Professional Documents
Culture Documents
Kinsella Sophie - Nie Powiesz Nikomu
Kinsella Sophie - Nie Powiesz Nikomu
12
13
- To cudownie.
Jeszcze bardziej si przygarbiam. Tylko tego mi trze
ba. Kuzynki Kerry, triumfujco dziercej jakie srebr
ne trofeum dla wacicielki najlepszego biura podry
w Wielkiej Brytanii, och nie, na caym wiecie".
- Dzwoni te Connor, aby si dowiedzie, jak ci po
szo - dodaje szybko Lissy. - By naprawd sodki, po
wiedzia, e nie chce dzwoni do ciebie na komrk, aby
ci przypadkiem nie przeszkodzi w czasie spotkania.
- Naprawd?
Po raz pierwszy dzisiejszego dnia czuj si nieco
podniesiona na duchu.
Connor. Mj chopak. Mj wspaniay, troskliwy cho
pak.
- On jest taki kochany! - rozczula si Lissy. - Powie
dzia, e po poudniu ma jakie wane spotkanie, ale
specjalnie przeoy wieczornego squasha, czy chcesz
wic pj z nim na kolacj?
- Och - mwi i robi mi si jeszcze przyjemniej. C, byoby mio. Dziki, Lissy.
Rozczam si i pocigam kolejny yk wdki. Nastrj
mam ju zdecydowanie lepszy.
Mj chopak.
Jest tak, jak powiedziaa kiedy Julie Andrews. Kie
dy gryzie pies, kiedy dli pszczoa, przypominam so
bie, e mam chopaka - i nagle wszystko nie wydaje si
ju takie gwniane. Czy te jak to tam ona uja.
I nie jakiego pierwszego lepszego chopaka. Mam
wysokiego, przystojnego, zdolnego chopaka, ktrego
Tygodnik Marketingowy" nazwa jedn z najjaniej
szych gwiazd wspczesnych technik bada rynku".
Siedz, powoli scz wdk i pozwalam, by myli
o Connorze wypeniy moj gow i pocieszyy mnie.
Myl sobie o tym, jak jego jasne wosy lni w blasku
soca, i o sposobie, w jaki si zawsze umiecha. I o tym,
jak pewnego dnia wgra do mojego komputera nowe
wersje oprogramowania, mimo e w ogle go o to nie
prosiam, i o tym, jak... jak...
21
2
No dobrze, prawda jest taka, e nie podoba mi si to
wszystko.
Wiem, e to klasa biznes, wiem, e otacza mnie luksus
i w ogle. Ale i tak ze strachu ciska mnie w odku.
Gdy startowalimy, z zamknitymi oczami, bardzo po
woli liczyam w mylach, i nawet pomogo. Tyle e
gdzie tak koo trzystu pidziesiciu straciam impet.
Tak wic teraz siedz sobie, scz szampana i czytam
w Cosmo" artyku pt. Trzydzieci rzeczy do zrobienia
przed trzydziestk". Bardzo si staram wyglda na od
pron, zajmujc kierownicze stanowisko bizneswo
man. Ale, Boe, podskakuj na kady, najmniejszy na
wet dwik, a byle drgnicie samolotu sprawia, e
wcigam gwatownie powietrze.
Zachowujc pozory spokoju, sigam po zalaminowane przepisy bezpieczestwa i przebiegam je wzrokiem.
Wyjcia ewakuacyjne. Pozycja podparta. Jeli zajdzie
25
28
29
36
37
- Odwoaem je.
- Odwoae? - Wpatruj si w niego z niedowierza
niem. - Dla mnie?
Teraz czuj si jeszcze bardziej roztrzsiona. Ledwie
si trzymam na nogach. Nie wiem, czy to nastpstwo te
go koszmarnego lotu czy mio.
O Boe, spjrzcie tylko na niego. Jest wysoki i przy
stojny, odwoa wane spotkanie i przyby, by mnie oca
li.
To mio. To z ca pewnoci mio.
- Z najwiksz przyjemnoci z tob zamieszkam,
Connor - szepcz i ku swojemu bezbrzenemu zdumie
niu wybucham paczem.
3
Budz si nastpnego ranka i pierwsze, co do mnie do
ciera, to kujcy powieki, olepiajcy blask soca,
a chwil pniej przesycajcy powietrze aromatyczny
zapach kawy.
- Dzie dobry! - dobiega do mnie z gry gos Connora.
- Dzie dobry - mrucz, nie otwierajc oczu.
- Napijesz si kawy?
- Chtnie.
Odwracam si i chowam obola gow w poduszce,
prbujc skra choby jeszcze kilka minut snu. Zazwy
czaj przychodzi mi to bez trudu. Dzi jednak co nie da
je mi spokoju. Czybym o czym zapomniaa?
Podczas gdy jednym uchem sucham krztaniny Con
nora, a drugim obecnego w tle gosu wczonego telewi
zora, staram si przekopa myli w poszukiwaniu ja
kiej wskazwki. Jest sobotni poranek. Le w ku
Connora. Bylimy razem na kolacji - o Boe, ten kosz
marny lot... On przyjecha na lotnisko i powiedzia...
Mamy razem zamieszka!
Siadam i w tej samej chwili do pokoju wchodzi Con
nor z dwoma kubkami i dzbankiem z kaw. Ma na sobie
38
4
Kiedy jednak zajmuj miejsce w pocigu, obiecuj so
bie solennie, e tym razem bdzie inaczej. Niedawno
ogldaam w telewizji program Cindy Blaine, powico
ny ponownemu zjednoczeniu si dawno niekontaktujcych si crek i matek, i byo to tak bardzo wzruszajce,
e po policzkach zaczy mi pyn zy. Na zakoczenie
Cindy wygosia krtk homili o tym, e to rodzina da
je nam ycie i e powinnimy pielgnowa wizi rodzin
ne. I nagle poczuam si skarcona.
Tak wic oto moje postanowienia na dzisiaj:
Nie bd:
Pozwala rodzinie stresowa si.
Odczuwa zazdroci wobec Kerry ani pozwala, by
Nev mnie drani.
Spoglda na zegarek, zastanawiajc si, kiedy
wreszcie bd si moga zwin.
Bd:
Pogodna, kochajca i majca w pamici, e wszyscy
jestemy witymi i nienaruszalnymi ogniwami w od
wiecznym krgu ycia.
(To te usyszaam z ust Cindy Blaine).
Mama i tata mieszkali kiedy w Twickenham. Tam
wanie spdziam dziecistwo, ale jaki czas temu wy47
- Jasne. Niele.
Naprawd nie wiem, co jeszcze mogabym powie
dzie, wic przysiadam na oparciu sofy i czstuj si fistaszkiem.
- Oto twj cel, Emmo! - grzmi tata. - Mylisz, e kie
dy do tego dojdziesz?
- Nie wiem... Tato, to mi przypomina, e mam dla
ciebie czek. - Ze skrpowaniem zanurzam do w toreb
ce i wyjmuj czek na trzysta funtw.
- Dobra robota - stwierdza tato. - Odejm to od reszty
dugu. - Gdy wkada czek do kieszeni, w jego oczach migo
cz iskierki. - To si nazywa poznawanie wartoci pieni
dza. To si nazywa nauka stawania na wasnych nogach!
- Cenna wiedza - wtrca Nev, kiwajc przy tym go
w. Pociga yk piwa i szczerzy zby do taty. - Przypo
mnij mi, Emmo, jak karier robisz w tym tygodniu?
Neva poznaam w okresie, gdy dopiero co porzuciam
prac w agencji nieruchomoci z zamiarem zostania fo
tografem. Dwa i p roku temu. I to pytanie o karier
zadaje mi za kadym razem, kiedy si spotykamy. Za
kadym cholernym...
No dobrze, uspokj si. Niech twoje myli bd pe
ne szczcia. Pielgnuj wizi i miuj swoj rodzin.
Neva take.
- Nadal pracuj w marketingu! - odpowiadam wic
pogodnie. - Ju od ponad roku.
- Ach, marketing. Dobrze, dobrze!
Na kilka minut zapada cisza, przerywana jedynie
gosem komentatora meczu. Nagle tata i Nev wydaj
z siebie zgodny jk. Co si dzieje na polu do krykieta.
Chwil pniej znowu jcz.
- No dobra - odzywam si. - C, lepiej sobie...
Kiedy wstaj z sofy, aden z nich nawet nie odwraca
gowy.
Wychodz na korytarz i podnosz z podogi przywie
zione ze sob kartonowe pudeko. Nastpnie pukam do
drzwi prowadzcych do drugiego aneksu mieszkalnego
i ostronie je popycham.
52
- Dziadku...?
Dziadek to tata mamy. Mieszka z nami od czasu prze
bycia operacji serca, to znaczy od dziesiciu lat. W sta
rym domu w Twickenham mia jedynie pokj, jednak
ten dom jest wikszy, tak wic posiada wasne miesz
kanko. Skadaj si na nie dwa pokoje i maleka kuch
nia, ktra zostaa specjalnie dobudowana. Siedzi sobie
wanie w swoim ulubionym skrzanym fotelu, z radia
pynie muzyka klasyczna, a podoga wok fotela zasta
wiona jest jakimi szecioma kartonami, wypenionymi
rnymi przedmiotami.
- Dzie dobry, dziadku - mwi na powitanie.
- Emma! - Podnosi gow i jego twarz rozjania si. Kochana dziewczynka. Wchod, wchod! - Nachylam
si, by go ucaowa, a on ciska mi mocno do. Jego
skra jest sucha i chodna, a wosy jeszcze bielsze ni
wtedy, kiedy widzielimy si poprzednio.
- Mam dla ciebie kolejn porcj batonikw panther mwi, wskazujc pudeko.
Dziadek jest beznadziejnie uzaleniony od batonw
energetyzujcych panther, podobnie jak wszyscy jego
znajomi z krgielni, tak wic za kadym razem, kiedy
wybieram si do domu, wykorzystuj moj kart raba
tow i kupuj mu cay karton.
- Dzikuj ci bardzo, kochana - odpowiada rozpro
mieniony dziadek. - Dobre z ciebie dziecko, Emmo.
- Gdzie to postawi?
Oboje rozgldamy si bezradnie po zagraconym pokoju.
- A moe tam, za telewizorem? - proponuje wreszcie
dziadek. Przechodz przez pokj, stawiam pudeko na
pododze, po czym wracam na miejsce, starajc si po
drodze na nic nie nadepn. - Wiesz, Emmo, przeczyta
em niedawno w gazecie artyku, ktry mnie bardzo za
niepokoi - oznajmia dziadek, a ja przysiadam na jed
nym z wikszych kartonw. - Na temat bezpieczestwa
w Londynie. - Przeszywa mnie widrujcym spojrze
niem. - Ty nie korzystasz wieczorami z transportu pu
blicznego, prawda?
53
56
5
Mniejsza z tym. To naprawd nie ma znaczenia, ponie
wa dostan awans. Nev przestanie w kocu szydzi
z mojej kariery, a ja bd w stanie odda tacie reszt
dugu. Na wszystkich zrobi to nieze wraenie, a to b
dzie fantastyczne!
Budz si w poniedziakowy ranek pena wigoru
i z pozytywnym nastawieniem do wiata. Zakadam mj
61
Poznaje mnie.
Bagam, niech si nie zblia, modl si w duchu. Ba
gam, niech si tylko nie zblia.
- A to kto? - pyta Paula.
- To jest Emma Corrigan, jedna z naszych modszych
asystentek.
Rusza w moj stron. Artemis przestaje rozmawia
przez telefon. Wszyscy na nas patrz. Robi mi gorco
z zakopotania.
- Witam - odzywa si yczliwie.
- Witam - wyduszam z siebie. - Panie Harper.
Okej, no wic mnie poznaje. Ale to niekoniecznie
oznacza, e pamita wszystko, co mwiam. Kilka uwag
rzuconych przez siedzc obok osob. Kto by co takie
go pamita? Cakiem moliwe, e w ogle mnie wtedy
nie sucha.
- Czym si zajmujesz?
- Ja... ja jestem asystentk w dziale marketingu i po
magam w tworzeniu inicjatyw zwizanych z promocj mamrocz.
- W zeszym tygodniu Emma bya subowo w Glas
gow - wtrca Paul, posyajc mi faszywy umiech. Do naszych zasad naley zlecanie modszemu persone
lowi odpowiedzialnych zada tak szybko, jak to tylko
moliwe.
- Bardzo mdrze - przyznaje Jack Harper i kiwa go
w. Jego spojrzenie przemyka po moim biurku i zatrzy
muje si z nagym zainteresowaniem na plastikowym
kubku. Podnosi gow i nasze spojrzenia si krzyuj. Jak ci smakuje kawa? - pyta uprzejmie. - Dobra?
Nagle, jakby w mojej gowie odtwarzaa si tama
magnetofonowa, sysz mj gupi gos, paplajcy bez
opamitania.
Kawa w pracy jest najobrzydliwszym napojem, jaki
zdarzyo mi si pi, to najprawdziwsza trucizna...
- Jest wietna! - mwi. - Naprawd... pyszna!
- Ciesz si, e to sysz. - W jego oczach pojawia si
bysk rozbawienia, a ja robi si czerwona jak burak.
75
- Bardzo dobrze. - Wskazuje uprzejmie na krzeso. Skoczya to, co chciaa mi powiedzie, czy te jest
co jeszcze?
Pocieram z konsternacj czoo.
- Pan... pan nie ma zamiaru mnie zwolni?
- Nie - odpowiada cierpliwie Jack Harper. - Nie mam
zamiaru ci zwolni. Czy moemy teraz porozmawia?
Gdy siadam, w mojej gowie rodzi si straszliwe przy
puszczenie.
- Czy... - odchrzkam. - Czy to w zwizku z moim CV
chcia si pan ze mn widzie?
- Nie - mwi agodnie. - Nie dlatego chciaem si
z tob widzie.
Mam ochot umrze.
Mam ochot umrze, teraz i tutaj.
- No dobrze. - Odgarniam do tyu wosy, starajc si
odzyska rwnowag i wyglda rzeczowo. - No tak.
C... Tak wic... o czym pan... Co...
- Chciabym ci prosi o drobn przysug.
- Oczywicie! - Ogarnia mnie lekki niepokj. - Moe
mnie pan prosi o wszystko! To znaczy... O co chodzi?
- Z rnych wzgldw - zaczyna powoli Jack Harper wolabym, aby nikt nie wiedzia, e w zeszym tygodniu
byem w Szkocji. - Nasze spojrzenia krzyuj si. - Bar
dzo bym wic prosi, by zachowaa to nasze spotkanie
wycznie do swojej wiadomoci.
- Jasne! - odzywam si po chwili milczenia. - Oczywi
cie! Jak najbardziej. Tak wanie zrobi.
- Nie powiedziaa o tym nikomu?
- Nie. Nikomu. Nawet mojemu... To znaczy nikomu.
Nie powiedziaam nikomu.
- wietnie. Bardzo dzikuj, jestem ci naprawd
wdziczny. - Umiecha si i podnosi z fotela. - Mio ci
byo ponownie spotka, Emmo. Jestem pewny, e jesz
cze si zobaczymy.
- To wszystko? - pytam ze zdumieniem.
- To wszystko. Chyba e chciaaby porozmawia
o czym jeszcze.
81
6
Przez reszt dnia w pracy panuje nieco odwitna at
mosfera. Ja jednak siedz jedynie przy biurku, nie b
dc w stanie uwierzy w to, co si wydarzyo. A kiedy
jad po poudniu do domu, serce wci wali mi niespo
kojnie. Z powodu nieprawdopodobiestwa zaistniaej
sytuacji. I niesprawiedliwoci take.
By nieznajomym. Mia pozosta nieznajomym. Jeli
chodzi o nieznajomych, zasada jest taka, e znikaj
w eterze i nigdy ju si o nich nie syszy. Nie pojawiaj
si w twojej pracy. Nie pytaj ci, ile jest osiem razy
dziewi. Nie okazuj si twoim najgwniejszym megapracodawc.
No c, mog jedynie powiedzie, e to mnie czego na
uczyo. Rodzice zawsze mi powtarzali, abym nie rozma
wiaa z nieznajomymi, i okazuje si, e mieli racj. Ju ni
gdy wicej nie powiem niczego obcej osobie. Nigdy.
Umwiam si na wieczr z Connorem w jego miesz
kaniu i kiedy docieram na miejsce, czuj, e cae moje
ciao odpra si z ulg. Jestem daleko od biura. Dale82
87
7
Gdy id razem z Katie ulic, jedna poowa mnie jest
odrtwiaa z przeraenia, natomiast druga ma ochot
wybuchn histerycznym miechem. Wszyscy inni s te
raz w biurze, z caych si starajc si wywrze wraenie
na Jacku Harperze. A ja urywam si swobodnie tu pod
jego nosem na cappuccino.
- Przepraszam, e ci przeszkodziam - mwi pogod
nie Katie, gdy wchodzimy do Starbucks. - Kiedy akurat
jest u was Jack Harper i w ogle. Nie miaam pojcia,
e on bdzie sobie tak po prostu u was siedzia! Ale by
am naprawd subtelna - dodaje uspokajajco. - Nigdy
si nie dowie, o co mi naprawd chodzio.
- Jestem pewna, e masz racj - wyduszam z siebie. Nie zgadnie tego nawet za milion lat.
- Dobrze si czujesz, Emmo? - Katie przyglda mi si
z zaciekawieniem.
- Nic mi nie jest! - odpowiadam z nagym przeby
skiem wesooci. - Wszystko w jak najlepszym porzdku!
No wic... po c to nadzwyczajne spotkanie na szczycie?
- Po prostu musiaam ci o tym powiedzie. Prosimy
dwa razy cappuccino. - Katie umiecha si do mnie
promiennie. Jest wyranie podekscytowana. - Nie
uwierzysz!
- Co si stao?
- Mam randk. Poznaam kogo nowego!
- Nie! - Wpatruj si w ni szeroko otwartymi ocza
mi. - Powanie? Do szybko.
- Tak, to si stao wczoraj, dokadnie tak, jak mwi
a! W czasie przerwy na lunch celowo poszam nieco
99
106
107
8
Nastpnego ranka przyjedam do pracy z jednym tylko
zamiarem - unikania Jacka Harpera.
To nie powinno by trudne. Panther Corporation to
wielka firma, mieszczca si w wielkim budynku. On
bdzie dzisiaj zajty w innych dziaach. Prawdopodob
nie wemie udzia w wielu naradach. Prawdopodobnie
cay dzie spdzi gdzie w okolicach jedenastego pi
tra.
Mimo to, gdy zbliam si do cikich szklanych drzwi,
zwalniam kroku i zagldam do rodka, by zobaczy, czy
gdzie tam przypadkiem go nie ma.
- Wszystko w porzdku, Emmo? - pyta stranik Dave,
podchodzc i otwierajc przede mn drzwi. - Wygl
dasz na zdezorientowan.
- Nie! Nic mi nie jest, dziki! - miej si lekko, sta
rajc si, by zabrzmiao to swobodnie, jednoczenie
omiatajc spojrzeniem hol.
Nigdzie go nie widz. Okej. Wszystko bdzie dobrze.
Pewnie si jeszcze nie zjawi. Moe w ogle dzisiaj nie
przyjdzie. Pewnym siebie gestem odrzucam do tyu wo109
116
117
9
Kiedy pnym popoudniem wychodz z pracy, czuj
si wstrznita, i to w sensie dosownym, jak jedna
z tych nienych kul z widoczkiem. Byam cudownie
szczliwa jako zwyka, nudnawa, maa wioska szwaj
carska. Jednak zjawi si Jack Harper i potrzsn
124
- Nie ma szyldu?
- Nie. Cay cymes polega na tym, e nikt oprcz
czonkw nie wie, gdzie jest ten klub. Trzeba zapuka
do waciwych drzwi i zapyta o Alexandra.
- Kim jest Alexander?
- Licho wie - wzrusza ramionami Lissy. - To taki ich
sekretny szyfr.
Sekretny szyfr! To wszystko robi si coraz bardziej
odjazdowe. Gdy Lissy zerka na umieszczony na cianie
interkom, ja leniwie rozgldam si wok. Ta ulica jest
kompletnie bez wyrazu. Tak naprawd to wyglda do
ndznie. Jedynie rzdy identycznych drzwi, zasonite
okna i praktycznie adnego znaku ycia. Pomyle tyl
ko, e za ponur fasad skrywa si mietanka towarzy
ska Londynu!
- Cze, jest moe Alexander? - pyta nerwowo Lissy.
Przez chwil nic si nie dzieje, po czym, jakby za po
moc czarw, otwieraj si drzwi.
O mj Boe. To jak w bani o Aladynie czy co w tym ro
dzaju. Zerkajc z niepokojem na siebie, idziemy wzdu
owietlonego korytarza, ktry pulsuje muzyk. Dociera
my do drzwi ze stali nierdzewnej i Lissy wkada do zam
ka klucz. Gdy go przekrca, ja szybko obcigam bluzk
i niedbaym gestem poprawiam wosy.
- Okej - mruczy Lissy. - Nie gap si. Zachowuj si
obojtnie.
- Dobrze - odmrukuj i wchodz za ni do klubu. Gdy
pokazuje dziewczynie przy kontuarze swoj kart
czonkowsk, ja przygldam si obojtnie jej plecom,
a kiedy wchodzimy do duego pomieszczenia z przy
mionym owietleniem, spojrzenie mam utkwione
w beowej wykadzinie. Nie mam zamiaru gapi si na
sawne osoby. Nie mam zamiaru si w nie wpatrywa.
Nie mam zamiaru...
- Uwaaj!
up. Tak byam pochonita wpatrywaniem si
w podog, e wpadam na Lissy.
- Przepraszam - szepcz. - Gdzie usidziemy?
131
132
133
138
139
10
Dzisiaj Jack Harper wyjeda.
Dziki Bogu. Dziki Bogu. Poniewa naprawd nie
mogam go ju znie ani chwili duej. Jeli tylko po
staram si trzyma spuszczon gow i unika go do
pitej, a potem szybko dam nog z biura, wszystko b
dzie dobrze. ycie wrci do normalnoci, przestan si
czu tak, jakby mj wewntrzny radar zosta rozregulo
wany przez jak niewidzialn si magnetyczn.
Nie wiem, dlaczego jestem taka poirytowana, bo mi
mo e wczoraj o mao nie umaram ze wstydu, nie jest
wcale le. Po pierwsze, nie zanosi si na to, bymy - ja
czy Connor - zostali zwolnieni za uprawianie seksu
w miejscu pracy, czego na pocztku najbardziej si oba
wiaam. A po drugie, mj doskonay plan rzeczywicie
zadziaa. Gdy tylko wrcilimy do biurek, Connor zacz
wysya mi e-maile z przeprosinami. A wieczorem upra
wialimy seks. Dwa razy. Przy wiecach zapachowych.
Wydaje mi si, e Connor musia gdzie przeczyta,
e dziewczyny lubi, gdy podczas seksu pal si wiecz
ki zapachowe. Moe w Cosmo". I teraz za kadym ra
zem, kiedy je ustawia, rzuca mi spojrzenie w stylu:
Czy nie dbam o twoje potrzeby?", a ja musz wtedy
odpowiedzie: Och! wieczki zapachowe! Cudownie!".
Nie chc, ebycie le mnie teraz zrozumieli. Nie mam
nic przeciwko wieczkom zapachowym, ale one przecie
tak naprawd niczego nie wnosz, no nie? Stoj sobie po
prostu i pal si. W kulminacyjnych momentach przya142
11
No i nie mam ani awansu, ani chopaka. Mam za to oczy
zapuchnite od paczu. I wszyscy uwaaj, e oszalaam.
- Oszalaa - owiadcza Jemima mniej wicej raz na
dziesi minut.
Jest sobota rano, a my tradycyjnie paradujemy
w szlafrokach, pijemy kaw i cierpimy z powodu kaca.
Lub, jak w moim wypadku, z powodu zerwania.
- Chyba zdajesz sobie spraw z tego, e Connor by
praktycznie twj? - Jemima marszczy brwi, przyglda
jc si swoim paznokciom u stp, ktre maluje na cu
kierkowy r. - Przewiduj, e przed upywem szeciu
miesicy miaaby kamie na palcu.
- A wczeniej powiedziaa, e zmarnowaam na to
szans, godzc si na wsplne zamieszkanie - przypo
minam chmurnie.
- No c, sdz, e w przypadku Connora wszystko by
si dobrze skoczyo. - Potrzsa gow. - Oszalaa.
154
- Nie mw mi tylko, e przegldalicie akta sprawy dodaj. - Poniewa czemu takiemu nie towarzyszyyby
takie odgosy.
- Och! - mwi Lissy, wyranie przyparta do muru. Okej. No c... my... - Pociga duy yk kawy, unikajc
mojego spojrzenia. - My... uprawialimy seks.
- Co...? - Patrz si na ni z totalnym osupieniem.
- Tak. Uprawialimy seks. Dlatego nie chciaam ci
powiedzie. Krpowaam si.
- Ty i J e a n - P a u l uprawialicie seks?
- Tak! - Kaszle. - Uprawialimy namitny... spro
ny... zwierzcy seks.
Co mi w tym nie gra.
- Nie wierz ci - owiadczam, obrzucajc j przecig
ym spojrzeniem. - Wcale nie uprawialicie seksu.
Rowe plamy na policzkach Lissy staj si szkaratne.
- A wanie, e tak!
- A wanie, e nie! Lissy, co wy tak naprawd robili
cie?
- Uprawialimy seks - odpowiada ze wzburzeniem
Lissy. - Jest moim nowym chopakiem i... to wanie ro
bilimy! A teraz daj mi ju spokj. - Wyranie wytrco
na z rwnowagi, wstaje, rozrzucajc okruszki chleba,
i wychodzi z pokoju, lekko si po drodze potykajc.
Patrz za ni w kompletnym osupieniu.
Dlaczego kamie? Co ona, u diaba, tam robia?! Co
jest, na mio bosk, bardziej krpujce od seksu? Tak
mnie to intryguje, e prawie udaje mi si rozchmurzy.
Szczerze mwic, nie jest to najprzyjemniejszy week
end w moim yciu. Robi si jeszcze mniej przyjemnie,
kiedy przychodzi poczta i otrzymuj od mamy i taty, wy
san z Le Spa Meridien, kartk, na ktrej napisali, jak
wspaniale spdzaj czas. A jeszcze mniej przyjemnie,
kiedy czytam w Mail" horoskop i dowiaduj si, e
wanie popeniam wielki bd.
Jednak w poniedziaek rano czuj si ju lepiej. Nie
popeniam bdu. Dzisiaj zaczynam nowe ycie. Mam
157
Wpatruj si w ni z oszoomieniem.
- Skd... skd o tym wiesz?
- Och, wszyscy wiedz! - odpowiada. - Wiesz, e
w pitek wieczorem byo mae przyjcie z drinkami?
No c, przyszed i Connor, sporo wypi. I poinformowa
o tym wszystkich. Waciwie to wygosi krtkie przem
wienie!
- Co... co zrobi?
- To byo naprawd wzruszajce. Mwi, e Panther
Corporation jest dla niego jak rodzina, i e wie, i wszy
scy bd go wspiera w tym trudnym czasie. I ciebie,
oczywicie, te - dodaje, jakby po namyle. - Chocia to
Connor jest stron pokrzywdzon, jako e to ty zerwa
a. - Nachyla si do mnie konfidencjonalnie. - Musz ci
powiedzie, e wiele dziewczyn uwaa ci za stuknit!
Nie mog w to uwierzy. Connor wygosi mow na te
mat naszego rozstania, obiecawszy wczeniej, e zacho
wa to w sekrecie. A teraz wszyscy s po jego stronie.
- No tak - mwi wreszcie. - C, lepiej ju pjd...
- Naprawd straszna szkoda. - Nancy mierzy mnie
zaciekawionym spojrzeniem. - Wydawalicie si ideal
n par!
- Wiem. - Zmuszam si do umiechu. - Mniejsza
z tym. Na razie.
Podchodz do nowego automatu do kawy i wpatruj
si w przestrze, starajc si to wszystko przetrawi,
kiedy przerywa mi drcy gos.
- Emmo...?
Podnosz wzrok i zamiera mi serce. To Katie. Patrzy
na mnie tak, jakby mi nagle wyrosy dwie dodatkowe
gowy.
- Och, cze! - mwi, starajc si, by zabrzmiao to
radonie.
- Czy to prawda? - szepcze. - Czy to prawda? Nie
uwierz, dopki nie usysz tego z twoich ust.
- Tak - odpowiadam niechtnie. - To prawda. Connor
i ja rozstalimy si.
159
- O Boe. - Oddech Katie robi si coraz szybszy. O mj Boe. To prawda. O mj Boe, o mj Boe. Na
prawd nie rozumiem...
Cholera. Ona hiperwentyluje. Chwytam pust toreb
k po cukrze i przykadam do jej ust.
- Katie, uspokj si! - nakazuj bezradnie. - Wdech...
i wydech...
- Przez cay weekend miaam ataki paniki - udaje si
jej wykrztusi pomidzy oddechami. - Obudziam si
w nocy zlana zimnym potem i pomylaam sobie: jeli to
prawda, nic na tym wiecie nie ma ju sensu. Absolut
nie nic.
- Katie, my tylko rozstalimy si! To wszystko. Ludzie
ze sob zrywaj.
- A l e ty i Connor nie bylicie zwykymi ludmi! Byli
cie par przez due P". Chodzi mi o to, e skoro wam si
nie udao, to po co reszta wiata ma w ogle prbowa?
- Katie, my nie bylimy par przez due P"! - Sta
ram si nie straci cierpliwoci. - Bylimy zwyk par.
I nie udao nam si... Takie rzeczy si zdarzaj.
-Ale...
- I prawd powiedziawszy, wolaabym o tym nie roz
mawia.
- Och. - Spoglda na mnie znad papierowej torebki. Och, Boe, oczywicie. Przepraszam ci, Emmo. Ja
nie... ja tylko... no wiesz, byam w szoku!
- Daj spokj, nie opowiedziaa jeszcze, jak ci si
udao spotkanie z Phillipem - mwi stanowczo. - Po
praw mi nastrj dobrymi wiadomociami.
Oddech Katie powoli si uspokaja. Odsuwam torebk
od jej twarzy.
- Byo naprawd mio - przyznaje. - Mamy zamiar
znowu si spotka!
- No widzisz - mwi pokrzepiajco.
- Jest czarujcy. I uprzejmy. I mamy identyczne po
czucie humoru, i lubimy te same rzeczy. - Na twarzy Ka
tie pojawia si niemiay umiech. - Waciwie on jest
naprawd uroczy!
160
- Cze - mwi.
- Witam - odpowiadam i na chwil zapada cisza. - No
wic... oto akta Leopolda - mwi i podaj mu teczk.
- Akta Leopolda - mieje si. - wietnie. - Nastpnie
otwiera teczk i ze zdziwieniem patrzy na arkusz papie
ru. - Co to jest?
- To... to jest list od pana Leopolda z firmy Leopold
i Spka.
- Napisaa list od pana Leopolda? - W jego gosie
sycha zdumienie i nagle robi mi si okropnie gupio.
- To na wypadek, gdybym upucia teczk i kto by
zobaczy, e jest pusta - bkam. - Pomylaam wic so
bie, e szybko co napisz. To nic wanego. - Prbuj
zabra mu kartk, ale Jack odsuwa si razem z krze
sem, tak e nie mog jej dosign.
- Z biura Ernesta R Leopolda" - czyta na gos z wy
ran przyjemnoci. - Widz, e pragnie zoy zam
wienie na sze tysicy skrzynek panther coli. Niezy
klient z tego Leopolda.
- To na firmow uroczysto - wyjaniam. - Zazwy
czaj pij pepsi, ale ostatnio jeden z ich pracownikw
sprbowa panther coli i tak mu zasmakowaa...
- e po prostu musieli j zamwi - koczy Jack. Pragnbym doda, i zachwycony jestem wszystkimi
produktami Pastwa firmy i e zaczem nosi strj do
joggingu Panther, ktry jest najwygodniejsz odzie
sportow, jak zdarzyo mi si mie na sobie". - Wpa
truje si w list, po czym umiechnity podnosi wzrok.
Ku memu zdziwieniu jego oczy lekko byszcz. - Wiesz,
Pete'owi strasznie by si to spodobao.
- Pete'owi Laidlerowi? - pytam z wahaniem.
- Aha. To wanie on wymyli ca t szopk z Le
opoldem. Zawsze zreszt przychodziy mu do gowy ta
kie pomysy. - Puka palcem w list. - Mog go sobie za
trzyma?
- Oczywicie - odpowiadam z lekkim zdziwieniem.
Skada go i wsuwa do kieszeni. Przez chwil panuje
cisza.
165
- Jak najbardziej.
- Przyjad po ciebie. Jeli przelesz mi e-mailem
swj adres. sma?
- sma!
Gdy opuszczam gabinet Jacka, Sven przyglda mi si
i unosi brwi, jednak ja nie odzywam si ani sowem.
Wracam do dziau marketingu, z caych si starajc si
zachowa obojtny i spokojny wyraz twarzy. Jednak ca
a a kipi z emocji, a moje zby szczerz si w mimo
wolnym umiechu.
O mj Boe. O mj Boe. Jestem umwiona na kola
cj z Jackiem Harperem. Po prostu... nie mog uwie
rzy...
Och, kogo ja oszukuj? Wiedziaam, e tak si stanie.
Gdy tylko usyszaam, e nie polecia do Ameryki. Wie
dziaam.
12
Nigdy dotd nie widziaam Jemimy tak zbulwerso
wanej.
- On zna twoje wszystkie sekrety? - Patrzy na mnie
tak, jakbym wanie z dum poinformowaa j, e um
wiam si na kolacj z seryjnym morderc. - Jak to,
u diaba, moliwe?!
- Siedziaam obok niego w samolocie i opowiedzia
am mu wszystko o sobie.
Zezuj na swe odbicie w lustrze i wyrywam nastpny
wosek z brwi. Jest sidma, zdyam si ju wykpa,
wysuszyam wosy, a teraz morduj si z makijaem.
- No i umwi si z ni - mwi Lissy, obejmujc ra
mionami kolana. - Czy to nie romantyczne?
- Chyba artujesz, nie? - pyta Jemima i wyglda przy
tym na autentycznie przeraon. - Powiedz, e to art.
- Oczywicie, e nie artuj! O co ci chodzi?
- Umwia si z facetem, ktry wszystko o tobie wie?
- Owszem.
167
- Dobrze.
Po raz ostatni przegldam si w lustrze, po czym
otwieram drzwi i schodz na d.
Pcham drzwi wejciowe i oto pojawia si Jack w ma
rynarce i krawacie. Umiecha si do mnie, a cay mj
strach odlatuje niczym motyle. Jemima si myli. Ja nie
jestem przeciwko niemu. Ja jestem z nim.
- Cze - wita mnie, umiechajc si ciepo. - Bardzo
adnie wygldasz.
- Dziki.
Sigam do klamki, ale w tej samej chwili do drzwi
czek podbiega mczyzna w czapce z daszkiem i otwie
ra je przede mn.
- Guptas ze mnie! - mwi nerwowo.
Nie mog uwierzy, e naprawd wsiadam do tego
samochodu. Ja, Emma Corrigan. Czuj si jak ksi
niczka, jak gwiazda filmowa.
Siadam na luksusowym siedzeniu, starajc si nie
myle, jak bardzo ten samochd rni si od tych, kt
rymi miaam okazj jedzi do tej pory.
- Wszystko w porzdku? - pyta Jack.
- Tak! Oczywicie! - Mj gos to nerwowy pisk.
- Emmo, bdziemy si dobrze bawi. Obiecuj. Czy
wypia swoj przedrandkow sodk sherry?
Skd on wie...?
No tak. Powiedziaam mu w samolocie.
- Tak, rzeczywicie - przyznaj.
- Masz moe ochot na wicej? - Otwiera barek i wi
dz na srebrnej tacy butelk Harvey's Bristol Cream.
- Kupie j specjalnie dla mnie? - pytam z niedo
wierzaniem.
- Nie, to po prostu mj ulubiony trunek. - Ma tak
miertelnie powan min, e nie mog si nie roze
mia. - Przycz si do ciebie - dodaje, wrczajc mi
kieliszek. - Nigdy wczeniej tego nie prbowaem. - Na
lewa sobie sherry, pociga yk i krzywi si. - Tobie to
naprawd smakuje? - pyta.
- Pychotka! Smakuje jak Boe Narodzenie!
174
13
Przyjedamy do restauracji w Mayfair, w ktrej nigdy
wczeniej nie byam. Tak waciwie to nie jestem pew
na, czy w ogle byam w Mayfair. Jest to tak wytworna
dzielnica, e czeg miaabym tu szuka?
- To takie nieco odosobnione miejsce - wyjania
Jack, gdy przechodzimy przez ozdobiony kolumnami
dziedziniec. - Niewielu ludzi o nim wie.
- Pan Harper, panna Corrigan - mwi mczyzna
w garniturze a la Nehru, pojawiajc si nagle jakby zni
kd. - Prosz tdy.
Och! Znaj moje nazwisko!
Mijamy kilka nastpnych kolumn, po czym wkracza
my do bogato zdobionego pomieszczenia, w ktrym sie
dz ju trzy inne pary. Gdy przechodzimy przez sal, po
prawej stronie mijamy jedn z nich. Kobieta w rednim
wieku, z platynowymi wosami i w zotej marynarce
przyglda mi si uwanie.
- Witaj, Rachel!
- Sucham? - Rozgldam si ze zdumieniem. Czyby
patrzya na mnie?
Wstaje z krzesa i lekko si zataczajc, podchodzi do
mnie i cauje w policzek.
- Co sycha, kochanie? Nie widziaymy si ju od
wiekw!
Zionie od niej alkoholem. A kiedy zerkam na jej to
warzysza, widz, e nie wyglda wcale lepiej.
175
176
177
184
185
- Rozumiem - odpowiada Jack zmienionym gosem. W takim razie lepiej sobie pjd - mwi do kierowcy.
Nastpnie spoglda na mnie. - Nie odpowiedziaa mi.
Czy moemy sprbowa jeszcze raz? Jutro wieczorem.
I tym razem zrobimy to, na co ty masz ochot. Ty podyk
tujesz warunki.
- W porzdku. - Prbuj wzruszy ramionami, kiedy
jednak napotykam jego spojrzenie, przyapuj si na
tym, e take si umiecham.
- Jeszcze raz sma?
- sma. I zostaw samochd - dodaj stanowczo. Zrobimy wszystko po mojemu.
- Super! Nie mog si doczeka. Dobrej nocy, Emmo.
- Dobranoc.
Gdy odwraca si, by wysi, ja wchodz po schod
kach na gr autobusu. Siadam na przednim siedze
niu, gdzie zawsze siadaam, kiedy byam maa, i wpa
truj si w ciemny, deszczowy londyski wieczr. Jeli
bd tak patrze dugo, uliczne latarnie zaczn si roz
mywa niczym wzorki w kalejdoskopie. Niczym banio
wa kraina.
W mojej gowie pojawiaj si po kolei: kobieta w zo
tym akiecie, rowy koktajl, twarz Jacka, gdy owiad
czyam mu, e wychodz, kelner przynoszcy paszcz,
samochd Jacka, zatrzymujcy si na przystanku... Nie
jestem pewna, co o tym wszystkim myl. Jedyne, do
czego jestem w tej chwili zdolna, to siedzie i wyglda
przez okno. Jestem wiadoma otaczajcych mnie znajo
mych, uspokajajcych dwikw. Staromodny zgrzyt
i ryk silnika autobusu. Odgos otwierajcych si i zamy
kajcych drzwi. Przenikliwy dwik dzwonka. Ludzie
wchodzcy po schodkach i schodzcy z nich.
Czuj, jak autobus przechyla si, gdy pokonujemy za
krty. Nie ledz jednak drogi. Kiedy po jakim czasie
dostrzegam znajome widoki, uwiadamiam sobie, e je
stem prawie na miejscu. Bior do rki torebk i ruszam
chwiejnym krokiem ku schodkom.
188
Nagle autobus skrca ostro w lewo, a ja api za uchwyt przy siedzeniu, starajc si zachowa rwnowa
g. Dlaczego skrcamy w lewo? Wygldam przez okno,
mylc, e naprawd mocno si wkurz, jeli si okae,
e bd musiaa i kawa drogi, i nagle ze zdumie
niem mrugam powiekami.
My chyba nie...
To chyba nie jest...
Ale to jednak prawda. Zerkam z osupieniem przez
okno. Jestemy na mojej maej uliczce.
A teraz zatrzymujemy si przed moim domem.
Pospiesznie zbiegam po schodach jak oszalaa i wpa
truj si w kierowc.
- Ellerwood Road 41 - owiadcza z emfaz.
Nie. To si nie moe dzia naprawd.
Oszoomiona rozgldam si po autobusie, a kilku pi
janych nastolatkw odpowiada mi obojtnym spojrze
niem.
- Co si dzieje? - pytam kierowc. - Czy on panu za
paci?
- Pi stwek - odpowiada mczyzna i mruga do
mnie porozumiewawczo. - Kimkolwiek on jest, skarbie,
ja na twoim miejscu bym si go trzyma.
Piset funtw? O mj Boe!
- Dziki - mwi wci oszoomiona. - To znaczy
dziki za podwiezienie.
Majc wraenie, e ni, wysiadam z autobusu i kie
ruj si do drzwi wejciowych. Lissy zdya ju zbiec
na d i otwiera je.
- Czy to autobus? - pyta ze zdumieniem. - Co on tutaj
robi?
Macham rk kierowcy, ktry odpowiada mi tak sa
mo, po czym odjeda z haasem spod domu.
- Nie wierz wasnym oczom! - mwi powoli Lissy,
patrzc, jak autobus znika za rogiem. Odwraca si do
mnie. - Tak wic... wszystko dobrze si skoczyo?
- Tak - odpowiadam. - Tak. Skoczyo si... dobrze.
189
14
No dobra. Nie mw nikomu. Tylko nikomu nie mw.
Nie mw nikomu, e wczoraj wieczorem bya na
randce z Jackiem Harperem.
Co nie znaczy, ebym w ogle planowaa komukol
wiek o tym powiedzie. Jednak kiedy nazajutrz poja
wiam si w pracy, mam bez maa pewno, e wyrwie mi
si to przypadkiem.
Albo kto sam zgadnie. Z pewnoci przecie wszyst
ko mona odczyta z mojej twarzy. Z moich ubra. Ze
sposobu, w jaki id. Czuj si tak, jakby wszystko, co ro
bi, krzyczao: Hej, zgadnijcie, co robiam wczoraj
wieczorem?".
- Hejka - mwi Caroline, gdy nalewam sobie kaw. Co sycha?
- Wszystko w porzdku, dziki! - odpowiadam, pod
skakujc przy tym. - Wieczr spdziam bardzo spokoj
nie. Po prostu... naprawd spokojnie! Z moj wsplo
katork. Obejrzaymy trzy filmy na wideo: Pretty
Woman, Notting Hill i Cztery wesela i pogrzeb. Tylko my
dwie. Nikogo wicej.
- A h a - odpowiada Caroline, wygldajc na nieco
speszon. - wietnie!
O Boe. Pogram si. Wszyscy wiedz, e tak wanie
rozpoznaje si przestpcw. Podaj zbyt wiele szczeg
w i w ten sposb si wkopuj.
Dobra, od tej chwili zero paplania. Bd si trzyma
jednowyrazowych odpowiedzi.
- Cze - mwi Artemis, gdy siadam przy swoim
biurku.
- Cze. - Zmuszam si, by nie doda niczego wicej.
Ani sowa na temat rodzaju pizzy, jak zamwiymy
z Lissy, mimo e przygotowaam sobie ca historyjk,
jak to w pizzerii myleli, e powiedziaam zielona pa
pryka" zamiast pepperoni", ha, ha, ale nieporozumie
nie.
190
196
197
15
Gdy zanurzamy si w ciepym wieczornym powietrzu,
czuj si lekka i szczliwa. Atmosfera jest zupenie in
na ni podczas naszego wczorajszego spotkania. Nie ma
201
202
203
- Dobry?
- Pyszny! - odpowiadam i pocigam jeszcze jeden yk.
On jest dla mnie taki miy. Udaje, e dobrze si bawi.
Ale co tak naprawd myli? Z pewnoci gardzi mn. My
li na pewno, e jestem niefrasobliw, paskudn krow.
- Emmo, wszystko w porzdku?
- Niezupenie. - Mam nieco ochrypy gos. - Jack,
przepraszam ci. Bardzo przepraszam. Naprawd mia
am wszystko zaplanowane. Mielimy i do takiego
wietnego, superodlotowego klubu, w ktrym bywaj
sawni ludzie, i mielimy naprawd dobrze si bawi...
- Emmo... - Jack odstawia na ziemi kubek i spogl
da na mnie. - Pragnem spdzi ten wieczr z tob.
I tak wanie si dzieje.
- No tak, ale...
- Tak wanie si dzieje - powtarza stanowczo.
Powoli nachyla si ku mnie, a mnie zaczyna wali
serce. O mj Boe. O mj Boe. On mnie zaraz pocauje.
On mnie zaraz...
- Aaa! Aaa! Aaa!
W panice zrywam si z awki. Po mojej nodze biegnie
pajk. Wielki czarny pajk.
- Zrzu go! - woam gorczkowo. - Zrzu go!
Jack szybkim ruchem strca pajka na traw, a ja opa
dam z powrotem na awk. Serce wali mi jak motem.
No i oczywicie nastrj prys. Super. Po prostu super.
Jack prbuje mnie pocaowa, a ja wrzeszcz. Mog so
bie pogratulowa dzisiejszego zachowania.
Dlaczego zachowaam si tak aonie, myl z wciek
oci. Dlaczego zaczam krzycze? Powinnam bya po
prostu zacisn zby!
Oczywicie nie dosownie zacisn zby. Ale powin
nam bya zachowa spokj. Powinnam tak si wczu
w sytuacj, e w ogle nie dostrzegabym pajka.
- Nie boisz si pajkw - mwi do Jacka i miej si
z zakopotaniem. - Myl zreszt, e nie boisz si niczego.
Jack w odpowiedzi umiecha si wymijajco.
- Boisz si czego? - Nie daj za wygran.
210
16
Nastpi cig dalszy. To mogo oznacza...
Albo te...
O Boe. Za kadym razem, kiedy o tym myl, mj o
dek reaguje bolesnym saltem. Nie jestem w stanie
skupi si na pracy. Nie jestem w stanie myle o ni
czym innym.
Korporacyjny Dzie Rodzinny to spotkanie subowe,
powtarzam sobie. Nie randka. Bdzie tam panowa ofi
cjalna atmosfera i z pewnoci jedyne, co moe si zda
rzy, to kilka sw zamienionych z Jackiem w formalnym
stylu, cechujcym kontakty pracodawcy z pracowni
kiem. Moe uciniemy sobie donie. Nic poza tym.
Ale... przecie nie wiadomo, co moe si zdarzy p
niej.
Nastpi cig dalszy.
214
O Boe. O Boe.
W sobot rano wstaj wczenie, robi peeling caego
ciaa, spryskuj si pod pachami antyperspirantem Immac, smaruj si moim najdroszym balsamem do ciaa
i maluj paznokcie u stp.
Tylko i wycznie dlatego, e trzeba o siebie dba.
Bez adnego innego powodu.
Decyduj si na koronkowy stanik marki Gossard",
majteczki do kompletu i szyt ze skosu sukienk, w kt
rej jest mi bardzo adnie. Nastpnie, lekko si rumie
nic, wrzucam do torebki kilka prezerwatyw. Tylko i wy
cznie na wszelki wypadek. Jest to lekcja, ktrej mi
udzielono, kiedy miaam jedenacie lat i naleaam do
zuchw. Na zawsze zapamitaam, e trzeba by przy
gotowanym. No dobrze, moe Brunatna Sowa miaa na
myli raczej zapasowe chusteczki i przybornik do szycia,
niekoniecznie prezerwatywy, jednak zasada to zasada,
nieprawda?
Przegldam si w lustrze, nakadam na usta ostatni
warstw byszczyku i spryskuj si Allure. Okej. Gotowa
na seks.
To znaczy na Jacka.
To znaczy... O Boe. Niewane.
Rodzinny dzie odbywa si w Panther House - wiej
skiej rezydencji w Hertfordshire, nalecej do Panther
Corporation. Organizowane s tam szkolenia, konferen
cje i dni burz mzgw. Nie bywam zapraszana na adne
z tego typu spotka. Nigdy wic wczeniej tutaj nie by
am i kiedy wysiadam z takswki, musz przyzna, e
Panther House robi wraenie. To naprawd adny, duy,
stary budynek z wieloma oknami i kolumnami od fron
tu. Zosta pewnie zbudowany w... w jakim dawnym
okresie.
- Wspaniaa georgiaska architektura - mwi kto,
chrzszczc butami na wirowym podjedzie.
Okres georgiaski. To wanie miaam na myli.
Podam w kierunku, z ktrego dobiega muzyka. Ob
chodz dom i widz, e na olbrzymim trawniku impreza
215
- Emmo, tutaj!
Chwileczk. Ten gos podobny jest do gosu Kerry.
Przygldam si ze zdumieniem tumowi ludzi, mru
c w socu oczy. Nikogo nie widz. Rozgldam si, ale
na darmo.
I nagle, niczym w kalejdoskopie, pojawiaj si w mo
im polu widzenia. Kerry, Nev, mama i tata. Id w moim
kierunku. Wszyscy w kostiumach. Mama ubrana jest
w japoskie kimono, trzyma w rce kosz piknikowy. Ta
ta jako Robin Hood niesie dwa skadane krzeseka. Nev
ma na sobie strj Supermana i dziery butelk wina. No
a Kerry ubrana jest w kostium Marilyn Monroe, cznie
z peruk w kolorze platyny i butami na wysokim obca
sie. Z wyranym zadowoleniem delektuje si spojrze
niami zebranych.
Co si dzieje?
Co oni tutaj robi?
Nie powiedziaam im o Korporacyjnym Dniu Rodzin
nym. Jestem pewna. Pewna na sto procent.
- Cze, Emmo! - woa Kerry, podchodzc bliej. Podoba ci si mj kostium? - Koysze biodrami i klepie
blond peruk.
- Kim ty masz by, kochanie? - pyta mama, przygl
dajc si z konsternacj mojej nylonowej sukience. Heidi?
- Ja... - Pocieram czoo. - Mamo... Co wy tu robicie?
Ja nigdy... to znaczy zapomniaam wam powiedzie.
- Wiemy - odpowiada Kerry. - Ale powiedziaa mi two
ja przyjacika, Artemis, kiedy do ciebie dzwoniam.
Wpatruj si w ni, nie mogc wydusi z siebie ani
sowa.
Zabij Artemis. Po prostu j zabij.
- O ktrej jest konkurs na najlepszy kostium? - pyta
Kerry, puszczajc oko do dwch nastoletnich chopcw,
ktrzy przygldaj jej si z otwartymi buziami. - Nie
spnilimy si, prawda?
- Nie... nie ma adnego konkursu - odpowiadam, od
zyskujc wreszcie gos.
226
- Och, oczywicie, e tak zrobimy - zapewnia mama. Zastanawialimy si... - Umiecha si do niego. - Czy
Emma nie mogaby zosta zwolniona ze swoich obo
wizkw na czas naszego pikniku?
- Jak najbardziej! - odpowiada Cyril. - Odstaa ju
swoje w stoisku z pimmem, prawda, Emmo? Moesz si
teraz zrelaksowa.
- Cudownie! - owiadcza mama. - Czy to nie wspa
niae, Emmo?
- Oczywicie! - wykrztuszam z przyklejonym do twa
rzy umiechem.
Nie mam wyjcia. Nie uda mi si wykrci. Ze sztywny
mi nogami siadam na kocu i czstuj si kieliszkiem wina.
- Jest tu Connor? - pyta mama, przekadajc na ta
lerz udka kurczaka.
- ! Nie wspominajcie o Connorze! - mwi tata
gosem Basila z Hotelu Zacisze.
- Mylaam, e planujecie zamieszka razem - wtr
ca Kerry, popijajc yk szampana. - Co si stao?
- Daa mu kosza - rzuca wesoo Nev, a Kerry chi
chocze.
Prbuj si umiechn, ale nie bardzo mi to wycho
dzi. Jest dziesi po pierwszej. Jack czeka. Co robi?
Gdy tata podaje mi talerz, dostrzegam przechodzce
go Svna.
- Sven - odzywam si szybko. - Pan Harper pyta
mnie o moj rodzin. Czy przyjechali, czy te nie. Byo
by moliwe, aby mu przekaza, e oni... niespodziewa
nie si zjawili? - Patrz na niego z desperacj, a on ki
wa gow ze zrozumieniem.
- Przeka mu - odpowiada.
No i to by byo na tyle.
17
Czytaam kiedy artyku zatytuowany: Spraw, aby
wszystko szo po twojej myli. Napisane w nim byo, e
228
18
Jestem zakochana.
Ja, Emma Corrigan, jestem zakochana.
Po raz pierwszy w yciu totalnie i szaleczo zakocha
na! Ca noc spdziam z Jackiem w nalecej do Pan
ther rezydencji. Obudziam si w jego ramionach. Bzy
kalimy si jakie dziewidziesit pi razy i to byo po
prostu... doskonae. (No i ostatecznie nie wymagao zna
jomoci adnych sztuczek, co byo dla mnie spor ulg).
Ale nie chodzi tylko o seks. Mam na myli wszystko.
To, e kiedy si obudziam, czekaa ju na mnie filian
ka herbaty. e specjalnie dla mnie uruchomi laptopa,
by przejrze wszystkie moje internetowe horoskopy
i pomg mi w wybraniu najlepszego. Zna wszystkie nie
ciekawe i krpujce fakty z mojego ycia, ktre normal
nie staram si ukrywa przed kadym facetem tak du
go, jak to tylko moliwe... i mimo to mnie kocha.
241
- Spjrz na mnie!
Trwoliwie podnosz gow i powoli omiatam spoj
rzeniem Lissy, ktra stoi tu przede mn.
Och. Och... no tak. Ma na sobie trykot w cielistym ko
lorze.
- No to co w takim razie robilicie, skoro nie upra
wialicie seksu? - pytam bez maa oskarycielsko. I dlaczego jeste tak ubrana?
- Taczylimy - wyjania Lissy, wygldajc przy tym
na zakopotan.
- e co? - Przygldam jej si z bezgranicznym zdu
mieniem.
- Taczylimy, nie rozumiesz? Tym wanie si zaj
mowalimy!
- Taczylicie? Ale... dlaczego?
To zupenie pozbawione sensu. Lissy i ten Francuz
o imieniu J e a n - P a u l taczyli w jej pokoju? Mam wrae
nie, e znalazam si nagle w wyjtkowo dziwacznym
nie.
- Zapisaam si do grupy - wyrzuca z siebie Lissy po
chwili milczenia.
- O mj Boe. Tylko nie do sekty...
- Nie, nie do sekty. To tylko... - Zagryza warg. - To
tylko kilkoro prawnikw, ktrzy si zebrali i utworzyli...
grup taneczn.
Grup taneczn?
Przez chwil nie jestem w stanie wydoby z siebie
gosu. Teraz, kiedy min ju nieco pocztkowy szok,
mam straszne uczucie, e w kadej chwili mog wy
buchn miechem.
- Zapisaa si do grupy... taczcych prawnikw.
- Tak. - Lissy kiwa gow.
W wyobrani widz grup korpulentnych adwokatw,
taczcych w keczku, w tych swoich perukach, i nie
jestem w stanie si powstrzyma. Parskam miechem.
- No widzisz! - woa Lissy. - Dlatego wanie ci nie
powiedziaam. Po prostu wiedziaam, e bdziesz si
mia!
246
Lissy wzdycha.
- Emmo, wcale nie prbuj niczego zepsu. On wyda
je si uroczy...
- Bo jest! Naprawd, Lissy, nie wiesz, jaki on jest.
Bardzo romantyczny. Czy wiesz, co powiedzia dzi ra
no? Powiedzia, e w chwili, gdy zaczam wtedy w sa
molocie mwi, urzekam go.
- Naprawd? - Lissy przyglda mi si uwanie. - Tak
wanie powiedzia? To do romantyczne.
- A nie mwiam?! - Umiecham si promiennie. Lissy, on jest chodzcym ideaem!
19
Przez nastpne dwa tygodnie nic nie jest w stanie
zakci mojego szczcia. Nic. Przybywam do pracy
tanecznym krokiem, przez cay dzie siedz przed kom
puterem i umiecham si, a potem pyn do domu. Pe
ne sarkazmu komentarze Paula spywaj po mnie jak
woda po gsi. Nie zwracam nawet uwagi na to, e Arte
mis przedstawia mnie odwiedzajcej nasz dzia grupie,
zajmujcej si reklam, jako swoj osobist sekretark.
Mog sobie mwi, co tylko chc, poniewa nie wiedz,
e kiedy umiecham si do monitora, dzieje si tak dla
tego, e Jack przysa mi kolejny artobliwy e-mail. Nie
maj pojcia, e facet, ktry ich wszystkich zatrudnia,
jest we mnie zakochany. We mnie. Emmie Corrigan.
Pracowniku niszym od nich rang.
- No c, oczywicie, przeprowadziam z Jackiem Har
perem wiele dogbnych dyskusji zwizanych z tym te
matem. - Sysz, jak Artemis nadaje przez telefon. Ja
w tym czasie robi porzdek w szafce z odbitkami korektorskimi. - Aha. I uzna, podobnie jak i ja, e kon
cepcja ta naprawd powinna zosta jeszcze raz prze
mylana.
Bzdury! Nigdy nie przeprowadzaa z Jackiem Harpe
rem adnych dogbnych dyskusji. Kusi mnie, eby na250
- Ja nie zostaj! - odpowiada natychmiast Artemis. Naprawd, Emmo, nie bd taka samolubna. Ten wy
wiad nie bdzie dla ciebie ani troch interesujcy.
- A wanie, e bdzie!
- Ale nie. - Przewraca oczami.
- Bdzie - upieram si z desperacj w glosie. - On
jest... on jest take moim przeoonym!
- Tak, no c - mwi Artemis sarkastycznym tonem. Myl, e jest midzy nami maa rnica. Ty praktycz
nie w ogle nie rozmawiaa z Jackiem Harperem.
- Rozmawiaam! - woam, zanim jestem w stanie za
stanowi si nad swoimi sowami. - Rozmawiaam!
Ja... - urywam, a moje policzki robi si czerwone. Ja... raz poszam na zebranie, na ktrym on by...
- I podaa mu filiank herbaty? - Artemis umie
cha si z wyszoci i wymienia spojrzenia z Nickiem.
Patrz na ni z wciekoci, a w uszach pulsuje mi
krew. e te nie przyszo mi do gowy nic naprawd zja
dliwego i byskotliwego, czym mogabym upokorzy Ar
temis.
- Wystarczy, Artemis - mwi Paul. - Emmo, zostajesz,
to postanowione.
Za pi dwunasta biuro jest ju opustoszae. Znajduj
si w nim tylko ja, mucha i szumicy faks. Z przygnbie
niem sigam do szuflady biurka i wyjmuj z niej batoni
ka aero. I jeszcze flake'a na dokadk. Odwijam aero
i wanie go nadgryzam, kiedy dzwoni telefon.
- Okej. - Z drugiego koca linii telefonicznej dobiega
do mnie gos Lissy. - Nastawiam wideo.
- Dziki, Liss - odpowiadam z ustami penymi czeko
lady. - Jeste wspaniaa.
- Nie mog uwierzy, e nie pozwolili ci oglda.
- To naprawd niesprawiedliwe. - Opieram si wy
godniej i racz si kolejnym ksem aero.
- No c, nic straconego, wieczorem obejrzymy sobie
razem. Jemima nastawi wideo take w swoim pokoju,
wic nie ma obawy, e si nie nagra.
252
258
259
260
261
262
stao. Chyba mnie troch ponioso. Czy moglibymy... Jego wypowied zostaje przerwana przez dziennikarza.
Ponioso.
Troch go ponioso.
To tak, jakby powiedzie, e Hitler by troch agre
sywny.
- Panie Harper, bardzo dzikujemy, e zgodzi si
pan z nami porozmawia - mwi dziennikarka. W przyszym tygodniu naszym gociem bdzie chary
zmatyczny krl kaset wideo z programami podnoszcy
mi motywacj, Ernie Powers. Teraz jednak ju dziku
jemy...
Wszyscy wpatruj si w ekran, na ktrym ta kobieta
koczy swoj gadk, po czym rozbrzmiewa motyw mu
zyczny programu. Wtedy kto wycza telewizor.
Przez kilka sekund w sali panuje kompletna cisza.
Wszyscy wpatruj si we mnie, jakby spodziewali si,
e wygosz mow, zatacz na stole albo zrobi co
w tym rodzaju. Na niektrych twarzach maluje si sym
patia i wspczucie, na innych ciekawo, niektre s
triumfujce, a jeszcze inne mwi: Jezu, ciesz si, e
nie jestem tob".
Teraz wiem, jak si czuj zwierzta w zoo.
Ju nigdy nie pjd do zoo.
- Ale... ale ja nie rozumiem. - W drugim kocu sali
odzywa si gos i wszystkie gowy jak na komend od
wracaj si w stron Connora, jakby to by mecz tenisa.
Wpatruje si we mnie, a jego twarz jest zaczerwienio
na. - Skd Jack Harper wie tak duo o tobie?
O Boe. Connor ukoczy uniwersytet w Mancheste
rze z naprawd wietnymi wynikami, i w ogle. Ale cza
sami wolno chwyta.
Gowy zwrciy si w moim kierunku.
- Ja... - Z zakopotania swdzi mnie cae ciao. - Po
niewa my... my...
Nie jestem w stanie powiedzie tego na gos. Po pro
stu nie jestem w stanie.
263
20
- Wszystko w porzdku, Emmo?
Od jakich piciu minut siedz na awce, ze wzro
kiem utkwionym w chodniku. Mam kompletny mtlik
266
269
- No a tata?
Potrzsam bez sowa gow.
- No c... a moe najlepsza przyjacika? Musisz j
przecie mie! - Ananasowa pani posya mi pokrzepia
jcy umiech.
- Owszem, mam przyjacik - wykrztuszam urywa
nym gosem. - Ale wanie si dowiedziaa z oglnokra
jowej telewizji, e mam lesbijskie fantazje dotyczce
akurat jej.
Moja towarzyszka przez kilka chwil wpatruje si we
mnie bez sowa.
- Napij si herbatki - odzywa si wreszcie z wyranie
mniejszym przekonaniem. - I . . . powodzenia, kochana.
Drog od metra do naszej ulicy pokonuj wyjtkowo
powoli. Na rogu zatrzymuj si, wydmuchuj nos i ro
bi kilka gbokich wdechw. Bl w klatce piersiowej
nieznacznie zela, a na jego miejscu pojawio si kosz
marne wprost zdenerwowanie.
Jak mam teraz spojrze Lissy w oczy po tym, co Jack
powiedzia w telewizji? No jak?
Znam Lissy dugo. I przeyam w jej towarzystwie
wiele krpujcych momentw. Ale nic nie byo choby
w przyblieniu podobne do tego, co si stao dzisiaj.
To jest gorsze ni torsje w azience jej rodzicw. Gor
sze ni to, e zobaczya, jak cauj wasne odbicie w lu
strze i jcz seksownym gosem: Ooch, skarbie". To
jest nawet gorsze ni przyapanie mnie na pisaniu kart
ki walentynkowej do naszego nauczyciela matematyki,
pana Blake'a.
Wbrew wszystkiemu mam nadziej, e moe nagle
postanowia wyj z domu na cay dzie czy co w tym
rodzaju. Jednak gdy otwieram drzwi mieszkania, widz
Lissy we wasnej osobie, jak wychodzi wanie z kuch
ni. I kiedy patrzy na mnie, widz po jej minie, e jest
nie na arty wkurzona.
No wic to by byo na tyle. Jack Harper nie tylko
mnie zdradzi. Zniszczy take przyja moj i Lissy. Ju
271
nigdy nie bdzie midzy nami tak samo. To tak jak w fil
mie Kiedy Harry pozna Sally. Na drodze naszej przy
jani stan seks i teraz nie moemy si przyjani, po
niewa chcemy si ze sob przespa.
Nie. Cofam to. Nie chcemy si ze sob przespa. Cho
dzi o to, e my nie chcemy...
Mniejsza z tym. Niewane. I tak nie jest dobrze.
- Och! - mwi Lissy, wpatrujc si w podog. O kurcz! Cze, Emmo!
- Cze! - odpowiadam zduszonym gosem. - Pomy
laam, e lepiej wrc do domu. W biurze byo po pro
stu zbyt... zbyt okropnie...
Urywam i przez chwil panuje nieznona, pena na
picia cisza.
- No wic... pewnie to widziaa - odzywam si
wreszcie.
- Owszem, widziaam - odpowiada Lissy, nadal ze
wzrokiem utkwionym w pododze. - I ja... - Odkasuje. Chciaam ci tylko powiedzie, e... e jeli chcesz, e
bym si wyprowadzia, to tak zrobi.
W moim gardle ronie gula. Wiedziaam. Po dwudzie
stu jeden latach nasza przyja jest skoczona. Wycho
dzi na jaw jeden maleki sekret i oznacza koniec
wszystkiego.
- Skd - mwi, starajc si nie wybuchn pa
czem. - To ja si wyprowadz.
- Nie! - upiera si z wyranym zakopotaniem Lissy. Ja si wyprowadz. To nie twoja wina, Emmo. To ja
ci... zwodziam.
- Coo? - Wpatruj si w ni szeroko otwartymi ocza
mi. - Lissy, nie zwodzia mnie!
- A wanie, e tak. - Min ma zbola. - Czuj si
podle. Nie zdawaam sobie sprawy, e ty... e ywisz ta
kie uczucia.
- Nieprawda!
- Ale teraz widz ju wszystko wyranie! Chodziam
po mieszkaniu na wp rozebrana, nic dziwnego, e by
a sfrustrowana!
272
- Uczyli ci tego w prywatnej szkole dla dziewczt? pyta Lissy, przewracajc oczami.
- W gruncie rzeczy jestem feministk - odparowuje
Jemima. - My, kobiety, musimy stawa w obronie na
szych praw. Wiecie, zanim mamusia wysza za mojego
ojca, spotykaa si z takim jednym naukowcem, ktry
j bezczelnie porzuci. Stao si to na trzy tygodnie
przed lubem, moecie uwierzy? No wic pewnej nocy
wlizgna si do jego laboratorium i powycigaa wtycz
ki z tych jego gupich urzdze. Cae badania zostay
zniszczone! Mamusia zawsze powtarza, e to Emersonowi dao nauczk!
- Emersonowi? - pyta Lissy, przygldajc si jej
z niedowierzaniem. - Emersonowi Daviesowi?
- Zgadza si! Daviesowi!
- Emersonowi Daviesowi, ktry prawie odkry lek na
osp wietrzn?
- No c, nie powinien by zadziera z mamusi,
prawda? - Jemima unosi buntowniczo podbrdek. Od
wraca si do mnie. - Kolejna rada mamusi to olejek
z chili. Doprowadzasz do tego, by uprawia z kolesiem
seks, a potem proponujesz: A moe may masayk?".
I wcierasz olejek w jego... no wiecie gdzie. - Jej oczy
byszcz. - Bdzie go bolao w najczulszym miejscu!
- Powiedziaa ci o tym twoja wasna matka? - pyta
Lissy.
- Tak - odpowiada Jemima. - To byo naprawd sod
kie. W dniu moich osiemnastych urodzin posadzia
mnie i powiedziaa, e musimy uci sobie pogawdk
na temat stosunkw kobiet i mczyzn...
Lissy przyglda si jej z niedowierzaniem.
- Podczas tej pogawdki poinstruowaa ci o wciera
niu olejku z chili w mskie genitalia?
- Tylko wtedy, gdy bd mnie le traktowa - wyjania
z irytacj Jemima. - W czym tkwi twj problem, Lissy?
Mylisz, e to waciwe pozwoli, by facet ci zdepta!
i eby mu to uszo na sucho? Doskonae feministyczne
posunicie!
280
21
Nastpnego ranka budz si przepeniona strachem.
Czuj si jak piciolatka, ktra nie chce i do szkoy.
To znaczy piciolatka z potnym kacem.
- Nie mog i - mwi o smej trzydzieci. - Nie mo
g im spojrze w oczy.
- Ale moesz - odpowiada pokrzepiajcym tonem
Lissy, zapinajc guziki mojej marynarki. - Wszystko
bdzie dobrze. Tylko trzymaj wysoko uniesiony pod
brdek.
- A jeli bd dla mnie okropni?
- Nie bd okropni. To twoi przyjaciele. A poza tym
zdyli ju pewnie o wszystkim zapomnie.
283
Jack.
Zalewa mnie fala emocji. Po tym wszystkim, co zrobi,
sdzi, e moe mnie zjedna obrzydliwym bukietem
kwiatw?
No dobrze, wielkim, luksusowym bukietem kwiatw.
Ale nie o to chodzi.
- Nie chc ich, dzikuj - owiadczam, unoszc pod
brdek.
- Nie chce ich pani? - Dorczyciel wpatruje si we
mnie z niedowierzaniem.
- Nie. Prosz powiedzie osobie, ktra je przysaa,
e dziki, ale ich nie chc.
- Co si dzieje? - Z boku dobiega zdyszany gos. Od
wracam si i widz Lissy, wpatrujc si w bukiet jak
sroka w gnat. - O mj Boe. To od Jacka?
- Tak. Ale ja ich nie chc. Prosz je zabra z powro
tem.
- Chwileczk! - wykrzykuje Lissy, chwytajc za celo
fan. - Chciaabym je chocia powcha. - Skrywa twarz
w pkach i oddycha gboko. - Och! To niesamowite!
Emmo, wchaa je?
- Nie! - odpowiadam z rozdranieniem. - Nie mam
ochoty ich wcha.
- Nigdy nie widziaam takich fantastycznych kwia
tw. - Spoglda na dorczyciela. - Co si wic z nimi
stanie?
- Bo ja wiem. - Wzrusza ramionami. - Pewnie zosta
n wyrzucone.
- O rety. - Lissy rzuca mi rozalone spojrzenie. - To
mi wyglda na straszne marnotrawstwo...
Zaraz, zaraz. Ona chyba nie...
- Nie mog ich przyj! - woam. - Nie mog! On po
myli sobie, e midzy nami jest wszystko w porzdku.
- Masz racj - przyznaje niechtnie Lissy. - Musisz je
odesa. - Dotyka rowego aksamitnego patka ry. Szkoda...
- Co odesa? - rozlega si za mn ostry gos. - Chyba
artujesz!
285
296
297
22
Serce mao mi nie wyskoczy z piersi, gdy tak wpatruj
si w niego przez szklane drzwi. Jack kadzie na nich
do, drzwi brzcz, i nagle jest ju we wntrzu ka
wiarni.
Gdy zblia si do naszego stolika, ogarnia mnie
gniew. To jest mczyzna, o ktrym mylaam, e jestem
w nim zakochana. To jest mczyzna, ktry nikczemnie
mnie wykorzysta. Teraz, kiedy osab ju nieco szok,
wszystkie te uczucia, bl i upokorzenie, gro tym, e
przejm nade mn kontrol i ponownie zamieni
w trzsc si galaret.
Ale nie mam zamiaru na to pozwoli. Bd silna
i pena godnoci.
- Ignorujcie go - mwi do mamy i taty.
299
Co takiego?
- Cudownie si byo z tob spotka, Emmo...
- Nie moecie i! - panikuj.
Ale tata zdy ju wyj portfel i wanie kadzie na
stoliku banknot dwudziestofuntowy, podczas gdy mama
stoi i zakada swj biay akiet.
- Po prostu go wysuchaj - szepcze, nachylajc si, by
mnie pocaowa.
- Pa, Emmo - mwi tata i ciska mi do. Nie mija
trzydzieci sekund, a nie ma po nich ju ladu.
Nie mog uwierzy, e zrobili mi co takiego.
- No wic tak - odzywa si Jack, gdy za moimi rodzi
cami zamykaj si drzwi.
Z determinacj przestawiam krzeso, by nie widzie
Jacka.
- Emmo, prosz.
Z jeszcze wiksz determinacj ponownie przesta
wiam krzeso, tak e siedz teraz twarz do ciany.
Niech sobie nie myli! Tylko e teraz nie mog dosig
n cappuccino.
- Prosz.
Odwracam si i widz, e Jack przystawi swoje
krzeso do mojego. Podaje mi filiank z kaw.
- Zostaw mnie w spokoju! - woam gniewnie, zrywa
jc si na rwne nogi. - Nie mamy o czym rozmawia.
Koniec, kropka.
Chwytam torebk i wybiegam z kawiarni prosto na
ruchliw ulic. Chwil pniej czuj na ramieniu czy
j do.
- Moglibymy przynajmniej porozmawia o tym, co
si stao...
- Porozmawia o czym? - Odwracam si na picie. O tym, jak mnie wykorzystae? Jak mnie zdradzie?
- W porzdku, Emmo. Zdaj sobie spraw z tego, e
wprawiem ci w zakopotanie. Ale... czy to naprawd
taki wielki problem?
- Taki wielki problem? - powtarzam z niedowierza
niem, wpadajc bez maa na kobiet z wzkiem na za301
Jack wzdycha.
- Emmo...
- No a wieczr, kiedy odbierae te wszystkie telefo
ny? O co wtedy chodzio?
Tym razem Jack nawet nie prbuje odpowiada.
- Rozumiem. - Odgarniam wosy, starajc si zacho
wa spokj. - Jack, czy kiedykolwiek przyszo ci na
myl, e przez ten cay wsplnie spdzany czas nie po
wiedziae mi o sobie prawie niczego?
- J e s t e m raczej... skryty - odpowiada. - Czy to na
prawd taki wielki problem?
- Dla mnie tak. Dzieliam si z tob wszystkim. Do
kadnie tak, jak powiedziae. Moimi mylami, zmar
twieniami, wszystkim. A ty nie podzielie si ze mn
niczym.
- To nieprawda... - Czyni krok naprzd, trzymajc
nieporczny kosz. Kilka gazek wrzosu spada na chod
nik.
- Niech ci bdzie, prawie niczym. - Zamykam na
chwil oczy, prbujc uporzdkowa myli. - Jack,
zwizki czce ludzi polegaj na zaufaniu i rwnoci.
Jeeli jedna osoba okazuje zaufanie, druga take po
winna tak postpowa. A ty nie powiedziae mi nawet,
e wystpisz w telewizji.
- To by tylko gupi wywiad, na lito bosk! - Dziew
czyna z szecioma reklamwkami penymi zakupw
strca kolejne gazki wrzosu i rozzoszczony Jack sta
wia kosz na baganiku mijanego przez nas motocykla
kurierskiego. - Emmo, przesadzasz.
- Znasz moje wszystkie sekrety - nie daj za wygra
n. - A l e nie zdradzie mi adnego swojego.
Jack wzdycha gono.
- Z caym szacunkiem, Emmo, sdz, e jest pewna
rnica...
- Sucham? - Wpatruj si w niego z osupieniem. Dlaczego... dlaczego to ma by co innego?
- Musisz zrozumie. S w moim yciu sprawy bardzo
delikatne... skomplikowane... bardzo wane...
306
310
311
- Lissy, co ty robisz?
- Tak si bawi... - odpowiada i rumieni si. - Moga
bym poszuka czego w Internecie, z czystej ciekawoci.
- Suchajcie obie, dajcie sobie spokj! - nakazuj. Skoro Jack nie chce mi zdradzi swojej tajemnicy... ja
nie chc jej zna.
Nagle czuj si kompletnie wykoczona dzisiejszym
dniem. I taka jaka obolaa. Nie interesuje mnie tajem
nicze ycie Jacka. Nie mam ochoty wicej o nim myle.
Chc wzi dug, gorc kpiel, i do ka i po pro
stu zapomnie, e go w ogle spotkaam.
23
Tyle e oczywicie nie umiem.
Nie umiem zapomnie o Jacku. Nie umiem zapo
mnie o naszej ktni.
Jego twarz pojawia si w mojej wyobrani, kiedy
wcale tego nie chc. Widz, w jaki sposb na mnie pa
trzy, mruc oczy w przedpoudniowym socu. Widz,
jak kupuje ten przynoszcy szczcie wrzos.
Z pkajc gow le w ku i raz po raz przeywam
w mylach dzisiejsze spotkanie. Czuj wci bl i roz
czarowanie.
Powiedziaam mu o sobie wszystko. Wszystko. A on
nie zdradzi mi nawet jednego sekretu...
Mniejsza z tym. Mniejsza z tym.
Nic mnie to nie obchodzi.
Nie mam ju zamiaru rozmyla na jego temat. Moe
robi to, na co ma ochot. Moe zatrzyma dla siebie te
swoje gupie tajemnice.
Krzyyk na drog. Koniec. Ju go nie ma w mojej
gowie.
Znikn na dobre.
Przez chwil przygldam si ciemnawemu sufitowi.
A co on w ogle mia na myli? Czy to naprawd taka
katastrofa, e ludzie znaj prawd o tobie?
312
24
Wystp Lissy odbywa si w Bloomsbury, w amfiteatral
nej sali, ktr wybudowano na niewielkim, wysypanym
wirem dziedzicu. Kiedy si tam zjawiam, wszdzie
tocz si prawnicy w kosztownych garniturach, rozma
wiajcy przez telefony komrkowe.
322
- Nie!
- Nie? Czy to twoja ostateczna odpowied?
Gdy patrzy na mnie, w jego oczach skrywa si wa
niejsze pytanie, a ja czuj jednoczenie nadziej i lk.
Przez dusz chwil adne z nas nie odzywa si ani so
wem. Serce wali mi jak motem.
Nagle Jack zerka z zainteresowaniem na moj do.
- Wyleczyam si z Jacka - czyta na gos.
Kurwa.
Twarz mi ponie.
Ju nigdy wicej nie napisz niczego na rce. Nigdy.
- To tylko... - Odchrzkam. - To tylko takie gryzmo
y... nic nie znacz...
Przerywa mi przenikliwy dzwonek telefonu. Dziki
Bogu. Ktokolwiek to jest, kocham go. Pospiesznie wyci
gam komrk z torebki i wciskam zielony przycisk.
- Emmo, do koca ycia bdziesz mnie caowa po
pitach! - sysz widrujcy gos Jemimy.
- Sucham?
- Wszystko zaatwiam! - owiadcza triumfujco. Wiem, wiem, jestem wspaniaa i nie wiesz, co by beze
mnie zrobia...
- Co takiego? - Ogarnia mnie niepokj. - Jemimo,
o czym ty mwisz?
- O odegraniu si na Jacku Harperze, ty guptasie!
Jako e ty siedziaa na tyku jak kompletna oferma,
wziam sprawy w swoje rce.
Przez chwil nie jestem w stanie si ruszy.
- Jack... przepraszam na chwil. - Obdarzam go pro
miennym umiechem. - Musz porozmawia.
Na drcych nogach odchodz pospiesznie w kt
dziedzica, tak by Jack nie mg mnie usysze.
- Jemimo, obiecaa, e niczego nie zrobisz! - sycz
do suchawki. - Przysiga na swoj skrzan torebk
Miu Miu, pamitasz?
- Nie mam skrzanej torebki Miu Miu! - woa
z triumfem. - Mam torebk Fendi!
Oszalaa. Po prostu oszalaa.
334
25
Gdy wchodz na widowni, lekko krci mi si w gowie
i jestem bliska paniki.
Co ja zrobiam? Co ja najlepszego zrobiam?
Zdradziam najwaniejsz na wiecie tajemnic
Jacka moralnie wypaczonej, mciwej wariatce w ciu
chach Prdy.
No dobra, tylko zachowaj spokj, nakazuj sobie po
raz chyba milionowy. W gruncie rzeczy ona niczego nie
wie. Ten dziennikarz te najprawdopodobniej nie do
wie si niczego. Jego znajomo faktw jest bardzo
ograniczona.
A jeli czego si dowie? Jeli przypadkiem trafi na
prawd? I Jack odkryje, e to ja wskazaam mu waci
wy kierunek?
Na sam t myl robi mi si niedobrze. Skrca mnie
w odku. Po co ja w ogle wspominaam Jemimie
o Szkocji. No po co?
Nowe postanowienie: Ju nigdy wicej nie zdradz ni
czyjej tajemnicy. Nigdy, nigdy, nigdy. Nawet jeli bdzie
mi si wydawao, e to nic wanego. Nawet jeli bd
wcieka.
Ju nigdy wicej nie odezw si ani sowem, koniec,
kropka. Do tej pory przez mwienie zawsze wpadaam
w tarapaty. Gdybym nie otworzya ust w tym gupim sa
molocie, nie miaabym teraz kopotw.
Stan si niemow. Milczc zagadk. Kiedy ludzie
bd mi zadawa pytania, skin gow albo na kartce
336
- Lissy powiedziaa, e spotkamy si na przyjciu mwi do Jacka. - Moe wic... moe wic ju tam pj
dziesz? Ja musz wykona szybki telefon.
- Wszystko w porzdku? - pyta Jack, patrzc na mnie
z niepokojem. - Wydajesz si dziwnie zdenerwowana.
- Nic mi nie jest! - odpowiadam. - To tylko podekscy
towanie! - Posyam mu promienny umiech, po czym
czekam, a oddali si na tyle daleko, by mnie nie sy
sze. Wtedy natychmiast wystukuj numer Jemimy.
I znowu wcza si sekretarka.
Ponownie dzwoni. Znowu sekretarka.
Mam ochot krzycze ze zoci. Gdzie ona jest? Co ro
bi? Jak mog j powstrzyma, skoro nie wiem, gdzie si
podziewa?
Stoj w bezruchu, starajc si nie dopuci do tego,
by owadna mn panika, i kombinujc, co mona jesz
cze zrobi.
Bd musiaa po prostu pj na przyjcie, zachowy
wa si normalnie, prbujc skontaktowa si z ni te
lefonicznie, a jeli mi si nie uda, zaczeka, a si zoba
czymy. Nie pozostao mi nic innego. Wszystko bdzie
dobrze. Wszystko bdzie dobrze.
Przyjcie jest due i haaliwe. Bior w nim udzia
wszyscy tancerze, nadal w swoich scenicznych kostiu
mach, caa publiczno oraz cakiem sporo ludzi, ktrzy
pojawili si dopiero teraz. Kelnerzy roznosz drinki
i panuje naprawd ogromny rozgardiasz. Gdy tam
wchodz, nie widz nikogo znajomego. Czstuj si kie
liszkiem wina i zaczynam przeciska si przez tum, sy
szc po drodze urywki rozmw.
- ...wspaniae kostiumy...
- ...znaleli czas na prby?
- ...sdzia by absolutnie nieprzejednany...
Nagle dostrzegam Lissy. Jest rozpromieniona, ota
cza j grupa przystojnych facetw, wygldajcych na
prawnikw. Jeden z nich otwarcie przyglda si jej
nogom.
340
26
Przez chwil nie jestem w stanie si poruszy. Stoj
oszoomiona, a letni wiatr wieje mi w twarz. Wpa
truj si w zakrt, za ktrym znikn samochd Ja
cka. Wci mam w uszach jego gos. Wci widz jego
twarz. Patrzy na mnie tak, jakby jednak mnie nie zna.
Czuj dotkliwy bl w caym ciele. Z trudem go wytrzy
muj. Zamykam oczy. Gdybym tak moga cofn czas...
Gdybym wykazaa si wiksz stanowczoci... Gdybym
wyprowadzia Jemim i jej znajomka... Gdybym szyb
ciej si odezwaa, kiedy pojawi si Jack...
Ale tak si nie stao. A teraz jest ju za pno.
Na chodniku pojawia si grupka uczestnikw przyj
cia. miej si i rozmawiaj o takswkach.
- Wszystko w porzdku? - pyta mnie z ciekawoci
jedna z tych osb, a ja podskakuj przestraszona.
- Tak - odpowiadam. - Dziki. - Jeszcze raz patrz
w miejsce, gdzie znikn samochd Jacka, po czym po
woli wracam do budynku.
Lissy i Jemima nadal znajduj si w gabinecie. Jemi
ma kuli si ze strachu, podczas gdy Lissy objeda j na
czym wiat stoi.
- ...samolubna, niedojrzaa maa dziwka! Rzyga mi
si chce na twj widok, wiesz?
Kiedy syszaam, jak kto mwi, e w sdzie Lissy
przypomina rottweilera, i nic mogam tego poj. Ale
teraz, kiedy przygldam si, jak przemierza gabinet tam
i z powrotem, z oczami poncymi wciekoci, sama
zaczynam si ba.
- Emmo, powstrzymaj j! - odzywa si bagalnie Je
mima. - Ka jej przesta na mnie krzycze.
- No wic... co si stao? - Lissy spoglda na mnie,
a na jej twarzy widnieje nadzieja.
351
- Ale prawda. Widziaam reklamwk - wtrcam. No i jeszcze rozgosimy, e jak nikt nie patrzy, wycierasz
nos rkawem.
Jemima przykada do do ust.
- ...i e twoje pery s hodowlane, a nie prawdziwe...
- ...e nigdy sama nie przygotowujesz swoich przy
j...
- ...i e zdjcie, na ktrym witasz si z ksiciem Wil
liamem, jest sfabrykowane...
- ...i powiemy kademu facetowi, z ktrym si b
dziesz umawia, e zaley ci jedynie na kamieniu na pa
lec! - kocz i posyam Lissy spojrzenie pene wdzicz
noci.
- No dobrze! - woa Jemima, prawie ze zami w oczach. - Ju dobrze! Obiecuj, e zapomn o tym. Przy
sigam. Tylko bagam, nie wspominajcie nikomu o tym
sklepie z przecenionymi ciuchami. Bagam. Mog ju
i? - Patrzy proszco na Lissy.
- Owszem - odpowiada pogardliwie Lissy i Jemima
czmycha z gabinetu.
Gdy zamykaj si za ni drzwi, spogldam na Lissy.
- Czy to zdjcie z ksiciem Williamem naprawd jest
lipne? - pytam.
- Tak! Nie mwiam ci? Kiedy robiam co w jej kom
puterze i otworzyam przez pomyk jaki dokument,
zobaczyam to. Ona po prostu dokleia swoj gow do
ciaa jakiej panienki!
Nie jestem w stanie powstrzyma chichotu.
- Ta dziewczyna jest niewiarygodna.
Opadam na krzeso, ogarnita nag saboci. Przez
chwil panuje cisza. W oddali sycha szum rozmw.
Kto przechodzi obok drzwi gabinetu, mwic co o po
wanych problemach w systemie sdownictwa...
- Wysucha ci chocia? - przerywa cisz Lissy.
- Nie. Po prostu odjecha.
- Nie uwaasz, e to troch nie w porzdku? Przecie
on zdradzi wszystkie twoje sekrety. Ty zdradzia tylko
jeden...
353
356
357
27
To niesamowite, jak bardzo inn jestem teraz osob.
Tak, jakby co mnie zupenie odmienio. Jestem now
Emm, duo bardziej otwart ni kiedy, znacznie bar
dziej szczer. Przekonaam si bowiem, e jeli nie
mona by szczerym wobec przyjaci i kolegw, i tych,
ktrych si kocha, to nie wiadomo, o co chodzi w tym
caym yciu.
Jedyne sekrety, jakie obecnie mam, s naprawd ma
lutkie i absolutnie niezbdne. A zreszt ile ich jest?
Mogabym je pewnie policzy na palcach jednej rki.
Oto kilka, ktre przychodz mi akurat do gowy:
1. Naprawd nie jestem pewna, co sdzi na temat
nowych pasemek mamy.
359