Fisher John - Okiem Psa

You might also like

Download as rtf, pdf, or txt
Download as rtf, pdf, or txt
You are on page 1of 157

Dedykuję tę książkę moim rodzicom, którym zawsze tyle kłopotu sprawiało

objaśnienie, z czego właściwie żyje ich syn, oraz mojej żonie Lizie, tak zawsze
pomocnej mi w pracy, i mojemu synowi Jasonowi, któremu niezmiernie zależy na
tym, aby jego imię znalazło się w książce.
JOHN FISHER

OKIEM PSA
PORADNIK PSIEJ PSYCHOLOGII
Przekład ANNA REDLICKA
Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne
Tytuł oryginału: Think Dog! An Owner's Guide to Canine Psychology
Autor: John Fisher
John Fisher jest specjalistą w dziedzinie behawioryzmu psów z rozległą,
wieloletnią praktyką w Bookham, Surrey, związanym od lat z grupą weterynarzy z
Kliniki Woodthorpe w Londynie. Wykłada też w Instytucie Studiów nad Psem i jest
konsultantem wielu oficjalnych struktur weterynaryjnych zajmującym się problemami
związanymi z zachowaniem się psów. Jest też członkiem-założycielem Association of
Pet Behaviour Consultants.
First published in Great Britain 1990 by H. F. and G. Witherby Ltd.
© John Fisher
Zdjęcia na wkładkę wykonał: Robert Król
Projekt okładki i strony tytułowej: Dariusz Miroński
Zdjęcie na okładce: Agencja East-News
© Copyright for the Polish edition
by Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne,
Redaktor merytoryczny: Marta Jerzmanowska Redaktor techniczny: Jolanta
Dubielecka Korektor: Elżbieta Głuchowska
ISBN 83-09-01605-0 636.7
SPIS TREŚCI

OD TŁUMACZA.........................................................................................................
WPROWADZENIE.....................................................................................................
CZĘŚĆ I CZYM JEST PIES?..........................................................................................
1 POCHODZENIE PSA.............................................................................................
Przodkowie........................................................................................................
Wilcze ścieżki.....................................................................................................
2 JAK ROZWIJAŁA SIĘ PSYCHIKA PSA?................................................................
Noworodek (0 do 13 dni)...................................................................................
Faza psiej socjalizacji (14 do 49 dni).................................................................
Faza socjalizacji z człowiekiem (7 do 12 tygodni).............................................
Faza ustalania hierarchii (12 do 16 tygodni).....................................................
Faza ucieczek (4 do 8 miesięcy).......................................................................
Okres dojrzewania (6 do 14 miesięcy)..............................................................
Wiek dojrzały (l do 4 lat)....................................................................................
3 MIEJSCE PSA W LUDZKIM STADZIE...................................................................
Zamieńmy się miejscami...................................................................................
4 W JAKI SPOSÓB PSY SIĘ UCZĄ..........................................................................
Negatywna tigmotaksja......................................................................................
Wrażliwość na dotyk..........................................................................................
Wrażliwość na dźwięki.......................................................................................
Wrażliwość wzrokowa........................................................................................
Wrażliwość psychiczna......................................................................................
Zachowania charakterystyczne dla różnych ras................................................
5 SZTUKA STOSOWANIA NAGRÓD........................................................................
Zasady postępowania........................................................................................
Zastosujmy to w praktyce..................................................................................
6 SZTUKA STOSOWANIA KAR................................................................................
Część II POZYTYWNE PODEJŚCIE DO PROBLEMÓW BEHAWIORALNYCH...........
7 TRUDNOŚCI WYCHOWAWCZE............................................................................
8 STRESY..................................................................................................................
9 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE WSKAZANIA................................................................
10 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE FAKTY........................................................................
Eukanuba...........................................................................................................
Dieta Hilla...........................................................................................................
Dieta naturalna...................................................................................................
Jak czytać etykiety.............................................................................................
Podsumowanie..................................................................................................
11 UBOCZNE SKUTKI LECZENIA............................................................................
12 KŁOPOTY WYCHOWAWCZE Z PUNKTU WIDZENIA TRESERA......................
13 KŁOPOTY Z HIERARCHIĄ STADA......................................................................
Psy i niemowlęta................................................................................................
Psy i dzieci.........................................................................................................
Psy i dorośli........................................................................................................
Psy i psy.............................................................................................................
14 AGRESJA..............................................................................................................
Agresja dziedziczna...........................................................................................
Agresja nerwicowa.............................................................................................
15 NADMIERNA POBUDLIWOŚĆ............................................................................
16 W CO SIĘ BAWIĆ Z WŁASNYM PSEM...............................................................
Zabawy w domu.................................................................................................
Zabawy w ogrodzie............................................................................................
Zabawy w parku.................................................................................................
CZĘŚĆ III PORADY DLA WŁAŚCICIELI PSÓW od A do Z...........................................
KŁOPOTY Z PSEM: JAK SIĘ ICH POZBYĆ.............................................................
Agresja...............................................................................................................
Brudzenie w domu.............................................................................................
Ciągnięcie na smyczy........................................................................................
Dieta...................................................................................................................
Goście................................................................................................................
Gonienie innych zwierząt...................................................................................
Gryzienie przedmiotów......................................................................................
Kopanie..............................................................................................................
Lizanie................................................................................................................
Nadaktywność....................................................................................................
Nadmierne poczucie własności.........................................................................
Nadpobudliwe zachowanie................................................................................
Nerwowość........................................................................................................
Niszczycielstwo..................................................................................................
Obrona...............................................................................................................
Obrona terytorium..............................................................................................
Ogryzanie...........................................................................................................
Odruchy kopulacyjne.........................................................................................
Przywoływanie...................................................................................................
Podniecenie jazdą samochodem.......................................................................
Szczekliwość......................................................................................................
Ucieczki..............................................................................................................
Gryzienie............................................................................................................
Walka.................................................................................................................
Wskakiwanie na ludzi........................................................................................
Wycie.................................................................................................................
Zjadanie odchodów............................................................................................
Znaczenie terenu...............................................................................................
ŻEBRACTWO....................................................................................................
OD TŁUMACZA

Pies, udomowiony przez człowieka przed tysiącami lat, bardzo szybko stał się
czymś więcej niż zwyczajnym zwierzęciem gospodarskim. Był pomocnikiem,
nieodłącznym towarzyszem polowań, po prostu przyjacielem. Ten trwający przez
wieki bardzo bliski kontakt spowodował, że niemal zapomniano o jego pochodzeniu
od dzikiego drapieżcy. Dama pieszcząca miniaturowego pudełka - pisze Fisher - ze
zgrozą odrzuciłaby sugestię, że w drobnym ciałku jej pupila drzemią uśpione
instynkty wilka. Rzeczywiście dzisiaj rzadko o tym pamiętamy.
Dobry pies był przez wieki powodem do dumy. Toteż wieczorami, przy dzbanie
wina, opowiadano niestworzone historie, których bohaterem był pies - mądry ponad
miarę, sprytny i przemyślny. Z czasem okazywało się, że jeden potrafi liczyć, inny
podawać panu ogień, jeszcze inny kradł węgiel, by jego ukochany pan nie zamarzł z
zimna. Opowiadano też o psach, które rannych towarzyszy prowadziły prosto do
lekarza weterynarii po pomoc. Wrodzonym przymiotom psa dodawano coraz to
więcej cech czysto ludzkich. Od dawna też pisano dydaktyczne bajki, w których
typowo ludzkie zalety i przywary przypisywano zwierzętom. Często ich bohaterem
bywał pies, przedstawiany jako uosobienie wierności i lojalności, choć czasem i
niewolniczego poddaństwa.
Antropomorfizację psa doprowadzono do szaleństwa w Hollywood. Po
sukcesie Lassie, producenci często sięgali po “psie tematy”, stawiając przed
czworonożnymi bohaterami coraz trudniejsze zadania, często stojące w rażącej
sprzeczności z wrodzonymi predyspozycjami psa. W rezultacie widzowie otrzymywali
przesłodzony obraz, na którym psy odbierają telefony lub ratują życie dzieciom w
zupełnie nieprawdopodobnych okolicznościach, choćby stosując sztuczne
oddychanie czy masaż serca.
Nic dziwnego, że karmieni taką “wiedzą” od najwcześniejszych lat
zapomnieliśmy o prawdziwej naturze psa. Konsekwencje tego są fatalne.
Oczekiwania i nadzieje właściciela rozmijają się zupełnie z faktycznymi
możliwościami psa. Właściciel bądź rezygnuje z posiadania czworonoga, bądź
morduje się przez kilkanaście lat z rozwydrzonym potworem, stanowiącym
zagrożenie dla wszystkich wokoło.
Książka ta jest pierwszym w Polsce przewodnikiem psychologii psów,
mającym pomóc właścicielom w wychowaniu miłego, posłusznego zwierzęcia ku
obopólnej satysfakcji. Bez łamania charakteru i stosowania przemocy. Fisher obala
wiele mitów i przesądów, głęboko zakorzenionych w powszechnym mniemaniu -
zaiste nie łatwe to zadanie, nie ma bowiem nic trwalszego niż powszechnie uznane
sądy.
Bardzo ciekawe są rozważania autora o wpływie diety na zachowanie psów.
Nie wszystkie z wymienionych karm są już na naszym rynku, ale warto wiedzieć, jaki
wpływ na organizm zwierzęcia mogą mieć poszczególne składniki pożywienia.
Wiele miejsca poświęca autor leczeniu homeopatycznemu, jednak radziłabym
powstrzymać się od sprawdzania działania tych leków - lekarze weterynarii mają
pełne ręce roboty z naprawieniem błędów domorosłych znachorów. Bywa, że na
skuteczną pomoc jest już za późno.
Wszystkim hodowcom polecam natomiast rozdział o kształtowaniu się
charakteru szczeniaka. Jakże często, ogarnięci chęcią wyhodowania pięknego psa,
zapominają o tym, że sukces na wystawie to pięć minut radości, a z psem
przebywamy dwadzieścia cztery godziny na dobę przez wiele lat. Na ogół nabywcom
nie zależy wcale na wystawach, oni chcą mieć po prostu wiernego przyjaciela. Z tej
książki dowiedzą się jak wybierać szczeniaka, aby codzienne życie z nim było
przyjemnością, a nie męczarnią.
WPROWADZENIE

Czy jest przyjaciel równy mu,


co ścieżkę wskaże ci.
Uczciwe serce, wierny druh,
duch wielki w oczach lśni.
Artysta w pracy,
w sportach mistrz,
rodziny i stad stróż.
Faworyt królów,
pieszczoch dam,
to przecież pies i już!
choć ciałem raczej mały,
to podbił on świat cały...
Wiersz ten jest uroczym hołdem wyrażającym uwielbienie milionów ludzi dla
nieodłącznego towarzysza, dzielącego z nimi dom i los - psa. “Przewodnik
wskazujący ścieżki” - przywodzi na myśl psa przewodnika wiodącego ślepca. “W
pracy swej artysta” to choćby border collie pędzący stado owiec. “Strażnik rodziny i
stad” - toż to owczarek niemiecki stróżujący u furtki czy bobtail czujnie obserwujący
obejście. Psy z łatwością spełniają nie tylko te zadania, ale też wiele, wiele innych.
Pozwala nam to przypuszczać, że rozumiemy te zwierzęta z taką samą łatwością, jak
one pojmują, czego od nich oczekujemy. Ale czy naprawdę rozumiemy psy?
Podejrzewam, że jednak nie. Co więcej, powstaje pytanie, czy psy rzeczywiście
rozumieją nas? I znów obawiam się, że odpowiedź brzmi - nie.
Kiedy jednak zupełnie bezstronnie zastanowimy się, czym właściwie jest pies,
łatwo zauważymy, jak naiwne jest przypisywanie mu ludzkiego systemu wartości czy
ludzkiego sposobu rozumowania w postępowaniu. Ta książka ma za zadanie pomóc
w zrozumieniu psa takim, jaki on jest w rzeczywistości. Kiedy nauczymy się, jakie są
psie motywacje, system wartości, dlaczego postępuje tak, jak postępuje i w jaki
sposób się uczy, wtedy nasze stosunki z czworonogim przyjacielem staną się w pełni
satysfakcjonujące. Niestety, nader często dbający o swoich podopiecznych
właściciele są błędnie informowani o tym, jak mają postępować. Recenzowałem
ostatnio książkę, której autor zalecał używanie cienkiego, bambusowego pręta przy
uczeniu psa chodzenia przy nodze. Prętem tym należy uderzać psa po pysku, ilekroć
spróbuje wysunąć się przed przewodnika. Ten sam autor ma prostą receptę, jak
oduczyć psa przyjmowania smakołyków od obcych. Otóż w kawałek mięsa należy
zawinąć ni mniej ni więcej tylko pinezkę, tak aby ostry szpikulec wystawał nieco na
zewnątrz. Kiedy pies spróbuje zjeść smakołyk, ukłuje się w nos! Z podobnym
skutkiem można użyć widelca. Ostre zęby wystające podstępnie ponad smaczny
kąsek skutecznie mają zniechęcić psinę do przyjmowania czegokolwiek do jedzenia
od obcych. Na okładce tego dzieła widnieją nazwiska wielce czcigodnych i
zasłużonych kynologów, którzy poniewczasie odżegnują się od jego treści. Książka
jest atrakcyjnie wydana, a jej cena nader umiarkowana. Moją negatywną recenzję
pominięto milczeniem, a książka jest dostępna tak w sklepach, jak w bibliotekach.
Jakże wiele szkody ta ogólnie dostępna publikacja wyrządzi dbałym o psy
właścicielom i ich podopiecznym, którzy zechcą oprzeć się na “fachowej” literaturze!
Jako psi behawiorysta upatruję źródła większości problemów, jakie mają
właściciele ze swoimi psami, w fałszywym rozumieniu normalnego psiego
zachowania. Zdarzają się, bez wątpienia, psy o chwiejnej psychice i złym
temperamencie, u których cechy te są uwarunkowane genetycznie, ale ich liczba jest
znacznie mniejsza niż wskazywałaby liczba eutanazji, dokonywanych z
wymienionych powodów. Nie zawsze też wina złych psich zachowań spoczywa
jedynie na właścicielu. Twierdzenie, że “nie ma głupich psów, są tylko źli właściciele”
niekoniecznie musi być prawdziwe.
Dlaczego psy objawiają czasem zaburzenia zachowania, które z pozoru
wydają się być nie do rozwiązania? Czytając tę książkę przekonacie się, jak wiele
okoliczności trzeba wziąć pod uwagę przed postawieniem diagnozy, czy to pies jest
przebiegłym szelmą, czy też właściciel głupcem.
Książka podzielona jest na trzy części. Część pierwsza wyjaśnia zachowania
psów i ich przyczyny. Druga traktuje o najczęściej występujących zaburzeniach
zachowania psów i sposobach ich rozwiązywania. Część trzecia to łatwy w użyciu
przewodnik dla tych, którzy mają kłopoty z zachowaniem się ich podopiecznych. Jako
właściciel, trener, wystawca i sędzia znam doskonale blaski i cienie, jakie przynosi
zajmowanie się trudnymi zwierzętami. Wiem też doskonale, że wiele z tych
problemów można rozwiązać, o ile uda się ustalić jakie są ich przyczyny. Tylko wtedy,
gdy rozumiemy w jaki sposób pies się uczy, będziemy w stanie nauczyć go
prawidłowego reagowania na nasze komendy, co zdecydowanie różni się od
wpajania mu naszego systemu wartości. Aby postępować właściwie, musimy
spojrzeć na życie psa w ludzkim stadzie z jego punktu widzenia. Innymi słowy
musimy zacząć myśleć jak pies!
CZĘŚĆ I
CZYM JEST PIES?
1 POCHODZENIE PSA

W książce zapisów miałem zanotowane: poniedziałek, 9 rano - pani Gort z


dwuletnim samcem rottweilerem - agresywny w stosunku do ludzi. “Cóż za radosny
początek nowego tygodnia” - zdążyłem pomyśleć, a już usłyszałem zajeżdżający
samochód. Zupełnie wtedy nie przypuszczałem, jak ważny będzie ten przypadek dla
dalszej mojej działalności. To on uświadomił mi, że w leczeniu zaburzeń
behawioralnych znacznie ważniejsze jest ustalenie przyczyn złego zachowania, niż
koncentrowanie się li tylko na objawach.
Kiedy wyszedłem, aby powitać moich pacjentów, uderzył mnie widok kruchej
starszej pani, dobrze po sześćdziesiątce, trzymającej się zderzaka i desperacko
usiłującej utrzymać się na nogach. Od razu zobaczyłem przyczynę tych
rozpaczliwych wysiłków - w drugiej ręce trzymała smycz, na której wisiał wielki,
rozwścieczony rottweiler. Sytuację pogarszało to, że jego złość była skierowana
wyraźnie przeciwko mnie. Jednocześnie nawiedziły mnie dwie myśli “Czy ona będzie
w stanie go utrzymać” i “Czemu kobieta w jej wieku wybrała sobie tak dużego psa”.
Żeby nie przedłużać tej historii nadmiernie - jakoś udało się psa opanować.
Okazało się, że obecna właścicielka nie tyle wybrała sobie takiego potwora, ile go
odziedziczyła. Pani Gort była gospodynią domową emerytowanego oficera. Rudi, bo
tak nazywał się pies, był jego własnością. Kiedy pan zmarł, zapisał swojej gospodyni
w testamencie zarówno dom, jak i rottweilera. Zapisowi testamentowemu
towarzyszyła instrukcja, że Rudiemu nie może zbywać na niczym. Nie minęło wiele
czasu, a Rudi okazał się nieznośny. Pani Gort przypuszczała, że przydałoby mu się
trochę ćwiczeń. Ale kiedy tylko wstałem, by przygotować dla nas herbatę, Rudi
szarpnął się tak, że pani Gort znalazła się na podłodze razem z krzesłem. Stało się
oczywiste, że jakikolwiek trening jest ostatnią rzeczą, na którą miałby ochotę. Na
szczęście pani Gort udało się utrzymać smycz, nie jestem bowiem wcale pewien, czy
Rudi wstał z miejsca tak gwałtownie, aby pomóc przynieść mi filiżanki. Mieliśmy tu do
czynienia z sytuacją, kiedy po śmierci swego pana Rudi był jedynym dorosłym
samcem w domu. Z racji wieku i kondycji pani Gort nie była w stanie zapewnić mu
niezbędnej porcji codziennych ćwiczeń. Ponadto, stosując się do ostatniej woli
właściciela, staruszka zapewniała psu trzy razy dziennie porcję świeżego mięsa.
Zanim cokolwiek można było postanowić, Rudi musiał na powrót znaleźć się
pod kontrolą. Ograniczenie jego praw w domu i odebranie pewnych przywilejów
miało prowadzić do zaakceptowania przez niego nowych reguł postępowania. Pomóc
miała jednocześnie wprowadzona zmiana diety na mniej energotwórczą i
niskobiałkową. Pewną sumę pieniędzy trzeba było wydać na zaangażowanie
doświadczonej w postępowaniu z psami osoby, która zapewniłaby psu codzienną
porcję ruchu, zabierając go na długie spacery. Miały one spożytkować nadmiar
energii i dostarczyć nowych bodźców psychicznych, rozpraszając nudę. Doradzane
długie spacery miały na celu ograniczenie nadmiernie rozwiniętego instynktu
terytorialnego Rudiego i, według mojej opinii, było znacznie sensowniejszym
sposobem wydawania pieniędzy niż płacenie gigantycznych, cotygodniowych
rachunków u rzeźnika. (Wszystkie elementy mojej porady zostaną później omówione
dokładniej).
Ten nowy sposób postępowania z Rudim przyniósł spodziewane rezultaty w
bardzo krótkim czasie. Rudi stał się miłym, delikatnym w obejściu olbrzymem, jak
zresztą większość przedstawicieli tej rasy. Nie sądzę, aby podobnie dobre rezultaty
udało się uzyskać, próbując konwencjonalnych metod tresury ze znudzonym,
przekarmionym i pełnym niespożytkowanej energii psem. Jedynym rezultatem byłaby
prawdopodobnie próba sił, z której wyszlibyśmy oboje, tak jak ja i pani Gort, ciężko
pogryzieni. Tego roku otrzymałem kartkę świąteczną od pani Gort ze zdjęciem
Rudiego. Stał na tylnych nogach przy kuchennym zlewie, najwyraźniej pomagając
przy zmywaniu. Czyż nie miało to znaczyć, że wreszcie udało się jej obłaskawić
swego domowego samca! Rudi nie był psem z natury agresywnym, on jedynie
zachowywał się agresywnie i na tym polegał problem. Mam nadzieję, że uda mi się
uzmysłowić państwu różnice tych dwóch postaw. Lubię rottweilery i jestem pewien,
że ich fatalna opinia jest niezasłużona. Na takie a nie inne zachowanie się Rudiego
miał niewątpliwy wpływ fakt, że oddano mu przewodnictwo stada. Postępował on
zatem tak, jak powinien odpowiedzialny za stado przewodnik. Na pierwszy rzut oka
mówienie o rodzinie jako o stadzie może się wydawać dziwactwem, bowiem my,
ludzie, postrzegamy to zupełnie inaczej. Psy, jako zwierzęta z natury stadne, rodzą
się z potrzebą bycia członkiem stada z zachowaniem całej jego hierarchii. Tak też
patrzą na rodzinę, w której przyszło im żyć.
Przodkowie
Aby w pełni zrozumieć zachowania psów, niezbędna jest znajomość
zachowań gatunków, od których się one wywodzą. Poznając wzorcowe zachowania,
możemy sobie wyrobić jasny pogląd na przyczyny takiego, a nie innego
postępowania psów. Zdaję sobie przy tym sprawę, że choćby ze względu na różnice
rozmiarów przyjęcie założenia o wspólnym pochodzeniu doga niemieckiego i
chihuahua może wzbudzać niejakie opory. Istnieją dostatecznie pewne dowody na to,
że pies pochodzi od jednego gatunku, który żył na terenach Europy Północnej ponad
dziesięć tysięcy lat temu. To bynajmniej nie wyklucza możliwości, że współczesny
pies mógł równolegle rozwinąć się z innych, blisko spokrewnionych gatunków,
prowadzących wędrowny tryb życia w innych regionach. Choć współczesne psy
domowe różnią się znacznie wielkością, to wykonane w 1937 roku przez E. Dahra
pomiary czaszek psich wykazały, że niezależnie od rasy i wielkości stosunek
szerokości szczęki w najwęższym jej punkcie do jej długości jest stały. Co więcej,
takie same rezultaty otrzymał on mierząc czaszki psów z epoki kamiennej. Mierząc
długość rzędu zębów trzonowych i porównując ją z wysokością żuchwy uzyskał
zbliżone rezultaty. Jego badania dowodzą, że w okresie początkowego udomowiania
psów ich wielkość była zbliżona, a ich wygląd ulegał późniejszym zmianom w obrębie
tego samego typu.
Podbudowaniu tej teorii może służyć także fakt, że mózgoczaszka wszystkich
psów ma zbliżoną objętość. Zatem różnica pomiędzy dogiem a chihuahua jest
świadomie wykreowaną przez człowieka różnicą wielkości i kształtu ciała. Skoro
wszystkie psy wywodzą się od jednego wspólnego przodka, zastanówmy się, który z
dziś wolno żyjących gatunków ma posłużyć nam za model do naszych
behawioralnych obserwacji? Miałżeby to być (jak chce większość naukowców) wilk
czy może szakal? Szukając podobieństw pomiędzy psem a oboma tymi gatunkami,
dochodzimy do Wniosku, że jednak raczej wilk jest prawdopodobnym przodkiem.
Przede wszystkim wzór zębowy psa i wilka jest zbliżony, podczas gdy u szakala jest
on różny od obydwu. Znamienne, że kiedy w roku 1965 Fuller i Scott ustalili
dziewięćdziesiąt wzorów zachowań psów, aż osiemdziesiąt jeden było
charakterystycznych też dla wilków. Dźwięki wydawane przez psy i wilki są podobne,
a wydawane przez szakale - różne od obydwu. Podobnie ma się rzecz z
zachowaniami stadnymi.
W świetle tych faktów wydaje się, że to właśnie wilk jest tym zwierzęciem, na
którym powinniśmy skoncentrować naszą uwagę.
Wilcze ścieżki
Wilki są zwierzętami stadnymi o silnie rozwiniętym poczuciu hierarchii stada.
Wilk Alfa jest przewodnikiem stada. Wbrew obiegowym opiniom nie utwierdza on
swojej pozycji w stadzie nieustannym okazywaniem agresji wobec pozostałych jego
członków. To inne, słabsze osobniki podbudowują jego autorytet nieustannym
demonstrowaniem uległości. Oczywiście, kiedy w stadzie pojawi się osobnik na tyle
silny, że może zagrozić pozycji lidera, natychmiast pojawia się agresja i rzecz cała
kończy się walką. Ale są to nader rzadkie przypadki. Na ogół stado żyje w harmonii i
spokoju. Niejedno ludzkie skupisko mogłoby się wiele nauczyć obserwując
współdziałanie stada wilków w walce o przetrwanie. Badania nad zdziczałymi psami
wykazały, że ich sposób życia i wzory zachowania są niezwykle podobne do tych,
jakie występują u wilków. Kiedy na przykład samica wilka rodzi miot młodych,
jednocześnie dwie lub trzy inne w stadzie zaczynają produkować mleko, na wypadek
gdyby naturalna matka została zabita. U psów domowych stosunkowo często
spotykamy się ze zjawiskiem ciąży urojonej. Ostatnio spotkałem się z tym, że suka
dobermanka zaczęła produkować mleko, gdy kocica najbliższych sąsiadów urodziła
młode. Zgoda - to nader rzadki przypadek, ale dowodzi, jak silne są instynkty
macierzyńskie u psów.
Wilki mają bardzo silny instynkt terytorialny. W walce o przeżycie każde stado
broni zajętego przez siebie terytorium. Wilki znakują jego granice kałem i moczem,
pozostawianym w punktach o strategicznym znaczeniu. Specyficzny zapach stada
stanowi ostrzeżenie dla innych stad czy pojedynczych osobników, że wkroczyły na
obcy teren. Podobne zachowania przy znakowaniu własnego terytorium możemy
zaobserwować u psów, chociaż wydawać by się mogło, że dostępność pożywienia
powinna znieść konieczność obrony własnego terenu.
Zwykle wyprowadzamy nasze psy na spacery w miejsca uczęszczane przez
ich większą liczbę i od wczesnego wieku staramy się je socjalizować i na ogół nie
mamy większych kłopotów z poskromieniem instynktu obrony własnego terytorium
przez psy. Jednak, kiedy dwa o silnej osobowości psy spotkają się na terenie, który
każdy uważa za własny, łatwo może dojść do walki, zwłaszcza kiedy oba są głodne.
Postawa ciała wilka i psa są niemal identyczne. Jako właściciele nie mamy na
ogół kłopotów z odczytaniem mowy ciała naszego domowego ulubieńca. Orientujemy
się kiedy jest zły, zadowolony, kiedy nam się poddaje. Ale rzadko kiedy potrafimy
prawidłowo odczytać subtelne znaki, jakie wymieniają między sobą dwa psy. Zresztą
często podkładamy pod nie własne, z gruntu fałszywe interpretacje. Kiedy golden
retriever macha łagodnie nisko opuszczonym ogonem, dla większości ludzi oznacza
to dokładnie to samo, co wysoko zadarty ogon owczarka niemieckiego, szybko
kiwający się na boki.
Fakt, że stykamy się z tak dużą liczbą ras, powiększa zamieszanie powstałe w
wyniku błędnych interpretacji psich zachowań. Mieszkając pod jednym dachem z
golden retrieverem, który radośnie macha ogonem, możemy być nieco zaskoczeni,
kiedy ugryzie nas owczarek niemiecki, którego próbowaliśmy pogłaskać, bo tak
radośnie machał wysoko zadartym ogonem.
Gdybyśmy znali prymitywne wzorce zachowań byłoby jasne, że o ile pierwsza
postawa jest podyktowana poddańczą postawą i oznacza, jestem miły dla ciebie, ty
bądź miły dla mnie”, o tyle druga, odstraszająca mówi - “nie podchodź bliżej, bo cię
ugryzę”. Jeszcze trudniej odczytać mowę psa, który zgodnie ze standardem rasy ma
obcięty ogon.
Nieliczne są takie zachowania psów, których nie spotykamy u ich dzikich
kuzynów. Powstały one, jak sądzę, w wyniku świadomych działań hodowców, którzy
nader chętnie utrwalali dziwne czy oryginalne cechy, jakie ujawniły się u szczeniąt w
ich hodowli. Zachodzi uzasadnione podejrzenie, że niektóre z tych wyprodukowanych
przez człowieka ras pozostawione same sobie nie mogłyby przeżyć w stanie dzikim.
Prawa natury są być może okrutne dla odmieńców, ale dzięki nim przeżywają
osobniki najlepiej przystosowane. Nic nie zmieni też faktu, że choćbyśmy nie wiem
jak starali się wpłynąć na wygląd i psychikę rozmaitych psich ras, i tak w ostatecznym
rozrachunku okaże się, że drzemią w nich instynkty i wzory zachowań dzikiego wilka.
2 JAK ROZWIJAŁA SIĘ PSYCHIKA PSA?

Cykl życiowy każdego gatunku zwierząt podzielić można na określone fazy. U


psa długość każdej z tych faz można określić niemal co do dnia. Znajomość
krytycznych faz rozwoju psa może pomóc nam w lepszym zrozumieniu jego
zachowań. Zdecydowanie zbyt często spotyka się psy, u których zaburzenia
zachowania wynikają z ignorancji hodowcy, czy później - właściciela. Psy urodzone w
dużych hodowlach, w których selekcjonuje się je pod kątem przyszłej kariery
wystawowej, często pozostają u hodowcy dłużej niż czternaście tygodni. Trzymane w
kojcu zaczynają zdradzać objawy kenelozy - choroby kenelowej. Trafiając w końcu
do nabywcy jako psy kanapowe są tak uciążliwe dla właściciela, że zupełnie nie
spełniają pokładanych w nich oczekiwań. Mają ogromne kłopoty w nawiązaniu
kontaktu z człowiekiem i są wyjątkowo mało odporne na stresy. Znakomicie
natomiast czują się w towarzystwie innych psów. Wynika to stąd, że przebywając w
kojcu szczenięta takie miały zaburzoną fazę socjalizacji (8-12 tydzień). O ile nauczyły
się w tym czasie nawiązywać kontakt z innymi psami, o tyle nie miały szans na pełny,
intensywny kontakt z człowiekiem. Można powiedzieć, że są przesocjalizowane w
stosunku do psów, a niedosocjalizowane w stosunku do ludzi.
Dla kontrastu producenci szczeniąt, którym zależy jedynie na szybkim obrocie,
zabierają szczenięta z gniazda bardzo wcześnie, w wieku czterech, pięciu tygodni.
Maleństwa często są transportowane w kiepskich, stresotwórczych warunkach do
handlarzy, sklepów czy nowych domów. Takie szczenięta tracą w swym rozwoju inny
ważny okres, w którym przebywając z matką i rodzeństwem uczą się typowych psich
zachowań. One już nigdy nie nauczą się, co to znaczy być naprawdę psem. Z takich
szczeniąt wyrastają często osobniki nadmiernie agresywne, które zwyczajnie nie
potrafią współżyć z innymi psami. Są one też bardzo trudne w układaniu, gdyż nie
nauczyły się od matki prawidłowego reagowania na jej dyscyplinujące działania.
Okresy socjalizacji z psami i z ludźmi są niesłychanie ważne dla prawidłowego
rozwoju charakteru psa. Jednak wielu ludzi skłania się ku składaniu wszelkich
zaburzeń charakterologicznych psów na karb czynników genetycznych. Są pewni, że
skoro pies odziedziczył złe skłonności po którymś z rodziców, to żaden trening nie
pomoże. W większości przypadków jest to nieprawda. Natomiast powołanie się na
czynniki genetyczne to z reguły bardzo wygodny wykręt ze strony osób, które
poproszono o pomoc w układaniu trudnego psa, a które zupełnie nie wiedzą, jak się
do tego zabrać.
Zdarzają się oczywiście przypadki, kiedy zaburzenia charakteru są
odziedziczone po rodzicach, ale znacznie częściej wywołane są one jakimiś
wpływami środowiska zewnętrznego. Zachowanie suki ma ogromny wpływ na rozwój
charakteru szczeniąt według zasady “małpa widzi, małpa robi”. Na przykład
dominująca nad członkami rodziny suka będzie warczeć na każdego, kto zbliży się
do szczeniąt. Te, kiedy podrosną, z łatwością przejmą wzór zachowania matki, co
może być z łatwością odczytane jako odziedziczona agresja. Jeżeli suka znajduje się
niżej w hierarchii stada niż TY - wtedy, uznając TWOJE przewodnictwo, nie będzie
warczeć na ludzi, których TY przyprowadzisz, aby podziwiali jej szczenięta. Trzeba
pamiętać, że szczenięta pomiędzy czwartym a siódmym tygodniem życia rozwijają
się niezwykle intensywnie. W wieku siedmiu tygodni ich mózg jest już tak rozwinięty,
że łatwo uczą się biorąc przykład z innych.
Teoria wpływów środowiska na rozwój charakteru dopiero zaczyna zdobywać
sobie szersze uznanie, natomiast znaczenie kolejnych faz rozwoju szczenięcia
zostało poznane i uznane wiele lat temu. W roku 1963 Clarence Pfaffenberger
opublikowała książkę pod tytułem “Nowa wiedza o zachowaniu psa”. We wstępie
Pfaffenberger pisała:
“Życie rodzinne psów jest dla mnie czymś najbardziej interesującym w świecie
zwierzęcym. Jest ono prawie tak zajmujące, jak życie rodzinne człowieka.
Podobieństwa są tak duże, że obserwując zachowanie psów, a zwłaszcza
szczeniaków, możemy najlepiej poznać i zrozumieć nasze ludzkie modele zachowań.
Zachowania psa w stosunku do jego ludzkiej rodziny (właścicieli) bardzo
przypominają zachowanie dziecka wobec własnej rodziny. Wzajemne zachowania
szczenięcia i suki bardzo przypominają związki pomiędzy matką i niemowlęciem”.
Ogólnie rzecz biorąc książka Pfaffenberger opisuje wysiłki autorki w kierunku
wyselekcjonowania szczeniaka, który w przyszłości miałby stać się idealnym psem
przewodnikiem. Jednak jej badania nad kolejnymi fazami rozwoju szczeniaka,
przeprowadzone w końcu lat pięćdziesiątych, miały daleko większe znaczenie.
Noworodek (0 do 13 dni)
W tym okresie, kiedy rozwijają się ich zmysły, szczenięta zaczynają żmudną
naukę bycia psem. Początkowo, kiedy nieporadnie pełzają po pudle, w którym
przyszły na świat, ich zachowanie jest zupełnie nie psie. W tych dniach szczenięta
używają rozwijających się zmysłów do poznawania otaczającego je świata drogą
pozytywnych i negatywnych doświadczeń. Uczą się działać w sposób właściwy
swemu gatunkowi. Kiedy, na przykład, po dotarciu do ścianki kojca szczeniak próbuje
się na nią wspinać jak kot, kończy się to zawsze upadkiem na plecy. To negatywne
doświadczenie przekonuje psiaka, że nie może się wspinać jak kot. Kiedy natomiast
w trakcie pełzania wokół ścianek kojca szczeniaki wpadają na siebie, ten pierwszy,
przypadkowy kontakt jest wstępem do późniejszych zabaw miotowego rodzeństwa,
choć początkowo kończy się raczej tym, że przytuleni do siebie malcy zasypiają. To
pozytywne doświadczenie prowadzić będzie w przyszłości do typowych psich
zachowań.
Faza psiej socjalizacji (14 do 49 dni)
Szczenięta swoim wyglądem i zachowaniem zaczynają coraz bardziej
przypominać dorosłe psy, a ich bezładne i nie skoordynowane działania stają się
znacznie bardziej celowe. W improwizowanych walkach używają danych przez Matkę
Naturę, ostrych jak igły zębów, ucząc się, jak mocno należy ugryźć, aby zadać ból.
Czując ugryzienia dowiadują się, co to jest zadany ból. Zadawanie i poznawanie bólu
to jedna z przyczyn, dla których mleczne zęby są tak ostre. W tej fazie rozwoju zęby
nie służą do rozrywania mięsa, gryzieniu kości, zdobywaniu pokarmu, słowem żadnej
z form dorosłej aktywności psów. Mięśnie szczęk u szczeniąt są bardzo słabe,
niedorozwinięte i w tej fazie rozwoju malcy uczą się dopiero regulować i kontrolować
siłę ugryzienia. Głośny pisk ugryzionego w ucho brata jest sygnałem dla gryzącego,
że chwyt był zbyt mocny. Ostre odgryzienie, jakie otrzymuje w rewanżu jest niezłą
lekcją, co to znaczy zbyt mocny chwyt.
Kiedy faza ta ma się ku końcowi, matki zaczynają odstawiać szczenięta od
piersi (czas, kiedy to robią, jest sprawą osobniczą, gdyż niektóre suki są bardziej
macierzyńskie od innych). Początkowo suka pomrukuje na szczeniaka ostrzegawczo,
a kiedy mimo to malec zabiera się do ssania, warczy, patrząc przeszywającym
wzrokiem. Może nawet stanąć nad przewróconym na grzbiet szczeniakiem, który na
ogół przypłaszcza się do ziemi, popiskując. Następnym razem po takiej lekcji
ostrzegawcze mruknięcie wystarcza już, aby zdyscyplinować malca.
Jest to jedna z dróg wpajania szczeniętom dyscypliny w tej fazie rozwoju.
Niestety, wielu niedoświadczonych hodowców uważa takie zachowanie matki za
objaw szczególnej niechęci suki do własnego dziecka lub wprost agresji, która
zakończyć może się nawet zagryzieniem niesfornego malca. Każda suka podejmuje
ostre działania dyscyplinujące w stosunku do tego szczeniaka, który przejawia
szczególnie dominujący charakter. W zbędnej trosce o życie szczeniaka nowicjusze
potrafią nawet odizolować matkę od miotu lub oddzielić od reszty “zagrożonego”
malca. Niezwykle rzadko zdarza się, aby w tym stadium rozwoju suka zagryzła swoje
młode. Jest to natomiast niezwykle ważne, by wszystkie szczenięta pozostawały
razem z matką do końca tej fazy rozwoju. Tylko wtedy ich charakter ma szansę
ukształtować się prawidłowo. Nasza niewczesna interwencja w dyscyplinujące
działania matki w stosunku do psiaka o silnie dominującym charakterze zaowocuje w
przyszłości rozlicznymi kłopotami wychowawczymi, jakie sprawi on swemu
właścicielowi.
Choć w tej fazie rozwoju najważniejsze jest, aby szczeniak nauczył się
zachowania w stosunku do innych psów, umiał regulować siłę ugryzienia i rozumiał
znaczenie porządku sfory, nie można zapomnieć o znaczeniu kontaktów z
człowiekiem, jakie nawiąże w tym czasie.
Hodowca powinien często brać na ręce każdego szczeniaka, głaskać,
delikatnie przewracać na grzbiet, kontrolować stan oczu, uszu, łap, oglądać zęby,
pielęgnować. W trakcie tych zabiegów szczeniak nie tylko uczy się, że kontakty z
człowiekiem są przyjemnym doświadczeniem, ale też przeżywa, przynajmniej
początkowo, lekki stres. Pozwala to na wykształcenie odpowiedniej odporności na
stres, niezbędnej w dorosłym życiu. Ze szczeniąt, które w tej fazie rozwoju miały
zapewnione zarówno ciepło i bezpieczeństwo opieki matczynej, jak i przyjemność
kontaktu z człowiekiem, wyrastają na ogół prawidłowo przystosowane do życia psy.
Faza socjalizacji z człowiekiem (7 do 12 tygodni)
Nauczywszy się w poprzednich fazach rozwoju jak być psem, szczenięta
muszą teraz nauczyć się, jak przystosować się do życia wśród ludzi. Najlepiej, aby
szczeniak zmieniał dom tuż po ukończeniu siedmiu tygodni. Odpowiedzialny
hodowca, mając szczenięta w tym wieku, powinien skontaktować się z
doświadczonym trenerem psów lub behawiorystą, który przeprowadziłby testy
charakteru wszystkich szczeniąt w miocie.
Niestresujące, przeprowadzone w tym wieku testy pozwolą określić
temperament i przyszły charakter malca. Pewna wiedza na ten temat pozwoli wybrać
odpowiedniego szczeniaka zgodnie z oczekiwaniami przyszłych właścicieli.
Testowane są dziedziczne predyspozycje, odmienne u różnych szczeniąt. Testy
przeprowadzone w późniejszym wieku mogą dać wynik zafałszowany wpływami
środowiska. Rzadko zdajemy sobie sprawę, jak ważna może być rola hodowcy we
właściwym doborze pary szczeniak - przyszły właściciel. Zatraciłem już rachubę, ilu
właścicieli odpowiedziało mi, że to nie oni wybrali sobie szczeniaka, ale to on sobie
ich wybrał. Kiedy tylko przyjechali obejrzeć szczenięta, on wybiegł im na spotkanie,
rozpychając po drodze miotowe rodzeństwo. Gdyby nabywcy zapytali hodowcy,
powiedziałby im, że ten szczeniak był zawsze pierwszy przy misce i wyrósł na
większego i mocniejszego niż reszta rodzeństwa, ponieważ to on ssał zawsze z
najlepszego sutka. Hodowca świetnie wie, że ten właśnie szczeniak ma najbardziej
niezależny, dominujący charakter.
Ten samodzielny wybór właściciela jest pierwszą z wielu decyzji, jakie w
przyszłości podejmie za swoich państwa taki silnie dominujący szczeniaczek.
Uważam, że powinno być odwrotnie.
Większość z nas zdaje sobie sprawę, że nie należy wybierać najmniejszego,
nieustannie skamlącego szczeniaka, który siedzi wciśnięty gdzieś w róg kojca,
zupełnie ignorowany przez resztę rodzeństwa. Niejeden jednak ulegnie odruchowi
litości, decydując się na kupno takiej “sierotki”. Mało kto zdaje też sobie sprawę, co
go czeka z pieskiem, który sobie sam wybrał właściciela. Gdy chcesz mieć miłego,
niekłopotliwego i łatwego w prowadzeniu towarzysza, wybierz szczeniaka
kontaktywnego, ale nigdy zbyt ofensywnego i pewnego siebie.
Idealnie byłoby, aby wszystkie szczenięta były sprzedawane według
poniższego, nieco utopijnego schematu. Hodowca, po przeprowadzonej z nabywcą
rozmowie decyduje, czy chce aby jego szczenię trafiło do tego człowieka. Następnie,
dowiedziawszy się, jakie są warunki domowe i charakter pracy przyszłego
właściciela, hodowca sam wybiera szczenię, które jego zdaniem najlepiej sprosta
stawianym mu oczekiwaniom. Niestety nie żyjemy w idealnym świecie. Zbyt wielu
hodowców produkuje szczenięta wyłącznie dla pieniędzy, nie interesując się ich
dalszym losem.
Przez lata opracowywano różne testy psychiczne, pozwalające określić
przyszły charakter szczeniaka i jego przydatność do pracy, jaką powinien
wykonywać. Pfaffenberger przedstawia testy pomocne przy wyborze idealnego psa
przewodnika. W 1975 roku William E. Campbell wymyślił testy mające pomóc w
wyborze psa najlepiej nadającego się do codziennego życia z rodziną. Wszyscy
hodowcy, poważnie traktujący swoje zajęcie, powinni je znać i stosować.
Nie ma potrzeby zaznaczać, że testy powinna wykonywać osoba znająca je
dobrze, możliwie obca dla szczeniąt. Testowany szczeniak powinien znaleźć się w
obcym sobie pokoju sam na sam z przeprowadzającym test, tak aby obecność
rodzeństwa nie dodawała mu pewności siebie. Testy powinny mieć miejsce w porze
największej aktywności szczeniąt.
Sprawdzają one pięć różnych typów zachowań, które są następująco
punktowane:
Bardzo dominujący l punkt
Dominujący 2 punkty
Uległy 3 punkty
Bardzo uległy 4 punkty
Niezależny 5 punktów
Szczeniaki, które otrzymały w punktacji głównie jedynki, są szczególnie
predystynowane do pracy psów stróżujących lub policyjnych. Wymagają one
doświadczonego przewodnika. Nie zawsze psy o takim charakterze mają fizyczne
warunki do podjęcia tego rodzaju zadań - sądzę, że nawet bardzo dominujący
chihuahua będzie zmuszony pozostać nieodkrytym talentem. Szczeniaka o takim
charakterze pod żadnym pozorem nie można sprzedać komuś, kto nie ma żadnego
doświadczenia w postępowaniu z psami. Pies, który zaliczył testy na jedynki i na
dwójki, nawet z przewagą dwójek, jest ciągle jeszcze niezłym materiałem na psa
pracującego.
Te szczeniaki, które otrzymały dwójki i trójki, ale głównie dwójki, mogą być
dobrymi psami dla rodziny, choć nie dla każdej. Lepiej, aby nie było tam dzieci, a
przyszli właściciele mieli pewne doświadczenie w postępowaniu z psami. Te, które
otrzymały głównie trójki, mogą być chętnymi towarzyszami zabaw, nawet dla
młodszych dzieci. Te, które oceniono na trójki i czwórki, wymagają wrażliwych i
spokojnych właścicieli. Zwierzę z przewagą czwórek łatwo może stać się
agresywnym tchórzem.
Pies, który otrzymał głównie piątki, znakomicie zniesie warunki dużej hodowli,
natomiast nieszczególnie nadaje się na przyjaciela rodziny.
Testy należy przeprowadzić następująco:
Test 1: Predyspozycje stadne / towarzyskość
Szczeniak powinien znaleźć się na podłodze, pośrodku pokoju, w którym
przeprowadzany jest test. Osoba prowadząca test powinna zwrócić uwagę
szczeniaka na siebie i zachęcić go, aby podszedł. Szybkość reakcji, zachowanie i
postawa jaką szczeniak przyjmuje podchodząc do człowieka, jak się wobec niego
zachowuje - wszystko to ma wpływ na punktację.
Szybko, z podniesionym ogonem przychodzące szczenię, które podskakuje i
podgryza ręce testującego, otrzymuje l punkt. To, które podchodzi niepewnie z
podwiniętym ogonem, poddańczo posikując, otrzymuje 4. Natomiast taki piesek,
który zupełnie ignoruje obecność człowieka, zajęty swoimi sprawami otrzymuje 5
punktów.
Test 2: Chęć towarzyszenia człowiekowi
Kiedy udało się skłonić szczeniaka, by podszedł lub przynajmniej podążał w
kierunku prowadzącego test, ten powinien zrobić kilka kroków do tyłu i obserwować,
czy szczeniak chętnie mu towarzyszy. Bardzo dominujący szczeniak pójdzie za nim
chętnie, plącząc się pod nogami, a nawet próbując chwycić zębami za stopę. Bardzo
uległy, delikatnie popchnięty pójdzie za przewodnikiem, przewracając się na plecy za
każdym razem, gdy ten się zatrzyma, aby go pogłaskać. Niezależny zajmie się
swoimi sprawami ignorując zaproszenie do spaceru.
Test 3: Pozbawienie swobody ruchu
Osoba testująca przewraca szczeniaka delikatnie na grzbiet i unieruchamia go
na około trzydzieści sekund. W tym teście przyznawane są punkty od jednego do
czterech, w zależności od tego, jak energicznie malec protestuje przeciw tej pozycji.
Jeden będzie wyrywał się próbując ugryźć trzymającego (1), inny powstrzyma się od
gryzienia, jeszcze inny będzie protestował leciutko lub pogodzi się z przemocą, liżąc
ręce trzymającego.
Test 4: Reakcja na gesty dominacyjne
Często zdarza się nam widzieć spotkanie dwóch obcych psów, zdawałoby się
równych siłą. Po chwili zastanowienia jeden z nich kładzie łapę lub opiera podbródek
na kłębie drugiego. Widywaliśmy zapewne obydwa możliwe warianty rozwiązania tej
sytuacji, w której jeden z psów wykonał typowe gesty dominacyjne. W pierwszym
wariancie drugi uznał się za słabszego i psy rozeszły się spokojnie. W drugim - uznał,
że jest równie silny i spotkanie zakończyło się walką. Test ma sprawdzić reakcje
szczeniaka na gesty dominacyjne. Osoba testująca głaszcze malca po głowie,
następnie schodzi ręką w dół i zatrzymuje dłoń na kłębie na około trzydzieści sekund.
Jeden punkt otrzymuje szczeniak, który zacznie protestować, powarkując i starając
się wywinąć. Bardzo uległy (4 punkty) prawdopodobnie posiusia się trochę,
przypadając do ziemi. Niezależny, podobnie jak w poprzednich testach, zignoruje
całą procedurę (5 punktów).
Test 5: Pelna dominacja przez podniesienie do góry Podobnie jak w teście 3
przyznajemy punkty od l do 4, gdyż, jak przekonamy się za chwilę, szczeniak jest
pozbawiony możliwości wykazania się niezależnością. Osoba testująca podnosi
delikatnie szczeniaka na około trzydzieści sekund, splatając mu dłonie pod
brzuszkiem. Taki chwyt stawia osobę testującego w pozycji absolutnego dominanta.
W zależności od stopnia poddania przyznajemy punkty od l do 4.
Siedmiotygodniowy szczeniak przypomina niemal nie zapisaną kartę, tak
niewielki jest zespół zachowań nabytych. W tym wieku ich reakcje odzwierciedlają
głównie odziedziczone skłonności. Późniejsze doświadczenia oraz wpływy
środowiska ukształtują ostatecznie temperament psa. Testy przeprowadzone w
siódmym tygodniu życia pozwolą hodowcy Z dużą dozą prawdopodobieństwa
określić przyszły charakter malca i wybrać dla niego odpowiedni dom.
Kiedy szczeniak znajdzie się w nowym domu, jego kontakty z domownikami,
obcymi ludźmi, gośćmi powinny być tak sympatyczne, jak to tylko możliwe. Nowi
właściciele powinni unikać, jeśli to możliwe, zbyt ostrego karcenia malca zarówno
krzykiem, jak i wymierzaniem zbyt mocnych kar fizycznych. Pomiędzy ósmym a
jedenastym tygodniem szczeniak poznaje uczucie strachu. Toteż, jeśli w tym okresie
doświadczy zbyt silnego strachu lub bólu, stanie się nadmiernie lękliwy i
wyprowadzenie go z tego stanu może być bardzo trudne. Nowy właściciel musi
bardzo delikatnie traktować malca w tej fazie rozwoju, chroniąc go przed wszelkiego
rodzaju urazami. W tym okresie warto udać się z malcem do lekarza weterynarii nie
w celu dokonania jakiegokolwiek nieprzyjemnego zabiegu, ale po to tylko, aby lekarz
obejrzał go po przyjacielsku. W trakcie takiej wizyty warto dać pieskowi jakiś
smakołyk, a potem spokojnie udać się do domu. To bardzo ważne, aby ten pierwszy
kontakt z weterynarzem, którego psy na ogół nie darzą sympatią, odbył się w takich
bezstresowych warunkach.
Faza ustalania hierarchii (12 do 16 tygodni)
Mniej więcej w tym wieku psiak przestaje być szczeniakiem, a staje się
młodym dorosłym. Czuje się już zadomowiony w swoim nowym otoczeniu. Często
nadmiernie zażywa wolności i otrzymuje przywileje, których nie miałby nigdy
pozostając w gnieździe z matką i rodzeństwem, lub żyjąc w stadzie dzikich czy
zdziczałych psów. Patrząc z naszego, ludzkiego punktu widzenia, wciąż postrzegamy
takiego dwunaste- czy szesnastotygodniowego psa jako szczeniaka i tolerujemy w
jego zachowaniu rzeczy, których nigdy nie zaakceptowali byśmy u dorosłego psa.
Zupełnie zapominamy o tym, że psy rozwijają się znacznie szybciej niż ludzie. A
przecież - skoro nie akceptujemy zuchwałości dziesięcio- czy dwunastolatka, nie
powinniśmy zatem tak łatwo zezwalać na nią podrastającym szczeniakom.
Tę fazę rozwoju nazywa się często fazą ząbkowania - zmiany zębów.
Charakteryzuje się ona nieodmiennie gryzieniem wszystkiego, co popadnie. Psiak w
tym okresie zaczyna czuć się coraz bardziej pewny siebie i próbuje ustalić wstępnie
hierarchię stada, w którym się znalazł.
Dr Ian Dunbar z Kalifornii próbował ostatnimi laty ustalić, w jaki sposób
przebieg socjalizacji z psami i z ludźmi szczeniąt w wieku między dwunastym a
osiemnastym tygodniem życia wpływa na późniejsze zachowania dorosłego psa.
Jego doświadczenia obejmowały wizyty szczeniaka w psim przedszkolu, gdzie małe
psy uczyły się opanować lęk na widok tych dużo większych. Duże zaś uczyły się
zachowywać delikatnie w obecności małych. Program przedszkola obejmował
wprowadzenie szczeniaków w sytuacje, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć w
dorosłym życiu, jak choćby lekarska kontrola pazurów, oczu, uszu czy gruczołów
okołoodbytowych. Cała rodzina, nie wyłączając dzieci, była zapraszana do udziału w
takich przedszkolnych spotkaniach. Właściciele uczyli się jak sprawić, by psiak
reagował na ich komendy - chodź, stój itd. Psia młodzież uczyła się natomiast
przebywania z dziećmi. Tymi nad wyraz ruchliwymi, obdarzonymi piskliwymi głosami
istotami, z którymi nigdy nie wiadomo, co też im strzeli do głowy, i nigdy nie wiadomo
- czy już się trzeba bać, czy może bronić się.
Okres pomiędzy dwunastym a osiemnastym tygodniem wybrano z
następujących powodów:
1. Lekarz weterynarii nie zgodzi się, aby młodszy niż dwunastotygodniowy
szczeniak stykał się z innymi psami, ze względu na kwarantannę poszczepienną.
2. Kiedy szczeniak ukończy osiemnaście tygodni, w jego organizmie zachodzą
znaczące zmiany. U samców rośnie poziom testosteronu. Zmienia się nie tylko ich
nastawienie do innych psów, ale i nastawienie innych psów do nich. To naturalne -
przestają być szczeniakami.
Takie przedszkolne klasy dla podrastających szczeniąt są już znane także w
Anglii i doradzałbym wszystkim, którzy mają niewielkie doświadczenie w wychowaniu
szczeniąt, aby skorzystali z możliwości udziału w takich zajęciach. Wyniki badań
dowodzą, że ze szczeniąt, które uczęszczały do psich przedszkoli, wyrastają psy
znacznie łatwiejsze w prowadzeniu. Bardzo rzadko wdają się one w walki z innymi
psami, nie przejawiają agresji w stosunku do ludzi i są znacznie lepszymi pacjentami,
gdy zajdzie potrzeba interwencji weterynaryjnej.
Faza ucieczek (4 do 8 miesięcy)
Skłonność do ucieczek można by określić jako zew wolności. W tym okresie
pies, który do tej pory posłusznie reagował na wołanie i szybko wracał do właściciela,
kiedy usłyszy swoje imię, zatrzymuje się, zawiesza wzrok gdzieś w przestrzeni, by w
końcu pójść w przeciwną stronę.
Wśród dzikich zwierząt jest to zupełnie normalne zachowanie. Znaczy to tyle,
że młody samiec lub samica zaczyna rozglądać się za odpowiednim partnerem
seksualnym (mniej więcej w tym czasie młode samice mają pierwszą cieczkę) lub
postanawia zwiedzić okolicę na własną rękę. Ta faza rozwoju odpowiada wiekowi
czternastu, szesnastu lat u ludzi. Nie znaczy to wcale, że pies ucieka stale przez
cztery miesiące. Na ogół trwa to kilka dni, czasami miesiąc, zawsze w tych granicach
czasowych. Dalsze, głęboko zakorzenione kłopoty z przychodzeniem psa na wołanie
mogą wynikać wtedy, gdy odkryje on, że nieposłuszeństwo może być świetną
zabawą. Nader zabawne może okazać się spotkanie i pogonienie zająca czy
wyjedzenie kanapek, niebacznie pozostawionych przez odpoczywającą na pikniku
rodzinę. W końcu atrakcją może być spotkanie młodej chętnej do figli suczki, z którą
można ganiać się po parku. Kiedy po dwóch godzinach takiej pysznej zabawy
winowajca natknie się na wściekłego, nie kryjącego swego zdenerwowania
właściciela, trudno się dziwić, że uzna go za zdecydowanie mniej atrakcyjnego od
przeżytych dopiero co przygód. Powrót do nieprzyjaźnie nastawionego właściciela
skojarzy się na długo z przykrością, a ucieczka, prawem kontrastu - z przyjemnością.
Wiedząc o tym naturalnym instynkcie, właściciele psów powinni w tym okresie
zwracać szczególną uwagę na zachowanie swoich podopiecznych. Kiedy zauważą
skłonność do nagłego znikania na dobrze sobie znanym terenie, mogą kontynuować
spacery po tym samym terenie, ale na dłuższej smyczy. Mogą też chodzić na
spacery w miejsca dotąd psom nie znane. To drugie rozwiązanie wzmocni więzi w
stadzie i, jak przekonamy się w rozdziale trzecim, będzie stanowiło znakomitą
wskazówkę dla psa, że to właśnie właściciel jest przewodnikiem stada.
Okres dojrzewania (6 do 14 miesięcy)
W organizmie psów i suk zachodzą w tym okresie duże zmiany hormonalne.
Reakcje organizmu na te zmiany są u psów osobnicze, podobnie jak to jest u
dojrzewających ludzkich nastolatków. Niektóre nastolatki mają pryszcze, inne
irracjonalne problemy emocjonalne. Zdarzają się, choć nie często, tacy, którzy
przechodzą ten trudny okres niemal niezauważalnie. Ci z nas, którzy mają własne
dzieci, wiedzą świetnie jak trudny i skomplikowany jest dla naszych dzieci ten okres
hormonalnych zmian. Wiemy też doskonale, jak ciężki i frustrujący jest ten okres dla
nas, rodziców.
Dla psów okres dojrzewania jest tak samo trudny. Kiedy ciało zmaga się z
ustawieniem nowej równowagi hormonalnej, pojawiają się efekty uboczne. Niektóre
zmiany w zachowaniu mogą nawet przestraszyć właścicieli. Klasycznym przykładem
jest odmienna niż dotąd reakcja psa na rzeczy dobrze mu znane. Coś, obok czego
przechodził obojętnie, wzbudza w nim teraz złość, agresję lub strach. Niewłaściwa
reakcja właściciela na te anomalie zachowania może w dużym stopniu zaważyć na
charakterze dorosłego psa. Kiedy na przykład pies zaczyna szczekać na doskonale
sobie znane krzesło, które przesunięto w nieco inne miejsce, właściciel nie powinien
zachęcać go, nawet łagodnie, do podejścia i sprawdzenia co to jest. Jeszcze
większym błędem będzie wręcz zmuszenie psa, aby podszedł do obiektu
wzbudzającego lęk, bo na całe życie może mu pozostać uraz, kojarzący to konkretne
krzesło z czymś przerażającym. Błąd polega tu na połączeniu ośmielania zwierzęcia
z jednoczesnym nagrodzeniem (“Choć tu, zobacz, dobry piesek”). Znacznie
rozsądniej uczyni właściciel ignorując fanaberie psa. Powinien usiąść na krześle ze
słowami “nie zachowuj się jak durny pies” i spokojnie poczekać co będzie. Po paru
chwilach pies skojarzy “och, to tylko to krzesło, nie zorientowałem się, bo je
przestawiono” i spokojnie podejdzie do mebla.
Reakcja właściciela na irracjonalne zachowania dorastającego psa może
ukształtować wzór zachowania w całym dorosłym życiu. Może być pewien, że
osiągnie skutek odwrotny od oczekiwanego i to zarówno w postępowaniu z psem, jak
i nastolatkiem, starając się dodawać mu odwagi, stwarzać cieplarniane warunki i
usuwać wszelkie przeszkody. Z drugiej strony równie złe skutki przyniesie karanie za
takie zachowania. Trzeba pamiętać, że w okresie dojrzewania niewiele jest logiki w
postępowaniu młodzieży. Swoim zachowaniem właściciel musi upewnić psa, że jego
młodzieńcze brewerie nie będą w żaden sposób nagradzane. Jeśli jednak dziwne
zachowanie psa powtarzać się będzie przez kilka dni z rzędu, trzeba się zastanowić,
czy nie kryją się za nim inne niż dojrzewanie przyczyny.
Wiek dojrzały (l do 4 lat)
Mniej więcej do czterech miesięcy fazy rozwoju szczeniąt różnych ras
pokrywają się. Później pojawiają się pewne różnice. Generalnie psy małych ras
wchodzą w poszczególne fazy nieco szybciej niż dużych. Okres dojrzewania aż do
osiągnięcia pełnej dojrzałości trwa od roku do czterech lat w zależności od rasy i
wielkości psa.
Wraz z osiągnięciem pełnej dojrzałości pojawia się potrzeba
przewartościowania hierarchii stada. W tym okresie pies ustala swoją pozycję w
stadzie raz na zawsze. (Posiadacze dorosłych psów nie powinni przerywać lektury w
tym miejscu, rozdziały 3, 5 i 6 przekonają ich, że zmiana hierarchii stada jest jednak
możliwa bez konieczności użycia siły). Jeśli pies ustalając wstępnie swoje miejsce w
stadzie (między dwunastym a szesnastym tygodniem) zajął dość wysoką pozycje,
może w późniejszym okresie, oczywiście zależnie od temperamentu, podjąć próbę
przejęcia przewodnictwa stada. Jego zachowanie może być nawet agresywne w
stosunku do właściciela. Czy i jak ta walka się rozegra, zależy w równej mierze od
psychiki psa, jak i postępowania właściciela.
Niektóre psy przejawiają czynne odruchy obronne, inne zaś bierne. Te o
odruchach aktywnych poprą swoją walkę o zmianę pozycji agresją. Psy o odruchach
biernych przyjmą konieczność współzawodnictwa głupim, szczenięcym zachowaniem
lub od razu podporządkują się (Rozdział 14). Jeśli właściciel psa, zwłaszcza którejś z
ras stróżujących czy obrończych, zezwolił na zajęcie wysokiej pozycji w stadzie i
nagle, w jakiejś określonej sytuacji spróbuje go sobie podporządkować, nie może być
zdziwiony, że spotkał się z agresją ze strony swego podopiecznego. W stadzie
wilków Alfa (przewodnik) utrzymuje w stałej dyscyplinie wszystkich niżej stojących
członków stada, pilnując starannie, aby nie dostały się im nienależne przywileje. Nie
znaczy to wcale, że jest on agresywny - to raczej jego pozycja w stadzie zmusza go
do agresywnego działania. Zachowanie twojego psa w okresie osiągnięcia
dojrzałości będzie wynikało z jego doświadczeń w poprzednich fazach rozwojowych
oraz ze świadomości, na jak wiele mógł sobie do tej pory pozwolić. Ten rozdział miał
uświadomić właścicielom psów, że suma doświadczeń, jakie zbierze ich pupil w
kolejnych fazach rozwoju, da mu jasny pogląd na własną pozycję w stadzie w chwili
osiągnięcia dojrzałości. Następne rozdziały mogą pomóc tym, którzy mają kłopoty z
dorosłymi już, agresywnymi psami.
3 MIEJSCE PSA W LUDZKIM STADZIE

Jak pisałem w poprzednich rozdziałach, wszystkie psy, niezależnie od


wielkości i budowy ciała, mają te same wzorce zachowania w poszczególnych fazach
rozwoju, jak ich dzicy przodkowie. Przez lata jednak wzorce te zostały zamaskowane
tak skutecznie, że niemal niemożliwe stało się ich prawidłowe rozpoznanie. Powstało
wiele różnych ras, które zaspokoić mają odmienne oczekiwania szerokiej rzeszy
miłośników psów. Posiadanie psa stało się modne. Doszło do tego, że za
obowiązujący model pełnej rodziny zaczęto uważać rodzinę z dwójką dzieci,
posiadającą dom, samochód i psa. Większości z tych ludzi mogłaby nie przypaść do
gustu wiadomość, że słodki, mały pudełek smacznie śpiący na ich kolanach kryje w
sobie instynkty dzikiego zwierzęcia. Być może nie akceptowaliby go wówczas tak
łatwo jako członka swojej rodziny.
W rezultacie trwającego przez setki lat udomowienia pies stał się, generalnie
mówiąc, zwierzęciem podporządkowanym człowiekowi. Jednak, jak wynika z
dotychczasowej lektury, nawiązanie ścisłego kontaktu z psem, który w fazie
socjalizacji (do 14 tygodnia życia) miał niewielką styczność z człowiekiem, jest
trudne, a niektórzy twierdzą, że wręcz niemożliwe. Nie ulega wątpliwości, że
wzajemne zrozumienie pomiędzy psem i człowiekiem nie jest wrodzone. Jest nabyte,
wdrukowane we wczesnym szczenięctwie. Wczesna socjalizacja oraz fakt, że
człowiek jest istotą dwunożną, o postawie wyprostowanej, stawia go automatycznie
w pozycji zwierzęcia dominującego i ułatwia utrzymanie kontroli nad psem. Zdarza
się jednak, że traci on tę kontrolę, stając się właścicielem psa kąsającego dłoń, która
go karmi.
Jeśli pominiemy różnice wyglądu różnych ras i spojrzymy na psa jako na
zwierzę o odziedziczonych instynktach, staje się jasne, jak powstają takie sytuacje.
Analiza socjalnej struktury wśród wilków, zdziczałych psów i, na koniec,
udomowionych psów wskazuje, że mamy do czynienia ze zwierzętami stadnymi. Dla
prawidłowego funkcjonowania struktury socjalnej każdego stada niezbędna jest
obecność osobnika Alfa (przewodnika). Dla członków stada wilków czy zdziczałych
psów zrozumienie praw stada nie przedstawia większej trudności, gdyż w
ustabilizowanej strukturze stada każde zwierzę ma swoje określone miejsce. Im
wyższa jest jego pozycja w stadzie, tym większe ma on przywileje. Wszystkie
zwierzęta w stadzie rozumieją mowę ciała i znaczenie poszczególnych sygnałów.
Kiedy niższy rangą uzurpuje sobie któryś z zarezerwowanych dla osobnika Alfa
przywilejów, wystarczy jedno spojrzenie, aby przywołać go do porządku. Okazuje się,
że w przypadku psów udomowionych sam fakt, że przyszło im żyć w mieszanych,
psio-ludzkich, stadach często komplikuje sytuacje. My, ludzie, próbujemy wpoić psom
nasz system wartości. One jednak nie są w stanie przekroczyć progu psiego
pojmowania i akceptują wyłącznie własny system wartości. Na ogół udaje się nam
wszystko zagmatwać na tyle, że aż dziw, jak psy są w stanie w ogóle nauczyć się żyć
z tak dla nich nielogicznymi istotami.
Jeśli uświadomimy sobie, jakie prawa i przywileje przynależą w stadzie
osobnikowi Alfa i porównamy je ze stosunkami, jakie panują pomiędzy niektórymi z
nas a naszymi psami, stanie się jasne, w którym miejscu załamuje się system
porozumienia między gatunkami, czego wynikiem jest posiadanie niekiedy
nieznośnych i nieposłusznych psów.
Wielu moich klientów opowiada mi o tym, że ich psom wolno wskakiwać na
sofę czy fotel, by być blisko pana, gdy ten ogląda telewizję. Większość tych psów
sypia w łóżku lub przynajmniej wskakuje tam na poranne pieszczoty. Niemal
wszystkie mają przy tym własne posłanka do spania. Większość z nich również w
ciągu dnia ignoruje przeznaczone im posłania, wybierając sobie na odpoczynek
jakieś zupełnie inne miejsce, choćby pod kuchennym stołem czy na krześle w pokoju.
Moi klienci, pytani, czy posłania te są wygodne, przypuszczają, że tak, choć nigdy ich
sami nie próbowali.

Osobnik Alfa może spać tam, gdzie chce, lecz nikomu nie wolno spać w jego
łóżku
Jeśli w tych rodzinach miejsce psa do spania jest nietknięte, a on sypia, gdzie
tylko zechce, to kto tam jest osobnikiem Alfa. Dla psów, jako dla drapieżników,
pożywienie ma pierwszoplanowe znaczenie nie tylko dla przetrwania, ale też dla
funkcjonowania hierarchii stada. Mąż klientki, która odwiedziła mnie ostatnio,
pracował w dziwnych godzinach. W zależności od tego, jak ułożyła mu się praca,
wieczorny posiłek jadali raz o piątej po południu, raz o siódmej. Ich pies otrzymywał
swój posiłek zawsze o szóstej. Pani nie mogła zrozumieć, dlaczego pies nigdy nie
żebrał przy stole, kiedy jedli wcześniej, natomiast zawsze dopominał się o jedzenie,
gdy obiad był późno, już po porze karmienia, mimo że nigdy nic przy stole nie dostał.

Osobnik Alfa ma prawo do najlepszych kąsków i je pierwszy. Reszta stada


zadowolić się musi tym, co pozostawi, a i to tylko do czasu, gdy zdecyduje się zjeść
coś jeszcze
Kiedy rodzina siadała do posiłku pierwsza, pies - choć głodny - instynktownie
wiedział, że musi poczekać na resztki. Kiedy pies jadł pierwszy, instynkt
podszeptywał mu, że jako ważniejszy ma również prawo do pozostałych resztek, to
znaczy do posiłku, który spożywała rodzina (patrz również pilnowanie pożywienia,
rozdział 13).
Przeciąganie szmaty, starego paska, zabawki (wiele takich zabawek pojawiło
się na rynku) - to jedna z najpopularniejszych zabaw z młodymi psami. Na ogół,
zachwyceni zaangażowaniem i zajadłością naszego pupila, a także w poczuciu
własnej przewagi fizycznej, pozwalamy mu wygrać w tej nierównej próbie sił. Nieco
brutalne siłowanie się także bywa atrakcyjną zabawą dopóki malec, rozzuchwalony,
nie zacznie kąsać zbyt mocno naszych rąk ostrymi ząbkami.

Polujące drapieżniki mają głęboko zakorzeniony instynkt unikania zranienia,


toteż ustalanie stosunków dominacji-podporządkowania następuje na ogól w
zabawie
Nie można uczyć szczeniaka, że zajadłe, połączone z szarpaniem warczenie
przynosi zwycięstwo. On nie wie, że zaangażowawszy się w nieco brutalną zabawę,
świadomie pozwoliliśmy mu wygrać.
Często klienci opowiadają mi o tym, że ich psy wyprzedzają ich na schodach i
na podeście, z głową zwróconą w kierunku pana, oczekują aż ten wespnie się na
górę. Patrząc na ogół pod nogi, rzadko rozmyślamy nad takim zachowaniem i ledwie
je zauważamy. A jak ta sprawa wygląda z punktu widzenia psa?
U psowatych i wilków osobnik słabszy okazuje szacunek silniejszemu
podchodząc ze spuszczoną głową i unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
Dla psa drzwi wejściowe mają zasadnicze znaczenie - stanowią wejście do
gniazda. Korytarz przy drzwiach jest zazwyczaj wąski. Zdecydowanie

W życiu codziennym stado ma obowiązek okazywać szacunek przywódcy


za często słyszę o tym, jak to pies przepycha się w takim korytarzyku,
wyprzedzając właściciela w drodze do drzwi. Na ogół kładzie się to na karb
podniecenia psa procedurą wchodzenia do domu. Często taka opowieść wiąże się z
historyjką o tym, jak ten pies jest leniwy. Ułożywszy się w drzwiach kuchni lub innym
ruchliwym miejscu, ani drgnie, kiedy spróbować go przepędzić. Co najwyżej
przeciągnie się i zamruczy. Zwykle właściciele rezygnują z przeganiania delikwenta i
starannie obchodzą go dookoła.
Kiedy Alfa odpoczywa, pozostali członkowie stada pilnują, aby nic go nie
niepokoiło. W wąskim przejściu stado rozstępuje się tak, aby Alfa mógł przejść
pierwszy. Są to wspólne dla wilków i psowatych zachowania instynktowne. Jeśli się
głębiej nad tym zastanowić, niewiele różnią się od ludzkich. Starszeństwo ma swoje
przywileje.
A ile razy, wciągnięci niemal bez reszty w niezwykle interesujący program w
telewizji, mieliście nagle podbite w górę ręce. W ten brutalny sposób zapomniany na
chwilę pies domaga się pieszczot. Najczęściej spełniamy jego życzenie bez zwłoki,
po części dlatego, że nie chcemy, aby po raz drugi nam brutalnie przerwano, a po
części by nasz pupil nie pomyślał sobie, że przestał być kochany. A tak naprawdę to
cieszy nas taki objaw uczucia ze strony własnego psa.

Kiedy osobnik Alfa życzy sobie przejść którędy bądź, pozostali członkowie
stada pierzchają natychmiast - nie tyle ze strachu, co z chęci zademonstrowania
zupełnego podporządkowania

Tymczasem sytuacja ta ma zupełnie inny wydźwięk. To pies zdecydował, kto i


jak długo ma go głaskać. Może się zatem zdarzyć, że właściciel, któremu nagle
przyjdzie ochota na pieszczoty z własnym psem, otrzyma w odpowiedzi na wołanie
znudzone spojrzenie, czasem nawet warknięcie. Niemal każdy właściciel wycofuje
się wtedy z głupim uśmiechem, postanawiając nie budzić śpiącego psa. Nim się
spostrzegliśmy powstała sytuacja, która z punktu widzenia psa wygląda następująco:
1. On śpi, gdzie chce, ale nikt nie śpi na jego posłaniu.
2. On zjada najlepsze kąski, a rodzina resztki.
3. On zawsze zwycięża w grach i zabawach.
4. To jemu okazujemy codziennie uległość, jako wyższemu rangą.
5. On jest zawsze przed nami w wąskich przejściach, a jeśli je z lekka
zablokuje, obchodzimy go dokoła, by mu nie przeszkadzać.
6. On żąda całej naszej uwagi, gdy przyjdzie mu na to ochota, my natomiast
akceptujemy kiedy on nas ignoruje.
A wszystko to są prawa osobnika Alfa. Nasz pies bynajmniej nie prosił o nie.
Sami bezmyślnie mu je przekazaliśmy. A skoro już wykreowaliśmy naszego psa na
przewodnika, musimy zaakceptować fakt, że wraz ze stanowiskiem wziął on na
siebie i odpowiedzialność z nim związaną. Obowiązki osobnika Alfa są następujące:
1. Prowadzi stado. Dlatego tak ciągnie na smyczy.
2. On utrzymuje zwartość stada. Dlatego też, spuszczony ze smyczy wybiega
do przodu i wraca, a nawet obiega nas wkoło. On nas pasie.
3. Dba o bezpieczeństwo stada. Dlatego przejawia agresję wobec każdego,
kto naruszy nasze terytorium, czy będzie to obcy pies, czy sąsiad trenujący poranne
biegi.
4. Daje sygnał do polowania. Czyni to na przykład wtedy, gdy oskarżamy go o
ucieczki.
5. Broni gniazda i dlatego jest agresywny w stosunku do naszych gości. Ta
lista praktycznie nie ma końca, toteż w następnych rozdziałach znajdziecie
wyjaśnienie również innych zachowań o podobnym znaczeniu. Psy, przejawiające
takie wzorce zachowań, niekoniecznie są złe, nieposłuszne czy agresywne. W
znakomitej większości są to po prostu psy, które z pełną odpowiedzialnością
sprawują funkcję, którą ich obarczyliśmy.
Zamieńmy się miejscami
Zrozumiawszy istotę problemu sami możemy przejąć przewodnictwo stada, a
wtedy większość naszych kłopotów z nieznośnym psem zwyczajnie przestanie
istnieć. Powinniśmy tylko:
1. Wyegzekwować, by pies nie spał w naszym łóżku i nie wylegiwał się na
naszych fotelach - za to my możemy siadać na jego posłaniu - może to brzmi
śmiesznie, ale działa.
2. Przygotować jedzenie dla psa w jego obecności, ale przed podaniem go
psu samemu zjeść przynajmniej kanapkę, jeśli nie cały posiłek.
3. Wszystkie gry i zabawy powinny być pod naszą całkowitą kontrolą. Nigdy
nie należy zaczynać zabaw siłowych.
4. Na najwyższym stopniu schodów jesteś zawsze pierwszy, to pies podchodzi
do ciebie. W domach piętrowych piętro nie powinno być dostępne dla psów (ludzkie
gniazdo), co znakomicie ułatwi zainstalowanie bramki.
5. Przy wychodzeniu z domu każdą próbę przepchnięcia się przed właściciela
należy ukrócić lekkim stuknięciem drzwiami w psi nos (tak aby go nie zranić i nie
sprawić mu dużego bólu) - to szybko nauczy go właściwego zachowania.
6. Przepędzamy psa z naszej drogi, kiedy utrudnia nam poruszanie się po
domu.
Musimy przyzwyczaić psa do tego, że na różne przywileje musi on sobie
zasłużyć - głaskanie, smakołyki czy spacer. Wystarczy jakiekolwiek proste ćwiczenie,
jak siad, stój czy leżeć - tak aby wiedział, że kiedy chce coś od nas, musi na to
zasłużyć. Wszelkie próby podgryzania czy szarpania rąk, czy innych części ciała:
ubrania, smyczy powinny spotkać się ze stanowczą komendą “zostaw”, popartą
srogim spojrzeniem. Nawet szybka reakcja na tę komendę nie powinna spotkać się z
żadną nagrodą.
Te proste sposoby są dostosowane do możliwości pojmowania psa. Co więcej,
ustawiają nas w pozycji przewodnika, który decyduje o wszystkim. Niezwykle ważne
jest, aby zasady postępowania w stadzie zostały ustalone od samego początku i były
zawsze przestrzegane. Pamiętajmy na przykład o tym, że osobnik podporządkowany
postępuje zawsze z tyłu za przewodnikiem, toteż jeśli pozwolimy psu ciągnąć na
smyczy w drodze do parku lub nie wyegzekwujemy przychodzenia na wołanie, tym
samym pozwolimy psu na podniesienie jego pozycji w stadzie, tracąc prawo do
autorytatywnego ustalania naszych wzajemnych stosunków.
Należy przy tym zaznaczyć, że bardzo wiele psów otrzymuje przywileje, na
które wcale nie zasłużyły i nie ma to widocznego wpływu na ich zachowanie.
Omawiane tu przypadki dotyczą psów, których zachowanie wymyka się spod kontroli,
co powoduje konieczność zbadania przyczyn powstałych kłopotów. Doświadczenie
uczy, że większość z nich ma swoje źródło w nieuświadomionym przekazaniu praw i
obowiązków lidera psu. Zmiana już ustalonej hierarchii stada wiąże się z odebraniem
psu zarezerwowanych dla lidera przywilejów. Zmiana porządku w stadzie pod
żadnym pozorem nie może odbywać się w drodze konfrontacji fizycznej. Wiadomo
jak kończą się próby podjęcia walki słabszego wilka z przewodnikiem stada.
W mojej praktyce nauczyłem się pokazywać moim klientom, jak w praktyce
powinno odbywać się obniżanie pozycji psa w stadzie i jakie korzyści wynikają z
właściwego postępowania. Zazwyczaj pies po przyjeździe przeciąga właściciela
drogą z parkingu do mojego biura. Pytam wtedy, czy właściciel chodził kiedykolwiek
ze swoim psem na kurs tresury. Na ogół odpowiedź brzmi, że tak, ale to niewiele
pomogło w opanowaniu nawyku ciągnięcia. Kiedy usiądziemy już w moim biurze nad
kawą lub herbatą, proszę właściciela, aby puścił psa luzem i nie zwracał na niego
żadnej uwagi, chyba że zacznie się on zachowywać w sposób absolutnie nie do
przyjęcia. Mam w tym swój ukryty cel. Moje biuro to ewidentnie obce dla stada
terytorium, toteż czuje się ono nieco niepewnie. Widać to w zachowaniu ludzi. Siedzą
wyprostowani na krzesłach, zapytani o tak prostą rzecz, czy podać kawę czy herbatę,
wymieniają między sobą spojrzenia.
Psy, które błyskawicznie czytają mowę ciała, natychmiast wychwytują te i inne,
zbyt subtelne do zauważenia ludzkim okiem sygnały. Kiedy stado jest w
niebezpieczeństwie, lider musi przejąć inicjatywę. W przeważającej części
przypadków przewodnikiem okazuje się pies. Zwykle zaczyna on wtedy przechadzać
się, w przód i w tył, zawsze odgradzając mnie od rodziny. Jest to rodzaj
nadaktywnego zachowania, jakie często przejawiają psy będąc w gościnie lub wobec
składających wizytę w ich domu. Kiedy pies jest pozostawiony sam sobie, wszyscy
muszą zachowywać się zupełnie spokojnie. Nie głaskać go, nie kazać mu się położyć
- wtedy jego aktywność zmierza w kierunku zwrócenia na siebie uwagi.
Zaczyna podbiegać do drzwi, prosząc o wypuszczenie, szczeka usłyszawszy
najmniejszy szelest w nadziei, że ktoś każe mu się zamknąć, zaczyna mu być
obojętne, czy wywoła reakcję pozytywną czy negatywną. Będzie przewracał kosz na
śmieci, wspinał się na meble lub pchał się właścicielom na kolana.
Zachowanie psa w stworzonej przeze mnie sytuacji mówi mi wiele o jego
pozycji w stadzie. Wywiad na temat tego, co psu w domu wolno, potwierdza z reguły
wnioski, jakie wyciągnąłem wcześniej z obserwacji. Ponieważ ja również ignoruję psa
i jego zachowanie, dochodzi on szybko do wniosku, że moja pozycja w stadzie jest
niższa niż jego. Wytłumaczywszy właścicielom to co się dotąd zdarzyło mówię, że
teraz przejmę przewodnictwo stada na swoim terenie według następujących
kryteriów:
1. Niższy rangą pies nawet nie spróbuje zabrać kości stojącemu wyżej od
niego. Będzie stał w bezpiecznej odległości przyglądając się jedynie. Ale wystarczy,
by ten wyżej stojący, niezadowolony, spojrzał ostro - i podporządkowany natychmiast
odwraca wzrok.
2. Niższy w hierarchii pies zawsze przepuści dominującego nad nim w wąskim
przejściu. Obserwując stado foxhoundów wypuszczanych z kenelu szybko
zorientujemy się, że określone psy wychodzą zawsze pierwsze.
3. Niższy w hierarchii pies nie śmie dotknąć wyżej postawionego łapą, a tym
bardziej zębami, w żadnych okolicznościach. Jeśli nawet zbliży się do niego, to tylko
zachowując wszystkie gesty podporządkowania i tylko na taki dystans, na jaki mu się
pozwoli.
Psy właściwie wychowywane w fazie socjalizacji z psami mają już wpojone te
podstawowe psie maniery. W wieku siedmiu tygodni są jeszcze dobrze wychowane -
to my, ludzie psujemy je, gdy staną się członkami naszego domowego stada. Trzeba
im zatem przypomnieć to, czego nauczyły się we wczesnym dzieciństwie.
Tu chciałbym zaznaczyć, że wobec psów agresywnych w stosunku do ludzi
moje postępowanie jest nieco inne, choć oparte na tych samych zasadach (patrz
rozdział 6).
Biorę smaczny kąsek, trzymając go między kciukiem i palcem wskazującym.
Nie podaję go psu. Nawet na niego nie patrzę, kontynuując rozmowę z właścicielami.
Na ogół pies prezentuje cały swój repertuar trików. Siada i podaje łapę, zaczyna
nawet szczekać. Nie wywoławszy oczekiwanej reakcji (nie dostał przysmaku)
postanawia wziąć go sobie sam. Mówię wtedy spokojnie “zostaw to”, a kiedy pies nie
reaguje, natychmiast dosłownie ryczę “zostaw” jednocześnie patrząc mu ostro w
oczy. We wczesnym szczenięctwie pies spotkał się już z taką reakcją swojej matki,
która znaczyła tyle co “zostaw ten bar mleczny”, a brak dostatecznie szybkiej reakcji
powodował ostre skarcenie. Nie nagradzam psa, kiedy wreszcie reaguje właściwie.
To było moje pożywienie i nie miałem ochoty dzielić się nim z psem. Odkładam
przysmak i po chwili idę w drugi koniec pokoju. Wołam psa do siebie. Chwalę go
kiedy podejdzie.
Jakiś czas potem znów biorę przysmak do ręki. Jeśli pies niczego się nie
nauczył, powtarzam spokojnie “zostaw to”. Ale rzadko mi się zdarza, abym musiał
całą procedurę powtarzać. Pierwsza zasada została wprowadzona w życie - Nie rusz
mojej kości!
Następnie idę do drzwi i zachęcani psa, aby poszedł za mną. Chcę go
nauczyć, aby nie przepychał się przez nie pierwszy. Drzwi w moim biurze otwierają
się na zewnątrz. Nie mówiąc ani słowa zaczynam otwierać drzwi. Kiedy tylko pojawi
się niewielka szparka, pies, zgodnie ze swoimi nawykami, rzuca się ku niej, a ja
zamykam drzwi. Bez słowa powtarzam całą procedurę. Za czwartym czy piątym
razem kiedy otwieram drzwi, pies cofa się. Wychodzę i zamykam drzwi za sobą.
Przez cały czas nie mówię ani słowa, gdyż nie chcę sprowokować psa do
zastosowania znanych mu sztuczek. Nie chcę go prosić, aby mi ustąpił, musi to
zrobić sam. Tak wchodzi w życie druga zasada - Ja przechodzę pierwszy przez
wąskie przejście.
Teraz pozostaje kilka minut za drzwiami. Kiedy wracam, nie życzę sobie, aby
chwytał mnie zębami za rękę, choćby nie wiem jak delikatnie, czy wskakiwał na mnie
łapami. Niezależnie od intencji są to zawsze gesty dominacyjne. Ja okazuję
przyjazne zachowanie, głaszcząc głowę, szyję i kłąb psa (tu opiera łapę lub
podbródek osobnik dominujący słabszemu), ale na wszelkie próby zdominowania
mojej osoby reaguję stanowczym “zejdź”, powtórzonym ostrzej, o ile zajdzie taka
potrzeba. Pies zaczyna pojmować, że jego pozycja spada, toteż głaszcząc go
wyczuwam opór ciała, ale kontynuuję moje działania, aż osłabnie, a w końcu zniknie.
Ten niewidoczny dla ludzkiego oka opór lub jego brak wyjaśnia, czemu przy
spotkaniu dwóch obcych psów w identycznej z pozoru sytuacji czasami dochodzi do
walki, a czasami nie. Tak oto weszła w życie trzecia zasada - powitanie odbywa się
na moich warunkach!
Kiedy przypomniałem już psu, jakie zasady zachowania wpoiła mu matka we
wczesnym szczenięctwie, i nie wyczuwam oporu, kiedy kładę mu rękę na kłębie,
mogę być pewien, że idąc ze mną na smyczy, pies nie będzie ciągnął, bo nie śmie
mnie wyprzedzić. Przyjdzie do mnie wtedy, gdy ja będę tego chciał. Przestanie
szczekać, warczeć czy skakać na wchodzących do mojego domu na pierwsze moje
życzenie, ponieważ, zgodnie z moją pozycją, to ja decyduję o tym, kto ma prawo
wstępu do mojego gniazda. Cała ta procedura nie daje właścicielom ani trochę
większej kontroli nad psem niż do tej pory. Pokazuje natomiast, jak mogą ułożyć się
ich stosunki z psem, o ile zdecydują się zmienić układ hierarchii własnego domowego
stada. To w końcu nie jest nowa koncepcja, że człowiek ma być przewodnikiem psa.
Znana jest od dawna choćby w szkoleniu psów. Zamiast tradycyjnej, opartej na
przemocy szarpaninie, znacznie lepiej jest oprzeć się na znajomości psiej
psychologii.
Trudno nie zauważyć, jak zbliżone są struktury socjalne u psów i ludzi. W
stosunku do wyższych rangą zachowujemy się z podobną rewerencją, jak osobnik
podporządkowany w stadzie. I jestem więcej niż pewien, że poza określonymi
korzyściami, jakie przyniosła nam przez wieki obecność psa, tym co nas najbardziej
zbliżyło z tym nieodłącznym towarzyszem naszego życia codziennego, było
podobieństwo podstawowych zasad zachowania i uznanie dla określonej hierarchii.
Widząc te same instynkty i zbliżone wzorce zachowania, trudno oprzeć się wrażeniu,
że pomiędzy człowiekiem i psem istnieje jednak pokrewieństwo dusz. Cały problem
w tym, że przy współczesnym modelu życia nasze psy otrzymały przywileje należne
wysokiej rangi ludziom i nad tymi musimy się nieco zastanowić.
Aby wyegzekwować swoje prawa przewodnika, musisz zrozumieć, co wynika
z tego, że pies miał takich, a nie innych przodków i zaakceptować fakt, że większość
zachowań psich oparta jest na instynktach i potrzebują one bardziej przewodnika niż
wywierania presji. Musisz być świadom znaczenia kolejnych faz rozwoju i ich wpływu
na przyszły charakter dorosłego psa. Nie możesz, powodowany błędnymi ideami,
oddawać przewodnictwa stada lub nieprzemyślanym postępowaniem dawać psu
powód do wyciągania błędnych wniosków o polepszeniu jego pozycji w stadzie.
Swoim postępowaniem musisz kontynuować to, co wpoiła szczeniakowi matka we
wczesnych fazach rozwoju. Jeśli chcesz zmienić stosunki panujące w twoim
domowym stadzie, musisz przede wszystkim zrozumieć system wartości psa i drogi
jego skojarzeń.
4 W JAKI SPOSÓB PSY SIĘ UCZĄ

Jak psy się uczą? Otóż bardzo łatwo, o ile uczymy je prawidłowo. Istnieje
ogromne prawdopodobieństwo, że pies powtórzy działanie, które przyniosło mu
korzyść. Równie duża jest szansa, że działanie nie przynoszące korzyści nie
zostanie powtórzone. Wszystkie zwierzęta uczą się i działają dla określonych
korzyści, i to nie wyłączając człowieka.
To podstawowe założenie nie jest niczym nowym. Od lat stanowi podstawę
pracy treserów. Zmieniła się natomiast interpretacja tej zasady. Przed laty uważano,
że korzyść jest równoznaczna z nagrodą, a jej brak z karą. Ale nagrody i kary nie
wystarczą.
Nie można nauczyć słonia stania na tylnych nogach, mówiąc mu jedynie
“dobry słoń”. Podobnie orka nie będzie wyskakiwać z basenu na gwizdek za
pochwałę “dobra orka”. Skąd zatem przekonanie, że uda się ułożyć psa mówiąc mu
po każdym dobrze wykonanym zadaniu “dobry piesek” lub klepiąc go czasami po
grzbiecie? Czy w następnym miesiącu podjąłbyś pracę u szefa, który jako zapłatę za
miesiąc twoich wysiłków rzuciłby zdawkowe “dobry z ciebie facet”, okraszone
uśmiechem i klepnięciem w łopatkę? Może zdecydowałbyś się na to wierząc, że
następny miesiąc przyniesie podwójną wypłatę. Kierowałbyś się czysto ludzką
zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Ale kiedy tylko zorientujesz się, że te słowa
mają starczyć za całą zapłatę, w mniej lub bardziej wytworny sposób poinformujesz
szefa, by tę robotę robił sobie sam. Jeśli jest inaczej, zadzwoń do mnie - dam ci parę
rzeczy do zrobienia.
Całe zagadnienie szkolenia psów obrosło przez lata najróżniejszymi
przesądami, popartymi opowieściami rodem z wyobraźni “ciotki Klotki”. Przez lata
mojej praktyki przekonałem się, że najbardziej bzdurne przesądy do dziś uznawane
są za prawdy powszechne i nie łatwo z nimi walczyć.
“Jeśli dajesz psu polecenie, musi on wykonać je natychmiast”
“Nigdy nie używaj jedzenia w szkoleniu psa, bo nauczysz go żebractwa. On
ma robić to, o mu każesz, bo ty tego chcesz”
“Szkolenie psa nie może się rozpocząć, zanim nie ukończy on szóstego
miesiąca życia”. (Na wiele kursów tresury młodsze psy nie są przyjmowane).
“W szkoleniu psa najlepiej używać zaciskowego łańcuszka” (Nie tak dawno
widziałem popularny program telewizyjny, w którym trener demonstrował zalety
takiego łańcuszka - cóż, stare przesądy przekazujemy młodemu pokoleniu).
To tylko kilka przykładów prawd powszechnych. Sam w nie święcie wierzyłem,
przystępując do układania mojego pierwszego psa. Wydawało mi się wtedy, że uczę
go aportowania, a zobaczcie sami czego go nauczyłem.
1. Dałem mu komendę “siad”, kiedy stał przy nodze. Ponieważ nie
zareagował, od razu pociągnąłem smycz, zaciskając oczywiście łańcuszek i
naciskając jednocześnie na zad, zmusiłem go by usiadł. Ja myślałem: Uczę go
siadać na komendę.
On myślał: Nie znoszę tego słowa “siad” - wygląda na to, że on ma zamiar
mnie udusić.
2. Dałem mu komendę: “zostań” i rzuciłem koziołek. Kiedy pies chciał pobiec
za nim, przytrzymałem go lekko, powtarzając “zostań”. Ja myślałem: Uczę go nie
ruszać z miejsca, zanim mu nie pozwolę. On myślał: On zdecydowanie nie chce,
abym poszedł po koziołek.
3. Dałem komendę “przynieś” i ruszyłem w kierunku koziołka, trzymając psa
na smyczy.
Ja myślałem: Uczę go, że teraz może iść po koziołek.
On myślał: No, teraz to już zupełnie nic nie rozumiem, przecież dopiero co mi
zabronił!
4. Podniosłem koziołek i podałem psu wraz z komendą “trzymaj”. Kiedy pies
wziął aport, ruszyłem z powrotem w miejsce, z którego wyruszyliśmy. Ja myślałem:
Teraz uczę go, że ma przynieść aport z powrotem do mnie. On myślał: No, to mi
chyba wolno, wezmę to. O rany, wracamy w to samo miejsce, lepiej to wypluję.
5. Oczywiście wypluł aport. Mówiąc “Nie” wetknąłem mu koziołek w pysk,
ściskając jego szczęki z komendą “trzymaj to”. Ja myślałem: Uczę go, żeby nie
upuszczał aportu. On myślał: Wygląda na to, że on sam nie wie, czego chce. Jak
tylko mi się uda, wypluję to paskudztwo i, przysięgam, już nigdy tego nie dotknę!
Oczywiście trochę przerysowałem całą sytuację - aż tak złym nauczycielem to ja nie
byłem (No, może powinienem był zapytać o to mojego psa!).
Moim błędem było to, że próbowałem nauczyć mojego psa aportowania jako
pełnego ćwiczenia, zawierającego kilka kolejnych czynności, zamiast najpierw
przećwiczyć z nim kolejne etapy. Trochę dalej opisuję, jak uczyłem aportowania
mojego obecnego psa. Jednak wcześniej chcę przedstawić kilka czynników
wpływających na proces uczenia się psa.
Negatywna tigmotaksja
Jakże uczenie brzmią te słowa. Można nimi błysnąć w lekkiej, towarzyskiej
konwersacji nad szklaneczką wina. A znaczą one po prostu to, że fizyczna presja,
wywarta na jakiekolwiek zwierzę, spotka się z kontrreakcją. Kiedy ktoś chwyci cię za
rękaw i zaczyna ciągnąć, natychmiast będziesz próbował się wyrwać.
Wiedząc, że opór jest instynktowną reakcją na przymus, nie powinniśmy
dziwić się, że kiedy usiłujemy nauczyć psa jakiejś określonej pozycji szarpiąc go lub
naciskając, ten instynktownie będzie stawiał opór. Próbując przydusić go do ziemi -
pozycje siad i waruj - uzyskamy tyle, że biedak będzie chciał utrzymać się na nogach
lub natychmiast wstać. Wywołamy zatem reakcję odwrotną do oczekiwanej. Chcąc
przezwyciężyć tę, skądinąd naturalną reakcję, wzmacniamy nacisk.
A może warto byłoby zastosować inną metodę treningu, znacznie bardziej
efektywną i nie wymagającą użycia siły?
Wrażliwość na dotyk
Jednym ze skutków planowanej hodowli jest to, że niektóre rasy są bardziej
odporne na ból niż inne. Rasy hodowane do walk i teriery są wrażliwe na ból w
bardzo niewielkim stopniu. Możesz łatwo sprawdzić odporność twojego własnego
psa na ból. Wystarczy skórę pomiędzy drugim a trzecim palcem w przedniej łapie
ścisnąć kciukiem i palcem wskazującym. Początkowo delikatnie, potem zwiększając
siłę nacisku, licz jednocześnie od jednego do dziesięciu. Przerwij natychmiast, gdy
uzyskasz reakcję. Im krócej liczyłeś, tym większa wrażliwość psa na ból. Jakiż to
może mieć wpływ na zdolność uczenia się twojego psa? Niewrażliwe psy nie są
podatne na niektóre metody uczenia, podczas gdy te same metody w przypadku psa
wrażliwego mogą na zawsze zrujnować więź pomiędzy nim a właścicielem.
Pies zajęty czymś, co sprawia mu wyraźną przyjemność, wydaje się być mniej
wrażliwy na ból. Kiedy na przykład goni z pasją wiewiórkę po lesie, nie odczuwa
bolesnych uderzeń małych gałązek. I odwrotnie. Im mniej pies lubi to, co robi, tym
jego wrażliwość wydaje się być większa. Bardzo wrażliwy pies, zwłaszcza uczony
ćwiczeń, które nie budzą jego entuzjazmu, musi być traktowany “w rękawiczkach”.
Najlepiej jednak poszukać takiej metody nauki, która nie narazi na szwank jego
wrodzonej wrażliwości.
Wrażliwość na dźwięki
Nadmierne “efekty dźwiękowe” mogą mieć decydujące znaczenie w procesie
nauki bardzo wrażliwych psów.
Zapytajcie właścicieli sheltie. Często mam do czynienia z tymi, którzy
nadużywali głosu w układaniu tych, jakże wrażliwych piesków. Kiedyś - dawno
nauczyli się nadużywać głosu i nigdy nie spróbowali odmiennej metody. Psy są
wrażliwe na dźwięki, ale niektóre z nich są wręcz nadwrażliwe. Uczestnictwo w
ogólnym kursie tresury może być dla takiego psa torturą nie do opisania. Jego
właściciel, wiedząc o tej nadwrażliwości, może chodzić wokół swego psa na
paluszkach i szeptać komendy - cóż kiedy obok trenuje swego półgłuchego psa
myśliwy w wielkich buciorach, który z przyzwyczajenia wręcz ryczy na swojego psa.
Na takim kursie nawet przeciętnie wrażliwy pies niewiele się nauczy, a co dopiero
mówić o nadwrażliwym.
Dużą wrażliwość na dźwięki łatwo zauważyć. Trzeba pamiętać, że jest ona
osobnicza, różna u różnych psów, nawet tej samej rasy. Jeśli nie będziemy uważać,
nadużywanie głosu może być poważną przeszkodą w procesie uczenia się.
Wrażliwość wzrokowa
Border collie to klasyczny przykład takiego niezwykle spostrzegawczego psa.
Jego oczy są jak radary, czujnie rejestrujące najmniejszy ruch. Oczywiście trening
takiego psa w miejscu, gdzie dużo się dzieje, jest bardzo trudny. Każdy ruch
rozprasza jego uwagę, którą powinien skoncentrować na tym, czego w danej chwili
się od niego wymaga.
Jest jeszcze coś szczególnego w pracy z takimi psami. Rasa jest znana z
tego, że uczy się niemal błyskawicznie, toteż często spotykam się z opowieściami o
tym, że border collie wyprzedzają życzenia swego przewodnika zgadując jaka będzie
następna komenda, dzięki czemu zyskały opinię wytresowanych w chwili urodzenia.
W rzeczywistości border collie rejestruje w pamięci najdrobniejsze ruchy ciała
właściciela, poprzedzające taką czy inną komendę lub sytuację. Na przykład zmianę
pozycji nóg właściciela na chwilę przedtem jak wstanie z fotela, aby pójść na spacer,
czy spojrzenie na zegar, kiedy nadchodzi czas posiłku. Wiele psów tej rasy podbiega
zanim właściciel zawoła, wystarczy, że zwróci się w kierunku psa.
To mogłoby sugerować, że border collie umieją czytać w naszych myślach.
Nie umieją, ale spostrzegają i zapamiętują najdrobniejszy sygnał ciała, zdradzający
zamiar właściciela. Kłopoty z takim psem zaczynają się wtedy, gdy wydana komenda
stoi w sprzeczności z zapamiętanymi przezeń sygnałami mowy ciała (gesty
właściciela), zwykle odmawia on wykonania takiej komendy. I zaczyna się konflikt.
Nie tylko border collie są takie spostrzegawcze. To cecha osobnicza,
niezależna od rasy. W postępowaniu z takimi psami niezgodność mowy ciała z
ustnymi komendami nieuchronnie prowadzi do tego, że pies staje się nieposłuszny, a
właściciel sfrustrowany licznymi nieporozumieniami.
Wrażliwość psychiczna
Wiele psów, niezależnie od rasy, reaguje z ogromną wrażliwością na nastroje
swoich właścicieli. Wrażliwość psychiczna psów jest często związana z odpornością
na stres. Kiedy jesteśmy przygnębieni, wystawiając wrażliwego psa, on to wyczuje i
na pewno pokaże się fatalnie.
Kiedyś pracowałem przy układaniu psów policyjnych do pokazów. Zdarzało mi
się często w trakcie ćwiczeń zauważyć “negatywne wibracje” pomiędzy
przewodnikiem i jego psem, który wtedy niemal nie reagował na komendy. To
oczywiście czyniło cały pokaz z udziałem nadmiernie wrażliwych psów zupełnie
nieudanym i tylko pogarszało humor przewodnika, co z kolei jeszcze pogarszało
zachowanie psa. Błędne koło. Moja rada w takich przypadkach brzmiała
nieodmiennie: “Zostaw psa i idź wypij filiżankę kawy”. Nie rozwiązywało to problemu,
ale przynajmniej sytuacja się nie pogarszała.
Presja psychiczna ze strony przewodnika może mieć ogromny wpływ na
nadmiernie wrażliwego psa. Nie ma przy tym większego znaczenia, czy zły humor
przewodnika dotyczy bezpośrednio psa, bo ten powiedzmy, ćwiczy gorzej niż psy
kolegów, czy wynika z problemów domowych. Wrażliwy psychicznie pies reaguje
niemal tępotą, przestając rozumieć, czego się od niego oczekuje. Nadmiernie
wrażliwe psy pozostawione same sobie miewają kłopoty z opanowaniem lęku, co
wyraża się demolowaniem domu, niszczeniem przedmiotów, nieustannym
szczekaniem czy nawet wyciem. Taki pies czuje się całkowicie zależny od właściciela
i bardzo potrzebuje jego akceptacji dla każdego kroku. Dla niego zachmurzona mina,
okazane zniecierpliwienie, czy nawet groźne spojrzenie jest tragedią, niszczącą całą
pewność siebie. Szczególnie pamiętam jeden taki przypadek.
„Moja bulterierka zakwalifikowała się na Crufta - skarżył się właściciel - a
potem na ringu trzymała ogon podkulony pod brzuch”.
(Co roku, przed tą niezwykle prestiżową imprezą, jaką jest wystawa Crufta,
mam wiele telefonów od wystawców, którym zależy, aby jak najlepiej wypaść na
ringu. Nawet teraz, kiedy piszę te słowa, moja żona właśnie przyjęła telefon od
właścicielki suczki saluki, która na ringu nosi ogon wysoko, a powinna nisko. Ta
wystawa, którą udało jej się wygrać, odbywała się w bardzo gorącej hali i suka, której
się to nie podobało, nosiła ogon prawidłowo. Nie bardzo wiem, czego oczekuje ode
mnie ta pani, czy mam sprawić, aby jej suka przestała lubić wystawy?)
Wspomniana bulterierka było to najmilsze zwierzę tej rasy, jakie kiedykolwiek
spotkałem. Kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, ucieszyła się ogromnie, niemal jakby
mówiła “Zobaczcie, człowiek” i podeszła do mnie prezentując wszystkie gesty psa
respektującego moją wyższą rangę. Właściciel natychmiast nawiązał do sprawy
ogona. Zgodnie ze wzorcem bulterier powinien mieć wygląd gladiatora. Sposób w
jaki idzie, budowa ciała, jajowata głowa - wszystko ma sprawiać wrażenie siły i
pewności siebie. Nie znaczy to bynajmniej, że po wejściu na ring ma stoczyć walkę
ze swymi rywalami - ma tylko wyglądem wzbudzać respekt. Ale ta właśnie bulterierka
była tak podporządkowana ludziom, a zwłaszcza właścicielowi, że przez cały czas
prezentowała właściwe swojej pozycji w stadzie zachowania. Właściciel, który miał
ogromne ambicje związane z jej karierą wystawową, nie był oczywiście z tego
zadowolony. A ona nie była w stanie pojąć, czego od niej żąda. W rezultacie - błędne
koło. Suka okazywała podporządkowanie, co przygnębiało właściciela (jak każde jej
zachowanie z wyjątkiem agresji), to z kolei deprymowało sukę tak, że traciła resztki
pewności siebie i tym mocniej podkreślała swoje podporządkowanie.
To był chyba jedyny mój klient, z którym się pokłóciłem. Pies miał mu służyć li
tylko do zaspokojenia jego własnych ambicji. Jestem pewien, że w innych rękach
powróciłaby jej zniszczona przez właściciela pewność siebie. Wrażliwość psychiczna
ma ogromne znaczenie dla obu stron, tak dla psa, jak i dla właściciela. Dlatego też
przed rozpoczęciem nauki powinniśmy dokładnie przeanalizować nie tylko, z jakim
typem psychicznym psa mamy do czynienia, ale też jaki typ psychiczny sami
reprezentujemy.
Zachowania charakterystyczne dla różnych ras
Niektóre z nich już poznaliśmy. Collie uczą się szybko zauważając nawet te
sygnały, które dajemy im nieświadomie. Sheltie są bardzo wrażliwe na dźwięki i
trzeba z nimi postępować bardzo delikatnie. Psy stróżujące stróżują, a polujące
polują. Jednak zdecydowanie za często traktujemy wszystkie psy jednakowo, nie
zwracając uwagi, do jakich celów nasi przodkowie je wyhodowali.
Często dzwonią do mnie właściciele psów, które nieustannie szczekają, co
doprowadza do szału sąsiadów. Na pytanie, o jakie psy chodzi, najczęściej otrzymuję
odpowiedź, że to owczarki niemieckie. Jeśli chcieli psy, które nie szczekają, powinni
raczej kupić basenji∗1, a nie psa o tak rozwiniętym instynkcie pilnowania i obrony
terytorium, jak właśnie owczarek niemiecki.
Psy pewnych ras pasą, innych biorą udział w łowach, jeszcze innych bronią.
Niektóre rasy wyhodowano dla ozdoby, inne jako psy gończe. Każda rasa ma jakieś
swoje przeznaczenie i powinna być układana zgodnie z nim. Można też w pewnych
przypadkach spróbować takich metod układania, które są przeciwne pierwotnemu
przeznaczeniu rasy. Trudno je jednak będzie znaleźć na ogólnych kursach szkolenia,
gdyż te mają na ogół standardowy program. A tak wiele w szkoleniu zależy od
specyficznych dla rasy uwarunkowań zachowania. Często bywam na różnego
rodzaju spotkaniach klubowych i ciągle, na nowo, przekonuję się, że tak samo
próbuje się uczyć aportowania labradora i saluki. Tymczasem aportowanie, tak
naturalne dla labradora, dla saluki jest czymś zupełnie obcym.
Podsumujmy ten rozdział. Presja, dotknięcie, dźwięk, wzrok, wrażliwość
psychiczna - wszystkie te czynniki wraz z predyspozycjami, właściwymi różnym
rasom, muszą być wzięte pod uwagę przed ułożeniem programu szkolenia psa.
Proces szkolenia może być zakłócony, jeśli zapomnimy o którymkolwiek z
wymienionych czynników. A ponieważ każdy pies jest wrażliwy przynajmniej na jeden
z nich, w następnym rozdziale poznamy metody ułatwiające układanie psów.


5 SZTUKA STOSOWANIA NAGRÓD

Metody nauczania, opisane w tym rozdziale, mogą być stosowane w


układaniu różnych zwierząt, ale szczególnie pasują do psów. Tworzą one system,
polegający wyłącznie na wywołaniu pożądanych reakcji bez stosowania przymusu i
siły fizycznej. Mogą go stosować nawet dzieci, nie wymaga bowiem specjalnych
umiejętności. Nie polega na stosowaniu różnych tonów głosu, synchronizacji,
regularnych ćwiczeń ani żadnej innej z tradycyjnych metod układania psów. Wymaga
tylko dwóch rzeczy: rozumu i kawałka czegoś do jedzenia.
Przypatrzmy się dwóm odmiennym metodom nauczania psa przebywania w
wybranym przez nas kącie pokoju.
1. Możemy karcić go za każdym razem, gdy pójdzie nie tam, gdzie trzeba, do
czasu aż pojmie, że wybrane przez nas miejsce jest jedynym bezpiecznym rajem.
2. Możemy dać psu nader smakowity kąsek w wybranym przez nas miejscu, i
kompletnie ignorując jego obecność w innych kątach pokoju.
Jestem więcej niż pewien, że po przeczytaniu tych przykładów pomyślałeś “No
to przecież oczywiste? Co w tym nowego?” Tak, to oczywiste. Każdy właściciel
postępuje podobnie ze swoim psem codziennie, niemal nie zdając sobie z tego
sprawy. A jednak kiedy chce nauczyć psa czegoś nowego, przybiera pozy tresera i z
groźną miną ustawia sprawę na płaszczyźnie “Ty pies - ja pan, ja mówię - ty robisz”.
Kiedy odwołujesz psa z ogrodu, to albo po to, by go nakarmić, albo założyć
obrożę i pójść na spacer, albo pokazać, że coś ci w kuchni upadło na podłogę i
koniecznie trzeba to sprzątnąć. Rzadko zdarza się, byśmy wołali psa ot, tak sobie,
żeby przybiegł; na ogół mamy ku temu jakiś powód i zazwyczaj wynika z tego jakaś
nagroda. W związku z tym niewielu ludzi ma kłopoty z przywołaniem psa do domu.
A jak to bywa w parku, to już zupełnie inne zagadnienie. Przechadzasz się po
parku, a pies biega luzem, bawiąc się z innymi psami, goniąc wiewiórki czy grzebiąc
w śmietniku. Ty sobie spacerujesz zatopiony we własnych myślach. Przy parkowej
bramie wyciągasz smycz z kieszeni i wołasz psa, aby go zabrać do domu. Nie można
się dziwić, że wiele psów w tym momencie odwraca głowę w inną stronę, udając, że
wołanie dotyczy kogoś zupełnie innego. Ty myślisz wtedy, że czas pójść z psem na
jakiś kurs tresury. A przecież to ty go tego nauczyłeś. Odniosłeś duży sukces
szkoleniowy, systematycznie ucząc go, jak nie przychodzić na wołanie. Jak? Pies
szybko pojął, że nieprzyjście jest korzystne - dłuższy spacer. Przyjście jest
niekorzystne - natychmiastowy powrót do domu.
Wystarczyłoby teraz zastosować metodę domową. Przy bramie parku zawołać
psa, dać mu jakiś smakołyk i ruszyć jeszcze raz wokół parku. Bardzo szybko
przywołany na spacerze pies będzie pędził do ciebie niczym kula. Przekupstwo?
Powiedziałbym raczej - zdrowy rozsądek. Uśmiecham się pod wąsem, kiedy przez
telefon radzę stroskanym właścicielom, żeby nagradzali swojego psa za dobre
zachowanie, zamiast rozmyślać o karach za złe i w odpowiedzi słyszę pełne
zgorszenia: “To znaczy przekupywać go?”
Nadziwić się nie mogę, że to, co rzesze uczonych, psychologów i
behawiorystów opisało jako modyfikację, psychologię behawioralną - nie sposób
wyliczyć wszystkie mądre terminy - nadal postrzegane jest po prostu jako
przekupstwo! Niezależnie od nazwy, prawidłowe stosowanie nagród skutkuje w
szybkim czasie, zmieniając złe zachowanie w dobre, czy może raczej - niepożądane
w pożądane. Istnieje oczywiście szereg zasad, których trzeba przestrzegać, stosując
wzmocnienia pozytywne (prościej mówiąc - metodę nagradzania) jako technikę
szkoleniową, ale zanim zaczniemy je stosować w praktyce, musimy dokładnie
wiedzieć, jaki efekt chcemy uzyskać w każdym stadium ćwiczenia. Myślę, że
stosowanie niezwykle uczonych nazw dla każdego z etapów, składających się na
całe ćwiczenie, znudziłoby śmiertelnie każdego czytelnika lub, co gorsza, zniechęciło
go do dalszej lektury. W końcu, jeśli kogoś zainteresują głębsze naukowe podstawy
tego procesu, zawsze może poszukać książek z tej dziedziny w najbliższej bibliotece.
Nas interesuje zastosowanie tej metody treningu w praktyce.
Zasady postępowania
Przede wszystkim nie możemy traktować każdego ćwiczenia jako integralnej
całości. Musimy postępować metodą kolejnych kroków we właściwym kierunku.
Wróćmy do przykładu, którego użyłem wcześniej -jak nauczyć orkę wyskakiwania z
wody na gwizdek. Stojąc nad basenem trener gwiżdże (komenda), czeka, znów
gwiżdże, robi krótką przerwę itd. W tym momencie dla orki gwizd jest nic nie
znaczącym dźwiękiem, ale gdy tylko, z jakiejkolwiek przyczyny, wystawi nos z wody,
treser gwiżdże, dając jej równocześnie rybę. Tę procedurę treser powtarza tak długo,
aż w świadomości orki powstanie skojarzenie “Kiedy słyszę gwizdek, dostaję rybę”.
To skojarzenie uznaje się za utrwalone, kiedy na dziesięć gwizdków orka
wystawi nos z wody dziesięć razy. Na razie trzeba na tym poprzestać. W pierwszych
stadiach ćwiczenia nauka nie postępuje zbyt szybko. Bardzo ważne jest, dla pełnego
opanowania ćwiczenia, dokładne utrwalenie w pamięci zwierzęcia tych pierwszych
kroków. Sami się przekonacie, że kiedy w początkach ćwiczenia zwierzę będzie
dokładnie wiedziało, jaki jest związek między komendą i nagrodą, czyli czego od
niego oczekujesz, dalsza nauka pójdzie błyskawicznie.
Teraz treser przechodzi do stadium modelowania. Do tej pory ćwiczenie
wyglądało tak: gwizdek - nos orki nad wodą - za każdym razem ryba w nagrodę.
Teraz trzeba dojść do modelu: gwizdek - orka wyskakuje z wody - ryba od czasu do
czasu w nagrodę.
Modelowanie polega na dochodzeniu krok po kroku do założonego z góry
efektu, przy czym musimy mieć pewność, że każdy etap został starannie utrwalony.
Fenomenem tej metody jest to, że o ile początkowo zwierzę nagradzamy za każdy
najdrobniejszy krok w pożądanym kierunku, o tyle w następnej kolejności redukujemy
nagrody, mając pewność, że skojarzyło ono na zawsze komendę z oczekiwaną
reakcją.
Kiedy treser ma już całkowicie pewność, że orka wystawia nos z wody na
każdy gwizdek, przy kolejnej powtórce decyduje “Niedostatecznie, nie ma ryby”. Orka
jest zaskoczona “Co jest, zawsze była ryba na gwizdek, może ktoś mi ją sprzątnął
sprzed nosa, następnym razem muszę to sprawdzić”. W rezultacie przy następnym
gwizdku wynurza się szybciej i całą głową. Oczywiście dostaje rybę.
Teraz treser utrwala w pamięci zwierzęcia schemat: gwizdek - cała głowa nad
wodą - ryba. Utrwaliwszy, przechodzi do następnego etapu. Nauka kolejnych etapów
trwa coraz krócej. Zwierzę szybciej pojmuje, czego się od niego oczekuje. Jest to
zjawisko lawinowe - najpierw wolniutko, potem coraz szybciej i szybciej. Przykładu
orki użyłem z pełną premedytacją, aby pokazać, że nauka zwierząt nie musi, czasami
wręcz nie może, opierać się na przemocy fizycznej. Trzeba poczekać na pierwszy
krok we właściwym kierunku, nagrodzić, a potem modelować dalsze postępowanie.
Pytanie: Jaka jest różnica między tą metodą a przekupstwem? Odpowiedź:
Przekupstwo stosujemy wtedy, gdy używamy nagrody jako przynęty, aby
sprowokować pożądaną reakcję, tu zaś nagradzamy spontaniczne działanie w
pożądanym kierunku. Pytanie: Czy zawsze trzeba dawać nagrodę? Odpowiedź:
Efekt jest lepszy, jeśli nie zawsze. Kiedy jakiś etap jest dobrze utrwalony, wtedy tylko
szybko i efektownie wykonane ćwiczenie powinno być nagrodzone. Czasami dopiero
za szóstym lub siódmym razem. Pytanie: Czy nagrodą musi być jedzenie?
Odpowiedź: Musi to być coś, co z punktu widzenia ucznia warte jest wysiłku.
Ja, na przykład, nigdy bym się nie wysilał dla talerza kapusty. Nie znoszę kapusty.
Zastosujmy to w praktyce
Poprzednio opowiadałem o tym, jak uczyłem aportowania mojego pierwszego
psa. Opowiem teraz, jak robię to dziś.
Mój pierwszy pies nauczył się po paru tygodniach aportowania, ale nigdy nie
był to „występ w wielkim stylu”, choć był to owczarek niemiecki - rasa znana z
łatwości uczenia się. Mój obecny pies wykonuje to ćwiczenie z błyskiem w oku i
niezwykle szybko, choć to akita inu. Jest to rasa znana z uporu i niełatwa w
układaniu. Z moim owczarkiem spędzałem wiele godzin dziennie przez kilka tygodni
na treningach, zanim pojął, w czym rzecz. Akicie poświęcałem kilka minut dziennie,
przez parę dni i ani razu nawet nie wstałem z krzesła. Tę samą metodę
zastosowałem ostatnio w uczeniu pewnego policyjnego owczarka niemieckiego.
Nauczył się aportowania na poziomie wymaganym przez Ministerstwo Spraw
Wewnętrznych w czasie o połowę krótszym niż psy uczone tradycyjnymi metodami.
Moja akita nazywała się Yoko. No, wiecie, John i Yoko... Miała piętnaście miesięcy,
kiedy zdecydowałem nauczyć ją aportowania. Co prawda nie mam teraz czasu, aby
uczestniczyć w próbach pracy, ale sędziuję je czasami. Właściwie to jeden z
uczestników konkursu sprowokował mnie do tego uwagą “Nigdy nie uda się nauczyć
akity prawidłowego aportowania”. Wystarczyło, by ambicje we mnie zagrały!
Siedząc przy biurku w moim biurze położyłem w zasięgu ręki parę
smakowitych kąsków. Trzymając w ręku koziołek powiedziałem “przynieś to”. Yoko
obwąchała to, a ja ze słowami “dobry pies” dałem jej nagrodę. Ta pierwsza lekcja nie
trwała dłużej niż pięć minut i około 60% reakcji mojej uczennicy zasługiwało na
nagrodzenie. Reszta to wskakiwanie na mnie, drapanie łapami, a nawet szczekanie,
aby tylko dostać smakołyk. Tego samego dnia przy następnej sesji ćwiczeniowej
osiągnęliśmy poziom skojarzenia. Yoko trącała nosem koziołek na mój sygnał za
każdym razem.
Modelowanie następnego etapu zajęło nam nieco więcej czasu. Chciałem,
żeby polizała koziołek, zamiast trącać go nosem. Poświęciliśmy na to cztery
pięciominutowe sesje. Procent prawidłowy reakcji układał się następująco - 15%,
25%, 70%, 100%.
Kiedy przestałem nagradzać Yoko za lizanie koziołka, okazało się, że efekt
lawiny osiągnąłem w czasie krótszym od spodziewanego. Porwała koziołek i
trzymając go w pysku patrzyła na mnie z pewnego dystansu, jakby mówiąc “Zobacz
głupi, przecież dotknęłam tego, ciągle dotykam, dawaj żarcie!”
Nie da się przewidzieć, jak szybko pies przejdzie pierwsze etapy ćwiczenia,
ale to on narzuca tempo kolejnych kroków, a nie twoje założenia. Jeśli już
nagrodziłeś jakąś czynność, musi ona pozostać jedyną nagradzaną w tej sesji
ćwiczeniowej. Yoko niespodziewanie wykonała krok naprzód wcześniej, niż
oczekiwałem, a skoro nie nagrodziłem jej z entuzjazmem, myślałem, że na
powtórzenie tego samego zachowania będę musiał długo czekać. Ale zajęło to
znacznie mniej czasu niż się spodziewałem - muszę jednak przyznać, że to bardzo
łakomy pies. Dalsza nauka nie trwała długo. Wkrótce rzucałem koziołek na sofę w
drugim końcu biura, a ona na komendę przynosiła go, siadając przede mną dumna
jak paw.
Jestem przekonany, że w oficjalnych zawodach z aportowania Yoko dostałbym
dziesięć punktów na dziesięć możliwych, chociaż może jestem nieco stronniczy.
Przeanalizujmy teraz dwa proste ćwiczenia: “siad” i “leżeć”. Wbrew pozorom
łatwo nauczyć psa obu tych pozycji bez użycia rąk. Żeby przyspieszyć naukę,
możemy uciec się do przekupstwa - pokazujemy nagrodę, żeby wymóc pożądane
działanie. Ale kiedy pies tylko zacznie rozumieć nasze intencje, pozostajemy przy
komendzie słownej, czekając z nagrodą na właściwą reakcję. Potem pozostanie już
tylko modelowanie.
Komenda “siad”: Weź smakołyk do ręki i trzymaj go niemal przy nosie psa.
Mówiąc spokojnym głosem: “siad”, przenieś go nad głową psa poza zasięg wzroku.
Budowa ciała psa zmusi go, przy wysokim podniesieniu głowy, do jednoczesnego
obniżenia zadu. Będzie musiał przysiąść.
Komenda “leżeć”: Znajdź w domu przeszkodę, pod którą twój pies mógłby się
przeczołgać, a zatem położyć się. Jej wysokość będzie zależała od rozmiarów
twojego psa. Dla psa wielkości owczarka niemieckiego doskonały będzie stolik-ława.
Posadź psa za przeszkodą. Smakołyk trzymaj w zasięgu jego wzroku. Kiedy sięgnie
po niego, cofaj rękę mówiąc “leżeć” i zachęcając psa, aby podążał za nią.
Wczołgując się pod przeszkodę, pies będzie się powoli obniżał. Kiedy położy brzuch
na podłodze, daj mu nagrodę. Wykazując odrobinę inwencji i pomysłowości, możesz
nauczyć psa niemal wszystkiego. Można to osiągnąć nad wyraz łatwo, szybko i w
sposób, który sprawi twojemu pupilowi przyjemność.
Kiedy już uda się nauczyć psa, żeby robił to, co chcemy i żeby robił to w taki
sposób, jak chcemy, nie pozostaje nam nic innego jak oduczyć go złych nawyków
postępowania. O tym, jak zrobić to bez uciekania się do zbędnej przemocy, mówi
następny rozdział.
6 SZTUKA STOSOWANIA KAR

Działanie, które chcę teraz zaproponować, uczenie nazywa się


“wzmocnieniem negatywnym” i bardzo się różni od tradycyjnych metod, stosowanych
w tresurze. Jest to coś, czego twój pies nie lubi.
W przeszłości, aby skorygować złe lub niechciane zachowanie psa, zazwyczaj
uciekano się do przemocy fizycznej. Brutalne ściągnięcie zaciskowej obroży, lanie
zwiniętą gazetą, potrząsanie delikwentem chwyconym za skórę na karku - to tylko
kilka z wielu popularnych metod dawania do zrozumienia psu, jak mało zachwyca
nas jego postępowanie. Problem polega na tym, że:
1. W większości tych metod karę aplikuje się za późno. Kiedy pies jest w
trakcie działania lub, co gorsza, po.
2. Karę wymierza zwykle właściciel. Bezpośrednio. W efekcie pies i tak robi,
co chce, tyle że starannie unika właściciela. Każdemu z nas zdarzyło się zapewne
widzieć, jak pies na smyczy rzuca się ze złością na innego, a chwilę potem przypada
ze strachem do ziemi, łypiąc okiem na właściciela. Jego nie nauczono, aby nie
okazywał agresji w stosunku do innego psa, natomiast nauczono obawiać się
właściciela. Kara nie kojarzyła mu się z przestępstwem. Kojarzyła się z tym, co stało
się potem. Innymi słowy robił, co chciał, a potem okazywał podporządkowanie w
przekonaniu, że o to chodzi wyższemu rangą (właścicielowi).
Ludzkie poglądy na karanie są zaiste bardzo dziwne. Rabusie bankowi są w
pewien sposób podobni do psów, a może odwrotnie. Bandyci, decydując się na skok,
nie przejmują się karą, jaka ich czeka, choć działają tak, aby nie dać się złapać.
Toteż, gdyby w chwili planowania skoku zapukał do drzwi policjant z informacją
“wiemy, że szykujecie skok, będziemy was obserwować”, natychmiast
zrezygnowaliby z planu. I to nie byłaby kara - to właśnie byłoby “wzmocnienie
negatywne”.
Stosowanie kar to wielka sztuka. Trzeba psa przekonać, że to wyłącznie jego
postępowanie spowodowało nieprzyjemne dla niego konsekwencje. Oto klasyczny
przykład właściwego zastosowania kary. Twój pies odkrył śmietnik sąsiada. Zapachy
z niego dochodzące wydały mu się nad wyraz atrakcyjne, więc próbuje dostać się do
środka. Jeśli w tym momencie sąsiad chluśnie na niego z góry wiadro wody, ale tak,
żeby pies go nie widział, możesz mieć stuprocentową pewność, że twój pupil będzie
omijał śmietnik sąsiada szerokim łukiem.
Najważniejsze w tej sytuacji było to, że nieprzyjemne dla psa działanie nie
miało nic wspólnego ani z tobą ani z twoim sąsiadem, jeśli wylał wodę w ponurym
milczeniu. Krzyk przy zastosowaniu kary przenosi uwagę psa z samej kary na
karzącego i mija się z celem. Jeśli pies w stu procentach koncentruje się na
wykonywanej czynności, to niespodziewana nieprzyjemność ma szansę wzbudzić
stuprocentowy wstręt do tej czynności. To jest terapia “wstrętowa”. Jeśli w
dwudziestu procentach zajmiesz uwagę psa swoim okrzykiem, o tyle też zmniejszy
się skuteczność tej terapii.
Metoda wzmocnienia negatywnego bardzo skutecznie działa w tych
sytuacjach, z których pies czerpie dużą przyjemność dla siebie, jak skłonność do
polowań, agresja, wskakiwanie na człowieka, nadmierne szczekanie. Jednak w
każdym przypadku trzeba się zastanowić, czy nie istnieją obiektywne przyczyny
takiego zachowania. Być może ich usunięcie zlikwiduje cały problem.
Trzeba też się zastanowić, jakiego zachowania oczekujemy od psa zamiast
tego, które nie budzi naszego entuzjazmu. Zbyt często spotykam się z takimi radami,
co trzeba robić, by psa odzwyczaić od tego czy tamtego bez żadnej propozycji, co
ma robić zamiast. Bardzo łatwo odzwyczaić psa od robienia TEGO, jeśli NOWE
będzie dla niego bardziej korzystne.
W mojej praktyce stosuję tylko takie techniki, które nie wymagają kar
fizycznych, zadawania bólu, czy bezpośredniej konfrontacji: próby sił między psem i
właścicielem. Lata pracy przekonały mnie, że najbardziej skuteczne są efekty
dźwiękowe. Wymyśliłem nawet i opracowałem dyski treningowe dla psów. Taki dysk
treningowy składa się z wielu mosiężnych krążków, które wydają niezbyt przyjemne
dźwięki. Wprowadzone do akcji niespodziewanie przerywają niechcianą czynność
psa i zwracają jego uwagę na właściciela, który może wtedy przywołać go i
zaproponować w zamian jakąś inną czynność.
Technika ta jest poniekąd związana ze starą metodą, opisaną (o ile wiem, po
raz pierwszy) w książce “Układanie psów” - podręczniku pułkownika Konrada Mosta.
Autor polecał lekki, metalowy łańcuch na stopę długi, którym można rzucić w psa lub
specjalnie porozmieszczane pręty. Autor zaznaczał, że przedmiotami tymi należy
rzucać tylko wtedy, gdy właściciel chce zwrócić na siebie uwagę psa, który znajduje
się z dala od niego i nie może się zorientować, skąd ten dziwny przedmiot nadleciał.
Natychmiast, gdy pies zareaguje, należy go przywołać. Metoda ta działa według
zasady “Możesz być nawet dziesięć metrów dalej, psie, ale i tak cię mogę
dosięgnąć”.
Kiedy byłem jeszcze młodym, wrażliwym treserem psów, często stosowałem
tę metodę - nieodmiennie z dobrym skutkiem. Co prawda, jestem kiepskim strzelcem,
często też pies w ostatniej chwili zwracał się ku mnie i świetnie widział, że coś
rzucam. Nie mogłem zatem pojąć, dlaczego - mimo że pies widział, jak rzucam
łańcuch, który chybiał w dodatku o milę - przychodził do mnie na wołanie. Wydawało
mi się to zupełnie nieracjonalne z psychologicznego punktu widzenia. Przecież jeśli
ktoś rzuca czymś we mnie, to powinienem postarać się o zachowanie jak
największego dystansu między mną a nim!
Minęło dobrych kilka lat, zanim znalazłem odpowiedź na to pytanie.
Pomagałem pewnemu pastorowi ułożyć jego dobermankę. Przyjechałem w chwili,
kiedy szarpał się z nią, próbując zmusić ją do wykonania komendy “leżeć”, przeciw
czemu opierała się niemal w panice. Wyjmując ręce z kieszeni, żeby się przywitać
przypadkowo upuściłem łańcuch. Kiedy upadł, suka zamarła w bezruchu.
Powiedziałem spokojnie “leżeć”, a ona wykonała to natychmiast.
Byłem oszołomiony tym co zaszło, ale oczywiście udawałem, że to nic
nadzwyczajnego. (Do dziś opowiadam, że pastor zwykł potem składać mi wizyty co
niedzielę, żeby pobyć z człowiekiem, obdarzonym szczególną łaską bożą do
nadzwyczajnego panowania nad zwierzętami. Kimże jestem, aby rujnować jego
wiarę?).
Wtedy mnie olśniło. Reakcje psów nie miały nic wspólnego z tym, czy
właściciele trafiali w nie czy nie. Kluczem do ich działania był dźwięk, bez względu na
jego źródło. Doszedłszy do takiego wniosku przez kilka miesięcy badałem
przydatność dźwięków w procesie układania psów i kontrolowania ich zachowania.
Jeszcze raz podkreślam - kontrolowania i układania, bo dźwięk, użyty
prawidłowo, może nie tylko przerwać niepożądane zachowanie, ale może też
poprzeć komendę słowną. Wielu treserów, przekonanych skądinąd o własnej
słuszności, opowiada mi, że ten sam efekt można uzyskać rzucając lekkim
łańcuchem i pękiem kluczy, łańcuchem w dziecięcym kaloszu czy zwyczajną laską.
Wszystkie te praktyki wywodzą się z tego samego źródła - teorii Konrada Mosta
karania na odległość. Dopiero co spotkałem suczkę Jack Russell terierkę, która
dosłownie skamieniała na mój widok. Jeden z takich mędrków trafił w nią kaloszem
nadzianym łańcuchem i od tej pory obcy mężczyźni wzbudzają w niej paraliżujący
lęk. Jak twierdzą właściciele, przed tym wypadkiem była wesołą, otwartą, a nawet
nadmiernie przyjacielską do ludzi suczką. Jej nadmierna ufność była przyczyną tak
silnej reakcji. Kalosz trafił ją niespodziewanie, kiedy nie robiła niczego złego. To
pożałowania godne zdarzenie zmieniło ją w trzęsący się w obecności obcych
mężczyzn wrak. Kilka tygodni wcześniej klient przyprowadził mi psa, któremu jeden z
“oświeconych treserów” wybił oko rzucając weń laską.
Prowadząc badania nad nową techniką treningową dałem ogłoszenia:
“Darmowe szkolenie psów mające wypróbować nową metodę układania”. Zostałem
zalany przez setki psów różnych ras, w różnym wieku i oczywiście z różnymi
problemami. Udało mi się ustalić, że bardzo istotne dla tej metody jest źródło
dźwięku. Dźwięk odrywający psa od absorbującego go zajęcia musi się
zdecydowanie różnić od znanych mu na co dzień. Innymi słowy łańcuszek, klucze,
kalosze czy laska mogą kojarzyć się psu pozytywnie z wyjściem na spacer.
Przedmioty i dźwięki kojarzące mu się dwojako pozytywnie i negatywnie dają
krótkotrwały i łatwy do zapomnienia efekt wstrętu.
Sądząc z listów moich klientów, wymyślone przeze mnie dyski mają wręcz
magiczne działanie, choć nie ma na nich ukrytych żadnych czarów. Wybrane
fragmenty listów znakomicie pokazują ich różnorodne zastosowanie.
“Teraz wystarczy potrząsnąć dyskiem, kiedy ona jest bliska rozszczekania się.
Dużym jego plusem jest dla mnie to, że charakter mojej suczki nie został złamany,
jest taka jak zawsze lecz nie przywodzi mnie do rozpaczy swoim oszalałym
szczekaniem” - Mrs. F. Hampshire
“Mieszkał u nas ostatnio przyjaciel z Francji. Dysk treningowy i jego działanie
zrobiły na nim ogromne wrażenie i nawet poprosił o kilka sztuk. Nasze życie jest
teraz znacznie spokojniejsze i używamy dysku tylko od czasu do czasu.” Mr. O.
Wimbledon
“Rzeczywiście dysk okazał się bardzo skuteczny przy pohamowaniu skakania
na nas i wykorzenianiu innych wad naszego psa. - Gratulacje. Byliśmy przekonani,
że nic już jej nie nauczy.” - Miss M. Surrey
“Przedsiębiorstwo telekomunikacyjne musiało wykopać dziurę w naszym
ogrodzie, żeby naprawić linię. Oczywiście Beck koniecznie chciała im ,,pomagać”.
Dałam im dysk i suka stała tylko z boku obserwując! Te dyski są warte tyle złota, ile
same ważą - Val M. Bolton ,,Dla mnie te dyski to magiczny przyrząd. Z ich pomocą
mogę wyegzekwować komendę “leżeć” nawet będąc w odległości 40 czy 50 metrów
od psa. To niesamowite.” - Rosemary M. Dewn.
Oto tajemnica tych spektakularnych sukcesów:
1. Dźwięk nie jest podobny do żadnego innego.
2. Dyski można nosić w kieszeni czy schować w dłoni i użyć w każdej chwili,
jeśli zajdzie taka potrzeba.
3. Nie służą jako pociski do wyładowania złości właściciela, a ich użycie jest
tylko reakcją na niepożądane działanie psa. Kiedy nawet właściciel trafi psa, to dyski
są na tyle lekkie, że nie zadają bólu ani nie mogą zranić zwierzęcia, chyba że
rozwścieczony właściciel trafi prosto w oko swego podopiecznego (ale
nieobliczalnemu właścicielowi może to się przydarzyć zawsze).
4. Kiedy ma się kłopoty z wykorzenieniem złych nawyków psa, użycie
zaskakujących dźwięków daje nadspodziewanie dobre rezultaty.
Ja sam mam zwyczaj zapoznawać psa z dyskiem w następujący sposób.
Przywołuję psa do siebie i daję mu jakiś smakołyk mówiąc “Masz”. Powtarzam to
kilka razy z rzędu. Potem, nie mówiąc słowa do psa, kładę kąsek na podłodze. Kiedy
pies chce go podnieść, dzwonię lekko dyskiem i rzucam go tam, gdzie położyłem
jedzenie. Natychmiast podnoszę jedno i drugie. Wszystko odbywa się bardzo szybko.
Rozmawiam nadal z właścicielami, ignorując zupełnie psa. Nie zawsze udaje mi się
zabrać kąsek, niektóre psy są bardzo łakome. Większość psów na tym etapie nie
reaguje na dźwięk jaki wydaje dysk, wiele dalej szuka jedzenia, drapiąc podłogę w
miejscu, gdzie leżało.
Powtarzam całą procedurę ze smakołykiem, podawanym z przyzwoleniem,
potem zaś sytuację, gdy pies jest ignorowany i dysk ma go zniechęcić do
podniesienia jedzenia, które nie jest przeznaczone dla niego. Moje działanie ma na
celu nauczenie psa, że jedzenie bywa przeznaczone dla niego i wtedy dostaje je ze
słowami “masz”, a bywa też zdecydowanie nie dla niego i wtedy nikt go nie zachęca
do jedzenia. Mało tego, jeśli ja kładę moje jedzenie na mojej podłodze, to bez
względu na to, jak łakomy jest pies, nie ma on do niego żadnych praw. Lekkie
dzwonienie dysku jest ostrzeżeniem, a rzut dyskiem to już bezpośrednia reakcja na
złe zachowanie psa. Ignoruję psa, rozmawiając z właścicielami, żeby mu
uświadomić, że nieprzyjemny dźwięk nie ma ze mną nic wspólnego, wywołał go sarn
pies swoim niewłaściwym zachowaniem.
Większość psów za pierwszym razem ignoruje dysk, ale już za czwartym
zostawia smakołyk, kładąc się na wszelki wypadek tuż obok krzesła właścicieli.
Niektóre psy uczą się szybko, a niektóre (bardzo nieliczne) wcale. Jak każda
technika treningowa, ta też nie może skutkować w przypadku każdego, bez wyjątku,
psa.
Taka wstępna procedura ma na celu uwarunkowanie reakcji psa na konkretny
dźwięk, mający wzbudzić reakcję wstrętu, ale ma ona też głębsze podłoże.
Przekazując psu informację “Możesz dostać jedzenie, którego ja nie chcę, wtedy gdy
ci na to pozwolę, ale nie waż się tknąć samowolnie niczego, co znajduje się na moim
terenie”. Potwierdzam w ten sposób jeden ze świetnie wszystkim zwierzętom
stadnym znanych przywilejów starszego rangą. Pogłębiam potem działanie dysku
ćwiczeniem, w którym również wykorzystuję podstawowy przywilej wyżej stojącego w
hierarchii: “Kiedy ja przechodzę przez wejście do gniazda, nie przepychaj się przede
mnie”.
Wstaję i idę w kierunku drzwi. Mówię do psa “zostań na miejscu, piesku”
stwierdzając fakt. Celowo nie używam tonu komendy, która przygwoździłaby go do
ziemi. Nie chcę też, by zapadła martwa cisza, w której psu wydać by się mogło, że
wszyscy patrzą na niego oczekując, co zrobi, a wtedy nie zrobi nic. Otwieram drzwi,
rozmawiając z właścicielami. Kątem oka cały czas obserwuję psa. Nawet pół kroku w
kierunku drzwi oznacza, że nie ma on zamiaru pozostać na miejscu. Zamykam drzwi,
rzucając dysk. Nie mówię do psa ani słowa, kontynuując rozmowę z właścicielami.
Jaka to zresztą rozmowa, pleciemy coś tam bez sensu, bo przecież niesłychanie
trudno prowadzić inteligentną konwersację, kiedy cała uwaga koncentruje się gdzie
indziej, co starannie próbujemy ukryć.
Po kilku powtórkach pies albo trochę się cofa, albo siedząc lub leżąc zostaje
na miejscu - takie zachowanie jest natychmiast nagradzane. Teraz można być
pewnym, że pies dokona właściwego wyboru. Z jednej strony przepychanka w
drzwiach, z jego punktu widzenia niekorzystna, a z drugiej - pozostanie na miejscu,
czyli rezygnacja, która zostaje nagrodzona. Tylko całkiem głupi pies będzie się nadal
pchał do drzwi.
Sądzę, że już stało się jasne, że ta skądinąd odmienna technika treningowa
opiera się na tych samych co poprzednie, opisanych w rozdziale 3 zasadach.
Niemal każdy problem, związany z niepożądanym zachowaniem się psa, o ile
nie ma swego źródła w określonych czynnikach zewnętrznych, można rozwiązać,
stosując zasady negatywnego i pozytywnego wzmocnienia (umiejętnego stosowania
korzystnej z punktu widzenia psa zachęty i wzbudzającego odrazę zniechęcenia).
Uwarunkowania dźwiękowe są przy tym bardzo pomocne. Oto bardzo typowy
przypadek z zastosowaniem uwarunkowania dźwiękowego (dla bezpieczeństwa ten
pies był na spacerach prowadzany na długiej smyczy): O, owca, zapoluję sobie, ale
coś dzwoni, lepiej zrezygnuję. Och, dostałem nagrodę, jak dobrze, że dałem sobie
spokój z tą owcą.
Bardzo rzadko zdarza mi się zetknąć z uczniami opornymi na techniki
szkoleniowe z użyciem dysku. Narowy niektórych z nich bywają niebezpieczne dla
nich samych. Bywa że właściciel stawia sprawę jasno - to szkolenie to ostatnia
szansa psa, jak nic nie da, wtedy pozostaje już tylko uśpienie. Tak było w przypadku
mieszkającego w okręgu rolniczym właściciela, którego pies z pasją dusił owce.
Wtedy, choć z dużą niechęcią, stosuję urządzenie, coś w rodzaju alarmu osobistego,
wydające przeraźliwe, piszczące dźwięki o wysokiej częstotliwości. Takie dźwięki
wzbudzają w psie strach. Na bazie strachu można rozpocząć dalsze szkolenie, ale
jest to rozwiązanie dalekie od ideału, którym jest sięgnięcie do naturalnych
instynktów. Niemniej jest zdecydowanie lepsze od eutanazji.
Muszę jednak stwierdzić, że od lat stosuję dźwięki jako metodę przerywania
niepożądanego zachowania i bardzo niewiele psów okazało się na nie oporne.
Trzeba było wtedy szukać innych metod. Bardzo rzadko odwołuję się do zmysłu
smaku. Bywa to konieczne, kiedy pies, mający skłonności do gryzienia przedmiotów,
ze szczególną pasją przeżuwa kable elektryczne. Nie muszę podkreślać, jak to jest
niebezpieczne i ile psów, zwłaszcza szczeniąt, straciło przy tym życie. Zalecam
wtedy smarowanie kabli specyfikiem o nazwie Bitter Apple. Jest nieszkodliwy, ale
smak ma niewyobrażalnie ohydny. (W naszych warunkach zastąpić go można np.
roztworem chininy).*
Kiedy sprawa dotyczy tylko kabli, specyfik nałożony bezpośrednio na nie,
znakomicie zniechęca delikwenta. Gorzej, kiedy skłonność do przeżuwania i
niszczenia przedmiotów związane jest z nadmierną pobudliwością (patrz kłopoty i ich
rozwiązanie od A do Z). Wówczas proponuję taki oto wypróbowany sposób.
Kiedy twój pies z upodobaniem przeżuwa nogi cennego stolika z epoki
królowej Anny (dla niego, co tu dużo ukrywać, to tylko kawałek drewna), kuracja musi
być wyjątkowo nieprzyjemna dla psa. Potrzebna ci będzie butelka Bitter Apple, tanie
perfumy i dwie chusteczki.
Jedną chusteczkę nasącz leciutkim roztworem perfum, drugą Bitter Apple.
Podstaw psu pod nos perfumowaną chusteczkę i jak tylko ją powącha, włóż mu do
pyska tę z Bitter Apple i przytrzymaj kilka sekund - zabieg bardzo nieprzyjemny.
Potem weź ulubioną zabawkę psa, taką po którą sięgnie, jak tylko ją zobaczy. Zmocz
ją Bitter Apple, zostaw na widocznym miejscu, dookoła rozlej trochę perfum. Pies
idąc po zabawkę zauważy poznany wcześniej zapach, o ile go zapamiętał, lub
zarejestruje jako nowy. W każdym razie zapach zostanie zapamiętany.
Kiedy pies chwyci zabawkę, jej smak spowoduje, że wypluje ją czym prędzej,
biegając wokół pokoju, śliniąc się i plując. Zabawkę możesz od razu wyrzucić i kupić
mu nową.
Teraz wystarczy każdy przedmiot, który chcesz ochronić przed zniszczeniem,
spryskać lekko perfumami. Obiekty szczególnie atrakcyjne dla psich zębów nieźle
jest spryskać też Bitter Apple. Delikatny sygnał węchowy przypomina psu arcyniemiłe
wydarzenie, powstrzymując go przed ogryzaniem przedmiotów do tego nie
przeznaczonych. Delikatny zapach perfum szybko staje się niewyczuwalny dla
naszego nosa, ale nos psa jest około 100 000 razy bardziej czuły. Toteż bardzo długo
jeszcze zabezpieczone przedmioty będą zapachowe kojarzyć mu się jednoznacznie,
wywołując silne postanowienie “nigdy więcej”.
Cała sztuka skuteczności negatywnego wzmocnienia polega na konsekwencji
- posłuszeństwo musi być absolutne, a ostrzeżenie jednoznaczne. Ustalona
komenda słowna, podzwanianie dysku, słaby zapach perfum wywołają takie
skojarzenia w umyśle psa, że natychmiast zrezygnuje z podjętej akcji.
CZĘŚĆ II
POZYTYWNE PODEJŚCIE DO
PROBLEMÓW BEHAWIORALNYCH
7 TRUDNOŚCI WYCHOWAWCZE

Może się to wydać paradoksalne, ale tresura psuje niekiedy zachowanie psa.
Zapomnijmy na chwilę o tym, co wiemy o nowoczesnych metodach układania psów, i
zastanówmy się, jakie są tradycyjne metody powstrzymywania psa przed
nieznośnym zachowaniem. Od wielu lat uważa się, że proces uczenia się psa to
seria stosowanych nagród i kar. Otrzymałem ostatnio zaproszenie na sympozjum
UFAW (Uniwersyteckie Stowarzyszenie Opieki nad Zwierzętami) w Cambridge. W
programie sympozjum znalazł się punkt “Tresura zwierząt opiera się na serii nagród i
kar”. To prawda, że po sympozjum taki zapis nie znalazł się w protokóle, ale pierwsza
myśl wskazywała na silne obciążenie tradycyjnymi poglądami. Ilekroć spieram się z
treserem w kwestii tych staroświeckich sposobów myślenia, zwykle pytam go “Czy
nauczysz orkę wyskakiwania z wody na gwizdek, karząc ją za każdym razem, gdy
odmówi?” Skądinąd te same zasady stosują się do ludzi. Kiedy uczysz się czegoś
nowego i nie bardzo ci to wychodzi, a za każdym razem spotykasz się z krytyką lub
karą, nie trzeba ci wiele czasu, żeby zrezygnować, w przekonaniu, że się do tego nie
nadajesz.
Opiszę teraz klasyczny przypadek tradycyjnego stosowania metody nagród i
kar, które dało negatywne efekty.
Donner to rottweiler. Jego właściciele, małżeństwo w średnim wieku,
przyjechali do mnie z Leicestershire. Słowo rottweiler przywodzi na myśl osiłka,
samca o skłonnościach do dominacji. Nie w tym przypadku. Była to nadzwyczaj
rasowa dwuletnia suczka, bardzo przyjacielska. Była uważana za skłonną do walki
morderczynię. A było tak.
Donner przybyła do nowego domu jako ośmiotygodniowe szczenię na miejsce
starego rottweilera, który właśnie zakończył życie. W tej rodzinie był też dorosły
border terier, który od pierwszego wejrzenia poczuł niechęć do nowo przybyłej. Nie
przepuszczał też żadnej okazji, żeby zapędzić ją na miejsce. Wychowanie, jakie suka
odebrała w szczenięctwie, nie na wiele pomogło. Donner dojrzewała i nabierała sił.
Rozgorzała walka pomiędzy oboma zwierzętami o miejsce w domu. Donner
wykazywała typową dla rottweilera skłonność do dominacji i obrony, a terier był
nieustępliwy, jak to wszystkie teriery mają w obyczaju. W rezultacie tych
nieustających walk któregoś dnia, kiedy Donner miała około roku, teriera
znalezionego z tak pokiereszowanym tyłem, że nie pozostawało nic innego, niż go
uśpić.
Od tego dnia Donner uznana została za złego psa i tak ją traktowano w
obecności innych psów. Lokalny klub tresury doradził właścicielom - “Za każdym
razem kiedy ona tylko spojrzała na innego psa, trzeba mocno ściągnąć zaciskowy
łańcuch tak, żeby ją podwiesić”. Innym proponowanym środkiem wychowawczym był
kawałek gumowego węża, którym miała dostawać po głowie na widok obcego psa.
W miarę upływu czasu utrzymanie kontroli nad Donner było coraz trudniejsze.
W konsekwencji spacery coraz rzadsze. Ja byłem jej ostatnią szansą. Albo moje
metody pomogą, albo trzeba ją będzie uśpić.
Rozwiązując problem założyłem, że Donner wcale nie była typem mordercy.
Fatalne zdarzenie z terierem to przypadkowy wynik walki dwóch dominujących
charakterów. Przyjęcie tego założenia prowadziło do całkowitej zmiany sposobu, w
jaki suka była traktowana. Zmieniliśmy kilka rzeczy:
1. Zaciskowy łańcuch zastąpiła szeroka, skórzana obroża.
2. Starą, krótką smycz zastąpiła nowa - długa, ale mocna.
3. Dopasowałem jej lekki kaganiec tak skonstruowany, że mogła dyszeć lub
napić się swobodnie, ale nie mogła ugryźć. Taki kaganiec pozwalał na kontakty na
spacerach z wybranymi, nie agresywnymi psami bez niebezpieczeństwa, że zrobi im
krzywdę.
4. Autorytet właścicieli w kontroli nad biegającą luzem suką został wzmocniony
przez użycie dysku.
5. Zmieniliśmy jej dietę na taką, która działa uspokajająco (patrz rozdział 8).
Skórzana obroża nie zadawała jej bólu za każdym razem, kiedy zobaczyła
obcego psa, była też wygodniejsza. Długa smycz dawała jej większą swobodę. Sama
też mogła wybierać w jakim tempie i na jaką odległość podejdzie do spotkanego psa.
Przedtem właściciele kontrolowali to w znacznie większym stopniu. Te działania
wpłynęły też uspokajająco na właścicieli, wywierali więc na sukę mniejszą presję
psychiczną. Użycie dysku spowodowało, że większą uwagą darzyła Donner
właścicieli, a dieta wpłynęła dodatkowo uspokajająco. Już po kilku dniach właściciele
mogli poznać i ocenić prawdziwy charakter suki. Okazała się być otwarta, wprawdzie
niesforna, ale przyjacielska.
Pierwsza konsultacja trwała niemal trzy godziny. Omówiliśmy w tym czasie
sposoby komunikowania się psów, język ciała. Uświadomiłem im, że z pewnością
okaże podporządkowanie wyższemu rangą psu. Kaganiec szybko wyszedł z użycia
(to był tylko doraźny środek zaradczy). Donner pozwolono stykać się z innymi psami i
nie wynikły z tego większe problemy.
Jakiś czas potem właściciele Donner donieśli mi, że w rodzinie przybył nowy
pies - szczeniak terier. “Na wstępie szczeniak szczypnął ją, ale Donner przyjęła to za
dobrą monetę, a do wieczora szczeniak poczynił pewne postępy. Teraz stosunki
między nimi układają się na zasadzie wzajemnej akceptacji. Donner jest szefową, ale
też bliskim kumplem. Tych dwoje spędza godziny na wspaniałej zabawie, co
szczególnie raduje Donner, która dorastając nie miała żadnego towarzysza zabaw.”
Takie listy są dla mnie najlepszą nagrodą. Donner była o krok od śmierci, a teraz jest
kochanym i bardzo ważnym członkiem rodziny.
Inny przypadek negatywnego wpływu tresury na charakter psa to historia
czarnego owczarka belgijskiego. Było to śliczne, bardzo typowe dla rasy zwierzę,
które zaczęło przejawiać agresję. Żadne z jego rodziców ani rodzeństwa nie miało
najmniejszych skłonności do agresji. Toteż fakt, że Samson ugryzł sześć razy z rzędu
i to w przejściu przez drzwi, był ogromnym zaskoczeniem dla hodowczyni.
To ona przywiozła go do mnie z kenelu w Bristolu, gdzie pies stale przebywał.
Obsługa kenelu nie potrafiła sobie z nim poradzić. Właścicielka umieszczając psa w
kenelu była przekonana, że nie jest to pies agresywny.
Wcześniej, zanim go odebrała, sprzedała psa ludziom, którzy wyglądali bardzo
sensownie, choć nigdy wcześniej nie mieli psa. Po długim namyśle doszła do
wniosku, że oddaje szczeniaka w całkiem dobre ręce, postanowiła jednak zachować
nad nim kontrolę. Już w bardzo wczesnym wieku pies zdecydowanie przepychał się
przez drzwi pierwszy, nie bacząc na właścicieli. Ci, jak to niestety często bywa, nie
rzekli słowa hodowczyni. Rozpytali się za to wśród tak zwanych “ekspertów” od
wychowania szczeniąt. Roi się od nich w każdym miejscu, gdzie na spacery
przychodzi więcej niż trzy psy. Poradzono im nieśmiertelny zaciskowy łańcuszek.
Samsona, bo tak nazywał się pies, mieli wyprowadzać na smyczy, a przy każdej
próbie przepychania się w drzwiach ściągać brutalnie smycz tak, aby znalazł się przy
nodze z przednimi łapami wiszącymi w powietrzu, jak narowisty koń gwałtownie
spięty. Jak należało się spodziewać, na przepychanki w drzwiach niewiele to
pomogło, za to Samson zaczął przejawiać w takich momentach agresję. To z kolei
spowodowało, że właściciele ściągali mocno smycz, z góry oczekując niewłaściwego
zachowania psa.
Byłem świadkiem jego tak zwanej agresji. Pies wyskakiwał w górę krzyżując
przednie łapy nad smyczą z oczami wywróconymi tak, że było widać białka -
klasyczna reakcja lękowa. Właściciele, a później obsługa kenelu, brali to za agresję i
sami reagowali agresją. Ich działanie wyzwalało reakcję obrony lub walki. W tej
sytuacji na plus zapisać trzeba psu, że te ugryzienia były wyhamowywane - w
zasadzie tylko zadrapania i siniaki. Ja na jego miejscu kogoś kto doprowadził mnie
do takiej paniki rozerwałbym na kawałki.
Założyliśmy Samsonowi szeroką skórzaną obrożę i automatycznie zwijającą
się smycz (czyli podobnie jak w poprzednim przypadku), aby zwiększyć krytyczną
odległość i poczucie wolności. Ruszyłem w kierunku drzwi biura, a Samson
natychmiast wpadł w panikę cofając się o jakieś trzy metry, na ile pozwoliła smycz.
Szedłem dalej nie przymuszając go ani nie szarpiąc i mówiłem do niego “Chodź, nie
bądź głupi”. Podbiegł i został nagrodzony smakołykiem. Przez następne pół godziny
powtórzyliśmy tę sytuację trzy czy cztery razy, zanim Samson nabrał zaufania i
zaczął spokojnie przechodzić przez drzwi na smyczy. Nasze działanie miało
zneutralizować dotychczasowe złe doświadczenia, które zaowocowały agresją na
typowo ludzką skłonność do karania za złe zachowanie zamiast nauczenia
właściwego. Takie działanie określa się uczenie jako “odczulenie”. Znaczy to tyle, że
naszym działaniem staramy się zmienić przypuszczenia psa co do tego, co za chwilę
nastąpi.
Wspomniałem, że ćwiczyliśmy aż do momentu kiedy Samson odzyskał trochę
zaufania. Tu leży klucz do rozwiązania problemu tego rodzaju agresji. To zrozumiałe,
że Samson stracił zaufanie do ludzi, nie mając pewności co jeszcze mu zrobią w
drzwiach, kiedy będzie na zaciskowej obroży z przypiętą smyczą.
Pełen sukces w wychowaniu Samsona może odnieść tylko ktoś, kto jest
bardzo cierpliwy i wyrozumiały i znakomicie rozumie psy oraz pobudki ich działania.
Warunki, w jakich mieszka hodowczyni, nie pozwalają jej aktualnie na trzymanie
Samsona. Obawiam się zatem o jego przyszłość, jeżeli nie trafi w dobre ręce. Jest to
dla mnie tym bardziej przygnębiające, że zdaję sobie sprawę, jak wiele złego
przyniosły mu bezsensowne metody wychowania, zastosowane w najlepszej wierze
przez niedoświadczonych właścicieli. Dlatego tak ważna wydaje mi się popularyzacja
podstawowych wiadomości o psychice psów i zasadach ich zachowania. Tylko wtedy
posiadanie psa będzie całkowicie bezpieczne dla właściciela, a życie psa w naszym
domu znacznie łatwiejsze i szczęśliwsze.
W obu opisanych przypadkach złe metody tresury, zamiast złagodzić problem,
zintensyfikowały go, a pies z dnia na dzień stawał się coraz bardziej niebezpieczny.
To zdarza się znacznie częściej, niż można by przypuszczać. Często objawy agresji
towarzyszą próbom przejęcia dominującej pozycji w stadzie. Od naszej reakcji
zależy, jak ułożą się dalsze stosunki z psem. Źle wybrane metody przeciwdziałania
niepożądanym zachowaniom mogą na zawsze zerwać nić porozumienia, natomiast
właściwa reakcja szybko przywróci harmonię. Nieźle też jest mieć w pamięci fakt, że
psy mogą używać szczęk cztery razy szybciej niż my rąk, toteż jeśli kiedykolwiek
pozwolimy mu uznać, że stoi wyżej od nas w hierarchii stada, a dopiero potem
spróbujemy dochodzić swoich praw siłą, największe szansę mamy na ... dotkliwe
pogryzienie.
Nie dziwmy się, kiedy nasze działania doprowadzą psa do stanu takiej paniki,
że zacznie kąsać na oślep. Nie chciałbym być źle zrozumiany. Ja nie
usprawiedliwiam takiego zachowania, ale doskonale rozumiem jego przyczyny.
Metody układania psów omówię znacznie dokładniej w rozdziale 12. Mam
nadzieję, że możliwość negatywnego wpływu tresury na zachowanie psa stanie się
dla wszystkich oczywista. Do tej pory starałem się uświadomić moim czytelnikom, że
bardzo często dokładnie wiemy czego chcemy psa nauczyć, lecz zupełnie nie
zdajemy sobie sprawy, czego go naprawdę uczymy. Następny przypadek znakomicie
ilustruje tę moją tezę.
Zadzwoniła do mnie pani, której problem dotyczył dziewięciomiesięcznego
psa, który w nocy brudził w domu. Po rytunowych pytaniach o dietę, długość i czas
trwania spacerów, pory karmienia itd. zapytałem, jak reaguje ona, kiedy rano odkryje,
że pies nabrudził. Odpowiedziała: “Nie karzę go. Nie wierzę w skuteczność klapsów.
Wszystko co robię, to wtykam jego nos w to, co zrobił i wyrzucam go na dwór”. Ona
naprawdę wierzyła, że to jest najlepsza metoda odzwyczajenia psa od brudzenia w
domu. Pies z jej działań pojął tylko jedno - psia kupa to coś w rodzaju fetysza dla
ludzi. Wchodzą do pokoju wyraźnie szukając tego, a kiedy już znajdą, wpadają w
trans, krzycząc wielkim głosem zawsze te same słowa: „Co to jest?”
Pies, nieco już przestraszony wyglądem właściciela, kurczy się ze strachu
słysząc ton głosu i przyjmuje poddańczą postawę, która, kiedy był małym
szczeniakiem przy matce, doskonale pamięta, hamowała dalsze przejawy wrogości.
Ale nie z ludźmi, nic z tych rzeczy! Łapią go za skórę, pakują nosem prosto w kupę i
zamykają samego za drzwiami na długi czas.
A co uzyskaliśmy w wyniku podjętych działań? Z naszego punktu widzenia
trochę ekskrementów wbitych w psi nos i brodę, a trochę w dywan. Z psiego punktu
widzenia utrwalone skojarzenie, że kupa na dywanie i jednoczesna obecność
właściciela w pokoju to fatalna kombinacja. Gdybym był psem o silnym instynkcie
obrony, warczałbym i gryzł w obronie własnej i pewnie nazwano by mnie
agresywnym. Gdyby mój instynkt obrony był bierny, na pierwszy sygnał złości ze
strony właściciela wiałbym pod najdalsze krzesło, a właściciele byliby przekonani, że
wiem jak źle postąpiłem i bardzo się wstydzę. Gdybym był cwanym psem, nie chcąc
narazić się na sytuację: kupa na dywanie/właściciel w pokoju, zjadałbym ją, co
pozwoliłoby sklasyfikować mnie jako koprofaga.
Bez względu na mój charakter jednego jestem pewien - wystrzegałbym się jak
ognia załatwiania się w pobliżu moich właścicieli wiedząc, że wprawia to ich w stan
tego dziwnego podniecenia. Toteż ostatni, szybki spacerek w deszczowy wieczór
mógłby się nieźle przeciągnąć, chyba że pozwoliliby mi zniknąć z zasięgu ich wzroku
lub ... wykonałbym rzecz całą po spacerze w drugim pokoju, tak aby nie mogli tego
szybko znaleźć.
Z psiego punktu widzenia załatwianie się poza własnym posłaniem już
rozwiązuje problem czystości. Sposób, w jaki uczymy go, że z ludzkiego punktu
widzenia to za mało, może mieć ogromny wpływ na wzajemne stosunki i, generalnie,
na zachowanie się psa (patrz rozdz. Kłopoty i ich rozwiązanie od A do Z). Kiedy
spojrzymy na to oczami psa, nie będzie to takie trudne.
8 STRESY

U ludzi stres uznawany jest za przyczynę wielu chorób. Lekarze uważają, że


stres jest głównym czynnikiem wywołującym aż 70% ciężkich schorzeń. Jego rola
jest jeszcze większa w wielkich skupiskach ludzkich, w dużych metropoliach - 80%, a
nawet 85% przypadków. Stres osłabia system obronny organizmu, otwierając bramy
różnego rodzaju infekcjom. Odbudowanie odporności organizmu, tak immulogicznej
na infekcje, jak i psychicznej na stresy, to żmudny i powolny proces.
Długotrwały stres może być przyczyną wielu zagrażających życiu chorób, a
także wielu schorzeń natury psychicznej jak depresje, nadpobudliwość, chroniczne
stany napięcia i wiele, wiele innych. Trzeba przyznać, że większość stresowych
sytuacji zawdzięczamy sami sobie. Narzuciliśmy sobie pełen pośpiechu styl życia w
pogoni za lepiej płatną pracą i coraz bardziej luksusowymi przedmiotami. Lepiej
płatna praca często oznacza konieczność dojazdów na znaczne odległości i tak sami
siebie skazujemy dwa razy dziennie na jazdę zatłoczonymi drogami. Toczymy się
wraz z falą samochodów od skrzyżowania do zjazdu w inną drogę, od stłuczki do
stłuczki, tłocząc się, przepychając, walcząc o lepsze miejsce w nieustannym
zmaganiu z czasem. Kiedy rezygnujemy z jazdy własnym samochodem, upchani jak
śledzie w puszcze tłoczymy się w pociągach, autobusach i tramwajach, przepychając
się, walcząc o miejsce siedzące lub o lepszą pozycję w pobliżu drzwi. Mamy coraz
mniej miejsca dla siebie, a i tak jest ono stale zagrożone przez innych. Staramy się
zignorować ich obecność, udając, że ich nie dostrzegamy.
W pracy każdy udaje, że jest niezastąpiony. Każdy działa w pośpiechu. A
pośpiechowi sprzyjają coraz bardziej usprawniane środki łączności. Listy pisze się,
aby potwierdzić wcześniejsze ustalenia telefoniczne. Wysyła się faksy, a w ślad za
nimi telefony, aby upewnić się, czy aby na pewno doszły. W modę weszły teraz
telefony osobiste, które nosi się przy sobie, aby tylko być do dyspozycji, stale pod
ręką, bo inaczej ktoś inny zajmie miejsce, złapie naszą okazję. Co dzień pędzimy w
bezsensownym wyścigu, który przynosi ogromne fizyczne zmęczenie i nieustanny
stres. Kiedy jest już całkiem źle, lekarze przepisując nam różne pigułki, mające
złagodzić nieprzyjemne objawy, nalegają jednak na zwolnienie tempa i wypoczynek
niezbędny dla zregenerowania organizmu.
Psy nie mogą wyjechać na urlop, ale przecież też doznają stresów i to głównie
spowodowanych przez stresogenny styl życia ich właścicieli. Jest to bez wątpienia
zasadnicza przyczyna, dla której specjaliści zajmujący się zaburzeniami psiego
zachowania mają coraz więcej pracy.
Jeszcze nie tak dawno temu w przeciętnej rodzinie był tylko jeden samochód.
Matka zwykła była odprowadzać dzieci do szkoły, zabierając na spacer psa. Pies
szedł grzecznie na smyczy, natykając się na coraz to nowe sytuacje i bodźce
stymulujące jego rozwój. W czasie takiego spaceru uczył się karnego chodzenia na
smyczy, oswajał się z obcymi, z dziećmi, z ruchem miejskim. Często zostawał na
chwilę pod sklepem, kiedy matka robiła niewielkie zakupy.
Dziś większość rodzin ma dwa samochody. Matka zawozi dzieci do szkoły
zabierając ze sobą psa. Potem podjeżdża do parku, gdzie pies biega bez smyczy na
ogół tylko tak długo, dopóki się nie załatwi. Potem do samochodu i ... godziny na
parkingu pod supermarketem, gdzie pani domu robi zakupy.
Nasz styl życia i codzienny pośpiech fatalnie wpływają na warunki życia
naszych psów i jest często źródłem wielu problemów z ich zachowaniem.
Brak stymulacji, zarówno psychicznej jak i fizycznej, fakt, że coraz więcej psów
przebywa samotnie przez długie godziny - w dzisiejszych czasach na ogół oboje
małżonkowie pracują w pełnym wymiarze godzin - to często przyczyny nerwowego,
streso-pochodnego zachowania wielu z nich.
W ogrodach zoologicznych badano wpływ uwięzienia na zachowanie się
zwierząt. W rezultacie stwierdzono, że najgorzej wpływa na nie brak zajęcia. Toteż
opracowano całe programy zajęć dla różnych zwierząt, mające zastąpić ich naturalną
aktywność, choćby polowanie drapieżników. To smutne, że nasze domowe psy
zaczynają mieć gorsze warunki życia niż zwierzęta zamknięte na stałe w ogrodach
zoologicznych.
Kiedy powiedzieć właścicielom, że znakomitą większość ich problemów ze
złym zachowaniem się psów można by rozwiązać odkładając na bok telefon,
zakładając dobre buty i raz dziennie idąc na porządny spacer, taki spacer, na którym
pies przeszedłby się na smyczy między ludźmi, a potem pobiegałby sobie do woli
luzem - to rozwiązanie, które wydaje się zbyt proste. A w przeważającej liczbie
przypadków to proste lekarstwo jest wystarczające. Cóż, kiedy w odpowiedzi słyszę
ciągle o braku czasu na takie codzienne eskapady i o tym, że duży ogród przecież
wystarczy, aby pies się wybiegał. “Wielkość więzienia - odpowiadam zwykle - nie ma
większego znaczenia. A jeśli nie masz czasu dla psa, to po co go w ogóle trzymasz?”
W rozdziale drugim wspomniałem o problemach, jakie mogą wyniknąć ze
szczeniakiem kupionym od pośrednika lub producenta szczeniąt. Z przykrością
stwierdzam, że ten proceder staje się coraz bardziej powszechny. Producenci starają
się dostarczyć szczeniaka do nabywcy najszybciej jak to tylko możliwe, podając
najróżniejsze przyczyny, dla których nie można przyjechać i zobaczyć matki i całego
miotu. Jest to też nader intratne zajęcie dla właścicieli sklepów zoologicznych, którzy
skupują szczenięta byle gdzie, za bezcen i wmawiają naiwnym nabywcom, że
sprzedają im towar najwyższej jakości - szczenięta o świetnym pochodzeniu i
znakomicie odchowane. Oczywiście, żądając znacznie wyższej ceny, niż sami
zapłacili.
Trzeba jednak przyznać, że większość z nich to nie są ludzie jakoś
szczególnie okrutni. Oni po prostu nie wiedzą co czynią. Nie znają faz rozwoju
szczeniaka, nie mają pojęcia jaki wpływ na psychikę psa może mieć zaburzenie
którejś z nich. Zwłaszcza, że nie oni mają kłopoty z problemem, który wywołali.
Symptomatyczne, że ostatnimi czasy nawet rząd zaczął zajmować się problemami
związanymi z agresywnymi psami. W dodatku znajdziecie statystyczne dane
dotyczące moich dwunastomiesięcznych badań nad charakteropatiami psów - 25,6%
przypadków dotyczyło urazów nabytych we wczesnym szczenięctwie. Badania
przeprowadzone przez Ministerstwo Rolnictwa na terenie Anglii na zlecenie
Europejskiej Rady Ekonomicznej wykazały, że wielu farmerów zrezygnowało z
dotychczasowej produkcji rolniczej na rzecz hodowli, a raczej produkcji psów. Ze
szczególną intensywnością zjawisko to występuje w Walii, a problemy ze
szczeniętami kupionymi z takich walijskich farm stały się szeroko znane w
środowisku psiarzy. Choć nie każdy, kto mając na sprzedaż szczenięta, nie chce
pokazać matki, musi być od razu nieuczciwym producentem, to jednak szczerze
doradzam wszystkim przyszłym nabywcom szczeniąt - kupujcie tylko od cenionych,
szanujących się hodowców. Macie wtedy znacznie większe szansę na to, że kupiony
przez was szczeniak będzie prawidłowo odchowany, a jego charakter nie będzie
spaczony przez amatorskie działania ludzi, którzy nie mają pojęcia co robią. Warto
przecież unikać kłopotów, skoro łatwo można to zrobić.
Większość szczeniąt wziętych z farm lub sklepów choruje na poważne
zaburzenia żołądkowo-jelitowe, zapalenia płuc i wątroby. Główną ich przyczyną są
fatalne warunki transportu. Zimno, wibracje, zmiana wody i pokarmu, niedogodności
fizyczne i psychiczne, wszystko to wywołuje stres. W normalnych warunkach
organizm szczeniaka uruchamia mechaniżmy obronne, wytwarzając między innymi
substancję hormonalną - ACTH. W nienormalnych warunkach - nieprawidłowa
wczesna socjalizacja, zmiana środowiska - organizm staje się mniej odporny na
stres, a tym samym podatny na różnego rodzaju infekcje.
Nic zatem dziwnego, że przewożone w złych warunkach, pozbawione
matczynej opieki szczenięta w ciągu dwóch tygodni zaczynają chorować. Na ogół w
tym czasie są już sprzedane i cały kłopot z leczeniem spada na nabywcę. Co prawda
chorego szczeniaka może zwrócić, ale mało kto się na to decyduje. Wielu właścicieli
obarcza siebie winą za to, że szczeniak zachorował. Tylko wtedy, gdy objawy
chorobowe wystąpią w kilka godzin po nabyciu szczeniaka właścicielom przychodzi
do głowy, że być może chorobę wywołały warunki, z jakich szczeniak został kupiony.
Wtedy też nie spieszą się ze zwracaniem malca, obawiając się, w jakie ręce trafi
następnym razem lub czy nie zostanie uśpiony bez niepotrzebnych wydatków na
leczenie.
Jak dotąd przedstawiłem dwa rodzaje reakcji na stres: pierwszy - kiedy stres
jest przyczyną zaburzeń natury psychologicznej, widocznych w zachowaniu - i drugi,
kiedy jest przyczyną dolegliwości zdrowotnych. A najczęściej stres u psów pojawia
się wtedy, gdy nieświadomi niczego właściciele składają na barki psa zbyt dużą
odpowiedzialność, jak to opisałem w rozdziale 3. Często psy nie są przygotowane do
przyjęcia aż takiej odpowiedzialności, w stadzie dzikich psów nie plasowałyby się
wysoko w hierarchii i nigdy nie byłyby przewodnikiem, Alfa. Wśród ludzi też przecież
zdarzają się tacy, którzy źle się czują na eksponowanych stanowiskach i
zdecydowanie wolą, żeby ktoś inny podejmował za nich decyzje. Stres wywołany
zbyt odpowiedzialnym stanowiskiem objawia się irytacją, częstą złością, a w końcu
nawet chorobą.
U ludzi stres wywołany wysoką odpowiedzialnością jest główną przyczyną
zaburzeń zdrowotnych i wyniosłego zachowania. To samo dotyczy psów. Wszystkie
one reagują podobnie. Kiedy wkroczą do mojego biura wraz z właścicielami,
natychmiast przyjmują pozycję przewodnika stada. Kiedy już uda się nam ustalić, że
na tym terenie ja jestem przewodnikiem, każdy z nich, bez wyjątku, kładzie się i
zasypia. To jest zwolnienie od przerastającej je funkcji, czego tak bardzo
potrzebowały. Przestały być zestresowane lub przestraszone. Odpoczywają od
niechcianej odpowiedzialności i tym samym stają się spokojne i zrelaksowane.
Zdolność do wytrzymania stresu, związanego z przewodnictwem, jest odziedziczalna
i nie może być narzucona. Wielu właścicieli nie kryje zaskoczenia, jak miły staje się
ich pies, kiedy zdejmie się zeń tę za dużą dla niego odpowiedzialność.
U dorosłych psów objawy stresu mogą być zarówno pozytywne jak
negatywne. Od tego czy właściciele lub treser zauważą i właściwie je
zrozumieją, będzie w dużej mierze zależało, czy pies będzie dalej stresowany.
Wspomniałem o treserze celowo, bo chciałbym przejść do omówienia bardzo
typowych sytuacji stresowych, jakie powstają na wielu kursach szkolenia. Powstaje
pytanie, jak rozpoznać, kiedy pies jest w stresie, a kiedy przyjmując pozycję
dominującą odmawia wykonania rozkazu. Według mnie każdy, kto mieni się być
specjalistą od układania psów i pobiera za to pieniądze, nawet niewielkie, musi
dokładnie znać odpowiedź na to pytanie, jeśli czuje się choć trochę odpowiedzialny
za to, co robi. Jednego nie rozumiem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie
pobierał lekcji jazdy konnej u kowala, którego jedyną kwalifikacją po temu jest
umiejętność przybijania podków. Nikt przy zdrowych zmysłach nie kupi domu,
którego nie zbudowali fachowcy. Nie pójdzie też z bolącym zębem do tegoż kowala.
Dlaczego zatem w tak ważnej sprawie, jak szkolenie psów, zdajemy się na
amatorów. A przecież, choćby takie ogłoszenie jak to: “Pani B, posiadaczka
wytresowanych z urodzenia border collie, układa psy...” powinno wzbudzić naszą
czujność. Czas już najwyższy żebyśmy zrozumieli, że są dobre kursy tresury i złe
kursy.
Na usprawiedliwienie pani B. i jej podobnych trzeba dodać, że oni głęboko
wierzą w słuszność swoich działań. Często pobierają wręcz symboliczne opłaty za
swoje kursy, gdyż robią to z czystej sympatii do psów i chęci niesienia pomocy
innym. A że nie rozumieją psychiki psów - to już zupełnie inne zagadnienie. Wedle
ich najlepszej wiedzy wszystkie psy niezależnie od rasy to maszynki skonstruowane
według jednego planu i działające według tej samej zasady. Jeśli ich collie reaguje na
ostre szarpnięcie smyczy, to wszystkie dobermany, rottweilery, owczarki niemieckie,
spaniele i inne powinny reagować identycznie. Jeśli nie, to oczywiście wina leży po
stronie właścicieli, którzy coś na pewno robią źle. Na szczęście wielu właścicieli
orientuje się w sytuacji, kiedy jeszcze nie jest za późno i zwraca się o pomoc do
fachowca. Mam tylko nadzieję, że takie stanowisko będzie w przyszłości coraz
bardziej popularne.
Pierwsza rzecz, na którą treser powinien zwrócić uwagę, to to, czy
przypadkiem któryś z uczestników kursu nie znajduje się pod wpływem silnego
stresu. Mogą na to wskazywać różne objawy.
Negatywne oznaki stresu
Mogą być one następujące: rozszerzone źrenice, uszy położone do tyłu,
spocone poduszki łap, zadyszka, ślinotok. Wiele psów przypada płasko do ziemi,
zastygając bez ruchu.
Inne objawy to gwałtowne gubienie włosa, a nawet - mające oznaczać
absolutne podporządkowanie - oddawanie moczu. Jedynym wyjściem z sytuacji jest
jak najszybsze zabranie delikwenta spomiędzy innych psów.
Trzeba odwrócić jego uwagę od własnego strachu, bawiąc się z nim w
atrakcyjną dla niego zabawę. Największym błędem, jaki można popełnić, jest próba
przełamania psiaka w myśl twierdzenia “kiedyś się przecież przyzwyczai”. Efekt
będzie odwrotny od oczekiwanego, pies będzie wystawiony na działanie stresu i na
pewno niczego się nie nauczy.
Pozytywne oznaki stresu
Te objawy bardzo trudno odróżnić od nieposłuszeństwa i tak się je na ogół
klasyfikuje. Często trzeba poobserwować psa przez dłuższy czas, aby uzyskać
pewność czy mamy do czynienia ze stresem, czy tylko z nieposłuszeństwem. Pies
nieposłuszny będzie szalał przez cały czas niezależnie od sytuacji. Pod wpływem
stresu zaś pies zaczyna się nagle zachowywać nadmiernie aktywnie. Jak rozszalały
szczeniak zaczyna biegać w koło, podskakując i zapraszając cię do zabawy. Im
bardziej będziesz próbował odzyskać nad nim kontrolę, tym bardziej głupio będzie
się zachowywał. Trudno go złapać i przywołać do porządku. Najlepiej od razu zabrać
go ze stresującego go środowiska.
W odniesieniu do ludzi rozważa się wpływ stresu zarówno na psychikę jak i na
zdrowie. Kiedy chodzi o psy, przywykliśmy uważać, że są one pozbawione uczuć.
Takie maszynki do wykonywania rozkazów. Mówisz im “Zrób to”, a one robią.
Jakbyśmy zapomnieli, że człowiek i pies żyją razem już ponad 10 000 lat, a
wzajemne zrozumienie opiera się na dużych wzajemnych podobieństwach. Niektóre
przypadki stresu, z jakimi się zetknąłem u psów, wskazują, że podobieństwa te są
jeszcze głębsze niż można by przypuszczać.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani, której pies zachowywał się bardzo
dziwnie za każdym razem, kiedy miała gości.
“Jakiej to rasy pies i co takiego dziwnego robi?” zapytałem. “To trzyletnia Jack
Russel terierka o imieniu Jenny. Przez cały czas, kiedy są goście, liże. Tak samo się
zachowuje, kiedy idziemy z wizytą”. Powiedziałem jej, że to nic nadzwyczajnego, że
wyjątkowo przyjacielski pies liże ludzi, a ona na to: “Jenny nie liże ludzi, ona liże
ściany.”
Jej lekarz weterynarii nie znalazł żadnej medycznej przyczyny takiego
zachowania. To on poradził jej skontaktować się ze mną. Po dłuższej rozmowie,
kiedy dowiedziałem się, że Jenny liże nie tylko ściany, ale także nogi od krzeseł czy
stołu i inne przedmioty, umówiliśmy się na spotkanie. Oboje państwo przyszli z
Jenny. Po kilku minutach w moim biurze suka rzeczywiście zaczęła lizać ściany.
Przerażająca była energia, jaką wkładała w tę czynność. Przed ich wizytą
zastanawiałem się nad przyczynami tego dziwacznego zachowania i doszedłem do
wniosku, że Jenny w ten sposób chce zwrócić na siebie uwagę. To co zobaczyłem,
zdawało się potwierdzić moją diagnozę, choć stan był gorszy, niż się spodziewałem.
Powiedziałem im, żeby przez chwilę zupełnie ignorowali Jenny i odmówili jej
tej uwagi, o którą tak zabiegała. Potem próbowaliśmy różnych technik wstrętowych,
nieodmiennie z tym samym rezultatem - zachowywała się coraz gorzej. Mąż przez
cały czas siedział nieruchomo, nie mówiąc ani słowa, jakby przyjechał tylko jako
szofer.
Za jakiś czas umówiliśmy się na następne spotkanie. Chciałem się przekonać,
czy jakieś inne warunki wywołują u Jenny podobne reakcje. Okazało się, że nie.
Zachowywała się tak tylko wtedy, gdy w pokoju znajdowały się więcej niż dwie osoby,
niezależnie czy znała je czy nie.
W pewnej chwili właścicielka wyszła na chwilę, żeby przynieść coś z
samochodu. Gdy tylko znalazła się poza zasięgiem słuchu, mąż powiedział: “Widzi
pan, ona kłamie. Pies zachowuje się tak przez cały czas, kiedy ona jest w pobliżu”.
Jakby na potwierdzenie tych słów Jenny przestała lizać i stała z boku zupełnie
wyczerpana.
“To jej głos” - wyjaśniał mąż dalej - “Suka działa jak te nowomodne rośliny
reagujące na muzykę. Ona gada, a Jenny liże. Mówiłem to jej wiele razy, ale ona nie
słucha. Jej matka jest dokładnie taka sama - głos jak jakaś cholerna syrena mgłowa”.
Pierwsze światełko zapaliło się w mojej głowie. Przypadek Jenny był
klasyczną reakcją stresową na brak harmonii w domu. Oni mnie nie potrzebowali.
Oni potrzebowali kogoś z poradni małżeńskiej, ale jak ja im to miałem powiedzieć?
“Zgodziłem się tu przyjechać - kontynuował mąż - tylko pod warunkiem, że
ona się zgodzi wyjść na chwilę, żebym mógł to panu powiedzieć. Zobaczy pan, jak
ona tylko wróci, to Jenny znowu zacznie lizać ściany”.
Stało się dokładnie tak, jak powiedział. Kiedy żona wróciła, Jenny z furią
zaczęła lizać ściany. Wizyty u weterynarza, a potem u mnie, potwierdziły
okoliczności, które u Jenny wywoływały reakcję lizania ścian. W usunięciu przyczyn
żaden z nas nie mógł pomóc. Przyczyny bowiem leżały w tym, że Jenny spełniała
rolę buforu w nieustających sporach w tym stadle. Tylko zmiana warunków i czas
mogły pomóc tej nieszczęsnej suce.
Spotkałem już w przeszłości psy, których zachowanie przy domowych
nieporozumieniach bywało dziwaczne. Muszę przyznać, że najczęściej brudziły w
domu w najdziwniejszych miejscach, choćby na łóżku właścicieli. Słyszałem nawet o
takim, który załatwiał się na stole.
Przytaczając tę historię chciałem pokazać, jak głęboko związane są psy ze
swoim ludzkim stadem. Może nie mówią naszym językiem, czy raczej, nie zawsze
jesteśmy w stanie je zrozumieć, lecz związki pomiędzy psem i człowiekiem są
znacznie głębsze niż pomiędzy innymi przedstawicielami Królestwa Zwierząt, a
bywa, że i pomiędzy ludźmi.
Jeden z moich kolegów, lekarz weterynarii Richard Bleckman, spytał mnie
ostatnio, czy według mnie problemy z zachowaniem się psów często są rezultatem
stylu życia właścicieli? Zdecydowanie za często - odpowiedziałem mu. Pytał mnie o
to, gdyż niezależnie ode mnie poczynił w trakcie swej praktyki takie same
spostrzeżenia.
Zastanawiamy się teraz nad tym, jak uświadomić właścicielom, że większość
ich kłopotów z psami zniknie wtedy, gdy zechcą wreszcie zmienić choć trochę swój
sposób na życie.
9 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE WSKAZANIA

„Jesteś tym, co jesz” - to bardzo stare i bardzo mądre powiedzenie. Niewielu


jest ludzi, którzy nie wiedzieliby o tym, że pewne pokarmy lub ich składniki mogą
wpływać na zachowanie lub zdrowie przynajmniej niektórych z nich. Podobne
działania mogą mieć niektóre niealkoholowe napoje, zaś o działaniu alkoholowych
wiemy lub powinniśmy wiedzieć doskonale. Różni ludzie reagują na różne rzeczy w
różny sposób. Ta sama prawda dotyczy psów, choć rzadko bierze się to pod uwagę.
O ile wiem, jak dotąd nie przeprowadzono solidnych badań naukowych nad
wpływem diety na zachowanie się psów. Jedna z dużych firm produkujących jedzenie
dla psów prowadzi ostatnio badania nad alergiami pokarmowymi. Zajmowali się tym
tematem także czołowi weterynarze i behawioryści. To oczywiste, że tam, gdzie
wchodzi w grę alergia, tam bardzo zmienia się zachowanie psa, ale podobnie jak to
jest z ludźmi, każdy pies jest inny. Toteż trudne jest, jeśli nie niemożliwe, określenie
jakiejś jednej konkretnej diety, która ma negatywny wpływ na zachowanie się
wszystkich psów. Ale spróbujmy.
W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nie jestem specjalistą w dziedzinie
żywienia. Ale przez ostatnie parę lat musiałem udzielić setek rad dotyczących diety
moich pacjentów. Obserwując rezultaty moich działań w tej dziedzinie doszedłem do
wniosku, że nie można ignorować wpływu diety na zachowanie. Powinni o tym
pamiętać wszyscy zajmujący się poradnictwem dla właścicieli psów. Rozległy temat
różnych diet opisałem w dwóch rozdziałach. Ten pierwszy ma za zadanie
rozbudzenie czujności właścicieli, być może czytając go znajdziecie tu wskazówki dla
siebie “Aha, mój pies też tak robi. Może to właśnie o to chodzi. Spróbuję zmiany
diety”.
W rozdziale 10 omówiłem raczej techniczną stronę zagadnienia. Jest on
przeznaczony dla właścicieli, którzy w rozdziale 9 znaleźli opis problemów zbliżonych
do tych, jakie mają ze swoim psem.
Przełom w moich badaniach nad dietą jako środkiem terapeutycznym dokonał
się parę lat temu za sprawą pewnego psa rasy golden retriever. Był to trzyletni
samiec o imieniu Roiły, zdecydowanie nadpobudliwy, chociaż to nie jest dobre
określenie. Kiedy podjechałem, Roiły dosłownie fruwał pod sufitem. Uspokoił się
dopiero, kiedy właścicielka kazała mu leżeć. To było nader interesujące zjawisko.
Posłuchał jej - to był rezultat niezliczonych godzin prywatnych lekcji tresury - ale to
było takie niespokojne leżenie. Widać było, jak w środku coś mu się kotłuje, drży,
jakby za chwilę miało eksplodować. To drżenie można było ostatecznie zignorować,
nie patrząc na niego, ale straszliwe dźwięki, jakie z siebie wydawał, żadną miarą nie
dały się zignorować, bo niosły się na całą okolicę. Właścicielka powiedziała mi, że on
się zawsze tak zachowuje, jeśli dać mu komendę siad lub leżeć. Ja nie byłem ciekaw,
czy rzeczywiście - ten dźwięk świdrował mi uszy. Kiedy Roiły usłyszał komendę
zwolnienia, zapadła cisza, a pies wrócił do swego nadmiernie przyjacielskiego,
zupełnie zwariowanego zachowania.
Właścicielka była stewardessą, latającą na krótkich lotach pomiędzy
Londynem i Glasgow. Po skończonym locie wolno jej było zabierać wszystkie nie
zjedzone steki. Pies praktycznie jadał tylko te steki.
Roiły był dobrze ułożony. Reagował prawidłowo na wszystkie komendy, więc z
tym nie miałem wiele do zrobienia. Trzeba było jakoś obniżyć poziom jego
aktywności. Na początek zaproponowałem dietę naturalną (patrz rozdział 10).
Rezultat był oszołamiający. Właścicielka zadzwoniła po kilku dniach: “Właściwie
powinnam była zadzwonić wcześniej, ale początkowo wszyscy sądziliśmy, że Roiły
jest chory. Już po 24 godzinach był taki spokojny, że nie mogliśmy uwierzyć, że to
tylko zmiana diety. Teraz już wiemy, że nic mu nie jest i świetnie się czuje. Kiedy
trzeba, jest spokojny, kiedy trzeba - aktywny. Problem leżał w sposobie karmienia
go.”
Ustalenie błędów w diecie nie było w tym przypadku takie znowu trudne. Roiły
był karmiony wyłącznie surowym mięsem. Trudno o gorzej zbilansowaną, bardziej
wysokobiałkową dietę. Zabrakło w niej odpowiedniej ilości węglowodanów i tłuszczy,
toteż jego organizm uzyskiwał niezbędną do życia energię w procesie spalania
białka. Stąd jego ogromna nadpobudliwość. Gdyby kontynuować ten sposób
żywienia, w następnej kolejności pies zacząłby tracić kondycję. Aminokwasy, z
których zbudowane są białka, mają służyć organizmowi do regeneracji tkanek,
niezbędne są w procesie wzrostu i innych procesach fizjologicznych, toteż nie trudno
przewidzieć, jakie skutki dla organizmu na dłuższą metę przyniesie zużywanie ich
jako źródła energii.
Wysokobiałkową dieta wcale nie musi być szkodliwa, ale pod warunkiem, że
jest dobrze zbilansowana z odpowiednią ilością węglowodanów i tłuszczy oraz
dostosowana do rzeczywistych potrzeb psa. Pies pracujący, prowadzący bardzo
aktywny tryb życia, wymaga zupełnie innej diety niż rozleniwiony domowy
kanapowiec.
Reklamy telewizyjne kuszą: ...“Karm swojego psa naszą karmą, zobaczysz, że
zdziała ona cuda, a twój przyjaciel będzie ją wolał od wszystkich innych...” Przemysł
produkujący jedzenie dla zwierząt domowych to ogromny, niezwykle dochodowy
rynek, a każda z firm stara się zagarnąć jak największą jego część. Warunkiem
sukcesu jest taki produkt, który na ludzkie oko wygląda atrakcyjnie. Musi zawierać
coś, co będzie wyglądało jak kawałek mięsa w smakowitym sosie - soja i barwniki są
tu bardzo pomocne. Pies musi to lubić bardziej niż inne produkty, dodaje się więc
przypraw i substancji zapachowych. No i cena musi być atrakcyjna, to znaczy tak
niska jak to tylko możliwe - co oznacza, że składniki użyte do produkcji muszą być
tanie. A tanie, na ogół oznacza kiepskiej jakości.
Nie chcę przez to powiedzieć, że pokarm, który twój pies lubi, a jest tani i
wygląda dobrze, od razu musi być złym pokarmem. Ale nie każdy pokarm musi
służyć twojemu psu. Są pewne określone wskazania co do tego, czy trzeba zmienić
psu dietę czy nie. Wystarczy odpowiedzieć na 12 podstawowych niżej pytań:
1. Czy twój pies cieszy się dobrym zdrowiem, czy też miewa częste
dolegliwości żołądkowe lub regularnie pojawiające się alergie na pchły, pyłki traw
itp.?
2. Czy twój pies cierpi na częste wzdęcia?
3. Czy jego odchody są zmiennej konsystencji, czasem luźne a czasem stałe?
4. Czy są obfite i cuchnące?
5. Czy twój pies je z wielkim apetytem i nie przybywa na wadze?
6. Czy poziom jego aktywności odbiega od normy?
7. Czy twój pies pije bardzo dużo wody?
8. Czy sierść i skóra wyglądają zdrowo i czy nie traci on stale zbyt dużo
włosa?
9. Czy twój pies nadmiernie drapie się za uszami, po piersi, zadzie, bokach,
gryzie się w nasadę ogona, liże łapy i poduszki łap, trze oczy, nos i głowę o łapy lub
dywan?
10. Czy twój pies je trawę, gryzie i zjada gałązki, kopie w ogrodzie, aby dobrać
się do korzeni roślin?
11. Czy twój pies kradnie ścierki, szmatki, ręczniki i czy drze je na kawałki
podobnie jak inne materiały?
12. Czy twój pies zjada swoje własne odchody?
Każdy z tych symptomów występujący osobno nie musi być związany z taką
czy inną dietą. Bardzo możliwe na przykład, że twój pies jest alergikiem. Zaburzenia
w przyswajaniu pokarmu mogą wpłynąć na konsystencję kału lub zjadanie
odchodów, co niekoniecznie musi mieć związek z rodzajem diety. Niska waga może
wskazywać na robaki. Kiedy pies żuje i zjada patyki, może mieć kłopoty z
wypróżnieniem (rozdział 15). Jeśli jednak na większość pytań odpowiedź brzmi tak,
trzeba pomyśleć o zmianie diety.
Poniżej znajdziecie wyjaśnienie, jaki związek z dietą mogą mieć wymienione
symptomy, ale zastrzegam, to nie jest lekarska diagnoza, a tylko zestawienie
możliwych przypadków:
1. Reakcje alergiczne. Mogą się nasilać, jeśli mechanizmy obronne organizmu
są stale pobudzane poprzez kontakt z alergenem, zawartym w podawanej karmie.
Zmiana diety pozwoli mu wrócić do równowagi.
2. Wzdęcia. Mogą występować, gdy proces trawienia w jelicie cienkim nie
przebiega prawidłowo. Niestrawiona masa pokarmowa, zalegając w jelicie grubym,
zaczyna fermentować i stąd gazy. Taki efekt może wywołać na przykład nadmierna
zawartość soi w pożywieniu.
3. Luźne odchody. Mogą wskazywać, że pokarm nie jest prawidłowo trawiony.
Procesy fermentacyjne drażnią śluzówkę jelita i nie wchłania ona prawidłowo wody.
Stąd półpłynna konsystencja kału. Pies pije przy tym dużo wody, aby
zrekompensować jej utratę.
4. Obfite, cuchnące odchody. To bezpośredni, łatwo zauważalny skutek złego
trawienia.
5. Nadmierna szczupłość. To oczywiste, że jeśli twój pies jest źle jakościowo
karmiony, to bez względu na apetyt z jakim zjada, i tak będzie chudy.
6. Nadmierna lub obniżona aktywność. Jak zaznaczyłem na wstępie tego
rozdziału dobrze zbilansowana dieta to podstawa nie tylko zdrowia, ale też
właściwego poziomu energii twojego psa.
7. Nadmierne picie wody. Może być oznaką zaburzeń funkcjonowania jelit.
8. Wygląd skóry i sierści. Źle zbilansowana dieta odbija się na ich wyglądzie.
Może to być również efekt braków witamin i mikroelementów. Moim zdaniem dobrze
zbilansowana dieta nie wymaga żadnych dodatków witaminowych.
9. Drapanie i lizanie się. Może być oznaką reakcji alergicznej na pożywienie
lub na jeden z jego składników. Pobudzenie systemu obronnego (immunologicznego)
organizmu powoduje między innymi uaktywnienie komórek produkujących histaminę.
U psów są one zlokalizowane w przeważającej liczbie na łapach, wokół uszu, oczu i
nosa, wokół nasady ogona, na piersi i zadzie. Zawzięte lizanie lub drapanie tych
regionów, zwłaszcza tuż po jedzeniu, może doprowadzić do powstawania ran,
łatwych do zainfekowania. 10. Jedzenie trawy, gałązek i korzonków. Często
wskazuje, że pokarm nie jest należycie trawiony. Psy to zwierzęta zdolne do
wymiotów i łatwo tą drogą pozbywają się obciążenia żołądka. Złe trawienie może
sprowokować je do jedzenia trawy, aby zneutralizować fermentację. Może też
oznaczać braki mikroelementów w diecie, a instynkt podpowiada zwierzęciu, gdzie
ich szukać. Inną przyczyną zjadania zwłaszcza korzonków i gałązek może być chęć
uzupełnienia brakującego błonnika, usprawniającego pracę jelit. Trudno mi to
uzasadnić naukowo, ale jestem przekonany, że w tym przypadku tylko zmiana diety
może pomóc.
11. Pies kradnie i drze szmaty, chustki itp. To delikatniejsza odmiana
powyższego zachowania, może także oznaczać potrzebę uzupełnienia błonnika.
12. Zjadanie własnych odchodów. Może oznaczać, że pokarm nie został
należycie strawiony. To co w nim pozostało, jest z punktu widzenia psa jeszcze
całkiem wartościowym pożywieniem. Dla nas nieco obrzydliwe, ale skądinąd zupełnie
sensowne i normalne zachowanie. Jednak, gdy trwa przez dłuższy czas, skontaktuj
się lepiej z weterynarzem.
Pokusiłbym się o twierdzenie, że ponad 50% przypadków, z którymi miałem do
czynienia, były to psy, których zachowania miały coś wspólnego ze złym
odżywianiem (przypominam, że jestem behawiorystą i moje twierdzenie nie dotyczy
wszystkich psów, a tylko tych, z którymi były jakieś kłopoty wychowawcze). W kilku
przypadkach zmiana diety była wystarczającym rozwiązaniem problemu, w innych -
czynnikiem pomocnym w opanowaniu złych nawyków pacjenta.
Jest jeszcze jedna sprawa, którą trzeba wziąć pod uwagę. Duże firmy
produkujące jedzenie dla psów dodają do niego składniki, które mają zapewnić psu
zdrowie, szczupłą figurę i pełnię sił i energii. Dbający o psa właściciel powinien
zawsze brać pod uwagę skład kupowanej karmy nie zapominając o trybie życie, jaki
prowadzą i on, i jego pies. Zanim zaordynujesz swojemu psu dietę zawodowych
bokserów czy atletów, pomyśl, czy możesz mu zapewnić wystarczającą ilość
ćwiczeń, aby mógł spożytkować rozpierającą go energię.
Idealna dieta powinna pokrywać zapotrzebowanie psa i w żadnym wypadku
go nie przekraczać. Nie trzeba do tego być wykwalifikowanym specjalistą w zakresie
żywienia. Wystarczą własne obserwacje i odrobina zdrowego rozsądku.
10 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE FAKTY

Każdy, kto w poprzednim rozdziale znalazł odbicie problemów, jakie ma na co


dzień ze swoim psem, ale też każdy, kogo zainteresował problem jako taki, znajdzie
w tym rozdziale wiele interesujących informacji. Jest to wyciąg z artykułu Dawida
Shawa, opublikowanego w Pet Product Marketing w lipcu 1987 pod tytułem “Dobry
pokarm kosztuje więcej”.
Bardzo niewielu właścicieli ma jakiekolwiek pojęcie o wartości pokarmu dla
zwierząt, jaki kupują. Skoro dla właściciela wygląda przyzwoicie, a zwierzak go je, to
znaczy, że musi być dobry. Właściciel nigdy go nie próbuje i na dobrą sprawę nie ma
możliwości ocenienia jego składu i wartości. Jedyną informacją jest skład podany na
opakowaniu - 20% białka, 4% tłuszczu, 3% popiołów i trochę witamin. I co to
właściwie znaczy? Nie zawsze wiele! Większość właścicieli myśli, że 20% białka
musi być lepsze niż 18%. Często nie wiedzą, że to białko (20%) może być różnego
pochodzenia - z suszonych pokrzyw, łubinu, brukselki i oczywiście z soi. Może ono
nawet pochodzić ze skóry starych butów. Co zatem oznacza te 20%?
Ogromna liczba przypadków kłopotów zdrowotnych psów spowodowana jest
złym odżywianiem. Rosną rachunki weterynarzy i niezadowolenie właścicieli.
Największym problemem jest brak błonnika - nie tego uwidocznionego, w składzie
karmy na torbie, ale tego naturalnego, podanego w odpowiedniej dawce -
niezbędnego dla dobrego trawienia. Pies jest zwierzęciem przede wszystkim
mięsożernym i tysiące lat udomowienia nie zmienią tego faktu. Jego system
trawienny przystosowany jest do spożywania zdobyczy wraz z futrem, skórą,
chrząstkami i tłuszczem, a nie podawanych stale papkowatych pokarmów. My, ludzie,
wywołujemy u siebie podobne schorzenia spożywając papki sporządzone ze
sproszkowanych produktów. Rodzaj białka w pokarmie jest niezwykle istotny. Nie
wszystkie aminokwasy w nim zawarte są psom potrzebne. Te niezbędne są zawarte
w białku zwierzęcym, czyli głównie w mięsie. Mięso, kupowane przez wszystkie
wytwórnie pasz na wolnym rynku, jest drogie. Wniosek - nie istnieje nic takiego, jak
dobre i tanie jedzenie dla psów.
Producent, któremu zależy, aby wprowadzić na rynek tanią karmę, musi siłą
rzeczy zrezygnować z wielu niezbędnych psu do prawidłowego trawienia składników.
Innymi słowy - cena odpowiada dokładnie jakości karmy.
Specjalnością wielu firm jest dodawanie przypraw. Na rynku dostępnych jest
wiele wyszukanych przypraw i substancji żelujących. Wystarczy trochę zręczności i
trociny nie tylko będą pięknie wyglądały, ale psy zjedzą je z apetytem. Dodatek soi
zagwarantuje stosowną ilość białka! Ten opis jest może trochę przesadzony, ale
oddaje mechanizm funkcjonowania wielu firm.
Na co więc trzeba zwracać uwagę? Czytając skład na worku z karmą
pamiętaj, że:
a) Podana jest średnia zawartość białka w karmie. Jeśli z dwóch substancji
jedna zawiera go 20%, a druga 10%, to średnia wyniesie 15%. Jeśli w karmie jest
więcej składników, na przykład 10, zawierających białko, to średnia jest liczona z tych
10 składników.
b) Im więcej jest składników wysokobiałkowych, tym wyższa zawartość białka,
ale to, że białka jest dużo, nie musi wcale oznaczać, że jest ono odpowiednie.
c) Wysokiej jakości składniki są zawsze drogie, kupuje się je na wolnym rynku
z gwarantowanych źródeł. Istnienie tanich i dobrych składników należy odłożyć
między bajki.
Zróbmy teraz krok dalej. Oto przykładowy skład kompletnej karmy dla psów.
Interesuje nas zawartość białka. Załóżmy, że zmieszano l część mięsa (60% białka),
5 części soi (45% białka) i 14 części produktów zbożowych (10% białka). Razem 20
części.
Składniki Białko Przeliczenie na całkowitą zawartość białka
Mięso 60% 60
Soja 45% 225
Produkty zbożowe 10% 140
Pełna zawartość białka 425
Kiedy podzielić 425 na 20 części, otrzymamy średnią zawartość białka -
21,5%. Napisane wygląda to nieźle. Przy założeniu 10% błędu można przypuszczać,
że jest to nawet 22 lub 23%. Średnią zawartość białka poprawiło dodanie soi. Soja
jest tania i taką karmę można sprzedawać po niższych cenach. Ale nie jest ona zbyt
dobra. Zarówno soja, jak i produkty zbożowe zawierają bardzo mało tłuszczów,
średnio ok. 2,3%, a psy potrzebują ich trzy razy tyle. Podniesienie zawartości
tłuszczów jest drogie.
Dodatek mięsa uczyni karmę bardziej smakowitą (jeśli nie, trzeba będzie
dodać trochę przypraw), ale karma oparta głównie na soi nie jest zbyt wysokiej
jakości. Psy nie są roślinożerne i dieta wegetariańska nie jest i nie może być dla nich
odpowiednia. Toteż wcześniej czy później taka dieta zaowocuje kłopotami z
trawieniem i dolegliwościami ze strony układu pokarmowego.
Do czego zatem doszliśmy? Mamy karmę, która na oko wygląda dobrze,
zawiera odpowiednią ilość białka. Trzeba ją jeszcze efektownie zapakować i...
szybko sprzedać po atrakcyjnej cenie. Nikt nie będzie się przejmował zawartością
tłuszczów czy błonnika. Większość ludzi uzupełni psią dietę mięsem z puszki lub
salcesonem, co zawsze można uznać za przyczynę złej kondycji zwierzęcia.
Coraz częściej, niestety, ogarnięci obsesją taniej karmy dla psów, nie
zawracamy sobie głowy jej jakością. Jeszcze raz podkreślam - nie istnieją na wolnym
rynku tanie i dobre składniki do produkcji karmy dla zwierząt, toteż jej cena
odpowiada jakości. Procentowa zawartość białka o niczym nie świadczy. Jeśli jest to
białko pochodzenia zwierzęcego, to wystarczy go nawet 18%, jeśli zaś jest to białko
roślinne, to i 100% będzie za mało.
Kupując gotową karmę patrzmy nie tylko na procenty, ale też na to, jakich
składników użyto do produkcji. Jeśli firma stara się to ukryć, bądźcie ostrożni! Lepiej
kupić karmę firmy znanej z tego, że jej produkty są odpowiedniej jakości. Nie zawsze
łatwo dowiedzieć się o rzeczywisty skład karmy. Wielu producentów deklaruje, że w
skład produkowanej przez ich firmę karmy nie wchodzą konserwanty czy
antyutleniacze, gdyż oni sami ich nie dodawali. Fakt, że wcześniej użyto ich do
zabezpieczenia surowych składników karmy, jakoś umyka ich uwadze. Toteż napis
“Nie zawiera dodatkowych konserwantów.” znaczy tyle, że przy produkcji karmy już
ich nie dodawano. Kiedy czytam “Nie zawiera dodatków, które nie są niezbędne w
żywieniu zwierząt...” zastanawiam się zawsze “co to w ogóle znaczy?”
Jeśli kompletna karma zawiera tłuszcze, to muszą być dodane antyutleniacze,
aby zapobiec ich jełczeniu. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, jak długi jest
przewidywany okres przydatności do spożycia, trzeba zadać sobie pytanie, czego
właściwie ta karma nie zawiera: tłuszczów czy środków konserwujących? Oto, jak
łatwo możemy być wprowadzeni w błąd!
Alfred J. Plechner, doktor nauk weterynaryjnych, w swojej książce o alergiach
pisze: “Tak się niedobrze składa, że większość - tak właścicieli, jak i weterynarzy -
czerpie swą wiedzę o tym, czym naprawdę karmione są zwierzęta, od producentów
karmy, a dla nich nadrzędnym interesem jest zysk, uzyskany ze sprzedaży. Po
zbadaniu w latach siedemdziesiątych różnych karm dla zwierząt Dr Paul M.
Newberne z Departamentu Żywności i Żywienia Instytutu Technologii Massachusetts
stwierdził: “Większość informacji o tym, jak znakomite są te karmy, jest zwodnicza,
obliczona wyłącznie na szybką sprzedaż i rzadko mająca pokrycie w rzeczywistej
jakości. Tak właściciele, jak i weterynarze zdani są na łaskę producenta i informacje
w środkach masowego przekazu, jakże często, niestety, z uszczerbkiem dla zdrowia
ich podopiecznych”. Plechner posuwa się do stwierdzenia: “Wiele dowodów
wskazuje na to, że psy karmione wyłącznie gotową karmą żyją krócej”.
Choć badania były prowadzone w latach siedemdziesiątych, książka ukazała
się dopiero w roku 1986. Plechner pisał: “Od lat obserwuję pojawiające się na rynku
karmy dla zwierząt i widzę pojawiające się coraz to nowe formuły, pełne
najróżniejszych dodatków chemicznych, wątpliwych składników, które nie mogą być
przyswojone, o złym składzie witamin i mikroelementów. Produkowane obecnie
karmy nie nadają się do żywienia nimi zwierząt. Powoli zaczniemy pytać nie o to,
która karma jest najlepsza, a o to, która jest najmniej szkodliwa”.
Zgadzam się z nim i sądzę, że czas zadać sobie parę pytań. Czy
zaakceptowane przez Europejską Radę Ekonomiczną barwniki, konserwanty i
antyutleniacze przez sam fakt akceptacji stają się nieszkodliwe? Skoro antyutleniacz
BHT (często używany przy produkcji karmy dla zwierząt) nie może znajdować się w
pożywieniu, przeznaczonym dla dzieci, a produkty, do których jest dodawany, muszą
być wzbogacone witaminą A, i skoro o te obostrzenia walczyli ludzie, zajmujący się
na co dzień nadwrażliwymi dziećmi, to czy my, właściciele psów nie powinniśmy
wyciągnąć z tego daleko idących wniosków?
No dobrze, ale co ma zrobić właściciel, który po przeczytaniu rozdziału 9
doszedł do wniosku, że musi zmienić dietę swojemu psu?
Są różne diety, które regularnie zalecam w zależności od kłopotów moich
klientów. Wypróbowałem je przez lata praktyki, eksperymentując z różnymi rodzajami
pokarmów, toteż mogę polecić je z czystym sumieniem. Przedstawiam je zaczynając
od tych, które uważam za najlepsze, za każdym razem uzasadniając mój pogląd.
Eukanuba
Jest to kompletna i dobrze zbilansowana sucha karma dla psów, zawierająca
dobrej jakości białko zwierzęce oraz dużo tłuszczów.
Karmię nią moje cztery psy od pierwszej chwili, kiedy pojawiła się na naszym
rynku. Jest łatwa w użyciu, a ze względu na wysoką wartość odżywczą podaje się jej
o jedną trzecią lub połowę mniej niż innych karm. Zawsze, kiedy zachodzi potrzeba
zmiany diety jakiegoś psa, polecam eukanubę, a to z następujących powodów.
1. Psy bardzo łatwo ją akceptują.
2. Białko uzyskiwane z białego mięsa jest lekkostrawne i łatwo przyswajalne
przez większość psów.
3. Jest produkowana pod kontrolą specjalistów w dziedzinie żywienia i lekarzy
weterynarii. To oznacza, że wzięto pod uwagę dzienne zapotrzebowanie psów na
rozmaite składniki pokarmowe.
Producenci eukanuby przestrzegają przed podawaniem psom dodatkowo
witamin i mikroelementów, gdyż wchodzą one w skład ich karmy. Podając je
dodatkowo można łatwo uzyskać efekt odwrotny od oczekiwanego - przedawkowanie
ich może być równie szkodliwe jak niedobór. Wprawdzie IAMS (producent eukanuby)
nie prowadził żadnych badań nad wpływem żywienia eukanubą na zachowanie się
psów, ale wiem z własnego doświadczenia, że ta dieta działa cuda wszędzie tam,
gdzie występują zaburzone zachowania na tle złego żywienia.
IAMS zaleca, aby miska z karmą eukanubą stale była dla psa dostępna, tak
aby mógł jeść wtedy, gdy ma na to ochotę. Kiedy pies zrozumie, że miska stale stoi i
to nie jest jakieś wyjątkowe święto, będzie podchodził do niej od czasu do czasu,
zjadając trochę i w ten naturalny sposób pokryte zostaną jego zapotrzebowania
pokarmowe. Wbrew pozorom, psy mają tendencje do samodzielnego regulowania
swoich aktualnych zapotrzebowań. Wielu klientów mówiło mi, że po szczególnie
leniwym dniu ich pupile zjadają mniej niż zwykle. Można kupić różne rodzaje tej
karmy w zależności od wieku i aktywności psa - jest karma dla szczeniąt, psów
pracujących, starych itd.
Na opakowaniach napisano wyraźnie, że karma zawiera dwa anty-utleniacze,
które dodane zostały wcześniej do konserwacji półproduktów niezbędnych do
wytwarzania karmy. We własnym procesie technologicznym IAMS nie dodaje ich
więcej i, zgodnie z obowiązującym prawem, nie musiałby o tym zawiadamiać. Firma
uważa jednak, że dbałość o dobre imię wymaga, aby poinformować o tym nabywców.
Te antyutleniacze to niewielka ilość BHA zabezpieczająca tłuszcze przed jełczeniem i
znajdujący się w mieszance witaminowej Ethooxyquin.
Omówiłem tę karmę tak dokładnie, gdyż właśnie ją polecam najczęściej.
Można jej używać tak jak zaleca IAMS, pozwalając psu jeść do woli, a równie dobrze
można karmić nią tradycyjnie w określonych porach posiłków. Przy zmianie diety
zazwyczaj zalecam stosowanie Eukanuby przez miesiąc, aby właściciel mógł się
przekonać, czy pies rzeczywiście ją lubi i czy karmienie nią przynosi oczekiwane
rezultaty. Zazwyczaj w obu przypadkach odpowiedź brzmi “tak”.
Dieta Hilla
Dietę Hilla opracowali lekarze weterynarii i można ją kupić tylko w lecznicach.
Do wyboru są puszki i sucha karma, dostosowane do wieku i kondycji psa, co
pozwala właścicielowi wybrać dietę odpowiednią do aktualnych zapotrzebowań jego
pupila.
Na opakowaniu zaznaczono, że karma zawiera antyutleniacze dopuszczone
do użycia przez Europejską Komisję Ekonomiczną, mające zapobiegać jełczeniu
tłuszczów, co jest w pełni zrozumiałe. Z wyjątkiem jednej, niskokalorycznej, diety Hilla
są podobne do wysokokalorycznych diet eukanuby, co oznacza, że mniejsza dawka
pokrywa zapotrzebowanie pokarmowe. Głównym powodem, dla którego polecam
suchą karmę eukanubą i Hilla zamiast puszek jest fakt, że puszkowane jedzenie
wymaga zwykle jakichś dodatków w postaci wypełniacza (kaszy, makaronu lub ryżu).
Odkryłem, że wielu właścicieli ma wtedy kłopoty ze zbilansowaniem posiłku. Gotowa
pełna karma pozwala ominąć ten problem. Źle zbilansowane posiłki mogą być na
dłuższą metę szkodliwe dla psa. Wiem oczywiście, że miliony psów cieszą się
znakomitym zdrowiem jedząc karmę z puszek i suchary, ale w swojej praktyce zbyt
często miałem do czynienia z konsekwencjami nieodpowiedniego karmienia, żeby
nie docenić wagi problemu.
Stale stykam się z klientami, którzy mają ogromne obiekcje przed używaniem
gotowej, dobrze zbilansowanej karmy. Powtarzają oni wszelkiego rodzaju mity,
przesądy i obiegowe opinie, wygłaszane najczęściej przez ludzi nie mających
żadnego pojęcia, o czym mówią. Mam nadzieję, że uda mi się rozwiać przynajmniej
część z nich.
Najbardziej powszechne, jak sądzę, jest przekonanie, że gotowe karmy są
zbyt bogate w białka i tłuszcze, co prowadzi do nadaktywności i otyłości. Te karmy,
które wymieniłem, są na tyle dobrze zbilansowane, że jeśli podaje się je w ilościach
zalecanych przez firmę, takie niebezpieczeństwo nie istnieje.
Wielu właścicieli uważa, że ich psy lubią odmiany w swoich posiłkach. Skoro
nam jednego dnia smakuje jajko na szpinaku, a drugiego mamy smak na kotlet, to
dlaczego nasze psy miałyby być inne. W rzeczywistości system trawienny psa może
przystosować się niemal do każdego rodzaju pokarmu. W krótkim czasie rozwijają
się w nim bakterie pomocne w procesie trawienia. Ciągła zmiana rodzaju podawanej
karmy uniemożliwia działalność drobnoustrojów, co doprowadzi nieuchronnie do
zaburzeń pokarmowych. Znacznie zdrowiej dla psa jest ustalić mu jedną, zdrową
dietę i już przy niej pozostać.
Kiedy zaczynasz używać eukanuby lub diety Hilla, możesz początkowo
zaobserwować następujące efekty uboczne:
1. Pies może wydawać się głodny zanim jego żołądek przyzwyczai się do
zmniejszonych porcji pożywienia.
2. Pies pije więcej wody. Gotowa sucha karma zawiera jej znacznie mniej niż
puszkowana (sucha - 10%, z puszki - 75-80%) i twój pies musi to sobie
zrekompensować. Wydaje mi się, że kupowanie jedzenia w puszkach to
ekstrawagancko wysoka cena płacona za wodę.
3. Zmienia się ilość i rodzaj odchodów, jest ich mniej, są lepiej uformowane i
nie mają tak intensywnego zapachu.
Dieta naturalna
Polecam tę dietę wtedy, kiedy jestem przekonany, że kłopoty z zachowaniem
się psa są związane z żywieniem, a stosowanie eukanuby i diety Hilla nie przynosi
oczekiwanych rezultatów. Jej składniki są proste: Gotowany brązowy ryż - 50%; biały,
łuszczony ryż ma znacznie mniejszą wartość odżywczą. Po zagotowaniu ryż należy
odstawić w cieple aż do wchłonięcia wody, zachowa wtedy najwięcej witamin.
Jarzyny - 25%. Ja używam zwykle zielonych, ale tu wybór należy do ciebie (unikaj
ziemniaków, rzepy i innych, zawierających dużo skrobi). Mieszanka pietruszki i
brukwi wodnej ze sklepu ze zdrową żywnością z powodzeniem zastąpić może
surowe jarzyny.
Białe mięso - 25%. Zazwyczaj wybiera się kurczaka, ale równie dobrze mogą
to być ryby. Z kurczaka nie należy odrzucać skóry, żołądka czy wątroby - są
znakomitym dodatkiem do jedzenia dla psa. Mięso powinno być ugotowane lub
krótko usmażone.
Mieszając składniki można dodawać też trochę oleju słonecznikowego,
czosnku, otrąb i naturalnego jogurtu (dobrze wpływa na florę bakteryjną jelit).
Nie należy dodawać: czerwonego mięsa, żadnej karmy z puszek, gotowych
ciasteczek, “patyczków” i innych barwionych psich przysmaków.
Ilość podawanego pokarmu zależy od wagi i wielkości psa. Początkowo
można mu dawać takie same porcje, jak każdej innej karmy i w miarę potrzeby
zwiększyć je lub zmniejszyć.
Przy diecie naturalnej powinno się karmić psa dwa razy dziennie - rano i
wieczorem. Przygotowaną karmę można przechowywać w lodówce przez trzy dni.
Większą ilość można podzielić na porcje i zamrozić. Jest to dieta niskobiałkowa (14-
15%) i powinna być stosowana przez krótki okres czasu, wystarczający aby
stwierdzić, czy zaburzenia zachowania są w jakiś sposób związane ze sposobem
żywienia. Kiedy stosuje się ją dłużej niż trzy-cztery tygodnie, należy dodatkowo
podawać witaminy i mikroelementy.
Każdą zmianę w sposobie żywienia lepiej jest wprowadzać stopniowo,
zwiększając ilość nowej karmy o 25% dziennie - system trawienny psa przystosuje
się wtedy łatwiej do zmiany.
Kiedy dokładnie przyjrzeć się nisko i wysokobiałkowym psim dietom staje się
jasne, że jakość i ilość podanego białka musi być starannie zbilansowana z innymi
składnikami karmy. Z mojego doświadczenia wynika, że w bardzo niewielu
przypadkach sama zmiana diety wystarczy do rozwiązania problemów związanych z
zachowaniem się psa, choć często jest istotnym czynnikiem wspomagającym. Trzeba
jednak przyznać, że przestawienie nadmiernie żywiołowego psa na dietę
niskobiałkowa czyni cuda.
Jak czytać etykiety
Zgodnie z nowymi regulacjami prawnymi od 1992 roku na opakowaniach z
gotową karmą dla zwierząt powinny znajdować się informacje o procentowej
zawartości białka, tłuszczów, błonnika i wody. Wcześniej nie wszystkie firmy tego
przestrzegały. Gotowe karmy różnych firm różnią się bardzo zawartością wody i
trzeba wiedzieć, ile jej naprawdę jest, aby ocenić zawartość innych składników w
suchej masie i przeprowadzić porównanie wartości karm różnych firm. Woda jako
taka nie ma żadnej wartości odżywczej, mają ją tylko substancje stanowiące suchą
masę. Dawniej dla wielu karm trzeba było samemu przeprowadzać żmudne
obliczenia, dziś wszystkie firmy muszą podawać procentowy skład na opakowaniu.
Porównajmy dwa rodzaje karmy - jedną wysokaloryczną (dieta A), drugą
niskokaloryczną (dieta B). Przekonamy się przy tym, jak ważne są te dodatkowe
informacje, uwidocznione na etykiecie.
Dieta A - 30% białka, 10% wody.
Dieta B - 9% białka, 80% wody.
W świetle tych informacji zawartość białka w diecie A wydaje się być większa
niż w diecie B, ale przeliczmy to w odniesieniu do suchej masy.
Dieta A - 30% białka, 90% suchej masy (minus 10% wody).
Dieta B - 9% białka, 20% suchej masy (minus 80% wody). Zatem dieta A
zawiera 33,3% białka w suchej masie, a dieta B 45%.
Jednak psy jedzą dekagramy pokarmu, a nie procenty, trzeba zatem
przeliczyć je na dzienne zapotrzebowanie na białko i inne substancje pokarmowe.
Aby to zrobić, trzeba dzienną dawkę karmy w gramach pomnożyć przez procent
suchej masy i procent białka w suchej masie (tak samo obliczamy dawkę innych
substancji). Na bazie tych obliczeń możemy prowadzić porównania różnych rodzajów
suchych i puszkowanych karm.
Zróżnicowana wartość kaloryczna różnych karm powoduje, że producenci
ściśle określają, jaką ilość konkretnej karmy trzeba podać dziennie określonej
wielkości psu. Nie wystarczy po prostu popatrzeć na procenty podane na
opakowaniu i tylko na tej podstawie określać dzienną dawkę karmy. Stosowanie diety
o niższej zawartości danego składnika odżywczego może spowodować, że pies
będzie dziennie otrzymywał go więcej.
Rozpatrzmy to na przykładzie:
Będziemy porównywać kompletną suchą karmę o 30% zawartości białka i
10% wody (dieta A) z karmą puszkowaną, zawierającą 9% białka i 80% wody (dieta
B), i zobaczymy, ile gramów białka dziennie dostaje miniaturowy pudel o wadze 4,5
kg, jedząc każdą z tych karm.
Dieta A - porcja dzienna polecana przez firmę - 90 g
Dieta B - porcja dzienna polecana przez firmę - 555 g Teraz policzmy, jaki jest
faktyczny skład obu tych diet.
Dieta A - dawka dzienna (90 g) pomnożona przez zawartość suchej masy
(90%) daje 81 g, co pomnożone przez zawartość białka w suchej masie (33,3%) daje
w efekcie 26,97 g białka na porcję.
Dieta B - dawka dzienna (555 g) pomnożona przez zawartość suchej masy
(20%) daje 111 g, co pomnożone przez zawartość białka w suchej masie (45%) daje
49,95 g białka na porcję.
I po raz kolejny okazuje się, że karma, która według etykiety ma niższą
zawartość białka, jest w efekcie dietą wysokobiałkową. Zadziwia mnie nieodmiennie
niepewność moich klientów. Po godzinnej dyskusji, w której starałem się
wytłumaczyć im zasady obliczania dawek i namówić na polecane przeze mnie karmy,
idzie on do sklepu i natychmiast daje się przekonać subiektowi, że wysokobiałkową
karma nie jest dobra dla psów.
Każdy pies jest inny i każdy inaczej reaguje na różne karmy. Dlatego też wcale
nie twierdzę, choć to może tak wyglądać, że jakaś określona karma jest świetna dla
wszystkich psów. Wiedząc, jakich informacji dostarcza nam etykieta i obserwując
uważnie swojego psa, jego wygląd i zachowanie, sami musimy zdecydować, czym
najlepiej go karmić, aby był zdrowy i zadowolony. Mam tylko nadzieję, że ludzie
zajmujący się produkcją i sprzedażą karmy dla zwierząt będą dbali o jej wysoką
jakość i prawidłową informację na opakowaniach.
Podsumowanie
Każdy właściciel psa powinien się dobrze zastanowić zanim zdecyduje jaką,
nisko czy wysokobiałkową dietę wybierze dla swojego psa. Najważniejszy jest jej
długofalowy wpływ na zdrowie i zachowanie zwierzęcia. Trzeba brać pod uwagę nie
tylko procentowy skład karmy, ale również rodzaj produktów użytych do jej produkcji.
Może się zdarzyć, że kiepskiej jakości karma nie tylko nie zaspokoi zapotrzebowań
pokarmowych psa, ale również wpłynie negatywnie na jego zdrowie.
Kiedy po przeczytaniu rozdziału 9 będziesz chciał zmienić dietę swojego psa
na własną rękę i nie masz pewności, jaką zawartość białka powinna mieć ta nowa,
wystarczy według podanego w tym rozdziale wzoru obliczyć, jaka jest zawartość
białka w stosowanej dotąd i wybrać przeciwną. Usilnie namawiam jednak, aby tę
decyzję podjąć po konsultacji z lekarzem weterynarii.
W obu przypadkach rozważałem sposoby żywienia, ale mam nadzieję, że
staną się one niezłą pożywką do konstruktywnych przemyśleń.
11 UBOCZNE SKUTKI LECZENIA

Nie chciałbym, aby ten rozdział był potraktowany jako atak na działalność
lekarzy weterynarii. Moje obserwacje dotyczą tylko tych psów, u których wystąpiły
zaburzenia zachowania i w żadnym razie nie mogę być reprezentatywne dla
milionów psów żyjących z ludźmi i korzystających z opieki lekarskiej. Jednak skoro w
mojej praktyce zetknąłem się z zaskakującym wręcz, ubocznym wpływem niektórych
leków na zachowanie się psów, nie mogę tego zjawiska pominąć milczeniem.
Psy, podobnie jak ludzie, mogą różnie reagować na podane leki. Zastrzyki
przeciwtężcowe i antybiotyki wywołują u niektórych ludzi silne reakcje alergiczne,
czego lekarz dowiaduje się z wywiadu przed podjęciem leczenia lub wykonując
rutynowe testy. Z psem nie da się przeprowadzić rozmowy, pozostaje zatem
obserwacja, choć często zmiany w sposobie zachowania się nie są w żadnym
stopniu kojarzone z konkretnymi działaniami medycznymi. Może dlatego, że winą za
wszystkie odbiegające od normy zachowania psa zwyczajowo obarcza się
właściciela.
Opisany poniżej przypadek dotyczy mojego własnego psa. U Oliwera,
dwuletniego samca wyżła weimarskiego, wystąpiły na brzuchu swędzące wypryski.
Diagnoza brzmiała - uczulenie na trawy. Ze względu na porę roku wydawało się to
wysoce prawdopodobne. Zaaplikowano mu zastrzyk kortyzonu i, o ile to możliwe,
Oliwer miał nie biegać po rozległych terenach porośniętych trawą zwłaszcza świeżo
skoszoną. Wkrótce po zastrzyku podrażnienie skóry zniknęło, ale zauważyłem, że
Oliwer stał się wyraźnie agresywny w stosunku do ludzi i obcych psów. Uznaliśmy, że
to są zwykłe zachowania młodego, dorastającego samca.
Zmieniliśmy trasy codziennych spacerów, mimo tego po sześciu tygodniach
podrażnienie skóry wróciło. Natomiast zauważalnie zmieniło się zachowanie psa.
Złagodniał. Ponownie udaliśmy się do weterynarza. Ten znowu zastosował kortyzon i
zasugerował, że może to być alergia kontaktowa. Zmieniliśmy mu posłanie i po paru
dniach sytuacja wydawała się być opanowana. Z jednym wyjątkiem - Oliwer znów
stał się bardziej agresywny.
Cała nasza uwaga była skoncentrowana na zdrowiu Oliwera, toteż nie
skojarzyliśmy wzmożonej agresywności psa z zastrzykiem. Każde nieakceptowane
zachowanie psa było surowo karcone. Minęło wiele czasu zanim zauważyliśmy, że
kiedy Oliwer się drapie przy nawrocie objawów alergii, jest zupełnie spokojny i nie
atakuje ani psów, ani ludzi. Kiedy po interwencji medycznej przestaje się drapać, jest
gotów rozerwać na sztuki każdego, kto wejdzie mu w drogę. Kortyzon w zastrzykach
to chemiczny odpowiednik hormonu o tej samej nazwie, mającego działanie
przeciwzapalne i zmniejszającego wrażliwość na czynniki alergizujące.
Jeszcze trochę czasu upłynęło nim odkryliśmy, że Oliwer jest uczulony na
jeden ze składników podawanej mu diety. Kortyzon łagodził objawy, a jednocześnie
wywoływał agresję. Kiedy kortyzon przestawał działać, uczulenie wracało, a pies się
uspokajał. Błędne koło!
W końcu znaleźliśmy środki homeopatyczne łagodzące objawy alergiczne i
pies się uspokoił. Jednocześnie zmieniliśmy dietę i alergia nie wróciła. A, oto inny
typowy przypadek. Dziesięcioletnia pekinka zupełnie, zdawało się, bez przyczyny
zaczęła walczyć z pięcioletnią yorkshire terierką.
Przez lata suki mieszkały razem w wielkiej przyjaźni. Niewątpliwie walkę
zaczęła pekinka, nie bacząc na to, że terierką okazywała jej pełne
podporządkowanie. Sytuacja pogarszała się coraz bardziej, aż w końcu terierką
spędzała większość czasu schowana w sypialni właścicielki, która miała wszystkie
palce oklejone plastrami - rezultat rozdzielania walczących suczek.
Okazało się, że przez dziesięć tygodni pekinka cierpiała na rozliczne
schorzenia poczynając od zapalenia uszu, a kończąc na stanie zapalnym pomiędzy
poduszkami łap. Przeszła długą kurację z zastosowaniem różnych antybiotyków.
Sam po zażyciu niektórych z nich jestem poirytowany i cierpię na przypadłości
żołądkowe. Toteż po konsultacji z prowadzącym weterynarzem zastąpiliśmy
antybiotyki środkami homeopatycznymi. Po paru dniach domowa harmonia zaczęła
wracać, ale tylko w 60%. Niestety pekinka zasmakowała w tłamszeniu terierki, która
była nieustannie przerażona. W takich przypadkach często jedynym wyjściem z
sytuacji jest rozdzielenie zwierząt. Tak też stało się w tym przypadku. Pekinkę
umieszczono u sąsiadów, gdzie czuła się dobrze, a terierką po jakimś czasie wróciła
do normy.
Opisałem ten przypadek także dlatego, aby pokazać, że nie zawsze możliwy
jest stuprocentowy sukces. Nie ma wątpliwości, że problem powstał w wyniku
leczenia weterynaryjnego i jego zmiana pomogła go rozwiązać, ale... te dwa psy
zdecydowanie przestały się ze sobą zgadzać.
Jakiś czas temu opracowałem korespondencyjny kurs dla słuchaczy Instytutu
Badań Psów. Dotyczył związków pomiędzy człowiekiem i psem. Kurs miał
uświadomić ludziom pracującym z psami, że w niektórych przypadkach problemów z
psami nie da się rozwiązać tylko tresurą.
Jedno z poleceń dla studentów brzmiało: “Postaraj się znaleźć przykłady
wpływu diety lub leczenia na zachowanie twoich znajomych, rodziny, sąsiadów lub
zwierząt domowych hodowanych przez nich”. Odpowiedzi na to pytanie były dla mnie
prawdziwą kopalnią wiedzy o wpływie różnych kuracji na ludzi. Na przykład w
niektórych domach, gdzie były problemy z niesfornymi dziećmi, zabroniono używania
kolorowego papieru toaletowego, bo miało to zły wpływ na zachowanie się dzieci.
Jeżeli coś takiego wpływało na zachowanie dzieci, to jakie nieprzewidziane czynniki
mogą mieć wpływ na nasze psy?
Podkreślam jeszcze raz - kiedy pies jest chory, nic nie zastąpi leczenia
weterynaryjnego. Ale kiedy zastosowane leki wywołują niepokojące efekty uboczne,
co zawsze może się zdarzyć, wtedy trzeba szukać innych metod leczenia, ale też
pod kierunkiem lekarza weterynarii. Leczenie na własną rękę może przynieść więcej
szkody niż pożytku. Leki homeopatyczne zyskują sobie coraz większą popularność i
znacznie łatwiej je obecnie kupić. Chętniej też sięgają po nie lecznice weterynaryjne.
Przyjęło się uważać, że leki homeopatyczne jako naturalne nie mogą zaszkodzić i
żadna konsultacja fachowa nie jest konieczna. Nic bardziej błędnego.
Alternatywne lub uzupełniające leczenie musi być bardzo precyzyjnie
stosowane. Jednym z jego pionierów wiele, wiele lat temu był doktor Edward Bach,
bardzo szanowany lekarz z Harley Street. Zaalarmowała go zwiększająca się liczba
pacjentów wymagających wtórnego leczenia z powodu powikłań po zastosowaniu
leków. Jestem bardzo wdzięczny pani Violetcie Todd, która zapoznała mnie z jego
sposobami leczenia.
Dr Bach (czytaj Batch) zauważył, że w niektórych przypadkach zwiększenie
dawki leku maskowało tylko objawy, nie likwidując istotnych przyczyn choroby. Zaczął
pracować nad innymi środkami leczniczymi, wprowadzając leki homeopatyczne.
Widząc ich znakomite działanie, postanowił opracować system pozwalający
niespecjaliście na samodzielną diagnozę i podjęcie leczenia we własnym zakresie.
Dr Bach opracował zastosowanie 38 leków homeopatycznych. Są to wodne lub
spirytusowe wyciągi substancji naturalnych. Zażywa sieje w postaci kropli, a w
nazwie leku uwidocznione jest, z jakiej rośliny pochodzi użyta substancja (np.
modrzew, żarnowiec, ciemiernik).
Choć wszystkie te “leki roślinne” stosowane są według naczelnej zasady
homeopatycznej - im mniejsza dawka tym lepszy skutek - to mechanizm ich działania
jest różny.
Naturalne leki Bacha nie są przeznaczone bezpośrednio do likwidowania
objawów choroby, lecz do terapii całego organizmu, a ich stosowanie jest
zindywidualizowane i uzależnione od osobowości i charakteru osoby czy zwierzęcia,
które ma być poddane kuracji. Każdy, kto od wielu łat zajmuje się psami, przy
stosowaniu kuracji Bacha musi zmienić nieco Spojrzenie na swego przyjaciela i
starać się obserwować go tak, jakby obserwował innego człowieka. Trzeba uciec się
do antropomorfizacji (od wieków już nie używałem tego słowa, ale czyż jakakolwiek
książka o psach może się bez niego obejść). Zasadą homeopatii jest podanie jednej
lub kilku dawek słabego roztworu substancji, która w większej dawce u osoby
zdrowej wywoła takie objawy chorobowe, jakie występują u pacjenta.
Wyciąg z rośliny zwanej belladonna może być używany w niektórych
przypadkach łagodzenia agresji. Roślina zawdzięcza swoje imię pewnej Włoszce,
która używała jej do rozszerzania źrenic, aby jej oczy wyglądały pięknie. Jednym z
objawów bezpośrednio poprzedzających atak agresji jest właśnie rozszerzenie
źrenic. Słowo homeopatia pochodzi od greckiego “homois”, co znaczy podobny i
“pathos” - choroba, schorzenie. To wyjaśnia podstawową zasadę działania: “podobne
leczyć podobnym”. Stosując tę zasadę uznałem, że skoro belladonna była dobra dla
pięknej Włoszki, powinna być też dobra dla moich agresywnych pacjentów.
Początkowo rezultaty moich działań nie były oszałamiające. Niektórzy z moich
klientów obserwowali znakomitą poprawę, podczas gdy inni nie widzieli żadnych
zmian. Mój błąd polegał na tym, że rozpatrywałem tylko objawy nie biorąc pod uwagę
“całego” psa. Próbowałem dopasować lekarstwo tylko do konkretnych objawów.
Tymczasem, zanim ustali się określony program działania przy podjęciu leczenia
zaburzeń zachowania, trzeba podejść do pacjenta holistycznie. Brzmi to
skomplikowanie, a znaczy tyle, że trzeba wziąć pod uwagę wszystko, co może mieć
wpływ na to zachowanie, rozpatrując organizm i warunki, w których żyje, jako całość.
Podczas spotkania z właścicielami trzeba uwzględnić wszystkie szczegóły -
gdzie pies śpi, co je, kiedy chodzi na spacery itd., itp. - trzeba poznać każdy
szczegół. Może się na przykład zdarzyć, że zapomnimy zapytać dzieci, jaki jest ich
pogląd na miejsce psa w domu, a to właśnie będzie klucz do rozwiązania problemu.
Kiedy włączyłem homeopatię do rutynowych metod działania zrozumiałem, jak
istotne jest formułowanie jak najbardziej szczegółowych pytań, aby dotrzeć do
prawdziwych przyczyn problemu. Przy pierwszej konsultacji pytam o doświadczenia
psa od wczesnego szczenięctwa, jego dietę, jego miejsce i pozycję w rodzinie, czas i
rodzaj szkolenia, leczenie weterynaryjne i tak dalej. Z odpowiedzi wynikają dalsze
pytania i kiedy powstanie w końcu jasny obraz charakteru i stylu życia mojego
pacjenta, mogę zdecydować, jaką terapię trzeba zastosować. W trakcie trwania
programu rehabilitacyjnego pozostaję w stałym kontakcie telefonicznym z
właścicielami, modyfikując postępowanie w razie potrzeby. W ten sposób większość
problemów udaje się szybko przezwyciężyć.
Kiedy inne metody zawodzą i trzeba uciec się do homeopatii, muszę jeszcze
wiedzieć:
Czy pies jest nadwrażliwy nawet na lekki ból (zwłaszcza młody pies) i czy
reaguje on agresywnie? - Tego typu psychikę klasyfikujemy krótko jako “typ
rumianku”, bowiem działają na nie leki zawierające ten środek. Czy pies stał się
podniecony i oporny w znanych sobie sytuacjach, na przykład przy wizytach u
weterynarza i czy po wejściu staje się agresywny? - Jest to “typ Gelsemium”(liana
północnoamerykańska, roślina trująca, używana do produkcji leków (przyp. tłum.).
Czy objawy agresji są związane z jakąś formą fobii, np. strach przed
przebywaniem w zatłoczonym miejscu? - To “typ tojadu”.
Czy objawy agresji są związane z jakąś formą fobii (jak powyżej), ale
powiązane z sensacjami żołądkowo-jelitowymi, biegunką? Ten typ klasyfikujemy jako
“typ azotanu srebra”. Leki homeopatyczne wszystkie odnoszą się do konkretnego
typu zarówno w odniesieniu do psich jak i ludzkich dolegliwości. Nazwy leków
brzmią, jak sądzę, nieco egzotycznie dla większości czytelników. Ale, jak wiem z
moich doświadczeń, niezależnie od nazwy są bardzo skuteczne. Moje zaufanie do
nich stale rośnie. Ale muszę przyznać, że moje pierwsze doświadczenia z roślinnymi
lekami Bacha nie były tak obiecujące.
Wspomniałem już wcześniej Violettę Todd, zielarkę, która specyfiki Bacha
stosowała z dużym powodzeniem przez ponad trzydzieści lat. Kiedy dyskutowałem z
nią pewien szczególnie oporny na terapię przypadek, pełen podziwu dla jej wiedzy
zapytałem, czy mogłaby mi jakoś pomóc. Historia, którą teraz opiszę, jest
jednocześnie hołdem dla tej niezwykłej kobiety, jak i nadzwyczajnej “siły kwiatów”.
Bobby, jedenastomiesięczny owczarek niemiecki był własnością drobnej,
spokojnej Irlandki o imieniu Nora. Bobby nie poradził sobie na kursie tresury w
miejscowym klubie, a ponieważ Nora nie radziła sobie z Bobbym, udała się po
poradę do weterynarza. Oboje zwrócili się do mnie. Bobby atakował wszystkie psy na
kursie i nie pozwalał żadnemu instruktorowi zbliżyć się do swej pani. Zanim
zobaczyłem Bobbiego uprzedzono mnie, że jest “wielki jak dom” i bardzo agresywny.
Za każdym razem, gdy słyszę o takim zachowaniu psa, zastanawiam się czy słuszne
jest podejmowanie jakiejkolwiek terapii, skoro nigdy nie wiadomo czy odniesie ona
skutek, a jej zastosowanie jest związane z pewnym ryzykiem.
Zazwyczaj przy pierwszej wizycie obserwuję pacjenta około dwóch godzin. Z
Bobbym to było niemożliwe, już po dziesięciu minutach trzeba go było odprowadzić
do samochodu. Jego wygląd wskazywał na złą dietę, był chudy, miał matową sierść i
skórę w złym stanie, a oczy zaropiałe. No i był straszliwie aktywny. Ale nie to było
powodem, że został odesłany do samochodu. Każdy mój ruch, skrzyżowanie nóg,
uniesienie pióra czy próba odebrania telefonu wywoływała z jego strony taką agresję,
że nie byłem pewien, czy Nora będzie w stanie go utrzymać. Zaordynowałem zmianę
diety i umówiłem się na następne spotkanie za dwa tygodnie.
Po dwóch tygodniach okazało się, że po zmianie diety pies bardzo poprawił
się fizycznie, ale jego zachowanie nie zmieniło się. Nie mogłem w żaden sposób
pomóc Norze w odzyskaniu kontroli nad psem, bo ten nie pozwolił mi ruszyć nawet
palcem.
Przerażające było to, że każdy dźwięk, każdy ruch wprawiały go w agresję,
która rosła przy każdym powtórzeniu dźwięku. Po konsultacji z weterynarzem
zaordynowałem belladonnę na wyciszenie agresji i soliród na nadwrażliwość na
dźwięki. Ta kuracja nieco pomogła, ale Bobby właśnie wchodził w wiek dojrzały i jego
skłonność do terroryzowania ludzi rosła. Wydawało się, że walka o Bobbiego jest
przegrana i jedynym wyjściem będzie eutanazja. Jedyne, co można było zapisać
Bobbiemu na plus to to, że przez cały czas nie wykazał nawet cienia agresji w
stosunku do Nory i jak dotąd nikogo jeszcze nie pogryzł. Właśnie wtedy Violetta
zgodziła się włączyć w leczenie psa.
Przy pierwszym spotkaniu Bobby zachowywał się w stosunku do niej zupełnie
tak samo, jak w stosunku do mnie. To nie do wiary, ale wszystkie notatki musieliśmy
zrobić dopiero wtedy, gdy Bobby został odprowadzony do samochodu-nie pozwolił
nam nawet wziąć pióra do ręki. Violetta opisała go następująco: “Gdyby Bobby był
mężczyzną, byłby zapewne gwałcicielem lub napastowałby dzieci, osobą szukającą
satysfakcji bez zwracania uwagi na odczucia drugiej osoby. Zachowuje się jak
właściciel Nory, ale nie okazuje ani miłości, ani przywiązania do niej”. Violetta
zasugerowała nową terapię.
Minęły dwa tygodnie od naszego ostatniego spotkania. Dwa tygodnie nowej
terapii. Kiedy weszli do mojego biura. Nora pozwoliła psu obwąchać nas, a potem
zdjęła mu smycz. Rozumie się, że byliśmy z Violettą nieco zdenerwowani. Ku
naszemu zaskoczeniu nic się nie stało. Bobby położył się na środku pokoju i zapadł
w drzemkę. Zadzwonił telefon i... odebrałem go. Violetta podeszła do drzwi i
udawała, że rozmawia z kimś na zewnątrz. Bobby okazał tylko lekkie
zainteresowanie. Najlepiej podsumowała sytuację Violetta, kiedy odwróciła się do
mnie ze słowami: “Pierwszy raz widzę, jak zupełnie odjęło ci mowę!”
Spotkaliśmy się z Norą i Bobbym jeszcze cztery razy. Za każdym razem
zmienialiśmy nieco leki, przystosowując je do zmian, jakie zachodziły w zachowaniu
Bobbiego. Przez cały czas obchodziliśmy się ze sobą bardzo delikatnie, ale przy
ostatnim spotkaniu Bobby przywitał się ze mną wylewnie i starannie wylizał Violettę.
Kiedy zaczynałem pracować w Klinice Weterynaryjnej Woodthorpe nie byłem
pewien, jak tamtejsi lekarze odniosą się do homeopatycznych metod leczenia i
specyfików Bacha. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bowiem dyrektor kliniki
Keith Butt jest bardzo zainteresowany zaburzeniami zachowania i
niekonwencjonalnymi metodami leczenia. Richard Bleckman od dawna używał
specyfików Bacha w swojej praktyce weterynaryjnej. Już pierwszego dnia pracy
zobaczyłem na półce dobrze mi znaną buteleczkę z napisem “Dzika jabłoń”,
zapytałem więc Richarda “W jakich przypadkach stosujesz ten specyfik?” “W wielu -
odpowiedział - ale zawsze gdy zalecam długą kurację antybiotykową, aby wzmocnić
organizm”. Pomyślałem wtedy “Co za wspaniałe zastosowanie homeopatii, nie
zamiast, ale razem z innymi, tradycyjnymi lekami” (Dzika jabłoń jest znanym
oczyszczającym specyfikiem Bacha).
W tej nowoczesnej klinice przez trzy tygodnie udzielałem porad właścicielom
psów, których zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. W innych godzinach, w
tym samym gabinecie konsultacje prowadził mój kolega, również członek
stowarzyszenia behawiorystów, Peter Neville, wielki specjalista od zachowania
kotów. Peter ze względu na swą wiedzę (ma wykształcenie biologiczne) i
doświadczenie jest uznanym autorytetem w swej dziedzinie. Do leczenia zaburzeń
zachowania miał zawsze bardzo naukowe podejście. Pewnego dnia zadzwonił do
mnie z pytaniem “Czy mógłbyś mi polecić któryś z tych swoich homeopatycznych
cudów”. Miał właśnie pod opieką kota samca, mieszkającego z rodziną mającą dużo
kotów. Ten samiec był na tyle agresywny, że wszystkie inne koty żyły w stałym
strachu przed nim.
Peter sądził, że gdyby właściciele pozwolili kotu na samodzielne spacery, jego
terytorializm by osłabł i działałoby na niego więcej bodźców stymulujących.
Właścicielka jednak obawiała się, że kocur ucieknie lub zaatakują go psy.
Zaproponowałem Peterowi, aby zastosował któryś ze środków Bacha i krótko
omawiałem typy charakteru odpowiadające różnym środkom roślinnym. Kiedy
doszedłem do typu winorośli: dominujący nieugięty (tyran) arogancki - “Wystarczy -
wykrzyknął - to jego dokładny portret”.
Następny telefon od Petera miałem tydzień później: “Pewnie nie uwierzysz,
ale ten środek naprawdę pomógł. Właściciele uważają, że jestem ósmym cudem
świata!” Upewniłem go, że tego właśnie się spodziewałem i obiecałem, że nie
zrujnuję jego świetlanego wizerunku w oczach właścicielki kota. Od tej pory Peter
zaczął stosować specyfiki Bacha, zawsze z dobrym skutkiem. Zgadzamy się co do
tego, że przy stosowaniu tej terapii bardzo istotnie jest wcześniejsze poznanie
wszystkich czynników, jakie mają wpływ na zachowanie się zwierzęcia. Na ogół po
takim wywiadzie okazuje się, że interwencja medyczna jest niepotrzebna. W tych
przypadkach, kiedy trzeba wkroczyć z leczeniem, Peter pozostawia swoim klientom
wybór pomiędzy lekami tradycyjnymi a homeopatycznymi. i Kiedy ja podejmuję
leczenie oparte na homeopatii, najchętniej używam specyfików Bacha. Jest ich
trzydzieści osiem, co znacznie ułatwia diagnozowanie, oparte na opracowanych
przez Bacha charakterystycznych typów. Stosuję często kombinacje różnych
specyfików w liczbie czterech czy pięciu. Można je stosować w różnych układach,
gdyż nie interferują ze sobą. Przypuśćmy na przykład, że mamy do czynienia z
nerwowym zwierzęciem. Jest to pies wystawowy, mało pewny siebie, który na ringu l
wystawowym zatraca się zupełnie, zaprzepaszczając swoje szansę. Poleciłbym w
tym przypadku następującą kurację:
osika (Populus tremula) - lękliwość bez powodu,
śliwa wiśniowa (Prunus cerasifera) - niekontrolowany, irracjonalny tok myśli,
modrzew (Larix) - brak pewności siebie, poczucie niższości, stałe przeczucie
klęski,
kroplik (Mimulus) - strach przed nieznanymi rzeczami, płochliwość, lękliwość,
posłonek (Helianthemum) - przestrach, panika, gwałtowne reakcje alarmowe.
Kiedy jeden lub kilka z tych specyfików pasuje do charakteru psa, pozytywne
skutki będą wkrótce widoczne, ale jak szybko, zależy to od tego, jak długo pies
cierpiał na te zaburzenia. Na ogół pierwsze efekty widoczne są już po trzech do
sześciu tygodni i utrzymują się przez długi czas.
Terapię homeopatyczną łączę zawsze z działaniami rehabilitacyjnymi. W
przypadku nerwowego psa wystawowego jednocześnie z kuracją zalecam
właścicielom aranżowanie sytuacji wystawowych na spacerach w towarzystwie
znajomych psów, ale zamiast stosowania normalnej wystawowej procedury osoba
grająca rolę sędziego powinna pogłaskać psa, dając mu jakiś smakołyk, a potem
podejść do innych. Potem powinna wrócić do mojego pacjenta, znów zgłaszając go i
dając coś dobrego. Po kilku tygodniach takich zabaw nastawienie psa zmieni się na
bardziej pozytywne “zabierz mnie, proszę, na wystawę z taką dużą ilością sędziów,
jak to tylko możliwe”.
Jednym z najbardziej niesamowitych przypadków jakie leczyłem stosując
specyfiki Bacha, była pięcioletnia, wykastrowana kundliczka, która nagle zaczęła bać
się pewnych miejsc w mieszkaniu. Przekupując ją i ośmielając właścicielka odkryła,
że problem dotyczy jednego pokoju, a raczej jednej ściany. Suka starannie ją omijała.
Odwiedziła sąsiadów, aby się przekonać czy przypadkiem nie kupili nowego
sprzętu grającego, który zainstalowali na tej właśnie ścianie, co wywołało wibracje
lub ultradźwięki, mogące wystraszyć psa. Okazało się, że nie. Zdesperowana
właścicielka poprosiła księdza, żeby poświęcił mieszkanie. Ale to też nie pomogło.
Problem narastał. Suka zaczęła bać się wchodzenia do mieszkania, potem do
bloku. W końcu objawy strachu zaczynała zdradzać już na drodze do domu. Z dala
od niego czuła się świetnie nie zdradzając żadnych dziwactw w zachowaniu.
Mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze w bloku położonym na
niewielkim osiedlu. Ściana, od której zaczęła się cała historia, znajdowała się
naprzeciwko okna wychodzącego na plac zabaw. Naprzeciw okna wisiało duże
lustro. Według najlepszej pamięci właścicielki cała sprawa zaczęła się na początku
listopada.
Nie mając żadnych dodatkowych informacji poza tym, że wibracje,
ultradźwięki, duchy i zjawy zostały wyeliminowane musiałem, podobnie jak wielu
behawiorystów przede mną, zdać się na domysły. Wysunąłem przypuszczenie, że
być może jakiegoś ciemnego wieczora, kiedy suka była sama w domu, sztuczne
ognie eksplodowały za oknem i świetlne refleksy odbiły się w lustrze (początek
listopada *, spisek prochowy, sztuczne ognie to droga moich skojarzeń). Po powrocie
właścicielka zapewne zwróciła uwagę na większe niż zwykle podniecenie suki i
dlatego mogła sobie choć w przybliżeniu przypomnieć, kiedy to było. Pewnie tego
wieczoru poświęciła suce więcej uwagi niż zwykle. Z biegiem dni nieświadomie
pogłębiała problem starając się upewnić psa, że nic złego się nie dzieje, a tym
samym premiując niepożądane zachowanie. Kiedy w końcu odkryła, że to ściana
budzi w suce taki lęk, oglądając ją starannie, opukując i badając upewniła sukę, że w
tej ścianie rzeczywiście jest coś dziwnego.
Poleciłem następującą kurację:
1. Zauważywszy jakiekolwiek objawy strachu właścicielka miała się
zachowywać bezceremonialnie i nawet nieco nietolerancyjnie. Nie wchodząc w
konflikt z suką miała upewnić ją, że skończyło się premiowanie dziwacznego
zachowania.
2. Na niepokojącym oknie zasunięto zasłony i czasowo usunięto lustro, aby
uniknąć odblasku świateł samochodów.
3. Zmieniło się miejsce karmienia psa. Miska zamiast w kuchni, stawiana była
właśnie w pokoju, niedaleko niepokojącej ściany. 4. Suka trzy razy dziennie
dostawała krople Bacha - osikę, kroplik, i posłonek.
Które z tych czterech podjętych jednocześnie działań dało najlepszy efekt, nie
wiem do dziś. Najważniejsze, że po jakimś czasie suka wróciła do normy.
Myślę, że jednak najwięcej satysfakcji dostarczył mi pierwszy przypadek, w
którym uciekłem się do zastosowania homeopatii - to był ten pierwszy, kiedy
odważyłem się ją zastosować. Potem dopiero zainteresowałem się Bachem i jego
specyfikami. Wtedy kierowałem się zasadą znanego lekarza weterynarii Richarda
Allporta, członka Królewskiego Kolegium Lekarzy Weterynarii: “Kiedy wszystko inne
zawodzi, spróbuj homeopatii”.
Tym razem była to suczka dobermanka, wzięta ze schroniska w wieku 14
miesięcy. Moja klientka, młodziutka, samotna dziewczyna ledwie po dwudziestce,
pracowała parę kroków od domu i w ciągu dnia wpadała, aby wyprowadzić sukę.
Problem polegał na tym, że niezależnie, na jak długo suka została sama albo
demolowała mieszkanie, albo brudziła w nim! Najdłużej była sama przez trzy godziny.
Zastosowałem program leczenia, mający zmniejszyć podniecenie, wywołane
nadmiernym przywiązaniem do nowej właścicielki (więcej szczegółów o tym typie
reakcji w rozdziale 15). Byłem niemile zaskoczony, gdy przekonałem się, że jej
zachowanie uległo bardzo tylko niewielkiej poprawie. W tym przypadku
spodziewałem się bardzo szybkiej poprawy. Nie miałem bowiem najmniejszych
wątpliwości, że dziewczyna doskonale pojęła istotę problemu i zastosowała się do
moich wskazówek.
Po konsultacji z jej weterynarzem zdecydowałem się na użycie
homeopatycznego leku o nazwie Ignatia. Te tabletki, które podaje się pacjentom w
stanie depresji czy odczuwającym boleśnie osamotnienie, użyteczne są też dla psów
i kotów, pozostawionych przez właścicieli na przechowywaniu. Skutek był widoczny
już po 24 godzinach.
Podsumowując. Stosuję homeopatię po przeprowadzeniu bardzo
szczegółowego wywiadu. Konsultuję się zawsze z lekarzem weterynarii, który na co
dzień prowadzi psa. Widząc, jak wzrosła efektywność moich działań, odkąd
włączyłem do mojego programu leczniczego homeopatię, coraz bardziej upewniam
się, że te wspaniałe i tak niedoceniane przez nas leki powinny znaleźć szersze
zastosowanie.
12 KŁOPOTY WYCHOWAWCZE Z PUNKTU WIDZENIA TRESERA

To, co do tej pory pisałem, dotyczyło wpływu różnych czynników zewnętrznych


na zachowanie się psa. Z wpływu tych czynników bądź to nie zdawaliśmy sobie
sprawy, bądź nie docenialiśmy ich znaczenia. W tym rozdziale chciałbym omówić
sytuacje, które nawet laikowi kojarzą się bezpośrednio z tym zagadnieniem,
mianowicie tradycyjne metody układania psów i pokutujące w tej dziedzinie przesądy.
Pisałem już wcześniej, co wynika dla psa z tradycyjnej metody odzwyczajania go od
brudzenia w domu, polegająca na złapaniu go za kark i unurzeniu w tym co “zrobił”.
Fakt, że po jakimś czasie psiak przestawał załatwiać się w domu upewniał właścicieli,
że jest to wyśmienita metoda i nie przychodziło im nawet do głowy, że niezależnie od
ich postępowania pies z czasem przestaje brudzić w domu.
Z naszego, ludzkiego, punktu widzenia metoda przyniosła oczekiwany skutek -
a to, że prawdziwym jej rezultatem była stała niepewność zwierzęcia co do naszej
intencji z chwilą wejścia do pokoju, nie zostało nawet przez nas zauważone. Co
gorsza, bardziej uległe psy na widok właściciela przyjmowały postawę poddańczą w
myśl zasady: “W pełni uznaję twoją nadrzędną pozycję, korzę się w proch i pył”. A
taka postawa łączy się zawsze z oddawaniem moczu. To małe, poddańcze siusiu
wywoływało straszliwą furię właściciela, bo przecież już było w porządku i znowu...
Niezrozumiała agresja właściciela pogłębiła poddańczą postawę psa - klasyczne
błędne koło. Nie od rzeczy jest pamiętać, że cenny perski dywan wart miliony dla psa
jest tylko ściółką wyściełającą gniazdo.
Stosowanie wyłącznie kar to nie jest dobra metoda nauczenia jakiegokolwiek
zwierzęcia czegokolwiek. To dziwne, ale kiedy ucieknie nam kot, świetnie wiemy, że
trzeba zrobić coś na tyle atrakcyjnego, żeby zechciał do nas wrócić. Kiedy ucieknie
pies - koniecznie chcemy go złapać i ukarać. Żądza zemsty to bardzo ludzkie
uczucie. Lanie sprawione po fakcie nie jest, wbrew pozorom, zaaplikowaną
natychmiast karą, a właśnie klasyczną zemstą. Obserwowałem nie tak dawno dwie
nastolatki, usiłujące dogonić kuca. Po kilku minutach zrezygnowały z łapania
rozbrykanego zwierzęcia i poszły po paszę dla niego. Kiedy kucyk zobaczył, że
napełniony jest jego żłób, przybiegł w podskokach. Dziewczyny przytrzymały go i
przylały mu trzy razy pejczem, bo trzeba mu było wymierzyć surową karę. Nie mogły
zrozumieć, że jedyne czego nauczyły kuca, to brak zaufania do nich samych, nawet
jeśli przyniosą jedzenie. To były dobre Dziewczyny, nie jakieś sadystki. Takiego
zachowania nauczyły się od dorosłych, zajmujących się końmi od lat. Były naprawdę
przekonane, że zrobiły jedyną właściwą w tej sytuacji rzecz.
Ile razy widuje się ludzi, którzy, kiedy uda im się w końcu złapać psa,
spuszczają mu tęgie lanie, żeby sobie raz na zawsze zapamiętał, jak naganne jest
nieprzychodzenie na wołanie. Coś się jednak powoli zmienia tak w psim, Jak i w
końskim świecie. Z dużym zainteresowaniem przeczytałem ostatnio wypowiedź
amerykańskiego tresera koni o nowych metodach treningu młodych koni. Te
tradycyjne do tej pory noszą nazwę “przełamywania”.
Monty Roberts jest biologiem, studiował również ekonomikę rolnictwa i
zajmował się zachowaniem zwierząt. Jest głęboko przekonany, że stare metody
“przełamywania” koni są złe. Wychodząc z założenia, że “tresura nie może opierać
się na bólu”, próbuje stworzyć dla koni lepszy świat niż ten, który je otacza. To odnosi
się do psów, którym - poza innymi niebezpieczeństwami - zaczyna zagrażać
działalność silnych “antypsich lobbies”, które są coraz bardziej aktywne.
Swoje metody oparł on na naturalnej skłonności koni do włączania obcych do
swojego stada.
Sam stawał się członkiem stada i w ten sposób zdobywał zaufanie konia.
Monty Roberts tak mówi o swoich metodach postępowania z końmi: “Czy
pierwszego dnia szkoły nauczyciel chwyta ucznia za włosy, potrząsa nim i bije?
Dzień, w którym koń zostaje przełamany, to najbardziej bolesny dzień w jego życiu.
Uzda ściąga mu boleśnie pysk, a kolana wgniatają się w żebra tylko po to, aby
uświadomić mu, kto jest szefem. Te metody nie zmieniły się od tysięcy lat przed
naszą erą”. Monty nie ucieka się do bicia, szarpania, ciągnięcia, krępowania i
unieruchamiania. Jego głównym założeniem jest zdobycie zaufania nieujeżdżonego
jeszcze konia - taka niepisana umowa między nim i trenerem. Oznaką gotowości
młodego konia do bliższych kontaktów jest to, że niespętany chodzi przy nodze jak
pies. Kiedy to nie bardzo się udaje, trzeba wpuścić go w kłus lub galop i próbować
jeszcze raz. Większość koni już za trzecim razem jest gotowa do bliższego kontaktu
z trenerem.
Jedna z obserwujących taki trening osób tak go skomentowała “to wygląda jak
czary, ale nie takie czary za naciśnięciem guzika. Te czary wynikają ze znajomości
psychiki konia”. O jakich czarach była mowa? Użycie odpowiedniej techniki treningu
pozwala przygotować młodego konia do ujeżdżania w ciągu trzydziestu minut bez
stresu, przymusu i bólu.
Metody Monty'ego przyjęli już niektórzy trenerzy z Kanady, Argentyny,
Kolumbii Brytyjskiej i Indii. W Anglii Monty przygotował dwadzieścia jeden koni ze
stajni Królowej, a potem wiele innych. Jestem pewien, że wiele z nich powierzono mu
z cichą nadzieją: “No, z tym sobie na pewno nie poradzi”. Zdarzyło się nawet tak, że
szkoły konsultowały się z nim w sprawie postępowania z trudnymi nastolatkami,
wobec których zawiodły dotychczasowe metody pedagogiczne. Jeśli przypomnicie
sobie, co pisałem w poprzednich rozdziałach, zobaczycie, że założenia Monty'ego
nie odbiegają od tych. jakie przyjęliśmy w postępowaniu z psami: “Najpierw przyjmij
rolę lidera, a potem wprowadzaj swoje zasady postępowania”. Tacy ludzie jak Monty
Roberts wprowadzają prawdziwą rewolucję w metody układania zwierząt. Widząc
efekty ich działań nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to jedyna słuszna droga w
nowoczesnym traktowaniu zwierząt.
A jak wyglądają tradycyjne metody szkolenia psów? Większość ludzi uważa,
że szkolenie psów to mechaniczne zajęcie wymagające tylko znajomości
określonych reguł, według których należy postępować z psem.
Uczęszczanie z psem na kursy tresury to stosunkowo nowy pomysł.
Dwadzieścia czy trzydzieści lat temu kursy były przeznaczone głównie dla tych,
którzy byli zainteresowani szkoleniem na takim poziomie, aby brać udział w
konkursach. Wprawdzie zawsze chętnie służyli oni radą i pomocą zwykłym
śmiertelnikom, ale ich podejście cechowała zawsze fachowa precyzja. To znaczy
pies zawsze musiał siedzieć prosto, trzymać nieruchomo koziołek w pysku i w
żadnym wypadku nie przeżuwać go. Oczywiście to tylko dobrze świadczy o
właścicielu, skoro jest w stanie nauczyć psa tak precyzyjnych reakcji na komendy.
Ale czy ta precyzja jest niezbędna domowemu kanapowcowi? Wzrastającą
popularność kursów szkolenia spowodowało kilka zjawisk:
1. Większa presja opinii publicznej na odpowiedzialność właścicieli zwierząt.
2. Wzrastająca aktywność antypsiego lobby.
3. Właściciele mają więcej wolnego czasu.
4. Styl życia powodujący powstanie coraz to większych problemów.
Bez wątpienia coraz większa liczba właścicieli psów decyduje się na udział w
kursach tresury i to jest pozytywne zjawisko. Konkursy posłuszeństwa i metody
układania do nich psów niewiele się przez lata zmieniły. Zawsze radzę właścicielom:
“Idź bez psa i popatrz na czym to polega, jeśli tobie się nie będzie podobało, co tam
robią, to jest niemal pewne, że nie spodoba się też twojemu psu”. Organizuje się tak
wiele kursów, że sprawą właściciela pozostaje właściwy wybór.
Wiele klubów i wielu treserów nawet nie pyta o to, jak na co dzień, w
domowych warunkach, zachowuje się pies. W rezultacie całe szkolenie opiera się na
fałszywych przesłankach, wysnutych z zachowania w nieznanych mu warunkach.
Bywa, że przestraszony i zrezygnowany pies uznaje, że nie ma innego wyjścia jak
robić, co mu każą. Bywa też, że Właściciel z psem, który - na co dzień łagodny - w
pierwszym odruchu zareagował agresją, musi opuścić kurs, gdzie nikt nie ma czasu i
ochoty zastanawiać się nad przyczynami takiego czy innego zachowania.
Wielokrotnie opowiadali mi o tym moi klienci.
Muszę jednak przyznać, że moja opinia kształtowała się na podstawie
znanych mi przypadków psów z zaburzeniami zachowania. Nic nie wiem 6 tych
tysiącach psów, które z dużym sukcesem ukończyły różne kursy szkolenia.
Rozumiem też problemy, jakie stwarza obecność na kursie agresywnie reagującego
psa. Trzeba uwzględnić interes wszystkich uczestników kursu, a jeden niesforny
wychowanek może sprawić, że pozostali też niczego się nie nauczą.
Większość kursów tresury rozpoczyna się od nauki chodzenia przy nodze.
Wszyscy chodzą w kółko zgodnie z ruchem wskazówek zegara prowadząc psy przy
lewej nodze. Z punktu widzenia psa wygląda to tak, jakby psy pasły ludzi. W
rezultacie ogony idą w górę, psy przyjmują pozycję dominującą, rośnie hałas, gdyż
wszystkie podkreślają głosem swoją pozycję i zaczynają ciągnąć się na smyczy, bo
przewodnik stada musi iść na przodzie. Wystarczy zmienić kierunek ruchu na
przeciwny wskazówkom zegara i przyspieszyć kroku, a emocje opadają, gdyż wtedy
psy idą po wewnętrznej, a ludzie przejęli rolę dominującą.
Poniżej zamieszczam kilka rad, które mogą być pomocne w pracy osobom
prowadzącym kursy tresury, zwiększając efektywność nauki na prowadzonych przez
nich zajęciach.
1. Początkujący treser nigdy nie powinien prowadzić zajęć z psami, które
dopiero zaczynają naukę. Może uważać się za eksperta w tresurze, ale nauczenie
innych ludzi to swego rodzaju sztuka i zdolności w tym kierunku nie przychodzą
same z siebie, trzeba się tego nauczyć. Lepiej, kiedy taki początkujący treser przez
jakiś czas asystuje bardziej doświadczonemu koledze, a potem prowadzi
samodzielnie zajęcia dla bardziej zaawansowanych uczestników. Zbyt często zdarza
się, że najmniej doświadczeni treserzy dostają pod opiekę najmłodsze, ale
wymagające najbardziej doświadczonego nauczyciela psy.
2. Wszyscy członkowie początkującej grupy szkoleniowej powinni zaczynać
zajęcia tego samego dnia. To wcale nie jest dobrze, kiedy nowi uczniowie dołączają
do grupy po kilku zajęciach. Nowi uczniowie wymagają więcej uwagi, a kiedy tylko
jeden instruktor prowadzi zajęcia, zwykle nie ma na to czasu. Kiedy nawet znajdzie
się czas na indywidualne ćwiczenia, stawia to zapóźnionych w niekorzystnej sytuacji
psychicznej.
W bardzo krótkim czasie psy, spotykające się na kursie, formują coś w rodzaju
własnej hierarchii stada. Nie jest ona aż tak sformalizowana, jak w przypadku
prawdziwego stada, ale jednak psy się znają i każdy nowy, przybyły później, jest
intruzem, któremu trzeba zademonstrować swoją wyższość. Nowy prawidłowo
odbiera postawy dominacyjne pozostałych psów i czuje się niepewnie, a niepewny
siebie pies niczego się nie nauczy. Przez cały czas trzeba pamiętać, że na kursie
tresury najważniejsze są psy i to, czego się mają tam nauczyć.
3. Zanim zaczniesz zajęcia w nowej grupie sprawdź, czy któryś z psów nie jest
nadmiernie agresywny. Jeśli tak, najlepiej będzie poprosić właścicieli, żeby
odprowadzili go do samochodu. Na początku zajęć w nowym miejscu każdy pies
czuje się odrobinę niepewnie i wtedy łatwiej o wzajemną akceptację. Kiedy wszystkie
psy poczują się dobrze w swoim towarzystwie, czas przyprowadzić z samochodu
tego, który był agresywny. Powita go skonsolidowane stado, a on będzie obcy, więc
nawet najmniejszy pies z uczestników kursu będzie mógł go wygonić, co znacznie
zmniejszy pewność siebie nowego przybysza i obniży agresję. Dalsze zajęcia
powinny przebiegać już bez większych zgrzytów.
Właściciele agresywnych psów znaleźli się na kursie głównie z powodu agresji
ich podopiecznych i jeśli im wyjaśnimy zasadę swojego postępowania, będą
szczęśliwi, że ich problem można jakoś rozwiązać. Możliwe też, że wzrośnie ich
zainteresowanie mechanizmami zachowania się psów, co ułatwi im kontakt z ich
własnym psem.
4. Chodzenie przy nodze nigdy nie powinno być pierwszym ćwiczeniem. Ruch,
hałas, zamieszanie wzmagają podniecenie psów i łatwo wtedy o konflikty między
uczestnikami kursu. Ambicją każdego tresera powinno być osiągnięcie jak
największego spokoju na pierwszej lekcji. Znacznie lepsze są zatem ćwiczenia
statyczne jak “siad” lub “leżeć”. Niech wszystkie psy siądą lub położą się przy nogach
właścicieli w dużym kole, a właściciele jeśli chcą, też mogą usiąść.
Czekając, aż wszystkie emocje opadną, można omówić program kursu, a
szczególnie najbliższych lekcji - dobrze jest, aby właściciele zdawali sobie sprawę,
czego mogą oczekiwać po każdej lekcji, gdyż często zdarza się, że sądzą oni, że już
po jednej czy dwóch ich pupil będzie w pełni wyszkolony. Dobrze zaplanowana i
przeprowadzona pierwsza lekcja to połowa sukcesu.
5. Jeśli któryś z uczestniczących w kursie psów zacznie zdradzać objawy
agresji w stosunku do innych, powstrzymaj siebie i właścicieli od wymierzania
natychmiastowej kary. Na kursie pies ma nauczyć się właściwego zachowania w
każdej sytuacji, a nie tylko wtedy, gdy grożą mu represje. Jedyne, czego nauczy go
natychmiastowa kara, to nieokazywanie agresji na zajęciach, kiedy ma nałożoną
obrożę i smycz. Jak każda nauka poprzez strach zablokuje tylko jego zdolność
uczenia się. Co gorsza obecność innego psa kojarzyć mu się będzie z niemiłym
zachowaniem właściciela, dołoży zatem wszelkich starań, by przegonić, a zatem
zaatakować intruza, zanim właściciel to zauważy. Będzie to zwykła próba
zapobieżenia niemiłemu zachowaniu właściciela. Jak widać natychmiastowo
wymierzona kara zamiast zlikwidować problem, pogłębi go.
Najlepszą drogą do wyhamowania agresji w warunkach kursu jest odwołanie
się do instynktu pasienia (to, co teraz proponuję, bezwzględnie musi odbywać się
pod nadzorem instruktora). Ustaw w środku koła właściciela z przysparzającym
kłopotów psem. Pies powinien być na zwykłej, skórzanej obroży i smyczy. Nie musi
przyjmować żadnej sformalizowanej komendą pozycji. Smycz i obroża służą tylko do
przytrzymania psa i w żadnym przypadku nie powinny zadawać mu bólu. Spomiędzy
uczestników kursu wybierz te psy, które nie są ani zbyt uległe, ani zbyt dominujące i
ustaw je wraz z właścicielami na obwodzie koła w takiej odległości, by nie doszło do
bezpośredniego kontaktu z psem, znajdującym się w środku. Poproś stojących na
obwodzie koła, aby szli powoli w kierunku przeciwnym ruchowi, wskazówek zegara.
To wywoła wrażenie, że idący pasą swoje psy a wszyscy oni pasą psa ustawionego
centralnie. Ten początkowo będzie próbował atakować tego czy innego psa i może
spotkać się z podobną odpowiedzią. Psy należy przyhamować bez słowa, nie
używając komend ani negatywnych ani pozytywnych. Po kilku minutach pies w
środku koła zacznie się uspokajać powoli opuszczając ogon. Wtedy można
nieznacznie zmniejszyć promień koła. Po paru następnych okrążeniach okaże się, że
pies w środku starannie unika kontaktu wzrokowego z psami na kole. W tym
momencie ćwiczenie można zakończyć, a dotychczasowego agresora wyprowadzić
na dziesięciominutowy spacer.
Przy następnym powtórzeniu tego samego ćwiczenia pies będzie zdradzał
objawy agresji znacznie krócej, a po zacieśnieniu koła zacznie przejawiać pierwsze
objawy podporządkowania. Przerwij ćwiczenie i powtórz je po dziesięciu minutach.
Pies będzie się ze wszystkich sił starał wydostać z koła. Zamierzony efekt został
osiągnięty - przysparzający kłopotów pies znalazł swoje miejsce w stadzie. Na ogół
skutek tej techniki jest długotrwały nie tylko w warunkach kursu, ale też ma wpływ na
zachowanie się psa w innych sytuacjach. Zanim jednak się ją zastosuje trzeba
sprawdzić, czy nagannego zachowania psa nie powodowały inne czynniki
zewnętrzne, np. niewłaściwa dieta, leczenie itp. Trzeba też uważać, aby nie
przeciągnąć zbytnio chodzenia po kole.
6. Miej stale w pamięci, że nie wszystkie psy są podatne na techniki nauczania
w warunkach kursu. Obserwuj, czy któryś z twoich podopiecznych nie znajduje się
pod wpływem stresu. Niektóre psy mogą reagować stresem na określone ćwiczenia.
Na ogół wystarczy wtedy zmienić metodę nauczania tego ćwiczenia. Dla niektórych
psów samo przebywanie w grupie może być stresujące, te na kursie nie nauczą się
niczego. Dobry instruktor powinien to jak najszybciej uświadomić właścicielom,
doradzając im lekcje indywidualne. Niestety, wielu treserów nie chce przyjąć do
wiadomości, że prowadzony przez nich kurs nie jest idealny dla wszystkich psów, a
winą za wszystkie niepowodzenia obarczają właścicieli. W rezultacie pies zmuszony
jest do przebywania w stresujących dla niego warunkach, co - zamiast pomóc
właścicielowi w rozwiązaniu problemów, jakie ma ze swoim podopiecznym - tylko je
pogłębia.
Moi klienci często opowiadają, że po dwóch czy trzech zajęciach psy bronią
się energicznie przed uczestniczeniem w dalszych. Pies po ukończeniu kursu miał
być z założenia posłuszny i dobrze ułożony. Nieistotne, czy powodowała nim panika
czy złość - sam fakt, że tak zdecydowanie odmówił powrotu na zajęcia powinien dać
wiele do myślenia wszystkim zainteresowanym.
13 KŁOPOTY Z HIERARCHIĄ STADA

Ten rozdział to historia kilku przypadków, z jakimi miałem do czynienia i


sposobów ich rozwiązywania. Dotyczy kłopotów w kontaktach “na linii” pies-dziecko,
pies-dorosły, pies-inne psy. W tym rozdziale celowo przerysowałem interpretację
zdarzeń widzianych oczami psa, chciałem bowiem podkreślić, jak ważne jest
działanie systemem nagród w sytuacjach, które naszym zdaniem są zupełnie
nieakceptowane, a zatem wymagają kary.
Na sugestię, żeby psu, który na nas warczy, dać jakiś smakołyk, wielu
doświadczonych treserów zacznie bez wątpienia rwać włosy z głowy w przekonaniu,
że jest to nagradzanie ze wszech miar nagannego zachowania. Ale kiedy naprawdę
rozumiesz psy, to wiesz - biorąc pod uwagę okoliczności, jakie mają wpływ na takie,
a nie inne zachowanie i rozumiejąc je - że jedynym powodem, dla którego pies na
ciebie szczeka lub warczy jest zwyczajnie brak z jego strony zaufania do ciebie.
Spójrz na to oczami psa: jedyne, co możesz zrobić, to uspokoić jego obawy co do
twoich intencji. Cóż, dla większości moich klientów jestem przysłowiową ostatnią
deską ratunku. Mają pełną świadomość tego, że jeśli moje metody nie pomogą, nie
pozostanie już nic innego, jak uśpić psa. Zanim do mnie trafili, próbowali już
wszystkiego, co było dostępne. Zwykle radzono im “pokaż mu wreszcie, kto tu rządzi”
i problemy przeminą, ale... nic z tego. Często problemy tylko rosły. Moja praca polega
na tym, aby jakoś dopasować psa i rodzinę, w której żyje, co zazwyczaj wymaga
rewolucji w całym dotychczasowym trybie życia. Jedzenie i smakołyki są często
używane w moich metodach, bo to daje dobre efekty, a jeśli uda ci się pojąć, co się
za tym kryje, zrozumiesz dlaczego.
Psy i niemowlęta
Drogi Panie Fisher
Mój czteroletni West Highland Terier Ben stal się agresywny wobec mojego
jedenastomiesięcznego syna Jasona. Do tej pory tak dobrze się ze sobą zgadzali!
Kiedy Jason zaczai raczkować (jakieś dwa miesiące temu), Ben zaczął go unikać,
ale nigdy nie okazał najmniejszej agresji. Nieco ponad tydzień temu cala rodzina
zapadła na grypę. Na szczęście choroba ominęła małego i jego piastunkę. Żeby
mały się nie zaraził, tylko ona zajmowała się dzieckiem. Kiedy poczułam się lepiej,
chciałam zobaczyć dziecko. Kiedy mały raczkował po podłodze w kierunku mojego
łóżka, Ben, który był koło mnie, zaczął warczeć na niego z wściekłością. Kazałam go
wyrzucić, a mój mąż dał mu klapsa i zamknął go w kuchni. Wiedział, że źle zrobił, bo
był bardzo spokojny i uległy przez resztę dnia. Wieczorem, kiedy mąż przygotował
jedzenie dla psa, Jason przypełzł do kuchni. Zupełnie bez powodu Ben skoczył na
niego i ugryzł go w buzię. Na szczęście niezbyt mocno. Jeden mały ślad pod prawym
okiem i drugi na wardze. Wydaje mi się, że bardziej chciał go nastraszyć niż
rzeczywiście zranić.
Nie chcemy usypiać psa, ale bardzo boimy się, że sytuacja się powtórzy. Czy
może nam pan pomóc? Oczywiście nie pozwalamy dziecku zbliżać się do psa, ale
nie wyobrażamy sobie, że można tak żyć na dłuższą metę. - Mrs. J. Bolton. Lancs.
Zawsze, kiedy agresja psa jest skierowana przeciwko dziecku, pytam
właścicieli, czy na pewno nadal chcą mieć psa. W większości tych przypadków
można znaleźć pozytywne rozwiązanie, ale zawsze istnieje ryzyko, że dziecko
zostanie pogryzione, nie mówiąc już o psychicznym wpływie, jaki zaistniała sytuacja
może mieć na malca. W tym akurat przypadku postanowiono dać Benowi jeszcze
jedną szansę. Byłem wprawdzie pewien, jaka była przyczyna konfliktu i jakie trzeba
podjąć działania, ale poprosiłem właścicieli, by ich domowy weterynarz zbadał psa
(to zaskakujące, jak często niezauważone zapalenie gruczołów okołoodbytowych lub
ucha może zmienić zachowanie psa, nie mówiąc już o innych ukrytych zaburzeniach
zdrowotnych!). Okazało się, że nic mu nie dolega. W tym przypadku nie zauważono
sygnałów ostrzegawczych. Od czasu kiedy Jason zaczął raczkować, Ben starał się
schodzić mu z drogi, co świadczyło o tym, jaki jest jego pogląd na wzajemne stosunki
z dzieckiem. Być może nie czuł się bezpiecznie w jego towarzystwie lub potraktował
wzrastającą aktywność dziecka jako zagrożenie dla siebie. To był właściwy moment
na podjęcie działań, ale zdaję sobie sprawę, jak łatwo w nawale zajęć przeoczyć
pierwsze, subtelne symptomy, zwłaszcza, gdy dotąd miało się pełne zaufanie do psa.
Niepewną równowagę wzajemnych stosunków pomiędzy psem i dzieckiem
zachwiała chwilowa zmiana domowych obowiązków, spowodowana chorobą
członków rodziny. W efekcie przez kilka dni z rzędu Ben miał swoją panią wyłącznie
do swojej dyspozycji, spędzając całe dnie zwinięty na jej łóżku. Ben wysunął się w
hierarchii stada przed dziecko, a nawet przed jego rodziców. Rozdział 3 pokazał, jak
łatwo może zaistnieć taka sytuacja, jeśli nie jesteśmy dostatecznie ostrożni. Toteż
kiedy Jason pojawił się znowu na horyzoncie, powitało go ostrzegawcze warczenie.
Kara, która spotkała go za zupełnie normalne, choć przez ludzi nieakceptowane
zachowanie wprawiła go w zakłopotanie. To, co właściciele odczytali jako poczucie
winy, w istocie nim nie było. Była to z jego strony reakcja na ogólną atmosferę
przygnębienia. Sądząc z obrażeń, jakie Jason odniósł po pierwszym ataku, było to
pomyślane jako działanie dyscyplinujące. To nie było ugryzienie, zęby nie zacisnęły
się, ale tylko kłapnęły w typowym ostrzeżeniu “trzymaj się z dala od mojego
jedzenia”. W ten sposób wyżej stojący w hierarchii pies ostrzega słabszego. Problem
w tym, że ludzką skórę łatwiej zranić niż psią. Należy zadać sobie pytanie “Czemu
pies uznał, że ma prawo podjąć działania dyscyplinujące wobec potomstwa
osobników Alfa”?
A oto co się naprawdę zdarzyło. Kiedy Jason zaczął raczkować, Ben zaczął go
wyraźnie omijać, dając mu swobodę poruszania się. Nie był tym szczególnie
zachwycony, ale nie widział możliwości przeciwdziałania, uważał, że nie ma do tego
prawa. Bardzo poprawiła się pozycja psa w domu w czasie choroby. Dziecko było
izolowane, a pies zyskał dodatkowe przywileje. Według psich pojęć właściciele sami
podnieśli jego pozycję obniżając jednocześnie pozycję dziecka. Toteż w pojęciu psa
miał on absolutnie prawo do podjęcia działań dyscyplinujących dziecko. Jeśli się nad
tym zastanowicie, dojdziecie do wniosku, że to całkiem co innego, niż prawdziwa
agresja. Przeprowadzona pod kontrolą zamiana ról w stadzie rozwiązała problem i
zapobiegła powstawaniu podobnych w przyszłości. Drogi Panie Fisher
Próbowaliśmy zapoznać naszego trzyletniego boksera Bruna z naszym nowo
urodzonym dzieckiem. Był on tym tak podniecony, że wyskoczył w górę i niemal
chwycił maleństwo pazurami. Czytaliśmy, że najlepiej położyć dziecko na podłodze i
pozwolić psu obejrzeć je dokładnie, nie pozwalając mu tylko lizać twarzy maleństwa,
ale boimy się, że Bruno zrobi mu nawet niechcący coś złego. On nie jest agresywny,
ale zawsze używał pazurów do rozrywania toreb z zakupami, a ja nigdy go od tego
nie powstrzymywałam. Pilnowałam tylko, żeby otwierał tę torbę, w której jest coś dla
niego. Obawiam się, że Bruno jest przekonany, że w pakunku z dzieckiem jest coś
do jedzenia. Każę mu siadać i on to robi, ale kiedy tylko powiem: ,,Zobacz Bruno, to
twój nowy braciszek” podskakuje i zaczyna drapać. Co mam robić?. - Mrs. H. Enfield,
Londyn.
Było to bez wątpienia typowo wyuczone zachowanie. Złożyłem wizytę w tym
domu, żeby naocznie przekonać się, czy w tym zachowaniu nie kryje się choćby cień
agresji w stosunku do dziecka. Ale nic takiego nie stwierdziłem.
Zwykłą rutyną tego domu było to, że po powrocie z zakupów pani domu
dawała psu torebkę z czymś smakowitym, aby bezpiecznie donieść do kuchni resztę
zakupów. Brano siedział oczekując na należną mu torebkę, która była mu wręczana
ze słowami: “Zobacz Bruno, co dla ciebie mam”. Bruno atakował torebkę pazurami,
aby dobrać się do jej zawartości. Kiedy uczymy psa jakiejś małej, głupiej sztuczki, nie
zawsze potrafimy przewidzieć konsekwencje. Trzymając małe zawiniątko na rękach i
każąc psu siadać, pani uruchomiła określoną drogę skojarzeń u Bruna, który już drżał
z niecierpliwości w oczekiwaniu smakołyku, a kiedy usłyszał jakże znane słowo
“zobacz” nic dziwnego, że rzucał się w poszukiwaniu go. Trzeba było przekonać
Bruna, że zawiniątko z niemowlakiem nie kryje niczego do jedzenia.
Bruno oddałby duszę i ciało za kawałek białej czekolady. Mam co prawda duże
wątpliwości, czy dziki wilk albo zdziczały pies uznałby to za godną siebie zdobycz,
ale skoro Bruno tak ją lubił, to postanowiłem użyć właśnie białej czekolady. Matka
usiadła trzymając dziecko, a na stoliku obok niej leżały trzy czy cztery kawałki
czekolady. Kiedy wpuszczono psa, ten podszedł prosto do swojej pani. Kazała mu
usiąść, co natychmiast wykonał patrząc wyczekująco na nią. Nic nie mówiąc podała
mu kawałek czekolady. Przez chwilę pies był ignorowany, a my kontynuowaliśmy
rozmowę, potem dostał następny kawałek czekolady. Od tej chwili pies zupełnie
ignorował dziecko wpatrzony w stolik. Powtarzaliśmy tę czynność kilka razy, dopóki
czekolada się nie skończyła. Poprosiłem wtedy panią domu, żeby powiedziała to, co
zwykle mówiła pokazując psu dziecko. Bruno popatrzył zrezygnowany, obwąchał
dziecko i położył się obok. Całe podniecenie wyparowało.
Takie działanie pani domu powtórzyła jeszcze trzy czy cztery razy i Bruno
przyzwyczaił się, że obecność dziecka jest zapowiedzią nagrody, nie związanej ściśle
z osobą maleństwa. Byłem usatysfakcjonowany słysząc słowa zachwytu teściowej tej
pani nad wspaniałym zachowaniem Bruna w stosunku do dziecka, a było to
następnego dnia po mojej wizycie w tym domu.
Opisując ten przypadek chciałem pokazać, że wprowadzenie nowo
narodzonego dziecka do domu, gdzie pies ma swoją mocną pozycję, nie zawsze jest
takie łatwe, jak można by przypuszczać. Na ogół pies powinien zaakceptować
nowego członka stada pod warunkiem, że jego zachowanie wobec niego jest
prawidłowe. Zawsze radzę moim klientom, żeby nie zamykali psa, kiedy kąpią,
przewijają czy karmią dziecko. Wręcz przeciwnie, pies powinien przy tym asystować i
od czasu do czasu trzeba powiedzieć coś do niego. Bardzo dobrym pomysłem jest
stosowanie podobnych działań jak te, które podjęliśmy w stosunku do Bruna. Można
dać psu kość lub kupiony w sklepie dla zwierząt gryzak w tym samym pokoju, w
którym zajmujemy się dzieckiem, czyniąc z tego swego rodzaju rytuał. Pies szybko
dojdzie do wniosku, że przebywanie w pobliżu dziecka to rzecz bardzo przyjemna.
Niewielu rodziców zdecydowałoby się zostawić na dłużej maleńkie dziecko
samo z psem. Może to być bardzo niebezpieczne, zwłaszcza kiedy dziecko ma
brudną pieluchę. Pies myśli zupełnie innymi kategoriami niż my, a taka aromatyczna
pielucha to coś, co koniecznie powinno być zbadane. Badanie źródła zapachu może
mieć dosyć gwałtowny przebieg i drastyczne konsekwencje - przewrócone łóżeczko,
dziecko na podłodze w podartym ubranku i, ostatecznie... pies zaprowadzony do
uśpienia.
Najbardziej dziwacznego przypadku, dotyczącego psów i maleńkich dzieci,
dostarczył mi dwuletni bokser o imieniu Sam. Mieszkał on ze swoją panią i jej
maleńkim dzieckiem w mieszkaniu służbowym. Jej mąż był marynarzem i większość
czasu spędzał poza domem. Problem powstał, kiedy przy kolejnej wizycie w domu
okazało się, że pies warczy na niego. On w zasadzie bał się psów i Sam został
kupiony także dlatego, aby pomóc mu przezwyciężyć ten strach. Z tej przyczyny to
pani domu karciła psa kiedy warczał, a nie pan. Byłem przerażony, kiedy
dowiedziałem się, że karci psa ... gryząc go w ucho, nie dlatego, że było mi
szczególnie żal psa, ale sam nigdy nie pochylibyłbym twarzy tak nisko nad
warczącym psem. Mąż wracając na okręt zapowiedział jej: “Albo wyleczysz tego psa
albo masz go uśpić”.
Zebrany wywiad wskazywał na klasyczny przypadek walki o dominację. Wiek
psa oraz fakt, że pod nieobecność pana był najwyższym rangą samcem w domu i to
przez długi czas jego nieobecności - wszystko to wskazywało na słuszność takiego
wniosku. Nic dziwnego, że w tych warunkach pies postanowił objąć przewodnictwo
stada i próbować zdominować swego pana po jego powrocie do domu.
Zaleciłem program działań, mających obniżyć pozycję psa w codziennych
stosunkach z jego panią, oraz dałem instrukcje, jak powinien zachowywać się mąż,
kiedy następnym razem wróci do domu. Na co dzień pani miała bardzo dobrą
kontrolę nad psem i dlatego sądziłem, że nie jest to problem z ułożeniem psa, a tylko
z przyjętą przez niego postawą.
Kilka tygodni później zadzwoniła, że mąż przyjechał do domu, a pies
terroryzuje go do tego stopnia, że kiedy wyszła po zakupy, zdesperowany mąż
zamknął się w kuchni i czekał na jej powrót. Zdecydowanie zażądał uśpienia psa.
Oboje zgodzili się przyjechać do mnie zabierając psa i dziecko. Po mniej więcej
godzinnej rozmowie byłem coraz bardziej zaskoczony nie rozumiejąc, dlaczego pies
nie reaguje na zalecaną przeze mnie terapię. Sądząc z ich odpowiedzi zastosowali
się pilnie do wszystkich moich wytycznych. Cały problem powinien jeśli nie zniknąć,
to przynajmniej zmniejszyć się, ale w żadnym razie nie nasilić się.
Wtedy dziecko zaczęło płakać, a Sam bardzo podniecony zaczął wspinać się
łapami na swoją panią. Mąż wstał z krzesła z zamiarem odciągnięcia psa, ale
szybciutko usiadł na rozkaz Sama. Muszę przyznać, że sam bym tak zrobił. Rozkaz
psa był nader wyraźny: “ Siadaj, ale już!”
Pani udało się nieco uspokoić psa, ale był on nadal zaniepokojony płaczem
dziecka. W końcu trzeba było go zamknąć w samochodzie, bo mąż sztywny ze
strachu nie był w stanie uczestniczyć w rozmowie.
Pani wyjaśniła mi, że pies stał się niespokojny, bo dziecko było karmione
piersią, a na czas karmienia Sam był zamykany w innym pokoju. Zapytałem, czy pies
jest zawsze w czasie karmienia (zawsze odradzam to rodzicom, kiedy niemowlę
przebywa w domu, w którym jest dorosły pies, gdyż to może wyrobić w nim
przekonanie, że za każdym razem kiedy matka poświęca uwagę dziecku, on musi
być zamknięty).
“Tak, muszę, bo inaczej pies próbuje odepchnąć dziecko” - odpowiedziała.
“Dlaczego miałby to robić? - zapytałem naiwnie.
“Mam za dużo pokarmu i położna powiedziała mi, że jeśli resztę będę dawać
psu, to pomiędzy nim i dzieckiem wytworzy się silna więź”.
Zanim naiwna, młoda matka, czytając te słowa przejmie się tą bzdurną teorią
chciałbym z całą mocą podkreślić, że nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistością.
Takie żywienie psa w żaden sposób nie wpłynie na więź między psem a dzieckiem!
Myślę zresztą, że położna raczej chciała poradzić jak spożytkować nadmiar pokarmu.
Właścicielka Sama zinterpretowała to na swój sposób.
Pomysł karmienia piersią dorosłego boksera przyprawia mnie o dreszcz
zgrozy, ale to wyjaśniło wiele spraw. Nic tak nie podbudowuje pozycji psa niż
pierwszeństwo przy najbardziej mlecznym sutku...
Psy i dzieci
Zwykle tak się dzieje, że kiedy mam do czynienia z nadmiernie aktywnymi
psami, to okazuje się, że w rodzinie są również nadmiernie aktywne dzieci. Nie ma
wątpliwości, że warunki, w jakich pies przebywa na co dzień mają ogromny wpływ na
jego zachowanie.
Z dwóch szczeniaków tego samego miotu jeden, umieszczony u starszego,
spokojnego małżeństwa, wyrośnie na spokojnego, dobrze ułożonego psa. Drugi,
umieszczony w rodzinie z dwójką czy trójką rozbrykanych dzieci, wyrośnie na równie
rozbrykane, nieznośne zwierzę.
Bardzo modne obecnie ekologiczne podejście obwinia konserwanty, barwniki i
inne środki dodawane do produkowanej żywności o zły wpływ na nadmierną
aktywność dzieci. Nie mam wątpliwości, że w niektórych przypadkach rzeczywiście
tak jest. Te same składniki wywierają podobny wpływ na psy. Jednak o ile chemikalia
mają zły wpływ, to zaprzestanie ich spożywania powinno znosić go całkowicie.
Widziałem zbyt wiele przypadków, gdzie nadmiernie aktywne psy były własnością
rodzin, mających nadmiernie aktywne dzieci. Miałem kiedyś do czynienia z
osiemnastomiesięcznym, wykastrowanym springer spanielem. Wykastrowano go,
gdyż ktoś właścicielom powiedział, że po tym zabiegu pies będzie znacznie
spokojniejszy. Przy pewnych zaburzeniach hormonalnych mających wpływ na
zachowanie tak psów, jak i suk, taki zabieg może okazać się zbawienny. Ale w tym
przypadku tak nie było. Kiedy tylko pies przekroczył próg, miotał się w różne strony,
wskakiwał na meble, drapał w drzwi - słowem prezentował jak najgorsze maniery. Ale
dokładnie tak samo zachowywał się ośmioletni synek właścicieli. Miał na imię Adam i
już po trzech minutach pobytu w moim biurze przerwał nam rozmowę słowami:
“Tatusiu, ja chcę do domu”. “To nie potrwa długo, Adasiu” odpowiedział ojciec.
Zajęło to sporo czasu, choć robiłem subtelne aluzje do nieznośnego
zachowania pociechy, szalenie utrudniającego mi rozmowę. Matka mruczała
przepraszająco, że mały jest nadmiernie aktywny i trzeba będzie coś z tym zrobić.
Adam w tym czasie bardzo przycichł. Zajęty był wyciąganiem książek z półek bez
mojego pozwolenia. Powiedziano mu tylko: “Posłuchaj kochanie, ten miły pan chce
nam pomóc w opanowaniu złego zachowania naszego pieska.” Zapytano go jeszcze,
czy nie chciałby pójść obejrzeć koni. “Nie, chcę do domu” odpowiedział nadąsany
chłopczyk.
Byłem mu wdzięczny za tę odpowiedź, bo jakoś nikt mnie nie zapytał, czy
wyrażę na to zgodę. Ja naprawdę lubię nasze konie i zupełnie nie widziałem powodu,
dla którego Adam miałby je niepokoić. Moja żona w tym czasie pracowała w pokoju
obok. Zapytała mnie potem, czy dobrze się jej wydawało, że chłopiec jest nieco
opóźniony w rozwoju. Była bardzo zdziwiona, kiedy powiedziałem, że nie.
Po mniej więcej czterdziestu minutach tych męczarni stało się dla mnie jasne,
że żadne z rodziców nie zamierza w żaden sposób wpłynąć na zachowanie pociechy
i zdecydowałem się sam interweniować. Poczekałem na następne: “Chcę do domu” i
zapytałem “Adam, czy naprawdę chcesz do domu?” “Tak” - odpowiedział.
Podszedłem zatem do drzwi, otworzyłem je szeroko i powiedziałem: “No, to idź. Twoi
rodzice nie mogą iść z tobą, bo mają jeszcze kilka spraw do omówienia ze mną, ale
jeśli rzeczywiście chcesz iść, to nikt cię nie będzie zatrzymywał”.
Adam skamieniał, a rodzice wydali z siebie cienki pisk. Chłopiec “straszliwie
przygnębiony” usiadł matce na kolanach i przytulony do niej nie odzywał się do
końca naszej rozmowy. Tak oto udało mi się przezwyciężyć szkodliwe działanie
konserwantów i barwników w pożywieniu. Wyglądało na to, że pies jest mi niemal
wdzięczny. Uspokoił się natychmiast, gdy zlikwidowałem źródło podniet,
przyprawiające tak psa, jak i mnie o szaleństwo.
Na ogół nie mam większych problemów z wyjaśnieniem właścicielom, co mają
zrobić, aby zapanować nad swoim psem, ale nie bardzo mogę wtrącać się do tego,
jak postępują ze swoimi dziećmi. Staram się zatem podkreślić usilnie, jak wielki
wpływ na zachowanie mają warunki zewnętrzne z nadzieją, że zrozumieją, o co
naprawdę chodzi. Niestety, nie wszyscy chcą to zrozumieć. Drogi Panie Fisher
Mam dwoje dzieci: ośmio- i dziewięcioletnie. Nie mogą one swobodnie bawić
się ze swymi przyjaciółmi, bo nasza dziesięciomiesięczna suczka border collie, która
zawsze jest z nami, zaczyna podszczypywać dzieci, kiedy tylko spróbują biegać.
Ona na ogół nie jest agresywna, ale nie potrafi zapanować nad sobą, gdy dookoła
jest za dużo ruchu. Czy może Pan doradzić, jak ją wychować? - Mrs. F. Huntington,
York.
Instynkt pasienia u collie jest bardzo silny i to właśnie robi pies w tym
przypadku. Problem powstał stąd, że na jego psychikę działa zbyt mało bodźców
pobudzających. Te psy zostały wyhodowane do pracy, ale ich wzrastająca
popularność spowodowała, że znalazły się również w miastach, gdzie zapewnia się
im co najwyżej dwa krótkie spacery dziennie. W rezultacie znudzone i przytłumione
starają się znaleźć zajęcie zastępcze, zaspokajające ich naturalne instynkty. Dajcie
im grupę dzieci, rozbieganych i piszczących cienkimi głosikami, a będą w siódmym
niebie.
Dzieci działają bardziej pobudzająco niż owce, które łatwo utrzymać w zwartej
grupie i nie wymaga to zbyt wiele ruchu i wysiłku. Dzieci rozbiegają się we wszystkich
kierunkach i roztoczenie nad nimi pełnej kontroli to bardzo satysfakcjonujące zajęcie.
Pani F. ma rację. Na ogół to nie są agresywne psy, ale każde chwycenie
zębami człowieka jest uznawane za agresję i nie jest do zaakceptowania. Mając
takiego psa właściciele muszą wziąć pod uwagę potrzeby psychiczne rasy i
zaspokajać je. Same spacery nie wystarczają, potrzeba im zadań, które pozwolą im
rozwijać tak mózg, jak mięśnie. Rozdział 16 dotyczy tego rodzaju problemów.
Karcenie czy karanie psa za zachowania, oparte na silnych instynktach,
rzadko kiedy przynosi oczekiwane rezultaty. Można osiągnąć tyle, że w obecności
dorosłych pies będzie obawiał się paść dzieci. Trzeba zadbać o to, by pies czuł się
dobrze w towarzystwie dzieci. Spokojne zachowanie i jakiś smakołyk na dzień dobry,
jako powitanie ze strony dzieci, które przyszły z wizytą, pomoże zmienić nastawienie
psa i jego oczekiwania w stosunku do grupy gości. Można też nauczyć dzieci
(początkowo pod nadzorem dorosłych) zabawy w poszukiwanie smakołyków, co w
pewnym stopniu zaspokoi potrzebę pracy psa. Potem dobrze będzie zabrać psa, aby
dzieci mogły się wyszaleć. Kiedy już się trochę zmęczą i uspokoją, można znowu
wypuścić psa, żeby całe towarzystwo mogło się spokojnie pobawić. Te działania
powinny chwilowo załagodzić sytuację, a z biegiem czasu, dorastając, i dzieci i pies
będą coraz spokojniejsze.
Być może taka rada ze strony człowieka, po którym spodziewano się
całkowitego uzdrowienia sytuacji wywoła zdziwione pytanie: “Tylko tyle?” lub “To nic
więcej pan nam nie poradzi?” Cóż, mój komentarz do tego przypadku jest
następujący - zanim weźmie się do domu psa, trzeba się dobrze zastanowić, czy ten,
jakiego wybraliśmy, zaspokoi nasze oczekiwania. Toteż pamiętaj:
1. Jeśli zależy ci na kolanowym kanapowcu, nie decyduj się na doga.
2. Jeśli chcesz mieć spokojnego psa, nie decyduj się na żadną z ras
obrończych czy stróżujących.
3. Jeśli ci nie odpowiada pies o silnym instynkcie pasterskim, nie decyduj się
na collie.
4. Jeśli kupisz psa tylko dlatego, że chcą go dzieci, a ty nie jesteś przekonany,
czy to jest dobry pomysł, zastanów się nad nim bardzo głęboko.
Psy i dorośli
Usłyszałem zdenerwowany głos w słuchawce telefonu: “Spróbowałem mu
zabrać miskę z jedzeniem, a on mnie ugryzł”. Powstrzymałem się od kąśliwego
komentarza, że jeśli nie chciałeś, aby twój pies jadł, to przede wszystkim po co dałeś
mu pełną miskę. Zamiast tego zapytałem o okoliczności tego zdarzenia.
Okazało się, że żona właściciela spodziewa się dziecka i państwo postanowili
nauczyć psa, że w każdej chwili ktoś mu może zabrać miskę, nawet gdy zabrał się
już do jedzenia. Myśleli, że pies powinien o tym wiedzieć, zanim dziecko zacznie
raczkować, bo wtedy na pewno będzie się dobierało do psiej miski. Pomysł był nawet
dobry i świadczył o tym jak odpowiedzialnie podchodzą niektórzy ludzie do
problemów, jakie mogą wyniknąć, kiedy w domu, w którym jest już pies, pojawi się
niemowlak. A w bardzo wielu rodzinach, zanim pojawi się dziecko, pies jest już
dobrze zasiedziały (czyżby jakieś echa Freuda, pies jako substytut dziecka?).
Przez pierwsze trzy dni nie było problemu. Pan zabierał miskę, a pies kręcił
ogonem i patrzył w górę z nadzieją. Czwartego dnia właściciel zauważył, że kiedy
podszedł, pies zamarł nad miską ze spuszczoną głową. Pomyślał sobie; “Ale mądry
pies, wie już, co teraz robię i przestał jeść, żeby było mi łatwiej zabrać miskę”. Tak też
zrobił, a pies nie zareagował. Bardzo się zatem zdziwił, kiedy piątego dnia pies
zawarczał, kiedy on sięgał po miskę. Pies dostał klapsa za warczenie i pan zabrał
miskę, nie oddał jej psu przez pięć minut, żeby dać mu nauczkę. Szóstego dnia
warczenie było głośniejsze, bicie dotkliwe, a dodatkową karą było to, że pies nie
dostał miski z powrotem. Siódmego dnia pies ugryzł pana, sięgającego po miskę.
Powodowany najlepszymi intencjami człowiek ten nauczył psa pilnowania
jedzenia popartego agresją. Spójrzmy na zaistniałą sytuację oczami psa, a wtedy
łatwo pojmiemy, co się naprawdę wydarzyło. Jest taki krytyczny obszar wokół psiego
pyska, który najlepiej określić jako strefę zakazaną. Wszystko, co wewnątrz tej strefy,
należy do psa. Dzisiejsze domowe, dobrze wykarmione psy rzadko przypominają
nam o jej istnieniu. Rzeczywiście, wielu moich klientów opowiada mi o wspaniałym
charakterze ich psów, które pozwalają sobie wyjąć z pyska wszystko, cokolwiek to
było. Odpowiadam im na to zwykle: “Nie dawaj jeść swojemu psu przez tydzień, a
potem spróbuj mu zabrać kość”. Ukryty instynkt da o sobie znać niezależnie od rasy.
Nawet w dzikim stadzie słabszy, podporządkowany osobnik będzie bronił swojej
porcji jedzenia przed wyżej od niego stojącym, mimo że szansę na wygraną są
minimalne. Kiedy jednak przypadkiem zdarzy się, że słabszy wygra walkę o jedzenie,
kiedy już zje, wykona przed silniejszym wszystkie gesty i postawy podporządkowania
w formie przeprosin. Kiedy zdobywca jedzenia ma bardzo niską pozycję w stadzie, to
walkę o jedzenie ze stojącym znacznie wyżej może wygrać tylko wtedy, gdy jest
bardzo głodny. Ten niższy rangą jednak nawet nie marzy o walce o zmianę swojej
pozycji w stadzie.
Nic zatem dziwnego, że w konsultowanym przeze mnie przypadku niczym nie
zagrożony, dobrze odżywiony pies na początku nie protestował, kiedy mu zabierano
miskę. Kiedy miał dość tych działań, przyjął klasyczną nieruchomą pozycję, aby
ostrzec przed dotykaniem jego zdobyczy. To klasyczne psie ostrzeżenie zostało
ewidentnie źle zinterpretowane przez właściciela, czyli w pojęciu psa - zignorowane.
Następne ostrzeżenie było już wyraźniejsze, pies zaczął warczeć. Właściciel -
wychodząc z założenia: “Żaden pies nie będzie na mnie warczał” - uderzył psa. To
już nie było zwykłe współzawodnictwo o jedzenie - dołączyła do niego agresja. A jak
psy przejawiają agresję? - to oczywiste - gryzą!
Kiedy właściciel psa zrozumiał, dlaczego jego postępowanie przyniosło takie a
nie inne rezultaty, opracowaliśmy wspólnie plan działania zgodnie z moimi
sugestiami:
1. Uległa zmianie częstotliwość posiłków, tę samą ilość karmy podzielono na
dwie porcje: poranną i wieczorną.
2. Zmieniono miskę i miejsce karmienia, aby warunki zewnętrzne nie kojarzyły
się z dotychczasowymi wydarzeniami.
3. Kupiono dwie podobne miski. Jedzenie przygotowane w obecności psa,
znajdowało się w jadalnej misce, ale na podłodze stawiano najpierw drugą, pustą. To
bardzo zabawny widok: pies zagląda do miski, potem spogląda w górę, zdziwiony,
potem znów patrzy w dół, rozgląda się dookoła, potem próbuje zajrzeć pod miskę, w
końcu znowu patrzy z wypisanym na pysku pytaniem: “Czy nie wiesz, że tam nic nie
ma, ty niemądry?”. Teraz pora na małą pantomimę: “Chyba musiałem zwariować!
Przecież to nie ta miska”. Z pełnej miski trzeba nałożyć dwie lub trzy łyżki jedzenia do
pustej. Ponieważ pełna miska jest w posiadaniu właściciela, nie ma czego pilnować.
Pies szybko upora się z niewielką porcją i popatrzy w górę prosząc o jeszcze, wtedy
trzeba mu dać następną porcję i powtórzyć całą procedurę, aż skończy się
przeznaczona na tę porę karmienia porcja jedzenia. Pies będzie mógł się przekonać,
że każde nasze pochylenie się do miski zmierza do dołożenia mu jedzenia, a nie
odebrania go. Następny krok to podanie psu miski wypełnionej w połowie: resztę
jedzenia trzeba dołożyć zanim skończy jeść to, co już dostał. To wciąż wygląda na
sięganie po psią zdobycz, ale w efekcie pies coś dostaje, a nie traci. Wkrótce
zabranie miski, w której zostało jeszcze trochę jedzenia stanie się możliwe. Pies
nauczył się, że pod ręką jest sporo jedzenia i w końcu je dostanie. Przy każdym
karmieniu właściciel powinien stać bardzo blisko miski, wewnątrz strefy zakazanej lub
na jej obrzeżach, co zapewni mu ochronę przed agresją psa, gdyż jemu z kolei
wydaje się, że znajduje się w strefie zakazanej właściciela. Teraz trzeba osiągnąć to,
żeby po postawieniu miski bezpiecznie wchodzić i wychodzić z tej strefy.
Trzeba postawić miskę na podłodze i odejść kilka kroków, nie dalej jednak niż
do lodówki, w której ukryty jest wyjątkowo smaczny kąsek. Należy go wyjąć i podejść
do miski uważając, czy pies ostrzegawczo nie warczy, sygnalizując wrogą postawę.
Jeśli tak, lepiej zatrzymać się i wrzucić psu do miski trzymany smakołyk ze słowami
“Masz. Zapomniałem to włożyć do miski” i odejść. Błędem byłoby podejść w tej
sytuacji do miski, gdyż to mogłoby zrujnować z trudem budowane zaufanie psa.
Większość psów szybko akceptuje ten nowy zwyczaj podchodzenia i
odchodzenia, związany z wyraźną dla nich korzyścią. Inni członkowie rodziny mogą
też wchodzić do kuchni, kiedy pies je, podchodzić do lodówki, dawać mu dodatkowe
smaczne kąski - początkowo z dystansu, potem przekraczając strefę zakazaną, ale
dopiero wtedy, gdy wita ich przyjazne kiwanie psiego ogona.
W tym przypadku powstałe napięcie opadło i zaufanie między psem i
właścicielem zostało odbudowane tak szybko, jak przedtem zostało zniszczone.
Państwo Flatt byli bezdzietnym małżeństwem po czterdziestce z dużym,
czteroletnim dogiem niemieckim o imieniu Atlas. Pośród innych problemów, jakich im
przysparzał, Atlas między innymi obsikiwał drzwi ich sypialni, a kiedy tylko miał
szansę wejść do środka, natychmiast i łóżko. Atlas właściwie był psem pani Flatt,
miała go jeszcze zanim poznała swego obecnego męża. Przed ślubem sypiał przy
łóżku swojej pani, po nim został wyeksmitowany do kuchni. Atlas w dalszym ciągu
uważał, że zajmuje pozycję Alfa, jak to było przed pojawieniem się pana Flatt. Z jego
punktu widzenia to, że pozwolono na obecność pana Flatt w sypialni, podczas kiedy
on był zamykany w kuchni (miejsce oddalone od sypialni, przeznaczone dla
osobników niższych rangą) było conocnym zamachem na jego pozycję. Toteż nic
dziwnego, że za dnia Atlas próbował ją odzyskać. Znakował sporne terytorium przy
każdej okazji, co w psim języku miało oznaczać “To mój teren, wszystkie inne samce
mają się trzymać z daleka.” Pan Flatt miał dużo szczęścia, że Atlas był spokojnym
psem, który nie dochodził swoich praw agresją. Nie zdając sobie sprawy, w ciągu
dnia państwo Flatt przyznawali Atlasowi wszystkie korzyści związane z zajmowaniem
pozycji Alfa, natomiast nocą mu je odbierali. I tak powstawało błędne koło,
zapoczątkowane oddaniem przywództwa stada Atlasowi.
Sposób postępowania był w tym przypadku stosunkowo prosty. W ciągu dnia,
podobnie jak w nocy, należało dążyć do obniżenia pozycji Atlasa w stadzie. Zasady
postępowania w takich przypadkach opisałem już w rozdziale 3. Przytoczony
przykład znakomicie pokazuje, jak psy postrzegają ludzi w codziennym życiu stada.
Każda zmiana sytuacji - wyprowadzka jednego członka rodziny, częste wyjazdy
służbowe jednego z małżonków, ktoś nowy wprowadzający się na stałe - może
zaowocować zmianami w zachowaniu się psa, które często mogą przysporzyć wielu
problemów. Wspomniany już wcześniej behawiorysta felinolog Peter Nevile określał
taką sytuację następująco: przyjemność posiadania domowego zwierzęcia zaćmiona
koniecznością przebywania z nimi pod jednym dachem. Dla państwa Flatt siusiający
na łóżko Atlas zdecydowanie przestał być przyjemnością. Myśleli nawet o
wykastrowaniu psa, jako że nie mieli żadnych ambicji hodowlanych i wystawowych.
Oczywiście doradził im to jakiś “psi ekspert”, ale inny powiedział im, że pies jest już
za stary i nic mu to nie pomoże. Przyszli mnie zapytać, co sądzę o skuteczności tego
zabiegu.
W takich przypadkach jak ten, kastracja nie przynosi oczekiwanej zmiany
zachowania. Zachowanie Atlasa było sprawą przyjętej postawy, a nie wpływu
hormonów. Niemniej jednak badania przeprowadzone w 1970 roku na Uniwersytecie
Pennsylwanii wskazują, że w 70% wypadków zachowanie psów po kastracji uległo
znacznej poprawie, niezależnie od wieku.
Badania te, obejmujące również psy dwunastoletnie, a także osobiste
doświadczenie z moimi własnymi psami, przekonały mnie, że czynnik wieku nie ma
tu nic do rzeczy. Nasz dziesięcioletni wyżeł weimarski cierpiał na przepuklinę krocza,
przy której czasami niezbędna jest kastracja. Tak też było w tym przypadku. To
zawsze był pies, który nie lubił kontaktów z obcymi. Nie rzucał się na nich, ale
zawsze warczał ostrzegawczo i odstępując parę kroków do tyłu przyglądał się im
podejrzliwie. Zapamiętale znaczył teren i wszystkie nowe rośliny w ogrodzie trzeba
było chronić przed nim starannie. Już kilka tygodni po operacji różni ludzie zaczęli
zachwycać się zmianą na lepsze, jaka w nim zaszła. Jego skłonność do znaczenia
terenu wyraźnie zmalała i nawet lubi być głaskany przez słabo znanych mu ludzi.
Słowem stał się znacznie milszym psem. A operacja znacznie przedłużyła mu życie.
W 1988 roku Hazel Palmer, jedna z uczestniczek korespondencyjnego kursu,
o którym wspomniałem już wcześniej, dziś znana behowiarystka, zebrała dane o
wpływie kastracji na zachowanie dorosłych psów. Przestudiowała 98 przypadków
dotyczących psów w różnym wieku z różnymi problemami zachowania. Doszła do
podobnych wniosków jak Amerykanie. Coraz powszechniejsza staje się świadomość,
że psy po kastracji są bardziej sympatyczne. Z tego punktu widzenia zabieg ten, jeśli
nawet nie rozwiązuje problemów behawioralnych, to na pewno ich nie pogłębia.
Zważywszy jak mało mamy obiekcji przeciw kastracji kotów, koni, świń i innych
zwierząt, jak wiele właścicieli bez chwili wahania decyduje się na nią u suk, pojąć nie
mogę, skąd to rozdzieranie szat, gdy przyjdzie przeprowadzić zabieg u psa samca.
Chociaż większość lekarzy weterynarii jest gotowa do przeprowadzenia takich
zabiegów i w pełni docenia ich znaczenie przy leczeniu niektórych zaburzeń
behawioralnych, równie duża ich liczba energicznie protestuje przeciwko kastracji w
takich przypadkach, uznając ją za li tylko fanaberię właściciela. Kiedy myślę, jak
wiele szczeniąt każdego roku trafia do schronisk dla bezdomnych zwierząt tylko
dlatego, że przyszły na świat w rezultacie niechcianych, przypadkowych kryć, to z
całym szacunkiem dla niezależności cudzych poglądów, nie mogę się oprzeć
wrażeniu, że ci panowie kierują się raczej tępym uporem niż rzeczywistym dobrem
zwierząt.
Wyjaśniwszy to państwu Flatt dodałem: “W tym przypadku kastracja nie jest
konieczna, ale decyzja należy do was, zabieg na pewno mu nie zaszkodzi, a być
może ułatwi państwu utrzymanie kontroli nad psem”.
Państwo Flatt zdecydowali się poddać Atlasa zabiegowi i są bardzo
zadowoleni ze zmian, jakie w nim zaszły.
Zauważyłem, że pełna informacja o tym zabiegu i jego konsekwencjach
ułatwia zawsze podjęcie decyzji. Na pewno przeprowadzenie tej stosunkowo prostej
operacji jest znacznie lepsze dla organizmu niż kuracja hormonalna (chemiczna
kastracja), zwłaszcza że nie wiadomo, jakie długofalowe skutki dla organizmu może
mieć podawanie hormonów. Poza tym zawsze się zastanawiam, czy to jest tak
całkiem fair w stosunku do psa pozostawić mu pełną zdolność do rozrodu i surowo
pilnować, aby nigdy nie mógł zaspokoić swoich naturalnych popędów.
Psy i psy
Pies domowy, będący w prostej linii potomkiem wilka, w głębi duszy pozostał
drapieżnikiem. Instynkt drapieżcy podpowiada mu, że osobnik zraniony nie jest
zdolny do polowania. Jeśli nie poluje, nie je, a jeśli nie je - ginie. Dlatego większość
manifestacyjnych przejawów agresji psów wobec innych psów pozostaje li tylko
manifestacją. Nawet najbardziej groźnie wyglądające walki, pozostawione do
rozstrzygnięcia psom bez żadnej interwencji człowieka, zazwyczaj kończą się na
kilku niewielkich draśnięciach.
To nie zachowanie psów jest przyczyną walk. Zwykle jest nią zachowanie
właścicieli. Kiedy tylko ten czy inny pies okaże cień agresji, wpadają pomiędzy nie z
krzykiem. To dezorientuje psy, które przyjmują niewłaściwe postawy ciała,
podejmując przygotowania do walki - łapy wyprężone, zęby odsłonięte w otwartych
pyskach z wargami ściągniętymi do tyłu. Ten groźny widok pobudza właścicieli do
głośniejszych krzyków i czynnej interwencji - chwytania za karki i próby odciągania
przeciwników. To tylko pobudza psy do przyjęcia jeszcze bardziej wrogiej postawy.
Właściciele, chcąc ostudzić zapał do walki, zaczynają rozdawać ciosy na prawo i
lewo, czym popadnie - nogą, ręką, smyczą, a psy nieodwołalnie rzucają się do walki,
z której najczęściej najbardziej poszkodowani wychodzą faktyczni jej sprawcy -
ludzie.
Większość moich klientów, którzy zgłaszają się do mnie z psami agrysywnymi
w stosunku do innych psów, nie raz i nie dwa odniosło rany w takich potyczkach.
Kiedy pytam, jakie obrażenia w tych walkach odniosły ich psy, okazuje się, że
niewielkie lub ... żadne. Równie nieuszkodzony wychodził z tej walki drugi
zaangażowany w nią pies. Większe obrażenia w walce odnosił ten pies, którego
właściciel dopadł pierwszy i chwytając za kark, wystawił na atak przeciwnika.
Teoria, że kiedy dwa psy zaczynają warczeć na siebie w pierwszej próbie sił,
wówczas właściciele powinni zrobić w tył zwrot, pozostawiając im tę sprawę do
rozstrzygnięcia, jest bardzo trudna do zastosowania w praktyce. Nie uda się
wytłumaczyć biednej, starej pani Smith, której pudel leży na ziemi stłamszony przez
naszego rottweilera, że jest to jedyne rozsądne działanie w takiej sytuacji. Cóż, kiedy
ona jest przekonana, że jedyne, co może uchronić jej pupila przed zębami
rottweilera, zaciskającymi się wokół małej szyjki, to wymierzony temuż rottweilerowi
cios parasolką. Z prowadzonych przeze mnie zapisów wynika jasno, że najbardziej
poszkodowani z psich walk wychodzą jednak właściciele.
Ci, którzy mają kłopoty z agresywnymi psami, swoim postępowaniem
mającym temu zapobiec sami tworzą błędne koło. Psy chodzą tylko na smyczy, choć
dla zachowania równowagi psychicznej swobodny spacer bez smyczy jest
niezbędny. Kiedy tylko widzą zbliżającego się innego psa ściągają smycz, skracając
tym samym krytyczną odległość wzajemnego oddziaływania (przypomnijcie sobie
przypadek Donner, rozdział 7). W wyniku ściągnięcia smyczy front psa jest
podciągnięty, co w oczach nadchodzącego psa wygląda na postawę dominującą.
Jeśli właściciel ze swoim psem w takiej właśnie postawie przechodzi przez
terytorium, które inny pies uznaje za własne, nic dziwnego, że ten ostatni zaatakuje w
obronie swojej własności. Pies trzymany krótko na smyczy myśli wtedy zapewne “Na
miłość boską, pozwól mi chociaż opuścić głowę, ja tędy tylko przechodzę i świetnie
wiem o tym, nie uzurpuję sobie żadnych praw do tego terenu, a ty mnie zmuszasz,
żebym udawał, że tak jest.”
Zanim udzielę porady jak postępować z psem agresywnym w stosunku do
innych psów, przeprowadzam bardzo szczegółowy wywiad. Pytam nie tylko o dietę,
leczenie, pozycję w stadzie, dotychczasowe szkolenie, posłuszeństwo, ale także o
kontakty z innymi psami i reakcje na nie właścicieli. Staram się, aby właściciele
dokładnie zrozumieli istotę problemu i nauczyli się prawidłowo reagować, co nie jest
takie proste, bo są w to ogół zaangażowani też inni ludzie. Trzeba też przyznać, że
większość ludzi znosi fatalne zachowanie swoich psów dopóty, dopóki nie zaczyna
wywoływać licznych skarg ze strony innych - wtedy dopiero postrzegają je jako
problemowe.
Drogi panie Fisher
Mamy dorosłego samca rasy rodesian ridgeback, który nie jest szczególnie
przyjacielski w stosunku do innych psów. Nie wdaje się w walki, ale widać, że nie lubi
ich towarzystwa. Chcielibyśmy mieć drugiego psa, być może tej samej rasy, chociaż
mojej żonie podobają się też wyżły węgierskie. Czy mógłby nam pan doradzić,
jakiego psa mamy sobie kupić i jak bezboleśnie wprowadzić do domu. - Mr. H.
Maidstone, Kent.
Chciałbym uniknąć znanych już argumentów, czemu jedna rasa lepiej nadaje
się do trzymania w domu niż inna. W końcu pies zawsze pozostanie psem. W tym
przypadku zresztą nie ma takiej potrzeby, oboje państwo byli zgodni co do tego, że
chcą drugiego psa, chcieli tylko uniknąć problemów, jakie mogłoby przynieść
wprowadzenie go do domu. Oto moje rady:
1. Drugi pies wprowadzony do domu może być właściwie dowolnej rasy,
trzeba tylko unikać ras o podobnym temperamencie, charakterze i nastawieniu, jak
ten, którego mamy w domu. Dwa zbyt podobne samce wcześniej czy później
rozpoczną walkę o swoją pozycję w stadzie, i to niezależnie od tego, jaka jest twoja
pozycja w nim. Każdy członek stada indywidualnie ustala swoją pozycję wobec
wszystkich innych, toteż oba psy mogą uznawać właściciela za Alfa i nie zapobiegnie
to walce. Wybór szczenięcia bez skłonności do dominacji, może być dobrym
rozwiązaniem, trzeba bowiem pamiętać, że przynosimy do domu szczeniaka, ale
wyrośnie on w końcu na dużego psa i będzie dochodził swoich praw.
2. Można też zdecydować się na sukę, jeśli ma się w domu psa. Aby uniknąć
niechcianych szczeniąt, należy obydwa zwierzęta wysterylizować.
3. Psa o silnym instynkcie terytorialnym dobrze będzie zapoznać ze
szczeniakiem na terytorium neutralnym, u hodowcy, jeśli się zgodzi, lub w ogrodzie
znajomych. Łatwiej będzie im ustalić swoje stosunki w domu, jeśli malec od początku
nabierze zaufania do dużego psa, co może być trudne, gdy pierwszy kontakt
rozpocznie się od ataku osobnika broniącego swego terytorium. Łagodny pierwszy
kontakt ułatwi malcowi przystosowanie się do praw panujących w nowym domu.
4. Kiedy dorosły pies dyscyplinuje malca, właściciel nie powinien się wtrącać.
Bardzo często właściciele karcą dorosłego psa za to, że warczy na szczeniaka.
Zapominają, że choć dla nich to ciągle maleńki szczeniaczek, psiak właśnie zaczyna
dorastać i podobnie jak nieznośny nastolatek musi nauczyć się przestrzegania
domowych reguł. Wtrącenie się właściciela czyni tylko zamieszanie w przyjętym
porządku stada przez podnoszenie pozycji słabszego osobnika, co nieodmiennie
prowadzi do konfliktu. Musimy pozwolić zwierzętom, aby samodzielnie ustanowiły
swoją hierarchię stada. Psy zawsze pozostają psami. Trzeba im pozwolić na
swobodne kontakty na ustanowionych przez nie zasadach. Jeśli nie znamy i nie
rozumiemy tych zasad, nasza niewczesna interwencja nieodmiennie wprowadza
zamieszanie i wywołuje konflikty, których z łatwością można uniknąć. Zagrożenie
konfliktem przy wprowadzaniu do psio-ludzkiego stada o ustalonej hierarchii nowego
członka można zmniejszyć, wybierając psa o uległym, podporządkowanym
charakterze. Jeśli taki typ charakteru nam nie odpowiada, można wybrać psa o
temperamencie zbliżonym do tego, jaki ma nasz dorosły pies, ale - aby uniknąć
konfliktów - musimy nauczyć się patrzeć na wszystko oczami psa.
14 AGRESJA

Nadawano różnym rodzajom agresji, przejawianej przez psy, różne uczone


nazwy: “agresja terytorialna”, “agresja dominacyjna”, “agresja związana z bólem” i tak
dalej. Jednak osobie pogryzionej przez psa jest raczej obojętne, jak nazwano ten
akurat typ agresji, z którym zetknęła się w tak niemiły sposób. Ugryzienie psich
zębów pozostaje ugryzieniem psich zębów. Boli tak samo, bez względu na to, z
jakimi problemami osobowości boryka się gryzący pies. Żeby ten problem rozwiązać,
trzeba oczywiście dotrzeć do źródła agresji, ale znacznie ważniejsze od nadania
nazwy jej typowi jest znalezienie przyczyn, które ją spowodowały. Znakomita
większość przypadków, z jakimi mam do czynienia, to właśnie agresja. Nie dlatego,
aby było to najbardziej popularne zaburzenie osobowości u psów, ale dlatego, że
właścicielom bardzo trudno jest wytrzymać z agresywnymi psami. Mogą znosić psa
brudzącego w domu - nawet, gdy trzeba go było zamykać w kuchni lub poza domem
- ale nie będą tolerować psa, który gryzie ich, ich przyjaciół, a nawet obcych. Łatwo
też zrozumieć, że wielu właścicieli bardzo niechętnie przyznaje się do posiadania
agresywnych psów. Toteż niektórzy moi klienci stosują niezwykłe wykręty, żeby w
rozmowie telefonicznej nie przyznać się, że w istocie chodzi o to, że ich pies jest
agresywny.
Ostatnio moja żona odebrała taki telefon. Pani bardzo niepewnym głosem
mówiła, że problem polega na tym, że jej pies żuje. Żona słysząc tę niepewność
usiłowała ustalić za pomocą prostych pytań, co żuje: drewno, dywany, meble czy
inne przedmioty. W końcu po długiej rozmowie udało się ustalić, że pies żuje ... ludzi.
“To znaczy co?” zapytała żona. “Międli w pysku ich ręce?” “No tak, tylko wie
pani, problem polega na tym, że do krwi” - usłyszała w odpowiedzi. Ten pies po
prostu gryzł, ale właścicielka za nic nie chciała się do tego przyznać. Wolała udawać,
że te pięć razy to był przypadek.
Znam też taki typ właścicieli, dla których ignorancja jest błogosławieństwem.
Ta historia to klasyczny przykład. Zaczęło się od rozmowy telefonicznej.
“Czy to pan John Fisher?”
Czasem próbuję po głosie poznać, z kim mam do czynienia. Tym razem
brzmienie głosu zdradzało właściciela rottweilera.
“Przy telefonie” odpowiedziałem.
“Nazywani się Peter ... czy to prawda, że pan układa psy?”
“Poniekąd. A czego dotyczy problem?”
“Nie, właściwie to nie ma problemu, tylko że dostałem tego rottweilera i chyba
trzeba go nieco ociosać, wie pan, trochę ułożyć.”
O tak, wiedziałem. Po paru minutach rozmowy umówiliśmy się, że przyjedzie
do mnie ze swoim psem.
W oznaczonym terminie Peter pojawił się w moim biurze w towarzystwie
swojej żony Claire i z jednym z największych, najbardziej spasionych i groźnie
wyglądających rottweilerów, jakie kiedykolwiek widziałem. Nosił wdzięczne imię
Bandyta i miał dwadzieścia jeden miesięcy. Na dzień dobry przeszył mnie
nieprzyjaznym spojrzeniem - takim co to oznacza “Słyszałem o tobie Fisher, no ale
tym razem trafiła kosa na kamień”!
Peter rozpoczął rozmowę od ponownego stwierdzenia, że nie miał żadnych
kłopotów z psem. Tylko czasem zdarzało się, że był nieposłuszny.
Zapytałem go, co rozumie przez “nieposłuszny”. Dowiedziałem się, że pies
ciągnął na smyczy, nie zawsze wracał na wołanie no i trzeba go było zamykać, kiedy
przychodzili goście, gdyż nie zawsze był dla nich miły.
Rozumiecie, że przy tej ostatniej informacji poczułem się nie najlepiej,
zwłaszcza, że Bandyta chodził sobie luzem po moim biurze i cały czas mi się
przyglądał. Co więcej, jak zauważyłem, od chwili kiedy weszli do mojego biura, nie
zaszczycił swoich właścicieli nawet jednym spojrzeniem. To zwykle oznacza, że pies
stawia siebie znacznie wyżej w hierarchii stada, niż właściciela. Ale ta postawa psa
jakoś zupełnie nie pasowała do wygłoszonych przez Petera zapewnień, że nigdy nie
miał z nim żadnych poważnych problemów. Zadałem mu zatem kilka pytań o
zachowanie się Bandyty w określonych sytuacjach.
“Czy może pan swobodnie sięgnąć po miskę, kiedy on je?” zapytałem.
“Co? Nie możemy nawet przebywać w tym samym pomieszczeniu! Ale to
przecież znaczy, że jedzenie mu smakuje i to wystarczy!” - odpowiedział Peter.
“Czy nie sądzi pan, że takie zachowanie jest niedopuszczalne?” - pytałem
dalej.
“No nie, niezupełnie. Ja też nie lubię, jak mi przeszkadzać przy jedzeniu”. “Czy
on wyleguje się na meblach i śpi na łóżku?” - indagowałem dalej. “Ależ tak, on
bardzo lubi wygody” - odpowiedziała z kolei Claire. “A schodzi, kiedy mu każecie?” -
moje następne pytanie. “Ależ nie każemy schodzić, przecież nie można budzić psa,
który odpoczywa. Poza tym on nie lubi, jak siadamy na kanapie, na której właśnie
śpi.”
Ledwie mogłem uwierzyć własnym uszom. Ci ludzie mieszkali pod jednym
dachem z najbardziej dominującym (potencjalnie agresywnym) psem, jakiego
spotkałem i nic o tym nie wiedzieli, bo nie próbowali zakwestionować jego pozycji.
Zastanawiając się, jak by tu przekazać im tę wiadomość, odchyliłem się na krześle i
bezmyślnie założyłem nogę na nogę. Przez lata praktyki nauczyłem się, że
skrzyżowanie nóg to niemal wyzwanie dla dominującego psa. Być może uniesienie
nogi kojarzy mu się z zamiarem położenia jej na kłębie, jak to czynią dominujące
osobniki podporządkowanym. Wiem tylko, że nie powinienem był tego robić, zanim
ustaliłem swoją pozycję. Tym razem o tym zapomniałem, ale Bandyta przypomniał mi
o tym natychmiast, podchodząc i opierając łapę na moim kolanie i naciskając coraz
mocniej. “Och, on już pana lubi” zaszczebiotała na to Claire.
Chyba żadne stwierdzenie nie mogło być w tym momencie dalsze od prawdy.
Bez zastanowienia podporządkowałem się Bandycie, który od pierwszej chwili
naszego spotkania na to czekał. Ponieważ on stał, a ja siedziałem, nie miałem
innego wyjścia jak - unikając starannie spoglądania mu w oczy - bardzo powoli
opuścić uniesioną nogę na podłogę. To niemal go usatysfakcjonowało. Prawie, bo to
co nastąpiło potem ukierunkowało dalsze działania, zmierzające do rozwiązania
problemu, o którym właściciele psa jak na razie nie mieli najmniejszego pojęcia.
Bandyta mianowicie zawarczał niskim głosem. To warczenie wydobyło się gdzieś z
głębi jego trzewi, wstrząsnęło całym ciałem i aż spowodowało lekkie strzyknięcie
moczem na moje spodnie.
Po bardzo długiej dyskusji Peter i Claire zgodzili się na wykastrowanie psa.
Miał to być wstęp do programu terapeutycznego, zmierzającego do odebrania mu
pierwszeństwa w stadzie. Ten program wykluczał jakąkolwiek próbę sił czy
bezpośrednią konfrontację, co Bandyta przyjąłby zresztą z największą radością,
mogąc w walce potwierdzić swoją pozycję Alfa. Wskazaniem do kastracji była nie
tylko jego postawa, ale też to, że z zapałem znaczył swoje terytorium na zewnątrz i
wewnątrz domu oraz wykazywał zachowania seksualne w stosunku do poduszek, a
czasem nawet do Claire. Występowała u niego bez wątpienia nadprodukcja męskich
hormonów i, czułem to, kastracja mogła uczynić zeń znacznie milszego psa (pisałem
o tym w rozdziale 13).
Kolejne wiadomości od właścicieli Bandyty były bardzo pomyślne. Wszystko
szło zgodnie z planem - był znacznie grzeczniejszy w domu i bardziej posłuszny na
spacerach. Był to szczególny przypadek w całej mojej karierze i do dziś z
przerażeniem myślę, co by było, gdyby właściciele tego akurat psa nie byli tak naiwni
i mniej chętnie poddawaliby się tyranii tego wielkiego samca. Jestem też
niewypowiedzianie rad, że zgłosili się do mnie, zanim sami odkryli, jak olbrzymi
problem mają do rozwiązania. Przyczyn agresji u psów jest tak wiele, że niemal nie
sposób podać ich kompletną listę. Jednak podejście do rozwiązania problemu i
odzyskania kontroli nad psem, z wyjątkiem szczególnych przypadków, jest na ogół
takie samo.
Są jednak pewne przypadki agresji, których podłoże uniemożliwia całkowite
rozwiązanie problemu. Przy dużej dozie wysiłku można jedynie osiągnąć pewną
poprawę zachowania. Dotyczy to agresji o podłożu genetycznym i, co też może być
odziedziczalne, nerwicowym.
Agresja dziedziczna
Mały słownik oksfordzki określa dziedziczność jako “przekazywanie
potomstwu cech takich samych, jak u obojga lub u jednego z rodziców.”
Przy postawieniu diagnozy o podłożu agresji muszę wiedzieć, w jakim wieku
się pojawiła, czy właściciele mają psa od małego szczeniaka, czy znają jego matkę, a
jeszcze lepiej oboje rodziców. Nietrudno odkryć, kiedy problem jest dziedziczny.
Przekazany w genach jest cechą stałą i niezmienną. Wady fizyczne można
korygować operacyjnie, ale geny, które je wywołały, pozostaną niezmienione i będą
przekazane następnemu pokoleniu. To samo dotyczy wrodzonych cech charakteru -
genów nie da się zmienić, można tylko próbować wpłynąć na sposób zachowania się
zwierzęcia. Jeśli zachowanie psa może być zmienione na tyle, że nie będzie
wymagało nieustającej kontroli, można powiedzieć, że problem nie miał podłoża
genetycznego. Niektóre psy mogą przejąć wzory zachowań na zasadzie prostego
naśladownictwa - “Małpa widzi, małpa robi”.
Kiedy podejrzewam agresję o podłożu genetycznym, początkowo traktuję to
jako nabyte zachowanie i zalecam stosowny do tego program postępowania. Często
moi klienci mówią “Powinniśmy się byli lepiej zastanowić, przecież widzieliśmy, że
matka była agresywną suką i mogliśmy przypuszczać, że jej dzieci będą takie same”.
Nawet po takim stwierdzeniu nie da się określić, czy mamy do czynienia z
rzeczywiście dziedziczną agresją, czy też nabytą w bardzo wczesnym szczenięctwie.
Z naszego punktu widzenia obie są odziedziczone, gdyż szczeniak otrzymał je
niejako w spadku po matce z tą tylko różnicą, że o ile w pierwszym przypadku można
tylko lekko modyfikować zachowanie się psa, o tyle w drugim odpowiedni program
terapeutyczny może zakończyć się pełnym sukcesem.
Jeśli zachowanie psa jest nabyte we wczesnym szczenięctwie, a nowi
właściciele dysponowali odpowiednią wiedzą o psychice psa i szczeniak w nowym
domu był socjalizowany prawidłowo, to ten typ agresji można przezwyciężyć bardzo
szybko. Jeśli objawy agresji pojawią się w wieku późniejszym, można śmiało założyć,
że jej przyczyny są inne niż dziedziczne. Kiedy jednak zarówno przeprowadzony
wywiad jak i fiasko podjętych działań wskazywać będą na ściśle genetyczne podłoże
problemu, trzeba podjąć próby roztoczenia kontroli nad zachowaniem psa, tak aby
było ono przynajmniej znośne. Zadanie to ułatwi następujący program. Krok 1.
Zmiana struktury hierarchii stada (patrz rozdz. 3). Krok 2. Używanie efektów
dźwiękowych do przerwania niepożądanych zachowań (patrz rozdz. 6). Krok 3.
Używanie metod pozytywnego wzmocnienia, aby wywołać
pożądane zachowania (patrz rozdz. 5).
Krok 4. Zapewnienie psu - po odpowiednim ustawieniu psychicznym i
zmniejszeniu wpływu agresji na zachowanie - odpowiednio dużej liczby ćwiczeń
wykonywanych na komendę - siad, leżeć, stój itd. Te wszystkie działania powinny być
podjęte we wszystkich przypadkach stwierdzonej agresji u psów, niezależnie od jej
źródła. W miarę potrzeby indywidualnie wprowadza się pewne dodatkowe elementy,
jak zmiana diety, leczenie homeopatyczne w miejsce tradycyjnego, zmiana łańcuszka
na skórzaną obrożę.
Leczenie agresji nie jest proste i nie ogranicza się tylko do wdrożenia
podanych czterech punktów. Bardzo ważne w terapii jest nauczenie właścicieli, jak
mają postępować i zachowywać się. Bardzo często zachowanie właścicieli - o ile
samo nie jest przyczyną agresji - to bardzo pogłębia jej objawy.
Agresja nerwicowa
Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że ten sposób zachowania
spowodowany jest zazwyczaj niewłaściwą wczesną socjalizacją. Stając oko w oko z
wielkim światem młode psy tracą pewność siebie i przyjmują postawę, którą
właściciele określają jako agresywną. Teraz od zachowania właściciela zależy, czy
problem w przyszłości zniknie, czy też pogłębi się. Rozważmy teraz nerwicową
agresję w stosunku do psów i do ludzi z punktu widzenia psa i zobaczymy, jaki wpływ
mają na to zachowanie warunki zewnętrzne.
Agresja nerwicowa w stosunku do psów. Idąc na pierwszy spacer do parku
właściciele na ogół prowadzą młodego psa na smyczy w obawie, aby im nie uciekł.
Spotykają dużego, pewnego siebie, ale przyjacielskiego psa, który chce dokładnie
obejrzeć przybysza. Właściciele w obawie, aby ich maluch nie został skrzywdzony,
postanawiają temu przeciwdziałać. Szczeniak nie może zapoznać się z obcym psem,
nie może też ani uciec, ani okazać podporządkowania, bo nadmiernie chroniący go
właściciele przyciągnęli go ku sobie, szarpiąc smycz. Jedyny ratunek, jaki pozostał,
to zjeżyć się, warczeć i szczekać. Jeden rzut oka wystarczy, żeby zrozumieć, że jest
to rozpaczliwa próba ucieczki. Z uszami położonymi do tyłu malec stara się
zwiększyć, na ile to możliwe, odległość między sobą a dużym psem. Taka mowa
ciała jest zupełnie czytelna dla innych psów i wywołuje reakcję: “Kto rozsądny
zadawałby się z takim szaleńcem?” Odchodzą więc, aby znaleźć przyjemniejszego
kompana do zabawy. Ludzie to zachowanie interpretują jako objaw strachu, więc
pocieszają malca, upewniając go, że wszystko jest w porządku. Głaszczą psiaka i
wydają różne uspokajające odgłosy, zupełnie tak samo, jak zachowaliby się w
stosunku do przestraszonego dziecka. Psiak z kolei interpretuje to jako nagrodę za
swoje działanie - zademonstrował agresję, właścicielom się to spodobało, bo go
pogłaskali, a obcy pies uciekł. Wystarczy, aby taka sytuacja powtórzyła się trzy czy
cztery razy, a taki wzór zachowania zostanie utrwalony. Gdyby malcowi pozwolono
na swobodny kontakt z innym psem, przekonałby się szybko, że nie ma się czego
bać, a to zapoczątkowałoby swobodną socjalizację z innymi psami. Nawet gdyby
początkowo bardzo się przestraszył i zachował się jak w opisanym przypadku,
zignorowanie takiego zachowania to jedyny sposób, aby go nie utrwalić.
Agresja nerwicowa w stosunku do ludzi. Podobnie można nauczyć młodego
psiaka niepewności, a w konsekwencji agresji w stosunku do obcych. Trzeba
pamiętać, że pierwsza, przybierająca formę agresji reakcja wypływa ze strachu.
Rozładowanie sytuacji jest lepsze, niż pocieszanie psa, co będzie przez niego
zrozumiane jako poparcie dla tego zachowania. Psy na ogół odmawiają kontaktów z
niezrównoważonym histerykiem. Większość ludzi natomiast chętnie pomoże
właścicielowi przekonać szczeniaka, że kontakt z nimi to wcale nie taka straszna
rzecz. Jednak często, w najlepszej wierze, działają tak, aby przekonać szczeniaka o
czymś wręcz przeciwnym. Wydaje im się, że kiedy uda się im dotknąć szczeniaka,
tym samym przezwyciężą jego obawy. Tymczasem, o ile takie działanie właściciela
jest w oczach malca formą uspokojenia “Wszystko w porządku, piesku, takiego
zachowania od ciebie oczekiwałem”, o tyle identyczne zachowanie obcego jest
odczytywane jako groźba. Rozsądny właściciel w takiej sytuacji powinien trzymać
luźno smycz, dając szczeniakowi więcej swobody, a obcych poprosić, aby
zignorowali jego zachowanie. Malec nie powinien odnieść korzyści ze swoich
brewerii. Skoro wszyscy zignorują szczeniaka kontynuując rozmowę, ten -
początkowo zdziwiony, w końcu poczuje, że jest zdany na własne siły i zacznie
rozglądać się dookoła. Jednak trzeba go ignorować, dopóki nie nabierze pewności
siebie. Wtedy właściciel powinien dać szczeniakowi jakiś smakołyk, a obcy oddalić
się.
Smakołyk może dać też obcy, ale dopiero kiedy malec do niego podejdzie, a
nie aby wymusić podejście. Takie postępowanie zmieni pogląd psiaka na obcych i
przekona go, że korzystniej jest podejść po przyjacielsku, niż szczekać i warczeć. Ze
starszymi psami o takich wzorach zachowania trzeba postępować znacznie bardziej
ostrożnie i delikatnie, a właściciel musi w pełni rozumieć i kontrolować jego reakcje.
Agresja u psów jest zachowaniem zupełnie normalnym, to ich droga
wyrażania emocji, choć bardzo często używana jest w samoobronie. Psy, które z
jakiejś przyczyny czują się zagrożone, mają do wyboru trzy różne wzory zachowania:
walczyć, uciec lub zamrzeć bez ruchu. Są to odruchy czynnej obrony (OCO) i
odruchy biernej obrony (OBO).
Odruch zamierania w bezruchu występuje niezbyt często. Może pojawić się
wtedy, kiedy pies nie jest w stanie poradzić sobie z sytuacją, i jest formą OBO.
Znacznie częściej psy stają do walki lub salwują się ucieczką (OCO).
Niektóre rasy psów są znane z silnego instynktu obrony, choć jest to często
sprawa osobnicza. Kiedy mówi się o odruchu czynnej obrony, natychmiast
przychodzi na myśl rottweiler lub Jack Russel terier, natomiast golden retriever czy
owczarek szetlandzki kojarzą się raczej z obroną bierną. Jeśli twoje działania w
oczach psa stanowić będą zagrożenie dla jego bezpieczeństwa, zadziała odruch
czynnej lub biernej obrony. W razie czynnej obrony pies zaatakuje, w przypadku
biernej - rzuci się do ucieczki, a gdy nie będzie to możliwe - zaatakuje.
Nawet jeśli agresja jest sprowokowana działaniami uruchamiającymi te
odruchy, psa i tak uznaje się za agresywnego. Nic bardziej błędnego. To tylko pies,
który zareagował agresją, a nie pies stale agresywny. Sprowokowane reakcje agresji
są skutkiem utraty zaufania psa do człowieka. Im później zacznie się okres
socjalizacji psa, tym mniej pewnie będzie się on czuł w różnych sytuacjach, tym
łatwiej będzie tracił zaufanie i częściej przyjmował postawę agresywną. Trzeba
pamiętać, że pewny siebie pies na ogół nie gryzie.
15 NADMIERNA POBUDLIWOŚĆ

Odchylenia od normy w zachowaniu można tylko z grubsza podzielić na


kategorie. Każdy przypadek trzeba ocenić indywidualnie i podejmować indywidualny
program terapeutyczny w zależności od źródła zaburzeń i warunków, w jakich pies
żyje. Terapia skuteczna w przypadku jednego psa, wcale nie musi przynieść
pozytywnych efektów w przypadku innego, zdradzającego podobne odchylenia.
Toteż ja dzielę zaburzenia na dwie kategorie: te związane ze skłonnością do
dominowania i te, które wynikają z nadmiernego przywiązania.
Do tej drugiej grupy zalicza się większość przypadków nadmiernej
pobudliwości.
Jeśli agresja zajmowała zdecydowanie pierwsze miejsce wśród
konsultowanych przeze mnie przypadków, to nadpobudliwość, zwłaszcza połączona
ze skłonnością do niszczenia przedmiotów, plasuje się zdecydowanie na drugim
miejscu. I - podobnie jak w przypadku agresji - nie dlatego, że to właśnie odchylenie
od normy jest tak bardzo popularne wśród psów, ale dlatego, że jest ono bardzo
uciążliwe dla właścicieli, którzy zdesperowani szukają pomocy. Niepożądane
zachowania nadpobudliwych psów przyjmują różne formy działania pod nieobecność
właścicieli - brudzenie w domu, gryzienie mebli i innych przedmiotów, darcie
pazurami, nieustanne wycie i szczekanie, a w najgorszych przypadkach -
samookaleczanie. Te działania psów to nic innego, jak próby rozładowania
wewnętrznego napięcia.
Ludzie w takich sytuacjach uciekają się do palenia papierosów, alkoholu czy
ogryzania paznokci.
Nasilenie problemu zależy od reakcji właściciela na zastane szkody. Pies
zostaje sam, jest podenerwowany, jego napięcie rośnie, w końcu znajduje ujście w
starannym przeżuciu najlepszych butów pani domu. Pani wraca do domu, widzi buty i
beszta psa lub spuszcza mu lanie. Pies boi się nie tylko zostać sam - boi się też tego,
co stanie się, kiedy państwo wrócą do domu.
Tak powstaje błędne koło, które trudno przerwać, a problem z dnia na dzień
staje się większy.
Kiedy zgłasza się do mnie właściciel z psem o takim wzorze zachowania,
zawsze zadaję te same pytania.
“Gdzie pies sypia?” Niezmiennie uzyskuję odpowiedź: “W sypialni”. “Czy pies
chodzi za państwem po domu krok w krok, usiłując wejść nawet do toalety?”
Odpowiedź niezmiennie brzmi “Tak”. “A co się dzieje, gdy drzwi są zamknięte, by mu
w tym przeszkodzić?” Zazwyczaj słyszę wtedy: “Skomli i drapie w drzwi”. A na
pytanie: “Czy zawsze otwieracie państwo drzwi natychmiast, jak usłyszycie
skomlenie?” odpowiedź niezmiennie brzmi: “Tak . “A dlaczego pies śpi w sypialni?”
“Bo gdy chcemy go zamknąć w kuchni, tak się awanturuje, że nie można wytrzymać”
- zwykle brzmi odpowiedź.
Nie zauważywszy nawet, kiedy to się stało, właściciele wychowali psa, którego
nawet na moment nie można zostawić za zamkniętymi drzwiami, kiedy są w domu, a
nie mogą zrozumieć, czemu mają takie problemy, kiedy pies zostaje sam. Sami
doprowadzili do tego, że pies nie pozwala się ani na chwilę zamknąć w innym
pomieszczeniu niż oni i wolno mu chodzić wszędzie, gdzie chce. W rezultacie pies
nie może znieść samotności w domu, traci panowanie nad sobą i staje się
nadmiernie pobudzony, po czym kopie pod drzwiami, wskakuje na okno próbując
uciec, wyje i szczeka jak osamotniony wilk, gryzie cokolwiek, żeby rozładować
napięcie, czasem robi większe zniszczenia. W tym przypadku staram się przekonać
właścicieli, że zamiast złościć się na psa, powinni mu współczuć. Aby rehabilitacja
tych przypadków zakończyła się sukcesem, trzeba podejść do tego następująco.
1. Zmniejszyć pobudzenie, które jest przyczyną takiego zachowania.
2. Przez krótki czas chronić przedmioty przed zasięgiem zębów tam, gdzie w
grę wchodzi niszczycielstwo.
3. Na dłuższy czas trzeba zmienić warunki tak, żeby pies inaczej niż
dotychczas traktował konieczność pozostawania samemu. A jak to zastosować w
praktyce?
1. Aby zmniejszyć napięcie, polecam środki homeopatyczne lub któryś ze
specyfików Bacha. Jak już pisałem wcześniej, lek dobieram ściśle do osobowości
psa i zawsze po konsultacji z prowadzącym psa weterynarzem. Na ogół podzielają
oni moje podejście i zgadzają się co do tego, że same środki uspokajające tylko
zamaskują problem, a nie rozwiążą go.
2. Brudzenie w domu, zniszczenia czy próby ucieczki można szybko zwalczyć,
konstruując mały domowy kenelik. Psy lubią spać w kącie pokoju, pod stolikiem do
kawy szukając jaskini. Kiedy zaczynam mówić o zamknięciu psa w takim keneliku
czy większej klatce, właściciele wstrząsają się ze zgrozy na samą myśl o zamykaniu
psa w więzieniu. Wbrew temu wyobrażeniu psy bardzo potrzebują bezpiecznego
schronienia i w takiej klatce czują się jak w siódmym niebie. Wstaw klatkę do sypialni
i włóż do środka psie posłanie i kość lub inny smakołyk. Drzwi klatki zostaw otwarte,
aby pies mógł swobodnie wchodzić lub wychodzić, aż zaakceptuje klatkę jako
przyjemne miejsce. Drzwiczki można zamykać na krótko, kiedy pies śpi lub ogryza
kość. Zostawiaj psa samego na bardzo krótko tak, żeby mógł się upewnić, że pod
twoją nieobecność nic złego się nie dzieje. Wracając do domu, gdzie nic nie zostało
zniszczone i nie leży tam cuchnący prezencik, bo mało który pies brudzi we własnym
gnieździe, możesz psa śmiało nagrodzić. W ten sposób powstaje tradycja
spokojnego wychodzenia z domu i ciepłych powrotów przeciwna tej, która
obowiązywała dotychczas - przed wyjściem pies był głaskany i pieszczony, żeby mu
nie było przykro, a po powrocie dostawał lanie za wszystko co zniszczył.
3. Najważniejszym punktem terapii jest doprowadzenie do tego, by pies
zaakceptował zamknięcie w innym pokoju, kiedy państwo są w domu. Przede
wszystkim trzeba znacznie ochłodzić stosunki z psem. Nie znaczy to wcale, że pies
ma być ignorowany, ale musi się nauczyć, że nie wszystkie pomieszczenia w domu
są dla niego dostępne.
Źródło problemu nie leży w tym, że pies nie akceptuje zamknięcia na długo,
ale w tym, że nie akceptuje go w ogóle. Kiedy pies zaczyna skomlić i drapać w drzwi,
w przeszłości właściciel natychmiast by je otworzył, teraz drzwi mają pozostać
zamknięte. W przeszłości, co prawda, pies był karany za drapanie w drzwi, ale
odnosił też pewną korzyść - był wypuszczony. Zwykle doradzam właścicielom taki
schemat postępowania. Idąc do kuchni po filiżankę kawy czy herbaty, zatrzymaj się w
drzwiach i powiedz psu stanowczo “zostań tutaj” (ochłodzenie stosunków). Zamknij
drzwi, nastaw czajnik, weź smakołyk i wróć. Powitaj psa serdecznie, daj mu
smakołyk, pogłaszcz go (ciepły powrót). Cała procedura zajmie nie więcej niż parę
minut, ale będzie zdecydowanie inna od tego, czego pies doświadczał do tej pory.
Kiedy woda się zagotuje powtórz całą procedurę, ale nie rezygnuj z wypicia kawy.
Takie krótkie wypady do kuchni to doskonała okazja do zamknięcia psu drzwi przed
nosem, chłodnego pożegnania i ciepłego powrotu. Początkowo pies będzie
energicznie protestował, ale po kilku doświadczeniach osiągnie taki poziom
skojarzeń, że będzie wręcz czekał na zamknięcie drzwi w przekonaniu, że po ich
otwarciu czekają go przyjemności. Teraz klatka, która stała się sypialnią psa, może
być przeniesiona do przedpokoju. Początkowo drzwi sypialni w nocy powinny być
otwarte, ale z czasem można je będzie zamykać. W ten sposób ustanawia się w
domu terytoria zakazane dla psa. Ten sukces jest okupiony utratą tak bliskich dotąd
stosunków z psem, ale nie jest to zbyt wysoka cena za spokojne wychodzenie i
powroty do domu.
Należy pamiętać, że raz ustanowione zakazy terytorialne muszą być
bezwzględnie przestrzegane. Nie wolno robić żadnych okazjonalnych wyjątków, w
przeciwnym razie cały nasz wysiłek może zostać zniweczony. Nie byłoby to
korzystne ani dla nas, ani dla naszego psa.
Większość klientów zwraca się do mnie, kiedy ich cierpliwość już się całkiem
wyczerpała, fakt jednak, że w ogóle przychodzą, świadczy o tym, że chcą podjąć
jeszcze jeden wysiłek. Zauważyłem, że zależy im na zrozumieniu własnych psów.
Kiedy nauczą się już patrzeć na świat oczami psa, wspólne życie pod jednym
dachem staje się znacznie łatwiejsze i bardziej satysfakcjonujące.
16 W CO SIĘ BAWIĆ Z WŁASNYM PSEM

Wszystkie psy są potomkami polujących przodków i do dziś zachowały wiele z


ostrości zmysłów i instynktów, niezbędnych do chwytania ofiary. To często bywa
przyczyną zachowań, określanych przez nas jako nieposłuszeństwo na spacerach
bez smyczy. Nieposłuszny jest według nas pies, który nie przychodzi na wołanie. Ale
spójrzmy na to oczami psa. Świeży trop jest tak ekscytujący i aż zaprasza, aby nim
podążyć i pochwycić zdobycz. Ty chcesz go odwołać i założyć mu smycz zanim
sprawdzi, gdzie jest potencjalna zdobycz. Pies nie może pojąć, dlaczego - będąc
członkiem stada - nie odczuwasz takiego podniecenia jak on czując ten wspaniały
zapach, który jego przejął podnieceniem do szpiku kości. Ma nieprzepartą chęć
zapolować, a dla ciebie to zwykłe nieposłuszeństwo.
Wiesz, że twój pies jest bystry i pełen energii. Dlaczego tak trudno jest ci
utrzymać jego uwagę i zmusić do posłuszeństwa? Pewne wskazówki uzyskałeś już,
czytając poprzednie rozdziały, ale rozpatrzmy to z jeszcze innego punktu widzenia.
Dlaczego, zamiast przezwyciężać instynkt myśliwski, nie spożytkować go tak, aby był
ci pomocny w uzyskaniu lepszej kontroli nad psem ku waszej obopólnej radości?
Lata pracy z psami przekonały mnie, że nie wystarczy dawać im jeść i
wyprowadzać je na spacery. Musimy dawać im tyle zainteresowania, ile oczekujemy,
że one dadzą nam. Jeżeli codzienne ćwiczenia będą dawały psu tyleż bodźców
psychicznych, co fizycznych, to będzie on znacznie bardziej zainteresowany twoimi
oczekiwaniami, a jego posłuszeństwo wzrośnie nadzwyczajnie. Najcenniejszą
umiejętnością psa jest zdolność do wyszukiwania śladów, rozpoznawania i
podejmowania tropów. Jest wiele prostych zabaw, jakie możesz wymyślać opierając
się na tym wspaniałym talencie. Stymulacja tych właśnie psich popędów bardzo
pomoże przezwyciężyć ci jego skłonność do nieposłuszeństwa. Wystarczy
prawidłowo nauczyć psa paru prostych ćwiczeń. Pies zacznie patrzeć na ciebie ze
swego rodzaju oczekiwaniem i zaangażowaniem, które pozwoli mu zapomnieć o
potrzebie poszukiwania bodźców na własną rękę.
Zabawy w domu
1. Każ psu zostać, ewentualnie poproś kogoś, żeby go przytrzymał. Pokaż mu
smakołyk i udawaj, że chowasz go w różnych miejscach w pokoju - za sofą, za nogą
krzesła, gdzieś w kącie, pod dywanem itp. Schowaj go w którymś z tych miejsc. Wróć
do psa i każ mu szukać. Jeśli trzeba będzie, oprowadź go po pokoju, aż zrozumie
zasady gry. Nagródź go za sukces. Trzy czy cztery takie zabawy dziennie wystarczą,
a w miarę upływu czasu można zadania komplikować. Jeśli masz zamiar dać psu
jakiś smakołyk, znacznie zabawniej będzie go ukryć i pozwolić, aby pies sam go
znalazł.
2. Przytrzymaj psa, a ktoś z rodziny lub przyjaciół niech pokaże mu zabawkę
lub przysmak i wyjdzie z pokoju, żeby się schować (początkowo kryjówka nie może
być zbyt trudna). Najszybciej jak to możliwe zachęć psa do szukania ukrytej osoby na
hasło “szukaj”. Pierwszy raz szukaj razem z psem. Natychmiast, gdy pies odkryje
kryjówkę, oboje - i ty i osoba szukana - dajcie psu coś dobrego i pochwalcie go.
Kiedy pies zapamięta zasady gry, kuszenie go do szukania zabawką stanie się
zbędne. Obydwie zabawy można aranżować również poza domem, w ogrodzie czy
na terenie niezabudowanym. Na początku obszar poszukiwań nie powinien być zbyt
rozległy, a kiedy pies pozna już i polubi te zabawy, można go stopniowo rozszerzać.
Uważaj jednak, aby nie przetrenować psa, gdyż wtedy straci zainteresowanie
zabawą.
Zabawy w ogrodzie
Weź pełną garść sucharków dla psów i, podczas kiedy ktoś trzyma psa, ty
obejdź trawnik i rozrzucaj sucharki jak dla drobiu. Potem puśćcie psa mówiąc
“szukaj”. Na początku pewnie trzeba będzie obejść z nim trawnik, żeby łatwiej pojął,
o co chodzi. Ta zabawa jest znakomitym ćwiczeniem, kiedy ma się więcej psów, gdyż
wtedy konkurują one ze sobą o zdobycz, co jest dla nich znacznie bardziej
stymulujące. Nie widzę zresztą powodu, dlaczego jakiejś części swego codziennego
posiłku pies nie miałby zdobywać, wykorzystując swoje naturalne zdolności do
tropienia i odnajdywania zdobyczy. Przecież na wolności polowanie zawsze
poprzedza jedzenie.
Zabawy w parku
1. Poproś kogoś ze znajomych, aby przytrzymał psa na długiej smyczy.
Oznacz miejsce startu i odejdź 30-50 metrów, pociągając nogami, aby zostawić jak
najwyraźniejszy trop. Połóż nagrodę na ziemi i wróć swoim śladem. Daj psu
komendę “szukaj” i zachęć go, żeby podążył twoim śladem. Jeśli zauważysz, że
stara się iść na pamięć, skróć smycz. Zachowaj cierpliwość dopóki pies nie zrozumie,
o co chodzi. Kiedy już zrozumie zasady gry, można zmieniać kierunki i odległości.
Potem możesz zacząć chodzić normalnym krokiem lub chować nagrodę tak, żeby
pies cię nie widział, ale te utrudnienia musisz wprowadzać stopniowo i bardzo powoli,
aby pies nauczył się prawidłowo je wykonywać.
2. Kiedy pies cię nie widzi, idąc spacerowym krokiem upuść zabawkę w
wysokiej trawie lub pod drzewem i kontynuuj spacer. Zawołaj psa i daj mu komendę
“wróć, szukaj” (odległość nie powinna być większa niż 20 metrów). Nagródź go za
sukces. Używaj wydłużającej się smyczy - początkowo, by mieć pewność, że w
każdej chwili możesz odwołać psa do siebie. W końcu możesz zrezygnować ze
smyczy, a po niedługim czasie będziesz mógł spokojnie gubić klucze na spacerze.
Twój pies je zawsze znajdzie.
W tych zabawach mogą brać udział wszyscy członkowie rodziny, nawet dzieci.
Dostarczają one wiele satysfakcji i rozrywki zarówno psu, jak i właścicielowi. Psa
rozsadza duma z osiągniętego sukcesu, a właściciela - z powodu posiadania tak
mądrego psa. Dodatkową korzyścią dla właściciela jest podbudowanie swojej pozycji
przewodnika stada - to on inicjuje polowanie.
CZĘŚĆ III
PORADY DLA WŁAŚCICIELI PSÓW
OD A DO Z
KŁOPOTY Z PSEM: JAK SIĘ ICH POZBYĆ

Sporządzenie pełnej listy wszystkich przejawów nienormalnego zachowania,


czy też problemów wychowawczych u psów nie jest, rzecz jasna, możliwe. Rozdział
ten w zamierzeniach autora nie ma zatem stanowić kompletnego ich spisu, może
natomiast z powodzeniem służyć jako przewodnik dla mniej doświadczonych
właścicieli psów. Wiele problemów zostało już omówionych w książce - w takim
przypadku Czytelnik znajdzie wskazówkę, do którego rozdziału powinien powrócić.
Jeśli wymieniony w spisie problem nie był wcześniej przedstawiony, to towarzyszy
mu krótki opis, jak można sobie z nim poradzić. W ten sposób czytelnik dowie się o
różnych podejmowanych już próbach terapii i ich skuteczności. Rzecz jasna, w wielu
przypadkach podawane przeze mnie rady mogą się powtarzać.
Agresja
Patrz rozdział 14.
Brudzenie w domu
Patrz rozdział 15. Jeśli brudzenie zdarza się tylko nocą, a nie jest związane z
nadpobudliwością, to przedstawiony w rozdziale 7 przykład pani, która nurzała nos
psa w ekstrementach, pokazuje dokładnie, jak nie należy wówczas postępować.
Dość istotny jest w tych przypadkach wiek psa, gdyż problemy tego rodzaju na
ogół przemijają z wiekiem, a psy w naturalny sposób uczą się prosić o wyjście.
Zachowanie czystości przez noc należy nagradzać, a niepowodzenia - ignorować.
Czasem, gdy szczeniak uczony był tradycyjnym sposobem załatwiania się w domu
na papier, zachowanie to może zostać utrwalone. Trzeba wówczas usunąć papier, a
w tym miejscu położyć psie posłanie lub postawić miskę z wodą.
W miarę wzrostu psa zmienia się też szybkość trawienia pokarmu, co należy
uwzględnić, ustalając pory posiłku. U dorosłego psa, u którego trawienie trwa od
dwunastu do piętnastu godzin, najlepsze będą dwa posiłki - poranny o 8.00 i
wieczorny o 18.00 plus wieczorny spacer. U psa młodego trawienie trwa krócej - od
ośmiu do dwunastu godzin. Przy podanym uprzednio układzie godzin karmienia,
młody pies może znaleźć się w dramatycznej potrzebie we wczesnych godzinach
rannych. W czasie, gdy pies dorasta, radzę właścicielom, których psy mają problemy
z utrzymaniem czystości w nocy, aby wieczorny posiłek podawali możliwie jak
najpóźniej, stopniowo przesuwając go na wcześniejszą porę (powiedzmy, o godzinę
na miesiąc). Wskazane jest także podawanie posiłku o małej zawartości substancji
balastowych (błonnik). Można też psa zamykać na noc w klatce - jest to sposób tyleż
łagodny, co skuteczny.
Ciągnięcie na smyczy
Ciągnięcie na smyczy jest typowym i właściwym wszystkim psom przejawem
dominacji. Większość zgłaszających się do mnie z tym problemem właścicieli
zaliczyła już różnego rodzaju kursy tresury, a mimo to psy ciągną ich, gdzie tylko
chcą. Postępowanie musi tu być dwojakiego rodzaju - na krótszą metę znaleźć
musimy jakiś sposób, aby pies przestał ciągnąć, na dłuższą zaś - pozbawić go
przekonania, że ma w ogóle prawo iść przed właścicielem (patrz rozdział 3).
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem zakładania psu różnego rodzaju
kolczatek, ponieważ same w sobie nie skutkują. Widziałem już wiele psów, które
właściciele przyprowadzali do mnie na kolczatkach, a mimo to ciągnęły jak parowozy
nawet wtedy, gdy szyje ich były poocierane i poranione.
Największy kłopot z kolczatkami polega na tym, że są one dostępne w każdym
sklepie z psimi akcesoriami i to bez żadnej instrukcji jak ich używać i do czego mogą
się przydać. Powszechnie zaś przyjęło się uważać, że są one doskonałym środkiem,
skutecznie wybijającym psu z głowy ciągnięcie właściciela na smyczy. Faktycznie zaś
nie tylko nie likwidują one tego zjawiska, ale wręcz mogą wzmagać problemy z
charakterem psa.
Dieta
Patrz rozdział 9 i 10.
Goście
Wielu moich klientów, zarówno tych, którzy mają problemy zawiązane z
nadmiernym instynktem dominacji u ich psów, jak też i ci, których psy są do nich
nadmiernie przywiązane, stwierdza przy okazji, że nie odpowiada im sposób, w jaki
psy odnoszą się do gości. Są one albo agresywne, albo wylewnie przyjazne - tak czy
inaczej, muszą być zamykane na czas wizyty. To oczywiście pogarsza tylko przyszłe
zachowanie psa. Z jego bowiem punktu widzenia przyjście gości jest równoznaczne z
zamknięciem. Należy zatem albo ich niezwłocznie przepędzić (objawy agresji), albo
przynajmniej zatrzymać w przedpokoju (wylewne, histeryczne powitanie).
W obu przypadkach rada jest taka sama - należy ustalić odpowiednią
hierarchię w domu, aby pies nie miał cienia wątpliwości, że to właściciel decyduje,
kogo i jak będzie przyjmował. Łatwo będzie wówczas oduczyć psa nabytych
niepożądanych zachowań (patrz rozdziały 3 i 6).
Gonienie innych zwierząt
Spowodowane jest dwiema przyczynami - zwykłą chęcią zabawy albo
zachowanym instynktem łowieckim. W pierwszym przypadku jest bardzo łatwe do
opanowania - pies musi się po prostu przekonać, że nie jest to zajęcie zabawne
(patrz rozdział 6). Przypadki drugiego rodzaju mogą nastręczać trudności.
Szczególnie niemiłe dla właściciela jest napastowanie przez psa zwierząt
gospodarskich, na przykład pasącego się spokojnie stada owiec, ale nie powinniśmy
też pozwalać, aby nasz pies gonił koty, wiewiórki czy inne dzikie zwierzęta.
Najprościej byłoby unikać takich sytuacji, ale nie zawsze jest to możliwe... Wówczas
sięgnąć trzeba po dość zdecydowane środki, aby zniechęcić psa do niepożądanego
zachowania, po pierwsze jednak należy podnieść naszą pozycję w stadzie (rozdział
6). Następnie warto sięgnąć po opisane w rozdziale 6 dyski i alarmy dźwiękowe. Gdy
hierarchia stada jest bezspornie potwierdzona, a pies reaguje na sygnały dźwiękowe,
udaje się z właścicielem i psem na długiej, “automatycznej” smyczy na łąkę, na której
pasą się owce. Na pierwszy objaw zainteresowania ze strony psa używamy alarmu
dźwiękowego i dysków, rzucanych mu przed nosem. Zniechęcanie powtarzamy tak
długo, dopóki pies nie zdecyduje się niezwłocznie do nas powrócić...
Zastosowane tu metody, które trzeba powtarzać aż do wyrobienia w psie
trwałej niechęci do owiec, nie są szczególnie sympatyczne, ale w tym przypadku
znajdujemy się w sytuacji wyższej konieczności. Jeśli pies będzie gonił owce i
spowoduje zranienie lub śmierć którejkolwiek z nich, grożą nam poważne
konsekwencje prawne, łącznie z nakazaniem uśpienia niesfornego zwierzęcia.
Gryzienie przedmiotów
Jest normalnym etapem rozwoju każdego szczenięcia, któremu wyrastają
zęby. Najlepiej przyzwyczaić go wówczas do przebywania w zamknięciu (na przykład
w umieszczonej w pokoju klatce) na czas, kiedy nie możemy go pilnować. Większość
psów nie ma nic przeciwko przebywaniu w klatce, które traktuje jak własną norę. Jeśli
da im się tam coś, co mogą gryźć do woli, to ich potrzeby są wówczas zaspokojone,
a nasze meble uratowane (patrz rozdział 15).
Na ogół nie zdajemy sobie sprawy z faktu, że rosnące psy przechodzą aż dwa
okresy “ząbkowania” - pierwszy wtedy, gdy stałe zęby zastępują dotychczasowe
mleczne, a drugi - gdy stałe zęby zrastają się ostatecznie z kośćmi szczęki i żuchwy,
to jest między szóstym a dwunastym miesiącem życia. U niektórych psów także to
drugie “ząbkowanie” wywołuje silną chęć gryzienia, fizjologicznie uzasadnioną. Także
i w tym wieku prostym rozwiązaniem jest klatka.
Inne przyczyny gryzienia przedmiotów to:
1. Chęć zwrócenia na siebie uwagi. Rozwiązanie problemu to terapia
zniechęcająca i ustalenie hierarchii (rozdziały 3, 5 i 6).
2. Błędy żywieniowe (rozdział 9).
3. Reakcja na samotność (rozdział 15).
Kopanie
Upodobanie do kopania zależy w dużym stopniu od rasy, np. teriery są z
natury swej zapamiętałymi “kopaczami”. Jeśli tak jest w przypadku twojego teriera, to
znaczy to, że wrodzona mu chęć do pracy nie znajduje innego ujścia. Pomocy szukaj
w rozdziale 16.
Niektóre psy kopią jamy ziemne, aby znaleźć w nich trochę ochłody. Często
robią tak północne szpice - alaskan malamute czy husky, ale owczarek niemiecki czy
collie także potrafi czasem przekopać kawałek kwietnika czy warzywnej grządki.
Lepiej więc nie zostawiać takich psów w ogrodzie podczas upału, zwłaszcza, gdy nie
ma w nim dobrze zacienionego, chłodnego kąta. Kopią także suki, przygotowujące
się do porodu, szykując w ten sposób bezpieczną norę dla zwierząt - znak to
nieomylny, że pora przygotować im legowisko na czas porodu. Kopią także - w
ogrodzie, na dywanie czy kanapie - suki w ciąży urojonej, ale w tym wypadku
potrzebna jest pomoc lekarza weterynarii. Pomóc mogą rady z rozdz. 11.
Najczęstszą przyczyną niepotrzebnego kopania jest nadpobudliwość (patrz
rozdział 15).
Wielu psom kopanie sprawia po prostu przyjemność. W takim przypadku, jeśli
tylko są po temu warunki, warto przeznaczyć im do tej rozrywki wydzielone miejsce,
na przykład w niewykorzystanym kącie ogrodu. Przywiąż psa i na jego oczach zakop
w tym miejscu smakowitą kość, a potem zachęć go, aby ją sobie wykopał. Powtórz to
raz i drugi, a potem jeszcze od czasu do czasu zakopuj tam kość, gdy pies tego nie
widzi. Niebawem pies będzie regularnie przekopywał to miejsce w nadziei na
znalezienie kości! Z czasem sam zacznie zakopywać tam różne niezjedzone
pyszności, a jego zamiłowanie do kopania zostanie w pełni zaspokojone.
Lizanie
Psy liżą człowieka bynajmniej nie dlatego, że odpowiada im smak potu czy
zapach skóry. Robią tak szczenięta, żeby okazać swoje podporządkowanie.
Zachowanie takie może przetrwać dłużej za sprawą ludzi, jeśli uznają je za przejaw
czułości ze strony psa i nie zniechęcają go. W dodatku, jeśli psie lizanie właściciel
uznaje za czułość, to rewanżuje się miłymi słówkami i pieszczotami. Jeśli nie
zachowamy przy tym umiaru, to takie zachowanie może łatwo przerodzić się z gestu
podporządkowania w gest dominacji - skoro reagujemy nań tak chętnie, to pies
szybko skojarzy, że to doskonały sposób ściągnięcia naszej uwagi.
Należy zatem ustalić, czy lizanie jest w konkretnym przypadku przejawem
poddania, czy też próbą zdobycia zainteresowania. Aby to osiągnąć, wystarczy tylko
zastanowić się, czy lizaniem naprzykrza się on wówczas, gdy jesteśmy zajęci czym
innym, czy też wtedy, gdy jest pieszczony i głaskany - innymi słowy, kto jest
inicjatorem. Gdy stwierdzimy, że jest to gest podporządkowania, powinniśmy unikać
zbyt wyraźnych gestów dominacji z naszej strony - lepiej wówczas przykucnąć do
poziomu psa niż głaskać go z góry. Także głaskanie policzków i boków jest
zachowaniem mniej dominującym niż głaskanie po głowie, szyi i łopatkach. Można
też zrezygnować z głaskania psa i ograniczyć się do chwalenia go głosem.
Gdy pies sam inicjuje lizanie, to oczywiście chodzi mu o zmuszenie nas do
zajęcia się nim. Takie zachowanie bywa wstępem do podjęcia prób objęcia
przewodnictwa stada (patrz rozdział 3).
W skrajnych przypadkach można skorzystać z metod zniechęcania
dźwiękiem, opisanych w rozdziale 6.
Nadaktywność
Nadaktywność psa może stanowić niekiedy poważny problem, aczkolwiek
często objawy nadaktywności są tylko skutkiem braku dostatecznej kontroli nad
zachowaniem psa. Przeczytaj też rady do punktu Nadpobudliwe zachowanie.
O rzeczywistej nadaktywności możemy mówić wówczas, gdy pies nie jest w
ogóle w stanie kontrolować swojego zachowania a tym samym - nie jest też w stanie
czegokolwiek się nauczyć, podobnie jak nadaktywne dziecko. Przyczyny tego stanu
są różne, a wykrycie ich bywa niekiedy wręcz detektywistycznym zajęciem. Bardzo
często powodem bywa niewłaściwa dieta (patrz rozdziały 9 i 10). Czasem jednak
przyczyny są nieoczekiwane - znam przypadki, w których skuteczna okazała się
zmiana podawanej do picia wody, zmiana misek, zaniechanie podawania psu
różnego rodzaju smakołyków. Po wprowadzeniu takich zmian psy stawały się
spokojniejsze i łatwiejsze do prowadzenia... Jeśli podejrzewasz u swojego psa
rzeczywistą nadaktywność i nie pomogą metody opisane w punkcie dotyczącym
nadpobudliwego zachowania, musisz ustalić jej przyczynę. Na początek zaś trzeba
wprowadzić naturalną dietę niskobiałkową, jaką zalecam w rozdziale 10.
Nadaktywność występuje niekiedy u psów wychowanych w warunkach
kenelowych bez kontaktu z człowiekiem, ale także u tych, które z różnych przyczyn
wychowane były przez ludzi od wczesnego szczenięctwa (dwa tygodnie życia lub
wcześniej). Może to doprowadzić do zaburzeń dziennego rytmu aktywności (u psa
występuje kilka okresów wzmożonej aktywności w ciągu doby, podczas gdy kot jest
na przykład zwierzęciem aktywnym nocą, a człowiek - w ciągu dnia). Ostatnio dobre
skutki w leczeniu nadaktywności uzyskuję stosując mieszankę witamin,
aminokwasów i mikroelementów.
Nadmierne poczucie własności
Psy, które demonstrują poczucie własności wobec zabawek, skradzionych
rzeczy czy też określonych miejsc (na przykład zajmowanego łóżka) są z reguły
osobnikami o skłonności do dominacji lub wręcz zajmującymi pozycję dominującą.
Często sami, nie zdając sobie z tego sprawy, rozwijamy u psa takie skłonności - na
przykład podczas zabaw, w których pozwalamy psu odebrać nam przeciągany
przedmiot albo uciec z należącą do nas skarpetką. W ten sposób łatwo powstaje u
psa przekonanie, że skoro może nam bezkarnie coś zabrać, to on jest tutaj szefem.
W przypadku, kiedy już do tego doszło, lepiej unikać bezpośredniej konfrontacji i
zastosować terapię zniechęcającą (patrz rozdział 6). Najlepiej oczywiście nie
dopuścić w ogóle do powstania problemu, ustalając swoją dominującą pozycję
wobec psa (patrz rozdział 3).
Nadpobudliwe zachowanie
Nadpobudliwe zachowanie psa bywa często brane przez właścicieli za jego
nadaktywność, ale rzadko nią jest. W znakomitej większości przypadków mamy do
czynienia z psami, nad którymi ich właściciele nie mają po prostu żadnej kontroli. W
każdym niemal takim przypadku zachowanie to mija jak odjął, jeśli uda się
właścicielom wprowadzić w życie podstawowe reguły, jakich przestrzegać musi pies,
żyjący z nimi pod jednym dachem. Psy niektórych ras są bardziej skłonne do
nadpobudliwych zachowań, inne - mniej, ale w każdym przypadku zachowanie psa
musi pozostawać pod pełną kontrolą właściciela.
Prawdziwa nadaktywność, jeśli rzeczywiście występuje, jest poważnym
problemem, który opisuję w odrębnym punkcie. Natomiast w przypadku zachowań
nadpobudliwych wystarczy przestrzeganie hierarchii stada i rozsądne stosowanie
systemu nagradzania i zniechęcania, aby zachowanie psa przyjęło normalne i
możliwe do zaakceptowania formy. Polecam lekturę rozdziałów 3, 5 i 6 i
zastosowanie ich w praktyce.
Nerwowość
Postępowanie, które ma przynieść poprawienie temperamentu nerwowego
psa, jest niezbędne - bardzo niewiele bowiem dzieli psa nerwowego od psa
agresywnego. Podobne są też w obydwu przypadkach programy terapeutyczne
(patrz nerwowa agresja w rozdziale 12). Bardzo często, badając przyczyny
nerwowości, stwierdzić można, że ma ona związek z dietą psa, toteż w terapii
zwracam dużą uwagę na kwestie żywienia (patrz rozdział 9). Po konsultacji z
lekarzem weterynarii stosuje się, zwykle z doskonałym skutkiem, środki
homeopatyczne lub preparaty Bacha (patrz rozdział 11).
Niszczycielstwo
Zazwyczaj spowodowane jest nadpobudliwością (patrz rozdział 15). Środki
zaradcze są takie same, jak omówione w rozdziale o gryzieniu przedmiotów. Gdy
zostawiony sam pies demoluje swoje pomieszczenie, może to być objawem, że
hierarchia w domu nie jest prawidłowo ustalona. “Jakim prawem niższy rangą
zamyka mnie i pozostawia samego?”
Z punktu widzenia psa sytuacja wygląda wówczas mniej więcej tak, jakby
pracownica biurowa zamknęła swego szefa na klucz w pokoju i kazała mu tam
czekać, gdyż po powrocie będzie miała do niego sprawę. Pies musi wiedzieć, że jeśli
go zamykasz i zostawiasz samego, to znaczy, że masz prawo do tego... (patrz
rozdział 3).
Obrona
Obrona pożywienia: patrz rozdział 13, psy i dorośli.
Obrona terytorium
Patrz rozdziały 3 i 6.
Obrona własności i zabawek jest objawem tendencji do przyjęcia pozycji
dominującego w sforze. Prawa, stosujące się do własności, stanowią pewnie
dziewięć dziesiątych liczby wszystkich praw, obowiązujących w psim świecie.
Najczęściej dotyczą one własności pożywienia, ale mogą stosować się także do
zabawek i innych przedmiotów.
Zdarza się często, że pies ostentacyjnie zabiera jakąś rzecz, należącą do
właściciela i zachęca go, by mu ją odebrał. Jest to zawsze sygnał, że pies zdradza
tendencje dominujące. W łagodniejszym przypadku chodzi o zwrócenie na siebie
uwagi, ale - gdy próbuje odebrania towarzyszy warczenie - wówczas pies chce
górować nad nami pozycją. Przeczytaj także rozdział “nadmierne poczucie
własności”.
Ogryzanie
Patrz gryzienie przedmiotów i ugryzienia.
Odruchy kopulacyjne
Zarówno u psów, jak i u suk zachowanie to bardzo przypomina wskakiwanie
na człowieka. Kładzenie łap na innym zwierzęciu jest gestem dominacyjnym i
częściej zdarza się samcom. Widok młodych, pięcio-sześciomiesięcznych psów
próbujących kopułować nogę właściciela lub innych ludzi, poduszki itp. nie należy do
rzadkości. Świadczy o zmianach hormonalnych zachodzących w dojrzewającym
organizmie. Na ogół pies wyrasta z takich zachowań. Jeśli przetrwa w wieku
dorosłym, stawia często właściciela w kłopotliwej sytuacji nie mówiąc o zakłopotaniu
zaatakowanej osoby. Taki pies z reguły maniacko tropi i znaczy teren (patrz
znaczenie terenu). Wskazania weterynaryjne zalecają kastrację, która w większości
przypadków rozwiązuje problem całkowicie. Kiedy wykluczy się zaburzenia
hormonalne, trzeba interpretować to jako zachowanie dominacyjne. Obniżenie
pozycji psa w stadzie (patrz rozdział 3), terapia dźwiękowa (rozdział 6) zwykle
likwiduje problem.
Przywoływanie
Jest to chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy do nauczenia, gdyż najczęściej
pies dochodzi do wniosku, że lepiej opłaca się nie wracać do właściciela. Ten
bowiem, gdy tylko uda mu się dopaść hasającego psa, natychmiast chwyta go za
smycz, beszta i szybko odprowadza do domu. Pies zaś szybko dochodzi do wniosku,
że jeśli nie wróci do pana, to może się jeszcze swobodnie wyhasać, a powrót
oznacza koniec przyjemności (patrz rozdział 15).
Skuteczną metodą jest nauczanie psa, że po powrocie do domu może go
jeszcze czekać coś miłego - można na przykład podzielić całodzienną porcję
pożywienia na kilka mniejszych, podawanych po każdym spacerze. Jeśli chodzimy z
psem na dłuższy spacer tylko raz dziennie, to lepiej będzie zorganizować mu więcej,
nawet krótszych spacerów. Przez mniej więcej tydzień wyprowadzamy niesfornego
psa na długiej lub tak zwanej “automatycznej” smyczy, a przy każdym powrocie do
domu podać mu porcję jedzenia. Prawie każdy pies szybko skojarzy te fakty i będzie
to zwykle dostateczny powód, aby chętnie wracać do spaceru.
Jeśli to nie pomoże, to trzeba spróbować wyprowadzać psa na nowy, nieznany
mu teren. Wówczas będzie się czuł mniej pewnie i trzymał blisko (tak zachowuje się
sfora na nieznanym terenie). Taka sytuacja pozwoli w krótkim czasie nauczyć go
prawidłowej reakcji na przywołanie. Gdy pies jest szczególnie oporny, pozostaje
jeszcze karmienie go na spacerze. Jak i w wielu innych przypadkach problemów z
psami, trzeba także upewnić się, czy stoimy wyżej w hierarchii stada (patrz rozdział
3) - zwierzęta niższe w hierarchii trzymają się blisko lidera i przybiegają do niego na
każdy sygnał.
Podniecenie jazdą samochodem
Patrz szczekliwość.
Szczekliwość
Psie szczekanie, szczególnie niekontrolowane, może przysporzyć nam
kłopotów ze strony sąsiadów - i trudno mieć do nich o to pretensje...
Także i nas samych zbędne psie szczekanie może irytować. Przede
wszystkim rozpoznać należy przyczynę szczekania. Jeśli służy ono zaalarmowaniu
właściciela (a jest to zachowanie normalne u psów ras stróżujących), to na ogół nie
stanowi większego problemu. Gorzej, gdy pies taki nie przestaje szczekać mimo
reakcji właściciela - celem szczekania powinno być tylko, tak jak jest to w stadzie
dzikich psów, wezwanie na pomoc osobnika najstarszego rangą. Jeśli nasz pies nie
przestaje szczekać mimo, że jesteśmy już zaalarmowani, to możliwe, że trzeba się
zastanowić, czy w domu ustalona jest prawidłowa hierarchia (patrz rozdział 3). Dobry
skutek dają też metody, zniechęcające psa do takiego zachowania, opisane w rozdz.
6.
Jeśli szczekanie odbywa się pod nieobecność właściciela i znacznie
przekracza intensywnością zwykły alarm, może być objawem nadpobudliwości,
opisanej w rozdziale 15. Przy szczekaniu alarmowym, które zdarza się sporadycznie,
warto poprosić sąsiadów, aby pod naszą nieobecność skorzystali z metod
zniechęcających. Jest to nie tylko skuteczne, ale także pozwoli im przekonać się, że
nie lekceważysz sobie ich spokoju i wykazujesz najlepszą wolę. Można też
zastanowić się, czy nie przenieść psa w spokojniejsze miejsce w domu.
Jeśli szczekanie jest objawem radosnego podniecenia w oczekiwaniu na miłe
wydarzenie - na przykład podczas jazdy samochodem do parku - to metody
zniechęcenia powinny odnieść dobry skutek. Często wystarczy tylko zmiana
codziennej rutyny czy miejsca spaceru, aby pies nie był absolutnie pewny swoich
przewidywań. Przewożenie psa w klatce samochodowej lub przywiązanego na
smyczy zwykle zapobiega szczekaniu podczas jazdy. Gdy szczekanie jest
przejawem nadpobudliwości, warto wówczas przejrzeć kwestionariusz żywieniowy,
zamieszczony w rozdz. 9.
Ucieczki
Najczęściej mamy do czynienia z ucieczkami z przydomowego ogrodu.
Niektóre psy osiągają w tym nie lada mistrzostwo i są w stanie pokonać wszystkie
utrudnienia, wymyślane przez właściciela, czy podkopując się, czy przeskakując je
górą. Najlepszym środkiem zaradczym jest zapewnienie psu odpowiedniej porcji
spacerów i zajęcia. Ponadto rozważyć trzeba następujące kwestie.
1. Czy są jakieś powody, skłaniające psa do ucieczek.
2. Czy pies ma po temu możliwości.
Usunięcie powodów, które skłaniają psa do ucieczki, może być trudne. Jeśli
bowiem sąsiad ma zawsze przygotowane ciasteczko dla naszego pieska, to ten z
pewnością chętnie będzie go odwiedzał. Zwyczaj wy-
rzucania pod koniec tygodnia “remanentów” ze spiżarni czy lodówki,
pakowanych w osobny plastikowy woreczek, to dla psów z sąsiedztwa piękny
prezent co tydzień. Innym powodem może być znudzenie psa brakiem jakichkolwiek
zajęć - próbuje wówczas znaleźć je sobie sam. W tym przypadku spacery i zajęcia w
terenie powinny zmniejszyć chęć samodzielnych wypraw.
Warto też zastanowić się nad sposobem uniemożliwienia ucieczek.
Podwyższenie ogrodzenia nie jest tu specjalnie skuteczne - lepiej postawić je pod
kątem (około 45 stopni) do wewnątrz. W dużym ogrodzie wydzielić można mniejszy
obszar, ogrodzony tak, aby ucieczka stała się niemożliwa. Gdzieniegdzie, w tym na
szczególnie dużą skalę w USA, stosuje się specjalne ogrodzenia, emitujące niemiłe
sygnały dźwiękowe, gdy pies zbliży się zanadto, a nawet dające lekki impuls
elektryczny. Nie jestem przekonany, czy są to metody najwłaściwsze, ale czasem
trzeba je zastosować w sytuacjach wyższej konieczności - na przykład, gdy
mieszkamy w pobliżu terenów łowieckich.
Gryzienie
Dlaczego psom zdarza się ugryźć, wyjaśniam w rozdziale 14.
Zupełnie inne są przyczyny, dla których gryzą małe szczenięta (patrz rozdz. 2 -
faza socjalizacji od 14 do 49 dnia). Ostre jak igły ząbki szczeniaka mogą nam zadać
ból. Nie należy jednak karać szczeniaka za takie zachowanie - właściwa reakcja to
naśladowanie reakcji szczeniąt na ugryzienie, spróbujmy więc wydać z siebie wysoki,
skamlący pisk. Łatwo zauważymy, że po usłyszeniu takiego pisku szczeniak nie
będzie już gryzł tak mocno. Stopniowo zaś nauczy się nie gryźć wcale. Takie
postępowanie jest skuteczne w odniesieniu do wszystkich szczeniąt do 18 tygodnia
życia. Później, kiedy mleczne zęby wymienione są na stałe, ugryzienia mają już
zupełnie inne znaczenie - bez względu na to, jak szkodliwie mogą wówczas
wyglądać dla właściciela, są objawem walki o dominację i muszą być bezwzględnie i
szybko zwalczone. O tym, jak sprowadzić psa na właściwe miejsce w hierarchii
stada, czytaj w rozdziale 3. Zastosowanie podanych tam sposobów zazwyczaj
wystarcza.
Walka
Agresja, jaką przejawia pies wobec innych psów poza terenem domu, opisana
jest w rozdziale 13. Gorzej, jeśli do walk dochodzi pomiędzy psami przebywającymi
pod jednym dachem. Zazwyczaj, zanim właściciele zwrócą się do mnie, mają już za
sobą krótszy lub dłuższy okres starannego izolowania zwierząt. Doprowadza to
jednak do stanu ciągłego napięcia i atmosfera w domu staje się po prostu nie do
zniesienia.
Zazwyczaj do walk dochodzi pomiędzy dwoma psami, z których każdemu
wydaje się, że przewyższa rywala swoją pozycją w sforze. Sytuację często
komplikują właściciele, którzy dążą do tego, aby pies będący ich pierwszym
domownikiem, zachował dominującą pozycję mimo przybycia następnego. Rzadko
jednak jest to możliwe i nowy pies prędzej czy później próbuje przejąć
przewodnictwo. Najlepiej wówczas zostawić sprawy ich biegowi - zwykle jedna walka
wystarcza do wyjaśnienia sytuacji. Zwykle jednak właściciele nie potrafią pogodzić
się z “poniżeniem” pierwszego ulubieńca, nawet jeśli on sam nie ma nic przeciwko
temu. Próbując więc karać lub izolować zwycięzcę, aby emocje opadły. One jednak
nie opadają, a wszystkie akcje właścicieli służą tylko wspieraniu psa, który stał się już
podporządkowany i zachęcają go do podejmowania walki o utracone pozycje. Tworzy
to prawdziwe błędne koło.
Rozumiem, że taka sytuacja jest nad wyraz nieznośna, ale im mniej będziemy
się wtrącać w stosunki między dwoma psami, tym szybciej się one ustabilizują -
chyba że trafimy, ku naszemu nieszczęściu, na dwa zwierzęta z charakterami
urodzonych przywódców (patrz rozdział 2).
W tej sytuacji trzeba się liczyć z tym, że walki będą się tylko nasilać i stawać
się coraz groźniejsze. Jedynym wyjściem pozostaje wówczas znalezienie
odpowiedniego domu dla jednego z rywali. Jednak szansę na znalezienie dobrych
rąk dla dorosłego psa o zepsutej już reputacji są dość ograniczone. Pozostaje
wówczas jedno jeszcze rozwiązanie - trzeba zaobserwować, który z psów jest choć
trochę słabszy, i tego właśnie wykastrować. Powinien on wówczas przestać być
obiektem silnej agresji ze strony drugiego samca. Jeśli równocześnie postaramy się
podbudować pozycję silniejszego samca, karmiąc go pierwszego, dopuszczając
bliżej naszego łóżka (uważajmy przy tym jednak, aby nie stracić naszej bezwzględnie
dominującej pozycji w stadzie) to powinniśmy uzyskać stan ustalonej hierarchii.
Zdarzało mi się spotkać właścicieli, którzy w desperacji wykastrowali obydwa
zwierzęta - taka decyzja nie zmienia jednak niczego w stosunkach między dwoma
psami. Jedyne, co może pomóc, to konsekwentne faworyzowanie jednego z nich.
Do groźnych walk może dochodzić także między dwiema sukami. Niektórzy
twierdzą nawet, że walczące suki są bardziej zajadłe od psów i mogą pozagryzać się
na śmierć. Choć sam nie potwierdzam takiego poglądu, to jednak nie wykluczam
zupełnie jego prawidłowości. Zajadłość walk między sukami może wynikać z faktu, że
w warunkach naturalnych tylko suki najwyższe hierarchią w stadzie mają cieczki i
odchowują młode, zatem walki między nimi są walką o przeżycie gatunku.
Choć być może nie wszyscy się ze mną zgodzą, to zalecam postępowanie
identyczne, jak w przypadku walczących samców - kastrację suki niższej rangą.
Wskakiwanie na ludzi
Ten powszechny wśród psów rodzaj pozdrowienia ma także zdecydowany
wyraz dominacji. Jeśli dochodzi do niego pomiędzy dwoma psami, to ten z nich, który
pozwala na siebie wskakiwać, jest osobnikiem wykazującym podporządkowanie. Jak
zatem wyglądałoby, jeśli pozwolilibyśmy na to naszemu psu?
Zachowanie takie występuje już u szczeniąt, ale wówczas jest prośbą o
pożywienie-młode wilki witają w ten sposób powracających do gniazda rodziców, aby
skłonić ich do zwymiotowania nadtrawionego już w żołądku pokarmu. Podobny cel
mają powszechne próby dosięgnięcia ludzkiej twarzy i jest to zachowanie
instynktowne, podobnie jak i szczenięce gryzienie.
Oba te zachowania z wiekiem zmieniają całkowicie swoje znaczenie.
Pozwalając, aby takie zachowanie przetrwało u dorastającego psa, bezwiednie
pozwalamy mu, aby nas dominował. Podobnie ma się rzecz z odwiedzającymi nas
gośćmi - wówczas wskakiwanie na nich trzeba odczytywać jako zamiar
niewpuszczenia ich do gniazda. O tym zaś, kto ma być tam wpuszczony, musisz
zadecydować ty. Polecam w tym przypadku lekturę rozdziału 3.
Kiedy już wszystkie kwestie dotyczące hierarchii w sforze zostaną wyjaśnione,
trzeba psa oduczyć nabytego zachowania (patrz rozdział 6) i wprowadzić inne formy
powitania. Można na przykład wymagać, aby przy powitaniu pies siedział. Zalecane
niekiedy sztuczki, jak przydeptywanie łap u skaczącego psa popychanie go kolanem,
są tylko stratą czasu.
Wycie
Patrz szczekliwość.
Zjadanie odchodów
Zwyczaj ten nosi nazwę koprofagii. W zasadzie jest to sprawa, którą powinien
się raczej zająć lekarz weterynarii, ale często moi klienci zwracają się z tym do mnie,
zwykle na marginesie innego problemu.
Zachowanie takie jest u psów właściwie normalne, zwłaszcza gdy dotyczy
szczeniąt. W ten właśnie sposób matka utrzymuje czystość w gnieździe, a szczenięta
naśladując ją przyjmują ten obyczaj.
Zwykle zanika on z wiekiem, w rzadkim tylko przypadkach utrzymując się
dłużej. Zjadanie własnych odchodów przez dorosłego psa powinno być wskazówką
do wizyty u weterynarza, gdyż może być sygnałem zaburzeń organicznych, na
przykład niedomogi trzustki.
Niekiedy sami też możemy stać się mimowolnymi sprawcami takiego
zachowania, jeśli będziemy zbyt ostro karać młodego psa za nabrudzenie w domu.
W ten sposób można u niego wywołać skojarzenie, że najlepiej jest szybko
zlikwidować ślady “przestępstwa”, aby nie zostało wykryte i nie skończyło się karą
(patrz rozdział 15).
Bywa też, że powodem jest słabe przyswajanie pokarmu lub też niewłaściwy
jego skład czy jakość. Problem powinien wówczas rozwiązać lekarz weterynarii
(patrz też rozdziały 9 i 10, dotyczące żywienia).
Znaczenie terenu
Najczęściej taka sytuacja zdarza się w przypadku samca, żyjącego bez
towarzystwa innych zwierząt z właścicielką - kobietą. Niespodziewanie w domu
pojawia się mężczyzna... Taki właśnie scenariusz wydarzeń podają mi zgłaszający
się po poradę. Z moich doświadczeń wynika, że dla samotnego samca wystarczy
dwa tygodnie, w czasie których jest Alfą bez zagrożenia ze strony innego samca, aby
- gdy tylko taki się pojawi - dochodziło do demonstracyjnego znaczenia terenu. Kiedy
proszę klientów o opisanie, które miejsca w domu są szczególnie często znaczone,
zawsze okazuje się, że jest to głównie sypialnia pana (patrz rozdział 13).
W wielu przypadkach znaczenie terytorium pojawia się jako reakcja na
wszelkie zmiany w domu, które - w mniemaniu psa - mogą zagrozić jego pozycji w
domu. Mogą to być na przykład narodziny dziecka albo tylko częste wizyty małego
wnuczka powodujące, że na psa nie zwraca się wówczas dostatecznej uwagi. Wiele
zatem zależy od tego, jak pies postrzega swoją pozycję w domu i zazwyczaj jasne
ustalenie hierarchii w domu likwiduje problem (patrz rozdział 3).
Niekiedy może on mieć jednak podłoże hormonalne - jeśli podejrzewamy, że
tak jest w naszym przypadku, warto zasięgnąć opinii lekarza weterynarii, czy nie
byłaby wskazana kastracja. Może ona dać dobre skutki w przypadku psów,
obsesyjnie znaczących terytorium, bez względu na to, gdzie się znajdują.
Żebractwo
Nie jest to problem, którym się często zajmuję. Właściciele uważają na ogół,
że żebractwo jest zachowaniem, którego sami nauczyli psa, nie mogąc się oprzeć
jego błagalnym spojrzeniom i cieknącej z pyska ślinie. Wspominam o tym po to, aby
zwrócić uwagę, że w zachowaniu takim kryje się potencjalne niebezpieczeństwo.
Większość praw, obowiązujących w psim świecie, dotyczy własności, szczególnie
zaś - własności pożywienia. Rzadko widuje się, aby pies próbował wyżebrać jedzenie
od drugiego psa. Owszem, może on uporczywie przyglądać się jedzącemu, ale
zawsze z odpowiedniego dystansu. Jeśli właściciel pozwala psu na przekroczenie tej
zabronionej strefy, gdy je, daje mu tym samym możliwość przejęcia pozycji lidera. To
zaś może stać się początkiem naprawdę poważnych problemów.
Jeśli już więc nieopatrznie pozwoliliśmy psu na takie zachowanie, to nie
pozwalajmy na nie ani dnia dłużej. Należy go stanowczo odprawiać od stołu w czasie
naszych posiłków, dopóki nie nauczy się, że to co jest na naszym stole, nie jest
przeznaczone dla niego. Jeśli nie uda nam się tego osiągnąć, można zastanowić się,
czy aby pies nie jest po prostu stale głodny - na tyle głodny, że pozwala sobie na
złamanie podstawowej reguły psiego zachowania, która głosi, że nie wolno
przeszkadzać jedzącemu. Może wchodzić także w rachubę słabe przyswajanie
pokarmu lub niska wartość odżywcza podawanej karmy. Trzeba wówczas
zastosować się do rad, podanych w rozdziale 10. Ogólnie jednak rzecz ujmując, im
wyżej postrzega pies swojego właściciela w hierarchii sfory, tym mniej skłonny jest do
żebractwa.

You might also like