Professional Documents
Culture Documents
Fisher John - Okiem Psa
Fisher John - Okiem Psa
Fisher John - Okiem Psa
objaśnienie, z czego właściwie żyje ich syn, oraz mojej żonie Lizie, tak zawsze
pomocnej mi w pracy, i mojemu synowi Jasonowi, któremu niezmiernie zależy na
tym, aby jego imię znalazło się w książce.
JOHN FISHER
OKIEM PSA
PORADNIK PSIEJ PSYCHOLOGII
Przekład ANNA REDLICKA
Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne
Tytuł oryginału: Think Dog! An Owner's Guide to Canine Psychology
Autor: John Fisher
John Fisher jest specjalistą w dziedzinie behawioryzmu psów z rozległą,
wieloletnią praktyką w Bookham, Surrey, związanym od lat z grupą weterynarzy z
Kliniki Woodthorpe w Londynie. Wykłada też w Instytucie Studiów nad Psem i jest
konsultantem wielu oficjalnych struktur weterynaryjnych zajmującym się problemami
związanymi z zachowaniem się psów. Jest też członkiem-założycielem Association of
Pet Behaviour Consultants.
First published in Great Britain 1990 by H. F. and G. Witherby Ltd.
© John Fisher
Zdjęcia na wkładkę wykonał: Robert Król
Projekt okładki i strony tytułowej: Dariusz Miroński
Zdjęcie na okładce: Agencja East-News
© Copyright for the Polish edition
by Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne,
Redaktor merytoryczny: Marta Jerzmanowska Redaktor techniczny: Jolanta
Dubielecka Korektor: Elżbieta Głuchowska
ISBN 83-09-01605-0 636.7
SPIS TREŚCI
OD TŁUMACZA.........................................................................................................
WPROWADZENIE.....................................................................................................
CZĘŚĆ I CZYM JEST PIES?..........................................................................................
1 POCHODZENIE PSA.............................................................................................
Przodkowie........................................................................................................
Wilcze ścieżki.....................................................................................................
2 JAK ROZWIJAŁA SIĘ PSYCHIKA PSA?................................................................
Noworodek (0 do 13 dni)...................................................................................
Faza psiej socjalizacji (14 do 49 dni).................................................................
Faza socjalizacji z człowiekiem (7 do 12 tygodni).............................................
Faza ustalania hierarchii (12 do 16 tygodni).....................................................
Faza ucieczek (4 do 8 miesięcy).......................................................................
Okres dojrzewania (6 do 14 miesięcy)..............................................................
Wiek dojrzały (l do 4 lat)....................................................................................
3 MIEJSCE PSA W LUDZKIM STADZIE...................................................................
Zamieńmy się miejscami...................................................................................
4 W JAKI SPOSÓB PSY SIĘ UCZĄ..........................................................................
Negatywna tigmotaksja......................................................................................
Wrażliwość na dotyk..........................................................................................
Wrażliwość na dźwięki.......................................................................................
Wrażliwość wzrokowa........................................................................................
Wrażliwość psychiczna......................................................................................
Zachowania charakterystyczne dla różnych ras................................................
5 SZTUKA STOSOWANIA NAGRÓD........................................................................
Zasady postępowania........................................................................................
Zastosujmy to w praktyce..................................................................................
6 SZTUKA STOSOWANIA KAR................................................................................
Część II POZYTYWNE PODEJŚCIE DO PROBLEMÓW BEHAWIORALNYCH...........
7 TRUDNOŚCI WYCHOWAWCZE............................................................................
8 STRESY..................................................................................................................
9 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE WSKAZANIA................................................................
10 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE FAKTY........................................................................
Eukanuba...........................................................................................................
Dieta Hilla...........................................................................................................
Dieta naturalna...................................................................................................
Jak czytać etykiety.............................................................................................
Podsumowanie..................................................................................................
11 UBOCZNE SKUTKI LECZENIA............................................................................
12 KŁOPOTY WYCHOWAWCZE Z PUNKTU WIDZENIA TRESERA......................
13 KŁOPOTY Z HIERARCHIĄ STADA......................................................................
Psy i niemowlęta................................................................................................
Psy i dzieci.........................................................................................................
Psy i dorośli........................................................................................................
Psy i psy.............................................................................................................
14 AGRESJA..............................................................................................................
Agresja dziedziczna...........................................................................................
Agresja nerwicowa.............................................................................................
15 NADMIERNA POBUDLIWOŚĆ............................................................................
16 W CO SIĘ BAWIĆ Z WŁASNYM PSEM...............................................................
Zabawy w domu.................................................................................................
Zabawy w ogrodzie............................................................................................
Zabawy w parku.................................................................................................
CZĘŚĆ III PORADY DLA WŁAŚCICIELI PSÓW od A do Z...........................................
KŁOPOTY Z PSEM: JAK SIĘ ICH POZBYĆ.............................................................
Agresja...............................................................................................................
Brudzenie w domu.............................................................................................
Ciągnięcie na smyczy........................................................................................
Dieta...................................................................................................................
Goście................................................................................................................
Gonienie innych zwierząt...................................................................................
Gryzienie przedmiotów......................................................................................
Kopanie..............................................................................................................
Lizanie................................................................................................................
Nadaktywność....................................................................................................
Nadmierne poczucie własności.........................................................................
Nadpobudliwe zachowanie................................................................................
Nerwowość........................................................................................................
Niszczycielstwo..................................................................................................
Obrona...............................................................................................................
Obrona terytorium..............................................................................................
Ogryzanie...........................................................................................................
Odruchy kopulacyjne.........................................................................................
Przywoływanie...................................................................................................
Podniecenie jazdą samochodem.......................................................................
Szczekliwość......................................................................................................
Ucieczki..............................................................................................................
Gryzienie............................................................................................................
Walka.................................................................................................................
Wskakiwanie na ludzi........................................................................................
Wycie.................................................................................................................
Zjadanie odchodów............................................................................................
Znaczenie terenu...............................................................................................
ŻEBRACTWO....................................................................................................
OD TŁUMACZA
Pies, udomowiony przez człowieka przed tysiącami lat, bardzo szybko stał się
czymś więcej niż zwyczajnym zwierzęciem gospodarskim. Był pomocnikiem,
nieodłącznym towarzyszem polowań, po prostu przyjacielem. Ten trwający przez
wieki bardzo bliski kontakt spowodował, że niemal zapomniano o jego pochodzeniu
od dzikiego drapieżcy. Dama pieszcząca miniaturowego pudełka - pisze Fisher - ze
zgrozą odrzuciłaby sugestię, że w drobnym ciałku jej pupila drzemią uśpione
instynkty wilka. Rzeczywiście dzisiaj rzadko o tym pamiętamy.
Dobry pies był przez wieki powodem do dumy. Toteż wieczorami, przy dzbanie
wina, opowiadano niestworzone historie, których bohaterem był pies - mądry ponad
miarę, sprytny i przemyślny. Z czasem okazywało się, że jeden potrafi liczyć, inny
podawać panu ogień, jeszcze inny kradł węgiel, by jego ukochany pan nie zamarzł z
zimna. Opowiadano też o psach, które rannych towarzyszy prowadziły prosto do
lekarza weterynarii po pomoc. Wrodzonym przymiotom psa dodawano coraz to
więcej cech czysto ludzkich. Od dawna też pisano dydaktyczne bajki, w których
typowo ludzkie zalety i przywary przypisywano zwierzętom. Często ich bohaterem
bywał pies, przedstawiany jako uosobienie wierności i lojalności, choć czasem i
niewolniczego poddaństwa.
Antropomorfizację psa doprowadzono do szaleństwa w Hollywood. Po
sukcesie Lassie, producenci często sięgali po “psie tematy”, stawiając przed
czworonożnymi bohaterami coraz trudniejsze zadania, często stojące w rażącej
sprzeczności z wrodzonymi predyspozycjami psa. W rezultacie widzowie otrzymywali
przesłodzony obraz, na którym psy odbierają telefony lub ratują życie dzieciom w
zupełnie nieprawdopodobnych okolicznościach, choćby stosując sztuczne
oddychanie czy masaż serca.
Nic dziwnego, że karmieni taką “wiedzą” od najwcześniejszych lat
zapomnieliśmy o prawdziwej naturze psa. Konsekwencje tego są fatalne.
Oczekiwania i nadzieje właściciela rozmijają się zupełnie z faktycznymi
możliwościami psa. Właściciel bądź rezygnuje z posiadania czworonoga, bądź
morduje się przez kilkanaście lat z rozwydrzonym potworem, stanowiącym
zagrożenie dla wszystkich wokoło.
Książka ta jest pierwszym w Polsce przewodnikiem psychologii psów,
mającym pomóc właścicielom w wychowaniu miłego, posłusznego zwierzęcia ku
obopólnej satysfakcji. Bez łamania charakteru i stosowania przemocy. Fisher obala
wiele mitów i przesądów, głęboko zakorzenionych w powszechnym mniemaniu -
zaiste nie łatwe to zadanie, nie ma bowiem nic trwalszego niż powszechnie uznane
sądy.
Bardzo ciekawe są rozważania autora o wpływie diety na zachowanie psów.
Nie wszystkie z wymienionych karm są już na naszym rynku, ale warto wiedzieć, jaki
wpływ na organizm zwierzęcia mogą mieć poszczególne składniki pożywienia.
Wiele miejsca poświęca autor leczeniu homeopatycznemu, jednak radziłabym
powstrzymać się od sprawdzania działania tych leków - lekarze weterynarii mają
pełne ręce roboty z naprawieniem błędów domorosłych znachorów. Bywa, że na
skuteczną pomoc jest już za późno.
Wszystkim hodowcom polecam natomiast rozdział o kształtowaniu się
charakteru szczeniaka. Jakże często, ogarnięci chęcią wyhodowania pięknego psa,
zapominają o tym, że sukces na wystawie to pięć minut radości, a z psem
przebywamy dwadzieścia cztery godziny na dobę przez wiele lat. Na ogół nabywcom
nie zależy wcale na wystawach, oni chcą mieć po prostu wiernego przyjaciela. Z tej
książki dowiedzą się jak wybierać szczeniaka, aby codzienne życie z nim było
przyjemnością, a nie męczarnią.
WPROWADZENIE
Osobnik Alfa może spać tam, gdzie chce, lecz nikomu nie wolno spać w jego
łóżku
Jeśli w tych rodzinach miejsce psa do spania jest nietknięte, a on sypia, gdzie
tylko zechce, to kto tam jest osobnikiem Alfa. Dla psów, jako dla drapieżników,
pożywienie ma pierwszoplanowe znaczenie nie tylko dla przetrwania, ale też dla
funkcjonowania hierarchii stada. Mąż klientki, która odwiedziła mnie ostatnio,
pracował w dziwnych godzinach. W zależności od tego, jak ułożyła mu się praca,
wieczorny posiłek jadali raz o piątej po południu, raz o siódmej. Ich pies otrzymywał
swój posiłek zawsze o szóstej. Pani nie mogła zrozumieć, dlaczego pies nigdy nie
żebrał przy stole, kiedy jedli wcześniej, natomiast zawsze dopominał się o jedzenie,
gdy obiad był późno, już po porze karmienia, mimo że nigdy nic przy stole nie dostał.
Kiedy osobnik Alfa życzy sobie przejść którędy bądź, pozostali członkowie
stada pierzchają natychmiast - nie tyle ze strachu, co z chęci zademonstrowania
zupełnego podporządkowania
Jak psy się uczą? Otóż bardzo łatwo, o ile uczymy je prawidłowo. Istnieje
ogromne prawdopodobieństwo, że pies powtórzy działanie, które przyniosło mu
korzyść. Równie duża jest szansa, że działanie nie przynoszące korzyści nie
zostanie powtórzone. Wszystkie zwierzęta uczą się i działają dla określonych
korzyści, i to nie wyłączając człowieka.
To podstawowe założenie nie jest niczym nowym. Od lat stanowi podstawę
pracy treserów. Zmieniła się natomiast interpretacja tej zasady. Przed laty uważano,
że korzyść jest równoznaczna z nagrodą, a jej brak z karą. Ale nagrody i kary nie
wystarczą.
Nie można nauczyć słonia stania na tylnych nogach, mówiąc mu jedynie
“dobry słoń”. Podobnie orka nie będzie wyskakiwać z basenu na gwizdek za
pochwałę “dobra orka”. Skąd zatem przekonanie, że uda się ułożyć psa mówiąc mu
po każdym dobrze wykonanym zadaniu “dobry piesek” lub klepiąc go czasami po
grzbiecie? Czy w następnym miesiącu podjąłbyś pracę u szefa, który jako zapłatę za
miesiąc twoich wysiłków rzuciłby zdawkowe “dobry z ciebie facet”, okraszone
uśmiechem i klepnięciem w łopatkę? Może zdecydowałbyś się na to wierząc, że
następny miesiąc przyniesie podwójną wypłatę. Kierowałbyś się czysto ludzką
zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Ale kiedy tylko zorientujesz się, że te słowa
mają starczyć za całą zapłatę, w mniej lub bardziej wytworny sposób poinformujesz
szefa, by tę robotę robił sobie sam. Jeśli jest inaczej, zadzwoń do mnie - dam ci parę
rzeczy do zrobienia.
Całe zagadnienie szkolenia psów obrosło przez lata najróżniejszymi
przesądami, popartymi opowieściami rodem z wyobraźni “ciotki Klotki”. Przez lata
mojej praktyki przekonałem się, że najbardziej bzdurne przesądy do dziś uznawane
są za prawdy powszechne i nie łatwo z nimi walczyć.
“Jeśli dajesz psu polecenie, musi on wykonać je natychmiast”
“Nigdy nie używaj jedzenia w szkoleniu psa, bo nauczysz go żebractwa. On
ma robić to, o mu każesz, bo ty tego chcesz”
“Szkolenie psa nie może się rozpocząć, zanim nie ukończy on szóstego
miesiąca życia”. (Na wiele kursów tresury młodsze psy nie są przyjmowane).
“W szkoleniu psa najlepiej używać zaciskowego łańcuszka” (Nie tak dawno
widziałem popularny program telewizyjny, w którym trener demonstrował zalety
takiego łańcuszka - cóż, stare przesądy przekazujemy młodemu pokoleniu).
To tylko kilka przykładów prawd powszechnych. Sam w nie święcie wierzyłem,
przystępując do układania mojego pierwszego psa. Wydawało mi się wtedy, że uczę
go aportowania, a zobaczcie sami czego go nauczyłem.
1. Dałem mu komendę “siad”, kiedy stał przy nodze. Ponieważ nie
zareagował, od razu pociągnąłem smycz, zaciskając oczywiście łańcuszek i
naciskając jednocześnie na zad, zmusiłem go by usiadł. Ja myślałem: Uczę go
siadać na komendę.
On myślał: Nie znoszę tego słowa “siad” - wygląda na to, że on ma zamiar
mnie udusić.
2. Dałem mu komendę: “zostań” i rzuciłem koziołek. Kiedy pies chciał pobiec
za nim, przytrzymałem go lekko, powtarzając “zostań”. Ja myślałem: Uczę go nie
ruszać z miejsca, zanim mu nie pozwolę. On myślał: On zdecydowanie nie chce,
abym poszedł po koziołek.
3. Dałem komendę “przynieś” i ruszyłem w kierunku koziołka, trzymając psa
na smyczy.
Ja myślałem: Uczę go, że teraz może iść po koziołek.
On myślał: No, teraz to już zupełnie nic nie rozumiem, przecież dopiero co mi
zabronił!
4. Podniosłem koziołek i podałem psu wraz z komendą “trzymaj”. Kiedy pies
wziął aport, ruszyłem z powrotem w miejsce, z którego wyruszyliśmy. Ja myślałem:
Teraz uczę go, że ma przynieść aport z powrotem do mnie. On myślał: No, to mi
chyba wolno, wezmę to. O rany, wracamy w to samo miejsce, lepiej to wypluję.
5. Oczywiście wypluł aport. Mówiąc “Nie” wetknąłem mu koziołek w pysk,
ściskając jego szczęki z komendą “trzymaj to”. Ja myślałem: Uczę go, żeby nie
upuszczał aportu. On myślał: Wygląda na to, że on sam nie wie, czego chce. Jak
tylko mi się uda, wypluję to paskudztwo i, przysięgam, już nigdy tego nie dotknę!
Oczywiście trochę przerysowałem całą sytuację - aż tak złym nauczycielem to ja nie
byłem (No, może powinienem był zapytać o to mojego psa!).
Moim błędem było to, że próbowałem nauczyć mojego psa aportowania jako
pełnego ćwiczenia, zawierającego kilka kolejnych czynności, zamiast najpierw
przećwiczyć z nim kolejne etapy. Trochę dalej opisuję, jak uczyłem aportowania
mojego obecnego psa. Jednak wcześniej chcę przedstawić kilka czynników
wpływających na proces uczenia się psa.
Negatywna tigmotaksja
Jakże uczenie brzmią te słowa. Można nimi błysnąć w lekkiej, towarzyskiej
konwersacji nad szklaneczką wina. A znaczą one po prostu to, że fizyczna presja,
wywarta na jakiekolwiek zwierzę, spotka się z kontrreakcją. Kiedy ktoś chwyci cię za
rękaw i zaczyna ciągnąć, natychmiast będziesz próbował się wyrwać.
Wiedząc, że opór jest instynktowną reakcją na przymus, nie powinniśmy
dziwić się, że kiedy usiłujemy nauczyć psa jakiejś określonej pozycji szarpiąc go lub
naciskając, ten instynktownie będzie stawiał opór. Próbując przydusić go do ziemi -
pozycje siad i waruj - uzyskamy tyle, że biedak będzie chciał utrzymać się na nogach
lub natychmiast wstać. Wywołamy zatem reakcję odwrotną do oczekiwanej. Chcąc
przezwyciężyć tę, skądinąd naturalną reakcję, wzmacniamy nacisk.
A może warto byłoby zastosować inną metodę treningu, znacznie bardziej
efektywną i nie wymagającą użycia siły?
Wrażliwość na dotyk
Jednym ze skutków planowanej hodowli jest to, że niektóre rasy są bardziej
odporne na ból niż inne. Rasy hodowane do walk i teriery są wrażliwe na ból w
bardzo niewielkim stopniu. Możesz łatwo sprawdzić odporność twojego własnego
psa na ból. Wystarczy skórę pomiędzy drugim a trzecim palcem w przedniej łapie
ścisnąć kciukiem i palcem wskazującym. Początkowo delikatnie, potem zwiększając
siłę nacisku, licz jednocześnie od jednego do dziesięciu. Przerwij natychmiast, gdy
uzyskasz reakcję. Im krócej liczyłeś, tym większa wrażliwość psa na ból. Jakiż to
może mieć wpływ na zdolność uczenia się twojego psa? Niewrażliwe psy nie są
podatne na niektóre metody uczenia, podczas gdy te same metody w przypadku psa
wrażliwego mogą na zawsze zrujnować więź pomiędzy nim a właścicielem.
Pies zajęty czymś, co sprawia mu wyraźną przyjemność, wydaje się być mniej
wrażliwy na ból. Kiedy na przykład goni z pasją wiewiórkę po lesie, nie odczuwa
bolesnych uderzeń małych gałązek. I odwrotnie. Im mniej pies lubi to, co robi, tym
jego wrażliwość wydaje się być większa. Bardzo wrażliwy pies, zwłaszcza uczony
ćwiczeń, które nie budzą jego entuzjazmu, musi być traktowany “w rękawiczkach”.
Najlepiej jednak poszukać takiej metody nauki, która nie narazi na szwank jego
wrodzonej wrażliwości.
Wrażliwość na dźwięki
Nadmierne “efekty dźwiękowe” mogą mieć decydujące znaczenie w procesie
nauki bardzo wrażliwych psów.
Zapytajcie właścicieli sheltie. Często mam do czynienia z tymi, którzy
nadużywali głosu w układaniu tych, jakże wrażliwych piesków. Kiedyś - dawno
nauczyli się nadużywać głosu i nigdy nie spróbowali odmiennej metody. Psy są
wrażliwe na dźwięki, ale niektóre z nich są wręcz nadwrażliwe. Uczestnictwo w
ogólnym kursie tresury może być dla takiego psa torturą nie do opisania. Jego
właściciel, wiedząc o tej nadwrażliwości, może chodzić wokół swego psa na
paluszkach i szeptać komendy - cóż kiedy obok trenuje swego półgłuchego psa
myśliwy w wielkich buciorach, który z przyzwyczajenia wręcz ryczy na swojego psa.
Na takim kursie nawet przeciętnie wrażliwy pies niewiele się nauczy, a co dopiero
mówić o nadwrażliwym.
Dużą wrażliwość na dźwięki łatwo zauważyć. Trzeba pamiętać, że jest ona
osobnicza, różna u różnych psów, nawet tej samej rasy. Jeśli nie będziemy uważać,
nadużywanie głosu może być poważną przeszkodą w procesie uczenia się.
Wrażliwość wzrokowa
Border collie to klasyczny przykład takiego niezwykle spostrzegawczego psa.
Jego oczy są jak radary, czujnie rejestrujące najmniejszy ruch. Oczywiście trening
takiego psa w miejscu, gdzie dużo się dzieje, jest bardzo trudny. Każdy ruch
rozprasza jego uwagę, którą powinien skoncentrować na tym, czego w danej chwili
się od niego wymaga.
Jest jeszcze coś szczególnego w pracy z takimi psami. Rasa jest znana z
tego, że uczy się niemal błyskawicznie, toteż często spotykam się z opowieściami o
tym, że border collie wyprzedzają życzenia swego przewodnika zgadując jaka będzie
następna komenda, dzięki czemu zyskały opinię wytresowanych w chwili urodzenia.
W rzeczywistości border collie rejestruje w pamięci najdrobniejsze ruchy ciała
właściciela, poprzedzające taką czy inną komendę lub sytuację. Na przykład zmianę
pozycji nóg właściciela na chwilę przedtem jak wstanie z fotela, aby pójść na spacer,
czy spojrzenie na zegar, kiedy nadchodzi czas posiłku. Wiele psów tej rasy podbiega
zanim właściciel zawoła, wystarczy, że zwróci się w kierunku psa.
To mogłoby sugerować, że border collie umieją czytać w naszych myślach.
Nie umieją, ale spostrzegają i zapamiętują najdrobniejszy sygnał ciała, zdradzający
zamiar właściciela. Kłopoty z takim psem zaczynają się wtedy, gdy wydana komenda
stoi w sprzeczności z zapamiętanymi przezeń sygnałami mowy ciała (gesty
właściciela), zwykle odmawia on wykonania takiej komendy. I zaczyna się konflikt.
Nie tylko border collie są takie spostrzegawcze. To cecha osobnicza,
niezależna od rasy. W postępowaniu z takimi psami niezgodność mowy ciała z
ustnymi komendami nieuchronnie prowadzi do tego, że pies staje się nieposłuszny, a
właściciel sfrustrowany licznymi nieporozumieniami.
Wrażliwość psychiczna
Wiele psów, niezależnie od rasy, reaguje z ogromną wrażliwością na nastroje
swoich właścicieli. Wrażliwość psychiczna psów jest często związana z odpornością
na stres. Kiedy jesteśmy przygnębieni, wystawiając wrażliwego psa, on to wyczuje i
na pewno pokaże się fatalnie.
Kiedyś pracowałem przy układaniu psów policyjnych do pokazów. Zdarzało mi
się często w trakcie ćwiczeń zauważyć “negatywne wibracje” pomiędzy
przewodnikiem i jego psem, który wtedy niemal nie reagował na komendy. To
oczywiście czyniło cały pokaz z udziałem nadmiernie wrażliwych psów zupełnie
nieudanym i tylko pogarszało humor przewodnika, co z kolei jeszcze pogarszało
zachowanie psa. Błędne koło. Moja rada w takich przypadkach brzmiała
nieodmiennie: “Zostaw psa i idź wypij filiżankę kawy”. Nie rozwiązywało to problemu,
ale przynajmniej sytuacja się nie pogarszała.
Presja psychiczna ze strony przewodnika może mieć ogromny wpływ na
nadmiernie wrażliwego psa. Nie ma przy tym większego znaczenia, czy zły humor
przewodnika dotyczy bezpośrednio psa, bo ten powiedzmy, ćwiczy gorzej niż psy
kolegów, czy wynika z problemów domowych. Wrażliwy psychicznie pies reaguje
niemal tępotą, przestając rozumieć, czego się od niego oczekuje. Nadmiernie
wrażliwe psy pozostawione same sobie miewają kłopoty z opanowaniem lęku, co
wyraża się demolowaniem domu, niszczeniem przedmiotów, nieustannym
szczekaniem czy nawet wyciem. Taki pies czuje się całkowicie zależny od właściciela
i bardzo potrzebuje jego akceptacji dla każdego kroku. Dla niego zachmurzona mina,
okazane zniecierpliwienie, czy nawet groźne spojrzenie jest tragedią, niszczącą całą
pewność siebie. Szczególnie pamiętam jeden taki przypadek.
„Moja bulterierka zakwalifikowała się na Crufta - skarżył się właściciel - a
potem na ringu trzymała ogon podkulony pod brzuch”.
(Co roku, przed tą niezwykle prestiżową imprezą, jaką jest wystawa Crufta,
mam wiele telefonów od wystawców, którym zależy, aby jak najlepiej wypaść na
ringu. Nawet teraz, kiedy piszę te słowa, moja żona właśnie przyjęła telefon od
właścicielki suczki saluki, która na ringu nosi ogon wysoko, a powinna nisko. Ta
wystawa, którą udało jej się wygrać, odbywała się w bardzo gorącej hali i suka, której
się to nie podobało, nosiła ogon prawidłowo. Nie bardzo wiem, czego oczekuje ode
mnie ta pani, czy mam sprawić, aby jej suka przestała lubić wystawy?)
Wspomniana bulterierka było to najmilsze zwierzę tej rasy, jakie kiedykolwiek
spotkałem. Kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, ucieszyła się ogromnie, niemal jakby
mówiła “Zobaczcie, człowiek” i podeszła do mnie prezentując wszystkie gesty psa
respektującego moją wyższą rangę. Właściciel natychmiast nawiązał do sprawy
ogona. Zgodnie ze wzorcem bulterier powinien mieć wygląd gladiatora. Sposób w
jaki idzie, budowa ciała, jajowata głowa - wszystko ma sprawiać wrażenie siły i
pewności siebie. Nie znaczy to bynajmniej, że po wejściu na ring ma stoczyć walkę
ze swymi rywalami - ma tylko wyglądem wzbudzać respekt. Ale ta właśnie bulterierka
była tak podporządkowana ludziom, a zwłaszcza właścicielowi, że przez cały czas
prezentowała właściwe swojej pozycji w stadzie zachowania. Właściciel, który miał
ogromne ambicje związane z jej karierą wystawową, nie był oczywiście z tego
zadowolony. A ona nie była w stanie pojąć, czego od niej żąda. W rezultacie - błędne
koło. Suka okazywała podporządkowanie, co przygnębiało właściciela (jak każde jej
zachowanie z wyjątkiem agresji), to z kolei deprymowało sukę tak, że traciła resztki
pewności siebie i tym mocniej podkreślała swoje podporządkowanie.
To był chyba jedyny mój klient, z którym się pokłóciłem. Pies miał mu służyć li
tylko do zaspokojenia jego własnych ambicji. Jestem pewien, że w innych rękach
powróciłaby jej zniszczona przez właściciela pewność siebie. Wrażliwość psychiczna
ma ogromne znaczenie dla obu stron, tak dla psa, jak i dla właściciela. Dlatego też
przed rozpoczęciem nauki powinniśmy dokładnie przeanalizować nie tylko, z jakim
typem psychicznym psa mamy do czynienia, ale też jaki typ psychiczny sami
reprezentujemy.
Zachowania charakterystyczne dla różnych ras
Niektóre z nich już poznaliśmy. Collie uczą się szybko zauważając nawet te
sygnały, które dajemy im nieświadomie. Sheltie są bardzo wrażliwe na dźwięki i
trzeba z nimi postępować bardzo delikatnie. Psy stróżujące stróżują, a polujące
polują. Jednak zdecydowanie za często traktujemy wszystkie psy jednakowo, nie
zwracając uwagi, do jakich celów nasi przodkowie je wyhodowali.
Często dzwonią do mnie właściciele psów, które nieustannie szczekają, co
doprowadza do szału sąsiadów. Na pytanie, o jakie psy chodzi, najczęściej otrzymuję
odpowiedź, że to owczarki niemieckie. Jeśli chcieli psy, które nie szczekają, powinni
raczej kupić basenji∗1, a nie psa o tak rozwiniętym instynkcie pilnowania i obrony
terytorium, jak właśnie owczarek niemiecki.
Psy pewnych ras pasą, innych biorą udział w łowach, jeszcze innych bronią.
Niektóre rasy wyhodowano dla ozdoby, inne jako psy gończe. Każda rasa ma jakieś
swoje przeznaczenie i powinna być układana zgodnie z nim. Można też w pewnych
przypadkach spróbować takich metod układania, które są przeciwne pierwotnemu
przeznaczeniu rasy. Trudno je jednak będzie znaleźć na ogólnych kursach szkolenia,
gdyż te mają na ogół standardowy program. A tak wiele w szkoleniu zależy od
specyficznych dla rasy uwarunkowań zachowania. Często bywam na różnego
rodzaju spotkaniach klubowych i ciągle, na nowo, przekonuję się, że tak samo
próbuje się uczyć aportowania labradora i saluki. Tymczasem aportowanie, tak
naturalne dla labradora, dla saluki jest czymś zupełnie obcym.
Podsumujmy ten rozdział. Presja, dotknięcie, dźwięk, wzrok, wrażliwość
psychiczna - wszystkie te czynniki wraz z predyspozycjami, właściwymi różnym
rasom, muszą być wzięte pod uwagę przed ułożeniem programu szkolenia psa.
Proces szkolenia może być zakłócony, jeśli zapomnimy o którymkolwiek z
wymienionych czynników. A ponieważ każdy pies jest wrażliwy przynajmniej na jeden
z nich, w następnym rozdziale poznamy metody ułatwiające układanie psów.
∗
5 SZTUKA STOSOWANIA NAGRÓD
Może się to wydać paradoksalne, ale tresura psuje niekiedy zachowanie psa.
Zapomnijmy na chwilę o tym, co wiemy o nowoczesnych metodach układania psów, i
zastanówmy się, jakie są tradycyjne metody powstrzymywania psa przed
nieznośnym zachowaniem. Od wielu lat uważa się, że proces uczenia się psa to
seria stosowanych nagród i kar. Otrzymałem ostatnio zaproszenie na sympozjum
UFAW (Uniwersyteckie Stowarzyszenie Opieki nad Zwierzętami) w Cambridge. W
programie sympozjum znalazł się punkt “Tresura zwierząt opiera się na serii nagród i
kar”. To prawda, że po sympozjum taki zapis nie znalazł się w protokóle, ale pierwsza
myśl wskazywała na silne obciążenie tradycyjnymi poglądami. Ilekroć spieram się z
treserem w kwestii tych staroświeckich sposobów myślenia, zwykle pytam go “Czy
nauczysz orkę wyskakiwania z wody na gwizdek, karząc ją za każdym razem, gdy
odmówi?” Skądinąd te same zasady stosują się do ludzi. Kiedy uczysz się czegoś
nowego i nie bardzo ci to wychodzi, a za każdym razem spotykasz się z krytyką lub
karą, nie trzeba ci wiele czasu, żeby zrezygnować, w przekonaniu, że się do tego nie
nadajesz.
Opiszę teraz klasyczny przypadek tradycyjnego stosowania metody nagród i
kar, które dało negatywne efekty.
Donner to rottweiler. Jego właściciele, małżeństwo w średnim wieku,
przyjechali do mnie z Leicestershire. Słowo rottweiler przywodzi na myśl osiłka,
samca o skłonnościach do dominacji. Nie w tym przypadku. Była to nadzwyczaj
rasowa dwuletnia suczka, bardzo przyjacielska. Była uważana za skłonną do walki
morderczynię. A było tak.
Donner przybyła do nowego domu jako ośmiotygodniowe szczenię na miejsce
starego rottweilera, który właśnie zakończył życie. W tej rodzinie był też dorosły
border terier, który od pierwszego wejrzenia poczuł niechęć do nowo przybyłej. Nie
przepuszczał też żadnej okazji, żeby zapędzić ją na miejsce. Wychowanie, jakie suka
odebrała w szczenięctwie, nie na wiele pomogło. Donner dojrzewała i nabierała sił.
Rozgorzała walka pomiędzy oboma zwierzętami o miejsce w domu. Donner
wykazywała typową dla rottweilera skłonność do dominacji i obrony, a terier był
nieustępliwy, jak to wszystkie teriery mają w obyczaju. W rezultacie tych
nieustających walk któregoś dnia, kiedy Donner miała około roku, teriera
znalezionego z tak pokiereszowanym tyłem, że nie pozostawało nic innego, niż go
uśpić.
Od tego dnia Donner uznana została za złego psa i tak ją traktowano w
obecności innych psów. Lokalny klub tresury doradził właścicielom - “Za każdym
razem kiedy ona tylko spojrzała na innego psa, trzeba mocno ściągnąć zaciskowy
łańcuch tak, żeby ją podwiesić”. Innym proponowanym środkiem wychowawczym był
kawałek gumowego węża, którym miała dostawać po głowie na widok obcego psa.
W miarę upływu czasu utrzymanie kontroli nad Donner było coraz trudniejsze.
W konsekwencji spacery coraz rzadsze. Ja byłem jej ostatnią szansą. Albo moje
metody pomogą, albo trzeba ją będzie uśpić.
Rozwiązując problem założyłem, że Donner wcale nie była typem mordercy.
Fatalne zdarzenie z terierem to przypadkowy wynik walki dwóch dominujących
charakterów. Przyjęcie tego założenia prowadziło do całkowitej zmiany sposobu, w
jaki suka była traktowana. Zmieniliśmy kilka rzeczy:
1. Zaciskowy łańcuch zastąpiła szeroka, skórzana obroża.
2. Starą, krótką smycz zastąpiła nowa - długa, ale mocna.
3. Dopasowałem jej lekki kaganiec tak skonstruowany, że mogła dyszeć lub
napić się swobodnie, ale nie mogła ugryźć. Taki kaganiec pozwalał na kontakty na
spacerach z wybranymi, nie agresywnymi psami bez niebezpieczeństwa, że zrobi im
krzywdę.
4. Autorytet właścicieli w kontroli nad biegającą luzem suką został wzmocniony
przez użycie dysku.
5. Zmieniliśmy jej dietę na taką, która działa uspokajająco (patrz rozdział 8).
Skórzana obroża nie zadawała jej bólu za każdym razem, kiedy zobaczyła
obcego psa, była też wygodniejsza. Długa smycz dawała jej większą swobodę. Sama
też mogła wybierać w jakim tempie i na jaką odległość podejdzie do spotkanego psa.
Przedtem właściciele kontrolowali to w znacznie większym stopniu. Te działania
wpłynęły też uspokajająco na właścicieli, wywierali więc na sukę mniejszą presję
psychiczną. Użycie dysku spowodowało, że większą uwagą darzyła Donner
właścicieli, a dieta wpłynęła dodatkowo uspokajająco. Już po kilku dniach właściciele
mogli poznać i ocenić prawdziwy charakter suki. Okazała się być otwarta, wprawdzie
niesforna, ale przyjacielska.
Pierwsza konsultacja trwała niemal trzy godziny. Omówiliśmy w tym czasie
sposoby komunikowania się psów, język ciała. Uświadomiłem im, że z pewnością
okaże podporządkowanie wyższemu rangą psu. Kaganiec szybko wyszedł z użycia
(to był tylko doraźny środek zaradczy). Donner pozwolono stykać się z innymi psami i
nie wynikły z tego większe problemy.
Jakiś czas potem właściciele Donner donieśli mi, że w rodzinie przybył nowy
pies - szczeniak terier. “Na wstępie szczeniak szczypnął ją, ale Donner przyjęła to za
dobrą monetę, a do wieczora szczeniak poczynił pewne postępy. Teraz stosunki
między nimi układają się na zasadzie wzajemnej akceptacji. Donner jest szefową, ale
też bliskim kumplem. Tych dwoje spędza godziny na wspaniałej zabawie, co
szczególnie raduje Donner, która dorastając nie miała żadnego towarzysza zabaw.”
Takie listy są dla mnie najlepszą nagrodą. Donner była o krok od śmierci, a teraz jest
kochanym i bardzo ważnym członkiem rodziny.
Inny przypadek negatywnego wpływu tresury na charakter psa to historia
czarnego owczarka belgijskiego. Było to śliczne, bardzo typowe dla rasy zwierzę,
które zaczęło przejawiać agresję. Żadne z jego rodziców ani rodzeństwa nie miało
najmniejszych skłonności do agresji. Toteż fakt, że Samson ugryzł sześć razy z rzędu
i to w przejściu przez drzwi, był ogromnym zaskoczeniem dla hodowczyni.
To ona przywiozła go do mnie z kenelu w Bristolu, gdzie pies stale przebywał.
Obsługa kenelu nie potrafiła sobie z nim poradzić. Właścicielka umieszczając psa w
kenelu była przekonana, że nie jest to pies agresywny.
Wcześniej, zanim go odebrała, sprzedała psa ludziom, którzy wyglądali bardzo
sensownie, choć nigdy wcześniej nie mieli psa. Po długim namyśle doszła do
wniosku, że oddaje szczeniaka w całkiem dobre ręce, postanowiła jednak zachować
nad nim kontrolę. Już w bardzo wczesnym wieku pies zdecydowanie przepychał się
przez drzwi pierwszy, nie bacząc na właścicieli. Ci, jak to niestety często bywa, nie
rzekli słowa hodowczyni. Rozpytali się za to wśród tak zwanych “ekspertów” od
wychowania szczeniąt. Roi się od nich w każdym miejscu, gdzie na spacery
przychodzi więcej niż trzy psy. Poradzono im nieśmiertelny zaciskowy łańcuszek.
Samsona, bo tak nazywał się pies, mieli wyprowadzać na smyczy, a przy każdej
próbie przepychania się w drzwiach ściągać brutalnie smycz tak, aby znalazł się przy
nodze z przednimi łapami wiszącymi w powietrzu, jak narowisty koń gwałtownie
spięty. Jak należało się spodziewać, na przepychanki w drzwiach niewiele to
pomogło, za to Samson zaczął przejawiać w takich momentach agresję. To z kolei
spowodowało, że właściciele ściągali mocno smycz, z góry oczekując niewłaściwego
zachowania psa.
Byłem świadkiem jego tak zwanej agresji. Pies wyskakiwał w górę krzyżując
przednie łapy nad smyczą z oczami wywróconymi tak, że było widać białka -
klasyczna reakcja lękowa. Właściciele, a później obsługa kenelu, brali to za agresję i
sami reagowali agresją. Ich działanie wyzwalało reakcję obrony lub walki. W tej
sytuacji na plus zapisać trzeba psu, że te ugryzienia były wyhamowywane - w
zasadzie tylko zadrapania i siniaki. Ja na jego miejscu kogoś kto doprowadził mnie
do takiej paniki rozerwałbym na kawałki.
Założyliśmy Samsonowi szeroką skórzaną obrożę i automatycznie zwijającą
się smycz (czyli podobnie jak w poprzednim przypadku), aby zwiększyć krytyczną
odległość i poczucie wolności. Ruszyłem w kierunku drzwi biura, a Samson
natychmiast wpadł w panikę cofając się o jakieś trzy metry, na ile pozwoliła smycz.
Szedłem dalej nie przymuszając go ani nie szarpiąc i mówiłem do niego “Chodź, nie
bądź głupi”. Podbiegł i został nagrodzony smakołykiem. Przez następne pół godziny
powtórzyliśmy tę sytuację trzy czy cztery razy, zanim Samson nabrał zaufania i
zaczął spokojnie przechodzić przez drzwi na smyczy. Nasze działanie miało
zneutralizować dotychczasowe złe doświadczenia, które zaowocowały agresją na
typowo ludzką skłonność do karania za złe zachowanie zamiast nauczenia
właściwego. Takie działanie określa się uczenie jako “odczulenie”. Znaczy to tyle, że
naszym działaniem staramy się zmienić przypuszczenia psa co do tego, co za chwilę
nastąpi.
Wspomniałem, że ćwiczyliśmy aż do momentu kiedy Samson odzyskał trochę
zaufania. Tu leży klucz do rozwiązania problemu tego rodzaju agresji. To zrozumiałe,
że Samson stracił zaufanie do ludzi, nie mając pewności co jeszcze mu zrobią w
drzwiach, kiedy będzie na zaciskowej obroży z przypiętą smyczą.
Pełen sukces w wychowaniu Samsona może odnieść tylko ktoś, kto jest
bardzo cierpliwy i wyrozumiały i znakomicie rozumie psy oraz pobudki ich działania.
Warunki, w jakich mieszka hodowczyni, nie pozwalają jej aktualnie na trzymanie
Samsona. Obawiam się zatem o jego przyszłość, jeżeli nie trafi w dobre ręce. Jest to
dla mnie tym bardziej przygnębiające, że zdaję sobie sprawę, jak wiele złego
przyniosły mu bezsensowne metody wychowania, zastosowane w najlepszej wierze
przez niedoświadczonych właścicieli. Dlatego tak ważna wydaje mi się popularyzacja
podstawowych wiadomości o psychice psów i zasadach ich zachowania. Tylko wtedy
posiadanie psa będzie całkowicie bezpieczne dla właściciela, a życie psa w naszym
domu znacznie łatwiejsze i szczęśliwsze.
W obu opisanych przypadkach złe metody tresury, zamiast złagodzić problem,
zintensyfikowały go, a pies z dnia na dzień stawał się coraz bardziej niebezpieczny.
To zdarza się znacznie częściej, niż można by przypuszczać. Często objawy agresji
towarzyszą próbom przejęcia dominującej pozycji w stadzie. Od naszej reakcji
zależy, jak ułożą się dalsze stosunki z psem. Źle wybrane metody przeciwdziałania
niepożądanym zachowaniom mogą na zawsze zerwać nić porozumienia, natomiast
właściwa reakcja szybko przywróci harmonię. Nieźle też jest mieć w pamięci fakt, że
psy mogą używać szczęk cztery razy szybciej niż my rąk, toteż jeśli kiedykolwiek
pozwolimy mu uznać, że stoi wyżej od nas w hierarchii stada, a dopiero potem
spróbujemy dochodzić swoich praw siłą, największe szansę mamy na ... dotkliwe
pogryzienie.
Nie dziwmy się, kiedy nasze działania doprowadzą psa do stanu takiej paniki,
że zacznie kąsać na oślep. Nie chciałbym być źle zrozumiany. Ja nie
usprawiedliwiam takiego zachowania, ale doskonale rozumiem jego przyczyny.
Metody układania psów omówię znacznie dokładniej w rozdziale 12. Mam
nadzieję, że możliwość negatywnego wpływu tresury na zachowanie psa stanie się
dla wszystkich oczywista. Do tej pory starałem się uświadomić moim czytelnikom, że
bardzo często dokładnie wiemy czego chcemy psa nauczyć, lecz zupełnie nie
zdajemy sobie sprawy, czego go naprawdę uczymy. Następny przypadek znakomicie
ilustruje tę moją tezę.
Zadzwoniła do mnie pani, której problem dotyczył dziewięciomiesięcznego
psa, który w nocy brudził w domu. Po rytunowych pytaniach o dietę, długość i czas
trwania spacerów, pory karmienia itd. zapytałem, jak reaguje ona, kiedy rano odkryje,
że pies nabrudził. Odpowiedziała: “Nie karzę go. Nie wierzę w skuteczność klapsów.
Wszystko co robię, to wtykam jego nos w to, co zrobił i wyrzucam go na dwór”. Ona
naprawdę wierzyła, że to jest najlepsza metoda odzwyczajenia psa od brudzenia w
domu. Pies z jej działań pojął tylko jedno - psia kupa to coś w rodzaju fetysza dla
ludzi. Wchodzą do pokoju wyraźnie szukając tego, a kiedy już znajdą, wpadają w
trans, krzycząc wielkim głosem zawsze te same słowa: „Co to jest?”
Pies, nieco już przestraszony wyglądem właściciela, kurczy się ze strachu
słysząc ton głosu i przyjmuje poddańczą postawę, która, kiedy był małym
szczeniakiem przy matce, doskonale pamięta, hamowała dalsze przejawy wrogości.
Ale nie z ludźmi, nic z tych rzeczy! Łapią go za skórę, pakują nosem prosto w kupę i
zamykają samego za drzwiami na długi czas.
A co uzyskaliśmy w wyniku podjętych działań? Z naszego punktu widzenia
trochę ekskrementów wbitych w psi nos i brodę, a trochę w dywan. Z psiego punktu
widzenia utrwalone skojarzenie, że kupa na dywanie i jednoczesna obecność
właściciela w pokoju to fatalna kombinacja. Gdybym był psem o silnym instynkcie
obrony, warczałbym i gryzł w obronie własnej i pewnie nazwano by mnie
agresywnym. Gdyby mój instynkt obrony był bierny, na pierwszy sygnał złości ze
strony właściciela wiałbym pod najdalsze krzesło, a właściciele byliby przekonani, że
wiem jak źle postąpiłem i bardzo się wstydzę. Gdybym był cwanym psem, nie chcąc
narazić się na sytuację: kupa na dywanie/właściciel w pokoju, zjadałbym ją, co
pozwoliłoby sklasyfikować mnie jako koprofaga.
Bez względu na mój charakter jednego jestem pewien - wystrzegałbym się jak
ognia załatwiania się w pobliżu moich właścicieli wiedząc, że wprawia to ich w stan
tego dziwnego podniecenia. Toteż ostatni, szybki spacerek w deszczowy wieczór
mógłby się nieźle przeciągnąć, chyba że pozwoliliby mi zniknąć z zasięgu ich wzroku
lub ... wykonałbym rzecz całą po spacerze w drugim pokoju, tak aby nie mogli tego
szybko znaleźć.
Z psiego punktu widzenia załatwianie się poza własnym posłaniem już
rozwiązuje problem czystości. Sposób, w jaki uczymy go, że z ludzkiego punktu
widzenia to za mało, może mieć ogromny wpływ na wzajemne stosunki i, generalnie,
na zachowanie się psa (patrz rozdz. Kłopoty i ich rozwiązanie od A do Z). Kiedy
spojrzymy na to oczami psa, nie będzie to takie trudne.
8 STRESY
Nie chciałbym, aby ten rozdział był potraktowany jako atak na działalność
lekarzy weterynarii. Moje obserwacje dotyczą tylko tych psów, u których wystąpiły
zaburzenia zachowania i w żadnym razie nie mogę być reprezentatywne dla
milionów psów żyjących z ludźmi i korzystających z opieki lekarskiej. Jednak skoro w
mojej praktyce zetknąłem się z zaskakującym wręcz, ubocznym wpływem niektórych
leków na zachowanie się psów, nie mogę tego zjawiska pominąć milczeniem.
Psy, podobnie jak ludzie, mogą różnie reagować na podane leki. Zastrzyki
przeciwtężcowe i antybiotyki wywołują u niektórych ludzi silne reakcje alergiczne,
czego lekarz dowiaduje się z wywiadu przed podjęciem leczenia lub wykonując
rutynowe testy. Z psem nie da się przeprowadzić rozmowy, pozostaje zatem
obserwacja, choć często zmiany w sposobie zachowania się nie są w żadnym
stopniu kojarzone z konkretnymi działaniami medycznymi. Może dlatego, że winą za
wszystkie odbiegające od normy zachowania psa zwyczajowo obarcza się
właściciela.
Opisany poniżej przypadek dotyczy mojego własnego psa. U Oliwera,
dwuletniego samca wyżła weimarskiego, wystąpiły na brzuchu swędzące wypryski.
Diagnoza brzmiała - uczulenie na trawy. Ze względu na porę roku wydawało się to
wysoce prawdopodobne. Zaaplikowano mu zastrzyk kortyzonu i, o ile to możliwe,
Oliwer miał nie biegać po rozległych terenach porośniętych trawą zwłaszcza świeżo
skoszoną. Wkrótce po zastrzyku podrażnienie skóry zniknęło, ale zauważyłem, że
Oliwer stał się wyraźnie agresywny w stosunku do ludzi i obcych psów. Uznaliśmy, że
to są zwykłe zachowania młodego, dorastającego samca.
Zmieniliśmy trasy codziennych spacerów, mimo tego po sześciu tygodniach
podrażnienie skóry wróciło. Natomiast zauważalnie zmieniło się zachowanie psa.
Złagodniał. Ponownie udaliśmy się do weterynarza. Ten znowu zastosował kortyzon i
zasugerował, że może to być alergia kontaktowa. Zmieniliśmy mu posłanie i po paru
dniach sytuacja wydawała się być opanowana. Z jednym wyjątkiem - Oliwer znów
stał się bardziej agresywny.
Cała nasza uwaga była skoncentrowana na zdrowiu Oliwera, toteż nie
skojarzyliśmy wzmożonej agresywności psa z zastrzykiem. Każde nieakceptowane
zachowanie psa było surowo karcone. Minęło wiele czasu zanim zauważyliśmy, że
kiedy Oliwer się drapie przy nawrocie objawów alergii, jest zupełnie spokojny i nie
atakuje ani psów, ani ludzi. Kiedy po interwencji medycznej przestaje się drapać, jest
gotów rozerwać na sztuki każdego, kto wejdzie mu w drogę. Kortyzon w zastrzykach
to chemiczny odpowiednik hormonu o tej samej nazwie, mającego działanie
przeciwzapalne i zmniejszającego wrażliwość na czynniki alergizujące.
Jeszcze trochę czasu upłynęło nim odkryliśmy, że Oliwer jest uczulony na
jeden ze składników podawanej mu diety. Kortyzon łagodził objawy, a jednocześnie
wywoływał agresję. Kiedy kortyzon przestawał działać, uczulenie wracało, a pies się
uspokajał. Błędne koło!
W końcu znaleźliśmy środki homeopatyczne łagodzące objawy alergiczne i
pies się uspokoił. Jednocześnie zmieniliśmy dietę i alergia nie wróciła. A, oto inny
typowy przypadek. Dziesięcioletnia pekinka zupełnie, zdawało się, bez przyczyny
zaczęła walczyć z pięcioletnią yorkshire terierką.
Przez lata suki mieszkały razem w wielkiej przyjaźni. Niewątpliwie walkę
zaczęła pekinka, nie bacząc na to, że terierką okazywała jej pełne
podporządkowanie. Sytuacja pogarszała się coraz bardziej, aż w końcu terierką
spędzała większość czasu schowana w sypialni właścicielki, która miała wszystkie
palce oklejone plastrami - rezultat rozdzielania walczących suczek.
Okazało się, że przez dziesięć tygodni pekinka cierpiała na rozliczne
schorzenia poczynając od zapalenia uszu, a kończąc na stanie zapalnym pomiędzy
poduszkami łap. Przeszła długą kurację z zastosowaniem różnych antybiotyków.
Sam po zażyciu niektórych z nich jestem poirytowany i cierpię na przypadłości
żołądkowe. Toteż po konsultacji z prowadzącym weterynarzem zastąpiliśmy
antybiotyki środkami homeopatycznymi. Po paru dniach domowa harmonia zaczęła
wracać, ale tylko w 60%. Niestety pekinka zasmakowała w tłamszeniu terierki, która
była nieustannie przerażona. W takich przypadkach często jedynym wyjściem z
sytuacji jest rozdzielenie zwierząt. Tak też stało się w tym przypadku. Pekinkę
umieszczono u sąsiadów, gdzie czuła się dobrze, a terierką po jakimś czasie wróciła
do normy.
Opisałem ten przypadek także dlatego, aby pokazać, że nie zawsze możliwy
jest stuprocentowy sukces. Nie ma wątpliwości, że problem powstał w wyniku
leczenia weterynaryjnego i jego zmiana pomogła go rozwiązać, ale... te dwa psy
zdecydowanie przestały się ze sobą zgadzać.
Jakiś czas temu opracowałem korespondencyjny kurs dla słuchaczy Instytutu
Badań Psów. Dotyczył związków pomiędzy człowiekiem i psem. Kurs miał
uświadomić ludziom pracującym z psami, że w niektórych przypadkach problemów z
psami nie da się rozwiązać tylko tresurą.
Jedno z poleceń dla studentów brzmiało: “Postaraj się znaleźć przykłady
wpływu diety lub leczenia na zachowanie twoich znajomych, rodziny, sąsiadów lub
zwierząt domowych hodowanych przez nich”. Odpowiedzi na to pytanie były dla mnie
prawdziwą kopalnią wiedzy o wpływie różnych kuracji na ludzi. Na przykład w
niektórych domach, gdzie były problemy z niesfornymi dziećmi, zabroniono używania
kolorowego papieru toaletowego, bo miało to zły wpływ na zachowanie się dzieci.
Jeżeli coś takiego wpływało na zachowanie dzieci, to jakie nieprzewidziane czynniki
mogą mieć wpływ na nasze psy?
Podkreślam jeszcze raz - kiedy pies jest chory, nic nie zastąpi leczenia
weterynaryjnego. Ale kiedy zastosowane leki wywołują niepokojące efekty uboczne,
co zawsze może się zdarzyć, wtedy trzeba szukać innych metod leczenia, ale też
pod kierunkiem lekarza weterynarii. Leczenie na własną rękę może przynieść więcej
szkody niż pożytku. Leki homeopatyczne zyskują sobie coraz większą popularność i
znacznie łatwiej je obecnie kupić. Chętniej też sięgają po nie lecznice weterynaryjne.
Przyjęło się uważać, że leki homeopatyczne jako naturalne nie mogą zaszkodzić i
żadna konsultacja fachowa nie jest konieczna. Nic bardziej błędnego.
Alternatywne lub uzupełniające leczenie musi być bardzo precyzyjnie
stosowane. Jednym z jego pionierów wiele, wiele lat temu był doktor Edward Bach,
bardzo szanowany lekarz z Harley Street. Zaalarmowała go zwiększająca się liczba
pacjentów wymagających wtórnego leczenia z powodu powikłań po zastosowaniu
leków. Jestem bardzo wdzięczny pani Violetcie Todd, która zapoznała mnie z jego
sposobami leczenia.
Dr Bach (czytaj Batch) zauważył, że w niektórych przypadkach zwiększenie
dawki leku maskowało tylko objawy, nie likwidując istotnych przyczyn choroby. Zaczął
pracować nad innymi środkami leczniczymi, wprowadzając leki homeopatyczne.
Widząc ich znakomite działanie, postanowił opracować system pozwalający
niespecjaliście na samodzielną diagnozę i podjęcie leczenia we własnym zakresie.
Dr Bach opracował zastosowanie 38 leków homeopatycznych. Są to wodne lub
spirytusowe wyciągi substancji naturalnych. Zażywa sieje w postaci kropli, a w
nazwie leku uwidocznione jest, z jakiej rośliny pochodzi użyta substancja (np.
modrzew, żarnowiec, ciemiernik).
Choć wszystkie te “leki roślinne” stosowane są według naczelnej zasady
homeopatycznej - im mniejsza dawka tym lepszy skutek - to mechanizm ich działania
jest różny.
Naturalne leki Bacha nie są przeznaczone bezpośrednio do likwidowania
objawów choroby, lecz do terapii całego organizmu, a ich stosowanie jest
zindywidualizowane i uzależnione od osobowości i charakteru osoby czy zwierzęcia,
które ma być poddane kuracji. Każdy, kto od wielu łat zajmuje się psami, przy
stosowaniu kuracji Bacha musi zmienić nieco Spojrzenie na swego przyjaciela i
starać się obserwować go tak, jakby obserwował innego człowieka. Trzeba uciec się
do antropomorfizacji (od wieków już nie używałem tego słowa, ale czyż jakakolwiek
książka o psach może się bez niego obejść). Zasadą homeopatii jest podanie jednej
lub kilku dawek słabego roztworu substancji, która w większej dawce u osoby
zdrowej wywoła takie objawy chorobowe, jakie występują u pacjenta.
Wyciąg z rośliny zwanej belladonna może być używany w niektórych
przypadkach łagodzenia agresji. Roślina zawdzięcza swoje imię pewnej Włoszce,
która używała jej do rozszerzania źrenic, aby jej oczy wyglądały pięknie. Jednym z
objawów bezpośrednio poprzedzających atak agresji jest właśnie rozszerzenie
źrenic. Słowo homeopatia pochodzi od greckiego “homois”, co znaczy podobny i
“pathos” - choroba, schorzenie. To wyjaśnia podstawową zasadę działania: “podobne
leczyć podobnym”. Stosując tę zasadę uznałem, że skoro belladonna była dobra dla
pięknej Włoszki, powinna być też dobra dla moich agresywnych pacjentów.
Początkowo rezultaty moich działań nie były oszałamiające. Niektórzy z moich
klientów obserwowali znakomitą poprawę, podczas gdy inni nie widzieli żadnych
zmian. Mój błąd polegał na tym, że rozpatrywałem tylko objawy nie biorąc pod uwagę
“całego” psa. Próbowałem dopasować lekarstwo tylko do konkretnych objawów.
Tymczasem, zanim ustali się określony program działania przy podjęciu leczenia
zaburzeń zachowania, trzeba podejść do pacjenta holistycznie. Brzmi to
skomplikowanie, a znaczy tyle, że trzeba wziąć pod uwagę wszystko, co może mieć
wpływ na to zachowanie, rozpatrując organizm i warunki, w których żyje, jako całość.
Podczas spotkania z właścicielami trzeba uwzględnić wszystkie szczegóły -
gdzie pies śpi, co je, kiedy chodzi na spacery itd., itp. - trzeba poznać każdy
szczegół. Może się na przykład zdarzyć, że zapomnimy zapytać dzieci, jaki jest ich
pogląd na miejsce psa w domu, a to właśnie będzie klucz do rozwiązania problemu.
Kiedy włączyłem homeopatię do rutynowych metod działania zrozumiałem, jak
istotne jest formułowanie jak najbardziej szczegółowych pytań, aby dotrzeć do
prawdziwych przyczyn problemu. Przy pierwszej konsultacji pytam o doświadczenia
psa od wczesnego szczenięctwa, jego dietę, jego miejsce i pozycję w rodzinie, czas i
rodzaj szkolenia, leczenie weterynaryjne i tak dalej. Z odpowiedzi wynikają dalsze
pytania i kiedy powstanie w końcu jasny obraz charakteru i stylu życia mojego
pacjenta, mogę zdecydować, jaką terapię trzeba zastosować. W trakcie trwania
programu rehabilitacyjnego pozostaję w stałym kontakcie telefonicznym z
właścicielami, modyfikując postępowanie w razie potrzeby. W ten sposób większość
problemów udaje się szybko przezwyciężyć.
Kiedy inne metody zawodzą i trzeba uciec się do homeopatii, muszę jeszcze
wiedzieć:
Czy pies jest nadwrażliwy nawet na lekki ból (zwłaszcza młody pies) i czy
reaguje on agresywnie? - Tego typu psychikę klasyfikujemy krótko jako “typ
rumianku”, bowiem działają na nie leki zawierające ten środek. Czy pies stał się
podniecony i oporny w znanych sobie sytuacjach, na przykład przy wizytach u
weterynarza i czy po wejściu staje się agresywny? - Jest to “typ Gelsemium”(liana
północnoamerykańska, roślina trująca, używana do produkcji leków (przyp. tłum.).
Czy objawy agresji są związane z jakąś formą fobii, np. strach przed
przebywaniem w zatłoczonym miejscu? - To “typ tojadu”.
Czy objawy agresji są związane z jakąś formą fobii (jak powyżej), ale
powiązane z sensacjami żołądkowo-jelitowymi, biegunką? Ten typ klasyfikujemy jako
“typ azotanu srebra”. Leki homeopatyczne wszystkie odnoszą się do konkretnego
typu zarówno w odniesieniu do psich jak i ludzkich dolegliwości. Nazwy leków
brzmią, jak sądzę, nieco egzotycznie dla większości czytelników. Ale, jak wiem z
moich doświadczeń, niezależnie od nazwy są bardzo skuteczne. Moje zaufanie do
nich stale rośnie. Ale muszę przyznać, że moje pierwsze doświadczenia z roślinnymi
lekami Bacha nie były tak obiecujące.
Wspomniałem już wcześniej Violettę Todd, zielarkę, która specyfiki Bacha
stosowała z dużym powodzeniem przez ponad trzydzieści lat. Kiedy dyskutowałem z
nią pewien szczególnie oporny na terapię przypadek, pełen podziwu dla jej wiedzy
zapytałem, czy mogłaby mi jakoś pomóc. Historia, którą teraz opiszę, jest
jednocześnie hołdem dla tej niezwykłej kobiety, jak i nadzwyczajnej “siły kwiatów”.
Bobby, jedenastomiesięczny owczarek niemiecki był własnością drobnej,
spokojnej Irlandki o imieniu Nora. Bobby nie poradził sobie na kursie tresury w
miejscowym klubie, a ponieważ Nora nie radziła sobie z Bobbym, udała się po
poradę do weterynarza. Oboje zwrócili się do mnie. Bobby atakował wszystkie psy na
kursie i nie pozwalał żadnemu instruktorowi zbliżyć się do swej pani. Zanim
zobaczyłem Bobbiego uprzedzono mnie, że jest “wielki jak dom” i bardzo agresywny.
Za każdym razem, gdy słyszę o takim zachowaniu psa, zastanawiam się czy słuszne
jest podejmowanie jakiejkolwiek terapii, skoro nigdy nie wiadomo czy odniesie ona
skutek, a jej zastosowanie jest związane z pewnym ryzykiem.
Zazwyczaj przy pierwszej wizycie obserwuję pacjenta około dwóch godzin. Z
Bobbym to było niemożliwe, już po dziesięciu minutach trzeba go było odprowadzić
do samochodu. Jego wygląd wskazywał na złą dietę, był chudy, miał matową sierść i
skórę w złym stanie, a oczy zaropiałe. No i był straszliwie aktywny. Ale nie to było
powodem, że został odesłany do samochodu. Każdy mój ruch, skrzyżowanie nóg,
uniesienie pióra czy próba odebrania telefonu wywoływała z jego strony taką agresję,
że nie byłem pewien, czy Nora będzie w stanie go utrzymać. Zaordynowałem zmianę
diety i umówiłem się na następne spotkanie za dwa tygodnie.
Po dwóch tygodniach okazało się, że po zmianie diety pies bardzo poprawił
się fizycznie, ale jego zachowanie nie zmieniło się. Nie mogłem w żaden sposób
pomóc Norze w odzyskaniu kontroli nad psem, bo ten nie pozwolił mi ruszyć nawet
palcem.
Przerażające było to, że każdy dźwięk, każdy ruch wprawiały go w agresję,
która rosła przy każdym powtórzeniu dźwięku. Po konsultacji z weterynarzem
zaordynowałem belladonnę na wyciszenie agresji i soliród na nadwrażliwość na
dźwięki. Ta kuracja nieco pomogła, ale Bobby właśnie wchodził w wiek dojrzały i jego
skłonność do terroryzowania ludzi rosła. Wydawało się, że walka o Bobbiego jest
przegrana i jedynym wyjściem będzie eutanazja. Jedyne, co można było zapisać
Bobbiemu na plus to to, że przez cały czas nie wykazał nawet cienia agresji w
stosunku do Nory i jak dotąd nikogo jeszcze nie pogryzł. Właśnie wtedy Violetta
zgodziła się włączyć w leczenie psa.
Przy pierwszym spotkaniu Bobby zachowywał się w stosunku do niej zupełnie
tak samo, jak w stosunku do mnie. To nie do wiary, ale wszystkie notatki musieliśmy
zrobić dopiero wtedy, gdy Bobby został odprowadzony do samochodu-nie pozwolił
nam nawet wziąć pióra do ręki. Violetta opisała go następująco: “Gdyby Bobby był
mężczyzną, byłby zapewne gwałcicielem lub napastowałby dzieci, osobą szukającą
satysfakcji bez zwracania uwagi na odczucia drugiej osoby. Zachowuje się jak
właściciel Nory, ale nie okazuje ani miłości, ani przywiązania do niej”. Violetta
zasugerowała nową terapię.
Minęły dwa tygodnie od naszego ostatniego spotkania. Dwa tygodnie nowej
terapii. Kiedy weszli do mojego biura. Nora pozwoliła psu obwąchać nas, a potem
zdjęła mu smycz. Rozumie się, że byliśmy z Violettą nieco zdenerwowani. Ku
naszemu zaskoczeniu nic się nie stało. Bobby położył się na środku pokoju i zapadł
w drzemkę. Zadzwonił telefon i... odebrałem go. Violetta podeszła do drzwi i
udawała, że rozmawia z kimś na zewnątrz. Bobby okazał tylko lekkie
zainteresowanie. Najlepiej podsumowała sytuację Violetta, kiedy odwróciła się do
mnie ze słowami: “Pierwszy raz widzę, jak zupełnie odjęło ci mowę!”
Spotkaliśmy się z Norą i Bobbym jeszcze cztery razy. Za każdym razem
zmienialiśmy nieco leki, przystosowując je do zmian, jakie zachodziły w zachowaniu
Bobbiego. Przez cały czas obchodziliśmy się ze sobą bardzo delikatnie, ale przy
ostatnim spotkaniu Bobby przywitał się ze mną wylewnie i starannie wylizał Violettę.
Kiedy zaczynałem pracować w Klinice Weterynaryjnej Woodthorpe nie byłem
pewien, jak tamtejsi lekarze odniosą się do homeopatycznych metod leczenia i
specyfików Bacha. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bowiem dyrektor kliniki
Keith Butt jest bardzo zainteresowany zaburzeniami zachowania i
niekonwencjonalnymi metodami leczenia. Richard Bleckman od dawna używał
specyfików Bacha w swojej praktyce weterynaryjnej. Już pierwszego dnia pracy
zobaczyłem na półce dobrze mi znaną buteleczkę z napisem “Dzika jabłoń”,
zapytałem więc Richarda “W jakich przypadkach stosujesz ten specyfik?” “W wielu -
odpowiedział - ale zawsze gdy zalecam długą kurację antybiotykową, aby wzmocnić
organizm”. Pomyślałem wtedy “Co za wspaniałe zastosowanie homeopatii, nie
zamiast, ale razem z innymi, tradycyjnymi lekami” (Dzika jabłoń jest znanym
oczyszczającym specyfikiem Bacha).
W tej nowoczesnej klinice przez trzy tygodnie udzielałem porad właścicielom
psów, których zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. W innych godzinach, w
tym samym gabinecie konsultacje prowadził mój kolega, również członek
stowarzyszenia behawiorystów, Peter Neville, wielki specjalista od zachowania
kotów. Peter ze względu na swą wiedzę (ma wykształcenie biologiczne) i
doświadczenie jest uznanym autorytetem w swej dziedzinie. Do leczenia zaburzeń
zachowania miał zawsze bardzo naukowe podejście. Pewnego dnia zadzwonił do
mnie z pytaniem “Czy mógłbyś mi polecić któryś z tych swoich homeopatycznych
cudów”. Miał właśnie pod opieką kota samca, mieszkającego z rodziną mającą dużo
kotów. Ten samiec był na tyle agresywny, że wszystkie inne koty żyły w stałym
strachu przed nim.
Peter sądził, że gdyby właściciele pozwolili kotu na samodzielne spacery, jego
terytorializm by osłabł i działałoby na niego więcej bodźców stymulujących.
Właścicielka jednak obawiała się, że kocur ucieknie lub zaatakują go psy.
Zaproponowałem Peterowi, aby zastosował któryś ze środków Bacha i krótko
omawiałem typy charakteru odpowiadające różnym środkom roślinnym. Kiedy
doszedłem do typu winorośli: dominujący nieugięty (tyran) arogancki - “Wystarczy -
wykrzyknął - to jego dokładny portret”.
Następny telefon od Petera miałem tydzień później: “Pewnie nie uwierzysz,
ale ten środek naprawdę pomógł. Właściciele uważają, że jestem ósmym cudem
świata!” Upewniłem go, że tego właśnie się spodziewałem i obiecałem, że nie
zrujnuję jego świetlanego wizerunku w oczach właścicielki kota. Od tej pory Peter
zaczął stosować specyfiki Bacha, zawsze z dobrym skutkiem. Zgadzamy się co do
tego, że przy stosowaniu tej terapii bardzo istotnie jest wcześniejsze poznanie
wszystkich czynników, jakie mają wpływ na zachowanie się zwierzęcia. Na ogół po
takim wywiadzie okazuje się, że interwencja medyczna jest niepotrzebna. W tych
przypadkach, kiedy trzeba wkroczyć z leczeniem, Peter pozostawia swoim klientom
wybór pomiędzy lekami tradycyjnymi a homeopatycznymi. i Kiedy ja podejmuję
leczenie oparte na homeopatii, najchętniej używam specyfików Bacha. Jest ich
trzydzieści osiem, co znacznie ułatwia diagnozowanie, oparte na opracowanych
przez Bacha charakterystycznych typów. Stosuję często kombinacje różnych
specyfików w liczbie czterech czy pięciu. Można je stosować w różnych układach,
gdyż nie interferują ze sobą. Przypuśćmy na przykład, że mamy do czynienia z
nerwowym zwierzęciem. Jest to pies wystawowy, mało pewny siebie, który na ringu l
wystawowym zatraca się zupełnie, zaprzepaszczając swoje szansę. Poleciłbym w
tym przypadku następującą kurację:
osika (Populus tremula) - lękliwość bez powodu,
śliwa wiśniowa (Prunus cerasifera) - niekontrolowany, irracjonalny tok myśli,
modrzew (Larix) - brak pewności siebie, poczucie niższości, stałe przeczucie
klęski,
kroplik (Mimulus) - strach przed nieznanymi rzeczami, płochliwość, lękliwość,
posłonek (Helianthemum) - przestrach, panika, gwałtowne reakcje alarmowe.
Kiedy jeden lub kilka z tych specyfików pasuje do charakteru psa, pozytywne
skutki będą wkrótce widoczne, ale jak szybko, zależy to od tego, jak długo pies
cierpiał na te zaburzenia. Na ogół pierwsze efekty widoczne są już po trzech do
sześciu tygodni i utrzymują się przez długi czas.
Terapię homeopatyczną łączę zawsze z działaniami rehabilitacyjnymi. W
przypadku nerwowego psa wystawowego jednocześnie z kuracją zalecam
właścicielom aranżowanie sytuacji wystawowych na spacerach w towarzystwie
znajomych psów, ale zamiast stosowania normalnej wystawowej procedury osoba
grająca rolę sędziego powinna pogłaskać psa, dając mu jakiś smakołyk, a potem
podejść do innych. Potem powinna wrócić do mojego pacjenta, znów zgłaszając go i
dając coś dobrego. Po kilku tygodniach takich zabaw nastawienie psa zmieni się na
bardziej pozytywne “zabierz mnie, proszę, na wystawę z taką dużą ilością sędziów,
jak to tylko możliwe”.
Jednym z najbardziej niesamowitych przypadków jakie leczyłem stosując
specyfiki Bacha, była pięcioletnia, wykastrowana kundliczka, która nagle zaczęła bać
się pewnych miejsc w mieszkaniu. Przekupując ją i ośmielając właścicielka odkryła,
że problem dotyczy jednego pokoju, a raczej jednej ściany. Suka starannie ją omijała.
Odwiedziła sąsiadów, aby się przekonać czy przypadkiem nie kupili nowego
sprzętu grającego, który zainstalowali na tej właśnie ścianie, co wywołało wibracje
lub ultradźwięki, mogące wystraszyć psa. Okazało się, że nie. Zdesperowana
właścicielka poprosiła księdza, żeby poświęcił mieszkanie. Ale to też nie pomogło.
Problem narastał. Suka zaczęła bać się wchodzenia do mieszkania, potem do
bloku. W końcu objawy strachu zaczynała zdradzać już na drodze do domu. Z dala
od niego czuła się świetnie nie zdradzając żadnych dziwactw w zachowaniu.
Mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze w bloku położonym na
niewielkim osiedlu. Ściana, od której zaczęła się cała historia, znajdowała się
naprzeciwko okna wychodzącego na plac zabaw. Naprzeciw okna wisiało duże
lustro. Według najlepszej pamięci właścicielki cała sprawa zaczęła się na początku
listopada.
Nie mając żadnych dodatkowych informacji poza tym, że wibracje,
ultradźwięki, duchy i zjawy zostały wyeliminowane musiałem, podobnie jak wielu
behawiorystów przede mną, zdać się na domysły. Wysunąłem przypuszczenie, że
być może jakiegoś ciemnego wieczora, kiedy suka była sama w domu, sztuczne
ognie eksplodowały za oknem i świetlne refleksy odbiły się w lustrze (początek
listopada *, spisek prochowy, sztuczne ognie to droga moich skojarzeń). Po powrocie
właścicielka zapewne zwróciła uwagę na większe niż zwykle podniecenie suki i
dlatego mogła sobie choć w przybliżeniu przypomnieć, kiedy to było. Pewnie tego
wieczoru poświęciła suce więcej uwagi niż zwykle. Z biegiem dni nieświadomie
pogłębiała problem starając się upewnić psa, że nic złego się nie dzieje, a tym
samym premiując niepożądane zachowanie. Kiedy w końcu odkryła, że to ściana
budzi w suce taki lęk, oglądając ją starannie, opukując i badając upewniła sukę, że w
tej ścianie rzeczywiście jest coś dziwnego.
Poleciłem następującą kurację:
1. Zauważywszy jakiekolwiek objawy strachu właścicielka miała się
zachowywać bezceremonialnie i nawet nieco nietolerancyjnie. Nie wchodząc w
konflikt z suką miała upewnić ją, że skończyło się premiowanie dziwacznego
zachowania.
2. Na niepokojącym oknie zasunięto zasłony i czasowo usunięto lustro, aby
uniknąć odblasku świateł samochodów.
3. Zmieniło się miejsce karmienia psa. Miska zamiast w kuchni, stawiana była
właśnie w pokoju, niedaleko niepokojącej ściany. 4. Suka trzy razy dziennie
dostawała krople Bacha - osikę, kroplik, i posłonek.
Które z tych czterech podjętych jednocześnie działań dało najlepszy efekt, nie
wiem do dziś. Najważniejsze, że po jakimś czasie suka wróciła do normy.
Myślę, że jednak najwięcej satysfakcji dostarczył mi pierwszy przypadek, w
którym uciekłem się do zastosowania homeopatii - to był ten pierwszy, kiedy
odważyłem się ją zastosować. Potem dopiero zainteresowałem się Bachem i jego
specyfikami. Wtedy kierowałem się zasadą znanego lekarza weterynarii Richarda
Allporta, członka Królewskiego Kolegium Lekarzy Weterynarii: “Kiedy wszystko inne
zawodzi, spróbuj homeopatii”.
Tym razem była to suczka dobermanka, wzięta ze schroniska w wieku 14
miesięcy. Moja klientka, młodziutka, samotna dziewczyna ledwie po dwudziestce,
pracowała parę kroków od domu i w ciągu dnia wpadała, aby wyprowadzić sukę.
Problem polegał na tym, że niezależnie, na jak długo suka została sama albo
demolowała mieszkanie, albo brudziła w nim! Najdłużej była sama przez trzy godziny.
Zastosowałem program leczenia, mający zmniejszyć podniecenie, wywołane
nadmiernym przywiązaniem do nowej właścicielki (więcej szczegółów o tym typie
reakcji w rozdziale 15). Byłem niemile zaskoczony, gdy przekonałem się, że jej
zachowanie uległo bardzo tylko niewielkiej poprawie. W tym przypadku
spodziewałem się bardzo szybkiej poprawy. Nie miałem bowiem najmniejszych
wątpliwości, że dziewczyna doskonale pojęła istotę problemu i zastosowała się do
moich wskazówek.
Po konsultacji z jej weterynarzem zdecydowałem się na użycie
homeopatycznego leku o nazwie Ignatia. Te tabletki, które podaje się pacjentom w
stanie depresji czy odczuwającym boleśnie osamotnienie, użyteczne są też dla psów
i kotów, pozostawionych przez właścicieli na przechowywaniu. Skutek był widoczny
już po 24 godzinach.
Podsumowując. Stosuję homeopatię po przeprowadzeniu bardzo
szczegółowego wywiadu. Konsultuję się zawsze z lekarzem weterynarii, który na co
dzień prowadzi psa. Widząc, jak wzrosła efektywność moich działań, odkąd
włączyłem do mojego programu leczniczego homeopatię, coraz bardziej upewniam
się, że te wspaniałe i tak niedoceniane przez nas leki powinny znaleźć szersze
zastosowanie.
12 KŁOPOTY WYCHOWAWCZE Z PUNKTU WIDZENIA TRESERA