René Goscinny - 01 Mikołajek

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 68

SEMP I GOSCINNY

MIKOAJEK
Przeoyy:
Tola Markuszewicz
i Elbieta Staniszkis
SPIS TRECI

NAJMILSZA PAMITKA........................................................................................................ 2
ZABAWA W KOWBOJW ..................................................................................................... 5
ROS ....................................................................................................................................... 9
FUTBOL .................................................................................................................................. 13
WIZYTACJA ........................................................................................................................... 16
REKS ........................................................................................................................................ 20
DODO ................................................................................................................................. 24
FAJNY BUKIET ...................................................................................................................... 28
DZIENNICZKI ........................................................................................................................ 32
LUDECZKA ............................................................................................................................ 35
WITAMY PANA MINISTRA ................................................................................................. 38
PAL CYGARO ...................................................................................................................... 41
TOMCIO PALUCH ................................................................................................................. 45
ROWER ................................................................................................................................... 48
ZACHOROWAEM ............................................................................................................... 52
WIETNIEMY SI BAWILI ................................................................................................ 55
ID Z WIZYT DO ANANIASZA ........................................................................................ 58
PAN BORDENAVE NIE LUBI SOCA ............................................................................. 62
UCIEKAM Z DOMU............................................................................................................... 65

1
NAJMILSZA PAMITKA

Dzi przyszlimy do szkoy bardzo zadowoleni, bo bd robi fotografi caej klasy i


ta fotografia - powiedziaa nam pani nauczycielka - bdzie dla nas najmilsz pamitk na cae
ycie. Pani powiedziaa take, ebymy przyszli porzdnie ubrani i uczesani. Miaem peno
brylantyny na wosach, kiedy wszedem na podwrko szkolne. Wszyscy koledzy ju byli, a
pani strofowaa wanie Gotfryda, ktry by ubrany jak Marsjanin. Gotfryd ma strasznie
bogatego tat, ktry mu kupuje mas zabawek - co tylko Gotfryd chce. Gotfryd mwi pani,
e on absolutnie chce by sfotografowany jako Marsjanin, a jeli nie, to sobie pjdzie.
Fotograf by ju ze swoim aparatem i pani mu powiedziaa, e trzeba szybko zrobi
zdjcie, bo przepadnie nam lekcja arytmetyki. Ananiasz, pierwszy ucze i pieszczoszek
naszej pani, powiedzia, e to by bya szkoda straci lekcj, bo on bardzo lubi arytmetyk i
rozwiza wszystkie zadania, ktre byy na dzisiaj.
Euzebiusz, jeden kolega, ktry jest bardzo silny, chcia da Ananiaszowi fang w nos,
ale Ananiasz nosi okulary i nie zawsze mona go bi. Pani zacza krzycze, e jeli si nie
uspokoimy, nie zrobi si fotografii i pjdziemy do klasy. Wtedy fotograf powiedzia:
- Spokojnie, spokojnie! Wiem, jak trzeba rozmawia z dziemi.
Wszystko pjdzie jak z patka.
Fotograf kaza nam si ustawi w trzy rzdy; pierwszy rzd bdzie siedzia na ziemi,
drugi bdzie sta, pani bdzie siedziaa w rodku na krzele, a trzeci rzd ustawi si na
skrzynkach. Ten fotograf ma naprawd fajne pomysy. Po skrzynki poszlimy do szkolnej
piwnicy. W piwnicy byo prawie ciemno, wic podokazywalimy sobie, a Rufus woy na
gow stary worek i tak dugo krzycza Uuu... jestem duch!, a przysza pani i zdja mu ten
worek. Rufus by bardzo zdziwiony, kiedy zobaczy pani. Wrcilimy na podwrze, a pani
pucia ucho Rufusa i stukna si rk w czoo.
- Przecie jestecie zupenie czarni - powiedziaa.
Prawda, przez to baznowanie w piwnicy zabrudzilimy si troch. Pani nie bya
zadowolona, ale fotograf powiedzia, e nie szkodzi i e zdymy si umy, zanim on ustawi
skrzynki i krzeso do fotografii. Poza Ananiaszem, jedyny, ktry mia czyst twarz, to by
Gotfryd, bo na gowie mia swj kask Marsjanina, ktry wyglda jak sj.
- Widzi pani - powiedzia Gotfryd do pani nauczycielki - gdyby wszyscy przyszli
ubrani tak jak ja, nie musieliby si teraz my.

2
Widziaem, e pani miaa ochot wytarga Gotfryda za uszy, ale to byo niemoliwe
przez ten sj. Fantastyczny jest taki kostium Marsjanina!
Obmylimy si, przyczesali i wrcilimy na podwrze. Bylimy troch mokrzy, ale
fotograf powiedzia, e to nie szkodzi, e na fotografii tego nie bdzie wida.
- Czy chcecie zrobi przyjemno waszej pani? zapyta nas.
Odpowiedzielimy, e tak, bo przecie lubimy nasz pani - jest strasznie mia, kiedy
jej nie denerwujemy.
- No wic - powiedzia fotograf - ustawcie si grzecznie do zdjcia. Najwysi stan na
skrzynkach, redni stan na ziemi, a mali sobie usid.
Zaczlimy si ju ustawia i fotograf mwi do pani, e z dziemi wszystko si zrobi
cierpliwoci, ale pani nie moga wysucha go do koca: musiaa nas rozdzieli, bo wszyscy
chcieli sta na skrzynkach.
- Tylko ja jestem wysoki! - krzycza Euzebiusz i spycha tych, ktrzy chcieli wej na
skrzynki.
Gotfryd nie chcia ustpi i Euzebiusz trzasn go w sj, a go rka zabolaa.
Musielimy potem w kilku wyciga gow Gotfryda ze soja, bo sj nie chcia zej.
Pani powiedziaa, e ostrzega nas po raz ostatni i e zaraz pjdziemy na lekcj
arytmetyki, wic postanowilimy si uspokoi i zaczlimy si ustawia.
Gotfryd podszed do fotografa i zapyta:
- Co to za aparat?
Fotograf umiechn si i powiedzia:
- To takie pudeko, z ktrego wyfrunie ptaszek, mj malutki.
- To stary grat - powiedzia Gotfryd. - Mj tata da mi aparat z oson, obiektywem
szerokoktnym, teleobiektywem i, oczywicie, z fleszem.
Fotograf zrobi zdumion min, ju si nie umiecha, tylko powiedzia, eby Gotfryd
poszed na swoje miejsce.
- A czy ma pan chocia komrk fotoelektryczn?! - zawoa Gotfryd.
- Mwi ci po raz ostatni: wracaj na miejsce! - krzykn fotograf, nagle czego bardzo
zdenerwowany.
Wreszcie ustawilimy si. Ja siedziaem na ziemi obok Alcesta. Alcest to mj kolega,
ktry jest bardzo gruby i ktry cigle je. Wanie zajada buk z demem i fotograf
powiedzia, eby przesta je, ale Alcest odpowiedzia, e on si musi odywia.
- Zostaw t buk! - krzykna pani, ktra siedziaa tu za Alcestem. Alcest tak si
przestraszy, e buka wysuna mu si z rki na koszul.

3
- No i wietnie - powiedzia Alcest prbujc zebra dem buk.
Pani powiedziaa, e nie pozostaje nam nic innego, jak tylko posa Alcesta do
ostatniego rzdu, eby nie byo wida plamy na koszuli.
- Euzebiuszu - powiedziaa pani - ustp miejsca twemu koledze.
- To nie jest mj kolega - odpowiedzia Euzebiusz - i nie ustpi mu miejsca; niech
stanie tyem, eby nie byo wida jego plamy i jego tustej gby.
Pani to zgniewao i kazaa za kar Euzebiuszowi odmienia zdanie: Nie powinienem
odmawia miejsca koledze, ktry zabrudzi koszul buk z demem. Euzebiusz nic nie
powiedzia - zszed ze skrzynki i stan w drugim rzdzie, a Alcest poszed do ostatniego.
Zrobi si may rozgardiasz, zwaszcza wtedy, kiedy Euzebiusz, przechodzc koo Alcesta, da
mu pici w nos. Alcest chcia go kopn w kostk, ale Euzebiusz si uchyli (on jest bardzo
zwinny) i kopa dosta Ananiasz, na szczcie tam, gdzie nie nosi okularw. Mimo to Ananiasz
zacz paka i krzycze, e nic nie widzi, e nikt go nie lubi i e chce umrze. Pani go
pocieszaa, wytara mu nos, przygadzia wosy i ukaraa Alcesta. Mia napisa sto razy: Nie
powinienem bi kolegi, ktry mnie nie zaczepia i ktry nosi okulary.
[Od gry, od lewej: Martin (poruszy si), Poulot, Dubeda, Coussignon. Rufus, Aldebert, Euzebiusz.
Champignac, Lefevre, Toussaint, Charlier, Sarigaut.
W rodku: Paul Bojojof, Jacques Bojojof, Marquou, Lafontan, Lebrun. Dubos, Delmont. de Rintagnes,
Martincau. Gotfryd. Mcspoulet, Falot, Lafageon.
Siedz: Rignon, Guyot, Hannibal, Croutsef. Berges, nasza Pani, Ananiasz, Mikoaj, Faribol. Grosini,
Gonzales, Pichenet, Alcest i Mouchevin (ktrego potem wydalono).]
- Dobrze ci tak - powiedzia Ananiasz, a pani kazaa mu te napisa kilka linijek.
Ananiasz by tak zdziwiony, e zapomnia paka. Pani zacza wszystkim rozdziela kary -
wszyscy dostalimy do napisania kilka linijek i w kocu pani powiedziaa:
- A teraz moe wreszcie uspokoicie si. Jeeli bdziecie bardzo grzeczni, daruj wam
wszystkie kary. Ustawcie si adnie, umiechnijcie si, a pan zrobi nam pikne zdjcie.
Posuchalimy, bo nie chcielimy robi przykroci naszej pani. Wszyscy si ustawili i
umiechnli.
Ale i tak nic nie wyszo wtedy z tej fotografii, ktra miaa by najmilsz pamitk na
cae ycie, bo zobaczylimy, e nie ma fotografa. Nic nie powiedzia, tylko sobie poszed.

4
ZABAWA W KOWBOJW

Ktrego popoudnia zaprosiem do siebie kolegw, eby pobawi si w kowbojw.


Wszyscy przynieli rozmaite swoje skarby. Rufus dosta od swego taty, ktry jest
policjantem, policyjn czapk, kajdanki, rewolwer, bia pak i gwizdek; Euzebiusz mia
stary harcerski kapelusz swojego starszego brata, pas z drewnianymi nabojami i dwa futeray,
w ktrych byy ogromne rewolwery z rkojeciami, wykadanymi tak mas, jak na
puderniczce, ktr tata kupi mamie, kiedy si posprzeczali przez przypalon piecze, a mama
powiedziaa, e si przypalia, bo tata si spni na obiad. Alcest by przebrany za Indianina,
mia drewniany topr i piropusz - wyglda jak tusty kurak; Gotfryd ktry lubi si
przebiera i ktry ma bardzo bogatego tat - tata kupuje Gotfrydowi wszystko, co tylko
Gotfryd chce - by ubrany zupenie jak kowboj: w spodnie z frdzlami, skrzan kamizelk,
kraciast koszul, duy kapelusz; mia rewolwer na kapiszony i wspaniae ostrogi. Ja miaem
czarn mask, ktr dostaem na tusty czwartek, strzelb na strzay i czerwon chustk na
szyi (stary szalik mamy).
Wygldalimy fajnie!
Bawilimy si w ogrodzie i mama powiedziaa, e zawoa nas na podwieczorek.
- No wic - powiedziaem - ja jestem dzielny Joe i mam biaego konia, a wy jestecie
bandyci, ale na kocu ja zwyciam.
Ale koledzy si nie zgodzili; z tym wanie najwikszy kopot, e jak si czowiek
bawi sam, to jest nudno, a jak s inni, to si cigle sprzeczaj.
- A dlaczego ja nie mam by dzielnym Joe - zawoa Euzebiusz - i dlaczego ja nie
mam mie biaego konia?
- Z tak gb, jak twoja, nie moesz by dzielnym Joe - powiedzia Alcest.
- Te, Indianin, zamknij si albo ci kopn w kuper - powiedzia Euzebiusz.
On jest bardzo silny i lubi dawa pici w nos, ale eby w kuper, to mnie zdziwio,
chocia rzeczywicie Alcest wyglda jak tusty kurak.
- W kadym razie, ebycie wiedzieli, e to ja bd szeryfem - powiedzia Rufus.
- Szeryfem! - krzykn Gotfryd. - Gdzie ty widzia szeryfa w takiej czapce? To
miechu warte!
To si nie spodobao Rufusowi, ktry ma tat policjanta.
- Mj tata - powiedzia - nosi tak czapk i nikt si nie mieje!

5
- Ale wszyscy by si miali, gdyby by tak ubrany w Teksasie - powiedzia Gotfryd i
Rufus uderzy go w szczk; wtedy Gotfryd wycign rewolwer z futerau i powiedzia:
- Poaujesz tego, Joe!
Rufus waln go jeszcze raz, a Gotfryd usiad na ziemi i wystrzeli z rewolweru: Rufus
zapa si rkami za brzuch, zacz si wykrzywia i upad jczc:
- Zwyciye, pody kujocie, ale bd pomszczony!
Ja galopowaem przez ogrd, bijc si po spodniach, eby jecha szybciej, ale
Euzebiusz podszed do mnie i powiedzia:
- Zejd z biaego konia. To mj ko.
- Nie, szanowny panie - odpowiedziaem mu - ja jestem u siebie i ja mam biaego
konia.
Wic Euzebiusz waln mnie w nos, a Rufus zagwizda przeraliwie na swoim
gwizdku.
- Jeste koniokradem - powiedzia Euzebiuszowi - a my w Kansas City wieszamy
koniokradw.
W tym momencie przybieg Alcest i zawoa:
- Hola! Nie masz prawa go wiesza, ja jestem szeryfem!
- Od kiedy, kurczaku? - zapyta Rufus.
Alcest, ktry zazwyczaj nie lubi si bi, zapa swj drewniany topr i trzasn
rkojeci w gow Rufusa, ktry si tego wcale nie spodziewa. Na szczcie Rufus mia na
gowie swoj czapk.
- Moja czapka! Zgniote moja czapk! - krzykn Rufus i zacz goni Alcesta; a ja
tymczasem galopowaem sobie po ogrodzie.
- Ej, chopaki! - zawoa Euzebiusz - poczekajcie! Mam pomys. My bdziemy ci
dobrzy biali, Alcest bdzie plemieniem Indian, bdzie chcia nas wzi do niewoli; porywa
jednego jeca, ale my si zjawiamy, uwalniamy jeca i Alcest jest pokonany!
My wszyscy uwaalimy, e to fajny pomys, ale Alcest si nie zgodzi.
- Dlaczego ja mam by Indianinem? - zapyta.
- Bo masz piro na gowie, idioto! - odpowiedzia Gotfryd. - A jak ci si nie podoba,
to si nie baw, nudzisz nas ju, sowo daj!
- Jak tak, to ja si nie bawi - powiedzia Alcest i poszed w kt ogrodu, obraony, je
bueczk z czekolad, ktr mia w kieszeni.
- Musi si z nami bawi - powiedzia Euzebiusz - bo on jeden jest Indianinem. Jak si
nie bdzie bawi, to go oskubi z pir!

6
Alcest powiedzia, e dobrze, e moe si bawi, ale pod warunkiem, e na kocu
bdzie dobrym Indianinem.
- No, ju dobrze, dobrze - powiedzia Gotfryd. - Ale z ciebie nudziarz!
- A kto bdzie jecem? - zapytaem.
- Gotfryd - powiedzia Euzebiusz. - Przywiemy go do drzewa sznurem od bielizny.
- Ani mi si ni - powiedzia Gotfryd. - Dlaczego ja? Ja nie mog by jecem, jestem
najlepiej ubrany z was wszystkich!
- No to co? - zapyta Euzebiusz. - Ja mam biaego konia i te si bawi!
- Ja mam biaego konia! - zawoaem.
Euzebiusz by wcieky, powiedzia, e to on jest biaym koniem, a jak mi si nie
podoba, to zaraz znowu oberw po nosie.
- Sprbuj tylko! - powiedziaem, a on sprbowa i udao mu si.
- Nie ruszaj si, synu Oklahomy! - krzykn Gotfryd i zacz strzela do wszystkich, a
Rufus gwizda i woa:
- Te - ek, ja jestem szeryfem, te - ek, wszystkich was zaaresztuj!
Alcest trzasn go toporem w czapk i powiedzia, e go bierze do niewoli, a Rufus si
obrazi, bo gwizdek wpad mu w traw; ja pakaem i mwiem Euzebiuszowi, e jestem u
siebie i e ju go nigdy nie zaprosz. Wszyscy krzyczeli, bardzo byo fajnie i pyszniemy si
bawili.
A potem tata wyszed do ogrodu. Nie wyglda na zadowolonego.
- C to za haasy, dzieci, czy nie potraficie si grzecznie bawi?
- To przez Gotfryda, prosz pana, on nie chce by jecem - powiedzia Euzebiusz.
- Chcesz w zby? - zapyta Gotfryd i zaczli si bi, ale tata ich rozbroi.
- Dzieci - powiedzia - poka wam, jak si trzeba bawi. Ja bd jecem.
Straszniemy si ucieszyli! Mj tata jest fajny!
Przywizalimy tat do drzewa sznurem od bielizny. Wanie koczylimy go wiza,
kiedy zobaczylimy, e pan Bledurt przeskakuje przez pot do ogrodu.
Pan Bledurt to nasz ssiad, ktry bardzo lubi przekomarza si z tat.
- Ja te chc si bawi, bd czerwonoskrym Dzikim Bawoem!
- Id sobie, Bledurt, nikt ci tu nie prosi!
Pan Bledurt by fantastyczny: stan przed tat, skrzyowa rce na piersiach i
powiedzia:
- Niech blada twarz poskromi swj jzyk!

7
Tata chcia si uwolni ze sznura i robi przy tym okropnie mieszne miny, a pan
Bledurt zacz taczy dokoa drzewa i wydawa wojenne okrzyki. Strasznie chcielimy
patrze, jak si tata i pan Bledurt wygupiaj, ale nie moglimy zosta, bo mama zawoaa nas
na podwieczorek, a po podwieczorku poszlimy do mojego pokoju bawi si elektryczn
kolejk.
Wcale nie wiedziaem, e tata tak lubi bawi si w kowbojw. Kiedymy wieczorem
zeszli do ogrodu, pana Bledurt dawno ju nie byo, a tata, przywizany do drzewa, krzycza i
okropnie si wykrzywia.
To fajne, jak kto potrafi si tak bawi sam z sob!

8
ROS

Dzi pani nie przysza do szkoy. Stalimy w szeregu na podwrzu i mielimy ju


wchodzi do klasy, kiedy nasz wychowawca powiedzia:
- Wasza pani zachorowaa.
A potem pan Dubon, wychowawca, zaprowadzi nas do klasy. My go nazywamy
,,Rosoem. Oczywicie wtedy, kiedy tego nie syszy. Nazwalimy go tak, bo on cigle mwi:
Spjrzcie mi w oczy, a na rosole s oka. Ja z pocztku nie mogem si w tym poapa, ale
starsze chopaki mi to wytumaczyli.
Ros ma due wsy, czsto wlepia kary, nie ma z nim artw. Bylimy wic
niezadowoleni, e bdzie nas pilnowa, ale na szczcie powiedzia nam w klasie:
- Nie mog zosta z wami, bo musz by u pana dyrektora. Spjrzcie mi w oczy i
obiecajcie, e bdziecie grzeczni.
Wszystkie nasze oczy spojrzay w jego oczy i przyrzeklimy.
Zreszt my zawsze jestemy zupenie grzeczni.
Ros mia jednak jakie wtpliwoci i zapyta, kto jest najlepszy w klasie.
- Ja, prosz pana! - powiedzia Ananiasz z dum.
To prawda, Ananiasz jest pierwszym uczniem, a take pieszczoszkiem naszej pani; my
go za bardzo nie lubimy, ale nie moemy go przetrzepa, ile razy chcemy, przez to, e nosi
okulary.
- Dobrze - powiedzia Ros. - Usidziesz na krzele pani i bdziesz pilnowa
kolegw. Ja od czasu do czasu wpadn zobaczy, jak si zachowujecie. Powtrzcie zadane
lekcje.
Ros wyszed, a Ananiasz, bardzo zadowolony, usiad za stoem pani.
- A wic - powiedzia Ananiasz - miaa by teraz arytmetyka; wecie zeszyty,
rozwiemy zadanie.
- Nie zwariowae przypadkiem? - zapyta Kleofas.
- Kleofasie, prosz by cicho! - krzykn Ananiasz, ktry widocznie uwaa, e jest
naprawd nasz pani.
- Chod tu do mnie i powtrz, co powiedziae, jeli jeste mczyzn! - powiedzia
Kleofas, ale drzwi klasy otworzyy si i wszed Ros z bardzo zadowolon min.

9
- A! - powiedzia. - Stanem przy drzwiach i suchaem. Hej, ty tam, spjrz mi w
oczy! - Kleofas spojrza, ale to, co zobaczy w oczach Rosoa, nie sprawio mu specjalnej
przyjemnoci.
- Bdziesz odmienia: Nie powinienem by ordynarny wobec kolegi, ktry ma za
zadanie pilnowa mnie i ktry mi poleca rozwizywa arytmetyczne zadanie.
To powiedziawszy Ros wyszed, ale obieca nam, e jeszcze wrci.
Joachim ofiarowa si, e stanie przy drzwiach, eby nas uprzedzi, jak Ros bdzie
szed; zgodzilimy si na to wszyscy prcz Ananiasza, ktry krzycza:
- Joachim, na miejsce!
Joachim pokaza Ananiaszowi jzyk, usiad przy drzwiach i patrzy przez dziurk od
klucza.
- Joachim, czy nie ma nikogo? - spyta Kleofas.
Joachim odpowiedzia, e nie widzi. Wtedy Kleofas wyszed z awki i powiedzia, e
teraz Ananiasz bdzie musia zje swoj ksik od arytmetyki. To by naprawd pyszny
pomys, ale nie spodoba si Ananiaszowi, ktry krzykn:
- Nie! Ja mam okulary!
- Okulary te zjesz! - powiedzia Kleofas, ktry upar si, e Ananiasz musi
koniecznie co zje. Ale Gotfryd powiedzia, e po co traci czas na gupstwa - lepiej zagra
w pik.
- A zadania? - zapyta Ananiasz z niezadowolon min.
Ale my nie zwracalimy na niego uwagi i zaczlimy podawa sobie pik - to
okropnie fajne tak gra midzy awkami. Kiedy bd duy, kupi sobie klas tylko po to, eby
w niej gra w pik. A potem usyszelimy krzyk i zobaczylimy, e Joachim siedzi na
pododze i trzyma si obiema rkami za nos. Ros otwiera drzwi, a Joachim go nie
zauway.
- Co ci si stao? - zapyta Ros, bardzo zdziwiony, ale Joachim nie odpowiedzia,
tylko pojkiwa, wic Ros wzi go za rami i wyprowadzi z klasy.
Podnielimy pik i wrcilimy na miejsca. Ros wrci z Joachimem, ktrego nos
by cay spuchnity, i powiedzia, e zaczyna mie ju tego dosy i e jak tak bdzie dalej, to
on nam pokae.
- Dlaczego nie bierzecie przykadu z waszego kolegi Ananiasza? - zapyta. - Jest taki
grzeczny.
I Ros wyszed. Zapytalimy Joachima, co mu si stao, a on nam odpowiedzia, e
zasn przy tym patrzeniu przez dziurk od klucza.

10
- Gospodarz idzie na targ - zacz Ananiasz. - W koszyku ma dwadziecia osiem jajek
po piset frankw za tuzin...
- To przez ciebie oberwaem w nos powiedzia Joachim.
- Te - ek! - wtrci Kleofas. - Ananiasz bdzie musia zje swoj ksik od
arytmetyki, razem z gospodarzem, z jajkami i z okularami!
Wtedy Ananiasz zacz paka, powiedzia, e jestemy obrzydliwi, e opowie o
wszystkim swoim rodzicom i rodzice ka nas wszystkich wyrzuci ze szkoy, a potem Ros
znowu otworzy drzwi. My wszyscy siedzielimy na swoich miejscach i nic nie mwilimy,
wic Ros spojrza na Ananiasza, jedynego, ktry paka za stoem pani.
- No wic jak? - zapyta Ros. - Teraz ty wyprawiasz jakie hece? Zwariuj przy was!
Za kadym razem, kiedy wchodz, ktry baznuje. Spjrzcie mi w oczy! Jeli jeszcze raz
zobacz, e co jest nie tak, jak trzeba, ukarz was.
I znowu wyszed. No wic uwaalimy, e trzeba przesta baznowa, bo nasz
wychowawca, kiedy jest zy, wlepia okropne kary. Siedzielimy jak trusie, sycha byo tylko
chlipanie Ananiasza i mlaskanie Alcesta, tego kolegi, co cigle je. A potem usyszelimy
cichy szmer przy drzwiach. Zobaczylimy, e wolniutko porusza si klamka i drzwi skrzypic
zaczynaj si pomalutku uchyla. Patrzylimy i wszyscy wstrzymalimy oddech, nawet
Alcest przesta mlaska.
I nagle kto krzykn:
- To Ros!
Drzwi si otworzyy i wszed Ros cay czerwony.
- Kto to powiedzia? - zapyta.
- Mikoaj - powiedzia Ananiasz.
- To nieprawda, ty wstrtny kamczuchu!
I to prawda, e to nie bya prawda, bo to powiedzia Rufus.
- A wanie, e to ty, wanie, e to ty, wanie, e to ty! - krzykn Ananiasz i zacz
becze.
- Zostaniesz po lekcjach! - powiedzia do mnie Ros.
Wic zaczem paka, powiedziaem, e to niesprawiedliwie, e pjd sobie ze szkoy
i e dopiero poauj, jak mnie nie bdzie.
- To nie on, prosz pana, to Ananiasz powiedzia Ros! - krzykn Rufus.
- To nie ja powiedziaem ,,Ros! - krzykn Ananiasz.
- Ty powiedziae Ros, sam syszaem, jak powiedziae Ros, wanie
Ros!

11
- Dobrze - powiedzia Ros - wszyscy zostaniecie po lekcjach!
- A dlaczego ja? - zapyta Alcest. - Ja nie mwiem Ros.
- Nie chc ju sysze tego gupiego przezwiska, zrozumiano?! - krzykn Ros,
okropnie zdenerwowany.
- Ja nie bd odsiadywa! - krzykn Ananiasz z paczem i rzuci si na podog, i
dosta czkawki, i zrobi si cay czerwony, a potem cay siny.
Prawie wszyscy w klasie krzyczeli albo pakali i mylaem ju, e Ros te zacznie
paka, kiedy wszed dyrektor.
- Co si tu dzieje, Ros... panie Dubon? - zapyta dyrektor.
- Pojcia nie mam, panie dyrektorze - odpowiedzia Ros. - Jeden wije si po
pododze, drugiemu krew leci z nosa, kiedy otwieraem drzwi, reszta ryczy, nigdy czego
podobnego nie widziaem! Nigdy!
I Ros zacz targa sobie wosy, a jego wsy poruszay si we wszystkich
kierunkach.
Nazajutrz wrcia pani, ale za to Ros nie przyszed do szkoy.

12
FUTBOL

Alcest umwi si na dzisiejsze popoudnie z kolekami z klasy na placu, niedaleko


mego domu. Alcest to mj przyjaciel. Jest gruby i bardzo lubi je. Umwi si z nami
dlatego, e jego tata podarowa mu nowiutka futbolwk; bdzie pyszny mecz. Alcest jest
fajny.
Spotkalimy si na placu o trzeciej - byo nas osiemnastu. Trzeba byo sformowa
ekipy tak, eby kada strona miaa t sam liczb graczy.
Z sdzi nie byo kopotu. Wybralimy Ananiasza. Ananiasz jest pierwszym uczniem,
nie lubimy go zanadto, ale poniewa nosi okulary i nie mona go bi, wic nadaje si w sam
raz na sdziego. A poza tym adna ekipa nie chciaa Ananiasza, bo jest za saby do sportu i
pacze z byle powodu. Pokcilimy si, kiedy Ananiasz zada gwizdka. Gwizdek ma tylko
Rufus, ktrego ojciec jest policjantem.
- Nie mog poycza gwizdka - powiedzia Rufus - bo to jest pamitka rodzinna.
Nie byo na niego rady. Wreszcie zdecydowalimy, e Ananiasz bdzie mwi
Rufusowi, kiedy ma gwizda, i Rufus zagwide zamiast Ananiasza.
- No wic gramy czy nie gramy? Bo ju zaczynam by godny! - krzykn Alcest.
To wszystko nie byo jednak takie proste, bo jeli Ananiasz mia by sdzi,
pozostawao siedemnastu graczy, a wic o jednego za duo do podzielenia. Ale znalelimy
sposb: jeden bdzie sdzi liniowym i bdzie dawa znaki chorgiewk, kiedy pika wyjdzie
na aut. Wybralimy Maksencjusza. lak na taki duy plac jeden sdzia liniowy to za mao, ale
Maksencjusz biega bardzo szybko: ma bardzo dugie, chude nogi i wystajce, brudne kolana.
Maksencjusz nie chcia o tym sysze, chcia gra, a poza tym - powiedzia - nie ma
chorgiewki. Zgodzi si w kocu by sdzi liniowym, ale tylko do przerwy. Zamiast
chorgiewki bdzie powiewa chusteczk, co prawda nie za bardzo czyst, ale przecie nie
mg wiedzie, kiedy wychodzi z domu, e chusteczka bdzie chorgiewk.
- No, zaczynamy?! - krzykn Alcest.
Teraz ju byo atwo - byo nas szesnastu. Kada ekipa powinna mie kapitana. I
wszyscy chcieli by kapitanami. Wszyscy, prcz Alcesta, ktry chcia by bramkarzem, bo on
nie lubi biega. Powiedzielimy, e dobrze, bo Alcest nadaje si na bramkarza: jest bardzo
gruby i dobrze kryje bramk. Pozostawao jednak pitnastu kandydatw na kapitanw, a to
byo stanowczo za duo.

13
- Ja jestem najsilniejszy - krzycza Euzebiusz - ja powinienem by kapitanem i ten, kto
si na to nie zgodzi, oberwie ode mnie po nosie!
- Ja bd kapitanem, ja jestem najlepiej ubrany! - krzykn Gotfryd i Euzebiusz
trzasn go pici w nos.
Zreszt naprawd Gotfryd by dobrze ubrany; jego tata, ktry jest bardzo bogaty, kupi
mu sportowy strj do futbolu z koszul w czerwone, biae i niebieskie pasy.
- Jeeli nie bd kapitanem - krzykn Rufus - zawoam mego tat i tata zabierze was
wszystkich do wizienia!
Przyszo mi do gowy, eby losowa za pomoc monety, a waciwie dwch, bo
pierwsza wpada w traw i nie mona byo jej znale. T monet wypoyczy Joachim i
wcale nie by zadowolony, e zgina; szuka i szuka, a Gotfryd przyrzek mu, e jego tata
przyle mu czek, eby mu to zwrci. W kocu na kapitanw wybrano Gotfryda i mnie.
- Suchajcie, nie mam zamiaru spni si na podwieczorek! - krzykn Alcest. -
Gramy czy nie!
Trzeba byo sformowa ekipy. Ze wszystkimi poszo gadko, tylko nie z Euzebiuszem.
I Gotfryd, i ja chcielimy go mie, bo kiedy on biegnie z pik, nikt nie jest w stanie go
zatrzyma. Gra nie tak dobrze, ale kady go si boi. Joachim by zadowolony, bo znalaz
monet, poprosilimy wic o ni, eby wylosowa Euzebiusza, ale znowu gdzie wpada.
Joachim zacz szuka, tym razem ju bardzo zy, wic losowalimy somkami i Gotfryd
wycign dusz somk i wygra Euzebiusza. Gotfryd wyznaczy go na bramkarza, bo
myla, e nikt nie odway si zbliy do bramki, a tym bardziej wrzuci do niej pik, bo
Euzebiusza atwo sobie narazi. Alcest siedzia midzy kamieniami, ktre wyznaczay jego
bramk, i jad biszkopty. Mia niezadowolon min.
- No i jak?! - krzycza.
Ustawilimy si na placu. Byo nas tylko po siedmiu, nie liczc bramkarzy, wic to nie
byo atwe. W kadej ekipie zaczy si ktnie. Kilku chciao gra w rodku ataku. Joachim
chcia by prawym obroc, bo mia zamiar w czasie gry szuka monety, ktra wanie w
tamtym kcie zgina. W ekipie Gotfryda szybko zapanowa porzdek, bo Euzebiusz dawa
kademu fang w nos, wic gracze stanli bez protestu na swoich miejscach i tylko rozcierali
nosy. Bo te on mocno wali, ten Euzebiusz!
W mojej ekipie chopcy nie mogli si pogodzi, wtedy Euzebiusz podszed i zacz
naszych wali w nos, wic si ustawili.
Ananiasz powiedzia Rufusowi: Gwizdnij! i Rufus, ktry gra w mojej ekipie,
zagwizda na rozpoczcie gry. Ale Gotfryd nie by zadowolony.

14
- Spryciarze! - powiedzia. - My gramy pod soce! Dlaczego moja ekipa ma gra na
tej stronie!
Powiedziaem wtedy, e jak mu si soce nie podoba, to niech zamknie oczy - moe
bdzie lepiej gra. No i pobilimy si. Rufus zacz gwizda.
- Wcale nie kazaem ci gwizda! - krzykn Ananiasz. - Ja jestem sdzi!
To si nie podobao Rufusowi, ktry powiedzia, e nie potrzebuje pozwolenia
Ananiasza, eby zagwizda, e bdzie gwizda, kiedy bdzie mia ochot. I zacz gwizda
jak wariat.
- Jeste wstrtny, wanie, wstrtny! - krzykn Ananiasz i zacz paka.
- Ej, chopaki! - zawoa Alcest ze swojej bramki.
Ale nikt go nie sucha. Ja biem si dalej z Gotfrydem, porwaem mu jego liczn
czerwono - biao - niebiesk koszul, a on mwi:
- No to co, no to co! Wielka mi rzecz! Mj tata kupi mi sto takich koszul - i kopa
mnie w kostki.
Rufus goni Ananiasza, ktry krzycza:
- Ja mam okulary, ja mam okulary!
Joachim nie zwraca na nikogo uwagi, szuka swojej monety i nie mg jej znale.
Euzebiuszowi znudzio si stanie w bramce i zacz wali w nos tych, ktrych mia najbliej,
to znaczy graczy ze swojej ekipy. Wszyscy krzyczeli i uganiali si po caym placu.
To bya naprawd fajna zabawa!
- Do tego, chopaki! - krzykn znowu Alcest, a wtedy Euzebiusz te si zgniewa.
- Spieszyo ci si przecie, eby gra! - powiedzia do Alcesta. - No to gramy. Jeli
masz co do powiedzenia, to poczekaj do przerwy.
- Do jakiej przerwy? - zdziwi si Alcest. - Przecie nie mamy piki - zapomniaem j
przynie z domu.

15
WIZYTACJA

Pani przysza do klasy bardzo zdenerwowana.


- W szkole jest pan inspektor - powiedziaa. - Licz na was, e bdziecie grzeczni, e
zrobicie dobre wraenie.
Obiecalimy, e si dobrze zachowamy, zreszt pani niepotrzebnie si niepokoi, bo
my przecie jestemy prawie zawsze grzeczni.
- Zaznaczam - powiedziaa pani - e to jest nowy inspektor, tamten ju do was
przywyk, ale poszed na emerytur...
A potem pani dawaa nam mas rnych wskazwek, zabronia nam odpowiada bez
pytania, mia si bez pozwolenia, prosia, eby nie upuszcza kulek na podog, jak ostatnim
razem, kiedy to inspektor przyszed, potkn si i przewrci, prosia, eby Alcest nie jad w
czasie wizyty inspektora, i powiedziaa Kleofasowi, ktry jest ostatni w klasie, eby si nie
rzuca w oczy. Zastanawiam si czasami, czy pani nie uwaa nas za jakich obuziakw. Ale
poniewa my nasz pani bardzo lubimy, obiecalimy wszystko, o co prosia. Pani popatrzya
na klas i na nas, czy jestemy czyci, i powiedziaa, e klasa jest czyciejsza ni niektrzy z
nas. Potem poprosia Ananiasza, ktry jest pierwszym uczniem i pieszczoszkiem pani, eby
nala atramentu do kaamarzy, na wypadek gdyby inspektor kaza nam pisa dyktando.
Ananiasz wzi du butelk atramentu i zacz go wanie rozlewa do kaamarzy na
pierwszej awce, w ktrej siedz Cyryl i Joachim, gdy ktry krzykn: Pan inspektor!
Ananiasz tak si przestraszy, e ca awk obla atramentem. To by tylko kawa, wcale
inspektor nie przyszed i pani bardzo si rozgniewaa.
- Widziaam, Kleofasie - powiedziaa. - To ty wymylie ten gupi art. Id do kta!
Kleofas si rozbecza, powiedzia, e jak pjdzie do kta, to si bdzie rzuca w oczy,
inspektor zada mu mas pyta, a on nic nie umie i zacznie paka, i e wcale nie zmyla, bo
widzia, jak inspektor idzie przez podwrze z dyrektorem. A poniewa tak byo naprawd,
pani powiedziaa, e ju dobrze, e tym razem mu daruje. Ale pierwsza awka bya caa
powalana, wic pani powiedziaa, e trzeba t awk przenie do ostatniego rzdu, eby jej
nikt nie zobaczy. Wzilimy si do roboty i byo z tym duo miechu, bo musielimy
przesun wszystkie awki. wietniemy si bawili i na to wszed inspektor z dyrektorem.
Nie moglimy wsta, bo i tak wszyscymy stali, i ci, co weszli, mieli bardzo zdziwione
miny.
- To nasi najmodsi, oni... oni s troch niezorganizowani - powiedzia dyrektor.

16
- Widz - powiedzia inspektor. - Usidcie, dzieci.
Usiedlimy, tylko e awka Cyryla i Joachima, co j mielimy przenie, bya
odwrcona, a Cyryl i Joachim siedzieli plecami do tablicy. Inspektor spojrza na pani i
zapyta, czy ci dwaj zawsze tak siedz. Pani miaa tak min, jak Kleofas, kiedy jest pytany,
tyle e nie pakaa.
- May wypadek - powiedziaa.
Inspektor nie by zadowolony, mia nastroszone brwi tu nad oczami.
- Trzeba mie autorytet - powiedzia. - No, dzieci, postawcie awk jak naley. -
Wszyscymy wstali, wic inspektor zacz krzycze: - Nie wszyscy: tylko wy dwaj!
Cyryl i Joachim odwrcili awk i usiedli. Inspektor umiechn si i opar si rkami
o awk.
- W porzdku - powiedzia - a teraz powiedzcie mi, cocie robili przed moim
przyjciem?
- Przestawialimy awki - odpowiedzia Cyryl.
- Dosy ju o awkach - krzykn inspektor, ktry wyglda na nerwowego. - Przede
wszystkim, dlaczegocie chcieli przestawi awk?
- Przez atrament - powiedzia Joachim.
- Atrament? - zapyta inspektor i spojrza na swoje rce: cae byy niebieskie.
Inspektor westchn gboko i wytar rce chusteczk.
Widzielimy, e inspektorowi, pani i dyrektorowi wcale nie byo do miechu.
Postanowilimy wic by szalenie grzeczni.
- Widz, e ma pani niejakie trudnoci z dyscyplin - powiedzia inspektor. - Naley
posugiwa si elementarn psychologi. - Potem odwrci si do nas, umiechn si od ucha
do ucha i odsun brwi od oczu. - Moje dzieci, chciabym zaprzyjani si z wami. Nie trzeba
si mnie ba; wiem, e lubicie artowa, a ja take lubi si pomia. Chwileczk... Czy
znacie historyjk o dwch guchych? Ot jeden guchy pyta drugiego guchego: Idziesz na
ryby? Na to ten drugi: Nie, ja id na ryby. Wtedy pierwszy mwi: Ach, tak, a ja
mylaem, e ty idziesz na ryby.
Szkoda, e pani zabronia nam si mia bez pozwolenia, bo okropnie byo nam
trudno powstrzyma si od miechu. Opowiem dzi wieczorem t historyjk tacie. Ale tata si
umieje! Jestem pewien, e jej nie zna. Inspektor, ktry nie musia pyta si nikogo o
pozwolenie, mia si okropnie, ale jak zobaczy, e caa klasa milczy, zsun brwi na dawne
miejsce, chrzkn i powiedzia:
- No, dosy ju tych artw, do roboty.

17
- Wanie przerabialimy bajk Kruk i lis - powiedziaa pani.
- Doskonale, doskonale - powiedzia inspektor - prosz dalej prowadzi lekcj.
Pani udaa, e rozglda si po klasie, a potem wskazaa palcem na Ananiasza.
- Ananiaszu, zadeklamuj nam bajk Kruk i lis.
Ale inspektor podnis si.
- Pozwoli pani? - zapyta i wskaza na Kleofasa. - Ty, chopcze, ty tam z tyu, ty
zadeklamuj.
Kleofas otworzy usta i zacz paka.
- Co mu si stao? - zapyta inspektor.
Pani powiedziaa, eby wybaczy Kleofasowi, e on jest bardzo niemiay, wic
inspektor wyrwa Rufusa. Rufus to ten nasz kolega, ktrego tata jest policjantem. Rufus
powiedzia, e nie umie bajki na pami, ale wie mniej wicej, o co tam chodzi, i zacz
tumaczy, e to historia o kruku, ktry trzyma w dziobie kawaek sera roquefort.
- Co takiego? - zapyta inspektor i mia coraz bardziej zdziwion min.
- Ale nie - powiedzia Alcest - to by camembert.
- Wcale nie! - zaperzy si Rufus. - To nie mg by camembert, bo po pierwsze, kruk
nie mgby go trzyma w dziobie, bo z tego sera si leje, a po drugie, brzydko pachnie!
- Pachnie brzydko, ale jest pyszny - odpowiedzia Alcest. - A zreszt, co to ma do
rzeczy? Mydo pachnie adnie, a jest okropne w smaku; raz sprbowaem.
- Jeste gupi i ja powiem memu tacie, eby twemu tacie wlepi mnstwo mandatw.
I Rufus z Alcestem pobili si.
Wszyscy chopcy wstali i zaczli krzycze, oprcz Kleofasa, ktry nie przestawa
paka w kcie, i oprcz Ananiasza, ktry stan przy tablicy i zacz deklamowa bajk Kruk
i lis. Pani, inspektor i dyrektor krzyczeli: Dosy! Strasznie byo wesoo.
Kiedy wreszcie usiedlimy, inspektor wyj chustk, wytar sobie twarz i cay pomaza
si atramentem. Szkoda, e pani zabronia nam si mia - musielimy si powstrzymywa a
do pauzy, a to wcale nie byo atwe.
Inspektor podszed do pani i ucisn jej rk.
- Mam dla pani wielu podziwu - owiadczy. - Jeszcze nigdy, tak jak dzisiaj, nie
zdaem sobie sprawy, jak wznios sub jest nasz zawd. Prosz nie rezygnowa! Odwagi!
Brawo!


Kruk i lis - tytu znanej bajki Jeana de la Fontaine'a (1621 - 95). Literaturze polskiej przyswoi t bajk
Ignacy Krasicki.]

Roquefort, camembert - nazwy gatunkw sera

18
I wyszed popiesznie razem z dyrektorem.
My bardzo lubimy nasz pani, ale wtedy postpia okropnie niesprawiedliwie. Dziki
nam inspektor jej winszowa, a ona wlepia odsiadk caej klasie.

19
REKS

Wracajc ze szkoy, zauwayem, e idzie przede mn may piesek. Chyba zabdzi,


bo by zupenie sam, i zrobio mi si go strasznie al. Pomylaem sobie, e ten piesek
chciaby mie przyjaciela, i prbowaem go zapa, ale on si nie dawa. Wcale nie mia
ochoty ze mn i, widocznie nie mia do mnie zaufania, wic poczstowaem go poow
mojej bueczki z czekolad i piesek zjad poow tej bueczki z czekolad i zacz
wymachiwa ogonkiem na wszystkie strony, a ja nazwaem go Reksem, bo by taki pies w
kryminalnym filmie, ktry widziaem w zeszy czwartek.
Reks zjad bueczk prawie tak szybko, jak Alcest - ten kolega, ktry cigle je - i
polecia za mn, zupenie ju zadowolony. Pomylaem sobie, e to bdzie wietna
niespodzianka dla taty i dla mamy, kiedy przyjd do domu z Reksem. A potem naucz Reksa
sztuczek, bdzie pilnowa domu, a take pomoe mi apa bandytw, jak w filmie, ktry
ogldaem w zeszy czwartek.
A tymczasem (jestem pewny, e mi nie uwierzycie) kiedy przyszedem do domu,
mama nie bya specjalnie zadowolona, jak zobaczya Reksa, waciwie wcale nie bya
zadowolona. Musz powiedzie, e to bya troch wina Reksa. Weszlimy do salonu i mama
przysza, pocaowaa mnie, zapytaa, czy w szkole wszystko dobrze poszo, czy nie narobiem
jakich gupstw, a potem zobaczya Reksa i zacza krzycze: Gdzie ty znalaz to
zwierz?! Zaczem jej tumaczy, e to jest biedny, may, zbkany piesek, ktry pomoe
mi zapa ca mas bandytw, ale Reks zamiast zachowa si spokojnie, wskoczy na fotel i
zacz gry obicie. A to by fotel, na ktrym tacie wolno siedzie tylko wtedy, kiedy s
gocie.
Mama dalej krzyczaa, powiedziaa, e mi zabronia przyprowadza zwierzaki do
domu (to prawda, mama ju mi raz zabronia, kiedy przyniosem mysz), e to jest
niebezpieczne, e ten pies moe by wcieky, e nas wszystkich pogryzie, e wszyscy si
wciekniemy, e zaraz wemie szczotk, eby wyrzuci tego zwierzaka, i e daje mi minut
czasu, ebym wyprowadzi psa z domu.
Z trudem udao mi si nakoni Reksa, eby zostawi w spokoju obicie fotela: w
zbach zosta mu kawaek materiau - nie rozumiem, jak mu to moe smakowa. Potem
wziem Reksa na rce i wyniosem do ogrodu. Chciao mi si paka, no i popakaem sobie.
Nie wiem, czy Reks by te smutny, bo zajty by wypluwaniem resztek obicia.
Przyszed tata i zasta nas siedzcych przed drzwiami - ja pakaem, a Reks plu.

20
- Co tu si dzieje? - zapyta tata.
Wtedy ja wytumaczyem tacie, e mama nie chce Reksa, a Reks to mj przyjaciel, a
ja jestem jedynym przyjacielem Reksa i on mi pomoe zapa ca mas bandytw, i e
naucz go sztuczek, i e jestem bardzo nieszczliwy, i znowu si rozpakaem, a tymczasem
Reks drapa si tyln ap za uchem, a to jest okropnie trudne - raz prbowalimy to robi w
szkole i udao si tylko Maksencjuszowi, ktry ma bardzo dugie nogi.
Tata pogaska mnie po gowie, a potem powiedzia, e mama ma racj, e to
niebezpiecznie przyprowadza psy do domu, e mog by chore i zaczynaj gry, a potem -
trach! - wszyscy zaczynaj si lini i dostaj wcieklizny, i e dowiem si tego kiedy w
szkole
- Pasteur wynalaz lekarstwo, jest dobroczyc ludzkoci i mona wyzdrowie, ale to
bardzo boli. Odpowiedziaem tacie, e Reks nie jest chory, e bardzo lubi je i e jest
okropnie mdry. Wtedy tata popatrzy na Reksa, podrapa go w gow, tak jak robi czasami ze
mn.
- Tak, ten piesek wyglda na zdrowego - powiedzia tata, a Reks zacz go liza po
rce. To si okropnie spodobao tacie.
- Przyjemny - powiedzia tata, a potem wycign drug rk i powiedzia: - No, podaj
ap, daj apeczk, no, daj! - i Reks poda mu apk, a potem poliza go po rce, a potem
podrapa si za uchem; by okropnie zajty ten mj Reks.
Tata bawi si z nim, a potem powiedzia:
- No, dobrze, poczekaj tu na mnie, sprbuj zaatwi to z twoj matk - i wszed do
domu.
Tata jest fajny! Podczas kiedy tata zaatwia z mam, ja bawiem si z Reksem, ktry
zacz suy, a potem, poniewa nic mu nie daem do jedzenia, zacz drapa si za uchem.
On jest fantastyczny, ten Reks!
Tata wyszed z domu z min nie bardzo zadowolon. Usiad obok mnie, podrapa
mnie w gow i powiedzia, e mama nie chce mie psa w domu, szczeglnie po tym, co Reks
zrobi z fotelem. Ju chciaem si rozpaka, ale przyszed mi do gowy pewien pomys.
- Jeli mama nie chce trzyma Reksa w domu - powiedziaem - moe bymy trzymali
go w ogrodzie?
Tata zastanowi si chwil, a potem powiedzia, e to dobry pomys, e w ogrodzie
Reks nie narobi szkd i e mu zaraz postawimy bud. Ucaowaem tat.

21
Poszlimy na strych szuka desek, a potem tata przynis swoje narzdzia. Reks
tymczasem zacz zjada begonie, ale to nie takie straszne, jak zjadanie fotela z salonu, bo my
mamy wicej begonii ni foteli.
Tata zacz wybiera deski.
- Zobaczysz - powiedzia - zrobimy mu wspania bud, prawdziwy paac.
- A potem - powiedziaem - nauczymy go sztuczek i bdzie pilnowa domu!
- Tak - powiedzia tata - wytresujemy go tak, eby wypasza nieproszonych goci, na
przykad Bledurta.
Pan Bledurt to nasz ssiad; tata i on lubi si przekomarza. Bawilimy si wietnie -
Reks, ja i tata.
Troszk si zabawa popsua, bo tata uderzy si motkiem w palec i krzykn, a mama
wysza na prg.
- Co wy tam robicie? - zapytaa.
Wic zaczem jej tumaczy, e tata i ja postanowilimy trzyma Reksa w ogrodzie,
bo tam nie ma foteli, i e tata robi mu bud, i e nauczymy Reksa gry pana Bledurt, eby
dosta wcieklizny. Tata co tam powiedzia, ale nieduo, ssa palec i patrzy na mam.
A mama wcale nie bya zadowolona. Powiedziaa, e nie ma zamiaru trzyma tego
zwierzaka.
- Prosz, spjrz tylko, co to zwierz zrobio z moimi begoniami.
Reks podnis eb, podszed do mamy, machajc ogonem, i zacz suy. Mama
spojrzaa na niego, a potem schylia si i pogaskaa go po gowie, a Reks poliza j po rce i
kto zadzwoni do furtki.
Tata poszed otworzy i wszed jaki pan. Popatrzy na Reksa i powiedzia:
- Kiki! Nareszcie! Szukam ci wszdzie!
- Czego waciwie pan sobie yczy - zapyta tata.
- Czego sobie ycz? - powiedzia ten pan. - ycz sobie mojego psa! Kiki umkn
gdzie, kiedy go wyprowadzaem na spacerek, i powiedziano mi, e jaki smarkacz zacign
go tutaj.
- To nie jest Kiki, to jest Reks - powiedziaem. - Bdziemy we dwjk apa
bandytw, tak jak na tym filmie, co go widziaem we czwartek, i wytresujemy go, eby robi
kaway panu Bledurt.
Ale Reks mia zadowolon min i skoczy temu panu na ramiona.
- Kto mi udowodni, e to paski pies? - zapyta tata. - Bka si sam.

22
- A obroa? - odpowiedzia ten pan. - Nie widzia pan jego obroy z moim
nazwiskiem, Julian Jzef Trempe, i z moim adresem? Waciwie powinienem wnie skarg!
Chod, mj biedny Kiki. Co takiego!
I odszed z Reksem.
Stalimy jak wronici w ziemi, a potem mama zacza paka. Wic tata pocieszy
mam i powiedzia, e przecie ja na pewno znowu przyprowadz jakiego psa, nie dzi, to
jutro.

23
DODO

Mamy nowego ucznia. Po poudniu pani przysza z jakim chopcem, ktry mia
cakiem czerwone wosy, piegi i oczy takie niebieskie, jak kulka, ktr przegraem wczoraj na
pauzie, ale to dlatego, e Maksencjusz oszukiwa.
- Dzieci - powiedziaa pani - przedstawiam wam nowego, maego koleg. On jest
cudzoziemcem i jego rodzice oddali go do tej szkoy, eby si nauczy francuskiego. Licz na
was, e bdziecie mi pomaga i e bdziecie dla niego bardzo mili.
- Potem pani odwrcia si do tego nowego i powiedziaa: - Powiedz kolegom, jak si
nazywasz.
Nowy nie zrozumia tego, co pani powiedziaa, umiechn si tylko i zobaczylimy,
e ma ogromne zby.
- Ale szczciarz - powiedzia Alcest, ten gruby kolega, ktry cigle je. - Takimi
zbami mona odgryza okropnie due ksy!
Poniewa nowy nic nie mwi, pani powiedziaa, e on si nazywa or Mac Jutosh.
- Yes - powiedzia nowy - Dord.
- Przepraszam, prosz pani - zapyta Maksencjusz. - Czy on nazywa si or czy
Dord?
Pani wytumaczya nam, e on si nazywa or, ale e w jego jzyku or wymawia
si jak Dord.
- Dobra - powiedzia Maksencjusz. - Bdziemy go nazywali oo.
- Nie - powiedzia Joachim - trzeba wymawia Dodo.
- Zamknij si, Doachimie - powiedzia Maksencjusz i pani postawia ich obu do kta.
Pani kazaa Dodowi usi z Ananiaszem. Anianiasz spoglda na niego zym
okiem, bo on jest pierwszym uczniem i pieszczoszkiem naszej pani i zawsze si boi, e kady
nowy te moe zosta pierwszym uczniem i pieszczoszkiem. Jeeli chodzi o nas, Ananiasz
wie, e mu nic nie grozi.
Dodo usiad i umiechn si, a w ustach mia peno zbw.
- Szkoda, e nikt nie zna jego jzyka - powiedziaa pani.
- Ja posiadam pewien zasb angielskich sw - powiedzia Ananiasz, ktry, trzeba to
przyzna, umie si elegancko wyraa.


Yes (ang.) - tak.]

24
I Ananiasz zacz mwi do Doda sowami ze swojego angielskiego zasobu, a
Dodo patrzy na niego, potem zacz si mia i puka si palcem w czoo. Ananiasz bardzo
si obrazi, ale Dodo mia racj, e si mia. Dowiedzielimy si pniej, e Ananiasz
opowiada mu o swoim krawcu, ktry jest bardzo bogaty i o ogrodzie swojego wuja, ktry
jest wikszy ni kapelusz jego ciotki. Ten Ananiasz to wariat!
Zadzwoniono na pauz i wyszlimy wszyscy prcz Joachima, Maksencjusza i
Kleofasa, ktrzy zostali w klasie za kar. Kleofas jest ostatnim uczniem i nie umia lekcji.
Kiedy Kleofas odpowiada, zawsze z jego pauzy s nici.
Na podwrzu wszyscymy otoczyli Doda. Zadawalimy mu mas pyta, ale on
pokazywa nam tylko w umiechu pen zbw paszczk. Potem zacz mwi, ale nic nie
rozumielimy, syszelimy tylko cay czas ,,U - szu - szu, i to byo wszystko.
- Tu chodzi o to - powiedzia Gotfryd, ktry czsto bywa w kinie - e on mwi w
wersji oryginalnej; eby go zrozumie, potrzebne s podpisy.
- Ja mgbym moe tumaczy - powiedzia Ananiasz, ktry chcia jeszcze raz
poprbowa angielskich sw ze swojego zasobu.
- Jeste bawan - powiedzia Rufus.
To si spodobao nowemu, wycign palec w stron Ananiasza i powiedzia:
- O, bawan, bawan, bawan!
By bardzo zadowolony. Ananiasz odszed paczc - on cigle pacze, ten Ananiasz.
Zauwaylimy, e Dodo jest waciwie okropnie fajny, wic daem mu kawaek
mojej czekolady, ktr miaem zje na pauzie.
- Jakie sporty macie u siebie? - zapyta Euzebiusz.
Dodo oczywicie nic nie rozumia i dalej powtarza swoje:
- Bawan, bawan, bawan.
Ale Gotfryd odpowiedzia:
- Te mi pytanie! U nich gra si w tenisa!
- Te, bazen! - zawoa Euzebiusz. - Czy ja ciebie pytaem?
- Te, bazen! Bazen, bazen! - zawoa nowy, ktry chyba wietnie si wrd nas czu.
Ale Gotfrydowi nie spodobaa si ta odpowied Euzebiusza.
- Kto jest bazen? - zapyta i le zrobi, bo Euzebiusz jest bardzo silny i lubi dawa
fangi w nos, no i Gotfrydowi si dostao. Kiedy Dodo zobaczy, jak Euzebiusz bije, przesta
powtarza: Te, bazen, spojrza na Euzebiusza i powiedzia:
- Boks! Doskonale!

25
Zasoni twarz piciami i zacz taczy naokoo Euzebiusza, tak jak bokserzy w
telewizji, ktr ogldamy u Kleofasa, bo my jeszcze nie mamy telewizora, chocia ja bym
bardzo chcia, eby tata kupi.
- O co mu chodzi? - zapyta Euzebiusz.
- Chce si z tob boksowa, idioto! - odpowiedzia Gotfryd rozcierajc sobie nos.
Euzebiusz powiedzia: Dobra, i sprbowa boksowa si z Dodem. Ale Dodo
dawa sobie rad duo lepiej ni Euzebiusz, zadawa mu mas ciosw i Euzebiusz zacz si
zoci.
- Jeeli on ma nos cigle na innym miejscu, to niby jak mam si bi, sami powiedzcie!
- krzykn i pac! Dodo waln go tak pici w nos, e Euzebiusz a przysiad na ziemi, ale
si nie obrazi.
- Ale ty morowiec! - powiedzia podnoszc si.
- Morowiec, bawan, bazen - odpowiedzia nowy, ktry uczy si mwi fantastycznie
szybko.
Pauza skoczya si i Alcest jak zawsze narzeka, e mia za mao czasu, eby zje
swoje cztery kanapki, grubo posmarowane masem, ktre przynosi do szkoy.
Kiedy wrcilimy do klasy, pani spytaa Doda, czy dobrze si bawi, i wtedy
Ananiasz wsta i powiedzia:
- Prosz pani, oni go ucz brzydkich sw.
- To nieprawda, ty wstrtny kamczuchu! - zawoa Kleofas, ktry nie wychodzi na
pauz.
- Bawan, bazen, ty wstrtny kamczuchu - powiedzia z dum Dodo.
My siedzielimy cicho, bo wiedzielimy, e pani wcale nie jest zadowolona.
- Powinnicie si wstydzi! Wykorzystujecie to, e nowy kolega nie zna waszego
jzyka! A tak prosiam, ebycie byli grzeczni, ale do was nie mona mie zaufania.
Zachowalicie si jak mae dzikusy, jak zwyke obuziaki.
- Bawan, bazen, kamczuch! Dzikusy, obuziaki! - powiedzia Dodo, ktry by
coraz bardziej zadowolony, e si uczy tylu swek.
Pani popatrzya na niego, a oczy miaa zupenie okrge.
- Ale... ale, or - powiedziaa - nie mona mwi takich rzeczy!
- No, widzi pani, a nie mwiem? - powiedzia Ananiasz.
- Jeeli nie chcesz zosta po lekcjach, Ananiaszu, to prosz, eby zachowa swoje
uwagi dla siebie!
Ananiasz zacz paka.

26
- Pody skarypyta! - krzykn ktry, ale pani nie zauwaya na szczcie kto, bo
byby ukarany; a Ananiasz rzuci si na ziemi i krzycza, e nikt go nie lubi, e to jest
okropne, e on umrze, i pani musiaa wyj z nim z klasy, eby mu obmy twarz i eby go
uspokoi.
Kiedy pani wrcia z Ananiaszem, wygldaa na zmczon, ale na szczcie dzwonek
zadzwoni na koniec lekcji. Przed wyjciem pani popatrzya na nowego i powiedziaa:
- Zastanawiam si, co powiedz twoi rodzice.
- Pody skarypyta - odpowiedzia Dodo podajc pani rk.
Pani niesusznie si martwia, bo rodzice Doda na pewno pomyleli, e nauczy si
ju wszystkich francuskich sw, ktre mu byy potrzebne.
Na pewno tak pomyleli, bo Dodo nie przyszed wicej do szkoy.

27
FAJNY BUKIET

S urodziny mamy, wic postanowiem kupi jej prezent, jak co rok od zeszego roku,
bo przedtem byem za may.
Wyjem wszystko, co byo w skarbonce - na szczcie byo tego duo, bo
przypadkiem mama daa mi wczoraj pieniki. Wiedziaem, co kupi mamie: kwiaty do
duego niebieskiego wazonu w salonie, okropnie duy bukiet.
W szkole strasznie si niecierpliwiem, eby ju byo po lekcjach i ebym mg i po
bukiet. Trzymaem cay czas rk w kieszeni, eby nie zgubi pienikw, trzymaem j
nawet na pauzie, kiedy gralimy w futbol. To mi nie przeszkadzao, bo nie byem
bramkarzem. Bramkarzem by Alcest, ten kolega, ktry jest bardzo gruby i ktry lubi dobrze
je.
- Dlaczego biegasz z rk w kieszeni? - zapyta mnie.
Kiedy mu wytumaczyem, e to dlatego, e chc kupi mamie kwiaty, powiedzia mi,
e on by wola co do zjedzenia - ciastko, cukierki albo kiszk pasztetow, ale poniewa
prezent nie by dla niego, nie suchaem tego, co plecie, i wlepiem mu gola.
Wygralimy 44 do 32.
Po lekcjach Alcest poszed ze mn do kwiaciarni, gryzc po drodze poow swojej
bueczki z czekolad, ktra mu zostaa z lekcji gramatyki. Weszlimy do sklepu, pooyem
wszystkie moje pieniki na ladzie i powiedziaem wacicielce, e chc bardzo duy bukiet
kwiatw dla mojej mamy, ale nie begonie, bo mamy peno begonii w ogrodzie i nie warto
chodzi po nie do sklepu.
- Chcielibymy co adnego - powiedzia Alcest i wpakowa nos w kwiaty, ktre byy
na wystawie, eby sprawdzi, czy adnie pachn.
Pani z kwiaciarni przeliczya moje pieniki i powiedziaa, e nie moe mi da bardzo
duego bukietu. Zmartwiem si bardzo, a ona popatrzya na mnie, zastanowia si chwil,
powiedziaa, e jestem miy chopczyk, pogaskaa mnie po gowie i dodaa, e jako to
urzdzi. Wybraa kwiaty z rnych wazonw, potem dooya mas zielonych lici, a to si
bardzo spodobao Alcestowi - powiedzia, e licie s podobne do woszczyzny z rosou,
kiedy si gotuje sztuk misa.
Bukiet by okropne fajny, pani z kwiaciarni owina go w przezroczysty papier, ktry
szeleci, i powiedziaa, ebym ostronie go nis. Miaem ju swj bukiet.
Alcest przesta wcha kwiaty, wic podzikowaem tej pani i wyszlimy.

28
Szedem bardzo zadowolony z mojego bukietu, a tu patrz - idzie Gotfryd, Kleofas i
Rufus, trzech kolegw ze szkoy.
- Spjrzcie na Mikoaja - powiedzia Gotfryd - jak on wyglda z tymi kwiatami;
zupeny gupek.
- Twoje szczcie, e mam kwiaty - odpowiedziaem - inaczej by oberwa.
- Daj mi te kwiaty - zaproponowa Alcest. - Chtnie je potrzymam, a ty tymczasem
spierz Gotfryda.
Daem wic bukiet Alcestowi, a Gotfryd trzepn mnie po gowie. Tuklimy si jaki
czas, a potem powiedziaem, e ju pno, i przestalimy si bi. Aleja musiaem jeszcze
troch zosta, bo Kleofas powiedzia:
- Spjrzcie na Alcesta, teraz on wyglda z tymi kwiatami jak gupek!
Wtedy Alcest da mu po gowie bukietem.
- Moje kwiaty! - krzyknem. - Poamiesz mi kwiaty!
I tak si stao! Alcest bi Kleofasa moim bukietem, kwiaty fruway we wszystkie
strony, bo papier si podar, a Kleofas krzycza:
- Wcale mnie to nie boli, wcale mnie to nie boli!
Kiedy Alcest nareszcie przesta, gowa Kleofasa bya caa w zielonych liciach z
bukietu i rzeczywicie wyglda zupenie jak sztuka misa z woszczyzn. Zaczem zbiera
kwiaty i powiedziaem im, tym moim kolegom, e s obrzydliwi.
- To prawda - powiedzia Rufus. - Nieadnie postpilicie z kwiatami Mikoaja.
- Nikt ciebie nie pyta - rozgniewa si Gotfryd i zaczli si pra. Alcest poszed sobie,
bo zachciao mu si je, jak spojrza na gow Kleofasa, i ba si spni na obiad.
Odszedem z kwiatami. Nieduo ich zostao, nie miaem ju ani papieru, ani
woszczyzny, ale mimo wszystko by to jeszcze pikny bukiet. A potem, troch dalej,
spotkaem Euzebiusza.
- Zagramy w kulki? - zapyta Euzebiusz.
- Nie mog - odpowiedziaem - musz wraca do domu, da te kwiaty mamie.
Ale Euzebiusz powiedzia, e jest jeszcze wczenie, no, a ja bardzo lubi gra w kulki
i gram jak szatan: wyceluj i bc! - prawie zawsze wygrywam. Pooyem wic kwiaty na
chodniku i zaczem gra z Euzebiuszem, a z Euzebiuszem fajnie si gra w kulki, bo on
czsto puduje. Nieprzyjemne jest tylko to, e kiedy przegrywa, to nie jest zadowolony;
powiedzia mi, e oszukuj, a ja mu powiedziaem, e kamie; wtedy on mnie pchn,
usiadem na bukiecie, a to kwiatom dobrze nie zrobio.

29
- Powiem mamie, co zrobi z jej kwiatami - powiedziaem Euzebiuszowi, a Euzebiusz
bardzo si zmartwi. Pomg mi wybra najmniej zgniecione kwiaty. Ja bardzo lubi
Euzebiusza, to dobry kolega.
Szedem wic dalej z bukietem, ktry nie by ju tak duy, ale jeszcze jako wyglda.
Jeden kwiat by troch nadamany, ale dwa pozostae wyglday bardzo adnie. I wtedy
nadjecha Joachim na swoim rowerze. Joachim to kolega ze szkoy, ktry ma rower.
Postanowiem nie bi si absolutnie z nikim, bo gdybym sprzecza si dalej ze
wszystkimi kolegami, ktrych mogem spotka na ulicy, nie miabym ju co da mamie. A
poza tym to kolegw nic nie obchodzi, jeli ja chc da mamie kwiaty, to jest moja sprawa!
Mysie, e oni s po prostu zazdroni, bo moja mama bardzo si ucieszy i da mi smaczny
deser, i powie, e jestem milutki. No a w ogle, to czego mnie zaczepiaj?
- Serwus, Mikoaj! - powiedzia Joachim.
- A co, moe ci si nie podoba mj bukiet? - krzyknem do Joachima. - Sam jeste
gupek!
Joachim zatrzyma rower, spojrza na mnie okrgymi oczami i zapyta:
- Jaki znw bukiet?
- No wanie ten! - odpowiedziaem i rzuciem mu kwiaty w twarz.
Myl, e Joachim nie spodziewa si, e oberwie kwiatami po twarzy, w kadym
razie wcale mu si to nie spodobao. Odrzuci kwiaty na ulic, a one upady na dach
samochodu, ktry wanie przejeda, i pojechay razem z samochodem.
- Moje kwiaty! - krzyknem. - Kwiaty mojej mamy!
- Nie martw si! - powiedzia Joachim. - Wsiadam na rower i zaraz go dogoni!
On jest miy, ten Joachim, ale nie jedzi szybko, szczeglnie pod gr, chocia
przygotowuje si do wycigu dookoa Francji, kiedy bdzie duy. W kadym razie Joachim
wrci i powiedzia, e nie mg dogoni samochodu, bo samochd za szybko jecha pod
gr. Ale przynis mi jeden kwiat, ktry spad z dachu samochodu. Niestety, to by ten
nadamany.
Joachim odjecha bardzo szybko (do niego jedzie si w d), a ja wrciem do domu z
tym cakiem pogniecionym kwiatem. Miaem w gardle jakby du kul. Zupenie jak wtedy,
kiedy przynosz do domu szkolny dzienniczek z dwjami.
Otworzyem drzwi i powiedziaem mamie: ycz ci wszystkiego najlepszego,
mamo - i zaczem paka. Mama spojrzaa na kwiat, min miaa troch zdziwion, a potem
mnie obja i pocaowaa z tysic razy; powiedziaa, e jeszcze nigdy nie dostaa tak piknego
bukietu, i wstawia kwiatek do duego niebieskiego wazonu w salonie.

30
Moecie mwi, co chcecie, ale moja mama jest wspaniaa!

31
DZIENNICZKI

Dzi po poudniu w szkole nie byo nam do miechu, bo do klasy przyszed dyrektor z
naszymi dzienniczkami. Dyrektor nie mia zadowolonej miny, kiedy wszed z dzienniczkami
pod pach.
- Pracuj w szkolnictwie od wielu lat - powiedzia - ale nigdy jeszcze nie spotkaem
tak rozhukanej klasy. Dowodz tego rwnie uwagi, ktre wpisaa do dzienniczkw pani
nauczycielka. No, a teraz rozdam wam je.
Kleofas od razu zacz paka. Kleofas jest najgorszy w klasie i kadego miesica pani
pisze mu w dzienniczku mas rnych rzeczy i tata i mama Kleofasa nie s zadowoleni, nie
daj mu deseru i nie pozwalaj patrze na telewizj. Ju si tak do tego przyzwyczaili -
opowiada mi Kleofas - e raz w miesicu mama nie robi deseru, a tata chodzi na telewizj do
ssiadw.
W moim dzienniczku byo: Ucze bardzo ywy, czsto roztargniony. Mgby si
uczy lepiej. A u Euzebiusza: Ucze niekarny, bije si z kolegami. Mgby uczy si
lepiej. U Rufusa: Uparcie bawi si na lekcjach gwizdkiem, wielokrotnie ju
konfiskowanym. Mgby uczy si lepiej. Jedyny, ktry nie mgby uczy si lepiej, to
Ananiasz. Ananiasz jest pierwszym uczniem i pieszczoszkiem naszej pani. Dyrektor
przeczyta nam z dzienniczka Ananiasza: Ucze pilny, inteligentny. Wiele osignie!
Dyrektor powiedzia nam, e powinnimy bra przykad z Ananiasza, e jestemy mali
nicponie, e skoczymy w wizieniu i e to przyczyni wiele zmartwienia naszym tatusiom i
naszym mamom, ktrzy z pewnoci maj co do nas inne projekty. I wyszed.
Bylimy porzdnie zmartwieni, bo dzienniczki musz by podpisane przez naszych
tatusiw, no, a to nie zawsze jest przyjemne. Wic kiedy zadzwoniono na koniec lekcji,
zamiast jak zwykle pdzi do wyjcia, potrca si, popycha i rzuca sobie teczki na gowy,
wyszlimy cichutko, bez sowa. Nawet pani miaa smutn min. Nie mamy do naszej pani
alu. Trzeba przyzna, e w tym miesicu baznowalimy troch, a poza tym Gotfryd nie
powinien by wyla atramentu na Joachima, ktry przewrci si na podog, krzywic si
strasznie, bo Euzebiusz da mu fang w nos, a to przecie Rufus pocign Euzebiusza za
wosy.
Szlimy wolno ulic, powczc nogami. Przed ciastkarni poczekalimy na Alcesta,
ktry poszed kupi sze bueczek z czekolad i zacz je od razu je.
- Musz si zaopatrzy - powiedzia Alcest - bo dzi wieczorem z deseru nici.

32
I ujc bueczki, ciko westchn. Trzeba powiedzie, e w dzienniczku Alcesta byo:
Gdyby ten ucze wkada tyle energii w nauk, co w odywianie si, byby pierwszy
w klasie, bo mgby uczy si lepiej.
Najmniej zmartwiony by Euzebiusz.
- Ja - powiedzia - ja si nie boj. Mj tata nic mi nie mwi, patrz mu prosto w oczy,
a on podpisuje, i koniec.
Ma szczcie ten Euzebiusz! Doszlimy do rogu i rozstalimy si.
Kleofas paka odchodzc. Alcest nie przestawa je, a Rufus gwizda cicho na swoim
gwizdku.
Zostaem sam z Euzebiuszem.
- Jeeli si boisz wraca do domu, to nic prostszego - powiedzia Euzebiusz. - Chod
do mnie i zosta na noc.
Euzebiusz to dopiero kumpel! Poszlimy razem i Euzebiusz opowiada mi, jak to on
patrzy swemu tacie prosto w oczy. Ale im bylimy bliej jego domu, tym mniej Euzebiusz
mwi. Kiedy doszlimy do bramy, nie mwi ju nic. Postalimy chwile, a ja spytaem:
- No co, wchodzimy?
Euzebiusz podrapa si w gow i powiedzia:
- Poczekaj na mnie chwileczk, zaraz po ciebie przyjd.
I wszed do domu, a e zostawi uchylone drzwi, usyszaem odgos klapsa i gruby
gos, ktry mwi: Nie dostaniesz deseru! Marsz do ka! Ty nicponiu! A potem pacz
Euzebiusza. Wida tym razem Euzebiusz nie popatrzy swemu tacie w oczy jak naley.
Najgorsze byo to, e musiaem wraca do domu. Stawiaem ostronie nogi, uwaajc,
eby nie wchodzi na linie midzy pytami chodnika. To nie byo wcale trudne, bo szedem
powoli. Wiedziaem, co mi powie tata. Powie mi, e on by zawsze pierwszym uczniem i e
jego tata by zawsze dumny z mojego taty, i e mj tata przynosi ze szkoy mas
pochwalnych laurek i odznacze, i chtnie by mi je pokaza, ale zginy przy przeprowadzce,
kiedy si oeni z moj mam. A potem tata powie, e do niczego nie dojd, e bd y w
ndzy i e ludzie bd mwi: ,,To jest ten Mikoaj, ktry mia w szkole ze stopnie, i bd
mnie wytyka palcami i mia si ze mnie. Nastpnie tata mi powie, e wypruwa z siebie
yy, eby mi da staranne wyksztacenie, ebym by dobrze przygotowany do ycia, a ja
jestem niewdzicznik i ani troch mnie nie obchodzi zmartwienie, jakie sprawiam moim
biednym rodzicom, i e nie dostan deseru, a z kinem to poczekamy na nastpny dzienniczek.
Mj tata wszystko to mi powie tak jak w zeszym miesicu i w zaprzeszym, ale ja
mam ju tego dosy. Powiem mu, e jestem bardzo nieszczliwy i jeli tak, no to dobrze,

33
pjd sobie z domu i pojad bardzo daleko, dopiero bd mnie aowa, i wrc za wiele,
wiele lat, bd mia duo pienidzy i tacie bdzie wstyd, e mi powiedzia, e do niczego nie
dojd, a ludzie nie omiel si wytyka mnie palcami i wymiewa i za te pienidze zabior
tat i mam do kina, a wszyscy bd mwi: Spjrzcie, to jest ten Mikoaj, ktry ma mas
pienidzy i funduje kino swojemu tacie i swojej mamie, chocia nie byli dla niego zbyt
dobrzy, a do kina zabior te nasz pani i dyrektora, no, i stanem przed domem.
Kiedy tak mylaem sobie o tym wszystkim i ukadaem te fajne historie, zapomniaem
o dzienniczku i szedem bardzo szybko. Ale teraz co mnie znw dusio i pomylaem, e
lepiej byoby odej od razu i wrci dopiero za wiele lat, ale zrobio si ju ciemno, a mama
nie lubi, ebym by tak pno na dworze. Wiec wszedem.
W salonie tata rozmawia z mam. Tata mia przed sob na stole mas papierw i nie
mia zadowolonej miny.
- To nie do wiary - mwi - ile si u nas wydaje na dom, mona by pomyle, e
jestem multimilionerem! Spjrz na te rachunki! Na ten rachunek od rzenika! Ze sklepiku!
Naturalnie, pienidze na to wszystko ja musz skd wytrzasn!
Mama te nie bya zadowolona i mwia, e tata nie ma pojcia, ile kosztuje
utrzymanie, i e powinien ktrego dnia pochodzi z ni po sklepach, e ona wrci do swojej
mamy, i e przy dziecku nie mwi si o takich sprawach. Wtedy ja podaem tacie
dzienniczek. Tata otworzy dzienniczek, podpisa, odda mi go i powiedzia:
- Dziecko tu nie ma nic do rzeczy. Chciabym jedynie, eby mi wytumaczya,
dlaczego baranina tyle kosztuje!
- Mikoaju, id si pobawi do swojego pokoju! - powiedziaa mama.
- Wanie, wanie - powiedzia tata.
Poszedem na gr do mojego pokoju, pooyem si na ku i zaczem paka.
Bo gdyby tata i mama naprawd mnie kochali, to zainteresowaliby si mn cho
troch!

34
LUDECZKA

Wcale nie byem zadowolony, kiedy mama powiedziaa mi, e jedna z jej przyjaciek
przyjdzie do nas na herbat ze swoj creczk. Nie lubi dziewczyn. S gupie, umiej bawi
si tylko lalkami i w sklep i cigle becz. Oczywicie, ja te czasem pacz, ale jak jest jaka
powana przyczyna, jak wtedy, kiedy wazon z salonu si stuk i tata mnie skrzycza, a ja tego
nie zrobiem umylnie, a poza tym ten wazon by bardzo brzydki, i ja wiem, e tata nie lubi,
jak si bawi pik w domu, ale wtedy akurat pada deszcz.
- Bd bardzo miy dla Ludeczki - powiedziaa mi mama. - To czarujca dziewczynka
i chciaabym, eby jej pokaza, e jeste dobrze wychowany.
Kiedy mama chce pokaza, e jestem dobrze wychowany, ubiera mnie w niebieskie
ubranko, bia koszul i wygldam jak pajac. Powiedziaem mamie, e wolabym i z
kolegami do kina na kowbojski film, ale spojrzaa na mnie srogo jak zawsze, kiedy nie ma
ochoty artowa.
- I prosz ci, eby nie zachowywa si jak brutal wobec dziewczynki, bo bdziesz
mia ze mn do czynienia, rozumiesz?
Przyjacika mamy przysza ze swoj creczk o czwartej. Pocaowaa mnie,
powiedziaa to samo, co wszyscy, e jestem duy chopiec, i powiedziaa jeszcze: A to jest
Ludeczka. Spojrzelimy na siebie. Ludeczka miaa te warkocze, niebieskie oczy, a nos i
sukienk czerwon. Podalimy sobie bardzo szybko koce palcw. Mama podaa herbat i
byo bardzo przyjemnie, bo kiedy mamy goci na herbacie, s czekoladowe ciasteczka i
mona bra dwa razy. Podczas podwieczorku ani ja, ani Ludeczka nic nie mwilimy.
Jedlimy i nie patrzylimy na siebie. Kiedy skoczylimy je, mama powiedziaa:
- A teraz, dzieci, idcie si bawi. Mikoaju, zabierz Ludeczk do twego pokoju i
poka jej twoje adne zabawki.
Mama umiechna si do mnie mio, ale oczy miaa takie, e wiedziaem, e nie ma
artw.
Kiedy poszlimy z Ludeczk do pokoju, nie wiedziaem, o czym z ni mwi.
Ludeczk pierwsza zacza:
- Wygldasz jak mapa - powiedziaa mi.
To mi si nie podobao, wic odpowiedziaem jej:
- A ty jeste baba! - i ona uderzya mnie po twarzy.

35
O mao co si nie rozpakaem, ale si powstrzymaem, bo przecie mama prosia,
ebym by dobrze wychowany, wic tylko pocignem Ludeczk za warkocz, a ona kopna
mnie w kostk. Wtedy musiaem pisn, bo mnie zabolao. Ju chciaem jej przyoy, ale
Ludeczk zmienia temat rozmowy i powiedziaa:
- No wic, pokazujesz mi te swoje zabawki?
Miaem jej wanie powiedzie, e to s zabawki dla chopcw, ale ona zobaczya
mego pluszowego misia, tego, ktrego ogoliem do poowy maszynk do golenia taty.
- Bawisz si lalkami? - zapytaa Ludeczka i zacza si mia.
Ju miaem j pocign za warkocz, a Ludeczka podnosia rk, eby mnie uderzy
w twarz, kiedy drzwi si otworzyy i weszy obydwie nasze mamy.
- No i jak, dzieci - spytaa moja mama - dobrze si bawicie?
- O tak, prosz pani - powiedziaa Ludeczka; oczy miaa bardzo szeroko otwarte i
trzepotaa bardzo prdko rzsami, a mama pocaowaa j i powiedziaa:
- Ona jest urocza, urocza! Takie mae kurcztko! - a Ludeczka dalej twardo trzepotaa
rzsami.
- Masz liczne ksiki z obrazkami, poka je Ludeczce - powiedziaa moja mama, a
tamta mama powiedziaa, e jestemy dwa mae kurcztka, a potem sobie poszy.
Wyjem ksiki z szafy i daem je Ludeczce, ale ona ani na nie spojrzaa, rzucia
wszystkie na podog, nawet t najwspanialsz, gdzie jest peno Indian.
- Ksiki mnie nie ciekawi - powiedziaa Ludeczka - nie masz czego
zabawniejszego? - i zajrzaa do szafki, zobaczya samolot, ten taki fajny, na gumk, co jest
czerwony i lata.
- Zostaw to - powiedziaem - to nie dla bab, to jest mj samolot! - i chciaem go
odebra, ale Ludeczka odskoczya w bok.
- Jestem go - powiedziaa - mam prawo bawi si wszystkimi twoimi zabawkami, a
jeli si nie zgadzasz, to zawoam moj mam i zobaczymy, kto ma racj!
Nie wiedziaem, co robi - nie chciaem, eby poamaa samolot, ale nie chciaem te,
eby zawoaa swoj mam, bo byaby zaraz awantura. Staem tak i mylaem, a Ludeczka
zakrcia tymczasem migo, eby nacign gumk, i pucia samolot. Pucia go przez
otwarte okno mojego pokoju i samolot polecia.
- Zobacz, co narobia! - krzyknem. - Nie bd ju mia samolotu! - i zaczem
paka.
- Bdziesz go mia, gupie ciel - powiedziaa Ludeczka.
- Spjrz, spad do ogrodu, trzeba tylko po niego pj.

36
Zeszlimy do salonu i zapytaem mam, czy moemy bawi si w ogrodzie, i mama
powiedziaa, e jest za chodno, ale Ludeczka zrobia znw t sztuk z rzsami i powiedziaa,
e chce popatrze na nasze liczne kwiaty. Wtedy moja mama powiedziaa, e ona jest urocze
mae kurcztko i ebymy si tylko ciepo ubrali. Musz si nauczy tej sztuki z rzsami, to
wietnie pomaga!
W ogrodzie podniosem samolot, nic mu si, na szczcie, nie stao. Ludeczka
zapytaa:
- No i co bdziemy robi?
- Albo ja wiem? - odpowiedziaem. - Chciaa patrze na kwiaty, to patrz, jest ich caa
masa.
Ale Ludeczka powiedziaa, e gwide na kwiaty i e s do luftu. Miaem ochot da
jej po nosie, ale nie odwayem si, bo okno salonu wychodzi na ogrd, a w salonie siedziay
mamy.
- Nie mam tu zabawek - powiedziaem. - Mam tylko futbolwk, jest w garau.
Ludeczka powiedziaa, e to dobra myl. Poszlimy po futbolwk, a mnie byo
gupio, baem si, co to bdzie, jak koledzy zobacz, e gram z dziewczyn.
- Sta midzy drzewami - powiedziaa Ludeczka - i staraj si zatrzyma pik.
Rozmieszyo mnie to, ale potem Ludeczka wzia rozmach i - trach! - strzelia jak
szatan. Nie udao mi si zatrzyma piki i pika zbia szyb w oknie garau.
Mamy wybiegy z domu. Moja mama zobaczya rozbit szyb i natychmiast
zrozumiaa, jak to byo.
- Mikoaju - powiedziaa. - Zamiast bawi si w brutalne gry, zrobiby lepiej, gdyby
zaj si gociem, szczeglnie jeli jest tak miy, jak Ludeczka.
Spojrzaem na Ludeczk, ale ona staa przy grzdkach i wchaa begonie.
Wieczorem nie dostaem deseru, ale to nic; Ludeczka jest fajna, jak uroniemy,
pobierzemy si. Ona ma fantastyczny strza!

37
WITAMY PANA MINISTRA

Wszystkim nam kazano zej na podwrze i przyszed dyrektor.


- Drogie dzieci - powiedzia. - Mam przyjemno zakomunikowa wam, e przejeda
przez nasze miasto pan minister i zaszczyci odwiedzinami nasz szko. Wiecie z pewnoci,
e pan minister to nasz dawny ucze. Jest to dla was przykad, ktry dowodzi, e pracujc
wytrwale, mona osign najwysze cele. Zaley mi na tym, eby ta wizyta zostawia panu
ministrowi niezapomniane wraenie, i licz, e mi w tym pomoecie.
I dyrektor kaza Kleofasowi i Joachimowi stan w kcie, bo si bili.
Nastpnie dyrektor zwoa wszystkich profesorw i wychowawcw i powiedzia im,
e ma wspaniae pomysy, jak przyj ministra. Na pocztek zapiewa si Marsyliank, a
potem trzech maluchw podejdzie do ministra i wrczy mu kwiaty. Naprawd, ten nasz
dyrektor ma fajne pomysy! To dopiero bdzie niespodzianka dla ministra! Na pewno
adnych kwiatw nie oczekuje. Nasza pani wygldaa na niespokojn, nie mam pojcia
dlaczego. Uwaam, e ostatnio nasza pani zrobia si bardzo nerwowa.
Dyrektor powiedzia, eby od razu zacz prb, i bylimy okropnie z tego
zadowoleni, bo upieka si nam lekcja. Panna Vanderblergue - ktra uczy piewu - kazaa
nam piewa Marsyliank. Zdaje si, e to nie poszo zbyt dobrze, chocia robilimy okropny
haas. Troch co prawda wyprzedzilimy starszakw. Oni byli przy dniu chway, ktry
nadchodzi, a my ju przy drugim skrwawionym sztandarze, ktry si wznosi, poza
Rufusem, ktry nie zna sw i piewa tralala, i Alcestem, ktry nie piewa, bo wanie
zajada rogalik. Panna Yonderblergue wymachiwaa rkami jak wiatrak, eby nas uciszy, a
potem zamiast skrzycze starszakw, e si spniaj, skrzyczaa nas, a przecie mymy byli
pierwsi na mecie, wic to byo niesprawiedliwie. Moliwe, e to Rufus zdenerwowa pann
Vanderblergue, bo kiedy on piewa, to zamyka oczy, wic nie widzia, e trzeba ju przesta,
i dalej piewa tralala. Nasza pani powiedziaa co dyrektorowi i pannie Vanderblergue, a
potem dyrektor nam powiedzia, e tylko starsi koledzy bd piewa, a mali maj udawa, e
piewaj.
Sprbowalimy i poszo bardzo dobrze, byo o wiele mniej haasu, a dyrektor
powiedzia Alcestowi, e nie musi si tak wykrzywia udajc, e piewa, a Alcest
odpowiedzia, e on nie udaje, e on je, i dyrektor ciko westchn.
- No wic dobrze - powiedzia dyrektor. - Po Marsyliance trzej malcy podejd do pana
ministra.

38
Dyrektor popatrzy na nas i wybra Euzebiusza, Ananiasza, ktry jest pierwszym
uczniem i pieszczoszkiem naszej pani, i mnie.
- Szkoda, e to nie s dziewczynki - powiedzia dyrektor - mona by je ubra na
niebiesko, biao i czerwono albo, jak to si robi czasami, zawiza im we wosach kolorowe
kokardy - to wyglda nadzwyczaj efektownie.
- Jak mi si zawie kolorow kokard we wosach, to zrobi drak - powiedzia
Euzebiusz.
Dyrektor odwrci prdko gow i spojrza na Euzebiusza jednym okiem szeroko
otwartym, a drugim zupenie malutkim, bo na to oko nasun brew.
- Co ty powiedzia? - zapyta dyrektor i wtedy nasza pani powiedziaa bardzo szybko:
- Nic, panie dyrektorze, on tylko kaszla.
- Wcale nie, prosz pani - powiedzia Ananiasz - ja syszaem, on powiedzia...
Ale pani nie daa mu skoczy, powiedziaa, e nikt si go nie pyta.
- Wanie, ty wstrtny skarypyto - powiedzia Euzebiusz - nikt si ciebie nie pyta.
Ananiasz zacz paka, powiedzia, e go nikt nie lubi, e jest bardzo nieszczliwy,
e le si czuje, e wszystko powie swojemu tacie i e wtedy dopiero zobaczymy, i pani
powiedziaa Euzebiuszowi, eby si nie odzywa bez pozwolenia, i dyrektor przesun rk po
twarzy, jakby chcia j obetrze, i zapyta pani, czy ta maa wymiana zda jest ju skoczona i
czy on moe mwi dalej. Pani zrobia si cakiem czerwona i wygldaa z tym bardzo adnie
- jest prawie taka adna jak moja mama, tylko e u nas w domu to raczej tata robi si
czerwony.
- Dobrze - powiedzia dyrektor. - Tych trzech chopaczkw podejdzie do pana ministra
i poda mu kwiaty. Chciabym mie na prb co, co przypomina bukiet.
Ros, nasz wychowawca, powiedzia:
- Mam myl, panie dyrektorze; zaraz przyjd.
Pobieg i wrci z trzema miotekami od kurzu z pirek. Dyrektor mia troch
zdziwion min, ale potem powiedzia, e na prb to ujdzie. Ros da kademu z nas
miotek - Euzebiuszowi, Ananiaszowi i mnie.
- A teraz, dzieci - powiedzia dyrektor - wyobramy sobie, e ja jestem panem
ministrem, a wy zbliacie si do mnie i dajecie mi mioteki.
Zrobilimy tak, jak nam kaza dyrektor, i dalimy mu mioteki. Dyrektor trzyma
mioteki w rkach, ale nagle rozgniewa si. Spojrza na Gotfryda i powiedzia:
- Ty, tam w szeregu, widz, e si miejesz. Moe nam powiesz, co ci tak rozbawio,
ebymy i my mogli si pomia.

39
- Z tego, co pan powiedzia, panie dyrektorze, e dobrze by byo zawiza kokardy na
gowach Mikoaja, Euzebiusza i tego wstrtnego pieszczoszka Ananiasza!
- Chcesz w zby? - zapyta Euzebiusz.
- Mam ci w nosie - powiedziaem do Gotfryda i Gotfryd da mi kuksaca.
Zaczlimy si bi i inni koledzy te, oprcz Ananiasza, ktry si rzuci na ziemi i
krzycza, e on nie jest wstrtny pieszczoszek, e nikt go nie lubi i e jego tata poskary si
ministrowi. Dyrektor macha swoimi miotekami i krzycza:
- Uspokjcie si! Uspokjcie si!
Wszyscy biegali, pannie Vanderblergue zrobio si sabo - bya pyszna zabawa!
Nazajutrz, kiedy minister przyszed, wszystko poszo doskonale, ale nas nie widzia,
bo zaprowadzono nas do pralni i gdyby nawet chcia nas zobaczy, to te by nie mg, bo
drzwi zamknito na klucz.
On ma dziwne pomysy, ten nasz dyrektor!

40
PAL CYGARO

Siedziaem sobie w ogrodzie i nic nie robiem, a kiedy przyszed Alcest i zapyta, co
robi, odpowiedziaem mu:
- Nic.
Wtedy Alcest powiedzia:
- Chod ze mn, to ci co poka, zabawimy si.
Poszedem za nim od razu, bo my si zawsze dobrze we dwch bawimy. Nie wiem,
czy ju o tym mwiem, e Alcest to ten kolega, co jest bardzo gruby i cigle je. Ale teraz nie
jad, rk trzyma w kieszeni i kiedymy szli ulic, oglda si, jak gdyby chcia sprawdzi,
czy nikt za nami nie idzie.
- Alcest, co mi masz do pokazania? - zapytaem go.
- Jeszcze nie teraz - odpowiedzia.
Wreszcie, kiedy minlimy rg, Alcest wyj z kieszeni grube cygaro.
- Spjrz - powiedzia - prawdziwe, nie czekoladowe!
Nie musia mi mwi, e nie jest czekoladowe, bo gdyby byo z czekolady, to ju by
je zjad.
Byem troch rozczarowany. Alcest przecie mwi, e si zabawimy.
- Co bdziemy robi z tym cygarem? - zapytaem.
- Jak to: co?! - odpowiedzia Alcest. - Zapalimy je, do licha!
Nie byem zupenie pewny, czy to jest dobry pomys, palenie cygara, a poza tym
miaem wraenie, e to nie podobaoby si mamie i tacie, ale Alcest zapyta mnie, czy tata i
mama zabronili mi pali. Zastanowiem si, no i musiaem przyzna, e tata i mama zabronili
mi tylko rysowa na cianach mego pokoju, mwi przy stole, kiedy s gocie, a mnie nikt o
nic nie pyta, nalewa wod do wanny, eby puszcza w niej okrty, je ciastka przed
obiadem, trzaska drzwiami, duba w nosie, mwi brzydkie sowa, ale pali cygara - nie,
tego tata i mama nigdy mi nie zabraniali.
- No, widzisz - powiedzia Alcest. - W kadym razie, eby nie byo z tym jakich
historii, schowamy si gdzie, gdzie bdziemy mogli spokojnie popali.
Zaproponowaem, eby i na pusty plac niedaleko mego domu. Tata tam nigdy nie
chodzi. Alcest powiedzia, e to dobra myl, i mielimy ju przele przez ogrodzenie, eby
wej na plac, kiedy Alcest stukn si w czoo.
- Masz ogie? - zapyta.

41
Odpowiedziaem, e nie.
- No wic - powiedzia Alcest - jak bdziemy pali to cygaro?
Zaproponowaem, eby poprosi o ogie jakiego pana na ulicy. Widziaem, jak to
robi mj tata, i to jest bardzo mieszne, bo tamten pan zawsze stara si zapali zapalniczk i
nie moe tego zrobi z powodu wiatru, wic daje papierosa tacie, a tata przyciska do niego
swj papieros i papieros tamtego pana si gniecie, i pan nie jest taki bardzo zadowolony. Ale
Alcest powiedzia, e ja upadem na gow i e aden pan nie da nam ognia, bo jestemy za
mali.
- Szkoda, to byoby fajnie pognie papierosa jakiemu panu naszym grubym
cygarem.
- To moe kupimy zapaki w sklepie tytoniowym? - zaproponowaem.
- Masz fors? - zapyta Alcest.
Powiedziaem, e moglibymy si zoy, jak w szkole, przy kocu roku, kiedy
kupujemy prezent dla pani. Alcest si obrazi, powiedzia, e on daje cygaro, wic ja
powinienem kupi zapaki...
- A ty zapacie za cygaro? - zapytaem.
- Nie - odpowiedzia Alcest - znalazem je w szufladzie biurka mojego taty, a
poniewa mj tata nie pali cygar, wic mu si krzywda nie staa i nawet nie zauway, e tam
nie ma cygara.
- Jeli nie zapacie za cygaro, to nie ma powodu, ebym ja paci za zapaki -
powiedziaem.
W kocu zgodziem si, e kupi zapaki, pod warunkiem, e Alcest pjdzie ze mn
do sklepu tytoniowego, bo baem si troch i sam.
Weszlimy do sklepu tytoniowego i pani sprzedawczyni zapytaa nas:
- Czego sobie yczycie, moje zajczki?
- Zapaek - powiedziaem.
- Dla naszych tatusiw - powiedzia Alcest, ale to nie byo sprytnie powiedziane, bo
tamta pani zacza nas podejrzewa i powiedziaa, e nie powinnimy si bawi zapakami, e
nam zapaek nie sprzeda i e jestemy mae obuziaki. Ju wolaem tak, jak byo przedtem,
kiedy nazywaa nas zajczkami.
Wyszlimy ze sklepu tytoniowego i byo nam bardzo gupio. Jak to trudno pali
papierosy, kiedy si jest maym!

42
- Ja mam kuzyna harcerza - powiedzia Alcest. - Zdaje si, e uczono go zapala ogie
przez pocieranie dwch kawakw drewna. Gdybymy byli harcerzami, wiedzielibymy, co
robi, eby zapali cygaro.
Nie wiedziaem, e harcerzy ucz takich rzeczy, ale nie mona wierzy we wszystko,
co opowiada Alcest. Nigdy nie widziaem, eby harcerz pali cygaro.
- Mam do twojego cygara - powiedziaem Alcestowi - wracam do domu.
- Dobrze - powiedzia Alcest - zreszt ju jestem godny i nie chc spni si na
podwieczorek, bo bdzie babka drodowa.
Ale w tej chwili zobaczylimy na ziemi, na chodniku, pudeko zapaek. Podnielimy
je szybko i otworzylimy: bya w nim jedna zapaka. Alcest by taki zdenerwowany, e
zapomnia o babce. Alcest musi by strasznie zdenerwowany, jeli zapomni o babce!
- Chodmy szybko na plac! - krzykn.
Pobieglimy, przelelimy przez pot w miejscu, gdzie brakuje jednej deski. Fajny jest
ten plac, czsto chodzimy gra tam w pik. Wszystko tam jest: trawa, boto, pyty z
chodnika, stare skrzynki, pudeka od konserw, koty, no i przede wszystkim samochd! To
jest, oczywicie, stary samochd, bez k, bez motoru, bez drzwiczek, ale wchodzimy do
rodka i wietnie si bawimy. Mwimy ,,wrr, wrr... i bawimy si take w autobus: Dzy,
dzy, kocowy przystanek, prosz nie wsiada, komplet. Fantastyczne!
- Zapalimy cygaro w aucie - powiedzia Alcest.
Weszlimy do rodka, a kiedymy usiedli, spryny w siedzeniach miesznie
zaskrzypiay, zupenie jak ten fotel dziadka u babci, ktrego babcia nie chce naprawi, bo
przypomina jej dziadka.
Alcest odgryz koniec cygara i wyplu go. Powiedzia, e widzia to na filmie z
bandytami. Potem bardzo ostronie zapalilimy zapak, eby nam nie zgasa - udao si.
Poniewa cygaro byo Alcesta, wic Alcest zacz; wcign dym, wydajc przy tym rozmaite
odgosy, i narobi bardzo duo dymu. To pierwsze zacignicie zaskoczyo go, zacz
okropnie kaszle i odda mi cygaro. Zacignem si i musz powiedzie, e wcale mi to tak
bardzo nie smakowao i te zaczem kaszle.
- Nie masz pojcia o paleniu - powiedzia Alcest. - Spjrz! Teraz puszcz dym nosem!
I Alcest wzi cygaro, i sprbowa wypuci dym nosem, i zacz jeszcze gorzej
kaszle. Potem ja sprbowaem, poszo mi lepiej ni jemu, ale dym gryz mnie w oczy.
Zabawa bya na medal!
Podawalimy tak sobie po kolei to cygaro, a w kocu Alcest powiedzia:
- Tak mi jako dziwnie. Wcale nie jestem godny.

43
Zrobi si zielony na twarzy i nagle pojecha do rygi. Wyrzucilimy cygaro, bo i mnie
krcio si w gowie i chciao mi si paka.
- Id do mamy - powiedzia Alcest i poszed trzymajc si za brzuch; myl, e dzi
wieczorem nawet nie tknie drodowej babki.
Ja take poszedem do domu. Czuem si dosy kiepsko. Tata siedzia w salonie i pali
fajk, mama robia na drutach, a mnie okropnie zemdlio.
Mama bya zaniepokojona, pytaa, co mi jest. Powiedziaem, e to od dymu, ale nie
zdyem jej powiedzie o cygarze, bo znowu mnie zemdlio.
- Widzisz - powiedziaa mama do taty - zawsze ci mwi, e twoja fajka cuchnie.
I teraz, od czasu kiedy paliem cygaro, tak u nas jest, e tacie nie wolno pali fajki.

44
TOMCIO PALUCH

Pani powiedziaa nam, e dyrektor szkoy odchodzi na emerytur. eby to uczci,


przygotowuje si niezwyke rzeczy, zupenie jak na rozdanie nagrd: przyjd tatusiowie i
mamusie, ustawi si w duej sali krzesa, fotele dla dyrektora i profesorw, estrad udekoruje
si girlandami. Aktorami, jak zawsze, bdziemy my, uczniowie. Kada klasa co
przygotowuje. Starsi koledzy bd si gimnastykowa; stan jedni na drugich, a ten, ktry
bdzie najwyej, machnie chorgiewk i wszyscy zaczn klaska. Zrobili tak w zeszym roku
na rozdanie nagrd i to byo bardzo fajne, chocia na kocu niezupenie si udao z
chorgiewk, bo upadli, zanim zaczli macha. Ci, co s o jedn klas wyej ni my, bd
taczy. Przebior si za chopw, bd mieli saboty. Ustawi si w koo, bd stuka
sabotami na estradzie, a zamiast macha chorgiewk, bd powiewa chusteczkami i
krzycze: Hej, ha! Oni te robili to w zeszym roku, to jest gorsze ni gimnastyka, ale
przynajmniej nie upadli. Jedna klasa bdzie piewa Panie Janie, a potem jeden dawny
ucze nam opowie, e wyszed na ludzi i zosta sekretarzem w merostwie, bo dyrektor dawa
mu dobre rady.
My... to bdzie fantastyczne! Pani powiedziaa nam, e odegramy sztuk. Sztuk tak
jak w teatrach i w telewizorze Kleofasa, bo mj tata cigle jeszcze nie chce kupi telewizora.
Sztuka nazywa si Tomcio Paluch i Kot w Butach i dzi w klasie bdziemy mieli pierwsz
prb, pani rozda nam role. Gotfryd na wszelki wypadek przyszed przebrany za kowboja, bo
jego tata jest bardzo bogaty i kupuje mu mas rzeczy, ale pani nie bya wcale zadowolona z
tego przebrania.
- Uprzedzaam ci ju, Gotfrydzie - powiedziaa mu - e nie lubi, jak przychodzisz do
szkoy w tym przebraniu. Zreszt w tej sztuce nie ma kowbojw.
- Nie ma kowbojw? - zapyta Gotfryd. - I to ma by sztuka? To bdzie do chrzanu!
I pani kazaa mu sta w kcie.
Sztuka jest bardzo zawia i ja nie bardzo rozumiaem, o co chodzi, kiedy pani nam o
niej opowiadaa. Wiem, e jest Tomcio Paluch, ktry szuka swoich braci i spotyka Kota w
Butach, i jest markiz Carabas, i zy olbrzym, ktry chce zje braci Tomcia Palucha, i Kot w
Butach pomaga Tomciowi, i zwyciaj olbrzyma, i olbrzym robi si dobry, i zdaje si, e w
kocu on nie zjada braci Tomcia, i wszyscy s zadowoleni, i jedz co innego.
- No wic? - powiedziaa pani - kto bdzie gra Tomcia Palucha?

45
- Ja, prosz pani - powiedzia Ananiasz. - To jest gwna rola, a ja jestem pierwszym
uczniem!
To prawda, e Ananiasz jest pierwszym uczniem i pieszczoszkiem naszej pani; to zy
kolega, bo cigle si mae i nosi okulary, i przez to nie mona go uderzy.
- Ty tak wygldasz na Tomcia Palucha, jak ja na chiskiego cesarza! - powiedzia
Euzebiusz, jeden nasz kolega, Ananiasz zacz paka, i pani kazaa Euzebiuszowi stan w
kcie obok Gotfryda.
- Potrzebny nam olbrzym - powiedziaa pani. - Olbrzym, ktry chce zje Tomcia
Palucha!
Zaproponowaem, eby olbrzymem zosta Alcest, bo on jest bardzo gruby i cigle je.
Ale Alcest nie chcia, popatrzy na Ananiasza i powiedzia:
- Takich nie jadam!
Pierwszy raz widziaem, eby Alcest brzydzi si jakim jedzeniem, ale rzeczywicie
ju sama myl o zjedzeniu Ananiasza odbiera apetyt. Ananiasz si obrazi, e go nie chc je.
- Jeli nie cofniesz tego, co powiedziae - krzykn Ananiasz - poskar si rodzicom
i zobaczysz, e ci wyrzuc ze szkoy!
- Spokj! - krzykna pani. - Alcest, bdziesz robi tum mieszkacw miasteczka i
bdziesz take suflerem; bdziesz pomaga kolegom w czasie przedstawienia.
Pomys podpowiadania kolegom, tak jak wtedy, kiedy staj przy tablicy, spodoba si
Alcestowi; wyj z kieszeni biszkopta, woy do ust i powiedzia: Dobra!
- C to za sposb wyraania si! - krzykna pani. - Prosz mwi poprawnie!
- Dobra... prosz pani - poprawi si Alcest, a pani gboko westchna. Ostatnio robi
wraenie bardzo zmczonej.
Na Kota w Butach pani wybraa naprzd Maksencjusza. Powiedziaa mu, e bdzie
mia pikny kostium, szabl, wsy i ogon. Maksencjusz zgodzi si na pikny kostium, na
wsy, no i przede wszystkim na szabl, ale nie chcia nawet sysze o ogonie.
- Bd wyglda jak mapa - powiedzia.
- No to co? - powiedzia Joachim. - Zawsze tak wygldasz!
Maksencjusz go kopn, Joachim go trzepn, a pani postawia obu do kta i
powiedziaa, e ja bd Kotem w Butach, a jeli nie chc, to waciwie wszystko jedno, bo
ona ju zaczyna mie dosy tej bandy urwisw i bardzo jej al naszych rodzicw, e musz
nas wychowywa, i jeli tak dalej pjdzie, skoczymy w wizieniu i biedni bd ci wizienni
dozorcy.

46
Potem, kiedy Rufus zosta wyznaczony na olbrzyma, a Kleofas na markiza Carabasa,
pani rozdaa nam kartki pisane na maszynie, a na nich to, co mamy mwi. Pani zobaczya, e
duo aktorw stoi w kcie, wic kazaa im wrci na miejsca i pomaga Alcestowi w robieniu
tumu mieszkacw. Alcest by niezadowolony, bo chcia ten tum robi sam, ale pani kazaa
mu by cicho.
- A wic - powiedziaa pani - zaczynamy! Przeczytajcie uwanie wasze role.
Ananiasz, ty podchodzisz tutaj, jeste zrozpaczony, szukasz braci w lesie i spotykasz Mikoaja
- Kota w Butach. A wy - tum - mwicie wszyscy razem: Ale to Tomcio Paluch i Kot w
Butach! No, zaczynamy!
Ustawilimy si koo tablicy. Ja miaem za paskiem linijk (niby to szabl) i Ananiasz
zacz czyta swoj rol.
- Moi bracia - powiedzia - gdzie s moi biedni bracia?
- Moi bracia - krzykn Alcest - gdzie s moi biedni bracia?
- Ale, Alcest, co ty wyprawiasz? - zawoaa pani.
- No jak to? - zdziwi si Alcest. - Ja podpowiadam!
- Prosz pani - powiedzia Ananiasz - jak Alcest podpowiada, pluje mi okruchami
biszkopta na okulary i ja nic nie widz! Poskar si rodzicom!
I Ananiasz zdj okulary, eby je wytrze, a wtedy Alcest prdko z tego skorzysta i
trzepn go po gowie.
- Daj mu fang w nos! - krzykn Euzebiusz. - W nos!
Ananiasz zacz krzycze i paka. Powiedzia, e jest nieszczliwy, e chc go zabi,
i rzuci si na ziemi. Maksencjusz, Joachim i Gotfryd zaczli robi tum.
- Ale to Tomcio Paluch - mwili - i Kot w Butach.
Ja biem si z Rufusem. Miaem linijk, a on kaamarz. Prba sza fajnie, kiedy nagle
pani krzykna:
- Do tego! Na miejsca! Nie bdziecie wystpowali na uroczystoci! Nie chc, eby
pan dyrektor to widzia!
Stanlimy jak wryci: pierwszy raz si zdarzyo, e pani chciaa ukara dyrektora.

47
ROWER

Tata nie chcia mi kupi roweru. Mwi, e dzieci s bardzo nieostrone, e robi
rne sztuki na rowerach, e je ami, a same rozbijaj sobie nosy. Powiedziaem tacie, e ja
bybym ostrony, a potem pakaem i dsaem si, a potem powiedziaem, e pjd sobie z
domu, i w kocu tata powiedzia, e bd mia rower, jeli bd w pierwszej dziesitce z
arytmetyki.
Dlatego byem wczoraj taki zadowolony, wracajc ze szkoy, bo byem dziesity z
arytmetycznej klaswki. Kiedy powiedziaem o tym tacie, wytrzeszczy oczy i powiedzia:
Co takiego, no co takiego!, a mama mnie pocaowaa, powiedziaa, e tata kupi mi zaraz
pikny rower i e to piknie, e tak dobrze zrobiem zadanie z arytmetyki. Trzeba powiedzie,
e miaem szczcie: tylko jedenastu chopcw pisao zadanie, bo inni maj gryp, a jedenasty
to by Kleofas, ktry jest zawsze ostatni, ale jemu wszystko jedno, bo i tak ma rower.
Kiedy dzi przyszedem do domu, zobaczyem tat i mam: czekali na mnie w
ogrodzie i umiechali si od ucha do ucha.
- Mamy niespodziank dla naszego duego syna! - powiedziaa mama i oczy jej si
miay.
Tata poszed do garau i wyprowadzi z niego - nie zgadniecie co - rower! Rower
czerwony i srebrny, byszczcy, z reflektorem i dzwonkiem. Pycha! Zaczem biega w
kko, a potem pocaowaem mam, pocaowaem tat i pocaowaem rower.
- Musisz przyrzec, e bdziesz ostrony - powiedzia tata - i e nie bdziesz robi
sztuk!
Przyrzekem, wic mama mnie pocaowaa, powiedziaa, e jestem jej duy chopczyk,
e zrobi czekoladowy krem na deser, i posza do domu. Moja mama i mj tata s najfajniejsi
na wiecie!
Tata zosta ze mn w ogrodzie.
- Czy wiesz - powiedzia - e byem kiedy mistrzem kolarskim i e gdybym nie
pozna twojej mamy, moe poszedbym na zawodowca?
Tego nie wiedziaem. Wiedziaem, e tata by mistrzem w futbolu, w rugby, w
pywaniu i w boksie, ale wjedzie na rowerze - to byo co nowego.
- Poka ci - powiedzia tata, wsiad na mj rower i zacz jedzi naokoo ogrodu.
Naturalnie rower by za may dla taty i tata nie wiedzia, co robi z nogami, bo kolana mia
pod brod, ale jako dawa sobie rad.

48
- To jest najkomiczniejsze widowisko, jakie ogldam od czasu, kiedy ci ostatnio
widziaem!
Tak powiedzia pan Bledurt, ktry wyjrza sponad ogrodzenia. Pan Bledurt to nasz
ssiad, ktry bardzo lubi przekomarza si z tat.
- Cicho bd! - odpowiedzia tata. - Nic si nie znasz na rowerach!
- Co takiego?! - krzykn pan Bledurt. - Wiedz, ndzny ignorancie, e byem
midzyokrgowym mistrzem amatorw i e poszedbym na zawodowca, gdybym nie pozna
mojej ony!
Tata zacz si mia.
- Ty mistrzem! - powiedzia. - Mona pkn ze miechu! Ledwie si umiesz
utrzyma na trzykoowym rowerku!
To si nie podobao panu Bledurt.
- Zaraz zobaczysz - powiedzia i przeskoczy przez siatk. - Daj ten rower!
Pooy rk na kierownicy, ale tata nie chcia mu odda roweru.
- Nikt ci tu nie zaprasza, Bledurt, wracaj do swojej nory.
- Boisz si, e ci narobi wstydu przy twoim nieszczsnym dzieciciu? - zapyta pan
Bledurt.
- Uspokj si, al mi ci, doprawdy - powiedzia tata, wyrwa kierownic z rk pana
Bledurt i zacz znowu jedzi naokoo ogrodu.
- Przekomiczne - powiedzia pan Bledurt.
- Te sowa pene zazdroci nie dosigaj mnie - odpowiedzia tata.
Ja biegaem za tat i pytaem, czy mgbym cho raz przejecha si na moim rowerze,
ale tata nie sucha tego, co mwi, bo pan Bledurt zacz mia si z taty i tata wjecha na
begonie.
- Czego tak si gupio miejesz? - zapyta tata.
- Czy mog si teraz przejecha? - zapytaem.
- miej si, bo mnie to bawi - powiedzia pan Bledurt.
- To jest przecie mj rower - wtrciem.
- Jeste kompletny idiota, mj biedny Bledurt - powiedzia tata.
- Ach tak? - zapyta pan Bledurt.
- Tak! - odpowiedzia tata.
Zaczli si popycha i rower wpad na begonie.
- Mj rower! - krzyknem.
Kiedy przestali si wreszcie popycha, pan Bledurt powiedzia:

49
- Mam myl, objedziemy na czas te domy naokoo i zobaczymy, ktry z nas jest
lepszy!
- Nie ma mowy - odpowiedzia tata - zabraniam ci wsiada na rower Mikoaja! Zreszt
ty z twoj tusz na pewno by go zama.
- Widz, e tchrzysz - powiedzia pan Bledurt.
- Tchrz? Ja? - krzykn tata. - No, zaraz zobaczysz!
Tata wzi rower i wyszed na ulic. Pan Bledurt i ja poszlimy za nim. Zaczynaem
mie ju tego wszystkiego dosy, jeszcze ani razu nie usiadem na siodeku!
- Kady - powiedzia tata - okry raz domy, zmierzy si czas stoperem i ten, kto
wygra, zostanie mistrzem. Dla mnie to zreszt tylko formalno, wiem z gry, kto zwyciy!
- Jestem szczliwy, e uznajesz swoj niszo - powiedzia pan Bledurt.
- A ja co bd robi? - zapytaem.
Tata spojrza na mnie zdumiony, jakby zupenie zapomnia, e istniej.
- Ty? - zapyta tata. - Ty? No wic ty bdziesz sprawdza czas. Pan Bledurt da ci swj
zegarek.
Ale pan Bledurt nie chcia mi da zegarka. Powiedzia, e dzieci wszystko tuk,
wtedy tata powiedzia mu, e jest skpirado, i da mi swj zegarek, bardzo fajny, z du
wskazwk, ktra biegnie bardzo szybko, ale ja i tak wolabym swj rower.
Tata i pan Bledurt pocignli losy i pan Bledurt pojecha pierwszy. Poniewa
naprawd jest do gruby, prawie nie wida byo pod nim roweru i ludzie na ulicy odwracali
si za nim i pkali ze miechu. Jecha do wolno, a potem skrci i znikn za rogiem. Kiedy
ukaza si z drugiej strony, by bardzo czerwony, sapa i jecha zygzakiem.
- No, ile? - zapyta, kiedy dojecha do mnie.
- Dziewi minut, a dua wskazwka stoi midzy pitk a szstk.
Tata zacz si mia.
- No, stary - powiedzia - z takimi jak ty wycig dookoa Francji trwaby sze
miesicy.
- Zamiast robi gupie dowcipy - odpowiedzia zdyszany pan Bledurt - sprbuj
pojecha lepiej!
Tata wsiad na rower i pojecha.
Pan Bledurt dysza, a ja patrzyem na zegarek i czekalimy; ja oczywicie chciaem,
eby tata wygra, ale mino dziewi minut, a zaraz potem dziesi.
- Wygraem! Ja jestem mistrzem! - zawoa pan Bledurt.
Mino pitnacie minut, a taty wci nie byo wida.

50
- Ciekawe - powiedzia pan Bledurt. - Trzeba by zobaczy, co si stao.
No i wreszcie ukaza si tata. Szed na piechot. Spodnie mia podarte, przy nosie
trzyma chustk, a rower nis w rku. Kierownica roweru bya wykrcona, koo zamane,
lampka stuczona.
- Wpadem na kuby ze mieciami - powiedzia tata.
Na drugi dzie opowiadaem o tym Kleofasowi. Powiedzia, e z jego pierwszym
rowerem byo prawie tak samo.
- Co chcesz - powiedzia - wszyscy ojcowie s podobni - okropnie baznuj, a jeli si
na nich nie uwaa, ami rowery i robi sobie krzywd.

51
ZACHOROWAEM

Wczoraj czuem si doskonale, najlepszy dowd, e zjadem ca fur karmelkw,


cukierkw, ciastek, frytek i lodw; a w nocy, zupenie nie wiem dlaczego, ni std, ni zowd,
bardzo si rozchorowaem.
Rano przyszed doktor. Kiedy wszed do pokoju, zaczem paka, bardziej z
przyzwyczajenia ni dla czego innego, bo ja tego doktora znam i on jest okropnie miy. Poza
tym bardzo lubi, jak mnie opukuje, bo jest zupenie ysy i widz jego czaszk, ktra byszczy
tu pod moim nosem, i to jest bardzo zabawne. Doktor nie siedzia dugo, poklepa mnie po
policzku i powiedzia mamie:
- Niech go pani trzyma na diecie, a przede wszystkim niech nie wstaje, niech ley
spokojnie.
I poszed.
- Syszae, co powiedzia doktor? - zapytaa mama. - Mam nadziej, e bdziesz
bardzo grzeczny i posuszny.
Powiedziaem mamie, e moe by spokojna. Ja naprawd bardzo kocham moj mam
i zawsze jej sucham. Tak jest zreszt lepiej, bo inaczej wynikaj rozmaite kopoty.
Wziem ksik i zaczem czyta. Bya to fajna ksika z mnstwem obrazkw o
maym niedwiadku, ktry zabdzi w lesie, a tam byli myliwi.
Ja wol historie o kowbojach, ale ciocia Pulcheria na kade moje urodziny przynosi mi
ksiki o niedwiadkach, o zajczkach, o kotkach i o rnych maych zwierztkach.
Widocznie ciocia Pulcheria lubi takie historie.
Wanie czytaem o wstrtnym wilku, ktry chcia zje niedwiadka, kiedy wesza
mama, a za ni Alcest. Alcest to ten mj kolega, co jest bardzo gruby i cigle je.
- Mikoaju - powiedziaa mama - twj przyjaciel Alcest przyszed do ciebie z wizyt;
prawda, jaki on miy?
- Dzie dobry, Alcest - powiedziaem - to fajnie, e przyszed.
Mama zacza mwi, e nie naley co chwila powtarza sowa fajnie, ale kiedy
zobaczya pudeko, ktre Alcest trzyma pod pach, przerwaa i zapytaa:
- Co ty tam masz, Alcest?
- Czekoladki - odpowiedzia Alcest.
Wtedy mama powiedziaa, e Alcest jest bardzo miy, ale e prosi, eby mnie nie
dawa czekoladek, bo jestem na diecie. Alcest powiedzia mamie, e nie ma zamiaru dawa

52
mi czekoladek, e je przynis dla siebie, eby samemu je zje, i jeeli ja chc je
czekoladki, no to mog pj i sobie kupi, no bo co! Mama spojrzaa na Alcesta troch
zdziwiona, westchna, powiedziaa, ebymy byli grzeczni, i wysza. Alcest usiad przy
moim ku, patrzy na mnie, nic nie mwi i jad czekoladki. Miaem na nie okropn ochot.
- Alcest - powiedziaem - dasz mi czekoladk?
- Przecie jeste chory - odpowiedzia Alcest.
- Wcale nie jeste fajny kolega - powiedziaem mu.
Alcest powiedzia, e nie naley mwi fajny, i wpakowa od razu dwie czekoladki
do ust, no wic pobilimy si.
Mama przybiega bardzo niezadowolona. Rozdzielia nas i kazaa Alcestowi i do
domu. aowaem, e Alcest odchodzi, tak dobrzemy si bawili, ale zrozumiaem, e lepiej
nie sprzeciwia si mamie; nie wygldao na to, e ma ochot artowa. Alcest poda mi rk,
powiedzia: ,,Do zobaczenia, i poszed. Ja bardzo lubi Alcesta, to fajny kolega.
Mama popatrzya na moje ko i zacza strasznie krzycze. Rzeczywicie, kiedy
bilimy si z Alcestem, rozgnietlimy troch czekoladek na pocieli. Czekoladki byy te na
mojej pidamie i we wosach. Mama powiedziaa, e jestem nieznony, zmienia pociel,
zaprowadzia mnie do azienki, gdzie wyszorowaa mnie gbk i wod kolosk, i daa mi
czyst pidam: niebiesk w paski. Potem mama pooya mnie do ka i powiedziaa,
ebym jej nie odrywa od zaj. Zostaem sam, wziem znowu ksik, t o niedwiadku.
Ten wstrtny wilk nie zjad niedwiadka, bo myliwy go zabi, ale potem zjawi si lew, ktry
chcia zje niedwiadka, a niedwiadek nie widzia lwa, bo wanie zajada mid. Z tego
wszystkiego zrobiem si bardzo godny, chciaem zawoa mam, ale pomylaem, e bdzie
za - powiedziaa przecie, eby jej nie odrywa od zaj - wic wstaem i poszedem
zobaczy, czy nie ma czego dobrego w lodwce.
W lodwce byo mnstwo wspaniaych rzeczy, bo u nas si bardzo dobrze jada.
Wziem udko kurczcia, a takie udko na zimno to pycha, ciastka z kremem i butelk mleka.
Nagle usyszaem za plecami krzyk: Mikoaju! Przestraszyem si i wszystko wypado mi z
rk. To mama wesza do kuchni i na pewno nie spodziewaa si, e mnie tam zastanie. Na
wszelki wypadek zaczem paka, bo mama wygldaa na strasznie zagniewan. Ale mama
nic nie powiedziaa, zaprowadzia mnie do azienki, wyszorowaa gbk i wod kolosk,
zmienia mi pidam, bo popryskaem si mlekiem i kremem z ciastka. Mama woya mi
pidam czerwon w kratk i kazaa mi si natychmiast pooy, bo musiaa uporzdkowa
kuchni.

53
Kiedy znalazem si znowu w ku, nie chciaem ju czyta ksiki o niedwiadku,
ktrego wszyscy chcieli zje. Miaem ju dosy takich niedwiadkw, przez ktre robiem
gupstwa. Ale lee tak i nic nie robi to byo nudne, wic postanowiem, e bd rysowa.
Poszedem do biurka taty, eby wzi potrzebne rzeczy. Nie chciaem bra piknych kartek
biaego papieru, na ktrych w rogu byo napisane nazwisko taty byszczcymi literami, bo
wiedziaem, e si bdzie na mnie gniewa, wolaem wzi papiery, gdzie z jednej strony byy
jakie zapiski, i ktre na pewno nie byy ju potrzebne. Wziem take stare piro taty, to,
ktre ju si nie moe wicej zepsu.
Raz - dwa wrciem do pokoju i pooyem si do ka. Zaczem rysowa
fantastyczne rzeczy: okrty wojenne, ktre miotay ogie z dzia do samolotw, a samoloty
eksplodoway w powietrzu; fortece, do ktrych szturmowao mnstwo ludzi, a mnstwo
innych ludzi rzucao im rne rzeczy na gowy, eby odeprze atak. Poniewa przez dusz
chwil byo cicho, wic mama przysza zobaczy, co robi. I znowu zacza krzycze. Musz
wam powiedzie, e z pira taty troch cieknie i dlatego wanie tata ju nim nie pisze. To jest
ogromnie praktyczne do rysowania eksplozji, ale wszdzie porobiy si plamy z atramentu,
nawet na kodrze i na kapie. Mama bya za i nie spodobao jej si te, e rysowaem na tych
papierach, bo zdaje si, e zapiski po drugiej stronie to byy dla taty jakie wane rzeczy.
Mama kazaa mi wsta, zmienia pociel, zaprowadzia mnie do azienki, wyszorowaa
pumeksem, gbk i resztk wody koloskiej.
Woya mi zamiast pidamy star koszul taty, bo wszystkie moje pidamy byy ju
brudne.
Wieczorem przyszed doktor, opuka mnie, a ja pokazaem mu jzyk. Potem poklepa
mnie po policzku i powiedzia, e ju jestem zdrw i e mog wsta.
Ale tego dnia jako si u nas nie wiodo z chorobami. Doktor zauway, e mama le
wyglda, i kaza jej si pooy i dobrze wypocz.

54
WIETNIEMY SI BAWILI

Kiedy szedem po poudniu do szkoy, spotkaem Alcesta, ktry powiedzia:


- A moe by tak nie i do szkoy?
Powiedziaem mu, e to niedobrze nie i do szkoy, e pani bdzie niezadowolona, e
mj tata mwi, e jeli chce si w yciu do czego doj i zosta pilotem, to trzeba pracowa,
e mama si zmartwi i e to nieadnie kama.
Ale Alcest przypomnia mi, e po poudniu jest arytmetyka, wic powiedziaem:
Dobrze, i nie poszlimy do szkoy.
Zamiast i w kierunku szkoy, pobieglimy w drug stron. Alcest zadysza si i nie
mg za mn nady. Musz wam powiedzie, e Alcest to ten grubas, ktry cigle je, no
wic, naturalnie, to mu przeszkadza biega, tym bardziej e moj specjalnoci jest bieg na
czterdzieci metrw - taka jest dugo szkolnego podwrza.
- Alcest, pospiesz si - powiedziaem.
- Ju nie mog - odpowiedzia Alcest, zacz robi uff, uff' i stan.
Powiedziaem mu wic, e lepiej si tu nie zatrzymywa, bo nasze mamy i tatusiowie
mog nas zobaczy i nie dadz nam deseru, i e po miecie chodz szkolni inspektorzy,
ktrzy nas wpakuj do ciemnicy, gdzie dostaniemy tylko chleb i wod. Kiedy Alcest to
usysza, zaraz si zrobi ogromnie silny i zacz biec tak szybko, e go nie mogem dogoni.
Zatrzymalimy si bardzo daleko, jeszcze dalej ni sklep pana Compani, ktry jest
bardzo miy i u ktrego mama kupuje konfitury z truskawek, okropnie fajne, bo nie maj
pestek tak jak morele.
- Tu jestemy bezpieczni - powiedzia Alcest, wyj biszkopty z kieszeni i zacz je,
bo, jak mi powiedzia, to gonienie zaraz po drugim niadaniu zaostrzyo mu apetyt.
- To by wietny pomys, Alcest - powiedziaem. - Kiedy pomyl o kolegach, ktrzy
wanie maj arytmetyk, chce mi si z nich mia.
- Mnie te - powiedzia Alcest i zaczlimy si mia.
Kiedy skoczylimy si mia, zapytaem Alcesta, co bdziemy robili.
- Sam nie wiem - powiedzia. - Moglibymy pj do kina.
To te by okropnie dobry pomys, ale nie mielimy pienidzy. W kieszeniach
znalelimy sznurek, kulki, dwie gumki i okruchy. Okruchw nie woylimy z powrotem, bo
one byy w kieszeni Alcesta i Alcest je zjad.

55
- Phi! - powiedziaem. - Nic nie szkodzi. Chopaki i tak wolayby by z nami tutaj,
nawet bez kina!
- Phi! - powiedzia Alcest. - Waciwie to wcale nie miaem ochoty na t Zemst
szeryfa.
- Phi! - powiedziaem. - Jaki tam kowbojski film!
I poszlimy przed kino pooglda fotosy. By take dodatek rysunkowy.
- A moe bymy poszli na skwer? - zaproponowaem. - Zrobimy pik z papieru i
potrenujemy.
Alcest powiedzia, e myl jest niegupia, ale po skwerze chodzi dozorca i jeeli nas
zobaczy, zapyta, dlaczego nie jestemy w szkole, i zaprowadzi nas do ciemnicy, i dostaniemy
tam tylko chleb i wod. Alcest na sam myl o tym poczu gd i wycign z teczki kanapk
z serem. Poszlimy ulic i kiedy Alcest skoczy je kanapk, powiedzia:
- Chopakom w szkole nie jest tak fajnie, jak nam!
- Masz racj - powiedziaem - a poza tym ju jest za pno, eby i na lekcje -
wlepiliby nam kar.
Ogldalimy wystawy i Alcest wytumaczy mi, co ley na wystawie w wdliniarni, a
potem robilimy miny przed perfumeri, gdzie byy lustra, ale odeszlimy, bo ludzie w
sklepie patrzyli na nas i wygldali na zdziwionych.
Na wystawie u zegarmistrza zobaczylimy, ktra godzina - byo jeszcze bardzo
wczenie.
- Fajnie - powiedziaem. - Moemy si jeszcze zabawi, zanim wrcimy do domu.
Bylimy ju zmczeni tym chodzeniem i Alcest zaproponowa, ebymy poszli na
pusty plac, gdzie nikt nie przychodzi i gdzie mona usi na ziemi. Ten plac jest fajny i
zaczlimy ciska kamieniami w puszki od konserw. Kiedy nam si to znudzio, usiedlimy
na ziemi i Alcest wycign swoj ostatni kanapk z wdlin.
- Teraz na pewno chopaki rozwizuj zadania - powiedzia.
- Nie - powiedziaem - teraz ju jest chyba pauza.
- Phi! Czy uwaasz, e pauza to takie zabawne? - zapyta Alcest.
- Te co! - odpowiedziaem i zaczem paka, bo w kocu, naprawd, to wcale nie
byo takie mieszne siedzie tu tylko we dwch; nic nie mona robi, trzeba si ukrywa i ja
miaem racj, e chciaem i do szkoy, nawet na arytmetyk, i gdybym nie spotka Alcesta,
bybym teraz na pauzie i grabym w kulki i w policjantw i zodziei, a ja jestem cholernie
mocny w grze w kulki.
- Czego si tak maesz? - zapyta Alcest.

56
- Przez ciebie nie bawi si teraz w policjantw i zodziei - powiedziaem mu.
To si nie podobao Alcestowi.
- Wcale ci nie prosiem, eby szed ze mn - powiedzia - a poza tym, gdyby
powiedzia nie, poszedbym do szkoy. To wszystko przez ciebie!
- Ach tak? - zapytaem Alcesta, tak jak mj tata pana Bledurt, naszego ssiada, ktry
lubi przekomarza si z tat.
- Wanie tak - odpowiedzia Alcest, tak jak pan Bledurt odpowiada tacie, i pobilimy
si.
Kiedy skoczylimy si bi, zacz pada deszcz, wic wzilimy nogi za pas, bo na
placu nie ma gdzie si schowa, a moja mama nie lubi, jak mokn na deszczu, a ja prawie
nigdy nie jestem nieposuszny.
Alcest i ja stanlimy pod daszkiem przy wystawie zegarmistrza. La okropny deszcz i
nikogo nie byo na ulicy, tylko my, i to wcale nie byo zabawne. Stalimy tak i czekalimy, a
przyjdzie pora, kiedy si wraca ze szkoy.
Kiedy przyszedem do domu, mama powiedziaa, e jestem bardzo blady, e
wygldam na zmczonego i jeeli chc, mog jutro nie i do szkoy, ale ja powiedziaem, e
pjd, i mama bya bardzo zdziwiona.
No bo jutro w szkole, jak opowiemy, Alcest i ja, jakemy si fajnie bawili, chopaki
bd nam okropnie zazdroci!

57
ID Z WIZYT DO ANANIASZA

Chciaem i pobawi si z kolegami, ale mama powiedziaa, e nie, e nie ma mowy,


e ci chopcy, do ktrych chodz, nie podobaj si jej, e kiedy jestemy razem, broimy bez
przerwy, i e jestem zaproszony na podwieczorek do Ananiasza, a Ananiasz jest bardzo
grzeczny, dobrze uoony i dobrze by byo, gdybym bra z niego przykad. Wcale nie miaem
ochoty i na podwieczorek do Ananiasza ani bra z niego przykadu. Ananiasz jest
pierwszym uczniem i pieszczoszkiem pani nauczycielki; on nie jest za dobry kumpel, ale go
nie bijemy, bo nosi okulary.
Wolabym i na basen z Alcestem, Gotfrydem, Euzebiuszem i innymi kolegami, ale
nawet nie prbowaem prosi - mama miaa powan min. Ja zreszt zawsze sucham si
mamy, a szczeglnie, kiedy ma tak min.
Mama kazaa mi si wykpa, uczesa, woy niebieskie marynarskie ubranko, to,
ktre ma zaprasowane kanty, bia jedwabn koszul i krawat w groszki. Byem ubrany jak na
lub mojej kuzynki Elwiry, wtedy kiedy si tak rozchorowaem po przyjciu.
- Nie rb takiej ponurej miny - powiedziaa mama. - Zobaczysz, jak ci bdzie
przyjemnie u Ananiasza - no i wyszlimy z domu; baem si tylko, e spotkam kolegw: ale
by si mieli, gdyby mnie zobaczyli tak ubranego!
Drzwi otworzya mama Ananiasza.
- Jaki on milutki - powiedziaa, pocaowaa mnie i zawoaa: - Ananiasz! Szybko!
Przyszed twj przyjaciel, Mikoajek!
Ananiasz przyszed, tak samo miesznie ubrany: mia aksamitne spodenki, biae
skarpetki i jakie dziwne czarne sandaki, bardzo byszczce. Wygldalimy jak dwa pajace.
Ananiasz nie wydawa si zbyt zadowolony, e przyszedem, poda mi rk, tak
mikk, jak aba.
- Zostawiam go - powiedziaa moja mama. - Mam nadziej, e bdzie grzeczny.
Przyjd po niego o szstej.
Mama Ananiasza powiedziaa, e jest pewna, e si bdziemy dobrze bawili i e ja
bd bardzo grzeczny. Mama popatrzya na mnie, jakby troch niespokojna, i wysza.
Podwieczorek by pyszny: bya czekolada, ciastka, biszkopty, i nie trzymalimy okci
na stole. Potem mama Ananiasza powiedziaa, ebymy poszli do pokoju Ananiasza i
ebymy si grzecznie bawili.

58
Kiedymy weszli do tego pokoju, Ananiasz od razu mi powiedzia, ebym go nie bi,
bo on ma okulary, e bdzie krzycza i e jego mama kae mnie wsadzi do wizienia.
Powiedziaem mu, e mam wielk ochot go trzepn, ale nie zrobi tego, bo przyrzekem
mojej mamie, e bd grzeczny. To si, wida, spodobao Ananiaszowi, bo powiedzia, e
moemy si ju bawi. Zacz wyciga stosy ksiek: geografi, przyrod, arytmetyk, i
zaproponowa, ebymy sobie poczytali i dla rozrywki rozwizywali zadania. Powiedzia, e
ma fajne zadania o kurkach, z ktrych leje si woda do nie zatkanej wanny, ta woda napenia
wann i ucieka z niej w tym samym czasie. To by dobry pomys, wic zapytaem Ananiasza,
czy mog zobaczy wann i e moemy si tak pobawi. Ananiasz spojrza na mnie, zdj
okulary, przetar je, pomyla chwil, a potem powiedzia, eby i za nim.
W azience bya dua wanna; powiedziaem Ananiaszowi, e moglibymy nala do
niej wody i puszcza okrty. Ananiasz powiedzia, e mu to nigdy nie przyszo do gowy, ale
e to wcale niezy pomys. Wanna napenia si bardzo szybko a po brzegi, ale co prawda,
tomy j zatkali. Ananiasz by bardzo zakopotany, bo okazao si, e nie ma okrtw.
Wytumaczy mi, e ma bardzo mao zabawek, e dostaje gwnie ksiki. Na szczcie
umiem robi okrty z papieru, wic wzilimy kartki z ksiki od arytmetyki. Oczywicie
staralimy si uwanie wyrywa kartki, eby Ananiasz mg je potem znowu powkleja, bo to
bardzo brzydko robi krzywd ksikom, drzewom albo zwierztom.
Bawilimy si pysznie. Ananiasz woy rk do wody i robi fale. Szkoda tylko, e
nie zawin rkawa koszuli i e nie zdj zegarka, co go dosta za ostatnie wypracowanie z
historii, w ktrym by najlepszy; zegarek teraz stan na godzinie czwartej minut dwadziecia
i ju si nie rusza. Mino troch czasu, nawet nie wiem ile, przez ten zegarek, co przesta
chodzi, i znudzia si nam ta zabawa, a poza tym wszdzie byo peno wody i nie chcielimy
robi za wiele baaganu, tym bardziej e na pododze byo ju peno bota i sandaki
Ananiasza nie byszczay tak jak przedtem.
Poszlimy z powrotem do pokoju Ananiasza i Ananiasz pokaza mi globus. To jest
taka dua metalowa kula, na ktrej namalowano morza i ldy. Ananiasz wytumaczy mi, e z
globusa mona si uczy geografii, i pokaza, gdzie znajduj si rne kraje. Wiedziaem to,
bo w szkole jest taki sam globus i pani pokazywaa nam, jak to z tym jest. Ananiasz
powiedzia, e mona odkrci globus i e wtedy wyglda jak dua pika. Zdaje si, e to by
mj pomys, eby si bawi globusem, ale ten pomys nie by wcale taki dobry.
Rzucalimy globus do siebie, ale Ananiasz zdj okulary, eby si nie poamay, a on
bez okularw le widzi i nie zapa globusa, ktry uderzy Australi w lustro i lustro si
stuko. Ananiasz woy okulary, eby zobaczy, co si stao, i porzdnie si zmartwi.

59
Odstawilimy globus na miejsce i postanowilimy uwaa, bo nasze mamy mogyby by z
nas nie bardzo zadowolone.
Zastanawialimy si, w co si bawi, i Ananiasz powiedzia, e jego tata kupi mu tak
gr, z ktrej mona nauczy si chemii. Pokaza mi j: bya fajna. Due pudo pene
probwek, miesznych okrgych buteleczek, flakonikw z czym w rnych kolorach; by
tam take palnik spirytusowy. Ananiasz powiedzia mi, e z tym wszystkim mona robi
bardzo pouczajce dowiadczenia.
Ananiasz zabra si do mieszania rnych proszkw i pynw w probwkach: te
mieszanki zmieniay kolory, robiy si czerwone albo niebieskie, a od czasu do czasu
pokazywa si biay dymek. To byo okropnie pouczajce! Powiedziaem Ananiaszowi, e
powinnimy zrobi jakie inne dowiadczenie, jeszcze bardziej pouczajce, i Ananiasz
zgodzi si ze mn. Wzilimy najwiksz butelk, napenilimy j wszystkimi proszkami i
wszystkimi pynami, a potem wzilimy palnik spirytusowy i zaczlimy podgrzewa butelk.
Z pocztku szo nam niele: zrobia si piana i szed z tego bardzo czarny dym. Szkoda tylko,
e dym brzydko pachnia i brudzi wszystko naokoo. Ale musielimy przerwa
dowiadczenie, bo nagle butelk rozerwao.
Ananiasz zacz krzycze, e nic nie widzi, ale na szczcie nie widzia tylko dlatego,
e szka w jego okularach byy cakiem czarne. Ananiasz wyciera je, a ja otworzyem okno,
bo zaczlimy kaszla przez ten dym. Piana na dywanie miesznie bulgotaa, jak woda, kiedy
si gotuje, i ciany byy cakiem czarne, no i my te nie bylimy bardzo czyci.
A potem wesza mama Ananiasza. Przez krciutk chwil nic nie mwia, tylko
otworzya szeroko oczy i usta. Ale potem zacza krzycze, zdja Ananiaszowi okulary i
trzepna go, a w kocu wzia nas za rce i zaprowadzia do azienki, eby nas umy. Kiedy
zobaczya azienk, nie bya zbyt zadowolona.
Ananiasz pilnowa swoich okularw, eby cigle byy na nosie, bo wcale nie chcia
oberwa jeszcze raz. A jego mama wybiega z azienki, krzyczc, e zatelefonuje do mojej
mamy, eby zaraz po mnie przysza, e jeszcze nigdy nie widziaa czego podobnego i e to
jest nie do wiary.
Mama przysza po mnie bardzo szybko, a ja byem ogromnie zadowolony, bo ju
przestaem si tak dobrze bawi u Ananiasza, szczeglnie z t jego mam, ktra wygldaa na
strasznie nerwow. Mama zabraa mnie do domu i cay czas mi powtarzaa, e mog by z
siebie dumny i e dzi wieczr mog si poegna z deserem. Musz powiedzie, e to byo
dosy sprawiedliwe, bo jednak narobilimy troch baaganu z tym Ananiaszem. W kadym
razie mama miaa, jak zawsze, racj: z Ananiaszem pysznie si bawiem. Chtnie bym nawet

60
znowu go odwiedzi, ale podobno mama Ananiasza nie bardzo teraz chce, ebymy bywali u
siebie.
Dobrze by jednak byo, eby mamy zdecydoway si koniec kocw, czego waciwie
chc. Nie wiadomo ju wcale, do kogo mona chodzi z wizyt!

61
PAN BORDENAVE NIE LUBI SOCA

Nie rozumiem zupenie pana Bordenave, ktry mwi, e nie lubi adnej pogody.
Przecie deszcz wcale nie jest zabawny. Oczywicie, mona si bawi, nawet jeeli pada.
Mona brodzi w rynsztoku, mona otwiera usta i poyka krople deszczu, a i w domu jest
fajnie, bo jest ciepo, mona si bawi elektryczn kolejk, a mama daje na podwieczorek
czekolad i ciastka. Ale znowu kiedy pada, w szkole nie ma prawdziwych pauz, bo nie
puszczaj nas na podwrze. Dlatego wanie nie rozumiem pana Bordenave - przecie on
take korzysta z adnej pogody, bo to on opiekuje si nami na pauzach.
Na przykad dzisiaj bya pikna pogoda, okropnie duo soca i mielimy fantastyczn
pauz, tym bardziej e przez cae trzy dni padao i musielimy siedzie w klasie. Zeszlimy na
podwrze parami, jak zwykle, i pan Bordenave powiedzia nam: Rozej si, no i
zaczlimy dokazywa.
- Bawimy si w policjantw i zodziei! - krzykn Rufus, ktry ma tat policjanta.
- Nudzisz - powiedzia Euzebiusz. - Gramy w futbol.
No i pobili si. Euzebiusz jest bardzo silny i bardzo lubi dawa fangi kolegom, a
poniewa Rufus jest jego koleg, wic Euzebiusz da mu fang w nos. Rufus si tego nie
spodziewa, zachwia si i potrci Alcesta, ktry wanie jad buk z demem, i buka upada
na ziemi, a Alcest zacz krzycze. Przylecia pan Bordenave, rozdzieli Euzebiusza i Rufusa
i postawi ich do kta.
- A kto mi odda moj buk? - zapyta Alcest.
- Chcesz take i do kta? - odpowiedzia pan Bordenave.
- Nie, ja chc mie z powrotem moj buk z demem - powiedzia Alcest.
Pan Bordenave zrobi si cay czerwony, zacz sapa przez nos, jak zawsze, kiedy
wpada w zo, ale nie mg dalej rozmawia z Alcestem, bo Maksencjusz bi si z
Joachimem.
- Oddaj mi moj kulk, szachrowae! - krzycza Joachim i cign Maksencjusza za
krawat, a Maksencjusz wali go po gowie.
- Co si tu dzieje? - zapyta pan Bordenave.
- Joachim nie lubi przegrywa, wic krzyczy; jeli pan chce, mog mu da w nos -
powiedzia Euzebiusz, ktry podszed bliej, eby lepiej widzie.
Pan Bordenave spojrza na Euzebiusza, bardzo zdziwiony.
- Mylaem, e stoisz w kcie - powiedzia.

62
- Ano tak, prawda - powiedzia Euzebiusz i wrci do kta, a tymczasem Maksencjusz
by ju czerwony jak burak, bo Joachim cign go przez cay czas za krawat; pan Bordenave
posa ich obu do kta, do tamtych.
- A moja buka z demem? - zapyta Alcest, ktry jad buk z demem.
- Przecie wanie j jesz! - powiedzia pan Bordenave.
- No to co z tego?! - krzykn Alcest. - Przynosz cztery buki na pauz i chc zje
cztery buki!
- Pan Bordenave nie zdy si rozgniewa, bo dosta pik w gow - bc!
- Kto to zrobi?! - krzykn pan Bordenave, trzymajc si za czoo.
- To Mikoaj, prosz pana, sam widziaem! - powiedzia Ananiasz.
Ananiasz jest pierwszym uczniem i pieszczoszkiem pani nauczycielki, my go za
bardzo nie lubimy, to wstrtny skarypyta, ale nosi okulary i nie moemy go bi tyle razy, ile
nam si spodoba.
- Wstrtny skarypyto! - krzyknem. - Gdyby nie mia okularw, oberwaby ode
mnie pik!
Ananiasz zacz paka, mwi, e jest bardzo nieszczliwy, e si zabije, i zacz si
tarza po ziemi. Pan Bordenave zapyta mnie, czy to prawda, e to ja rzuciem pik, a ja mu
odpowiedziaem, e tak, e bawilimy si w myliwego i e nie trafiem w Kleofasa, i e to
nie moja wina, bo wcale nie chciaem upolowa pana Bordenave.
- Nie ycz sobie, ebycie si bawili w takie brutalne gry! Zabieram pik! A ty
marsz do kta! - powiedzia mi pan Bordenave.
Powiedziaem mu, e to jest okropnie niesprawiedliwie; Ananiasz zagra mi na nosie z
bardzo zadowolon min i odszed trzymajc ksik pod pach. Ananiasz nie bawi si nigdy
na pauzie - zabiera ze sob ksik i powtarza lekcje. To wariat ten Ananiasz!
- Wic co bdzie z moj buk? - zapyta Alcest. - Jem ju trzeci buk, pauza si
koczy, a ja nie mam czwartej buki - uprzedzam pana!
Pan Bordenave ju mia mu co odpowiedzie, ale nie mg, i to wielka szkoda, bo
wygldao na to, e to, co powie Alcestowi, bdzie bardzo interesujce. Nie mg
odpowiedzie, bo Ananiasz lea na ziemi i okropnie krzycza.
- Co znowu? - zapyta pan Bordenave.
- To Gotfryd! Pchn mnie! Moje okulary! Umieram! - powiedzia Ananiasz.
Mwi jak na filmie, ktry niedawno widziaem - byli tam ludzie w odzi podwodnej i
ta d nie moga wypyn, i ludzie si uratowali, ale d przepada.

63
- Ale nie, prosz pana, to wcale nie Gotfryd, Ananiasz sam upad, on si stale
przewraca - powiedzia Euzebiusz.
- Czego si wtrcasz? - zapyta Gotfryd. - Nikt si ciebie nie pyta. Ja go pchnem, no
i co z tego?
Pan Bordenare zacz krzycze, eby Euzebiusz wrci do kta i eby Gotfryd te
stan w kcie. Potem podnis Ananiasza, ktremu leciaa krew z nosa i ktry paka, i
zaprowadzi go do gabinetu lekarskiego, a za nim lecia Alcest i nudzi go o buk z demem.
My, reszta, postanowilimy zagra w futbol. Ale starszaki grali ju w futbol, a ze
starszakami nie zawsze mona si dogada i czsto si bijemy. Wic i tym razem, poniewa
na jednym podwrzu byy dwie piki i dwie partie, ktre cigle si mieszay, nie obeszo si
bez bijatyki.
- Zostaw t pik, gupi smarkaczu - powiedzia jeden starszak do Rufusa. - To nasza
pika!
- Nieprawda! - krzykn Rufus i to prawda, e to nie bya prawda, ale starszak strzeli
gola pik maych i trzepn Rufusa, a Rufus kopn w nog starszaka.
Nasze bijatyki ze starszakami zawsze s takie: oni nas bij, a my kopiemy ich w nogi.
No wic bilimy si na caego i by straszny rwetes. Ale mimo tego rwetesu usyszelimy
krzyk pana Bordenave, ktry wraca z lekarskiego gabinetu z Ananiaszem i Alcestem.
- Niech pan spojrzy - powiedzia Ananiasz - oni ju nie stoj w kcie!
Pan Bordenave mia min bardzo zagniewan i zacz biec w nasz stron, ale nie
dobieg, bo polizgn si na buce z demem Alcesta i upad.
- Brawo! - powiedzia Alcest. - Piknie si pan spisa! Niech pan tak dalej depcze po
moich bukach z demem.
Pan Bordenave wsta, otrzepa spodnie i pobrudzi sobie ca rk demem, a my
zaczlimy si znowu bi. To bya strasznie fajna pauza, ale pan Bordenave spojrza na
zegarek i kulejc poszed dzwoni na lekcj.
Kiedymy si ustawili w szeregu, nadszed Ros. Ros to drugi wychowawca,
ktrego tak nazywamy, bo on zawsze mwi: Spjrz mi w oczy, a poniewa na rosole s
oka, nazywamy go Rosoem. To starszaki tak wymyliy.
- No i co, mj kochany Bordenave - powiedzia Ros. - Jak poszo, nie najgorzej?
- Tak jak zwykle - odpowiedzia pan Bordenave. - C chcesz, modl si co dzie,
eby padao, a kiedy wstaj rano i widz, e nie pada - jestem zrozpaczony!
Nie, naprawd nie rozumiem pana Bordenave, kiedy mwi, e nie lubi soca!

64
UCIEKAM Z DOMU

Uciekem z domu! Bawiem si w salonie i byem bardzo grzeczny, a potem tylko


dlatego, e wylaem butelk atramentu na nowy dywan, przysza mama i skrzyczaa mnie.
Wic rozbeczaem si i powiedziaem, e sobie pjd i dopiero bdzie im smutno, a mama
powiedziaa:
- Z tego wszystkiego zrobio si pno, musz i po sprawunki.
I wysza.
Poszedem do mego pokoju, eby zabra to, co mi bdzie potrzebne do ucieczki.
Wziem moj teczk, woyem do niej czerwony samochodzik, ktry dostaem od cioci
Eulalii, lokomotyw z malutkiego nakrcanego pocigu z wagonem towarowym (to jedyny
wagon, co mi zosta, bo inne si poamay), kawaek czekolady, ktrej nie dojadem na
podwieczorek, wziem te skarbonk - nigdy nie wiadomo, mog potrzebowa pienidzy - i
wyszedem z domu.
Na szczcie mamy nie byo, bo na pewno nie pozwoliaby mi ucieka z domu. Na
ulicy zaczem biec. Mamie i tacie bdzie bardzo przykro; wrc kiedy, kiedy bd ju
bardzo starzy, tacy jak babcia, i bd bogaty, bd mia olbrzymi samolot, olbrzymi
samochd i wasny dywan, na ktry bd mg wylewa atrament, i mama i tata bd bardzo
zadowoleni, e jestem znowu z nimi.
Biegnc tak, znalazem si przed domem Alcesta. Alcest to ten mj kolega, co jest
bardzo gruby i cigle je, zdaje si, e ju wam o nim mwiem. Alcest siedzia przed domem i
jad piernik.
- Gdzie idziesz? - zapyta mnie Alcest i ugryz duy ks piernika.
Wytumaczyem mu, e uciekem z domu, i zapytaem, czy nie poszedby ze mn.
- Kiedy wrcimy za wiele, wiele lat - powiedziaem - bdziemy bardzo bogaci,
bdziemy mieli samoloty i samochody, a jak nasze mamy i tatusiowie nas zobacz, to tak si
uciesz, e ju nigdy nie bd na nas krzycze.
Ale Alcest nie mia ochoty ucieka.
- Zwariowae - powiedzia do mnie. - Moja mama robi na dzi wieczr bigos ze
sonin i z kiebas, no to ja nie mog i.
Powiedziaem wic Alcestowi: Do widzenia, a on pokiwa mi woln rk - drug nie
mg, bo pakowa ni wanie piernik do ust.

65
Skrciem za rg ulicy i przystanem na chwil, bo po rozmowie z Alcestem
zachciao mi si je, i zjadem mj kawaek czekolady; to mi doda si do podry. Chciaem
pj bardzo, bardzo daleko, tak eby mama i tata nie mogli mnie znale, do Chin albo do
Arcachon, gdzie bylimy na wakacjach zeszego lata - to jest strasznie daleko od naszego
domu i tam jest morze i s ostrygi.
Ale eby pojecha daleko, trzeba kupi samochd lub samolot. Usiadem na brzegu
chodnika, rozbiem skarbonk i przeliczyem pienidze. Na kupienie samochodu albo
samolotu, musz powiedzie, byo tego za mao. wic wszedem do cukierni i kupiem
czekoladow eklerk - bya naprawd przepyszna.
Kiedy skoczyem je ekierk, postanowiem i dalej pieszo: to bdzie trwao, ale
poniewa nie wracam do domu ani nie id do szkoy, mam mas czasu. Nie pomylaem
jeszcze o szkole. Jutro w klasie pani powie: ..Biedny Mikoaj! Poszed zupenie sam. zupenie
sam, bardzo, bardzo daleko. Wrci szalenie bogaty, bdzie mia samolot i samochd. I
wszyscy koledzy bd o mnie mwili i bd si o mnie niepokoili, a Alcest bdzie aowa, e
ze mn nie poszed. To bdzie okropnie fajnie.
Poszedem dalej, ale zaczem ju by zmczony, no a poza tym nie szo to zbyt
szybko, bo trzeba przyzna, e nie mam dugich ng, takich na przykad jak mj przyjaciel
Maksencjusz, no ale przecie nie mog prosi Maksencjusza, eby mi poyczy swoich ng.
Kiedy o tym mylaem, przyszo mi do gowy, e mgbym poprosi jakiego koleg, eby mi
poyczy rower. Akurat przechodziem koo domu Kleofasa. Kleofas ma fajny rower, cay
ty i strasznie byszczcy, tylko szkoda, e Kleofas nie lubi poycza swoich rzeczy.
Zadzwoniem do drzwi domu Kleofasa i on sam otworzy.
- Patrzcie pastwo, Mikoaj! Czego chcesz?
- Twojego roweru - powiedziaem, a Kleofas zaraz zamkn drzwi.
Zadzwoniem jeszcze raz, a poniewa Kleofas nie otwiera, nie zdejmowaem palca z
dzwonka. Usyszaem, jak w domu mama Kleofasa krzyczy: Kleofas! Otwrz wreszcie te
drzwi!
Kleofas otworzy drzwi, ale wcale nie by zadowolony, jak zobaczy, e to ja cigle
tam stoj.
- Potrzebuj twego roweru, Kleofasie. Uciekem z domu; mojemu tacie i mojej mamie
bdzie bardzo przykro, i wrc za wiele, wiele lat, i bd bardzo bogaty, i bd mia samolot i
samochd.
Kleofas odpowiedzia mi, ebym wstpi do niego po powrocie, jak bd bardzo
bogaty, a on wtedy sprzeda mi swj rower. To, co zaproponowa Kleofas, nie bardzo mnie

66
urzdzao; pomylaem wic, e musz mie pienidze, a wtedy mgbym kupi rower
Kleofasa. Kleofas bardzo lubi pienidze.
Zastanawiaem si, skd wzi te pienidze. Pracowa nie mogem, bo akurat by
czwartek. Wic pomylaem, e mgbym sprzeda zabawki, ktre miaem w teczce:
samochodzik od cioci Eulalii i lokomotyw z wagonem towarowym, tym, co mi zosta, bo
inne si poamay. Po drugiej stronie ulicy zobaczyem sklep z zabawkami, wic pomylaem,
e moe bd chcieli kupi moje autko i pocig.
Wszedem do sklepu i jeden pan, bardzo miy, umiechn si do mnie i powiedzia:
- Chcesz co kupi, kochasiu? Kulki? Pik?
Powiedziaem, e nie chc nic kupi, e chc sprzeda zabawki, i otworzyem teczk, i
postawiem auto i pocig na pododze przed lad. Ten miy pan pochyli si, popatrzy, zrobi
bardzo zdziwion min i powiedzia:
- Ale, mj may, ja nie kupuj zabawek, ja je sprzedaj.
Wic zapytaem, gdzie znajduje te zabawki, ktre sprzedaje, bardzo to mnie
zaciekawio.
- No, no, no - odpowiedzia ten pan - ja ich nie znajduj, ja je kupuj.
- Wic niech pan kupi moje - powiedziaem.
- No, no, no - powiedzia znowu ten pan - nic nie rozumiesz? Ja je kupuj, ale nie od
ciebie, tobie je sprzedaj, a kupuj je w fabryce, a ty... to jest... - Przerwa, a potem
powiedzia: - Zrozumiesz to kiedy, kiedy bdziesz duy.
Ten pan naturalnie nie wiedzia, e kiedy bd duy, nie bd potrzebowa pienidzy,
bo bd bardzo bogaty, bd mia samochd i samolot. Zaczem paka, a temu panu zrobio
si bardzo gupio, wic poszuka czego za lad i da mi malutkie autko, a potem powiedzia,
ebym sobie poszed, bo ju pno, e musi zamkn sklep i e tacy klienci, jak ja, to
mczce po caym dniu pracy. Wyszedem ze sklepu z pocigiem i dwoma samochodami -
byem okropnie zadowolony. Co prawda zrobio si bardzo pno, zaczo si ciemnia, a na
ulicach nie byo ani jednego czowieka, wic pobiegem prdziutko. Kiedy przyszedem do
domu, mama na mnie nakrzyczaa, bo spniem si na kolacj.
No, jeeli tak, to dobrze: jutro uciekn z domu. Tacie i mamie bdzie bardzo przykro,
a ja wrc dopiero za wiele, wiele lat, bd bardzo bogaty i bd mia samochd i samolot.


W szkoach francuskich czwartek by dniem wolnym od nauki (obecnie dniem wolnym jest roda).

67

You might also like