd robilimy takie rzeczy. Potrzsna gow. - Teraz nie miaabym odwagi. Wzruszy ramionami. - Bylimy dziemi.

140

- Dziemi, ktre zakraday si do domw i podwdzay rne rzeczy? - Umiechna si. - Pamitasz, jak weszlimy do domu tej kobiety, ktra miaa mnstwo peruk? Jak zwine si na pododze i przykrylimy ci nimi. A kiedy wesza, zacze jcze. Cery rozemia si. - Oj, ta to umiaa wrzeszcze. Oczy Sonei rozbysy w wietle zachodzcego soca. - Ale mi si dostao, jak Jonna dowiedziaa si, e uciekam po nocach i wcz si z tob. - Ale to ci nie powstrzymao - przypomnia jej. - Nie. Zwaszcza e wczeniej nauczye mnie otwiera zamki. Spojrza na ni uwanie. - Czemu waciwie przestaa si z nami wczy? Westchna i podcigna kolana pod brod. - To i owo si zmienio. Chopcy Harrina zaczli mnie inaczej traktowa. Tak jakby nagle przypomnieli sobie, e jestem dziewczyn, i uznali, e jestem z nimi z innych powodw. To przestao by zabawne. - Ja nie traktowaem ci inaczej... - urwa, zbierajc odwag. - Ale przestaa spotyka si te ze mn. Potrzsna gow. - Nie chodzio o ciebie, Cery. Chyba po prostu mnie to zmczyo. Musiaam urosn i przesta udawa. Jonna zawsze powtarzaa, e uczciwo jest skarbem, a kradzie zem. Nie uwaaam, e kradzie w potrzebie jest za, ale my nie dlatego kradlimy. Nawet si ucieszyam, kiedy przenielimy si do miasta, bo mogam przesta o tym wszystkim myle. Cery potakn. Moe i lepiej, e odesza? Chopcy z bandy Harrina nie zawsze obchodzili si grzecznie z napotykanymi dziewczynami. - W miecie jest lepiej? - Troch. Ale te mona napyta sobie kopotw, jeli si nie uwaa. Najgorsi s gwardzici, poniewa nikt im nie przeszkadza ci zaczepia. Spochmurnia, usiujc wyobrazi sobie, jak Sonea opdza si od nachalnych gwardzistw. Czy gdziekolwiek jest bezpiecznie? Potrzsn gow: tak bardzo chciaby zabra j w jakie miejsce, w ktrym mieliby spokj od gwardii i magw. - Zapomnielimy o ksice, prawda? - odezwaa si nagle. Cery zakl cicho na wspomnienie tomu lecego na stole w kryjwce. - I tak nie na wiele si przydawaa.

141

W jej gosie nie byo alu. Cery zaspi si. Musi by inny sposb na nauczenie si magii. Zagryz warg, gdy przypomnia sobie, jaki pomys mu wczeniej podsuna. - Powinienem wyprowadzi ci ze slumsw. Dzi wieczorem bdzie si tu roi od magw. Zmarszczya brwi. - Wyj ze slumsw? - Tak - odpowiedzia. - W miecie bdziesz bezpieczniejsza. - W miecie? Jeste pewny? - Czemu nie? - umiechn si. - To ostatnie miejsce, w ktrym by ci szukali. Zastanowia si nad tym i wzruszya ramionami. - Ale jak si tam dostaniemy? - Grn ciek. - Nie przeprowadzi nas to przez bram. Cery umiechn si do niej promiennie. - Nie musimy i przez bram. Chod. Mur Zewntrzny growa nad slumsami. By szeroki na dziesi krokw i doskonale utrzymany przez miejsk gwardi, aczkolwiek miny stulecia, odkd Imardin sta w obliczu inwazji. Wzdu murw biega droga, nie dopuszczajc zabudowa slumsw pod samo miasto. Sonea i Cery zeszli z dachw w zauek w pobliu tej drogi. Cery uj j za rami i poprowadzi ku stercie skrzy, po czym wpez pomidzy nie. W rodku unosia si mieszanina zapachw wieego drewna i zgniych owocw. Cery przykucn i zastuka w ziemi. Gboki, metaliczny dwik zaskoczy Sone. Ziemia poruszya si - to uniosa si okrga klapa. Z ciemnoci wynurzya si szeroka twarz. Otacza j mdlcy odr. - Cze, Tul - powiedzia Cery. Umiech wypyn na twarz mczyzny. - Jak leci, Cery? Cery odpowiedzia umiechem. - Niele. Chcesz odrobi dug? - Jasne. - Oczy mczyzny zabysy. - Przejcie? - Dla dwojga - odrzek Cery. Mczyzna przytakn i znik z powrotem w mierdzcym otworze. Cery umiechn si do Sonei i wskaza dziur w ziemi. 142

- Ty pierwsza. Wsuna stop w otwr i wymacaa szczebel drabinki. Zaczerpnwszy wieego powietrza, zacza powoli zstpowa w ciemno. Syszaa pync w oddali wod, powietrze byo wilgotne. Kiedy jej oczy przyzwyczaiy si do ciemnoci, dostrzega, e stoi na wskiej pce nad podziemnym ciekiem. Tunel by tak niski, e musiaa schyli gow. Gruba twarz mczyzny, z ktrym rozmawia Cery, naleaa do rwnie obfitego ciaa. Cery podzikowa i poda temu czowiekowi co, na widok czego jego oblicze rozjanio si. Pozostawiajc Tua na jego posterunku, Cery poprowadzi Sone tunelem w stron miasta. Po kilkuset krokach przed nimi pojawia si kolejna posta i drabina. Ten mczyzna pewnie kiedy by wysoki, ale teraz garbi si tak, jakby jego ciao przystosowao si do rozmiarw tunelu. Podnis wzrok i przypatrywa im si wielkimi oczami spod cikich powiek. Nagle odwrci si ku czemu za sob. W oddali rozleg si cichy brzk. - Szybko - szepn chrapliwie. Cery chwyci Sone za rami i ponagli do biegu. Garbus wyj spod paszcza jaki przedmiot i zacz we uderza star yk. Echo tego dwiku w tunelu byo oguszajce. Kiedy dotarli do drabiny, mczyzna zatrzyma si. Za nimi sycha byo coraz goniejszy szmer. Czujka mrukn co pod nosem i zacz wymachiwa rkami. - W gr! Szybko! - krzykn. Cery wspi si na drabin. Rozleg si metaliczny brzk, po czym nad ich gowami pojawi si okrg wiata. Cery przeszed przez otwr i znik. Sonea, wspinajc si, syszaa w oddali niski stukot. Garbus wydosta si za ni na powierzchni i wycign drabin. Sonea rozejrzaa si. Stali w wskim zauku, niewidoczni w gstniejcym mroku. Syszc znw ten szmer, Sonea pochylia si nad wejciem do tunelu. Dwik przybiera na sile, przechodzc w gony ryk, ktry ucich, gdy tylko garbus zatka klap wejcie do tunelu. Chwil pniej Sonea poczua lekkie drenie pod nogami. Cery nachyli si ku niej, tak e ustami prawie musn jej ucho. - Zodzieje od dawna uywali tych tuneli, eby przedostawa si przez Zewntrzny Mur szepn. - Kiedy gwardzici to odkryli, zaczli przepuszcza wod przez kanay ciekowe. To w sumie nie najgorszy pomys - przynajmniej zrobio si tam czysto. Oczywicie Zodzieje zorientowali si, kiedy dokadnie gwardzici to robi, i interes rozkwit na nowo. Wtedy gwardia zacza spukiwa tunele nieregularnie. - Dlatego wal w dzwonki? - odpara szeptem Sonea. Cery potakn. 143

- To ostrzeenie. - Odwrci si i poda co garbusowi, po czym poprowadzi j w gb zauka, gdzie wystajce ze ciany cegy umoliwiay wspicie si na dach domu. Robio si zimniej, wic Sonea otulia si szczelniej paszczem. - Zamierzaem wyj gdzie dalej - mrukn Cery - ale... - wzruszy ramionami. - Niezy std widok, co? Przytakna. Mimo e soce skryo si ju za horyzontem, niebo wci rozwietlaa powiata. Ostatnie burzowe chmury wisiay jeszcze nad Dzielnic Poudniow, ale powoli przesuway si na wschd. Przed nimi rozpocierao si miasto skpane w zotym wietle. - Wida nawet kawaek Paacu Krlewskiego - pokaza jej Cery. Ponad wysokim Murem Wewntrznym wznosiy si wysmuke wiee Paacu i cz lnicej kopuy. - Nigdy tam nie byem - szepn Cery - ale kiedy bd. Sonea rozemiaa si. - Ty? W Paacu Krlewskim? - To co, co sobie obiecaem - odpowiedzia. - e cho raz wejd do wszystkich wanych budynkw w miecie - I gdzie dotychczas bye? Wskaza na bram Wewntrznego Krgu. Byo za ni wida ciany i dachy rezydencji, owietlone tym wiatem latarni ulicznych. - W kilku z tych duych domw. Parskna z niedowierzaniem. Biegajc na posyki dla Jonny i Ranela, musiaa czasem wchodzi do Wewntrznego Krgu. Tamtejsze ulice patrolowali gwardzici, ktrzy zaczepiali kadego, kto nie by do bogato ubrany lub nie mia na sobie liberii suby ktrego z Domw. Ona dostaa od klientw specjalny eton, potwierdzajcy, e ma prawo tam przebywa. Za kad wizyt odkrywaa cuda. Widziaa domy o dziwacznych ksztatach, pomalowane na wspaniae kolory, niektre z tarasami i wieyczkami tak filigranowymi, e wyglday, jakby miay si zawali pod wasnym ciarem. Luksusy panoway nawet w pokojach suby. Otaczajce j teraz zwyczajne kamienice byy znacznie bardziej znajome. W Dzielnicy Pnocnej mieszkali kupcy i pomniejsze rody. Tacy ludzie mieli mao suby i potrzebowali usug rzemielnikw. Przez dwa lata, kiedy tu mieszkali, Jonna i Ranel zdobyli niewielkie grono staych klientw.

144

Sonea rozejrzaa si po malowanych okiennikach zasaniajcych okna wok nich. Przez niektre wida byo cienie postaci. Westchna na myl o klientach, ktrych stracili wujostwo, kiedy wygnano ich z gocica. - Dokd teraz? Cery umiechn si. - Chod za mn. Poszli dalej po dachach. W przeciwiestwie do mieszkacw slumsw, miastowi nie zawsze szli na rk Zodziejom, pozostawiajc mostki i uchwyty na miejscu. Cery i Sonea musieli nieraz schodzi na d, kiedy docierali do zauka lub ulicy. Na wikszych ulicach natykali si na patrole gwardii i musieli czeka, a przejd, zanim przebiegli na drug stron. Po godzinie zatrzymali si, eby odpocz, ale ruszyli dalej, kiedy na niebo wypyn wski sierp ksiyca. Sonea sza za Cerym w milczeniu, skupiona na tym, gdzie w sabym wietle stawia nogi. Kiedy chopak wreszcie znw si zatrzyma, poczua, jak zalewa j fala zmczenia, i usiada z jkiem. - Mam nadziej, e to ju niedaleko - powiedziaa. - Jestem wykoczona. - Ju niedaleko - zapewni j. - To tam. Przeszli przez mur do wielkiego, doskonale utrzymanego ogrodu. Drzewa byy wysokie i rwno przycite. Cery prowadzi j w cieniu muru, ktry zdawa si cign w nieskoczono. - Gdzie jestemy? - Zaczekaj - odpowiedzia Cery. Poczua, jak co chwyta j za stop, i wpada na pie drzewa. Dotknicie szorstkiej kory zaskoczyo j. Rozejrzaa si dookoa. Przed ni cigny si rzdy drzew niczym szeregi niemych stranikw. W ciemnoci wyglday mrocznie i zowrogo - las rk zakoczonych pazurami. Las? Zmarszczya brwi, po czym poczua, jak przebiega j dreszcz. W Pnocnej Dzielnicy nie ma adnych ogrodw, w Imardinie nie ma adnego lasu... Poczua, jak serce zaczyna jej wali coraz mocniej. Pobiega za Cerym i chwycia go za rk - Eja! Co ty wyprawiasz? - szepna. - Jestemy na terenie Gildii! Jego zby rozbysy w mroku. - Oczywicie.

145

Przeszya go wzrokiem. Widziaa tylko czarny ksztat na tle ksiycowego lasu, nie moga wic odczyta wyrazu jego twarzy. Poczua wzbierajce w niej straszliwe podejrzenie. On przecie nie... nie mgby... Nie Cery. Nie, on nigdy nie wydaby jej magom. Poczua jego do na ramieniu. - Nie martw si, Sonea. Pomyl tylko. Gdzie s magowie? W slumsach. Jeste tu znacznie bezpieczniejsza ni tam. - Ale... oni przecie maj stranikw. - Kilku przy bramie i tyle. - Patrole? - Nie. - A magiczny mur? - Nie. - Rozemia si cicho. - Chyba uwaaj, e ludzie zbyt si ich boj, eby si tu wdziera. - Skd wiesz o tych stranikach i murach? Zachichota. - Bo ju tu bywaem. Wcigna gono powietrze. - Po co? - Kiedy postanowiem zwiedzi cae miasto, przyszedem tutaj i powszyem co nieco. Nie chciao mi si wierzy, e tak atwo poszo. Oczywicie nie usiowaem wchodzi do rodka budynkw, tylko obserwowaem magw przez okna. Sonea wpatrywaa si w jego ukryt w cieniu twarz z niedowierzaniem. - Szpiegowae Gildi? - Jasne. To bardzo interesujce. Maj pomieszczenia, w ktrych ucz nowych magw, i takie, w ktrych mieszkaj. Ostatnio widziaem Uzdrowicieli przy pracy. To byo co. By tam chopak z pocit ca twarz. Kiedy Uzdrowiciel go dotkn, wszystkie rany zniky. Niesamowite. Urwa i Sonea zobaczya, e obraca ku niej twarz. - Pamitasz, jak powiedziaa, e dobrze by byo, gdyby kto ci pokaza, jak posugiwa si magi? Moe jeli si im poprzygldasz, zobaczysz co, co pomoe ci w nauce? - Ale... to Gildia, Cery. Wzruszy ramionami. - Nie przyprowadzibym ci tutaj, gdybym uwaa, e to niebezpieczne, prawda?

146

Sonea pokrcia gow. Bardzo chciaa ufa jego sowom. Gdyby zamierza j wyda, zrobiby to tam, w kryjwce. Ale on nigdy by jej nie zdradzi. Niemniej jednak to wyjanienie byo niewiarygodne. Jeli to puapka, to ju po mnie. Odsuna od siebie t myl i zastanowia si nad pomysem Ceryego. - Mylisz, e naprawd moe nam si uda? - Jasne. - To szalestwo, Cery. Rozemia si. - Przynajmniej chod i przyjrzyj si. Dojdziemy tylko do drogi i sama zobaczysz, jakie to proste. Jeli nie bdziesz chciaa sprbowa, wrcimy. Chod. Przezwyciya lk i posza za nim midzy drzewa. Las przerzedzi si nieco i w kocu dostrzega zabudowania. Trzymajc si cienia, Cery podpez do przodu, a znalaz si mniej ni dwadziecia krokw od drogi, po czym skoczy przed siebie i przywar do pnia sporego drzewa. Sonea pobiega za nim i skrya si za innym drzewem. Miaa wraenie, e nogi si pod ni uginaj, czua, e kreci jej si w gowie. Cery umiechn si i wskaza midzy drzewa. Spojrzaa na wznoszcy si przed nimi budynek i jkna.

147

ROZDZIA 12 OSTATNIE MIEJSCE, W KTRYM BY SZUKALI Budynek by tak wysoki, e zdawa si siga gwiazd. Na wszystkich rogach wznosiy si wieyczki. Biae mury pomidzy nimi lniy lekko w ksiycowej powiacie. Na przedzie cian dzieliy ustawione jedne nad drugimi uki, a z kadego z nich zwieszaa si kamienna firanka. Szerokie schody prowadziy do ogromnych, stojcych otworem drzwi. - Jakie to pikne - westchna Sonea. Cery zamia si cicho. - Prawda? Widzisz t bram? Jest wysokoci mniej wicej czterech mczyzn. - Musi by bardzo cika. Jak oni j zamykaj? - Za pomoc magii, jak sdz. Sonea wstrzymaa oddech, kiedy w drzwiach pojawia si posta w bkitnych szatach. Mczyzna przystan na chwil, po czym skierowa si ku mniejszemu budynkowi po prawej. - Nie przejmuj si. Nie widz nas - zapewni j Cery. Sonea wypucia powietrze i oderwaa wzrok od dalekiej postaci. - Co jest w rodku? - Sale wykadowe. To Uniwersytet. W cianie gmachu byy trzy rzdy okien. Dwa najnisze prawie niewidoczne za drzewami, ale midzy limi migao te wiato. Po lewej stronie rozciga si wielki ogrd. Cery wskaza budowl na jego drugim kocu. - Tam mieszkaj nowicjusze - powiedzia. - Po drugiej stronie Uniwersytetu jest podobny budynek, w ktrym mieszkaj magowie. A tam - wskaza okrg budowl oddalon od nich o kilkaset krokw w lewo - jest miejsce pracy Uzdrowicieli. - A to co? - spytaa Sonea, majc na myli zakrzywione maszty wznoszce si ku niebu gdzie w ogrodzie. Cery wzruszy ramionami. - Nie mam pojcia - przyzna. - Nie udao mi si dowiedzie. Machn rk w stron biegncej tu przed nimi drogi. - To prowadzi do kwater suby, ktre s tam - wskaza na lewo - i stajni tam - wskaza na prawo. - Za Uniwersytetem jest jeszcze kilka budynkw, no i ogrd przed domem magw. Och, i s jeszcze inne domy magw dalej na wzgrzu. 148

- Tyle budynkw - szepna. - Ilu jest tych magw? - Tutaj mieszka ich ponad stu - odpowiedzia. - S jeszcze inni: jedni mieszkaj w miecie, inni na wsi, a jeszcze inni w obcych krajach. Tutaj mieszka rwnie okoo dwustu sucych. Maj pokojwki, stajennych, kucharzy, skrybw, ogrodnikw, a nawet chopw. - Chopw? - W pobliu pomieszcze suby s pola. Sonea zmarszczya brwi. - Czemu nie kupuj jedzenia? - Syszaem, e uprawiaj mnstwo rolin, z ktrych robi lekarstwa. - Och. - Sonea spojrzaa na Cery'ego z uznaniem. - Skd tyle wiesz o Gildii? Umiechn si szeroko. - Zadawaem mnstwo pyta, zwaszcza po tym, jak byem tu ostatnim razem. - Po co? - Z ciekawoci. - Z ciekawoci? - prychna Sonea. - Po prostu z ciekawoci? - Kadego ciekawi, co oni tam robi. Ciebie nie? Sonea zawahaa si. - No... moe czasem. - Oczywicie. W dodatku masz wicej powodw ni inni. No wic jak: poszpiegujemy magw? Sonea spojrzaa ku zabudowaniom. - Jak mamy zajrze do rodka, eby nas nie zauwayli? - Ogrd podchodzi pod same mury - odpowiedzia Cery. - Jest tam mnstwo cieek, a wok nich drzewa i ywopoty. Mona tam chodzi cakiem niezauwaonym. Sonea pokrcia gow. - Tylko ty moge wpa na co tak wariackiego. Umiechn si w odpowiedzi. - Wiesz, e nie ryzykowabym bez potrzeby. Przygryza warg, czujc wci wstyd, e moga posdzi go o zdrad. Zawsze by najsprytniejszy w bandzie Harrina. Jeli szpiegowanie na terenie Gildii byo moliwe, tylko on mg si na to odway. Wiedziaa, e powinna poprosi go o odprowadzenie jej z powrotem do Farena. Jeli kto ich nakryje... Baa si nawet o tym myle. Cery spoglda na ni pytajco. Szkoda byoby nie

149

sprbowa, podpowiedzia jej gos gdzie z gbi jej umysu, no i mog si dowiedzie czego uytecznego. - Dobra - westchna. - Dokd najpierw? Cery wskaza na budynek Uzdrowicieli. - Przebiegniemy do ogrodu kawaek dalej, gdzie jest najciemniej na drodze. Chod. Zagbi si na powrt w las i zacz kluczy midzy drzewami. Po kilkuset krokach zawrci w stron drogi i przycupn za drzewem. - Magowie s teraz zajci lekcjami - mrukn - albo wrcili do swoich mieszka. Mamy czas do zakoczenia wieczornych zaj, a potem zaszyjemy si gdzie, gdzie nas nie znajd. Na razie musimy jedynie uwaa na sucych. Podwi jako paszcz, bo bdzie zawadza. Zrobia, jak powiedzia. Cery uj j za rk i poprowadzi w stron drogi. Sonea spogldaa z powtpiewaniem w okna Uniwersytetu. - A jeli kto wyjrzy? Zobacz nas. - Nie martw si - odpowiedzia. - W ich pokojach jest bardzo jasno, wic nie zobacz nic na zewntrz, chyba e podejd do samego okna, a na to s zbyt zajci. Wci cignc j za rk, przebieg na drug stron drogi. Wstrzymaa oddech i wpatrywaa si w okna na grze, obawiajc si wygldajcych, ale nie pojawia si tam adna ludzka sylwetka. Kiedy znaleli si pod oson zaroli, odetchna z ulg. Cery pooy si na ziemi i wczoga pod ywopot. Chwil pniej Sonea rwnie kucaa wrd gstego listowia. - Urosy, odkd tu ostatnio byem - mrukn Cery. - Trzeba bdzie si czoga. Posuwajc si na czworakach, poprowadzi j przez zielony tunel. Co jakie dwadziecia krokw musieli przeciska si midzy pniami drzew. Po kilkuset krokach Cery zatrzyma si. - Jestemy przed siedzib Uzdrowicieli - powiedzia. - Musimy przeci ciek i wej midzy te drzewa pod cian. Pjd pierwszy. Upewnij si, e nikogo nie ma na drodze, i chod za mn. Przywar znw brzuchem do ziemi, wypez spod ywopotu i znik. Sonea przysuna si do dziury, przez ktr si wydosta, i wyjrzaa na zewntrz. Wzdu ywopotu biega cieka, a po jej drugiej stronie wida byo rozsunite gazie w miejscu, gdzie Cery wpez z powrotem midzy krzewy. Sonea wyczogaa si na zewntrz, przebiega przez ciek i wsuna si midzy gazie. Cery siedzia po drugiej stronie, oparty o gruby pie i wpatrywa si w cian. - Dasz rad si na to wspi? - spyta szeptem, gadzc kamie. - Musisz wdrapa si na drugie pitro, tam s lekcje. 150

Sonea obejrzaa mur. Wykonany by z wielkich blokw kamiennych. czca je zaprawa bya stara i spkana. Wok caego budynku biegy dwie pki, tworzc podstaw okien. Jeli zdoa dotrze do tego poziomu, bdzie moga przycupn na takiej pce, eby zajrze do rodka. - Bez problemu - szepna w odpowiedzi. Zmruy oczy i zacz grzeba po kieszeniach. Wycign w kocu niewielkie pudeeczko, otwar je i rozsmarowa na twarzy Sonei ciemn past. - Doskonale. Teraz wygldasz jak Faren - umiechn si od ucha do ucha, po czym spowania z powrotem. - Trzymaj si drzew. Jeli zobacz co niepokojcego, zabukam jak mullook. Wtedy zatrzymaj si i postaraj nie rusza i nie wydawa adnych dwikw. Skina gow, obrcia si do ciany i ostronie postawia stop w szczelinie. Wbia palce w kruszc si zapraw i poszukaa nastpnego oparcia dla ng. Wkrtce wisiaa na cianie ze stopami na wysokoci gowy Cery'ego. Spojrzaa w d i dostrzega bysk jego zbw wyszczerzonych w umiechu. Czua, e wszystkie jej minie protestuj przeciwko tej wspinaczce, ale nie zatrzymaa si, dopki nie dotara do drugiej pki. Zrobia krtk przerw na wzicie kilku oddechw, po czym zwrcia si w stron najbliszego okna. Byo wielkoci drzwi, wypenione czterema wielkimi szybami. Sonea ostronie przesuwaa si po pce, a wreszcie zdoaa zajrze do rodka. W rodku siedziaa spora grupka odzianych na brzowo magw, wpatrujcych si w co, co znajdowao si w odlegym kcie pokoju. Sonea zawahaa si: wci nie wyzbya si lku przed tym, e ktry podniesie wzrok i zauway j, ale nikt nawet nie spojrza w jej stron. Z bijcym sercem podczogaa si bliej, eby zobaczy, w co si tak wpatruj. W drugim kocu pomieszczenia sta czowiek w ciemnozielonej szacie. W rkach trzyma rzeb przedstawiajc rk z wymalowanymi rnymi kolorami liniami oraz wypisanymi sowami. Mag krtkim patykiem wskazywa poszczeglne sowa. Sonea poczua dreszcz zaciekawienia. Szko tumio gos maga, ale wsuchujc si dokadnie, bya w stanie usysze, co mwi. Przysuchiwanie si obudzio w niej jednak tylko znan ju frustracj. Wykad maga skada si w wikszoci z niezrozumiaych sw i wyrae. Pojmowaa z tego tyle, co z obcego jzyka. Zamierzaa ju podda si blowi w palcach i wrci do Cery'ego, kiedy wykadowca obrci si i zawoa podniesionym gosem: - Wprowadcie Jeni.

151

Nowicjusze zwrcili si ku otwartym drzwiom. Do sali wesza moda kobieta w towarzystwie starej sucej. Jej zabandaowana rka zwisaa na temblaku. Kobieta umiechna si hardo i rozemiaa gono z czego co powiedzia ktry z nowicjuszy. Wykadowca spojrza na nich z nagan, i klasa ucicha. - Jenia spada dzi z konia i zamaa rk - powiedzia, gestem nakazujc dziewczynie, by usiada na krzele. Jej twarz spochmurniaa, gdy odwin banda. Spod banday wyonio si posiniaczone i spuchnite przedrami. Nauczyciel wskaza dwch nowicjuszy. Przebiegli delikatnie domi nad zaman rk i wydali orzeczenie. Wykadowca pokiwa zadowolony gow. - A teraz - podnis znw gos, eby dotrze do caej klasy - musimy przede wszystkim powstrzyma bl. Na znak nauczyciela jeden z nowicjuszy uj rk dziewczyny. Zamkn oczy i na chwil w sali zapanowaa cisza. Na twarzy dziewczyny odmalowaa si widoczna ulga. Nowicjusz puci rk i skin gow do nauczyciela. - Najlepiej jest pozwoli ciau leczy si samemu - cign mag - ale moemy pomc w zrastaniu si koci i zagodzi obrzk. Drugi nowicjusz przejecha powoli doni nad rk modej kobiety. Siniaki zblady pod jego dotykiem. Kiedy chopak zabra swoj rk, Jenia umiechna si i poruszya niemiao palcami. Nauczyciel obejrza jej rk, po czym uoy j na powrt na temblaku, na ktry dziewczyna spogldaa z wyran niechci. Zdecydowanym gosem nakaza jej nie uywa tej rki jeszcze przez dwa tygodnie. Jeden z nowicjuszy powiedzia co, na co reszta wybuchna miechem. Sonea odsuna si od okna. Wanie widziaa na wasne oczy pokaz legendarnej mocy uzdrowicielskiej - co, co niewielu bylcw kiedykolwiek miao szanse oglda. Byo to tak zdumiewajce, jak si spodziewaa. Nie dowiedziaa si jednak nic o tym, jak co takiego zrobi. To chyba byy zajcia dla zaawansowanych, uznaa. Cakiem wiey studenci nie mieliby pojcia, jak radzi sobie z takimi obraeniami. Jeli trafi na wiczenia dla pocztkujcych, moe co zrozumie. Zesza na d. Gdy tylko jej stopy dotkny ziemi, Cery chwyci j za rk. - Widziaa leczenie? - spyta szeptem. Przytakna. Umiechn si w odpowiedzi. - Mwiem ci, e to proste, nie?

152

- Moe dla ciebie - odpowiedziaa, pocierajc donie. - Ja ewidentnie wyszam z wprawy. - Przesza do nastpnego drzewa i wsunwszy zmczone palce midzy kamienie, podcigna si na rkach. W nastpnej klasie wykadaa kobieta, rwnie odziana w zielon szat. W milczeniu przygldaa si grupie nowicjuszy pochylonych nad awkami, piszcych co pospiesznie lub kartkujcych zniszczone ksigi oprawne w skr. Bl w rkach Sonei zwyciy i zsuna si na d. - I co? - spyta Cery. Pokrcia przeczco gow. - Niewiele. W kolejnej sali nowicjusze mieszali pyny, proszki i gste mazie w niewielkich modzierzach. Nastpne okno ukazao jej modzieca w zielonych szatach drzemicego nad otwart ksig. - W pozostaych oknach jest ciemno - powiedzia jej Cery, kiedy ponownie opucia si na ziemi. - Obawiam si, e nic wicej tu nie zobaczysz. - Odwrci si ku Uniwersytetowi. Tam bdzie wicej lekcji. Potakna. - Chodmy wic. Przecisnli si przez ywopot, przebiegli ciek i wsunli si midzy licie po przeciwnej stronie. W poowie ogrodu Cery zatrzyma si i wskaza otwr wrd krzakw. Wygldajc spomidzy gazi, Sonea zauwaya, e znaleli si w pobliu dziwacznych masztw, ktre wczeniej widzieli wznoszce si nad ogrodem. Zway si przy kocach i zaginay do rodka, jakby si sobie wzajemnie kaniay. Byy rozstawione w rwnych odlegociach wok wielkiego kamiennego krgu na ziemi. Sonea wzdrygna si. W powietrzu wyczua saby lad znanego pulsowania. Zaniepokojona pooya do na ramieniu Ceryego. - Chodmy std. Cery potakn i obrzuciwszy wysokie maszty jeszcze jednym spojrzeniem, poprowadzi j dalej. Musieli przej przez kolejne dwie cieki, zanim dotarli pod mur Uniwersytetu. Cery postuka w kamie. - Po tym nie dasz rady si wspi - szepn. - Ale na parterze te jest mnstwo okien.

153

Sonea dotkna ciany. Kamie pokryty by na caej powierzchni ykami i przebarwieniami, ale nie byo wida adnych szczelin czy spoje. Wygldao to tak, jakby cay gmach zosta wykonany z olbrzymiego bloku skalnego. Cery ustawi si za drzewem i poczy donie. Sonea uniosa stop i postawia j na tym zaimprowizowanym stopniu. Podcigna si do gry i zajrzaa ponad parapetem do znajdujcego si przed ni pomieszczenia. Odziany w fiolet mczyzna pisa co kawakami wgla na tablicy. Gos dobiega do jej uszu, ale nie potrafia rozrni sw. Rysunki na tablicy byy za rwnie niezrozumiae, jak wykad Uzdrowiciela. Czujc ukucie rozczarowania i frustracji, daa Cery'emu znak, e chce zej na ziemi. Przeczogali si wzdu budynku ku nastpnemu oknu. W rodku Sonea zobaczya rwnie tajemnicze rzeczy, jak w poprzedniej sali. Nowicjusze siedzieli wyprostowani na krzesach, oczy mieli zamknite. Za kadym z siedzcych sta inny ucze, z domi przycinitymi do skroni kolegi. Nauczyciel, surowy mczyzna w czerwonej szacie, przyglda si w milczeniu. Sonea ju zamierzaa zeskoczy, kiedy mag przemwi. - Wystarczy - powiedzia gosem zaskakujco agodnym, zwaszcza zwaywszy na jego gron aparycj. Nowicjusze otworzyli oczy. Ci, ktrzy stali, pocierali teraz wasne skronie, krzywic si. - Jak widzicie, nie da si zajrze do czyjego umysu wbrew jego woli - powiedzia nauczyciel. - No, moe nie jest to cakiem niemoliwe, jak pokaza nasz Wielki Mistrz, ale pozostaje daleko poza zasigiem przecitnego maga, jak ja czy wy. Jego wzrok powdrowa na moment ku oknu. Sonea szybko daa nura. Cery pomg jej usta na nogach, ale ona skulia si pod parapetem, przytulajc si jak najmocniej do ciany i gestem nakazaa Cery'emu zrobi to samo. - Zauwayli ci? - szepn Cery. Sonea przycisna rk do serca, ktre trzepotao teraz jak oszalae. - Nie jestem pewna. - Czy mag przemierza teraz korytarze Uniwersytetu, eby przeszuka ogrody? A moe sta przy oknie, czekajc, a wyjd z ukrycia? Zwilya jzykiem wyschnite ze zmczenia wargi. Zwrcia si do Cery'ego, zamierzajc rzuci si w stron lasu, ale zawahaa si. Za sob, najwyraniej w sali, syszaa gos nauczyciela, cigncego wykad jak gdyby nigdy nic. Zamkna oczy i odetchna z ulg. Cery wyprostowa si i ostronie zajrza przez okno. Spojrza na Sone i wzruszy ramionami. 154

- Idziemy dalej? Wzia gboki oddech i potakna. Wstali i ruszyli dalej wzdu budynku, by zatrzyma si pod nastpnym oknem. Cery znowu splt rce i pomg Sonei podcign si. Pierwszym, co rzucio jej si w oczy, gdy wyjrzaa nad parapet, byy szybkie poruszenia. Przygldaa si tej scenie z zachwytem. Kilku nowicjuszy uchylao si i uciekao, robic co tylko byo w ich mocy, eby umkn przed malekim wietlnym punkcikiem latajcym po sali. W jednym z rogw na krzele sta mag w czerwonej szacie i wycignit doni ledzi poruszenia iskierki. W pewnym momencie krzykn do uczniw: - Baczno! Sta w miejscu! Czterech nowicjuszy stano jak wrytych. Kiedy iskierka zbliaa si do nich, co odpychao j niczym pacnit much. Kolejni nowicjusze szli w lady kolegw, ale iskierka bya szybka. Kilku mniej sprawnych uczniw miao czerwone plamki na rkach i twarzach. Iskierka nagle znika. Nauczyciel zgrabnie zeskoczy z krzesa. Nowicjusze rozlunili si i popatrzyli po sobie. W obawie, eby nie wyjrzeli za okno, Sonea zeskoczya. W nastpnym oknie zobaczya odzianego w fiolet maga demonstrujcego klasie dziwaczny eksperyment z kolorowymi cieczami. W kolejnym obejrzaa nowicjuszy pracujcych z unoszcymi si w powietrzu kulami pynnego szka - ksztatowali t lnic ma w skomplikowane byszczce rzeby. A w jeszcze nastpnym wysuchaa przemowy o rozniecaniu ognia wygoszonej przez agodnego mczyzn odzianego w czerwie. Nagle po caej Gildii przetoczyo si echo dzwonu. Mag zrobi zdziwion min, a nowicjusze zaczli podnosi si z krzese. Sonea zeskoczya z parapetu. Cery postawi j na ziemi. - Dzwon oznacza koniec zaj - wyjani. - Teraz musimy by cicho. Magowie bd przechodzi z Uniwersytetu do swoich domw. Skulili si przytuleni do pnia drzewa. Przez kilka minut wok nich panowaa cisza, a potem Sonea usyszaa kroki za ywopotem. - ...dugi dzie - mwi kobiecy gos. - Mamy bardzo mao ludzi, a tylu cierpicych z powodu zimowego kaszlu. Mam nadziej, e te poszukiwania wreszcie si zakocz. - Ja te - odpowiedziaa jej druga. - Na szczcie Administrator by rozsdny i przydzieli do tego gwnie Alchemikw i Wojownikw. - To prawda - przytakna ta pierwsza. - Powiedz mi, prosz, jak miewa si ona Mistrza Makina? Jest ju chyba w smym... Gosy kobiet ucichy w oddali, zastpione przez chopicy miech. - ...na wariata. On ci autentycznie spra, Kamo! 155

- To bya tylko sztuczka i tyle - odpowiedzia chopak z wyranym akcentem z wyspy Vin. - Drugi raz mu si nie uda. - Aha! - wtrci si trzeci gos. - To by drugi raz! Chopcy wybuchnli miechem, a do uszu Sonei doszed dwik kolejnych krokw. Nowicjusze umilkli jak na komend. - Mistrzu Sarrinie - wymamrotali z szacunkiem, gdy kroki zrwnay si z nimi. Kiedy nauczyciel ich wymin, chopice gosy podniosy si znowu w podobnym przekomarzaniu jak wczeniej, po czym oddaliy si poza zasig suchu Sonei. Miny ich kolejne grupy magw. Wielu z nich szo w milczeniu. Powoli ruch w Gildii mala, a w kocu zupenie zamar. Po mniej wicej godzinie Cery wysun gow spomidzy lici, by sprawdzi drog. - Wrcimy teraz do lasu - powiedzia do Sonei. - Dzi nie bdzie ju lekcji, ktre mogaby podejrze. Poprowadzi j przez ciek i ywopoty, przeszli przez ogrd i przemknli z powrotem drog do lasu. Cery przykucn pod drzewem i umiechn si do Sonei; jego oczy byszczay z podniecenia. - atwo poszo, nie? Sonea odwrcia si ku zabudowaniom Gildii i rozpromienia si. - Aha! - Widzisz. Pomyl tylko: magowie poluj na ciebie w slumsach, a my tymczasem buszowalimy po ich terenie! Zachichotali cicho, po czym Sonea odetchna gboko i westchna. - Ciesz si, e to zrobilimy - przyznaa. - Moemy ju wraca? Cery zacisn usta. - Chciabym jeszcze czego sprbowa, skoro ju tu jestemy. Sonea rzucia mu podejrzliwe spojrzenie. - Co takiego? Nie pofatygowa si z odpowiedzi, tylko podnis si i ruszy midzy drzewa. Sonea wahaa si przez chwil, ale w kocu pospieszya za nim. Im bardziej zagbiali si w las, tym ciemniej si robio i Sonea potykaa si o niewidoczne korzenie i konary. Cery skrci w prawo; Sonea wyczua pod stopami inne podoe i zgada, e znaleli si znw na drodze. Grunt zacz si w tym miejscu wznosi. Po kilkuset krokach przeszli przez wsk ciek, prowadzc bardziej stromo w gr. Cery zatrzyma si i wskaza rk przed siebie. - Patrz. 156

Midzy drzewami widoczny by dugi dwupitrowy budynek. - Kwatery nowicjuszy - oznajmi Cery. - Jestemy na ich tyach. Zobacz, moesz zajrze do rodka. Przez jedno z okien widziaa fragment pokoju. Pod jedn ze cian stao proste ko, pod drug wski stolik i krzeso. Z hakw na cianie zwieszay si dwie brzowe szaty. - adnych luksusw. Cery przytakn. - Wszdzie tak jest. - Ale przecie oni s bogaci, prawda? - Mam wraenie, e nie wolno im urzdza pokoi po swojemu, dopki nie zostan magami. - A jak wygldaj pokoje magw? - Elegancko. - Oczy Cery'ego zabysy. - Chcesz zobaczy? Potakna. - No to chodmy. Wszed gbiej midzy drzewa i ruszy ku szczytowi wzgrza. Kiedy znw zbliyli si do granicy lasu, Sonea zauwaya, e za Uniwersytetem znajduje si jeszcze kilka budynkw i wielki brukowany dziedziniec. Jedna z budowli wia si po zboczu niczym dugie schody i poyskiwaa lekko, jakby bya wykonana w caoci z odlewanego szka. Inna wygldaa jak wielka odwrcona misa, gadka i biaa. Obszar, na ktrym si znajdoway, owietlony by dwoma rzdami kulistych latarni umieszczonych na wysokich elaznych prtach. - Co to za budynki? - spytaa Sonea. Cery zatrzyma si. - Nie wiem dokadnie. Ten szklany to chyba anie. A pozostae? - Wzruszy ramionami. Nie zdoaem si dowiedzie. Ruszy dalej lasem. Kiedy z powrotem znaleli si w pobliu gwnego gmachu Gildii, przebiegli przez dziedziniec i zatrzymali si w pobliu kwater magw. Cery zaoy rce i zmarszczy brwi. - Wszyscy maj zasonite okna - powiedzia. - Hmm, moe jeli obejdziemy budynek, uda nam si co podejrze. Kiedy wrcili na granic lasu, Sone bardzo ju bolay nogi. Mimo e po drugiej stronie budynku drzewa podchodziy niemal pod sam mur, udao jej si zobaczy jedynie kawaek umeblowania przez otwarte okno, ktre wskaza jej Cery. Nagle poczua, e zmczenie przewaa nad ciekawoci i osuna si na ziemi. 157

- Nie wiem, czy dam rad wrci do slumsw - jkna. - Nie mam siy zrobi ani kroku wicej. Cery skrzywi si i usiad obok niej. - Rzeczywicie stracia kondycj przez te par lat. Posaa mu miadce spojrzenie. Zamia si i zerkn w stron Gildii. - Sied tu i odpocznij przez chwil - powiedzia do niej. - Chciabym jeszcze co zrobi. To nie potrwa dugo. Sonea zachmurzya si. - Dokd idziesz? - Blisko. Nie martw si. Zaraz wrc. - Obrci si na picie i znik w mroku. Zbyt zmczona, eby si rozgniewa, Sonea gapia si w las. Pomidzy pniami dostrzega co paskiego i szarego. Zamrugaa zaskoczona, po czym uwiadomia sobie, e siedzi nie dalej ni czterdzieci krokw od niewielkiego pitrowego budynku. Wstaa i podesza bliej, zastanawiajc si, czemu Cery nie pokaza jej tego domu. Moe te go nie zauway. By zbudowany z innego, ciemniejszego kamienia ni pozostae zabudowania Gildii, w zwizku z czym w cieniu drzew zdawa si prawie niewidoczny. Podobnie jak Uniwersytet, otoczony by ywopotem. Kilka krokw dalej Sonea wyczua pod stopami kamienn ciek. Ciemne okna przycigny j bliej. Spojrzaa za siebie, zastanawiajc si, ile czasu zajmie Cery'emu to, co sobie zamierzy. Jeli nie bdzie zbyt dugo zwleka, zdy zajrze w okna tego budynku, zanim on wrci. Czogajc si po ciece, dotara do ywopotu i zajrzaa w najblisze okno. Pokj by ciemny i nie moga wiele w nim dojrze. Jakie meble, niewiele wicej. Podesza do drugiego okna i trzeciego, ale widok we wszystkich by taki sam. Rozczarowana postanowia zawrci, kiedy usyszaa za sob kroki na ciece i zamara. Rzuciwszy si pod ywopot, ujrzaa jak posta wychodzc zza rogu budynku. Mimo e widziaa zaledwie zarys sylwetki, bya pewna, e ten czowiek nie jest odziany w szaty. Czyby suga? Mczyzna podszed do bocznej ciany budynku i otwar drzwi. Syszc trzaniecie zamykanego rygla, Sonea odetchna z ulg. Wspara si na rkach, eby wsta, ale zawahaa si: miaa wraenie, e gdzie w pobliu usyszaa co jakby ciche brzczenie. Rozejrzaa si i dostrzega niewielk kratk w cianie budynku tu nad ziemi. Opada na czworaki, eby si jej przyjrze. Wski otwr wentylacyjny by peen kurzu, ale zobaczya spiralne schody dochodzce do otwartych drzwi. Za drzwiami znajdowa si pokj owietlony tym wiatem pochodzcym z niewidocznego rda. W polu widzenia Sonei pojawi si dugowosy mczyzna w cikim 158

czarnym paszczu. Ze schodw zszed kto drugi, kto na chwil przesoni widok. Zanim wyszed z zasigu jej wzroku, zdya zauway, e ten nowy jest ubrany jak sucy. Usyszaa gos, ale nie moga rozrni sw. Mczyzna w paszczu skin gow. - Zrobione - powiedzia, chwytajc zapink i zrzucajc paszcz z ramion. Sonea poczua, jak serce podchodzi jej do garda na widok tego, co byo pod spodem: ten czowiek mia na sobie potargane achmany ebraka. Na dodatek poplamione krwi. Popatrzy na siebie i po jego twarzy przemkn cie obrzydzenia. - Przyniose moje szaty? Sucy wymamrota cos w odpowiedzi. Sonea stumia okrzyk zgrozy i zaskoczenia. Ten czowiek by magiem! Mag cign tymczasem przez gow zakrwawion koszul, ukazujc ukryty pod ni skrzany pas i przypity do niego spory sztylet w pochwie. Zdj pas i rzuci go wraz z koszul na st, po czym przycign do siebie wielk mis z wod i rcznik. Zanurzy rcznik w wodzie i szybko star czerwone plamy z ciaa. Za kadym razem, kiedy puka rcznik, woda zabarwiaa si coraz mocniejszym szkaratem. W polu widzenia Sonei pojawia si rka trzymajca zwoje czarnego materiau. Mag wzi szaty i znik jej z widoku. Sonea przysiada na pitach. Czarna szata? Nigdy wczeniej nie widziaa maga w czerni. aden z magw, ktrzy brali udzia w Czystkach, nie nosi si na czarno. A zatem ten tutaj musi by kim wyjtkowym w Gildii. Nachylia si znw nad otworem, rozmylajc o zakrwawionej koszuli. Moe to zabjca. Mag pojawi si znw w zasigu jej wzroku. Mia teraz na sobie czarne szaty, a dugie wosy zwiza z tyu gowy. Sign do pasa i odpi pochw sztyletu. Sonea wstrzymaa oddech. Rkoje broni zabysa w wietle, a osadzone w niej klejnoty rzuciy zielone i czerwone byski. Mag obejrza dokadnie dugie zakrzywione ostrze, po czym wytar je delikatnie w rcznik. Nastpnie podnis wzrok na niewidocznego sug. - Walka osabia mnie - powiedzia. - Potrzebuj twojej siy. Usyszaa mruknicie w odpowiedzi. Zobaczya najpierw nogi sucego, a nastpnie reszt jego ciaa z wyjtkiem gowy, kiedy mczyzna przyklkn na jedno kolano i wycign przed siebie rk. Mag chwyci go za nadgarstek. Obrci rk sugi wntrzem doni do gry i przejecha lekko sztyletem po jego skrze. Pojawia si krew i mag zacisn do na ranie, jakby chcia j uleczy. W tej chwili co jakby zatrzepotao Sonei w uszach. Wyprostowaa si i potrzsna gow, przekonana, e to jaki owad zaplta si jej we wosy, 159

ale brzczenie nie ustawao. Zamara, czujc dreszcz, gdy uwiadomia sobie, e ten szmer dochodzi skd wewntrz jej gowy. Uczucie zniko rwnie nagle, jak si pojawio. Pochylajc si nad kratk, dostrzega, e mag puci ju do sugi. Obraca teraz powoli gow, jakby szuka czego na cianach. - Dziwne - powiedzia. - Mam wraenie, jakby... On nie szuka czego na cianach, pomylaa nagle Sonea. On szuka poza nimi. Ogarno j przeraenie. Zerwaa si na rwne nogi, przecisna przez krzaki i popdzia przed siebie, byle dalej od tego domu. Nie biegnij, skarcia sam siebie. Me haasuj. Powstrzymaa si przed rzuceniem si midzy drzewa, starajc si skrada jak najostroniej. Doszedszy do cieki, wyduya nieco krok, krzywic si za kadym razem, kiedy pod jej stopami trzasna gazka. Las sprawia wraenie jeszcze mroczniejszego ni przedtem, a Sonea poczua, e ogarnia j panika na myl o tym, e nie ma pojcia, gdzie siedziaa, kiedy rozstaa si z Cerym. - Sonea? Uskoczya na widok ksztatu wynurzajcego si spomidzy cieni, ale rozpoznaa twarz Cery'ego i odetchna z ulg. Jej przyjaciel dwiga w rkach co cikiego. - Patrz - powiedzia, podtykajc jej swj up pod nos. - Co to jest? Umiechn si szeroko. - Ksiki! - Ksiki? - Ksigi magiczne. - Umiech znik z jego twarzy. - Gdzie ty bya? Wrciem i... - Byam tam. - Wskazaa na dom i wzdrygna si. Wydawa si teraz jeszcze ciemniejszy, niczym jaki stwr czajcy si na skraju ogrodw. - Musimy ucieka! Szybko! - Tam! - zawoa Cery. - Tam mieszka ich przywdca Wielki Mistrz! Chwycia go za rk. - Obawiam si, e jeden z jego magw mnie usysza! Cery wybauszy oczy. Rzuci szybkie spojrzenie za siebie, po czym odwrci si i ruszy lasem, jak najdalej od mrocznego budynku.

160

ROZDZIA 13 POTNE WPYWY Kiedy Rothen przyby do sali wieczornej, zasta tam moe ze dwudziestu magw. Zobaczy, e Dannyla jeszcze nie ma, i ruszy w kierunku foteli. - Okno byo otwarte. Ktokolwiek to by, musia dosta si przez okno. Syszc niepokj w gosie mwicego te sowa, Rothen rozejrza si. W pobliu Jerrik rozmawia z Yaldinem. Poniewa zaciekawio go, co mogo do tego stopnia wstrzsn rektorem Uniwersytetu, podszed do nich. - Witajcie - skin im uprzejmie gow. - Wygldasz, jakby ci co trapio, rektorze. - Mamy wrd nowicjuszy sprytnego zodzieja - wyjani Yaldin. - Jerrik straci kilka cennych ksig. - Zodziej wrd nowicjuszy? - Rothen nie kry zaskoczenia. - A co to byy za ksigi? - Wiedza magw Poudnia, Arkana sztuk Archipelagu Minken, Podrcznik magii ogniowej - wyliczy Jerrik. Rothen zamyli si. - Dziwaczny zestaw ksig. - To bardzo drogie ksigi - odpowiedzia z rozpacz Jerrik. - Wykonanie tych egzemplarzy kosztowao mnie dwadziecia sztuk zota. Rothen gwizdn cicho. - A zatem zodziej ma dobre oko. - Zmarszczy brwi. - Ale tak rzadkie ksigi bdzie trudno ukry. O ile pamitam, to na dodatek spore tomiszcza. Moesz nakaza przeszukanie Domu Nowicjuszy. Jerrik skrzywi si. - Miaem nadziej, e tego unikn. - Moe kto je po prostu poyczy? - zasugerowa Yaldin. - Pytaem wszystkich - Jerrik westchn i potrzsn gow. - Nikt ich nie widzia. - Mnie nie pytae - zauway Rothen. Jerrik rzuci mu gniewne spojrzenie. - Nie, ja ich nie zabraem. - Rothen rozemia si. - Ale moge nie zapyta te innych. Moe powiniene zada to pytanie na nastpnym Posiedzeniu. Odbdzie si za dwa dni, a ksigi mog si do tego czasu znale. Jerrik skrzywi si. - Moe lepiej najpierw jeszcze popytam. 161

Na widok znajomej wysokiej postaci wchodzcej do wieczornej sali, Rothen przeprosi rozmwcw. Podszed do Dannyla i zacign go w odlegy kt pokoju. - I jak? - spyta cicho. Dannyl wzdrygn si. - Bez powodzenia, ale przynajmniej tym razem nie wczyli si za mn uzbrojeni w noe cudzoziemcy. A co u ciebie? Rothen otworzy usta do odpowiedzi, ale zamkn je, kiedy zatrzyma si koo nich sucy, oferujc kieliszki z winem. Sign, by podnie jeden z nich, i zamar w p gestu, widzc rk w czarnym rkawie zbliajc si do tacy zza plecw Dannyla. Akkarin wybra kieliszek i omijajc Dannyla, stan przed Rothenem. - Jak postpy w poszukiwaniu, Mistrzu Rothenie? Oczy Dannyla rozszerzyy si na widok Wielkiego Mistrza. - Dwa tygodnie temu bylimy najbliej zapania dziewczyny, Wielki Mistrzu, ale jej opiekunowie wywiedli nas w pole. Zanim si zorientowalimy, e to nie ona, tamta zdya uciec. Znalelimy za to ksig magiczn. Wielki Mistrz zachmurzy si. - To niedobra wie. - Bya ju przestarzaa - wtrci Dannyl. - Mimo wszystko nie powinnimy dopuszcza do tego, eby takie ksigi znajdoway si poza Gildi - odpar Akkarin. - Przeszukanie lombardw powinno wykaza, czy wiele ksig wywdrowao do miasta. Porozmawiam o tym z Lorienem, a tymczasem... - spojrza na Dannyla. - Czy udao ci si ustanowi na nowo kontakt ze Zodziejami? Dannyl poblad, a nastpnie zala si rumiecem. - Nie - odpowiedzia, a w jego tonie zna byo napicie. - Od kilku tygodni odmawiaj mi spotkania. Na twarzy Akkarina pojawi si cie umiechu. - Zakadam, e ostrzege ich przed niebezpieczestwem, jakie moe stwarza nieszkolony mag? Dannyl potakn. - Tak, ale nie przejli si tym zbytnio. - Wkrtce si przejm. Staraj si nadal o spotkanie. Jeli odmwi osobistego kontaktu, wysyaj im listy. Opisuj w nich problemy, jakie mog si pojawi, jeli jej magia wymknie si spod kontroli. Nie bd potrzebowali duo czasu, eby przekona si, e mwisz prawd. Chc by na bieco z tym, co robisz. 162

Dannyl przekn lin. - Tak, Wielki Mistrzu. Akkarin skin im gow. - ycz miego wieczoru. - Odwrci si i odszed, pozostawiajc dwch magw gapicych si w jego plecy. Dannyl wypuci gono powietrze. - Skd on wie? - szepn. Rothen wzruszy ramionami. - Powiadaj, e Akkarin wie znacznie wicej o tym, co dzieje si w miecie, ni sam Krl. Ale moe po prostu Yaldin komu powiedzia? Dannyl zmarszczy brwi i spojrza na starszego maga stojcego w drugim kocu pokoju. - To nie w stylu Yaldina. - Nie - zgodzi si Rothen. Umiechn si i poklepa Dannyla po ramieniu. - Ale te nie wyglda to, jakby si wpakowa w kopoty. Po prawdzie to wanie dostae osobiste zlecenie od Wielkiego Mistrza. Sonea zawina brzeg kartki i westchna. Dlaczego ci pisarze z Gildii nie mogli uywa zwykych, sensownych wyrazw? Ten tutaj najwyraniej rozkoszowa si ukadaniem zda, ktre nie miay nic wsplnego z codzienn mow. Nawet Serin, podstarzay skryba, ktry uczy j czyta, nie potrafi wyjani jej znaczenia wielu sw i zwrotw. Potara oczy i odchylia si w krzele. Od kilku dni przebywaa w piwnicy Serina. Byo to zaskakujco wygodne miejsce: z duym paleniskiem i cikimi meblami. Nie miaa ochoty std odchodzi. Po tym jak o mao co nie zostaa schwytana, a Cery zabra j do Gildii, Faren umieci j w domu Serina w Dzielnicy Pnocnej i uzna, e powinna zaprzesta wiczenia magii, dopki on nie zorganizuje nowych, bezpieczniejszych kryjwek. Na razie moe zaj si studiowaniem ksig, ktre "znalaz" Cery. Sonea spojrzaa z powrotem na kart i westchna. Przed ni znajdowao si sowo obce, dziwaczne, irytujce sowo, ktrego nie moga poj. Wpatrywaa si w nie, wiedzc, e wok tego doprowadzajcego j do szalestwa wyrazu obraca si znaczenie caego zdania. Potara raz jeszcze oczy i podskoczya na dwik pukania do drzwi. Podniosa si z krzesa i wyjrzaa przez lufcik, po czym umiechna si i otwara drzwi. - Dobry wieczr - powiedzia Faren, wchodzc do pokoju. Poda jej butelk. Przyniosem ci co na zacht. Odkorkowaa butelk i powchaa zawarto. 163

- Wino pachi! - zawoaa. - Zgadza si. Podesza do kredensu i wyja dwa kubki. - Nie pasuj chyba do pachi - powiedziaa - ale nie mam nic innego, chyba e poprosisz Serina, eby co poyczy. - Mog by. - Faren przycign sobie krzeso do stou i usiad. Wzi od niej kubek z klarownym zielonym trunkiem i skosztowa, po czym westchn i odchyli si na krzele. Oczywicie lepiej smakowaoby grzane z korzeniami. - Nie mam pojcia - odpowiedziaa Sonea. - Nigdy tego nie piam. - Sprbowaa i umiechna si, gdy sodki, wiey smak wypeni jej usta. Faren zamia si, widzc jej min. - Tak mylaem, e ci zasmakuje. - Wycign przed siebie nogi, rozpierajc si na krzele. - Mam rwnie dla ciebie wiadomoci. Twoi wujostwo spodziewaj si dziecka. Sonea wlepia w niego wzrok. - Naprawd? - Niebawem bdziesz mie maego kuzyna - potwierdzi. Wypi kolejny yk i spojrza na ni badawczo. - Cery mwi mi, e twoja matka umara niedugo po twoim urodzeniu, a ojciec wkrtce potem opuci Kyrali - urwa. - Czy ktrekolwiek z nich mogo mie jakie zdolnoci magiczne? Potrzsna gow. - Nic mi o tym nie wiadomo. Faren zacisn usta. - Posaem Ceryego, eby wypyta twoj ciotk. Twierdzi, e nie zauwaya adnych ladw magii u twoich rodzicw czy dziadkw. - Jakie to ma znaczenie? - Magowie lubi zna swoje pochodzenie - odpowiedzia. - Moja matka miaa magicznych przodkw. Wiem o tym, poniewa jej brat, mj wuj, jest magiem, podobnie jak brat mojego dziadka, jeli jeszcze yje. - Masz w rodzinie magw? - Tak, aczkolwiek adnego z nich nigdy nie spotkaem - i zapewne nigdy nie spotkam. - Ale... - Sonea potrzsna gow. - Jak to moliwe? - Moja matka bya crk zamonego lonmarskiego kupca - wyjani - a ojciec eglarzem z Kyralii. Pracowa dla szypra przewocego regularnie towary dziadka. - Jak si spotkali? 164

- Najpierw przez przypadek, a potem widywali si w tajemnicy. Lonmarczycy, jak zapewne wiesz, trzymaj swoje kobiety w odosobnieniu. Nie sprawdzaj ich talentw magicznych, poniewa jedynym miejscem, gdzie mona nauczy si nimi posugiwa, jest Gildia, a Lonmarczycy uwaaj, e kobiety nie powinny przebywa z dala od domu, a nawet rozmawia z mczyznami spoza swojej rodziny. - Przerwa, by wypi kolejny yk wina. Sonea czekaa z niecierpliwoci, a przeknie. Na jego twarzy zagoci przelotny umiech. Kiedy dziadek dowiedzia si, e jego crka potajemnie spotyka si z eglarzem, ukara j cign Faren. - Zostaa wychostana i zamknita w wiey. Mj ojciec porzuci statek i pozosta w Lonmarze, starajc si j uwolni. Nie musia czeka dugo: kiedy krewni dowiedzieli si, e spodziewa si dziecka, wygnali j w nieasce. - Wygnali j? Chyba tylko znaleli dom dla dziecka? - Nie - twarz Farena pociemniaa. - Uwaali, e jest nieczysta, e zhabia rodzin. Tradycja nakazuje pitnowa takie kobiety, eby inni mczyni znali ich zbrodni, a nastpnie sprzedawa na targu niewolnikw. Miaa na kadym z policzkw dwie dugie blizny i jeszcze jedn na rodku czoa. - To okropne! - krzykna Sonea. Faren wzruszy ramionami. - Tak, nam wydaje si to straszne, ale Lonmarczycy uwaaj si za najbardziej cywilizowany nard na ziemi. - Pocign jeszcze yk. - Mj ojciec wykupi j i znalaz dla obojga przejazd do Imardinu. Ich kopoty jednak si nie skoczyy. Ojciec przyczyni si do tego, e jego szyper straci wanego klienta, bo rodzina matki nie chciaa ju z nim robi interesw. On sam nie mg te znale pracy na statkach, wic rodzice byli coraz biedniejsi. Zbudowali chatk w slumsach i ojciec zatrudni si w rzeni, a niewiele pniej na wiat przyszedem ja. Wychyli ostatni yk i spojrza na Sone z umiechem. - Widzisz? W ten sposb nawet ndzny zodziej moe mie magiczn krew. - Ndzny zodziej? - parskna w odpowiedzi Sonea. Nigdy wczeniej Faren nie by tak wylewny. Co jeszcze mia do opowiedzenia? Nalaa mu wicej wina. - Jak syn rzenika zosta przywdc Zodziei? - spytaa, gestami zdradzajc niecierpliwo. Faren unis kubek do ust. - Mj ojciec zgin w zamieszkach w czasie pierwszej Czystki. eby zarobi na nasze utrzymanie, matka zostaa tancerk w burdelu - skrzywi si. - Nie byo nam atwo. Ale jeden

165

z jej klientw mia spore wpywy wrd Zodziei. Polubi mnie i postanowi adoptowa. Kiedy si zestarza, przejem jego interes, a potem tylko piem si w gr. Sonea wyda wargi. - Czyli kady moe zosta Zodziejem? Trzeba tylko zaprzyjani si z waciwym czowiekiem? - Trzeba czego wicej ni tylko dobrych znajomoci. - Faren umiechn si. - Mylisz o swoim modym przyjacielu, co? Zmarszczya brwi, udajc zaskoczenie. - Przyjacielu? Nie, mylaam o sobie. Odrzuci gow do tyu i wybuchn miechem, po czym wznis swj kubek ku niej. - Za Sone i jej skromne ambicje! Najpierw mag, potem Zodziejka. Wychylili jednoczenie kubki, po czym Faren utkwi wzrok w blacie stou. Sign po ksig i przysun j do siebie. - Zacza co z tego rozumie? Westchna. - Nawet Serin niewiele rozumie. To jest napisane dla kogo, kto wie znacznie wicej ni ja. Mnie przydaaby si ksika o podstawach magii. - Podniosa wzrok na Farena. - Cery'emu co si udao? Pokrci gow przeczco. - Moe lepiej by byo, gdyby prbowaa? Gildia miaaby zajcie. W zeszym tygodniu przeszukali wszystkie kantory w obrbie murw i poza nimi. Jeli kiedy w miecie byy jakiekolwiek ksigi magiczne, to ju ich nie ma. Sonea westchna i przyoya palce do skroni. - Co oni teraz robi? - Cigle wsz po slumsach - odpowiedzia. - Ani chybi czekaj, a posuysz si magi. Sonea pomylaa o wuju i ciotce, i o dziecku, ktrego si spodziewali. Dopki magowie nie zaprzestan poszukiwa, nie bdzie moga si z nimi zobaczy. A tak chtnie by z nimi porozmawiaa. Spojrzaa w d, na lec na stole ksig i poczua, e wzbiera w niej gniew. - Czy oni nigdy nie dadz mi spokoju? Podskoczya, gdy przez pokj przetoczy si gony brzk, a po nim stukot, jakby co rozpryso si na pododze. Zerknwszy w d, dostrzega okruchy biaej ceramicznej wazy. - Oj, Sonea - Faren pogrozi jej palcem. - Niezbyt to dobra zapata dla Sarina za... - Urwa i klepn si w czoo z jkiem. - Teraz bd wiedzie, e jeste w miecie. - Zakl, po czym

166

spojrza na ni z nagan. - Jest wiele powodw, dla ktrych zakazaem ci posugiwania si tutaj magi. Sonea zarumienia si. - Przepraszam, nie chciaam. - Podniosa z podogi jeden z kawakw. - Najpierw, kiedy chc co zrobi, nie potrafi, a potem co takiego, kiedy nawet o tym nie myl... Mina Farena zagodniaa. - C, skoro nic na to nie moesz poradzi, to nie moesz. - Machn rk, wyprostowa si i spojrza jej prosto w oczy. - O co chodzi? - spytaa. Przekn lin i odwrci wzrok. - Nic. Tylko... co mi przyszo do gowy. Magowie nie mog by tak blisko, eby wykry ci tutaj, chocia do jutra pewnie zaroi si od nich caa Pnocna Dzielnica. Chyba jednak nie musz ci natychmiast przenosi - postaraj si tylko nie uywa wicej magii. Skina posusznie gow. - Postaram si. - Kupiec Larkin? Dannyl odwrci si i ujrza za sob posugacza ze spylunki. Potakn. Mczyzna skin gow na znak, e Dannyl powinien za nim pj. Przez chwil mag gapi si na tego czowieka, nie dowierzajc, e wreszcie co si dzieje, po czym podnis si pospiesznie ze stoka. Przeciskajc si za przewodnikiem przez zatoczon sal, zastanawia si nad swoim listem do Gorina. Co sprawio, e Zodziej postanowi si z nim wreszcie spotka? Na dworze pada nieg. Przewodnik skuli si i owin cianiej paszczem, po czym ruszy szybkim krokiem w d ulicy. Kiedy dotarli do wejcia do pobliskiego zauka, przed Dannylem wyrosa wysoka posta, blokujc mu przejcie. - Mistrz Dannyl. C za niespodzianka! A moe powinienem powiedzie: c za wdzianko! Fergun umiecha si od ucha do ucha. Dannyl wpatrywa si w maga, a zaskoczenie szybko zmieniao si w gniew. Na wspomnienie dawnych lat, kiedy modszy Fergun przeladowa go i wymiewa, poczu niepokojc pokus - po czym rozzoci si na samego siebie. Wyprostowa ramiona i z niejak przyjemnoci stwierdzi, e jest o jak gow wyszy od Ferguna. - Czego chcesz, Fergunie? 167

Rwne brwi Ferguna uniosy si. - Chc wiedzie, czemu to wczysz si po slumsach w takim stanie, Mistrzu Dannylu. - I mylisz, e ci powiem? Wojownik unis ramiona. - No c, jeli nie, to zmusisz mnie do spekulacji, prawda? Jestem pewny, e moi przyjaciele z przyjemnoci pomog mi wysnu waciwe wnioski. - Pooy palec na wargach. - Hmm, najwyraniej nie chcesz, eby ktokolwiek wiedzia, e tu jeste. Czyby ukrywa jaki may skandal? A moe wpltae si w co tak wstydliwego, e musisz przebiera si za ebraka, byle unikn wykrycia? Och! - Oczy Ferguna rozszerzyy si. Moe odwiedzasz burdele? Dannyl spojrza ponad ramieniem Ferguna. Zgodnie z tym, czego si spodziewa, przewodnika nie byo nigdzie wida. - Ach, a wic to by jeden z nich? - cign Fergun. - Wyglda do prostacko. Cho oczywicie nie znam a tak dokadnie twoich gustw. Dannyl poczu zalewajc go fal zimnej zoci. Mino sporo lat, odkd Fergun zaczepia go w ten sposb, ale nienawi, jak wyzwalay te szyderstwa, nie zmalaa ani troch. - Zejd mi z drogi, Fergun. Oczy Ferguna zabysy z uciechy. - Ale nie - odpowiedzia, ale ju bez szyderstwa w gosie. - Nie zamierzam, dopki nie powiesz mi o co tu chodzi? Przewrcenie go nie powinno by bardzo trudne, pomyla Dannyl. Z wysikiem powstrzyma jednak gniew. - Fergunie, wszyscy wiedz, e nie potrafisz trzyma gby na kdk, choby nawet chcia, a poza tym jeste strasznym plotkarzem. Nikt nie uwierzy ci na sowo. Dlatego zejd mi z drogi, ebym nie musia skada na ciebie raportu. W oczach Wojownika pojawi si chd. - Obawiam si, e Starszych bardziej zainteresuj twoje poczynania. O ile pamitam, przepisy do cile okrelaj, w jakich sytuacjach magowie musz nosi szaty. Czy starsi wiedz, e amiesz prawo? Dannyl umiechn si. - Nie jest im to cakiem niewiadome. Cie wtpliwoci przemkn przez twarz Ferguna. - I pozwolili ci? 168

- Ba, rozkazali mi. Cho moe powinienem powiedzie: rozkaza - odpowiedzia Dannyl. Przez chwil pozwoli mylom bdzi, po czym potrzsn gow. - Nigdy nie jestem w stanie stwierdzi, czy on patrzy, czy nie. Ale bdzie musia dowiedzie si o tym spotkaniu. Powiem mu, jak tylko wrc. Fergun poblad lekko. - Nie trzeba! Sam z nim porozmawiam. - Ustpi Dannylowi z drogi. - Id. Rb, co ci kazano. - Cofn si jeszcze o krok, po czym odwrci si i pospiesznie oddali. Dannyl patrzy z umiechem, jak posta Wojownika niknie w gstniejcym niegu. Szczerze wtpi, czy Fergun zamieni cho sowo z Wielkim Mistrzem. Uczucie samozadowolenia zniko, gdy przekona si, e jest sam w pustym zauku. Przeszuka ciemny zaktek, w ktrym znik jego przewodnik. Fergun oczywicie musia zjawi si akurat w tym dniu, kiedy Zodzieje wreszcie zgodzili si na spotkanie. Dannyl z westchnieniem ruszy z powrotem ku Drodze Pnocnej i Gildii. W wieym niegu gdzie za nim rozleg si szelest pospiesznych krokw. Spojrza za siebie i zamruga na widok przewodnika. Zatrzyma si, eby mczyzna mg si z nim zrwna. - Ej! O co tu chodzio? - spyta przewodnik. - Jeden z poszukiwaczy wykaza pewn nadgorliwo - odpar Dannyl z umiechem. Nazwaby go pewnie wcibskim ogonem. Mczyzna wyszczerzy do Dannyla dziurawe zby. - Kapuj. Wzruszy lekko ramionami, po czym skin znw na Dannyla. Ten rozejrza si, eby mie pewno, e Fergun nie zaczai si gdzie w pobliu, i ruszy za przewodnikiem w padajcym niegu. - Stopniowo zwikszaj ilo mocy, a ar stopi szko" - przeczyta Serin. - Ale jak to zrobi? - wykrzykna Sonea. Wstaa i przesza si po pokoju. - To jest jak... bukak, w ktrym jest maleka dziurka. Jeli go ciniesz, woda trynie, ale nie da si jej skierowa w konkretne miejsce ani... Urwaa, syszc pukanie do drzwi. Serin wsta i wyjrza przez lufcik, zanim otworzy. - Sonea - powiedzia Faren, gestem wypraszajc skryb z pokoju. - Gocie do ciebie. Wszed do rodka z szerokim umiechem. Za nim pojawi si krpy mczyzna o zaspanych oczach i niska kobieta z gow owinit grubym szalem. - Ranel! - krzykna Sonea. - Jonna! - Wyskoczya zza stou i rzucia si ciotce na szyj.

169

- Sonea. - Jonna jkna cicho. - Tak emy si martwili. - Odsuna dziewczyn na odlego rki i pokiwaa aprobujco gow. - Wygldasz niele. Nastpnie, ku rozbawieniu Sonei, Jonna zmierzya Farena wzrokiem. Zodziej opar si o cian, nie przestajc si umiecha. Sonea podesza do Ranela i uciskaa go. Obrzuci j badawczym spojrzeniem. - Harrin mwi, e posugujesz si magi. Sonea skrzywia si. - Owszem. - I e magowie ci szukaj. - Aha. Faren mnie przed nimi ukrywa. - Za jak cen? Twojej magii? Sonea przytakna. - Zgadza si. Nie eby mu si to na cokolwiek teraz przydawao. Nie idzie mi zbyt dobrze. Jonna parskna cicho. - Nie moe i ci cakiem le, skoro on ci ukrywa. - Rozejrzaa si po pokoju i pokiwaa gow. - Lepiej, ni przypuszczaam. - Podesza do krzesa, usiada, cigna szal i odetchna gboko. Sonea kucna obok niej. - Pono wzilicie si do nowego interesu? Jonna uniosa brwi. - Nowy interes? - Sprawiania mi kuzynw, zgadza si? Twarz ciotki rozjania si nieco, gdy Jonna pogadzia si po brzuchu. - A wic wieci dotary do ciebie. Tak, latem pojawi si nowy czonek naszej maej rodzinki. - Jonna podniosa wzrok na Ranela, na ktrego twarzy zagoci szeroki umiech. Patrzc na nich, Sonea poczua, jak wzbiera w niej tsknota i czuo. W jej umyle pojawio si znane uczucie, wic wzia nerwowy oddech. Wstaa, ogarna pokj spojrzeniem, ale nie zauwaya nic szczeglnego. - Co si stao? - spyta Faren. - Co zrobiam. - Zarumienia si, gdy dotaro do niej, e ciotka i wuj gapi si na ni. W kadym razie tak mi si zdawao. Zodziej rozejrza si po pokoju, po czym wzruszy ramionami. - Moe poruszya kurz na cianie. 170

Jonna patrzya na nich ze zdziwieniem. - O czym wy mwicie? - Uyam magii - wyjania Sonea. - Niechccy. Czasem to si zdarza. - I nie wiesz, co zrobia? - Jonna przycisna do do brzucha. - Nie. - Sonea przekna lin i odwrcia wzrok. Przeraenie w oczach ciotki zmartwio j, ale rozumiaa obawy Jonny. Myl, e mogaby przypadkiem zrobi krzywd... Nie, pomylaa. Nawet o tym nie myl. Wcigna gboko powietrze i wypucia je powoli. - Zabierz ich std, Faren. Na wszelki wypadek. Potakn. Jonna wstaa z twarz wykrzywion przez strach. Odwrcia si do Sonei, eby co powiedzie, ale potrzsna tylko gow i wycigna do niej rce. Sonea ucisna ciotk mocno, po czym cofna si. - Zobaczymy si jeszcze - zapewnia. - Kiedy to wszystko si uspokoi. Ranel skin gow. - Uwaaj na siebie. - Oczywicie - obiecaa. Faren wyprowadzi ich z pomieszczenia. Sonea staa, wsuchujc si w ich kroki na schodach. Jej uwag przycigna kolorowa plama na pododze, ktrej wczeniej tam nie widziaa. Szal ciotki. Podniosa go i pobiega ku drzwiom i po schodach. Kiedy wspia si na sam gr, zobaczya, e wujostwo stoj z Farenem w kuchni Serina, wpatrujc si w co w dalszym pokoju. Podesza do nich i zorientowaa si, co zwrcio ich uwag. Podog pokryway niegdy spore kamienne pyty. Teraz w ich miejscu by gruz i py. Gwnym meblem w pokoju by wczeniej ciki drewniany st, z ktrego obecnie pozostay jedynie skrcone, poszarpane deski. Sonea poczua, e zasycha jej w gardle, po czym w jej umyle znw co przeskoczyo i st zaj si ogniem. Faren odwrci si do niej i wida byo, e sowa przychodz mu z trudem. - Jak ju mwiem - odezwa si w kocu - ona chyba przechodzi teraz trudny okres. Sonea, zejd na d i spakuj swoje rzeczy. Odprowadz twoich goci do domu i ka komu zgasi ogie. Wszystko bdzie dobrze. Sonea podaa ciotce szal i pobiega z powrotem do piwnicy.

171

ROZDZIA 14 SOJUSZNIK WBREW WOLI Rothen zatrzyma si dla odpoczynku w zauku, przymkn powieki i przyzwa nieco mocy, eby odpdzi zmczenie. Otworzy oczy i przyjrza si zaspom niegu pod cianami budynkw. agodne mrozy minionych tygodni odeszy w zapomnienie, gdy do Imardinu dotary zimowe burze niene. Upewni si, e paszcz skrywa jego szat, i skierowa si ku ulicy. Zatrzyma si jednak, gdy usysza z tyu gowy znajome brzczenie. Zamknwszy oczy, zakl po cichu, gdy uwiadomi sobie, jak daleko jest od jego rda. Potrzsajc gow, wyszed na ulic. - Dannyl? - Syszaem j. Jest o kilka ulic ode mnie. - Przemieszcza si? - Tak. Rothen zamyli si. Skoro ucieka, to czemu wci uywa mocy? - Kto jeszcze jest w pobliu? - My jestemy najbliej - odpowiedzia Mistrz Kerrin. - Ona musi by nie dalej jak kilkaset krokw od nas. - Sarle i ja jestemy w podobnej odlegoci - poinformowa Mistrz Kiano. - Podejdcie bliej - rozkaza im Rothen. - Nie zbliajcie si do niej w pojedynk. Rothen przeszed przez ulic i pobieg w zauek. Stary ebrak powid za nim niewidzcymi oczami. - Rothen? - odezwa si Dannyl. - Spjrz na to. W umyle Rothena pojawi si obraz domu poeranego przez te pomienie i wznoszcego si w niebo dymu. Wraz z obrazem pojawio si uczucie przeraenia i straszliwe podejrzenie. - Mylisz, e ona... ? - Zobaczylibymy co jeszcze gorszego - odpowiedzia Rothen. Zauek wychodzi na szersz ulic. Rothen zwolni nieco kroku na widok poncego domu, wok ktrego zbierali si ju gapie. Kiedy podszed bliej, z ssiednich domw zaczli wybiega ludzie, ciskajc w rkach dobytek. Z mroku wynurzya si wysoka posta i zbliya si do Rothena. - Ona musi by blisko - powiedzia Dannyl. - Jeli... 172

Obaj zesztywnieli, kiedy w ich zmysy uderzy krtki, bardzo mocny brzk. - Za tym budynkiem! - zawoa Rothen, wskazujc przed siebie. Dannyl skoczy do przodu. - Znam t okolic. Za tym domem jest zauek, ktry dalej czy si z dwoma innymi. Wbiegli w ciemno midzy budynkami. Rothen zwolni nieco, czujc kolejne mocne drgania jakie sto krokw na lewo od poprzednich. - Porusza si szybko - mrukn Dannyl, nie przerywajc biegu. Rothen pospieszy za nim. - Co tu si nie zgadza - zawoa, zasapany. Najpierw kilka tygodni ciszy, potem codziennie co - i czemu teraz cigle uywa mocy? - Moe nie potrafi si powstrzyma. - A zatem Akkarin mia racj. Rothen wysa mentalne wezwanie. - Kiano? - Zmierza ku nam. - Kerrin? - Przed chwil przecia nasz drog, zmierza na poudnie. - Otoczylimy j - powiedzia im Rothen. Bdcie ostroni. Ona moe traci kontrol nad swoj moc. Kiano i Sarle, podchodcie powoli. Kerrin i Fergun, trzymajcie si z prawej. My zbliymy si do niej... - Znalazem j - oznajmi Fergun. Rothen zmarszczy brwi. - Gdzie jeste, Fergun? Milczenie. - Ona jest w tunelach pode mn. Widz j przez kratk w cianie. - Zosta tam - rozkaza Rothen. - Nie zbliaj si sam do niej. Chwil pniej poczu kolejn wibracj, a potem wiele wicej. Wyczu rwnie niepokj pozostaych magw, wic wyduy krok. - Co si dzieje, Fergun? - Zobaczya mnie. - Nie zbliaj si do niej! - ostrzeg Rothen. Magiczne brzczenie nagle ustao. Dannyl i Rothen spojrzeli po sobie i pobiegli dalej. Gdy dotarli do skrzyowania, zobaczyli Ferguna stojcego w jednym z zaukw, zagldajcego przez kratk w pobliskim murze. 173

- Ucieka - oznajmi. Dannyl podbieg do kratki, otworzy j i zajrza do tunelu. - Co si stao? - spyta Rothen. - Miaem si tu spotka z Kerrinem - odpowiedzia Fergun - wic czekaem na niego. Wtedy usyszaem haas za t krat. Dannyl podnis si z ziemi. - Wic podszede sam i wystraszye j. Fergun spojrza na wysokiego maga spod przymruonych powiek. - Nie, pozostaem na miejscu, zgodnie z rozkazem. - Czy ona zobaczya, e j obserwujesz, i to j wystraszyo? - spyta Rothen. - Czy dlatego uya swojej mocy? - Tak. - Fergun wzruszy ramionami. - A potem jej kompani dali jej po gowie i uciekli. - Nie pobiege za nimi? Fergun unis brwi. - Nie. Zgodnie z rozkazem czekaem tutaj - powtrzy. Dannyl mrukn co ledwie syszalnego i oddali si w gb zauka. Kiedy nadbiegli pozostali magowie, Rothen wyszed im na spotkanie. Wyjani im, co si stao, i odesa ich wraz z Fergunem do Gildii. Znalaz Dannyla siedzcego na progu jednego z domw, toczcego kul nien. - Ona traci kontrol. - Tak - zgodzi si Rothen. - Musimy odwoa poszukiwania. Dalszy pocig, nie mwic ju o konfrontacji, prawdopodobnie pozbawi j tych resztek kontroli, jakie jeszcze posiada. - To co nam pozostaje? Rothen spojrza na niego znaczco. - Negocjacje. Dym i swd spalenizny utrudnia Cery'emu oddychanie. Bieg tunelem, uskakujc przed ledwie widocznymi postaciami innych ludzi podrujcych ciek. Zatrzyma si na chwil przed jednymi z drzwi dla zapania oddechu. Stranik, ktry mu otworzy, skin gow na jego widok. Cery wspi si po wskich schodach, popchn klap znajdujc si u ich szczytu i wpad do pomieszczenia, w ktrym panowa pmrok. Obrzuci spojrzeniem trzech potnych stranikw czajcych si w mroku, ciemnoskrego mczyzn stojcego przy oknie i drobn posta pic na krzele. - Co si stao? 174

Faren odwrci si do niego. - Dalimy jej lekarstwo, eby zasna. Strasznie si baa, e narobi wicej szkd. Cery podszed do krzesa i przyjrza si twarzy Sonei. Na skroni miaa zapuchnitego siniaka, poza tym bya blada i miaa wosy posklejane od potu. Spojrza niej i zauway nadpalony rkaw i zabandaowan rk. - Ogie si rozprzestrzenia - zauway Faren. Cery podnis si i podszed do okna. Trzy domy po drugiej stronie ulicy stay w pomieniach; ogie zmienia okna w byszczce oczy i wznosi si niczym dziki pomaraczowy piropusz w miejscach, gdzie dawniej byy dachy. Z okien kolejnego domu zacz si wydobywa dym. - Mwia, e ni jej si koszmar - powiedzia Faren do Cery'ego. - A kiedy si obudzia, w jej pokoju by ogie. Za duy, by go ugasi. Im bardziej si baa, tym mocniej wybuchay pomienie. - Faren westchn. Przez duszy czas stali w milczeniu, po czym Cery wzi gboki oddech i zwrci si do Zodzieja. - Co teraz zrobisz? Ku jego zaskoczeniu, Faren umiechn si w odpowiedzi. - Przedstawi j pewnemu przyjacielowi i staremu znajomemu. - Odwrci si do jednego z mczyzn stojcych w mroku. - Jarin, bdziesz j nis. Z cienia w pomaraczowy, rozwietlony pomieniami pmrok wyszed potny, muskularny mczyzna. Pochyli si, eby podnie Sone, ale kiedy wzi j w ramiona otworzya oczy. Jarin szybko puci j i cofn si. - Cery? - wymamrotaa Sonea. Natychmiast podbieg do niej. Zamrugaa, usiujc skupi wzrok na jego twarzy. - Hej. - Umiechn si do niej. Zamkna ponownie oczy. - Nie poszli za nami, Cery. Pozwolili nam odej. Czy to nie dziwne? Otwara ponownie oczy i spojrzaa gdzie ponad jego ramieniem. - Faren? - Obudzia si - zauway Zodziej. - A powinna spa jeszcze co najmniej dwie godziny. Ziewna. - Wcale nie czuj si obudzona. Cery zamia si. - I wcale nie wygldasz jak naprawd obudzona. pij dalej. Potrzebujesz odpoczynku. Zabierzemy ci gdzie, gdzie bdziesz bezpieczna. 175

Pokiwaa gow i zamkna oczy, a jej oddech sta si znw rwnomierny, jak u picego. Faren spojrza na Jarina, wskazujc gestem nieprzytomn dziewczyn. Wielki mczyzna niechtnie wzi j na rce. Powieki Sonei drgny raz jeszcze, ale nie przebudzia si. Faren podnis latarni, podszed do klapy, otworzy j kopniakiem i zacz schodzi na d. Brnli w milczeniu przez kolejne tunele. Spogldajc na twarz Sonei, Cery czu ucisk w sercu. Stara znajoma niepewno staa si czym znacznie potniejszym od wszystkich znanych mu uczu. Przez ni nie sypia po nocach i mczy si w dzie, miaby te kopot, gdyby kazano mu wymieni chwile, gdy czu si wolny od tej przypadoci. Przede wszystkim lka si o Sone, ale ostatnio zacz te ba si by przy niej. Tkwica w niej sia magiczna wymykaa si jej z rk. Nie byo dnia, a czasem wrcz godziny, eby co w jej pobliu nie zajo si ogniem lub nie rozpado na kawaki. Jeszcze rano miaa si z tego, artujc, e nabierze wprawy w gaszeniu poarw i uchylaniu si przed latajcymi przedmiotami. Za kadym razem, kiedy magia wyrywaa si jej spod kontroli, z caego miasta zbiegali si magowie. Zmuszona do nieustannej ucieczki, przebywajc wicej w tunelach ni kryjwkach Farena, bya wyczerpana i nieszczliwa. Pogrony w takich mylach Cery nie zwraca szczeglnej uwagi na drog. W pewnym momencie zaczli schodzi stromymi schodami, a nastpnie przecisnli si pod ogromnym blokiem kamiennym. Cery rozpozna fundament Zewntrznego Muru, uzna zatem, e weszli do Dzielnicy Pnocnej i zastanowio go, kim moe by ten tajemniczy znajomy Farena. Chwil pniej Faren zatrzyma si i kaza stranikowi postawi Sone na ziemi. Obudzia si, tym razem nieco bardziej wiadoma tego, co si wok niej dzieje. Faren cign paszcz i z pomoc Jarina wsun rce dziewczyny w rkawy i nacign jej kaptur na twarz. - Moesz i? - spyta. Wzruszya ramionami. - Sprbuj. - Jeli natkniemy si na kogokolwiek, postaraj si nie rzuca w oczy - pouczy j. Z pocztku potrzebowaa pomocy, ale po kilku minutach odzyskaa rwnowag. Szli przez nastpne p godziny, spotykajc coraz wicej ludzi w korytarzach. Faren zatrzyma si przed jakimi drzwiami i zastuka. Otworzy mu stranik i wprowadzi ich do niewielkiego pomieszczenia, po czym zapuka do nastpnych drzwi. Pojawi si w nich niski smagy czowieczek o haczykowatym nosie, ktry przyjrza si badawczo Zodziejowi. 176

- Faren - powiedzia. - Co ci tu sprowadza? - Interes - odrzek Faren. Cery nasuchiwa w napiciu. Ten gos by jako znajomy. Mczyzna zmruy paciorkowate oczy. - A zatem wejd. Faren przestpi przez prg, po czym zatrzyma si i odwrci do swoich stranikw. - Zostacie - powiedzia. - Wy dwoje chodcie ze mn - zwrci si do Sonei i Cery'ego. Mczyzna zmarszczy brwi. - Nie wiem... - zawaha si, zmruy oczy, lustrujc Cery'ego, po czym jego twarz rozjani umiech. - Ach, to may Ceryni. A wic przygarne Torrinowego urwisa, Faren. Zastanawiaem si, czy to zrobisz. Cery umiechn si, gdy zrozumia, kto to taki. - Witaj, Ravi. - Wejdcie. Cery wszed do pomieszczenia, a Sonea za nim. Rozgldajc si wok, Cery napotka wzrok starca siedzcego na krzele i gadzcego dug bia brod. Cery skin gow, ale starzec nie odwzajemni pozdrowienia. - A to kto? - spyta Ravi, wskazujc na Sone. Faren odsun kaptur. Sonea wbia w Raviego spojrzenie rozszerzonych narkotykiem czarnych renic. - To jest Sonea - powiedzia Faren, umiechajc si pospnie. - Sonea, to jest Ravi. - Witaj - powiedziaa cicho Sonea, a Ravi cofn si o krok z poblad twarz. - To jest... ona?. Ale ja... - Jak miae j tu przyprowadzi! Wszyscy zwrcili si w kierunku gosu. Starzec podnis si na nogi i sta teraz ze wzrokiem utkwionym w Farena. Sonea jkna cicho i zachwiaa si. Faren pooy donie na ramionach dziewczyny, pomagajc jej utrzyma rwnowag. - Nie bj si, Sonea - szepn. - On nie odway si zrobi ci krzywdy. Jeliby ci skrzywdzi, musielibymy powiadomi o nim Gildi, a on nie chciaby, eby przekonali si, e wbrew temu, co im si wydaje, wcale nie umar. Cery odwrci si w stron starca - nagle dotaro do niego, czemu tamten nie odwzajemni ukonu. - Widzisz, Sonea - cign Faren, w ktrego gosie pobrzmiewaa nuta samozadowolenia - ty i on macie wiele wsplnego. Oboje znajdujecie si pod opiek Zodziei, oboje posiadacie 177

talent magiczny i oboje nie chcecie, eby odnalaza was Gildia. A teraz, skoro ju widziaa tego tu oto Senfela, on nie bdzie mia wyboru: musi nauczy ci kontrolowa twoj moc, poniewa jeli tego nie uczyni, znajd ci magowie, a ty zapewne im o nim opowiesz. - On jest magiem? - szepna, wpatrujc si w starca szeroko otwartymi oczami. - Byym magiem - sprostowa Faren. Cery poczu ulg, widzc w jej oczach nadziej, nie strach. - Moesz mi pomc? - spytaa. Senfel skrzyowa ramiona. - Nie. - Nie? - powtrzya cicho. Starzec zmarszczy czoo i wyd pogardliwie usta. - Szpikowanie jej narkotykami tylko pogorszy spraw, Zodzieju. Sonea wcigna gwatownie powietrze. Widzc, e w jej oczach pojawia si na powrt strach, Cery podszed i uj j za rce. - Wszystko bdzie dobrze - szepn jej do ucha. - To tylko lekarstwo uspokajajce. - Nie, wszystko nie bdzie dobrze - przerwa mu Senfel. Spojrza na Farena spod przymruonych powiek. - Nie mog jej pomc. - Nie masz wyboru - odpar Faren. Senfel umiechn si. - Czyby? Id zatem do Gildii. Powiedz im, e tu jestem. Lepiej, eby mnie znaleli, ni ebym zgin, kiedy ona straci kontrol nad moc. Widzc napicie na twarzy Sonei, Cery zwrci si do starca. - Przesta j straszy - sykn. Senfel utkwi w nim wzrok, po czym przenis go na dziewczyn. Sonea odpowiedziaa zadziornym spojrzeniem. Mina starca zagodniaa nieco. - Id do nich - powiedzia. - Oni ci nie zabij. Najgorsze, co mog ci zrobi, to zwizanie twojej mocy, eby nie moga si ni posugiwa. To lepsze ni mier, nie? Nie odrywaa od niego wzroku. Senfel wzruszy ramionami, po czym wyprostowa si i wbi stalowoszare oczy w Farena. - W pobliu jest co najmniej trzech magw. Przywoanie ich nie bdzie trudne, sdz te, e nie powinienem mie kopotu z zatrzymaniem was tutaj, dopki nie znajd drogi. Nadal chcesz ujawni moje istnienie Gildii? Faren porusza bezgonie ustami, wpatrujc si w maga. W kocu pokrci przeczco gow. 178

- Nie. - Id, a kiedy ona wytrzewieje, powtrz jej moje sowa. Jeli nie poprosi Gildii o pomoc, umrze. - W takim razie pom jej - odezwa si Cery. Starzec potrzsn gow. - Nie jestem w stanie. Moja moc jest zbyt saba, a ona zasza za daleko. Teraz moe jej pomc tylko Gildia. Waciciel spylunki wytoczy spod lady beczuk i stkn, stawiajc j na awie. Posa Dannylowi znaczce spojrzenie i zacz napenia kubki, ktre rozdawa zgromadzonym przy stole. Nachyli si i stukn kubkiem przed Dannylem, po czym zaoy rce i czeka. Dannyl popatrzy na mczyzn nieprzytomnym wzrokiem i poda mu monet. Tamten nie odwraca jednak oczu. Dannyl spojrza na trunek i uzna, e nie moe duej udawa. Bdzie musia napi si tego paskudztwa. Unis kubek, zanurzy w nim niepewnie wargi i zamruga z zaskoczenia. Poczu w ustach sodki, bogaty smak. Na dodatek dziwnie znajomy - po chwili rozpozna sos cheboi, tyle e bez przypraw. Kilka ykw pniej poczu ciepo wypeniajce jego wntrznoci. Podnis kubek do waciciela lokalu, ktry w odpowiedzi skin z uznaniem gow. Mczyzna nie przestawa mu si jednak przyglda, tote Dannyl poczu wyran ulg, gdy do spylunki wszed mody chopak i z miejsca zacz rozmow. - Jak leci, Kol? Karczmarz wzruszy ramionami. - Jak zwykle. - Ile chcesz beczek tym razem? Dannyl przysuchiwa si ich rozmowie o cenach. Kiedy doszli do porozumienia, przybysz usiad na krzele z westchnieniem. - Gdzie podziewa si ten cudzoziemiec z byszczcym piercieniem? - Sachakanin? - Karczmarz wzdrygn si. - Kto go skroi kilka tygodni temu. Znaleziono go w zauku. - Powiadasz? - Szczera prawda. Dannyl prychn pod nosem. Naleny koniec, pomyla. 179

- Syszae o poarze wczoraj wieczorem? - spyta karczmarz. - Mieszkam niedaleko. Strawi ca ulic. Dobrze, e to nie lato. Mogyby spon cae slumsy. - Nie eby ci z miasta specjalnie si tym przejli - powiedzia karczmarz. - Ogie nigdy nie przedostanie si przez Mur. Dannyl poczu na ramieniu dotyk rki. Podnis wzrok i ujrza tego samego chudego mczyzn, ktrego Zodzieje wyznaczyli na jego przewodnika. Mczyzna skin gow w stron drzwi. Dannyl dopi swj spyl i odstawi kubek. Gdy wstawa, waciciel obdarzy go przyjaznym spojrzeniem. Dannyl odwzajemni je i pody ku drzwiom za swym przewodnikiem.

180

ROZDZIA 15 W TAKI CZY INNY SPOSB. Sonea ledzia wzrokiem, jak woda, sczca si przez szczelin wysoko na cianie, zbiera si w kropelk, spywa po pustym haku na lamp, a nastpnie spada i rozpryskuje si na pododze. Wtedy podnosia oczy i patrzya, jak formuje si nastpna kropla. Faren dobrze wybra kolejn kryjwk: w pustym podziemnym magazynie o cianach z cegy i z kamienn aw zamiast ka nie byo nic, co mogoby si zaj ogniem. Ani te nic cennego. Oprcz niej samej. Ta myl wywoaa fal strachu. Sonea zamkna powieki i odegnaa j od siebie. Nie miaa pojcia, jak dugo przebywa w tym pomieszczeniu. Mogy to by rwnie dobrze dni, jak i godziny. Nie miaa nic, co pomogoby jej odmierza czas. Odkd tu przybya, ani razu nie poczua znajomego poruszenia w mylach. Lista emocji, ktre mogy je wywoa, urosa do takich rozmiarw, e przestaa liczy. Lec w magazynie, skupiaa si na wyciszeniu. Ilekro jakakolwiek myl zakcaa ten spokj, braa gboki wdech i odpdzaa j od siebie. W kocu osigna stan spokojnego oderwania. Moe to zasuga tego, czym napoi j Faren. Szpikowanie jej narkotykami tylko pogorszy spraw. Wzdrygna si na wspomnienie dziwacznego snu, ktry przyni si jej po poarze. W tym nie odwiedzia w slumsach maga. Mimo e jej wyobrania stworzya pomocnika, jego sowa nie przyniosy pocieszenia. Wcigna gboko powietrze i odesaa te wspomnienia. Najwyraniej mylia si, sdzc, e powinna magazynowa gniew, aby mc go przywoa w celu posuenia si magi, podziwiaa teraz magw za ich umiejtno kontroli, ale wiedza o tym, e byli istotami pozbawionymi emocji, nie pomagaa w polubieniu ich. Usyszaa lekkie pukanie do drzwi, ktre nastpnie uchyliy si lekko. Tumic w sobie dreszcz strachu, wstaa i wyjrzaa przez poszerzajc si szczelin. Na korytarzu sta Cery, krzywic si z wysiku, jakiego wymagao poruszenie cikich metalowych drzwi. Kiedy uchyli je na tyle, eby si przecisn, zatrzyma si i pomacha do niej. - Musisz si znowu przenie. - Nic przecie nie zrobiam. - Moe nic wiadomie. Przeciskajc si przez drzwi, zastanawiaa si, co to mogo znaczy. Czyby pod dziaaniem narkotyku nie zauwaaa nawet, kiedy co magicznego wymkno si z jej 181

umysu? Nie widziaa, eby cokolwiek wybucho lub stano w ogniu. A moe jej moc nadal si wymykaa, ale przyjmowaa mniej niszczce ksztaty? Te pytania doprowadziy j niebezpiecznie blisko granicy, za ktr leay silne uczucia, tote szybko przestaa o tym wszystkim myle. Idc za Cerym, skupiaa si na utrzymaniu spokoju. Chopak zatrzyma si i wspi na zardzewia drabin przyczepion do ciany. Podnis klap i przecisn si na zewntrz, wpuszczajc do tunelu wiey nieg. Wspinajc si tu za nim, Sonea poczua na twarzy mrone powietrze. Gdy wysza na wiato dzienne, znalaza si w pustym zauku. Cery umiechn si widzc, jak strzepuje nieg z ubrania. - Masz nieg we wosach - powiedzia. Wycign rk, eby go strzepn, ale zaraz cofn j z jkiem. - Aj! Co...? - Wycign do jeszcze raz, ale musia j zabra. - Zrobia barier, Sonea. - Nie , nie zrobiam - odpowiedziaa, przekonana, e nie posugiwaa si w ogle magi. Wycigna rk i poczua bl, kiedy jej palce natrafiy na niewidzialny opr. Ponad ramieniem Cery'ego dostrzega ruch: w zauku pojawi si jaki mczyzna, ktry zblia si ku nim. - Za tob! - rzucia, ale Cery wpatrywa si w co nad jej gow. - Mag! - sykn, wskazujc w gr. Spojrzaa we wskazanym kierunku i wstrzymaa oddech. Na dachu ponad nimi sta mczyzna, wpatrujc si w ni uwanie. Staa, nie wierzc wasnym oczom, kiedy ten czowiek zrobi krok do przodu, ale zamiast run w d, opad powoli ku ziemi. Powietrze zadrao, kiedy Cery zacz wali w barier. - Uciekaj! - krzycza. - Uciekaj std! Cofna si przed zbliajcym si magiem. Zapomniaa o wysikach majcych utrzyma j w spokoju i rzucia si w gb zauka. Stukot butw na niegu uwiadomi jej, e szybujcy mag musia ju by na ziemi. Zauek przed ni czy si z innym. Za skrzyowaniem zobaczya nastpn posta. Rzucia si przed siebie z ca moc panicznego strachu. Poczua dreszcz triumfu, gdy udao jej si dopa skrzyowania, wyprzedzajc drugiego maga o kilka krokw. Skoczya w przejcie po prawej dugim lizgiem... ... i chwycia si ciany, eby si zatrzyma. Przed ni sta inny mag ze skrzyowanymi rkami. Z jkiem odsuna si od niego. Zrobia szybki obrt, skierowaa si ku jedynemu pozostajcemu jej zaukowi - i zatrzymaa si w p lizgu. Kilka krokw dalej sta kolejny mczyzna, blokujc przejcie.

182

Zakla i obrcia si, eby spojrze za siebie. Trzeci mag wpatrywa si w ni bacznie, ale nie rusza si z miejsca. Spojrzaa z powrotem na czwartego. Ruszy powoli w jej kierunku. Serce walio jej jak szalone. Przyjrzaa si otaczajcym j cianom - zwyczajna szorstka cega - wiedziaa jednak, e nawet gdyby miaa czas, eby si na nie wspi, magowie mogli bez trudu sprowadzi j na ziemi. Poczua ogarniajce j lodowate przeraenie. Jestem w puapce. Std nie ma wyjcia. Spojrzaa za siebie i przekonaa si z rozpacz, e dwaj pierwsi magowie doczyli do trzeciego na skrzyowaniu, a w mylach poczua znajome trzepotanie. Na ulic posypa si py i kawaki cegie, kiedy ciana nad trzema magami zatrzsa si. Gruz jednak odbi si od powietrza nad ich gowami, nie czynic adnych szkd. Magowie spojrzeli na cian, a nastpnie przenieli badawcze spojrzenia na Sone. Przeraona, e w ni uderz, jeli pomyl, e chciaa ich zaatakowa, zacza si cofa. W mylach poczua znw to poruszenie. I palcy ar na nogach. Zerkna w d i przekonaa si, e nieg wok jej stp topi si w bulgoczce kaue, z ktrych unosi si para, wypeniajc zauek ciep, nieprzeniknion mg. Nie zobacz mnie! Poczua, e wstpuje w ni nadzieja. Bd moga si przemkn. Obrcia si na picie i skoczya w zauek. Ciemny ksztat poruszy si, chcc przeci jej drog. Zawahaa si, po czym signa do kieszeni paszcza. Wymacaa chodn rkoje noa. Kiedy mag wycign rk, by j pochwyci, zanurkowaa i rzucia si na niego, wkadajc w to ca si. Zachwia si, ale nie upad. Zanim zdoa odzyska rwnowag, Sonea wbia cienkie ostrze w jego udo. Weszo przeraajco gboko. Kiedy mag krzykn z zaskoczenia i blu, Sonea poczua straszliwy dreszcz zadowolenia. Wycigna n i z caej siy odepchna od siebie mczyzn. Upad, jczc, pod cian, a ona rzucia si do ucieczki. Na nadgarstku poczua zaciskajce si palce. Warkna i usiowaa si uwolni. Ucisk jednak zacienia si, a poczua bl, a n wylizgn si jej z rki. Nagy powiew wiatru wygoni mg z zauka i Sonea zobaczya trzech pozostaych magw biegncych w jej kierunku. Czua wzbierajcy strach i rozpaczliwie staraa si wyrwa z ucisku, ale kopaa tylko bezradnie nogami po mokrej ziemi. Mag, ktry j trzyma, jkn i pocign j za rk, wlokc za sob ku pozostaej trjce. Z przeraeniem poczua rce zaciskajce si na jej ramionach. Wia si i skrcaa, usiujc strzsn z siebie te donie, ale trzymay j mocno. Jeden z magw przycisn j do ciany i

183

przytrzyma. Dyszc z wysiku, ujrzaa, e jest otoczona przez magw wpatrujcych si w ni byszczcymi oczami. - To dzika - powiedzia jeden z nich. Ten, ktrego zrania, zamia si krtko i ponuro. Spojrzaa na tego, ktry sta najbliej, i poczua dreszcz. To by ten sam, ktry dostrzeg j podczas Czystki. Jego oczy wpatryway si w ni teraz w napiciu. - Nie bj si, Soneo - powiedzia. - Nie chcemy ci skrzywdzi. Jeden z pozostaych co wymamrota. Ten starszy potakn, na co pozostali cofnli donie. Teraz do ciany przypieraa j niewidzialna sia. Nie mogc si poruszy, poczua fal rozpaczy, po ktrej nastpio to charakterystyczne uczucie towarzyszce wymykaniu si magii z jej umysu. Magowie odruchowo skulili si, gdy ciana za nimi roztrzaskaa si, zasypujc ulic gradem cegie. W dziurze pojawi si czowiek w piekarskim fartuchu; jego twarz bya purpurowa ze zoci. Widzc czterech magw, zatrzyma si z wybauszonymi oczami. Jeden z magw obrci si i wykona szybki gest. - Zmykaj std - warkn. - Ty i wszyscy z tego zauka. Piekarz cofn si i znik w mroku domu. - Soneo. Starszy mag bacznie si w ni wpatrywa. - Posuchaj mnie. Nie zamierzamy ci skrzywdzi. Chcemy tylko... Poczua na twarzy piekcy ar. Poruszya lekko gow i dostrzega, e pobliskie cegy arz si na czerwono. Co spyno po cianie. Usyszaa, jak jeden z magw przeklina. - Soneo - powtrzy starszy mag, nieco bardziej surowym gosem. - Przesta z nami walczy. Zrobisz sobie krzywd. ciana za ni zadraa. Magowie wycignli przed siebie rce, gdy drgania zaczy si wzmaga. Sonea jkna, widzc pojawiajce si w ziemi pod jej stopami szczeliny. - Oddychaj wolniej! - zawoa mag. - Postaraj si uspokoi. Zamkna oczy, po czym potrzsna gow. To na nic. Magia wypywaa z niej niczym woda z pknitej rury. Poczua dotyk doni na czole i otwara oczy. Mag cofn rk. Na jego twarzy malowao si napicie. Powiedzia co do pozostaych, spogldajc jej przy tym prosto w oczy. - Mog ci pomc, Soneo - powiedzia. - Mog ci pokaza, jak to powstrzyma, ale musisz mi pozwoli. Wiem, e masz wszelkie powody, eby si nas ba i eby nam nie ufa, ale jeli 184

tego teraz nie zrobisz, skrzywdzisz nie tylko siebie, ale rwnie wielu ludzi w tej okolicy. Rozumiesz? Wpatrywaa si w niego, nie rozumiejc. Pomc jej? Czemu miaby jej pomaga? Ale gdyby zamierza mnie zabi, uwiadomia sobie nagle, ju dawno by to zrobi. Jego twarz zamigotaa i Sonea uwiadomia sobie, e to powietrze wok niej faluje z gorca. Sparzyo j w twarz, ale stumia jk blu. Mag i jego towarzysze nie wygldali na poparzonych, ale ich miny byy ponure. Mimo e jaka jej czstka wci si buntowaa, wiedziaa, e stanie si co strasznego, jeli nie zrobi tego, czego od niej daj magowie. Ten starszy zmarszczy brwi. - Soneo - powiedzia ostro. - Nie ma czasu na wyjanienia. Postaram si pokaza ci, co robi, tylko nie opieraj si. Unis rk i pooy jej do na czole. Zamkn oczy. Natychmiast poczua osob na granicy swoich myli. Wiedziaa, e ma na imi Rothen. W przeciwiestwie do umysw, ktre jej wczeniej poszukiway, ten j widzia. Zamkna oczy i skupia si na jego obecnoci. - Posuchaj mnie. Stracia niemal cakowicie kontrol nad swoj moc. Nie syszaa sw, a mimo to znaczenie byo oczywiste - i przeraajce. Zrozumiaa natychmiast, e jej moc j zabije, jeli nie nauczy si jej kontrolowa. - Poszukaj w umyle tego. I co - pozbawiona sw myl - instrukcja, jak szuka. Nagle wiadomie poczua to miejsce wewntrz siebie, ktre byo zarazem znajome i obce. Kiedy skupia si na nim, stao si wyraniejsze. Jak wielka kula olepiajcego wiata unoszca si w ciemnoci... - To twoja moc. Urosa w potny magazyn energii, mimo e z niego czerpaa. Musisz j wypuci - ale w sposb kontrolowany. To jest jej magia? Signa ku niej. Z kuli natychmiast wystrzelio biae wiato. Poczua bl, a gdzie w oddali kto krzykn. - Nie sigaj po ni, dopki nie poka ci, jak. Patrz... Odcign jej uwag. Posza za nim gdzie indziej i zobaczya inn kul wiata. - Przygldaj si. Obserwowaa, jak naginajc wol, uj nieco mocy z kuli, uksztatowa i odesa. - Sprbuj. Skupia si na wasnym wietle i rozkazaa niewielkiej czstce energii wyj ku niej. Jej umys zalaa magia. Musiaa tylko pomyle, co chciaaby zrobi, i magia znika. 185

- Doskonale. Teraz powtrz to samo, ale cignij, dopki nie zuyjesz caej zgromadzonej mocy. - Caej? - Nie bj si. Potrafisz tyle udwign, a to wiczenie, ktre ci pokazaem, zuytkuje j w nieszkodliwy sposb. Gboko zaczerpna powietrza i wypucia je powoli. Raz jeszcze signa do swojej mocy, by j ksztatowa i wypuszcza. Gdy tylko zacza, energia zdawaa si chtnie poddawa jej woli. Kula zmniejszaa si i blada, a wreszcie pozostaa z niej jedynie iskierka w ciemnoci. - Zrobione. Otwara oczy i rozejrzaa si, mrugajc, po otaczajcych j zniszczeniach. W promieniu dwudziestu krokw w miejscach, gdzie dawniej stay domy, teraz cigny si spalone ruiny. Uwaga stojcych wok magw bya skupiona cakowicie na niej. Mimo e mur za ni zawali si, niewidzialna sia wci utrzymywaa j w pionie. Kiedy znika, Sonea zachwiaa si na nogach, drc ze zmczenia, i osuna si na kolana. Ledwie zdoaa si wyprostowa, podniosa wzrok na starszego maga. Umiechn si i pochyli, eby pooy jej do na ramieniu. - Jeste teraz bezpieczna, Soneo. Zuya ca swoj energi. Odpocznij. Niebawem porozmawiamy. Kiedy unis j w ramionach, poczua zalewajc j fal sennoci, a nastpnie ciemno, w ktrej utony wszelkie myli. Dyszc z wysiku i blu, Cery opar si o to, co pozostao z muru. W uszach dzwonio mu wci echo krzyku Sonei. Przycisn donie do czoa i zamkn oczy. - Sonea... - szepn. Westchn, odj palce od gowy i nieco za pno usysza kroki za swoimi plecami. Podnis wzrok i zobaczy tego mczyzn, ktry wczeniej odci mu drog ucieczki z zauka. Czowiek ten bacznie wpatrywa si w niego. Cery zignorowa go. Wrd pyu i gruzu dostrzeg co kolorowego. Przykucn i dotkn czerwonej struki spywajcej po krawdzi roztrzaskanej cegy. Krew. Kroki przybliyy si. Przy struce krwi pojawi si but - dwa buty ze sprzczkami w ksztacie symbolu Gildii. Cery poczu wzbierajcy w nim gniew; jednym szybkim ruchem podnis si i uderzy, celujc w twarz maga.

186

Mczyzna bez trudu chwyci go za nadgarstek i wykrci mu rk. Cery straci rwnowag, potkn si i upad, uderzajc gow w resztki muru. Przed oczami zamigotay mu wszystkie gwiazdy. Jkn i usiowa si podnie, rkami ciskajc gow w prnym wysiku zatrzymania wiata, ktry krci si jak oszalay. Mczyzna zamia si gardowo. - Gupi bylec - powiedzia. Mag przebieg palcami po starannie utrzymanych jasnych wosach, odwrci si i znik w oddali.

187

CZ DRUGA

188

ROZDZIA 16 NOWE ZNAJOMOCI Z upywem godzin Rothen czu, e zmczenie bierze nad nim gr. Zamkn oczy i wezwa nieco magii leczniczej, aby odwiey umys, po czym podnis znw ksik i zmusi si do dalszej lektury. Zanim doszed do koca strony, zapa si na tym, e znw spoglda na pic dziewczyn. Leaa w niewielkiej sypialni znajdujcej si w jego apartamencie, w ku, ktre niegdy naleao do jego syna. Niektrzy magowie byli przeciwni trzymaniu jej w Domu Magw. Rothen nie podziela wprawdzie ich niepokoju, ale wola mie j na oku - na wszelki wypadek. W rodku nocy pozwoli Yaldinowi przej czuwanie, eby nieco odpocz. Ale zamiast spa, lea i myla o niej. Trzeba bdzie wyjani jej tyle rzeczy. Chcia by przygotowany na wszelkie pytania i oskarenia, jakie ona na pewno wysunie. Powtarza w gowie moliwe wersje rozmowy, a w kocu zrezygnowa ze snu i wrci do niej. Przespaa wikszo dnia. Magiczne wyczerpanie bardzo czsto tak wanie objawia si u modych. Przez dwa miesice, ktre miny od Czystki, jej ciemne wosy urosy nieco, ale twarz pozostaa chuda i blada. Rothen pokiwa gow na wspomnienie tego, jak lekka mu si wydaa, gdy j podnis. Czas spdzony u Zodziei nie wpyn korzystnie na jej zdrowie. Westchn i wrci do ksiki. Przeczyta zaledwie jedn stron i podnis wzrok. Ciemne oczy wpatryway si w niego uwanie. Popatrzya na jego szaty i szybkim ruchem wyzwolia si z pocieli, po czym spojrzaa z niechci na koszul z grubej baweny, ktr miaa na sobie. Rothen odoy ksik i wsta, starajc si przy tym porusza jak najwolniej. Dziewczyna staa pod cian z szeroko otwartymi oczami. Mag podszed do szafy w gbi pokoju i wycign gruby szlafrok. - Masz - powiedzia, wycigajc do niej rk. - To dla ciebie. Patrzya na szlafrok, jakby byo to dzikie zwierz. - We - powtrzy, podchodzc do niej. - Na pewno ci zimno. Marszczc brwi, wychylia si do przodu i wyrwaa szlafrok z jego rk. Nie spuszczajc z niego oczu, wsuna rce w rkawy i otulia szczelnie swoje chude ciako, cofajc si z powrotem pod cian. - Mam na imi Rothen - powiedzia. Przygldaa mu si tylko w napiciu, bez sowa. 189

- Nie chcemy ci skrzywdzi, Soneo - cign. - Nie musisz si niczego ba. Zmruya oczy i zacisna usta. - Nie wierzysz mi. - Wzruszy lekko ramionami. - Ja te na twoim miejscu nie wierzybym. Czy dostaa nasz list? Zachmurzya si, a na jej twarzy pojawi si wyraz pogardy. Rothen zdoa powstrzyma umiech. - Oczywicie, wtedy te nie uwierzya, prawda? Powiedz mi, w co najtrudniej ci uwierzy? Skrzyowaa ramiona, przeniosa spojrzenie na widok za oknem i nie odpowiedziaa. Rothen stumi zniecierpliwienie. Opr, a nawet taka bezsensowna odmowa odpowiedzi byy do przewidzenia. - Musimy porozmawia, Soneo - powiedzia agodnie. - Masz w sobie moc i czy tego chcesz, czy nie, musisz nauczy si j kontrolowa. Jeli nie opanujesz mocy, ona ci zabije. Wiem, e to rozumiesz. Zmarszczya brwi, ale nie oderwaa wzroku od okna. Rothen pozwoli sobie na westchnienie. - Jakiekolwiek masz powody, eby nas nienawidzi, musisz sobie zda spraw, e odmowa przyjcia naszej pomocy bdzie gupot. Wczoraj tylko pozbylimy si nagromadzonej w tobie mocy. Nie trzeba duo czasu, eby ona si odbudowaa i znw staa grona. Pomyl o tym - zawiesi gos - ale nie za dugo. Odwrci si ku drzwiom, by sign do klamki. - Co mam zrobi? Miaa wysoki i do cichy gos. Poczu dreszcz triumfu, ale szybko powcign entuzjazm. Obrci si i poczu szarpnicie w sercu na widok jej przeraonej twarzyczki. - Musisz mi zaufa - odpowiedzia. Ten mag - Rothen - usiad z powrotem w fotelu. Serce Sonei bio nadal mocno, cho ju troch wolniej. Otulona szlafrokiem czua si nieco bezpieczniej. Wiedziaa, e to adna ochrona przed magi, ale przynajmniej zakrywa to mieszne co, w co j ubrali. Pokj, w ktrym si znajdowaa, nie by duy. W jednym kcie staa wysoka szafa, drugi wypeniao ko, a na rodku znajdowa si niewielki stoliczek. Wszystkie te meble byy z drogiego, polerowanego drewna. Na stoliku lea may grzebyk oraz przybory do pisania wszystko ze srebra. Na cianie nad stoliczkiem wisiao lustro, a nad gow maga, po drugiej stronie pokoju, obraz.

190

- Kontrola to delikatna sprawa - odezwa si Rothen. - eby ci j wyjani, musz wej do twojego umysu, ale nie zdoam tego zrobi, jeli bdziesz si opiera. W umyle Sonei pojawio si wspomnienie nowicjuszy Gildii w tamtym pokoju, gdzie jeden z pary trzyma donie na skroniach drugiego. Ich nauczyciel powiedzia wtedy mniej wicej to samo. Sonea poczua niechtne zadowolenie z faktu, e mag najwyraniej mwi prawd. Nikt nie bdzie mg wedrze si nieproszony do jej myli. Po czym spojrzaa na niego podejrzliwie na wspomnienie obecnoci, ktra pokazaa jej rdo magii i wytumaczya, jak si nim posugiwa. - Wczoraj to zrobie. Potrzsn gow. - Nie, wczoraj tylko wskazaem ci twoj wasn moc, a nastpnie na przykadzie mojej wyjaniem, co z ni zrobi. To co zupenie innego. eby nauczy ci kontroli, musz uda si z tob w to miejsce wewntrz ciebie, gdzie jest twoja moc. A eby si tam dosta, musz wej do twojego umysu. Odwrcia wzrok. Wpuci maga do swojego umysu? Co on tam moe zobaczy? Wszystko? Czy tylko to, na co ona mu pozwoli? Ale czy ma jaki wybr? - Porozmawiaj ze mn - poprosi mag. - Zadawaj mi pytania, jakie chcesz. Jeli dowiesz si wicej o mnie, moe uznasz, e jestem godny zaufania. Nie musisz polubi caej Gildii, nie musisz nawet polubi mnie. Musisz tylko pozna mnie na tyle, eby zrozumie, e chc ci nauczy tego, co musisz umie, i e nie chc ci zrobi krzywdy. Obrzucia go nieco bardziej uwanym spojrzeniem. By w rednim wieku, a nawet starszawy. Mimo e w ciemnych wosach wida byo siwizn, oczy pozostay bkitne i ywe. Zmarszczki wok oczu i ust nadaway mu sympatyczny wygld. Wyglda na miego, opiekuczego czowieka ale ona przecie nie jest gupia. Oszuci zawsze wygldaj mio i uczciwie. Gdyby byo inaczej, umarliby z godu. Gildia na pewno wybraa najsympatyczniej wygldajcego maga na to pierwsze spotkanie. Musi lepiej mu si przyjrze. Wpatrywaa si gboko w jego oczy, a on nie spuci wzroku. Ta pewno siebie wytrcia j nieco z rwnowagi. Albo jest tak pewny, e nie znajdzie w nim nic niepodanego, albo zakada, e potrafi j cakiem omami. Tak czy siak, jego zadanie nie bdzie atwe, pomylaa. - Czemu mam wierzy w jakiekolwiek twoje sowo? Rozoy rce. - A czemu miabym kama? 191

- eby dosta to, czego chcesz. A po co si kamie? - A czym jest to, czego chc? Zawahaa si. - Jeszcze nie wiem. - Chc ci tylko pomc, Soneo. - W jego gosie brzmiaa autentyczna troska. - Nie wierz ci. - Dlaczego? - Jeste magiem. Pono przysigacie chroni ludzi, ale ja widziaam, jak zabijacie. Zmarszczki na jego czole pogbiy si, skin powoli gow. - Wiem, e widziaa. Jak napisalimy w tym licie do ciebie, nie zamierzalimy wtedy nikomu zrobi krzywdy, ani tobie, ani temu chopcu. - Westchn. - To bya okropna pomyka. Gdybym wiedzia, co si stanie, nigdy bym ci im nie wskaza. Jest wiele rnych sposobw posugiwania si magi, a najpowszechniejszym z nich jest uderzenie. Spord wszystkich uderze najsabsze jest oguszenie, ktrego zadaniem jest unieruchomienie, to znaczy spowodowanie, e czowiek nie moe poruszy miniami. Wszyscy magowie, ktrzy zabili tego chopca, uyli oguszenia. Pamitasz kolor tych uderze? Zaprzeczya, potrzsajc gow. - Nie patrzyam. - Byam zbyt zajta ucieczk, pomylaa, ale nie zamierzaa mwi tego gono. Zmarszczy brwi. - W takim razie musisz mi uwierzy, e byy czerwone - oguszenie jest czerwone. Ale poniewa zareagowao tylu magw jednoczenie, niektre uderzenia poczyy si w silniejsze, ogniowe. Ci magowie nie zamierzali nikogo skrzywdzi, chcieli tylko, eby chopak nie ucieka. Zapewniam ci, e ta pomyka kosztowaa nas bardzo duo kopotw, cznie z nagan ze strony Krla i Domw. Sonea prychna. - Tak jakby ich to w ogle obchodzio. Unis brwi. - Ale oczywicie, e ich obchodzi. Przyznaj, e ich niepokj ma wicej wsplnego z utrzymywaniem Gildii w ryzach ni ze wspczuciem dla tego chopca albo jego rodziny, ale zostalimy ukarani za ten bd. - Jak? Umiechn si krzywo.

192

- Listy z nagan. Publiczne przemowy. Ostrzeenie od Krla. Nie brzmi to zbyt gronie, ale w wiecie polityki sowa s znacznie groniejsze ni paki czy magia. Sonea potrzsna gow. - Wy wanie uywacie magii. To jest to, w czym jestecie najlepsi. Jeden mag moe popeni bd, ale nie tylu, ilu tam byo. Unis lekko ramiona. - Mylisz, e spdzamy dnie na przygotowaniach do tego, e jaka nieszczsna dziewczyna cinie w nas nasyconym magi kamieniem? Nasi Wojownicy wicz skomplikowane manewry i strategie na wypadek wojny, ale adna sytuacja na arenie nie przygotuje ich do ataku ze strony ludzi, ktrych uwaaj za nieszkodliwych. Sonea parskna gono. Nieszkodliwych. Zobaczya, e Rothen zaciska usta, syszc jej parsknicie. Pewnie czuje obrzydzenie na mj widok, pomylaa. Dla magw mieszkacy slumsw s brudni, brzydcy i do niczego niepotrzebni. Czy oni maj pojcie, jak bardzo bylcy ich nienawidz? - Wczeniej te tak si dziao - odpowiedziaa. - Widziaam ludzi poparzonych przez magi. Nie mwic ju o tych, ktrzy zostaj stratowani, kiedy straszycie tum tak, e rzuca si do ucieczki. Ale wikszo umiera z zimna w slumsach. - Zmruya oczy, patrzc na niego. - Ale tego pewnie nie uznasz za win Gildii, co? - W przeszoci zdarzay si wypadki - przyzna. - Magowie bywaj beztroscy. O ile byo to moliwe, leczylimy tych, ktrzy doznali szkd. Wypacalimy te odszkodowania. A jeli chodzi o same Czystki... - Potrzsn gow. - Wielu z nas uwaa, e nie s ju potrzebne. Wiesz, skd one si wziy? Sonea otwara ju usta, eby rzuci jak zoliw uwag, ale jednak zawahaa si. Nie zaszkodzi dowiedzie si, jaka jest jego wersja. - No, skd? Spojrzenie Rothena stao si nieobecne. - Ponad trzydzieci lat temu na dalekiej pnocy wybucha gra. Sadza zakrya niebo i zasonia wiato soca. Zima, ktra wtedy nastpia, bya tak duga i mrona, e przed nastpn nie byo prawdziwego lata. W caej Kyralii i Elyne padao bydo, a zboe nie roso. Setki, a moe nawet tysice rolnikw i ich rodzin przybyy do miasta, ale tutaj nie byo dla nich wszystkich pracy ani domw. Miasto zapenio si godujcymi. Krl wydawa jedzenie udostpni te miejsca takie jak Arena Wycigowa, eby ci ludzie mogli tam zamieszka. Niektrych chopw zdoa odesa

193

do domw, uprzednio zaopatrzywszy ich tak, eby wystarczyo do lata. Ale nie dao si nakarmi wszystkich. Mwilimy ludziom, e nastpna zima nie bdzie ju tak straszliwa, ale wielu nie uwierzyo. Niektrzy nawet sdzili, e wiat cakowicie zamarznie, a my wszyscy umrzemy. Porzucili wszelk przyzwoito i erowali na innych, przekonani, e nie ostanie si nikt, kto mgby ich ukara. Na ulicach zrobio si niebezpiecznie nawet za dnia. Bandy wamyway si do domw, mordujc ludzi w ich wasnych kach. To byy straszne czasy. - Pokiwa gow w zamyleniu. - Nigdy ich nie zapomn. Krl wysa Gwardi, eby wygonia te bandy z miasta. Kiedy okazao si, e nie da si tego zrobi bez rozlewu krwi, poprosi Gildi o pomoc. Nastpna zima znw bya cika, wic kiedy Krl zobaczy, e ponownie zbiera si na zamieszki, postanowi oczyci ulice, zanim sytuacja zrobi si naprawd niebezpieczna. I tak ju zostao. Rothen westchn. - Wielu ludzi sdzi, e Czystki powinny byy si skoczy wiele lat temu, ale pami jest trwaa, a slumsy rozrosy si potnie od tamtej straszliwej zimy. Ludzie boj si tego, co mogoby si sta, gdyby co zim nie oczyszczano miasta, zwaszcza odkd powstaa organizacja Zodziei. Boj si, e Zodzieje wykorzystaj okazj, eby przej kontrol nad miastem. - To niepowane! - krzykna Sonea. Zgodnie z jej przypuszczeniami opowie Rothena bya jednostronna, cho cz powodw, dla ktrych zorganizowano pierwsz Czystk, okazaa si dziwaczn nowoci. Wybuchajce gry? Nie miaa nawet o co si kci. Wykazaby tylko jej ignorancj w takich sprawach. Wiedziaa jednak co, o czym on nie mia pojcia. - To wanie Czystka spowodowaa powstanie klanu Zodziei - powiedziaa. - Mylisz, e wszyscy ci ludzie, ktrych wyrzucilicie, byli rzezimieszkami i bandytami? Wypdzilicie godujcych chopw i ich rodziny. Ale jednoczenie wypdzilicie take ebrakw i bezdomnych, ktrzy mogli przey tylko w miecie. I oni si zebrali, eby sobie nawzajem pomaga. Przeyli tylko dziki temu, e przyczyli si do przestpcw, bo nie widzieli ju sensu w yciu zgodnie z prawem krlewskim. To Krl ich wygna, mimo e powinien im pomc. - Pomg tylu, ilu zdoa. - Ale nie wszystkim, no i teraz te nie pomaga. Mylisz, e oczyszczacie ulice z bandziorw i rabusiw? Nie, gwnie z dobrych ludzi, ktrzy yj z tego, co wyrzuc bogaci, a czasem robi nawet interesy w miecie, chocia yj w slumsach. Poza prawem stoj 194

Zodzieje - ale ich Czystka nie dotyka, poniewa mog bez przeszkd porusza si midzy miastem a slumsami. Rothen powoli pokiwa gow w zamyleniu. - Tak podejrzewaem. - Nachyli si do niej. - Soneo, ja nie chc tych Czystek ani troch bardziej ni ty, i nie jestem jedynym magiem, ktry tak myli. - Dlaczego wic bierzesz w nich udzia? - Poniewa kiedy przychodzi rozkaz od Krla, musimy go wykonywa zgodnie z nasz przysig. Sonea ponownie prychna. - Moecie wic oskara Krla o wszystko, co robicie. - Wszyscy jestemy jego poddanymi - przypomnia jej. - Gildia musi sucha Krla, poniewa inaczej ludzie pomyl, e chcemy sami rzdzi Kyrali. - Odchyli si na krzele. Gdybymy byli tymi pozbawionymi sumienia mordercami, za ktrych nas uwaasz, czemu nie mielibymy tego zrobi? Dlaczego jeszcze nie opanowalimy kraju? Wzruszya ramionami. - Nie mam pojcia, ale dla bylcw nie miaoby to adnego znaczenia. Kiedy zrobilicie dla nas cokolwiek dobrego? Rothen zmruy oczy. - Robimy wiele rzeczy, ktrych nie zauwaasz. - Na przykad? - Oczyszczamy Przysta ze szlamu. Bez nas statki nie mogyby zawija do Imardinu, a my nie moglibymy wysya naszych towarw. - A co to ma wsplnego z bylcami? - Port oznacza prac dla ludzi ze wszystkich warstw spoecznych. Na statkach przypywaj eglarze, ktrzy kupuj tu jedzenie i rne przedmioty, a take wynajmuj noclegi. Robotnicy portowi pakuj, aduj i nosz towary. Rzemielnicy wytwarzaj sprzedawane przedmioty - Przyjrza si jej uwanie, po czym pokiwa gow. - By moe nasza praca jest zbyt odlega od waszego ycia, eby j docenia. Skoro wic chcesz przykadu, jak pomagamy ludziom bezporednio, pomyl o Uzdrowicielach. Pracuj ciko, eby... - Uzdrowiciele! - Sonea przewrcia oczami. - Kto z nas ma pienidze na Uzdrowicieli? Opaty wynosz dziesi razy tyle, ile dobry zodziej zarobi przez cae ycie! Rothen zawaha si.

195

- Oczywicie, masz racj - powiedzia cicho. - Uzdrowicieli jest niewielu, ledwie ich wystarcza, eby zajmowa si chorymi, ktrzy do nas przychodz. Wysokie opaty maj zniechci ludzi, ktrzy nie s powanie chorzy, do zajmowania Uzdrowicielom czasu. Pienidze z opat id na nauk dla osb bez zdolnoci magicznych, aby mogy leczy pomniejsze choroby. Ci medycy lecz wszystkich obywateli Imardinu. - Bylcw nie - odparowaa Sonea. - My mamy felczerw, ale oni prdzej ci zabij, ni wylecz. Syszaam o raptem kilku medykach, kiedy mieszkaam w Pnocnej Dzielnicy, a i oni kosztowali sporo zota. Rothen wyjrza przez okno z westchnieniem. - Gdybym potrafi rozwiza problem ndzy w Imardinie, Soneo, zrobibym to bez chwili wahania. Ale nawet my, magowie, niewiele moemy zrobi. - Nie? Jeli naprawd nie podobaj si wam Czystki, to powinnicie odmwi brania w nich udziau! Powiedzcie Krlowi, e zrobicie wszystko inne, co kae, ale nie to. Tak bywao wczeniej. Zamyli si, najwyraniej zaskoczony. - Wtedy, kiedy Krl Palen odmwi podpisania Przymierza. - Powcigna umiech na widok jego zdziwienia. - A potem zmucie Krla do wybudowania w slumsach porzdnej kanalizacji. Jego pradziadek zrobi to w miecie, wic czemu nie tam? Mag unis brwi. - Nie chciaaby, eby wszyscy ludzie ze slumsw przenieli si do miasta? Pokrcia gow. - Niektre czci Zewntrznego Krgu nie s takie ze. Miasto musi si rozrasta. Moe Krl powinien te wybudowa nastpny mur. - Mury s przestarzae. Nie mamy wrogw. Ale poza tym to, co mwisz... interesujce. Spojrza na ni z podziwem. - Co jeszcze twoim zdaniem powinnimy zrobi? - I do slumsw i leczy ludzi. Skrzywi si. - Nie ma nas wystarczajco duo. - Lepiej mao ni nic. Dlaczego zamana rka kogo z Domw jest waniejsza od zamanej rki bylca? Umiechn si, a Sonea nabraa strasznego podejrzenia, e jej sowa po prostu go bawi. Co go to w kocu obchodzi? On przecie tylko usiuje j przekona, e j rozumie. Bdzie musia si bardziej wysili, eby mu zaufaa.

196

- Nigdy tego nie zrobicie - warkna. - Powtarzasz tylko, e niektrzy z was pomogliby, gdyby bya taka moliwo. Ale prawda jest taka, e gdyby ktremukolwiek z magw cho troch zaleao, to by tam poszed. adne prawo tego nie zakazuje, wic czemu nikt nie idzie? Powiem ci, czemu. Slumsy mierdz i s brzydkie, a wy wolelibycie, eby ich w ogle nie byo. Tutaj jest wam cakiem wygodnie. - Zatoczya rk po pokoju i wypeniajcych go meblach. - Kady wie, e Krl sowicie was opaca. Skoro wic wszystkim tak nas al, to moglibycie da ludziom troch pienidzy, ale nie zrobicie tego. Wolicie zatrzyma wszystko dla siebie. Zacisn usta, jakby nad czym rozmyla. Poczua si dziwnie nieswojo w milczeniu, ktre zapanowao. Zazgrzytaa zbami, gdy uwiadomia sobie, e daa si sprowokowa. - Gdyby ktremu z tych ludzi da spor sum pienidzy - powiedzia Rothen powoli - to mylisz, e podzieliliby si z innymi? - Tak - odpowiedziaa. Unis jedn brew. - I nikt z nich nie czuby pokusy, eby zachowa wszystko dla siebie? Tym razem nie odpowiedziaa natychmiast. Znaa kilka osb, ktre wanie tak by postpiy. Prawd mwic, wicej ni kilka. - Moe niektrzy. - Ach - powiedzia. - Ale nie chciaaby, ebym uwaa wszystkich bylcw za samolubw, prawda? W takim razie ty te nie powinna uwaa, e wszyscy magowie to egoici. Z pewnoci bdziesz mnie rwnie przekonywa, e ludzie, ktrych znasz, s porzdni, mimo e zdarza im si ama prawo. Nie osdzaj zatem wszystkich magw na podstawie bdw niektrych, a tym bardziej na podstawie wysokiego urodzenia. Wikszo z nas, zapewniam ci, stara si by przyzwoitymi ludmi. Sonea zmarszczya brwi i odwrcia od niego wzrok. To, co mwi, brzmiao rozsdnie, ale nie dawao jej adnego pocieszenia. - By moe - odpowiedziaa. - Ale nadal nie widz, eby ktrykolwiek z nich pomaga ludziom w slumsach. Rothen potakn. - Poza wszystkim wiemy, e mieszkacy slumsw odrzuciliby nasz pomoc. Sonea zawahaa si. Mia racj. Tylko e fakt, i bylcy odrzuciliby pomoc Gildii, by win samej Gildii, ktra daa im mnstwo powodw do nienawici. - Nie odmwiliby przyjcia pienidzy - rzucia.

197

- Zakadajc, e nie jeste jedn z tych, ktrzy zatrzymaliby cae bogactwo dla siebie, co zrobiaby, gdybym da ci sto sztuk zota na dowolne wydatki? - Nakarmiabym ludzi. - Sto sztuk zota wystarczyoby na jedzenie dla niewielu przez kilka tygodni albo wielu przez kilka dni. Potem ci ludzie byliby z powrotem rwnie biedni jak wczeniej. Niewiele by zmienia. Sonea otwieraa ju usta do odpowiedzi, ale szybko je zamkna. Nie potrafia na to odpowiedzie. Mia racj, a mimo to jej nie mia. W odmowie choby prby pomocy musi by co zego. Westchna i obrzucia wzrokiem gupie ubrania, ktre miaa teraz na sobie. Zdawaa sobie spraw, e zmiana tematu bdzie dla niego znakiem, e wygra, mimo to pstrykna palcem w szlafrok. - Gdzie s moje ubrania? Spuci wzrok. - Nie ma. Dostaniesz nowe. - Chc moje wasne. - Kazaem je spali. Patrzya na niego z niedowierzaniem. Jej paszcz, chocia brudny i gdzieniegdzie nadpalony, by cakiem porzdny - a poza tym dostaa go od Cery'ego. Rozlego si pukanie do drzwi. Rothen podnis si. - Musz teraz wyj - powiedzia. - Wrc do ciebie za godzin... Obserwowaa, jak podchodzi do drzwi i otwiera je za nimi dostrzega kawaek drugiego wystawnie urzdzonego pokoju. Kiedy zamyka drzwi, nasuchiwaa odgosu przekrcajcego si w zamku klucza, a kiedy si go nie doczekaa, poczua przypyw nadziei. Przygldaa si drzwiom w zamyleniu. Czyby byy magicznie zaryglowane? Podesza bliej i usyszaa stumione gosy dobiegajce z drugiego pomieszczenia. Nie ma sensu teraz usiowa otworzy drzwi, ale moe pniej... Bl w gowie by nieznony, a Cery czu co chodnego spywajcego za uchem. Po otwarciu oczu ujrza w ciemnoci rozmazan twarz. Twarz kobiety. - Sonea? - Hej! - Nie zna tego gosu. - Wrcie do nas na czas. Cery zacisn powieki, po czym otworzy je ponownie.

198

Twarz bya teraz nieco wyraniejsza. Dugie ciemne wosy okalay egzotycznie pikne rysy. Skra tej kobiety bya ciemna, ale nie a tak jak skra Farena. Typowo kyraliaski prosty nos dodawa elegancji rysom tej podunej twarzy. Troch jakby Sonea i Faren zlali si w jedn osob. To tylko sen, pomyla. - Nie, to nie sen - odpowiedziaa kobieta. Spojrzaa w gr, ku czemu nad jego gow. Musia niele oberwa. Chcesz z nim teraz porozmawia? - Mog sprbowa. - Ten gos brzmia znajomo. Kiedy w zasigu jego wzroku pojawi si Faren, Cery sprbowa usi i pami nagle wrcia. Ciemno zachybotaa si, a bl w gowie zapulsowa tpo. Cery poczu donie na ramionach i niechtnie pozwoli im pooy si z powrotem na plecach. - Hej, Cery. To jest Kaira. - Wyglda jak ty, tylko adniej - wymamrota Cery. Faren rozemia si. - Dziki. Kaira to moja siostra. Kobieta umiechna si i odsuna na bok. Cery usysza gdzie po prawej zamykajce si drzwi. Spojrza na Farena. - Gdzie jest Sonea? Zodziej spowania. - U magw. Zabrali j do Gildii. Te sowa odbiy si wielokrotnym echem w gowie Cery'ego. Poczu, e co okropnego szarpie jego wntrznociami. Zabrali j! Jak mg si udzi, e zdoa j ochroni? Ale nie. To Faren mia jej strzec. Poczu, e wzbiera w nim gniew. Wzi oddech, eby co powiedzie... Nie. Musz j znale. Musz j odzyska. Mog potrzebowa pomocy Farena. Cay gniew wyparowa i Cery spojrza w zamyleniu na Zodzieja. - Co si stao? Faren westchn. - Nieuniknione. Znaleli j. - Potrzsn gow. - Nie wiem, co mogem zrobi, eby ich powstrzyma. Prbowaem wszystkiego. Cery przytakn. - Co teraz? Usta Zodzieja wykrzywi pumiech, w ktrym nie byo cienia rozbawienia. - Nie zdoaem dotrzyma mojej czci ukadu. Sonea ze swej strony nigdy nie zdoaa wspomc mnie swoj magi. Oboje staralimy si i obojgu nam si nie udao. A co do ciebie... - Umiech znik z twarzy Farena. - Chciabym, eby pozosta u mnie. 199

Cery gapi si na Zodzieja. Jak mg tak atwo porzuci Sone? - Ale jeli nie chcesz, jeste wolny - doda Faren. - A co z Sone? Faren skrzywi si. - Jest w Gildii. - Nietrudno si tam dosta. Ju to robiem. Zodziej zmarszczy mocniej brwi. - To byoby szalestwem. Bd jej pilnowa. - Mona ich odcign. - Nie bdziemy robi nic takiego. - Oczy Farena zabysy. Odsun si na kilka krokw, po czym podszed z powrotem do ka Cery'ego. - Zodzieje nigdy nie wchodzili w drog Gildii i nigdy nie wejd. Nie jestemy tak gupi, eby nie wiedzie, kto by wygra. - Oni wcale nie s tacy sprytni. Uwierz mi, ja... - NIE! - Faren mu przerwa. Wcign gboko powietrze, po czym wypuci je powoli. To nie takie proste, jak ci si wydaje, Cery. Odpocznij. Wydobrzej. Przemyl to, co proponujesz. Niedugo porozmawiamy. Znikn z jego pola widzenia. Cery sysza otwierajce si i zatrzaskujce drzwi. Usiowa si podnie, ale pociemniao mu w oczach z blu. Westchn i pooy si na plecach z zamknitymi oczami, oddychajc gboko. Moe prbowa dalej przekonywa Farena do odbicia Sonei, ale wiedzia, e to nic nie da. Nie. Jeli kto ma j ocali, musi to zrobi on sam.

200

ROZDZIA 17 POSTANOWIENIE SONEI Sonea rozejrzaa si ponownie po pokoju. Mimo e niezbyt duy, by urzdzony luksusowo. Moga znajdowa si w ktrym z domw w Wewntrznym Miecie, ale wtpia w to. Podesza do okna, odsuna zasaniajce je piknie zdobione okienniki, gboko odetchna i cofna si. Przed ni rozpocieray si ogrody Gildii. Po prawej wznosi si budynek Uniwersytetu, a po lewej, schowany pomidzy drzewami, sta dom Wielkiego Mistrza. Ona za znajdowaa si na drugim pitrze budynku, ktry Cery nazwa siedzib magw". W Gildii roio si od magw. Gdziekolwiek spojrzaa, widziaa postacie w szatach: w ogrodzie, w oknach, na pokrytej niegiem ciece pod oknem. Wzdrygna si z zimna, wic zamkna z powrotem okiennik i odesza od okna. Poczua wzbierajc rozpacz. Jestem w puapce. Nigdy si std nie wydostan. Nigdy ju nie zobacz Jonny i Ranela - ani Cery'ego. Zamrugaa, eby odgoni wzbierajce zy. Ktem oka dostrzega jaki ruch, wic odwrcia si, by ujrze swoje odbicie w lnicym owalnym zwierciadle. Przyjrzaa si ju zaczerwienionym spojwkom. Twarz spogldajcej na ni dziewczyny wykrzywi pogardliwy grymas. Tak atwo mam si podda? - spytaa swojego odbicia. - Mam paka jak mae dziecko? Nie! Gildia moe i roi si od magw za dnia, ale Sonea przecie bya tu noc i wiedziaa, jak atwo mona unikn wykrycia. Jeli zaczeka do nocy i zdoa si wymkn, nic nie powstrzyma jej przed powrotem do slumsw. Najtrudniejszym zadaniem bdzie oczywicie wydostanie si na zewntrz. Magowie pewnie bd trzyma j pod kluczem. Niemniej sam Rothen przyzna, e i magom zdarza si popenia bdy. Bdzie zatem czeka i obserwowa. A kiedy nadarzy si okazja, nie omieszka z niej skorzysta. Twarz w lustrze miaa ju suche oczy i malowaa si na niej determinacja. Sonea poczua si nieco lepiej. Podesza do stoliczka. Podniosa z niego grzebie i pogadzia z zachwytem srebrn rczk. Gdyby oddaa co takiego w zastaw, mogaby sobie kupi nowe ubranie i jedzenie na kilka tygodni.

201

Czy Rothen liczy si z tym, e mogaby ukra te przedmioty? Oczywicie nie przejmowaby si moliwoci kradziey, gdyby mia pewno, e Sonea nie zdoa uciec. Zabieranie wartociowych przedmiotw na nic si nie zda, dopki tkwi w Gildii. Rozgldajc si znw dookoa, uwiadomia sobie po raz pierwszy, e znajduje si w bardzo nietypowym wizieniu. Spodziewaaby si raczej wilgotnej celi, a nie wygd, czy wrcz luksusw. Moe naprawd chc jej zaproponowa wstpienie do Gildii? Spojrzaa w lustro i sprbowaa wyobrazi sobie sam siebie w szatach. Poczua dreszcz. Nie, pomylaa, nigdy nie zostan jedn z nich. To tak jakbym zdradzia wszystkich moich przyjaci, ludzi ze slumsw, nie mwic ju o sobie samej... Musi jednak nauczy si kontrolowa swoj moc. Niebezpieczestwo jest realne, a Rothen chyba rzeczywicie chce j czego nauczy - nawet jeli chodzi mu tylko o to, eby przestaa zagraa miastu. Nie spodziewaa si jednak, by chcia j uczy czegokolwiek wicej. Wzdrygna si na wspomnienie frustracji i koszmaru ostatnich szeciu tygodni. Jej moc narobia ju wystarczajco duo kopotw. Nie zmartwiaby si wcale, gdyby ju nigdy nie miaa si ni posuy. Co w takim wypadku by si z ni stao? Czy Gildia pozwoliaby jej wrci do slumsw? Mao prawdopodobne. Rothen wspomnia, e chcieliby, by do nich doczya. Ona? Dziewczyna ze slumsw? Rwnie mao prawdopodobne. Ale dlaczego mieliby jej to proponowa? Moe jest jaki inny powd. Przekupstwo? Mogliby zaproponowa nauczenie jej magii w zamian za... za co? Czego Gildia mogaby od niej chcie? Zamara, kiedy odpowied sama si jej nasuna. Zodzieje. Czy jeli ucieknie, Faren nadal bdzie chcia j ukrywa? Zapewne tak - zwaszcza jeli jej moc przestanie stwarza zagroenie. A jeli uda jej si ponownie wkra w jego aski, dziaanie przeciw niemu nie bdzie stanowio problemu. Mogaby wykorzystywa te mentalne sztuczki do wysyania Gildii informacji o przestpczych grupach w miecie. Prychna. Nawet gdyby zgodzia si wsppracowa z Gildi, Zodzieje szybko by to wywszyli. A aden bylec nie jest tak gupi, eby zadziera ze Zodziejami. Nawet jeli potrafiaby si broni magi, nie zdoaaby powstrzyma ich przed zrobieniem krzywdy jej przyjacioom czy rodzinie. Zodzieje s bezlitoni dla tych, ktrzy wchodz im w parad.

202

Ale czy bdzie miaa wybr? Co si stanie, jeli Gildia zagrozi jej mierci, gdyby si nie zgodzia? Co jeli oni zagro jej przyjacioom i rodzinie? Poczua strach na myl, e Gildia moe wiedzie o Jonnie i Ranelu. Odsuna od siebie t myl - nie wyzbya si jeszcze obawy przed silnymi emocjami, ktre mogyby pozbawi j kontroli nad magi. Potrzsajc gow, odesza od lustra. Na maej szafce obok ka leaa ksika. Sonea przesza przez pokj i wzia j do rki. Przerzucajc strony, przekonaa si, e zapisane s rwnymi linijkami tekstu. Przyjrzaa si im bliej, zdumiona, e umie odczyta wikszo sw. Skorzystaa z lekcji Serina wicej, niby si spodziewaa. Tekst traktowa najwyraniej o odziach. Przeczytawszy kilka linijek, Sonea zauwaya, e ostatnie sowo w kadej ich parze koczy si tym samym dwikiem - zupenie jak sowa piosenek ulicznych piewakw wystpujcych na jarmarkach i w spylunkach. Zamara na dwik cichego pukania do drzwi. Zanim si otwary, zdya odoy ksik na miejsce. Podniosa wzrok i zobaczya Rothena stojcego na progu i trzymajcego w rkach jakie zawinitko. - Umiesz czyta? Zastanowia si przez chwil nad waciw odpowiedzi. Czy powinna z jakiego powodu ukry t umiejtno? Nic takiego nie przychodzio jej do gowy, a poza tym cakiem mio byoby pokaza mu, e nie wszyscy bylcy to analfabeci. - Troch - przyznaa si. Zamkn drzwi i wskaza na ksik. - Poka mi - poprosi. - Przeczytaj co. Poczua, e ogarniaj j wtpliwoci, ale postanowia si nimi zanadto nie przejmowa. Podniosa znw ksik, otwara j i zacza czyta. Poaowaa tego natychmiast. Czua na sobie wzrok maga, co przeszkadzao jej si skupi. Strona, na ktrej otwara, okazaa si znacznie trudniejsza od poprzedniej i Sonea czua, jak rumieniec wypywa na jej policzki, kiedy potykaa si na kolejnych nieznanych sowach. - Przysta, nie przesta. Zezocia j ta uwaga, zatrzasna wic ksik i rzucia si na ko. Rothen umiechn si przepraszajco i pooy toboek koo niej. - Gdzie nauczya si czyta? - spyta. - Ciotka mnie uczya. - Ostatnio te wiczya. 203

Odwrcia wzrok. - Zawsze jest co do czytania. Szyldy, tabliczki, ogoszenia o nagrodzie... Umiechn si. - W jednym z pokoi, gdzie przebywaa, znalelimy ksig magiczn. Zrozumiaa z niej cokolwiek? Poczua dreszcz ostrzeenia przebiegajcy po jej krgosupie. Nie uwierzy jej, jeli zaprzeczy, e w ogle czytaa t ksik, ale jeli si do tego przyzna, to on moe zacz zadawa dalsze pytania, a wtedy ona moe przez przypadek wygada si, jakie jeszcze ksiki czytaa. Jeli za on wie o znikniciu ksig ukradzionych przez Cery'ego, domyli si, e udao jej si przekra do Gildii w nocy i bdzie jeszcze bardziej jej pilnowa. Zamiast odpowiedzie, wskazaa lece na ku zawinitko. - Co to jest? Przyglda si jej przez chwil, po czym wzruszy ramionami. - Ubranie. Sonea przyjrzaa si zawinitku z powtpiewaniem. - Dam ci czas na przebranie si, a potem przyl tu sucych z obiadem. - Odwrci si do drzwi. Kiedy wyszed, Sonea rozpakowaa toboek i stwierdzia z ulg, e nie zawiera szat. W rodku znajdoway si zwyczajne spodnie, tunika i koszula z wysok stjk - wszystko bardzo podobne do tego, co nosia w slumsach, ale wykonane z drogich mikkich materiaw. Zrzuciwszy z siebie szlafrok i koszul nocn, woya nowe ubrania. Mimo e teraz czua si porzdnie okryta, co nie dawao jej spokoju. Spojrzaa na swoje donie i zorientowaa si, e paznokcie s porzdnie obcite i wyszorowane. Obwchaa je - pachniay mydem. Poczua zo i uraz. Kto umy j, gdy spaa. Zagapia si w stron drzwi. Czyby Rothen? Nie, uznaa po chwili, takie zadania na pewno zleca si subie. Przeczesaa palcami wosy, by przekona si, e one rwnie byy czyste. Mino jeszcze kilka minut, po czym usyszaa cichutkie pukanie do drzwi. Pamitajc, e mag obieca przysa jej sucego, czekaa, a nieznajomy wejdzie. Usyszaa jednak ponownie pukanie. - Pani? - odezwaa si zza drzwi jaka kobieta. - Czy mog wej? Sonea usiada na ku z rozbawienia. Nikt nigdy nie nazwa jej pani. - Jeli chcesz - odpowiedziaa.

204

Do pokoju wesza kobieta w wieku mniej wicej trzydziestu lat. Miaa na sobie prosty szary fartuszek i spodnie w tym samym kolorze, w rkach trzymaa przykryt tac. - Witaj - powiedziaa, umiechajc si niepewnie. Rzucia Sonei spojrzenie, po czym szybko odwrcia wzrok. Sonea przygldaa si, jak suca podchodzi do stolika i kadzie na nim tac. Gdy sigaa po pokrywk, jej rka nieznacznie zadraa. Sonea zachmurzya si. Czego boi si ta suca? Chyba nie zwykej dziewczyny ze slumsw? Kobieta poprawia ustawienie naczy na tacy, po czym odwrcia si i ukoniwszy si Sonei gboko, szybko wycofaa si z pokoju. Sonea przez kilka minut gapia si na drzwi. Ta kobieta wanie si jej ukonia. To byo... dziwne. Niepokojce. Nie potrafia zrozumie, o co w tym chodzi. Potem jednak zapach chleba i czego bardzo pikantnego przycign jej uwag ku tacy, z ktrej ncia j spora miska zupy i talerz maych ciasteczek. Poczua pustk w odku. Umiechna si. Magowie przekonaj si w kocu, e nie da si jej przekupi, by zdradzia Farena, ale nie musz si tego dowiadywa tak od razu. Jeli pocignie troch t gr, moe zapewni sobie takie traktowanie na duszy czas. Nie czua adnych wyrzutw sumienia na myl, e ich wykorzysta. Sonea wsuna si do pokoju gocinnego z napit uwag dzikiego zwierzcia, ktre wypuszczono z klatki. Jej wzrok przeskakiwa z przedmiotu na przedmiot, najduej zatrzymujc si na drzwiach, a w kocu utkwia go w Rothenie. - Tam jest niewielka azienka - powiedzia mag, wskazujc drzwi. - Tam moja sypialnia, a tamte drzwi wychodz na gwny korytarz Domu Magw. Przyjrzaa si uwanie gwnym drzwiom, po czym rzucia Rothenowi jeszcze jedno spojrzenie, zanim podesza do pek. Mag umiechn si na widok jej ciekawoci wobec ksig. - Jeli co ci zainteresuje, bierz - zachci. - Pomog ci czyta i wytumacz, jeli czego nie zrozumiesz. Spojrzaa znw na niego, unoszc lekko brwi, i nachylia si bliej ku ksikom. Dotkna palcem grzbietu jednej z nich, po czym zamara na dwik uniwersyteckiego gongu. - To znak dla nowicjuszy, e czas wraca na lekcje - wyjani Rothen. Podszed do jednego z okien i gestem zachci j, eby wyjrzaa. Przystana przy drugim oknie i spojrzaa w d. Na jej twarzy natychmiast zarysowao si napicie. Niespokojnymi oczami obserwowaa magw i nowicjuszy zmierzajcych ku Uniwersytetowi. 205

- Co oznaczaj kolory? Rothen spojrza na ni pytajco. - Kolory? - Szaty s w rnych kolorach. - Ach, to. - Opar si o parapet z umiechem. - Najpierw bd ci musia opowiedzie o dyscyplinach. Istniej trzy gwne dziedziny, w ktrych wykorzystuje si magi: uzdrawianie, alchemia i sztuka wojenna. - Wskaza par magw zmierzajcych powolnym krokiem ku ogrodom. - Uzdrowiciele nosz ziele. Uzdrawianie wymaga nie tylko nauki magicznych metod leczenia ran i chorb, ale take wszelkiej wiedzy medycznej, co sprawia, e jest to dyscyplina, ktrej trzeba odda si cakowicie. Rzuci ukradkowe spojrzenie na Sone i zauway cie zainteresowania w jej oczach. - Wojownicy chodz w czerwieni - cign - i ucz si strategii, a take wszelkiej magii, ktra moe by przydatna w bitwie. Niektrzy wicz rwnie tradycyjne sztuki walki i szermierk. Na koniec wskaza na wasne szaty. - Fiolet to kolor alchemii, ktra obejmuje wszystkie inne zastosowania magii, wcznie z chemi, matematyk, architektur i wieloma innymi dziedzinami. Sonea skina powoli gow. - A brzowe szaty? - To nowicjusze. - Wskaza jej dwch modziecw. - Widzisz, e ich szaty sigaj jedynie ud? - Sonea potakna. - Nie nosz penych szat, dopki nie zostan promowani, a do tego czasu musz wybra dyscyplin, ktrej si powic. - A jeli chc uczy si wicej ni jednej? Rothen zamia si. - Zazwyczaj nie ma na to czasu. - Jak dugo musz si uczy? - To zaley, ile czasu zajmuje im opanowanie niezbdnych umiejtnoci. Zazwyczaj pi lat. - A ten? - Sonea wycigna palec. - On ma pas w innym kolorze. Rothen spojrza we wskazanym kierunku i dostrzeg przechodzcego pod oknem Mistrza Balkana. Jego poorana twarz zdradzaa zaaferowanie, jakby drczy go jaki trudny problem. - Ach, jeste bardzo spostrzegawcza. - Rothen umiechn si z zacht. - Jego pas jest czarny, co znaczy, e czowiek, na ktrego wanie patrzysz, jest arcymistrzem swojej dyscypliny. 206

- Arcymistrzem Wojownikw. - Sonea spojrzaa na szaty Rothena i zmruya oczy. - A jak alchemi ty si zajmujesz? - Chemi. Rwnie jej ucz. - A co to jest? Zawaha si przez moment, niepewny, jak najlepiej to wytumaczy tak, eby zrozumiaa. - Zajmujemy si rnymi substancjami: staymi, pynnymi i lotnymi. Mieszamy je, podgrzewamy, poddajemy rnym wpywom i patrzymy, co si stanie. Sonea zmarszczya brwi. - Po co? Rothen umiechn si krzywo. - eby zobaczy, czy uda nam si odkry co poytecznego. Uniosa brwi. - No i jakie to poyteczne rzeczy odkrye? - Ja czy chemicy Gildii? - Ty. Rozemia si. - Niewiele! Myl, e moesz mnie uzna za Alchemika-nieudacznika. Chocia w sumie przy okazji dowiedziaem si jednej bardzo wanej rzeczy. Uniosa znw brwi. - Czego? - e jestem bardzo dobrym nauczycielem. - Odsun si od okna i podszed do szafki z ksikami. - Jeli tylko zechcesz, pomog ci nauczy si lepiej czyta. Moe chciaaby popracowa nad tym dzi po poudniu? Wpatrywaa si w niego przez dusz chwil; w jej wzroku nieufno mieszaa si z zamyleniem. W kocu skina lekko gow. - Czego twoim zdaniem powinnam sprbowa? Rothen przebieg wzrokiem po grzbietach ksiek. Potrzebowa czego, co bdzie atwe do czytania, a zarazem zaciekawi j. Zdj z pki jeden z tomw i przekartkowa go. Dziewczyna okazaa si bardziej chtna do wsppracy, ni si tego spodziewa. Byo w niej duo ciekawoci, a umiejtno czytania i zainteresowanie ksikami stanowiy niespodziewane zalety. Wszystko to dawao nadziej, e wdroy si do nauki. Pokiwa gow. Teraz pozostawao tylko przekona j, e Gildia nie jest taka za, jak si jej wydaje.

207

Dannyl umiechn si do przyjaciela. Odkd Rothen zjawi si u Yaldina i jego ony na kolacji, nie przestawa mwi. Dannyl nigdy nie widzia w nim tyle entuzjazmu na myl o potencjalnym nowicjuszu - aczkolwiek mia nadziej, e podobne uczucia towarzyszyy mistrzowi, kiedy przyjmowa na nauk jego. - Wielki z ciebie optymista, Rothen. Ledwie j poznae, a ju mwisz tak, jakby miaa zosta dum Uniwersytetu. Umiechn si, gdy jego przyjaciel przyj postaw obronn. - Czyby? - odparowa Rothen. - Gdyby nie mj optymizm, nie miabym chyba tylu sukcesw w pracy z nowicjuszami, prawda? Jeli si w nich nie wierzy, odbiera si im motywacj. Dannyl przytakn. On sam nie by najatwiejszym nowicjuszem i dugo opiera si usiowaniom Rothena, ktry stara si odcign go od sprzeczek z Fergunem i jego paczk. I mimo e Dannyl wielokrotnie prbowa wykaza, e Rothen si myli, jego mistrz nigdy si nie poddawa. - Powiedziae jej, e nie zamierzamy jej skrzywdzi? - spytaa Ezrille. - Opowiedziaem jej o okolicznociach mierci tego chopaka i o tym, e chcemy j nauczy kontrolowa moc. Ale czy ona uwierzya... - Wzruszy ramionami. - Powiedziae jej, e moe wstpi do Gildii? Rothen skrzywi si. - Nie naciskaem. Ona niezbyt nas lubi. Nie tyle obwinia nas o sytuacj ndzarzy, ile uwaa, e powinnimy co z tym zrobi. - Zaspi si. - Mwi, e nigdy nie widziaa, bymy robili cokolwiek dobrego, i zapewne jest to prawda. Wikszo tego, co robimy dla miasta, nie dotyczy osobicie ani jej, ani wikszoci bylcw. No i na dodatek te Czystki. - Nic w tym zatem dziwnego, e nie znosi Gildii - powiedziaa Ezrille. Nachylia si ku Rothenowi. - A jaka ona jest? Rothen zastanawia si przez chwil. - Spokojna, ale arogancka. Ewidentnie przestraszona, ale nie sdz, ebymy mieli oglda zy. Jestem pewny, e ona zdaje sobie spraw, e musi nauczy si kontroli, wic nie podejrzewam, eby zamierzaa ucieka w najbliszym czasie. - A kiedy ju nauczy si kontroli? - spyta Yaldin. - Mam nadziej, e do tego czasu zdoamy j przekona do Gildii. - A jeli odmwi? Rothen westchn, wcigajc gboko powietrze.

208

- Nie jestem pewny, co wtedy. Nie moemy nikogo zmusza do wstpienia do Gildii, ale te prawo zabrania nam tolerowania magw poza ni. Jeli wic ona odmwi - skrzywi si nie bdziemy mieli wielkiego wyboru: trzeba bdzie zablokowa jej moc. Ezrille popatrzya na niego z przestrachem. - Zablokowa? To co bardzo przykrego? - Nie. To... C, dla wikszoci magw byoby to nieprzyjemne, poniewa nawykli do posiadania mocy, ktr mog si posuy. W przypadku Sonei mamy do czynienia z kim, kto nie przyzwyczai si do magii, a w kadym razie nie w poytecznej formie. - Wzruszy ramionami. - Wic pewnie nie bdzie jej tego brakowao. - Jak dugo zajmie ci nauka kontroli? - spyta Yaldin. - Czuj si troch nieswojo na myl o tym, e kilka krokw std mieszka dzika magiczka. - Bd potrzebowa troch czasu, eby zyska jej zaufanie - odrzek Rothen. - Pewnie w sumie zejdzie kilka tygodni. - Eje! - wykrzykn Yaldin. - Nauka kontroli nigdy nie zajmuje wicej ni dwa tygodnie, nawet w przypadku najsabszych nowicjuszy. - Ale ona nie jest zepsutym czy znerwicowanym dzieckiem z ktrego z Domw. - Moe masz racj - Yaldin pokiwa gow z westchnieniem. - Czyli do koca tygodnia musimy dre z przeraenia. Usadowiona na ku, Sonea zabawiaa si cienk szpilk do wosw i wygldaa przez wsk szpar w okienniku na ogrd. Za oknem bya noc, wanie wzeszed ksiyc. Okalajcy cieki nieg poyskiwa lekko w jego bladym wietle. Godzin wczeniej syszaa ponowne uderzenie gongu. Kiedy magowie i nowicjusze udawali si pospiesznie do swoich mieszka, ona patrzya i czekaa. Teraz byo cakiem cicho, jeli nie liczy spieszcych gdzie od czasu do czasu sucych, ktrych oddechy unosiy si mgiek w mronym nocnym powietrzu. Wstaa i podkradszy si do drzwi, przyoya do nich ucho. Mimo e kark rozbola j od dugiego nasuchiwania, nie doszed do niej aden dwik z tamtego pomieszczenia. Przeniosa wzrok na klamk: bya z gadkiego, polerowanego drewna, w ktre wprawiono kawaki ciemniejszej barwy, tak by stworzyy symbol Gildii. Sonea przesuna palcami po tym wzorze, podziwiajc wysiek woony w wykonanie zwyczajnej klamki. Powoli, cichutko, sprbowaa j nacisn. Klamka poruszya si lekko, ale wkrtce napotkaa opr. Sonea pocigna drzwi do siebie, ale zamek nie puci.

209

Niezraona sprbowaa jeszcze raz, pod nieco innym ktem. I tym razem co szybko zablokowao ruch klamki. Szarpna drzwi, ale na nic si to nie zdao. Pochylia si i wysuna do, by woy szpilk w dziurk od klucza, po czym cofna rk. Dziurki od klucza nie byo. Sonea westchna i przysiada na pitach. Kiedy Rothen wychodzi z pokoju, nigdy nie syszaa obracajcego si w drzwiach klucza, a bdc w pokoju gocinnym, zauwaya, e po drugiej stronie nie ma adnych rygli. Drzwi byy zamknite na magi. Nie eby zamierzaa ucieka... Musi zosta i nauczy si kontrolowania swojej magii. Trzeba jednak rwnie zbada granice swobody. Jeli nie bdzie szuka drogi ucieczki, to nigdy jej nie znajdzie. Wstaa i podesza do stolika przy ku. Ksika z piosenkami wci tam leaa. Podnisszy j, otwara na pierwszej stronie. Co byo tam napisane. Signa do stou i zapalia zostawion przez Rothena wiec. Kochanemu Rothenowi na pamitk dnia narodzin naszego syna, Yilara". Sonea zacisna usta. A zatem on mia on i przynajmniej jedno dziecko. Zastanawiaa si, gdzie jest jego rodzina. Zwaywszy na wiek Rothena, jego syn jest ju pewnie dorosy. On sam sprawia wraenie porzdnego czowieka. Zawsze uwaaa, e dobrze ocenia ludzi - nauczya si tego od ciotki. Instynkt podpowiada jej, e Rothen to miy i dobry czowiek. Ale to nie znaczy, e moe mu zaufa, przypomniaa sobie. Jest przecie magiem i musi robi wszystko, co kae mu Gildia. Zza okna dobieg j cichy, piskliwy miech, wic spojrzaa znw w tamt stron. Odsuna okienniki i dostrzega przechadzajc si po ogrodzie par; zielone szaty pod ich paszczami poyskiway w wietle unoszcej si w powietrzu kuli. Przed t dwjk biegaa dwjka dzieci, obrzucajc si niekami. Patrzya za nimi, szczeglnie przygldajc si kobiecie. Nigdy podczas Czystki nie widziaa magiczek. Zastanawiaa si, czy wol tam nie chodzi, czy te zakazuje im tego jakie prawo? Zacisna znw usta. Jonna opowiadaa jej, e crki bogaczy przebywaj pod czujnym okiem rodziny, dopki ojcowie nie znajd im odpowiednich mw. Kobiety nie miay wiele do powiedzenia w Domach. W slumsach nikt nie zajmowa si swataniem. Mimo e kobiety staray si znajdowa mczyzn, ktrzy potrafiliby utrzyma rodzin, najczciej wychodziy za m z mioci. Jonna uwaaa, e tak wanie powinno by; Sonea jednak bya bardziej cyniczna. Zauwaya,

210

e kobiety czsto przymykay oko na wiele rzeczy, pki byy zakochane - ale mio czsto wyparowywaa. Lepiej wyj za mczyzn, ktrego si lubi i ktremu si ufa. Czy kobiety s spychane na drugi plan? Zachcane do pozostawiania spraw Gildii wycznie mczyznom? To musi by okropne: mie moc magiczn, a mimo to cakowicie zalee od innych. Kiedy rodzina magw znika z jej pola widzenia, Sonea odsuna si od okna, ale zanim si odwrcia, ktem oka dostrzega jakie poruszenie w jednym z okien Uniwersytetu. Spojrzaa w tamt stron i zobaczya blady owal twarzy. Zarys ubioru tego nieznajomego wskazywa, e jest to mag. Mimo e nie moga mie co do tego pewnoci, miaa dziwaczne uczucie, e ten czowiek na ni patrzy. Poczua dreszcz i szybko zasuna okienniki. Zaniepokojona przesza przez pokj i zgasia wiec, po czym pooya si na ku i zwina pod kocem. Czua si wyczerpana, zmczona myleniem, zmczona strachem. Zmczona zmczeniem... Ale kiedy leaa, wpatrujc si w sufit, wiedziaa, e nie zanie szybko.

211

ROZDZIA 18 Z DALA OD CIEKAWSKICH OCZU Delikatne, blade wiato zalewao drzewa i budynki Gildii. Cery zmarszczy brwi. Kiedy ostatnio na to spoglda, wszystko byo skryte w ciemnoci. Musia na chwil przysn, cho nie pamita, eby zamyka powieki. Przecierajc oczy, rozejrza si, jakby zastanawia si nad minion wanie noc. Zaczo si od Farena. Kiedy odzyska siy i najad si, Cery zapyta ponownie Zodzieja, czy pomoe mu odzyska Sone. Odmowa bya rwnie stanowcza jak poprzednio. - Gdyby magowie po prostu j schwytali, gdyby nawet zostaa uwiziona w Paacu, wyrwabym im j dla czystej przyjemnoci pokazania, e potrafi to zrobi - powiedzia z pumiechem, ale moment pniej jego twarz spowaniaa. - Ale to Gildia, Cery. To, czego by chcia, jest poza moim zasigiem. - Nieprawda - upiera si Cery. - Tam nie ma stray ani magicznych barier. Oni... - Nie, Cery - oczy Farena bysny. - To nie jest kwestia stray czy murw. Gildia nigdy nie dostaa powodu, eby zrobi zdecydowany krok i rozprawi si z nami. Jeli wykradniemy j z ich wasnego terenu, mog zechcie uderzy. Uwierz mi, Cery, nikt nie chce si przekonywa, czy potrafimy si im wymkn, czy nie. - Zodzieje boj si magw? - Tak. - Mwic to, Faren mia wyjtkowo powany wyraz twarzy. - Owszem, boimy si. I mamy ku temu powody. - A jeli urzdzimy to tak, eby pomyleli, e to kto inny j odbi... - Gildia i tak moe uzna, e my to zrobilimy. Posuchaj, Cery. Znam ci na tyle dobrze, eby si domyli, e sprbujesz na wasn rk. Lepiej wic si zastanw nad tym: inni zabij ci, jeli uznaj, e stwarzasz zagroenie. Jestemy dokadnie obserwowani. Cery nie mia na to odpowiedzi. - Chcesz dalej dla mnie pracowa? Cery przytakn. - wietnie. Mam dla ciebie nowe zadanie, jeli tylko zechcesz. Zadanie Farena zaprowadzio Cery'ego do Przystani. Dalej od Gildii ju si nie dao. Pniej jednak Cery przeszed przez cae miasto, wspi si na mur otaczajcy Gildi i zaszy si w lesie, by obserwowa. 212

Kiedy ruch usta i zapada noc, dostrzeg jakie poruszenie w jednym z okien Uniwersytetu. Pojawia si w nim twarz. Wpatrujce si uwanie w siedzib magw mskie oblicze. Obserwator pozostawa na swoim miejscu przez p godziny. W kocu w oknie Domu Magw pojawia si blada twarz i serce Cery'ego podskoczyo. Rozpozna j mimo dzielcej ich odlegoci. Sonea przez kilka minut spogldaa na ogrd, po czym podniosa wzrok na mczyzn w oknie Uniwersytetu. Na jego widok szybko odesza od okna. Obserwator niedugo potem take znik. Mimo e Cery czatowa w swojej kryjwce przez ca noc, nie dostrzeg ju adnego innego czowieka: ani maga, ani Sonei. Teraz, kiedy zblia si ranek, powinien wrci do Farena. Zodziejowi nie spodoba si to szpiegowanie, ale Cery wszystko sobie przemyla. Jeli przyzna, e Sonea istotnie jest dobrze pilnowana, to powinno upi czujno. Faren zabroni mu prb uwolnienia jej, ale nie zbierania informacji, a chyba nie spodziewa si, eby Cery zaniecha upewniania si, czy ona yje. Podnis si i wyprostowa. Nie powie Farenowi, czego dowiedzia si podczas nocnych przeszpiegw. Jeli nie liczy tajemniczego obserwatora, magowie nie wystawili adnych stray na zewntrz budynku. Jeli Sonea przebywa sama w tym pokoju, jest jeszcze nadzieja. Umiechajc si po raz pierwszy od wielu dni, Cery ruszy przez las ku slumsom. Sonea zerwaa si na rwne nogi, kiedy budzc si, ujrzaa nad sob twarz sucej Rothena. - Przepraszam ci, pani - powiedziaa szybko kobieta. - Ale zobaczyam, e ko jest puste i pomylaam... Czemu pisz na pododze? Sonea wstaa i wypltaa si z kocw. - To ko - powiedziaa - strasznie si zapada. Miaam wraenie, e z niego spadn. - Zapada si? - Kobieta zamrugaa oczami ze zdziwienia. - Chodzi ci o to, e jest bardzo mikkie? - Umiechna si szeroko. - Pewnie nigdy wczeniej nie spaa, pani, na materacu z weny reberw. Patrz. cigna z ka przecierado i pokazaa Sonei kilka warstw grubych, gbczastych mat. Chwycia poow z nich i odoya na bok. - Tak bdzie wygodniej, pani? - spytaa, naciskajc pozostae maty. Sonea zawahaa si, po czym usiada na materacu. ko byo nadal mikkie, ale przynajmniej wyczuwaa drewnian ram. Przytakna.

213

- Wspaniale - rozpromienia si suca. - Przyniosam wod do mycia i... och! Spaa w ubraniu! Nie szkodzi. Przyniosam wiee. Kiedy si ubierzesz, przejd do pokoju gocinnego. Mam dla ciebie ciastka i sumi na rozpoczcie dnia. Sonea patrzya z rozbawieniem, jak kobieta zbiera materace i wypada z pokoju. Kiedy drzwi zamkny si za suc, usiada z westchnieniem na krawdzi ka. Cigle tu jestem. Przebiega w mylach wydarzenia ostatniego dnia: rozmowy z Rothenem, postanowienie ucieczki, zaobserwowane przez okno sceny. Westchna ponownie, po czym wstaa i obejrzaa przyniesion przez suc miednic z wod, mydo i rcznik. Wzdrygnwszy si, zrzucia ubranie, umya si, ubraa w wiee rzeczy - i ruszya ku drzwiom. Zawahaa si z rk na klamce. Rothen na pewno bdzie na ni czeka w pokoju obok. Poczua lekki niepokj, ale nie lk. Rothen by magiem. Powinno j to napawa przeraeniem, ale on obieca, e nie zrobi jej krzywdy, a ona postanowia mu zaufa - przynajmniej na razie. Wpuszczenie go do wasnego umysu nie bdzie jednak takie proste. Nie miaa pojcia, czy moe j w ten sposb skrzywdzi. Co jeli zdoa wpyn na jej myli, sprawi, by pokochaa Gildi? Czy mam jaki wybr? Musi zaoy, e on nie bdzie zdolny - albo nie bdzie mia zamiaru - namiesza jej w mylach. Jest to ryzyko, ktrego nie uniknie, a zamartwianie si nic nie pomoe. Wyprostowaa si i otwara drzwi. Rothen najwyraniej spdza wikszo czasu w znajdujcym si za nimi pomieszczeniu. Wok niskiego stolika na rodku stay krzesa, ciany zastawione byy pkami na ksiki, a pod cianami stay wysze stoliki i biurka. Mag siedzia w jednym z wycieanych foteli, przebiegajc bkitnymi oczami stronice ksiki. Podnis wzrok i umiechn si. - Dzie dobry, Soneo. Suca staa przy jednym ze stolikw pod cian. Sonea usiada w fotelu naprzeciwko Rothena. Dziewczyna postawia przed nimi tac i podaa jedn filiank magowi, a drug Sonei. Rothen odoy ksik. - To jest Tania - powiedzia, patrzc na usugujc im dziewczyn. - Moja pokojwka. Sonea skina gow. - Hej, Tania. - Jestem zaszczycona, pani - odpowiedziaa dziewczyna, kaniajc si nisko. 214

Sonea czua, e rumieni si z zakopotania, wic odwrcia wzrok, ale na szczcie Tania odesza do stolika z jedzeniem. Patrzc, jak dziewczyna ukada ciasteczka na tacy, Sonea zastanawiaa si, czy powinna czu zadowolenie z tego nadskakiwania. Moe magowie maj nadziej, e spodoba si jej to, podobnie jak luksusy, i e chtniej zgodzi si tu pozosta? Najwyraniej czujc na sobie spojrzenie Sonei, Tania podniosa wzrok i umiechna si niepewnie. - Dobrze spaa, Soneo? - spyta Rothen. Wzruszya ramionami, patrzc mu prosto w oczy. - Nie najgorzej. - Chciaaby kontynuowa dzi nauk czytania? Spojrzaa na ksik, ktr czyta, gdy wesza, i zmarszczya brwi na widok znajomej okadki. Rothen pochwyci jej spojrzenie. - Ach, Uwagi Fiena o poytkach z magii pyncych. Uznaem, e warto zapozna si z tym, co czytaa. To jest stara ksiga historyczna, nie podrcznik, a zawarte w niej informacje mog by ju przestarzae. By moe... Przerwao mu pukanie. Rothen podnis si i podszed do gwnych drzwi, uchylajc je lekko. Sonea wiedziaa, e bez trudu udaremniby jej ucieczk, zauwaya natomiast, e najwyraniej stara si, by nie zdoaa dostrzec twarzy gocia - albo te, eby go nie mg zobaczy jej? - Tak, Mistrzu Fergunie? Czym mog ci suy? - Chc zobaczy dziewczyn. Gos przybysza by gadki i modulowany. Sonea podskoczya, gdy Tania pooya jej na kolanach serwetk. Suca spochmurniaa, patrzc na plecy Rothena, zanim odesza. - Jest na to za wczenie - odrzek Rothen. - Ona... - zawaha si, po czym wyszed za prg i zamkn za sob drzwi. Do uszu Sonei dobiega jedynie szmer rozmowy. Spojrzaa na Tani, ktra wanie podesza z powrotem, tym razem z pater pen ciastek. Sonea wybraa jedno z nich i pocigna na prb yk ze stojcej przed ni filianki. Skrzywia si, gdy poczua w ustach gorzki smak. Tania uniosa brwi i wskazaa na napj w filiance. - Z twojej miny wnioskuj, pani, e nie smakuje ci sumi - powiedziaa. - Czego zatem chciaaby si napi? - Raki - odpowiedziaa Sonea. Suca wygldaa na bardzo nieszczliw. 215

- Niestety nie mamy tu raki, bardzo mi przykro. Moe chciaaby soku pachi? - Nie, dzikuj. - A zatem wody? Sonea spojrzaa na ni z niedowierzaniem. Tania umiechna si. - Wod mamy tu czyst. Zreszt sama skosztuj. - Wrcia do stoliczka w gbi pokoju, napenia szklank wod z dzbana i podaa Sonei. - Dzikuj - powiedziaa Sonea. Unoszc szklank, przekonaa si z zachwytem, e wypeniajcy j pyn jest przejrzysty, nie pywa w nim nawet najmniejsza drobinka. Pocignwszy yk, poczua w ustach jedynie wieo. - Widzisz? - umiechna si do niej Tania. - Musz teraz posprzta w twoim pokoju. Wyjd na chwil, ale jeliby czego potrzebowaa, moesz mnie zawoa. Sonea przytakna, wsuchana w oddalajce si kroki pokojwki. Umiechna si, syszc zatrzaskujce si drzwi do sypialni. Podniosa szklank i wypia wod jednym haustem, po czym wytara rodek naczynia serwetk. Podesza na palcach do drzwi, przyoya do nich szklank i przytkna ucho do jej denka. - ...trzyma jej tutaj. To niebezpieczne. Ten gos nalea do nieznajomego. - Najpierw musi odzyska siy - odpowiedzia Rothen. - Kiedy tak si stanie, poka jej, jak zuywa bezpiecznie moc, tak jak to zrobiem wczoraj. Nie ma zagroenia dla budynku. Nastpia chwila milczenia. - Tak czy siak, nie widz powodw, by trzyma j w odosobnieniu. - Jak ju ci powiedziaem, nietrudno j przestraszy, a poza tym jest cakiem skoowana. Nie potrzebuje tumu magw, wyjaniajcych jej to samo na wszystkie moliwe sposoby. - Nie chodzi o tum, ale o mnie... a ja tylko chc j pozna. Nauczanie pozostawi tobie. To spotkanie chyba jej nie zaszkodzi? - Rozumiem, ale i na to przyjdzie czas pniej, kiedy ona poczuje si pewniej. - Nie istnieje adne prawo Gildii mwice, e wolno ci trzyma j z dala ode mnie, Rothenie - oznajmi nieznajomy, a w jego tonie zabrzmiaa nuta ostrzeenia. - Nie, ale myl, e wikszo magw uzna moje racje w tym wzgldzie. Nieznajomy westchn. - Jej los obchodzi mnie w rwnym stopniu co ciebie, Rothenie, a poza tym rwnie dugo i cierpliwie jej poszukiwaem. Uwaam, e wielu zgodzi si, e mam pewne prawo gosu w tej sprawie. - Bdziesz mia okazj j pozna, Fergunie. 216

- Kiedy? - Kiedy bdzie na to gotowa. - I to ty masz o tym zadecydowa? - Na razie tak. - Jeszcze zobaczymy. Znw zapanowao milczenie, a chwil pniej klamka si poruszya. Sonea skoczya z powrotem na swj fotel i rozoya serwetk na kolanach. Kiedy Rothen wszed do pokoju, wyraz zniecierpliwienia na jego twarzy przerodzi si w min sygnalizujc dobry humor. - Kto to by? - spytaa Sonea. Wzruszy ramionami. - Kto, kto chcia si dowiedzie, jak si miewasz. Sonea skina gow, po czym signa po kolejne ciasteczko. - Czemu Tania kania mi si i nazywa mnie pani? - Och - Rothen zapad si w fotel i wzi filiank z gorzkim napojem, ktr zostawia dla niego Tania. - Suba zawsze zwraca si tak do magw. - Ja nie jestem magiczk - zauwaya Sonea. - C, Tania tylko uprzedza fakty - zamia si Rothen. - Myl... - Sonea zachmurzya si. - Myl, e ona si mnie boi. Rothen rzuci jej spojrzenie sponad filianki. - By moe czuje si troszk niepewnie w twoim towarzystwie. Nienauczony kontroli mag bywa niebezpieczny. - Umiechn si krzywo. - Wyglda na to, e nie j jedn to niepokoi. Sama wiesz najlepiej, jakie to niebezpieczne, wic nie powinna si dziwi, e niektrzy magowie obawiaj si twojej obecnoci w ich domu. Nie tylko ty ledwie spaa ostatniej nocy. Sonea wzdrygna si na samo wspomnienie tego, jak zostaa schwytana - na myl o rozwalonych murach i ruinach, ktre dostrzega ktem oka, zanim stracia przytomno. - Ile czasu zajmie mi nauka kontroli? Rothen natychmiast spowania. - Nie mam pojcia - przyzna. - Ale nie przejmuj si tym. Jeli twoja moc znowu si przebudzi, moemy j zogniskowa, tak jak poprzednio. Przytakna, ale na widok trzymanego w rku ciastka poczua, e co ciska j w odku. Nagle w ustach zrobio jej si zbyt sucho, by moga przekn co tak sodkiego. Zagryza wargi i odoya ciastko.

217

Poranek by ciemny i ponury, a wczesnym popoudniem nad miastem zawisy cikie burzowe chmury. Wszystko skryo si pod caunem ciemnoci, jakby niecierpliwa noc nie moga doczeka si koca dnia. W takie dni jak dzi saba powiata emanujca z wewntrznych cian Uniwersytetu bya lepiej widoczna. Rothen westchn, albowiem Dannyl przyspieszy, gdy tylko znaleli si wewntrz murw uczelni. Przez chwil usiowa dotrzyma mu kroku, ale wkrtce da sobie z tym spokj. - Zadziwiajce - odezwa si do plecw przyjaciela. - Chyba przestae kule. Dannyl odwrci si i zamruga z zaskoczenia, widzc, jak daleko w tyle zosta starszy mag. Kiedy nieco zwolni, w jego chodzie pojawi si na powrt lad niepewnoci. - O, wrcio. - Rothen pokiwa gow. - Dokd ci tak spieszno, Dannylu? - Po prostu chc mie to z gowy. - Mamy tylko odda raporty - powiedzia Rothen. - Cae tumaczenie zapewne przypadnie mnie. - To mnie Wielki Mistrz wysa na poszukiwanie Zodziei - mrukn Dannyl. - To ja bd odpowiada na wszystkie jego pytania. - On jest zaledwie kilka lat od ciebie starszy, Dannylu. Podobnie zreszt jak Lorlen, a on nie wzbudza w tobie przeraenia. Dannyl zamierza ju zaprotestowa, ale zamkn usta i pokrci tylko gow. Doszli do koca korytarza. Podchodzc do biura Administratora, Rothen umiechn si, syszc gbokie westchnienie Dannyla. Zapuka i drzwi otwary si przed nim, ukazujc obszerny, ale skromnie umeblowany pokj. Nad znajdujcym si w gbi biurkiem koysaa si wietlna kula, rzucajc blask na ciemnoniebieskie szaty Administratora. Lorlen oderwa wzrok od biurka i skin na nich rk, w ktrej trzyma piro. - Prosz, Mistrzu Rothenie, Mistrzu Dannylu, zasidcie. Rothen rozejrza si po pokoju, ale w gbi adnego z foteli, ani te w adnym ciemnym kcie nie dostrzeg przyczajonej postaci w czerni. Dannyl odetchn z nieskrywan ulg. Lorlen umiechn si, gdy obaj zajli miejsca naprzeciwko jego biurka. Nachyli si do przodu, by odebra od Rothena kartki z raportami. - Nie mogem si ich doczeka. Jestem przekonany, e raport Mistrza Dannyla bdzie fascynujc lektur. Dannyl skrzywi si, ale nic nie odpowiedzia.

218

- Wielki Mistrz przesya gratulacje. - Oczy Lorlena bdziy od jednego maga do drugiego. - A ja si oczywicie do nich doczam. - W takim razie moemy jedynie podzikowa - odpowiedzia Rothen. Lorlen potakn, po czym umiechn si krzywo. - Akkarina cieszy szczeglnie to, e moe si wreszcie wyspa, niebudzony w rodku nocy przez nieudolne prby magiczne. Na widok szeroko otwartych oczu Dannyla Rothen umiechn si. - Rozumiem, e tak czue zmysy maj rwnie swoje wady. Usiowa wyobrazi sobie Wielkiego Mistrza, jak przemierza noc swoje komnaty, przeklinajc wymykajc si poszukiwaczom dziewczyn. Ten obraz nie pasowa jako do wizji powanego przywdcy Gildii. Zaspi si. Jak bardzo Sonea zdoa zainteresowa Akkarina teraz, gdy ju j znaleli? - Jak sdzisz, Administratorze, czy Wielki Mistrz bdzie chcia spotka si z Sone? Lorlen potrzsn gow. - Nie. Obawia si przede wszystkim tego, e nie zdoamy jej znale, zanim jej moc stanie si zagroeniem, a Krl zacznie wyraa wtpliwo, czy damy sobie rad ze swoimi sprawami. - Umiechn si do Rothena. - Ale myl, e wiem, czemu pytasz. Akkarin potrafi budzi lk, zwaszcza w modszych nowicjuszach, a Sone zapewne nietrudno wystraszy. - To prowadzi nas do kolejnej sprawy - powiedzia Rothen, wychylajc si nieco na krzele. - Owszem, j atwo wystraszy, a poza tym jest wobec nas bardzo podejrzliwa. Bd potrzebowa czasu, eby pokona jej lk. Chciabym trzyma j w odosobnieniu, dopki nie nabierze nieco pewnoci siebie, a potem powoli przedstawia innym. - Brzmi rozsdnie. - Fergun chcia si dzi rano z ni spotka. - Ach - Lorlen zabbni palcami w blat. - Hmm, jestem nawet w stanie przewidzie, jakich argumentw uyje, eby dopi swego. Mog wyda zarzdzenie, e nikt nie ma si z ni spotyka, dopki nie bdzie gotowa. Jednak nie sdz, eby go to usatysfakcjonowao, jeli nie sprecyzuj, co znaczy gotowa", i nie wyznacz jakiej daty. Wsta i zacz przechadza si za biurkiem. - Na dodatek spraw komplikuj dwa zgoszenia dotyczce opieki nad ni. Wszyscy bez trudu zaakceptowali fakt, e poniewa masz spore dowiadczenie w uczeniu kontroli, zajmiesz si tym. Niemniej, jeli wyczymy Ferguna z wczesnej nauki Sonei, ludzie mog poprze jego kandydatur na mentora w gecie solidarnoci... - urwa. - Czy moesz jej przedstawi Ferguna jako jednego z pierwszych? 219

Rothen pokrci gow. - Ona jest bystra i dobrze odbiera emocje. Fergun za mn nie przepada. Jeli mam j przekona, e jestemy przyjaznymi ludmi, ktrzy dobrze jej ycz, to nie mog pozwoli, eby wyczua konflikt midzy nami dwoma. Poza tym ona moe mylnie uzna jego ch spotkania si z ni za przejaw wrogoci. Lorlen wpatrywa si w niego przez chwil, po czym skrzyowa ramiona. - Wszyscy chcemy, eby Sonea jak najszybciej nauczya si kontroli - powiedzia. - Nie sdz, eby ktokolwiek protestowa, gdy ogosimy, e nic nie moe jej od tego odciga. Jak sdzisz, ile to potrwa? - Nie wiem - wyzna Rothen. - Zdarzao mi si uczy nowicjuszy niezdradzajcych zainteresowania i atwo si dekoncentrujcych, ale nigdy jeszcze nie miaem do czynienia z kim, kto nie ufa magom tak bardzo jak ona. Moe mi to zaj nawet kilka tygodni. Lorlen usiad z powrotem za biurkiem. - Nie mog ci da tyle czasu. Daj ci dwa tygodnie, a ty zdecydujesz, z kim na pocztek bdzie moga si spotka. Po upywie tego czasu bd ci regularnie odwiedza, eby oceni jej postpy w osiganiu przyzwoitego poziomu kontroli. - Przerwa i postuka paznokciem w blat. - Jeli to moliwe, postaraj si przedstawi jej do tego czasu przynajmniej jednego maga. Powiem Fergunowi, e bdzie mg si z ni spotka, gdy dziewczyna opanuje kontrol, ale pamitaj: im duej to potrwa, tym wicej sympatykw moe zyska Fergun. - Rozumiem - przytakn Rothen. - Ludzie bd si spodziewa Przesuchania w tej sprawie podczas pierwszego Posiedzenia po tym, jak ona opanuje kontrol. - Jeli zdoam j przekona do pozostania z nami - wtrci Rothen. Lorlen spojrza na niego pytajco. - Mylisz, e ona moe odmwi wstpienia do Gildii? - Jest jeszcze za wczenie, eby o tym wyrokowa - odpar Rothen. - Ale nie moemy jej zmusi do zoenia przysigi. Lorlen odsun si z krzesem i spojrza na Rothena, marszczc brwi w penym niepokoju zamyleniu. - Czy ona jest wiadoma alternatywy? - Jeszcze nie. Poniewa staram si zyska jej zaufanie, postanowiem zachowa t wiadomo na pniej. - Rozumiem. Moe jeli uda ci si wybra dobry moment, przekona j to do pozostania. Administrator umiechn si cierpko. - Jeli odejdzie, Fergun bdzie przekonany, e 220

namwie j do tego tylko po to, eby zrobi mu na zo. Cokolwiek si stanie, czekaj ci trudne starcia, Rothenie. Dannyl zmarszczy brwi. - Fergun ma mocne argumenty? - Trudno powiedzie. Wiele bdzie zalee od tego, jakie wam obu uda si zdoby poparcie. Ale nie powinienem o tym rozmawia przed Przesuchaniem. - Lorlen wyprostowa si i przebieg wzrokiem od Rothena do Dannyla. - Nie mam wicej pyta. Czy ktry z was chciaby o czym jeszcze porozmawia? - Nie. - Rothen skin mu gow, wstajc. - Dzikuj, Administratorze. Kiedy znaleli si ju na korytarzu, Rothen obrzuci przyjaciela wzrokiem. - Nie byo tak le, prawda? Dannyl wzruszy ramionami. - Nie byo go. - Nie. W korytarzu pojawi si inny mag i Dannyl natychmiast zacz lekko utyka. Rothen pokrci gow. - Ty udajesz, e kulejesz! Dannyl rzuci mu uraone spojrzenie. - To bya gboka rana, Rothenie. - Nie a tak gboka. - Mistrzyni Vinara powiedziaa, e noga bdzie sztywna przez kilka dni. - Doprawdy? Dannyl wznis oczy do nieba. - Nie zaszkodzi, eby ludzie wiedzieli, na co si naraalimy, cigajc t dziewczyn. Rothen odchrzkn. - Jestem ci szalenie wdziczny za ofiar, jak czynisz ze swej godnoci. Dannyl mrukn co niewyranie. - Skoro Fergun mg si obnosi przez tydzie z bandaem na tym ledwie widocznym siniaku na skroni, to ja mog sobie troch pokule. - Ach, tak - Rothen pokiwa powoli gow. - W takim razie rozumiem. Zatrzymali si przy tylnych drzwiach Uniwersytetu. Na zewntrz pada gsty nieg. Wymienili skonsternowane spojrzenia i wyszli w zadymk, pospiesznie si oddalajc.

221

ROZDZIA 19 POCZTEK NAUKI Tydzie zej pogody pokry zabudowania Gildii grub warstw niegu. Trawniki, klomby i dachy zniky pod lnico bia pierzyn. Kryjc si za wasn barier magiczn, Dannyl mg do woli napawa si piknem scenerii, nie naraajc si przy tym na niewygody. Nowicjusze toczyli si wok bramy Uniwersytetu. Dannyl wszed do rodka, a trjka modziecw przemkna obok niego, szczelnie otulajc si paszczami. Najwyraniej to ci z zimowego naboru, uzna. Pierwszorocznym nowicjuszom zajmowao zazwyczaj kilka tygodni nauczenie si, jak chroni si przed zimnem. Idc po schodach, Dannyl ujrza niewielk grupk studentw przed drzwiami sali, w ktrej Rothen prowadzi wykady z alchemii. Gestem zaprosi ich do rodka i skierowa si rwnie ku wejciu. - Mistrzu Dannylu... Na dwik tego gosu Dannyl musia powstrzyma zgrzytnicie zbami. Odwrci si i zobaczy zbliajcych si do niego Ferguna z Mistrzem Kerrinem. Fergun zatrzyma si kilka krokw przed Dannylem i zerkn przez drzwi do sali. - Czyby przyszed na wykad Rothena? - Owszem - odrzek Dannyl. - Bdziesz ich uczy? - Tak. - Rozumiem. - Fergun odwrci si, a Kerrin pospieszy za nim. I cicho, ale tak, eby Dannyl usysza, doda: - Dziwi mnie, e si na to godz. - Co masz na myli? - spyta Kerrin. Ich gosy cichy w oddali. - Pamitasz, w co on si wplata jako nowicjusz? - Ach, to! - miech Kerrina roznis si echem po korytarzu. - Rzeczywicie, moe mie na nich fatalny wpyw. Dannyl zacisn zby, odwrci si i zobaczy stojcego w drzwiach Rothena. - Rothen! - zawoa. - Co ty tu robisz? - Wstpiem do biblioteki - nie odrywa wzroku od plecw Ferguna. - Nie mog uwierzy, e wy dwaj potraficie a tak dugo to cign. Czy kiedykolwiek pozostawicie to za sob?

222

- Nie czuj do niego urazy - odwarkn Dannyl. - Ale ta rozrywka spodobaa mu si za bardzo, by potrafi przerwa. Rothen unis brwi. - Jeli nadal bdzie si zachowywa jak zoliwy nowicjusz, ludzie zaczn go tak wanie traktowa. - Umiechn si na widok trzech chopakw, ktrzy pdem wpadli do sali wykadowej. - Jak tam moi studenci? Dannyl skrzywi si. - Nie wiem, jak ty sobie z nimi dajesz rad, Rothenie. Nie zamierzasz drczy mnie nimi bardzo dugo, prawda? - Nie wiem. Par tygodni. Moe miesicy. Dannyl jkn. - Mylisz, e Sonea moe ju zacz nauk kontroli? Rothen pokrci przeczco gow. - Nie. - Min ju prawie tydzie. - Tylko tydzie. - Rothen westchn. - Wtpi, czy ona by nam zaufaa, majc nawet sze miesicy na aklimatyzacj. - Zachmurzy si. - Nie chodzi o to, e nie lubi konkretnych osb, ona po prostu nie moe uwierzy w dobr wol Gildii... i nie uwierzy, dopki nie zobaczy na wasne oczy. A na to nie mamy czasu. Kiedy Lorlen si u niej zjawi, bdzie si spodziewa, e lekcje ju si zaczy. Dannyl chwyci przyjaciela za rk. - Na razie musisz tylko nauczy j kontroli, a do tego wystarczy, by zaufaa tylko tobie. A ty jeste sympatyczny. No i naprawd zaley ci na niej. - Zawaha si. - Jeli nie potrafisz jej tego wytumaczy, to jej poka. Rothen zmarszczy brwi, po czym otwar szeroko oczy, kiedy dotaro do niego, co przyjaciel ma na myli. - Pozwoli jej zajrze do mojego umysu? - Tak. Bdzie wiedziaa, e mwisz prawd. - To... to nie jest konieczne przy nauce kontroli, ale mamy wyjtkowe okolicznoci Rothen zamyli si. - O pewnych rzeczach nie powinna si jednak dowiedzie... - Ukryj je - umiechn si Dannyl. - Ech, twoi studenci nie mog si ju doczeka, kiedy bd mogli wyprbowa na mnie najnowsze psikusy i sposoby drczenia nauczycieli. Lorlen to nic w porwnaniu z nimi. Mam nadziej, e wieczorem powiesz mi, e zrobilicie znaczce postpy. 223

Rothen odchrzkn. - Postpuj z nimi rozsdnie, a odpowiedz ci tym samym, Dannylu. Kiedy przyjaciel odwrci si i odszed, Dannyl zamia si niewesoo. Gdzie ponad nim rozleg si uniwersytecki gong. Mag przecign si z westchnieniem i wszed do sali. Sonea siedziaa na parapecie, obserwujc, jak ostatni magowie i nowicjusze znikaj z jej pola widzenia. Nie wszyscy jednak odpowiedzieli na gong w gmachu Uniwersytetu. Po drugiej stronie ogrodu stay wci dwie postacie. Jedn bya kobieta w zielonej szacie z czarnym pasem - Arcymistrzyni Uzdrowicieli. A wic zdarzaj si wpywowe kobiety w Gildii, zauwaya. Obok niej sta mczyzna w niebieskiej szacie. Sonea przywoaa w myli wyjanienia Rothena dotyczce kolorw szat, ale nie pamitaa, eby w ogle wspomina o bkicie. Kolor by nietypowy, a zatem ten czowiek pewnie te by kim wanym. Rothen opowiedzia jej, e magw na najwysze stanowiska wybiera si w gosowaniu, w ktrym bior udzia wszyscy czonkowie Gildii. Taki sposb wybierania przywdcw, poprzez zgod wikszoci, by dla niej zaskakujcy. Podejrzewaa raczej, e wrd magw rzdz najsilniejsi. Zdaniem Rothena pozostali magowie zajmowali si nauczaniem, dowiadczeniami albo pomoc przy pracach publicznych. To ostatnie obejmowao zadania od imponujcych po mieszne. Zdumia j fakt, e to magowie zbudowali Przysta, ale rozmieszyo z kolei to, e jeden z nich spdzi wikszo ycia, wynajdujc coraz to mocniejsze kleje. Bbnic palcami w parapet, rozejrzaa si ponownie po pokoju. W cigu minionego tygodnia udao jej si pomyszkowa wszdzie, nawet w sypialni Rothena. Dokadne przeszukanie wszystkich szaf, komd i szuflad ukazao ubrania i przedmioty codziennego uytku. Kilka zamkw, na ktre si natkna, poddao si atwo jej umiejtnociom wamywacza, ale okazao si, e skryway jedynie stare dokumenty. Jakie poruszenie na granicy pola widzenia przycigno j z powrotem do okna. Dwoje magw rozeszo si ju i mczyzna w niebieskich szatach zmierza teraz przez ogrd ku dwupitrowej rezydencji Wielkiego Mistrza. Wzdrygna si na wspomnienie tej nocy, kiedy zajrzaa do jego domu. Rothen nie wspomina nic o magach-zabjcach, ale nie dziwio jej to. Prbowa przecie przekona j, e Gildia jest przyjazna i poyteczna. A jeli ten ubrany na czarno mag nie by zabjc, to kim innym mg by? Przed oczami migno jej wspomnienie mczyzny w zakrwawionym ubraniu. 224

Zrobione - powiedzia wtedy ten czowiek. - Przyniose moje szaty?". Poderwaa si, syszc otwierajce si za ni gwne drzwi. Obrcia si i wypucia z ulg powietrze na widok Rothena wchodzcego z szumem fioletowych szat. - Przepraszam, e trwao to tak dugo. By magiem, a mimo to j przeprasza. Rozbawiona, wzruszya ramionami w odpowiedzi. - Przyniosem z biblioteki kilka ksiek. - Wyprostowa si i spojrza na ni yczliwie. Ale pomylaem, e czas zacz wiczenia umysowe. Co o tym sdzisz? - wiczenia umysowe? - Zmarszczya brwi i poczua dreszcz na myl o tym, o co moe mu chodzi. Moe myli, e przez tydzie zdoby jej zaufanie? A zdoby? Przyglda si jej uwanie. - Zapewne nie zaczniemy jeszcze nauki kontroli - powiedzia. - Ale dobrze bdzie, jeli wczeniej zaznajomisz si z komunikacj umysow. Mylaa o zeszym tygodniu, o tym, czego zdya si dowiedzie o Rothenie. Wikszo czasu zajmowao mu uczenie jej czytania. Z pocztku bya nieufna i spodziewaa si znale w podsuwanych jej ksikach co, co bdzie zacht albo prb przekupstwa. Zaskoczyo j wic, e dawa jej do czytania zwyke opowieci przygodowe, w ktrych nie byo wiele mowy o magii. W przeciwiestwie do Serina, ktry ba si j rozgniewa, Rothen poprawia j za kadym razem, kiedy si pomylia. Potrafi by stanowczy, ale ku swojemu zdziwieniu stwierdzia, e wcale nie by przeraajcy. Zapaa si nawet na tym, e ma ochot z nim artowa, albo i rozmiesza go, jeli by zbyt powany. Kiedy nie zajmowa si jej nauk, prbowa rozmawia. Zdawaa sobie spraw, e nie uatwia mu tego, poniewa odmawia rozmowy na wiele tematw. Mimo e zawsze chtnie odpowiada na jej pytania, nie usiowa w zamian zmusza jej do ujawnienia czegokolwiek na swj temat. Czy komunikacja mentalna te bdzie tak wyglda? Czy ona bdzie umiaa ukry co o sobie? Nie przekonam si, jeli nie sprbuj - powiedziaa sobie w myli. Przekna lin i skina pospiesznie gow. - Od czego zaczniemy? Spojrza na ni badawczo. - Jeli nie chcesz, moemy jeszcze kilka dni zaczeka. - Nie. - Potrzsna zdecydowanie gow. - Teraz jest dobrze. Potakn, po czym wskaza na fotele. 225

- Usid tak, eby byo ci naprawd wygodnie. Usadowia si w fotelu i patrzya, jak on odsuwa niski stoliczek i przysuwa drugi fotel, by usi dokadnie naprzeciwko niej. I to blisko, zauwaya z niepokojem. - Poprosz ci o zamknicie oczu - powiedzia. - A potem wezm ci za rce. eby rozmawia, nie potrzebujemy kontaktu fizycznego, ale to pomaga skupi myli. Jeste gotowa? Potakna. - Zamknij oczy - poinstruowa j - i odpr si. Oddychaj gboko i powoli. Wsuchaj si we wasny oddech. Zrobia, jak kaza. Przez dusz chwil zachowywa milczenie. Po jakim czasie zorientowaa si, e oboje oddychaj w zgodnym rytmie i zastanawiaa si, czy to on dostosowa si do niej. - Wyobra sobie, e z kadym oddechem rozluniasz jaki misie. Najpierw palce u ng, potem stopy, potem kostki. ydki, kolana, uda. Rozlunij palce u rk, donie, nadgarstki, rce, plecy. Pozwl ramionom opa. Pochyl nieco gow. Mimo e te polecenia wydaway si jej dziwaczne, posuchaa. Czujc, jak napicie opuszcza jej czonki, zdaa sobie spraw z wewntrznego niepokoju. - Teraz wezm ci za rce - powiedzia. Donie, ktre zacisny si na jej palcach, wydaway si ogromne. Ledwie powstrzymaa si przed otwarciem oczu, eby to sprawdzi. - A teraz nasuchuj. I myl o tym, co syszysz. Sonea nagle uwiadomia sobie, e otacza j mnstwo drobnych dwikw. Kady z nich domaga si od niej rozpoznania: stukot krokw gdzie na zewntrz, odlege gosy magw i sucych, dobiegajce zarwno z wntrza, jak i spoza budynku... - A teraz odsu od siebie dwiki spoza pokoju i skup si tylko na tych, ktre pochodz z jego wntrza. W rodku pokoju byo znacznie ciszej. Syszaa jedynie ich oddechy, teraz w odmiennym rytmie. - Tym te pozwl si oddali. Wsuchaj si w to, co syszysz we wasnym ciele. Powolne ttno serca... Zmarszczya brwi. Nie syszaa adnych dwikw w swoim ciele poza oddechem. - ...szum krwi krcej po ciele. Skupiaa si bardzo mocno, ale nic nie syszaa... - ...odgosy odka... 226

- ...a moe jednak? Co tam byo... - ...drgania wewntrz uszu... I uwiadomia sobie, e nie tyle syszy, ile wyczuwa te dwiki. - ...a teraz wsuchaj si w swoje myli. Przez chwil czua si zaskoczona tym poleceniem, a potem gdzie na skraju myli pojawia si jakby czyja obecno. - Witaj, Soneo. - Rothen? - Tak, to ja. Obecno w mylach stawaa si coraz bardziej namacalna. Osobowo, ktr w tej obecnoci wyczuwaa, bya zaskakujco znajoma. Byo to tak, jakby rozpoznawaa gos - tak niepowtarzalny, e nie daoby si go pomyli z adnym innym. - A wic tak wyglda komunikacja mentalna - pomylaa sobie. - Tak. Za jej pomoc mona porozumiewa si na wielk odlego. Uwiadomia sobie, e nie syszy sw Rothena, ale wyczuwa znaczenie myli, ktre on do niej wysya. Wpaday do jej umysu i rozumiaa je natychmiast i tak dokadnie, e nie miaa adnych wtpliwoci, co on ma jej do przekazania. - To duo szybsze ni rozmowa! - Tak. A poza tym trudniej o nieporozumienia. - Mogabym tak porozmawia z moj ciotk? Mogabym jej powiedzie, e yj. - Tak i nie. Tylko magowie potrafi rozmawia w mylach bez fizycznego kontaktu. Mogaby mwi do ciotki, ale musiaaby jej dotyka. Nie widz natomiast powodu, dla ktrego nie miaaby wysa jej zwykego listu... Wydajc przy tym miejsce pobytu Jonny, uzmysowia sobie i poczua, e jej entuzjazm co do komunikacji mentalnej nieco sabnie. Musi zachowywa ostrono. - A wic... magowie rozmawiaj tak przez cay czas? - Nie, raczej rzadko. - Dlaczego? - Ta forma komunikacji ma swoje ograniczenia. Oprcz czyich myli wyczuwasz rwnie emocje, ktre im towarzysz. Moesz na przykad atwo oceni, e rozmwca kamie. - To le? - Zasadniczo nie, ale wyobra sobie, e zauwaya pocztki ysiny u swojego przyjaciela. On wyczuje w tle twoich myli rozbawienie, a nie wiedzc dokadnie, czego ono dotyczy,

227

bdzie czu, e wymiewasz si z niego. A teraz wyobra sobie, e to nie jest twj dobry przyjaciel, ale kto, kogo powaasz i na kim chcesz zrobi wraenie. - Chyba wiem, co masz na myli. - To dobrze. A teraz kolejna lekcja. Chciabym, eby wyobrazia sobie swj umys jako pokj - przestrze ograniczone cianami, podoga, sufitem. Bez trudu wyobrazia sobie, e stoi na rodku pomieszczenia. Byo w nim co znajomego, aczkolwiek nie przypominaa sobie, eby w nim kiedykolwiek bya. Byo puste, nie miao okien ani drzwi, a ciany byy zrobione z goego drewna. - Co widzisz? - ciany s z drewna i jest tu cakiem pusto. - Ach, widz. Ten pokj to wiadoma cz twojego umysu. - A wic... widzisz moje myli? - Nie, posaa do mnie tylko oglny obraz. Patrz, poka ci, co widz. W umyle mign jej obraz pokoju. By niewyrany i zamglony, pozbawiony jakichkolwiek szczegw. - Jest... jaki inny i dziwnie zamglony. - To dlatego, e mina ju chwilka i obraz zatar si w mojej pamici. Wyczuwasz rnic, poniewa usiuj uzupenia szczegy, takie jak kolor czy faktura cian, z pamici. Teraz bdziesz potrzebowaa drzwi do tego pokoju. Natychmiast przed jej oczami pojawiy si drzwi. - Podejd do tych drzwi. Pamitasz, jak wygldaa twoja moc? - Tak jak lnica kula wiata. - To najpowszechniejszy rodzaj wizualizacji. Chc, eby teraz pomylaa, jak ona wygldaa zarwno wtedy, kiedy bya wielka i niebezpieczna, jak i wtedy, gdy ju przygasa. Pamitasz to? - Tak... - To otwrz drzwi. Kiedy drzwi si otwary, stana na progu ciemnoci. Przed ni koysaa si, wiecc jasno, biaa kula. Sonea nie potrafia oceni, jak daleko od niej si znajdowaa. W jednej chwili miaa wraenie, e kula jest na wycignicie rki, a chwil pniej bya przekonana, e jest ogromna, ale niewyobraalnie daleka. - Jaka jest dua w porwnaniu z tym, co pamitasz? - Nie tak dua jak wtedy, kiedy bya niebezpieczna - wysaa mu obraz.

228

- Dobrze. Ronie szybciej, ni si spodziewaem, ale mamy nieco czasu, zanim twoja magia zacznie znw dawa o sobie zna nieproszona. Zamknij drzwi i wr do pokoju. Drzwi zamkny si i zniky, a Sonea staa znw na rodku pomieszczenia. - Chciabym, eby wyobrazia sobie teraz inne drzwi. Tym razem bd one prowadziy na zewntrz, wic zrb je due. W jej pokoju pojawiy si podwjne drzwi, ktre rozpoznaa jako wejcie do gocica, w ktrym mieszkaa przed Czystk. - Kiedy otworzysz te drzwi, zobaczysz dom. Powinien wyglda mniej wicej tak. W umyle dostrzega obraz biaego domu, przypominajcego nieco siedziby kupcw w Zachodniej Dzielnicy. Otworzywszy podwjne drzwi w swoim umyle, znalaza si przed takim wanie budynkiem. Midzy jej pokojem a tym domem biega wska uliczka. - Przejd do budynku. Dom mia pojedyncze czerwone drzwi. Obraz zachwia si lekko i ju staa pod nimi. Ledwie dotkna klamki, drzwi otwary si do rodka i Sonea ujrzaa duy biay pokj. Na cianach wisiay obrazy, w ktach stay wycieane krzesa, wszdzie panowa porzdek. Pomieszczenie przypominao nieco salon Rothena, ale byo wiksze i wystawniejsze. Osobowo maga bya silna niczym mocne perfumy albo ciepo soca. - Witaj, Soneo. Znajdujesz si w tym, co mogaby okreli jako przedsionek mojego umysu. Mog ci tu pokazywa obrazy. Spjrz na ciany. Podesza do najbliszego malowida. Zobaczya na nim siebie ubran w szaty maga, rozmawiajc z zaangaowaniem z innymi. Nie spodobao jej si to, wic zrobia krok w ty. - Zaczekaj, Soneo. Spjrz na nastpny obraz. Niechtnie podesza dalej. Na nastpnym obrazie zobaczya znw siebie, tym razem w zielonej szacie, leczc mczyzn ze zaman nog. Szybko odwrcia od tego wzrok. - Czemu taka przyszo jest dla ciebie odpychajca? - Bo to nie ja. - Ale moesz to by ty, Soneo. Czy widzisz teraz, e mwiem ci prawd? Spogldajc ponownie na obrazy, zrozumiaa nagle, e on rzeczywicie mwi prawd. Tutaj nie byby w stanie skama. Pokazywa jej prawdziwe moliwoci. Gildia naprawd chce, by do nich doczya... W tej chwili zauwaya czarne drzwi, ktrych wczeniej nie dostrzegaa. Kiedy si w nie wpatrywaa, wiedziaa, e s zamknite, i poczua, e jej wtpliwoci wracaj. Moe nie da si tu kama, ale mona ukrywa cz prawdy. - Co przede mn ukrywasz! - tej myli towarzyszyo uczucie oskarenia. 229

- Owszem. Wszyscy potrafimy ukrywa t cz naszej osobowoci, ktra ma pozosta prywatna. Inaczej nikt nigdy nie wpuciby drugiej osoby do swojego umysu. Naucz ci, jak to robi, albowiem bdziesz bardziej ni inni potrzebowaa prywatnoci. Patrz uwanie, pozwol ci spojrze na moment przez te drzwi. Drzwi uchyliy si lekko. Za nimi Sonea dostrzega lec na ku kobiet o miertelnie bladej twarzy. Poczua te wszechogarniajcy smutek. Drzwi zatrzasny si bez ostrzeenia. - Moja ona. - Umara...? - Tak. Rozumiesz teraz, dlaczego ukrywam t cz siebie? - Tak. I... przepraszam. - To byo dawno, ale musiaa to zobaczy, eby uwierzy, e mwi prawd. Sonea odwrcia si od czarnych drzwiczek. Pokj wypeni powiew pachncego powietrza: mieszanina kwiatw i ostrej wieoci. Obrazy, na ktrych widniaa ona w szatach, rozrosy si tak, e zajmoway cae ciany, ale ich kolory przyblaky. - Osignlimy ju cakiem sporo. Wrcimy do twojego umysu? Pokj zacz wymyka si spod jej stp, zmuszajc j do wycofania si pod czerwone drzwi. Przed ni wznosia si fasada jej wasnego domu. By to zwyky drewniany budynek, nieco zniszczony, ale niele si trzymajcy - typowy dla lepszych czci slumsw. Przesza drk i wkroczya do przedsionka swojego umysu. Drzwi zamkny si za ni. - A teraz obr si i wyjrzyj na zewntrz. Otwarszy na powrt drzwi, ku swojemu zaskoczeniu zobaczya na progu Rothena. Wyglda na nieco modszego i by chyba troch niszy. - Zaprosisz mnie do rodka? - zapyta z umiechem. Zrobia krok do tyu i wskazaa mu gestem, eby wszed. Kiedy przekroczy prg, poczua, e jego obecno wypenia pomieszczenie. Rozejrza si, a Sonea nagle uwiadomia sobie, e pokj nie jest ju pusty. Zakuo j poczucie winy, gdy zobaczya na pobliskim stoliku skrzyneczk. Jedn z tych, do ktrych si wamaa. Wieczko byo odchylone, a lece w rodku dokumenty doskonale widoczne. Nastpnie zobaczya, e na rodku pokoju przykucn Cery, trzymajc w rkach a nazbyt znane trzy ksigi. W jednym z ktw stali Jonna i Ranel. - Soneo... Odwrciwszy si, zobaczya, e Rothen zakry oczy domi. 230

- Wyrzu za drzwi wszystko to, czego nie chcesz mi pokaza. Rozejrzaa si po pokoju i skupia na wypychaniu wszystkiego na zewntrz. Obrazy wtapiay si w ciany i znikay. - Soneo... Obrcia si i zauwaya, e Rothen rwnie znik. - Ciebie te wypchnam? - Tak. Sprbujmy jeszcze raz. Ponownie otwara drzwi i cofna si, eby wpuci go do rodka. Dojrzaa ktem oka jaki ruch, ale cokolwiek to byo, zdyo wsikn w cian. Gdy si obrcia, dostrzega, e za drzwiami powsta nowy pokj. Po jego drugiej stronie znajdoway si otwarte drzwi, a na ich progu sta Rothen. Przeszed przez prg i wszystko si zmienio. Teraz dzieliy ich dwa pokoje, chwil pniej trzy. - Dosy! Poczua, jak puci jej rce. Niespodziewanie wrcia do niej wiadomo fizycznego wiata i otwara oczy. Rothen plea w swoim fotelu, pocierajc skronie. Twarz mia wykrzywion. - Wszystko w porzdku? - spytaa z niepokojem. - Co si stao? - Wszystko w porzdku. - Opuci rce i umiechn si cierpko. - Po prostu wypchna mnie ze swojego umysu. To naturalna reakcja, nauczysz si j kontrolowa. Nie przejmuj si, jestem do tego przyzwyczajony. Uczyem ju wielu nowicjuszy. Skina gow i potara donie. - Chcesz sprbowa jeszcze raz? Pokrci gow przeczco. - Nie teraz. Odpoczniemy i popracujemy nad czytaniem. Moe dzi po poudniu sprbujemy jeszcze raz.

231

ROZDZIA 20 WIZIE GILDII Cery ziewn. Odkd zabrano Sone, sen sta si grymany. Nie przychodzi, kiedy Cery go potrzebowa, zjawia si za to w najmniej podanych momentach. A teraz Cery musia by czujny bardziej ni kiedykolwiek w yciu. Mrony wiatr szarpa drzewami i krzakami, zawodzc przy tym i od czasu do czasu rzucajc gazkami i limi. Chd wkrad si w ciao Cery'ego, ktry czu, jak sztywniej mu wszystkie minie. Przenoszc ostronie ciar, rozprostowa najpierw jedn, a potem drug nog. Spojrza znw w okno i stwierdzi, e jeli pomyli: wyjrzyj na zewntrz" choby odrobin mocniej, jego gowa eksploduje. Najwyraniej zdolnoci Sonei do wyczuwania umysw nie obejmoway niespodziewanych goci pod oknami. Przyjrza si przygotowanym kulom niegowym i poczu przypyw wtpliwoci. Jeli rzuci ktr z nich w jej okno, musi to zrobi dostatecznie gono, eby j obudzi, ale jednoczenie tak cicho, eby nie zwrci uwagi nikogo innego. Nie mia te pojcia, czy ona nadal jest w tym pokoju ani czy jest sama. Kiedy tu przyszed, w pomieszczeniu palio si wiato, ale wkrtce zgaso. W oknach po lewej panowaa ciemno, po prawej za wci byo jasno. Spojrza nerwowo na wznoszcy si po lewej gmach Uniwersytetu. Jego okna byy ciemne. Od tej pierwszej nocy, kiedy dostrzeg Sone, Cery nie widywa ju jej tajemniczego obserwatora. Gdzie ktem oka dostrzeg gasnce wiato. Spojrza na okna Domu Magw. Okna obok pokoju Sonei byy ciemne. Cery umiechn si ponuro i rozmasowa cierpnite nogi. Jeszcze tylko chwilka... Kiedy w oknie pojawia si blada twarz, przez gow przemkna mu myl, e znowu musia zasn i e ni. Przyglda si z bijcym mocno sercem, jak Sonea spoglda w d na ogrd, po czym podnosi wzrok na Uniwersytet. A nastpnie znika w gbi pokoju. Uczucie zmczenia wyparowao. Cery zacisn palce na niegowej kuli. Nogi nie chciay go sucha, gdy wypez spod ywopotu. Wycelowa w okno i zanurkowa z powrotem pod krzaki, gdy tylko nieka opucia jego do. Do jego uszu dotar cichy stuk uderzajcej w szyb kuli. Serce podskoczyo mu z radoci, gdy twarz Sonei ponownie ukazaa si w oknie. Dziewczyna przyjrzaa si rozbitemu na szybie niegowi i wyjrzaa znw w stron ogrodu. 232

Cery przebieg wzrokiem pozostae okna, ale nikogo w nich nie dostrzeg. Wysun si nieco z krzakw i zobaczy, e Sonea otwiera szeroko oczy na jego widok. Zdziwienie natychmiast zastpi szeroki umiech. Pomacha jej i pokaza znak pytania. Odpowiedziaa znakiem tak". Czyli nic zego jej si nie stao. Cery odetchn z ulg. Zodziejski system znakw obejmowa proste komunikaty: gotowy?", ju", zaczekaj", wyno si", no i oczywicie tak" i nie". Nie istnia gest oznaczajcy: przyszedem ci wyzwoli, czy okno jest otwarte?". Cery wskaza wic na samego siebie, nastpnie pokaza wspinaczk, otwieranie okna, wskaza na Sone, potem znw na siebie i zakoczy gestem oznaczajcym znika std". Odpowiedziaa mu czekaj", wskazaa na siebie, pokazaa znika std" i pokrcia przeczco gow. Zmarszczy brwi. Mimo e wiedziaa sporo wicej od przecitnego bylca o znakach zodziejskich, nie bya w nich nigdy tak dobra jak on. Moga mu mwi, e nie pozwol jej odej albo e nie chce jeszcze odchodzi, albo e powinien wrci pniej tej nocy. Podrapa si po gowie, po czym pokaza znika std" i ju". W odpowiedzi pokrcia znw gow, po czym co po lewej stronie najwyraniej zwrcio jej uwag, bo zobaczy, jak wytrzeszcza oczy. Odsunwszy si nieco od okna, zacza powtarza w kko znika std". Cery skuli si i wycofa midzy krzaki, majc nadziej, e wiatr zaguszy szelest lici. - Wyjd stamtd - odezwa si modulowany gos, niepokojco blisko Cery'ego. - Wiem, e tam jeste. Wygldajc spomidzy gazi, Cery mia mikkie fady szaty na wycignicie rki. Wrd lici pojawia si do. Umkn przed ni, wysuwajc si z krzakw i przytulajc do ciany budynku. Jego serce walio jak oszalae. Mag niemal natychmiast si wyprostowa. Wiedzc, e jest cakiem na widoku, Cery puci si pdem wzdu muru w kierunku lasu. Co uderzyo go w plecy i run twarz w nieg. Jaki ciar przytrzyma go w miejscu, przyciskajc tak mocno do ziemi, e ledwie oddycha, a zimny nieg wbija mu si w twarz. Usysza zbliajce si kroki i poczu, jak wzbiera w nim paniczny strach. Spokojnie. Zachowaj spokj - powtarza sobie. - Nigdy nie syszae, eby mieli zwyczaj zabija intruzw... Ale te nigdy nie syszae o tym, eby znaleli intruza... Nacisk na jego plecy zmala. Podnoszc si na czworaki, Cery poczu do na swoim ramieniu. Ta do uniosa go i wycigna ponad ywopotem na ciek. Spojrza w gr i poczu, e serce w nim zamiera: rozpozna tego maga. 233

Mag zmruy oczy. - Wygldasz znajomo... Ach, pamitam. Jeste tym obdartusem, ktry usiowa mnie uderzy. - Spojrza w okno Sonei i jego twarz wykrzywi szyderczy umiech. - Ach wic Sonea ma wielbiciela. Jak uroczo. Przyjrza si Cery'emu uwanie i w jego oczach pojawi si nagy bysk. - Co ja mam z tob zrobi, h? Intruzi s zazwyczaj przesuchiwani, a nastpnie wypraszani z terenu Gildii. Moe wic zaczniemy. Cery broni si dzielnie, kiedy mag cign go ciek ku Uniwersytetowi. Szczupa rka maga okazaa si jednak zaskakujco silna. - Pu mnie! - zada Cery. Mag westchn. - Jeli bdziesz nadal wykrca tak moj rk, bd zmuszony uy mniej fizycznych rodkw przymusu. Przesta si opiera. Zapewne podobnie jak ty, chciabym mie to jak najszybciej z gowy. - Dokd mnie prowadzisz? - Przede wszystkim z dala od tej wichury. - Doszli do koca siedziby magw i skierowali si ku Uniwersytetowi. - Mistrzu Fergunie. Mag zatrzyma si i spojrza przez rami. Zbliay si do nich dwie postacie w szatach. Cery wyczu nage napicie w uchwycie swego przeladowcy, nie wiedzia jednak, czy powinien si martwi, czy cieszy z pojawienia si innych magw. Fergunowi najwyraniej nie byo to na rk. - Administratorze - odpowiedzia Fergun. - C za szczcie. Wanie zamierzaem ci zbudzi. Odkryem intruza. Wyglda na to, e chcia si dosta do dziewczyny ze slumsw. - Tak wanie syszaem - wyszy z dwch przybyszw spojrza na swego kompana. - Przesuchasz go? - W gosie Ferguna pobrzmiewaa nadzieja, ale uchwyt na ramieniu Cery'ego zacieni si. - Owszem - odpowiedzia wyszy z dwch magw. Wykona leniwy ruch rk i nad nimi pojawia si kula wiata. Cery poczu bijce od niej ciepo; wiatr ucich. Gdy rozejrza si dookoa, zauway, e drzewa wci si uginaj pod naporem wiatru, ale szaty trzech magw pozostaj nieruchome. W mocnym wietle szaty magw rozbysy kolorami. Ten wysoki mia na sobie bkit, a jego towarzysz, starszy ju mczyzna, fiolet. Ten, ktry schwyta Cery'ego, nosi czerwie. Wysoki mag spojrza na Cery'ego i na jego twarzy pojawi si cie umiechu. - Chciaby porozmawia z Sone, Cery? 234

Cery zamruga oczami ze zdumienia. Skd ten mag zna jego imi? Sonea musiaa mu powiedzie. Gdyby chciaa go ostrzec, podaaby im inne imi... chyba e wydobyli to z niej jak sztuczk, wyczytali z jej myli albo... Jakie to zreszt miao znaczenie? Zosta zapany. Jeli chc mu zrobi krzywd, jest ju skazany. Rwnie dobrze moe zobaczy si z Sone. Przytakn wic. Wysoki mag spojrza na Ferguna. - Pu go. Ucisk Ferguna wzmocni si na moment, zanim jego palce puciy rk Ceryego. Odziany na niebiesko mag skin na chopaka i ruszy z powrotem ku siedzibie magw. Drzwi otwary si przed nimi. wiadom, e dwaj pozostali magowie id za nim jak stranicy, Cery posusznie ruszy za wysokim przewodnikiem w gr schodw, na pitro. Nastpnie przeszli dugim korytarzem, mijajc wiele zwyczajnie wygldajcych drzwi. Starszy mag wysun si do przodu i dotkn klamki - drzwi uchyliy si przed nimi. Za nimi znajdowa si luksusowy pokj z wycieanymi krzesami i piknymi meblami. Na jednym z foteli siedziaa Sonea. Umiechna si na widok Cery'ego. - Nie bj si - powiedzia mag w bkicie. Cery wyszed na rodek pokoju, cho serce wci bio mu jak oszalae. Syszc zatrzaskujce si drzwi, spojrza za siebie i zastanowi si przez moment, czy nie wpakowa si wanie w puapk. - Cery - szepna Sonea. - Dobrze ci widzie. Przyjrza si jej dokadnie. Umiechna si ponownie, ale umiech szybko znik z jej twarzy. - Usid, Cery. Poprosiam Rothena, eby pozwoli mi z tob porozmawia. Powiedziaam mu, e za wszelk cen bdziesz prbowa mnie ocali, jeli nie wytumacz ci, dlaczego nie mog odej. - Wskazaa mu jeden z foteli. Usiad niepewnie. - Czemu nie moesz odej? Westchna. - Nie wiem, czy potrafi ci to sensownie wytumaczy. - Opara si w fotelu. - Magi trzeba umie kontrolowa, a tylko inni magowie mog mnie tego nauczy, poniewa trzeba to przekazywa z umysu do umysu. Jeli nie naucz si tej kontroli, magia bdzie dziaa przy wszystkich mocniejszych emocjach. Taka magia przybiera proste, ale niebezpieczne formy, coraz potniejsze w miar, jak wzrasta moc maga. W kocu... - skrzywia si. - Ja... ja o mao co nie umaram tego dnia, kiedy mnie znaleli, Cery. Oni mnie ocalili. 235

Cery wzdrygn si. - Widziaem to, Sonea. Te domy... s cakiem zniszczone. - Gdyby mnie nie znaleli, byoby jeszcze gorzej. Zginliby ludzie. Mnstwo ludzi. Wlepi wzrok w swoje donie. - A wic nie moesz wrci do domu. Rozemiaa si - i by to tak niespodziewany dwik, e Cery unis zdziwiony wzrok. - Wszystko bdzie dobrze - zapewnia go. - Kiedy naucz si kontroli, nie bd ju stwarza zagroenia. Zaczynam si zapoznawa z tym, jak tu si rzeczy maj. - Mrugna do niego. - A ty co teraz porabiasz? Umiechn si krzywo. - To co zawsze. Siedz w najlepszej spylunce w caych slumsach. Potakna. - A twj... przyjaciel? Wci daje ci prac? - Tak - Cery pokiwa gow. - Ale to moe si skoczy, kiedy si dowie, co robiem dzi w nocy. Gdy si nad tym zastanawiaa, na jej czole pojawiy si znajome zmarszczki znamionujce zmartwienie. Cery poczu, e co ciska go bardzo bolenie za serce. Zacisn pici i odwrci wzrok. Chcia da upust caemu poczuciu winy i strachu, ktre dopado go po tym, jak zostaa schwytana, ale myl, e inni mogliby to usysze, sprawia, e sowa uwizy mu w gardle. Rozgldajc si po eleganckim pokoju, pociesza si przynajmniej tym, e traktuj j tu dobrze. Ziewna. Cery przypomnia sobie, e jest rodek nocy. - Chyba powinienem ju i. - Wsta, po czym zatrzyma si w miejscu: nie mia ochoty od niej odchodzi. Umiechna si, ale tym razem w jej oczach by smutek. - Powiedz innym, e u mnie wszystko dobrze. - Oczywicie. Nie mg zrobi kroku. Jej umiech zblad nieco na widok jego oczu wci w ni wlepionych, po czym machna rk w stron drzwi. - Wszystko bdzie dobrze, Cery. Uwierz mi. Id ju. Jako udao mu zmusi si do podejcia do drzwi i zapukania. Drzwi otwary si do rodka. Trzej magowie przyjrzeli mu si dokadnie, kiedy wyszed na korytarz. - Czy mam odprowadzi naszego gocia do bramy? - zaoferowa Fergun. - Tak, dzikuj - odpowiedzia mag w bkitnych szatach. 236

Nad gow Ferguna pojawia si kula wiata. Rzuci Cery'emu niecierpliwe spojrzenie. Cery zawaha si, patrzc na tego w niebieskich szatach. - Dzikuj. Mistrz skin mu w odpowiedzi gow. Cery odwrci si i ruszy w kierunku schodw; jasnowosy mag pody za nim. Schodzc po schodach, zastanawia si nad sowami Sonei. Teraz jej znaki nabray sensu. Musi zaczeka, a nauczy si kontrolowa t swoj magi, ale kiedy to nastpi, sprbuje uciec. W tej chwili nie mg jej wiele pomc - co najwyej postara si, eby miaa gdzie bezpiecznie wrci. - Jeste mem Sonei? Cery spojrza ze zdziwieniem na maga. - Nie. - W takim razie jej... kochankiem? Cery czu, e si rumieni. Odwrci wzrok. - Nie. Tylko przyjacielem. - Rozumiem. Przyjcie tutaj wymagao sporej odwagi. Cery uzna, e nie musi na to odpowiada. Wyszed z Domu Magw w mrony wiatr i skierowa si ku ogrodom. Fergun zatrzyma si. - Czekaj. Poprowadz ci przez Uniwersytet, bdzie cieplej. Serce Cery'ego podskoczyo. Uniwersytet. Zawsze pragn zobaczy ten gmach od rodka. A taka okazja nie nadarzy si wicej, kiedy Sonea ucieknie. Wzruszy ramionami, jakby byo mu to obojtne, i skierowa si ku tylnemu wejciu do ogromnego budynku. Wchodzc na schody, poczu, e serce mu przyspiesza. Weszli do pomieszczenia, z ktrego rozchodziy si wymylnie zdobione schody. wietlna kula maga znika; przechodzili przez boczne drzwi do szerokiego korytarza, ktry zdawa si cign w nieskoczono. Po obu stronach otaczay go drzwi i mniejsze, boczne korytarze. Mimo e Cery wysila wzrok, nie mg dostrzec rda wiata. Tak jakby ciany same wydzielay powiat. - Sonea stanowia dla nas spore zaskoczenie - odezwa si nagle Fergun, a jego gos rozleg si echem w korytarzu. - Nigdy dotd nie trafilimy na talent wrd niszych klas. Zazwyczaj pojawia si on w Domach. Fergun spojrza na Cery'ego z oczekiwaniem, najwyraniej spodziewajc si jakiej odpowiedzi. - J te to zaskoczyo - odpar Cery. 237

- Tdy - mag wskaza mu jeden z bocznych korytarzy. - Syszae kiedykolwiek o innych bylcach z talentem magicznym? - Nie. Wyszli za rg, minli drzwi wiodce do mniejszego pomieszczenia, a nastpnie przez nastpne drzwi przeszli do nieco szerszego korytarza. Rni si od wczeniejszych przej ciany tutaj byy wykadane drewnem i zawieszone obrazami. - Niezy labirynt - powiedzia Fergun z westchnieniem. - Chod, poka ci drog na skrty. Zatrzyma si przed jednym z obrazw i sign za ram, Kawaek ciany odsun si w bok, ukazujc prostokt ciemnoci wielkoci wskich drzwi. Cery spojrza pytajco na maga. - Zawsze kochaem sekrety - powiedzia Fergun z byskiem w oczach. - Czyby dziwio ci to, e my te mamy podziemne przejcia? To przejcie prowadzi daleko do Wewntrznego Krgu, jest to sucha i bezwietrzna droga. Idziemy? Cery zerkn na przejcie, a nastpnie na maga. Przejcia pod Gildi? Dziwne. Zrobi krok w ty i potrzsn gow. - Widziaem w yciu wiele tajnych przej - powiedzia. - A zimno mi nie przeszkadza. Bardziej interesuj mnie pikne miejsca w tym budynku. Mag zamkn oczy i przytakn. - Rozumiem. - Wyprostowa si z umiechem. - Mio sysze, e zimno ci nie przeszkadza. Co uderzyo Cery'ego w plecy, wpychajc go w prostokt. Krzykn i chwyci si krawdzi dziury, ale nacisk by zbyt silny, a jego palce zelizgny si z gadkiego drewna. Run do przodu i zdy na czas unie rce, eby osoni twarz przed uderzeniem w cian. Sia trzymaa go mocno przy murze. Nie mg poruszy nawet palcem. Z bijcym wciekle sercem przeklina swoje zaufanie wobec magw. Za sob usysza cichy trzask. Sekretne drzwi zamkny si. - Teraz moesz wrzeszcze do woli - zamia si Fergun niskim, zowrogim gosem. Nikt tu nie zaglda, wic nikomu nie bdziesz przeszkadza. Poczu, jak donie maga wi mu tkanin na oczach, a nastpnie krpuj rce. Kiedy nacisk na jego plecy zmala, do chwycia go za konierz i popchna do przodu. Cery, potykajc si, ruszy w gb korytarza. Po kilku krokach dotarli do stromych schodw. Wyczu, e schodz w d, a nastpnie rce maga pokieroway nim na krtej drodze. Temperatura powietrza spada gwatownie. Po kilkuset krokach Fergun zatrzyma si. Cery poczu ukucie w odku na dwik przekrcajcego si klucza. 238

Opaska z oczu opada. Cery sta w drzwiach wielkiego pustego pokoju. Fergun rozwiza szmat krpujc jego rce. - Wchod. Cery spojrza na Ferguna. Rce wierzbiy go, by posuy si sztyletami, wiedzia jednak, e je straci, jeli zaatakuje maga. A jeli z wasnej woli nie wejdzie do tego pomieszczenia, to Fergun go tam wepchnie. Powoli, otpiay, wszed do celi. Drzwi zamkny si za nim, pozostawiajc go w ciemnoci. Usysza przekrcony w zamku klucz i oddalajcy si stumiony odgos stp. Westchn i opad na kolana. Faren bdzie wcieky.

239

ROZDZIA 21 OBIETNICA WOLNOCI Pdzc korytarzem Domu Magw, Rothen raz po raz chwyta zdziwione spojrzenia mijanych magw. Niektrym kiwa tylko gow, do najlepiej znanych umiecha si, ale nie zwolni kroku. Dotar wreszcie do drzwi swojego apartamentu, chwyci za klamk i rozkaza zamkowi, eby si otworzy. Usysza dwa gosy dobiegajce z salonu. - ...mj ojciec by sucym Mistrza Margena, nauczyciela Mistrza Rothena. Mj dziadek te tu pracowa. - Masz tu pewnie sporo rodziny. - Troch - przyznaa Tania. - Ale wielu moich krewniakw odeszo do pracy w Domach. Dwie kobiety siedziay koo siebie na krzesach. Na widok maga Tania poderwaa si, czerwona jak burak. - Nie przeszkadzajcie sobie - powiedzia Rothen, machajc rk. Tania skonia gow. - Jeszcze nie skoczyam pracy, panie - powiedziaa. Z zarumienion wci twarz pobiega do jego sypialni. Sonea przygldaa si tej scenie z wyranym rozbawieniem. - Tania chyba ju si mnie nie boi - wysaa. Rothen przyjrza si swojej sucej, ktra przechodzia wanie do salonu, ciskajc w ramionach zawinitko z ubra i pocieli. - Nie. Cakiem dobrze si dogadujecie - odpowiedzia. Tania zatrzymaa si na chwil i spojrzaa hardo na Rothena, po czym przeniosa niepewne spojrzenie na Sone. - Czy ona moe domyli si, e rozmawiamy w taki sposb? - Widzi, e zmienia si nam wyraz twarzy. Nie trzeba przebywa dugo wrd magw, eby domyli si, e jest to niechybny znak milczcej rozmowy. - Wybacz nam, Taniu - powiedzia gono Rothen. Tania uniosa brwi, wzruszya lekko ramionami i wrzucia gr prania do kosza. - To wszystko, Mistrzu Rothenie? - Tak, dzikuj, Taniu. Rothen zaczeka, a zamkny si za ni drzwi, po czym usiad obok Sonei. - Nadszed chyba czas, by ci powiedzie, e komunikacja mentalna w obecnoci innych jest uwaana za niezbyt grzeczn. Zwaszcza jeli ci inni nie potrafi si doczy. To tak jak szeptanie za czyimi plecami. 240

Sonea zachmurzya si. - Czy obraziam Tani? - Nie. - Rothen umiechn si na widok wyranej ulgi, z jak przyja to zapewnienie. Musz ci jednak ostrzec, e komunikacja mentalna nie jest a tak prywatna, jak by ci si mogo wydawa. Inni magowie mog j podsucha, zwaszcza jeeli wiedz, e warto. - Czyli teraz kto moe nas podsuchiwa? Skin gow. - To moliwe, ale wtpi. Podsuchiwanie jest niekulturalne i wiadczy o braku szacunku, a poza tym wymaga skupienia i wysiku. Gdyby tak nie byo, otaczaby nas zgiek rozmw innych ludzi i doprowadza do szalestwa. Sonea zamylia si. - Jeli nie syszysz, dopki si na to nie nastawisz, to skd wiesz, e kto chce z tob porozmawia? - Im bliej jeste innego maga, tym atwiej moesz go usysze - odpowiedzia. Przebywajc w tym samym pomieszczeniu, zazwyczaj moesz wychwyci kierowane do ciebie myli. Kiedy natomiast jeste daleko, rozmwca musi najpierw przycign twoj uwag. Pooy rk na piersi. - Jeli na przykad chciaaby ze mn porozmawia, kiedy bd na Uniwersytecie, musiaaby najpierw wywoa gono moje imi. Inni magowie to usysz, ale nie bd odpowiada, ani te otwiera swoich umysw na nasz rozmow. Kiedy ja w odpowiedzi wywoam twoje imi, bdziesz wiedziaa, e ci usyszaem i e moemy rozmawia. Jeli jest si w tym biegym i zna si dobrze mentalny gos rozmwcy, mona utrudni innym podsuchiwanie poprzez skupianie wysyanych myli, ale nie da si tego robi na du odlego. - Czy zdarzyo si, eby kto nie podporzdkowa si tym zasadom? - Zapewne - Rothen wzruszy ramionami. - Dlatego wanie musisz pamita, e rozmowy mentalne nie s prywatne. Mamy takie powiedzenie, e o sekretach lepiej rozmawia gono ni cicho. Sonea parskna. - To nie ma sensu. - Nie, jeli traktuje si to dosownie - zamia si. - Ale takie sowa jak mwi" czy sysze" maj w Gildii inne znaczenia. Mimo istnienia oglnych zasad dobrego wychowania, ludzie zdumiewajco czsto odkrywaj, e doskonale skrywana tajemnica staa si 241

przedmiotem plotek. Zapominamy czsto, e magowie nie s jedynymi, ktrzy mog nas podsucha. Jej oczy rozbysy zaciekawieniem. - Nie s? - Nie wszystkie dzieci, u ktrych odkrywa si magiczny potencja, wstpuj do Gildii odpowiedzia. - Jeli na przykad takie dziecko jest najstarszym synem rodziny moe mie dla niej wiksz warto jako dziedzic. W wikszoci krain prawo zakazuje magom mieszania si do polityki. Mag nie moe na przykad zosta Krlem. Z tego powodu nie jest dobrze, eby mag by gow rodziny. Komunikacja mentalna jest zdolnoci zwizan z talentem magicznym. Czasami, aczkolwiek jest to bardzo rzadkie, kto, kto nie zosta magiem, rozwija w sposb naturalny umiejtno komunikacji mentalnej. Takich ludzi mona nauczy wykrywania kamstw, co jest bardzo przydatn umiejtnoci. - Wykrywania kamstw? Rothen przytakn. - Oczywicie jest to moliwe pod warunkiem, e badana osoba wyraa zgod, wic przydaje si wycznie wtedy, kiedy kto chce opowiedzie o tym, co widzia lub sysza. W Gildii istnieje prawo dotyczce oskare. Jeli kto oskary maga o kamstwo lub przestpstwo, musi podda si badaniu na wykrywanie kamstw lub wycofa oskarenie. - To niezbyt uczciwe - powiedziaa Sonea. - To przecie mag popeni wystpek. - Owszem, ale zapobiega to faszywym oskareniom. Oskarony, mag czy nie mag, moe bez kopotu zapobiec badaniu. - Zawaha si. - Jest jeden wyjtek. Sonea zmarszczya brwi. - Ach, tak? Rothen odchyli si na krzele i zczy palce. - Kilka lat temu pewien czowiek, oskarony o popenienie wyjtkowo ohydnych zbrodni, zosta przyprowadzony do Gildii. Wielki Mistrz - nasz przywdca - zajrza do jego umysu i stwierdzi win. Potrzeba wybitnych umiejtnoci, eby przedrze si przez blokady opierajcego si umysu. Akkarin jest jedynym z nas, ktremu si to udao, mimo e znane s podobne przekazy o magach z przeszoci. Wielki Mistrz to niezwyky czowiek. Sonea zastanawiaa si nad tym, co usyszaa. - A czy morderca nie mgby po prostu ukry swych sekretw za drzwiami, tak jak mi pokazae? Rothen wzruszy ramionami. 242

- Nikt nie wie, jak Akkarin tego dokona, ale kiedy ju dosta si do umysu tego mczyzny, myli musiay w kocu zdradzi zbrodniarza. - Urwa, po czym spojrza na ni badawczo. - Wiesz dobrze, e ukrywanie tajemnic za drzwiami wymaga pewnej praktyki. Im bardziej martwisz si o to, e co si wyda, tym trudniej ci to ukry. renice Sonei rozszerzyy si ze zdziwienia, po czym odwrcia wzrok, a w jej oczach pojawia si naga rezerwa. Patrzc na ni, Rothen domyla si, o co chodzi. Za kadym razem, kiedy wchodzi do jej umysu, ukazyway mu si przedmioty i ludzie, ktrych chciaa uchroni przed rozpoznaniem. Zawsze wtedy panikowaa i wyrzucaa go z myli. Wszyscy nowicjusze reagowali podobnie. Rothen nie rozmawia z nimi o podejrzanych sekretach. Ukryte problemy modych ludzi, ktrych naucza, obracay si wok drobnych przywar i dziwactw - czasem wok pomniejszych skandali politycznych - i wtedy atwo byo nie zwraca na nie uwagi. Nie rozmawiajc o tym, umacnia nowicjuszy w przekonaniu, e ich prywatno nie jest naruszana. Ale milczenie nie dawao tej pewnoci Sonei, a on mia mao czasu. Lorlen przyjdzie z pierwsz wizyt pod koniec tego tygodnia i bdzie si spodziewa, e zaczli ju nauk kontroli. A jeli dziewczyna ma kiedykolwiek opanowa kontrol, musi upora si z tymi lkami. - Soneo. Niechtnie popatrzya na niego. - Sucham. - Powinnimy porozmawia o twoich lekcjach. Przytakna. Nachyli si ku niej i wspar okcie na kolanach. - Zazwyczaj nie rozmawiam o tym, co zobaczyem w umyle nowicjusza czy nowicjuszki. To pomaga im zaufa mi, ale w naszym przypadku ta zasada nie zadziaa. Wiesz dobrze, e widziaem rzeczy, ktre wolaaby trzyma w ukryciu; udawanie, e jest inaczej, nam nie pomoe. Sonea utkwia wzrok w blacie stou; jej knykcie pobielay od kurczowego ciskania porczy krzesa. - Zacznijmy od tego - cign Rothen - e spodziewaem si, e przeszukasz moje pokoje. Ja na twoim miejscu tak wanie bym zrobi. Nie przeszkadza mi to. Nie przejmuj si tym. Zarumienia si lekko, lecz zachowaa milczenie.

243

- Po drugie, twojej rodzinie i przyjacioom nic z naszej strony nie grozi. - Podniosa na niego wzrok. - Martwisz si, e moemy ich skrzywdzi, jeli nie zgodzisz si z nami wsppracowa. - Wytrzyma jej spojrzenie. - Nie skrzywdzimy ich. Gdybymy tak uczynili, zamalibymy krlewskie prawo. Odwrcia znw wzrok, a na jej twarzy zagoci ponownie wyraz wrogoci. - Ale ty i tak si martwisz... Nie wierzysz, e przestrzegamy krlewskiego prawa zauway. - Nie dalimy ci zbyt wielu powodw do zaufania. A to prowadzi mnie do trzeciego ze rde twojego lku: e dowiem si o planach ucieczki. Krew powoli odpyna jej z twarzy. - Nie musisz snu takich planw - mwi Rothen. - Jeli nie bdziesz miaa na to ochoty, nie zmusimy ci do pozostania tu. Kiedy opanujesz kontrol, bdziesz moga zdecydowa, czy zostajesz, czy odchodzisz. Z byciem magiem czy si bowiem przysiga, ktr wszyscy musimy zoy - przysiga, ktra wie nas na cae ycie. Ale trzeba j zoy z wasnej woli. Wpatrywaa si w niego z potwartymi ustami. - Pozwolisz mi odej? Potakn, a dalsze sowa dobiera bardzo ostronie. Za wczenie, by jej powiedzie, e Gildia pozwoli jej odej, zablokowawszy najpierw jej moc. Trzeba jednak da jej do zrozumienia, e utraci wtedy magiczne zdolnoci. - Tak, ale musz ci przed czym ostrzec: bez nauki nie bdziesz moga posugiwa si swoj moc. Nie dasz rady robi tego, co dotychczas ci si udawao. Nie bdziesz w ogle moga posugiwa si magi. - Urwa. - Nie bdziesz ju przydatna dla Zodziei. Zdumia si, widzc wyraz ulgi na jej twarzy. Na jej ustach zadra cie umiechu. - To nie bdzie adnym problemem. Rothen spojrza na ni pytajco. - Jeste pewna, e chcesz wraca do slumsw? Nie bdziesz miaa jak si broni. Wzruszya ramionami. - Dla mnie nic si nie zmieni. Dotychczas niele dawaam sobie rad. Rothen zmarszczy brwi; jej pewno siebie zrobia na nim wraenie, ale niepokoi si na sam myl, e miaby j odesa z powrotem w ndz. - Wiem, e tsknisz za rodzin. Wstpienie do Gildii nie oznacza, e musisz ich opuci, Soneo. Mog przychodzi tu do ciebie w odwiedziny, ty te moesz ich odwiedza. Potrzsna gow. - Nie. Zacisn usta. 244

- Lkasz si, e oni bd si ciebie bali? e zostajc jedn z tych, ktrych nienawidz, zostaniesz uznana za zdrajczyni bylcw? Szybkie, przenikliwe spojrzenie, jakie mu rzucia, uwiadomio mu, e najwyraniej zbliy si do sedna znacznie bardziej, ni si spodziewa. - Czego potrzebowaaby, by ci nie odrzucili? Parskna. - Jasne. Gildia albo Krl bd si przejmowa tym, co zadowoli bylcw! - Nie zamierzam ci udzi, e bdzie atwo - odpowiedzia Rothen. - Ale powinna to rozway jako pewn moliwo. Magia nie jest powszechnym darem. Wielu ludzi oddaoby cae swoje bogactwo, byle j posi. Pomyl o tym, czego mogaby si tu nauczy. Pomyl o tym, e mogaby pomc innym. Na chwil odwrcia wzrok, po czym spowaniaa na nowo. - Jestem tu tylko po to, eby nauczy si kontroli. Skin powoli gow. - Jeli chcesz tylko tego, to damy ci tylko to. Wszyscy si bardzo zdziwi, kiedy dowiedz si, e postanowia powrci do slumsw. Wielu nigdy nie zrozumie, dlaczego kto, kto y w ndzy przez cae ycie, odrzuca tak propozycj. Ja chyba poznaem ci dostatecznie, by zrozumie, e nie przywizujesz wielkiej wagi do bogactwa i luksusw. Wzruszy ramionami z umiechem. - I nie bybym jedynym, ktry by podziwia twoj decyzj. Musisz jednak wiedzie, e bd stara si przekona ci do przystpienia do nas. Po raz pierwszy, odkd si poznali, na jej twarzy zagoci umiech. - Dziki za ostrzeenie. Rothen zatar donie, zadowolony z siebie. - A zatem wszystko ustalone. Zaczynamy lekcje? Zawahaa si, po czym odwrcia fotel, by si naprzeciwko niego. Zaskoczony t gotowoci, uj j za wycignite rce. Zamknwszy oczy, Rothen wyrwna oddech i odszuka obecno, ktra miaa go zaprowadzi do jej umysu. Sonea miaa ju nieze dowiadczenie w wizualizacji, tote natychmiast znalaz si przed otwartymi drzwiami. Przeszed przez nie i znalaz si w dobrze znanym pokoju, na ktrego rodku staa dziewczyna. W powietrzu daa si wyczu aura determinacji. Rothen czeka na pojawiajce si zazwyczaj zakcenia, ale nic niechcianego nie pojawio si w pokoju. Zaskoczony, ale i zadowolony, skin ku wyobraeniu Sonei. - Poka mi drzwi do twojej mocy. 245

Odwrcia wzrok. Patrzc we wskazanym kierunku, znalaz si przed biaymi drzwiami. - Otwrz je i suchaj uwanie. Poka ci, jak j kontrolowa. Cery opad na kolana z jkiem rozpaczy. Obejrza dokadnie swoje wizienie, a serce podchodzio mu do garda za kadym razem, kiedy spod jego palcw umykay omionogie fareny. Zdoa ustali, e ciany wykonane s z wielkich kamiennych blokw, podoga jest zwykym klepiskiem, drzwi za to gruby kawa drewna zaopatrzony w mocne elazne rygle. Kiedy tylko kroki maga umilky w oddali, Cery wycign z kieszeni wytrych i zabra si do otwierania drzwi. Znalaz dziurk od klucza i grzeba w zamku tak dugo, a zdoa poruszy mechanizm, ale drzwi ani drgny. Przypomnia sobie, e mag nie ryglowa drzwi i wybuchn miechem. Wanie zamkn swoje wizienie za pomoc wytrychu. Kiedy jednak zdoa przekrci mechanizm z powrotem, przekona si, e drzwi nadal nie puszczaj. Wydawao mu si, e pamita dwik przekrcajcego si w zamku klucza, wic doszed do wniosku, e musi by jeszcze inny zamek. Rozpocz poszukiwania. Nic nie znalaz, uzna zatem, e zamek musi mie dziurk od klucza tylko na zewntrz. Wycign ponownie wytrych i wsun go w szczelin midzy drzwiami a futryn. Co chwycio. Zadowolony, e udao mu si znale zamek za pierwszym podejciem, pocign wytrych, eby go wycign - i przekona si, e narzdzie zablokowao si. Drut wygi si, kiedy Cery krci nim i pociga, usiujc go uwolni. Nie chcc uszkodzi wytrychu, chopak pozostawi go w szparze i sign po nastpny, ktry wsun nieco wyej od poprzedniego. Zanim jednak zdoa wyczu, co trzyma pierwsze z jego narzdzi, drugi wytrych rwnie si zablokowa. Cery zakl i pocign z caej siy, ale zdoa jedynie wygi metal. Wyj z kieszeni trzeci wytrych i wsun go w szpar nad podog, gdzie drut natychmiast si zablokowa. I cho Cery cign za niego ze wszystkich si, wytrych tkwi w miejscu, podobnie jak dwa pozostae. Przez kilka nastpnych godzin spdzonych w ciemnoci Cery usiowa odzyska swoje narzdzia. Nie przychodzio mu do gowy adne urzdzenie, ktre mogoby tak szybko i skutecznie blokowa wytrychy. Oczywicie jeli nie liczy magii.

246

Nogi zdrtwiay mu z zimna, tote wsta i podpar si rk o cian, poniewa zakrcio mu si w gowie. Poczu skurcz w odku, informujcy go, e od bardzo dawna nic nie jad, ale gorsze byo pragnienie. Marzy o kuflu spylu albo kubku soku pachi, a nawet o yku wody. Po raz kolejny przyszo mu do gowy, e moe umrze w tej celi. Jednak gdyby Gildia pragna jego mierci, zabiliby go, zanim ukryliby gdzie ciao. To napawao go niewielk nadziej. Mogo oznacza, e ich plany zakaday, e ma pozosta ywy - przynajmniej na razie. Jeli natomiast tak nie jest, jego gd moe sta si nie do wytrzymania. Cery przypomnia sobie drugiego maga - tego w bkicie - i nie by w stanie odnale w nim adnych oznak wrogoci czy oszustwa. Albo ten czowiek umia doskonale udawa osob godn zaufania, albo te nic nie wiedzia o planach uwizienia Cery'ego. Jeli to drugie okazaoby si prawd, wszystko byo gr Ferguna. Niezalenie od tego, czy jasnowosy mag dziaa w pojedynk, czy nie, Cery'emu przychodziy do gowy jedynie dwa powody tego potraktowania: Zodzieje i Sonea. Jeli magowie zamierzali posuy si nim jako narzdziem przeciwko Zodziejom, czeka ich rozczarowanie. Farenowi nie zaley na Cerym a tak bardzo. Mog uciec si do tortur, aby wydoby z niego informacje. Jakkolwiek chopak chcia wierzy, e zdoa wytrzyma takie sposoby perswazji, nie zamierza si oszukiwa. Nie bdzie mie pojcia, czy potrafi zachowa milczenie, dopki nie zmierzy si z takim przesuchaniem. A poza tym magowie potrafi zapewne czyta w mylach. Jeli to prawda, to szybko przekonaj si, e Cery nie posiada zbyt wielu przydatnych informacji. A kiedy to wyjdzie na jaw, zapewne pozostawi go na zawsze w tej ciemnoci. Wtpi jednak, eby chodzio o Zodziei: zostaby ju zapewne przesuchany. Nie, jedyne pytania, jakie mu zadali, dotyczyy Sonei. W drodze do gmachu Uniwersytetu Fergun wypytywa Cery'ego o ich znajomo. Skoro magowie chc wiedzie, czy on jest dla niej wany, zamierzaj si nim zapewne posuy, eby zmusi j do zrobienia czego, na co Sonea nie ma ochoty. Myl o tym, e mg przyczyni si do pogorszenia jej sytuacji, drczya go momentami bardziej ni strach przed mierci. Gdyby tylko nie zachciao mu si oglda Uniwersytetu... Im duej o tym myla, tym bardziej przeklina swoje wcibstwo. W pewnym momencie wydao mu si, e syszy odgos krokw. Gdy si przybliyy, jego gniew opad, a serce zaczo wali jak motem. Kroki zatrzymay si przed drzwiami. Rozleg si stumiony zgrzyt, a nastpnie cichy brzk spadajcych wytrychw. W szparze pojawi si promie wiata. 247

Przez potwarte drzwi wszed Fergun, a za nim wpyna kula wiata. Cery zamruga, olepiony blaskiem, ale dostrzeg, e mag przyglda mu si spod przymruonych powiek, po czym przenosi wzrok na podog. - No no - mrukn Fergun. Obrci si nieznacznie i puci niesiony w rkach talerz i bukak, ktre nie upady, ale spyny powoli na ziemi. Mag rozczapierzy palce i wytrychy uniosy si posusznie ku jego doniom. Przyglda si im z uniesionymi brwiami, po czym przenis wzrok na Cery'ego, umiechajc si przy tym. - Nie sdzie chyba, e to wystarczy, co? Zaoyem, e masz dowiadczenie w tej dziedzinie, wic dooyem pewne rodki ostronoci. - Zerkn na paszcz Ceryego. - Masz w zanadrzu wicej takich przyborw? Cery powstrzyma cisnce mu si na usta zaprzeczenie. Fergun na pewno by nie uwierzy. Mag umiechn si i wycign rk. - Oddaj. Cery zawaha si. Jeli odda nieco z pochowanych pod ubraniem narzdzi, moe zdoa zatrzyma kilka z tych najcenniejszych. Fergun zrobi krok do przodu. - No, przecie i tak nie masz z nich tu poytku - poruszy palcami. - Oddaj mi je. Cery powolnym ruchem sign pod poy paszcza i wycign sporo tych mniej przydatnych narzdzi. Wpatrujc si w maga wciekym wzrokiem, pooy mu je na doni. Fergun przyjrza si uwanie wytrychom, po czym znw przenis wzrok na Ceryego. Jego usta wygiy si w zoliwy grymas. - Naprawd mylisz, e uwierz, e to wszystko? Zgi palce. Cery poczu, jak popycha go jaka niewidzialna sia. Cofa si, potykajc, a plecami uderzy w cian. Niewidzialna sia otoczya go, przyciskajc do kamienia. Fergun podszed i przeszuka paszcz Cery'ego. Jednym szybkim ruchem oderwa podszewk, ukazujc ukryte kieszenie. Wypatroszy je i zaj si pozostaymi czciami ubioru chopaka. Wycignwszy z butw noe, odchrzkn z zadowolenia, po czym wyda okrzyk zachwytu na widok sztyletw. Wyprostowa si i wycign jeden z nich z pochwy. Przyjrza si dokadnie najszerszej czci ostrza, gdzie widniaa wyryta podobizna niewielkiego gryzonia, imiennika Cery'ego. - Ceryni - powiedzia mag, podnoszc wzrok na chopaka.

248

Cery wytrzyma jego spojrzenie. Fergun zamia si cicho i zrobi krok do tyu. Wyj spory kawaek ptna i owin we narzdzia, po czym skierowa si ku drzwiom. Serce podskoczyo Cery'emu do garda, kiedy uwiadomi sobie, e mag zamierza go opuci bez wyjanienia. - Zaczekaj! Czego ode mnie chcesz? Czemu mnie tu trzymasz? Fergun nie odpowiedzia. Kiedy drzwi zamkny si za nim, magiczna sia trzymajca Ceryego znika i chopak pad na kolana. Dyszc z wciekoci przeszuka swj paszcz i zakl: brakowao wikszoci narzdzi! Najbardziej al mu byo sztyletw, ale ciko byoby ukry tak du bro. Przykucn i westchn przecigle. Kilka szpejw jeszcze mu pozostao. Mog okaza si przydatne. Musi tylko wymyli jaki plan.

249

ROZDZIA 22 NIEOCZEKIWANA PROPOZYCJA - Czy musz? - Tak. - Dannyl chwyci Rothena za rami, obrci go i wypchn z jego mieszkania. Jeli bdziesz pozostawa w ukryciu, potwierdzisz tylko pogoski rozsiewane przez zwolennikw Ferguna. Rothen westchn i pody korytarzem za Dannylem. - Oczywicie masz racj. Przez ostatnie dwa tygodnie prawie z nikim nie rozmawiaem no i powinienem by poprosi Lorlena o przesunicie wizytacji o kilka dni. Zaczekaj... Rothen unis wzrok, marszczc przy tym czoo. - Co takiego mwi poplecznicy Ferguna? Dannyl umiechn si ponuro. - e ona bardzo szybko nauczya si kontroli, a ty trzymasz j w ukryciu tylko po to eby, go do niej nie dopuci. Rothen zazgrzyta zbami. - Co za bzdury! Chtnie oddam im wszystkie te ble gowy, ktre musiaem znie w zeszym tygodniu. - Skrzywi si. - Ale to oznacza, e nie powinienem namawia Lorlena na zwok. - Nie - zgodzi si z nim Dannyl. Dotarli do bramy Domu Magw i wyszli na zewntrz. Mimo e nowicjusze rano i wieczorem topili nieg na ciekach i chodnikach, dziedziniec by ju pokryty cienk warstw biaego puchu. nieg zgrzyta pod ich stopami, gdy zmierzali ku Siedmioukowi. Ledwie wstpili w ciepo sali wieczornej, od razu kilka twarzy zwrcio si ku nim z zainteresowaniem. Dannyl usysza stumiony jk swojego towarzysza, gdy paru magw skierowao kroki w ich stron. Pierwszy podszed do nich Sarrin, Arcymistrz Alchemikw. - Dobry wieczr, Mistrzu Rothenie i Mistrzu Dannylu. Jak si macie? - Doskonale, Mistrzu Sarrinie. - Jak postpy z dziewczyn ze slumsw? Rothen wstrzyma si z odpowiedzi, czekajc, a pozostali zainteresowani podejd bliej. - Sonea wietnie sobie radzi - powiedzia. - Najwicej czasu zajo przekonanie jej, eby nie wyrzucaa mnie ze swojego umysu. Bya wobec nas, co nie powinno dziwi, do nieufna. 250

- wietnie sobie radzi? - mrukn jeden z przysuchujcych si magw. - Mao ktremu z nowicjuszy potrzeba na to a dwch tygodni. Dannyl skrzywi si na widok ponurej miny Rothena. Jego przyjaciel zwrci si do maga, ktry wypowiedzia t uwag. - Musisz pamita, e ona nie jest opornym nowicjuszem, przysanym tutaj przez nadopiekuczych rodzicw. Zaledwie dwa tygodnie temu ta dziewczyna bya przekonana, e chcemy j zabi. Potrzebowaem nieco czasu, eby zdoby jej zaufanie. - Kiedy zacze wiczenia z kontroli? - spyta kto inny. Rothen zawaha si przez moment. - Przedwczoraj. Magowie zaczli szemra, marszczy brwi i potrzsa gowami. - W takim razie miem twierdzi, e odniose ogromny sukces, Mistrzu Rothenie odezwa si nowy gos. Dannyl odwrci si i dostrzeg przeciskajc si przez tum Mistrzyni Vinar. Pozostali magowie rozstpili si z szacunkiem na widok Arcymistrzyni Uzdrowicieli. - Co moesz powiedzie o jej mocy? Rothen umiechn si. - Nie chciaem wierzy, kiedy po raz pierwszy zobaczyem, co kryje si w tej dziewczynie. Jej potga jest niewiarygodna! Szmer wrd zgromadzonych wzrs. Dannyl pokiwa gow. Dobrze, pomyla. Jeli jest potna, ludzie popr Rothena jako jej mentora. Stojcy na przedzie starszawy mag wzruszy ramionami. - Ale to byo oczywiste, e jest potna. Inaczej jej moc nie zdoaaby si sama rozwin. Vinara odpowiedziaa mu umiechem. - Oczywicie, ale te nie moc jest najwaniejsza u nowicjusza. Czy ona wykazuje jakie szczeglne talenty? Rothen zacisn usta. - Jest nieza w wizualizacji, a to powinno jej pomc w opanowaniu wikszoci dyscyplin. Ma rwnie dobr pami. Poza tym jest inteligentna i pilna. - Czy usiowaa jako uywa swojej mocy? - spyta ubrany na czerwono mag. - Odkd tu przybya, nie. Ona doskonale rozumie niebezpieczestwo.

251

Posypay si dalsze pytania. Dannyl rozglda si po tumie i dostrzeg ksztatn jasnowos gow w zbliajcej si grupce magw. Przesun si bliej Rothena, czekajc na waciwy moment, by wyszepta ostrzeenie. - Mistrzu Dannylu. Kilku magw zamrugao i spojrzao na Dannyla. Rozpoznawszy, do kogo naley mentalny gos, Dannyl rozejrza si i odnalaz Administratora Lorlena usadowionego w swoim ulubionym fotelu. Ubrany w bkit mag wskaza na Rothena i skin rk. Dannyl posa mu umiech i nachyli si do ucha Rothena. - Administrator chyba chce przyj ci z odsiecz. Kiedy Rothen zerkn w stron Administratora, Dannyl dostrzeg, e Fergun wanie zbliy si do otaczajcej ich grupki. Do powszechnego gwaru doczy dobrze znany gos, a kilka gw zwrcio si ku Wojownikowi. - Musz was przeprosi - powiedzia Rothen. - Administrator Lorlen chce ze mn rozmawia. - Uprzejmie skin zebranym gow i pocign Dannyla ku Lorlenowi. Dannyl rzuci spojrzenie za siebie i na moment spotka si wzrokiem z Fergunem. Usta Wojownika wykrzywia peen zadowolenia umiech. Kiedy dotarli do fotela Administratora, Lorlen wskaza im miejsca tu koo siebie. - Dobry wieczr, Mistrzowie. Usidcie i opowiedzcie mi o postpach Sonei. Rothen nie usiad. - Chciabym zamieni z tob par sw na ten temat, ale na osobnoci, Administratorze. Lorlen unis brwi. - Doskonale. Moe zatem porozmawiamy w sali bankietowej? - Bardzo chtnie. Administrator wsta i poprowadzi ich ku wejciu do ssiedniego pomieszczenia. Kiedy weszli do rodka, nad ich gowami rozbysa wielka kula wiata, ukazujc zajmujcy wiksz cz pokoju ogromny st. Lorlen wysun jedno ze stojcych przy nim krzese i usiad. - Jak twoja noga, Mistrzu Dannylu? Dannyl spojrza na niego z zaskoczeniem. - Lepiej. - Dzi rano chyba znw kulae - zauway Lorlen. - To przez zimno - odpar Dannyl. - Ach, rozumiem. - Lorlen pokiwa gow, po czym zwrci si do Rothena. - C takiego chciaby ze mn omwi? 252

- Przedwczoraj rozpoczem wiczenia z kontroli - zacz Rothen. Lorlen zmarszczy czoo, ale milcza, pozwalajc Rothenowi kontynuowa. - Chciae sprawdzi jej postpy po dwch tygodniach, prosie rwnie, ebym wczeniej przedstawi jej innych magw. Poniewa dotychczas nie robia postpw, nie chciaem dodatkowo rozprasza jej obecnoci goci, ale wydaje mi si, e niebawem bdzie na to gotowa. Czy mgby przeoy swoj wizytacj o kilka dni? Lorlen rzuci Rothenowi przecige spojrzenie, po czym potakn. - Ale tylko o kilka dni. - Dzikuj. Jest jednak co jeszcze. Moliwo, z ktr prdzej czy pniej przyjdzie nam si zmierzy. Lorlen unis brwi. - Sucham? - Sonea nie chce wstpowa do Gildii. Musiaem... - Rothen westchn gono. - Aby zyska jej zaufanie, powiedziaem, e jeli takie bdzie jej yczenie, pozwolimy jej wrci do slumsw. Nie moemy, poza wszystkim innym, zmusi jej do zoenia przysigi. - Powiedziae jej, e w takim razie bdziemy zmuszeni zablokowa jej moc? - Jeszcze nie. - Rothen zachmurzy si. - Na dodatek nie sdz, eby miaa si tym przej. Ostrzegem j, e nie bdzie moga posugiwa si moc, a ona najwyraniej si z tego ucieszya. Mam wraenie, e chtnie pozbyaby si talentu. Lorlen pokiwa gow. - Nie dziwi mnie to. Jej jedyne dowiadczenia z magi kojarz si z chaosem i destrukcj. - Zacisn usta. - Moe gdyby nauczy j kilku uytecznych sztuczek, miaaby szanse polubi swoj moc? Rothen zaspi si. - Nie powinna posugiwa si moc, dopki cakowicie jej nie ujarzmi, a kiedy tylko uzyska kontrol, bdzie chciaa std odej. - Przecie ona nie wie, jaka jest rnica midzy nauk kontroli a lekcj magii - zauway Dannyl. - Wystarczy, e sprawisz, by wiczenia przeszy gadko od kontrolowania magii do posugiwania si ni. W ten sposb zyskasz te nieco czasu na przekonanie jej do pozostania. - Niewiele - sprostowa Lorlen. - Fergun nie musi wiedzie, kiedy dokadnie ona opanuje kontrol, ale nie zdoasz go zwodzi w nieskoczono. Moe uda ci si zyska dodatkowy tydzie. Rothen spojrza na Administratora z nadziej. Lorlen westchn i przesun rk po czole. - Doskonale. Postaraj si tylko, eby si nie dowiedzia, inaczej nie zaznam spokoju. 253

- Jeli si dowie, powiemy, e testujemy jeszcze jej zdolno kontroli - odpar Dannyl. Ona jest, poza wszystkim, niezwykle silna. Nie chcielibymy, eby popenia jaki bd. Lorlen rzuci Dannylowi pene uznania spojrzenie. Przez moment wydawao si, e chce jeszcze co doda, ale potrzsn tylko gow i zwrci si ku Rothenowi. - Czy to wszystko, o czym chciae porozmawia? - Tak. Dzikuj, Administratorze - odpowiedzia Rothen. - A zatem wyznacz moj wizyt za kilka dni. Czy zastanawiae si ju, kogo przedstawisz jej jako pierwszego? Dannyl zamruga ze zdziwieniem, kiedy Rothen wskaza na niego. - Mnie? Rothen umiechn si. - Tak. Jutro po poudniu, jak sdz. Dannyl otwar usta, eby zaprotestowa, ale szybko zamkn je z powrotem, widzc, e Lorlen przyglda mu si z uwag. - Niech bdzie - powiedzia ponuro. - Nie zapomnij tylko pochowa sztucw. Sonea nudzia si. Za wczenie na sen. Tania wysza z brudnymi talerzami zaraz po kolacji, a Rothen znik niedugo pniej, Sonea skoczya lektur, ktr przynis jej rano Rothen, i przemierzaa teraz pokj, przygldajc si ornamentom i ksikom na pkach. Nie znalaza jednak nic ciekawego albo przynajmniej zrozumiaego, podesza wic do okna i wyjrzaa na zewntrz. Nie byo ksiyca, ciemno spowijaa ogrd. Nic si nawet nie poruszao. Westchna i postanowia pooy si wczeniej ni zwykle. Zamkna okienniki i ruszya ku swojej sypialni - po czym zamara, syszc pukanie do drzwi. Odwrcia si i wlepia w nie wzrok. Rothen nigdy nie puka, a Tania robia to cicho i spokojnie - a to byo natarczywe stukanie. Odkd tu zamieszkaa, kilku goci pukao do gwnych drzwi, ale Rothen nie wpuci nikogo do rodka. Kiedy pukanie rozlego si ponownie, poczua na skrze dreszcz. Na palcach przesza przez pokj ku wejciu. - Kto tam? - Przyjaciel - dotara do niej stumiona odpowied. - Rothena nie ma. - Nie przyszedem do Rothena. Chc porozmawia z tob, Soneo. 254

Wpatrywaa si w drzwi, czujc, jak serce zaczyna jej przyspiesza. - Dlaczego? Odpowied bya bardzo cicha. - Mam ci do powiedzenia co wanego. Co, czego on ci nie powie. Rothen co przed ni ukrywa? Niepokj i podniecenie sprawiy, e jej ttno jeszcze podskoczyo. Kimkolwiek jest ten nieznajomy, chce dla niej narazi si magowi. Gdyby tylko potrafia przejrze przez drzwi i zobaczy jego twarz. Czy to dobry pomys dowiadywa si jakich niepokojcych rzeczy o Rothenie akurat teraz, kiedy musi mu zaufa? - Wpu mnie, Soneo. Korytarz jest teraz pusty, ale za chwil bd tu ludzie. To moe by nasza jedyna szansa na rozmow. - Nie mog. Drzwi s zamknite. - Sprbuj jeszcze raz. Przyjrzaa si klamce. W pierwszych dniach pobytu w tym mieszkaniu wielokrotnie prbowaa - drzwi zawsze pozostaway zamknite. Wycigna rk i poruszya klamk, po czym zaskoczona nabraa gboko powietrza, poniewa drzwi otwary si szeroko. Pojawi si w nich czerwony rkaw, a za nim pene szaty. Cofna si i spojrzaa na maga z niechci. Spodziewaa si sugi albo wybawcy przebranego za sug - chyba e ten czowiek odway si zaoy szaty maga po to, by do niej dotrze... Mczyzna cicho zamkn za sob drzwi, po czym wyprostowa si i spojrza na ni. - Witaj, Soneo. W kocu si spotykamy. Jestem Mistrz Fergun. - Jeste magiem? - Tak, cho nie takim jak Mistrz Rothen. - Pooy rk na piersi. Sonea zmarszczya brwi. - Jeste Wojownikiem? Fergun umiechn si w odpowiedzi. Zauwaya, e jest znacznie modszy od Rothena i bardzo przystojny. Mia jasne, elegancko zaczesane wosy, a jego rysy byy zarazem delikatne i wyraziste. Wiedziaa, e ju kiedy widziaa t twarz, ale nie moga sobie przypomnie, gdzie. - Jak najbardziej - odpowiedzia. - Ale nie o tej rnicy chciabym z tob rozmawia. Znw pooy do na sercu. - Jestem po twojej stronie. - A Rothen nie jest? - Nie, aczkolwiek ma dobre chci - odpar. - Rothen naley do ludzi, ktrzy uwaaj, e wiedz, co jest dobre dla innych, a zwaszcza dla takiej modej kobiety jak ty. Ja natomiast 255

widz w tobie doros osob, ktrej powinno si pozwoli podejmowa decyzje samodzielnie. - Unis jedn brew. - Wysuchasz, co mam do powiedzenia, czy mam ci zostawi w spokoju? Mimo e serce wci bio jej jak szalone, skina gow i wskazaa mu krzeso. - Zosta - odpowiedziaa. - Wysucham ci. Skoni si lekko i spocz na wskazanym miejscu. Sonea usiada naprzeciwko i spojrzaa na niego pytajco. - Przede wszystkim, czy Rothen powiedzia ci, e moesz wstpi do Gildii? - zapyta. - Tak. - A czy poinformowa ci, co trzeba zrobi, eby zosta magiem? Wzruszya ramionami. - Troch. Mwi o przysidze i latach nauki. - Wiesz, co to za przysiga? Potrzsna gow przeczco. - Nie, ale to nie ma znaczenia. Nie mam zamiaru wstpowa do Gildii. Zamruga z niedowierzaniem. - Nie masz zamiaru wstpowa do Gildii? - powtrzy. - Nie. Pokiwa powoli gow i rozpar si w fotelu. Przez chwil milcza w zamyleniu, po czym podnis na ni ponownie wzrok. - Wolno spyta, dlaczego? Sonea przyjrzaa mu si dokadnie. Rothen wspomina, e wielu magw bdzie zaskoczonych, jeli odrzuci propozycj Gildii. - Chc wrci do domu - odpowiedziaa. Pokiwa ponownie gow. - Czy wiesz, e Gildia nie zezwala na istnienie magw pozostajcych poza jej wpywami? - Tak - odrzeka. - Wszyscy o tym wiedz. - Wiesz zatem, e nie bdziesz moga po prostu std odej. - Nie bd w stanie posugiwa si moc, wic przestan stwarza zagroenie. Unis znw brwi. - Czyli Rothen powiedzia ci, e Gildia zablokuje twoj moc? Zmarszczya brwi. Zablokuje jej moc? Mag skin powoli gow.

256

- Tak, tego si spodziewaem. On mwi ci tylko cz prawdy. - Nachyli si ku niej. Starsi Magowie zwi twoj moc, zamkn j niczym w klatce, eby nie moga po ni sign. To jest... niezbyt przyjemna procedura, naprawd przykra, a ta klatka pozostanie w tobie na cae ycie. Widzisz, nawet jeli nikt nie uczyyby ci posugiwania si moc, mogoby si zdarzy tak, e dojdziesz do tego sama, albo te natkniesz si na dzikiego maga, ktry zechce ci szkoli, cho to akurat bardzo mao prawdopodobne. Prawo nakazuje, eby Gildia uniemoliwia ci posugiwanie si magi, nawet gdyby moga uzyska wszelk pomoc. Jego sowa sprawiy, e Sonea poczua wzbierajcy w niej chd. Wpatrywaa si w blat stolika, rozmylajc o tym, co mwi jej Rothen. Czy dobiera sowa tak, eby prawda wydaa si mniej przeraajca? Zapewne. Podejrzenia nabray siy, gdy uprzytomnia sobie, e z ust Rothena syszaa zapewnienie o wypuszczeniu jej na wolno. Nie widziaa tego w jego umyle, a zatem nie moga przekona si, e to prawda... Podniosa wzrok na maga w czerwonych szatach. Dlaczego miaaby wierzy jego sowom? Nie potrafia jednak wymyli powodu, dla ktrego miaby kama, zwaszcza e ona i tak pozna prawd, gdy tylko nauczy si kontroli. - Czemu mi to mwisz? Umiechn si do niej krzywo. - Jak ju wspomniaem, jestem po twojej stronie. Powinna zna prawd, a poza tym... mog ci co zaoferowa. Wyprostowaa si. - Co takiego? Zacisn usta. - To nie bdzie atwe. Czy Rothen wspomina ci o opiece? Pokrcia gow. Fergun przewrci oczami. - On nic ci nie mwi! Posuchaj. - Nachyli si ku niej i wspar okcie na kolanach. Opieka pozwala magowi kontrolowa edukacj nowicjusza. Rothen od czasu Czystki domaga si opieki nad tob. Kiedy si o tym dowiedziaem, rwnie poprosiem o prawo do opieki. To zmusza Gildi do zwoania Przesuchania, takiej specjalnej narady, na ktrej zapadnie postanowienie, ktremu z nas przypadnie opieka nad tob. Jeli pomoesz mi wygra, to... - Po co to Przesuchanie, skoro ja nie zamierzam wstpowa do Gildii? - przerwaa mu Sonea. Unis rce w uspokajajcym gecie. 257

- Wysuchaj mnie, Soneo. - Wzi gboki wdech, po czym cign: - Jeli odmwisz wstpienia do Gildii, twoja moc zostanie zwizana, a ty powrcisz do slumsw. Jeli natomiast zgodzisz si zosta, a ja zdobd opiek nad tob, mog ci pomc. Zmarszczya brwi. - W jaki sposb? Odpowiedzia umiechem. - Po prostu pewnego dnia znikniesz. Jeli zechcesz, bdziesz moga wrci do slumsw. Naucz ci, jak sprawi, by nikt nie zdoa wykry twojej magii, a twoja moc pozostanie niezwizana. Z pocztku bd na ciebie polowa, ale jeste przecie sprytna, wic tym razem ci nie znajd. Wpatrywaa si w niego z niedowierzaniem. - Przecie w ten sposb zamiesz prawo Gildii. Potakn. - Wiem. - Przez jego twarz przemkny cienie rnych uczu. Wsta i podszed do okna. Nie lubi, kiedy ludzi zmusza si do zostawania kim, kim nie maj ochoty by - powiedzia. - Spjrz. - Odwrci si, przemierzy pokj i wycign ku niej rk. Wntrze jego doni byo pokryte odciskami i bliznami. - Szermierka. Jestem Wojownikiem, jak raczya byskotliwie zauway. To najblisze moich niegdysiejszych marze. Jako chopiec pragnem zosta szermierzem. Potrafiem wiczy codziennie godzinami. Marzyem o tym, eby uczy si u najwikszych mistrzw. Westchn i potrzsn gow. - I wtedy odkryto we mnie talent magiczny. Niezbyt wielki, ale rodzice pragnli mie maga w rodzinie. Przynios chlub Domowi, powiedzieli. Zostaem zmuszony do wstpienia do Gildii. Byem zbyt mody, by odmwi, i zbyt niepewny siebie, eby wiedzie, e magia nie jest moim powoaniem. Moja moc nie jest wielka i mimo e nauczyem si ni dobrze posugiwa, nie sprawia mi to przyjemnoci. Dbam natomiast o sprawno w szermierce, chocia wikszo magw spoglda z pogard na uczciw walk twarz w twarz. W ten sposb zbliam si nieco do ycia, o jakim marzyem. Ich spojrzenia spotkay si. W oczach maga pon ogie. - Nie pozwol, aby Rothen zrobi z tob to samo. Jeli nie chcesz wstpowa do Gildii, pomog ci w ucieczce. Ale musisz mi zaufa. Polityka i prawa Gildii s zawie i niejasne. Podszed z powrotem do fotela, ale nie usiad. - Chcesz, ebym ci pomg?

258

Sonea spucia wzrok. Ta historia, a zwaszcza pasja, z jak j opowiada, zrobia na niej wraenie, ale co nie dawao jej spokoju. Czemu zachowanie zdolnoci magicznych miaoby by warte ponownego naraenia si na poszukiwania? Uwiadomia sobie, co powiedziaby Cery. Czemu klasy wysze maj mie monopol na magi? Jeli Gildia nie przyjmuje nikogo z nizin spoecznych, to czemu te sfery nie miayby dorobi si wasnych magw? - Tak. - Spojrzaa w gr i napotkaa jego wzrok. - Ale musz to przemyle. Nie znam ci. Musz dowiedzie si wicej o tej opiece, zanim zgodz si na cokolwiek. Przytakn. - Oczywicie. Pomyl o tym, ale nie za dugo. Rothenowi udao si przekona Administratora Lorlena, eby trzyma ci w odosobnieniu, niewtpliwie po to, eby nie dowiedziaa si prawdy, dopki nie nauczysz si kontroli. Wiele ryzykuj, amic ten nakaz. Sprbuj wkrtce znw ci odwiedzi, ale musisz mie dla mnie odpowied. Moe nie by trzeciej okazji. - Dobrze. Fergun westchn, spogldajc na drzwi. - Lepiej ju pjd. Nie wyjdzie nam na dobre, jeli Rothen mnie tutaj zastanie. Podszed do drzwi, uchyli je nieznacznie i wyjrza na korytarz. Zatrzyma si, by posa jej ostatni pospny umiech, po czym wymkn si na zewntrz. Drzwi zamkny si za nim z lekkim trzaskiem. Znw sama, Sonea usiada wpatrzona w stolik. W gowie kryy jej sowa maga. Wci nie potrafia wymyli adnego powodu, dla ktrego Fergun miaby kama, ale zamierzaa sprawdzi wszystko, o czym mwi: wizanie mocy, opiek, opowie o utraconych marzeniach. Jeli bdzie ostronie wypytywa Rothena, powinna uzyska odpowiedzi na wikszo pyta nurtujcych j w zwizku z opowieci Ferguna. Ale nie dzi wieczr. Bya zbyt roztrzsiona t wizyt, by uda spokj w obecnoci Rothena. Wstaa, przesza do swojej sypialni i zamkna za sob drzwi.

259

ROZDZIA 23 PRZYJACIEL ROTHENA - Dzi nie byo lekcji. Rothen podnis wzrok znad czytanej wanie ksiki Sonea wychylaa si przez okno; jej oddech tworzy niewielkie zamglone kko na szybie. - Nie - odpowiedzia. - Dzi jest Dzie Wolny. W ostatni dzie tygodnia nie ma zaj. - I co si wtedy robi? Wzruszy ramionami. - To zaley od maga. Niektrzy chodz na wycigi albo zajmuj si innymi sportami lub przyjemnociami. Inni odwiedzaj rodziny. - A nowicjusze? - Tak samo, z tym e starsi z nich zazwyczaj powicaj te dni na nauk. - No i musz posprzta cieki. ledzia wzrokiem co poniej okna. Domylajc si, co to jest, Rothen zachichota. - Oczyszczanie cieek to jeden z wielu obowizkw pierwszorocznych nowicjuszy. Pniej wykonuj takie zadania tylko w ramach kar. Spojrzaa na niego ze zdziwieniem. - Kar? - Za gupie dowcipy lub brak szacunku dla starszych - wyjani. - S ju troch za duzi na klapsy. Kciki jej ust zadray i odwrcia si znw ku oknu. - Dlatego on ma tak ponur min. Widzc, e Sonea bbni znw cicho palcami po parapecie, Rothen westchn. Przez ostatnie dwa dni nauka sza jej bardzo szybko - chwytaa zasady kontroli szybciej ni jakikolwiek nowicjusz, z ktrym mia do czynienia. Dzi jednak koncentracja zawioda j ju kilkakrotnie. Mimo e niele si z tym krya, co wiadczyo jak najlepiej o jej dyscyplinie mentalnej, nie byo wtpliwoci, e co ley jej na sercu. Z pocztku Rothen wini samego siebie. Nie powiedzia jej o wizycie Dannyla, uwaajc, e perspektywa spotkania z nieznajomym moe odcign j od nauki. Zapewne wyczua, e co przed ni ukrywa, i staa si podejrzliwa. Kiedy uwiadomi sobie ten bd, powiedzia jej o zaplanowanej wizycie. - Zastanawiaam si, kiedy spotkam innych z was - odpowiedziaa. - Jeli nie masz dzi ochoty na goci, mog mu powiedzie, eby przyszed kiedy indziej - zaproponowa. 260

Potrzsna przeczco gow. - Nie. Chciaabym spotka si z tym twoim przyjacielem. Zaskoczony jej reakcj, ale i zadowolony, postanowi wrci do lekcji. Ona jednak nadal miaa kopoty z koncentracj, a Rothen czu wzbierajc w niej frustracj i niecierpliwo. Za kadym razem, kiedy robili przerw, podchodzia do okna i wygldaa na zewntrz. Spojrza na ni i zastanowi si nad tym, jak dugo pozostawaa w zamkniciu jego mieszkania. atwo byo zapomnie, e wygodny apartament dla niej stanowi wizienie. Przebywanie tak dugo w jednym miejscu musiao j zmczy i znudzi. Co tym bardziej przemawiao na korzy przedstawienia jej Dannylowi. Wysoki mag oniemiela tych, ktrzy go nie znali, ale jego przyjacielski sposb bycia zazwyczaj szybko ich uspokaja. Rothen mia nadziej, e Sonea zdoa przywykn do towarzystwa Dannyla, zanim zjawi si tu z wizyt Lorlen. A potem? Przyglda si jej niespokojnym palcom z umiechem. Potem wemie j na spacer i pokae jej Gildi. Te rozmylania przerwao mu pukanie. Wsta i otwar drzwi do mieszkania. Na korytarzu sta Dannyl, na jego twarzy malowao si napicie. - Przyszede wczeniej - zauway Rothen. Oczy Dannyla rozbysy. - Mam wrci pniej? Rothen pokrci gow. - Nie. Wejd. Spojrzawszy za siebie, Rothen przyjrza si uwanie twarzy Sonei, gdy Dannyl wszed do pokoju. Obrzucia wysokiego maga badawczym spojrzeniem. - Dannyl... Sonea... - przedstawi ich Rothen. - Mio mi ci pozna - powiedzia Dannyl, skaniajc lekko gow. Sonea potakna. - Mnie te. - Zmruya nieco oczy, a na jej twarzy pojawi si cie umiechu. - Chyba ju si spotkalimy. - Spucia wzrok. - Jak twoja noga? Dannyl zamruga, po czym umiechn si krzywo. - Lepiej, dzikuj. Rothen zakry usta doni i do bezskutecznie usiowa stumi chichot. Udajc, e si zakrztusi, wskaza obojgu fotele. - Usidcie, a ja przygotuj sumi.

261

Sonea odsuna si od okna i usiada naprzeciwko Dannyla. Przez chwil wpatrywali si w siebie niepewnie. Rothen podszed do stojcego pod cian stolika i uoy na tacy przedmioty suce do zaparzania sumi. - Jak tam lekcje? - spyta Dannyl. - Chyba dobrze. A jak twoje? - Moje? - Uczysz studentw Rothena, prawda? - Ach. Tak. To... wielkie wyzwanie. Nigdy wczeniej nikogo nie uczyem, wic momentami czuj si tak, jakbym mia wicej do nauki ni moi studenci. - Co robisz na co dzie? - Dowiadczenia. W wikszoci drobne projekty. Czasami pomagam przy czym wikszym. Rothen postawi tac na stole i usiad. - Opowiedz jej o prasie drukarskiej do zapisu myli - zaproponowa. - Och, to taki mj konik. - Dannyl machn lekcewaco rk. - Nikogo to nie interesuje. - A co to takiego? - spytaa Sonea. - Sposb na przelewanie myli na papier. Oczy Sonei rozbysy zainteresowaniem. - Co takiego jest moliwe? Dannyl wzi z rk Rothena filiank sumi. - Nie, jeszcze nie. Wielu magw czynio prby przez stulecia, ale nie wynaleziono substancji, ktra byaby zdolna utrwali obraz. - Przerwa, aby pocign yk gorcego napoju. - Mnie udao si wynale specjalny papier z lici anivopu, ktry moe zachowa obraz przez kilka dni, ale jego krawdzie ciemniej, a kolory trac intensywno po zaledwie dwu godzinach. Tymczasem obraz powinien by trway. - A po co w ogle taki obraz? Dannyl wzruszy ramionami. - Chociaby do identyfikowania ludzi. Przydaby si na przykad wtedy, gdy szukalimy ciebie. Z nas wszystkich widzia ci jedynie Rothen. Gdyby mia moliwo wydrukowania twojego portretu, moglibymy pokazywa go ludziom. Sonea pokiwaa gow. - Jak wygldaj te obrazy, kiedy trac kolory? - S blade. I zamazane. Ale czasem mona zobaczy, co przedstawiay. - Czy... czy mogabym co takiego zobaczy? 262

Dannyl umiechn si. - Oczywicie. Chtnie ci poka. Sonea wpatrywaa si w niego z penym zachwytu zaciekawieniem. Gdyby Dannyl przeprowadzi swj eksperyment tu na miejscu, pomyla Rothen, dziewczyna mogaby zobaczy to na wasne oczy. Rozejrza si po pokoju i wyobrazi sobie baagan zwizany z przenoszeniem wszystkich tych fiolek i pras z salonu Dannyla do jego... - Jestem przekonany, e Dannyl nie bdzie mia nic przeciwko temu, ebymy przeszli do jego mieszkania na ten pokaz - powiedzia. Dannyl otworzy szeroko oczy ze zdumienia. - Teraz? Rothen otworzy usta, eby uspokoi przyjaciela, po czym zawaha si. Sonea patrzya na nich pytajco. Przyjrza si obojgu z uwag. Dannyl najwyraniej wcale jej nie oniemiela. Z nich dwojga to ona sprawiaa wraenie osoby mniej przejmujcej si obecnoci tego drugiego. Mieszkanie Dannyla znajdowao si na niszym pitrze Domu Magw, a wic nie bd musieli chodzi daleko. - A czemu nie? - odparowa. - Jeste pewny, e to dobry pomys? - dotara do niego myl Dannyla. Sonea natychmiast zwrcia na niego wzrok. Rothen zignorowa mentalne pytanie i spojrza jej w oczy. - Masz na to ochot? - Tak - odpowiedziaa, patrzc na Dannyla. - Jeli nie masz nic przeciwko. - Bynajmniej. - Dannyl rzuci spojrzenie na Rothena. - Chodzi tylko o to, e... u mnie jest nieco baaganu. - Nieco? - Rothen unis do ust filiank, by dopi swoje sumi. - Czyby nie mia sucego? - spytaa Sonea. - Mam - odpowiedzia Dannyl. - Ale zabroniem mu dotyka rzeczy potrzebnych do moich eksperymentw. Rothen umiechn si. - Moe wic pjdziesz przodem i postarasz si, ebymy mieli na czym usi. Dannyl podnis si z westchnieniem. - Niech bdzie. Odprowadzajc przyjaciela do drzwi, Rothen wyszed z nim za prg. Dannyl natychmiast odwrci si twarz do niego.

263

- Oszalae? Co bdzie, jeli kto was zobaczy? - szepn Dannyl. - Jeli kto dowie si, e wyprowadzasz j poza swoje mieszkanie, Fergun zacznie krzycze, e nie masz prawa jej przed nim ukrywa. - Wtedy zaprosz go z wizyt - Rothen wzruszy ramionami. - Trzymaem j w odosobnieniu tylko dlatego, eby unikn jego wizyt wtedy, kiedy kady nieznajomy mag mgby wytrci j z rwnowagi. Ale skoro ona jest tak spokojna i pewna siebie w twoim towarzystwie, nie sdz, eby przestraszya si Ferguna. - Dziki - powiedzia Dannyl sucho. - Z wygldu jeste bardziej przeraajcy - wyjani Rothen. - Doprawdy? - A on jest do tego czarujcy - doda Rothen ze zjadliwym umiechem, po czym wskaza rk na schody. - Id ju. Zejd na swoje pitro. Kiedy bdziesz gotowy, a na korytarzu nikogo nie bdzie, daj mi zna. Tylko nie zajmuj si tym sprztaniem zbyt dugo, bo oboje pomylimy, e masz co do ukrycia. Kiedy jego przyjaciel pobieg do swojego mieszkania, Rothen wrci do pokoju. Sonea staa przy swoim krzele, lekko zarumieniona. Usiada ponownie, gdy zbiera naczynia ze stou. - Nie wyglda na to, eby on chcia u siebie goci - powiedziaa niepewnie. - Ale chce - zapewni j Rothen. - Po prostu nie lubi niespodzianek. Podnis tac i zanis j na stolik pod cian, po czym wyj z szuflady kartk papieru i napisa na niej kilka sw do Tani, eby wiedziaa, gdzie s. Kiedy skoczy, usysza, e Dannyl wywouje jego imi. - Zrobiem tu nieco miejsca. Czekam. Sonea podniosa si i spojrzaa wyczekujco na Rothena. Mag podszed z umiechem do drzwi i otwar je na ocie. Jej oczy byszczay, gdy wychodzia na zewntrz, omiatajc wzrokiem korytarz i niezliczone drzwi. - Ilu magw tu mieszka? - zapytaa, gdy ruszyli w stron schodw. - Ponad osiemdziesiciu - odpowiedzia - a take ich rodziny. - Czyli oprcz magw s tu inni ludzie? - Owszem, ale jedynie wspmaonkowie i dzieci. Innym krewnym nie wolno tu mieszka. - Dlaczego? Odchrzkn. - Gdyby mieszkali tu wszyscy krewni wszystkich magw, musielibymy wczy do terenu Gildii cay Wewntrzny Krg. 264

- Jasne - odpowiedziaa. - A co si dzieje z dziemi, kiedy dorosn? - Jeli maj zdolnoci magiczne, zazwyczaj wstpuj do Gildii. Jeli nie, musz odej. - Dokd si udaj? - Do krewnych w miecie. - W Wewntrznym Krgu. - Owszem. Zastanowia si nad tym przez chwil, po czym spojrzaa znw na niego. - Czy magowie mieszkaj rwnie w miecie? - Niewielu. Nie jest to dobrze widziane. - Dlaczego? Umiechn si do niej krzywo. - Jak by moe pamitasz, powinnimy mie si wzajemnie na oku, eby unika zbytniego zaangaowania w polityk i zapobiega spiskom przeciwko Krlowi. To znacznie trudniejsze, gdy wielu z nas mieszka poza Gildi. - Dlaczego wic niektrym wolno? Doszli wanie do koca korytarza i zaczli schodzi spiraln klatk schodow, Rothen przodem, Sonea za nim. - Z rnych powodw, wszystko zaley od konkretnego przypadku. Czasem jest to podeszy wiek, czasem choroba. - A czy zdarzaj si magowie, ktrzy nie wstpuj do Gildii? Ucz si tylko kontroli, ale nie posugiwania si magi? Przeczco pokrci gow. - Nie. Moc tych chopcw i dziewczt, ktrzy do nas przychodz, jeszcze nie zostaa wyzwolona, a dopiero wtedy mona si nauczy kontroli. Pamitaj, e jeste wyjtkowa, jeli chodzi o to, e twoja moc rozwina si samorzutnie. Zamylia si. - A czy kto kiedykolwiek odszed z Gildii? - Nie. Rozwaaa t odpowied w napiciu. Z dou dobieg j gos Dannyla, a potem kogo jeszcze. Rothen zwolni kroku, dajc jej czas na oswojenie si z myl o obecnoci jeszcze jednego maga. Sonea uskoczya w bok, gdy tamten pojawi si szybujc w gr schodw, z nogami zawieszonymi w powietrzu. Rozpoznajc maga, Rothen umiechn si. - Dobry wieczr, Mistrzu Garrelu. 265

- Dobry wieczr - odpowiedzia mag, unoszc nieznacznie brwi na widok Sonei. Sonea gapia si na niego szeroko otwartymi oczami. Kiedy stopy Garrela osigny poziom wyszego pitra, mag opad na posadzk korytarza. Rzuci Sonei pobiene, cho zaciekawione spojrzenie i poszed w swoj stron. - Lewitacja - wyjani Sonei Rothen. - Robi wraenie, co? Nie potrzeba do tego wielkiego talentu. Prawie poowa z nas to umie. - Ty te? - spytaa. - Kiedy to lubiem - przyzna Rothen - ale ostatnio wyszedem z wprawy. Dannyl umie. - Ach, ale ja nie zwykem si tak popisywa jak Garrel. U podna schodw czeka ju na nich Dannyl. - Wol uywa ng - powiedzia Sonei Rothen. - Mj mentor zwyk mawia, e wiczenia fizyczne s rwnie wane jak umysowe. Jeli zaniedbasz ciao... - ...to zaniedbasz rwnie umys - dokoczy Dannyl z szerokim umiechem. - Jego mentor by mdrym i prawym czowiekiem - owiadczy Sonei, gdy przystana obok niego. Mistrz Margen nie uznawa nawet wina. - I dlatego zapewne ty nigdy za Margenem nie przepadae - zauway ze miechem Rothen. - Mentor? - powtrzya Sonea. - To taki zwyczaj - wyjani. - Mistrz Margen postanowi zaj si moj edukacj, gdy byem nowicjuszem, a ja potem przyjem pod opiek Dannyla. Zrwnaa z nim krok, kiedy ruszy w kierunku mieszkania Dannyla. - Na czym polegaa ta twoja opieka? Rothen wzruszy ramionami. - Na rnych rzeczach. Przede wszystkim staraem si uzupenia braki w jego wiedzy. Cz z nich powstaa na skutek zaniedba innych nauczycieli, a niektre byy wynikiem jego lenistwa i braku entuzjazmu. Sonea rzucia spojrzenie na Dannyla, ktry potakiwa z umiechem. - Pomagajc mi w pracy, Dannyl nauczy si wicej z dowiadczenia, ni zdoaby nauczy si na lekcjach. Zasada opieki ma na celu pomc nowicjuszowi w tym, eby si wyrni. - Wszyscy nowicjusze maj mentorw? Rothen pokrci gow.

266

- Nie. To nie jest powszechne. Nie wszyscy magowie maj czas lub ochot bra odpowiedzialno za nauk nowicjusza. Tylko ci, ktrzy ju si wyrniaj, otrzymuj opiek mentora. Uniosa brwi. - Dlaczego wic... - zmarszczya czoo i potrzsna gow. Dannyl doszed do drzwi i dotkn ich lekko. Uchyliy si do wntrza, z ktrego unis si na korytarz lekki zapach chemikaliw. - Witajcie - powiedzia Dannyl, wprowadzajc ich do rodka. Salon by tej samej wielkoci, co w mieszkaniu Rothena, w poowie jednak zapeniay go stoy. Na ich blatach stay najrozmaitsze dziwaczne urzdzenia, a pod nimi upchnito puda. Praca Dannyla bya jednak porzdnie poukadana i zorganizowana. Sonea rozgldaa si po pokoju, najwyraniej zainteresowana. Mimo e Rothen bywa czsto w mieszkaniu Dannyla, obecno alchemicznych eksperymentw w mieszkaniu zawsze wydawaa mu si dziwaczna. Wiedzia jednak, e przestrze w budynku Uniwersytetu jest ograniczona, tote wielu magw, ktrzy podobnie jak Dannyl zajmowali si wasnymi dowiadczeniami, przenosio si z tym do prywatnych kwater. Rothen westchn. - Chyba rozumiem, dlaczego Ezrille tak rozpaczliwie szuka ci ony, Dannylu. Jego przyjaciel jak zwykle skrzywi si na te sowa. - Jestem za mody na oenek. - Bzdura - odparowa Rothen. - Po prostu nie masz miejsca na on. Dannyl umiechn si i skin na Sone. Podesza bliej do stow i suchaa wyjanie dotyczcych eksperymentw. Nastpnie Dannyl poda jej kilka wyblakych obrazkw, a ona przyjrzaa si im dokadnie. - To si da zrobi - zakoczy mody mag. - Chodzi tylko o to, eby obraz przesta tak szybko znika. - A nie mgby da tego do skopiowania jakiemu malarzowi, zanim zblaknie? - spytaa. - Mgbym - zastanowi si Dannyl. - To byoby jakie obejcie problemu, jak sdz. Musiaby to jednak by dobry malarz. I szybki. Oddaa mu prbki i przesza ku oprawionej mapie wiszcej na cianie. - Nie masz obrazw - powiedziaa, rozgldajc si po pokoju. - Same mapy. - Aha - powiedzia Dannyl. - Zbieram stare mapy i plany miast. Podesza do nastpnej. - To jest Gildia. 267

Rothen zbliy si do niej. Plan by dokadnie opisany czytelnym pismem najsynniejszego architekta Gildii, Mistrza Corena. - My jestemy tutaj - wskaza Dannyl. - W Domu Magw. - Jego palec przelizgn si po mapie ku podobnemu prostoktowi. - A to jest Dom Nowicjuszy. Mieszkaj w nim wszyscy studenci, ktrzy pobieraj nauki w Gildii, nawet jeli maj domy w miecie. - Dlaczego? - ebymy mogli uprzykrza im ycie - odpar Dannyl. Sonea rzucia mu badawcze spojrzenie, po czym prychna cicho. - Przybywajc tutaj, nowicjusze uwalniaj si od wpyww swoich rodzin - Rothen pospieszy z wyjanieniem. - Musimy odcign ich od drobnych intryg, w ktre zamieszane s Domy. - Mnstwo nowicjuszy nigdy wczeniej nie musiao wstawa z ek przed poudniem doda Dannyl. - S wic kompletnie zbici z tropu, kiedy dowiaduj si, jak wczenie zaczynaj si lekcje. Gdyby mieszkali w swoich domach, nigdy nie dotarliby tu na czas. Wskaza okrg budowl zaznaczon na planie. - To Dom Uzdrowicieli. Niektrzy z nich tam mieszkaj, ale wikszo budynku przeznaczona jest na sale szpitalne i wykadowe. - Teraz jego palec powdrowa ku mniejszemu kku porodku ogrodw. - A to jest Arena Gildii. Tu Wojownicy wicz si w sztukach walki. Otacza j tarcza podtrzymywana na masztach, pochaniajca magi uywan w rodku i chronica wszystko, co znajduje si na zewntrz. Wszyscy od czasu do czasu dodajemy naszej mocy do tej tarczy, eby zapewni jej cige funkcjonowanie. Sonea wpatrywaa si w plan, wodzc oczami za palcem Dannyla, ktry zmierza wanie ku budynkowi wijcemu si w pobliu Domu Magw. - Tu s anie. Zbudowano je w miejscu, gdzie niegdy bieg strumyk wypywajcy ze rda w lesie. Wod skierowano rurami do budynku, eby mona byo napenia ni wanny i podgrzewa. A ta budowla obok to Siedmiouk. Znajduj si tam sale suce rozrywkom. - A co to s Rezydencje? - spytaa Sonea, pstrykajc palcem w napis towarzyszcy strzace wskazujcej poza map. - Kilka niewielkich domkw, w ktrych mieszkaj najstarsi magowie - odpowiedzia Dannyl. - Popatrz tutaj, s na tej starszej mapie. Przeszli przez pokj ku pokemu planowi miasta, na ktrym Dannyl wskaza rzdek maych kwadracikw. - Tu, obok starego cmentarza. - Na tej mapie na terenie Gildii jest znacznie mniej zabudowa - zauwaya Sonea. 268

Dannyl rozemia si. - Ta mapa ma ponad trzysta lat. Nie mam pojcia, ile wiesz o historii Kyralii. Syszaa o wojnie sachakaskiej? Sonea przytakna. - Gdy wojna si skoczya, z Imardinu pozostao niewiele. A kiedy odbudowywano miasto, wielkie Domy postanowiy wyznaczy mu nowy plan. Jak widzisz, zbudowano je na planie koncentrycznych k. - Dannyl wskaza sam rodek mapy. - Na pocztek zbudowano mur wok tego, co pozostao z Paacu Krlewskiego, a nastpnie drugi, ktry mia otoczy miasto. Mur Zewntrzny zosta wzniesiony kilkadziesit lat pniej i wtedy wanie stare miasto nazwano Wewntrznym Krgiem, a nowy obszar podzielono na cztery dzielnice. Teraz Dannyl obwid palcem zarys terenw Gildii. - Ca Dzielnic Wschodni oddano w posiadanie magom w dowd wdzicznoci za odparcie sachakaskich najedcw. To nie bya przypadkowa decyzja - doda. - Zarwno Paac, jak i Krg Wewntrzny czerpay wwczas wod wanie std, a zatem budowa Gildii wok rda zmniejszaa niebezpieczestwo zatrucia wody, co zdarzao si podczas wojny. Palec Dannyla powdrowa ku niewielkiemu prostotoktowi na terenie Gildii. - Pierwsz budowl, ktra tu powstaa, bya obecna Rada Gildii - cign mody mag. Wzniesiono j z miejscowego szarego kamienia. Mieciy si w niej zarwno kwatery magw, jak i ich uczniw, a take sale wykadowe i sala posiedze. Wedle ksig historycznych wrd naszych poprzednikw panowa duch jednoci. Dzielc si wiedz, odkrywali nowe sposoby ksztatowania i zastosowania magii. Nie trzeba byo wiele czasu, by Gildia staa si najwiksz i najpotniejsz szko magw w znanym wiecie. Umiechn si. - I rozrastaa si dalej. Kiedy Lonmar, Elyne, Vin, Lan i Kyralia zawizay Przymierze, wpisano w nie postanowienie, e to tu bd si szkoli magowie ze wszystkich Ziem Sprzymierzonych. I nagle okazao si, e stara siedziba nie jest wystarczajco obszerna, trzeba wic byo j rozbudowa. Sonea zmarszczya brwi. - Co dzieje si z magami z innych krain, kiedy zakocz nauk? - Zazwyczaj wracaj w rodzinne strony - odpowiedzia Rothen. - Niektrzy jednak pozostaj. - To w jaki sposb macie ich na oku?

269

- Mamy we wszystkich krajach swoich ambasadorw, ktrzy ledz dziaalno zagranicznych magw - wyjani Dannyl. - Tak jak my skadamy przysig na wierno Krlowi i Kyralii, oni przysigaj swoim wadcom. Wzrok dziewczyny powdrowa ku wiszcej tu obok mapie obejmujcej wikszy obszar. - To chyba niezbyt roztropne uczy magw z innych krajw. Co bdzie, jeli napadn na Kyrali? Rothen umiechn si. - Gdybymy nie przyjmowali ich do Gildii, zaoyliby wasne szkoy, jak bywao w przeszoci. Czy bdziemy ich uczy, czy nie, nie zapobiegniemy inwazji, ale w ten sposb przynajmniej mamy kontrol nad tym, czego ich uczymy. Poniewa dajemy im takie samo wyksztacenie jak naszym ludziom, widz, e nie s gorzej traktowani. - A poza tym nie odwayliby si na nas najecha - wtrci si Dannyl. - Magia jest mocna w Kyralii. Rodzi si u nas wicej magw ni wrd innych nacji, no i s oni zazwyczaj potniejsi. - Najsabsi s Vinowie i Lanowie - doda Rothen - dlatego rzadko si ich tu spotyka. Mamy wicej nowicjuszy z Lonmaru i Elyne, ale nieczsto ich moc jest dua. - Sachakanie bywali potnymi magami. - Dannyl wpatrywa si w map. - Ale wojna pooya temu kres. - A to czyni z nas najpotniejsz nacj w tym regionie - zakoczy Rothen. Sonea zmruya oczy. - Dlaczego wic Krl nie najedzie innych krajw? - Wanie dlatego zostao ustanowione Przymierze, aby zapobiega podobnym wypadkom - odpar Rothen. - Jak susznie mi przypomniaa podczas naszej pierwszej rozmowy, Krl Palen odmwi z pocztku jego podpisania. Ale Gildia ostrzega go, e magowie mog przesta trzyma si z dala od polityki, jeli Krl tego nie uczyni. Na jej ustach pojawi si cie umiechu. - A co powstrzymuje pozostae kraje od wojny? Rothen westchn. - Gwnie dyplomacja, ktra jednak nie zawsze jest skuteczna. Odkd zawizano Przymierze, zdarzay si pomniejsze utarczki. Taka sytuacja jest zawsze niezrczna dla Gildii. Konflikty najczciej dotycz granic, wic... Przerwa, syszc niemiae pukanie. Rzuci Dannylowi pytajce spojrzenie, a z wyrazu twarzy przyjaciela pozna, e obaj myleli o tym samym. Czy wiadomo o tym, e Sonea opucia mieszkanie Rothena, dotara ju do Ferguna? 270

- Spodziewasz si kogo? Dannyl pokrci gow i podszed do drzwi. Gdy je uchyli, Rothen odetchn z ulg na dwik gosu Tani. - Przyniosam posiek - powiedziaa pokojwka, wchodzc do pokoju. Za ni zjawio si dwch innych sucych, ktrzy wnieli tace. Postawili je na stole, ukonili si i wyszli. Zapach jedzenia wypeni pokj, wywoujc zachwyt Dannyla. - Nie sdziem, e mino tyle czasu - powiedzia. Rothen spojrza na Sone. - Godna? Potakna, wpatrujc si w jedzenie. Umiechn si na ten widok. - W takim razie wystarczy lekcji historii na dzi. Lepiej co zjedzmy.

271

ROZDZIA 24 PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI Dannyl dotar do koca korytarza Uniwersytetu i przystan, widzc otwierajce si drzwi gabinetu Administratora. Wysza z nich odziana na niebiesko posta i ruszya w stron gwnego holu. - Administratorze! - zawoa Dannyl. Lorlen zatrzyma si i obrci w kierunku gosu. Na widok zbliajcego si Dannyla na jego twarz wypyn umiech. - Dzie dobry, Mistrzu Dannylu. - Wanie szedem do ciebie. Masz moe chwilk? - Oczywicie, ale niezbyt dug. - Dzikuj. - Dannyl pociera powoli donie. - Zeszej nocy otrzymaem list od pewnego Zodzieja, ktry pyta mnie, czy wiem co o miejscu pobytu modzieca, ktry towarzyszy Sonei, gdy si przed nami ukrywaa. Pomylaem, e to mg by ten chopak, ktry usiowa j uwolni. Lorlen potakn. - Wielki Mistrz otrzyma podobny list. Dannyl zamruga ze zdziwienia. - Zodziej skontaktowa si z nim osobicie? - Tak. Akkarin zapewni tego Gorina, e da mu zna, jak tylko znajdziemy chopaka. - W takim razie ja wyl tak sam odpowied. Lorlen zmruy nieznacznie oczy. - Czy to jest pierwszy przypadek kontaktu Zodziei z tob, odkd schwytalimy Sone? - Tak - Dannyl skrzywi si aonie. - Zakadaem, e ju nigdy nie bd mia z nimi do czynienia. Ten list by do zaskakujcy. Lorlen unis brwi. - Wszystkich nas zdziwia wiadomo, e w ogle z nimi rozmawiae. Dannyl poczu, e si czerwieni. - Nie wszystkich. Wielki Mistrz wiedzia, cho nie mam pojcia, skd. Lorlen odpowiedzia umiechem. - Akurat to mnie nie dziwi. Akkarin czsto zdaje si niezainteresowany, ale nie znaczy to, e nie zwraca uwagi na to, co si wok dzieje. Wie wicej ni ktokolwiek inny o wszystkim tu i w miecie. 272

- Ale ty musisz mie wiksz wiedz w sprawach Gildii. Lorlen pokrci gow. - On wie znacznie wicej ode mnie... - urwa. - Wanie id na spotkanie z nim. Czy chciaby, ebym go o co zapyta w twoim imieniu? - Nie - odpowiedzia pospiesznie Dannyl. - Musz ju i. Dzikuj za powicony mi czas, Administratorze. Lorlen skin mu gow, odwrci si i odszed. Dannyl ruszy korytarzem w przeciwn stron i wkrtce znalaz si w tumie magw i nowicjuszy. Za chwil miay si rozpocz poranne wykady, budynek kipia wic ruchem. Dannyl zastanowi si ponownie nad listem Zodzieja. Wyczu w nim ukryte oskarenie, jakby Gorin podejrzewa, e Gildia stoi za znikniciem chopaka. Dannyl nie sdzi, aby Zodziej upatrywa w Gildii rda wszystkich swoich nieszcz jak przecitny bylec, ani te aby zwraca si bez powodu do Wielkiego Mistrza. A zatem Gorin musi uwaa, e Gildia ma moliwo odnalezienia jego czowieka. Dannyl rozemia si, gdy dotara do niego ironia sytuacji. Zodzieje pomagali Gildii znale Sone, a teraz daj takiej samej przysugi. Zastanawia si, czy zaoferuj rwnie wysok nagrod. Dlaczego jednak Gorin sdzi, e Gildia moe wiedzie, gdzie jest chopak? Dannyl przystan, kiedy objawia mu si odpowied. Sonea. Jeli jednak Gorin wierzy, e Sonea wie, gdzie znajduje si jej przyjaciel, to czemu nie stara si skontaktowa z ni osobicie? Moe obawia si, e nie bdzie chciaa z nim rozmawia. W kocu, jakkolwiek by na to patrze, Zodzieje wydali j Gildii. A jej towarzysz mg mie powody do zniknicia. Dannyl potar czoo. Mgby zapyta Sone, czy co o tym wie, ale jeli ona nie ma pojcia, e jej przyjaciel zagin, moe j zmartwi. Moe zacz podejrzewa Gildi o udzia w jego znikniciu. A to zniszczyoby wszystko, co Rothen zdoa osign. Wrd nowicjuszy migna znajoma twarz i Dannyl poczu lekkie ukucie strachu, ale Fergun go nie zauway. Ktem oka Dannyl zarejestrowa, e Wojownik szybkim krokiem skierowa si w boczny korytarz. To zaskoczyo go tak bardzo, e przystan. Co tak zajmowao Ferguna, e nawet nie dostrzeg starego wroga? Wrci si par krokw, zajrza w odnog korytarza i pochwyci odblask czerwonych szat, zanim Wojownik znik za nastpnym rogiem. Fergun nis co w rkach. Dannyl zatrzyma si w przejciu, czujc pokus udania si za nim. Jako nowicjusz nie traci adnej okazji, by pozna drobne tajemnice Ferguna. 273

Ale nie by ju nowicjuszem, a Fergun wygra t wojn lata temu. Dannyl wzruszy ramionami i ruszy korytarzem ku sali wykadowej Rothena. Lekcje miay si rozpocz za niecae pi minut, nie byo wic czasu na szpiegowanie. Po tygodniu spdzonym w ciemnoci zmysy Cery'ego wyostrzyy si. Uszy syszay odgosy owadzich ng, a palce wyczuway drobne nierwnoci w miejscach, gdzie rdza weraa si w szpikulec, ktry wycign ze szwu swojego paszcza. Naciskajc kciukiem na ostrze, Cery czu wzbierajcy w nim gniew. Mag, ktry go tu uwizi, powraca jeszcze dwa razy z jedzeniem i wod. Za kadym razem Cery usiowa dowiedzie si, jakie s powody jego aresztowania. Jednak wszelkie wysiki majce na celu wcignicie Ferguna do rozmowy spezy na niczym. Cery prosi, da, a nawet baga o wyjanienia, ale mag jakby w ogle go nie sysza. To nie w porzdku, pomyla Cery. Czy to przez pomyk, czy to w przechwakach, czarny charakter powinien wyjawi swoje plany. Do jego uszu dotar cichutki stukot. Unis gow i skoczy na rwne nogi, kiedy dwik okaza si odgosem krokw. Dzierc mocno swj szpikulec, skry si za drzwiami i czeka. Kroki zatrzymay si przed wejciem. Cery usysza brzk zasuwy, a nastpnie drzwi zaczy uchyla si do wntrza. Ukazaa si kula wiata, owietlajc pusty talerz, ktry pozostawi na progu. Mag nachyli si, eby podnie naczynia po czym zatrzyma si i obrci ku spodniom i paszczowi, ktre wystaway spod koca w kcie pomieszczenia. Cery skoczy i wbi ostrze w plecy Ferguna, celujc w serce. Szpikulec trafi na co twardego i wysun mu si z rki. Mag obrci si szybko, a niewidzialna sia uderzya Cery'ego w pier i odrzucia do tyu. Usysza guchy stuk, gdy uderzy o cian, a nastpnie poczu przeszywajcy bl w ramieniu. Skuli si na ziemi, ochraniajc rk i jczc. Za sob usysza przecige, udrczone westchnienie. - To byo gupie. Zobacz, do czego mnie zmusie. Fergun sta nad nim ze skrzyowanymi rkami. Zaciskajc zby, Cery rzuci magowi wyzywajce spojrzenie. - Tak mi dzikujesz po tym, jak zadaem sobie trud przyniesienia ci koca? - Fergun pokrci gow, po czym przykucn. Prba cofnicia si wywoaa jedynie kolejn fal blu. Cery stumi krzyk, kiedy Fergun chwyci go za nadgarstek zranionej rki. Usiowa si wyrwa, ale kady ruch oznacza niewyobraalny bl. 274

- Zamana - mrukn mag. Jego wzrok jakby skupi si na czym daleko poza zakurzon podog. Bl nagle osab, a po rce Cery'ego rozlao si ciepo. Zdajc sobie spraw z tego, e jest to leczenie, Cery zmusi si do pozostania bez ruchu. Wpatrywa si uwanie w Ferguna, zauwaajc ostre rysy i wskie usta. Jasne wosy, zazwyczaj zaczesane do gry, opaday teraz na twarz mczyzny. Cery wiedzia, e zapamita t twarz na cae ycie. Kiedy zemszcz si na tobie, pomyla. A jeli zrobie krzywd Sonei, twoja mier bdzie powolna i bolesna. Mag zamruga i puci rk Cery'ego. Wsta, skrzywi si i przetar czoo rk. - Nie jest cakiem wyleczona. Nie zamierzam traci dla ciebie caej mojej mocy. Uwaaj na ni, bo inaczej ko znowu pknie. - Fergun zmruy oczy. - Jeli znw sprbujesz podobnych sztuczek, bd musia ci zwiza... eby przesta robi sobie krzywd, oczywicie. Spojrza w d. Talerz, ktry przynis, lea rozbity na pododze, a jedzenie rozsypao si dookoa. Bukak upad nieopodal, a przez szpar koo korka wyciekaa powoli woda. - Na twoim miejscu nie pozwolibym si temu zmarnowa - powiedzia. Pochyli si, podnis szpikulec Cery'ego i wymaszerowa z pokoju. Kiedy drzwi si za nim zamkny, Cery pooy si z jkiem na plecach. Czy naprawd liczy na to, e uda mu si zabi maga zwykym ostrzem? Delikatnie przejecha palcami po zamanej rce. Tylko lekko mrowia. Zapach wieego chleba by bardzo kuszcy w ciemnoci; Cery poczu, e burczy mu w brzuchu. Westchn na myl o rozsypanym jedzeniu. Jedyn miar mijajcego czasu sta si gd i Cery szacowa, e mag odwiedza go co jakie dwa dni, lub nawet rzadziej. Jeli nie bdzie jad, osabnie. A jeszcze gorsza bya myl o pezajcych stworzeniach, ktre zapach jedzenia moe przycign z kta, w ktrym zaatwia swoje potrzeby. Cery podnis si na kolana, podczoga do przodu i zacz obmacywa rkami podog. Sonea wstrzymaa oddech na widok wchodzcego do pokoju maga ubranego na niebiesko. Wysoki, szczupy, z wosami zwizanymi w wze na karku, mg by tym zabjc, ktrego widziaa w podziemiach domu Wielkiego Mistrza. W tym momencie niebieski mag odwrci si i dostrzega, e jego rysy nie s tak ostre jak tamtego. - To jest Administrator Lorlen - przedstawi przybysza Rothen. Skina magowi gow. - Jestem zaszczycona. - To zaszczyt dla mnie pozna ciebie, Soneo - odpowiedzia mag. 275

- Usidcie, prosz. - Rothen wskaza im fotele. Kiedy zasiedli, Tania podaa ten gorzki napar, ktry najwyraniej by ulubionym napojem magw. Sonea wzia zamiast tego szklank wody i obserwowaa, jak Administrator sczy sumi ze swojej filianki. Umiechn si z zadowoleniem, ale gdy przenis na ni wzrok, na powrt spowania. - Rothen obawia si, e mogaby si przestraszy, gdybym ci odwiedzi zaraz po twoim tutaj przybyciu - zwrci si do niej. - Musisz mi zatem wybaczy, e nie powitaem ci wczeniej. Jako Administrator Gildii chc ci oficjalnie przeprosi za kopoty i strach, jakiego ci przysporzylimy. Czy rozumiesz teraz, dlaczego musielimy ci znale? Sonea poczua, e si rumieni. - Tak. - To dla mnie wielka ulga - powiedzia, umiechajc si do niej. - Chciabym ci zada kilka pyta, a jeli ty te pragniesz czego dowiedzie, nie wahaj si. Jak id twoje lekcje kontroli? Sonea zerkna w stron Rothena, ktry skin zachcajco gow. - Myl, e idzie mi niele - odpowiedziaa. - Testy s coraz atwiejsze. Administrator zamyli si przez chwil nad t odpowiedzi, kiwajc powoli gow. - To troch jak nauka chodzenia - powiedzia. - Z pocztku musisz o tym myle, ale kiedy ju nieco powiczysz, mylenie staje si niepotrzebne. - Tyle e nie chodzi si we nie - zauwaya. - Zazwyczaj nie - rozemia si Administrator, po czym znw zrobi powan min. Rothen mwi mi, e nie chcesz z nami zosta. Czy to prawda? Sonea potakna. - Wolno zapyta o powd takiej decyzji? - Chc wrci do domu - odrzeka. Pochyli si ku niej. - Nie zabronimy ci widywa si z rodzin i przyjacimi. Mogaby odwiedza ich w Dni Wolne. Pokrcia gow. - Wiem. Ale i tak nie chc tu zostawa. Skin gow i rozpar si wygodnie w fotelu. - Bdziemy bardzo aowa utraty kogo o takich moliwociach - powiedzia. - Jeste pewna, e chcesz zrezygnowa ze swojej mocy? Serce podskoczyo jej do garda na wspomnienie sw Ferguna. 276

- Zrezygnowa ze swojej mocy? - powtrzya powoli, zerkajc na Rothena. - Rothen inaczej o tym mwi. Administrator unis brwi. - A co takiego ci powiedzia? - e nie bd zdolna jej uy, bo nie bd wiedziaa, jak. - Mylisz, e potrafiaby sama si tego nauczy? Zawahaa si. - A potrafiabym? - Nie - Administrator umiechn si. - To, co powiedzia ci Rothen, jest prawd - doda. Ale wiedzc, e powodzenie twoich lekcji zaley od wzajemnego zaufania midzy wami, postanowi pozostawi mnie wyjanienie zasad, wedle ktrych wolno zwolni maga z Gildii. Serce zabio jej mocniej, kiedy uwiadomia sobie, e oto ten czowiek zamierza potwierdzi sowa Ferguna. - Prawo stanowi, e kady mczyzna i kada kobieta posiadajcy czynn moc magiczn musz albo wstpi do Gildii, albo pozwoli zwiza t moc - cign. - Blokady nie da si ustanowi przed osigniciem penej kontroli, kiedy jednak zostanie ju zaoona, cakowicie uniemoliwia posugiwanie si magi w jakikolwiek sposb. W ciszy, jaka zalega po tych sowach, dwch magw wpatrywao si w ni w napiciu. Odwrcia wzrok, unikajc ich spojrze. A zatem Rothen istotnie ukrywa co przed ni. Rozumiaa jednak powody, dla ktrych tak uczyni. Wiedza, e magowie bd musieli zamiesza jej w umyle, nie pozwoliaby jej zaufa mu. Tym niemniej Fergun mia racj... - Czy masz jakie pytania, Soneo? - spyta Lorlen. Zawahaa si, przypomniawszy sobie, co jeszcze mwi jej Fergun. - To zwizanie... to boli? Pokrci gow. - Nic nie poczujesz. Gdyby potem chciaa uy magii, moesz mie wraenie oporu, ale ono nie jest bolesne. A poniewa nie nawyka do posugiwania si moc, wtpi, czy w ogle zauwaysz blokad. Sonea przytakna z namysem. Administrator przyglda si jej w milczeniu, po czym umiechn si. - Bd prbowa przekona ci do pozostania - powiedzia. - Na razie pragn ci jedynie zapewni, e jeli tylko zechcesz, jest tu dla ciebie miejsce. Czy masz jeszcze jakie pytania? 277

Sonea potrzsna gow przeczco. - Nie. Dzikuj, Administratorze. Wsta z szelestem szat. - Musz ju wraca do moich obowizkw. Przyjd jeszcze do ciebie, Soneo. Moe uda nam si duej porozmawia. Skina mu gow na poegnanie i patrzya, jak Rothen odprowadza go do drzwi. Kiedy si zamkny, Rothen odwrci si do niej. - Co sdzisz o Lorlenie? Zastanowia si przez chwil nad odpowiedzi. - Wyglda sympatycznie, ale jest strasznie sztywny. Rothen stumi chichot. - Owszem, zdarza mu si to. Przeszed do swojej sypialni i wrci ubrany w paszcz. Sonea przypatrywaa mu si zaskoczona. Przez rami mia przewieszone drugie okrycie. - Wsta - powiedzia. - Chc zobaczy, czy bdzie na ciebie pasowa. Podniosa si i pozwolia mu otuli si paszczem. Opad niemal do podogi. - Nieco za dugi. Ka go skrci. Na razie musisz uwaa, eby si nie potkn. - To dla mnie? - Tak. Zamiast tego starego - umiechn si. - Bdzie ci potrzebny, na dworze jest cakiem zimno. Rzucia mu zdumione spojrzenie. - Na dworze? - Tak - odpar. - Pomylaem, e warto by si przej. Masz ochot na spacer? Potakna i odwrcia wzrok; nie chciaa, eby widzia jej twarz. Myl o wyjciu na zewntrz napenia j niezmierzon tsknot. Przebywaa w jego mieszkaniu zaledwie od trzech tygodni, ale miaa wraenie, e miny miesice. - Spotkamy si na dole z Dannylem - powiedzia, ruszajc w stron drzwi. - Idziemy teraz? Potakn i skin rk. Odetchna gboko i podesza do drzwi. Inaczej ni poprzednio, korytarz nie by teraz pusty. Kilka krokw na prawo od nich staa para magw, a po lewej stronie Sonea zobaczya kobiet w zwykej sukni w towarzystwie dwjki maych dzieci. Wszyscy wpatrywali si w Sone z zaskoczeniem i ciekawoci.

278

Rothen ukoni si obserwatorom i skierowa si ku klatce schodowej. Sonea ruszya za nim, opierajc si pokusie spojrzenia za siebie. Na schodach nie pojawili si tym razem kwitujcy magowie, na dole natomiast czeka na nich znajomy wysoki mczyzna. - Dobry wieczr, Soneo - powita j Dannyl z umiechem. - Dobry wieczr - odpowiedziaa. Dannyl obrci si i wskaza szerokim gestem ogromne drzwi u koca korytarza. Powoli otwary si do rodka, wpuszczajc podmuch zimnego powietrza. Za nimi rozpociera si dziedziniec, ktry pamitaa z nocnej wycieczki do siedziby Gildii z Cerym. Wtedy bya noc, teraz dopiero zapada zmrok i wszystko wydawao si stumione i nierealne. Wychodzc za Rothenem na dwr, poczua uderzenie mronego powietrza. Mimo e zadraa z zimna, powitaa to uczucie z radoci. Jestem na dworze... Nagle otoczyo j ciepo, a powietrze wok niej lekko zadrao. Zdumiona rozejrzaa si dookoa, ale nie dostrzega niczego, co mogo spowodowa t zmian. Rothen przyjrza si jej uwanie. - To prosta sztuczka - powiedzia. - Magiczna tarcza ktra utrzymuje w swoim obrbie ciepo. Moesz wyj na zewntrz i wej z powrotem. Sprbuj. Cofna si o kilka krokw ku drzwiom i poczua na twarzy zimno. Oddech skropli si w mgiek. Wycigna rk i signa z powrotem ku ciepu. Rothen posa jej umiech zachty i pomacha rk. Wzdrygna si i podesza do niego. Po lewej stronie wznosia si tylna ciana Uniwersytetu. Rozgldajc si wok, zdoaa zidentyfikowa wikszo budynkw, ktre widziaa na mapie w pokoju Dannyla. Jej uwag przycigna dziwaczna konstrukcja, po drugiej stronie dziedzica. - A to co jest? Rothen spojrza we wskazanym kierunku. - To jest Kopua - odpowiedzia. - Wieleset lat temu, zanim zbudowalimy aren, tu odbywao si szkolenie Wojownikw. Niestety, jedynymi ludmi, ktrzy mogli obserwowa to, co si tam dziao, byli ci w rodku, a zatem nauczyciele musieli by bardzo potni, aby broni si przed zbkan magi swoich uczniw. Dlatego zaprzestano wicze tutaj. Sonea przygldaa si budowli. - Wyglda jak wielka kula, ktra zapada si w ziemi. - Tak wanie byo. - A jak si tam wchodzi?

279

- Przez przejcie podziemne. S tam drzwi, wygldajce jak wielki okrgy korek, ktre otwieraj si tylko do rodka. ciany s grube na trzy kroki. Otwary si drzwi Domu Nowicjuszy. Wypado z nich trzech opatulonych w paszcze chopcw. Przebiegli przez dziedziniec, stukajc w latarnie ustawione wzdu chodnika. Po ich uderzeniach lampy zaczy si zapala. Kiedy ju wszystkie latarnie na dziedzicu pony jasnym wiatem, chopcy rozdzielili si i rozbiegli w rnych kierunkach. Jeden wrci pod frontowe drzwi Domu Nowicjuszy, inny znik w ogrodach po drugiej stronie Uniwersytetu, trzeci za skoczy midzy anie a Dom Magw, skd prowadzia duga cieka ku lasowi. Dannyl spojrza pytajco na Rothena. Cho obydwaj magowie artowali jak starzy przyjaciele, Sonea zauwaya, e Dannyl traktuje swojego byego mentora z wielkim szacunkiem. - Dokd teraz? Rothen wskaza gow w stron lasu. - Tdy. Sonea trzymaa si blisko Rothena, gdy mag przeszed przez chodnik i skierowa si na ciek. Nowicjusz, skoczywszy zapalanie latarni, pospieszy z powrotem do domu. Kiedy przechodzili wzdu tylnej ciany Domu Magw, jej uwag przycign jaki ruch w jednym z okien. Spojrzaa w gr i dostrzega jasnowosego maga. Niemal si zatrzymaa, kiedy rozpoznaa jego twarz. Mczyzna szybko wycofa si w ciemno. Zamylona, skierowaa uwag z powrotem na ciek. Nie miaa pojcia, kiedy Fergun wybiera si do niej ponownie z wizyt, ale kiedy to nastpi, ma mu powiedzie, czy przyjmuje jego propozycj? Bdzie zatem musiaa wkrtce podj decyzj. Do czasu spotkania z Lorlenem nie potrafia oceni, czy informacje Ferguna s prawdziwe. Chwytaa si kadej okazji, by skierowa rozmow z Rothenem na tematy zwizane z przysigami i opiek, nie mwic ju o samym Fergunie, lecz te nie zdarzay si czsto. Czy mogaby zapyta wprost, nie budzc jego podejrze? Rothen wyjani jej, na czym polega rola mentora, nie wspomnia jednak, e chciaby si podj opieki nad ni. Nie zdziwiaby si, gdyby uzna, e nie jest jej potrzebna ta wiedza, jeli nie zdecyduje si zosta. Kiedy ju nauczy si kontroli, bdzie miaa dwie moliwoci: powrci do slumsw ze zwizan moc albo pomc Fergunowi w zdobyciu nad ni opieki, eby powrci tam z aktywnym talentem magicznym.

280

Kiedy dotarli do lasu, Sonea wbia wzrok w labirynt pni. Plan Ferguna budzi w niej jaki niepokj. Nis ze sob spory adunek oszustwa i ryzyka. Bdzie musiaa udawa, e chce zosta, moe nawet skama, by zapewni sobie opiek Ferguna, zoy przysig z zamiarem jej zamania, a nastpnie zama j - a przy tym prawo krlewskie - opuszczajc Gildi. Czyby tak polubia Rothena, e sama myl o tym oszukaniu go, budzia jej sprzeciw? On jest magiem, napomniaa sam siebie, jest lojalny wobec Gildii i Krla. Zapewne nie miaby na przykad ochoty zamkn jej w wizieniu, ale przecie zrobi to, jeli dostanie taki rozkaz. A moe to myl o zamaniu przysigi nie dawaa jej spokoju? Harrin i jego banda oszukiwali i kradli przez cay czas, ale zamanie przyrzeczenia uwaali za niewybaczaln zbrodni i eby nie przysparza sobie kopotw, starali si unika obietnic. Oczywicie jeli nie dao si tego unikn, mona byo wyplta si z niezrcznej sytuacji, nie wymawiajc poprawnie sw przysigi... - Jeste dzi dziwnie milczca - odezwa si nagle Rothen. - Nie masz adnych pyta? Sonea spojrzaa na niego i zauwaya, e przyglda si jej z czuoci. Na widok jego umiechu uznaa, e nadszed czas na poruszenie kilku niewygodnych tematw. - Zastanawiaam si nad t przysig skadan przez magw. Ku jej wielkiej uldze na jego twarzy nie odmalowaa si podejrzliwo, ale zaskoczenie. - S waciwie dwie przysigi: nowicjuszy i magw. Pierwsz skada si, wstpujc do Gildii, drug w dniu promocji. - Czego one dotycz? - Czterech rzeczy. - Rothen unis lew rk. - Nowicjusze przyrzekaj nigdy rozmylnie nie skrzywdzi adnego czowieka, chyba e w obronie Ziem Sprzymierzonych - mwic to, wyprostowa jeden palec, a nastpnie kolejne, wymieniajc dalsze punkty. - Ponadto przysigaj przestrzega regulaminu Gildii i praw Krla oraz wykonywa rozkazy magw, chyba e wymagaoby to zamania prawa, a take nie uywa magii bez polecenia maga. Sonea zmarszczya brwi. - Dlaczego nowicjuszom nie wolno posugiwa si magi bez zezwolenia maga? Rothen odchrzkn. - Zbyt wielu studentw zrobio sobie krzywd, eksperymentujc bez opieki. Magowie jednak musz by ostroni. Wszyscy nauczyciele wiedz, e jeli powie si nowicjuszowi: Id, powicz", nie precyzujc, co konkretnie nowicjusz ma wiczy, ten potraktuje to polecenie jako: "Id, zrb cokolwiek, na co masz ochot". Pamitam przypadek uycia takiego argumentu na usprawiedliwienie dnia spdzonego na rybach. 281

- To jeszcze nic - parskn Dannyl. Podczas gdy mody mag rozpocz opowie o swoich studenckich wyczynach, Sonea rozwaaa przysig nowicjuszy. Nie zawieraa ona nic, czego nie mogaby si spodziewa. Nie wiedziaa jednak, jakie s prawa Gildii, i by moe nadszed czas, by o to zapyta. Dwa ostatnie punkty dodano najwyraniej po to, eby trzyma nowicjuszy w ryzach. Odchodzc z Gildii z niezwizan moc, z pewnoci zamaaby drug cz przysigi. Dziwne, ale nie czua si niezrcznie na myl, e mogaby zama prawo, chyba e chodzio o niedotrzymanie przysigi. Kiedy Dannyl skoczy z anegdotkami, Rothen powrci do wyjanie. - Dwie pierwsze czci przysigi magw brzmi tak samo - powiedzia - ale w trzeciej przyrzeka si suy wadcy swojego kraju, w czwartej natomiast nie posugiwa si nigdy zymi rodzajami magii. Sonea przytakna. Pozwalajc jej uciec, Fergun zamie zarwno prawo, jak i przysig magw. - Jaka jest kara za zamanie tej przysigi? Rothen wzdrygn si. - To zaley od tego, ktra jej cz zostaa zamana, w jakim kraju mieszka mag, no i od wyroku wadcy. - A co dzieje si w Kyralii? - Najcisz kar jest mier, zastrzeona dla mordercw. W pozostaych przypadkach grozi w najgorszym razie wygnanie. - Czyli... blokujecie moc takiego maga i odsyacie go z Gildii? - Tak. Ale kto taki nie zostanie przyjty w adnym z krajw Przymierza. To take cz traktatu. Znw potakna. Nie miaa zapyta, co grozioby Fergunowi, gdyby Gildia dowiedziaa si, e dopomg jej w ucieczce, nie pozbawiajc jej mocy. Takie pytanie z pewnoci wzbudzioby podejrzenia Rothena. Jeli przystanie na plan Ferguna, bdzie musiaa dobrze si kry, eby unikn podobnej kary. Gildia nie da jej drugiej szansy przystpienia do nich. Nie bdzie miaa wyboru: pozostanie jej poszuka wsparcia Zodzieja, eby si ukry... a Faren pewnie z chci zaoferuje jej opiek, jeli jej moc pozostanie niezwizana, ale pod kontrol. Czego od niej zada w zamian za opiek? Skrzywia si na myl o spdzeniu reszty ycia w ukryciu, wykonujc polecenia Zodzieja. Jedynym, czego naprawd chciaa, by powrt do rodziny. 282

Spogldajc na nieg pokrywajcy ziemi po obu stronach cieki, poczua nagy przypyw troski na myl o ciotce i wuju marzncych w jakiej maej klitce, nie wiadomo gdzie. Musi im by teraz ciko. Dziecko Jonny ronie, a noga Ranela pewnie zesztywniaa jeszcze bardziej, wic kto biega dla nich na posyki? Powinna wrci i im pomc, zamiast suy magi Zodziejowi. Gdyby jednak wrcia z magi, Faren z pewnoci zatroszczyby si o dobrobyt jej wujostwa, a ona mogaby leczy... A gdyby zgodzia si na ofert Rothena, mogaby zobaczy si z ciotk i wujem ju za kilka tygodni. Tymczasem plan Ferguna moe potrzebowa na realizacj miesicy... Nieatwo si zdecydowa. Zrozpaczona poaowaa, jak ju wiele razy wczeniej, e w ogle odkrya w sobie moc. Zrujnowao jej to ycie. O mao co nie zgina. A teraz musi by wdziczna znienawidzonym magom za uratowanie jej ycia. Najbardziej chciaaby po prostu mc przesta o nich myle. Rothen zwolni kroku. Sonea spojrzaa pod nogi i rozejrzaa si dookoa: doszli do szerokiej, brukowanej drogi wzdu ktrej stay niewielkie, schludne domki. - To Rezydencje - powiedzia Rothen. Midzy budynkami widniay poczerniae szkielety innych domw, ale Rothen nie pospieszy z wyjanieniem. Szed dalej, a do miejsca, gdzie droga koczya si szerokim zakolem, w ktrym mona byo zawrci powz. Wypatrzy zwalony pie drzewa koo drogi i usiad na nim. Dannyl przysiad obok, podkurczajc dugie nogi, Sonea za rozgldaa si po lesie. Midzy drzewami dostrzega szereg ciemnych ksztatw wystajcych spod niegu - zbyt regularnych, by byy dzieem natury. - A to co? Rothen pody za jej spojrzeniem. - To jest stary cmentarz. Chcesz zobaczy? Dannyl zwrci si nagym ruchem w stron starszego maga. - Teraz? - Skoro ju zaszlimy tak daleko - powiedzia Rothen, wstajc - nie zaszkodzi przej si jeszcze kawaek. - Nie moemy zaczeka z tym do rana? - Dannyl spojrza niespokojnie w kierunku ciemnych ksztatw. Rothen unis rk i nad jego doni pojawia si nagle iskierka. Szybko rozrosa si w kul wiata, po czym zawisa nad ich gowami. 283

- Najwyraniej nie - westchn Dannyl. nieg trzaska pod ich stopami, kiedy ruszyli w kierunku cmentarza. Cie Sonei pooy si po jednej stronie, po czym doczy do niego drugi, kiedy nad gow Dannyla pojawia si kolejna kula wiata. - Lkasz si ciemnoci, Dannylu? - rzuci Rothen przez rami. Wysoki mag nie odpowiedzia. Rothen rozemia si cicho i przekraczajc zamany pie, wszed na polan. Z ciemnoci wyonio si kilka rzdw kamieni. Podchodzc bliej, Rothen wysa swoj kul wiata, by zawisa nad jednym z nich. nieg stopnia niemal natychmiast, odkrywajc znaki na powierzchni nagrobka. Kiedy wiato wznioso si znw wyej, Rothen skin na Sone, by podesza. Wok kamiennej pyty wyryto ozdobny wzr, a w jego rodku dostrzega znaki, ktre mogy niegdy by sowami. - Potrafisz to odczyta? - spyta Rothen. Sonea przebiega palcami po rytych w kamieniu literach. - Mistrz Garom - powiedziaa - i rok... - Zmarszczya brwi. - Nie, musiaam si pomyli. - O ile pamitam, jest tu napisane: dwudziesty pity panowania Urdona. - Siedem wiekw temu? - Niewtpliwie. Wszystkie te groby maj co najmniej piset lat. S wielk zagadk. Sonea ogarna wzrokiem rzdy kamiennych pyt. - Dlaczego s zagadk? - Od tamtych czasw nie grzebano tu adnych magw - poza Gildi zreszt te. - A gdzie si ich grzebie? - Nigdzie. Sonea zwrcia si ku niemu z niedowierzaniem. Co zaszeptao cicho wrd drzew i Dannyl odwrci si gwatownie z szeroko otwartymi oczami. Poczua, e wosy staj jej na gowie. - Czemu? Rothen zrobi krok do przodu, wpatrujc si w nagrobek. - Pewien mag czterysta lat temu opisa magi jako swojego nieodcznego towarzysza. Moe to by poyteczny przyjaciel, napisa, albo te miertelny przeciwnik. - Zwrci wzrok z powrotem na Sone, ale jego oczy ukryte byy w cieniu brwi. - Pomyl o wszystkim, czego dotychczas nauczya si o magii i kontroli. Twoja moc rozwina si w sposb naturalny, ale wikszo z nas potrzebuje, aby uruchomi j inny mag. Kiedy to si stanie, jestemy zwizani z nasz moc na reszt ycia. Musimy nauczy si j kontrolowa i utrzymywa t 284

kontrol. Jeli nie jestemy w stanie tego zrobi, nasza wasna magia w kocu nas zniszczy. Zawiesi gos. - Dla nas wszystkich w momencie mierci koczy si moliwo panowania nad moc, a magia, ktra po nas pozostaje, wyzwala si. I zostajemy dosownie przez ni pochonici. Sonea spojrzaa na nagrobek. Mimo tarczy cieplnej Rothena poczua, e przenika j chd. Mylaa, e gdy opanuje kontrol, pozbdzie si magii, teraz jednak przekonaa si, e nigdy si od niej nie uwolni. Cokolwiek by zrobia, to moc zawsze w niej bdzie. A pewnego dnia w jakim domu w slumsach po prostu wybuchnie i przestanie istnie... - Jeli umieramy naturaln mierci, nie stanowi to zazwyczaj problemu - cign Rothen. - Nasza moc najczciej zmniejsza si z wiekiem. Jeli jednak mier nie jest naturalna... Istnieje takie powiedzenie: tylko gupiec, mczennik i geniusz s zdolni zabi maga. Sonea zerkna na Dannyla, rozumiejc wreszcie rdo jego niepokoju. To nie obecno zmarych tak go przeraaa, tylko myl o tym, co si z nim stanie w chwili mierci. Ale on wybra to ycie, przypomniaa sobie. A ona nie. Fergun te nie. Zmuszony przez rodzicw do zostania magiem, rwnie bdzie musia zmierzy si z takim kocem. Zastanowio j, ilu magw wstpuje do Gildii wbrew woli, niechtnie. Zaskoczona tym nagym przejawem wspczucia, spucia znw wzrok ku kamiennym pytom. - Skd wic wziy si te groby? Rothen wzdrygn si. - Nie mamy pojcia. Nie powinno ich tu by. Wielu naszych historykw jest zdania, e ci magowie, czujc zbliajc si mier, zdoali wyczerpa swoj moc, po czym zabijali si sztyletem lub trucizn, pewni, e nie ma w nich ju magii. Wiemy, e wybierali innych magw, aby towarzyszyli im w chwili mierci. By moe zadaniem takiego asystenta byo upewnienie si, e umr w odpowiednim momencie. Nawet maleka czstka mocy wystarczy, by zniszczy ciao, a zatem odpowiednie zgranie w czasie byo niezbdne, zwaszcza e magowie w tamtych czasach byli niezwykle potni. - Nie wiemy, czy to prawda - doda Dannyl. - Legendy o ich potdze mog by przesadzone. Bohaterowie maj to do siebie, e ich moc wzrasta w miar powtarzania opowieci. - Niemniej jednak mamy ksigi pochodzce z ich czasw - przypomnia mu Rothen. - A nawet dzienniki prowadzone przez samych magw. Czemu mieliby wyolbrzymia wasne zdolnoci? 285

- Zaiste, czemu? - odpar Dannyl cierpko. Rothen odwrci si i poprowadzi ich z powrotem przez nieg, ktry podeptali, przychodzc tutaj. - Osobicie wierz, e ci pierwsi magowie byli potniejsi - oznajmi. - A my stajemy si coraz sabsi. Dannyl potrzsn gow i nachyli si ku Sonei. - A ty co o tym uwaasz? Zamrugaa ze zdziwienia. - Nie mam pojcia. Moe potrafili w jaki sposb zwiksza swoj moc? Dannyl pokrci gow. - Nie da si zwikszy mocy maga. Jestemy skazani na to, z czym si rodzimy. Dotarli do drogi i ruszyli ni dalej. Zapada noc; w oknach domkw zapony wiata. Kiedy mijali spalon ruin, Sonea poczua dreszcz. Czy ten dom spon w chwili mierci jego mieszkaca? Magowie milczeli. Gdy wrcili na ciek, Rothen posa przodem swoj kul wiata, by wskazywaa im drog. W panujcej wkoo ciszy wydawao si, e sycha brzczenie owadw w lesie. Kiedy przed nimi ukaza si Dom Magw, Sonea pomylaa o jego mieszkacach, trzymajcych sw moc pod kontrol, nawet podczas snu. By moe ci dawni budowniczy miasta mieli inne powody, dla ktrych oddali magom ca dzielnic? - Chyba wystarczy mi wysiku fizycznego na ten wieczr - odezwa si nagle Rothen. - A poza tym najwyszy czas na kolacj. Doczysz do nas, Dannylu? - Oczywicie - odrzek wysoki mag. - Z przyjemnoci.

286

ROZDZIA 25 ZMIANA PLANW Soce wisiao nad odlegymi wieami Paacu niczym ogromna magiczna kula, spowijajc ogrd smugami zocistego wiata. Sonea sza ciek w milczeniu. Bya za. Rothen wiedzia, e domylia si powodu wycieczek, na ktre j zabiera, i e robia wszystko, by nie zdoa przekona jej do pozostania w Gildii. Umiechn si pod nosem. Mimo e postanowia nie zainteresowa si niczym, on zamierza pokaza jej co si tylko da na terenach Gildii. Musi wiedzie, co odrzuca. Zaskoczony jej uporem w postanowieniu odejcia, Rothen chcc nie chcc zacz zastanawia si nad wasnym yciem. Jak kade dziecko z Domw, zosta poddany testowi na talent magiczny, gdy mia mniej wicej dziesi lat. Pamita podniecenie swoich rodzicw, kiedy okazao si, e wykazuje zdolnoci. Powiedzieli mu, e jest szczciarzem i wybracem. Od tego dnia nie mg si doczeka, kiedy wreszcie wstpi do Gildii. Sonea nigdy nie rozwaaa moliwoci zostania magiem. Nauczono j postrzega Gildi jako wroga, ktrego mona oskara o wszelkie zo i ktrego naley nienawidzi. Wiedzc o takim wychowaniu, nietrudno byo zrozumie, dlaczego uwaaa wstpienie do Gildii za zdrad ludzi, wrd ktrych si urodzia. Ale nie musi tak by. Jeli uda mu si przekona j, e magii mona uywa do pomocy ludziom, moe dziewczyna postanowi zosta. Dochodzc do koca gmachu Uniwersytetu, skrci w prawo. Kiedy mijali ogrody po drugiej stronie budynku, rozleg si gong, oznajmiajcy koniec zaj. Wiedzc, e zazwyczaj oznacza to tum studentw biegncych z Uniwersytetu do swoich pokoi, Rothen wybra dusz, ale spokojniejsz drog do Domu Uzdrowicieli. Wiele sobie obiecywa po tej wyprawie. Leczenie byo najszlachetniejsz z umiejtnoci magicznych i jedyn, dla ktrej Sonea ywia cie szacunku. Wiedzc, e sztuki wojenne raczej nie zrobi na niej wraenia, najpierw pokaza jej aren. To, co tam zobaczya, zaniepokoio j znacznie bardziej, ni si spodziewa. Mimo e nauczyciele wyjanili jej zasady i opowiedzieli o rodkach ostronoci, kulia si w sobie za kadym razem, kiedy uczniowie zaczynali trening. Eksperymenty Dannyla z drukiem mentalnym pokazay jej jedno z zastosowa alchemii, lecz tak naprawd bya to dziaalno rozrywkowa. Jeli Rothen chcia zrobi na niej

287

wraenie, powinien pokaza jej co bardziej przydatnego dla miasta - a jeszcze nie zdecydowa, co to bdzie. Kiedy zbliyli si do okrgej siedziby Uzdrowicieli, Rothen rzuci jej ukradkowe spojrzenie. Udawaa obojtno, ale oczy byszczay jej z zaciekawienia. Zatrzyma si przed wejciem. - To jest drugi Dom Uzdrowicieli, jaki zbudowano - powiedzia. - Pierwszy by niezwykle luksusowy. Niestety nasi poprzednicy mieli problemy z kilkoma zamonymi pacjentami, ktrzy uznali, e mog sobie tam wykupi stae miejsca. Kiedy wic planowano budow Uniwersytetu i pozostaych zabudowa na terenie Gildii, stary szpital zosta zburzony i zastpiony tym. Mimo piknej fasady siedziba Uzdrowicieli nie robia takiego wraenia jak Uniwersytet. Otwarte drzwi zaprowadziy ich do niewielkiego, niczym nieozdobionego holu. W powietrzu unosi si ostry, wiey zapach lekarstw. Dwoje Uzdrowicieli, mczyzna w rednim wieku i moda kobieta, podnioso na nich wzrok. Mczyzna rzuci Sonei podejrzliwe spojrzenie i odwrci si, za to kobieta podesza do nich z umiechem. - Witaj, Mistrzu Rothenie. - Witaj, Mistrzyni Indrio - odpowiedzia. - To jest Sonea. Sonea ukonia si. - Jestem zaszczycona. Indria skina lekko gow. - Mio mi ci pozna, Soneo. - Indria oprowadzi nas po Domu Uzdrowicieli - wyjani Rothen. Uzdrowicielka umiechna si do dziewczyny. - Mam nadziej, e zdoam ci zainteresowa. - Spojrzaa na Rothena. - Moemy zaczyna? Potakn. - A zatem tdy, prosz. Indria poprowadzia ich do podwjnych drzwi, otworzya je magicznie i wprowadzia swoich goci na szeroki, krty korytarz. Mijali wiele otwartych drzwi, tote Sonea miaa sporo okazji, eby zaglda do rodka. - Na parterze budynku zajmujemy si leczeniem i opiek nad chorymi - powiedziaa Indria. - Nie moemy oczekiwa od nich, e bd chodzi po schodach, prawda? Umiechna si do Sonei, ktra odpowiedziaa jej niemrawym wzruszeniem ramion. 288

- Na wyszych pitrach znajduj si sale wykadowe i pokoje Uzdrowicieli, ktrzy mieszkaj tu na miejscu. Wikszo z nas wybiera kwatery tutaj, a nie w Domu Magw. W nagych przypadkach pozwala nam to szybciej reagowa. - Wskazaa rk na lewo. - Pokoje pacjentw maj pikny widok na ogrd i las - nastpnie na prawo - a wewntrzne pomieszczenia to sale zabiegowe. Chodcie, poka wam jedn z nich. Weszli do jednej z bocznych sal. Rothen przyglda si Sonei uwanie, gdy zwiedzaa pomieszczenie. Byo niewielkie: miecio si w nim zaledwie ko, szafka i kilka drewnianych krzese. - Tutaj zajmujemy si leczeniem pomniejszych schorze i prostymi zabiegami - zwrcia si Indria do Sonei. Otwara szafk, ukazujc rzdy buteleczek i pudeek. - Wszystkie lekarstwa, ktre moemy przyrzdzi szybko lub te zostay przyrzdzone nieco wczeniej, mamy tu pod rk. Na grze s pomieszczenia, w ktrych przygotowuje si bardziej skomplikowane receptury. Po wyjciu z tego pokoju Indria poprowadzia ich korytarzykiem biegncym tu obok sali zabiegowej i wskazaa na widoczne w jego gbi drzwi. - W samym rodku budynku znajduj si sale uzdrowie - powiedziaa. - Zaraz sprawdz, czy ta jest pusta. Pobiega korytarzykiem i zajrzaa do rodka przez szyb w drzwiach, po czym odwrcia si do nich i pomachaa. - Jest wolna - zawoaa. - Chodcie. Rothen podszed do drzwi i umiechn si do trzymajcej je Indrii. Pokj, do ktrego teraz weszli, by znacznie wikszy od pierwszego, ktry odwiedzili. Na samym rodku stao wskie ko, a wzdu cian cigny si rzdy szafek. - Tutaj wykonuje si bardziej skomplikowane leczenie i operacje chirurgiczne powiedziaa Indria. - Podczas zabiegw nie wolno przebywa tu nikomu oprcz Uzdrowicieli... no i oczywicie pacjenta. Sonea poeraa pokj wzrokiem. Podesza do wnki w cianie po drugiej stronie sali, a Indria pospieszya za ni. - Tu nad nami znajduj si pokoje, w ktrych przyrzdza si lekarstwa - wskazujc wnk, wyjania Uzdrowicielka. Sonea nachylia si i spojrzaa do gry. - Niektrzy z nas specjalizuj si w ich przygotowywaniu. Kiedy potrzebujemy tu medykamentw, spuszczaj tym szybem wiee mikstury. Najwyraniej zaspokojona w swojej ciekawoci, Sonea wrcia do Rothena, Indria za podesza do jednej z szafek i wyja z niej niewielk buteleczk. 289

- Tu w Gildii zgromadzilimy najwikszy na wiecie zasb wiedzy medycznej powiedziaa, nie kryjc dumy. - Nie ograniczamy si do leczenia ludzi nasz moc; gdyby tak byo, nie nadalibymy za zapotrzebowaniem na nasze usugi. - Wzruszya ramionami. - I tak nie nadamy, bo nie ma wystarczajco duo Uzdrowicieli. Otwara szuflad i wycigna z niej niewielk bia szmatk. Odwrcia si do Sonei i zawahaa, spogldajc pytajco na Rothena, ktry domyli si, co kobieta chce zrobi, i pokrci przeczco gow. Indria przygryza warg, rzucajc spojrzenie najpierw na Sone, a nastpnie na trzymane w rkach przedmioty. - Moe jednak pominiemy t cz wycieczki. Sonea patrzya na butelk oczami, ktre wrcz wyskakujcymi z orbit z ciekawoci. - Jak cz? Indria obrcia butelk tak, by Sonea moga przeczyta naklejk. - To ma znieczulajca - wyjania. - Aby pokaza, jak wielka jest moc naszej sztuki leczniczej, rozcieram zazwyczaj odrobin tej mikstury na doniach goci. Sonea zmarszczya czoo. - Znieczulajca? - Sprawia, e nie czuje si niczego. Efekt mija po godzinie. Sonea uniosa brwi, po czym wzruszya ramionami i wycigna rk. - Sprbuj. Rothen wstrzyma oddech, patrzc na ni ze zdumieniem. Zadziwiajce. Gdzie podziaa si jej nieufno wobec magw? Z zadowoleniem patrzy, jak Indria odkorkowuje butelk i nakada nieco maci na szmatk. Uzdrowicielka spojrzaa uwanie na Sone. - Z pocztku nie zauwaysz rnicy. Po jakiej minucie wyda ci si, e twoja skra jest bardzo gruba. Naprawd chcesz sprbowa? Sonea potakna. Indria z umiechem rozsmarowaa jej ma na doni. - Teraz musisz uwaa, eby nie zbliy rki do oczu. Nie olepniesz od tego, ale uwierz mi, zdrtwiae powieki to bardzo dziwaczne uczucie. Sonea odpowiedziaa umiechem i dotkna swojej doni. Indria odstawia butelk na miejsce i wyrzucia szmatk do kubeka stojcego w jednej z szafek, po czym zatara rce. - A teraz chodmy na gr obejrze sale wykadowe. Wyprowadzia ich z powrotem na gwny korytarz. Minli kilku Uzdrowicieli i nowicjuszy; niektrzy przygldali si Sonei z nieskrywan ciekawoci. Inni, co zocio Rothena, krzywili si z niesmakiem. 290

- Indria! Uzdrowicielka przystana z szumem szat. - Darlen? - Tutaj. Gos dochodzi z jednej z pobliskich sal zabiegowych. Indria podesza do drzwi. - Sucham. - Mogaby mi pomc? Indria odwrcia si do Rothena, umiechajc si krzywo. - Zapytam, czy pacjent zgodzi si na obserwatorw - powiedziaa cicho. Wesza do pokoju, skd po chwili dobieg Rothena szmer rozmowy kilku osb. Sonea popatrzya na niego, ale z wyrazu jej twarzy niewiele dao si odczyta, po czym odwrcia wzrok. Indria stana w progu, dajc im znak, eby weszli. Rothen skin gow. - Daj mi chwilk. Uzdrowicielka wycofaa si do sali, a Rothen nachyli si do Sonei. - Nie wiem, co tam zobaczysz, ale wtpi, eby Indria zapraszaa nas do rodka, gdyby miao to by co bardzo nieprzyjemnego. Jeli jednak obrzydza ci na przykad widok krwi, nie musisz wchodzi. Wygldaa na rozbawion. - Poradz sobie. Rothen wzruszy ramionami i gestem wskaza jej wejcie. Pokj, w ktrym si znaleli, wyglda podobnie do poprzednich. Na ku lea omioletni chopiec. Mia blad twarz i zapuchnite od paczu oczy. Gos, ktry usyszeli z korytarza, nalea do modzieca w zielonych szatach, Mistrza Darlena, ktry w tej chwili ostronie odwija zakrwawiony banda z rki dziecka. Na drewnianych krzesach siedziaa para modych ludzi, przypatrujc si temu z niepokojem. - Stacie tutaj - zwrcia si do nich Indria, ktrej gos brzmia teraz powanie i stanowczo. Rothen wycofa si do kta, a Sonea stana obok niego. Darlen rzuci im pobiene spojrzenie, zanim skupi ca sw uwag z powrotem na chopcu. - Boli jeszcze? Chopiec pokrci gow. Rothen spojrza na rodzicw. Chocia wida byo, e wychodzili z domu w popiechu, ich ubrania zdradzay bogactwo. Mczyzna mia na sobie modny dugi paszcz z guzikami ze szlachetnych kamieni, kobieta za prost czarn peleryn z kapturem lamowanym futrem. 291

Stojca obok niego Sonea jkna cichutko. Rothen zerkn z powrotem na ko i zobaczy, e ostatnie bandae spady z rki chopca. Na jego doni widniay dwie gbokie rany, z ktrych spywaa krew. Darlen podcign rkaw koszuli chopca i zapa go mocno za rk. Krew przestaa pyn. Uzdrowiciel podnis wzrok na rodzicw. - Jak to si stao? Mczyzna zaczerwieni si i wbi wzrok w podog. - Bawi si moim rapierem. Zabroniem mu, ale... - Potrzasn gow z ponurym wyrazem twarzy. - Hmm - Darlen odwrci do chopca. - Powinno si goi bez problemu, aczkolwiek blizny zostan mu na cae ycie. Kobieta jkna cicho i wybuchna paczem. M obj j ramieniem i spojrza wyczekujco na Uzdrowiciela. Darlen zwrci si do Indrii. Potakna i podesza do pek. Wyja z szuflady kilka biaych szmatek, misk i spor butl wody. Podesza do ka i obmya delikatnie rk chopca. Kiedy rany byy ju czyste, Uzdrowiciel pooy ostronie swoj do na doni pacjenta i zamkn oczy. Zapada cisza. Mimo e matka kaa cicho, wszystkie dwiki sprawiay wraenie przytumionych. Chopiec zacz si wierci, ale Indria nachylia si i pooya mu do na ramieniu. - Nie ruszaj si, przerwiesz jego koncentracj. - Ale to swdzi - zaprotestowa malec. - Zaraz przestanie. Jaki ruch przycign uwag Rothena: tu koo niego Sonea pocieraa swoj do. Darlen wzi gboki oddech i otworzy oczy. Spojrza na rk pacjenta i przebieg po niej palcami. Zamiast gbokich ran, widniay teraz na niej cienkie czerwone kreski. Uzdrowiciel umiechn si do chopca. - Twoja rka jest wyleczona. Masz j teraz codziennie bandaowa. I przez co najmniej dwa tygodnie nie forsuj jej. Nie chciaby zepsu mojej roboty, prawda? Chopiec pokrci gow. Unis rk i przesun palcem po bliznach. Darlen poklepa go po ramieniu. - Po dwch tygodniach zacznij ni ostronie porusza. - Podnis wzrok na rodzicw. Uraz nie bdzie trway. Rka odzyska pen sprawno, bdzie nawet zdolna utrzyma ojcowski rapier. - Pochyli si i pstrykn chopca w pier. - Ale dopiero jak doroniesz. 292

Chopak umiechn si szeroko. Darlen pomg mu zeskoczy z ka i z umiechem patrzy, jak dzieciak podbiega do rodzicw, ktrzy mocno go przytulili. Ojciec spojrza na Darlena byszczcymi oczami i ju otworzy usta, eby co powiedzie, ale Uzdrowiciel powstrzyma go, wskazujc na Indri. Indria skina na Rothena i Sone i wyprowadzia ich na korytarz. Kiedy ruszyli dalej, do uszu Rothena dobiegy podzikowania ojca dziecka. - Wyglda atwo, nie? - Indria mrugna do Sonei. - A w rzeczywistoci jest bardzo trudne. - Uzdrawianie jest najtrudniejsz z dyscyplin - wyjani Rothen. - Wymaga bardzo precyzyjnej kontroli i lat praktyki. - Dlatego wanie dla wielu nie jest atrakcyjne - prychna Indria. - S za leniwi. - Mam wielu nowicjuszy, ktrzy wcale nie s leniwi - odpar kwano Rothen. Twarz Indrii rozpromienia si szerokim umiechem. - Bo ty jeste wspaniaym nauczycielem, Rothenie. Nic dziwnego, e cigasz najpilniejszych studentw z caego Uniwersytetu. Rothen rozemia si. - Powinienem czciej odwiedza Uzdrowicieli. Wiecie, jak wpyn kojco na czowieka. - Ech - westchna. - Nie widujemy ci tu zbyt czsto. Zazwyczaj wtedy, gdy uskarasz si na niestrawno lub poparzenia od tych twoich gupich eksperymentw. - Nie mw tak - Rothen pooy sobie palec na ustach. - W najbliszym czasie zabieram Sone na wycieczk po Wydziale Alchemii. Indria obdarzya dziewczyn wspczujcym spojrzeniem. - Powodzenia. Mam nadziej, e nie zaniesz. Rothen wyprostowa si i wskaza na schody. - Kontynuujmy wycieczk, niewdziczna panno - rozkaza. - Ledwie rok od promocji, a ju ci si zdaje, e moesz stawia si starszym. - Tak jest, panie. - Szczerzc zby z rozbawienia, wykonaa teatralny ukon i poprowadzia ich w gb korytarza. Odsuwajc jeden z okiennikw w mieszkaniu Rothena, Sonea spogldaa przez szyb na wirujcy nieg i bezwiednie pocieraa do. Mimo e czucie powrcio ju kilka godzin wczeniej, pami znieczulenia bya wci bardzo mocna.

293

Spodziewaa si, e Rothen pokae jej Uzdrowicieli przy pracy, a moe nawet bdzie musiaa opiera si pragnieniu nauczenia si tej sztuki. Mimo zdecydowanego postanowienia pozostania obojtn, widok dziecka uleczonego na jej oczach obudzi w niej niepodane uczucia. Chocia ju wczeniej wiedziaa, e wykazuje zdolno do robienia takich rzeczy, dopiero teraz zrozumiaa, co naprawd mogaby osign. Oczywicie, byo to zamiarem Rothena. Westchna i zabbnia palcami po parapecie. Zgodnie z przewidywaniem mag usiowa skusi j do pozostania, pokazujc jej wszelkie cuda, jakie mogaby czyni, korzystajc ze swej magii. Chyba jednak nie spodziewa si, e poprzedniego dnia zrobi na niej wraenie popisami Wojownikw. Obserwowanie nowicjuszy ciskajcych w siebie magi na pewno nie zachcioby jej do wstpienia w szeregi Gildii. By moe chcia jej jedynie pokaza, e takie walki s nieszkodliwe. Obowizuj w nich surowe reguy, tote s to raczej gry ni bitwy. Kiedy si nad tym zastanowia, bez trudu zrozumiaa, dlaczego zareagowali tak, a nie inaczej, gdy zaatakowaa" ich na placu Pnocnym. Byli przyzwyczajeni do wewntrznych tarcz" i parowania ciosw". Widok tego, co magia potrafi zrobi z bezbronnym czowiekiem, musia by dla nich szokiem. Westchna ponownie. Nastpna bdzie wycieczka po Wydziale Alchemii. Wbrew wasnej woli poczua ukucie ciekawoci. Ze wszystkich dyscyplin alchemi rozumiaa najsabiej. Zmarszczya brwi na dwik pukania do gwnych drzwi. Tania powiedziaa im dobranoc kilka godzin temu, a Rothen dopiero co wyszed. Poczua nage przyspieszenie ttna, kiedy przez myl przebiego jej jedno imi. Fergun. Bdzie da odpowiedzi, a ona jeszcze si nie zdecydowaa. Niechtnie przesza przez pokj, w nadziei, e to jaki inny go. - Kto tam? - Fergun. Wpu mnie, Soneo. Wzia gboki oddech i nacisna klamk. Drzwi natychmiast uchyliy si do rodka, a ubrany na czerwono mag wsun si wdzicznym ruchem do pokoju i zamkn je za sob. - Jak ty je otwierasz? - spytaa, wpatrujc si w klamk. - Mylaam, e s magicznie zaryglowane. Fergun umiechn si.

294

- S, ale otwieraj si, gdy w tym samym czasie klamk naciska kto w rodku i na zewntrz. - Tak ma by? Potakn. - rodek ostronoci. Na wypadek, gdyby trzeba byo otworzy drzwi, a Rothena nie byo w pobliu. eby kady mg to zrobi, na przykad gdyby zaprszya ogie. Skrzywia si. - Mam nadziej, e to nie bdzie ju nigdy problemem. - Wskazaa mu fotel. - Usid, Fergunie. Gibkim ruchem przesun si we wskazanym kierunku i usiad. Kiedy zaja miejsce naprzeciwko, nachyli si ku niej. - I jak tam lekcje kontroli? - Niele... chyba. - Ha! Opowiedz mi, co dzi robia? Umiechna si aonie. - Musiaam podnie skrzyni z podogi. Nie byo to atwe. Fergun wcign gwatownie powietrze, wpatrujc si w ni szeroko otwartymi oczami, a Sonea poczua, e serce w niej zamiera na ten widok. - To nie s wiczenia kontroli, on ci pokazuje, jak uywa magii! A skoro to robi, to musiaa ju opanowa kontrol. Sonea poczua dreszcz podniecenia i nadziei. - Powiedzia, e wyprbowuje moj kontrol. Fergun pokrci gow. - Wszelka magia jest prb kontroli. Nie uczyby ci podnoszenia przedmiotw, gdyby nie posiada jej w wystarczajcym stopniu. Jeste gotowa, Soneo. Sonea rozpara si w fotelu i poczua, jak na jej usta wypeza umiech. Nareszcie! pomylaa. Bd moga wrci do domu! Tej myli towarzyszyo niespodziewane ukucie alu. Jeli odejdzie, nigdy ju nie zobaczy Rothena... - Czy potwierdzia si prawdziwo moich sw... e Rothen ukrywa przed tob pewne rzeczy? Spojrzaa mu w oczy i przytakna. - Wikszo. Administrator Lorlen wyjani mi, jak si sprawy maj z blokowaniem mocy. 295

Fergun wyglda na zaskoczonego. - Lorlen we wasnej osobie. Dobrze. - Powiedzia, e to nie jest nieprzyjemne, a potem nawet nie poczuj rnicy. - Jeli zadziaa jak naley. Magowie z Gildii nie musieli tego robi od wielu, wielu lat. Skrzywi si. - Ostatnim razem, kiedy to przeprowadzali, co im si pomieszao... ale nie musisz si tym martwi. Jeeli przyjmiesz moj pomoc, ryzyko nie bdzie potrzebne. Umiechn si. - To jak? Bdziemy wsppracowa? Zawahaa si. W jej gowie kbio si od wtpliwoci. Widzc jej wyraz twarzy, zapyta: - Czyby zatem postanowia zosta? - Nie. - Jeste wci niezdecydowana? - Nie jestem przekonana do twojego planu - przyznaa. - A w kadym razie do niektrych jego czci. - Ktrych konkretnie? Wzia gboki oddech. - Jeli zostan nowicjuszk, bd musiaa zoy przysig... z zamiarem jej zamania. Zmarszczy brwi. - I co z tego? - To e... nie czuj si z tym dobrze. Zmruy lekko oczy. - Przejmujesz si zamaniem przysigi? - Potrzsn gow. - Ja zamierzam dla ciebie zama prawo krlewskie, Soneo. Jakkolwiek jestem pewny, e uda nam si to zorganizowa tak, by wygldao na twoj ucieczk, istnieje moliwo, e mj udzia zostanie wykryty. A jednak chc podj dla ciebie to ryzyko. - Nachyli si ku niej. - Musisz zdecydowa, czy Krl ma prawo odebra ci twoj moc? Jeli nie ma, to co jest warta taka przysiga? Sonea skina powoli gow. Mia racj. Faren by si z nim zgodzi, nie mwic ju o Cerym. Domy od zbyt dawna trzymay moc tylko dla siebie - aby nastpnie uywa jej przeciwko biedakom podczas Czystek. Bylcy nie potpi jej za zamanie przysigi nowicjuszy. A to ich zdanie si liczy, nie zdanie Krla czy magw. Jeli powrci do slumsw z nienaruszon moc i sama nauczy si uywa magii, bdzie moga uczy te innych. Zaoy wasn, tajn Gildi. Bdzie to jednak oznaczao ponowne uzalenienie si od Farena, by ukrywa si przed magami. Czyli e nie bdzie moga wrci do rodziny. Ale rwnie, e w kocu zdoa uy swej mocy, by leczy ludzi - a to jest warte ryzyka. 296

Spojrzaa na siedzcego naprzeciwko maga. Czy Fergun rwnie chtnie by j wypuci, gdyby zna jej myli? Zastanowia si. Jeli zostanie jego podopieczn, on moe potrzebowa wej do jej umysu, aby j uczy. Moe wtedy odkry jej plan, a jeli konsekwencje udzielonej jej pomocy nie spodobaj mu si, moe zmieni decyzj. Caa ta jego propozycja uzaleniaa j od niego. A ona go nie znaa, nie widziaa nawet jego umysu. Gdyby tylko moga odej - uciec - bez jego pomocy. Poczua nagy dreszcz podniecenia. Przecie moe. Wanie opanowaa kontrol. Rothen nie wie, e si o tym dowiedziaa. Bdzie musia jej to w kocu wyjawi, a kiedy to zrobi, bdzie si obawia jej ucieczki. Ale jeszcze nie teraz. Teraz jest najlepszy moment. A co jeli okazja si nie nadarzy albo plan si nie powiedzie? Wtedy moe przyj ofert Ferguna. Na razie jednak musi go zwodzi. Popatrzya na maga, westchna i pokrcia gow. - Nie wiem. Nawet jeli twj plan si sprawdzi, bd miaa na gowie Gildi. - Nie zdoaj ci znale - zapewni j. - Nie bd potrafili ci zlokalizowa i w kocu dadz ci spokj. Nie tylko ty bya zmczona tym polowaniem, Soneo. Nie bd szuka w nieskoczono. - S pewne rzeczy, o ktrych nie wiesz - odpowiedziaa. - Jeli powrc do slumsw z magi, Zodzieje zadaj, ebym dla nich pracowaa. Nie chc by ich narzdziem. Umiechn si. - Bdziesz miaa magi, Soneo. Nie zmusz ci do robienia niczego, na co nie miaaby ochoty. Odwrcia wzrok i potrzsna gow. - Ja mam rodzin, Fergunie. Zodzieje by moe nie bd mogli skrzywdzi mnie, ale mog zrobi krzywd innym. Ja... - Chwycia twarz w donie, po czym spojrzaa na niego przepraszajco. - Potrzebuj jeszcze troch czasu do namysu. Umiech znik z jego twarzy. - Ile? Wzruszya ramionami. - Nie wiem. Kilka tygodni? - Nie mam tyle czasu - odpowiedzia, pochmurniejc. - Ty nie masz tyle czasu. Zmarszczya brwi. - Dlaczego?

297

Podnis si gwatownie, wycign z fadw szaty jaki przedmiot i rzuci go na st przed ni. Stumia okrzyk, gdy rozpoznaa sztylet. Ile razy widziaa to ostrze, czyszczone i pielgnowane z pen mioci trosk? Pamitaa, cho jak przez mg, ten dzie przed wielu laty, kiedy zosta wyryty na nim kolawy wizerunek dobrze znanego gryzonia. - Widz, e znasz t bro. - Fergun sta teraz nad ni z byszczcymi oczami. - Trzymam jej waciciela pod kluczem w maej ciemnej klitce, o ktrej istnieniu nikt nie wie. - Jego usta wykrzywiy si w paskudnym umiechu. - I dobrze, e nie wiedz, bo chyba by si zaniepokoili, gdyby si dowiedzieli, jak te gryzonie potrafi urosn. - Przykucn i pooy donie na oparciach fotela Sonei, ktra przeraona cofna si pod jego zowrogim spojrzeniem. - Zrobisz, co ci ka, a uwolni twojego przyjaciela. Sprawisz mi najmniejszy kopot, to pozostawi go tam na wieki. - Zmruy oczy. - Rozumiesz? Oszoomiona, niezdolna do wydania jakiegokolwiek dwiku, Sonea przytakna. - Posuchaj dokadnie - powiedzia. - Powiem ci, co masz robi. Przede wszystkim powiesz Rothenowi, e zdecydowaa si pozosta. Kiedy to zrobisz, on ogosi, e opanowaa kontrol, eby przyj ci do Gildii, zanim zmienisz zdanie. Za tydzie odbdzie si Posiedzenie, a po nim nastpi Przesuchanie w sprawie opieki nad tob. Na tym Przesuchaniu oznajmisz, e podczas Czystki dostrzegem ci jako pierwszy, przed Rothenem. Powiesz im, e patrzyem na ciebie po tym, jak kamie przebi si przez barier, a zanim uderzy. Kiedy im to powiesz, starsi magowie nie bd mieli wyboru - opieka nad tob bdzie naleaa do mnie. Wstpisz do Gildii, ale zapewniam ci, e nie na dugo. Kiedy wykonasz dla mnie pewne zadanie, odel ci tam, gdzie twoje miejsce. Dostaniesz to, czego pragniesz, i ja te. Nie masz nic do stracenia, pomagajc mi, ale... - podnis sztylet i przesun palcem po ostrzu - moesz straci przyjaciela, jeli odmwisz. Nie spuszczajc z niej wzroku, wsun sztylet z powrotem w fady szaty. - Nie pozwl, eby Rothen si o tym dowiedzia. Nikt oprcz mnie nie wie, gdzie schowa si may Ceryni, a jeli ja nie zanios mu jedzenia, on moe bardzo, ale to bardzo zgodnie. Wsta, z gracj przepyn ku drzwiom i uchyli je, po czym spojrza za siebie z szyderstwem w oczach. Serce Sonei zamaro, kiedy uprzytomnia sobie, gdzie wczeniej widziaa t twarz: to by ten mag, ktrego uderzya podczas Czystki!

298

- Zakadam, e jutro Rothen odtrbi swj sukces. Do zobaczenia wkrtce. - Przecisn si przez puchylone drzwi i zamkn je za sob. Sonea wsuchiwaa si w gasnce echo jego krokw, po czym ukrya twarz w doniach. Magowie. Wysyczaa przeklestwo. Nigdy, przenigdy ju im nie zaufam. A nastpnie przypomnia si jej Rothen i jej gniew nieco opad. Mimo e zwodzi j, jakoby nie opanowaa jeszcze kontroli, bya przekonana, e robi to w dobrych intencjach. Zapewne opnia decyzj, by da jej troch wicej czasu do namysu nad tym, czy naprawd chce odej. Jeli tak wanie byo, nie zrobi nic, czego ona by nie zrobia na jego miejscu - i miaa pewno, e pomgby jej, gdyby tylko poprosia. Ale nie moga go poprosi. Poczua, e ogarnia j rozpaczliwa bezsilno. Jeli nie postpi tak, jak nakaza jej Fergun, Cery umrze. Zwina si w kbek w fotelu i obja ramionami. Och, Cery, pomylaa, gdzie jeste? Przecie prosiam ci, eby nie da si zapa. Westchna. Dlaczego Fergun to robi? Wzdrygna si, gdy przypomnia jej si pierwszy raz, kiedy zobaczya jego szydercz min. Zemsta. Prosta, prostacka zemsta za upokorzenie, jakiego dozna, kiedy zbuntowany bylec pozbawi go przytomnoci. Musia si wciec, gdy dowiedzia si, e zamiast j ukara, zaproponowano jej wstpienie do Gildii. Ale czemu si tym przejmuje, skoro ona nie chce tu zosta? Zastanowia si nad jego sowami. Kiedy wykonasz dla mnie pewne zadanie, odel ci tam, gdzie twoje miejsce. Zosta przyjt do Gildii, a nastpnie odesan... On si postara, eby spotkaa j kara za uderzenie go. Postara si o to, eby nigdy nie moga zmieni zdania i powrci do Gildii.

299

ROZDZIA 26 POCZTEK OSZUSTWA W przestrzeni midzy dwiema domi - jedn du i star, drug drobn i spracowan dwie iskierki wiata taczyy niczym malekie owady. wiateka okray si wzajemnie, umykay i wnosiy si w skomplikowanym tacu. Niebieska iskra skoczya nagle ku tej, ta za w odpowiedzi przemienia si w wietlny piercie. Kiedy niebieski pomyk przeskoczy przez rodek tego okrgu, Rothen wybuchn miechem. - Dosy! - zawoa. Iskierki zamigotay i zgasy, koczc taniec otaczajcych ich cieni. Rozgldajc si po spowitym mrokiem pokoju, Rothen ze zdziwieniem zauway, jak jest ju pno. Uy swojej woli, by stworzy kul wietln i zamkn okienniki - Szybko si uczysz - zwrci si do Sonei. - Coraz lepiej radzisz sobie z kontrolowaniem mocy. - Opanowaam kontrol kilka dni temu - odpara. - Nie powiedziae mi o tym. Zaskoczony Rothen odwrci si do niej. Odpowiedziaa niewzruszonym spojrzeniem. W jej gosie nie byo cienia wtpliwoci. W jaki sposb udao jej si samej do tego doj. Rozpar si w fotelu, by rozway sytuacj. Jeli zaprzeczy, ona tylko bardziej si na niego rozzoci, kiedy dowie si prawdy. Lepiej bdzie wyjani powody tego przecigania nauki. Co oznacza, e jego czas si skurczy. Nie ma powodu, eby j tu duej trzyma. Jutro albo pojutrze Sonea odejdzie. Rothen mgby poprosi Lorlena o opnienie zwizania, ale wiedzia ju, e nie zdoa zmieni jej decyzji w cigu kilku krtkich dni. Przytakn. - Kilka dni temu zauwayem, e osigna poziom, na ktrym uznabym kontrol nowicjusza za wystarczajc. Uwaaem jednak, e w twoim przypadku szczeglnie istotne jest przetestowanie jej, jako e nie bdziesz moga spodziewa si pomocy, gdyby cokolwiek poszo nie tak, jak naley. Zamiast ulgi dostrzeg w jej wzroku przeraenie. - Nie sdz, eby cokolwiek miao pj nie jak naley - uspokoi j. - Twoja kontrola jest... - Ja zostaj - przerwaa mu. Wpatrywa si w ni bez sw, ktre z zaskoczenia uwizy mu w gardle. - Zostajesz? - zawoa. - Zmienia zdanie? 300

Przytakna. Skoczy na rwne nogi. - To wspaniale! Sonea patrzya na niego szeroko otwartymi oczami. Mia ochot poderwa j z fotela i mocno ucisn, ale ba si, e tylko j wystraszy. Podszed wic zamiast tego do szafki znajdujcej si w gbi pokoju. - Musimy to uczci! - oznajmi. Wycign butelk wina pachi i kieliszki i przynis to wszystko do stolika. Przygldaa si w milczeniu, bez ruchu, jak odkorkowywa butelk i nalewa zocisty napj do kieliszkw. Drc rk wzia od niego kieliszek. Rothena nieco to otrzewio - uwiadomi sobie, e ona zapewne czuje si tym wszystkim przytoczona, a moe i przeraona. - Co sprawio, e zmienia zdanie? - spyta, gdy ju usiad z powrotem. Zagryza lekko warg, po czym odwrcia wzrok. - Chc uratowa komu ycie. - Ach! - Umiechn si. - A zatem to Uzdrowiciele zrobili na tobie najwiksze wraenie. - Tak - odrzeka. Pocigna yk napoju i jej twarz rozpromienia si z zachwytu. - Wino pachi! - Pia je ju kiedy? Umiechna si. - Pewien Zodziej da mi kiedy butelk... - Nigdy nie opowiadaa mi o Zodziejach. Nie chciaem pyta, eby nie pomylaa, e usiuj wycign z ciebie informacje. - Ja sama niewiele o nich wiem - odpara, wzruszajc ramionami. - Wikszo czasu spdzaam samotnie. - O ile si zorientowaem, w zamian za opiek dali od ciebie magii? Potakna. - Ale nigdy nie dostali tego, czego pragnli. - Na jej czole pojawia si zmarszczka. Zastanawiam si... czy on uzna, e ami nasz umow, zostajc tutaj? - On nie zdoa ci pomc - zauway Rothen. - Dlaczego wic ty miaaby dotrzymywa swojej strony zobowizania? - Ukrywanie mnie kosztowao go mnstwo wysiku i przysug. Rothen pokrci gow. - Nie przejmuj si. Zwaszcza Zodziejami. To od nich dowiedzielimy si, gdzie ci znale. 301

Sonea wytrzeszczya na niego oczy. - Zdradzili mnie? - szepna. Rothen zaspi si, zaniepokojony jej gniewem. - Na to wyglda. Nie sdz zreszt, eby byo to ich zamiarem, po prostu zorientowali si, e twoja moc staje si niebezpieczna. Utkwia wzrok w kieliszku i przez chwil rozpamitywaa to wszystko w ponurym milczeniu. - Co teraz bdzie? - spytaa nagle. Rothen zawaha si z odpowiedzi, zdajc sobie spraw, e bdzie musia wyjani jej kwesti da dotyczcych opieki. Myl o tym, e mogaby znale si w rkach maga, ktrego nie znaa i ktremu nie ufaa, moe wystarczy, by ponownie zmienia decyzj, ale on musi ostrzec j przed tak ewentualnoci. - Zanim zostaniesz zaprzysiona jako nowicjuszka, trzeba rozstrzygn kilka kwestii zacz. - Musisz umie dobrze czyta i pisa, a take nauczy si podstaw rachunkw. Bdziesz te musiaa pozna przepisy i obyczaje Gildii. Ale przede wszystkim trzeba zaatwi spraw opieki nad tob. - Opieki? - Skulia si w fotelu. - Mwie, e tylko najbardziej utalentowani nowicjusze maj mentorw. Rothen potakn. - Od samego pocztku wiedziaem, e ty akurat bdziesz potrzebowaa wsparcia mentora. Bdziesz jedyn nowicjuszk spoza Domw, w zwizku z tym pewne rzeczy mog nie by dla ciebie oczywiste. Opieka mentora moe tu by bardzo pomocna, tote zgosiem ch zostania nim. Nie jestem jednak jedynym magiem, ktry pragnie tego zaszczytu. Jest jeszcze jeden, znacznie ode mnie modszy, imieniem Fergun. Kiedy dwaj magowie domagaj si przyznania im opieki nad nowicjuszem, Gildia musi zwoa Przesuchanie, by zdecydowa, komu powierzy te obowizki. Przepisy mwi, e jeli wicej ni jeden mag chce zosta mentorem nowicjusza, funkcja ta przypada temu, ktry jako pierwszy rozpozna magiczne zdolnoci studenta, a zatem zazwyczaj decyzja jest prosta. - Skrzywi si. - Jednak nie w tym przypadku. Nie odkrylimy twojego talentu za pomoc zwyczajnych testw. Cz magw uwaa, e poniewa to ja pierwszy ci zauwayem, rwnie ja pierwszy rozpoznaem twj talent. Inni jednak s zdania, e to Fergun, ktrego uderzy twj kamie, by pierwszy, bo jako pierwszy

302

dozna dziaania twojej mocy. - Rothen zamia si ponuro. - Spr w tej sprawie toczy si od miesicy. Przerwa, by wypi kolejny yk wina. - Przesuchanie odbdzie si po najbliszym Posiedzeniu Gildii, czyli za tydzie. Potem bdziesz kontynuowa lekcje albo ze mn, albo z Fergunem. Sonea zamylia si. - Nowicjusz nie ma nic do powiedzenia w kwestii wyboru mentora? Pokrci gow. - Nie. - W takim razie moe powinnam spotka si z tym Fergunem - powiedziaa powoli. Chciaabym go pozna. Rothen rzuci jej uwane spojrzenie, zaskoczony spokojem, z jakim przyja te wiadomoci. Powinienem si cieszy, powtarza sobie, ale nie by w stanie otrzsn si z rozczarowania. Duo lepiej czuby si, gdyby protestowaa na sam myl, e mogaby zosta pozbawiona jego opieki i towarzystwa. - Umwi ci z nim, jeli tego sobie yczysz - powiedzia. - On bardzo chce si z tob spotka. Podobnie jak wielu innych magw. Ale zanim to nastpi, naucz ci niektrych praw i obyczajw. Podniosa wzrok; w jej oczach dostrzeg bysk ciekawoci. Czujc ulg na ten widok, Rothen westchn. - Zacznijmy od tego, e naley si kania. Na jej twarzy pojawi si niesmak. Rothen odchrzkn wspczujco. - Tak, kania. Wszyscy nie-magowie, nie liczc oczywicie rodziny krlewskiej, powinni kania si magom. Sonea skrzywia si. - Dlaczego? - To wyraz szacunku. - Wzruszy ramionami. - Moe si to wydawa gupie, ale s wrd nas tacy, ktrzy czuj si uraeni, jeli si im nie kania. Zerkna na niego spod przymruonych powiek. - Ty te do nich naleysz? - Zasadniczo nie - odpowiedzia. - Ale zdarzaj si takie sytuacje, w ktrych zapomnienie o ukonie jest celowym afrontem. Spojrzaa na niego podejrzliwie. - Oczekujesz, e od teraz bd ci si kania? 303

- I tak, i nie. Nie wymagam tego w sytuacjach prywatnych, ale poza tym mieszkaniem powinna zacz to robi, chociaby po to, eby si przyzwyczai. Powinna rwnie nauczy si uywa tytuw. Do magw naley si zwraca Mistrzu lub Mistrzyni, z wyjtkiem Rektora, Administratora i Wielkiego Mistrza, ktrzy nosz oddzielne tytuy. Rothen umiechn si, widzc min Sonei. - Spodziewaem si, e ci si to nie spodoba. Moe i wychowaa si w najniszej warstwie spoecznej, ale jeste dumna jak krlowa. - Nachyli si do niej. - Pewnego dnia wszyscy bd si kania tobie, Soneo. Z tym zapewne bdzie ci jeszcze trudniej si pogodzi. Zmarszczya czoo, signa po kieliszek i wychylia go duszkiem. - Dobrze - cign Rothen - musimy jeszcze zaj si regulaminem Gildii. Masz. - Nala jej kolejny kieliszek wina. - Zobaczymy, moe okae si strawniejszy. Rothen wyszed zaraz po kolacji, zapewne po to, eby podzieli si z innymi nowin. Kiedy Tania zabraa si do sprztania ze stou, Sonea podesza do okna. Przez chwil wpatrywaa si w okienniki i po raz pierwszy uwiadomia sobie, e ozdabiajcy go skomplikowany wzr tworz malekie symbole Gildii. Ciotka miaa stare, troch podarte papierowe okienniki w sprchniaej ramie. Nie pasoway do okna ich pokoju w gocicu, ale Jonna i tak opieraa je o szyby. Kiedy soce przewiecao przez papier, nietrudno byo przesta zauwaa ich wady. To wspomnienie zamiast zwykej fali tsknoty za domem wywoao w niej nagy skurcz alu. Rozejrzaa si z westchnieniem po otaczajcych j eleganckich meblach, ksikach i obrazach. Bdzie tskni za tymi wygodami i za jedzeniem, ale z tym zdya ju si pogodzi. Najtrudniejsze bdzie rozstanie z Rothenem. Polubia jego towarzystwo: rozmowy, lekcje i mentalne konwersacje. I tak zamierzaam odej, przypomniaa sobie po raz setny. Nie przychodzio mi tylko do gowy, ile zyskaam dziki pobytowi tutaj. Pewno, e zostanie wygnana z Gildii, uwiadomia jej, co straci. Udawanie, e chce zosta, stao si nagle dziecinnie proste. Dobrze, e Fergun o tym nie wie, pomylaa. Uczynioby to jego zemst zbyt sodk. Fergun sporo ryzykuje, eby odpaci jej za doznane upokorzenie. Musi by wcieky albo cakowicie pewny, e ujdzie mu to na sucho. Tak czy siak, woy sporo wysiku w zamknicie jej dostpu do Gildii. - Pani? Sonea odwrcia si na dwik gosu Tani. Suca umiechaa si do niej. 304

- Chciaam ci tylko powiedzie, e bardzo si ciesz, e tu zostaniesz - rzeka. - Byoby szkoda, gdyby odesza. Sonea poczua, e si rumieni. - Dzikuj, Taniu. Dziewczyna zaoya rce na piersi. - Wygldasz tak, jakby bya pena wtpliwoci. A przecie postpujesz susznie. Gildia nigdy nie przyjmuje ludzi z nizin. Niech zobacz, e potrafisz zrobi wszystko to, co oni, i rwnie dobrze jak oni. Sonea poczua zimny dreszcz. Tu nie chodzi tylko o zemst! Gildia wcale nie musiaa jej zaprasza. Mogli zablokowa jej moc i odesa do slumsw, ale tego nie zrobili. Po raz pierwszy od stuleci magowie postanowili uczy kogo spoza Domw. Usyszaa w mylach echo sw Ferguna. Kiedy wykonasz dla mnie pewne zadanie, odel ci tam, gdzie twoje miejsce". Tam gdzie jej miejsce? Wyczuwaa w jego gosie pogard, ale nie rozumiaa jej znaczenia. Fergunowi nie chodzio tylko o to, eby ona nie dostaa si do Gildii. Chcia zyska pewno, e aden bylec nigdy wicej nie dostanie takiej szansy. Jakiekolwiek byo to zaplanowane dla niej zadanie", miao pokaza, e bylcom nie mona ufa. Tak eby Gildii nigdy wicej nie przyszo do gowy zaprasza ich w swoje szeregi. Chwycia si mocniej parapetu, czujc, jak serce przyspiesza jej ze zoci. Oni otwieraj podwoje przede mn, przed bylcem, a ja mam odej, jakby to nic nie znaczyo! Ogarno j dobrze znane uczucie bezsilnoci. Nie moe zosta. Od jej odejcia zaley ycie Cery'ego. - Pani? Sonea zamrugaa, patrzc na Tanie. Suca dotkna lekko doni jej ramienia. - Dasz sobie rad, pani - powiedziaa pocieszajco. - Rothen twierdzi, e jeste silna i uczysz si szybko. - Tak mwi? - Oczywicie. - Tania odwrcia si i podniosa swj koszyk peen naczy. - Do zobaczenia rano. Nie martw si, pani. Wszystko bdzie dobrze. Sonea umiechna si niemrawo. - Dzikuj, Taniu. Suca odpowiedziaa umiechem. - Dobranoc. 305

- Dobranoc. Pokojwka wymkna si przez drzwi, pozostawiajc j sam. Sonea westchna i wyjrzaa przez okno. Na dworze znw pada nieg, biae patki taczyy w ciemnoci. Gdzie jeste, Cery? Zamylia si na wspomnienie sztyletu, ktry pokaza jej Fergun. By moe po prostu go znalaz... moe wcale nie trzyma Cery'ego w celi... ? Odesza od okna i opada na fotel. Miaa na gowie tyle rzeczy: Ceryego, Ferguna, Przesuchanie, opiek. Pomimo zapewnie Tani czua, e nie bdzie dobrze spa przez kilka nastpnych tygodni. W kady trzydzie Dannyl jada kolacj u Yaldina i jego ony. Ezrille wprowadzia ten zwyczaj kilka lat temu, zaniepokojona, e skoro Dannyl nie znalaz sobie jeszcze ony, bdzie czu si samotnie bez towarzystwa na wieczr. Oddajc pusty talerz sucej Yaldina, Dannyl westchn z ukontentowaniem. Powtpiewa wprawdzie w przewidywane przez Ezrille zagroenie melancholi, ale ceni sobie towarzystwo przy kolacji. - Syszaem o tobie plotki, Dannylu - oznajmi Yaldin. Dannyl zachmurzy si: cae jego zadowolenie wyparowao. Chyba tym razem nie chodzi o Ferguna. - A jakie to plotki? - Administrator jest pono tak zadowolony z twoich negocjacji ze Zodziejami, e rozwaa przyznanie ci funkcji ambasadora. Dannyl wyprostowa si i spojrza na starszego maga. - Naprawd? Yaldin potakn. - Co o tym mylisz? Cignie ci do podrowania? - No... - Dannyl pokrci gow. - Nigdy si nad tym nie zastanawiaem. Ja? Ambasadorem? - Owszem. - Yaldin zamia si. - Nie jeste ju tak mody i beztroski jak dawniej. - Dziki - odpar kwano Dannyl. - Zrobioby ci to dobrze - wtrcia si Ezrille, z umiechem wytykajc go palcem. - Moe nawet wrciby z on. Dannyl posa jej miadce spojrzenie. - Nie zaczynajmy tej dyskusji na nowo, Ezrille. Wzruszya ramionami. 306

- No c, skoro w Kyralii najwyraniej nie ma kobiety, ktra byaby dostatecznie dobra dla... - Ezrille - przerwa jej stanowczo Dannyl. - Ostatnia moda dama, z ktr miaem przyjemno, dgna mnie noem. Wiesz dobrze, e jestem przeklty, jeli chodzi o kobiety. - To niepowane. Usiowae przecie j zapa, a nie poderwa. A skoro ju o niej mowa: jak miewa si Sonea? - Rothen twierdzi, e radzi sobie wietnie z lekcjami, ale nadal chce odej. No i zaprzyjania si z Tani. - Obawiam si, e ona bdzie lepiej si dogadywa ze sub ni z nami - zatroska si Yaldin. - W przeciwiestwie do nas, oni nie s wiele wyej od niej urodzeni. Dannyl skrzywi si. Kiedy nie widziaby nic niestosownego w tej uwadze - nawet by si z ni zgodzi - ale po rozmowach z Sone wydaa si mu nie na miejscu, wrcz obraliwa. - Rothenowi nie spodobayby si twoje sowa. - Nie - przyzna Yaldin. - Ale on jest raczej odosobniony w swoich pogldach. Reszta Gildii uwaa, e pochodzenie i pozycja s bardzo wane. - Co si teraz mwi? Yaldin wzruszy ramionami. - Dysputy wyszy poza niewinne zakady w kwestii opieki. Wielu ludzi podwaa decyzj o zaproszeniu do Gildii kogo o tak nieciekawym pochodzeniu. - Znowu? A jakie tym razem podaj powody? - Czy ona bdzie w stanie uszanowa przysig? - odpar Yaldin. - Czy nie wywrze zego wpywu na nowicjuszy. - Nachyli si do Dannyla. - Ty j poznae. Co o niej sdzisz? Dannyl wzruszy ramionami i wytar palce w serwetk. - Jestem ostatni osob, ktr powiniene o to pyta. Ona dgna mnie noem, zapomniae? - Nigdy nie dasz nam o tym zapomnie - odparowaa Ezrille. - Daj spokj, na pewno wiesz co wicej. - Ma okropn wymow, ale nie a tak z, jak si tego spodziewaem. Kompletnie brakuje jej manier, do ktrych przywyklimy. adnych ukonw, adnych tytuw... - Rothen nauczy j tego we waciwym czasie - powiedziaa Ezrille. Yaldin parskn cicho. - Dobrze by byo, gdyby zdy przed Przesuchaniem. - Oboje zapominacie, e ona nie chce zosta. Po co wic zawraca sobie gow nauk etykiety? 307

- Moe dla nas wszystkich bdzie lepiej, jeli ona odejdzie. Ezrille rzucia mowi pene nagany spojrzenie. - Yaldin - powiedziaa ostro - naprawd odesaby t dziewczyn do slumsw po tym, jak napatrzya si tu na bogactwo? To byoby okruciestwo. Starszy mag wzruszy ramionami. - Oczywicie, e nie, ale ona chce odej i tak bdzie lepiej dla wszystkich. Zacznijmy od tego, e obejdzie si bez Przesucha, no i skoczy si caa ta awantura o przyjmowanie ludzi spoza Domw. - To i tak jest czcza gadanina - wtrci si Dannyl. - Wszyscy wiemy, e Krl chciaby, eby ona pozostaa pod nasz kontrol. - W takim razie nie bdzie szczliwy, gdy si dowie, e ona upara si odej. - Nie - zgodzi si Dannyl. - Ale nawet on nie moe jej zmusi do zoenia przysigi. Yaldin zachmurzy si, po czym spojrza ku drzwiom, do ktrych wanie kto zapuka. Nastpnie machn leniwie rk i drzwi si otwary. Do salonu wszed rozpromieniony Rothen. - Sonea zostaje! - To rozwizuje spraw - powiedziaa Ezrille. Yaldin przytakn. - Nie do koca, Ezrille. Przed nami jeszcze Przesuchanie. - Przesuchanie? - Rothen machn lekcewaco rk. - Zostawmy to na pniej. Na razie chc to uczci.

308

ROZDZIA 27 W LOCHACH UNIWERSYTETU Sonea zwina si w fotelu i rozmylaa nad minionym dniem. Rankiem Administrator Lorlen odwiedzi j, by zapyta oficjalnie o jej decyzj i wytumaczy raz jeszcze kwestie zwizane z opiek i Przesuchaniem. Poczua ukucie winy na widok jego autentycznej radoci na wie o decyzji, ktr podja - i to uczucie wzrastao wraz z upywem godzin. Zjawili si te inni gocie: najpierw Dannyl, po nim powana i oniemielajca Arcymistrzyni Uzdrowicieli, a take dwoje starszych przyjaci Rothena. Za kadym razem, kiedy syszaa pukanie do drzwi, w napiciu spodziewaa si Ferguna, ale Wojownik nie przychodzi. Zakadajc, e nie przyjdzie, dopki ona nie zostanie sama, poczua niemal ulg, gdy Rothen wyszed po kolacji, mwic, e wrci pno, wic Sonea moe i spa, nie czekajc na niego. - Mog zosta i z tob porozmawia - zaproponowaa Tania. Sonea umiechna si z wdzicznoci. - Dzikuj, Taniu, ale chyba chciaabym poby dzi wieczorem troch sama. Suca skina gow. - Rozumiem. - Odwrcia si z powrotem do stou i zatrzymaa w p ruchu na dwik stukania do drzwi. - Czy mam otworzy, pani? Sonea potakna. Wzia gboki oddech i patrzya, jak pokojwka uchyla drzwi. - Czy zastaem pani Sone? Na dwik tego gosu Sonea poczua, e odek podchodzi jej do garda. - Tak, Mistrzu Fergunie - odrzeka Tania, rzucajc Sonei zaniepokojone spojrzenie. Zapytam, czy zechce si z tob spotka. - Wpu go, Taniu. - Mimo tukcego si szaleczo w jej piersi serca, Sonea zdoaa zachowa spokj. Suca odsuna si od drzwi, wpuszczajc do rodka ubranego na czerwono maga, ktry kaniajc si nieznacznie Sonei, pooy do na piersi. - Jestem Fergun. Mam nadziej, e Mistrz Rothen opowiedzia ci o mnie. Fergun rzuci okiem na Tani, po czym skierowa wzrok z powrotem ku Sonei. Sonea przytakna. - Owszem - odpowiedziaa. - Wspomina. Usid, prosz. 309

- Dzikuj. - Penym gracji ruchem opad na fotel. - Odelij sug. Sonea przekna lin i podniosa wzrok na pokojwk. - Czy masz co jeszcze do zrobienia, Taniu? Dziewczyna spojrzaa na st i pokrcia gow. - Nie, pani. Wrc pniej pozbiera naczynia. - Ukonia si i wymkna z pokoju. Kiedy tylko zamkny si za ni drzwi, z twarzy Ferguna opada maska uprzejmoci. - Dopiero dzi rano zostaem poinformowany, e Rothen ogosi koniec twojej nauki. Zajo ci to troch czasu. - Musiaam powiedzie mu we waciwej chwili - odparowaa. - Inaczej mgby nabra podejrze. Fergun wbi w ni wzrok, po czym machn lekcewaco rk. - Najwaniejsze, e ju si stao. Powtrzmy zatem instrukcje, by upewni si, e zrozumiaa. No, ju. Kiwa gow, kiedy recytowaa, co kaza jej zrobi. - Doskonale. Masz jakie pytania? - Owszem - odpowiedziaa. - Skd mam mie pewno, e naprawd przetrzymujesz Ceryego? Widziaam jedynie sztylet. Umiechn si zowrogo. - Bdziesz musiaa mi zaufa. - Zaufa tobie? - Parskna gono i zmusia si do wytrzymania jego spojrzenia. - Chc si z nim zobaczy. Jeli si nie zgodzisz, mog zapragn upewni si u Administratora Lorlena, czy szanta nie jest przypadkiem wykroczeniem przeciwko regulaminowi Gildii. Usta Ferguna wykrzywi szyderczy grymas. - Nie jeste w najlepszej sytuacji do wysuwania takich grb. - Doprawdy? - Wstaa, podesza do duego stou i nalaa sobie szklank wody. Rce si jej trzsy, bya wic zadowolona, e stoi tyem do niego. - Wiem wszystko o tego rodzaju szantau. Czyby zapomnia, e mieszkaam u Zodziei? Musisz mnie przekona, e moesz speni grob. Widziaam jedynie sztylet. Skd mam mie pewno, e uwizie jego waciciela? Odwrcia si, eby spojrze mu prosto w oczy, i z zadowoleniem stwierdzia, e straci nieco ze swej buty. Zacisn pici, a nastpnie skin powoli gow. - Doskonale - powiedzia, wstajc. - Zabior ci do niego. Poczua dreszcz triumfu, ktry jednak min do szybko Fergun nie zgodziby si tak atwo, gdyby rzeczywicie nie trzyma Cery'ego pod kluczem. Wiedziaa rwnie, e gdy 310

stawk jest czyje ycie, najtrudniej jest powstrzyma porywacza przed zabiciem jeca, gdy tylko speni si jego dania. Fergun podszed do drzwi, otworzy je i przepuci Sone przodem. Kiedy znalaza si na korytarzu, dwaj magowie zatrzymali si zaniepokojeni, ale rozlunili si na widok wyaniajcego si z mieszkania Ferguna. - Czy Rothen opowiada ci o zabudowaniach Gildii? - spyta lekkim tonem Fergun, gdy ruszyli w kierunku schodw. - Owszem - odpara. - Wzniesiono je okoo czterystu lat temu - zacz, nie zwracajc uwagi na jej odpowied. - Gildia rozrosa si tak bardzo... Nareszcie koniec tygodnia! - pomyla radonie Dannyl, wychodzc z sali wykadowej. Moliwo, e Sonea wstpi do Gildii, najwyraniej nie przesza przez myl niektrym nowicjuszom. Przez cay dzie gadali tylko o tym, a w kocu Dannyl by zmuszony zatrzyma dwch z nich po godzinach w ramach kary za to, e zbyt rozpraszali pozostaych. Z westchnieniem ulgi zebra ksiki, papier i pirnik, po czym ruszy korytarzem Uniwersytetu. Kiedy znalaz si na szczycie schodw, zamar, nie wierzc wasnym oczom. Przez gwn bram weszli wanie Fergun i Sonea. Wojownik rozejrza si ostronie po korytarzu, a nastpnie sprawdzi schody po drugiej stronie holu. Dannyl cofn si w cie i nasuchiwa dochodzcego z dou echa krokw, ktre ucichy, gdy tamci dwoje zagbili si w korytarz na parterze. Starajc si nie robi najmniejszego haasu, Dannyl powoli zszed ze schodw. Przemierzy hol w kierunku wejcia do dolnego korytarza i wyjrza za rg. Fergun i Sonea byli kilka krokw przed nim; szli szybko. Chwil pniej skrcili w boczn odnog. Z bijcym mocno sercem Dannyl ruszy za nimi. Dochodzc do rogu, za ktrym zniknli, zwolni kroku i uwiadomi sobie, e tu wanie widzia Ferguna kilka dni temu. Zaryzykowa zerknicie za rg. Korytarzyk by pusty. Dannyl ruszy przed siebie, nasuchujc uwanie. Ledwie syszalny gos Ferguna poprowadzi go ku przejciu wiodcemu do podziemi Uniwersytetu. Dannyl przecisn si przez uchylone drzwi i pody za echem gosu przez kilka kolejnych odng po czym zatrzyma si w ciszy. Brak gosw sprawi, e przeszy go dreszcz. Czyby Fergun zorientowa si, e jest ledzony? Czy teraz czeka na swojego adwersarza?

311

Po dojciu do kolejnego zakrtu korytarza Dannyl wymamrota przeklestwo. Nie majc gosu Ferguna za przewodnika, nie wiedzia, czy zaraz na niego nie wpadnie. Wyjrza wic jak najostroniej za rg i odetchn z ulg. Korytarz przed nim by pusty. Ruszy przed siebie, ale zwolni po kilku krokach: znalaz si w lepym zauku. Technicznie rzecz biorc, nie by to lepy zauek, poniewa w gmachu Uniwersytetu nie byo takich miejsc. Jedne z bocznych drzwi prowadziy do przejcia, ktrym doszoby si w kocu do gwnego korytarza. Niemniej gdyby Fergun wszed w ktre drzwi, Dannyl musiaby to usysze. Fergun nie dba o zachowanie ciszy. Mg zacz, jeli podejrzewa, e jest ledzony. Dannyl chwyci za klamk drzwi wiodcych do najbliszego bocznego przejcia i nacisn j. Zawiasy zgrzytny tak gono, jakby drzwi chciay go upewni, e musiaby usysze, gdyby Fergun je wczeniej otwiera. Mag zajrza do rodka i przekona si, e korytarzyk jest pusty. Co wicej, gwny korytarz rwnie by pusty. Zdumiony Dannyl cofn si i sprbowa z innymi drzwiami, ale nigdzie nie dostrzeg Ferguna ani Sonei. Krcc powtpiewajco gow, w ktrej kbio si od pyta, wrci do holu i opuci gmach Uniwersytetu. Dlaczego Fergun wyprowadzi Sone z mieszkania Rothena? Dlaczego zaprowadzi j w opuszczone korytarze w samym sercu Uniwersytetu? No i jakim cudem oboje znikli? - Rothen? - Dannyl. - Gdzie jeste? - W sali wieczornej. Dannyl skrzywi si. A zatem Fergun poczeka ze swoj wizyt do momentu, a Rothen wyszed. Typowe. - Zaczekaj tam. Zaraz do ciebie przyjd. Otulony w koc Cery wsuchiwa si we wasne szczkanie zbami. Temperatura w jego wizieniu spada w cigu ostatnich kilku dni i teraz byo tak zimno, e zamarzaa wilgo na cianach. Gdzie wysoko nad jego gow zima chwytaa miasto coraz silniej w swoje objcia. Mag z kadym posikiem przynosi teraz rwnie wiec, ale jej wiata i ciepa starczao raptem na kilka godzin. Kiedy na powrt zapadaa ciemno, Cery spa albo przechadza si po lochu dla rozgrzewki, liczc przy tym kroki, by unikn wpadania na ciany. Do piersi przyciska bukak z wod, chronic j przed zamarzniciem. 312

Do jego uszu dobieg cichy dwik, wic zatrzyma si, pewny, e sysza inne kroki oprcz swoich. Ale wok panowaa absolutna cisza. Westchn i ruszy dalej w kko. W mylach powtarza niekoczce si scenariusze rozmw ze swoim przeladowc. Po nieudanej prbie zabicia maga Cery spdzi niezliczone godziny, rozwaajc swoj sytuacj. Ucieczka z celi bya niemoliwa, dla Ferguna nie stanowi te adnego zagroenia, a zatem jego los by cakowicie w rkach maga. Chocia wcale mu si to nie podobao, wiedzia, e pozyskanie przychylnoci Ferguna bdzie jedyn szans wydostania si std. To zadanie wydawao si niemoliwe: mag nie przejawia adnego zainteresowania rozmowami i najwyraniej szczerze pogardza Cerym. Musz sprbowa, pomyla Cery, dla Sonei. Sonea. Cery pokrci gow z westchnieniem. Mogo by tak, e zmusili j do powiedzenia mu, i potrzebuje Gildii do opanowania swej mocy, ale wtpi w to. Nie bya spita ani przestraszona, wygldaa raczej na pogodzon z losem. Cery by wiadkiem tego, jak jej moc reagowaa na emocje i jak grona si staa. Nie byo trudno uwierzy, e jej magia mogaby j w kocu zabi. Co oznaczao, e zaprowadzenie Sonei do Zodziei byo najgorsz z jego decyzji. Przyczyni si do tego, e musiaa codziennie usiowa posuy si magi, wzmagajc w ten sposb swoj moc, by moe zmierzajc w przyspieszonym tempie do utraty kontroli. W kocu tak czy siak doszaby do tego momentu, niezalenie od tego, co on robi. Prdzej czy pniej Gildia by j odnalaza - albo Sonea nie przeyaby. Krzywic si w ciemnoci, Cery pomyla o licie przysanym przez magw, licie, w ktrym zapewniali, e jej nie skrzywdz, i zapraszali w swoje szeregi. Sonea im nie uwierzya. Faren te nie. Ale Cery mia starego znajomego wrd sucych z Gildii. Ten czowiek moe byby w stanie potwierdzi prawdziwo tych obietnic - tyle e Cery nie zapyta. Nie chciaem wiedzie. Chciaem by z ni. Sonea i ja, pracujcy razem dla Zodziei... albo po prostu razem... Ona nie pasuje ani do Zodziei, ani do niego. Ma talent magiczny. Czy jemu si to podoba, czy nie, jej miejsce jest wrd magw. Na t myl poczu ukucie zazdroci, ale szybko je stumi. Ciemno sprawia, e zacz kwestionowa swoj nienawi do Gildii. Nie mg odpdzi upartej myli, e skoro magowie nie szczdzili wysikw, by uratowa j - a take wielu mieszkacw slumsw - przed jej moc, nie mog by tak nieczuli, jak to sobie wyobraali bylcy.

313

No a poza tym, czy potrafiby sobie wyobrazi lepsz przyszo dla Sonei? Bdzie miaa bogactwo, wiedz i wadz. Jake on mgby chcie jej to zabra? Nie mgby. Nie ma do niej adnych praw. Gdy to sobie uwiadomi, poczu, jak co ciska go w piersi. Mimo e jego serce podskoczyo, gdy pojawia si znw w jego yciu, nigdy nie okazaa mu nic wicej poza przyjani. Zastyg znw w bezruchu, syszc ciche dwiki. Z oddali dobiega cichy, lecz coraz wyraniejszy stukot butw o kamie. Kiedy kroki przybliyy si, cofn si od drzwi, eby zrobi magowi miejsce. Sdzc po tempie krokw, Fergun szed w popiechu. Kroki nie zwolniy jednak przy drzwiach, ale miny je bez zatrzymywania si. Cery ruszy do przodu. Czy to jego przeladowca tylko przechodzcy tdy, spieszc w jakie inne miejsce? A moe to kto inny? Podbieg do drzwi i podnis pi, eby w nie uderzy, po czym zamar, chwyciy go bowiem wtpliwoci. Jeli ma racj i Fergun zamierza go wykorzysta do szantaowania Sonei, to uciekajc i niweczc plany maga, moe narazi j na niebezpieczestwo. Jeeli Fergun wyjawi Sonei zbyt wiele, moe j zabi, by ukry swoj zbrodni. Cery sysza duo opowieci o nieudanych porwaniach i wymuszeniach i zadra na myl o zakoczeniach niektrych z nich. Kroki tymczasem umilky w oddali. Cery opar gow o drzwi i zakl. Za pno. Nieznajomy przeszed. Westchn i powrci do planw obaskawienia Ferguna, nawet jeeli miaoby to doprowadzi jedynie do poznania jego zamiarw. Kiedy usysza ponownie kroki, by pewny, e tym razem mu si zdaje. Niemniej wsuchujc si w nie, nabiera przekonania, e s prawdziwe. Serce mu przyspieszyo, kiedy uwiadomi sobie, e syszy kroki dwch osb. Zatrzymay si przed drzwiami, a do uszu Cery'ego dobieg stumiony gos Ferguna: - Stj. Jestemy na miejscu. Zamek brzkn i drzwi otworzyy si. Unoszca si nad gow Ferguna kula wietlna olepia Ceryego. Pomimo ciemnoci rozpozna jednak sylwetk drugiego z goci. Poczu, e serce mu zamiera. - Sonea! - Cery? Uniosa rce i cigna przepask z oczu. Zamrugaa, a nastpnie umiechna si i wesza do lochu.

314

- Nic ci si nie stao? Dobrze si czujesz? - Przypatrywaa mu si dokadnie, szukajc ladw obrae. Pokrci gow. - Nic mi nie jest. A tobie? - Jestem caa i zdrowa. - Rzucia spojrzenie Fergunowi, ktry przyglda si im z zaciekawieniem. - Fergun nie zrobi ci krzywdy? Cery umiechn si cierpko. - Tylko na moje wasne yczenie. Uniosa brwi. Obrcia si i spojrzaa na maga spod przymruonych powiek. - Chc pogada z nim na osobnoci. Fergun zawaha si, ale wzruszy ramionami. - Prosz bardzo. Ale tylko kilka minut. Wykona szybki gest rk i drzwi zamkny si przed nim, pozostawiajc Sone i Cery'ego w kompletnej ciemnoci. Cery westchn. - Teraz oboje jestemy w puapce. - On mnie tu nie zostawi. Jestem mu potrzebna. - Do czego? - To skomplikowane. On chce, ebym zgodzia si wstpi do Gildii, by mg sprowokowa mnie do zamania prawa i wyrzuci. Chyba chce si w ten sposb zemci za to, e trafiam go tym kamieniem podczas Czystki... ale obawiam si, e chodzi te o ostateczne przekonanie Gildii, e nie powinna przyjmowa bylcw. Ale niewane. Jeli zrobi, co kae, on ci wypuci. Mylisz, e to zrobi? Cery potrzsn gow, chocia wiedzia, e ona tego nie zobaczy. - Nie mam pojcia. Nie by dla mnie bardzo zy. Zodzieje byliby bardziej wredni. Zastanowi si. - Myl, e on nie wie, co robi. Opowiedz o tym komu. - Nie - odpowiedziaa. - Jeli komukolwiek powiem, Fergun nigdy nie wyjawi, gdzie jeste. Umrzesz z godu. - Kto poza nim musi wiedzie o tych przejciach. - Ale moe im zaj kilka dni, zanim ci znajd, Cery. Szlimy tu dugo. Moesz by nawet poza terenem Gildii. - Nie wydawao mi si dale... - Niewane, Cery. I tak nie zamierzaam zosta, wic nie ma sensu ryzykowa twoim yciem. - Nie zamierzaa wstpi do Gildii? 315

- Nie. Jego serce przyspieszyo. - Czemu? - Z mnstwa powodw. Przede wszystkim dlatego, e wszyscy nienawidz magw. Czuabym si tak, jakbym zdradzaa moich ludzi. Umiechn si. To tak bardzo do niej pasowao. Wzi gboki oddech. - Ty powinna tu zosta, Soneo. Musisz si nauczy posugiwa magi. - Ale wtedy wszyscy mnie znienawidz. - Nieprawda. Oni wszyscy, gdyby tylko mieli cie szansy, eby zosta magami, daliby si za to pokroi. Jeli odrzucisz ofert magw, wszyscy pomyl, e jeste szalona lub gupia. Jeeli zostaniesz, zrozumiej. Nie chcieliby, eby z tego wszystkiego zrezygnowaa. Przekn lin i zmusi si do kamstwa. - Ja nie chc, eby z tego rezygnowaa. Zawahaa si. - Nie znienawidziby mnie? - Nie. - A ja owszem. - Ludzie, ktrzy ci znaj, bd wiedzie, e postpia susznie - powiedzia Cery. - Ale... i tak bd si czua, jakbym zmienia stron. Cery westchn. - Nie bd gupia, Soneo. Jeli zostaniesz magiem, bdziesz moga pomaga ludziom. Moe doprowadzisz do zaniechania Czystek. Ludzie bd ci sucha. - Ale... moje miejsce jest przy Jonnie i Ranelu. Oni mnie potrzebuj. - Wcale nie. Cakiem niele im si wiedzie. Pomyl za to, jacy byliby dumni. Ich siostrzenica w Gildii. Sonea tupna nog. - To wszystko nie ma znaczenia, Cery. Nie mog zosta. Fergun powiedzia, e ci zabije. Nie opuszcz przyjaciela po to, eby nauczy si kilku magicznych sztuczek. Przyjaciela. Cery opuci ramiona. Zamkn oczy i westchn gboko. - Soneo, pamitasz t noc, kiedy zakradlimy si na tereny Gildii? - Oczywicie. - W jej gosie pojawia si nuta umiechu. - Powiedziaem ci wtedy, e znam kogo, sucego w Gildii. Mogem odszuka tego czowieka, poprosi go, eby dowiedzia si, czego naprawd magowie chc od ciebie, ale nie zrobiem tego. Wiesz czemu? - Nie. - Teraz bya autentycznie zdumiona. 316

- Nie chciaem si przekona, e Gildia naprawd chce ci pomc. Bo wtedy by tu wrcia, a ja nie chciaem, eby odesza. Nie chciaem znw ci straci. Nic nie odpowiedziaa, a jej milczenie nic mu nie mwio. Przekn lin, czujc cakowit sucho w ustach. - Miaem tu mnstwo czasu na przemylenia - powiedzia w kocu. - I postanowiem... no, powiedziaem sobie, e trzeba si z tym zmierzy. e skoro nie ma midzy nami nic poza przyjani, to nie byoby w porzdku... Westchna cichutko. - Och, Cery - wyszeptaa. - Nigdy mi nic nie mwie! Czu, e ponie rumiecem, i by wdziczny losowi za otaczajc ich ciemno. Wstrzyma oddech, czekajc na jej nastpne sowa, w nadziei, e moe usyszy co, co powie mu, e ona te tak czuje... a moe czeka nawet na jej dotyk... Milczenie przecigao si, a w kocu nie mg znie go duej. - No c, niewane - powiedzia. - Najwaniejsze jest to, e twoje miejsce nie jest w slumsach. Ju nie, odkd odkrya swj talent magiczny. By moe tu naprawd te nie pasujesz, ale przynajmniej powinna da sobie szans. - Nie - odpowiedziaa stanowczo. - Musz ci std wydosta. Nie wiem, jak dugo jeszcze Fergun zamierza si tob posugiwa do szantaowania mnie, ale nie moe ci trzyma w tym lochu w nieskoczono. Ka mu przynosi mi wieci od ciebie, ebym wiedziaa, e yjesz. Jeli si nie zgodzi, odmwi wsppracy. Pamitasz opowie o stolarzu Hurinie? - Oczywicie. - Zrobimy to co on. Nie mam pojcia, jak dugo Fergun zamierza ci tu trzyma, ale... Urwaa, gdy usyszaa otwierajce si drzwi. Magiczne wiato pado na jej twarz i Cery poczu, e serce mu si ciska. - Bya tu dostatecznie dugo - warkn Fergun. Sonea odwrcia si do Ceryego, uciskaa go szybko i wysza. Zacisn zby. To krtkie spotkanie okazao si bardziej bolesne ni uprzednie milczenie. - Trzymaj si ciepo - powiedziaa na poegnanie. Odwrcia si i posza korytarzem za Fergunem. Zanim drzwi si zatrzasny, Cery zdy jeszcze przycisn do nich ucho. - Rb, co ci ka, albo nigdy go ju nie zobaczysz - mwi Fergun. - W przeciwnym razie... - Wiem, wiem - odrzeka Sonea. - Ale ty zapamitaj sobie, co Zodzieje robi z krzywoprzysizcami. Lepiej mu powiedz, pomyla Cery z ponurym umiechem. 317

W momencie, w ktrym Dannyl wszed do sali wieczornej, dla Rothena stao si oczywiste, e co go niepokoi. Uwolni si od gromadki ciekawskich magw i przeszed przez pokj, by przywita przyjaciela. - Co si stao? - Tutaj nie mog ci powiedzie - odpar Dannyl, rozgldajc si bacznie. - Moe wic wyjdziemy? - zaproponowa Rothen. Wyszli w padajcy nieg. Wok nich wiroway biae patki, syczc w zetkniciu z tarcz Rothena. Dannyl zatrzyma si przy fontannie. - Zgadnij, kogo widziaem przed chwil na Uniwersytecie? - Kogo? - Ferguna z Sone. - Z Sone? - Rothen poczu nagy niepokj, ale odepchn od siebie to uczucie. - On teraz ma prawo z ni rozmawia, Dannyl. - Rozmawia, prosz bardzo, ale zabiera z twojego mieszkania? Rothen wzruszy ramionami. - aden przepis mu tego nie zabrania. - I nie przejmujesz si tym? - Owszem, ale protesty na nic si nie zdadz. Moe to i lepiej, jeli ludzie si przekonaj, e Fergun przekracza pewne granice, na pewno lepiej, ni gdybym protestowa, cokolwiek zrobi. Wtpi, czyby z nim posza, gdyby nie miaa na to ochoty. Dannyl spochmurnia. - A zatem nie chcesz wiedzie, dokd j zabra? - Dokd? Przez twarz Dannyla przemkn wyraz rozdranienia. - Prawd mwic, nie jestem pewny. Poszedem za nimi w gb Uniwersytetu, Fergun zaprowadzi j w wewntrzne przejcia. A potem ich zgubiem. Po prostu znikli mi z oczu. - Dosownie znikli ci z oczu? - Nie. Syszaem, jak on mwi, a potem wszystko ucicho. Za bardzo ucicho. Powinienem by sysze kroki albo skrzypnicie drzwi. Cokolwiek. Rothen raz jeszcze musia odepchn od siebie uczucie niepokoju. - Hmmm, wolabym wiedzie, dokd j zabra. Co on mg chcie jej pokaza na Uniwersytecie? Jutro j zapytam. - A jeli ci nie powie?

318

Rothen wpatrywa si w zamyleniu w pokryty niegiem dziedziniec. Wewntrzne korytarze Uniwersytetu prowadziy do maych prywatnych pokoikw. Wikszo powinna by pusta lub zamknita. Nic tam nie byo... oprcz... - Chyba nie pokaza jej podziemnych korytarzy - wymamrota. - Jasne! - Oczy Dannyla rozbysy, a Rothen natychmiast poaowa swych sw. - To jest to! - Mao prawdopodobne, Dannylu. Nikt nie wie, gdzie s wejcia, oprcz... Dannyl nie sucha. - To wreszcie ma sens! Jak mogem na to nie wpa?! - Chwyci si za gow. - C, osobicie nalegabym, aby trzyma si z dala od nich. Istniej wane powody, dla ktrych zakazano posugiwania si nimi. Korytarze s stare i niebezpieczne. Dannyl unis brwi. - A co w takim razie z pogoskami, e pewien czonek Gildii uywa ich regularnie? Rothen skrzyowa rce. - On moe robi, co mu si ywnie podoba. A poza tym jestem pewny, e zdoaby przey zawalenie si korytarza. Jestem rwnie przekonany, e nie podobaoby mu si twoje wszenie. Jak mu si wytumaczysz, kiedy ci tam odkryje? Entuzjazm Dannyla przygas nieco po tych sowach. - Bd musia dobrze wybra por dnia. By pewny, e on jest gdzie indziej. - Nawet o tym nie myl - ostrzeg go Rothen. - Zgubisz si. Dannyl prychn. - Tam nie moe by gorzej ni w slumsach, nie? - Nigdzie nie idziesz, Dannylu! Wiedzia jednak, e jeli co rozbudzio ciekawo Dannyla, nic oprcz groby wyrzucenia z Gildii go nie powstrzyma. A Gildia nie wyrzuci go za zamanie pomniejszego przepisu. - Bd ostrony, Dannylu. Nie chcesz chyba zaprzepaci szansy zostania ambasadorem? Dannyl wzruszy ramionami. - Skoro uszo mi na sucho negocjowanie ze Zodziejami, wtpi, by mae szpiegowanko pod Uniwersytetem miao narobi mi kopotw. Z braku dalszych argumentw Rothen odwrci si i ruszy z powrotem ku sali wieczornej. - Moe i nie powinno, ale czasem istotne jest, komu si narazisz.

319

ROZDZIA 28 PRZESUCHANIE - Nie przejmuj si, Soneo - szepna do niej Tania, gdy dotary do bramy Uniwersytetu. Dasz sobie rad. Magowie to tylko zbieranina starych prykw, ktrzy woleliby sczy wino w swoich pokojach, ni siedzie w starych zimnych salach. Nie zdysz si zorientowa, e si zaczo, a ju bdzie po wszystkim. Sonea umiechna si bezwiednie, syszc ten opis Gildii. Wzia gboki oddech i wspia si za Tani po schodach wielkiego gmachu. Kiedy przeszy przez olbrzymi bram, stana jak wryta. Weszy do sali, z ktrej na wszystkie strony rozchodziy si schody, wykonane z polerowanego kamienia i topionego szka i wygldajce na zbyt delikatne, by utrzyma ciar czowieka. Stopnie wiy si wok siebie niczym ozdobne bransolety. - Po drugiej stronie Uniwersytetu nie ma czego takiego! - zawoaa. Tania pokrcia gow przeczco. - Tylne wejcie jest dla magw i nowicjuszy. Tdy wchodz gocie, a wic musi robi wraenie. Suca ruszya pewnym krokiem przez hol. Sonea dostrzega w jego gbi zarys kolejnej wielkiej bramy. Kiedy doszy do koca korytarza, Sonea zatrzymaa si i rozejrzaa wok siebie w zachwycie. Stay na progu ogromnej sali. Biae ciany wznosiy si ku szklanemu sklepieniu, przez ktre przewiecay promienie popoudniowego soca. Na poziomie trzeciego pitra sal przecinaa sie galeryjek - tak kruchych, e zdaway si unosi w powietrzu. A przed nimi wznosi si budynek. Budynek wewntrz budynku. Mury z szarego kamienia ostro kontrastoway z biel holu. Wzdu nich cign si szereg wskich okien rozmieszczonych w rwnych odstpach niczym onierze w szyku. - To Wielki Hol - powiedziaa Tania, wskazujc na sal. - A to - wskazaa na wewntrzny budynek - Rada Gildii. Ma ponad siedemset lat. - To jest Rada Gildii? - Sonea pokrcia gow z niedowierzaniem. - Mylaam, e zbudowali now. - Nie. - Tania umiechna si. - To doskonaa konstrukcja, a poza tym ma warto historyczn, wic nie wypadao jej niszczy. Wyburzono jedynie wewntrzne ciany i przerobiono j na jedn sal.

320

Sonea z zachwytem obesza wraz z Tani cay budynek. Z Wielkiego Holu odchodzio jeszcze kilka wyj. Tania wskazaa drzwi w bocznej cianie Rady Gildii. - Tdy wejdziesz. Na razie trwa Posiedzenie, a po nim bdzie Przesuchanie. Sonea poczua, e serce znw podchodzi jej do garda. W rodku siedzi setka magw czekajcych, by zdecydowa o jej losie. A ona ma stan przed nimi wszystkimi... i oszuka ich. Poczua mdlcy strach. Co bdzie, jeli pomimo jej wsparcia Fergun nie wygra? Czy wypuci Cery'ego? Cery... Spucia gow na wspomnienie jego niemiaego wyznania w ciemnym lochu. Nie chciaem si przekona, e Gildia naprawd chce ci pomc. Bo wtedy by tu wrcia, a ja nie chciaem, eby odesza. Nie chciaem znw ci straci". On j kocha. Zaskoczenie z pocztku pozbawio j sw, ale potem, kiedy wspominaa chwile, gdy on j obserwowa, gdy rumieni si, rozmawiajc z ni, gdy Farenowi zdarzao si zachowywa tak, jakby Cery by kim wicej ni tylko zaufanym przyjacielem, wszystko nabierao sensu. Czy ona czua podobnie? Od ich spotkania zadawaa sobie to pytanie w nieskoczono, ale nie potrafia udzieli pewnej odpowiedzi. Nie czua si zakochana, ale moe ten poraajcy strach na myl o grocym mu niebezpieczestwie wiadczy o tym, e bya. A moe czuaby podobny niepokj o kad osob, na ktrej jej zaleao: przyjaciela czy wicej ni przyjaciela. Jeli go kocha, czy jej serce nie powinno podskoczy z radoci, gdy usyszaa to wyznanie? Czy nie powinna by wdziczna za to, e usiowa j oswobodzi, zamiast czu si winna, e jego troska o ni zawioda go do lochw? A ju z pewnoci, gdyby bya zakochana, nie powinna zadawa sobie takich pyta. Odepchna od siebie te myli i odetchna gboko. Tania poklepaa j po ramieniu. - Mam nadziej, e nie potrwa to dugo, ale nigdy nie wiadomo... Rozleg si dwik gongu, a nastpnie drzwi, ktre wskazaa jej Tania, otwary si. Z budynku wyszed mag, za nim nastpny. Kiedy pojawia si wiksza grupka, Sonea zacza si zastanawia, czemu tak wielu opuszcza sal. Czyby Przesuchanie zostao odwoane? - Dokd oni id? - Zostan tylko ci, ktrych interesuje Przesuchanie - odrzeka Tania.

321

Cz magw opucia Rad Gildii, pozostali za zaczli zbiera si w niewielkie grupki. Niektrzy przygldali si Sonei byszczcymi z ciekawoci oczami. Sonea unikaa ich wzroku. - Sonea? Podskoczya, po czym spojrzaa w stron budynku Rady Gildii. - Rothen? - To byo krtkie Posiedzenie... ju si skoczyo. Za chwil zostaniesz wezwana. Spogldajc w kierunku drzwi Rady, Sonea dostrzega ciemn posta. Serce jej zamaro, gdy rozpoznaa tego czowieka. Zabjca! Wpatrywaa si w niego, pewna, e to ten czowiek, ktrego widziaa tej nocy, kiedy szpiegowali na terenie Gildii. Mia ten sam pospny, zamylony wyraz twarzy, ktry zapamitaa. Czarne szaty powieway, gdy kroczy przez sal. Kilku magw odwrcio si, by mu si ukoni, okazujc ten sam ostrony szacunek, ktry widziaa kiedy na twarzy Farena, gdy rozmawia z zabjc pracujcym dla Zodziei. Mczyzna w czarnych szatach odpowiada na ukony skinieniem gowy, ale nie zatrzymywa si. Sonea wiedziaa, e przycignie jego uwag, jeli nie oderwie od niego oczu, ale nie bya w stanie tego zrobi. Jego wzrok spocz na niej na chwil, zatrzyma si, po czym powdrowa dalej. Podskoczya, czujc na ramieniu dotyk rki. - Oto Mistrz Osen. - Tania wskazywaa ku drzwiom. - Asystent Administratora. W drzwiach sta mody mag, wpatrujc si w ni uwanie. Kiedy ich oczy si spotkay, skin na ni rk. - Musisz i - szepna Tania, klepic Sone po ramieniu. - Wszystko bdzie dobrze. Sonea odetchna gboko i zmusia si do zrobienia tych kilku krokw, ktre dzieliy j od wejcia na sal. Kiedy podesza do modego maga, ten skoni uprzejmie gow. - Witaj, Soneo - powiedzia. - Witaj w Radzie Gildii. - Dzikuj, Mistrzu Osenie. - Wykonaa niezbyt zgrabny ukon. Umiechn si i gestem wskaza, by za nim posza. Uderzy j zapach drewna i politury. Sala bya wiksza, ni wydawao si z zewntrz: ciany wznosiy si ku ciemnemu sklepieniu wysoko nad jej gow. Pod belkowaniem unosio si kilka wietlnych kul, napeniajc pomieszczenie zocist powiat. Po obu stronach sali cigny si rzdy drewnianych krzese, ustawionych jedne nad drugimi. Sonea czua, e zasycha jej w ustach na widok tych wszystkich odzianych w 322

dostojne szaty mczyzn i kobiet, wpatrujcych si w ni. Przekna lin i odwrcia od nich wzrok. Osen zatrzyma si i gestem pokaza jej, e ma pozosta tam, gdzie stoi, po czym wspi si stromymi stopniami ku siedzeniom po prawej stronie. Te, jak ju wiedziaa, przeznaczone byy dla starszyzny Gildii. Rothen narysowa jej plan sali, eby moga zapamita imiona i tytuy. Spojrzaa w gr: najwyszy rzd krzese by pusty. Rothen zapewni j, e Krl rzadko uczestniczy w Posiedzeniach Gildii. Tron w samym rodku by wikszy od wszystkich pozostaych krzese, a na wycieanym oparciu widnia haftowany inkal krlewski. Poniej tronu stao pojedyncze krzeso. Sonea poczua cie rozczarowania, gdy okazao si puste. Miaa nadziej, e przynajmniej zobaczy Wielkiego Mistrza. W rodkowym rzdzie dostrzega Administratora Lorlena, a krzesa po obu jego stronach byy puste. Lorlen rozmawia z Osenem oraz siedzcym o rzd niej mczyzn o pocigej twarzy, odzianym w czerwon szat przepasan czarn szarf. Sonea przywoaa z pamici jego imi: Balkan, Arcymistrz Wojownikw. Po jego lewej siedziaa powana Arcymistrzyni Uzdrowicieli, Vinara, ktra odwiedzia Rothena po tym, jak ogosi, e Sonea zostaje; po prawej za starszy mczyzna o kwadratowej szczce i wydatnym nosie - Arcymistrz Sarrin, Alchemik. Oboje wpatrywali si z uwag w Lorlena. W najniszym rzdzie siedzieli dziekani - magowie, ktrzy zajmowali si organizacj nauki na Uniwersytecie. Tylko dwa miejsca byy zajte i Sonea z wysikiem staraa si przypomnie sobie dlaczego, po czym jej wzrok pad na Mistrza Balkana i przypomniaa sobie, e ten Wojownik czy funkcje arcymistrza i dziekana. Osen wyprostowa si i zszed z powrotem na d. Starsi magowie zwrcili wzrok ku rodkowi sali. Administrator Lorlen unis podbrdek i przebieg wzrokiem po zgromadzonych. - Rozpoczynam Przesuchanie w sprawie opieki nad Sone - oznajmi. - Prosz o wystpienie Mistrza Rothena i Mistrza Ferguna, ubiegajcych si o funkcj mentora. Syszc stukot butw, Sonea spojrzaa ku rzdom magw. Na schodach zobaczya znajom posta. Rothen zatrzyma si kilka krokw od Osena i posa jej umiech. Poczua niespodziewany przypyw czuoci i niemal odwzajemnia ten umiech, kiedy przypomniaa sobie, co musi za chwil zrobi, i wbia wzrok w podog. On bdzie tak zawiedziony...

323

W sali rozlegy si kolejne kroki. Sonea podniosa wzrok i zobaczya, e Fergun staje dwa kroki od Rothena. On rwnie si do niej umiechn. Sonea stumia dreszcz i spojrzaa na Administratora. - Zarwno Mistrz Rothen, jak i Mistrz Fergun daj przyznania im opieki nad Sone oznajmi Lorlen. - Jeden i drugi jest przekonany, e jako pierwszy rozpozna jej moc. Musimy teraz rozway, ktre z tych da jest prawomocne. Pozostawiam prowadzenie Przesuchania mojemu asystentowi, Mistrzowi Osenowi. Mody mag, ktry wprowadzi j do sali, wystpi naprzd. Sonea zaczerpna gboki oddech, starajc si przygotowa na to, co musi zrobi. - Mistrzu Rothenie. Rothen odwrci si do Osena. - Opowiedz nam, prosz, o wypadkach, ktre sprawiy, i rozpoznae w Sonei potencja magiczny. Rothen skin gow i odchrzkn. - W dniu, w ktrym rozpoznaem moc Sonei, w dniu Czystki, pracowaem w parze z Mistrzem Fergunem. Przybylimy na plac Pnocny i uczestniczylimy w tworzeniu tarczy. Jak zwykle grupa wyrostkw zacza w nas rzuca kamieniami. Staem naprzeciwko Mistrza Ferguna, a tarcza znajdowaa si po mojej lewej stronie, jakie trzy kroki od nas. Ktem oka dojrzaem rozbysk wiata w okolicy tarczy i rwnoczenie poczuem, e nasza bariera ugina si. Zobaczyem leccy kamie na moment przed tym, jak uderzy Mistrza Ferguna w skro, pozbawiajc go przytomnoci. Urwa, zerkajc w stron Ferguna. - Podtrzymaem upadajcego Mistrza Ferguna. Kiedy ju lea bezpiecznie na ziemi, rozejrzaem si w poszukiwaniu osoby, ktra rzucia kamie. Wtedy wanie dostrzegem Sone. Osen zrobi krok w jego stron. - I wtedy wanie po raz pierwszy j zobaczye? - Tak. Osen skrzyowa rce. - Czy widziae, jak posuguje si magi? Rothen zawaha si. - Nie, nie widziaem - przyzna niechtnie. Midzy magami po jego prawej rozlegy si pomruki, ale pod karccym spojrzeniem Osena szybko umilky. - Skd wiedziae, e to ona rzucia kamieniem, ktry przebi si przez tarcz? 324

- Wiedziaem, z ktrej strony musia nadlecie ten kamie, i domyliem si, e musi to by jedno z dwojga dzieciakw, ktre tam zobaczyem - wyjani Rothen. - Chopak, ktry sta bliej, w ogle nie zwrci uwagi na ten wypadek, Sonea natomiast przygldaa si ze zdumieniem swoim doniom. Kiedy na ni patrzyem, podniosa na mnie wzrok i jej wyraz twarzy zdradzi mi, e to ona rzucia kamieniem. - Uwaasz zatem, e Mistrz Fergun nie mg jej wczeniej dostrzec? - Nie, Mistrz Fergun nie mia szans zobaczy owego dnia Sonei - powiedzia cierpko Rothen - z powodu nieszczliwego wypadku, jakiemu uleg. Przez sal przebieg szmer. Mistrz Osen potakn, po czym odsun si od Rothena, podchodzc do Ferguna. - Mistrzu Fergunie - powiedzia. - Czy moesz przedstawi nam swoj wersj wypadkw? Fergun skin askawie gow. - Jak nadmieni Mistrz Rothen, asystowaem przy tworzeniu tarczy na placu Pnocnym, kiedy pojawia si grupa wyrostkw i zacza rzuca w nas kamieniami. Zauwayem, e byo ich okoo dziesiciu. Wrd nich bya rwnie dziewczyna - Fergun rzuci Sonei spojrzenie. Jej zachowanie wydao mi si dziwne, wic obrciem si tak, eby mc obserwowa j ktem oka. Kiedy cisna kamie, rzecz jasna nie przejem si tym zbytnio, dopki nie zobaczyem rozbysku wiata, ktry uwiadomi mi, e musiaa zrobi co, co naruszyo barier. - Fergun umiechn si. - Zdziwio mnie to do tego stopnia, e zamiast odepchn kamie, spojrzaem w tamtym kierunku, eby upewni si, e to rzeczywicie ona. - A zatem zdae sobie spraw, e dziewczyna uya magii po tym, jak kamie przebi si przez barier, ale zanim ci uderzy? - Tak - odpowiedzia Fergun. Sala rozbrzmiaa dziesitkami gosw. Rothen zagryz zby i powstrzyma si od rzucenia Fergunowi wciekego spojrzenia. Opowie Wojownika bya kamstwem. Fergun nawet nie spojrza w stron Sonei. Rothen posa jej teraz badawcze spojrzenie; staa spokojnie w cieniu ze spuszczonymi ramionami. Mia nadziej, e dziewczyna zdaje sobie spraw, jak wane bdzie jej zdanie, by potwierdzi jego wersj wydarze. - Mistrzu Fergunie. Na dwik tego gosu w sali zapanowaa natychmiastowa cisza. Rothen podnis wzrok na Mistrzyni Vinar. Uzdrowicielka wpatrywaa si w Ferguna swoim synnym kamiennym spojrzeniem.

325

- Skoro patrzye w kierunku Sonei, to jakim cudem kamie uderzy ci w praw skro? Jak dla mnie znaczy to, e przez cay czas bye zwrcony do Mistrza Rothena. Fergun przytakn. - To wszystko dziao si bardzo szybko, Mistrzyni - odpar. - Zobaczyem bysk i zerknem w kierunku Sonei. W zasadzie tylko rzuciem okiem... pamitam, e zamierzaem zapyta mojego towarzysza, czy widzia, co ta dziewczyna zrobia. - Nawet nie sprbowae zrobi uniku? - spyta Mistrz Balkan z niedowierzaniem. Fergun umiechn si z alem. - Nie przywykem do tego, eby kto rzuca we mnie kamieniami. Obawiam si, e zaskoczenie okazao si silniejsze od instynktu. Mistrz Balkan rozejrza si po otaczajcych go magach, ktrzy wzruszyli nieznacznie ramionami. Osen przyglda im si uwanie, a widzc, e nie maj dalszych pyta, zwrci si na powrt do Rothena. - Mistrzu Rothenie, czy widziae, jak Mistrz Fergun spoglda na Sone w czasie, ktry min od momentu, gdy kamie przebi tarcz, do chwili gdy uderzy go w gow? - Nie - odpar Rothen, z trudem hamujc gniew. - Rozmawialimy. Gdy kamie uderzy, Mistrz Fergun by w poowie zdania. Osen unis brwi i spojrza na starszych, a nastpnie przebieg wzrokiem po wszystkich zebranych. - Czy kto moe doda jakiekolwiek szczegy, ktre mogyby rzuci wiato na prawdziwo tego, co dotychczas usyszelimy? Odpowiedziao mu milczenie. Osen skin powoli gow i zwrci si ku Sonei. - Wzywam na wiadka Sone. Sonea wysza z cienia i stana kilka krokw od Ferguna Zerkna w stron starszych i skonia si krtko. Rothen poczu, jak wzbiera w nim wspczucie. Kilka tygodni temu baa si go, a teraz oto staa przed sal pen magw, ktrzy badawczo si jej przypatruj. Osen umiechn si do niej pokrzepiajco. - Soneo - powiedzia. - Przedstaw nam swoj wersj wydarze. Odchrzkna i wlepia wzrok w podog. - Byam z innymi dzieciakami. Oni rzucali kamienie. Ja zazwyczaj tego nie robiam, najczciej trzymaam si blisko ciotki. - Podniosa na moment wzrok i zarumienia si, po czym szybko kontynuowaa: - To, co si dziao, chyba mnie wcigno. Ale nie zaczam od razu rzuca kamieniami. Obserwowaam chopakw i magw. Pamitam, e byam... byam 326

za, wic kiedy rzuciam ten kamie, to wpakowaam w niego ca moj zo. Pniej uwiadomiam sobie, e co zrobiam, ale najpierw wszystko byo takie... zamieszane. Urwaa, jakby prbowaa zebra myli. - Kiedy rzuciam kamie, on przeszed przez barier. Mistrz Fergun spojrza na mnie, a potem zosta uderzony kamieniem, a Ro... Mistrz Rothen go zapa. Pozostali magowie patrzyli gdzie indziej, a ja zobaczyam, e Mistrz Rothen przyglda mi si. Wtedy uciekam. Rothen nie wierzy wasnym uszom. Wpatrywa si w Sone, ale ona utkwia wzrok w pododze. Spojrza na Ferguna i zobaczy umieszek na twarzy modszego mczyzny. Kiedy Wojownik zorientowa si, e jest obserwowany, umiech znik. Rothen mg jedynie zacisn bezradnie pici, syszc, jak zebrani pokrzykuj z zadowolenia. * Dannyl poczu w mylach gniew, niedowierzanie i bl, a przed jego oczami zamigota obraz Rady Gildii. Zatrzyma si, zaniepokojony. - Co si stao, Rothen? - Skamaa! Potwierdzia kamstwa Ferguna! - Ostronie - ostrzeg przyjaciela Dannyl. - Usysz ci. - Niech usysz! Wiem, e on kamie! - Moe ona to tak widziaa. - Nie. Fergun nawet jej nie zauway. Rozmawiaem z nim, pamitasz? Dannyl westchn i pokrci gow. Rothen wreszcie zobaczy, do czego zdolny jest Fergun. Powinien si cieszy, ale z czego tak naprawd? Fergun znw wygra. A moe nie? - Znalaze co? - Nie, ale szukam. - Potrzebujemy czasu. Skoro Sonea popara Ferguna, decyzja zapewne zapadnie za kilka minut. - Postaraj si j opni. - Jak? Dannyl zabbni palcami w cian. - Powiedz, e chcesz z ni porozmawia.

327

Prezencja Rothena znika, gdy mag zwrci sw uwag z powrotem na Przesuchanie. Dannyl skrzywi si i rozejrza po otaczajcych go cianach. Kady mag wiedzia, e w obrbie Uniwersytetu istniej podziemne przejcia. Domyla si, e musz by dobrze ukryte, inaczej nowicjusze bez przerwy amaliby przepisy. Nie zdziwi si, gdy zwyke przeszukanie korytarzy nie przynioso oczekiwanego efektu. By wprawdzie pewny, e znalazby co, gdyby dokadne sprawdzi wszystkie ciany ale na to nie mia czasu. Potrzebny mu by jaki trop. Moe lady. Te podziemne korytarze powinny by zakurzone. Fergun musia zostawi jakie dowody. Dannyl ruszy znw korytarzem, tym razem skupiajc si na pododze. Min zakrt i wpad na nisk, tgaw posta. Kobieta wydaa cichy okrzyk zaskoczenia, po czym cofna si, kadc rk na piersi. - Wybacz, panie! - Ukonia si, rozpryskujc wod z wiadra. - Szede tak cicho, nie usyszaam! Dannyl utkwi wzrok w wiadrze, po czym powcign jk. Wszelkie dowody obecnoci Ferguna zostay z pewnoci zatarte przez sucych. Kobieta przesza obok niego i ruszya dalej korytarzem. Dannyl patrzy za ni, po czym nagle uwiadomi sobie, e ona moe wiedzie wicej ni jakikolwiek mag o wewntrznych przejciach Uniwersytetu. - Zaczekaj! - zawoa. Zatrzymaa si. - Tak, panie? Dannyl podszed do niej. - Czy zawsze sprztasz w tej czci Uniwersytetu? Przytakna. - Czy zdarzyo ci si spotka co niespodziewanego? Jak na przykad zabocone lady? Suca zacisna wargi. - Kto upuci jedzenie na podog. Nowicjuszom nie wolno przynosi tu jedzenia. - Jedzenie, co? A gdzie to byo? Suca popatrzya na niego ze zdziwieniem, po czym zaprowadzia go przed wiszcy dalej obraz. - Byo te na obrazie - powiedziaa, wskazujc palcem. - Jakby kto go unis. - Rozumiem. - Dannyl zmruy oczy, wpatrujc si w malowido. Przedstawiao nadmorski widok, a w jego ram wprawione byy mae muszelki. - Dzikuj - powiedzia. Moesz odej. 328

Wzruszya ramionami, skonia si szybko i pobiega w swoj stron. Dannyl obejrza dokadnie obraz, a nastpnie zdj go ze ciany. Pod spodem bya boazeria taka sama jak wszdzie w wewntrznych korytarzach. Przebieg po niej rk i sign w gb zmysami - i wstrzyma oddech, gdy wyczu metal. Przesuwajc si po jego zarysie, znalaz fragment boazerii, ktry ustpi pod naciskiem rki. Usysza cichy zgrzyt i cz ciany odsuna si na bok. Z ciemnoci uderzy podmuch zimnego powietrza. Z uczuciem triumfu i podniecenia Dannyl zawiesi z powrotem obraz, przywoa kul wiata i wszed do tunelu. Po jego lewej znajdoway si strome schody. Znalaz dwigni po wewntrznej stronie drzwi i zamkn je. Umiechajc si pod nosem, ruszy w d po stopniach. Przejcie byo wskie i musia si schyla, eby unikn uderzenia gow w sklepienie. W ktach gniedzio si troch farenw. Kiedy doszed do pierwszej odnogi, wycign z kieszeni soik. Odkrci go i wtar nieco zawartoci w cian obok siebie. Farba w cigu kilku godzin zmieni si z biaej w przezroczyst, dziki czemu jego znaki stan si niewidoczne. Niemniej nawet gdyby wdrwka po tym labiryncie miaa mu zaj wiele godzin, wci bdzie mg odnale gadkie miejsca na cianie. Spojrza przed siebie i rozemia si gono. W grubej warstwie kurzu wida byo wyranie lady Dannyl przykucn i rozpozna odciski butw noszonych zwykle przez magw. Sdzc po iloci ladw, kto czsto przemierza te korytarze. Wsta i ruszy tym tropem. Po przejciu kilkuset krokw stwierdzi z niezadowoleniem, e lady prowadz dalej zarwno gwnym korytarzem, jak i nowym bocznym. Przykucn ponownie i przyjrza si im dokadnie. W bocznej odnodze dostrzeg tylko cztery cieki ladw: dwie pozostawione przez maga i dwie przez mniejsze buty. Te w gwnym korytarzu byy liczniejsze i nowsze. W tej chwili jego uszu dobieg cichy dwik - co jakby bardzo ludzkie westchnienie. Dannyl zamar, czujc na krgosupie dreszcz. Ciemno poza zasigiem jego kuli wietlnej wydawaa si gsta i pena nieprzyjemnych moliwoci, a Dannyl nagle nabra pewnoci, e co go obserwuje. Jeste mieszny, pomyla. Tam nic nie ma. Wcign gboko powietrze, wsta i zmusi si do patrzenia wycznie na lady. Ruszy do przodu i przeszed jakie sto krokw, znajdujc po obu stronach korytarza boczne przejcia pene starszych ladw.

329

I znw poczu palc pewno, e co za nim idzie. Oprcz wasnych krokw sysza jakie ciche echo. Lekki powiew powietrza przynis zapach zgnilizny i czego ywego, ale brudnego... Wyszed za rg i wszystkie zjawy zniky. Przed nim, w odlegoci moe dwudziestu krokw, lady koczyy si pod drzwiami. Dannyl zrobi krok do przodu, po czym zamar z przeraenia, kiedy z bocznego korytarza wysza ku niemu jaka posta. - Wolno mi spyta, jakie powody przywiody ci tutaj, Mistrzu Dannylu? Gapic si na tego mczyzn, Dannyl czu, jak jego umys rozszczepia si na dwoje. Jedna jego cz mamrotaa jakie wyjanienia, druga za przypatrywaa si bezradnie, jak ta pierwsza robi z siebie kompletnego gupca. A gdzie na obrzeach wiadomoci znajoma obecno wysyaa do niego wyrazy wspczucia przemieszane z rodzajem dumnej satysfakcji. - Mwiem ci, eby tam nie chodzi - powiedzia w jego mylach Rothen. W ciemnoci i ciszy Cery sysza burczenie wasnego odka. Nie przerywajc przechadzki, potar si po brzuchu. By pewny, e od ostatniego posiku min ponad dzie, a to znaczyo, e spotka si z Sone przeszo tydzie temu. Opar si o drzwi i przeklina Ferguna, zsyajc na niego wszelkie obrzydliwe choroby, jakie tylko przyszy mu do gowy. W pewnym momencie usysza kroki i zamar. Jego odek dozna nagego skurczu z niecierpliwoci. Kroki byy powolne, wywaone. Podeszy bliej i zatrzymay si. Cery usysza ciche gosy. Dwa gosy. Oba mskie. - ... rozcigaj si tunele. Nietrudno si tu zgubi. Zdarzao si, e magowie wychodzili std po wielu dniach zagodzeni. Radzibym ci zawrci. - Ten gos by stanowczy i nieznany Cery'emu. Odpowiedzia mu ten drugi. Cery pochwyci zaledwie kilka sw, ale zrozumia z nich, e drugi z magw za co przeprasza. Ten gos rwnie brzmia obco, ale Cery mg sobie wyobrazi, e gos Ferguna cichnie i nieco si podnosi, gdy mag tak bekocze. Wyniosemu magowi najwyraniej nie podobaa si obecno Ferguna w lochach. Zapewne nie spodobaoby mu si te, e Fergun trzyma tu winiw. Cery musi zatem jedynie zawoa albo uderzy w drzwi, a klatka stanie otworem. Unis pi, po czym zawaha si, poniewa gosy umilky. Usysza oddalajce si szybko kroki, po czym nastpne, ktre si przybliay. Zagryzajc warg, Cery odsun si od drzwi. Ktry to z dwch magw? Fergun czy ten wyniosy nieznajomy? 330

Zamek otwar si z trzaskiem. Cery odskoczy pod cian. Drzwi uchyliy si, wpuszczajc do pomieszczenia olepiajce wiato, wic zacisn powieki. - Kim jeste? - rozleg si nieznajomy gos. - Co robisz tu na dole? Cery otworzy oczy i jego ulga zmienia si w zdumienie, kiedy rozpozna mczyzn stojcego w przejciu.

331

ROZDZIA 29 ZAMIESZKA WRD MAGW - Powiedziaa, e on to robi po to, eby ju nikt wicej nie pomyla, e bylcy mog by magami - zakoczy Cery. Mag zmruy oczy. - To w stylu Ferguna. - Ciemne oczy wbiy si znw w Cery'ego, a na czole mczyzny pojawia si niewielka zmarszczka. - Przesuchanie ma miejsce w tej chwili. Mog ujawni knowania Ferguna, ale musz mie dowd, e wanie o nim mwisz. Cery westchn i rozejrza si po pomieszczeniu. - Nie mam nic oprcz tego, co mi przynis, ale on ma moje narzdzia i sztylet. Czy jeli je znajdziecie, to bdzie wystarczajcym dowodem? Mczyzna pokrci powoli gow. - Nie. Potrzebne mi s twoje wspomnienia. Pozwolisz mi odczyta twoje myli? Cery wytrzeszczy na maga oczy. Odczyta jego myli? Mia przecie sekrety. Rzeczy, o ktrych mwi mu ojciec. Albo Faren. I rzeczy, ktre zaskoczyyby nawet Farena. Co jeli ten mag si o nich dowie? Ale jeli nie pozwol im odczyta moich myli, nie uratuj Sonei. Nie mg pozwoli, eby jego kilka brudnych sekretw zaszkodzio jej - a poza tym mia nadziej, e mag nie zauway ich. Przekn strach i podnis wzrok na maga. - Jasne. Czytaj. Mag rzuci mu powane spojrzenie. - To nie zrobi ci krzywdy i nie bdzie bolao. Zamknij oczy. Cery wzi gboki oddech i zrobi, jak mu kazano. Poczu na skroniach dotyk palcw, a w mylach obecno innej osoby, unoszc si gdzie na granicy jego wiadomoci. Nastpnie usysza gos dochodzcy... nie wiadomo skd. - Pomyl o tym dniu, kiedy znaleziono twoj przyjacik. Przed jego oczami przemkny wspomnienia. Ten drugi umys tak jakby schwyta je i zatrzyma. Cery znajdowa si w zanieonym zauku. Byo to niczym wizja: wyrane, ale pozbawione szczegw. Widzia uciekajc Sone, czu echo tamtego strachu i rozpaczy, kiedy nie zdoa si przebi przez niewidzialn barier, ktra wyrosa midzy nimi. Obrci si i zobaczy za sob mczyzn w dugim paszczu. - To jest ten czowiek, ktry ci uwizi? - Tak. 332

- Poka mi, jak to si stao. Raz jeszcze zalaa go fala wspomnie, ktre tamten zapa i przeglda. Teraz Cery sta przed Domem Magw, patrzc w okno Sonei. Pojawi si Fergun. Goni go. Zapa. Nadeszli inni magowie: ten w niebieskich szatach i ten drugi, i zaprowadzili go do Sonei. Wspomnienia przyspieszyy. Wyszed od Sonei i szed przez Dom Magw. Fergun zaproponowa skrt przez Uniwersytet. Weszli do gmachu i rozpoczli wdrwk korytarzami. Nastpnie Fergun otworzy sekretne przejcie i wepchn go do rodka. Poczu znw na twarzy dotyk materiau, usysza wasne kroki w podziemnym tunelu. Stan przed lochem, wszed do rodka, usysza zamykajce si drzwi... - Kiedy go ponownie zobaczye? Popyny wspomnienia wizyt maga. Cery przey raz jeszcze przeszukanie i pozbawienie go dobytku oraz nieudany atak i leczenie. Zobaczy, jak do lochu wchodzi Sonea i usysza echo ich rozmowy. Gdy wspomnienie dobiego koca, ten drugi umys przemkn nad jego mylami i wycofa si. Cery poczu, e palce maga puszczaj jego skro. Otwar oczy. Mag kiwa gow. - To wicej ni trzeba - powiedzia. - Chod ze mn. Musimy si pospieszy, jeli mamy zdy na Przesuchanie. Odwrci si i wyszed z lochu. Cery ruszy za nim, czujc ogromn ulg, gdy opuci wreszcie swoje wizienie. Rzuci tylko krtkie spojrzenie przez rami i pospieszy za swoim wybawc. Mczyzna szed szybkimi krokami, zmuszajc Cery'ego do podbiegania. Tunel poczy si z innym, a potem z jeszcze kolejnymi. aden z nich nie wyglda znajomo. Dotarli do krtkich schodw. Mag wspi si na nie, po czym nachyli si, sprawdzajc co na cianie. Widzc niewielki punkt wiata na twarzy maga, Cery domyli si, e jest tam otwr sucy do podgldania. - Dzikuj za ocalenie - odezwa si. - Obawiam si, e drobny zodziej niewiele moe zaoferowa w zamian, ale jestem do twoich usug, gdyby czego potrzebowa. Mag wyprostowa si i spojrza na niego z powag. - Czy wiesz, kim jestem? Cery poczu, e si rumieni. - Oczywicie. Tacy jak ty nigdy nie potrzebuj nic od takich jak ja. Ale uznaem, e wypada zaproponowa. 333

Na ustach maga pojawi si cie umiechu. - Czy to bya szczera propozycja? Cery poczu nagy niepokj i przestpi z nogi na nog. - Oczywicie - powiedzia niepewnie. Umiech na twarzy tamtego mczyzny rozszerzy si nieznacznie. - Nie zmusz ci do zawarcia ze mn umowy. Niezalenie od tego, co mwisz, musz ujawni i ukara postpki Ferguna. A twoja przyjacika bdzie moga odej, jeli tego rzeczywicie pragnie. - Urwa, mruc lekko oczy. - Ale w przyszoci mog si z tob skontaktowa. Nie bd da niczego, co przekraczaoby twoje moliwoci albo skompromitowaoby ci w oczach Zodziei. Sam bdziesz mg decydowa, czy przyjmiesz moje zlecenia. - Unis brwi. - Co o tym sdzisz? Cery spuci wzrok. Ta propozycja bya bardzo rozsdna, tote chwil pniej przytakn. - Podoba mi si. Mag wycign do niego rk. Jego ucisk by mocny. Cery spojrza mu prosto w oczy i z zadowoleniem stwierdzi, e i wzrok jest niewzruszony. - Umowa - powiedzia Cery. - Umowa - powtrzy mag, po czym odwrci si do ciany. Raz jeszcze sprawdzi widok przez dziurk, chwyci dwigni i pocign. Fragment ciany odsun si na bok. Mag przeszed przez otwr, a kula wiata wypyna za nim. Cery pospieszy za magiem i znalaz si w duym pomieszczeniu. W gbi stao biurko otoczone krzesami. - Gdzie jestemy? - Na Uniwersytecie - odpowiedzia tamten, przesuwajc boazeri z powrotem na swoje miejsce. - Chod za mn. Przeszed przez sal i otworzy drzwi, ktre wyprowadziy Cery'ego na szeroki korytarz. Dwaj magowie w zieleni zatrzymali si na jego widok, a nastpnie spojrzeli na jego przewodnika, zamrugali z zaskoczenia i z szacunkiem skonili gowy. Mag nie zwrci na nich uwagi. Skierowa si w gb korytarza, a Cery ruszy szybko za nim. Kiedy przeszli przez kolejne drzwi, Cery jkn z zachwytu. Znaleli si w sali penej niewiarygodnych spiralnych schodw. Po jednej stronie mieli otwart bram Uniwersytetu, za ktr rozcigay si pokryte niegiem ogrody i widok na Wewntrzny Krg. Cery rozejrza si dookoa, po czym zorientowa si, e mag oddali si ju o kilka krokw. - Harrin nigdy mi nie uwierzy - mrukn i pospieszy za swoim przewodnikiem.

334

- To nie byo tak - powiedzia jej Rothen. Sonea odwrcia wzrok. - Wiem, co widziaam - odpowiedziaa. - Chcesz, ebym skamaa? - Te sowa pozostawiy jej okropne uczucie niesmaku. Przekna lin i usiowaa wyglda na zaskoczon jego pytaniem. Rothen spojrza na ni i potrzsn gow. - Nie, nie chc. Gdyby odkryto, e skamaa podczas Przesuchania, wiele osb zadaoby pytanie, czy powinna zosta przyjta do Gildii. - Dlatego musiaam to powiedzie. Rothen westchn. - A zatem naprawd tak to pamitasz? - Tak powiedziaam, prawda? - Rzucia mu bagalne spojrzenie. - Nie utrudniaj dodatkowo sprawy, Rothenie. Jego spojrzenie zagodniao. - W porzdku. Moe czego wtedy nie zauwayem. Wstyd, ale nic na to nie poradz. Pokrci gow. - Bdzie mi brakowao naszych lekcji, Soneo. Jeli jest... - Mistrzu Rothenie. Odwrcili si i zobaczyli podchodzcego do nich Osena. Rothen westchn i wrci na swoje miejsce. Kiedy Fergun ruszy w stron Sonei, zdusi jk. Gdy tylko Rothen zada rozmowy z ni na osobnoci, Fergun natychmiast zgosi takie samo danie. Co zamierza jej powiedzie? Sonea marzya teraz jedynie o tym, eby Przesuchanie si skoczyo. Fergun umiechn si nieprzyjemnie. - Wszystko przebiega zgodnie z planem? - spyta. - Tak. - Doskonale - powiedzia piewnie. - Bardzo dobrze. Twoja opowie bya przekonujca, mimo e niezbyt piknie wyartykuowana. Ale bia z niej porywajca szczero. - Ciesz si, e ci si podobao - odpara cierpko. Fergun spojrza na starszych magw. - Wtpi, czy zechc debatowa nad tym duej. Zaraz podejm decyzj. Potem zaatwi ci pokj w Domu Nowicjuszy. Umiechaj si, Soneo. Chcemy, eby ludzie uwierzyli, e przepenia ci rado na sam myl o zostaniu moj nowicjuszk. Westchna i zmusia kciki ust do uniesienia si, tak eby z daleka mona to byo wzi za umiech. - Mam ju tego do - warkna zza zacinitych zbw. - Skoczmy z tym wreszcie. 335

Unis brwi. - Och, nie. Chc moich dziesiciu minut. Sonea zacisna usta i powstrzymaa si od dalszych komentarzy. Kiedy ponownie odezwa si do niej, nie zwracaa na niego uwagi. Wywoanie umiechu okazao si znacznie atwiejsze, gdy dostrzega w jego oczach iskierki zoci. - Mistrzu Fergunie. Osen dawa im znaki. Odetchna z ulg i podesza za Fergunem z powrotem na przd sali, ktra wci huczaa gwarem gosw. Osen unis rce. - Prosz o cisz! Wszyscy zgromadzeni odwrcili si z powrotem do rodka sali i ucichli. Zapanowaa pena oczekiwania cisza. Ktem oka Sonea widziaa wpatrzonego w ni Rothena. Znowu ukuo j poczucie winy. - Przedstawione dzi wersje zdarze pokazuj jasno, e to Mistrz Fergun jako pierwszy rozpozna zdolnoci Sonei - oznajmi Mistrz Osen. - Czy kto wnosi sprzeciw wobec tej decyzji? - Ja. Gos by gboki i dziwnie znajomy; dochodzi gdzie z tyu. Sal wypeni szelest szat i skrzypienie drewna, kiedy wszyscy obrcili si na krzesach. Sonea te odwrcia si i zobaczya, e jedne z wielkich drzwi s uchylone. Przez sal zmierzay ku niej dwie postacie. Jedn z nich rozpoznaa natychmiast i na jej widok wydaa okrzyk radoci. - Cery! Zrobia krok do przodu, po czym zamara, widzc towarzysza Cery'ego. Ze wszystkich stron dobiegay j urywane fragmenty szeptanych pyta. Ubrany na czarno mag podszed do niej i rzuci jej oceniajce spojrzenie. Czujc niepokj, przeniosa wzrok na Cery'ego. By blady i brudny, ale umiecha si radonie. - Znalaz mnie i wyprowadzi - powiedzia. - Wszystko bdzie dobrze. Sonea spojrzaa pytajco na maga w czerni. Przez jego usta przebieg cie umiechu, ale mczyzna milcza. Min j, skoni si krtko Osenowi, po czym wszed na schody prowadzce do miejsc starszych magw. Nikt nie protestowa, kiedy zaj miejsce nad Administratorem. - Co sprawia, e podwaasz t decyzj, Wielki Mistrzu? - spyta Osen. Sonea poczua, e grunt si pod ni zapada. Wpatrywaa si z niedowierzaniem w czarno ubranego maga. Ten czowiek nie jest zabjc. To jest przywdca Gildii. - Dowody oszustwa - odpar Wielki Mistrz. - Dziewczyn zmuszono do kamstwa. 336

Sonea usyszaa zduszony jk po swojej prawej stronie. Obrcia lekko gow i dostrzega poblad twarz Ferguna. Poczua nag fal triumfu i gniewu. Zapominajc o obecnoci maga w czerni, wytkna Ferguna palcem. - To on zmusi mnie do kamstwa! - zawoaa oskarycielskim tonem. - Powiedzia, e zabije Cery'ego, jeli nie speni jego da. Ze wszystkich stron rozlegy si okrzyki zdumienia. Sonea poczua, e Cery chwyta j mocno za rami. Odwrcia si do Rothena: wystarczyo jedno spojrzenie, eby wszystko zrozumia. - Zostao wniesione oskarenie - zauwaya Mistrzyni Vinara. Sala ucicha. Rothen otworzy usta, jakby chcia co powiedzie, ale zamyli si i potrzsn gow. - Czy znasz prawo dotyczce oskare, Soneo - zapyta Mistrz Osen. Sonea wcigna szybko powietrze, poniewa przypomniaa sobie. - Tak - odpowiedziaa drcym gosem. - Wykrywanie kamstw? Osen potakn i zwrci si do starszych magw. - Kto przeprowadzi wykrywanie kamstw? Zapada cisza. Starsi wymieniali midzy sob spojrzenia, po czym zwrcili si do Lorlena. Administrator skin gow i wsta. - Ja przeprowadz badanie prawdy. Kiedy schodzi na d, Cery chwyci Sone za rk. - Co on bdzie robi? - zapyta szeptem. - Odczyta moje myli - odpara. - Ach - powiedzia z ulg. - Tylko tyle. Spojrzaa na niego z rozbawieniem. - To nie takie proste, jak ci si wydaje, Cery. Wzruszy ramionami. - Mnie tam wydao si proste. - Soneo. Podniosa wzrok: Lorlen sta ju koo niej. - Widzisz tego mczyzn tam, Cery? - Wskazaa na Rothena. - To Rothen, jest dobrym czowiekiem. Id do niego. Cery przytakn, po czym cisn j jeszcze raz za rk i odszed. Kiedy stan koo Rothena, Sonea odwrcia si do Lorlena. Twarz Administratora bya bardzo powana.

337

- Uczc si kontroli, miaa dowiadczenie z kontaktem mentalnym - powiedzia. - To bdzie nieco inne. Bd chcia zobaczy twoje wspomnienia. Bdziesz musiaa dobrze si postara, eby oddzieli to, co chcesz mi pokaza, od wszystkich innych myli. eby ci pomc, bd zadawa pytania. Jeste gotowa? Skina gow. - Zamknij oczy. Posuchaa i chwil pniej poczua na skroniach jego donie. - Poka mi pokj, ktry jest twoim umysem. Wzniosa szybko drewniane ciany i drzwi i wysaa Lorlenowi obraz pokoju. Poczua lekkie rozbawienie. - C za skromna siedziba. Otwrz teraz drzwi. Odwrcia si do podwjnych drzwi i rozkazaa im otworzy si. Zamiast ulicy i domw na zewntrz zobaczya ciemno, w ktrej staa ubrana na niebiesko posta. - Witaj, Soneo. Obraz Lorlena umiecha si. Przeszed par krokw w ciemnoci i zatrzyma si przy drzwiach. Wycign rk i ukoni si. - Wprowad mnie. Chwycia go za rk. Kiedy go dotkna, podoga jakby usuna si jej spod stp. - Nie masz si czego ba - powiedzia. - Obejrz twoje wspomnienia i pjd sobie. Podszed do jednej ze cian. - Poka mi Ferguna. Skupia wzrok na cianie, by stworzy obraz, na ktrym umiecia twarz Ferguna. - Dobrze. Teraz poka mi, co on zrobi, eby zmusi ci do kamstwa. Nie potrzebowaa duo wysiku, eby oywi obraz. Malowido wypenio ca cian, pojawi si na nim salon Rothena. Fergun zbliy si i pooy na stole przed ni sztylet Ceryego. Trzymam waciciela tej broni pod kluczem w maej ciemnej klitce, o ktrej istnieniu nikt nie wie..." Obraz zamaza si i chwil pniej powikszony Fergun kuca koo niej. Zrobisz, co ci ka, a uwolni twojego przyjaciela. Sprawisz mi najmniejszy kopot, to pozostawi go tam na wieki... Kiedy im to powiesz, starsi magowie nie bd mieli wyboru opieka nad tob bdzie naleaa do mnie. Wstpisz do Gildii, ale zapewniam ci, e nie na dugo. Kiedy wykonasz dla mnie pewne zadanie, odel ci tam, gdzie twoje miejsce. Dostaniesz to, czego pragniesz, i ja te. Nie masz nic do stracenia, pomagajc mi, ale... podnis sztylet i przesun palcem po ostrzu - moesz straci przyjaciela, jeli odmwisz". 338

Poczua, e w towarzyszcej jej osobie wzbiera gniew. Rozproszyo j to; spojrzaa na Lorlena, a obraz rozmy si na cianie. Odwrcia si i wezwaa go na powrt. Signa do swoich wspomnie i pokazaa na obrazie Cery'ego, brudnego i wychudzonego, oraz zimny loch, w ktrym by uwiziony. Obok z zadowolon min sta Fergun. Smrd stchego jedzenia i ludzkich odchodw wypeni pokj. Na widok tej sceny Lorlen potrzsn gow i zwrci si do niej. - To odraajce! Co za szczcie, e Wielki Mistrz znalaz twojego przyjaciela akurat dzi! Wzmianka o ubranym na czarno magu sprawia, e obraz zacz si zmienia. Sonea wyczua to i zwrcia oczy w tamt stron. Wzrok Lorlena powdrowa za ni. Usyszaa krtki jk. - A to co? Na obrazie sta Wielki Mistrz ubrany w zakrwawione achmany ebraka. Lorlen zwrci si do Sonei: - Kiedy to widziaa? - Wiele tygodni temu. - Jak? Gdzie? Sonea zawahaa si. Jeli pozwoli mu zajrze do tych wspomnie, Lorlen dowie si, e wtargna na teren Gildii i szpiegowaa. Nie wpucia go do swojego umysu po to, eby mu to pokaza, wic zaoya, e nie bdzie mg mie do niej pretensji, jeli go teraz wyrzuci. Ale jaka czstka jej chciaa, eby to zobaczy. Teraz ju nic jej nie grozi, nawet jeli magowie dowiedz si, e bya tu nielegalnie, a ona tak bardzo pragna rozwiza zagadk ubranego w czer maga. - Dobrze. Zaczo si od tego, e... Na obrazie Cery oprowadza j po Gildii. Wyczua zaskoczenie Lorlena, a nastpnie rozbawienie, kiedy przeskakiwaa od sceny do sceny. W jednej chwili zagldaa przez okna, moment pniej biega przez las i ogldaa ksiki ukradzione przez Ceryego. Cay czas czua rozbawienie Lorlena. - Kt by si domyli, e to tak zniky ksiki Jerrika! Ale co z Akkarinem? Sonea zawahaa si; do tamtego wspomnienia sigaa niechtnie. - Prosz, Soneo. On jest naszym przywdc i moim przyjacielem. Musz si dowiedzie. Czy on by ranny? Sonea przywoaa wspomnienie lasu i umiecia je na obrazie. Raz jeszcze przesza midzy drzewami ku domkowi z szarego kamienia. Pojawi si sucy, wic skrya si wrd 339

krzakw przy cianie. Dzwonek, ktry przycign j do kratki, rozleg si te w pokoju jej umysu. Na obrazie pojawi si znw Wielki Mistrz, tym razem w czarnym paszczu. Sucy wszed w pole widzenia i poczua, e Lorlen go rozpoznaje. - Takan. Zrobione" - powiedzia Wielki Mistrz, po czym zdj paszcz, ukazujc poplamione krwi achmany. Popatrzy na siebie z obrzydzeniem. Przyniose moje szaty?" Sucy wymamrota co w odpowiedzi, a tymczasem Wielki Mistrz zdj koszul ebraka. Pod ni mia skrzany pas i pochw ze sztyletem. Umy si i znik na chwil z pola widzenia, by nastpnie powrci ju w czarnych szatach. Sign po pochw, wycign byszczcy sztylet i zacz go czyci rcznikiem. W tym momencie Sonea poczua zaskoczenie i zdziwienie Lorlena. Wielki Mistrz spojrza na sucego. Walka osabia mnie" - powiedzia. - Potrzebuj twojej siy". Suga przyklkn na jedno kolano i poda magowi rk. Wielki Mistrz przecign po niej ostrzem sztyletu, po czym pooy do na ranie. Sonea poczua echo dziwnego niepokoju w swojej gowie. - Nie! Zalaa j fala przeraenia. Zaskoczona si emocji Lorlena, przerwaa koncentracj. Obraz pociemnia, a chwil potem znik cakowicie. - Niemoliwe! To nie Akkarin! - Co to jest? Nie rozumiem. Co on zrobi? Lorlen ewidentnie usiowa pozbiera myli. Jego obraz powoli rozpywa si, a Sonea uwiadomia sobie, e opuci jej umys. - Nie ruszaj si i nie otwieraj oczu. Musz to przemyle, zanim spojrz mu ponownie w oczy. Milcza przez kilka uderze serca, po czym jego obecno powrcia. - To, co widziaa, jest zabronione - powiedzia w kocu. - Nazywamy to czarn magi. Posugujc si ni, mag moe czerpa si z wszelkich ywych stworze, ludzi i zwierzt. Akkarin uciekajcy si do czarnej magii... to nie do pomylenia. On jest potny... najpotniejszy z nas wszystkich. Och! To musi by rdem jego niezwykej mocy! Jeli tak jest, to musia praktykowa te ohydne sztuki, zanim wrci z podry... Lorlen urwa, zastanawiajc si nad tym, co sam powiedzia. - On zama przysig. Powinien zosta pozbawiony stanowiska i wygnany. Jeli uy tej mocy, by zabija, to kar jest mier... cho... 340

Sonea wyczua gniew bijcy od maga. Nastpia kolejna duga chwila ciszy. - Lorlen? Zebra si ponownie w sobie. - Ach, przepraszam, Soneo. Bylimy przyjacimi od czasw nowicjatu. Tyle lat... i teraz TO! Kiedy odezwa si ponownie, w jego mylach dao si wyczu zimn determinacj. - Trzeba go usun ze stanowiska, ale nie teraz. Jest zbyt potny. Jeli rzucimy mu wyzwanie, a on zdecyduje si na walk, moe bez trudu wygra, a kada zadana mier uczyni go silniejszym. Jeeli ujawnimy jego tajemnic, nie bdzie ju musia si kry i zacznie zabija na olep. Cae miasto znajdzie si w niebezpieczestwie. Sonea, syszc te sowa, zadraa. - Nie bj si, Soneo - zwrci si do niej Lorlen. - Nie pozwol, eby do tego doszo. Ale nie moemy go sprowokowa, dopki nie bdziemy pewni, e go pokonamy. Do tego czasu nikt nie moe si dowiedzie. Musimy poczyni przygotowania w tajemnicy. To znaczy, e nie moesz nikomu o tym mwi. Rozumiesz? - Tak. Ale... czy on musi pozosta przywdc Gildii? - Niestety tak. Kiedy bd pewny, e jestemy dostatecznie silni, zbior wszystkich magw. Bdziemy musieli dziaa szybko i bez uprzedzenia. Do tego czasu moemy wiedzie tylko my dwoje. - Rozumiem. - Wiem, e chciaaby powrci do slumsw, Soneo, i nie zdziwibym si, gdyby takie odkrycie wzmocnio tylko to pragnienie, ale musz ci prosi, eby pozostaa. Kiedy nadejdzie czas, bdziemy potrzebowali wszelkiej pomocy. Obawiam si rwnie, jakkolwiek nie chc o tym myle, e ty moesz by dla niego atrakcyjn ofiar. On wie, e masz wielk moc, a zatem jeste potnym rdem magii. Z zablokowan moc, yjc z dala od ludzi, ktrzy mogliby rozpozna mier zadan przez czarn magi, stanowiaby idealn ofiar. Prosz zatem, ze wzgldu na nas i na ciebie, zosta z nami. - Chcesz, ebym zamieszkaa tutaj, tak blisko niego? - Tak. Tu bdziesz bezpieczniejsza. - Skoro nie bylicie w stanie odnale mnie bez pomocy Zodziei, to jak on miaby to uczyni? - Akkarin ma bardziej czue zmysy ni ktokolwiek z nas. Jako pierwszy zorientowa si, e zacza posugiwa si moc. Obawiam si, e znalazby ci bez trudu.

341

Wyczua, e naprawd troszczy si o jej bezpieczestwo. Jak moga spiera si z Administratorem Gildii? Jeli on uwaa, e znalazaby si w niebezpieczestwie, to tak by zapewne byo. Nie ma wyboru. Musi zosta. Ku wasnemu zaskoczeniu na myl o tym nie czua gniewu ani rozczarowania, ale raczej ulg. Cery powiedzia jej, e nie powinna uwaa si za zdrajc, jeli zostanie magiem. Nauczy si posugiwa magi, pozna sztuk leczenia i moe pewnego dnia zabierze t swoj wiedz do slumsw, by pomaga ludziom, ktrych tam pozostawia. A poza tym cakiem przyjemnie bdzie pokrzyowa szyki tym magom, ktrzy jak Fergun uwaaj, e bylcy nie powinni by przyjmowani do Gildii. - Dobrze - wysaa do niego myl. - Zostan. - Dzikuj, Soneo. A zatem jest jeszcze kto, kogo trzeba bdzie wtajemniczy w nasz sekret. Jako twj mentor, Rothen moe potrzebowa zajrze do twojego umysu, zwaszcza gdy zaczniesz si uczy leczenia. A wtedy moe przypadkiem zobaczy to, co mi dzi pokazaa. Musisz wic opowiedzie Rothenowi o Akkarinie i o wszystkim, co ci powiedziaem. Wiem, e jemu mona zaufa, jeli chodzi o zachowanie tajemnicy. - Tak wic zrobi. - Doskonale. Zaraz potwierdz oskarenia wobec Ferguna. Postaraj si nie okazywa lku przed Akkarinem. Najlepiej w ogle na niego nie patrz i schowaj gboko swoje myli. Poczua, e Administrator zdejmuje jej donie ze skroni, i otworzya oczy. Lorlen spojrza na ni z powan min i byszczcymi oczami, po czym wyraz jego twarzy zagodnia, gdy zwrci si ku starszym magom. - Sonea powiedziaa prawd - oznajmi. Po tych sowach w sali zapanowao pene zaskoczenia milczenie, ale chwil potem zewszd posypay si okrzyki i pytania. Lorlen unis rk i zebrani ponownie umilkli. - Mistrz Fergun uwizi tego modego czowieka - Administrator wskaza rk Cery'ego zaraz po tym, jak powiedzia mi, e odprowadzi go do bramy. Zamkn go w lochu pod Uniwersytetem, a nastpnie zagrozi Sonei, e go zabije, jeli ona nie skamie na tym Przesuchaniu, by poprze jego wersj zdarze. Uzyskawszy opiek nad ni, zamierza zmusi j do zamania ktrego z naszych praw, tak by zostaa publicznie wygnana z Gildii. - Ale po co to wszystko? - sykna Mistrzyni Vinara. - Zdaniem Sonei po to - odrzek Lorlen - by przekona nas, e w Gildii nie ma miejsca dla ludzi z nizin. - Ale przecie ona i tak chciaa odej.

342

Oczy wszystkich zwrciy si na Ferguna, ktry patrzy wyzywajco na starszych magw. - Przyznam, e nieco mnie ponioso - oznajmi - ale chciaem jedynie broni Gildi przed ni sam. Chcielibycie przyjmowa w nasze szeregi zodziei i ebrakw, nie pytajc, czy my albo Domy, a moe i sam Krl, ktremu suymy, tego pragnie? Przyjcie maej ebraczki do Gildii moe si nie wydawa niczym wanym, ale dokd to prowadzi? - Podnis gos. Moe zaczniemy przyjmowa te innych? Moe zmienimy si w Gildi Zodziei? Rozleg si szmer gosw. Sonea rozgldaa si po otaczajcych j magach: niektrzy kiwali gowami ze zrozumieniem. Fergun spojrza na ni z umiechem. - Ona chciaa, ebymy zwizali jej moc i pozwolili wrci do domu. Zapytajcie Mistrza Rothena. Nie zaprzeczy. Zapytajcie Administratora Lorlena. Nie chciaem od niej niczego, czego ona sama by nie pragna. Sonea zacisna pici. - Niczego, czego sama bym nie pragna? - parskna. - Nie chciaam skada Przysigi Nowicjuszy po to, eby j nastpnie zama. Nie chciaam kama. Uwizie mojego przyjaciela. Zagrozie, e go zabijesz. Jeste... - Urwaa, zdajc sobie nagle spraw z tego, e jest obserwowana przez zgromadzony tum magw. Wcigna gboko powietrze i spojrzaa na starszych. - Kiedy tu zamieszkaam, zajo mi sporo czasu przekonanie si, e nie jestecie... - Znw urwaa, gdy nagle uzmysowia sobie, e stoi w sali Rady Gildii i wyzywa magw. Wskazaa wic palcem na Ferguna. - Ale on uosabia wszystko, co skadao si na moje wyobraenie o magach. Po tych sowach zalego milczenie. Lorlen spoglda na ni z powag, po czym powoli skin gow i zwrci si do Ferguna. - Popenie wiele wykrocze, Mistrzu Fergunie - powiedzia. - Niektre z nich bardzo powane. Nie bd ci prosi o wyjanienia, poniewa przed chwil sam je zoye. Za trzy dni odbdzie si Przesuchanie, majce na celu ocen twoich dziaa i wyznaczenie kary. Sugeruj, aby wsppracowa ze ledztwem. Podszed do Osena i wspi si na schody wrd krzese starszych magw. Wielki Mistrz obserwowa go, a na jego ustach pojawi si pumieszek. Sonea wzdrygna si na myl, jak Lorlen musi si czu pod tym spojrzeniem, jakie sprzeczne emocje musz nim targa. - Spr, w sprawie ktrego si spotkalimy, uwaam za niewany - oznajmi Lorlen. Niniejszym powierzam opiek nad Sone Mistrzowi Rothenowi i ogaszam koniec tego Przesuchania. 343

Magowie podnosili si z krzese i sala wypenia si natychmiast gwarem gosw i stukotem butw. Sonea zamkna oczy. Ju po wszystkim! I przypomniaa sobie Akkarina. Nie, bynajmniej, pomylaa. Ale na razie nie ja bd si tym martwi. - Powinna mi bya powiedzie, Soneo. Otworzya oczy i zobaczya przed sob Rothena z Cerym u boku. Spucia wzrok. - Przepraszam. Ku jej zaskoczeniu Rothen ucisn j. - Nie przepraszaj - powiedzia. - Musiaa ratowa swojego przyjaciela. - Zwrci si do Ceryego. - W imieniu Gildii prosz o wybaczenie tego traktowania. Cery umiechn si i machn lekcewaco rk. - Oddajcie mi tylko mj dobytek, a zapomn o wszystkim. Rothen zmarszczy brwi. - A czego ci brakuje? - Dwch sztyletw, kilku noy, no i moich narzdzi. - Narzdzi? - powtrzy Rothen. - Wytrychw. Rothen spojrza pytajco na Sone. - On nie artuje, prawda? Pokrcia przeczco gow. - Zobacz, co si da zrobi. - Rothen westchn i spojrza ponad ramieniem Sonei. - Ach! Oto czowiek, ktry znacznie lepiej zna obyczaje Zodziei... Mistrz Dannyl. Sonea poczua czyj do na ramieniu, a gdy si odwrcia, stana oko w oko z wysokim magiem, ktry umiecha si do niej od ucha do ucha. - wietna robota! - zawoa. - Oddaa mnie i caej Gildii ogromn przysug. Rothen umiechn si krzywo. - Co ty taki wesoy, Dannylu? Dannyl spojrza na przyjaciela z wyszoci. - Kto mia racj co do Ferguna, h? Rothen pokiwa gow z westchnieniem. - Zgaduj, e ty. - Czy teraz rozumiesz, dlaczego tak go nie znosz? - Dannyl zauway Ceryego i zamyli si. - Wydaje mi si, e to ciebie poszukuj Zodzieje. Wysali do mnie list z zapytaniem, czy wiem, gdzie si podzia towarzysz Sonei. Wygldali na zaniepokojonych. 344

Cery spojrza badawczo na maga. - Kto wysa ten list? - Czowiek imieniem Gorin. Sonea zmarszczya brwi. - A zatem to Gorin powiedzia Gildii, gdzie mnie znale, nie Faren. Cery rzuci jej zdumione spojrzenie. - Oni ci zdradzili? Wzruszya ramionami. - Nie mieli wyboru. W sumie dobrze zrobili. - Nie o to chodzi. - W oczach Ceryego zapony iskierki. Sonea domylia si, o czym myli, i umiechna si. Ja go przecie kocham, pomylaa nagle. Tyle e na razie jest to mio do przyjaciela. Moe gdyby mieli czas dla siebie, bez tych wszystkich problemw ostatnich miesicy, ta przyja mogaby si rozwin w co powaniejszego. Ale to si nie stanie. Nie teraz, kiedy ona wstpuje do Gildii, a on zapewne wrci do Zodziei. Na myl o tym Sonea poczua ukucie alu, ale odsuna je od siebie. Rozejrzaa si po sali i ze zdumieniem stwierdzia, e prawie wszyscy ju wyszli. Fergun sta nadal w pobliu, otoczony grupk magw. Pochwyci jej spojrzenie i jego twarz wykrzywi pogardliwy grymas. - Spjrzcie na nich - powiedzia. - Jeden zadaje si z ebrakami, drugi ze Zodziejami. Jego kompani wybuchnli miechem. - Czy on nie powinien zosta zamknity, czy co? - spytaa Sonea. Rothen, Dannyl i Cery spojrzeli w kierunku grupki Ferguna. - Nie - odpowiedzia Rothen. - Bdzie pod nadzorem, ale wie, e jeli okae skruch, to moe unikn wygnania. Zapewne otrzyma obowizki, ktrych nikt nie chce, moe jakie zadanie, ktre wymaga kilkuletniego pobytu w jakim odlegym miejscu. Fergun sta jeszcze przez chwil nachmurzony, po czym obrci si i ruszy w kierunku drzwi. Jego towarzysze poszli za nim. Dannyl umiechn si szeroko, ale Rothen pokiwa gow z widocznym smutkiem. Cery wzruszy ramionami i spojrza na Sone. - A co z tob? - zapyta. - Sonea moe odej - odrzek Rothen. - Bdzie jednak musiaa zosta jeszcze przez dzie lub dwa. Prawo nakazuje, e nie moe wrci do slumsw, zanim nie zwiemy jej mocy. Cery zaspi si i rzuci jej badawcze spojrzenie. 345

- Zwiemy"? Oni zablokuj twoj moc? Sonea pokrcia gow. - Nie. Rothen zmarszczy brwi i zerkn na ni pytajco. - Nie? - Oczywicie, e nie. Mielibycie wtedy nieco kopotw z uczeniem mnie, prawda? Zamruga. - Naprawd chcesz zosta? - Tak. - Umiechna si. - Chc zosta.

346

EPILOG W powietrzu nad stoem unosia si iskierka. Powoli powikszaa si, a staa si kul wielkoci gwki dziecka, a nastpnie uniosa si i zawisa pod sufitem. - Doskonale - pochwali j Rothen. - Udao ci si stworzy kul wietln. Sonea umiechna si w odpowiedzi. - Wreszcie czuj si jak prawdziwy mag. Rothen spojrza na jej buzi i poczu ciepo w okolicy serca. Trudno byo odegna pokus uczenia jej magii, skoro najwyraniej sprawiao jej to tyle przyjemnoci. - Jeli nadal bdziesz robi postpy w tym tempie, kiedy wreszcie zaczniesz nauk na Uniwersytecie, wyprzedzisz innych nowicjuszy o kilka tygodni - powiedzia. - W kadym razie w magii. Ale... - Sign do sterty ksiek lecych koo jego fotela i zacz w nich grzeba. - Jeste bardzo do tyu w rachunkach - oznajmi stanowczo. - Czas zabra si do jakiej konkretnej roboty. Sonea spojrzaa na ksiki i westchna. - Szkoda e nie wiedziaam, jakim torturom zostan poddana, zanim zdecydowaam si zosta. Rothen rozemia si i popchn ku niej po blacie jedn z ksiek, po czym rzuci jej spojrzenie spod przymruonych powiek. - Wci nie odpowiedziaa na moje pytanie. - Jakie pytanie? - Kiedy podja decyzje? Rka, ktra ju sigaa po ksik, zamara w p ruchu. Sonea podniosa na niego wzrok. Umiechna si, ale jej oczy pozostay powane. - Kiedy uprzytomniam sobie, e powinnam - powiedziaa. - Ej, Sonea. - Rothen pogrozi jej palcem. - Przesta dawa mi wymijajce odpowiedzi. Rozpara si wygodnie w fotelu. - Postanowienie zapado podczas Przesuchania - wyjania. - Dziki Fergunowi zrozumiaam, z czego rezygnuj, ale nie to byo decydujce. Cery powiedzia mi wczeniej, e byabym gupia, gdybym wrcia do domu, to te pomogo. Rothen rozemia si. - Lubi tego twojego przyjaciela. Wielu jego postpkw nie pochwalam, ale lubi go. Potakna i zacisna usta.

347

- Rothen, czy istnieje moliwo, e kto nas teraz podsuchuje? - spytaa. - Sucy? Inni magowie? Potrzsn przeczco gow. - Nie. Nachylia si do niego. - Jeste absolutnie pewny? - Tak - odpar. - Bo... - urwaa. Zsuna si z fotela i uklka przy Rothenie, zniajc gos do szeptu. Jest co, o czym Lorlen kaza mi tobie opowiedzie.

348

PRZEWODNIK PO ARGONIE SLUMSW UOONY PRZEZ MISTRZA DANNYLA Bylec - mieszkaniec slumsw Czujka - obserwator stojcy na posterunku Eja - wykrzyknik oznaczajcy zdziwienie, pytanie lub majcy zwrci uwag Flis - paser Go - wamywacz Klient - czowiek, ktry ma ukad ze Zodziejami lub zobowizania wobec nich Krwawe pienidze - zapata za morderstwo Majcher - zabjca Mtwa - czowiek grajcy na dwa fronty, dwulicowy Mtwie - gra na dwa fronty, oszukiwa Ogon - szpieg Praworzdny - godny zaufania Rodzina - najblisi i najbardziej zaufani wsppracownicy Zodzieja Zodziej - przywdca grupy przestpczej Zota ya - mczyzna, ktry woli chopcw

349

SOWNICZEK ZWIERZTA Ceryni - niewielki gryzo Faren - oglna nazwa pajczakw Gorin - due zwierz domowe, hodowane jako pocigowe i na miso Harrel - niewielkie zwierz domowe hodowane na miso Mullook - dziki ptak nocny Rassook - gatunek ptactwa domowego hodowany na miso i pierze Ravi - gryzo wikszy od cerynia Reber - zwierz domowe hodowane na miso i wen ROLINY/JEDZENIE Cheboi sos - gsty sos do mis sporzdzany ze spylu Curren - gruba kasza o mocnym smaku Iker - narkotyk pobudzajcy, pono rwnie afrodyzjak Pachi - sodki, odwieajcy owoc Papea - przyprawa podobna do pieprzu Raka - pobudzajcy trunek przyrzdzany z pieczonych fasolek pochodzcych z Sachaki Spyl - mocny trunek sporzdzany z tugoru; take: mty, szumowiny rzeczne Sumi - gorzki napj Tugor - korze podobny do pasternaku UBRANIE/BRO Inkal - kwadratowy znak, podobny do herbu, naszywany na ramieniu lub mankiecie Kebin - elazna paka z hakiem do wyrywania przeciwnikowi noa; typowa bro gwardzistw MIEJSCA PUBLICZNE Browar - wytwrnia spylu Gociniec - dom z wynajmowanymi pokojami (jeden pokj na jedn rodzin) ania - miejsce, w ktrym mona za pienidze uzyska usugi kpielowe i kosmetyczne Spylunka - karczma, w ktrej mona wypi spyl, zazwyczaj rwnie z pokojami wynajmowanymi na krtki czas

350

KRAJE ZIEM SPRZYMIERZONYCH Elyne - najbliszy ssiad Kyralii, take najbliszy jej kraj pod wzgldem kultury, charakteryzuje si agodnym klimatem Kyralia - siedziba Gildii Lan - grzysta kraina zamieszkiwana przez wojownicze plemiona Lonmar - pustynna kraina, ojczyzna surowej religii Mahga Vin - wyspy, ojczyzna ludu eglarzy INNE TERMINY Czop - monety naoone na patyk, wartoci odpowiadajce wyszemu nominaowi Maty simba - maty tkane z trzciny Okienniki - rodzaj parawanw stawianych na parapetach okiennych, wewntrzne okiennice.

351

SPIS TRECI CZ PIERWSZA.....................................................................................6 Rozdzia 1 Rozdzia 2 Rozdzia 3 Rozdzia 4 Rozdzia 5 Rozdzia 6 Rozdzia 7 Rozdzia 9 Czystka.............................................................................................7 Narada magw...............................................................................19 Starzy druhowie.............................................................................31 Poszukiwania trwaj.....................................................................44 Nagroda............................................................................................58 Spotkania w podziemiach............................................................74 Niebezpieczne sojusze.................................................................89 Nieproszony go..........................................................................113

Rozdzia 8 Wieci w ciemnociach................................................................102 Rozdzia 10 Decyzja............................................................................................123 Rozdzia 11 Bezpieczne przejcie.....................................................................137 Rozdzia 12 Ostatnie miejsce, w ktrym by szukali....................................148 Rozdzia 13 Potne wpywy.............................................................................161 Rozdzia 14 Sojusznik wbrew woli..................................................................172 Rozdzia 15 W taki czy inny sposb................................................................181 CZSC DRUGA....................................................................................................188 Rozdzia 16 Nowe znajomoci..........................................................................189 Rozdzia 17 Postanowienie Sonei.....................................................................201 Rozdzia 18 Z dala od ciekawskich oczu........................................................212 Rozdzia 19 Pocztek nauki...............................................................................222 Rozdzia 20 Wizie Gildii................................................................................232 Rozdzia 21 Obietnica wolnoci........................................................................240 Rozdzia 22 Nieoczekiwana propozycja.........................................................250 Rozdzia 23 Przyjaciel Rothena........................................................................260 Rozdzia 24 Pytania bez odpowiedzi...............................................................272
352

Rozdzia 25 Zmiana planw...............................................................................287 Rozdzia 26 Pocztek oszustwa.........................................................................300 Rozdzia 27 W lochach Uniwersytetu..............................................................309 Rozdzia 28 Przesuchanie..................................................................................320 Rozdzia 29 Zamieszka wrd magw..........................................................332 Epilog........................................................................................................................347 PRZEWODNIK PO ARGONIE SLUMSW.............................................349 SOWNICZEK......................................................................................................350

353

You might also like