Pawlikowski, Mieczysław - Siedmiu Z Halifaxa - J" - 1975 (Zorg)

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 87

Siedmiu z Halifaxa - J

Mieczysaw Pawlikowski



Mojej Zaodze
Z Dywizjonu 300 i 301 w Anglii
powicam

Na wstpie pragn wyjani, dlaczego w tytule mojej ksiki znajduje si sowo Halifax.
Jest to nazwa czterosilnikowego bombowca angielskiego, na ktrym w czasie drugiej wojny
wiatowej latali, midzy innymi, rwnie Polacy. Wrd czonkw jednej z zag dywizjonu 301
wykonaem szereg operacji take ja - obecnie znany Ci, Drogi Czytelniku, z filmowej roli pana
Onufrego Zagoby.
Nie czuj si powoany do krelenia historii Polskiego Lotnictwa Bombowego w Anglii.
Jest to mj jedynie bardzo osobisty przekaz klimatu i niektrych wydarze z okresu suby
w dywizjonie 300 i 301.


Ile to ju lat?
Sporo.
By rok 1937. Wtedy po raz pierwszy oderwaem si na wysoko kilkudziesiciu centymetrw od
ziemi. Szybowaem kilkanacie metrw.
Byo to przeycie, ktrego nigdy ju nie mogem zapomnie. W klapie gimnazjalisty bkitniaa
odznaka pilota szybowcowego.
Najpikniejszy sport moich modzieczych lat.
Sport, bo zawodem miao by aktorstwo. Wanie w szkole redniej poknem dwa bakcyle:
lotnictwa i teatru.
Teatr sta si profesj, lotnictwo - spenieniem onierskiego obowizku w czasie II wojny wiatowej.
Pn jesieni 1939 roku udaem si samotrze z plecakiem przez Sowacj na Wgry, a z
Budapesztu pocigiem do Francji.
Na lotnisku Lyon-Bron tworzyy si pierwsze kadry Polskich Si Powietrznych.
Najprzerniejszymi drogami cigaa tu bra lotnicza, wic z prac organizacyjn na tym lotnisku
nadzieje na odwet za Wrzesie.
Gocinna Francja, znajdujca si w tym czasie w stanie wojny z Niemcami, otwara serca
przybywajcym Polakom. Polacy czekali jednak, by otwarto take magazyny z broni i bro t dano
do rki.
Bya nagromadzona nienawi do Niemcw, ale nie byo broni, nie byo samolotw.
Czas pyn, a optymici pocieszali:
- Bdcie spokojni, Francja ma wszystko. Nadejdzie odpowiednia chwila, a przekonacie si. Francja
uzbrojona jest po zby...
W podobnych sytuacjach najchtniej wierzy si optymistom.
C mieli robi Polacy? Formowali eskadry, kompletowali zaogi i czekali na sprzt.
Gdy na lotnisku wyldowa jaki samolot, niemal wszyscy biegli, by przypatrzy si, dotkn - wyrzuci
z siebie gorycz wyczekiwania.
Byy to kolejne przypywy nadziei. Kt mg przewidzie, e synna linia Maginota we Francji jest
starsz siostr naszego gromkiego: Silni, zwarci, gotowi...
Kt mg przewidzie, e nawet ta znikoma ilo gratw powietrznych, otrzymanych w trudnej
chwili od Francji, wystarczy lotnikom polskim, by zwycia i chwalebnie broni francuskiego nieba...
Na tym to lotnisku pod Lyonem, w listopadzie 1939 roku, powstaa 5 Eskadra Ochotnicza.
Przedziwna to bya eskadra i pewnie w kronikach Lotnictwa Polskiego na emigracji pominita
zostanie milczeniem.
ywot jej by bowiem bardzo krtki i w okresie formowania si Polskich Skrzyde mao kto chcia
zauway jej istnienie.
Ale bya.
Jak powstaa?
Do dowdztwa Bazy przybywali modzi ludzie - cywile, proszc o przyjcie do lotnictwa. Uciekli
z okupowanego kraju i oto s. Maj przeszkolenie szybowcowe, motorowe, spadochronowe, take
wielki zapa i koniecznie chc lata.
Nieco na wyrost byy zachcianki wypowiadane wobec uczestnikw kampanii wrzeniowej, ktrzy
w walkach nad Polsk mieli szczcie strca ju samoloty niemieckie. Oni te chcieli lata, ale
niestety, wci nie mieli na czym...
Ochotnikw jednak przybywao i wreszcie postanowiono powoa do ycia Pit Ochotnicz.
W kocu listopada stan eskadry wynosi szedziesiciu chopa. Przewanie modzie akademicka.
Midzy nimi prawnik, inynier, dziennikarz, aktor, lekarz...
Spali w ciasnocie, czekali na przydzia mundurw, bielizny. Mieli najniszy od - nie starczao nawet
na papierosy.
Szefem tych Ikarw mianowano poczciwego sieranta-mechanika, weterana I wojny wiatowej -
Wadysawa R.
Z wielkim trudem przychodzio mu wprowadza wojskowy rygor wrd tych rwnych, ale nieco
rozbrykanych chopcw.
Pewnego dnia, wyprowadzony z rwnowagi jakim artem modzieczym, krzykn gronie do
ktrego z ochotnikw:
- Za kar odbior wam... (dugo myla, co te moe odebra takiemu biedakowi - wreszcie znalaz),
odbior wam cenzus.
Kochany szef przekona si jednak szybko, e te chopaki kochaj go jak ojca, i rwnie szybko
zapanowaa midzy nami prawdziwie rodzinna atmosfera.
W godzinach wolnych od zaj wojskowych szef zmienia si w pilnego ucznia jzyka francuskiego
i nadziwi si nie mg, e ten jzyk, ktry wbijali mu do gowy jego podwadni, jest taki wymylny.
Inaczej si pisze, a inaczej mwi...
Potem chodzi dumny, e z tej gromady maminych synkw zrobi prawdziwych onierzy.
Tsknota za krajem, czekanie na wiadomoci o losach najbliszych, wypeniajcy serca modzieczy
zapa do czynu, wszystko to czyo nasz ochotnicz rodzin i zacieniao wizy prawdziwej
przyjani.
I oto znw podniosa si fala optymizmu.
Przyjechali Anglicy. Werbuj ochotnikw do RAF-u. Gwarantuj szkolenie, dobry sprzt...
W marcu 1940 roku z naszej eskadry jedzie do Anglii kilkunastu chopakw, a w kwietniu s tam ju
wszyscy.
Po kilku miesicach intensywnego szkolenia wielu latao ju w dywizjonach operacyjnych, inni
doskonalili swoje rzemioso w szkoach rnych specjalnoci.
Kadego niemal tygodnia dochodziy wieci, e grono naszych kolegw pomniejszyo si. Dla statystyk
RAF-u byo to wykrelenie jednego czy kilku numerw ewidencyjnych, trudnych do wymwienia
nazwisk. Dla nas... bolesny cios, utrata kogo najbliszego.
Kiedy byem na pogrzebie zaogi Wadka, zatrzymaem si przed rzdem wieych mogi. Nie chciaem
uwierzy, e to ju tylu...
Dziwna to bya eskadra, pomylaem. Przy yciu pozostao zaledwie kilkunastu, a ci te lataj na
wojn...

Porucznik obserwator Leopold Skwierczyski (w cywilu aktor) by twrc Lotniczej Czowki
Teatralnej. Nim rozpoczem szkolenie bojowe, wstpiem do tej Czowki, by przez kilka miesicy
wdrowa po Anglii i Szkocji z Zemst A. Fredry i Grubymi rybami M. Bauckiego. Oto co na temat
naszej teatralnej dziaalnoci pisaem w Skrzydach - pimie onierzy Polskich Si Powietrznych -
w padzierniku 1941 roku, w felietonie Beatus, qui tenet - ... skrzyda.
Wprawdzie pan Benet, mwic, beatus, qui tenet, nie mia na myli skrzyde. Na pewno nie. Ale
w tym czasie ludzie mogli rwnie dobrze y bez nich.
Dzi, w XX wieku, ludzie bez skrzyde y nie mog.
Szczliwy wic ten, kto je ma.
Par miesicy temu dowiedziaem si z dziennika radiowego, nadawanego w jzyku polskim, e
wprowadzono obecnie amerykaski samolot myliwski, ktry... moe walczy na takiej wysokoci,
na jak adna maszyna nieprzyjacielska nie wejdzie...
Z kim wic ma walczy?
Nie do pozazdroszczenia byby chyba los pilota, ktry szukajc walki, lataby tak wysoko, e
nieprzyjaciel nie mgby si do niego wdrapa.
W dziedzinie fantazji lotniczej osigamy puap nieprawdopodobny. Oto jeszcze jeden kwiatek
z naszej prasy cywilnej: Szwadron samolotw myliwskich szarowa dzielnie na bombowce
niemieckie...
Wypadki fenomenalnej ignorancji, jeli idzie o dziedzin lotnictwa, grasuj nieznonie w naszej prasie
i radiu. I chocia po dugim bezlotnym okresie obrolimy w pirka, brak jest wci niestety skrzyde
naszej emigracyjnej prasie i audycjom radiowym. Moe wreszcie w sprawach lotnictwa bd zabierali
gos ci, ktrzy przynajmniej raz w yciu widzieli prawdziwy samolot. Przynajmniej z odlegoci stu
metrw.
Rwnoczenie ze startem dwutygodnika Skrzyda wyleciaa w powietrze Lotnicza Czowka
Teatralna. Lataa dugo i poprawnie, wyldowaa pomylnie. Przez trzy miesice latalimy z komedi
A. Fredry - Zemsta. Zjedzilimy Angli i Szkocj, bylimy prawie wszdzie tam, gdzie znajdowali si
Polacy.
Warunki grania mielimy rne. Czasem trafiay si sceny z dobrym owietleniem i kilkoma
kurtynami, ale byway te zestawione z czterech stow, na ktrych aktorzy musieli mija si niemal
gr, a gdy Czenik wyj karabel, okupowa ca scen. Nieraz gralimy te w namiotach... Oj, jak
szumiao w czasie deszczu...
Im trudniejsze byy warunki, tym serdeczniej reagowano, tym apczywiej suchano.
wietnie znali nas kolejarze na stacjach wzowych. Gdy wysiadao omiu polskich lotnikw i dwie
pikne panie, znaczyo to, e bd szuka wzka bagaowego i adowa na jakie dziwne rzeczy, ni
to meble, ni to ciany...
Gralimy w polskim szpitalu, ktry mieci si w starym zamku. Przedstawienie oczywicie odbyo si
w plenerze. Niezapomniana sceneria i wraenia.
Musiay by bardzo zdziwione mury starego zamczyska szkockiego, kiedy na kruganku pojawia si
para amantw w przedziwnych strojach. Dray pewnie ze strachu, kiedy z baszt w nie znanym im
jzyku wykrzykiwao dwu wsali.
Gdyby mury te mogy zrozumie polski jzyk, zdziwiyby si jeszcze bardziej. Spr, jak wiemy, szed
o dziur w murze, ktrej wcale nie byo. Moe domyliy si w kocu, e Polacy czsto prowadz
spory o co, czego w ogle nie ma?
Na zakoczenie objazdu po Szkocji otrzymalimy zaproszenie odwiedzenia naszego statku
flagowego
1
. Byo to wielkie dla nas przeycie. Oto po dugich miesicach bytowania na obczynie
mielimy stan na skrawku wolnego polskiego terytorium.
Po przybyciu do portu ju z daleka dostrzegamy jego sylwetk.
Nad nim - pachta chmur i smuga czarnego dymu oraz krce mewy.
Dobijamy motorwk, nasi marynarze prosz goci na pokad. Po bardzo serdecznym powitaniu
prawdziwy polski obiad, polskie papierosy, no i zwiedzanie statku.
Dugo stoj przed umieszczon na statku skrzynk pocztow. Zwyka, najzwyklejsza skrzynka
pocztowa, jak mona byo spotka na kadym niemal rogu ulicy w Polsce.
Jake inaczej patrzyem tam na ni teraz!
Orzeek i napis: Skrzynka pocztowa - i to wszystko... a jednak to tak wiele.
Po tych wojaach artystycznych musiaem poegna kolegw-aktorw, by rozpocz szkolenie
w nowej specjalnoci lotniczej - bombardiera.
Bombardier by swego rodzaju uniwersalist. Musia zna si na wszystkim i w razie potrzeby zastpi
kadego czonka zaogi: pilota, nawigatora, radiotelegrafist. Gwnym jednak jego zadaniem byo
opanowanie sztuki skutecznego bombardowania.

wiczebne bomby byy biae, na nosie miay zielon obwdk i wayy znacznie mniej ni bojowe.
W momentach eksplozji wydzielay z siebie oboczek dymu. Bombardier by zadowolony, jeli bomba
spada w myl instrukcji wydanej podczas odprawy szkolnej. Gorzej byo, jeli bomba znalaza si tam,
gdzie si jej najmniej spodziewano. Bombardier pka wprost ze zoci, ale nie byo zbyt wiele czasu
na rozdzieranie szat z tego powodu, gdy pilot robi drugi nalot i trzeba byo szybko przygotowa si
do zrzucenia nastpnej.
Po kilkunastu takich bombardowaniach wyniki byway coraz lepsze. Paday rekordy poprzednich
kursw, podczas ktrych szkolili si angielscy lotnicy. Rozchodzi si po lotnisku wie, e ten polish
course is very well...
Wiadomo: Polish.

1
M/s BATORY - w czasie II wojny wiatowej peni sub w szeregach Floty J. K.M. Przystosowany do potrzeb
wojennych, Batory bra udzia w licznych konwojach, przynoszc chwa Polskiej Banderze.

Do celnego zrzucania bomb pomaga wietny celownik. Polakom pomaga jeszcze i to, e przeyli
Wrzesie. Wtedy poznalimy, co to s bomby. Nie wiedzielimy wprawdzie, jaki jest tor ich spadania,
nie zastanawialimy si nad ich gatunkiem. Wiedzielimy, e s straszne.
Dzi doylimy chwili, gdy role zmieniy si. Klimek, Czesio, Jerzy i Wadek - my wszyscy bdziemy
patrzyli przez nasze bombardierskie okno na cele niemieckie.
Bdziemy najdokadniej umieszcza w celowniku te cele i zamiast malekich bomb wiczebnych
bdziemy zwalnia setki, tysiczki, czterotysiczki - bomby jeszcze straszniejsze ni te we
Wrzeniu.
18 O.T.U. - tak nazywaa si baza, w ktrej gromadzili si wieo upieczeni piloci, nawigatorzy,
bombardierzy, radiotelegrafici i strzelcy pokadowi.
Tu wanie dobieray si i formoway zaogi, ktre po ostrym treningu, tzw. zgrywaniu, odchodziy
do Polskich Dywizjonw Bombowych.
Na tym lotnisku zrodzia si i nasza Janowa Zaoga - pod wodz ppor. pil. Jana K.
W 18 O.T.U. przyszo nam jeszcze spdzi wita Boego Narodzenia. Czwarta Wigilia na obczynie.
Po raz czwarty skadalimy sobie yczenia powrotu do kraju ju na nastpn Gwiazdk.
Po tradycyjnej Wigilii - koldy, wspomnienia i zapewnienia, e za rok...
Na pocztku 1943 roku zaoga nasza zostaa przydzielona do Dywizjonu Bombowego 300.
Dopiero w dywizjonie zdalimy sobie w peni spraw z tego, co to jest zgrana, wyprbowana zaoga.
Zaoga bowiem - to dziaanie zespoowe, ktre tak piknie okrela rzymska zasada - viribus unitis,
uzupeniona polskim zawoaniem: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Tymi te zasadami
okrelany by stosunek zaogi latajcej do personelu obsugi naziemnej - do mechanikw.
Personel latajcy plus mechanicy - to dopiero jedna, solidarna rodzina.

Zaczo si od tego, e Roman, nasz radiotelegrafista, umwi si na dzisiejszy wieczr z rud Betty.
W gronie szoferek, ktre odwoziy nas do samolotw, Betty miaa opini najbardziej pechowej.
Trzech kolejnych jej amantw przenioso si systemem przypieszonym z personelu nadziemnego
do personelu podziemnego.
Czesio nie powrci znad Berlina, Heniek uton w Kanale, a ostatni jej wzdychulec - Toko,
wyskoczy wprawdzie ze spadochronem, ale zrobi to zbyt nisko.
Nie ulegao ju adnej wtpliwoci, e Betty przynosi pecha. Unikano wic, jak wida nie bez
powodw, wszelkich z ni bliszych kontaktw.
Dopiero wspomniany Romcio upar si, e bdzie pierwszym, ktry przeamie pecha, i umwi si
z ni na dzisiejszy wieczr do ssiedniego miasteczka na dansing.
Tumaczylimy mu najdobitniej, e naraa w ten sposb ca zaog, ktra dopiero zaczyna karier
bojow; niech zechce zrozumie, e tu chodzi o pi modych istnie itd., itd. - ale nic nie pomagao.
Na upr nie ma lekarstwa.
Po kilku dniach pogody, w czasie ktrej nawet miejscowe wrony chodziy piechot, a c dopiero
mwi o szanujcych si lotnikach, wiatr przepdzi niskie chmury i zadowolony z siebie przycich.
O godzinie jedenastej zapowiedziano na naszej stacji wielk, wit wojn.
Leci wszystko, co yje - wic nasza zaoga te.
Starzy weterani, ci po dwudziestu i wicej lotach operacyjnych, orzekli jednogonie, e zanosi si na
co powanego.
Diagnoza ich bynajmniej nie wpyna dodatnio na samopoczucie modej zaogi. Jeeli dodamy
jeszcze czynnik rudego pecha, powstaje w sumie gama uczu bynajmniej nie radosna.
Tak byo w naszych duszach.
Na twarzach malowaa si jednak pewno siebie, na jak tylko zdobywaj si zazwyczaj ci, ktrzy
jeszcze nie wchali prochu.
Pierwsza tura albo kolejka operacyjna w dywizjonie bombowym wynosi - trzydzieci lotw.
Dzi czeka nas pierwszy!
Koszt wyszkolenia zaogi bombowca, jak mawiano nam czsto, amortyzuje si dopiero po trzech
lotach.
Wziwszy to pod uwag, Jasio, nasz pilot i dowdca zaogi, owiadczy, e nie moemy robi kawau
krlowi angielskiemu i przynajmniej w cigu trzech pierwszych lotw musimy wraca do bazy.
Przyklasnlimy mu jednogonie i zapewniajc samych siebie, e na strat materialn naraa domu
krlewskiego nie moemy, udalimy si na odpraw.
Punktualnie o godzinie 16.00 wesza do sali starszyzna dywizjonowa.
Inteligentniak, czyli brytyjski oficer wywiadu, odsania olbrzymi map i mwi aman polszczyzn:
- Prosz panw, dysz nie ma lipy - your target for to-night is Essen!... (Wasz cel w nocy to Essen.)
- A mwiem, otwieraj sezon ruhrzany, teraz nie bdzie nic innego tylko Ruhra i Ruhra... Kiedy
zobaczycie, jak tam gorco, to i wam zmiknie rura - wtrci nawiasowo Kundzio.
Kundzio faktycznie ma powd do mikkiej rury. Wykona cztery loty nad Essen i za kadym razem
wraca postrzelany jak sito.
Koledzy nawet postanowili na wasn rk nada mu obywatelstwo honorowe Essen z gwarancj
na pimie, e jeeli tam bdzie zestrzelony, zapac wszystkie jego dugi w ssiadujcych z lotniskiem
barach.
Kundzio ma wic prawo zna si na Essenie, a ja mam... dreszcze.
Oficer taktyczny informuje, e tej nocy w nalocie wemie udzia 800 maszyn. Nasz dywizjon leci
w trzeciej fali. Cel zostanie oznaczony czerwonymi i zielonymi rakietami.
Inni oficerowie mwi o pooeniu obiektw, ktre s na rozkadzie, o rozmieszczeniu artylerii,
reflektorw, balonw i pasach obrony myliwcw niemieckich.
Teraz ju nie mogo by wtpliwoci, e Essen jest reprezentacyjnym celem Rzeszy i e czeka nas
tam bardzo gorce przyjcie.
Odprawa skoczona.
O godzinie 19.00 kolacja, o 21.00 start.
Jedziemy do maszyny. Szoferka spojrzaa mi w oczy tak, jakby ostatni raz w yciu miaa mnie oglda.
Rozmowa z mechanikami, papieros. Opowiadamy kaway. Podobno dobre. Opowiadajcy mieje si
do rozpuku.
Wreszcie prba silnikw i start.
Migaj sygnay wietlne. W mroku tocz si po lotnisku czarne, opase Wellingtony. Jeden za
drugim gramol si ciko w powietrze.
Ryk silnikw przepdza cisz marcowego wieczoru a za okoliczne miasteczka.
Tu i wdzie gromadki ludzi, wymachujcych rkami na szczcie i pomyln robot.
Jest w tym gwarze silnikw jaka nuta dumy, w owym wymachiwaniu jaka troska najgortsza, a w
miganiu kolorowych wiate i odrywaniu si czarnych potworw, leccych w jednym kierunku,
dreszcz niesamowitoci...
- Wysoko 10 000 stp. Wczy tlen. Temperatura minus 24 stopnie.
Mnie jest gorco.
Zbliamy si do nieprzyjacielskiego brzegu. Wida ju cian reflektorw, byski pociskw
artyleryjskich. Jasio mwi, e to jest zupenie naturalne, bo oni s tam od tego, eby strzela...
Moe i ma racj, nie wiem.
Wiem natomiast, e pierwsze wiata reflektorw li ju cielsko Wellingtona i ogie artyleryjski
jest coraz bardziej celny.
- Uwaa na myliwce, zbliamy si do Essen! Cel wida jak na doni.
Wielkie morze ognia na ziemi. Nad miastem ponie olbrzymia rnokolorowa choinka, jakby jak
niewidzialn rk zawieszona u niebieskiego stropu.
Jestemy coraz bliej. Maszyna wije si w unikach.
- Uciekaj w lewo, api nas w stoek!
Forsujemy ostatni lini obrony.
Odamki wal po kadubie i patach, a kade uderzenie powoduje tak silny wstrzs i wydaje tak
niemiy dla ucha oskot, e czowiek w duchu myli: ju koniec, za chwil grat rozleci si w kawaki...
Dawicy zapach prochu. I te przeklte, olepiajce reflektory.
Jasio wywija maszyn na wszystkie strony.
- Otwieraj drzwi bombowe! Troch w prawo... dobrze... jeszcze... bomby poszy! Trzymaj do zdjcia -
byczo, zrobione!
- Tu sze co rozerwao blisko moja gowa - powiedzia spokojnie Jzek, nasz strzelec ogonowy,
Amerykanin polskiego pochodzenia, bardzo le mwicy po polsku.
Wiedzielimy, e to co musiao rozerwa si bardzo blisko, bo maszyna posza jak zwariowana
w d i w kadubie zakotowao od prochu jak w piekle.
- Uciekaj w prawo!
I znw rbno gratem.
- Namierzyli si sk...
Wci jestemy nad celem. Czas ronie w godziny, w setki lat.
- Ale dosta! - krzykn kto, i cisza. Kto to mwi? Wci cisza, samolot traci wysoko. Pilot nie
odzywa si.
Macam nog spadochron i myl, e gdyby przyszo skaka w to morze pociskw, czowiek dugo by
si nie mczy...
Wreszcie wszystko wyjanio si. Odamek, ktry wpad przez grn szyb pilota, przeci
rwnoczenie kable telefonu pokadowego. Wszystko to zrobi dlatego, by nawet nie zadrasnwszy
Jasia, upa mu potulnie do ng.
Zbliamy si do Amsterdamu, a wci jeszcze wida ponce Essen.
Wchodzimy nad morze.
Tak, to bya dobra robota, pomylaem w duchu.
Z zadumy wyrwao mnie szturchnicie w okie. Jasio pokazuje zegary pokadowe.
- Psiakrew!
W lewym silniku spadaj gwatownie obroty.
Biegn wic pompowa rcznie olej i staram si przekona silnik via pompa, e musi jeszcze
wytrzyma dwie godziny. Musi! Niech zechce zrozumie, e to jest nasz pierwszy lot, e woda w
Morzu Pnocnym jest bardzo zimna...
Wydawao mi si, nawet byem tego pewien, e w tej chwili stoi nad moj znkan gow ruda Betty
i mieje si szyderczo.
Docignlimy do bazy.
Maszyna bya podziurawiona, szyby wybite, silnik przestrzelony. W wieyczce tylnego strzelca -
widniaa dziura wielkoci ludzkiej gowy.
Nie przypuszczalimy, e z nasz Petk byo a tak le!
A Jzek po wyjciu z wieyczki uklk i ucaowa ziemi. Trzy razy. Nastpnie wytar prochem
osmolon twarz i powiedzia z ulg:
- No, jeden lot sze ju ma, jeszcze tylko dwadeszcza dewiencz!
Dugo czekalimy na powrt F-ki. Przysza wreszcie wiadomo z lotniska pooonego w pobliu
Kanau, e nasi ldowali tam przymusowo, z rannym na pokadzie. W kilka tygodni pniej porucznik
Koss, czonek tej zaogi, wspomina:
... - Tak naprawd, by to mj ostatni w yciu lot bojowy. Kady z nas, latajcych, wie, e kiedy musi
przyj ten ostatni lot. Tylko aden z nas nie wie, kiedy? I jak?
Lataem jako strzelec tylny, tak zwany ogonowy, hamulcowy. Ogonowy - to kady wie, ale dlaczego
hamulcowy? Sam nie wiem; chyba, eby byo adniej, bo to do rymu. Praca takiego strzelca daaby si
uj w paru sowach, ale to niewane. Osobicie byem bardzo zadowolony ze swego ogona. By to
ogonek, e buzi da. Poniewa Pan Bg obdarzy mnie wzrostem a 163 cm, wic byo mi w ogonie
mio i przytulnie, a znaem go jak swoje pi palcw.
Pielgniarz ogona F-ki (tak si zwa oficjalnie) kocha si w nim, bowiem ogon zawsze by
wypielgnowany i tak czysty, e zdawa si pon w socu, jak cudowna baka mydlana. Jego dwie
sikawki, to po prostu szczyt troski i opieki, nigdy si nie zajkny, a oddech miay tak gboki, e
jednym westchnieniem mogy wydmucha z siebie 1000 pociskw.
W takim to ogonie latao si, e a mio.
Do chwili wejcia nad Essen lot by raczej spokojny. Pieko zaczo si nad celem. Pamitacie, co tam
si dziao. Po zrzuceniu bomb, gdy ju zeszlimy bram wylotow, zobaczyem pod nami wiecce
linie startowe, a z nich wzlatujce myliwce. No, pomylaem w duchu, bdzie zabawa. I nagle
wybucho z ziemi kilkadziesit reflektorw, wszystkie wycelowane wprost w F-k. Zapali nas.
Pilot zrobi z Wellingtona myliwca i ten wykonywa poczciwie wszystko, czego od niego si dao.
Ale reflektory wci nas trzymay. Wybuchy pociskw artyleryjskich zbliay si do nas. Czasami
zdawao si, e ju, ju nas dopadaj.
W pewnym momencie reflektory zaczy robi niezrozumiae dla nas ruchy i znaki, cz z nich daa
spokj F-ce i tylko kilka trzymao j w objciach. Wreszcie zrozumielimy - teraz rzuc si na nas
myliwce. Wiedziaem, e na pewno myliwiec przyjdzie z tyu, szukaem go wzrokiem. Byem
olepiony reflektorami. W pewnej chwili, w odlegoci 100-150 metrw, z boku i z tyu jakby M-109,
ktry szed wprost na mnie. Te cholerne reflektory - w oczach jakby mleko.
Zwrciem kaemy w kierunku leccego szwaba, wytrzeszczaem oczy, patrzyem uwanie
i zobaczyem jakby poruszajcy si cie, zapaem w celowniki i nacisnem spusty. Jednoczenie
poczuem, jakby kto wyrn mnie w twarz i sprzed oczu znikn mi celownik. Widziaem, jak od
przeciwnika oddzielay si iskierki i pdziy wprost na mnie. Widziaem i wasne pociski: wieciy i szy
wprost na Niemca. Skupiem ca uwag, by szy najdokadniej. Sikawki nie zawodziy, pokazyway
jeden ze swych najgbszych oddechw. Trwao to kilka, a moe kilkanacie sekund.
W kocu Me-109 zwali si w prawo i poszed w d. Oczy zachodziy mi jakby mg. Blu na razie nie
odczuwaem. Instynktownie przetarem oczy i poczuem, e mam ca twarz we krwi. Na miejscu
prawego oka namacaem jak du gul; pewnie nabi mi guza, pomylaem. Jeszcze raz przetarem
oczy. Teraz widziaem nieco lepiej. Chciaem poruszy wieyczk, ale bya unieruchomiona.
Przeczyem na dziaanie rczne. Oczy wci zalewaa krew. Miaem bardzo utrudnion obserwacj.
Zwrciem si do radiotelegrafisty, eby wszed do wieyczki astro i obserwowa. Otrzymaem
odpowied, e nic z tego, bo wieyczki ju nie ma...
Nagle sysz gos obserwatora: Pilnuj dobrze, bo bdzie ich tu wicej... Odpowiedziaem, e troch
mi trudno obserwowa, bo krew zalewa oczy... widocznie gdzie dostaem, mam nawet guza. Nie
zdawaem sobie sprawy z tego, e ten guz by akurat tam, gdzie powinno by oko.
Rwnoczenie stwierdziem, e celownik w ogle znik. Macaem rk, ale nie byo go. Zosta
odstrzelony. Wypatrywanie przecigao si w nieskoczono - wroga na szczcie nie byo wida.
Lot trwa.
Syszaem, jak drucik meldowa, e radio ma rozwalone pociskami, a drugi pilot, e oliwa si wylaa,
zegary zbiornikw benzyny pokazuj zero, z wyjtkiem jednego, ktry ma tylko 40 galonw...
Zaczynao mnie mdli. Odkrciem tlen na peny regulator - zrobio si troch lepiej.
Syszaem, e pytali mnie, jak si czuj? Odpowiedziaem, e dobrze... Tak mi si przynajmniej
wydawao.
W samolocie naradzano si, ale to niezbyt mnie interesowao. Wszystko zaczynao mi obojtnie.
Ca uwag skupiem na tym, eby mnie nikt nie podszed od tyu.
Trwao to tak a do osignicia poudniowego brzegu Anglii, gdzie pilot od razu zdecydowa si
ldowa. Mielimy wyjtkowe szczcie, trafilimy wprost na lotnisko.
Drugi pilot przybieg uwolni mnie z unieruchomionej wieyczki. Ldowania prawie nie czuem.
... Izba chorych... lekarz, zastrzyki, mczce torsje, a w kocu sen, a potem szpital i st operacyjny...
Teraz czuj si dobrze. Z czarn opask na prawym oku jest mi nawet do twarzy.
A F-ka, ta nasza ukochana F-ka, ucierpiaa bardzo. Widziaem jej fotografi. Wygldaa aonie.
I jeeli w takim stanie dostarczya nas do Anglii, miao mona powiedzie, e bya wierna, wierna jak
najczulsza kochanka.

Porucznikowi K. - zaliczono zestrzelonego Me-109. Dzi pier jego zdobi Krzy Virtuti Militari
i czterokrotnie przyznany Krzy Walecznych. Pracuje w obsudze naziemnej Dywizjonu.

Po trzech lotach operacyjnych zaoga nasza dostaa tygodniowy urlop, ktry postanowilimy, wbrew
pocztkowym planom, spdzi osobno. Kady na wasn rk.
Wic: Jasio jedzie pod Londyn, bo ma jakie wane sprawy rodzinne, Kazik i Romcio do Szkocji, Jzek
na wybrzee do Blackpool, a ja do Londynu.
W kwaterach naszych kipiao od rana: prasowanie galowych mundurw, pakowanie si, staranne
golenie, sowem czynnoci, o ktrych do tej pory - pochonici wraeniami wojennymi - nie
mylelimy.
Dla Jzka rzecz najwaniejsz byo pomalowanie wianuszka gapy strzeleckiej na zielono.
Koniecznie musi mie wianuszek pomalowany. Po trzech lotach operacyjnych dostaje si prawo
noszenia odznaki polowej, tzn. z zielonym wianuszkiem.
Mia tedy Jzek nie doprasowane spodnie, uywan koszul i poyczony od kolegw konierz.
Wieniec za to by tak zielony, e nawet daltonista ziele t musia dojrze.
Przy poegnaniu yczylimy sobie wszystkiego najlepszego, a najbardziej gorco wypowiadalimy
ch niewidzenia si przynajmniej przez tydzie. Ustalilimy jednak (na wszelki wypadek) miejsce w
Londynie, w ktrym ewentualnie bdzie mona si spotka.
- wietnie, wic gdyby co...
Rozjechalimy si, kady w swoj stron.
Ju po kilku godzinach byo mi troch tskno i aowaem, e nie jedziemy w kupie. Na drugi dzie
bardzo tskniem, a czwartego dnia, wbrew umowie, spotkalimy si wszyscy w Wellington-Clubie.
Kady z zaogi, oczywicie przypadkowo, trafi do Londynu - nie chcia tego, ale tak si zoyo.
Powitaln kolejk obstalowa Roman. Wypilimy.
Stawiali inni. Kiedy przyszed czas na Jasia, zasza rzecz nieoczekiwana.
Jasio, ktry rzadko przybiera postaw oficjaln, tym razem zamwiwszy podwjne, i to
wzmocnione, przemwi, cedzc kade sowo:
- Ot, prosz panw, dziwnym zbiegiem okolicznoci... spotkalimy si... w komplecie...
- Gadaj szybciej, nie jkaj si!
- Nie jestem ju kawalerem - wystrzeli nagle. - Ukrywaem swoje narzeczestwo, ale dzi, kiedy
staem si od dwch dni szczliwym maonkiem, postanowiem powiedzie wam wszystko.
Roman natychmiast odstawi kielich i spokojnym, bezbarwnym gosem bkn:
- Gratuluj.
Kazik natomiast wsta, poprawi krawat i tonem zupenie ju dramatycznym oznajmi:
- Wiedziaem zawsze, e jeste chopem odwanym. To jednak, o czym dowiedzielimy si przed
chwil, wiadczy o odwadze wrcz gigantycznej. Gratuluj.
Jasio nic nie mwi, ja siedziaem cicho, a Jzek milcza.
Po chwili Jzek wyj portfel, otworzy i dugo patrzy w jego puste wntrze. Westchnwszy ciko,
rzek:
- Urlop sze koczy, pienidzy nie ma, a bym sze upi na pestk...
- ona wanie prosia...
Wyraz ona w ustach Jasia brzmia jako sztucznie i mona byo atwo wyczu, e z tym sowem
niezbyt sobie radzi.
- Czy nie chcielibycie do nas, pod Londyn... chocia na obiad...
- Na styp chciae powiedzie - wtrciem. - No, trudno. Stao si. Pojedziemy. Niech twoja ona
pozna zaog, ktrej teraz grozi zagada. Sam wiesz, jak kocz si takie maestwa. Mamy jeszcze
dwadziecia siedem lotw, to nie arty.
Pozostae trzy dni urlopu spdzilimy w gronie nowej rodziny Jasia. ona okazaa si czarujc
Irlandk.
Roman, zwariowany entuzjasta rudych wosw, pierwszy zacz nas przekonywa, e taka ona
w zaodze to majtek.
Jzkowi z zachwytu plta si jzyk i do Mary mwi po polsku, a do nas po angielsku. Cigle si myli.
Kazio za zaprzyjani si z modszym bratem Mary i usiowa wytumaczy mu swoj angielszczyzn
zasady astronawigacji. Wiem na pewno, e kiedy chopak doronie i stanie przed komisj poborow,
z paczem bdzie prosi, by nie przydzielano go do lotnictwa.
Urlop spdzilimy w doskonaym nastroju.
Po odwiedzeniu hotelu Rubens, w ktrym miecio si dowdztwo naszego lotnictwa i gdzie
urzdoway wszystkie lene dziadki, napisaem Fraszk o lataniu.

FRASZKA O LATANIU
Ikar - jak z ksig legendy najjaniej wynika,
By pierwszym, ktry zgin mierci lotnika.
Przyczyna wypadku? Dosta przegrzania skrzyde.
Incydent niemiy, dwigary mia z wosku,
Wic si roztopiy. A jeszcze w dodatku
By bez spadochronu, jak mona tu wnioskowa,
I nie wyszed z kraksy, cho mg si ratowa.

Mwiono pniej, a kady serdecznie paka,
e zgin biedak, bo zbyt wysoko lata.

Jzek - stary pilot, a myliwiec zaarty,
Brawur zapisa przewspaniae karty.
I kady wychwala jego loty koszce
Pomidzy domami, poniej okien,
Dosownie nad gowami.
Ten chop nie nawala.
A raz si zdarzyo, e zawadzi o komin
I ogie, eksplozja zbiornikw - ju po nim.

Mwiono pniej, a kady serdecznie paka,
e zgin biedak, bo zbyt nisko lata.

Z powyszych dowiadcze wniosek w takim
sensie,
e najbezpieczniej jest lata wind...
w RUBENSIE!

Koledzy mwili, e po opublikowaniu tej fraszki za kar mog si spodziewa zakazu latania na wojn.
Ale jako takiego zakazu nie otrzymaem.

Czerwcowe soce harmonizuje z cisz poranka. Rozproszone po kracach lotniska Wellingtony
wydaj si niegrone, raczej pogodne i dobre. Podobne s do olbrzymich, opasych wierszczy, ktre
przysiady na murawie lotniska.
Nikt nie uwierzyby, e te niewinne olbrzymy jeszcze kilka godzin temu wiy si w piekle ognia, ryczay
ca moc silnikw, wytrzsay ze swego wntrza zamknit w ksztaty bomb - mier.
Teraz wypoczywaj. Grzej swe czarne cielska, wchaniaj oddech trawy, by za kilka godzin znw
zerwa si i pospnym warkotem wej na bojowy szlak codziennego trudu.
Wellingtony.
Tego dnia bylimy w doskonaych humorach. Na porannej odprawie dano nam do zrozumienia, e
w dzisiejszej wojnie przede wszystkim wezm udzia ci, ktrzy wrcili z urlopw.
Szczegy zostan podane na popoudniowej odprawie.
Koo baraku eskadry przejeda wanie sznur wzkw bombowych.
- Widzicie, co wioz?
- O, o, o?!
Na kadym z wzkw spoczywa czarne cygaro, dugoci kilku metrw.
- No, panowie, radz bra kpielwki. Lecimy na nisk wojn - zauway Jasio.
- Wysoko zaczlimy, nisko skoczymy si - uzupeni Kazio. - ona w zaodze, a ju minowanie...
Wzki kolejno zatrzymuj si przed maszynami, mechanicy podwieszaj miny.
Wysikowi ich yczliwie przyglda si soce.
Chyba dopiero teraz, na lotnisku operacyjnym, zrozumielimy w peni, jak wiele zawdziczamy
mechanikom, zwanym skromnie personelem naziemnym.
Wiele miejsca - i susznie - powica si wyczynom pilotw myliwskich czy zaogom bombowym, ale
niewiele osb zdaje sobie spraw, e bez pracy tych ubrudzonych smarami mrwek - sukcesy
latajcych byyby niemoliwe.
To, e maszyny graj, a karabiny czy dziaka strzelaj, moliwe jest dziki ogromnemu trudowi, jaki
wkadaj do wsplnego dziea mechanicy.
Wystarczy powiedzie, e nie byo wypadku, aby nawet najbardziej zdemolowana maszyna po locie
operacyjnym - ju po 24 godzinach od chwili powrotu z wyprawy nie bya gotowa do nastpnego
startu.
Podniesiony do gry kciuk pilota bombardiera, radiotelegrafisty czy strzelca oznacza, e wszystko
grao jak zoto, czyli byo O.K., i jest to dla mechanikw najmilsz zapat. Zapat za pene
samozaparcia godziny ich pracy oraz za godziny nerww i napicia w czasie czekania na powrt
swojej maszyny.
I nie bdzie w tym adnej przesady, jeli z caym naciskiem podkrel, e personel latajcy
i mechanicy to dopiero prawdziwa rodzina.
Trudno powiedzie, ktre wyprawy byy bardziej niebezpieczne. Niskie, to znaczy wyprawy z minami,
lotem koszcym, czy te wysokie, czyli bombowe, na puapie od 15 000 do 20 000 stp. Trzeba
stwierdzi, e zaogi mniej chtnie latay na wojny niskie.
Na odprawie operacyjnej kady stara si wchon cay materia informacyjny, zapamita
najdrobniejsze nawet szczegy. Tote panuje tu nastrj skupienia.
Jako pierwszy zabiera gos angielski dowdca Stacji.
- Lot dzisiejszy ma charakter eksperymentalny i jest poczeniem wojny niskiej i wysokiej.
O godzinie 23.10 na port Saint-Nazaire, gdzie mieci si baza niemieckich okrtw podwodnych,
czterosilnikowe samoloty RAF-u dokonaj nalotu bombowego. W tym samym czasie Wellingtony
polskiego dywizjonu, idc od strony morza, zaminuj wszystkie przejcia w zatoce. Mamy nadziej, e
okrty, ktre zechc wypyn z bombardowanego portu na morze, bd bardzo zaskoczone. ycz
panom powadzenia!
Teraz ma gos oficer nawigacyjny Stacji:
- Maszyny id pojedynczo. Trasa zaznaczona jest na mapie. Lecie kosiakiem. Po wejciu na teren
Francji zafiksowa si nad wskazanym rozgazieniem rzek. Std kurs bojowy do pozycji na morzu.
Miejsca zrzutu dla poszczeglnych maszyn wypisane s na tablicy. Przed zrzuceniem miny wej na
2000 stp. Po zrzuceniu wraca t sam tras.
Rozmieszczenie dzia i gniazd karabinw maszynowych w okolicy Saint-Nazaire tak jak na mapie. Nie
powinno by adnych niespodzianek.
Zbrojmistrz podaje do wiadomoci zag, e kada maszyna zabiera tylko jedn min. Jest to mina,
nie jak poprzednio T-610, ale nowa T-710.
- A jaka jest rnica? - pyta ktry.
- Sto! - odpowiada mu inny. miech wszystkich koczy powan odpraw.
Pierwszy raz startujemy z min. Jasio jak moe nadrabia min, e ta mina to fraszka. Startuje jednak
bardzo ostronie i na pewno widruje go dreszczyk emocji.
- Wysoko 1000 stp, kurs 170.
Ksiyc zaglda grnymi szybami do wntrza samolotu. Taczy na zegarach, peza po pododze,
wskakuje na buty... W jego powiacie twarze zaogi s zielonkawosrebrne, nieludzkie, bezkrwiste,
martwe!
Ju brzeg nieprzyjacielski. Przelatujemy nad pla, pniej jakie zabudowania, ogrody. Ani jednego
wystrzau, ani jednego reflektora. Wszystko tak, jak byo zapowiedziane na odprawie.
Zbliamy si teraz do wyznaczonego rozgazienia rzek. Kilkaset metrw przed nami sunie
Wellington. Z naszego dywizjonu. W chwili gdy robi skrt, cztery dziaa szybkostrzelne, ustawione
w tym miejscu, gdzie kazano nam fiksowa si, pior jak oszalae. Maszyna idzie zdecydowanie na
skrzydo i znika z oczu.
- Pewnie zwia na morze...
- Przejdziemy bokiem. Oblicz kurs z tego miasteczka.
- Dobra!
- Godzina 23.07, za trzy minuty zrzucamy min. Kurs 270.
- O.K. Kurs wzity.
Wchodzimy na 2000 stp. Pod nami morze. Z brzegw byskaj reflektory, strzelaj dziaa. Wszystko
idzie wyej, ponad nami.
Zrzucam min.
Godzina 23.11 - nad portem Saint-Nazaire bije artyleria. Reflektory goni po niebie, nerwowo
szukaj.
Wybuchy pierwszych bomb... i lawina ognia gwatownie rozlewa si na cae miasto...
Z alem bierzemy kurs do domu. Chcielibymy zobaczy skutek naszej pracy. Ci bowiem, ktrzy
rzucaj teraz bomby, widz, fotografuj.
Trudno, wracamy.
Weszlimy nad ld. Lecimy bardzo nisko. Nagle pod nami wiata lotniska. Nie zdyem zawiadomi
Jasia. Ze wszystkich stron wystrzeliy reflektory i posypay si serie pociskw z karabinw
maszynowych, rozlokowanych dokoa lotniska.
Czuem, jak w tej jednej chwili zrosio mi si czoo. Dostrzegli nas, pomylaem.
Jasio przyciska maszyn do samej ziemi. Dotykamy niemal trawy. Jzek grzeje z tylnej wieyczki,
w maszynie mierdzi proch. Suchy trzask karabinw.
- Zgas jeden reflektor, w sam szrodek szwiata...
- Uwaaj, hangary!
Wyciga maszyn w ostatniej chwili. Przeskoczylimy.
- A dranie, to brzydko! Wpucili nas na rodek i dopiero zaczli obrabia. Kaziu, czy ty nie masz na
mapie zaznaczonego tego lotniska?
- Mam. Bardzo silnie bronione. Trzy razy sobie podkreliem.
- O tym, e silnie bronione, mielimy przyjemno przekona si, ale dlaczego mi nic nie
powiedziae?
- Nie zdyem, zaczli strzela.
Na drugi dzie odczytano nam telegram: Eksperyment uda si. Dowdztwo Krlewskiej Marynarki
skada gratulacje Lotnikom, ktrzy brali udzia w tej akcji.
Dugo czekalimy na wiadomo o zaodze Janusza. Niestety, Wellington, ktry znik nam z oczu nad
rozgazieniem francuskich rzek, ju nigdy nie wrci...

Kady lot przynosi co nowego. Rozszerza horyzont, dodaje powagi, uczy ycia.
Mylaem sobie, e nie al tych nerww, gbokich wzrusze, gwatownych czsto wstrzsw. To
dopiero pozwala czowiekowi rozrnia rzeczy zasadnicze od nieistotnych.
Czytajc pras emigracyjn, czsto mwilimy w gronie kolegw, e warto by byo tych panw
przewie kilka razy nad Niemcy. Pokaza, co to jest wojna. Na pewno zaczliby inaczej pisa i inaczej
patrze na ycie.
Ze smutkiem trzeba stwierdzi, e nasza prasa bkaa si w oparach angielskiej mgy i mg sycia swe
wizje przyszej Polski.
Atmosfera kawiarnianych zryww i pastwowotwrczych brydw wloka si uparcie za
wikszoci emigrantw.
Wojna przechodzia obok nich.
Nie chcieli widzie i nie widzieli, co mylaa i czua modzie, wychowana w okresie midzywojennym.
Nie umieli, niestety, zauway, e na caym wiecie wszystko si zmienia. e wojna dyktuje wiatu
inne prawa, wyznacza nowe ramy wydarze.
Jaka szkoda, e nie zapraszano na bombowce mw stanu, politykw, dziennikarzy, fabrykantw
broni.
Chocia na jeden lot.
Moe nie mielibymy ju nigdy wojen?

By u mnie Henio. Kiedy powiedziaem mu, e nie mog ju czyta wypocin naszej prasy,
umiechn si i rzek:
- Bo jeste frajer. Rb tak jak ja, a bdziesz si wietnie czu.
- A c ty robisz! - zdziwiem si. - Wiem, e latasz na wojn...
- Zaraz ci powiem, tylko nie miej si. Jestem w kontakcie ze wszystkimi okolicznymi ogrodnikami!
- Ogrodnikami?!
- Tak. Ojciec mj przed wojn by ogrodnikiem. Nie wiem, co si z nim dzieje. Mieszkalimy pod
Piotrkowem. Chciaem studiowa agronomi, ale wojna... Wyszkoliem si na strzelca. Krew mnie
zalewa, nie lubi wojny, trudno. Co innego mska ambicja. Ma si te dwadziecia lat, wic trzeba
lata. Ale wszystkie wolne od zaj chwile spdzam na farmach i przygldam si. Szczeglnie hodowli
r. Wiele zaobserwowaem. Wrc do Polski i zajm si hodowl r. Czy moe by co
pikniejszego? Zamiast szarpa sobie nerwy bzdurami, radz ci, zajmij si tym samym.

W kilka dni po naszej rozmowie zaoga Wadka, w ktrej lata wanie Heniek jako strzelec ogonowy,
obchodzia swoje wito. Do ukoczenia kolejki pozosta im jeden lot, a podchorowie Franek i
Grze zostali podporucznikami.
Wielkie przyjcie w kasynie z udziaem znajomych Anglikw z okolicznych miasteczek naznaczono na
sobot. Cieszylimy si wszyscy. Przyjemna zaoga, morowi koledzy.
W pitek rano mechanicy dostali rozkaz podwieszenia zapasowych zbiornikw.
- Oho! Jaka dusza wycieczka - mwiono. - Ale dokd?
Na odpraw wezwano tylko pi zag.
Jasio skrzywi si, e nas pominito. Roman odpowiedzia mu krtko:
- Co si martwisz! Oszczdzaj nas na decydujce uderzenie. Widocznie nie chc jeszcze koczy
wojny.
Polecieli na Berlin.
- Tysic maszyn!!! Co za rozkosz. Maj chopaki szczcie!
- Ale maj i pietra, tam nie bdzie artw!
- Trudno, bomby same nie pjd, kto musi zataska.
Czekalimy powrotu zag. O godzinie pierwszej w nocy zgosio si do ldowania P. Po kilku
minutach kryy ju nad lotniskiem O i G. Nastpna nadcigna Z.
- Bogu dziki - westchn Kazik. - Ju prawie wszystkie.
Dugo panowaa cisza. Czekalimy na maszyn T.
Wreszcie - sycha! Zblia si. Co strzela w silnikach, parska, dawi si...
- Jest. Wszystkie wrciy, huuuurrrraaaa!
Nie robi penej rundy nad lotniskiem, nerwowo kadzie si w skrt.
- Mam przestrzelony silnik i podwozie. Koczy mi si benzyna - usyszelimy w odbiorniku meldunek
Wadka, wypowiedziany bardzo podnieconym gosem.
- Robi spokojnie rund, podchodzi z lewej strony wiate i ldowa - wysya rozkaz ziemia.
Ostatni lot. Znad Berlina docignli na jednym silniku. Zuchy!
- Jezus, Maria, co on... wali w poprzek lotniska!
- Wadziu, rb spokojnie rund i siadaj na wiata.
Ale oni nie sysz ju rozkazw wysyanych z ziemi. Maszyna - czarny potwr - sunie tu nad ziemi.
Leci z wiatrem, zamiast pod wiatr. Zwisa na jedno skrzydo, jak raniony ptak wali si w rozpaczliwym
pdzie.
- Co on robi?!
- Nie starczyo nerww...
I rwnoczenie, gdy w goniku odbiornika usyszelimy krzyk Wadka: Jezu, kraksa!, na drugim
kocu lotniska wzbi si w niebo sup ognia, a echo potnej detonacji zatrzso hangarami.
Rbnli w strzelnic!
Nim nasi dojechali do miejsca kraksy, pomienie dogryzay szcztki cia.
Wszyscy zginli.

W sobotnie popoudnie na wartowni lotniska przybyli gocie. Zgaszaj u subowego Anglika
nazwiska ludzi z zaogi Wadka. Przyjechali wanie na ich wito.
- Sorry, ta zaoga zgina...
- Przecie jeszcze wczoraj dzwoni do nas porucznik Wadek...
- Sorry, przepraszamy...

Podczas pogrzebu na ich trumny sypay si najpikniejsze re.
Z wszystkich okolicznych farm ukochane przez Henia re.

Czsto spotykamy si z pytaniem laikw, jak te ta wasza praca wyglda? Jeden z pilotw
bombowych, kpt. S., w czasie konferencji prasowej, zorganizowanej dla polskich dziennikarzy, tak
mniej wicej powiedzia.
- Przebywajc w jednostce bojowej, czujemy si wszyscy modo i rzeko. Do mniej przyjemnych chwil
nale trudnoci samego lotu, odbywajcego si niejednokrotnie w cikich warunkach
atmosferycznych. Oblodzenie podczas lotu w chmurach, saba widoczno, dua wysoko i praca na
tlenie utrudniaj pilotowanie, a odchylenia magnetyczne wywoane zorz polarn, zmienno siy
i kierunku wiatru i zmiana cinienia - wpywaj ujemnie na prowadzenie nawigacji.
Do tych przyjemnoci, ktrych nam przysparza natura, dochodz jeszcze duo wiksze, o ktre
postara si nieprzyjaciel, a wic: zapory balonowe, rejony artylerii, strefy reflektorw i nocnych
myliwcw. Przy zblianiu si do celu wielk rol odgrywa czynnik psychiczny, przede wszystkim
nieugity upr. Bombowiec jest odpdzany od wejcia nad cel wszelkimi moliwymi nowoczesnymi
rodkami walki. Zaoga musi jednak wytrzyma to wszystko, musi omija zapory ognia artyleryjskiego,
wykrca si przed stokami reflektorw, unika myliwcw, niejednokrotnie musi odej na pewien
czas, przeczeka i znale odpowiedni moment, aeby pojawi si znienacka, zwolni bomby i jak
najszybciej wydosta si z rejonu celu.
I to uparte pchanie si w ogie, aeby osign cel, jest zasadniczym czynnikiem skutecznego
bombardowania.
Praca nasza moe nie jest efektowna, jak na przykad praca myliwca, ktry walczy w ataku i ma
pen wiadomo spotkania z nieprzyjacielem. Myliwce zwykle wystpuj w zgrupowaniu, walka
jego jest krtka i pilot od razu widzi wynik spotkania, a jeli ta walka odbywa si nad terenem
wasnym, to widz j take inni.
Nasz prac - prac zag bombowcw - cechuje walka bierna, obronna. Zdani jestemy na wiksze
osamotnienie. Dugi lot oddala nas od bazy i dla ogu ludnoci praca nasza jest raczej niewidoczna.
Wychodzimy noc, wracamy o wicie, zostawiajc poza sob wyniki, ktre znane s tylko nam
i nieprzyjacielowi.
Nastpnego dnia, kiedy zaogi bombowcw pi twardym snem po udanym locie, radio sucho podaje,
e dzisiejszej nocy by, na przykad, zbombardowany Hamburg i e 12 samolotw nie powrcio...

Cel: Duisburg. Czas lotu okoo piciu godzin. Start punktualnie o dwudziestej.
Poniewa zaoga nasza postanowia wreszcie przywie dobre zdjcie bombardowanego celu, przy
kolacji nasuchaem si szeregu fachowych rad.
Na przykad Roman proponowa, bym robic zdjcia, stara si zawsze zamyka jedno oko, a nie - jak
to rzekomo robiem do tej pory - oba...
Kazik radzi, ebym przed robieniem zdjcia otwiera kamer. - Bo jak nie otworzysz - powiada - to
itd., itd.
Jasio natomiast zaproponowa nam wszystkim, ebymy zjedli dzi podwjn kolacj, bo jutro ju
moe nie zdymy.
- Po zrzuceniu bomb, eby nawet drzazgi miay lecie z grata, przez p minuty nie rusz sterami!
Jzek, usyszawszy to, zamwi momentalnie jeszcze jedn kaw. O drugiej porcji jajka, mimo
czarujcego umiechu skierowanego do kelnerki, nie byo mowy.
Na kolacj przed lotem operacyjnym dostaje si jedno prawdziwe jajko. Ile to byo radoci, gdy po
kolacji zawiadomiono zaogi, e loty s odwoane. Zjedzonego jajka nikt ju nie mg odwoa.
Sprawdzenie silnikw - start. Puap chmur - 5000 stp.
Drapiemy si nad nie i mkniemy na poudnie.
Ksiyc srebrzy oboki, ktre wygldaj w tej chwili jak onieone szczyty gr.
Najcudowniejszy kulig - lot koszcy po chmurach! Chciaoby si wyj na ten bezmiar pulchnej bieli...
Czowiek zapomina o wszystkim, tylko patrzy i jest mu jako dziwnie dobrze.
Zbliamy si do brzegu nieprzyjacielskiego. Nad chmury wyskakuj pierwsze pociski artylerii
przeciwlotniczej. Rozrywaj si, tworzc czarne plamy na nienym caunie chmur. Robi si od nich
coraz ciemniej. Powoli cae ju prawie niebo okopcone jest dymem tych wybuchw.
Wchodzimy w rejon celu.
Nad Duisburgiem pikne okno. Jakby na rozkaz rozstpiy si chmury w tym miejscu, odsaniajc
widok miasta. Coraz gwatowniej wiruj po ziemi poary. Stoki reflektorw i roje pociskw
wypeniaj luk w chmurach. Staraj si powstrzyma, odpdzi krce uparcie maszyny.
- No, panowie, albo dzi, albo nigdy!
- Otwieraj drzwi bombowe!
- Otwarte.
Samolot podskakuje na wszystkie strony. Z kad sekund narasta ilo reflektorw chwytajcych
coraz dokadniej naszego Wellingtona.
Le nad szyb bombardiersk i wydaje mi si, e kady pocisk wysyany z ziemi leci prosto w twarz.
Zapiera oddech, robi si gorco...
- Dlaczego nie rzucasz bomb?
- Szukam wolnego od poarw miejsca...
- Szybciej, bo nas przerobi.
- W lewo, w lewo... dobrze...
- Co jest?!
- Nie mog znale.
Krymy nad sercem celu. Wreszcie jest kawaek czarnej plamy. Naprowadzam na to miejsce.
- Bomby poszy! Trzymaj maszyn. Robi zdjcie! - Drtwiej nogi. Zaciskam zby, eby nie krzykn.
Artyleria bije coraz celniej.
Oni potrzebuj p minuty, eby nas dokadnie namierzy - my potrzebujemy p minuty, aby zrobi
zdjcie. Odamki trzaskaj po kadubie.
- Tu obok mnie wyrwao dziur! - krzyczy Kazik.
- Uwaga! Jeszcze chwila! Gotowe! Zjedaj!
Wellington stan na nosie. Ryczc, wywija si w deszczu odamkw.
- Jak u ciebie, Kaziu?
- Wywalio kawa ciany koo ng, ale nie wiem, dlaczego nogi mam cae...
- Stawiasz jutro wd... Kurs do domu?
- Tak jak masz nastawiony, wal!
Byle do domu, byle do domu!
A tymczasem w bazie...
W pokoju dowdcy dywizjonu nerwowe kroki. Telefon. Dowdca podnosi suchawk. Dzwoni szef
stacji meteorologicznej. Melduje, e mga, ktr przewidywano na trzeci w nocy, napynie ju okoo
pierwszej.
- Wanie w tym czasie spodziewam si powrotu maszyn.
- W Szkocji bdzie czysto. Mga idzie z poudnia - od Kanau...
- Dzikuj, poruczniku.
- Czoem, panie majorze!
Kroki jeszcze bardziej nerwowe. Z dywizjonu poszo dzi wyjtkowo duo, bo a czternacie maszyn.
Ha, trudno - sia wysza. Bd musieli sobie jako radzi.
Dzwonki telefonw, krtkie dyspozycje.
Za dwie godziny powinny nadlecie pierwsze samoloty.
Powoli ziemi otula welon mgy. Narasta, pcznieje, zaciera kontury ulic, miast, caej wyspy.
Z delikatnej powiewnej mgieki przeistacza si w mroczn chmur.
I oto nabiera si ywiou, rozrasta si brutalnie, paraliuje ycie... Wscza si w miasta, przysiada na
drogach, kbi si nad lotniskami. Idzie niepokonana, grona - mga!
- Jasiu, powinien by brzeg... Nic nie wida. Mga czy co za cholera?...
- Wedug moich oblicze wchodzimy ju nad morze.
- Moe ju weszlimy nad morze, ale ja tu nic nie widz i robi si coraz ciemniej...
- Roman, bierz namiary radiowe.
- O.K.
- Nic nie wida... nic nie wida.
A w bazie mga rozsiada si na dobre. Walcz jeszcze z ni jakie strzpy wiata, z wysikiem
ogromnym staraj si przez ni przedrze.
Rozpalonym pochodniom, uoonym w dugi rzd przez rodek lotniska, powoli braknie blasku.
Wreszcie rozpraszaj si, zacieraj, ton...
Mga panuje i nad nimi.
Nie moe tylko powstrzyma sygnaw radiowych, ktre strzelaj teraz z pokoju dowdcy i goni
poprzez mrok!
Zbliamy si do brzegw Anglii. Strzaka na zegarze z paliwem chyli si gwatownie do zera. Mamy
przestrzelony zbiornik.
- Przecz na zapasowy zbiornik!
- Przeczony.
- Dostaem meldunek z bazy. Skierowanie do Szkocji, u nas mga.
- Kaziu, gdzie jestemy w tej chwili?
- Mijamy Londyn.
- Szkoda gada, ebymy docignli do Szkocji. Goni resztk paliwa. Wszystko jedno, podaj kurs na
baz, sprbujemy tam ldowa.
- Chopie, opamitaj si! Jeeli oni kieruj do Szkocji, to pewnie u nas tak zamurowao, e wasnej rki
nie wida.
- A jak mi silniki nawal w grach szkockich, wtedy dopiero cze jego pamici...
- Kurs 295.
- Ja tu nie widz z moja wieyczka koce platw, jak ty chcesz ldowacz, ja nie wem... - wtrci Jzek.
- Nie domylaj si, Jziu, bo mga le dziaa na wyobrani i szarpie nerwy, a mog jeszcze by
potrzebne...
Z lotniska strzelaj czerwone rakiety - bez przerwy. Krymy jak w mleku. Jasio prosi o pozwolenie
ldowania.
- Lecie na pnoc i siada na pierwszym widocznym lotnisku - dwiczy w suchawkach spokojny gos
dowdcy.
- Mam przestrzelony zbiornik. Koczy si benzyna...
Duga chwila ciszy i znw ten sam spokojny gos:
- Wej na 5000 stp i skaka!
- O.K. Rozkaz skoku przyjem.
Zakadamy spadochrony. Syszymy nagle zrozpaczony gos Kazika:
- Jezus, Maria, mj spadochron jest postrzelany! Lea koo ng i wszystkie odamki poszy
w spadochron. Nie do uycia.
- Dzikuj Bogu, e masz nogi cae. A teraz bierz mj i jazda! Ja wylduj z maszyn.
- O, nie! - zaprotestowa Kazik. - Wy skaczcie, a ja bd ldowa.
- Wysoko 5000 stp. Zaoga skaka!
- Tego rozkazu nie wykonam.
- Jeeli nie moemy wszyscy wyskoczy, wszyscy zostajemy...
- Robicie to na wasn odpowiedzialno. Ja daj rozkaz skaka. Widzicie, co si dzieje z paliwem?
Ostatni raz powtarzam - skaka!
- Ldujemy z tob. Pro o pozwolenie.
- Jestecie szalecy. Liczycie na cud. Hallo, Princess! Hallo, Princess! Tu Z jak zebra, tu Z jak zebra,
zapali wszystkie wiata - ldujemy. Jeden spadochron postrzelany, zaoga nie chce opuci maszyny
beze mnie...
- O.K. Z jak zebra! Podchodzi do ldowania. Siada z lewej strony ognisk.
Przymyka gaz. Zbliamy si do wiate. Za wysoko! Koczy si lotnisko. Przeraliwy warkot silnikw.
Wyciga tu nad drzewami. Znw podchodzi, czekamy zderzenia. Dotkn jednym koem, Zetka
podskoczya, zakoysaa si, odbia si od ziemi i wreszcie przysiada na dobre.
Wyldowalimy!
Zamglona, przytoczona wilgoci ziemia wydaa mi si w tej chwili zjawiskiem cudniejszym ni
widziane w czasie lotu zway chmur oblanych wiatem ksiyca.
Dotknicie stop lotniska wydao si rozkoszniejsze ni moliwo wdrwki po obokach.
Ziemia, znw ziemia... Jestemy na ziemi!!!
Podjeda samochd i szoferka miym gosem zaprasza do rodka.
- Co, samochodem? W tak mg. Nieee!
- O, nie, koleanko, ten numer nie przejdzie. Bierzcie graty, idziemy piechot!
Po kilku godzinach nasta spokojny, ciepy ranek. Niebo rozjanio si.
Mga stracia si ywiou.
Z niepokonanej, zwyciskiej i gronej przeistacza si pocza w delikatn, powiewn mgiek...
Zwrcia kontury ulicom, miastom i wyspie. Tona w morzu, zrywaa si z drg, odlatywaa z lotnisk.
Niewinny opar, pod ktrym zaczynao budzi si ycie...
Tego ranka przyby na nasze lotnisko Bronek. Kiedy przed dwoma miesicami opuszcza o wicie
dywizjon, nie widzielimy go. Wrcilimy znad Zagbia Ruhry p godziny po nim. Dowiedzielimy si
tylko od jego zaogi, e po wyldowaniu ich Wellingtona Bronka zabrano wprost z wieyczki tylnego
strzelca do szpitala. Zosta ciko ranny.
Przyjecha teraz poegna si z nami.
Po owym pamitnym dla niego i dla nas locie zarwno prasa polska, jak te angielska i amerykaska
pisaa wiele o Bronku i - wbrew obowizujcej tajemnicy wojskowej - podawaa pene jego imi
i nazwisko: sierant, strzelec pokadowy Bronisaw Godlewski... American citizen of Polish
extraction... Obywatel amerykaski polskiego pochodzenia.
Po stoczeniu walki z dwoma myliwcami obroni swoj maszyn i szczliwie powrci do bazy...
Tak, szczliwie powrci, ale w czasie tej zwyciskiej walki straci obie rce. Powyej okci.
Ten prosty, skromny chopak, pochodzcy z rodziny polskich emigrantw, bardzo wczenie musia
zacz prac zarobkow w swoim rodzinnym Chicago. Rozwozi mleko, terminowa u szewca...- Nie
mia czasu na nauk. W 1941 roku jako siedemnastolatek zacign si do Lotnictwa Polskiego w
Anglii. W Polsce nigdy nie by, niewiele te o Polsce wiedzia.
I wanie wtedy, gdy tworzyo si i rozwijao potne Lotnictwo Stanw Zjednoczonych, on wybra
Lotnictwo Polskie.
Moe dziaa tu czar tego wanie lotnictwa, jego sawa. Po ukoczeniu kursu strzeleckiego i okresu
zgrywania zag w 18 O.T.U. - przyby do dywizjonu ze swoj, gotow ju do dziaa bojowych,
zaog. Zaoga ta jeszcze lata, ale jego miejsce, w wieyczce tylnego strzelca, zaj ju kto inny.
Bronek wraca do Chicago, do swoich rodzicw, ktrzy mieszkaj przy ulicy Szekspira 2048.
Rodzice i caa Polonia dumni bd, e ich Bronek wraca z piersi pen najwyszych odznacze -
polskich, angielskich i amerykaskich. Rodzice bd dumni, e wychowali syna na dobrego Polaka, i
e tak dzielnie walczy on za t Polsk, ktrej wcale nie zna. Wiedzia tylko, e Polska jest
w potrzebie... wic poszed.
Dla dziewitnastoletniego Bronka udzia w wojnie skoczy si cikim kalectwem. Znosi to jednak po
msku. Z dum patrzy na te wysokie odznaczenia, ktre teraz zdobi jego pier. Patrzy... bo przecie
nigdy ich nie bdzie mg dotkn.

Po przybyciu do dywizjonu dostaem pojedynczy pokj. Byem zadowolony. Miaem bowiem
najzboniejszy zamiar wzi si uczciwie do spisania wasnych przey. Lata i na gorco notowa.
Dziwiem si kolegom, ktrzy przed rozpoczciem kolejki operacyjnej pisywali zupenie dobre
reportae, z chwil jednak gdy sami zaczynali lata na wojn, milkli, znikali ze szpalt prasy,
przestawali si para pisaniem.
- Dlaczego? - pytaem zdumiony.
- Pjdziesz do dywizjonu, przekonasz si sam, dlaczego - powiadali.
I istotnie.
Czowiek tak szybko wkrca si w myn pracy bojowej, tak jest pochonity myl o lotach, e
wszystko, w czym uczestniczy, wydaje si codzienne, zwyke. W tym mrowisku tematw, w tej
kopalni przedziwnych zdarze nie wie si, o czym pisa! Dlatego wanie o pracy lotnictwa pisywali
najczciej przypadkowi korespondenci, ktrzy wpadali do dywizjonw na par godzin, apali jakie
strzpy opowiada (lotnicy niechtnie opowiadaj o swojej pracy) i z tak zdobytego materiau
tworzyli przewanie mylny obraz ycia.
W kadym takim reportau musiaa by krew. Musiay by zacinite pici i okrzyk: To za
Warszaw! Ta bomba za moj rodzin! itp., itd.
Nie chcieli zrozumie, e zaoga, znajdujca si nad celem, walczca z nieprzyjacielsk obron,
mylaa tylko o jednym: zrzuci celnie bomby i wrci cao do bazy.
Dom, rodzin, miasto ukochane, nienawi do wroga - to wszystko lotnik ukrywa pod grubym,
ciepym kombinezonem. I nie pokazuje nikomu. Nie tylko adnemu korespondentowi, ale nawet
kolegom z zaogi.
A jeli kto mg dojrze zacinite pici, to zaciska je zwyky, ludzki strach o ycie, lk przed
mierci.
Czsto rozmawialimy z kolegami, jak to waciwie jest z tym strachem?
Kiedy przy maym drinku suchaem refleksji Stasia Spa.
- Widzisz... minuta ma szedziesit sekund, a sekunda ma szedziesit tercji... W cigu jednej tercji
samolot przebywa jeden yard. Dziesi tercji decyduje, czy ktry z nas jutro zobaczy dzie. Zaledwie
dziesi tercji decyduje o tym, czy czowiek yjcy dniem jutrzejszym, przyszym miesicem
i przyszym rokiem przestanie nagle myle, zaskoczony uderzeniem mierci... szybszym ni bl.
Kady lotnik przeywa chwile kryzysu. Lata si zupenie spokojnie, z lekkim sercem, a nagle dzieje si
co takiego, e czowieka ogarnia ordynarne przeraenie. Daje zna o sobie gwatowna mio ycia,
soca, caej nieograniczonej tajemnicy istnienia.
Czasem to co ma ksztat atakujcego myliwca, innym razem jest to pocisk, ktry rozerwie si koo
kabiny. Wtedy trzeba nie lada wysiku, eby si wzi w kup i nie da po sobie pozna...
Kady nastpny lot kosztuje stokro wicej nerww, ni to byo na pocztku.
W tym bombardierskim maratonie, ktry cignie si ju wiele miesicy, spotyka si ludzi,
w odniesieniu do ktrych antyczne bohaterstwo nie jest tylko pojciem.
Istnieje bdne przekonanie, e czowiek obdarzony bogat wyobrani nie potrafi pokonywa
wielkich niebezpieczestw. Chyba tak nie jest. Wyobrania nie przesdza o wytrzymaoci nerwowej.
O tym decyduje co innego.
To gdzie w gbi duszy, poza sfer myli i woli wyzwalaj si dziwne siy, ktre wsczaj w krew
odwag lub strach, pewno lub ze przeczucia.
Wielu, ktrzy zginli, przeczuwao swoj mier. Przed ostatnim lotem starannie segregowali rne
drobiazgi, pisali listy, byli niezwykle powani, jakby zapatrzeni w ten drugi, tajemniczy wiat...
Na naszej wypenionej monotoni stacji lotniczej mona niejedno zobaczy i nad niejednym si
zastanowi. Czasem czowiek ni std, ni zowd spostrzega, e zaczyna inaczej myle i inaczej czu ni
dawniej. e zmieniy si w nim miary rzeczy. e wiele wspaniaoci dziwnie wyblako, skurczyo si,
...a wiele takich sobie przydronych kamieni nabrao jaskrawych barw i wyroso strzelistymi
kolumnami a do nieba... - to Kipling.
Ot, choby taka historia. Przed twoim przybyciem do naszego dywizjonu rozbi si koo lotniska
samolot. Zza barakw buchn sup czarnego dymu i po chwili guchy wybuch wstrzsn powietrzem.
Waciwie nie byo po co si spieszy, ale mimo to wszyscy pobiegli na przeaj w nadziei, e moe
jednak kogo uda si uratowa. Na polu, tu za ywopotem, ktry stanowi granic lotniska, pon
potrzaskany samolot. Oczywicie zginli wszyscy. Silniki odleciay od kaduba na kilkadziesit metrw.
Rozwinito we i strumieniami biaej piany ugaszono szcztki samolotu.
I wtedy... spod dogasajcego stosu wyszed baant. Waciwie wyczoga si jak ranny czowiek.
Kocami opalonych skrzyde dotyka ziemi, posuwa si z widocznym wysikiem, aby tylko dalej od
tego strasznego miejsca. Pira mia opalone, prawie czarne. Z dawnej krasy pozosta mu tylko lad
biaej obrczki na szyi i brzowozota gowa.
By to widok niesamowity. Po prostu nie chciao si wierzy, e w tym ogniu, ktry gnie i topi metal,
mogo osta si ycie.
Nim pomylaem, e naleaoby go zabra jako maskotk do dywizjonu, jeden z gapiw uci
baantowi gow.
Niby drobny epizod, a jednak im duej si nad nim zastanawiaem, tym wyraniej odczuwaem, e
stao si co, co nie przypomina ani zabijania ludzi na wojnie, ani umiercania zwierzt na polowaniu.
Wydaje si, e po tym drobnym zdarzeniu jestem o wiele bliszy zrozumienia myli genialnego
Kiplinga.
Czybym doszed do tego bez tych nocy latania na wojn, w ktrych ywio obnaa swoj twarz?

Przydzielony mi pokj wyglda okropnie. Ostatni jego lokator wykona trzydzieci lotw i pojecha na
wypoczynek. Zabra ze sob rzeczy najpotrzebniejsze. Reszt zostawi. Moe dlatego, e
wyjedajcym nie przydzielano wagonu towarowego na miecie.
Boj si nawet rczy, czy pozostaoci, ktre odziedziczyem wraz z pokojem, nie sigaj pamici
pierwszego lokatora. Jakiego lotnika angielskiego z tamtej wojny. Jest to bowiem stare lotnisko.
Wielu ludzi przez nie przeszo i wielu nie wrcio.
Na cianach widniej dziwaczne napisy. Te najwiesze - polsk pisane rk.
Daty, imiona, kreski...
Magiczne cyfry, ktrych tre zamyka si w iloci odbytych lotw operacyjnych.
Krzyyki, kka, nazwy celw. Cay niemal skorowidz niemieckich obiektw.
Rne charaktery pism - jeden temat.
Tak jak rni mieszkali tu ludzie, tym samym yjcy pragnieniem: szczliwie przelata, pj na krtki
wypoczynek i znw wrci na drug kolejk.
I oto przy ktrym krzyyku kronika urywa si. Zdy jeszcze napisa: 9 lot Dortmund - 4.5.43.
Nowy lokator pokoju, ktry przyszed po nim, oprowadzi dokoa czarn obwdk, a w niej krtkie:
missing - zagin.
Uprztnem pokj, udekorowaem go fotografiami jeszcze z Polski i zamiast zabra si do
spisywania wrae, wolne miejsce na cianie zaczem wypenia kreskami wasnych lotw.
Byo to jedyn miar czasu: ilo wykonanych zada bojowych.
Wracaem bardzo zmczony. Szumiao mi w uszach i dwoio si w oczach. Ale pierwsz czynnoci po
kadym locie byo umieszczenie nowego znaczka na cianie. (Robilimy to prawie wszyscy.)
Kresek przybywao.
Po dziesitym rajdzie wracaem ju do pokoju bardzo niechtnie. Samotno, do ktrej tak
wzdychaem, rozpoczynajc loty, drania mnie teraz coraz bardziej i z kadym dniem coraz
uporczywiej.
W nocy, gdy kadem si spa, dugo jeszcze skakay mi przed oczami kreski, krzyyki i cyfry.
Wydawao si, e dawni lokatorzy nachodz mnie kolejno... Wypeniaj pokj, dopisuj jakie nowe
znaki w swych nie dokoczonych kronikach ciennych...
Czuem ich obecno.
Coraz gbiej wczytywaem si w smutn tre czarnych obwdek i urywajcych si dat.
Bezsenne noce wypenia obdny taniec imion, cyfr, postaci.
W czasie jednej z takich bezsennych nocy napisaem wiersz - Przed lotem na Niemcy:

Kazae, Panie, gdym by chopcem
maym
miowa ojca i matk moj - miowaem.
Kazae, Panie, kocha kraj mj rodzinny:
dom, ziemi, niebo i wszystko - kochaem.
Kazae w blinim widzie brata swego
i jego miowa jak siebie - miowaem.
Kazae nie zabija - nie zabijaem,
i nie kra - nie kradem,
i dzieli si z blinim
napojem i jadem,
i lewy nadstawia policzek,
gdy cios wymierz w prawy
nadstawiaem:
dla SPRAWY!

A oto ojca mego i matk
z domu wygnano.
Kazano i im precz.
Dom mj rodzinny
sta si domem niewoli,
a kraj mj spalono
i smutek, i rozpacz
dzi pon,
i mier kwitnie na naszej
roli.

Oto blini przyszed
mordowa i kra,
i bi po twarzy,
i zdziera witoci
z moich otarzy.
A ja wtedy... uszedem...
Daj mi dzi walczy o prawo
powrotu.
Nie zachowuj mnie od zego,
lecz zo lij przed twarz
i karz
mnie, jeli ma dzielno zawiedzie.

Chc wrci do ruin domu mego,
chc nogi ciska mieszkajcej tam
biedzie,
chc prosi j, by mnie pod dach swj
spalony przyja.
Wic nie zachowuj mnie ode zego,
lecz zo lij przed twarz
i karz
mnie, jeli nienawi do wrogw
zawiedzie.
Zapal we mnie ogie odpaty
i tak zostaw poncy...

Zauwayem ostatnio, e i Roman, ktry tryska humorem i kpi sobie ze wszystkiego, chodzi teraz
troch przygaszony. Widocznie z nim te co si zaczyna dzia.
- Co ci dolega? - zapytaem ktrego dnia.
- Eeee, nic. Przemczenie. Normalna rzecz.
- Na pewno nic wicej?
- Byleby przeskoczy przez ten trzynasty lot, pniej ju szybko pjdzie - doda.
Wymienilimy znaczce spojrzenia. Nie pado jednak adne sowo, ktre by zdradzi mogo
rozrastajcego si coraz bardziej w naszych duszach bakcyla niepokoju.

Obudzio mnie stukanie i gone rozmowy na korytarzu. Bya godzina sidma rano. Wstaem szybko
i narzuciwszy szlafrok wyszedem. W ssiednim pokoju, w ktrym mieszka Lech, nawigator zaogi
Czesia, urzdowali grabarze.
Peni najsmutniejsz na lotnisku funkcj. S czonkami komisji likwidacyjnej. Porucznik i trzech
podoficerw. Przewanie z personelu naziemnego.
Nazywamy ich grabarzami.
Gdy kto nie wrci z lotu, zajmuj si spisywaniem i zabezpieczeniem pozostawionych rzeczy.
Robi to bardzo czsto, nabrali rutyny.
Midzy nimi a latajcymi wytworzy si zdecydowany antagonizm. Antagonizm niczym nie
uzasadniony. Kto przecie musia to robi.
A jednak...
Gdy zjawiali si w naszych kwaterach, nienawidzilimy ich. Wydawao si nam, e robi to zbyt
urzdowo, zimno, bez przejcia.
- Czego wy tu chcecie w pokoju Lecha?! - krzyknem z wciekoci. - Gdzie on jest?!
- Nie wrci z Lorient - odbkn jeden z nich, ujc gum.
Poczuem, jak nogi przyrastaj do progu i nie mog si ruszy... Przecie jeszcze wczoraj, przed
pjciem do maszyny, by u mnie...
- auj - mwi - e nie lecisz na to minowanko. Pogoda doskonaa, przyjemnociowy lot, mona
powiedzie.
- Jak dobrze pjdzie, dogonisz mnie, Lechu. Siedz ju w dywizjonie kilka miesicy i mam dopiero
dwanacie lotw, a ty ledwie przyszede, odwalasz czwarty.
- Ma si tego ducha bojowego, prawda? No, trzymaj si, stary!
Jeszcze przez okno syszaem, jak beztrosko pogwizdywa. Poszed.
Trzeba przyzna, e istotnie mia ducha bojowego. Gdy przyjecha do Anglii, proponowano mu prac
w redakcji jednego z pism wojskowych. Cieszy si opini zdolnego dziennikarza. Odmwi. Uywajc
najprzerniejszych wybiegw, dosta si do lotnictwa. Chcia koniecznie lata. Niestety. Komisja
lekarska odrzuca go z grupy personelu latajcych, poniewa due odchylenie wykazuje lewe oko. Inny
daby ju spokj i wybiby sobie z gowy latanie. Lech nie! Jedzie do znajomego specjalisty polskiego
w Szkocji i poddaje si operacji. Wraca uszczliwiony i znw staje przed komisj. Tym razem zostaje
zakwalifikowany do grupy nawigatorw. Skoczy szkolenie i przyszed do dywizjonu. Dwa tygodnie
temu.
Ju go nie ma.
Starszy sierant wysypuje z szuflady drobiazgi: zdjcia, listy, pamitki...
Pamitki, do ktrych na pewno Lech sam nie zaglda zbyt czsto, by ich nie zniszczy - rzeczy
najdrosze.
Jaka fotografia spada na podog. Nie zauwayli. Drugi nadepn butem. Wysypuj wszystko na koc
i zaczynaj w tym szpera, liczy, przeglda.
Zapatrzony, zamylony, nie zauwayem, e przyszed Kazik i stan obok. Myla prawdopodobnie to
samo, co ja.
Wreszcie wycedzi przez zacinite zby, jakby sam do siebie:
- To jest wstrtne!
ujcy gum pokiwa gow, umiechn si smtnie i odpowiedzia:
- Trudno. Musi si robi i robi si.
- A ja wam mwi, e w moich rzeczach nie bdziecie grzeba! Syszycie? Zabraniam!
Nie chciaem wierzy, e Kazik, ktrego nigdy nie widziaem zdenerwowanego, ten spokojny Kazio,
potrafi a tak wybuchn. Iskrzyy mu si oczy i mwi prawie przez zy. Wziem go za rk - wyrwa.
- Powtarzam: adnego przerzucania moich rzeczy. Gdybym nie wrci, niczego nie spisywa, niczego
nie liczy. Woy do worka i odda do magazynu. Taki zostawiam testament - rozumiecie?!
Wziem go pod rami i poszlimy do mego pokoju.
- le spae, czy nie masz papierosa? - zagadnem.
- wietnie spaem i mam papierosy, ale nie mam ju cierpliwoci patrze na to. Wszystko mnie drani.
- Nie ma si ju tych silnych nerww, prawda, e si nie ma? Wic nie patrz! Chod na tenisa, kupiem
nowe piki.
Po drodze zawiadomiono nas, e jest dzi wojna i e odprawa, jak zwykle, o szesnastej.

Janek, Roman i Jzek wystartowali na oblot maszyny, a Kazikowi co trzecia pika sza za ogrodzenie
kortu.
Na odpraw wezwano sze zag. Lecimy na Dortmund. Kada maszyna bierze tylko jedn bomb -
4000 funtw.
Poniewa nad celem Meteo przewiduje pokrycie nieba 10/10 (zachmurzenie kompletne), bomby
zrzucimy przez chmury. W pierwszej fali pjd Mosquito, ktre oznacz cel czerwonymi i zielonymi
bombami kaskadowymi Na te markery mamy wanie sypa nasz adunek.
Start o 21.30.
Podjedamy do maszyny. Drzwi bombowe s wyjte i cay brzuch samolotu wypenia cielsko bomby.
Nikt z zaogi nie mwi o tym, e robimy dzi trzynasty lot. Ale z tego udawanego spokoju, z tych
pozornie zadowolonych twarzy wida dobrze, e wszyscy o tym myl. Kady najchtniej
dowiedziaby si w tej chwili o defekcie maszyny, odwoaniu lotu, zakoczeniu dziaa wojennych.
S w yciu bojowym zag takie dni, kiedy kady rwie si do wypraw, tskni za wojn. Ale s te takie,
gdy czowiek idzie, bo musi, tskni za jak wiadomoci, ktra w ostatniej chwili zwolniaby go od
udziau w wyprawie.
Wzloty i upadki ducha bojowego.
A tu jak na zo: maszyna w porzdku, silniki pracuj jak zoto, dowdztwo nie odwouje lotw.
Sowem, wszystko przemawia za tym, e za chwil odlecimy.
21.20 - Jasio prowadzi Zetk na start. Za nami sunie w ciemnociach jeszcze pi maszyn.
Startujemy pierwsi.
Zielony sygna i spokojny gos Jasia:
- Uwaga, startujemy!
Manetka z gazem idzie do przodu. Maszyna powoli rusza z miejsca. Silniki wyj ca moc - jestemy
w poowie lotniska. Widz, jak Jasio usiuje oderwa Zetk od ziemi. Nie odrywa si.
Ciko startowa z t bomb, cholernie ciko. Maszyna oderwaa si. Przechodzimy z trudem nad
drzewami. Nieprzyjemny start. Troch grobowy, pomylaem w duchu.
Krymy nad lotniskiem - drapiemy si na 10 000 stp. Pod nami skbione oboki chmur. Na ich tle
wida wyranie kad maszyn, ktra idzie pod nami. Cign ze wszystkich prawie lotnisk. Pynie na
Dortmund ponad 800 samolotw.
Nakadamy maski tlenowe, wchodzimy na 16 000 stp. Temperatura minus 32 stopnie. Mrz szczypie
w policzki, a na chwil wzity do rki owek momentalnie przymarza do palcw. W maszynie cisza.
Chmury miejscami odsaniaj ziemi. Migaj sygnay wietlne lotnisk i miast.
Brzeg nieprzyjacielski wita nas seriami z dzia. To ju nie robi wraenia. Przy pierwszych lotach tak, ale
dzi...
Taki ogie ignoruje si.
W cigu caej prawie trasy, od chwili wejcia na teren nieprzyjacielski wyskakuj nad chmury
wiecce pociski, rozrywaj si raz bliej, raz dalej i nic nie zdziaawszy, zmieniaj si w may oboczek
czarnego dymu.
Zbliamy si do celu.
- Uwaa na myliwce!
- Patrzcie, zrzucaj markery!
Kilka mil przed nami nad bia pacht chmur zawisy czerwone i zielone wiata. Rozsypuj si na
drobniejsze iskierki i wolno opadaj na chmury, tworzc olbrzymie, barwne plamy.
Wchodzimy nad te kaskadowe bomby, znaczce cel. Ziemia milczy. Nie chc si zdradzi. Dopiero gdy
posypay si pierwsze bomby, chmury poczerwieniay od ognia i zawirowao od podmuchw. Rzucio
samolotem raz i drugi.
- Uwaga, bomba posza!
Widz, jak od brzucha maszyny odrywa si bezksztatna, czarna brya i idzie w rodek markerw.
W tej samej chwili samolot podskoczy kilkanacie metrw w gr i atwo mona byo odczu, e rad
jest z pozbycia si tej cikiej pasaerki.
Wchodzimy na kurs powrotny.
Z t bomb spada poowa naszego lku.
Widzielimy bowiem niejednokrotnie nad celem, jak samoloty rozryway si w powietrzu. Mwiono
wtedy: - Patrzcie, dosta w kuk.
Kuka to wanie ta bomba o wadze 4000 funtw, pokryta cienk blach. Dosta w kuk - znaczy
zmieni si w obok, bo podobno nawet kawaki nie spadaj na ziemi. Sypie si i rozwiewa tylko
proszek. Z ludzi i z maszyny.
Jest mi jako raniej na duszy.
Trzeba porozmawia z Jzkiem. On tam biedak siedzi osamotniony w ogonie, musi mu by przykro.
- Halo, Jzek, jak si czujesz?
- Ja sze patrz.
- Niby na co patrzysz?
- Na to szwateko, co idzie z prawa strona.
- Co za cholera, samolot z zapalonymi wiatami?
Dwie ewentualnoci: albo jest to jaka nasza maszyna, ktra przez pomyk wczya wiata na
patach i ogonie, albo atakujca niemiecka...
- Unik w lewo! Myliwiec z lewej! - krzykn Jzek.
Jasio zrobi tak gwatowny i tak gboki skrt, e przyparo mnie do ciany. Usyszaem krtk seri
karabinw Jzka.
- Jasiu, zjedaj szybciej w chmury, bo nas przerobi.
- Uwaga! Podchody z prawej... Uwaaagaaa!
Teraz unik i znw posza seria, ale tym razem w nasz stron. Schodzimy unikami - strzaka na zegarze
wysokociowym opada.
- Dobrze rozglda si. Ten ze wiatem by dra na wabika. No, jak tam, Jziu?
- Nie widz go, uczekn.
Jestemy blisko brzegu Kanau. Znw Jzek sygnalizuje myliwca.
Tym razem chyba nas skoczy, pomylaem.
Zacza si wyczerpujca i duga walka. Polegaa na tym, e gdy hitlerowiec podchodzi z coraz to
innej strony do ataku, Janek na komend Jzka skrca w ostatniej chwili pod niego. Przy tak duej
prdkoci, jak ma myliwiec, kady unik zrobiony w por zmusza go do nowego ataku. Gray
w naszej wieyczce cztery karabiny i w suchawkach syszelimy siarczyste swka, wypowiadane
przez Jzka po angielsku.
- Suchajcze! Dosta w szylnik, dymy sze... Ide w d.
- Pilnuj go dobrze, bo moe obuz udaje.
Walka ta cigna nas na wysoko 9000 stp. Jestemy jeszcze cigle nad terenem nieprzyjaciela.
Znw zaczyna bi artyleria.
- Czy daleko do Kanau?
- Dziesi minut.
- Kazik, zanotuj pozycj, gdzie ja go zestrzelnoem.
- Dobra, mam zaznaczon.
- Ja te widziaem dokadnie, e poszed do ziemi - doda Roman.
- Jeli rzeczywicie poszed, to ci go zalicz, nie martw si, ju inteligentniaki sprawdz. Ich nie
zbujasz...
- Wchodzimy nad Kana.
- Sabo z paliwem, chyba wyldujemy na jakim bliszym lotnisku.
Znw cisza w maszynie. Zbyt wiele wrae, jak na jeden lot. eby tylko przeskoczy Kana.
Wida z daleka pierwsze znaki sygnalizacyjne brzegu angielskiego.
Ile to dodaje otuchy, gdy w drodze powrotnej zabysn wiata.
Ju mijamy brzeg. Co par mil jakie lotnisko. Zaprasza do ldowania tych, ktrzy nie docign do
swoich baz, ktrym pieszno do ziemi.
- No, panowie, kade lotnisko w Anglii jest swoje. Siadamy na tym z lewej. Mam tylko par galonw
benzyny.
Robimy rund. Jasio prosi o pozwolenie ldowania. Schodzimy coraz niej. W rundzie nad lotniskiem
kr jeszcze trzy maszyny. Jaki Lancaster melduje, e musi siada, bo leci tylko na trzech silnikach.
Dostaje pozwolenie. Usiad.
- Gdyby powiedzia, e masz tylko dwa silniki, pozwoliliby nam pierwej - zauway Roman, ktremu
zdecydowanie poprawi si humor.
Ldujemy. Samochd odwozi nas na odpraw pooperacyjn. W serdecznej atmosferze skadamy
sprawozdanie z lotu. Gospodarze dziwi si, e to niby polska zaoga, a tak doskonale mwica po
angielsku. Jzek jest uszczliwiony. Wreszcie moe si wygada. Z Polakami szo mu to trudniej.
Kolacja. Wreszcie jedziemy na nocleg. Gdy uoylimy si do snu, wesza do sali zaoga kanadyjska.
Byli bladzi, zdenerwowani, przygnbieni.
Pytamy o powd ldowania.
- Postrzeli nas myliwiec. Uciekalimy przed nim i wpakowalimy si na niemieckie lotnisko. Artyleria
odrbaa nam tyln wieyczk - razem ze strzelcem. Wracamy bez niego.
- O, sorry, wspczujemy.
Chocia aden z obecnych na sali dugo jeszcze nie spa - panowaa kompletna cisza.
Co par minut byskay wiateka zapalanych papierosw.

W piknym olbrzymim parku, 11 mil od miasta Bedford, kwit wrd zieleni rowy paac.
Waciciel jego, zamony i dobrze urodzony Anglik, z chwil wybuchu wojny zacign si do
Krlewskiej Marynarki i pywa gdzie na morzach wiata.
Paac odda do dyspozycji Krlewskich Si Powietrznych, ktre wanie w okolicy zbudoway nowe,
operacyjne lotnisko.
Praca dywizjonw, stacjonujcych na tym lotnisku, otoczona bya wyjtkow tajemnic.
Wiedziao si tylko tyle, e lotnicy przysyani na wspomnian stacj - T - s bardzo starannie
dobierani.
Lataj std na jakie specjalne zadania.
W skad jednego z tych dywizjonw wchodzia polska eskadra 301.
Boczne skrzyda paacu zamieszkiwali Polacy oraz kilka zag angielskich. W gwnej za czci bya
skadnica czego, o czym wiedziao mae tylko grono ludzi.
Tu wanie ukryty by klucz tajemnicy...
W parku, opodal paacu, stay trzy drewniane baraki. Cao okala wysoki... ywopot.
adnej stray, wartownikw, patroli. (Na pozr, a waciwie dla pozoru.)
Przez wiksz cz miesica panowa tu spokj. Gdy jednak zblia si okres peni ksiyca, w park
w wstpowa duch pracy, skupienia, tajemniczoci i szalonej powagi.
Ju rano pierwszego dnia peni ksiycowej podjeday przed front paacu szczelnie kryte ciarwki.
Po zaadowaniu mkny wprost na lotnisko i zawarto ich wkadano bezporednio do samolotw.
Nie wolno byo nikomu si zblia. Dostp mieli wycznie pracownicy wywiadu. Od tej chwili
samoloty byy pilnie strzeone i tak czekay swego startu.
Przed wieczorem zajeda sznur limuzyn wojskowych z zasonitymi oknami.
Wysiadali z nich wysi oficerowie rnych rodzajw broni, jacy cywile, niewiasty...
Wchodzili do barakw, by po 2 godzinach znw wsi do samochodw i jecha wprost na lotnisko.
Maszyny z zapuszczonymi silnikami czekay.
Jeden z czonkw zaogi wprowadza przybyszw do wntrza samolotu i drzwi zamykay si.
Na start!
Byskaj zielone wiata. Maszyny rnych typw, najczciej czterosilnikowe, startuj co kilka minut.
Po starcie nie nabieraj wysokoci, lecz id tu nad ziemi, nad dachami domw - na poudnie.
Jako inaczej, ni obserwowane co noc przez ludno wsi i miast wyprawy bombowe, lecce zwykle
gromadnie i wysoko, prawie w gwiazdach...
Tym widocznie pieszno. Nie chc traci czasu na drapanie si w gr.
Co wioz i dlaczego lec tak nisko, byo wyczn tajemnic tych, ktrzy wysyali, i tych, ktrzy lecieli.
Nad lotniskiem T cisza i wysrebrzona powiat ksiycow noc.
Z tego wanie parku, z lotniska T, sza pomoc dla okupowanych krajw Europy.
Tajemnicze adunki, magazynowane w paacu - to bro, lekarstwa, ywno...
Ludzie, ktrzy przyjedali tu na dwie godziny przed odlotem, by przebra si i otrzyma ostatnie
instrukcje, to Francuzi, Belgowie, Polacy, Holendrzy, Czesi, Norwegowie i Duczycy - ludzie idcy na
trudne zadania dywersyjne, politycy, dyplomaci, onierze.
Po pitnastu lotach bombowych przydzielono nasz zaog do dywizjonu 301. Na lotnisko T
przyleciao nas czterech - bez Jzia
2
. Odszed do lotnictwa amerykaskiego. Zdy jeszcze przyj
gratulacje z powodu strcenia Focke-Wulfa (przyszo potwierdzenie z kontynentu), poegnalimy
si serdecznie i odjecha. Do amerykaskiego munduru przypi z dum nasz gap i Krzy
Walecznych.
W tym nowym dywizjonie mamy lata na Halifaxach, S to maszyny czterosilnikowe.
W bardzo szybkim czasie skompletowalimy now zaog. Doszed do nas Wadek - mechanik
pokadowy, Witek - strzelec ogonowy i Wrbel - jako drugi pilot.
Zaczo si szkolenie na nowym sprzcie i mczce czekanie na loty do Polski.


2
Jzef Sawicki, sierant, strzelec pokadowy. Ochotnik z Ameryki.
Ju za dwa dni penia i ksiyca. Na lotnisku czynione s ostatnie przygotowania do rozpoczcia
operacji.
Samoloty przeszy staranne badania techniczne, nowo przybye zaogi ukoczyy szkolenie i wszystko
- zapite na ostatni guzik - czeka.
Ludzie chodz raniej, oywili si.
Nasza zaoga czuje si znacznie lepiej ni przed pierwszym lotem bombowym. Wtedy towarzyszya
zdecydowana trema, a dzi jest tylko ciekawo: jak te wygldaj loty na osonite tajemnic zadania
specjalne.
I oto...
Jak powinien lot wyglda, poinformowano nas na odprawie. Jak bdzie wyglda, dowiemy si ju
dzisiejszej nocy.
Start o godzinie 20.00. Zadanie: zrzuci zaopatrzenie dla francuskiego ruchu oporu. Placwka
w okolicy Lyonu.
Zaznaczony na mapie punkt, midzy skrzyowaniem drg a ma rzeczk, jest wanie placwk, na
ktr trzeba dokona zrzutu.
Francuzi po rozpoznaniu sylwetki Halifaxa zasygnalizuj latark liter K. Trzeba wwczas nada
wiatekami liter W. Kry bardzo nisko. Gdy ziemia zapali wietln strzak, wskazujc kierunek
wiatru, i nada znw Morsem: A, wej na 800 stp i zrzuci kolejno zasobniki z adunkiem. Zrzut
musi by dokonany bardzo starannie. W drodze powrotnej, nad wikszymi skupiskami ludzkimi, sypa
ulotki.
Godzina 19.30 - jedziemy do maszyn. Dwie zaogi: Kundzia i nasza. Kundzio leci do Belgii. Wyrzuci tam
trzech skoczkw.
My na pierwszy lot, jako e nie mamy jeszcze dowiadczenia, wieziemy tylko towar i ulotki. Trudno.
- Suchaj, Roman - krzyczy Kundzio przy wysiadaniu z samochodu - w wypadku gdyby was zrbali koo
Lyonu, powoaj si na mnie, dam ci adres bardzo miej panienki. Ona ci urzdzi...
Roman oczywicie adresu nie wzi, ale miechu i komentarzy byo peno.
Prba silnikw. Start.
Na loty bombowe ubieralimy si bardzo ciepo, ale cigle jednak czowiek wraca przemarznity.
Teraz, w tych lotach nad sam ziemi, kosiakiem, nie trzeba myle ani o masce tlenowej, ani
o futrze.
Dugie buty, szalik i rkawice - oto cay ekwipunek. Szelki i spadochron wrzuca si do samolotu tylko
pro forma, bo przecie o ratowaniu si skokiem na tej wysokoci nie moe by mowy.
Przy starcie czujemy moc czterech silnikw. Maszyna rwie do przodu, trzsie si, pdzi przez lotnisko,
zadziera ogon i ju po chwili przechodzi nad wierzchokami drzew. Krtka runda i kurs bojowy. Na
poudnie.
Widno jak w dzie. Srebrz si dachy domw, linie kolejowe, rzeki i drogi.
Le w oszklonym nosie - czytam map. Wszystkie bowiem pomoce nawigacyjne na tej wysokoci
zawodz. Tylko oczy i mapa nie.
Kana.
Wypatrujemy wszyscy, czy nie czai si jaka nieprzyjacielska jednostka morska. Napicie wzrasta.
Jestemy coraz bliej brzegu francuskiego.
Trzeba tak wycelowa, by brzeg przekroczy midzy bronionymi obiektami - nad dzik pla.
Od tej chwili zaczyna si umiejtne przekradanie midzy lotniskami, miastami, wzami kolejowymi.
Trzeba omija bardzo uwanie okolone na mapie czerwon kredk punkty.
Na razie wszystko idzie jak najlepiej. Wprawdzie usiuj do nas strzela tu i wdzie, ale nim zaczn,
zostawiamy ich za sob i tylko Witek, siedzcy w wieyczce, tyem do kierunku lotu, informuje nas:
- Z lewej dwie sikawki.
- Ju przestali si wygupia. Durnie, zamiast spa, psuj amunicj...
Przeskakujemy nad dachami zabudowa wiejskich. Wybiegaj z nich ludzie i poznawszy angielsk
maszyn, wiec latarkami, tworzc liter zwycistwa: victory.
Rozumiemy doskonale, ile nadziei wstpuje w serca na widok alianckiej maszyny leccej tak nisko. Na
pewno pniej przez kilka dni opowiadaj i ciesz si, e to ju co bdzie, bo samoloty przepywaj
coraz czciej i coraz niej - nie boj si Niemcw, wylduj ktrego dnia i wyzwol nas.
Mijamy z lewej Lyon. Mimo woli wspominam okres naszego smutnego pobytu w 1939 roku. Ile
zmienio si od tego czasu! Po Lyonie chodz Niemcy, a polscy lotnicy na angielskich maszynach lec
zrzuca bro dla francuskiego ruchu oporu...
Tak, duo si zmienio od czasw Pitej Ochotniczej i pobytu na lotnisku Lyon-Bron...
Tak.
- Za dziesi minut placwka.
Duo zmienio si.
Chciabym teraz porozmawia z tym wacicielem obery, ktry nie lubi Polakw i twierdzi, e wojna
wybucha wanie przez nas...
Czy teraz, w 1943 roku, nadal jest tego samego zdania?
- Uwaga, z prawej sygnalizuj K. Runda w prawo!
Jasio schodzi niej i nadaje W. Po chwili zapala si na ziemi strzaka. Widzimy wyranie kilkanacie
osb uwijajcych si przy niej.
Pierwszych sze spadochronw koysze si na wietrze - ju s na ziemi.
- Ale uciesz si Francuzi, co? - mwi Witek.
- Robimy drugi nalot.
I znw sze zasobnikw poszo w d. Janek kadzie maszyn w gboki skrt. Macha skrzydami na
poegnanie. Mkniemy na pnoc.
Roman, przeszedszy do wyrzutni ulotek, z udan powag zakomunikowa nam:
- No, panowie, bd za oficera owiatowego. Trza im dostarczy lektury, niech si uwiadamiaj...
I wyfruna chmura ulotek.
- Widz wojskowy samochd. Jasiu, zrb no skrt na szos. Pobawimy si z nim.
Zabawa bya doskonaa.
Przelecielimy tak nisko, e wz omale nie wjecha nam na pat. Zatrzyma si, wyskoczyo par
osb. Strzelaj z karabinw rcznych i pistoletw. Nie ulegao adnej wtpliwoci, e to Niemcy.
Janek poprawi si przy sterach i zrobi przepisowy, dokadny nalot. Zagray karabiny. Witek chichota
z radoci.
- Do rowu, obuzy, znajd was i tam!
Prawdopodobnie znalaz.
- A teraz wykoczymy te hulajnogie.
I znw atak i dugie serie w samochd. Zapali si.
- Gotowe! Szkoda, e nie mam wizytwki. Przedstawibym si im jako uciekinier z wrzenia na szosie
koo Radomia.
Lot trwa 8 godzin. Nie czulimy zmczenia.

Kiedy lotnik operacyjny powie wam, e nigdy nie lka si albo e nigdy nie przechodzi tzw. kryzysu
nerwowego, nie wierzcie mu.
Zdarzaj si w powietrzu takie przygody, po ktrych czowiek boi si zdj haub, eby nie stwierdzi
przypadkiem, i jest kompletnie siwy.
Trzeba jednak zdecydowanie odrnia strach, lk i groz sytuacji w powietrzu od zaamania
nerwowego na ziemi.
U jednych nastpuje to ju po pierwszym locie, u innych gdzie koo dziesitego, najczciej jednak
przy kocu pierwszej poowy kolejki operacyjnej, tzn. przed 12, 13 lub 14 lotem.
Podczas gdy cierpkie dreszcze emocji w powietrzu trwaj kilka sekund czy minut, wspomniany kryzys
potrafi gnbi delikwenta caymi tygodniami i albo rozchodzi si po kociach, albo staje si
przygrywk, po ktrej czarne przeczucia przeradzaj si w rzeczywisto.
Kiedy najczciej przychodzi kryzys?
Ot, nie wraca z wyprawy ktry z najbliszych przyjaci. Razem z nim mieszkalimy, razem
przeywalimy rne sprawy. I czowiek zaczyna zastanawia si: czy to aby teraz nie jest kolej na
mnie. Zaczyna o tym myle i myli bez przerwy. Traci humor i czeka - czeka, kiedy...
To jest wanie owo zaamanie. Dobrze, gdy mija szybko, bardzo le, gdy przechodzi w stan
chroniczny.
Bulba jest w naszym gronie okazem. Nie uznaje adnych przesdw, nie gra w karty i nie uywa
alkoholu. Cay swj wolny od zaj czas spdza przy naprawie motocykla. Kupi go okazyjnie, jak to
si mwi, w proszku. Ma przy tym do siebie wielki al, e skoczy prawo, a nie wydzia budowy
maszyn, i e w wojsku wyszkoli si na nawigatora, a nie mechanika. Do latania jednak rwie si przy
kadej sposobnoci, z wyjtkiem zastpstw.
Innych kopotw ani zmartwie nie ma. Nie ma rwnie nigdy pienidzy, a dochody sieranta-
nawigatora cakowicie pochania wspomniany motocykl.
I oto pewnego dnia ten entuzjasta latania zaama si. Rzuci w kt motocyklowe czci, chodzi
smutny, przygnbiony.
Bulba straci sw zaog. Zaog, z ktr wyszkoli si i odby ju sze lotw operacyjnych.
By wanie rano u dentysty. Podczas jego nieobecnoci kazano zaodze oblata maszyn. Polecieli
wic na rundki nad lotniskiem. W oblatywaniu takim nawigatorzy rzadko brali udzia. Przy
ldowaniu zapali si silnik. Ogie momentalnie wdar si do kabiny pilota. Ten straci panowanie nad
maszyn, wpadli na strzelnic, wszyscy sponli. Bulba zosta sam.
- Myl - zwierza mi si kiedy - e to by dla mnie sygna. Pierwszy sygna ostrzegawczy. Czuj, e si
co musi sta... Widzisz, straciem swoj zaog, mam do ukoczenia kolejki sporo lotw. Bd
mnie wpychali na rne zastpstwa do rnych zag, a ja panicznie boj si zastpstw...
- Daj spokj, chopie - pocieszaem. - Masz najlepszy dowd, e sdzone ci jest y: raz tylko nie
poleciae z nimi i wtedy wanie zginli. Powiniene by peen wiary.
Mwiem z takim przekonaniem, e Bulbie na chwil rozchmurzyo si czoo.
- Mgbym wprawdzie przerwa latanie, proponowano mi, ale ambicja... To byoby tchrzostwem.
- Kady z nas przechodzi kryzys nerwowy. Przed ktrym lotem zaamuje si, a jak przeskoczy
szczliwie, mija wszystko i bimba sobie ze zych przeczu. U ciebie te przejdzie.
I tak ju yjesz na kredyt...
- Moe masz racj. Nie chciabym zgin tak gupio, jak moja zaoga.
Rozmawiaem z Bulb bardzo czsto. Czu potrzeb tych rozmw. Jego jakby wskrzeszony, kpiarski
umiech sprawia mi wielk rado.
Ostatniej nocy zaoga nasza bya na dugiej i mczcej wyprawie. Zrzucilimy czterech skoczkw na
wybrzeu Danii. Mieli oni pod oson nocy uda si na pobliskie wysepki i tam wykona jakie
powane zadanie dywersyjne. Chodzio prawdopodobnie o wysadzenie czego w powietrze, bowiem
oprcz gumowych kajakw zrzucilimy im kilka skrzy materiau wybuchowego, aparaty radiowe
i klatki z gobiami pocztowymi.
Zrzut uda si doskonale.
W drodze powrotnej pojawi si nad Morzem Pnocnym niemiecki myliwiec, ale szybko zgubilimy
go z oczu. Pniej znw jaki may statek poszczeka z cekaemw i wicej prawdopodobnie zrobi
paniki na swoim pokadzie ni wrd zaogi mkncego do bazy Halifaxa-J.
wiadomo dobrze wykonanego zadania dziaa niezmiernie podniecajco i podobne interwencje
nieprzyjaciela zaoga przyjmuje raczej z humorem.
Lot trwa 8 godzin.
Po zaatwieniu formalnoci pooperacyjnych zasiedlimy w kasynie do niadania.
Spoywanie posiku po locie zaliczamy waciwie do rzdu uciliwych koniecznoci. Jedyn
prawdziwie pocigajc i wytsknion przyjemnoci jest sen.
Zwali si na ko!!!
A waciwie nie tyle zwali si na ko, ile jak najszybciej usn. Zwykle jednak z chwil przyoenia
gowy do poduszki zaczyna si mczce przeywanie caego lotu. Towarzysz temu byski pociskw,
szum silnikw, ataki caych stad myliwcw, poary...
A kiedy nareszcie przyjdzie sen, jest to ju sen nie kamienny, ale elazny, elazobetonowy. Sen
najtwardszy!
O godzinie 15.00 obudzi mnie Roman. Wrci wanie z lotniska.
- Jak to? Bye cay czas u siebie? Dzwonili z bazy i dyurny Anglik powiedzia, e nie ma nikogo
w pokoju. Stuka, ale drzwi byy zamknite na klucz i nikt nie odpowiada.
- Nigdy nie zamykam drzwi na klucz. Widocznie pomyli si i stuka do ssiada. Spaem do tej pory.
- Ale nie tra czasu - wtrci Roman - dzwo szybko na lotnisko, lecisz dzi na wojn.
- Zwariowae? Znowu nasza zaoga?! Mielimy mie woln noc po tej Danii.
- Dali ci zastpstwo. Z zaog Wacka na Belgi.
Zbiegem na d do telefonu. Na lotnisku suchawk podnosi Kazik. Te jest zdziwiony, e dzwoni
z domu.
- Powiedzieli mi przed godzin, e wyjecha do miasta.
- Spaem. Gadaj, o co chodzi?
- Stefan zachorowa i wyznaczyli ciebie do zaogi Wacka.
- Wiesz dobrze, e nie lubi zastpstw i latam tylko ze swoj zaog. Te pomysy!
- Nie byo innego wyjcia.
- To dlatego mam odwala trzy loty w cigu czterech nocy? Powariowalicie czy co?
- Nie denerwuj si. Poleci Stasiek, zgodzi si.
- Wic jestem wolny?
- Tak, do jutrzejszej odprawy.
- Wic serwus, do jutra!
Odetchnem. Strasznie nie lubi lata w cudzej zaodze.
W kilkanacie minut byem galowo ubrany. Sam nie wiem, po co. Gdzie spdzi wieczr? Wszystko
jedno gdzie, byle jak najdalej od lotniska. Cho przez par godzin nie sysze silnikw - wypocz.
- Romciu, moe przejechalibymy si do Bedford, co?
- Daj mi spokj, id z moim rudzielcem na dansing.
- No to pojad sam, mniej spal benzyny.
Motocykl, ktry zwykle robi przy zapuszczaniu dzikie kaway, zapali teraz po pierwszym kopniciu.
Po chwili byem ju na autostradzie prowadzcej do Bedford.
Uczuem dziwn ulg. Rczka gazu jakby sama wyciskaa z maszyny maksimum szybkoci. Jedenacie
mil ucieko pod koami nie wiadomo kiedy. Ju rogatka miasta.
Angielskie domki, bliniaczo podobne do siebie, we wszystkich miastach i miasteczkach jednakowo
rozlokowane, tworz monotonny obraz raczej bezbarwnego ycia. Co kilka krokw bary, zatoczone
wojskiem... Jakie to beznadziejne! Czego ja tu waciwie szukam?
Pjd do kina. Wszystko jedno do ktrego, byle jak najszybciej wej i usi.
Banalny film. Widownia szaleje z uciechy. Jestem wcieky. Po pgodzinie wyszedem. Wstrtne
miasto. Czy nie lepiej byo siedzie w parku koo domu?
Zachodz do baru, co zamawiam.
Drani mnie zapijaczone twarze otoczenia, zadymione wntrze knajpy. Wychodz.
Trzeba wraca do domu. Zmarnowany wieczr. Trudno. (Tyle razy bawiem si tu zupenie dobrze,
a dzi?)
Wracam znudzony i zy. Motocykl dawi si, parska. W pokoju moim czeka Roman.
- Co, nie wysza randka? - pytam.
- Znowu szukali ciebie - odbkn pospnie.
- Co si stao?
- Miae lecie z Wackiem.
- Przecie Stasiek...
- On te polecia, ale ze swoj zaog. W ostatniej chwili przyszed rozkaz na jedn maszyn ekstra. Do
Wacka przydzielili Bulb.
- Bulb?
- Tak, chop ze zami w oczach tumaczy, e zastpstwa nie przyjmie, bo ty by przed nim
wyznaczony. al mi go, paka...
- Przy tobie przecie powiedzieli, e jestem wolny. A jaki cel?
- Cholernie trudny. Zrzuty w Belgii, w bardzo bronionym punkcie. Bdziesz si gupio czu, jak nie
wrc.
- Dlaczego maj nie wrci. Po co mi to kraczesz!
Na drugi dzie rano poszedem na lotnisko. W kancelarii, jak zwykle, zaatwianie biecych spraw -
ruch, gwar. Podchodz do Kazika, ktry zastpuje dowdc, wypenia raport z poprzedniego dnia.
- Wszystkie zadania wykonane? - pytam.
- Tak, oprcz tej jednej zaogi.
- Czy wyldowali gdzie na obcym lotnisku?
- Nie, nie wrcili.
- Ktra zaoga?
- Wacek...
- Wacek z Bulb?
- Tak.
Po kilku dniach przysza wiadomo z Belgii: - Zadanie wykonane. Zrzut bardzo dobry. W drodze
powrotnej zaoga Halifaxa-Z wpada na maszt radiowy. Wszyscy zginli.
...Dlaczego Anglik pomyli drzwi i stuka do ssiada?
...Dlaczego, zamiast spdzi wieczr w domu, pojechaem sam do miasta?
...Dlaczego Bulba mia zy w oczach i nie chcia lecie tej nocy?
...Dlaczego Roman powiedzia, e bd si gupio czu, jak nie wrc?
I nie wrcili...
Jeeli mier zaogi Bulby bya sygnaem ostrzegawczym dla niego, to czyme jest wczorajsze zajcie
dla mnie...
Z dnia na dzie czekaem na jakie wane wydarzenie.
A koledzy mwili, e zaamaem si nerwowo. Tak jak Bulba.

W ostatnim okresie peni ksiyca stracilimy dwie zaogi (14 osb). Poniewa stan eskadry wynosi
dziewi zag, strat t odczulimy bardzo.
Jest lipiec.
Loty do Polski zaczn si dopiero we wrzeniu. Noce s jeszcze zbyt krtkie.
Obrabiamy wic Belgi, Holandi, Dani, Norwegi i Francj.
- Ach, eby tylko szczliwie docign do wrzenia, pniej ju...
- Chocia raz by nad Polsk...
Wszystkie niemal rozmowy w czasie bezlotnym zaczynaj si i kocz wspomnieniami o kraju,
o najbliszych i o polskim niebie.
- Wiesz - mwi Witek - cholera mnie bierze na t wysp. eby ju by u siebie...
- C ci si nie podoba?
- Wszystko mi si nie podoba, wszystko, rozumiesz?! I klimat, i zwyczaje tutejsze, i ludzie.
Idziemy na niadanie. Stawiaj kaszk i sony bekon. Kelnerka widzc, e Roman odsuwa nakrycie,
umiecha si i pyta zalotnie:
- Czy pan nie lubi naszej kuchni?
- Lubi, siostro, tylko... nie mam apetytu.
atwo wyczyta z jego spojrzenia, e chcia powiedzie co cakiem innego. Nie wyszo.
Przy stole duo wolnych miejsc. Jeszcze kilka dni temu siedzia tu Wacek, Zygmunt, Czesio, Bronek,
Jzek...
Oni ju nie zdyli polecie nad Polsk.
Przed map w operation czsto mona spotka ktrego z naszych. Bdzi smtnym wzrokiem po
polskich liniach drg, rzek, wrd polskich miast.
Dla Anglikw to tylko znaki geograficzne o bardzo trudnych do wymwienia nazwach, a dla nas...
Przemierzamy w marzeniach tras z lotniska T do Radomia, Kielc, Gdyni, Warszawy...
Lot taki w obie strony trwa zaledwie jedenacie godzin. A nas dzieli odlego czterech dugich,
smutnych lat.
Jedenacie godzin...
Waciwie tylko pi i p - w jedn stron!
Sen przychodzi z trudem.
Budz si rano i patrz na buty, stojce obok ka. Niezgrabne angielskie buty.
...To nie takie jak nasze...
Wczoraj przydzielono dwie nowe zaogi. Wytarto kred na drzwiach napisane nazwiska zaginionych
i do mieszka tych wprowadzili si nowo przybyli. Czternacie nazwisk, krelonych kred.
...Kred atwo ciera...
Przyjecha Gucio, stary mj przyjaciel. Szkoli si na Liberatorze, na drug tur.
- Czy masz ju kompletn zaog? - zapytaem.
- Jeszcze nie. Ale to nic pilnego. Mam lata dopiero we wrzeniu, nad Polsk.
- W takim razie zawieramy umow. Poniewa moja zaoga po trzydziestu lotach chce i na linie
komunikacyjne, zostan sam. Uwzgldniaj wic mnie przy robieniu skadu.
- Nie pjdziesz na wypoczynek?
- Nie, wol odwali dwie kolejki razem.
- No, dobrze, zaatwione!
Ucisnlimy donie i poszedem natychmiast zameldowa o tym dowdcy.
Major spojrza na mnie zdziwiony:
- Przecie pan ma jeszcze sporo lotw do ukoczenia pierwszej tury.
- To szybko zleci, panie majorze.
- Tak, ale... najpierw lepiej myle o pierwszej kolejce...
Na pewno i Gucio, i major wyczuli w tym moim popiechu jak ch uspokojenia samego siebie.
wiadomo, e mam ju zaatwion drug tur, miaa mi doda si do ukoczenia pierwszej.
Teraz istotnie czuem si znacznie lepiej.

Dzi wyznaczono znw nasz zaog na lot do Francji. Wieziemy dwch spadochroniarzy i troch
towaru.
Dwaj modzi chopcy, lat okoo dwudziestu, pal papierosy, artuj. Mwi bardzo le po angielsku.
S Kanadyjczykami. Rok przygotowywali si w szkole dywersantw do akcji, ktr bd musieli
wykona za par godzin. Tremy jednak nie wida.
Oficerowie wywiadu daj im ostatnie wskazwki, sprawdzaj ekwipunek.
- Czas, prosz panw!
Na cywilne ubrania wkadaj zielone kombinezony. Do ydki prawej nogi przymocowujemy im mae
opatki. Bd suyy do zakopania spadochronw.
W bocznych kieszeniach pistolety.
- Co to jest? - pytam jednego, widzc ma tabletk.
- Trucizna. Na wypadek, gdyby nas zapali...
Mwi o tym tak beztrosko, jakby, powiedzmy, chwali si posiadan czekolad.
Gotowi.
Wsiadamy do limuzyny i jedziemy do samolotu. Start za godzin.
Pikne, czyste niebo, przyjemnie lecie w tak jasn noc.
Przed wejciem do samolotu prosz jeszcze o pozwolenie zapalenia papierosa.
- Prosz bardzo, palcie.
- Ale my mamy tylko francuskie, wolimy ostatniego angielskiego.
Czstujemy wic, s zadowoleni.
Wypalili, rozejrzeli si jeszcze raz po lotnisku i weszli do maszyny.
Samoloty nasze dostosowane s do zrzucania skoczkw i adunku. Midzy patami a ogonem wycity
jest w pododze okrgy otwr. Na cianach maszyny, dokoa tego wylotu, zwisaj pasy, zakoczone
stalowymi uchwytami. Tu wanie przymocowuje si rczki spadochronw.
Prba silnikw. Przeraajcy ryk rozdziera uszy.
Zielone wiato - to dla nas.
Odrywamy si od lotniska. Twarze obu pasaerw skamieniay w jakiej zadumie, powadze. Trwao to
jednak tylko przez chwil. Spojrzeli na siebie i znw pojawi si zawadiacki umiech.
Mijamy Kana.
Jeden z nich wyciga manierk whisky i wciska mi do rki. (Dostaj na drog ca porcj alkoholu.)
- Nie, dzikuj, ja nie mog pi.
Pij we dwjk. Daj im delikatnie do zrozumienia, e ju starczy, wic przestali.
Wchodzimy na brzeg francuski. Caa uwaga zaogi skierowana jest teraz na ziemi.
- Uciekaj w prawo! Karabiny z lewej!
- Reflektory!
- Musiay si zmieni wiatry i dlatego le weszlimy na brzeg.
Udao si.
Wracam do tylnej kabiny. Nie wierz wasnym oczom. Obaj pasaerowie, dobrze podpiwszy, wdali si
w gwatown sprzeczk.
Jak zdoaem przy ryku silnikw i sabej znajomoci francuskiego wywnioskowa, spr szed o to,
ktry z nich jest dowdc.
Prawdopodobnie ten wyszy i lepiej zbudowany chcia na wasn rk zmieni nominacj, poczynion
przez przeoonych na ziemi.
Sprawa nie byaby grona, gdyby nie to, e obaj trzymali w doniach pistolety. Zjeyy mi si wosy.
Tego jeszcze brakowao!
- Jasiu! - krzycz do mikrofonu - pokiwaj gratem, skoczki chc si naparza... ale tak fest, jeszcze,
jeszcze...
- Roman, id tam do tyu, pom!
Gwatowne skrty przypary obu modzianw do ciany. Wywaro to na nich due wraenie.
- Prosz natychmiast schowa pistolety!
Schowali bez sowa.
Koysanie ustao.
- Co to byo? - pyta jeden.
- Myliwiec nas atakowa.
Uwierzyli.
- Widzicie, jak to jest - uzupeniam powanie - wam waciwie wszystko jedno, ale my musimy jeszcze
wraca.
Zaproponowaem im, by si przespali jakie dwie godziny. Usuchali. Wycignli si na bocznych
awkach i spokojnie le.
Wracam do przedniej kabiny. Zmieniam Kazia w czytaniu mapy. Po kilku godzinach wpatrywania si
w ziemi i w map czowiek jest tak osabiony, e przestaje odrnia rzeki, drogi i miasta. Obraz
ziemi zamazuje si, zlewa w jedn mglist chmur.
- Za 17 minut placwka.
Pod nami bardzo pofadowany teren. Poudniowa Francja.
Budzimy skoczkw, czstujemy gorc herbat. Dobrze im ten sen zrobi.
- Prosz panw przygotowa si, za pitnacie minut skaczecie.
Sprawdzam jeszcze raz pasy, spadochrony, paczki, ktre wyrzucimy razem z nimi, a w ktrych s
rzeczy potrzebne do akcji.
- Za pi minut placwka.
Nie wolno nam byo zadawa adnych pyta na temat zadania, ktre maj wykona. Najczciej
jednak domylamy si sami.
Tych na przykad wyrzucamy kilka kilometrw od grskiej tamy wodnej. W paczkach jest sprzt
radiowy i materia wybuchowy.
Najprawdopodobniej jeszcze dzisiejszej nocy tama wyleci w powietrze.
A oni?
Moe wrc po jakim czasie do Anglii, moe nie...
- Uwaga! Przygotowa si do skoku!
Zaczepiam spadochrony i adunek do pasw.
Obaj siadaj u wylotu, paczki tu obok.
- Jest placwka, ale jak tu robi nalot. Cholerne gry.
Jasio kadzie maszyn raz na jedno, raz na drugie skrzydo. Z trudem przeciska si wskimi
przeczami. Halifax nie jest zbyt posuszny w sterach.
Kotlina, nad ktr mamy ich wysadzi, jest tak okolona zboczami, e nie wiadomo, z ktrej strony
mamy lecie.
Krymy ponad 15 minut i nic nie wychodzi. Jasio decyduje si na nalot z poudnia.
- Uwaga! Naprowadzam!
Obaj skoczkowie w napiciu czekaj sygnau.
Wysoki blondyn odwraca si i prosi, bym go zepchn. Czsto tak bywa. Samemu trudno jest
zdecydowa si na skok.
Umiecham si porozumiewawczo, podajemy sobie donie, yczymy nawzajem zamania karku i oto
byska czerwone wiato.
Popchnem pierwszego, drugi poszed za nim. Prawie rwnoczenie wyleciay obie paczki.
Cztery spadochrony dotykaj ziemi.
- Uwaaj! Gra!
Maszyna wyje ca moc silnikw. Wyskakujemy tu nad zboczem.
Jasio ociera czoo...
- Ale placwka - mwi po chwili - niech to krew zaleje. Omal nie rbnlimy si.
- Kurs do domu 245.
- O. K. Kurs wzity!
- Za trzy godziny bdziemy w bazie.
Ksiyc zaczyna blednc. Coraz trudniej czyta map. Wlepiamy oczy w szyby.
- Wtpi, czy zdymy przed witem dolecie do Anglii. Tyle czasu stracilimy nad placwk.
- Nic nie wida, cholera!
- Wejd na trzy tysice stp.
- Uwaaj na myliwca!
Jestemy coraz bardziej zmczeni. A teraz wanie trzeba najwikszego skupienia.
- Za trzynacie minut powinien by brzeg.
Wszyscy usiujemy przebi wzrokiem mglist zason, ktra w miar posuwania si na pnoc
gstnieje.
- Widz brzeg - krzyczy Kazik - brzeg przed nami!
- Troch za wczenie.
- Widzicie brzeg?
- Istotnie jest. Wszyscy to widzimy.
- Chwaa Bogu! Popraw kurs na 260.
- Dobra!
Powinnimy ju przekracza rodek Kanau. Robi si coraz widniej. I nagle...
- Jakie lotnisko z prawej! - krzyczy Roman.
wiata lotniska! Skd? Na Kanale?
- C to znaczy, gdzie my jestemy?
Zdalimy sobie spraw, e jest le.
Trzeba bdzie zdecydowa si na przerwanie ciszy radiowej, ktra obowizuje w czasie lotu nad
terenem nieprzyjacielskim. Kade bowiem nacinicie klucza telegraficznego jest namierzane
rwnoczenie i przez swoich, i przez wroga.
Ale trudno. Nie moemy duej bdzi. Za par minut wstanie dzie i wtedy dopiero sytuacja bdzie
grona.
- Roman, pro o namiar naszej pozycji.
Syszymy dzwonice znaki Morsea. Zdajemy sobie spraw, e w tej samej chwili podsuch niemiecki
naznacza na swych mapach dokadn pozycj naszego samolotu. Alarmuj gotowe do startu
myliwce.
- Jestemy koo Dunkierki!
W chwili gdy nam to mwi Roman, pod brzuchem maszyny ci si piasek play i wida brzeg jak na
doni.
Biay dzie, a my koo Dunkierki!
- No, panowie, jak nas teraz dopadnie myliwiec, leymy...
Suniemy nad sam wod. Rozgldamy si na wszystkie strony. Zapominamy o zmczeniu. Manetki
gazu posunite do maksimum.
Z daleka wida brzegi Anglii. Jeszcze dziesi minut, pi... Hura! Brzeg!
Poranne opary kbi si nad picymi jeszcze miastami. Gr w przeciwnym kierunku, na poudnie,
id klucze latajcych fortec. Zostawiaj na niebie biae smugi, znaczce drog do Niemiec...

Podczas bezlotnych wieczorw zbieralimy si w okolicznym, typowo angielskim barze. Tu
oblewao si szczliwe powroty, tu zapijao si al po tych, ktrzy nie wrcili. Sowem, zaatwiao
si wiele spraw przy duym piwie i maym drinku. Moe byo odwrotnie - nie pamitam.
Oto przysuchajmy si rozmowie czterech Polakw, ktrych miny zdradzaj niezmiernie sekretny
charakter narady.
- W ogle nie chce o tym sysze. Powiada, e przepisy kategorycznie zabraniaj.
- adna historia! I to wanie teraz, kiedy jest tak utuczony...
- Powiedzia, e musi by zezwolenie z jakiego tam urzdu, ale on wtpi, czy je dostaniemy.
- To po choler pozwala nam hodowa winiaki, jeeli nie moemy ich przerabia na ludzk, polsk
zaksk? Mwilicie, e tu chodzi o zabaw z okazji rocznicy dywizjonu?
- Nie znasz Anglikw? Nie wiesz, e taki wdz wierzy tylko w przepisy i zarzdzenia?
- Chwileczka, panowie. O ile znam si na przepisach, to rzeczywicie zabraniaj one bicia wi bez
zezwolenia. Ale mwi one rwnie, e w wypadku zamania nogi przez zwierz, wolno je dobi...
Wymieniono znaczce spojrzenia.
- Nazwiemy to, powiedzmy, operacja salceson...
- Zgadza si. Grunt to przepisy. Pikuj do bufetu po paliwo. Operacja - jutro.
Na stolik znw wdruj napoje.
A na drugi dzie...
Na wskiej drodze przy lotnisku spotykamy naszych znajomych z baru. Prowadz dobrze utuczon
wini, a robi to z tak powag, i atwo mona wywnioskowa, jak trudne czeka ich zadanie.
W pewnej chwili, gdy samotny winiak znalaz si na jezdni, najniespodziewaniej nadjecha porucznik
Zdzisio w maym sportowym samochodzie typu Muzeum i z powodu sabych hamulcw potrci,
biedak, samotne zwierz...
Zatroskane miny przygodnych gapiw i niemal tragiczne stwierdzenie:
- Ma zaman nog. Trzeba natychmiast dobi... - Okazao si, e w gronie gapiw byli fachowcy. Co
wicej, nawet wzek do przewiezienia winki - te cakiem przypadkowo - by na miejscu.
Gdy na wito dywizjonu przyrzdzono smakowity bigos, angielscy gocie, ju na progu kasyna,
zatykali sobie nosy. Dugo nie umieli zrozumie, jak te my moemy zajada si tak przyrzdzon
kapust. Tak samo nie umieli pogodzi si z tym, e mona je zepsute mleko. To znaczy zsiade.
Kuchnia nie bya jednak najmocniejsz stron naszych uroczych gospodarzy.
Przed kilku tygodniami zaodze naszej przydzielono now, wprost z fabryki przysan maszyn. Pikny
czterosilnikowy Halifax z rejestracyjn liter J.
Chodzio o to, by go jak najszybciej ochrzci.
Z chrzcinami myliwskiej maszyny jest znacznie atwiej. Po prostu pilot prosi mechanikw, by wypisali
mu na kadubie samolotu imi najdroszej dziewczyny i sprawa zaatwiona.
W dywizjonie bombowym rzecz jest bardziej skomplikowana. Zaog bowiem stanowi piciu albo
siedmiu ludzi.
Trudno przecie wypisa pi albo siedem imion. To nie kalendarz. Trzeba zdecydowa si na jedno.
Propozycje s rne, a czas nagli. Nastpny bowiem lot mamy robi ju na nowej maszynie.
Zebralimy si tedy ca zaog w barze. Po kilkunastu podwjnych kolejkach zabra gos nasz nowy
strzelec ogonowy - Witek:
- Panowie, teraz na trzewo rzecz musimy zaatwi. - Po sowach na trzewo dosta czkawki. Nic go
to jednak nie speszyo i dawszy tylko znak barmanowi, by powtrzy piwo, cign dalej:
- Ja siedz w ogonie, czyli tam, gdzie Halifax si koczy. W nosie, czyli nad celownikiem
bombardierskim, siedzi Mietek. Inaczej mwic Halifax ma Mietka w nosie, a mnie... w tym...
ogonie. A obaj mamy w sercu od tylu lat cudne imi, panowie, powsta! - JANKA! Proponuj, by
wanie nazwa grata - J - jak Janka! Skoczyem.
Po tak przekonywajcym wystpieniu nikt nie mia protestowa. Od jutra samolot nasz ubarwi
wypisane na kadubie imi najdroszej dziewczyny Witka i Mietka. W zamian za tak przychylne
ustosunkowanie si caej zaogi do spraw uczuciowych tego z ogona i tego z nosa, wyej
wymienieni osobnicy pac za cae picie i szafa gra!
Istotnie, zrobilimy ju na Jance kilkanacie cikich lotw i trzyma si wietnie.
Gdyby bya Zok czy Kasi - kto wie?...
Jasio, niestety, jest ju czowiekiem onatym. Nie mona wic mu bra za ze, e doczeka si
potomka wanie teraz, gdy zaoga jego ma 24 loty operacyjne. Wadzio obliczy, e pozostaych do
ukoczenia kolejki sze lotw moemy zrobi nawet w cigu tygodnia. Pozwoli wic sobie zaznaczy
nawiasowo, e Jasio najniepotrzebniej pospieszy si o ten jeden tydzie.
Fakt jednak sta si faktem. ona przysaa telegram: Zostae ojcem crki. To, e crki, a nie syna,
te wybaczylimy mu, chocia kady z nas gotw by da gow, e Jasio moe mie tylko synw.
Chop jak db. Nawali!
Na telegram w odpowiedzia telegramem, e jutro przed potomkiem posusznie si zamelduje.
Mymy zaczli rozwaa, jakie podarki najbardziej przypadn do gustu dzieciakowi. Romcio
powiedzia, e jak podejdzie karta, kupi wzek dla crki zaogi. Wiedzielimy ju na pewno, e cra
zaogi bdzie musiaa chodzi piechot. Urodzinowe rozwaania przerwaa wiadomo z dowdztwa.
Zaoga nasza dzi leci na wojn. Czas lotu - okoo omiu godzin.
Kady lotnik musi wierzy w przesdy. Jeli nie wierzy, a pech chce, e co si stanie, yjcy koledzy
powiedz wwczas z westchnieniem:
- Sam sobie winien. Dlaczego polecia skoro:
...dosta telegram, e crka mu si urodzia...
...zostawi haub w samochodzie i trzeba byo po ni wraca...
...mia ju kart urlopow w kieszeni i dzi wanie powinien wyjecha do ony... itd., itp.
Nikt oczywicie nie potrafi udowodni, e gdyby nie polecia, zostaby w gronie yjcych. Wszyscy
jednak wierz gboko, e stao si to jedynie z przyczyny ignorowania witych praw przesdu.
Przed kadym lotem szlimy fasowa w magazynie spadochrony. Anglik, ktry tam usugiwa, pyta
zwykle kadego:
- Czy dopasowa szelki?
Odpowiadaem mu: Nie trzeba. Wcale nie wybieram si skaka.
Dawa spadochron i na tym si koczyo.
Kiedy zjawiem si w dniu omawianego lotu, a on znw rzuci swoje zawodowe pytanie,
zastanowiem si przez chwil, ale by nie okaza, e co si we mnie zmienio, odrzekem:
- Nie trzeba!
A on pierwszy raz doda:
- Nigdy nie mona wiedzie, co na pana tam czeka...
Sentencja, zupenie zreszt nie na miejscu, troch mnie zdenerwowaa. Aby mu jednak udowodni,
e sw tych nie bior zbytnio do serca, chwyciem pierwsze z brzegu szelki i nieco podminowany
wybiegem.
Wchodzimy do maszyny. Jasio idzie prbowa silniki. Tu dopiero zauway, e zapomnia gdzie
haub. Wysyamy wic mechanika na rowerze, a ten po dugich poszukiwaniach przywozi - ale cudz.
Strasznie du. Szkoda jednak czasu - poleci w tej.
W maszynie jest jako dziwnie cicho, nikt tym razem nie artuje.
Kady, kto lata na wojn, wie, e im bliej koca tzw. kolejki, tym czciej wkrada si w dusz lk.
Jest to rzecz zupenie zrozumiaa. Gdy byo si kilkanacie razy nad terenem nieprzyjaciela, gdy zna
si ju mnstwo moliwoci dostania po krzyach, miejsce pocztkowej brawury i pewnoci siebie
zastpuje powaga, ostrono, a czasem po prostu lk. Czowiek jest stworzony do chodzenia po
ziemi, a nie do latania, i to wanie tam, gdzie tysice gw, rk i maszyn pracuje, by w lataniu
przeszkodzi, by cign miaka na ziemi. Wic czowiek zaczyna si buntowa.
Szanse ukoczenia operacji malej potwornie z kadym lotem. Nerwy trzeba trzyma w garci. Z caej
siy. Nie da im bryka. A jak s silniejsze i ponosz, nie okaza tego nikomu z zaogi, zdawi w sobie,
choby kosztem kroplistego potu...
Nikt z zaogi nie ma prawa wiedzie, e nie wytrzymujesz, e ci roznosi. Wtedy bowiem, choby by
najlepszym kompanem na ziemi, powiedz ci, by z zaogi odszed. A to jest najboleniejsze, co moe
ci w yciu spotka.
Trzeba wic nerwy dobrze zapa w gar!
Startujemy.
Janka toczy si ciko, jakby wcale nie zamierzaa oderwa si od ziemi. Przy samym kocu lotniska
podskoczya, przesza ponad wierzchokami drzew, znw solidnie przepada i wreszcie zdecydowaa
si drapa w powietrze, ciko, jakby od niechcenia.
By to niewtpliwie najtrudniejszy start w jej bojowym yciu. Wane, e si oderwaa i e mamy ju na
zegarach nakazana wysoko przelotow - 2000 stp.
Mijamy znane skrzyowania drg, pniej duy wze kolejowy. Jeszcze godzina lotu i wyjdziemy nad
Kana.
Nad Kanaem, jak zwykle o tej porze, srebrna mgieka, ktra przykrywa to wody cieniem
tajemniczoci.
Z Kanaem wi si bolesne wspomnienia. Oto wielu kolegw, ktrych brak odczulimy bardzo
w naszych dywizjonach, tu wanie zoyo swe ciaa i szcztki maszyn. Nikt nie zdoa opisa, ilu
dramatom rozpaczliwej walki o ycie przyglda si Kana i ile dramatw zamkn na zawsze w sobie...
To dziwne, nigdy, przelatujc nad nim, nie mylaem o tym. Dzi mam uczucie, jakbym egna,
a rwnoczenie wita si z ich smutnym losem.
- Za 10 minut nieprzyjacielski brzeg. Uwaa na okrty!
Ledwie pady te sowa, z otchani mgy wystrzeliy race kolorowych pociskw, z trzech stron naraz.
Silny unik w lewo - seria tu przy kadubie, unik w prawo - wybuch tu przy ogonie.
Witek odpowiada seriami czterech sprzonych karabinw - w maszynie zapach prochu i cisza.
Janka taczy na wszystkie strony, jakby drwia sobie z tych wiecideek, ktre pragn uczepi si jej
kaduba. Jeszcze kilka pas i zadarszy ogon do gry, daa susa na brzeg i pomkna kosiakiem.
Zadowolona z siebie, przeskakiwaa nad krzakami, uderzajc do rytmu warkotem czterech silnikw.
Za dwie godziny bdziemy nad celem.
Oddychamy spokojem francuskiej ziemi, zapachem sierpniowego powietrza.
Rzeki i drogi, lasy i pola, wszystko to zdaje si przyjanie do nas umiecha odblaskiem ksiycowego
wiata i uatwia prac nawigacyjn, ukadajc si zgodnie z map pod brzuchem maszyny.
- Jasiu, zmniejsz obroty lewego zewntrznego, podskoczya temperatura.
- O.K.
- Za p godziny bdziemy nad celem.
Pozostae trzy silniki sygnalizuj wskazwkami zegarw, e im gorco, e rozgrzay si bardzo.
- Co musiao nawali.
- Moe przestrzelili chodzenie?
- Za pitnacie minut osigamy cel.
Jest placwka. Zrzuty musz by dokonane bardzo starannie. Musz spa na punkt.
Pierwszy nalot nie udaje si. Robimy nastpny, lecz okazuje si, e nie mona zamkn drzwi
bombowych.
- Przestrzelili przewd hydrauliczny.
- Rb szybko nalot! Zrzucimy i musimy si pieszy, eby przed witem zwia przez Kana.
Drugi nalot, spadochroniki z adunkiem koysz si, dotykaj ziemi. Zadanie wykonane.
Mamy na zegarach okoo 900 stp wysokoci.
Temperatura pozostaych trzech silnikw gwatownie wzrasta. Drzwi bombowe otwarte i klapy
opuszczone do maksimum stawiaj szalony opr. Maszyna wci traci szybko.
- Suchajcie, nie docigniemy do Anglii, przygotowa si do skoku. Postaram si wdrapa, ile bdzie
mona...
Zakadamy spadochrony. Moje szelki s potwornie due. Z wciekoci pomylaem o tym, ktry mi
wygada skok. Ustalamy kolejno opuszczania samolotu.
- Ale maszyna jest jak kamie. Musimy ldowa. Widz tu polank, sprbujemy na niej.
Jestem pewien, e myli wszystkich pobiegy w tej chwili do kabiny pilota, ktry przecie jutro mia
jecha do crki.
Zrozumielimy, co znaczy przymusowe siadanie na czteromotorowej maszynie w nocy...
...Jasiowi nie ma prawa nic si sta.
...Choby on jeden musi wyj cao.
Ukadamy si w kadubie na pododze, spadochrony pod gowami - czekamy. S to potworne chwile,
podczas ktrych przesuwa si przed oczami film caego ycia, serce ciska al, a rwnoczenie jakby
rezygnacja. Usta, ktre zwykle w cikich chwilach szeptay modlitwy, by zabi lk, teraz dr,
pczniej, pal...
- Uwaga! Siadamy.
Przymyka gaz. Sycha wist citego skrzydami powietrza. Zapiera oddech. Serce, wszystkie
wntrznoci podchodz pod gardo, dawi.
Potworne jest czekanie na zderzenie z ziemi, ktra - Bg raczy wiedzie, czy nie wystrzeli w ostatniej
chwili pniami drzew lub lini wysokiego napicia.
Wreszcie silne zderzenie, gasn wiata, w maszynie byski detonatorw i dym. Kby dymu wciskaj
si w puca.
- Co z Jasiem! Przecie on jest sam jeden z przodu. Oszklony nos Halifaxa roztrzaska si... Co z
Jankiem?!
Maszyna toczy si po ziemi, podskakuje, ryje... Wyazimy grnym otworem na zewntrz. Samolot
wci jeszcze sunie po ziemi.
- Jasiu! Gdzie Janek?!
- Musiao go przygnie w kabinie!
- Rozbija kabin - sycha ze wszystkich stron.
Podbiegamy do kabiny pilota, by go wycign i oto... Janek najspokojniej wyskoczy na pat i otrzepa
ubranie. Twarz, jak i my wszyscy, mia kompletnie czarn.
Przed rozbitym nosem Halifaxa staa ciana drzew. Poczciwa maszyna jakby wiedziaa, e musi
zatrzyma si przed nimi. Janka zdawaa sobie spraw, e jej los jest i tak przesdzony, ale wierna
chciaa by ludziom, ktrzy przeszli z ni tyle chwil piknych i cikich. Nie moga sprawi im zawodu.
Tote ze smutkiem wielkim podpalalimy Jank, a ona ponc ze spokojem i z godnoci, jakby
przepraszaa nas, a szczeglnie Jasia, e nie docigna do bazy, e zostawia swoj zaog na obcej
ziemi, na niepewny los...

W obery Pod Jeleniem gocie dopijaj resztki trunkw. W rogu siedzi opasy Prusak, ktremu
wida wietnie suy klimat francuski i rekwirowane w okolicznych wioskach jado.
Wszyscy zreszt onierze, wypeniajcy duszn izb knajpy, wygldaj dobrze i czuj si jak u siebie
w domu.
Maa, omioletnia Lili, crka waciciela kafejk przyglda si niemieckim gociom i zaciska pistki.
Jej mama, typowa Francuzka, o piknych czarnych wosach, przynagla rozbawione towarzystwo do
opuszczenia lokalu.
- Czas, panowie, zamykamy. Zegar bije dwunast.
- A gdzie monsieur Darus? - pyta otyy Prusak.
- Pojecha po towar do Tuluzy.
- Niech jutro rano wpadnie do mnie, mam pilny interes.
- Dobrze, powtrz mowi, jak wrci...
Rozbawieni, mocno podpici, wychodz. Dugo jeszcze sycha na ulicach odgosy krzykw
przedstawicieli narodu panw...
Obera Pod Jeleniem jest miejscem najchtniej uczszczanym przez onierzy okupanta.
Waciciel jej, Darus, wietnie wadajcy jzykiem niemieckim, nie mniej doskonale prowadzi interes.
Lokal zaopatrzony jest zawsze w du ilo wszelkiego rodzaju alkoholu i co najwaniejsze: niemieccy
gocie korzystaj ze znikowych cen.
- Wszystko z wielkiej sympatii dla fhrera - mawia monsieur Darus.
Mieszkacy miasteczka patrzyli ze zgorszeniem na to bratanie si z wrogiem.
- Taki zdrajca! Ma knajp, robi interesy z Niemcami, zarabia, jedzi wasnym samochodem. Ale ju
niedugo skoczy si - mawiali jedni.
- Niech przyjdzie godzina porachunkw, dostanie za swoje - powtarzali inni.
Jak atwo zauway, waciciel obery Pod Jeleniem nie cieszy si najlepsz opini wrd
mieszkacw maego miasteczka poudniowej Francji.
Zegar na wiey kocielnej wydzwoni drug godzin.
Miasteczko pi ju twardym snem.
Tylko madame Darus, siedzc przy ku Lili, nie myli jeszcze o wypoczynku. Kada minuta
narastajca na zegarowej tarczy potguje niepokj o ma... Ogarniajc ciepym spojrzeniem pic
Lili, czeka.

Na placwce odlegej o 30 kilometrw od wspomnianego miasteczka adowano do samochodw
zasobniki z broni i lekarstwami. Pracowao przy tym piciu modych ludzi. Inni, ukryci w gstwinie
lenej, uzbrojeni w granaty i pistolety, osaniaj akcj.
Nadbiega zdyszany cznik.
- Mon capitaine! Mon capitaine!
Na to woanie z grupy, stojcej przy samochodzie, wysun si wysoki pan, w berecie i z fajk
w zbach.
- Co si stao?
- Samolot, ktry zrzuca nam towar, rozbi si w lesie.
- Gdzie?
- Koo starej smolarni, na pnocnej polanie pi kilometrw std.
Zapada decyzja; zrzucony sprzt odstawi natychmiast ciarowym samochodem do miejsca
przeznaczenia. Samochd osobowy, z dowdc placwki i dwoma ludmi osony, uda si na miejsce
wypadku.
Ksiyc coraz zuchwaej zmierza ku ziemi...

Wadek, Roman i Witek zajci s niszczeniem przyrzdw pokadowych. Cisz nocy sierpniowej mci
nerwowy stuk toporw, dwik rozbijanego szka, zgrzyt amanej blachy. Wszystko musi by
doszcztnie zdemolowane. Gdyby ogie nie strawi caej maszyny - przecie wrg nie moe dosta
w swoje rce adnej czci, z ktrej mgby mie jak pociech. Trzeba to zrobi choby kosztem
opnienia ucieczki, a nawet dostania si do niewoli.
Nasza czwrka tymczasem studiuje mapy i stwierdza ku wielkiemu niezadowoleniu, e w odlegoci
10 kilometrw od miejsca kraksy znajduje si niemieckie lotnisko i e najprawdopodobniej zjawi si
tu patrole, nim wszyscy zd oddali si na bezpieczny dystans.
Spogldamy jeszcze z wielk ufnoci na gstwin drzew i ustaliwszy oglny kierunek: na poudnie -
dzielimy zaog na trzy grupy. W kadej musi by jeden jako tako wadajcy jzykiem francuskim. I
noc. Omija zabudowania. W dzie kry si w lasach. W ten sposb trzeba przewdrowa 150
kilometrw, aby doj do pierwszych acuchw gr. Liczymy jednak na to, e uda nam si nawiza
kontakt z przedstawicielami ruchu oporu i przy jego pomocy przedostaniemy si przez Pireneje do
Hiszpanii.
- Wszystko gotowe! Moemy podpala - mwi Wadek.
W tej samej chwili dochodzi nas warkot samochodu. Zblia si.
- Szybko podpala, jad do nas!
W zacinitych doniach pistolety.
Trzaskaj bombki suce do podpalania samolotu. W jednej chwili pomie ogarnia maszyn -
narasta...
Ukryci za drzewami, czekamy wybuchu zbiornikw. Samochd podjecha na odlego 200 metrw
i stan. Widzimy trzy sylwetki zbliajce si w nasz stron.
- Na razie jest tylko trzech, nie strzela, da im podej!
Jakie byo nasze zdziwienie, gdy od grupy nadchodzcych zawoano poprawn angielszczyzn:
- Swoi, nie strzela, jestemy z placwki.
Zbliamy si, trzymajc na wszelki wypadek pistolety w pogotowiu. Na czoo przybyszw wysuwa si
wysoki pan w berecie.
- Jestem kapitan Darus, dowdca placwki, nad ktr dokonalicie zrzutu.
W tej chwili rozlega si gucha detonacja. To Janka wybucha swoimi zbiornikami na znak radoci,
e zaoga wpada w dobre rce.
Spojrzelimy jeszcze raz ze smutkiem na szcztki naszej maszyny i ju po chwili samochd wypeniony
po brzegi mkn do obery Pod Jeleniem.
- Przedstawi panw mojej onie, wypijemy dobrego wina i pojedziecie dalej.
Gdy do mieszkania weszo siedmiu czarnych, zakopconych ludzi, madame Darus przerazia si.
- Dzi zamiast towaru przywiozem ci ywych lotnikw. Co ty na to?
Na progu ukazaa si maa Lili.
- To moja crka. Lili, masz przed sob polskich lotnikw. - Maa omioletnia Francuzka obejmowaa
kolejno zasmolone nasze gowy. Dawaa najsodszy prezent: gorcy ucisk i rozemiane szczciem
spojrzenie dziecka.

Bdc jeszcze w dywizjonie bombowym, ogldalimy nowy film angielski pt. Jeden z naszych
samolotw zagin.
Bya to historia zestrzelonej nad Holandi zaogi Wellingtona. Po skoku ze spadochronem zaoga ta
z miejsca trafia, cudownym zbiegiem okolicznoci, pod opiekucze skrzyda tajnej organizacji.
Jedli, pili, cudownie spdzali czas.
No i oczywicie przystojna kobieta (szef podziemnej walki) uatwia im ucieczk odzi.
Pokazano te i Niemcw, ktrzy ju, ju mieli wszystkich nakry, ale poniewa scenariusz nie
przewidywa wsypy, zaoga szczliwie powrcia do Anglii.
- Na tych warunkach podejmuj si zagin - powiedzia Roman po wyjciu z kina.
- Lipa! - uzupeni Kazik.
- Bior nas pod wos: Nie lkajcie si chopaki, widzicie, jakie to romantyczne... - zakoczy Jasio.
A tymczasem w yciu...
Wracajmy przeto do naszej przygody.
Niestety, zupenie inaczej ni w kinie.
O adnym flircie ani marzy. Kontakt z organizacj podziemn wprawdzie jest, ale...
Wanie to ale!
Mwi nam, e robi wszystko, aby jak najszybciej pozby si nas (w szlachetnym tego sowa
znaczeniu), chc nas zwrci ewidencji Polskich Si Powietrznych przy RAF-ie, siedem numerw, przy
ktrych na razie widnieje: zaginli...
Kapitan Darus, po powitalnej lampce wina w obery Pod Jeleniem, podzieli zaog na trzy grupy
i umieci kad z nich w innej miejscowoci.
Poczciwi wieniacy w obawie przed niepewnymi ssiadami ulokowali delikwentw w solidnie
zamaskowanych czciach swoich zabudowa.
Ten stan rzeczy trwa ju dziesi dni.
Kazik i ja odsiadujemy zestrzelenie w jakiej maej komorze, do ktrej trzy razy dziennie ukradkiem
kto podrzuca jedzenie.
Nie ma okna.
Nudno, brak papierosw.
- Po zestrzeleniu trzeba byo ucieka na wasn rk. I tak czubym si jak szczuty pies, ale
wiedziabym przynajmniej, e wszystko jest zalene od mego sprytu, od moich pocigni, a nie od
ludzi, ktrzy s powolni i lamazarni - mwi ponuro Kazik. - Patrz, oni wstaj rano, wypdzaj bydo,
id w pole, yj zupenie pokojowym yciem, nie znaj wcale wojny...
Za drzwiami poruszenie. Kto nadchodzi, stuka. Czaimy si w ciemnych ktach komory.
- Dzie dobry panom!
W drzwiach ukazaa si kobieta. wiato, ktre wtargno, olepio nas.
- Przyniosam troch owocw i papierosy. Ju dzi panowie odchodz od nas.
Poznajemy pani Darus.


Fotokopia z ksiki lotw autora z dat 16.8.43 i adnotacj: Missing - zagin

Kazik drc rk zrywa opakowanie paczki i obaj zapominamy na chwil o obowizku wskazania
krzesa.
- Pani bdzie askawa spocz.
- Przepraszamy panw, e nikt do tej pory nie zjawia si, ale Niemcy, poszukujc was, zagldali do
wszystkich wiosek w promieniu pidziesiciu kilometrw. Wizyty nasze mogyby zwrci ich uwag.
W czasie tego opowiadania zauwayem, e przyniesione papierosy maj t waciwo, e im
bardziej rozkoszujemy si ich smakiem, tym mniej ich pozostaje w paczce.
- Co z nami bdzie dalej? Kiedy dostaniemy cywilne ubrania i jakie papiery?
- Jutro. Jutro zobacz si panowie ze swoimi kolegami.
- !!!
- Dzi w nocy musicie przej we dwjk do ssiedniej wioski. Gospodarze tej zagrody wska drog.
Stamtd zabierze was samochd i odstawi do miejsca, gdzie s koledzy.
- Pireneje?
- O, nie. To jeszcze nieprdko. Trzeba uzbroi si w cierpliwo.
- Prosz pani, ju koczy si sierpie. Siedzimy bezczynnie dziesi dni. We wrzeniu dywizjon nasz
zaczyna loty do Polski. My musimy wrci na wrzesie. Czekalimy bardzo na te loty i tu...
- Ja wiem, e to was drani.
Kazik opanowa si i spuci pospnie gow. Uprzytomni sobie, e wszyscy ci, ktrzy okazuj nam
pomoc, naraaj ycie.
Pani Darus wstaa i podesza z wyrazem serdecznej wyrozumiaoci do Kazika. Chwil panowaa
cisza...
- Jestemy bardzo wam wdziczni, ecie si dla nas naraali... Francja nie zapomni... ycz panom
powodzenia.
Wysza.
Po wyjciu madame Darus i po otrzymaniu wiadomoci, e ju dzisiejszego wieczoru ruszymy dalej,
poczulimy obaj ulg. Nawet to ciemne pomieszczenie nie wydawao si nam ponure.
A moe to tylko sprawka otrzymanych papierosw?

Znuone soce przestao pali sady i winnice. Rozgrzana ziemia dyszaa sierpniowym zapachem traw.
Wraz z mrokiem wszystko pogryo si w ciszy. Tylko od czasu do czasu, to z jednej, to z drugiej
strony, dochodzio zawodzenie psa.
Udajc si teraz po ciemku w dug drog - na przeaj, do wskazanego miejsca - najbardziej boimy si
wanie psw.
Przechodzimy pole naszego gospodarza. May lasek i dalej wie. Wie, ktr nakazano nam omija
z lewej strony. Skradamy si coraz ostroniej.
Ugwiedone niebo, spokojna, upiona ziemia, cienie drzew, krzeww, domostw.
Jake drani w takiej chwili kady cie stojcy na drodze. Jak dugo kae wpatrywa si w siebie.
Przybiera ludzkie ksztaty, straszy.
O uyciu pistoletw nie mylimy. W takiej sytuacji lepszy jest kuak lub n.
Ominlimy wie.
Idziemy obok polnej drogi. Przed nami miasteczko. Musimy przez nie przej. Dochodzi godzina
dwunasta - policyjna godzina. Mwiono nam, e o tej porze nie powinnimy nikogo spotka.
Istotnie, po wejciu na rogatk miasteczka stwierdzamy, e panuje tu kompletny spokj.

Myl teraz o tych osonitych okiennicami domkach. pi w nich ludzie, znueni codziennymi
troskami, nie mylcy raczej o wojnie, ktra ich - oszczdzia.
Nagle z bocznej ulicy dochodzi gwar rozmowy. Gosy bardzo podniecone. Nie pozostaje nic innego,
jak tylko i dalej pewnym krokiem.
Syszymy wyranie, jak z odlegoci jakich pidziesiciu krokw zmierza w nasz stron dwch
mczyzn.
Z informacji, jakie posiadalimy, wynikao, e w miasteczku tym nie ma Niemcw. Kt to wic mg
i?
- Chyba pijani?
- Moe tylko udaj pijanych?
Nie przypieszamy kroku. Liczymy na to, e skrc gdzie w boczn ulic.
ciskam w pici n i staram si na si przekona siebie samego, e potrafi go uy.
Czujemy ich na swoich plecach. Kazik odwraca si energicznie i nie majc adnych wtpliwoci, e s
Francuzami, wyraa brutalnie po niemiecku zdziwienie, co robi o tej porze na ulicy.
Stanli jak wryci.
Istotnie, nasze ciemnobkitne mundury musiay zaskoczy i upewni osobnikw, e maj do
czynienia z jakim patrolem niemieckim. Przepraszajc i yczc nam dobrej nocy - wycofali si.
Po opuszczeniu murw miasteczka, dalsz drog odbylimy prawie biegiem.
Ju z daleka spostrzeglimy wiateko myna, do ktrego polecono nam dotrze.
Tu zastalimy ca zaog. Powitanie byo serdeczne. Stsknilimy si bardzo.
W tym to mynie nastpio zdjcie mundurw i zamienienie ich na cywilne achy. adnych
dokumentw niestety nam nie dano.
Samochd ruszy.
Duy kryty wz do przewoenia beczek z benzyn. Oczywicie, beczek z niemieck benzyn dla
niemieckich wojsk. Przednia jego szyba oblepiona jest najbardziej oficjalnymi przepustkami - ze
swastyk i bez. Prawdopodobnie sam marszaek niemieckiego lotnictwa oryginalniejszych
zawiadcze nie posiada.
Podgldamy Francj przez mae szpary, siedzc w brezentowej budzie samochodu. Dziwne uczucie.
Oto w tej chwili mijamy idcy szos oddzia wojskowy, widzimy ich twarze... Tu znw na skrzyowaniu
drg francuski policjant usiuje zatrzyma nasz wz. Szofer wie, e nie wolno mu stan.
Przyciska peda gazu - robi ostry skrt i sylwetka zdenerwowanego policjanta rozpywa si w chmurze
pyu.
Zapisze numer.
I tak numer zmienia si bardzo czsto, niech zapisuje.
Wstaje ranek.
Przepikny krajobraz poudniowej Francji pawi si w pierwszych promieniach soca. Obsypane
owocami sady (sierpie), starannie utrzymane winnice, coraz bardziej pofadowana ziemia - i spokj.
Jaki przedziwny spokj, ktry nas a razi. Tak, razi.
Jestemy zmczeni wojn. Tsknimy podwiadomie do tej wanie ciszy wiejskich zagrd czy
miejskich domw. Do tego ycia, ktre obserwujemy w tej chwili, odziani w achmany, syceni
niepewnoci dnia jutrzejszego, ba, nastpnej godziny.
...Dlaczego udziaem naszym jest ciga tuaczka - jakie chroniczne tuactwo?...
Zgrzyt hamulcw.
Wjedamy w cudn ziele parku -- samochd staje. Otwiera si buda. Oszaamia zapach wieego
powietrza. Teraz dopiero przy dziennym wietle widzimy, e wygldem swoim (ubir i zarost twarzy)
moemy przestraszy najbardziej opanowane istoty. Trema wzrosa, gdy stwierdzilimy, e przed
gankiem dworku w gronie osb, ktre wylegy na spotkanie, nie brak przedstawicielek pci piknej.
Specjalnie trudn sytuacj mia Jasio. Gdy przedstawiono go jako dowdc zaogi, stara si kurczy i
skraca, by jak najbardziej zatrze przykrtkie rozmiary cywilnych spodni.
Waciciele dworu okazali pen wyrozumiao i gorcym przyjciem przeamali nasz wstydliwo
z powodu wyjtkowo nie dopasowanej garderoby.
Ju po kilku godzinach, rozgrzani doskonaym winem i serdeczn atmosfer domu, czulimy si
wietnie.
By to niewtpliwie pierwszy moment od chwili zestrzelenia, w ktrym zapomnielimy o wszystkich
swoich kopotach. Pierwsze odprenie nerww.
Mie wntrze dworku, suto zastawiony st, czarujce towarzystwo - sowem tak, jak w filmie.
Nawet, kto wie, czy nie zakwitnie jaki flirt?
Oto Roman (chop wyjtkowo kochliwy) prowadzi bardzo oywion konwersacj ze swoj partnerk -
czarnook, mod istot.
Gdy mu braknie sw, uzupenia rozmow sentymentalnym spojrzeniem. Taki ju jest nasz Romcio.
- Zabawicie tu, panowie, kilka dni i ruszycie dalej, w gry. Prosz tymczasem wypoczywa i dobrze si
odywia. Czeka was forsowny marsz przez Pireneje.
Dowiadujemy si rwnie od pana domu, e goci ju u siebie Polakw. Bardzo mile tych lotnikw
wspomina.
Roman dowiedzia si wanie, e ma gronego konkurenta w osobie Stasia, myliwskiego pilota
z dywizjonu 303. By u nich dwa miesice temu.
On to najprawdopodobniej porwa mae serce, po ktre Roman chce sign.
- Jak bdziecie, panowie, w Anglii, powiedzcie, e bardzo czekamy na obiecane odwiedziny Stacha.
Chcielibymy was wszystkich widzie tu ju najszybciej. W innych oczywicie warunkach ni w tej
chwili...
Pierwszy dzie pobytu zamkn wieczorny koncert fortepianowy. Czarnookie dziewcz wypenio
ciany dworku chopinowskimi mazurkami, etiudami, polonezami.
Wieczornego koncertu, suchanego ze wzruszeniem i zainteresowaniem w tak przedziwnych
warunkach, nie powstydziby si aden reyser filmowy.

Dla nas, przywykych do precyzji lotw operacyjnych, powolne metody dziaania organizacji
podziemnej, ktra przeszo miesic trzyma ju zaog w swych opiekuczych rkach, pozostawiay
duo do yczenia.
C z tego, e po tym miesicu przybliylimy si o kilkanacie czy kilkadziesit kilometrw do gr.
C z tego, e siedzimy w doskonaych warunkach, otoczeni okazami najwspanialszych drzew
owocowych, e piknie pooony majtek jest uroczym miejscem, jakie mona sobie wymarzy na
spdzenie urlopu, e niebo jest tak pogodne, a ludzie tak yczliwi, jak nigdy dotd.
Nas to ju wszystko nie bawi.
A tu, kadego dnia - po kilka razy dziennie - syszymy okropne sowo: demain, jutro...
Chodzimy po piknym parku, ale wzrok biegnie na widoczn w dolinie drog - na poudnie.
Siedzimy przy stole, silimy si na jakie rozmwki z domownikami, ale oni czuj, e to jest jakie
wymuszone, nieszczere.
Kady posiek, kade zetknicie z panem domu koczy si seri pyta, na ktre otrzymujemy zawsze
jednym tonem wypowiadane sowo: demain, jutro...
W takim nastroju upyn cay wrzesie. Wreszcie postanowilimy spraw postawi na ostrzu noa.
- Widocznie brak im kompletu do wigilijnego stou i dlatego chc nas przetrzyma do Boego
Narodzenia. Ale ten numer nie przejdzie. Jeszcze dzi bd mia wyczerpujc rozmow z majorem.
Zaproponuj, eby pozwoli nam i na wasn rk.
- No, pewnie, jak dadz granaty i troch arcia...
- A po co ci arcie, mao to winnic po drodze?
Ju sam pomys Jasia, eby koniecznie rozmwi si z panem Michelem, poprawi nasze humory.
Kazik na przykad w ten sposb zacz pociesza Jasia:
- Nie martw si, chopie, wrcisz do Anglii i dowiesz si, e crka wysza za m... A tak, tak, panny
szybko dojrzewaj. Poleciae w dniu jej urodzin, a przy pomocy organizacji zdysz wrci na lub...
Sposobno rozmowy z majorem nadarzya si bardzo szybko. Pan Michel, weteran tamtej wojny
wiatowej, a dzi szef ruchu oporu na rejon podgrski, umiecha si pod wsem, widzc nasze
powane, grone twarze.
- Panie majorze! - zacz Jasio - rozumiemy doskonale, e organizacja ma szereg powaniejszych
kopotw i zmartwie ni to, czy naszej zaodze uda si szybko przedosta przez Pireneje, czy te nie.
Rozumiemy rwnie, e panowie naraaj ycie, udzielajc nam pomocy. Chcemy spraw uatwi.
Pjdziemy sami, zachowujc jak najlepsze o Francji wspomnienia. Dajcie nam tylko granaty
i pozwlcie i na wasn rk, poradzimy sobie.
Major dugo milcza.
- Moi drodzy chopcy. Rozumiem wasze zniecierpliwienie. Dziwibym si, gdyby byo inaczej. Wiem
o troskach waszego dowdcy, pana Jana, wiem doskonale o tym, e tsknicie do swoich kolegw,
ktrzy lataj nad Polsk. Zaszy jednak okolicznoci, ktre zmusiy nas do przerwania na pewien czas
akcji przerzutowej. Co gdzie si wydao, kto kogo wsypa i trzeba przeczeka. Na pocieszenie
powiem wam, e ju trzeci dzie po zestrzeleniu przekazalimy do Anglii wiadomo z dokadnym
opisem wypadku. Zapewnilimy Baz, e jestecie zdrowi i e cao przetransportujemy was do Anglii.
ona pana Jasia na pewno wie ju o tym i czeka w dobrym nastroju.
- Bardzo jestem za to wdziczny.
- Jeli chodzi o propozycj, postawion przez panw, musz j aprobowa. Jeden tylko warunek:
pozwol wam i na wasn rk, ale dopiero za trzy dni. Zgoda?
- Zgoda! Ale dlaczego pan major tak znaczco umiecha si? - zapyta Kazik.
- Zawsze w chwilach podejmowania trudnych decyzji umiechaem si...

Przy kolacji, poza gronem staych domownikw, towarzyszy nam par osb z ssiedniego miasteczka.
Jest wrd nich komendant policji francuskiej, lekarz, moda nauczycielka.
W przyjemnym nastroju spoywamy kolacj i oto nagle... przed dom zajedaj samochody. Guchy
ich warkot zelektryzowa cae towarzystwo.
Po chwili nasuchiwania pan Michel wybieg na ganek. Do pokoju wpada trzech modych,
rozemianych ludzi. Kieruj si w nasz stron i serdecznie ciskaj rce.
- My po panw...
Wszyscy obecni spogldaj na nas przyjanie, a pan Michel zwraca si do Kazia, ktry nie ochon
jeszcze z wraenia.
- Czy rozumie pan teraz, dlaczego umiechaem si, pozwalajc wam i na wasn rk? I dlaczego
przy dzisiejszej kolacji s gocie z miasteczka? Ot przez miniony miesic waszego pobytu,
oni wanie, wszyscy tu obecni, czuwali, ebycie mogli spokojnie spa i swobodnie porusza si po
tym terenie. Dzi przyszli was pozna i poegna si z wami. I mog wam teraz powiedzie, e
ruszacie dzi, a nie jak do tej pory zawsze mwiem: demain. Wanie dzi. yczymy pomylnoci.
Niech yje Polska!
egnalimy si dugo. (W ostatnich kilku latach cigle egnalimy si z kim.)

Za trzy godziny staniemy w grach i, jak nas zapewniono, po kilku dniach przedostaniemy si do
Hiszpanii.

Samochd zatrzyma si na grskiej drodze. Zeszlimy w wwz i tu przedstawiono nas czekajcemu
na grup przewodnikowi. May, o chopicej twarzy Hiszpan, le mwicy po francusku, zdziwi si
bardzo, e nie zaopatrzono nas w odpowiednie obuwie.
- W tych szmacianych sandaach nie bdzie wam wygodnie i - zauway na wstpie.
- Pjdziemy nawet boso, byle ju dosta si na tamt stron -- odpowiedzia mu Janek.
Zacz si forsowny marsz.
Ciemna noc utrudnia poruszanie si w skalistym terenie. Jestemy jednak peni zapau i ostre tempo
narzucone przez przewodnika wcale nas nie martwi.
Po czterech godzinach pierwszy postj.
- Teraz, prosz panw, na nastpnym odcinku musicie zachowywa kompletn cisz. Bdziemy
omija niemiecki posterunek.
Ruszamy.
W kotlinie, nad ktr przekradamy si w tej chwili, migaj wiateka. Z zazdroci spogldamy
w stron drzemicego miasta.
Przewodnik daje znak, e zbliamy si do zapowiedzianego posterunku.
Dwiecie metrw przed nami, z lewej strony, owietlony rzsicie dom. W jego oknach od czasu do
czasu przesuwaj si sylwetki w mundurach. Co par chwil przylegamy do ziemi.
Pierwszy prawdziwy dreszcz emocji od chwili zestrzelenia.
Przedzieramy si przez ogrd peen sonecznikw. Niepokoi szum badyli, rka ciska granat. Dzieli nas
od wroga zaledwie kilkadziesit metrw. Dokoa ujadaj psy.
Wreszcie z ulg zostawiamy owietlone okna poza sob. Pierwsze niebezpieczestwo mino.

Powoli w mrokach nocy rozpywaj si wiata miasteczka. Przed nami pitrz si skaliste ciany gr.

O wicie zatrzymalimy si na duszy postj. Teraz dopiero widzimy, e pomys przejcia Pirenejw
na wasn rk, bez przewodnika, by icie szaleczy.
Z ywnoci, w ktr zaopatrzono nas na kilka dni, nic prawie nie zostao.
- Czy bdzie mona co dosta do zjedzenia po drodze? - pytamy przewodnika.
- Tak, ju jutro zatrzymamy si w maej wiosce, gdzie odpoczniemy, dobrze wypimy si i ruszymy
dalej.
- Przyjacielu, uywaj jakich chcesz terminw, tylko nie mw tego przekltego sowa: jutro! - wtrci
Roman.
Przewodnik umiechn si. Podobnie jak major Michel.
Ruszamy.
Po tym pierwszym duszym wypoczynku okazao si jednak, e apcie stanowczo nie s obuwiem
nadajcym si do marszu w grach. Z zimnem jeszcze sobie jako radzimy, ale nogi...
Wieczorem docieramy do jakich owczych zagrd. Gocinne stworzenia w przeczuciu naszej wizyty
nock spdzay na halach, tote skorzystalimy z ich pomieszczenia. Przed wyjciem na hal zostawiy
one duo gnoju i wszy.
Zwalilimy si na ten gnj i spalimy twardym snem.
Wszy - nie.
Rano przewodnik wygrzeba spory kawa sera owczego i posiliwszy si ruszylimy dalej.
Wsi, o ktrej wspomina, nie spotkalimy ani drugiego, ani trzeciego dnia.
Nie byo jej w ogle. Coraz trudniejszy stawa si grunt pod nogami (coraz bardziej dawa si we znaki
gd i zmczenie).
Zmczenie w kocu zaczo si przeradza w obojtno.
Gdy przewodnik wskazywa jaki punkt i uprzedza, e moe by tam patrol niemiecki, nie robio to
ju na nas wraenia. Czowiek szed, w okresach wypoczynku wali si na ziemi, drzema i znw
wstawa, i znw szed...
Stracilimy rachub czasu. Wiedzielimy tylko, e to trwa ju bardzo dugo, e pokaleczone nogi s
coraz bardziej leniwe, a oczy coraz bardziej czerwone ze zmczenia.
Spotkalimy przemytnika - szed stamtd, dokd my zmierzalimy - z Andorry. Powiedzia, e spad
nieg i e droga jest bardzo cika.
- A kiedy bdziemy w Andorze?
- Jak ostro pjdziecie, moe jutro...
Wic szlimy ostro. Ju nie si mini, ale woli.
Noce s bardzo ciemne. Raz po raz czowiek zahacza o jakie pnie, ostre kamienie, wazi w wod.
W dzie jeszcze gorzej, bo widzi... Tak, cigle widzi wyrastajce na horyzoncie nowe grzbiety ska
i syszy zapewnienia przewodnika, e ju za tym grzbietem - Andorra, a tam hotel, dobre jedzenie,
dugi postj...

Niebo ugina si pod ciarem chmur. Spada ulewny deszcz. Grzmoty tocz si pospnie w tej
ciemnoci i rozmnaaj si szalecze echa. Zason nocy rozdzieraj byskawice. W ich blasku
korowd przygarbionych, ociekajcych wod postaci przypomina wdrwk zabkanych widm.
Zbolae nogi lizgaj si po bocie, wzrok utkwiony w pity poprzednika, a myl przedziera si do
zapowiedzianej Andorry, poera kaway choby suchego chleba, pieci si widokiem jakiego barogu
i ju wypoczywa.
Jako raniej nogom i mylom.
Deszcz usta. Zapowiadane dwie godziny wyduyy si w sze. Tak samo jak kilkudniowy marsz przez
Pireneje wyduy si na razie w dni jedenacie. Jedenacie dni i nocy, a Andorry cigle nie wida.
Jeszcze tylko przejdziemy ten grzbiet i ju koniec.
A tu znw za tym szczytem wyrasta nowy, potniejszy, a za nim nastpny...

Trzynastego dnia wyczerpani do reszty stanlimy u podna onieonej gry. Przewodnik pierwszy
raz da sowo, e za jej grzbietem jest ju republika Andorra.
Spogldamy na ten nieg i na strzpy naszych apci. Ruszamy.
Zbocze jest do strome, a nieg przykrywa zdradliwe, ostre, ranice nogi kamienie.
- Jeeli w jakim lokalu zobacz obraz gr, zdemoluj lokal - powiedzia uroczycie Kazik.
Jestemy coraz bliej szczytu. Zaczyna si wycig. Tym razem przewodnik zostaje za nami.
- Jak nas oszuka, nie id dalej.
- A co, moe wrcisz?
- Jeszcze kilka metrw - ju!
- Zgadza si z map, Andorra, panowie! Patrzcie, z lewej ten wanie szczyt, a tu kotlina. 12.30 -
przekraczamy granic francusk!
Nikt ju nie prosi o chwil wypoczynku. Zbiegalimy teraz peni nowych si w d. Przed nami rozciga
si zielona, skpana w socu kotlina. Z daleka widzimy pierwsze sylwetki zabudowa.
Przed wieczorem stanlimy w luksusowym hotelu z obsug wadajc wszystkimi niemal jzykami
wiata, z doskona kuchni i obficie zaopatrzonym w trunki bufetem.
C to za dziwny kraj!
Nikt waciwie nie wie, ilu mieszkacw ta republika liczy. Wiadomo tylko, e wszyscy oni zajmuj si
przemytem i e aden mieszkaniec uczciw prac si nie para.
Niczego w kraju tym nie brak, brak tylko uczciwoci.
Waciciel hotelu, opacany sowicie przez Anglikw, za goszczenie takich jak my rozbitkw czyni
wszystko, aby nawet tych obdartych i wygodzonych ludzi wykorzysta do maksimum.
Tu wanie na doywianie si ekstra poszy nasze wieczne pira, pamitkowe zote krzyyki, zegarki,
papieronice...
Za bezcen - za dodatkow porcj chleba czy misa.
I kto by przypuszcza, e ta upajajca muzyka taneczna i miy gos spikerki, z luboci suchany na
caym wiecie - pynie z takiego kraju.
Po czterech dniach pobytu w Andorze o zmroku ruszylimy dalej. Nowy przewodnik, ktry mia nas
dostarczy do najbliszego Konsulatu angielskiego po stronie hiszpaskiej, zapewnia, e za dwa dni
bdziemy na miejscu.
Znw zacz si marsz, nie mniej mczcy od poprzedniego. wiadomo jednak, e zbliamy si do
kresu wdrwki, dopingowaa znakomicie.
Na pity dzie dotarlimy w komplecie do maej hiszpaskiej wioski. Dalsz drog odbywalimy
pojedynczo.

Z chwil dotknicia klamki drzwi Konsulatu Brytyjskiego znika obawa internowania. A obawa bya
uzasadniona. Syszelimy bowiem od kolegw, ktrzy wpadli w rce policji hiszpaskiej i odsiadywali
w karnych obozach po kilka czy kilkanacie tygodni, e obchodzono si z nimi bardzo brutalnie.
Powszechn tajemnic byo, e zapanych Polakw powierzano stranikom niemieckim, ktrzy
zajmowali w tych obozach kierownicze stanowiska.
Z okrutnego traktowania jecw polskich syn obz w Mirandzie.
Udao si nam jednak szczliwie omin przyjemno kontaktu z policj.
A w takim kraju, jak Hiszpania - w kraju wybitnie policyjnym - nie jest to rzecz atw.
Smutny kraj.
Dosownie co par krokw snuj si uzbrojone patrole.
Stercz dokoa kikuty spalonych domw, zwalonych mostw - lady wojny domowej.
Ludzie najbiedniejsi, cierpicy gd i ndz - republikanie - okazuj nam yczliwo i udzielaj
pomocy.
Rozmawiam z lekarzem, ktry ukrywa si na wsi ju od czterech lat pod zmienionym nazwiskiem, bez
moliwoci nawizania kontaktu z rodzin. Walczy po stronie czerwonych, teraz musi si ukrywa.
- Widzi pan, dla nas wojna jeszcze nie skoczya si. Skoczy si, gdy odejdzie Franco, gdy otworz
wrota wizie i wypuszczone zostan setki tysicy ludzi.

Z Barcelony do Madrytu jedziemy otwartym samochodem Ambasady Brytyjskiej. Co kilka kilometrw
mijamy mury wizienne, ogrodzone drutem obozy koncentracyjne, gromady pdzonych na roboty
winiw.
Przejedamy przez znane z komunikatw wojny domowej miasta i miasteczka.
Cmentarze...
Cmentarze, na ktrych pochowani s biali. Za ogrodzeniem cmentarnym liczniejsze, czsto
zaniedbane mogiy czerwonych.
Patrzc na cmentarze, wizienia, obozy, grone patrole policji, uczylimy si prawdy o Hiszpanii.
Rozmawiajc z ludmi pojmowalimy wypeniajc ich serca gorycz.
Madryt. Lnicy neonami Madryt. Odwyklimy ju od widoku miast nie zaciemnionych.
Pen piersi odetchnlimy w Ambasadzie Brytyjskiej. Czekaa nas gorca kpiel, komplety czystej
bielizny, ubra, obuwia. Z jake wielk przyjemnoci pilimy herbat, przyrzdzon po angielsku,
tradycyjne cup of tea, ktra w Anglii niezbyt nam smakowaa.
Na wsplnej sali, gdzie przebywaj zestrzelecy, nadcigajcy tu najprzerniejszymi drogami,
nastrj icie rodzinny.
Gospodarzem sali jest wysoki, szczupy Kanadyjczyk - Teddy. Niepozornie wygldajcy mody chopak.
Jak si dowiadujemy, lokal ten odwiedza ju drugi raz.
Major Teddy, dowdca angielskiego dywizjonu myliwskiego, majcy na rozkadzie dziewi
maszyn niemieckich, by ju raz zestrzelony. Sze miesicy temu. Wraca t sam drog, ktr
przebya nasza zaoga. Po drugim jednak zestrzeleniu powiedzia, e nie lubi gr i przeszwarcowa si
przez Portugali - wybrzeem morskim. Zajo mu to zaledwie dwa tygodnie czasu.
- Widzicie, odezwa si Kazik - mwiem wam...
Istotnie, plan ucieczki, jaki proponowa Kazik, przewidywa Portugali.
- Na drugi raz usuchamy ciebie, Kaziu.
O nie, bracie, nie ma gupich. Ju dosy latania. Teraz czowiek zabierze si na fur z sianem,
zaprzon w dwa koniki, i wolno, wolno, wio! W najgorszym wypadku rower, ale samolot nigdy...

Najbardziej tajemniczym czowiekiem z tej midzynarodowej paczki by Szkot Willy. Mwi mao,
a najmniej o swoich lotach bojowych. Jako dwudziestolatek porzuci prac mechanika
samochodowego i zgosi si ochotniczo do lotnictwa.
Kiedy Wielka Brytania wypowiedziaa wojn Rzeszy Niemieckiej, Willy by ju w szkole strzelcw
pokadowych. Od pocztku bra udzia we wszystkich fazach bombardowania Niemiec. Najpierw
zrzuci tony ulotek, pniej, kiedy wojna rozgorzaa na dobre - lata jako strzelec na Wellingtonach,
a po dodatkowym przeszkoleniu, jako bombardier na Lancasterach.
Kiedy tam wymkno mu si, e by dwa razy nad Polsk i wtedy - przycinity przez nas do muru -
zacz opowiada.
- Najbardziej pamitam mj drugi Gdask. Polecielimy na minowanie Zatoki Gdaskiej. Inne
maszyny miay jednoczenie bombardowa sam port. Lot do celu by spokojny. Znaem ju na pami
charakterystyczne linie niemieckich i duskich wybrzey. Poniewa widoczno bya dobra, lecielimy
na map. Idc na cel midzy Szwecj a Niemcami, przeskoczylimy bez przeszkd Jutlandi. Naszym
ostatnim punktem orientacyjnym w terenie by Hel. Weszlimy nad wody Zatoki. Odnalezienie
miejsca, w ktrym miay spocz miny, nie nastrczao adnych trudnoci. Ogie artyleryjski Gdaska
i Gdyni uatwia nam znacznie orientacj.
(Boe, jake zazdrocilimy mu, e tak niedawno widzia Gdyni, Hel, Gdask.)
Gdynia swym cikim ogniem przypominaa mi niektre cele na wybrzeu niemieckim. Bya broniona
bardzo silnie. Podobnie jak Rostock czy Hamburg, w naszych pocztkowych wyprawach na te porty.
Obrona Gdaska wspierana bya cikimi dziaami okrtw wojennych, stojcych w porcie. Podczas
gdy bomby innych naszych maszyn sypay si na stoczni gdask i skady amunicji, podeszlimy do
zrzucenia min. Zrzut poszed adnie i z ulg wzilimy kurs na pnoc. Nagle pilot robi gwatowny
skrt i kadzie maszyn na prawe skrzydo.
I oto widzimy, jak w naszym kierunku - cholernie celnie - sunie kolorowy sznur kiebasek.
Dostalimy w okolic lewego zewntrznego silnika. Maszyna mocno drgna, a spod lewego silnika
posza wstga dymu. Pilot odci oczywicie paliwo od poncego silnika. Lecc teraz ju tylko na
trzech silnikach, minlimy Pwysep Helski, biorc kurs na zachd. Po godzinie lotu zegary paliwowe
wskazyway, e nie ma mowy o docigniciu do najbliszego chociaby punktu na wybrzeu
angielskim. Postanowilimy wic ldowa w Szwecji. A wiecie, jak przykro decydowa si na siadanie
w obcym, choby nawet neutralnym kraju. Radiotelegrafista dosta polecenie przygotowania depeszy
do bazy, e musimy przymusowo siada w Szwecji i wtedy, gdy spojrzaem na zegary paliwowe,
okazao si, e wskazuj one ten sam poziom paliwa, co przed godzin.
Sytuacja wyjania si. Pocisk uszkodzi zegary, a nie zbiorniki. Szczliwie docignlimy do bazy na
trzech silnikach - a to przecie kawa drogi. By to mj szedziesity pierwszy lot operacyjny.
- Szedziesity pierwszy? To ile ich ju masz teraz?
- Teraz wyskoczyem nad Francj z palcego si Lancastera, w czasie swego siedemdziesitego
trzeciego lotu - zakoczy skromnie Willy.
Uroczy, krpy Szkot chocia na chwil przybliy nam smak wiatru znad naszego Batyku.

Ale wracajmy do Janowej zaogi, ktrej przygoda waciwie koczy si.
Teraz ju wszystko idzie normalnym biegiem. Z Madrytu do Gibraltaru jedziemy wygodnie pocigiem.
W Gibraltarze wdziewamy z radoci mundury lotnicze, mieszkamy w kasynie i czekamy na samolot
do Anglii.
Po omiu godzinach lotu - tym razem w charakterze pasaerw - wyldowalimy na jednym z lotnisk
Wielkiej Brytanii.

A tu niespodzianka. Niespodzianka szczeglnie bolesna dla Jasia. Mamy si stawi natychmiast
w jednym z budynkw Ministerstwa Lotnictwa.
- Dobrze, ale ja chciabym zobaczy on i dziecko. Panowie rozumiej, dziecko, ktrego jeszcze nie
widziaem.
- ona jest powiadomiona o paskim powrocie, zobaczy j pan jutro albo pojutrze. Najpierw suba.
Podjedamy do hotelu, przed ktrym wita nas umiechnity wartownik i prosi do rodka.
Subowy oficer informuje, e jest przygotowana kolacja, nastpnie mamy si wyspa, a jutro o smej
rano zameldowa si w pokoju nr 5.
Ponowna proba Jasia o przepustk, choby na dwie godziny, zostaje odrzucona grzecznym, ale
treciwym: sorry...
Na drugi dzie w pokoju nr 5 spdzilimy kilka godzin. Najpierw pisanie szczegowego raportu
o przebiegu zdarze od startu w dniu 16 sierpnia do chwili zameldowania si na lotnisku w
Gibraltarze. Po sporzdzeniu takiego raportu (kady pisa oddzielnie i nie mona byo porozumiewa
si) okazao si, e wszystko jest zgodne z komunikatami, jakie napyway do tej oto placwki
wywiadu ju od dnia 17 sierpnia. Bagatelka! Na drugi dzie po zestrzeleniu wiedzieli o kadym
naszym kroku.
Po zaatwieniu tych formalnoci wrczono nam nowe legitymacje z nowymi fotografiami, zrobionymi
kilka dni temu w Gibraltarze.
- Teraz prosz pobra przygotowane u patnika pienidze i kart na miesiczny urlop. Panowie s
wolni. yczymy przyjemnego wypoczynku. Jeli chcecie gdzie teraz pojecha, na dole stoi samochd,
prosz bardzo.
Wychodzimy.
- Patrzcie - krzyczy nieprzytomnie Roman - rudzielec za kierownic! Szczcie!!!
Faktycznie, szoferka uyczonego nam samochodu potrzsa zalotnie zot gwk.
- Panowie dokd?
- Do naszej crki, siostro! Na Baker Street!
Wpadamy do domu z takim szumem, i wszyscy prawie lokatorzy ssiednich mieszka wyskoczyli na
korytarz i oniemieli z podziwu, e zaledwie siedmiu ludzi potrafi narobi tyle zamieszania.
Cra miaa trzy miesice i powitaa swoj zaog umiechem szczliwego dziecka.

Przez te trzy miesice w dywizjonie wiele zmienio si. Duo zag ubyo, zastalimy nowe twarze.
- A co si dzieje z Guciem, mielimy przecie razem lata?
- Gucio nie wrci z pierwszego lotu do Polski. We wrzeniu.
- Nie wrci... S jakie blisze wiadomoci?
- Tak, nawet bardzo dokadne. Polecieli na placwk koo Kielc. Pod Kielcami, jak wiesz, mia on na
wsi rodzin. Kiedy wyrzucili skoczkw i towar, w drodze powrotnej zaczli kry nad t wanie
wiosk. Zeszli zbyt nisko - uderzyli w drzewa - spalili si doszcztnie.
- Wic Gucio zgin...
Zamyliem si.
Moe wrd grona ludzi przybyych na miejsce wypadku znajdowali si jego najblisi. Patrzyli na
szcztki brytyjskiej maszyny. Nie domylali si pewnie, e w tych zwglonych ciaach pyna przed
chwil polska krew, e stery Liberatora dray na widok gwatownie zbliajcej si ziemi...
Ale pilot zbyt dugo tskni do tej ziemi. Chcia wic by jak najbliej, chcia jej dotkn.
Zignorowa trwoliwe drenia sterw, ostrzegawcze sygnay bezdusznych instrumentw
pokadowych, oniemia w bezruchu - na podziace zero - strzak wysokociomierza.
On jest teraz w swej rodzinnej wiosce.
Wic niej, niej...
Milczcie nafosforyzowane strzaki! Sucham teraz najczulszego przyrzdu - serca!

Nie dotrzymalimy naszej umowy, Guciu. Ale nie od nas to, niestety, byo zalene.

Kiedy po zakoczeniu wojny postanowiem wrci do Polski, przed odlotem z Anglii odwiedziem
cmentarz w Newark. Jest to miejsce spoczynku polskich lotnikw. W niedalekim ssiedztwie Newark
stacjonoway nasze dywizjony lotnicze. Czsto wic udawalimy si na ten cmentarz w pogrzebowym
orszaku.
Mae miasteczko przywyko do widoku smutnych uroczystoci. Z miesica na miesic rozrastay si na
duej przestrzeni drewniane krzye z biao-czerwonymi szachownicami i napisami, goszcymi, e
Ten a Ten z... Dywizjonu Lotnictwa Polskiego zgin w dniu...
Ilekro staem na cmentarzu Newark, mylaem o tym, e chyba nie znaj Ci, ktrych tu zoono,
wiecznego spoczynku. e ta ziemia musi bardzo Ich przygniata, e pragn, jak i my yjcy,
najrychlejszego powrotu do Polski.
Gdy na Londyn spaday niemieckie bomby, polscy piloci myliwscy chwalebnie bronili angielskiego
nieba. Gdy przyszed czas bombowych wypraw na Niemcy, i tym razem udzia nasz by chyba ponad
siy. Rs wrd Anglikw podziw dla Polakw - nasze szeregi malay, ale rosa gwatownie ilo mogi
na cmentarzu Newark, w kanale La Manche, na ziemiach Europy, Afryki, w wodach Pacyfiku, Morza
Pnocnego, Atlantyku...
S wartoci, ktrych nie da si przeliczy na zoto.

W sierpniu 1945 roku przyleciaem nad Warszaw, ktrej prawie nie byo. Widziaem najbardziej
zniszczone obiekty Trzeciej Rzeszy, przywoziem wasnorcznie wykonane zdjcia lotnicze
zbombardowanych celw nieprzyjacielskich. Nie wyobraaem sobie jednak, e tak moe nie by
milionowego miasta, jak wwczas nie byo Warszawy.
Kiedy konfrontuj ten obraz z Warszaw dzisiejsz, szczliwy jestem, e dane mi byo wrci i tu, ju
ponad wier wieku, pracowa.





Sugestywnie napisane, stanowice osobisty przekaz czasu wojny wspomnienia Mieczysawa
Pawlikowskiego, znanego szerokiej publicznoci ze wietnie kreowanej roli Onufrego Zagoby w filmie
pt. Pan Woodyjowski, przywouj na pami wyprawy Polskiego Lotnictwa Bombowego z Wysp
Brytyjskich na hitlerowskie Niemcy, a take loty samolotw zrzutowych nad terytorium Polski ze
skoczkami spadochronowymi, broni i lekarstwami dla partyzantw ruchu oporu.
Autor w tym okresie by najpierw bombardierem w dywizjonie 300 nocnych bombowcw, a
nastpnie peni sub w dywizjonie 301, odbywajc loty nad terytorium Polski i Francji. W ksice
Siedmiu z Halifaxa J M. Pawlikowski przedstawia histori tych dramatycznych wypraw,
zapoznaje Czytelnikw ze zwyczajami lotnikw polskich i angielskich, ukazuje atmosfer koleestwa,
wspdziaania i zwyczajnej ludzkiej solidarnoci, ktra pomagaa walczy i zwycia.


POLAND 660 miles a nas dzieli odlego czterech dugich, smutnych lat


Autor w roku 1942 po ukoczeniu kursu bombardierw


JANEK, nasz pilot i dowdca zaogi, ppor. pil. Jan Krzehlik


Wellingtony. Teraz odpoczywaj. Grzej swe czarne ciaa wchaniaj oddech bujnej trawy


Podwieszanie bomb


Zaoga jednego z naszych Wellingtonw tu przed startem na Niemcy hitlerowskie


Leci wszystko, co yje, a wic i nasza zaoga te. - Your target for to-night is ESSEN


Mechanicy podwieszaj miny. Wysikowi ich yczliwie przyglda si soce


Ostatni papieros, chwila rozmowy z mechanikami


Wszystko gotowe koujemy na start


Maszyny id pojedynczo. Kilkadziesit metrw przed nami sunie Wellington


bomby poszy


Kurs na placwk gdzie we Francji. Na pokadzie cichociemni i duo towaru. Lekarstwa, bro, ywno...

Obwolut, okadk i stron tytuow projektowa GERARD DESPUT
Inicjay MARIAN WALENTYNOWICZ
Redaktor KAZIMIERZ CIS
Redaktor techniczny JOLANTA MICHAOWSKA
Korektor BARBARA ONAK
Zdjcia: K. Komorowski, z archiwum autora oraz reprodukcje z polskiej i angielskiej prasy w okresie II wojny wiatowej w Anglii
Pi tysicy piset siedemdziesita publikacja wydawnictwa MON
Printed in Poland
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej warszawa 1975 r. Wydanie III
Nakad 30 000+347 egz. Objto (z wkadkami); 5,27 ark. wyd., 5,25 ark. druk. Papier druk. mat. IV kl. 65 g 76X90 cm z Fabryki Celulozy i
Papieru im. J. Dbrowskiego w Kluczach. Oddano do skadania w padzierniku 1974 r. Druk ukoczono w marcu 1975 r. Wojskowe Zakady
Graficzne w Warszawie. Zam. nr 3911 z dnia 22.X.1974 r.
Cena z 10.-
W-107

You might also like