Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 417

LUIS DE LA HIGUERA

PIEKIELNE RELIKWIE

TUMACZENIE
ELIZA KASPRZAK-KOZIKOWSKA

WYDAWNICTWO OTWARTE KRAKW 2008


Tytu oryginau: LAutopsie de Satan

Copyright Editions Timee, 2006.

Published by arrangement with Literary Agency Agence de l'Est

Copyright for the translation by Eliza Kasprzak-Kozikowska

Projekt okadki: Adam Stach


Grna fotografia na okadce: Copyright OliYer Berg / epa / Cor-
bis
Dolna fotografia na okadce: Copyright for the photo at the cover
by
James Miller / stock.xchng

Opieka redakcyjna: Arletta Kacprzak

Opracowanie typograficzne ksiki: Daniel Malak

Adiustacja: Bogumia Gnypowa / Wydawnictwo JAK

Korekta: Joanna Hodys / Wydawnictwo JAK,


Bogumia Gnypowa / Wydawnictwo JAK

ISBN 978-83-7515-034-6

Zamwienia: Dzia Handlowy, ul. Kociuszki 37, 30-105 Krakw


Bezpatna infolinia: 0800-130-082
Zapraszamy do ksigarni internetowej Wydawnictwa Znak,
w ktrej mona kupi ksiki Wydawnictwa Otwartego: www.znak.com.pl
Vitorii Gutierrez Motrel, mojej babci.
In Memoriam

Kamstwo jest czsto prawd z bdn dat.


Etienne Rey

Bez kamstwa prawda skonaaby z nudw i rozpaczy.


Anatole France
CZ I
EXHUMATIO
ROZDZIA 1

Watykan, rok 1655

Szkaratny blask zachodzcego soca przenika przez witrae Kaplicy


Sykstyskiej, tworzc miliony rozarzonych refleksw, ktre zleway si z
purpur szat siedemdziesiciu dwch kardynaw zebranych na konklawe.
W tej feerii karminu, bordo i czerwieni, lnieniu koralu i karmazynu, wi-
te Kolegium przygotowywao si do czwartego i ostatniego w tym dniu
gosowania. Nadszed moment wyboru tego, ktremu przypadnie cikie
zadanie bycia jednoczenie namiestnikiem Chrystusa, biskupem Rzymu,
nastpc witego Piotra, wieckim przywdc chrzecijastwa i jego
duchowym opiekunem - papieem.
- Proponuj, abymy przystpili do gosowania oznajmi uroczycie
kardyna dziekan Severino Massimo, ktry przewodniczy posiedzeniu.
Siedemdziesiciu jeden kardynaw zgodzio si w milczeniu. Dzie
by dugi, obrady trudne i wszyscy niecierpliwie czekali na ostateczny wy-
nik.
- Ja... hm... wnosz o przerwanie obrad.

9
Siedemdziesit jeden par wytrzeszczonych oczu zwrcio si w stron
kardynaa Umberta Romano Donatellego, patrzc na niego tak, jakby wa-
nie wypowiedzia jakie straszliwe blunierstwo.
- Wasza Eminencja raczy artowa?! - przywoa go do porzdku kar-
dyna dziekan. - Wanie rozpoczynamy gosowanie!
Stojcy porodku zgromadzenia Donatelli umiechn si z zakopota-
niem. Wyjtkowo poruszony potrzsn sw wielk krostowat gow,
nalegajc:
- Tak, tak, rozumiem... Ale wanie dlatego prosz o przerw. Ja... nie
wiem, czy zasuguj na wasze zaufanie i...
Waha si przez chwil, uciekajc wzrokiem od osupiaych twarzy
zwrconych w jego stron. Jego spojrzenie zawiso na zdobicym cian w
gbi kaplicy monumentalnym fresku Sd Ostateczny. Przed jego oczami
potpiecy wili si w mczarniach, nadaremnie prbujc unikn czekaj-
cych ich kar piekielnych. Poczu przeszywajcy dreszcz, kiedy zmczonym
gosem doda:
- Musz si wyspowiada.
Nieopisana wrzawa podniosa si w kaplicy. Wrd wyzwisk i prote-
stw wszyscy zastanawiali si, jaki to nowy fortel wymyli Donatelli,
aby opni gosowanie. Zwolennicy Fabia Chigiego, jego gwnego ry-
wala, podejrzewali, e za wszelk cen prbuje zdoby podstpem kilka
dodatkowych gosw.
Kardyna dziekan uderzy doni w st, aby zaprowadzi spokj. Bez
wtpienia kto tak nieobliczalny jak ten Donatelli nie nadaje si na papiea.
- Potrzeba spowiedzi jest jak najbardziej godna szacunku, lecz prosz
zrozumie, e bdzie musiaa poczeka do koca gosowania. A teraz bd
wdziczny, jeli Wasza Eminencja powrci askawie na miejsce!
Donatelli czu, jak pod naporem utkwionych w nim spojrze ulatnia si
jego determinacja. W kocu, niewyranie przytakujc gow, usucha.

10
Jednak myl, e mgby zosta wybrany, przepenia go nagle gbokim
niepokojem.
P godziny pniej kardyna dziekan po raz ostatni przelicza karty do
gosowania. Nie, to nie pomyka. wite Kolegium bdzie musiao zebra
si ponownie.
- To byo czwarte i ostatnie dzi gosowanie - oznajmi zgromadzeniu. -
Obawiam si, e musimy odoy wybory do jutra.
Donatelli powstrzyma westchnienie ulgi.
Pozostali spojrzeli po sobie z rezygnacj. Od witu byli zamknici w
Kaplicy Sykstyskiej i myl o dalszych obradach raczej ich nie zachwyca-
a.
Kardyna dziekan nakaza przeku karty do gosowania w miejscu,
gdzie widniao sowo eligo, i przewiza wszystkie jedwabn nitk. Na-
stpnie przekaza plik kardynaowi kamerlingowi, aby spali go razem z
wilgotn som.
Siedemnacie dni upyno od mierci Giambattisty Pamphilego, zna-
nego powszechnie jako Innocenty X, i zapowiadao si, e elekcja jego
nastpcy nie bdzie atwa. Po czterech gosowaniach przewidzianych w
procedurze, dwch rannych i dwch popoudniowych, w grze pozostao
dwch kandydatw: Umberto Donatelli i Fabio Chigi. Jak dotd aden nie
uzyska dajcej zwycistwo wikszoci dwch trzecich i jednego gosu, a
czarny dym, ktry za chwil pojawi si na bkitnym niebie Watykanu,
wiadczy bdzie o tym, e Tron Piotrowy wci pozostaje pusty.

Zapada noc, kardynaowie zasnli. Umberto Donatelli, ukryty w kcie


Kaplicy Sykstyskiej, rozkoszowa si chwil samotnoci. Wsta, by prze-
mierzy pogron w mroku imponujc sal, w ktrej kardynaowie sp-
dzili cay dzie, szepczc niezmordowanie, zawizujc i zrywajc sojusze,
negocjujc do ostatniej chwili, komu dadz swoje poparcie. Stumione
odgosy krokw Donatellego ledwie mciy panujc cisz. Kiedy znalaz

11
si przed freskiem, zaj miejsce w awce i podnis wzrok.
Gdzie gboko w rodku odczuwa potrzeb modlitwy. Ale od kilku
miesicy nie potrafi si modli. To, co drczyo jego sumienie, byo tak
niepokojce, e nie potrafi otworzy swej duszy przed Stwrc. Wbrew
temu, co powiedzia, nawet spowied zdawaa si ponad jego siy. Nie mia
pewnoci, czy Bg, mimo swego nieskoczonego miosierdzia, zdoa go
zrozumie. Nie, w tej chwili najbardziej potrzebowa powiernika.
- Umberto...
Donatelli podskoczy. Kardyna kamerling Silvio Rampallo, o ospowa-
tej twarzy i ysej czaszce, sta za nim. Postawi na ziemi wiecznik, ktry
przynis z sob, zaj miejsce obok przyjaciela i pooy do na jego ra-
mieniu.
- Musz przyzna, e masz talent do efektownych wystpie!
Ale Donatelli nawet si nie umiechn. Jego przysadzista, wbita w
krzeso sylwetka zdradzaa niezwyke jak na tego czowieka przygnbienie.
Silvio przyglda mu si z yczliwoci. Cho obdarzony pokanych roz-
miarw brzuchem, Donatelli zawsze dba o zachowanie odpowiedniej po-
stawy, wierzc, e godno jest w rwnym stopniu kwesti postury, co
zachowania. Silvio Rampallo, widzc przyjaciela tak przybitego, ze wzro-
kiem utkwionym we fresku - jakby w postaciach namalowanych w ubie-
gym wieku przez Michaa Anioa mg znale odpowied na drczce go
pytania - zrozumia, e wygld Donatellego by odbiciem przygniatajcych
go trosk.
Pody za spojrzeniem przyjaciela i jego wzrok zatrzyma si na maje-
statycznej postaci Chrystusa w aureoli wiatoci, ktrego sylwetka drgaa
w blasku migoczcych wiec.
- Micha Anio by niezwykle utalentowany - wyszepta - ale nigdy nie
mogem poj, dlaczego przedstawi Chrystusa jako muskularnego, po-
zbawionego zarostu efeba.

12
Rampallo prbowa nada swym sowom lekki ton i przez chwil wy-
dawao si, e Donatelli docenia te starania. Unis bowiem brwi i powie-
dzia:
- Masz szczcie, e Pius IV nakaza, by Daniele da Volterra przesoni
go t mieszn, pruderyjn przepask. W przeciwnym razie Jezus wanie
prezentowaby nam swoje atrybuty!
Ale blady umiech, ktry rozjani jego twarz na t myl, natychmiast
znikn i kardyna Rampallo postanowi poczeka, a przyjaciel zrobi na-
stpny krok. Za nimi, w ciemnociach, sycha byo gone chrapanie jed-
nego z kardynaw. Duga chwila upyna, nim Donatelli znw si ode-
zwa.
- Silvio, przyjacielu - wyszepta z wahaniem - co mylisz o Szatanie?
Kardyna kamerling przez duszy czas nie reagowa.
- O Diable, Lucyferze, Ksiciu Ciemnoci... - nalega Donatelli.
Silvio Rampallo rozejrza si dookoa, upewniajc si, e pozostali ich
nie sysz, i potar doni sw ysin, bezskutecznie szukajc odpowiedzi,
dziki ktrej nie wyszedby na idiot. Ale wydawao si, e Donatelli wca-
le na ni nie czeka, gdy cign dalej:
- Ta caa historia z upadym anioem zawsze wydawaa mi si troch
nacigana. W Starym Testamencie jest zaledwie kilka odniesie do Szata-
na. U Zachariasza i w Ksidze Hioba to po prostu nazwa oglna: szatan to,
szatan tamto... Trudno o mniej sz precyzj. Jedynie w Ksidze Kronik
Szatan to imi oznaczajce przeciwnika Boga. To wiadczy o znaczeniu,
jakie mu przypisywano! I w gruncie rzeczy myl, e chodzio gwnie
o dyskretne zdjcie z Jahwe odpowiedzialnoci za Zo.
Przerwa na chwil i umiechn si niewyranie. Silvio, zakadajc, e
umiech by skierowany do niego, postanowi go odwzajemni, cho w
sowach przyjaciela nie dopatrzy si niczego zabawnego. Prawd mwic,
czu si raczej nieswojo.

13
- Umberto, nie sdz, aby to by dobry moment na...
- Tutaj oczywicie pojawia si problem - cign Donatelli, jakby nie
usysza sprzeciwu. - Chodzi o to, e na pocztku wszystkie boskie stwo-
rzenia byy dobre. Czwarty sobr lateraski wypowiedzia si w tej kwestii
niezwykle jasno. Jak zatem wytumaczy fakt, e jedna z istot stworzonych
przez Boga - bo Szatan rwnie do nich naley - nagle postanowia si
zbuntowa i popeni Zo? Rozumiesz? Jeli chodzi o nas, zwykych mier-
telnikw, to ju inna sprawa: Szatan ju tu jest, aby nas kusi. Mamy wy-
mwk. Ale on? Kto go podburzy do czynienia Za? Co go do tego po-
pchno? Nawet sam wity Tomasz pogubi si w domysach. Przecie nie
moemy przyj, e ponad nim istniaa jaka wysza sia Za, ktra moga
na niego wpyn. Jake bowiem j pogodzi z prawd o jednoci Boga?
Byaby to, rzecz jasna, czysta herezja! Jedno bstwo dobre, drugie ze.
Zupenie nie do pomylenia! Chrzecijastwo jest monoteistyczne, do dia-
ba!
Donatelli znw zamilk. Mimo stara, jakie czyni, by zachowa spo-
kojny i zrwnowaony ton, w jego gosie sycha byo osobliwe drenie.
Tak jakby wahanie lub wtpliwo wkrady si nagle w dokadnie przemy-
lane koncepcje. Jakby powtarza starannie przygotowan przemow, lecz
sowa, w miar ich wypowiadania, nabieray dla niego zupenie nowego
znaczenia. Silvio Rampallo zrozumia, jak wiele ta rozmowa musiaa dla
Donatellego znaczy. Kiedy si pochyli, by lepiej sysze przyjaciela, ten
cign dalej:
- Wic Szatan z wasnej woli wybra Zo. Dokona wiadomego wybo-
ru, ktrego konsekwencj byo wygnanie. Przypumy. Ale to wci nie
wyjania, dlaczego to zrobi. Unis si pych? Chcia by rwny Bogu?
Tajemnica. aden teolog nie znalaz przekonujcego wyjanienia. Zreszt
gdyby Szatan by rdem i pocztkiem Za, oznaczaoby to, e posiada
ogromn moc. Tymczasem, cho potny, nie moe by wszechmocny, bo

14
w takim wypadku rywalizowaby z Bogiem. I tutaj powracamy do po-
przedniego problemu. Przeciwnik, zgoda; rywal, to ju za duo. A wic:
uwaa, by nie przecenia jego potgi, lecz jednoczenie pozostawia mu
pewn wadz. Delikatna rwnowaga...
Silvio chcia co powiedzie, ale zawaha si. Do czego zmierza jego
przyjaciel? Postanowi mu nie przerywa.
- Chc ci przez to powiedzie, e nie pozostaje nam nic innego, jak
przyj, e Bg nie tylko stworzy i toleruje Szatana, ale co wicej, posu-
guje si nim, aby podda nas prbie. Tyle e w takim razie, przepraszam,
ale Bg byby dosy maostkowy i wyrachowany, co zupenie do Niego
niepodobne... Krtko mwic, ten cay Szatan wicej komplikuje, ni wy-
jania, i nigdy nie byem co do tego wszystkiego przekonany. I mwic
szczerze, Silvio, skoro jego byt transcendentny wydaje mi si trudny do
wyjanienia, to tym bardziej nigdy nie wierzyem w jego fizyczne istnienie.
Wyobraa go sobie z krwi i koci, no naprawd...
Westchn i zamkn oczy. W zalanej blaskiem ksiyca kaplicy cie
masywnej sylwetki Donatellego pada na fresk, odmalowujc jego posta
pord potpiecw. Gdzie w ciemnoci zatrzeszczaa podoga. Kardyna
nawet nie spojrza na przyjaciela, kiedy doda:
- A do chwili, gdy ujrzaem go przed sob.
Silvio podnis gow. Nie by pewien, czy dobrze usysza. A raczej
mia nadziej, e si przesysza. Ludzi palono na stosie za bahsze rzeczy.
Przyglda si okrgej sylwetce starego przyjaciela, ktrego rumiana,
gadka, byszczca od potu twarz zwykle przywodzia mu na myl dorod-
nego, misistego pomidora. Jego ukryte pod powiekami spojrzenie, za-
zwyczaj szczere i przenikliwe, teraz bdzio gdzie nieprzytomnie. Jeszcze
nigdy nie widzia go w takim stanie.
- Jak to przed sob?

15
- Szatana. Widziaem go. Sta przede mn na swych ogromnych apach.
Jego monstrualna posta i pusty, straszny wzrok poraay. Spotkanie, kt-
rego nigdy nie zapomn, wierz mi...
Tym razem Silvio Rampallo nie mg powstrzyma umiechu. Zna
Donatellego ju szedziesit lat. Od czasw dziecistwa spdzonego w
toskaskiej wsi ledzi wszystkie etapy jego kocielnej kariery. Dzieli
rozterki zwizane z wyborem stanu duchownego, oklaskiwa przerne
nominacje, krytykowa niegodziwe postpki, towarzyszy w chwilach
zwtpienia. Zna go ju wystarczajco dugo, aby wiedzie, e nigdy nie
mwi podobnych rzeczy dla artu. To jednak byo zbyt trudne do uwierze-
nia. Zatem Rampallo skrzyowa rce na brzuchu i pokrci gow z po-
wtpiewaniem.
- Umberto, opowiadasz jakie brednie!
Donatelli westchn gboko i spojrza wreszcie na swojego rozmwc.
- Gdyby tak byo, Silvio, gdyby tak byo... Jednak najdziwniejsze w
tym wszystkim jest to, e poczuem ogromn ulg, kiedy stanem z nim
twarz w twarz. Bo gdyby istota, ktr miaem przed sob, nie bya Szata-
nem, byoby to, moesz mi wierzy, jeszcze bardziej przeraajce.
Silvio zrozumia wreszcie, e Donatelli nawizuje do ledztwa, ktre
kilka miesicy wczeniej prowadzi na poudniu Francji. Poniewa po po-
wrocie przyjaciel nie zdradzi adnych szczegw, Silvio nic nie wiedzia
o tej sprawie.
- Nie bardzo rozumiem...
- Bo nie znasz caej historii. I cho wiele miesicy upyno, odkd za-
koczyem ledztwo, ja sam wci nie potrafi uchwyci w peni jej zna-
czenia. A przecie, wierz mi, miaem po temu wszelkie niezbdne dane.
Przesuchaem wszystkich wiadkw, opisaem wszystkie zdarzenia, za-
pamitaem kady najdrobniejszy szczeg, zanotowaem nawet najbar-
dziej bahe rozmowy. Jednake wyaniajca si z tego historia wprawia

16
mnie w ogromne zakopotanie... Aby zacz od samego pocztku, trzeba
przywoa losy Zenona de Mongaillaca.
Podnis si, zmierzy wzrokiem sal wszerz i wzdu, najwyraniej go-
towy, by rozpocz dug opowie. Ale kardyna kamerling by wyczer-
pany i nie mia ochoty sucha.
- Umberto, jestemy na konklawe - powiedzia znuonym gosem. - Ju-
trzejszy dzie pewnie bdzie mczcy. Czy to nie moe poczeka?
- Nie, Silvio. To nie moe ju duej czeka.
- Ale... Skoro ta sprawa tak bardzo poruszya twoje sumienie, trzeba by-
o powiedzie mi o tym wczeniej! Dlaczego czekae a do tej chwili?
Jake chcesz, abym wysucha twojego opowiadania, w chwili gdy...
- Musisz mnie wysucha!
Zaskoczony wadczym tonem przyjaciela Silvio przyglda mu si przez
chwil.
- Silvio, prosz, wysuchaj tej historii - nalega Donatelli.
Kardyna kamerling z grymasem rezygnacji na twarzy osun si na
awk. Kiedy Donatelli rozpoczyna swoj opowie, w oddali rozlegao
si bicie rzymskich dzwonw. Silvio Rampallo umiechn si smutno.
Wiedzia, e szanse Umberta na sukcesj po papieu wanie zmalay.
ROZDZIA 2

Pary, kilka miesicy wczeniej...

Zenon de Mongaillac zawsze uwaa, e ycie jest cudown gr, w kt-


rej uczestniczy si bez adnego ryzyka, i myla, e swe ostatnie lata spdzi
samotnie, zgbiajc uczone ksigi midzy dwiema szklaneczkami jaow-
cwki w jakiej zapadej miecinie, gdzie diabe mwi dobranoc.
- Dzikujmy Niebiosom, e day nam jedn z tych bezksiycowych
nocy, tak sprzyjajcych czynom przestpczym! - szepn do ucha modemu
czowiekowi idcemu u jego boku.
Chudy modzieniec schowa gow w ramionach i szczka zbami.
Wygldao na to, e nie podziela entuzjazmu swojego mistrza. Ca uwag
skupi na zachodnim zboczu wzniesienia, na ktrym may cmentarz two-
rzy zowieszcz skaz, niczym strup na gnijcej ranie.
- Mam ze przeczucia - wykrztusi drcym gosem.
Zenon ukry umiech. Skulona sylwetka ucznia przypominaa mu koni-
ka morskiego. Poprawi mu paszcz.
- Przede wszystkim wygldasz mi na zmarznitego.

18
Rzeczywicie, nie byo zbyt ciepo, ale przynajmniej przestao pada.
Cikie chmury, ktre noc przetoczyy si nad miastem, rozproszyy si,
odepchnite przez rzek zachodni bryz, i zapach mokrych zi unosi si
nad ziemi. Kiedy ulewa ucicha, w ciemnoci na nowo rozbrzmiay
dwiki nocy. W dali sycha byo ujadanie psw, trzasny drzwi, szyld
gospody zaskrzypia na wietrze.
- Strach jest skonnoci duszy, Nicolasie - doda uczony. - A skonno-
ci duszy przymiewaj rozsdek. Spjrz tylko dookoa. Widzisz tu co
przeraajcego?
Nicolas wyprostowa si nieco. Wzdu ogrodzenia stojcego na wzg-
rzu opactwa, stoczone jedne na drugich ohydne rudery uczepiy si stoku,
jakby chciay unikn zsunicia si w boto. By to usiany mynami labi-
rynt obskurnych chaup, ktre daway schronienie wszelkiej maci ajda-
kom i ndzarzom wyrzuconym z miasta. Miejsce mao uczszczane po
zachodzie soca. Nicolas zadra.
- Nie boimy si dlatego, e co jest przeraajce, mistrzu. Co jest
przeraajce dlatego, e si boimy.
Zenon unis brwi. Ten chopak z ca pewnoci nie by gupi.
Trzeba przyzna, e odkopywanie trupa nie naley do najprzyjemniej-
szych czynnoci. Tak samo zreszt jak czatowanie w nocy, by mc zakra
si na cmentarz. I logicznie rzecz biorc, Zenon powinien teraz marzy, tak
jak Nicolas, o nie w swym ciepym ku. Tymczasem, cho lubi myle,
e nie bez powodu zosta doktorem anatomii i botaniki w Krlewskim
Kolegium Medycyny w Paryu i e w zwizku z tym najbardziej nie-
wdziczne zadania mogy by z powodzeniem powierzone jakiemu pod-
wadnemu, tej nocy, ukryty za cian chaty w towarzystwie ulubionego
ucznia, z opat na ramieniu, czyha na odpowiedni chwil, przekonany,
e nikt inny nie powinien wykonywa za niego tej pracy.

19
Zenon zapali fajk. Tak naprawd ta potajemna ekshumacja niezwykle
go radowaa. Caymi miesicami bezskutecznie uwodzi sodk Amandine
Perthuys - wie Panie nad jej dusz, skoro pozbya si ju swej cielesnej
powoki - a teraz nadesza godzina, aby zebra owoce swych stara.
Amandine w kocu odkryje przed nim swe wdziki. A e zrobi to po-
miertnie, w trakcie sekcji zwok, nie sprawiao mu wikszej rnicy.
Tyto trzeszcza w gwce fajki, rowawy blask pada na twarz uczo-
nego, podkrelajc delikatno jego rysw. Jasne oczy i dugie, krcone,
kasztanowe wosy, bdce obiektem zazdroci noszcych peruki kolegw,
sprawiay, e Zenon de Mongaillac wyglda na modszego, ni by w rze-
czywistoci, co zawsze zbijao z tropu jego nowych uczniw. Tymczasem
osign ju wiek zwany dojrzaym, co jest eleganckim sposobem, by
stwierdzi, e nie by ju mody, nie uznajc go przy tym za starego.
Czterdziestka; wiek okrelany przez staroytnych mianem apogeum, mo-
ment prawdziwych narodzin czowieka.
Aby zrekompensowa sobie pojawienie si zmarszczek i sabnc moc
uwodzenia, Zenon zapuci szykowny wsik. Zreszt elegancji nigdy mu
nie brakowao. Ubiera si zawsze z wielk starannoci i dbaoci o
szczegy, gustownie dobierajc kolor kaftana i bufiastych spodni. Wysoki
i smuky, porusza si z pewn dystynkcj, cho mona byo w tym do-
strzec rwnie odrobin pretensjonalnoci. Lecz cokolwiek mwiliby
oszczercy, mia wszystko, co potrzebne, by wyglda jak szlachcic.
Szlachcic, z pewnoci, ale szlachcic zmczony czekaniem. Niebo na
wschodzie zaczynao si rozjania, wic Zenon zdecydowa, e czas dzia-
a. Posa Nicolasowi krzepicy umiech, wyszed z ukrycia i rozejrza si
dookoa, aby si upewni, e aden niepodany wiadek nie czai si
gdzie za rogiem.

20
- Idziemy! - zarzdzi.
Ciemne sylwetki czterech owinitych w paszcze osobnikw wyoniy
si nagle nie wiadomo skd i cignc za sob wz, podyy w milczeniu
wzdu murw cmentarza. Nicolas i Zenon doczyli do nich i dziwaczny
orszak skierowa si w stron cmentarnej bramy.
- A teraz cisza jak makiem zasia - wyszepta Zenon do swych
uczniw, kiedy dotarli do celu. - Charles i Antoine, zostaniecie tutaj z wo-
zem. Nicolas i pozostali, za mn!
Podczas gdy dwaj pierwsi pilnowali wejcia, Zenon i jego trzej pomoc-
nicy, wszyscy wyposaeni w opaty i motyki, przeskoczyli przez star
bram i zniknli w ciemnociach.
- Jak dobrze, e nie musiaem tam i - wyszepta Charles, kiedy pozo-
stali nie mogli go ju usysze. - Po czym takim miesicami budzibym si
z krzykiem w rodku nocy!
- Zamknij gb i patrz, czy nikt nie idzie! - ofukn go Antoine, rwnie
niespokojny jak jego towarzysz. - Nie syszae, co powiedzia mistrz?
Postp nauki wymaga od nas pewnych powice. I moim zdaniem jedna
nieprzespana noc to niezbyt wygrowana cena.
- Dopki tylko tyle powicamy...
Ukryli si za wozem i wsuchujc si w kady najcichszy nawet szmer,
trzli si w opadajcej porannej mgle. U ich stp upiona stolica majaczy-
a w bladorowym blasku jutrzenki.

W tej samej chwili, gdy Zenon de Mongaillac zakrada si na may pa-


ryski cmentarz, na drugim kocu kraju ojciec Amadeusz, proboszcz Lan-
sec, przystawia drabin do ciany kocioa.
- Panie, chro swego sug w tej niebezpiecznej misji, ktrej zamierza
si podj - modli si, zoywszy rce.
Ale Pan mia najwyraniej co innego na gowie, bo pierwszy szczebel,
na ktrym stan ojciec Amadeusz, zama si i biedny proboszcz polecia

21
do przodu. Jego nos rozkwasi si o drabin i trysn fontann krwi.
- Cholerna, dziadowska, hugenocka drabina! - zakl.
Zatka dziurk w nosie kawakiem szmatki, przeegna si dobre p tu-
zina razy i ze wzmoon ostronoci zacz si wspina po tym, co zosta-
o z drabiny.
Okrglutki ojciec Amadeusz nie mia w sobie nic z atlety. Wyglda na
szedziesiciolatka, cho nie doszed jeszcze do pidziesitki. Wspi-
naczka zaja mu wic dobr chwil. Dotarszy na szczyt, zatrzyma si na
moment, aby poprawi gaganek, ktry bez przerwy wysuwa si z krwa-
wicego nosa, i popatrzy w d. Jezus Maria, jak wysoko! A tu trzeba
jeszcze wdrapa si na dach! Westchn. Taka karkoomna wspinaczka nie
bya rozsdna w jego wieku.
Nierozsdna, lecz konieczna. Bo jeli Amadeusz wspi si na tak wy-
soko, to nie po to, by zbliy si do swego Stwrcy, lecz by sprawdzi
stan dachu kocioa. Od jakiego czasu spadajce z gry cegy byy tak
liczne jak kazania ksidza, co grozio jego owieczkom ranami i cierpie-
niami bardziej konkretnymi ni kary, jakie czekay je za popenione grze-
chy.
Oczywicie Amadeusz prbowa powiadomi kuri o katastrofalnym
stanie budynku, lecz odpowiedziano mu, e w obecnych trudnych czasach
walki z protestanckim wrogiem kocielne fundusze przeznaczano na roz-
wizywanie pilniejszych problemw. Amadeusz zrozumia doskonale, i
bya to grzeczna sugestia, by radzi sobie sam. Ufny w mdro przeoo-
nych pogodzi si z odmow. Jednak widok kocioa popadajcego w ruin
zasmuca jego serce. Nie mg wprawdzie liczy na pomoc kurii biskupiej,
nikt mu jednak nie zabroni wzi sprawy w swoje rce. Tak wic zabiera
si wanie do przeprowadzenia wizji lokalnej, aby mc napomkn o tym
swkiem Berenchonowi, murarzowi z Lansec.
Z gry Amadeusz mia niezwyky widok na Sewenny, gdzie wschodz-
ce soce rozpdzao ostatnie poranne mgy. W bladym wietle jutrzenki

22
porose krzewami wzgrza cigny si a po horyzont, jak nieregularne
fale, przecinane sterczcymi skaami. Przy dobrej widocznoci mona byo
nawet dostrzec niewyrane kontury fortyfikacji Montpellier - miasta, ktre
Amadeusz obdarzy mianem Sodomy Langwedocji - rysujce si w dali na
rwninie.
Ziemia otaczajca wiosk, bardziej jaowa ni ta w dolinie, nie dawaa
mieszkacom wielkiego wyboru co do uprawy rolin: poza kilkoma drze-
wami oliwnymi i rzadkimi pdami winoroli zagubionymi wrd ska nic
nie chciao tu rosn. Byoby inaczej, gdyby rzeka nawadniaa okoliczne
wzgrza. Ale poza wyschnitym przez dziesi miesicy w roku strumycz-
kiem u stp wzgrza, par mil std, adnej rzeki tu nie byo.
Wioska skadaa si z garstki niskich domw, wzniesionych z okolicz-
nych kamieni uoonych niezbyt misternie jedne na drugich. May, niepo-
zorny kociek, nawet gdyby nie by w poowie zrujnowany, nie zaintere-
sowaby zbytnio podrnego, jeli w ogle jakikolwiek podrny zadaby
sobie trud, aby zapuci si w te strony, i wykazaby cho odrobin zainte-
resowania.
Nieco dalej dwie ze stu zamieszkujcych wiosk duszyczek szy po-
spiesznie wsk, kamienist ciek, gubic si gdzie wrd wzgrz.
Nawet z tej odlegoci ojciec Amadeusz bez trudu je rozpozna. Rozkoy-
sany chd Gilberta mona byo pozna na kilometr, a Octave by jedyny w
swoim rodzaju.

Na cmentarzu cztery cienie skraday si midzy grobami. Zenon prowa-


dzi swych uczniw najlepiej, jak potrafi. Lecz trudno znale drog, gdy
w ciemnoci wszystkie groby s do siebie podobne. Odlege pohukiwanie
towarzyszyo odgosom ich krokw jak pie aobna, skomponowana
specjalnie na t okazj przez cierpicego na brak poczucia humoru demiur-
ga. Zenon nie mg powstrzyma umiechu. Nie tak atwo go wystraszy.
Co nie przeszkodzio mu podskoczy, gdy za jego plecami rozleg si

23
metaliczny brzk. To Nicolas potkn si o nagrobek, motyka wypada mu
z rk i uderzya o krzy.
- Uwaajcie, gdzie stawiacie nogi, do cholery!
- Trzeba je najpierw widzie - burkn Nicolas, podnoszc si.
Ruszyli dalej w ciszy, modlc si, by uderzenie motyk o krzy nie byo
jakim znakiem i nie zbudzio umarych ze snu. Na zakrcie alei Zenon
rozpozna grb, ktrego szuka. W oczekiwaniu na pooenie pyty na-
grobnej miejsce pochwku oznaczono prostym drewnianym krzyem. W
bladym wietle wolno janiejcego nieba Zenon mg przeczyta wieo
wyryty w drewnie napis:

Amandine Perthuys, z domu Ramges


1637-1654

- To tutaj. Do roboty!
Trzej uczniowie splunli w donie i schwyciwszy opaty i motyk, za-
brali si do kopania jeszcze pulchnej ziemi. W powietrzu natychmiast
unis si zapach wilgotnej, yznej gleby. Zenon spojrza w niebo. Soce
wzejdzie niebawem. Trzeba si spieszy.
Postp nauki wymaga powice, powiedzia swym uczniom. Pikny
eufemizm. Bo cakowicie bezprawne wtargnicie na cmentarz, aby wy-
kra trupa, niespecjalnie przystawao do jego wyobrae o uprawianiu
filozofii przyrody. A jednak zawsze tak byo. Sam Zenon rwnie nie
unikn tej makabrycznej koniecznoci. I zobaczy siebie kopicego zie-
mi, tak samo jak teraz jego uczniowie, wiele lat temu w Montpellier, w
towarzystwie swego mistrza Athanase'a Lavorela.
Athanase Lavorel by wymagajcym nauczycielem. Bez sekcji zwok -
lubi niegdy powtarza swym studentom - anatomia byaby nauk abstrakcyj-
n. Zenon umiechn si. Od tego czasu upyno ju dwadziecia lat, a
zdawao si, e nic si nie zmienio. Nic, poza dosy istotn okolicznoci,

24
e tym razem to nie on musia kopa. I gono pocigajc z cybucha swej
dugiej, cienkiej fajki, na ktrej zotnik wygrawerowa jego imi, przygl-
da si ciepo swoim uczniom, ktrzy by moe pewnego dnia take zosta-
n wybitnymi doktorami i zagoni do kopania garstk modziecw.
opaty i motyki pracoway gorliwie i po upywie kwadransa trumna
pani Amandine Perthuys, z domu Ramegs, ukazaa si wreszcie ich
oczom.
Kiedy przygotowywali si, aby j otworzy, usyszeli dziwny dwik
dobiegajcy z pobliskich zaroli. Zenon da uczniom znak, by znierucho-
mieli, i nadstawi ucha, badajc ciemnoci. Przypomniawszy sobie nie-
szczsne uderzenie motyk, Nicolas zadra. Jednak znw zapada cako-
wita cisza i wszyscy woleli przyj, e to by tylko wiatr. Kiedy jeden z
uczniw zdejmowa wieko trumny, Zenon pochyli si nad grobem. W tej
samej chwili pierwszy promie soca przeszy mrok, wydobywajc z
ciemnoci blady profil modej kobiety. Jej umiechnita twarz, wyaniajca
si z nicoci niczym ulotny obraz zbkanej duszy, delikatnej i przezroczy-
stej, porazia wszystkich.
Nawet Zenon, niezbyt skonny do wzrusze, poczu, e oddech zamar
mu w piersi. Bya wspaniaa! I cho nikomu by tego nie wyzna, pomys
wydarcia ziemi zwok modej kobiety przej go nagle nieoczekiwanym
niepokojem. Ten czyn mia w sobie co ze witokradztwa.
Po wyjciu z trumny pooono nieboszczk na wilgotnej ziemi. Pozo-
stao tylko przenie j do wozu.
- Trzeba j wzi za stopy i ramiona - poradzi Zenon.
Kiedy dwch uczniw prbowao to zrobi, ponury krzyk rozdar ciem-
no i gigantyczny cie spad na nich z wierzchoka drzewa. Rzucili si na
ziemi.
Zenon podnis gow i zobaczy sylwetk ogromnej sowy, ktra roz-
postarszy swe podobne anielskim skrzyda, przeleciaa nad ich gowami i

25
usiada na gazi. Wszyscy odetchnli z ulg.
- Wszystko w porzdku? - zapyta Zenon. - Nicolasie?
Ale Nicolas, przekonany, e jedyny sposb, aby uj przed zjaw, to nie
patrze na ni, zamkn oczy, rzuci si do grobu i pad na twarz. Teraz,
pokryty ziemi od stp do gw, lea nieruchomo na dnie dou.
- Obawiam si, e miaem drobny wypadek...
Zenon pochyli si nad dziur i natychmiast spostrzeg ma kau po-
yskujc midzy nogami chopca.
- Naturalna reakcja - powiedzia, by zbagatelizowa incydent. - Dowd
na to, e przeraajce okolicznoci mog czasem wzbudzi strach. Do ro-
boty!
Kiedy Nicolas prbowa doj do siebie, dwaj chopcy ujli pani Per-
thuys, jeden za stopy, drugi pod pachy, i podnieli j do gry. Jednak
zwoki, najwyraniej wrogo nastawione do pomysu zabierania ich na
przechadzk bez spytania o zgod, nie pozwoliy traktowa si jak sztywny
przedmiot i zgiy si wp.
W kocu uwierz, e mam szczeglny talent do pakowania si w po-
dobne sytuacje, pomyla Zenon. Kto musia ponie trupa na rkach, ale
nikt si nie kwapi na ochotnika.
- No, prdzej! - powiedzia Zenon, zirytowany tymi skrupuami. - Prze-
cie was nie ugryzie.
Tak uprzejmie zachcony przez Zenona, jeden z uczniw powici si
w kocu i z jego nie mniej uprzejm pomoc podnis zawinite w prze-
cierado ciao. Uczony pozwoli sobie na dosy miae porwnanie do
pana modego nioscego sw wybrank do lubnej komnaty, ale nikogo to
nie rozmieszyo.
- Ruszamy! - zarzdzi w kocu i spojrza dookoa, by sprawdzi, czy
wszyscy s gotowi do drogi.
Lecz po Nicolasie nie byo nawet ladu.

26
- Nicolasie?
- Tu jestem! - odpowiedzia gos z gbi grobu.
Zenon nachyli si i spostrzeg, e mody czowiek bacznie przyglda
si cianom dou.
- Ale c ty robisz? Musimy std wyj jak najszybciej!
- Id, id - odpar ucze, nie odrywajc oczu od ziemi. - To ciekawe...
naprawd bardzo ciekawe...
- Ciekawe jest tutaj tylko twoje zachowanie - zgani go agodnie Ze-
non, podajc mu rk.
Po lewej stronie w niebo wzbio si stado gobi. Nie byo ani chwili do
stracenia, w dali, nad dachami Parya, wschodzio ju soce. opaty i
motyki zostay pozbierane i tak jak przysza, maa druyna wygldajca jak
zastp duchw skierowaa si w stron bramy, lawirujc midzy grobami.

Delikatny powiew wieej bryzy nis wo lawendy i rozmarynu. Gil-


bert drepta kamienist ciek, muskajc doni rozsiane tu i wdzie zioa
i rzadkie krzewy.
Cho powierzchowno jego nie bya cakiem szpetna, mona powie-
dzie, e natura bardzo le si z nim obesza. Pod kp zmechaconych
wosw, ktre czasem sprawiay, e wygldem przypomina stg siana,
Gilbert mia dosy pokany nos i usta, w ktrych mona by si doliczy
siedmiu zbw i poowy smego, gdyby przypadkiem ktokolwiek odway
si tam zajrze. Rzecz jednak mao prawdopodobna, zwaywszy na wydo-
bywajcy si stamtd mao przyjemny zapach.
Gilbert, prosty chop, y najlepiej, jak potrafi, z hodowli szeciu bara-
nw i dwch kz, a pochodzce z niej produkty zamienia od czasu do
czasu na to, co niezbdne do przeycia. y tak od urodzenia (obecnie osi-
gn szacowny wiek dwudziestu siedmiu lat) i z ca pewnoci nie mgby
sobie wyobrazi innego ycia. Zadowala si wic tym, czym Stwrca raczy

27
go codziennie obdarza, i co wieczr prosi Niebiosa, by dzie jutrzejszy
nie by ciszy od wczorajszego.
Jak co rano, wyszed rzuci okiem na sze swoich baranw i spraw-
dzi, czy aden zbj nie zakrad si noc, aby, jak to si niestety czasem
zdarzao, zwdzi jednego. I tak jak kadego ranka towarzyszy mu cho-
piec o imieniu Octave. Byo to dziecko nieco zapnione, ktre najwyra-
niej nie znalazo nic ciekawszego do roboty od obserwowania Gilberta
przy pracy. W tej dziedzinie chopiec wykazywa niewiarygodn cierpli-
wo. Potrafi godzinami nie odezwa si ani sowem, po prostu siedzc i
patrzc na barany skubice rzadko rosnc trawk, wycieczon prb
wydostania si z ziemi midzy skaami.
- Bdzie dzi adnie - stwierdzi wieniak, umiechajc si ciepo.
- Tym lepiej.
- Moe nawet za gorco.
- Trudno.
Gilbert wola na tym poprzesta. Zdecydowanie to nie by jego dzie.
Octave by maomwny. A poniewa on sam le spa tej nocy, dzie zapo-
wiada si dugi i mczcy.
Dziwny koszmar nie pozwoli mu zasn przez wiksz cz nocy i
Gilbert wci jeszcze nie mg odpdzi drczcych jego umys piekiel-
nych wizji: Agnes, pikna moda kobieta, w ktrej by zakochany, zapdzi-
a go a na szczyt gry, by nagle przeobrazi si w demoniczn istot lub
co diabelnie j przypominajcego - cho ocena pozostaje kwesti dosy
delikatn - i obdarza go, ma si rozumie wbrew jego woli, pieszczotami,
ktre jednake z upodobaniem przypomina sobie teraz w najdrobniejszych
szczegach. Gilbert wci jeszcze by tym wstrznity. I dosy wyczer-
pany. Z ca pewnoci powinien napomkn o tym ojcu Amadeuszowi,
gdy tylko wrci do wioski. Takich historii z demonami i sukubami nie mo-
na lekceway i lepiej w por porozmawia o tym z najbardziej owieconym

28
w tej materii, ni cign sobie Zego na kark.
Gdy Gilbert przyby na miejsce, w ktrym jego zwierzta zwykle szu-
kay czego do jedzenia, od razu poczu, e co jest nie tak. Moe to zbyt
intensywna cisza, moe nietypowy zapach, moe dziwne drenie w powie-
trzu czy trudne do okrelenia uczucia podpowiaday mu, e zdarzyo si
co niezwykego, co zburzyo spokj jego wzgrza. Nie potrzebowa wi-
cej, by zrozumie, e nocny koszmar by tym, co ojciec Amadeusz nazwa-
by znakiem ub przeczuciem, w kadym razie wiadomoci, ktra ostrze-
gaa, by mie si na bacznoci. Odwrci si wic do Octave'a i pooy
palec na ustach, nakazujc mu, by zachowa cisz. Octave by milczcy z
natury, wic podobna ostrono bya zupenie zbdna, lecz gest mia w
sobie co serdecznego i opiekuczego, co odpowiadao ojcowskiej posta-
wie, jak Gilbert lubi przybiera wobec chopca.
Obawy Gilberta potwierdziy si, gdy zauway, e jego skromne stad-
ko oddalio si od swego pastwiska i bdzio pomidzy skaami. A co
wicej, cho nie wykazywa wielkiej biegoci w sztuce liczenia, Gilbert
spostrzeg natychmiast, e z szeciu baranw tego ranka pozostao tylko
pi. W pierwszej chwili ogarna go wcieko. Zbje, chciaby zobaczy
ich wszystkich wytrzebionych. Przez chwil delektowa si t przyjemn
wizj, wyobraajc sobie siebie w roli kata. Lecz trwao to tylko kilka se-
kund, dokadnie tyle, ile potrzebowa, by zauway brakujcego barana
lecego w trawie o kilka krokw dalej. Da znak Octave'owi, by zosta z
tyu, i zbliy si do zwierzcia. Z ca pewnoci baran by chory. Gilbert
stan jak wryty, stwierdziwszy, e jednak nie by.
- Jest rozszarpany - zauway po prostu Octave, zagldajc mu przez
rami.
Przed nimi leay zakrwawione, zmasakrowane szcztki. Nie pierwszy
raz Gilbert widzia zdechego barana, a jednak poczu, e odek podchodzi

29
mu do garda. Bya to ju tylko w poowie poarta, bezksztatna masa ciaa
zmieszanego z wen. Gowa zwierzcia bya oddzielona od rozprutego
tuowia, wntrznoci wyleway si z rozwartego brzucha, a wydobywajcy
si z niego mdy odr wywoywa nudnoci. Stojcy obok Octave patrzy
na szcztki wytrzeszczonymi oczami.
Ten, kto to zrobi, nie by zwykym grabiec.

Przy wejciu na cmentarz Zenon patrzy, jak uczniowie wkadaj


Amandine Perthuys do wielkiej skrzyni, ktr nastpnie umiecili na wo-
zie. Wydobywa si z niej lekki, acz uporczywy zapach. Aby przetranspor-
towa trupa, nie rzucajc si w oczy, uczniowie przykryli skrzyni gr
kwiatw zebranych na zboczach wzgrza. Obwchawszy dokadnie wz,
Zenon uzna fortel za skuteczny i da rozkaz do wymarszu. Wz cignity
przez dwch krzepkich uczniw ruszy z miejsca i skierowa si w stron
stolicy.
Idc na kocu maego orszaku, Zenon rozmyla o niepokoju, jaki po-
czu w momencie ekshumacji zwok modej kobiety. Jeli w dziedzinie
teologii lubi publicznie i z nalen rozwag przedstawia si jako sceptyk,
to po to, by unika uycia terminu deista. Inaczej mwic, Zenon by
dyskretnym, acz przekonanym libertynem. Dopuszcza wic moliwo
istnienia jakiej formy bstwa, ktremu jednak, wedug niego, bliej byo
do Natury ni Boga objawionego w Pimie witym. A wic w jego wie-
cie, pozbawionym boskiego autorytetu, nie istniay powody pozwalajce
uzna t ekshumacj za co niestosownego. Nie mg nawet utrzymywa,
e amaa ona prawa Natury. adne z tych praw nie nakazywao zmaremu
spoczywa w ziemi. Skd wic wzi si jego niepokj?
Nie mg odpowiedzie na to pytanie, bo chwil przed dotarciem do
posterunku stranika przy bramie Saint-Denis Nicolas, ktry w czasie drogi

30
doprowadzi si nieco do porzdku, podszed do swego mistrza.
- Oto przygoda, bez ktrej wietnie bym si oby!
- Z j na otarzu postpu nauki, Nicolasie.
Zenon obj go ramieniem. Podczas gdy wobec pozostaych uczniw
odczuwa co najwyej obojtno, to do Nicolasa Stenona by naprawd
przywizany. Tak samo jak on, Nicolas by tuaczem. W rzeczywistoci
chopak nazywa si Niels Stensen* i by Duczykiem. Ale przede wszyst-
kim ciekawo ucznia bya rwnie nienasycona, jak jego wasna. Nie-
ustannie opracowywa nowe teorie, roztrzsa prawie wszystkie moliwe
kwestie i niemal codziennie przedstawia mu wyniki swych przemyle,
nie zawsze dajce si obroni, trzeba to przyzna. Najwaniejsze, e Zenon
znajdowa prawdziwe upodobanie w sownych potyczkach z tym modym
czowiekiem i nie wtpi, e pewnego dnia on take zostanie znanym na-
ukowcem.
- Ale powiedz mi... czego, u diaba, szukae przed chwil na dnie tego
grobu?
- Niczego szczeglnego...
- No, dalej. Dobrze wiem, kiedy co wzbudza twoj ciekawo.
Nicolas wzruszy ramionami.
- Warstwy ziemi - rzuci w kocu.
- No dobrze. C w nich takiego szczeglnego?
- Nic. Intryguj mnie.
Zenon zatrzyma si i spojrza badawczo na ucznia. Nie pierwszy raz
Nicolas zastanawia si nad rzeczami, na ktre og miertelnikw nie
zwrciby najmniejszej uwagi. Ale tym razem take sam Zenon nie dostrzeg

* Posta historyczna. Lekarz i przyrodnik, pniejszy biskup. Stworzy podwaliny geo-


logii i paleontologii. Sformuowa zasad superpozycji, mwic, e warstwy ziemi uoone
s w okrelonej kolejnoci i reprezentuj konkretne okresy. W 1988 roku Jan Pawe II
zaliczy go w poczet bogosawionych (wszystkie przypisy pochodz od tumaczki).

31
w tym niczego interesujcego.
- Leonardo da Vinci prbowa opracowa teori na ich temat - cign
Nicolas. - Twierdzi mianowicie, e Ziemia zbudowana jest z pokadw
rnej materii, uoonych w warstwy, ktre okreli mianem stratum. War-
stwy te miayby powstawa w cigu wielu stuleci z materiau osadzanego
na Ziemi przez wiatr lub w wyniku innych zjawisk naturalnych, tak e
warstwy powierzchniowe mog by uznawane za najmodsze, za te poo-
one najgbiej za najstarsze. Ale jednej rzeczy nie rozumiem.
- Sucham.
- Mwi si, e Ziemia liczy sobie zaledwie kilka tysicy lat, niepraw-
da?
- Och, Nicolasie, wieku Ziemi wci jeszcze nie okrelono.
- No a ten arcybiskup irlandzki, James Ussher? Czy nie obliczy ostat-
nio, po drobiazgowych badaniach Pisma witego, e stworzenie wiata
nastpio 26 padziernika 4004 roku przed narodzeniem naszego Pana
Jezusa Chrystusa?
- O dziewitej rano - poczu si w obowizku sprecyzowa Zenon, nie
bez pewnej dozy ironii, ktra nie umkna uwagi ucznia.
- A wic w jaki sposb tyle materii mogo zgromadzi si na po-
wierzchni Ziemi w tak krtkim czasie?
- No... hm... tak jak powiedzia Leonardo, zostaa naniesiona przez
wiatr, a potem... a potem rozkad obumarych rolin...
- Na takiej gruboci? W kilka tysicy lat?
- C, tak wanie Bg stworzy wiat.
Nicolas spojrza porozumiewawczo na swego mistrza. Wiedzia dosko-
nale, e nie wierzy on w ani jedno wypowiedziane przed chwil sowo. Ale
temat by delikatny, wic mody czowiek wola nie dry go dalej.

32
- Czy natura naszego adunku nie przysporzy nam pewnych proble-
mw, kiedy przyjdzie nam przekroczy granic miasta? - zapyta, by zmie-
ni temat.
- O to si nie martw, Nicolasie - odpowiedzia Zenon z umiechem. -
Robiem to ju dziesitki razy. Wierz mi, o tej porze kontrola wchodzcych
jest tak agodna, jak to tylko moliwe.
Nie wzi jednak pod uwag poczucia obowizku Sigismonda Pinseca,
ktry mimo ograniczajcej czujno sennoci zdecydowany by wypeni
swe zadanie z najwysz gorliwoci. Poprzedniego dnia jego ona Rober-
ta wydaa na wiat szstego z kolei potomka. Nadano mu imi Ludwik, na
cze nowego krla, ktry, jak powiadano, mia wkrtce woy koron.
Za przeoony Sigismonda da mu do zrozumienia, e ewentualno
uczczenia tej niezwykej chwili jakim awansem nie jest wykluczona. Nie-
zupenie wiedzc, czy przyczyn witowania maj by narodziny syna,
czy podrygi krlestwa, Sigismond wzi sobie do serca sugesti i wyostrzy
czujno, by pokaza, e stanie na wysokoci kadego zadania, jakie wi-
nien wypenia przyszy podoficer. Przybycie wozu powita wic stanow-
czym Kto idzie?!, machajc przy tym wysoko sw halabard.
Zenon wymieni z Nicolasem spojrzenie tyle zdziwione, co niespokoj-
ne. Pierwszy raz widzia na tym posterunku tak pilno w przestrzeganiu
procedur.
- Hm... Dostawa kwiatw - wymyli na poczekaniu.
- Macie zezwolenie?
- Powiedziano mi, e nie jest to konieczne.
- le wam powiedziano.
Zenon sprbowa przyjaznego umiechu, lecz w zamian otrzyma tylko
zmarszczenie brwi. Nicolas wznis oczy do nieba: sprawa nie zapowiadaa
si dobrze. Sigismond podszed do wozu i rzuci okiem na stos kwiatw.
- W taki sposb je przewozicie? Zdechn wam te kwiaty.

33
- Nie te. To specjalny gatunek.
- W kadym razie zbyt pikne to one nie s.
I pochyli si, by przyjrze si im z bliska. Trzymajcy si na stronie
spoceni ze strachu uczniowie patrzyli bezradnie, jak skrupulatny poczciwi-
na, ktrego nie przekona pozorny spokj dostawcy kwiatw, zabiera si
do rozgrzebywania stosu rolin ostrzem swej halabardy. I kiedy bro natra-
fia na tward cian skrzyni, wszyscy wstrzymali oddech. Sigismond po-
chyli si, by zbada rzecz wasnymi rkami.
- Jak te kwiaty mierdz! - wykrzykn, rozgarniajc stos.
- Odr mierci - wyjani Zenon. - Pikna pani nic na to nie poradzi.
Sigismond znieruchomia.
- Pikna pani - dorzuci uczony. - Tak wanie Wosi nazywaj t roli-
n: bella donna. Std belladona! miertelna trucizna.
- Psiakrew...
Sigismond uskoczy do tyu, machajc rkami, aby pozby si lici, kt-
re przyczepiy mu si do rkaww.
- Oczywicie wszystko zaley od tego, jaki zrobimy z niej uytek, do
czego j wykorzystamy. Jestem lekarzem i botanikiem w Krlewskim Ko-
legium Medycyny.
- Pikna pani - mrukn Sigismond. - Bardzo zabawne. Przez chwil
mylaem, e...
- Przyznaj, e art nie by w dobrym gucie.
Sigismond odsun si w kocu od kwiatw i wrci do uczonego.
- To rolina z rodziny psiankowatych - cign Zenon, ktry naprawd
zaczyna si dobrze bawi. - cile rzecz biorc, te kwiaty to amandinus
perthuysium. Zawieraj substancj mierteln, ktra jednak, stosowana w
bardzo maych dawkach, moe by lekarstwem.
- Lekarstwem na co?

34
- Ma pan dzieci?
- Nie dalej jak wczoraj szste ujrzao wiato dzienne.
- Gratulacje. Wszystkie w dobrym zdrowiu?
- Najstarszy ma obrzydliwy kaszel. Bagam Niebiosa, by mu si nie
pogorszyo.
- Wtpi, by Niebiosa miay tu cokolwiek do rzeczy. Natomiast te ro-
liny mogyby uratowa mu ycie, gdyby przypadkiem zy los, w swej
zoliwoci, uwzi si na niego i pokara skrofuami... Ale prosz wzi
sobie troch. Naley zagotowa trzy listki z odrobin miodu i tak otrzyma-
ne lekarstwo podawa choremu do picia dwa razy dziennie.
Sigismond zmruy swe mae, nieufne oczka. Nie by a takim idiot,
by nie zauway, jak bardzo podobna propozycja przypomina przekup-
stwo. Nie lubi takich sytuacji, oj, nie lubi. Rozejrza si niespokojnie
dokoa, by sprawdzi, czy aden z przeoonych nie krci si w okolicy.
- No, dalej - nalega Zenon. - Prosz pomyle o dziecku.
Wartownik podrapa si po gowie, rozwaajc wszystkie za i przeciw.
Zastanawiajc si, czy aby na pewno zaley mu na awansie, da sobie
chwil na podjcie decyzji, udajc, e sprawdza, czy jego halabarda jest
dobrze naostrzona, i powiedzia:
- Tylko dlatego, e may jest chory...
I kiedy niepewnym krokiem kierowa si w stron wozu, Nicolas szep-
n uczonemu na ucho:
- Czy pozwolenie mu na zabaw z belladon w ucznia czarnoksinika
to na pewno dobry pomys?
- To? - odpowiedzia Zenon z umiechem. - Gdzie ty si liczy botani-
ki? To s mlecze! Napj z nich na pewno jego dziecku nie zaszkodzi.
- Ani nie pomoe.
Wartownik wraca w ich stron, trzymajc ostronie gar lici.

35
- Niech pan jednak sprowadzi lekarza, jeli choroba nie ustpi - uzna
za stosowne doda Nicolas.
Zenon popatrzy na niego z agodnym wyrzutem. Taki niepotrzebny
sentymentalizm mg wszystko popsu. Ale poniewa wygldao na to, e
wartownik nie zdaje sobie sprawy, i pad ofiar drwiny, uczony zadowoli
si pytaniem:
- Moemy jecha?
- Jedcie, jedcie. Nie bdziemy tu tkwi przez cay ranek.

Gilbert zostawi Octave'a przy zmasakrowanym baranie i popdzi, ge-


stykulujc, w stron plebanii, gdzie o tej porze ojciec Amadeusz powinien
si wanie przygotowywa do porannego naboestwa. Zbieg ze wzgrza
tak szybko, jak wspi si na nie w swoim koszmarze, przebieg przez wio-
sk z prdkoci sposzonego osa i niczym optany, uderzy w cikie,
nabijane wiekami wrota.
- Ojcze Amadeuszu! Ojcze Amadeuszu! - wrzeszcza, prbujc odzy-
ska oddech.
- Jestem tutaj - odpowiedzia gos pochodzcy, zdawao si, z nieba.
Gilbert zrobi krok w ty i ujrza dobroduszn twarz Amadeusza wygl-
dajc zza naronika dachu.
- Ach, to wy, ojcze! - wykrzykn uspokojony.
- O co chodzi?
- Nieszczcie okropne si stao! Musicie natychmiast przyj!
Ojciec Amadeusz zupenie nie przywyk do tego, by niepokojono go o
tak wczesnej porze, zakl wic pod nosem. Ale wobec stanowczego tonu
wieniaka posucha i pocz ostronie schodzi po drabinie. Poniewa
zejcie trwao rwnie dugo, jak wejcie, Gilbert prbowa go ponagli,
wykrzykujc bez przerwy: Szybko, szybko, szybko!, czego jedynym
efektem byo rozdranienie duchownego.

36
- C to za maniery! Czyby Jego witobliwo przebywa z wizyt w
okolicy, e si tak ekscytujesz i zawracasz mi gow? - mrukn, stawiajc
stopy na ziemi.
Gilbert gapi si na poplamiony krwi gaganek, wystajcy z probosz-
czowskiej dziurki w nosie. Nie mogc zrozumie, do czego waciwie ma
on suy, postanowi ostatecznie zapomnie o tym dziwnym szczegle i
powiedzia:
- Jeden z moich baranw zdech!
- Do diaska. C za straszna wiadomo - odpar drwico proboszcz,
drapic si po pozostaociach czupryny.
W powszechnym mniemaniu ojciec Amadeusz by jednym z tych ludzi,
ktrzy zawsze widz pozytywn stron ycia. Z tego powodu w szacunku,
jakim darzyli go parafianie, wicej byo przywizania ni lku. Wtargni-
cie Gilberta w jego spokojny poranek byo oczywicie nieprzyjemne, ale
przy odrobinie wysiku uznanie, e moe to urozmaici jego dzie, nie
byo niemoliwe. Obdarzy wic swego gocia szerokim umiechem, maj-
cym odpdzi ze duchy. Ale nieszcznik wyglda na naprawd przygn-
bionego i Amadeusz pomyla, e jego zachowanie moe budzi po-
dejrzenie o cynizm, daleki od prawide chrzecijaskiego miosierdzia,
jakie codziennie usiowa wpaja swym owieczkom. Wysili si wic, by
przybra odpowiedni do sytuacji, zmartwiony wyraz twarzy, i pooy sw
szerok do na ramieniu wieniaka.
- Wieczno spoglda na kadego z nas z yczliwoci - owiadczy z
namaszczeniem. - Trzeba znosi swe przeznaczenie z pokor. Bg w swym
miosierdziu...
- Zosta poarty!
- Bg? - obruszy si Amadeusz, wytrzeszczajc oczy.
- Baran. Poarty! Zostaa po nim tylko mokra plama.
Proboszcz przyglda si swemu rozmwcy ze zdumieniem. Nie ulegao
wtpliwoci, e smutek nieboraka by mniej istotny ni przeraenie czy nawet

37
zgroza, jakie mg teraz wyczyta z jego twarzy. Zapominajc o inspekcji
dachu, narzuci paszcz na ramiona i pody za nim w stron wzgrz.

Kiedy Zenon de Mongaillac, zamknity w podziemiach uniwersytetu,


przystpowa do sekcji zwok, soce byo ju wysoko na niebie.
Skromnych rozmiarw izb i wszystkich w niej zebranych spowija
pmrok stosowny do majcego si tam odby rytuau. Tylko st do sekcji
owietlony by przez drgajce wiece, ktre rzucay na rozcignitego na
nim trupa migotliwe, niezdecydowane wiato, nadajce mu wraenie ru-
chu, co przerazioby kadego, kto znalazby si tu pierwszy raz, jak to byo
w wypadku niektrych uczniw. Na niewielkiej szafce obok stou leay
przerne narzdzia niezbdne do przeprowadzenia sekcji. Znajdoway si
tam rwno uoone skalpele i noe rnego rodzaju i wielkoci, noyce,
pia, maa siekiera i co do zaostrzenia jednych i drugich, drewniany mo-
tek oraz komplet szczypiec i szpilek, umoliwiajcych rozchylenie kolej-
nych warstw ciaa, by dosta si do tego, co znajduje si wewntrz. Dua
miednica przeznaczona na organy, ktre miay zosta wyjte z ciaa, zosta-
a ustawiona w nogach stou. Pod stoem umieszczono - poczony ze zwy-
k dziur w ziemi, wprost pod nogami tego, kto przeprowadza autopsj -
przyrzd sucy do odprowadzania krwi i innych lepkich pynw ustrojo-
wych, grocych obryzganiem widzw.
To, e zwoki naleay do osoby, ktr zna, zupenie Zenonowi nie
przeszkadzao. Gdyby go zapytano, jak mg popeni podobny czyn, z
pewnoci odpowiedziaby, e w wieku czterdziestu lat by jednym z naj-
bardziej byskotliwych doktorw anatomii swojego pokolenia i nie zamie-
rza pozwoli, by tego rodzaju rozwaania przeszkadzay mu w wypenia-
niu jego misji. Dodaby rwnie, e znalezienie ludzkich trupw nie byo
rzecz atw, a wikszo dostpnych cia naleaa do skazanych na mier,

38
wrd ktrych trudno o kobiet. Dlatego kobiece ciao kryo wci wiele
tajemnic i skoro nadarzya si okazja, trzeba byo z niej skorzysta.
Prawda bya jednak taka, e Zenon de Mongaillac by cakowicie wyzu-
ty z moralnoci. Z jego punktu widzenia Arystotelesowska wada bya
pojciem niedorzecznym.
Pozostajc zatwardziaym, amoralnym bezbonikiem, nie by jednak
idiot i jako uwany czytelnik Machiavellego uznawa, e przezorno
nakazuje ukrywa prawdziwe cele i motywacje. Uchodzi wic za czowie-
ka surowego, powcigliwego i powanego, o nienagannej moralnoci,
cakowicie oddanego postpowi nauki. Nie zawahaby si powiedzie, e
cae swe ycie powici nauce w ogle, a anatomii w szczeglnoci.
Wszystko to mogo mieszy, lecz najwyraniej ci, ktrzy nie znali go zbyt
dobrze, dawali si nabra. W swej przewrotnoci Zenon posun si a do
sugerowania, e niegdy omal nie wstpi do zakonu. Tylko pewien nad-
miar wytwornoci w jego stroju mg nasuwa przypuszczenie, e moe
si za tym kry jakie moralne zepsucie. Lecz to take mona byo zoy
na karb dzy sawy - co jest grzechem wybaczalnym - dzy w duym
stopniu zaspokojonej, bo jego renoma rozesza si po wiecie po publikacji
pierwszego dziea, powiconego anatomii wtroby.
Jakkolwiek by byo, jego zamiowanie do medycyny i anatomii brao
gr nad sentymentami i skrupuami. Kiedy w gr wchodzi postp nauki,
ciao byo tylko ciaem, choby naleao do maonki jednego z przyjaci.
Poniewa nie wiedzieli zupenie nic o yciu nieboszczki, uczniowie Ze-
nona podzielali ten punkt widzenia. A e nie byli przy tym lepi, aden nie
pozosta nieczuy na oczywiste, cho w tej sytuacji bezuyteczne wdziki
modej kobiety. Amandine Perthuys bya smuk blondynk, a jej uroda
sugerowaa czysto i niewinno, o ktrych Zenon wiedzia, e byy
prawdziwe. To, e bya on przyjaciela, nie powstrzymao go przed prb

39
uwiedzenia jej, lecz jego zabiegi okazay si bezowocne - natrafiay na mur
jej nieustpliwej wiernoci.
Zenon wiedzia wic, co myle o moralnoci damy, i z rozkosz czeka
na t sekcj, uznajc, e studiowanie jej anatomii bdzie suszn nagrod
za jego starania.
Upewni si, e wszyscy patrz uwanie, i pochyli si nad ciaem, kt-
rego skra, w zotawym blasku wiec, zdawaa si nierealnie blada, wrcz
przezroczysta. Niewiele brakowao, by organy byy widoczne bez koniecz-
noci przeprowadzania sekcji.
- Jeli si nie zna przyczyny zgonu pacjenta, pierwsz rzecz, jak nale-
y wykona, zanim si przystpi do autopsji - tumaczy Zenon, wodzc
wzrokiem po twarzach uczniw - jest sprawdzenie, czy na danym ciele nie
wystpuj adne lady obrae zewntrznych. Czsto wskazuj one na
obraenia wewntrzne, ktre mog wprowadzi nas w bd w trakcie bada-
nia organw, jeli nie zostay wczeniej zauwaone.
Zwinne rce uczonego przystpiy do ogldzin: sprawdzania stanu
wci jeszcze gitkich staww, macania brzucha w poszukiwaniu jakiej
anomalii i odwracania trupa, aby w podobny sposb zbada go z tyu. Po-
niewa wszystko zdawao si w porzdku, mona byo, wobec braku po-
wanego urazu, usun zranienie i wypadek z listy potencjalnych przyczyn
zgonu.
Zenon wyprostowa si. Kiwanie gowami oznajmiao mu, e nie-
boszczka nie ma adnych obrae i czas ju przej do spraw powanych.
Postpujc zgodnie z reguami Vesale'a, rozpocz od narysowania wglem
na ciele linii szkieletu. W ten sposb mona byo przedstawi to, co znaj-
dowao si pod spodem, i uwidoczni struktur ciaa, a to byo niezbdne
do zrozumienia zasad jego funkcjonowania. Kiedy Zenon skoczy, Nico-
las pospiesznie poda mu n.
Uczony podwin rkawy. Ulotny obraz Amandine haftujcej przy ko-
minku przebieg mu przez myl. Odsun go potrzniciem gowy. Ostrze
noa bysno, odbijajc wiato wiec, musno delikatny, jasny meszek

40
pokrywajcy brzuch pani Perthuys i nacio skr z krtkim wistem.

Kiedy trupi odr dotar do nozdrzy ojca Amadeusza, proboszcz poczu


mdoci, jednak pochyli si dzielnie nad stert misa. Okaleczenia byy tak
gbokie, rany tak brutalnie zadane, e tylko ostre ky ogromnego zwierz-
cia mogy by ich przyczyn. Mona byo zreszt stwierdzi, e brakowao
czci ciaa, zapewne poartej na miejscu lub zabranej. Nie by to pikny
widok, proboszcz da wic znak, by Octave trzyma si na uboczu.
- Pies by tego nie zrobi - oceni Gilbert, ktry zastanawia si, czy to
odpowiedni moment, by napomkn o swoim koszmarze.
- Obawiam si, e to moe by wilk.
- Za may.
- To nie moe by niedwied. Nie ma ich w tej okolicy.
- wita Marto, miej nas w swej opiece - wymamrota Gilbert, egnajc
si pospiesznie.
- Spokojnie, spokojnie, bez paniki. Nie trzeba straszy biednego
Octave. To pewnie jakie zbkane zwierz, ktre zeszo z gr i chciao
poywi si przed powrotem.
- Poywi si moimi zwierztami - powiedzia wieniak z naciskiem. -
Jakbym mia ich za duo.
- Powiniene si cieszy, e nie poczynio jeszcze wikszych szkd w
twoim maym stadzie. - Amadeusz podnis oczy na okoliczne wzgrza, z
ktrych wia pachncy tymiankiem wiatr, i doda: - Co jednak trzeba b-
dzie zrobi.
Patrzc po raz ostatni na szcztki, zrozumia, e zwierz, ktre to zrobi-
o, nie byo zwykym wilkiem.

Jdrna skra brzucha Amandine Perthuys otworzya si niczym kwiat,


ukazujc to, co wielu niedowiadczonych jeszcze uczniw nazwaoby...
misem. Jednak obserwacja mini brzucha bya tematem poprzedniej sekcji,

41
zatem Zenon de Mongaillac, zdecydowany zbada bliej organy rozrodcze
tego okazu, nie czeka ani chwili i pocigniciem skalpela odsoni lepk
mas: wntrznoci.
Kolor skry dwch czy trzech uczniw, ktrzy o mao nie zemdleli,
mg w tym momencie rywalizowa z bladoci trupa. Grymas obrzydze-
nia pojawi si na twarzach pozostaych i niewyrany szmer przebieg au-
dytorium.
- Troch wytrzymaoci, prosz - zada Zenon, z nosem we wntrz-
nociach. - Jeli nie macie odwagi, by znie widok ciaa, wecie si raczej
do studiowania botaniki!
Znw zapada cisza i najodwaniejsi pochylili si, by lepiej widzie
manewr polegajcy na rozsuniciu skry i przytrzymaniu jej za pomoc
szczypiec.
- Ty, ktry zdajesz si zupenie nie zainteresowany - zwrci si Zenon
do jednego z uczniw, starajcego si trzyma na uboczu - poka mi, pro-
sz, gdzie jest wtroba.
Pytany zrobi krok naprzd i osun si na ziemi. Jutro zapisze si na
mineralogi. Zenon kaza zostawi go tam, gdzie upad, i wicej nie zwra-
ca na niego uwagi. Wytar rce o fartuch i wyprostowa si, by uczniowie
mogli lepiej obejrze wntrznoci.
- W swym dziele De humani corporis fabrica wielki Vesale wykaza w
ubiegym wieku, e Galen, opisujc ludzk wtrob skadajc si z wielu
patw, zadowoli si w rzeczywistoci obserwacj wtroby mapy lub psa,
albo nawet barana.
Kilku uczniw odwayo si zawtrowa sowom mistrza chichotem,
oznaczajcym, e oni sami nigdy nie popeniliby tak oczywistego bdu.
- Tymczasem stwierdzamy - cign Zenon, wskazujc noem inkrymi-
nowany organ - e ludzka wtroba jest jednolit bry. Std wniosek, e
naley wystrzega si przenoszenia wynikw obserwacji poczynionych na
jednym gatunku na inny gatunek. Z tego samego powodu porwnywanie

42
rnych gatunkw jest zawsze godne polecenia.
Zrobi pauz, aby przyjrze si uczniom. Czerpa wielk przyjemno z
przekazywania im swojej wiedzy. Uczucie to byo mieszanin prnoci i
altruizmu. Przedziwne poczenie.
- A teraz - cign z nutk niecierpliwoci w gosie - przejdmy do or-
ganw rozrodczych.
- Lecz czy nie mona przyj, e Galen rzeczywicie obserwowa
ludzk wtrob zoon z wielu patw? - zdoby si na odwag Nicolas,
jakby chcia broni Galena, ktry bez niego zostaby wystawiony na nieza-
suone drwiny.
Zenon rzuci mu nieco wymuszony umiech.
- Nie jest to wykluczone, mj drogi Nicolasie. Ale powanym bdem
byoby wwczas formuowanie oglnej zasady na podstawie pojedynczego
przypadku. Obserwacj zawsze naley powtrzy, aby mie pewno, e
nie ma si do czynienia z wyjtkiem.
I znowu zgodne kiwanie gowami dao do zrozumienia, e audytorium
zgadza si ze sowami mistrza, e Nicolasowi naleao utrze nosa, a ten
cay Galen nie wykona swej pracy, jak naley.
- Nauka jest nieustannym poszukiwaniem prawdy doda nieco pate-
tycznie Zenon. - Posuwa si naprzd, kroczc po ruinach przeszoci. Na-
szym obowizkiem jest nie wiato tam, gdzie dotd bya tylko ciemno.
A misja ta, by bya wita, nie moe si cofn przed adn przeszkod.
Jeli po to, by postpowa naprzd, musimy wymaza przeszo, niech
do nasza nie zadry, gdy jednym definitywnym pocigniciem przekre-
la bdziemy bdy naszych poprzednikw. Tak wanie Vesale nie waha
si strci w niepami tego, co stworzy Galen i co przez pitnacie wie-
kw uwaano za dogmat. Taki jest sens historii... Dzi naprawiamy bdy
przeszoci ku wikszej chwale ludzkiej wiedzy.

43
Amen, pomyleli niektrzy uczniowie. Gdyby ten Zenon de Mongail-
lac nie cieszy si tak wielk saw, zmieniliby dyscyplin.
- A jutro?
Zenon odwrci si do Nicolasa. Zdecydowanie, ten chopak by cwany.
Cwany, lecz jednoczenie irytujcy.
- Nikt nie wie, co przyniesie jutro - byo jedyn ripost Zenona, ktry
dobrze wiedzia, e to nieporadny sposb wymigania si od odpowiedzi. -
Przejdmy wic do...
W tej samej chwili drzwi sali otwary si i stan w nich may czowie-
czek, zgity pod brzemieniem lat. By to Legendre, asystent Zenona. Przy-
wyky do widoku gorszych rzeczy ni ta maa, ndzna sekcja, nie zwrci
najmniejszej uwagi na trupa pani Perthuys i krg uczniw pochylonych nad
ni, jakby bya najpikniejsz rzecz, jak kiedykolwiek widzieli. Przekro-
czy lecego bez ycia modzieca i pospiesznie podszed do uczonego.
- Gwardzici... - zapiszcza, poruszajc gow z gry na d, w miar
jak odzyskiwa oddech.
Zenon patrzy na niego, nie rozumiejc.
- Paska fajka! Mwi, e znaleli j na cmentarzu. Aresztuj pana za
profanacj grobu...
Zenon odruchowo przeszuka kieszenie, by stwierdzi, e rzeczywicie
zgubi sw drogocenn fajk. Mimo caej niecierpliwoci, z jak czeka na
blisze przyjrzenie si sekretnej anatomii Amandine Perthuys, bdzie mu-
sia zostawi sekcj. Poniewa wszystkie spojrzenia byy w nim utkwione,
wysili si na umiech.
- Pomimo sympatii, jak darz strw prawa, musz was prosi o wy-
baczenie.
Skoni si teatralnie i pody za asystentem, ktry cign go w stron
podziemi.
Gdy byli ju na zewntrz, Zenon powierzy Legendre'owi dokoczenie
sekcji zwok, zdajc sobie spraw, e wypeni on to zadanie z entuzjazmem

44
rwnym jego zdolnociom pedagogicznym, czyli adnym. Prawdopodob-
nie uczniowie w ogle nie bd mie z tego poytku, chyba e wykorzysta-
j okazj do bliszego zbadania oglnej budowy pani Amandine Perthuys.
- Co pan teraz zrobi? - zapyta starzec.
Zenon podnis wzrok na mury uniwersytetu. Spdzi tu pitnacie lat.
To byo jego krlestwo. Ale pozostanie w Paryu rwnao si dokonaniu
ywota w Bastylii, w czterech wilgotnych, mrocznych cianach, niczym w
grobie.
- Uciekam. Czy mam inne wyjcie?
Podnis konierz paszcza, by ukry twarz, poegna asystenta ostatnim
wymuszonym umiechem i starajc si pozosta w cieniu zabudowa, od-
dali si szybkim krokiem. Dylians wyrusza do Montpellier przed pno-
c. Przy dobrych warunkach panujcych na drogach mgby si tam zna-
le przed kocem przyszego tygodnia.
ROZDZIA 3

Gdy tylko wiadomo o pojawieniu si wilka rozesza si po Lansec,


kilku mieszkacw wioski porzucio swe zajcia, by zgromadzi si na
maym kocielnym placu i da wyraz swemu zaniepokojeniu za pomoc
wrzaskw i protestw.
- Trza zrobi obaw!
- Albo zabarykadowa wejcia do wioski!
- Zachowajmy spokj, przyjaciele - radzi Amadeusz, rozdraniony
faktem, e pogoski tak szybko si rozeszy. - Nie pierwszy raz musimy
stawi czoo trudnociom i jak zawsze pokonamy je. Najwaniejsze, by nie
ulega emocjom.
- Gilbert mwi, e zwierz jest ogromny - rzek ciela Isidore, szukajc
wzrokiem potwierdzenia wieniaka.
- To tylko wilk, Isidore. Wierz mi, jeli nawet jest rzeczywicie duych
rozmiarw, nie ma w tym nic niezwykego.
Ojciec Amadeusz nadaremnie stara si gra rol pokrzepiciela, bo sam
nie bardzo wierzy w to, co mwi. Prbowa ukry swj niepokj przed
Gilbertem, gdy wiedzia, e gotw on w kilku kroplach deszczu dojrze
znak zwiastujcy apokaliptyczny potop, lecz rad nierad musia przyzna, e
wieniak, ktry nie by ani lepy, ani kompletnie gupi, doskonale zrozumia,

46
i drapienik, ktry spowodowa takie spustoszenie, musia by niespoty-
kanych rozmiarw. I natychmiast roztrbi swoj wersj wydarze.
- To zwierz to demon - potwierdzi Gilbert, egnajc si pospiesznie. -
To moe by tylko diabelskie stworzenie!
Wszystkie spojrzenia zwrciy si w jego stron, a przez gromad prze-
szed niewyrany pomruk. Amadeusz westchn. Musia przede wszystkim
zadba o spokj swoich parafian.
Przey w tej wiosce kawa swojego ycia, zna wic kadego z nich. Z
upywem lat stali si w pewien sposb jego przybran rodzin i kocha ich
jak ojciec swe dzieci. Zreszt, czy nie mia wobec nich podobnych obo-
wizkw? Jako opiekunowi ich dusz bardzo leao mu na sercu, by sw
pastersk misj wypeni z rozwag i pokor. I po z gr trzydziestu latach
swej tutaj obecnoci mg poszczyci si tym, e potrafi agodzi konflik-
ty i zapewni swej parafii spokj ducha, jakiego okoliczne wioski mogy
jej tylko pozazdroci. A zadanie nie zawsze byo proste. Sytuacji konflik-
towych nie brakowao. Jak kada wsplnota, Lansec byo siedliskiem wa-
ni midzy rodzinami, sporw, ktrych przyczyny giny w mroku prze-
szoci, i drobnych, bardziej powierzchownych, lecz mogcych atwo ulec
pogbieniu niesnasek. Aby je wszystkie umierzy, Amadeusz musia
czyta w ludzkich sercach, rozpoznawa ich ki i strapienia, mierzy po-
ziom ich wrogoci lub przyjani i dzieli ich nieszczcia i niedole. Musia
powici cz swej pozycji pasterza, przewodnika duchowego, aby si
nauczy, jak by jednym z nich.
Tote patrzc wstecz na prac, ktr wykona, odczuwa, i owszem, nie-
jak satysfakcj. Lecz tym razem zowrogie przeczucie wkrado si w jego
dusz. Zima bya sroga, a ostatnie zbiory niezbyt obfite. Jakby tego byo
mao, liczne choroby nie oszczdzay wioski. Morale jego parafian ucier-
piao. Jeli ogromny wilk grasowa teraz w okolicy, ojciec Amadeusz wola
nawet sobie nie wyobraa niepokoju, jaki mg ich ogarn.

47
Zreszt najzupeniej susznie, bo jeli zwierz zaatakowao barana tak bli-
sko wioski, nie byo niedorzecznoci sdzi, e moe ono porwa si tak-
e na czowieka. A Amadeusz wiedzia, e strach poczyniby wtedy wik-
sze spustoszenia ni wilk.
- Pan przyjdzie nam na ratunek, bdcie tego pewni - obieca, posyajc
im krzepicy umiech. - A teraz wracajcie do domw. Zorganizujemy si i
nim tydzie dobiegnie koca, pozbdziemy si tej bestii.
Protesty powoli ucichy i maa grupa rozesza si w ciszy, kady z po-
wrotem do swych zaj. Amadeusz poczeka, a ostatni z nich odejdzie, i
skierowa si w stron swego kocioa. Najlepsze, co mona byo zrobi w
tej chwili, to pomodli si. Zwyke w trudnych sytuacjach Amadeusz, tak
jak powiedzia swym parafianom, mia nadziej, e Bg podtrzyma go w
godzinie prby. Nie by ekspertem w sprawach teologii, lecz wydawao mu
si, e proba o may znak poparcia ze strony Wszechmogcego nie jest
zbyt wygrowanym daniem.
Drzwi kocioa otworzyy si ze skrzypniciem i ojciec Amadeusz pod-
szed do otarza. Jego dusz od razu ogarn smutek. Ten koci by tak
samo jego domem, jak i domem Boga. Nie mg wic pogodzi si z tym,
e witynia popada w kompletn ruin. Wystarczyo, e podnis oczy na
sklepienie, by stwierdzi z rozpacz, e nastpna zima podobna do ubiego-
rocznej bdzie zgubna dla dachu, a co za tym idzie, dla caej budowli.
Amadeusz zamkn oczy i z caej duszy baga Boga o pomoc. W jego
umyle przegnanie bestii, ktra zagraaa spokojowi wioski, i uratowanie
kocioa poczyy si w jedno. Trzeba byo znale sposb na rozwizanie
obydwu problemw naraz.
- Panie, wybaw nas od za, ktre dotkno nasz parafi - mrucza, kl-
czc przed otarzem - i chro nas przed besti, ktra grasuje w okolicy...

48
Pogrony w modlitwie nie zauway, e do kocioa wesza stara ko-
bieta. Ubrana w ciemne, brudne achmany, czepiajc si, czego si dao,
powykrzywianymi, zniszczonymi niczym stuletnia kora rkami, aby
utrzyma si na nogach, wygldaa co najmniej przeraajco. Zbliya si
do niego, powczc nogami, i podaa mu monet. Amadeusz podskoczy i
przyjrza si jej uwanie.
- Pamitam, e ju kiedy byam maa, jaki zwierz grasowa w okoli-
cy... My te na pocztku mylelimy, e to wilk. Ale zmienilimy zdanie.
Poar dwadziecia baranw. W kilka tygodni. Wszyscy trzlimy si ze
strachu jak osika. Zamknlimy si w wiosce, bagajc wit Mart, by
sobie poszed. Nikt go nigdy nie widzia. Ale by ogromny. Wikszy
ni wilk... A potem pewnego dnia odszed. Po prostu. Tak samo jak przy-
szed. Bez ostrzeenia...
Amadeusz przyglda si jej z czym w rodzaju witobliwego zdumie-
nia.
- Prosz to wzi, ojcze - nalegaa, pokazujc mu monet. - To wszyst-
ko, co mam. Dla witej Marty. Aby ochronia nas, tak jak to zawsze robi-
a. Jeli to, co powiedzia mi Gilbert, jest prawd, bdziemy jej potrzebo-
wa...
Spojrzenie ojca Amadeusza zwrcio si w stron maej figurki witej
Marty, stojcej w rogu kocioa. Pewien pomys zawita mu w gowie.
Lecz nie mia czasu, by go w caoci ogarn. adne z nich dwojga nie
widziao kamienia, ktry oderwa si od sklepienia. Uderzenie w czaszk
wielebnego Byo silne. Olepiajcy blask zami jego wiadomo, a po-
tem nastaa ciemno.

Kiedy Amadeusz otworzy oczy, bya ju noc. Lea W swoim ku na


plebanii. Ciemnoci, ledwie rozwietlone sabym blaskiem wiecy, ogarn-
y izb. Znajomy ksztat wiszcego nad nim krzya doda mu otuchy. U
jego boku siedziaa Aldegonda, staruszka, ktra zagadna go w kociele.

49
Przy swoich, lekko liczc, osiemdziesiciu latach bya nestork Lansec.
- Co tu robicie? - spyta Amadeusz, odzyskujc zmysy.
- Lea ojciec oguszony u stp otarza. To Gilbert przynis was a tu-
taj. Wolelibycie, ebym was tam zostawia?
- Oguszony?
Amadeusz dotkn rk bolcej czaszki i stwierdzi, e wykwit! mu tam
susznych rozmiarw guz.
- Kamie spad z dachu - wyjania Aldegonda. Koci rozpada si
na kawaki. Wcale si nie zdziwi, jeli pewnego dnia to wszystko runie w
samym rodku mszy.
Powiedziaa to tak, jakby pomys nie by jej niemiy. Amadeusz zna jej
pocig do blunierstwa, ponadto ludzie gadali, e Aldegonda jest czarow-
nic. Spojrza na ni surowo i sprbowa si podnie. Jeli kamie by
znakiem od Boga, to mg on przemwi z nieco wiksz delikatnoci -
pomyla. - I c ten kamie miaby oznacza?
- Zrobilibycie lepiej, burzc wszystko i budujc nowy koci - pora-
dzia stara. - I w dodatku wszyscy mieliby przy tym prac. To by zmienio
tych gnunych chopw!
Amadeusz mia wraenie, e wielki dzwon bije wewntrz jego gowy.
Mia skoowaciay jzyk i zbierao mu si na wymioty. Sprbowa wsta,
lecz jego starania spezy na niczym i zrezygnowa, pozostajc na ku.
Ponownie przyjrza si kobiecie od stp do gw i znw poczu mdoci,
nie wiedzc, czy naley przypisywa to doznanemu wstrzsowi, czy brzy-
docie Aldegondy.
Cho broni si przed tym, Amadeusz nie darzy jej wielk yczliwo-
ci. Wiecznie rozdraniona, nieustannie krytykowaa postpowanie
wszystkich dokoa, szkodzc w ten sposb pokojowym wysikom duchow-
nego. Zgryliwa - taka z pewnoci bya Aldegonda. Moe t cech cha-
rakteru mona byo przypisa dosy nieszczliwemu yciu? Odpychajca
powierzchowno nie pozwolia jej znale kochajcego maonka, na
jakiego z pewnoci zasugiwaa, wic cae ycie zazdrocia szczcia

50
innym i prbowaa im je zepsu na wszelkie moliwe sposoby.
Amadeusz skupi si. W sowach Aldegondy byo co, co zwrcio jego
uwag, i desperacko prbowa sobie przypomnie, co te to byo.
- Ten wilk to nie jest normalne zwierz - cigna. To ucielenienie
Za, stworzenie wysane przez Szatana z przeraajc misj, bestia nieczy-
sta, ktr Demon nasa na nas, aby siaa mier i spustoszenie. Kiedy gra-
suje w pobliu jakiej wioski, mona by pewnym, e czego szuka. Ofia-
ry, ktra zaspokoi gd jego Pana... Ostatnim razem mielimy szczcie.
Ale nie trzeba kusi Zego dwa razy.
Proboszcz by znuony suchaniem tych gupstw. Pragn tylko jedne-
go: zosta sam, aby si zastanowi. - Jakbym sysza Agnes - powiedzia,
gdy skoczya. - To samo mieszne przywizanie do rzeczy nadprzyrodzo-
nych.
- W ustach proboszcza takie sowa s raczej nie na miejscu - ocenia
stara. - Agnes jest po prostu mniejszym niedowiarkiem ni wy!
- Moja wiara nie jest tak irracjonalna - odpowiedzia surowo pro-
boszcz. - I gdybycie nie mieli na Agnes takiego wpywu...
- Byaby tak samo ograniczona jak wy!
- Nie pozwalam...
- Dwoje sprzeczajcych si dzieci!
Amadeusz i Aldegonda odwrcili si w tej samej chwili w stron drzwi.
Staa w nich moda kobieta z wilgotn chust w rku i patrzya na nich z
udawan surowoci. Zociste wosy i jasne oczy sprawiay, e jej uroda
kontrastowaa wyranie z brzydot Aldegondy.
- Agnes! Nie moga si zjawi w lepszym momencie - wykrzykn
proboszcz, nagle rozweselony.
- Czysty przypadek - odpowiedziaa, dajc do zrozumienia, e to wcale
nie by przypadek. - Prosz, niech to sobie ojciec pooy na gow. Okad,
ktry zagodzi bl...

51
Amadeusz zapa chustk, przyoy j sobie do czoa i westchn z za-
dowoleniem.
- Moja maa Agnes, Bg ci zapa.
- Gdybym miaa czeka, a Bg nauczy mnie, jak wykorzystywa lecz-
nicze zioa, wasza czaszka musiaaby radzi sobie beze mnie!
Amadeusz rzuci jej spojrzenie pene przywizania, w ktrym wyrzut
nie zdoa nawet wykiekowa. Poniewa by przy jej narodzinach, uwaa
za normalne, e kocha Agnes, tak jak si kocha wasn crk. Lata cae
patrzy, jak si zmienia w mod kobiet o dziwnej, dzikiej urodzie, ktr
trudno byo doceni z powodu jej zuchwaego charakteru. Mieszkacy
Lansec ju dawno wykluczyli j ze spoecznoci - o ile to nie ona sama si
od niej odczya - lecz Amadeusz zawsze by dla niej czuy.
- Nie przejmuj si tak, jego czaszka jest twarda jak kamie myski -
powiedziaa Aldegonda. - Gdyby jeszcze koci by taki mocny...
Amadeusz spojrza na Aldegond. Ta kobieta bya nie tylko brzydka i
zoliwa, miaa take talent do...
Nagle czci amigwki uoyy si w jego gowie. A ta siedzca przy
nim stara kobieta wydaa mu si bardziej wietlista ni sama Dziewica
Maryja. Skoczy na rwne nogi i ku osupieniu Aldegondy, pocaowa j w
czoo.
Kobiety wymieniy zdziwione spojrzenia.
- Szok musia by wikszy, ni mylaam - ocenia staruszka, popra-
wiajc pospiesznie okad na czole duchownego.
- Znalelicie rozwizanie! Jestecie niezwyk kobiet!
Aldegonda patrzya na niego nieufnie. Pierwszy raz w yciu kto po-
wiedzia jej co podobnego.

Nastpnego dnia ojciec Amadeusz zebra swe owieczki na maym,


przykocielnym placu. Powid wzrokiem po zgromadzeniu, aby spraw-
dzi, czy wszyscy si stawili, i odchrzkn. Pogoski o ogromnym wilku

52
grasujcym w okolicy bardzo szybko rozeszy si po caej wiosce, kady
wic dokada swj peen niepokoju komentarz i wszystkie oczy utkwione
byy w proboszczu. Z ca pewnoci bdzie mowa o tym zwierzciu, w to
nie wtpili, ale Aldegonda rozpucia ju wieci o kociele, ktry trzeba
naprawi, czy co w tym rodzaju - sprawa, ktra nie wydajc si im cako-
wicie niewana, nie miaa ich zdaniem wielkiego znaczenia w obliczu
ostatnich wydarze, wprowadzaa wic swego rodzaju konsternacj.
- Uciszcie si, prosz!
Wrzawa uspokoia si nieco, Amadeusz mg w kocu zwrci si do
nich i nie wrzeszcze, jak dotychczas. Jego gos nie nis si tak dobrze jak
w kociele, ale tak czy inaczej musia przemwi. Wspi si na murek i
posa swej publicznoci krzepicy umiech.
- Zwoaem was tu dzisiaj, by przedyskutowa bardzo wan spraw.
Wiecie zapewne, e wczoraj rano znaleziono rozszarpanego barana ze sta-
da Gilberta. Wszystko zdaje si wskazywa, e bya to robota wilka. Moim
zdaniem, nie ma powodw do niepokoju, ale...
- Cakiem potnego wilka, nieprawda? - odezwa si gos z tumu.
- Gilbert mwi, e musia mie dobre pi lub sze stp wysokoci! -
doda inny.
- To nie jest normalne zwierz!
Wrzawa rozgorzaa na dobre. Amadeusz macha rkami, by ich uspoko-
i, i jeszcze raz, tyle e mniej przekonujco, Sprbowa przywoa ten sam
pogodny umiech.
- Tak jak mwiem wczoraj: nie dajmy si ponie emocjom. Rzeczy-
wicie, zdaje si, e zwierz jest pokanych rozmiarw, ale moliwe, e
wrcio ju w gry. Nie zapominajmy, bagam was, e to tylko wilk... Ale
na wszelki wypadek, aby zapobiec kolejnym nieszczciom, poprosiem
kowala Jacques'a, aby zrobi kilka puapek, ktre rozmiecimy dokoa wioski.

53
Amadeusz wyczuwa w nich ten tajemny strach, ktry paraliuje i po-
woli wyniszcza sumienia, a znikaj ostatnie skrupuy i nic nie moe po-
wstrzyma podoci. Wiedzia, e gdy tylko trudnoci dotkn ich osobicie,
wszystko, co w nich najbardziej nikczemne, wypynie na powierzchni,
nastawiajc jednych przeciwko drugim i przemieniajc brata we wroga.
Naleao powstrzyma to za wszelk cen. Nim bdzie za pno.
- Znacie mnie ju od wielu dugich lat. I wszyscy wiecie, e bym was
nie okamywa. Wioska nasza znajduje si dzi w trudnej sytuacji, musimy
si wic zjednoczy. To, co chc wam zaproponowa, nie jest jakim cu-
downym rozwizaniem. To tylko droga. Ale droga, ktra moe zaprowa-
dzi nas ku wiatoci...
Wrd parafian znw zapanowaa cisza. Do tej pory byli przekonani, e
zostali tu wezwani, by wysucha typowej gadaniny proboszcza, mniej lub
bardziej nudnego kazania i paternostrw. Ale najwyraniej mia jaki po-
mys. Konkretn propozycj, jak walczy z besti.
- To, co chc wam zaproponowa, jest drog nadziei - cign ojciec
Amadeusz. - To szlak, ktry naley wyznaczy, droga, ktr musimy zbu-
dowa wasnymi rkami i ktra poprowadzi nas ku wiatoci. Wykopiemy
j w pocie czoa, wszyscy razem, aby nadzieja, ktra znajduje si gdzie na
skraju tej drogi, pomoga nam pokona siy Za panoszce si dzi wok
nas.
- A gdzie j zrobimy, t drog? eby dokd i? - ozwa si gos w tu-
mie.
- Najwaniejsza jest sama droga, ktr przebdziemy razem. I to, e si
zjednoczymy. T drog zbudujemy tutaj, w wiosce, lub dokadniej m-
wic, na terenie, ktry przylega do domu Clemence, koo wjazdu do wio-
ski, przy trakcie do Montpellier.

54
- Ale on jest cakiem may! Dziur moemy tam wykopa, nie drog!
Zgromadzeni wybuchli miechem. By ju najwyszy czas, aby Ama-
deusz uczyni sw przenoni janiejsz i powiedzia im, o co chodzi, bez
dalszych peryfraz. Poczeka, a znowu ucichn, i pochyli si nieco w stro-
n swych suchaczy, jakby chcia wyjawi im jak tajemnic.
- To, co konkretnie proponuj wam zbudowa, to nowy koci. Wie-
cie tak samo dobrze jak ja, e ten, ktry stoi w rodku wioski, popada w
ruin. Wkrtce wchodzenie tam stanie si zbyt niebezpieczne. I zamiast
naprawia stary, proponuj wam, abymy wznieli nowy, na cze witej
Marty, naszej opiekunki...
Nie czekajc na reakcj parafian, wyprostowa si i uderzy w bardziej
liryczne tony:
- Ten nowy koci bdzie wikszy i pikniejszy. Z kamieni ze starego
kocioa wzniesiemy mury, ktre opr si kadej nawanicy. I wyciosamy
nowe kamienie, aby dzwonnica bya widoczna w promieniu dwudziestu
mil! Wkrtce okoliczne wioski bd patrze na nas z zazdroci i mwi:
skd bierze si ta niezwyka silna wola mieszkacw Lansec, ktra po-
zwala im, bez niczyjej pomocy, wybudowa taki koci?!
Amadeusz zamilk. Wiedzia, e ten ambitny plan przestraszy niejedne-
go. Sam nie by pewny, czy proponuje im rzecz wykonaln. Ostatecznie
angaowanie si w podobn spraw bez pomocy biskupstwa kademu wy-
daoby si dosy absurdalne. Jednak po chwili, ktra wydaa mu si wiecz-
noci, wrd zgromadzonych zaczy pojawia si pierwsze oznaki apro-
baty.
Wiedzia, e partia zostaa wygrana.
ROZDZIA 4

Przy wjedzie do Lansec, na terenie wyznaczonym przez ojca Amade-


usza, natychmiast rozpoczto kopanie fundamentw pod przyszy koci.
Poniewa nastpny wieniak straci dwa zwierzta, proboszcz uzna za
stosowne si spieszy. Wilk - bo z braku innej, bardziej przekonujcej
hipotezy przyjto, e to by wilk - nie wrci w gry i wszystko wskazywa-
o na to, e nie mia takiego zamiaru. Ponadto fakt, e zwierz miao nie-
spotykane rozmiary, nie budzi ju najmniejszych wtpliwoci. Na wiosk
pad strach rwnie podstpny, co irracjonalny i rozpleni si w duszach
ludzkich niczym chwast.
A gdy pierwsze puapki, ktre proboszcz kaza rozmieci wok wio-
ski, nie pomogy w schwytaniu zwierzcia, niektrzy zaczli przypisywa
mu diabelskie pochodzenie. Amadeusz wiedzia, jak absurdalne byy po-
dobne przekonania, ale w tych okolicznociach nie potrafi wybi parafia-
nom tego rodzaju pomysw z ich przesdnych gw. Sam take zaczyna
wierzy, e siy Za zapanoway w kocu nad Lansec.
Amadeusz wybra t lokalizacj kocioa z kilku powodw: wrd nich
fakt, e ze szczytu swej przyszej dzwonnicy bdzie mia widok na dolin i

56
ssiednie miasteczko, ktre w pogodny dzie mona byo dostrzec na ho-
ryzoncie, zajmowa wane miejsce. W miar paski teren mia jeszcze jed-
n wan zalet: nie nalea do nikogo. Co doskonale pasowao do przed-
siwzicia - proboszcz nie mia na nie zamanego grosza, wic w kwestii
doprowadzenia budowy do szczliwego koca liczy wycznie na po-
wicenie swych parafian.
Ochotnicy pod kierunkiem Berenchona wykopali we wskazanym miej-
scu cakiem spor dziur. Nieco na uboczu, przy stoliku zrobionym z
trzech desek pooonych na beczce, Amadeusz pochylony nad planami
budowli, w towarzystwie Gilberta, ktry postanowi przyczy si do
przedsiwzicia z entuzjazmem zdolnym niejednego wprawi w osupie-
nie, sucha murarza wyjaniajcego mu szczegy.
Jeli mieszkacy Lansec poparli pomys proboszcza, to dlatego e nie
przewidzieli ogromu pracy, jaka ich czekaa. Wzniesienie kocioa nie byo
tym samym co zbudowanie schronienia dla baranw. Zdano sobie z tego
spraw, gdy tylko Amadeusz podzieli si z Berenchonem swymi architek-
tonicznymi ambicjami. W istocie proboszcz spoytkowa kilka bezsennych
nocy na przelanie na papier wizji, ktr - jak utrzymywa - Bg objawi mu
we nie. Murarz, przywyky raczej do naprawiania domw, gdy poluzowa-
ne kamienie bez powodu odpaday z uporem godnym lepszej sprawy, ni
do budowania katedr, by nieco zbity z tropu faraonowymi sugestiami
Amadeusza.
W rzeczy samej musia przyzna, e projekt znacznie przerasta jego
skromne kompetencje, i jeli wolno mu byo wyrazi wasn opini, nale-
ao raczej nastawi si na co mniejszego, nie popadajc przy tym w
mieszno i nie obraajc witej Marty. Amadeusz zgodzi si w kocu
ograniczy swe ambicje do bardziej realistycznego projektu. Zdecydowano
si na surow architektur inspirowan sztuk romask, a do tego pod

57
naciskiem proboszcza miano dorzuci kilka gotyckich ornamentw.
- Niezbyt wielki - zauway Gilbert, ktry przeglda nowe plany z
odrobin zawodu.
- Skromny i pokorny, mj przyjacielu - odpowiedzia rozdraniony
Amadeusz. - Na podobiestwo naszych moliwoci. Najwaniejsze, by
zaj umysy, takie jak twj, prac przy wznoszeniu budowli, ktra zapew-
ni nam wszystkim opiek Pana.
Gilbert rzuci mu poirytowane spojrzenie. Nie lubi, kiedy proboszcz
zwraca si do niego w ten sposb. Unis si wic honorem i z wysoko
podniesion gow odszed w stron fundamentw, gdzie przynajmniej
mia poczucie, e moe si do czego przyda.
Berenchon doskonale zrozumia intencje ojca Amadeusza. By jak naj-
dalszy od uznania za gupi zamiaru zajcia umysw wspln prac nad
wysoce poytecznym przedsiwziciem. Wtpi jednak w skuteczno
manewru na dusz met. Dziaanie na ochotnika, nawet w susznej spra-
wie, staje si mczce, gdy tylko praca okazuje si cika. A przy maj-
cych wkrtce nadej letnich upaach ukadanie kamieni jedne na drugich
nie bdzie naleao do przyjemnoci.
- Och, nie jestem tak gupi, by nie wiedzie, jak niepowana jest ta bu-
dowa - broni si Amadeusz, czytajc w mylach murarza. - Ale jej zasug
bdzie przynajmniej to, e doda nam troch odwagi... Trzeba traktowa to
wszystko jak pokut.
- Obawiam si, e to dugo nie potrwa - odpar Berenchon, wycierajc
kark.
- Bg przyjdzie nam z pomoc, jestem o tym przekonany. Trzeba mu
tylko pozwoli wybra waciwy moment...

Ale Bg mia co innego na gowie. Na przykad staranne pilnowanie


Zenona de Mongaillaca.
Przyjedajc do Montpellier gocicem z Nimes, wkraczao si do tej wiel-
kiej, haaliwej i zakurzonej fortecznej osady przez bram Pile Saint-Gilles.

58
Po jej przekroczeniu wjedao si w oblepion starymi kramikami uli-
c de Montpellier, gdzie podrny styka si po raz pierwszy z bogactwem
Poudnia. Barwy, dwiki, a nawet zapachy byy tu intensywniejsze ni w
Paryu.
Zenon poczeka, a dylians stanie, by rzuci okiem na zewntrz. Od
dwudziestu lat nie by w swoim rodzinnym miecie, czeka wic na t
chwil z mieszanin niecierpliwoci i obawy. Wspomnienia z nim zwiza-
ne byy przyjemne. Jego modo nie bya nieszczliwa. A jednak czu
gdzie w rodku, e niejasne poczucie winy przenika go niczym mdy za-
pach. Tak jakby zdradzi kogo lub co i wymaza to wszystko z pamici.
Nie umia powiedzie, czy zdradzi matk, porzucajc j tak wczenie, czy
Athanase'a Lavorela, swego znamienitego mistrza, wyjedajc z Montpel-
lier, by kontynuowa studia gdzie indziej, a moe zdradzi po prostu ambi-
cje swej modoci, zadowalajc si zdobyt niedawno saw. Niemniej
uczucie to byo rdem wahania, jakie ogarniao go zawsze na myl o
powrocie. Potrzebna wic bya ta ucieczka, by w kocu, pokonujc swj
niepokj i wtpliwoci, zgodzi si stawi czoo miastu, w ktrym spdzi
modo.
Pierwsz rzecz, na ktr Zenon spojrza, wysiadajc z dyliansu, byo
stoisko jakiego wdrownego aptekarza. Maa buda na kkach zaprzona
w star, steran mulic upstrzona bya tysicami dawno ju wyblakych
kolorw. Pod jej podniesion plandek dostrzec mona byo nieprawdopo-
dobn ilo fiolek, karafek, flakonw i przernych buteleczek wypenio-
nych tym, co byo przedmiotem handlu stojcego na podmostku nieboraka
o zabawnej fizjonomii i wzrocie najwyej dwunastoletniego chopca, cho
twarzy dorosego.
Bardziej zaintrygowany tym ni czymkolwiek innym, Zenon zapali
now fajk, ktr naby w czasie podry, i podszed bliej, by posucha
osobliwego szalbierza. Zna tego rodzaju osobnikw, czsto bowiem spo-
tyka ich podczas swoich podry. I cho uwaa ich za szarlatanw, darzy
jednak swego rodzaju sympati. Ten tu przystrojony by w tunik raczej

59
wtpliwej bieli, zapewne bardziej wiekow ni mulica, ktra moda nie
bya, i zdawa si nadrabia mizerny wzrost nadmiarem aktywnoci. W tej
chwili za pomoc mimiki i gestw zaprasza nielicznych widzw do zaku-
pienia dziwnych napojw, ktre im pokazywa.
- Podejdcie, podejdcie, zacni panowie i szlachetne damy! Chorujecie
na apopleksj, parali albo katar? Dokucza wam zgryliwe usposobienie?
Dopada was melancholia? Ul wam w kadym cierpieniu! Tak, wy, kt-
rzy cierpicie na uderzenia gorca do gowy i wtroby, wy, ktrzy jestecie
delikatnego zdrowia i ktrych krew si burzy, wszystkim wam przynosz
uzdrowienie! Dziki napojom, lekarstwom, eliksirom i innym wywarom,
ktre tu widzicie, odzyskacie zdrowie w krtszym czasie ni ten potrzebny
mi na objanienie wam, jak je stosowa. O ich recepturze nie powiem wam
nic, prcz tego, e ich podstawowym skadnikiem jest tyto. Ta niezwyka
rolina, wszyscy to wiedz, posiada waciwoci wymiotne, prze-
czyszczajce i gojce. Dziki niej odpywa z mzgu limfa, ktrej nadmiar
lub za jako uwiera ten narzd. Palon lub ut stosuje si w blach z-
bw, migrenie, wylewie, podagrze, reumatyzmie i innych schorzeniach
spowodowanych przez nagromadzenie skrzepw. Licie uywane s pod
rnymi postaciami: przyoone do wrzodw i ran oczyszczaj je i goj
cakiem szybko. Zalewajc utuczone licie winem lub gotujc je w oliwie,
otrzymamy rodek gojcy, oczyszczajcy i przeciwzapalny. Wywar jest
nawet czasem stosowany w lewatywie, przy apopleksji, ospaoci i gdy
dokucza zatwardzenie... Z kolei syrop z tytoniu stosowany jest w astmie i
uporczywym kaszlu. Wyrabia si z niego rwnie spirytus, olej i sl. Spi-
rytus jest silnym rodkiem wymiotnym. Stosowany zewntrznie, po wtar-
ciu w dotknite chorob miejsca goi liszaje, wierzb i inne schorzenia sk-
ry. Olej, cho cuchncy, wymieszany z ojem wieprzowym ma podobne
zastosowania. Sl za, ktra jest alkaliczna, w roztworach stanowi rodek

60
na poty i jest wydalana z moczem. Tyto skuteczny jest na wszystko, po-
kona kady bl i chorob. Wic nie wahajcie si ani chwili! Cena tych
specyfikw jest bardzo przystpna. A zdrowie, jak kady wie, jest bezcen-
ne...
Nie ma wtpliwoci, ten typ zna si na swojej robocie - pomyla Ze-
non rozbawiony ofert szarlatana. I nie zdziwi si na widok kilku gapiw
oprniajcych swe sakiewki. Jak dugo cnota cisego rozumowania nie
zdobdzie wszystkich umysw, podobne rzeczy wci bd moliwe.
Lecz Zenon by przekonany, e prdzej czy pniej nadejdzie czas, gdy lu-
dzie przestan wierzy w podobne banialuki i zaufaj prawdziwym leka-
rzom. Prawda rozpostrze dobroczynne skrzyda swego panowania nad
wszystkimi krlestwami ziemi i przyniesie powszechne szczcie. A tym-
czasem coraz liczniejsi widzowie ustawiali si w kolejce - pod bacznym
okiem dwch oficerw gwardii - by zdoby cudowny lek.
Kiedy Zenon zauway gwardzistw, odwrci wzrok, odruchowo
schowa gow w ramiona, pozbiera kilka swoich tobokw i oddali si
tak dyskretnie, jak to tylko moliwe.
Idc ulicami miasta, przywoywa w mylach wszystkie wspomnienia,
jakie si z nim wizay. Jakie miejsce przypominao mu dziecice zabawy,
a wska uliczka ktni z obuzem, ktry prbowa ukra mu niadanie.
Pniej, gdy ju dors, lubi wczy si tdy po zajciach z dwjk czy
trjk przyjaci. Trudno by znale gospod, do ktrej nie zawita. Ta
stojca w rogu placu budzia w nim wspomnienia przyjemnych pijatyk w
towarzystwie przyjaci. Dobre miejsce, by zatrzyma si tu przez kilka
dni - powiedzia sobie, popychajc stare drzwi, ktre skrzypny znajomo.

Na dnie dou Gilbert, wyposaony w opat, pomaga innym kopa fun-


damenty przyszego kocioa. Czu si dotknity tym, e Amadeusz potrak-
towa go jak dziecko, co wicej, argumenty proboszcza nie trafiy mu do

61
przekonania. Jak rozumia, celem budowy nowego kocioa byo uradowa-
nie witej Marty (w ktrej widzia przede wszystkim skuteczn obroczy-
ni przed ewentualnymi atakami wilka), nie mg wic poj, jak wita
patronka miaaby si zadowoli t mieszn ma kaplic. Uwaa zreszt,
e jest wystarczajco zajty opiek nad swymi zwierztami, by nie szuka
dodatkowej roboty. Krtko mwic: kopa, by zapewni sobie ochron
witej Marty - w porzdku. Ale kopanie dla samego kopania? Nie widzia
w tym adnego interesu. I rzeczywicie kopa teraz z mniejszym entuzja-
zmem, czujc, jak wzbiera w nim przedwczesne zmczenie, ktrego zamie-
rza usucha, gdy tylko nadarzy si okazja.
Dotarli wreszcie do bardziej zwartej warstwy ziemi. Jeszcze niezupenie
twardej, ale wystarczajco zbitej, by mimo bota wytrzymaa ciar przy-
szego kocioa. opaty zagbiay si w niej z coraz wikszym trudem i
wszyscy mieli nadziej, e Berenchon si tym zadowoli i nie bdzie trzeba
kopa gbiej.
- A to co znowu?! - wykrzykn nagle robotnik stojcy obok Gilberta,
wbijajc wzrok w koniec swej opaty.
Gilbert spojrza w jego kierunku. Mia przynajmniej pretekst, by cho
na chwil przerwa prac.
- Znalaze skarb? - spyta.
- Nie wiem... Co dziwnego...
Gilbert podszed do swego towarzysza i schyli si. Rzeczywicie jaki
dziwny przedmiot wynurza si z ziemi. Dziwny przedmiot, ktrego biel
kontrastowaa z ciemnym kolorem ziemi.

Soce znajdowao si niemal w zenicie i upa skoni Amadeusza i Be-


renchona do schronienia si pod platanem. Tu mogli jednoczenie czuwa
nad postpem prac i studiowa plany budowli.

62
- Nie przemczacie si przypadkiem? - usyszeli sarkastyczny gos.
Amadeusz podskoczy, potem unis brwi, zobaczywszy Aldegond.
- Przeprowadzacie inspekcj fundamentw? - odpowiedzia takim sa-
mym tonem.
- To nazywacie fundamentami? Dawniej powiedziano by, e to dziura.
Ale widocznie wtedy ludzie byli mniej gnuni.
Amadeusz wola zmieni temat.
- Wic czego, u diaba, chcecie?
- Chc wam tylko powiedzie, e popeniacie wielki bd.
- W zwizku z nowym kocioem?
- Naturalnie.
- Prosz nam to wyjani - powiedzia Amadeusz, bardziej rozbawiony
ni naprawd zainteresowany.
Aldegonda zmierzya wzrokiem swego rozmwc. To, e nie traktowa
jej powanie, nie byo specjalnie zaskakujce. Nikt ju nie zwraca uwagi
na to, co mwia. Nikt ju nie mia czasu, by wysucha sw starej kobie-
ty. A ten proboszcz, mimo swej miosiernej pozy, by taki sam jak wszy-
scy.
- To miejsce nie jest dobre.
- No prosz! A czemu to?
- Bo jest przeklte.
Amadeusz spojrza na Berenchona. Ot i fakt, ktrego nie wzili pod
uwag.
- Przeklte? - powtrzy proboszcz.
- Jeli niczego tu nie zbudowano, to chyba z wanego powodu.
- Ach! Ale z jakiego? - docieka Amadeusz.
- Ju mwiam: to miejsce jest przeklte.
Obydwaj mczyni umiechnli si. Prba uzyskania dalszych szcze-
gw od tej starej, zgrzybiaej kobiety bya zupenie zbdna. A czy przy
tak niepodwaalnych argumentach kontynuowanie prac byo rozsdne?

63
- Prosz posucha, Aldegondo - rozpocz uprzejmie Amadeusz. - Da-
rzymy was wielkim szacunkiem, ale...
- Ale nie potraficie tego zrozumie! - przerwaa staruszka w przypywie
nagej zoci. - Nie umiecie odczytywa znakw. Mimo tej wanej miny,
sukni duchownej i kaza jestecie bardziej tpi ni osio! Nigdy nie chcie-
licie zrozumie niczego poza tym, co przed oczami. Ale strzecie si - do-
daa, wznoszc do gry grocy palec - zdarza si, e natura buntuje si
przeciw ludziom. Wykopanie tego dou jest zbrodni. Profanujecie Ziemi.
I nie zdziwiabym si, widzc, jak wasz koci wali si, nim jeszcze uko-
czycie jego budow!
Po czym odesza, zorzeczc, niczym stara, niezrozumiana czarownica
powracajca do swej siedziby.
Przez chwil Amadeusz sta zbity z tropu. Wiedzia, e Aldegonda zaw-
sze lubia udawa wyroczni i znajdowa tajemnic tam, gdzie nie byo
najmniejszego powodu jej szuka. Dokadnie zbada teren w towarzystwie
Berenchona i przekona si, e by on idealny. Ale sowa starej kobiety
wypowiedziane zostay z takim przekonaniem, e go zaniepokoiy. Nie
mia okaza tego niepokoju przed murarzem, ale chcia mie pewno, e
budynek bdzie tak trway, jak o tym marzy.
- Opowiedz mi raz jeszcze o tych fundamentach - poprosi wic, gdy
przyszed do siebie. - Wydaj mi si bardzo gbokie.
- Prosz si nie martwi, ojcze Amadeuszu. Zmusza nas do tego rodzaj
tej ziemi. Jest zbyt mikka. Na powierzchni jest tylko gruba warstwa
pulchnej ziemi i piasku. Koci jest dosy cikim budynkiem. Jego fun-
damenty musz spoczywa na trwaych podstawach. Jeli si nie chce, by
wszystko si zawalio przy najmniejszym drgniciu ziemi, trzeba kopa
gboko, to wszystko.

64
- A wic to tak jak z wiar - zaartowa Amadeusz. - Im gbsze s jej
korzenie, tym bardziej jest niezachwiana.
- Ojcze Amadeuszu! Ojcze Amadeuszu!
- Naprawd, czowiek nie moe mie chwili spokoju - wymamrota
proboszcz, spostrzegszy Gilberta, ktry bieg w ich stron, wymachujc
rkami.
Wieniak skinieniem gowy przeprosi za to, e musia im przerwa, i
cay podekscytowany wskaza na miejsce robt.
- My... my znalelimy co w fundamentach.
- Nie mw mi tylko, e trafilimy na skay? - powiedzia Amadeusz,
zaniepokojony na myl o tym, e ledwie rozpoczte roboty mog si op-
ni.
- Powiedziabym raczej, e na co, co wyglda jak ko.
- Ach! Wic wyrzu j!
- Tylko e... ona nie jest... Ona jest bardzo dua.
Proboszcz unis brwi.
- Bd bardziej dokadny, przyjacielu.
- Ogromna.
Zaintrygowany Amadeusz wymieni spojrzenie z Berenchonem i wsta
od stou, by uda si z wieniakiem tam, gdzie kopano fundamenty. Wie-
dzia, e Gilbert mia niezwyk zdolno dramatyzowania w nic niezna-
czcych sytuacjach i kady podniesiony przez niego alarm, pomijajc epi-
zod z baranem, by rwnie nieuzasadniony, co przesadzony. Jeli znowu
zawraca gow bez powodu, ju on powie mu co do suchu!
Przybywszy na miejsce, Amadeusz pochyli si nad doem, a znajdujcy
si tam robotnik wskaza mu miejsce, w ktrym co wynurzao si z ziemi.
Z tej odlegoci trudno byo stwierdzi, co to mogo by. Amadeusz zlaz
na d z mozoem, by zbada rzecz z bliska.
W poowie pokryte ziemi tkwio tam co, co rzeczywicie mogo
uchodzi za ko. Ale rwnie dobrze mg to by wielki kamie. By si co

65
do tego upewni, Amadeusz zanurzy rk w ziemi, chwyci to co i poci-
gn. Wronity w ziemi jak zb w dziso przedmiot nawet nie drgn.
Gilbert poda proboszczowi motyk. Kilka umiejtnych uderze przezwy-
ciyo opr. Niepewny co do natury pokrytego ziemi przedmiotu, ktry
trzyma teraz w rkach, ksidz oczyci go najlepiej, jak mg, wycierajc o
po swej sutanny.
Bez najmniejszych wtpliwoci przypominao to ogromny krg.
- Boe wszechmogcy...
Nawet nie bdc specjalist od anatomii, Amadeusz natychmiast zda
sobie spraw, e ten krg by wikszy od krgu wou. O wiele wikszy. Co
najmniej trzy lub cztery razy wikszy i ciszy. Rozgrzeba ziemi sanda-
em. Na dnie dou mona byo dostrzec inne koci podobnych rozmiarw.
- Nigdy nie widziaem czego tak ogromnego...
- Wiecie, co to jest? - spyta Gilbert.
- Nie mam pojcia...
Podczas gdy Amadeusz bada odkryt ko, zgromadzeni wok niego
wieniacy wymieniali zaniepokojone spojrzenia. Sowa starej Aldegondy
zabrzmiay w gowie proboszcza.
- Niczego nie dotykajcie - rozkaza, budzc si z rozmyla.
Wygramoli si z dou, taszczc krg, i odwrci si do Gilberta.
- We t ko i poszukaj mi w Montpellier kogo, kto bdzie mg nam
powiedzie, co to jest. Sprbuj w Krlewskim Kolegium. Niech ci wszyscy
uczeni na co si przydadz...
Dumny, e powierzono mu tak wane zadanie, Gilbert oddali si, uno-
szc krg. Co wicej, podr a do Montpellier nie bya mu niemia: by
tam tylko raz i miasto wydao mu si cakiem przyjemne. Jeli natychmiast
wyruszy, by moe dotrze tam, jeszcze nim popoudniowy upa stanie si
zbyt uciliwy. Poyczy wic mua Berenchona i jadc stpa, skierowa si

66
radonie w stron doliny.
Podczas gdy Gilbert oddala si w tumanie kurzu, proboszcz spojrza
raz jeszcze na dno dziury i dostrzeg wyaniajc si z ziemi ogromn pisz-
czel. Poczu przeszywajcy go dreszcz...
ROZDZIA 5

Stojc na estradzie maego amfiteatru Krlewskiego Kolegium w


Montpellier, Athanase Lavorel, wybitny doktor anatomii, zwraca si do
swych suchaczy. Siedzca naprzeciw garstka lekarzy, aptekarzy, chirur-
gw cyrulikw i przernych studentw suchaa uwanie zakoczenia
jego wykadu.
Szedziesicioletni Athanase Lavorel by dziekanem wydziau medy-
cyny. Zarwno jego sawa, jak i masywna sylwetka starzejcego si zapa-
nika oraz gsta biaa broda, ktra w poczeniu z ysin sprawiaa, e wy-
gldem przypomina antycznego mdrca, wzbudzay szacunek. Potrafi
doskonale posugiwa si wraeniem, jakie wywoywa, i nie marnowa
adnej okazji, by czyni uytek z uzyskiwanej dziki temu przewagi.
Zreszt zawsze kocha wadz z powodu korzyci, jakie zapewniaa tym,
ktrzy j posiadali. Dlatego w czasie swej dugiej kariery zgromadzi wi-
cej tytuw i nagrd, ni na to zasuy. O tym, e jego presti i wpywy
sigay daleko poza wydzia w Montpellier, nie trzeba nawet wspomina.
Uczestniczy w wikszoci naukowych debat, a jego opinie wysuchiwane
byy zawsze przez rwnych mu wiedz uczonych z nabonoci.

68
Jego dzisiejszy wykad dotyczy zba. Ogromnego zba, ktrego z du-
m prezentowa swemu audytorium.
- Pliniusz Starszy utrzymywa, e te glossopetrae to kamienne jzyki,
ktre spady z nieba w czasie zamienia Ksiyca. Ot nie zawsze naley
wierzy staroytnym! Od tego czasu niektrzy przypisywali im niezwyke
waciwoci. Przyjmowane w sproszkowanej formie miay rzekomo dzia-
a skutecznie na ukszenia wa, wymioty, gorczk krwotoczn, uroki
i... bo ja wiem, na co tam jeszcze? Ale niektrzy wol nosi je jako amule-
ty...
Sala wybuchna miechem. Po tylu latach nauczania Athanase Lavorel
nie straci nic ze swej uszczypliwoci. Jego sztuka oratorska bya doskona-
le wyszlifowana, a ironi wada z nieodmiennym powodzeniem.
- W naszych czasach nie brak takich uczonych, ktrzy sdz, e s to
zby rekinw! Sam fakt, e ten tutaj zosta odnaleziony w odlegoci pi-
dziesiciu mil od morza, dowodzi, jak dalece absurdalne jest podobne
twierdzenie... No chyba e wyobrazimy sobie rekiny galopujce radonie
po okolicznych wzgrzach.
Kolejny wybuch miechu. Publiczno oczarowana to publiczno w
poowie przekonana - pomyla uczony z satysfakcj. A nie ma nic lep-
szego ni odrobina dowcipu, by osabi czujno.
- Kada wiedza, ktra nie opiera si na obserwacji i zdrowym rozsd-
ku, jest wiedz lep - cign. - Tymczasem rzeczywicie chodzi tu o zb.
Kie, mwic dokadniej. Prosz zauway jego spiczasty ksztat. Do cze-
g mgby suy, jeli nie do rozdzierania tkanki miniowej? Zby
trzonowe, bardziej paskie, su do rozcierania poywienia, jak kamie
myski... Ot w tym regionie nie wystpuje aden misoerca o wystar-
czaj co duych rozmiarach, by mona mu ten zb przypisa...
Zrobi pauz dla wzmocnienia efektu. Nie pierwszy raz wykada o
glossopetrae i jego przemwienie byo ju wycyzelowane.

69
Da swym suchaczom czas na zastanowienie si nad natur zba,
wreszcie podnis gow i spojrza wprost na widowni. Przyjcie twier-
dzenia, ktre miao za chwil pa z jego ust, zaleao w duej mierze od
przekonania i pewnoci, z jak je wygosi.
- Jest rzecz oczywist, e zb ten nalea do czowieka. A ten czo-
wiek, panowie, ten czowiek by olbrzymem.
Tak jak przewidzia, po sali przeszed szmer.
W tej chwili przez mae boczne drzwi do amfiteatru wsun si Gilbert.
Znalezienie odpowiedniego rozmwcy nie byo takie proste. Mia ju sza-
lone trudnoci z odnalezieniem Krlewskiego Kolegium, a co za tym idzie,
osoby, ktra mogaby mu powiedzie, czym bya jego ko. Wyjanienia,
jakich musia udzieli pierwszemu jegomociowi napotkanemu w koryta-
rzach, byy co najmniej mtne. W dodatku osobnik ten nie ukrywa swego
rozbawienia, co bardzo poirytowao wieniaka. W kocu jednak Gilbertowi
udao si uzyska informacj, ktrej szuka, i wiedzia ju, e najod-
powiedniejsz osob do zbadania krgu by niejaki doktor Athanase Lavo-
rel, ktry, jak mu powiedziano, mia si znajdowa w tej sali.
Ale rozpoznanie go pord wszystkich tych ludzi to ju zupenie inna
historia. Od razu po wejciu do amfiteatru Gilbert poczu si zbity z tropu i
zaskoczony dziwacznoci wystroju. Amfiteatralnie rozmieszczone awki
byy uoone w ksztat podkowy. Cho wiele brakowao, by sala bya prze-
peniona, wszdzie siedzieli dziwacznie przystrojeni osobnicy, wsu-
chujcy si z uwag w sowa stojcego naprzeciwko, niezwykego czo-
wieka.
Gilbert spojrza na niego uwanie. Typ ubrany by raczej cudacznie i
mwi nie mniej osobliwe rzeczy. Wieniak pomyla o kazaniach Amade-
usza. By moe to tutaj to te by rodzaj kazania. Lecz religia, ktr wy-
znawali wszyscy ci ludzie, nie wydawaa mu si bardzo ortodoksyjna.

70
Szczerze mwic, niewiele rozumia z wypowiadanych tu sw. Jako e
nie zwracano na niego uwagi, a on nie znalaz miejsca, gdzie mgby
usi, nie cigajc na siebie spojrze zgromadzenia, pozosta w kcie
przy drzwiach, czekajc na zakoczenie wykadu. Spieszno mu byo za-
koczy misj.
W tej samej chwili jaki mody zuch w pierwszym rzdzie odway si
zabra gos.
- Ale... doktorze... zwaywszy na wielko zba, musiaby je ogrom-
ne iloci misa!
- Bardzo zgrabna dedukcja, mj may Brunonie - odpowiedzia ten,
ktrego nazwano doktorem. - Lecz nie zatrzymuj si na tak dobrze obranej
ciece. W rzeczy samej, biorc pod uwag rozmiary ka, jakiego wzrostu
powinien, wedug ciebie, by ten osobnik?
Grymas na twarzy Brunona odzwierciedla jego trudnoci ze znalezie-
niem odpowiedzi.
- Dalej, dalej... Pomyl troch. Ile mierz twoje wasne ky? Bruno pal-
cami zmierzy wielko swego zba.
- Mniej wicej p cala.
- A korze mierzy niemal drugie tyle, nieprawda?
- Bez wtpienia.
- A wic w sumie jeden cal. A ile masz wzrostu?
- Pi stp i cztery cale - odpowiedzia z dum Bruno.
- Dobrze... A zatem policzmy: nasz olbrzym, ktrego zb mierzy cztery
cale, czyli cztery razy wicej ni twj, byby wysoki na...
- Ponad dwadziecia stp!
- Ot to!
Nowa wrzawa wrd publicznoci.
- Ale... to kolos! - wykrzykn ktry ze suchaczy.
- W dawnych czasach istnieli ludzie o wiele wiksi ni dzisiaj...

71
Athanase podnis rk, by pokaza zawieszony na cianie szkic.
- Co wicej, ten tutaj jest karzekiem w porwnaniu, na przykad, z He-
lvetus gigas mierzcym... trzydzieci pi stp!
Athanase pogry si na chwil w mylach. Poruszeni widzowie wy-
mieniali komentarze.
- Oto mino blisko p wieku od chwili, gdy doktor Habicot, na ktre-
go wykady miaem zaszczyt uczszcza, opublikowa swe najwaniejsze
dzieo zatytuowane Rozprawa o kociach olbrzyma, w ktrym pooy
podwaliny gigantologii, nauki o olbrzymach. Nauka ta jest dzi uznana
przez najsynniejszych uczonych. Och, oczywicie zawsze znajd si
wieczni sceptycy, nieuczciwi przeciwnicy, jak ten Riolan, autor ndznego
traktatu o rzekomej Gigantomachii!
Zrobi pauz i na jego twarzy pojawi si grymas majcy wyrazi, co
myli o tej miesznej i patetycznej prbie oczernienia swego nauczyciela.
- Lecz coraz liczniejsze dowody codziennie potwierdzaj prawdziwo
moich sw. W kwestii tej bardzo stanowczo wypowiedzieli si ju staro-
ytni. Pliniusz przywouje dokonane na Krecie odkrycie szkieletu Oriona,
wysokiego na szedziesit stp. Herodot cytuje przypadek Orestesa (dwa
nacie stp), nie mwic ju o... samym witym Augustynie, ktry odkry
zb sto razy wikszy od zbw zwykego czowieka. Oczywicie wywnio-
skowa, e musia on nalee do jednego z olbrzymw opisanych w Biblii.
Nie wtpi, e ju wkrtce nawet najbardziej ograniczone umysy przyzna-
j, i mamy racj...
Zadowolony z przeprowadzonego dowodu obserwowa wraenie, jakie
jego sowa zrobiy na suchaczach. Jak zawsze, uzyska jednomylno
publicznoci.
- To wszystko na dzisiaj - zakoczy, zbierajc swoje notatki. - W przy-
szym tygodniu przyjrzymy si bliej tej delikatnej kwestii cyklopw i innych

72
olbrzymw. Dzikuj za uwag.
Suchacze nagrodzili wykad doktora oklaskami i wstali, by pogratulo-
wa mwcy. Pniej jeden po drugim zaczli opuszcza amfiteatr, od razu
rozpoczynajc dyskusj. Wkrtce zosta tam tylko czekajcy na doktora
Bruno, ktrego twarz rozjania umiech wyraajcy najwyszy podziw.
Gilbert wykorzysta moment, by zaznaczy sw obecno, i zwrci si do
Brunona.
- Przepraszam, ja... ja szukam Athanasea Lavorela. Powiedziano mi,
e znajd go tutaj...
Wci jeszcze pod oszaamiajcym wraeniem puenty swego mistrza,
Bruno wskaza mu ruchem gowy, e chodzi, tak jak odgad wieniak, o
starego czowieka zajtego porzdkowaniem swych rzeczy. Gilbert pod-
szed wic do Athanase'a w chwili, gdy ten schodzi z estrady z grymasem
zdradzajcym bl biodra.
- Doktor Lavorel? - spyta Gilbert, mitoszc torb.
Athanase przyjrza mu si ze zdziwieniem. Nie zwyk mie wieniakw
za suchaczy. Niemniej poczu z tego powodu pewien rodzaj zadowolenia.
Czy Francis Bacon nie powiedzia, e wiedza powinna by dobrem do-
stpnym wszystkim ludziom, a nie tylko garstce uprzywilejowanych, jak to
si dziao przez tyle wiekw? Jeli Athanase pochwala jak ide wielkich
umysw wspczesnoci, to wanie t mwic o dzieleniu i przekazywa-
niu wiedzy oraz jej gromadzeniu z pokolenia na pokolenie (nauka jest
dzieem zbiorowym i postpowym, stwierdzi angielski filozof), a nie
podawanie W wtpliwo osigni rozumu w dziedzinie teologii. Zreszt
logika Arystotelesa, na ktrej opieraa si wszelka argumentacja scholasty-
ki, wcale nie wydawaa mu si tak przestarzaa, jak utrzymywali niektrzy.
A sposb rozumowania przyjty w tamtej epoce, cho prowadzcy naj-
czciej do wnioskw co najmniej dziwnych, cechowa si, wedug niego,

73
cisoci, na jakiej wielu uczonych bardzo by skorzystao.
- Jeli w sprawie udziau w moich zajciach, to prosz uzgodni to z
moim asystentem.
- Nie, ja... nie chodzi o zajcia - zacz Gilbert dosy oniemielony. -
Ja... wysano mnie z prob o pomoc... powiedziano mi, e wie pan duo o
kociach.
- Jestem doktorem anatomii i dziekanem tego uniwersytetu, jeli to
mielicie na myli - odpar z wyszoci uczony, rozdraniony faktem, e
poczciwiec nie zwraca si do niego z nalenym szacunkiem.
- Ot tak. Wanie kopalimy fundamenty nowego kocioa, tam, w
grach i... znalelimy koci.
- Mj przyjacielu, znajdujemy je codziennie i praktycznie wszdzie, je-
li mog zauway. Wic co chcecie, abym zrobi?
Gilbert spuci wzrok. Pena pobaliwoci postawa Athanase'a dopro-
wadzaa go do wciekoci, a jego misja coraz mniej mu si podobaa.
Chcia ju nawet zrezygnowa. Amadeusz poszuka sobie gdzie indziej
wyjanie, ktrych potrzebuje. Ostatecznie, o ile mg zauway, uczo-
nych w tym miecie nie brakowao. Zrobi wic krok w kierunku wyjcia,
ale stary czowiek zatrzyma go gestem doni i zmieni ton.
- Szkielet czowieka czy zwierzcia?
- Ech, no wanie. Nie wiadomo... Ale powiedziano mi, e by moe
wy moglibycie...
- Jaki jest ten szkielet?
- Wielki.
Athanase unis brwi i uwaniej spojrza na swego rozmwc. Ta histo-
ria moga si mimo wszystko okaza interesujca. Rzuci spojrzenie Bru-
nonowi, ktry przyblia si teraz, by wysucha rewelacji wieniaka.
- Jak wielki?

74
Gilbert otworzy torb i wyj z niej krg, ktry poda Athanase'owi.
Uczony schwyci przedmiot apczywie, obejrza go i odwrci si w stron
Brunona.
Twarz starego naukowca janiaa z podekscytowania.

Zapada ju zmierzch, gdy Athanase Lavorel, otoczony przez wszyst-


kich mieszkacw wioski, mg wreszcie zbada koci, czciowo wydo-
byte na wiato dzienne w fundamentach kocioa. Koci byy jeszcze w
poowie zakopane, jednak kilka krgw i to, co wygldao na nog, wynu-
rzao si z ziemi.
Od odkrycia szkieletu najbardziej niezwyke pogoski mnoyy si w
Lansec. Podczas gdy wikszo widziaa w tym tylko stert gnatw, wielu
byo te takich, ktrzy jak Gilbert skojarzyli to wydarzenie z niedawnym
pojawieniem si w okolicy ogromnego wilka i sugerowali, e szcztki te
mogy rwnie dobrze nalee do jednego z jego krewniakw. Podobna
myl, jeli wzi pod uwag rozmiary koci, nie moga nie zasia przera-
enia w ich i tak zaniepokojonych umysach. I Amadeusz z najwikszym
trudem przekonywa ich do zachowania spokoju, utrzymujc, e na pewno
znajdzie si na to wszystko jakie rozsdne wytumaczenie, gdy tylko
uczony zbada spraw.
Tene uczony, powiadomiony przez Gilberta, natychmiast pospieszy
do Lansec w towarzystwie wiernego asystenta. Z pewnoci rozwaniej
byoby poczeka do rana, jak sugerowa Bruno, ale Athanase nie mg si
powstrzyma. Sprawa ta moga si okaza wydarzeniem, na ktre czeka
cae ycie. By moe sta wanie na progu odkrycia, ktre bdzie uko-
ronowaniem jego kariery.
Zagldajc mu przez rami, Amadeusz i Bruno patrzyli z uwag, jak
wybitny uczony bada koci w poowie jeszcze pokryte ziemi. Wybiera
spord nich jedn, lepiej widoczn ni inne, i czyci j delikatnie, muska
i pieci, jakby chodzio o ukochan kobiet, by zaraz potem rzuci si na

75
nastpn, z kadym odkryciem coraz bardziej podekscytowany. Wywoao
to pewne zaniepokojenie ojca Amadeusza.
- Wydawao mi si, e bdzie lepiej, jeli zawiadomi kogo bardziej
kompetentnego w dziedzinie koci - tumaczy si proboszcz, ktry wszel-
kimi sposobami prbowa zwrci na siebie uwag uczonego.
- Tak, tak... Dobrze zrobilicie i dzikuj Niebiosom, e zostawilicie
je na miejscu, nie prbujc ich wykopa - odpowiedzia tamten pochonity
swymi obserwacjami. - Tego rodzaju skamieniaoci, cho stwardniae, s
bardzo kruche. Ko udowa... piszczel... Wielki Boe...
Odwrci si wreszcie, by rzuci Brunonowi rozradowane spojrzenie.
Temu ostatniemu zdawao si nawet, e w oczach uczonego bysny zy.
Nigdy nie widzia swojego mistrza w takim stanie.
- No wic? Macie ju jaki pomys? Co to moe by? - dopytywa si
Amadeusz.
Uczony podnis si, energicznym ruchem otrzepujc ubranie z resztek
oblepiajcej je ziemi. Trzeba si godnie prezentowa w tak wanym mo-
mencie.
- Pomys? - odpar Athanase, prbujc zachowa spokj. - Lepiej: mam
pewno!
Krg wieniakw stojcych nieopodal zacieni si wok nich. Przyby-
cie tego uczonego niejednego zaintrygowao. Czym si waciwie zajmo-
wa, tego nikt dokadnie nie wiedzia. Ale wzgldy, jakie okazywa mu
ojciec Amadeusz, wskazyway, e by to kto wany.
- Oto, mj ojcze, najpikniejszy i najwikszy okaz szkieletu olbrzyma,
jaki kiedykolwiek odkryto w tym regionie!
Amadeusz patrzy na swego rozmwc wytrzeszczonymi oczami. Cho
wzgldem uczonych ywi cakowit nieufno, widzc postaw tego doktora,

76
doszed do wniosku, e wie on, o czym mwi. Ale stwierdzenie, ktre wa-
nie pado z jego ust, wydawao si duchownemu co najmniej zaskakujce.
- Olbrzyma? - powtrzy.
Wieniacy, coraz bardziej zaniepokojeni, przysunli si jeszcze bliej,
by sucha wyjanie uczonego, szukajc w zachowaniu Amadeusza za-
przeczenia lub potwierdzenia jego sw.
- Oczywicie! To Homo gigas! A ta oto noga jest waciwie nietknita!
- Ale... Pan... Chc powiedzie... Jest pan pewien? - wyjka Amade-
usz.
- Prosz posucha, mj ojcze - obruszy si Athanase, podnoszc si,
jakby chcia podeprze swj autorytet imponujcych rozmiarw sylwetk -
chtnie przyznaj wam tytu specjalisty od wszystkich spraw tyczcych
duszy, ale pozwlcie, e to ja pozostan ekspertem w kwestii gigantologii.
- Prosz wybaczy, doktorze Lavorel. Ale wiadomo jest zaskakujca.
Olbrzym...
- Przyznaj, e jest to rzadko w tym regionie. Ale zapewniam was, e
nie jest to jedyny przypadek... A ten tu to niezwyky egzemplarz... Na
pierwszy rzut oka osobnik musia mie od pitnastu do dwudziestu stp
wysokoci...
Wieniacy skupieni dookoa patrzyli na siebie pytajcym wzrokiem,
szeptali. Ogarn ich nagy niepokj i krg wyranie si rozluni.
- Nie wolno zakca snu podziemnych stworze! - zakrzykn nagle
kobiecy gos w tumie.
Wszystkie spojrzenia zwrciy si w stron stojcej na uboczu modej,
okoo dwudziestoletniej kobiety o gstych wosach w kolorze miodu. Nosi-
a achmany, ale jej uroda zapieraa dech w piersi. Wygldaa nieco dziko,
lecz w jej spojrzeniu krya si nieskoczona sodycz.

77
Sdzc, e rozsdniej bdzie unikn wszelkiej nieprzewidywalnej re-
akcji tumu, Amadeusz odcign Athanase'a na bok.
- Lepiej by byo, gdybymy porozmawiali o tym wszystkim na osobno-
ci.
Athanase zgodzi si ze zdaniem proboszcza i zwrci si do swego asy-
stenta:
- Bruno! Zosta tutaj i pilnuj koci.
Trzymajc Athanase'a pod rami i rzucajc ponure spojrzenie modej
kobiecie, Amadeusz przeci krg gapiw i skierowa si w stron plebanii.
- Ich tysicletni sen jest witszy ni ulotny dwik waszych
dzwonw! - krzykna za nimi moda kobieta. - Strzecie si przebudzenia
ich duszy!
Z dala od caego zamieszania zajciu przygldaa si Aldegonda. Cho
nie rozumiaa pobudek Agnes, podzielaa jej niepokj odnonie do szkiele-
tu. Odkd ojciec Amadeusz postanowi wznie swj nowy koci, nie
zaznaa spokoju. Miejsce, ktre wybra proboszcz, byo przeklte. Bya
tego pewna. A odkrycie szkieletu ogromnych rozmiarw tylko utwierdzio
j w tym przekonaniu. To miejsce powinno by zostawione w spokoju i
koniec.
Aldegonda uznaa wic rzucone przez Agnes ostrzeenie za zgodne z jej
wasn intuicj. Poza tym darzya j skrytym podziwem. Ta moda kobieta
odwaya si przeciwstawi caej wiosce i ju samo to wystarczyo, by
zyska szacunek staruszki. Ponadto nikt lepiej od niej nie potrafi odczy-
tywa znakw przyrody, przepowiada nieszcz, nim si wydarz, prze-
widywa klsk, wyjania najciemniejszych tajemnic natury. W kwestiach
tyczcych zawiatw nikt nie by lepiej poinformowany od Agnes. Cho
Aldegonda od czasu do czasu sama miewaa prorocze widzenia, nie potra-
fia ich zinterpretowa. Nie to co Agnes. Bo ona wiedziaa. Ona miaa Dar.
Jeli nikt nie zwraca uwagi na jej sowa, na jej ostrzeenia, to z powodu

78
strachu i nieufnoci, jakie wywoywaa. A Aldegonda uwaaa, e takie
zachowanie jest bdem. Wielkim bdem.

Tum egnajcych si ukradkiem ludzi szybko si rozpierzch. Zostali


tylko Gilbert i Bruno, z oczami wlepionymi w mod kobiet, ktra trzy-
majc si pod boki, patrzya na nich wyniole. Bruno nie mg oderwa od
niej wzroku. Mimo biednego wygldu i troch wrogiego zachowania przy-
cigaa go jakim nieodpartym urokiem. Jej niedbaa poza miaa w sobie
co zwierzcego, co wywoywao w nim dziwne uczucie. Uczucie, ktre
zdawao si pochodzi z zamierzchych czasw, jak zew puszczy. By
zniewolony.
Gilbert dobrze zna to uczucie, bo sam czsto go dowiadcza. Agnes
bya jego jedyn mioci. Przez cae lata udzi si nadziej, e uczucie to
zostanie odwzajemnione, ale musia ustpi wobec oczywistej prawdy:
Agnes nie kochaa nikogo. Gdy jedyny raz odway si okaza jej sw
namitno, odepchna go oschle. Gilbert potraktowa t odmow jak
zniewag, wyobraajc sobie, e odrzuca go, bo jest tylko prostym cho-
pem. I od tamtej pory, zawsze gdy stawa z ni twarz w twarz, odczuwa
mieszanin nieskoczonego podania i urazy. Wszelka czuo, jak nie-
gdy j darzy, znikna. Zostaa tylko ta niepokojca mieszanina uczu,
ktra naleaa bardziej do sfery instynktw ni emocji.
Agnes przez dug chwil przygldaa si im w milczeniu, z obojtnym
wyrazem twarzy. Ale caa jej postawa wyraaa dum. Bosa, pewnie staa
na ziemi, a jej nogi byy lekko rozstawione, jakby z tej stabilnoci czerpaa
si, niczym drzewo, ktre przez swe korzenie wysysa mroczne moce zie-
mi. Ca swoj postaw - cignitymi do tyu ramionami, dumnie wypit
piersi - rzucaa wieniakom wyzwanie i drwia z nich bezwstydnie.

79
- Zostaw tych ignorantw - powiedziaa stara Aldegonda, biorc j pod
rami i odcigajc na bok.
Zdawao si, e Agnes wyrwaa si z dziwnego odrtwienia. Odwrcia
gow do starej kobiety i zagodniaa. Odchodzc, rzucia mczyznom
ostatnie lodowate spojrzenie. Bruno natychmiast odwrci wzrok.
Nie patrzy si w oczy czarownicom.

Plebania Amadeusza bya bardzo skromnie umeblowana, niemal suro-


wa. Poza zawieszonym nad kiem krucyfiksem nic nie zdobio pobielo-
nych wapnem cian. Wntrze emanowao spokojem. Pod oknem, przez
ktre wida byo du cz wioski, ustawiony by st. Amadeusz zaprosi
Athanase'a, by przy nim usiad, i poczstowa gocia winem.
- Prosz nie zwraca uwagi na moje owieczki, s ostatnio troch nie-
spokojne. Grasujca w okolicy bestia szarpie im nerwy.
- Bestia? Jaka bestia?
- Wilk, prawdopodobnie. Zagryz ostatnio wiele baranw. Ludzie szyb-
ko staj si niespokojni.
- Rozumiem... Ale... Ta moda kobieta?
- To tylko biedna prosta dziewczyna - prbowa wytumaczy Amade-
usz, zakopotany zajciem. - Od lat yje gdzie w grach. Prosz zapo-
mnie o tym, co powiedziaa. To nic innego jak efekt samotnoci.
- Czarownica?
- Wielu tak sdzi. Wie pan, jak to jest: ignorancja rodzi gupot i nieuf-
no. Braem j na kolana, kiedy bya maa. Dla mnie to po prostu Agnes...
Jest zupenie nieszkodliwa, prosz mi wierzy.
Athanase by tylko czciowo uspokojony. Nie zwyk wysuchiwa
grb czy mocno zalatujcych satanizmem ostrzee modych kobiet.
Chwyci wic dzban wina i nala sobie obficie. ycie w tych wioskach zaw-
sze byo dla niego tajemnic. Kt mgby chcie zamieszka w podobnym

80
miejscu? Bieda, by nie powiedzie ndza, ktra tu panowaa, przygnbiaa
go. Co wicej, ludzie zachowywali si tu wysoce nieracjonalnie. Jedno
dawao si prawdopodobnie wytumaczy drugim. I zacz rozmyla o
tym, jak bardzo wola miejskie ycie, nieskoczenie lepiej urzdzone.
- Jeli to nie sprawi ojcu kopotu, chciabym zabra koci do Montpel-
lier, aby tam zbada je... spokojniej.
- Wyznam panu, e obecno tego czego w mojej parafii nie przyczy-
nia si do przywrcenia spokoju ducha moim owieczkom. Ale chciabym
dowiedzie si nieco wicej o tym... olbrzymie. Kiedy ju go zbadacie,
oczywicie.
- Och, nauka zwana gigantologi jest jeszcze w powijakach. Czy uwie-
rzyby mi ojciec, gdybym powiedzia, e moi koledzy nie s co do niej
jednomylni? A przecie to najpikniejsza z nauk. Bo ludzie wielkich roz-
miarw byli rwnie ludmi wielkiego znaczenia, w wikszoci wadcami i
witymi...
Nagle Amadeusz baczniej nadstawi ucha na sowa Athanase'a. W jego
gowie zakiekowa pomys.
- ... jakby wielko duszy i wielko ciaa w naturalny sposb szy w
parze - zakoczy uczony, podnoszc si z krzesa, aby uwydatni swj
wasny wzrost.
- No dobrze, bd czeka z niecierpliwoci na wyniki paskich bada -
rzek Amadeusz, podczas gdy Athanase Wsta, by si poegna.
- Bd ojca informowa o ich postpie - obieca uczony.
Ucisnli sobie donie.
- Niech pan poprosi Gilberta o pomoc w zaadowaniu i transporcie -
doda proboszcz, pokazujc mu od progu wieniaka. - Nie jest najbardziej
rozgarnitym z moich parafian, ale jest zaradny.
- Tak jak powiedziaem, te skamieniae koci s bardzo amliwe. Przed
przewiezieniem trzeba je najpierw wydoby ze skay ponnej i zabezpieczy.

81
A to, obawiam si, moe zaj troch czasu, Dzi bd musia si zadowo-
li jedn lub dwiema prbkami. - Ale nie wiem, jak ojcu dzikowa. Szkie-
lety olbrzyma s rzecz niezwykle rzadk. Zwaszcza tak dobrze zachowa-
ne. Dla mnie i oczywicie dla nauki ich warto jest nieoceniona...
Stary naukowiec skierowa si w stron drzwi. Amadeusz zatrzyma go.
- A co z moj budow?
- Prosz si nie niepokoi, moe ojciec dalej kopa swoje fundamenty.
Rbcie to po prostu tak, aby nie naruszy koci.
Athanase wyszy, a Amadeusz zamyli si, patrzc, jak doktor kieruje
si w stron swego asystenta. By niezadowolony z powodu opnie w
robotach. Ale moe znalaz sposb walki ze Zem nieskoczenie bardziej
skuteczny ni budowa kocioa. Stojc na progu plebanii, obserwowa, jak
dwaj uczeni po raz ostatni rzucaj okiem na szkielet i oddalaj si w kie-
runku miasta
- wity... - wyszepta i podnis oczy do nieba. Dziki Ci, Panie, e
wysuchae mych modlitw.
Wrci do rodka, chwyci pcienn torb i zabra si do pakowania w
ni kilku swych rzeczy. Nazajutrz trzeba bdzie odby rozmow z bisku-
pem Montpellier.
- A wic?
Amadeusz podskoczy. Na progu plebanii staa Aldegonda z powanym
wyrazem twarzy. Proboszcz od razu spochmurnia.
- A wic co? - odpowiedzia, nie przerywajc pakowania.
- Ten szkielet, Co wam powiedzia ten uczony gupiec?
- Niewiele.
Starucha zamaczaa co pod nosem, podesza do proboszcza i chwycia
go za rami.
- Poza tym, e moe chodzi o witego przyzna Amadeusz. Albo
te krla.

82
- Jest wic wikszym idiot, ni mylaam!
Ojciec Amadeusz przypatrzy si jej uwanie, zaciekawiony. W jej
spojrzeniu by jaki niepokojcy blask. Byo jasne, e ma do powiedzenia
co wicej.
- Jak mniemam, znacie legend o witej Marcie? - zapytaa wreszcie.
Amadeusz unis brwi. Potwr zwany Tarasque*. Tak, zna legend, jak
wszyscy. Ale co to miao wsplnego ze szkieletem?
- Marta bya siostr azarza - cigna Aldegonda. - Po ucieczce z
Ziemi witej przybya tu wraz z Mari Magdalen... W owym czasie ja-
ka bestia grasowaa w grach... Mwi si, e by to straszliwy stwr,
smok, ktry nka ca okolic. A wita Marta pokonaa go...
- Do czego zmierzacie?
- Czy ojciec kiedykolwiek zastanawia si nad tym, co si stao z cia-
em potwora? Takiej bestii nie mona si pozby tak po prostu. Owszem,
s tacy, ktrzy utrzymuj, e ciao wrzucono do Rodanu...
Zniya gos i dodaa:
- Ale ja wiem, e to nieprawda.
Proboszcz patrzy na ni z wyranym zatroskaniem, nachylia si wic
do niego i wyszeptaa:
- Potwr skona tutaj!
Amadeusz wytrzeszczy oczy.
- wita Marta miaaby zabi potwora tu? W Lansec?
- A niby dlaczego powiedziaam wam, e to miejsce jest przeklte?
Wanie sprofanowalicie jego grb!

* Prowansalska legenda mwi, e wita Marta w cudowny sposb dostaa si odzi


pozbawion steru z Palestyny na poudnie Francji. W miejscowoci Tarascon w dolinie
Rodanu wita poskromia ludoerczego smoka zwanego la Tarasque (p gad, p ryba z
rogami, dugim ogonem i ogromn paszcz) dziki swe} wierze w moc wody wiconej.
Rzekome relikwie witej odkryto w Tarascon w 1187 roku. Znajduj si w kolegiacie pod
wezwaniem witej Marty.

83
I nie czekajc na reakcj duchownego, zbliya si jeszcze bardziej.
Gos jej brzmia zowieszczo:
- A kto wam powiedzia, e to by jedyny potwr? Posuchaj, ojcze
Amadeuszu: bestia, ktra dzisiaj grasuje, gdzie tam, w grach... Ta bestia,
ktra pojawia si nagle, nie wiadomo skd, ta bestia od zarania dziejw
czekaa w otchani ciemnoci na waciwy moment, by pomci mier
swego pobratymca. A teraz, gdy jego grb zosta sprofanowany, bestia
czyha...
Aldegonda zamilka. Wskazujc ruchem gowy miejsce budowy kocio-
a, wycigna oskarycielsko palec i rzeka:
- Amadeuszu, bestia powrcia, bardziej wygodniaa ni kiedykolwiek
wczeniej. I to wy zaprosilicie j na uczt.
ROZDZIA 6

Gabinet Athanase'a Lavorela, niczym baniowy sklepik handlarza sta-


roci, zastawiony by pkami wypenionymi po brzegi traktatami o giganto-
logii, prbkami przernych koci, mineraami, rolinami i skamielinami.
Cay st zajmoway niezliczone iloci osobliwych instrumentw, jednych
dziwniejszych od drugich, przyrzdw do obserwacji, dziwacznych narz-
dzi sucych do jakich niejasnych praktyk, O ktrych laik nigdy nie sy-
sza. Nieliczne wolne miejsca na cianach obwieszone byy szkicami ol-
brzymw, schematami nieprawdopodobnych szkieletw i ilustracjami
przedstawiajcymi coraz to bardziej fantastyczne stwory.
- Caa noga olbrzyma i poowa krgosupa! - wykrzykn podekscyto-
wany Athanase, wymachujc jednym z krgw odkrytych w Lansec. - Zda-
jesz sobie spraw, mj may Brunonie, co to oznacza?
- Oczywicie, pomiary i szkice!
- Tak... Ale wyobra sobie! Cae ycie marzyem o tej chwili. Cae lata
bada wreszcie wynagrodzone! Tyle opracowanych hipotez, tyle podej-
mowanych trudw, tyle doznanych upokorze! A teraz, w kocu, to.

85
Athanase'owi zy napyny do oczu, ale opanowa si i rzek:
- Trzeba bdzie pomyle o zorganizowaniu sympozjum. A do tego
czasu lepiej zachowa to wszystko w tajemnicy.
Bruno by zakopotany. Cho ani przez chwil nie wtpi, e jego mistrz
ma racj, bezporedni kontakt z fragmentem tego szkieletu mia jednak w
sobie co przeraajcego. Daremnie wysila imaginacj, i tak nie potrafi
sobie wyobrazi olbrzyma majcego dwadziecia stp wysokoci.
Tymczasem przez ostatnie trzy lata, ktre spdzi, asystujc Ath-
anase'owi, dobrze wiedzia, czego si trzyma. By bardzo uzdolnionym
uczniem i pragn zosta lekarzem. Tym, co interesowao go najbardziej,
bya anatomia. Ale obsesja Athanase'a Lavorela na punkcie skamielin bar-
dzo czsto pocigaa go w stron dyscyplin, ktrych zwizki z medycyn
byy raczej lune. Jeli nie okazywa otwarcie braku zainteresowania tema-
tem, to dlatego, by nie urazi swego mistrza. Jednak te koci wcale nie
pasjonoway go tak jak Athanase'a. Badanie skamieniaoci traktowa jak
rozrywk, ktrej nie przypisywa specjalnego znaczenia. A pytania, jakie
rodziy si przy ich studiowaniu, wydaway mu si dosy bahe. Mimo to,
lub wanie dlatego, tezy gigantologii akceptowa bez adnych zastrzee.
Przyjcie punktu widzenia Athanase'a likwidowao wszelkie rda niepo-
trzebnych konfliktw.
Lecz ujrzenie wreszcie na wasne oczy dowodw na wszystkie teorie
Athanase'a, posiadanie sporej czci szkieletu olbrzyma, miast jednej koci
udowej, ktra zostawia pole wszelkim domysom, zmuszao go do uwia-
domienia sobie, jak niezwyka bya teoria gigantologii. By to troch tak,
jakby wierzcemu bez reszty w prawdy Ewangelii nagle objawi si Chry-
stus we wasnej osobie.
Bruno postanowi zostawi starca ze stert koci, ktre przynieli z pla-
cu budowy. Trzeba przyzna, e rzeczywicie odkrycie to byo dla starego
uczonego ukoronowaniem caego ycia. Walka o uznanie gigantologii zawsze

86
bya twarda. I cho Athanase sam nigdy nie poda w wtpliwo prawdzi-
woci hipotez sformuowanych przez jego mistrza, synnego doktora Habi-
cota, wiele razy dopadao go zniechcenie.
Teraz rozkoszowa si myl o chwili, w ktrej ukae szkielet caemu
wiatu i raz na zawsze zamknie usta wszystkim przeciwnikom, zapisujc
si zotymi zgoskami w historii nauki. Potomno zaliczy jego nazwisko
do panteonu najbardziej zasuonych.

Mimo e wyczerpany dug podr, Zenon, wycignity na ku w


swym ciasnym pokoju, nie mg zasn. Na prno zamyka oczy i liczy
wszystkie hodowane w regionie barany, sen nie przychodzi.
Musia jak najszybciej opuci Montpellier i Francj. Prdzej czy p-
niej lokalne wadze dowiedz si, e jest poszukiwany. Zenon wiedzia
doskonale, co to oznacza. Od tej chwili by zbiegiem. Czowiekiem bez
ojczyzny. Myla o tym, by uda si do Bolonii, gdzie zna jednego czy
dwch uczonych, ktrzy mogliby go tam przyj. Ale na jak dugo? Naj-
wyej na kilka miesicy. A co potem?
Porzucajc myli o zaniciu, postanowi poczyta. Zabra z sob impo-
nujce dzieo Konrada Gesnera Historia animatium, by skrci sobie dugie
dni podry. Otworzy na chybi trafi jeden z piciu tomw i przerzuci
kilka stron. Ale jego umys nie chcia si na nich skupi i nawet znajdujce
si tam niezwyke opisy nie zdoay go zainteresowa.
Samotno nigdy wczeniej mu nie doskwieraa - byo to uczucie, do
ktrego przywyk ju we wczesnym dziecistwie - cho o wiele bardziej
wola towarzystwo modej dziewczyny. Ale rozgldajc si dookoa po
tym anonimowym, zniszczonym pokoju o porysowanych cianach i wt-
pliwej czystoci, patrzc na ten siennik skpo wypchany som, na ten st
i krzeso, uwiadomi sobie, e zniknicie jego maego wiata sprawio, i czu

87
w rodku dziwn pustk. Dziwn, bo niespodziewan. I pustka ta trawia
go od wewntrz niczym choroba duszy.
Obudzi si o brzasku z dziwnym uczuciem - wydawao mu si, e jego
matka leaa przy nim w czasie tego krtkiego snu, tak jak wtedy, gdy by
maym dzieckiem.
Jednak jak dotd, jeli chodzi o rodzicw, nie mona powiedzie, by si
z nimi specjalnie liczy. A pochodzenie Zenona wcale nie byo skromne.
Jego ojciec Evariste de Mongaillac by langwedockim kasztelanem, ktry
na przeomie wiekw odziedziczy pokany majtek i pielgnowa swe
prniactwo, ograniczajc wszelk aktywno do lektury. A poniewa
zdradza sabo do staroytnych filozofw, jego syn otrzyma imi po
twrcy synnych paradoksw. Synu - lubi mu niegdy powtarza Monga-
illac senior - nigdy nie zapominaj, e Parmenides i Zenon na prno wyka-
zywali, e ruch nie istnieje, bo tak jak wszyscy miertelnicy musieli si
przemieci w pewne miejsce, by uly swym naturalnym potrzebom.
Zdanie to przez dugi czas zastanawiao modego chopca i bardzo pra-
gn, by ojciec wytumaczy mu je pewnego dnia. Ale Evariste zmar, gdy
Zenon mia sze lat, i nigdy go synowi nie wyjani. W istocie, poza tym
jednym zdaniem, nie zachowa zbyt wielu wspomnie o swym rodzicu. Nie
przypomina sobie nawet, by odczuwa jakikolwiek bl po jego odejciu.
Jednake to, e jego edukacja nie zostaa zaniedbana i e odziedziczy
upodobanie do erudycji, zawdzicza wanie ojcu. Nawet jeli nie by tego
wiadomy.
Reszt swego dziecistwa przey wic w towarzystwie matki, co za-
sadniczo powinno stworzy midzy nimi siln uczuciow wi. Jednak nic
takiego si nie stao. I jeli opuci swe rodzinne miasto Montpellier, gdy
tylko nadarzya si stosowna ku temu okazja, to rwnie dlatego, e usio-
wa w jaki sposb odsun si od niej.

88
Po kilku latach studiw u Athanase'a Lavorela, ktrego uwaa za swe-
go mentora, bezgraniczna ciekawo i gd wiedzy popchny go do wy-
jazdu. Z dnia na dzie, niczym modzieniec zdecydowany wyruszy w
wiat, by zdoby saw i bogactwo, spakowa tych kilka rzeczy, ktre mia,
do podrnego toboka i poegna si z matk i mistrzem.
Od tamtej pory ich nie widzia. I o ile kilka razy zdarzyo mu si myle
o Athanasie z przyczyn zawodowych, o tyle matk, zmar niedugo po
jego wyjedzie, wspomina rzadko.
Po skromnym niadaniu Zenon postanowi wic po raz ostatni przed
opuszczeniem Francji zoy wizyt Athanase'owi. Nie czu si do tego w
aden sposb zobowizany, ale co w gbi serca popychao go do tego
kroku. Co, co, jak przypuszcza, miao zwizek z tymi skonnociami
duszy zwanymi uczuciami, ktre uwaa za zbdny balast. Wolaby, by
Kierowaa nim zwyka ciekawo. Niestety, wygldao na to, ze w tym
wypadku byo zgoa odmiennie.
Aby pokaza si z jak najlepszej strony, przywdzia swj najbardziej
elegancki strj, starannie dobierajc pasujcy do spodni haftowany kaftan i
upewniajc si po raz ostatni przed wyjciem z gospody, e wyogi kaftana
i koronkowe wykoczenia spodni przystrojone wstkami (ozdoby nie-
zbdne dla zachowania harmonii w ubiorze) byy nie tylko nieskazitelnie
czyste, ale rwnie waciwie dobrane. Chcia sprosta oczekiwaniom mi-
strza, ktry logicznie rzecz biorc, musia w nim pokada pewne nadzieje.
I tak, odziany w bogate szaty, lnice w porannym socu, z wiecz-
cym dzieo imponujcym kapeluszem z pirem, stan wreszcie przed Kr-
lewskim Kolegium. W czasie drogi dopad go nieokrelony niepokj i zda
sobie spraw, e ta konfrontacja z dawnym mistrzem bya dla niego rodza-
jem prby i e postpi susznie, nie uchylajc si od niej. Z odwagi, jak
si wykaza, czerpa nawet pewn satysfakcj. I cho musia przyzna, e
nie jest cakowicie pozbawiony uczu, fakt, e strach nie by jednym z tych,

89
ktre nim powodoway, troch mu jednak pochlebia.

Przed wyjazdem do Montpellier na spotkanie z biskupem Ulrichem Van


Melsenem ojciec Amadeusz uda si w gry w poszukiwaniu Agnes. Sowa
Aldegondy zasiay w jego duszy przeraajce wtpliwoci. Jeli to, co
mwia starucha, byo prawd, nad wiosk zawiso straszliwe niebezpie-
czestwo. I to on by za to odpowiedzialny. Ale czy Aldegonda nie bya
tylko star wariatk? Czy mg ufa jej szalonym sowom? Najlepszym
sposobem, by si o tym przekona, byo omwi wszystko z Agnes.
Wychodzc z wioski, sprawdziwszy, czy nikt go nie obserwuje, skrci
w prawo i pocz si wspina na strome wzgrze.
Amadeusz nieustannie czuwa nad swoj kochan Agnes. Od jej naj-
modszych lat mia piecz nad jej edukacj. Lecz dziewczyna bardzo wcze-
nie ujawnia swj buntowniczy charakter. I mimo wszelkich wysikw
Amadeusza powoli zamykaa si w jakiej dziwnej samotnoci, wicej
uczc si na wasn rk ni od proboszcza i stronic jak to tylko moliwe
od towarzystwa innych dzieci z wioski. Teraz ya samotnie gdzie w g-
rach, z dala od wszystkiego, co dziao si w Lansec, gdzie pojawiaa si
rzadko, tylko po to by wymieni roliny na ywno lub zoy Amade-
uszowi krtk wizyt.
Amadeusz skama, zapewniajc Athanase'a, e Agnes bya tylko ubog
prostaczk. Wiedzia przecie doskonale, e jej wiedza bya rwnie rozle-
ga, jak gboka. Na przykad nie ulegao adnej wtpliwoci, e znaa
tajemnice leczniczych zi. W ten sposb, posiadajc dar leczenia chorych,
moga zajmowa poczesne miejsce w yciu Lansec. Lecz niezwykle rzad-
ko, wycznie na usilne proby ojca Amadeusza, pozwalaa, by mieszkacy
wioski korzystali z dobrodziejstw jej wiedzy.

90
Proboszcz wpada w szewsk pasj na myl o tylu zmarnowanych zdol-
nociach. Wci marzy, e dziewczyna w kocu zmdrzeje i zgodzi si
y we wsplnocie, dla dobra wszystkich. Tymczasem, mimo wszelkich
wysikw duchownego, upr modej kobiety, by trzyma si z dala od jego
parafian, pozostawa nieugity. Mieszkacy Lansec podchodzili wic do
niej z nieufnoci, chtnie przypisujc jej wystpki rwnie bahe, co urojo-
ne, i podejrzewali j o konszachty z Szatanem.
Amadeusz by jedynym, ktry wiedzia, gdzie mieszka. Urzdzia sobie
obszern jaskini na zboczu gry, jakie dwie czy trzy mile od wioski.
Hodowaa tam kilka zwierzt i spdzaa czas, zbierajc zioa. Wiedzia, e
tego dnia, po skandalu, ktry wywoaa, wanie tam si schronia. Po-
mkn wic w stron wzgrz, prbujc przypomnie sobie drog prowa-
dzc do jej kryjwki.
Znalaz Agnes u wejcia do jaskini. Dziewczyna z rozmarzonym wyra-
zem twarzy jak zwykle zbieraa tam lecznicze roliny, nucc pod nosem
melodi doskonale wspgrajc z otoczeniem. Kontynuowaa sw prac,
nie zwracajc uwagi na jego obecno.
Amadeusz przez chwil przypatrywa si jej w milczeniu. Wykapana
matka. Ta sama dzika uroda, ten sam buntowniczy charakter, ten sam upr.
Jej matk Mari wspomina ze wzruszeniem. Kiedy przyby do Lansec, bez
maa trzydzieci lat temu, bya jedyn osob, ktra uwaaa go za przyja-
ciela. By wwczas mody, a jego cakiem wiee powoanie wystawione
zostao na cik prb. Nieraz bliski by zamania lubw czystoci, ale
potrafi przezwyciy swe saboci i dzielnie opierajc si pokusie, zna-
laz odpowiednie sowa, by przekona j, e ich zwizek nie jest moliwy.
Bya to najtrudniejsza decyzja w yciu Amadeusza, ale teraz, po tylu la-
tach, by dumny, e j podj. Jednak ile to razy aowa swego wyboru.
W chwilach zniechcenia, w samym rodku zimy, gdy noc pograa wiosk

91
w ciemnociach, a jego niepewna dusza zadawaa sobie pytanie, czy to
wszystko warte jest powice, wspomnienie Marii, ktra zmara, wydajc
Agnes na wiat, wyaniao si z przeszoci, by go drczy.
- Wiedziaem, e tutaj ci znajd - powiedzia, odzyskawszy oddech. -
Co za pomys, eby mieszka w grach!
Agnes ledwie na niego spojrzaa, wybierajc dalej roliny, ktre staran-
nie ukadaa w swym koszyku.
- Jeli przyszede, aby skarci mnie za to, co powiedziaam, to moesz
od razu wrci do siebie.
Podszed do niej, zerwa kwiat i woy go jej we wosy. Nie lubi, gdy
bya w zym humorze.
- Agnes, naraasz si na powane kopoty - cign z czuoci. - Lu-
dzie z wioski w kocu uwierz, e jeste czarownic.
- Niech sobie wierz, w co chc. Nie lubi ich.
- Wyobra sobie, e wci s miejsca, w ktrych czarownice pali si na
stosie! A wiesz, jacy s ci biedni ludzie. Boj si byle czego. W dodatku
wilk, czy cokolwiek to jest, grasuje w okolicy... Wiem, e straszenie ich
bardzo ci bawi. Ale uwaaj. Zwaszcza przy obcych, jak ten uczony...
- Powiedziaam to, co myl. Jeli boj si prawdy, trudno. Amadeusz
wzruszy ramionami.
- A c ty moesz wiedzie o tym szkielecie?
- Nic. Wiem po prostu, e spoczywa tam spokojnie od wiekw...
- I? - zapyta z lekkim dreniem w gosie.
- I e nie ma adnego powodu, by zakca jego spoczynek.
Na te sowa Amadeusz poczu, e dreszcz przebiega mu po plecach.
- Aldegonda utrzymuje, e ten szkielet moe nalee do potwora poko-
nanego przed wiekami przez wit Mart. Syszaa o tej legendzie?
Agnes przerwaa w kocu prac i spojrzaa na Amadeusza.

92
- Umys Aldegondy jest bardziej pokrzywiony ni drzewo oliwne, po-
winiene o tym wiedzie od dawna!
- Wydaje si jednak bardzo pewna swego. Obawia si nawet, bymy,
profanujc jego grb, nie cignli na siebie gniewu jednego z jego pobra-
tymcw.
- Posuchaj, Amadeuszu, zwierz, ktre grasuje w okolicy, to tylko
wilk. A co do szkieletu, do kogokolwiek by nalea, by tam, gdzie by
powinien. To ty naraasz si na kopoty, naruszajc porzdek wiata. Pr-
dzej czy pniej szkielet wrci na swoje miejsce, ale poczynionych w mi-
dzyczasie szkd nie da si ju naprawi.
Amadeusz zamkn oczy i pokrci gow. Gdy je otworzy, Agnes ju
nie byo.
ROZDZIA 7

Ojciec Amadeusz przesiedzia cierpliwie cay ranek pod ogromnym pla-


tanem na dziedzicu kurii biskupiej stojcej naprzeciwko katedry witego
Piotra, oczekujc na przyjcie przez biskupa Montpellier.
Wtpliwoci, jakie zasiay w nim wrby Aldegondy, rozwiay si.
Agnes zdoaa rozproszy jego niepokj. Od tej chwili by ju pewny, e
Athanase ma racj, e jest to szkielet olbrzyma, a wic witego. Zreszt
czy odkrycie to nie byo odpowiedzi Najwyszego na jego mody? Bo
trzeba byo by lepym, by nie zauway, e graniczyo ono z cudem.
Gdyby nie postanowi wybudowa kocioa i gdyby nie wybra wanie
tego miejsca, by go tam postawi, szkielet nie zostaby nigdy odnaleziony.
Ksidz nie mia najmniejszych wtpliwoci, e biskup Montpellier zgodzi
si z t oczywistoci.
Amadeusz zatroszczy si nawet o zredagowanie krtkiego sprawozda-
nia o odkryciu szkieletu, by biskup mg niezwocznie zapozna si ze
spraw.
Niewielki raport da zamierzony rezultat, gdy tu przed poudniem po-
informowano go, e biskup Van Melsen jest wreszcie gotw go przyj.
Amadeusz wspi si po kilku stopniach i otworzy cikie drzwi prowadzce

94
do apartamentw biskupich.
- Ach, ojciec Amadeusz! - rzek biskup, podnoszc wzrok znad doku-
mentw. - Nawet ojciec nie wie, jakie ma szczcie, e opiekuje si tylko
zwyk parafi. Diecezja to zupenie inna sprawa, zapewniam ojca...
Amadeusz podszed do biurka, kaniajc si z uszanowaniem. Odle-
go, jak pokona od drzwi do czekajcego na niego krzesa stojcego
naprzeciw biskupa, wydaa mu si doskonaym odzwierciedleniem dystan-
su, jaki dzieli go od dostojnika.
Ulrich Van Melsen by mniej wicej pidziesicioletnim, liskim, chu-
dym mczyzn o ruchach spokojnych, acz zdecydowanych. Jego surowa,
powana twarz, pozbawiona najmniejszych ladw zarostu, doskonale
odzwierciedlaa jego charakter. Na wychudym obliczu poczesne miejsce
zajmowa nos przypominajcy dzib drapienego ptaka, a gboko osa-
dzone, rozbiegane oczy sprawiay wraenie, jakby nieustanne szukay zdo-
byczy. Pozorny spokj nie maskowa oczywistej przyjemnoci, jak czer-
pa ze sprawowania wadzy.
Pochodzi z Utrechtu. We wczesnej modoci odrzuci popularne w jego
otoczeniu idee reformacji i wykazujc si rzadko spotykan wol i odwag,
pocz je zwalcza z gorliwoci, ktra zwioda nawet najbardziej nieuf-
nych wspwyznawcw. Znalazo si kilku nieyczliwych, ktrzy podej-
rzewali, e ten prozelita kierowa si bardziej wyrachowaniem ni przeko-
naniem, ale oglnie rzecz biorc, obecnie uwaany by w Watykanie za
jednego z najbardziej stanowczych biskupw oddanych subie Kocioo-
wi.
Amadeusz nie darzy go wielk sympati. To wanie Van Melsen by
tak nieczuy na jego skargi dotyczce aosnego stanu kocioa. Proboszcz
podejrzewa, e bardziej zajmuje go wasna kariera ni troski tych, za kt-
rych by odpowiedzialny.

95
- Przykro mi, e przeszkadzam. Ale sprawa, z ktr przybywam, jest
bardzo pilna - przeprosi proboszcz i od razu poaowa tego nadmiernego
unienia.
- Tak, tak... Chodzi o ten tajemniczy szkielet, o ktrym pisalicie w wa-
szym raporcie, nieprawda?
- Tak wanie.
- Jeli wierzy waszemu sprawozdaniu, jego rozmiary s zadziwiajce.
Ale prosz spocz.
Amadeusz usucha i zaj miejsce na przygotowanym w tym celu krze-
le. Czu si potwornie nieswojo i nie wiedzia, czy powodem tego byo
niewygodne siedzenie, czy obecno biskupa. Ten zerka na niego z roztar-
gnieniem, koczc lektur dokumentw. Zainteresowanie, jakie okazywa
ojcu Amadeuszowi, wydawao si bolesnym ustpstwem wobec niestaoci
tego wiata.
- Rozumiem, e postanowi ojciec wybudowa nowy koci - rzek bi-
skup, nie podnoszc oczu.
- No tak... Pomylaem, e...
- Jeli o mnie chodzi, nie mam nic przeciwko temu. Jednak czuj si
zmuszony przypomnie, e niestety nie moe ojciec liczy na moj pomoc.
Jak ju mwiem, czasy s trudne, a kasa pusta. No i mamy pewne priory-
tety...
Biskup rozoy rce w gecie bezradnoci. Ale Amadeusz ju dawno
postawi krzyyk na wsparciu budowy kocioa przez Van Melsena. Nie po
to tu przyby.
- Co do szkieletu... doktor Lavorel z Krlewskiego Kolegium zapewni
mnie, e chodzi o wyjtkowego olbrzyma - rzek, by powrci do tematu.
Ulrich Van Melsen zamkn dokumenty, ktre czyta, i zainteresowa
si w kocu swym rozmwc. Uwaa ojca Amadeusza za czowieka ra-
czej sympatycznego. A poza tym wszystko wskazywao na to, e dobrze
wywizywa si ze swych obowizkw w wiejskiej parafii, a czy osta-
tecznie nie to jest najwaniejsze?

96
- Olbrzyma? Doprawdy... czemu nie... Nie jestem kompetentny, by to
osdzi... Ale jaki to ma zwizek z Kocioem?
- A wic... - zacz proboszcz, nie bardzo wiedzc, jak wyoy sw
myl - wszystko pozwala sdzi, e moe chodzi o szkielet witego.
Biskup wyprostowa si na krzele. Gdy czyta krtkie sprawozdanie
Amadeusza, nie zrozumia, jakie znaczenie moe mie odkrycie wielkiego
szkieletu. I jeli zgodzi si w kocu przyj proboszcza, to bardziej dlate-
go, e ciekawio go jego nowe dziwactwo, a nie same koci.
- Ach tak... Myli ojciec o kim w szczeglnoci?
- No... hm...
W tej chwili Amadeusz zrozumia, e nie przekona biskupa, nie podajc
adnych konkretw. I wtedy jaka intuicja, rwnie naga, jak tajemnicza,
podsuna mu te sowa:
- O witej Marcie, by moe...
Van Melsen umiechn si rozbawiony. Ignorancja i naiwno tych
wiejskich proboszczw miaa w sobie co rozczulajcego.
- wita Marta? Ojcze Amadeuszu, przecie wie ojciec rwnie dobrze
jak ja, e...
- A jednak mwi si, e dokonaa ywota w tym regionie.
- Oczywicie, ale nie wiedziaem, e to byo w Lansec. Mwi si take,
e pokonaa straszliwego smoka, Tarasque. Znam legend. Rnych wersji
tej historii jest zapewne tyle, ile wiosek w okolicy!
- Wanie. Jeli rzeczywicie okazaoby si, e chodzi o wit Mart,
dla mojej parafii byoby to bogosawiestwem...
- Rozumiem, ale... ma ojciec jaki dowd na poparcie swej hipotezy?
Jaki przedmiot znaleziony w pobliu, jak inskrypcj?
Biskup nie chcia rani proboszcza i zdecydowa si gra na zwok,
czekajc na waciwy moment, by da mu do zrozumienia, e ma waniej-
sze sprawy na gowie.

97
- A czy same rozmiary nie s dowodem na to, e chodzi o jak wan
osob? - argumentowa Amadeusz. - A poza tym te relikwie to odpowied
Boga na moje modlitwy...
- Obawiam si, e to nie wystarczy - odpowiedzia biskup, krcc
smutno gow. - Identyfikacja witego nie jest prosta. Ja sam nie potrafi
przeprowadzi takiego dochodzenia. Trzeba by si zwrci do...
- Relikwie witej Marty w krypcie naszego kocioa niezwykle pod-
niosyby na duchu moich parafian. Wiecie zapewne, e od jakiego czasu
w pobliu wioski grasuje wilk i e...
- Oczywicie, rozumiem - uci Van Melsen, czujc, e sytuacja wy-
myka mu si spod kontroli.
Ten proboszcz by bardziej uparty, ni mona si byo spodziewa, i te-
raz biskup nie bardzo wiedzia, w jaki sposb odmwi mu pomocy. Zde-
cydowa si wic na unik polegajcy na powierzeniu sprawy komu inne-
mu.
- No dobrze, skoro ojciec tak nalega, poinformuj o wszystkim arcybi-
skupstwo. Niebawem musz uda si do Narbony. Przeka wam odpo-
wied. Ale jeli okae si pozytywna, prosz spodziewa si wizyty legata.
Bo Koci nie zwyk wypowiada si lekkomylnie, kiedy ju wszczyna
podobne ledztwo. Wiem te, jakiego rodzaju osoba zostaaby wyznaczo-
na. Wiadomo, kiedy rozpoczyna si badanie sprawy, ale nigdy
nie wiadomo, kiedy si skoczy.
Ojciec Amadeusz umiechn si zadowolony. Ostrzeenia biskupa
zdaway mu si zbyteczne. Nie mia nic do stracenia, a wszystko do zyska-
nia. Wsta wic, by si poegna, i idc tyem, ukoni si biskupowi tyle
razy, ile to byo moliwe bez popadania w mieszno, po czym opuci
apartamenty.
Ulrich Van Melsen patrzy, jak Amadeusz zamyka za sob drzwi. Ten
proboszcz by zdecydowanie dziwacznym typem. Teraz twierdzi, e po-
siada w swej parafii relikwie witej Marty, tylko tyle! Ale jeli szuka ko-
potw, to jego sprawa. Ta caa historia z olbrzymem prawdopodobnie
przyniesie same nieprzyjemnoci. Bo biskup doskonale wiedzia, e raz

98
uruchomiona machina bada moe przynie wynik zupenie inny od tego,
ktrego oczekiwa dzielny Amadeusz. Krcc gow, postanowi jednak
napisa notatk dla arcybiskupa Narbony, przekonany, e i tak sprawa ta
nie bdzie miaa dalszego cigu.

Przemierzajc ciemne, sklepione korytarze pene wspomnie, Zenon nie


mg nie poczu odrobiny nostalgii. Kady kamie w Krlewskim Kole-
gium mwi mu co o jego przeszoci, budzc w duszy obrazy, ktre uwa-
a za pogrzebane na zawsze. I w kadym mijanym uczniu widzia siebie
wiele lat temu. Nawet echo jego wasnych krokw rozbrzmiewao mu w
gowie niczym odlege woanie, wycigajc z zapomnienia pozostaoci
dawnego ycia. Wspomnienia zawadny nim, zmuszajc do skonfronto-
wania tego, kim by jako modzieniec, z tym, kim si sta.
Lecz przekona siebie samego, e krtkie odwiedziny u dawnego mi-
strza nie przynios mu adnych kopotw. Wrcz przeciwnie: myla, e
skoro nie ma ju rodziny, starzec mgby wcieli si w ostatni ojcowsk
posta, na ktrej mona si oprze i zwierzy si jej przed znikniciem.
Ale teraz nie by ju niczego pewny. W miejsce symbolu ojca pojawia
si posta bdca ucielenieniem autorytetu, przygniatajcego boka, kt-
rego zawsze chcia przewyszy. Zatrzyma si na chwil, by jeszcze raz
na spokojnie nad wszystkim si zastanowi. Mia jeszcze czas, by zawrci
i wsi do pierwszego dyliansu do Bolonii. Ale jeli to ostatnia prba, na
jak zosta wystawiony, ucieczka nie byaby najlepszym wyjciem.
Wszed wic na krte schody w gbi wskiego korytarza, ktre prowa-
dziy do pokoju doktora Athanase'a Lavorela. Ile to razy wspina si po
tych stopniach zdeptanych przez tyle pokole uczonych? Nie mgby tego
zliczy. Poszczeglne deski trzeszczay pod jego stopami tak samo jak

99
dwadziecia lat temu. Zenon zna swego mistrza na wylot i wiedzia, e
Athanase za nic na wiecie nie zmieniby lokalu. Ten may gabinet wci-
nity w odlegy kt na ostatnim pitrze uniwersytetu by jego schronie-
niem, jego sekretnym laboratorium. I wszyscy uwaali to miejsce za pry-
watn wasno, nienaruszaln kryjwk starego pustelnika na szczycie
gry.
Stanwszy przed stoczonymi przez korniki drzwiami Zenon poczu, e
krci mu si w gowie. Za tymi drzwiami znajdowaa si przeszo. I cho
wiedzia, e musi stawi jej czoo, nie by przekonany, czy wyjdzie z tej
prby bez szwanku. Nie wtpi, e umys Athanase'a, niczym blok granitu,
wci bdzie mu dorwnywa, niezmienny, odporny na dziaanie czasu.
Ale mino dwadziecia lat, odkd widzia go po raz ostatni, i dzi jego
mistrz musi ju by starcem.
Kiedy usysza za drzwiami gos Athanase'a Lavorela, poczu przypyw
odwagi. Zapuka i pewnym krokiem wszed do rodka.
Jego stary mistrz, zajty badaniem koci, nie spieszy si, by podnie
na niego wzrok. A kiedy ju to uczyni, nie pozna go zrazu.
- Mistrzu Athanase - powiedzia Zenon.
- Czym mog panu suy?
- Nie pamita mnie mistrz?
Stary uczony zmruy oczy, by lepiej mu si przyjrze.
- Zenon?!!
Nie wierzc wasnym oczom, wsta, podszed bliej i promienny
umiech rozjani jego pomarszczon twarz.
- Zenon! Mj may Zenon! Co za niespodzianka!
- Bardzo si ciesz, e pana widz, doktorze.
Athanase rzuci si na swego dawnego ucznia i ucisn tak, e omal go
nie udusi.
- Doktorze? Syszysz, Brunonie? - wykrzykn starzec, odwracajc si
do swego asystenta. - Wielki Zenon de Mongaillac nazywa mnie doktorem!

100
Teraz, gdy jestemy kolegami, a wiedz, e uwanie ledziem twoj ka-
rier, moemy mwi sobie po imieniu, nie sdzisz?
- Jeli tak pan sobie yczy.
- Powrt syna marnotrawnego! Niech no ci si przyjrz. Ile to ju czasu
mino, odkd widziaem ci po raz ostatni? Pitnacie lat?
- Obawiam si, e co najmniej dwadziecia.
- Dwadziecia? Mj Boe, to straszne... To prawda, e wyrose na t-
giego chwata. A ten strj! Prawdziwy szlachcic!
Dwaj mczyni patrzyli na siebie przez chwil. Zenon stwierdzi, e
koniec kocw Athanase a tak mocno si nie postarza. By tylko troch
bardziej ysy, a jego brzuch nieco si zaokrgli. Jednak w swej obszernej
czarnej szacie staruszek wci doskonale si prezentowa.
- Ale pozwl, e przedstawi ci mego asystenta doda Athanase, od-
wracajc si w stron biurka, przy ktrym mody czowiek koczy prac
nad szkicem. - Tego, ktry waciwie zaj twoje miejsce. To jest Bruno. A
to Zenon de Mongaillac, o ktrym ci czsto opowiadaem.
Uprzejmie ucisnli sobie donie. Ale Zenon domyli si, e Bruno by
nieco podraniony tym nagym zejciem na drugi plan.
- Jest dosy niemiay, ale raczej zdolny. Kto wie, moe pewnego dnia
on te mnie opuci, by uda si do stolicy?
- Wtpi - mrukn modzieniec.
- Nie masz racji - odpar Zenon, by doda mu otuchy. - Nauczaj tam
zdumiewajco wielu dyscyplin. Mineralogii, osteologii, anatomii, botani-
ki...
- Nie wspominajc o zwykej zarozumiaoci - podkreli Athanase.
Znw czujc si nieswojo, Zenon zrzuci wierzchnie ubranie i przeszed
si po pokoju, wzruszony jego ponownym widokiem. Athanase przyglda
mu si z czuoci.

101
- Chyba niewiele si tu zmienio od twojego wyjazdu?
- Faktycznie. Wydaje mi si tylko, jakby byo tu mniej miejsca ni
przedtem... Czy wci zmusza ci do sporzdzania caej gry szkicw? -
zapyta Brunona.
- Przez cay dzie.
- Ach! Mona by pomyle, e jestem jakim katem! Ale powiedz mi,
co ci tu sprowadza?
Zenon zawaha si przed wyjawieniem swego zatargu z wadzami. Nie
chcia da mistrzowi powodw do litoci.
- Musz si uda do Bolonii na konferencj powicon anatomii -
skama. - Nie zabawi tu zbyt dugo...
- Ciesz si w kadym razie, e znalaze chwil, by odwiedzi swego
dawnego mistrza. Ale chod, poka ci lepiej nasze ostatnie znalezisko.
Athanase poprowadzi Zenona do miejsca, gdzie uoone byy koci, i
energicznym gestem zdj przykrywajc je pacht.
- Historyczne odkrycie - podkreli z dum.
I gdy Zenon bez wikszego zainteresowania podnosi z ziemi krg,
Athanase i Bruno pucili do siebie oko z min mwic: zobaczysz, jak
zareaguje!
- Dziwny krg... - powiedzia w kocu Zenon. - Co to jest?
- A jak sdzisz?
Jeli Zenon mg by uwaany za specjalist w dziedzinie organw
wewntrznych, to jego wiedza o kociach bya raczej skromna. Osteologia
nigdy nie bya jego mocn stron. Ale znajc obsesj dawnego mistrza na
punkcie olbrzymw, uda, e si zastanawia, nim odpowiedzia:
- Olbrzym piknych rozmiarw, nie ma co do tego najmniejszych wt-
pliwoci.
Athanase odwrci si do Brunona.
- Wida, e nawet po tylu latach moje nauki nie zostay zapomniane!
I odwracajc si z powrotem do Zenona, doda:

102
- Homo gigas! Odkrycie stulecia! Caa noga i kilka krgw! Wystarcza-
jce, by ostatecznie zamkn usta przeciwnikom gigantologii!
Zenon by szczliwy, widzc taki entuzjazm swego dawnego mistrza.
Odoy krg.
- Gdzie go znalelicie?
- W wiosce pooonej niedaleko std. Reszta wci tam ley. Bd po-
trzebowa wielu dni, by wydoby go z ziemi i przywie tutaj. Kiedy wy-
jedasz do Bolonii?
- No... ja...
- Jestem pewien, e moesz powici kilka dni i pomc temu, ktry
nauczy ci wszystkiego...
- No c...
- To cudownie! Zaczniemy od naszkicowania tego krgu. Zobaczymy,
czy wci masz tak dobr rk!
Zenon umiechn si lekko. Athanase nic a nic si nie zmieni.

Amadeusz by bardzo zadowolony ze swego spotkania z biskupem Van


Melsenem. Chocia raz dosta to, czego chcia. A nie byo to proste. Do-
skonale wyczuwa jego sceptycyzm, ale najwaniejsze, e zgodzi si za-
wiadomi arcybiskupa o sprawie witej Marty. Nawet jeli Van Melsen
by tpym czowiekiem, z zasady wrogim wszystkiemu, co mogoby przy-
sporzy mu jakichkolwiek kopotw w zarzdzaniu diecezj, Amadeusz
by przekonany, e kady inny hierarcha Kocioa bdzie mia umys bar-
dziej otwarty i z wiksz przychylnoci przyjmie jego prob o zbadanie
autentycznoci relikwii. I myla, e skoro fakt posiadania takich relikwii w
jego nowym kociele by w jego oczach rzecz nader wan, podobnie
musiao by na poziomie diecezji czy te archidiecezji.
Ten szkielet mgby by bezwzgldn broni w walce ze Zem, ktre od
jakiego czasu grasowao w okolicach Lansec.

103
Podczas gdy budowa nowego kocioa miaa na chwil uspokoi umy-
sy, to posiadanie w krypcie relikwii opiekunki wioski witej Marty przy-
niosoby naprawd zbawienne skutki. A ogromne rozmiary szkieletu zu-
penie tu nie przeszkadzay, wrcz przeciwnie. Opiekucza moc witej
Marty moga si dziki temu tylko zdziesiciokrotni. Bo przecie jedynie
kto naprawd potny mg skutecznie przeciwstawi si Zu. W jego
mniemaniu, a take bez wtpienia w mniemaniu jego parafian, ta walka
Dobra ze Zem bya fizycznym starciem, na wzr walki witego Jerzego
ze smokiem. A skoro wilk, to ucielenienie Demona, by tak ogromny,
nareszcie mona bdzie wystawi przeciwko niemu przeciwnika o jeszcze
pokaniej szych rozmiarach.
Amadeusz umiechn si do siebie. Sprawa rozwijaa si po jego my-
li, ale trzeba byo zebra w rku wszystkie atuty. A ten doktor Athanase
Lavorel - ktry koniec kocw wyda mu si bardzo sympatyczny - by
jedn z jego kart przetargowych. Trzeba koniecznie pozyska go dla spra-
wy.
Po przejciu przez cae miasto ojciec Amadeusz dotar wreszcie przed
Krlewskie Kolegium. Przekracza jego prg pierwszy raz w yciu i od
razu poczu, e ogarnia go irytacja. Nie mia nic przeciwko uczonym, ale
ich upr w deniu do wyjanienia tajemnic tego wiata bez uciekania si
do Boga by w jego oczach blunierstwem. I wanie dlatego, gdy jego
okrga posta zagubia si w labiryncie imponujcej budowli, poczu
przypyw gniewu.
- W porwnaniu z tym paac papieski w Awinionie wyglda jak maa
przybudwka - mrucza poirytowany, przemierzajc niekoczce si kory-
tarze.
To, e ci pogascy uczeni mogli sobie pozwoli na wznoszenie takich
budowli, podczas gdy jego kociek popada w ruin, okropnie go zoci-
o. Nic dziwnego, e nauka regularnie pozwala sobie na sprzeciw wobec
Kocioa.

104
Z dziesi razy pyta o drog, nim w kocu dotar przed drzwi gabinetu
doktora Lavorela. Poprawi sutann i zapuka. Gwatowne Tak! sprawio,
e podskoczy i z wahaniem, ostronie otworzy drzwi. Wewntrz Zenon i
Bruno pilnie pracowali nad szkicem, podczas gdy Athanase w zamyleniu
patrzy przez okno.
- Doktorze Lavorel? - rzek oniemielony proboszcz.
Athanase odwrci si wreszcie i poznajc duchownego, umiechn si
niewyranie, po czym zrobi krok w stron nowego gocia.
- No prosz! Ojciec Amadeusz!
- Prosz wybaczy, e tak pana nachodz. Wyobraam sobie, e ma pan
waniejsze zajcia ni wysuchiwanie opowieci o moich zmartwieniach,
ale chciaem zada panu jedno pytanie i...
Amadeusz zobaczy panujcy w gabinecie nieprawdopodobny niead.
Wszystkie te skamieliny, szkice zawieszone na cianach i dziwaczne na-
rzdzia porozrzucane to tu, to tam sprawiy, e przyszo mu do gowy, i
mogy si tu odbywa jakie grzeszne praktyki czarnej magii.
- C za niezwykle miejsce! - wykrzykn.
- Moja sekretna pustelnia.
A poniewa proboszcz odwrci si w stron dwch pozostaych, pa-
trzc z zaciekawieniem na szkic, Athanase poczu si zobowizany do do-
konania prezentacji:
- Ojcze Amadeuszu, zna ju ojciec Brunona, mojego asystenta, a oto
jeden z moich dawnych uczniw, Zenon de Mongaillac.
- Jestem zaszczycony - odpar Amadeusz z nerwowym umiechem. -
Mam nadziej, e nie przeszkodziem?
- Ani troch, wanie bylimy w trakcie badania tego szkieletu.
- Doskonale. Bo wanie w tej sprawie przychodz.

105
- A wic sucham - rzek Athanase.
Amadeusz potrzebowa kilku chwil, by pozbiera myli.
- A wic... Mwi mi pan, ale moe nie naleao bra paskich sw na
powanie, e olbrzymy byy czsto wielkimi ludmi...
- Oczywicie. W rzeczywistoci tak zazwyczaj bywao.
- Dugo si nad tym zastanawiaem i... pomylaem, e ten, ktremu
zawdziczamy nasze spotkanie, mg by witym.
Athanase unis brwi. Ten proboszcz troch zbyt szybko wyciga wnio-
ski. Ale ostatecznie, dopki nie stao to w sprzecznoci z jego hipotez o
olbrzymie, nie mia nic przeciwko temu, by ten szkielet nalea do wite-
go.
- No c, nie jest to wykluczone - odpar ugodowo.
- Ach! Ciesz si, e tak pan sdzi. Widzi pan, aby mie cakowit
pewno, wystarczyoby mi...
- Szczerze mwic, jest jeszcze zbyt wczenie, aby zidentyfikowa na-
szego przyjaciela. Ale ta hipoteza da si z pewnoci obroni.
- Ach! To doskonale! - odpar Amadeusz. - Porozumiaem si ju
zreszt w tej sprawie z biskupem Van Melsenem. Zgodzi si poinformo-
wa o tym arcybiskupa Narbony, by wyznaczono legata, ktry zidentyfiku-
je witego i potwierdzi autentyczno relikwii.
- Wyglda mi to na wspania inicjatyw - pochwali Athanase.
- Uznaem, e lepiej nie traci czasu.

Tego wieczoru Zenon jad w gospodzie. Waciciel lokalu - stary anty-


patyczny typ, ktrego natura wyposaya w nos niespotykanych rozmiarw
- przynis mu danie, lekko utykajc. Zenon obwcha zawarto talerza i
rozbawiony umiechn si do patrzcego na nieufnie osobnika.
- Co to jest? - zapyta grzecznie.

106
- Potrawka - odpowiedzia oschle gospodarz, odwracajc si na picie i
zajmujc swe miejsce za szynkwasem.
Skadniki tej potrawki byy trudne do okrelenia. Zenon zanurzy w niej
yk i wyowi kawaek brunatnego misa. Woowina? Mao prawdopo-
dobne. Podnis yk do ust i skosztowa. Moe wieprzowina?
- Nie ma si co zastanawia, i tak pan nie zgadnie.
Zenon odwrci si do autora tego trafnego stwierdzenia i zobaczy sie-
dzcego przy ssiednim stole niele podchmielonego czowieczka, ktrego
twarz wydaa mu si dziwnie znajoma.
- Zreszt lepiej nie wiedzie - cign tamten. Prawda bywa bardziej
niestrawna ni ignorancja.
Rozbawiony zdaniem, ktre mogoby uchodzi za gboki aforyzm, Ze-
non umiechn si do niego przyjanie. Wanie rozpozna w nim apteka-
rza szarlatana.
- Prawdopodobnie ma pan racj.
- Z ca pewnoci mam racj. Od trzech dni remy tu to samo i wci
nie wiem, co to moe by... Ale z tym idzie atwiej.
I wskaza mu swj dzban wina.
- Rene Grouchot, aptekarz - powiedzia, pochylajc si i wycigajc
do.
- Wiem. Widziaem wczoraj paskie mae przedstawienie odpar u-
czony. - Ma pan talent, bez dwch zda. Zenon de Mongaillac, doktor pa-
ryskiego Krlewskiego Kolegium Medycyny.
- Lekarz? A wic jestemy, e tak powiem, kolegami po fachu!
- Jeli pan sobie yczy...
- No, niech pan nie bdzie taki skromny - doda szarlatan z odrobin
pobaliwoci. - Jestem pewny, e paska wiedza dorwnuje mojej.
Zenon unis brwi. Ten szalbierz ma niezy tupet!

107
- Nala panu wina, drogi kolego? - zaproponowa aptekarz jowialnym
tonem, pokazujc dzban.
- Dzikuj, nie pij - skama Zenon, rzuciwszy okiem na dzban i spo-
strzegszy dziwny grudkowaty osad unoszcy si na powierzchni trunku.
- Jest pan pewien? Co to jest Krlewskie Kolegium? Jaki zakon? - Re-
ne zamia si z wasnego dowcipu i nala sobie obficie, po czym jednym
haustem oprni zawarto kubka.
Ktem oka Zenon zauway Brunona wchodzcego do gospody. Mody
asystent Athanase'a przeszed obok, nie spostrzegszy go, i skierowa si w
stron ssiedniego stou. Szczliwy, e nadarza si okazja, by pozby si
Rene, Zenon postanowi zaprosi chopca.
- Dobry wieczr, Brunonie - przywita go, gdy ten wanie go mija.
- Ach, dobry wieczr - odpowiedzia niemiao modzieniec, rozpozna-
jc uczonego.
- Usid, prosz...
Bruno zawaha si przez moment. Ale w gruncie rzeczy ten Zenon de
Mongaillac nie by antypatyczny. Co wicej, nie co dzie ma si okazj do
konwersacji z tak sawnym uczonym.
- Jestem wyczerpany! - westchn, siadajc naprzeciwko.
Zenon przyglda si modziecowi. Przypomina mu niektrych z jego
paryskich uczniw. Ta sama niemiao, ta sama niezdarno i te same
kompleksy wobec podobnych mu uczonych. A przecie tak mao ich rni-
o! Zaledwie kilka lat i nieco wiksza wiedza. Nic, co usprawiedliwiaoby
dzielc ich przepa. Ale przede wszystkim Zenon widzia w nim obraz
siebie samego kilka lat temu. Asystent doktora Lavorela! Ile musieli mie
z sob wsplnego!
- Mam serdecznie dosy tych wszystkich szkicw! - uskara si Bruno.
- Ale mia pan szczcie, e si pan std wyrwa!
- To nie bya atwa decyzja. Miaem tu rodzin. I darzyem wielkim
szacunkiem Athanase'a Lavorela... Zreszt wci go nim darz. Zawsze by

108
dla mnie jak ojciec. Opuszczenie go byo bolesnym wyborem. Jak id ba-
dania nad szkieletem?
- Pfff! Cay dzie rysowaem jedn ko! Wyobraa pan sobie, co mnie
czeka, jak przynios ca reszt?!
- Ech, od tego trzeba zacz. Popatrz na mnie: doktor w Krlewskim
Kolegium! A wierz mi, ja te robiem te szkice dla Athanase'a Lavorela,
nim do tego wszystkiego doszedem!
- W kadym razie, jeli ten odnaleziony szkielet naley, jak mwicie,
do olbrzyma mierzcego dwadziecia stp wysokoci, wolabym nie spo-
tka si z nim oko w oko!
Rene Grouchot, zaciekawiony rozmow swych ssiadw, nadstawi
ucha.
- Olbrzym mierzcy dwadziecia stp wysokoci? - wtrci si. - Odna-
leziony w okolicy?
- Chodzi tylko o szkielet - uspokoi go Zenon, pragncy trzyma go z
dala od rozmowy.
- Ale to oznacza, e musz tu by take ywe osobniki, nieprawda?
Nie ma dymu bez ognia, jak to mwi. A stworzenie takiej wielkoci, jeli
to nie potwr albo ogrom...
- Chodzi o skamielin - przerwa Bruno.
- A! Skoro tak... - rzek Rene, nic nie rozumiejc.
Zenon i Bruno wymienili rozbawione porozumiewawcze spojrzenie.
Ten szkielet to tylko sterta koci, ale sama jego istota, to, czy nalea do
olbrzyma, witego czy monstrum, bdzia w sferze niepewnoci, nie znaj-
dujc swego miejsca. Prawda bywa bardziej niestrawna ni ignorancja,
powiedzia Rene Grouchot. Ale ignorancja moga w niebezpieczny sposb
pobudza wyobrani. Szkielet zaczyna mie w sobie wicej ycia ni
niejedna ywa istota.
- Kiedy pan wyjeda? - zapyta Bruno.
Zenon spojrza na chopaka. Przez chwil zdawao mu si, e widzi w
jego oczach pragnienie, by nie opuszcza Montpellier. Ale bya przecie ta
sprawa z profanacj grobu Amandine Perthuys. Pozostajc w Montpellier,
ryzykowa wizienie. Z takimi rzeczami nie byo artw. Co prawda w tej

109
chwili ryzyko byo minimalne. Byoby dziwne, gdyby lokalne wadze tak
szybko dowiedziay si o jego paryskich wybrykach. By moe mg jesz-
cze liczy na jaki tydzie lub dwa spokoju.

Noc bezszelestnie okrya swym cieniem okoliczne wzgrza i ciemnoci


zawadny Lansec.
Na plebanii ojciec Amadeusz wanie szykowa si do snu. Jego dzie
by dosy pracowity, a podr do Montpellier wyczerpujca. Ponadto zaraz
po powrocie przywita go ogromnie podekscytowany Gilbert, oznajmiajc
nowe, zdumiewajce wieci: pracujcy przy fundamentach wieniacy od-
kopali nastpne koci.
Ogromny szkielet zachowa si w caoci.
Po pospiesznym odmwieniu swych modlitw Amadeusz pooy si na
sienniku, ale wci wraca mylami do nowego odkrycia. Bo znacznie
zmieniao ono sytuacj. Ju samo posiadanie w nowej kaplicy relikwii tak
wielkiej witej jak wita Marta byo dla jego parafii cudownym wyr-
nieniem, ale to, o czym powiadomi go wieniak, byoby niezwykym
szczciem. Bez wtpienia mieszkacy okolicznych wiosek cignliby tu
w pielgrzymkach. Bdzie wic musia pomyle o pewnych udogodnie-
niach. Czy kaplica bdzie wystarczajco dua? Nie byo jeszcze za pno
na wprowadzenie poprawek do planw budowli...
I tak oddawa si swym rozmylaniom, gdy nagle jaki dziwny odgos
wyrwa go z rozmarzenia. Byo to ledwie tchnienie. A moe po prostu
jeszcze gbsza cisza. Amadeusz nadstawi ucha. Nie ma wtpliwoci:
odgos dochodzi z zewntrz.
Podszed do drzwi. Pomruk da si teraz sysze wyraniej. Byo to rze-
czywicie tchnienie. Powolny i gboki oddech, niczym szmer wiatru w
jaskini. I gdy nagle nocn cisz przeszy ochrypy ryk, Amadeusz poczu, e

110
wosy stany mu dba.
Jednym ruchem sprawdzi, czy drzwi s solidnie zaryglowane, i przyo-
y do nich ucho. Co powoli szo uliczk. Co, co wszyo w powietrzu,
szukajc ofiary.
- wita Marto, zlituj si nad nami - szepta proboszcz drcym gosem.
Bestia bya tutaj. Jej cuchncy oddech zakca spokj Lansec. Nie
spieszya si. Robia kilka krokw, zatrzymywaa si, nasuchujc w ciszy,
i ruszaa dalej. Nie byo jej spieszno, czekaa ju tak dugo...
I Amadeusz, trzsc si cay, pomyla o tym, co powiedzia mu Gil-
bert. Szkielet zachowa si w caoci, ale wieniak podkreli te pewien
szczeg, o ktrym proboszcz prbowa zapomnie: jego szczki naszpi-
kowane byy przeraajcymi zbiskami...
ROZDZIA 8

Listy, ktre Van Melsen przesa do Rzymu za porednictwem arcybi-


skupa Narbony, dotary na miejsce przeznaczenia i czekay na przekazanie
w rce Jego Eminencji Umberta Donatellego.
Ale na razie Jego Eminencja spa. Nigdy nie lubi wczenie wstawa.
Zwaszcza przy tak wielkich upaach i po wieczorze spdzonym na degu-
stacji tego wymienitego wina, ktre Silvio Rampallo trzyma na specjalne
okazje.
A nadarzya si specjalna okazja. Bez dwch zda! Nie co dzie mia t
satysfakcj, by stwierdzi, e podstp, ktrego celem byo zdyskredytowa-
nie ktrego z gwnych konkurentw w wycigu do sukcesji po witym
Piotrze, zosta uwieczony sukcesem. Po rewelacjach na temat jego roz-
pustnych zwyczajw kardyna Bolomini musia na zawsze poegna si z
nadziejami na papiesk tiar.
Donatelli odczuwa podwjn satysfakcj. Nie tylko udao mu si usu-
n twardego przeciwnika, ale co niezwykle wane, zrobi to, nie amic
swych zasad: garci regu na tyle elastycznych, by pozwalay mu na pewne
czyny, ktrych Ewangelia nie pochwala, ale wystarczajco surowych, by
mg patrze na siebie w lustrze, nie spuszczajc wzroku. Nawet nie musia

112
rozsiewa plotek. Niezdarnie prbujc si broni, Bolomini, ktry faktycz-
nie by winny, sam je podsyci.
Ale ta satysfakcja nie wynagradzaa tego, e budzono go o wicie. Wic
kiedy Giancarlo, jego kapelan i sekretarz, rozsun zasony, wpuszczajc
do pokoju pierwsze promienie soca, ktre miay wkrtce zala Stolic
Apostolsk niczym fala pielgrzymw, zmruy oczy i burczc co pod
nosem, przewrci si na drugi bok w swym ogromnym ou.
- Dobrze si spao? - spyta Giancarlo, ktry szed teraz ku niemu, nio-
sc tac ze niadaniem.
- Santa Madonna, ale okropny kac! - mrukn w odpowiedzi Donatelli.
- Okropny pomys, tak oblewa upadek kardynaa! I bez tego caa ta
sprawa jest wystarczajco ohydna...
Postawi tac na brzegu ka i podszed do szafy w poszukiwaniu szla-
froka. Donatelli powid za nim wzrokiem. Ten chudy kapelan o krtkich
nkach mia w sobie jak zniewieciao, co go dranio.
- Ale dlaczego, u licha, s tak niekompetentni! - poali si kardyna.
- Sucham?
Donatelli postanowi jednak si podnie. Mia skoowaciay jzyk i
nieprzyjemne uczucie, jakby gowa zmienia mu si w dyni.
- Watykan to gniazdo mij, ale wikszo z nich nawet nie potrafi k-
sa. Odbiera to czowiekowi wszelk przyjemno wspzawodnictwa.
- Z pewnoci kardynaowie uznaj to za niegodne sprawowanych
przez nich funkcji - zaryzykowa kapelan, usiujc natychmiast zagodzi
uszczypliwo swej uwagi jowialnym umiechem.
Donatelli zamrucza z niezadowoleniem. Giancarlo by wierny i usu-
ny, ale okropnie denerwujcy. Wbija szpilki w tak niewinny sposb, e trudno

113
mu byo robi z tego powodu jakiekolwiek wyrzuty.
- Niegodne? Bolomini nie umiaby nawet przeliterowa tego sowa -
odpar, wzruszajc ramionami. - Co dzi mamy nowego?
- Otrzymalicie dwie autentyczne koci udowe witego Pawa, oby-
dwie lewe, i jakie p tuzina ska zawierajcych co, co wedug mnie
przypomina oci sardynek. Poza tym ycie pynie dalej, a Jego witobli-
wo ma si coraz gorzej. Ach, zapomniabym: zdaje si, e Bolomini chce
rozpuci plotki, i macie rzekomo sabo do napojw alkoholowych. W
tym celu prbuje nawet uzyska audiencj u Severina Massima.
Ostry kontratak - pomyla Donatelli. Cho niekoniecznie skazany na
porak. Oczywicie nikomu nie przyszoby do gowy porwnywanie jego
mioci do dobrego wina ze skonnoci do modych chopcw, jak prze-
jawia Bolomini, jednake sprawa bya delikatna. Niech no tylko te pogo-
ski dotr do Severina Massima, niezwykle wpywowego kardynaa dzieka-
na i jego gwnego politycznego sojusznika, i egnajcie wszelkie nadzieje
na pontyfikat! Mg sta si kolejnym po Bolominim czonkiem eksklu-
zywnego klubu eks-faworytw. Z powodw, ktrych nie rozumia, zaczto
nagle w Watykanie podchodzi bardzo rygorystycznie do kwestii moralno-
ci kandydatw.
- Co do mojej skonnoci do dobrego wina, trzeba bdzie pomyle o
zrwnowaeniu jej jednakowym apetytem na hostie. Drogi Massimo nie
bdzie mg zgani tak cnotliwej i eucharystycznej postawy!
- Boj si, by wam przede wszystkim nie zarzucono prniactwa, tak
nieprzystajcego do...
Donatelli przerwa kapelanowi, mamroczc co w protecie. Jeli chcia
mu popsu cay ranek i na reszt dnia wprawi w zy humor, to wietnie
mu szo. Ale nie tego yczy sobie Giancarlo, ktry wola pooy szlafrok na

114
ku i ulotni si z unionym ukonem.
- Jeli Massimo usyszy te idiotyczne pogoski, do koca ycia b-
dziesz tylko kardynaem - mrucza pod nosem Donatelli. - Zostaniesz nim
te tak dugo, jak dugo tamten bdzie si trzyma przy yciu. Porca mise-
ria, ale si zawzi!
I rzuci si na kromk chleba posmarowan miodem przez usunego
kapelana. Umiech od razu powrci na jego twarz. Ostatecznie nic nie
mogo popsu dnia rozpocztego takim niadaniem.
- Dziki ci, Boe, e mnie stworzy - wymamrota. - I e udostpnie
mi te wszystkie cuda, jakimi w swej nieskoczonej mdroci postanowie
rozweseli wiat.
Bo w kocu gdyby Bg chcia, aby wszyscy ludzie zostali pustelnikami,
stworzyby wiat w dwa dni i uczyni go nieco bardziej mdym, niepraw-
da? Zreszt czy jaki gnostyczny tekst nie broni tego punktu widzenia?
Donatelli prbowa sobie przypomnie, gdzie mg o tym czyta, lecz w
kocu bezradnie pokrci gow. Wino jego przyjaciela Silvia byo wy-
mienite, ale miao niezaprzeczalnie zgubny wpyw na zdolno mylenia.
Gnostyczny tekst do sprawdzenia i dwie lewe koci udowe witego
Pawa do zbadania? Skamieniae sardynki bd musiay zaczeka - pomy-
la, sigajc po nastpn kromk. Ostatecznie dzie zapowiada si ca-
kiem interesujco.

- Ko udowa niedwiedzia i krowy - zdiagnozowa jednak Donatelli


nieco pniej, wskazujc z lekcewaeniem koci rozoone na stole. - W
kocu uwierz, e niektrzy sdz, i nasi apostoowie wyszli prosto z arki
Noego!
Giancarlo przyglda si kociom. Jak dla niego mogy to by rwnie
dobrze opatki pimowca albo dzika, nie widziaby adnej rnicy.
- Nie kady moe by specjalist od anatomii - bkn.

115
- Nie wymagam, eby byli specjalistami. Lecz pozwl, e zauwa, i
midzy witym Pawem a przeuwaczem istnieje jednak pewna rnica
wzrostu!
- Skoro tak twierdzicie...
Donatelli wznis oczy do nieba. Dlaczego, u licha, otaczali go sami
idioci! Odprawi kapelana ruchem doni i czujc, e ogarnia go nage zm-
czenie, odwrci si do swej prywatnej biblioteki i z czuoci spojrza na
skrzane oprawy osiemdziesiciu siedmiu tomw Museum Metallicum
Ulissesa Aldrovandiego, mineraloga z Bolonii, wydanych sze lat temu.
Donatelli uwielbia to ogromne dzieo - najpeniejsze studium skamieniao-
ci, jakie kiedykolwiek dane mu byo posiada - do tego stopnia, e niekt-
re fragmenty zna na pami.
Umberto Donatelli mia zawsze umys otwarty i ciekawy wiata. Dziki
tym zaletom mianowany zosta odpowiedzialnym za kolekcj skamieniao-
ci i mineraw zebran przez papiea Sykstusa V.
Kiedy zaproponowano mu to stanowisko, przyj je przede wszystkim
po to, by zbliy si do Severina Massima, ktry zdradza prawdziwe za-
miowanie do wszystkiego, co miao zwizek ze skamielinami. Jednak w
miar studiowania temat znalaz uznanie w oczach Umberta. I odtd po-
chyla si nad powierzanymi mu okazami z prawdziw przyjemnoci.
Si rzeczy przydzielono mu take misj potwierdzania autentycznoci
relikwii wykopywanych to tu, to tam, zadanie nie do koca bezpieczne, ale
dajce mu niezwyk wadz uznawania wielu krcych legend czy po-
gosek za prawdziwe bd zmylone. Jednak nioso to z sob pewne ryzy-
ko, gdy zdarzao si czsto, e wyniki jego bada stay w sprzecznoci z
Pismem witym. I nieraz czu si zmuszony zatai swe prawdziwe kon-
kluzje, aby nie przekreli swych szans na karier, ktrej zwieczeniem
miao by zaoenie papieskiej tiary.
Ale w gruncie rzeczy, gdzie leaa prawda? Donatelli przyglda si
swej bibliotece. Wiedzia, e znajduj si tam niezliczone strony wiedzy

116
gromadzonej przez wieki, teorii przeczcych sobie nawzajem, twierdze,
ktre okazay si tyle mieszne, co niepotrzebne, i innych, potwierdzo-
nych niejasnymi obserwacjami, a take cig dziwacznych hipotez mniej
lub bardziej zgodnych z Pismem witym i rozpalajcych umys niczym
silny eliksir. A jednak jaka cz tego wszystkiego zostanie w przyszoci
uznana za prawd? Wiedza bya rzecz tak niepewn. Tylko wiara moga
da tym twierdzeniom niezbdn stao. Lecz dzi rwnie wiara podawa-
na bya w wtpliwo, atakowana ze wszystkich stron przez wiate umysy
ludzi nauki, ktre Donatelli podziwia mimo wszystko.
Wic gdzie, u diaba, krya si prawda? W tej nauce, ktra posuwa si
po omacku niczym uparte dziecko, potykajc si na kadym kroku? Czy
te w wierze, ktrej sia i wielko tkwiy wanie w braku pewnoci?
Ach, ile mgby dokona umys tak byskotliwy jak mj, gdyby po-
stawiono go na czele Kocioa! - pomyla. Cholerny pech, z powodu
szklaneczki czy dwch mog zamiast niego wybra jakiego ponurego
starego subist niezdolnego do czerpania radoci z cudw tego wiata.
Niech potem nie pacz, jeli protestanci zwyci.
- Obejrzyjmy sobie teraz te rybki - mrukn, pochylajc si nad tym, co
mogoby uchodzi za zwyky stos kamieni. - A pierwszego, ktry bdzie
chcia mi wmwi, e to szcztki ryb cudownie rozmnoonych przez Jezu-
sa nad Jeziorem Tyberiadzkim, ka ukrzyowa...
Zastanowi si chwil i doda:
- Rwnie dobrze mgbym stwierdzi, e to oci Poncjusza Piata!

Jednake jego dobry humor nie trwa dugo. Nim ranek dobieg koca,
wezwano go, by stawi si przed kardynaem Severinem Massimem.

117
- Nie bd ukrywa, e sprawa ta stanowi powany problem - rzuci
kardyna, zapatrzony w skpany socem plac witego Piotra.
Donatelli nie odpowiedzia od razu. Wiedzia z dowiadczenia, e prba
obrony bya daremna. aden argument nie przekona jego rozmwcy, do-
pki nie uda mu si odzyska jego sympatii i zaufania. A skoro Massimo
odwrci si do niego plecami, oznaczao to, e ten moment jeszcze nie
nadszed.
- Umberto, wiesz, jak bardzo ci ceni - cign starzec.
- Wspieram ci, odkd po raz pierwszy twoja stopa postaa w Rzy-
mie. I nie szczdzibym wysikw, by umieci ci na Stolicy Piotrowej.
Ale to...
Kardyna dziekan w kocu odwrci si do niego. Jego twarz miaa
zwykle surowy, lecz uprzejmy wyraz. Jednak tego dnia yczliwy umiech,
ktry zdawa si wyryty na stae na jego ustach przez gbokie zmarszczki,
zmieni si w grymas. Na obliczu naznaczonym przez lata wyrzecze i
daremnych wysikw, by dosta si na szczyt kocielnej hierarchii, malo-
waa si teraz mieszanina rozczarowania i gniewu, a take ogromne zm-
czenie. Skoro jego wiek nie pozwala mu ju na sukcesj po Ojcu witym,
wszystkie nadzieje pokada w swym protegowanym. Nie chcia, by zostay
one pogrzebane w tak gupi sposb.
- Te pogoski s wysoce przesadzone - odway si Donatelli.
- Szklaneczka wina tu czy tam, to tak, przyznaj. Ale wtpi, by mogo
to trwale wpyn na bystro mego umysu.
- Trwale czy nie, to nie ma adnego znaczenia, wiesz to rwnie dobrze,
jak ja. Koci musi by poza wszelkimi podejrzeniami. A Jego witobli-
wo ma, jeszcze bardziej ni pozostali, obowizek by czysty jak za.
- Severino, nie bd hipokryt! Od wiekw na tronie Piotrowym nie za-
siada aden uczciwy i prowadzcy si nienagannie papie. A nasz przyja-
ciel Giambattista Pamfili, ten nasz Innocenty X, jak kae si nazywa, te
nie jest taki znowu bez skazy.

118
Severino umiechn si lekko. Lubi Donatellego. Gdyby tylko nie
mia tej gupiej saboci do wina...
- Ale dzisiaj sytuacja si zmienia - odpowiedzia. - Zastanw si. Ka-
da najmniejsza sabo da naszym reformowanym wrogom sposobno do
ataku, ktr bez wahania wykorzystaj. Nie moemy na to pozwoli.
Donatelli przytakn, mruknwszy co niewyranie. By zy, e te idio-
tyczne pogoski tak szybko dotary do uszu jego rozmwcy. Nie mia na-
wet czasu na przygotowanie porzdnej linii obrony. Obieca sobie, e jeli
natknie si na Bolominiego w jakim korytarzu, to przedstawi mu dobitnie
sw osobist wykadni mioci bliniego. Tymczasem skupi uwag na
kardynale Massimie w nadziei na znalezienie w jego zachowaniu szczeli-
ny, w ktr mgby wbi klin. Lecz kardyna dziekan zachowywa nie-
wzruszon surowo. Donatelli zrozumia, e nie ma sensu nalega. Lepiej
zachowa swe argumenty na pniej. Wsta.
- Musz ci opuci, Severino. Zalegoci w pracy... Jeli nie bdziesz
udziela mi ju swego poparcia, to, prosz, zaszczy mnie chocia twoj
sympati.
Wymienili spojrzenia. Rozumieli si doskonale. Ta historia z chro-
niczn nietrzewoci bya podstpnym ciosem. Gdyby nie to, z pewnoci
tworzyliby zwycisk par. Severino westchn i w kocu szczerze si
umiechn.
- Poczekaj... By moe znalazem wyjcie.
Donatelli znieruchomia zaciekawiony.
- Otrzymaem... list z Narbony - zacz kardyna, szukajc wrd swych
papierw rzeczonego dokumentu. - Wyglda na to, e w Langwedocji od-
kryto dziwne relikwie.
Donatelli usiad. Te kilka sw wystarczyo, by obudzi jego ciekawo.
- Co rozumiesz przez dziwne relikwie? - zapyta.
- Wedug tego, co wiemy, a wiemy niewiele, chodzi o koci niezwy-
kych rozmiarw.

119
- Niezwykych?
- Sdzc po tym, co zostao wykopane, czyli po nodze i garci krgw,
nieboszczyk musia mierzy dwadziecia stp wzrostu. To wszystko, co
napisano w adresowanym do mnie licie.
- Ciekawe... A komu chciano by je przypisa?
- Zdaje si... e witej Marcie. Zobacz sam.
I pochyli si, by poda mu dokument, ktry Donatelli szybko przejrza.
- wita Marta? Ale... czy jej relikwie nie znajduj si w Tarascon?
Kardyna dziekan nie odpowiedzia od razu. Wsta i poda swemu go-
ciowi filiank naparu.
- Oczywicie - przyzna w kocu z umiechem. - Od wielu wiekw. I o
ile wiem, nogi jej nie brakuje.
- A wic?
- Wiejski proboszcz z miejscowoci, w ktrej znaleziono szkielet, pro-
ponuje t hipotez, opierajc j na jakiej tam lokalnej legendzie. I zdaje
si bardzo przekonany.
- Niech zgadn... Marzy mu si, e bdzie mia relikwie witej w swej
kaplicy!
- Obawiam si, e twoja ironia nie przystaje do okolicznoci - zaopo-
nowa Severino. - Ten szkielet to dla nas prawdziwe zrzdzenie losu.
Wiesz, jak silne s w poudniowej Francji wpywy hugenotw. Nasi refor-
mowani wrogowie skupili si w Nimes i stamtd prbuj szerzy sw he-
rezj na okolic. Wyglda na to, e dziki rodkom, jakie przedsiwzili-
my, rozprzestrzenianie si zarazy zostao zahamowane, ale jak si tam
mwi, lepiej zapobiega, ni leczy. A ten kawaek szkieletu to prawdziwy
dar niebios!
Donatelli zwrci mu list, wzi filiank i wypi yk. Napj dla starych
bab, oceni, usiujc okaza Severinowi sw wdziczno uprzejmym
umiechem.
- Czego dokadnie ode mnie oczekujesz?

120
- Od ciebie? Ale... tego, e udasz si na miejsce, oczywicie!
- Nie rozumiem. Po co mnie tam wysya, skoro dobrze wiemy, e to
nie jest wita Marta?
- Z dwch powodw, mj drogi Donatelli. Z jednej strony, ten szkielet,
nawet jeli nie jest szkieletem witej Marty, musi przecie do kogo nale-
e. A gdyby okazao si, e da si go przypisa takiemu czy innemu wi-
temu, byby to doskonay argument, by zamkn usta naszym przeciwni-
kom. Ta odraza do witych wizerunkw ich zgubi, bd tego pewien. Ale
przede wszystkim: jeli wyjedziesz na jaki czas z Rzymu, pomoe to uci-
szy pogoski, ktre mog si rozej. Bez winnego wszystko samo ucich-
nie i nie bdziemy zmuszeni ci broni. Wiesz rwnie dobrze, jak ja, e
jeli si zaprzecza, zawsze rodzi si wtpliwo, nawet w umysach ludzi
jak najlepiej do ciebie usposobionych... A wic udasz si tam i postarasz
si zidentyfikowa te relikwie. I nie spiesz si. Im duej pozostaniesz na
uboczu, tym lepiej.
Donatelli zastanowi si przez chwil. W tym, co mwi Severino, byo
wiele susznoci. Trzeba przyzna, e pomys by sprytny. Tylko e nie
bra pod uwag jego wstrtu do podrowania. Ciasnota powozu, gorco,
kurz, cige podskoki pojazdu, niekoczca si nuda, postoje w gospodach
o wtpliwej czystoci, niewygodne ka rojce si od robactwa, nie m-
wic ju o jzyku i mdlcym zapachu miejscowych, z ktrymi trzeba b-
dzie obcowa, wszystko to przyprawiao go o dreszcze.
- Czy jestemy pewni, e ta rewolta, ta Fronda*, jak j tam nazywaj,
zupenie si skoczya? - zapyta z nadziej, e znalaz pretekst, by tam nie

* Bunty mieszczan i ksit przeciwko regencji kardynaa Mazzariniego, spowodowane


duymi podatkami nakadanymi w zwizku z wojnami z Habsburgami. Fronda ksit,
kierowana przez ksicia de Conde (zwanego Wielkim Kondeuszem), zdoaa doprowadzi
do odsunicia kardynaa Mazzariniego, jednak poparcie modego krla Ludwika XIV przy-
wrcio jego wpywy.

121
jecha. - Nie chciabym si znale w samym rodku zbrojnego konfliktu.
- Nie martw si. Wszystko wrcio do normy. Mazzarini wzi sprawy
w swoje rce. W Langwedocji jest teraz spokojniej ni w Watykanie!
Donatelli mrukn, umoczy wargi w pozbawionym smaku letnim napo-
ju i nagle przypomnia sobie, e Francja synie rwnie z jakoci swych
win.
- Zgoda. Zrobi to, co Wasza Eminencja uzna za suszne...
CZ II
DISPUTATIO
ROZDZIA 1

Przez tych kilka tygodni, ktre upyny od odkrycia olbrzyma do przy-


bycia papieskiego legata, Athanase Lavorel nie zazna ani chwili spokoju.
Na wie o istnieniu caego szkieletu wpad w tak wielk ekscytacj, e
odwoa wszystkie wykady i odoy na pniej wszelkie inne zajcia.
Korzystajc z pomocy Zenona, zabra si do odkopywania pozostaych
koci. Amadeusz, ktremu spieszno byo rozpocz budow kaplicy, uwa-
a t operacj za strat czasu i wszelkimi sposobami prbowa przyspie-
szy tempo prac. Jako dobry pedagog Athanase musia mu wielokrotnie
tumaczy, jak kruche s skamieniae koci i jak atwo si ami, jeli nie
postpuje si z nimi odpowiednio. Nalega, by kopano ziemi z niezwyk
ostronoci, i sam koczy wydobywanie wtopionych w ska koci za
pomoc niewielkich narzdzi i szczoteczek, a nastpnie zawija je w sukno
dla ochrony.
Kadego dnia Aldegonda, ktra nieustannie ledzia ich poczynania,
powtarzaa Athanase'owi i Amadeuszowi, e ta ekshumacja jest w rzeczy-
wistoci okaleczeniem i rozdarciem trzewi tej ziemi, ktr Bg stworzy z
tak wielk pieczoowitoci. Jeli wierzy tym sowom, to obstajc przy
wyjmowaniu jej narzdw i rozcinaniu jej ona, by zbada wntrznoci,

125
uparcie wbijajc wzrok w t ran, gdzie spoczywao monstrualne i przera-
ajce dziecko, popeniali niewybaczalny grzech. Teraz ziemia, ktra po-
stanowia zachowa to stworzenie w swym onie na wieki, skrcaa si z
blu z powodu ran, jakie zadaway jej ich witokradcze donie.
Athanase, rzecz jasna, ignorowa te sowa. Nawet jeli dostrzeg dziwne
podobiestwo tych dziaa do sekcji zwok, nie widzia w tym nic zego.
Kiedy ekshumacja zostaa zakoczona, kaza przetransportowa koci
do Krlewskiego Kolegium w Montpellier, gdzie oczyszczono je z resztek
skay. Miednica z wod mydlan i szczotka wystarczyy do usunicia
wikszoci konkrecji, lecz by usun z koci najbardziej uporczywe sku-
pienia mineraw, Zenon i Bruno musieli posuy si motyk. Kilka deli-
katnych ruchw dutem pozwolio oczyci koci z fragmentw, ktre
opary si wczeniejszym zabiegom, i zwieczyo ostateczne rezultaty.
Po tygodniach tej mozolnej pracy Athanase uzna, e koci s wystar-
czajco czyste. Teraz pozostawao tylko powlec je czym w rodzaju y-
wicznego lakieru, ktrego skad, trzymany w tajemnicy przez starego
uczonego, by owocem wielu lat dowiadcze.
Bruno, ktry po raz pierwszy zetkn si z komi takich rozmiarw,
by zaskoczony ich ciarem. Zenon musia mu przypomnie, e byy spe-
tryfikowane, czyli zamienione w kamie. Jakim cudem koci mogy prze-
ksztaci si w mineray, licho wie. Ale tak wanie byo. Ich powierzchni
obiy delikatne zmarszczki i rysy, powstae, jak twierdzi Athanase, w
wyniku erozji. Nie wszystkie zachoway si w nienaruszonym stanie,
wrcz przeciwnie, ale w sumie, biorc pod uwag, e spoczyway w ziemi
przez tak dugi czas, ich stan mona byo uzna za nadzwyczaj dobry.
Najwaniejsze jednak byo to, e szkielet zachowa si w caoci.

126
Z pomoc Zenona i Brunona, Athanase zinwentaryzowa wszystkie ko-
ci, zmierzy je i sporzdzi drobiazgowe szkice. Teraz wszyscy trzej przy-
gotowywali si do nastpnej fazy bada nad szkieletem, czyli jego rekon-
strukcji.
Zenon wywizywa si z tych zada jeli nie z entuzjazmem, to w ka-
dym razie bez przykroci. Traktowa te prace jak przyjemny sposb wy-
penienia czasu i zajcia umysu czym innym ni myleniem o przyszo-
ci. Zapa si nawet na tym, e praca u boku Athanase'a przynosi mu pew-
n pociech, jakby staa si dla niego oywczym powrotem do rde.
Tymczasem, mimo nienasyconej ciekawoci intelektualnej, ten szkielet
niewiele go interesowa. Nie przyby do Montpellier po to, by rzuci si w
wir nowych bada.
Temat skamielin nigdy go specjalnie nie zajmowa. Poniewa studiowa
je w modoci, zna wszystkie istniejce teorie i w zupenoci wystarczao
mu to do szczcia. A spr, jaki w tej kwestii toczyli naukowcy, nie ob-
chodzi go tak bardzo jak Athanase'a.
Wiedzia, e te dziwne mineray przycigay uwag uczonych ju od
czasw antyku. Pitagoras, Ksenofanes, Herodot, wszyscy oni prbowali
wytumaczy, skd wziy si skamieniae muszle, spetryfikowane koci
tudzie odciski ryb czy ssakw, znajdowanych to tu, to tam, i utrzymywali,
e te mineray byy szcztkami organizmw, ktre zamieszkiway Ziemi
w mniej lub bardziej odlegych czasach. W wiekach nastpnych brano pod
uwag przede wszystkim wyjanienie podane przez Arystotelesa, ktry
przyjmujc zasad samorzutnego powstawania organizmw ywych*,
widzia w tych zjawiskach wytwr suchych wyzieww wydobywajcych

* Abiogeneza, samordztwo - hipoteza zakadajca, e ywe organizmy mog powsta-


wa z materii nieoywionej. Pogld o moliwoci abiogenezy nawet wyszych zwierzt
wywodzi si ze staroytnoci i czy si gwnie z pracami naukowymi Arystotelesa, ktry
sdzi, e na przykad aby mog powsta samorodnie z muu rzecznego.

127
si z ziemi.
Nastpnie kady dorzuca swoj porcj wyjanie. Niektrzy twierdzili,
e te tajemnicze skamieliny to pozostaoci nieudanych dzie Stworzyciela,
prototypy, ktre uzna za niegodne, by tchn w nie ycie. Inni uwaali, e
byy to owoce nasion, ktre wyrosy i yy w gbi ziemi. Jeszcze inni, e
to nic innego jak ludi naturae, igraszki natury powstae przez przypadek.
Ale najpowaniejsi uczeni - a w kadym razie ci, ktrych Zenon darzy
najwikszym zaufaniem - bronili twierdzenia przejtego od niektrych
Grekw za porednictwem tumaczy arabskich, e te skamieliny byy w
rzeczywistoci tym, co pozostao po organizmach ywych w wyniku pro-
cesu petryfikacji, ktrego nie potrafiono jak dotd wyjani. Potwierdzi to
jasno na przeomie tysicleci perski filozof Awicenna. I od tego czasu wie-
lu uczonych, jak Roger Bacon, Leonardo da Vinci, Bernard Palissy czy
Konrad Gesner, bronio tego punktu widzenia.
Zenon zna wszystkie te teorie. Zna nie tylko ich tre, lecz take za-
lenoci, pochodzenie, sfer wpyww i towarzystwa naukowe, ktre ich
broniy. Bdc w kontakcie z czonkami Accademia del Cimento, dobrze
wiedzia o wszystkich obowizujcych hipotezach. Ale uwaa je za raczej
prne rozrywki umysowe. Kiedy nauka bya tylko czyst wiedz, kiedy
nie wnosia adnych konkretnych ulepsze w ycie wspczesnych, Zenon
uznawa, e nie miaa ona wielkiej wartoci.
Dlatego wieczorami, po dniu wypenionym cik prac, Zenon cieszy
si z moliwoci przebywania w towarzystwie Rene Grouchota. I bardzo
chtnie pozwala mu si wciga w niekoczce si popijawy. Wtedy nie-
pokj, jaki niekiedy odczuwa, bardzo szybko ustpowa miejsca wesoej
beztrosce.

128
Rene okaza si ponadto towarzyszem bardziej wyksztaconym, ni
mona si byo spodziewa. Kiedy ju wyczerpa swj bogaty zasb dow-
cipw, nie zawsze w dobrym gucie, by zdolny do prowadzenia powanej
rozmowy. Posiada prawdziw wiedz w dziedzinie farmakologii, ktra
cho nie moga rywalizowa z wiedz uczonego, bya godna szacunku. I
tak pochonici dyskusj o zastosowaniu antymonu czy innej substancji,
mogli spdzi cay wieczr, rozmawiajc o medycynie. Jednake drobia-
zgowa argumentacja sza zawsze w parze z artami, a cao okraszona
bya wybuchami dzikiego miechu, podsycanymi przez wino.
Przeduajcy si pobyt w Montpellier powanie nadwery finanse
uczonego. W sakiewce, ktr udao mu si zabra z Parya, zaczynao si
pokazywa dno. I czsto nawiedzaa go myl, e wkrtce bdzie zmuszony
wyjecha do Bolonii, by tam szuka jakich rodkw utrzymania, ale nie
wywoywao to w nim szczeglnego niepokoju.

W Lansec nawet po zabraniu szkieletu wci wstrzymywano si z bu-


dow kocioa. Z powodu zapowiadanej bliskiej wizyty legata Amadeusz
postanowi zostawi fundamenty w obecnym stanie. Martwi si jednak
tym nowym opnieniem, tym bardziej e ofiar wilka pady nastpne
dwie czy trzy owce, co wywoao wrd jego parafian strach, powik-
szajcy si z dnia na dzie. Rozpuci wic plotk, e odkryty w wiosce
szkielet najprawdopodobniej nalea do witej Marty, oczywicie pomija-
jc drobny szczeg, e bya to, jak na razie, tylko jego osobista hipoteza.
Ale przynioso to oczekiwany skutek i proboszcz mg si z satysfakcj
przekona, e perspektywa posiadania w krypcie nowego kocioa relikwii
witej patronki podziaaa uspokajajco na jego owieczki. Nie byo to
jeszcze bezgraniczne zaufanie, co to, to nie, ale zawsze lepsze to od tego
mrocznego strachu, ktry powoli niszczy spjno wsplnoty.

129
Uznawszy, e prba unieszkodliwienia wilka za pomoc rozstawionych
wok wioski puapek zakoczya si porak, Gilbert zacz przygotowy-
wa plan operacji schwytania zwierza. Przechwala si przed wieniakami,
e przesta liczy na pomoc witej Marty w pokonaniu wroga. Suchajc
go, mona byo pomyle, e wilk jest ju pochwycony.
Niewielu jednak nabrao si na t pyszakowat poz. Zwaszcza nie
Agnes, ktra w dranieniu wieniaka znajdowaa zoliw przyjemno. A
poniewa talentu w tej dziedzinie jej nie brakowao, z atwoci doprowa-
dzaa Gilberta do szewskiej pasji. Bo nie do, e dawaa do zrozumienia,
i nie jest on zbyt odwany, to jeszcze z luboci wymiewaa jego pomy-
sy. Kiedy odpowiada, eby sama sprbowaa si tym zaj, powtarzaa
mu, e jeli pewnego dnia postanowi unieszkodliwi wilka, nie bdzie do
tego potrzebowa siekiery ani motyki, ktrych uycie przewidywa w
swym planie wieniak. Wystarczy jej inteligencja.
A tymczasem po zapadniciu zmroku kady zamyka si w swym do-
mu. Drzwi byy barykadowane, a zwierzta zamykane za ogrodzeniem
wioski, ktrego nikt nie przekracza po zachodzie soca.
Grasujca bestia wci czua gd.
ROZDZIA 2

W tych okolicznociach przyjazd Donatellego sta si wydarzeniem.


Wadze kocielne i cywilne Montpellier, ktrym schlebiao nage zaintere-
sowanie okazane ich miastu przez Stolic Apostolsk, wyciszyy lokalne
konflikty, by godnie przyj legata. Nie co dzie wszak skaday im wizyt
tak wane osobistoci.
Jako penomocnik samego Ojca witego Donatelli by ucielenieniem
ogromnej wadzy. Dlatego te Van Melsen, ubrany w sw najpikniejsz
sutann, czu si w obowizku powita go na postoju dla dyliansw.
- To dla nas niezwyky zaszczyt goci Wasz Eminencj pord nas -
powiedzia biskup, caujc do kardynaa, nim ten zdy wyj z powozu.
Tak szybkie wyznaczenie legata do zbadania sprawy witego zasko-
czyo Van Melsena. Wbrew temu, co nieco zbyt pospiesznie zaoy, Stoli-
ca Apostolska potraktowaa jego raport bardzo powanie.
- Nie co dzie odkrywa si szcztki witej - odpowiedzia Donatelli. -
Lecz prosz mi wierzy, nie mog stwierdzi, e cieszy mnie ta podr. W
taki skwar!

131
Zlany potem, dyszc, jakby ca drog z Rzymu przeby na piechot, w
wymitej i zakurzonej purpurowej sutannie, nie prezentowa si tak wynio-
le, jak by sobie tego yczy. Zdajc sobie spraw z tego, e jego wygld
jest godny poaowania, prbowa przyda sobie nieco majestatu, prostujc
si, i nieco godnoci, dbajc o to, by nie zwraca zbytnio uwagi na swego
rozmwc; inaczej mwic, omiata leniwym spojrzeniem may placyk i
sprawia wraenie, e bardziej interesuj go rozsypujce si fasady kamie-
nic. I wtedy jego wzrok pad na wysokiego mczyzn stojcego za bisku-
pem.
- Henri de Coursanges, prokurator Montpellier i radca przy krlewskim
zarzdcy prowincji Langwedocji - przedstawi si tamten. - Witamy. Prze-
widujc niedogodnoci podry, przygotowalimy kolacj na wasz cze.
- Bardzo dobry pomys - przyzna legat i umiechn si uprzejmie. -
Jestemy wygodniali.
Uycie przez kardynaa liczby mnogiej w pierwszej chwili zdumiao
obydwu mczyzn, lecz zaraz spostrzegli niewielkiego osobnika, ktry
wylaz z powozu.
- Giancarlo, bd tak dobry i zajmij si bagaami - zarzdzi kardyna,
odwracajc si w jego stron.
Kapelan ukoni si i zabra si do wykrzykiwania rozkazw cienkim
gosem.
Henri de Coursanges poprowadzi swych goci na rg placu, gdzie
wznosi si budynek intendentury. Donatelli obserwowa go ukradkiem. Na
pierwszy rzut oka wida byo, e nie ma on ani krztyny inteligencji. By
jednym z tych budzcych odraz prowincjonalnych notabli, ktrzy cay
swj czas spdzali, przekonujc samych siebie, e od ich funkcji zaley
przetrwanie krlestwa.
Mimo wszystko w wieku trzydziestu piciu lat w prokurator uwaany
by zarwno przez swe otoczenie, jak i przeoonych za czowieka z przy-
szoci. Jego niespotykany wzrost z pewnoci by w tym pomocny. Da-
wa mu bowiem pewn przewag nad rozmwc, co nader szczliwie

132
kompensowao jego brak zdolnoci.
Na rogu maego placu zachci podrnych, by przyspieszyli kroku,
zbliali si bowiem do okazaego budynku bdcego siedzib intendentury,
gdzie czeka przygotowany dla nich posiek.
Wspiwszy si na szczyt monumentalnych schodw, Donatelli pocz
gono sapa, ocierajc czoo delikatn jedwabn chusteczk. Van Melsen
patrzy na niego, jakby si ba, e kardyna lada chwila zemdleje.
- Mj Boe, ale wysokie stopnie macie w tym kraju! - westchn legat.
- Bymy atwiej mogli wznie si ponad naszych blinich - sprbowa
zaartowa biskup.
Ale kiedy Donatelli nie zareagowa, Van Melsen poczu kpice spojrze-
nie Henriego de Coursanges, ktre zignorowa, najlepiej jak potrafi. aden
najmniejszy szczeg nie umkn uwagi Donatellego. Najwyraniej ci dwaj
osobnicy, bdcy przedstawicielami dwch gazi lokalnej wadzy, nie
darzyli si wielk sympati. Odgad, e z jakiego powodu musieli by w
cigym sporze. Kiedy nie bya to rnica zda w sprawach dotyczcych
zarzdzania miastem, chodzio o rozbieno interpretacji, jakiej trzeba
byo podda takie czy inne krlewskie rozporzdzenie. Krtko mwic, nie
szanowali si nawzajem, co byo widoczne na pierwszy rzut oka. Lecz jeli
midzy tym biskupem i tym urzdnikiem istniaa rywalizacja, co byo wi-
cej ni pewne, na razie Donatelli nie zamierza si do tego miesza. Zado-
woli si tym, e zanotowa sobie ten fakt w pamici.
- A co do wysokoci, co wam wiadomo o tym sawnym szkielecie? -
zapyta w kocu, aby powrci do tematu, ktry go interesowa.
- Niewiele - odpowiedzia urzdnik, ktry czu si w obowizku ucho-
dzi za bardzo zainteresowanego ca spraw. - Odkryto go w trakcie kopania

133
fundamentw maej kaplicy kilka mil std. Proboszcz wioski utrzymuje, e
moe chodzi o wit.
- Ojciec Amadeusz jest zacnym czowiekiem, brak mu co najwyej tej
podstawowej wiedzy i cisoci, dziki ktrym my moemy ponosi ca t
odpowiedzialno - ucili Van Melsen, aby co powiedzie i subtelnie
przypomnie, e czonkw Kocioa czya szczeglna wi, ktra z pew-
noci nie bya udziaem tego prokuratorzyny.
- A wy sdzicie, e jest to szkielet witej?
- Moje skromne zdanie nie ma tu adnego znaczenia - odpowiedzia bi-
skup. - Wanie dlatego wasza wiedza i mdro s nam niezbdne.
Typowa odpowied podwadnego - oceni Donatelli i odwrci si do
urzdnika.
- A wy?
- Moje zdanie opr na wnioskach naszego najznamienitszego specjali-
sty, doktora Athanase'a Lavorela, ktrego sawa z pewnoci do was dotar-
a - wywin si z kolei od odpowiedzi Henri de Coursanges. - Czekam na
wyniki jego bada, i waszych, rzecz jasna, nim podejm decyzj... Co do
tego, czy szkielet naley do witej, wyznam, e w mych oczach jest to
pytanie natury czysto teologicznej, wic odpowiedzialno w tej kwestii
chtnie wam pozostawi. Moim obowizkiem jest zapewnienie spokoju w
tym regionie. Dlatego byoby podane, aby jak najszybciej dokonano tej
identyfikacji. Zaczy si ju szerzy sprzeczne pogoski. Niektrzy posu-
waj si nawet do wspominania o jakiej demonicznej istocie.
Legat umiechn si do nich grzecznie, aujc w skrytoci ducha, e tu
przyjecha. Z takimi doradcami nie zbliy si ani na jot do rozwizania tej
sprawy.
- Zrobi, co w mojej mocy - odpowiedzia tylko.
- Przyznaj, e byem zaskoczony tak szybk reakcj Stolicy Apostol-
skiej - doda Van Melsen.

134
Donatelli poczu, e zakrcio mu si w gowie. Czyby ten biskup y-
wi jakie podejrzenia co do powodw, ktre przyspieszyy jego przyby-
cie? Przeszo mu nawet przez myl, e moe on by w zmowie z Bolomi-
nim. Ale byo to nieprawdopodobne. Midzy intrygami w Watykanie a
troskami pozostaych sug Kocioa ziaa przepa nie do przebycia. Zde-
cydowa wic uzna te sowa za to, czym prawdopodobnie byy - za ca-
kiem niewinn wzmiank, i odpowiedzia:
- Cho podobne dania s rzecz powszedni, trzeba przyzna, e po
raz pierwszy opieraj si one na tak dziwnych dowodach materialnych. Jak
wiecie, jest wiele wiosek, ktre mog pochwali si posiadaniem w krypcie
kocioa koci udowej bd opatki wielkich rozmiarw przypisywanej
takiemu czy innemu miejscowemu witemu, ale nigdy jeszcze nie stali-
my wobec caej nogi, i to takiej wielkoci. Dlatego wanie uznalimy, e
sprawa ta zasuguje na specjaln uwag. I zaley mi tak samo jak wam,
jeli nie bardziej, na jak najszybszym rozwizaniu tej kwestii. Ale - ach, a
oto i st! - bdzie to musiao poczeka do koca posiku!

Dopiero po godzinie, jak zajy mu urzdzenie si wraz z Giancarlem


w przeznaczonych dla nich apartamentach w paacu biskupim i sjesta po
posiku, Donatelli uda si do Krlewskiego Kolegium, by rzuci okiem na
synny szkielet. Athanase przyj go z wielk unionoci. Gdy tylko po-
wiadomiono go o przybyciu legata, uczony pospieszy mu na spotkanie i
czeka przy wejciu do budynku.
- Doktor Athanase Lavorel - przedstawi si, kaniajc si niezdarnie. -
Spotkanie z Wasz Eminencj to dla mnie ogromny zaszczyt.
- Zapewniam was, e ze swej strony czuj to samo. Od dawna podzi-
wiam paskie prace - odpowiedzia uprzejmie legat, ktry nigdy o nim nie
sysza.

135
- Doprawdy zawstydzacie mnie. Jestem tylko skromnym uczonym pra-
cujcym nad rozwikaniem tajemnic, ktre pozostawi nam nasz Pan.
- Ale pracujcym z rozwag i uczciwoci, jak mi mwiono. Nie bd
wam dugo przeszkadza. Pomylaem sobie, e im wczeniej rzuc okiem
na relikwie, tym szybciej bd w stanie wyrobi sobie opini o tej sprawie.
A wic gdzie jest ten nasz osobnik?
Athanase poprowadzi go do swego gabinetu. Przemierzajc ciemne ko-
rytarze Krlewskiego Kolegium, Donatelli nie mg si powstrzyma od
zapytania uczonego:
- Doniesiono mi, e Francois Rabelais uczszcza na ten wydzia. Czy
to prawda?
- Oczywicie, uzyska tu stopie doktora w 1537 roku. Jak widzicie,
olbrzymy maj w Montpellier dug tradycj.
- Olbrzymy?
- Pantagruel, Gargantua... Te imiona nie s wam obce, jak sdz?
- Ach, ma si rozumie! Tyle e s one tylko owocem wyobrani auto-
ra. miem ywi nadziej, e nasz jest cakiem realny!
- W kadym razie czeka na Wasz Eminencj, nie ruszajc si z miej-
sca.
Donatelli wybuchn miechem. Ten uczony nie by mu niemiy.
Korzystajc z jego dobrego humoru, Athanase zapyta:
- Czy znane s wam zasady gigantologii, eminencjo?
- Znam gwne zaoenia. Wiem rwnie, e teoria ta wywoaa kon-
trowersje.
- Kilku ignorantw chciao pokaza, jacy s wani, nic ponadto, za-
pewniam was. Fakt istnienia olbrzymw w dawnych czasach znajduje po-
twierdzenie w licznych rdach. Od Biblii, ktra mwi nam, e byy one
potomstwem Seta, poczynajc.

136
- W Ksidze Liczb olbrzymy przedstawione s jako dzieci Anaka -
sprecyzowa kardyna. - Ale wzmianki o nich znajdujemy take w Ksidze
Rodzaju, Powtrzonego Prawa, Jozuego, Samuela, Kronik, Hioba, a nawet
w Apokalipsie. Zdawaoby si, e w tamtych czasach ludzie wielkiego
wzrostu rodzili si bardzo czsto i patriarchowie mwili tylko o tym! Pro-
sz jednak zauway, e wikszo tych olbrzymw, zwanych rwnie
nephilim*, zamieszkiwaa Ziemi Obiecan jeszcze przed przybyciem Moj-
esza.
- Najwaniejsze - podkreli Athanase - to przyzna, e ich egzystencja
nie jest adnym wymysem!
- Zgadzam si.
Kiedy doszli do pokoju Athanase'a, uczony, ponownie kaniajc si uni-
enie, zaprosi legata, by wszed do rodka.
- C za niezwyke miejsce! - pogratulowa legat, ujrzawszy pomiesz-
czenie. - Godne najpikniejszych gabinetw osobliwoci, jakie miaem
okazj odwiedzi!
Donatelli spostrzeg wtedy lece na stole koci ogromnych rozmiarw.
- Czyby to by nasz tajemniczy kto? - zapyta.
- W rzeczy samej. Cho z braku miejsca mam tu tylko niewielk cz
jego osoby. Reszta zoona jest w innym pomieszczeniu.
Kardyna podszed do relikwii i podnis jedn z koci z delikatnoci,
ktra wskazywaa, e by przyzwyczajony do obcowania z takimi skamie-
linami.
- Pikny krg - oceni. - Jego rozmiary s naprawd zadziwiajce!
* We fragmencie Ksigi Rodzaju (6, 4) mwicym o poczeniu si synw Boych z
crkami ludzkimi, narodzeni z ich zwizku giganci okreleni s hebrajskim sowem nephilim
oznaczajcym: ci, ktrzy zostali zrzuceni. Ponadto zaliczona do apokryfw chrzecija-
skich Ksiga Henocha przedstawia histori upadych aniow, ktre poczyy si z kobie-
tami. Z ich zwizku narodzili si giganci. Oni to s odpowiedzialni za rozpowszechnienie
si za na ziemi i za sprowadzenie na ludzi kary potopu.

137
- Rzeczywicie wydaje si, e osobnik by niezwykego wzrostu. Poin-
formowano was, e wykopalimy cay szkielet?
Donatelli unis brwi ze zdziwienia.
- Cay, powiadacie?
- W rzeczy samej. Co, musz przyzna, jest naprawd niezwyke.
Kardyna osupia. Relikwie, ktre przynoszono mu w Watykanie,
ograniczay si zazwyczaj do jednej lub dwch koci. Niezwykle rzadko
zdarzao si, by mczennicy zostali odnalezieni w caoci. By moe wy-
nikao to wanie z faktu, e byli mczennikami - myla. - Jeli wierzy
opisom ich mk, wikszo z nich doznaa powanych okalecze.
- A udao si wam okreli, czy chodzi o mczyzn, czy o kobiet? -
zapyta uczonego.
Athanase zatrzyma si na chwil. Prawd mwic, pytanie go zasko-
czyo. Nie zastanawia si nad tym.
- No c... Zakadalimy, e chodzi o mczyzn, ale...
- A tymczasem ten szczeg jest dosy istotny, jak mniemam. Wiecie,
i niektrzy sdz, e moe tu chodzi o wit Mart.
- W istocie... Ale jeli mam by szczery, nie bardzo wiem, jak mg-
bym pomc wam w tym wzgldzie. Nawet jeli byaby to kobieta, nie by-
oby adnych dowodw na to, e to wanie ta wita, a nie inna. Zakada-
jc, e nie bya to krlowa...
Na twarzy Donatellego odmalowao si zniechcenie.
- Nie ma wic najmniejszej wskazwki, ktra mogaby nam podpowie-
dzie, o kogo chodzi? Szkielet nie ma adnych cech szczeglnych, ktre
mogyby nas naprowadzi na jaki trop?
- By si o tym przekona, eminencjo, musiabym go zrekonstruowa.
- A wic prosz to zrobi. Tymczasem postaram si zorganizowa pre-
zentacj relikwii lokalnym wadzom. By moe wymiana rnych opinii na

138
ten temat pomoe nam dostrzec co, co dotd umykao naszej uwagi.
Athanase skrzywi si. Jego nadzieje na zachowanie odkrycia w tajem-
nicy wanie si rozwiay.
- Czy to aby nie za wczenie? - odway si zapyta.
- Potrzebuj konkretw - odpowiedzia legat, kierujc si do drzwi. -
Bez tego moje badania nie bd miay sensu.

Tego wieczoru, siedzc przy dzbanie wina w gospodzie, Zenon atako-


wa Rene Grouchota, ktrego oskara o przecenianie skutecznoci tytoniu.
Cho w swym yciu nie przepisa zbyt wielu lekarstw, wiedzia jednak co
nieco na ten temat.
- Sam stwierdziem kilka przypadkw zgonu na skutek lewatywy po-
dobn mikstur - powiedzia, czyszczc sw fajk. - Zapewniam ci, pale-
nie tytoniu jest o wiele mniej niebezpieczne!
Szarlatan spojrza na niego zamglonym wzrokiem. Nie by to jego
pierwszy dzban.
- Przyznaj, e niektrzy aptekarze nie znaj waciwych dawek - od-
rzek. - Ale nie mw mi, e tyto jest zy. Od wielu lat go sprzedaj i jesz-
cze nikt nie przyszed ze skarg.
- Nie powiedziaem, e jest zy, tylko e jego stosowanie moe mie
czasem zgubne skutki. A jeli twoi pacjenci nie wrcili si poskary, to
by moe dlatego, e ju nie yj.
Rene Grouchot wykrzywi twarz w umiechu.
- Jeli zabij wszystkich klientw, nie wpynie to dobrze na moje inte-
resy - przyzna. - Lecz wci obstaj przy tym, e tyto ma same zalety!
- W takim razie jak sdzisz, dlaczego papie Urban VIII ogosi bull
skazujc tych, ktrzy go zaywaj, na ekskomunik?
- Naprawd to zrobi?
- Dobre dwadziecia lat temu!

139
- No c... To dlatego, e si na tym nie zna! Jestem pewny, e potpi
jego zaywanie z powodu przyjemnoci, jak daje palenie. Koci i przy-
jemno nigdy nie pozostawali w nadmiernej przyjani...
- Co do tego nie bd si spiera. Jednak szczerze ci radz sprzedawa
co innego. Prdzej czy pniej wadze zaka zaywania tytoniu.
- Wtpi. Richelieu nie bez powodu wprowadzi podatek od tytoniu,
napeniajcy krlewsk kas. A co do zmiany rodzaju dziaalnoci, to pra-
cuj nad tym, nie martw si...
Po tych sowach szarlatan umiechn si tajemniczo i uraczy si kolej-
nym ykiem wina.
- No, no, czyby co przede mn ukrywa? - zapyta Zenon.
- Nie nalegaj, bo i tak nic ci nie powiem.
- Nawet jeli postawi ci nastpny dzban wina?
Szarlatan zmruy swe chytre oczka. Nie ma co, ten uczony wiedzia,
jakich uy argumentw.
- Wiedz, e przed przybyciem do Montpellier przebywaem w Marsylii
- zacz opowiada. - Ot wanie otwarto tam lokal, jeli si nie myl
pierwszy tego rodzaju w krlestwie, gdzie podaje si napj parzony z zia-
ren ze Wschodu.
- Ziaren?
- Tak. Rosn one na lewantyskim krzewie, nie pamitam ju gdzie.
Pitro Della Valle donosi o nich ju ponad dziesi lat temu, a botanik
Jean de la Roque mwi o nich w samych superlatywach. Odtd marsylscy
kupcy sprowadzaj je z Aleksandrii. Najpierw pray si ziarna, a nastpnie
miady i dodaje si pewn ilo wrzcej wody. W efekcie otrzymuje si
niemal czarny napj, ktry ma pono zadziwiajce waciwoci pobudzaj-
ce.
- A jak nazw nosi ten napj?
- eglarze, ktrzy pij go ju od bardzo dawna, nazywaj go qahoua.

140
Zenon potrzsn gow.
- Trzeba bdzie znale mu inn nazw. Bo przypuszczam, e zamie-
rzasz tym handlowa...
- W moim wozie mam tego cay wr!
Na twarzy szarlatana malowa si teraz umiech wyraajcy tyle eks-
cytacj, co optymizm. Zenon powstrzyma si przed okazaniem swego
sceptycyzmu, ale wtpi, by handel tak substancj mia jakkolwiek szan-
s powodzenia.
- A przy okazji - rzek, by ukry zakopotanie - nie miaby moe rw-
nie odrobiny tytoniu, ktrym mgbym nabi fajk?
- Trzeba by zajrze do budy.
- No to chodmy.
Wyszli z gospody i zataczajc si, ruszyli przez may plac. Rene, mru-
czc spron piosenk, zatrzyma si na chwil przy cianie, by uly pe-
nemu pcherzowi. Tymczasem Zenon poczu mdoci. Wiatr nioscy za-
pach grskiej ki orzewi go nieco. Jednak kiedy popatrzy w niebo,
znw zakrcio mu si w gowie. Jak na t por roku noc bya raczej
chodna, ale niebo byo pene gwiazd. Bdnym wzrokiem szuka Wielkiej
Niedwiedzicy, zda sobie jednak spraw, e nie ma bladego pojcia, jak
ona wyglda, i dal sobie spokj.
- No, Parmenidesie, pospiesz si! - pogania szarlatana.
Rene dogoni go, zapinajc spodnie.
- Zwymiotowaem - wyjani. - Co nie jest takie proste, kiedy czowiek
wanie oddaje mocz.
Uspokoiwszy mulic, ktra zdziwia si, e kto zakca jej spokj o tej
porze, Rene podnis plandek i zaprosi Zenona do rodka.
Szarlatan potrzebowa kilku chwil, by w pmroku po omacku odnale
wiec. Gdy j zapali, ciepy blask wypeni wntrze wozu.
- Mona by pomyle, e to pracownia alchemika! - zachwyci si Ze-
non, odkrywajc niezliczon ilo buteleczek wypeniajcych ciasne wn-
trze.

141
- Tylko niczego nie dotykaj! Te lekarstwa s bardzo cenne.
I kiedy Rene przetrzsa bud w poszukiwaniu zwoju tytoniowych lici,
uczony bada wzrokiem ten niezwyky stos rupieci. Poza mnstwem ampu-
ek byy tam skadniki potrzebne zarwno do przygotowania lekarstw, jak i
ewentualnych posikw pana domu, przy czym nie byo jasne, czy do jed-
nego i drugiego uywano tych samych naczy. W kcie Zenon odkry na-
wet, ku swemu ogromnemu zdziwieniu, kilka koci.
- Szcztki maonki czy resztki z obiadu? - zapyta szarlatana, podno-
szc ko udow.
- Kazaem niczego nie dotyka - ofukn go Rene. - To, e jestem apte-
karzem, nie oznacza, e nie wolno mi zna si troch na anatomii. Std ta
prbka...
Zenon umiechn si w duchu. Na sam myl o tym szarlatanie bawi-
cym si w chirurga dostawa gsiej skrki.
- A propos, co nowego w sprawie twojego olbrzyma? - zapyta Rene,
nie przerywajc poszukiwa.
- Przyjecha kardyna z Rzymu, by mu si przyjrze.
- Do licha! Nie wiedziaem, e Koci interesuje si szkieletami.
- Istnieje prawdopodobiestwo, e to jaka wita.
- A ty co o tym mylisz? Zenon wzruszy ramionami.
- Moim zdaniem, to nie ma najmniejszego znaczenia!
Ju mia odoy ko, ale rozmyli si. Jaki szczeg
przyku jego uwag. Nie od razu poj, co go tak zaniepokoio.
- Prosz bardzo! Oto przyczyna twojej ewentualnej ekskomuniki.
Ale Zenon go nie sucha. Sta oszoomiony, bo wanie zrozumia, dla-
czego tak zaintrygowaa go ta ko udowa: cakowicie rnia si od tej
nalecej do olbrzyma Athanase'a!
- artowaem - wytumaczy Rene, widzc malujce si na twarzy
przyjaciela osupienie. - Jeli o mnie chodzi, moesz sobie pali do woli!
ROZDZIA 3

Nastpnego dnia, zaopatrzony w jeden z krgw olbrzyma, ktry udao


mu si zwin bez wiedzy Athanase'a, Zenon wybra si do biblioteki,
rzuci okiem na katalog i zdj z pek rne prace powicone anatomii.
Przez te dwadziecia lat, ktre spdzi z dala od swego mistrza, Zenon
wiele si nauczy. Cakiem nowe dyscypliny doczyy do tych, ktre wy-
kada mu Athanase Lavorel, przez co jego wizja wiata ulega powanym
zmianom. Dziki kontaktom z rnymi naukowcami spotykanymi w czasie
podry po caej Europie odkry, jak wane w pracach badawczych jest
dowiadczenie. Ponadto z powizania w swym umyle owych rozlicznych
dziedzin Zenon wywid now i efektywn zasad naukow: porwnanie. I
to wanie w wietle tej metody poj natychmiast, e szkielet, ktry, jak
utrzymywa Athanase, mia by szkieletem pierwszego olbrzyma, jakiego
bdzie mona zrekonstruowa, z pewnoci nie by szkieletem czowieka,
lecz zwierzcia.
A zatem porwnujc krg, ktry trzyma w rku, ze szkicami krgw
zwierzt podobnych rozmiarw, na pewno powinien natrafi na gatunek,
do ktrego nalea.

143
Zenon przejrza metodycznie wszystkie wybrane ksigi. Niestety, cho
biblioteka uniwersytecka w Montpellier bya dosy okazaa, jej ksigozbir
nie by tak kompletny jak ten, ktry Zenon mia do dyspozycji w Paryu. I
cho nie brakowao tu dzie powiconych anatomii organizmw ywych,
tylko nieliczne z nich zawieray moliwe do przyjcia szkice ich szkiele-
tw.
Tak jak w monumentalnym dziele Konrada Gesnera, w montpellier-
skich ksigach mona byo znale mieszanin opisw zaczerpnitych z
autorw antycznych, niekoczce si strony przernych komentarzy i
cytatw, niezliczone iloci przepisw kulinarnych przedstawiajcych naj-
lepsze sposoby na przyrzdzenie danego osobnika, ale mao cisych ob-
serwacji i jeszcze mniej ilustracji, ktre nie byyby czyst fantazj. Zenona
mczyy ju te wszystkie niedorzecznoci. Ile to razy naigrawa si z nich
podczas obiadw w towarzystwie swych kilku paryskich przyjaci? Pew-
nego dnia kto w kocu bdzie musia zabra si do roboty i opracowa
dzieo o anatomii godne swej nazwy, klasyfikujce wszystkie znane gatun-
ki. Ale na razie musia sobie radzi z tym, co mia do dyspozycji, porw-
nywa wic lecy przed sob krg z kad rycin, ktr udao mu si od-
nale.
Ta nuca praca zaja mu bardzo duo czasu. Zatopiony w swych ba-
daniach, zapomnia nawet o posiku. Kiedy skoczy wertowanie ostatnie-
go dziea, zamkn je z hukiem, wyprostowa si na krzele i zapali fajk.
Przecierajc oczy zmczone przegldaniem takiej iloci stron, myla o
caym tym cennym czasie, jaki mona byo straci, przesiadujc w biblio-
tekach. Rzadko zdarzao si, by z caego dnia pracy wycign wicej ni
kilka sekund korzyci. Jak gdyby prawda bya przykryta tak iloci
gupstw, e trzeba dokopywa si do niej rcznie. W sumie to jest troch
tak jak ze szkieletem Athanase'a.
Krg nie odpowiada adnemu gatunkowi sklasyfikowanemu w biblio-
tecznych dzieach. Zenon przyglda mu si w zamyleniu. Nika ciekawo

144
co do natury tyche koci przeksztacia si w jego umyle w zaintereso-
wanie rwnie ywe, co nieoczekiwane. Nawet jeli nie oceni jeszcze
stawki, ktr krya ta sprawa, fakt, e nie potrafi zidentyfikowa tego
szkieletu, frustrowa go tak, jak w dziecistwie denerwowao go to, e nie
wie, jak dziaa system trawienny. Bo dla uczonego takiego jak on pytanie
bez odpowiedzi byo niczym ta pustka, ktr Kartezjusz uznawa za nie-
moliw: pustka, ktr trzeba koniecznie wypeni. Inaczej rozwaraby si
w nim bezkresna przepa. Musia rozwika zagadk tego szkieletu. Czy
by to szkielet zwierzcia? W to nie wtpi. Ale jakiego?

Tego wieczoru soce zachodzce nad grami malowao na niebie ogni-


ste smugi cignce si a po horyzont. Grone pasma niskich chmur gro-
madziy si w oddali, mistral przesta wia, wszystkie zapachy ziemi unosi-
y si w gorcym powietrzu, a piew cykad cich stopniowo, zapowiadajc
nadchodzc burz.
Schowany za ska Gilbert wpatrywa si w ten spektakl bez specjal-
nych emocji. Myla o Agnes. Doprowadzao go do biaej gorczki, e
miaa si z niego przy kadej okazji. Od dawna ju pogodzi si z tym, e
go nie kocha, ale nie mg znie tego, e nim gardzi. Za kogo ona si
uwaa? Ostatecznie bya tylko prost dziewczyn ywic si korzonkami
i dzikimi jagodami. Nie ma powodw, by zadziera nosa. Ona niczego nie
potrafi. Niczego poza wymylaniem nieprawdopodobnych historii, ktre
rozpowiadaa od czasu do czasu, by straszy biednych ludzi.
Ale on si nie ba. Ani troch. Ani jej, ani wilka. Zdecydowa wic
wzi sprawy w swoje rce i pokaza jej, co potrafi. Zwoa p tuzina
wieniakw, uzbroi ich w widy, motyki, kije, siekiery i wszelkie inne
miadce narzdzia przydatne do zadania zwierzciu cikich obrae - i
poprowadzi ich w gry.

145
Ten wilk powinien si mie na bacznoci.
Wedug Gilberta budowa nowego kocioa nie bya zym pomysem, ale
po prostu niewystarczajcym. Dodanie wieniakom odwagi byo dobre.
Ale zwalczenie konkretnej przyczyny za byo lepsze. Demoniczna czy nie,
bestia bya przede wszystkim zwierzciem. A wic trzeba byo na ni zapo-
lowa.
Tu przed wieczorem niewielki oddzia zaj pozycj niedaleko miej-
sca, gdzie wilk rozszarpa sw ostatni ofiar. Gilbert uwaa, e zwierz,
wiedzc, gdzie moe znale poywienie, nie ma adnego powodu szuka
strawy gdzie indziej. Fakt, e wilk poera barany niemal wszdzie w g-
rach, nie by wystarczajcym argumentem, by zachwia jego prze-
konaniem, a pozostali przychylili si do tej teorii.
Wydawao si oczywiste, e zwierz polowao po zachodzie soca. Z
zapadniciem zmroku szeciu mczyzn pochowao si wic najlepiej, jak
si dao, midzy skaami lub za krzakami. Oddaleni jeden od drugiego o
jakie dwadziecia krokw, tak by kady mg mie ssiada na oku, two-
rzyli wok wolnej przestrzeni co na ksztat podkowy skierowanej wylo-
tem na pnoc, skd wedug niczym nieuzasadnionych szacunkw Gilberta
mia nadej atak.
W rodku tego pkola wbili w ziemi pal, do ktrego przywizali
owc. Jej wybr nie by rzecz atw, gdy aden wieniak nie kwapi si
do powicenia jednego ze swych zwierzt. Ostatecznie Gilbert musia
zdecydowa si na zaproponowanie owcy z wasnej trzdki, tak czy ina-
czej przekonany, e poradz sobie z wilkiem, nim ten zdy dobra si do
przynty.
Puapka zostaa zastawiona. Teraz pozostawao tylko czeka na poja-
wienie si bestii.

Ojciec Amadeusz szed przez wie bardzo zatroskany. Agnes przyniosa


mu wiadomo o pianach Gilberta. Podobna operacja nie bya z gry ska-
zana na porak, ale tak samo jak dziewczyna, ksidz ywi pewne wtpliwoci

146
co do taktycznych talentw wieniaka. A poza tym pewne podejrzenie co
do tosamoci szkieletu zagniedzio si i tkwio w jego umyle. Czy ten
nieuchwytny wilk mg by stworzeniem, ktrego obawiaa si Aldegon-
da?
- Niestety, teraz moemy ju tylko czeka powiedzia proboszcz po
dugim namyle. - I modli si, by Gilbert wiedzia, co robi.
Agnes przytakna w milczeniu.
- Ale bybym spokojniejszy, gdyby zostaa na noc na plebanii - doda
Amadeusz.
Dziewczyna si umiechna. Troska proboszcza o jej bezpieczestwo
bya wzruszajca.
- Jak sobie yczysz - odpara.
Przechodzc obok placu budowy, gdzie wznosi si zaledwie kawaek
muru przyszego kocioa, dostrzegli w dole wykopanym pod fundamenty
jakiego osobnika. Zaciekawieni podeszli do nieznajomego.
- Prosz pana? - odezwa si Amadeusz.
Czowiek podnis si.
- Zenon de Mongaillac - przedstawi si. - Ojciec Amadeusz, jak s-
dz... Ju si spotkalimy. Pracuj z doktorem Lavorelem.
Kiedy skoczy zdanie, jego wzrok pad na Agnes. Moda kobieta nie
miaa w sobie nic z tych sztucznych piknoci, ktre spotyka od czasu do
czasu w Paryu. Jej uroda bya naturalna i wynikaa z prostoty. Jej rysy
byy delikatne, a wyprostowana sylwetka pena wdziku. Cho lekko wy-
stajce koci policzkowe, gste wosy i pene usta nadaway jej twarzy
nieco dziki wyraz, sodycz jej oczu agodzia to wraenie. Inaczej ubrana
cieszyaby si duym powodzeniem na paryskich salonach.
Tymczasem proboszcz bezskutecznie prbowa zestawi twarz Zenona
ze wspomnieniem Brunona. Spostrzegszy nagle, e oczy uczonego
utkwione s w Agnes, kaza jej poczeka na siebie na plebanii. Usuchaa

147
bez sowa i odesza, spojrzawszy ostatni raz na nieznajomego...
Pocztkowo rozdraniony faktem, e jaki intruz grzebie w fundamen-
tach jego kocioa i jakby tego byo mao, robi sodkie oczy do Agnes,
Amadeusz uspokoi si nieco. Obecno uczonego oznaczaa przynajmniej,
e prace Athanase'a posuway si do przodu.
- Ach tak, Zenon... Przypominam sobie - skama. - A jak tam badania
nad moim olbrzymem?
Pytanie wyrwao Zenona z oczarowania. Zamiast odpowiedzie, skin
na proboszcza.
- Czy to wanie tutaj odkryto szkielet? - zapyta, wskazujc rg fun-
damentw, gdzie z rzadka mona byo dostrzec miejsca pozostae w niena-
ruszonym stanie po niedawnych wykopaliskach.
- Dokadnie tam - odpar Amadeusz, pokazujc mu miejsce. - Ale czy
mog wiedzie, co pan tu robi?
- Chciaem na wasne oczy zobaczy ziemi, w ktrej znaleziono koci.
Amadeusz zawaha si przez moment. Zafrasowana mina uczonego nie
dodawaa mu wcale otuchy.
- A dokadnie, w jakim celu?
- S pewne problemy z identyfikacj relikwii.
- Chce pan powiedzie, e moe to nie by wita Marta?
- wita Marta...
- To hipoteza, ktr przedstawiem Jego Eminencji Donatellemu.
- Wiem...
Zenon wyszed z dou, by podej do duchownego. Uwaa, tak jak
wikszo ludzi, e ksidz jest sympatyczny. Jak wic wyjani mu, nie
ranic jego uczu, e to moe by szkielet zwierzcia?
- Ojcze Amadeuszu... nie chciabym... jednym sowem... moliwe, e to
nie jest wita Marta.

148
Twarz proboszcza wykrzywia si.
- Ach, odkrylicie, e to mczyzna, a nie kobieta?
- Prawd mwic, nie jestem nawet pewien, czy to czowiek.
- Zwie... zwierz?
- W moim mniemaniu nie ma co do tego najmniejszych wtpliwoci.
- W paskim mniemaniu...
Amadeusz zadra. Jeli ten uczony mia racj, moga j mie te Alde-
gonda. Proboszcz przez chwil mierzy wzrokiem swego rozmwc.
- Prosz pj ze mn - powiedzia, biorc go za rk.
Amadeusz poprowadzi Zenona przez wiosk.
- Zdaje pan sobie spraw, jak yj tutejsi ludzie? To ludzie proci. W
wikszoci uczciwi, ale ignoranci. Pan mia to szczcie, e mg studio-
wa. Oni nie. ycie w grach jest cikie. Panuje tu wielka ndza, a ndza
rodzi niepokj...
Zatrzymali si naprzeciw domu, ktrego waciciel wanie zabija okna
deskami.
- Prosz na nich popatrze - cign Amadeusz. - S przeraeni. Od ja-
kiego czasu w okolicach grasuje bestia. Rozszarpaa ju wiele baranw...
A wie pan, jak to jest: strach rozprzestrzenia si niczym zaraza.
- Wilk?
- Prawdopodobnie... Ale z pewnoci zadaje pan sobie pytanie, jaki to
wszystko ma zwizek z naszym szkieletem?
- Zamierzaem ojca o to zapyta.
- Dla nich ta grasujca bestia jest demonem, szataskim stworzeniem.
Posiadanie w parafii chronicych od zego relikwii witej patronki byoby
dla tych ludzi nieocenionym duchowym pokrzepieniem.
- Rozumiem... Ale czy Pismo wite nie naucza, e naley zawsze
przedkada prawd nad kamstwo?

149
- Na waszych uniwersytetach i w Stolicy Apostolskiej z ca pewno-
ci. Ale tutaj?
Wiatr powia nad grami. Dokoa panowaa przejmujca cisza.
- Musz ju pana zostawi... Prosz si nad tym zastanowi.
- Jestem naukowcem. Podobne wzgldy nie mog krpowa mych po-
szukiwa prawdy.
- Nauka to nie wszystko, mj synu. Naucz si take myle sercem.
Zenon patrzy na oddalajcego si proboszcza, ktry zrobiwszy kilka
krokw, odwrci si.
- I niech pan szybko wraca do Montpellier, panie uczony. Prosz na sie-
bie uwaa. Wkrtce nadejdzie noc, a bestia grasuje...

W grach szybko zapad zmrok. Od czasu do czasu pojedyncze promie-


nie ksiyca rozjaniay ciemnoci. Dugie oczekiwanie poczo dziaa na
czatujcych myliwych usypiajco. Z lewej Gilbert sysza wyrane regu-
larne chrapanie i pomyla, e nie powinien by pozwala swym ludziom
na podlanie winem wieczornego posiku. Tymczasem przywizana do pa-
lika owca wyskubaa ju ca rzadk trawk, ktrej moga dosign, i
zacza becze.
Rwnie Gilbert czu, e jego powieki robi si cikie. Octave, ktry
upar si, by mu towarzyszy, nie wyda najmniejszego dwiku, odkd
opucili wiosk.
- O tam, krliki! - odezwa si jednak w kocu, pokazujc mu nagle
mae punkciki skaczce w wietle ksiyca.
Gilbert, zbyt zmczony, by zachwycay go cuda natury, wzruszy ra-
mionami.
- Jest ich bardzo duo - odrzek, by powiedzie cokolwiek.
- Zmierzaj do doliny.

150
- Aha.
Gilbert wcign powietrze. Wkrtce zacznie pada i z pewnoci lepiej
by byo wynie si std, nim cakiem zmokn.
- Dlaczego sobie id? - zapyta Octave.
- Nie wiem. Ale bdzie burza.
- Mylisz, e boj si wilka?
Gilbert przyjrza si chopcu. Po raz pierwszy powiedzia tyle sw na-
raz.
- Wilk nie skusiby si na krliki. Woli wiksze ofiary. Jak mylisz,
dlaczego przywizalimy tam owc?
Ledwie skoczy zdanie, gdy nagle usysza odlegy, stumiony pomruk.
Wzdrygn si. Tak jak przewidywa, haas dobieg z pnocy, dozna wic
z tego powodu ogromnej satysfakcji. Wyostrzy wszystkie zmysy i da
swym ludziom znak, by byli czujni i w gotowoci do ataku. Chrapanie z le-
wej ustao. Wszyscy stali na czatach z oczami utkwionymi w nieszczsnej
owcy, ktra czujc zbliajce si niebezpieczestwo, beczaa rozdzieraj-
co.
Gilbert z uwag bada wzrokiem przestrze. Bestia, ktra musiaa by
niedaleko, zbliaa si do nich z wahaniem. Nie widzia jej, ale dziwne,
krtkie pomruki, ktre wydawaa, wskazyway, e znajduje si zarolach.
Ogromna kropla potu spyna po skroni wieniaka, a jego donie zacisny
si kurczowo na trzonku wide.
Chmara maych ptakw wyfruna nagle z kpy krzeww rosncych nie
dalej ni sto krokw od miejsca, w ktrym si znajdowa, i Gilbert zda
sobie spraw, e nie sycha ju gosu cykad. Wymieni szybkie spojrzenia
z towarzyszami zajmujcymi pozycje po jego bokach. Wszyscy patrzyli
trwoliwie na miejsce, gdzie staa owieczka, gotowi rzuci si na wilka,
gdy tylko bdzie zdany na ich ask i nieask.
Kiedy przesycone napiciem powietrze przeci zowrogi ochrypy ryk,
Gilbert zrozumia, e aden z jego ludzi nie bdzie mia odwagi zaatako-
wa zwierza. Ledwie zda sobie z tego spraw, gdy zobaczy dwch spord

151
nich zostawiajcych sw bro i rzucajcych si pdem do ucieczki w stro-
n doliny.
Gilbert patrzy, jak zwiewaj, nie mylc nawet, by ich zatrzyma. Ko-
lejny pomruk sprawi, e wypuci z rk widy, a wraz z nimi opuciy go
resztki heroizmu. Pal licho dum! Pal licho, e Agnes bdzie go wymie-
wa. W gowie mia ju tylko jedn myl: uciec. Nie pozostawao mu nic
innego, jak przyczy si do pozostaych.
Biegnc ile si w nogach, by ich dogoni, uprzytomni sobie nagle, e
nie ma przy nim Octave'a i e owca przestaa becze.

Gilbert bieg tak jak nigdy przedtem. Kilkoma susami zdoa wspi si
na dzielce go od wioski wzgrze i - nie zatrzymujc si nawet na chwil,
by zastanowi si nad obran tras - zbiegi, przeskakujc z kamienia na
kamie, po przeciwlegym zboczu. Szybko zorientowa si, e zgubi pozo-
staych, ale zbytnio si tym nie przej. Ich los to nie jego sprawa. Zaleao
mu tylko na tym, by wyj z tego cao. Ale wpatrujc si w ciemnoci,
ktre okryway wzgrza, zrozumia, e biegnie w zym kierunku.
Zatrzyma si, by zapa oddech. Gdzie, u licha, podziaa si wioska?
Strach cakowicie odebra mu zmys orientacji i zmci umys. Szmer do-
chodzcy z rosncych za nim zaroli wyrwa go z odrtwienia.
Gilbert zacz znw biec. Porzuciwszy nadziej, e odnajdzie wiosk,
szuka teraz jakiego schronienia. Lecz w jego gowie panowa taki zamt,
e nie by w stanie przypomnie sobie lokalizacji kilku odosobnionych
budynkw pooonych gdzie w okolicy.
Nie zatrzymujc si, w biegu rzuci za siebie krtkie spojrzenie i przez
chwil zdawao mu si, e na szczycie gry dostrzeg olbrzymi cie, sylwetk

152
o wiele wiksz, ni miaby sobie wyobrazi. Serce zamaro mu z trwogi.
Drzewo. Musi znale jakie drzewo.

Athanase Lavorel i jego wierny asystent Bruno przenieli szcztki ol-


brzyma do podziemi uniwersytetu. Ciasny gabinet uczonego nie pomie-
ciby zrekonstruowanego szkieletu. Zarwno z przyczyn bezpieczestwa,
jak i dla wygody i spokoju uznali za stosowne wypeni delikatne naukowe
zadanie w miejscu lepiej dostosowanym do tego celu.
Jednak nie naleao ono do przyjemnych. Bya to obszerna, zimna i
wilgotna, wysklepiona piwnica, o cianach pokrytych saletr. Silny zapach
pleni wypenia powietrze rozwietlone drgajcym wiatem pochodni.
Lecz ta przestrze doskonale odpowiadaa zamiarom Athanase'a. Bo jeli
zgodnie z jego szacunkami olbrzym miaby mie blisko dwadziecia stp
wzrostu, adne inne znane mu miejsce nie mogoby go pomieci.
Waciwa operacja polegaa na poczeniu koci stykami, tak by utwo-
rzyy ksztat, jaki chciano nada caoci, i zamocowaniu ich za pomoc
skomplikowanego systemu lin i rusztowa. Z braku ywego ciaa: mini i
cigien utrzymujcych to wszystko razem, stosowano taki wanie sposb
czenia elementw szkieletu. Ca spraw utrudnia jeszcze fakt, e rze-
czone koci nie byy zbyt lekkie. Sama skamieniaa ko udowa waya
dobre pidziesit funtw. O kolosalnej czaszce, ktr trzeba bdzie umie-
ci na szczycie niczym wieczc dokonane dzieo koron, kiedy rekon-
strukcja szkieletu zostanie ukoczona, lepiej nawet nie wspomina.
Athanase patrzy na ten ogromny, bezadny stos, czekajcy, a nada mu
si ostateczny ksztat. Bez wtpienia najbardziej logiczne zdawao si roz-
poczcie od stp. Paliczki miay zreszt t zalet, e byy dosy mae, wic
atwo si nimi operowao. Podwin rkawy swej szaty i przykucn przy
stosie.

153
- Do roboty - rzuci do Brunona, odzyskawszy zapa. - Im szybciej
skoczymy, tym szybciej zamkniemy usta tym wszystkim niedowiarkom.

Gilbert, wyczerpany szalecz ucieczk przed wilkiem, nie znalaz


drzewa, ktre mogoby da mu schronienie. Zamiast tego, bkajc si do
dugo wrd zaroli i drc na myl, e bestia moe go dopa w kadej
chwili, dziwnym zrzdzeniem losu trafi na obszern grot.
Odkrycie tego nieoczekiwanego schronienia ukoio jego strach. Od wie-
lu lat Gilbert stara si odnale miejsce, w ktrym Agnes miaa sw kry-
jwk. Jakie byo jego zdziwienie, kiedy unikajc jak mg wielkich kro-
pel deszczu, ktry wanie zacz pada, wszed do wntrza groty i spo-
strzeg przedziwne pomieszczenie. Gilbert nie by idiot i od razu poj,
gdzie si znajduje. Ale nigdy nie przypuszcza, e Agnes moe mieszka w
tak niezwykym miejscu.
Grota bya rwnie szeroka, jak wysoka. Kiedy przebyo si wski kory-
tarz mierzcy ledwie kilka stp, jaskinia rozszerzaa si, by osign impo-
nujce rozmiary. Z zewntrz nic nie wskazywao na to, e kryje si tam tak
obszerna grota. Wntrze owietlay rozarzone wgle umieszczone w wy-
obionym zagbieniu, co pozwalao przypuszcza, e ogie palii si tam
nieustannie. Palenisko emanowao rowawym blaskiem, rzucajc na cia-
ny jaskini pomaraczowe plamy i wydobywajc z ciemnoci przedziwne
ksztaty. Podoe byo zupenie paskie, jak gdyby niezliczone kroki w
cigu wiekw wygadziy jego powierzchni, z sufitu zwisay liczne stalak-
tyty o fantasmagorycznych ksztatach, ktrych cienie taczyy na cianach.
Odnosio si wraenie, e sklepienie wspiera si na niezliczonych kamien-
nych filarach.

154
Gilbert posuwa si ostronie po tej baniowej katedrze i nadstawia
ucha. Ale poza trzaskiem pomieni, ponurym tchnieniem niewidzialnego
podmuchu powietrza i pluskiem deszczu dobiegajcym z zewntrz nie dao
si sysze adnego innego dwiku. Odchrzkn, aby wyda znajomy
odgos i zaznaczy swoj obecno.
Nikt nie odpowiedzia.
Tylko ta grobowa cisza i odlegy grzmot. O ile nie by to pomruk wil-
ka...
- Agnes? - odway si zawoa niepewnym gosem.
Ale odpowiedziao mu tylko echo jego wasnych sw. Ciekawo po-
pchna go dalej, podszed wic do tego zaktka groty, ktry najwyraniej
suy za waciwe mieszkanie Agnes. Znajdowao si tam, wyobione w
kamieniu niczym grobowiec, co na ksztat oa. Na myl o tym, e kto
mgby tam spa, Gilbert poczu dreszcze. Znajdujcy si niedaleko pale-
niska paski kamie suy za st.
Poza tym byy tam tylko szmaciane woreczki, rozoone to tu, to tam
suszone zioa, kilka najpotrzebniejszych naczy kuchennych i dwa czy trzy
dziwne przedmioty, ktrych przeznaczenia wieniak nie potrafi si domy-
li.
Bya to z ca pewnoci kryjwka czarownicy. A on bdzie musia
spdzi tutaj noc.
ROZDZIA 4

Nazajutrz w wiosce zapanowao ogromne zamieszanie. Gilbert, sp-


dziwszy noc w jaskini Agnes, wrci do Lansec tu po wschodzie soca i
ze szczegami opowiada o swej nocnej ucieczce przed wilkiem, Octave
za przepad bez ladu i najgorsze obawy poczy si rodzi w umysach
mieszkacw wioski. Oczywicie Gilbert upikszy nieco histori, ktr z
dum opowiada kilku zgromadzonym wok wieniakom, podkrelajc
przy tym skromnie, jak to, lekcewac wszelkie niebezpieczestwa, pr-
bowa chroni chopca.
- Kiedy Octave rzuci si do ucieczki, straciem go z oczu - podkrela z
zawodem w gosie. - Usiowaem cign uwag wilka na siebie, lecz nie
wiem, czy mi si to udao.
Agnes staa nieopodal, przysuchujc si tym przechwakom.
- A wilk? - zapyta jeden z podziwiajcych heroicznego wieniaka. -
Widziae go?
- Pytasz, czy go widziaem! Sta tu przede mn. No, mniej wicej w
takiej odlegoci - sprecyzowa, robic pi krokw, jakie dzieliy go od
drzewa.
- I jaki on jest?

156
- Ogromny jest. Nigdy nie widziaem tak wielkiego zwierza. Sta na
tylnych apach i by o wiele wyszy od czowieka. Jego oczy byy czerwo-
ne jak krew. A jego zby...
- I widziae to wszystko w zupenej ciemnoci? - zapytaa ironicznie
Agnes, podchodzc do maej grupy.
- Ksiyc... bya penia ksiyca - odpowiedzia Gilbert, patrzc na ni
ze zoci i wzruszajc ramionami, jak gdyby chcia tym pogardliwym
gestem oddali zarzuty.
- O przepraszam. Mylaam, e zbierao si na burz. Musiaam le
zrozumie.
- Z pewnoci.
Teraz, kiedy wiedzia, gdzie mieszka, czu, e ma nad ni przewag. Ju
nigdy wicej nie pozwoli, eby ta cala Agnes traktowaa go z gry, jak to
miaa do tej pory w zwyczaju.
- Ale wytumacz mi co. Jeli moge dostrzec wilka, musiae te wi-
dzie, gdzie pobieg Octave?
- Zdaje mi si, e widziaem, jak wlizn si w zagbienie midzy
skaami...
Agnes znaa go wystarczajco, by wiedzie, e kamie.
- Powiedz raczej, e zostawie go samego naciskaa z pogard.
Gilbert odwrci si do niej miao.
- Zrobiem wszystko, co mogem, aby mu pomc. Dlaczego ty go nie
odnajdziesz, skoro jeste taka sprytna? Co?
Wanie to zamierzaa zrobi. I nie silc si na adn odpowied, od-
wrcia si na picie i odesza w stron gr. Jeli Octave jeszcze y, ona
jedna bya w stanie znale prowadzcy do niego lad.

Chwil pniej przed kocioem w Lansec zatrzyma si powz, z kt-


rego z trudem wylaz Donatelli z wachlarzem w rku. Zbliao si lato i
upa stawa si nieznony.
Mieszkacy wioski, rozpoznawszy kardynalsk sukni, pospieszyli w
jego stron i wkrtce otaczaa go chmara klczcych kobiet, wycigajcych

157
ku niemu swe malestwa, by je pobogosawi. Zaskoczony tak pobono-
ci Donatelli zgodzi si zadouczyni yczeniom wieniakw i dobre
pi minut znosi wrzaski dzieci.
Usyszawszy te krzyki, Amadeusz, przekonany, e wilk wtargn do
wioski, wybieg z plebanii, gdzie wanie koczy posiek. Na wypadek
gdyby zasza potrzeba dokonania miaej szary na zwierza, uzbroi si w
widy. Dlatego zdziwi si na widok wieniakw cisncych si wok za-
przonego w konie powozu. Postawi wic widy przy cianie i poszed
sprawdzi, kogo diabli nadali i kto wywoa taki harmider.
Kiedy dostrzeg purpurow sutann, zrozumia wreszcie, o co chodzi.
Owszem, uprzedzono go o przyjedzie legata, ale myla, e bdzie musia
czeka na t wizyt jeszcze wiele dni. Pospieszy wic na spotkanie kardy-
naa, kaniajc mu si tak nisko, e waciwie caowa mu stopy.
- Ale prosz... nieche ojciec wstanie - rzek zmieszany Donatelli.
- Ja... To ogromny zaszczyt, e...
- I prosz powiedzie tym ludziom, eby te wstali.
- Trzeba ich zrozumie, eminencjo - tumaczy Amadeusz ciszonym
gosem. - Oni myl, e przybylicie tu, aby chroni ich przed besti.
- Be... besti? Jak besti?
- T, ktra od kilku tygodni grasuje w okolicy. Nie uprzedzono o tym
Waszej Eminencji?
- Mj Boe, nie - odpar legat, cofajc si w stron powozu. - Powie-
dziano mi, e to szkielet!
- Jest i szkielet. To dwie rne sprawy.
- Ach! Rozumiem...
Donatelli przetar czoo. Chtnie myla o sobie jako o czowieku czy-
nu, ale rozumia przez to czyn natury politycznej, w bezpiecznym, wygod-
nym gabinecie. Nigdy nie przyznaby, e jest tchrzem. Rezerw, jak
objawia wobec niebezpieczestw fizycznych, wola zoy na karb trudnoci

158
w poruszaniu si spowodowanej lekk nadwag.
- Boe, jak gorco! A ja mylaem, e Italia jest bardziej upalna. Ojciec
Amadeusz, jak sdz?
Proboszcz ukoni si skromnie i wskaza zgromadzonych wok wie-
niakw.
- Pasterz tych wszystkich duszyczek...
- Mwiono mi, e robicie tu wiele dobrego.
- Robi, co w mojej mocy. Ale sytuacja nie jest atwa. Umysy szybko
ogarnia niepokj.
- Tak, znam to. To samo dzieje si u nas, w Stolicy Apostolskiej, kiedy
papie jest bliski mierci... Ale pomwmy raczej o tym szkielecie, jeli
ojciec pozwoli. Mam mao czasu.
Amadeusz poprowadzi go do kocioa w budowie. W pewnej odlego-
ci za nimi podao kilku ciekawskich wieniakw.
- Znalelimy go, kopic fundamenty nowego kocioa, ktry postano-
wiem wybudowa... Wasza Eminencja byby zaskoczony, w jak cudowny
sposb ta budowa podnosi morale moich parafian.
- Z pewnoci, z pewnoci - odpar Donatelli, pochylajc si nad do-
em, w ktrym prawd mwic, nie byo zbyt wiele do ogldania. - Ale
dlaczego sdzi ojciec, e to szkielet witej?
Amadeusz odwrci si do kardynaa. Spodziewa si pyta tego rodza-
ju, ale wyobraa sobie, e padn one przy stole, po tym jak legat zbada
wszystkie szczegy sprawy, a nie tu, obok fundamentw i przy ich pierw-
szym spotkaniu. Dlatego argumentacja proboszcza nie bya do koca przy-
gotowana i czu si nieco zbity z tropu.
- No c... po pierwsze, z powodu jego rozmiarw - prbowa jednak
wytumaczy. - Tak wielki osobnik musia by mem wybitnym. Czy w
tym wypadku, wybitn kobiet... Tak w kadym razie twierdzi doktor
Lavorel, znamienity specjalista, ktry wanie bada szkielet w Montpellier.

159
- Hm... Obawiam si, e to nie wystarczy. Potrzebuj danych histo-
rycznych...
- Mwi si, e wita Marta przebywaa tu pod koniec swego ycia.
Lecz przyznaj, e nie ma na to pewnych dowodw.
- Nie ma te dowodw na to, e to nieprawda - odpar Donatelli, by mu
pokaza, e nie jest idiot. - Zreszt nie przypominam sobie, by wita
Marta odznaczaa si nietypowym wzrostem...
Legat znw zacz si wachlowa. Amadeusz poprowadzi go na bok,
by wieniacy nie mogli ich usysze.
- Wasza Wielebno... Bd szczery. Brak nam konkretnych danych
wskazujcych, do kogo naley ten szkielet. Ale posiadanie tu relikwii wi-
tej byoby dla nas ogromn pociech w tych jake trudnych czasach...
- Rozumiem... Ale sprawa nie bdzie prosta. Trzeba by na przykad
mie pewno, e szcztki witej Marty nie zostay ju odnalezione i nie
spoczywaj gdzie indziej.
- Oczywicie.
Donatelli przyglda si proboszczowi. Jeli stara si oszczdzi mu
zawodu co do witej Marty, to dlatego e darzy tego rodzaju ludzi du
sympati. Bez takich jak on, dusz i ciaem oddanych wypenianiu swego
posannictwa, Koci nie miaby tej wadzy, ktr dysponowa. Ale spo-
sb, w jaki przedstawia mu dane majce pomc w identyfikacji szkieletu,
nie by zbyt powany. ywi nadziej, e uzyska wicej konkretw. Zacz
podejrzewa, e caa ta sprawa okae si trudniejsza, ni si spodziewa.
- Zobacz, co bd mg zrobi.
- Za pozwoleniem, Wasza Wielebno, trzeba dziaa szybko. Jest tutaj
kobieta, ktra utrzymuje, e to szkielet bestii pokonanej niegdy przez
wit Mart. Zabobonne umysy niektrych parafian wywnioskoway
std, e bestia, ktra grasuje w okolicy, moe by diabelskim stworzeniem.

160
Nie mwic ju o tym drugim uczonym, Zenonie de Mongaillac, ktry te
twierdzi, e to szkielet zwierzcia...
Najwyraniej - pomyla legat - wszystkim tu si wydaje, e mona zi-
dentyfikowa szkielet w dwa dni. A jeli trzeba bdzie jeszcze liczy si ze
sprzecznymi hipotezami i niedorzecznymi plotkami... Nim wrci do po-
wozu, spojrza ostatni raz na fundamenty i doda:
- Zwierz takich rozmiarw? Niech nas Bg ma w swej opiece!

Pod wieczr Donatelli przechadza si w towarzystwie biskupa Mont-


pellier korytarzami paacu biskupiego. Ostatnie promienie zachodzcego
soca przenikay przez kolorowe romby witray, tworzc na pododze
wielobarwn mozaik. Kardyna ktem oka obserwowa Van Melsena i
powstrzymywa westchnienie. Biskup, ubrany jak zwykle w sw czarn
sutann, wydawa si rwnie przyjazny i wesoy, jak trybuna witej In-
kwizycji.
- Wezwaem doktora Lavorela, aby przedstawi mi swoje zdanie w
kwestii szkieletu - wyjani, krzyujc rce za plecami.
- Jest to rzeczywicie, jak mi si zdaje, najlepszy sposb postpowania
- odpowiedzia Van Melsen.
Donatelli spojrza na niego z ukosa. Uwaa pochlebstwo za odraajco
pospolity chwyt. Ale skoro ten biskupina ima si takich metod, bdzie
mia do czynienia z lepszym od siebie.
- Wyznam wam, e brakuje mi konkretnych wskazwek, by go zidenty-
fikowa, i kada rada bdzie dla mnie cenna - doda zoliwie. - Dlatego
te pomylaem, e moglibycie do nas doczy.
- To niezwykle uprzejmie z waszej strony - odpar biskup, ktry uwa-
a, e jego obecno niewiele znaczy. - Z ciekawoci wysucham jego
wyjanie.
- Pozwoliem sobie rwnie zaprosi innego uczonego, dawnego
ucznia Athanase'a, ktry najwyraniej postanowi mu si przeciwstawi...

161
Podobno utrzymuje, e to szkielet zwierzcia!
Ulrich Van Melsen przystan i odwrci si gwatownie do kardynaa.
- Jak to?! Po c go wciga w to dochodzenie?
- Przede wszystkim dlatego, co wiecie rwnie dobrze, jak ja, e to nie
jest szkielet witej Marty.
- Ja... ja nie rozumiem.
- Jestem pewny, e rozumiecie mnie doskonale. Obaj dobrze wiemy, e
relikwie tej czcigodnej damy od dawna znajduj si w Tarascon.
Biskup umiechn si krzywo i wolno ruszy przed siebie.
- Oczywicie koci te mog rwnie dobrze nalee do jakiego innego
witego - cign Donatelli - ale wita Marta najbardziej by urzdzaa
dobrego ojca Amadeusza. wita, ktra pokonaa demona: idealny symbol
dla walki z olbrzymim wilkiem.
Van Melsen wyda z siebie krtki, oschy chichot.
- W tym regionie, eminencjo, witych, ktrzy pokonali demony, jest
wicej ni gwiazd na niebie! wity Wiktor w Marsylii, wity Andrzej w
Arles, wity Vrain w Cavaillon, wity Honorat w Lerins, wity Armen-
taire w Draguignan, wity Donat w Sisteron, wity Agrykola w Awinio-
nie, lista nie ma koca... Prosz mi wierzy, jeden wicej czy mniej...
- Z pewnoci. Ale wita Marta jest patronk Lansec.
Van Melsen milcza przez chwil i zacz si znw przechadza po ko-
rytarzu.
- A wic jeli to nie ona, to kto? - zapyta.
- Liczyem na to, e wy mi powiecie. Znacie lepiej ni ja tutejsze le-
gendy. Jestem pewien, e jacy inni wici dokonali tu ywota. Wystarczy,
by nasz wity wyrnia si pokanym wzrostem i by jego szcztki nie
zostay dotd odnalezione. Pomylcie. Do kogo moe nalee szkielet ta-
kich rozmiarw?

162
Biskup zastanawia si przez chwil, nim odpowiedzia:
- Bd musia przeprowadzi pewne badania.
- No wanie. A na to potrzebujecie troch czasu. Wic zapraszam
dwch uczonych o odmiennych zdaniach. Rezultat: niepowana dysputa,
dziki ktrej zyskamy co najmniej tydzie.
Umiechn si do Van Melsena z satysfakcj.
- Podstawowa zagrywka. Byle debiutant w Watykanie wiedziaby, e
wanie tak trzeba zrobi.
Poniewa na twarzy patrzcego na biskupa malowao si jednoczenie
zdziwienie i niepokj, Donatelli doda:
- Zreszt zapewniam was, e wysuchanie stanowisk tych dwch uczo-
nych bdzie bardzo przyjemne.
- Nawet jeli narazimy si na to, e sprawa si skomplikuje?
- Czy wielko prawdy nie ley wanie w jej zoonoci? W przeciw-
nym razie po co Bg miaby uczyni nasz wiat tak trudnym do zrozumie-
nia?
Donatelli umiechn si. To, e mg dopiec temu obskuranckiemu bi-
skupowi, sprawio mu przyjemno. Dobrze wiedzia, e ta maa prowoka-
cja bya niepotrzebna. Ale w jego mniemaniu wanie na takich drobnych
zagraniach opieray si przynoszce korzyci machinacje polityczne.
- Ryzykowny punkt widzenia, jeli wolno mi zauway - odpar biskup.
- Zwaszcza e uczeni maj nieznony zwyczaj coraz ostrzejszego sprzeci-
wiania si naszym dogmatom.
- Jeszcze jeden powd, by ich wysucha. Lepiej ocenzurowa ich po-
gldy, zanim je rozgosz. Potem jest ju za pno.
Van Melsen spuci gow. Nie potrafi rozgry tego Donatellego. Po-
niewa by przyzwyczajony do czstych pertraktacji z arcybiskupami i
kardynaami, wiedzia, e zamiowanie do paacowych intryg zmuszao ich
niekiedy do niezrozumiaych zachowa, ale ten tu przewysza ich wszyst-
kich.

163
Jaki interes ma Donatelli w komplikowaniu wystarczajco zoonej
sprawy? - zastanawia si biskup. Zreszt wiadomo, e ten szkielet mg
nalee do witej, bya mu bardzo na rk i moga okaza si pomocna w
zaspokajaniu jego ambicji. Bo posiadanie szcztkw witej w podlegej
mu diecezji byoby sposobem na pohamowanie rozprzestrzeniania si pro-
testanckiej zarazy, a co za tym idzie - na wzmocnienie wasnej pozycji.
Jego wysiki w zwalczaniu tej reformackiej plagi zostayby docenione w
Watykanie. - Widocznie jestem starowiecki - zakoczy.
ROZDZIA 5

Zasiadajc niczym sdzia za ogromnym biurkiem, Donatelli zaprosi


Zenona de Mongaillaca i Athanase'a Lavorela, by zajli miejsca naprzeciw.
Po jego lewicy siedzia Van Melsen z niewzruszonym wyrazem twarzy.
Pokj by przestronny niczym koci. Znajdowa si tam tylko potny
st i zawieszony na cianie za Donatellim i Van Melsenem ogromny gobe-
lin przedstawiajcy jakie sceny biblijne. Gosy mczyzn odbijay si
dziwnym echem, wszyscy wic czuli si zmuszeni mwi szeptem. W
oddali sycha byo grzmoty, ktre wprawiay w drenie szyby okienne.
- Panowie - rozpocz legat, kiedy wszyscy zajli ju miejsca - zwoa-
em was tutaj, by ostatecznie pooy kres wszystkim idiotycznym plotkom
krcym na temat tego szkieletu. Wiecie zapewne, e ojciec Amadeusz,
proboszcz Lansec, utrzymuje, jakoby by to szkielet witej. witej Mar-
ty, dokadnie mwic. Moim obowizkiem jest potwierdzi to przekonanie
lub mu zaprzeczy i nic ponadto. Dlatego te gotw jestem wysucha
wszelkich wyjanie, ktre mog pomc mi w wyrobieniu sobie zdania,
byle tylko nie byy one zbyt zawie jak na m skromn wiedz ani te zbyt
oddalone od tematu, na ktry mam si wypowiedzie. Oczekuj wic, e

165
wasza mdro rozwietli mj osd, tak by ma decyzja, ktra, chc to
mocno podkreli, bdzie nieodwoalna, podjta zostaa z rozwag i ku
wikszej chwale naszego Stwrcy.
Athanase podzikowa legatowi skinieniem gowy, wsta i odchrzkn.
Mia ju zacz sw przemow, kiedy Donatelli doda:
- I oczywicie wysucham z rwn uwag obydwu wypowiedzi.
Athanase, zbity z tropu, zawaha si przez chwil.
- Prosz wybaczy, eminencjo, ale obawiam si, e nie rozumiem...
- Wasze wystpienia. Zamierzam podej do obydwu bez uprzedze.
- Nasze wystpienia?
Stary uczony prbowa uchwyci sens sw kardynaa, lecz bez powo-
dzenia.
- No, paskie i obecnego tu waszego kolegi! wyjani Donatelli.
Zdumiony Athanase odwrci si do Zenona.
- O czym on mwi?
Zenon, zmieszany, nie wiedzia, co odpowiedzie. Widzc jego zako-
potanie, stary uczony odgad nagle, o co chodzi.
- Nie chcesz mi chyba powiedzie, e ni z tego, ni z owego stae si
przeciwnikiem gigantologii?
Zenon unika jego wzroku. Zdawa sobie spraw, e wanie wystpi
jako rywal swego dawnego mistrza.
- Powiedzmy, e przede wszystkim nauczyem si pewnych nowych
metod pracy - prbowa wymiga si od odpowiedzi.
Athanase sta zupenie osupiay. Jego ulubiony ucze, ten, ktremu
przekaza ca swoj wiedz, przeszed do obozu wroga. Rozumiejc sytu-
acj, Donatelli poczu si zmuszony interweniowa.

166
- Jak si zdaje, pan de Mongaillac wysun hipotez, e szkielet ten nie
naley do istoty ludzkiej. I chciabym wysucha jego opinii na ten temat.
- Eminencjo - wykrztusi Athanase, sabo hamujc sw zo - cho nie
pozostaj obojtny wobec waszego pragnienia bezstronnoci, wolabym,
by ta dyskusja prowadzona bya w gronie uznanych specjalistw. Mam
wiele sympatii i szacunku dla mego dawnego ucznia Zenona de Mongailla-
ca, lecz obawiam si, e brakuje mu dowiadczenia w dziedzinie giganto-
logii i e mody wiek moe skania go raczej do sprzeciwiania si swym
mistrzom dla zasady ni do bezstronnego poszukiwania prawdy.
- Jak wynika z moich informacji, wasz oponent jest bd co bd dok-
torem anatomii i botaniki w Krlewskim Kolegium...
- Och, Pary nie ma monopolu na nauk - odrzek Athanase i lekcewa-
co wzruszy ramionami.
- ... i cieszy si powszechnym uznaniem - zakoczy Donatelli, ktry
zasign jzyka, by wiedzie, w co si pakuje. - W kadym razie wasze
kompetencje ujawni si podczas expose i wwczas poznam punkt widze-
nia kadego z was. Proponuj wic, bymy duej nie zwlekali i zabrali si
do rzeczy.
Athanase zrozumia, e protesty na nic si nie zdadz. Obrzuci Zenona
piorunujcym spojrzeniem, opanowa si i zwrci si do dwch duchow-
nych.
- A wic, jeli mog rozpocz, przedstawi wam to, co nie jest po pro-
stu moim punktem widzenia, lecz pewnoci, naukowym stwierdzeniem,
ktre wkrtce, jestem tego pewien, zostanie jednomylnie przyjte przez
mych kolegw.
- Chcia pan powiedzie: uczniw - poprawi od razu Zenon.
- To, e wanie mnie zawdziczaj sw wiedz, poczytuj sobie za za-
szczyt - odpar Athanase, nawet na niego nie patrzc. - Co nie zmienia
faktu, e s moimi kolegami.

167
- Nie podaj w wtpliwo ich kwalifikacji, tylko wolno ich osdw.
- Wierno i szacunek dla mistrza. Dwie cnoty, ktre, jak si zdaje, po-
byt w Paryu skutecznie wywia z twego umysu.
Donatelli poczu, e powinien interweniowa, i unis do. Bawio go,
e rywalizacja midzy tymi dwoma uczonymi bya a tak zaarta. To do-
dawao debacie pikanterii. I nie mia adnych trudnoci w rozpoznaniu
osobistego konfliktu, nawet jeli kry si on pod mask niezgodnoci po-
gldw. Umiejtno ta bya niezbdna, by sprawnie eglowa pord
walczcych o wpywy kardynaw. Jednak cho doskonale potrafi wyko-
rzystywa kardynalskie wanie, rzadko opowiada si po jednej stronie.
Zrczne podsycanie nienawici oznacza, e pozostaje si neutralnym.
- Prosz kontynuowa - powiedzia, kiedy znw nasta spokj.
- Dzikuj - odpar Athanase. - Czy powinienem przypomnie Waszej
Ekscelencji zdobycze nauki zwanej gigantologi?
Pytanie skierowane byo przede wszystkim do biskupa. Rzuciwszy
okiem na ssiada, Donatelli da Athanase'owi znak, e krtkie streszczenie
wystarczy, by odwiey im pami.
- Pismo wite, na co Wasza Eminencja sam zwrci mi uwag, a roi
si od wiadectw potwierdzajcych m tez. Ksiga Rodzaju, jeli mnie
pami nie myli, mwi o istnieniu olbrzymw u zarania dziejw...
- A w owych czasach byli na ziemi olbrzymi; a take pniej, gdy sy-
nowie Boga zbliali si do crek czowieczych, te im rodziy. Byli to wic
owi mocarze, majcy saw w owych dawnych czasach*.

* Rdz 6, 4. Wszystkie cytaty biblijne za: Pismo wite Starego i Nowego Testamentu w
przekadzie z jzykw oryginalnych, opra, zespl biblistw polskich z inicjatywy benedykty-
nw tynieckich, wyd. 5 na nowo opra, i popr., Pozna 2002.

168
Van Melsen umiechn si.
- Znamy Pismo wite - doda, jakby nie byo to oczywiste.
- A wic wiecie rwnie dobrze jak ja, e nie mamy tu do czynienia z
jakimi oglnikami. Wymienione s tam konkretne imiona. Na przykad
Goliat, by wspomnie tylko jego. Czy nie jest opisany jako czowiek
znacznie wyszy od zwykych miertelnikw?
- Z caym szacunkiem, czy ja sam nie jestem od pana wyszy o kilka
cali? - przerwa Zenon, ktry nie chcia pozwoli, by Athanase zyska
uznanie duchownych dziki tak poowicznym argumentom.
Cho Donatelli umiechn si lekko, siedzcemu obok Van Melsenowi
w sprzeciw raczej nie przypad do gustu. Athanase, bardziej wyczulony
na tego typu detale ni jego kolega po fachu, natychmiast wykorzysta
okazj.
- Czyby chcia pan poda w wtpliwo sowa Pisma witego? - za-
pyta z wielkim oburzeniem.
- To, e Goliat by wielki, nie oznacza, e by olbrzymem.
Henri de Coursanges, niestety nie biorcy udziau w dyskusji, z pew-
noci zgodziby si z tym twierdzeniem - pomyla legat, ktremu ta
sowna potyczka podobaa si coraz bardziej. Athanase spostrzeg, e jego
przeciwnik zdoby przewag, mimo to nie zamierza si podda.
- Ale co zrobi pan z Polifemem, ktrego wzrost sam wielki Boccaccio
szacowa na ponad dwiecie czterdzieci stp?
- Polifem by prawdopodobnie tylko wytworem wyobrani Homera. A
wielki Giovanni Boccaccio by prozaikiem, poet, bajkopisarzem... Nie
miem sobie nawet wyobraa, e nie czyni pan adnej rnicy midzy
nim a czowiekiem nauki.
Na twarzy starego uczonego pojawi si grymas rozdranienia. Poda
przeciwnikowi argument na tacy. Z pewnoci jednak Zenon poczyni po-
stpy. By taki czas, kiedy nie potrafi podtrzymywa dyskusji bez gmatwania

169
wszystkiego. Byo jasne, e przez te ostatnie lata nabra pewnoci siebie.
- Wic pewnie bdzie pan utrzymywa, e wszystkie pozostae olbrzy-
my, przywoywane to tu, to tam, s tylko fikcj? - cign. - Mwi tutaj o
Ogu, krlu Baszanu, o ktrym Biblia opowiada, e oe jego mierzyo po-
nad dziewi okci dugoci i cztery szerokoci... A Sibbekaj? A Lachmi?
Wszyscy oni opisani s w Pimie witym jako olbrzymy! Sam Herodot
mwi o olbrzymie zwanym Herkulesem, ktry zabi krla Egiptu. Nie
wspominajc ju o Orestesie, Ajaksie, Orionie, Skeletonie...
- Wszyscy oni yli w zamierzchych czasach - zauway Zenon pod-
stpnie.
Athanase zmruy oczy. Spodziewa si tego ataku i mia ju przygoto-
wan odpowied.
- Posiadamy take mniej odlege wiadectwa - zripostowa ze spoko-
jem.
Po tych sowach pooy na stole opas teczk i pocz przeglda jej
zawarto ze le skrywanym umieszkiem na twarzy.
- Popatrzmy... jezuicki misjonarz Pedro Lozano opowiada, e w okoli-
cach Cuzco w Peru spotka olbrzymw o twarzach przypominajcych psie
pyski z dugimi, ostrymi zbami. Antonio Pigafetta, kronikarz podry
Magellana dookoa wiata, zostawi nam opis ludu olbrzymw, ktry, jak
zawiadcza, widzia na wasne oczy w Patagonii: Pewnego dnia, gdy zu-
penie si tego nie spodziewalimy, stan przed nami czowiek o gigan-
tycznej posturze... By tak wielki, e nasze gowy sigay mu ledwie do
pasa. Mamy take dominikanina Reginalda de Lizarrag. Przebywa on w
Peru w latach 1555-1599 i napisa Descripcin y poblacin de las Indias.
Przytacza tam mit opisujcy osobnikw o niewiarygodnych rozmiarach.
Cieza de Leon przywouje za histori inwazji olbrzymw, ktr opo-
wiadaj tubylcy z Santa Elena: Morzem, na statkach z balsy i somy wielkich

170
jak okrty, przypynli ludzie tak ogromni, e normalny czowiek cakiem
pokanego wzrostu sigaby im ledwie do kolan...*.
Zamkn z hukiem sw dokumentacj, wznoszc przy tym tuman kurzu.
- Czy musz kontynuowa? No chyba e pan de Mongaillac uwaa, e
autorzy ci nie s wiarygodni?
- Zwracam jedynie uwag, e jeli nie mamy tu do czynienia ze zwy-
kymi legendami, wszystkie przytoczone wiadectwa odnosz si do wyda-
rze bardzo odlegych w czasie lub przestrzeni... Jeli chodzi o krlestwo
Francji, nie mamy tu nic!
- Ocen zej woli mojego oponenta pozostawiam Waszej Eminencji...
Jednake - przyzna Athanase, czujc odzywajcy si bl staww - w rze-
czywistoci najwaniejsze nie jest to, czego ucz nas pisma, jakkolwiek
godne szacunku by byy, lecz to, czego dowodz fakty... Mam tutaj wyniki
bada prowadzonych nad szcztkami Helvetus gigas i Gigas mawitania. Na
podstawie odkrytych szkieletw mona udowodni, e ludzie, do ktrych
nale, odznaczali si wzrostem znacznie przewyszajcym nasz.
Athanase otworzy ponownie plik dokumentw i rozoy szkice na
biurku. Donatelli spojrza na nie pobienie i przekaza biskupowi.
- Znam te przykady - wtrci Zenon. - W obydwu przypadkach szczt-
ki s bardzo niekompletne. Jeden zb, dwie czy trzy koci. Zreszt s to
bez wtpienia fragmenty szkieletu niedwiedzia. W kadym razie niewy-
starczajce, bymy mogli przy obecnym stanie naszej wiedzy wyda osta-
teczn opini.
Athanase zaczyna mie ju dosy tego cigego przerywania. Odwrci
si gwatownie do byego ucznia.

* Tum. Eliza Kasprzak-Kozikowska.

171
- To, e stan paskiej wiedzy nie pozwala panu wyda jakiejkolwiek
opinii, jest ewidentne. Prosz zostawi to specjalistom!
- Panowie, panowie, troch spokoju i godnoci, bardzo prosz - inter-
weniowa legat. - Powrmy, jeli aska, do zajmujcej nas dyskusji. Jeli
dobrze rozumiem wasze sowa, panie Lavorel...
- Doktorze Lavorel, jeli to Waszej Eminencji nie przeszkadza.
- Stokrotnie przepraszam. Tak wic, jeli dobrze rozumiem, chcecie
wykaza, e olbrzymy istniej.
- Nie tylko, e istniej, lecz take, e zawsze istniay. Czy tekst kano-
niczny nie mwi, e po potopie wzrost kobiet i mczyzn odznacza si
niespotykan wielkoci?
Biskup potwierdzi skinieniem gowy.
- Jestem przekonany, e od momentu stworzenia ludzki wzrost stawa
si coraz mniejszy - dokoczy Athanase. - Grzech przygnit nie tylko
nasze dusze, lecz take ciaa.
Tym razem Van Melsen unis brew. Ten ostatni argument wydawa
mu si nie do koca zgodny z dogmatami. Ale skoro Donatelli nic sobie z
tego nie robi, postanowi zachowa swe obiekcje dla siebie i zadowoli si
wyraeniem wtpliwoci co do przebiegu dowodu uczonego.
- Doskonale. Ale to wszystko nie dowodzi, e szkielet, ktrym zajmu-
jemy si dzisiaj, nalea do takiego olbrzyma.
- Wszystko na to wskazuje. Zbadaem koci bardzo dokadnie i stwier-
dzam, e ich cechy s bardzo bliskie tym, jakie wedug naszej wiedzy po-
winny mie koci olbrzymw. Ale by zdoby cakowit pewno, bd
potrzebowa zgody na dokonanie rekonstrukcji szkieletu.
- No dobrze, udzielamy jej - uci legat, ktry nie mg si ju docze-
ka, kiedy wysucha wersji paryskiego uczonego. - Panie de Mongaillac...
chyba e pan rwnie yczy sobie, bym tytuowa go doktorem?

172
- Jak Wasza Eminencja woli. W przeciwiestwie do mojego kolegi nie
przywizuj tak wielkiej wagi do tytuw - odpar Zenon z faszyw
skromnoci. - Lecz nim zaczn, chciabym wyjani jedn rzecz: nie jest
moj intencj negowanie istnienia olbrzymw. Jestem jak najbardziej go-
tw przyzna, e yy one, tu czy tam, bardzo dawno temu. Tylko e nie
oznacza to, i nasz szkielet naley do olbrzyma! Moim zdaniem hipoteza,
ktrej broni doktor Lavorel - musz to powiedzie mimo ogromnej
wdzicznoci i szacunku, jakim go darz - wypywa z przedwczesnej ana-
lizy. Co wicej, opiera si ona na metodzie, ktra polega na tym, e naj-
pierw decydujemy, e jest to olbrzym, by nastpnie dopasowa fakty do tej
konkluzji. Moje dowiadczenie skania mnie do przekonania, e w nauce
trzeba postpowa odwrotnie.
- Chce pan powiedzie, e mamy zostawi otwarte drzwi dla kadej hi-
potezy, nawet najbardziej niedorzecznej? Aby na koniec wybra t, ktra
najbardziej panu pasuje? - doci Athanase, przyjmujc strategi rywala.
- Nie t, ktra mnie, jak pan si wyrazi, najbardziej pasuje, ale t, kt-
ra bdzie logicznym wynikiem obserwacji.
- Oby tylko ta konkluzja bya zgodna z prawdami objawionymi w Pi-
mie witym - wtrci podstpnie biskup Van Melsen.
- Ech... Oczywicie... Ale wtpi, by tosamo naszego szkieletu zo-
staa ustalona w Pimie witym.
Donatelli spojrza na biskupa. Po co wprawia uczonego w zakopota-
nie? Ten typ by dla niego zdecydowanie antypatyczny.
- Chodzio mi... o oglne zasady - ucili Van Melsen.
- wiat stworzony przez Boga nie moe by nielogiczny. Jeli nasze
rozumowanie rwnie takie nie jest, konkluzja musi by zgodna z Pismem.
- Sprytna odpowied - rzek Donatelli, doceniajc wykorzystanie zasa-
dy zaczerpnitej ze redniowiecznej scholastyki. - Jeli dobrze zrozumia-
em wyjanienia ojca Amadeusza - cign - waszym zdaniem mamy tu do

173
czynienia ze szkieletem zwierzcia?
- Z ca pewnoci. Wystarczy przyjrze si odkrytej szczce, by zro-
zumie, e nie moga ona nalee do istoty ludzkiej.
- A c pan moe o tym wiedzie? - zapyta Athanase, zirytowany spo-
sobem, w jaki Zenon zyska sympati legata.
- Bada pan ju szczk czowieka mierzcego dwadziecia stp wzro-
stu?
- Nie moe ona by inna ni szczka normalnego czowieka, tyle e
trzy czy cztery razy wiksza.
- Czysta hipoteza. Szczka niemowlcia bardzo si rni od szczki do-
rosego. Nawet nie ma zbw!
Tym razem Donatelli musia przyzna punkt Athanase'owi. Ale wyja-
nienie Zenona de Mongaillaca coraz bardziej go interesowao. Nie dlatego
e wydawao mu si bardziej prawdopodobne, lecz dlatego e byo bardziej
oryginalne. A to bya cecha, ktr ceni.
- Gdyby faktycznie, tak jak pan utrzymuje, chodzio tu o zwierz, to o
jakie?
- No c... Ech...
Athanase nie posiada si z radoci. Wiedzia, e jego rywal nie potrafi
udzieli odpowiedzi na to pytanie.
- Biorc pod uwag rozmiary, mylaem najpierw o ogromnym nied-
wiedziu lub soniu.
- Soniu? Pod nasz szerokoci geograficzn? - rzuci zdziwiony Van
Melsen.
- Moe to jeden ze soni Hannibala? - ironizowa Athanase.
- Rzeczywicie, trudno to wytumaczy. Ale odnajdowano ju koci
soni w tej okolicy. Tak samo jak na przykad szkielety pewnego rodzaju
wielorybw.
- To absurd! - wykrzykn Athanase. - Jego Eminencja oceni powag
tych twierdze.

174
- Rzeczywicie nie bardzo mog sobie wyobrazi, jak wieloryb mg
dosta si w te grskie okolice - musia przyzna Donatelli.
- Moe wanie na grzbiecie sonia?
Athanase'owi udao si wreszcie wywoa umiech na niewzruszonym
obliczu biskupa Van Melsena.
Pewno paryskiego uczonego zaczynaa si chwia. Cho jego sowa
nie zdaway si bardzo przekonujce, Donatelli czul do niego sympati.
Uzna wic, e powinien interweniowa, by przywrci mu nieco wiary w
siebie.
- Panie... doktorze Lavorel, prosz pozwoli koledze broni jego po-
gldw.
- Dzikuj, eminencjo. Ale rzeczywicie zabrnem w lepy zauek.
Wedug moich obserwacji i po porwnaniu szkieletu ze wszystkimi gatun-
kami sklasyfikowanymi w zbiorach biblioteki tutejszego uniwersytetu,
jestem zmuszony przyzna, e odnaleziony okaz nie naley do adnego z
tych gatunkw... Pozwoliem wic sobie przesa kilka szkicw do Parya,
by mogy tam zosta poczynione bardziej metodyczne porwnania. Wyniki
tych bada powinny do mnie dotrze w cigu kilku najbliszych dni.
Donatelli skin gow. Ten termin dawa mu przynajmniej czas na
rozwaenie sprawy bez zbytniego popiechu.
- Doskonale - zakoczy, spogldajc na Van Melsena, by sprawdzi,
czy nie chce on czego doda. - Wypowiem si dopiero wtedy, gdy kady z
was uzyska odpowied, ktrej szuka. Uwaam, e sprawa nie zostaa jesz-
cze rozstrzygnita. Oczekujc na kolejne spotkanie, bd kontynuowa me
dochodzenie za pomoc zwyczajowych rodkw. Dzikuj panom.
ROZDZIA 6

Donatelli koczy je kolacj w swych apartamentach. Kapelan uwija


si dookoa, przynoszc i odnoszc pmiski, cierajc okruchy ze stou i
dolewajc wina na najmniejsze skinienie swego zwierzchnika.
- Ach, Giancarlo! - wykrzykn kardyna. - C za wspaniaa, pikna
dysputa, mwi ci! Jedna z tych, ktre oywiaj umys i napeniaj ci
przekonaniem, e czowiek jest najbardziej ekscytujcym ze wszystkich
stworze...
Kapelan, wysuchawszy bez sowa streszczenia debaty przedstawionego
mu przez kardynaa, nabra pewnoci, e to wszystko miao w sobie co
diabelnie przewrotnego.
- Jaka szkoda, e nie mamy moliwoci obserwowa rwnie oyw-
czych w Watykanie! - doda Donatelli. - Ledwie zaczn si tam sprzecza i
oskara jeden drugiego o herezj, co jest najagodniejszym z afrontw,
jaki mog sobie czyni wiatli ludzie, a ju wszyscy milkn!
Giancarlo znieruchomia i wytrzeszczy oczy.
- Wydawao mi si, e ci dwaj uczeni take signli po tego rodzaju
oskarenia - pozwoli sobie zauway.

176
- Oczywicie. Ale nie biorc ich na serio. Widzisz, jeli jest co, co ich
czy, to poczucie, e konieczno wyoenia swych myli przedstawicie-
lom Kocioa ich ogranicza. Z ich punktu widzenia, misj nauki jest wy-
dzieranie wiedzy ze sfery transcendencji. Dokadnie chodzi o to, by na
zagadki, jakie stawia przed nami natura, dawa odpowiedzi, ktre nie maj
nic wsplnego z wiar. Uczeni, cho nie musz z zaoenia przeciwstawia
si religii, nie powinni jednakowo podporzdkowywa si wizji wiata,
jak pokazuje Koci. Wrcz przeciwnie, ich obowizkiem jest przynosi
owiecenie, postp. A nie potwierdza punkt widzenia Kocioa, ktry
przez tyle wiekw, sam pierwszy to przyznam, stawa na przeszkodzie
nowym odkryciom.
Na twarzy Giancarla malowa si grymas zakopotania. Niewiele z tego
wszystkiego zrozumia, ale to, co zdoa poj, nie wydao mu si zbyt
katolickie.
- Pjd przygotowa posanie - powiedzia.
Donatelli odsun talerz i przecign si. Przypominajc sobie disputa-
tio, poczu tsknot za czym nieokrelonym. Moe bya to wolno wy-
powiedzi, jak cieszyli si ci dwaj naukowcy.
- W kadym razie ten Zenon de Mongaillac zrobi na mnie due wrae-
nie - cign. - Nie zniy si do wykorzystania kwestii teologicznych, by
zdyskredytowa swego przeciwnika, cho zdaje si cakiem sprawny w
posugiwaniu si tego typu argumentacj.
- Co nie przeszkadza, taki jest mj osd sprawy, by ten Zenon, jeli da-
lej bdzie szed t drog, trafi prosto na stos!
Donatelli umiechn si do kapelana. Ta jego wieczna skonno do
dramatyzowania...

Zenon wola nie ka si spa z poczuciem klski. Dobrze si zoyo,


e wanie tego wieczoru jego przyjaciel Rene Grouchot postanowi wi-
towa swe urodziny. Nie eby szalbierz zna dokadnie swj wiek czy dat
narodzin, nic z tych rzeczy, uzna po prostu, e ten dzie mu odpowiada i

177
powan cz zyskw z dziennego utargu przeznaczy na zakup maej
baryki wina, w tej chwili w trzech czwartych pustej.
- Oby tylko przyszed do mnie ten list - mrucza Zenon pno w noc do
Rene, ktry rozsiad si obok niego.
- Gdy nadejdzie godzina, twe zwycistwo bdzie tym przyjemniejsze -
rzek filozoficznie szarlatan, podajc mu puchar wina.
- Boj si, e kardyna przychyli si ju do zdania Athanase'a.
- Jeli jest kardynaem, nie moe by tak mao przenikliwy.
- Och, obawiam si, e twoje wyobraenia na temat ksit Kocioa s
zbyt optymistyczne. Trosk o prawd zbyt czsto podporzdkowuj oni
swym celom politycznym lub dogmatom wiary. Ich osd nie opiera si na
tych samych zasadach, co nasz. A poza tym Athanase okaza si wyjtko-
wo sprytny.
- Za bardzo go podziwiasz. A w osigniciu powodzenia przeszkadzaj
ci twoje wasne, absurdalne skrupuy.
Zenon patrzy na niego z ciekawoci. Najwyraniej alkohol dziaa po-
budzajco na mzg przyjaciela, wpywajc korzystnie zarwno na jego
sownictwo, jak i elokwencj. Zreszt usysze pod swoim adresem zarzut
przesadnej moralnoci byo co najmniej paradoksalne.
- Rzeczywicie szczyc si przestrzeganiem pewnych regu - przyzna,
uwiadamiajc sobie, e nie kamie. - Moim zdaniem, nie mona prowa-
dzi prawdziwej dyskusji, nie szanujc swego przeciwnika. W przeciwnym
razie nie posuniemy si naprzd. To nie jest tylko kwestia moralnoci, lecz
take skutecznoci. Prawdy nie zdobywa si si, lecz perswazj.
- A jake! Gdybymy sobie na to pozwolili, do tej pory wierzylibymy,
e Ziemia jest paska.
- Perswazja nie zwalnia nas od przedstawienia dowodw, wrcz prze-
ciwnie. Mwi tylko, e w deniu do prawdy nie kady argument jest
dobry.

178
- Jak na razie nie masz adnego dobrego argumentu na dowd, e ta
kupa koci bya zwierztkiem. Nie udao ci si nawet udowodni, e nie
by to typ wielki niczym dzwonnica, jak twierdzi ten twj Athanase.
- Udowodni to, gdy tylko dostan list z Parya.
Rene pokrci gow. Problem ze szkieletem wydawa mu si rwnie
absurdalny, jak nieciekawy. Jeli udawa, e go to interesuje, to tylko po to,
by zrobi przyjemno przyjacielowi. Ale fakt, e Zenon wykazywa tak
mao zdecydowania, zaczyna go ju denerwowa. By bowiem przekona-
ny, e tak jak wszystko inne, rwnie i prawd narzuca si si woli. A jeli
trzeba, take z uyciem podstpu i za pomoc czynw moralnie niedopusz-
czalnych. Nigdy specjalnie nie przejmowa si etyk.
- Od tego wszystkiego robi si cholernie spragniony - rzek Rene,
chwytajc dzban.
- Masz racj. Porzumy wszelkie zmartwienia. Wszystkiego najlepsze-
go z okazji urodzin! - odpar uczony, trcajc si z nim kielichem.
- I niech yje krl!
- Krl?
- Nie syszae nowiny? Mazzarini namaci tego dzieciaka.
Nie, Zenon o niczym nie wiedzia. Od przyjazdu do Montpellier nie in-
teresowa si niczym, co nie miao zwizku z jego szkieletem.
- A wic sto lat niech nam yje miociwie nam panujcy Ludwik XIV!
I oprnili swe puchary, po czym obaj poczuli si jeszcze bardziej znu-
dzeni. To przyjcie byo kompletnie bez sensu.

Athanase nie mg przekn afrontu, jakim bya dla niego zdrada daw-
nego ucznia. Suchanie, jak Zenon podwaa jego zdanie, byo najboleniej-
szym dowiadczeniem w jego karierze.

179
Jednake z dyskusji, ktr odbyli, wynis przekonanie, e obydwaj du-
chowni przychylili si raczej do jego tezy, a nie tej, ktr przedstawia
Zenon.
By nie traci ju ani chwili, tej samej nocy w piwnicach Krlewskiego
Kolegium w Montpellier w wietle kilku pochodni wydzielajcych kby
gstego, mierdzcego dymu, Athanase Lavorel i jego wierny asystent
Bruno zabrali si do dalszej pracy nad rekonstrukcj olbrzyma.
Po sporzdzeniu tego, co suy miao za cok, przytwierdzili do niego
kilka koci, ktre stary uczony zidentyfikowa jako paliczki. Zostay one
unieruchomione i przyczepione za pomoc gwodzi i drewnianych pod-
stawek w taki sposb, e w rezultacie wygldem przypominay nieco stop.
Jednake Bruno wysun wiele wtpliwoci co do ich ksztatu, ocenia-
jc, e majc takie stopy, olbrzym musiaby mie trudnoci z chodzeniem i
prawdopodobnie dotknity byby szpetnym kalectwem. Ale jak stwierdzi
Athanase, wzruszajc ramionami, nie miao to adnego znaczenia. Chodzi-
o przede wszystkim o to, by uczyni t podstaw jak najbardziej solidn,
by moga utrzyma ogromny ciar szkieletu.
- Trzeba przyj do wiadomoci, e ten olbrzym mg mie morfologi
zupenie rn od naszej. Jeli jaki osobnik mierzy dwadziecia stp, to
nie moe to pozosta bez wpywu na jego wygld. Popatrz na przykad na
Henriego de Coursanges. Czy z powodu swego wielkiego wzrostu nie ma
on tendencji do garbienia si? A kardyna Donatelli? Jestem przekonany,
e jego przesadna tusza musi jako oddziaywa na ksztat jego koci.
- Ale to nie wyjania, dlaczego nasz olbrzym ma tyle krgw - zauwa-
y Bruno, przegldajc list koci, ktr z tak cierpliwoci sporzdzi.
Athanase nie odpowiedzia. Rzeczywicie liczba krgw znacznie prze-
kraczaa t wystpujc u normalnego czowieka. Nawet po odoeniu
niepenych fragmentw, z atwoci mg doliczy si blisko pidziesiciu,

180
a to znacznie wicej ni dwadziecia cztery krgi skadajce si na ludzki
krgosup. Jeli dooy do tego ko ogonow i pi poczonych krgw
krzyowych, rachunek tym bardziej si nie zgadza. Nie mg temu zaprze-
czy i bardzo go to intrygowao. Intrygowao go tym bardziej, e zacz
podejrzewa, i jego olbrzym musia w rzeczywistoci mierzy duo ponad
dwadziecia stp. Swych pocztkowych szacunkw dokona, opierajc si
na rozmiarach dolnych czonkw ciaa, ale stawao si jasne, e typ mia
raczej krtkie nogi. Biorc pod uwag rozmiary i liczb krgw, Athanase
doszed do przekonania, e olbrzym mia blisko dwadziecia pi stp.
Taki wzrost czyni go absolutnie kolosalnym i Athanase uzna z satys-
fakcj, e mogo to tylko potwierdzi tez, i by on olbrzymem. Bo skoro
adne zwierz nie mierzyo nawet dwudziestu stp wysokoci, to jakie
mogo mierzy dwadziecia pi? Niepokoio go jedynie to, e nie by ju
pewny, czy szkielet zmieci si w tej piwnicy.
Jakkolwiek by byo, problem z liczb krgw nie powinien w tej chwili
niepotrzebnie zajmowa jego uwagi. By przekonany, e kiedy dojdzie do
rekonstrukcji krgosupa, pojawi si jakie logiczne wytumaczenie. Tym-
czasem trzeba byo przyj ten fakt do wiadomoci, nie podajc w wtpli-
wo caego rozumowania, i kontynuowa prace, nie biorc tego pod uwa-
g.
Stopy sprawiy pewne problemy, ale piszczele byy jeszcze trudniejsze
do zidentyfikowania. Wiele rnych koci mogo bowiem za nie uchodzi,
a adna nie przypominaa dokadnie piszczeli czowieka normalnego wzro-
stu. Po licznych wahaniach i dyskusjach z asystentem Athanase wybra w
kocu dwie ogromne koci, ktre miay t zalet, e byy identyczne, co
jest cech niezbdn, jeli chce si zachowa minimum symetrii. By
utrzyma w pionie tak wielkie i cikie koci, trzeba byo ustawi drew-
niane podprki, dwie masywne dbowe belki, podobne do tych, jakie si

181
stawia, sadzc mode drzewko owocowe. A poniewa cok ustawiony
zosta pod arkad sklepienia, gdzie przytwierdzony by krek linowy,
posuyli si nim, by ustawi koci w pionie. Doszli do wniosku, e ten
krek bardzo si przyda, kiedy trzeba bdzie podnie najcisze koci.
Kiedy zadanie zostao wykonane, dwaj mczyni cofnli si o kilka
krokw, by przyjrze si wynikom z pewnej odlegoci. Podczas gdy na
twarzy Brunona pojawi si grymas zakopotania, Athanase zdawa si
zadowolony i kiwa gow z umiechem. W jego mniemaniu rekonstrukcja
szkieletu zostaa wanie rozpoczta. Wkrtce nikt ju nie bdzie mg
wtpi w to, e te koci nale do olbrzyma.
ROZDZIA 7

Agnes odnalaza w kocu Octave'a. Chopiec lea niedaleko miejsca, w


ktrym zostawi go Gilbert. Jego ciao byo poszarpane, a szyja zmieniona
w bezksztatn mas. Dziewczyn uderzy spokj, jaki wci jeszcze ma-
lowa si na twarzy chopca. By moe nie zdy nawet zda sobie sprawy
z tego, co si dzieje.
Od razu trafia na lady bestii. Po wczorajszej ulewie ziemia zamienia
si w boto, na ktrym gdzieniegdzie odcisny si lady zwierzcia. Byy
olbrzymie, musiaa to przyzna.
Jeszcze atwiej mona byo rozpozna lady stp Gilberta. Byo jasne,
e uciek, nie martwic si losem biednego Octave'a. lady wieniaka
wskazyway na to, e zwia na szczyt wzgrza, nie prbujc w aden spo-
sb chroni chopca. Agnes poczua przypyw zoci, wyobraajc sobie t
scen.
Idc po ladach Gilberta, spostrzega, e prowadz one wprost do jej
groty. Wieniak odkry wic jej sekret. Nie miao to wielkiego znaczenia,
ale myl, e Gilbert mg wtargn do jej kryjwki, irytowaa j. Pogwaci
tym jej prywatno.

183
Tragedia pogrya wiosk w rozpaczy. Byli tacy, ktrzy opakiwali
mier dziecka, i tacy, ktrzy bali si, e dramat si powtrzy. Bo nic nie
pozwalao sdzi, e bestia zaspokoia ju swj gd.
Zabi dzwon starego kocioa w Lansec. Towarzyszca trumnie Oct-
ave'a duga procesja zoona ze wszystkich mieszkacw wioski przesza
w milczeniu przez gwny plac i skierowaa si na skraj wioski, by doj
do cmentarza.
Ze szlochem rodziny zmarego czy si pacz caej wsplnoty. Ponie-
wa Octave by nieco opniony w rozwoju, w oczach wszystkich wie-
niakw symbolizowa niewinno. Dlatego fakt, e bestia rzucia si wa-
nie na niego, uznano za niewiarygodn niesprawiedliwo.
Na czele procesji, w oddaleniu od rodzicw zmarego, Gilbert rozpra-
wia z ojcem Amadeuszem.
- Wieczno spoglda na kadego z nas z yczliwoci - powiedzia
proboszcz. - Trzeba znosi swe przeznaczenie z pokor.
- Nie jestem pewien, czy rodzice Octave'a was zrozumiej, ojcze Ama-
deuszu - odpowiedzia wieniak, nie wspominajc, e tych samych sw
duchowny uy w odniesieniu do jego barana.
- Lecz c nam zostaje poza modlitw, Gilbercie? Zy los uderza na
lepo...
- Same modlitwy nie wystarcz. Trzeba co zrobi. To nie moe duej
trwa.
- Czy ty sam nie prbowae go pochwyci?
W sowach Amadeusza nie byo sarkazmu, lecz dla Gilberta byy one
jak cios zadany noem. Chcia jak najszybciej zapomnie zarwno o tej
nieszczsnej wyprawie, jak i o swym tchrzostwie.
Kiedy Amadeusz oddali si, by pocieszy rodzicw, kilku wieniakw
podeszo do Gilberta.

184
- Po naszych baranach przysza kolej na nasze dzieci! - zauway jeden.
- I tym razem bliej wioski - dorzuci drugi.
Gilbert usysza pacz rodzicw chopca i doda:
- To wszystko przez t czarownic Agnes! Na co si zda budowanie
kocioa dla witej Marty, jeli za naszymi plecami ta wiedma wchodzi
w jakie konszachty z Szatanem?
- Racja!
- Skoczmy z tym!
- Ale, ale, uspokjcie si, drodzy przyjaciele. Nie dajmy si ponie
emocjom - przerwa Amadeusz, podchodzc do nich. - Agnes nie jest cza-
rownic. Wiecie to rwnie dobrze, jak ja. Ona nie ma z tym nic wsplnego.
Milcza przez chwil, by da wieniakom czas na rozwaenie prawdzi-
woci swoich sw, po czym doda:
- Co do wilka, w kocu wpadnie w ktr z zastawionych przez nas pu-
apek.
- Gdyby to by wilk, ju dawno bymy go zapali! - rzuci ktry z wie-
niakw.
- Mwi wam, to demon... - doda inny.
- Nigdy nie da si zapa, ta bestia to diabe wcielony!
Amadeusz widzia, jak bardzo ta tragedia rozpalia wyobrani jego pa-
rafian. Wiedzia take, e musi koniecznie zachowa spokj i nie pozwoli,
by gr wziy impulsywne reakcje.
- Zawiadomiem wadze - tumaczy proboszcz. - Obiecano mi, e...
- Nic nie zrobi. Ju ja ich znam.
- A wic musimy si dalej modli.
Gilbert zatrzyma si. Gadkie swka proboszcza zaczynay go ju
drani.
- Modli si, modli! Tylko tyle potraficie powiedzie! A rodzice
Octave'a, czy nie wystarczajco ju si modlili?
- Ale si zrobie draliwy, Gilbercie.

185
Spojrzenie wieniaka spochmurniao.
- Trzeba byo go widzie - odpar - stojcego na tylnych apach... To
demon, mwi wam. Od kiedy Agnes rzucia swoje przeklestwo, nikt tu
nie czuje si bezpieczny.
- Agnes nie ma z tym nic wsplnego, dobrze o tym wiesz.
- Zawsze bronicie tej czarownicy!
- Ona nie jest czarownic. Jeste rozgoryczony, bo kiedy ci zrania,
odrzucajc tw mio. Ale czas uleczy twe rany. Nie pozwl, by powodo-
waa tob ta absurdalna nienawi. Jest ona owocem twego cierpienia i
zalepia ci. - Amadeusz prbowa przemwi Gilbertowi do rozsdku, po
czym zwrci si do otaczajcych ich krgiem wieniakw: - Moje dzieci,
strach jest trucizn, ktra trawi sumienia powoli, lecz nieuchronnie. Nie
pozwlcie, by wami zawadn, bagam was. Zy tylko na to czeka.
- Zy na nic ju nie czeka, mj ojcze - odpar Gilbert. - Ju dawno wzi
si do roboty!
Kiedy wieniacy odeszli, Amadeusz westchn. Taki obrt spraw wcale
mu si nie podoba.
- Nie chcielicie mnie sucha - powiedziaa drwico Aldegonda, pod-
chodzc do niego.
- Tylko was tu jeszcze brakowao! - wykrzykn mimowolnie pro-
boszcz.
- Wasz upr w negowaniu tego, e to szkielet bestii zabitej przez wit
Mart, doprowadzi t wiosk do zguby!
- Prosz posucha, Aldegondo, z caym szacunkiem, jakim was darz,
bagam, bycie przestali rozsiewa te plotki. Ich skutki...
- Dlaczego cigle nie chcecie widzie prawdy?
Ojciec Amadeusz zatrzyma si znuony.
- Jakiej prawdy? - unis si gniewem. - To jest wita Marta! Nawet
biskup Montpellier i sam legat papieski s o tym przekonani!

186
- Niech wic ojciec zapyta Agnes...
- Prosz sobie wyobrazi, e z ni o tym rozmawiaem. I wiecie, co mi
odpowiedziaa? e wasz umys jest bardziej pokrzywiony ni drzewo
oliwne!
Co powiedziawszy, oddali si wielkimi krokami, zmuszajc ca proce-
sj do osobliwie szybkiego marszu.

Kiedy Zenon wtargn do gabinetu Athanase'a, zasta go pochonitego


segregowaniem szkicw koci z pomoc Brunona.
Oczy Zenona byy podkrone, poniewa ca noc spdzi na rozmyla-
niach. Do tego jego policzki domagay si natychmiastowej wizyty u cyru-
lika, wic wygld jego nie by zbyt ujmujcy. Jednak Athanase nawet tego
nie zauway.
- Ach, nasz przyjaciel Zenon! - wykrzykn oschym tonem, podnoszc
na niego wzrok.
- Mistrzu... Ja...
Zenon domyla si, e czeka go trudna rozmowa, i nie wiedzia, jak j
zacz.
- Mj may Brunonie, opracowae ju dzi wystarczajco wiele szki-
cw - powiedzia Athanase, nie spojrzawszy nawet na swego asystenta.
Bruno popatrzy na mistrza z niedowierzaniem, po czym ulotni si
szybko, eby Lavorel nie zmieni zdania.
Kiedy dwaj uczeni zostali sami, przez dusz chwil unikali swego
wzroku. Starzec zacz chodzi tam i z powrotem po ciasnym pomieszcze-
niu. Zenon sta w miejscu, tak jak wtedy, gdy by jego uczniem, czekajc,
a mistrz zdecyduje si go skarci.
Athanase pierwszy przerwa zawieszenie broni. By moe dlatego, e
spieszno mu byo wyoy karty na st.
- Zenonie, Zenonie, Zenonie... - zacz, nie zatrzymujc si i krzyujc
rce na plecach. - Musimy wyjani pewne sprawy tu i teraz. Problem nie
polega na tym, e otwarcie podwaasz mj autorytet... Nie, nie zaprzeczaj.

187
Miae pene prawo przedstawi kardynaowi swj punkt widzenia. Nie
mam nic przeciwko wymianie pogldw, dobrze o tym wiesz. A to, e
chcesz mi si przeciwstawi, jest zupenie naturalne. Powinno to nawet by
dla mnie rdem dodatkowej satysfakcji. Zreszt zawsze zachcaem do
dyskusji. Ale trzeba jeszcze, by przeciwnik by na poziomie... Nie chc
przez to podawa w wtpliwo twoich kompetencji. Wiem, e s ogrom-
ne, i cieszy mnie to... Ale co do gigantologii, pozwl, e wci bd uwa-
a, e znam si na tym o wiele lepiej ni ty!
Zauwaywszy, jak bardzo zaley Athanase'owi na tym olbrzymie, Ze-
non czu si przez chwil szczerze zmieszany. Pragnc za wszelk cen, by
dyskusja pozbawiona bya emocji, przyj ton, ktry w jego zamyle mia
by skromny i powany. Wola oprze debat na chodnym rozumowaniu.
- Mistrzu... Naprawd nie sdz, e mamy tu do czynienia z olbrzy-
mem.
- Wanie zauwayem - odpar Athanase, ze wszystkich si prbujc
opanowa wcieko. - Z pewnoci wiele nauczye si w Paryu i wiem,
e jeste dzi znakomitoci, ktrej zdanie szanuj bezgranicznie. Ale to -
wskaza na szkice - to jest Homo gigas!
Jeli Zenon waha si jeszcze co do najlepszego sposobu podwaenia
argumentw swego mistrza, to niezdecydowanie to wynikao z gwatow-
nego tonu, jaki przybra starzec. Nie byo ju szans na kompromis.
- Ja... Jest mi naprawd przykro, e musz zakwestionowa pask
opini, ale jeli przyjrzy si pan na przykad koci udowej, zauway pan,
e...
- Nie tumacz mi, do czego podobna jest ko udowa! Wiem wicej o
osteologii ni ty!
- Jednak...
- Jednak co? Jeli nie jest to czowiek ogromnych rozmiarw, to w
takim razie co? Zwierz majce dwadziecia stp wysokoci? Czekam z

188
niecierpliwoci, a powiesz mi jakie! Ten Donatelli take!
- A nie myla pan, e w rzeczywistoci mogo ono mie dwadziecia
stp dugoci?... A gdyby by to po prostu jaki rodzaj wieloryba?
- Dwadziecia mil od morza? Masz mnie za idiot? Nie wspominajc
ju o tym, e ten szkielet mg tu rwnie dobrze przyj piechot. Bo mia
dwie nogi! A jak na razie wieloryby nie maj ich wcale!
Nagle gwatowny bl staww wywoa grymas na twarzy Athanase'a.
Zenon odwrci wzrok, udajc, e przyglda si rozoonym na stole szki-
com.
- A wic by moe nie jest to jedno zwierz, lecz kilka.
Athanase stan naprzeciw swego dawnego ucznia.
- Jest jedna czaszka, dwie piszczele, dwie koci udowe i tak dalej! To
szkielet jednego stworzenia, a stworzenie to jest olbrzymem!
- Istnieje wiele zwierzt ogromnych rozmiarw. Na przykad niedwie-
dzie albo sonie, nosoroce... Wiecie tak samo dobrze jak ja, e szkielety
wszystkich tych zwierzt odnajdywano w okolicy. Cho przyznaj, e cz-
sto nie potrafiono wyjani, skd mogy si wzi pod nasz szerokoci
geograficzn.
- Ale aden nie mierzy dwudziestu stp wysokoci!
- Wiele mierzyo dziesi czy pitnacie. A jeli by to na przykad ro-
dzaj jakiego wielkiego sonia?
- To mieszne.
- A wic moe paskie szacunki byy nieco... przesadzone?
Athanase zgromi go spojrzeniem. Od czterdziestu lat przeprowadza
podobne szacunki i nigdy si nie pomyli. Nie raczy nawet odpowiedzie
na sugesti swego dawnego ucznia.

189
Zenon zda sobie spraw, e dyskusja krci si w kko. Naleao j za-
koczy. Przybra wic pojednawczy ton w nadziei, e profesor przyzna, i
obydwaj mog wyj honorowo z tej sytuacji.
- Mistrzu, w kwestii zakopanych w ziemi koci nauka ma jeszcze wiele
niewiadomych do rozstrzygnicia. Powinnimy nauczy si pokory. Prosz
porwna ten szkielet ze szkieletem czowieka. Sam pan zobaczy. Jedno z
drugim nie ma nic wsplnego.
- Posuchaj mnie uwanie, Zenonie. Zrekonstruuj szkielet i udowodni
ci, e si mylisz - owiadczy Athanase na zakoczenie. - Udowodni, e
wszyscy si mylicie!
ROZDZIA 8

Blisko tydzie upyn i adne wane wydarzenie nie zakcio nie-


uchronnego biegu spraw. Ale atmosfera wok rekonstrukcji Athanase'a,
oczekiwania Zenona i bada Donatellego, zatruta jeszcze przez histori z
wilkiem, pozostawaa napita.
A tu pewnego dnia tu przed poudniem u kardynaa Donatellego po-
jawi si z wizyt wieniak z Lansec. Osobnik, raczej oniemielony, czeka
cay ranek na dziedzicu paacu biskupiego. Przynis z sob dziwne zawi-
nitko.
- Znalazem to w fundamentach nowego kocioa - wyjani, pospiesz-
nie kadc przedmiot na stole, jakby chcia si go czym prdzej pozby.
Sdzc po wysiku wieniaka i guchym stukniciu, jakie wydaa zawi-
nita w szmat rzecz, musiao to by dosy cikie. Przez chwil Donatelli
myla, e osobnik przynis mu skamielin. Ale kiedy rozwin gaganek,
stwierdzi, e by to raczej rodzaj kamiennej pyty.
- W fundamentach? - zapyta kardyna, by si upewni, czy dobrze zro-
zumia.
- Dokadnie w tym miejscu, gdzie znajdowa si szkielet.

191
Donatelli pochyli si nad kamieniem. Wyglda tak samo jak te, kt-
rych uywano do budowy domw, z tym tylko, e by paski. A na jednej
jego stronie widniaa jaka inskrypcja.
Kardyna przecign doni po wyobionej powierzchni i musn litery
opuszkami palcw. Niezgrabnie wyryty i naszpikowany bdami tekst na-
pisany by w jzyku przypominajcym acin. Po trwajcych kilka dugich
minut staraniach Donatelli zdoa odcyfrowa napis. Gdy skoczy, pod-
nis powoli gow, zupenie osupiay.
Hic jacet bestia victa Sanctae Martae. Nullus profanet sepulchrum.
Co, po wszystkich poprawkach, mona byo przeoy nastpujco:
Tu ley bestia pokonana przez wit Mart. Niech nikt nie way si pro-
fanowa jej grobu.
Legat milcza przez chwil. Bestia pokonana przez wit Mart... Tych
kilka sw byo zupenie jasnych, a jednak nie potrafi zaakceptowa ich
znaczenia. Oczywicie Donatelli zna legend, ale bra j tylko za to, czym
rzeczywicie bya: za legend. Nigdy nie wyobraa sobie, e ta przekazy-
wana z pokolenia na pokolenie historia moga mie jakiekolwiek realne
podstawy. Widzia w niej alegori, ilustracj odwiecznej walki dobra ze
zem, a nie opis prawdziwego starcia kobiety z demonem. Czyby ta histo-
ria bya prawdziwa? Bo jeli tak...
Kardyna opanowa dreszcz i spojrza w kocu na wieniaka.
- Jak ci zw?
- Gilbert, eminencjo.
- No, Gilbercie, dobrze zrobie, przynoszc mi to.
Wieniak wyszczerzy wszystkie zby w umiechu.
Donatelli posun si nawet do poklepania go po ramieniu. Odkrycie tej
niezwykej pyty zakrawao na cud. Jednake dowiadczenie nabyte przy
identyfikacji relikwii podpowiadao mu take, e do tego typu dowodw
podchodzi naley z ostronoci. Nigdy nie wiadomo, czy nie ma si do

192
czynienia z falsyfikatem.
- Kto jeszcze o tym wie? - zapyta Gilberta.
- Nikt.
- Jeste pewien?
- Znalazem to wczoraj wieczorem. Przez ca noc oka nie zmruyem.
Nie wiedziaem, czy powinienem powiedzie o tym ojcu Amadeuszowi,
ale pomylaem, e trzeba to przynie wam...
Donatelli przyzna mu racj i pocz przechadza si tam i z powrotem,
rozmylajc. Ten tekst rzuca na szkielet nowe, niespodziewane wiato.
Dowodzc, e nie nalea on do olbrzyma, potwierdza wersj modego
uczonego. Zakadajc oczywicie, e pyta bya autentyczna, a to trzeba
byo jeszcze sprawdzi. Na pierwszy rzut oka wydawaa si wystarczajco
stara, by bya prawdziwa, ale biorc pod uwag fakt, e musiaa spoczywa
pod ziemi od wielu wiekw, stan, w jakim zachowaa si inskrypcja, by
zadziwiajco dobry. A jak na inskrypcj datujc si na czasy witej Mar-
ty, acina, ktr si posuono, odznaczaa si osobliw miernoci. Po-
prawna wersja powinna bowiem brzmie:
Hic jacet bestia victa ab Sancta Marta. Noli profanare sepulchrum.
Donatelli chrzkn. Potrzebowa czasu, by przyjrze si temu bliej.
- Umiesz czyta? - zapyta wieniaka, nim go odprawi.
- Nie, eminencjo.
Tym lepiej - pomyla kardyna. Naleao zachowa t now wiado-
mo w tajemnicy, dopki nie zostanie dokadnie sprawdzona. Ani biskup,
ani prokurator nie powinni o tym wiedzie...

W tym samym czasie Zenon de Mongaillac odbiera tak bardzo oczeki-


wany list. Jak kadego ranka pospieszy na przystanek dyliansw przyby-
wajcych z Parya i tym razem mile go zaskoczya czekajca na niego koperta.

193
Rozpozna charakter pisma Nicolasa Stenona i opar si pokusie odpie-
cztowania listu na miejscu. Woa wrci do gospody.
Kiedy znalaz si w swoim pokoju, jego podniecenie sigao zenitu. Ani
przez chwil nie wtpi, e w tej kopercie znajdzie odpowiedzi na wszyst-
kie pytania. W kocu dowie si, czym by ten synny szkielet, i bdzie
mg to udowodni nie tylko Donatellemu, ale przede wszystkim swojemu
mistrzowi Athanase'owi. Bdzie to pikny odwet za zniewag doznan
poprzedniego dnia.
Zenon nie traci czasu na zrzucenie paszcza, usiad przy stoliku, ktry,
jeli pomin ko, stanowi cae umeblowanie pokoju, i odpiecztowa
kopert.

Drogi i czcigodny Mistrzu,


zgodnie z Pask prob dooyem stara, by zbada nadesane mi
przez Pana szkice, porwnujc je z wszystkimi dostpnymi w bibliotece
ilustracjami. Praca ta, jak si Pan domyla, pochona znaczn ilo czasu.
To dlatego list ten dotrze do Pana z pewnym opnieniem.
Po uwanym porwnaniu Paskich szkicw z wszystkimi ssakami odpo-
wiednich rozmiarw, soniem, niedwiedziem, nosorocem, yraf, bawoem
i innymi, nie potrafi niestety zidentyfikowa Paskiego zwierzcia. Zapew-
niam, e irytuje mnie to rwnie mocno, jak Pana, lecz tak wanie przedsta-
wiaj si fakty. A przecie, prosz mi wierzy, dokonaem przegldu wszyst-
kich zwierzt takich rozmiarw, sklasyfikowanych do dnia dzisiejszego. Lecz
adne z nich w aden sposb nie jest podobne do tego, co mi Pan przysa.
Nie wiem, skd dokadnie pochodz naszkicowane prbki, ale wyznam
Panu, e ta sprawa mnie intryguje, poniewa te koci po prostu nie mog
istnie. Zatem czy jest Pan zupenie pewien, e ten, kto wykona szkice, nie

194
popeni jakiego bdu? Sprawdzi Pan, czy proporcje nie zostay zachwia-
ne? W przeciwnym bowiem razie bdziemy zmuszeni przyzna, e stoimy w
obliczu tajemnicy.
Bagam Pana, prosz powiadamia mnie o dalszym cigu tej sprawy.
Z wyrazami szacunku
Nicolas Stenon

Zenon odoy list i zamkn oczy. By oszoomiony. I przybity. Wbrew


wszystkim jego przewidywaniom szkielet nie by podobny do koca ad-
nego znanego zwierzcia. Czym wic dokadnie byy te szcztki, wci
pozostawao do odkrycia. Ale jak? Tego nie wiedzia. Jedno byo pewne:
nie mg trwa w takiej niepewnoci.

- Nieznany gatunek?
Athanase Lavorel ledwie powstrzymywa si od miechu. By to naj-
bardziej groteskowy pomys, jaki usysza od pocztku caej sprawy. Pa-
trzy na dawnego ucznia, daremnie szukajc znaku, ktry mgby wskazy-
wa, e to art, i pomyla sobie, e studia na uniwersytetach w caej Euro-
pie przyczyniy si tylko do zmcenia umysu de Mongaillaca.
Z ca pewnoci przez uczciwo - uczucie jak najbardziej godne sza-
cunku, lecz dla Zenona zupenie nowe - uczony uzna za stosowne ujawni
wyniki bada przeprowadzonych przez Nicolasa Stenona. Uprzedziwszy
Henriego de Coursanges, kardynaa Donatellego i biskupa Van Melsena,
uda si wic do kurii i wyoy temu doborowemu towarzystwu wnioski,
ktre zmuszony by wysnu.
Lecz teraz, gdy sta przed nimi i gdy mg zobaczy, jak bardzo bawio
to Athanase'a Lavorela, Zenon nie by ju pewny, czy bya to rozsdna
decyzja. Zdyskredytowa si tylko jeszcze bardziej w ich oczach. Zreszt
przynosi jak na tacy nowe argumenty swemu przeciwnikowi i natychmiast

195
zrozumia, e nie zawaha si on ani przez chwil, by je wykorzysta.
- Jest to w istocie jedyna moliwa konkluzja - by zmuszony przyzna
Zenon.
Van Melsen wytrzeszczy oczy. Pomys wyda mu si co najmniej nie-
zwyky. Rzecz jasna zdziwienie Donatellego byo zupenie innej natury. Po
odkryciu pyty sowa uczonego nie wydaway mu si ju tak absurdalne.
Prbowa wic ukry swj niepokj, udajc, e przysypia.
Prokurator Henri de Coursanges, ktry przyby na dysput, by spraw-
dzi postpy ledztwa, take nie by tak rozbawiony jak Athanase. Musia
wzi pod uwag jeszcze inne okolicznoci, stara si wic przewidzie,
jakie konsekwencje mog wynikn z twierdzenia paryskiego uczonego i
jaki mog mie wpyw na porzdek publiczny, bdcy jego gwn trosk.
Podnis si wic na krzele i marszczc swe krzaczaste brwi, zmierzy
wzrokiem Zenona.
- Jeli odkrylimy szkielet, to znaczy, e musz istnie take inne, yj-
ce osobniki - pozwoli sobie wywnioskowa. - Czy zdaje pan sobie spraw,
jakie oznaczaoby to niebezpieczestwo dla ludnoci?
- Ale...
- Jest panu przecie wiadome, e wilk ogromnych rozmiarw grasuje
od pewnego czasu w okolicy, siejc przeraenie wrd mieszkacw. Ro-
bimy co w naszej mocy, by rozwiza ten problem, ale prosz sobie wy-
obrazi panik, jaka zapanowaaby na wie o tym, e gdzie w grach
moe y stworzenie gigantycznych rozmiarw. Nie do pomylenia. Za-
pewniam pana.
Przeraony tym, co usysza, Donatelli coraz bardziej zapada si w
krzeso.
- Powiedziaem tylko, e zwierz naleao do gatunku, ktrego nie zna-
my - broni si Zenon. - Nie mwiem, e jakie spokrewnione z nim osob-
niki yj w tych stronach.

196
- Przecie taki pynie z tego logiczny wniosek.
Przez chwil Zenon sta, nie reagujc. Co ciekawe, rozumowanie
urzdnika nasuno mu pewien pomys. Rzeczywicie by to logiczny
wniosek. Jego wasna odpowied podyktowana bya odruchem obronnym,
ale teraz zda sobie spraw, e take ona krya w sobie wskazwk. Wska-
zwk, o ktrej dotd nie pomyla, a warta bya gbszej refleksji. Wsta
nagle, by si zastanowi, i odwrci si tyem do swych rozmwcw.
Henri de Coursanges i biskup Van Melsen wymienili oburzone spojrze-
nia. Tymczasem Donatelli zrozumia od razu, e w gowie uczonego zawi-
taa jaka myl, i nadstawi ucha.
- Niekoniecznie - zastanawia si gono Zenon de Mongaillac, chodzc
tam i z powrotem, co robi czsto, by lepiej mu si mylao. - Wiemy na
przykad, e w tej okolicy odnajdywane byy szcztki soni. A o ile mi
wiadomo, aden ywy so nie by tu widziany...
Przypumy - pomyla zakopotany Donatelli. - I co z tego wynika?
- Musimy wic przyj, e szcztki te s bardzo stare i pochodz z epo-
ki, kiedy sonie zamieszkiway te wzgrza. Pniej musiay po prostu po-
wdrowa w inne strony...
Athanase chcia ju oponowa, e te synne szcztki soni wcale nimi
nie byy, ale uprzedzajc jego reakcj, legat powstrzyma go skinieniem
rki.
Zenon zatrzyma si. Teraz ju wiedzia, w ktr stron skieruje swe
badania.
- Czy nie mona sobie wyobrazi - cign podekscytowany, odwraca-
jc si w kocu do swych rozmwcw - e take nasze zwierz naleao do
gatunku, ktry y tutaj bardzo dawno temu, a potem znikn, migrujc do
jakiej odlegej krainy, tak e nie wiedzielibymy jeszcze o jego istnieniu?
Zenon nie posiada si z radoci. Jego oczy promieniay niemal mi-
styczn eufori. Nareszcie znalaz rozwizanie zagadki, ktra drczya go,
odkd otrzyma list. Jednak dla czonkw komisji jego hipoteza bya bardzo

197
mtna i nieprawdopodobna. Sam Donatelli, przychylnie do Zenona nasta-
wiony, nie mg zgodzi si z jego wnioskami. Jednak uczony by tak po-
chonity swym rozumowaniem, e nie zdawa sobie z tego sprawy. Atha-
nase nie musia nawet otwiera ust, by zdoby przewag w tej naukowej
potyczce.
- Panie de Mongaillac - odezwa si po dugiej chwili ciszy biskup Van
Melsen, krcc gow i udajc szczere zrozumienie - zdajemy sobie spraw
z zainteresowania, by nie powiedzie pasji, z jak podchodzi pan do tej
kwestii. I chcemy pana zapewni, e doceniamy wysiek, jaki woy pan w
identyfikacj tych koci. Ale czy nie sdzi pan, e w tej samej chwili, gdy
cywilizowany wiat podbi tyle nowych kontynentw, zbada tyle niezna-
nych dotd krain, byoby wysoce nieprawdopodobne, by jakie zwierzta
stworzone przez naszego Pana nie byy nam dotd znane?
- Ale... Moliwe, e...
- e co? Prosz sobie uwiadomi, e stworzenie wysokie na dwadzie-
cia stp nie przechodzi tak atwo niezauwaone. I cho chtnie przyznam,
e jakie zwierzta mogy zbiorowo powdrowa w inne strony, jako nie
mog uwierzy, e wszyscy przedstawiciele jednego gatunku poszli si
schowa na drugim kocu wiata. Ot jeli nie wiemy nic o ich istnieniu,
to znaczy, e wszystkie musiay opuci Zachd, gdzie o ile mi wiadomo,
niezbadane obszary nale raczej do rzadkoci. Zreszt, i prosz pozwoli,
e poo nacisk na ten niezwykle istotny punkt, nie bardzo widz moli-
wo, by takie stworzenie istniao, no chyba e zakwestionuje si tekst
Pisma witego. Gdyby raczy si pan tym zainteresowa, wiedziaby pan,
e do arki Noego wesza jedna para kadego stworzonego zwierzcia. Tak
wic gdyby byo tam stworzenie wysokie na dwadziecia stp, wiedzieli-
bymy o tym. Chyba nie wyobraa pan sobie, e Noe mgby o nim zapo-
mnie w czasie potopu.

198
- W odlegych krainach uczeni czsto odkrywaj gatunki, ktre nie s
w Biblii opisane - sprzeciwi si Zenon.
- To czysta ignorancja z ich strony. Pismo wite to nie traktat o zoo-
logii. Trzeba po prostu umie je czyta.
Zenon milcza przez kilka chwil. Da si porwa swemu rozumowaniu.
Kiedy ju si uspokoi, zrozumia, jak bardzo jego sowa musiay wyda
im si absurdalne. A jednak jakie byo inne wyjcie? Jeli chcia ich jesz-
cze przekona, musia znale argumenty, ktre zostan zrozumiane i za-
akceptowane.
- Byy czasy, w ktrych przyznawano, e w morzu y potwr, w Pi-
mie witym okrelany mianem Lewiatana* - rzek, odwracajc si do
Donatellego. - I o ile mnie pami nie myli, zaoywszy za witym Augu-
stynem, e istnieje boska symetria, musimy rwnie przyj, e mia on
swego odpowiednika na ldzie.
- Behemota** - przyzna Van Melsen ze skinieniem gow.
- Nie, nie, nie - przerwa legat, pragnc za wszelk cen zakoczy t
dyskusj. - Zapewniam pana, e darz go gbok sympati, ale zdaje mi
si, e caa ta sprawa to nieporozumienie. Panie de Mongaillac, wie pan
rwnie dobrze, jak ja, e Behemot to najprawdopodobniej nic innego jak to
zwierz yjce w afrykaskich rzekach, ktre zwie si hipopotamem. Pro-
sz nie utrudnia mi jeszcze bardziej mojego zadania. Podjcie decyzji, czy
mamy tu do czynienia z relikwiami witej, czy te nie, jest dla mnie wy-
starczajco trudne, nawet bez pana dziwacznych pomysw ze zwierztami
istniejcymi tylko w paskiej wyobrani... Tak jak pan de Coursanges, nie

* Lewiatan - legendarny potwr morski, w Biblii czsto symbolizujcy zo, wa mor-


skiego, wieloryba; zob. Ps 74, 14; Ps 104, 26; Iz 27, 1; Hi 41.
** Behemot jest pierwszym niemoliwym do pokonania potworem na ziemi (podobnie
jak Lewiatan bdcy pierwszym potworem morskim). W Ksidze Hioba (40, 15-24) przed-
stawiony jest jako posta podobna do hipopotama albo sonia.

199
mog pozwoli, by rozsiewa pan te niedorzeczne pogoski. Czuj bardzo
wyranie, e caa ta sprawa opiera si na dzielcej was dwch, pana i dok-
tora Lavorela, niechci, do ktrej nie zamierzam si miesza, a nie na
prawdziwej rnicy zda w kwestii tego szkieletu. A wic prosz zrobi mi
przyjemno: ucinijcie sobie donie i zgdcie si wspiera mnie w mej
misji. Niech cho raz nauka i Koci dziaaj w zgodzie...
- Jest oczywiste, e pozostaj cakowicie do dyspozycji Waszej Emi-
nencji - pospieszy z odpowiedzi Athanase. - Zreszt natychmiast zabie-
ram si do pracy, by jak najszybciej przedstawi wam wyniki rekonstrukcji
szkieletu.
- Nie mog si ju doczeka, kiedy go zobacz.
- Ale przecie - prbowa protestowa Zenon - nie moecie zaprzeczy,
e moja hipoteza...
- Bardzo mi przykro - uci stanowczo Donatelli.
Naleganie byo daremne. T parti znw wygra Athanase.
- Ja... zrobi co w mojej mocy, by suy prawdzie - dorzuci wic Ze-
non, zrozumiawszy, e nic wicej nie uzyska.
- Dzikuj panom - zakoczy posiedzenie papieski legat.
Kiedy uczeni wyszli, na twarzach Henriego de Coursanges i biskupa
Van Melsena janiay promienne umiechy. Kardyna nie wiedzia ju, co
myle.
ROZDZIA 9

Po powrocie do swych apartamentw w paacu biskupim Donatelli po-


gry si w gbokich rozmylaniach. Jakkolwiek absurdalna mu si wy-
dawaa idea nieznanego zwierzcia, pasowaa w zatrwaajcy sposb do
legendy o Tarasque. Tymczasem po zbadaniu pyty doszed do wniosku, e
nie potrafi stwierdzi, czy jest ona prawdziwa. Pewny by jedynie tego, e
wtpliwoci, jakie wkrady si do jego umysu, byy nie do wytrzymania.
Musia postanowi, co zrobi z tymi nowym faktem. Niejasne lawiro-
wanie bardzo osabiao jego pozycj. Domyla si, e Van Melsen oczeku-
je od niego wicej zdecydowania. Biskup chcia tylko jednego: by przypi-
sa relikwie takiemu czy innemu witemu. A jego status upowania go do
zrobienia tego w kadej chwili. Ale ciekawo bya silniejsza. Musia si
dowiedzie, czym byy te parszywe koci.
- Porca miseria, czyme u licha jeste, piekielny szkielecie! - mrucza.
Jego frustracja bya tak wielka, e poczu tsknot za swymi spokojny-
mi zajciami w Watykanie. O ile atwiej byo pochyla si nad jak ska-
mienia ryb!

201
Po poudniu Giancarlo przekonany, e kardyna odbywa sw codzienn
sjest, przyszed go obudzi. Donatelli otrzsn si ze swego odrtwienia,
patrzc na niego pospnie.
- Ostrzegaem was co do jakoci tutejszych win - rzuci kapelan, uka-
dajc jakie rzeczy.
- Behemot... - mrucza wci pogrony w mylach Donatelli.
- Co prosz?
Kardyna umiechn si na widok oburzonej miny sekretarza.
- Nie mwiem o was. Chodzi o tego paryskiego uczonego, ktry sdzi,
e to szkielet Behemota!
- Matko Boska! - wykrzykn Giancarlo, robic znak krzya.
Podobna ewentualno wywoaa u niego dreszcz przeraenia, cho nie
ledzi sprawy zbyt blisko. Donatelli przecign si i przetar oczy.
- Prosz si uspokoi, ten pomys jest zupenie niepowany.
- Omiel si zapyta Wasz Eminencj, co pozwala mu mie t pew-
no?
Donatelli zawaha si. By przekonany, e nie mg to by Behemot, ale
uwaa, e mogo to by rwnie przeraajce stworzenie. Jednak tego nie
by skonny wyjawi.
- Jest tak z wielu powodw - odpowiedzia wic lekkim tonem. -
Przede wszystkim dlatego, e w apokaliptycznych tekstach ydowskich
odnajdujemy liczne odwoania do Lewiatana i Behemota. I wedug syryj-
skiej apokalipsy Barucha dwa potwory, ktre Bg powoa do ycia pite-
go dnia stworzenia, zostan pokonane, gdy nadejdzie koniec wiata, i po-
su za kolacj w czasie mesjaskiej uczty. Nie pytaj mnie, jak zostan
przyrzdzone, tego teksty nie precyzuj...
Giancarlo odpowiedzia umiechem. Jednak w jego mniemaniu w ar-
tach z tych rzeczy i przywoywaniu w tym miejscu tak niewaciwych au-
torw nie byo nic zabawnego.

202
- Rozumiesz wic, e gdybymy odnaleli jego szkielet - cign Dona-
telli - tak bardzo oczekiwana uczta mogaby si nie uda...

Wychodzc z paacu biskupiego, Zenon czu upokorzenie. Mia nie tyl-


ko poczucie, e ta nowa i bolesna poraka zdawia jego optymizm, ale
rwnie pewno, e si omieszy. Teza zakadajca, e na powierzchni
Ziemi istnieje zwierz mierzce dwadziecia stp wysokoci i nikt o tym
nie wie, bya dosy trudna do obrony.
Ale przyznanie si do poraki nie oznaczao, e trzeba si z przeciwni-
kiem zgodzi. Bo dla Zenona jego teoria bya jedynym rozwizaniem za-
gadki. Rzeczone zwierz mogo znikn z tych okolic bardzo dawno temu.
Gdzie schroniy si yjce osobniki tego gatunku, pozostawao tajemnic,
nad ktr nie byo sensu zastanawia si w tej chwili. Najwaniejsze, by
dowie, e stworzenie to yo tu w czasach wystarczajco odlegych, aby
nikt nie mg go dotd opisa.
Ale jak dokona tych oblicze? Koci nie nosz na sobie daty produk-
cji. A jeli nie chodzio tu o istot ludzk, prno by szuka wok miejsca,
w ktrym znaleziono koci, innych wskazwek, takich jak ubrania, bro,
naczynia czy inskrypcje, uatwiajcych okrelenie epoki, w ktrej dany
osobnik y. Jeli byo to zwierz, naleao znale inny sposb.
Przez dugie godziny zastanawia si, jak to zrobi. Nie zna takiego
sposobu. Przekonany, e znalaz si w lepej uliczce, Zenon odczu potrze-
b, by o wszystkim zapomnie i rozpyn si w tej przyjemnej nicoci,
ktr uzyskuje si za drobn opat po wypiciu nadmiernej iloci wina.
Zamiast wraca do swej gospody, uda si wic czym prdzej do najbli-
szego szynku.
Opierajc si okciami o rozwalone deski penice funkcj ady, Zenon
wlewa wanie do swego kubka to, co zostao z drugiego dzbana wina.
Trzymajcy si nieco na uboczu gospodarz - wielki typ o nieprzyjaznym

203
wygldzie - ypa na niego nieufnie, nie kryjc, e pragnie, by ten klient jak
najszybciej opuci lokal.
- Jeszcze jeden dzban! - wrzasn uczony, machajc oprnionym na-
czyniem.
- Dosy ju pan wypi.
- Nie jestecie moj matk i bd robi, co mi si podoba... I mam czym
zapaci, do wszystkich diabw!
Zenon wsta, zataczajc si, i wysypa na lad zawarto swej sakiewki.
Kilka monet potoczyo si pod st.
- No, tylko mi tu bez blunierstw - szepn mu gospodarz, ktry obsu-
y go niechtnie, ze wzrokiem wbitym w dwch siedzcych nieco dalej
oficerw gwardii niecierpliwie czekajcych na posiek.
- Ach, bo moe wierzycie, e on si tym przejmuje, tamten w grze? -
cign Zenon, wznoszc swe szkliste spojrzenie ku sufitowi. - Naprawd
mylicie, e on nie ma nic lepszego do roboty? Stworzyby wszechwiat,
ycie i to wszystko i teraz siedziaby tam, pilnujc, czy przypadkiem ktre
z jego stworze mu nie uchybio?
Poniewa podnis gos, jeden z oficerw unis brwi i nadstawi ucha.
Gospodarz pokaza mu na migi, e klient ma niele w czubie i nie bardzo
wie, co mwi.
- Powiem wam co w tajemnicy - szepta Zenon, pochylajc si do go-
spodarza, bardzo zadowolony, e znalaz uwanego suchacza.
Ten jednak wola trzyma si z daleka od zioncego alkoholem klienta i
coraz bardziej niespokojny uda, e wyciera talerze.
- Myl, e on straci pami i zapomnia, e nas stworzy...
Talerz wysun si z rk gospodarza i rozbi si z gonym trzaskiem.
Czowiek przeegna si pospiesznie. Zadowolony z wraenia, jakie zrobi,
Zenon wypi wino jednym haustem, rozpocz nastpny dzban i doda:

204
- Zreszt w jego wieku to nie byoby nic zaskakujcego. W rezultacie
nie pozostaje nam nic innego, jak radzi sobie bez niego.
- Oczywicie, oczywicie... Ale to ostatnia szklaneczka i do domu, bo...
- Osobicie uwaam, e cakiem niele sobie poradziem, prawda? Je-
stem szanowanym naukowcem!
Zenon podnis si, jakby chcia przybra postaw bardziej odpowiada-
jc temu, co przed chwil powiedzia.
- Tym lepiej, tym lepiej...
- Och, nie moja w tym zasuga. Uczonym nie zostaje si na poczekaniu.
Jest si nim albo si nim nie jest. Kwestia charakteru. Ju kiedy byem
dzieckiem, uwielbiaem obserwowa wiat...
- To dobrze...
- Tajemnice ycia. Mogem rozmyla o tym godzinami. Nie o gwiaz-
dach, przeznaczeniu i wszystkich tych rzeczach zwizanych z religi...
Tylko o magii ycia. Bg, jeli mam by szczery, jako mnie nie intereso-
wa...
Wzruszy ramionami.
- A to akurat szkoda...
Gospodarz posa umiech strom prawa i zabra si do sprztania roz-
sypanych na ladzie kawakw rozbitego talerza.
- To, co mnie pasjonowao, to nie byy pytania typu: do czego suy na-
sze ycie, czy to ycie ma sens, ale jak ono dziaa... Was nie?
- Tak, tak...
Zenon przesta mwi, przepuka sobie gardo. Gospodarz skorzysta z
tej przerwy i poszed obsuy dwch oficerw. Ale uczony, nie zauwa-
ywszy zniknicia rozmwcy, podj na nowo swj monolog.
- Wemy na przykad trawienie. Wiedzie, jak ono dziaa, dlaczego
bdc zwierzciem, czowiek ywi si rwnie rolinami... Nigdy to was
nie ciekawio? Jeli o mnie chodzi, pytanie, w jaki sposb roliny mog

205
uczestniczy w procesie tworzenia naszych mini i naszego szkieletu,
zajmuje mnie o wiele bardziej ni to, czy istnieje ycie po mierci... A
szkielet mojego przyjaciela olbrzyma! Nie moecie mi przypadkiem po-
wiedzie, jak mam okreli jego wiek? Gospodarz wrci i wzi go za
rami.
- Dobrze, ju wystarczy. No, tylko bez awantur - powiedzia, prbujc
poprowadzi go do drzwi. - Jestem pewny, e najlepiej panu bdzie w do-
mu. Dobry odpoczynek i od razu lepiej si pan poczuje.
- Puszczaj, ty stary drabie! - rykn Zenon, szamoczc si.
- No, no, niech pan bdzie rozsdny. Chyba e woli pan, by tamci pa-
nowie si panem zajli?
Uczony skierowa swj bdny wzrok w stron oficerw gwardii i uko-
ni im si nisko. Pniej prostujc si, by wyj z lokalu z podniesion
gow, rzuci w stron gospodarza:
- I prosibym, bycie si zwracali do mnie z wikszym szacunkiem. Nie
wiecie, z kim macie do czynienia. Nazywam si Zenon de Mongaillac. I
pewnego dnia, gdy paskie imi dawno ju zostanie zapomniane, mnie
bdzie si wspomina jako rwnego Leonardowi da Vinci!
Po tych sowach przekroczy prg szynku, zachwia si i run jak dugi
na botnist drog, trafiajc nosem prosto do rynsztoka, ktrym pyny
jakie podejrzane nieczystoci.
ROZDZIA 10

- Nie pozwol, by ten uczony rozsiewa podobne pogoski! - wrzasn


Henri de Coursanges z wysokoci swoich siedmiu stp wzrostu.
Cay ranek spdzi, rozmylajc o sowach Zenona de Mongaillaca, i za-
raz po powrocie do intendentury wezwa do siebie biskupa Van Melsena,
aby poinformowa go o podjtej decyzji. Ten uczony, cho tak surowo
skarcony przez duchownych podczas ostatniego spotkania, podtrzymujc
swoj teori, mg doprowadzi do wybuchu paniki wrd mieszkacw, a
to by na pewno osabio polityczn pozycj prokuratora. Za Henri de Co-
ursanges by czowiekiem przezornym i mieni si zrcznym strategiem,
zatem taka perspektywa wcale mu si nie umiechaa. Nadszed czas, by
uderzy pici w st, aby wszyscy wreszcie zrozumieli, kto odpowiada za
utrzymanie porzdku publicznego w Montpellier! A jeli przy okazji uda
mu si ograniczy nieco wadz biskupa, tym lepiej.
Biskup waha si chwil, nim uda si do intendentury. Wzdraga si na
sam myl, e kto moe posdzi go o ulego w stosunku do tego urzd-
nika. Jeli w prokurator chcia si z nim rozmwi, to sam powinien si
pofatygowa do Van Melsena, a nie odwrotnie. Ale z drugiej strony cakiem

207
moliwe, e znajdzie w nim nieoczekiwanego sprzymierzeca. Skoro Do-
natelli najwyraniej nie potrafi okaza wikszej surowoci wobec Zenona,
Van Melsen pomyla, e poparcie ze strony Henriego de Coursanges po-
moe mu pooy kres dywagacjom paryskiego uczonego. Mia wiado-
mo, e ten ewentualny sojusz by po trosze sprzeczny z natur, ywi
jednak przekonanie, e potrafi narzuci swoje zdanie temu urzdnikowi,
podkrelajc w ten sposb swoj nad nim przewag.
- Zatem jestemy zgodni - powiedzia biskup. - Ale c wicej chce pan
uczyni ponad to, co ju zrobilimy?
- Zabroni mu kontynuowania bada - odpowiedzia wadczo urzdnik.
- Ach!
Ten okrzyk zirytowa krlewskiego prokuratora. Wyczuwa w nim
ukryt ironi. Spojrza na siedzcego naprzeciw biskupa, wsta, obszed
biurko i zacz przemierza gabinet wszerz i wzdu.
- Jeli wolno spyta - podj biskup ze wzrokiem utkwionym w pustym
fotelu - z jakiego to powodu? Obraza godnoci krlewskiej? Herezja?
- Znajdziemy co! Moe zakcanie porzdku publicznego?
Van Melsen wyd wargi.
- Nie sdz, eby mia pan choby najmniejszy legalny powd do zaka-
zania mu bada nad szkieletem.
Urzdnik zatrzyma si przy oknie, jak gdyby chcia w ten sposb poka-
za swj niepokj o mieszkacw, ktrych obserwowa z zatroskaniem.
- W grach wilk zabi dziecko. Nie chc sta z zaoonymi rkami i
czeka, a wrd ludzi wybuchnie panika! Jeli pogoski o tej... bestii,
wielkiej na dwadziecia stp, si rozprzestrzeni, bdziemy musieli stawi
czoo problemom nieskoczenie trudniejszym do rozwizania ni

208
identyfikacja tego przekltego szkieletu. Zapewniam was!
Van Melsen spojrza wreszcie na swego rozmwc. Krzyki i wzburze-
nie nie popchn sprawy naprzd.
- No to schwytajcie wilka - poradzi po prostu.
Urzdnik odwrci si.
- Sdzicie, e o tym nie mylaem?
Biskup nie raczy odpowiedzie.
- To nie jest takie proste - cign prokurator. - Najpierw musiabym
posa tam wojsko, zorganizowa polowanie na wielk skal... A nie ma
gwarancji, e zakoczyoby si ono sukcesem. Te wzgrza s do rozle-
ge, wiecie o tym.
- Wasi obywatele przynajmniej mieliby poczucie, e kto zajmuje si
ich problemami...
Henri de Coursanges ponownie zasiad za swoim biurkiem. Najpew-
niejszym i najmniej kosztownym rozwizaniem byo uciszenie Zenona de
Mongaillaca. Z politycznego punktu widzenia byo to posunicie mniej
ryzykowne dla urzdnika ni wyprawa w gry, poniewa w razie niepowo-
dzenia, a naleao si z tym liczy, niezwykle atwo mona by mu zarzuci
niekompetencj.
- Zdecydowanie prociej bdzie zamkn usta temu uczonemu, ni
schwyta wilka - powiedzia.
Van Melsen po raz pierwszy obdarzy prokuratora umiechem. Wanie
naprowadzi urzdnika na waciwe tory mylenia.
- Zatem ma pan tylko jedno wyjcie. Musi pan znale jaki przekonu-
jcy powd, ktry pozwoli nam go aresztowa.
- Ale sami podkrelilicie: nie mamy takiego.
- Moe nie szuka pan wystarczajco dobrze?
- Nie rozumiem...
- Jestem przekonany, e jeli zacznie pan dry, odkryje pan jakie
nielegalne poczynania, ktre pozwol przyskrzyni uczonego...

209
- Czy sugerujecie... - Henri de Coursanges zatrzs si z oburzenia. Ten
biskup sugerowa, e trzeba by wymyli przestpstwo lub sfabrykowa
dowody. - Nie mylicie o tym serio?
Van Melsen tylko spojrza mu w oczy. Wedug niego byo to jedyne
rozwizanie, jedyny sposb na zamknicie ust Zenonowi de Mongaillaco-
wi. Ale zrozumia te, e ten urzdnik nie zrobi nic, co mogoby zagrozi
jego karierze. Nie bdzie ryzykowa.

Odzyskawszy jasno umysu po zanurzeniu gowy w fontannie, Zenon


dotar chwiejnym krokiem do swojej gospody i rzuci si na ko. Po za-
padniciu zmroku dwign si z trudnoci i uda si na posiek. Rene
Grouchot ju na niego czeka, jak zwykle w jowialnym nastroju.
- Tak wyglda czowiek, ktry ma mtlik w gowie - wykrzykn na
widok Zenona. - Przypominasz mi moj on. Opowiadaem ci ju o mojej
oneczce?
Poniewa Zenon, bardziej skupiony na masowaniu czoa celem uwol-
nienia si od koszmarnego blu gowy ni na suchaniu przyjaciela, nie
odpowiada, szarlatan mwi dalej:
- Miaa na imi Petronela. I wyobra sobie, e bya jedn z tych nie-
zwykych istot, ktre zwyko si nazywa kobietami z brod. Wiem, co
sobie pomylisz, ale mylisz si. Miaem do niej sabo... przynajmniej na
pocztku.
Zenon w dalszym cigu nie reagowa, co Rene uzna za zacht. Za-
mkn oczy, by lepiej przypomnie sobie on.
- Oczywicie fakt, e moga stanowi rdo dochodw, nie umkn
mej uwagi. Przyznaj, e ten argument przeway szal w dniu owiad-
czyn. Imaginuj sobie, nie miaa wcale tak odpychajcego wygldu. Gdyby
zarost nie zdobi jej podbrdka, mona by nawet nazwa j urodziw. Nie-
stety jego istnienie byo faktem i trzeba przyzna, e ten dziwny ornament
pikna jej nie przydawa, a widzc go, czowiek jako nie zwraca uwagi na
ca reszt.

210
- Czy nie powiadaj, e mio jest lepa? wtrci Zenon.
Oblicze szarlatana pojaniao, gdy okazao si, e przyjaciel jednak go
sucha. Nala mu wina i skin na oberyst, aby obsuy nowego klienta.
- lepa, by moe, ale przede wszystkim gupia. Poniewa maestwo
zostao zawarte zgodnie z prawem, Petronela domagaa si nalenych jej
przywilejw. Przez pierwszy rok naszego poycia czyniem jej zado bez
adnej odrazy. Ale dusza ludzka jest, jaka jest. Widok zarostu mej ony,
przyznaj, doprowadzi do wyganicia namitnoci, jak ku niej poczt-
kowo ywiem. Do tego stopnia, e nasze figle stopniowo staway si tak
rzadkoci jak twj gigantyczny szkielet.
Zenon patrzy uwanie na przyjaciela. Jeli ta historia miaa jaki sens,
to on nie potrafi go dostrzec.
- Do czego zmierzasz? - zapyta.
- Ano do tego: z upywem czasu Petronela stawaa si coraz smutniej-
sza i bardziej zgryliwa. Tumaczyem to sobie na wiele sposobw, lecz
ani przez chwil nie pomylaem, e jej ycie sprowadzao si do bycia na
przemian jarmarcznym zwierzciem i niewolnic ma egoisty. Wedug
mnie te wahania nastrojw wynikay przede wszystkim z chorobliwej natu-
ry i nieszczliwego dziecistwa. A wiesz, dlaczego nie potrafiem do-
strzec prawdy? Bo Petronela przywdziaa solidny pancerz zbudowany z
upokorze i wylanych ez. Nie rozmawiaa ze mn.
- I co si stao?
- Odesza.
Zenon wytrzeszczy oczy. Ju mia co powiedzie, ale podszed do
nich oberysta, niosc jedno ze swych zagadkowych da.
- Petronela odesza z innym! - sprecyzowa Rene, gdy gospodarz po-
wrci za lad. - Zdajesz sobie spraw? Nie rozmawiaa ze mn, poniewa
nie byem skonny jej sucha!

211
Zenon grzecznie przytakn i zaatakowa zawarto talerza.
- Ale jaki jest mora tej historii? - chcia wiedzie.
Rene wyprostowa si i obdarzy go przyjaznym umiechem.
- Nie mam pojcia. Powiedziaem tylko, e przypominasz mi Petronel.
Jednake po zastanowieniu mgbym rzec, e ty te zamykasz si w skoru-
pie. W samotnoci rozmylasz o swoich zmartwieniach, zamiast podzieli
si nimi z innymi.
- Chcesz powiedzie: z tob?
- Choby nawet.
Zenon skoczy posiek, otar usta i odsun talerz.
- Niech bdzie. Oto moje zmartwienie: mam cholerny szkielet o wyso-
koci dwudziestu stp, ktry nie chce ujawni, czyj jest! A eby to odkry,
musiabym si dowiedzie, od jakiego czasu spoczywa w ziemi. Zadowo-
lony?
- Och! Nie uderzaj w takie tony, przyjacielu. Chc tylko pomc.
- A moesz powiedzie, jak niby mgby mi pomc?
Szarlatan zmarszczy brwi, uraony. Kiedy si odezwa, jego gos przy-
bra powaniejszy ton.
- Nie doceniasz mnie, Zenonie. Moe i nie odbyem studiw w stolicy,
ale nie jestem ignorantem.
Do Zenona dotaro, e go ponioso. Sprbowa wic naprawi bd:
- Wybacz... Ale ta sprawa doprowadza mnie...
- Wiem na przykad, e aby okreli wiek drzewa, wystarczy policzy
soje na citym pniu.
Zenon zastanowi si chwil. Co mu mwio, e spostrzeenie Rene
kryo w sobie jak wan informacj. Zanim w peni j zrozumia, upyn-
o troch czasu, ale kiedy to nastpio, dozna nagego olnienia.
- Warstwy Nicolasa! - wykrzykn nagle.
Zenon zawsze z zainteresowaniem przysuchiwa si uczonym rozpra-
wom swego najlepszego studenta. Teraz aowa, e nie powici mu

212
wystarczajcej uwagi w dniu, w ktrym wysuchiwa jego refleksji na te-
mat stratygrafii. Niemniej jednak przypomina sobie, e mody czowiek
wpad na jej lad w pracach Leonarda da Vinci.
- Musz i do biblioteki! - powiedzia, zrywajc si gwatownie.
- O tej porze?
Zenon zda sobie spraw, e jest ju noc.
- No to id spa...
- Ale dopiero co wstae...
Nastpnego dnia o wicie Zenon uda si do biblioteki Krlewskiego
Kolegium, aby rzuci okiem na dziea wielkiego Leonarda. Dwie godziny
pniej znalaz to, czego szuka. Natychmiast popdzi do Lansec. Korzy-
stajc z faktu, e plac budowy by pusty, Zenon ponownie zagbi si w
wykopie pod fundamenty. Teoria woskiego uczonego, jeli bya praw-
dziwa, moga mu pomc w badaniach. Zawieraa jednak zbyt wiele nie-
wiadomych, wywoywaa zbyt wiele pyta, by mona byo j obroni w
obliczu Athanase'a czy obydwu przedstawicieli wadz kocielnych. Dla-
czego warstwy byy rnej gruboci? Dlaczego materia, ktra je tworzya,
nie wszdzie bya taka sama? Z jak czstotliwoci nastpoway po sobie
owe warstwy? Co dokadnie byo powodem ich powstania? Dlaczego cza-
sem byy pochye? Na jakiej gbokoci sytuowa si poziom zerowy, czyli
moment powstania Ziemi? Te pytania bez odpowiedzi sprawiay, e zasto-
sowanie tej metody mogo okaza si niezbyt skuteczne.
A jednak oglna idea nie wydawaa si taka absurdalna. Moe trzeba
tymczasowo odoy na bok kwestie jak i dlaczego, aby zbada prak-
tyczne zastosowanie tej zasady?
Pierwsz rzecz, jak stwierdzi, byo to, e znaleziony szkielet odkryto
na gbokoci co najmniej dwunastu stp. Mao czy duo? Zenon nie mia
zielonego pojcia. Zadowoli si zapamitaniem tego szczegu. Teraz
trzeba byo policzy warstwy znajdujce si nad szkieletem i zmierzy grubo

213
kadej z nich. Pniej zastanowi si, jak zinterpretowa te dane.
Kucn na dnie dou i zabra si do mierzenia warstw, ktre odkaday
si w sposb nieregularny. Tak jak zakada, zarwno ich skad, jak i gru-
bo byy zmienne. Po warstwie piasku nastpowaa ziemia bardziej br-
zowa, pniej warstwa delikatniejsza, z biaego nalotu, potem znw piasek,
ktry zawiera wiksze kamienie. Skd to wszystko si wzio? Bya to
tajemnica, ktrej wyjanienie przekraczao jego moliwoci. Cakiem
prawdopodobne, e ulewne deszcze przyczyniy si do powstania jednej
czy dwch dodatkowych warstw. Wiatr rwnie mg nawia troch pyu,
ale reszta? Wulkany z Owernii znajdoway si zbyt daleko i nie mogy by
rdem tego wszystkiego.
Pogodzi si z tym, e nie znajdzie odpowiedzi na te trudne pytania.
Wtedy jego wzrok przycign may szczeg w jednej z warstw. May
szczeg, pozornie bez znaczenia, ktry jednak wyda mu si do niezwy-
ky.
W zagbieniu terenu, bezporednio nad miejscem, w ktrym spoczywa
szkielet, tkwia maa skamieniaa muszelka.

Zenon spoglda na muszelk, ktr trzyma w doni, nic nie rozumie-


jc. Wiedzia, e tego typu rzeczy byy powszechne. Czsto znajdywano tu
czy tam zakopan muszl. Zreszt skamieniaa czy nie, problem pozosta-
wa ten sam. Sam Konrad Gesner przywoywa przypadek tych dziwnych
kamiennych figur, ale Zenon nigdy si z nimi nie zetkn. A teraz mimo
e trzyma tak w doni, wydawao mu si to zupenie niepojte.
Jak szacowa, znajdowa si w odlegoci okoo dwudziestu mil od mo-
rza, zatem muszelka nie moga pochodzi stamtd. Ale skoro nie bya to
muszla morska, trzeba byo zakada, e pochodzia z jakiej rzeki. A w
okolicy nie byo adnego, choby najmniejszego, cieku wodnego.

214
Zenon wyprostowa si i wylaz z dziury. Trzeba byo ustali fakty.
Przywoa skinieniem doni przechodzcego opodal wieniaka i zapyta,
czy w okolicy pynie jaki strumie.
- Nie - powiedzia tamten, mierzc uczonego wrogim spojrzeniem.
- Zatem skd czerpiecie wod?
- Od Grignardw, co maj studni - odpar osobnik, drapic si w bro-
d.
- Tylko stamtd? I nie ma w okolicy adnej rzeczki? - cign Zenon,
starajc si tak dobiera sowa, by byy zrozumiae dla wieniaka.
- Jest maa rzeczuka, tam, w grach... Ale tak por wody tam tyle, co
w miednicy.
Zenon umiechn si. Mia ju odpowied, ktrej szuka, i nie spieszc
si, kaza sobie wytumaczy, jak trafi w tamto miejsce. Po wyjciu z
wioski dobr mil poda wsk cieynk, ktra wia si midzy wzg-
rzami pord kilku samotnych drzewek oliwnych i rozwidlaa si ze dwa
razy, po czym zorientowa si, e si zgubi.
Waha si, czy kontynuowa marsz. Bez wtpienia o wiele roztropniej
byo wrci do wioski, pki jeszcze pamita drog. Ale ciekawo, jak
zwykle, pchna go naprzd. Najwaniejsze, by wiedzia dokadnie, w
ktrym miejscu pyna rzeczka.
Za nastpnym zakrtem ujrza mod kobiet niosc koszyk. Zbieraa
jakie roliny wrd zaroli, kilka krokw od cieki. Chcc zapyta o
drog, ale te bardzo zaciekawiony, Zenon podszed do niej. Rozpozna j
natychmiast.
- Rosmarinus officinalis - powiedzia, rzucajc okiem na rolin, ktr
wanie zerwaa.
Moda kobieta drgna. Odwrcia si w jego stron z wahaniem.
- Rozmaryn. Doskonay w leczeniu reumatyzmu i blu staww - uci-
li Zenon z umiechem, aby j uspokoi.

215
- Zna pan lecznicz moc zi? - zdziwia si moda kobieta.
Zenon mia w pamici jej urod, ale po raz pierwszy usysza jej gos,
ktry natychmiast go oczarowa.
- Ja... jestem botanikiem - wyjka oniemielony. - I doktorem anato-
mii.
- Wiem. Jest pan tu z powodu szkieletu.
Tajemnicza moda kobieta powiedziaa to z odcieniem pogardy w go-
sie, odwracajc wzrok. Zenon poczu si rwnie uraony, co zaintrygowa-
ny.
- A c w tym zego?
- Byoby lepiej zostawi go tam, gdzie by.
Odpowied zdziwia Zenona. Jeli byo co, o czym nawet nie pomy-
la, to fakt, e odkrycie szkieletu mogo komu przeszkadza. Chcia si
dowiedzie czego wicej.
- Czy mog pani pomc? - zapyta uprzejmie, odbierajc jej koszyk,
zanim zdya zareagowa.
Kobieta pochylia si i znw zacza zrywa zioa. Zdziwio j, e w
kontakcie z uczonym czuje si zupenie swobodnie.
- Nie boi si pani spacerowa cakiem sama po tych wzgrzach, po tym
wszystkim, co si tu wydarzyo? - zapyta.
- Mieszkam w grach i nic tu nie jest mi straszne.
- Nawet wilk?
- Ten wilk si zgubi. Trzeba mu tylko pomc odnale drog.
Zenon wytrzeszczy oczy. Ta kobieta wyraaa si tak, jakby rozumiaa
zachowania zwierzt. Fakt, e mieszkaa w grach, tumaczy to, e posia-
daa pewn wiedz o otaczajcej j naturze, jakkolwiek na pewno ograni-
czon. Zenon postanowi j sprawdzi.
- Thymus serpyllum - powiedzia zatem, wskazujc rolin. - Nie myli
z Thymus vulgaris, tymiankiem pospolitym.
- Doskonay na ble jelita cienkiego - ucilia kobieta.
- Jak rwnie na ble miesiczne.

216
Zaczerwienia si lekko, ale w kocu si umiechna.
- Mam na imi Zenon. A pani?
- Agnes.
Uczony posa jej umiech, na ktry odpowiedziaa zmrueniem swych
piknych oczu i dziwnym spojrzeniem.
- Leczy pani chorych? - dopytywa si Zenon.
- Mogabym... Gdybym chciaa - odpowiedziaa, uzupeniajc zbir.
- A... te roliny?
- To do kuchni.
Zenon wpatrywa si w ni przez chwil, po czym wybuchn mie-
chem. Ta wesoo najwyraniej bya zaraliwa, bo Agnes rwnie parsk-
na.
- Czy wie pani co o rzece w okolicy? - zapyta Zenon, kiedy znw
zamilkli.
- Rzeka to zbyt szumne okrelenie. To nic innego, jak may strumy-
czek, i to tylko w zimie. O tej porze roku jest, jak by to powiedzie, wy-
schnity...
- Daleko std?
- Zaraz za tym wzgrzem - powiedziaa Agnes, wskazujc na acuch
ska nieco na pnoc.
Zenon spojrza w kierunku, ktry wskazaa mu moda kobieta. Ten
strumyczek znajdowa si dobre dwie mile od Lansec. A uksztatowanie
terenu uniemoliwiao przepyw cieku przez wiosk. Byo jasne, e mu-
szelka nie pochodzi tego strumienia.
- Co to jest? - zapytaa Agnes, wskazujc muszl, ktr Zenon bawi si
w roztargnieniu.
- Ach, to... To muszelka... Znalazem j w wiosce. Ale prosz mi po-
wiedzie, dlaczego byoby lepiej zostawi ten szkielet w ziemi?
- Bo oni nie wiedz, co to jest.
- A pani wie - powiedzia troch ironicznie Zenon.
Agnes odwrcia si i spojrzaa mu prosto w oczy.

217
- Jestem pewna, e kiedy si dowiemy, bdzie za pno.
Po czym zabraa swj koszyk i znikna wrd krzakw szybciej ni
byskawica, jakby z pomoc czarw.
- Za pno na co? - krzykn za ni Zenon.
- Za pno na skruch - odpowiedzia gos dochodzcy z niemoliwego
do zlokalizowania kierunku. - Strzecie si oddechu smoka!
Zenon rozejrza si dookoa. Wygldao na to, e tajemnicza moda ko-
bieta rozwiaa si jak dym. Znikna jak za dotkniciem czarodziejskiej
rdki. Zamylony posta tak jeszcze chwil, po czym oddali si w stron
doliny, z dziwnie cinitym sercem.
Oddech smoka? - powtarza sobie, odnalazszy drog do Lansec.
Co ona chciaa przez to powiedzie?
ROZDZIA 11

Biskup Van Melsen poprosi kardynaa Donatellego o audiencj. Nie-


dawne spotkanie z Henrim de Coursanges przekonao go, e w nie uczyni
nic, aby przeszkodzi Zenonowi de Mongaillacowi w badaniach. Zdespe-
rowany biskup postanowi zatem zwrci si do legata, gdy bez jego po-
parcia mia zwizane rce. Zamyla sprawdzi zdecydowanie kardynaa, a
eby go troch zmikczy, nis dla niego regionalny owczy ser, ktrego
zalety podkrelano z dum.
Ale Donatelli uwaa, e biskup jest zdecydowanie mao sympatyczny.
A teraz, siedzc za stoem pospiesznie nakrytym przez kapelana, nie prze-
puci okazji, aby troch Van Melsena podrani, co wietnie mu wycho-
dzio.
- Niezy - oceni, przeykajc.
Ser by dobry, ale wedug legata nie umywa si do parmeggiano, eby
wymieni tylko jeden z woskich specjaw. Donatelli artowa sobie, e
ser smakuje duo lepiej dziki dodatkowi lokalnego wina, zaserwowanego
mu przez biskupa, cho trunek w nie mg si rwna z wytrawnymi wy-
tworami neapolitaskich winnic. Van Melsen stara si nie odpowiada na
te drobne uszczypliwoci, ale z coraz wikszym trudem zachowywa spokj.

219
Umiecha si zatem do zwierzchnika, mylc przy tym, e byby wielce
rad, gdyby wynis si on z powrotem do Rzymu. Ale kiedy Donatelli za-
pyta, czy byoby moliwe - jak niegdy utrzymywali niektrzy heretycy -
wychodzc z zaoenia, e wino symbolizuje krew Chrystusa, a chleb Jego
ciao, przypisanie temu interesujcemu serowi jakiego znaczenia euchary-
stycznego, ktre umkno wnikliwoci teologw, cierpliwo Van Melsena
si wyczerpaa.
Nagle t uczon teologiczn wymian zda przerwao wtargnicie
Giancarla oznajmujcego przybycie Zenona de Mongaillaca. Donatelli
przyj informacj z wdzicznoci i natychmiast kaza wprowadzi uczo-
nego.
- A zatem? Zidentyfikowa pan olbrzyma? - zapyta z oywieniem.
Zenon ukoni si i podszed do obydwu mczyzn.
- Hm... niestety nie, eminencjo. Ale dokonaem pewnych obserwacji w
terenie, na ktrym znaleziono szkielet, i pomylaem, e bdzie dla mnie
zaszczytem, jeli zechcecie zapozna si z konkluzjami, do jakich dosze-
dem.
- ywi tylko nadziej, e nie maj one zwizku z wasz absurdaln
teori - zasycza natychmiast Van Melsen.
- No c... wanie maj. Ale okazuje si, e nie bya ona wcale taka
absurdalna.
Donatelli porzuci ser i podnis wzrok na uczonego.
- Sdziem, e sprawa jest ju przesdzona? - powiedzia Van Melsen.
- Ja rwnie... Panie de Mongaillac, czyby nie zastosowa si pan do
moich instrukcji?
- Niech Wasza Eminencja raczy wybaczy, ale rzeczywicie pozwoli-
em sobie na dokonanie ostatniej weryfikacji, zanim porzuc moj hipotez
i...
- I oczywicie dokona pan kapitalnego odkrycia, ktre upowania pana
do przyjcia tu i przeszkadzania mi w posiku.

220
Zenon pokornie potwierdzi. Van Melsen pokrci gow na znak dez-
aprobaty. Donatelli si zastanawia. Rozdarty midzy ciekawoci, co te
mg znale ten uczony, a strachem, e to odkrycie mogoby przyczyni
si do potwierdzenia hipotezy o przeraajcym stworzeniu, o ktrym m-
wia wykuta na kamiennej pycie inskrypcja, nie wiedzia, na co si zdecy-
dowa.
- Niech bdzie. Daj panu dwie minuty - powiedzia w kocu, aby do-
kuczy biskupowi.
- Dzikuj. Zatem udaem si tam, aby zbada uksztatowanie terenu.
Zastosowaem metod, o ktrej pisa sam Leonardo da Vinci, polegajc na
badaniu i mierzeniu warstw piasku i ziemi, ktre zostay nagromadzone
nad odkrytymi komi, i podejrzewam, e szkielet jest duo starszy, ni do
tej pory sdzilimy. ..
- To znaczy?
- Trudno dokadnie powiedzie... Ale z pewnoci wiele tysicy lat.
Van Melsen rzuci kardynaowi przestraszone spojrzenie.
- Panie de Mongaillac - zacz Donatelli, porzucajc zainteresowanie
dla zawartoci talerza - nie zamierzam podwaa paskiego autorytetu w
dziedzinie anatomii, ale prosz sobie przypomnie, e wedug powszechnie
przyjtego datowania powstania wiata, liczy on sobie niewiele wicej ni
kilka tysicy lat.
- Daleki jestem od twierdzenia, e nasz szkielet pochodzi z czasw po-
przedzajcych stworzenie! - broni si Zenon, jednakowo, cho wiem, e
to moe zaskakujce, jestem przekonany, e pochodzi on z czasw poprze-
dzajcych narodziny Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Szkielet by pokryty
warstw ziemi o gruboci wielu stp, ktra...
- Jest rzecz normaln, e jeli chodzi o szcztki czowieka witego,
musiay one zosta pochowane. Grb by po prostu odrobin gbszy i to
wszystko.

221
Van Melsen wcieka si na myl, e to odkrycie moe jeszcze bardziej
skomplikowa i tak ju zagmatwan spraw. By rwnie poirytowany
wyrozumiaoci, jak legat okazywa temu uczonemu. Jednak najgorsze w
tym wszystkim byo to, e nowa hipoteza Zenona de Mongaillaca moga
opni wyjazd Donatellego.
- Przypumy, e ma pan racj - powiedzia ten ostatni po dugiej chwi-
li milczenia. - Nie widz tu adnych przesanek, ktre podtrzymywayby
pask tez o nieznanym zwierzciu.
- Teoria nakrelona przez Leonarda da Vinci zakada, e Ziemia jest
zbudowana z warstw, ktre nakaday si na siebie w cigu wiekw. Wy-
chodzc z tego zaoenia, atwo zrozumie, e najgbsze warstwy s naj-
starsze, a te blisko powierzchni najmodsze.
Spojrza na obydwu przedstawicieli Kocioa, aby si upewni, czy na-
daj za tokiem jego mylenia, i kontynuowa.
- Ot w warstwie znajdujcej si bezporednio nad t, w ktrej spo-
czywa szkielet, znalazem t oto muszl.
I pokaza rzeczony przedmiot, ktry Donatelli pieczoowicie zbada, ob-
racajc go midzy palcami.
- Powyej, powiada pan?
- Tak jest.
- A w jaki sposb to diabelstwo zawdrowao w gry? Nie przypomi-
nam sobie, by na terenie wybranym przez tego proboszcza znajdowao si
koryto rzeki.
- No wanie. Jeli muszla nie pochodzi ani z morza, ani z rzeki, musia-
a si tam znale w jaki inny sposb...
Zenon umilk na chwil w nadziei, e obaj duchowni odgadn, do czego
zmierza. Ale poniewa spogldali na z jednakow bezradnoci, dorzuci:
- Podczas potopu.
- Podczas potopu? - wykrzykn ze zdumieniem Van Melsen.
- Nie widz innej moliwoci.

222
- Krtko mwic, sdzi pan, e stworzenie, do ktrego naley nasz
szkielet, dokonao ywota podczas potopu? - zapyta legat, by si upewni,
czy dobrze zrozumia wywd uczonego.
- To wydaje mi si oczywiste.
By moe byo to oczywiste dla Zenona de Mongaillaca, ale na pewno
nie dla Donatellego, ktry nie rozumia, jak ma to pogodzi z faktem ist-
nienia bestii pokonanej przez wit Mart. Van Melsen za zrozumia
przede wszystkim, e uczony stpa po bardzo niepewnym gruncie. Po tere-
nie, na ktrym on czu si nieskoczenie swobodniej ni ten neofita.
- W dalszym cigu nie rozumiem - powiedzia - w jaki sposb wasze
rozumowanie tumaczy fakt, e to stworzenie jest nam nieznane.
- Suszna uwaga. Ot istnieje moliwo, e nie znamy tego zwierz-
cia, gdy naley ono do gatunku, ktry po prostu... yyy... jak by to powie-
dzie... Moliwe, e ju nie istnieje. Potop unicestwi wszystkie osobniki.
Van Melsen i Donatelli wymienili bezradne spojrzenia.
- Chce pan powiedzie, e jest to gatunek... wymary?
- W pewnym sensie... ten rodzaj, powiedzmy, wygas.
Donatelli siedzia zamylony, prbujc zrozumie uczonego. Idea wy-
marego gatunku bya tak zaskakujca, e z trudem mg j ogarn. Ina-
czej byo w wypadku Van Melsena. Ten natychmiast wychwyci nastp-
stwa tej hipotezy. Ocieraa si ona o herezj.
- To by oznaczao, e Noe zapomnia o jednym gatunku, gdy zabiera
na ark po parze kadego ze zwierzt - rozumowa perfidnie. - Chyba e
byo to dziaanie zamierzone.
Odwrci si do Zenona, oczekujc odpowiedzi. Poniewa jej nie uzy-
ska, kontynuowa.
- A w takim razie... z jakiego powodu, wedug pana, nasz Stwrca y-
czyby sobie zniknicia tego wanie gatunku?
- Nie wiem, ale...

223
Biskup pochwyci ofiar w swoje macki i nie zamierza wypuci. Czas
zada ostateczny cios.
- Ale przyzna pan, e taka hipoteza zmusza nas do stwierdzenia... e
akt stworzenia nie by doskonay.
Na te sowa zareagowa w kocu Donatelli.
- Cakowicie nie do przyjcia! Herezja!
Osupiay Zenon, ktry nie mg wykrztusi sowa, zrozumia, e sytu-
acja wymyka mu si spod kontroli. Musia si wycofa.
- Daleki jestem, eminencjo, od sprzeciwiania si dogmatom kociel-
nym. Jestem tylko skromnym uczonym poszukujcym prawdy. Ale cieki
tej prawdy prowadz mnie czasem na tropy, ktre nastpnie musz odrzu-
ci. Jestem przekonany, e z chaosu wyoni si wiato.
Legat uspokoi si nieco i podnis palec, groc.
- Mam nadziej... W przeciwnym razie bybym zmuszony przedsi-
wzi przeciwko panu rodki co najmniej nieprzyjemne. A do dzi oce-
niaem pana wypowiedzi jako rzeczowe, a przynajmniej godne uwagi.
Prosz mnie nie zmusza do zmiany opinii.
- S przecie jakie granice, ktrych si nie przekracza - dorzuci Van
Melsen.
Zenon wola nie odpowiada i skoni gow na znak posuszestwa.
Powinien sto razy ugry si w jzyk, zanim wyskoczy z takimi argumen-
tami. Donatelli obserwowa go kilka chwil, zastanawiajc si, jak postaw
przyj, biorc pod uwag obecno u swego boku tego nieprzejednanego
biskupa.
- Od tej chwili zabraniam panu dotyka tego szkieletu - rozkaza po
chwili zastanowienia.

Agnes czua si jako dziwnie. Po spotkaniu z Zenonem wrcia do


swej kryjwki, aby przygotowa napj, na ktry przepis trzymaa w sekre-
cie. Ale w miar jak dobieraa skadniki i ukadaa je pieczoowicie obok
kocioka, zdaa sobie spraw, e jej umys bardziej zaprztnity jest

224
rozmylaniem o tym czarujcym uczonym ni przepisem na eliksir.
Zenon de Mongaillac zupenie j zaskoczy. Z ca pewnoci bardzo
si rni od tych wszystkich wieniakw, ktrych spotykaa, schodzc do
wioski. To nie bya po prostu kwestia wyksztacenia, grzecznoci czy oga-
dy, lecz przede wszystkim autentycznoci. Zawsze odnosia wraenie, e
mczyni - pomijajc Amadeusza - kiedy z ni rozmawiali, myleli tylko
o jednym. Miao to oczywicie zwizek z rozpust, ale nie tylko. Uwikani
w niekoczce si konflikty midzy poszczeglnymi rodzinami, zachowy-
wali si tak, jak gdyby ycie w spoecznoci zmuszao ich do cigej czuj-
noci i jakby nie byli zdolni do rozmowy z kimkolwiek, nie mylc o ryzy-
ku, jakie moe si wiza z t rozmow. Konwersacja z blinim bya spo-
sobem na wcignicie go do klanu, na zmuszenie do opowiedzenia si po
jednej ze stron.
Uczony by ulepiony z zupenie innej gliny. Rozmawia z ni z niewy-
muszon uprzejmoci, do jakiej nie bya przyzwyczajona. A przede
wszystkim traktowa j jak rwn sobie. adnej arogancji czy uprzedze.
adnego absurdalnego strachu przed jej domniemanymi czarami. Szcze-
ro, ktra wiadczya, e zdolny jest do tego, czego nie obserwowaa u
innych mczyzn: do okazywania szacunku.
Agnes zorientowaa si, e ten mczyzna mia na ni dziwny wpyw,
ktremu, jak uwaaa do tej pory, ulegay tylko inne kobiety, nigdy ona:
zostaa uwiedziona.

W tym samym czasie w paacu biskupim Van Melsen miota si w


gniewie.
- Wymare zwierz! Wy-mar-e!!!
Donatelli siedzia spokojnie z rkami skrzyowanymi na piersiach i ob-
serwowa jego marsz wzdu i wszerz sali. Ogromnym wysikiem woli
kardyna zdoa si uspokoi. Van Melsen niestety nie.

225
- Ostrzegaem was! - wrzeszcza. - Teraz wszyscy uczeni bd si prze-
ciwstawia Kocioowi. Na naszych barkach spoczywa obowizek czuwa-
nia, by takie idee nie skaziy poczciwych umysw naszych wiernych.
Legat wolaby pomyle o tym wszystkim w samotnoci. Zastanawia
si przez chwil, czy powiedzie biskupowi o istnieniu kamiennej pyty.
To przynajmniej pozwolioby zamkn mu usta. Ale ostatecznie postano-
wi zatrzyma tego asa w rkawie, aby wycign go w odpowiednim mo-
mencie. Wzruszy wic tylko ramionami.
- A do dzi ten Zenon de Mongaillac wydawa mi si cakiem rozum-
nym czowiekiem. Jego hipoteza o zwierzcym pochodzeniu szkieletu nie
bya cakiem pozbawiona sensu.
Van Melsen nie zamierza pozwoli, by uczony wyszed z tej historii
obronn rk. Wola ku elazo pki gorce.
- Zdajecie sobie spraw, eminencjo, co oznaczaaby hipoteza o wymar-
ym gatunku? Doskonao stworzenia zostaaby zakwestionowana!
- Jednak jego argumentacja dowodzca, e stworzenie to yo przed po-
topem, bya cakiem przekonujca - prbowa wtrci kardyna. - Jak ina-
czej wytumaczy obecno muszli w tym miejscu?
- Tu akurat si z wami zgadzam. Ale fakt, e yo przed potopem, nie
oznacza, e moe nalee do wymarego gatunku.
- Jeli nie wymaro, to powinnimy je bez trudu zidentyfikowa.
- Zgoda, w rzeczy samej. A zatem nie moe to by zwierz.
Donatelli zmusi si do skinicia gow. Zachowywanie si tak, jakby ta
przeklta kamienna pyta nie istniaa, byo trudne.
- Nie dziaajmy pochopnie - powiedzia. Rozwamy wszystko po ko-
lei. Zamy, e Zenon ma racj w tej kwestii. Jeli nasz Stwrca mimo
wszystko uzna, e byoby lepiej zgadzi jeden gatunek, to zapewne zakada,

226
e w gatunek na to zasuguje. Koniec kocw czy potop nie zosta zesa-
ny po to, aby zniszczy wiat zamieszkany przez grzeszne istoty?
- Ale mwi Pismo, e Pan dooy stara, by ocali po jednej parze
kadego gatunku. Dlaczego nie tego? Jak wytumaczy fakt, e para tego
gatunku nie znalaza si na pokadzie arki?
Donatelli wzruszy ramionami na znak, e nie zna odpowiedzi.
- Powiem wam - podj biskup. - Jeli ten szkielet naley do zwierz-
cia, hipoteza absurdalna, ale zamy, e prawdziwa, jedyna moliwo,
jaka nam pozostaje, to przyj, e Pan nie ocali tego gatunku, bo nie On
go stworzy!
Legat unis gow i spojrza na biskupa nie rozumiejcym wzrokiem.
- To stworzenie musiaoby by po prostu demonem, dzieem Szatana!
Zaskoczenie. Tylko tyle czu kardyna po konkluzji Van Melsena. Ale
stopniowo sens tych sw pocz dociera do jego umysu. Sens, ktrego
nastpstwa przeraziy go, nim jeszcze ubra je w sowa.
- W kadym razie sprawa jest o wiele powaniejsza, ni si wam wyda-
je - cign Van Melsen. - Potraficie przecie tak samo jak ja przewidzie
teologiczne konsekwencje tego wszystkiego...
Donatelli wyda gbokie westchnienie i zapad si w fotelu. By zm-
czony tymi wszystkimi komplikacjami. Van Melsen milcza przez kilka
chwil, po czym dorzuci:
- Co zamierzacie zrobi?
- Nie wiem.
- Trzeba ostatecznie uciszy Zenona de Mongaillaca.
- Wanie zabroniem mu dotyka szkieletu.
- Obawiam si, e to nie wystarczy.

227
Legat podnis wzrok na biskupa. Ten przeklty Van Melsen o wiele
szybciej spostrzeg niebezpieczestwo, jakie pocigay za sob twierdzenia
uczonego. Donatelli wyrzuca sobie, e nie wykaza wikszej czujnoci.
Teraz sam znajdowa si w nieprzyjemnym pooeniu i musia wysuchi-
wa zarzutw biskupa. A to mu si nie podobao.
- Musicie jak najszybciej ogosi, e to jaki wity - powiedzia Van
Melsen, chcc w ten sposb zakoczy rozmow.
- Ale... Jeli ten Zenon de Mongaillac ma racj?
Biskup obrzuci go surowym spojrzeniem.
- Prosz mnie dobrze zrozumie, eminencjo. Ten uczony nie moe
mie racji.
Donatelli w milczeniu przyj cios. Bo kiedy sucha wywodw tego
nieznonego biskupa, jego umys zajty by roztrzsaniem rodzcego si w
nim przekonania, e demon nie moe istnie. To, e Szatan mg od czasu
do czasu wciela si w istoty z krwi i koci, byo moliwe, dopki chodzio
o we czy ropuchy. Nie byo rwnie absurdem zaoenie, e mg przej-
ciowo zamieszkiwa w ciaach zwierzt stworzonych przez Pana. Ale
bajeczne stwory, o ktrych wspominaj legendy, jak na przykad bestia
pokonana przez wit Mart? Donatelli zawsze wola sdzi, e byy one
symbolami, alegoriami, przedstawieniami Za majcymi karmi wyob-
rani wiernych, a nie prawdziwymi, ywymi stworzeniami. W przeciw-
nym razie oznaczaoby to, e Szatan posiada moc obdarzania yciem.
A to czynioby go rwnym Bogu.
ROZDZIA 12

Agnes zesza do wioski, by odwiedzi ojca Amadeusza. Kiedy przekro-


czya prg plebanii, ujrzaa proboszcza zajtego wkadaniem szaty, ktra
zastpowaa mu sutann. Wybiera si wanie z wizyt do Aldegondy.
Zdrowie staruszki gwatownie si pogorszyo i Amadeusz by przekonany,
e wanie nadesza pora, by udzieli jej ostatnich sakramentw.
Myl, e nestorka Lansec jest jedn nog na tamtym wiecie, bya dla
niego szokiem. Cho nie by do Aldegondy przesadnie przywizany, to
jednak, tak jak wikszo mieszkacw Wioski, mia dla niej ogromny
szacunek. Moe i peen rezerwy, a co wicej, podszyty strachem, ale zaw-
sze szacunek. A poza tym jej prawdopodobny zgon byby bez wtpienia
wanym wydarzeniem. Aldegonda w pewnym sensie uosabiaa dusz Lan-
sec. Asystowaa przy narodzinach wszystkich mieszkacw. Bya wiad-
kiem blisko wiekowej historii wioski i depozytariuszk pamici o przod-
kach. Wraz z ni odejdzie wiele wspomnie v wszystkich tych drobnych
wydarzeniach, ktre sprawiy, e Wioska bya tym, czym bya. I Amadeusz
zdawa sobie spraw, e w yciu jego parafian rozpocznie si teraz nowy
etap. Bd jak synowie, ktrych matka nagle odesza, zdani tylko na siebie.

229
Wiedzc, jakie ycie prowadzia Aldegonda, ojciec Amadeusz podej-
rzewa, e w zawiatach czeka na ni par problemw, dlatego te obawia
si nieco spowiedzi staruszki. Jakich okropnoci bdzie musia wysucha,
tego nie wiedzia. Nawet nie chcia sobie tego wyobraa.
Agnes zupenie inaczej patrzya na zbliajcy si nieuchronnie zgon sta-
ruszki. Dla niej Aldegonda bya jedynie star kobiet, ktra wanie doko-
nywaa ywota. mier nie bya dla modej kobiety przejciem w zawiaty,
lecz pocztkiem nowego cyklu. Swoj koncepcj ycia i mierci Agnes
opara na pewnej legendzie, w ktrej miejsce religii zajmowaa uproszczo-
na forma reinkarnacji.
Amadeusz wola nie wiedzie, dokd zajdzie Agnes, grzeszc w ten
sposb. Czsto prawi jej kazania na temat tych heretyckich, pogaskich
wierze, ktre zreszt nie miay adnej solidnej podstawy.
Agnes stworzya sobie po prostu sw wasn wizj wiata, opierajc si
na osobistych wyobraeniach i odczuciach. Jednak fakty byy takie: Agnes
wierzya w wdrwk dusz.
- Ta stara Aldegonda wrci na ziemi pod postaci karalucha - powie-
dziaa Agnes, aby dokuczy duchownemu, ktremu towarzyszya w drodze
do umierajcej.
- A ty skoczysz w piekle u jej boku, jeli dalej bdziesz opowiada ta-
kie bzdury.
Amadeusz zna upodobanie Agnes do tego typu zaczepek i jeli mg,
odpowiada w podobny sposb.
- Prosz ci tylko, by uszanowaa cierpienia tej, ktra pomoga twojej
matce wyda ci na ten wiat - cign proboszcz. - A jeli usysz z two-
ich ust podobne sowa w jej obecnoci...
- A co, wydaje ci si, e ona nie opowiadaa rnych okropiestw?
- Cokolwiek mwia, nadszed czas, by bagaa Pana o wybaczenie. Nie
nam, zwykym miertelnikom, j osdza.

230
Odtd spoczywa to na barkach jej Stwrcy, przed ktrym niebawem
stanie. I ycz jej z caego serca, by okaza jej swe miosierdzie.
- Ten twj Stwrca to wedug mnie nieza wymwka, by nie odpowia-
da za wasne czyny przed innymi.
Odgos grzmotu zdawa si odpowiedzi na jej sowa. Amadeusz by
tym niemal rozbawiony, rozoy wic tylko donie, sugerujc, e riposta
jest oczywista.
- Burzy boj si tak samo jak Jego - odpowiedziaa z umiechem.
Amadeusz rzuci jej rozgniewane spojrzenie, zatrzymujc si przed
drzwiami chaty Aldegondy. Wanie spady pierwsze krople deszczu, ukry-
li si wic pod dachem.
- To, e jeste bezbona, nie zwalnia ci od okazania odrobiny szacun-
ku i miosierdzia - powiedzia, groc palcem. -Jeli nie potrafisz zachowa
si odpowiednio, bd zmuszony poprosi, by zostaa za drzwiami.
- Bd spokojny, bd grzeczna - odpowiedziaa Agnes, udajc dobrze
wychowan dziewczynk. - Chc si tylko upewni, czy nie mona nic
zrobi, eby wyleczy t star sow.
Amadeusz zastanawia si chwil i doszed do wniosku, e poniewa
Agnes umie leczy choroby, nie mona jej broni dostpu do oa boleci
Aldegondy.

Pochylony nad stoem Athanase z pomoc Brunona klasyfikowa szkice


szkieletu. Wikszo dnia spdzili, pracujc nad miednic giganta - co nie
byo tak prost spraw - a teraz przymierzali si do skomplikowanego
zagadnienia krgosupa. Jak dotd prace posuway si naprzd wolno, ale
pewnie. Byli zadowoleni z wykonanej roboty i zdawao si im, e olbrzym
wreszcie zaczyna co przypomina.
Ale co? Tego Bruno nie potrafi jeszcze okreli. Powtpiewa rwnie
w kocowy efekt ich poczyna, ale musia przyzna, e szkielet zaczyna si

231
cakiem niele prezentowa i w obecnym stanie wykazywa pewne podo-
biestwo do istoty ludzkiej ogromnych rozmiarw. Trzeba tylko spraw-
dzi, czy rekonstrukcja korpusu potwierdzi to wraenie.
Oczywicie Athanase nawet w najmniejszym stopniu nie podziela
sceptycyzmu swojego asystenta. Starzec nie mia ju adnych wtpliwoci,
e jest to szkielet olbrzyma. Jego gwnym zmartwieniem byo jak naj-
szybsze zakoczenie rekonstrukcji. Na tyle dobrze zna Zenona de Monga-
illaca, by wiedzie, e ten atwo si nie podda. Naleao wic jak naj-
prdzej pokaza legatowi zrekonstruowanego olbrzyma, zanim byy ucze
znw przedstawi jak dziwaczn teori, ktra mogaby zasia zwtpienie
w umyle kardynaa.
Kto zapuka do drzwi. Zanim Bruno zdy si podnie od stolika, do
izby wtargn Zenon.
- No, no! Nasza synna osobisto ze stolicy! - ironizowa Athanase,
odwracajc si w stron przybysza.
- Witaj, mistrzu. Witaj, Brunonie...
- Jeli przyszede podziwia moj rekonstrukcj szkieletu, obawiam
si, e troch za wczenie.
Zenon czu si nieswojo. Mia ogromn potrzeb porozmawiania o caej
tej sprawie na spokojnie. Sarkastyczny ton Athanase'a zaskoczy go. Dys-
kusja, w jak wda si z dwoma duchownymi, wytrcia go z rwnowagi.
Nie by a tak naiwny, by nie wiedzie, e nader czsto stwierdzenia uczo-
nych pozostaj w sprzecznoci z dogmatami Kocioa, ale zawsze by
przekonany, e wac sowa, mona byo pogodzi oba punkty widzenia i
doj do zgody. Wierzy, e unikajc polemiki i przedstawiajc szczego-
w argumentacj, mona byo przekona nawet najbardziej zatwardziaych
adwersarzy.
Tymczasem okazao si, e si myli.
Udajc si do swego starego mistrza, mia nadziej znale pocieszenie.

232
- Nie, nie dlatego przyszedem... Macie moe troch czasu? Chcia-
bym porozmawia o tym wszystkim na spokojnie.
- Jestem tak spokojny, jak to tylko moliwe...
Athanase nie wiedzia, po co Zenon tu przyszed, i podejrzewa go o ja-
kie niecne zamiary. Nie zamierza skada broni.
- Zostawi was samych - zaproponowa Bruno, ktry nie mia naj-
mniejszej ochoty wika si w t ktni.
- Nie, nie - zaoponowa Athanase, by nie da si wcign w gr
przeciwnika. - Jestem przekonany, e to moe by pouczajce.
- Athanase, to zupeny absurd, e nasza... rnica zda... przybraa ta-
kie rozmiary. Jestemy uczonymi, ty i ja. Powinnimy umie odoy na
bok nasze zacietrzewienie.
- Do czego zmierzasz?
- Chc tylko powiedzie, e...
Od czego zacz? Zenon usiad. By zbyt zmczony, by stan do sow-
nej potyczki, w ktr chcia go wcign Athanase.
- Sam ju nie wiem... W moim umyle panuje chaos, Athanase... Wa-
nie odbyem do ostr dyskusj z Donatellim i Van Melsenem i wyznaj,
e jej nastpstwa bardzo mnie niepokoj.
- Rozumiem - powiedzia nieufnie Athanase. - Potajemne spotkanie z
naszymi dwoma duchownymi... Zrczne posunicie.
- To nie byo adne posunicie. Sdziem, e odkryem co, co bdzie
mogo potwierdzi moj hipotez, i po prostu
...chciaem si podzieli z nimi tym odkryciem.
- Za moimi plecami?
- Zapewniam ci, e nie byo w tym adnego ukrytego celu...
Athanase nie wiedzia ju, co myle o swym byym uczniu.
Mwi szczerze, to si rzucao w oczy i przywodzio na myl czce ich
niegdy zrozumienie. Czu, e jego determinacja sabnie. Z ca pewnoci

233
Zenon by przygnbiony, co byo dosy zaskakujce, trzeba si wic byo
tym zainteresowa. Wzi krzeso i usiad obok niego.
Wic c to za odkrycie, o ktrym napomkne? Zenon de Mongaillac
powtrzy ze szczegami tre rozmowy, jak odby w paacu biskupim.
Jego byy mistrz sucha uwanie, gadzc brod pomarszczon doni, jak
to mia w zwyczaju.
- Sowa legata, wyznaj, zachwiay moim przekonaniem - powiedzia
Zenon, gdy skoczy opowiada. - Znasz mnie na tyle dugo, by wiedzie,
e nigdy nie chciaem przeciwstawia si Kocioowi, ani tym bardziej
atakowa jego dogmatw... Cho zawsze ywiem przekonanie, e mog
nie wiato, prawd, mylaem te, e owa prawda, jeli nawet nie bdzie
miaa nic wsplnego z Kocioem, nie bdzie te dla niego szkodliwa...
Athanase przyglda si swemu byemu uczniowi. Zawsze odznacza si
bystroci umysu, ale nie wiedzia, kiedy mona wyrazi jaki pogld, a
kiedy lepiej milcze. Dyplomacja nigdy nie bya jego mocn stron. Rela-
cje z ludmi byy sfer, w ktrej wykazywa zadziwiajc niezrczno, a
tego nie mona przecie nauczy si w adnej szkole. To kwestia cha-
rakteru i wyczucia. To, e on, Athanase, dotar na sam szczyt w swojej
dziedzinie wiedzy, to, e by tak szanowany przez wsppracownikw,
wynikao przede wszystkim z faktu, e potrafi unika robienia sobie wro-
gw. A eby to osign, trzeba byo umie milcze wtedy, kiedy ludzie
nie byli jeszcze gotowi, by sucha.
- Zatem po co si upiera? - zapyta.
- Mona zrezygnowa z poszukiwania prawdy? Mona udawa, e nie
ma si racji, gdy wierzy si, e jest wrcz przeciwnie?
- W nauce prawda nie jest kwesti wiary, Zenonie, ale zdrowego roz-
sdku.

234
- Jestem pewien, e ten szkielet nie naley do gatunku ludzkiego.
- A jednak nie moe by niczym innym. Za dwa dni bd gotw, by
przedstawi kardynaowi rezultat mojej rekonstrukcji. I wierz mi, zako-
czenie caej tej sprawy nie pozostawi adnych wtpliwoci. Nawet u cie-
bie... Twoja duma ci zalepia. Spjrz prawdzie w oczy. To, e chcesz
przewyszy byego mistrza, jest rzecz zrozumia, ale niech to nie pro-
wadzi ci do obrony niemoliwych do przyjcia hipotez za wszelk cen.
Suchajc, Zenon rozmyla o swoich dyskusjach z Nicolasem Steno-
nem; ten czsto naigrawa si z myli Kartezjusza, wedug ktrego praw-
dziwe jest to, co jest oczywiste. Ale oczywisto, co jest jak najbardziej
oczywiste, artowa Nicolas, nie moe suy za fundament prawdy. Nikt
nie twierdzi, e co jest prawd, jeli nie jest dla niego oczywiste, e si nie
myli.
- Moe masz racj - przyzna Zenon po dugiej chwili ciszy.
ROZDZIA 13

Amadeusz siedzia bardzo przygnbiony przy ou umierajcej Alde-


gondy. Staruszka zdoaa utrzyma ju tylko kontakt wzrokowy. Midzy
dwoma jkami wymamrotaa strzpki ledwo syszalnych zda, ktre pro-
boszcz prbowa uzna za spowied. Lecz musia pogodzi si z faktami:
mimo wysikw nie rozumia ani sowa z tego, co mwia.
Tymczasem Agnes trzymaa si nieco na uboczu. Aldegonda nie bya
jej tak niemia, jak to daa do zrozumienia Amadeuszowi. Jej sowa byy
tylko sposobem, by mu nieco dokuczy. Prawda bya taka, e ta moda
kobieta miaa z t staruszk wiele wsplnego. ya wrd takiej samej
wrogiej obojtnoci mieszkacw wioski.
Poza tym Agnes wiedziaa, e Aldegonda chwalia si czasem umiejt-
noci interpretowania jzyka natury. Zdolno ta opieraa si na jakich
nieprawdopodobnych wierzeniach mistycznych, ale uwaga, jak staruszka
powicaa tajemnicom tego wiata, wiadczya o prawdziwym zaintere-
sowaniu tymi problemami. Mimo to Agnes nie podzielaa jej wizji wiata.
Jej wasna wiedza bya w rzeczywistoci duo skromniejsza, cho jednocze-
nie powaniejsza. Jeli niektrzy przypisywali jej nadnaturalne zdolnoci,

236
to wynikao to z czystej ignorancji. Przez jzyk natury rozumiaa po prostu
wnioski, jakie mona byo logicznie wycign z takiego czy innego kon-
kretnego znaku. Nie byo w tym adnej tajemnicy. Wystarczyo mie oczy
otwarte i waciwie obserwowa przyrod. Nic wicej.
Tak wic Aldegonda bya w jej oczach tylko biedn, star kobiet od-
rzucon przez wsplnot z powodu gupoty kilku wieniakw. Nie bya w
najmniejszym stopniu niebezpieczna. Nie bardziej ni ona sama. Po prostu
ya w wiecie rzdzcym si prawami, ktre tylko ona potrafia poj.
Kiedy Amadeusz wyszed poszuka chrustu na opa, Agnes zostaa sa-
ma ze staruszk. Spokj, jaki od niej emanowa, by tak wzruszajcy, e
moda kobieta poczua wzbierajce w oczach zy. Kiedy Amadeusz wrci
z narczem gazi, zasta Agnes siedzc przy umierajcej.
- Jak ona si czuje? - zapyta proboszcz.
Agnes wstaa i podesza do niego.
- Nie jest ju moda - szepna dziewczyna, biorc od ksidza chrust i
dorzucajc do ognia. - Ale nic nie wskazuje na to, e kona.
- Czy nie jest najwaniejsze, by bya w zgodzie ze swym sumieniem?
Agnes spojrzaa na niego. Nie podzielaa jego rezygnacji w kwestii sta-
nu zdrowia Aldegondy.
- Jeli ci to nie przeszkadza, chciaabym zosta przy niej jeszcze troch.
Jeli nie mona nic zrobi, by j uratowa, moe istnieje chocia lek, ktry
umierzy bl?
- Mio bliniego jest dobrym lekiem.
- Ale by moe niewystarczajcym. Przynios jutro co, z czego przy-
gotuj dla niej napj wzmacniajcy.
- Jutro moe ju by za pno.
- A wic zostan, by przy niej czuwa.

237
Amadeusz umiechn si do niej. Wola widzie j tak, szlachetn i
altruistyczn, a nie prowokujc i samotn. Kto wie? Moe i ona zacza
si zmienia?
Agnes spdzia noc u wezgowia Aldegondy. Nie moga zbyt wiele zro-
bi, by j uleczy. Jej choroba wynikaa bowiem z podeszego wieku i caa
uwaga, jak moga powici jej Agnes, niczego by tu nie zmienia: jej leki
nie mogy przywrci staruszce modoci.

Wracajc tego wieczoru do gospody, Zenon czu si kompletnie przybi-


ty. Athanase'owi udao si zasia wtpliwoci w jego umyle. Byo to
zreszt co wicej ni wtpliwoci. Zaczyna myle, e od samego po-
cztku obra z drog. Uwiadomi sobie, jak bardzo jego ch udowod-
nienia, e szkielet nalea do zwierzcia, opieraa si na pragnieniu, by
dorwna staremu mistrzowi. Jego pocztkowa intuicja bya zupenie
szczera, ale upr, by poda t ciek mimo braku dowodw, by absur-
dalny.
To poszukiwanie nieznanego zwierzcia byo dla niego sposobem wy-
penienia pustki. Cho zosta wybitnym anatomem, zawsze zadowala si
podaniem za prdami umysowymi powstajcymi na skutek odkry,
ktrych dokonywali inni. Przez dugi czas ywi nadziej, e sam rwnie
dokona jakiej wanej obserwacji, ktra w istotny sposb wpynie na
zmian stanu wiedzy jego czasw, ale powoli zacz godzi si z myl, e
to si nigdy nie stanie. W kocu zaakceptowa fakt, e pozostanie na zaw-
sze skromnym naladowc. Odkrycia i wynalazki byy dla innych. Jego
rola ograniczy si do nauczania o nich.
A dziki tej hipotezie o istnieniu nieznanego zwierzcia uwierzy, e ma
w kocu to, o czym w skrytoci ducha marzy przez cae ycie: moliwo
wniesienia swojego wkadu w rozwj wiedzy i zapisania si w historii
nauki.

238
Ale teraz uwiadomi sobie, e to marzenie byo tylko iluzj.
Kiedy przechodzi koo gospody, z rozmyla wyrwa go piekielny
wrzask dochodzcy ze stojcego nieopodal wozu Rene.
- Psiakrew! Pieprzony garnek!
Uczony odway si zajrze pod plandek i zobaczy przyjaciela macha-
jcego bolc doni.
- C to? Czemu tak wrzeszczysz? Obudzisz cae miasto tym rykiem.
- Oparzyem si - odpowiedzia szarlatan, prbujc obwiza do
chustk.
Zenon wszed do wozu.
- Zostaw to lepiej lekarzowi - zaartowa. - Ten opatrunek w niczym ci
nie pomoe. Poka mi to.
Rene poda mu do.
- Obawiam si, e nie obejdzie si bez amputacji - powiedzia Zenon.
A poniewa szarlatan zdawa si bra jego sowa na powanie, doda:
- Chyba e wolisz zanurzy do w jednym z tych lekarstw na bazie ty-
toniu?
Rene zrozumia, e jest obiektem kpin, i szybko cofn do. Wskaza
na pyn, nad ktrym pracowa.
- Prbowaem przygotowa napj, o ktrym ci opowiadaem.
- Ten z praonych lewantyskich ziaren?
- Wanie ten. Qahoua.
- I jak si uda?
Szarlatan poruszy palcami. Zdawao si, e dziaaj normalnie.
- No c, zaraz si przekonamy. Uczy mi ten zaszczyt i skosztuj jako
pierwszy - zaproponowa, podajc mu gorce jeszcze naczynie.

239
Zenon spojrza na ciemny pyn.
- Chcesz, ebym to wypi?
- No dalej, dalej, prbowae ju gorszych rzeczy, jestem tego pewien...
Uczony pokrci gow.
- Jeli tego nie przeyj, nie dostaniesz w spadku ani grosza, ostrze-
gam!
Zamkn oczy i pod niecierpliwym spojrzeniem szarlatana podnis na-
pj do ust.
- No i jak?
Zenon nie mg powstrzyma grymasu.
- Gorzki - zdoa tylko wykrztusi.
- Gorzki? Jeste pewny? Daj sprbowa!
Teraz Rene wypi yk. Jego twarz si zaczerwienia.
- Paskudny! - przyzna. - Jak, do licha, ci marsylscy marynarze mog to
przekn?
- Tego nie wiem, ale jedno jest pewne: fortuny na tym nie zbijesz.
Wymienili rozbawione spojrzenia, po czym kupiec unis plandek,
wyla zawarto naczynia na ulic i zmieni temat.
- A co u ciebie? Jak ci min dzie?
- Okropnie - westchn Zenon. - Zastanawiam si, czy od pocztku nie
szedem bdn ciek...
- Mwisz o szkielecie?
- Ma si rozumie. Biskup i kardyna posunli si a do oskarenia
mnie o herezj!
- Nie artuj z podobnymi rzeczami - odpar Rene, nagle powaniejc. -
Koci nie ma za grosz poczucia humoru. Pamitam, jak przejedaem
kiedy przez miasto Bale. Opowiedziano mi tam histori, ktra wydarzya
si ledwie dwiecie lat temu. Pewnego ranka odkryto tam koguta, ktry
znis jajko. Nie pytaj mnie, jak to moliwe. Moe nie by to kogut, tylko
kura podobna do koguta. W kadym razie biedny ptak zosta natychmiast
postawiony przed sdem i skazany na mier. Powd: omieli si zama

240
prawa natury ustalone przez naszego Pana!
Popatrzy na przyjaciela z powag i doda:
- Nie prbuj znie jajka, Zenonie...
Uczony nic nie odpowiedzia. Doskonale rozumia, co przyjaciel mia
na myli. Ale byo ju za pno, by si wycofa.
- Zapomnij o caej tej sprawie - nalega Rene. - Znajd sobie kobiet i
zmie swoje ycie. To przyjacielska rada.
Rozmarzywszy si nagle, Zenon sign odruchowo do kieszeni w po-
szukiwaniu fajki. Jego do natrafia na znalezion w Lansec muszelk.
Przed oczami od razu stana mu twarz Agnes.
- Spotkaem jedn - wyzna.
- Jedn co?
- Mod kobiet...
Zaskoczony Rene unis brew.
- I nic mi nie mwie?
- Spotkaem j ledwie kilka razy...
- No dalej, opowiedz wszystko swojemu przyjacielowi Rene.
Zenon nabi fajk resztk tytoniu, by da sobie chwil na znalezienie
waciwych sw.
- To kobieta niezwyka...
- Kobiety zawsze s niezwyke, gdy chodzi o to, by nas uwie.
- Pikna...
- Bez brody.
- Delikatna...
- Dopki dostaje to, czego chce.
arty szarlatana zaczy drani Zenona. Jego wyznanie dotyczyo
uczucia szczerego i jak najbardziej prawdziwego. Spotkanie z Agnes zrobi-
o na nim wiksze wraenie, ni pocztkowo sdzi.

241
- Jeste zgorzkniay. To zupenie co innego - zaprotestowa, zdawszy
sobie spraw, e Rene odebra mu ca przyjemno.
- A ty jeste zakochany. Uwaaj... Lecz wyobra sobie, e wol to ni
twoje przynudzanie o kupie koci...

Nad ranem stan zdrowia Aldegondy jakby si poprawi. Jej ble ustpi-
y nieco i staruszka moga rozmawia.
- Jeste rwnie pikna jak niegdy twoja matka - szeptaa, podczas gdy
Agnes staraa si napoi j odrobin mleka.
Agnes bya wzruszona tym yczliwym zwierzeniem. Odgarna kosmyk
wosw z twarzy staruszki.
- Prosz nic nie mwi. Sprbujcie odpocz.
- Twoja matka bya cudown kobiet. Z pewnoci doskonale bycie
si rozumiay... Pomogam jej wyda ci na wiat, wiesz?
Agnes si umiechna. Syszaa ju o tym od Amadeusza. Jak i to, e
bya bardzo podobna do swojej matki. Lecz zawsze sdzia, e mwi jej to
tylko dlatego, e chce sprawi jej przyjemno.
Aldegonda odwrcia si do dziewczyny.
- Ale lepiej ty powiedz mi co o sobie - cigna, przygldajc si jej
twarzy. - W twoim wieku powinna ju myle o zampjciu. Nikt z
Lansec nie znajduje aski w twych oczach?
Agnes zarumienia si nieco.
- Z Lansec nie - przyznaa po chwili milczenia. Staruszka umiechna
si pod nosem.
- Wic by moe kto obcy?
Fakt, e rozmowa ta przeksztacaa si w co na ksztat spowiedzi, bar-
dzo rozbawi Agnes. Amadeusz byby zachwycony takim obrotem spraw!
- Wemiecie mnie za idiotk, ale spotkaam mczyzn...
- Przystojnego?
- Owszem.

242
- Nie jest to wprawdzie niezbdne, ale zawsze to lepiej, ni gdyby by
szpetny.
Kobiety rozemiay si serdecznie. Dzielc uczucia Agnes, Aldegonda
odzyskiwaa nieco ywotnoci.
- Skd on pochodzi?
- Z Parya. To uczony.
- Nie chcesz mi chyba powiedzie, e to ten stary szaleniec, ktry
przyby tu zbada szkielet? - zaniepokoia si Aldegonda.
- Ale nie. Cho ten, o ktrym mwi, jest blisko dwa razy starszy ode
mnie.
- A wic nie jest to rwnie mody chopak, ktry mu towarzyszy -
wywnioskowaa Aldegonda, przypominajc sobie asystenta Athanase'a.
- Nie. On nazywa si Zenon de Mongaillac i jest... jest miy.
- Miy? - Tak.
- I to wszystko?
- To ju duo.
Nagle Aldegonda zwina si z blu i opada na ko z jkiem. Agnes
chwycia j za rk. Stopniowo oddech kobiety zacz si uspokaja.
- Obawiam si, e Bogu spieszno, by mnie ukara - powiedziaa mi-
dzy dwoma westchnieniami.
- Prosz nie opowiada gupstw. Poczujecie si lepiej, gdy tylko mj
napar zacznie dziaa. A ponadto nie musicie ba si Stwrcy. Nawet jeli
w przeszoci popenilicie jakie bdy, jestem pewna, e bdzie on umia
okaza pobaliwo.
- Czuj si winna jedynie z tego powodu, e zbyt dugo gardziam mo-
imi blinimi. A ty, moja droga Agnes, obawiam si, e ty...
Aldegonda przerwaa. Pooya do na piersi, oddychaa z coraz wik-
szym trudem. Kobiety wymieniy dugie spojrzenie. Nawet jeli Aldegonda

243
nie moga dokoczy zdania, Agnes doskonale zrozumiaa, co staruszka
zamierzaa powiedzie.
- Prosz lee spokojnie - powiedziaa. - Wypijecie to pomalutku i po-
czujecie si lepiej... By moe trzeba bdzie si pniej chwil przespa.
ROZDZIA 14

Mimo potwornego blu gowy - najwyraniej tyto i qahoua nie byy


najlepszym poczeniem - Zenon uda si na wzgrza w okolicach Lansec.
Dla niego samego nie byo do koca jasne, co zamierza tam robi. Prbo-
wa wmwi sobie, e znalaz si tu, by jeszcze raz sprawdzi bieg rzeki,
ale nie mg oszuka samego siebie. W rzeczywistoci chcia jeszcze raz
zobaczy Agnes.
Jednake nie mg jeszcze zdoby si na to, by przyzna, e jest zako-
chany. Zreszt uczucie to byo dla niego czym rwnie nieznanym, jak to
wysokie na dwadziecia stp zwierz. Gdzie w gbi duszy czu jakie
dziwne poruszenie, delikatne drenie swego jestestwa, ktre kady, kto nie
byby tak lepy na swe emocje, rozpoznaby od razu. Problem w tym, e
zawsze uwaa mio za sabo czynic ze swej ofiary niewolnika. W
najlepszym razie byo to uczucie, nad ktrym umys, a ju zwaszcza wola,
powinny panowa. Idea gwatownej, niemoliwej do okieznania namit-
noci zupenie nie przystawaa do jego sposobu pojmowania wiata.
Dug chwil wasa si niedaleko cieki. Niestety Agnes tam nie by-
o. Rozczarowany usiad wic na kamieniu i rozglda si dookoa. Soce

245
byo ju wysoko na niebie i zalewao wiatem wzgrza. Wkrtce zrobi si
bardzo gorco. Zenon gboko wcign powietrze. Zapach zi przenikn
a do jego duszy. Schyli si, by zerwa macierzank, i unis j do noz-
drzy. Cho raz rolina ta przestaa by obiektem bada, ktry zwyk okre-
la mianem Thymus serpyllum, i staa si po prostu zielem o niezwykym
zapachu.
Przez kilka dugich chwil pozostawa w tym bogostanie, po czym po-
stanowi zbada okolic i sprawdzi, czy pyncy niedaleko strumie nie
ma przypadkiem rda w miejscu, ktre mogoby w jaki sposb wytu-
maczy obecno muszli w Lansec. Przyszo mu do gowy, e koryto rzeki
mogo w dawnych czasach przebiega inaczej. Nie mona przecie wyklu-
czy, e strumie pyn kiedy nieopodal wioski, a pniej, na skutek
obsunicia si ska, jego bieg skierowany zosta na przeciwlegy stok.
Wsta wic i uda si w kierunku, ktry poprzedniego dnia wskazaa mu
Agnes. Okrywszy kamienisty pagrek, dotar wreszcie do koryta stru-
mienia. Tak jak mu powiedziano, byo cakowicie wyschnite. Ale wyra-
ne lady wskazyway na to, e pyna tdy woda. By odnale rdo,
wystarczyo i po tych ladach pod gr.
Nie byo to trudne, gdy teren by raczej rwny, a stok wznosi si a-
godnie. Coraz liczniejsze krzewy rosnce z jednej i z drugiej strony koryta
wskazyway na to, e im wyej, tym ziemia bya bardziej wilgotna. Zenon
zrozumia, e rdo znajduje si w pobliu.
Nagle, gdy wdrapywa si na ska wiksz od pozostaych, usysza w
grze jaki odgos. Od razu przypomnia sobie o grasujcym w okolicy
wilku. Zaniepokojony wspi si na szczyt i odway si zajrze na drug
stron wzgrza.
Agnes kpaa si w rdeku u stp wzniesienia.
Zenon obserwowa t scen z otwartymi ustami. Zdawao mu si, e
nigdy nie widzia nic podobnego ani rwnie piknego. Jego liczne przygody

246
miosne, a take sekcje zwok sprawiy, e zna w najdrobniejszym szcze-
gle wszystkie sekrety kobiecej anatomii. A jednak ciao, ktre mia przed
oczami, byo bardziej niepokojce ni wszystkie, ktre mia okazj kiedy-
kolwiek widzie. agodnie zaokrglone ksztaty jej piersi i bioder, jej
smuke uda o idealnych proporcjach, zarys jej talii, wszystko to zdawao
mu si bosko doskonae. Domyla si, e jego poruszenie nie jest jedynie
wynikiem tego drenia duszy czy moe ciaa - rzecz nie bya do koca
jasna - ktre jego przyjaciele filozofowie nazwaliby podaniem. Dobrze
wiedzia, czym jest podanie. W tym wypadku byo inaczej, bo widok
tego nagiego ciaa pobudza jego zmysy z niespotykan dotd si, jakiej
nie ma sam fizyczny pocig. Byo w tym take jakie wzruszenie.
wiadom, e jego zachowanie nie jest zbyt stosowne, zamkn oczy.
Nagy przypyw przyzwoitoci. Chwalebny, lecz skazany na porak.
Plusk wody, w ktrej kpaa si Agnes, podsuwa jego wyobrani cudowne
obrazy. Nieprzywyky do opierania si swym pragnieniom, uleg. Pochyli
si, by odgarn licie, ktre zakryway mu widok.
Troch za bardzo.
Gdy spada, jego gowa uderzya o kamie. Straci przytomno.

Athanase by bardzo zadowolony ze swej rekonstrukcji. W zotym


wietle pochodni jego olbrzym wznosi si majestatycznie w podziemiach
uniwersytetu. Wspaniaa robota. Trudna, bez wtpienia, szczeglnie na
kocu, gdy trzeba byo umieci koci ponad dwadziecia stp nad ziemi,
ale nareszcie uwieczona sukcesem.
Po rozmowie z Zenonem de Mongaillakiem zrozumia, e jego dawny
ucze i przeciwnik zrezygnowa z dalszej walki. Poczu tak wielk ulg i
swobod, e postanowi jeszcze przyspieszy rekonstrukcj. Cay dzie
koczy mocowanie miednicy i czci krgosupa olbrzyma. Lecz gdy nad-
szed wieczr, daleko byo do ukoczenia zadania. Postanowi wic spdzi

247
na pracy rwnie noc. Bruno pomaga mu, jak mg, ale poszed do domu,
gdy byli jeszcze na etapie klatki piersiowej, pozwalajc mistrzowi uko-
czy prac samemu. Athanase podwoi wic wysiki, by ukoczy rekon-
strukcj przed witem. Chcia mie pewno, e nastpnego ranka bdzie
mg wystawi swego olbrzyma na pokaz.
Stary uczony wiedzia, e pod koniec pracowa troch zbyt pospiesznie
i e ramiona przytwierdzone zostay w sposb do prowizoryczny, ale
wane byo to, e olbrzym przybra wreszcie przekonujcy, ostateczny
ksztat. Trwao caoci nie bya tu najbardziej istotna. Zawsze bdzie
mona wzmocni j pniej, dorzucajc tu czy tam kilka drewnianych
podprek.
Tak jak zaczyna podejrzewa, szkielet okaza si o wiele wyszy, ni
ocenia na pocztku. Mierzy dokadnie dwadziecia dwie stopy. Siga
sklepienia piwnicy. Ogromna czaszka przytwierdzona bya bezporednio
do krka umieszczonego u szczytu arkady. Ten niesamowity wzrost ozna-
cza, e jego olbrzym by jednym z najwikszych, jakie kiedykolwiek od-
kryto. A co najwaniejsze, by cay. Athanase, rzecz jasna, odczuwa z tego
powodu najwysz satysfakcj, jednak wci nie mg uwierzy, e to, co
ma przed oczyma, nie jest tylko zudzeniem.
Kim on by? W jakich czasach y? Czym si ywi? Jak wyznawa re-
ligi? Tyle pyta, na ktre nie byo jeszcze odpowiedzi. Lecz nie wtpi, e
wkrtce bdzie mg je znale. By moe bya to nawet ta wita Marta,
ktrej tak uporczywie domaga si ojciec Amadeusz.
W kadym razie najwyszy czas powiadomi legata, by czym prdzej
przyby i podziwia olbrzyma.

Nieprzytomnemu Zenonowi przyni si okropny koszmar. Wizje


straszliwych smokw i przeraajcych potworw przeplatay si w jego
rozgorczkowanym umyle, krelc dziwne zielonawe arabeski. Spiralne

248
stwory wznosiy si na mrocznym, zasonitym gstymi, ciemnymi chmu-
rami niebie. Stwory prboway dotrze choby do kawaka bkitu, kapic
ogromnymi paszczami i drapic niebo pazurami. I zobaczy tam samego
siebie, prbujcego uciec przed tymi straszliwymi kami: pyn pod prd
po wzburzonym niebie, skrpowany przez przemoczone w niewidzialnym
deszczu ubranie, z wielkim trudem wznoszc si w kierunku jednego z
przewitw wydartych ciemnociom przez ktrego potwora.
Gdy de Mongaillac odzyska przytomno, by zlany potem i gorcz-
kowa. Nie wiedzia, gdzie si znajduje, a jego oczy dugo przyzwyczajay
si do pmroku, ktry go otacza. Kiedy wzrok Zenona przywyk do braku
wiata, a on sam wydoby si z koszmaru, tak jak wydostaje si z wciga-
jcego czowieka bagna, spostrzeg, e znajduje si w przestronnej grocie
owietlonej pochodniami.
Nieznana do delikatnie musna mu czoo. Odwrci lekko gow i
zobaczy pochylon nad nim Agnes.
- Prosz nic nie mwi - szepna mu do ucha, opatrujc jego rany.
Zenon sprbowa si podnie, ale bez powodzenia.
- Mj Boe, jaki okropny koszmar...
- Zrani si pan w gow.
Zamkn na powrt oczy i pozwoli, by palce modej kobiety ukoiy bl.
Stopniowo zaczo go ogarnia dziwne poczucie bogoci. Uleg temu
uczuciu i podda si delikatnym municiom, ktre stopniowo, zdawa
sobie z tego spraw, zamieniay si w pieszczot.
- Niech si pan nie martwi - szeptaa - jest pan u mnie... Zenon otwo-
rzy oczy, by dokadniej przyjrze si jaskini.
- Mieszka tu pani?
- Daleko od ludzi i ich zoliwoci.
Zenon przyglda si dziewczynie. W agodnym blasku pochodni jej twarz
bya jeszcze pikniejsza. Cie gadzi jej policzek, obrysowujc delikatnie

249
brzeg ust, i spywa po brodzie, by rozmy si na szyi. Widzia wyranie
odblask pomieni na wydatnych wargach Agnes.
Powoli, niemal niezauwaenie, pochylia si do przodu. Zenon poczu,
e traci zmysy. Od zapachu jej skry zakrcio mu si w gowie. Tak jak
fala, ktra cofajc si, zostawia czasem na piasku cudown muszl, tak
teraz ciemnoci ustpiy miejsca wiatu, by odsoni jej oczy. Patrzya na
niego z nieskoczon agodnoci.
- Poza ojcem Amadeuszem, jest pan pierwszym mczyzn, ktry tutaj
wszed - powiedziaa, chtnie zapominajc o najciu Gilberta.
- Dlaczego nie mieszka pani w wiosce? - zapyta Zenon, by co powie-
dzie.
- Ju mwiam. Boj si ich zoliwoci.
- Ale przy tej grasujcej... bestii wicej powodw do strachu ma pani
chyba tutaj.
- Ta bestia, jak pan mwi, to tylko wilk.
- Ale mieszkacy wioski s nim przeraeni.
- Mieszkacy wioski wierz w to, w co maj ochot wierzy. Patrz na
wiat oczami penymi strachu i nienawici.
Zenon zdoa podnie si na okciu.
- Wierz, e jest pani czarownic.
- Wiem. A pan w to nie wierzy?
- Nie.
Przez kilka sekund, ktre zdaway si trwa ca wieczno, nie zamie-
nili ani sowa. Zenon zorientowa si, e dziewczyna wci czule dotyka
jego gowy. Sytuacja wprawiaa go w zakopotanie. Podnis si.
- Musz mie piekielnego guza!
- Spad pan z wysoka.
Przypomnia sobie w kocu przyczyn swego upadku i poczu si nagle
straszliwie zmieszany.

250
- Powinienem... powinienem ju i.
- Nie jest pan jeszcze zdrw.
- Ja... musz zaatwi par spraw...
- Ten szkielet nie daje panu y.
- Wrcz przeciwnie. Sta si dla mnie powodem do ycia. Dlaczego,
kiedy ostatnim razem si widzielimy, mwia pani o... oddechu smoka?
Teraz Agnes wstaa.
- Kiedy Diabe ukazuje si pord ludzi, przybiera rne ksztaty... gry-
fa, koza, ropuchy albo... smoka. Kade dziecko o tym wie...
- Ale smoki nie istniej.
- Jednak ich cuchncy oddech jest jak najbardziej prawdziwy.
Umiechnli si do siebie. Agnes odprowadzia go do wyjcia z groty.
By ju wczesny ranek.
- Ale... jak dugo byem nieprzytomny? - zaniepokoi si Zenon, zasa-
niajc oczy przed wiatem.
- Prawie cay dzie.
Zenon przypomnia sobie, e tego ranka Athanase mia przedstawi sw
rekonstrukcj szkieletu. Spieszno mu byo to zobaczy. Jeli nie chcia si
spni, nie mia chwili do stracenia.
- Koniecznie musz ju i.
- Nie yjesz peni ycia. Przechodzisz obok niego - usysza sowa
Agnes.
To przejcie na ty sprawio, e poczu ciepo rozlewajce si w swoim
wntrzu. Zenon spojrza na dziewczyn ostatni raz, pogadzi czule jej po-
liczek i wzi j za rk.
- Wrc - powiedzia.
I nim odszed, pooy jej co na doni. Agnes staa tam, poruszona ge-
stem uczonego. W zamknitej doni wyczua spiralny ksztat muszelki.

251
Kiedy Zenon de Mongaillac zjawi si wreszcie w podziemiach Kr-
lewskiego Kolegium, kardyna Donatelli, biskup Van Melsen, prokurator
Henri de Coursanges, Bruno i Athanase Lavorel stali przed ogromn zaso-
n przesaniajc poow piwnicy.
- Czekamy tylko na pana - wykrzykn legat, widzc, jak wbiega zdy-
szany.
Doszedszy do wniosku, e adne szataskie stworzenie istnie nie mo-
e, Donatelli z niecierpliwoci czeka, a zobaczy olbrzyma. Liczy, e
wtpliwoci, niewielkie, lecz wci cakiem realne, ktre z powodu odna-
lezionej w Lansec pyty cigle tkwiy w jego umyle, w kocu zostan
rozwiane.
- I prosz nam wierzy, e wolelibymy, by to oczekiwanie trwao kr-
cej - podkreli prokurator z wyrzutem. Wszyscy z niecierpliwoci cze-
kamy na moliwo ujrzenia tego synnego olbrzyma.
Zenon przeprosi, kaniajc si z uszanowaniem, i doczy do oczeku-
jcych przed zason. Stwierdziwszy, e wszyscy s obecni i w skupieniu
czekaj na to, co nastpi, Athanase zbliy si, by chwyci rg tkaniny.
- Panowie - rozpocz z dum - czuj si w obowizku, by was ostrzec:
rzecz jest zaskakujca.
Jednym gestem rozsun zason, odsaniajc ogromny szkielet.
W pierwszej chwili widzowie wpadli w osupienie. Przed ich oczami
wznosia si sylwetka przeraajcego potwora. Dwie masywne nogi pod-
trzymyway nieksztatn miednic, z ktrej wyrasta wykrzywiony krgo-
sup. O ile klatka piersiowa wydawaa si mniej wicej odpowiada wy-
obraeniom, jakie mona o niej mie, o tyle ramiona byy zupenie niepro-
porcjonalne. Krlujca nad caoci kolosalna czaszka przedstawiaa nie-
skoczenie szkaradny widok. Wydatne szczki pene byy zbw wywou-
jcych dreszcz przeraenia, w miejscu nosa ziaa czarna dziura, a dwa puste

252
oczodoy, dwie puste orbity, nadaway stworzeniu straszliwie nieludzki
wygld.
Szkielet ksztatem przypomina nieco kociec czowieka ogromnych
rozmiarw, ale ten olbrzym musia mie zatrwaajc powierzchowno.
- No i? - zapyta Athanase rwnie podekscytowany, co spragniony, by
jak najszybciej usysze opinie wiadkw. - Co o nim powiecie? Robi
wraenie, nieprawda?
- Rze... rzeczywicie - wyjka Donatelli.
- Najwikszy Homo gigas, jakiego kiedykolwiek zrekonstruowano!
Dwadziecia dwie stopy wysokoci!
Zenon wymieni szybkie spojrzenie z urzdnikiem. Van Melsen milcza,
oczekujc na werdykt kardynaa. Donatelli daremnie si wysila - i tak nie
by w stanie podzieli euforii starego naukowca. Ostronie zbliy si do
szkieletu.
- To jest... to niemoliwe.
- Co? - zaniepokoi si Athanase, odwracajc si w stron olbrzyma.
- Nie, nie. Bardzo mi przykro... To... to potworne stworzenie nie moe
by witym.
Uczony zmieni si na twarzy.
- Ale... jak to? To przecie olbrzym, nieprawda?
- Nie wiem...
Athanase odwrci si do Zenona, szukajc wsparcia.
- Zenonie! No powiedz mu!
Ale stojcy nieco na uboczu Zenon odkry wanie przykryte pacht ja-
kie pitnacie krgw, o ktrych najwidoczniej z rozmysem zapomniano.
- A to? Czy nie jest to przypadkiem ogon paskiego olbrzyma?
Athanase, kompletnie zaskoczony, patrzy to na Zenona, to na pozosta-
ych.
- Przykro mi - powiedzia Donatelli.

253
- Ale...
Starzec w akcie desperacji zwrci si do swego asystenta.
- Bruno! Dlaczego nie powiedziae mi, e zostay jakie krgi?
- Ja? - zaprotestowa chopak.
- Oczywicie! Mj olbrzym jest okaleczony!
Bruno by poraony podoci oskarenia. Jednak nikt nie da si na-
bra. Wszyscy stali zakopotani postaw uczonego.
Donatelli, Van Melsen i Henri de Coursanges wyszli po cichu, podczas
gdy Athanase obrzuca swego asystenta obelgami.
Zenon sta tam nadal ze spuszczonym wzrokiem. Nie chcia oglda
swego dawnego mistrza w takiej sytuacji. A jednak nie mg nie pokaza
odoonych na bok krgw. Athanase, wcieky, podszed blisko i spojrza
mu w oczy.
- Ty... zdradzie mnie. Jeszcze nigdy nie zostaem tak upokorzony!
- Bardzo mi przykro. Ale c innego mogem zrobi?
- Broni opinii twojego mistrza!
- To pan uczy mnie, bym sucha tylko jednego mistrza: prawdy.
- Nie obwieszczaj tak szybko swojego zwycistwa, Zenonie. Nie po-
trzebuj Kocioa, by mie racj. Uczeni podobni do mnie bd potrafili
rozpozna olbrzyma, gdy go im poka! A co do tego imbecyla kardyna-
a... Chce witego? Bdzie mia witego! Trzy poprawki w tej przekltej
rekonstrukcji i szkielet bdzie wyglda jak Jezus Chrystus we wasnej oso-
bie! Ale ty nie wa si do niego zblia!
C Zenon mg na to odpowiedzie? Rzuci Brunonowi pene sympatii
spojrzenie i wyszed.
ROZDZIA 15

Tego samego popoudnia Amadeusz zajty by wanie nawlekaniem


igy potrzebnej do zaatania zniszczonej wenianej sutanny, gdy kto zapu-
ka do drzwi. Wiedzia, e tego dnia badania autentycznoci relikwii miay
wej w decydujc faz i z niecierpliwoci czeka na wysannika z kurii
biskupiej, ktry powiadomi go o rozwoju wypadkw. Wdzia wic na
grzbiet atan wanie sutann i poszed otworzy.
W drzwiach sta kardyna Donatelli.
- Eminencjo? Nie spodziewaem si, e... To olbrzymi zaszczyt...
- Chc z wami porozmawia - powiedzia legat, wchodzc na plebani.
Ksidz przyj go z typow dla siebie przesadn pobonoci. Donatelli
odnis wraenie, e proboszcz bierze go za Jego witobliwo we wa-
snej osobie. Ksidz zaproponowa mu nawet posiek - na co legat natych-
miast przysta - i poda mu wymienite lokalne winko, ktre kardyna za-
czyna ceni.
Jeli Donatelli przyszed zobaczy si z ojcem Amadeuszem, to dlatego,
e chcia wreszcie porozmawia z kim uczciwym. Mia zamiar opowie-
dzie mu o wszystkim. Ale suchajc, jak ksidz wyjania mu powody, dla

255
ktrych tak bardzo zaleao mu na posiadaniu tych relikwii, zrozumia to,
co Van Melsen, jakkolwiek antypatyczny, od dawna prbowa mu powie-
dzie: nie zawsze trzeba mwi ca prawd. Byo to by moe pewne
uproszczenie, ale nie byo to gupie. Donatelli zdawa sobie spraw, e
wspominanie Amadeuszowi o caej tej historii z wymarym zwierzciem
byoby bdem. A jednak nie mg si zdoby na opowiadanie mu jakich
bzdur.
- Rekonstrukcja Athanase'a Lavorela nie bya zbyt przekonujca - wy-
tumaczy mu wic, gdy skoczyli kolacj.
Amadeusz zadowoli si kiwniciem gow. Po zachowaniu swego
rozmwcy domyli si, e nie powinien si spodziewa dobrych wiado-
moci.
- Jedyne, czego moemy by pewni w kwestii tego szkieletu, to to, e
nie naley on do witej Marty. Jej relikwie znajduj si w Tarascon.
Proboszcz patrzy na niego przez chwil, po czym spuci wzrok.
- Tak te mi si zdawao...
A to szelma! - pomyla legat, obserwujc go. - Wiedzia o tym od sa-
mego pocztku!
- Wolaem o tym nie wspomina - wyzna Amadeusz. - Moi parafianie
tak bardzo potrzebowali w to wierzy.
- Problem w tym, e Van Melsen rozpocz poszukiwania innego wi-
tego, ktry mgby j zastpi, ale...
- Ale adna inna wana osobisto nie przebywaa w tych okolicach. O
tym take wiem...
Milcza przez chwil, po czym doda:
- Lansec to maa wioska zagubiona wrd wzgrz. Jaki wity mgby
si ni zainteresowa?
Donatelli nie odpowiedzia. Myla o rekonstrukcji Athanase'a. Czy
uczony bdzie mg poprawi j tak, by szkielet bardziej przypomina ol-
brzyma? Bo jeeli nie, to zmuszony bdzie spojrze inaczej na t kamienn

256
pyt... Nie, tak z pewnoci by nie moe. Trzeba koniecznie znale
witego, ktry bdzie tu pasowa...

Po wyjciu kardynaa Amadeusz zabra si znowu do cerowania sutan-


ny, rozmylajc o tym, e szansa na szybkie doczekanie si identyfikacji
relikwii jest niewielka. Ponownie przeszkodzio mu pukanie do drzwi.
Odoy ig z nici i wyrzekajc pod nosem, podnis si, by otworzy.
- Agnes! Co robisz w wiosce o tak pnej porze?
Dziewczyna zazwyczaj przychodzia do Lansec wczesnym rankiem lub
pnym wieczorem, aby unika spotka z wieniakami. Ale odkd w oko-
licy grasowa wilk, rzadko skadaa proboszczowi wizyt po zachodzie
soca. Amadeusz zaprosi j do rodka.
- Usid... Chyba oszalaa, e wychodzisz w rodku nocy, kiedy grasu-
je tu ten wilk!
- Ten wilk nic mi nie zrobi. Wystarczy wiedzie, jakie ma zwyczaje.
- Przecie zabi tego biednego Octave'a.
- Wiem... Pomog ci go schwyta. Zastawiam ju sida. Za kilka dni
bdzie zapany.
Amadeusz patrzy na ni zaskoczony.
- Ta troska o blinich jest do ciebie zupenie niepodobna...
Poniewa Agnes siedziaa ze spuszczonymi oczami, proboszcz domyli
si, e co j martwi. Podszed do niej, zastanawiajc si, gdzie te mg
podzia ig.
- Co si stao? - zapyta.
Agnes milczaa przez chwil, po czym rzeka:
- Dzisiejszego wieczoru pierwszy raz w yciu poczuam si samotna...
Nie pytaj mnie dlaczego, sama tego nie wiem...
- To chyba jaki cud - odpowiedzia na to Amadeusz, siadajc.
- Spotkaam tego uczonego... Wiesz, tego Zenona.

257
- Aj! - Proboszcz podskoczy, wyjmujc ig ze swego zadka. - Zenona
de Mongaillaca? Aha, ot i sprawca tego cudu!
- Nikt wczeniej tak ze mn nie rozmawia... Poza tob oczywicie...
On nie jest taki jak pozostali. Kiedy by ze mn w jaskini, patrzy na mnie
w taki sposb...
- W jaskini? - obruszy si Amadeusz, unoszc brew.
- Nie martw si, mia przykry wypadek, a ja po prostu opatrzyam mu
rany... Ale moesz mi wierzy, w jego oczach bya sama uprzejmo. Ani
ladu zoliwoci.
Amadeusz, cho udawa zdziwienie, by bardzo wzruszony t nag
zmian. Jego Agnes stawaa si wreszcie prawdziw mod kobiet, o
czym zawsze marzy.
- Prdzej czy pniej Bg przychodzi do kadego z nas. Dzisiaj ofia-
rowa ci cenny dar.
- Mog tu zosta na noc?
Ojciec Amadeusz odpowiedzia umiechem.

Bruno by wzburzony. Sposb, w jaki Athanase Lavorel oskary go o


ukrycie krgw, napawa go wstrtem. Czu si zdradzony przez tego, kt-
remu powici cay swj czas.
Ale byo co jeszcze gorszego: mia teraz prawdziwe wtpliwoci co do
natury szkieletu. Nie tylko zaufanie do samego mistrza zostao zachwiane,
lecz take zaufanie do jego idei. Reakcja wszystkich wiadkw potwierdzi-
a przypuszczenie, ktre wlizno si do jego umysu. By moe ten szkie-
let nie nalea do olbrzyma.
- Ci duchowni to ignoranci! - mamrota do siebie Athanase, przyglda-
jc si swojemu niezwykemu tworowi. Jakby osobnik takich rozmiarw
musia odpowiada wszelkim estetycznym kanonom! Pewnie, e typ jest
osobliwie niezgrabny. Ale kto by nie by, majc dwadziecia stp wzrostu?
- Ale... te krgi? - odway si zapyta Bruno ze wci spuszczonymi
oczyma.
- Jak rnic robioby pi krgw wicej czy mniej?
Odoyem je na bok, eby mj olbrzym zmieci si pod tym sklepieniem!

258
Gdyby liczy kilka stp wicej, musiaby by pochylony. A ci wybitni spe-
cjalici nie omieszkaliby wtedy zauway, e by kaleki albo garbaty!
- Nie zostao pi krgw, tylko dobre pitnacie.
Athanase odwrci si wreszcie do swego asystenta. Byo jasne, e nie
przekona go swymi wyjanieniami.
- Pi, dziesi czy pitnacie... Do czego zmierzasz?
Brunona krpowaa konieczno otwartego przeciwstawienia si mi-
strzowi. Ale zniewaga, jakiej dozna od Athanase'a, usuna ostatnie skru-
puy.
- Myl, e odoylicie je na bok, poniewa nie pasuj do szkieletu ol-
brzyma.
- Ach! Wielmony pan nawet studiw jeszcze nie skoczy, ale wiel-
mony pan uwaa, e moe si sprzeciwia swojemu mistrzowi?
- Nie... nie to chciaem powiedzie...
- Nie, oczywicie... Ale mylisz, e ostatecznie to ten Zenon de Monga-
illac, taki zdolny, moe mie racj. A ten stary doktor Lavorel jest ju, by
moe, zniedoniay i nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi lub mwi...
Posuchaj mnie uwanie. Ju od p wieku badam szkielety olbrzymw. I
od p wieku tacy rzekomi geniusze jak Zenon daremnie prbuj mi udo-
wodni, e nie mam racji. I skoro mwi ci, e to szkielet olbrzyma, to
znaczy, e jest to szkielet olbrzyma!
Bruno znw spuci oczy. Nie potrafi stawi czoa zoci swego mi-
strza. A jednak wci nie by przekonany. Athanase uspokoi si. Zrozu-
mia, e jego oskarenie zranio asystenta, i domyli si, e wanie to byo
rdem wtpliwoci modzieca. Zmieni ton.
- Jeli chodzi o to, co powiedziaem przed chwil przy wszystkich... to
przepraszam. Ponioso mnie. Rozumiesz, sucha, jak mwi mi, e to nie
jest szkielet olbrzyma, oni, ktrzy nie potrafiliby nawet odrni koci
udowej od piszczeli... To byo silniejsze ode mnie. Uwierz mi, tych kilka kr-
gw nie czyni adnej rnicy. Jeli zrzuciem odpowiedzialno na ciebie, to

259
po to, eby unikn koniecznoci tumaczenia im... Wiesz przecie, e
niczego by nie zrozumieli.
Athanase serdecznie poklepa asystenta po plecach. By przekonany, e
chopiec potrzebowa po prostu wyjanienia. I e to wyjanienie wystarczy,
by ich pogodzi, by na nowo zawiza wze czcego ich porozumienia i
wzajemnego zaufania.
- Dobrze. Teraz, kiedy ju wyjanilimy t spraw, musimy czym pr-
dzej zabra si za ten szkielet. Ten kardyna chce witego przypominaj-
cego posg Michaa Anioa! No to bdzie go mia. Dwie czy trzy poprawki
i nasz szkielet bdzie pikniejszy ni Dawid!
I odwrci si do Brunona, by doda z porozumiewawczym umiechem:
- Nawet jeli bdzie mia troch przydug szyj.

Siedzc przy tym samym co zwykle stole, Zenon de Mongaillac i Rene


Grouchot koczyli swj dzban wina. Daremnie szarlatan stara si udawa,
e jest w wymienitym humorze, jego przygnbienie byo a nadto wi-
doczne. Spdzi calutki dzie na prbowaniu rnych dawek qahoua, lecz
nie uzyska zadowalajcych rezultatw.
- Nic z tego nie rozumiem - ali si. - Cokolwiek robi, i tak wychodzi
z tego mieszanka, ktrej nie da si pi!
- Moe sprzedano ci jakie ziarna zej jakoci? Albo s za sabo lub za
mocno wypraone? W twych dowiadczeniach jest za duo zmiennych. To
tak jak ze szkieletem. Jedna ko za duo albo za mao, inna le umiejsco-
wiona i Athanase'owi wychodzi jaki nieksztatny stwr!
- Czy prbujesz mi powiedzie, e mj napj jest potworny?
- W kadym razie nie jest on zbyt smaczny. Sam to powiedziae.
- To tylko kwestia czasu. Przy ktrej kolejnej prbie niechybnie do
czego dojd. Wiedz, e jestem bardziej uparty ni moja mulica!

260
- T cech mamy wspln.
Zenon odzyska pewno siebie. Pokaz olbrzyma zakoczy si kom-
pletn porak, wic Zenon czu, e znw wraca do gry. Rekonstrukcja nie
pozwolia dokona ostatecznej identyfikacji szkieletu, duo do tego bra-
kowao. Lecz cho byo pewne, e Donatelli by teraz o wiele mniej prze-
konany do hipotezy olbrzyma, nic nie wskazywao, e przyjmie teori nie-
znanego zwierzcia.
Ale dla Zenona najwaniejsze byo to, e w kocu uzyska cakowit
pewno, i ma racj. Gdy tylko spojrza na rekonstrukcj Athanase'a, na-
tychmiast zrozumia, e jego wasna hipoteza jest t waciw. Wtpliwo-
ci si rozwiay. Pozostawao mu tylko wzi si na nowo do bada i odna-
le dowd na potwierdzenie swoich twierdze.
Dugo rozwaa t kwesti. By pewien jednego: szkielet nalea do
zwierzcia, ktre yo przed potopem. Mg to wykaza. Problem lea
jednak w tym, e trzeba byo zrezygnowa z hipotezy mwicej o wymar-
ym gatunku. Staa ona w zbyt duej sprzecznoci z dogmatami Kocioa, a
Zenon nie czu si na siach, by je podwaa. Jednak nawet jeli nie mia
do czynienia z gatunkiem wymarym, musia przyzna, e gatunek ten by
nieznany. Co nie uatwiao jego identyfikacji.
Gdyby tylko Athanase nie by do niego tak wrogo nastawiony, mgby,
by moe, znale jak wskazwk, badajc koci z bliska. Ale jego daw-
ny mistrz kategorycznie zakaza mu si zblia do szkieletu i Zenon nie
wiedzia, co zrobi, by Athanase zmieni zdanie.
- Utknem w lepej uliczce - narzeka. - Bez dostpu do szkieletu nie
mog zrobi absolutnie nic.
- Moe to panu pomoe - odezwa si z tyu znajomy gos.
Na stole wyldowaa ogromna teka papierw. Zenon i Rene podskoczy-
li i podnieli gowy. Za nimi sta Bruno.
- Pomylaem, e skoro nie ma pan szkieletu, przydadz si szkice.

261
Zenon przyglda si teczce. Byo w niej mnstwo kartek pokrytych ry-
sunkami przedstawiajcymi koci.
- Szkice? Brunonie, Bg mi ci zesa!
- Bg nie ma z tym nic wsplnego.
Asystent Athanase'a usiad z nimi i otworzy teczk.
- Czy Athanase o tym wie? - zaniepokoi si Zenon.
- Lepiej, eby nie wiedzia!
- Jak to?
- Prosz nie pyta. Nie wiem, ktry z was ma racj. Ale jeli nie bdzie
pan mg obroni swej hipotezy, nigdy si tego nie dowiem.
- No prosz, mwisz jak prawdziwy uczony! - podsumowa Zenon,
klepic go przyjacielsko po plecach.
- Miaem dobrego nauczyciela...
Umiechnli si do siebie. Nastpnie Zenon rzuci si na szkice i zacz
je rozkada na stole pod zaciekawionym spojrzeniem Rene.
- Niezbyt due to bydl - zauway szarlatan. - Mylaem, e ma dwa-
dziecia stp wzrostu?
- Dwadziecia dwie, jeli wierzy rekonstrukcji Athanase'a - poprawi
go Zenon.
- Te szkice zostay oczywicie sporzdzone w skali - czu si w obo-
wizku ucili Bruno.
Zenon nie zwraca ju na nich uwagi. Skupi si cakowicie na szkicach,
ktre uwanie sortowa i ukada. Dwaj pozostali obserwowali go w mil-
czeniu.
- Gdyby tylko to zwierz byo podobne do jakiego innego zwierzcia,
ktre mogoby posuy nam za wzr... Ale mj paryski asystent porwna
je ze wszystkimi duymi zwierztami: wielorybem, soniem, nosorocem,
niedwiedziem... Nie ma adnego podobiestwa... Jednak niektre czci
szkieletu co mi przypominaj, jestem tego pewny... Popatrzcie na miedni-
c.
Pokaza Brunonowi odpowiedni szkic.
- Ta ko kulszowa... Ju j gdzie widziaem... Ale gdzie?

262
- Jeli mog zauway - odpowiedzia modzieniec - przypomina mi
nieco... koci ptaka.
Zenon popatrzy jeszcze raz na rysunek.
- Ale tak. Masz racj...
- Z tym e nie bardzo wyobraam sobie ptaka tych rozmiarw i aden
ptak, o ile mi wiadomo, nie ma zbw.
- Zbaty kurczak mierzcy dwadziecia dwie stopy wzrostu? - cieszy
si Rene. - I mwie mi, e niby jaka jest moja qahoua?
Dwaj uczeni umiechnli si do niego. Faktycznie, hipoteza bya
mieszna.
- Jest te ta szczka - doda Zenon. - Jestem pewien, e widziaem ju
podobn...
Zrezygnowany pokrci gow. Za kadym razem, kiedy zdawao mu
si, e jest ju blisko celu, rozwizanie wymykao mu si z rk.

Pn noc w pmroku swego pokoju owietlonego jedynie blaskiem


wiecy Zenon cigle jeszcze studiowa szkice. Lecz daremnie odwraca
rysunki we wszystkie strony, cigle wraca do szczki. By pewny, e wi-
dzia ju u jakiego zwierzcia podobne uzbienie. Ale u jakiego? Zm-
czony, pooy si w kocu na ku.
Ten szkielet by zagadk urgajc rozsdkowi. Miednica i ko kul-
szowa ptaka, zby, ktrymi mona by rozszarpa wou, cao mierzca nie
mniej ni dwadziecia stp: taki potwr nie mg istnie. A jednak te koci
nie byy iluzj zmysw. Istniaa oczywicie moliwo, e to resztki wielu
rnych zwierzt. Ale zakadaoby si wtedy tyle zbiegw okolicznoci, e
Zenon uzna to za mao prawdopodobne. Gdyby byy tam na przykad trzy
koci udowe lub dwie miednice, kwestia zostaaby szybko rozwizana.
Lecz, jak zauway Athanase, z koci tych mona byo odtworzy tylko
jeden szkielet.
Ale jaki?

263
Zenon nie mg zasn i bdzi wzrokiem po suficie maego pokoju. W
pewnej chwili na popkanym gipsie jakby za spraw czarw pojawi si
zarys twarzy Agnes. I Zenon przypomnia sobie ksztatne uda, ktre wi-
dzia przy rdle, ujrza znw jej piersi byszczce w poudniowym socu,
jej biodra, ktre woay o dotyk doni z tak sam natarczywoci, z jak
jego tajemniczy szkielet woa o wyjanienie. Agnes bya pikna i pociga-
jca. Musia j koniecznie znw zobaczy. Agnes... To imi brzmiao jak
obietnica wsplnych rozkoszy i odwzajemnionej czuoci. Jutro znw pj-
dzie w gry.
Patrzc na drgajcy na suficie cie, Zenon rozpozna w nim czarujcy
ksztat ust Agnes. Zawadno nim nieodparte pragnienie, by je pocaowa.
Te usta, tak pene i sodkie, wiee niczym poranna rosa, te usta, ktre si
przemieszczaj... Przemieszczaj si? Zenon wytrzeszczy oczy. Usta lub
raczej cie ust, rzeczywicie przemieszcza si po suficie. Ksztat, nie
wikszy ni palec, porusza si chaotycznie. Zenon odruchowo ledzi to
co wzrokiem.
Bya to jaszczurka.
Zwyka jaszczurka, jakich wiele w tym regionie Langwedocji. Maa,
zielona, niegrona jaszczurka z dugim, pokrytym uskami ogonem, o krt-
kich, zwinnych apkach i szpiczastej gowie ze szczk, ktra...
Zenon zamar.
Szczka.
Po kilku chwilach osupienia podnis si pospiesznie i chwyci szkic
przedstawiajcy czaszk szkieletu. Drc rk otworzy nastpnie jeden z
opasych tomw Konrada Gesnera powiconych anatomii, zbliy wiec i
nerwowo przekartkowa strony. Na jednej z nich znajdowa si szkic jasz-
czurki. Na stronie przed nim: szkic jej szczki.
Zenon porwna dwie ilustracje. Zadra.
- To... to niemoliwe - wyjka przeraony.
CZ III
EXPIATIO
ROZDZIA 1

Watykan, 1655

Pierwsze promienie wschodzcego soca agodziy niebieskaw po-


wiat barwy freskw w Kaplicy Sykstyskiej. Silvio Rampallo, z szeroko
otwartymi oczyma, prbowa co powiedzie, ale nie by w stanie wydoby
z siebie adnego dwiku.
- Tak, jaszczurka - podkreli kardyna Donatelli, by mocniej wbi mu
to do gowy. - Dobrze zrozumiae.
Silvio Rampallo obudzi si z odrtwienia. Potrzsn gow, by upew-
ni si, e nie ni i e wszystko, co przed chwil usysza, nie byo tylko
wytworem jego wyobrani.
- Ale... to... to niemoliwe - wyjka w kocu. - Jaszczurka jest... jest
piccolo! Zupenie maa! Wrcz malusieka!
- Tak, piccolo. Ale nie ta, Silvio. Te koci byy o wiele wiksze ni
wszystko, co mgby sobie wyobrazi. Sama szczka bya tak wielka jak
krzeso, na ktrym siedzisz. A jej zby tak dugie jak palce twojej doni.
Silvio zamar w bezruchu na kilka chwil. Teraz, kiedy mg sobie wy-
obrazi to stworzenie, jego rozmiary wyday mu si jeszcze bardziej nie-
zwyke. Tak jakby do tej chwili ten szkielet by tylko abstrakcj. Podnis

267
lew do, by si jej przyjrze, i spuci wzrok, by oszacowa wymiary
krzesa. To wszystko przeczyo zdrowemu rozsdkowi.
- Santa Madonna... - szepn.
Donatelli przyglda si zdumionej twarzy swego spowiednika. To, e
zainteresowa go do tego stopnia, sprawio mu prawdziw satysfakcj.
- Tak, Silvio, odkrycie, ktrego dokona Zenon de Mongaillac, wprawi-
o go w takie samo osupienie jak ciebie...
Kardyna kamerling pokrci gow. Umberto min si z powoaniem
- pomyla. - Poeta, bajarz, gawdziarz, oto kim powinien zosta. Godno
papiea nie bya na miar jego zdolnoci.
- To wszystko jest niezwyke - odpar, wstajc - ale jeli chcesz, bym
wysucha dalszego cigu tej historii, bd musia wyj za potrzeb. Mj
pcherz zaraz eksploduje.
Co powiedziawszy, skierowa si w gb sali, gdzie znajdoway si la-
tryny.
Kiedy przechodzi obok picych kardynaw, przyglda mu si scho-
wany pod kocem kardyna dziekan Severino Massimo. W nocy obserwo-
wa z daleka dziwn par, jak tworzyli Donatelli i Silvio Rampallo, i od-
nosi przy tym niejasne i nieprzyjemne wraenie, e zosta odsunity od
czego bardzo wanego. Trzeba przyzna, e drgajcy blask wiecy, przy-
taczajcy fresk w tle i tajemnicza powiata ksiyca nadaway im wygld
zowrogich spiskowcw.
Wiele razy prbowa nadstawi ucha, lecz zaraz potem zmienia zdanie,
przypominajc sobie, e wcibstwo, nawet jeli nie zaliczono go do sied-
miu grzechw gwnych, pozostawao jednake paskudn przywar. A
poniewa przerywanie spowiedzi wydawao mu si rwnie niedopuszczal-
ne, wola trzyma si na uboczu.
Dlatego te, kiedy zobaczy odchodzcego Silvia, stary kardyna posta-
nowi wykorzysta nadarzajc si okazj. Stpajc cicho, by nie pobudzi

268
tych, ktrzy jeszcze spali, podszed do Donatellego, zatrzyma si kilka
krokw za nim i zaznaczy sw obecno, kaszlc ostentacyjnie w jedwab-
n chusteczk. Donatelli odwrci si do niego z umiechem.
- Severino! Ranny z ciebie ptaszek!
- Ja... hm... wybacz, e...
- Nie tumacz si. To ja przepraszam, e zakciem przebieg gosowa-
nia.
- e co? Ach, tak... oczywicie...
Kardyna dziekan uda, e bada jako swych smarkw w jedwabnej
chusteczce, i najwyraniej usatysfakcjonowany strzepn ni, jakby chcia
odpdzi bolesne wspomnienie.
- Zapomnijmy ju o tym. To, e chciae uly swemu sumieniu, jest
godne pochway. Cho, w rzeczy samej, moment nie by, jak by to powie-
dzie... najodpowiedniejszy. Ja... hm... zakadam, e dzi rano wszystko
wrci do normy...
Byo to bardziej pytanie ni stwierdzenie, ale Donatelli uda, e tego nie
zauway.
- Wszyscy pi? - zapyta.
Kardyna dziekan odwrci si w kierunku koca galerii, ktry peni
funkcj dormitorium, i umiechn si.
- Nie ufaj pozorom. Twoi przeciwnicy wykorzystaj to, by dyskretnie
przeliczy gosy, przegrupowa siy i zewrze szeregi. Obawiam si, e im
wicej czasu upywa, tym bardziej twoje szanse topniej.
- To, e kilka osb przejdzie do innego obozu w dniu gosowania, jest
zupenie naturalne, Severino. Zreszt to, e wybr gowy Kocioa, gosi-
ciela sowa Boego, zaley take od ludzkich saboci, jest najzupeniej
logiczne. W przeciwnym razie skd czerpaby legitymizacj dla swej wa-
dzy?
Severino Massimo przytakn, wykrzywiajc usta.
- Ludzkie saboci, tak...
Nie wiedzc, co jeszcze mgby doda, zrobi gest w kierunku drzwi
znajdujcych si na drugim kocu kaplicy.

26
- Zostawi ci ju. Musz si upewni, czy poranny posiek jest goto-
wy... Wyobra sobie, co by byo, gdyby zapomniano nam go przyrzdzi!
- W takim wypadku zamiast wyboru papiea miaby tu schizm - za-
artowa Donatelli.
Severino umiechn si do niego.
- Dobrze... stwierdzam z ulg, e znw jeste sob...
Po czym rzuci mu ostatnie przyjacielskie spojrzenie i oddali si powo-
li, znikajc w pmroku i ciszy. Kiedy doczy do pozostaych kardyna-
w, Donatelli unis brwi.
Znw jestem sob - pomyla rozbawiony. - Ciekawe dlaczego pomy-
la, e kiedykolwiek przestaem?
Kiedy Silvio Rampallo, wracajc z latryny, przechodzi obok posa
kardynaw, zauway, e wikszo z nich jeszcze pi, lecz niektrzy
przejawiali ju oznaki zapowiadajce trudne przebudzenie. Podnis wzrok
na wysokie okna. Za kilka godzin znw bd wybiera nastpc Innocen-
tego X. Donatelli ma niewiele czasu, by skoczy swe opowiadanie...
ROZDZIA 2

Zenon siedzia ze wzrokiem wbitym w szkice, zbyt zaskoczony, by mc


zebra myli. Kiedy wyrwa si z odrtwienia, podnis wzrok na przykle-
jon do sufitu ma jaszczurk i ogarno go uczucie przejmujcego prze-
raenia.
Ten szkielet, ten stos koci, ktre od tylu dni stara si zidentyfikowa,
te anonimowe szcztki, o ktre wid spr z Athanase'em, na ktrych temat
mia si wypowiedzie papieski legat, a w ktrych Amadeusz chcia wi-
dzie relikwie witego - czy ten szkielet mg rzeczywicie nalee do
olbrzymiej jaszczurki?
- To niemoliwe... - wyjka.
Przez nastpn godzin wci od nowa porwnywa dwa szkice. Ten
wykonany przez Gesnera by piknie narysowany, autorowi nie mona
byo zarzuci, e nie przyoy si do swojej pracy, ale czy szkic ten nie by
przypadkiem rwnie dziwaczny, jak par innych znajdujcych si w tym
dziele? Czy rzeczywicie odpowiada szczce jaszczurki? Czy Konrad
Gesner nie zadowoli si przekopiowaniem go od innego autora, nie zada-
jc sobie trudu, by go sprawdzi?
A Bruno? Czy nie mg si pomyli, rysujc t szczk? Jedna pomy-
ka, jedna chwila nieuwagi mogy doprowadzi do bdu w ocenie proporcji.

271
Ale Zenon wiedzia, e nic podobnego si nie wydarzyo. By pewny, e
Bruno odwali kawa dobrej roboty i e ten rysunek rzetelnie i prawdziwie
odwzorowywa rzeczywisto. Sam przecie trzyma t szczk w rkach.
Sam te zrobi jej szkic, ktry razem z innymi wysa do Parya. Jej wspo-
mnienie wci jeszcze byo wyrane w jego pamici. Nie, te szkice byy
wiarygodne.
Jednake czy ta szczka bya wystarczajcym dowodem? By moe ja-
kie inne zwierz mogo posiada podobne uzbienie... Cho mao praw-
dopodobne, nie byo to jednak niemoliwe. Ale jak uzyska pewno? Jak
sprawdzi, czy reszta koci te pasuje? Dzieo Konrada Gesnera nie mogo
w aden sposb pomc mu w tej kwestii, poniewa autor zadowoli si
przedstawieniem samej tylko szczki, a nie caego szkieletu.
- Jaszczurka - szepta Zenon, podnoszc si. Potrzebna mi jaszczur-
ka...
Pomys by prosty. By potwierdzi to, na co zdawaa si wskazywa
szczka, musia znale szkielet normalnej jaszczurki, aby porwna go ze
szkicami wykonanymi przez Brunona. Ale gdzie mg znale szkielet
jaszczurki w rodku nocy w gospodzie?
Zenon znw skierowa wzrok na sufit, gdzie drwi sobie z niego may
gad.
- Ty, moja liczna, jeszcze o tym nie wiesz, ale wanie szykujesz si,
by wzi udzia w najwikszym odkryciu tego stulecia!
Jednak zwierztko nie miao zamiaru da si zapa. Kiedy tylko Zenon
si zblia, jaszczurka uciekaa po cianie, by zatrzyma si w najbardziej
niedostpnym miejscu na suficie.
- Nie ruszaj si, ndzne stworzenie - zaklina j Zenon, stajc na sien-
niku.
Ale jaszczurka, uparcie sprzeciwiajc si odkryciu w sobie powoania
do zostania modelem, znw mu ucieka. Przez kilka minut Zenon ciga
j dookoa izby, a zdecydowa si zmieni strategi. Istniao przecie

272
prawdopodobiestwo, e jaszczurka zaszyje si w jakiej szczelinie i znik-
nie. Poczeka wic, a zwierztko znajdzie sobie odpowiednie miejsce, i
przeanalizowa zagadnienie racjonalnie. Jeli chcia podej do niej odpo-
wiednio blisko, by j schwyta, rzucanie si na ni, tak jak prbowa do tej
pory, zdecydowanie nie byo najlepsz taktyk. Trzeba byo podej do
niej po cichu, niczym zwinny drapieca, porusza si powoli, skrada przy
cianie, kry si w cieniu. A kiedy jaszczurka znajdzie si w jego zasigu,
skoczy na ni, nie dajc jej adnej szansy ucieczki.
Problem w tym, e plan ten nie mg zosta wprowadzony w ycie, do-
pki jaszczurka tkwia uparcie przyklejona do sufitu. Zenon sprbowa
wic najpierw przegoni j stamtd, machajc rkami. Ale zwierztko nie
przejawiao najmniejszej ochoty do przemieszczenia si i siedziao wy-
czerpane w swym kcie, obserwujc ywymi oczkami niezdarnego owc.
Zenon postanowi wic wspi si na odpowiedni wysoko za pomoc
krzesa ustawionego na sienniku.
Jednake wykonanie tego delikatnego manewru, w dodatku kocimi ru-
chami, zgodnymi z wczeniej opracowan strategi, okazao si niezwykle
trudne. Opierajc si o cian, Zenon wdrapa si na krzeso, ktre koysao
si niebezpiecznie.
- Widzisz, do czego mnie zmuszasz! - ali si uczony, obrzucajc ma-
ego gada penym potpienia spojrzeniem.
Konstrukcja bya niestabilna i zachwiaa si nagle z gonym trzaskiem.
Zenon zaklinowa si midzy cian a siennikiem.
Haas dochodzcy z otwartego okna pokoju uczonego zaalarmowa
picego w swym wozie Grouchota. Rene przekonany, e przyjaciel zosta
napadnity przez jakiego bandyt, pospieszy mu z pomoc i znalaz go w
tej dosy niewygodnej pozycji.
- Co ty wyprawiasz? - zapyta, pomagajc mu si podnie.

273
- Prbowaem zapa t przeklt jaszczurk - odpowiedzia Zenon,
pokazujc mu gada, ktry nawet nie ruszy si z miejsca.
- Nie masz nic lepszego do roboty w rodku nocy?
Zenon wola nie odpowiada.
- Wiesz, jaszczurki s niegrone. Ale jeli chcesz, mog j zabi - za-
proponowa Rene, chwyciwszy za swj trzewik.
- Nie! Nie! - zatrzyma go Zenon. - Potrzebuj jej caej. Rene popatrzy
na przyjaciela z niepokojem.
- Do czego?
- Musz... musz j ugotowa.
- Wiem doskonale, e tutejsze jedzenie do najsmaczniejszych nie nale-
y, ale bez przesady!
- Nie chc jej zje. Chc j zbada.
- I musisz j w tym celu ugotowa? - zapyta Rene coraz bardziej zatro-
skany.
- Chc zbada budow jej szkieletu... A do tego trzeba najpierw ugoto-
wa jaszczurk. W ten sposb ciao atwiej odejdzie od koci.
Rene skrzywi si z odraz i popatrzy na jaszczurk skurczon w swo-
im kcie. Biedactwo. Jeli Zenon nie mia zamiaru jej wczeniej zabi,
oznaczao to ugotowanie ywcem. Operacja zapowiadaa si wic na mao
przyjemn.
Tak czy inaczej, pomg przyjacielowi schwyta gadzin. Podczas gdy
stojcy na krzele Zenon straszy jaszczurk, klaszczc w donie, Rene,
wyposaony w sj, czeka, by skoczy na zwierztko. Te groteskowe za-
biegi trway dobry kwadrans, nim w kocu udao si wywabi jaszczurk z
okupowanego przez ni kta. Nieco oszoomiona, rzucia si w kierunku
przeciwlegego rogu izby, ale ta prba ucieczki zostaa przerwana przez
przezroczyste cianki soika. Zenon wyda okrzyk tryumfu: jaszczurka
zostaa schwytana.
Dwaj wsplnicy wyliznli si z pokoju i udali si do wozu szarlatana.

274
Kiedy Rene zajmowa si rozpalaniem ognia, Zenon chwyci garnek i
napeni go wod. Po kilku minutach woda wrzaa. Zenon otworzy soik,
chwyci jaszczurk w dwa palce i woy j do garnka. Zwierztko ledwie
drgno. Dwie konwulsje i byo po wszystkim. Wystarczyo tylko zacze-
ka, a bdzie ugotowana.

W tym samym czasie Agnes spaa gboko na plebanii ojca Amadeusza.


Nim si pooya, udaa si z krtk wizyt do Aldegondy, sprawdzi, czy
ta czego nie potrzebuje. Staruszka odpowiedziaa jej, e czuje si dobrze i
e dziewczyna moe spokojnie pj spa. Agnes zaaplikowaa jej wic
zika, yczya dobrej nocy i posza z powrotem na plebani.
Zasna z lekkim sercem: pierwszy raz w yciu czua si szczliw ko-
biet.
Zawsze sdzia, e mio jest uczuciem, ktre jej nie grozi. Ale tamte-
go wieczoru oczywista prawda ukazaa si jej w penym wietle: kocha
Zenona. Przypomniaa sobie jego spokojn twarz, kiedy lea nieprzytom-
ny w jej jaskini. Ju wtedy wyda si jej pikny. Wspominaa chwil, kiedy
przygldaa si jego doniom, smukym i delikatnym niczym donie dziew-
czcia. I przyapaa si na tym, e wyobraa sobie, jak donie te obdarzaj
j pieszczotami. Rzecz jasna nie omielia si mu tego wyzna, ale skorzy-
staa z okazji i gdy by nieprzytomny, zoya na jego ustach delikatny
pocaunek. Tylko po to, by sprawdzi, jakie to uczucie. Rozmylajc o
tym, ciskaa w doni muszelk, ktr Zenon jej zostawi. I oddawaa si
swym fantazjom z przyjemnoci, ktra wprawiaa w drenie cale jej jeste-
stwo.
Oczywicie marzya wanie o nim. Wyobraaa sobie, e przychodzi
do jej jaskini, e bierze j w ramiona i obsypuje gorcymi pocaunkami i
niewysowionymi pieszczotami, szepczc jej do ucha sowa pene czuoci
i namitnoci.

275
I unosi j na swym biaym rumaku w stron odlegych, tajemniczych
krain, gdzie gipsowe oboki pacz deszczem tysicy muszelek...

Zenon zakoczy wreszcie krojenie jaszczurki. Operacja bya duga i


skomplikowana: trzeba byo uwaa, by nie uszkodzi kruchego szkieleci-
ku. Odsun delikatnie skr i minie, w miar moliwoci zostawiajc
wok kosteczek tylko to, co je spajao. Jednak w wikszoci wypadkw
zmuszony by przecina stawy, by oczyci je z resztek okalajcych je
mini. Nastpnie z najwysz starannoci uoy wszystkie koci na de-
sce, bardzo dbajc o to, by nie zmieni ich wzajemnego pooenia, tak aby
pniej nie musia si mczy nad t amigwk.
Przez jaki czas Rene Grouchot asystowa przy sekcji jaszczurczych
zwok, a zda sobie spraw, e nudzi go to potwornie. Dla zabicia czasu
oprni wic butelk wina i pooy si spa, przeklinajc kaprysy tych
wszystkich nawiedzonych naukowcw, z ktrych jeden jest bardziej szur-
nity od drugiego.
Ukoczywszy prac, Zenon wrci do swego pokoju i zacz porwny-
wa oczyszczony szkielet ze szkicami, ktre przynis mu Bruno. By ju
nieco spokojniejszy i przeprowadza to badanie bardzo sumiennie. Liczya
si precyzja. Nie mg zadowoli si zwyk obserwacj. Cae ycie po-
wtarza przecie swym uczniom, e weryfikacja hipotezy jest naj-
waniejsz faz pracy uczonego. To wanie tu tkwio rdo wszystkich
pomyek.
Praca ta zaja mu ca noc. Kiedy skoczy, zaczynao ju wita. Na
chwil zamkn oczy. By wyczerpany. Lecz teraz mia ju pewno.
Poza szczk rwnie wikszo pozostaych koci odpowiadaa tym ze
szkicw. Znalazo si oczywicie kilka drobnych rnic midzy szkieleci-
kiem a rysunkami. Ale istniao przecie tyle rnych gatunkw jaszczurek,

276
e nie byo w tym nic dziwnego. Najwaniejsze, e podobiestwa byy
wiksze ni rnice. Oglny wygld czonkw i czaszki by grosso modo
taki sam jak wygld szkieletu odnalezionego w Lansec. Krgi, ktre Atha-
nase odoy na bok, to faktycznie by ogon. Ale nie ogon olbrzyma, tylko
jaszczurki mierzcej dwadziecia stp dugoci!
Zenon natychmiast zrozumia, dlaczego Nicolas Stenon niczego nie
znalaz, porwnujc szkice, ktre sam mu wysa, z tymi z paryskiej biblio-
teki. Kt mgby przypuszcza, e naleao porwna je z rysunkami
przedstawiajcymi tak malekie stworzenie?
Jak to moliwe, e istniao na ziemi takie zwierz? Zenon nie mg so-
bie tego wyobrazi. Czy by to pojedynczy egzemplarz, jedyny okaz?
Trudno powiedzie. Ale yo przed potopem. Przynajmniej tego jednego
by pewien. I jak si nad tym dobrze zastanowi, fakt, e znikno z tych
terenw, mia same dobre strony. Bo jaszczurka takich rozmiarw musiaa
by przeraajcym stworzeniem, straszliwym potworem. Jeli jaszczurki
normalnej wielkoci ywi si owadami, co padao upem takiego drapie-
cy? Na sam myl Zenon zadra z przeraenia. W porwnaniu z takim
monstrum wilk grasujcy w okolicy wydawa si zwyk igraszk.
Przymocowujc kosteczki do deski za pomoc kleju z mieszaniny wody
i mki, Zenon dozna kolejnego olnienia. To przeraajce zwierz, ten
potwr wyrwany niewinnymi domi kilku wieniakw z tysicletniego
snu, ta duga na dwadziecia stp jaszczurka przypominaa mu inne stwo-
rzenie. Stworzenie drzemice w ludzkiej pamici od zarania dziejw, stwo-
rzenie nalece do najgorszych koszmarw ludzkoci, stworzenie, ktre
zrodzio si z odwiecznych lkw i w ktrym ludzie widzieli wcielenie...
diaba.
ROZDZIA 3

wit, ktry wstawa nad Lansec, zapowiada deszczowy dzie. Nad


wiosk rozpociera si caun niskich chmur i ochodzio si. Jednak nikt
nie narzeka - susza daa si ju porzdnie we znaki.
Amadeusz obudzi si jeszcze przed witaniem, jak zwykle. Przecho-
dzc przez plebani do kocioa, zatrzyma si na kilka chwil w izdebce
Agnes, by przyjrze si picej.
To prawdziwy cud! - pomyla. Kto mg przypuszcza, e spotkanie
z mczyzn wywoa w niej tak radykaln zmian? Ona, taka agresywna i
odpychajca w stosunku do innych, ona, ktra unikaa towarzystwa jak
zarazy, teraz pomaga staruszce Aldegondzie i troszczy si o bezpiecze-
stwo mieszkacw wioski. Zwrot o sto osiemdziesit stopni.
A jaka bya pikna! Pogrona w sodkim nie, otulona kodr, z t
swoj anielsk twarzyczk bdc lustrzanym odbiciem twarzy jej matki.
Amadeusz nie mia adnych wtpliwoci, e jej sny byy rwnie czyste i
niewinne.
Proboszcz westchn. Najwysza pora, by uda si do Montpellier i
dowiedzie si, na jakim etapie znajduje si sprawa identyfikacji relikwii.
Ju od wielu dni nie mia adnych wieci od Donatellego czy Van Melsena

278
i zaczyna si powanie niepokoi. Ale z drugiej strony, myla sobie, jeli
zdoaby zabi wilka, to czy kwestia zoenia owych relikwii w krypcie
byaby tak naglca? Nagle zda sobie spraw, e mgby upiec dwie pie-
czenie na jednym ogniu. Zmiana, jaka zasza w Agnes, moga by uznana
za cud. A gdyby w cud spowodowa nastpny, to znaczy schwytanie wil-
ka, w parafii ponownie nastaby spokj, a wiara jego owieczek zostaaby
umocniona. Tak czy inaczej - powiedzia sobie, wychodzc - mog cho-
cia sprbowa wydbi od tego obmierzego biskupa zgod na ponowne
rozpoczcie prac przy budowie mojego kocioa.
Agnes lekko poruszya si przez sen i Amadeusz, bojc si, by jej nie
zbudzi, wyszed bezszelestnie z izdebki i zamkn za sob drzwi.

Bladym witem Zenon, z podkronymi oczyma, zmierza niepewnym


krokiem w kierunku Krlewskiego Kolegium. Musia koniecznie poroz-
mawia o swoim odkryciu z Athanase'em. Zbyt poruszony, by si zastana-
wia, jak jego mistrz przyjmie t wiadomo, szed prosto przed siebie, nie
mylc o niczym innym poza t gigantyczn jaszczurk.
Drobny deszczyk sipi bezustannie. Droga zmienia si w rwcy potok,
w ktrym Zenon brodzi nieuwanie. Jego trzewiki, jedwabne poczochy i
caa dolna cz opoczy ociekay botem. By przemoczony, ale zdawa
si tego nie dostrzega. W prawej rce, osaniajc j, jak tylko zdoa,
dziery deseczk, do ktrej przytwierdzi szkielet malej jaszczurki, a pod
pach nis szkice wykonane rk Brunona, na ktrych krople deszczu
znaczyy mokre lady.
Korytarze Krlewskiego Kolegium spowija lodowaty, wilgotny p-
mrok. Zenon zdj z ramion przemoczony paszcz i nagle spostrzeg Ath-
anase'a Lavorela, ktry zmierza do swej pracowni. Starzec spdzi kolejn
bezsenn noc na modyfikowaniu szkieletu i wyczerpany, ale zadowolony z
najnowszej wersji, wraca wreszcie do swego azylu. Zenon przyspieszy kroku,

279
prbujc go dogoni. Ale teraz i Athanase go zauway. Cigle jeszcze
wcieky na byego ucznia, usiowa unikn spotkania i pospiesznie
wszed na krte schody.
- Athanase! Musisz mnie wysucha!
- Id precz! - krzykn starzec, pokonujc stopnie z zaskakujc zwin-
noci.
Za jego plecami Zenon wymachiwa szkicami szkieletu i pokazywa
ma jaszczurk.
- To bardzo wane! Wiem, co to za stworzenie!
Dotarszy przed drzwi pracowni Athanase'a, zatrzymali si. Stary uczo-
ny odwrci si gwatownie w stron Zenona.
- Syszae, co powiedziaem? Opu mury tego uniwersytetu! Nie je-
ste godzien, by twoje stopy przemierzay jego korytarze! I oddaj mi to! -
dorzuci, gwatownym gestem wyrywajc szkice z rki Zenona.
Nie czekajc na reakcj byego ucznia, Athanase wszed do swego ga-
binetu i zatrzasn mu drzwi przed nosem.
- To niewiarygodne! Athanase...! To jaszczurka! Sprawd! - krzycza
pod drzwiami Zenon. - Zostawiam ci szkielet!
I pooy deseczk na pododze. Athanase musi rzuci na ni okiem.
Po drugiej stronie drzwi Athanase udawa, e nic do niego nie dociera.
Mimo wszystko nie mg nie usysze sw byego ucznia, schodzcego
teraz ze schodw. Kilka chwil siedzia zamylony, a pniej, kartkujc
szkice drc doni, podszed do okna. Na zewntrz lao teraz jak z cebra.
Zapowiada si ponury i szary dzie. Athanase odczeka, a Zenon wyjdzie
z budynku, i patrzy, jak przechodzi przez ulic, usiujc ochroni si przed
ulew. Taka determinacja bya zdumiewajca. Czy on w jego wieku miaby
tyle silnej woli? Czy by kiedykolwiek tak mocno przekonany o trafnoci
swych hipotez? Odwaga Zenona, by stawi czoo swemu mistrzowi i nie

280
cofn si przed gniewem Kocioa, zasugiwaa na szacunek i wzbudzaa
podziw.
Wraz z nadejciem deszczowej pogody odezwa si rwcy bl w bio-
drze. Athanase skrzywi si. Przeklta staro! Dlaczego czas nie moe
zostawi ludzi w spokoju? Odbicie w oknie ukazywao zamglon podobi-
zn czowieka u kresu dugiej podry. Starca. Przypomnia sobie, jak
mglistym rankiem przekopywa ziemi i odkry swoj pierwsz skamielin.
Nieopisana rado. Nie mia wtedy jeszcze dwudziestu lat. Wspomnienie
czasw, kiedy by miody i peen si witalnych jak Zenon, rozdranio go.
Na ulicy rozkrzyczane dzieci bawiy si, przeskakujc przez kaue.
Athanase poczu si nagle bardzo stary. A jeli Zenon ma racj? - pomy-
la.

O ile Athanase by zdolny zada sobie to pytanie, o tyle Van Melsen


nawet nie dopuszcza do siebie moliwoci rozwaenia problemu.
- To zupenie niedorzeczne! Jaszczurka duga na dwadziecia stp?
Zdajecie sobie spraw z tego, co wygadujecie? To nie do pomylenia!
Zenon sta porodku salonu Donatellego, przybrawszy najbardziej po-
korn min, na jak byo go sta. Krople wody ciekay z jego przemoczo-
nej odziey, znaczc parkiet mokrymi plamami. Rozwcieczony biskup
kry wok niego, grzmic. Nie zamierza pozwoli, by kto bra go za
gupca.
By tam rwnie Donatelli. Siedzia przy stole ze wzrokiem utkwionym
w ogromnych rozmiarw ptnie przedstawiajcym witego Michaa wal-
czcego z demonem, ktre wisiao za plecami Zenona. Sucha inwektyw
rzucanych przez biskupa z mieszanin rozdranienia i przestrachu. Tu
ley bestia pokonana przez wit Mart - gosia inskrypcja na kamiennej
pycie. Jak to moliwe?

281
- A jednak - nie dawa za wygran Zenon - wystarczy porwna...
- Porwnujcie sobie, co tylko chcecie, ale nie prbujcie mi wmwi, e
jaszczurka moe mie dwadziecia stp dugoci!
Zenon nie wiedzia, co robi. Konieczno wyjanienia im, e ich wi-
ty jest w rzeczywistoci gigantyczn jaszczurk, nie napawaa go entuzja-
zmem. Dobrze wiedzia, jak ci dwaj zareaguj na tego typu rewelacje. Ale
tym razem mia dowd na podtrzymanie swojej tezy. Nie chodzio o prze-
konanie ich - chodzio o to, by mg swj dowd zademonstrowa.
Ale Van Melsen okaza si bardziej guchy na jego sowa ni kiedykol-
wiek. Aby udowodni swoje odkrycie, Zenon musia jako doj do gosu.
Czeka zatem, a biskup uspokoi si troch, by przedstawi mu swj punkt
widzenia.
- Spjrzcie tylko na szkielet jaszczurki! Jest...
- Nie ycz sobie sucha waszych bezecestw ani minuty duej!
Zenon odwrci si do kardynaa. Moe on bdzie bardziej otwarty na
jego argumenty? Ale Donatelli z rkami skrzyowanymi na piersiach nie
okazywa mu najmniejszego wsparcia i milcza uparcie. Zaabsorbowany
kontemplacj ptna, sprawia wraenie obojtnego na toczc si obok
dyskusj.
- Jeli mgbym pokaza wam...
- Wykluczone!
Biskup by cakowicie wytrcony z rwnowagi. Nigdy jeszcze nie sy-
sza czego rwnie absurdalnego. Ten uczony mia niezy tupet! Mwic
mu takie rzeczy, dowodzi tylko, e uwaa go za idiot. Zatrzyma si
przed nim.
- Powiem wam co - rzek tonem groby. Ostrzegalimy was. Bg mi
wiadkiem, e prbowalimy od samego pocztku przywoa was do po-
rzdku. Nie chcielicie sucha? C, tym gorzej dla was. To nie ja ponios
tego konsekwencje! A teraz wyjdcie std!

282
Zenon spojrza na nich. Nie mia czego szuka u tych dwch ignoran-
tw. Zwiesi gow i skierowa si w stron drzwi.
- Chwileczk - zatrzyma go Donatelli, wyrwawszy si z zadumy.
Zenon odwrci si w jego stron z nadziej. Van Melsen rwnie spo-
glda na kardynaa. A temu co znowu przyszo do gowy?
- Wygldasz na kogo, kto nie pojmuje znaczenia swych sw, mj
przyjacielu - rzek Donatelli, wstajc od stou i wolno zbliajc si ku
uczonemu.
- Co Wasza Eminencja chce przez to powiedzie?
- Chc powiedzie, e zdajesz si nie mie wiadomoci nastpstw, ja-
kie niesie z sob twoje odkrycie. Przychodzisz tu dzi, oznajmiasz spokoj-
nie, e odkryty niedawno szkielet naley do dugiej na dwadziecia stp
jaszczurki i imaginujesz sobie, e zaakceptujemy to owiadczenie bez
szemrania? Daj spokj, nie jeste a tak gupi. Dobrze wiesz, e jaszczurka
takich rozmiarw moe by tylko dzieem Szatana...
Van Melsen usiowa odgadn, do czego zmierza kardyna.
- Demonem? - zapyta.
Donatelli spojrza na niego z powag.
- Smokiem...
A do tej chwili Zenon unika tego sowa. Wiedzia, e nioso z sob
zbyt wiele znacze i mogo wprowadzi w bd kogo, kto nie powici
naleytego czasu, by z uwag przyjrze si faktom. Na przykad kogo
takiego jak kardyna, ktry stan teraz tu przed Zenonem i powiedzia:
- Stworzeniem, o ktrym Hiob mwi, e uosabia sprzeciw potgi Za
wobec Boga. Po prostu. Potga Za. A ty chcesz, bymy zaakceptowali
twierdzenie, e oto mamy tu jeden okaz, i to w samym sercu tego miasta?
Zenon cofn si mimowolnie. Wtedy rwnie Van Melsen zrobi kilka
krokw w jego stron, jakby chcia pokaza uczonemu, e jest osaczony.
Biskup rzuci okiem na Donatellego, aby si upewni, czy dobrze zrozumia

283
jego sowa, i doda powanym tonem:
- Przypomnijcie sobie sowa Hioba: bo ju sam jego widok powala.
Kto omieli si go zbudzi? Kt mu wystpi naprzeciw?*.

Kiedy Zenon opuszcza paac biskupi, deszcz pada ze zdwojon si,


jednak on nawet tego nie zauway. Wolnym krokiem przemierza zalane
ulice. Jego przesiknite wod ubranie stawao si coraz cisze, deszcz
spywa mu po twarzy, a wosy oblepiay gow.
W jego przekonaniu smoki byy tylko bohaterami bajek dla dzieci, le-
gend i mitw, wytworami ludzkiej wyobrani. Nie przewidzia zatem teo-
logicznych nastpstw swoich twierdze. Nie wiedzia lub zapomnia, jakie
znaczenie miao to stworzenie dla ludzi w rodzaju Donatellego czy Van
Melsena. Sdzi nawet, e nikt przy zdrowych zmysach nie mgby wie-
rzy w takie bzdury. Te historie o smokach, potworach powoanych do
ycia przez Szatana, naleay do wiata bajek, a nie do rzeczywistoci.
A jednak taki smok zamieszkiwa kiedy Ziemi. Mia na to dowd.
Zenon zawsze lubi myle, e jego rola jako uczonego polega na nie-
sieniu ludzkoci postpu i owiecenia. Cae ycie by przekonany o ko-
niecznoci prowadzenia owej nierwnej walki z ignorancj i przesdami.
Cae ycie toczy bj o to, by wyrwa nauk z nieprzeniknionych ciemno-
ci, w ktrych, wedug niego, Zachd pogry si na pitnacie wiekw za
spraw religii. A teraz przyszo mu broni idei, e ongi, w zamierzchych
czasach, przemierza t ziemi smok. A smok ten uosabia przecie
wszystko to, z czym tyle lat walczy.
Zaiste, los mia skonnoci do ironii.

*Hi 41, 1-2.

284
Po przebudzeniu Agnes czua si tak, jakby spaa cae wieki. Gdy tylko
si uniosa na posaniu, Amadeusz zapyta z wyrazem czuoci na twarzy:
- Dobrze spaa? - i wskaza jej miejsce przy stole, na ktrym staa
przygotowana strawa.
- Jak krlowa.
- Jak krlewna - poprawi Amadeusz. - Krlewna, ktra nia o swym
czarujcym krlewiczu.
Agnes zarumienia si lekko i usiada przy stole. Bya godna jak wilk.
- Musz si dzi uda do Montpellier i pomylaem, e moe chcesz je-
cha ze mn.
- Ja? Do Montpellier? - zapytaa Agnes, ktra nigdy nie opuszczaa gr.
- To interesujce miasto. Byaby zdumiona tym, co mona tam zna-
le.
- Nie jestem pewna, czy...
- Tere-fere! Moda kobieta, taka jak ty, nie moe pozosta obojtna na
uroki miasta. Mogaby na przykad uzupeni braki w garderobie.
- A czeg jej brakuje? - zapytaa Agnes, spogldajc na sw zniszczo-
n sukienk.
- Powiedzmy, e mogaby by bardziej elegancka.
- A niby za co miaabym kupi ubrania?
- Mam par groszy na zbyciu...
Amadeusz nie mia za co kupi sukienki, ale postanowi uszczkn nie-
co z kocielnej kasy. Nie przysporzyo mu to adnych wyrzutw sumienia.
By przekonany, e dziaa dla dobra wsplnoty. Jeli udaoby mu si odzy-
ska Agnes, sprawi, by zamieszkaa w wiosce z pozostaymi parafianami,
jej umiejtnoci leczenia chorb zioami byyby dla nich niezwykle cenne.
A najlepszym sposobem, by zniechci j ostatecznie do tego pustelnicze-
go ycia, byo skierowanie jej zainteresowania w stron Zenona de Monga-
illaca. Mio moga j ocali.

285
Poniewa Agnes wci si wahaa, Amadeusz dorzuci, nie patrzc w
jej stron:
- A teraz tak sobie myl, e w Montpellier s nie tylko ubrania. Mona
tam znale i uczonych...

Van Melsen dug chwil siedzia w milczeniu przy kominku, w ktrym


kto rozpali ogie. Wreszcie udao si przywoa do porzdku tego Zeno-
na de Mongaillaca, lecz biskup wci nie by spokojny.
- Sprawa jest powana - powiedzia.
Siedzc za biurkiem, Donatelli bbni serdelkowatymi palcami w swj
pokanych rozmiarw brzuch. Jemu te nie podobao si, e sprawy przy-
jy taki obrt...
- Czy mylicie, e to moe by prawda? - zapyta, nie podnoszc wzro-
ku na biskupa.
- Gigantyczna jaszczurka? Oczywicie e nie! Ale problem nie polega
na tym, czy to prawda, czy nie. Chodzi o to, czy moemy dopuci do tego,
by kto myla, e tak moe by w istocie.
Donatelli wsta. Ten biskup nie ustawa w wysikach, by narzuci mu
swj sposb postpowania. Nadszed czas, by zaj zdecydowane stanowi-
sko.
- Cae ycie powiciem walce z przesdami, Van Melsen. Nasza wi-
zja wiata ulega zmianie od czasw Wilhelma Ockhama i Rogera Bacona.
Koci dy do pojednania ze wiatem nauki. Dzi, tak jak i wczoraj, ro-
zum stawia sobie za cel gosi prawd i wyjania sprawy wiary. Ale moe
to czyni tylko wtedy, kiedy przyjmuje prawd o wiecie. Wiecie, e
byem przeciwny potpieniu Galileusza. Z pewnoci nie podzielacie mo-
jego punktu widzenia, ale jestem przekonany, e jego odkrycie nie stao w
sprzecznoci z duchem chrzecijastwa... Prawda nie powinna napawa
nas trwog.
Van Melsen odoy pogrzebacz, ktrym prbowa doda nieco ywot-
noci pomieniom, i odwrci si w stron swego rozmwcy.

286
- Napawa trwog?! Zdajecie sobie spraw, co mogoby si sta, gdy-
bymy przyznali racj temu uczonemu?
- Wyobraam sobie, ale wiecie rwnie dobrze, jak ja, e ten szkielet
moe by...
- witym. Niczym innym.
- Jestecie bardzo pewni siebie. Stoimy u progu nowej ery. To jedyna
okazja, by Koci mg w ni wej rami w rami ze wiatem nauki. Nie
moemy pozwoli, by zaprzepaci tak szans...
Biskup zmierzy go nieufnym spojrzeniem i j si przechadza tam i z
powrotem przed kominkiem.
- Jeeli w wiat nauki, o ktrym mwicie, ma ambicj goszenia
prawdy - odpowiedzia - nie moecie udawa, e nie pojmujecie, jakie
konsekwencje nios z sob sowa tego uczonego. Poniewa jeli, jak
utrzymuje, ta istota ya przed potopem... oznaczaoby to, e racj maj
gnostycy... Demoniczne stworzenia zasiedlay ziemi od zarania dziejw...
I Szatan byby wadny obdarzy je yciem! Tak nie moe by!... Tak
nie powinno by!
Donatelli zrozumia - cho domyla si tego ju od jakiego czasu - e
Van Melsen rwnie poj zagroenie. To go naturalnie dranio, poniewa
sprawa bya delikatna i ba si, e ten gruboskrny biskup moe tu tylko
zaszkodzi. Ale w jednym punkcie Van Melsen mia racj: twierdzenia
Zenona de Mongaillaca nie pozwalay na aden kompromis.
Jednake, z jego punktu widzenia, trzeba byo zaakceptowa prawd,
jakakolwiek by bya. Prawda bowiem ma boski charakter. Jest rzecz wi-
t. Skoro nic na tym wiecie nie umyka uwagi naszego Stwrcy, trzeba Mu
zaufa. A wic nie waha si myle logicznie a do koca.
- Van Melsen - zacz najspokojniejszym i najbardziej pojednawczym
tonem, na jaki byo go sta - wiecie rwnie dobrze, jak ja, e w Pimie s
rzeczy niejasne. Wiecie te, e znajduj si tam sprzecznoci oraz ustpy,
ktrych nie potrafimy wyjani. A nawet, trzeba to przyzna, nie jestemy

287
w stanie ich poj. I Szatan stanowi jedn z takich tajemnic.
- Szatan nie moe dawa ycia!
- Moe Stwrca obdarzy go tak moc, a my nie moemy zrozumie
dlaczego? Jeli smoki i demony istniej, kto przecie musia je stworzy.
A jeli nie istniej, po c umieszcza o nich wzmianki w Pimie wi-
tym?
- Jeli nawet w Biblii istniej jakie niejasne fragmenty, nie do nas na-
ley ich wyjanianie. Nasza rola ogranicza si do goszenia Sowa Boego.
I do chronienia go przed tymi, ktrzy atakuj je obrazoburczymi sowami.
Ot ten Zenon jest jednym z nich.
- Ale by moe jego wypowiedzi nie s a tak heretyckie, jak si oba-
wiamy. Spjrzmy na spraw inaczej. Jeli ten szkielet naprawd naley do
smoka i jeli tego smoka stworzy sam Bg, bdziemy musieli prdzej czy
pniej znale yjcego przedstawiciela jego gatunku. A jeli Bg go nie
stworzy, bdziemy musieli przyzna, e Pan da Szatanowi chwilow moc
obdarzania yciem, moc, ktr nastpnie mu odebra.
- Obydwie moliwoci s niebezpieczne, eminencjo. W pierwszym
wypadku ryzykujemy, e nigdy nie znajdziemy ywego smoka i sprawa
bdzie nad nami wisie jak miecz Damoklesa. W drugim dopuszczamy si
onglowania dogmatami. Wydaje mi si, e o wiele roztropniejszym posu-
niciem bdzie pozby si problemu, eliminujc jego przyczyn: Zenona.
- Roztropniejszym, by moe, ale czy suszniejszym? A poza tym po-
grzeba problem, miast stawi mu czoo, to rozwizanie niegodne Kocioa
witego.
- To nie jest kwestia godnoci, eminencjo, ale naszego by albo nie
by. Nie moemy si naraa na takie ryzyko.
- Boicie si prawdy?
Van Melsen znieruchomia, a potem wolno odwrci si w stron kar-
dynaa.

288
- Jest tylko jedna prawda. Ta zapisana w Pimie witym. Caa reszta
to kamstwa. A wtpi w to, oznacza podda si podszeptom Szatana. Nie
dajcie si zwie jego skrytym namowom. Spjrzcie prawdzie w oczy:
upierajc si przy swoich stwierdzeniach, Zenon de Mongaillac sta si
narzdziem w rkach Diaba!
Donatelli odczeka kilka chwil i skierowa swe kroki w stron biurka.
Wysun jedn z szuflad i wyj z niej kamienn pyt.
- Ta rzecz zostaa odnaleziona w fundamentach kocioa w Lansec -
uzna za stosowne wyjani, kadc przedmiot na stole.
Zaintrygowany Van Melsen podszed bliej. Po pobienym przeczyta-
niu inskrypcji podnis wzrok na kardynaa.
- To art, nieprawda?
Spojrzenie, jakim obdarzy go Donatelli, nie zostawio mu zudze.
- Na wszystkich witych... Sdzicie, e ten przedmiot jest autentycz-
ny?
Legat obszed biurko i podszed do biskupa.
- Wszystko na to wskazuje. Ale trudno powiedzie... Jednak w moich
oczach ta wtpliwo jest wystarczajca, by zachwia nasz pewno.
Van Melsen ponownie spojrza na kamienn pyt. Po kilku chwilach
zapyta:
- Kiedy zamierzalicie o tym ze mn porozmawia?
- Nie miaem do was zaufania.
- A teraz...
- Nie bardziej ni do tej pory, ale musimy stawi czoo powanym
trudnociom i potrzebuj waszej pomocy.

Tymczasem Zenon wrci do swej obery i usiad za stoem. Nie mia


apetytu ani chci, by zje tajemnicze danie, jakie zaserwowa mu szef
kuchni, wic zadowoli si winem. Czu si samotny. Zupenie sam.

289
- Co nie gra?
Zenon podnis wzrok i ujrza Rene Grouchota, w bardziej jowialnym
nastroju ni kiedykolwiek.
- Wci ta sprawa ze szkieletem? - zapyta Rene, dosiadajc si z tale-
rzem.
Zenon potwierdzi skinieniem gowy.
- O may wos znisbym jajko.
Ta refleksja wywoaa umiech na twarzy szarlatana. Nie mia zielonego
pojcia, o co chodzi, ale czu si w obowizku okaza wspczucie.
- Szkielet. Teraz ju wiem, do jakiego stworzenia naley - cign Ze-
non. - A to, co odkryem, jest przeciwiestwem tego, co spodziewaem si
odnale... Ja, ktry marzyem o niesieniu owiecenia, ton w ciemno-
ciach...
- Nie bardzo rozumiem, o co ci si rozchodzi - powiedzia Rene midzy
jednym ksem a drugim - ale wiem jedno: nigdy nie naley rezygnowa z
tego, w co si wierzy!
- A w co ja wierz? Oto jest pytanie! Wyobra sobie na przykad, e
cae ycie bye zakochany w kobiecie i pewnego dnia odkrywasz, e to
mczyzna. Co by zrobi?
- Wywalibym tak na zbity pysk! I to szybko!
- Nawet gdyby j kocha?
- Kogo?
- No, mczyzn, ktrego brae za kobiet. Rene skrzywi si.
- Nabijasz si ze mnie?
- Skde. To rozumowanie przez analogi.
- Nie podoba mi si ta twoja analogia, cokolwiek to znaczy. W kadym
razie gdyby to by mczyzna, od razu bym si zorientowa!
- Niekoniecznie. Twoja brodata Petronela moga uchodzi za mczy-
zn, zatem sytuacja odwrotna te jest moliwa.
- Mci mi si w gowie od tych twoich pyta...
- Ja niestety czuj si podobnie.

290
Rene odoy yk. Ta historia o kobiecie, ktra bya mczyzn, ode-
braa mu apetyt.
- A jak tam twoje interesy? - zapyta Zenon, eby zmieni temat.
- Kontynuuj dowiadczenia.
- I?
- Wynik jest wci obrzydliwy, ale odkryem zadziwiajce waciwoci
tego napoju.
- To znaczy?
- Mimo naszej bezsennej nocy czuj si jak mody bg! Podejrzewam,
e przyczyn jest ta caa qahoua, ktr wypiem. Nigdy nie czuem si tak
peen wigoru!
Zenon si umiechn. Widok przyjaciela tryskajcego entuzjazmem
podnis go nieco na duchu.
- Szkoda tylko, e ma tak ohydny smak - doda szarlatan.

Tymczasem Donatelli i Van Melsen wci jeszcze rozmawiali. Spaceru-


jc po klauzurze paacu biskupiego, prbowali co wymyli, zapominajc
o wzajemnej wrogoci.
- Jak sdzicie, co moe uczyni Zenon? - wyszepta kardyna po dugiej
chwili milczenia.
- Nic wielkiego. Zabronilicie mu prowadzi badania. Mam wraenie,
e tym razem zrozumia... Ale trzeba by si upewni.
- Nie moemy go jednak aresztowa bez odpowiedniego powodu.
- Zasugerowaem takie wyjcie Henriemu de Coursanges, ale obawiam
si, e zbyt mocno trzyma si swych zasad. Nie chce pobrudzi sobie rk.
- Najwyraniej taka postawa nie jest zbyt rozpowszechniona - powie-
dzia zgryliwie legat.
Van Melsen puci t uwag mimo uszu.
- Jednake trzeba znale jaki sposb, by zamkn usta Zenonowi de
Mongaillacowi.

291
- Nie pochwalam metod, ktre sprzeciwiaj si zasadom goszonym w
Biblii. Wiecie, e potpiam gwaty dokonywane przez inkwizycj.
- Czasem procesy inkwizycyjne byy niezbdne.
- Ale w moim przekonaniu zasuguj na potpienie. Cel nie moe
uwica rodkw. A poza tym... jak na razie Zenon de Mongaillac wyrazi
tylko swj pogld.
- Pogld skdind niebezpieczny.
Donatelli zatrzyma si. Ogarn wzrokiem dziedziniec klauzury.
Deszcz nada kamieniom szar barw, ktra harmonizowaa z zielonoci
porastajcych je gdzieniegdzie mchw. Dawao to wraenie niezmconej
wiecznoci i wywoao w nim uczucie gbokiej melancholii. Westchn.
Upyno ju ponad dwadziecia lat od procesu Galileusza, ktrego wypo-
wiedzi rwnie uznano za niebezpieczne. Wtedy nalea do nielicznej gru-
py, ktra bezskutecznie usiowaa broni uczonego. Czy Koci skazany
jest na popenianie bez koca tych samych bdw? - zastanawia si.
- Eminencjo?
Legat patrzy na padajcy deszcz. Nagle ogarna go fala niezmiernego
wzburzenia. Ile pokole duchownych kontemplowao t sam scen na
dugo przed nim? I ile jeszcze wiekw bdzie trwa ten absurdalny konflikt
midzy wiar i prawd? W kocu odwrci si do Van Melsena.
- Zenon jest osamotniony w swym twierdzeniu. Nie potrafi przekona
nawet swego dawnego nauczyciela.
- Ale czy nie istnieje ryzyko, e dowie si o tej kamiennej pycie?
- Nie sdz. Jedyn osob, ktra miaa j w rkach, by niepimienny
wieniak.
- Zatem trzeba j zniszczy!
Donatelli chcia zaprotestowa, ale nagle zamylony, zaniecha tego.
Wiedzia, e Van Melsen, mimo antypatii, jak w nim wzbudza, ma racj
w jednym punkcie. Nie mona byo dopuci, by twierdzenie Zenona de

292
Mongaillaca trafio do opinii publicznej. Ryzyko byo zbyt wielkie. Ale
zdawa sobie rwnie spraw z tego, e brutalny zakaz mg wywoa sku-
tek odwrotny do zamierzonego. Bo Zenon potrzebowa ujrze na wasne
oczy sw gigantyczn jaszczurk. Teraz by zaledwie na etapie teoretycz-
nego dowodzenia i na potwierdzenie swoich elukubracji musia zdoby
jakie namacalne dowody.
- O czym mylicie, eminencjo? - zapyta zdezorientowany biskup.
- Zenon nie ma jeszcze ostatecznego dowodu na potwierdzenie swojej
tezy. Chc powiedzie, e jego zaoenia jak na razie opieraj si jedynie
na przypuszczeniach. Jeeli zatrzymaby si na tym etapie, nie stanowiby
adnego zagroenia. Nikt bdcy przy zdrowych zmysach mu nie uwierzy.
Dopki nie zdobdzie niepodwaalnego dowodu, niczego nie ryzykujemy.
Gdy jednak takowy znajdzie, trzeba bdzie poczyni odpowiednie kroki.
Nie wczeniej.
- Naraacie nas na zbdne ryzyko. Zo trzeba zdusi w zarodku.
- Musielibymy dopuci si nieprawoci. A ta kamienna pyta daje mu
przywilej wtpliwoci. Nie moemy uczyni nic przeciw niemu.
- Wy nie moecie nic uczyni. Co do mnie, dusz i ciaem pozostaj w
subie Kocioa. Jestem gotw zrobi wszystko, co przysuy si jego
chwale.
Donatelli obserwowa niewzruszonego biskupa. Jego ostatnia uwaga
bya zbyteczna. Legat ju dawno to zrozumia.
ROZDZIA 4

Ulrich Van Melsen kaza poprosi ojca Amadeusza do swego gabinetu.


Tym razem proboszcz nie musia dugo czeka i to niezwyke tempo kaza-
o mu przypuszcza, e maj mu co do powiedzenia w sprawie szkieletu.
- Ojcze Amadeuszu, jake si ciesz, e znw was widz - powiedzia
biskup, wychodzc naprzeciw i witajc proboszcza. - Na grze mwi o
was w samych superlatywach.
- Doprawdy? - odpowiedzia Amadeusz, zaskoczony uprzejmoci
okazywan jego skromnej osobie. - Nie jestem pewien, czy zasuyem...
- Ale tak, tak. T spraw ze witym zaatwilicie naprawd wzorowo.
Ale prosz, spocznijcie.
Amadeusz usucha i usiad w fotelu dla goci. Jak zawsze w takich ra-
zach, nie wiedzie czemu, czu si okropnie nie na miejscu. Moe z powo-
du tej ogromnej sali, ktra odzieraa ich spotkanie z jakiejkolwiek intym-
noci? A moe przyczyn byy te ciemne gobeliny zdobice ciany? Zmu-
si si, by skupi uwag na osobie biskupa. Zaczyna podejrzewa, e jego
niespotykana uprzejmo kryje jakie drugie dno. Pochlebstwo nigdy nie
byo bezinteresowne.

294
- Nie jestem ju tego taki pewny - wyzna. - Od czasu wizyty Jego
Eminencji Donatellego w Lansec nie otrzymaem adnej wiadomoci.
- Sprawa posuwa si naprzd, zapewniam was - powiedzia biskup,
siadajc naprzeciw proboszcza. - Ja sam zreszt ordowaem w waszej
sprawie u Jego Eminencji zaledwie przed chwil.
- Ten... Zenon de Mongaillac w dalszym cigu utrzymuje, e chodzi o
jakie zwierz.
Van Melsen zby t uwag machniciem rki.
- Nie przywizujcie wagi do jego sw... A jak tam wasz wilk? Nadal
grasuje?
- Wanie o tym chciaem z wami porozmawia. Ot spodziewam si,
e wkrtce go schwytamy.
- Ach tak?
- Jedna z moich parafianek moe nam w tym pomc. Zaintrygowany
Van Melsen podnis brew.
- Czyby wiedziaa, gdzie bestia ma swe lee?
- Ona... ona rozumie jzyk natury.
Biskup nie bardzo pojmowa, o co chodzi proboszczowi, ale nie popro-
si o wyjanienia. Najwaniejsza bya wiadomo, e wilk przestanie gra-
sowa.
- Ale... dlaczeg zatem nie pomoga wam wczeniej?
- Powiedzmy, e nie bya jeszcze gotowa. Gotowa pomaga innym,
miaem na myli.
- Zatem, w pewnym sensie, to owoc nawrcenia?
Amadeusz nie mg powcign umiechu. Przynajmniej w tym punk-
cie si zgadzali. Teraz trzeba byo przekona biskupa, by uzna cudowny
charakter tego nawrcenia.
- To moda kobieta, ktra a dotd ya samotnie w grach - wyjani. -
Wydaje si, e odkd spotkaa mio, jej wizja wiata ulega radykalnej
zmianie.
- Mode dziewcz, ktre dostpio aski cudu! - rozentuzjazmowa si
biskup. - Mj Boe! Zaiste, wraz z odkryciem szkieletu tyle cudw spyno

295
na tak niewielk parafi! Jak te ona si zwie?
- Agnes.
- To wszystko jest nadzwyczajne. Jeli ta Agnes rzeczywicie pomo-
gaby wam schwyta wilka, to byoby pikne. Tego typu cuda doskonale
wpynyby na umocnienie wiary moich diecezjan.
- Ciesz si, e tak mylicie. Musz jeszcze wspomnie, e zostaa ura-
towana poprzez uczucie, jakie ywi do tego uczonego, o ktrym przed
chwil rozmawialimy, Zenona de Mongaillaca. Nie doliczajc tego cudu
do i tak ju dugiej listy, nazwijmy go zbiegiem okolicznoci.
Syszc te sowa, biskup Van Melsen przesta si umiecha.
- A zatem nasz Zenon de Mongaillac jest zauroczony wieniaczk? -
zapyta, mruc swoje oczka hipokryty. - Zdecydowanie ten uczony jest
ciekawym osobnikiem.
- Mio nie zwaa na tego typu detale.
- Oczywicie... niemniej jednak... Jakkolwiek by byo, wasz nowy ko-
ci bdzie wzniesiony pod cakiem dobrymi auspicjami!
Amadeusz wybuchn wymuszonym miechem, by wzi udzia w na-
gym napadzie wesooci biskupa. Powany wyraz twarzy, jaki przybra
biskup, syszc nowin o uczuciu czcym Zenona de Mongaillaca i
Agnes, nie wry niczego dobrego.
- A propos mojego nowego kocioa - nawiza - chciabym uzyska
zgod na ponowne rozpoczcie prac.
- Oczywicie. Musz tylko zapyta o zdanie kardynaa Donatellego, ale
nie wtpi, e wyrazi zgod. Nie ma ju powodw, by wstrzymywa bu-
dow.
- Ciesz si, e to sysz.
I ojciec Amadeusz wsta, by poegna si z patrzcym na niego przy-
janie biskupem. Gdy proboszcz by ju przy drzwiach, Van Melsen doda:

296
- Obiecuj wam przyspieszy decyzj Jego Eminencji w sprawie szkie-
letu.
- Po tym wszystkim sdz, e identyfikacja witego nie jest ju tak
naglc kwesti.
- Nie do koca si z wami zgadzam. Gdybymy mogli poczy
wszystkie te cuda z autentycznoci relikwii, z pewnoci przybliyliby-
my waszych parafian do Kocioa.

Agnes podaa labiryntem uliczek starego miasta z szeroko otwartymi


oczami. Przestao pada i gsta mga spowia miejscowo, ktra bya do-
kadnie taka, jak opisa j Amadeusz. Najpierw zaskoczya j swymi roz-
miarami. Spodziewaa si wikszej wioski, a tymczasem odkrya ogromne
miasto. Kakofonia dwikw, rnorodno zapachw i kolorw przy-
prawiay j o zawrt gowy. Nieustanna bezadna krztanina mieszkacw
sprawiaa, e dziewczyna tracia orientacj. Nigdy nie przypuszczaa, e
ludzie mog y w takich warunkach. Czy nie ciy im ten brak przestrze-
ni? Gdzie mogli znale miejsce i czas na odpoczynek? Jak mogli oddy-
cha w tym wiecie pozbawionym drzew i kwiatw?
Bya rozdarta midzy fascynacj a niezrozumieniem. Tyle bogactw, tyle
ycia, tyle przyjemnoci wspistniao tu z zaskakujc bied. Bo nie bya
do tego stopnia zalepiona, by nie zda sobie sprawy z ndzy, ktra rw-
nie istniaa w tym miecie. Bogactwo nielicznych nie mogo przesoni
ubstwa wikszoci. Poruszy j widok tych wszystkich odzianych w
achmany dzieci, ktre bawiy si w bocie i odraajcych nieczystociach
ulicy. Bya oburzona, widzc tylu ebrakw i kalek, lecych przy szero-
kich, nabijanych wiekami drzwiach i murach. To wszystko przywodzio
jej na myl teksty, ktre ongi czyta jej Amadeusz, opowiadajce o mias-
tach, gdzie wspistniay z sob grzech i bogactwo.
Na zakrcie jednej z ulic zaskoczona natkna si na intrygujc scen.
Na podwyszeniu dwch osobnikw odzianych w pstrokate szaty, noszcych

297
maski i wielkie, ewidentnie sztuczne brzuchy, gestykulowao, obrzucajc
si obelgami, ku uciesze ogldajcej ich gawiedzi.
Kilka minut obserwowaa scen, zaciekawiona zarwno samym przed-
stawieniem, jak i reakcj publicznoci. Nie moga si zdecydowa, co byo
dziwniejsze. Jednake stopniowo, przysuchujc si sowom dwch m-
czyzn ze sceny, zdziwia si, odkrywszy, e jej take wydaj si cakiem
zabawne. A kiedy trzeci osobnik, rwnie dziwaczny i odziany w strj
doktora, wtargn na scen, drapic si po tyku, nie moga si powstrzy-
ma i parskna miechem jak pozostali widzowie.
- Podoba si pani ta farsa?
Agnes podskoczya i odwrcia si. Za ni sta Zenon de Mongaillac. W
rwnym stopniu zaskoczona, jak uradowana, umiechna si, zanim znw
zwrcia wzrok w kierunku sceny.
- Farsa? Tak, sdz, e mi si podoba. Ale co o niej myli uczony bota-
nik?
Tym razem Zenon si umiechn. By szczliwy, e moe j ponow-
nie zobaczy i e najwyraniej Agnes chce kontynuowa t konwersacj.
- Troch zbyt obraliwa jak na mj gust - odpowiedzia, przybierajc
surowy wyraz twarzy. - Jeli o mnie chodzi, powinni tego zakaza!
- Chyba nie mwi pan powanie! - Agnes zrobia oburzon min. - Pro-
sz spojrze, jak ludzie si bawi!
- Ot to! Swoimi sztukami ten pan Molier deprawuje uczciwych ludzi.
- Molier?
- Tak nazywa si dyrektor tej trupy. To ten przebrany za doktora.
- A sztuka?
Zenon zawaha si chwil. Poczu, e si rumieni, kiedy jkajc si, od-
powiada:

298
- Za... Zakochany doktor...
Agnes odwrcia wzrok i usiowaa ukry umiech, skupiajc ca uwa-
g na spektaklu.
Upyno kilka chwil, zanim ktre zdecydowao si przemwi. W
kocu Zenon stan obok niej.
- Musz wyzna, e jestem zaskoczony, widzc pani tutaj - powie-
dzia.
- Dlaczego? Czy sdzi pan, e cae ycie spdzam w jaskini?
Tak, tak wanie myla i by zadowolony, e si myli.
- Jak tam gowa? - zapytaa.
- Gowa? Ach, gowa! - zawoa Zenon, pocierajc czubek czaszki. -
Pani zabiegi byy bardzo skuteczne. Nie jestem pewien, czy lekarz pora-
dziby sobie lepiej.
- Jestem przekonana, e nie - przekomarzaa si.
Zenon patrzy na ni. Bya jeszcze pikniejsza ni w jego wspomnie-
niach. Zauway, e ubraa si staranniej i uczesaa swoje gste wosy. Ale
zapewne zrobia to dlatego, e przysza do miasta.
- Czy naprawd chce pani zobaczy cay spektakl? - zapyta, rzucajc
okiem na scen.
- A ma pan jaki inny pomys? - odrzeka, czujc, e jej serce bije
szybciej.
- Duo czasu mino, odkd ostatni raz byem w Montpellier. Moe ze-
chce mnie pani oprowadzi?
Agnes powstrzymaa grymas. Oprowadzenie go po miecie, ktre do-
piero co odkrya, mogo okaza si trudnym zadaniem. Ale bya zbyt dum-
na, by si do tego przyzna.
- Z przyjemnoci - usyszaa swoj odpowied.

Zenon i Agnes przemierzali wskie uliczki. Prawd mwic, adne z


nich nie zwracao uwagi na otaczajce ich miasto. Nawet nie zdawali sobie
sprawy z tego, e weszli do jakiego budynku. Ca uwag kierowali na
sowa drugiej osoby, na jej gesty i wyraz twarzy. Na krzyujce si od czasu

299
do czasu spojrzenia. Bardzo krtkie spojrzenia, jak gdyby ten zwyky kon-
takt wzrokowy mg zdradzi czc ich zayo.
Bo to naprawd bya zayo. adne z nich nie umiao powiedzie, na
czym ona polegaa, ale to nie miao adnego znaczenia. To, co si liczyo,
to fakt, e sowa z atwoci spyway z ich ust, e rozmowa toczya si bez
przerwy i e mieli tyle wsplnych tematw, jakby znali si cae ycie.
Zenon przyjmowa to porozumienie z bezgranicznym zachwytem. Kon-
flikt z Athanase'em Lavorelem zera go wewntrznie. Uczucie samotno-
ci, ktrego dowiadcza, odkd przyby do Montpellier, jakkolwiek zago-
dzone za spraw przyjani z Rene Grouchotem, tylko si pogbiao. A ta
wymiana zda z Agnes miaa na niego oywczy wpyw, prowadzia prosto
do odrodzenia.
Sytuacja przedstawiaa si identycznie w wypadku Agnes. Z t rnic,
e jej samotno nie bya wynikiem chwilowego braku bliskich osb czy
ulotnego uczucia wyobcowania jak u Zenona de Mongaillaca, tylko rze-
czywistoci. ya sama w grach. Dlatego owa ni porozumienia czca
j z uczonym miaa na ni taki sam dobroczynny wpyw. Znajdowaa przy-
jemno w rozmowie z tym czowiekiem i nie miaa uczucia, e ma on jej
co do zarzucenia. Podoba si jej ten prosty kontakt bez adnych kalkula-
cji. Podobaa si jej szczero, z jak Zenon opowiada jej o swoim dzie-
cistwie spdzonym tutaj, o problemach ze szkieletem i konflikcie z Ath-
anase'em.
- Zaczyna pada - powiedzia Zenon, spostrzegszy, e jest przemoczo-
ny.
- Pada ju chyba od jakiego czasu...
I nagle dotaro do nich, e padao od dobrych dziesiciu minut, a oni
szli i rozmawiali, nie zdajc sobie z tego sprawy. Jednoczenie wybuchnli
miechem.

300
- Lepiej poszukajmy jakiego schronienia. Moja obera powinna by
gdzie niedaleko, ale nie mam zielonego pojcia, gdzie jestemy...
- Obawiam si, e nie bd moga ci pomc... To moja pierwsza wizyta
w Montpellier - wyznaa Agnes.
- Cudownie! Czarownica mitomanka i uczony heretyk zagubieni w
wielkim miecie! C za wyborny temat dla poety! Bd musia o tym
porozmawia z tym caym Molierem.
Agnes zamiaa si serdecznie, uja Zenona za rk i pobiega razem z
nim, aby schroni si w mrocznej bramie jednej z kamienic.
Otuleni wilgotnym pmrokiem nie potrafili wykrztusi choby sowa.
Wsuchiwali si zatem w szum deszczu, ktry bbni o dachy i pada na
botniste uliczki. Tak bliska obecno oniemielaa oboje, tak jak oniemie-
la ich zapach mokrych ubra. Zenon nie patrzy na Agnes, ale dostrzega
ktem oka jej profil w nikym szarawym wietle dopywajcym z zewntrz.
Mokre wosy oblepiay jej twarz, a w d po policzku spywaa kropla
deszczu.
Agnes czua na sobie wzrok Zenona, ale nie miaa podnie na niego
oczu. Kiedy lea bez wiadomoci w jej jaskini, dugo zachwycaa si
widokiem jego twarzy. Teraz uwiadomia sobie, e marzy o tym, by odda
mu pocaunek, ktry mu wtedy skrada.

Kiedy Agnes wracaa z Montpellier w towarzystwie ojca Amadeusza,


mylami bya daleko od Lansec. W drodze powrotnej, siedzc na kole
obok proboszcza, wypowiedziaa zaledwie kilka sw. Amadeusz spogl-
da na ni od czasu do czasu i stwierdza, e siedzi z zamknitymi oczyma,
jakby prbowaa zachowa w pamici wspomnienie o tym, co si wydarzy-
o. Nie mia jej wprost zapyta, czy widziaa Zenona de Mongaillaca, ale
byo to zbyteczne. Odpowied bya wypisana na jej rozpromienionej twa-
rzy.

301
Kiedy byli ju mil czy dwie od Lansec, zapyta w kocu z niewinn
min:
- Mio spdzia dzie?
Agnes otrzsna si z zadumy i spojrzaa na proboszcza. Porozumie-
wawczy umiech, jaki jej posa, nie pozostawia adnych wtpliwoci co
do znaczenia tego pytania.
- Bardzo mio - odpowiedziaa tym samym niewinnym tonem. - Mont-
pellier to bardzo interesujce miasto. Cho przepenione do granic moli-
woci.
- Ale mona tam spotka cakiem sympatycznych ludzi...
- Mona...
Wymienili zgodne umiechy.
- A... zamierzasz tam jeszcze wrci? - cign Amadeusz.
- Moe.
- Tych sympatycznych ludzi trzeba ponownie odwiedzi...
- Moe si zdarzy, e sami przyjad do Lansec...
Amadeusz zamilk. Nagle zda sobie spraw, e gdyby ta historia mi-
dzy Agnes a Zenonem de Mongaillakiem zakoczya si lubem - hipoteza
oczywicie przedwczesna, ale nie naleao jej wyklucza - pocignoby to
za sob wyjazd Agnes z wioski. Byo mao prawdopodobne, e uczony
zdecyduje si pozosta w Lansec. A taka ewentualno wzbudzia w nim
smutek pomieszany z satysfakcj. Zawsze marzy, e dziewczyna pozosta-
nie w Lansec, by parafianie mogli korzysta z jej umiejtnoci leczenia za
pomoc zi. Ale z drugiej strony, mc widzie j szczliw u boku sza-
nowanego czowieka, jakim by Zenon de Mongaillac... To przyszo, o
jakiej nawet dla niej nie marzy.
Obj j ramieniem i przytuli. Ta, ktr uwaa za swe dziecko, miaa
wreszcie odnale szczcie. Poczu przypyw dumy, niczym ojciec odda-
jcy pretendentowi rk swojej crki.

302
Zenon rwnie czu niezwyk rado. Spotkanie z Agnes obudzio w
nim wszystko, co najlepsze. Wspczucie, otwarcie na innych, mio bli-
niego - cechy od dawna ukryte gboko w zakamarkach wiadomoci, kt-
re za spraw modej kobiety stopniowo toroway sobie drog na po-
wierzchni.
By bardzo poruszony faktem, e mg z ni porozmawia o przeszo-
ci, wspomina swe dziecistwo i nieyjcych ju rodzicw. A permanent-
ne odrzucanie cierpie serca i duszy musiao ustpi pod naporem tego, co
by zmuszony nazwa uczuciami, a przede wszystkim mioci. Jeli to nie
byo nawrcenie, to w kadym razie co bardzo podobnego.
Tego dnia zdecydowa si zrobi jeszcze jedn rzecz, ktr odkada od
chwili swojego przyjazdu do Montpellier: uda si na cmentarz. Przekro-
czy bram i pewnym krokiem skierowa si w stron, gdzie, jak sobie
przypomina, widzia niegdy grb swego ojca. Obok grobu ojca, jak
mniema, odnajdzie grb matki.
Nagrobne pyty rodzicw byy na swoim miejscu. Pyta ojca bya w
bardzo zym stanie. Wszdzie dookoa rosy chwasty, a kamie pokryty by
zielonkawym mchem. Obok tego starego, zapomnianego nagrobka znaj-
dowa si drugi, nieco nowszy.
cignwszy nakrycie gowy, sta dobr chwil nad grobem, na prno
usiujc poczy ow mogi z odlegym wspomnieniem smutnej kobiety.
I nawet nie wiedzia, kiedy jego oczy napeniy si zami. W jednej chwili
poczu przytaczajcy smutek.
Deszcz przesta pada i znw byo sonecznie i cicho. Cedry i cyprysy
rzucay gdzieniegdzie dobroczynny cie. Zenon przemierza alejki, oddy-
chajc pen piersi i napawajc si emanujcym zewszd spokojem.
I poczu, e si odradza. Czu, e wzbiera w nim niespodziewana sia,
jak gdyby ta wdrwka midzy grobami sprawia, e wszystkie trapice go

303
niepokoje zaczy si z wolna rozprasza. Mia te wraenie, e niesko-
czono agodnie wlizna si do jego duszy.
Znw by gotw stawi czoo Athanase'owi, Van Melsenowi, Donatel-
lemu i wszystkim Kocioom wiata, jeli bdzie to konieczne. Chcia
udowodni wszystkim uczonym i wszelkim reprezentantom wadz du-
chownych i wieckich, e odkry smoka. Bo od tej chwili chcia by tym,
za kogo miaa go Agnes.

Ale los zadecydowa, e nie dane mu byo dugo cieszy si odzyska-


nym szczciem. Henri de Coursanges zaprosi w swe progi Donatellego i
Van Melsena, by przekaza im wan informacj.
- Zbezczeszczenie grobu!
Byy to jedyne sowa, jakie wypowiedzia, gdy tylko weszli do gabine-
tu, i wycign w ich stron dokument, ktry, jak si zorientowali po po-
bienej lekturze obaj duchowni, zosta nadesany z Parya. Prokurator mia
tak uradowan min, e umiech zdawa si deformowa jego twarz.
- Moje mae ledztwo w sprawie tego uczonego przynioso owoce - do-
da, wci si umiechajc. - Nasz naukowiec o nieposzlakowanej opinii
wplta si w podejrzane sprawki. Posdzilibycie go o kradzie zwok
niewinnej modej kobiety?
- Zbrodnia, ktr jeszcze pogorszy ucieczk - podkreli Van Melsen,
ktry z uwag zapozna si z treci dokumentu. - Macie wasz powd do
zatrzymania, teraz nie pozostaje nam nic innego, jak go aresztowa.
Donatelli by zaniepokojony. W kocu pogodzi si z myl, e trzeba
jako zapobiec rozpowszechnieniu si tez Zenona, ale uciekanie si do
takiego sposobu wydawao mu si niegodne. Nie eby uznawa wyej
wspomniany czyn za bahy, co to, to nie. Zbezczeszczenie grobu nie mogo
by tolerowane, nawet jeli wiedzia, e tego typu praktyki byy czsto
jedynym sposobem, jakim dysponowali uczeni, by pogbi sw wiedz.

304
Ale by rozdarty. Chcia zabroni Zenonowi propagowania jego hipotez,
lecz pragn zrobi to, przestrzegajc regu gry. A zbezczeszczenie grobu
nie miao nic wsplnego z ich dysput i posugiwanie si takim argumen-
tem byo czyst hipokryzj.
- Wojsko zajmie si nim jeszcze tego wieczoru - powiedzia Henri de
Coursanges, podkrelajc, jak tylko mg, swoj satysfakcj.
Donatelli zamkn oczy. Od tego wszystkiego zbierao mu si na mdo-
ci.

Tymczasem Zenon, jak to mia w zwyczaju, siedzia spokojnie za sto-


em w obery, czekajc na przybycie Rene Grouchota, i nawet si nie do-
myla, e niedugo ma zosta zatrzymany za popenienie czynu, ktry ju
dawno ulecia mu z pamici.
Pijany w sztok szarlatan pojawi si w kocu w obery. Holowa go
mniej wicej trzydziestoletni mczyzna, o wydatnym nosie, szeroko roz-
stawionych oczach i zoliwym wejrzeniu.
- Zenonie, mj przyjacielu - zdoa wybekota szarlatan. - Pozwl so-
bie przedstawi pana Poquelin, jego imi Jean-Baptiste, tego tu oto...
Zwrci swj szklisty wzrok na towarzysza.
- Jak to idzie dalej?
- Dyrektora trupy Jego Ksicej Moci ksicia de Conti! - wyrecyto-
wa tamten, niewiele mniej pijany ni Rene.
Zenon przyjrza si osobnikowi. W kocu rozpozna w nim aktora, kt-
rego tego popoudnia widzia na placu w Montpellier.
- Nie przeszkadzamy ci? - zapyta Rene.
- Skde, jestecie mile widziani.
Obaj mczyni rozsiedli si na awie obok Zenona i natychmiast za-
mwili dzban wina.
- Mj przyjaciel Zenon - wyjani Rene Molierowi jest wielkim uczo-
nym. A przynajmniej dokonuje wielkich odkry. Chyba e to odkrycie nie

305
jest wielkie... Niewane. Przede wszystkim jest zakochany!
- Ja? - obruszy si uczony.
Zenon chcia wybuchn miechem, ale nie potrafi. Tak, kocha Agnes.
I nagle zda sobie spraw, e jego przyszo, to ycie, ktre wyobraa
sobie jako pene samotnych i uczonych poszukiwa, bdzie oywione jej
obecnoci...
- By moe - przyzna. - Ale na t chorob cierpi wielu ludzi. Nie s-
dz, e nasz przyjaciel bdzie zainteresowany tak bah anegdot. Jak stoj
twoje sprawy z qahoua?
- Niezrczna prba zmiany tematu. Tak atwo si nie wywiniesz.
- Mio to zawsze dobry temat - potwierdzi Molier. -Jakkolwiek ist-
nieje due ryzyko popadnicia w dziecinad. Wiem, o czym mwi: pracu-
j obecnie nad komedi, ktr mam zamiar zatytuowa Zwady miosne.
Ten Molier ma zdecydowanie talent do wymylania trafnych tytuw
- pomyla Zenon, zapalajc fajk. Wola jednak skierowa rozmow na
inne tory.
- Zastanawiam si, czy qahoua bdzie smaczna w poczeniu z tyto-
niem? - zapyta.
- Oczywicie! - przytakn Rene. - Na Wschodzie qahoua uwaana jest
za wyrafinowany przysmak. Tak jak i tyto. Gdy cokolwiek by na to po-
wiedzia Arystoteles i caa reszta filozofw, tyto jest namitnoci uczci-
wych ludzi, a kto yje bez tytoniu, jest niegodzien ycia.
- Pocieszna opinia - osdzi Molier. - Musz j zapamita. Ale czym
jest ta caa qahoua?
- Napojem z praonych ziaren, ktre szanowny pan zamierza sprzeda-
wa, o ile sprawi, by napj sta si zdatny do wypicia - naigrawa si Ze-
non.
- Och! Ale to ju si stao! - powiedzia szarlatan w przebysku przy-
tomnoci. - Podczas obiadu znalazem rozwizanie! Przyszo mi na myl,
gdy prbowaem przekn tutejsz potrawk. Widzisz, jest nieco lepsza,

306
jeli duej si j gotuje, a jeszcze bardziej pomaga jej podgrzanie nastp-
nego dnia. Jej dziwne smaki zlewaj si z sob, a braki zanikaj... Dugo
si zastanawiaem nad t kwesti i doszedem do wniosku, e z qahoua
trzeba postpi tak samo: podda j dobroczynnemu dziaaniu czasu...
Pochyli si i doda konfidencjonalnym tonem:
- Trzeba j gotowa duej!
Zenon milcza przez chwil, zaskoczony.
- Interesujca hipoteza... I to dziaa?
Rene poprawi si na awce.
- Tak mniemam.
- Tak mniemam?! Chcesz powiedzie, e nie prbowae? No, Rene!
Hipotez trzeba potwierdzi poprzez dowiadczenie!
Rene rzuci mu bezradne spojrzenie.
- Nie jestem uczonym, Zenonie, jednak wydaje mi si, e jeli rozu-
mowanie jest suszne, a moje takie jest, to zawsze jest potwierdzone przez
dowiadczenie.
- Wiesz, e Kartezjusz upar si, by dokadnie to samo wykaza Blaise-
'owi Pascalowi? Utrzymywa, e prnia nie moe istnie, gdy gdyby tak
byo, zostaaby natychmiast wypeniona przez przestrze. A jednak, jeli
wierzy dowiadczeniom Pascala, w ktrych bra udzia jeden z mych
przyjaci, prnia naprawd istnieje.
- Chcesz powiedzie, e poprawne rozumowanie moe jednak prowa-
dzi do bdnych wnioskw? - zapyta szarlatan, mile poechtany tym po-
rwnaniem do Kartezjusza.
- Sama poprawno rozumowania moe nie wystarczy, by dowie
prawdy. Rozumowanie, nawet waciwie przeprowadzone, nawet zgodne z
zasadami logiki opisanymi przez Arystotelesa, samo w sobie nie jest wia-
dectwem prawdy. Widzisz, rozumowanie powinno by prowadzone drog
dedukcji, a nie indukcji. Trzeba zacz od obserwowania rzeczywistoci,

307
by z tego wycign oglne zasady. Nie na odwrt. Wychodzenie od hipo-
tez opartych na zwykych spekulacjach prowadzi do absurdu. Dopki wiat
rzeczywisty nie bdzie potwierdzeniem spekulacji umysu, nauka bdzie
staa w miejscu. Ju Leonardo da Vinci powiedzia: Dowiadczenie nigdy
nie myli. To jedynie twj osd bdzi, spodziewajc si rezultatw, ktre
nie s bezporednim wynikiem twoich eksperymentw.
Chocia chwil temu zosta porwnany do Kartezjusza, szarlatan nie
zrozumia nawet poowy z tego, co wanie wytumaczy mu przyjaciel.
Odwrci si w stron Moliera i ucieszy si, stwierdziwszy, e ten wygl-
da na rwnie skoowanego. Obydwaj zadowolili si skinieniem gowy na
znak, e doskonale rozumiej i oczekuj dalszego cigu.
Ale ten nie nastpowa. Zenon myla o tym, co wanie powiedzia.
Tak, w czasie ostatniego stulecia wiat uleg zmianie. I sposb rozumowa-
nia rwnie. Dowodz poprzez domniemanie, napisa Galileusz. Ale
teraz te domniemania musiay opiera si na obserwacji i zosta sprawdzo-
ne poprzez dowiadczenie. Fakty stay si nowymi filarami prawdziwego
dyskursu.
I nagle Zenon dozna olnienia - w jego umyle pojawio si rozwiza-
nie problemu. Rozwizanie tak oczywiste, e gupot byo, i nie wpad na
nie wczeniej. Rozwizanie wypywajce z tych samych zasad, ktre wpa-
ja przez tyle lat swoim uczniom i ktre wanie przypomnia szarlatanowi:
hipotez potwierdza si poprzez dowiadczenie.
- Wiem, co trzeba zrobi - powiedzia nagle.
- Dla pewnoci: trzeba zagotowa qahoua i...
- Nie. Mwiem o szkielecie. Teraz wiem, jak im udowodni, e mam
racj.
Rene westchn. A ten znowu z tym swoim przekltym szkieletem! Wo-
la raczej napi si jeszcze troch z Molierem, ale ten zaczyna drzema.

308
- A czy nie mwie, e wiesz ju, co to jest, ten twj szkielet?
- Wadze nie podzielaj mojego zdania.
- No to ja nie jestem zainteresowany. Jeeli ryzykujesz konflikt z wa-
dzami, to wolabym nie by na bieco z wiadomociami o szkielecie.
- Nie sdziem, e jeste taki bojaliwy.
- Jedynie ostrony.
- Do tego stopnia, e odmawiasz mi pomocnej doni?
Rene patrzy na przyjaciela. Nie podoba mu si sposb, w jaki to po-
wiedzia. Co mu chodzio po gowie?
- O jaki rodzaj pomocy ci chodzi?
- O mae wamanie...
Drzemicy Molier nagle unis gow:
- Ach! Nic tak nie wpywa na rozwj intrygi jak troch akcji!
Szarlatan popatrzy na niego i pokrci gow. Ten aktor by stuknity!
A ta historia na mil mierdziaa kopotami. wietny sposb, by wyldo-
wa w lochu na dwadziecia lat. Niezupenie tak wyobraa sobie sw
przyszo.
- Potrzebny mi ten szkielet - wyjani Zenon, spostrzegszy jego nieuf-
ny wzrok.
- Szkice ci nie wystarcz?
- Oddaem je wacicielowi.
- Niezbyt mdrze, jeli wolno zauway.
- Rene! Potrzebuj twojej pomocy, by dosta si do Krlewskiego Ko-
legium i wykra koci. Chc zrekonstruowa szkielet po swojemu!
- Tylko nie to! Ale, ale... przypomnij mi, jakich rozmiarw s te koci?
Zenon skrzywi si. Zapomnia o tym drobnym szczegle. Nawet z po-
moc Rene wyniesienie koci z Kolegium zajoby par dni.
- O co chodzi z tymi komi? - chcia wiedzie Molier.

309
- Szkielet wielki jak dom! - odpowiedzia szarlatan, zanim Zenon otwo-
rzy usta. - Nie zmieciby si w mojej budzie! A mj przyjaciel utrzymuje,
e wyniesie go niezauwaenie.
- W takim razie jestem waciwym czowiekiem na waciwym miej-
scu! - pospieszy z zapewnieniem aktor, zrywajc si na niezbyt pewne
nogi. - Podoba mi si taka przygoda!
- Hola! Spokojnie panie dyrektorze co-tam-czego-tam... Zenon za-
pomnia napomkn o pewnym maym szczegle: wadze nie daj na to
przyzwolenia.
Molier umiechn si przebiegle.
- Kolejny argument za: mc im wykrci taki numer, to cudowne! Mo-
g odda do waszej dyspozycji energicznych ludzi i dwa wozy.
Zenon patrzy na aktora. Wydawao si, e mwi powanie. By zdecy-
dowanie sympatycznym czowiekiem.
- Trzeba to zrobi noc - ucili.
- Mgby by bardziej dokadny? - powiedzia Rene z coraz mniej-
szym entuzjazmem.
Zenon i Molier wymienili spojrzenia.
- Powiedzmy... dzi wieczorem?
Szarlatan wbi w nich wytrzeszczone oczy.
ROZDZIA 5

Byo zatem dzieem czystego przypadku, e owego wieczoru Zenon


unikn aresztowania. Zaledwie opuci ober w towarzystwie swych
wsplnikw, wtargno do niej okoo dwudziestu odakw, siejc nieopi-
sane zamieszanie. Na ironi zakrawa fakt, e Zenon unikn aresztowania
tylko dlatego, i uda si popeni kolejne przestpstwo. Sprawiedliwo
ludzka okazaa si rwnie nierychliwa, jak sprawiedliwo Boska.
Ta ostatnia bya zreszt zajta. Gdy tylko Agnes i ojciec Amadeusz
wjechali do wioski, zostali poinformowani o nagym pogorszeniu si stanu
zdrowia staruszki Aldegondy. Nowy kryzys nastpi wczesnym popou-
dniem i wedug relacji wiadkw, kobieta wyrazia pragnienie widzenia si
z proboszczem jak najszybciej, co, jak wiedzia Amadeusz, nie wryo nic
dobrego.
- Pjd z tob - nalegaa Agnes, pomagajc mu si przygotowa.
- Obawiam si, e nie ma adnej nadziei.
- Chciaabym jednak by przy niej.
Wzi j za rk.

311
- Musisz by silna... Ale jestem zadowolony, e wreszcie martwisz si
o innych.
Kiedy weszli do chaty Aldegondy, zaskoczya ich panujca w niej cisza.
Dwie mieszkanki wioski stay obok ka, na ktrym spoczywaa starusz-
ka. Miaa zamknite oczy, wygldaa, jak gdyby prowadzia rozmow z
zawiatami. Kobiety, spostrzegszy proboszcza, przerway swe bezgone
modlitwy i odsuny si, by ustpi mu miejsca.
Amadeusz usiad i pochyli si nad twarz Aldegondy. Bardzo slaby
oddech porusza jej pier. Wargi starowinki przybray ju barw caunu.
- Aldegondo? To ja, ojciec Amadeusz. Syszycie mnie?
Kobieta uniosa powieki. Jej spojrzenie uczepio si spojrzenia probosz-
cza niczym toncy koa ratunkowego.
- Agnes te tutaj jest - dorzuci ojciec Amadeusz, agodnym ruchem
odwracajc gow w stron modej kobiety stojcej w nogach ka.
Wydawao si, e Aldegonda chce co powiedzie, ale zdoaa jedynie
sabo jkn. Agnes czua, e co ciska j za gardo. Staruszka nie przey-
je nocy.
- Jestem tu, by wysucha waszej spowiedzi cign Amadeusz swo-
im najcieplejszym gosem. - Jeli sobie tego yczycie, oczywicie...
Kobieta zamrugaa oczami na znak zgody i z wysikiem uniosa palec,
by przycign proboszcza bliej. Agnes wolaa si wycofa. Sumienie i
grzechy Aldegondy to nie jej sprawa.

Bezksiycowa noc. Ciemnoci spowijay Montpellier. Trzy tajemnicze


wozy przemykay mrocznymi uliczkami miasta i zbliay si do Krlew-
skiego Kolegium. Siedzieli w nich: cherlawy szarlatan, nieustraszony na-
ukowiec i trupa teatralna.
- Masz jaki pomys, ktrdy tam wejdziemy? szepn Rene, chowa-
jc gow w ramiona, jakby chcia w ten sposb sta si niewidzialny.

312
- O ile pamitam, s boczne drzwi - odpar Zenon. - Uywalimy ich
czasem, aby wymkn si z budynku.
- Aha!... Chodzio si na dziewczynki? Nie mwie mi o tym.
- Zrb mi t przyjemno i skocz te komentarze. I dopilnuj, by twoja
mulica nie pomylia drogi.
- Moja mulica ma lepszy zmys orientacji ni ja - zaartowa wagabun-
da.
- W to nie wtpi.
Rene chcia si odgry, ale w tej samej chwili Zenon pooy mu do
na ramieniu.
- To tutaj.
Szarlatan zatrzyma wz przed maymi drzwiami ukrytymi w cieniu. To
samo zrobili pozostali wonice.
Podczas gdy Rene usiowa uciszy mulic, ktra uznaa za stosowne
rykiem zamanifestowa ulg wynikajc z faktu, e nie musi ju cign
wozu, Zenon wraz z Molierem badali zamek w drzwiach. Przypuszczali, e
kluczem nie bd w stanie ruszy przeartego rdz mechanizmu. Dlatego
nawet nie prbowali.
om przyniesiony przez jednego z aktorw poradzi sobie z zamkiem w
jednej chwili.
- Czy wyamanie drzwi Krlewskiego Kolegium jest przestpstwem? -
zapyta Molier.
- Obawiam si, e tak, ale za pno na skrupuy. Lepiej zapalmy wie-
c, ebymy cokolwiek widzieli.
Weszli do budynku, a za nimi reszta. Byo ich dziesiciu. W nikym i
drgajcym pomieniu wiecy, ktry rzuca na ciany niepewny cie, prze-
mierzali dugie korytarze, zatrzymujc si od czasu do czasu, by spraw-
dzi, czy id w dobrym kierunku. Rene szed tu za uczonym, gdy mia
ograniczone zaufanie do jego pamici.
- Jeste pewien, e wiesz, dokd idziesz?
- Ostatni raz chodziem tymi korytarzami, gdy miaem dwadziecia lat.

313
Ale po kilku zmianach kierunku dziesiciu mczyzn dotaro jednak do
piwnic, w ktrych spoczywa szkielet. Znowu trzeba byo uy omu, by
otworzy cikie drzwi. Ustpiy ze zgrzytem. Mczyni weszli w nie-
przeniknione ciemnoci. Zenon waha si chwil, nim przestpi prg.
Wymieni krtkie spojrzenie z Molierem i Rene, eby si uspokoi, i zag-
bi si w mrok.
wieca wydobywaa z nicoci fragmenty cian i kolumn. Jeszcze tylko
kilka krokw i nagle z ciemnoci wyonia si sylwetka nowego giganta
Athanase'a. Owietlony od dou nikym pomieniem wiecy wydawa si
jeszcze straszniejszy ni jego poprzednik. Wszyscy, oprcz Zenona, cofn-
li si przeraeni.
- Oe ty... - wymamrota szarlatan. - Jak to moliwe?
- Imponujcy... - przyzna jeden z aktorw, rwnie zdumiony.
- Powiedziabym nawet, homerycki - dorzuci Molier.
- Jeszcze brzydszy ni poprzednio! - przerwa Zenon, eby rozluni
atmosfer.
Dostrzeg, e Rene zosta nieco z tyu, i zwrci si do niego. Jego przy-
jaciel by blady jak trup.
- No, co tam? Co taki skrzywiony?
- Nigdy nie widziaem czego podobnego... Dobry Bg nie mg cze-
go takiego stworzy...
- Jakbym sysza kardynaa.
- No, to moe nie jest taki gupi, jak mylaem...
- Chod i pom nam, zamiast zagbia si w teologiczne rozwaania.
Nie mamy caej nocy.
Dziesiciu chopa podeszo do szkieletu i zaczo go rozmontowywa
ko po koci.

Aldegonda odesza z tego wiata. Niky blask wiecy pada na jej blad
twarz i wydawao si, e staruszka po prostu pi. Amadeusz patrzy na ni
z tym dziwnym zdumieniem, jakim zawsze napawa go widok nieboszczyka.

314
To ciao, ktre spoczywao przed nim, byo tylko bezwadnym przedmio-
tem. Nic nie odrniao go od kawaka drewna czy od kamienia. A prze-
cie zaledwie kilka minut wczeniej jeszcze yo. Posiadao dusz i umys
zdolny do mylenia i wzrusze.
Proboszcz nie bardzo wiedzia, co ma myle o jej spowiedzi. Tajemni-
ca, ktr mu wyjawia, bya tak dziwna, e rozmowa ta nie bardzo go
uspokoia. Ale jednego by pewien: spowied czy nie, bdzie musia po-
rozmawia o tym z Donatellim.
Zamkn powieki Aldegondy i pogry si w modlitwie. Prosi oczy-
wicie o zbawienie dla jej duszy. Jednak nie mg si powstrzyma, by nie
westchn do nieba rwnie w intencji Agnes.

Gdy przenoszenie szkieletu wreszcie dobiego koca, nad Montpellier


wstawa ju wit. Wszystkie koci zostay z wielk pieczoowitoci prze-
niesione do wozw, w ktrych uoono je w stosy. Zenon i jego kompani
mogli wreszcie chwil odpocz.
- Rad jestem, e robota skoczona! - wykrzykn Molier, puszczajc w
obieg bukak z winem. - Ta rzecz way wicej ni dwanacie soni! Te
koci wydaj si zrobione z kamienia!
- Bo tak jest w istocie - przyzna uczony. - To skamieliny.
Molier patrzy na niego chwil, zbity z tropu.
- Stanowczo s na tej ziemi i na niebie rzeczy, o ktrych nie nio si fi-
lozofom...
Przedsiwzicie trwao duej, ni pierwotnie zakadali, i kosztowao o
wiele wicej wysiku, ni mogli sobie wyobrazi. Poniewa szkielet by
starannie przytwierdzony do rusztowania, trzeba byo rozplata wiele w-
zw, tudzie wyj niezliczone gwodzie, by uwolni koci. Nie wspomi-
najc ju o demontau obiektu od gry i transporcie cikich koci w d za

315
pomoc krka. W kocu najmniej mczc czynnoci okazao si prze-
niesienie koci do wozw, chocia nie bez znaczenia by dystans, jaki mu-
sieli pokona z ciarem w rkach. A poniewa trzeba byo zabra rwnie
deski, belki i inne drewniane czci suce do wzniesienia rusztowania,
praca zaja praktycznie dwa razy wicej czasu, ni przewidywali. Krtko
mwic: jeli Zenon by zmczony, ale szczliwy, to Rene mia
uczucie, jakby wpad w puapk bez wyjcia.
Ta duga noc kompletnie go wykoczya i teraz marzy tylko o jednym:
o spaniu. Z drugiej strony przeraaa go myl, e po takim wysiku mog
zosta zapani na gorcym uczynku. I nie mia najmniejszej ochoty zosta
pozbawiony snu na skutek nagego pojawienia si jakiego przedstawiciela
prawa.
- Zjedajmy std, nie czekajmy, a dzie zacznie si na dobre! -
krzykn, sadowic si na kole swojego wozu.
Zenon da znak Molierowi i jego trupie, e czas rusza, i wskoczy na
wz, dajc maego, przyjaznego klapsa picej mulicy. Ju ruszali, gdy
nage Zenon przypomnia sobie, e co przeoczy. Zeskoczy z wozu na
ziemi.
- Nie ruszajcie si. Zaraz wracam.
- Czy ty oszala?! Gdzie idziesz? - wybuchn Rene.
- Do laboratorium Athanase'a - odpar uczony, chwytajc wiec. - Po-
trzebuj szkieletu maej jaszczurki. Mamy jeszcze troch czasu.
Przestraszony Rene odwrci si do Moliera, ktry wzruszy ramiona-
mi. Rene westchn i rzuci zaniepokojonym okiem na niebo. Zaraz zacznie
pia kogut, obwieszczajc nowy dzie.
Zenon wrci w mroczne korytarze. Musia odzyska szkielecik. By
mu niezbdny. Bez maego modelu przed oczyma nie mg zrekonstru-
owa wielkiego szkieletu. A nie mia ochoty na jeszcze jedno polowanie na
maego gada i nastpujc po nim ca t odraajc operacj.

316
Po dotarciu na szczyt krtych schodw Zenon stan przed przeartymi
przez korniki drzwiami do pokoju swego nauczyciela. Jak zwykle byy
zamknite na dwa zamki, ale tym razem om nie by potrzebny. Wiedzia,
gdzie zazwyczaj Athanase chowa klucz, i tak jak przypuszcza, znalaz go
za ma deszczuk.
W laboratorium panowa mrok. wieca rzucaa tawe wiato na jego
ciany i niespodziewanie dziwne ksztaty przyrzdw, skamieniaoci,
rnych mineraw porozrzucanych na stoach i pkach zaczy taczy
zwiewn farandol. Zenon postawi wiec porodku pomieszczenia i za-
cz je popiesznie przetrzsa w poszukiwaniu maego szkieletu. Odnale-
zienie go w tym baaganie w zasadzie nie powinno mu przysporzy trudno-
ci. Jednak mimo e sprawdza wszdzie, nigdzie go nie widzia. Szuka na
stoach, na pkach biblioteczki, na niezliczonych etaerkach, pod mebla-
mi. Wszdzie. Na prno. Czy mogo si zdarzy, e Athanase si go po-
zby? Czy znw bdzie musia odda si tej mczcej pogoni za jaszczur-
k, by mc rozpocz swoj rekonstrukcj?
Myl, e wszystko moe si opni z tak gupiego powodu, bya nie do
zniesienia. Szuka dalej, coraz bardziej zdenerwowany. Pod papierami i
dzieami, ktre leay prawie wszdzie. Przetrzsa szuflady, oprnia
szafki, nachyli si nawet nad koszem. Bez rezultatu.
Szkieletu jaszczurki nigdzie nie byo.
- Tego szukasz? - odezwa si nagle jaki gos za jego plecami.
Zenon odwrci si. Za nim sta Athanase i trzyma deseczk, do ktrej
przytwierdzony by szkielecik.
- Athanase?
Dwaj mczyni w milczeniu mierzyli si wzrokiem. Zenon zdziwi si,
e widzi Athanase'a w pracowni o tak wczesnej porze. Ale przede wszyst-
kim czu si winny, e da si zapa na gorcym uczynku. Innymi sowy,
zosta nakryty, gdy wszed bezprawnie do tego pomieszczenia i usiowa
odzyska szkielet bez zgody waciciela. A poza tym obawia si wyrzutw

317
swojego nauczyciela.
Ale wzrok Athanase by pozbawiony wrogoci. Zenon wyczyta w nim
raczej zmczenie i bezbrzeny smutek. Jak gdyby przyapanie go na prze-
trzsaniu laboratorium nie miao adnego znaczenia. Zenon mg w nim
odczyta czuo, a take troch dumy. Nie tego si spodziewa.
- Zrobiem tak, jak mi powiedziae - odezwa si Athanase po dugiej
chwili. - Porwnaem.
Zenon natychmiast poj, e jego byy nauczyciel zgadza si z nim teraz
w kwestii szkieletu. Ta naga zmiana opinii bya jednak tak niespodziewa-
na, e przez chwil wtpi w jej szczero.
- Ale... sdziem...
Athanase wolno podszed do niego. Jego szerokie, ale zgarbione ramio-
na nadaway mu bardzo stary wygld.
- ... e jestem tylko starym, zgrzybiaym uczonym, obsesyjnie myl-
cym o olbrzymach? C, miae racj. Byem nim, a do tej nocy.
- Zatem wiesz?
Athanase przenis spojrzenie na pki, na ktrych spoczyway traktaty
o gigantologii i fragmenty skamieniaych szkieletw.
- Od chwili, gdy mj wzrok pad na ten may szkielet, wiedziaem, e
masz racj... Ca noc spdziem, porwnujc go ze szkicami zrobionymi
przez Brunona... C za niezwyke stworzenie, nieprawda?
- Trzeba to jeszcze sprawdzi...
Stary mistrz odwrci si do byego ucznia.
- Chcesz go zrekonstruowa? Wanie wracam z piwnicy. Chciaem
sprawdzi par rzeczy. To poczeka...
Zenon poruszy si. Chcia powiedzie co na swoje usprawiedliwienie,
wytumaczy, dlaczego zabra koci bez zgody Athanase'a, ale ten uciszy
go ruchem gowy.

318
- Zazdroszcz ci... Widzisz, nie to, e nie miaem racji, byo dla mnie
najwaniejsze; raczej to, e cale ycie strawiem na badaniu chimery...
Poraka to nic...
Gestem zatoczy koo wok laboratorium.
- Ale ta pustka... ta nico... caa ta niepotrzebna wiedza... Poda mu
may szkielet.
- Poka im.
- Zro... zrobi, co w mojej mocy.
Athanase podszed do okna i utkwi spojrzenie ponad dachami, na ktre
wschodzce soce rzucao swe pierwsze roziskrzone promienie.
- A teraz zostaw mnie.
Zenon spojrza na niego ostatni raz i zabrawszy szkielet jaszczurki,
znikn na schodach.
Doczy do siedzcego w wozie Rene. Patrzc w wylot ulicy, powie-
dzia tylko:
- Jedziemy.
- Co jest? Wygldasz, jakby zobaczy ducha.
- Mona tak powiedzie.
Rene nie pyta wicej. Ci uczeni to zdecydowanie dziwaczne typy. Le-
piej nie prbowa ich zrozumie. Machn lekko lejcami, dajc zna muli-
cy, e trzeba si ruszy, i wreszcie trzy wozy odjechay sprzed Krlew-
skiego Kolegium.
ROZDZIA 6

Henri de Coursanges mia okropn noc. Poaowania godna nieudana


prba aresztowania Zenona wprawia go w bardzo zy nastrj; co wicej,
zmuszony by pooy si spa pniej ni zwykle. Rwnie wtargnicie
Donatellego do jego apartamentw bladym witem nastpnego dnia, kiedy
jeszcze na dobre si nie rozbudzi, zaburzyo tak lubiany przez urzdnika
poranny leniwy rytua. Nie przyj wic legata z naleyt uprzejmoci,
ktrej wymaga kardynalski majestat.
Donatelli rwnie nie przejawia ochoty na rozpoczynanie dnia od kt-
ni, ale musia go poinformowa o wamaniu. Skoro tylko to uczyni, urzd-
nik zamrucza co pod nosem, przetar oczy i powiedzia:
- Jak to, cakiem znikn?
- Nic nie zostao. Ani jednej kosteczki. Poszedem dzi rano do Kole-
gium, by ponownie zobaczy szkielet, i ju go tam nie byo. Doktor Lavo-
rel utrzymuje, e nic nie wie o jego znikniciu.
Henri de Coursanges podrapa si w brod. Zawsze byo mu ciko si
skoncentrowa, jeli si nie zdy ogoli.
- Mamy jakich podejrzanych? - zapyta.

320
Donatelli obserwowa urzdnika. Moe trzeba byo zaczeka i da mu
czas, by przynajmniej umy twarz? Wydawao si, e jego mzg nie funk-
cjonuje na tyle dobrze, by prokurator mg prowadzi sensown rozmow.
- Wydaje mi si, e sprawa jest jasna - powiedzia. - To Zenon de
Mongaillac ukrad szkielet.
- Ale po co, u licha, miaby zrobi co podobnego?
- Wolabym o tym nie myle, ale... Ach! A oto i nasz biskup!
Rzeczywicie Van Melsen, ktry przeby cae miasto, wtargn do sali.
- Przykro mi, e musiaem was niepokoi o tak nieprzyzwoitej porze -
przywita go kardyna.
- To nie ma adnego znaczenia. I tak budz si wczenie.
- Wyglda na to, e szkielet zosta skradziony tej nocy - poczu si w
obowizku poinformowa go urzdnik.
- Ju o tym wiem! I jestem wcieky!
- Nasze podejrzenia kierujemy oczywicie na osob Zenona de Monga-
illaca - dorzuci Henri de Coursanges, jakby ten fakt by owocem jego in-
tensywnych przemyle.
- To jasne. Szkoda tylko, e nie udao si wam schwyta go wczoraj
wieczorem.
- To... Mielimy pecha. Ale jego zatrzymanie jest tylko kwesti czasu.
- Nie wtpimy...
Van Melsen usiad w fotelu i zacz bbni palcem w podbrdek, co by-
o niechybnym znakiem, e szykuje jak przemow.
- Oczywicie gdyby chodzio jedynie o zwyk kradzie, to dotyczyo-
by tylko was - powiedzia do urzdnika.
- A tak nie jest?
- Obawiam si, e nie. Jeli ten Zenon de Mongaillac zamierza zrobi
to, o czym myl, sprawa bdzie miaa powane nastpstwa teologiczne... -
rzuci oskarycielskie spojrzenie w stron kardynaa - ktrych moglibymy

321
unikn, gdybymy poczynili odpowiednie kroki, gdy by jeszcze na to
czas.
Donatelli nie odpowiedzia. Obydwaj odgadli intencje uczonego, ale
aden z nich nie przewidzia kradziey.
- Zajm si tym osobicie - powiedzia uroczycie urzdnik, poiryto-
wany faktem, e trzymaj go na uboczu i nie dopuszczaj do swych sekre-
tw.
- A... macie ju moe pomys, co dalej? Po tym, jak si dowiedzia, e
dwudziestu ludzi przetrzsno ober, w ktrej si zatrzyma, wtpi, czy
do niej wrci.
Sowa biskupa, jak czsto bywao, ociekay sarkazmem, a to si urzd-
nikowi wcale nie podobao.
- C... zaczn od...
Henri de Coursanges nie rozwin swej myli. Nie bardzo rozumia ca
t tajemnic dotyczc szkieletu, a to sprawiao, e czu si wyrzucony
poza nawias. Ale wiedzia, e przynajmniej w sprawie tego wamania to
wanie on bdzie gra pierwsze skrzypce. Czy nie do jego obowizkw
naleao utrzymanie porzdku w tym miecie?
- Znajd go! - powiedzia z moc.
Jakie byo jego zdziwienie, gdy zauway, e ani Donatelli, zaabsor-
bowany kontemplowaniem widoku z okna, ani Van Melsen nie zwrcili
najmniejszej uwagi na jego sowa.

Trzy wozy bez trudu opuciy Montpellier. Protekcja ksicia de Conti,


ktr cieszy si Molier, pozwolia im przejecha przez bramy miasta bez
adnych kopotw. Dwie trzecie drogi upyno spokojnie, ale zaledwie
wz Rene dotar do podna Sewennw, mulica gwatownie zaprotestowa-
a przeciw tak trudnej w jej wieku wspinaczce, stajc w miejscu i wydajc
z siebie porykiwania, ktre zwielokrotnione przez echo, day si sysze na
dobrych dwadziecia mil dookoa. Trzeba przyzna, e biedne bydltko
miao do cignicia znaczny ciar oraz e droga po ostatnich ulewach nie
bya w zbyt dobrym stanie. Postj, podczas ktrego Rene sobie tylko znanymi

322
metodami zdoa nakoni zwierz do ponownego podjcia trudu, trwa
krtko, ale rytm podry zosta zakcony i droga zaja im cay ranek.
To, e trzeba zrekonstruowa szkielet w kryjwce Agnes, byo dla Ze-
nona oczywistoci. Jakie inne miejsce lepiej by si do tego nadawao?
Grota bya wystarczajco obszerna, by pomieci szkielet, a jednoczenie
dobrze ukryta wrd wzgrz, co czynio jej odnalezienie dosy trudnym.
Mgby tam spokojnie powici si pracy, bez obawy, e kto mu w tym
przeszkodzi.
Poza tym, a nie bya to mniej wana zaleta tego miejsca, mgby zbli-
y si do Agnes. Jeli nierozwanie wczeniej nie wspomnia o swoim
pomyle, to dlatego e nie mia ku temu sposobnoci. Poza tym by pe-
wien, e nie bdzie miaa nic przeciwko temu. Z jakiego powodu miaaby
nie udostpni mu groty?
Jednake kiedy dotarli na miejsce, w sercu Zenona zalg si niepokj.
Bo ewentualna odmowa wpdziaby go w do kopotliw sytuacj. Scho-
dzc z wozu, Zenon poprosi wic Moliera, by pozosta w ukryciu za krza-
kami poniej jaskini, puci oko do Rene i sam podszed do wejcia.
Przed jaskini rozcigaa si odsonita przestrze, ktr przemierza,
zastanawiajc si, jak te zostanie przyjty. Zatrzyma si kilka krokw
przed wejciem, z boku wzgrza.
- Agnes? - zawoa. - To ja, Zenon!
Rene patrzy skonsternowany na uczonego. Caa ta heca bya le przy-
gotowana. Przy takim stopniu improwizacji na pewno czeka na nich wiele
nieprzyjemnych niespodzianek. Poza tym rozpaczliwie walczy z senno-
ci.
- Agnes! - krzykn znw Zenon.
Po krtkiej chwili u wejcia ukazaa si moda kobieta. Zaskoczona wi-
dokiem uczonego, wahaa si przez moment, jak go powita. Ale obawy
Zenona rozwiay si z chwil, gdy Agnes wysza na jego spotkanie z sze-
rokim umiechem.

323
- Co tu robisz? - zaniepokoia si.
- Przybyem, by zrobi ci niespodziank - powiedzia, odwzajemniajc
umiech.
- To mio z twojej strony. Naprawd okolica nie obfituje w rozrywki.
Spogldali na siebie wzruszeni i troch zaniepokojeni. Zenon zrobi
krok w jej stron i delikatnie uj jej do. Marzy o tej chwili, odkd opu-
cili Montpellier. Zawadno nim nieodparte pragnienie, by zoy na jej
ustach pocaunek. Lekko nachyli si do przodu. Twarz Agnes dzielio ju
zaledwie kilka centymetrw od jego twarzy. Zapach jej wosw odurza go.
- Wybaczcie to najcie... Panienko, oczarowany jestem, mogc was po-
zna - odezwa si za nimi gos peen rewerencji.
Agnes podskoczya. Nie zauwaya przybycia nieznajomego. Popatrzy-
a pytajco na Zenona. Ten niezadowolony, e nie mia czasu, by jej
wspomnie o obecnoci swych towarzyszy, odwrci si do aktora.
- Agnes, przedstawiam ci Moliera. Moe przypominasz sobie, widzia-
a go na scenie w Montpellier. To przyjaciel.
- Zatem jest mile widziany - powiedziaa Agnes, posyajc nowo przy-
byemu promienny umiech.
Kiedy ten skoni si, by ucaowa jej do, moda kobieta powstrzyma-
a prychnicie. Pierwszy raz kto chcia zrobi co takiego.
- Przepraszam, e przeszkadzam - odezwa si nowy gos - ale gdyby-
cie mogli mi troch pomc...
Caa trjka odwrcia si w kierunku szarlatana, ktry zblia si do
nich, dzierc w doniach pokanych rozmiarw piszczel. Zenon uprzedzi
reakcj Agnes.
- Hm... Agnes, przedstawiam ci Rene Grouchota, wdrowca, aptekarza,
handlarza substancjami egzotycznymi i czym tylko chcesz. To rwnie
przyjaciel.

324
Poniewa bieg wydarze lekko j przerasta, moda kobieta tylko kiw-
na gow.
- Bardzo mi mio - powiedzia Rene. - Wybaczcie, e nie mog ucao-
wa waszej doni, ale...
- Co to jest? - zapytaa Agnes, zaintrygowana ogromn koci.
Zenon nie zdy odpowiedzie - ludzie z trupy Moliera zaczli si
zblia, kady z koci w rkach. Agnes wytrzeszczya oczy i zwrcia si
w stron Zenona w nadziei na wyjanienie caej tej sprawy.
- Szkie... szkielet - wyjka uczony. - Chc sprbowa do
kona tu jego rekonstrukcji.
Agnes westchna z rezygnacj. Jak na miejsce, w ktrym brak rozry-
wek, niele si zaczyna!

Tu po wyjciu Zenona Athanase'em ponownie owadno uczucie


pustki i rozgoryczenia tak silne, e siedzia zgnbiony ponad godzin. Tak
jak powiedzia swojemu byemu uczniowi, wanie zda sobie spraw, e
cae swoje ycie wypeni badaniami, ktre okazay si absurdalne. Ponie-
wa teraz mia ju pewno: szkielet znaleziony w Lansec nie by szkiele-
tem olbrzyma. I wszystkie inne szkielety, ktre odkry w czasie swej du-
giej kariery, prawdopodobne te nie naleay do olbrzymw. Gigantologia,
by o tym przekonany, to faszywy trop - subtelne rusztowanie teorii i
zwodniczych argumentw, ktre prowadziy donikd. Farsa. Cae ycie
zmarnowa, szukajc istot, ktre istniay jedynie w ludzkiej wyobrani. A
najgorsze byo to, e szkielet z Lansec bez wtpienia nalea do stworze-
nia, ktre kady mylcy czowiek zaliczyby do jednorocw czy innych
bajkowych stworw zaludniajcych marzenia redniowiecznych uczonych:
nalea do smoka. To, co wydawao si rozumne, byo faszem, a to, co
wydawao si niemoliwe, okazywao si prawd.

325
Widok tych wszystkich traktatw o gigantologii, fragmentw koci ol-
brzymw, tak pieczoowicie kolekcjonowanych przez te wszystkie ata,
ilustracji osobnikw o wielkich rozmiarach - wydal mu si nagle nie do
zniesienia. Reprezentoway one cae jego ycie - ycie stracone bezpow-
rotnie, ycie bez celu. Zdj wic z pek kilka szkicw i starannie podar,
co przynioso mu prawdziw ulg. I zda sobie spraw, e jeli chce dalej
y, bdzie musia to wszystko zniszczy.
Bruno zasta go, gdy rozszarpywa na kawaki ca dokumentacj po-
wicon gigantosteologii.
- Mistrzu... Nie rbcie tego! - wykrzykn mody asystent,
biegnc ku niemu.
Athanase odepchn go ramieniem.
- Zostaw mnie, Brunonie...
- Ale... to dorobek caego waszego ycia, a wy go niszczycie.
- To co wicej, Brunonie... duo wicej.
I stary uczony gwatownie rozdar plik papierw. Bruno spoglda na
niego ze smutkiem i niedowierzaniem. Jakikolwiek by by tego powd, nie
mona obraca wniwecz tylu lat pracy. Nic nie mogo tego usprawiedliwi.
Kto zapuka do drzwi. Szczliwy, e jaki natrt przerwie t fal de-
strukcji, Bruno poszed otworzy. Znalaz si oko w oko z biskupem Ulri-
chem Van Melsenem. Zowieszcza mina biskupa sprawia, e mody czo-
wiek zmieni zdanie. Tym bardziej e odczuwa pewien niepokj na myl,
i jaka osoba postronna zobaczy mistrza w takim stanie.
- Panowie - pozdrowi ich go, kaniajc si.
Bruno postanowi sprbowa si go pozby.
- Mistrz Lavorel jest cierpicy...
Biskup zajrza do laboratorium ponad ramieniem modego czowieka i
dostrzeg starego uczonego zajtego niszczeniem papierw. Nie musia
nawet nalega, Athanase sam zaprosi go do rodka.

326
- Czujcie si jak u siebie, Van Melsen... Jeli widok bezuytecznego
starca was nie nuy.
Biskup podnis brwi i posa modemu asystentowi lodowaty umiech.
Ten odsun si, by zrobi mu przejcie.
- Zniknicie szkieletu musiao by dla was strasznym ciosem - zauwa-
y Van Melsen sodkim tonem.
Athanase nie darzy tego czowieka nadmiern sympati, ale wiedzia,
e prdzej czy pniej bdzie musia zda si na osd innych. Dlaczego nie
zacz od tego biskupa?
Jednake odczuwa tak wielkie zmczenie, e to wszystko nie miao ju
dla niego znaczenia.
- Och... wiecie, to bya tylko kupa koci. Najwaniejsze jest to, co
mona z nich wywnioskowa... A prawda czasem way wicej ni wszyst-
kie szkielety.
- Moe moglibycie mi pomc w jego odnalezieniu?
- Jeeli wzi go w posiadanie Zenon de Mongaillac, jak si pewnie
domylacie, ju o niego zadba. Nie martwcie si tym.
- Ale sdziem...
Athanase odwrci si wreszcie w stron swojego rozmwcy. Ten bi-
skup nigdy nie zrozumie, w jakim stanie znajduje si jego dusza. Jak spra-
wi, by domyli si, e zniknicie szkieletu nie byo dla niego adnym
dramatem? A zreszt szkoda fatygi, by wyjania cokolwiek temu czo-
wiekowi o ciasnym umyle.
- Niewiele mnie obchodzi, co sdzicie. Prawda. Tylko ona mnie intere-
suje.
- Wszystko zaley od tego, czy mwimy o tym samym - odpowiedzia
dotknity do ywego biskup, ktry zaczyna podejrzewa, e uczony po-
rzuci hipotez o olbrzymie.
Athanase poprzesta na wzruszeniu ramionami.
- Czy mam przez to rozumie, e wiecie, gdzie ukrywa si Zenon de
Mongaillac? - zapyta z naciskiem Van Melsen.
- Wnioskujcie sobie, co wam si ywnie podoba, mj biedny przyjacie-
lu...

327
- Zatem moe trzeba wam przypomnie, e ten szkielet nie jest wasz
wasnoci. Chronic zodzieja, stajecie si jego wsplnikiem.
Athanase utkwi w nim nieruchome spojrzenie.
- Van Melsen, nie lubi was. Nie lubi was nie dlatego, e jestecie
ignorantem, ale dlatego, e jestecie cyniczni. To, e nie jestecie w stanie
poj znaczenia tego szkieletu, nie jest niczym zaskakujcym. Nie jestecie
uczonym. Ale fakt, e jestecie gotowi na wszystko, byle tylko osign
cel, wskazuje na wasz kompletny brak skrupuw, ktry przyprawia mnie o
mdoci.
- Tak sdzicie? - zapyta biskup, usiujc zachowa spokj. Athanase
Lavorel, ten, ktry umylnie ukry kilka krgw, by udowodni prawdzi-
wo swych teorii, zaczyna mu udziela lekcji moralnoci!
Odwrci si do Brunona.
- A wy? Znacie miejsce, w ktrym moe si ukrywa Zenon de Monga-
illac?
Bruno przeczco pokrci gow.
- Bardzo dobrze. Obejd si bez waszej pomocy.
Biskup obrzuci dugim, surowym spojrzeniem Athanase'a, ktry na
powrt odda si dzieu zniszczenia, a potem obrci si na picie i opuci
laboratorium.
- Zostaw mnie teraz - powiedzia starzec do swego asystenta, nie pod-
noszc wzroku. - Mam robot do skoczenia...
Bruno wyszed, zostawiajc Athanase'a sam na sam z upiorami olbrzy-
mw.

Zenon i jego kompani skoczyli rozadunek koci. Odprowadzani zdu-


mionym wzrokiem Agnes, przenieli ogromny szkielet do wntrza groty.
W blasku pochodni owietlajcych obszern jaskini skamieniae koci
wyglday jak stos stalaktytw, ktre odpady od sklepienia.
Molier otar zroszone potem czoo, przecign si i rozsiad na skale
we wntrzu groty.

328
- Gdybym wiedzia, e to bdzie tak mczce, powstrzymabym si od
oferowania swych usug! - zagrzmia, odzyskujc oddech.
Zenon usiad obok niego.
- Ale straciby niepowtarzaln okazj, by wystrychn wadze na dud-
ka - odpowiedzia swemu nowemu przyjacielowi.
Molier przytakn w milczeniu, a potem zapyta:
- Dlaczego tyle ryzykujesz dla tego szkieletu?
- Nie dla szkieletu. Dla obrony prawdy.
- Obrona prawdy nie wymaga tylu powice. Co w prawdzie takiego
wielkiego?
Zenon patrzy na aktora, zaskoczony jego pytaniem.
- Pisz bajki - wyjani Molier. - Powicam ycie na wymylanie
kamstw. wiat potrzebuje kamstw.
- Ale czy twoje kamstwa nie maj ambicji pokazywania prawdy? - od-
par Zenon z umiechem.
Aktor nie znalaz odpowiedzi. Ogarn wzrokiem wntrze groty.
- Interesujca siedziba - oceni w chwili, gdy Agnes zbliaa si do
nich. - Prosta, ale funkcjonalna. I idealna kryjwka, by unikn...
Zenon rzuci mu ostrzegawcze spojrzenie, ktrym zmusi go, by prze-
rwa. Wspomina o tym Agnes nie byo dobrym pomysem. Wiedzia, e
wczeniej czy pniej bdzie musia wtajemniczy j w szczegy caej
sprawy, ale uzna, e ten moment jeszcze nie nadszed.
- Jestem godny jak wilk! - wykrzykn, by zmieni temat.
- Dobrze si skada! Przygotowaem wam qahoua! - oznajmi Rene,
niosc dymicy garnek. - Kilka ykw tego rozkosznego nektaru i zapo-
mnicie o nieprzespanej nocy!
Wielce zaintrygowany Molier wsta i zbliy si do szarlatana. Wkrtce
otoczya ich reszta trupy. Stojc troch na uboczu, Agnes i Zenon wymie-
nili umiechy.
- O co chodzi? - spytaa moda kobieta.

329
- O ohydny w smaku napj z praonych ziaren, ktry jakoby posiada
waciwoci pobudzajce.
Zainteresowana wszystkim, co ma zwizek z zastosowaniem rolin,
Agnes zdecydowaa si przyczy do grupy ciekawskich smakoszy.
Kady z nich kolejno wypi kilka ykw brzowawego napoju i kady
przeyka go z takim samym grymasem na twarzy. Napj w dalszym cigu
nie nadawa si do picia.
- Nie rozumiem - lamentowa Rene. - Przecie gotowaem go dobr
godzin!
- Nie pozbdziecie si tej goryczy, chobycie nawet gotowali to trzy
dni - zauwaya Agnes. - Wedug mnie, lepiej bdzie zaagodzi smak,
dodajc nieco miodu.
Szarlatan podzikowa za rad. Nie bya gupia.
Pnym popoudniem nadszed moment poegnania. Zenon ostatni raz
pozdrowi swych kompanw stojcych obok wozw. Czas by najwyszy,
by Molier ze sw trup wrci do Montpellier, a Rene podj sw wdrw-
k po drogach krlestwa.
Z obawy przed konsekwencjami, jakie mogy wynikn z kradziey
szkieletu, szarlatan zdecydowa si wyjecha z Langwedocji. Chcia uda
si w stron Lyonu. Tradycje kulinarne, z ktrych syno owo miasto,
pozwalay snu przypuszczenia, e jego mieszkacy doceni napj. Bo
myl, e qahoua nie odniosa w Marsylii spodziewanego sukcesu, troch
go niepokoia.
- Naprawd znw zamierzasz zaczyna z tym napojem? - zapyta Ze-
non, jakby czyta w mylach przyjaciela
- Oczywicie, ale nie martw si. Jeli nic z tego nie wyjdzie, zawsze
mog w dalszym cigu sprzedawa tyto. Papiee mog publikowa do
woli swoje bulle, ale to nie powstrzyma ludzi przed jego uywaniem.
- Zwaszcza gdy uyjesz caego swojego talentu oratorskiego, by ich
przekona o jego dobrodziejstwach! - zaznaczy Molier. - Widziaem ci w

330
akcji, Rene. Masz niezaprzeczalny dar: dar czarowania publicznoci.
- Zatem jeli sprzeda qahoua okae si niewypaem, zawsze bd
mg zosta czonkiem twojej trupy - zaartowa szarlatan.
- To nie byby taki zy pomys - zapewni go aktor, zanim odwrci si
w stron Zenona. - Co do ciebie, nie wiem, co zamierzasz zrobi z tym
szkieletem, ale strze si wadz.
- Bd ostrony - obieca mu uczony. - I dziki za wszystko.
- Nie masz za co dzikowa. Zawsze z przyjemnoci wystrychn na
dudka dumnych i monych!
Ucisnli sobie donie.
- egnaj, bracie! - krzykn Rene Grouchot, rozpdzajc wz.
Mulica wydaa lekki ryk skargi. Duszy odpoczynek by jej nie zaszko-
dzi. Niemniej jednak ruszya w drog, by moe zdopingowana tym, e
droga powrotna wioda w d.
- egnaj, szarlatanie! - odpowiedzia Zenon.
A kiedy wozy oddalay si drog, Agnes stana obok Zenona i oplota
go w pasie rkoma. Rene Grouchot pomyla, e tworz pikn par.
Kiedy ostatni wz znikn za zakrtem, Zenon i Agnes wrcili do groty.
Naprzeciw nich lea pokany stos koci.
- Z jednego ebra Bg stworzy kobiet - powiedzia uczony, zakasujc
rkawy. - Zobaczymy, czego bd mg dokona, majc do dyspozycji te
wszystkie koci!
ROZDZIA 7

Nim zapada noc, Zenon zakoczy mocowanie rzdu pochodni, ktre


miay owietli jego miejsce pracy. Postanowi przeprowadzi rekonstruk-
cj szkieletu w najbardziej oddalonej od wejcia czci groty, tam gdzie
sklepienie byo najwysze. Byo to co w rodzaju zagbienia oddzielonego
od gwnej komory skaln narol, dziki czemu tworzyo jakby oddzieln
sal, niewidoczn na pierwszy rzut oka. Kilka zwisajcych z sufitu stalak-
tytw mogo ponadto przyda si do umocowania rusztowania. Zenon nie
dysponowa przecie przyczepionym do sklepienia krkiem linowym, kt-
ry mgby posuy mu do podnoszenia koci. Nie mg te, w przeciwie-
stwie do Athanase'a, liczy na pomoc asystenta. Agnes, cho susznej po-
stury, nie bdzie dla niego wielkim wsparciem. Na szczcie, jako e szkie-
let nalea do jaszczurki, powinien by niszy ni olbrzym Athanase'a.
- No, prosz! - wykrzykn, oceniajc skuteczno urzdzenia. - Teraz
wida lepiej!
Siedzc kilka krokw od niego z ogromnym krgiem w doni, Agnes
patrzya to na stos koci, to na szkielet maej jaszczurki i nie bya w stanie

332
uwierzy, e mog one mie z sob cokolwiek wsplnego.
- Rekonstruujc swego olbrzyma, Athanase popeni wiele bdw -
wytumaczy Zenon, widzc jej zakopotan min. - Na przykad to, co
wzi za krgi szyjne, to w rzeczywistoci koci ogona.
- Niekoczcego si ogona - podkrelia Agnes, zauwaywszy liczb
krgw. - Jeste pewien, e to jaszczurka?
Moda kobieta na darmo powtarzaa sobie, e w tej materii moe zda
si na jego osd - trudno jej byo przyj, e ten szkielet jest rzeczywicie
tym, za co uwaa go uczony.
- To nie moe by nic innego - odpowiedzia Zenon. To jaszczurka
majca dwadziecia stp dugoci! Nie wiem tylko, czy zmieci si w tej
jaskini.
Agnes nie odpowiedziaa. Miaa niejasne przeczucie, e w rekonstru-
owaniu tego stworzenia byo co niemoralnego.
- Problem w tym - cign uczony - e musz zacz od zera, porwnu-
jc po kolei kad z koci z tymi z miniaturowego modelu.
Odoywszy trzymany w doni krg, Agnes oddalia si, by pozwoli
mu pracowa. Przez dug chwil przygldaa mu si z mieszanin podzi-
wu i niepokoju, zafascynowana zarwno skupieniem uczonego, jak i wiel-
koci koci, ktre przekada. O ile moga zrozumie, sortowa je i po-
rzdkowa zgodnie z tym, jaki wygld chcia nada szkieletowi.
Cieszya si, e ma go u swego boku. Ale z kad chwil lepiej rozu-
miaa, e jeli chodzi o zwrcenie uwagi Zenona, trudno jej bdzie rywali-
zowa ze szkieletem. Min wieczr, a on powiedzia do niej najwyej trzy
sowa. By si pocieszy, pomylaa sobie, e to nadzwyczajne skoncentro-
wanie na pracy jest konsekwencj dugiego oczekiwania i e to zaintere-
sowanie wycznie szkieletem wkrtce osabnie. Prdzej czy pniej po-
wrci do niej, by okaza jej uczucia, ktrymi j darzy, o czym miaa na-
dziej si przekona.

333
Ale nadszed wieczr, a Zenon cigle zajmowa si swoim szkieletem.
Agnes postanowia si pooy. Lecz nim uoya si na sienniku, popa-
trzya na niego jeszcze raz. W wietle pochodni, pochylony nad komi,
przypomina tajemniczego alchemika. Alchemika, ktry jednak wci wy-
dawa jej si cudownie pikny. Przekonana, e doczy do niej pniej, za-
sna w kocu z lekkim sercem, ukoysana postukiwaniem przekadanych
przez niego koci.

Nastpnego ranka obudzia si sama. W nocy wygas ogie i dookoa


panowao wilgotne zimno, ktre przejo j dreszczem. Owinwszy si
kocem, wstaa i skierowaa si w gb jaskini, by odkry ze zdumieniem,
e Zenon wci pracuje nad swym szkieletem. Nawet nie zmruy oka.
Prbowaa zrozumie zadziwiajc pasj, z jak traktowa t stert ko-
ci. To, e szkielet by niezwyky, nie budzio najmniejszych wtpliwoci.
Lecz zapa, z jakim Zenon go rekonstruowa, zbija j z tropu. Jednak pa-
trzc na jego zmczon twarz, zrozumiaa, e ta pasja bya wanie tym, co
w nim kochaa.
Nie chcc mu przeszkadza, wysza, by rozpali ogie i przygotowa
posiek. Kiedy mu go przyniosa, Zenon wanie zostawi szkielet, by za-
bra si do budowy rusztowania, ktre miao go podtrzymywa.
- O, obudzia si? - zapyta, usyszawszy jej kroki.
- Ju dawno - podkrelia Agnes, zarazem rozbawiona i zdumiona fak-
tem, e tego nie spostrzeg.
- Naprawd? Widocznie byem tak bardzo zaabsorbowany prac, e nie
zauwayem... Dobrze spaa?
- Bardzo dobrze. Ty te powiniene. Jeste wyczerpany.
- Nie teraz - odpar Zenon, poykajc jedzenie, na ktre nawet nie spoj-
rza. - Musz posuwa si naprzd. Nawet sobie nie wyobraasz, jakiego
ogromu pracy wymaga taka rekonstrukcja.

334
Agnes podesza do desek, ktre miay suy za podstaw dla przysze-
go rusztowania. U jej stp skamieniae koci, posegregowane wedug po-
szczeglnych czonkw ciaa, ukaday si w przedziwn sylwetk.
- Dlaczego tak bardzo zaley ci na tym, by go zrekonstruowa?
- Bo wiem ju, co to jest, i chc to zobaczy na wasne oczy. Ale
przede wszystkim dlatego, e chc pokaza go innym.
Zenon odstawi talerz i podszed do niej bliej. W tym pmroku bya
jeszcze pikniejsza. Wzi jej twarz w donie.
- Pierwszy raz w yciu czuj, e posiadem prawd, ktr wszyscy z
uporem odrzucaj. Po raz pierwszy broni tej prawdy przed ignorancj. Po
raz pierwszy moja walka jest suszna i...
Zenon zawaha si przez chwil.
- ... nadaje memu yciu sens.
Agnes patrzya mu w oczy. Wanie przez to byli do siebie tak podobni.
Ona te czua, e cae ycie spdzia, walczc z ignorancj innych. Z igno-
rancj, ktra zmusia j do opuszczenia wioski. I w tej chwili wiedziaa ju,
e nie bdzie wicej y z dala od innych. Ucieczka bya bdem. Od tej
chwili bdzie walczy i udowodni mieszkacom Lansec, e jest tak sam
kobiet jak inne i e jej wiedza moe by im przydatna.
Odwrcia si do stojcego przy ognisku szkieletu maej jaszczurki,
ktry rzuca na cian jaskini ogromny, przeraajcy cie.
- Jednak to wszystko troch mnie przeraa - powiedziaa. - Ten szkielet
nie powinien tu by. Naley do przeszoci...
- Chc tylko nada mu jego pierwotny ksztat - odpar Zenon, by j
uspokoi. - Jestem pewien, e on sam nie widziaby w tym nic zego.
- Nie lubi, kiedy sobie z tego artujesz...

335
- Zaufaj mi. Z pewnoci potrafisz zrozumie, e musz doprowadzi t
spraw do koca. To wszystko skoczy si za par dni, obiecuj.

W tym samym czasie biskup Ulrich Van Melsen zaszczyci sw niespo-


dziewan wizyt mieszkacw Lansec. Kt by pomyla, patrzc na tego
kruchego czowieka jadcego na kulejcym osioku, e przybywa on tu w
tak niecnych zamiarach. Tymczasem biskup, utwierdziwszy si w przeko-
naniu, e Henri de Coursanges jest niezgu, a Donatellemu brak sta-
nowczoci, postanowi wzi sprawy w swoje rce. Stawk byo tu prze-
cie przetrwanie Kocioa.
Odnalezienie Zenona de Mongaillaca nie mogo by trudne. Paryski
uczony nie zna zbyt wielu osb w Montpellier, mg wic liczy na ogra-
niczon liczb wsplnikw. A eby przenie i ukry szkielet takiej wiel-
koci, z pewnoci musia uzyska czyj pomoc. Van Melsen od razu
skreli Athanase'a Lavorela z listy podejrzanych, przekonany, e cho
stary uczony odmwi mu pomocy w schwytaniu zodzieja, jest wci w
ozibych stosunkach ze swym dawnym uczniem. ledztwo zaprowadzio
go wic do gospody, w ktrej zatrzyma si uczony, gdzie oberysta, mimo
irytacji wywoanej spustoszeniem dokonanym w jego interesie, okaza si
wielce pomocny. Biskup szybko dowiedzia si, e Zenon zaprzyjani si
z wdrownym kupcem, podrujcym wozem zaprzonym w mua. Nie-
trudno byo z tego wywnioskowa, kto pomg mu ukra szkielet.
Jednak dochodzenie Van Melsena utkno w martwym punkcie, gdy bi-
skup dowiedzia si, e wdrowny kupiec opuci okolic. Pozostawa mu
wic tylko jeden lad: tajemnicza moda kobieta, o ktrej opowiada mu Ama-
deusz i w ktrej, wedle sw proboszcza, zadurzy si paryski uczony. Zwi-
zana z ni hipoteza wyjaniaa ponadto, dlaczego modego naukowca nie
mona byo odnale w miecie. Co wicej, aby przeprowadzi rekonstrukcj

336
szkieletu, Zenon bdzie potrzebowa przestrzeni, o ktr raczej trudno w
Montpellier. Nie to, co w grach...
Biskup skierowa si wprost na plebani ojca Amadeusza. Ju on znaj-
dzie sposb, by ojczulek wypiewa mu wszystko, co wie. Niestety, nie
mg by pewny, czy informacje, ktre uzyska, bd wiarygodne. Amade-
usz z pewnoci bdzie chroni sw mod, cudownie nawrcon parafian-
k. Dlatego kiedy na wiejskim placu min przechodzcego wieniaka, w
gowie zawitaa mu myl, e osobnik ten mgby mu pomc.
- Hola!... - zawoa na niego biskup.
Mczyzna podszed bliej, poznawszy po szatach, kim jest nieznajomy
go.
- Wasza Wielebno?
- Moecie mi powiedzie, gdzie znajd mod kobiet zwan Agnes?
Wieniak zmruy oczy, jakby prbowa zrozumie powody tego nie-
winnego pytania.
- A czemu chcecie to wiedzie?
- Odpowiedzcie po prostu na moje pytanie.
- Ja nic nie wiem.
Van Melsen opanowa wcieko. Wszyscy ci wieniacy byli okropnie
nieznoni.
- Kobieta ta prawdopodobnie ukrywa przestpc - powiedzia.
Mczyzna wydawa si zaskoczony. Przyglda si biskupowi z mie-
szanin nieufnoci i ciekawoci.
- Agnes miaaby kogo ukrywa? Gdzie tam...
- Uczonego, Zenona de Mongaillaca. Moe o nim syszelicie?
Na twarzy wieniaka zastyg grymas, jakby nagle przeszy go sztylet.
Nie trzeba byo specjalnej przenikliwoci, by zrozumie, e wiadomo ta
ogromnie poruszya biedaczyn. Kady gupi by si domyli, e przyczyn

337
bya zazdro. Van Melsen postanowi wic cign przesuchanie, jtrzc
ran.
- Podobno si w nim zakochaa.
- Za... zakochaa si w nim?
- Tak w kadym razie utrzymuje ojciec Amadeusz... Wygldacie na za-
skoczonego?
- No bo...
- Mio jest darem niebios - bezlitonie cign biskup. - Powinnicie
si radowa.
Mczyzna prbowa co powiedzie i zacz dre na caym ciele. Van
Melsen ukry cisncy mu si na usta umieszek.
- Jestecie pewni, e nie wiecie, gdzie mog j znale?
Rozdarty midzy mioci do Agnes a pragnieniem, by jej zaszkodzi,
wieniak zacz si jka:
- Ona... ludzie gadaj, e mieszka w jaskini, gdzie w grach...
- W jaskini? - powtrzy duchowny, umiechajc si na myl, e jest na
dobrym tropie. - Ktra znajduje si...?
- To wszystko, co wiem.
- No dalej - nalega biskup. - Powiedzcie mi, gdzie jest ta grota.
- Nie wiem! Nic nie wiem o tej dziewczynie!
- Niemoliwe! Prawdziwa licznotka, jak mi mwiono. Ten Zenon to
ma szczcie... Gdzie jest jej jaskinia?
Nagle wieniak da upust caej swojej wciekoci.
- Tylko ojciec Amadeusz wie! Czarownica! Oto kim jest! Bezwstydn
czarownic!
Van Melsen spodziewa si wszystkiego, tylko nie tego. Na moment
zaniemwi ze zdumienia, ale szybko przyszed do siebie.
- Czarownica? Wacie sowa, to bardzo cikie oskarenie!

338
Na progu plebanii pojawi si ojciec Amadeusz. Sysza ostatnie sowa,
jakie wymienili midzy sob dwaj mczyni, i szed teraz w ich stron
rozgniewany.
- Gilbert! Jeste gupszy, ni mylaem! - zbeszta wieniaka, gromic
go spojrzeniem, po czym odwrci si do Van Melsena. - Prosz nie zwra-
ca uwagi na to, co on opowiada.
- To z wami chciaem si zobaczy - wyjani biskup, umiechajc si
szeroko.
- Wic chodmy na plebani. Tam bdziemy mie spokj.
I oddalili si w stron kocioa, pozwalajc wieniakowi rozpamitywa
swj gniew. Agnes z innym mczyzn. Tylko tyle zapamita z rozmowy
z biskupem. I ranio to jego dusz do ywego. Musia koniecznie upewni
si, czy to prawda.

Zamknwszy za sob drzwi plebanii, Amadeusz poprosi Van Melsena,


by usiad. Ten jednak nie skorzysta z propozycji i zacz wypytywa pro-
boszcza, udajc, e jego wzrok przycigny nagie ciany izby.
- Chc tylko wiedzie, gdzie znajduje si kryjwka tej Agnes - powie-
dzia niewinnym tonem.
- Nie mog wam tego powiedzie - odrzek proboszcz.
- Dajcie spokj. Dobrze wiem, e prbujecie j chroni, i wiadczy to o
was jak najlepiej. Ale zapewniam, e z mojej strony nic jej nie grozi.
Amadeusz nadal milcza. Trudno o co mniej przyjemnego od tego
przesuchania. Co wicej, nie byo jasne, co chce osign Van Melsen,
odkrywajc kryjwk Agnes.
- Nie przybywam tu, by wszczyna proces o czary. Zreszt dobrze wie-
cie, e tego typu sprawy podlegaj dzi sdownictwu wieckiemu. Zamie-
rzam nawet zrobi wszystko, co w mojej mocy, by oskarenia te nie doszy
do uszu Henriego de Coursanges. Ale kto musi mi pomc. Musz uda si
do tej jaskini.

339
- Dlaczego?
- Mam wszelkie podstawy, by przypuszcza, e znajduje si tam Zenon
de Mongaillac.
To jego szuka! Amadeusz ukry umiech. Jeli Zenon przebywa w kry-
jwce Agnes, oznaczao to, e ich znajomo si rozwija. Ale to nie wyja-
niao, dlaczego ten biskup chce odnale uczonego.
- Czego od niego chcecie?
Biskup przesta kontemplowa nagie ciany i przenis wzrok na pro-
boszcza.
- Jest gwnym podejrzanym w sprawie kradziey.
- Kradziey? - Amadeusz podskoczy. - Ale to zupenie nie zgadza si
z wyobraeniem, jakie mam o tym czowieku!
- Takie s jednak fakty. Jest podejrzany o kradzie szkieletu waszej
witej Marty.
- Mylaem, e ustalono, e to nie jest wita Marta?
- Niewane. Cokolwiek by to byo, ten Zenon ukrywa to najprawdopo-
dobniej w jaskini waszej protegowanej.
- I co z tym zrobi?
- Nie wiem. Zniszczy, by moe...
Amadeusz spojrza badawczo na nieporuszone oblicze Van Melsena. To
wszystko wydawao mu si raczej absurdalne.
- Z caym szacunkiem, mam wraenie e Wasza Wielebno co przede
mn ukrywa. Co, co wie si z tym szkieletem...
Tym razem to biskup wola uciec przed spojrzeniem Amadeusza. Od-
wrci si do okna i patrzy na zewntrz.
- Wasz koci jest w naprawd opakanym stanie... A do tego ta nowa
budowa... Podejrzewam, e koszty s znaczne... By moe mgbym wam
pomc...
Amadeusz obserwowa Van Melsena i narastao w nim uczucie odrazy.
Czy ten czowiek nie ma odrobiny sumienia? To wstyd, e wspi si tak
wysoko w kocielnej hierarchii.
- Nie nalegajcie.

340
- Zgoda - odpar gwatownie biskup, kierujc si do drzwi. - Ale nie
przychodcie potem baga mnie o pomoc, jeli sprawa tej czarownicy
dotrze a do parlamentu w Tuluzie!
Kiedy wyszed, Amadeusz zamkn oczy. Dla osignicia swych celw
ten biskup zdolny jest do wszystkiego, cznie z powiceniem ycia nie-
winnej dziewczyny. Amadeusz by tym wstrznity. Wiedzia, e wiele
ryzykuje, odmawiajc ujawnienia kryjwki Agnes. Ale donosicielstwo
nigdy nie wydawao mu si cnot. Czego najlepszym przykadem by Ju-
dasz Iskariota.

Gdy tylko Van Melsen znikn w drzwiach plebanii w towarzystwie oj-


ca Amadeusza, Gilbert popdzi w gry, do jaskini Agnes. Nie zazna spo-
koju, pki si nie upewni, czy biskup mwi prawd. Musi to zobaczy na
wasne oczy. Agnes nigdy nie przejawiaa najmniejszego zainteresowania
mczyznami. Znosi jako fakt, e zosta odrzucony, dopki ya samotnie
z dala od innych. Wci udzi si nadziej, e ona nie kocha nikogo. Lecz
jeli poczua przywizanie do kogo innego, oznaczao to, e on sam nie
by godzien jej mioci, e wolaa tego uczonego. To byo tortur, ktrej
nie mg znie.
Bez trudu odnalaz ciek prowadzc do jaskini. Kiedy do niej dotar,
soce stao ju wysoko na niebie, a grska rolinno skpana bya w jego
ciepym blasku. Byo wczesne popoudnie, godzina, w ktrej zwyk odby-
wa krtk drzemk. Jednak tego dnia nie mia najmniejszej ochoty spa.
Posuwajc si ostrone wrd krzeww, dotar do wejcia do groty i
wlizn si cicho do ciemnego, wskiego korytarza. Wkrtce usysza
gosy. Dwa gosy, dokadnie mwic.
- Dlaczego nie zapomnisz o tym wszystkim cho na kilka chwil? - m-
wi jeden gos, nalecy do kobiety, w ktrym Gilbert rozpozna gos
Agnes.
- Wystarczy, e popatrz w twe oczy i zapominam o caym wiecie -
odpowiedzia drugi, mski gos, ktrego Gilbert nie zna. - Wybacz, e

341
zostawiem ci na chwil dla tego szkieletu.
- Wybacz ci wszystko, tylko nie przestawaj mnie kocha...
Cisza, ktra w tej chwili nastpia, nie dodawaa wieniakowi otuchy.
Podszed bliej, by widzie wntrze jaskini, a to, co zobaczy, rozdaro mu
serce. Kilka krokw od niego jaki mczyzna sta przy Agnes i gadzi jej
wosy.
- Nikt i nic na tym wiecie nie moe sprawi, bym przesta ci kocha...
Patrzyli sobie w oczy z intensywnoci, ktra Gilbertowi wydaa si nie
tylko mieszna, lecz i wstrtna. Jak Agnes moga nabra si na pikne
swka tego osobnika?
Wieniakowi zdawao si, e czas stan w miejscu. Sycha byo tylko
delikatne skwierczenie rozpalonych wgli. I wtedy na oczach Gilberta -
wytrzeszczonych oczach - usta Agnes i Zenona poczy niekoczcy si
pocaunek. Patrzy, jak rce, ktre nie byy jego rkami, zanurzaj si w
gstych wosach dziewczyny. Patrzy, jak Agnes z zamknitymi oczami
poddaje si coraz bardziej natarczywym pieszczotom uczonego. Jej wes-
tchnienia zmieniy si wkrtce w cichy jk, a kiedy obydwoje osunli si
na siennik, wieniak o mao nie straci przytomnoci. Na prno stara si
odwrci wzrok. Ubrania kochankw rozsuway si, jedno po drugim.
Naga skra wynurzaa si spod materiau, a drce usta penetroway obna-
one przestrzenie z arliwoci, ktra w Gilbercie budzia odraz. I kiedy
w drgajcym blasku pochodni oczom Gilberta ukazaa si krga pier,
narastajca wcieko zalaa jego zmysy niczym wezbrany potok.
Gilbert zamkn oczy. Duej nie mg tego znie. Opar si na chwil
o cian jaskini, by doj do siebie, i ju mia wyj, gdy jego rami zaha-
czyo o ska. Od ciany oderwa si kamie i odbijajc si, uderzy o zie-
mi. Odgosy w jaskini ucichy.

342
Gilbert ledwie zdy uciec z groty i rzuci si w zarola. Tu za nim
wybiega Agnes, ubierajc si pospiesznie. Rozejrzaa si uwanie i odkry-
a lady stp przy wejciu do jaskini.
- Kto tu by - powiedziaa do Zenona. - Tylko Amadeusz zna drog do
tej jaskini. Ale to nie s lady jego sandaw. Wic musia to by ten gu-
pek Gilbert... Z miejsca, w ktrym si zaczai, nie mg dojrze szkieletu,
ale...
- Mylisz, e mgby na mnie donie?
Agnes popatrzya na niego ze zdziwieniem.
- Donie na ciebie? Komu i dlaczego miaby donosi?
Zenon poj, e si wygada, i odwrci wzrok.
- Zenonie? Czy jest co, co zapomniae mi powiedzie o tym szkiele-
cie?
- On... ja go poyczyem i...
- Poyczye?
- Wadze chc go odzyska - wyzna w kocu.
Agnes przygldaa mu si przez chwil. Przypomina jej dziecko przy-
apane na kradziey jajek w kurniku. Nie potrafia zoci si na niego,
wzia go wic za rk i pokrcia gow.
- W takim razie powiniene skoczy prac jak najszybciej. Nie ufam
Gilbertowi.
Zenon patrzy na ni z podziwem. Ta kobieta wci go zaskakiwaa.
- Bd potrzebowa lin i gwodzi - wyjani. - Lecz udajc si do
Montpellier, ryzykuj, e mnie schwytaj. Czy mogaby to dla mnie zro-
bi?
- To i wszystko, co zechcesz...
Zenon podszed bliej i kocami palcw musn jej policzek.
- Pod warunkiem e przestaniesz ukrywa przede mn rne sprawy -
dodaa z umiechem.
Chwycia sakiewk, ktr jej poda, i stajc na czubkach palcw, poca-
owaa go w policzek.

343
- Wrc przed wieczorem - powiedziaa. - Bd grzeczny.
Kiedy oddalaa si w stron doliny, Zenon poczu, e ogarnia go fala
szczcia, i krzykn do niej:
- Uwaaj na siebie!
Agnes pomachaa mu i ruszya w dalsz drog, Zenon za wrci do ja-
skini i czym prdzej zabra si do pracy.

Gilbert obserwowa ca t scen ukryty wrd zaroli. Nie mia ju


adnych wtpliwoci i pody w lad za Agnes. Cho dziewczyna odrzu-
cia jego zaloty, nigdy nie straci nadziei, e kiedy j zdobdzie. Teraz
wiedzia ju, e aby to osign, musi zniszczy swego rywala. A zdawao
mu si, e z ust tego biskupa usysza, i uczony jest poszukiwanym prze-
stpc, i zamierza niezwocznie skorzysta z zasyszanej informacji. By
odzyska szans na zdobycie Agnes, wystarczyo wyda wadzom Zenona
de Mongaillaca.
Rzecz jasna, trzeba byo rwnie zadba o to, by Agnes nie dowiedziaa
si, skd pochodzia wiadomo, dziki ktrej pochwycono zbiega. W
przeciwnym razie miaaby do niego jeszcze wiksze pretensje. Idealnie
byoby, gdyby okaza si w pewnym sensie bohaterem. Na przykad tym,
ktry zrobi wszystko, by ocali biednego uczonego. W takim wypadku
Agnes czuaby dla niego wdziczno, szacunek, a moe nawet mio.
Zatrzyma si w Lansec, by poyczy osa, i rzuci si w pogo za Van
Melsenem. Galopujc na swym wierzchowcu z prdkoci dotd biednemu
zwierzciu nieznan, Gilbert dogoni biskupa na kilka mil przed Montpel-
lier. Gdy znalaz si obok, posa biskupowi szeroki, bezzbny umiech w
nadziei, e duchowny go rozpozna. Jednak nic takiego nie nastpio, a Van
Melsen uparcie go ignorowa, wic Gilbert zdecydowa si go zagadn.
- Wasza Wielebno...
- Czego chcesz? - rzuci Van Melsen, nie raczc nawet na niego spoj-
rze.

344
- Moe Wasza Wielebno przypomina mnie sobie? Spotkalimy si w
Lansec, przed kocioem, i...
- To ty utrzymujesz, e ta Agnes jest czarownic, o ile mnie pami nie
myli.
- No... Tak tylko gadaem - wyjka Gilbert.
Biskup popatrzy na niego wyniole. ywi pogard dla osobnikw po-
kroju tego wieniaka, gotowych zmieni zdanie przy byle okazji. Gilbert
skrzywi si i cign dalej:
- Jeli pomog wam odnale tego uczonego... zapomnicie to, co po-
wiedziaem o Agnes?
Van Melsen wci patrzy przed siebie, jakby skierowanie wzroku na
tego wieniaka byo grzechem miertelnym. Ten prostak mia czelno si
z nim targowa! W innych okolicznociach z pewnoci posaby go do
diaba. Lecz sprawa bya zbyt wana. Jeli ten wieniak rzeczywicie mg
go doprowadzi do Zenona de Mongaillaca, musia wysucha go do ko-
ca.
- Ta caa historia z czarami zupenie mnie nie interesuje - powiedzia,
wbijajc wzrok w mur okalajcy Montpellier, ktry pojawi si za zakr-
tem.
Gilbert zawaha si przez chwil. Jak dotd nic nie wskazywao na to,
e ten biskup jest godzien zaufania. To, co zamierza mu zasugerowa,
wymagao absolutnej dyskrecji. Za adne skarby wiata Agnes nie moga
si dowiedzie, e to on by autorem tego planu. Jednak wiedzia rwnie,
e jeli chce osign swj cel, nie moe dyskutowa z tym biskupem.
Musia podj ryzyko.
- W takim razie pewnie uda si nam dogada.

Zenon de Mongaillac, skryty w jaskini, nawet si nie domyla, co knu-


to za jego plecami. Pieszczoty Agnes sprawiy, e odzyska odwag i ener-
gi, by na nowo wzi si do pracy nad szkieletem. Bya jednak take dru-
ga strona medalu: jego myli skupiay si teraz na czym zupenie innym
ni odpowiednie uoenie koci. Pogra si w marzeniach o kolejnych

345
rozkoszach, jakie obiecyway mu te pierwsze czuoci.
Sprbowa si opanowa. Skoro ich romans dopiero si rozpoczyna, nic
si nie stanie, jeli poczeka jeszcze kilka dni. Tylko tyle, ile potrzeba, by
skoczy rekonstrukcj i w kocu zdoby dowd, e jest to szkielet gigan-
tycznej jaszczurki. Tylko wtedy bdzie mg kocha Agnes i by z ni bez
adnych przeszkd.
Zabra si wic do pracy. Poniewa zidentyfikowa wszystkie koci,
majc przed oczami egzemplarz mniejszych rozmiarw, rekonstrukcja bya
ju tylko kwesti czasu. Wystarczyo patrze na model w mniejszej skali.
Nie miao to nic wsplnego z mozoln dubanin Athanase'a.
Trzeba byo tylko znale sposb na poczenie koci. Czekajc na liny
i gwodzie, niezbdne do utrzymania szkieletu w miejscu, postanowi roz-
pocz od ustawienia gwnych dwigarw konstrukcji. Jeli dobrze si
rozejrzy, z pewnoci uda mu si znale co, co pozwoli mu je poczy.
Szybko zauway kilka kawakw liny, ktre mogy si do tego nada.
Spostrzeg rwnie, e niektre zaktki jaskini byy bardziej wilgotne ni
inne, a podoe skadao si z czego w rodzaju gliny, atwej do ugniatania,
ktra po wyschniciu moga rwnie dobrze suy do utwierdzania staww
szkieletu, jak i do rekonstrukcji brakujcych i uszkodzonych koci.
Zachcony tym odkryciem, sprbowa ustawi cztery stopy zwierza. Ta
cz rekonstrukcji bya zreszt najprostsza, nie wymagaa bowiem caej
tej instalacji podtrzymujcej, ktra bdzie potrzebna do umieszczenia resz-
ty koci. Skoczy mocowanie stp i piszczeli i zabiera si wanie do
koci udowych i miednicy jaszczurki, kiedy zauway, e ko kulszowa
ma dziwny ksztat. To zwierz byo jeszcze bardziej niezwyke, ni sobie
wyobraa.

346
Jake zdziwi si ojciec Amadeusz, kiedy otworzywszy drzwi swej ple-
banii, znalaz si oko w oko z Agnes.
- Ju dawno nie widziaem, eby miaa tak radosn min - powiedzia,
zapraszajc j do rodka.
- Za to nie mona tego powiedzie o tobie - zaartowaa. - Wygldasz
mi na zmartwionego.
Amadeusz wola nie odpowiada i posadzi j na krzele. Nie by pew-
ny, czy chce jej opowiada o wizycie biskupa i tej sprawie z kradzie
szkieletu.
- Czy twj radosny umiech nie ma przypadkiem zwizku z Zenonem
de Mongaillakiem? - zapyta tylko.
Agnes spucia wzrok, jak kada moda dziewczyna w podobnej sytu-
acji.
Amadeusz usiad przy niej.
- Ale dlaczego nie jeste teraz z nim?
- Poprosi, abym posza do Montpellier po gwodzie i liny.
Amadeusz uzna rzecz za dosy osobliw, ale o nic nie pyta. Pogadzi
j po wosach. Agnes pochylia gow i opara j na jego ramieniu.
- Chciaabym znw zamieszka w wiosce - szepna.
Proboszcz o mao nie wrzasn z radoci. Tak dugo na to czeka! Opa-
nowawszy jako tako nage wzruszenie, wyzna:
- Aldegonda zostawia ci w spadku swj dom. Sdz, e przewidziaa,
i podejmiesz tak decyzj. Zapewne zawsze mylaa, e zajmiesz si le-
czeniem mieszkacw Lansec.
- Wic miaa dar, ktrego ja nie posiadam. Przyszo jest dla mnie nie-
zgbion tajemnic.
- Tajemnic niezgbion, ale tajemnic, ktr zamierzasz dzieli z Ze-
nonem?
- On wie o medycynie o wiele wicej ni ja. Z nami dwojgiem zdrowie
mieszkacw Lansec staoby si obiektem zazdroci caej okolicy!
Amadeusz wybuchn miechem i przytuli j mocno.

347
- Budujc nowy koci, chciaem, by Bg pomg nam pozby si wil-
ka, a tu, prosz, zamiast tego odzyskamy zdrowie! cieki Pana s do-
prawdy niezbadane...
Chwil pniej, z wosami rozwiewanymi przez lekki popoudniowy
wiaterek, Agnes sza w stron Montpellier, pogrona w marzeniach o
cudownej przyszoci...
ROZDZIA 8

Lecz Agnes nigdy nie przyniosa Zenonowi de Mongaillacowi lin i


gwodzi. Gdy tylko wesza do Montpellier, zostaa - wskutek zadenuncjo-
wania przez Gilberta - zatrzymana przez dwch onierzy, ktrzy bez ce-
remonii i jakichkolwiek wyjanie poprowadzili j do miejskiego wizie-
nia. Agnes, zupenie nie rozumiejc, co si dzieje, pozwolia, aby ci m-
czyni cignli j ze zwizanymi rkami przez uliczki pene dzieci.
Gilbert cieszy si pomylnym rozwojem swego planu. Jeli zgodzi si
na aresztowanie Agnes, to po to, by Van Melsen trzyma j z dala od Lan-
sec do czasu pojmania Zenona de Mongaillaca. Zgodnie z ukadem, jaki
zawar z biskupem, dziewczyna, czekajc na uwolnienie, miaa by dobrze
traktowana. Teraz pozostao mu ju tylko wywiza si ze swej czci
umowy: doprowadzi Van Melsena i jego ludzi do Zenona.
Wizienie w Montpellier miecio si w grujcej nad wschodni cz-
ci miasta warownej cytadeli, wzniesionej za murami obronnymi. Z jej z
saw konkurowa mg jedynie jej zowrogi wygld. By to bowiem ponu-
ry bastion, pozbawiony okien, usiany tylko rwno otworami strzelniczymi

349
- jego twrcy najwyraniej uznali, e niczym innym nie trzeba go
upiksza.
Dugi, ciemny niczym jej jaskinia korytarz i liskie z powodu zbieraj-
cej si na cianach niezdrowej wilgoci schody doprowadziy Agnes do
wizienia. Wykopano je wiele stp pod ziemi i byo rwnie zimne, jak
ciemne. Ostry zapach pleni miesza si tu ze smrodem moczu. Dziewczy-
n wepchnito do wstrtnej celi. Potkna si i upada na wilgotne klepi-
sko. Cikie drzwi zatrzasny si za ni. Dwa czy trzy razy krzykna za
stranikami, by powiedzieli jej przynajmniej, za co si tu znalaza. Lecz
szybko zdaa sobie spraw, e od tych ludzi niczego nie uzyska, i rozpaka-
a si, mylc o Zenonie.

Tymczasem de Mongaillac pochonity by rekonstrukcj szkieletu


ogromnej jaszczurki. Przytwierdzajc w odpowiednim miejscu ko mied-
nicow, zda sobie spraw, e rnia si ona nieco od miednicy zwykej
maej jaszczurki. Poza tym e, jak susznie zauway Bruno, bardziej przy-
pominaa miednic ptaka ni gada, bya zbudowana tak, e nie pozwalaa
zwierzciu chodzi na czterech nogach, jak miay to w zwyczaju inne jasz-
czurki. Jednak Zenon odrzuci jedyn logiczn konkluzj wynikajc z tej
obserwacji, uznajc, e le podszed do caej sprawy.
Wrci wic do pracy i sprbowa zrekonstruowa szkielet, opierajc si
wycznie na ksztacie staww, chwilowo nie baczc na model. Ustawiw-
szy ko udow pod ktem, jaki narzucaa struktura kolana, utwierdzi
pierwsz ap za pomoc drewnianej erdzi i sznurka i sprbowa zrobi to
samo z drug. Nastpnie wszed na co w rodzaju stoka, by przytwierdzi
miednic, zgodnie z tymi samymi zasadami.
Jednak ko kulszowa zdecydowanie sprzeciwiaa si pochylonej po-
stawie ciaa i Zenon musia w kocu przyj do wiadomoci ten niewiary-
godny fakt: gigantyczna jaszczurka staa prosto na tylnych apach!

350
Kiedy idcy z plebanii do kocioa Amadeusz zauway obecno nie-
wielkiego oddziau prowadzonego przez biskupa Van Melsena, pomyla,
e przybyli tu, by zapa wilka. Podszed wic do niego, by podzikowa,
e wreszcie uwolni Lansec od tego mczcego zagroenia.
- Jake si ciesz, e was widz - powiedzia, podchodzc do konia, na
ktrym siedzia Van Melsen.
- Wolabym, ebycie trzymali si z dala do tego wszystkiego - odpar
sucho biskup.
Amadeusz by zaskoczony t niespodziewan wrogoci, lecz zoy j
na karb zdenerwowania, ktrego oznaki dostrzeg u biskupa. Ten nie prze-
stawa bowiem zerka ze zoci na wielkiego, chudego, zgarbionego
osobnika, ktry jecha obok, miesznie usadowiony na koniu mniejszym
ni on sam. Proboszcz nie wiedzia, e aby dosta kilku onierzy, Van
Melsen musia prosi o zgod prokuratora Henriego de Coursanges, ktry
natychmiast przej dowdztwo nad ca ekspedycj, chcc, by spyny
na wszelkie splendory wynikajce z przeprowadzenia tej operacji. Takie
zachowanie oczywicie rozjuszyo biskupa, ktry nie przestawa podsyca
w mylach swego rozgoryczenia, posuwajc si a do ukrytego pragnienia,
by prba aresztowania zbiega zakoczya si porak.
Amadeusz oczywicie nie mia o tym wszystkim najmniejszego pojcia,
patrzy wic, niczego nie rozumiejc, na onierzy, ktrzy stali, jakby cze-
kali, a wilk sam do nich przyjdzie. Kiedy Amadeusz przyjrza si im
uwaniej, zda sobie spraw, e byo ich niewielu.
- Ale... hm... sdzicie, e uda si wam pochwyci wilka z tak ma ilo-
ci ludzi? - zapyta ogarnity nagymi wtpliwociami.
Ledwie to powiedzia, a ju odgad, e nie przybyli tu po wilka. Przyje-
chali, by zapa Zenona de Mongaillaca.

351
W jednej chwili rozwiay si jego nadzieje na to, e ujrzy w kocu
Agnes szczliw. Wiedzia, e biskup nie bdzie mia krzty litoci dla
uczonego. Jakkolwiek zbrodni popeni (Amadeusz by wystarczajco
nieufny wobec Van Melsena, by wiedzie, e zwierzchnik nie powiedzia
mu rankiem caej prawdy), Zenon de Mongaillac nie mg liczy na po-
baliwo biskupa.
- Bybym wdziczny, gdybycie si nie wtrcali - powtrzy Van Mel-
sen tonem nie znoszcym sprzeciwu. - Aresztowanie tego przestpcy to nie
wasza sprawa.
- Zenon de Mongaillac nie jest przestpc.
- Wic czemu si ukrywa?
I wtedy w gowie Amadeusza zrodzio si ze przeczucie. Jeli Van
Melsen przyby tu, by pojma uczonego, to znaczy, e wiedzia, gdzie
znajduje si grota. A przecie tajemnic t zna jedynie on sam i Agnes.
- Gdzie... gdzie jest Agnes? - zapyta drcym gosem.
- Agnes? - biskup uda, e nie rozumie. - Ach, mwicie o tej modej
czarownicy? Czuje si wymienicie, bez obaw. Ale do czasu wyjanienia
tej sprawy pozostanie bezpieczna w jednym z naszych lochw.
Przeraony proboszcz przez chwil nie by zdolny do adnej reakcji.
Agnes uwiziona? Na sam myl o tym serce mu zamaro.
- Jak moglicie?
Van Melsen zmierzy go lodowatym spojrzeniem.
- Mj urzd nakada na mnie obowizki, ktrych wam askawy los
oszczdzi - odpar.
Amadeusz wytrzyma jego spojrzenie. Wiedzia, e Agnes kocha Zeno-
na, nie mg wic sobie wyobrazi, i z wasnej woli wydaa uczonego
temu czowiekowi. Zrozumia wtedy ze zgroz, e w ten czy inny sposb
biskup zmusi j do mwienia.

352
Ojciec Amadeusz poczu, e zaraz popeni pierwszy w swym yciu akt
przemocy. Rozmyli si jednak, podnis tylko palec i zagrozi:
- Jeli cokolwiek stanie si tej dziewczynie, to ostrzegam was, e...
- ... e co?
W tej chwili ojciec Amadeusz z pewnoci chcia da upust kipicej w
nim zoci. Lecz stan duchowny zobowizuje, wic przeklinajc sw bez-
silno, zgromi tylko Van Melsena spojrzeniem. Odwrci si i poszed na
plebani modli si, by uczony wymkn si jako ze szponw tego ohyd-
nego biskupa.

W grach zapada zmierzch, gdy Gilbert znw zakrad si do jaskini.


Chcia si upewni, e uczony wci tam jest, nim przyprowadzi Van Mel-
sena. Wlizn si po cichutku do wskiego korytarza, przez chwil przy-
zwyczaja wzrok do panujcego tu pmroku i zajrza do rodka.
Od razu zobaczy siennik, na ktrym nakry par w miosnym ucisku,
lecz nie znalaz adnego ladu Zenona. Jednak pochodnie na cianach ja-
skini wci pony, owietlajc ca grot. Gilbert poczu ogromny zawd,
lecz nagle usysza dziwny haas pochodzcy z czci jaskini zasonitej
przed jego wzrokiem przez skaln narol. Zbliy si do niej z najwysz
ostronoci i zajrza na drug stron.
To, co zobaczy, sprawio, e serce w nim zamaro.

Sama w swej celi, Agnes czekaa, a kto raczy jej zdradzi powody
aresztowania. Wiedziaa, e niektrzy oskarali j czasem o czary, lecz nie
moga sobie wyobrazi, by ktokolwiek donis na ni do wadz. Przypo-
mniaa sobie jednak ostrzeenie, jakie kilka tygodni temu da jej Amade-
usz.
Daremnie amaa sobie nad tym gow. To wszystko wydawao si jej
zupenie absurdalne. aden mieszkaniec Lansec nie mg by a tak pody.

353
I nikt o zdrowych zmysach nie mgby naprawd sdzi, e jest czarowni-
c.
Siedzc tak na goej ziemi, oparta o zimn cian, zacza paka. W lo-
chu panowa odraajcy brud. ledzia wzrokiem szczura, ktry pozwoli
sobie na szybk wycieczk w nadziei, e znajdzie jakie resztki jedzenia, i
znikn w maej dziurze tak samo szybko, jak si pojawi.
Agnes skulia si i cisna w doni muszelk, ktr podarowa jej Ze-
non.
Nawet Gilbert, jedyny, ktry mia powody, by jej nienawidzi, nie by-
by zdolny do czego takiego. By w niej zakochany, dobrze o tym wiedzia-
a. Nie skazuje si przecie na stos kogo, kogo si kocha. Nawet jeli mi-
o przemienia si w nienawi. Poza tym wieniak by na to zbyt tchrz-
liwy. Musiaby podj decyzj wymagajc odwagi, a tej by zupenie po-
zbawiony. To nie mg by on.
Agnes wolaa nie myle o tym wicej i zamkna oczy. Zasmucaa j
ludzka gupota i zoliwo. Cho w aden sposb nie moga tego spraw-
dzi, czua, e zapada zmierzch. Najlepiej zrobi, prbujc zasn. By mo-
e rano bdzie w stanie myle trzewiej o tym wszystkim. Pozwolia od-
pyn wiadomoci i przywoaa wspomnienie pieszczot, ktrymi obdarza
j Zenon. Ujrzaa znw jego oczy wpatrzone w ni czule, przypomniaa
sobie agodno, z jak jego donie pieciy jej skr, i smak jego ust, kiedy
ich wargi szeptay milczce pocaunki o zapachu miodu i lawendy...

Nie czekajc, a Zenon de Mongaillac zda sobie spraw z jego obecno-


ci, Gilbert odwrci si i zwia z jaskini ile si w nogach. Na zewntrz
szybko zapaday ciemnoci. Wkrtce gry spowije mrok i trudno bdzie
odnale drog. Zacz biec w stron Lansec, a jego zmcony umys opa-
nowaa straszna wizja, ktr zobaczy w jaskini.

354
Wola nie wiedzie, co robi tam ten Zenon de Mongaillac, ale by ca-
kowicie pewny, e nie byo to nic dobrego. Nic dziwnego, e biskup chcia
go aresztowa. To co, co dostrzeg w pmroku jaskini, mogo by tylko
owocem jakich szataskich praktyk, czarnej magii. Tylko gupiec nie
pojby, e to by diabe.
Bieg co tchu, przemierzajc susami wrzosowisko, rozdzierajc ach-
many o kolce krzakw, potykajc si o kamienie, coraz sabiej widoczne w
gstniejcym mroku. Za ostatnim zakrtem dostrzeg w kocu dzwonnic
kocioa w Lansec odcinajc si na tle rozgwiedonego nieba. Wreszcie
bdzie mg poprowadzi Van Melsena i jego onierzy do jaskini, by po-
oyli kres zgubnym poczynaniom uczonego. Wreszcie bdzie mia woln
drog, by odzyska serce Agnes. By w kocu zdoby jej ciao. By smako-
wa delicje, ktrych bezprawnie pozbawi go ten Zenon de Mongaillac.
Wkrtce Agnes bdzie nalee tylko do niego.
Dziwny dwik dochodzcy z zaroli po lewej przej go dreszczem.
Przy caym tym zamieszaniu z uczonym zupenie zapomnia o grasujcej
bestii. Nagle zda sobie spraw, e jest w grach zupenie sam i znajduje
si zbyt daleko od wioski, by wezwa pomoc. Zrozumia te, e w ciemno-
ci nocy nie ma adnych szans, by uciec przed wilkiem.
Zacz biec ile si w nogach. Usysza jednak, e wilk go dogania. Przy-
spieszy wic jeszcze, pier rozsadza mu bl, a oddech rwa si coraz bar-
dziej. Wbi wzrok w dzwonnic, jakby w ten sposb chcia przycign j
do siebie.
Nagle zda sobie spraw, e haas dochodzcy z zaroli po jego lewej
stronie ucich. Moe wilk zmczy si pierwszy? Ledwie zrodzia si w
nim ta nadzieja, gdy dostrzeg przed sob w ciemnociach par wpatrzo-
nych w niego lepi. Bestia wyprzedzia go i czekaa kilka krokw dalej.
Gilbert przesta biec. Wilk zagradza mu drog do Lansec.

355
Wieniak ani myla jednak sta i czeka, a bestia rzuci si na niego.
Odwrci si i pogna w przeciwn stron. Doskonale wiedzia, e nie zdo-
a dotrze z powrotem do jaskini, lecz przypomina sobie, e gdzie nieda-
leko znajdowa si szaas sucy za schronienie pasterzom. I uczepi si tej
nadziei niczym toncy brzytwy.
Wilk by szybszy. Kilkoma susami dogoni sw ofiar. Gilbert sysza
wyranie za plecami jego zowrogi pomruk. Wrzasn przeraliwie i po
chwili poczu dwie ogromne apy powalajce go na ziemi. Nie bardzo
wiedzia, w jaki sposb zdoa si jeszcze odwrci na plecy. Przez chwil
widzia mrugajce na niebie gwiazdy, lecz nagle przesoni mu je ogromny
cie. Wieniak zobaczy wwczas, e wilk rzeczywicie by taki, jak go
opisa mieszkacom wioski. Jego ogromne ky byszczay w ciemnociach.
Kiedy Gilbert poczu, jak wbijaj si w jego gardo, zrozumia, e przegra
pojedynek i nigdy ju nie ujrzy sodkich oczu Agnes...

Zaalarmowany wrzaskiem Gilberta niewielki oddzia pod dowdztwem


Henriego de Coursanges przyby pdem na miejsce kilka chwil pniej.
Mimo ciemnoci Van Melsen dostrzeg lece na ziemi ciao. Jeden z o-
nierzy zeskoczy z konia.
- To wieniak - powiedzia. - Nie yje.
- Do licha! - Van Melsen szala ze zoci. Bez Gilberta nie potrafi odna-
le kryjwki Agnes.
- Wilk! - krzykn nagle onierz.
Wszyscy odwrcili si w stron miejsca, ktre wskazywa. Kilka kro-
kw dalej, na maym wzniesieniu, staa bestia.
- Bra go! - rozkaza Henri de Coursanges, dosiadajc rumaka, ktry
jak wszystkie pozostae, zacz okazywa strach przed drapienikiem, sta-
jc dba.
Szeciu uzbrojonych mczyzn zeskoczyo na ziemi i okryo besti.
Poniewa nie zwykli stawa w szranki z takim przeciwnikiem, naadowali
swe muszkiety.

356
- Chc go mie ywego! - zawoa nagle biskup.
Prokurator spojrza na niego spod oka. To komplikowao nieco ca
spraw.
- Bagnet na bro! - rozkaza towarzyszcy im oficer.
onierze usuchali, przeklinajc pod nosem. Ich nowe karabiny z zam-
kiem skakowym byy zdecydowanie bardziej praktyczne ni stary model z
zamkiem lontowym, lecz ten wynaleziony niedawno bagnet szpuntowy nie
nalea do najwygodniejszych. Obsadzao si go bowiem we wntrzu lufy,
skutecznie uniemoliwiajc w ten sposb strzelanie.
- Szybciej! - ponagla oficer, widzc, e si guzdraj.
Uzbrojeni jak naley, onierze zacienili krg wok zwierzcia, waha-
jc si, jak strategi obra. Bez sieci czy liny, za pomoc ktrej mogliby
go unieszkodliwi, bd musieli pochwyci go goymi rkami.
Wilk stawi czoo napastnikom, szczerzc ky. Nawet z miejsca, w kt-
rym si znajdowa, Van Melsen widzia wiecce w ciemnociach oczy
bestii. Jakie pikne zwierz - pomyla. Ale z pewnoci nie by to aden
demon, o ktrym opowiadano. A ju na pewno w niczym nie przypomina
on tego szkieletu.
Wilk warcza gronie, wbijajc wzrok w kadego przeciwnika po kolei,
jakby wybiera sw przysz ofiar.
Jeden z onierzy poczu spoczywajcy na nim wzrok bestii. Natych-
miast zacz dre i podnis muszkiet, by zagrozi zwierzciu bagnetem.
Lecz wilk zignorowa ostrze i niespodziewanie rzuci si do przodu. Powa-
li onierza, ktry pad na wznak, i wydosta si ze stworzonego przez
napastnikw krgu.
- Nie dajcie mu uciec! - krzykn Henri de Coursanges.
Lecz eby strzela, onierze musieli najpierw zdj bagnety.
- No, strzelajcie, na mio bosk! - niecierpliwi si prokurator.

357
Jeden z ludzi zapomnia w caym tym zamieszaniu o zdjciu bagnetu i
wystrzeli. Lufa eksplodowaa snopem iskier. onierz pad na ziemi z
poranion twarz.
Poniewa wilk ucieka, oficer postanowi wzi sprawy w swoje rce.
Przyoy muszkiet do ramienia i wycelowa w oddalajc si sylwetk.
Korzystajc z tego, e ksiyc wyoni si na chwil zza chmur, wystrzeli.
Echo wystrzau dugo rozbrzmiewao wrd nocnej ciszy.
Lecz kula chybia celu.
- Niech to wszyscy diabli! - wrzasn prokurator. - Ucieknie nam!
Van Melsen zamkn oczy. To bya katastrofa. Obok trupa Gilberta j-
cza teraz ranny onierz.
Wilk zatrzyma si na szczycie wzgrza i ostatni raz spojrza za siebie.
Henriemu de Coursanges przebiega przez gow niepokojca myl, e
bestia rzuca im wyzwanie.
ROZDZIA 9

Nastpnego ranka biskup Van Melsen miota si z wciekoci. Nie


do, e prba pojmania Zenona de Mongaillaca i wilka zakoczya si
bolesn porak, to jeszcze nie mg zrzuci winy na niekompetencj pro-
kuratora. Jakby tego byo mao, czowiek, ktry mia zaprowadzi go do
jaskini, zosta zabity, a to powanie komplikowao sytuacj. Teraz trzeba
bdzie znale t kryjwk, stosujc inne metody.
Na szczcie Zenon de Mongaillac prawdopodobnie niczego si jeszcze
nie domyla. Van Melsen przezornie zadba o to, by pilnowano plebanii
Amadeusza, na wypadek gdyby proboszcz chcia uda si do jaskini
Agnes.
Jednak jeli Agnes prdko nie wrci, uczony moe zacz co podej-
rzewa. Naleao wic dziaa szybko, nim przeniesie szkielet w inne miej-
sce.
Van Melsen mia wci dwa asy w rkawie. By uzyska upragnione in-
formacje, zawsze przecie mg posuy si Amadeuszem albo Agnes.
Lecz prbowa ju wywrze presj na proboszczu i nie przynioso to ad-
nego rezultatu, nie wiedzia wic, jak mgby zmusi go do wydania uczo-
nego. Nie pozostawao mu zatem nic innego, jak sprbowa wydrze modej

359
dziewczynie sekret pooenia jaskini.
Uzna, e dla osignicia celu trzeba bdzie raczej wykaza si przebie-
goci, ni korzysta ze rodkw, jakie oferowa inkwizycyjny arsena. O
wicie uda si wic do cytadeli i poleci uwolni dziewczyn. Przekonany,
e pjdzie ona prosto do jaskini, rozkaza jednemu z onierzy, by j le-
dzi.
Kiedy znalaza si przed bram cytadeli, Agnes, zdumiona faktem, e
tak nagle j wypuszczono, dug chwil staa pod murami wizienia, by
skorzysta z pierwszych promieni soca, jakby chciaa si oczyci z caej
tej wilgotnej ciemnoci, ktra przenikaa j w lochu. Gdy nasycia si ju
wiatem i ciepem, ruszya w stron Montpellier.
Tak jak nie miaa pojcia, dlaczego j aresztowano, nie wiedziaa te,
dlaczego zostaa uwolniona. Podejrzewaa, e to wszystko byo jakim
wielkim nieporozumieniem, i miaa nadziej, cho nie bardzo w to wierzy-
a, e wszystko wyjani si, gdy tylko dotrze do Lansec.
Mimo drczcego j godu czua si ogromnie szczliwa. Zenon, bya
tego pewna, czeka na ni w jaskini. Biega wic do niego. Jeli przyspie-
szy kroku, dotrze tam jeszcze przed poudniem.
Jednak mimo niecierpliwoci, z jak czekaa na spotkanie, wolaa raczej
obej Montpellier ni przej przez miasto, ktre kojarzyo jej si teraz z
pobytem w wizieniu. Od tej chwili jedynym miejscem, w ktrym czua si
bezpieczna, bya jej jaskinia. Dugo sza wzdu murw miasta, by w ko-
cu zatrzyma si przy fontannie, z ktrej moga zaczerpn wieej wody.
Kiedy schylia si, by zwily twarz, poczua, e kto j obserwuje. K-
tem oka spostrzega stojcego nieopodal osobnika zajtego zrywaniem
rolin. Ich wybr wyda si jej dosy dziwaczny i w pierwszej chwili po-
mylaa, e czowiek ten zupenie nie zna si na rzeczy.

360
Odgoniwszy od siebie podejrzenie, ktre wkrado si do jej duszy, ru-
szya w dalsz drog. Jednak kiedy dotara do cieki prowadzcej do Lan-
sec, nie moga si powstrzyma i rzucia za siebie dyskretne spojrzenie: ze
zdumieniem stwierdzia, e osobnik wci tam by.
Dlaczego mnie ledzi?, zastanawiaa si, idc dalej.
I wtedy zrozumiaa, e by moe to nie o ni chodzio wadzom. Zenon
wyzna jej, e jest cigany. Poniewa nie wiedziaa, jakie konsekwencje
wynikaj z hipotez, ktre stawia, nie rozumiaa, dlaczego ten szkielet mia
tak wielkie znaczenie. Jedno byo oczywiste: uczony ba si, e go znajd.
Lecz eby aresztowa Zenona, musieli si najpierw dowiedzie, gdzie
si ukrywa.
Chc si mn posuy, by dotrze do niego!, przebiego jej przez
myl w chwili, gdy wkraczaa na ciek prowadzc do Lansec. Fakt, e
chciano j tak podstpnie wykorzysta, doprowadza j do wciekoci,
jednak wskazywa te na to, e wadze wci nie wiedz, gdzie zaszy si
uczony. I cho nieco j to uspokoio, domylia si take, e mogli prbo-
wa zdoby potrzebne informacje, wywierajc presj na Amadeusza. A
proboszcz, cho tak prawy i odwany, mg nie ustrzec si przed podst-
pem, jakiego uyto wobec niej. Nie mia w sobie tej wrodzonej nieufnoci,
ktra chronia j przed podobnymi sytuacjami. Jeli Zenon potrzebowa
jeszcze kilku godzin, by ukoczy rekonstrukcj, musiaa zachowywa si
tak, by wierzyli, e zapaa si w t puapk.
Wesza wic na ciek biegnc gdzie w gry i udaa, e si zgubia.
Nie byo to specjalnie trudne, bo zarola byy tam tak gste, e rzeczywi-
cie mona byo zabdzi. Kluczya tak midzy krzakami przez cay ra-
nek, dbajc o to, by nie zgubi ledzcego j osobnika, a uznaa, e duej
nie moe ju cign tej gry, nie budzc podejrze. Wrcia wic na wa-
ciw ciek i nie spieszc si zbytnio, ruszya do Lansec, zastanawiajc si,

361
dokd te mogaby zaprowadzi czowieka, ktry wci szed kilka krokw
za ni.

Tymczasem w Lansec Amadeusz przyj wiadomo o mierci Gilberta


z konsternacj. Wieniak nie by co prawda wzorem cnt, nie zasugiwa
jednake na tak straszny los. Zosta pochowany tego samego dnia na ma-
ym cmentarzu. Wrd biorcych udzia w pogrzebie aobnikw panowaa
grobowa cisza. Wszyscy zadawali sobie to samo pytanie: kto bdzie na-
stpny?
Lecz proboszcz czu take ulg. Fakt, e Van Melsen i jego odacy
wrcili do Montpellier z pustymi rkami, sprawia mu niema satysfakcj.
Przynajmniej na jaki czas Zenon de Mongaillac by bezpieczny.
Przez p nocy zastanawia si, co mgby zrobi, aby uwolniono
Agnes, i na koniec doszed do wniosku, e biskup nie zechce go wysu-
cha. By nie siedzie z zaoonymi rkami, postanowi, e zaraz po po-
grzebie wieniaka uda si z wizyt do Jego Eminencji kardynaa Donatel-
lego.
Dwaj onierze, ktrym nakazano go ledzi, eskortowali go przez ca
drog do Montpellier. Dotarszy do kurii, Amadeusz pozdrowi ich skinie-
niem gowy i wkroczy na pokoje kardynaa.
- Ojciec Amadeusz! - wykrzykn tene na powitanie. - Jak si ciesz,
e was widz! Cho szczerze ubolewam z powodu wczorajszej tragedii.
Van Melsen poinformowa mnie o wszystkim.
- Przeywamy bardzo trudne chwile. A moja wizyta, niestety, nie jest
podyktowana kurtuazj, eminencjo. Przybyem tu, by wyrazi moje obu-
rzenie wobec sposobu, w jaki traktuje si jedn z moich parafianek.
Zaskoczony tonem penym wyrzutu, jakim przemawia Amadeusz, Do-
natelli poprosi go, by usiad.

362
- O czym ojciec mwi? - zapyta.
- Nic nie wiecie?
- Zupenie nic.
Amadeusz patrzy przez chwil na swego rozmwc. Jeli o niczym nie
wiedzia, znaczyo to, e Van Melsen ukrywa to przed nim. Byo w tym
jakie dziwne zaburzenie hierarchicznego przepywu informacji.
- Moda kobieta, zwana Agnes, zostaa aresztowana pod kamliwym za-
rzutem czarw - streci.
- Czary? Przy caej tej aferze ze szkieletem i wilkiem krcym wok
waszej wioski nie potrzebujemy tego typu komplikacji!
- W rzeczywistoci chodzi o zwyky pretekst.
- Prosz mi to wytumaczy.
Amadeusz zastanawia si, jak przedstawi mu spraw, by nie wyglda-
o na to, e oskara Van Melsena o dziaanie za plecami kardynaa. Opo-
wiedzia mu wic wszystko, dajc do zrozumienia, e byo to po prostu
jedno wielkie nieporozumienie, e dziewczyna zostaa aresztowana przez
pomyk, a biskup da si zwie wiadectwu wzgardzonego zalotnika i
zdawao si, e chce wymieni Agnes na Zenona de Mongaillaca.
Donatelli sucha go z uwag. Z tego wszystkiego wywnioskowa
oczywicie wanie to, co Amadeusz daremnie prbowa ukry: e Van
Melsen stosowa niespecjalnie godne metody, by znale kryjwk uczo-
nego, i e ten ostatni zaszy si gdzie w okolicach Lansec.
- Zobacz, co mog zrobi - zapewni proboszcza, gdy ten skoczy
swe opowiadanie. - A jeli ojciec mgby ze swej strony przekona tego
Zenona de Mongaillaca, by zrekonstruowa szkielet, oszczdziby nam
ojciec wielu przykroci. Oczywicie zakadajc, e wiecie, gdzie on si
znajduje...
Ostatnim sowom towarzyszyo szelmowskie spojrzenie.

363
- Mgbym zasign jzyka - odpowiedzia proboszcz tym samym to-
nem.
Dwaj duchowni milczeli przez chwil. Donatelli dobrze wiedzia, e
Amadeusz chroni Zenona, a proboszcz wiedzia, e on wie. W kocu
Amadeusz wsta, by si poegna. Trzyma ju rk na klamce, kiedy
przypomnia sobie, e ma jeszcze co do powiedzenia kardynaowi.
- A propos szkieletu... Czy jeden z moich parafian nie przynis wam
czego ostatnio? - zapyta, zastanawiajc si, jak poruszy kopotliwy te-
mat.
Donatelli waha si przez chwil ogarnity nag nieufnoci.
- Czego?
- Przedmiotu. Kamienia...
Kardyna zmruy oczy. Co wiedzia ten proboszcz o tajemniczej ka-
miennej pycie?
- Moliwe...
- Nie powinienem wam tego mwi, ale... podczas spowiedzi dowie-
dziaem si, e to falsyfikat.
- Falsyfikat! - wykrzykn legat, a jego twarz natychmiast pojaniaa.
- To wanie osoba, ktra go sfabrykowaa, wyznaa mi to. Utrzymywa-
a, e szkielet naley do diabelskiej istoty, i najwyraniej cierpiaa, e jej
sowa nie byy brane powanie. Staruszce udao si przepisa fragmenty
tekstu na paskim kamieniu, ktry umiecia nastpnie w fundamentach
kocioa. Nie zdziwibym si, gdyby to wanie wysiek, jaki musiaa wo-
y w przygotowanie tego artefaktu, by przyczyn jej zgonu...
Donatelli przytakn w milczeniu. To tumaczyo liczne bdy w tek-
cie. Stara, niepimienna kobieta wyrya kilka sw w kamieniu. To cay
sekret tajemniczej pyty. Prawd mwic, byo to raczej zabawne i Dona-
telli mia ochot wybuchn miechem.

364
- Pomylaem, e lepiej, bycie o tym wiedzieli doda Amadeusz,
wychodzc. - W przeciwnym razie ten kamie mgby wprowadzi was w
bd...
Po wyjciu proboszcza Donatelli dugo trwa w bezruchu. Do tej pory
kamie z wygrawerowanym napisem stanowi prawdopodobny dowd na
to, e szkielet nie nalea do olbrzyma. Nawet Van Melsen by zmuszony
to przyzna. I dawao to kardynaowi pewien margines swobody w kiero-
waniu t spraw. Ale jeli Van Melsen dowiedziaby si, e to falsyfikat, to
Donatelli wyszedby na idiot, a co wicej, podwadny miaby dodatkowy
argument, by wymaga od niego wikszej stanowczoci.
Tymczasem to, czy pyta bya autentyczna, czy nie, w jego oczach nie-
wiele zmieniao: wtpliwo co do natury szkieletu pozostawaa ta sama.
Donatelli ze zdziwieniem zda sobie spraw, e potajemnie pragnie zoba-
czy rezultat pracy Zenona. W gbi duszy yczy uczonemu, by zdy
zrekonstruowa szkielet, nim biskup wpadnie na jego lad.
Co stawiao go w dosy niezrcznej sytuacji...

Agnes nie usza zbyt daleko. Gdy tylko wstpia na grsk ciek, po-
penia bd i odwrcia si o jeden raz za duo, by sprawdzi, czy cigle
jest ledzona. Eskortujcy j onierz natychmiast zrozumia, e zosta
zauwaony i wyprowadzony w pole.
Zatrzyma j wic tu przed pierwszym wzniesieniem i odprowadzi z
powrotem do Montpellier, gdzie zgodnie z wydanymi mu instrukcjami,
Agnes zostaa poprowadzona do apartamentw biskupa Van Melsena.
- Nie doceniem was - przyzna biskup, gdy zostali sam na sam. - By-
em pewien, e zaprowadzicie nas do niego.
Agnes, siedzc na krzele, suchaa go z najwikszym trudem. Wyrzucaa
sobie, e bya a tak gupia. Przez sw nierozwag znalaza si w trudnym

365
pooeniu, a co gorsza, narazia na niebezpieczestwo take Zenona.
- Prosz zrozumie - zacz Van Melsen zmczony milczeniem dziew-
czyny. - Musimy koniecznie wiedzie, gdzie on si ukrywa!
Agnes milczaa uparcie. Nie rozumiaa, dlaczego temu biskupowi tak
bardzo zaleao na zapaniu Zenona. Jednak cho draa na myl o powro-
cie do lochu, czua, e nie powinna pisn swka. Sprbowaa wic skupi
uwag na miejscu, w ktrym si znalaza. Pierwszy raz w yciu jej stopa
postaa w takim budynku i Agnes bya tyle zdumiona, co zachwycona
rozmiarami biskupich apartamentw i przepychem, z jakim je urzdzono.
Jej wzrok zatrzymywa si to na bogato zdobionych arrasach wiszcych na
cianach, to na misternie rzebionym biurku, za ktrym siedzia biskup.
- Sprawa jest powana, ostrzegam was - naciska. - Ukrywanie zodzie-
ja moe was drogo kosztowa!
- Nic wam nie powiem. Tracicie tylko czas.
W tej chwili rozlego si pukanie do drzwi i do pokoju wkroczy, nie
czekajc na zaproszenie, Donatelli.
- Ale prosz, nieche Wasza Eminencja raczy wej - przywita go bi-
skup.
- Dowiedziaem si o aresztowaniu tej modej osbki i chciabym
sprawdzi, czy macie wane motywy, by to uczyni, i czy jest ona odpo-
wiednio traktowana.
Van Melsen by poirytowany faktem, e kardyna tak otwarcie mwi o
Agnes w jej obecnoci. Wsta i odcign go na bok.
- Ta, jak j nazywacie, moda osbka jest wsplniczk Zenona de
Mongaillaca. Wszystko wskazuje na to, e uczony ukrywa si u niej, w
jaskini pooonej gdzie w grach. Chc tylko, by powiedziaa mi gdzie.
- Nie wtpi, e wasze intencje s suszne, Van Melsen - odpar legat,
zauwaajc, e ton biskupa nie by pozbawiony poczucia wyszoci. - I
wiem, e wasze poczynania podyktowane s gbok i godn naladowania

366
wiar. Zreszt domylam si, co chcecie wycign od tej modej damy.
Lecz znane wam s zapewne me skrupuy co do stosowania metod, jak by
to powiedzie... przesadnych.
Owszem, skrupuy te byy Van Melsenowi doskonale znane i zaczynay
go powanie irytowa. Zreszt tak samo jak nieustajca ironia kardynaa.
Przez kilka chwil w milczeniu mierzyli si wzrokiem.
- Ona nie chce nic powiedzie - zacz biskup tonem usprawiedliwie-
nia.
Donatelli powstrzyma umiech. Dzielna dziewczyna - pomyla. A
wic biskup daleki by od zapania Zenona, co sprawiao legatowi satys-
fakcj, z powodu ktrej nie mg jako czu wyrzutw sumienia. Podszed
do Agnes. Pierwsz rzecz, ktr zauway, bya jej niezwyka uroda. A to
nie zachcao do stosowania wobec niej przemocy. Musia jednake za-
chowa jakie pozory.
- Panienko, jestem kardyna Umberto Donatelli, legat Ojca witego,
upowaniony przez Watykan do zidentyfikowania tego szkieletu. Zdaje si,
e znajduje si on w posiadaniu Zenona de Mongaillaca... Wiecie, o kim
mwi?
Agnes nie reagowaa. Ten kardyna mg si zachowywa wobec niej w
sposb bardziej cywilizowany ni ten biskup, ale i tak jej nie nabierze, ju
ona wie, jakie s jego intencje. Jednak wydawa si mniej szczwany ni
biskup... I domylia si, e jego podwadny musia uznawa to za sabo.
Uznaa, e warto to wykorzysta.
- W kadym razie mamy wszelkie podstawy, by tak myle - cign
legat. - A jeli wiecie, gdzie on si znajduje, i ukrywacie to przed nami, to
stajecie si wspwinn jego wystpku i bd zmuszony wyda was proku-
ratorowi prowadzcemu t spraw... Chyba nie tego sobie yczycie? Wi-
zienie jest strasznym miejscem... Wilgotnym, zimnym, brudnym... Nie
mwic ju o tym, co tam daj do jedzenia...

367
- Miaam ju przyjemno przekona si o tym tej nocy.
- Jest mi z tego powodu niezmiernie przykro - cign Donatelli, po-
chylajc si nad ni. - I obiecuj, e to si wicej nie powtrzy... Oczywi-
cie pod warunkiem e bdziecie z nami wsppracowa.
Van Melsen obserwowa w milczeniu te niezdarne zabiegi. Jeli legat
myli, e wskra co w ten sposb, to si myli. Co najwyej przekona j,
e brak mu determinacji.
Agnes spucia gow i oznajmia:
- Nie mog wam nic powiedzie.
Cho by przekonany, e gdyby byli sami, skoniby j do mwienia,
Donatelli wyprostowa si, krcc gow, i wrci do Van Melsena.
- Zdaje si, e ta moda dama postanowia milcze. - Uda, e jest prze-
jty.
- Tymczasem Wasza Eminencja wie rwnie dobrze, jak ja, e musimy
jak najszybciej odzyska szkielet. A ona jest naszym jedynym tropem.
- Wiem, ale...
- Wolicie, by Zenon de Mongaillac pokaza caemu wiatu szkielet
smoka?
Rzecz jasna Donatelli nie yczy sobie niczego podobnego. Ale gdyby
pokaza go jemu, to zupenie inna historia...
- A wic zostawcie j mnie - rzek biskup z niewinnym umiechem. -
Ju ja j przekonam.
Kardyna westchn. Nie mg sprzeciwia si biskupowi zbyt otwarcie,
by ten nie zacz go podejrzewa o dwulicowo. Nawet jeli w gbi du-
szy pragn da Zenonowi troch wicej czasu, musia sprawia wraenie,
e zaley mu na szybkim odnalezieniu szkieletu. Trudna ekwilibrystyczna
sztuczka.
- To nie jest postpowanie inkwizycyjne - mrukn tylko. - Nie chodzi
o to, by bra j na tortury.

368
- Prosz si nie obawia, eminencjo. Bior na siebie cakowit odpo-
wiedzialno za moje czyny. Moecie odej z czystym sumieniem.
Donatelli popatrzy na pojman dziewczyn. By pewien, e dzielnie
stawi czoo Van Melsenowi. Jednak ta podwjna gra, ktr prowadzi, nie
bawia go ani troch. Nawet jeli bya rdem pewnych drobnych satys-
fakcji. Jak na przykad uywanie swej wadzy wobec tego biskupa.
- Van Melsen - powiedzia stanowczo - tej dziewczynie nie moe spa
wos z gowy.

Po jego odejciu Van Melsen podszed do Agnes. Ten kardyna zdecy-


dowanie nie dorasta do swej funkcji. Cae to odwlekanie, wszystkie te
wahania byy niegodne osoby na jego stanowisku. Lecz mimo to, cho
potwornie go to zocio, nie mg zama jego rozkazu.
Zmusi si wic, by rozpocz przesuchanie spokojnym tonem.
- Nazywam si Urlich Van Melsen i jestem biskupem tej diecezji. Nie
zna mnie pani, za to ja znam pani doskonale... Wiem na przykad, e zna
pani tego Zenona de Mongaillaca od niedawna, ale utrzymuje z nim sto-
sunki, powiedzmy... wicej ni przyjacielskie. Rozumiem wic, dlaczego
odmawia pani wydania go... Ale zamy przez chwil, e ten... przyjaciel
jest zupenie innym czowiekiem, ni si pani wydaje...
Agnes patrzya na niego ze zdumieniem. Do czego zmierza?
- Zamy na przykad, e wbrew temu, co pani myli, uczucie, ktre
zdaje si do pani ywi, jest tylko sposobem, by uzyska pani pomoc.
Agnes nie chciaa zrozumie jego sw.
- Niech si pani nie da omami swoim uczuciom. Wystarczy si zasta-
nowi. Rekonstrukcja szkieletu to bardzo cika praca - cign Van Mel-
sen. - Trzeba mie spokj... Kto zyska najwicej na pani aresztowaniu?

369
Kto potrzebuje spokoju? Kto chciaby, by trzymano pani na uboczu? O tej
porze Zenon musi ju wiedzie, e zostaa pani zatrzymana. A gdyby ko-
cha pani tak, jak pani w to wierzy, czy nie oddaby si ju w moje rce,
bym pani uwolni?
Patrzy na dziewczyn. Jego sowa pomau dryy sobie drog do jej
wiadomoci. Ale Agnes nie ustpowaa.
- Nie wierz wam!
- Niech pani wejrzy w siebie, posucha swego sumienia. Zobaczy pani,
e to, co mwi, jest bardziej prawdopodobne, ni si pani wydaje...
- Zenon de Mongaillac nigdy nie zrobiby czego podobnego!
Twarz Van Melsena wykrzywi grymas. Mio jest czynnikiem niezno-
nie irracjonalnym. Trzeba sprbowa inaczej.
- Okazuje si, e zarzucane mu czyny s o wiele gorsze ni zwyka kra-
dzie szkieletu.
Znw spojrzaa na niego nieufnie. Nie udao mu si za pierwszym ra-
zem, ale najwidoczniej nie mia zamiaru podda si zbyt atwo.
- Caa ta sprawa ze szkieletem byaby drobnostk, gdyby nie prowadzi-
a tego, ktrego uwaacie za przyjaciela, wprost do obozu heretykw. Ro-
zumie pani, co to oznacza? Zenon de Mongaillac moe trafi na stos.
Tym razem Agnes otworzya szeroko oczy z przeraenia.
- Pomagajc mi go schwyta, moe mu pani uratowa ycie. Jeli zo-
stanie aresztowany, nim bdzie za pno, trybuna okae wobec niego a-
skawo.
Lecz Agnes nie miaa do niego ani krzty zaufania. A jeli Zenonowi tak
bardzo zaleao na tej rekonstrukcji, powinien doprowadzi j do koca.
Zna ryzyko, na ktre si wystawia.
- Okazuje si, e pani sama moe zosta oskarona o czary - cign
Van Melsen. - Wie pani, jak cikie to oskarenie. Na razie krlewski pro-
kurator nie zosta o tym poinformowany. Tylko ode mnie zaley, kiedy to

370
si stanie... A wtedy nie dabym zamanego grosza za pani skr... Wie
pani, co si robi z czarownicami?
Wiedziaa. I na sam myl o tym przeszy j dreszcz. Sprawio to bi-
skupowi niekaman przyjemno. Mwi wic dalej.
- Lecz przecie nie chce pani skoczy na stosie w towarzystwie czo-
wieka, o ktrym nie wie pani zupenie nic, nieprawda? Wic prosz mi po
prostu powiedzie, gdzie on si ukrywa.
Agnes zamkna oczy. Sowa biskupa wywoyway w niej niewypowie-
dziane przeraenie. Z trudem powstrzymywaa zy. Lecz serce podpowia-
dao jej, e cokolwiek zrobi Zenon de Mongaillac i bez wzgldu na to, czy
kocha j, czy nie, i czy zasugiwa na uczucie, jakim go darzya, kochaa
go. 1 bya gotowa odda za niego ycie.
Podniosa dumnie gow.
- Poza Amadeuszem, Zenon de Mongaillac jest jedynym czowiekiem,
ktremu ufam. Kocham go. Nic wam nie powiem!
Van Melsen zacisn pici. Ta kobieta jest nieznona. Jednak zupenie
nie zdajc sobie z tego sprawy, podsuna mu wanie pomys, jak odna-
le grot. Skierowa si do drzwi. Nim wyszed, zagrozi:
- Moe zmieni pani zdanie, stojc przed stosem.
ROZDZIA 10

Byo ju pne popoudnie, gdy Van Melsen dotar do Lansec. Porzu-


ciwszy nadziej na wycignicie od Agnes wiadomoci o lokalizacji groty,
zdecydowa si sprbowa jeszcze raz z proboszczem. Bo teraz wiedzia
ju, jak si do tego zabra.
Za pierwszym razem popeni bd, uznajc Agnes i Amadeusza za obo-
jtne sobie osoby. A powinien by liczy si z ich wzajemnym przywiza-
niem. Gra na ludzkich uczuciach to podstawa udanego przesuchania. Z
Agnes mu si nie udao, bo na zakochanych nie dziaaj adne argumenty.
Ale dziewczyna bya pit achillesow Amadeusza. Wystarczyo umiejt-
nie wykorzysta ten saby punkt.
I rzeczywicie, Amadeusz by zupenie zaamany.
- Czary?
- Jeli nie interweniuj.
- Ale... to jaki absurd...
- O tym zadecyduje sd.
- Agnes... Moja maa Agnes...
Proboszcz zacz paka. Ten biskup nie cofnie si przed niczym. A
Amadeusz wiedzia, do czego zmierza.

372
- Moecie sprawi, e zostanie uwolniona - powiedzia Van Melsen po
chwili.
- To, co chcecie, bym uczyni, jest haniebne!
- Odpowiedzialno, jaka na mnie ciy, daje mi do tego prawo.
- W ten sposb nie mona suy Bogu! Bdziecie si smay w piekle!
- Jeli moje powicenie moe suy Kocioowi, to zgodz si na nie
z radoci.
Amadeusz zamilk. Rozmowa z takim czowiekiem jest cakowicie bez-
celowa. Po kim takim nie mona spodziewa si ani odrobiny litoci. Dla-
czego Van Melsen przywizywa tak wielk wag do tego szkieletu? Nie
wiedzia. Czy by to szkielet witego, czy te nie, to w aden sposb nie
usprawiedliwiao caego tego szalestwa. Proboszcz nie zdy spotka si
z Zenonem, tak jak obieca Donatellemu. Jednake mia nadziej, e uczo-
ny domyli si, i Agnes zostaa pojmana, i sam odda si w rce wadz, by
j uwolniono. Z powodw, ktrych proboszcz nie rozumia, uczony jeszcze
tego nie zrobi. A skoro Zenon nie potrafi si zdecydowa na porzucenie
swej pracy, by uwolni kobiet, ktr kocha, to znaczy, e nie zasugiwa
na mio Agnes.
- Zaprowadz was do jej jaskini - powiedzia, spuszczajc wzrok.

Zenon zorientowa si, e Agnes nie wrcia, jednak straci cakowicie


poczucie czasu i nie martwi si tym. W pmroku jaskini koczy rekon-
strukcj szkieletu.
Wychudzony, brudny, w wymitym ubraniu, z podkronymi oczami i
bdnym wzrokiem, ze zmierzwionymi wosami i gstym zarostem Zenon
de Mongaillac nie mia w sobie nic z eleganckiego szlachcica.
Dra. Z zimna, ale te z przemczenia i godu. Od odejcia Agnes na-
wet na chwil nie przesta pracowa, nie spa i nie jad.

373
By jako da rad, wykorzysta qahoua, ktr Rene Grouchot zostawi
w jaskini. I cho pobudzajcy napj pomaga mu nie zasn, wprawia go
take w stan dziwnej ekscytacji.
Ca sw uwag i resztki si powici rekonstrukcji. Praca bya ju
waciwie ukoczona. Trzeba byo tylko przytwierdzi kilka krgw i
umieci na szczycie ogromn czaszk.
Zenon z zapaem mocowa szkielet. Odkd zabra si do klatki piersio-
wej i grnych czonkw ciaa, nie zada sobie trudu, by rzuci okiem na
cao. By tak pochonity ukadaniem koci, badaniem staww pozwala-
jcych okreli kt, pod jakim naleao przytwierdzi kolejn ko, e za-
pomnia sprawdzi, co przypominao to stworzenie.
Nerwowe napicie, w ktrym si znajdowa, skonio go do instynktow-
nego poszukania fajki. Ju od dawna nie mia tytoniu, lecz myla, e samo
ssanie cybucha moe mu przynie namiastk satysfakcji. Jako jednak nie
przynioso. Skoro nie mg pali, zwiksza dawki qahoua. Pomau przy-
zwyczaja si do jej gorzkiego smaku.
Ale nie przywyk do godu. W chwili jasnoci umysu postanowi si
posili. Przetrzsn jaskini w poszukiwaniu czego do jedzenia, lecz
znalaz tylko troch zi i korzonkw, z ktrych przyrzdzi sobie polewk.
Botanik czy te nie, faktem jest, e tego dnia ykn sobie wywaru z lulka
czarnego*, zwanego take szalejem, roliny narkotycznej i trujcej.
Nie trzeba byo dugo czeka na efekty tego posiku poczonego z bra-
kiem snu i nadmiernym spoyciem qahoua. Po potach nastpiy mdoci i
wkrtce ogarno Zenona co w rodzaju gorczki. Zacz traci kontakt z
rzeczywistoci. Wzrok mia zmcony, a jego wiadomo powoli opano-
wyway dziwne sny, w ktrych rzeczywisto mieszaa si z obrazami fla-

* Rolina wywoujca halucynacje. Stosowano j jako trutk na szczury i myszy w spi-


chlerzach, ale te do wzmacniania piwa.

374
mandzkiego malarza - nie pamita jego imienia - penymi nieprawdopo-
dobnych stworw.
Godziny upyway, a Zenon pozostawa w stanie pprzytomnoci. Nie
zauway nawet, e wiele pochodni owietlajcych jaskini zgaso. Praco-
wa w coraz wikszych ciemnociach. Mrok ogarn reszt groty i szkielet
jania w blasku pomieni niczym gigantyczny i makabryczny prymitywny
totem.
- Agnes! - bekota, usyszawszy haas dochodzcy z wejcia do jaskini.
- Potrzebuj... Agnes... Mj Boe, nic ju nie widz... Agnes! Pochodnia!

Zapada noc. Nieliczne postrzpione chmury obiy ciemno nieba


dugimi szarawymi smugami, zasaniajc ksiyc, co sprawiao, e wzg-
rza spowija zupeny mrok.
Prokurator Henri de Coursanges, Jego Eminencja Donatelli i biskup Ul-
rich Van Melsen na czele prowadzonego przez Amadeusza oddziau o-
nierzy dotarli wreszcie przed wejcie do jaskini Agnes.
Donatelli nie mg ju bardziej opni tej ekspedycji. Po tym, jak na
wszelkie sposoby prbowa si wykrci, po bezskutecznym wymylaniu
tysicy wymwek, zdecydowa si w kocu pody za Van Melsenem.
Od kiedy wyruszyli z Montpellier, ani biskup, ani prokurator nie ode-
zwali si nawet sowem. Obydwaj mieli w pamici wczorajsz porak i
aden nie yczy sobie powtrki. Lecz nie by to jedyny powd ich milcze-
nia. Van Melsen ogromnie obawia si tego, co odkryj w jaskini.
- Mam nadziej, e nie jest za pno! - powiedzia, zeskakujc z konia.
Kardyna nie raczy mu na to odpowiedzie. By dotrze do tego miej-
sca, zosta zmuszony do zamiany swej wygodnej kolaski na t koby i z
najwiksz trudnoci utrzymywa si w siodle. A ja mam nadziej, e nie

375
jest za wczenie - pomyla, gdy dwaj onierze pomagali mu zej na
ziemi.
Kiedy Henri de Coursanges nakaza swym ludziom zaj pozycje przed
wejciem do jaskini, biskup wymieni krtkie spojrzenie z Donatellim.
Mimo rnicy zda obydwaj ucieszyli si, widzc, e onierze pozostan
na zewntrz. Cokolwiek odkryj w rodku, lepiej, by nie byo przy tym
zbyt wielu wiadkw.
- Idziemy - rzek Henri de Coursanges, gdy jego rozkaz zosta wype-
niony.
Amadeusz pocign biskupa za rami. By bardzo niespokojny. Zadr-
cza si myl, e popeni tak okropny czyn, e zdradzi ukochanego
Agnes. Dlatego te nie chcia wchodzi do jaskini, wola zosta na ze-
wntrz z onierzami.
- Prosz tylko o jedno - baga Van Melsena. - Czy Zenon de Mongail-
lac popeni jakie przestpstwo, czy nie, zasuguje na sprawiedliwe trak-
towanie.
Biskup popatrzy na niego wyniole. Ten ksiyna nie ma najmniejsze-
go pojcia o powadze sytuacji. Ale tym lepiej. Im mniej bdzie ludzi zna-
jcych szczegy sprawy, tym atwiej bdzie j pniej zatuszowa.
- Nie stanie mu si adna krzywda - zapewni Donatelli, widzc, e bi-
skup milczy.
Szykowali si wanie, by wej do jaskini, gdy usyszeli wyranie
przeraliwe wycie wilka. Wszyscy stanli i nadstawili ucha.
- Jest gdzie niedaleko - oceni Van Melsen.
- Przy odrobinie szczcia osigniemy dzi podwjny sukces - zauwa-
y z luboci prokurator.
- Oby Bg was wysucha.
Donatelli tymczasem prbowa ukry przeraenie. Zblia si do jaskini
niepewnym krokiem.
- Wszystko w swoim czasie - powiedzia. - Zajmijmy si najpierw tym
uczonym.

376
Weszli do groty. Po przebyciu wskiego korytarza dotarli do czci ja-
skini zamieszkiwanej przez Agnes. Panowaa tam prawie cakowita ciem-
no. Lecz w bladym wietle pochodni, ktre, jak si domylali, znajdowa-
y si w nastpnej czci groty, mogli dostrzec to, co skadao si na
skromne mieszkanie dziewczyny.
Van Melsen skrzywi si na widok posania umoszczonego w skalnej
wnce i dziwacznych naczy porozrzucanych to tu, to tam. Bez wtpienia
bya to jama czarownicy. Natychmiast poaowa, e w zamian za wsp-
prac przy pojmaniu Zenona obieca Amadeuszowi, i zapomni o tej spra-
wie.
Lecz mieli waniejsze rzeczy do zrobienia ni kontemplowanie dziwne-
go stylu ycia Agnes, wic czym prdzej opucili t cz jaskini i skiero-
wali si do miejsca, z ktrego dochodzio wiato.

Kiedy weszli, Zenon siedzia wanie na szczycie chwiejnego rusztowa-


nia, mocujc ogromn czaszk.
- Agnes? - podskoczy, usyszawszy haas.
Zrozumia, e dwiki dochodzce z gwnego pomieszczenia jaskini
nie byy krokami jednej kobiety, zszed wic pospiesznie na ziemi, stara-
jc si przebi wzrokiem ciemnoci
- Kto... kto tu jest?
- Panie de Mongaillac - zacz Donatelli, obchodzc ostatni skaln
cian dzielc ich od bocznej wnki. - Przychodzimy, by was...
Nie dokoczy zdania, bo po chwili, jakiej potrzebowa, by jego oczy
przywyky do ciemnoci, zobaczy szkielet. Van Melsena i Henriego de
Coursanges ogarno podobne przeraenie. Patrzc na ich wystraszone
twarze, Zenon te si odwrci i po raz pierwszy od wielu godzin spojrza
na sw rekonstrukcj. To, co zobaczy, zmrozio mu krew w yach.
W drcym wietle pochodni, przed ich wytrzeszczonymi oczami, ry-
sowaa si sylwetka przeraajcego potwora. Potwora, jakiego ludzkie oko

377
nigdy wczeniej nie widziao. Potwora nawiedzajcego ludzkie koszmary
od zarania dziejw, wyrwanego z zapomnienia przez upartego naukowca.
Wspite na masywnych tylnych apach, wysokie na pitnacie stp
monstrum z dugim, cigncym si po ziemi ogonem, demonstrowao im
sw straszliw szczk najeon ostrymi zbiskami. Paszcza to bya szka-
radna. O wiele bardziej przypominajca wyobraenie diaba ni olbrzyma.
To by po prostu smok...
Henri de Coursanges pad na kolana i zacz si modli.
- Boe wszechmogcy...
Kardyna Donatelli, jak zaczarowany, z wytrzeszczonymi oczami i
otwartymi ustami, zrobi ostronie kilka krokw, by przyjrze si smokowi
z bliska. Rekonstrukcja z ca pewnoci bya poprawna i ostatecznie wy-
pdzaa z jego gowy wszystkie olbrzymy Athanase'a.
Tylko biskup Van Melsen opanowa zaskoczenie. Wskaza palcem Ze-
nona i szepn:
- Aresztujcie tego czowieka.
Mino kilka chwil, nim ogupiay Henri de Coursanges zareagowa.
Skoczy wreszcie sw modlitw i wycignwszy miecz, pogrozi nim
niezdarnie uczonemu. W tym samym czasie Donatelli podszed do szkiele-
tu i musn koci opuszkami palcw. Fascynacja, jak wzbudzao w nim to
stworzenie, i pragnienie, by mc zabra je do Watykanu i tam dokadnie
zbada, waczyy w nim z przekonaniem, jakie nosi w sobie do tej pory, e
smoki nie istniej i nigdy nie istniay. Przekonaniem, ktremu stworzenie,
jakie mia przed oczyma, zadawao kam.
Lecz wtpliwoci, jakie szkielet ten zasia w jego duszy, mogyby za-
grozi trwaoci dogmatw Kocioa. Naleao zrobi wszystko, by wt-
pliwoci te nie mogy szerzy si po wiecie.

378
- Mamy tu przed sob... z ca pewnoci, szcztki witego Octave'a z
Lansec - stwierdzi drcym gosem, nie patrzc na pozostaych.
Zenon, zbyt zdumiony, by zareagowa, nie protestowa. Za jego pleca-
mi, Van Melsen i Henri de Coursanges przytaknli w milczeniu.
I wtedy wzrok Donatellego napotka spojrzenie potwora. Jego niezg-
bione oczodoy byy niczym dwie bezdenne otchanie, dwie przepacie,
ktre zdaway si patrze na niego z wyzwaniem. I poj, w nagym ole-
piajcym olnieniu i z przekonaniem, ktre zaparo mu dech w piersi, e
jeli szkielet ten nie nalea ani do czowieka, ani do zwierzcia, ani do
smoka, to pozostawaa tylko jedna moliwo...
ROZDZIA 11

Po wyjciu z jaskini aden nie odezwa si nawet sowem do Amade-


usza. Proboszcz obserwowa ich, czekajc na jakie wyjanienia, lecz
szybko zrozumia, e si nie dowie, co wydarzyo si w jaskini.
Henri de Coursanges wyda oficerowi rozkaz pozostawienia dwch o-
nierzy na stray przed jaskini i poprowadzi naukowca do mua. Posadzo-
no go na grzbiecie zwierzcia i zwizano mu rce.
Proboszcz, zaskoczony, e widzi Zenona w takim stanie, popatrzy py-
tajco na prokuratora. Nie uzyskawszy adnej odpowiedzi, podszed do
winia.
- le wygldasz, przyjacielu - powiedzia, przygldajc si jego p-
przytomnej twarzy. - Jeste chory?
Zenon, cakowicie zamroczony, nie odpowiedzia. Amadeusz odwrci
si wic do Van Melsena. Biskup zajty by wanie wydawaniem polece
onierzom, lecz gdy zobaczy, e proboszcz rozmawia z pojmanym, pod-
szed do niego.
- Prosz si nie zblia do winia - rozkaza.
- Co mu zrobilicie?
- Nic. Znalelimy go w tym stanie.

380
Van Melsen odcign proboszcza na bok.
- Posuchajcie mojej rady: trzymajcie si z dala od tego wszystkiego.
Nie pojmujecie wszystkich konsekwencji tej sprawy.
Amadeusz wola zachowa dla siebie odpowied, ktra cisna mu si
na usta. Podnis oczy na uczonego i szepn:
- Mam tylko nadziej, e kiedy mi wybaczysz...
I w tej samej chwili zada sobie pytanie, czy Agnes wybaczy mu jego
zdrad.
Henri de Coursanges wskoczy na konia. Na jego twarzy malowao si
poczucie satysfakcji z dobrze wypenionego zadania. Pochyli si do Van
Melsena.
- Jutro wyl ludzi po szkielet - wyjani.
- Wol tu zosta i rozebra go wasnorcznie - odpowiedzia biskup. -
Im mniej osb zobaczy to co, tym lepiej.
Po czym odwrci si do Donatellego. Kardyna, kompletnie ogupiay,
zdawa si niezdolny do jakiejkolwiek decyzji.
- Wrcie do kurii - poradzi mu. - I zapomnijcie o tym, co, jak wam
si zdaje, tutaj widzielicie. Jutro bdziecie mieli do przygotowania raport
o odkryciu szcztkw zapomnianego przez Koci witego.
Kardyna pokiwa gow i przy pomocy dwch onierzy wdrapa si na
sw koby. Oficer sprawdzi, czy wizie jest dobrze zwizany, i da roz-
kaz do wymarszu.
Van Melsen popatrzy na niewielki oddzia znikajcy za zakrtem i
przetar oczy. Zapowiadaa si duga noc. Zdemontowanie tego szkieletu
mogo si okaza trudne. Zwaszcza e bdzie musia zrobi to w pojedyn-
k. Cho z drugiej strony, nie bdzie robi z tym takich ceregieli jak ci
uczeni. Stan, w jakim te koci wrc do Montpellier, nie mia ju adnego
znaczenia...
Szykowa si, by wrci do jaskini, gdy cisz rozdaro straszliwe wycie
wilka.
- No tak, zapomnielimy o nim! - powiedzia jeden ze stojcych na
stray onierzy.

381
- Chyba jest bardzo blisko... - rzek drugi.
Faktycznie, zdawao si, e bestia jest ledwie kilka krokw std. Dwaj
onierze naadowali muszkiety. Tym razem nie ma mowy o zabawach z
bagnetem.
- To dochodzi zza tych krzakw - powiedzia pierwszy, wskazujc luf
zarola.
Dla bezpieczestwa biskup stan midzy nimi i nadstawi ucha. Zda-
wao si, e wilk si nie przemieszcza. Co wicej, dwiki, jakie wydawa,
przypominay raczej jki ni agresywne warczenie. Van Melsen pomyla,
e by moe nadarza si szansa, by go pochwyci. Jeli zwierz byo ranne
lub chore, atwiej mogli je zabi.
- Chodmy sprawdzi - zaproponowa.
Dwaj onierze spojrzeli po sobie. Ten biskup jest chyba szalony.
- Powiedziaem: idziemy!
Posuchali, trzsc si ze strachu. Van Melsen szed za nimi. W bladym
wietle gwiazd caa trjka ostronie podchodzia do zaroli.
A tam znaleli wilka wiszcego na drzewie oliwnym niczym szynka na
straganie.

Nastpnego ranka wiadomo o zapaniu wilka obiega wie. Przyjto j


okrzykami radoci. Na ich odgos ukrywajcy si jeszcze w domach
mieszkacy Lansec wychodzili jeden po drugim i wiwatujc, podali na
gwny plac wioski za biskupem i dwoma dzielnymi onierzami.
Wystawiona przed kocioem bestia zostaa natychmiast ukamienowa-
na. Niezwykle radowao to dzieci, ktre rozdaway kamienie i kije wszyst-
kim pragncym wyadowa sw suszn zo. Wkrtce zwoki zwierzcia
zmieniy si w bezksztatn krwaw mas.
Widzc t rozpasan wcieko, Amadeusz zadra z przeraenia, ale
postanowi im na to pozwoli. Po tym wszystkim, co przeszli, jego parafianie

382
zasugiwali na moliwo odreagowania.
Okrzyknity bohaterem Van Melsen spdzi wic bardzo miy poranek,
odbierajc podzikowania wieniakw. Cho przez ca noc oka nie zmru-
y, tak by zajty rozbieraniem szkieletu, przyczy si do witowania
bez najmniejszych protestw. I po dziesitkach uciskw i gratulacji wy-
sucha ich prb i zaale i obieca wspomc budow nowego kocioa.
Jedna rzecz nie dawaa mu jednak spokoju. A Amadeusz trafi w samo
sedno.
- Mwiem wam, e Agnes potrafi zapa wilka - rzuci proboszcz z go-
rycz.
Biskup nie odpowiedzia. To, e dziewczyna dokonaa takiego cudu,
byo rzeczywicie zdumiewajce. A jeli si nad tym bardziej zastanowi,
okazao si, e jedyne, co zrobia, to zastawienie side w odpowiednim
miejscu. Najbardziej zadziwiajcy by fakt, e jej si to udao bez ucieka-
nia si do magicznych sztuczek.
Wieniacy zupenie si tym nie martwili i cay dzie upyn im na
przeywaniu radoci. Radoci tym bardziej zasuonej, e przychodzia po
dugich tygodniach niepokoju. Pili wic i jedli do syta, i taczyli do biaego
rana.

Gdyby nawet poinformowano Donatellego o schwytaniu wilka, z pew-


noci nie zwrciby na to najmniejszej uwagi. Nie mg uwolni si od
nkajcego jego umys straszliwego obrazu potwora stojcego przed nim w
jaskini. Tak jak Van Melsen, tej nocy nie zmruy oka. Tysice razy zada-
wa sobie jedno pytanie, rozpaczliwie szukajc innej odpowiedzi ni ta,
ktra wydawaa mu si oczywista.
By przekonany, e to wszystko miao sens. By pewien, e tchnienie
smoka zaczo zatruwa dusze. Bo czy w tej historii by kto, kto nie mia-
by na sumieniu maej zdrady? Nawet jeli kada popeniona zostaa z mio-
ci? Gilbert i Amadeusz zdradzili z mioci do Agnes, Van Melsen z mioci

383
do Kocioa, Henri de Coursanges z mioci do wadzy, a on... on zdradzi
przede wszystkim z powodu swego tchrzostwa. Dlatego by najbardziej
winny. Niech ten, ktry pierwszy rzuci kamieniem, zechce grzecznie
przeprosi i podniesie go z ziemi, zwyk artowa w podobnych sytu-
acjach. Tyle e tego ranka nie mia najmniejszej ochoty na arty...
Nawet Giancarlo zaniepokoi si jego stanem, zauwaywszy, e legat
nie tkn przygotowanego mu jedzenia. Kapelan pomyla, e kardyna
zapa jak lokaln chorob. Jednak ujrzawszy go klczcego przed krzy-
em w trakcie wznoszenia dziwnych modw do Boga, poaowa, e nie
bya to tylko choroba.
- Eminencjo? Czy co si stao? - zaryzykowa pytanie midzy jednym
bagalnym wezwaniem a drugim.
Donatelli spojrza na sug pospnie i wrci do swych modlitw. Gian-
carlo wola zostawi go samego i na paluszkach wyszed z pokoju. Nie
zna si na tym zbyt dobrze, ale zdawao mu si, e modlitwy te bardzo
przypominay egzorcyzmy...

Przez cay ten czas Zenon lea nieprzytomny w ciemnej celi. Nie wie-
dzia, ile godzin mino od jego aresztowania. Wycieczony trzema dniami
postu i zapamitaej pracy, podtruty lulkiem zwali si na klepisko zaraz po
tym, jak wepchnli go do lochu. Zapad w piczk raczej ni w normalny
sen.
Czekajc, a de Mongaillac odzyska przytomno, Van Melsen i Henri
de Coursanges spotkali si, by uzgodni przebieg procesu. Aby uproci
spraw i straci jak najmniej czasu, zdecydowali si osdzi najpierw
Agnes, a potem Zenona, w postpowaniu przyspieszonym.
Oczywicie biskup obieca Gilbertowi i Amadeuszowi, e dziewczynie
wos z gowy nie spadnie, ale nie by czowiekiem, ktry przejmowaby si
podobnymi drobiazgami. Chcia pozby si wszystkich, ktrzy mogli by

384
wiadkami rekonstrukcji. A proces wydawa mu si najlepszym na to spo-
sobem.
Od dekretu Villers-Cotterets z 1539 roku postpowanie inkwizycyjne
byo jednak jasno skodyfikowane w jurysdykcji francuskiej. To, e Henri
de Coursanges pozwoli sobie na tak swobodne podejcie do procedury,
byo do niego zupenie niepodobne i wynikao z uprzejmej zachty Van
Melsena. Biskup przypomnia, e zapa wilka, i tym argumentem zdoby
przewag nad prokuratorem.
Proces wytoczony ad hoc przez krlewskiego prokuratora, do tego z
ograniczon do minimum liczb wiadkw, musia zosta przeprowadzony
na innych zasadach ni stosowane zwykle w podobnych wypadkach. Rola
czternastu awnikw przypa miaa samemu prokuratorowi. Co do Van
Melsena, z przyjemnoci podj si funkcji oskaryciela.

Lecz by proces mg si odby, oskareni musieli by w stanie stawi


si na wezwanie sdu. Stwierdziwszy, e Zenon nie moe odzyska przy-
tomnoci, Van Melsen kaza posa po Athanase'a Lavorela. Jako doktor
medycyny mia osucha winia i sporzdzi na pimie szczegowy opis
jego stanu zdrowia.
Koo poudnia drzwi celi si otwary i Athanase podszed do Zenona le-
cego na sienniku. Wizie, ujrzawszy dawnego nauczyciela, sprbowa
si podnie. Wyglda tak, jakby prbowa si wydosta z ruchomych
piaskw. Mczyni przez chwil patrzyli na siebie w milczeniu. Pniej
Zenon zdoa powiedzie:
- Sta na tylnych apach, Athanase...
Wszystkie ktnie zostay zapomniane. Pozostao tylko porozumienie
dwch mczyzn, dwch naukowcw, z ktrych jeden by uczniem dru-
giego. Starszy zbliy si do modszego.
- Ach! Athanase! Powiniene tam by! To byo niezwyke! Ponad pit-
nacie stp wzrostu... Jedyny istniejcy kiedykolwiek szkielet smoka...

385
- Smok... Kt by pomyla, e rzeczywicie istniay? Chciabym go
zobaczy, naprawd... Nadaoby to sens mojej porace. Ale ile pyta na-
suwa istnienie takiego stworzenia?! Kiedy dokadnie yo? Jak wygldao
za ycia? Czym si ywio? Dlaczego znikno? Tyle pyta, na ktre od-
powiedzi nigdy nie poznamy. Moe pewnego dnia nauka je znajdzie. Lecz
obawiam si, e adnego z nas nie bdzie ju na tym wiecie...
Athanase zamilk zmieszany. Dobrze wiedzia, e jego ucze moe tra-
fi na stos. Zenon poczu, e siy go opuszczaj. Znw si pooy.
- Nic na wiecie nie jest w stanie sprawi, bym zapomnia, co widzia-
em w jaskini tamtego wieczoru...
Athanase patrzy na niego z czuoci. Ile mogliby zdziaa razem,
gdyby los zdecydowa inaczej! Jakie badania i odkrycia! Ile piknych
chwil mogliby razem spdzi, gdyby wczeniej skoczya si ich gupia
ktnia. Lecz teraz byo ju za pno na rozpamitywanie przeszoci.
- Jak si czujesz? - zapyta, przykadajc mu rk do czoa.
- Jak kto, kto nie spa trzy dni. I chyba co wypiem... Mam niejasne
wspomnienie zupy z podejrzanych skadnikw.
Ledwie wypowiedzia te sowa, znw straci przytomno. Athanase
czuwa przy nim przez reszt popoudnia, lecz Zenon nie odzyska wia-
domoci. Widzc ucznia w tak opakanym stanie, zrozumia, e traktuje go
troch jak wasnego syna.
Wieczorem starzec stwierdzi, e gorczka nieco spada, i wsta. Wy-
chodzc z celi, nie mg powstrzyma ez. Wiedzia, e nie bdzie mia
odwagi, by tu wrci...

W procesie o czary celem wstpnego przesuchania wiadkw byo ze-


branie poszlakowych i domniemanych dowodw winy oskaronej - winy
ju ustalonej, skoro podsdna zostaa aresztowana. Jednak w wypadku
Agnes ograniczyo si ono do zadania kilku pyta ojcu Amadeuszowi i
trzem innym mieszkacom Lansec, w tym siedmioletniemu dziecku.

386
Wezwanemu do kurii przez Van Melsena proboszczowi wskazano
uprzejmie niewygodne krzeso. Czekajc, a biskup skoczy wyciga
wszystkie potrzebne mu dokumenty, Amadeusz rozejrza si dookoa. Po-
kj, w ktrym si znajdowali, przypomina bardziej zakonn cel ni salon
kocielnego dygnitarza. Surowo Van Melsena przekadaa si take na
wystrj jego apartamentw.
Gdy biskup by ju gotowy, podnis oczy znad dokumentw i
umiechn si do proboszcza.
- Prosz wybaczy, e kazaem wam czeka.
Amadeusz milcza. By bardzo niespokojny i adne uprzejmoci bisku-
pa nie mogy tego zmieni. I nie wynikao to jedynie z faktu, e zosta tu
wezwany, by wiadczy przeciwko Agnes, lecz z tego, e czul, i traktuje
si go bardziej jak oskaronego ni wiadka.
- Mam do was po prostu kilka pyta - zacz Van Melsen. - To nie po-
trwa dugo...
W rzeczywistoci trwao to cay ranek. A im duej trwao, tym bardziej
proboszcz czu, e wpada w zastawion na siebie puapk.
Amadeusz zrobi, co mg, by broni dziewczyny. Odpowiadajc na py-
tania biskupa, stara si przedstawia j zawsze od dobrej strony, podkre-
lajc jej uprzejmo i prostot, rysujc portret nieszczliwej dziewczyny
skazanej na ycie w trudnych warunkach.
- Trudne to eufemizm - przerwa mu Van Melsen. - Ta grota do zudze-
nia przypomina jam jakiego zwierzcia. Bg jeden wie, jakie ohydne
rytuay byy tam odprawiane!
- Agnes niczego podobnego nie robia.
- Nawet adnych maych czarw w celu...
- Agnes nie jest czarownic!
Van Melsen wsta i pocz przechadza si tam i z powrotem. Zapyta
Amadeusza, jaki uytek robia Agnes z zi, ktre regularnie zbieraa. Zbity
z tropu proboszcz prbowa wyjani, e przygotowywaa z nich lekarstwa i

387
e jej rzekome czary nie byy niczym innym jak zwykymi praktykami
uzdrowicieli. Opowiedzia, jak opiekowaa si nieboszczk Aldegond.
- Skoro chora zmara, nie jestem pewien, czy mamy prawo mwi tu o
opiece - odpar biskup. - Wrcz przeciwnie, jestem raczej skonny zoy
ten zgon na karb urokw i diabelskich sztuczek oskaronej.
Usadowiony na niewygodnym krzele proboszcz spywa potem. Cho
by gotw na wszystko, by pomc Agnes, nie by przyzwyczajony do ta-
kich sytuacji. A kade sprytne pytanie zadawane przez Van Melsena cho-
dzcego wok niego okazywao si puapk. Wci ba si, e wyjawi
jaki szczeg, ktry bdzie wod na myn biskupa.
- Agnes nie jest czarownic - powtarza Amadeusz za kadym razem,
kiedy znajdowa si w trudnej sytuacji.
Van Melsen mia tego dosy. Ju od godziny prbowa wycign od
tego wiejskiego klechy jakie kompromitujce wyznanie. Podnis gos, by
sprbowa ostatni raz.
- Dajcie spokj, Amadeuszu! Przecie sam syszaem, jak w tym paacu
opowiadalicie, e zna ona jzyk natury.
- Chciaem powiedzie...
- Czy nie utrzymywaa, e jest w stanie sama zapa wilka, z ktrym
nie poradzi sobie oddzia onierzy?
- Tak, ale...
- I czy tego nie zrobia?
- Rzeczywicie, jednak...
- A czy, jak mi doniesiono, nie rzucaa przeklestw podczas ekshuma-
cji szkieletu?
- To byy tylko...
- Tylko co? Tylko zwyke niewinne kltwy? Ta kobieta, wiecie o tym
doskonale, miaa w zwyczaju bluni. Regularnie wygaszaa bezbone
sdy. Ta kobieta paktowaa z diabem, przestacie udawa, e nic nie wie-
cie!

388
Proboszcz tylko krci gow. Van Melsen zatrzyma si przed nim i na-
chyliwszy si, popatrzy mu prosto w oczy.
- Amadeuszu... czy bylibycie gotowi przysic, e naleaa do Naj-
witszego Kocioa i e wypeniaa obowizki osoby wierzcej z pobo-
noci?
Amadeusz spuci wzrok. Zna dosy wzgldn wiar Agnes. Przypo-
mina sobie, e wierzya w wdrwk dusz, pamita niekoczce si dys-
puty, jakie prowadzili na temat Pisma witego i sw Jezusa Chrystusa.
Nie, Agnes nie bya przykadem pobonoci i bojani boej.
Ale cho Amadeusz mg zdradzi Agnes, nie by w stanie okama bi-
skupa.
- Agnes nie jest czarownic...
- Nie zostaa aresztowana bez powodu. Donosy nie pozostawiay ad-
nych wtpliwoci.
Proboszcz skuli si. Fakt, e jeden z jego parafian posun si do de-
nuncjacji, rozdziera mu serce.
- To wszystko jest rwnie kamliwe, jak kamienna pyta Aldegondy! -
rzuci w kocu.
Van Melsen nagle zesztywnia.
- Kamliwe? Pyta?
- Ju to powiedziaem Jego Eminencji!
Zaskoczony biskup zamilk. Donatelli wiedzia, e grawerowany ka-
mie nie by autentyczny? Legat ukrywa przed nim tak istotn informacj?
Wsta. Caa historia z czarami natychmiast wyleciaa mu z gowy.
- Dzikuj za wasze zeznania - powiedzia, zostawiajc biednego pro-
boszcza trzscego si na niewygodnym krzele.

Kiedy Donatelli dowiedzia si, e proces Agnes ju si rozpocz,


ogarna go nieodparta ch wyrzucenia z pamici wszelkich zasad niesto-
sowania przemocy, ktrych stara si przestrzega przez cae ycie.

389
Sdzi Agnes za bd - jeli to w ogle by bd - popeniony przez Ze-
nona, stanowio w jego oczach najbardziej odraajc nieprawo.
Donatelli zawsze uwaa, e procesy o czary byy zwyk fars. Gron
fars, jeli wzi pod uwag, jak si zazwyczaj koczyy. A nie byo ad-
nych powodw, by proces Agnes sta si wyjtkiem od reguy. Jako przy-
jaciel Paulusa Zacchiasa*, lekarza papiea Innocentego X i autora Qu-
aestiones medico--legales, znal wszystkie podstpne argumenty i podle
chwyty stosowane w trakcie procesw.
Kardyna poszed si spotka z Van Melsenem. Ten przyj go w cia-
snym pokoiku, pachncym drewnem i pergaminem, z oknem wychodz-
cym na handlow ulic, przez ktre dobiega zgiek prawdziwego ycia -
oguszajce woanie rzeczywistoci, od ktrej by odcity. Kiedy Van Mel-
sen zasiad na jedynym krzele, Donatelli wyjani mu powody swej wizy-
ty: przypomnia, e moda kobieta zostaa zatrzymana tylko po to, by do-
prowadzi ich do Zenona.
- Czymkolwiek si kierowalimy, pozostaje faktem, e jest oskarona o
czary - odpowiedzia biskup.
- Ale wiecie doskonale, e to mieszne.
- Wiem, e to moe by mieszne.
- I to powinno wystarczy do odwoania procesu.
Biskup wsta i podszed do okna. Dug chwil obserwowa nieustajc
aktywno handlarzy, cigy bieg tam i z powrotem, ich sowne i towarowe
wymiany. I kiedy nasyci si tym widokiem, powiedzia:
- Dlaczego tak bardzo interesuje was los tej kobiety? Jakie to ma zna-
czenie w obliczu problemu, z ktrym musimy si zmierzy?
* Paulus Zacchias (1584-1659) - wioski lekarz; jego siedmiotomowe dzieo Quaestiones
medico-legales jest uwaane za pierwszy podrcznik medycyny sdowej.

390
- Ale... ona jest niewinna! Czego jeszcze chcecie?
- Niewinna, jeli mowa o czarach, moliwe. Ale tego jeszcze nie udo-
wodniono. Lecz czy nie jest winna ujrzenia tego, czego nie powinna bya
widzie?
- Ona nic nie widziaa. Wiecie rwnie dobrze, jak ja, e aresztowano j
dzie po zjawieniu si Zenona w jej jaskini.
- Nie widziaa zrekonstruowanego szkieletu, ale widziaa szkice, ma
jaszczurk. I rozmawiaa z Zenonem. Prawdopodobnie wytumaczy jej, co
robi, pokaza model. Eminencjo, nie jestecie przecie tak naiwni, by nie
rozumie, jak wielkie zagroenie stanowi ta dziewczyna.
- Mylicie, e co ona z t wiedz zrobi? Wyjawi wiatu, e Zenon
chcia zrekonstruowa szkielet smoka? Naprawd sdzicie, e kto zwr-
ciby uwag na sowa wieniaczki? Nie mwic o tym, e po tym, co tu
przesza, raczej nie bdzie miaa ochoty ryzykowa powrotu przed inkwi-
zycyjny trybuna!
- Zagroenie istnieje. A ja nie zamierzam si na nie wystawia...
- Nie mog si zgodzi...
- Zgodzicie si na to, co ja postanowi! - przerwa biskup z zajadoci,
ktra zdumiaa legata.
Kardyna prbowa wyjka co w protecie, ale Van Melsen nie da mu
doj do gosu:
- Powiedzcie mi o kamiennej pycie z Lansec!
- Ale... Ale to nie ma nic do rzeczy...
- Wiedzielicie, e nie jest autentyczna. Dlaczego ukrywalicie to
przede mn?
Biskup mwi oschym, przepenionym zoci tonem. Donatelli przy-
glda si rozmwcy. Wcale nie podoba mu si sposb, w jaki tamten
odwrci sytuacj. A ju zupenie nie mg znie tego, e znalaz si w
pozycji oskaronego.
- Uznaem... e nie miao to wielkiego znaczenia...
Van Melsen wytrzeszczy oczy.

391
- Nie miao znaczenia? Czy zdajecie sobie spraw, e zatailicie infor-
macj, ktra cakowicie zmieniaa nasz interpretacj tego szkieletu? Gdy-
by nie byo tej tablicy, nic ju nie mogoby zachwia naszym przekona-
niem co do istoty monstrum!
- To by cokolwiek zmienio?
- To zmienioby wasz determinacj. To pozwolioby nam zatrzyma de
Mongaillaca, gdy nie byo jeszcze za pno! A teraz jedynym sposobem,
jaki nam pozosta, jest ten proces. I wolabym, bycie nie mieli wobec nie-
go adnych obiekcji i bycie trzymali si od niego z daleka...

Przesuchiwani wieniacy zadowolili si powtrzeniem plotek kr-


cych na temat Agnes. Kobieta ta ya samotnie w grach i w sekrecie, po
zapadniciu zmroku, odprawiaa w swej jaskini dziwne rytuay. Przyznali,
e wiele razy syszeli, jak przeklinaa, rzucaa uroki i blunia. Co wicej,
przyjania si z nieboszczk Aldegond, ktra rwnie podejrzewana bya
o diabelskie praktyki.
Ponadto ten rok by dla wioski szczeglnie trudny: na przemian nast-
poway po sobie okresy gwatownych burz i niszczycielskiej suszy, grasu-
jca w okolicy bestia poara kilka ofiar, szerzyy si choroby, o licznych
wypadkach, jakie przydarzay si wieniakom, nie wspominajc. Nie mieli
oni adnych wtpliwoci, e to wszystko byo wynikiem czarw i kltwy
rzuconej na wiosk przez niegodziw osob. A kiedy j aresztowano,
wszystko zaczo si ukada. Nawet wilk zosta schwytany!
Dziecko pozwolio sobie jeszcze dorzuci, e wiele razy widziao, jak
leciaa po niebie na miotle, oraz e wszyscy wiedzieli, e parzya si z ro-
puchami.
Henri de Coursanges nie potrzebowa tych wszystkich szczegw, by
wyrobi sobie zdanie. Pozwoli sobie nawet na rzucenie biskupowi kilku
zniecierpliwionych spojrze, kiedy wiadkowie zaczynali za bardzo fanta-
zjowa.

392
Van Melsen tymczasem co chwila sprawdza w Malleus maleficarum*,
czy takie lub inne zachowanie Agnes mogo by uznane za satanistyczne.
Najwaniejsze dzieo powicone czarom stanowio najlepsz instrukcj
postpowania w tego typu przypadkach. Traktat ten bowiem dawa odpo-
wied na wszelkie pytania, jakie mona byo sobie zada: od organizacji
procesu, przez rodzaje lubienych praktyk, ktrym czarownice miay si
oddawa z diabem celem zrodzenia pomiotw Szatana, sposoby ochrony
sdziw przed urokami, a zwaszcza sposoby rozpoznawania czarnej ma-
gii, a po egzekucj skazanej.
Pierwszy etap procedury przebieg zgodnie z ich oczekiwaniami, nad-
szed wic czas na przejcie do kwestii powanych, czyli przyprowadzenia
oskaronej przed oblicze sdu. Ze wzgldu na powag zarzucanych Agnes
przestpstw, prokurator zdecydowa si wszcz proces nadzwyczajny, to
znaczy dopuszczajcy moliwo orzeczenia nie tylko kary grzywny, ale
rwnie kary cielesnej lub habicej, w tym take kary mierci.

* Malleus maleficarum {Miot na czarownice) - tekst z 1489 roku dotyczcy magii, autorstwa
dwch inkwizytorw, Jacoba Sprengera i Heinricha Kramera. Jeszcze w XVII wieku uzna-
wano go za gwne kompendium wiedzy o czarach, czarownicach i ich zwizkach z Szata-
nem, cho nigdy nie zosta oficjalnie zatwierdzony przez Koci katolicki, a inkwizycja
oficjalnie go potpia ju w 1490 roku.
ROZDZIA 12

Usytuowany w suterenie intendentury w Montpellier sd by rwnie


ponury i zimny, jak cela, w ktrej przebywaa Agnes. Mimo dni spdzo-
nych w wizieniu Agnes wchodzia na sal rozpraw z wysoko podniesion
gow, co wzbudzio wyrane zdumienie Van Melsena. Niespotykana uro-
da oskaronej stanowia w oczach biskupa niezbity dowd na jej podstpn
natur. Niemniej jednak przywita j umiechem.
- Rad stwierdzam, e nie ucierpielicie zbytnio w zamkniciu. Ale skoro
na co dzie mieszkacie w jaskini, jestecie, jak mniemam, przyzwyczajeni
do pewnej niewygody.
Agnes nie odpowiedziaa, gromic go spojrzeniem. Posadzono j na
stoku naprzeciw sdziego, co pozwolio biskupowi na rozpoczcie prze-
suchania.
Najpierw odczyta jej zebrane zeznania, spisane osobicie przez Hen-
riego de Coursanges penicego funkcj asesora. Po kadym przywoanym
czynie natychmiast domaga si od Agnes przyznania si do winy.
Tak jak biskup si spodziewa, moda kobieta bronia si z uporem.
Punkt po punkcie zaprzeczaa oskareniom, utrzymujc, e domniemane

394
czary s bredni wymylon przez mieszkacw wioski, e nie miaa nic
wsplnego z rozmaitymi plagami, jakich dowiadczya spoeczno Lan-
sec, oraz e powoywanie si na sowa siedmiolatka jest idiotyzmem, kt-
rego wolaaby nie komentowa.
Biskup nie posiada si z radoci. Im bardziej bronia si moda kobieta,
tym atwiej byo mu wykaza, e jest narzdziem w rku Szatana. Czy
kamstwo nie jest dowodem na bratanie si ze Zym? Z ca pewnoci
Agnes nie miaa pojcia, e do uznania jej za winn wystarcz im same jej
zeznania. Doszo do tego, gdy Van Melsen pocz j indagowa w kwestii
znajomoci z Zenonem de Mongaillakiem.
- Przyznajecie zatem, e pozostawalicie w cisych stosunkach z rze-
czonym Zenonem de Mongaillakiem, i to nie pozostajc z nim w witym
zwizku maeskim?
- Nasz zwizek by czysty. A ja go kocham.
- Do tego stopnia, e przywiedlicie go do swej ndznej jaskini?
- Przyby tam z wasnej i nieprzymuszonej woli.
- A w jakim celu?
Agnes zawahaa si chwil. Nawet jeli w dalszym cigu nie domylaa
si, dlaczego rekonstrukcja Zenona wywoywaa tyle zamieszania, wie-
dziaa, e musi go chroni.
- Aby mg wykona prace, ktrych cel jest mi nieznany.
- Czy uczestniczylicie w tych pracach?
- Przybyam do Montpellier, gdy tylko zacz.
- Co dokadnie widzielicie?
Agnes zawahaa si ponownie. To, co widziaa, nie przypominao ni-
czego dajcego si opisa.
- On... on gromadzi koci.
Van Melsen obserwowa j z uwag. Jej zmieszanie, wahanie, odwoy-
wanie zezna, przesadne reakcje mogy by interpretowane jako przyzna-
nie si lub chociaby uznanie winy.

395
- Przyznajecie zatem, e oddawa si czarnej magii? Gdy rytua pole-
gajcy na manipulowaniu komi zmarego nie moe by niczym innym...
Henri de Coursanges chcia mu przypomnie, e Athanase robi dokad-
nie to samo, ale widzc, e biskup zrcznie prowadzi przesuchanie, wola
zachowa t uwag dla siebie.
- Nie wiem, co Zenon chcia zrobi z tym szkieletem, ale nie byo w
tym adnych czarw - odpowiedziaa Agnes.
- Zatem jak wytumaczy stan, w jakim go znalelimy?
Po czym poprosi sdziego o odczytanie zezna zoonych przez dokto-
ra nauk medycznych Athanase'a Lavorela. W opisie uczonego figuroway
gorczkowe dreszcze, delirium, bezadne zachowania i inne objawy wska-
zujce na optanie.
Agnes suchaa tego wszystkiego ze cinitym sercem. Podczas jej
nieobecnoci Zenon musia napi si jakiego trujcego napoju. Gdyby
tylko moga wtedy tam by, eby si nim zaopiekowa...
Autorytatywny ton Van Melsena wyrwa j nagle z marze.
- Prosz si przyzna, e uylicie swych tajemnych mocy, by opta
tego uczonego! - zagrzmia. - Prosz wyzna swoje winy i przysic, e
wyrzekacie si Szatana i szczerze przyjmujecie jedyn prawdziw wiar, a
bdziecie rozgrzeszeni!
Ale Agnes go nie suchaa. Mylaa o Zenonie, wyobraajc sobie, jak
ley sam na pododze w celi. Daaby wiele, by mc znale si obok nie-
go...

Kiedy wieczorem po pierwszym przesuchaniu Donatelli zoy wizyt


w celi Agnes, nie wiedzia, w jakim stanie bdzie moda kobieta. Udao mu
si uzyska streszczenie przesuchania od Henriego de Coursanges i z ulg
stwierdzi, e dziewczyna poradzia sobie cakiem dobrze. Dopki niczego
nie wyznaa, nie moga zosta skazana. Ale wiedzia, e najgorsze dopiero
przed ni. Najpierw j ogol, aby odnale na jej ciele diabelskie znamiona,

396
blizny, czerwone plamy czy te inne znaki, ktre zakwalifikuj j jako
czarownic. Jeli jakim cudem uda jej si wyj cao z tej upokarzajcej
prby, wezw kata, ktry bdzie dotyka rozpalonym elazem rnych
czci ciaa, w poszukiwaniu miejsc nieczuych na bl. Gdyby niczego nie
znaleziono, zostanie poddana torturom. A wtedy wszystkie oratorskie ta-
lenty wiata nie zdadz si na nic...
Kiedy legat stan z ni twarz w twarz w ciemnej i zimnej celi, o mao
nie pad z wraenia. Spodziewa si zasta j w stanie wyczerpania, baga-
jc na kolanach o ask, a tymczasem ona nawet nie spucia wzroku, gdy
wszed. Staa porodku celi wyprostowana i dumna niczym staroytna bo-
gini. Mimo warunkw, w jakich trzymano dziewczyn, mimo niedostat-
kw, jakich dowiadczya, jej uroda w dalszym cigu bya uderzajca.
- Jeeli przybylicie tu, by wysucha mojej spowiedzi czy udzieli mi
ostatniego namaszczenia, to tracicie czas! - powiedziaa.
- Ja...
Donatelli nagle nie wiedzia, co powiedzie. Przyszed tu, by j wes-
prze, podnie na duchu, a tymczasem okazao si, e to on bardziej po-
trzebuje wsparcia.
- Jest pani nadzwyczajn kobiet - wyjka w kocu.
Wtedy na twarzy Agnes pojawi si grymas niewysowionego smutku.
- Nie, eminencjo... po prostu zagubion kobiet.
Donatelli zbliy si do niej. Wiedzia, e bronia si z wielk odwag.
Stawienie czoa Van Melsenowi wystarczao, by wzbudzi jego sympati i
podziw.
- Syszaem, e podczas przesuchania cakiem zrcznie si pani broni-
a.
- Po prostu mwiam prawd.

397
Kardyna zrobi kilka krokw i znalaz si na rodku celi. Myla o
rozmowie, jak odby z Van Melsenem. Mwienie prawdy mogo okaza
si niewystarczajce.
- Obawiam si, e to tylko wzmocni oskarenie - wyzna.
- A jednak wiecie, e akt oskarenia nie trzyma si kupy.
- Widziaem gorsze, prosz mi wierzy. Ale jak widz, wsparcie Ama-
deusza troch pani pomogo.
- Przede wszystkim chciaabym go jeszcze zobaczy. Brakuje mi nawet
mieszkacw Lansec, a przecie nie mona powiedzie, by za mn przepa-
dali!
Donatelli posa jej ciepy umiech. Dla modej kobiety, ktra spdzia
ycie z daa od innych, mio bya jak cud, jak odkupienie. Nie zasuya
sobie niczym na ten absurdalny proces.
- Jak si czuje Zenon? - zapytaa po chwili ciszy.
- Powoli dochodzi do siebie.
Agnes podesza do niego i uklka u jego stp. Zaskoczony legat znie-
ruchomia.
- Eminencjo, powiedziano mi, e jego proces ma si odby pojutrze.
Czy moecie sprawi, by by w stanie si broni? - bagaa.
Zakopotany t nieprzewidzian sytuacj Donatelli wyjka:
- Ja... ja obiecuj, e zrobi wszystko co w mojej mocy.
- Biskup mi powiedzia, e grozi mu stos. Czy to prawda?
- Obawiam si e tak. Rekonstruujc szkielet smoka, okaza si winny
herezji.
Smok! A wic do tego sprowadzaa si tajemnica tego szkieletu -
pomylaa moda kobieta. Wszyscy ci powani ludzie, ktrzy igrali z ludz-
kim yciem z tak dezynwoltur, koniec kocw okazywali si dziemi.
Gdyby konsekwencje tej caej sprawy nie byy tak tragiczne, bez wtpienia
wybuchaby miechem. Ale w gr wchodzio jej ycie. I ycie Zenona.

398
A poniewa domylaa si, e jej los zosta przesdzony, miaa nadziej,
e uda jej si przynajmniej ocali uczonego.
Agnes odwrcia si plecami do kardynaa i odesza kilka krokw w
gb celi. Jej sylwetka pogrya si w ciemnoci. Nie odwracajc si, za-
pytaa:
- A jeli Zenon znajdowa si pod wpywem czarw?
- Nie... nie rozumiem...
- Gdybym si przyznaa, e jestem czarownic, i gdybym wyznaa, e
uyam swej mocy, aby go zmusi do tego, co zrobi, to czy miaby szans
na uniknicie mierci?
- Nie wiem... Tak, bez wtpienia...
Donatelli patrzy na ni z niedowierzaniem. Czy bya wiadoma konse-
kwencji swojego czynu?
- Ale tym samym skaesz si na pewn mier.
Agnes, cay czas zwrcona do niego tyem, ze wzrokiem utkwionym w
cian oddzielajc j od ycia toczcego si na zewntrz, opucia gow i
powiedziaa:
- Prosz przynie pisemne owiadczenie, a ja je podpisz.

I tak si stao. Agnes pozostaa niewzruszona na argumenty kardynaa.


Podja decyzj, ktrej nikt i nic nie byo w stanie zmieni. Jej proces
skoczy si nastpnego dnia. Van Melsen by tym faktem lekko sfrustro-
wany. Przyznajc si do winy, Agnes unikna tortur, ale skazaa si na
stos.
To, e bya gotowa powici ycie, by ratowa Zenona, byo dla Dona-
tellego prawdziwym objawieniem. Jeli owo powicenie byo miar mio-
ci, ujawniao si uczucia, ktre czyo Agnes i Zenona. Ale zastanawia
si, jak na to wszystko zareaguje uczony.
Skoro tylko doniesiono mu, e Zenon si przebudzi, Donatelli uda si
do celi uczonego. Cikie drzwi otworzyy si z przeraliwym zgrzytem i
kardyna zbliy si do winia. Ten nie by zdziwiony jego widokiem.

399
- Eminencjo.
- Mj synu, przybywam tu, by ci pocieszy.
Gdy tylko wypowiedzia te sowa, zda sobie spraw, e s gupie i nie-
adekwatne do sytuacji.
- Niestety obawiam si, e nikt nie jest w stanie tego dokona - odpar
Zenon.
- Ale ciesz si, e przynajmniej moesz rozmawia. Kiedy znaleli-
my ci w jaskini, nie wygldae najlepiej.
- Czy Jego Eminencja przybywa tu, by zdiagnozowa mj stan zdro-
wia?
- Przyszedem, by porozmawia o Agnes.
Zenon milcza chwil, zanim zapyta.
- Ojciec Amadeusz powiedzia mi, e zostaa uwiziona. Co jej zarzu-
caj?
Donatelli powstrzyma grymas. Najwyraniej nikt nie zada sobie trudu,
by poinformowa uczonego, e proces ju si odby.
- e jest czarownic.
- Czarownic? To absurd!
- Nie, jeli wemie si pod uwag fakt, e jest przyczyn waszego za-
chowania.
Zenon nie by gupi i natychmiast odgad, e kardyna nie bez powodu
powiedzia te sowa.
- Prosz to wytumaczy.
- Agnes owiadczya, e jest winna. Sdzi, e jeli uznaj j za przy-
czyn waszych heretyckich poczyna, uchroni was to przed stosem.
Uczony poblad. Czy byo to spowodowane postaw Agnes, jej odwag,
czy faktem, e nagle poj, jak bardzo go kocha, poczu si tak, jakby
szkielet jego smoka przemaszerowa tu przed nim; by jak raony gro-
mem.
- Nie moecie dopuci, by to zrobia! - zdoa wykrztusi.

400
- Ju... ju jest za pno... Proces si odby, wyrok zosta wydany...
Przykro mi.
- A gdybym odwoa moje twierdzenia, gdybym zrezygnowa z owiad-
czenia, e ten szkielet naley do smoka? Gdybym, jak Galileusz, wypar si
tego, w co wierz, czy to by co zmienio?
- Uniknlibycie stosu. Ale nie moecie wyprze si tego, co zrobili-
cie. Nawet gdybycie porzucili swoje absurdalne hipotezy, nie moecie
cofn faktu, e zrekonstruowalicie to stworzenie. Jedynym sposobem na
ewentualne ocalenie tej modej kobiety byoby wzicie caej odpowiedzial-
noci na siebie. Jeli przyszlibycie nam z pomoc, moe mgbym dopro-
wadzi do ponownego rozpatrzenia tej sprawy.
- A gdybym oznajmi, e chodzi o witego Octave'a z Lansec?
- Nie rozumiecie. Ona nie jest oskarona o wywieranie wpywu na wa-
sze pogldy, ale o to, e popchna was do dziaania. Zmienianie zezna jej
nie uratuje. Tezy, jakie podtrzymujecie, s herezj. Dokonanie rekonstruk-
cji smoka, powoanie do istnienia stworzenia, ktre Stwrca stara si usu-
n, jest wynikiem szataskiego wpywu.
- Zatem przyznajecie, e to by smok...
- Tego nie powiedziaem. To wy utrzymujecie, e to smok. I za to b-
dziecie sdzeni. Co do mnie, twierdz, e chodzi o witego Octave'a z
Lansec.
- Jak wasze sumienie moe si pogodzi z podobnym kamstwem?
- To, czego dowiadcza me sumienie, nie jest istotne. Niestety.
- Ale go widzielicie! Nawet dotknlicie!
- Zo przybiera rne formy, by wodzi nas na pokuszenie.
- To, co zobaczylicie w jaskini, nie byo iluzj... Wiecie o tym rwnie
dobrze, jak ja...
- Jedyne, co widziaem, to szkielet witego Octave'a.

401
- Sami siebie oszukujecie. Bo stalicie w obliczu prawdy! Prawdy, kt-
ra olepia wasze oczy... Pewnego dnia przyznacie mi racj.
Donatelli westchn. Mimo wszystko Zenon wydawa mu si sympa-
tyczny. Gdyby nie wizy czce go z Kocioem, moe sam zareagowaby
inaczej. Paradoksalnie tego wanie chcia. Nawet w obliczu mierci na
stosie Zenon zachowa wolno wypowiedzi. Kardyna spuci wzrok.
- Obawiam si, e razem z wami zniknie caa ta sprawa. Koci nie
moe dopuci, by ta historia si rozpowszechnia. Szkielet zostanie znisz-
czony. Przykro mi...

Proces Zenona rwnie toczy si za zamknitymi drzwiami. Oskarony


zosta doprowadzony na sal rozpraw tu po wschodzie soca, obolay i
zmczony. Poniewa chodzio o postpowanie dotyczce autorytetu Ko-
cioa, Van Melsen kaza przygotowa sal w skrzydle paacu biskupiego.
Aby tam dotrze, trzeba byo przemierzy cae miasto. Siedzc na wozie,
odziany w bia szat penitenta, z rkami zwizanymi niczym pospolity
przestpca, uczony spoglda na swe rodzinne miasto, ani przez chwil nie
mylc, e moe po raz ostatni jego wzrok ogarnia te ruchliwe ulice.
Po dotarciu do paacu Zenon zosta doprowadzony na sal rozpraw i
usadzony na krzele. Kiedy rozwizano mu rce, do sali wszed Van Mel-
sen.
Biskup skierowa swe kroki ku niewielkiemu podwyszeniu znajduj-
cemu si pod oknem, przez ktre mona byo zobaczy plac przed katedr.
Pooy na biurku opasy tom akt sprawy i zaj miejsce naprzeciw uczo-
nego. Nie podnosi wzroku, dopki nie uzna, e podsdny jest gotw.
Van Melsen rozpocz od odczytania aktu oskarenia. Mimo e do Ze-
nona z trudem docieray sowa biskupa, czyni wysiki, by si skoncentro-
wa. Zarzucano mu rozpowszechnianie opinii sprzecznych z duchem Pi-
sma witego, co czynio go winnym herezji. Za uporczywe i otwarte

402
goszenie owych opinii mimo ostrzee Jego Eminencji Umberta Donatel-
lego, legata Ojca witego, zosta oskarony o apostazj. Wreszcie z po-
wodu spotykania si z mod kobiet, ktrej udowodniono bycie czarowni-
c, i pozostawania z ni w grzesznym zwizku, by rwnie podejrzany o
satanizm.
- W wietle tych faktw - skonkludowa Van Melsen - domagamy si,
by obecny tu Zenon de Mongaillac odwoa opinie sprzeczne z prawd
objawion w Pimie witym. Domagamy si, by przysig, e zawsze
wierzy, wierzy obecnie i z aski Pana bdzie wierzy w to, co wity, po-
wszechny i apostolski Koci uznaje za prawdziwe, co gosi i czego na-
ucza.
Kiedy Zenon zosta wezwany do zoenia wyjanie, oczywicie sprze-
ciwi si wersji oficjalnej, wedug ktrej chodzio o witego Octave'a z
Lansec, oskary swych adwersarzy o kamstwo i odwracanie si od nie-
wygodnej prawdy i powtrzy, e szkielet nalea do ogromnej jaszczurki,
to jest do smoka.
Ale ze sposobu, w jaki naukowiec dobiera sowa, Van Melsen wy-
wnioskowa, e de Mongaillac umys ma cigle zmcony. Daleko mu byo
do zwykej ywotnoci i elokwencji, ktrymi si wykazywa podczas roz-
maitych utarczek sownych toczonych z Athanase'em. Jak gdyby nie poj-
mowa, co si dzieje. Upierajc si przy swoich twierdzeniach, podpada
pod dwa pierwsze paragrafy.
Wreszcie nadszed moment, w ktrym poruszono kwesti jego znajo-
moci z Agnes. Zenon, mylc, e w ten sposb ocali jej ycie, odmwi
przypisywania jej udziau w swych poczynaniach. Zdejmujc z Agnes
wszelk odpowiedzialno w kwestii rekonstrukcji szkieletu, utrzymywa,
e sam stoi za tym demonicznym czynem i ponosi wszelkie jego konse-
kwencje. Tym samym utrzymano w mocy oskarenie o satanizm.
Proces dobiega koca tak szybko, jak si rozpocz. By moe chcc
da mu ostatni szans, Van Melsen spojrza na oskaronego i jeszcze raz
kaza mu si ukorzy.

403
- Zenonie de Mongaillacu, czy z czystym sercem i szczer wiar odwo-
ujesz, przeklinasz i nienawidzisz bdw i goszonych herezji i wszelkich
innych grzechw, jak rwnie przynalenoci do sekty przeciwnej wite-
mu Kocioowi? Czy przysigasz zaprzesta podtrzymywania, bronienia i
nauczania, czy to ustnie czy pisemnie, owej faszywej doktryny? Wreszcie,
czy przysigasz w przyszoci nie gosi pismem ni sowem niczego, co
mogoby wzbudza podejrzenia, i czy gdyby zdarzyo ci si spotka here-
tyka lub podejrzanego o herezj, to czy donisby o tym witemu Ofi-
cjum, inkwizytorowi bd ordynariuszowi w miejscu twego pobytu?
Zenon milcza dug chwil. C takiego miaa w sobie ta prawda, dla
ktrej powica ycie? Kiedy Molier zada mu podobne pytanie, nie umia
znale na nie odpowiedzi. Teraz w konfrontacji z trybunaem i ryzykujc
mier na stosie, czu si tak samo zagubiony. Galileusz przed nim odwoa
swoje tezy i zachowa ycie. Inni, jak Giordano Bruno, odmwili ukorze-
nia si i zginli. A on? Do ktrego obozu naley?
Zamkn oczy. Gdyby wierzy w Boga, bez wtpienia bagaby go o
pomoc. Ale tak nie byo, a jedyny ratunek, na jaki mg liczy, pochodzi z
jego skoowanej wiadomoci. Gdzie w zakamarkach duszy jaka niezi-
dentyfikowana sia mwia mu, e powinien y. adna prawda nie bya
warta, by za ni umiera.
Ale odwoa zeznania, to skaza Agnes. Podnoszc oczy na Van Mel-
sena, powtrzy:
- Czy zostan skazany, czy nie, jaszczurka zawsze pozostanie jaszczur-
k...

Kiedy po odczytaniu sentencji wyroku odprowadzono Zenona do celi,


dugo trwa w zamyleniu. Co ciekawe, perspektywa rychej egzekucji nie
przejmowaa go strachem. Wiedzia, e na stosie nie umiera si z powodu
spalenia, lecz uduszenia dymem. A poniewa taki rodzaj mierci wydawa

404
mu si absurdalny, nie by w stanie go sobie wyobrazi. Odkd jego wzrok
spocz na kompletnym szkielecie smoka, caa reszta przestaa by wana.
Poza tym nie ma sensu przeciwstawia si prawom natury. Wydzierajc
szkielet z wntrza ziemi, ludzie wywoali jej wcieko. Rozptali gniew
ywiow. Nie pozostawao nic innego, jak pogodzi si z faktami. Od
chwili, gdy rozpocz walk z wol ziemi, wszystkie jego przedsiwzicia
obracay si przeciw niemu. Chcia by cyniczny, a okaza si senty-
mentalny. Myla, e przyniesie owiecenie, a odkry ciemnoci. Pokocha
kobiet, ale bya to mio zakazana. Czowiek nie mia w tym pojedynku
adnych szans.
Jednake myl o mierci nie napawaa go radoci. Zwaszcza myl o
mierci na stosie. Lecz najbardziej aowa, e niczego nie osign. Nie
chodzio mu o niemiertelno czy saw. Ale nikt, by o tym przekonany,
nie uwierzyby w jego wersj zdarze. Nikt nie zrozumiaby, e Zenon de
Mongaillac odkry szkielet gigantycznej jaszczurki. Nie tak sobie to wy-
obraa i nawet nie mg powiedzie, e przyszo przyzna mu racj. Je-
dynym pocieszeniem byo to, e jego nauczyciel Athanase Lavorel wie-
dzia o tym nadzwyczajnym odkryciu. To byo jego jedyne zwycistwo.
Ale zwycistwo marne i niewystarczajce, by nada sens jego mierci.
Mimo to pogodzi si z tym, e wejdzie na stos. Nawet jeli ta mier
nie zmieniaa opinii innych o nim, to mia pewno, e zmienia jego opini
o sobie samym. Umierajc w obronie tezy, ktr uwaa za suszn, mia
uczucie, e ronie w swoich oczach, e pozostaje wierny czemu, co na-
zwa mona szlachectwem ducha, wierny zasadom moralnym, wyszym
ni zasady Donatellego, Van Melsena czy Henriego de Coursanges. Nawet
jeli nikt oprcz niego o tym nie wiedzia, stawa w tym samym szeregu co
inni mczennicy bronicy prawdy i sprzeciwiajcy si ciemnocie...

405
A najwaniejsze, e powicajc swoje ycie, ratowa Agnes. A przy-
najmniej tak myla. I to przekonanie wystarczyo, by go pocieszy. Agnes
bdzie moga wrci do Lansec i wie ycie takie jak przedtem. Moe
nawet zdecyduje si dzieli sw egzystencj z innymi mieszkacami wio-
ski i bdzie im suya swoj uzdrowicielsk wiedz. Zenon umiechn si
na myl, e ich spotkanie miao przynajmniej ten pozytywny aspekt. Przy-
woa w swym umyle obraz modej kobiety, przemierzajcej wrzosowiska
w poszukiwaniu leczniczych zi. A kiedy dugo paka tej nocy, to nie z
powodu egzekucji, lecz dlatego e wiedzia, i nigdy ju nie wemie jej w
ramiona.

Co do Agnes, zostaa przeniesiona do celi na wyszym pitrze wizie-


nia. W przeciwiestwie do tych usytuowanych w podziemiach, ta miaa
mae, wskie okienko. Znajdowao si co prawda zbyt wysoko, by wizie
mg przez nie wyglda, ale pozwalao widzie wiato soneczne w cigu
dnia.
Jednak Agnes nie moga dostrzec wiata. Noc ju zapada, a ona miaa
zosta stracona, zanim pierwsze promienie soca rozwietl ciemnoci.
Poprzez grube kraty okienne dziewczyna spogldaa po raz ostatni na
gwiazdy pojawiajce si na nocnym niebie. Obok niej paka Amadeusz.
- Dzikuj Bogu za to, e oszczdzono Zenona. Obiecano mi, e zosta-
nie uwolniony za kilka dni.
Amadeusz uj j za rk. Nie umia znale sw pocieszenia. I nie
mia tyle odwagi, by powiedzie jej, e uczony zostanie stracony razem z
ni. Wyszepta tylko:
- Czasem nawet modlitwy s bezsilne wobec ludzkiego barbarzy-
stwa...
Wymienili smutne umiechy. Agnes zoya pocaunek na czole pro-
boszcza.
- Oddech smoka nie zatruwa ludzkich dusz, Amadeuszu...

406
Po ogoszeniu podwjnego wyroku Donatelli czu potworn odraz. Ca-
ym swoim jestestwem sprzeciwia si tragicznemu finaowi tej sprawy. A
jednak nie mg si zdoby na przeciwstawienie si Van Melsenowi. Dwa-
dziecia lat wczeniej opowiedzia si po stronie Galileusza i jego racji.
Podczas procesu, ktry mia miejsce w 1633 roku, stan w szeregu obro-
cw uczonego i walczy z najbardziej ortodoksyjn frakcj witego Ofi-
cjum. Mia odwag wybra obz obrocw, co o mao nie przekrelio jego
szans na karier w hierarchii kocielnej.
Dzi nie potrafi zaryzykowa. Po tylu latach wysikw nie mg nisz-
czy widokw na objcie schedy po Innocentym X.
- Czy Wasza Eminencja yczy sobie spoy wieczerz w gabinecie? -
zapyta Giancarlo, wetknwszy gow w otwarte drzwi.
Donatelli milcza, tkwic nieruchomo w fotelu.
- Eminencjo?
Zatroskany kapelan omieli si podej do legata. Ten nawet nie pod-
nis wzroku. Wydawao si, e jest pogrony w jakim pnie.
- Czy chcecie, bym posa po lekarza? - zaniepokoi si Giancarlo.
A poniewa nie uzyska odpowiedzi, spiesznie skierowa si do wyjcia,
by wezwa pomoc.
- Dzikuj, Giancarlo, to nie bdzie potrzebne - rzek kardyna ochry-
pym gosem.
- Czy Wasza Eminencja jest pewien? Nie wygldacie mi...
- Czuj si dobrze!
Kapelan zamkn drzwi i wrci do kardynaa. Klimat tej okolicy zde-
cydowanie nie wpywa korzystnie na samopoczucie Jego Eminencji.
- Jeli mgbym si na co przyda...
- Giancarlo, od jak dawna u mnie suysz?
Zaskoczony kapelan znieruchomia.

407
- Eee... hm., od jakich dobrych dziesiciu lat...
- A przez ten czas ile razy widziae, bym porzuci swe przekonania ze
strachu o karier?
Delikatna kwestia - pomyla Giancarlo. Tego typu osd wymaga
wsppracy z jakim dobrym strategiem. Pomyla jednak, e lepiej bdzie
udzieli niejednoznacznej odpowiedzi.
- C... zdarzao si wam czasem przeyka zniewagi - wyjka.
- Chcesz powiedzie, e zachowywaem si serwilistycznie lub zbytnio
sobie pobaaem?
Tym razem Giancarlo chcia zaprotestowa, powiedzie, e taka opinia
jest haniebna, ale si rozmyli. Zrozumia, e Donatelli nie oczekuje po-
chlebstw. Kardyna popatrzy na niego, a w jego zmczonym spojrzeniu
kapelan dostrzeg co, czego nigdy wczeniej nie widzia: zwtpienie.
- Eminencjo, jestecie czowiekiem prawym i szlachetnym
- powiedzia.
Donatelli podzikowa mu smutnym umiechem i podnis si z tru-
dem.
- Zatem musz popieszy z pomoc Galileuszowi - westchn i skie-
rowa si ku drzwiom.
Giancarlo patrzy, jak kardyna wychodzi. Galileuszowi? Zastanowi
si. A co on ma z tym wsplnego?

Kierujc si gosem sumienia, Donatelli uda si do komnat biskupa, by


stan w obronie oskaronych. Kiedy gwatownie wdar si do gabinetu,
Van Melsen klcza przed ogromnym krucyfiksem, ktry zdobi jedn ze
cian, pogrony w modlitwie.
- Eminencjo? - powiedzia, przerywajc mody. - Moglibycie przy-
najmniej...
- Wasze modlitwy poczekaj! - zagrzmia legat. - Domagam si, bycie
uchylili te absurdalne wyroki.

408
Po twarzy Van Melsena przebieg grymas zaskoczenia. Unis si z kl-
czek, starajc si pohamowa wcieko.
- Wyrok zosta ogoszony, eminencjo - wyjani spokojnie. - Nie wiem,
jak to jest u was, ale tu, w Montpellier, nie podwaa si decyzji sdu.
- Oba te procesy byy fars. Nie bdcie tacy przebiegli.
- Procesy byy bezstronne. A co wicej, jeden z nich toczy si przed
sdem cywilnym. Nie macie zatem adnego prawa wgldu!
Kardyna powstrzyma si, by mu nie przypomnie, e sd, w ktrego
skad wchodzi tylko jeden sdzia, nie moe by w aden sposb uznany za
sd, czy to cywilny, czy nie; wola posuy si argumentami dotyczcymi
treci kwestionowanych procesw.
- Mwilimy ju o przypadku Agnes. Ale w twierdzeniach Zenona
prno doszukiwa si czego niegodnego. Nie uzasadniaj one wyroku
skazujcego!
- Fakt, e nie uczestniczylicie w procesie, nie upowania was do po-
wtarzania go. Ten uczony zosta skazany, gdy jego twierdzenia zostay
uznane za sprzeczne z tym, co gosi Pismo wite.
- Ale wiecie rwnie dobrze, jak ja, e mog by prawdziwe!
- S herezj. A prawda nie moe by herezj.
- Zatem moe nasza koncepcja prawdy jest bdna?
Van Melsen zamilk na moment.
- Obawiam si, e nie rozumiem, eminencjo...
Donatelli sil woli pohamowa wzburzenie. Aby przekona tego bisku-
pa, naleao wyzby si agresji. Zmieni ton.
- Zatem jak sdzicie, co ujrzelimy w tej jaskini?
- To, co powiedzielicie: witego Octave'a z Lansec.
- Przestacie si oszukiwa. To, co tam stao, nie byo ludzkim szkiele-
tem. Nie byo te szkieletem zwierzcia ani nawet smoka...

409
Van Melsen usiad za biurkiem z ostentacyjnym spokojem, a potem
utkwi wzrok w swym rozmwcy.
- Nie jestem pierwszym lepszym biskupem. To bd, e mnie nie doce-
niacie, eminencjo. Doskonale wiem, do czego zmierzacie...
Donatelli zrozumia, e Van Melsen doszed do tego samego wniosku
co on. Zmusi si, by wytrzyma jego wzrok, i powiedzia powanie:
- Zatem wiecie, e ten szkielet naley do samego Szatana...
Ale reakcja biskupa zaskoczya Donatellego - umiecha si.
- Nie posdzaem was o tak naiwno, eminencjo - powiedzia rozba-
wiony.
Zbity z tropu Donatelli milcza chwil. Jak tamten mg podchodzi do
tej sprawy tak niefrasobliwie? Opanowawszy si, zbliy si do biskupa.
- Sdz, e to stwierdzenie jest jak najbardziej na miejscu, jest najmniej
kompromitujce. Uznanie, e to szkielet smoka, sprowadzaoby si do
podwaenia monoteistycznego charakteru Kocioa. To tak, jakby utrzy-
mywa, e Szatan moe dawa ycie. Konkluzja o wiele bardziej niebez-
pieczna ni utrzymywanie w sekrecie, e na wasne oczy widzielimy
Ksicia Ciemnoci...
- No, no, Donatelli. Szatan nie moe posiada szkieletu, bo nie jest
stworzeniem z krwi i koci. Chodzi o upadego anioa, ducha. I mimo e tu
i wdzie by przedstawiany pod rnymi postaciami, nigdy nie przybra
formy jaszczurki wielkiej na dwadziecia stp!
Rozdraniony tonem wyszoci biskupa, Donatelli odwrci si w kie-
runku wiszcego na cianie krzya. Wydawao mu si, e Jezus kierowa
ku niemu spojrzenie pene wspczucia.
- Zapominacie o jednym szczegle, Van Melsen. Wcielenie Szatana
zostao opisane w Pimie - to Antychryst. Ksiga Apokalipsy przedstawia
go jako wielkiego smoka!

410
- Ale jego przyjcie zapowiada kres wiata, kiedy to zostanie zgadzony
przez tryumfujcego Chrystusa. Ot gdybymy odkryli jego szkielet, zna-
czyoby to, e Szatan umar i e nastao Krlestwo Boe. Co, przyznajcie
sami, nie jest prawd. Jeli Szatan ju nie yje, to wszystko nie miaoby
sensu...
Donatelli czu, e musi si z nim zgodzi. Jezus z wysokoci swego
krzya nie przychodzi mu z pomoc.
- Sprawa by moe nie jest taka prosta - odpowiedzia. Bo tak na-
prawd co wiemy o Szatanie? Cakiem niewiele, jak si nad tym zastano-
wi. Znamy jego tosamo, wiemy, jak si przejawia, znamy jego moc,
ale poza tym... Nie mamy dokumentw dotyczcych jego ycia. aden
kronikarz nie pochyli si nad jego przypadkiem. Och, wiem, e takie po-
zycje istniej; dziea heretyckich autorw wypeniaj pki biblioteczne.
Mno si teksty apokryficzne, ale ile z nich naley traktowa powanie?
Ile spord tych ksig to powane dziea, a nie ludowe bajdy, historie opo-
wiadane, by wywoywa ludzki strach? Wierzcie mi, e w kwestii Szatana
pisma zasugujce na uwag s jeszcze rzadziej spotykane ni wielkie
na dwadziecia stp szkielety! A koniec kocw, ycie wikszoci naszych
witych jest lepiej znane ni jego. Szatan jest wszdzie. Usiuje wpywa
na nasze czyny, jest przyczyn naszych wystpkw, wszelkich naszych
grzesznych myli, naszych przywar. Stoi za naszymi pokusami, a jednak
pozostaje nieznany...
Van Melsen cay czas si umiecha, a w kocu powiedzia:
- Nie, eminencjo. Mylicie si. Szatan nie jest nieznany. Sami powie-
dzielicie: jest tym, ktry nieustannie wodzi nas na pokuszenie. A gdyby
go nie byo, na kogo wwczas moglibymy zrzuci win za zo przez nas
popeniane? Zapewniam was, e wierni go potrzebuj, tak jak potrzebuj
zbawczych sw Jezusa.

411
- Ale Szatan nie jest odpowiedzialny za nasze grzechy, jest jedynie
przyczyn grzechu pierworodnego. Nie stoi za kadym zym uczynkiem
przez nas popenionym.
- Pomidzy tym, co gosi wity Tomasz z Akwinu, a tym, co myli
przecitny wierny, zieje ogromna przepa. Te teologiczne subtelnoci
umykaj ogowi miertelnikw. Dlatego Koci potrzebuje Szatana. Jak
inaczej moglibymy przekona wiernych, by przestali grzeszy? Czym
motywowalibymy przynaleno do Kocioa bez tego strachu?
Przerwa na chwil i dokoczy:
- Szatan nie umar, eminencjo. To jeden z jego podstpw, by wysta-
wi na prb nasz wiar.
Donatelli milcza. Sta przed dylematem nie do rozwizania. Jeeli ten
szkielet nalea do demona, to Szatan mia moc obdarzania yciem, a to by
oznaczao koniec monoteizmu. Jeli to by sam Szatan, to Pismo wite nie
miaoby ani pocztku, ani koca. Myla, e moe si posuy Szatanem,
by zmusi Van Melsena do zmiany wyroku, a tymczasem jego argumenty
obrciy si przeciwko niemu.
Zamkn oczy. Nieprzenikniona noc, jaka panowaa w Montpellier,
wtargna do najodleglejszych zakamarkw jego duszy. Galileusz znw
bdzie musia si ukorzy.
Kiedy wreszcie podnis wzrok, spostrzeg, e oczy biskupa byszcz
niepokojcym i zdecydowanym blaskiem. Trudno mu byo uzna sw po-
rak, ale stawienie czoa temu czowiekowi oznaczao prawdziw mk.
- Zdoalicie mnie przekona w jednej kwestii, Van Melsen - wyszep-
ta. - Czy szatan umar, czy nie, jestemy potpieni na wieki...
- Dopki nasze powicenie suy waniejszej sprawie, Bg nam wy-
baczy.
Donatelli zwiesi gow. Gdyby mg mie t sam pewno...

412
- Jedyn pewn rzecz, eminencjo, jest to, e jakiekolwiek by byo po-
chodzenie tego szkieletu, nikt nigdy nie moe si dowiedzie o tym, co tu
zaszo... - doda Van Melsen, po czym pocz segregowa dokumenty.
Donatelli patrzy na niego poraony. Czy ten osobnik nie cofnby si
przed niczym?
- Czy co jeszcze, eminencjo? - zapyta biskup.
- Czyli niczego to nie zmienia w waszych oczach?
Van Melsen rozpar si w swym fotelu:
- C... to potwierdza wszystko, o czym mylaem od pocztku.
Wszelkie lady tej sprawy maj znikn. Odkryto relikwie witego Octav-
e'a z Lansec, ale w wyniku niepodanego zbiegu okolicznoci ulegy
zniszczeniu. A teraz wybaczcie, ale mam do przygotowania dwie egzeku-
cje.
Po czym pogry si w lekturze dokumentu, ktry z ca pewnoci
obchodzi go tyle co zeszoroczny nieg.

Dziedziniec cytadeli w Montpellier by otoczony wysokim murem, nie-


liczni zatem byli dopuszczeni do uczestnictwa w egzekucji Agnes i Zenona
de Mongaillaca, ktra miaa si odby letni noc, roku Paskiego 1654.
Jako legat Stolicy Apostolskiej, Donatelli sta na podwyszeniu obok
pochmurnego Giancarla, midzy biskupem Van Melsenem a Henrim de
Coursanges.
Ci ostatni wpynli na przyspieszenie egzekucji. Odkd w 1624 roku
parlament paryski, by ograniczy naduycia w tego typu procesach, wyda
odpowiednie rozporzdzenie, trzeba byo obligatoryjnie dostarczy mu
wszelkie dokumenty, ktre by zezwalay na zastosowanie jakiejkolwiek
kary cielesnej. Ale poniewa biskup i prokurator uwaali, e ta sprawa jest
zbyt powana, zdecydowali si obej ten wymg. Jeszcze raz parlament
paryski zostanie powiadomiony po fakcie.
Amadeusz i Athanase, stojcy nieco za dygnitarzami, ze cinitymi ser-
cami spogldali na dwa stosy wznoszce si pod murem. Pomidzy narczami

413
chrustu rozoonymi wok grubych dbowych polan pomocnicy kata
umiecili koci szkieletu, eby zniszczy wraz z czarownic i heretykiem
wszelkie ich osobiste rzeczy.
- Caa ta sprawa koczy si bardzo bolenie - stwierdzi prokurator, nie
patrzc na duchownych.
- Obronilimy to, co najistotniejsze - odpowiedzia Van Melsen.
Donatelli popatrzy na obu mczyzn. Czy zdawali sobie spraw z tego,
co zrobili?
- Moglibycie powiedzie prawd - rzuci po prostu.
Drzwi w murze otworzyy si, wprowadzono dwjk skazanych z za-
wizanymi oczami i poprowadzono do stosw. adne z nich nie wygldao
na szczeglnie wstrznite. A ten widoczny spokj budzi zdziwienie
tych, ktrzy byli obeznani z egzekucjami.
Ale Donatelli wiedzia, co byo tego przyczyn. Na jego prob, ani Ze-
non, ani Agnes nie zostali uprzedzeni, e ich powicenie na nic si nie
zdao. Kade z nich szo w kierunku stosu w przekonaniu, e powica si,
by ocali ycie drugiemu. Oczy zakryto im po to, aby nie zobaczyli, e
zostali oszukani.
Kiedy przywizano ich do supw, plecami do siebie, zdjto im szarfy z
oczu. Zenon i Agnes ogarnli wzrokiem dziedziniec. Wzrok uczonego
pochwyci spojrzenie Athanase'a, stojcego za dygnitarzami. Na prno
szuka - Agnes nie byo wrd patrzcych.
Nie wiedzia, czy cieszy si, czy smuci. Myl, e cierpiaaby, asystu-
jc przy jego egzekucji, bya mu nieznona. Ale z drugiej strony oddaby
wszystko, by mc na ni spojrze ostatni raz.
Niewiadoma faktu, e Zenon znajduje si tu za jej plecami, Agnes
mylaa o tym samym co uczony. Odnalaza wzrok Amadeusza i rozpacz-
liwie szukaa w nim odrobiny pocieszenia.

414
Ich wzajemna samotno w obliczu mierci wzruszya kardynaa. My-
la o Jezusie przybitym do krzya i krzyczcym Boe mj, Boe mj,
czemu Mnie opuci?*, bo wiedzia, e dwjka skazacw, zagubionych
w bezmiarze wszechwiata, musi odczuwa to samo. Dlaczego zostali
opuszczeni?
- Niech Bg zmiuje si nad nimi - wyszepta.
Na znak dany przez Henriego de Coursanges kat podoy ogie pod
stosami. Stojc pord szybko rozprzestrzeniajcych si pomieni, sponad
ktrych wznosi si gryzcy dym, Agnes i Zenon skierowali wzrok ku nie-
bu usianemu gwiazdami.
Moe myleli o wzajemnych pieszczotach, o spojrzeniach, o umiechu
drugiego. Prawdopodobnie myleli o yciu, jakie mogliby spdzi razem, i
bez wtpienia zrozumieli, e ich mio przetrwa mier.
Wtedy Zenon niedosyszalnym gosem wyszepta:
- Agnes.
A Agnes zamkna oczy i powiedziaa:
- Zenonie.

Donatelli patrzy na wzbijajcy si w niebo gsty dym, w ktrym


wkrtce mieli dokona ywota Agnes i Zenon de Mongaillac. Jeli szcz-
cie bdzie im sprzyja, opuszcz wiat, gdy tylko dym wedrze si do ich
puc.
- Nikt nigdy nie moe si dowiedzie o tym, co tu zaszo - szepn bi-
skup.
Pierwsze wizki chrustu zajy si ogniem. Wkrtce to wszystko stanie
si tylko garstk popiou i wspomnie. Ale wspomnie trudnych co wy-
mazania z pamici. Wszyscy byli o tym przekonani.
Nagle Henri de Coursanges wycign trzscy si palec w kierunku
stosu.

*Mt 27, 46.

415
- Spjrzcie!
Duchowni nie potrzebowali prokuratora, by zobaczy, co im pokazy-
wa. Pomimo ognia, midzy arzcymi si w ciemnociach polanami, ka-
dy mg wyranie dostrzec biaawe koci szkieletu. Przeraony ojciec
Amadeusz przeegna si pospiesznie.
- Boe Wszechmogcy - wyszepta Van Melsen.
Koci nie spony, co byo niezbitym dowodem, e naleay do demo-
nicznej istoty.
Wytrzeszczajc oczy, biskup chcia zbada ten fenomen z bliska. Po-
spiesznie zszed z podwyszenia i zbliy si do stosu, zasaniajc si rk
przed fal gorca.
Dure! - pomyla Donatelli. - Nie wie, e ten szkielet jest skamienia-
y? Wykona gest w kierunku kata, by ten nie pozwoli biskupowi zbliy
si zbytnio do stosu, ale byo za pno. Niespodziewanie Van Melsen wy-
da przeraliwy krzyk. Jakby za spraw boskiej woli potna czaszka nagle
zakoysaa si i wytoczya ze stosu, wznoszc fontann iskier. Chwil p-
niej Van Melsen upad na ziemi ciko poparzony i tarza si, by ugasi
pomienie, wydajc przy tym nieludzkie jki.
Wszyscy pospieszyli mu z pomoc. Kat chwyci go za ramiona, by od-
cign go od stosu, podczas gdy Henri de Coursanges zdj z siebie pele-
ryn, chcc ugasi pomienie ogarniajce szat biskupa.
EPILOG
Donatelli zamilk. Przyjaciel Silvio Rampallo obserwowa go w ciszy.
Moe modli si bezgonie, bo jego usta zdaway si szepta niesyszalne
sowa.
Nad Watykanem wstawa dzie. Wkrtce wite Kolegium zbierze si
ponownie, napeniajc przestrze ochrypymi gosami i szelestem purpury.
Donatelli westchn. Kardyna ka-erling obudzi si w kocu ze swego
odrtwienia i powiedzia:
- To wszystko to potworna tragedia, Umberto... Robota Szatana, tak to
widz. Mylisz si, mylc, e on umar.
- Te tak sdz. Z ktrejkolwiek strony patrzybym na t spraw, zaw-
sze staj w kocu przed oczywistoci: Szatan igra z nami, by cieszy si,
patrzc, jak popadamy w sprzecznoci i uginamy si pod naszymi sabo-
ciami. Kto z nas by najbardziej winny? Nie wiem. Mog co najwyej
stwierdzi, e nikt nie by niewinny. Bo kiedy wrd ludzi rozpta si sza-
lestwo, kiedy wcieko Zego rozprzestrzenia si w wiecie, nikt nie jest
bezpieczny. Bo ona rozszerza si niczym poar i bezlitonie trawi sumie-
nia. I Bg nam tego nie wybaczy, w dniu, gdy gniew Jego spadnie na nas...
Gdybym by niewinny, moe mgbym udawa, e o wszystkim zapomnia-
em.

419
Lecz nie jest mi to dane. Jake wic moesz chcie, bym zosta papie-
em?
- Przynajmniej masz wiadomo swych bdw. Kto inny moe by
jej pozbawiony. A o wiele bardziej wol papiea przenikliwego ni zale-
pionego.
- Ale papie musi mie spokojne sumienie i jasny osd rzeczywistoci,
a mnie do tego bardzo daleko. Nie mog, Silvio. Nie mog.
Kardyna kamerling zgodzi si w milczeniu. Rozumia decyzj przyja-
ciela.
- Jednak nie mog sobie wyobrazi, e pozwolie, by doszo do takiej
tragedii. Patrze na mier dwch niewinnych istot i nic nie zrobi? To do
ciebie zupenie niepodobne...
- A co mogem zrobi? - westchn Donatelli. - Wykorzysta dym i
zamieszanie spowodowane wypadkiem Van Melsena, by z naraeniem
ycia rzuci si w pomienie, uwolni nasze dwie turkaweczki i dyskretnie
wyprowadzi tajemnym przejciem otwierajcym si tu za stosem? Tak,
to byo z pewnoci wykonalne, bo ogie nie dosign! jeszcze skazanych.
I gdybym mia t zwinno, ktr szczyciem si w wieku lat dwudziestu,
moe bym sprbowa... Lecz przy mojej tuszy mogem tylko zamkn oczy
w nadziei, e zajmie si tym kto inny... Kto sprytny i dyskretny... na
przykad taki Giancarlo...
Silvo popatrzy na przyjaciela. Mgby przysic, e na jego obliczu po-
jawi si niedostrzegalny umiech... Ale Donatelli cign dalej:
- Po egzekucji zostaem jeszcze kilka tygodni w Montpellier. Prace nad
nowym kocioem w Lansec podjto na nowo. Za kilka lat zostanie uko-
czony. May i skromny, tak jak chcia ojciec Amadeusz. Co do niego, wt-
pi, by kiedykolwiek pozbiera si po tym strasznym dowiadczeniu. Agnes
nie zamieszka w wiosce, jak o tym marzy. Mieszkacy bd musieli radzi
sobie bez jej wiedzy o leczniczych rolinach. Ale moe wanie taka jest
kara, ktr musz ponie. Van Melsen wyszed z wypadku z oszpecon

420
twarz. Paskudne rany po oparzeniach le si goj. Lecz dosta swj
awans, tak samo zreszt jak Henri de Coursanges. Jak poradzi sobie z tym
wszystkim ich sumienie, tego nie wiem. Lecz jeli istnieje boska sprawie-
dliwo, w co wierz wbrew wszystkiemu, zapac za to, gdy nadejdzie
godzina sdu. A co bdzie z Athanase'em Lavorelem, to dosy atwo prze-
widzie. Na razie wrci do swego laboratorium, gdzie niezmordowanie
prowadzi badania z pomoc swego asystenta. Ostatecznie porzuci swe
teorie gigantologiczne, lecz bybym zdziwiony, gdyby cakowicie zrezy-
gnowa z badania skamieniaoci. By moe napisze na ten temat jaki
traktat. Lecz nie udmy si, nie przekae przyszym pokoleniom swojej
wersji wydarze...
Donatelli westchn.
- Co do mnie, mimo wrogoci Van Melsena, ktry chcia zatuszowa
spraw, czuem si zobowizany sporzdzi raport o tych wydarzeniach tak
szczegowy, jak to tylko moliwe, naraajc si nawet na to, e trafi on
natychmiast do tajnych archiww Watykanu. Spisaem wic wszystkie
wiadectwa, ktre udao mi si zebra, opisaem kade najdrobniejsze
wspomnienie, zredagowaem najbardziej bahe z mych przemyle. Lecz
jak ci to wytumaczy, Silvio? Nie potrafiem. Nie potrafiem nada tym
wszystkim rozproszonym elementom zadowalajcej spjnoci. Gdy ju
wydawao mi si, e dochodz do prawdy, natychmiast mi si wymykaa.
Jakby olepiaa mnie jaka tajemna za sia, nie pozwalajc mi odczyta
znakw. I kiedy tu wrciem, to wszystko, Silvio, cay ten opasy raport,
ktry tak cierpliwie opracowywaem, w kocu spaliem. Tak jak po ka-
dym gosowaniu Severino niszczy karty, tak ja obrciem w proch ostatnie
lady tej historii. Zostaa po niej ju tylko ta opowie, ktrej wanie wy-
suchae. Jeli chcesz i czujesz, e jeste w stanie to zrobi, to sprbuj
uchwyci jej gbszy sens... Ja tego nie potrafi.

421
Tu przed poudniem nad dachami Watykanu unis si biay dym. Ha-
bemus papam! Fabio Chigi obejmowa tron papieski po Innocentym X jako
Aleksander VII.
W tej samej chwili na rynku maego miasteczka zagubionego gdzie w
Ardeche stan wz wdrownego kupca. Na podecie, w ciepych promie-
niach soca, ktre rzucao na niego swe dobroczynne promienie, niski
osobnik chrzkn i rozpocz przemow skierowan do zgromadzonego
przed nim tumu. Przy wydatnej pomocy mimiki i gestw zaprasza pu-
bliczno do skosztowania dziwnego napoju.
- Podejdcie, podejdcie, zacni panowie i szlachetne damy! Sprbujcie
nowego smaku, napoju, ktrym delektuj si wszyscy od Turcji po Wene-
cj i ktry jest najwikszym przysmakiem wyszych sfer Marsylii! Nektar
wytwarzany z nasion cahuet, eliksir pochodzcy z tajemniczych wybrzey
Lewantu, napj wyrafinowany, delikatny i subtelny, ktrego pochodzenie
ginie w mrokach dziejw... Skosztujcie rozkoszy qahoua, napoju ksit
szczliwej Arabii...
Kilku rozbawionych gapiw odwayo si podej. Szarlatan nala pyn
do szklanek i poda je odwanym chtnym.
- Cakiem nieze - oceni lekarz, stwierdziwszy, e smak napoju przy-
jemnie harmonizuje ze smakiem fajki, ktr pali.
- Wiedziaam, e po dodaniu odrobiny miodu co z tego bdzie - od-
powiedziaa towarzyszca mu moda kobieta.
Mczyzna skrzywi si ze sceptycyzmem. W jego mniemaniu zbyt
przesodzona qahoua tracia t gorycz, ktra bya w niej najbardziej intere-
sujca. Lecz oczywicie bya to kwestia gustu. A rozpoczynanie dyskusji
na ten czy inny temat to ostatnia rzecz, ktrej sobie yczy. Moda kobieta
wzruszya wic ramionami, umiechna si do niego i zacza si bawi
trzyman w rku muszelk...

You might also like