Professional Documents
Culture Documents
Ostatnia (1) ..
Ostatnia (1) ..
Ostatnia (1) ..
ANDRZEJ KATOWICKI
2009
WŁADYSŁAW BOŻEK
ANDRZEJ KATOWICKI
2
Kwiecień 2009
Kontakt:
e-mail:akatowicki@gmail.com
Skype:andrzej.katowicki
3
Od autora:
Czy istnieje dobro i zło?. Tak, to drugie dopadło mnie z całą mocą, a ta
książka jest jego opisem. Gdzie leży granica człowieczeństwa?, moralności?. Z
jakich powodów można zniszczyć życie drugiemu człowiekowi, bliskiej osobie, bo czy
małżonków po 30 latach związku można nazwać bliskimi sobie ludźmi?. Jak daleko
można się posunąć w kłamstwach i zmuszaniu innych do tego, tylko po to, by zrzucić
z siebie brud, a zakłamany obraz siebie prezentować innym. Jest to rozprawa z
minionymi czasami, z minionym systemem wartości, gdzie na porządku dziennym
była nienawiść do wszystkiego i wszystkich, którzy mieli inne zdanie, którzy
kwestionowali panujący porządek. Porządek który chroniony był przez specjalne
służby, tajne i mundurowe, nawet wojsko. Jak to się stało, że to wszystko się
rozsypało, bez rewolucji, bez wojny. Czy ludzie służący bez reszty tamtemu
porządkowi, dla których, nie istniała moralność ani prawo, posuwając się
niejednokrotnie do zbrodni i morderstw politycznych, powinni korzystać z wolności i
demokracji, zdobytych przez moje pokolenie, narażające niejednokrotnie swoje
własne i kolegów życie?. Tak i to jest najsmutniejsze. System wartości o który
walczyliśmy, który powszechnie teraz panuje gwarantuje każdemu jednakowe prawa.
Oprawców i prześladowców dzisiaj chroni takie samo prawo jak ich ofiary. Całe
armie dawniejszych utrwalaczy władzy, nie naszej, korzystają z tego, mało tego, są
chronieni właśnie przez to, co tak zajadle zwalczali, i niejednokrotnie poświęcali
temu całe swoje dorosłe życie.
Władysław Bożek
4
Spis treści :
5
Jest wrzesień dwutysięcznego roku godziny popołudniowe. Dwie osoby
kobieta i mężczyzna siedzą na tarasie jednorodzinnego domu położonego w spokojnej
dzielnicy Dąbrowy Górniczej niedaleko Pogorii 3, tak nazwane zostało wyrobisko po
piasku i zalane wodą. Na stole na talerzyku są ciasteczka, kobieta pije kawę,
mężczyzna ma przed sobą puszkę piwa które leniwie od czasu do czasu sączy.
Prowadzona jest rozmowa. Są małżeństwem od trzydziestu lat. Ze związku tego
urodziła im się córka, która w kwietniu obroniła doktorat na Akademii Ekonomicznej
w Katowicach. Jest już mężatką, zamieszkała z mężem w mieszkaniu kupionym i
wyremontowanym jej przez ojca. Mężczyzna jest prezesem firmy której jest
założycielem. Wybudował dom, w którym dwa lata temu zamieszkali. Dom jest
bliźniakiem sąsiadujący z podobnym zamieszkałym przez kolegę, a zarazem
wspólnika w firmie. Na przedłużeniu tarasu znajduje się ogród, duma pana domu.
Ogród jest stosunkowo duży i urządzony w przemyślany sposób. Z lewej strony przy
ogrodzeniu na całej długości posadzono sosny ,które już wyrosły na półtora metra
wysokości. Intencją pana domu było by w przyszłości gdy wyrosną na duże drzewa
stworzyły naturalną granicę zieleni. Z prawej stromy ogrodu posadzono świerki a
pomiędzy nimi kosodrzewinę, świerki wyrosły już na ponad dwa metry tworząc
barierę zieleni ukrywającą bałagan na sąsiedniej działce. Środkiem ogrodu w
niewielkiej odległości od tarasu rośnie rododendron, który rozrósł się do średnicy
czterech metrów. Za nim magnolia, która w kwietniu zakwita pięknymi kwiatami. Za
magnolią kolejny rododendron innego gatunku kwitnący nieco później od pierwszego
mnóstwem fioletowych kwiatów. Po prawej stronie tuż za tarasem posadzono bzy
różowo-fioletowy i biały, które w maju pięknie zakwitają nasycając powietrze
wspaniałym zapachem. Dalej na całej długości muru sąsiedniej posesji na ażurowej
podpórce rozrosła się posadzona winorośl tworząc przepiękną ścianę zieleni od maja
do późnej jesieni. Na końcu ogrodu po prawej stronie rośnie leszczyna która jesienią
ma mnóstwo orzechów. Pośrodku w końcowej części ogrodu rośnie czereśnia
posadzona przez poprzedniego właściciela terenu. Była zaniedbana, ale po
intensywnym nawożeniu obornikiem rodziła corocznie wspaniałe i smaczne czereśnie.
Sam taras był stosunkowo duży po bokach i od frontu zamontowano ażurową
kratownicę z dębowych szczebli od wysokości jednego metra niżej rzeźbione deski,
całość przyległa do frontowej ściany domu z wyjściem na taras, a wszystko zmysłowo
wkomponowano w ogrodowo-rekreacyjną całość. Zadaszenie tworzył balkon takiej
samej wielkości wykończony z giętych elementów stalowych zwieńczonych dębową
balustradą a wszystko pomalowane na ciemny brąz. Taras był na tyle pojemny, że
mieścił się na nim ogrodowy stół ława i cztery krzesła. Dookoła tarasu posadzono
klematisy, które tak się rozrosły, że tworzyły ścianę zieleni z mnóstwem kwiatów
dając latem wytchnienie przed upałami, taras jak i cały ogród skierowane były na
zachód. Frontowa część domu od strony ulicy stanowił płot wykonany ze słupków z
klinkierowej cegły pomiędzy którymi zainstalowano szczeble dębowe pomalowane na
brązowy kolor. Pośrodku była brama wjazdowa otwierana pilotem, obok niej z prawej
strony była furtka z domofonem. Wejście do domu stanowiły ładnie wkomponowane
schody z szerokimi bokami na których stały duże donice a w nich specjalny gatunek
kulistych tui, dojście jak i wjazd wyłożone były czerwoną klinkierową kostką,
tworząc miły dla oka kontrast z zielenią. Samo dojście do budynku z prawej strony
oddzielał pas trawy od dojazdu do garażu, który znajdował się w budynku. Na pasie
6
tym posadzono cztery kuliste tuje pomiędzy, którymi zainstalowana była lampa
ogrodowa. Z lewej zaś strony posadzono trzy innego gatunku większe tuje przycinane
tak, że stanowiły zielone kule.
Rozmowę przerwał dzwonek domofonu, cichy lecz wystarczający by
usłyszał go pies, który leżał rozciągnięty na kocu. Szczekając pobiegł w stronę
frontową domu w okolice bramy.
-„Mamy gości”- powiedział mężczyzna i poszedł za psem.
Przy furtce stał listonosz.
-„Dzień dobry panie prezesie”.
Znali się gdyż wcześniej miał rejon obejmujący firmę mężczyzny.
-„Co pana sprowadza o tej porze” - powiedział mężczyzna przeczuwając
jakąś ważną wiadomość.
-„Mam dla pana list polecony” - powiada listonosz.
-„To nie mógł go pan dać żonie?”
-„Nie bo to list który musi pan osobiście potwierdzić odbiór.
Mężczyzna pokwitował odbiór przez furtkę odebrał list podziękował i
listonosz odszedł.
Cóż to za ważny list pomyślał?.
Idąc w stronę tarasu zaczął oglądać kopertę. Na kopercie była pieczęć
Sądu Rejonowego do spraw rodzinnych w Katowicach. Siadając na krześle na pytanie
żony kto to był ? powiedział że to listonosz przyniósł list polecony. Patrząc na kopertę
myślał głośno, kto podaje mnie za świadka w sądzie?, rozerwał kopertę czyta i w
głowie mu pociemniało. Ni mniej ni więcej było to wezwanie do sądu w jego własnej
sprawie rozwodowej.
Rozprawa została wyznaczona na drugiego stycznia przyszłego roku.
Położył pismo przed żoną z pytaniem co to znaczy?. Kobieta jak
poparzona zerwała się z miejsca, nie zwracając uwagi na pismo, zabierając ciastka i
kawę powiedziała tylko, proszę ze mną nie rozmawiać, proszę rozmawiać z moim
adwokatem.
-„Tak miał wyglądać koniec ich związku?” - pomyślał?. Siedząc tak
zapatrzony w ogród i zieleń której nadchodził już koniec, liście bowiem zaczynały
żółknąć, rozmyślał, co właściwie się stało. Nie docierało jeszcze do niego to, co przed
chwilą się wydarzyło, jak echo wracały ostatnie słowa żony: - „Proszę ze mną nie
rozmawiać”.
- „Czy tak miał wyglądać koniec ich związku?” - pomyślał jeszcze raz.
Wśród kłębowiska myśli, które przetaczały się mu przez głowę, jedno
pytanie dominowało: - Dlaczego? Dlaczego?
Właściwie okres uniesień dawno już minął, byli rozważał przeciętnym
małżeństwem, jakich wiele, obracali się przecież w gronie podobnych stażem
małżeństw. Niektórzy wręcz uważali ich za wzorowe małżeństwo. Przebiegał myślami
ostatnie ich lata w nadziei, że znajdzie jakieś wytłumaczenie.
Przecież na trzydziestolecie małżeństwa kupił jej pierścionek z
brylantem za sporą sumę. I tu zaniepokoiła go pewna sytuacja. Pierścionek został
zakupiony u jubilera w Busku Zdroju gdzie na jej życzenie wynajął pensjonat, jak
zwykle zresztą, ponieważ mieli psa, którego bardzo kochał a, z psem można było
wypoczywać tylko prywatnie. Sam zresztą dojechał tam później, gdyż zatrzymały go
7
sprawy zawodowe. W Busku Zdroju byli pierwszy raz. Zwykle corocznie jeździli do
Szczawnicy gdzie mieli swoje grono znajomych u których wynajmowali pokoje. Żona
była emerytowaną nauczycielką i zawsze korzystała z najprzeróżniejszych zabiegów.
Szczawnica była dla niej najlepszym miejscem, a tu nagle Busko Zdrój. Przyzwyczaił
się już do jej fanaberii, źle znosiła okres przekwitania dlatego starał się być
wyrozumiały, więcej czasu poświęcał firmie. Podczas codziennych spacerów po parku
w Busku Zdroju, ustalili że zorganizują rocznicowe przyjęcie w ogrodzie, uzgodniono
listę gości i inne szczegóły z tym związane. Rocznica mijała dwudziestego
dziewiątego sierpnia i na ten dzień ustalono termin przyjęcia. Przed odjazdem z Buska
Zdroju, powiadomili szwagra i jego żonę kiedy wracają. Szwagier opiekował się ich
domem, podlewał kwiaty kosił trawę, zaprosili ich więc na następny dzień na grila. O
umówionej porze przybyli. Była to druga dekada sierpnia. Jak zwykle do pieczonych
kiełbasek zostały podane drinki. Podczas nieobecności właścicieli domu opiekujący
się nim szwagier miał do dyspozycji spore ilości alkoholu, które skonsumował z
sąsiadem a jednocześnie wspólnikiem właściciela domu, tak przynajmniej tłumaczył.
Od samego początku szwagier starał się przekazać informacje, które podważały mój
autorytet w firmie a na moją prośbę, aby dał sobie spokój, oświadczył, że nie chciałby
mieć takiego wspólnika. Rozdano drobne prezenty i na tym zakończyła się impreza.
Ciąg dalszy nastąpił następnego dnia, poprosiłem wspólnika o ustosunkowanie się do
tego co usłyszałem, wspólnik zaprzeczył wszystkiemu, wiec poprosiłem szwagra o
przyjazd celem konfrontacji. Konfrontacja skończyła się awanturą przy czym każda ze
stron pozostała przy swoim. Powoli zbliżał się termin przyjęcia rocznicowego. Żona
zaczynała kręcić, że właściwie termin jest niewłaściwy, że może przenieść to na jej
imieniny, które przypadały w końcu października, mnie to było obojętne, więc
przyjęcie się nie odbyło. Nie było również jej imienin gdyż w tym okresie źle się
poczuła. Nurtowało mnie ciągle pytanie co właściwie się stało, co pchnęło ją do, tak
desperackiego kroku, czułem się jak zbity pies. Postanowiłem, że jutro pojadę do sądu
i przejrzę dokumenty. Nazajutrz pojechałem do sekretariatu sądu i poprosiłem o akta
sprawy. Okazało się, że jest to gruba teczka. Usiadłem i zacząłem przeglądać akta
sprawy. W aktach znajdował się wniosek o rozwód z mojej winy, dalej dwie obdukcje
podpisane przez lekarza sądowego i inne pisma uzasadniające taki właśnie sposób
rozwodu. Pociemniało mi w oczach, Boże pomyślałem, dlaczego?. Jedna obdukcja
była datowana na jesień zeszłego roku, opisywała zadrapania i rzekomy ból rąk, data
nic mi nie mówiła intensywnie myślałem czy była w tym okresie jakaś awantura ale
nic nie przychodziło mi do głowy, świadków zdarzenia nie było. Druga datowana była
na lipiec tego roku i jak pierwsza opisywała zadrapania na rękach i szyi, tu już byli
świadkowie jej siostra i szwagier. Po przyjeździe do domu próbowałem porozmawiać
z żoną, ale ta wybuchła histerycznym krzykiem, widząc bezsens możliwej rozmowy,
zabrałem psa i pojechałem do parku, Było to jedyne miejsce gdzie wśród przyrody
czułem się dobrze. Liście na drzewach już zaczynały żółknąć tworząc przy tym piękne
barwy. Park był ogromny ponad 100 hektarów na których zasadzono dęby i brzozy, a
pomiędzy nimi wyznaczone były alejki asfaltowe w centralnej części i żużlowe na
obrzeżach parku. W tym to czasie brzozy miały już intensywny kolor żółty, dęby
dopiero zaczynały pokrywać się kolorami. Mój pies a był to hart angielski whippet
pręgowany o barwie jesiennych brązów przetykanych ciemniejszymi nieregularnymi
pręgami. Spacery po parku sprawiały mu największą radość. Doskonale znał wszystkie
8
alejki, to on mnie prowadził i złościł się gdy się nie śpieszyłem. Miał już osiem lat i od
maleńkiego przywoziłem go właśnie tu, była tu cisza niewielu ludzi czasem również z
psami. Mnie potrzebna była cisza i kontakt z przyrodą po całodziennym wysiłku przy
prowadzeniu firmy. Spacery po parku zabierały mi około dwóch godzin, pora roku nie
miała znaczenia, jedynie gdy padał deszcz, to nie dało się go wyciągnąć z domu.
Spacerując tak rozmyślałem nad tym co się wydarzyło, jedna myśl jak
echo powracała, co się stało, dla czego?, w myślach jak na przyśpieszonym filmie
analizowałem najdrobniejsze nieporozumienia. Przecież w sierpniu byliśmy w Busku-
Zdroju i niczego co wzbudziłoby moją uwagę nie było, przecież kupiłem jej
pierścionek z brylantem, a wcześniej w lipcu jak czytałem akta rozwodowe ją pobiłem,
potwierdzał to lekarz sądowy. Postanowiłem, że muszę się porozumieć z moim
prawnikiem, który prowadził sprawy mojej firmy, wielokrotnie uczestniczył przy
ważnych spotkaniach z moimi kontrahentami.
Nazajutrz po załatwieniu spraw w firmie umówiłem się na spotkanie w
jego biurze w Katowicach.
Cierpliwie wysłuchał moich wywodów, po czym zapytał?.
Panie Władku czy pan chce się rozwieść?. Wszystkie okoliczności
wskazują, że żona podjęła decyzję i nie da się tego cofnąć bez jej zgody.
Musi pan się zastanowić. Najwyżej pokryje pan w całości koszty
rozwodu.
Dopiero ta rozmowa uświadomiła mi, że praktycznie jestem bez szans,
moje małżeństwo prysło jak mydlana bańka. Ale, odparłem, nie mogę się zgodzić z
tymi kłamstwami. Z mojej winy? Kłębiło mi w głowie, ale że to jest nieprawda,
wiedziałem to tylko ja.
Nadchodziły przecież święta, w domu który stworzyłem, panowała na
tym tle określona tradycja, którą wyniosłem z rodzinnego domu. Gdzie spędzić
święta? Może u mojej rodziny? Ale co powiedzą? - Nie to nie to, trzeba szukać
wyjazdu na urlop. Opowiedziałem o tym koledze, który również był samotny.
Stwierdził, że możemy je spędzić razem. Tak to, pierwszy raz od ponad trzydziestu lat
przyszło mi spędzić święta, a przede wszystkim wigilię poza domem. W firmie
zaczęło się dziać nie najlepiej. Epizod ze szwagrem wywołał niechęć pomiędzy mną a
moimi wspólnikami (właściwie jednym). Posiedzenia zarządu kończyły się
przepychankami słownymi, a gdy przyszło głosować nad jakąś ważną decyzją, nigdy
nie udało mi się wprowadzić jej w czyn, zawsze jeden był przeciw drugi się
wstrzymywał i nie dało się przepchnąć żadnej sprawy. Zrozumiałem, że nic tu po
mnie. Potwierdzenie tej tezy nastąpiło kiedy żona jednego ze wspólników w rozmowie
z innym wyraziła się do niego po imieniu, a przecież zawsze byli na pan, pani.
Na jednym z posiedzeń zarządu widząc bezsens sprawowania funkcji
prezesa powiedziałem do wspólników, którzy byli moimi zastępcami: - Albo wy
panowie odchodzicie, albo ja, tak dalej nie da się prowadzić firmy”. Odpowiedzieli, że
się zastanowią i złożą odpowiednie pisma. Pisma złożyli, propozycja wykupu ich
udziałów przekraczała moje możliwości finansowe a jednocześnie zdecydowanie
przekraczała ich wartość. Ostatecznie skończyło się na tym, że to ja odszedłem za
połowę tej kwoty, którą zaproponował każdy z nich.
Po złożonym przez żonę pozwie o rozwód stałem się w domu wrogiem
numer jeden. Przestałem dawać pieniądze na wyżywienie, koszty utrzymania domu
9
finansowałem w dalszym ciągu ponieważ wszystkie umowy na dostawy mediów były
podpisane przeze mnie. Sam sobie robiłem posiłki, żona była już na emeryturze. Miała
więc mnóstwo czasu najczęściej wylegiwała się na kanapie w salonie, oglądając
telewizję całymi dniami. Gdy tylko się pojawiłem w domu, sygnalizował o tym pies i
usłyszała odgłosy z kuchni natychmiast się pojawiała i zaczynała monolog, „ ty
s.......u, zniszczyłeś całą moją rodzinę”. Początkowo nie reagowałem, ale z czasem nie
mogłem wytrzymać tych bredni, najczęściej odpowiadałem won stąd i
przygotowywałem sobie posiłek. Po kilku minutach pojawiała się policja i oskarżała
mnie o wywoływanie awantur domowych. Najścia policji odbywały się praktycznie o
każdej porze dnia i nocy. Zacząłem coraz rzadziej bywać w domu, wysiadując w pracy
przyjeżdżałem zabierałem psa jechałem z nim do parku lub nad jezioro i dopiero po
powrocie robiłem sobie kolację i zamykałem się w swoim pokoju. Niestety noce
musiałem spędzać w domu. Incydenty z policją powtarzały się systematycznie,
jednego razu dzielnicowy który przyjechał po raz pierwszy zaapelował do nas w holu
czy państwo nie możecie żyć w spokoju do czasu rozwodu?, odpowiedziałem niech
pan wytłumaczy to tej kobiecie wskazując na żonę. Przy każdej wizycie spisywany był
protokół, którego nigdy nie podpisywałem, nie wiem też co wypisywali policjanci.
Uważałem bowiem, że były to bezprawne najścia. Jak później się okazało, wszystkie
te najścia były drobiazgowo zaplanowane i realizowane z ogromną pieczołowitością
przez żonę.
***
10
***
11
przybywało nowych zakładów w Międzyzakładowym Komitecie, jak również nowych
członków w naszym związku.
Jednym z postulatów strajkującej załogi Huty Katowice w sierpniu 80
było żądanie przyjazdu komisji rządowej na rozmowy, bowiem niektóre z postulatów
przekraczały kompetencje dyrekcji. Odwlekanie przyjazdu przez stronę rządową,
skończyło się tym, że do rozmów, które rozpoczęły się 11.09 1980 r, przystąpił nie
Komitet Robotniczy przy Hucie Katowice a Międzyzakładowy Komitet Robotniczy.
Komisję Rządową reprezentował Franciszek Kaim a Komitet Andrzej Rozpłochowski.
Napływ zakładów z zewnątrz był tak duży że decyzją delegatów Huty Katowice
Andrzej Rozpłochowski został szefem MKR. Rozmowy z komisją rządową zostały
zerwane ponieważ przedstawiciele rządu nie mieli żadnych kompetencji do
podejmowania jakichkolwiek decyzji. Wstępnie uzgodniono kontynuację rozmów na
koniec września. Nastąpił rozdział Międzyzakładowego Komitetu Robotniczego i
Komitetu Robotniczego Huty Katowice. W Hucie Katowice delegaci jednogłośnie
szefem KR wybrali Andrzeja Grzybowskiego i trzeba przyznać, że był to trafny
wybór. Andrzej był socjologiem po Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i to
jemu w głównej mierze należy zawdzięczać powstanie i zgłoszenie do rejestracji w
Warszawie 17.09.1980 r Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego przy
Hucie Katowice. Była to pierwsza organizacja związkowa, która nazajutrz po podjęciu
uchwały przez Radę Państwa, o możliwości rejestracji przez Sąd Warszawski -
takiego zgłoszenia dokonała. Samo zgłoszenie poprzedzone zostało wielodniowymi
wysiłki przy konstrukcji statutu. To był statut do tego stopnia dobry, że statut NSZZ
Solidarność niewiele się od niego różnił. Kolejnym etapem organizowania się załogi
Huty Katowice w Niezależnym Związku była walka o Rady Zakładowe, a przede
wszystkim o pieniądze, którymi dysponowały i majątek zgromadzony w CRZZ.
Majątek ten stanowił ogromną wartość a składał się z ogromnej liczby ośrodków
wczasowych rozsianych po całej Polsce. Był to jeden z najważniejszych postulatów:
podział tego majątku pomiędzy „stare i „nowe” związki. Właściwie, to tego postulatu
nie udało się rozwiązać do końca nigdy, nawet po upadku komunizmu.
Niezależny Samorządny Związek Zawodowy w Hucie Katowice miał
niewątpliwie ogromną przewagę nad innymi organizacjami związkowymi ponieważ
od samego początku dysponował swoim pismem związkowym, które informowało o
wszystkim czego potrzebował pracownik. Redaktorzy Wolnego Związkowca pisali w
przystępny sposób, sami zresztą stanowili klasę robotniczą i doskonale wiedzieli, co
tak naprawdę nurtuje ludzi pracy. Obowiązywała niepisana zasada samoograniczenia
podczas pisania i redagowania artykułów oraz wypowiedzi. Na stałych naradach
delegatów wydziałowych panowało przekonanie, że nie wolno zmarnować tej szansy,
poprzez nieodpowiedzialne wypowiedzi lub działania delegatów wydziałowych.
Wszelkie nieodpowiedzialne przypadki już na samym początku były tępione a
prowodyrzy usuwani z rady delegatów. Wspomnieć tu muszę kol. Andrzeja
Grzybowskiego, który był w tym nieprzejednany. Po ogłoszeniu przez komunistyczną
„Trybunę Ludu”, że Huta Katowice zgłosiła do rejestracji swój Niezależny
Samorządny Związek Zawodowy stoczniowcy z Gdańska na czele z Wałęsą, prosili
nas o wycofanie wniosku argumentując to, tym , że rejestracji dokonamy wspólnie dla
całego kraju. W tej sprawie udał się do Gdańska 22.09.1980 r Kazimierz Świtoń.
Kazik jako jeden z pierwszych zwolenników wolnego ruchu związkowego jeszcze w
12
latach 70-tych, w tym okresie był przetrzymywany przez milicję w komisariacie w
Katowicach przy ul. Pocztowej. Na jednym z pierwszych zebrań rady delegatów
wydziałowych zapadła decyzja o jego wykradzeniu. A odbyło się to mniej więcej tak:
Kazik był wypuszczany na krótko z aresztu 48 godzinnego, po czym zostawał
zatrzymywany przez milicjantów na kolejne 48 godzin. Podczas jednego z takich
zwolnień koledzy już czekali i gdy Kazik opuścił posterunek wzięli go do samochodu i
odjechali, (w eskorcie milicyjnego radiowozu) i przywieźli go do Huty Katowice.
Przyznać muszę, że Kazik wniósł dużo dobrego w tamtym okresie. Przede wszystkim
był podobnie myślącym jak my, ale o znacznie większym doświadczeniu. To Kazik
powiesił krzyż w sali obrad Rady Delegatów Wydziałowych, dając tym samym do
zrozumienia, że nie mamy nic wspólnego z komunistami. W Gdańsku na spotkaniu
przedstawicieli z całej Polski postanowiono utworzyć jedną wspólną organizację
związkową pod nazwą Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”,
przyjęto wspólny statut. Dnia 23.09.1980 r, przedstawiono delegatom ustalenia z
Gdańska i po burzliwej dyskusji przegłosowano decyzję o przystąpieniu NSZZ z
siedzibą w Hucie Katowice do ogólnopolskiej organizacji związkowej. W dniu
24.09.1980 r, z Lechem Wałęsą na czele zgłoszono związek ogólnopolski do
rejestracji w Warszawskim Sądzie Wojewódzkim. Nasz związek i wszystkie zrzeszone
w nim zakłady reprezentowali Kazimierz Świtoń, Andrzej Rozpłochowski i
Aleksander Karpierz. Dnia 23.09.1980 r, odbyła się kolejna tura rozmów z Komisją
Rządową której przewodniczyli Kaim i Andrzej Rozpłochowski ze strony związkowej.
Kaim przed planowanymi rozmowami spotkał się ZG ZZ Hutników Huta Katowice,
komunistycznego zaplecza PZPR. Wiadomość ta dotarła do nas. Tak jak poprzednio
rozmowy przerwano ze względu na brak postępu w powołanych komisjach
problemowych, a przede wszystkim na brak pełnomocnictw i kompetencji Komisji
Rządowej. Andrzej uznał , że nie ma sensu dalej bić piany, a poza tym jutro miał być
w sądzie w Warszawie podczas rejestracji związku. W dalszym ciągu w mediach i
przede wszystkim w TV trwała dezinformacja, starano się wszelkimi sposobami
ograniczyć rozwój nowych związków, a przy tym ograniczyć zaufanie do ich
przywódców. Między innymi śląska „Trybuna Robotnicza” podała informację
„cytując” wypowiedź Andrzeja Rozpłochowskiego, że w Hucie Katowice mamy dwa
kosze do których wrzucane są legitymacje przystępujących do NSZZ, jeden na
legitymacje PZPR, a drugi na legitymacje związków komunistycznych. Nic
oczywiście takiego nie miało miejsca. Do Solidarności wstępowali członkowie partii,
rzeczą zrozumiałą był fakt, że można było być członkiem tylko jednego związku. Ale
nikt nie wrzucał legitymacji do kosza. Walka polityczna trwała. Przeciągające się
rozmowy z Komisją Rządową - brak jej kompetencji - miały nas zniechęcać to tego co
robiliśmy, poprzez dający do zrozumienia fakt, jaką niechęcią nas traktowała
przodująca siła narodu. Skutek oczywiście był odwrotny, załogi tym bardziej się
konsolidowały, im więcej stawiano przeszkód. A poza tym, frakcja tzw.
„twardogłowych”, którzy od samego początku, chcieli nas wszystkich pozamykać w
więzieniach, miała ogromne wpływy w aparacie władzy. Biuro Polityczne czekało na
decyzje z Moskwy, stąd przeciągane decyzje, rzekomy brak kompetencji i
lekceważenie, nowo rozwijającego się ruchu społecznego. Ale decyzje nie
nadchodziły, cały świat postępowy na czele z USA ostrzegały Związek Radziecki
przed interwencją w Polsce. Pozwolę sobie przytoczyć obszerne fragmenty „Wolnego
13
Związkowca” z dnia 01.10.1980 autorstwa Zbigniewa Kupisiewicza (który
ustawicznie był nachodzony przez SB):
Drodzy Przyjaciele
Odetchnąłem z ulgą, gdy piąty numer „Wolnego Związkowca” dostał się
do Waszych rąk Dobrze, że go przeczytaliście. Bałem się zamętu jaki mogło
spowodować przetrzymanie i ewentualne zniszczenie(to też wchodziło w
rachubę),całego nakładu . Na szczęście do tego nie doszło.
Spodziewałem się ataków ale, przyznaję ich liczba i ciężar przekroczyły
moje oczekiwania. Zostałem więc okrzyczany nieodpowiedzialnym, marzącym
ułaniątkiem, niszczącym dobrą i słuszną sprawę . Żeby tylko to. Odczytano, w tym, co
napisałem lub ewentualnie przepuściłem do druku, wszystko, co można wyciągnąć i
skierować przeciw nam, przeciwko naszej sprawie. Może nie otwarcie, ale jednak,
posądzono mnie nawet o antypatriotyzm, antykomunizm i antysowietyzm.
W związku z powyższym muszę wyjaśnić moje stanowisko, które
chciałbym zaznaczyć, było i jest do tej pory niezmienne.....
TĘPMY EA!!!
14
mam raczej niewyparzony...Dlatego z niepokojem czytam ostatnio o tym, że:” nasza
gospodarka musi jak najszybciej strząsnąć z siebie plagi pasożytów, abyśmy mogli
generalnie ją uzdrowić”. Czy nie można tego zrozumieć tak: oto zrobi się małe,
kontrolowane bezrobocie i już krzykacze zamkną swe wredne mordy?.
Ale co tam ja, spójrzmy na sprawę szerzej: może tymi EA są ludzie
protestujący przeciwko podwyżkom cen żywności, nie godzący się na pokrywanie z ich
kieszeni strat kolektywnego rolnictwa i kosztów rosnącego importu milionów ton
zboża z USA?. Już byłem tego pewien, że kolektywizacja to rzecz prawie święta, ale
natrafiłem w Przeglądzie Technicznym na wiadomość, że koszt produkcji 1 (słownie-
jednego), litra mleka przekracza w niektórych PGR-ach 54 złote... Wyjaśnienie
autora w tamtym okresie bochenek chleba kosztował 10 złotych. No i teraz wątpię:
czy ci ludzie są z EA – czy też po prostu są tylko zdrowi na umyśle?.
Może w takim razie przynajmniej ci cholerni zachodni kapitaliści są
EA?. Nie, to chyba niemożliwe, przecież finansują nam od 10 lat budowę socjalizmu i
jestem pewien, że chcąc odzyskać 20 (i jeszcze parę) miliardów dolarów, zrobią
wszystko, żeby tylko nasza gospodarka stanęła na nogi...
Można by zgłupieć od tych i wielu innych jeszcze wątpliwości. Można by
tak pisać i pisać, ale miejsca mało. Apeluję do Wolnych Związkowców: Jak
najszybciej ustalmy, kto naprawdę jest Elementem Antysocjalistycznym – nim ktoś
zdąży nas do nich zaliczyć...
15
Delegaci różnych zakładów przyjeżdżający do siedziby NSZZ
„Solidarność”(Huty Katowice, przyp. autora), zwracają uwagę na brak informacji o
Nowych Związkach Zawodowych w tych zakładach, które w minionym okresie nie
strajkowały. Nie dziwię się temu, wszak środki masowego przekazu traktują ten temat
jako swoistego rodzaju tabu. I tak np.: w Hucie Buczka w Sosnowcu, a więc w
zakładzie, który leży stosunkowo blisko naszego Kombinatu zawiązanie się nowego
Niezależnego Związku Zawodowego nastąpiło po odczytaniu apelu wydanego przez
nasz Komitet. Apel ten znalazł się w tamtym zakładzie zupełnie przypadkowo, za
pośrednictwem jednego z naszych członków.......Jerzy Milanowicz.
ROBOTNICY!
W Polsce Ludowej przepracowałem trzydzieści jeden lat. Pamiętam
wszystkie ważniejsze wydarzenia w naszym kraju. Pierwsze najradośniejsze emocje
mojego życia, to pierwsze dni wolności. Pamiętam ten szalony entuzjazm do pracy i
odbudowy. Pracowali wszyscy. Nikt nie pytał o zapłatę. My dzieci porządkowaliśmy
naszą szkołę. 1 września 1949 roku rozpocząłem pracę zawodową. „Polski
Październik” w 1956 r. Zastał mnie w pracy w dużym zakładzie wśród ludzi
robotniczego miasta. Byłem młody, nie wszystko było dla mnie jasne. Pamiętam że
mówiło się dużo o różnych wiecach i zebraniach o złej przeszłości, kulcie jednostki, o
błędach i wypaczeniach. Wtedy na szczycie władzy stanął człowiek, którego nazwano
zbawcą narodu i którego, wielu gotowych było nosić go na rękach, a potem wielu
także napisało na transparentach, w grudniu 1970 roku, „zapomniałeś sklerotyku coś
obiecał w październiku”. I znów się mówiło dużo o błędach przeszłości i o tym, że już
się to nie powtórzy. Przeżyłem to wraz ze swoimi kolegami robotnikami w jednym z
największych zakładów przemysłowych w Polsce. W tymże zakładzie pracowałem w
czerwcu 1976 r. Od 1.09.1976 r, pracuję w Hucie Katowice.
Dopiero teraz, w sierpniu 1980 r, właśnie tutaj zrozumiałem na czym
polega siła i potęga robotników, dopiero teraz całym sercem i rozumem odczułem i
dogłębnie pojąłem jak mocna i ogromna jest ich jedność i solidarność, dopiero teraz
zrozumiałem co znaczy mądrość klasy robotniczej.
Wierzę, w głębi duszy, jestem gorąco przekonany, że właśnie teraz stało
się to ostatni raz, dlatego, że urodziły się w bólach, młode i delikatne jeszcze, ale już
prężne, pełne energii i zapału, szybko rosnące w siłę i mądrość Niezależne
Samorządne Związki Zawodowe. Jednocześnie doskonale zdaję sobie sprawę, że czeka
16
nas wielka i ciężka praca. Wytrwamy. Praca to sens naszego życia. Praca to podstawa
istnienia. Do pracy nie trzeba nas zachęcać ani namawiać, bo praca to my.
Zbigniew Kęsy
17
***
***
18
zostało wynajęte z możliwością pierwokupu. Mogę się wycofać z umowy –
oświadczyłem - pod warunkiem zwrotu opłat za czynsz i wykonane remonty.
Remontów praktycznie nie wykonano. Zrywając umowę, podkreśliłem z naciskiem
należy zwrócić zapłacone czynsze, było tego około 14 tysięcy złotych. Żona, mi
oświadczyła, że ona ureguluje rachunki z najemcą.
Wierząc w zapewnienia żony, dnia 27.07.2000 roku udzieliłem jej
pełnomocnictwa przed notariuszem, na załatwienie formalności związanych z
mieszkaniem. Notariusz mnie przestrzegał przed taką decyzją, niestety go nie
posłuchałem. Czas pokazał jak fatalna to była decyzja. Wykupione mieszkanie
natychmiast następnego dnia sprzedała, nie dając mi ani złotówki, nawet dla byłego
dzierżawcy. Postawa żony stała się przyczyną, nieporozumienia a nawet awantury
domowej. Musiałem z własnej kieszeni zwrócić wynajmującemu pieniądze. Konflikt
się pogłębiał.
Mając na uwadze fakt, że zięć wyjechał do pracy do Warszawy spytałem
córkę czy nie mógłbym zamieszkać w jej mieszkaniu. Zaproponowałem zamianę, ty
zamieszkasz z matką a ja w twoim mieszkaniu. Niestety córka odpowiedziała mi, że
ma inne plany - nie pytałem o szczegóły.
Wobec takich faktów musiałem szukać innego mieszkania by się
wyprowadzić.
***
19
kolektyw decydował o wszystkim, od talonów na samochody i deficytowe towary, po
przydział mieszkania i zwalnianie niewygodnych pracowników. My uznaliśmy to za
absurd. Był to oczywisty dupochron dla kierownika czy dyrektora w podejmowanych
decyzjach. Decyzje powinny zapadać jednoosobowo, aby z błędnych decyzji można
było rozliczyć decydenta.
Problemów było bardzo dużo. Wieloletnie milczenia załóg zakładów
pracy w całym kraju, które nagle się ożywiły i wszystkie błędy i wypaczenia
minionego okresu spisywano w postaci postulatów. Były one przedstawiane
Komisjom Rządowym. W Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, powstawały coraz
to nowe sekcje branżowe, jak: hutnictwa, budownictwa, górnictwa, i wiele innych,
każda sekcja grupowała swoje postulaty i proponowała ich rozwiązanie.
W dniu 15.10.1980 roku w godzinach od 16,00 do dnia 16.10.1980 do
godz 8,00 trwały rozmowy pomiędzy MKZ NSZZ „Solidarność”, z tymczasową
siedzibą w Hucie Katowice a Komisją Rządowa pod przewodnictwem wicepremiera
Aleksandra Kopcia. Uczestniczyłem w tych obradach. Poraz pierwszy mogłem
spojrzeć w oczy tym ludziom i starałem się zrozumieć ich upór, przy podważaniu
poruszanych zagadnień. Wszystkie tematy nawet te najprostsze stawały się ogromnym
problemem dla Komisji Rządowej. Podstawowym tematem było zapewnienie
bezpieczeństwa działaczom NSZZ „Solidarność”, zdarzały się nawet pobicia przez
nieznanych sprawców. Omówiono postulaty hutnicze, które po wyczerpującej dyskusji
przyjęto przez obie strony. Większy problem stanowiły Instytuty Naukowo –
Badawcze zrzeszone w naszym MKZ . Kopeć zobowiązał się, że powoła specjalną
komisję z ramienia Rządu, która rozpatrzy wszystkie te postulaty. Największy jednak
problem stanowiły postulaty budownictwa, a szczególnie podwyżki płac z 550 do 800
złotych, które stały się przyczyną przerwania prowadzonych rozmów. Strona Rządowa
zobowiązała się, że do 23.10.80 r. tj. kolejnego spotkania ostatecznie załatwi postulaty
budowlane. Gospodarzem posiedzenia był DN Kombinatu Zbigniew Szałajda. Należy
tu podkreślić, że w całym tym okresie i strajku i w trakcie rozmów z Rządem,
Szałajda zachowywał się jak wytrawny polityk, nie mieliśmy większych problemów
tak z organizacją związku jak i szerokimi możliwościami naszych działań. Po tej turze
rozmów ku naszemu zaskoczeniu Szałajdę powołano na ministra hutnictwa. Jedną z
pierwszych decyzji nowego ministra było przekazanie MKZ NSZZ „Solidarność”,
działającemu przy Hucie Katowice lokalu w Katowicach przy ul. Stalmacha 17.
Na dzień 22.10.80 r. liczba zakładów i instytucji w MKZ przekroczyła
300. Z kolei 20.10.80 roku w Hali Widowiskowo-Sportowej w Katowicach odbył się
wiec, spotkanie z Lechem Wałęsą. Uczestniczyłem w tym spotkaniu i pamiętam
odpowiedź Lecha na jedno z pytań zadanych z sali: - „Co się stanie jak Rosjanie wejdą
do Polski”, Lechu w swoim stylu, krótkiej ciętej wypowiedzi odpowiedział,
„przywitamy ich kwiatami”. Spotkanie to pokazało siłę związku, wyzwoliło ludzkie
pragnienie Polaków do wolności i demokracji, i chociaż związek nie był jeszcze
zarejestrowany, to stanowił nie lada wyzwanie dla komunistów. Odśpiewano
dwukrotnie hymn narodowy i Boże coś Polskę.
W tych jakże pracowitych dniach nastąpiło ostateczne oddzielenie MKZ
– u od Huty Katowice, Andrzej Rozpłochowski z kilkoma kolegami przenieśli siedzibę
do Katowic na ul. Stalmacha. W tym to dniu wybrany został przez przedstawicieli
20
wydziałowych nowy zarząd Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Hucie
Katowice pod przewodnictwem Andrzeja Grzybowskiego.
***
21
związków zawodowych nie jest nowe. Walczyliśmy z nim już za czasów ustroju
burżuazyjnego”- i dalej – „To hasło zawsze służyło niszczeniu jedności klasy
robotniczej, służyło interesom burżuazji i imperializmowi”- i jeszcze trochę dalej –
Dlatego też należy zdecydowanie przeciwstawić się wszelkiej działalności
antysocjalistycznej, bez względu na to, w jakiej formie występuje”. Koniec cytatów, co
do których właściwie nic dodać, nic ująć.
Ciekawe jest tylko jedno – w jaki sposób pan Ceausescu będzie się
przeciwstawiał tej, jak to twierdzi działalności antysocjalistycznej?.
Czy może tak jak na Węgrzech w 1956 r?. Zrozumieć można wszystko; są
obozy wrogie Polsce, ale są to jawni wrogowie. Jeśli natomiast mówi to nasz
sojusznik, ze wspólnego bloku, to sprawa staje się bardzo poważna, a przecież „słowa
idą w świat”.
Wiele mówi się o błędach i wypaczeniach idei Lenina i sam Lenin w
swych „Dziełach” daje przykład, że sytuacja w jakiej teraz się znajdujemy jest
możliwa i dopuszczalna. Widocznie pan Ceausescu tego nie czytał (a szkoda).
Ryszard Podskoczy
22
pogwałcenie fundamentalnej zasady wolności związkowej zagwarantowanej zarówno
w Konwencji 87/MOP jak i polskim ustawodawstwie. Jest to, wreszcie wyraz upadku
autorytetu Sądu oraz jego niezawisłości. Na tego typu ingerencje naruszającą zasady
niezależności i samorządności naszego Związku, nie wyrażamy i nie wyrazimy zgody.
Oświadczyliśmy już nieraz, że sami chcemy decydować o swoich sprawach.
***
23
działania komisji. W komisji reprezentowane były wszystkie działające związki
zawodowe oraz organizacje takie jak ZMS (Związek Młodzieży Socjalistycznej),
przedstawiciele PZPR (Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) oraz przedstawiciele
działu mieszkaniowego i dyrekcji. Dzisiaj jest to już anachronizmem ale w tamtych
czasach zakłady pracy zajmowały się również budownictwem mieszkaniowym. Rolą
komisji było ocenianie i typowanie pracowników zakładów do przydziału mieszkania.
W Hucie Katowice ogromnym zakładzie, budowało się dużo mieszkań, lecz potrzeby
były jeszcze większe. Zatrudnienie w owym czasie w Kombinacie Huta Katowice
wynosiło około 30 tysięcy pracowników a potrzeby mieszkaniowe oceniliśmy na 9
tysięcy mieszkań. Huta w tamtym okresie znajdowała się w połowie zdolności
produkcyjnej a w związku z tym zatrudnienie miało jeszcze wzrosnąć.
***
Świńska sprawa
24
żywca. Państwo Mejgerowie mają też w tej chwili 200 warchlaków kupionych do
dalszej hodowli. Dla wyżywienia świń, które powinny iść na ubój w wyznaczonym
terminie odbioru potrzeba 16 ton paszy (znany jest kryzys z paszą)......
25
I następny fragment tamtej rzeczywistości:
Chwała i dziękczynienie naszej ukochanej władzy za to, że w
niezmierzonej swej łaskawości i dobroci z okazji 35-letniego panowania nad nami
oraz zbliżających się świąt Bożego Narodzenia 1980 roku, łaskawie wydała nam
kartki zezwalające na zakup jednej paczki margaryny (0,25 kg).
Ufamy, że fakt ten zostanie dostrzeżony przez historyków i złotymi
głoskami zostanie wpisany w 1000-letnią historię Polski – jako ostrzeżenie dla
następnych pokoleń...
26
Szoruj babciu
27
I broń Boże nie umieraj bo zginiemy.
***
28
poświęcałem mnóstwo czasu i energii. Do tej koncepcji musiałem przekonywać wielu
ludzi począwszy od moich kolegów ZK NSZZ „Solidarność”, dyrekcję, poprzez
Prezydenta Miasta i dalej Wojewódzki Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowych w
Katowicach skończywszy na Centralnym Związku Spółdzielczości Mieszkaniowej i
Budownictwa w Warszawie. Wszędzie pisma, uzasadnienia itp. Po wielu miesiącach
gigantycznych wysiłków i pomocy Ministra Hutnictwa Zbigniewa Szałajdy
otrzymaliśmy potrzebne zgody. Zanim to nastąpiło, trwały prace nad statutem
spółdzielni. Był to ogromny wysiłek, bardzo duży wkład wniosła dyrekcja kombinatu,
wyznaczając do tego celu niektórych pracowników z działu organizacyjnego z Janem
Mazurkiewiczem na czele. W wyniku dyskusji i wytężonej pracy powstał statut.
Spółdzielnia przyjęła nazwę Międzyzakładowa Spółdzielnia Mieszkaniowa
„Metalurg”. Jedną z ostatnich czynności organizacyjnych, było zwołanie
Zgromadzenia Założycielskiego, które dnia 23.11.81 r., jednogłośnie wybrało mnie na
Przewodniczącego Spółdzielni i zatwierdziło komplet dokumentów do rejestracji w
Sądzie Rejonowym w Katowicach. Statut Spółdzielni, o tyle był niezwykły, że
przewodniczącego wybierało Walne Zgromadzenie. Do tej pory, we wszystkich
spółdzielniach przewodniczącego wybierała rada nadzorcza. Był to bardzo wygodny
zabieg dla PZPR. Na posiedzenie rady nadzorczej przychodził sekretarz PZPR
dowolnego szczebla, miasta lub gminy i przynosił teczkę a w niej nazwisko, mówiąc –
towarzysze ten człowiek, jest najbardziej odpowiedni na prezesa. I Rada Nadzorcza to
akceptowała. Tak było, a tu nagle powstaje spółdzielnia i ma sobie za nic towarzyszy.
Jak się później miało okazać, był to największy problem w działalności spółdzielni.
Ostatecznie Spółdzielnia została zarejestrowana 12.12.81r., tuż przed stanem
wojennym. Data rejestracji prawdopodobnie nie była przypadkowa.
Jak powszechnie wiadomo, w nocy z 12 na 13 grudnia, Rada Państwa
proklamowała Stan Wojenny na terytorium całej Polski Ludowej, nastąpiły masowe
aresztowania i represje działaczy Solidarności. Nastały czasy bezprawia, junta
Jaruzelskiego niszczyła wszystko co miało jakikolwiek związek z Solidarnością.
Najpierw jeszcze w areszcie SB podsunęła mi pismo do podpisu, na mocy, którego
zrzekam się przewodniczącego zarządu spółdzielni, w zamian za pozostawienie mnie
w zarządzie. Pisma nie podpisałem wobec tego CZSBM w Warszawie mocą uchwały
z dnia 4 maja 82 r , odwołała mnie z funkcji. Pismo podpisał prezes zarządu Stanisław
Kukuryka. Była to oczywiście bezprawna decyzja, od której się odwołałem. Za kilka
tygodni prezes Kukuryka został ministrem budownictwa i w czerwcu 82 r odwołał
mnie, zarzucając mi popełnienie przestępstwa, oczywiście nie precyzując jakie.
Decyzja była przede wszystkim podstawą do dokonania zmian w rejestrze sądowym, a
później do dokonania zmian w statucie, tak by „Metalurg” pozostał w nurcie
wszystkich spółdzielni.
Z ustaleń, jakie zapadły jeszcze przed rejestracją spółdzielni, po
rejestracji w sądzie, miał nastąpić podział zasobów mieszkaniowych istniejącej już
Spółdzielni Mieszkaniowej „Lokator”, w taki sposób, że część zasobów
mieszkaniowych w której mieszkali pracownicy Huty Katowice, które powstały
podczas budowy huty, miała przejąć Spółdzielnia Mieszkaniowa „Metalurg”. Metalurg
miał być spółdzielnią budującą mieszkania, a Lokator miał być spółdzielnią
administrującą sowimi zasobami. Tym planom, niestety przeszkodził stan wojenny. Po
moim aresztowaniu a później bezprawnym usunięciu z zarządu, Metalurg stał się
29
jedynie maleńką nic nie znaczącą spółdzielnią, funkcjonującą na granicy swoich
niewielkich możliwości.
***
30
kandydatury wraz z uzasadnieniem padały z sali, byli to: A. Brodowski , W. Pajdak , J.
Kwatera , H. Grzelakowski , M. Stępniak , W. Marusiński , K. Rutkowski , A.
Kusznier , Z. Chachuła , Z. Sobolewski , Z. Danecki , E. Maksymowicz , A.
Dylewski , J. Musiał , K. Janikowski , W. Markiewicz , J. Wyżykowski , Z. Smoła ,
M. Mateusiak , H. Renert , J. Podsiadło i R. Czapczyk . Część z wymienionych
kandydatów sama zrezygnowała do kilku padły zastrzeżenia z sali. Podczas
sporządzania list przez Komisję Organizacyjną wszystkich zgłoszonych kandydatur,
każdy z kandydatów do władz KZ miał możliwość zaprezentowania swojego
programu. Ustalono 9-osobowy skład zarządu KZ i każdy delegat mógł głosować na 9
osób z listy wszystkich kandydatów uszeregowanych alfabetycznie.
31
stanowić jeden skonsolidowany region. Utrzymanie sztucznego podziału na dłuższą
metę może stanowić dla nas realne niebezpieczeństwo rozbicia naszego ruchu. Drugą
nie mniej istotną sprawą jest pilnowanie interesu, każdego z naszych członków. Ludzie
przyjmujący członkostwo naszego Związku zawierzyli nam – działaczom. Należy
baczyć na to, aby tej wiary nie stracić. Godność robotnicza winna być oczkiem w
głowie przyszłego naszego Związku, który mamy tu na tej sali wybrać. Wiąże się to
również z warunkami życia naszej załogi. Chciałbym w swoim przyszłym działaniu
zwrócić istotną uwagę na sprawy zarówno płacowe naszej załogi jak i całą sferę
spraw godziwego wypoczynku, kultury itp. Wielu moich przedmówców poruszyło
kwestię przyszłego samorządu robotniczego. Jestem za samorządem będącym ściśle
związanym z naszą organizacją, która jest wyrazicielem opinii zdecydowanej
większości naszej załogi. Jako organizacja nie możemy rościć sobie praw do kontroli
działalności naszego kombinatu. Takie prawa może nam dać samorząd robotniczy, w
którym jako Solidarność bylibyśmy reprezentowani w większości takiej w jakiej
znajdują się stosunki do całej załogi.
32
na zdjęciu, od lewej: Andrzej Grzybowski, Zenon Chachuła, Władysław Bożek
***
33
My przedstawiciele pism regionalnych zebrani w Hucie Katowice
powołujemy Agencję Prasową Solidarności „AS” jako niezbędne ogniwo
prawidłowego funkcjonowania prasy i służb informacyjnych NSZZ Solidarność. Dla
bieżącej kontroli i koordynacji prasy AS-u powołujemy 5-osobową radę nadzorczą,
która przekazuje swoje wnioski redakcjom co trzy miesiące.... Na redaktora
Naczelnego AS powołujemy Helenę Łuczywo. W dalszej części komunikatu podano
sposoby komunikowania się i natychmiastowe przekazywanie ważnych informacji za
pomocą telexu.
Według propozycji rządu PRL, co roku miało być więcej wolnych sobót
o dwie, przy 8,5 godzinnym dniu pracy. Jak skrzętnie to policzyła Solidarność, mimo
wzrostu wolnych sobót, liczba godzin pracy stale by rosła, do tego stopnia, że 1998 r
przy wszystkich wolnych sobotach liczba godzin pracy wzrosłaby o długość urlopu.
Prasa Solidarności pisała: gdzie byliście koledzy w 1980 r.
Propozycja Solidarności to 8 godzinny dzień pracy i wszystkie wolne
soboty.
Każde podpisane porozumienie stawało się podstawą do konfrontacji z
rządem, przytoczę tu przemówienie Lecha Wałęsy wygłoszone 23.01.81r. na
posiedzeniu Sekretariatu Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność”,
przedruk z Wolnego Związkowca nr 8(41) z dnia 30 stycznia 81 roku:
34
bardzo wygodnie i bardzo ładnie. Tym razem rząd chciał udowodnić, że związek
Solidarność i członkowie jego, kadra kierownicza jest niedojrzała nieodpowiedzialna i
nie rozumie trudnej sytuacji gospodarczej. To jest bardzo wygodne stanowisko, to jest
bardzo ładne stanowisko, rząd robi to bardzo ładnie. My musimy jednak pamiętać, że
nie o to chodzi. My rozumiemy trudną sytuację, my wiemy ,że są kłopoty, ale my
również wiemy, że nas jest co najmniej dziesięć milionów. Dziesięć milionów
członków, z którymi powinno się rozmawiać, z którymi powinno się liczyć, których nie
należy dzielić. A wszystko zmierza do tego, abyśmy się podzielili. Podzielili w
wygodnym miejscu dla rządu- właśnie o sobotę chodzi. Bo na inne tematy ten rząd nie
jest w stania konstruktywnie dyskutować nawet, bo nie ma argumentów. Tu ma
argumenty, że nieodpowiedzialni jesteśmy i tu można pokazać nasze błędy. My nie
mamy gdzie się wytłumaczyć, ale jednak nawet i w tym temacie mamy możliwości
tłumaczenia, bo mówimy, że wcześniej minister wystąpił z propozycjami, które nie były
w ogóle dyskutowane i uzgadniane. A więc widać, że rząd nie chce nas akceptować i
nie chce z nami rozmawiać. Wybiera tylko manewry wygodne dla siebie. Dlatego
teraz, tym bardziej szczególnie musimy o tym pamiętać, że to jest wygodne dla rządu,
że to zmierza do rozbicia naszego związku, właśnie w tym temacie, bo na innych
tematach nie damy się ugiąć. Jeśli to zostanie zrozumiane, jeśli to zauważymy
wszyscy, to dojdziemy do wniosku, że nie wolno tym razem nam się cofnąć, nie wolno
nam się podzielić, bo następne podziały będą już w innych tematach. Dlatego też ja,
jako Lech Wałęsa proszę o to, żeby tym razem wszyscy zrozumieli-24-tego nie idziemy
do pracy...
35
Teraz może z innej dziedziny. Pozwolę sobie zacytować fragment
wypowiedzi posła na sejm PRL-u, Bernarda Kuś, cytat z Panoramy nr 5 z 1 lutego
1981 roku:
Poseł Bernard Kuś zastrzegając się, że nie zawsze rozumie meandry
wskaźników projektu planu, powiada iż nie może zrozumieć jako działacz ZSL-u rzeczy
nawet tak prostych jak: dlaczego posiadając trzecie miejsce w Europie w produkcji
mleka, przed RFN, nie mamy ani mleka, ani masła. W RFN istnieje problem
niezbywalności góry masła i suchego mleka, a u nas po kostkę masła stoją stuosobowe
kolejki. Mieliśmy kontynuuje poseł, nieurodzaj ziemniaków, fakt. Aleśmy ich jednak
zebrali 26 milionów ton. W RFN zebrali ich 6 mil. ton, ludności mają dwa razy więcej
i my od nich kupujemy mąkę ziemniaczaną. Gdzie jest, pyta poseł zwykła słonina,
skoro zupełnie nieźle wyglądają aktualne dane z punktów skupu?. Mieliśmy w tym
roku dwa razy więcej rzepaku – gdzie są oleje?.
36
dobrym przykładem był artykuł Jacka Cieślickiego w Wolnym Związkowcu nr
12/81(45) z dnia 26 lutego 1981 roku.
37
Jesteśmy już wszyscy zmęczeni tym nieudolnym dreptaniem,
doprowadzeni prawie do ostateczności ciągłymi błędami, wypaczeniami i odnowami,
kręcącymi się od lat na karuzeli stanowisk. Rośnie w nas od lat niewiara w sens
patriotyzmu, pracy, obywatelskich obowiązków. Czujemy się oszukani, bo przez tyle
lat pracowaliśmy ofiarnie, wykonując i przekraczając plany, uważając się za
Budowniczych Socjalizmu- a okazało się, że byliśmy tylko ogłupionymi przez
propagandę parobkami na folwarku Szkodniczych PRL. Ten stan społecznego
zniechęcenia nie może się przedłużać, bo upadamy jako państwo i jako naród. Musimy
więc po raz czwarty wykrzesać z siebie zapał i siły, a właściwie ich resztki, na
rozpoczęcie od nowa budowy socjalizmu.
Przed rozpoczęciem tej budowy, Partia i Rząd muszą jednak najpierw
wyeliminować ze swych szeregów ersatz-socjalistów, bo inaczej znowu cała para z
naszego wysiłku pójdzie na gwizdek partyjnej propagandy i konta bankowe
prominentów. To jest warunek konieczny dla zapoczątkowania odzyskiwania przez
władze zaufania społeczeństwa.
Na razie upłynęło dopiero kilka z tych „90 dni Jaruzelskiego”, zaszły
już jednak pewne zmiany. Ewentualną ich doniosłość, czy też kierunek, wykaże prosty
sprawdzian: stanowisko obecnej ekipy rządowej względem więźniów politycznych,
rolników indywidualnych, cenzury i Solidarności. 90 dni to bardzo mało, wiemy że
Klub Właścicieli Polski Ludowej potężniał przez prawie 13 000 dni, ale sądzę, że w
razie potrzeby „Solidarność” pomoże premierowi Jaruzelskiemu nawet odszukać
latarnie, na których już kiedyś lud warszawski wieszał zdradziecką magnaterię. Niech
by tylko premier wyraził takie życzenie.
Jacek, jak się później okazało miał za ten artykuł poważne kłopoty z
prokuraturą i bezpieką. Te 90 spokojnych dni Jaruzelskiego, to nie był czas
przeznaczony na pracę, nad niezbędnymi reformami gospodarczymi i społecznymi, ale
intensywne przygotowania do likwidacji Solidarności. Związek Radziecki a przede
wszystkim jego polit-biuro mając w Polsce setki szpiegów i do dyspozycji nasze
służby specjalne, doskonale orientował się w sytuacji politycznej. Wyolbrzymiane
trudności polityczne, prezentowane przez Jaruzelskiego oczami Moskwy nie były takie
straszne. Ludzie, przywódcy Solidarności pod żadnym pozorem nie próbowali w
najmniejszym stopniu ograniczać bądź sięgać po władzę. To była mądrość tamtego
pokolenia. Ustrój był nie zagrożony, mało tego Solidarność ten ustrój polityczny
akceptowała, znane było powszechnie hasło „socjalizm tak, wypaczenia nie”, głosili
go nawet postępowi komuniści. Cały postępowy świat to doceniał, dlaczego Moskwa
miałaby tego nie rozumieć.
***
38
wolności i godności Polaka. Powszechnie znane są jego wystąpienia do przywódców
krajów demokratycznych i nawet do Moskwy, w których apelował o poszanowanie
aspiracji ludzi pracy w Polsce. Tak to się w tamtym okresie ułożyło, że cały
postępowy świat na czele z Papieżem Polakiem stanął w obronie zdobyczy polskich
robotników. Czy to rozumieliśmy?, tak publiczne wystąpienia przywódców
Solidarności, cechowała rozwaga, każdego wypowiadanego słowa, nawet na
spotkaniach w ścisłym gronie, omawiane były sprawy organizacyjne, w jaki sposób w
tej bardzo trudnej sytuacji gospodarczej pomóc ludziom. Nikt, nawet w najmniejszym
stopniu nie myślał o odsunięciu komunistów od władzy. Zdawaliśmy sobie sprawę z
tego, że przejęcie władzy to zmiana systemu politycznego, powszechna przecież była
niechęć do komunistów. Protestowaliśmy a jakże, ale przeciwko ogłupiającej
propagandzie w mediach, które nie szczędziły nam poniżającej krytyki. Odpowiedzią
na tego rodzaju praktyki były biuletyny związkowe ukazujące się poza zasięgiem
cenzury, w których tłumaczyliśmy ludziom jaka jest prawda. Cała przecież ówczesna
prasa, radio i telewizja na czele z dziennikiem telewizyjnym była pod kontrolą PZPR,
która za pomocą towarzyszy dziennikarzy, atakowała nas bez pardonu. I przeciwko tak
zorganizowanej armii sługusów, my wystawialiśmy, to nawet nie armatki, ale stare
zardzewiałe karabiny, w postaci zakładowych biuletynów. Była to nasza jedyna broń,
by wykrzyczeć prawdę, minioną i dzisiejszą, rozumianą przez przeciętnego człowieka.
Prawda ta spędzała sen z powiek miejscowym sekretarzom PZPR i bezpiece.
Powstała nowa jakość w informowaniu społeczeństwa prawda ekranu i prawda w
zakładach pracy. Tu żaden dyrektor nie pozwolił sobie na prowokacje.
Odpowiedzią władzy na naszą postawę, były ataki i natarcia na działaczy
związkowych, ale my nie pomijaliśmy milczeniem tych faktów. Posłużę się tu apelem
jaki wystosował MKZ NSZZ Solidarność w Katowicach z dnia 23.03.1981r.
APEL DO FUNKCJONARIUSZY MO
Rodacy – Milicjanci
39
– dla prowadzenia gry politycznej z zastosowaniem przemocy. Polityka społeczna
prowadzona z pozycji siły jest nie etyczna i prowadzi do katastrofy narodowej.
Rodacy – Milicjanci, zastanówcie się komu służycie i komu pragniecie
służyć! .....
40
przedstawienie swojej opinii na temat spraw, które chcieliśmy poruszyć na sesji.
Ponad połowa z owych 50 radnych mówiła wprost: „zostaliśmy oszukani przez
prezydium, przez przewodniczącego”. Okazało się, że niektórzy z nich nie wiedzieli, że
mamy wystąpić na sesji. Rozpoczęliśmy dyskusję z radnymi. Wtedy przybył
przedstawiciel Prymasa, dr Kukułowicz, który również miał zabrać głos na sesji jako
ekspert KKP zaproszony przez MKZ NSZZ Solidarność z Bydgoszczy. Próbowaliśmy
dojść do porozumienia z radnymi, tłumaczyliśmy o co nam chodzi, chcieliśmy
przeczytać przygotowane na sesję wystąpienie. Wtedy radni wystąpili z wnioskiem,
aby w najbliższym czasie zwołać nadzwyczajną sesję WRN. Powołaliśmy komisję
redakcyjną spośród radnych i Solidarności, która miała opracować wspólny
komunikat. Komisja rozpoczęła pracę. W międzyczasie przybył wicewojewoda
Przybylski wcześniej wraz z prezydium opuścił salę obrad. Poprosiliśmy go, aby
zaapelował do przewodniczącego WRN i całego prezydium o powrót na salę. Niestety,
nie ustosunkował się on do naszej propozycji. W tym czasie Urząd Wojewódzki był już
zamknięty. Byliśmy odcięci przez milicję, która już od trzech dni przygotowywała się
do tej akcji, stacjonując na terenie jednostek wojskowych. Poprosiliśmy dr
Kukułowicza, aby załatwił u wojewody umożliwienie nam kontaktu z MKZ-em poprzez
łącznika. Wojewoda nie zgodził się. Musiałem jak złodziej uciec z WRM, ponieważ
służba przy drzwiach nie pozwoliła mi wyjść z budynku. Udałem się do MKZ aby nie
dopuścić do strajku, bowiem radni wychodząc z gmach WRN opowiadali co się dzieje
w środku – że Solidarność oszukano. Przybyłem do MKZ. Tam już o wszystkim
wiedzieli. Reakcja na to, co się stało była różna. Żądano też ogłoszenia strajku. Nie
zrobiliśmy tego. Myśleliśmy, że się dogadamy. Chcieli się dogadać i radni i nasi
przedstawiciele, ale wyrzucono nas i pobito.
41
zwłaszcza, że zostawili swoje płaszcze. Jednakże nasze obawy co do przygotowywanej
prowokacji potwierdziły się wkrótce. O 18.50 wicewojewoda Bąk w obecności
prokuratora wezwał nas do opuszczenia gmachu. O 19.10 otwarły się drzwi z dwóch
stron i weszła grupa „młodzieńców”. Za nami zrobiło się niebiesko i dwa błękitne
strumienie wpłynęły na salę. Było około 200 mundurowych, cywili dużo mniej.
Początkowo kręcili się koło nas. Pod ścianami stały całe grupy młodych mężczyzn.
Gdy poprosiliśmy ich, aby się przedstawili natychmiast opuścili salę.
Przewodniczący Rulewski poświęcił bardzo dużo czasu tłumaczeniom.
Około 20.00 do sali, aby wytłumaczyć milicjantom z panem majorem na czele, iż nie
zrobimy nic, co byłoby niezgodne z prawem. Tłumaczyliśmy, dlaczego tu jesteśmy i
dlaczego pozostaliśmy. Rulewski apelował, aby nie wywoływać konfliktu między
milicją, która ma służyć społeczeństwu, robotnikom i chłopom a nimi, reprezentantami
środowiska robotniczego. Dyskusja była długa ale spokojna. Nasz argument w
rozmowie z milicją był wciąż ten sam: „nie opuszczamy sali, ponieważ oczekujemy na
powrót tych radnych, którzy przeszli do innego pokoju, a także z powodu
niedokończenia wspólnego komunikatu”. Podczas dyskusji Rulewski powołał się na
rozmowę jaką miał z komendantem KW MO w Bydgoszczy przed sesją WRN, kiedy
zaniepokojony wzmożoną koncentracją sił MO w naszym mieście zwrócił się do niego
o wyjaśnienie. Uzyskał wówczas zapewnienie, że siły MO nie będą użyte przeciwko
klasie robotniczej, że milicja użyta być może tylko przeciw chuliganom. Na obawy
Rulewskiego, że „chuligani” mogą być podstawieni, komendant odpowiedział, że
milicja nigdy chuliganów nam nie podstawi. Około 20.00 do sali powrócili radni z
pokoju 145. Nie mogli uwierzyć w to co zobaczyli. Mówili, że jest im wstyd.
Wychodząc zapewniali nas przecież, że żyjemy w praworządnym państwie, że nie
mamy prawa myśleć, iż ktoś użyje w stosunku do nas siły.
Postanowili kontynuować pracę nad redagowaniem wspólnego
komunikatu. Zdecydowanie przedstawicieli Solidarności i radnych spowodowało, że
milicja opuściła salę pozostawiając 15 minut na dokończenie pracy. Po upływie 15
minut oficerowie MO zaczęli grupkami powracać na salę i przynaglać nas. Cały czas
byliśmy fotografowani i filmowani. Gdy komunikat został zredagowany, nie dano nam
czasu ani na przepisanie go na maszynie, ani na odczytanie go tym, którzy nie brali
udziału w pracach komisji redakcyjnej. Nie pozwolono także, aby grupa radnych
zbliżyła się do nas. Na wyraźny rozkaz majora, funkcjonariusze MO zaczęli nas
otaczać. Najpierw ruszyli cywile, odstawiwszy krzesła. Skupiliśmy się w jednym
miejscu trzymając się mocno za ręce. Trzy koleżanki były w środku. Do środka
wzięliśmy tez kolegę Rulewskiego, bo już na początku słyszeliśmy okrzyki: „brać
Rulewskiego”. Zaczęto nas wypychać. Odpowiedzieliśmy hymnem, wtórowali nam
radni. Wypychano nas w kierunku wyjścia, przyciskano do ścian. Na samej sali nie
stosowano czynnej agresji. Akcję filmowano w dalszym ciągu.
Na korytarzu było ciemno i tam zaczęto działać już energiczniej. Były
próby wyrywania poszczególnych osób. Po wypchnięciu nas za drzwi, nikt już nas nie
filmował, nikt też nie zrobił też zdjęć. Przepchnięto nas przez cały dziedziniec pod
bramę. I tam okazało się, że ktoś kto skrupulatnie opracował cały ten plan, zapomniał
o kluczach od bramy. Brama była zamknięta. Jakiś funkcjonariusz pobiegł szukać
klucza. Zaczęliśmy wołać o ratunek. Nie wiedzieliśmy co to wszystko znaczy i co z
nami będzie. Zatykano nam usta, również Rulewskiemu, który już wtedy krzyczał
42
straszliwie. Nie udało mi się go wyciszyć. W tym czasie wyraźnie go bito. Wszystko to
działo się na dziedzińcu, w tylnej części budynku WRN. W tym czasie zdołano nas już
rozdzielić i z każdym z nas rozprawiano się pojedynczo.
Widziałem jak przede mną rzucano na ziemię Rulewskiego. Był kopany,
szarpany, bity, po prostu poniewierany. Krzyczał donośnie.
Wyróżniał się w tej akcji funkcjonariusz, który wcześniej utrudniał
wyjście koledze Gotowskiemu. Zapamiętaliśmy wszyscy tę twarz z wąsem, wszyscy tę
twarz chcemy rozpoznać, będziemy żądać jej rozpoznania i na pewno ją rozpoznamy.
Cywilni byli bardziej agresywni, atakowali zza pleców mundurowych. Podobnie jak
Rulewskiego, potraktowano Łabentowicza. Po razach wymierzonych przez
funkcjonariuszy MO padł na ziemię. Nagle zobaczyłem, że ci dwaj koledzy przestali się
ruszać. Zdeprymowało to funkcjonariuszy. Zaprzestali bicia. Po krótkiej naradzie
wzięli Rulewskiego i Łabętowicza za ręce i nogi i wnieśli do budynku. Na nasze
protesty i pytania, co z nimi będzie, wyjaśniono nam, że wniesiono ich celem oględzin
lekarskich. Podnieśliśmy krzyk. Wypchnięto nas za otwartą już wtedy bramę. Za
bramą znów śpiewaliśmy hymn. Domagaliśmy się, żeby zwrócono naszych kolegów.
Po chwili-nie wiem ile czasu upłynęło-powrócili funkcjonariusze trzymając za ręce i
nogi naszych kolegów. Rzucili ich na ziemię w miejscu, gdzie zamyka się brama.
Natychmiast zaczęli tę bramę zamykać. Zorientowaliśmy się, że jeśli szybko nie
zabierzemy leżących, brama może ich przygnieść. Przytrzymaliśmy jej skrzydła i
wyciągnęliśmy obu nieprzytomnych. Kolega Łabentowicz próbował się podnieść.
Rulewski już nie wstał. Wzięliśmy ich na ręce i nieśliśmy przez ulice, tłumacząc po
drodze co się stało. W asyście przechodniów przeszliśmy do MKZ. Tu wezwaliśmy
pogotowie ratunkowe. Lekarze zajęli się kolegami. Skontaktowaliśmy się z Wałęsą.
Rano przyjechało do Bydgoszczy prezydium KKP.
43
chcieli, bo byłoby to nieodpowiedzialne i niesłuszne ale oczywiście nikt tego nie
analizował tylko ja, w tym gronie fachowców muszę powiedzieć, że przecież to nie
dziecinada tylko po prostu analizy były poważne i wszystkie więc przesłanki decyzji a
więc świadoma decyzja rozmów na bardzo niedobrym gruncie pod hasłem: wygasić
strajki, uspokoić społeczeństwo, a później zastanowimy się co dalej. I na tym tle
rozmowy trudne, w bardzo trudnych warunkach od bardzo wręcz wulgarnych
pierwszych dni do: na kolana, powiesić, aż do uścisku dłoni, że zgoda....
Kilka postulatów rzuconych przez przeciwnika, do nich należą: związki
zawodowe tzw. samorządne związki zawodowe. Hasło jest wroga, ale klasa robotnicza
poparła je powszechnie. Popiera je do tej pory....
Oczywiście za tymi całymi związkami, nowymi stoi KOR, jest to
niewątpliwe i te wszystkie inne organizacje zresztą. Sympatyzuje z nimi kler...
Dlatego teraz o to toczy się bój, żeby te związki zawodowe nie były
antypartyjne. Co zamierzamy robić?. Po pierwsze należy zaatakować, w sensie
politycznym koncepcję terytorialności,(chodzi tu o związek ogólnokrajowy, przypisek
autora) którą wygłasza pan Wałęsa lub tam co mu tam podpowiadają....
Po prostu trzeba mieć bardzo, bym powiedział no, no ... taką mozaikową
wielowarstwową politykę i grę, w tym zakresie. To oczywiście towarzysze doskonale
robią, ale chodzi również o naszą partię. Bo z natury działacze partyjni oduczyli się tej
walki, no służba bezpieczeństwa zawsze musiała, ale działacze partyjni byli tak samo
identyfikowani, on dostawał instrukcje a system wiecowy nie wspomagał do walki, po
prostu wrogów nie było. Jesteśmy tak silni, że nam nikt nic nie zrobi i w związku z tym
są rozbrojeni w sensie umiejętności walki, to nie są źli ludzie tylko ich trzeba na nowo
nauczyć i nagle katastrofa, no i co, no i albo apatia albo wściekłość, że to wrogowie,
że to kontrrewolucja – a nie walka, walka trudna żmudna, granie z przeciwnikiem,
przewidywanie jego ruchów a jesteśmy w takim okresie...Jest to nasza żelazna broń:
porozumienia legalne, uchwała Rady Państwa o rejestracji, uchwała Rady Państwa o
nowych związkach zawodowych. A więc musimy dalej walczyć z nimi na płaszczyźnie,
bym powiedział legalizmu. I dlatego nic im nie możemy oddać bez walki. Przeciwnik
też się musi męczyć, też się musi wykruszać.... Jak to się, czym to się skończy, no
powinno to się skończyć idealnie, zjednoczeniem tych wszystkich związków, ale to
może potrwać lata, ale pierwszy cel jest, znaczy żeby nie wykosili tam członków partii,
drugi cel, żeby wykosili korowców a po tym wszystkie inne rzeczy po prostu trzeba
pomału rozbić...
Oni wiedzą, żeśmy się rozpanoszyli troszeczkę, za dużo tej, pazerności na
pieniądze też było i za dużo tego załatwiania nieformalnego też było w tym kraju. To
jest prawda i to nas teraz atakują, dobrze każdy wie no ..., że tego było mało, każdy się
starał jakoś załatwić (chodzi o talony na towary deficytowe, przypisek autora) , no nie
ma na to siły, jest to prawda, nie da się tego ukryć....Ale tow. Ja uważam tak,
stanowisko partii musi być tego rodzaju: bronimy kadry – jako linia zasadnicza. Ja
dzisiaj podpisałem takie pismo do I sekretarza, żadnych plebiscytów na dyrektorów
(zdaniem Solidarności powinny byś konkursy na dyrektorów, przypisek autora).
44
spokojnych dni i działania w tym zakresie tow. I sek. KW PZPR. W tego rodzaju
praktykach woj. Katowickie nie było wyjątkiem. Spore nadzieje społeczeństwo
wiązało z powrotem do kraju w sierpniu ub. roku Stefana Olszowskiego. Był to
polityk bliżej nie znany, więc pogłoski o jego rzekomo liberalnych poglądach
pasowały do niego, jako do człowieka odstawionego przez Gierka w ambasadory.
Jednak kolejne jego wystąpienia szybko rozwiały te opinie. Dziś z perspektywy czasu
widać, że był to przedstawiciel tzw. nurtu „twardogłowych” w KC, a jego wysłanie na
ambasadora do NRD nie wynikało z różnicy w poglądach z byłym pierwszym
sekretarzem, a jedynie z odmiennego spojrzenia na metody praktycznego realizowania
polityki antydemokracji lub też były skutkiem rozgrywek personalnych.
45
trzeba im dostępu do telewizji. Myślą, że będą mówić co będą chcieli, że stworzy im
się specjalne studio, da im się najlepiej połowę czasu na antenie. Będą mieli dostęp,
jak będą mówić tak, jak my tego chcemy. My środków przekazu z rąk partii nie mamy
zamiaru oddać. Środki masowego przekazu są narzędziem władzy. Ogólnokrajowego
tygodnika nie dostaną tak długo, dopóki Szczecin nie będzie pisał tak, jak to nam
odpowiada....O czym będzie Solidarność mówić w środkach przekazu?. O wojskach
radzieckich w Polsce, wywlekać, po raz nie wiadomo który sprawy Katynia,
krytykować partię?. Nie pozwolimy....Projekt ustawy o związkach zawodowych
poszedł za daleko....Strajk studentów w Łodzi jest bardzo niebezpieczny. Najpierw go
proklamowano, a potem zaczęto się zastanawiać nad postulatami. Strajk ma charakter
polityczny: Co to znaczy fakultatywne traktowanie przedmiotów ideologicznych?. To
jest stare hasło z 56 roku.... A lektoraty?. Hańbę im przynosi nauka rosyjskiego. Ale
13 mln ton ropy radzieckiej to biorą, uważają, że im się słusznie należy!....Studium
wojskowe?. Nie chce im się. Dezerterują, jak dezerter Rulewski, wyrzucony z WAT.
(Rulewski został usunięty za działalność polityczną, przypisek autora)... Solidarność
wiejska! Tu ustępstw być nie może. To robią badylarze...Przywrócimy dawny blask
Partii na zjeździe i żadna tam jakaś Solidarność blasku tego nie przyćmi.
46
działania, przed najbardziej brutalnym użyciem siły, przelewem krwi, a nawet zdradą
narodową i sprowadzeniem interwencji zewnętrznej.
Jakie są najbardziej prawdopodobne formy przygotowywanego zamachu
stanu?. Widzimy tu dwie możliwości:
1) ogłoszenie stanu wyjątkowego, oznaczającego masowe represje
MO i SB na terenie całego kraju.
2) interwencja zewnętrzna w połączeniu z akcją represyjną MO i SB.
Pierwszym bezpośrednim celem tych akcji po opanowaniu ośrodków
decyzyjnych będzie likwidacja Solidarności oraz innych aktywnych sił
demokratycznych w społeczeństwie, w tym również PZPR. Będą to aresztowania,
izolacja, a nawet fizyczna eksterminacja wszystkich tych, co do których ustalono
wcześniej, iż są zaangażowani w działalność związkową i opozycyjną, a także w ruch
odnowy PZPR oraz stronnictw politycznych. Akcja ta, prawdopodobnie połączona z
początkową poprawą sytuacji rynkowej, zmierzać będzie do zdezorientowania i
pozyskania społeczeństwa.
Kiedy może nastąpić zamach stanu?. Dlaczego agresja jeszcze nie
nastąpiła?. Czy agresor jest za słaby, czy niezdecydowany?. Odpowiedź jest prosta.
Zamach, aby mógł się zakończyć sukcesem, poprzedzony być musi dokładnym
operacyjnym rozpracowaniem NSZZ Solidarność. Takie przygotowanie, ze względu na
zasięg i skalę ruchu odnowy, wymaga odpowiednio długiego czasu. Agresor albo już
opanował aparat przemocy, albo też przygotowuje się do przechwycenia go w
odpowiedniej chwili. Być może czeka tylko, aż operacyjnie i technicznie
„rozpracowanie” będzie kompletne.
Co czynić ma społeczeństwo, a w szczególności członkowie Solidarności
w przypadku agresji, gdy zamach stanu będzie faktem?. Społeczeństwo przygotowane
czy nie, w obliczu agresji musi się bronić. Jeżeli bez przygotowania – to w sposób
żywiołowy, rozproszony i desperacki, co może tylko powiększyć rozmiary tragedii.
Odwrotnie, jeżeli społeczeństwo będzie posiadało jakąś konkretną koncepcję aktywnej
obrony, jakiś jasny cel i plan działania, to samo istnienie takiej koncepcji w
świadomości społecznej zmniejszy prawdopodobieństwo agresji – wzrośnie bowiem
wtedy skala trudności, na jakie agresor napotka i z jakimi będzie musiał się liczyć.
Jaki jest zasadniczy cel akcji obronnej społeczeństwa?.
47
społeczeństwo nawet wtedy, gdy władze związku zostaną rozbite. Był by to samorzutny
strajk powszechny , który musi przyjąć dwie równoległe i równorzędne formy: strajku
okupacyjnego i strajku wspomagającego. Strajk okupacyjny podejmą pracownicy
wszystkich kluczowych i większych zakładów przemysłowych. Ich wykaz przygotowuje
MKZ. Strajk wspomagający zastosują pracownicy wszystkich zakładów pracy, z
wyjątkiem tych, które są nominalnie wyłączone z akcji strajkowej. Ta forma strajku
obejmie również szkoły wszystkich szczebli. Strajk wspomagający podejmą
pracownicy nie stawiając się w swych zakładach pracy. Strajk okupacyjny przez małe
zakłady, biura lub instytucje rozproszone byłby nieskuteczny, gdyż zachęcałby do
użycia przemocy, choćby tylko w celach prowokacyjnych. Z drugiej strony część
pracowników objęta strajkiem wspomagającym stanowi bardzo istotne zaplecze i
pomoc dla strajku okupacyjnego (łączność, aprowizacja, itp.).Główny ciężar walki
spoczywa w trakcie strajku powszechnego na zakładach okupowanych przez załogi.
Stanowią one swego rodzaju twierdze obronne. Na teren tych zakładów powinny udać
się niezwłocznie działacze ruchu związkowego najbardziej narażeni na represje.
Dlatego jest rzeczą ważną i pilną, aby władze związkowe wydały wszystkim
działaczom odpowiednie dokumenty, umożliwiające ich identyfikację i wstęp na teren
strajkujących zakładów. Dokumenty takie winny mieć ograniczony termin ważności.
Strajkiem okupacyjnym kieruje od początku ocalała część komisji zakładowej, według
obowiązującej instrukcji strajkowej. Przed komitetem stoją trzy główne zadania:
48
obliczu agresji przeciwko narodowi i państwu żołnierze Wojska Polskiego i
pracownicy sił porządkowych staną przed trudnym wyborem, z istoty tych służb
wynika bowiem konieczność wykonywania rozkazów zwierzchników. W sytuacji
jednak, gdy nad ośrodkami decyzyjnymi tych służb kontrolę przejęłyby siły
antynarodowe elementarnym obowiązkiem patriotycznym każdego żołnierza i
funkcjonariusza sił porządkowych jest przeciwstawienie się im wszelkimi dostępnymi
środkami. Pracownicy MO i SB powinni niezwłocznie przystąpić do usuwania
wszelkich dokumentów mogących ułatwić eksterminację Polaków. Każdy pracownik
winien mieć świadomość, że może w ten sposób ocalić choćby jedno życie ludzkie.
Obowiązkiem każdego żołnierza i milicjanta jest obrona mienia i życia obywateli, w
szczególności z użyciem broni jest zbrodnią i aktem zdrady narodowej...
49
G.S: A wyższe kierownictwo?.
M.V: To samo, ale na innym poziomie. Wszyscy na zachodzie znają
namiętność L. Breżniewa do samochodów. Ale mało kto wie, że dysponuje on około
trzydziestoma daczami.
G.S: Od kiedy istnieje ten system?.
M.V: Od 1918 roku, kiedy to córka Stalina, Swietłana, opisując dom
Mikojana w czasie wojny domowej, mówi: wewnątrz marmurowe posągi sprowadzone
z Włoch – na ścianach gobeliny. Park ogród, kort tenisowy, stajnie.
50
jest wierność wobec niej. Wierność ta jest źródłem przywilejów. Przywileje te są
częściowo dziedziczne. Nie wszyscy synowie i córki dygnitarzy państwowych zostali
generałami i megalomanami, jak syn Stalina, lecz wszyscy należą do” nomenklatury”.
Ona to utrzymuje ich władzę, nad bogactwem i państwem, która z tego wypływa.
51
mnie jako tłumacza do Norynbergii. Niezapomniany widok. Balet generałów
alianckich na gruzach nazistowskich Niemiec. Wszystko to w odrażającym zapachu
zgliszczy, kurzu i śmieci. Odkryłem Zachód. Nie przyszło mi jednak na myśl zmieniać
obozu. Zresztą jest to słowo, którego nienawidzę. Byłem, wydawać się mogło, dobrym
tłumaczem, płacona mi odpowiednio, żyłem z „nomenklaturą”, której byłem
członkiem. Później zostałem profesorem, ekspertem. Lecz nie znałem wtedy
mechanizmu władzy. To naprawdę było tajemnicą....
52
A jak to było w tamtym okresie w Polsce?. Była i u nas „nomenklatura”,
może nie w takiej formie bezprawia jak w Związku Radzieckim, ale była i miała się
całkiem nieźle. Przytoczę fragment artykułu zdjętego przez cenzora z Przeglądu
Technicznego przedrukowanego przez Wolnego Związkowca z dnia 26 marca 1981
roku:
OPIEKA SPECJALNA
Byłem oszołomiony, gdy rok temu trafiłem do wnętrza kliniki rządowej w
Aninie... Jednoosobowe separatki, telewizor, telefon, mikrofon do rozmowy z lekarzem
i pielęgniarką przy łóżku, własna łazienka i WC. Pani salowa podaje herbatę
53
odwiedzającym. W opinii pracujących tu lekarzy warunki odpowiadały najlepszym
prywatnym klinikom zachodnim, sprzęt także. Lista osób uprawnionych do
szczególnych świadczeń jest długa, ale warto ją przytoczyć. Obejmuje ona: Marszałka
i wicemarszałka Sejmu, Przewodniczącego Rady Państwa i jego zastępców, członków i
sekretarza Rady Państwa, szefów Kancelarii Sejmu i Rady Państwa, I Sekretarza
PZPR, członków i zastępców członków Biura Politycznego, sekretarzy KC i członków
sekretariatu, kierowników wydziału KC, I sekretarzy KW, premiera i wicepremierów,
Przewodniczący Komisji Planowania i jego zastępcy, ministrów , wiceministrów, szef
URM, kierowników urzędów celnych i ich zastępców, dyrektorów generalnych w
ministerstwach i urzędach celnych, przewodniczących wojewódzkich rad narodowych
miast wyłączonych i województw, wojewodów i prezydentów tych miast. Prezesa NIK i
wiceprezesów, Prezesa PAN, Pierwszego Prezesa i Prezesów Sądu Najwyższego,
Prokuratora Generalnego i jego zastępców oraz członków ich rodzin. Są to emeryci
mający prawo do dotychczas zajmowanych mieszkań i 50% zniżki kolejowej.
Emerytury I Sekretarza PZPR, Przewodniczącego Rady Państwa i premiera wynoszą,
niezależnie od wieku i czasu pełnienia funkcji 95% pensji i dodatku funkcyjnego. Dla
pozostałych osób ich otrzymanie i wysokość uwarunkowane są wiekiem i stażem na
stanowisku. Świadczenia wypłaca wszystkim centrala ZUS w Warszawie, wysokość
kwot zna zaledwie kilka osób w tej instytucji, są to prawdopodobnie jedyne w Polsce
emerytury waloryzowane przez branie za podstawę wymiaru aktualnych płac na
byłych stanowiskach pracy rencistów.
ZAOPATRZENIE DOMOWE
Funkcjonował i zapewne działa nadal, system zamkniętego zaopatrzenia,
szczególnie drażniący przy obecnej sytuacji na ryku. Ujawniony fakt istnienia
specjalnego sklepu na tyłach domów Centrum w Warszawie, to tylko fragment
większej całości na którą składały się i odlewy stóp prominentów w Krakowskim
Centralnym Laboratorium Przemysłu Obuwniczego, i domowe wizyty krawców
najlepszych zakładów odzieżowych w kraju u specjalnych klientów, i tkanie dla nich
materiałów w fabrykach w Bielsku....
Na zamówienie a czasem i bez nich, fabryki przysyłały meble, lampy,
dywany, a nawet proszki do prania. Do dyspozycji tych osób były nie tylko samochody
służbowe, ale i helikoptery i samoloty. Używano ich często bez rzeczywistej potrzeby,
raczej z przyzwyczajenia.
54
świata. Przywilejem najwyższym i niemal jedynym jest władza, też zresztą
kontrolowana. Nie jest to też żądanie drakoński, gdyż jak sądzę nikt z je wysuwających
nie domaga się, by przywódca kraju zamieszkał w bloku na Chomiczówce, ani by do
pracy jeździł tramwajem. Chodzi o to, by jego warunki życiowe, a co za tym idzie i byt
całej elity władzy, pozostawały w jakiejś rozsądnej proporcji do warunków życia
reszty obywateli. Gdy po raz kolejny słyszą oni wezwania do wysiłku w pracy i
skromności w spożyciu w imię przyszłych rezultatów, mają oczywiście prawo wiedzieć,
że ci, którzy więcej niż oni przyczynili się do katastrofy gospodarki- odczuwają
również mocno te ograniczenia. Dlatego nie może być i nie jest obojętne dla
społeczeństwa, kto i jak zaopatruje stoły dostojników. Mówienie głośno o
przewodzeniu w odnowie i jednocześnie unikanie wyjaśnień na temat, kto, ile zarabia,
co, skąd, i za co ma, pokazywanie w telewizji domów i dacz pobudowanych w parkach
narodowych i krajobrazowych bez nazwisk ich właścicieli jest pustą, cyniczną
frazeologią.
55
2. likwidacja wyzysku człowieka przez człowieka.
3. rozwijanie gospodarki celem maksymalnego zaspokajania potrzeb
materialnych i kulturalnych społeczeństwa.
Czy działacze „Solidarności” wskrzeszają burżujów, czy też ich
piętnują?. Milionowe fortuny czerwonej burżuazji czekają jeszcze na nacjonalizację.
Dzięki „Solidarności” przecież odebrano burżujom i ich związkom setki gmachów.
Prawdą jest również, że strach przed nacjonalizacją doprowadził do zniszczenia wielu
cennych obiektów. Ich właściciele woleli zmieść je z powierzchni ziemi(np. przy
pomocy spychaczy), niż żeby chamstwo miało się nim cieszyć. Na Opolszczyźnie
powstało takie przysłowie „nie dla psa kiełbasa z bażanta.... To my musimy płacić za
Ich „genialne” decyzje gospodarcze, za nietrafione licencje, za to, że
eksperymentowano na żywym organizmie gospodarczym, bezkarnie toczono krew, tak
długo, aż nie nastąpi zapaść: a potem zobaczymy...
A teraz zastanówmy się, po której stronie mamy te elementy
antysocjalistyczne: po stronie funkcjonariuszy PZPR – czy po stronie
„Solidarności”?.
56
Ostatnio biuletyn Krajowej Agencji Wydawniczej, powołanej do życia
przez nieodżałowanego Prezesa Radiokomitetu(Maciej Szczepański usunięty za
malwersacje i nadużycia przyp. Autora) – ostoi propagandy i ideologii lat
siedemdziesiątych
(FAKTY z dnia 9.03.81) poświęcili całą swoją objętość walce z
antysocjalizmem na Śląsku a zwłaszcza takiemu elementowi jak Wolny Związkowiec.
Wymieniony nr FAKTÓW wyjaśnił również pewną istotną wątpliwość: taśma z
nagraniem przemówienia Pana A. Żabickiego jest autentyczna(chodzi o spotkanie z
aktywem i komendantami MO i SB, przyp. Autora), zostało to jednoznacznie
potwierdzone. Nie zostało natomiast wyjaśnione co było celem spotkania, z którego
pochodzi nagranie. Nadal nie wiadomo czy chodziło o zmianę stylu pracy MO i SB –
organów, które w erze Grudnia(były I sekretarz KW PZPR, przyp. Autora) były raczej
nastawione na typowe (pałowe) rozwiązywanie konfliktów społecznych, czy też było to
spotkanie nowego szefa z podstarawym gwarantem poprzedniej i bieżącej władzy...
Wzmocnieni i pokrzepieni treściwą lekturą FAKTÓW ideologiczni szermierze odnowy
nie mieli jednak okazji wypróbować swej nowej – cudownej broni. Po prostu nie
zdążyli. Wcześniej, zanim mogli się należycie przygotować do wymarszu „z kagańcem
do ludu” zaistniały wypadki bydgoskie.
Zastosowanie przemocy przez władze jako formy dialogu z Solidarnością
stało się faktem. Oczywiście władze nie były w stanie temu zapobiec i nie są też w
stanie ustalić sprawców bestialskiego pobicia ofiar, mimo iż gmach otoczony był i
wypełniony organami porządkowymi (!?).Kompetentna komisja wysokiego szczebla
zaczęła przygotowania resortu od stwierdzenia, że J. Rulewski spowodował wypadek
drogowy i najprawdopodobniej musiał w związku z tym przybyć nieprzytomny i pobity
na sesję WRN jeśli w takim stanie znalazł się następnie na zewnątrz budynku. W całym
tym bałaganie ostatecznie zgubił się nawet wicepremier i z doniesień telewizyjnych z
ostatnich dni można sądzić, że go tam po prostu nie było. Nadal nikt nic nie wie, a
jeśli Solidarność wypowiada się na ten temat w „nielegalnych wydawnictwach” to są
to oczywiście czyste ataki na władzę, pomówienia i nieodpowiedzialne działania
zmierzające do destrukcji socjalistycznego państwa. Nie wiadomo tylko co zrobić ze
wścibskimi dziennikarzami, którzy (np. Gazeta Krakowska) zamieszczają coraz
liczniejsze wypowiedzi opinie świadków, potwierdzające po kawałku całą treść
pierwszego komunikatu NSZZ „S”(komunikat ten potępiał zajścia w Bydgoszczy i w
ostrych słowach, żądano ukarania sprawców. Przyp. Autora). Czy jest to kulawa
propaganda?. Na pewno nie!. Jest to natomiast propaganda wyrachowania-
zmierzająca do uzyskania konkretnego celu- do sprowokowania rozruchów mających
usprawiedliwić wprowadzenie godzin policyjnych, stanu wyjątkowego, czy też
skierowanie wojsk (aktualnie ćwiczących) przeciwko własnemu narodowi.
57
Partii i Solidarności wyraziło w swej uchwale opublikowanej 23.03.br. Już zaczęto się
zastanawiać, czy Przewodniczący nie złamał przypadkiem świętej woli delegatów, gdy
tym czasem dnia 25.03, pojawiło się w Aktualnościach TV Katowice sprostowanie- nic
podobnego nie zostało wypowiedziane przez A. Rozpłochowskiego. Dziennik TV po
prostu spreparował tendencyjnie wypowiedź, aby „komuś”, pomóc w osiągnięciu
zaplanowanych celów politycznych. Oczywiście znaną i dopracowaną metodą
urabiania opinii publicznej, sprostowanie poszło tylko w II programie lokalnej
telewizji i ostatecznym rezultatem jest okłamywanie kilkudziesięciu milionów Polaków
przez ogólnopolski dziennik TV „naprawionym” poinformowaniem kilku milionów w
jednym tylko regionie.
Komentarz Redakcji „Wolnego Związkowca”
58
warunkach, gdy brakowało surowców i materiałów a przede wszystkim energii
elektrycznej. Była to oczywista prowokacja mająca na celu usamodzielnienie
niektórych przedsiębiorstw w sytuacji gdzie cała gospodarka była na krawędzi
bankructwa z obowiązującym centralizmem gospodarczym. Funkcjonowanie takich
przedsiębiorstw nie miało najmniejszych szans, ale gdyby Solidarność się zgodziła
byłoby na kogo zwalić całość niepowodzeń.
Drodzy towarzysze.
59
polskiego zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo, powiemy otwarcie: niektóre
tendencje w rozwoju PRL, w szczególności w dziedzinie ideologii i polityki
gospodarczej, jej poprzedniego kierownictwa wywołały nasze niepokoje, już w ciągu
szeregu lat. W pewnej zgodności z duchem stosunków istniejących między KPZR i
PZPR, mówiono o tym przywódcom polskim w trakcie na najwyższym szczeblu i na
innych spotkaniach. Niestety, te przyjacielskie ostrzeżenia, zarówno jak i ostre
krytyczne wypowiedzi w łonie samej PZPR nie były brane pod uwagę, a nawet były
ignorowane. W rezultacie tego w Polsce wybuchł głęboki kryzys, który ogarnął całe
życie polityczne i gospodarcze kraju. Zmiana Kierownictwa PZPR, dążenie do
przezwyciężenia poważnych błędów, związanych z naruszeniem prawidłowości
budownictwa socjalistycznego, do przywrócenia zaufania do mas, a przede wszystkim
całej klasy robotniczej do partii, do umocnienia demokracji socjalistycznej, spotkały
się z naszym pełnym zrozumieniem. Od pierwszych dni kryzysu uważaliśmy za ważne,
aby partia dała zdecydowany odpór próbom wrogów socjalizmu, zmierzających do
wykorzystania powstałych trudności dla swych dalekosiężnych celów. Jednakże tego
nie uczyniono. Nie kończące się ustępstwa wobec sił antysocjalistycznych i ich zadań
doprowadziły do tego, że PZPR, krok za krokiem, ustępowała pod presją
kontrrewolucji, wewnętrznej opierającej się na poparciu ze strony zagranicznych
imperialistycznych ośrodków dywersji. Obecna sytuacja jest nie tylko niebezpieczna, a
doprowadziła taj do stanu krytycznego – innej oceny dać nie sposób. Wrogowie Polski
socjalistycznej nie kryją się szczególnie ze swymi zamiarami. Prowadzą walkę o
władzę i już ją zdobywają. Pod ich kontrolę przechodzi jedna pozycja za drugą. W
charakterze swej siły uderzeniowej kontrrewolucja wykorzystuje ekstremistyczne
skrzydło „Solidarności”, oszukańczo wciągnęła robotników, którzy weszli do tego
związku zawodowego, do przestępczego spisku przeciwko władzy ludowej. Wzmaga się
fala antykomunizmu i antyradzieckości. Siły imperialistyczne podejmują coraz
bardziej zuchwałe próby ingerencji w sprawy Polskie. Poważne niebezpieczeństwo,
które zawisło nad socjalizmem w Polsce, stanowi zagrożenie również dla samego
istnienia niezależnego państwa polskiego. Jeśli stałoby się najgorsze i do władzy
doszliby wrogowie socjalizmu, jeśli Polska zostałaby pozbawiona obrony wspólnoty
socjalistycznej, to od razu do niej wyciągnęłyby się żądne ręce imperialistów, i kto
mógłby wówczas zagwarantować niepodległość, suwerenność, granice Polski jako
państwa?, nikt.
Wiadomo Wam, towarzysze, o spotkaniu przywódców bratnich partii
krajów wspólnoty socjalistycznej, które odbyło się w Moskwie 5 grudnia 1980 r, 4
marca 1981 r. odbyły się rozmowy kierownictwa radzieckiego z delegacją PZPR na
XXVI zjeździe KPZR, 23 kwietnia br. Delegacja KPZR spotkała się z pełnym składem
kierownictwa polskiego. W trakcie tych spotkań, a także innych kontaktów z naszej
strony podkreślano rosnące zaniepokojenie w związku z poczynaniami sił
kontrrewolucyjnych w Polsce. Mówiliśmy o konieczności przezwyciężenia zamieszania
w szeregach PZPR, zdecydowanej obrony jej kadr od ataków wrogów i obrony władzy
ludowej własną piersią, w szczególności zwracano uwagę na to, że przeciwnik
faktycznie podporządkował swej kontroli środki masowej informacji, które w
przeważającej swej części stały się narzędziem działalności antysocjalistycznej i są
wykorzystywane dla podważenia socjalizmu i rozkładu partii. Zwracano uwagę, że
bitwy o partię nie można wygrać dopóty, dopóki prasa, radio, i telewizja pracują nie
60
dla PZPR lecz dla jej wrogów. Ostro stawiano kwestię konieczności umocnienia w
kraju autorytetu organów porządku publicznego, armii i ich obrony przed zakusami sił
kontrrewolucji, dopuszczenie do tego, żeby powiodły się próby szkalowania i rozkładu
organów bezpieczeństwa milicji, a następnie również armii – oznacza w istocie rzeczy
rozbrojenie państwa socjalistycznego i oddanie go na łaskę wrogowi klasowemu.
Pragniemy podkreślić, że we wszystkich podejmowanych kwestiach S. Kania i W.
Jaruzelski i inni polscy towarzysze wyrazili zgodę z naszymi poglądami, ale faktycznie
wszystko pozostaje po staremu i do polityki ustępstw i kompromisów nie wprowadzono
żadnych korekt. Oddaje się jedną pozycję za drugą, nie bacząc na to, że w
materiałach ostatnich plenów KC PZPR uznaje się fakt zagrożenia
kontrrewolucyjnego, w praktyce do tego czasu nie podejmuje się kroków dla walki z
nim, a organizatorów kontrrewolucji nawet wprost się nie wskazuje. W ostatnim
czasie przedmiotem szczególnego niepokoju stała się sytuacja w łonie samej PZPR.
Do zjazdu pozostaje niewiele ponad miesiąc, jednakże ton kampanii wyborczej coraz
bardziej nadają siły wrogie socjalizmowi. Nie może nie niepokoić fakt, że do władz
lokalnych organizacji partyjnych, a także do grona delegatów na konferencję i zjazd
nierzadko wchodzą ludzie przypadkowi, otwarcie wyznający poglądy oportunistyczne.
W rezultacie rozliczonych manipulacji wrogów PZPR, rewizjonistów i oportunistów
odsuwani są doświadczeni i oddani sprawie partii działacze o nieskazitelnej reputacji
i obliczu moralnym. Głęboko niepokoi również i ten fakt, że wśród delegatów na
zbliżający się zjazd znajduje się niezwykle mała liczba komunistów ze środowiska
robotniczego. Tok przygotowań do zjazdu komplikuje się poprzez tzw. Ruch struktur
poziomych będący narzędziem rozbijania /rozłamu/ partii, które jest wykorzystane
przez oportunistów, aby przeforsować na zjazd ludzi niezbędnych dla nich i skierować
w wygodny dla siebie nurt jego obrad. Nie należy wykluczać, że na samym zjeździe
może być podjęta próba zadania decydującego ciosu /porażki/ marksistowsko –
leninowskim siłom partii, aby doprowadzić do jej likwidacji. W szczególności chcemy
powiedzieć o tym, że w ostatnich miesiącach siły kontrrewolucji aktywnie
upowszechniają wszelkiego rodzaju antyradzieckość, mającą na celu przekreślenie
rezultatów działalności naszych partii. Ponowne odrodzenie nastrojów
nacjonalistycznych i antyradzieckich w różnych warstwach społeczeństwa polskiego.
Ci oszczercy i kłamcy nie cofają się przed niczym, twierdzą nawet, że rzekomo związek
radziecki, grabi Polskę i to mówi się nie bacząc na fakt, że Związek Radziecki
okazywał i okazuje ogromną dodatkową pomoc materialną dla polski w tym trudnym
dla niej okresie. To mówi się o kraju, który poprzez swoje dostawy ropy naftowej,
gazu, rudy, bawełny i to po cenach 1,5 – 2 razy niższych od światowych, faktycznie
zaopatruje podstawowe gałęzie przemysłu polskiego.
Szanowni towarzysze.
Zwracając się do Was z niniejszym listem, mamy na względzie nie tylko
naszą troskę /niepokój/ o sytuację w bratniej Polsce, o warunki i perspektywy dalszej
współpracy radziecko-polskiej. W niniejszym stopniu nas, jak i inne bratnie partie
niepokoi to, że ofensywa wrogich sił antysocjalistycznych w PRL zagraża interesom
całej naszej wspólnoty, jej zwartości, integralności i bezpieczeństwa granic, tak
naszemu wspólnemu bezpieczeństwu. Reakcja imperialistyczne, która wspiera i
stymuluje kontrrewolucję polską, nie kryje się ze swoim celami, iż taką drogę ostro
zmieni na swoją korzyść układ sił w europie i na świecie. Kryzys w Polsce jest
61
aktywnie wykorzystywany przez imperializm w tym celu, aby oczerniać ustrój
socjalistyczny, ideały i zasady socjalizmu, jest wykorzystywany dla nowych ataków
przeciwko międzynarodowemu ruchowi komunistycznemu. W ten sposób na PZPR
spoczywa historyczna odpowiedzialność nie tylko za los własnego kraju, jego
niepodległość i postęp, za sprawę socjalizmu w Polsce. Na nas, towarzysze spoczywa
ogromna odpowiedzialność również za ogólne /wspólne/ interesy wspólnoty
socjalistycznej. Uważamy, że istnieje jeszcze możliwość niedopuszczenia do
najgorszego, zapobieżenia katastrofie narodowej. W PZPR jest wielu uczciwych i
zdecydowanych komunistów, gotowych czynem walczyć o ideały marksizmu-
leninizmu, o niepodległą Polskę. W Polsce jest wielu ludzi, oddanych sprawie
socjalizmu, klasa robotnicza, ludzie pracy, nawet ci spośród nich, których
oszukańczym sposobem wciągną w machinacje wrogów, w ostatecznym rozrachunku
pójdą za partią. Sprawa polega na tym, aby mobilizować wszystkie zdrowe siły
społeczeństwa dla dania odporu przeciwnikowi klasowemu i do walki z
kontrrewolucją a to wymaga w pierwszym rzędzie, rewolucyjnego zdecydowania
samej partii, jej aktywu i kierownictwu. Partia może i powinna znaleźć w sobie siły,
aby przełamać /przezwyciężyć/ bieg wydarzeń i jeszcze przed IX zjazdem PZPR
skierować je we właściwy sposób. Chcielibyśmy być przekonani, że komitet partii
komunistów bratniej polski potrafi znaleźć się na wysokości swej historycznej
odpowiedzialności. Pragniemy zapewnić Was drodzy towarzysze, że w tych trudnych
dniach, tak samo jak zawsze w przeszłości KC KPZR, wszyscy radzieccy komuniści i
cały naród radziecki są solidarni z waszą walą. Nasze stanowisko zostało dokładnie
wyrażone w oświadczeniu tow. L. Breżniewa na XXVI KPZR, socjalistycznej polski,
bratniej polski nie opuścimy w biedzie i nie damy jej skrzywdzić.
62
wkroczeniem armii radzieckiej, a nakazywał zrobienie porządku w szeregach PZPR.
Jaruzelski - żołnierzyk od maleńkiego wychowany w wojsku, nie mający zielonego
pojęcia o życiu cywilnym czy gospodarczym, aparatczyk, gdzie zawsze ktoś za niego
myślał, umiał tylko służyć. Służył wiernie, tak mu się przynajmniej wydawało, tow.
radzieckim, a oni tego nie doceniali, musiało go to bardzo smucić. Nie zrozumiał
intencji. W PZPR miał bardzo silne skrzydło tzw. „twardogłowych”, których bał się
ruszyć, pozostali uważali, że należy się dogadać z Solidarnością w imię wyższej racji
stanu, jak Polak z Polakiem. Tarcia w KC musiały być na tyle silne, że oddano mu
najwyższe stanowiska w państwie, ale nawet tego nie potrafił wykorzystać.
Twardogłowi trzymali się mocno razem i to oni, pociągali za sznurki bezwolną kukłę
Jaruzelskiego. Gospodarka planowa zaczynała się coraz bardziej chylić ku upadkowi.
Złoty przestał być pieniądzem, zaczął - na niespotykaną skalę, rozwijać się handel
wymienny. Złotówkami płacono tylko za pracę, acz nie do końca, prawie wszystkie
gałęzie gospodarki posiadały deputaty. Była to pozostałość z czasów powojennej
odbudowy kraju, kiedy to za pracę płacono produktami. Deputat to był pieniądz, np.
na wsi za tonę węgla można było dostać dużo żywności, a za złotówki nic. Taki oto
prezent, na tacy podano Jaruzelskiemu . A ten sterowany przez „twardogłowych”,
uznał, że to Solidarność jest największym wrogiem, na drodze do budowy dobrobytu
w Polsce Ludowej. Mając pełnię władzy, prosił o 90 spokojnych dni, by jak mówił
przygotować w spokoju program reform. Ten czas był potrzebny „twardogłowym”, do
przygotowywania coraz to nowych prowokacji, by tow. radzieckim dowieść, że
Solidarność jest wrogiem z którym należy raz na zawsze skończyć. Tezę tą potwierdził
pułkownik Kukliński uciekając z kraju, kiedy to wraz z innymi przygotowywał plany
zniszczenia Solidarności w tych 90 spokojnych dniach.
***
63
Sekretarza gdyby to chodziło tylko o moją skromną osobę. Niezależnie od powyższego
chciałbym zwrócić uwagę, że postępowanie ob. Albina Siwaka jest sprzeczne zarówno
ze statutem PZPR, jak również z przepisami prawa karnego, nie mówiąc już o zwykłej
ludzkiej uczciwości. Przecież zgodnie ze statutem PZPR, każdy członek partii ma
obowiązek dbać o wysoki poziom moralny, być skromnym, szczerym i uczciwym wobec
partii i społeczeństwa człowiekiem. Od kogo jak od kogo, ale od z-cy członka KC
należy wymagać znajomości statutu i przestrzegania jego postanowień. Stwierdzenia
ob. Albina Siwaka są zwykłym oczernianiem mnie, a to jak wiadomo w myśl kodeksu
karnego podlega karze.
W tym stanie rzeczy domagam się rzetelnego wyjaśnienia przedstawionej
sprawy, publicznego przeproszenia mnie przez sprawcę oszczerstw kierowanych pod
moim adresem w środkach masowego przekazu, oraz wpłacenia na fundusz budowy
pomnika Korfantego w Katowicach kwoty 20 tys. złotych przez ob. Albina Siwaka
tytułem zadośćuczynienia.
O załatwieniu powyższej sprawy proszę mnie powiadomić w terminie do
dnia 30.04.81 r.
W razie nie otrzymania odpowiedzi skieruję sprawę na drogę sądową”.
List Otwarty
Do
Komitetu Wojewódzkiego
Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej
w Katowicach
64
żyjemy, ze zwielokrotnioną mocą zabezpieczać nas będzie przed kolejnym już
czwartym, okresem błędów i wypaczeń.
Z socjalistycznym pozdrowieniem
Jacek Kilian
Zał:
Egz.”W.Zw.”
Od nr 15/16 systematycznie.
List Otwarty
Do
Zespołu Redakcyjnego
„Trybuny Robotniczej”
w Katowicach
Zał.
Egz.,”W.Zw”.
65
Od nr 15/16 systematycznie
66
okupacją. Oskarżam go o to, że współpracując z Gestapo i z wywiadem pod okupacją,
a później po wojnie, prowadził likwidację kierownictwa Armii Krajowej i ruchu
podziemnego. Wiem z dostępnych mi aktów i dochodzeń, które prowadziłem że
nieubłagana walka komunistów i wywiadu sowieckiego z Armią Krajową i polskimi
władzami podziemnymi, rozpoczęła się pod okupacją. Ciągłość tej walki nie przerwała
się ani na chwilę po zakończeniu wojny. Pod okupacją prowadzono ją dwoma
kanałami: przez Armię Ludową i przez wywiad sowiecki. W obu wypadkach
współpraca z Gestapo była najściślejsza i najszczersza. Zacznijmy od tzw. polskiego
pionu w tej akcji likwidacyjnej w czasie okupacji. Współpraca z Gestapo i
likwidowanie Armii Krajowej rękami Gestapo, zainicjował oficjalnie Marceli
Nowotko. Zrzucony do Polski, w grudniu 1941 r, jako człowiek zaufania Moskwy, miał
dwa zadania: organizować PPR i obsadzać ją ludźmi Moskwy, a równocześnie dążyć
do rozszyfrowania sieci polskiego ruchu podziemnego i likwidowania go wszelkimi
dostępnymi środkami. Instrukcje sowieckie, które przywiózł, nakazywały w tym celu
najściślejszej współpracy z Gestapo. Celem tej współpracy miało być zlikwidowanie
krajowej Delegatury Rządu w Londynie rękami Gestapo. Natychmiast po przyjeździe
Nowotko przystąpił do zorganizowania tajnej komórki dezinformacji. Zadaniem jej
było rozpracowanie i zlikwidowanie Delegatury Rządu i całego ruchu
niepodległościowego walczącego z Niemcami. Dezinformacja polegała na tym, że
komórka ta zbierała dane o działalności Armii Krajowej, nazwiska, adresy, szczegóły
dyslokacji i w listach przesyłała te informacje do Gestapo, podkreślając, że są to
wszystko działacze komunistyczni. Na podstawie tych informacji Gestapo mogło
działać i aresztować. Przez dłuższy czas Nowotko szukał kandydata na kierownika
komórki dezinformacji. Doszedł w końcu do wniosku, że najbardziej na to stanowisko
nadawał się Edward Mołojec, Polak komunista z Tomaszowa Mazowieckiego,
wychowanek szkoły Kominternu w Moskwie i zrzucony do Polski w tym samym czasie.
Zwrócił się więc do niego i ujawnił mu – po uprzednim uzgodnieniu z Moskwą – cały
plan. Mołojec brał udział w wojnie domowej w Hiszpanii i znał Zachód. W głowie mu
się nie mieściło, żeby taki szatański pomysł mógł powstać i że działo się to na zlecenie
Moskwy. Był więc przekonany, że Nowotko działa jako agent Gestapo. I wobec tego
postanowił go zlikwidować. Umówił się z nim na spotkanie. Zabrał ze sobą swego
młodszego brata Zygmunta, który szedł za Nowotką z tyłu. I on właśnie na zlecenie
Edwarda zastrzelił Nowotkę na ulicy. Tak zginął Marceli Nowotko, pierwszy sekretarz
PPR, dzisiejszy bohater reżimu, a wówczas pod okupacją, współpracownik Gestapo.
Po śmierci Nowotki akcję komórki dezinformacji prowadził Paweł Finder i Bolesław
Bierut. O przebiegu tej akcji informowany był stale Jóźwiak, ówczesny szef sztabu
Armii Ludowej. Wiedziała o tym również Małgorzata Fornalska partyjna żona
Bieruta. Śmierć Nowotki i późniejsza likwidacja Mołojca stworzyły poważną
komplikację w organizacji tej komórki. Trzeba było znaleźć jej kierownika. W tym celu
Moskwa przysłała specjalnie do Polski wyszkolonego agenta, z pochodzenia Polaka,
pseudonim „Korab”, który kierował komórką dezinformacji do końca wojny.
Natychmiast po jej zakończeniu zabrany został przez wywiad sowiecki z powrotem do
Rosji i odtąd nikt o nim więcej nie słyszał. Po zastrzeleniu Marcelego Nowotki,
zebrała się specjalna komisja śledcza partii, która miała wydać wyrok na Mołojca. W
skład jej weszli: Teodor Duracz i stary ideowy komunista Aleksander Kowalski, który
też był zrzucony przez Moskwę do Polski. Kowalski wahał się z wydaniem wyroku na
67
Mołojca. Kiedy wreszcie wydano wyrok śmierci – wykonanie jego powierzono
Jankowi Krasickiemu z organizacji Związku Walki Młodych. Krasicki znając Mołojca
od lat, odmówił wykonania tego zadania. Wobec tego wydelegowano innego członka
partii, który zastrzelił obu Mołojców, gdzieś na terenie województwa kieleckiego.
Człowiek ten zresztą po wykonaniu wyroku zginął bez śladu. Gomułka, który został
sekretarzem partii po Nowotce i Finderze nie wiedział o istnieniu komórki
dezinformacji, mimo, że od początku jej istnienia i jej działalności wiedzieli: Bierut i
Jóźwiak. Gomółka wpadł na to przypadkiem. Otóż była przy ul. Grzybowskiej tajna
drukarnia Armii Krajowej, a niedaleko, przy tej samej ulicy znajdowała się również
drukarnia Armii Ludowej. Przesyłając swoje informacje do Gestapo, komórka
dezinformacyjna, przez pomyłkę podała adres domu Armii Ludowej, zamiast adresu
drukarni Armii Krajowej. Działając na podstawie tej informacji, Gestapo nakryło
drukarnię AL. I zlikwidowało ją. Gomułka był już wtedy sekretarzem partii, zrobił
awanturę i zarządził dochodzenie. I wtedy dopiero powiedziano mu o istnieniu
komórki dezinformacji i o tym, że działa ona na podstawie instrukcji przywiezionych
przez Nowotkę z Moskwy....
...likwidacja członków polskiego ruchu podziemnego i członków Armii
Krajowej przez PPR i wywiad sowiecki, we współpracy z Gestapo, pod okupacją, było
pierwszym etapem akcji komunistów przeciwko polskiemu ruchowi
niepodległościowemu. Pod koniec wojny i po jej zakończeniu rozpoczął się okres
drugi. Główną rolę w tej akcji odgrywały tzw. sowieckie grupy operacyjne
wkraczające na ziemie polskie, wraz z armią sowiecką...Grupy te rozpoczęły masowe
aresztowania i masową likwidację Armii Krajowej tym łatwiej, że zastały już teren
częściowo rozpoznany i przygotowany. W czasie okupacji bowiem wywiad sowiecki
zrzucił na teren Polski poważną ilość swoich agentów. Zadaniem ich było tylko i
wyłącznie ustalić skład i dane polskiego ruchu podziemnego po to, aby mieć gotowe
nazwiska i adresy do likwidacji w chwili, kiedy wkroczy Armia Czerwona....
...Grupa operacyjna sowiecka przystąpiła natychmiast do masowych
aresztowań. Wiem także, że konfiskowane przy okazji fundusze operacyjne Armii
Krajowej w złocie i w walucie wymienialnej – władze sowieckie wywoziły do Rosji.
Aresztowanych żołnierzy AK kierowano naprzód do obozów przejściowych, a potem
transportem wysyłano do Rosji..
...Partia nie tylko wsadza ludzi do więzień: skazuje ich także w tajnych
sądach, albo morduje przy pomocy skrytobójstwa. Na czele jednej z tych grup stał
Kuba Krajewski, były członek KC oraz tow.Treblińska, żona tow. Kole, przez długie
lata kierowniczka Wydziału Ekonomicznego KC. Sama tow. Treblińska zajmuje się
obecnie w Komitecie Centralnym sprawami personalnymi i do obowiązków jej należy
dbanie o lojalność i poziom moralny członków PZPR. W roku 1950 przed sądem w
Warszawie stanął niejaki Michalski, porucznik milicji, oskarżony o powieszenie
posterunkowego w tejże milicji w Płocku, w lokalu urzędowym. Oskarżony Michalski
nie zaprzeczył temu, ale zaczął w sądzie wyjaśniać, że zbrodnię tę wykonał na
polecenie Kuby Krajewskiego. W sądzie nastąpiła konsternacja, bo okazało się, że
Kuba Krajewski to członek KC partii. Sąd natychmiast przerwał rozprawę i dalsze
śledztwo przejął X Departament Bezpieczeństwa. W czasie tych dochodzeń Michalski
opowiedział dzieje specjalnej grupy likwidacyjnej na terenie woj. Warszawskiego przy
KC PPR w 1945 r. Ta i inne podobne grupy w innych województwach, likwidowały
68
członków Polskiego Stronnictwa Ludowego i PPS, a także niewygodnych członków
PPR. Likwidacja oznaczała w praktyce morderstwo. Z czasem grupa likwidacyjna w
woj. Warszawskim pewna swojej bezkarności, mordowała nie tylko opozycyjnych
działaczy politycznych, ale co bogatszych obywateli a mienie ich, pod pretekstem akcji
politycznej zabierała na swój prywatny użytek. Pewnego dnia bojówka Krajewskiego –
Tremblińskiej napadła w Grujcu na dom nauczyciela, działacza PSL i uprowadziła go
wraz z kilkoma innymi do pobliskiego lasu. Tam bojówka wymordowała wszystkich
uprowadzonych i ciała ich zakopała w ziemi. Nagle w kilka dni potem, zamordowany
nauczyciel zjawił się w Warszawie. Okazało się, że został tylko postrzelony, wydostał
się ze wspólnego grobu i oskarżył teraz swoich prześladowców o zamordowanie reszty
towarzyszy. Oskarżał ich niemal z grobu. Sprawa doszła do wiadomości Gomułki,
który zwolnił natychmiast Treblińską ze stanowiska sekretarza wojewódzkiej
organizacji PPR. Ale cóż?. Natychmiast po likwidacji Gomułki, Treblińska objęła
nowe stanowisko w KC partii, a Kole i Krajewski trwali na swych odpowiedzialnych
funkcjach partyjnych. Wszystkim kierownikom grup likwidacyjnych wiodło się
doskonale, z wyjątkiem jednego członka, który był zaledwie milicjantem w powiecie
płockim. Mijały lata i nagroda dla niego nie przychodziła. Zaczął więc opowiadać na
lewo i prawo o swoich zasługach w grupie likwidacyjnej. Zaniepokoił się tym jego
przełożony, por. Michalski i zwrócił się po instrukcje do Kuby Krajewskiego.
Instrukcja była krótka – zlikwidować. Por. Michalski wykonał ten rozkaz. Zlikwidował
niesfornego milicjanta tak, jak likwidował działaczy opozycyjnych w grupie
likwidacyjnej KC w 1945 r. Zarzucił mu sznur na szyję w czasie snu i powiesił go na
posterunku milicji. Przesłuchiwałem Krajewskiego, który z zimną krwią potwierdził
zeznania Michalskiego. Michalski, morderca milicjanta, został zwolniony z więzienia
na osobiste polecenie Bieruta. Mało tego, po zwolnieniu zażądał wypłacenia mu
zaległych poborów, za cały okres pobytu w więzieniu...
...Innym sposobem usuwania przeciwników politycznych lub osób
niewygodnych są „sądy kapturowe”, jak je Światło określa – ciche, tajne są
Tajne sądy odbywają się w więzieniu mokotowskim. Tam został skazany
na karę śmierci płk. Kontrym z Armii Krajowej, szef służby śledczej na całą Polskę
pod okupacją niemiecką. Ofiarami cichych sądów padli również inni członkowie AK:
Moczarski (pseudonim „Rafał”), czy szef BIP Komendy Głównej AK płk Szczurek
(„Sławbor”), jeden z czołowych oficerów AK. Albo np. Albin Różycki, działacz PSL-u
z Krakowa, aresztowani przeze mnie na polecenie Bieruta w związku ze sprawą
Fieldów. Wszystko to są ofiary cichych sądów i to tylko kilka nazwisk wśród setek
skazanych...
...Wiceminister Bezpieczeństwa gen. Roman Romkowski dysponuje tzw.
Tajną kasą biura politycznego. O istnieniu tej kasy i jej przeznaczeniu decyduje Biuro
Polityczne KC, ale w praktyce Bierut, Minc, Berman. Mieści się ono w oddzielnym
pokoju gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa w trzech potężnych kasach
ogniotrwałych, do których dostęp ma tylko Romkowski względnie ktoś, kogo on
upoważni. Czego tam nie ma w tych kasach. Miliony dolarów i innych mocnych walut,
sztaby złota, brylanty i inne drogie kamienie. Wiem o tym, bo raz z upoważnienia
Romkowskiego sam otworzyłem jedną z kas. Fundusze te pochodzą z mienia obywateli
polskich, skonfiskowanego przez reżim po wojnie oraz z własności poniemieckiej
pozostałej z czasów okupacji. Dochody do tej kasy płyną także z konfiskaty przemytu
69
granicznego i wreszcie ze skupu waluty zagranicznej na czarnym rynku. Z tej kasy
tajnej Biuro Polityczne finansuje działalność komunistyczną na Zachodzie, przede
wszystkim akcję dywersyjną, sabotażową i szpiegowską. Z pieniędzy tych finansuje się
stale i regularnie działalność Włoskiej Partii Komunistycznej. Ale niejednokrotnie
zdarza się, że na specjalny rozkaz Moskwy przesyła się z tej kasy partyjnej fundusze
innym partiom komunistycznym za granicą na jakąś robotę specjalną. I tak np.: 200
tys. dolarów posłano w swoim czasie do Korei. Poważne sumy przekazano
Komunistycznej Partii Francji na podtrzymanie strajku komunistycznego. Ale nie tylko
na to idą pieniądze z tajnej kasy. Z funduszu tego np. Romkowski wypłacał swemu
koledze tow. Mietkowskiemu wiele razy po 500 i 1000 dolarów, kiedy Mietkowski
musiał wyjechać na tzw. Urlop zdrowotny, albo na kurację. Cały skład personalny
Bezpieczeństwa – mówi Światło – to przede wszystkim oficerowie sowieccy i agenci
sowieckiego wywiadu, a potem szabrownicy, spekulanci, zboczeńcy, których
przeszłość partyjna i polityczna, delikatnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia...
70
późniejsze etapy, policyjną akcję w 1968 roku, masakrę w grudniu 1970, „ścieszki
zdrowia w Radomiu”...
***
71
trzech pokoleń – za to tylko, że byłem AK-owcem za czasów okupacji i uczciwie
pracowałem nad odbudową zniszczonej Polski.
W śledztwie Naczelnej Informacji Wojska Polskiego – od oficera
śledczego kpt.Popiołka – dowiedziałem się, że byli AK-owcy i byli oficerowie to
„titowcy” – to bydło przeznaczone tylko na wykończenie i rozstrzelanie i w ogóle
wszystkie ustawy pisze się tylko dla frajerów chodzących jeszcze na wolności i
podpisują to „dęciaki”, których wcześniej czy później postawi się pod mur i w łeb, a
społeczeństwu powie się, aby zamknęło mordę, bo jak nie to z nimi to samo.
Wiadomo mi było, że w 1949 roku na zaproszenie Obywatela Premiera
Józefa Cyrankiewicza przyjechał do Polski z Anglii, Generał Stanisław Tatar – Tabor.
Oddając z funduszu AK na odbudowę zniszczonej Polski miliony dolarów, autobusy
szosowe, kina objazdowe, biblioteki dla wszystkich akademii medycznych, radia dla
szkół, hotele i pensjonaty za granicą dla studiującej młodzieży polskiej za granicą.
Byłem poinformowany, że wszystkie rozmowy z upoważnienia Partii i
Rządu prowadzili z Panem Generałem Stanisławem Tatarem przedstawiciele
najwyższych władz politycznych i gospodarczych Polski Ludowej, a mianowicie:
Minister Obrony Narodowej – Generał Marian Spychalski, Minister Finansów –
Konstanty Dąbrowski, Wicepremier Eugeniusz Szyr.
Wiadomo mi, że po odebraniu wszystkich dolarów (m.in.,milionów
dolarów) odznaczono Pana Generała Stanisława Talara, Komandorią i pożegnano
oficjalnie na lotnisku w Warszawie, z którego wyjechał Pan Generał Stanisław Tatar
w celu zlikwidowania swojego mieszkania w Londynie.
Również wiadomo, że samolot z lotniska Warszawa doleciał tylko do
Modlina z powodu „defektu” – a Pan Generał Stanisław Tatar został aresztowany
(1949) i osadzony w więzieniu, w którym przebywał do kwietnia 1956 r.
...We wrześniu i październiku 1977 r. w Muzeum Wojska Polskiego była
zorganizowana wystawa z okazji powrotu Francji przedmiotów srebrnych
ofiarowanych w latach 1936 – 1939 przez społeczeństwo Polski na Fundusz Obrony
Narodowej.
Z licznych artykułów i wypowiedzi, jakie ukazały się wtedy,
dowiedzieliśmy się o Srebrnym Fonie oraz o ludziach, którzy się z nim stykali ongiś i
ostatnio, natomiast nie było najmniejszej wzmianki o Złotym Fonie i jego losach,
chociaż jest to zagadnienie nie mniej ciekawe i pasjonujące.
...Podkreślić tu należy ,że FON z miejsca zyskał powszechne poparcie
społeczeństwa, które złożyło liczne dary w gotówce i naturze. Udział w składaniu
darów miał charakter manifestacji patriotycznej. Ofiarność społeczeństwa była
imponująca. Ta ogromna ofiarność na rzecz dozbrojenia armii była dowodem
gotowości Polaków do poświęceń i ofiarności na rzecz zagrożonego bytu
narodowego....
...Napływające dary w metalach szlachetnych były deponowane w
M.S.Wojsk i skrytkach PKO.
W dniu 5 września 1939 r. ppłk. dypl. Franciszek Stachowicz, któremu
Sztab Główny, zlecił kierowanie ewakuacją FON-u, wyekspediował część darów
dwoma samochodami ciężarowymi na Lublin, część zaś załadował na barkę wiślaną i
skierował w górę rzeki, ale już w Dęblinie, ze względu na sytuację na froncie,
zawartość barki przeładowano na samochody i skierowano również na Lublin....
72
...Generał Kukiel zapytał, czy nie zechciałbym mu pomóc w spełnieniu
ostatniej woli gen. Sikorskiego – życzeniem jego było, aby po zakończeniu wojny
zasoby złota z FON-u wróciły do kraju. Bez chwili wahania wyraziłem zgodę.
Dowiedziałem się wtedy, że złoty FON jest ukryty w podziemiach londyńskiego Hotelu
Rubensa.
...Łączna waga wszystkich złotych przedmiotów wynosiła 350 kg.
Wkrótce potem gen. Kukiel udostępnił mi oględziny miejsca zdeponowania FON-u i
przekazał mi opiekę nad nim.
....W marcu 1946 roku zjawił się w Szkocji Gen. Chruściel ps. „Monter”,
z pismem odręcznym od Gen. Komorowskiego – „Bora”, w którym ten zażądał ode
mnie przekazania do jego dyspozycji całości aktywów, jakie dotychczas znajdowały się
w mojej gestii. Oczywiście odmówiłem, motywując tym, że przejmując pieczę nad
FON-em, zobowiązałem się, by zgodnie z wolą św.gen. Sikorskiego – FON wrócił do
kraju, a co do dolarów to przyrzekłem na piśmie Prezydentowi USA Rooseveltowi, że
pozostałość dotacji pojedzie na odbudowę gospodarczą Polski. Skutkiem tego już w
pierwszych dniach kwietnia 1946 r. odwołano mnie z zajmowanego stanowiska i
przesunięto do dyspozycji Sztabu Głównego notabene bez funkcji...
...Obecnie wszyscy Polacy w kraju i za granicą zadają tylko jedno
pytanie, co się stało ze złotym FON-em przywiezionym do Polski w 11 skrzyniach
artyleryjskich w dniu 15 listopada 1947 roku.
73
3. Zlecenie na budowę 2 domów nadesłała do Przedsiębiorstwa przy
piśmie z dnia 28.05.1076 r. Okręgowa Dyrekcja Rozbudowy Miast w Katowicach.
Wartość kosztorysową określono wstępnie na 3,6 mln zł – jednak z umowy zawartej
pomiędzy inwestorem (ODRM), a wykonawcą (PBPW), m.in. wynika, że roboty będą
rozliczane na podstawie obmiarów potwierdzonych na budowie i kosztorysu
wykonawczego.
74
się naszym zdaniem, skorzystanie przez Pana Profesora z zarezerwowanych w liście
przysługujących mu środków prawnych szczególnie w kwestii udokumentowania
bezpodstawności „pomówień”. Sądzimy, że Pan Redaktor również ten list opublikuje
na łamach „TR” w całości, w tym samym miejscu co poprzednie materiały na ten
temat.
75
Nie jest pewne czy, o to, co później się wydarzyło prosił Siwak.
Anegdoty takie pojawiały się bardzo często w prasie związkowej, bo tylko tam nie
sięgała cenzura. Pozwolę sobie na jeszcze jeden, tym razem wierszyk, autorstwa
Edwarda Kowareckiego z tego samego „Wolnego Związkowca”:
76
komunizmu. Nigdzie w Europie poza Polską nie brakowało żywności w takim
niedomiarze jak u nas. Handel prywatny urósł do rangi niespotykanej, Polak
wyjeżdżający do obojętnie jakiego kraju przywoził więcej pieniędzy niż ze sobą
zabierał.
Dzisiaj mówi się, że obalenie komunizmu nastąpiło po zburzeniu muru
Berlińskiego, lub tzw. „Aksamitnej Czeskiej Rewolucji”. Jedynym protestem
niemieckich NRD-wców, było przyjechanie do Polski i oddanie się do dyspozycji
ambasady RFN. Tzw. „Aksamitna Rewolucja” powstała znacznie później niż
„Solidarność Polsko – Czeska”. Uczestniczyłem w jednym z takich spotkań w
Karpaczu, gdzie czeskich kolegów z „Karty 70”, trzeba było namawiać do łączenia sił.
77
że prawda jest jedna, a kłamstw tysiące. Prawda jednoczy w prawdzie, kłamstwo
dzieli, pozostając kłamstwem.
78
17. Związek współtworzyć będzie warunki uczestnictwa w kulturze
oraz dążyć do zapewnienia każdemu pracownikowi niezbędnej ilości czasu wolnego i
możliwości jego wykorzystania.
18. Pluralizm światopoglądowy, społeczny, polityczny i kulturalny
powinien być podstawą demokracji w samorządnej Rzeczypospolitej.
19. Samorząd pracowniczy jest podstawowym składnikiem
samorządnej Rzeczypospolitej.
20. Samodzielne prawnie, organizacyjne i majątkowo samorządy
terytorialne muszą być rzeczywistą reprezentacją społeczności lokalnej.
21. Rozwój samorządności wymaga utworzenia e Sejmie drugiej Izby
o charakterze społeczno – gospodarczym.
22. System prawny musi gwarantować wolności obywatelskie oraz
powszechną równość wobec prawa.
23. Sądownictwo musi być niezawisłe, a aparat ścigania poddany
społecznej kontroli.
24. Nikt nie może być prześladowany za przekonania, ani zmuszany
do działań niezgodnych z sumieniem.
25. Osoby winne przestępstw, przeciwko społeczeństwu, muszą
ponieść pełną odpowiedzialność.
26. Kultura i oświata są sprawami całego społeczeństwa. Należy im
się pomoc i opieka ze strony Związku.
27. Związek będzie popierał i chronił wszelkie, niezależne od państwa
poczynania, zmierzające do samorządności w kulturze i edukacji narodowej.
28. Prawda o naszej przeszłości i współczesności jest podstawą
świadomości i tożsamości narodowej.
29. Środki masowego przekazu muszą być wiarygodne, samorządne i
poddane społecznej kontroli.
30. Członkowie naszego Związku, mają prawo nieskrępowanego
wyrażania opinii i woli oraz swobodnego organizowania się dla realizacji wspólnych
celów.
31. Decyzje i działania wszystkich instancji związkowych winny
opierać się na rzetelnej znajomości, opinii i woli członków związku.
32. Podstawowym sposobem realizacji pracowniczych i
obywatelskich interesów członków Związku są uzgodnienia i porozumienia, a gdy one
zawiodą – akcje protestacyjne.
33. Kontrola i krytyka instancji związkowych to prawo i obowiązek,
każdego członka „Solidarności”.
34. „Solidarność” domaga się nowego porozumienia społecznego.
79
Na efekty, i zaaprobowany program Zjazdu nie trzeba było długo czekać.
SB, a przede wszystkim prokuratura, ostro zabrały się do pracy. Ni stąd ni zowąd
zaczęto ograniczać druk pism związkowych w zakładowych drukarniach, nagle
pojawili się cenzorzy próbujący cenzurować prasę i publikatory związkowe. W dużych
zakładach takie działania były szybko likwidowane ostrymi protestami załóg. Większe
trudności miały mniejsze zakłady, ale i na to znalazły się sposoby. Te słabe poligrafie,
zabronione druki i rysunki przesyłały tym silniejszym, a te drukowały to bez
przeszkód.
Ale i „Solidarność” Huty Katowice i jej „Wolny Związkowiec”, stał się
płaszczyzną walki z cenzurą oraz prokuraturą. Tradycyjnie w naszym kraju, sierpień i
wrzesień to miesiące pamięci narodowej, po tych co oddali życie za ojczyznę.
Komuniści propagowali od zakończenia wojny inne daty, lipiec, październik i tak było
do powstania „Solidarności”.
Redakcja „Wolnego Związkowca”, szczególnie jej naczelny Jacek
Cieślicki do tych miesięcy przygotowywał się, ze szczególną troską. I tak, Jacek
zaplanował, opisanie bardzo dokładnie wydarzeń 56 r. na Węgrzech. Nr 30/81
„Wolnego Związkowca”. Dalej w nr 31/81w rocznicę napaści Rosji Sowieckiej na
Polskę 17 września 1939 r. opisał bardzo dokładnie pakt: Ribbentrop – Mołotow. I
rozpętała się wojna o druk tych biuletynów, przytoczę tu, treść wspomnień Jacka:
80
O druku tego materiału poinformowany został minister Stanisław Ciosek
reprezentujący rząd PRL podczas obrad Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ
„Solidarność” w Gdańsku.
Z – ca Prokuratora Rejonowego
81
Moje wyjaśnienia nie usatysfakcjonowały prok. Berżowskiego, teraz on z
kolei zaczął mi cierpliwie wyjaśniać: że specjaliści radzieccy, że ambasada, że kłopoty
na najwyższym szczeblu; że mogę wyrządzić szkodę również naszemu Związkowi.
Jego argumenty były słuszne i trafiające do przekonania.
Odpowiedziałem na nie prawie dosłownie tak: panie prokuratorze, mam 40 lat, żonę,
dwoje małych dzieci, do tego nie jestem samobójcą – więc zrobię tak: zabronię
kolportowania 30 nr przez 2 dni, tutaj ma pan tę stronę z rysunkami , na dowód, że coś
innego przekazano do Warszawy, niż jest we „Wolnym Związkowcu”, wypożyczę panu
„Wryja” jako przykład satyry politycznej – proszę to wszystko przekazać komu trzeba
i zadecydować: czy skonfiskujecie nakład, czy też nie. Macie na to dwa dni czasu.
Pożegnaliśmy się uprzejmie, przypomniałem jeszcze na odchodnym, że
zależy mi na odzyskaniu „Wryja”, i to było wszystko, jak chodzi o tę zapoznawczą
wizytę.
Niezwłocznie pobiegłem na poligrafię, koledzy już skończyli na dziś
drukowanie i stali przy rozgrzebanym motocyklu, obejrzeli bumagę i ze zrozumieniem
przyjęli mój apel o niewypuszczanie z poligrafii ANI JEDNEGO NUMERU „WZ” nr
30!
Żadnych towarzyskich wymian i prezentów! Tylko komisja odbierze
nakład, a jeżeli zjawi się ktoś z nakazem rewizji, to należy bez oporu i szemrania
wydać mu kwestionowaną stronę z rysunkami. Nie ociągać się, niech zbierają,
odżałujemy to, że nie znajdziemy się w Księdze Rekordów Guinnessa, jako sprawcy III
Wojny Światowej...
Zabiorą – to trudno, wydrukujemy jeszcze raz tę kartkę – ale bez
rysunków, tak jak zdecydowałem na samym początku.
Wracam przepełniony poczuciem spełnienia obywatelskiego obowiązku,
spokojny o przyszłość osobistą i całego kraju i natrafiam w sekretariacie na nowego
gościa, kol. Tow. Edwarda Gawareckiego. Powód jego wizyty był taki: nasz hutniczy
członek KC wyjeżdża wieczorem do Warszawy na Plenum, i co to właściwie jest z tym
30 nr „WZ”, bo się Komitet niepokoi. Powtórzyłem kol. Tow. Gawareckiemu to
wszystko co prokuratorowi, a jeszcze a jeszcze wcześniej poligrafom, związkowcom,
dyrektorowi i Bóg jeden wie komu jeszcze, bo mi się powoli z tego powtarzania w
kółko Macieju, żyć odechciewało, wręczyłem mu rysunki i poprosiłem o pomoc w
wyjaśnieniu nieporozumienia partyjnymi kanałami.
Jaki był tego skutek? Nie wiem bezpośrednio, ale można wnioski
wyciągnąć z przemówienia tow. Barcikowskiego. Ech, gdybym to ja wtedy wieczorem
wiedział, czy można kol. Tow. Gawareckiego uważać za kucyka trojańskiego.
Na drugi dzień rano powrórzyłem poligrafom, w obecności kier. Brągla,
swój apel o zupełne zlikwidowanie nawet najdrobniejszych przecieków 30 nr „WZ”,
poligrafii – wszystkie egzemplarze odbiera tylko Komisja lub ktoś z nakazem
konfiskaty...
Wychodząc z poligrafii byłem pewien, że tak czy owak, wreszcie
zapanuje cisza nad 30 nr „WZ”. Gdzież tam!. Włączenie radia wywołało mi gęsią
skórkę, wieczorny DTV przyprawił o herc – klekot; partyjna propaganda zaczęła walić
na odlew – można było spodziewać się jakiejś niespodzianki...
82
„Trybuna Robotnicza” 13 sierpnia 81, czwartek
PROWOKACJA POLITYCZNA POD PŁASZCZYKIEM WOLNOŚCI
SŁOWA
***
83
szwagier widział wystawiony na ciebie nakaz aresztowania...wujo z milicji będzie dziś
lub jutro robił u was rewizję...
Ostrzygłem się na jeżyka, papierosów nie paliłem już od momentu
wejścia w skład KZ więc się zbytnio nie przejmowałem. Przecież to nie wstyd,
oczywiście w naszych warunkach, zostać wrogiem publicznym nr 1...ersatz-
socjalizmu. Załoga, wiedząc o tym, że „WZ” JUŻ JEST i to JAAAKII, nie dawała
nam spokoju, dokuczano nam i domagano się sprzedaży, zarzucając Komisji różne
przeniewierstwa od uchwały o podjęciu druku.
Po upływie dwóch dni, zgodnie z moim oświadczeniem, błyskawicznie
rozprzedaliśmy nakład, na przełomie II i III zmiany. Przykro było patrzeć na ludzi
zawiedzionych zawartością „WZ”: TV im wmówiła cuda na patyku, niektórzy brali do
ręki ten numer tylko przez robocze rękawice – i nic, ich nie porażało, ustrój jak stał
dalej, sojusze nie pękły...Niektórzy tylko pękali ze śmiechu obserwując MO, która
usiłowała wychodzącej z pracy nocnej zmianie odebrać zakupione egzemplarze...
Nz.”S” /195/81
14 sierpnia 81 r.
Dyrektor Naczelny
KM Huta „Katowice”
Dr inż. S. Bednarczyk
W miejscu
84
Uważamy, że stanowisko zajęte przez Pana, po zapoznaniu się z
przedłożonymi Mu materiałami przeznaczonymi do 31 nr „WZ”, zawierającymi
przedruki z moskiewskiej „PRAWDY” i teksty przemówień dostojników radzieckich z
1939 roku, nasuwa podejrzenie, że działa Pan na szkodę Towarzystwa Przyjaźni
Polsko – Radzieckiej.
Ufamy, że dążąc do odkłamania niektórych kart historii naszej Ojczyzny,
wycofa Pan swój zakaz druku 31 nr „WZ”, likwidując tym samym wszystkie
niepokoje wśród załogi.
NSZZ „Solidarność’
II v-ce przew. KZ
/ - / B. Borkowski
Obywatel
Dyrektor Naczelny
Huty „Katowice”
w Dąbrowie Górniczej
85
pomocą których wydrukowano nakład „Wolnego Związkowca” Nr 30, a stanowiący
dowód rzeczowy w sprawie.
Działanie Obywatela Dyrektora winno zabezpieczyć maszyny i
urządzenia przed możliwością użycia ich do jakichkolwiek celów.
WICEPROKURATOR
PROKURATURY WOJEWÓDZKIEJ
/ Wł. Wolny /
86
Proszę sobie wyobrazić z jaką cierpliwością musiała działać Komisja
Zakładowa NSZZ „Solidarność” w tych warunkach, aby tylko nie dopuścić do
sprowokowanego niekontrolowanego wystąpienia...
Trudno oprzeć się w tym miejscu refleksjom, które łatwo mogłyby być
poczytane za „szkalowanie władz partyjno – rządowych”...
II Plenum, DTV, Pradio, gazety prześcigające się w wymysłach na temat
rzekomej antyradzieckości „Solidarności” w naszej Hucie...
Ataki te były tak równolegle zmasowane, że stanowiły dowód dobrego
przygotowania całej akcji...
Wnioski nasuwały się same: ersatz – socjaliści chcą w Zagłębiu zrobić
drugą Bydgoszcz! Trzeba temu zapobiec! Niezwłocznie podzieliłem się przez
radiowęzeł z załogą swoimi przypuszczeniami, jednocześnie nawołując do zachowania
spokoju: „nawet gdyby nasą Komisję wraz z redakcją wleczono za włosy do
więźniarki! „Przestrzegałem przed prowokacją, której jednym z powodów może być
dążenie do zamknięcia Huty „Katowice” rękami wzburzonej „Solidarności”, itd. –
szkoda gadać o sprawach oczywistych!
No cóż, przejdźmy lepiej do mniej więcej chronologicznie
uporządkowanych pism, wycinków prasowych i listów:
87
Za zebranie Przedstawicieli
Komisji Wydziałowych NSZZ „S” HK
/ - / J. Kilian
Przew. Komisji Zakł. NSZZ „S” HK
Otrzymują:
1. Sejm PRL
2. Minister Z. Szałajda
3. Środki masowego przekazu
88
Kierownictwo resortu preferuje produkcję w Hucie „Katowice” – bardzo
się z tego cieszymy, nikt przecież nie lubi być bezrobotnym, właśnie chcieliśmy brać
się ostro do roboty, aż tu nam wygaszono jeden z dwu pieców – po upływie miesiąca
od chwili rozpoczęcia ataków na naszą „Solidarność”. Możliwe, że nie wynikało to z
przyczyn dewizowo – energetycznych, lecz było ściśle planowane. Dlatego należałoby
chyba, panie prokuratorze, sprawdzić któż to w zeszłym roku zakupił dla Stacji
Oziębiania Solanki części zamiennych za 3 519 830 zł? A z jakiego funduszu była ta
Stacja (obecnie likwidowana po wygaszeniu WP-1) wybudowana w tempie awaryjnym
– czy może z funduszu postępu technicznego?
Jeżeli otoczenie Wielkiego Pieca lodówką miało korzystny wpływ na
wyniki ekonomiczne naszej Huty, to może jeszcze opłacalniejsze byłoby wykorzystanie
likwidowanej Stacji Oziębiania Solanki do zrobienia ślizgawki – spod Dyrekcji aż do
Katowic – oczywiście odpłatnie...
Dość już jednak żartów, czas się brać do poważnej pracy redakcyjnej,
Aby już nie popełniać, błędów, działających na naszą opozycję jak czerwona płachta
na byka, wystosowałem pismo:
89
Jednocześnie uprzejmie informujemy, że w przypadku Pańskiego
zwlekania z obiektywnym uzasadnieniem cytowanych zarzutów, zwrócimy się z
prośbą o wydanie opinii do przywódcy narodu radzieckiego, Leonida Breżniewa.
Kopie:
1/ środki masowego przekazu KZ NSZZ „Solidarność’
2/ Leonid Breżniew – Moskwa
3/ a/a Informacja i Propaganda
Kopie:
1/ środki masowego przekazu
2/ a/a
KZ NSZZ „Solidarność”
Informacja i Propaganda
/ - / mgr inż. J. Cieślicki
90
Nr II Ds. 104/81
UZASADNIENIE
Prokurator
Prokuratury Wojewódzkiej
/ Zb. Niemiec /
***
91
ZNIEWOLONEGO”, więc takie łączenie rysunków z tym wierszykiem może być
karalne – dla pana, oczywiście...
Jest pan przepracowany, tak? No; pewnie, w tym województwie to chyba
prokuratorzy wcale nie śpią prawda? To ja panu pomogę, o; proszę przeczytać te dwa
kawałki:
***
92
dodatkowo reszty 2,5 miliona dolarów. O powyższym skandalu i kradzieży
zawiadomiłem gen. Komara, szefa II Oddziału w Polsce, który obiecał
interweniować...
***
List otwarty
do Prokuratora Prokuratury Wojewódzkiej w Katowicach
Panie Prokuratorze!
93
Dziś w całym demokratycznym świecie możliwość wyznawania i
głoszenia ich poglądów traktowana jest jako jedna z podstawowych swobód
obywatelskich. I do tego powinien zmierzać również proces odnowy w Kraju.
Kol. Cieślicki, który miał odwagę publiczne mówić to co myślał, ma
teraz, za Pana przyczyną, zostać skazany.
Zapytujemy więc Pana ponownie – w czyim interesie stosuje Pan
bezduszne przepisy Kodeksu Karnego? Kogo chce pan chronić? Czyje interesy?
Nie można oprzeć się wrażeniu, że pańskie działanie w obecnej sytuacji
Kraju kwalifikowane będzie przez społeczeństwo jako próba obrony interesów tych
jednostek, które rozpaczliwie trwają na straconych pozycjach i gotowe są poświęcić
wszystko, byleby nie dopuścić do głosu tego, co nowe i akceptowane przez większość.
Oskarżenie Kol. Cieślickiego i równocześnie rozgrzeszenie
prowokatorów, którzy postawili Kraj na krawędzi wojny domowej.
Społeczeństwo długo takie rzeczy pamięta.
Jako organizacja zakładowa NSZZ „Solidarność” Przedsiębiorstwa
Budownictwa Przemysłowego „Budostal – 4” w Dąbrowie Górniczej reprezentująca
około 2.600 członków Związku wyrażamy ostry protest przeciwko stawianiu kol.
Cieślickiego w stan oskarżenia.
Przewodniczący
Zakładowego Zebrania Delegatów
NSZZ „Solidarność”
W PBP – „Budostal – 4”
/ Janusz Wiśniewski /
94
teorii, marksistowscy historycy rozwiązali w sposób przynoszący zaszczyt ich
pomysłowości. Po prostu uznali, że jeśli przeczą teorii nieomylnego Marksa, to tym
gorzej dla faktów. Należy je natychmiast z historii wykreślić pozostawiając w niej
tylko te, które potwierdzają jedynie słuszną teorię. W myśl tej zasady,
usprawiedliwionej „klasowym charakterem prawdy historycznej” z historią można
zrobić właściwie wszystko, włącznie z napisaniem jej od nowa pod dyktando
ideologów. „Klasowy charakter prawdy historycznej” pozwala również na inne
zabiegi dyktowane względami politycznymi: koniecznością utwierdzenia
społeczeństwa polskiego w przeświadczeniu, że stosunki rosyjsko – polskie, a
szczególnie radziecko – polskie były zawsze jedną wielką idyllą. Można się wtedy
powoływać na „historyczną przyjaźń pomiędzy obydwoma narodami” zakłócaną
jedynie niekiedy „imperialną polityką caratu” lub jeszcze lepiej
nieodpowiedzialnością i warcholstwem polskich obszarników i kapitalistów. Ponieważ
jednak nasze stosunki z Rosją nie układały się na przestrzeni ostatnich 200 lat tak
gładko, faktów, które należało z historii usunąć jest grubo więcej niż tych, które w niej
pozostały.
W wyniku tych zabiegów butwiała w magazynach przez 36 lat
„Panorama Racławicka”,na której jej niemarksistowscy twórcy, Wojciech Kossak i
Jan Styka przedstawili scenę ideologicznie i politycznie nie do przyjęcia.
Oto nie polscy panowie, co byłoby jeszcze dopuszczalne, ale polski lud w
sukmanach grzmoci kosami Moskali aż wióry lecą.
Ze względów ideologicznych przesunięto również 60-tą rocznicę
odrodzenia Polski, której obchodów ze względu na nacisk społeczeństwa uniknąć się
nie dało, z 11 na 6 listopada, uznając za pierwszy rząd niepodległej Rzeczpospolitej
rząd uformowany w Lublinie przez I. Daszyńskiego. Zatajono przy tym fakt, że jednym
z pierwszych posunięć tego rządu było wezwanie wojsk niemieckich do pozostania na
terenach Polski w celu niedopuszczenia do ich zajęcia przez wojska ZSRR.
Obawy Daszyńskiego były – jak się później okazało – całkowicie
usprawiedliwione, gdyż mimo deklaracji Lenina o unieważnieniu rozbiorów Polski
/który to fakt powtarza się nam do znudzenia/ Armia Czerwona ani myślała
wprowadzać ją w czyn wycofując się z byłego zaboru rosyjskiego. Co więcej, rząd
ZSRR podjął w 1920 r. próbę włączenia całego terytorium Rzeczpospolitej Polskiej
licząc na wybuch rewolucji w wygłodzonym i zniszczonym wojną kraju. Skończyło się
na zorganizowaniu pod osłoną bagnetów rosyjskich efemerycznej Republiki
Białostockiej pod wodzą Dzierżyńskiego i Marchlewskiego oraz na przejściowym
zajęciu przez wojska marszałka Tuchaczewskiego i generała Budionnego niemal całej
prawobrzeżnej Polski. Finał był jednak dla ZSRR żałośnie upokarzający. Rewolucja w
Polsce nie wybuchła a dzięki mistrzowskiej kontrofensywie marszałka Piłsudskiego
znad Wieprza zdarzył się „Cud nad Wisłą”; pośpiesznie zorganizowane, często głodne
i niemal bose wojsko polskie odepchnęło od Warszawy i popędziło przez kilkaset
kilometrów niezwyciężoną Armię Czerwoną zmuszając rząd ZSRR do zawarcia
Traktatu Ryskiego ustalającego granice Rzeczpospolitej Polskiej na górnej Dźwinie i
Dniestrze.
Nie ma się co dziwić, że wojna 1920 r. została zgodnie z „klasowym
charakterem prawdy historycznej” całkowicie wykreślona z podręczników polskich;
został z niej również wykreślony marszałek Piłsudski, a jeśli się nawet w nich pojawia,
95
to tylko w celu podkreślenia wszystkich jego nieprawości. Bo i za co go cenić?.
Ostatecznie to on i zorganizowane przez niego Legiony walnie przyczyniły się do
powstania po I Wojnie Światowej niepodległej Rzeczpospolitej Polskiej, którą Róża
Luxemburg, a nawet sam Karol Marks uznali za największą przeszkodę w realizacji
europejskiego państwa proletariatu. To on nie dopuścił do exportu rewolucji do Polski
i Niemiec w 1920 r. opóźniając o całe ćwierćwiecze możliwość korzystania przez
Polaków z dobrodziejstw Marksizmu – Leninizmu. A że skutecznie realizował polską
rację stanu, to przecież kardynalny błąd, nieomal przestępstwo. Przecież w myśl
doktryny marksistowskiej realizować należy wyłącznie rację stanu międzynarodowego
proletariatu formułowaną przez strażnika światowej rewolucji KPZR.
Wypełniania tych wszystkich luk historycznej świadomości
społeczeństwa polskiego oraz prostowania półprawd, ćwierćprawd, czy zupełnych
nieprawd spreparowanych na potrzeby propagandy, serwowanych Polakom nawet
teraz, w okresie deklarowanej „odnowy” jest jednym z podstawowych zadań, jakie
mają do spełnienia niecenzurowane wydawnictwa „Solidarności”. Wypełnienie tych
obowiązków proponuję zacząć od porównania z dokumentami tez zawartych w
przemówieniu L. Breżniewa, wygłoszonego na wiecu w Kijowie i wydrukowanego w
109 numerze Trybuny Ludu z 11.V.1981 r.
Interesujący nas fragment tego przemówienia brzmi;...przed 40 laty
rozpoczęła się wielka wojna narodowa a najbardziej ponure siły imperializmu, siły
krwawego faszyzmu wtrąciły ZSRR w otchłań wojny /.../ Na długi czas nad całą
ludzkością zapadła ciemna noc bestialstwa i sadyzmu. Faszyzm... korzystając z
poparcia światowej reakcji zgromadził ogromną siłę i wraz ze swymi sojusznikami
zapanował nad całą prawie Europą i nad znaczną częścią Azji. Wielu ludziom na
Zachodzie wydawało się, że nic i nikt nie zdoła się przeciwstawić naporowi faszyzmu.
Jednak naród radziecki zdecydowanie zagrodził drogę faszystowskiej zarazie,
zespolony wokół partii Lenina ruszył do obrony swego kraju, wolności i ideałów/.../.
W walce z faszyzmem nie byliśmy osamotnieni, pamiętamy naszych nieustraszonych
towarzyszy broni – partyzantów, bohaterów ruchu w wielu krajach okupowanych
przez hitlerowców. Pamiętamy żołnierzy – naszych sojuszników z koalicji
antyhitlerowskiej...
Krótko mówiąc, według p. Breżniewa II Wojna Światowa rozpoczęła się
dopiero 40 lat temu, w czerwcu 1941 r., a pierwszy drogę faszystowskiej zarazie
zagrodził naród radziecki zespolony wokół partii Lenina.
Popatrzmy teraz, co na ten temat mówią dokumenty zapisane w tamtych
czasach. Można w nich wyczytać m.in. dzięki komu faszyzm zgromadził ogromną siłę i
kto mu udzielił poparcia, dzięki któremu mógł opanować całą prawie Europę i
znaczną część Azji.
Osobny rozdział stanowi sposób, w jaki ZSSR po wojnie wyraził
wdzięczność owym nieustraszonym towarzyszom broni – partyzantom, bohaterom
ruchu oporu w krajach okupowanych...
10 marca 1939 r., na 5 dni przed wkroczeniem wojsk niemieckich do
Pragi, Stalin wygłosił z trybuny XVIII Zjazdu WPK/b/ przemówienie, w którym wyraził
chęć nawiązania z III Rzeszą Niemiecką bliższych, przyjaznych stosunków i zapewnił,
że nie pozwoli aby ZSRR „został wciągnięty do konfliktów przez podżegaczy
wojennych”.
96
Efektem tego przemówienia było zbliżenie między rządami III Rzeszy i
ZSRR, ukoronowane podpisaniem 19 sierpnia 1939 r. umowy handlowej, mocą której
ZSRR zapewniał Niemcom dostawy surowców dla niemieckiego przemysłu
zbrojeniowego w zamian za długoterminowe kredyty oraz zawartym w Moskwie 23
sierpnia 1939 r. paktem o nieagresji, tzw. Paktem Ribbentrop – Mołotow.
A oto główne postanowienia tego dokumentu: obie strony
„powstrzymają się od wszelkich ataków siły, wszelkiej akcji agresywnej oraz ataków
na drugą stronę czy indywidualnych, czy we współdziałaniu z innymi mocarstwami...
W razie, jeżeli jedna ze stron stanie się przedmiotem wrogiej akcji ze strony trzeciego
mocarstwa, druga strona nie udzieli temu trzeciemu mocarstwu żadnej pomocy”, a
żadna ze stron nie weźmie udziału w jakimkolwiek ugrupowaniu mocarstw skierowany
bezpośrednio przeciw drugiej stronie”.
Bardziej interesujący jest jednak tajny protokół do tego paktu, ujawniony
dopiero w 1945 r. w czasie procesu hitlerowskich zbrodniarzy wojennych przed
Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze.
Pełny tekst tego protokołu brzmi:
„W związku z podpisaniem paktu o nieagresji między Rzeszą Niemiecką i
Związkiem Sowieckich Socjalistycznych Republik niżej podpisani pełnomocnicy obu
stron przedyskutowali w ściśle tajnych rozmowach sprawę rozgraniczenia ich
wzajemnych stref interesów w Europie Wschodniej”.
Rozmowy te doprowadziły do następujących wyników:
1. W przypadku zmian terytorialnych lub politycznych na terytoriach
należących do państw bałtyckich / Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa / północna
granica Litwy będzie stanowiła granicę stref interesów między Niemcami i ZSRR. W
związku z tym interesy Litwy w Wilnie są uznane przez obie strony.
2. W wypadku zmian terytorialnych i politycznych na terytoriach
należących do państwa polskiego- strefy interesów między Niemcami i ZSRR będą w
przybliżeniu rozgraniczone linią rzek Narew i San. Zagadnienie czy utrzymanie
niepodległego państwa polskiego jest zgodne z interesami obu stron i mają być
wytyczone granice z tego państwa, będzie mogło być ostatecznie rozstrzygnięte tylko w
trakcie dalszych wydarzeń politycznych. W każdym wypadku oba rządy rozwiążą tę
sprawę w drodze przyjaznego porozumienia.
3. Co się tyczy Europy południowo – wschodniej, strona sowiecka
podkreśla swe zainteresowanie Besarabią. Strona niemiecka deklaruje całkowite
polityczne desinteressemat tymi terytoriami.
4. Protokół ten będzie traktowany przez obie strony jako ściśle tajny.
Moskwa, 23 sierpnia 1939 r.
Za rząd Rzeszy Niemieckiej Z upełnomocnienia rządu ZSRR
V. Ribbentrop W. Mołotow
97
1 września 1939 r. moskiewska „Prawda” pisała: „Wczoraj, na
porannym, wspólnym posiedzeniu Sowietu Związku i Sowietu Narodowości, K.E.
Woroszyłow wygłosił referat o projekcie uchwały o powszechnym obowiązku służby
wojskowej, przyjęty długotrwałą owacją. Po omówieniu referatu, obie izby, na
oddzielnych posiedzeniach jednogłośnie postanowiły przyjąć projekt ustawy o
powszechnym obowiązku służby wojskowej. Wieczorem na wspólnym posiedzeniu
Sowietu Związku i Sowietu narodowości tow.W.M. Mołotow złożył oświadczenie o
ratyfikacji sowiecko – niemieckiego paktu o nieagresji, przyjęte długotrwałą burzliwą
owacją.
98
Przekazując swoją „rzeczywistą prawdę” pan Mołotow zapomniał
dodać, że warunkiem udzielenia przez ZSRR pomocy Polsce było wpuszczenie na
terytorium Rzeczypospolitej dużych oddziałów Armii Czerwonej. Warunek ten był
zupełną nowością w dziejach dyplomacji europejskiej. Minister Spraw Zagranicznych
RP J. Beck odmówił istotnie jego spełnienia, pomny nauk płynących z historii i
stosunków polsko – rosyjskich, że obce wojska bardzo łatwo jest wpuścić, ale bardzo
trudno jest je potem usunąć. Apetyty ZSRR na wschodnie obszary Rzeczpospolitej nie
były przy tem, przynajmniej od wojny 1920 r. dla nikogo tajemnicą. Obawy min.
Becka nie były, jak pokazała przyszłość, pozbawione podstaw. W trakcie rozmów na
ten temat min. Beck odpowiedział na pytanie francuskiego ambasadora Noela czy
Polacy nie boją się Niemców, słowami, które po krótkim namyśle również należy
uznać za prorocze: „Niemcy mogą najwyżej pozbawić nas życia, ale Rosjanie odbiorą
nam duszę”.
Pan Mołotow nie wziął również pod uwagę, że pokój europejski
okupiony „działaniami wojennymi na małą skalę”, może inaczej wyglądać z punktu
widzenia ZSARAR i III Rzeszy, a inaczej ze strony Polski, która za ten pokój miała
zapłacić utratę dopiero przed dwudziestoma laty wywalczonej niepodległości. Takie
drobiazgi umykały widocznie uwadze panu Mołotowi i oklaskujących go członów
Najwyższego Sowietu ZSRR zajętych sprawami większej rangi. Interesowały one
natomiast Polaków, którzy nie bacząc, że stają się w oczach, pana Mołotowa
„podżegaczami do wojny” , przeciwstawiali się jak mogli „pokojowej” polityce
Stalina i Hitlera.
W 17 dni po przekroczeniu północnej, zachodniej i południowej granicy
Rzeczypospolitej Polskiej przez wojska niemieckie, to samo zrobiła Armia Radziecka,
łamiąc tym samym – podobnie jak – Niemcy – szereg zobowiązań wobec Polski a
między innymi:
1. Traktat określający wschodnie granice Polski podpisany w Rydze
18 marca 1921 r.
2. Układ z 9 lutego 1929 r. między Polską a ZSRR, krajami
bałtyckimi i Rumunią.
3. Pakt o nieagresji miedzy Rzeczpospolitą Polską a ZSRR z 25 lipca
1932 r. przedłużony 5 maja 1934 r. do 31 grudnia 1945 roku.
W świetle Konwencji Londyńskiej z 3 lipca 1933 r. podpisanej m.in.
przez Polskę i ZSRR, fakty które nastąpiły 17 września 1939 r. wyczerpuje wszelkie
znamiona agresji, za którą Konwencja Londyńska uważa „każde wdarcie się na
terytorium jednej że stron wojsk drugiej strony” przy czym żadne względy natury
politycznej, militarnej, gospodarczej lub innej nie mogą służyć za pretekst agresji.
Mimo, że w myśl konwencji Londyńskiej żadne względy nie mogą służyć
za pretekst agresji, pan Mołotow uzasadnienie dla niej jednak znalazł. Podał je w
przemówieniu radiowym wygłoszonym 17 września. Zostało ono omówione przez
moskiewską „Prawdę” w następujący sposób:
„Wczoraj rano o godzinie 11 minut 30 Przewodniczący Rady Komisarzy
Ludowych ZSRR W.M. Mołotow wygłosił przemówienie radiowe. Towarzysz Mołotow
oświadczył, iż rząd sowiecki wydał polecenie Głównemu Dowództwu Czerwonej
Armii, by wydało woskom rozkaz o przekroczeniu granicy i wzięcia pod swoją obronę
życia i mienia ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi.
99
Bohaterskie pułki walecznej Czerwonej Armii z honorem wypełniają
swoje zadanie. Ludność Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi wita oddziały
Czerwonej Armii z wielką radością. Cały naród sowiecki z olbrzymim entuzjazmem
aprobuje mądrą politykę rządu Związku Sowieckich Socjalistycznych Republik.
Więcej szczegółów znaleźć można w artykule pt. „Historyczna decyzja”
zamieszczonym w moskiewskiej „Prawdzie” z 20 września 1939 r. :
„Sytuacja powstała w Polsce, rozpad państwa polskiego, anarchia i
bezład, które zapanowały w Polsce, uczyniły z Polski wygodne pole dla wszystkich
wypadków i niespodziewanych zdarzeń, które mogą zagrażać ZSRR. W tych
okolicznościach rząd sowiecki nie mógł dłużej ustosunkowywać się w sposób
neutralny do powstałej sytuacji.
Rząd sowiecki nie mógł również obojętnie odnieść się do losu naszych
jednoplemieńców mieszkających w Polsce, Ukraińców i Białorusinów, nie mógł
pozostawić ich bez żadnej obrony/.../. Rząd Sowiecki głośno oświadczył, że ZSRR
realizować będzie politykę neutralności w stosunku do wszystkich państw, z którymi
ZSRR utrzymuje stosunki dyplomatyczne/.../. W interesie pokoju zawarty został z
Niemcami pakt o nieagresji. Rząd ZSRR i rząd Niemiec oświadczają, że działania
wojsk sowieckich i niemieckich nie mają na celu niczego, co sprzeczne byłoby z
interesami Niemiec lub ZSRR/.../.
Na odwrót, zadaniem tych wojsk jest przywrócenie w Polsce porządku i
spokoju, które zostały naruszone przez rozpad państwa polskiego oraz dopomożenie
ludności Polski w przebudowie warunków swej państwowej egzystencji”.
Czytając ten tekst można by przypuszczać, że we wrześniu 1939 r.
państwo polskie rozpadło się samorzutnie a dwa pokojowe mocarstwa: III Rzesza
Niemiecka i ZSRR zawarły, z pobudek zgoła altruistycznych, porozumienie mające na
celu wyłącznie odbudowę tego państwa oraz przywrócenie w nim porządku i spokoju.
Drugi argument pana Mołotowa, ten o jednoplemieńcach jest jakby
żywcem wyjęty z repertuaru Hitlera, który pomny zasady, że zwycięzcy nikt sądzić nie
będzie, 17 dni wcześniej uzasadniał swą napaść na Polskę prześladowaniami, jakich w
Polsce doznaje niemiecka mniejszość narodowa.
W dodatku według Mołotowa Ukraińcy i Białorusini zamieszkują tereny
leżące w widłach Narwi i Sanu, a więc m.in. na warszawskiej Pradze oraz w okolicach
Lublina, Puław czy Zamościa, które to obszary pakt Ribbentrop – Mołotow
przyznawał ZSRR.
Swoje przemówienie z 17 września 1939 r. Mołotow zakończył słowami:
„Narody ZSRR, wszyscy obywatele naszego kraju, szeregowcy
Czerwonej Armii i Floty Wojenno – Morskiej są zjednoczeni jak nigdy przedtem wokół
rządu sowieckiego, wokół naszej bolszewickiej partii, wokół swego wielkiego wodza,
wokół mądrego tow. Stalina dla nowych niesłychanych osiągnięć pracy w przemyśle i
kołchozach, dla nowych, wspaniałych zwycięstw Czerwonej Armii na Frontach
wojennych”.
Panie Ambasadorze.
100
Wojna polsko – niemiecka ujawniła wewnętrzną bezsilność państwa
polskiego. W toku dziesięciodniowych operacji militarnych Polska utraciła wszystkie
swoje okręgi przemysłowe i ośrodki kultury. Warszawa, jako stolica Polski już nie
istnieje. Rząd polski rozpadł się i nie daje znaku życia. Znaczy to, że państwo polskie i
jego rząd faktycznie przestały istnieć. Tym samym straciły moc działania umowy
zawarte między ZSRR a Polską. Pozostawiona sama sobie i pozbawiona kierownictwa
Polska przekształciła się w wygodne pole do wszelkich przypadków i
niespodziewanych zdarzeń, mogących zagrażać ZSRR. Dlatego będąc dotychczas
neutralny, rząd sowiecki nie może dłużej odnosić się do tych faktów w sposób
neutralny.
Rząd sowiecki nie może również obojętnie przystać na to by porzuceni
na pastwę losu nasi jednoplemieńcy, Ukraińcy i Białorusini, zamieszkujący terytorium
Polski, pozostali bez naszej obrony.
Mając to na uwadze, rząd sowiecki zlecił Naczelnemu Dowództwu Armii
Czerwonej wydanie oddziałom wojskowym rozkazu przekroczenia granicy i wzięcia w
obronę życia oraz mienia ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi.
Jednocześnie rząd sowiecki ma zamiar przedsięwziąć wszelkie środki po temu, by
oswobodzić naród polski, od nieszczęsnej wojny, w którą został wtrącony przez swoich
bezmyślnych przywódców i ofiarować mu możliwość pokojowej egzystencji.
Zechce Pan przyjąć, Panie Ambasadorze wyrazy głębokiego szacunku.
101
Na południu – na Zachodniej Ukrainie –nasze wojska zajęły miasta
Równe, Dubno, Zbaraż, Tarnopol, Kołomyję.
Nasze lotnictwo zestrzeliło 7 polskich myśliwców i zmusiło do lądowania
3 ciężkie bombowce ich załogi zostały zatrzymane.
Nie trudno się domyśleć dlaczego Armia Czerwona poczyniła już tego
pierwszego dnia tak olbrzymie postępy.
Wojsko polskie ufając w traktaty z pokój miłującym i wiarygodnym
Związkiem Radzieckim przygotowało się do odparcia wroga nacierającego z zachodu
nie biorąc pod uwagę możliwości otrzymania ciosu w plecy.
18 września „Prawda” zamieściła Niemiecko – radziecki komunikat o
następującej treści:
102
Przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych ZSRR tow. Mołotowa. W tym
wspaniałym przemówieniu, w nocie rządu ZSRR, wręczonej ambasadorowi polskiemu
w Moskwie wskazano na zmiany w sytuacji międzynarodowej na sutek których rząd
sowiecki zarządził, by Naczelne Dowództwo Czerwonej Armii wydało rozkaz
oddziałom przekroczenia granicy /.../ Pozlepiane ze skrawków państwo polskie,
wzniesione na ucisku, na grabieży mniejszości narodowych wykazało całą swoją
nieudolność do życia, swą wewnętrzną bezsilność, rozpadło się niczym domek z kart.
Polskie koła rządzące zbankrutowały w błyskawicznym tempie.
Żałosny rząd polski zbiegł, rzuciwszy naród na łaskę losu.
Armia nie osiągnęła ani jednego sukcesu operacyjnego.
Znaczna jej część składała się z nienawidzących pańskiej Polski, tego
więzienia narodów, przymusowo zwerbowanych mniejszości narodowych/.../.
Ze spokojem i majestatyczną siłą wykonuje Kraj Sowietów swoje święte
zadanie. Jak jeden mąż, z całą mocą odpowiedział cały kraj na przemówienie
przewodniczącego rządu sowieckiego. Nierozerwalny jest związek całego narodu
sowieckiego ze swym rządem, ze swą macierzystą partią bolszewicką, ze swym wielkim
wodzem, tow. Stalinem.
Związek Radziecki chce żyć w pokoju ze wszystkimi krajami. Rząd
sowiecki głośno oświadczył, że ZSRR realizować będzie politykę neutralności w
stosunku do wszystkich państw, z którymi ZSRR utrzymuje stosunki dyplomatyczne.
Sowiecko – Niemiecki komunikat z 18 września dowodzi, że pakt o
nieagresji jest realizowany/.../.
Robotnicy i urzędnicy fabryki im. Kirowa ?Leningrad? w uchwale
przyjętej na 18-tysięcznym wiecu mówią:
„Decyzja rządu o zajęciu przez oddziały Armii Czerwonej Zachodniej
Ukrainy i Zachodniej Białorusi jest wyrazem woli całego 170 – milionowego narodu
sowieckiego...
Aprobując politykę naszego rządu załoga fabryki im. Kirowa zapewnia
partię, rząd i wodza narodu, tow. Stalina, że dołożymy wszystkich sił, by jeszcze
bardziej podnieść wydajność pracy, zwiększyć produkcję celem umocnienia potęgi
militarnej naszej ukochanej ojczyzny”.
Robotnicy i pracownicy inżynieryjno-techniczni fabryki „Ukrabel”,
zwracają się do jednoplemiennych narodów:
„Jesteśmy z wami drodzy bracia na Zachodniej Ukrainie i Zachodniej
Białorusi. Wasz los nie jest dla nas obojętny. Na pierwsze wezwanie naszego,
sowieckiego rządu naszej partii, ukochanego Stalina pragniemy zaciągnąć się w
szeregi Czerwonej Armii i pomóc w rozgromieniu polskich panów, w wyzwoleniu od
ucisku i eksploatacji.
Nasza Czerwona Armia z honorem wypełnia swój obowiązek. Do
wspaniałych zwycięstw w bohaterskiej historii Kraju Sowietów dodaje ona nowe
triumfy. Niechaj każdy obywatel z honorem spełnia swój obowiązek na każdym
stanowisku w fabryce, za pługiem, na kołchozowym polu, w urzędzie, za ladą
sklepową, na katedrze, w laboratorium. W naszym kraju każde stanowisko pracy –
stanowiskiem walki”.
103
Tymczasem bohaterska Armia Czerwona dokonywała dalszych
historycznych wyczynów w dziele rozgromienia polskich panów.
19 września „Prawda” donosiła:
104
pełnym uzbrojeniem, artylerią i amunicją. Z licznego sprzętu wojennego dotychczas
obliczono: 280 dział i 120 samolotów”.
ŻOŁNIERZE
W ciągu ostatnich dni armia polska została ostatecznie rozgromiona.
Żołnierze miast: Tarnopol, Galicz, Równo, Dubno w ilości przeszło 60 000 osób
dobrowolnie przeszli na naszą stronę.
Żołnierze! Co pozostało wam? O co i z kim walczycie?
Dlaczego narażacie życie? Opór wasz jest bezskuteczny.
Oficerowie pędzą was na bezsensowną rzeź. Oni nienawidzą was i wasze
rodziny. To oni rozstrzelali waszych delegatów, których posłaliście z propozycją
poddania się.
105
Nie wierzcie swym oficerom. Oficerowie i generałowie są waszymi
wrogami, chcą waszej śmierci.
Żołnierze! Bijcie oficerów i generałów. Nie podporządkowujcie się
rozkazom waszych oficerów. Pędźcie ich z waszej ziemi. Przechodźcie śmiało do nas,
do waszych braci do Armii Czerwonej. Tu znajdziecie uwagę i cierpliwość.
Pamiętajcie, że Armia Czerwona wyzwoli naród polski z nieszczęsnej wojny i
uzyskacie możność rozpocząć pokojowe życie.
Wierzcie nam Armia Czerwona Związku Radzieckiego – to wasz jedyny
przyjaciel.
106
Robotnicy włościanie Białorusi Zachodniej, wznoszą ten wielki sztandar
walki wyzwoleńczej z radością i nadzieją wznoszą swe wzroki do wielkiego kraju
socjalistycznego.
Wolny naród Białorusi przeciąga swą rękę braterską do robotnika i
włościanina Białorusi Zachodniej i na pomoc im posyła swą wielką armię wyzwolenia.
ŻOŁNIERZE! Armia Czerwona nie chce ani przywłaszczenia cudzych
terytorii ani cudzego dobra, Armia Czerwona, armia wyzwolenia przygnębionych od
jarzma kapitalistycznego. Ona niesie szczęście, spokój, wolność ujarzmionemu
człowieczeństwu.
ZOŁNIERZE! Obracajcie swą broń przeciwko obszarników i
kapitalistów. Nie strzelajcie do swych braci po klasie. Niech z Was każdy dopomaga
przesunięciu naprzód oddziałów Armii Czerwonej. Walczcie o wyzwolenie od jarzma
obszarniczo kapitalistycznego!
Niech żyje przyjaźń narodów Polski, Białorusi Zachodniej i Ukrainy
Zachodniej!
Niech żyje Armia Czerwona armia wyzwolenia ujarzmionych!
107
Zagranicznych tow. Mołotowem a ministrem Spraw Zagranicznych Niemiec von
Ribbentropem w sprawie niemiecko – sowieckiej umowy o przyjaxni i granicy między
ZSRR a Niemcami. W rozmowach brali udział tow. Stalin i sowiecki Charge d’affaires
w Niemczech tow. Szkwarcow, zaś ze strony Niemiec ambasador niemiecki w ZSRR
Schulenberg. Rozmowy zakończyły się podpisaniem niemiecko – sowieckiej umowy o
przyjaźni i granicy między ZSRR a Niemcami i oświadczeniem rządów ZSRR i
Niemiec, jak również wymianą listów między tow. Mołotowem i Ribbentropem w
sprawach gospodarczych. Poniżej przytacza się odpowiednie dokkumenty.
ARTYKUŁ 1.
Rząd ZSRR i Rząd Niemiecki jako granicę obustronnych interesów
państwowych ustalają linię wytyczoną na załączonej mapie, która dokładniej opisana
będzie w protokole uzupełniającym.
ARTYKUŁ 2.
Obie strony uznają ustanowioną w artykule 1 granicę obustronnych
interesów państwowych za ostateczną i nie dopuszczają do jakichkolwiek ingerencji
państw trzecich odnośnie tej decyzji.
ARTYKUŁ 3.
Nieodzownej państwowej przebudowy na obszarze na zachód od
wskazanej w artykule 1 linii dokona Rząd Niemiecki, na obszarze na wschód od tej
linii Rząd ZSRR.
ARTYKUŁ 4.
Rząd ZSRR i Rząd Niemiecki uznają wyżej wymienioną przebudowę za
pewny fundament dalszego rozwoju przyjaznych stosunków między swoimi narodami.
ARTYKUŁ 5.
Umowa ta podlega ratyfikacji. Wymiana dokumentów ratyfikacyjnych
winna dokonać się możliwie szybko w Berlinie. Umowa ta nabierze mocy od momentu
jej podpisania. Spisana w dwóch oryginałach, w języku niemieckim i rosyjskim.
108
Z upoważnienia Rządu ZSRR Za Rząd Niemiec
W. Mołotow J. Ribbentrop
109
wykonywane było chyba z największą gorliwością, aż do czerwca 1941 r.
przedstawiciele dwóch znanych instytucji, wyspecjalizowanych w dławieniu oporu
społeczeństwa: Gestapo i NKWD systematycznie wymieniali doświadczenia w czasie
wspólnych narad organizowanych m.in. w Krakowie a spór, która z tych instytucji
występowała w roli nauczyciela, a która w roli ucznia do dziś nie został
rozstrzygnięty.
Wspólne doświadczenie rządów sowieckiego i niemieckiego z dnia 28
września 1939 r. zamieściła moskiewska „Prawda” w numerze z 29 września:
„Po tym jak Rząd Niemiecki i Rząd ZSRR podpisanej dziś umowie
ostatecznie uregulowały problemy powstałe w rezultacie rozpadu państwa polskiego i
tym samym założyły mocny fundament pod długotrwały pokój w Europie Wschodniej,
dają one wyraz zgodnemu, obopólnemu przeświadczeniu, że zakończenie wojny
toczącej się między Niemcami, z jednej strony oraz Anglią i Francją z drugiej strony,
odpowiadały interesom wszystkich narodów. Dlatego oba rządy, w razie potrzeby w
porozumieniu z innymi zaprzyjaźnionymi państwami, skierują swe wspólne wysiłki ku
temu, by możliwie jak najszybciej osiągnąć ten cel. Jeśli jednak te wysiłki obu rządów
okażą się bezskuteczne, to w ten sposób ustalony zostanie fakt, że Anglia i Francja
ponoszą odpowiedzialność za kontynuowanie wojny, przy tym w wypadku kontynuacji
wojny Rząd Niemiec i ZSRR będą się wzajemnie konsultowały w sprawie niezbędnych
środków”.
„Panie Ministrze”.
Powołując się na nasze rozmowy, mam zaszczyt potwierdzić Panu, że
Rząd ZSRR w oparciu i zgodnie z duchem osiągniętego między nami porozumienia
politycznego pragnąłby jak najszybciej wszechstronnie rozwijać stosunki gospodarcze
między ZSRR a Niemcami. W tym celu obie strony opracują program gospodarczy,
zgodnie z którym Związek Sowiecki będzie dostarczał Niemcom surowce, co Niemcy
będą rekompensowały długofalowymi dostawami przemysłowymi. Obie strony
opracują program gospodarczy w ten sposób, by niemiecko – sowieckie obroty
towarowe doszły do najwyższego poziomu osiągniętego w przeszłości.
110
Oba rządy wydadzą natychmiast niezbędne rozporządzenia, dotyczące
realizacji wymienionych przedsięwzięć i dołożą starań, by pertraktacje rozpoczęły się
jak najszybciej i doprowadzone zostały do końca.
Zechce Pan, Panie Ministrze, po raz wtóry przyjąć wyrazy mego
najgłębszego szacunku”.
W. Mołotow
111
wywarły niebagatelny wpływ na późniejsze losy naszej Ojczyzny, ale również ze
względu na to, że stanowi ono doskonały przykład jak potężną bronią w rękach
wytrawnego ale pozbawionego wszelkich zasad moralnych mistrza – a takim był bez
wątpienia Mołotow – jest marksistowska dialektyka pozwalająca w sposób naukowy z
czarnego zrobić białe i na odwrót. Kunszt Mołotowa najlepiej ocenią sami czytelnicy.
Mnie nasuwa się tylko jedno porównanie autorstwa Onufrego Zagłoby herbu Wczele:
„Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni”.
Towarzysze Deputowani!
W ostatnich dwóch miesiącach w sytuacji międzynarodowej zaszły ważne
zmiany. Dotyczy to przede wszystkim sytuacji w Europie. Lecz również w krajach
położonych daleko poza granicami Europy. W związku z tym należy wskazać na trzy
podstawowe okoliczności o decydującym znaczeniu.
Po pierwsze, wskazać należy na zmiany, które dokonały się w stosunkach
Związku Sowieckiego i Niemcami. Zawarcie 23 sierpnia paktu o nieagresji położyło
kres nienormalnym stosunkom istniejącym przez wiele lat między Związkiem
Sowieckim i Niemcami. Miejsce wrogości na wszelkie sposoby podsycanej przez
niektóre państwa europejskie zajęło zbliżenie i ustanowienie między ZSRR i Niemcami
przyjaznych stosunków. Dalsze pogłębianie tych nowych, przyjaznych stosunków
między ZSRR i Niemcami znalazło wyraz w podpisanym 28 września w Moskwie
niemiecko – sowieckim traktacie o przyjaźni i granicy między ZSRR i Niemcami. Ten
ostry zwrot w stosunkach między Związkiem Sowieckim i Niemcami, między dwoma
największymi państwami Europy, musiał wpłynąć na całokształt sytuacji
międzynarodowej. Zarazem wydarzenia w pełni potwierdziły sformułowaną na
poprzedniej sesji Najwyższego Sowietu ocenę polityczną znaczenia zbliżenia sowiecko
– niemieckiego.
Po drugie, należy wskazać na fakt militarnej klęski Polski i rozpadu
państwa polskiego. Koła rządzące Polską chełpiły się „trwałością” swego państwa i
„potęgą” swojej armii. Okazało się jednak, że wystarczyło krótkie natarcie najpierw
wojsk niemieckich a następnie Czerwonej Armii by nie pozostało nic po tym
pokrocznym tworze traktatu wersalskiego, żyjącym z ucisku niepolskich narodowości.
„Tradycyjna polityka” pozbawionego zasad lawirowania i gry między Niemcami i
ZSRR okazało się zawodne i zbankrutowała całkowicie.
Po trzecie, należy zgodzić się z tym, że wielka wojna, która wybuchła w
Europie spowodowała zasadnicze zmiany w całej sytuacji międzynarodowej. Wojna
zaczęła się między Niemcami a Polską i przekształciła się w wojnę między Niemcami z
jednej, a Anglią i Francją z drugiej strony. Wojna między Niemcami a Polską
zakończyła się szybko wskutek całkowitego bankructwa polskiego kierownictwa. Jak
wiadomo, Polsce nie pomogły ani angielskie, ani francuskie gwarancje. Do dziś
właściwie nie wiadomo, jakie to były gwarancje. /Wszyscy się śmieją/. Wojna między
Niemcami i blokiem anglo-francuskim znajduje się dopiero w pierwszym stadium i tak
112
naprawdę jeszcze nie rozgorzała. Niemniej zrozumiałe jest, że wojna taka musiała
wnieść istotne zmiany do sytuacji w Europie i nie tylko w Europie. W związku z tymi
ważnymi zmianami w sytuacji międzynarodowej, niektóre stare formuły, którymi
posługiwaliśmy się jeszcze niedawno i do których przywykliśmy – jawnie zestarzały się
i są obecnie nieprzydatne. Trzeba sobie zdać z tego sprawę, by uniknąć poważnych
błędów w ocenie nowopowstałej sytuacji politycznej w Europie.
Wiadomo na przykład, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy pojęcia takie
jak „agresja”, „agresor” otrzymały nową, konkretną treść, nabrały nowego sensu.
Nie trudno domyślić się, że obecnie nie możemy używać tych pojęć w tym sensie w
jakim czyniliśmy to 3 – 4 miesiące temu. Obecnie skoro mowa o mocarstwach
europejskich, Niemcy znajdują się w sytuacji państwa dążącego do jak
najrychlejszego zakończenia wojny, zaś Anglia i Francja, wczoraj jeszcze występujące
przeciw agresji, opowiadają się za kontynuacją wojny i przeciw zawarciu pokoju. Jak
widzicie role zmieniają się. Podejmowane przez rządy angielski i francuski próby
usprawiedliwienia tego nowego ich stanowiska przez powoływanie się na
zobowiązania przyjęte wobec Polski, są w oczywisty sposób bezpodstawne. Każdy
rozumie, że o przywróceniu dawnej Polski nie może być mowy.
Dlatego też kontynuacja obecnej wojny pod sztandarem restytucji
dawnego państwa polskiego jest bezsensowna. Zdając sobie sprawę z tego rządy
Anglii i Francji nie chcą jednak zaprzestania wojny i ustanowienia pokoju, lecz
poszukują nowych usprawiedliwień pozwalających kontynuować wojnę przeciwko
Niemcom.
W ostatnim okresie koła rządzące Anglii i Francji usiłują przedstawić
siebie jako walczących o demokratyczne prawa narodów, bojowników przeciw
hitleryzmowi, przy czym rząd angielski oświadczył, że jakoby dla niego celem wojny
przeciw Niemcom jest ni mniej, ni więcej zniszczenie hitleryzmu. Wychodzi na to, że
angielscy, a wraz z nimi francuscy zwolennicy wojny ogłosili przeciw Niemcom coś w
rodzaju „wojny ideologicznej”, przypominającej dawne wojny religijne. Rzeczywiście
w swoim czasie wojny religijne przeciw heretykom i innowiercom były modne. Jak
wiadomo, pociągały one za sobą jak najgorsze konsekwencje dla mas ludowych, ruinę
gospodarki i kulturalne zdziczenie narodów. Innych rezultatów wojny te mieć nie
mogły. Było to jednak w średniowieczu, ku czasom wojen religijnych, przesądów i
kulturalnego zdziczenia ciągną nas ponownie koła rządzące Anglii i Francji? W
każdym razie pod sztandarem „ideologii” rozpętana została wojna na jeszcze większą
skalę, grożąca narodom Europy i całego świata jeszcze większymi
niebezpieczeństwami. Nic jednak wojny tej nie jest w stanie usprawiedliwić. Ideologię
hitleryzmu, podobnie jak każdy inny system ideologiczny może przyjąć lub odrzucić –
to sprawa poglądów politycznych. Każdy jednak zrozumie, że ideologii nie można
zniszczyć siłą, nie można jej zlikwidować przy pomocy wojny mającej na celu
„zniszczenie hitleryzmu”, dlatego prowadzenie wojny toczonej pod fałszywym
sztandarem „walki o demokrację” jest nie tylko nonsensem, lecz również zbrodnią. I
rzeczywiście nie można określić mianem walki o demokrację takich działań, jak
delegalizacja partii komunistycznej we Francji, aresztowanie komunistycznych
deputowanych, ograniczenie swobód politycznych w Anglii , niesłabnący ucisk
narodów w Indiach itp.
113
Czyż nie jest jasne, że celem obecnej wojny w Europie nie jest to, o czym
mówi się w oficjalnych wystąpieniach przeznaczonych dla szerokiego kręgu
odbiorców we Francji i w Anglii, tzn. celem tym nie jest walka o demokrację, lecz coś
innego, o czym panowie ci nie mówią otwarcie.
Rzeczywistą przyczyną anglo – francuskiej wojny przeciw Niemcom nie
jest to, że Anglia i Francja jakoby poprzysięgły restaurować dawną Polskę, ani
oczywiście to, że jakoby podjęły się one walki o demokrację. Koła rządzące Anglii i
Francji mają, rozumie się inne, bardziej realne pobudki do prowadzenia wojny
przeciwko Niemcom. Ich motywacje nie odnoszą się do strefy jakiejkolwiek ideologii,
lecz do dziedziny zdecydowanie materialnych interesów potężnych państw
kolonialnych.
Imperium brytyjskie, którego ludność sięga 47 milionów, włada
koloniami zamieszkałymi przez 480 milionów ludzi.
Kolonialne imperium Francji, której ludność nie przewyższa liczby 42
milionów, obejmuje 70 milionów mieszkańców francuskich kolonii. Panowanie nad
tymi koloniami, pozwalające na wyzysk setek milionów ludzi, stanowi podstawę
światowej dominacji Anglii i Francji. Strach przed niemieckimi roszczeniami do tych
posiadłości kolonialnych – oto skrywane zaplecze obecnej wojny Anglii i Francji
przeciw Niemcom, które wzmocniły się w ostatnim czasie dzięki rozpadowi traktatu
wersalskiego. Obawa przed utratą panowania nad światem dyktuje kołom rządzącym
Anglii i Francji politykę podsycania wojny przeciw Niemcom. Tak więc
imperialistyczny charakter tej wojny widoczny jest dla każdego, kto chce widzieć
faktyczny stan rzeczy i nie zamyka oczu na fakty.
Z tego wszystkiego widać komu potrzebna jest ta wojna o panowanie nad
światem. Oczywiście, nie klasie robotniczej. Taka wojna nie zwiastuje klasie
robotniczej niczego poza klęskami i krwawymi ofiarami. Po tym wszystkim osądźcie
sami – uległa czy nie uległa w ostatnim czasie zmianie treść takich pojęć jak
„agresja”, „agresor”? Nie trudno zauważyć, że używanie tych słów w dawnym
znaczeniu tj. takim jakie posiadały one do ostatniego, zdecydowanego zwrotu w
stosunkach politycznych między Związkiem Sowieckim a Niemcami, przed
rozpoczęciem się wielkiej wojny imperialistycznej w Europie powodować może jedynie
zamęt w głowach i nieuchronnie popychać ku błędnym wnioskom. By to się nie
zdarzyło, nie możemy pozwolić na bezkrytyczny stosunek do tych starych pojęć, które
nie dają się stosować do nowej sytuacji międzynarodowej. Tak ułożyła się sytuacja
międzynarodowa w ostatnim okresie. Przejdźmy do zmian, które zaszły w sytuacji
międzynarodowej samego Związku Sowieckiego. Zmiany tu zaszły niemałe, jeśli
jednak mówić o najważniejszym to nie można na nie stwierdzić co następuje: dzięki
konsekwentnemu stosowaniu swojej pokojowej polityki zagranicznej udało się nam
wydatnie umocnić swoją pozycję i międzynarodowe znaczenie Związku
Sowieckiego. /długotrwałe oklaski/
Nasze stosunki z Niemcami, jak to już powiedziałem uległy zasadniczej
poprawie. Tu sprawa rozwijała się po linii umocnienia przyjacielskich stosunków,
rozwoju praktycznej współpracy i politycznego poparcia dla Niemiec w ich dążeniu do
pokoju. Zawarty między Związkiem Sowieckim a Niemcami pakt o nieagresji
zobowiązywał nas do neutralności na wypadek udziału Niemiec w wojnie.
Konsekwentnie realizowaliśmy tę linię, czemu w najmniejszym stopniu nie przeczy
114
rozpoczęte 17 września wkroczenie naszych wojsk na terytorium byłej Polski.
Wystarczy przypomnieć, że 17 września, rząd Sowiecki wysłał do wszystkich państw, z
którymi utrzymuje stosunki dyplomatyczne specjalną notę, w której oświadczono, że
ZSRR w przyszłości będzie w stosunkach z nimi prowadził politykę neutralności. Jak
wiadomo, wojska nasze wkroczyły na terytorium Polski dopiero wówczas, gdy
państwo polskie rozpadło się i przestało faktycznie istnieć. Zachować neutralność
wobec takich faktów, rzecz zrozumiała, nie mogliśmy, ponieważ w rezultacie tych
wydarzeń stanęliśmy wobec palących problemów bezpieczeństwa naszego państwa.
Nadto Rząd Sowiecki nie mógł nie brać pod uwagę wyjątkowej sytuacji, w jakiej
znalazła się bratnia ludność Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, która w
rozbitej Polsce rzucona została na pastwę losu. Wydarzenia, które po tym nastąpiły, w
pełni potwierdziły fakt, że nowe stosunki sowiecko – niemieckie wspierają się na
trwałym fundamencie wzajemnej korzyści. Po wkroczeniu oddziałów Czerwonej Armii
na terytorium byłego państwa polskiego powstały poważne problemy delimitacji
interesów państwowych ZSRR i Niemiec. Problemy zostały szybko uregulowane za
obopólną zgodą. Niemiecko – sowiecki układ o przyjaźni i granicy między ZSRR i
Niemcami, zawarty w końcu września umocnił nasze stosunki z państwem niemieckim.
Stosunki Niemiec z innymi Zachodnio – europejskimi, burżuazyjnymi państwami w
ciągu ostatnich lat dwudziestu wyznaczone były przede wszystkim przez dążenie
Niemiec do zerwania pęt traktatu wersalskiego, którego twórcami, przy aktywnym
współudziale Stanów Zjednoczonych były Anglia i Francja. W ostatecznym rachunku
doprowadziło to do obecnej wojny w Europie.
Stosunki Związku Sowieckiego z Niemcami układały się na innych
zasadach, nie mających nic wspólnego z dążeniem do uwiecznienia powojennego
systemu wersalskiego. Zawsze byliśmy tego zdania, że silne Niemcy są nieodzownym
warunkiem trwałego pokoju w Europie. Byłoby rzeczą śmieszną myśleć, że Niemcy
można „po prostu skreślić” i nie brać więcej pod uwagę. Państwo hołubiące to głupie
i niebezpieczne marzenie nie liczą się ze smutnym doświadczeniem Wersalu, nie zdają
sobie sprawy, ze wzrostem potęgi Niemiec i nie rozumieją tego, że w obecnej sytuacji
międzynarodowej, różniącej się w sposób zasadniczy od sytuacji w 1914 roku, próba
powtórzenia Wersalu może się dla nich zakończyć krachem.
Niezmiennie dążyliśmy do poprawy stosunków z Niemcami i z otwartymi
ramionami powitaliśmy analogiczne tendencje w Niemczech. Obecnie nasze stosunki z
państwem niemieckim oparte są na zasadzie stosunków przyjacielskich i na naszej
gotowości do popierania pokojowych wysiłków Niemiec i zarazem na chęci
wszechstronnego rozwijania sowiecko – niemieckich stosunków gospodarczych ze
wzajemną korzyścią dla obu państw. Szczególnie podkreślić tu należy, że przemiany,
które się dokonały w stosunkach sowiecko – niemieckich w sferze polityki, stworzyły
przesłanki sprzyjające rozwojowi sowiecko – niemieckich stosunków gospodarczych.
Ostatnie pertraktacje niemieckie delegacji gospodarczej w Moskwie i toczące się
obecnie w Niemczech rozmowy sowieckiej misji gospodarczej przygotowują szerokie
podstawy dla rozwoju wymiany handlowej między Związkiem Sowieckim z Niemcami.
Pozwólcie teraz zatrzymać się na wydarzeniach bezpośrednio
związanych z wkroczeniem naszych wojsk na teren byłego państwa polskiego. Nie
muszę opisywać przebiegu wydarzeń. O tym wszystkim szczegółowo mówiło się w
115
naszej prasie i wy towarzysze deputowani, dobrze znacie fakty. Powiem jedynie o
najważniejszym.
Nie trzeba dowodzić, że w chwili całkowitego rozpadu państwa
polskiego obowiązkiem naszego rządu było wyciągnięcie pomocnej ręki ku naszym
braciom Ukraińcom i braciom Białorusinom, żyjącym na terytorium Zachodniej
Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Tak też i postanowiliśmy./długie, burzliwe oklaski,
deputowani wstają i urządzają owację/. Czerwona Armia wkroczyła do tych rejonów
ciesząc się powszechną sympatią ludności ukraińskiej i białoruskiej, która witała
nasze wojsko jako swych wyzwolicieli spod pańskiego ucisku, spod ucisku polskich
obszarników i kapitalistów.
W toku zbrojnego posuwania się naszych oddziałów wojskowych w tych
rejonach, miały miejsce poważne starcia z oddziałami polskimi, były zatem również
ofiary. Jakie to były ofiary wynika z następujących danych.
Na froncie białoruskim w oddziałach Czerwonej Armii było licząc
szeregowców i dowódców 246 zabitych i 503 rannych, razem 749.
Na froncie ukraińskim wśród dowódców i szeregowych zabito 491,
raniono 1359, razem 1850. tak więc ogólna ilość ofiar poniesionych przez Czerwoną
Armię na terytorium Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy, wynosi 737 zabitych,
rannych 1862, ogółem 2599 ludzi.
Jeśli chodzi o nasze trofea w Polsce, to składa się na nie ponad 900
armat, ponad 10 000 karabinów maszynowych, więcej niż 300 000 karabinów, ponad
150 milionów naboi karabinowych, około miliona pocisków artyleryjskich, do 300
samolotów itp.
Do ZSRR przeszło terytorium o rozmiarach równych wielkiemu państwu
europejskiemu. Tak tedy obszar Zachodniej Białorusi sięga 108 tysięcy kilometrów
kwadratowych o ludności 4 miliony 800 tysięcy osób. Obszar Zachodniej Ukrainy
obejmuje 88 tysięcy kilometrów kwadratowych o ludności 8 milionów osób. W ten
sposób Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, który przeszedł do nas wynosi 196
tysięcy kilometrów kwadratowych, zaś na jego zaludnienie składa się 13 milionów
osób, w tym Ukraińców ponad 17 milionów, Białorusinów 3 miliony, Polaków ponad
1 milion, Żydów więcej niż 1 milion.
Trudno przecenić polityczny sens tych wydarzeń. Wszystkie doniesienia z
Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi świadczą o tym, że ludność witała swe
wyzwolenie spod pańskiego ucisku z niedającym się opisać zachwytem i niezwykle
radowała się z nowego, wielkiego zwycięstwa władzy sowieckiej./wybuch
długotrwałych oklasków/ Wybory do Zgromadzeń Ludowych Zachodniej Ukrainy i
Zachodniej Białorusi, które odbyły się w ostatnich dniach i które były po raz pierwszy
zorganizowane na podstawie powszechnego, bezpośredniego i równego prawa
wyborczego z tajnym oddawaniem głosów, wykazały, że co najmniej 9/10 ludności,
tych okręgów dawno już było przygotowane do zjednoczenia ze Związkiem Sowieckim.
Znane obecnie wszystkim decyzje Zgromadzeń Ludowych we Lwowie i Białymstoku
świadczą o całkowitej zgodności ludowych wybrańców we wszystkich zagadnieniach
politycznych.
Przejdźmy do naszych stosunków z krajami bałtyckimi. Jak wiadomo i tu
dokonały się istotne zmiany.
116
U podstaw stosunków Związku Sowieckiego z Estonią, Łotwą i Litwą
leżą odnośne układy pokojowe zawarte w 1920 roku. Zgodnie z tymi układami Estonia,
Łotwa i Litwa otrzymały samodzielne istnienie państwowe, przy czym przez cały
ubiegły okres Związek Sowiecki w stosunku do tych nowo utworzonych małych państw
niezmiennie prowadził przyjacielską politykę. Znalazła w tym wyraz radykalna
różnica, dzieląca politykę władzy sowieckiej od polityki carskiej Rosji, która w
barbarzyński sposób uciskała małe narody, nie dając im jakiejkolwiek możliwości
samodzielnego, narodowo – państwowego rozwoju, pozostawiając po sobie niemało
przykrych wspomnień. Należy uznać, że doświadczeni minionych dwóch dziesięcioleci
rozwoju przyjaznych sowiecko – estońskich, sowiecko – łotewskich, sowiecko –
litewskich stosunków, stworzyło przesłanki sprzyjające dalszemu umacnianiu
politycznych i wszelkich innych stosunków między ZSRR i jego bałtyckimi sąsiadami.
Dowiodły tego również ostatnie rozmowy dyplomatyczne z przedstawicielami Estonii,
Łotwy i Litwy oraz układy podpisane w Moskwie w rezultacie tych pertraktacji.
Wiadomo wam, że Związek Sowiecki zawarł z Estonią, Łotwą i Litwą traktaty o
wzajemnej pomocy posiadającej niezwykłe doniosłe znaczenie polityczne. Układy te
wspierają się na jednakowych zasadach. Zasadzają się one na wzajemnej pomocy
udzielanej przez Związek Sowiecki z jednej i Estonie, Łotwę oraz Litwę z drugiej
strony, włączając w to, w przypadku napaści na którąkolwiek stronę wzajemną pomoc
wojskową. Z uwagi na szczególne geograficzne położenie tych krajów stanowiących
jakoby przedpola Związku Sowieckiego w szczególności od strony Bałtyku, Związek
Sowiecki w oparciu o te układy ma prawo do posiadania w określonych punktach
Estonii i Łotwy baz morskich i lotnisk. Jeśli zaś chodzi o Litwę, to uzgodnione zostało
utworzenie wspólnej ze Związkiem Sowieckim obrony litewskiej granicy. Utworzenie
tych sowieckich baz morskich oraz lotnisk na terytorium Estonii, Łotwy oraz
wprowadzenia pewnej ilości oddziałów Czerwonej Armii celem obrony tych baz i
lotnisk, zabezpieczają obronę nie tylko Związku Sowieckiego, lecz i samych państw
bałtyckich, a tym samym służą sprawie zachowania pokoju, którym zainteresowane są
nasze narody. Ostatnie pertraktacje dyplomatyczne z Estonią, Łotwą i Litwą dowiodły,
że między nami panuje wystarczające zaufanie i nieodzowne zrozumienie konieczności
urzeczywistnienia tych militarno – obronnych przedsięwzięć, zarówno w interesie
Związku Sowieckiego, jak i tych państw. W pertraktacjach tych przejawiło się w pełni
dążenie uczestników do zachowania pokoju, do zapewnienia naszym narodom, zajętym
pokojową pracą bezpieczeństwa. Wszystko to sprawiło, że pertraktacje zakończyły się
sukcesem, że zawarte zostały posiadające doniosłe znaczenie historyczne, układy o
wzajemnej pomocy.
Szczególny charakter rzeczowych traktatów o wzajemnej pomocy
bynajmniej nie oznacza jakiejkolwiek ingerencji Związku Sowieckiego w sprawy
Estonii, Łotwy i Litwy, jak to usiłowały przedstawić niektóre zagraniczne organy
prasowe. Wręcz przeciwnie, wszystkie te pakty wzajemnej pomocy stanowczo
zastrzegają nienaruszalność suwerenności podpisujących je państw i zasadę
nieingerencji w sprawy drugiego państwa. Za punkt wyjścia pakty te przyjmują
wzajemne poszanowanie państwowej, społecznej i ekonomicznej struktury przeciwnej i
winny umacniać podstawy pokojowej, dobrosąsiedzkiej współpracy między narodami.
Opowiadamy się za uczciwym i dokładnym wprowadzeniem w życie zawartych
traktatów na warunkach całkowitej wzajemności i oświadczamy, że banialuki na temat
117
sowietyzacji krajów bałtyckich korzystne są wyłącznie dla naszych wrogów i sprzyjają
różnym antysowieskim prowokacjom. Na podstawie osiągniętej poprawy stosunków
politycznych z Estonią, Łotwą i Litwą, Związek Sowiecki wykazał ogromne
zrozumienie gospodarczych potrzeb tych państw zawierając z nimi odpowiednie
umowy handlowe.
W związku z tymi umowami obroty handlowe z krajami bałtyckimi
wzrosły kilkakrotnie, a perspektywa dalszego ich rozwoju jest pomyślna. W sytuacji w
której handel między wszystkimi krajami europejskimi – w tym centralnymi – napotyka
na ogromne trudności, to gospodarcze umowy z Estonią, Łotwą i Litwą posiadają dla
nas nader poważne, pozytywne znaczenie.
W ten sposób zbliżenie między ZSRR, Estonią, Łotwą przyczyni się do
szybkiego wzrostu rolnictwa, przemysłu, transportu i w ogóle dobrobytu bałtyckich
sąsiadów. Zasady sowieckiej polityki w odniesieniu do małych krajów ze szczególną
siłą ujawniły się na przykładzie umowy o przekazaniu Republice Litewskiej miasta
Wilna, obwodu Wileńskiego. Wskutek tego państwo Litewskie z jedno dwu i pół
milionową ludnością znacznie powiększa swój obszar, a także zwiększa o 550 tysięcy
osób swoje zaludnienie i otrzymuje miasto Wilno, którego ludność jest dwukrotnie
większa od ludności obecnej litewskiej stolicy. Związek Sowiecki zgodził się na
przekazanie Wilna Republice Litewskiej nie dlatego, by w mieście tym przeważała
ludność litewska, Nie, w Wilnie większość stanowi ludność niemiecka. Jednak Rząd
Sowiecki brał pod uwagę to, że miasto Wilno, siłą oderwane przez Polskę od Litwy,
winno należeć do Litwy jako miasto, z którym z jednej strony związana jest historyczne
przeszłość państwa litewskiego, z drugiej zaś – narodowe aspiracje ludu litewskiego.
W prasie zagranicznej wskazywano, że w historii świata nie zdarzył się jeszcze taki
wypadek, by wielkie państwo, z własnej woli oddało małemu państwu, tak wielkie
miasto. Tym wyraziściej ten akt państwa sowieckiego ukazuje jego dobrą wolę.
W szczególnej sytuacji znajdują się nasze stosunki z Finlandią. tłumaczy
się to przede wszystkim tym, że w Finlandii silniej dochodzą do głosu różnego rodzaju
wpływy zewnętrzne państw trzecich. Ludzie obiektywni powinni jednak zgodzić się z
tym, że zarówno w pertraktacjach z Estonią, jak i w rozmowach z Finlandią, chodzi o
tę samą sprawę, o zapewnienie bezpieczeństwa, Związku Sowieckiego, a w
szczególności Leningradu. Można powiedzieć, że pod niektórymi względami dla
Związku Sowieckiego problemy bezpieczeństwa są tu nawet bardziej palące, albowiem
Leningrad główne po Moskwie miasto państwa sowieckiego położony jest tylko 32
kilometry od granicy z Finlandią. Znaczy to, że odległość między Leningradem a
granicą innego państwa jest mniejsza od zasięgu ostrzału artyleryjskiego ze
współczesnych dział dalekiego zasięgu. Z drugiej strony dostęp do Leningradu od
strony morza również w znacznej mierze zależy od tego, czy Finlandia do której należy
całe północne wybrzeże Zatoki Fińskiej i wszystkie wyspy wzdłuż środkowej części
Zatoki, zajmuje w stosunku do Związku Sowieckiego pozycję wrogą, czy też przyjazną.
Biorąc pod uwagę te okoliczności, jak również sytuację powstałą w
Europie można liczyć na to, że Finlandia wykaże należyte zrozumienie tych
okoliczności.
Na czym w ciągu tych wszystkich lat zasadzały się stosunki Związku
Sowieckiego z Finlandią? Wiadomo, że podstawą naszych stosunków jest traktat
pokojowy z roku 1920, traktat tego typu, co zawarte z innymi naszymi bałtyckimi
118
sąsiadami. Związek Sowiecki z własnej nieprzymuszonej woli zapewnił samodzielne i
niezależne istnienie Finlandii. Nie może być wątpliwości co do tego, że jedynie rząd
sowiecki, uznający zasady swobodnego rozwoju narodowości, mógł dokonać takiego
kroku.
Należy tu jeszcze powiedzieć, że żaden inny rząd w Rosji oprócz
sowieckiego – nie mógł się pogodzić z istnieniem u wrót Leningradu niepodległej
Finlandii. Wymownie dowodzi tego doświadczenie z „demokratycznym” rządem
Kiereńskiego – Ceretelliego, nie mówiąc już o rządzie ks. Lwowa i Milukowa, czy tym
bardziej o rządzie carskim. Okoliczność ta mogłaby niewątpliwie stać się przesłanką
pozwalającą na poprawę stosunków sowiecko – fińskich w których jak to widać
Finlandia zainteresowana jest nie mniej niż Związek Sowiecki.
Sowiecko – Fińskie rozmowy zaczęły się niedawno, z naszej inicjatywy.
Co jest przedmiotem tych pertraktacji?
Łatwo zrozumieć, że w dzisiejszej sytuacji międzynarodowej, kiedy to w
środku Europy toczy się wojna między wielkimi państwami – Związek Sowiecki nie
tylko ma prawo, ale jest zobowiązany przedsiębrać poważne środki ostrożności celem
umocnienia swego bezpieczeństwa. Jest przy tym rzeczą naturalną, że Rząd Sowiecki
szczególną troską otacza sprawy Zatoki Fińskiej stanowiącej morskie przedproże
Leningradu oraz tę granicę lądową, która w odległości jakieś 30 km zawisła nad
Leningradem. Przypomnę, że ludność Leningradu sięga 3,5 miliona, co prawie równa
się ludności całej Finlandii liczącej 3 miliony 650 tys. Mieszkańców./Wesołe
ożywienie na sali/.
Wątpliwe czy warto byłoby zatrzymywać się nad tymi bzdurami, które
rozpowszechnia prasa zagraniczna na temat propozycji złożonych przez Związek
Sowiecki w toku pertraktacji z Finlandią. Jedynie gazety twierdzą, że Związek
Sowiecki „zażądał” dla siebie miasta Wipuri /Wyborg/, oraz północnej części jeziora
Ładoga. Powiedzmy od siebie, że jest to czyste zmyślenie i kłamstwo.
Inne głoszą, że ZSRR „żąda” przekazania mu Wysp Alandzkich, to takie
samo zmyślenie i kłamstwo. Plotą jeszcze o jakichś tam pretensjach jakoby żywionych
przez Związek Sowiecki pod adresem Szwecji i Norwegii. To bezwstydne kłamstwo po
prostu nie zasługuje na dementti /powszechny śmiech/. W rzeczywistości propozycje,
które przedstawiliśmy w toku rozmów prowadzonych z Finlandią są maksymalnie
skromne i ograniczają się do tego minimum, bez którego niemożliwe jest zapewnienie
bezpieczeństwa ZSRR i ustanowienia przyjacielskich stosunków z Finlandią. Nasze
rozmowy z przedstawicielami Finlandii, która wysłała w tym celu do Moskwy panów
Passikivi i Tannera zaczęliśmy od propozycji zawarcia sowiecko – fińskiego paktu
wzajemnej pomocy, paktu tego typu, co zawarte przez nas z innymi państwami
bałtyckimi. Ponieważ jednak rząd fiński oświadczył nam, że zawarcie takiego paktu
sprzeczne byłoby z zajętą przezeń pozycją absolutnej neutralności, nie obstawaliśmy
przy naszej propozycji. Zaproponowaliśmy wówczas przejście do konkretnych
zagadnień interesujących nas, ze względu na zapewnienie bezpieczeństwa ZSRR, a w
szczególności zabezpieczenia Leningradu, zarówno od strony morza – od Zatoki
Fińskiej, jak i od lądu, w związku z tym, że linia graniczna przebiega nadmiernie
blisko Leningradu. Zaproponowaliśmy umowę, która polegałaby na przesunięciu w
okolicach Leningradu sowiecko – fińskiej granicy na Przesmyku Karalskim. W zamian
proponowaliśmy, że przekażemy Finlandii część terytorium sowieckiej Karelii,
119
dwukrotnie większą od obszaru, jaki miałby być przekazany przez Finlandię
Związkowi Sowieckiemu. Zaproponowaliśmy również umowę, według której Finlandia
wydzierżawiłaby na określony czas niewielką część swego obszaru u wejścia do Zatoki
Fińskiej tak, byśmy tam mogli zbudować bazę marynarki wojennej. W warunkach
istnienia bazy marynarki wojennej u południowego wejścia do Zatoki Fińskiej, w
porcie bałtyckim /Paldiski/, co gwarantuje sowiecko – estoński układ o wzajemnej
pomocy, założenie bazy marynarki wojennej i północnego wejścia do Zatoki mogłoby
zabezpieczyć Zatokę Fińską przed wrogimi zakusami ze strony innych państw. Nie
wątpimy, że stworzenie takiej bazy odpowiada nie tylko interesom Związku
Sowieckiego, lecz i bezpieczeństwu samej Finlandii. Inne nasze propozycje, a w
szczególności nasza propozycja wymiany niektórych wysp w Zatoce Fińskiej oraz
części półwyspów Rybaczij i Srednij na dwukrotnie większy obszar na terenie
sowieckiej Karelii, najwyraźniej nie napotykają na sprzeciw ze strony rządu fińskiego.
Rozbieżności w zakresie niektórych naszych propozycji nie zostały jeszcze
przezwyciężone, a ustępstwa dokonane w tym zakresie przez Finlandię, na przykład
ustąpienie części terytorium na Przesmyku Karelskim są jawnie niewystarczające.
Następnie poczyniliśmy szereg kroków wychodząc naprzeciw Finlandii.
Powiedzieliśmy, że w przypadku przyjęcia naszych podstawowych propozycji gotowi
jesteśmy odstąpić od naszego sprzeciwu militaryzacji Wysp Ałandzkich, czego od
dawna domaga się rząd fiński.
Zastrzegaliśmy jedynie, że od naszego sprzeciwu wobec uzbrojenia Wysp
Ałandzkich odstąpimy pod warunkiem, że wspomniana militaryzacja przeprowadzona
zostanie siłami samej Finlandii, że nie wezmą w niej żadnego udziału państwa trzecie,
ponieważ nie bierze w tym udziału ZSRR. Zaproponowaliśmy również Finlandii
demilitaryzację punktów warownych wzdłuż całej granicy sowiecko – fińskiej na
Przesmyku Karelskim, co powinno w pełni odpowiadać interesom Finlandii.
Wyraziliśmy również chęć wzmocnienia sowiecko – fińskiego paktu o nieagresji przez
dodatkowe wzajemne gwarancje. Wreszcie umocnienie politycznych stosunków
sowiecko – fińskich stanowiłoby niewątpliwie znakomitą podstawę dalszego rozwoju
stosunków gospodarczych między naszymi krajami.
Tak oto gotowi jesteśmy wyjść na spotkanie Finlandii w tych
zagadnieniach, które są dla niej szczególnie żywotne. Biorąc to wszystko pod uwagę
nie myślimy, by ze strony Finlandii zaczęto szukać powodów do zerwania
proponowanej umowy. Nie byłoby to zgodne z polityką przyjaznych stosunków
sowiecko – fińskich i byłoby, rzecz jasna, wielce szkodliwe dla samej Finlandii.
Jesteśmy pewni, że kierownicze koła fińskie trafnie zrozumieją znaczenie umocnienia
przyjaznych stosunków sowiecko – fińskich i że działacze fińscy nie ulegną żadnym
antysowieckim naciskom i podpuszczeniom z czyjejkolwiek strony.
120
Można by pomyśleć, że stosunki Stanów Zjednoczonych z powiedzmy
Filipinami lub Kubą, które od dawna domagają się od Stanów Zjednoczonych
wolności i niepodległości i nie mogą ich uzyskać, wyglądają lepiej niż stosunki
Związku Sowieckiego z Finlandią, która dawno otrzymała od Związku Sowieckiego
wolność i niepodległość państwową. Na pismo p. Roosevelta tow. Kalinin
odpowiedział w sposób następujący:
121
pomocy z Anglią i z Francją, które od dwóch miesięcy prowadzą wojnę przeciwko
Niemcom. Tym samym Turcja ostatecznie odrzuciła ostrożną politykę neutralności i
weszła w orbitę rozwijającej się wojny europejskiej. Anglia i Francja, które pragną
wciągnąć do wojny po swojej stronie jak najwięcej państw neutralnych są z tego
bardzo zadowolone.
Czy Turcja nie pożałuje tego – nie będziemy wróżyć /Ożywienie na sali/.
Możemy jedynie odnotować te nowe momenty w polityce zagranicznej naszego sąsiada
i uważnie śledzić rozwój wypadków.
Jeśli obecnie Turcja związała sobie w pewnej mierze ręce i przystała na
ryzykowne dla niej poparcie jednej z walczących stron, to najwidoczniej, rząd turecki
zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką wziął na siebie. Nie jest to ta polityka
zagraniczna, którą prowadzi Związek Sowiecki i dzięki której Związek Sowiecki
osiągnął w polityce zagranicznej niemało sukcesów. Związek Sowiecki woli nadal nie
krępować sobie ruchów, konsekwentnie prowadzić politykę neutralności i nie tylko nie
przyczynić się do rozpalenia wojny, lecz współdziałać w umacnianiu istniejących
tendencji w przywróceniu pokoju. Jesteśmy pewni, że polityka pokoju, którą
niezachwianie realizuje ZSRR posiada nadal jak najlepsze perspektywy. Będziemy
kontynuować politykę również w rejonie Morza Czarnego, w przekonaniu, że
całkowicie zapewnimy właściwą jej realizację tak, jak tego wymagają interesy
Związku Sowieckiego i zaprzyjaźnionych z nim państw.
122
Kolejnym krokiem będzie utworzenie mieszanej komisji granicznej,
składającej się z przedstawicieli stron sowiecko – mongolskiej i japońsko –
mandżurskiej. Komisja ta rozpatrzy niektóre sporne zagadnienia graniczne. Można nie
wątpić, że jeśli dobrą wolę wykaże nie tylko nasza strona, to metoda rzeczowego
rozważenia zagadnień dotyczących granic przyniesie dodatkowe rezultaty. Nadto
pojawiła się możliwość rozpoczęcia pertraktacji w sprawie sowiecko – japońskiego
handlu .Nie można niezgodzić się z tym, że rozwój sowiecko – japońskiej wymiany
towarowej odpowiada interesom obu państw. Tak więc mamy podstawy, twierdzę, że
poprawa naszych stosunków z Japonią rozpoczęła się.
Obecnie trudno sądzić do jakiego stopnia można liczyć na szybki rozwój
tej tendencji. Nie udało się nam wyjaśnić na ile przygotowany jest po temu grunt w
kołach japońskich. Z jednej strony winieniem powiedzieć, że do japońskich propozycji
tego rodzaju odnosimy się przychylnie, podchodząc do nich z punktu widzenia naszej
zasadniczej propozycji politycznej i troski o interesy pokoju.
123
to owacja na zakończenie mowy nie byłaby tak burzliwa, gdyż niektóre opinie
Mołotowa rodzą, niezbyt dla ZSRR pochlebne skojarzenia. Np. porównanie wagi i
wiarygodności podpisu ZSRR na traktacie zawartym z Mongolią z bezwartościowością
podpisów Anglii i Francji na traktacie zawartym z Polską przypomina, że podpis
Związku Radzieckiego widniał również na pakcie o nieagresji zawarty w lipcu 1932 r.
z Polską, czy pod takim samym paktem, zawartym 1932 r. z Finlandią, które ZSRR bez
skrupułów pogwałcił podobnie zresztą jak cały szereg innych paktów i umów
międzynarodowych.
Polaków czytających tekst przemówienia Mołotowa oburzają najczęściej
te jego fragmenty, które mówią o „byłym państwie polskim” jako „pokracznym tworze
traktatu wersalskiego” czy o tym, że „o przywróceniu dawnego państwa polskiego nie
może być mowy”.
Często natomiast uwadze umyka fakt, że jest ono istną kopalnią
wiadomości natury bardziej ogólnej, które do dziś nie straciły na aktualności. Wynika
z tego przede wszystkim, że jeśli się głośno i jak najczęściej deklaruje dążenia
pokojowe, to można bezkarnie rozbijać się w całej Europie i być za to jeszcze
nagradzanym burzliwymi oklaskami Najwyższego Sowietu. Schemat walki o pokuj
stworzony przez Mołotowa i obowiązujący do dziś opiera się na niepodważalnym i nie
podlegającym dyskusji dogmacie, że ZSRR walczy o pokuj czego dowodem jest fakt, że
jego przedstawiciele ciągle o tym mówią i raz po raz zgłaszają nowe inicjatywy
pokojowe. W myśl zasady wszyscy ci, którzy nie popierają polityki ZSRR są
automatycznie zaliczani do grona podżegaczy wojennych /spotkało to w 1939 r. Anglię
i Francję/, wszyscy ci, którzy ją popierają, np. Niemcy w 1939 r. automatycznie stają
się obrońcami pokoju. Ponieważ jednak okoliczności często się zmieniają więc
stosunek państw do pokoju ulega modyfikacji; niezmienne jest tylko umiłowanie
pokoju przez ZSRR. Np. podżegacze wojenni z 1939 r. Anglia i Francja już w czerwcu
1941 r. nie zmieniają ani na jotę swojej polityki automatycznie przeszły do obozu
obrońców pokoju i zmieniły nazwę z „państwa imperialistyczne na Demokracje
zachodnie”.
Po wojnie warunki zmieniły się znowu wobec czego dotychczasowe
„demokracje zachodnie” już na stałe przeszły do obozu „zimnowojennych kół
imperialistycznych” i podżegaczy wojennych.
Odwrotnie było z Niemcami, które z obrońców pokoju w 1939 r. zmieniły
się w 1941 r. w „imperialistyczne państwo krwawego faszyzmu”.
Zmianę okoliczności zawdzięczać należy również fakt, że w lipcu 1941 r.
ZSRR zawarł uład z polskim rządem gen. Sikorskiego, który według nomenklatury
Mołotowa z 1939 r. był rządem „byłego państwa polskiego”. W tym kontekście
ciekawa jest np. żonglerka terminem agresor. Według Mołotowa znaczenie tego
terminu zależy od okoliczności, a nie od tego, czy nastąpiło pogwałcenie suwerenności
jakiegoś państwa. Jak widać dialektyka marksistowska, byle umiejętnie stosowana,
jest metodą nader skuteczną i bardzo przydatną w działalności, którą Mołotow nazywa
polityką. Pozwala ona dosłownie na wszystko: na nazywanie w 1939 r. Niemców
obrońcami pokoju, Anglię i Francję – podżegaczami wojennymi, a ZSRR – państwem
neutralnym, na pogwałcenie suwerenności Polski i Finlandii w ramach walki o pokój,
na pouczanie rządy USA, że eksport broni do Finlandii jest pogwałceniem
neutralności, podczas gdy eksport surowców strategicznych z ZSRR do Niemiec jest
124
działalnością filantropijną, leżącą w interesie kobiet, dzieci i starców oraz na wiele
innych rzeczy, które można znaleźć w przemówieniu Mołotowa. Albo dlaczego eksport
broni z USA jest aktem wymierzonym przeciw pokojowi a np. eksport broni z ZSRR
służy pokojowi, skoro i broń amerykańska i radziecka służy temu samemu celowi:
zabijaniu ludzi, lub też dlaczego interwencja np. USA w Wietnamie była aktem agresji
podczas gdy interwencje Chin w Korei, Wietnamu w Kambodży, czy ZSRR w
Afganistanie zaliczone zostały do kategorii przyjacielskich misji służących sprawie
pokoju. Bez znajomości zasad dialektyki wyłożonych przez Mołotowa zrozumienie tego
wszystkiego byłoby niemożliwe, podobnie jak np. zrozumienie różnicy między
pretensjami Niemiec do Gdańska i polskiego korytarza pomorskiego w 1939 r. a
pretensjami ZSRR do fińskiego Przesmyku Karelskiego. Teraz sprawa jest jasna: po
prostu ZSRR jest obrońcą pokoju niejako z urzędu, wobec tego wszystko co robi jest
pokojowe, podczas gdy tzw. Kraje kapitalistyczne są również z mianowania
podżegaczami i wrogami pokoju.
Doskonałe są argumenty Mołotowa uzasadniające żądania ZSRR wobec
Finlandii: że Leningrad znajduje się w zasięgu ostrzału artyleryjskiego z granicy
fińskiej a jego bezpieczeństwo wymaga przyłączenia do ZSRR obszarów fińskich nad
Zatoką Fińską. Jeśli bowiem uznać za uzasadnione żądania ZSRR wobec Finlandii w
1939 r. to usprawiedliwione byłoby również np. pretensje RFN do holenderskiego
ujścia Renu ze względu na bezpieczeństwo Bon czy NRD do polskiego Pomorza ze
względu na bezpieczeństwo Berlina albo pretensje Polski do zachodniej strony Odry
ze względu na bezpieczeństwo Szczecina.
I tak nie załatwiłoby to sprawy bezpieczeństwa, gdyż np. radzieckie
rakiety SS-20 mają w polu ostrzału praktycznie wszystkie miasta europejskie.
Ciekawe i wielce pouczające jest porównanie stosunków fińsko –
radzieckich i polsko – radzieckich w ostatnim 60 – leciu. Obydwa te państwa uzyskały
od ZSRR gwarancje niepodległości tuż po rewolucji i obydwa musiały tę obiecaną
niepodległość dopiero wywalczyć. W Polsce zadanie to podjął marszałek Piłsudski , w
Finlandii marszałek C.G. Mannerheim.
W 1932 r. i Polska i Finlandia zawarły pakty o nieagresji z ZSRR, w
1939 r. od obydwu tych państw ZSRR zażądał wpuszczenia oddziałów Armii
Czerwonej na ich terytoria i obydwa odmówiły. Rezultaty tej odmowy, jeśli chodzi o
Polskę znamy choćby z niniejszej relacji. Konsekwencje które poniosła Finlandia były
identyczne: 30 listopada 1939 r. Armia Czerwona przekroczyła granicę Finlandii a w
wyniku wojny, która po tym się wywiązała, Finlandia utraciła Wyborg i terytorium
Petsano. Dalej drogi Polski i Finlandii rozeszły się: Polska konsewentnie stanęła po
stronie koalicji antyhitlerowskiej, podczas gdy Finlandia chcąc odzyskać utracone
obszary przystąpiła do wojny po stronie Niemiec. Po wojnie Finlandia uległa
finlandyzacji, do czego Polacy tylko od czasu do czasu nieśmiało wzdychają.
17 września 1940 r w pierwszą rocznicę agresji na Polskę a niespełna
przed wybuchem wojny niemiecko – radzieckiej, „Krasnaja Zwiezda”, organ
Ludowego Komisariatu Obrony ZSRR pisała:
125
Lwowem, Sarnami, Baranowiczami, Dubnem, Tarnopolem itp. W ciągu 12 – 15 dni
nieprzyjaciel był zupełnie rozbity i unicestwiony. W tym okresie przez jedną tylko
grupę wojsk frontu ukraińskiego, wzięto do niewoli 10 generałów, 52 pułkowników, 72
podpułkowników, 5 131 oficerów, 4 096 podoficerów, 181 223 szeregowców polskiej
armii.
Stanisław Głażewski
126
Pozwolę sobie jeszcze przytoczyć treść ulotki zrzuconej 17 września
1939 r. na froncie białoruskim w oryginalnej pisowni.
127
dzieliły się pozyskaną prawdą od żołnierzy AK, działaczy podziemia WiN i innych. W
młodych głowach wiadomości takie powodowały sprzeciw i niechęć do panującego
systemu. Zaczynało się od ignorowania obowiązkowych manifestacji
pierwszomajowych, by później w miarę dorastania przejść do innych form
nieposłuszeństwa komunistom.
„Solidarność”, zmieniła wszystko. Przede wszystkim, jako związek
zawodowy, zaczęła dbać o interesy ludzi pracy, na wzór zachodnich związków
zawodowych. Z tym jednak , że na zachodzie powszechnie obowiązującym prawem
była własność prywatna. Właścicielem fabryk i zakładów pracy byli, nazywani przez
komunistyczną propagandę „kapitaliści”. Tu środki produkcji i nie tylko, były w
rękach PZPR, która głosząc hasła „proletariusze wszystkich krajów łączcie się”, i
„precz z wyzyskiem”, decydowała o wszystkim, a przede wszystkim była pracodawcą
co skrzętnie ukrywała i trzeba było „Solidarności”, by całą tą prawdę odkryć. Tak, na
zachodzie tak i u nas konflikty zawsze pojawiają się na styku związek zawodowy –
pracodawca. Z tym jednak, że u nas pracodawcą był właściciel całej Polski. Lata
zaniedbań i nadużyć, powstałe po upaństwowieniu środków produkcji a interesami
pracowników, eksplodowały po powstaniu „Solidarności”. Każda próba naprawy tego
stanu, stawała się sprawą polityczną i nie wykonalną. Komuniści dobrze o tym
wiedzieli, mieli nawet swoje związki zawodowe zrzeszone w jednej centrali CRZZ, w
której przewodniczący automatycznie stawał się członkiem KC, tylko po to, by
wprowadzać w życie zapadające decyzje w Biurze Politycznym KC. Na szczeblu
zakładów, kończyło się to na przydziale wczasów i dostarczaniu ziemniaków i cebuli
członkom związku po atrakcyjnej cenie. Dlatego też, nie opłacało się nienależenie do
związku. Składki członkowskie przekazywane były do centrali, między innymi z tych
funduszy budowano domy wczasowe. Wykupienie prywatnych wczasów w tamtym
okresie było niemożliwe. Innym nie mniej wyrafinowanym sposobem zniewolenia,
były tzw. Kasy Zapomogowo – Pożyczkowe, będąc członkiem – tu członkostwo nie
było obowiązkowe, ale będąc członkiem otrzymywało się nie oprocentowaną
pożyczkę. Pracodawca komunistyczny zgodnie z wypisanymi hasłami na swoich
sztandarach – precz z wyzyskiem i mając podporządkowane swoje związki zawodowe
płacił pracownikom, w przeliczeniu na tamtą walutę, między 20 a 30 dolarów
miesięcznie. Dlatego też KZP cieszyły się ogromną popularnością wśród załóg.
Wyjeżdżając na przydzielone wczasy, otrzymywało się nie oprocentowaną pożyczkę,
którą spłacało się przez cały następny rok. W ten oto sposób, komuniści
podporządkowali sobie nie tylko swoich członków, ale i bezpartyjnych pracowników
zrzeszonych w związkach zawodowych, jak również tych którzy należeli do Kas
Zapomogowo – Pożyczkowych, którymi zawiadywały komunistyczne związki
zawodowe.
***
128
antypaństwową i antyradziecką. Był to jednak jeszcze okres przygotowań do totalnej
rozprawy z „Solidarnością”, wobec tego próbowano zastraszaniem zmusić Jacka do
ograniczenia swojego talentu pisarskiego. Widząc, że to nie przynosi pożądanych
efektów postanowiono zniszczyć poligrafię.
Ale oddaję głos Jackowi:
No i po co pan mnie tak męczy? Byłoby cicho i spokojnie, ludzie
pogrążyliby się w lekturze, żadnych ekscesów, a tak, to tylko poczta ma coraz więcej
roboty, o, o, o, niech pan patrzy:
Gdańsk:
Łódź:
Prosimy przyjąć wyrazy pełnego naszego poparcia i uznania, dzięki
takim ludziom jak Wy, konsekwencji działania, istnieje wolne, niezależne polskie
słowo i myśl. Życzymy Redakcji wytrwałości i przezwyciężenia kłopotów.... szykany
jakie stosowane wobec Pana i „Wolnego Związkowca” traktujemy jako kolejny wyraz
lekceważenia dojrzałości politycznej Polaków, łamania praw człowieka i obywatela,
oraz przykład kampanii „antysolidarnościowej”...
I tak dalej, i tak dalej, dziesiątki teleksów z całej Polski. Jacek był
oszołomiony poparciem. Oto co pisze dalej:
129
Prokuratura w tamtym czasie była na usługach i do dyspozycji PZPR. W
okresie przygotowywania programu rozprawy z „Solidarnością”, prokuratura nasiliła
działania, likwidując lub ograniczając wydawanie pism i innego rodzaju wydawnictw.
***
3. Okres konspiracji.
130
dopiero w domu i poprosił mnie o kolejne spotkanie następnego dnia w tym samym
miejscu i o tej samej porze.
Było to pismo, zapraszające na spotkanie dla przedstawiciela KWK
Wujek, podpisane przez Zbigniewa Janasa. Pismo to otrzymałem we wrześniu 1983
roku. Na kolejnym spotkaniu Włodek przekazał mi już więcej informacji i poprosił
bym kogoś wysłał na to spotkanie. Na moją uwagę, że jest to zaproszenie dla KWK
Wujek, Włodek odpowiedział, że nikt z „Wujka” na razie nie pojedzie, może później a
dostarczyciel pisma zapraszającego zostanie zaakceptowany i przyjęty. Podał mi
również pseudonim potencjalnego przedstawiciela KWK Wujek „Oskar”. Postawa
pozostających na wolności działaczy NSZZ Solidarność KWK Wujek była dla mnie
zrozumiałą i nie budziła wątpliwości, żywo miałem w pamięci pacyfikację kopalni 16
grudnia 1981 roku przez ZOMO, oraz zamordowanych i rannych górników . Do
zaproszenia dołączona była połowa przedartego banknotu 20 złotowego.
Zaproszenie spisane było na bibułce, na maszynie do pisania i stanowiło
instrukcję jak należy się zachować podczas wyjazdu do Warszawy i na samym
punkcie kontaktowym.
Spotkanie wyznaczono na 12 listopada 1983 roku .
Miałem więc do wykonania bardzo poważne zadanie, wysłać człowieka
pewnego i mądrego, na własną odpowiedzialność. Były to czasy, że za posiadanie
zwykłej ulotki można było zarobić wyrok kilku miesięcy więzienia, i nigdy do końca z
całą pewnością nie można było być pewnym za kogoś.
Znalazłem się w dylemacie, informacja przekazana przez Włodka
mówiła, że ja nie mogę jechać na to spotkanie ze względów „bhp” (istniała możliwość
aresztowania) z kolei tematy nad którymi miano pracować były na tyle poważne, że
na spotkanie powinienem wysłać człowieka o odpowiednich predyspozycjach. Ci
którzy odpowiadali w moim zamyśle postawionym warunkom niestety odmówili
współpracy inni się nie nadawali, więc na spotkanie pojechałem osobiście.
12 listopada 1983, a była to wolna sobota do Warszawy wyjechałem
pociągiem ekspresowym z Sosnowca około godz. 645 bodajże. Na dworzec Centralny
w Warszawie przyjechałem przed 10 i zgodnie z instrukcją pojechałem taksówką na
punkt kontaktowy, który mieścił się przy ulicy Brazylijskiej 11 mieszkania 31. Pod
wskazanym adresem mieszkanie otworzyła mi starsza korpulentna pani, wymieniliśmy
hasło i odzew wszystko się zgadzało, przekazałem połowę banknotu i zgodnie z
instrukcją czekałem na łącznika. W trakcie oczekiwania wywiązała się rozmowa na
temat obecnej sytuacji politycznej, wymieniliśmy informacje między Śląskiem i
Warszawą. Zostałem poczęstowany śniadaniem, w trakcie którego prowadziliśmy
ożywioną rozmowę na wiele tematów. Pani ta nie była zwolenniczką systemu
komunistycznego, urodzona przed wojną we Lwowie. Miłą rozmowę przerwał
dzwonek około 15. Łącznik sprawdził drugą połowę banknotu, pasowały idealnie,
pożegnałem się z sympatyczną panią i wyszliśmy z mieszkania. Przeszliśmy spory
kawałek różnymi uliczkami by wsiąść do zaparkowanego samochodu w którym był
kierowca. Zostałem wywieziony w nieznanym kierunku. Po przyjeździe na miejsce a
była to ładna willa weszliśmy do niej. W środku było już kilka osób głównie
mężczyzn usiedliśmy do stołu do obiadu. Po obiedzie rozpoczęły się rozmowy,
brodatym nie znanym mi mężczyzną okazał się Zbigniew Janas , był jeszcze jeden
brodacz to on mnie przywiózł przedstawił się jako Antoni. Spotkanie otworzył
131
Zbigniew Janas. W krótkich słowach poinformował nas, że powołujemy w ten sposób
Sieć Wiodących Zakładów Pracy pod nazwą „Sieć” a my uczestnicy spotkania stajemy
się jej członkami. Przed stanem wojennym istniała taka struktura nie zarejestrowana.
Stanowili ją członkowie Solidarności, którzy zajmowali się miedzy innymi
samorządami na szczeblu zakładów pracy jak również samorządami terytorialnymi.
Stan wojenny przerwał ich cenne osiągnięcia a sami jej działacze zostali internowani.
Między innymi Franciszek był jej członkiem o czym dowiedziałem się dopiero
później. Na początek wszyscy ustaliliśmy i podaliśmy swoje pseudonimy, w spotkaniu
uczestniczyli:
132
Przeciw Podwyżkom Cen Żywności
1. Jaka jest sytacja?
Kryzys trwa od 1976 r, a od wprowadzenia stanu wojennego
zmienił się w katastrofę. Coraz większa część społeczeństwa pogrąża się w
nędzy.
2. Ile już straciłeś?
W roku 1980 średnia płaca wynosiła 6 040 zł, co dziś dla
zrekompensowania podwyżek cen powinno dawać około 21000 zł. Średnia
płaca dziś wynosi 14 200 zł..
Już zabrano Ci 7 000 zł.
3. Ile stracisz na podwyżce cen żywności?
Zabierze Ci ona dalsze 2 – 3 tysiące. Władza ma nadzieję, że
dzięki inflacji nie zauważysz tego.
4. Dlaczego tak się dzieje?
Jest to efekt marnotrawstwa, głupoty ekonomicznej, agresywnej
polityki zbrojeń, rozbudowy SB i ZOMO.
5. Co robić?
Bronić się. Bierz udział w akcjach protestacyjnych
„Solidarności”. Wykaż się inicjatywą. Solidarnym działaniem zmusimy władze
do ustępstw.
6. Czego żądamy?
Zaniechania podwyżek cen żywności
Prawdziwej reformy gospodarczej
Wolnych Związków Zawodowych.
Nie pozwól doprowadzić siebie i swojej rodziny do całkowitej nędzy.
133
Następne spotkanie Sieci odbyło się w dniach 8 i 9 grudnia 1983 roku.
Spotkanie odbyło się w tej samej willi w Piasecznie pod Warszawą, program
dwudniowych obrad był bardzo obszerny. Na początku zapoznaliśmy się listem od
kolegów z TKK, w liście tym podziękowano nam za powołanie Sieci, która stała się
tym samym drugim filarem podziemnych struktur na szczeblu krajowym. Podaliśmy
punkty kontaktowe w terenie. Ze względu na obszerność materiału jaki pozostał do
opracowania kolejne spotkanie zostało wyznaczone drogą kurierską na 18 lutego 1984.
Spotkanie, jak zwykle, odbyło się w Piasecznie ale już w innym
prywatnym domu. W budynku byli właściciele udostępniając nam jeden pokuj w
którym odbywały się obrady. Omówiono sytuację polityczną i gospodarczą w kraju
skupiając się na narastającej fali podwyżek cen praktycznie na wszystko. Sankcje
ekonomiczne, nałożone na rząd Jaruzelskiego zaczynały poważnie dawać się we znaki,
tak gospodarce, jak i przede wszystkim ludności. Ceny dramatycznie rosły a towarów
było coraz mniej. Słynne powiedzenie Urbana rzecznika rządu „rząd się sam wyżywi”
zaczynało nabierać realnych kształtów. Postanowiliśmy wystosować apel, do rządów
krajów demokratycznych, wspierających ruchy wolnościowe w Polsce o złagodzenie
sankcji, szczególnie chodziło nam o pasze dla drobiu. Kurczaki, choć z trudem się je
kupowało, były praktycznie jedynym osiągalnym produktem mięsnym. Na spotkaniu
omówiono metodologię liczenia minimum socjalnego i tzw. wskaźnika kosztów
wegetacji.
Uzgodniono i zaakceptowano kodowanie, dat, ulic, i numerów domów
dla przychodzącej i wychodzącej poczty kurierskiej tak, aby wyeliminować możliwość
dekonspiracji planowanych spotkań. Każdy z członków Sieci poinformował o
powołaniu grupy ekspertów na swoim terenie. Moi eksperci zajmowali się ekonomią
w szerokim tego słowa znaczeniu z prof. Wątorskim na czele a jego mieszkanie
stanowiło skrzynkę kontaktową dla poczty kurierskiej. Mieściło się w bardzo
dogodnym miejscu (bezpośrednie sąsiedztwo dworca głównego w Katowicach)
dodatkowym atutem był fakt prowadzenia praktyki lekarskiej, chorób narządów
kobiecych, przez żonę pana profesora, wchodziło i wychodziło stamtąd wiele osób.
Jak zwykle zostałem odwieziony na dworzec Wschodni w Warszawie,
rano, skąd udałem się w drogę powrotną w kierunku Katowic, był to pociąg
ekspresowy z miejscówkami. Podróży tej nie zapomnę nigdy. Wsiadłem do pustego
przedziału przy oknie twarzą do kierunku jazdy, taką wykupiłem miejscówkę, pociąg
ruszył. Następnym przystankiem był dworzec Centralny. Po nocnych obradach,
schowany za powieszonym kożuchem planowałem uciąć sobie drzemkę. Podczas
postoju na dworcu Centralnym usłyszałem rozsuwające się drzwi do mojego
przedziału i wchodzących pasażerów. Pociąg ruszył ja wciąż za kożuchem myślałem o
drzemce. Usłyszałem głosy mężczyzn którzy się rozbierali, była bowiem zima i to
dosyć ostra.
Z urywanych rozmów zaniepokoiły mnie słowa towarzyszu kapitanie,
sierżancie. Głos pewnego siebie mężczyzny oznajmiał dawać te butelki, przepitkę
kupiliście?. Zaczynam myśleć kogo mam za współpasażerów może wojsko?, ale w
wojsku na ogół nie używało się takich zawołań, tak czy owak nad głową miałem
teczkę a w niej materiały z narady oraz szereg innych dokumentów uznawanych za
nielegalne. Dodać należy, że w tamtym czasie wojsko , milicja i inne służby cywilne
miały prawo do przeszukań rzeczy osobistych.
134
Jak się zachować?, by nie narazić się na dekonspirację.
A poza tym słyszę głosy uciszcie się facet śpi a wy hałasujecie inny głos
mówi, ledwie pociąg ruszył a ten już śpi. Słyszę, że parę kieliszków już wypito.
- Jak się zachować?
- Wychylam się więc zza kożucha i co widzę?
Na stoliczku przy oknie stoi kilka butelek wódki jakaś woda i kilka
kieliszków.
Przedział jest zapełniony samymi mężczyznami, cywilami, jedni w
koszulach inni w marynarkach, pod pachami broń krótka. W przedziale było osiem
miejsc łącznie z moim, wszyscy są zajęci rozmową na pełnym luzie, popijając od
czasu do czasu.
-Dzień dobry, mówię - kilku mi odpowiedziało.
Naprzeciw mnie siedzi mężczyzna mocnej postury kapitan jak się
później okazało. Mężczyzna z naprzeciwka mówi przepraszamy pana za hałasy, niech
pan się przyłączy do nas.
Zmęczony i senny odpowiadam, że chętnie ale niestety nie mam wódki.
Nie szkodzi pada odpowiedź poczęstujemy pana.
- Dokąd pan jedzie pada pytanie
- Do Katowic odpowiadam.
Szkoda, powiada sąsiad z naprzeciwka bo my jedziemy do Bielska,
miałby pan możliwość do rewanżu. Wychyliłem kieliszek zaproponowano zaraz na
drugą nogę, odpowiedziałem, że może później. Ja wypiłem jeszcze jeden kieliszek,
panowie natomiast pili jeden po drugim. W miarę upływu czasu towarzystwo było już
sporo podchmielone. Z informacji które skrzętna kodowałem wynikało, że jest to
grupa do specjalnych zadań, która jedzie do Bielska na lotnisko ponieważ tam dzieją
się rzeczy niezwykłe: strajk i jeszcze coś, czego nie precyzowali a oni mają
zaprowadzić tam porządek. Właściwie to, po około godzinie wiedziałem o nich prawie
wszystko, ile mają dzieci jak się nazywają. Nurtowała mnie tylko jedna myśl nie
dopuścić do pytania, co tam mam w teczce, stąd taż cały czas prowadziłem rozmowy
zupełnie na tematy nie mające związku z polityką czy obecną sytuacją w kraju.
Zbliżaliśmy się do Zawiercia odetchnąłem z ulgą, do tej chwili nikt nie zapytał mnie
jak się nazywam, co porabiam, gdzie pracuję, czułem że to pytanie może paść.
Jeszcze parę minut i będę w Sosnowcu celu mojej podróży. Mijając Będzin zacząłem
się ubierać na uwagę kapitana, że Katowice jeszcze daleko odpowiedziałem, że musze
odetchnąć świeżym powietrzem i wyprostować kości. Zabrałem teczkę i wyszedłem z
przedziału, pociąg dojeżdżał już do Sosnowca, wysiadając z pociągu odetchnąłem z
ulgą, kątem oka widziałem moich współpasażerów wydawało mi się, że byli zdziwieni
moją wcześniejszą wysiadką, byłem potwornie zmęczony.
Każdy kolejny wyjazd ustalany był z dwutygodniowym wyprzedzeniem
i potwierdzany. Brak potwierdzenia, również był sygnałem, że wszystko jest w
porządku. Marcowe spotkanie 1984 roku, również miało swoją dramaturgię. Jak
zwykle w podróż wyjechałem z Sosnowca. Już na peronie zauważyłem mężczyznę,
który mi się wnikliwie przyglądał i starał się być blisko mnie. Dla upewnienia się, że
to ja jestem w jego zainteresowaniu zacząłem spacerować tam i z powrotem i
obserwowałem go. Był w płaszczu i futrzanej czapce, wieku około czterdziestu lat.
- Zaniepokoiło to mnie, ale pomyślałem – jeszcze cię sprawdzę.
135
Nadjechał pociąg, wsiadłem do swojego wagonu – on do innego.
W trakcie podróży właściwie zapomniałem o nim. Wysiadając na
Centralnym w Warszawie wraz z pasażerami udałem się do wyjścia. Obserwując
dokładnie teren zauważyłem owego mężczyznę. Przeciskał się w moim kierunku.
Sprawa zaczynała być poważną. Kierowałem się do wyjścia na Aleje Jerozolimskie.
Na przystanku pod Mariotem miała czekać na mnie łączniczka, Krystyna, bardzo
sympatyczna dziewczyna. Z nią to jechaliśmy podmiejską koleją do Piaseczna.
Muszę sprawdzić – pomyślałem, czy to jest mój ogon. Zamiast na
przystanek udałem się w przeciwnym kierunku, facet idzie za mną. Idąc tak w stronę
Marszałkowskiej, przechodni było coraz mniej, ale on idzie wyraźnie za mną.
Zatrzymałem się przed witryną sklepową, minął mnie. Ale po kilu korach się
zatrzymał, rozglądając się dookoła.
- Mam ogon upewniłem się już na dobre.
Nie mogę tak długo stać – pomyślałem, idę dalej, facet stoi.
- Minąłem go – on idzie za mną.
Przed rogiem alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej był jakiś bar,
wstąpiłem tam. Była to pospolita speluna, niewielka kilka stolików. Przy dwóch
siedziało kilku facetów, na stole jakieś butelki po piwie, paląc papierosy prowadzili
jakąś rozmowę.
Zamówiłem herbatę, usiadłem i czekam. Barmanka podała mi herbatę.
Znajomy mi nieznajomy wchodzi do knajpy, siada kilka stolików ode mnie i patrzy na
mnie.
- Wiem - już z całą pewnością, że jest to agent.
W mojej „dyplomatce”, mam dokumenty na spotkanie – coś z tym
muszę zrobić. Dopijam herbatę, faceci z sąsiedniego stolika do mnie – może
postawiłbyś koleś piwo. Cholera pomyślałem, jak zacznie się awantura to agent będzie
miał podstawę do wylegitymowania mnie - to pół biedy, ale i do przeszukania, a to
byłoby bardzo źle.
Pytam barmankę o toaletę - wskazała mi, więc tam się udałem. Była
tylko jedna kabina, wolna, odetchnąłem z ulgą. Zamknąłem za sobą drzwi i szybko
zniszczyłem dokumenty, które były napisane na bibułce. Spuściłem wodę, ulga
przeogromna. I wówczas uświadomiłem sobie, jaką wielką zaletą było pisanie
wszystkiego w tamtym okresie na bibułce. Wyszedłem z baru. Agent za mną.
Poszedłem na dworzec. On za mną. W kasie wykupiłem bilet, pociąg miałem około
12. Cały czas byłem obserwowany i tylko tyle. Nikt do mnie nie podchodził.
Wsiadłem do pociągu, agent również. Przyjechałem do Sosnowca, on w innym
wagonie. Na peronie w Sosnowcu popatrzył na mnie znacząco, nie podchodził,
wróciłem do domu. Długo zastanawiałem się, co to miało oznaczać. Odpowiedź
otrzymałem dopiero po kilku latach
- Więcej nietypowych sytuacji już nie miałem.
Kolejne spotkania odbywały się w każdym miesiącu w wolną sobotę. Na
spotkaniach które w dalszym ciągu odbywały się w Piasecznie za każdym razem w
innym domu omawiane były sposoby liczenia minimum socjalnego. Postanowiono, że
pierwszy komunikat na ten temat ukaże się w czerwcu. Czasu było mało a pracy
bardzo dużo. Komunikaty będą się ukazywać na początku każdego kwartału.
Opracowano instrukcję prowadzenia obserwacji i notowania cen. Każdy z członków
136
Sieci miał dostarczyć 20 notowań cen w różnych rejonach regionu. Należało więc
znaleźć odpowiednie osoby przeszkolić i zaopatrzyć w materiały. Chętnych było
naprawdę niewielu, z uwagi na możliwość trafienia na tajnego funkcjonariusza SB a
poza tym była to uciążliwa praca. W takich to warunkach każdy z nas musiał znaleźć
około 20 chętnych do prowadzenia obserwacji cen.
Co notować?
Należy jednorazowo zanotować ceny towarów dostępnych w momencie
notowania .
Gdzie notować?
W stałych punktach 1 lub lepiej kilku , za każdym razem w tych samych
sklepach . Powinny być to sklepy państwowe lub spółdzielcze (w tamtym czasie były
również prywatne sklepy niewiele ale były, ceny jednak w tych sklepach były bardzo
wysokie, nawet kilkakrotnie od sklepów powszechnych. Ceny w tych sklepach nie
mogły być notowane ponieważ zawyżały minimum socjalne). Jedynie ceny towarów
żywnościowych i usług mogą być notowane na bazarach i sklepach prywatnych.
137
długość kolejki (lista kolejkowa). Przez cenę wolno rynkową rozumiemy np. cenę
mięsa u rolników, lub np. lodówka ogłaszającego się w prasie.
Przykład :
GUS oblicza takie wskaźniki dla grup ludności wyróżnionych ze
względu na sytuację zawodową : pracownicy, chłopo - robotnicy, chłopi, emeryci,
wielkość dochodu na głowę struktura rodziny a nawet miejsce zamieszkania. Dla
każdej takiej grupy, na podstawie badań budżetów rodzinnych, obliczane są nieco inne
wagi udziałowe. Indeksy cen obliczane są na podstawie badania metodą „cen
reprezentantów”. Polega ona na wybraniu w grupie wydatków jednego konkretnego
towaru i rejestrowaniu zmian jego cen oraz przyjęciu, że średnio wszystkie ceny w
danej grupie rosną tak samo.
Właśnie indeksy cen wzbudzają największą nieufność. Po pierwsze
indeksy te, są jednakowe dla wszystkich grup ludności, podczas gdy ludzie biedni
kupują zazwyczaj tańsze a ludzie bogatsi droższe gatunki danego towaru. Wzrost cen
gatunków droższych może być inny niż tańszych. Innym problemem, jest wpływ
braku równowagi rynkowej. Często w jej wyniku towary nabywane są po wyższych,
np. bazarowych cenach. Inflacja w naszym kraju przyjmuje często postać,
wprowadzania na rynek towarów o podobnych parametrach, ale innej nazwie i
wyższej cenie.
138
W związku z wynikającą z powodów osobistych rezygnacją z prac w
strukturze Sieci dziękujemy mu za dotychczasowy wkład w działalność Sieci.
139
1. Proces przeciwko J. Piniorowi.
Sieć wyraża oburzenie wyrokiem sądu w tej sprawie. Tylko Komisja
Rewizyjna NSZZ „Solidarność”, może rozliczać z zagospodarowania naszych
funduszy. Szczególnie oburzające jest to, że stroną skarżącą była organizacja, która
bezprawnie zagarnęła nasze związkowe mienie. Mamy nadzieję, że Związek wystąpi
skutecznie w obronie J. Piniora.
2. Minimum socjalne.
W wyniku dyskusji, ustalono skład koszyka minimum socjalnego i
obliczono jego wartość wg cen zbadanych przez współpracowników Sieci w dniu 1-15
. 12. 1984. W rodzinie składającej się z 4 osób wyniosło ono 32 362 złotych i
obejmuje następujące grupy wydatków :
140
- Czekolada twarda 100g – 2
- Tort 2 kg – 1/6
- Landrynki 1 kg – 1
- Opłata za dwutygodniowe wczasy rodzinne w kraju – 1/12
- Bilet kolejowy Warszawa – Gdańsk , 2 kl pośpieszny – ¾
- Wiązanka 5 goździków – 1
- Komplet mebli do 2 pokoi i kuchni 1/240
- Lodówka – 120 l – 1/240
- Telewizor czarno biały , krajowy 18 cali – 1/120
- Radio mono z falami ksd – 1/120
- Pralka wirnikowa – 1/120
- Maszyna do szycia – 1/240
- Żelazko z termostatem – 1/60
- Komplet talerzy na 6 osób – 1/60
- Garnek polewany – 1/12
- Firanki torlenowe szer. 300 cm 1 mb – 1/5
- Komplet bielizny pościelowej – 8/60
- Koc wełniany – 1/24
- Wpłata miesięczna na książeczkę mieszkaniową dla 2 dzieci – 2
- Malowanie mieszkania – 1/60
- Puder – ¼
- Szminka – 1/6
- Tusz kosmetyczny – 1
- Krem Nivea – 1
- Woda kolońska – 1/6
1. Aresztowania .
3. Koszty utrzymania .
141
W oparciu o opracowane badania ankietowe, oraz badanie cen na rynku,
obliczono Wskaźnik Kosztów Wegetacji dla rodzin o dochodach do 8 500 zł/osobę, w
marcu w porównaniu z IV kwartałem ubiegłego roku. Średni Koszt Wegetacji w IV
kwartale ubiegłego roku wyniósł 5 934 zł/osobę. Obliczony na tej podstawie Koszt
Wegetacji w marcu bieżącego roku powinien wynieść 8 229 zł/osobę. Ponieważ na
podstawie badań gospodarstw rodzinnych w marcu Koszt Wegetacji wyniósł 5 873
zł/osobę, oznacza to, że marcowa podwyżka cen spowodowała spadek spożycia
podstawowych dóbr o 13,7%. W badanej grupie rodzin już w IV kwartale ub. roku,
średnie dochody były nieco niższe od Kosztu Wegetacji. Różnicę pokrywano z
oszczędności lub pomocy rodziny i Kościoła, dlatego każda dalsza podwyżka cen bez
znaczących rekompensat będzie dokonywać się kosztem zmniejszonego spożycia
poszerzając obszary ubóstwa.
4. Samorząd .
142
3. Samorząd załogi.
2. Sytuacja gospodarcza.
143
Analiza aktualnej sytuacji gospodarczej, poparta wynikami
prowadzonych od dwóch lat badań kosztów utrzymania i ruchów cen wskazują, że
należy spodziewać się serii drastycznych podwyżek cen, prowadzących do pogłębienia
dysproporcji i obniżenia średniego poziomu realnych dochodów. Wzywamy TKZ – ty
do wzmożenia, w pełni uzasadnionych nacisków płacowych.
1. Koszty utrzymania.
Opracowano wstępnie wyniki badań cen w dniach 1-15 . 09. 86. Na ich
podstawie obliczono wzrost kosztów utrzymania. Od grudnia 85, a więc w ciągu 3
kwartałów ceny wzrosły o 15,3%. Od grudnia 85 do marca 86 ceny wzrosły o 5,2%, a
od grudnia do czerwca 86 o 9,9%. Średnio kwartalnie ceny wzrastały o 4,7%.
Potwierdza to wstępnie przewidywania, że roczny wzrost cen w 1986 wyniesie
przeszło 20%.
1. Koszty utrzymania.
Według badań cen przeprowadzonych w dniach 1-15 . 03.87 wzrost
kosztów utrzymania w 1 kwartale br. Wyniósł 4,6%. Innymi słowy ceny w marcu br.
były , już po uwzględnieniu różnic sezonowych o 4,6% wyższe niż w grudniu 86. W
porównaniu z marcem 86 ceny wzrosły o 22,8% .
2. Koszty wegetacji.
Koszty wegetacji (wydatki na żywność, odzież, mieszkanie i opiekę
zdrowotną wyniosły w marcu 87 w rodzinie 4 osobowej 9 316 zł/osobę.
3. Minimum Socjalne.
Minimum Socjalne obejmujące oprócz Kosztów Wegetacji wydatki na
kulturę, wypoczynek, wyposażenie mieszkania i niezbędne oszczędności wyniosło w
144
marcu 87 (przed podwyżką cen żywności) 11 793 zł na osobę w rodzinie
czteroosobowej. Dla całej rodziny daje to 47 173 zł.
5. Rewindykacje płacowe.
Podane wyniki nie mają jedynie funkcji informatycznej, ale mogą i
powinny stanowić podstawę słusznych żądań płacowych .
145
Niezależne obliczanie wskaźnika wzrostu cen, mają jednak sens jedynie
wtedy, gdy staną się podstawą do roszczeń płacowych i socjalnych.
Postulujemy aby Solidarność, domagała się ustanowienia minimalnej
płacy, na poziomie minimum socjalnego, oraz indeksacji tego minimum tak, by jego
realna wartość nie malała na skutek inflacji.
Niższy od Minimum Socjalnego, koszt Wegetacji powinien stać się
podstawą rewaloryzacji najniższych rent i emerytur.
Postulujemy na dziś:
146
Komunikat do prasy podziemnej:
147
moja była również zaskoczeniem dla moich kolegów z pracy, którzy namawiali mnie
do zmiany mojego stanowiska. Nieoficjalnie poinformowano mnie, że mam być
odznaczony srebrnym Krzyżem Zasługi. Kierownik Wydziału przekonywał mnie,
panie Władku odznaczenie panu będzie pomocne, w trudnych chwilach, których teraz
nie brakuje, ma być reorganizacja zatrudnienia i co będzie jak pana zwolnią. Moja
postawa pozostała jednak nieugięta, odpowiedziałem, że Jaruzelski który nas
bezprawnie pozamykał do więzień nie będzie mnie odznaczał. Nadszedł dzień hutnika
tak jak powiedziałem, zaproszeni pojechali na imprezę, a ja pozostałem w pracy.
Następnego dnia, ci którzy uczestniczyli w imprezie przekazali mi, że zostałem
wyczytany do odznaczenia jak wielu, ale tylko ja nie odebrałem odznaczenia.
Następnie każdy z uczestników otrzymał pamiątkowy kufel z wygrawerowanym
napisem Dzień Hutnika 85 i rozpoczęła się zabawa, podobno piwa było ile kto chciał, i
tylko tego trochę żałowałem, kupno piwa w tamtym okresem graniczyło z cudem,
oczywiście moją postawę skrytykowano. Dalsze moje losy szybko się potoczyły, nasz
wydział został rozwiązany i przyłączony do wydziału elektrycznego, a my wszyscy
otrzymaliśmy wypowiedzenia warunków pracy. Okresy wypowiedzeń były różne w
zależności od stażu pracy. Mnie obowiązywał trzy miesięczny okres wypowiedzenia,
miałem więc trzy miesiące do namysłu i podjęcia decyzji.
Za nie przyjęciem nowych warunków pracy przemawiało kilka przyczyn,
przede wszystkim otrzymałem z huty mieszkanie funkcyjne a w związku z tym nie
mogłem sam rozwiązać umowy, gdyż musiałbym opuścić mieszkanie wraz z rodziną.
Natomiast gdy zakład mnie zwalniał ale nie dyscyplinarnie, mieszkanie pozostawało
przy mnie. Zakładałem, że jeśli będą chcieli mnie zwolnić to znajdą podstawę i na
nowym wydziale zwolnią mnie dyscyplinarnie, a to byłaby dla mnie tragedia. Zmiana
wydziału to zmiana kierownictwa, tu miałem ugruntowaną pozycję dobrego, zdolnego
pracownika, nie licząc pozycji w zdelegalizowanym związku Solidarność, a na nowym
wydziale trzeba by zaczynać wszystko od nowa z tym jednak, że huta była dawno po
rozruchu, a tylko w takich warunkach mogłem się wykazać, w moim przypadku
swoimi umiejętnościami. Tak, czy owak, miałem trzy miesiące do namysłu w tym
miesiąc urlopu, wypowiedzenie kończyło się z końcem sierpnia. Postanowiłem szukać
pracy w swoim zawodzie. Pojechałem do Elektromontażu gdzie pracowałem przed
HK w grupie regulacyjno-rozruchowej. Szef rozruchu po rozmowie stwierdził, że
chętnie mnie przyjmie, napisz podanie i za miesiąc się zgłoś. Byłem jeszcze w kilku
zakładach, które kiedyś uruchamiałem. Wszędzie obiecywali mnie przyjąć,
wystarczyło napisać podanie i czekać. Wszystko to wpłynęło na moją decyzję o nie
przyjmowaniu nowych warunków pracy. Czas szybko mijał. W połowie lipca żona z
córką wyjechały na kolonie do Ustronia miałem więc czas na przemyślenie
wszystkiego dokładnie. Przede wszystkim poinformowałem kolegów z konspiracji o
moich kłopotach, właściwie to jedno ze spotkań poświęcone było zwolnieniom pod
różnymi pretekstami byłych działaczy Solidarności. Takich przypadków w kraju było
dużo. Oczywiście nie działałem w żadnych strukturach podziemnej Solidarności
bezpośrednio, instrukcja i przysięga obowiązywała. Na brak pracy i tak nie mogłem
narzekać, co miesiąc musiałem zebrać i opracować ankiety z cenami produktów i
wysłać je pocztą kurierską lub zawieść je osobiście przy okazji kolejnego spotkania
Sieci .
148
Na wszystkie moje złożone oferty o pracę, gdy się pojawiłem kolejny
raz, z przykrością , jak mnie informowano pracy nie ma. Zdesperowany pewnego dnia
pojechałem do konsulatu ambasady USA w Krakowie, tam po krótkim oczekiwaniu
poproszono mnie na rozmowę bardzo szczegółową, ponieważ rozważałem możliwość
wyjazdu na emigrację. Był to warunek ostateczny gdybym nie znalazł pracy.
Otrzymałem niezbędne dokumenty do wypełnienia, tak dla mnie jak i żony, które po
wypełnieniu miałem dostarczyć do konsulatu.
***
***
149
sąsiad z piętra. Wszystkie te informacje dotarły do mnie. By nie utracić pracy
musiałem udowodnić, że jestem bardzo potrzebny koksowni, tak podpowiedział mi
mój kierownik wydziału. Okazji do tego było bardzo wiele, nowy zakład, błędy
projektowe dawały mi możliwość zgłoszenia wielu wniosków racjonalizatorskich,
które zostały uznane a ja stałem się chyba najlepszym racjonalizatorem w zakładzie.
Powoli reżim Jaruzelskiego słabł. Opinie, które pisane były do SB miałem możliwość
czytać, gdyż mój kierownik mnie o tym informował. Były to dobre opinie zgodne z
prawdą, wniosłem bowiem w uruchomienie koksowni i jej eksploatację swoją
„cegiełkę”. Na początku było mnóstwo awarii, do których mnie wzywano, bym ustalił
przyczyny. Po wnikliwych badaniach i pomiarach ustalałem przyczynę. Awariom
ulegało dużo silników elektrycznych SN na różnych wydziałach, przez co, było
mnóstwo przestojów. Przyczyna awarii była mi znana, lecz kadra inżynierska nie
akceptowała mojej oceny. Dopiero awaria silnika, który był wyłączony i uziemiony na
wydziale przygotowania węgla, do zasypu baterii, zmusiła inżynierów do innego
myślenia, silnik uziemiony, spalił się, zdarzyła się rzecz niesłychana ale prawdziwa.
Koksownia miała dwa zasilania, rezerwowe 110 kV i podstawowe 220 kV. Decyzją
Głównego Energetyka ds. elektrycznych, zakład zasilany był napięciem 110 kV. Cały
ten układ pozbawiony był kompensacji prądów ziemnozwarciowych i podczas
doziemienia jednej z faz na średnim napięciu w pozostałych fazach, napięcie wzrastało
nawet kilkanaście razy, uszkadzając izolację w tych fazach. Natomiast na zasilaniu
220 kV, kompensacja była, ale niestety nikt z kadry inżynierskiej nie umiał jej
uruchomić. Nawet ci którzy to montowali nie potrafili tego zrobić. Ja to uruchomiłem,
ale nie pozwolono mi na włączenie. Nikt, nawet Dyr. Techniczny nie potrafił zmienić
jego decyzji. Dopiero gdy zmuszono go do pójścia na zaległy urlop, poproszono mnie
czy potrafiłbym bezprzerwowo przełączyć zakład ze 110 kV na 220 kV czyli na
zasilanie podstawowe, lansowane przeze mnie. Oczywiście przełączenia dokonałem,
zaznaczając, że mogą jeszcze wystąpić jakieś drobne awarie, ale będzie ich coraz
mniej z uwagi na to, że podczas tylu przepięć izolacja została nadwerężona. Tak też
się stało. Kierownicy zmianowi liczyli dni bez awarii 165, 166 itd. nim odszedłem z
zakładu. Oczywiście nie uszło to uwadze SB, która w swoich dokumentach
uwzględniła ten fakt, podziwiając moją ogromną wiedzę.
150
wnikliwie byłem obserwowany przez szpiclów SB niech świadczy fakt, że po kilku
dniach na osiedlu, w którym mieszkałem pewnej nocy, zostały rozrzucone ulotki, w
których nazywano mnie agentem, któremu nikt na koksowni nie chce podać ręki. Była
to oczywista prowokacja SB, mająca na celu podważenie autorytetu mojego i innych,
których tam wymieniono. Byli tam też i tacy co do, których były wątpliwości, może
niesłuszne, ale nie można było ryzykować z nimi poważnych rozmów i spotkań. Fakt
pojawienia się ulotek wywołał prawie panikę mojej żony.
A oto treść ulotki, z oryginalną pisownią:
DO BRACI HUTNIKÓW
K O M U N I K A T Nr 1
151
stan wyjątkowy. Co to oznacza nie musimy nikogo przekonywać. Oznacza to bowiem
kolejną falę internowań i prześladowań osób niewinnych, dających się manewrować
przez agentów bezpieki. Nie dajmy się raz jeszcze wmanewrować przez bezpiekę na
niepewną drogę.
Historia nie będzie oceniać ICH, Was tylko NAS. Stoimy przed olbrzymią
szansą i powinniśmy ją wykorzystać.
Jak zwykle, nie udało się nam ustalić, kto był wydawcą tej ulotki.
Koledzy redagujący „Wolnego Związkowca” nie mieli nic wspólnego z tą ulotką.
Przede wszystkim, nie w ten sposób kolportowali swoje pisma. Droga wiodła do
bezpieki, przecież tylko im zależało najbardziej na robieniu zamieszania i podważaniu
autorytetu ludziom, w ich pojęciu zagrażającym władzy PRL. Jedyną prawdopodobną
informacją w tej ulotce była informacja o możliwości wprowadzeniu stanu
wyjątkowego. Takie zagrożenie istniało i będąc w konspiracji wiedzieliśmy o tym. Ale
sytuacja międzynarodowa tamtego okresu, tak się skomplikowała, a do tego
wielokrotne spotkania Regan – Gorbaczow, nie pozwoliły „twardogłowym” z PZPR
na realizację tego planu. Innym nie mniejszym, argumentem był katastrofalny stan
gospodarki i galopująca inflacja, wiedziałem o tym, gdyż liczyliśmy tzw. „koszt
wegetacji” i „minimum socjalne”. Wskaźniki te rosły w oszałamiającym tempie, i
właśnie to one, odzwierciedlały stan gospodarki PRL. Ulotka ta, również miała
wzmocnić pozycję PZPR w rozmowach z Wałęsą, przy „okrągłym stole”,
przestrzegała i informowała, że Solidarność jest nielegalna, a nierespektowanie tego
jest łamaniem prawa. Nie robiło to na nas najmniejszego wrażenia, przed „okrągłym
stołem”, jak grzyby po deszczu, zaczęły powstawać komitety organizacyjne NSZZ
Solidarność.
***
152
tylko nadzieję, ale i odwagę dla tak zwanej milczącej większości. Załogi zakładów po
takich wizytach stawały się bardziej odważniejsze w walce o swoje prawa.
Szczególne miejsce w mojej pamięci zapisała III pielgrzymka Jana
Pawła II do Ojczyzny w dniach 8 – 14 czerwca 1987 roku. Papież odwiedził
Warszawę, Lublin, Tarnów, Gdańsk, Szczecin, Łódź, Częstochowę, Kraków.
Na Papieża czekaliśmy, wraz z nieżyjącym już Kazimierzem
Michałowskim w Częstochowie na Alejach Najświętszej Marii Panny. Była godzina
po 16 , Ojciec Święty miał przylecieć z Łodzi helikopterem, spóźniał się, całe aleje aż
do Jasnej Góry zapełnione były niezliczonymi tłumami pielgrzymów. Biały helikopter
wreszcie się pojawił nad Jasną Górą, zatoczył koło i odleciał na błonie, skąd miał
przyjechać Papa - Mobilem na Jasną Górę. Gdy pielgrzymi zobaczyli biały helikopter,
nastąpiło niezwykłe ożywienie. Każdy chciał zająć jak najdogodniejsze miejsce, by
zobaczyć przejeżdżającego Papieża. Ja stałem tuż przy krawędzi Alei. Jak
zapowiadano przez megafony Papież za 10 - 15 minut, miał przejeżdżać. I wtedy coś
kazało mi spojrzeć na niebo. Na błękitnym bezchmurnym niebie, słonce było już za
Jasną Górą, nad alejami, gdzieś na wysokości 300 może 500 metrów, był krzyż z
białych obłoków wyraźny i bardzo dokładny. Zjawisko to nie tylko my z kolegą
zauważyliśmy, podziwiali to i inni pielgrzymi. Gdy po paru minutach, jeszcze raz
spojrzałem, na krzyż, ramiona już wyraźnie się rozstępowały, cały czas obserwowałem
to niezwykłe zjawisko. Po może dwóch, trzech minutach, ramiona tak się rozstąpiły,
że utworzyły literę V, by po kilku minutach całkowicie zniknąć.
Kazik, zinterpretował to zjawisko tak, po cierpieniach nadejdzie viktoria
– zwycięstwo; i jak czas pokazał miał rację.
Zjawiskiem tym przestałem się interesować, gdyż zaczął nadjeżdżać
Papa Mobil z Ojcem Świętym.
Przejechał bardzo blisko mnie, Papież rękami pozdrawiał pielgrzymów,
zobaczyłem jego twarz, była bardzo zmęczona, jedynie oczy świeciły jak węgliki
emanując niezwykłą energią i radością.
O niezwykłym zjawisku, napisała nawet komunistyczna „Trybuna
Robotnicza”, w krótkiej relacji, na jednej z końcowych stron.
***
153
wspaniały człowiek, nauczyłem się od niego wielu dobrych rzeczy. Spotkania były z
góry ustalane ale na wypadek, nieprzewidzianej sytuacji był kontakt telefoniczny, do
mojej pracy. W przypadku, gdy ktoś inny odebrał telefon, pan Józef prosił mnie, a gdy
byłem nieobecny, przekazywał hasło pracy magisterskiej a ja wiedziałem , że dziś
mamy się spotkać u niego. Zdarzyło się to jeden raz, kiedy pan Józef podał to hasło,
poleciało to po załodze i miałem na ten temat podejrzliwe pytania. Na szczęście było
to w okresie kiedy mówiło się już głośno o okrągłym stole.
Oczywiście nie zaprzeczałem, uwagi pominąłem milczeniem,
wiedziałem przecież, że się uczę, gdyby to był inny czas SB miałaby za czym węszyć.
Hasło to wymyślił sam pan Józef mnie ono nie odpowiadało. Jeśli już musiał, to
dzwonił z Akademii Ekonomicznej i dlatego zgodziłem się na takie hasło. Niestety
pan Józef, nie dożył wolnej polski, zmarł w 1988 roku nie dożywając nawet
emerytury. Bardzo przeżyłem jego odejście.
W kraju trwały przygotowania do okrągłego stołu. Wałęsa wystąpił z
apelem by rozwiązać wszystkie struktury podziemne. Uznał, że będzie uczciwiej, gdy
całe podziemie zaprzestanie prowadzenie działalności, która mogłaby przeszkadzać,
na szczęście nie musieliśmy się ujawnić. Sieć miała propozycję organizacji podstolika,
ale wobec naszej niechęci odstąpiono od tego pomysłu.
***
***
154
pamiętam o tym, o co mnie kiedyś prosił, teraz jest pora i proszę zorganizować
odważnych ludzi z którymi mógłbym się spotkać i pomóc wam się zorganizować.
Takie spotkanie zostało zorganizowane w Olkuszu, na osiedlu gdzie mieszkali
pracownicy koksowni. W dniu 10.10.88 r, udałem się do Olkusza. W jednym z
mieszkań zebrało się ponad dwadzieścia osób, których nie znałem. Przedstawiłem się
z imienia i nazwiska, wygłosiłem krótkie przemówienie, w którym naświetliłem
obecną sytuację polityczną i perspektywy na przyszłość, oraz możliwości
zorganizowania silnej organizacji związkowej Solidarność. Było kilka pytań na które
odpowiedziałem. Wiedziałem z konspiracji, że zaczęto, jawnie powoływać lub
ujawniać istniejące Komitety Organizacyjne NSZZ Solidarność. Ponieważ w
koksowni nie działała Solidarność, ani przed stanem wojennym, ani obecnie,
zaproponowałem powołanie komitetu. Wybory, poinformowałem powinny być tajne i
dotyczyć wyboru przewodniczącego, a on powinien dobrać sobie współpracowników.
Komitet powinien sprawować władzę do czasu przywrócenia NSZZ Solidarność.
Zaproponowałem również, by sporządzono listę obecności wszystkich, aby w
przyszłości uniknąć nieporozumień, kto był organizatorem komitetu. Wyboru powinno
się dokonać wpisując nazwisko na kartce. Jakież było moje zdziwienie gdy policzono
głosy i okazało się, że to mnie wybrano jednogłośnie. Zdziwienie moje było
uzasadnione, gdyż nawet przez myśl mi nie przeszło, by kandydować. Podziękowałem
za zaufanie, ale nie mogę przyjąć tej funkcji powiedziałem – mam inne plany na
przyszłość. Stwierdzeniem tym wszcząłem dyskusję, w której wielu z zebranych
dowodziło, że ja mam najlepsze doświadczenie którego oni nie posiadają i tylko ja
nadaję się na przewodniczącego komitetu. Nie zakładałem, że zrobili to ze strachu,
Solidarność w dalszym ciągu była nielegalną organizacją, ale coś w tym chyba było.
W swoich planach, myślałem - po pięciu latach konspiracji, chciałem trochę odpocząć,
ale oni przecież o tym nie wiedzieli.
Dobrze, powiedziałem.
Ale pod jednym warunkiem, że pozostaniecie mi wierni do przyszłych
legalnych wyborów.
Chórem – odpowiedzieli, że tak, więc się zgodziłem.
Określiłem, że Komitet powinien składać się z siedmiu osób łącznie z
przewodniczącym, skoro zmusiliście mnie do przyjęcia funkcji przewodniczącego, to
ja proszę o sześciu chętnych do komitetu. Trwało to jakiś czas, dwa nazwiska podano,
których nie było wśród zebranych. Wnioskowałem aby byli to ludzie z dużych
wydziałów. Spośród siódemki został wybrany skarbnik, który miał zbierać składki
związkowe. Skarbnikiem został kolega z mojego wydziału Czesław Kwec, takie było
moje życzenie, upraszczało to bardzo naszą współpracę.
155
W skład komitetu wszedł i mój znajomy Janusz Ostrowski i to jemu
powierzyłem zadanie przygotowania ulotek o powołaniu komitetu. Zebranym
oświadczyłem, że następnego dnia poinformuję dyr. Naczelnego koksowni o tym
fakcie na piśmie.
W domu napisałem pismo na maszynie, którą miałem jeszcze z
konspiracji a przechowywania była na parafii Gołonowskiej Górki u ojca Tadeusza. W
piśmie tym informowałem dyrekcję o powstaniu komitetu i jednocześnie apelowałem
do dyrektora o przywrócenie zwolnionych za działalność związkową pracowników.
Nazajutrz rano zgodnie z planem, na całym zakładzie ukazały się ulotki informujące
załogę o powołaniu komitetu, a ja udałem się około 12 z pismem do dyr. Naczelnego.
W sekretariacie przekazałem pismo z informacją, że chciałbym porozmawiać z
dyrektorem. Sekretarka wzięła pismo i weszła do gabinetu dyrektora, po dłuższej
chwili wyszła i poinformowała mnie, że dyrektor mnie nie przyjmie.
Tego samego dnia po pracy, odbyło się posiedzenie komitetu u Janusza
Ostrowskiego w jego mieszkaniu. Na spotkaniu brak było członka komitetu podanego
przez kolegów Adama Walasika, jako jedyny nie uczestniczył w spotkaniach aż do
legalizacji Solidarności, ciągle mu, akurat w tym dniu, coś ważnego wypadało.
Nastąpiła analiza informacji przekazywanych przez członków komitetu. Większość
załogi komunikat przyjęła z zadowoleniem, przekazałem informację o dostarczeniu
pisma do dyrektora a następnie omówiliśmy możliwość wydawania własnego pisma.
Każdy z członków komitetu miał za zadanie, na następne spotkanie, przygotować
nazwę i winietę biuletynu. Janusz miał rozpoznać możliwości jego druku. Na
kolejnym spotkaniu, ostatecznie uzgodniliśmy, że sami będziemy pismo drukować.
Miałem instrukcję sitodruku, którą tuż przed stanem wojennym `81 roku, rozprowadził
redaktor naczelny Wolnego Związkowca Jacek Cieślicki. Jakże była pomocna. Pracy
przy tym było bardzo dużo, ale efekt bardzo dobry. Zostali wytypowani ludzie do tej
pracy (przede wszystkim musieli posiadać bardzo dobrej klasy aparat fotograficzny),
tylko ja i Janusz Ostrowaki wiedzieliśmy kto tą pracę wykonywał.
156
Kolejne wydarzenia nastąpiły błyskawicznie po sobie. Najpierw
zostaliśmy, cała siódemka wezwani do Prokuratury w Dąbrowie Górniczej w dniu
21.10.1988 roku. Podczas narady ustaliliśmy, że ci którzy nie mieli do czynienia z
tego typu organami, powinni mówić, że interesuje ich tylko praca związkowa, a tak na
dobrą sprawę to zostali wciągnięci do tej grupy. Z otrzymanych wezwań ustaliliśmy
kolejność przesłuchiwanych. Ja miałem być ostatni, po Januszu Ostrowskim. Wszyscy
po przesłuchaniu mieli czekać na mnie.
Jako ostatni wszedłem do gabinetu prokuratora. Był to młody mężczyzna
trzydziesto paro letni nazywał się Maciej Makowski. Na początku był bardzo
uprzejmy, dziwił się tylko, że tak dobry pracownik jak ja, bierze się za coś, co jest
nielegalne i karalne. Wysłuchałem cierpliwie jego wynurzeń i odpowiedziałem, że
jeszcze nie tak dawno SB zażądała, by mnie zwolniono, a dzisiaj od pana dowiaduję
się, że jestem dobrym pracownikiem.
Co pan sobie myśli, my wiemy wszystko o panu.
Odpowiedziałem, że tylko tyle, ile wam agenci i funkcjonariusze SB
doniosą.
W kolejnych słowach, zaczął mnie straszyć konsekwencjami moich
działań, żądając zaprzestania nielegalnej działalności.
Odpowiedziałem: niech pan na to nie liczy.
Wyciągnął z biurka jakieś pismo, dał mi do przeczytania.
W piśmie tym prokuratura przestrzegała mnie przed prowadzeniem
dalszej nielegalnej działalności.
Proszę to podpisać.
Podpisując pismo powiedziałem:
Dopisuję, tu powiedziałem - że nie zaprzestam działalności w moim
rozumieniu legalnej i pismo podpisałem.
Bardzo go to zdenerwowało i podniesionym już głosem mówił coś o
legalnej władzy i o wysiłkach przez nią czynionych dla poprawy życia społeczeństwu,
a tacy jak ja to psują. Zdenerwował mnie tym, wstałem więc i ja z krzesła i
podszedłem do okna. Był to piątek. Na rogu ulic, Dąbrowskiego i 3-go maja, gdzie
mieściła się prokuratura po przeciwnej stronie była piekarnia i sklep jednocześnie,
wskazując palcem ogromną kolejkę za chlebem powiedziałem:
Będę tak długo działał, dopóki takie kolejki jak ta i wszystkie inne nie
znikną raz na zawsze z tego krajobrazu. Jest skandalem, żeby w tym kraju brakowało
nawet chleba, a pan mi tu mówi o legalnej władzy?. Zaskoczony byłem sam, swoją
postawą. O dziwo pan prokurator się nie zdenerwował odpowiedział tylko:
- Zobaczymy.
***
157
byłem. Rozmowę rozpoczął od stwierdzenia, że niezbyt ładnie się zachowałem u
prokuratora, miał przed sobą streszczenie.
Panie Władku, powiedział: - Kogo pan sobie dobrał do współpracy.
Dobrał?, przeleciało mi po głowie, wie, że dobierałem sobie ludzi.
- Pan jest w porządku.
- Janusz Ostrowski również.
- Ale W.?, coś panu pokażę;
Podszedł jeszcze raz do szafy pancernej, otworzył ją, wyjął z niej teczkę
i zaczął przeglądać. Na jednej ze stron się zatrzymał. W. pracował w SILMIE, (to taki
zakład produkujący silniczki elektryczne małej mocy – zbudowany przez
Japończyków) przyp. autora. W stanie wojennym, został przyłapany na bramie, jak
wynosił silniczki elektryczne, dostał za to 6 miesięcy więzienia i w więzieniu
podpisując współpracę z organami ścigania został zwolniony.
- To złodziej - tak się wyraził o W.
Oceniał, każdego z członków komitetu, ten nie występuje w naszych
aktach, ten też, dłużej zatrzymał się przy Sz., pokiwał tylko głową, tego, też bym
usunął na pana miejscu, nie precyzując dlaczego. Dwa nazwiska w ocenie por. Lasika,
nie pasowały do reszty.
- Powiedział mi to bez ogródek.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że SB nie należało ufać, nic mu nie
odpowiedziałem, porobił sobie jakieś notatki z rozmowy, niczego nie podpisywałem,
ku mojemu zaskoczeniu zresztą i na tym zakończyła się rozmowa. Na odchodnym
powiedział:
- Proszę się zgłosić w przyszły czwartek.
Czwartkowe spotkania z SB jak się później okazało, weszły do mojego
stałego kalendarza, odbywały się zawsze po pracy.
***
158
przerosło moje oczekiwania, gdy ludzie gremialnie zaczęli wstępować do
Solidarności. Liczba członków stale rosła, a już szczególnie po wydaniu pierwszego
numeru naszego pisma. W biuletynie pisaliśmy o wszystkich sprawach
bulwersujących załogę, o wszystkich zauważonych nieprawidłowościach, których było
dużo. Autorem artykułu mógł być każdy z pracowników, pod warunkiem, że pisał
prawdę. Za treść pisma odpowiedzialny był cały komitet i tylko on podejmował
decyzje o czym będzie się pisać. Komitet został zgłoszony do Regionu Śląsko –
Dąbrowskiej NSZZ Solidarność, przez Janusza Ostrowskiego, jako oficjalne działająca
struktura związku.
Były i problemy. Zaraz po ujawnieniu komitetu zaczęły kontaktować się
z nami małe grupy pracowników uważających, że to oni byli pierwszymi
założycielami i działaczami Solidarności, ale na pytanie o efekty, nie potrafili nic
konkretnego powiedzieć. Wtedy to uświadomiłem sobie, że kto ma prasę choćby w
postaci biuletynu, ten ma władzę. Zaproponowałem tym dwom, grupom, by się
przyłączyli do nas mających już konkretne dokonania i tak też się stało.
Aby bardziej zmobilizować pracowników do wstępowania do związku,
na wniosek kilku kolegów z zarządu postanowiliśmy zorganizować wiec w zakładzie.
Oczywiście na kilka dni przed wyznaczonym terminem wiecu, załoga została
poinformowana ulotkami i ogłoszeniami na wydziałowych tablicach ogłoszeń . Ulotki
były jak się okazało bardzo skuteczne, ponieważ ogłoszenia z tablic natychmiast były
zrywane. Odpowiedzialnymi za skuteczne informowanie załogi byli upoważnieni
pełnomocnicy. Zdarzały się i takie przypadki, że to kierownicy wydziałów lub ich
kadra niszczyli ogłoszenia.
Wiec został wyznaczony na 16.02.1989 roku w czasie łamania zmian
około 14:15, w wyznaczonym miejscu wewnątrz zakładu ale tuż przy bramie, na dość
rozległym placu, przy rampie która stanowiła podium i bezpośrednim sąsiedztwie biur.
Było miłym zaskoczeniem dla mnie i kolegów, jak ludzie zbierali się w grupki, ludzi
wciąż przybywało, okna dyrekcji wszystkie się pootwierały. Wyznaczyliśmy
członków, którzy mieli obowiązek liczenia zebranych. Ale nie tylko pracownicy się
zbierali, w tłumie było sporo SB i ich agentów, a na zewnątrz zakładu spore ilości
milicji. Wiec okazał się świetnym pomysłem. Przemawiałem do załogi przez około 10
minut, w czasie których, omówiłem konieczność powstania związku, który będzie
autentycznym wyrazicielem woli załogi, będzie dbał o interesy pracownicze, oraz o
poprawię warunków płacowych i socjalnych załogi. Na koniec przemówił jeden z
aktywistów, podkreślając inwigilację komitetu i samego przewodniczącego przez SB.
Każde przemówienie załoga kwitowała brawami. Wiecu nie można było przeciągać
ponieważ przewozy pracownicze odjeżdżały o 14, 30. Na bramie i obok stało dużo
funkcjonariuszy MO. Uzgodniliśmy, że ja będę wychodził otoczony wianuszkiem
kolegów i pracowników, jak się okazało było to skuteczne posunięcie, odprowadzono
mnie do samego autobusu. Według naszych wyliczeń, w wiecu uczestniczyło około
500 pracowników na placu, nie licząc urzędników w biurach, którzy słuchali
wystąpień przez okna. Był to bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę 3,500
zatrudnionych na 4 zmianach. Według SB w wiecu uczestniczyło około 150
pracowników, żartowałem, że resztę stanowili agenci i funkcjonariusze SB. Był to
świetny pomysł, również dlatego, że ludzie stali się odważniejsi i po wiecu gremialnie
159
wstępowali do Solidarności. Rosły również i wpływy ze składek, mogliśmy już bez
obaw wypłacać wszelkiego rodzaju zasiłki.
***
160
model gospodarki tak głęboko utkwił w głowach wielu, że nawet pierwszy nie
komunistyczny rząd Mazowieckiego poszedł tą drogą.
***
Minister Przemysłu
161
Następna sprawa bulwersująca załogę, to zwolnienie z pracy dwóch naszych
kolegów za majowe strajki 1988 roku. Nasze wystąpienie do dyrekcji o przywrócenie do
pracy spotkało się z odmową. Bez pracy pozostają koledzy Janusz Ostrowski i Krzysztof
Trzaska.
Za Komitet Organizacyjny
NSZZ Solidarność
Przewodniczący Władysław Bożek
162
- Powiedziałem, że jest to nierealne.
- Dla kombinatu to świetny interes – wystawicie nam takie rachunki, że
koks oddamy wam za darmo i tak będą jeszcze zaległości. Spotkanie nie zbliżyło
naszych stanowisk, każda ze stron pozostała przy swoim. Na odchodnym,
powiedziałem, jeśli się tak stanie jak pan mówi, to będą protesty, ze strajkiem
włącznie.
Jak się później okazało groźby naczelnego stały się faktem. Zaczęły się
przygotowania do przekazywania transportu do kombinatu. Odbyło się w tej sprawie
kilka nieformalnych spotkań, pomiędzy kadrą koksowni i kombinatu. Z przecieków,
które do mnie docierały, wynikało, że nasi przedstawiciele nie bronili niezależności
koksowni, wręcz przeciwnie zgadzali się na takie stanowisko jakie prezentował
kombinat. Omawiano już pewne założenia zmian.
Ponieważ Solidarność była jeszcze nielegalnym związkiem, ale obrady
okrągłego stołu były już faktem, postanowiłem działać. Wystosowałem pismo do
naczelnego kombinatu w dniu 10.04.89 r., a oto jego treść:
Minister Przemysłu
163
Metalurgicznego „Huta Katowice, wynikiem czego byłoby usamodzielnienie zakładów w nim
zrzeszonych. Uważamy, że forma wystąpienia nacechowana troską o naszą gospodarkę,
znajdzie sprzymierzeńca w Panu, gdyż powszechnie znane są zamierzenia reformatorskie
obecnego Rządu, jak i Pana Ministra. Niestety rzeczywistość okazała się zgoła inna, miast
postulowanej samodzielności podjęte decyzje zapowiadają skutek odwrotny. Decyzją
Dyrektora Kombinatu, zamierza się pozbawić Zakład Koksowniczy „Przyjaźń” transportu
kolejowego jak i samochodowego. Wydziały Kolejowy i Samochodowy mają przejść pod
Hutę Katowice. Zrodziło to zrozumiałe poruszenie załogi zakładu, a wrzenie na w/w
wydziałach. Pytamy więc, komu i czemu, takie decyzje mają służyć, czy w dalszym ciągu
szeroko rozumiana reforma, zależeć będzie od widzimisie ludzi małostkowych, lub jest to
program uparcie wdrażany przez Rząd. Wierząc w to drugie zwracamy się do Pana, Panie
Ministrze o ukrócenie takich praktyk i wstrzymanie egzekucji decyzji Dyrekcji Kombinatu.
Za Komitet Organizacyjny
NSZZ „Solidarność
Przewodniczący Władysław Bożek
164
partyjnej. Powoływany jest na drodze konkursu przez samorząd, lub w drodze referendum
może być odwołany. Spory pomiędzy Dyrektorem a samorządem przedsiębiorstwa rozstrzyga
ostatecznie Sąd, podobnie jak w przypadku sporów między przedsiębiorstwem a organami
państwowymi. Samorząd załogi jest niezależny od administracji, organizacji politycznych,
społecznych i związkowych. Członkowie jego organów znajdują się pod ochroną prawną.
Pracownicy zatrudnieni na stanowiskach kierowniczych, organizacjach politycznych,
społecznych lub związkowych nie mogą pełnić funkcji w samorządzie pracowniczym. Nie
trzeba nikomu udowadniać, że bez zaangażowania załogi nie wiele można zrobić. Czy
Przedsiębiorstwo Społeczne, może być gwarantem zaangażowania załogi?. Myślę że tak: po
pierwsze, właścicielem przedsiębiorstwa jest Rada Pracownicza, po drugie, to Rada
Pracownicza jest motorem napędowym w zakładzie, mając wpływ na płace poprzez właściwy
podział zysku, po trzecie: Rada Pracownicza jest niejako radą nadzorczą w
przedsiębiorstwach kapitalistycznych, po czwarte, wreszcie tylko Rada pracownicza może
pozbywać się majątku trwałego poprzez sprzedaż akcji lub t.p. Wszystkie te czynniki mogą
mieć duży wpływ na postawę załogi, jak również wynik ekonomiczny przedsiębiorstwa, a on
to w głównej mierze decyduje o zaangażowaniu. Nakreśliłem jeden z możliwych kierunków
reformowania naszej gospodarki o tyle niezwykły, że mieszczący się w realiach socjalizmu i
społecznej własności środków produkcji.
Władysław Bożek
***
***
165
O fakcie tym poinformowałem ścisłe grono moich kolegów z zarządu, a właściwie
siódemkę założycieli NSZZ Solidarność. Wszyscy wyrazili opinię bym na zaproszenie
pojechał. Właściwie działaliśmy jeszcze nielegalnie ale „okrągły stół” zbliżał się ku
końcowi, miałem oficjalne biuro z sekretarką i dwoma oddelegowanymi
pracownikami do pracy w związku, stosownie do liczby członków. Ja nie byłem
oddelegowany tak zdecydowałem sam, ale pełniłem w dalszym ciągu funkcję szefa
związku. Byłem zapraszany przez naczelnego na narady na których, prawie zawsze,
zabierałem głos, głównie w sprawach płacowych i socjalnych załogi. Moje
wystąpienia były na tyle interesujące, że naczelny wielokrotnie reżimowym
związkowcom dawał moją postawę za przykład, zresztą nie szczędziłem im
krytycznych uwag na temat ich działalności w okresie stanu wojennego i po nim.
Ponieważ miałem do dyspozycji Melexa to w razie potrzeby miałem możliwość
dojechania niemalże natychmiast do biura Solidarności.
Uroczystości dnia hutnika odbyły się w Pałacu Zagłębia w Dąbrowie
Górniczej. Część oficjalna była w sali teatralnej, były występy kabaretowe i pieśni
zaproszonych artystów. Zaproszenie było równocześnie miejscówką do siedzenia,
mnie przypadł fotel przy naczelnym kombinatu. Przywitaliśmy się - powiedziałbym
ciepło, chwilę porozmawialiśmy na ogólne tematy, wśród których na plan pierwszy
wysuwała się decyzja ponownej rejestracji naszego związku. Był to podstawowy
postulat Lecha Wałęsy podczas obrad, bez którego te rozmowy nie miałyby
najmniejszego sensu. Pytanie właściwie było tylko jedno, kiedy. Z ustaleń okrągłego
stołu wynikało, że nastąpi to po podpisaniu przez obie strony ostatecznych
dokumentów. Po występach zaczęliśmy się powoli rozchodzić, byłem umówiony z
kolegami w restauracji Stylowa na piwo. Już w holu asystent naczelnego kombinatu
podszedł do mnie i poinformował mnie, że naczelny zaprasza mnie na spotkanie
kameralne na Pogorii. Odpowiedziałem że jestem umówiony z kolegami, asystent
jednak nalegał abym przyjechał będzie czekał na mnie autobus i jak do niego wsiądę
to kierowca zawiezie mnie gdzie należy.
Poszedłem więc do restauracji, koledzy czekali przy piwie. Piwo na mnie
już czekało wypiłem go i powiedziałem, że zostałem zaproszony na Pogorię. Moją
informację przyjęli ze zrozumieniem i nakazali mi wręcz jechać, dopiłem piwo i
pożegnałem się z nimi. Pod PKZ rzeczywiście stał autobus, pusty, gdy wsiadłem
natychmiast ruszył.
Po przyjeździe do zakładowych ośrodków rekreacyjnych, wskazał mi
tylko gdzie mam iść i odjechał. Przed budynkiem stało kilkanaście osób sami
mężczyźni. W drzwiach stał sam naczelny kombinatu, przywitał mnie jeszcze raz i
poprosił do środka tam mnie przedstawił pozostałym, jako szefa solidarności z
koksowni. Sala była duża stoły ustawione w podkowę bez krzeseł zastawione
mnóstwem przekąsek na zimno. Dawno nie widziałem tylu szynek kiełbas, salami i
czego dusza zapragnie. Pełne salaterki najprzeróżniejszych sałatek i mnóstwo owoców
południowych. Zaraz przy wejściu kelner wręczył mi kieliszek, nalał i na zdrowie
wypiłem z naczelnym. Dyrektor, zaproponował na drugą nogę, wypiliśmy toast za
Solidarność i jak najszybszą ponowną rejestrację. Po czym poszedłem coś przekąsić
kieliszek miałem ze sobą. Nałożyłem sobie na talerz różnych przekąsek i rozpocząłem
konsumpcje. Podchodziło do mnie kilka osób z kierownictwa huty, każdy chciał się ze
mną napić, ale nie z każdym chciałem pić. Rozmowy toczyły się o tym, że to
166
nierozsądna decyzja o odłączeniu się od kombinatu, argumentowano, że koksownia
jest połączona z hutą taśmociągiem i że to praktycznie jeden organizm. Tłumaczyłem
im, że przecież koksownia pozostaje, i w dalszym ciągu będzie produkować koks dla
hut ,ale będzie samodzielnym podmiotem gospodarczym. Atmosfera nabierała
rumieńców towarzystwo lekko podchmielone stwarzało bardzo sympatyczną
atmosferę.
Rozglądając się po sali nagle zauważyłem znajome twarze, stali
niedaleko mnie obaj funkcjonariusze SB, Lasik i Tomzik. Widząc, że ich zauważyłem
szybko podeszli do mnie. Odsunąłem się nieco na bok,
- Witamy pana , panie Władku powiedział jeden z nich.
Co wy tu robicie zapytałem?.
Ano, pilnujemy pana żeby panu nic się nie stało.
A cóż mi się tu może stać.
No, no, nigdy nic nie wiadomo.
Właściwie to byli trzeźwi przynajmniej na oko. Jeden z nich przywołał
kelnera, kelner nalał w kieliszki, panie Władku, wreszcie możemy się napić. Na
zdrowie powiedział drugi wypiliśmy.
Właściwie to my się już od tak dawna znamy, że powinniśmy być
kolegami.
Panowie, odparłem, kolegów to ja sobie sam wybieram.
Słowa te nie sprawiły na nich wrażenia, stojący przy nas kelner nalał
jeszcze po jednym, wypiliśmy.
Rzekłem do nich panowie, przez tyle lat szukaliście po całym
województwie Andrzeja Katowickiego, chodziliście za mną, byliście moimi
opiekunami, a wiecie kto jest Andrzejem?,
- To ja .
Ty ?, niemożliwe.
A ja wskazując na Lasika porucznika , powiedziałem żartem:
Gdyby pan mnie złapał i aresztował dzisiaj byłby pan majorem.
Dzisiaj mogę, wam to powiedzieć, na dniach Solidarność będzie
przywrócona, to po pierwsze po drugie, Lechu przed okrągłym stołem poprosił o
rozwiązanie wszystkich podziemnych struktur, tym samym zostałem zwolniony z
przysięgi i mogę wam to powiedzieć.
Reakcja ubeków była niesamowita, niedowierzanie a potem grymas na
twarzach i złość.
Był to mój triumf, tyle przesłuchań i udręki - nigdy nie wiadomym było
czy z takiego przesłuchania wyjdzie się wolnym .
***
167
Odpowiedziałem: panowie, macie tylu informatorów, wiecie gdzie
gazetki są wykładane, to wasz agent powinien wam dostarczać oryginały.
- Mogę pana zapewnić, że ja również nie wiem kiedy się jakieś pismo
ukazuje.
Wiedziałem, że w biurowcu na parterze był stolik i parę krzeseł, na
wypadek gdyby jakieś pracownik chciał napisać pismo. Na tym to stoliku, koledzy
wykładali spore ilości ulotek i różnych pism Komitetu Organizacyjnego NSZZ
Solidarność. W ten sposób informowaliśmy urzędników o naszej działalności.
Wszystkie pisma znikały jak kamfora.
Przeglądając moją teczkę – zapytał:
- Panie Władku, pan nigdy nic nie widział, nic nie słyszał.
- Czy panu, coś mówi pseudonim, albo nazwisko Białek?.
- Odpowiedziałem, nie, nic
- Niech pan się dobrze zastanowi, powiedział patrząc mi w oczy,
wydawało mi się, że miał coś ważnego na uwadze.
- Prawdą a Bogiem, rzeczywiści, nic mi nie mówiło.
Dopiero, w przyszłości miało się okazać, co miał na myśli oficer SB.
***
168
wszystkiego - od jej głosu, nawet na koniec świata. Gdy pojawiała się policja, to z
reguły trzymała jej stronę, to ja według policji wszczynam awantury - byłem bezsilny.
Przypominam, panu jeszcze raz, powiada Sędzina czy zgadza się pan na
rozwód?.
Tak, Wysoki Sądzie.
W takim razie proszę opuścić salę, Sąd musi się naradzić.
Wyszliśmy, chodząc po korytarzu widziałem, jak żona wnikliwie
rozmawia ze swoją siostrą. Patrząc na Elżbietę, zauważyłem w jej oczach ulgę.
Później, po kilku latach, mąż Elżbiety dostarczył mi kserokopię
scenariusza, co miała mówić w sądzie, jako świadek w przypadku, gdybym nie
wyraził zgody na rozwód.
Po kilkunastu minutach, zostaliśmy ponownie poproszeni na salę
rozpraw.
Sędzina, odczytała... w imieniu Polskiej Rzeczpospolitej, itd. postanawia
rozwiązać związek małżeński bez orzekania o winie itd.
Wyrok uprawomocnił się po 21 dniach.
Było to dnia 13.06.2002 roku.
Ale moje kłopoty dopiero miały się zacząć.
****
169
pewnego razu zapytałem, co tak długo to trwa, a te wizyty wcale ci nie pomagają,
wychodzisz z nich w gorszym stanie.
- Odpowiedziała, że ciągle jej coś wynajdują, badają i nie wie, co tak
naprawdę jej dolega.
- Właściwie - to, co ci dolega?, spytałem.
- Przecież gdy pracowałaś to prawie nigdy nie bywałaś u lekarzy.
- To dobra przychodnia mają tu dobrych lekarzy.
- Odpowiedziała.
- Tą odpowiedź przyjąłem jako wystarczającą.
Nigdy jednak nie wszedłem do tej przychodni, by zobaczyć ilu tam,
rzeczywiście oczekuje pacjentów. W okresie tym wierzyłem jej jak każdy mąż swojej
żonie i do głowy mi nie przyszło by sprawdzić, to co mówi. Pewnego razu zaprosiłem
mojego lekarza z firmy, który znał wielu doskonałych specjalistów, by pomógł żonie.
Jakoś rozmowa się nie kleiła, na propozycje doktora - skierowania do specjalistów w
Katowicach nie wyraziła jednak ochoty. Wszystko jej przeszkadzało, nawet kuchenka
gazowa, twierdziła, że za wąska. Przecież cała kuchnia została wykonana na
zamówienie tłumaczyłem, a kuchenka była typowa i wmontowana w całość
umeblowania. Pewnego wiosennego dnia 2000 roku, a była to sobota, gotując obiad w
jakimś tylko jej znanym podnieceniu, biegając po kuchni w drewniakach pośliznęła się
i tracąc równowagę włożyła do gotującego się rosołu całą rękę razem z łokciem.
Natychmiast zawiozłem ją na pogotowie, tam ją opatrzono, oparzenia były znaczne.
Stwierdziłem tylko wracając do domu, że została ukarana, za wyzwiska kierowane pod
moim adresem za kuchnię. Rany jednak szybko się zagoiły nie pozostawiając żadnych
blizn.
***
170
Witek jakby nie zauważył mojego pytania, i kontynuował dalej. Twoja
była żona leczyła się w tutejszej przychodni (to przychodnia dawnego MSW),
przywoziłeś ją tu, spacerowałeś z psem po osiedlu, a wiesz co ona tu robiła?.
- Była szkolona w najdrobniejszych szczegółach jak ma cię wykończyć.
Pociemniało mi w oczach. Przecież nikomu nie mówiłem, że woziłem tu
żonę a tym bardziej, że spacerowałem z psem.
- Co ty mówisz?
- Tak było, odpowiedział Witek.
Wszystko to jest nagrane na taśmach. Jeśli założysz sprawę w sądzie, to
ktoś jest gotów być twoim świadkiem i wszystko w sądzie powie.
- Ale kto to jest.
- Nic więcej Ci już nie powiem na ten temat.
Słuchaj Witek, nie mogę przecież zakładać sprawy sądowej, mojej byłej
żonie, jeśli nie znam świadka, nie wiem nawet kim jest.
Wystąpiłem do IPN jako „poszkodowany” o udostępnienie mi nazwisk
agentów i donosicieli i czekam na dopowiedz.
***
171
Na podstawie art. 217 § 2 pkt. 1 ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r.
Kodeks postępowania administracyjnego (Dz. U. Z 2000 r. Nr 98, poz. 1071), w
związku z wniesieniem przez Pana Władysława Bożka pytania, o którym mowa w art.
30 ust. 2. ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji
Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz. U. Nr 155, poz. 1016, z 1999 r.
Nr 38, poz. 360 oraz z 2000 r. Nr 48, poz. 553), zaświadcza się, na podstawie
posiadanych i dostępnych dokumentów zgromadzonych w zasobie archiwalnym
Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu, że Pan Władysław Bożek jest pokrzywdzonym w rozumieniu art. 6 w/w
ustawy.
Pieczęć i podpis
Naczelnika Oddziałowego Biura Udostępniania
I Archiwizacji Dokumentów w Katowicach
Jolanta Nowak
- treść drugiego:
Pieczęć i podpis
Jak wyżej
- i treść trzeciego:
Pieczęć i podpis
Jak wyżej
172
W wyznaczonym dniu zgłosiłem się do Oddziału IPN w Katowicach
celem zapoznania się z aktami operacyjnymi bezpieki. Były to luźne kartki w teczce,
około 220 dokumentów, część tych dokumentów zamieszczam na końcu książki.
Wybrałem 74 dokumenty i złożyłem wniosek (tylko jeden egzemplarz) o skopiowanie
tychże. Akta oznaczone były numerem IPN Ka 048/568. Z akt wynikało, że z bezpieką
w tej sprawie, współpracowało 17 tajnych agentów, o następujących pseudonimach:
Michał, SJ, Zdzichu, Narcyz, 09, Janosik, Dawid, Brzoza, Mickolz, Misiu, Szczepan,
Stańczyk, Janusz, August, Edward, Waldek, Hickok. Złożyłem więc wniosek o
odtajnienie nazwisk tych agentów i współpracowników bezpieki. Po wielu pismach i
odwołaniach, dnia 10 stycznia 2008 r. została podjęta ostateczna decyzja o odmowie
podania mi nazwisk oraz dalszych danych identyfikujących tożsamość osób
występujących pod podanymi pseudonimami. Uzasadnienie IPN jest bardzo mgliste
np. że nie zachowały się dowody donoszenia na mnie, że pod danym pseudonimem
znajduje się kilka nazwisk. Moje logiczne rozumowanie podpowiada mi, że jeśli w
moich aktach operacyjnych funkcjonariusz SB pisze, że należy uruchomić agenturę i
podaje pseudonimy agentów, którzy mają się zainteresować mną, a nie zachowały się
dowody (donosy) na piśmie, to ja uważam, że mam prawo poznać nazwisko tego
agenta. Niestety IPN uważa inaczej. Przecież taki człowiek nie znalazł się tam
przypadkiem, musiał wyrazić zgodę i podpisać współpracę z bezpieką i już sam ten
fakt jest naganny, a jego nazwisko powinno być znane, przynajmniej mnie. Można na
tej podstawie myśleć, że IPN będąc w posiadaniu dokumentów o agentach chroni ich
pomimo tego, że ze społecznego punktu widzenia takie postawy uznano za naganne.
Jest i inna zastanawiająca sprawa. Udostępnione mi akta obejmowały
okres tworzenia Solidarności w Koksowni „Przyjaźń”, a przecież zostałem
aresztowany w grudniu 1981 r. Na moje pytanie czy to są wszystkie dokumenty na
mój temat pani w IPN odpowiedziała, że tak.
Przecież razem z kolegami z Huty Katowice tworzyliśmy od podstaw
Niezależny Związek Zawodowy a następnie NSZZ Solidarność, aż wierzyć mi się nie
chce aby bezpieka się nami nie interesowała. Również w latach osiemdziesiątych
przesłuchiwany byłem kilkakrotnie przez funkcjonariuszy SB i z tego okresu nie
zachowały się żadne dokumenty?.
Doskonale pamiętam, jak po jednym z przesłuchań funkcjonariusz SB
relacjonował mi moje spotkania z „podejrzanymi elementami”, tak nazywano osoby
zagrażające bezpieczeństwu PRL. Nawet po jednym z takich przesłuchań, zwierzyłem
się Włodkowi Kapczyńskiemu , że muszę mieć założony podsłuch. Włodek
zaproponował mi, że postara się o urządzenie wykrywające „pluskwy”, jak nazywano
elementy podsłuchu. I rzeczywiście dostarczył mi takie urządzenie wraz z instrukcją
obsługi. Przez kilka dni sprawdzałem pomieszczenia mieszkalne o różnych porach
dnia i nocy, ale nic nie wykryłem. Na kolejnym przesłuchaniu, historia się znowu
powtórzyła wiedzieli kiedy i z kim się spotykałem nie znali tylko szczegółów i ode
mnie chcieli się tego dowiedzieć. I znów testowanie, wykrywaczem podsłuchu, tym
razem jednak wykryłem podsłuch w pionie, gdzie mieściły się wszystkie rury ale tak
nisko jakby u sąsiada z niższego piętra. Był to dla mnie sygnał by w domu, całkowicie
zaprzestać rozmów na tematy będące w zainteresowaniu bezpieki. Był to okres kiedy
to już mocno działałem w konspiracyjnej „Sieci”.
173
***
174
Jest jeszcze, przecież Prokuratura pomyślałem tam będę miał możliwość
złożenia zeznań. Policjant skrupulatnie zapisał odmowę i dał mi do podpisania
protokół. Przesłuchanie się zakończyło, jest pan wolny oświadczył na zakończenie.
Niestety, po kilku tygodniach otrzymałem list polecony z prokuratury, a
w nim akt oskarżenia i informacje, że został przesłany do Sądu Grodzkiego. W ten
sposób zostałem pozbawiony złożenia wyjaśnień w tej sprawie. Z sądu otrzymałem
wezwanie na rozprawę, która została wyznaczona na styczeń 2003 roku. Po
otrzymanym wezwaniu, złożyłem na piśmie wyjaśnienie, którego nie udało mi się
wcześniej złożyć na policji i prokuraturze. Właśnie w tamtym okresie napisałem ten
wiersz:
175
znajomych, zmuszona przez prokuratora do podania nazwisk osób do których ja
mówiłem obelżywe słowa, w końcu odmówiła ich podania.
Poproszony o zadanie świadkowi pytań – zapytałem?
Jeśli nasz związek małżeński praktycznie nie istniał, to dlaczego?, latem
2000 roku kupiłem Ci na 30 lecie małżeństwa, pierścionek z brylantem?.
Odpowiedziała, ale mi pierścionek za 600 zł.
Było to oczywiste kłamstwo, pierścionek kosztował kilka ładnych
tysięcy i na moją sugestię sprawdzenia tego, sędzina odpowiedziała, nie ma takiej
potrzeby.
Moi świadkowie, 4 osoby, znajomi, którzy wielokrotnie bywali w moim
domu, również na wielu imprezach nie potwierdzili oskarżeń, ale to nie miało żadnego
znaczenia dla sądu. Mało tego, zostali uznani za niewiarygodnych, ponieważ zdaniem
sądu nie podałem ich w dochodzeniu i ich zeznań nie można było zweryfikować.
Dla sądu nie miało również znaczenia, że świadkami oskarżenia była
tylko najbliższa wybrana, rodzina, byłej żony. Świadkami oskarżenia były tylko dwie
osoby.
Takie jest prawo, by można wnieść akt oskarżenia, potrzebnych jest
minimum dwóch świadków.
A przecież powoływała się na imprezy rodzinne i towarzyskie.
Widać sąd uznał, że takie imprezy odbywały się w towarzystwie jej
siostry i córki.
W imprezach, każdorazowo uczestniczyło co najmniej kilkanaście osób.
Ale nikt z tych osób nie zechciał być świadkiem oskarżenia.
Były to, widoczne gołym okiem laika, uchybienia procesowe. Sąd wydał,
takie jest moje zdanie, wyrok znacznie wcześniej nim zakończył się proces.
Niestety już na żadną z rozpraw, jako prokurator, nie pojawił się
mężczyzna z oczywistą szkodą dla mnie.
W dniu 19 grudnia zapada wyrok. Pani prokurator, w mowie końcowej,
żąda 1 roku więzienia z zawieszeniem na 3 lata.
Sąd, to podwyższa i skazuje mnie na 1 rok więzienia w zawieszeniu na 4
tata.
Na ogół bardzo rzadko sąd podwyższa karę, wyżej niż żąda tego
prokurator.
Jak perfekcyjnie był to przygotowany proces, dowiedziałem się dopiero
później.
Zażądałem orzeczenie sądu na piśmie. Zamieszczam go na końcu
książki, bardzo ciekawym wątkiem orzeczenia sądu jest ujęcie zeznania szwagra byłej
żony, który nie potwierdził oskarżeń, ale i tak to koleruje?, z całym zebranym
materiałem dowodowym.
Cały proces został perfekcyjnie przygotowany i przeprowadzony, i
pomimo odwołań do wyższych instancji wyrok został utrzymany.
***
176
na piwie spotkali się z nim. On to ze smutkiem opowiedział im, że moja była żona
wielokrotnie zmuszała tak jego jak i swoją siostrę do bycia świadkiem w procesie
przeciwko mnie. Właściwie swoją siostrę kupiła, ale on odmówił, i zaskoczony był, że
ja podałem go na świadka.
Prawda była taka, że to nie ja go podałem za światka a prokurator,
mężczyzna, który był tylko raz na sprawie. Słusznie rozumując, skoro, siostra mojej
byłej żony była świadkiem pobicia, a przecież była z mężem, to jego zeznania w
sprawie miały kluczowe znaczenie. Niestety nie dla sądu.
Znajomego zapytałem, czy powtórzy to przed prokuratorem.
Odpowiedział, że tak. W związku z tym wystąpiłem do prokuratury z wnioskiem o
podejrzenie popełnienie przestępstwa. Po przeprowadzonym śledztwie, przez policję,
oczywiście miałem wgląd w materiały śledztwa, poinformowano mnie, że akta sprawy
przekazują do prokuratury.
Na szczególną uwagę zasługiwały zeznania siostry byłej żony, która
zeznała, że nie była świadkiem pobicia siostry przeze mnie, przy okazji pieczonek.
Podczas prowadzonego procesu, sędzina tak manipulowała zapisami do
protokołu, że rzeczywiście takiego zapisu nie było. Pomimo, że na sali rozpraw takie
pytanie padło z mojej strony.
Czy świadek był kiedykolwiek obecny podczas awantury w moim domu.
Odpowiedź, tak zawsze.
Pamiętam to dobrze, ale takiego zapisu w protokole nie było.
Było tylko dość ogólnikowe sformułowanie, że awantury w domu się
odbywały.
Również jej mąż wyparł się spotkania z Werenerem i takiej rozmowy.
Z prokuratury otrzymałem powiadomienie wraz z orzeczeniem, że akta
sprawy zostały przekazanie do sądu.
Po kilku dniach, otrzymałem wezwanie z sądu. W wyznaczonym dniu,
wstawiłem się i sędzia oświadczył mi, że wyrok w tej sprawie dawno już się
uprawomocnił, a sąd z urzędu nie może wszcząć tej sprawy. Ale doradził mi, bym je
oskarżył z powództwa cywilnego, wziął sobie dobrego adwokata, a dowiodę, że i była
żona i jej siostra kłamały, a zatem złożyły fałszywe oświadczenia.
Właściwie to na tym zakończyła się cała sprawa, zniesławienia mnie i
skazanie za niepopełnione czyny.
Postanowiłem, więcej nie ruszać tej sprawy. Niech żyją obydwie
siostrzyczki dalej, z bagażem podłości w swoich sercach i mam tylko cichą nadzieję,
że kiedyś obudzi się w nich sumienie.
Cała ta sprawa, przecież dość banalna zasługuje jednak na głębszą
refleksję. Każda dobrze przygotowana sprawa, przed podobno, niezawisłym sądem,
znajdzie finał w postaci wyroku skazującego.
Jakim trzeba być podłym, by oskarżyć i skazać niewinnego człowieka.
Tak przecież dawniej bywało, gdzie sądy, stanowiły zbrojne ramię, systemu
politycznego, ale obecnie?. Wydaje mi się, że systemy polityczne są mniej zbrodnicze
niż podłość człowieka.
Pojawia się jeszcze jedna refleksja, kto?, tak perfekcyjnie przygotował to
wszystko, bo na pewno nie moja była żona. Pytanie to pozostawiam czytelnikowi.
177
4. Podsumowanie.
Właściwie, to całe moje życie, tak w młodości jak i będąc już dorosłym i
dojrzałym mężczyzną przeżyłem jakby obok komunizmu. Pierwszy raz z perfidią
komunistyczną spotkałem się będąc jeszcze chłopcem, na początku lat pięćdziesiątych.
Mieszkając u babci pewnego razu znalazłem się na przepastnym strychu budynku.
Było tam kilka kufrów zapełnionych różnościami, od zastaw stołowych po
najróżniejsze ubrania. Przeglądając jeden z nich natrafiłem na pisma, wydane w
języku polskim ale datowane, bodajże na 1943 lub 1944. Czytać już umiałem, zresztą
nauczyłem się tego dość wcześnie. Były to pisma, tygodniki lub miesięczniki o ładnej
grafice i bardzo wyraźnym druku. Moją uwagę zwróciły zdjęcia, bardzo wyraźne z
ekshumacji Polaków pomordowanych w Katyniu. Zdziwiło mnie jedynie to, że pisma
178
były w języku polskim a przecież data wydania wskazywała, że Polska była w niewoli
pod okupacją niemiecką. Pism, jak zapamiętałem było kilkadziesiąt. Wiele czasu
zajęło mi przeczytanie tego co zawierały. Otóż z pism tych dowiedziałem się, że
Niemcy powołali specjalną komisję pod patronatem Czerwonego Krzyża, której
zadaniem było odkopanie grobów i ekshumowanie ofiar pomordowanych. Byli to
Polacy w mundurach, świadczyły o tym orzełki na guzikach i inne dystynkcje oraz
dokumenty osobiste, zdjęcia i notatki. Do każdego zdjęcia był komentarz, podawane
były nawet nazwiska i zdjęcia które mieli przy sobie. Czytając to, z moich oczu
płynęły łzy, było to niesamowite przeżycie dla takiego dziecka. Niemcy dowodzili, że
zbrodni dokonali sowieci. Odkryte mogiły pomordowanych Polaków zrobiły na
Niemcach tak ogromne wrażenie, że postanowili dowieść kto dokonał tej potwornej
zbrodni. Jak zawsze odkładałem te pisma na miejsce i przysypywałem tym czym były
przykryte. Ale mojej babci nie uszło uwagi moje zachowanie i smutek na mojej
twarzy. Nic do tej pory nie mówiłem, gdzie chodziłem i co robiłem, ale przenikliwy
wzrok babci zmusił mnie pewnego razu do zadania pytania.
- Babciu, co to był Katyń?
- Zamiast odpowiedzi usłyszałem, szperałeś na strychu.
Nic nie odpowiedziałem, ale na drugi dzień, gdy znalazłem się ponownie
na strychu pism już nie było. Zniknęły – nie miałem odwagi zapytać, co się z nimi
stało i nigdy takie pytanie nie padło. Dziś to rozumiem a i wtedy wiedziałem, że taka
informacja, gdyby wyszła poza mury domu była wręcz śmiertelnym zagrożeniem dla
wszystkich. Pamiętam doskonale jak funkcjonariusze MO, w tamtym okresie, mając
jeszcze polowe mundury wojskowe, i tylko czerwona opaska na lewym ramieniu z
białymi literami MO odróżniała ich od wojska, szwędali się po całej miejscowości
zaczepiając dzieci takie jak ja i obiecując cukierki nakłaniali do zwierzeń o swoim
domu, sąsiadach, o tym co się dzieje po nocach itp. Będąc świadkiem aresztowania
ojca i dramatów na tym tle w domu, zapałałem do nich ogromną nienawiścią. System,
który wtedy się rozprzestrzeniał był rzeczywistym złem, to utkwiło mi głęboko w
pamięci, wprowadzając mnie z tym, w dorosłe życie. Nigdy nie należałem do ZMS
(związek młodzieży socjalistycznej) a tym bardziej do PZPR, uważając te organizacje
za wrogie, przynoszące wiele nieszczęść obywatelom i samej Polsce. Zmieniali
wszystko, zabierali majątki i fabryki. Nawet młyn wodny, który zapamiętałem z
młodości upaństwowiono, a wobec wielkiej niechęci właściciela, nakazano jego
rozebranie pozostawiając tylko ogromny staw, gdzie z resztą kolegów chodziliśmy się
kąpać. Zlikwidowano go dopiero na początku lat siedemdziesiątych, pozostawiając po
nim rozległe łąki.
Tak jakoś potoczyło się to moje dorosłe życie, że tam gdzie pracowałem
nie zmuszano nikogo do wstępowania do PZPR. Pracowałem w budownictwie w
firmie która zajmowała się robotami elektrycznymi, to mi odpowiadało. Chciałem
awansować, oczywiście ale nie za cenę legitymacji. Ucząc się specyfiki zawodu,
zdobywałem coraz to większą wiedzę i kwalifikacje. Moim największym marzeniem
było zostanie członkiem grupy rozruchowej. Tu decydowała tylko wiedza, a mając ją
spełniły się moje marzenia, legitymacja na moje szczęście nie była najważniejszym
czynnikiem. Praca ta dawała mi wiele satysfakcji. W latach siedemdziesiątych – bumu
gospodarczego Gierka, liczyła się każda głowa w tym zawodzie. Uruchamiałem coraz
to nowe zakłady, mogąc zaprezentować swoją rozległą wiedzę, wszystko to sprawiało
179
mi ogromną radość, byłem potrzebny, nikomu nawet do głowy nie przyszło pytać o
legitymację.
Pierwszy kontakt z UB (urząd bezpieczeństwa) miałem w 1964 roku,
kiedy to po zabójstwie Prezydenta USA Kenediego, trwała kampania wyborcza na
jego następcę. Jednym z kandydatów był Goldwater, który na spotkaniach wyborczych
podkreślał, że jak zostanie prezydentem, to zniszczy komunizm. Nasłuchując wraz z
kolegami „Radia Wolna Europa” w internacie gdzie mieszkałem, wśród szumów i
trzasków zagłuszarek, informacje takie przyjmowaliśmy z entuzjazmem. Nadeszły
wakacje. Postanowiliśmy działać. Prawie na, każdym moście w tamtych czasach,
zamocowane były ogromne hasła np. „Socjalizm to dobrobyt” „Wszyscy popieramy
zdobycze socjalizmu” i wiele jeszcze grubszych. W nocy z 21 na 22 lipca 1964 r
zakrywając te hasła, powiesiliśmy nasze „Niech żyje Goldwater pogromca
komunizmu”. Dokonaliśmy tego na kilku, bodajże 4 kluczowych mostach
województwa rzeszowskiego oddalonych od siebie o wiele kilometrów. Był to może
wybryk, ale dobrze przygotowany i wykonany, i jak miała przyszłość pokazać właśnie
to pokolenie doprowadziło do upadku komunizmu, nie tylko w Polsce. Minęły
wakacje, rozpoczęła się nauka. Mniej więcej w połowie września, przyjechała
bezpieka do szkoły i w kajdankach zabrali mnie do komendy. Tam zauważyłem
Franciszka Żabę szefa naszej grupy, Franka również skutego przeprowadzali do
innego pokoju i dlatego go zauważyłem. Zostałem doprowadzony do pokoju w którym
znajdowało się jedno biurko i dwa krzesła. Kajdanki mi zdjęto. Za biurkiem siedział
cywil, a przed sobą miał kartkę maszynopisu a na niej pytania, chyba jak
zapamiętałem ponad dwadzieścia.
Rozpoczęło się przesłuchanie. Nie pytano mnie o nazwisko i imię,
żadnych danych osobistych. Pierwsze pytanie było, czy kiedykolwiek byłem w
Muninie i innych miejscowościach, których już nie pamiętam. Odpowiedziałem, że
nie, może kiedyś tylko przejeżdżałem ale nie pamiętam. Muninę pamiętałem, po
pierwsze, że tam ja z kolegą wieszaliśmy transparent, był tam duży most nad drogą.
Siedząc po drugiej stronie biurka mogłem i czytałem pytania, niektóre z nich były
rozszerzane o dodatkowe. Odpowiedzi moje były krótkie i pewne. Jeśli pytanie było
jasne odpowiadałem zgodnie ze swoją wiedzą, jeśli było skomplikowane
odpowiadałem, że nic nie wiem. Pytanie o mosty uświadomiło mi, że szukają tych,
którzy wieszali hasła. Organizacja nasza polegała na tym, że nikt z nas nie wiedział
kto co ma wykonać, wiedział to jedynie Franek. Obawiałem się, że może sypnie, ale
na wszelki wypadek nic nie widziałem. Sprawa mostów nie była najważniejszą.
Funkcjonariusz bezpieki poinformował mnie, że jestem członkiem nielegalnej grupy,
która siłą planuje obalenie socjalizmu. Informował mnie, że dowód na to, że tak jest,
jak mówi znajduje się na schemacie, który został zabezpieczony przy Franciszku
Żabie, gdzie jest umieszczone moje nazwisko jako minister finansów przyszłego
rządu. Stanowczo zaprzeczyłem temu. Nigdy w dyskusjach z Frankiem nie
rozmawialiśmy na ten temat, informował mnie, że jest organizowana grupa ludzi
pewnych i poważnych i widziałby mnie w tej grupie, ale nie było mowy o
wstępowaniu. Nie miałem pojęcia dlaczego umieścił mnie na tej liście. W rozmowach
z nim podkreślałem, że najpierw muszę skończyć szkołę zdobyć zawód a później
możemy rozmawiać na ten temat. Zaprzeczyłem w sposób zdecydowany, że nic mi nie
wiadomo o takiej grupie. Jak to w internacie odwiedzaliśmy się w pokojach, i
180
rozmawialiśmy o różnych sprawach, ale nigdy o obaleniu socjalizmu. Przecież, każdy
może wymyślić sobie jakąś bzdurę i umieścić tam jakieś nazwiska, to może być
również prowokacją.
Przecież wiecie, że jestem dobrym uczniem, mam swoje zdanie na temat
otaczającego mnie świata, ale siłą obalać socjalizm, to mi się nie mieści w głowie.
Ubek wszystko zapisał i stwierdził, jeszcze to sprawdzimy, po czym przesłuchanie
zostało zakończone, a mnie przeprowadzono do pokoju w którym była tylko jedna
prycz z desek przymocowana do ściany i zamknięta, żadnych innych przedmiotów,
siadłem więc na podłodze w kącie i w takiej pozycji głównie się znajdowałem. Od
czasu do czasu wstawałem by rozprostować kości i pochodzić. Tak przesiedziałem
noc, rano przyniesiono mi czarną kawę, chleb i pasztetową. Po posiłku rozpoczęło się
ponowne przesłuchanie, ubek najpierw stwierdził, że nie mówiłem prawdy ale wobec
mojego zdecydowanego sprzeciwu, stwierdził – jesteście rzeczywiście dobrym
uczniem i źle by było gdybyście przystępowali do nielegalnych organizacji.
- Powiedziałbym, że był to moralny wykład.
Dał mi protokół do przeczytania i podpisując go, stwierdził – będziemy
was obserwować i jeśli podpadniecie to zamkniemy was na dobre, jesteś wolny i nie
musisz dzisiaj iść do szkoły, spytałem tylko która jest godzina, było jak pamiętam
około południa. Franek niestety nie wyszedł i do dnia dzisiejszego nic o nim nie wiem.
Po ukończeniu szkoły podjąłem pracę na Śląsku w firmie zajmującej się
robotami elektrycznymi głównie w elektrowniach. Skierowany zostałem do Pątnowa
gdzie była budowana elektrownia opalana węglem brunatnym. Dwie podobne
elektrownie Konin i Gosławice już pracowały. Elektrownia Pątnów zlokalizowano nad
jeziorem o tej samej nazwie. Nie posiadała chłodni kominowych a chłodzenie pary po
wyjściu z turbiny odbywało się w ogromnych rurach zanurzonych w jeziorze. Była to
całkowicie nowa inwestycja gdzie jako młody człowiek uczyłem się wszystkiego od
nowa. Wiedza zdobyta w szkole niewiele pomagała. Staż trwał 3 miesiące w trakcie,
których zapoznawaliśmy się z rzemiosłem na różnych obiektach elektrowni. Ciągłe
zmiany nie stwarzały zadowolenia z pracy, ale dopiero pensja dawała radość. Po raz
pierwszy miałem do dyspozycji swoje własne pieniądze. Staż pracy zakończył się
egzaminem po 3 miesiącach pracy.
Służba wojskowa wyzwoliła kolejną porcję niechęci do systemu
komunistycznego. Na każdym kroku widoczna była bezmyślność i wręcz głupota
oficerów. Nie będąc partyjnym, omijały mnie awanse, nawet na urlop taryfowy nie
udało mi się pojechać i zapłacono mi za niego wychodząc do rezerwy. I chociaż nigdy
nie byłem ukarany nawet naganą, to byłem traktowany jak obcy. Jest mało
prawdopodobne by bezpieka miała wpływy w wojsku, coś w tym jednak było, gdyż
traktowany byłem inaczej niż pozostali żołnierze. W chwilach trudnych zacinałem
zęby, mówiąc sobie, z każdym dniem bliżej cywila. Tak minęło 24 miesiące i nadszedł
wreszcie dzień cywila, a więc to ja sam miałem decydować o sobie. Ministrem obrony
był Spychalski i służba wojskowa w tamtym czasie była nie najgorszym obowiązkiem
młodego człowieka. Byłem sprawny fizycznie, strzelałem dobrze, byłem nawet
strzelcem wyborowym, jednak noszony mundur mnie uwierał, nie czułem się w nim
dobrze. Do cywila wyszedłem w październiku, a już od 1 listopada poszedłem do
pracy.
181
Trafiłem na budowę elektrowni do Łagiszy koło Będzina. A po roku
pracy skierowano mnie na budowę cukrowni w Czechosłowacji do małego miasteczka
Hruszowany. Było to w dwa lata po inwazji „bratnich krajów socjalistycznych”.
Pamięć o tamtych wydarzeniach była wśród czechów jeszcze bardzo żywa. Dziwiła
mnie postawa czechów, którzy nigdy nie narzekali na system, właściwie to, bali się
nawet o nim mówić. Cukrownię budowaliśmy my Polacy, Czesi tylko pod koniec
budowy się pojawili, po to, by zapoznać się z urządzeniami. Wydarzenia grudnia 1970
roku w Gdańsku spotkały mnie w Czechosłowacji. Informacje o tych wydarzeniach
czerpałem z nasłuchu „Radia Wolna Europa”. Odbiór był nie najgorszy, mniejsze
szumy niż u nas w kraju. Jaruzelski będąc wówczas ministrem Obrony Narodowej,
któremu podlegało wojsko, właśnie to wojsko strzelało do niewinnych ludzi na
przystankach kolejki podmiejskiej. I choć do dnia dzisiejszego, nie udało się ustalić
kto wydał rozkaz strzelania, to odpowiedzialność leży po stronie Jaruzelskiego.
Wynikiem tych wydarzeń były głębokie zmiany w PZPR i samym biurze politycznym.
Te informacje łącznie z komentarzami o zbrodni ludobójstwa w Gdańsku mogłem
słuchać tylko w radiu „Wolna Europa”. Na budowie, te wydarzenia spotkały się
również z potępieniem i były jednoznacznie komentowane, komuniści poraz kolejny
strzelali do niewinnych ludzi. Co rozsądniejsi koledzy zaczęli myśleć o ucieczce.
Hruszowany znajdowały się tuż przy austriackiej granicy. Rozciągały się tam rozległe
bagna, nawet linia kolejowa w pewnym miejscu przechodziła przez skrawek Austrii.
Na około 2,5 tysiąca załogi, od jesieni 1969 r. do wiosny 1970 r., uciekło przez granicę
około 700 osób. Kilku moich kolegów z którymi razem pracowaliśmy, zaczęło
planować ucieczkę. Namawiano mnie do przyłączenia się i razem opuszczenia kraju.
Odmówiłem. Powodem odmowy był zaplanowany mój ślub na sierpnień 70 roku.
Nawet ich odprowadziłem do miejsca gdzie przekroczyli granicę. Zaskoczeniem dla
mnie, było wezwanie mnie pewnego dnia do kierownictwa budowy, gdzie przekazano
mi widokówkę z Austrii, w której koledzy przesyłali mi najlepsze życzenia
podkreślając, że jest im smutno beze mnie. Z treści dowiedziałem się, że znajdują się
w obozie dla uchodźców i za około 3 do 6 miesięcy wyjadą jedni do Kanady inni do
USA. Widokówka adresowana była na budowę na moje nazwisko. Kierownik
budowy wskazał cywila, który chce ze mną porozmawiać. Cywilem okazał się
funkcjonariusz bezpieki, który wypytywał mnie o szczegóły ucieczki, podkreślając, że
musiałem wiedzieć o ucieczce ponieważ z treści wynika, że byliśmy w zażyłych
stosunkach koleżeńskich. Nie zaprzeczałem tego, ale nic nie wiedziałem o ich planach
odpowiedziałem. Ubek spisał to wszystko skrzętnie, zatrzymał widokówkę,
oświadczając mi, że jest to dowód w sprawie.
O całej sprawie zapomniałem dość szybko. Za miesiąc miałem jechać do
kraju gdzie czekały mnie przygotowania do ślubu. Zgodnie z kontraktem po 3
miesiącach pracy przysługiwał trzydniowy urlop, wobec tego, że nie był to wyjazd
obowiązkowy można było sobie gromadzić te dni co 3 miesiące. W Czechosłowacji w
tamtym okresie było znacznie więcej towarów niż w Polsce. Wyjeżdżając na urlopy
jeździliśmy po różnych miastach, by kupić prezenty. Kupienie atrakcyjnego towaru nie
było takie łatwe, chodź znajdował się na półce, sprzedawczyni odpowiadała „neni”, co
znaczyło, że nie ma i nie miało to znaczenia, że pokazywało się palcem, że jest.
Zupełnie inaczej reagowały, gdy przemówiło się innym językiem np. niemieckim,
wtedy przynoszono towar nawet z magazynu.
182
Zaopatrzony w prezenty, przyjechałem do kraju na początku czerwca.
Pozałatwiałem wszystkie sprawy, związane ze ślubem i wyjechałem na kilka dni do
matki.
W drodze powrotnej spotkała mnie niemiła niespodzianka. Na stacji PKP
Zebrzydowice, ostatniej stacji granicznej między PRL a Czechosłowacją zostałem
zatrzymany przez straż graniczną Czechosłowacji. Zostałem wyprowadzony z pociągu
na tamtejszy posterunek, pod zarzutem nielegalnego przekroczenia granicy. Otóż ni
mniej ni więcej mój paszport okazał się nieważny. Posiadał pieczątkę „z prawem
jednokrotnego przekroczenia granicy”, raz już przekroczyłem granicę gdy skierowano
mnie do pracy w Czechosłowacji, a zatem drugi wyjazd był już nielegalny. I nie
pomogły żadne tłumaczenia, nawet wystawiona delegacja. Zostałem zatrzymany w
areszcie i czekałem do rana na przyjazd naszej milicji. Gdzieś około godziny
jedenastej następnego dnia, zjawiła się milicja z komendy wojewódzkiej z Katowic.
Zostałem przekazany i zabrany do Katowic. Zarzucono mi próbę nielegalnego
przekroczenia granicy, przeprowadzono drobiazgowe śledztwo, po czym zamknięto na
48 godzin do wyjaśnienia sprawy. Po około 24 godzinach od zatrzymania, poproszono
mnie do gabinetu cywilnego funkcjonariusza i poinformowano mnie, że Ministerstwo
Budownictwa, wystawca paszportu potwierdza wystawienie paszportu ale uważa za
rzecz niemożliwą by taką pieczątkę wstawiono w moim paszporcie. Poinformowano
mnie, że zatrzymany paszport zostanie wysłany do Warszawy, a ja mam się tam
zgłosić za 3 dni, po czym mnie zwolniono, nie pytając czy mam gdzie zamieszkać. By
przeczekać ten okres wróciłem do mojej narzeczonej. Po trzech dniach pojechałem do
Warszawy, paszport już na mnie czekał w ministerstwie, przeproszono mnie za
nieporozumienie dano mi nowy paszport już z pieczątką „wielokrotnego przekroczenia
granicy” i na tym sprawę zakończono. Dzisiaj to wydaje się śmieszne, ale w tamtych
czasach człowiek nie był właścicielem paszportu, właścicielem paszportu był
wystawca. Paszport miałem przy sobie tylko w okresie podróży, później był
przechowywany w kierownictwie budowy. Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym
przypadkiem, czy był to tylko przypadek, czy może furtka do opuszczenia kraju.
Po zakończonej budowie, powróciłem do kraju pomimo, że miałem
podpisany kontrakt jeszcze na rok. Był to czas wielkich przemian w Polsce, PZPR
postawiła na czele partii Edwarda Gierka. Rozpoczął się wielki bum gospodarczy,
inwestycja goniła inwestycję a wszystkie priorytetowe. Będąc już po ślubie,
zrezygnowałem z dalekich delegacji, ograniczając się tylko do województwa
katowickiego i sąsiadujących z nim. Budowało się i oddawało do eksploatacji bardzo
dużo zakładów, wiele innych modernizowano. Jeździłem więc od zakładu do zakładu
a wszędzie terminy były na wczoraj. I chociaż bardzo dobrze zarabiałem, to
największym moim marzeniem było uzyskanie własnego mieszkania. Po wielu
staraniach udało mi się kupić własne M2, większych nie było, w 1974 r. w nowym
bloku. Po raz pierwszy w tym kraju, zaczęto sprzedawać mieszkania. Mając pieniądze
kupiłem je, zamykając sobie przy tym drogę do spółdzielczego M4. Większe
mieszkanie mogłem już tylko kupić, tak mówiło ówczesne prawo, ale większych na
rynku nie było i w związku z tym nie można było kupić. A na dodatek w tym czasie
rozpoczęto budowę Huty Katowice i wszystkie budowane mieszkania przeznaczano na
potrzeby huty. Stałe utyskiwania żony na temat wielkości mieszkania, sprawiły, że
postanowiłem coś z tym zrobić. Dowiedziałem się, że spółdzielnia rozpoczyna zapisy
183
na domki jednorodzinne. Mając świadomość, że większego mieszkania mieć nie
mogę, zapisałem się na tą listę, byłem bodajże 6, na dwadzieścia planowanych i
czekałem na dokumentację i kosztorys. Kiedy otrzymałem te dokumenty, żona
stanowczo zaprotestowała budowie własnego domu, twierdząc, że jej nie jest
potrzebny dom ale większe mieszkanie. Nie pomogły tłumaczenia, że spółdzielczego
mieszkania nie możemy otrzymać, idź do pracy do Huty Katowice tam dają
mieszkania, takie było jej rozwiązanie sprawy. Widząc bezsens jakichkolwiek dyskusji
na ten temat udałem się do huty i omówiłem warunki przyjęcia. Był to rok 1976
styczeń. Pracę rozpocząłem od lutego na Wydziale Pomiarów i Badań Elektrycznych.
Nowy zakład, dopiero rozpoczynała się faza rozruchu. Pracy było mnóstwo, a
wszystko na wczoraj. Jako pomiarowiec z dużym doświadczeniem i stażem znalazłem
swoje miejsce. Praca ta dawała mi satysfakcję, ale na pęsji straciłem – trudno
myślałem. Zostałem umieszczony na liście oczekujących na mieszkanie i ta myśl
kompensowała wszystko. Mieszkanie – funkcyjne, innego zgodnie z prawem nie
mogłem otrzymać przydzielono mi po trzech latach pracy. Mieszkanie duże M4 w
spokojnej dzielnicy i dużym balkonem, cóż to była za radość. Jedynym problemem z
jakim się natknąłem to brak mebli, gdzie ja nie jeździłem za nimi. Jakoś udało się to
pokompletować w ciągu roku. Ale otrzymując mieszkanie funkcyjne zostałem
niewolnikiem zakładu. Zwolnienie dyscyplinarne, lub samodzielne rozwiązanie
umowy łączyło się z opuszczeniem mieszkania. Stare sprzedałem, bo prawo nie
pozwalało mieć dwóch mieszkań. Gdzieś pod koniec 1979 roku, kierownik wydziału
poprosił mnie do siebie.
- Panie Władku, powiedział, jest pan dobrym pracownikiem, ale na
żadną listę na towary się pan nie zapisuje.
- Mam dla pana propozycję, niech pan się teraz zapisze na listę, a dam
panu talon na pralkę automatyczną.
Faktycznie list takich było mnóstwo, praktycznie na wszystko,
wielokrotnie nagabywano mnie bym się zapisał. Zawsze odpowiadałem że te towary
powinny się znajdować w sklepach, a ja powinienem sobie tam to kupić.
Kierownikowi odpowiedziałem:
Panie inżynierze właściwie, to co huta produkuje?
Pytanie retoryczne - odpowiedział .
Bo ja – kontynuowałem - myślałem, że huta produkuje stal, a na jakim to
wydziale produkowane są pralki?.
Pytaniem tym, niesamowicie zdenerwowałem szefa. Właściwie to
podpadłem. Odniosłem wrażenie, że niebawem mogę znaleźć się za bramą. Od
nowego roku (osiemdziesiątego) została zaostrzona dyscyplina jeszcze bardziej, nawet
udając się z wydziału na wydział należało mieć specjalną przepustkę. Ograniczono
tym samym osobiste kontakty międzywydziałowe załogi. Rozpoczęła się ogłupiająca
propaganda, zebrania załogowe wydziału z kierownictwem PZPR weszły do stałego
kalendarza. Na zebraniach tych napiętnowano wszystkie przypadki, nawet
najdrobniejszego naruszenia obowiązków pracowniczych i udzielano nagan.
Atmosfera w pracy stawała się coraz gęstsza i często była przyczyną wypadków, gdzie
z reguły winien był robotnik. Ale pomimo zaostrzonej dyscypliny spotykaliśmy się, na
takich spotkaniach przekazywaliśmy sobie wszystkie informacje jakie zdołano zebrać.
Istniały przecież wydziały, które z natury swego funkcjonowania jak kolejowy i
184
samochodowy poruszały się po całej hucie. Były to z reguły informacje płacowe,
właśnie w tym okresie nasiliły się naciski pracownicze na podwyżki płac. Mój wydział
ze względu na swoją specyfikę, mając specjalne przepustki, mogliśmy wejść na każdy
wydział. Na różnych wydziałach kierownictwo różnie reagowało na te postulaty.
Służby Głównego Energetyka, dość elastycznie podeszły do tematu, proponując dość
istotne podwyżki płac. Oczywiście nie uszło to uwadze pracowników innych
wydziałów, powstał więc ferment na tych wydziałach, do tego stopnia, że nawet
członkowie PZPR, podejmując uchwały na swych zebraniach, żądali znacznie
większych podwyżek niż oferowało kierownictwo. Atmosfera na wydziałach, była tak
napięta, że wystarczyła iskra by rozniecić pożar. Wszyscy czekali na coś, czego nikt
nie potrafił zdefiniować, ale to coś miało nadejść, to czuło się w powietrzu. Na domiar
złego, Polska wygrała jak nam tłumaczono w mediach przetarg na wyżywienie
sportowców na Olimpiadzie w Moskwie. Praktycznie kupienie czegoś nawet przed
olimpiadą graniczyło z cudem, a już podczas olimpiady sklepy stały puste. W
zakładach dyscyplinę trochę pofolgowano obawiając się protestów. Jednak cały czas
trwało napięcie. Pierwsze sygnały, o protestach przyszły z Lublina, gdzie kolejarze
widząc co jest wysyłane do ZSRR przyspawali wagony do torów, czy była to prawda,
czy pogłoski mające rozładować atmosferę, dziś trudno powiedzieć, ale te wydarzenia
miały mieć swoją rangę w niedalekiej przyszłości.
Nadszedł sierpień, a wraz z nim strajki na wybrzeżu. Przez dłuższy czas
nic się nie zmieniało. Protest robotniczy wybrzeża był jakby nie zauważany przez
resztę Polski. Nieliczne protesty komuniści załatwiali podwyżkami płac i ponownie
wszystko wracało do normy. Gdzieś pod koniec sierpnia, na Wydz. Walcowni Dużej
załoga zażądała spotkania z Dyrekcją i Zakładowym Komitetem PZPR, powodem
takiej decyzji był fakt niezrealizowania podwyżek załodze, pomimo, że już cała huta
miała to za sobą. Zebranie rozpoczęło się po 14 – tej i trwało do około 19 – tej. Pod
adresem kierownictwa wydziału, dyrekcji i komitetu padały coraz poważniejsze
oskarżenia. Doszło do tego, że wszyscy decydenci opuścili zebranie, oczywiście
wzburzyło to załogę do tego stopnia, że pożegnano ich gwizdami i innymi epitetami.
Nazajutrz okazało, że wśród załogi brakuje kilku ludzi, którzy nie zjawili się w pracy a
którzy wytykali uzasadnione błędy kierownictwu. Wśród nieobecnych był Marek
Fabry suwnicowy, który swoim wystąpieniem zjednał sobie sympatię załogi wydziału.
Grupa pracowników udała się do Głównego Mechanika by zaprotestować, było to 29
sierpnia piątek 1980 r. i jak to w takich przypadkach bywa dołączali do nich
przypadkowi coraz to nowi pracownicy, grupa rosła w siłę. Zaczęły padać oskarżenia,
że nieobecnych musiała aresztować milicja i SB, zaczęto również nawoływać do
strajku. Wreszcie pojawił się i ten o którego powstał cały ferment Marek Fabry. Ale
już wtedy zebrani, kierując się prawem tłumu, ten krzyknął to, inny jeszcze co innego,
zapadła decyzja o strajku, w biurach Głównego Mechanika. Fabry staje na czele
protestu. GM oświadczono, że jest to strajk. Telefoniczne powiadomiono dyrekcję o
strajku. Decyzja dyrekcji była jedna, nie przeszkadzać, przekazano więc do dyspozycji
strajkujących najpierw dwa a następnie jeszcze kilka pomieszczeń w biurowcu GM.
Byłem uczestnikiem tych wydarzeń od momentu kiedy przed GM pojawiła się grupka
około 20 osób. Grupa ciągle rosła, po godzinie był to już tłum. Nadano protestowi
określone ramy, został powołany komitet strajkowy, na zasadzie wskazywania palcem
tego, który najwięcej krzyczał. Była to właśnie ta iskra, która wyzwoliła w tych
185
ludziach ogromną energię. Wszystko od tej pory potoczyło się bardzo szybko, lawina
ruszyła. Został ogłoszony strajk okupacyjny. Mając do dyspozycji łączność,
poinformowano Gdańsk o strajku w Hucie Katowice a to w tamtych czasach miało
wielkie znaczenie psychologiczne. Ale i w innych regionach kraju zaczynały się
protesty. Wszystko na początku odbywało się spontanicznie, nikt przecież nie miał
doświadczenia w tego typu wydarzeniach. Powoli jednak wszystko zaczynało nabierać
ram organizacyjnych, postanowiono, że komitet powinien być reprezentowany przez
każdy wydział. Bywało i tak, że nie było odważnych na niektórych wydziałach do
reprezentowania komitetu. Tak było właśnie w Służbach Głównego Energetyka, które
w komitecie strajkowym ja reprezentowałem. Jednym z pierwszych żądań komitetu
było podpisanie porozumień komitetu strajkowego Stoczni im. Lenina w Gdańsku z
Rządem PRL. Kolejne to, by w głównym wydaniu Dziennika TV o 19.30
poinformowano, że Huta Katowice strajkuje. Były poważne trudności z nadaniem tej
informacji, ale kiedy komitet strajkowy oświadczył, że jeśli takiej informacji dziennik
nie poda, to zostanie zatrzymany wielki piec, groźba poskutkowała. W głównym
wydaniu dziennika telewizyjnego pojawiła się informacja o strajku w Hucie Katowice
31 sierpnia. Przewodniczącym komitetu strajkowego powołano Andrzeja
Rozpłochowskiego i trzeba przyznać, że swoją odwagą i głoszonymi wypowiedziami
zjednał sobie wszystkich. Tak jakoś się to wszystko poukładało, że z PZPR nikt nie
chciał rozmawiać. Wszystkie większe komitety strajkowe żądały rozmów z Rządem,
choć przecież to też byli towarzysze z PZPR. W Hucie Katowice, Komitet Fabryczny
PZPR był całkowicie ignorowany, jak również członkowie PZPR. Można zapytać
dlaczego? i tu precyzyjna odpowiedź nie jest łatwa. Przecież na fali demokracji
solidarnościowej, do władz KF PZPR doszli całkowicie nowi ludzie, wybrani w
demokratycznych wyborach, to byli przecież nasi koledzy, a jednak szyld PZPR i jego
przeszłość robiły swoje. Pamiętam I Sekretarza KF PZPR Stanisława Kalmana, który z
wielkim zacięciem próbował nawiązać kontakt z Zarządem Zakładowym NSZZ
Solidarność. Jako pierwszy z PZPR potępił zajścia w Bydgoszczy. Niechęć jednak do
PZPR była większa niż próby naprawienia komunistycznej przeszłości. Pamiętam
również nasze ostatnie spotkanie tuż przed wigilią 81 roku. Właściwie to, czuję się
winny tego spotkania niezawinionego przecież przeze mnie. Jak wcześniej
wspomniałem, zarejestrowałem Spółdzielnię Mieszkaniową „Metalurg” w sądzie 12
grudnia 81 roku. A po rejestracji pojechałem do mojej mamy, która załatwiła mi
połowę świni. Już na rogatkach Krosna zatrzymany zostałem przez milicję, około
godziny 22-giej. Milicjant w stopniu sierżanta wnikliwie wypytywał mnie dokąd jadę,
czy mam paliwo itp. Bo trzeba wyjaśnić, że paliwo było kupowane jak wiele innych
artykułów na kartki. Mając dużego Fiata 125p, przysługiwało mi 45 l miesięcznie,
śmieszne ale prawdziwe. Oczywiście milicjanta zignorowałem i pojechałem dalej.
Rano a była to niedziela 13 grudnia, dowiedziałem się, że na terenie całego kraju
został wprowadzony „stan wojenny”. Natychmiast ruszyłem na Śląsk nawet nie
kończąc śniadania. Jakoś szczęśliwie dojechałem do Krakowa i tu zobaczyłem
pierwsze skutki „stanu wojennego”. Na przystankach tłumy ludzi, jak się później
dowiedziałem komunikacja strajkowała, to dobrze pomyślałem ale żal mi się zrobiło
tych setek ludzi. Zatrzymałem się na jednym z pierwszych przystanków i
poinformowałem, że jadę na Śląsk i nie mogę zboczyć z drogi, zabiorę tylko tych,
którzy będą wysiadać po trasie. Na przednim siedzeniu usiadła starsza siwa szczupła
186
pani, emerytowana nauczycielka jak mi się przedstawiła. Na tylne siedzenia weszło
chyba z siedem osób, jak się pomieścili do dzisiaj nie wiem. Ruszyłem, pani na
przednim siedzeniu rozpłakała się i ze łzami w oczach mówiła łamiącym głosem,
proszę pana „Jaruzelski wypowiedział wojnę narodowi”, przeżyłam dwie wojny
światowe, napadano na nas, ale żeby Polak wypowiedział wojnę swojemu narodowi i
tu zaczęła głośno płakać, starałem się jak mogłem ją pocieszyć, trochę przycichła, ale
jej szloch pozostał w moich uszach do dzisiaj. Uświadomiłem sobie wówczas, że dla
takich kochanych kobiet warto poświęcić życie. Ta kobieta i jej spontaniczność
uświadomiła mi, że to co robiliśmy miało ogromny sens dla takich ludzi, dla narodu.
Gdzieś około 14-tej dotarłem do Huty Katowice pod bramę główną i tu wielka ulga.
Wejście główne całkowicie zabarykadowane dźwigami i innym ciężkim sprzętem, a
na bramie ogromny napis „Strajk Okupacyjny”, ulga, chłopaki żyją. Ludzie na bramie
nie pozwolili mi wejść do środka, zezwolono mi jedynie zadzwonić do komitetu
strajkowego i po krótkiej rozmowie z szefem komitetu strajkowego, Antek Kusznier
wydał polecenie by mnie wpuszczono. Przywitaliśmy się bardzo serdecznie, Antek
poinformował mnie, że wszyscy koledzy zostali aresztowani i tylko jemu jedynemu z
zarządu udało się uciec. Antek podobno uciekł z dziewiątego piętra w pidżamie gdy po
niego przyszli, jakoś szczęśliwie dotarł do huty i jako jedyny członek zarządu stanął na
czele strajku.
- Władziu, powiedział nic tu po tobie, jakoś sobie radzimy, ale
potrzebujemy kocy i przede wszystkim, twoim zadaniem jest, ponieważ wyłączono
łączność, poinformowanie zakładów, że huta strajkuje.
- przekazał mi jeszcze specjalną przepustkę, na podstawie której mogłem
wejść do komitetu o każdej porze.
187
188
Większość czasu spędzałem poza domem. Klasztor na „Górce
Gołonowskiej” Franciszkanów też wielokroć dawał mi schronienie, szczególną
postacią z którą się bardzo związałem był ojciec Tadeusz, który był wielkim
przeciwnikiem komunizmu. Pewnego dnia będąc w domu, żona pokazała mi list
polecony z Huty Katowice a w nim wypowiedzenie mi pracy, bez świadczenia tejże.
Postanowiłem, że muszę się udać do Huty Katowice do swojego biura i zniszczyć
swoje pozostawione tam dokumenty i różne inne druki. Było to już po otoczeniu huty
przez Sudecką Dywizję Pancerną. Była to decyzja, chyba niezbyt przemyślana. Już na
dole za wiaduktem znajdowały się posterunki wojskowe złożone z czołgów i
samochodów pancernych, zresztą cała huta otoczona została czołgami. Żołnierz
zażądał przepustki, pokazałem, obejrzał i powiedział, że jest nieważna. Poinformował
mnie jeszcze, że przepustki zostały zmienione i tylko za okazaniem nowej przepustki
mogę wejść na teren zakładu. Już się miałem wycofać, ale spojrzałem na drogę
prowadzącą od huty i wśród kilku idących osób zobaczyłem Kierownika Wydz.
Elektrycznego inż. Furmana, zaczekałem.
Przywitaliśmy się odchodząc od posterunku.
Co pan tu robi panie Władku?
Nie jest pan aresztowany?
Jeszcze nie, odpowiedziałem
A po co pan tu przyszedł, przecież mogą pana aresztować. Wiedział, że
byłem działaczem, przewodniczącym wydz. Komisji NSZZ Solidarność, a wcześniej
współorganizatorem sierpniowego strajku.
Muszę się dostać do lipska, do swojego biura, ale zmienili przepustki.
Wiem odparł, chodź pan na bok.
Otworzył teczkę wyjął czysty blankiet przepustki i wpisał na niej moje
dane.
Życzę szczęścia, powiedział na odchodnym, podziękowałem mu i się
rozeszliśmy. Jego postawa nieco mnie zaskoczyła, był uważany z dość ostrożnego
szefa a tu w obliczu niebezpieczeństwa wykazał się powiedziałbym, odwagą.
Dzięki tej przepustce przeszedłem kordony wojska i wszedłem do
Lipska. Na parterze obok windy znajdowało się moje biuro. Pokój był zaplombowany
dwoma naklejonymi paskami z pieczęciami. Otworzyłem kluczem drzwi plomby się
zerwały i wszedłem do środka. Będąc jeszcze przed drzwiami zauważyłem na końcu
korytarza ludzi, była tam stołówka. Wśród nich zauważyłem Stanisława Kalmana, on
również mnie zauważył. W moim biurze były dwa biurka, naprzeciw siebie i nim
usiadłem za biurkiem za którym zwykle urzędowałem zjawił się Stanisław.
Rozpocząłem niszczenie dokumentów i wrzucanie ich do kosza.
Cześć Władek powiedział, wnikliwie mi się przyglądając.
Cześć odpowiedziałem.
Ty nie jesteś aresztowany?
Jak widzisz, jeszcze nie, odparłem.
Stanisław został I Sekretarzem KF PZPR, nowo wybranym bodajże w
czerwcu, ku zaskoczeniu pozostałych członków PZPR w demokratycznych wyborach,
skopiowanych z naszych. Był człowiekiem otwartym widział wiele wad i nieprawości
u poprzedników i przede wszystkim był bardzo sympatyczny. Jego wielokrotne wizyty
189
w KZ NSZZ Solidarność i próby porozumienia, trafiały w próżnię i kończyły się na
tym, że gdy tylko byłem w komisji szczerze i chętnie z nim rozmawiałem.
W krótkich słowach nakreślił mi aktualną sytuację.
Nagle otwarły się drzwi, a w nich stanął żołnierz - sierżant.
Co wy tu robicie? krzyknął.
Odpowiedziałem - tu jak się dawniej wchodziło to najpierw mówiło się
dzień dobry, taki był obyczaj.
Sierżant poczerwieniał, przez uchylone drzwi krzyknął towarzyszu
kapitanie, tu, tu.
Po chwili zjawił się kapitan.
Dokumenty!
Dokumentów nie miałem, podałem jedynie niedawno wypisaną
przepustkę.
Stanisław również.
A do dwóch żołnierzy krzyknął, brać ich.
Pod eskortą uzbrojonych żołnierzy zostaliśmy wyprowadzeni i wsadzeni
do gazika, którym zawieziono nas do komendy MO w Dąbrowie Górniczej.
Zostaliśmy aresztowani.
Zobaczyliśmy się dopiero po roku.
Stanisław wyjechał do USA.
***
190
oceniono, że mogą być groźni pozamykał, całej reszcie dano spokój, wiedząc, że w
każdej chwili mogą po nich sięgnąć, a oni stali się nagle wzorowymi towarzyszami.
Czy tak im to wyszło, czy tak to zaplanowali nie sposób ocenić. W systemie
komunistycznym wiele było przypadkowości, ale jedno można uznać za ich sukces, to
fakt, że potrafili dostosować się do warunków i je wykorzystać. To przecież z tych
szeregów rekrutowano współpracowników i informatorów bezpieki. Niektórych
zmuszano do donoszenia na najbliższych, inni sami zgłaszali swoją wielką chęć
współpracy. Jednego im się nie udało, rozbić jedności tych inaczej myślących i
zdecydowanych wrogów systemu komunistycznego. Stan wojenny uzmysłowił nam,
że musimy z nimi walczyć, ale musimy się tak zorganizować by nie dopuścić do ich
triumfu.
Na szczęście Jaruzelski nie znał się na gospodarce. Gospodarka planowa
pod jego rządami zupełnie się rozsypała. Sankcje gospodarcze, które wprowadziły
demokratyczne kraje zupełnie wymiotły towary ze sklepów. Towarzyszowi
Jaruzelskiemu do głowy nie przyszło, że nasza gospodarka komunistyczna była takimi
więzami połączona ze gospodarką światową. Sprzedawano i wywożono z kraju
praktycznie wszystko po dambingowych cenach. Zostawiając w kraju jedynie te
towary, których w żaden sposób nie dało się sprzedać. Nawet zmiana rządu, a
właściwie premiera niewiele pomogła. W Związku Radzieckim po starcach, którzy
umierali jeden po drugim, politbiuro powołuje na I Sekretarza Michaiła Gorbaczowa
stosunkowo młodego człowieka jak na sowieckie warunki. Gorbaczow ze swoją
pierestrojką zmieniał myślenie aparatczyków nie tylko w Rosji ale przede wszystkim
w satelickich krajach obozu sowieckiego. To właściwie był drugi gwóźdź do trumny
naszego komunizmu i wymierającej agentury sowieckiej. Zmuszeni zostali do innego
myślenia, nie szlify na pagonach się liczyły i nomenklaturowe przywileje, Gorbaczow
przypomniał im, że jest jeszcze człowiek i jego potrzeby. Właściwie to Gorbaczow
rozpoczął demontaż sowieckiego imperium. Jest również faktem, że Polska była
najlepiej przygotowana do tego i jako pierwsza z tego zaczęła korzystać. Jaruzelski w
tych okolicznościach stał się bezradny, zrozumiał, że jest to już schyłek komunizmu.
Musiał sam ze sobą stoczyć ostatni bój, z nikąd pomocy a Solidarność i skupieni pod
jej sztandarami ludzie byli coraz to mocniejsi. Jeszcze przed powołaniem Gorbaczowa
myślał, że rozbije te szeregi, ponownymi aresztowaniami tych co zagrażali systemowi
i zrobi ostateczny porządek. Niestety jego założenia wzięły w łeb. Cały czas był
wierny ideałom marksizmu – leninizmu i nie potrafił zrozumieć, że to wszystko się
wymyka. Będąc aparatczykiem i do tego w mundurze, gdzie liczył się tylko rozkaz
musiał się porozumieć z cywilami, którzy gdzieś mieli rozkazy, którzy gdzieś mieli
komunizm, ale to zrozumiał dopiero po wprowadzeniu „stanu wojennego”.
Rozpoczyna nieśmiałe rozpoznanie siły przeciwnika. W tym celu odbyło się spotkanie
Wałęsa – Miodowicz transmitowane przez główną stację TV. Z sondaży, które
pierwszy raz, były rzetelne przeprowadzone, dowiaduje się że społeczeństwo jest
zintegrowane, że wiadomo kto jest ich przywódcą. Ponawia jeszcze jedną próbę,
wysyła do Gdańska premiera Rakowskiego i tu druzgocąca klęska, stoczniowcy
jednoznacznie stwierdzają czego właściwie oczekują, co może uspokoić ich nastroje,
jednoznacznie wypowiadają się, gdzie mają socjalizm. Przeciąganie tego stanu nie
miało najmniejszego sęsu i stawało się niebezpieczne dla nich. Twardogłowi widząc,
że właściwie nie ma wyjścia zaczynają myśleć o sobie, by przypadkiem nie stała im
191
się krzywda. Rozpoczynają się nieśmiałe kontakty z Wałęsą. Bo jeśli to prawda, że
kiedyś współpracował z bezpieką, to będzie ułatwione zadanie. Spotkań odbyło się
kilka, przynajmniej tych oficjalnych. Doprowadziło to do tzw. „okrągłego stołu”.
Towarzysze wcześniej zabezpieczyli sobie bezkarność. Podczas obrad, już oficjalnie
uzgodniono to, co zostało ustalone znacznie wcześniej. Okrągły stół to tylko
usankcjonował. Dzisiaj już coraz mniej się słyszy o sukcesie opozycji podczas obrad
okrągłego stołu. Śmiem twierdzić, że gdyby nie okrągły stół i jego ustalenia to
miernoty, które doszły tym sposobem do władzy nigdy by się tam nie znalazły.
Opozycja, czytaj Wałęsa i jego kolesie zostali całkowicie ograni przez wytrawnych
graczy z KC PZPR. I jedna i druga strona uznała obrady okrągłego stołu za sukces,
komuniści bo za swoje zbrodnie stali się bezkarni i opozycja, bo miernoty dostały się
na salony, na których do dnia dzisiejszego pozostają. Jak do tego doszło?. Pozwolę
sobie przytoczyć obszerne fragmenty wywiadu jakiego udzielił Bronisław Geremek
tygodnikowi „Polityka”, który nigdy w całości nie został opublikowany, a który
pozwoli czytelnikowi zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego.
Bronislaw Geremek: Ten tytuł należy mi się już od dawna, ale niech go pani nie
używa, ciągle jestem tylko docentem.
192
Hanna Krall: Ale przecież otrzyma pan godność profesora, musi pan ja otrzymać.
Bronislaw Geremek: To prawda i chyba już niedługo. Teraz kiedy Geysztor jest
Prezesem PAN, Madejczyk nie odważy się przeciwstawiać wnioskowi o wystąpienie
do Rady Państwa o profesurę dla mnie.
Bronislaw Geremek: Wiem sam dobrze, że coraz więcej delegatów patrzy nam na
ręce coraz to z większa nieufnością. Musze przyznać, ze nie wiem, czy Rakowski
dobrze robi inspirując ten wywiad, mogą się ludzie zorientować, ze ja i Rakowski
gramy te sama melodie, tylko na innych fortepianach i w innych salach
koncertowych... Przepraszam, kto tu zaglądał?
Hanna Krall: Jeden Polak musi tu być. Zdarza się, ze przychodzi do redakcji ksiądz.
Kto ma wówczas z nim rozmawiać? Może Passant? Jeżeli taki ksiądz dobrze pamięta
lata 1949-1956, to może się zdarzyć, że w areszcie albo na holdowniczym zebraniu
księży - patriotów przesłuchiwał go Roman Zambrowski. A przecież Danek kubek w
kubek podobny do swego wujka. Jego matka to rodzona siostra Romana.
Bronislaw Geremek: Wszystko jedno, w takiej redakcji jak "Polityka" to ja bym był
bardziej ostrożny. Pokłóci się o wierszówkę, a potem opisze was w "Rzeczywistości".
Hanna Krall: Niech pan wypluje to słowo, takie brzydkie, niech pan lepiej powie,
profesorze, do czego mamy się przygotować w gazecie - strategicznie i taktycznie.
Bronislaw Geremek: O samym zjeździe gdańskim nie będę pani mówił, bo Marta
Wesolowska zrobi to genialnie. Ostatecznie od dawna siedzi w KOR i zna dokładnie
wszystkie niuanse. Ale trzeba dać całe wsparcie ogniowe kilku niezwykle ważnym
sprawom: Ustawie o Samorządzie Społecznym, o społecznej kontroli nad radiem i
telewizja, a i nad prasą także. Ustawa o samorządzie przedsiębiorstw otwierająca
możliwości tworzenia spółek polsko-zagranicznych, socjalistyczno - kapitalistycznych
ma tutaj węzłowe znaczenie. To jest wprawdzie główne zadanie dla Andrzeja
Krzysztofa Wróblewskiego, który ten problem postawił mocno zaraz po
Nadzwyczajnym Zjeździe Delegatów Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w
październiku ubiegłego roku, ale to musicie Wy wszyscy, bo to jest nakaz Gminy,
położyć jak największy nacisk. Równocześnie trzeba wysunąć także na główny plan
projekt ustawy o podwójnym obywatelstwie dla wszystkich, którzy kiedykolwiek na
193
terytorium Polski mieszkali i obojętnie gdzie przebywają dziś, i ich prawni następcy
również.
Hanna Krall: Nie chwyciłam jeszcze, czemu to takie ważne już w tej chwili.
Bronislaw Geremek: Bo kuć żelazo trzeba wtedy kiedy jest gorące, a historia nie
zwalnia biegu, kiedy się ja kijem pogania. Znała pani profesora Wyke?
Bronislaw Geremek: Ale się na tym znał, zresztą rozmowę napisał z osobistej
inspiracji Jakuba Bermana i Romana Zambrowskiego, ogłoszona w pierwszym
numerze miesięcznika "Twórczość" z 1945r. Wyka był zresztą naczelnym redaktorem
tego miesięcznika. Nie będę pani odsyłał do biblioteki na Foksal. Mam ten numer przy
sobie, bo jest mi bardzo potrzebny do opracowania memoriału dla kilku osób z
najwyższego kręgu władzy, a i dla tych kilkunastu, którzy stoją ponad oficjalnym
kręgiem władzy ludowej w Polsce. Trzeba obejmować wszystkich i to wszystkich.
Poszukajmy, poszukajmy! Jest: strona 156, 157 i 158. Rozdział: "Żydzi i handel
polski". Centralnym faktem psychogospodarczym lat okupacji jest na pewno
znikniecie z handlu i pośrednictwa milionowej masy żydowskiej. Znikniecie, kiedy
dzisiaj liczyć trzeba niedobitków, definitywnie i ostatecznie. Natomiast faktem mniej
znanym, chociaż równie ważnym, jest próba inercyjnego i automatycznego wejścia
żywiołu polskiego na miejsce opuszczone przez Żydów. Dlatego nazywam to
wejściem inercyjnym i automatycznym, ponieważ cały ten proces, mówiąc krótko i
brutalnie, miał ze strony wchodzących na puste miejsce taki obraz: na miejsce
nieochrzczonych ochrzczeni, ale z całą ohydą psychologiczną: kanciarze, handlarze,
wyzyskiwacze. Psychologia związana z funkcja społeczna, a nie przynależnością
narodowa. Cala radość "trzeciego stanu" sprowadza się właściwie do nadziei: nie ma
Żydów, wejdziemy na ich miejsce niczego nie zmieniając, a wszystko dziedzicząc z
nałogów, które narodowi moraliści uważali za typowe dla psychiki żydowskiej, ale
tym razem będzie to narodowe. Cechy cacy i tabu. Pominie tu pani ten fragment
wywodów Kazimierza Wyki, gdzie zawarta jest obrona żydowskiego stanu posiadania
w ekonomice dawnej i przedwojennej Polski. Czytajmy na stronie 157. Powiedzmy
wyraźnie: nieszczęściem polskiego życia gospodarczego nie było to, że wszędzie, od
straganu po największy bank, przodowali w nim Żydzi. Nieszczęściem było to, że
procesy gospodarczo-handlowe były u nas wyłączone z normalnej tkaniny życia
państwowego. Kontaktowały z nią tylko podatkiem, wymykały cygaństwem oraz
przekupstwem.
194
Hanna Krall: A nie sadzi pan, panie profesorze, że ten właśnie dystans od tego co
pan nazwał "tkanina moralna życia państwowego" był właśnie na rękę tym
wszystkim, którzy w Polsce władali "od straganu aż do największego banku".
Bronislaw Geremek: Podzielam pani pogląd, ale ja referowałem pogląd Wyki, który
w interesującej nas materii przechodzi na stronie 158 do sedna swego wywodu,
bynajmniej nie o teoretycznym znaczeniu. Potępia mocno Polaków, że sięgnęli po
spadek po wymordowanych Żydach, acz w potępieniu tym jest ogromna przesada, bo
mienie Żydów zrabowali Niemcy, a Polacy, jeśli któryś to potrafił czy też musiał,
zajęli się jedynie handlem, bez którego życie nie mogło przecież istnieć. Nie nasza
jednak sprawa wydawanie dobrego świadectwa Polakom. Wyka też pisze dla naszych
żydowskich interesów prawidłowo i korzystnie. Wiadomo, że do kości zbierają się
zawsze hieny, nigdy lwy.
Hanna Krall: Jakie to ładne. Musze sobie to zapisać. Może się przydać.
Hanna Krall: Panie profesorze, ależ Wyka nie ma racji. Przecież społeczeństwo
polskie w całej swojej masie współczuje Żydom, a i w miarę możliwości pomagało
Żydom z narażeniem własnego życia.
Bronislaw Geremek: Nie jest ważne co było, ale jest ważne co ma być. Czytajmy
wiec z jubilerska wprost precyzja profesora Kazimierza Wyki, który dane mu przez
Bermana zamówienie wykonywał z arcykunsztownie i w nakazanym terminie. Już w
pierwszym numerze "Twórczości" formy jakimi Niemcy likwidowali Żydów spadają
na ich sumienie. Złoty ząb wydarty trupowi będzie zawsze krwawił, choćby nikt nie
zapamiętał jego pochodzenia. Dlatego nie wolno nam dozwolić by taka reakcja była
zapomniana lub utrwalana inna, bo jest w niej małostkowe tchnienie nekrofilii.
Mówiąc prościej, że jeżeli tak już się stało, że nie ma Żydów w gospodarczym życiu
polskim, to nie będzie ciągnąc korzyści warstwa ochrzczonych sklepikarzy. Prawo do
195
korzyści posiada cały naród i państwo. Na miejsce zlikwidowanego handlu
żydowskiego nie może wejść identyczny i strukturalnie psychologiczny handel polski,
bo wtedy cały proces nie posiadałby najmniejszego sensu. W okresie prowizorium
okupacyjnego szedł zaś taki handel i sądzi się, że już się rozsiadł na wieczne wieki.
Hanna Krall: To teraz dopiero rozumiem, dlaczego to w 1948 roku ogłosił Hilary
Minc "Bitwę o handel" i najpierw z torbami puściły polskich kupców i
rzemieślników przy pomocy domiarów podatkowych, a następnie upaństwowiły
wszystko, spółdzielnie praktycznie także, by Polacy nigdy nie handlowali po wieki
wieków.
Bronislaw Geremek: Tego pani nie może pamiętać. Jest pani przecież za młoda.
Hanna Krall: Wtedy w 1948 roku byłam mała dziewczynka, ale o bitwie pana Minca
o handel słyszałam wiele razy.
Bronislaw Geremek: No to teraz usłyszy pani znowu, ale o tym nikomu i nigdy nie
będzie pani opowiadać. To jest największa tajemnica. W najbliższym czasie nasi
powrócą do handlu i produkcji w Polsce.
Hanna Krall: Skąd pan weźmie tylu Żydów? Kto im da przedsiębiorstwa? Kto da
pieniądze?
Hanna Krall: Jeszcze nie obejmuje myślą i wzrokiem duszy tej operacji, ale już
cieszy mnie ona ogromnie.
196
Hanna Krall: Dlaczego tylko trochę na rynek wewnętrzny?
Hanna Krall: Panie profesorze, wydaje mi się, że pan niezbyt lubi Polaków!
Bronislaw Geremek: Niezbyt lubię? Takie określenie jest niezbyt ścisłe! Ja ich po
prostu nienawidzę. Tak nienawidzę, że nie wiem jak to wyrazić słowami.
Hanna Krall: Ale przecież pana i pana matkę uratował właśnie Polak!
Hanna Krall: Tak. Pamiętam. Mówili: Nienawidzimy Polaków, bo im jest lepiej niż
nam.
Bronislaw Geremek: No, to teraz nie będzie się pani zastanawiać, że cały ruch
społeczny, który tworzymy oraz ożywimy go najróżnorodniejszymi nurtami
politycznymi, ma na celu doprowadzić do takich zmian w strukturze państwowo
-gospodarczej Polski, aby Żydom w Polsce żyło się zawsze lepiej jak Polakom”.
197
Jak prorocze to były słowa Geremka pozostawiam to ocenie
czytelnikowi.
W taki oto sposób powstaje III Rzeczpospolita z pierwszym nie
komunistycznym premierem. Premierem zostaje Tadeusz Mazowiecki, który wiernie
realizuje ustalenia „okrągłego stołu”, a jego „gruba kreska” sankcjonuje nietykalność
komunistom. Komunistom przypadają w udziale resorty siłowe, Jaruzelski zostaje
Prezydentem RP. Niektóre zbrodnie stanu wojennego znajdują się na wokandach
sądowych, ale procesy ciągną się latami, by ostatecznie je umorzyć. Komuniści
zaczynają się powoli i nieśmiało organizować tym razem już w całkiem legalną partię,
lewicową jak wmawiano naiwniakom. We wszystkich ościennych krajach członków
partii komunistycznej od sekretarza w wzwyż obowiązuje 10 letni zakaz zajmowania
stanowisk w administracji. Tak było w Czechach na Słowacji w Niemczech czy na
Węgrzech. No ale tam nie było okrągłego stołu. „Gruba kreska” Mazowieckiego dała
sygnał komunistom do tworzenia partii lewicowej jak ją nazywali. Mając liczebne
zaplecze w postaci byłych towarzyszy w dość szybkim czasie stają się liczącą siłą
polityczną. Prezydentem zostaje Wałęsa i swoimi wojnami na górze zaczyna
wprowadzać swój pluralizm. Prawica zaczyna się dzielić, powstają dziesiątki słabych
partyjek, do tego stopnia, że nic w sejmie nie daje się uzgodnić. A lewica stale rośnie
w siłę. Prawica jest do tego stopnia skłócona, że jeden z ich posłów, nieprzemyślanym
votum nieufności dla rządu obala i rząd i parlament. Społeczeństwo ma tego już dosyć.
Nowo rozpisane wybory wygrywa lewica i rządzi przez 2 kadencje, oczywiście z
przerwą między. Podzielonej prawicy nie udaje się opracować nowej Konstytucji
Rzeczypospolitej. Kolejne wybory prezydenckie wygrywa przedstawiciel lewicy
Aleksander Kwaśniewski. Widząc siłę lewicy, postanawia opracować i wprowadzić
konstytucję i to mu się udaje, a społeczeństwo ją popiera w referendum. Konstytucja ta
ma wiele słabych punktów, między innymi obalenie veta prezydenta, co w poważnym
stopniu utrudnia prace rządu. Konstytucja ta w poważnym stopniu ogranicza
dokonywane szybszych i radykalniejszych zmian. Kraj potrzebował zmian, nie tylko
ustrojowych ale przede wszystkim gospodarczych. Następuje dzika prywatyzacja.
Nagle znajduje się właściciel całej gospodarki wszystkich fabryk i zakładów. Minister
skarbu zaczyna prywatyzować właściwie całą Polskę. By podreperować budżet
państwa, sprzedaje się narodowy majątek, tworzony latami, rękami całego narodu za
bezcen. Powołuje się przetargi, które oceniają oferentów najczęściej z zagranicy.
Polacy ze względu na brak kapitału nie są brani pod uwagę i nie są w stanie
czegokolwiek kupić. Sprzedane zakłady natychmiast zostają zamykane, rośnie
lawinowo bezrobocie. Wprowadzono instytucję cen urzędowych, która powoduje, że
powstają ogromne zatory płatnicze a długi przedsiębiorstw rosną. Banki przestają
obsługiwać te firmy. Taki był bilans pierwszych dziesięciu lat wolnej Polski. Nie będę
tu pisał, czy tak musiało być, napisano na ten temat opasłe tomy. Przekonany jednak
jestem, że gdyby nie fatalny początek nadany przy „okrągłym stole” i „grubą kreskę”,
byłoby inaczej.
***
198
Nie sposób tu nie wspomnieć o Solidarności. Właściwie po „okrągłym
stole” przestała istnieć jako siła społeczna. Wałęsa, główny uczestnik „okrągłego
stołu”, a przecież przewodniczący Solidarności, prowadzony przez swoich doradców
myślał już o stanowiskach i wprowadzaniu w życie dokonanych uzgodnień z
komunistami. W światłach fleszy i wywiadów zupełnie zapomniał o tych, którym to
wszystko zawdzięczał. Odchodząc z Solidarności, po wyborze na prezydenta RP, nie
zadbał o nadanie kierunku związkowi w nowych okolicznościach. Nie miał pojęcia w
którą stronę ta Polska ma zmierzać. Coś tam mówił o społecznej gospodarce rynkowej,
o pluralizmie, wolności, ale bez konkretów. A przecież do dnia dzisiejszego, jego
zdaniem powinniśmy mu bić pokłony. Solidarność porzucona samopas, musiała się
ponownie organizować a ci którzy zaczęli nią kierować jak wszyscy, zadbać o swoje
stołki. Zmieniono jej statut. Znosząc kadencyjność we władzach związku, zawrócono
ją tym samym, do czasów znienawidzonego komunizmu, gdzie raz wybranego można
było tylko usunąć. Solidarność, kiedyś promotor postępu i wizji innej Polski, staje się
zwykłym związkiem nie mającym nic do powiedzenia w zbliżających się wielkich
przemianach ustrojowych i gospodarczych. A dopiero teraz Polska potrzebowała
nowatorskich rozwiązań. Jeszcze przed „stanem wojennym”, działały grupy ludzi, pod
sztandarem Solidarności dla których wizja nowej, innej Polski, była najwyższym
celem nie samym w sobie, ale dobrze opracowanych planach, że wspomnę tu SIEĆ.
Ale i w „stanie wojennym”, takie prace były prowadzone. Dzisiaj ani Wałęsa ani nikt z
jego otoczenia nie może powiedzieć, że nim nadeszła wolność, przedtem była
pustynia. Tylko Wałęsa może, jeśli potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to
wszystko poszło w takim kierunku?, dlaczego ludzie dawnej Solidarności są dzisiaj
wrogami?, dlaczego prawica jest tak skłócona i podzielona?.
Solidarność milczała, gdy sprzedawano majątek narodowy za bezcen, a
przecież to prowadziło do gigantycznego bezrobocia. Gdzie był wówczas Krzaklewski
i jego związek, który miał w obowiązku obronę ludzi pracy?.
To naród zbudował te huty, kopalnie i fabryki, pracując za 20 – 30
dolarów miesięcznie, mając ciągle nadzieję, podsycaną obiecankami, że kiedyś będzie
lepiej.
Solidarność w głównej mierze ponosi odpowiedzialność za zmarnowane
fabryki i spółdzielnie, gdzie niepełnosprawni mieli pracę i możliwość egzystencji.
Sprzedawano praktycznie wszystko nie pytając związków o zdanie. Nietrafione
decyzje przerzucano na pracodawców podnosząc ciągle koszty pracy. A to dokładając
do składki ZUS dodatek dla niepełnosprawnych, likwidując i sprzedając ich
spółdzielnie, a to dodatek dla zakładów, które nie potrafiły wypłacić pensji swoim
pracownikom, a wcześniej je dziko sprywatyzowano.
Gdzie była Solidarność gdy sprzedawano Polskie Huty Stali za grosze.
Sam teren na, którym je zbudowano był wielokrotnie droższy. A przecież tam była
najsilniejsza Solidarność. Hindusi nie włożyli w ten interes ani grosza, pokazali tylko
żelazną zasadę ekonomi, koszty - produkcja – sprzedaż - zysk. Wyciągnęli z tych hut
dziesiątki miliardów złotych, zapominając o remontach i modernizacji przynajmniej
Huty Katowice.
Oligarchowie Solidarności milczeli, chociaż dobrze wiedzieli co się
dzieje i czym to się skończy. Mając dożywotnie (do emerytalne) stanowiska, a jeszcze
do tego kupieni przez nowego właściciela uciszali pojawiające się spory.
199
Jak można było doprowadzić, do sprzedaży kręgosłupa polskiej
gospodarki.
I kto to, zrobił?.
Właśnie swoistą ironią losu było to, że następcy tych, którzy ciągle
obiecywali i wzywali naród , „pomożecie?”, sprzedali ten wysiłek narodu za grosze.
***
200
5. Zakończenie.
201
Okrągły stół, by można dziś o nim mówić z dumą, powinien przede
wszystkim wytyczyć nowe drogi i wizję przyszłej Polski, wizję nowej gospodarki i
określić odpowiedzialnego za realizację tych celów. Przecież zasiadły przy nim dwie
najważniejsze siły polityczne i społeczne w tym kraju, mające najwięcej do
powiedzenia. Pozorowane targi trwały kilka miesięcy, by utwierdzić społeczeństwo w
przekonaniu w jakim trudzie jest wypracowywany kompromis. A de facto nie
zrobiono nic szczególnego, przede wszystkim w dziedzinie gospodarki. Tak zwana
konstruktywna opozycja była tak manipulowana, że Wałęsa w pewnym momencie
zaproponował Kiszczakowi nawet tekę premiera. A przecież było wielu wspaniałych
ludzi, którzy mieli program naprawy gospodarki, ale to nie była zdaniem komunistów
konstruktywna opozycja. Winę za taki stan rzeczy ponoszą w równej mierze Jaruzelski
jak i Wałęsa. Jeśli by uznać, że Jaruzelski wiedział co chce, to Wałęsa poza legalizacją
Solidarności nie miał żadnego innego programu. Cały majątek narodowy, właściwie
całą Polskę, powierzono nowo utworzonemu Ministerstwu Skarbu. To minister skarbu
decydował co i kiedy sprzedać i w jakim tempie, potrzeby przecież były ogromne.
Umowy tworzone naprędce nie zabezpieczały praktycznie interesów ani państwa, a
przede wszystkim zatrudnionych tam pracowników. O wyprzedaży majątku
narodowego powinien decydować sejm i kontrolować cały ten proces, niestety sejm
był zajęty innymi sprawami, choćby tym co oznacza skrót PZPR. Okres początku
wolnego państwa cechuje przypadkowość bez jakiegokolwiek programu. Ludzie, tzw.
konstruktywna opozycja, przejmując stery władzy, dość niespodziewanie zresztą, nie
mieli żadnego programu, żadnej wizji przyszłej Polski. Dopiero uczyli się rządzenia. A
przecież była to niezwykła szansa ucieczki do przodu, na marsz, bez niepotrzebnej
straty 10 lat marazmu i zastoju. W ten sposób stracono lata osiemdziesiąte i pookrągło
– stołowe, dziewięćdziesiąte. 20 lat w rozwoju kraju to epoka, to strata jednego
pokolenia. Dzisiaj wszystkie kraje byłego obozu sowieckiego są dalej. Lepiej
zagospodarowały swoją wolność, nawet te biedniejsze kiedyś od Polski.
***
202
prawem. Uwłaszczenie polityków przybrało takie rozmiary, że partie polityczne już
finansowane są z naszych pieniędzy. A teraz słyszy się o tym, by poseł był
zawodowym politykiem, bo jakiś tam inny nadużywając prawa i stanowiska, łamie je.
Zaiste do czego to zmierza. Tych, którzy widzą ten absurd i protestują, usuwa się z
partii. A przecież jakieś prawo istnieje. I zamiast go poprawiać tworzyć nowe ustawy,
trwają nieustające spory. Czego to dowodzi, czy demokracja w tym kraju wyczerpała
swoje możliwości?, dopadł ją kryzys, czy też przedstawiciele ludu z wielkim uporem
tworzą nową nomenklaturę. A może ludzie zasiadający w parlamencie nie dorośli do
tego.
Tak na dobrą sprawę, to kogo reprezentuje poseł w parlamencie?, czy
partię?, czy społeczeństwo czyli swój elektorat. Co to takiego dyscyplina partyjna?.
Każda zaproponowana ustawa przez rząd, jest natychmiast oprotestowana przez
kierownictwo partii opozycyjnej i na odwrót. A przecież każdy parlamentarzysta ma
do dyspozycji swoje biuro i zatrudnia pracowników, po co?. Uwagi wnoszone przez
obywateli są tym samym lekceważone, albo niezgodne z linią partii, która akurat jest
w opozycji i nic nie może zrobić. A przecież obywatele widzą niemoc i
niekompetencje na każdym szczeblu władzy. Czy wobec tego poseł będący w opozycji
może cokolwiek zrobić dla swoich wyborów?. Czy stać nas na marnowanie pieniędzy
i czasu dla tylu posłów?. Nie inaczej jest również z posłami partii rządzącej. Tu
rządzący decydują za pomocą tzw. „dyscypliny partyjnej” czym poseł ma się
zajmować, głosować tak jak mu karzą. To po co to wszystko, skoro poseł jest tylko
wyrazicielem opinii partii? Wydaje się przecież na te cele, ogromne pieniądze
społeczne.
Od samego początku suwerennej Polski, to partia, lub koalicja rządząca
uzurpuje sobie prawo do tworzenia ustaw, które zatwierdza sejm. Czy zatem jeśli to
sejm jest ustawodawcą, ustawy nie powinny być tworzone przez cały parlament?.
Zgoda, to rząd powinien proponować takie ustawy, które ułatwią mu rządzenie, jest
organem wykonawczym i wie co mu tak naprawdę przeszkadza lub się
zdezaktualizowało. Ma do dyspozycji określone resortowo ministerstwa, które wiedzą
co hamuje rozwój kraju. A tu partia, która powołała rząd, będąc wcześniej w nie
konstruktywnej opozycji, dyktuje pozostałym ustawy, sejm niewielką większością
uchwala, a prezydent je vet uje. I rozpoczyna się taniec chocholi by obalić to veto. Czy
na tym ma polegać demokracja w tym kraju?.
***
Brak właściwej lustracji miał bardzo poważne znaczenie tak dla rozwoju
kraju jak przede wszystkim dla samych poszkodowanych, których przez 45 lat
komunistycznych rządów zniewolono miliony. Przejmujący władzę agenci byli na
smyczy tych, którym kiedyś służyli. To właściwie oni sprawowali władzę. To oni byli
przeciwni całkowitej lustracji i tak manipulowali swoimi agentami, a ci tzw. opinią
społeczną, że lustracji nie doprowadzono do końca. I nigdy nie dowiemy się tak
naprawdę ile i jakiego zła wyrządzili już w nowej Polsce. Agenci, prowadzeni przez
swoich dawnych przełożonych, byli przekonywani, że komunizm jeszcze powróci ze
zdwojoną siła i dopiero się rozprawią ze wszystkimi nieposłusznymi, albo taż ujawnią
i opublikują dokumenty ich współpracy. Miało to zasadnicze znaczenie, tak w sejmie
203
jak i rządzie znajdowali się bowiem dawni współpracownicy bezpieki. Były przecież
takie kadencje sejmu, gdzie posłowie mogli praktycznie opracować i uchwalić, każdą
ustawę. Agentura uaktywniała się bardzo mocno, szczególnie po każdym zdobyciu
przez SLD władzy. A już najmocniej po uchwaleniu ustawy przez sejm o Instytucie
Pamięci Narodowej. Niestety za tą ustawą nie poszły inne, tak by wzmocnić IPN i jego
działania.
Próba naprawy tego stanu przez PiS i Rząd Jarosława Kaczyńskiego
została zablokowana przez Trybunał Konstytucyjny, po wniesionym wniosku przez
SLD. Właśnie Trybunał Konstytucyjny uznał, że ujawnienie nazwisk funkcjonariuszy
SB i ich agentów jest niezgodne z konstytucją. Jak się później okazało nawet i tam byli
agenci, to jaka mogła być decyzja?. Czy wobec tego posłowie, którzy mogli zmienić tą
decyzję, coś zrobili, niestety nic. Dość niejasna jest sprawa wyrównania specjalnych
emerytur z powszechnie obowiązującymi. Zgodnie z logiką, specjalne emerytury
obowiązywały w poprzednim niedemokratycznym systemie, system zbankrutował,
powstała demokracja, więc w powszechnie szanowanej demokracji, to samo prawo
powinno obowiązywać wszystkich. Niestety nie do końca, zgodnie z logiką SLD, raz
nabyte prawa obowiązują do śmierci i za nic sobie mają to, że tamten system wartości
padł, powstała demokracja a ta rządzi się prawem równości wszystkich. Bo niby
dlaczego bezpieka i inne mundurowe służby, które stosując bezprawie, broniły
tamtego systemu mają mieć przywileje?. A może zechcą jeszcze walczyć o przywileje
nomenklatury nadane dekretem z 1972 roku (DZ.U.42/72). SLD te próby naprawy,
uważa za zemstę zbiorową na bezbronnych funkcjonariuszach SB.
Taką demokrację zaprowadzili i wdrożyli nam agenci i bezpieka.
Manipulacja opinią publiczną była i jest tak duża i przemyślana, że do dnia
dzisiejszego wydaje się obywatelom, że tak musiało być, że tylko takie mogły być
rozwiązania. Gdy do tego dodamy błędy i niefrasobliwość rządzących to wszystko
łączy się w taką całość, w której normalnemu obywatelowi trudno się znaleźć.
Zmarnowano i w dalszym ciągu marnuje się dobrych i uczciwych ludzi, ograniczając
lub wręcz uniemożliwiając im społeczny i zawodowy awans.
204
Władysław Bożek współorganizator strajku
sierpniowego 1980 roku, a następnie NSZZ Solidarność
w Hutcie Katowice. W latach 1983 – 1988 działacz
podziemnych struktur Sieć Wiodących Zakładów Pracy
„SIEĆ” pseudonim konspiracyjny z tamtego okresu
Andrzej Katowicki. Jako jedyna organizacja podziemna
liczyła w tamtym okresie „Minimum socjalne” i tzw.
„Wskaźnik kosztów wegetacji”. Postulatu nigdy nie
zrealizowanego przez NSZZ Solidarność. Autor
artykułów w prasie podziemnej. 1988 roku po
rozwiązaniu struktury, przed „okrągłym stołem”,
założyciel NSZZ Solidarność w Koksowni „Przyjaźń”.
Represjonowany przez służby specjalne PRL. Są to
wspomnienia tamtego okresu, w których zawarta jest
ogromna wiedza, poparta dokumentacją tego okresu, jak i już po uzyskaniu
niepodległości przez Polskę. Wierny zasadzie Józefa Piłsudskiego „być zwyciężonym
i nie ulec, to dopiero jest zwycięstwo”.
205