Julian Tuwim Kwiaty Polskie PDF

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 184

Julian Tuwim

Kwiaty polskie

CZ PIERWSZA
ROZDZIA PIERWSZY

Bukiety wiejskie, jak wiadomo,


Wizane byy wzwy i stromo.
W barwach podobne do otarza,
Ksztat serca miay lub wachlarza
Albo palety. Z niej to, kwietnej,
Kolory bra bohomaz wietny,
Rafael Rawy i Studzianny,
Kiedy ku czci Najwitszej Panny
Malowa uczu swoich kwiaty
W tonacji bladej, cho pstrokatej.
Ja nie o wiechciach z byle chwastu,
Stawianych na werandzie na st,
Nie o wizankach z kwiatw polnych,
Moe i wdzicznych, lecz dowolnych,
Nie o "narczach", specjalnoci
Wiochen i starszych dam rozwianych,
Noszcych je dla wykazania
Polskoci swej lub niewinnoci;
Ja o bukietach z kunsztem, adem,
Z przewodni myl i ukadem,
O zaciankowych, niestoecznych,
Lecz ogrodniczych, lecz dorzecznych,
Z kwiatw cinanych noycami,
ciganych pasemkami yka '
Przez popkane, czarnoziemne,
Zgrubiae rce ogrodnika.
Spjrz, jak przejmuje i przetyka
odygi ich midzy palcami,
Jak coraz now barw plami,
Przeplata, wizi i zamyka,
Znw kadzie, przewizuje, ciga,
Palcami jak na drutach robi -
I ronie wizja pokrga,
On wzmacnia j, przystraja, zdobi,
ledzi spod gstych brwi oczyma,
Jak peznie w gr klombik pncy,
A tam yka w zbach trzyma,
Milczek surowy - bo tworzcy.

Patrz: znowu wybra - odgryz - wstawi,


Na przejmy chwyci i przewin,
yczan cieni ppowin
I wieym rzutem pojaskrawi,
Tu tkn, tu trzepn, tutaj prztykn,
A bukiet zaraz si odezwa:
Rezed szepn, r krzykn,
Westchn, pokiwa si i przesta.
Wic on palcami po bukiecie
Przejecha si jak po szpinecie,
Falistym musn go pasaem
I wtem - do gry go nogami,
odygi chlasn noycami,
e a omdlay pod elazem,
A dreszczem poszo przez ogrody,
A poblad w grzdkach lud pstrokaty...
Wic mistrz nabiera do ust wody
I opryskujc cuci kwiaty.
Jaki to bukiet? Zaraz su
Opisem cisym. Najpierw re.

Nie karminowe, kosmetyczne,


Re krlowe poetyczne,
Pragnce, pachnc, uszczliwi,
Z odyg jak balowa kibi:
Metr wysokoci, patki rnite
W krwawym koralu, zawinite;
Re Hiszpanki feudalne,
Nieopisanie seksualne,
Przy ktrych by sam rubin poblad,
Z jakimi na bajeczny obiad
Przychodzi bogacz penokrwisty,
Lawend woniejcy ogier,
Do gitkiej i wysokonogiej
Panny Anieli - smutnej, czystej,
Szaro jedwabnej, no i z tymi
Wargami z lekka misistymi,
Ktrymi, po koniaku ciemnym
I mocnej kawie na wanilii,
Chwytaa ry pomie silny
I warg Alfreda smak korzenny.
Pikna Aniela, utrzymanka,
Taczya na stoecznej scenie.
Przychodzi do niej ("po natchnienie")
Kto inny jeszcze prcz amanta:
Marny wierszopis, neurastenik,
Z dziurami w pucach i w kieszeni.
Jest wanie teraz: zy, pijany
I patrzy w re wzrokiem szklanym;
Patrzy nie widzc; pije koniak
I motem ar mu wali w skroniach,
I wie - bez r - e j zabije,
Czy dzi, czy jutro, czy za tydzie,
Cho nie wie nic i r nie widzi,
I cigle tamten koniak pije.
A re nie zauwaone
Jak rany jtrz si czerwone,
Osypujce pier kochanki,
Piknej Anieli-utrzymanki.
I oto krwi morderczej kurzem
Ju dymi gorejce re...
Jak dzi, jak jutro, jak za tydzie,
egna si i do "Adrii" idzie.
Ja te tam siedz z moj on,
Bardzo daleko zapatrzon;
I patrzy na nas krwisty, brwisty,
Pijcy przy stoliku whisky,
I puszcza z gby kby dymne,
A w kbach wida czerwonawe
Patki odblaskw, prawie krwawe,
I huczy noc pijackim hymnem...
"Wic to nie takie re. Inne.

W bukiecie wiejskim, jak wiadomo,


Re s skromne, bo po-domu;
Nie tkwi w krysztaach na wystawie
Za lnic tafl szka w Warszawie,
Nie stercz sw odyg dug,
Jakby pokny jedna drug;
Bez aspiracji do salonu,
Bez wywodzenia si z Saronu,
Bez dsw, psw i purpury,
Nie zadzieraj gw do gry;
Jak porzucone narzeczone,
Trzymaj gwki opuszczone,
A oczy wznosz - i tak trwaj,
I spogldajc - przepraszaj.
Owe z cieplarni emigrantki,
Sztamowych biedne familiantki,
Nie s wyniose ni zawistne,
Lecz dobroduszne, drobnolistne,
Gste i niskie, krasne, krane,
Zawsze z tawym proszkiem w rodku,
Dobre przy bluzkach u podlotkw
Lub w szklance. Takie re wanie.
A wo kwiatowej maj wody,
wieej jak w mojej odzi modej
Kwietniowy dyngus na Piotrkowskiej
I umiech Zosi Opchowskiej.
Gdzie jeste dzi, dziewczyno liczna
O dwu warkoczach wyzoconych,
Na pier, wzdu ramion, przerzuconych,
Smuka i smaga, i pszeniczna,
Miodna, dyszca plonem pszczelnym
I wiatrem w zbou pochylonem,
I wczesnym na wsi dniem niedzielnym,
Gdy kolorowe, krochmalone,
Krajkami szumic wzorzystemi,
ciek przydron id z sioa
Kwietne dziewczta do kocioa:
Z oczyma niebu odjtemi
I chabrom inowodzkiej ziemi;
Cho wystrojone, id boso,
Trzewiki na ramionach nios.
Wczenie na wiecie - i po ce
wieoci pyn parujce.
Ja, siadszy na zwalonym drzewie,
Patykiem w pniu ywicznym grzebi,
Wycigam bursztynowe pasmo
W nitk wci ciesz, a pajcz;
Las pachnie mocno, kwiaty brzcz;
Zamykam oczy - jak w nich jasno!
Otwieram oczy - co to? o czem?
Urwana nitka... Gdzie warkocze?
Gdzie echo napitego rymu?
Gdzie wiersz? gdzie sen? "Kbami dymu
Niechaj otocz si"... I pacz.

Drobnomieszczaskie nasze re,


Ryczki raczej lub rta,
Tak jak je widz i pamitam,
Z barwy przyrwnabym tynkturze
Na sidmej wodzie po purpurze.
Co miay z barszczu i co z malin
Rosncych dziko rd rozwalin,
Gdzie ule, cegy, osypiska
I zom kredowy w socu byska,
I rozpalony wielki kamie
(I bystki lnicej miki na nim,
A pod nim wilgny, chodny piasek
I panika sposzonych mrwek:
Dla skarbw wymarzony schowek,
Wic ukrywaem je tam czasem...
O, czarodziejstwo tych kryjwek!) -
Gdzie stary trzewik szpilki szczerzy,
Gdzie zardzewiay nocnik ley,
Gdzie na cykorii kwiat niebieski,
Falujc, siada pa krlewski,
Progenitury pjaskczej,
Skrzydeka skada i rozkada
I w lot - i na dziewann spada:
Bardziej mu swojsko tam, bo ciej;
Gdzie stare gonty, klepki z cebra
I smrd, i ar, i koskie ebra
Albo zbielay kundla szkielet
I potuczone szko butelek,
Przez ktre wida wiat na piwno,
Gdzie rozeschnite k obrcze,
Gdzie chaos zielska i rozbrzcze,
Gdzie parz si o dzicz pokrzywn
I siek kijem, may wariat,
Rolinny lumpenproletariat -
Tam, zawsze w rumowisku owem
Sta malinowy krzak, przybda.
Sam nie wie, jak si tu przyszwenda,
Lecz rs, lecz trwa - i malinowe
Grube zy roni... Jednym sowem,
R wiejskich czerwie rozcieczona
Co miaa z malin, co z burakw,
Co z pomidorw i co z rakw,
Ot, jaka niedoczerwieniona.

Ogrodnik, czuy na harmoni


I rozkad si midzy barwami,
Rezed przypi pod rami.
Poeta daby tu piwonie,
Lewkonie albo. pelargonie,
eby suchowi bya rado,
By rymem wzmocni t harmoni -
Lecz on, kwiecistej znawca flory,
Patrzcym oczom czynic zado,
Dba nie o rymy, lecz kolory.
Posuszny tedy barw naturze,
Kpk rezedy podpar re.
Bo jeli czerwie r naoczna
Jaka barszczowa jest, uboczna
(Patrz wyej, bo ju nie powtrz),
To ziele, tutaj mu niezbdna,
Te musi w tonie by podrzdna,
Inaczej - zgin biedne re...
Przez ziele brn i jej odcienie
Mona, jak wiemy, nieskoczenie
(Patrz "Ziele", bo ju nie powtrz),
Lecz gdy si piro raz rozjedzie
(Rok nie pisaem, nawet duej),
To trudno! musz o rezedzie.

Jak barszcz (pamitaj i o uszkach!)


Przedstawi re-prowincjaki,
Tak o rezedzie - ulgaki
Niech barw wiadcz; owoc miaki,
Bkarty po karlicach gruszkach.
Zgniawe byy i rudawe,
A gdy rozgryze misz ich cierpki,
Fermentujcy, ziarnkowaty,
Widziae brz - brz taki prawie
Jak cukier umoczony w kawie.
A przysypane s te kwiaty
Rdz bardzo wie lub przetart
Pomaraczow skrk. Rosn -
Nie wiem, jak rosn; lecz e mszyste,
Gbczaste, wilgne i porzyste,
Jakby szczeliny w nich otwarto,
By chd chony i ciem nocn
I e s rdzawe, wic w pobliu -
Musi by woda zielonawa,
Staw zarzsiony, zgnia trawa
I jar bedoski na Zakrzyu
- I std ten "przyrodzony wyrzut,
I leno kwiatu std wynika
(Za ^pozwoleniem botanika,
Ktry mi tutaj racji nie da,
Bo - ogrodowa jest rezeda).
A pachnie - Wanie! Jak opisz
Wo, ktr kwiat swobodnie dysze?
Ile sw trzeba i amacw!
Jaki zawiy sprzgn musz
Metafor i porwna acuch!
Jak mzg utrudz i wysusz,
Zanim wykrtnie i wymylnie
Piro t wo w wyrazy wcinie,
W sowa bezradne i bezsilne,
W faszywe sowa i omylne,
Co ju, tu- tu, s niby blisko,
Ju wlazy w kwietny py jak osa -
- I nic. A przytkn kwiat do nosa,
Powcha raz - i wie si wszystko.
We jamin. Choby zamkn oczy,
On ca jamie mleczn leje
I t farbk zocicieje,
I blaski listkw swoich toczy,
I pki jak jajeczka ptasie,
I gitkich krzakw gszcz i trzepot,
- Wszystko na doni masz, guptasie,
Gdy raz nim westchniesz - cho na lepo.
A ra, pachnc samej sobie,
Sobie i gupiej twej" osobie
(I niezawodnie innym rom,
Ktre na wycig tamtej wtrz),
Ra, wkrwawiona w dzie rozgrzany,
Skada ci paszport swj rany.
Ona w ogrodzie, ty w pokoju,
Ale ci ca siebie powie,
Jeli na chwil dzie u znoju
Wybaga upragniony powiew:
Ten aromatw wierny aliant
Przywionie przez otwarte okno
Ni jedn tchncy, oczywisty,
Cudowny dowd osobisty,
Zawierajcy personalia.
Jak ^pachn niezapominajki
W glinianej misce pod kamieniem?
Jak narcyz, biay ksi z bajki,
W kryzie, z zielon dug szpad?
Jakim wyrazi mam imieniem
Wo mikkiej mity nad strumieniem?
Za aptekarsk stan lad
I poczstowa czytelnika
Past do zbw albo proszkiem?
A moe pani dobrodzika
Pozwoli eliksiru troszk?
A moe podam na ochod
Angielk pepermintu z lodem?
Bardzo orzewia zgrzanych goci,
A take, co do zielonoci...
Rzecz by to bya niepojta,
Gdyby po tylu porwnaniach
Kto nie wyrobi sobie zdania,
Jak (najdokadniej) pachnie mita.
Z tym zastrzeeniem i point
(Niechaj czytelnik si nie achnie),
e to nie mita nimi pachnie,
Lecz wprost przeciwnie: one mit.
Stwierdziwszy tedy niewtpliwie,
e z "opisami" wielka bieda,
Naley uzna, e waciwie
Rezeda pachnie - jak rezeda.

A polski bez jak pachnia w maju


W Alejach i w Ogrodzie Saskim,
W koszach na rogu i w tramwaju,
Gdy z Bielan wraca lud warszawski!
Szofer nim mai sw takswk,
Frajerw wiozc na majwk,
Na trawkie, pifko i muzykie;
Gna na sto jeden, na rezykie;
A wiz mietankie towarzyskie:
Kucht Walerci, t ze liskiej,
Burakoszczaka z Czerniakowskiej
I Jzia Gwizdalskiego z Wolskiej.
Byli spocone i zziajane
I wszystka trzech w drebiezgi pjane,
I jak jechali bez Puaskie,
Fordziak w latarni wyrn z trzaskiem,
I przybieg (ty pod gazem krzynkie)
Fimon szarpany za podpinkie.
Szofer czarowa go natralnie,
e on zapycha leguralnie
I "Niech ja skonam, niech ja skonam
(Zawsze dwa razy! rzecz stwierdzona),
Skoro jeeli znakiem tego
Nie jest to wina bzu danego,
Ktren cholernie si uwietrznia
I mocny zapach uskutecznia;
Ciut, ciut mnie z niego zamroczyo
I wanie bez to si zdarzyo".
Policjant mwi: "Ja nie frajer
I pan nie wemiesz mnie na bajer,
Pan si zatrudniasz ankoholem" -
I nagle krzyk: "To ja chromol!"
I "Nie bd pan tu za szemrany!"
A kuchta w pisk: "Zabij! Rany!"
A Jzio w pysk, a Jzia w mord,
I ju w powietrzu pachnie mordem,
I wszyscy do komisariatu,
A z winy - majowego kwiatu.
Potem to licznie Wiech uwiecznia,
Z daleka wic do pana Wiecha
Peen wdzicznoci si umiecham...
I c pan teraz uskutecznia?

...Wic jak pachniae, bzie warszawski,


Kiedy, raca i nieznona,
Przysza, ruiny strojc w blaski,
Nowej niewoli pierwsza wiosna?
Gdy szafirami ci uwietni
Bezwstydnie pikny strop niebieski,
Ty, znad ogrodze wzdu Krlewskiej,
Z zaroli przy Teatrze Letnim,
I ty, od abiej, od Niecaej
I z tego wzgrza ponad stawem,
Na ktrym, w owym wrzeniu krwawym,
Ptaki, od huku oszalae,
Przed mierci - jeszcze poegnay
abdzi pieni sw Warszaw!
Jake si wstydem nie zaponi,
Kiciami pachnc obfitymi?
Nic nie mw. Nie chc zna tej woni.
Lecz ju chrapami rozdtymi
Wsz twj mokry, chodny zapach,
Gdy znw nurtowa bd w krzakach
wieego bzu na wolnej ziemi.
O, jakie salwy aromatu
Zagrzmi z gazi twych kwitncych,
Z pkw na wiwat pkajcych,
Na zazdro i na dziw armatom,
Armatom tob umajonym,
Grzmoccym hordy rozgromione
Tych zbirw, otrw, szuj, psubratw,
Szubrawcw, rozbjnikw, katw -
A to nie tylko o gestapo,
O "hitlerowcach" czy "rasistach"
Ta komplementw krtka lista.
I wy, warszawskie psy, w dniu kary
Psi obowizek swj spenijcie,
Zwyjcie si wszystkie i zbiegnijcie
Straszliwie pomci swe ofiary.
Za psy bombami rozszarpane,
Za zmare pod strzaskanym domem,
Za te, co wyy nad swym panem,
Drapic mu rce nieruchome;
Za te, co z wdzikiem beznadziejnym
asiy si do nieboszczykw,
Za mier szczeniaczkw, co w piwnicy
Jeszcze bawiy si w koszyku;
Za biegajce rozpaczliwie,
Pozostawione po mieszkaniach,
W dymie duszce si, pywe,
Pamitajce o swych paniach;
Za nastroszonej za wierzce,
e czowiek wrci - bo pies czeka:
I tak, w pozycji czekajcej,
Siad ufny pies na grb czowieka;
Za wzrok bagalny, przeraony
Tumultem, trzaskiem, poarami,
Za psy, co same pazurami
W ogrodach ryy sobie schrony -
Za wszystkie mki i niedole,
Wasne i tych, co was kochali
rd wsplnych cian i rd rozwalin,
Zwyjcie si, bracia, na Psie Pole!
Niechaj w was wcieke piany wzbior
I hurmem w trop zdyszan sfor,
W trop, kiedy z Polski bd dyma
I tylko pludry w garci trzyma!
O cegy gruzw ky wyostrzcie
I o zbielae ludzkie kocie,
A gdy ich dopadniecie - skoczcie
Do grdyk, brytany, do gardzieli!
Ostrymi kami wgry si, szarpn,
By nie zdyli, hycle, charkn!
Do grdyk, wilczyce! A pazury
W lepia! by nawet nie mrugnli.
A powalonych niech opadn
Wojska pomniejszych psw-mcicieli,
Niech ich poszarpi na kaway,
eby i matki nie wiedziay,
Gdzie szuka rozwczonych czstek!.

Bo nasze - te nie znajdyway


Gwek Swych dzieci, nek, pistek..

II

Ero kamienia upanego,


A jeli bliej - to, Asyrio!
Prawieku, w ktry myli bieg,
Wspomnie maligno i delirium!
Przedpotopowe czy kopalne,
Znieruchomiae czasy ludw!
Panopticum prowincjonalne,
.Jarmarczna kosmoramo cudw!
(O, czarodziejskie widowisko:
Mekka, Wezuwiusz, chiskie mury,
Hamburg, Wenecja z gobiami
I papie w lektyce - a wszystko
Z wychodzcymi za kontury
Bardzo rzewnymi kolorkami...)
O, kalkomanio sprzed lat tylu!
O, "Muchy", "Kolce" i "Bociany"!
Stary, poczciwy wodewilu,
Przez amatorw odegrany:
Z kupletem o automobilu,
Z musiem, co kobitki lubi,
Teciow, ktra majtki gubi,
I jak j podszed chytry filut.
Sowem - letnisko tu pod miastem
W dawnej "Gubiernji Pietrakowskoj",
I stukn ju, z pomoc bosk,
Rok tysic dziewiset dwunasty.
By to na lato punkt inwazji
Drobnej ydowskiej buruazji,
Nie byo tam potnych szczepw,
Wsawionych w przemysowym dziele,
Lecz tacy sobie waciciele
Mniejszych fabryczek, wikszych sklepw,
Bo ksistwo o manierach dworskich,
Rody Rotwandw i Przeworskich,
Poznascy ani Natansony
Nie zaglday w tamte strony.
Oni po Ritzach, Biarritzach,
Ostendach, badach, zagranicach,
A moi dzcy Goldbergowie
I co lepszego w Tomaszowie -
Zjedali tu. I tu, niemiaa,
Paniesko smutna i nerwowa,
Z Ir i Julkiem przyjedaa
Pani Adela Tuwimowa.
Ojciec jest w miecie. Gow wspiera
Na lewej doni, praw pisze...
...Bya uliczka od Piotrkowskiej,
Od tego rogu, gdzie Roszkowski,
Co zwaa si "Pasa Majera".
Na tej uliczce, tam gdzie krzaczki,
A naprzeciwko pastwo Klaczkin,
Ojciec mj, ojciec nieumary,
W Azowsko-Doskim Banku siedzi,
Pisze francuskie dugie listy
I liczb sumuje cig spadzisty,
I siwiejc gow biedzi.
Setki tysicy wstawia w kratki
Buchalteryjnych swoich rubryk,
A brak mu szedziesiciu rubli
Dla nas, tam na wie, na wydatki.
A weksel... a krawcowi rata...
Znw si zaduy i zaata...
fisze i pisze w gwnej ksidze
Fortuny panw fabrykantw,
Zadowolonych posiadaczy
Paacw, karet i brylantw.
Wybija pierwsza. Zamkn ksig.
Wyj lusterko kieszonkowe,
Ma szczoteczk i grzebykiem
Przyczesa krtki ws i gow. -
I w marynarce czesunczowej,
W somkowym kapeluszu lotnym,
Z laseczk w prawej, lewa z tyu,
Wychodzi z banku. Ja, markotny
Mylami o nim, bied, plam,
Zymi stopniami, sprzeczk z mam,
Now mioci, do zawi,
Id na hamak - z nienawistn
Ksik, bodaj j dunder wisn,
Mistyczn, apokaliptyczn,
Z abrakadabr liter greckich,
Szataskich szyfrw, ci zdradzieckich:
Z kaba trygonometryczn.

Ojciec wstpuje do cukierni


Na sw partyjk karambolu.

Kad si. Skwar niemiosierny.


Za k ogrd. A na polu
niwiarze kosz. Ojciec stawia
Trzy cikie kule na zielonym,
Suknie bilardu. Dwie s biae,
Jedna czerwona. Woni zawia
Gorcy oddech. Skier miliony
Migoc w oczach ociaych.
C z t mioci bdzie, z bied,
Z t plam, co mi ycie truje?
Ach, zamalowa by j kred!...
Cotangens... Ojciec kij smaruje.
Dwa sinus alfa do kwadratu.
Biao i czerwie na zieleni.
Patrz na k szmaragdow
W kulkach nieguek, w plamach makw,
O, nieszczliwa moja gowo,
Zasypiajca na hamaku!
Ksika, na ktrej cie gazki
Buja migotem listkw wskich,
Wypada z rk - i jedna zwisa.,
Gdy druga odwrcon doni
Zasania oczy. Chwile dzwoni.
Ju hamak w senno si wkoysa
I, skrzypic, sznur o kor trze si.
Sysz cosecans cienki osy
I szorstki dwik ostrzonej kosy,
I recital kukuczy w lesie,
Metronomicznie odmierzany,
I, w senn sie zasznurowany,
Wzdu ciaa czuj zoty tangens
I wraz z Pilic wpywam w Ganges,
Ktry, indyjskim bdc wem,
Kukaniem nakrapianym lnico,
Ruchami spre i rozpre
Peznie przez traw, sen, gorco
I, jak kipicym niegiem, byska
Upajajc pian z pyska.
O, jak mi ciko w tej podry!...
Ojciec si schyli, zama, zastyg
W wyrany wykres, w kt kanciasty
Dwa sinus beta. Oko zmruy,
Drugim odmierza. Ju odmierzy -
I okciem w ty! i jak uderzy,
Obudzi mnie stuknwszy bia
W czerwon, ta znw w bia stuknie,
I w pojedynku bil po suknie
Szpadami barw zamigotao.
Otwieram oczy. Po zieleni
Barwa si z barw w socu mieni
Na poyskliwej trawie gadkiej:
I wiatrem zwiao, przemieszao
Biae i krwawe kwiatw patki.
Ogrodnik, palacz i astmatyk,
Wic pokasywacz i chrzkaa,
Z gst szczecin, szpakowaty
(Rzekby: sl z pieprzem przemieszana),
Sikn nad wsem tabaczanym
I znad cynowych okularw
Piwnymi patrzy si oczami
Na duet woni i kolorw,
Na r z rezed dwugos mikki
(Rzekby: jak lody malinowe
Z pistacjowymi). Z lekkiej, cienkiej
Paprociej siatki koronkowej
To za kwiatami. Mistrz zapala
Szcztek zgasego papierosa,
Przymrua oczy i z ukosa
Oglda kwiaty - i pochwala.
Kaszln, pochrzka, postanowi:
Wakoci doda bukietowi.
Wic znowu par muni, prztykw
I wzi ze stou gar godzikw.
Najpierw nieycie biae, dzienne,
Potem czerwone - nocne, ciemne,
Gbokokrwawe albo cilej:
Bordo, jak mae czarne winie,
Ktre w pkatej bani szklanej,
Obficie cukrem przysypane,
Stawiano w socu, robic winiak;
I on, i winie - przedni przysmak.
Zapach ich take ciki, ciemny,
Tyle kwiatowy, co korzenny,
Razem aromat i przyprawa.
A wo i barwa, gdy ich cechy
Zespoli, czc dwa oddechy,
Dadz nam wyraz sangwaraba,
Ktre to drzewo ronie w mroku,
Pncz rubinowy je oplata,
I jest moc tajna w jego soku,
Gdy Rhodomelos nad nim lata,
A kwitnie w pitej porze roku
I tylko w szstej czci wiata...

on godziki w bukiet wwija,


Na awce, obok, siada wnuczka:
Wysmuka, czysta, jak lilija,
Z wargami z lekka misistymi,
Dziewczynka smutna, cho malutka;
Ma sze lat moe. Milczc patrzy,
Zna, e j przebieg sztuki zaj,
Ten bukiet bowiem - to teatrzyk,
Gdzie kwiaty za kukieki graj.
Ogrodnik w bukiet biao wtrca,
Ktra porankiem jest pachnca,
Przedwakacyjnym w miecie czerwcem,
Kiedy zamierajce serce
W kolana lkiem zapadao,
Pyno potem do przeyku,
Sabo po drodze, w doku mdlao
I mio markotnoci sodk
..Przeleww, cigot i dreszczykw;
Gdy do gimnazjum na egzamin
Pimienny szo si - i dlatego
Z rulonem kancelaryjnego
Papieru - razem z narcyzami...
Z, obokw musujcej pianki,
Z narcyzw i lirycznej tremy
I z jakiej struchlaoci niemej
Bray sw biao te poranki.
Powiesz, e czerwiec - czas zieleni,
Bkitu, zota, a mnie - biao...
Nie wiem. Biaoci we wspomnieniu,
Biaoci lubn pozostao,
Biaoci nieodaowan...

Na scenie dramat. Do ogrodu,


Gdzie pord r i rezed mieszka
Bkitnooka biaonieka,
Krlewna z lilijnego rodu,
"Wdar si gorcy Murzyn krwawy,
Straszny, byszczcy krl z Afryki,
Gdzie smok zamorski peznie z sykiem
I kwitn dzikie sangwaraby.
Nabrzmiay krwi, jak czarne winie,
Rzuca si na ni, w usta wpija,
Przygniata, pier do piersi cinie!
Dygoc kwiaty, koni, gn si,
I nagle - sodko, bogo, sabo...
W rozkoszy przejmujcym wstrzsie
Anielka tonie w ciemnym psie,
Durzcym mroczn sangwarab.

Za dziesi lat - okrutniej, sodziej


W tym samym stanie si ogrodzie;
I w chwili gdy ni rozkosz targnie,
Gdy mu do krwi rozgryzie warg,
Drgnie jasnym, ostrym przypomnieniem:
Murzyn i niene. Jedno mgnienie.
Wstaj z hamaka, jeszcze w sennej
Zmorze widziade biaodziennej,
Chmurz si, gniewny, burz wzbieram,
Kroplisty z czoa pot wycieram.
Cisza. Ta wielka - straszna prawie.
Skwarna martwota. Bezruch. Ale
Zowrbny sysz szum w upale,
Syczy jak mija w suchej trawie...
Niby to prosty pejza polski,
Ten znany i widziany co dzie,
Ale za k, ju w ogrodzie,
Olniewajcy gad zamorski,
Wysko jakiej opowieci,
Barwami czarw nakrapiane,
Pijan z pyska toczc pian,
Sunie przez ycie i szeleci.
Ruchami spre i rozpre
To ukazuje si, to znika,
I byska, i owija wem
Samotny domek ogrodnika.

III

Przed t will, dzikim stworem,


Z opasujc j galeri,
Ze zwariowan boazeri,
Zgniym budulcem i kolorem,
O oknach, co szarzyzn zion,
O cianach w skach, szparach, pitnach,
Z drabin schodw przystawion
Na zewntrz do grnego pitra,
O dachu w asfaltowe laty,
Skwierczce w socu smolnym smrodem,
Will - mieszacem kurnej chaty,
Bnicy, szopy i pagody -
- Przy stole, przedobiedni por,
Musiw brzuszkowatych czworo,
W rannych pantoflach, cyklistwkach
Na mniej lub wicej ysych gwkach,
Bez marynarek, ale w szelkach,
Gra w "telefona" lub "mauszelka",
Inaugurujc letni salon...
(Gdziee, Kostrzewski?) Graj, pal,
Kto "Carski Diubek", kto "Renom",
A kto cygarko, ktre cina
W takim breloczku-gilotynce.
W tyme salonie, tu przed domem,
Kurczta hurtem si zarzyna
I lody krci si w maszynce.
(Tradycja! Kt- by nie pamita?
Niedziela: lody i kurczta.)
S to tak zwani "kominiarze",
Opuszczajcy miejskie mury
Dla ona ony i natury,
I innych poetycznych wrae
Od pitku do niedzieli wieczr;
Wic graj, nucc, gupek z gupkiem
To "Oczi czornyje", to "Puppchen"...
Opodal - na leakach - panie,
Kolorystyczne niesychanie:
W szlafrokach kalejdoskopowych,
Pomidorowo-fioletowych,
W pstre kwiaty, ptaki, psy, komety
I azjatyckie alfabety.
Wyglda to, gdy spojrzysz na nie
I par razy szybko mrugniesz,
Jak sen papugi zwariowanej
O pawiu, zwariowanym rwnie.
Przy nich na trawie dwaj modziecy.
Jeden, wymoky i cielcy,
Warszawiak - rzadki go w tych stronach
W zaprasowanych pantalonach,
Z przedziakiem, woniejcy Pulsem,
W tych sztybletach i koszulce
"A la Sowacki". Jest to pyskacz,
Dowcipni, Chlestakow letniska,
Don Juan "zza elaznej Bramy",
Masowo uwodzcy damy.
Kiedy zapiewa - dolce, lento -
"O sole mio" czy "Sorrento",
Lub, z frywolnoci godn Reda,
Kuplecik z "Krysi Leniczanki",
Omdlewa kada z nich jak Leda -
I ktra si caowa nie da
W mroku alejki lub altanki?
Pan Wacio wanie opowiada,
Jak dobrze z braci jest aktorsk.
odzianka marzy, wzdycha z cicha
I sama czuje si Bogorsk...
Drugi, pan Szura, jak maszkara:
W zgniecionych krgych szarawarach,
W "kosoworotce" malinowej,
W trepkach, binoklach, a na gowie
Biaa chusteczka z supekami
Na czterech rogach. Sucha, wista
I gryzie dbo zerwanej trawy,
eby gryzc sw ironi
Wyrazi tu dla ich "Warszawy.

Takie letnisko. Jedno sowo:


Wypisz-wymaluj - Soplicowo.
Przechodzc krokiem Guliwera,
Zagarniam doni i zabieram
Papuzie damy, dwch modzianw
I will, i grajcych panw.
Robi to byskawicznym ruchem
(Jak si na stole apie much)
I dalej id. Oni, w garci,
Bzykaj, nudz, wic ich gniot
I, gniewny, rzucam gdzie pod potem,
Jak sfor biesw do przepaci.
Znowu si chmurz, burz wzbieram
I naprzd - krokiem Guliwera -
Do mej altany.

Altana bya naturalna,


Uformowana z bzu, leszczyny
I jakiej bujnej pltaniny,
Przez ktr przewiecajc, soce
Przesypywao blaszki drce,
Przerne zocistoci, plamki
I cienkie lici wycinanki,
W altanie st, jak myski kamie,
Stojcy na kamiennej osi,
Upstrzony gsto nazwiskami,
Inicjaami w dat chaosie,
Gdzie "Kuba bardzo kocha Zosi",
Gdzie "R. K." z "M. P." w jednym sercu,
Przebici strza, razem stercz,
Gdzie "Sta jest winia" ("a ty wiksza"),
Gdzie "Frenkiel" podpis swj upiksza
Profilem wyrzezanym z boku
W tysic dziewiset trzecim roku...
Runiczny kamie! Gdyby mogli
Uczeni w pimie serc klinowem,
Tych letnisk Champolliony nowe,
Odczyta nam w gaz-hieroglif!
Zwyczajnych ludzi zwyke dzieje,
Codzienne sprawy ich i troski,
Nie mniej ciekawe ni koleje
Person tragedii Szekspirowskiej.
Tak kwiaty na zwyczajnej ce
Codzienne s, zwyczajne, znane,
A rosn z gbi wstrzsajcej,
Z walki ywiow optanej.
A potem - trzeba by Szekspirw,
By w wiekopomne zaku sowa
dzkich Otellw, Krlw Learw
I was, Ofelie z Tomaszowa!

Przy takim stole, otoczonym


Zmurszaej awki omioktem,
Siedz, wzorzycie zaliciony
Sonecznym pitem-przez-dziesitem,
I scyzorykiem na kamieniu
Drapic, uwieczniam nowe serce,
Ryj literk po literce
I stawiam imi przy imieniu.
Przeszywam serce now strza,
Strzepuj py - i ju gotowa
Wrzebiona w granitowe ciao
I mio, i tragedia nowa.

Przede mn ksika. Lecz ju inna.


Wiersze, od ktrych nie potrafi
Oderwa si od dwch lat prawie,
Ksika - rozpaczy mojej winna,
Rozkoszy, smutku i zachwytu,
miej si nad ni, wzdycham, pacz,
Ksika - nowina pena mitw
I starych sw, i nowych znacze.
Tytu (litery s czerwone):
"Wybr poezyj". Fotografia
Autora w profil nam przedstaffia:
Wysokoczoy i brodaty,
Z opuszczonymi w d oczyma,
Ksik - czy rk na niej - trzyma,
Za nim, w wazonie, mgliste kwiaty.
Czytam, po stokro ju czytane,
Strofy liciami przeplatane.
Migot poezji i gazek
Drc rozkoysa m altan.
Czytaem je pod awk w szkole,
Czytaem w helenowskim parku
Warkoczykowym pensjonarkom.
I Jej czytaem na przynt,
Lecz ich suchaa obojtnie.
Czytaem w ku i przy stole,
Gdzie kady yk rosou zoty
Popijam haustem zotej strofy,
Nie mwic, nie suchajc rozmw...
Czytam, miotany. Do na czole,
A druga na kamiennym stole
Gra werblem niecierpliwym, to znw
Grzebieniem palcw po czuprynie
Od czoa a po kark przepynie;
-To oczy w strofie, to na niebie,
To nogi w wze, to pod siebie,
To si przebiegn po altanie
I gono powiem jakie zdanie,
To znw na awce klkn - z ksiki
cierajc byskotliwe prki.
Czytam: "Poezja starych studni" -
Tak, to poezja: gdy gos dudni
W chodnym, spleniaym mroku studni;
I to poezja: martwy zegar - -
Milczenie, mier, a czas ubiega.
Strych, nieme skrzypce, ju bez grajka -
I one martwe, jak ten zegar:
S, ale pie si nie rozlega.
Rupiecie strychw - marno, marno,
Znieruchomienie i umaro...
"Ksiga, gdzie niezapominajka
Drzemie" - znw martwo, zaprzestanie,
Jak zegar, skrzypce: bezruch, trwanie. -
Dziecistwo, pene snw, oniemie...
Znam to. Przychodzi chwila czasem,
Gdy znu si haasem gwarw
I nagle czuj, jak na ziemi
mier spada. Osupiay, drzemi -
..."Byy dziecistwu memu lasem
Czarw... Zbieraem zardzewiae
Klucze" - - I znw rupiecie, graty,
Jak zegar, skrzypce, ksiga, kwiaty
I strych, i studnia - wszystko stare,
Skazane mierci na ofiar;
Tak od zarania do staroci
Trwa niszczycielskiej mocy pocig
(I to poezja? Jak latarki
Magicznej cuda na tapecie?).
Wszystko jak ja: motyle, marki,
Odjazdy w wszystkie wiata czcie,
Sen niedorzeczny... sen jak szczcie...

Jak on wie wszystko, ten czarodziej...


We Lwowie? Nie. To byo w odzi.
To byo wszdzie i tak samo!
Tak, to poezja, bo - to samo...

Raptem z altany mnie wygoni.


Id jak ksidz z modlitewnikiem,
Modl si szeptem o jaboni,
O srebrnych brzozach nad strumykiem,
O deszczu sennej monotonii,
O rozhukaniu dzwonw dzikiem
I - "gdy mi wspomnie dzwon dzi dzwoni,
Stary al moim jest dzwonnikiem".
Modl si w sodkich i gorcych
Ustach, gdy pachnia bez w ogrodzie -
Ach, i to take byo w odzi,
Pod nocn burz drzew szumicych!
Od wolnych ptakw i od wczg
Radosnej si mdroci ucz,
Bez celu id w wiat, jak oni,
Przyszo wesoym witam krzykiem
(I gdy mi wspomnie dzwon dzi dzwoni,
Stary al moim jest dzwonnikiem...).
...I tak, w skrzydlaty prawie sposb,
Na wierszach pyn przez letnisko...
Wtem szepty sysz innych gosw,
Tak blisko!
I taka jasna dal za rzek,
Taki na prawo br ciemnieje,
Na lewo tak si ka mieje
Pod biaozot soca spiek,
Taka tsknota za dalek,
Za zbkitnion, legendarn
Mionie wznosi si pod gardo
I przejmujco bzami dysze,
W rytmy uwodzi i koysze
W takie tkliwoci i bezkresy,
e, bazgrzc ksiki marginesy,
W ssiedztwie Staffa wierszyk pisz!

Autor wyraa tam swj podziw


Dla dnia letniego i przyrody,
Owiadcza, e po polu chodzi,
Ubstwia ki i ogrody,
Prcz tego za - dla pewnej panny
Odczuwa afekt nieustanny,
A widzc nieba wspaniaoci
I kwiaty na rodzimej glebie,
Jak afekt ten wyrazi - nie wie,
Wic zapytuje w naiwnoci:
"Jake ci powiem o mioci,
Jeeli wicej kocham - ciebie!..."
...Kpisz sobie z niego, kpisz, poeto.
Nieadnie, mistrzu. Spjrz: biedaczek
Nieomal ze wzruszenia pacze.
Nie wolno, mistrzu. Kad veto.
Nie umie tak jak ty, magiku
Spod ciemnej gwiazdy, strof budowa,
Mody jest, trzeba mu darowa,
Kocha si, zmartwie ma bez liku...
Niech sobie bd "szczcia woci",
Przepu mu take "ni jak w niebie",
Jeszcze nie umie dobrn prociej
Do tego swego "...o mioci,
Jeeli wicej kocham ciebie".

...Chopcze! przepraszam najgorcej.


Doprawdy, ju nie bd wicej...
Bogosawic rk koni
Kpiarz stary nad tym biednym smykiem
I - gdy mi wspomnie dzwon dzi dzwoni,
Stary al moim jest dzwonnikiem.

IV

Spakany, lekki i pokorny,


Zamykam ksik i odchodz.
Wracam do willi. A po drodze
By sad. BY SAD. Zauwa plagiat,
Dwusowy wprawdzie, lecz bezsporny.
Lecz jaka poetycka magia
Ten fakt wczaruje w nowe formy,
Oryginalne, wasne? Rad bym,
Ale nie bd usiowa
Dwu sw ubiera w nowe sowa.
Pisz: "by sad", bo wanie sad by:
Mizerny, rzadki i zwarzony,
Z ubogim sadownikiem-ydem,
Co klepa w nim nie tylko bid,
Lecz i obuwie rozaone
Letnikw. Gdy owoce nie szy,
Podciga budet przez podeszwy
I jako tako w cigu lata
atami ndz swoj ata.
Zgarbiony, z gow pochylon,
Pod grusz wapnem pobielon,
Na niskim stoku, przed stolikiem,
W brudnej koszuli, zaronity,
Obdarty, siedzi nad trzewikiem
Midzy kolana zacinitym,
Motkiem zelwk przybijajc,
Drewienka szpilek w ustach majc.
Umorusani, zasmarkani,
W czapkach i brudnych taesikach,
a synkowie sadownika
Zbierajc z trawy udeptanej
Twarde jak kamie, cierpkie gruszki,
e na myl sam bior dreszcze;
Dziewczynka za, niemowl jeszcze,
Z trudem czogajc si po ziemi,
Chce rczynami ruchliwemi
Zapa tekturk po pudeku
Od gilz - i uj jej nie moe,
Wic co gaworzy i gaworzy...
Skrzywione rozkraczya nki
I wida wszystko. A na pocie
Czerwone wietrz si poduszki,
Powiejc zwolna na spiekocie,
Gdy sadownica, znw brzuchata,
Wyka, gniewna, w barwnych szmatach,
Do elaznego wglda garnka,
Parujcego na trjnogu,
Jak razem Pitia i Cyganka,
Kradnca tajemnice bogom.

Mijam sad, to mietnisko ludzkie,


I dalej id, chmurny modzik,
Dumajc o fabrycznej odzi,
O rozpalonej ndzy dzkiej.
Muskajc doni fal pszenn,
Szumic sennie piosnk wiejsk,
Skd chabry miej si niebiesko,
Id przez Wschodni, przez Kamienn,
Pnocn, redni, Nowomiejsk...
Tragarze, zgici najokropniej,
Apoplektycznie purpurowi,
Dwigaj, tpi i surowi,
Garby skrzy cikich. Gdy przystan.
Odsapn, wespr si pod cian,
Z twarzy ich trdem rcych kropli
Pot na pier spywa rozchestan...
I ja, zziajany, w strugach potu,
Dnia 10 grudnia rano,
W Brazylii, w dusznym piekle roku
Tysic dziewiset czterdziestego,
Uginam si pod kamieniami
Przeraonego serca swego,
Gdy w Londyn, tonny za tonnami,
Kiedy to pisz, bij bomby
I syren jerychoskie trby
O pomst nieba gronie wyj -
I wszystkie pkajce bomby
W malek Irci moj bij,
Co teraz ciek inowodzk
Idzie rd zboa i rwie chabry...
Biegam zdyszany po Otwocku,
Szukam krzyczcej Matki mojej,
eby j, biedn, uspokoi,
e Ira yje, zrywa chabry - -
I wtem pod bomb stalow mock
Wali si Dorset-House w Londynie,
Jcz syreny dzkich fabryk,
e moja Ircia, Ircia ginie!
O, jak zawodz! o, jak wyj!
O, jaki ar od rana w Rio!
I jaki zaduch w czarnym toku
Dnia 15 lipca, roku
Tysic dziewiset dwunastego,
Gdy kurzem sypie bies pomienny
W gardziele Wschodniej i Kamiennej!

Bauckie limfatyczne dzieci


Z wyostrzonymi twarzyczkami
(Jakby z bibuki sinoszarej
Wyci ich rysy noyczkami),
Upiorki znad cuchncej dki,
Z zapad piersi, starym wzrokiem,
Siadajc w kucki nad rynsztokiem,
Puszczaj papierowe dki

Na cieki, tczujce tusto


Mtami farbek z apretury -
I pyn w lad ndzarskich jachtw
Marzenia, a za nimi - szczury.
Wiatr zawia. A z szumnego wiewu
Napywa piew rozkoysany
Szaleca: J'ai heurte, savez-vous?
D'incroyable$ Florides? - Pijany
Rozbuja statek oceany
rd toku cudw, barw zalewu,
Taczc na pieni fal - i nagle:
"Jeeli jakiej wody pragn
Tam w Europie, to kauy,
Gdzie dziecko schyla si nad bagnem
I puszcza o zmrokowej chwili
Statki wtlejsze od motyli"...
Ale wjechaa na podwrze
Kloaczna beczka z pomp ssc;
Pkolem staj wic przy dziurze,
Wpatrzeni w gst ciecz chlupic,
Gdy wtem, przez obszarpan zgraj
Dzieci z ssiedztwa otoczony,
Zjawia si skoczek upragniony,
Niedocigniony wzr artysty;
Zdejmuje palto i zostaje
W trykocie, brudnym, bo cielistym,
Z pstrymi skrawkami szczcia na nim.
Rozkada powy swj dywanik,
Wyjmuje z worka trzy butelki
I - patrz! - w powietrzu pisze niemi
Nieustajcy bieg semki.
Dzieci s w niebie. A na ziemi -
Na ziemi, gdy tak w polu stoj
(A dawno stoj, osupiay),
Kosy si wiatrem rozechwiay,
A z nimi - proste myli moje:
e te tym ludziom braknie chleba!
e te si im tak mczy trzeba!
e te z tych anw yciodajnych,
Ze szczodrych, tustych, urodzajnych,
Ze zotych, srebrnych, takich cudnych,
I z blasku bkitnego nieba
ycie odrzuca tym ndzarzom
ebraczy ks czarnego chleba,
Zaduch bauckich "stancji" brudnych,
Wszy, co po bladych dzieciach a,
Sam brzydot i ohyd
Z kloak i szczurami zemi!...
Tak sobie mylc, dalej id
Po niepojtej, piknej ziemi.
Rozwaajcy boe dzieo
Cudowne, ndzne i zowieszcze...

Dwadziecia osiem lat mino,


Wci id - i wci nie wiem jeszcze.

Staj, "gocicw krl, wczga",


Przed chopsk chat. Dach jej stromy,
Spadzista strzecha ziemi siga
Zwichrzon brod burej somy.
Mech, szary liszaj spopielony,
W szczeliny powtykany, sterczy
Jak siwe kaki starczej piersi
Dziadygi, co na progu sieni
Siad w gaciach, mic machork czarn...
Przedpotopowe w sieni arno,
Prosiak pomyje z garnka siorba,
W izbie na stole jedna miska
Z jaow pack dla szeciorga,
Baba wnukowi w gwce iska,
Dzieci i kury na pododze,
Dym, zaduch, kwany chleb razowy,
Gliniasty jak podoga w izbie...
Wypijam mleko i wychodz
Od dobrej pani Michaowej
I dalej id - a po drodze
Coraz gwatowniej, coraz gciej
Wyrywam z ziemi garcie zboa,
Szarpi i depc ziemskie - szczcie?
Nieszczcie? Rado? Klsk? - nie wiem!
Bunt, rozpacz, pasja, w piersi poar,
Pdz jak pocisk gnany gniewem!
Sad - dzkie dzieci - chopska ndza -
A ziemia yzna, szczodra, tusta,
A soce czystym zotem chlusta!
Tak! pocisk, ktrym bunt popdza!
Uderzy! rozbi! Zmiad! zburz!
Zbuduj nowy! Pomszcz ndz!
Wyrw zo! zetr!
Ojciec w biurze
Pisze i pisze w gwnej ksidze
Ju nie jednego - wszystkich bankw,
Fortuny panw fabrykantw,
Zadowolonych posiadaczy
Paacw, karet i brylantw.
"Ojcze!" - w dalekie krzycz pole -
"Widzisz t butl na twym stole?
Chwy j! Syn kae! Podnie! Przechyl!
Zalej majtki ich rozdte!
Czerwonym chlunij atramentem
W t gwn ksig, gdzie przeklte
Wpisujesz zbrodnie ich i grzechy!"
...Nad kolosaln mord miasta,
Bruzdami ulic pooran,
Z zapiek rewolucji ran,
Mord o mtnych podwrz wzroku,
W ktrym gniew czasem byskiem stali
Lub un ognia si zapali,
Ustach gotowych do krwotoku,
O zbach czarnych k zbatych,
Mord oknami dziur dziobat,
W wypiekach fabryk, wgrach toku,
Zart kwasami chemikalii,
Drgawic\r epilepsji wrzecion,
Gdy pasw, nici, k zamieci
Maszyna trzaskajca chlasta,
Nad kolosaln mord miasta,
Ktr niedawno prg przeci
Kamuk z kolczykiem, dawszy szabl -
- Pych kominw w chmury wrasta
Stumilionowa Wiea Scheibler.

W okrgych lat dwadziecia potem,


Ju nie "wczga, krl gocicw",
Lecz waniak z wasnym samochodem,
Wpadem tam: wspomnie lata mode,
Odwiedzi lenych pobratymcw,
Poduma nad kamiennym stoem,
Jak nad modoci wieym grobem,
Poegna star wie nad rzek,
Powita ycie wolne, nowe -
I napi si zimnego mleka
U dobrej pani Michaowej...
Ju jej nie byo. Bya inna.
I inny dziad w zapadej chacie
Te same zgrzebne nosi gacie,
Machork mic. Na starczej piersi
Kpami siwe wosie sterczy,
Jak mchu zeschego liszaj szary
W zapchanych szparach chaty starej,
Co brod strzechy siga ziemi...
Przedpotopowe arno w sieni,
Prosiak pomyje z garnka siorba,
Babka wnukowi w gwce iska,
W izbie na stole jedna miska
Z jaow pack dla... omiorga.
Dzieci z kurami na pododze,
Dym, zaduch, kwany chleb razowy.
Wypijam mleko i wychodz
Od spadkobiercw Michaowej...

Kurz - konie - powz - i powozu


Wysiada Mga - Uuda - Pozr -
Bzem wieje - srebrnym bzem z tumanu
Mglistego snu. "Dzie dobry panu".

vi

Zabawa dzisiaj w Inowodzu...

We duy szklany sj pamici


I nasyp chciwych wpatrze swoich
W ywy za szyb sen dziecicy,
Gdy przed Matiatki sklepem stoisz
(Obok Baptystw, na Andrzeja,
Tam gdzie przecina j Aleja):
Gdzie kordelasy, strzelby, flasze,
Jelenie rogi, patrontasze
I gowa dzika, ktry kami
ciska kopert z celofanu...
W niej - tysic Sjamw, Kong, Tasmanij,
Boliwij, Sumatr i Sudanw.
Zamyl si sypk mieszanin
Marze o markach i wyprawach
Myliwskich - pstrych jak dwiki imion
Onych Gwatemal i Nikaragw.
Wrzu j do soja. Potem dodaj
Zmruonych spojrze przez krysztalik
yrandolowy, gdzie si pali

Bengalska i spektralna woda.

cignij oczyma blask z motyli


I z "beija-florw" tej Brazylii
(Tak zw kolibry: "cauj-kwiatki",
Bo dziobkiem wa midzy patki).
Wstrznij - i napu w szko pamici
Iluminacj Barwistanu,
Gdy dzie przymierza swego wici
Z wadc Vangoghii i Czannu.
Przysyp to szeptem ust subiekta
(Ach, gdyby wiedzia, jak on szepta!),
Co jest w klientce zakochany,
Gdy jej zachwala kreton tani
Na wyprzeday wielokwietnych
Resztek, przewietnych i tandetnych:
Ceny znione, gos ciszony
W temperaturze podwyszonej;
Pyn metrami odwijane
Kwieciste aszki nieprzebrane
I pyn nieprzerwane, mie
Szepty kwieciste i zawie.
Wrzu i to niebo nad Czorsztynem
Po burzy apokaliptycznej
(Burzy, co miaa dwie przyczyny:
Bo i moj: narodziny
Zdrady i rany, i zawycia);
I wywr Sownik Stujzyczny
Imperatrycy Katarzyny
(Ponne marzenie mego ycia!
Zeszedbym po t ksig w Hades!
I nie zastpi mi jej nigdy
Adelungowy "Mithridates").
Wpu te tczowy wspomnie balet
O widmach kwiatw zza witray
I z najfantastyczniejszych palet
Wygnioty z tubek i rozmazy,
Przemieszaj wszystko kilka razy
I w socu postaw sj pamici,
I patrz przez brylantow pryzm -
- Jeli chcesz ujrze pstrokacizn
w bukiecie naszym goci
W caej ich przekolorowoci.
Patrz - wanie na promieniach soca
Wjeda, confetti barw sypica
W centrum bukietu, banda pijana
"Lwich pyszczkw".
Przyjrzyj si tym pyszczkom.

Rozdziawiy si wszystkie i piszcz


{Rozgardiaszem weneckiej zabawy
W lesie,
Gdzie skaczce letniaczki si mizdrz,
Gdzie si
Sypi pstre confettiowe kurzawy.
Galopada mieszczaska rd sosen,
Miotajca farbiarskim bigosem
Strojw,
W bachanalii si wije i niesie
W znoju
Pod dyndaniem, lampionw po lesie - -
Lampionw, festonw, kretonw, pomponw,
Krawatw rozwianych, kolorowych balonw,
W girlandowym unosi si roju.
Ju z lwich pyszczkw - lwie pyski w orkiestrze:
To puzony mosine dm w przestrze,
Wydymaj balony, syfony,
Mno pstre kotyliony w miliony!
Dm - i z trb wyfruwaj tancerze
(Z trb, co lni jak kuchenne modzierze):
Puc wydechem ich trbacz wyrzuca,
Potem wdechem znw wchania ich w puca,
Wic lataj jak ptaki na wichrze
Straszne pyszczki letnikw, wci dziksze...
...Ju z lwich pyszczkw - sto pyskw (parzystych
Twarzy),
"W wirujcym kolisku mtniej
Pary,
Ze studentw, dentystek i i apte-
karzy,
Z pa rozgrzanych, podlotkw i "komi-
niarzy"
Koujcy si zrobi karuzel
Szary.

Ja - wdk za wdk w bufecie...


Oczami po sali drewnianej -
I serce mi wali.
Pijany.
(Czy pamitasz?)
orkiestra
powoli
opada
przycicha
powiada,
e zaraz
(Czy pamitasz, jak z tob...?)
ju znalaz
mj wzrok twoje oczy,
ju id -
po drodze
zamroczy -
ju zaraz
za chwil...
(Czy pamitasz, jak z tob taczyem?...)
podchodz
na palcach
i naraz
nad gow
grzmotno do walca
i porywam - na ycie i mier - do taca.

Grand Valse Brillante

Czy pamitasz, jak z tob taczyem walca,


Panno, madonno, legendo tych lat?
Czy pamitasz, jak ruszy wiat do taca,
wiat, co w ramiona mi wpad?
Wylkniony blunierca,
Dotulaem do serca
W utajeniu kwitnce, te dwie,
Unoszone gorco,
Unisono dyszce,
Jak ty caa, w domysach i mgle.
I tych dwoje nad dwiema,
Co te s, lecz ich nie ma,
Bo rzsami zakryte i w d,
Jakby tam wanie byy
I bkitem pieciy,
Jedno t, drugie t, p na p.
Ronie grom i strun, i trb,
Ronie krg i zachwyt rk,
Coraz wicej kibici
Chciwe rami ochwyci,
witokradczo napeza
Drca rka na pk
drcy,
Hucz soca grzmicych trb,
Koujcy ronie krg,
Pdzi zawrt
kolisty
Po elipsie
falistej,
Jednomtnym rozpywem wiruje jak bk.
Gdy przez sufit przetaczam -
Nosem gwiazdy zahaczam,
Gdy po ziemi mynkuj, ..
To udaj siacza.
Wte minie napram,
Pier cherlaw wytam,
Bdziesz miaa atlet
I huzara za ma.

Wniebowzitym bekotem
O zabawie co plot,
Bdziesz miaa za ma
Skoczonego idiot,
Suchasz, chodna i obca,
Cudo-chopca, co hopsa,
eby miaa za ma
Wytwornego wiatowca.

A tu noga ugrzza,
Drzazga w dziurze uwiza,
Bo ma dziur w podeszwie
Twj pretendent na ma.
Ale szarpn si, wyrw -
I ju wolny, odeszo,
I walcuj, szurajc
Odwinit podeszw.

Z jak gracj diabelsk,


Czardaszowo-wgiersk,
Czarcie krgi zataczam
T przeklt podeszw,
Trzs tykiem atanym
I na pysku mam at,
Sze kopiejek w kieszeni
I nic wicej poza tem.

Palce lewej mej doni,


Dziarsko w bok odrzuconej,
Midzy palce twe wchodz
I znajduj piercionek,
Zaciskaj si kleszcze -
Cho krzykna, to jeszcze!
Niech ci boli, ty poda,
To keczko zowieszcze.

Ja ci inny dam piercie:


Ja ci moim nieszczciem
liczn szyjk owin
Jeszcze przed tym zamciem.
Mciw ptl zacisn
T abdzi, t wonn,
Bdziesz taczy na stryczku,
Wiaroomna madonno.

Kry koo powrone i podnosi si, zwa,


Po wariacku wywija twj pretendent na ma,
A w to koo si wtacza fabrykacza szaracza,
Pan waciciel, posiadacz, kareciarz, brylanciarz!
Jak z piekielnej czeluci, wyskakuj ci tuci,
Odbijaj ci, kradn, ci zodzieje, oszuci,
W pulchne apska ci chwyc - ywo, w supe, ptlico!
I ty w wze, berliska tajemnicza ulico!
Sercem teraz (zmiuj si, zmiuj),
Echem teraz (miuj mnie, miuj),
Zlituj si, daruj, poauj,
We w ciemny las - i zacauj,
Szeptem teraz, cich namow,
Szeptem tajnym, alem-aob,
Pynn melodi - zwolnion -
W las ci wytaczam, madonno...
Tajnym szeptem
aob
Czy pamitasz,
jak z tob
W ciemny las mego ycia wkroczyem -
Czy pamitasz, jak z tob taczyem
walca -
Moja najblisza -
i najdalsza -
i najdalsza -
Taczya z obcym - z twoim mem...
Z twoim mem... z tamtym chopcem
I powolutku
w ten las
na palcach
walca...
- I jak za nami, sunc wem,
Ruchami spre i rozpre,
Syczcy, wieczny, niewidzialny,
Wlizn si w lene uroczyska,
Pijan pian toczc z pyska,
On - nienawistnik, Gad Fatalny.

VII

A tam ju rojno. Goci tyle


Wtargno rozigran zgraj,
e ju i pszczoy zagldaj,
e przysiadaj ju motyle,
Aby poywi si na nowym
Nieznanym klombie ogrodowym.
Jak wypalane w aksamicie
Serduszka, w barwach pawiookie,
Bratki, z ciem nocnych konwertyci,
Kucny pczkiem pod r bokiem:
Gdy si im przyjrzysz, zauwaysz
Upiorkowaty wyraz twarzy,
Usyszysz kazirodcze szepty,
Jak bratek uwid kwietn siostr...
Ju i mieczyki stercz ostre
I s strzeliste jak afekty...
Ju pachnie groszek najwonniejszy,
Matki mej kwiat najulubieszy,
I inne godne podziwienia,
Ale nie znane mi z imienia
Dzwoneczki, uszka, mordki, pyszczki,
Miseczki, czarki i kieliszki,
A wszystko wita si, cauje,
Pozdrawia, gwarzy i plotkuje,
Zazdronie na adniejsze ypie,
Byszczy, dygoce, oczka sypie,
Podzwania, mruga, zerka, wzdycha,
Na pierwsze miejsce si wypycha,
Trca si, gada, opowiada
Okropne rzeczy o ssiadach,
Po nogach depce si, uwija,
Przewagi cudzych barw wypija,
Wo wasn wzmaga, inne tumi,
Podkrela wyszo sw w tym tumie -
"Yanity Fair" lub imieniny
Prowincjonalnej starociny!

Mistrz mruczy, chrzka, zrzdzi, warczy,


Umiechem karci dobrodusznym
Niesfornych kwiatw zgiek jarmarczny,
Rozkazom jego nieposuszny,
Tutaj da klapsa, tu znw rk
Zgszczenia barw rozlunia mikko,
Kb dymu kwiatom puci w oczy,
Gdy si zanadto bractwo toczy -
Nic nie pomaga. Jak dzieciarnia,
Gdy rozkrzyczan mitygujesz,
Na zo zaczyna, goniej, gwarniej
I jeszcze jzyk pokazuje,
Tak si kwiecista pepiniera
Rozzuchwalia na wesoo...
Mistrz surowieje, marszczy czoo
I rozbiegane myli zbiera.
Pocign cuga. Postanowi:
Swobody ujmie bukietowi.
Wic by go stumi, ciszy, przymi
(Rym podpowiada: "umistyczni",
Ale to byaby przesada),
Ogrodnik mu oboczno nada:
Otuli bukiet senn chmurk,
Ktra nazywa si "przybirk".
Ona najliczniej i najprociej
Poskromi owe jaskrawoci.
Jest to koronka, jest obsona,
Mgieka przez sito przepuszczona,
Perlisty dymek nikych kwiecin,
Rone, tiulowe oczka sieci,
Gazowy welon, szron rolinny,
Drobniutka manna z kwiatw innych,
Maczek konwalii bardzo modej,
Kaszka z kropeczek srebrnej wody,
Fontanny wonnej rozpylenie,
Sen przyprszony jasnym cieniem,
Kurzem wietlistym... prochem czasu...
Bukiet si mglist zud zasnu...
Szepcc ucicha... milknie... zasn.
Zmierzch na ogrodzie - i mga siwa
Nisko po kach si rozpywa,
I siwa nad bukietem gowa
" Chyli si... twarz rd kwiatw chowa
I ju zostaje w nim straceczo:
I grb ma z kwiatw, co j wiecz.

ROZDZIA DRUGI

O, siwa mgo! O, srebrna mgo!


O, szara mgo! O, mgo bez koca!
Jakbym przez zadymione szko
Przyglda si zamieniu soca:
Gdy si spacerem lekko szo -
O, gsta mgo! wci gstsza mgo! -
Sto razy tam i sto z powrotem
Pomidzy Krtk i Nawrotem.

Przez welon ez, przez szary szron,


Przez mglist gaz pwidom
Znw widz kady sklep i dom,
I kade okno w kadym domu.
Przez welon ez, przez szary szron
Najbliej do rodzinnych stron,
Bo gdy tak mglicie jest, to wanie
Tsknocie lej, wspomnieniom janiej.

Dzi w Rio ddysty polski dzie


I polskie chmury niebo kryj.
Jak okrt-widmo, okrt-cie,
Dzi d wyldowaa w Rio.
Jak zawsze, deszcz wyciga mnie
Na spacer... Avenid? Nie.
Od Krtkiej do Nawrotu. Potem
Sto razy tam i sto z powrotem.

Rozdzia z dziecinnej "Farbenlehre":


rdmiecie ma ziemist cer,
W bramie robotnik usiad stary,
Suche kartofle z miski je,
A kolor jego toszary,
Bo godno, chodno, brudno, le.
Na cmentarz ta trjka wiedzie,
Do domu szstka granatowa,
Zielon czwrk si dojedzie
Do zielonego Helenowa.
Popatrz na usta tej dziewczyny,
Podrcznej z magazynu md:
A kolor ich niebieskosiny,
Bo smutno, trudno, chd i gd.
Pitka, spod lasu, te zielona,
Lecz biaym pasem przedzielona;
W tryby maszyny rozptanej
Robotnik rzuca resztki si,
A kolor jego oowiany,
Bo na nim metalowy py.
Dziesitka jest niebiesko-biaa,
Dwjka czerwieni fabryk paa,
W drukarni, znad zecerskiej kaszty,
Rumiecem ponie chuda twarz,
A kolor jego jest ceglasty -
- I ca "Farbenlehre" masz.
Ju nie pamitam, jak semka...
ta z niebieskim? Czy w pasemka?
Nic nie wiem... Przewrcona na bok
Na szynach ley barykad
W poprzek przez jezdni (gdzie by Zielke,
A naprzeciwko Petersilge).
Za barykad - tum stoczony,
A nad ni, w gr podniesiony,
Sztandar-wyzwanie, sztandar-gniew:
A kolor jego jest czerwony,
Bo na nim robotnikw krew.

Tak (pod jarzbinowym drzewkiem)


Drnik, stojcy przed szlabanem,
Czerwon wznosi chorgiewk,
Gdy pdzi pocig zasapany,
oskocc w rozpalone szyny,
I maszynista osmalony,
Z lokomotywy wychylony,
Zwalnia powoli bieg maszyny
I pocig w pustym polu staje...

Piotrkowska, w stron Grand Hotelu,


Jak wymieciona. Przed tramwajem
Beczki i skrzynie, a za niemi,
Z browningiem w rku, przyczajeni
Klcz bojowcy patrzc w szar,
Bezludn przestrze trotuaru
I pust jezdni. Nic. Martwota.
Cisza i tam - bo z morza tumu
Nic nie usyszysz prcz poszumu
Przybywajcych gromad ludzkich,
Co napywaj od Widzewa,
eby na rynek i baucki:
Z Gwnej, Nawrotu i Przejazdu
Strugami si w Piotrkowsk wlewa
Burzliwy za przewaem przewa,
Zmierzajc ku Staremu Miastu;
Ale si mao kto przepycha
Pod Meisterhaus i pod Ulricha,
Bo stamtd, a po barykad,
W jedn si szczeln zbi gromad
Milczcy tum, przy gowie gowa,
Jakby gowami wybrukowa...
(Ten czarny tok i naga pustka
S jak w dominie "mydo-szstka").

Ja, skamieniay na balkonie,


W to jedno oczy mam utkwione:
W owo czerwone na wagonie.

Wtem z kraca pustki w nasz stron,


Od Benedykta, od Zielonej,
Sypno drobne, rozproszone...
Przed kadym ostry punkcik stali.

Truchcikiem sypi, mtni, mali,


Lecz rosn - ju si ludmi stali,
Sztykami pruj pas martwoty,
Ju rot stali si piechoty
W krasnych lampasach furaerek.
Stanli. A na czele roty
Maleki, skoczny oficerek.

Wysokie buty, byszczc glancem,


Drepc bez przerwy drobnym tacem,
Maleka rczka w cigym ruchu:
To trci wsik maym palcem,
Jakby swdzio co, to w uchu,
Jakby dzwonio co, to znowu
Przy rkojeci srebrnej "szaszki"
Maca wiszce fataaszki.

Jak wryty stoi tum. Nie dyszy.


A cisza taka, e w tej ciszy
Syszysz, jak sypkim biegiem tyka
Szybka wskazwka sekundnika,
Za ktr teraz ledz oczy
Ju spokojnego porucznika.
Ju tylko one, zimne, szare,
Skacz, dranione tym sztandarem:
To spojrz w tum, to na zegarek.

I cigle cisza... dech martwoty...

Jekaterynoburskie zuchy
trzydziesty sidmy puk piechoty)
Bezmylnie patrz w niemy, guchy
Tum.
Tylko czasami ktry zerknie
W bok,
ledzc za maym oficerkiem.
I cisza, cigle jeszcze cisza
Trwa.

Trzasno krtko. To koperta


Zegarka pana oficerka.
Wanie mino przed sekund.
Wic chowa go, obciga mundur,
Po szabl siga do malutka
I wtedy - niky ruch podbrdka,
A rota - jednym zamkw szczkiem,
Jednym podrzutem - bro pod szczk
I gdy wywisn szabl z brzkiem,
Gruchno nagle spod tramwaju,
Od skrzy, od beczek poszo grzmotem,
Zagrao jak piorunem w maju,
Stalowym sypie si terkotem,
Pasna szabla citym lotem
I - "rota pli!" - i plun z roty
Deszcz oowiany, ale zoty,
Bo salw blaskw tryso z luf -
I zawy z blu mur ponury,
Pk, wzbi si w gr, stoczy z gry
I run bruk stoczonych gw.
Odchysn tum rozbiegiem rojnym,
Mrowiskiem biega niespokojnym,
"Wre jak kipicy kocio smoy
I oszalae czarne pszczoy:
Chmarami ulatuje w bramy
Lub miota wrztku odpryskami
I kamienice szare plami,
- I bij, trzeszcz, nie ustaj
Celne browningi spod tramwaju.

Balkony i otwarte okna


Opustoszay. Nieszczliwa,
Jaka krzyczca i okropna,
Matka z balkonu mnie porywa.
Ludzie biegaj po pokojach,
Jak gdyby tamtych udawali,
A tam, cho guszej, cigle wali,
Lecz jakby naprzd... Jakby dalej...
Otwrzcie balkon! Niech zobacz!
Matka zanosi si od paczu!
Otwrzcie! Patrzcie, co si dzieje!
Patrzcie! Spczniae i spienione
Chlusny tumy nad wagonem,
Czarna si fala rodkiem leje!
Patrzcie! Porwaa to czerwone
I pynie, pynie podniesione,
Czerwone ponie ponad czarnem!
Machaj, wa na latarnie!
Mamo! piewaj, id, rosn!
Niesie kobieta z twarz gron,
Usta szeroko... Mamo! Ona
Krzyczy, przeklina, pici do nas!
Mamusiu! Za co? Patrz! Wydara,
O brzuch opara kij - a na nim
Niesie czerwone z literami
Dwa P i S... Litery zote
I zota kielnia na krzy z motem.
...Ulica czarna, w oczach czarno,
Jakby si cae miasto wparo
Midzy dwa rzdy szarych domw,
I z okien krzyk, i tok z balkonw
W jedn si czarn wrzaw zlewa,
I domy, oblepione mrowiem,
Id, dach w dach i gowa w gow,
Dumnym pochodem trzypitrowym
I ju koysze si nasz dom,
I pynie, morzem uniesiony,
A za sztandarem cignie piew:

"Niesie on
zemsty grom,
ludu gniew,
Przyszoci rzucajc siew,
A kolor jego jest czerwony,
Bo na nim robotnikw krew,
Bo na nim robotnikw krew"...

Potem do bram wnosili stre


Zwoki bojowcw i sodatw.
Zostay po nich krwi kaue:
Lepka purpura dzkich kwiatw.
Najpierw je wod polewano,
Potem je piaskiem przysypano,
Nazajutrz za pdziy po nich,
Wprzone w pary wietnych koni,
Powozy panw fabrykantw,
Panw prezesw i bogaczy,
Zadowolonych posiadaczy
Paacw, bankw i brylantw.

Pad tam i may oficerek.


mier mu przypia na mundurze
Zapiek karminow r
Barwy pukowych furaerek.
Mia pikny pogrzeb. Pop na przedzie
Konstantynowsk kondukt wiedzie.
Za nim, z poduszk, szed onierzyk,
Czapka i szabla na niej ley.
Potem by wieniec od kamratw,
Jekatefynoburskich chwatw,
Dwch go trzymao oficerw,
Mia szarf: "Za caria, za wieru
I za otieczestwo". Nastpnie
Rota miarowo i pospnie
Kroczya w rytm warczcych bbnw,
I sztyk za sztykiem, sztyk za sztykiem
Armiejskim poyskiwa szykiem,
Potem koledzy nieli ma
Trumn, kwiatami osypan,
A wreszcie, dzwonic ostrogami,
Brzczc szablami, orderami,
Wolno, aobnie szli panowie
Oficerowie. Ale pierwsza,
Przez pukownika prowadzona,
Idzie wysmuka oficersza:
ona.
Idzie - a idc nienawidzi:
Wszystkich, wszystkiego, ich i siebie,
Najwicej siebie nienawidzi,
Pompy si wstydzi, kwiatw wstydzi
I tych Moskali na pogrzebie,
Tego welonu aobnego...
I nawet trupa nienawidzi:
Jego - biednego, kochanego,
W tej bliskiej trumnie niesionego.
Jezu, niewinnie umczony,
Najwitsza Matko Boleciwa,
Sprawcie, by tak nie pobrzkiwa
Ten tum w ordery przystrojony!
Nie dzwocie, szable i ostrogi,
Nie warczcie, bbny, psy aobne!
Zmiujcie si nade mn biedn,
Wyrw si, pjd, wszystko jedno,
Uciekn! Kostia, miy, drogi!
Matko Najwitsza i jedyna!
("O, matko Polko!" - przypomina -
"O, matko Polko! gdy u syna
Twego na czole...") - i urywa,
I pod welonem, ktry spywa
Z czoa na ono - gadzi ono
Dziecitkiem napczniae ono,
Bogosawic gaszcze doni
I z niewinnego czka ciera
Straszliwe pitno, znak Kaina...
Brzcz ostrogi, szable dzwoni,
Zy z trotuarw tum spoziera,
Pod welon si oczyma wdziera
I milczc grozi i przeklina:
"O, matko Polko! gdy u syna
Twego na czole...!!" Matko Boa,
Nieszczcia si mojego poal!
Brzk-brzk-brzk w oficerskim tumie.
Bbny aobne grochem drobnym
Bij... Szesnacie pjdzie trumien
Przez miasto... Pjdzie dugi szereg
Sierot i wdw... A zamordowa
Kto? On, jej may oficerek...
Przystaje oficerska wdowa,
Przystaje tum - i brzk ustaje...
Pukownik twarz nachyla chmurn
Do ucha Zofii: "Szto? Warn durno,
Sofia Ignatjewna?" - "Niet... tolko..."
I dalej idzie matka-Polka.

W drodze z cmentarza napotkaa


Szesnastokrotny, wyduony,
Gsto policj otoczony
Pogrzeb tych przedwczorajszych ofiar.
Nie drgna. Zimna i zuchwaa,
Wprost w oczy wdowom spogldaa.

Nazajutrz rano biedna Zofia


Do ojca na wie pojechaa.
Przez trzy miesice, smutna, dzika,
Chodzia, modlc si, rd kwiatw,
A lega - crk dajc wiatu
W samotnym domku ogrodnika.
Jeszcze szepnito jej: "Pannica!"
Jeszcze szeroko otworzya
Oczy (zdumione? zawiedzione?
Szczliwe?), jeszcze si toczya
za przez miertelnie blade lica,
Jeszcze co chciaa szepn tymi
Wargami, nieco misistymi,
Kiedy na pier opada gowa
I zmara oficerska wdowa:

Zofia z Dziewierskich Iganowa


zm. dnia 7 padziernika
r. 1905
przeywszy lat 21.
Prosi o westchnienie do Boga.

II

Na chrzcie dziewczynce imi dano


Aniela. Tak chcia dziadek. "Bo to
Anielskie jest, powiedzia, miano,
A ona wanie... pod tym wzgldem..."
Pochrzka, mrukn... "...Co tam bd
Tego... I jeszcze to, e lubi..."
Tu chrzkn znw, i znacznie grubiej.
Rni na wiecie s dziwacy,
Wic dla porzdku dobrze wiedzie,
e, po sezonie, pan Ignacy,
Gdy ogrodniczej nie mia pracy
(A bez roboty nie chcia siedzie),
Malarstwem witym si zatrudnia...
Najlepiej zna si na anioach:
Zoci im skrzyda po kocioach,
Niebieci, srebrzy je, wycudnia,
Rzebi im z gipsu trbki liczne,
Odznaki dawa hieratyczne,
Pucoowatym serafinom
Podkra oczki farbk sin,
Kdziory z gliny na cherubie
Powleka lekkim tchem poztki,
- Wic przez to wanie i e lubi
Anielcia bdzie tej malutkiej.

Nie, czytelniku... Cakiem ponne


S twe obawy, e rozpoczn
Na temat imion snu przestronne
Poetycznoci zaoboczne.
Nie podejrzewaj, e Aniel
W zwizku z imieniem wyaniel,
e wdam si, a la Ia mia,
Co z tego wierszy tom zrobia,
W sprawy magiczne i wrebne;
S one tutaj niepotrzebne...
Nie sd te, chytry czytelniku,
e zaraz zrobi si "cudownie"...
Nie myl o naszym ogrodniku
Pochopnie zbyt i powierzchownie.
Zawczasu nie bj si, e autor,
Posuszny ustalonym ksztatom,
W "witkowe" zabrnie mistycyzmy,
Tak dobrze znane nam z ojczyzny,
Gdy ze witkami, jak na haso,
witoszkowano ile wlazo,
Gdy frasobliwo wystrugan
Za wykapan polsko miano...
"ot, wicie, gazdo, beo, beo
I, tak jak syko, psemino"...
O, jake atwo z ogrodnika
Sporzdzi mona by "mistyka",
Ktrego by kocielne lalki
Drabin wzniosy Jakubow,
Aby o gwiazdy stukn gow
I z Bogiem wid zaarte walki...
Jak atwo mgbym puci w gr
Te rawskie i studziaskie kuky,
eby, zrobiwszy w niebie dziur,
W zawiatach si z Ignacym tuky.
Ju w kwiatach duo byo pokus,
By rozprowadzi fantastyczny,
Psychologiczno-botaniczny,
Bardzo wygodny hokus-pokus.
Lecz pan Dziewierski, czowiek trzewy,
Nie wierzy w malowane rzeby,
W tajemniczociach si nie gubi.
Lubi anioy - no bo lubi.
Z gustami bowiem - jak popadnie:
Kto woli popa, kto popadi,
Ja - za popadi, jeli adna...
Nie lubi za motorw, radia,
"Wycieczek, sportw, generaw,
Szparagw, wodzw i upaw,
Dyskusji, energicznych twarzy,
Mycia yletki, prasy, play,
Jajek, elaznych charakterw,
Galerii sztuki, biusthalterw,
"Wielkowiatowych poliglotw,
Truskawek z kremem, samolotw,
"Wizyt, szpinaku, wszechtalentw,
Historiozofw, monumentw,
Modziey, kiedy nazbyt dziarska,
Potgowiczw, gosudarstwa,
Dowcipw niedowcipnych osb,
Opiumowanych papierosw,
Babskich pazurw purpurowych,
Balw, a take ich krlowych,
Mwcw, czekania, histeryczek,
Deklamatorw, zapalniczek,
Pieczeni, jeli nie jest krucha,
Prawnikw, wit i "Krla Ducha".
A lubi: milcze, deszcz, sowniki,
Ilustrowanych pism roczniki
("Kosy", "Wdrowce", "Tygodniki"),
Grochwk z boczkiem, bzy, jarmarki,
acin, las, pocztowe marki,
Fachowe gwary, psy, Cyganw,
Kolekcjonerw, szarlatanw,
Etymologi, aptekarzy,
Ungra warszawskie kalendarze,
Wiek dziewitnasty, bibliografi,
Lawend, stare fotografie,
Dylians, burz, ozr z chrzanem,
Koniak, gorcy barszcz nad ranem,
Walce i stare wodewile,
Miostki, Litw, wiatr, motyle,
Nie wstawa cay dzie z kanapy,
Krocienko, zegarmistrzw, mapy,
Piwo (cho Niemiec) Haberbusza
I kocham "Pana Tadeusza".
Jak mocno swdzi wietrzne pirko,
By w zwizku z nieszczliw crk
Na konia wsadzi ogrodnika,
Nie, nie na konia! - na konika,
Co, kusem lekkich jambw gnany,
Wystukaby nam podkwkami
Star piosenk o maestwie
Polki z "Moskalem" - i mczestwie
Ojca, prawego Polonusa...
Przepraszam - nie ruszymy kusa!
Nie bdzie pan Dziewierski kiczem
Z obliczem wielce cierpitniczem.
On zicia lubi. On z czuoci
Cieszy si mod ich mioci,
Umiecha si, gdy zi wesoy
Przynosi z miasta kwiaty once
I woa miesznie: "Zoka-soce,
Masz od Moskala polskie kwiaty,
Za to mu ruskiej daj herbaty!"
Syczeli ludzie: "Haba! Zdrada!"
I bya racja w tym syczeniu.
Milczaa Zosia zakochana
I bya racja w tym milczeniu.
Dwie racje byy. Dwa oblicza
Prawdy, jak dwie s w prawdzie zgoski,
A jedn - kula robotnicza
Trafia w serce na Piotrkowskiej.
A druga prawda - czarna fala,
Te tumy, trupa tratujce,
I czarny blask, co nagle zala
Jasne twe oczy, Zoka-soce!

III

Jan Mergiel zwa si tkacz ze Zgierza,


Ktry w w dzie pamitny zabi
Ojca Anielki. Pozostawi
Synka w pieluszkach, Kazimierza.
Sam bowiem pad pod barykad,
"Kazinku!" krzykn, kiedy pada.

IV

Ogrodnikowi - nie utaj -


Niewola bya obojtna,
Nie mia wsplnego z Polsk ttna;
Kraj cierpia - on nie cierpia z krajem,
Kraj y nadziej - on jej nie mia,
Kraj broczy krwi, a on kamienia
I w mylach mrucza swym zwyczajem:
"Powstanie robi... c, powstanie...
mier przyjdzie, nic nie pozostanie.
Mj ojciec w lasy chodzi bi si,
Ja nic nie mwi... chcecie, idcie...
Tak czy inaczej, tu czy indziej,
A ona po kadego przyjdzie.
Ojca zapaa na Sybirze,
A tu by miaa jeszcze bliej.
Wy powiadacie: dla wolnoci...
Nima jej, prosz jegomoci.
Dla dzieci, wnukw, dla pokole...
A jak wy im dacie wol,
Kiedy niewola i tak skosi,
Tak dobrze u nas jak i w Rosji.
Szczyrka dopada w Port Arturze,
Galotk, jak na Saksy chodzi,
Bielskiego, kiedy piewa w chrze,
A moj Andzi w miecie odzi".
(Na myl o onie, cho umara,
Pospna zo mu dech zapara;
Westchn, z pokn, jakby kawa
Nieszczcia, w gardle uwizego.
Lecz o tym pniej. Jest to sprawa
Zupenie inna.) "No wic... tego...
Chcesz - bij si z carem, nie chcesz - nie bij.,
Czy Polak jeste, czy Japoniec,
Zwali Japoca, cara, ciebie,
Ot tobie wolno: klaps i koniec".
Pustynia bya w nim. Pustynia
Nieustajcej mierci w duszy.
Cigna si tam dal olbrzymia,
Na ktr bezustannie prszy
miertelny popi znikomoci,
Skazania, beznadziejnej czczoci;
Jak wiatr w kominie zawodzio,
Bezkresnym zatroskaniem mio
Natrtne, sotne, bezforemne
I mce rozrzedzeniem ciemnem
Swej uprzykrzonej obecnoci...
Pamita: spado to wszechmocne
Popoudniow pust por,
Jak szary i bezgony piorun.
Szed w drugie wito wielkanocne
Ewangelick. Obok ona
Wloka si, jak si wszystko wloko:
On - czas - ulica wyludniona -
Dorok ko cigncy stpa -
Myli tej tej, co przez okno
Patrzya na ulic tpo -
I tacy sami jak i oni,
Wlokcy si po drugiej stronie
Z chopcem w ubranku granatowem -
Wszystko, powolne i matowe,
Wloko si przykro i markotnie...
I coraz byo niepowrotniej,
Guszej i martwiej, i samotniej;
Co myl si zjawi, to obwinie...
Szed coraz wolniej i bezmylniej...
Pustosza czas. Drczyo zmor.
Upodobnio si upiorom.
To byy widma: ony - konia -
Tej tej - tamtych z chopcem -widma..
I nagle cichy, pusty piorun -
I wiat miertelnie znieruchomia
W pustyni, co go w nieskoczono
Poniosa i popioem smtnym
Zamya. W ten to dzie pamitny
mier powzi, rozpacz i znikomo.

Gdy lega przed nim pustka sroga


arocznym mrokiem, sil ciemn,
Chcia wyrwa si z zasadzki wroga...
Dokd z pustyni prosta droga?
O, nie wymawiaj nadaremno
Imienia-echa! Nie do Boga
Pognaa go rosnca trwoga,
Nie w starodawne Niewiadome,
Pochaniajce swym ogromem.
Bo znienawidzi wielkie", wieczne",
Bo wanie puci si w ucieczk
Przed t potg przeraliw...
Wic dokd?
W blisk, ziemsk ywo,
W drobne i barwne ulubienia,
W radoci sztuki w Dom Zbawienia
Dla osaczonych szar zgroz...
Sztuki, powiadam... no, bo sztuki.
askawy bowiem Srebrnouki
(Tutaj: Smintejski, co, jak wiecie,
Szar mysz mierci stop gniecie)
Sprzyja nie tylko arcydzieom,
Michel Angelom (lub Anheom,
Jak go Sowacki zwie), nie samym
Szopenom, w gwiazdach zapisanym,
Dantom astralnym i Horacym,
Lecz i Dziewierskim, tym Ignacym,
I tworom sztuki ich ubogiej:
Apollo bowiem lubi ogie
Nie tylko gorejcych krzakw,
Ale i wieczek na choince,
I fajerwerkw barwne myce;
Nie same z ponadludzkich szlakw
Eurypidesy i Szekspiry,
Ale i szopk wiejskich akw;
Nie tylko psalmy zotej liry
I orle nad skaami skwiry
Czy huczny lot olbrzymich ptakw",
Ale i kosa, ktry wista
U szewca na Podwalu w klatce,
I skromny, przepisany czysto,
Prowincjonalny wiersz w szufladce,
I fotoplastikonu cuda,
I mieszn zwrotk, gdy si uda,
I kicz jarmarczny nieporadny,
I bukiet wiejski, jeli adny.

Tak poszed w kwiaty i anioy,


Tak zacz lepi chimeryczne
Zwierzyce, armie egzotyczne,
Indiany, Turki i Mongoy,
Tak si zaczy obrazeczki
Technik kolorowej sieczki":
Bj pod Cuszim", Smok wawelski",
Jarmark w owiczu", Krg anielski",
Kolumb pomidzy tubylcami",
Dno morskie", Sklepik z zabawkami"..,
(W tym czasie take namalowa
mier porucznika Iganowa",
Gdzie szereg sztywnych manekinw,
"Wszystkie z profilu, z dymicymi
Rewolwerami w rkach sztucznych
Przy czym lecce wida kule
Tyka piersiami wypitymi
Luf nastawionych karabinw;
Za serce trzyma si porucznik
I ca we krwi ma koszul.)
Tak na keczku kartonowym,
Co si w zegarku mogo zmieci,
Kaligraficzny cud wypieci:
Psalm Dawidowy, przepisany
Czarnym i srebrnym atramentem
"W sprynk", dorodkowo, krto,
Z mikroskopijn lutni w centrum:

Jak jele krzyczy do strumieni,


Tak dusza moja Ciebie wzywa,
ywego Boga pragnie ywa!
O, kiedy przed oczyma Twemi
Stanie spragniona, nieszczliwa?
zy moje s mi zamiast chleba,
Gdy mi codziennie sysze trzeba:
Kdy ten Bg twj? gdzie przebywa?
Gdy przemiewaj si szyderc,
"Wylewam w siebie wasne serce:
Nie chadzaem do Twej witynni
Z weselem, z chwa, jako inni?
Czemu si, duszo moja, smucisz?
Nie trw si sob, lecz si ucisz:
Dostpisz Boga, ktry zbawia.
O, jake bd go wysawia!...
...Powiem ja Bogu, mojej skale:
Przecze zapomnia o mej trwodze?
I gdy si uciniony al,
Czemu bez aski Twojej chodz?
Jest jako rana na mym ciele,
Gdy sobie kpi nieprzyjaciele:
Kdy ten Bg twj? Gdzie przebywa?*
Ozwij si, skao, gdy ci wzywam!..."

Obieca nawet ksidz Komoda,


e o tym do Kuryera" poda:
Chwalebne bowiem w tym to dzieku
Zdolnoci wida; osobliwie
"W powinkszajoncym widzunc szkieku..,
A kto ma talent, niech pamienta,
Od kogo wszystkie som talenta.
C, kiedy w tobie zgryluk siedzi...
Jak dawno bye u spowiedzi?"
Tak w sposb ludziom niepojty
"W butelce zjawi si zaklty
Ogrdek z bystkw, koralikw,
Paciorkw, szkieek i kamykw...
Tak w sojach zamieszkay abki,
Jaszczurki, uki i trytony;
Tak napeniy si szufladki
Aromatami zi suszonych;
Tak maa izba przy sklepiku
(Na zim bowiem do miasteczka"
Przenosi si i z wnuczk mieszka
W zacisznym, ciepym pokoiku
Przy sklepie pani Tekli Bielskiej,
Ktrej m mia zdolnoci" due:
Basem w kocielnym piewa chrze,
Po czym powikszy chr anielski.)
Przybraa wygld tajemniczej
Wesoej groty czarodzieja:
Puap gwiazdami powykleja
Z koem zodiaku i ksiycem;
Pod lamp, prawie Aladyna,
Bajeczne agle swe rozpina
Korsarski statek holenderski
Sam go zbudowa pan Dziewierski
"Wedug ryciny z kalendarza
Czytelnia stanu wociaskiego".
Kalendarz by od aptekarza
Kamila Rozpdzikowskiego,
Ktry mia prawe oko szklane
(Na noc podobno wyjmowane),
Szpicbrdk oraz wsik rudy;
Schylony by, wysoki, chudy,
Olejkiem godzikowym pachnia
I koralowa kulka krwawa
Zdobia biay jego krawat;
Prcz aptekarstwa drugi fach mia:
Manipulowa tak palcami,
e cienie ich niezwykle wiernie
Imitoway menaeri;
Gdy palce puszcza w ruch pan Kamil,
Krlik uszkami strzyg pociesznie, ~~"~
Garbaty wielbd klka miesznie,
Kozio rogaty brod kiwa,
A pan aptekarz pobekiwa
Wpadajc w tony czysto koile;
Ten jeszcze robi art, e oto
Zakryje doni zdrowe oko
I samym szklanym patrzy gronie
Na wt on Antonin,
Jczc walce przy pianinie.
Mieszkali w domku pod lipami",
Wic byli Bielskiej ssiadami.

Nie wspomn ju o innych w grocie


Zabawkach, fraszkach i igraszkach,
Wiatraczkach, samodziobach-ptaszkach
I rnych cackach, wikszych, mniejszych,
Ktrymi pki ponastawia...
Sto niespodzianek i sto pociech...
Sowem nie zawid si Smintejczyk
(O, jake bd go wysawia.").

Lecz nad czym si najbardziej czuli,


Najbardziej sroy jednoczenie,
Co najmioniej w sercu tuli
I nad czym cierpia najboleniej;
Co majster-klepka nasz magiczny
Najwicej kocha w czas zimowy
To teatr, teatr swj tragiczny,
Przybytek duchw tekturowy.
Byo to wntrze starej sali
Selina w odzi. Tam przed laty
On z Andzi na galerii stali,
Zaczarowani, skamieniali,
Kiedy w czarny i zbaty
Przewraca byskajce oczy
I z warg misistych pian toczy,
Gdy chytry judzi go i kusi,
A wdz uwierzy i zadusi.
Skleci z deseczek i tekturki
Widowni, scen i figurki
Przedstawiajce, tak jak widzia,
Wciekego Negra, generaa
Weneckich wojsk, i jego on,
Pod stropem za, na paradyzie,
Andzi i siebie. wieczka staa
Przed teatrzykiem i drcymi
Blaskami dramat owietlaa.

Trzy razy, wieczr po wieczorze,


Musia z ni chodzi tak cigna...
I tak do serca sobie wzia
T smutn bajk o potworze
Z Afryki i o biaej pani,
e bya jakby urzeczona
Przeliczna jego narzeczona...
A ju na zapowiedzi dali.
Pisze w kronikach starodawnych,
e goci w mym rodzinnym miecie
Pewien murzyski aktor sawny.
Bg raczy wiedzie czy w przejedzie
Skd dokd czy go przeznaczenie,
Posuszne czarnej jego gwiedzie,
Ku dzkiej skierowao scenie,
Do, e nad dk zawdrowa,
Tam na teatrze wystpowa,
Tam zmar na jakie zapalenie
Z dala od Afryki-macierzy
I na cmentarzu dzkim ley.
A mieszka u Klukasa" tam gdzie
Pan Igna pozna swoj Andzi.
Bo gdy by jeszcze, w czasy tamte,
U pana Salwy praktykantem,
Odnosi kwiaty do hotelu,
Gdzie Andzia bya pokojwk.
I, jak to bywa, umiech, swko,
Maa przejadka w karuzelu
Na Promenadzie lub na Mani"
I byli w sobie zakochani:
On wicej, ona mniej; tak bywa
I czsto mio jest szczliwa,
Jeli nie wtrci si nieszczcie.
Lecz ono wtrca si najczciej.

Tutaj dziwacznym, smutnym cieniem


Weszo za nimi do kocioa.
Cie echem po imieniu woa
Za ksidzem; cie przyklka, wstawa,
lubne obrczki im podawa,
Ciemnia w bukiecie biaych lilii,
Sprawnie drubowa im aob,
A gdy z kocioa wychodzili,
Cie welon nis za pann mod.
A kiedy przysza na wiat Zosia,
Ulyo im i cie si rozsia,
Jak gdyby po raz drugi umar.
Lecz wkrtce wrci czarny tuman:
Z kum spikna si kumosia,
Z kumpsi si zmrugna kuma
I pochylone nad koysk
Patrzyy w dziecko bacznie, blisko,
Badajc biel maego ciaka,
widrujc jasnych oczu biaka
A przenikny tajemnic
Genialne antropoloyce:
A nie mwiam? Widzi pani?
Usta, jak ywe, z Afrykanii".
I trzeba przyzna miay racj...
Bya w nich lekka hipertrofia.
Zosieka Zosia potem Zofia
Miaa te wargi nie po matce
I nie po ojcu. Po kim? Nie wiem.
Nie wierz, eby tam co byo"...
Nie wierz, lecz nie jestem pewien...
Ale niestety uwierzyo
Najdziksze w duszy ludzkiej zwierz,
Stugowa hydra podejrzenie...
I tu o, jaka ch mnie bierze,
By w zwizku z fantastyczn faun
Znowu zabawi si uczenie:
Opisa hydr fabularn!
Po uszy zabrn w rygor srogi
Erudycyjnej mikrologii,
W wykazy rde, bibliografie,
Tak jak to lubi i potrafi...
O, jaki wilczy mam apetyt
Zapuci si w przypisw petit,
W owe p., ib., por., ej., 1. c.
Itp. drobiazg wany wielce.
Odezwa si wrodzony nag
Zgbiania kuriozalnych nauk,
Szperania po foliaach grubych,
By dwuwierszow zowi wzmiank,
Gubienia si w drobnostkach lubych,
Z ktrych nie bdzie mje korzyci
Ani wspczesno, ani przyszo,
Lecz tacy s ju specjalici:
Im mniejsza rzecz, tym wiksza ciso;
Czytania mdrych traktacikw:
O mumiach u Asyryjczykw,
O chronostychach lub centonach,
O synekdochach Cycerona,
De carminibus figuratis,
De barba Moysis, De castratis,
De cantu cygni, De cornutis,
De jur ventris, Ligno crucis,
De matrimoniis incantatis,
De bibliotheca Adami,
O w. Jacku z pierogami,
De et cetera bomba... Sats.

Lecz Monstra Fabulosa, postrach


Mediewalnych mrocznych katedr
(Niejeden redniowieczny frater
Biesa si uczy na tych monstrach),
Lecz zoologia legendarna,
Teratologia fantastyczna,
Z nauk o demonach styczna,
Dziwy zamorskie i bestiaria,
"Wysnute z wyobrani mnichw
do Indyey" podrnikw,
Gnanych cudown dz cudw
W bajeczne kraje barwnych ludw
A pletli ci peregrynanci
Troje nieVidy z tych awantur
Te sprawy, czytelniku, znam-ci
Nie gorzej ni profesor Jan Tur.
Znam Lycosthena, Aldrovanda,
Wiem z Prodigiorum Chroniconu"
O wszelkich bestiach i potworach
Antarktyki i Septentrionu,
I wiem, co widzia w. Brandan
Na wyspach oraz co w Brazylii
Iwon d'Evreux i Pigafetta
Czy w. Izydor z Sewilii,
Znam Singularites" Theveta
I Miroir du monde" Brunetta,
Ksigi Wielkiego Albertusa
Tudzie Olafa (te Magnusa),
Znam grony i zaczarowany
Diabelskich stworw wiat potworny,
Te hipogryfy, lewiatany,
Kynocephale, unicorny,
rd jednorocw nie pomieszam
Eglisseriona z monocerem
Wszystko to znam jak wasn kiesze
I mgbym tutaj, za Gessnerem,
Hydr opisa... Lecz referens
Horresco..." Czuj przeraenie,
Gdy tylko wspomn t istot...
Lecz wierz mi, wierz mi wiem co o tem
Gorsz jest besti Podejrzenie.
Tym gorsz, e to chytre zwierz...
Wije si, asi, do stp ciele
I ani czowiek si spostrzee,
Jak ju jest wroga przyjacielem.
Ten z pieka rodem zwierz stugowy
Staje si wiernym psem domowym,
Co ci na krok nie odstpuje
I suc panu sam panuje...

Tak wrci cie i szed przed nimi,


I szepta Tak" ustami Zosi...

Mwiy inne, mniej genialne,


e si po prostu zapatrzya."...
VI

W gbokim nie, w gbokim niegu


Miecina ley pogrona.
Sennego ksicia i nienego
Twarz wieci, srebrnie zamroona,
Umiechem biaym nieruchoma.
Podpiera domki nieg pierzasty,
W wysokie nawalony zaspy;
Czasem je wiatr napadnie dmcy
I z puszystego wierzchu zwiewa
Py roziskrzony, koujcy.
Dwa bratnie przed sklepikiem drzewa
S jak mietan ochlapane
Lub jakby mydlin gst pian
Rozrobi na zwichrzonej brodzie
witego Mikoaja, ktry
pi stojc; w rku ma latarni:
To szyba okna, caa w lodzie.
A za ni wiato planetarne
Mrugliwej lampy. Mrz-kwiatodziej,
Co brylantow ma kwiaciarni,
Bystro tczuje iskierkami,
Miotajc ognik za ognikiem,
Diamencik gonic diamencikiem
Z takim popiechem, e chwilami
Sam nie wie, czy jest ogrodnikiem,
Czy wielkomiejskim jubilerem:
Gdy przed witryn, rozigran
Rozbyskw migajcych gam,
Przystaje warszawianka liczna
I, przedgwiazdkowo elektryczna,
Napywem pragnie podniecona,-
Klejnoty poleruje wzrokiem...
Oczy, porwane skier potokiem,
Z byskami skacz po kamieniach...
Rozpromieniona od olnienia,
Gwiazdeczki mrone ma na futrze,
A rzsy w lodowatym cukrze.
Dwie pery po jej licu biega:
Uriaska z noska zadartego,
A z oczka kaakucka pera.
Tymczasem zibnie psina wierna
I niecierpliwie chwile liczy,
Dygocc na zielonej smyczy;
Wic, eby skrci to czekanie,
Doncio urzdza si przy cianie:
Robi ze siebie trjng wschodni
I nagle nieg topnieje pod nim.
Piesku najmilszy! Denteldogu,
Ktry umiae umrze w por
I dzi nie tuasz si upiorem,
I obcych nie obijasz progw!
Nabraby moe zych nawyczek
Na tej ebrackiej emigracji"...
Donciu mj luby! Masz pomniczek...
"Wybacz, e w takiej sytuacji.

Maa w koysce zakwilia,


Ogrodnik wstaje i przewija.
Uoy wnuczk, uspokoi.
pi. On, schylony, dalej stoi
I patrzy, szuka wzrokiem szpiega
I zdaje mu si, e dostrzega...
"Wtedy na biaym tynku ciany
Cie si pojawia zapomniany
I trwa cho pan Ignacy odszed
I znowu siad przy swym theatrum,
Co szepcc... A ze ciany odszept.
Za oknem cienka aria wiatru
Wtruje tekstom dwm szeptanym...
A prawda gdzie? Po wieki wiekw,
Pki odrzucasz cie, czowieku,
Tylko w "Williamie optanym,
Co wszystkie krgi pieka obieg!
Nie" mwi cie... Tak" mruczy czowiek...
I myl, e trafili w sedno,
A straszny "William, co by na dnie,
I wyrokuje: Wszystko jedno"...
...A noc wci wysza i gwiadzistsza
I krty wiatr wci wyej piewa,
I gwiezdny w okno py nawiewa,
Gdy w smutnym teatrzyku mistrza
Barwne figurki tekturowe
Wiod zmylonych serc rozmow,
Prawdziwsz nili serc prawdziwych,
Ach, i tak samo nieszczliwych!

Bya to noc bogoci. Poczu


Napywajce zy do oczu
I ciep sodycz w zakochanym
Jak dawniej sercu...
Bya to moe noc Przemiany
I cudu wyranego cudu:
Bo rk strci cie ze ciany,
Na ziemi rzuci i podepta...
I raptem, w mowie mu nie znanej,
Perdition catch my soul, wyszepta,
But I do love thee...
Lecz kto ona?
Usiada przy nim martwa ona,
Do pooya mu na doni
I ksiycowo wysrebrzona
Bolenie trwaa w ciszy wielkiej.
Potem podnioso si zjawisko
I pochylone nad koysk
Zosiu" szepno do Anielki...
Potem zaczo mtnie, szarze,
I w blad mrono ju si wrzyna
Amarantowy brzask zarzewiem...
Byo?" Nie byo?" nic ju nie wiem...
Prawda?" Nieprawda?" wszystko jedno.
Znw si zimowy dzie zaczyna,
Magiczne dekoracje bledn,
W sercu i w izbie coraz janiej,
wieczka do dna dopywa... ganie...
Moe i byo"... Cho nie sdz...
Na wszystkim lubnie nieny welon...
I am declined, jak rzek Otello,
Into t h vale o f y e ar s... I bdz.

VII

Tak rosa. Zim w owej grocie,


W aptece wonnej i sklepiku,
A latem w lasach i w ogrodzie
Lub na fabryce", rd letnikw.
Bya jej matk pani Bielska
I wta pani Kamilowa,
A czasem dogldaa dziecka
Moja poczciwa Michaowa.
I tak Anielk Bg uchowa,
e z sierocego wzrasta zielska
Kwiat polski panna Iganowa.
W sklepiku byo ciepo, ciasno,
Siedziao si rd workw z mk
(Szczliwy, kto w dziecistwie zasn,
Wtulony w tak biao mikk,
Gdy wierszcz za cian struga cienko,
Gdy w niegu drzemie ciche miasto,
Gdy jeszcze sycha: ut rozenkw,
Font cukru, mendel jaj, wanilii..."
A ju rosnce pachnie ciasto,
A ju zapadasz w sen Wigilii,
Ju prawda si ze zud miesza
I mi z komina modrym dymkiem:
To Andersen senniki wiesza
Na planetarium twej choinki...
cignem to z wasnego wiersza
O Zasypianiu").
Wic, jak mwi,
Siedziao si rd workw z mk,
Tczowe brao si landrynki
Z wysokiej cylindrycznej puszki,
Ktra si trudno otwieraa,
Gryzo si pestki" i okruszki",
Chleb witojaski zajadao,
A po szufladach jak u dziadka:
Inny aromat co szufladka,
Suszone liwki i migdaki,
Muszkatoowe ciemne gaki,
Angielskie ziele, pieprz, cynamon,
Tuste prciki waniliowe,
I czarne, suche i z ebkami
Godziki... Tymi godzikami
Pachnia z daleka ju pan Kamil,
A pochodzio to z balsamu,
Ktry przepisa sobie sam i
Poleca bardzo innym panom.
Sam te mikstur t wyrabia
Pod nazw Balsam Sangwarabia",
e niby z jego stosowania
Krew ma si jak arabski ogier
(Tutaj palcami tak mapowa,
e ko na cianie galopowa):
Browar, prosz ja pana! ogie!
I wiesz pan co? Kobietki skania
Tak, e pan bdziesz si ogania!"
Lecz wta pani Kamilowa
Innego o tym bya zdania.
Aptekarz si z Anielci bawi:
To grone oko swe postawi,
To puci chiski cie z profilu
Z murzysk warg. Stary filut!
Oko straszyo, twarz bawia.
Z tego sen pierwszy: za, zawia
Okotwarz jaka, z kotem w rodku,
Seledynowo mcym, zmiennym
(W aptece by zielonooki
I narkotycznie zawsze senny);
Potem t twarz mia zegar cienny.
Pan nieprzyjemny i wysoki,
"Wci tak" i nie" powtarzajcy
I w sen wchodzcy sztywnym krokiem.
Na grze stao nieszczliwe
Ogromne zwierz poyskliwe,
Szczerzce czarno-te zby;
Pani siadaa, bia zwierz,
Krzyczaa co i od uderze
Brzk drcy pyn z jego gby.
Najadniej byo i najsmutniej
Gdy dziadek figurkami rusza"
Albo kwiatami... Kiedy plt je
W powiastki i do ycia zmusza...
Najadniej byo i najsmutniej,
Gdy powolutku w tej malutkiej
Budzia si zdumiona dusza.

VIII

Osiem lat miaa, kiedy z dziadkiem


Na cmentarz posza. Tutaj klknij.
Paciorek zmw za dusz matki.
Po te lilie. Krzya, signij.
Tak. Teraz mw, powtarzaj za mn:
Opiece Twej, Najwitsza Panno,
Polecam dusz mczennicy,
Matki mej. Dosy. Jak usyszy,
To starczy. A jak nie usyszy,
To szkoda sw.
Teraz za ojca mczennika
To samo zmw.
Za Konstantina... Konstantego!
Przeegnaj si. Tak. No i... tego...
Pjdziemy"... Lecz od wrt cmentarnych
Zawrci nagle i pod czarny
Matczyny krzy j znw skierowa
I krzykn, a dziewczynka zblada,
Zatrzsa si, na klczki pada,
Tak szarpn! Pierwszy raz tak krzycza.
A krzycza: Teraz si wyliczaj
Z nieswoich grzechw! Teraz, maa,
Za Polsk mdl si! Nie za Polsz
Lub, nie daj Boe, za najgorsze...
Rozumiesz?" Nic nie rozumiaa,
Wic powtrzya, co umiaa:
Opiece Twej, Najwitsza Panno,
Polecam dusz mczennicy,
Matki mej"... A on: Nie pacz. Wsta no.
Ju dobrze. Nie pacz! Wstyd pannicy
By tak beks"... A sam szlocha
I tuli j... jak ja t powie.
Nie wiedzia dotd, jak j kocha!.
Kogo? Ach kogo!

Po odpowied
Pojecha autor w antypody.-
Wiedzia i w Polsce oczywicie,
Lecz e tak mocno go to cinie,
O tym nie wiedzia, wolny, mody,
Po tamtej stronie Wielkiej Wody,
Daleko z tamtej strony Wisy,
Gdzie kpaasie" wrona,
A pan kapitan myla,
e to jego ona;
Panie kapitanie,
To nie twoja ona,
To jest taki ptaszek,
Nazywa si wrona...
Bo ta piosneczka to te ona,
Jedyna i nieunikniona,
Dokd ponios wszystkie agle,
Chocia daleka zawsze bliska...
Ojczyzna jest to Wch i nagle:
Swd dymu w polu, cho ogniska
nie widzisz. + Biaa chata niska
w sadku winiowym. + Na mokradle
ognik wieczorem. + Rg Traugutta
i Mazowieckiej. Jak tam zdrowie,
kochana pani kwiaciareczko? +
Daleko, panie, do Rdutowej?
P mili bdzie, niedaleczko.
+ Zapach uprzy mokrej. + Konie
w mrz parujce. + Moja pani!
jakie to ludzie s!..." + W wagonie
nad ranem, zkli, niewyspani
pasaerowie. + Zamek we mgle
przymrozku. + Skropi weetalem?"
+ W podwrko nasze wozy z wglem
wjechay. Sypi. + W karnawale
wit przed Oaz". + Targ na Rynku
Zielonym w odzi. + Koper w soju
ogrkw. + Pod Simonem stoj
takswki. + Drk pogrzeb wiejski;
piewaj. + Autem przez Aleje
Pisudski siwy i niebieski.
+ Noc. W szronie ksi Jzef. + Dnieje
nad Wis. + Pobekuj owce
na Kalatwkach. + Wielkanocne
baranki na wystawach. + "W Wili
ci, co ostatni drzewka nios
do domu. + te wodne lilie
na zzieleniaej wodzie. + Boso,
z pacht na gowie, pastuch moknie
w polu. + Trumienka srebrna w oknie,
na niej klapsydra". + Mae kartki
rcznie pisane, przyklejone
do muru: Pokj przy rodzinie"...
+ Hortensja. Wedel. + Misa wiartki,
sino owkiem poznaczone,
na haku. + Wielka rewia" w kinie
na Woli. + Drobne ogoszenia
Kuriera Warszawskiego" (kade:
nowela Prusa; wntrza mieszka).
+ Przez most na Prag, Nowym Zjazdem,
w doroce. + Imieniny Leszka;
Przyrynek, Freta. + Pod Halami
baby sprzedaj na chodniku
suszone zioa. + Moniuszkami
nie przejadzie"... + Park wilanowski
w soneczny ranek, w padzierniku;
miedziany poar lici. + Ryby
w kramach na rogu Mokotowskiej
i Hoej. + Szyby szyby szyby!"
(Szklarz, stary yd.) + Koci Wizytek
w ksiycu. + Nina Morsztynowa.
Wdka w poudnie w Pawowicach.
+ Kwietnik w Sikorzu. + Gitko witek
brzozowych (mona w supe). + Kowal
podkuwa konia, a chop trzyma
za uzd. + Migajce ognie
w chatach, gdy jedzie si pocigiem
w zimowy wieczr. + Konik cignie
masztow sosn len drog;
skrzypienie k; chop zwiesi nogi.
+ Na Solcu destrebucja". + Kogo
szanowny pan uwaa?" + Magle.
(Szyld: trup w surducie krci koo.)
+ Poprosz-sze o bilety"... + Nagle
z Mariackiej wiey rj gobi
sfrun. + Cho goo, to wesoo",
Grunt nie przejmowa si", Te, wariat,
Wisa si pali". + Smak jarzbin
cierpki. + Kociki na Podhalu
ciemne, drewniane. + Komisariat
w sobot wieczr. + To wypada
dla dziwki tak?" + Do Malinowskich
nie chodz: cugi!" + Czekolada!
brukowce, piwo, lemoniada!"
+ Ta guzik, panie" (akcent lwowski).
+ liwki wgierki ama. + Sztuczne
kwiaty i wiece makartowskie.
+ Obrzka z paczu twarz "Wieniawy,
Gdy na taczcym koniu wiedzie
Pogrzeb marszaka. + Zwiedzam "Wawel
Na par dni przed wojn...

Potem
Potem to wszystko i mnie przedziel
Atlantykiem tsknoty. Potem
Przez ten Atlantyk i tsknot
Sto razy pomn! Tysic! Mao!
Tysic i jeden! Bd klechdy
Szecherezady, ktr niegdy
Co dzie si yo, oddychao,
Nie wiedzc wcale, e mitami
Na kadym kroku oddychamy!
e d Bagdadem jest bajecznym
Albo La Mancz manczestersk,
Tomaszw ach! Tobosem wiecznym,
"Warszawa Troj bohatersk
I Jeruzalem, ktrej murom
piewaj, plczc, dwa narody
Jednej niedoli pie ponur...
Kt wtedy wiedzia, e dalek
Stanie si Krakw wit Mekk,
A gra Giewont Sidm Gr,
A rzeka "Wisa Sidm Rzek?

My country is my borne. Ojczyzna


Jest moim domem. Mnie w udziel
Dom polski przypad. To ojczyzna,
A inne kraje s hotele.
Mj dom. Mieszkanie. Pokj. Biurko.
A w nim (pamitasz?) ta szuflada,
Do ktrej si przez lata skada
Nie uywane ju portfele,
"Wygase kwity, wizytwki,
Resztki arwki, wier-owki...
Ley tam spinka, fajka, rubka,
Syndetikonu pusta tubka,
Jaka pincetka czy pipetka,
Stara podarta portmonetka,
Kostka do gry, koreczek szklany,
Bilet na dworcu nie oddany,
Szary .zamszowy futeralik,
Zeschy pdzelek, lak, medalik,
Przycisk z jaszczurk bez ogona,
Legitymacja przedawniona,
Brzowe piro wypalane
Z biaym napisem Zakopane",
Korbka od czego, klucz do czego,
Lecz ju oboje do niczego"
Sowem, wiesz, jaka to szuflada...
A gdy jej wntrze dobrze zbadasz,
Znajdziesz tam mae zasuszone
Serce twe, w gratach zagubione...
Wic nie wyrzucaj nic, nie sprztaj...
Przyda, nie przyda si niech ley.
Oszczdzaj graty przy porzdkach"
W takich szufladach i zaktkach,
Bo z kadym czstk ycia przey
I trwasz, nie wiedzc, z t starzyzn...

Jak z t szuflad, tak z ojczyzn:


Nic nie wyrzucisz. Co ci wzbrania
Przetrzsn lamus przywizania
I niepotrzebne", nieuyte"
Usun. Niech zostanie z tob.
Zabobon, mwisz? Tak, zabobon...
Ludzie uczeni zw to mitem.
I z tej codziennej mitologii
Nagych, z zauka, zjawie, olnie,
To z barwy, z linii, to z melodii
Chwila ojczyzn ci wyronie.
Zjawi si taka niewtpliwa,
"Wyczna, nie do podrobienia,
e poznasz z echa, zwszysz z cienia:
To ona twoja, wasna, ywa.

A to silniejsze ni potga
Batorych, Chrobrych, Jagiellonw,
Ni pompatyczna dziejw ksiga,
Ni namaszczona rozbajda
Bombastw, bardw, fanfaronw!
O, te histriony historyczne!
O, ci histerycy historii,
Rymarze glorii" i wiktorii",
Gsi skrzeczce na zapotkach
O swych kapitoliskich przodkach!
O, historyczne rymochlasty,
Patosem dziejw" rozegone,
Skrzydlate szkapy, zaprzone
W dziejowy rydwan drabiniasty!
Dalej bdziecie Polsk wczy
Po szlakach" misjach" przeznaczeniach"?
Znowu si bdzie byle szczeniak,
Fuks gazeciarski i codzienniak
Tustoci dawnej chway tuczy?
A szlag niech raz te szlaki" trafi!
Zamiast historii rozbuchanej,
Moe by troch, dla odmiany,
Botaniki lub geografii?
A kysz, bajczarzu baamutny,
Plotcy szumne historyzmy!
Nie okry matejkowskim ptnem
Ndzy, nagoci, ran ojczyzny!
Na wielko bdziesz j skazywa,
Na przeznaczenie, ory, szczerbce,
A lud ci bdzie pokazywa
atane portki, zdarte kierpce?
Bdziesz swym pirkiem nard wodzi
Na historyczne dte szlaki,
A on o godzie i o chodzie
Po kurnych chatach bdzie smrodzi
I pasem ciska puste flaki
Albo pogubi je, wyprute,
Na krwawych drogach ku wielkoci"...
Legn kurhany biaych koci
Na polach... To jedyny skutek
Arcydziejowych wspaniaoci.
Historia! Historyczne prawa"!
Patrz die Geschichte" jest u celu!
Patrz ley stara dziwka krwawa
W spalonym wasnym swym burdelu,
Ofiara wasnych swych nakazw,
Przeznacze, szlakw, drogowskazw,
Ktre wbi w rdze germaskich mzgw
Jej pierwszy alfons oraz ucze:
W prociutkiej linii mie wnucz
Herulw, Wolskw i Heruskw!
Patrz drugi! rzymski kipiszczyna,
Birbone, furbo, truffatore, ,

II grand storico gridore,


Antycznych mapujcy Rzymian!
Pokaza jeden jak i drugi
Wielkodziejowe swe zasugi
I trzeba przyzna zda egzamin:
Pokaza Orbi, dowid Urbi,
Do czego dziwk sw do....i
Historycznymi przesankami.
Nie chcemy milionowych czekw,
Patnych na Marsie za sto wiekw!
Drobne, lecz na st! Dzie zwyczajny,
Dzisiejszy dzie strapionym dajmy!
Banknot radoci nie numizmat
I bilon szczcia nie brakteat
A pikny historyczny teatr
W muzeum moe mie ojczyzna!
O, spekulanci! O, rzenicy,
Ktrzy na ladzie swojej jatki
Padlin macie dla ulicy,
Koci pradziadw i odpadki,
A Dzie Dzisiejszy tusty, wiey
Pod lad wielkim pociem ley:
To dla was. To wynagrodzenie
Za patryotyzm i natchnienie.
O, telewizjonerzy wietni!
Zapowiadacze szczliwoci,
Propagujcy wycig", pocig",
"Wszystko dla jutra, dla Przyszoci,
A dzisiaj bankiet dla proroka:
Za bystro przezierczego oka,
Za miao przenikliwych wejrze,
Za wiar, ufno i za heje!"...
A innym generalny pocik.

Moi mocarni i dziejowi


Nieraz wzdychali, zazdrocili:
Gdyby to nam... w dziejowej chwili.,
Gdyby naszemu narodowi
Takiego wodza i geniusza!...
"Wrg? Niemiec? Owszem, prosz pana,
Ale uchylam kapelusza.
Szatan? Bodajby i szatana
Takiego mie, prosz ja pana,
Bo to potga a nam trzeba
Potgi, jeszcze raz potgi
I naprzd, ufni w pomoc nieba,
Naprzd po nasze ideay!
Czyta pan przecie wieszczw ksigi,
Wic wie pan: wiara wzrusza skay,
Sowo jest czynu testamentem...
A Szopen! Gdyby nard cay
Zapali si tym ogniem witym
"Wiary w potg! Gdyby znalaz
Tak jednostk oczywicie
Polaka, Piasta, prosz pana
I zrzuci z nas niewiary balast,
O, wtedy zobaczylibycie,
Co moe nard twardy, karny,
Gotowy, zwarty i mocarny!"...
Znam, prosz pana, te zwyciskie
Narody". Wiem te, ku przestrodze,
Co taki nard z takim wodzem
Na historycznej" swojej drodze
Potrafi zdziaa.
Wol klsk,
Ni eby w Polsce mia by panem
I zaprowadzi ad pogaski
Antychryst zmotoryzowany
I chmurnych durniw rzd tyraski.
A c to, panie, za idea:
Ten sam szubrawiec w polskim sosie?
Piknie by wieszczw polskich wciela!
(Szopena sdziby po nosie.)
I gdyby nawet by Polakiem,
Z ca wyszoci swego rodu
Nad owym, germaskiego chowu,
Dichterem, z noem za kubrakiem,
Denkerem z jaskiniowym przodkiem,
Jeszcze by wtedy by ajdakiem,
Jeszcze by wikszym by wyrodkiem.

My, ludzie skromni, ludzie proci,


adni nadludzie ni olbrzymy,
Boga o inn moc prosimy,
O inn drog do wielkoci:

Chmury nad nami rozpal w un,


Uderz nam, w serca zotym dzwonem,
Otwrz nam Polsk, jak piorunem
Otwierasz niebo zachmurzone.
Daj nam uprztn dom ojczysty
Tak z naszych zgliszcz i ruin witych
Jak z grzechw naszych, win przekltych:
Niech bdzie biedny, ale czysty
Nasz dom z cmentarza podwignity.
Ziemi, gdy z martwych si obudzi
I brzask wolnoci j ozoci,
Daj rzdy mdrych, dobrych ludzi,
Mocnych w mdroci i dobroci.
A kiedy lud na nogi stanie,
Niechaj podniesie pi ylast:
Daj pracujcym we wadanie
Plon pracy ich we wsi i miastach,
Bankierstwo rozpd i spraw, Panie,
By pienidz w pienidz nie porasta.
Pysznych pokora niech uzbroi,
Pokornym gniewnej dumy przydaj,
Poucz nas, e pod socem Twoim
Nie masz Greczyna ani yda".
Puszcym si, nadymajcym
Str z gowy ich koron gupi,
A warczcemu wielkorzdcy
Na biurku postaw czaszk trupi.
Piorunem ru, gdy w imi sawy
Pyszaek chwyci bro do rki,
Nie dopu, eby miecz nieprawy
Mia za rkoje krzy Twej mki.
Niech si wypeni dobra wola
Szlachetnych serc, co w klsce wzrosy,
Przywr nam chleb z polskiego pola,
Przywr nam trumny z polskiej sosny.
Lecz nade wszystko sowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krtaczy,
Jedyno przywr i prawdziwo:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwo sprawiedliwo.
Niech wicej Twego brzmi imienia
W uczynkach ludzi ni w ich pieni,
Gupcom odejmij dar marzenia,
A sny szlachetnych ucielenij.
Spraw, bymy bogosawi mogli
Poar, co zniszczy nasz dobytek,
Jeli oczyszczajcym ogniem
Bdzie dla naszych dusz nadgnitych.
Kada niech Polska bdzie wielka:
Synom jej ducha czy jej ciaa
Daj wielko serc, gdy bdzie wielka,
I wielko serc, gdy bdzie maa.
Wtoczonym midzy dzicz niemieck
I nowy nard stu narodw
Na wschd granic daj ssiedzk,
A wieczn przepa od zachodu.
Donie Twe, z ktrych krew si toczy,
Razem z gwodziami wyrwij z krzya.
I zakryj, zakryj nimi oczy,
Gdy si czas zemsty bdzie zblia.
Przyzwl nam zama Zakon Paski,
Gdy brn bdziemy do Warszawy
Przez Tatry martwych cia germaskich,
Przez Batyk wraej krwi szubrawej.
...A gdy bdziemy, Nekropolu,
Przyblia si do twych przedmieci,
Klkniemy kwarantann w polu,
Nadziei peni i boleci:
Nadziei e nam, przyjaciele
Naprzeciw wyjd z Miasta Krzyw,
Nioscy w oczach przebaczenie
I zy radoci, a nie wyrzut.
Boleci e nam nie pomog
Te zy ni aska, ni witanie...
MILCZCE midzy nami stanie
Zjaw zowrog.

IX

Po tym rozdziale huczny wystrza


Oklaskw: Prawda to najczystsza!
Mistrzu! Niech yje demokracja!
Mam zastrzeenia, ale racja,
Ja zawsze uwielbiaem mistrza,
Zawsze mwiem, e ten Tuwim
...C to za jeden, co tak mwi?
A to siurpryza! Popatrz, popatrz!
Zamordebierca, totalista,
Podjudzacz, hecarz, dokw kopacz
Do zgniej demokracji" przysta!
Co si to stao? Prosz, prosz,
Me diga, faz favor, amigo,
Jake z faszyzmu si wymiga
I w Rio a do tego doszed,
e mwisz ajdak Mussolini",
e bydl" mwisz o Hitlerze,
Z radoci liesz si i linisz,
Gdy Grek albaskie miasta bierze.
W Warszawie Berlin by ci Mekk,
A Rzym Betlejem niewtpliwem,
Londyn i Pary Tel Avivem,
A Hradczyn Kremlem. Jake lekko
W drodze wykrci si potrafi
Z tej politycznej geografii!
Ju w innym wietle" rzeczy widzisz,
Zmienie w pewnej mierze" zdanie,
Niewiele brak, a powiesz: ydzi
To take ludzie. (Czyby, panie?)
Co do przyszoci to na czele
Zwyciskich wojsk z Sikorskim wkroczysz
I razem, starzy przyjaciele,
Ludu wociaski i roboczy"
(Bo cho w zakresie jak najwszym,
Ale socjalizm w Polsce zwszy).
Sowem: pobita dzicz germaska,
Niech tam kto skoczy Rosj pobi,
A my na piwo, prosz pastwa,
I gdzie tu mona co zarobi?...
Mj demokrato, ktry z wtorku
Na rod tak si zmy do czysta,
e, myl, z Rio do New Yorku
Pojedziesz jako... komunista.
Mj anglofilu i zelancie
"Wolnoci, tolerancji, prawa,
Co ze mn jeste dzi w aliansie,
Za dobrze, mj figlarzu, znam ci...
Kawa na awa"!
Gdy zwid rozmaryn, kwiat przeliczny
Polskiej paproci romantycznej
(Pamitasz? O, mj rozmarynie..."
I pierwsza za gorca spynie,
e zakwit... jest... wic ty do kwiecia:
Rozwijaj si" i druga, trzecia,
A ty przynaglasz, szerzej, goniej,
I pynie: O, mj rozmarynie,
Rozwijaj si!..." I tak mionie,
Tak rzewnie kwiat na oczach ronie,
I coraz wicej ez i wiosny
Na rozmarynie, na miosnym,
I cigniesz: Pjd do dziewczyny"
I piewasz: Pjd do jedynej,
Zapytam si...")
Zapytaj si:
O podeptane butem kwiecie,
Choby o jedno piciolecie
Kiedy si Wilk elazny rozpad
Na setki pieskw skocz-hitlerkw,
Kiedy jak trd, jak czarna ospa,
Pokrya Polsk dzicz burszowska
Szturmowcw, stiirmerowskich clerkw";
Gdy generalskie Kaffeepflanze
Zapay faszystowsk france
I matkoway bogom nowym:
Pierwszej Kohorcie czy Falandze
Ostatnich mtw i szumowin;
Kiedy ministrom wystraszonym
Na murach pisa epitafium
"Wdz, mokos, gwniarz przewietlony",
Z mistyczn misj wprost z Monachium;
Gdy panowali na ulicy
Drobnomieszczascy drobni dranie,
Ju znakomici katolicy",
Tylko e jeszcze nie chrzecijanie;
Gdy si szczycili krzep pust,
A we bie grochem i kapust,
Gdy bili ydw z tej tyzny,
Tak bili, rozjuszeni chwaci,
e wikszy wstyd by za ojczyzn
Ni lito dla mych bitych braci,
Gdy grozi noc dugich noy"
Liryk, deliryk, satanista,
Gdy ksidz ...ski, suga boy,
"W stolicy sawi Antychrysta,
Ksidz Trzeciak w Norymberdze zasi
Hod skada parteitagom, wraym,
A ksidza Pudra o tym czasie
Policzkowano przed otarzem;
Gdy cham i nieuk, jeden z drugim,
Szpik, apacz z dwjki" czy z Zadrugi",
Zniewaa yda" Mickiewicza
I nie ba si Jaroszewicza,
"W picie mia rzd, opini, pras,
Bo szefa mia na "Wilhelmstrasse;
Gdy "Wielki owczy w Polsce goci
I wielkopaskie pi szampany,
Gdy zapijay si z radoci
Ozoskie bazny i bawany,
e podejmuj Ribbentropa
(A wyrok by ju podpisany,
Na mier skazana Europa);
Gdy wielki grzmia w obozie jubel,
e Jzek z Hessem by na wdce,
e Ciano w tany porwa Dziub,
e Bolek z Edd tnie houbce
O, danse macabre! Gdy wbijali
Tym tacem gwodzie w nasz trumn;
Kiedy berliskich biesw szajka
Ze miechu si tarzaa patrzc,
Jak si przyjani z nimi paprz,
Jak Polsk toczy rak marszaka;
Gdy byo byczo" i rzd amci",
migy podciga" gosudarstwo,
A olrajtnicy, adiutanci
Stukali obcasami dziarsko;
Gdy si u stp guptasa wili
Ten w szczerym hodzie", w na odzie,
Gdy honor dziejw plugawili
Nikczemnym marszem na Zaolzie;
Kiedy sztrabanclom z oenerii
Miedziski skada ukon dworski,
A Sonimskiego bi w cukierni
Plagiografoman Ipohorski;
Gdy arsenaw nie doglda
Buawy legendarnej dziedzic,
A dla mnie szubienicy da
Poeta polski Pierd-Piertkiewic;
Kiedy za rzdw twych ozocw
Kto yw, ten botem mnie smarowa:
Bandyci z rozwrzeszczanych Gocw",
Klechici z Niepokalanowa,
Myl (do zudzenia) Narodowa",
Z Polski (na pozr) Zbrojnej" mokos,
Marsz, marsz, Dbrowski, herbu Kokos;
Hula-babula Hulewica,
Kontry falowa hitlerzyca;
Komersw w deklach sztab wakoni,
Draby z ylecji" i Pakonii",
Rydzowi bierkamraci" mili
(Razem warzyli, razem pili).

Item postawi je osobno


ABC (DEF" podobno,
Jak i tajniaki z Merkuriusza");
Kiedy im, gupim, rosa dusza,
e bdzie getto (jest ju getto),
e bd mogli bi po mordzie
Konstytucyjnie"; gdy -in petto
Marzyli o germaskiej hordzie,
"Wiernie oddani dusz ca
Tym samym w kocu ideaom,
Bliniaczym drastwom i ohydzie;
Kiedy w urnalii robaczywej
Nic, tylko wrzao i migao:
yd, yda, ydom, ydw, ydzie;
Gdy zaprawiony w drobnym kancie
Byle kto w ydki mi si wgryza
Gdzie wtedy bye, mj aliancie?
Gdzie pies ci wtedy mord liza?

A sio!", jak mwi. A ze szkody!"


...Bo ja pamitam Grzmot Majowy
I ogie wiary mojej modej,
e si w tej Polsce ucieleni
Sen z czarodziejskiej opowieci,
Jeli si zici sen wiekowy...
Ale si przeni... prdko przeni.
A sio!" powtarzam. A ze szkody!"
Nie ma aliansu"... NIE MA ZGODY,
MOPANKU".
Taki koniec pieni.

CZ DRUGA

ROZDZIA PIERWSZY

Poezjo! jakie twoje imi?


Tworzca? C ty tworzysz? Siebie.
Krzesiwem jeste ogniem dymem
niwem si. zocisz w samym siewie.
Sypiesz sie_ w ciemno gwiazdospadem,
Wic biegn, w noc na gwiazdobranie.
Nie ma ich. Tylko mi zostanie
wietlisty w oczach lad spadanie:
Ty gwiazd jeste i jej ladem.
O, czaro, ktra sama przez si.
Ju winem jest i upojeniem,
I pieni pijan jednoczenie,
A potem sam sob we nie,
A potem o tym nie wspomnieniem,
Podnosz, ci, kielichu tajny,
Ogniu, gwiazd siewie urodzajny,
Ty, ktry cel jest i przyczyna,
Ty, pierwszo oraz ostateczno!
I winem pijc zdrowie wina,
Tob wysawiam twoj wieczno.

Poezjo! to na jubileusz
Ten toast. Mija lat trzydzieci,
Jak mi przyniosa pierwsze wieci
W t noc promienn dzi we mgle ju.
I odtd, Adam i Orfeusz,
W raju czy w piekle w twojej mocy
Wyyny zwiedzam, i przepacie...
Dziesi tysicy dni i nocy
Lub, bdmy cili: jedenacie.
Bo komu tysic podaruj?
Godziny jednej nie ustpi,
Chwila i chwili te poskpi:
Tak w ciebie wierz, gdy cauj,
Tak sodko mcz si, gdy wtpi.

Byo to gdzie na przesileniu


Zimy i wiosny nierychliwej,
W porze zamyle, rozleniwie
(Leniuch by ze mnie, straszny leniuch);
Byo to w pierwsze dni smtnienia,
Za miosnego bezkrlewia,
W czas ewangelii, czas Szopena
I KONIA, co na dachu rdzewia.
Tak. Z okna wida byo konia
Metalowego. Sta bez jedca.
I dawno nci mnie, wakonia,
By wskoczy i galopem z miejsca.
A by to take czas zapatrze
W dym, szaro, nud, czad ponury
I w gwiazdy, sabsze wci i rzadsze...
Wic si zbuntujmy i oyjmy,
Rumaku weterynaryjny,
I wzlemy nad ten Kominogrd
W peen astralnych zwierzt ogrd,
W witego Jana sny prorocze!
Do pierwszej dowie mnie mgawicy,
A kiedy si na Zodiak wtocz,
Tam ci ju puszcz, tam przeskocz
Na grzbiet Gwiadzistej Niedwiedzicy.
Lecz sta jak wryty. Zzib i przemk.
Dym gryz go w oczy, ara rdza,
A nie odwrci nawet ba,
Nawet nie zara. Trudno. Nie mg.

Rzucony na pospne to
Szaroci ddystej, dni bez soca
(O, gsta mgo! o, mica mgo!
O, dymna mgo! o, mgo bez koca!),
Czeka mj Pegaz bez zajcia
Na cud, na dziw, na czar odklcia,
Na wanie T: znajc Sowo.
Na wanie TO: czynice Sowo.
I przysza TA, i przyszo TO
(O, modra mgo, zotawa mgo,
Mgo opaowa, mgo od soca,
Ta od polany parujca,
Gdy si po deszczu lasem szo
I dygotay rozelnione
Licie zaroli, przystrojone
W kropliste diamentowe szko...).
Kto da ci adres, dobra mgo,
Z ktrej si Ona wyonia?

Midzy przymrozkiem a przedwioniem,


Midzy pnoc a pwitem,
W czas niedomwie i niedonie,
Mglist zoya mi wizyt,
Bezdwiczne wymwia imi
I sowa, ktre szczcie znacz,
A rwn szczciu s rozpacz...
Za szyb, w ksiycowym dymie,
Ko obudzony skrzydle zacz.

Do Przewietnego Magistratu
Miasta Bagdadu, czyli odzi...
...Niej podpisany
Tamtejszy ucze, ptak, mikrus,
Znany obibok i drapichrust,
Zawalidroga i achmytek,
Ma zaszczyt prosi, eby on
Cudown szkap uskrzydlon
Uznao Miasto za zabytek.
Niech zawsze ma swj obrok gwiezdny,
Kastalsk wod z rzeki dki,
A jeszcze lepiej wiadro wdki;
Niechaj oglda j przyjezdny,
Kiedy do odzi si wybierze
(Trzy gwiazdki z nieba w Baedekerze).
A na stajennych dla konika
Prosz przeznaczy honorowo
Gryzmow od Ordownika
I miejsk frakcj narodow".

Poezjo! lampo czarnoksiska


lampo laboratoryjna!
Misterna wraz i misteryjna
Jak ceremonia naboestwa.
O, matematyko anarchii,
Nieubagana w rozrachunku,
Chemiczko w masce kabalarki,
Trzewa szynkarko pijanych trunkw!
Znam ci: pnaga, sprona, bujna,
Pod niebo skoczn bijesz nog,
Gdy wasny ci upoi haszysz
Lecz przedtem, farmaceutko czujna,
"W biaym fartuchu, z min srog,
Kad dziesit uncji zwaysz.
Wiem: w planetarnym lunaparku
Jak pik rzucasz wiecznociami,
Lecz najpierw sprawdzisz kady kamyk,
Kade keczko w swym zegarku.
Tak dwujedyny, Faust z Einsteinem,
Widzenie do probwki bierze,
Pod wiato patrzy w gusa tajne,
A liczby stawia na papierze.
Tak mgieki srebrne i bkitne,
Tak nawanice snw i buntu
Mierz cyrklem, wag, logarytmem
I dyscyplin kontrapunktu.

Ja w szkole ko w ogrodzie szkolnym


Wiosenn ziemi nk grzebie,
Ja wdk pij ko swawolny
Harcuje, robic dziury w niebie,
Ja w poetyckich dymw kbach,
A wrcy ko pode mn dba,
Ja do doroki, ko trabantem,
Ja do aciny, ko si mieje,
A wkrtce zosta Rossynantem
I zara widzc Dulcynej.
Mj druh skrzydlaty i grzywiasty
Gorc wtedy mia natur,
A w tysic dziewiset czternastym
Wspaniaym skokiem wzi matur,
Std gadka midzy dzkim ludem:
Ko raczy wiedzie, jakim cudem".

Jeszczemy (wracam do bachmata)


Zdyli skoczy nad Pilic,
Pijani zot pieni wiata,
Mioci, socem i ksiycem,
Jeszcze zwiedzilimy Rzeczyc,
Licin, Raw, dowice,
Studziann i Krlow Wol
(Z tej wsi na przeaj idc polem
Spotkalimy pana Ignaca,
Wanie z cmentarza z wnuczk wraca);
Jeszczemy pdem na Toboso
Zrobili romantyczny nalot,
Dwa serca w jeden czc galop
A tam ju popoch... Tam ju groz
Niebo ciemnieje tego dnia,
Wicher spczniae chmury gna,
Dry serce jedca i rumaka.
Legendo!
A na murze plakat:
GERMANIJA NAM OBJAWIEA
WAJNA

II

Dwanacie dni, dwanacie nocy


Artyleryjski ogie wali,
Rzucajc miastem z rk do rk;
To mieli Niemcw, to Moskali,
Kryli si w lesie, w kartoflisku,
Na pami znali jk pociskw
Przelatujcych nad gowami,
Padali plackiem i modlitw
W gwidce niebo wszeptywali,
A trzynastego dnia nad ranem
Guchy zza rzeki oskot zamilk
I rozwczone nad zgliszczami
Dymy kurzyy si rumiane,
W ktrych to trzanie, to zaskwierczy,
To belka zsunie si zwglona,
A jeli wiatr silniejszy wion,
Wida pomykw bieganin:
Pegiem przyziemne mijki pon
I podgryzaj wierny komin,
Co do ostatka domu broni
I kociotrupem nagim sterczy...
Ukonie tnc jesienn pustk,
Deszczyk szatkuje sw kapustk
I szar siatk dal zasnuwa.
Lecz spjrz: ze soty si wykluwa
Tumek schylonych zmokych czeczkw
I sadzi z lasu ku miasteczku:
Od lenych widm, skaczcych w bocie,
Roi si pole; zbiegw krocie,
Skulone, chykiem biegn w strachu,
Czy znajd dom? czy s bez dachu?
"Wpadli na rynek. Ju na pocie
Przykleja Niemiec Bekanntmachung".
Huzarzy w studni konie poj,
Wpatrzone dzieci koem stoj.

Sami jak z kopciu i popiou,


Wic swoi zgliszczom, nie intruzy,
Ludzie gramol si na gruzy
I, potykajc, ostpujc si,
"W duszcym swdzie i kurzawie,
Co krok z rumowisk wzbijajcej si,
Omackiem bdz rd zamtu,
Ratuj szcztki ndznych sprztw,
Zawodz w jednostajnej wrzawie.
Ten wydar krzeso wyplatane,
w deski dbowego ka,
Ten tlcy stolik o trzech nkach,
Inny okienn ram taszczy,
Ten drzwi od szafy swej lustrzanej,
Gdzie rynek huta si pijany,
Jakby go nosi sza hulaszczy,
Na kup wal garnki, stoki,
Miednice, lampy i toboki,
Wiaderka pene szklanek, spodkw,
Lanszafty, fotografie przodkw,
Fuksje w doniczkach, pelargonie
"Wszystko na rynek. A. porodku
Pluszowa otomana ponie,
I kaki wosia gorejce,
Jak przeraone zote ptaki,
"Wiatr w gr niesie i nawiewa
Na obnaone, osmalone
Dwa bratnie przed sklepikiem drzewa.
S one jak dwaj obkani
Zastygli w histerycznej pozie
Pokory i megalomanii;
Przed chwil jeszcze rozmiotani
I wtem zdrtwieli w martwej grozie:
Kaftany w strzpach, oczy w sup,
Szyja i usta wykrzywione,
Ramiona sztywne, palce szpony:
Konwulsjonista poskromiony,
Pionowo postawiony trup.

Ju z dala, przez t bram mierci,


Ignacy widzia, co si wici...
Nic... Dobrze..." szepta do Anielci,
Na rku niosc pice dziecko...
Spokj, pani Tekluniu, spokj,
Nie paka" mitygowa Bielsk,
A czujc, e w nim trwoga ronie,
Spo-kj!" powtarza coraz goniej
I w gr, w gr a do krzyku
Na zgliszczach groty" i sklepiku.
O, jakim si zaniosa paczem,
od tego krzyku obudzona!
O, jak wyrwaa mu si z ramion
I w gruzy, w dym i znw w ramiona:
Dziadziu! szlochaa Babciu! Mamo!"
(Do pani Bielskiej tak), a ona
Z popiou jakim pogrzebaczem
Puszk landrynek wycigaa:
Ma lepko-gsta z puszki cieka...
Pochlipywaa cichym paczem
Nad tym syropem pani Tekla.

Tutaj, er dajc ludzkim kpinkom,


Uwaga na ten temat drobna:
Landrynka lubi by landrynk,
Landrynka jest to rzecz OSOBNA;
Landrynki prawem jest normalna
Odrbno indywidualna;
Gdy si w ni kto ustami wessie,
Chce mie walory sama przez si;
Schrupana pragnie by, schrupana!
Ona nie syrop, prosz pana!

W pokoju pana Dziewierskiego


Sufitem byo szczere niebo,
W wyrwie podogi deszcz kau...
I burt na bok przechylony,
Przegrzmia obkany burz,
Korsarski statek kry po niej,
Jakby go cign kto magnesem...
Sprawdzio si przysowie stare,
e vivere non est necesse,
Sed est necesse naVIgare.
eglujcie tedy, przyjaciele:
Okrtem, gdy wam okrt przypad,
A jeli nie jest barka, krypa,
Jest korab, galar, czno, koga,
Bat, nawa, szkuta, d, komiega,
Prom albo tratwa co kto woli...
Wsiada i jazda! Lecz ostrzegam:
Nie trzeci klas na Angoli".
Tam pche jak gwiazd, a gwiazd nad gow
Myrias myriadum w noc lipcow,
Tam szefem kuchni jest Belzebub,
Tam na pokadzie straszy... Przebg!
To ja, ten upir w biaej pachcie.
Noc w noc, a byo ich pitnacie,
Tukem si chwiejnie po okrcie,
Nurzany w gwiazd i fal odmcie...
Pi wasna bya mi poduszk,
A kodr futro Niedwiedzicy,
I piem mleko Niedwiedzicy
Lub whisky z Leszkiem i Sanguszk.
Kipiaa rozcheb oowiana,
Stadnin srebrn tratowana,
I chlupot barw pod kopytami
Bryzga na ziele wysp kwiatami.
A zwinni chopcy z kwietnej wyspy
Mapio skakali w nurt barwisty,
Gdy si rzucio im eskuda,
I wyfruwali z fali lnicej
Z pienikiem, w zbach a tak chybko
Jak mgliste rybki fruwajce
(Bryzg piany mknie za tak rybk).
A inna wyspa czarnoluda,
Tam si dziewczyny bij w uda,
piewajc: Wamba negro mbamba
Somba ubumba ay ae!
Ay, tamba tamba tamba tamba
Yamba mulata yambambe!
A potem woda nuda woda
Nud i wod pyn dnie...
Ay, whisky whisky whisky-soda,
Yamba, Angola", yambambe!
...Nagle w sferycznym nocy szkle
Cyrkowy cud, nowiny, zmiany:
Na gowie stan zwierz gwiadziany,
Ciemieniem na ksiyca bie...
Kto z nas na pewno jest pijany...
Le na wznak, rozkoysany...
Ay, tamba? yamba? yambambe?
Trudno atoli sta na gowie
Takiej niezgrabie przysowiowej
Pord zawrotu planet, komet,
Sawnych Kasjopej i Andromed,
I tak wysoko. Bo na oko
Bya nade mn o kilometr...
"Wic ju nazajutrz (yamba, kniaziu!
Yamba, Leszuniu, yambambe!)
Spada i wpada... w whisky, kniaziu?
W niebo, Leszuniu? Kto j wie...
Bo ju ocean jest nad nami,
A gwiezdna noc pod statkiem wre,
I pynie na d kominami
Nasza Angola" yambambe!
Trzymaj si, Leszku, mocno trzymaj,
Bremzuj, kniazIuniu! Nadszed czas.
Tu glob najbardziej brzuch wydyma,
Tu go ten synny ciga pas.
I gdymy, jak ze skoczni liskiej,
Zjechali w dno Astralnej Miski
Krzy Poudniowy piciobyskiem
Na obalonym niebie sta,
Viva Cruzeiro! Viva Whisky:
Viva Bandeira Nacional!
A jeszcze przedtem (na wyjezdnym
Z pnocnych niebios, mrz i ziem)
Klepsydr czasu z piaskiem gwiezdnym
Przekrci sen do gry dnem.
Krya statkiem zamie zota,
Odwrotne wiry morskich trb,
I wicher lat jak limi miota
Drzeworytami starych ksig.
I oto pynie w lad Angoli"
Armady mojej tren korsarski,
A ja na dziobie przy busoli
Ja, w admira portugalski,
Pedro Alvares Cabral, z woli
Monarchy mego, Manuela,
Ku Indiom sterujcy sawnym,
Niczym w Jazon starodawny,
Gdy si po zote wybra runo...
Ale za aury niefortun
Ponis nas srogi wiatr przeciwny
Na ld Brazylu wielodziwny,
Co w socu mieni si i wietnia
Jak blask korony luzytaskiej.
Dzie by dwudziesty drugi kwietnia
W tysic pisetnym roku Paskim.
Miedzianoskry, dugowosy,
W pstrych pirach powplatanych w kosy,
Z gbami w prgach barwnych szczeuj,
Dziwolud nagi na wybrzeu
Papuzio skrzeczy wniebogosy.
W podrygach, trzsc oszczepami
Z nasadzonymi czerepami,
Wojennym nastpuje plsem,
A ukw brzk i chrzst bransolet,
I naszyjnikw ky bawole
Grzechoc mierci z kadym wstrzsem.
To si ku ziemi w pak zegna,
Czaj si, pezn na czworakach,
To trysn z trawy i pobiegn,
Za rzutem dzidy mign w krzakach,
Z wrzaskiem wyskocz i znw legn
Wszc zwierzcych skokw lady...
Zwabiony wrzaw niepowszedni,
Wyszed z kryjwek swych na zwiady
Zastp stworzenia wieloraki:
Na dziwoskay dziwogady,
Na dziwodrzewa dziwoptaki.
I wtem, okropna rzecz si staa...
Niech mnie monarcha mj rozstrzela!
Manuel straci admiraa,
Admira zdradzi Manuela!
Bo nie przystoi w takiej chwili
Gronemu konkwistadorowi,
eby rozrzewni si, rozmili
I zachwyconym wzrokiem krowim
W ywe wpatrywa si ryciny
Cudnej powieci z lat dziecinnych:
Mody wygnaniec" (...do Brazylii).
Haba takiemu almirante
Niezwycionej Luzytanii,
Gdy wola: Serwus, ukochani!
Bracia tubylcy, dzikie ludy,
Pikni Tamoje i Guarani,
Tupi, Tapuje, Botokudy!
Witaj, szlachetny Moxicambu
Znad rzeki Urucuricara,
Zwany Wtrob Jaguara!
W hodzie do twoich stp si ciel
I Portugali skadam w darze
Razem z monarch Manuelem.
Hej, na kolana, Blade Twarze!
A ty, potgo ludoercza,
Spe najtajniejsze z moich marze:
Niech nad ogniskiem raz usma..."
...Ju wiesz:
Po chwili w ogniu skwiercza
Udziec tapira smakowity,
I zapach smaonego tuszczu
Podnieca wilcze apetyty
Naszych znuonych podrnikw..."
...Dym nad ogniskiem... dym nad puszcz.,
I w dymie zgiek wojennych krzykw
Przechodzi w gwar wielojzyczny:
To port w zatoce Guanabara,
Przede mn Murzyn atletyczny,
Koloru kawy i cygara,
Biakami byska i zbami:
Taxi? Hotel?" i do hotelu
Wzdu oceanu, pod palmami...
...A mj rym o czym? O Otellu.
Dziewierski tylko oczy mruy
Od ez. Z popiow teatrzyku
Sterczaa gwka tekturowa:
Murzyn.
Tkn palcem. Tak si nieboszczyka,
Czujc i lk, i wstrt, dotyka,
Wzi gar popiou i pochowa.

Apteka cudem ocalaa,


A miaby ogie uywanie!
Tam by pokaza, tam zadziaa,
Gdyby te soje, butle, banie
Lwi ap zacz czule gaska,
Krwawym jzorem mlaska po nich...
Niechby najmniejszy pk flakonik,
A wszystko by zaczo trzaska,
Rozsadza, pka w kanonadzie
Piorunujcych karamboli.
Niejeden by si tam wyzwoli
Wizie w butelce lub w szufladzie,
Pokazaby niejeden proszek,
Jakim jest prochem-dynamitem,
Jakie w nim, siy s ukryte,
Cho go sprzedaj za trzy grosze.
Wyrwayby si w niebo swoje
Z chemicznych cia chemiczne dusze:
Wy, utajonych barw geniusze,
Wy, symbolicznych elfw roje!
Niejeden by si tam rozwiza
Zawiy zwizek, splot, kompleksik:
O, byskawiczna analizo
W drgawkach ogniowej epilepsji!
O, ile zerwa, zcze, strce
W eksplodujcych sekund trzasku!
I wyzwolone ognia ask
ywioy dymnym supem w soce.
Pamitaj, maa, co od teraz
W aptece bdziesz usugiwa,
Butelki nosi, soje dwiga,
Pamitaj: pasja je rozpiera.
Z dala od ognia! by czasami
Jeniec pomieniem si nie zaj.
Ostronie, maa, z ywioami,
Bo wyzwolone zabijaj.

Rano odwiedzi dwie mogiy:


Crki i kwiatw. Crk kryy
Poke, zmoke licie klonu:
wiey si zapach z nich ulatnia,
Jesiennie rzeki, cho przegniy.
Druga mogia bya bratnia.
Gniy tam w lejach od granatw
Skoszone bataliony kwiatw
I trupy w rowie, ktry wi si
Wyskiem wklsym po ogrodzie,
A drc na chodzie, moknc w wodzie,
Do pobliskiego lasu zmyka...
I kup cegie, gontw, belek
Jeszcze si w wilgnym tli popiele
Samotny domek ogrodnika...
Wraca do miasta twardym krokiem,
Raz dwa trzy cztery.
Dumy gbokie, dumy wysokie
Niosy go naprzd rwcym potokiem,
Wiatr dwa trzy cztery.
Kada si zwida trawa-bylica
W polu szerokiem,
Tsknie szumiaa rzeka-Pilica
Rokiem-Wyrokiem. (
Wiatr pogwizdywa ostro i cienko,
W uszach dzwonio star piosenk:
Ach, moja droga, ach, moja mia,
Ce ty z sercem moim zrobia?"
Raz dwa a reszt wiatr
Porwa i ponis w daleki wiat...

III

Przed Grand Hotelem w miecie odzi *


Z trzaskiem parademarsz odchodzi.
Brodaty landszturm, w lewo by,
A karn lini za feldfeblem
Wyrzuca sztywno i uparcie
Podkute stopy. Trzeszczy werblem
Grzmot pruskich bbnw. A na warcie,
Wpatrzone w marsz jak wierne psy,
Gitkie lejtnanty, adiutanty:

* Ustp, rozpoczynajcy si. od tych sw a koczcy sowami


Wpad do cukierni. miech i zy" jest powtrzeniem zamieszczo-
nego w Jarmarku rymw" fragmentu pt. Parademarsz. Wspo-
mnienie z r. 1916." Jest to pocztek zamierzonego niegdy a nie-
napisanego poemaciku. Tutaj jego waciwe miejsce. Czas akcji
cofn naley o rok wstecz. (Przyp. autora w autografie.)

Czerwony konierz, monokl, trzcinka,


Cienka jak ostry gwizd piszczaek:
Za Ren, za Ren, niemiecki Ren",
I go dostojny feldmarszaek,
Szkaratno-siwy Mackensen.
A pord tumu gapiw odzian
Miota si gniewnie chudy modzian.
Kapelusz na nos, konierz sztorcem,
Wciekoci trzepie jak proporcem,
Oczami krzyczy Marsyliank
I ostrzem wbija w pruski szyk
Nienawi mod, mciwy krzyk:
Za d, za wolno, za kochank,
Z ktr umwi si na randk
W cukierni naprzeciwko. To
Nie puci szucman, rudy pakarz,
W obliczu sztabu, feldmarszaka
I krajskomendy miasta Lod".
Nie wiedz, jaka to mczarnia,
Nie syszy Foch, nie wierzy Bg!
I wci, i wci cesarska armia
Parad rbie dzki bruk,
I wci rozdyma przez piszczaki
Sekundy w wieki jak balony,
Butami bbnw bataliony
Druzgoc serce na kawaki.
Narody! Zaraz koniec! Std,
Z armaty w gardle, cios ugodzi
I pknie front, ostatni front
Przed Grand Hotelem w miecie odzi.
Zachd od lewej, wschd od prawej
W boki spryny wpary dwie -
Rwij! Wyskocz z uku! Oczy lwie
"W powietrze wry i skacze, rwie,
Drze uroczysty marsz plugawy,
Midzy chorym i doboszem
Przelizn si zwyciskim Fochem
I w tum po drugiej stronie szast!
I wtedy jakby tysic miast
Runo za nim. Jakby globus
Pk wrzaskiem Niemca: Si, Mikrobus!
Kreuzsappermentrebelle Si!
...Wpad do cukierni. miech i zy.

Mgiekami zudy opywana


Jak sen o Wenus snem o fali,
Co chwila topniejca w dali
I o brzeg ycia rozbijana
W rozbryzgi piany i konwalii
(Konwali bowiem upynnion
Kipiaa biaoniena piana),
Jeszcze sekunda a upiorna:
Tak niemoliwa, nieprawdziwa,
Wymykajca si, oporna
Spragnionym oczom, trudna sowom
Siedziaa wita i pozorna
I jada babk mietankow.
P czarnej, panie Madaliski!
Dolna poowa..." Bez wraenia.
Wiesz mwi taki zbir berliski..."
I opowiadam. Ani cienia
Uwagi. Mgawi si, odpywa
W pienn ojczyzn swej urody
I wraca sztormem konwaliowym,
Wtedy o stolik marmurowy
Druzgoce si kwiecista grzywa...
List przed ni kad. W licie skowyt
Rozpaczy, uwielbienia, modlitw,
Pon w nim, krwawi si, wyalam,
Niebo rozdzieram, gwiazdy kradn
...Napywa czysta, chodna fala
I wiat zalewa: Bardzo adne".
W tej to cukierni staromodnej,
Do ktrej i ocean wpeza,
Czuy si mity najswobodniej,
Powiedzmy: jak u pana Dzeusa
Za piecem. Nieraz si wasa
Duch bdny w zadymionej sali...
Zwaszcza wieczorem, gdy kelnerzy
Rachunki w kasie ju zdawali,
Gdy wiata gasy, gdy ucicha
Brzk szklanek, ludzi i talerzy,
Gdy sal ju zamiata Micha
I na stolikach stawia krzesa,
A jeszcze woa pan Bolesaw:
Dwie herbat, czarna raz" i rzuca
Blaszane na st kontramarki,
I tym woaniem, swym zakca
Szept czuy zakochanej parki
I mj samotny. Ja do ciany.
Samotnie byem zakochany.
W takie wieczory nieraz zawia
Po pustej sali go z zawiatw,
Mar si zjawia i rozmawia
Pukaniem w chodny marmur blatw,
Jak na seansie... Ja po cichu
Odstukiwaem na stoliku
Sylaby przyszych poematw.

Lecz w biay dzie? Przy penej sali?!


I nawet papierosa pali?...
Sen? Jawa?
Blaskiem bani trysn,
Srebrnym orzekiem czapki bysn
I siw zamajaczy kurtk,
Sumiasty ws, krzaczaste brwi mia,
Przy szabli lew rk trzyma,
Praw zasalutowa krtko
I szed przez sal, pochylony,
Jaki rogaty, nastroszony,
A przecie rzeki i onierski...
Tak zjawi si w cukierni dzkiej
Duch w niewtpliwym ksztacie ludzkim,
On wanie stary nasz Dziewierski.

Zdrtwieli ludzie. Legionista!"


I zaraz poszo szeptem, szmerem,
Ten tego trca, ten z kelnerem
Pgosem dyskutuje, tamten
Klaruje tej, wic ta brylantem
W talerzyk stuka: Paci! paci!"
Spode ba patrzy wielki przemys:
Pan prezes z panem fabrykantem
Spurpurowieli: Nie moemy
Rosyjskich rynkw przez nich traci!"
Gestykuluj adwokaci,
Zdenerwowani kupczykowie
Guziki sobie wyrywaj:
Nieprawda! Pan mi to nie powie!"
Pruskiego Szwaba pyta dzki:
Wer ist das eigentlich Pilsudski?"
Endecka morda nienawistna
Dyskretnie a wzgardliwie wista,
A pannie Krysi byszcz oczy,
Ledwo ze skry nie wyskoczy:
Ach, legionista! legionista!"
Tutaj wzruszenie, a tam trwoga,
Ten patrzy z dum, w z nadziej,
A wszyscy niczym na raroga,
A gdy si napatrzyli wiej.
Ostronie, panie, nasi blisko,
Jutro tu bd, gow kad,
W Strykowie sycha kanonad,
A my w cukierni z legionist."
I w nogi.
Sucham nieprzytomny,
Co opowiada pan Dziewierski,
Ach, nie Dziewierski zjaw rycerski
Stworzony przez fantasmagori...
Przegalopowa przez histori,
A pdzc nadzia na miecz zoty
Same wietnoci, same cnoty
I wieszczw paajce strofy,
Wic w dziwny portret si ukada:
Chrobry en face, Anhelli w profil,
Ma co z Kociuszki i Konrada,
A jednoczenie jest Batorym
Z cechami Piasta, Wernyhory,
Ksicia Jzefa i KOrdiana...
Taka to posta zawikana.
Taki to m (czterdziesty czwarty),
O szabl-miecz rycersko wsparty,
Wid sw opowie: ...no wic wanie...
Jak si to stao, nie objani,
Bo nie wiem. Trzaso i gotowe.
U mnie tak zawsze. Jednym, sowem:
Mus, prosz Julcia... Gada szkoda...
Taka ju nasza polska moda,
e trach i mu-si! No, a tego..."
Popatrzy na mnie dobrotliwie,
Jak gdyby mwi: miao, miao!
Powiedz mi: co ci powstrzymao?
Zrozumiem ci, usprawiedliwi"
...Julcio dlaczego nie w legionach?
Zdrw, mody, byby przysta do nas...
(Gin, zapadam si pod ziemi,
Stolika si kurczowo chwytam),
Bo przecie, cho Izraelita,
To Polak... Znam od dziecka. No wic..."
(Umilk i znowu tym spojrzeniem:
Nie bj si, chopcze, powiedz, powiedz...")
Ja gniewem si i wstydem mieni,
Ciemnym zalewam si rumiecem
I mocnym szeptem: Bo wy z Niemcem...
Wy z Niemcem, a ja nigdy z Niemcem...
Nigdy! I nawet gada szkoda.
Taka znw moja polska moda..."

Umiechn si. Gorczka z Julcia...


Z Niemcem tam, z Niemcem!... Ano zychier,
Jak mwi kapral Francek Cielik,
Jeeli Niemcem jest mnlicher,
To z Niemcem... A ta szabla, jeli
Ona Tatarka, to z Tatarem...
Kto z kim, nie moja rzecz, nie Francka,
Ani nie Julcia. Komendancka!
My si bijemy z ruskim carem,
Z Mosk..." Nie dokoczy i spospnia.
Po chwili, chocia nie pytany,
Jak gdyby na pytanie odrzek:
A maa owszem, wszystko dobrze,
Rado popatrzy... Bdzie pikna
Dziewczyna. Smuke to jak brzzka..."
I najniespodziewaniej w wiecie:
Bie-rio-zie-ka..." pocign z ruska:
Krasotka... Biriuza bierozka"
Z ironi cign pieszczotliw...
Jak Julcio sdzi Iganowska,
Dobre? Co? Czy Dziewierska lepiej?
Bo... tego... nu si kto przyczepi?
Wic moe by zawczasu lepiej?"
I nie czekajc na odpowied,
Snu dalej niewiadom spowied:
licznoci, mwi, ta dziewczyna.
Nic z ojca, cakiem posza w Zoch
I te usteczka ju ma troch
(Pokaza) nawet coraz wicej..."
Pochrzka, rk machn. I, tam!
Bg z ni. Nie bd przypomina.
Lecz jak ju przyszo, to zapytam:
Graj tam jeszcze u Selina?
Ju nie? A gdzie? Na Cegielnianej...
To tam gdzie Klukas..." Zadumany,
Do myli swoich mwi: No i
Dym, popi... Trudno. Niech si Julcio
W razie by czego nic nie boi:
Pokipi, potem si ustoi".
(I to do wasnych mwi myli.)
Tak to jest... Moe bymy wyszli?"

Nasun czapk z min diabl


I szed Piotrkowsk, wczc szabl,
On, onierz polski, onierz polski,
Mj pierwszy w yciu onierz polski.
Idziemy milczc. A po drodze:
Najpierw fotograf Tyraspolski,
Tu kwiaciarenka, potem bankier
Hieronim Schiff: z ysin, duy,
Przez dug, dug pipk kurzy;
Z bramy wychodzi Sergiusz Hofman,
Brunet w cylindrze, crka Stefcia
Otrua si; w tym samym domu
Wuj Henryk mieszka. Dalej mtnie...
Sun przez szaro niewiadom,
Migaj sklepy niepamitne
Tapety? lampy? skad papieru?
Sto krokw ginie ze spaceru
(Uzupenijcie go, odzianie,
Rwieni moi!) i dopiero
Przy Luwrze" (tam Dziewierski stanie)
Naftowa lampa mej pamici
Pomieniem bucha jasnozotym:
Tam zalewaem ar tsknoty
Wymyln wdek mieszanin
(Tak poar gasi si benzyn),
Tam na bufetu lizgawicy
Objawi mi si, schylonemu.
Odblaskw metalicznych demon,
Duch wiecznie czynnej tajemnicy
W gbi przedmiotw: duch-alchemon...
Tak, nurek den i dziejw rzeczy,
A eglarz sinych alkoholw,
Zwtpiem w wano spraw czowieczych
I popynem, nowy Kolumb,
Wstecz w chaos w rda tysicwieczy.

Przy Luwrze" (tam gdzie Petersilge,


A naprzeciwko, lecz przed laty,
Sklep z zabawkami mia pan Zielke)
Dziewierski stan; chmurnym wilkiem
Na jezdni patrzy; ja na balkon
(Osiemdziesity smy numer):
Zakotowao czarnym tumem,
Czerwieni, strzelanin, walk...
Myl, e rychtyk tu... Lecz Julcio
By may, to nie moe wiedzie,
A mnie to krew zalewa ci...
Bo ona... zreszt, co tam bd..."
(Nic nie rozumiem, ale o nic
Nie pytam.) Mwi, e tu jeden
Adwokat, co ich wtedy broni,
Poradzi, jak i co, bo musz
Ratowa. Musz! Prawda?..." Tutaj
Wycign zza cholewy buta
Nagryzmolony karteluszek.
Piotr Ko. Zna Julcio? Mwi gowa
I gruba adwokacka ryba...
Piotr Ko powtrzy. Bdzie chyba
Naszego Mocia z Tomaszowa
Brat abo swat. On ty mecenas"
(Tu, zawsze czuy na wspominki,
Mionie wzdycham do Halinki).
Przejazd sze. Czoem". Skrci w Przejazd.

IV

Dwie sprawy mia do adwokata.


Pierwsza, powiedzia, narodowa",
Druga dla duszy i dla wiata":
Czy wnuczka jego, Iganowa,
Sierota, crka oficerska,
Mogaby (tu powody poda)
Zmieni nazwisko na Dziewierska.
Nastpnie: szuka prawdy, faktw,
Naocznych, wiarogodnych wiadkw
Tej demonstracji i wypadkw
Sprzed lat dziesiciu. Czy widzieli,
Kto zacz", tj. kto wystrzeli
Pierwszy? Kto zabi Iganowa?
Jak zachowywa si oficer,
Nim salw zakomenderowa?
Czy jest moliwe, e to szpicel,
Ochrannik, wszystko sprowokowa?
Czy mona uzna, e Iganow
Dziaa w obronie wasnej? Moskal,
Ale te czowiek. Dosta rozkaz,
Wic musia. Czy t salw splami
Swj oficerski honor? Wreszcie:
Kto jest Kazinek"? Bo na miecie
Mwili potem, e jakoby
Prowodyr midzy bojowcami,
Co pierwszy zgin blondyn, mody,
Jasny garnitur, cera niada
Moe by pan mecenas zbada
Co do zdarzenia i osoby?
Mnie jeden letniak opowiada
Wic, jak syszaem, ten prowodyr
Kazinku! krzykn, kiedy pada".

Gdy klient ca rzecz wymrucza,


Mecenas w grubym aktw tomie
Odnalaz stare dieo... nomier",
Stron po stronie je przerzuca,
Wreszcie, sigajc do binokli
Palcami w szczypt zebranymi,
Wypali: Co bdziemy mogli,
Zrobimy, panie dobrodzieju".
Mwi mniej wicej jak Franc Fiszer,
Dzi jeszcze jak ywego sysz:
Co sowo, to soczysta winia,
W misz dwiku wpija si i wmyla,
Rzecz wartko toczc jednoczenie
(akomy by na te czerenie).
Po punkcie punkt, po kwestii kwesti
Kad na st, ufny w sw maestri,
To tak, to nie, a tamto moe,
To da si zrobi, z tamtym gorzej.
wiadkowie saba to nadzieja,
Prosz ja pana dobrodzieja,
Mona poszuka owszem, ale
wiadek to zawsze eb zakuty,
Wic gdyby nawet" itd.,
I solche Stiefel, takie buty".
...Co do Kazinka za, to nas tu
Najsroszy zawd spotka, sdzi;.
Podsdnych byo stu dwunastu,
Zginli za nastpujcy:
Bednarek, uczak, Hanc, Kiepiski,
Stpie, Chajmowicz, Witusiski,
Kozowski Jan, Kozowska Wanda,
Wodarczyk, Mergiel, Mrz, Olanda,
Szejnman, Kleinwna i Koodziej,
Wic, jak pojmuje pan dobrodziej,
Trudno dzi dociec, czyj to synek,
Bo syn, przypuszczam, ten Kazinek...
A czy... miem spyta, w jakim celu
Wielce szanowny pan dobrodziej
Chce znale chopca? O co chodzi?"
Dziewierski chrzkn... Niby... w celu.
Jakby powiedzie? Niby... e ja...
I! co tam bd... Bardzo duga
Historia... Uniony suga."
Najniszy pana dobrodzieja."

Co praczka robi, rzecz wiadoma,


Nie sekret te, co zbieracz znaczy.
Matka chodzia pra po domach,
A Kazek przysta do zbieraczy.
Co zbiera? Nie angielskie sztychy
I nie Courbety, Renoiry,
Nie porcelan, nie zegary,
Ikony stare lub kielichy,
Nie owe obrazeczki szklane,
Barwiczk cudnie malowane,
Ktre wozili ochwenicy
(Ach, moja wdziczna panieneczko,
Janosikowa freireczko,
Co mi ci przysa ksidz z Niedzicy!),
Nie Hokusaje czy Fujity,
Nie perskie arcytwory tkackie
Nasz kolekcjoner znakomity
W innym zaprawia si zbieractwie.
Wgiel na furze, on za fur
Wrci do domu z pen czapk;
Mka si z worka sypie dziur
I mki nie pogardzi kapk;
W rynsztoku jabko a on cap go!
Ukra bro Boe! to nieadnie,
Lecz ap, co pada, bo kto skradnie.
Co upolowa, przynis matce.
A gdy bywao (oj, bywao!),
e jej si pranie nie trafiao,
To tyle jedli, ile w czapce.

Jak kady z sensem kolekcjoner,


Po pewnym czasie zmieni system:
Rzuci zbieranie rozproszone
I poczu w sobie specjalist.
Zrobi (mark registered") pikulec"
(Szpilka wszczepiona w koniec paki)
I, znw do czapki, zbiera z ulic
Papierosowe niedopaki,
Czyli kumety" lub podulce".
Z tego powodu chopcy potem
Nawet przezwali go pikulcem".

W poudnie chodzi pod Grand Hotel,


Gdzie kupcy mili i miecili,
Latem pod teatr lub do parku,
Czasem trafio si cygarko,
Sowem, nie brako mu surowca.
W domu to suszy i wykrusza,
Przesiewa, wietrzy na arkuszach
Papieru i maszynk ojca,
Zzibnity nieraz, godny, bosy,
Po nocach robi papierosy.
Po pierwsz setk gilz Fortuna"
Poszed na piecht do Nachuma,
Do Zgierza. NACHUM MAOPALNY.
RNYCH TOWARW KOLONIALNYCH.
Przyjaciel ojca nieboszczyka,
Nachum od pieluch zna Kazika;
A gdy do odzi si przenieli
(Przez mam eby bliej grobu"),
Ojca towarzysz i rwienik,
Gdy bywa w miecie, to zachodzi
I opowiada, jak ich obu
Tropiy piony i ziandarmy",
Jak ojciec sta w ten wtorek czarny
Pod barykad... jak poruczyk
Skaka i taczy jak ten kucyk,
mich byo patrzy! Jeszcze buty
Pamitam... wszystko! No, a potem
Postawi termin: tri minuty;
To ja mylaem, e mino
Trzy wieki tam i trzy z powrotem.
Potem z t szabl o tak w gr
I z brod machn. Tu gruchno...
Szkoda tatusia! A szwarc jur
Na tych podlecw! eby znae
Jaka Mergiela, jak ja znaem,
Toby im kiedy pokazae!
Ty powiniene by ten mciciel!!
Pani Merglowa, nie pacz pani...
Tu sprawuneczek jest dla pani...
No, a w ogle co robicie?"

Interes niele prosperowa,


Bo szwarcowane byy w modzie
Za okupacji. Wic si co dzie
Tych par groszy zarobio.
Kazek solidny dawa towar,
Wic chtnie cay dom kupowa,
Potem i inni. Bida z ndz,
Mwili, niech cho tym opdz."

Uwagi trzeba i skupienia,


Gdy si wewntrzne ciemne gosy
W wyrany, jasny wiersz przemienia.
Uwagi trzeba i skupienia,
Kiedy si robi papierosy.
Zaduma czoo twe ocienia,
Przecina bruzd zaspienia,
Bo, zapatrzony, waysz losy
Bibuki wtej. Wic uwaga!
Umiejtnoci rzecz wymaga.
Nakada musisz rwnomiernie,
Blaszany rowek zamkn szczelnie,
Oskuba wystajce kaczki,
Paznokciem jeszcze je wygadzi,
Gilz na city szpic nasadzi
I pcha ostronie prcik rczki",
W pier j wpierajc sabowit,
Pki papieros nie wyskoczy...
I gdy sterczcy z gilzy tyto
Prcikiem znw do wntrza wtoczysz
Razem z koniuszczkiem bibukowym,
Wtedy dopiero jest gotowy
Prawdziwy przedwojenny prima
Ruski papieros! Lepszych nima!
Pali go Szajbler i Poznaski,
A take cay dwr sutaski,
Kajzer Wilu i jego piesek Milu,
Cesarz Miku i jego piesek Piku,
Maks Linder i jego cylinder,
Prosz na lig popierania
odka!
Paczka, dwaecia sztuk, dziesitka!
Pan da zarobi, panie legun!"
Zagadn Kazek Dziewierskiego...
Wzi. Da dziesitk. Kazek w pistk
Na szczcie" chuchn i-polecia.
A pan Ignacy szed na dworzec
I tak rozmyla: Kto wie... Dzieciak
Moe goduje, chory moe...
Sierota z grzechu mego zicia...
Przygarn by to... zetrze win...
Kazinek... A jak nie Kazinek,
To inny... Ale go pokacie...
Kto? Gdzie? Jak znale go? Szesnacie
Rodzin... I dziesi lat mino...
Mwi, e trudno... Mdra gowa...
Lecz gdyby co... z pomoc bosk...
Toby si chopca przygarno"...
A chopiec sobie szed Piotrkowsk,
Gdy pocig rusza do Piotrkowa.

W wagonie sen: e bukiet robi,


A kwiatw nie ma. Wprawne palce
Jakby z powietrzem byy w walce...
Nic niczym, pustk pustk zdobi,
Manipuluje penym kunsztem,
Nie pofolguje drobiazgowi,
Ju go w przybirk mglist spowi,
A dba lichego nie mia w rce;
I coraz zwinniej, coraz prdzej
Lataj nieomylne rce,
Bo jakie, ktrych nie zna nigdy,
Niewidy, Nieistoty, Nikty
Gwatuj, nagl, krzykiem, stukiem:
Nasz bukiet na wyjezdne! Bukiet!
Pocig odchodzi za minut!"
Wic on na koniu widziadlanym
Pdzi z bukietem-niebukietem,
Wpada na rynek, pod aptek,
A tam aptekarz, ten i nie-ten,
Z utkwionym w cian okiem szklanym,
Palcami wowymi lata,
Zwija, rozwija, skrca, splata,
Spektaklem nad spektakle udzi:
Cwauj chmary zwierzt, ludzi,
Gwiazd, czartw, kwiatw, wiedm na mietle
W zielono-balladowym wietle
Kociego wzroku i ksiyca...
Wicher w miasteczku i nieyca
Zalepia ociale oczy.
Wtem wstrzs. A na ssiada wskoczy.
Bukiet! Gdzie bu-------? fet" dopowiedzia
Wstydliwie. Przecie dobrze wiedzia,
Gdzie jest w Koluszkach bufet.
Wyszed.
By zy. Gdy wrci, zmieni przedzia.

VI

ledzce z lkiem za bibuk,


Czy pena, caa na st skoczy,
Wczenie zaczy chmurnie oczy,
Wczenie dziecinne gadkie czko
Przecia bruzda zaspienia,
I tak, jak wiosna za jaskk,
Za spem jesie przysza wczesna -
Tsknota chopcu twarz ocienia
I ta, co rzebi zamylenia:
Zacito smutna i bolesna.
Bo cae noce, trudne noce,
Bezsenne, twarde i robocze,
Gdy z gilz na st wystrzeliwanych
Nie spuszcza wytonych oczek
O ojcu myla... Tak jak gdyby
Z maszynki starej szy fluidy
Przez donie ojca zostawione.
S takie siy utajone
W najniewinniejszych przedmiocikach.
Synowie! Strzecie si zegarkw
Po waszych ojcach nieboszczykach!"
Rs ojciec. Rosa noc chopczyka
I ciar ycia rs na karku.
Wznosi si ojciec z grobu w chmury,
Syn za nim wspina si i bada:
Kt to by Ten Nieznany, ktry
Kazinku!" krzykn, kiedy pada?
Bo to nie on, ten mody, cienki
I nawet (dziwne) umiechnity,
Co na nich z fotegrafii" zerka,
Gdy mama wyjmie j z kuferka
I nosem pocigajc patrzy,
Fartuchem najpierw j obtarszy.
Nie! To nie tatu z barykady...
Tamten by chyba wyszy, starszy,
Z marsem na czole, z lewerwerem"
(Tu jeszcze sroej czko marszczy),
Tamten by gronym bohaterem
Jak ubstwiani pbogowie
Z makulatury zeszytowej:
Nick Carter, Sherlock Holmes, ktry
Rce do gry! krzykn mierzc
W zbrodniarza. Mam ci, stary otrze!
Ha, ha! Mylae, e mnie podszed!"
Doktor Moriarty, wciekle rzc,
Wi si pod wzrokiem detektywa...
I tutaj zeszyt si urywa.
Macistes, Jacek Texas oto
Jak mu si rysy ojca plot
W nadprzyrodzony stwr wyniony,
W oblicze nie do uwierzenia,
W posg z tsknoty i marzenia...
To on, obroca ucinionych,
On Sprawiedliwo zo miadca,
Miecz kary, ludzkich krzywd pogromca...
Tak Wielki Ojciec si wydwign,
Ten, co nad yciem mu zaciy,
Ten, co Kazinku!" jeszcze krzykn,
A pomcij ojca!" ju nie zdy.

Lecz nakaz zamarego gosu


Syn speni kiedy. z woli losu,
Na rozpacz swoj i nieszczcie.
Tymczasem wicz si, synku, w zemcie,
Niech bije mocniej, celniej, gciej
Kartaczownica papierosw!

VII

Awans maszynki na armat


Automatycznie spowodowa,
e i pikulec" awansowa:
Ju z mieczem chodzi nasz bohater.
Oklei kijek glansowanym
Zotym papierem i na sznurku
Przy boku nosi, niesychany
Szacunek budzc na podwrku,
Tym wikszy, e na dumne czoo
Nacisn trjgraniasty pierg
Z Gazety dzkiej" wic dopiero
Napoleon (przed Waterloo!).
Potga bya w nim monarsza...
I patrz: na front pieroga siada
Czereda wielkich liter: WARSZA
I z boku dalszy cig: WAPADA.

By za podwrkiem plac rozlegy,


A na nim trawa, kpy chwastw,
Baterie beczek, deski, cegy,
D z wapnem, miecie i elastwo.
Plac mia wasnoci czarodziejskie:
Gdy trzeba byo, zmienia miejsce,
Wysoko wznosi si do gry,
Jak w z arabskiej bajki dywan,
I w obce ziemie ulatywa;
By wic, zalenie od lektury,
Czym Kazek chcia. Meksykiem bywa,
Pampasem, puszcz, wsi indyjsk,
Kopalni srebra w Argentynie,
Chisk dzielnic w San Francisco
Lub sawn Bakerstreet w Londynie.
Tym, razem... Lecz poznajmy wprzdy
wit naszego Bonaparta:
Czesiek-Cybua", Gieniek-Rudy",
Edek-Mysz", Edek-Tartak"
(Chwali si wujem, co mia tartak
W Kaliszu; z tego poszo); wreszcie
Biedaczek Tadzik, zwany Kulos"
(Te, Kulos, dua dzisia uloz?"),
Bo kiedy mu na Starym Miecie
Tramwaj ci nog po kolano
I przyprawiono mu drewnian
(Nawiasem: nieszczliwe dziecko
Z dum znosio swe kalectwo,
Przywilej" czujc w sztucznej nodze...
Po prostu zazdroszczono mu jej).
Tych piciu, ze piku" wodzem,
Na plac wkroczyo w penej gali
Co lepszych strzpw, jakie kto mia,
I rozpoczto ceremonia:
Najpierw do dou nasikali
I, pluszczc w obrzdowej ciszy,
Popatrywali, ktry dalej
I kto wytoczy uk najwyszy.
Potem obsiedli d, popluli,
Strzykajc plwiny rekordowe,
Kredow rozbetujc wod,
Kto brudn nog, a kto kijem,
Kto kamyk cinie rzutem citym
Tak zrcznie, e wapienne mty
Podskakujcym ciegiem szyje.

Na tym im zeszo. Ani plu tam,


Ani ju sika. Nie marudta!"

Da znak pikulcem. Odmarsz. Rozkaz.


Wany dzi, e niech rka boska...

Cygaskim truchtem, drobnym chodem


Gsiego id, a on przodem.

Na niebie jesie wstrzsajca,


Oboczne bory we krwi soca.

Id pod zachd jak pod gr.


arz si szyby fabryk burych.

Id, trzepocc achmanami


Jak dzie witeczny chorgwiami.

Przy stercie desek i elastwa


Zwolnia nieco krok haastra.
Ten gmera, ten by si pohuta
Na deskach... A on: Nie marudta!"

Krwi zotej lwicy niebo broczy,


Od blasku zasaniaj oczy.

Wci niej eb si zsuwa krwawy,


Poog rdzawi kpy trawy.

Do beczek doszli. Obstukali.


Gdzie woda bya, wypluskali.

On nic. On nie tknie. Milczy, patrzy


I czeka, na kamieniu siadszy.

Czego mu pilno. Co wymyli.


Przywidzia sobie co czy wyni.

A go podrywa od tych widze


I niecierpliwie: Idziem! Idziem!"

Jak rk z wody rybk zot,


Ze snu wyowi to tsknot.

Wic gania, pili, bo to wanie


Zaczyna na tym niebie dzia si.

Na niebie i na placu razem


Zabudowuje si obrazem.

Do warg pikulec. Dmie w te_ pak


Jako szczuroap w sw piszczak.

Na wzgrek wiedzie. Oni za nim,


Wpatrzeni w dal, zaczarowani.

A z tego wzgrka podziwienie:


Niebo zwalio si na ziemi.

W gruzach czerwone le skay,


Zote lodowce i krysztay.

Zomy niebieskie potrzaskane,


W pokrwawi wieej unurzane.

Zaniki srebrzyste i zwierciada


Aaa!-------
To tak, to tak WARSZAWA PADA!

Spada jak szklana kula z wiey


I w cud rozbita na placu ley.

Wyciga Kazek zot buaw


I pokazuje miasto Warszaw:
Patrzta stolica".
Patrzy Cybula, Tartak, Mysz,
Rudy i Kulos. Tam... Widziiisz?
Polska stolica".
Ulice tam jak byskawice
W mijowe wij si ptlice,
Rozruch w stolicy! Soca moty
W kowado grodu ogniem wal,
Tczow tafl dachy wstaj,
Gmachy padaj w drobiazg zloty,
Domy w rozomy, barwy fal
Bij, druzgocc grd ruchomy,
Pal si garby zwalisk jarkie,
Lawin farb nieboskon nawis!
Nad karkiem ziemi! Dudni ziemia
I bezustannym hurmem przemian
Dwiga, przemiada si i kruszy
Polska stolica!
Strop si obruszy i znw miga
Czerwiennych murw roztrzsieniem,
agwi si, pdz chmur pomienie,
Faetonowa grzmi kwadryga!
Mwi Cybula: Tam swoboda.
Tam na rzoncego skarg podam,
Na strupla ty. Nie bedom, psiama,
Z podwyrka wont chopakw gania.
A co? Kot sro. Nie jego wydzia.
Dracha robiem. Rudy widzia.
Co, nie? Widziae? Rudy wiadek,
To co mi kiszka? Capsa w zadek.
Poliwasz, to poliwaj sobie,
A ja przy pompie draeha robi.
Jak jemu w gumie dziurka sika,
To ja? e ja mam scezoryka?
Ja patyk rzn, bo robi draeha,
To co ja bd kich ciacha?
Jak woda z kichy bokiem bije,
To co takiego, e ja pije?
A rzonca do mnie: A ty krabie!
I turga..." Surmy grzmi w Warszawie.

Z niebieskich ruin ronie Dwr


Ze szkaratnymi oknami,
Siedzi na tronie Warszawski Krl
I wiedzie rzecz z dworzanami:
Jake si miewa mj dzki nard?
Co porabiaj chopaki z Baku?"

Otwiera wrota krlewski mistrz


I wchodz przed tron miosierny
pikua, Tartak, Cybula, Mysz,
Rudy i Kulos kuterny.
Moje!" zawoa krl dzk mow,
Twoje!" odkrzyknie chr przepisowo.
Jak tam, chopaki tak zacz krl
Dobrze czy le wam si wiedzie?
Kto ma al jaki, skarg czy bl,
Niech powie, zaradz biedzie."

Szeciu ich byo. Piciu mwio;


Szsty jak niemy gaz nad mogi.

Zatrajkotali w tronowej sali,


A ministrowie pouciekali.

Owiergotali krlewsk gow


Jak wiecujce wrrble marcowe.

Piciu gadao, jak piset gada,


Gdy o przedwioniu na drzewo siada.

Szsty duch szklisty, cie nadmogilny,


Stoi jak wryty, krzykn bezsilny.

Nic tylko patrzy, KTO ich tu wita...


Wreszcie zgiek ucich. Krl dekret czyta:

VIII

My, z boej aski Krl Warszawski,


Margraf Baucki, Ksi dzki,
Aleksandrowski, Lutomierski,
Brzeziski, Radogoski, Zgierski,
Hrabia na Chojnach, Pabianicach,
Rogowie, Rudzie, akowicach,
Winiowej Grze i Kraszewie,
Strykowie, Gownie i Widzewie
I innych dzkich okolicach,
Dokd pamici Sw sigamy
CHOPACKIE PRAWA ogaszamy:
I) Podwrza wolne. Str ni rzdca
nie bdzie si do zabaw wtrca.
II) Chopcom dajemy we wadanie
swobodne ulic polewanie
z gumowych ww. III) Do wychodka,
kto chce, ma wolny wstp do rodka,
choby z innego by podwrza.
Precz z obyczajem Klucz u stra.
IV) Wolna egluga na rynsztokach
i na kauach. V) Kady chopak
ma prawo schodzi do piwnicy
i, jak si trafi, skarb zakopa.
VI) W mrz dozwolone: 1) Siada w sieni
pod szstym. Tam jest ciepa ciana
i chlebem pachnie; 2) od Grynpana
rogoe bra i spa pod niemi;
3) z chopskich furmanek ciga som,
4) z rolwag pakuy, szmaty, worki
i z bawenianych bel wydziorki,
by opatula si jak w mieszek;
5) gdy zbior, pali koks przed domem
i kuca. Wszystko dozwolone,
wczajc: 6) wyrywanie desek
ze skrzy i potw na podpak.
VII) Gdy ogrd murem otoczony,
zabrania si, by szkem tuczonym
osypywano go po wierzchu.
Od dzisiaj hyca si bez przeszkd.
VIII) Wolno, gdy wjedzie wz w podwrze,
na kozio wli i trzyma lejce;
Kulosa za, co sam nie moe,
podsadzi furman na to miejsce.
IX) Kto drzewo trzsie, tego owoc,
tak jakby zrywa wlazszy na nie.
X) Jeeli klipa sztorcem stanie,
liczy zaczyna si na nowo.
XI) W grze w klasy linia, cho zatarta,
o-bo-wi-zu-je skaczcego!
(A nie mwiem!* syknie Tartak,
z tryumfem patrzc na Rudego).
XII) W sprawie chowanki: 1) Blincowanie
musowo tam, gdzie rua. 2) W bramie
giltuje, gdy si w szko zaklepie.
Gwarantujemy to ustaw.
XIII) Gdy drach (latawiec) si zaczepi
O balkon z frontu, ma si prawo
przej na ratunek przez mieszkanie.
XIV) Co do guzikw, to rzecz ona
zdecydujemy po zbadaniu,
albowiem Nam j przedstawiono
w niedostatecznie jasnym zdaniu:
Zrwnia palice niemoliwo
i bez to je niesprawiedliwo:
jak duy rkie rozczapierzy,
wiency zachwaci jak odmierzy,
to jemu for i kontrol dany,
a maleciejszy wykiwany*.
XV) W sprawie kaftanw, czyli kapot,
wniesionej przez chopacki raport,
to wysunitym argumentom
musimy przyzna racj wit:
e kiedy chopak may wzrostem
dziedziczy surdut rodziciela,
strj ten, sigajc mu do kostek,
omiesza go i oniemiela
wobec przechodniw. Przyznajemy,
e to tyjater, namichanie,
jak zaznaczyli wnioskodawcy.
Bd wic odtd Nasi krawcy
obcina poy przy kaftanie.
XVI) Kurs oficjalny na stalwki:
jedna grajbera = dwie rondwki.
XVII) Co do chrabszczw radzi bymy
zmieni obyczaj ich kapryny,
lecz proba, eby gciej niosy*,
przekracza Nasz kompetencj...
Zwrcimy si do Panny Wiosny,
by ich puszczaa jak najwicej.
XVIII) Z woli Naszego Majestatu
najuroczyciej si stanowi
poniszy Tramwajowy Statut:
1) Pasaerowie wysiadajc
dzieciom bilety swe oddaj
tudzie gazety przeczytane.
2) Gdy tramwaj na kocwce stanie,
chopaki maj dostp wolny
do maszynerii na placformy;
nikt nie ma prawa im zabroni
porucha korbkie* i podzwoni.
3) Zakazujemy najsurowiej:
a) jazdy przyczepnej, b) buforowej,
c) na stopniach, d) z nogom nawieszonom*
(i o to bowiem Nas proszono),
e) skikania w kadej formie, f) zabaw
i gier na szynach, g) figlw z prdem
i nie zgadzamy si z pogldem,
e myrgn na bok zawsze zdem
(tu Kulos, przywiadczajc wtrem,
w podog stuknie swym kosturem),
jak rwnie mamy wtpliwoci
co do opinii Naszych goci,
e pod tranwajem elekstryka
w zoto kwardzieje, jak zapstryka*.
XIX) Z wielkim Naszego serca alem,
lecz trosk o was kierowani,
z prb innych nie spenimy dalej:
1) tej, eby was ze straakami
na poar wozi. 2) By murarze
odnawiajcy kamienice
w pustych wiaderkach was spuszczali
z desek rusztowa na ulic.
(Rezon: Juema prbowali,
a jak krl chce, to my pokaem
niedostatecznym jest rezonem.
Nie chcemy patrzy i skoczone.)
3) Z decyzji Naszej prawomocnej
nieodwoalnie si zabrania
ulicznej palby wielkanocnej,
owego kalefiorkowania.

Tym punktem zamykajc rejestr


Potnych praw i nieodzownych
Paru zakazw, zreszt drobnych,
ywimy wiar i nadziej,
e udzielone przywileje
"Wykorzystacie bez naduy
I e staraniem waszym bdzie
Na szereg nowych praw zasuy,
Ktre wam z gry tym ordziem
Najuroczyciej przyrzekamy
"W szczodrobliwoci Naszej aski.
Podpisujemy wasn rk:
Jan IV Dobry, Krl Warszawski,
Piecztujemy za Jutrzenk
Swobody, ju nadcigajcej,
Za ktr przyjdzie, rosnc w blaski,
Zbawienia Soce.

Teraz, Modoci, bd szczliwa!


Teraz, chopaki, hura! wiwat!
Niech troski id w zapomnienie!
Niech yje rado!"------------

Nic. Milczenie.
Stoj zamani, osowiali,
W posadzk wbili smutne oczy,
y im si nie chce, wiat si mroczy..
Nie! Tego si nie spodziewali!...
Na gow by woyli worki,
Popioem by si osypali
Taki ich straszny cios przywali:
Te kalefiorki".

Wzdycha Cybula, Tartak, Mysz,


Rudy i Kulos: Masz ci... Ty!...
I jake teraz?...
W wita nie puka? To co ze wit?
Jak kalefiorki maj i wont,
Co za interes?"
Szeciu ich stao, piciu biadao,
A szsty mar znieruchomia,
Nic, tylko patrzy...
A krl na niego jak na szklanego,
Nie widzi, nie wie; samym kolegom
Te prawa wiadczy.
Przymruy oczko okrutny krl,
Spod wsa si chytrze umiecha:
Ha c! Na tak klsk i bl
Przydaaby si pociecha...
A dzi zabawa w krlewskim lesie!
Cisowe wrota, otwierajcie si!"

Po byszczcej trawie,
Po pachncej wieo,
Chodz panny ulubione,
Spdniczkami nie.

Nie byle dziewczyny,


Panw majstrw crki!
Pochrzstuj na staniczkach
Koralikw sznurki.

Zobaczyy chopcw,
Otoczyy mgiek,
Nawiono, zawoniao
Rowe mydeko.

Prosimy, prosimy
Panw kawalerw!
Na murawie obrus biay,
Tkany przez szpinerw.

Na obrusie buki,
Serdelki, ogrki,
Jak zaczli wtraja,
Nie zostao skrki;
Po bajgiekach, obwarzankach
Poykali dziurki.

Maczali w musztardzie
Kaszanki, blutwurszty,
Jak zajad w peny soik,
To on zaraz pusty.

Chrupali, chrustali
Chrzskie korniszonki,
A w kapucie skwarki byy
I kawa golonki.

Oj, ledzie, piklingi,


Oj, wdzone ryby!
ebycie wy nki miay,
Nie zostawiliby!

Nie poodlepiaj
Szprotek pozlepianych,
A w rolmopsach nie daruj
Zatyczek drewnianych.

Czerenie-kraszanki
I kwaskowe szklanki"
Panny z drzewa otrzsay,
Napeniay dzbanki.

Przyfruny wrble,
By odzioba resztki,
A na trawie wokoluko
Ani jednej pestki.

Potem im nosiy
Panw majstrw crki
"Wielkie pczki z powidami
I kremowe rurki,

Irysy, hopjesy,
Chaw i ciguty,
Sachar maro, rachat ukum,
Wafle i andruty.

Rbay toporkiem
Biaomiodu kamie:
Jak go zagry, to si w zbach
Ciga" pasemkami.

Wreszcie jabka na patykach


Dosta kady smakosz
I ledziece do lizania,
Na drewienkach tako.

Zapijali chlebnym kwasem


I sodow z sokiem:
Malinowy, cytrynowy
Pyny potokiem.

Jak t wod yk miesza,


To ciareczki sycz,
Pcherzyki pod nos bij
I jest bardzo byczo.

Jak nie umkn te majstrwny w gszcz leny!


Teraz gocie nas, szukajcie, gdzieemy!"
Zabiegay, zamigay wiewem biaym;
Biae sarny tak by w borze biegay.
Z drzew wynurz si, oczyma zawiec,
Zaobocz i w zadrzewi ulec.
Byo tam mocowa, aski, zadyszania,
Kiedy chopak skoczn pann dogania!
Byo tam caowa, pisku, zamiera,
Gdy do drzewa chopak pann przypiera!
A askotu, a chichotu, przeciwie!...
Bo majstrwny byy bardzo echczywe.
I mwiy im na ucho sekrety,
I szeptay rozemdlae: Oj, rety!..."
Szeleciy panny po mchu, po chrucie,
Upraszay ich najmilej: Oj, pu mnie!"
Cycki u nich gumiaste jak graca:
Jak nacisn, to wklnie, potem wraca.
To sigali, nagniatali: moe strzeli?
Z mlecznych czasw pamitali. Pragnli.
A to byy ju wiedzce dziewczyny.
Miay one tej luboci przyczyny.
A ci chopcy byli jeszcze bez wieci,
Witkom w kwietniu nie rozwitym rwieni.
Jeszcze byli w domyle; nie wiedzieli,
Czemu omot w piersi i zachyst w gardzieli.
Kto przycinie swoj pann do drzewa,
Temu serce tajna trwoga zalewa.
Jak si ktra z chopcem w krzakach szamoce,
On zbami, kolanami dygoce.
Sodko byo mwi pannom z imienia:
Erna, Fryda, Olga, Wanda, Terenia.
A i one grzecznie do nich i gadko:
Ach, prawdziwie, panie Edek, to zanadto!"
Ach, i c pan, panie Czesiek, wyrabiasz?"
Ale z pana, panie Gieniek, niezgrabiasz!"
A te panny byy wielkie chytrusy:
Tak gaday, a wodziy w pokusy.
Bo tam stao jezioreczko lustrzane,
Otaczay je skay omszae:
To te panny nogi w wodzie pluskay,
Osrebrzone wychodziy na skay,
A te nogi w jeziorze zostay
Panny srebrnym ogonem chlastay.
miechu byo midzy chopakami
piewajce widzie ryby z cyckami.
Byo miechu, lecz i ez gorcych,
Od tych licznych piosenek smuccych.
A najsodziej piewaa ta Erna,
Tadzikowi-kaleczkowi wierna.
e on kulos nie mg gania po lesie,
To go sama w swoje gniazdo zaniesie.
Byo ono na drzewie-rozogu,
W lenym niebie, w liciastym oboku.
Byo ono koszem i onem,
Gdzie s w matkach dziecita noszone.
To ten Tadzik w tym gniedzie si skuli,
A ta Erna miosierna go tuli.
Tuli w ciepych, pachncych oplotach,
A on pacze, e jest wielki sierota.
Przy chopakach odstawia chojraka,
A jak sam jest, toby tylko paka.
W omiu latach dziadyga ubogi:
Ani ojca, ani matki, ani nogi.
To ta Erna niebo roztworzya,
A tam jego noga chodzia.
To on zapa t nog, przystawi,
Skoczy z drzewa i z chopcami si bawi.

Gas i zapada Dwr olbrzymi,


Potem z przepaci tylko dymi.

Zamkno niebo usta zote


Na klucz marzenia, na tsknot.

Ju gsty wieczr plac zacieni,


A jeszcze stali zapatrzeni.

Chodta, bo zimno", mwi Tadzik


I kutykajc ze wzgrka sadzi.

Mwi Cybula: Te, pikula,


Bier siable, bo ci si opsnua".

Podnosi. Dry rycerska szpada


W zsiniaej rczce. I wtem w ciemi
Cios mroku guchy. Pad na ziemi.

Tatusiu!" krzykn, kiedy pada.

XI

Przed domem stao Pogotowie,


Dzieci do rodka zaglday,
Str si uera z chopakami,
Merglowa gono zawodzia,
Na schodach byo peno ludzi,
Kumy stawiay diagnozy,
Piskliwe odprawiay neniae
I obliczay koszt pogrzebu
(Czy znacie sowo szterbekasa"?),
Pachniao octem, amoniakiem
I Waleriana. W smutnej stancji,
"Wygldajcej jak banalny
Drzeworyt ekspresjonistyczny
W organie komunizujcym",
Doktor Cybul wypytywa,
Jak si to stao, wic Cybula
W natchnieniu bujnej pseudologii
Nieopisane plt androny
(O, wielka dzo zabynicia
Wasn wanoci, bohaterstwem!
Wieczny kalifie na godzin"!).
A gdy Kazika docucono,
Lea bledziutki i pogodny.
Doktor mu mwi kawalerze",
Kaza oddycha, nie oddycha,
W kociste plecy motkiem stuka,
Uderzy te w kolano zgite
I noga sama odskoczya
(Cybula parskn na ten widok),
Wreszcie powiedzia: Pole sobie
Dzie, dwa w eczku, kawalerze,
I bdzie dobrze, a mamusia"-------
Pani Merglowa, uwieszona
Oczyma u doktorskich ust,
Czekaa, biednie umiechnita,
To jest pokornie i poddaczo,
Aby powiedzia, co mamusia?
Mamusia, rzek westchnwszy, niech si
(Powiesi!!! rykn w duchu)... niech si
Nie niepokoi. Do widzenia.
Trzymaj si ciepo, kawalerze"
Zadowcipkowa, grzznc w bocie
Jakiego nikczemnego smutku.

Lekarz z trzeciego pitra schodzi


Po sotnych stopniach. Stche worki
Ze zmarznitymi kartoflami
W piwnicy szczurzej oto zapach
Tych dzkich schodw. I sam take
By workiem mgy, niewiedzy, nudy,
Szatanw, troski i tsknoty,
eby tam wrci, odda wszystko,
Klkn i modli si.
Nie wrci.
Ludzie si w bramie rozstpili,
Wszed do karetki sotny lekarz,
Dzieci do rodka zaglday,
A gdy odjecha, dugo jeszcze
Gromadka frasobliwych istot
Przed domem staa, komentujc,
Klarujc, wspominajc... Wreszcie
Ludzie po domach si rozeszli
I dalej dziwne dumy snuli...
Bo dla biedoty staromiejskiej,
Od kurzu troski poszarzaej
W jarzmie nudnego niedostatku,
Jest Pogotowie wehikuem
Z krainy zdarze czarodziejskiej:
Karoc, ktr Grimm powozi,
I w sze Pegazw zaprzon,
A sotny lekarz (mj znajomy)
Powrci do centrali nieszcz,
Gdzie ju na biao-ceratowej
Wskiej kanapce lea bredzc
Niejaki Leon Szulc, perukarz,
Rzymski katolik, lat trzydzieci
Dziewi, Wlczaska 70,
Mieszkania dziewitnacie. Leon,
Bez konierzyka, wiecc spink
I medalikiem w formie serca,
Wali si pici w brzuch i woa:
Ja tobie dam aktora, mapo,
Ja tobie dam aktora!" Lekarz
Odpi wiecc spink. Potem
Szarpn koszul w lew stron
I zacz podsuchiwa serce.

A ju by wieczr. Przed domami


Ludzie siedzieli na krzesekach
I wski zoty pas wszechwiata
Ukaza si korytom ulic.
Gwiazdy, niebiaskie zalotnice,
Pomrugiway na ubogich.

XII

Nie miaem serca dla Warszawy,


Gdy opuszczaem miasto d,
Polami sun zmierzch zmurszay,
Pogrzebem w mg si pocig wlk,
Drog m w przyszo zawieszay
Kotary cikich, starych dum,
Strach stuka we krwi, przemieszany
Z usypiajcym stukiem k,
A powrz wspomnie, mokry, szary,
Taszczy za sob miasto d,
Szed brzk aosny przez obszary,
Nie d deczk cign sznur,
I pocig trzs si jak blaszany,
Dziecinny rd dorosych drg,
I zabieraem do "Warszawy
Maleki wiatek snw i zmr:
Te dwie, olbrzymie niegdy, szafy,
Gobelin powy, zegar, st
I gimnazjalnych klas koszary,
I ulic kurz, i fabryk mur,
I nieba achman strupieszay,
I zote na nim gwiazdy zud,
I po podwrzach bieg zdyszany
W poszukiwaniu gr i burz
I ju mnie z odzi do Warszawy
Nie pocig, lecz karawan wiz,
I jak aobnych wiecw szarfy
Zwisay strzpy trosk i trwg:
e jestem biedny i myszaty
I e w mieszkaniu bdzie szczur,
e ojciec coraz dalszy, starszy,
I jak ja przejd przez ten grb?
e matka roi swe koszmary
I wci nad biedn kry kruk;
e siostra paszczyk ma zwiotczay
I kresk krzywdy w ktku ust;
e nie podoam sam wierszami,
Kamienie lepiej w odzi tuc,
I po co jecha do Warszawy?
Ach, wrci, wrci na twj prg
I w witych oczu twoich szafir
Wtopi swj los i bl, i trud
I oto alu depeszami
Telegraficzny szarpie drut,
A tobie w kinie lnicy szatyn
Wgaduje w uszko rychy lub,
Silnymi udzi rozkoszami
I rwie paczce druty strun,
A szyby dziobie deszcz szurszawy
I pocig sapie w szumie chmur,
I oszalae widm orszaki
Podnosz si ze sotnych pl...

Tak dojechaem do Warszawy,


Gdy opuciem miasto d.
CZ TRZECIA

ROZDZIA PIERWSZY

Wiatr Tobie, Boe, hucza pieni,


Gdy z mrokw wykrzesywa wiat.
Chaosu wiadek i rwienik,
Wiatr Tobie, Boe, hucza pieni,
Wodami wstrzsajcy wiatr.
Wiatr gniew otchani zbuntowanej,
Potgi Twojej pierwszy bard,
Homer Genezis optany,
Co w chwiejb wprawi oceany
Rytmicznym rykiem swoich skarg.
I taki by w zryw stworzenny,
Taki prawichru Tobie hymn,
e wd wzburzonych ogrom plenny
Do dzi w koysie trwa bezsennym,
Pomrukiem w brzegi bijc zym.
Do dzi bylinnik, rapsod, epik,
Pocztku chmurobrody dziad,
Pierwotnej wojny wiarus lepy
Wspomnienia szumne lubi wiatr...

Tak aktor, tragik starej szkoy,


Co w rolach krlw grzmia przed laty,
Wspomina modych dni ywioy:
Picioaktowe swe dramaty.
A ten najczciej: gdy w zamcie
Rozpaczy starczej, w noc burzliw,
Przy gromw akompaniamencie
bem skoatanym dziko trzsie,
W choszczce niebo wznosi picie
I klnie sw dol nieszczliw...
Lub gdy, przedmiertnie obkany,
Trupowi crki ukochanej
ale swe szlocha, klski, krzywdy,
Rzzi chwytajc si za szyj
I Nigdy! nigdy! nigdy! nigdy!"
I po raz pity Nigdy!" wyje.

Potem umiera. Potem brawa.


Huragan braw. Wic zmartwychwstawa.
Wreszcie na wdk szli z Gloucesterem,
Edgarem, Kentem i suflerem.
Dzi nie Szekspiry i nie liry...
Dzi za pi zotych i kolacj
Da w Starym Sczu w restauracji
Wieczr humoru i satyry".
W palcie, z konierzem podniesionym,
Jeden jedyny w zimnej sali,
Czeka na goci. Blask si sczy
Pomaraczowy i przymiony
Wtego prdu w Starym Sczu
(Pamitasz chyba, jak si pali
arwka na prowincji...). Huczn
Wicher na rynku sztuk gra,
Afisz mu zrywa, strzpy gna...
Sowem, mia racj Gogol: Skuczno)
Na etom swietie, gospoda!

I wszystko jest, jak Bg przykaza:


Panneau, na cianie, malowane
Przez daltonist-farbomaza;
Czekoladowo-ciemno-lila
Nimfa nad wod si pochyla,
Opodal wida wiatrak w polu,
A w gbi gruzy greckich kolumn...
I lustro jest, jak Bg przykaza,
Bo co odbicie, to obraza,
I mtnie szkli si rd miray
Ptora wyduonej twarzy...
I, jak przykaza Bg, jest obrus,
Co geografi potraw obrs:
Sumatr szczawiu, Grecj marchwi
I czarnej kawy Morzem Martwym...
Przykaza take Bg, by w karcie,
Wodnicie hektografowanej,
By barszcz, zraziki, sznycel z jajkiem,
Zupa rosolnik i sztukamis
(Ktre to danie, przy atencji
Kelnera dla wybranych goci,
Sup szpiku tusty miao w koci
Mastodontycznej proweniencji)...
A bufet! Mgbym Bufetiad"
Napisa polsk! Tuzin pieni!
Lecz zakrakaliby wspczeni
(A o potomnych marzy nie miem)
Ten temat... Wic pokrtce wspomn
Delicje przednie, chocia skromne:
Soninki rowawe plastry
Pod pudrem papryki ceglastej;
Przez p na dugo przekrajane
Czenka twardych jajek z chrzanem;
Rolmopsy; owczy ser w talarki;
Myliwskich kabanosw parki
(Probierczy kamie wdliniarski);
Chrzanowy sos i sos tatarski;
Kiebasa w kabk mija pica,
"Wasny swj ogon caujca;
W pieprzonym occie ulik w dzwonka
I wok garnir z korniszonka;
Cielce nki w galarecie
(Biedactwa! Jeszcze si trzsiecie?)
I wreszcie on, srebrzystej wdki
(Koniecznie duej, zimnej, czystej)
Najulubieszy druh srebrzysty,
Kawior ubogich, ust pokusa,
Bezsenne noce Lukullusa,
Mody kartofli parujcych,
W niebo podniebie dym wznoszcych,
Brat mleczny wawych rybich panien:
Marynowany led w mietanie!
...Jest i w New Yorku ten specyja
I wdk-m ju pod niego pija,
Lecz wdka nie ta i led nie ten,
I nie ta aura nad bufetem,
I nie ja nawet... Mwic krtko:
Nam w Polsce, ledziu! w Polsce, wdko!
Tam sobie wami czek dogadza,
Tam bufet by, jak Bg przykaza!
I Bg przykaza, by na staro
Si i obrasta mierci szar.
Si, czeka i, na drzwi zerkajc,
yeczk bawi si blaszan
(Pamitasz chyba t odwieczn:
Bezblask, lekk i bezdwiczn)...
I taki los, i ju niesposb
Inaczej, bo tak przykazano,
By wgniata resztki papierosw
W kaw na spodku rozchlapan;
Czeka na lichy strzp gotwki,
Kolacj zjadszy ju a conto;
ledzi zegara twarz z rozpacz,
Kiedy kwadransem na dziesit
Przepoowiy j wskazwki,
A miao si o smej zacz;
Znosi kelnera wzrok litosny,
A w umiech stroi si aosny,
Gdy bufetowa, do obfita,
Przelotnie trci go oczyma
I znw w warszawskim Kinie" czyta
Wywiad z fryzjerem Igo Syma";
Liczy minuty coraz pustsze
I oko w oko ze sw krzywd
Przenicowane widzie w lustrze
Litery ZCIWONIWDUL KIWDUL
YRYTAS I UROMUH RCZCEIW:
Afisz nieszczcia, ndzy, wczg...
Ju nikt nie przyjdzie, bo wichura
W rozopotanym paszczu hula,
Pustoszc miasto. Ciemne poy
Kouj mieciem po ulicach,
Rkawy dm si nad kocioem,
A w kapiszonie twarz ksiyca.
... Wic bywa tak, e wiatr przedwieczny,
Wiatr przedczowieczy piewa pieni
O Jakim Jednym Biednym miesznym
O Nudnym o Bezuytecznym
O Zawiedzionym najboleniej
Wiatr Tobie, Boe, huczy pieni.

Nie w Sczu i nie tamtej nocy,


Lecz inny wiatr prowincjonalny,
Cho nad Pilic, d jak halny,
W ataku alu i nostalgii
Za moc rwn boej mocy;
Biblijnie wy wysokie psalmy,
Szlocha i smaga jak prorocy.
I takie bra tonacje wieszcze,
Takim choraem grzmia dantejskim,
e gdyby sta si tekstem, wierszem,
Rzekby, e pisa go Ujejski:
Szlachetnie cierpia w Jeremi,
Skowyta, skary si i ali,
Lecz w polskiej poetyckiej skali
Nie znajdziesz go midzy wielkiemi.
I wiatr by taki jako klasa,
Styl, poziom, efekt i tonacja...
Wybaczcie, Wietrze i Poeto,
e was zestawiam. Wierzcie, e to
Nie zarzut, lecz klasyfikacja.
Pod niebem grnolotnie biada,
W maczugi ta, hord spada,
Lecz gdy rozbija si o ziemi,
Po ludzku sycza, gldzi, zrzdzi
I dni ostatnie listopada
Jak licie w stron grudnia pdzi.
Co jeszcze robi? Gupie psoty.
Bo c na ziemi do roboty?
Z puapw tynk otrzsa kruchy,
Naporem wgniata w izb szyby,
W dygot wprawiajc je brzkliwy,
I jakim kubem przewrconym
Z jazgotem rzuca w prg sadyby
Lub zatknitymi w koki pota
Garnkami glinianymi miota...

W t noc Anielka-----------
Witaj, maa,
Trzynastoletnia ju! Pamitasz
Godziki, grot, poar, cmentarz?
Jake wyrosa, wypikniaa!
Pamitasz oko"? Zegar-zmor?
A dziadek, dziadek gdzie najmilszy?
Co z pani Bielsk? Z prowizorem?
A co w aptece sycha?
Milczy
I co tam sobie szepce tymi
Wargami z lekka misistymi,
Schylona chmurnie nad... A to co?
Ksika? Ukradkiem? Pn noc?
Poka!
Nieufna i surowa
Podnosi oczy, ksik chowa;
Wyrywam. Zerwie si i krzyknie,
Zymi zabysy pomykami
Szarotki oczu aksamitne:
A panu co?..." I w pacz. Niech beczy.
A tobie co si stao, e ty
Zacza czyta takie rzeczy?
Zawsze si baem, e tak bdzie,
e to odezwie si, nadejdzie,
I wida przyszo... Jak? Dlaczego?
I wanie dzi, w t noc upiorw,
"W noc polsk wiatru Ujejskiego,
Co rapsodycznie dmie przez szpary?
Anielko!!"
(Tytu: Krtki zarys
Dziejw narodu rosyjskiego".
Obok piecztka: Z ksigozbioru
Kamila Rozpdzikowskiego".)

Skoczenie wiata nad parafi,


Urwanie gowy i ksiyca!
Podrywa picych dmuchawica,
Stkn, pomrucz i znw chrapi.
Myn nocy trzsie si i miele
Lament pustego kotowiska,
Najsroej gwidc przy kociele,
Jakby si bies w igrzysko wwista.
Spjrz w okno: po kocielnych cianach
"Wdruje blada wiata plama,
Bka si, szuka, a gdy znajdzie
Szczerb lub rys na obrazie,
Rka w blask wchodzi i na skazie
Malarskim pdzlem barw kadzie.
Owa wietlista plama mglista
Z latarki elektrycznej strzela,
Na ludzkiej piersi zawieszonej
Jak szkaplerz. Czujny i wzruszony,
Stary ogrodnik, legionista,
Kry tej nocy po wityni
I generalny przegld czyni;
Fryzuje mczennikom wosy,
Nadrabia im przytarte nosy,
Przykrwawia ciernie Zbawiciela,
Maryjne lilie za wybiela...
A zwaszcza stan aniow sprawdza
Przysigy niebian rzeczoznawca.
Wysoko stojc na drabinie,
Dziewierski popiewuje z cicha:
O mj rozmarynie!"
A jest przy wtym cherubinie
I dziur w oku mu zapycha
Srebrzyst glink lad po kuli
I znw faszywie, lecz najczulej:
O mj rozmarynie!
O mj rozmarynie!
Rozwijaj si!"
I nawet w stchej, mrocznej wnce,
Gdzie krzy elazny zardzewiay
P wieku rs z omszaej skay,
Pootrzepywa z kurzu wiece,
Skurczone kpki macierzanki,
Zszarzae wrzosy, niegdy miodne,
Niemiertelnikw te wianki,
O grobach oschle szeleszczce
(O, kwiaty-mumie, mier wieszczce!
O, zudne ycia prochowisko!
O, bezcelowe i bezpodne,
Jak ja, jak wszyscy i jak wszystko!).
Wic nawet tam, w grobowcu prawie,
Przy guchym gazie, skd czas wyar
Nazwisko fundatorki krzya:
Ewa Dziewierska" ach, tam nawet,
Gdy przed ladami liter klkn
I czule je pogaska rk,
I wite ucaowa imi,
Powtrzy: ,.O mj rozmarynie!
Rozwijaj si!"...
I dugo, dugo tak we dwoje
Popiewywali, kady swoje:
Wiatr jerychosko-bohaterski
O wiecznym piewa i ogromnym,
A czowiek prosty, pan Dziewierski,
O rozmarynie, kwiatku skromnym.
witem umilky obie pieni
I nasta Wielki Dzie powieci.

Wy wicher, wy, a dnia si dowy...


Na ziemi, wymiecionej skrztnie,
By suchy zib listopadowy,
Cichutko byo i odwitnie.
D wicher, d, a puca wyd
I dzie sprowadzi jasnooki,
Oszklone soce zimn dzid
Mierzyo w ziemi przez oboki.
Zwolnia biegu rzeka sina,
Stwardniao bocko w koleinach,
Wic mio stawia prne kroki
I sysze chrzst przymrozku rany,
Gdy smacznie chrupi pod stopami
wiee placuszki kruchych zmarzlin.
I mio, gdy w ten ostry chrzcik
Spod stpajcych butw cikich
Wdzwania si szabli brzk i ostrg
I wyduony krok miarowy
Nek w pciennych pantofelkach,
Strzelistych, modych ng... Anielka
Dotrzyma kroku chce dziadkowi.
Cho ca noc przy pracy spdzi,
Dziewierski wes jest i rzeki,
Burczy co wprawdzie, lecz nie zrzdzi,
I siwe oczy w strop niebieski
Dzikczynnie wznosi, e dzie pikny
Po takiej nocy. Dzi w kociele
Msza uroczysta pierwsza w wolnej
Ojczynie. Jaki ptaszek polny
Na poczerniaej siad drzewinie,
Pokrci gwk swym zwyczajem,
Zawista: O mj rozmarynie!"
I pierzchn. Zapachniao majem.
Id krok w krok i z doni w doni,
Brzcz ostrogi, szabla dzwoni.

Dziadziu, odzywa si dziewczyna,


A tatu..." (ciarki go przebiegn,
Jak zawsze, kiedy mu zaczyna
O ojcu mwi) ...tatu toby
Ju generaem by na pewno.
Musiaby dziadzio generaa
Rozkazw sucha. Prawda? Musia!
Szkoda, e nie ma dzi tatusia,
Szedby tu z nami..." Nie ple, maa".
Ale upara si i dalej:
A co mnie, dziadziu, powiadali,
e ja Moskiewka? Gdulw Ewka,
Ta ruda... Ja dla miechu wczoraj:
Zyg, zyg, marchewka! a ta zmora:
Zyg, zyg, Moskiewka! do mnie..."
Stan,
Zdj czapk, otar pot. Mwiem,
eby nie... tego!... A ty, panno,
"Wci o tym... Przecie tumaczyem,
Uczyem... Dam ja twojej Ewce!"
Bo tatu..." Dosy! Sucha nie chc!
Ty aden tatu! Ty nie ONI!
(Na usta spojrza) Mama! Mama!"
...Brzcz ostrogi, szabla dzwoni.
Jak gazk podnis, zama,
Cisn, podepta. No ju... dobrze..."
I idzie brzczc. I wspomina,
Bo chrzst, bo brzk mu przypomina
Straszn opowie... Zosia sama
Opowiadaa... Jak ten pogrzeb...
Jak sza... jak sza z t ma w onie,
Te taki pochrzst by i pobrzk...

A ona wargi w pumiechu


Zagryza chytrze i spryciej,
Gniewniej nogami, jakby chciaa
wietnoci kwitncego ciaa
Zemci si. Bliska nienawici,
oniersko kroki wybijaa
I wci w tym drwicym pumiechu
Rzucaa szare bratki oczu
W profil staremu: Te mi piechur!
O tak si chodzi!" Wreszcie poczu,
Co ten zoliwy znaczy wycig.
Gadiuka!" sykn. Szatan w ciele!"
Co, dziadziu?" Nic". Ju s w kociele.
(Stary mia racj, przyjaciele!)

II

W pijan, mod noc zimow


Syszaem w odzi na ulicy
Krzyk rozjuszonej ulicznicy:
Garrradowoj! Jezusie wity!"
Potem ng tupot, odzew, wistek...
Biege na pomoc, Jezu Chryste.
Oszoomiony, -wniebowzity,
Suchaem w rzymskiej Bazylice
Mszy wstrzsajco niepojtej,
Gdy kameowe, smagolice,
Marquesy wykoronkowane
Wznosiy oczy zapakane,
Twej krwi przyjmujc tajemnic.

W Rio, na szczycie Corcovado,


Stoisz kamiennym wielkoludem
Z ramiony rozkrzyowanemi;
W dzie jeste krzyem, w nocy cudem:
Bg, Krzyo-Czowiek wieci ziemi
jasnoci fosforycznie blad.
Z Brazylii pync na Manhattan,
Byem na gronym widowisku:
Na statku msz odprawia szatan
(W dziecistwie bies o takim pysku
"Wyania si z sennego czadu...).

A to by czarny arcybiskup
Z Conradycznego Trinidadu.
Woa: O, Lamb of God! Redeemer!
O, Lord! A potem Twoje imi,
I co wymwi je przyklknie.
Ale co wicej i co pikniej:
W ojczynie samym pochwalony"
Sawiy ci co dzie miliony!
Wic bezimiennie-e WIADOMY
Imieniem podrozumiewanem!
I jak! Na wieki wiekw amen!"

Chwao ogromna, straszna chwao!


To e si imi Twe na codzie
"Westchnieniem, wykrzyknikiem stao
I dwikiem pustym trwa w narodzie!
O, czci cudowna! Sta si brzmieniem
O zapomnianej dawno treci!
y bezpamitnym przypomnieniem
I bohaterem bez powieci!
Lecz zaszczyt ronie. Gwiazd dosign!.
Ju w aureoli gwiezdnych legend
Zajania sfer nieziemskich Regent...
"Wic, zdaoby si, kres zaszczytom,
Kres wspaniaociom i potgom,
Gdy si na kadym Twoim sowie,
Na kroku kadym klechdy lgn.
Bo jedn znam prawdziw saw:
T doskona, znamienit,
Kiedy CZOWIEKA a Ty czowiek
Myl odda we wadanie mitom
I puci w fantastyczny obieg,
W krgi tajemne, w ba, w legend...
Tak pami staje si obrzdem.

I gdzie w tym racja jest gboka,


Gdy mocarz wzywa przed trybuna
Pieniarza ludu lub proroka:
Bo oto strzaa mciwej kary
Przebijajca pier ofiary
Na wskro przebija mrok prastary,
Byskiem wskazujc, gdzie OPOKA.

III

W kociele cisk i zaduch zimny,


Wyziewy ndzy; para bucha
Z modlcych ust i coraz mgawiej
Na otarz patrze. Obok dymny
Rozsnuwa si po witej nawie.
A ona w tym tumanie pynnym
Jeszcze na domiar oczy mruy...
A e s popielato-mgliste,
Wic gdy tak patrzy coraz duej,
Zanurza otarz w sennej chmurze
I widzi pole wiec gwiadziste,
Zagon migotem koysany,
Przez zy mienicy si rzsicie
ubinowymi pomykami.
Dlaczego zy? Bo j opywa
Miosno sodka, tskno tkliwa,
Dziwno i ao... (To nie ona
Te sowa myli, zamylona,
Wpakana ciepym zapatrzeniem
W mg, mc zocistoci wiate:
To ja wyrczam j uczenie
W doborze brzmie i sw ocenie;
Nie ona rzdzi poematem.)
ao aosno aociwo
Jak nazwa tskno t i tkliwo,
T miosierdzia bog fal?
Mioal... Rzewno bez przyczyny...
Mioal tak ju zostawimy.
Bd wic sowiaskim mioalem,
O, sprawco sodkich ez dziewczyny!

Jak na skoszonym anie zboa


Dziewanna ocalaa stoi,
Tak ona prna, smuka, hoa,
Kwiecicie sterczy wrd naboan
I an achmanw sob stroi.
Wyprostowana i bezwiedna,
W cekiny wieczek zapatrzona,
Mg mioalu otulona,
Nad tokiem chopskich gw si wznosi
I szeptem parnym Boga prosi...

Trca j dziadek: Klknij". Klka,


By w swym paletku wywiechtanem
Jeszcze si jednym sta achmanem...
Tum pojkuje, chlipie, stka,
Modl si ciemni, dobrzy, proci
Bagaj Posta umczon
Niby o ask nieskoczon,
Niby o cud, o blask wiecznoci,
Bekoc pozmieniane nazwy
Zapadych wiosek w Mniejszej Azji,
Imiona gronych wojewodw,
Rzymskich odakw i ajdakw,
ydowskich cieli i rybakw,
Bo w gbi serc, u dna, u spodu,
Wierz, e TO, i nic innego,
e TO wybawi ich od zego,
Od wojny, ognia, moru, godu...
Wybawi i niechybnie sprawi
Cud urodzaju i przypodu.
Brzk dzwonka rozleg si i senne
Wzdrygny si anioki cienne.
Jak biedne zwierz, w wr zaszyte,
W ciemnoci peznie lepym torem,
Tak nagle tum ku otarzowi,
Jednym achmanem, jednym worem
Raz naprzd pezn, o krok jeden,
O now ndz i pokor.
I tak jknli przy tym zrywie,
I tak opadli aociwie,
A na ich twarzach, w bruzdach troski,
Taka czerniaa moc surowa,
Jakby to wyni Rostworowski,
A Schiller wyreyserowa.
Wic teatr. Tak. To gra Piotrowy
Ubogi zesp starodawny...

Chwaa boemu teatrowi!


Mistycznym przejmujcy mrowiem,
Dramat zaczyna si przesawny.

Zgroza na scenie. Syn Jzefa


I Marii Marii z Duskich krgy, .
Rowy, dobroduszny blondyn,
Czterdziestoletni Adam Stefan
Komoda: znawca starych kold,
Szachista, ziolarz i abonent
Kuriera "Warszawskiego" (nawet
I wsppracownik: raz w niedzielnym
Numerze, przed dziesiciu laty,
Artyku by: Co mog kwiaty?"
Pod pseudonimem Adam Zielny".
Dowodzi w nim, e wycig z bratkw
Oczyszcza krew. Aptekarz na to
Wykropi replik zjadliw:
e tak, e owszem, jako ywo,
e milion takich zna wypadkw,
Lecz, e to sprawa od Adama
[Zoliwy, bestia!] taka znana,
Wyprbowana i stwierdzona,
e szkoda czasu i atasu,
By nowy Adam"... i tak dalej.
A tytu by: Krlowa Bona
Umara, czyli wiat si wali".
Ale mu nie wydrukowali.
Tak si zacza wa zowroga
I pokcili si na wieki:
Aptekarz przesta wierzy w Boga,
A ksidz nie chodzi do apteki).

I oto z niepojtych przyczyn,


Bo z ludzkich ksig, bo wasnym trudem
"Wzorowy teologii student
Przywilej zdoby tajemniczy:
Adam Komoda poredniczy
Midzy Zarzdem Bstw i ludem.
Ach, prawda! Przecie mu wicenia
Na sprawowanie aktw boskich
Biskup Kuczyski w Pocku dawa,
Syn palestranta Stanisawa ,
I Apolonii z "Woniakowskich;
A temu inny. A znw tamten...

I oto w mroku lat zamierzchych


"W podziemiach klczy pierwszy zwierzchnik,
Obdarty rybak galilejski,
Przed promienistym Rebeliantem.

Na scenie dziwy. Ksidz Komoda,


Odziany w ciki paszcz chaldejski,
Odgrywa z Szymkiem ministrantem
Dramat judejski po acinie.
Rzecz ma charakter symboliczny,
Ucudowniony wtek ginie
W bkitach mgieki poetycznej,
W oparach cia... w kadzide dymie.
Rzecz o morderstwie politycznem.

Bo to s ognia zwyke dzieje,


e o nim wie tajemniczeje:
e gwiazda staje si zwiastunem,
e piorun staje si Perunem,
A buntowniczy ducha ogie,
Ludzkiego serca ar najwitszy,
Sroeje, wzmaga si i ronie
"W poezji burz i poog
I tak si czowiek staje Bogiem,
I tak si koci nad nim pitrzy.

Dobiega koca adoracja


I dialog ksidza z ministrantem.
Ite, missa est". Deo gratias"
Zawiedli basem i dyszkantem.
Ksidz w zachwyceniu gow koni,
A potem zamiast w twarz zabjcy
Z otarza rzuci krzyk i pomie
Placeat tibi" rzek do Trjcy,
Pokornie proszc t Ide,
Aby dramatu wykonanie
(Obsequium servitutis meae")
Znalazo wite jej uznanie...
Baga te, manibus prostratis
(Jak ju acina, to acina),

CZ TRZECIA

Ut sacrificium quod oculis


(=Przed oczy) tuae majestatis
Indignus (=nie wart jej) obtuli
(=Zoyem lub przyniosem) tibi
Sit acceptabile; mihiquue
Et omnibus, pro quibus illud
Obtulit, sit, te miserante,
Propitiabile"...
Tak w cezarw mowie
Korzy si Adam, patny czowiek,
Przed wiekuistym Rebeliantem.

W kociele coraz duszniej, gciej....


Kadzido ndzy zaduch parny
Udaje stary dym ofiarny,
A ludzki duch, rozgrzany ciaem
I modw arem, i zapaem,
Przez pory lotnie si uwalnia.
Paruj achy odtajae
I koci kbi si jak pralnia.
Ju i epilog przecudowny
(Nie doceniony na widowni)
Przebrzmia... Et verbum caro factum"
I koniec mistycznego aktu;
Ju Actor poszed do zakrystii.
Po jego ciele pot kroplisty
Strumieni si pod szat mszaln,
"Wic zdj opocz orientaln
I siad zziajany, wietrzc ciao
I rozgorczkowan dusz.
Kiedy ochon, w rzewnej skrusze
Westchn i szepn: Mj Jezusie!"
I znw O, mj Jezusie!" jakby
W zdumieniu sodkim, w dziwie nagym
I jakby w co uwierzy nie mg...
Uszczypn si, w policzek trzepn,
Nie, to nie sen. O, mj Jezusie!..."

Czy nic nie syszysz w tym westchnieniu,


O, muzykalny czytelniku?
Bd askaw i przysuchaj mu si...
Bo dla mnie ono echem pynie:
Myl o starym ogrodniku
I sysz: O, mj rozmarynie,
Rozwijaj si..."
Ockn si ksidz i rzek do Szymka,
Co z namaszczeniem naleytym
Sceniczne czyci rekwizyty:
Skocz no, chroboczku, do Herlika
I przyni ksiendzu klanke mlika.
Zimnego. I niech w Tomaszowie
O Kuryer si koniecznie dowie.
Spamitasz? To si spiesz, bom ochryp.
Kury er! I mlika mi nie rozchlip".

Potem, zapak dubic w uchu,


Jako si tpo zaniemyli
Wpatrzeniem w pole spustoszone,
W okienn ram oprawione.
Dzie w uroczystym trwa bezruchu,
Wyrany, duy, osowiay,
Jak pomnik zapomnianej chway.
Ksidz rzek: I c ty, boe dzieo?"
Smutne pra-mgnienie go musno*
I zniko, jeszcze nie zaczte.
Gdzie w polu kozy zabeczay
O swoim, kozim, niepojtem.

Ju lud wykicha si, wysika,


Wykasa hucznie i wychrzka
(W koncercie tym, rzecz oczywista,
wietny odznaczy si solista,
Kto? Wiemy). Ju si gospodynie
ez do sytoci naykay,
Gowami gorzko nakiway,
Ju gospodarze: Drozdy, Binie,
Galotki, Stpnie, Kosy, Braccy,
Mizery, Kwiatki, Saagaccy,
Rkawem wycierajc wsy,
Ponaszeptali sobie wzajem,
Gwarowym swoim obyczajem,
Moc przygaduszek i parlance'w,
Wtych, z psensem, asonansw,
Tych rnych oci gorunc", jogzez?",
Acie go jagun" to i dobze",
Lub tyloz tego", no i c wy?"
(S to waciwie macki druby,
Prbne haczyki konwersacji);
Ju niepojty drobiazg wawy,
Wszdzie ochoczy do zabawy,
Do si rd awek nauwija,
Nazbija bkw i nawierci,
A w drobniejszy, w przy piersi,
Dosy po chisku nagaworzy
I smacznie pi w przybytku boym
W bogoci niczym nie zmconej...
Ksidz Adam wchodzi na ambon.
Solenne soce luf pyu
Z grnego okna w gb si wbio,
Miriadyzujc mgy gobie,
I promienisty sup wybuchu
W panicznym roi si rozruchu
Tczowych de i zakbie.
Olnienia ciepe j oprzdy...
Gorco. Zdja paszczyk zwidy,
Siwy sweterek swj obciga
I wczesne wzgrza piersi prnych,
Dumna z nich, licznie wy okrga;
Gromniczny ogrd poza mgami
Topazowymi kapie zami...
Tam s jej oczy zachwycone,
Przywarte do sennego lniwa.
Z umiechem alu je odrywa
I wzrok podnosi na ambon.
Wiotka a rosa, wymienita,
Stoi zuchwaa Sulamita.

Od lata ju to w niej wzbierao...


I gdy w czerwcowym blasku rzeki
Pluskaa przebudzone ciao,
Lubia, e owocowao,
Zagaskiwaa, przemieniona,
Zocony atas morelowy,
Smukoci ng, krglenie ona,
A widzc w zielonawej wodzie
Uwodn ksztatw miociwo,
Potakiwaa swej urodzie,
Krzyczaa szeptanymi sowy
(Zapamitajmy t waciwo)
Niepowizany hymn zmysowy,
Bezadny potok arliwoci,
Obietnic, baga i zaprosin
I rzekby, e to smagolica
Salomonowa mionica
Znw swej urody ogrd gosi,
Miego woa pieszczotami,
W ramiona go spragniona garnie:
Piersi me jak blinita sarnie
Pasce si midzy liliami!
rda ogrodne, ywe zdroje
Ju si z Libanu gr wybiy,
Wnijd midzy wonne drzewa, miy,
Rozkoszne jedz owoce moje!"
Nie taka brzmiaa pie nad rzek,
Nie tymi sowy piew jej dzwoni,
Ale jej byo niedaleko:
Tyle, co jabku od jaboni,
Z ktrej si teraz z cichym wistem
Gad wypomienia, gad ziejcy...
Otarz si nagle sta zocistym,
Dzwonicym drzewem galzistym,
A z drzewa gitkim speza wem
Febryczny, fosforyzujcy
Pomiot pamici podnieconej,
Plamami gstych barw spocony:
Gad gorczkowych zjaw i przejrze,
Rozkwitw nagych i rozbyska,
Ruchami spre i rozpre,
Pijan pian toczc z pyska,
Wi si i drgawi w prochu ziemi
Zwyciskim rytmem nieomylnym
I w susach naprzd bi wszechsilny
Jambami dz napastliwemi.

Jak brzoza, gdy j ksiyc rzebi


Palcami nocy i magnezji,
"Wynika w caej srebrnobiaej
Swej brzozowoci okazaej,
Tak ona nagle urzebiona,
Kurzaw blasku wyrniona,
Zabysa ksidzu.
W imi Ojca
I Syna, i witego Ducha..."
Szybko przed sob zawizaa
Kokardk krzya w pyle soca
I sucha caa dygocca.

IV

Czas wstg snu. Na sennej wstdze


Mijanie. Mijam. ni i pdz.
Mkn sekundami, co mnie dziej.
Sekunda: cicie. Sta! Kto rozci
Ten pd na dwoje, a ja midzy:
Midzy wspomnieniem a nadziej,
Midzy przeszoci a przyszoci.
Jak to ju dawno! czy powrci?
Wrcio, raptem, na debiucie
I przemienio teatr w koci.
Kiedy reflektor z gry rzuci
Snop seledynu przydymiony,
Kiedy zacza dziwnie nuci,
Szepta stopami i ramiony,
Gdy, niepokojc chciwe zmysy,
Oddaa panom na domysy
Skrzydlate piersi swych blinita
I przepywaa, zawinita
W jedwab perowy i obcisy,
Jak tlcy platynowy pomie
O, jak wyranie i widomie
Zaiskrzy w zjawie czarodziejskiej
w sprzed lat omiu otarz wiejski
I ksidz mdlejcy na ambonie,
I chopska ciba parujca!...
Szelest ze sceny. Sala sucha
I nie wie, e to W imi Ojca
I Syna, i witego Ducha..."
Nie z pobonoci lub przesdu
(Co u aktorw nie nowina)
T inkantacj wymwia,
Lecz jakby z uderzenia prdu
Byskawicowej tosamoci:
e tak ju byo wanie wtedy
Gdy pado W imi Ojca, Syna"
I e tak wspia pier dziewczyna,
Jak dzi The Whisper Dancing Lady,
Nelly Devera..." (U Briicknera
Powinno by pod hasem dziewierz";
Jedyny wywd, innym nie wierz).
Swj taniec wzruszajco-liczny
Anielka sama wynalaza...
Szeptacem" Hemar trafnie nazwa
Ten pomys choreograficzny.
Gdy si rzucaa wpaw melodii,
Z prdem jej pync lub pod prd jej,
Gdy od muzycznej kropli kadej
Draa jak licie i jak gwiazdy,
Wtedy ten srebrny dygot ciaa
Drobniutkim szeptem dosrebrzaa,
Doszeptywaa przejmujcy
Niedosyszalny wtr gorcy...
Tak morskiej pod ksiycem fali
Danym jest, gdy napynie z dali,
I blaskiem, i pluskaniem nci.
Lecz to nie bya, jak pisali
Entuzjastyczni recenzenci,
Pantera" lub Niesamowita
Kapanka chuci", Demonita",
Sfinks oddajcy si bezbrzenie",
Psyche ze mij i dz uwita",
Ani nie wia si lubienie"...
Czy bya tajemnicza"? Te nie.
Bya po prostu znakomita.
Kto marzycielk" by z niej zrobi,
Zrobiby krzywd autorowi:
Bo jake trzewy i surowy,
Jak ostro by wypunktowany
Ten atak rytmu optany!
Jak precyzyjne, wierne, skrztne,
Uczuciem bujne, a oszczdne
Byy akcenty jej, gdy celnie
Stopami na posadzce sceny
A ust szelestem na przestrzeni
Stawiaa punkty nut namitne!
Oto w mazurku teraz bije
Rtciow strug sw a niesw,
Bryzganych na sekundy gestw:
Syrena w biegych uskach ttna,
Promienna, a nie umiechnita,
A gdy na moment umiech przemknie
Midzy rzsami i ustami,
To zamiast krzyku: O, jak piknie!"
I rozsypuje si szeptami.
To nie mazurek to algebra,
Rozwizujca go zachwytem,
Nie pls febryczne ciarki srebra,
Natchnienie ciaa w dreszcz rozbite!
I gdy z widowni przyciemnionej
Tysic strza oczu j przeszywa,
Napywa na ni czas miniony,
Pamitna wizja natarczywa:
Z ambony patrzy suga boy
(Jak teraz ten we fraku, z loy)
I woa: Oto zmartwychwstaa!"
I zaka koci czy zakaa
Sala teatru? Syszy z bliska
Szloch dziadka wcity w szloch mazurka,
Cie taczy z ni, strzelecka burka,
Wic szuka trzepoczc doni,
Chwycia dziadziu! rk ciska
I, wibrujca w drobnych byskach
Nut, taca, rampy i otarza,
Gos grzmicy syszy a powtarza
Najcichszym szeptem: ...I znw sowo
Ciaem si stao..."
I zmiowaa si, Krlowo
Korony Polskiej... W prochu ziemi
Mocarze legli zwycineni,
A myma wolni!" Chopi w lament,
Co tak ni wstrzsn, e na sali
Widzowie si zakoysali,
Jak zboa an przez wiatr porwany
I poniechany:
W taki si nagle rozbieg wdaa,
Jak gdyby ze scenicznej ramy
W morze lamentu miaa skoczy,
Samobjczyni oszalaa.
Lecz wnet umiechem lotnym zbywa
I rozpd swj, i tumu odruch;
I gdy rd widzw si rozpywa
Podziwu i zachwytu pomruk
(Tak luby teatralnej szmirze
Szmerek na sali") syszy grony
Gos ksidza, brzmicy wci dononiej:
Za mynczennikw tyj wolnoci,
Co poginli na Sybirze,
Za owe bezimienne krzye,
Za bojownikw, za ofiary
Carskich siepaczy" o, pamita,
Jak rka dziadka, spazmem tknita,
Bolenie rczk jej cisna
I zabekota onierz stary:
Jezzusie! Zocha! Matko wita!"-------
Pamita... Taczy. "Wir j niesie,
Wichura w huczny las poniosa!
W mazurku Polski, jak drzew w lesie,
Czerwieni si w mazurku jesie,
Zieleni si w mazurku wiosna!
rd drzew widncych, drzew kwitncych
Lici i kwiecia szumna zamie,
I szept, i szept, i szept gorcy
Popdza krew i rytm, i pami.
Gdyby tak wtedy moga uciec
Od owych spojrze litociwych,
ez jej ciekawych, wstydu chciwych,
Gdy zapakani parafianie
Westchnli i spojrzeli na ni!
Z gniewem? Nie. Raczej ze wspczuciem,
Lecz co spojrzenie, to ukucie.
O, gdyby wtedy w br muzyczny,
W skrzypicy chr znajomych sosen,
I rzuci si na ziemi zimn,
I wsplnym z nimi lenym gosem
Wypaka krzywd sw dziecinn,
Sieroctwo trudne i tsknot
Za czym gboko niedoznanym,
Co przyszo jej utraci, zanim
Poznaa imi utracenia:
RODZICE, al za RODZICAMI...
To ci, o ktrych wiadczy ziemia
Wzgrzami nadmogilnej darni,
Dwa legendarne nieistnienia
Z ciemnym pocztkiem: e umarli.
Czy ich kochaa? To zagadka.
Nie wiem. A jeli to jak matka
Swe dziecko martwo urodzone...
(Tutaj by mg nastpi traktat
O bezdzietnoci odwrconej,
Czyli o prasieroctwie dzieci..."
Lub moe tak: Czy soce wieci
Od urodzenia niewidomym?")
Lecz j korciy te niewidy,
Tsknia i marzya o nich
Jak patriota Atlantydy
O kontynentach zaginionych.
Umarli". Roso w niej to sowo
"Woskow r i aob,
Mar i biel, i gromnic;
Sterczao obok niej pionowo,
Powane, ciau rwnolege,
Z latami pio si na szczeble
Chodn i smutn tajemnic.
Umarli". A we wczesnym brzmieniu:
U-mal-li" blade trzy sylaby
Widemkiem zapegay bladym,
Jak zbkanemu lene prchno,
I dugo we wspomnieniu trway
Przedmiotem... By to dwik stay.
(Daleka Irciu! Czua druhno
Instynktu mego i sumienia!
Prawdziwa siostro moich widze,
Zasysze, dozna, nagych zdumie!
Kto, oprcz ciebie, to zrozumie?)
Umarli. Szkoda. Trudno. Smutno.
I cisza pokd obraz sowa
Nieskaziteln biel zachowa.
A wtem czerwone plamy na nim,
Jakby go noem kto porani...
Umarli dotd cisi krzycz!
Krew na ekranie. Dramat wtargn
W ballad sylab oswojon,
Rozsadzi sowa prawd tward:
Umarli? Nie! Zamordowani!

Kto j w t krwaw mg wprowadzi?


Kto tajemnic zdradzi? Ot-----------

Ot taczca (co w kociele


Kazania sucha jednoczenie)
Wspomnieniem wpeza pod wspomnienie...
S takie sny: sen ni si we nie.
Trzy kondygnacje: 1) Wiatr si wzmaga
W muzycznym lesie. Jk mazurka
Porywa myli, jak huragan,
I w szopenowym listopadzie
Wiruje oficerska crka.
2) Gdy ksidz moskiewskich zbirw" gromi
I rzundy carskich sug mordercze"
Gniewnie zaczyna tuc w niej serce,
Na twarz gorce bij psy;
Powolnym pobrotem gowy
Wymierza prosto w twarz dziadkowi
Wzrok gronie o co pytajcy...
Bez odpowiedzi. 3) W tym momencie
Koci w jej wizji zacz mtnie,
Male i ciemnia si. Noc duszna
W komrce przy aptece. W sen jej,
W oddech, karmiony zapachami
Leczniczych zi i mdlcej chemii,
"Wdziera si nagle mroczna, dzika,
Przygnbiajca wo godzikw,
A gawied dwikw nieposuszna,
Rojny tum gwaru, gna guchymi
Soworodami strzpiastymi
W chaosy leci kwiatw ambra,
Zmieszana z sennym dialektem;
Maszynka snu obrabia szeptem
Mczcy wyraz: sombra sangra
"Warga agawa arbia angwa
A wyrzucia go w okrzyku!
Patrzy struchlaa: zwid si wcieli...
Chuda, wysoka posta w bieli
Mtwi si w ciemnym pokoiku.
Ze scenicznego reflektora
Kocielne soce w oczy wieci.
Dwa snopy blasku. Nagle trzeci,
Trzy w jednym: ciemni jej alkowy
Rozniea promie ksiycowy.
"Wysoki jak bocianie gniazdo
I sam jak bocian tokujcy,
"W dreszczykach, gestach i ukonach'
Aptekarz w dugich kalesonach
Stoi w powiacie. Szklane oko
Tkwi w oczodole martw gwiazd.

Pospny balsam Sangwarabia


By to pyn ciemnorubinowy,
Ciki i gsty. Gdy magister
"Warzy go w tyglu nad ogniskiem,
Zapach wywaru j przyprawia
O mtny lk i zawrt gowy.
Szef, sypic z oka ctki iskier,
Specjalnie stawa si nerwowy.
To nowej cieczy w syrop strzyknie,
To proszku drobn doda szczypt,
To schyli si i okiem lata
Nad staroytnym manuskryptem
Z napisem Magia Venerea"
i powie: smy cudzie wiata!
Podaj Cyanus Centaurea
Lub Menyanthes Trifoliata*".

Daremny trud! Cho biedny Kamil


Coraz innymi skadnikami
Udoskonala sw tynktur,
Nic nie pomogy zioa, ktre
Z miosnej bra farmakopei.
Nic nie wskray po kolei
"Wszelkie sposoby, sposobiki
Ani paryskie specyfiki.
I machn rk owczarz Plicha
I krlowolska kowalicha,
Gdy go zawiody suche mrwki
I we krwi kolej ikra abia"...
I nie pomogli mu w "Warszawie
Profesorowie ni fretwki"...
"Wic w desperacj popad prawie
Twrca balsamu Sangwarabia,
Ktremu wasny wynalazek,
"W najlepszym razie nie zaszkodzi.
Wiadomo: szewc bez butw chodzi.
A pomys olni go szalony!
Olepiajcy, sodki pomys:
e ona... e to gitkie ciao,
Co tak znaczco dojrzewao...
e tam zbawienie i ratunek!
Zacz zaloty. Spronym cieniem
Puci na cian zaproszenie,
Ruchami podnieconej mapy
Galanteryjnie wi si, skrca,
Zerkajc na jej smuke ksztaty,
I, zmysy jej modziutkie trwoc,
Niezgod oczu j zadrcza:
ywym bagajc, sztucznym groc.
Lecz szklan grob dawno znaa,
Przyzwyczaia si od dziecka;
Proba j raczej przeraaa...
Pokorna niby i niemiaa,
A rozpaczliwa i zdradziecka.
Na og, cho nieswojo byo,
Byo ciekawie, dziwnie, mio.
Nie mwi nic, nie napastowa,
Tylko tym oczkiem gorczkowo
Wgarnia si, wsysa w ni i wkleja,
W fantazji rosa mu w idea,
W jedyn, cudotwrcz ask,
O ktr wzywa, zapatrzony...
W imaginacji rozjtrzonej
witym stawaa si obrazkiem,
Madonn, czczon przez parafi
By wtem powali j, rozrzuci
I wcieli sen jaowej chuci
W pornograficzn fotografi.
(Mia cae stosy tych arcydzie
I marzeniami si wyywa
W nieosigalnym ich bezwstydzie.
Z rwn tsknot, godn, chciw,
Niegdy przyglda si rycinom
W dziecinnych ksikach podrniczych
Lub dziwolgom nazw na mapach;
Patrzc, w wyprawach uczestniczy,
Pawi si w socu tropikalnym,
Na kokosowe wazi palmy
Lub sysza zotej, gibkiej lwicy
Stpanie na sprystych apach.)

Bya to grona noc. Nad ranem,


Gdy ju (jak muzealny szkielet
Z rozlunionymi wizadami)
Osypa si, osun komi
I siedzc w kcie ka szarza
Garbat stert znikomoci;
Gdy rce, dotd rozbiegane,
Rce karciarza i kuglarza,
Przestay mlaska po jej ciele,
Tylko je smutnie zaamywa,
Gdy klsk sw rozpamitywa
Diabli go wiedz, co go naszo,
e wlepi w ni renic straszn
I zdradzi sekret... Ale, maa,
Jeeli komu sowo piniesz,
Pamitaj, bdziesz aowaa..."
Tu ypn lepiem. Obiecaa.
Nie wiem, rozmylnie czy bezmylnie,
Czy chcia doznany pomci zawd
I przykro zrobi, dopiec, doci,
Czy rozczulony jej dobroci
Chcia si odwdziczy opowieci,
Czy te, po prostu, e baamut,
Fontanna plotek, gawd, ramot,
Wpad z ekscytacji w trans gadulstwa
I zamiast ple swe zwyke bzdurstwa
Skierowa rzecz na dzki dramat:
Ty, nimfo, jeste pogrobwka"
(Mia takie swoje rne swka:
Wypkak, szpunt, niedocof, boczniak,
Ktrymi z odpowiednim gestem,
Rodzaje dzieci uwidocznia),
Sierota kwadratowa jeste...
Korzonki w ziemi... A rodzice"-------
No i wypapla tajemnic.
I dowiedziaa si dziewczyna,
e ojciec pad od polskiej kuli,
A mam na mier ci zaszczuli
Patriotniki w pejlerynach...
A twj dziadunio z nimi trzyma!
Te porucznika Iganowa
Z hersztem bandytw spod Rogowa!
Haba, kniaziwno!" Tu si zerwa
I w patos: Iganowa! Krewna
Mieszczerskich!" (zmyli to). O! Ty
Bogopodobnaja cariewna
Kirgiz-Kajsackija Ordy!"
Wreszcie zabredzi o Drewlanach,
O Obotrytach i "Wiatyczach,
Nawet o runach i Swarogu...
Dam ci ksieczk, to przeczytasz...

Warn carstwowat', kniancL, jej Bogu!


Gard! Stro, Sawianko, od swooczy!
Krew twego ojca na ich apach...
Nu, a tiepier pakojnoj noczi...
Wybacz wujkowi, e fajtapa...
Pocauj... Nie bd taka dzika...
Pakojnoj noczi, Anelika
Konstantinowna" ... I poczapa
Ku drzwiom, przybity, zdruzgotany...
Ale po drodze oczywicie,
Mrocznego koza sprezentowa
Na popkanym wapnie ciany.

Wana to bya noc. Pomylcie:


Dorosy" (z brod"!), szef", mczyzna",
Bogaty" (ona bya biedna"),
Upokorzony klcza przed ni,
W nikczemnych paszczy si umizgach,
W tacu komicznych podrygiwa,
Bekotem nieprzytomnym bryzga
I jak kocielny dziad w achmanach
Jamun jak wybagiwa:
Krlowo!", skamla, ukochana,
Uratuj, przytul, dobra, wita,
Jedyna, twj niewolnik, wszystko!"...
I patrza w ni jak stare psisko,
Co jakie grzechy ma rzekome
Na psim sumieniu przeraonem,
Wic pysk do ziemi przywar, ley
I boi si, e pan uderzy,
I tylko oczy, zapynite
zawic, urojon win,
Spode ba czasem wzniesie smtnie,
eby zobaczy, czy gniew min.
Z pocztku dreszcz ni wstrzsa zmienny:
Ze wstydu ar, ze strachu zimno,
Lecz gdy dostrzega wzrok przyziemny,
"Wzrok dzy, ostrej a daremnej,
Gdy si poniy, unicestwi
I sta si z napastliwej bestii
Besti bezsiln, nieszczliw,
Wstpia w serce ciepa tkliwo,
Poczua nagle niedziecinn
Lito... askawo miosiern:
Jak ziemia ojca jej bezmiern,
Jak dusza tamtych stron gbinn.
I bya w wiecie Wielka Chwila,
Nieznana jak Nieznany onierz,
Bez-sawna... ale w takich Chwilach
Niebo umiechem si rozchyla
I w wiecznej wiata z mrokiem wojnie
Zwyciska dobro zo przesila:
Na t sekund, na t jedn,
Niezapisan, bezimienn.
Ewangeliczna bya Chwila,
Gdy, sodk ask uskrzydlona,
W gobie wzia go ramiona
I litociwie przytulia,
I nagle warg soczystym spazmem
Lito mu w usta wcaowaa.
Zrozumia: e si zmiowaa
Nad grzesznym, zrozpaczonym baznem.
Spospnia, zgas. I zapad, niemy,
Szkieletem w kt. A dalej wiemy.

VI

Szept maczkiem dotd si sypicy,


Usypiajcym siewem ciszy,
Tak e go sala ledwo syszy
Zaczyna gronie i wyranie,
Zaczyna rutem siec elanie:
Tancerka szepce jak szalona.
Kulomiot zemsty. Cel ambona.
Za krzywd, za niesprawiedliwo!
Bo jake to, na wite rany
Chrystusa!? Podli, podli, podli!
Siepaczem jest zamordowany,
A ksidz si za mordercw modli!?
Nie krzyknie, ale ca moc sw
Wyty odwetowi zado:
Za pami ojca, za sieroctwo,
Za wstyd przed ludmi, za nieprawo!
Ta moc napina ng ciciwy
I uk kwitncych bidr napra,
Unosi piersi miociwe
Rozkoysanej krwi napywem,
Rozchyla wargi, renice zwa.
Ta moc jest w Ciepem, Tajnem, eskiem,
W onem, cho wasne, podgldanem
W witaniu rzeki zwierciadlanej...
O, Mdre! Pikne! O, Zwyciskie!
Przedwczoraj wanie, duszn noc,
Unicestwiony ow moc,
Sam pan magister jcza, kwicza,
Na klczkach trzs si niewolniczo,
Z modlitw wspina si do ust jej..,
Wic zaufana w swej potdze,
Chytrze spokojnie a rozpustnie
Ciaem zaczyna walczy z ksidzem.
Szept coraz bardziej si nasila
I metalicznym pulsem wali,
Jdrniej celne rzuty sylab,
W poemat rosn i na sali
Po widzach ciarki. W loy trwoga.
Bo w lo, jak w pozycj wroga,
Jakby to bya kazalnica,
Niewiarogodne bije sowa
Zrewoltowana tanecznica.

Loa jest szecioosobowa,


A jedna siedzi w niej osoba.

VII

Gdy si to dzieje, deszcz zacina


Szyby plebanii nad Pilic.
Rozklekotaa si miecina,
Rozchlupotaa si miecina,
Rozseplenia si miecina
Listopadow chlustawic.
I znany, smutny rozszept ciszy
Pluskowi deszczu towarzyszy:
Szemrzce sczy si milczenie,
Czas ciurkiem monotonnie ciecze
I wierszcz nakrca niestrudzenie
Mikroskopijny zegareczek.
Wszystko jak echo. Ksidz Komoda,
Wsuchany w noc i niepogod
Jak w muszl jeszcze mokr syszy
Jakby stumiony stuk klawiszy
W struny martwego fortepianu;
Szybkie to, sypkie i dalekie
I klapie pod zamknitym wiekiem
Moteczkujc pie drewnian.
Ksidz znw zaglda do Kuriera"
I czyta, jak sto razy przedtem:
Teatr Alhambra... Dzi premiera...
Nelly Devera... Taniec szeptem..."
Wpatrzy si w szyb. Tam, jak w lustrze,
Stoowej lampy blask si pluszcze,
Rozwidnia krte ddu strumienie,
Rozwadnia ognie zotodrce
W pynne iluzje i desenie,
Jakby przez szka oddalajce
W uciekajc patrza scen...

Pod guchy, tpy werblik rytmu,


Pod echo sw, pyncych z dala,
Ttnica pieni staroytn
Alhambra wspomnie si zapala.

I widzi ksidz kociek wiejski


Z trybunem boym na ambonie
I rce swoje roztaczone,
Opadajce, wzlatujce,
Zaamywane, bagajce,
Kiedy w ekstazie kaznodziejskiej
O Polsce mwi. O Niej, o Niej,
Ktr w mistyczny obok spowi,
I niebo widzi, gdy ludowi
O zmartwychwstaniu jej obwieszcza,
Bo j wynion odziedziczy
Po fantastycznych naszych wieszczach;
Bo nierozumnie, ale wicie,
Jak w Boga wierzy w to widziado
(Cudo bo cudo nam przypado
W owym genialnym testamencie!)
Wic: gdy w serdecznym uniesieniu,
Paczc ze szczcia, myli o Niej,
e jest Tczowa, Chrystusowa,
Ojczyzna Wcielonego Sowa,
Ty, Co Myl Boga Nosisz W onie
I Losy wiata W Swym Zakonie...
Kociele Widomego Czynu
Ucieleniony W Boym Synu..."
Kiedy w natchnieniu i zapale
Wznosi si ku Niej Wywronej,
W Niebiesiech Ducha Zawieszonej
Mesjanistycznym epinalem,
I ju ma krzykn z caej mocy:
Witaj, Bkitna Jeruzalem!"-------
Szare, wilgotne, ciepe oczy
Mrukiem muskaj jego lica.
Przestay. Potem znw. Na duej.
Zniko. I znw. I miga, mruy,
Ju renicami drga w renicach...
Tak, czasem, blada byskawica
Zwiastunk bywa krwawej burzy.
Zamiera ksidz. Bo moc niezwyka
To z ziemi w niebo go uwodzi,
To z nieba ciga go najsodziej.
(Tu apropoetycznie wykad
O przyrodniczym rodowodzie
Tych grzesznych oczu nad oczami",
Tej pieni nad pieniami". Ot:
Midzy gwiazdami i kwiatami
S, jak wiadomo, silne byski,
Prd nieprzerwanie promienisty
Wzajemne rozprowadza iskry
Midzy gwiazdami i kwiatami.
I wanie, kiedy na bankiecie
Botanikw i astronomw
rdgwiezdne omawiano kwiecie,
ledzc wietlany bieg atomw;
Gdy obyskano toastami
Nokturny urojonych zjawisk,
A Ksi-Prezes srebrnorogi,
Wstpujc po drabinie, zawis
Mniej wicej na poowie drogi
Midzy gwiazdami i kwiatami
Wtedy to pewien kwiat przeroczy
Oczyma sta si... etcetera.
Taka jest moja hipoteza...
Nie bd przy niej si upiera.)

Jak dziao ducha zenitowe


Wyrzuca ksidz w Bkitne Tam
Pociski modw, prb, dzikczynie,
A z nimi siebie i wityni,
I z ca Polsk w niebo pynie
Za rakietami rk i zda!
Ale raz po raz z drogi zboczy,
Gdy nieodstpnie patrz na
Zmruone, mice, mdre oczy.
Tropi go drwice, przeladowcze,
Kusz tumanne, obietnicze,
cigaj kade jego sowo,
Myli czepiaj si zmysowo,
Chciaby olepi je, przekrzycze,
A one w grzsk topiel cign,
Pokus wabi go nierzdn,
Ach, nie przekrzyczy, nie olepi!
I coraz czciej a ciekawiej
Szuka ich, owi, wzrok w nich pawi...
A one: pajk aksamitny
Omotujcy go kokonem...
Ratuj mnie, ratuj, nie bkitny!
Ratuj, mocarstwo objawione!
Utra te oczy! zga! A one:
Dwie my nadcigajcej nocy,
Mikko skrzydami opocce,
Szept jaki wziy do pomocy,
Szept echo pieni staroytnej...
I oto do psalmodii szczytnej,
Do niebosinych wzlotw ksidza
mijkami przebiegymi wpeza
Pie Najprzedniejsza, pie orna:
A or jej nie zbrojne armie
Z rozwinitymi chorgwiami,
Lecz piersi jak blinita sarnie
Pasce si midzy liliami!
Lecz wino gste i gorce
Zdobywczych warg, gdy krwi spywaj,
Wino cudownie sprawujce,
e usta picych przemawiaj!
Lecz dnych nozdrzy wonno, wiea
Jak jabek miazga rozgryziona!
I bidr, i ramion wzniosa wiea,
Rozwierajca si na cieaj
Rozkoszom krla Salomona!
I syszy ksidz, cho nikt nie syszy,
Wysoki piew rd trwonej ciszy:
rda ogrodne, ywe zdroje
Ju si z Libanu gr wybiy,
Wnijd midzy wonne drzewa, miy,
Rozkoszne jedz owoce moje!"

Wtleje gos boego sugi


I sabn rce wojujce,
Ksidz jka si, wyrazy plcze...
Ju Tutivillus, ksiych bdw
I przejzycze kolekcjoner,
Co na kazaniach jest z urzdu,
Zagarnia sowa znieksztacone,
Poprzepuszczane, przekrcone:
To dar dla Biesa Jegomoci, '
Co nimi salon w piekle moci...
Krztusi si ksidz, nabrzmiewa psem,
Cay w jej oczach, w grzesznej gdbie.
Ostatnie sowo w krtani winie
Jak czasem jabka ostry ksek.
Ksidz zachystuje si, bekoce,
A gos rozkazy sodkie piewa:
Wejd, miy, midzy wonne drzewa,
Rozkoszne ze mnie rwij owoce!"
Jeszcze resztkami si si zrywa,
Odsieczy archanielskiej wzywa,
Parafian wreszcie wzrokiem blaga
Na prno! Ju w oplotach ksiych
Drga, bije, wije si i pry,
Krluje, beznadziejnie naga!
I wtedy taka rzecz si staa,
Jakiej od wiekw nie pamita
adna w Koronie diecezja...
Bo nag furi ksidz zapaa
I wrzasn: Za drzwi! Precz, przeklta!
Precz, pokunico! Milcz, zuchwaa!
Taceat mulier in ecclesia!
Striga es! Striga! Vas daemonum!"
I palcem wskaza potpion,
I wid tym palcem i oczyma
W wiat...
Nie zdziwia si dziewczyna.
Westchna, posza. Dwa strumyczki
ciekay ciepo przez policzki.
A za dziewczyn, przeraony
Hab niewinnej czarowniczki,
Bieg dziadek, bdny i poblady,
Potykajcy si, bezradny,
Niczym w eb pak uderzony...

Ju przy drzwiach byli, gdy, jak koda,


Zwali si biedny ksidz Komoda.
Pad twarz naprzd. Dugie rce
Przed siebie rzuci z balustrady
I zawis na niej. Tak na scence
Marionetkowej Pierrot blady,
Przez krawd ramy przewieszony,
pi, gow na d.
Dosy. Nie lubi ksidz Komoda
Tych wspomnie. Wprawdzie to ju osiem
Mino lat, a wci na nosie
Znak po wypadku... I to dodam:
e autorytet podwaony,
Gdy si tak zwala ksidz z ambony...
Gorunc go wziun", mwili chopi,
A inni, e musowo popi",
A trzeci, e z ckliwoci dusy,
Od tyj galwki... Bo un tsymo
Z legionem, to si kapk zrusy...
A w tej Dziewierce winy ni mo".
Baby mdrzejsze: Nie inacy,
Ino zadaa mu pokusy".

Tego wieczora pan Ignacy


Wyruszy z wnuczk do Warszawy.

Co dalej czytaj, kto ciekawy.

ROZDZIA DRUGI

I
Loa jest szecioosobowa,
A jedna siedzi w niej osoba
Fryderyk Alfred Folblut. W skrcie:
Faf, Fafik, Fafa. Syn Artura
I Muszki" z ***onw ktra,
Nawiasem mwic, wycierpiaa
Gehenn mk przy swym Folblucie;
Pan Artur bowiem, lew salonw,
Kankana bujny entuzjasta,
Z niewiarogodn werw szasta
Rublami starych ***onw.
W szampitrze topi je, w wgrzynie,
U Stempka i w Aleksandrynie,
W zawrotnych redutowych salach,
Na wszystkich balach i bazarach,
A rd koryntek" nasz Arturek
Uywa jak w haremie Turek.
Ach, te niadanka, kolacyjki,
Cyrkwki poche, kamelijki,
Te lumpki, bibki, Ziutki, diwy,
Nimfy z ogrdkw" i sylfidy,
Szelmutki, baamutki!... Sowem,
Postanowia pani Muszka,
By mu w sypialni, na Miodowej,
"W ogle nie cielono ka.
Przebirbantowa wier miliona
Pod fin de siecle. Ale po mierci
Anastazego *** ona
Zostao jeszcze siedem wierci.
A gdy po latach i pan Artur,
Zwany powszechnie Artiszokiem,
Da nagle susa w raj lampartw,
Raony erotycznym szokiem,
Tj., gdy z ramion pewnej Ziutki
Zwali si martwy w sodkich drgawkach
Rzewnie egnaa go Warszawka:
Szum alu poszed przez ogrdki",
Chlipay, w trykot obcignite,
Skoczne szelmutki i filutki
I aoway go namitnie
Panny od Wedla waniliowe,
Dziecinnych naszych lat krlowe,
Kwiaciarki i kwiaciarze z Alej,
Co zwinnie noc wskakiwali
Na stopnie drynd dwukonnych w biegu,
I subiekt Piotr od Krzemiskiego,
I subiekt Leon od Fukiera,
I Schmandtke, agent Roederera,
I dwaj posacy spod Bristolu,
Bajeczne wspominajc kursa",
I cwani pikolacy w hallu,
I babcia w katakumbach Lursa,
I zmarkotnieli, osowiali
Kelnerzy z Malinowej sali,
A ober, ktry od Karowej
Prowadzi raj gabinetowy
(Umys sceptyczny i gboki),
Zapisa w swoim pamitniku:
Artiszok klap. Cios dla epoki".
Prcz alu zosta po Arturze
Pstrokaty melan majtkowy:
Pienidze (duo), domy (due),
Folwark (olbrzymie, tuste krowy),
Ogrd (ogromne, duszne re,
Z ktrych spleciono mu z mozoem
Wieniec, co mg by myskim koem;
Czterech musiao nie przez miasto
T zgroz cik i kolczast;
Nieli, pocili si, sapali,
Zranione palce wysysali);
Sad (Synne liwki folblutwki",
Soczyste, tuste, sodkie, due);
Akcje ( nirwana dla gotwki,
Pienidze na emeryturze ),
Akcje na mocnym, szeleszczcym,
Na znakowanym, ykowanym,
Na prnym, na opiewajcym",
Lnicym papierze drukowane.
Przy nich kupony, co z macierzy
Cigny zoty sok pyszczkami:
Tak z przyssanymi prosiakami
Bezczynna winia w gnoju ley;
Pakiety" akcyj kupy takich
Kopert pakownych i pkatych:
Wgiel Buzowo", szko Jaskka",
Stal Rumpel, Loevenherz i Spka",
Cukrownia ;,mierz", garbarnia Gral",
Drode Maeczno", cement Ural",
Browary Sd", egluga Fala"
Akcje przedsibiorstw zotodajnych,
Nioscych zyski z bliska, z dala.
Akcje kolei, nafty, lasw,
Nawet metalw Hondurasu
I bankw, bankw... Spamitajmy
Banco Ciudad de Guatemala".
Zostay chytre cyrografy
Przewidujce wszystko w wiecie,
Pene puapek jak na szczury,
Zasadzek pene, kruczkw, sieci,
Haczykw (spjrz na paragrafy)
Kontrakty, weksle (dojne z gry),
Zodziejskim prawem prawomocne,
Kadce areszt na waszeci,
A nieraz z izby robotniczej
Na mrz eksmitujce" dzieci...
Zostay jakie tajemnicze
Salda dywidend" i rozlicze",
To z conta tantiem", to z udziaw",
Z wkadw", odsetkw", kapitaw",
Z sum wierzytelnych" i podzielnych",
Z nadzorczych rad" i rad naczelnych",
Z jakich zarzdw" i prezesur"
Czterdziestu fabryk i byznesw
Czterdziestu kolosalnych ssawek,
Wytresowanych, karnych nawet,
W imi wsplnoty interesw"....
Czyich? Familii. Bo famili
Sta Koncern Pomp, co ruble doi,
A kady grosz i kady milion
Rozdyma wsplne brzucho swoich".
Sieci pokrewiestw oplatane,
Spyy w kazirodztwie wiecznem
Banki braterskie i siostrzane,
Akcje cioteczne i stryjeczne,
Akcje-kuzynki, akcje-szwagry,
Firmy-synowe, firmy-tecie
Tak cielska bankw, biur i fabryk
W rojnym podziy si incecie.
Wzmagao si rodzinne taro
I oto trzecie pokolenie
Narybek swj kosztowny aro
I znw miotao grudki zota
Jak jesiotr, ktry ikr miota:
"Wic astrachask smarowali
Bueczki grubo namalone,
Od polskiej soty uprzykrzonej
Luxami si przelizgiwali
W lazury adriatyckiej fali,
atwiej im byo o Riwier
Ni mamie do Bedonia z nami,
Krcej mwili z jubilerem
Ni ona ze sklepikarzami,
atwiej im byo o szynszyle
Ni jej o kostium od Maszkowskiej,
A Fafikowi o... mantyl
Ni mnie o nowy paszcz uczniowski.

Mieszkao to we troje, czworo


W omiu pokojach, w jedenastu,
Byo si tedy gdzie rozhula
Zoliwym mieszkaniowym zmorom:
Latay niewidzialn sfor,
Bezczelnie wskakiway na st
I w fadach zblakych aksamitw
Pezy od podg i z sufitw,
Waziy gsto i powoli
Pod szklane dzwony yrandoli,
W caun pokrowcw otulone,
Na wachlarzowe parawany
Z samurajami i smokami,
Na etaerki ufrdzlone,
Na gobeliny idylliczne,
Na meble raczej Meblozaury
Z samopoczuciem muzealnym
Znieruchomiae dynastycznie -
W zaduchu milionerskiej aury.
Caym ciarem smutnych istnie
Wpieray nogi w db posadzek,
By wrci wrosn w swoje, bliskie,
I wspominay las dbowy,
Zielone wieki wielolistne
I palmom w ziemi doniczkowej
Przypatryway si zawistnie.

Na wszystkim, w cikim nie, leaa


Nuda aobna i staa.
Bya tu cnot i nakazem.
Za dawnych lat, gdy si utrudzi
Hulank i do domu wraca,
Artiszok j czasami budzi
I poszy ari z operetki,
Nucc Kobietki! ach, kobietki!..."
Potem ju nikt. Ju bya gazem.

Gdy do ubogich przyjdziesz ludzi,


Od razu wszyscy s i razem.
Ubstwo pytkim jest obrazem.
Bogaci zawsze w gbi, w gbi
"W ramie masywnej i gbokiej,
W domyle, w perspektywie mrocznej,
Dalecy s i niewidoczni,
Zaszyci w cisz jak w wojoki.
Idzie si do nich, do bogatych,
Po matach mikkich, po wochatych,
Po pluszach, po dywanach grzskich,
Po liskich idzie si, po gadkich,
Przez szereg uroczystych komnat,
Drog amfilad i kolonnad,
A gdzie, wgniedeni w ciepe ciany,
Za siedmi dwierzy wycieanych,
Siedz i trwaj, i dumaj...
Bogaci nie s przebywaj.
Koem zakltym otoczeni,
W zawiej kryj si przestrzeni,
Ktr architekt, niczym pajk,
W labirynt uformowa krty.
Tam za pokojem goni pokj,
A tajne pokoiki z boku,
Tam korytarze, schodki, schwki,
Nieokrelone przybudwki,
Tam nage ciemne zakamarki,
I gubisz si, i bdzisz po nich,
Jak po wrebnych liniach doni
Bka si palec kabalarki.

W centrum krlowa Arcysalon


W lwich, powych tonach. Lew by stary
I naladowa piach Sahary.
Salon pustynna instytucja
By owej nudy guchoniemej
Tronow sal i central.
Tam, w cieniu palmy ju nam znanej,
Na sofie o piaskowej barwie,
Jak Arab na wielbdzim garbie
Rozmylajcy o Koranie,
Siedzia Faf krwisty, brwisty, czarny,
elaznoudy, muskularny,
Barczysty, z atletycznym torsem,
Jakby stalowy nosi gorset
Na rozoystej piersi skalnej;
Siedzia w szlafroku orientalnym,
Pikny, dwudziestoczteroletni,
Ciepy z kpieli i gimnastyk,
W oboku aromatw kwietnych
Z flakonw swych wielograniastych;
Pi mocn parujc kaw
I puszcza z ust obrczki mgawe
Dymkw bkitnych i pierzastych.
Dzie by trzydziesty listopada,
A rok o, roku w! przypada
Tysic dziewiset osiemnasty.

II

Czas si rozama i podzieli


Czerwon kres wielkiej daty
Na dwie epoki, na dwa wiaty.
Ju wiek ubiegy, Wiek Nadziei,
Wronity w mody trzon stulecia
Starymi osiemnastu laty,
Da za wygran. Ju si zwali,
Podmyty nurtem krwawej fali,
A nasz, skrzydlaty, w przyszo lecia.
Ju, przeskakujc przez okopy,
Gstymi cignc si rzdami,
Krzye na polach Europy
Szy krzyowymi pochodami
Zdobywa now ziemi wit,
Nasik krwi, trupami wzdt.
Kolczastym drutem pozszywana,
Goia si olbrzymia rana:
Ziemia, rozdarta i popruta
Rydwanem wiekopomnej chway..."
...Dzikie ryczki krwi zrudziaej
Ju widy na cierniowych drutach.
Czcigodne, dobrotliwe konie
Pade w mczestwie dobrowolnem
Za grzech i pych ludzkiej hordy
(Byo ich kopn, bracia-konie,
W zbate bohaterskie mordy!)
Leay, mierci usztywnione
I puste wewntrz. Ptaki polne
W prtach ich eber gniazda wiy.
Kruki z pikielhaub wod piy...
Zwabione ukoczon rzezi
Szakale kusa wyruszyy
Dogryza ludzko. Gdzie, z mogiy,
Na cze zwycistwa, na znak wita,
Pi wystawaa zacinita,
Tryumfujca zapowiedzi
Rewolucyjna czarna pi...
Licz: jeden dwa trzy < cztery pi -
Sze siedem osiem dziewi dziesi
Dziesi milionw trupw w ziemi
Miesia epokowa jesie.
ercy podziemni, rozjtrzeni,
Ju dobierali si do koci.
Dziesi milionw czaszek trupich,
Pustymi ziejc w mrok oczyma,
Szczerzyo zby ku wiecznoci.
(O, krlewiczu duski! gupi!
Ty jedn tylko w rce trzyma!)

Za oknem tum, za oknem chr,


Szum przemieszanej z marszem pieni,
A czasem trzask ostatnich ku
Zaszczeka krtko od przedmieci.
Kto jeszcze gdzie wspanialsz pie
Dogrywa hardo swym naganem:
O lepszy wiat, o wikszy cud
I w partytur srebrnych nut
Bemole wbija oowiane.
Za oknem zgiek: sztandarw las,
Okrzykw grom, bagnetw blask,
I szloch, i miech i Duchw Tren
Z pochodem zgodnie w dal pyncy:
Pod rk z prawd" idzie sen",
Ach, noce snw z wynionym dniem
Na spacer wyszy pierwszy raz,
Na spacer oszaamiajcy!
To wielkie dni. Na zwyky bruk
Misterium zeszo maszeruje
I kady yk dmie w zoty rg"!
Cudowne dni! To sowu Bg"
Za sowo wolno" lud dzikuje.
I modli si o sowo moc",
I w obieg rusza zgoska pusta,
Otwierajca puste O,
Jak gupi tenor gupie usta.
Za ni potga" pdzi w lad
I miecz", i rubie", i do czynu",
I sto upojnych synonimw...
...On jeden milczy: symbol, znak,
Totem Sarmatw, Biay Ptak,
Dumny, samotny i bez rymu.
Ju si, krzykliwi i zuchwali,
Do jego nienych pir dorwali
Dziejowej misji" misjonarze,
Kpy, szarlatani rozchestani,
Wrbici, nekrofile, beksy;
Ju je nurzali w kaamarze
I tczowymi inkaustami
Pluskali w przyszo dzikie kleksy.
Ju wycigali ze sownikw
Kleiste tamy przymiotnikw
I szy gromadnie na ten lep
my wielkich idej" z mgy wysnutych,
A lud jak lud, ma eb zakuty
I woli w zakuty eb ,
Czasownik je", rzeczownik chleb",
Czasownik mie", rzeczownik buty".
Z gapiami, z muzyk wojskow
I z epitetw gminem czczym
Przez miasto kroczy wyraz Czyn",
Co dotd by wyrazem Sowo".
Wspaniae dni! Wczorajszy mrok
W zorz przezaca si jutrzejsz:
To pospolita ciemna rzecz
Zmienia si nam przez czyn" i miecz"
W Rzeczpospolit Najjaniejsz.
Rodzi si trudne, biedne pastwo...
Od Piska po Zatok Gdask,
Od Wilna do Zakopanego
Dreszcz serc i iskry depesz biega.

III

Partyzant z twarz nietzscheask


Z politykami pertraktuje,
A noc czyta Sowackiego:
...Kto dzi nie wstpi w wite ognisko,
Jeno przez oczy ciekawe,
Taki dzi, bracia, pjdzie na saw,
Jutro na urgowisko.
I to mie bdzie, e gdy my wstajem
Zrzuci gaz, co ducha obarcza.
On siedzia, gupi, kamstwa lokajem
I widzia prawd i warcza". *
W salonach dawno nie wietrzonych
Gniewne hrabiny i matrony
Contre coeur przyznawa zaczynaj,
e pikny ten jakobin polski,
A Ksi Regent zachwycony...
Mwi, e wprawdzie krnbrny, szorstki,
Lecz c? w powiecie mejszagolskim
Jeszcze nie rodz si Burbony".
Nieswojo lekkim warszawiaczkom...
Obsiedli stolik i w perory,
W domysy, plotki, dsy, spory
Nad niebywa do tej pory
Figur mudzko-austriack.
Burza u Lursa. Z brzkiem, jkiem
Wali si, rzekby, strop niebieski!
Grzmotami ciska Niemojewski,
Byskawicami gestw Frenkiel.

...Na wszystkich Hoych, na Grzybowskich,


Na Czerniakowskich, Orlich, Kruczych
a po schodach ludzkie troski,
Drobne aostki i radostki,
Ten stka, tamten sobie nuci,
Ten kicha, temu w brzuchu kruczy,
A oprcz tego... oprcz tego
Dzwon dziejw" uroczycie huczy.

W pokoju gsto nakbionym


Dymem i mgami Wyspiaskimi",
Co przytaszczyy si z azienek
Udekorowa skromn scen,
W pokoju tok. Jak ledzi w beczce,
Tak tutaj masek, widm, potworw...
Zaduszki dziejw, raut upiorw,
Roj si, pchaj, jeszcze, jeszcze!
Rycerze, krle, dziady, wieszcze,
Duchy wisielcw, mczennikw,
Ludzie katorni, ludzie leni,
Echa wystrzaw, modw, pieni
I cienie dzkich robotnikw...
Hej, panie stru, zamknij bram,
Nie wpuszcza! zaduch! dosy! amen!
Nie, nie ustpi... Jak ju, to ju!
Jeli si stao i spenio,
To pozwl krzycze nam, mogiom,
To z szkieletami zawrzyj sojusz,
To suchaj, co grzechoc koci,
I na t msz wielkoci zarb,
Uczniu cmentarzysk, rocznic, aob,
Wielkoci chcemy!..."
Ba! wielkoci...
Widzielicie j, czy wynili?
... Na to z kociotrupiego grona
Wychodzi Dama ugreczona,
Z krakowskiej sceny przywleczona,
Odziana w powczysty chiton,
Z mieczem, puklerzem, w kasku z kit,
I najpierw cudownoci kwili,
A potem woa: Czyn zwyciski!"
(P ycia oddaby w tej chwili
Za Sownik Chimerycko-Ziemski"...
Maj volapiik swj Chimery
I swj rachunek, dziwny wielce:
Na ziemi dwa i dwa jest cztery,
U Chimer o czterdzieci wicej.)

Tyle ju nocy tak! Do witu


Te schadzki natarczywych mitw,
Serdecznych, ukochanych widm...
A wit otwiera si jak rana
I piknie cieka krew zorzana
Na ty piach wilanych wydm...
Wziutk strug purpurow
Strzyka przez mzg wspomnienia mijka.
Jaki moskiewski stich"... Linijka:
Gorit wostok zarieju nowoj
gorit wostok?..! kt to zicii?
gorit wostok... Kade sowo
Przeszywa ostrzem nienawici,
Zawici e na dziejw szaniec,
Z poarem w apie, jak z chorgwi,
Wszed obszarpaniec, dzikus, Mongo,
Nie on zuowski hardy panicz!

Ach, nie modoci! nie przeklty!...

O, z jak pasj i rozkosz


Rzuciby prosto w twarz truposzom
Nie tylko tej wielkoci imi,
Ale i adres nienawistny:
Wschd wszechwiatowy! Wschd ognisty!"
Lecz nic nie powie. Zdusi w sobie
Ten wcieky al na cae ycie...
I mciwa gorycz cae ycie
Bdzie go drczy.
Po bkicie
Ju si jesienny brzask rozpostar...
Wschd... wschd... Zostanie w mzgu wizja:
Wyrana i byszczco-ostra
Jak n jak gwiazda jak decyzja.

IV

PANOWIE SZLACHTA! BIJE GROM!...------------

Faf dopi kaw. Gsty cukier


Wygarn z dna. Obliza usta.
Stumionym wirujcym stukiem
Cwauje w gowie noc rozpustna.
Fruwaj koem majtki, kiecki,
Poczochy, szklanki, tyki, ydki
I pijany Wicek Jaowiecki,
I szafirowa kodra Litki.
A, byczo byo. Wprawdzie sotern
By siarkowany... za to potem
Dziewczyna klasa! Jak ta lalka.
...Z portretu Lenca, z ramy zotej
Artiszok mruga na synalka.

PANOWIE SZLACHTA! BIJE GROM!...

A przedtem : przedtem byli z Wiekiem


W nowej kawiarni poetyckiej
Wymalowanej zwariowanie
W ptwarze, nuty, ostrokty,
Ukone domy i afronty,
A na estrad wskakiwali
Jacy nieznani i zuchwali,
Poezje swe wykrzykujcy...

PANOWIE SZLACHTA! BIJE GROM!...


I malarz z gb jak Indianin
Zniewaa goci rykiem pijanym...
Futuryzm" wedug zdania Wicka:
Kubizm, uwaasz... Siewierianin...
Sztuka ydowsko-bolszewicka...
Wybacz mi"... Co ci mam wybaczy?"...
e niby ydzi"... To co?"... Widzisz,
Jest tak: e gdyby wszyscy ydzi
Byli jak ty, to co innego..."
Ja? Przecie ja katolik rzymski
Od dziecka"... Tak... Ale... to znaczy...
Widzisz... jak ci to wytumaczy?..."
No powiedz..." Potem. Patrz Sonimski".,

(Antoni! Oto po wierwieczu,


Zza Atlantyku martwych czasw,
Na ktrym mnie, rozbitka, trzyma
Poezji ratowniczy prom
Rozognionymi w dal oczyma
Widz nasz brzask, ten pierwszy wieczr,
Gdy razem z nami si zaczyna
Historii Polski nowy tom:
Gdy si na przestrza nam otworzy,
Moe i w ndzy, ale w zorzy,
Rozstajny nasz, przydrony Dom...)

Na karuzeli, obwieszonej
Strzpami kawalerskiej fety,
Kry przed Fafem twarz poety,
Brzmi gos podniosy i wzruszony:
Panowie szlachta! bije grom!"
Za oknem chr, za oknem szum...
Burzliwy bekot... Wczoraj tum
Przeciga noc pod kawiarni,
A dzi pod jego przyszed dom
Hoota cignie gron armi...

PANOWIE SZLACHTA! BIJE GROM!...

Co dalej? W gowie dymno, gwarno...

Jak w mocnej klatce silny zwierz,


Drapieny miota si w nim wiersz,
Byskaj rymw ky jak noe,
A w lepiach krew, a rytmy w skok
I bij w pami apy strof,
A ona zwiza ich nie moe.

Jak w mocnej klatce silny ptak,


Skrzydlaty wiersz opoce takt,
Szamoce si, skrwawiony orze...
I strzsa strzpki rymw-pir,
Sw rozproszonych sycha wtr,
A myl zestawi ich nie moe...

Na karuzel tykw, majtek,


Klozetw, poczoch, ek, knajpek,
Toastw, rykw Stolat! Stolat!",
Koniakw, brzuchw, melb, czekolad,
Rachunkw, trunkw, mord pkatych,
Ryb w majonezie, prezerwatyw,
Syfonw, piersi, zrazw, kolan
Wskoczya grona i wesoa,
Z szarf szkaratn, w burzy, w unie,
Pierwsza Wolnoci Carmagnola
I co przefrunie, w pysk go lunie
I jazda! i na alarm woa:
PANOWIE SZLACHTA! BIJE GROM!
I oto w karuzeli gowy,
Jak w mrocznej wiey silny dzwon,
Wiersz si rozlega metalowy,
Ju przypomniany, ju gotowy:
Niebo si wali, ponie dom,
Chamy si rzdz, chopy, lyki!
Syszycie wok krwawy plusk?
To w si wije! ogniem usk
Noe w nim pon! Bolszewiku...

Fryderyk Alfred Folblut gadzi


Aksamit twarzy wygolonej,
Z wosem... pod wos... Zadowolony.

Przed lustrem staje. Miny stroi:


Wzgardliw. Dumn. Tajemnicz.
Sceptyczn. Dzik. Wszystko byczo.

Bicepsy maca. Pier wypina.


Pici uderza si po biodrze.
elazobeton. Bardzo dobrze.
Stan kasy sobie przypomina...
Konta w Zurychu i w Londynie...
A New York pies? Ali right. Nie zginie.
Panowie szlachta!" ? Furda! Sowem:
L'ordre r e gn a Varsovie, panowie!
A e ten czad i wirwar w gowie,
To sotern... Czuje zgag rc...
Pan Folblut dzwoni na suc.

V
W tych czasach autor tej gawdy
Dla rnych swoich wad i przywar,
Ktrych mu Stwrca nie poskpi,
Salonw jeszcze nie dostpi,
A w kuchni ju nie wysiadywa.
Bo dawniej, w swem chopictwie lubem,
Gdy spleen dziecinny go ogarnia,
Kuchnia mu bya pierwszym klubem,
Jak potem knajpa i kawiarnia.
Nastpnym by ju Pen Club... Sorry,
Wol ten dzki do tej pory.
Od kuchni" byo wejcie ycia
Wrywao si to obce, rzadkie,
Nowin ncc i przypadkiem...
Otworzy byo drzwi kuchenne
I wpada wiatr innoci tchncy
W szary nasz dzie, balansujcy
Pomidzy bied i dostatkiem.
(Tak midzy Sot" i Pogod",
Niepewna, czy si niebo przetrze,
Waha si iga w barometrze...
Nasza domowa, w odzi mrocznej,
Pochmurno" miaa w redniej rocznej.)
Od drzwi kuchennych do frontowych,
Tam i z powrotem wiody drogi
Mieszczaskiej naszej socjologii
I tak si wch klasowy budzi
Zdecydowany podzia ludzi:
Od frontu pan" przychodzi, pani",
Od kuchni czowiek" lub kobieta",
Tutaj znajomi", tam nieznani,
Tu my, tam oni, jacy, skdsi,
Ktrym zakaza kto przez front i.
Od kuchni przychodzili biedni
Po wyproszony chleb powszedni,
"W mrz sine rce rozgrzewali
Nad czerwonymi fajerkami,
Chciwie gorc zup jedli,
Grochow, gst, z zacierkami.
Czasem, jak echo starej, pieni,
Muzyce maszyn nierwienej,
Pfantastyczny, jak z Nestroya,
Wdrowny zjawia si rzemielnik,
Ostatni wiata obywatel,
Dumny, e jest obieywiatem.
Tam zdun mogilny w piecu gmera
I z biaych kafli go odziera
Do czerwonego misa cegie;
Chrapa jak we nie, rzzi, sapa,
Z trudem, jak piec, powietrze apa.
Patrzyem, jak si paprze, grzebie,
Rkoma grzznc w glinnej mazi;
A kiedy za gboko wazi,
Grabarzem by samego siebie.
Tam czarny handlarz chaatowy
Wzrokiem skupionym i surowym
Pod wiato bada spodnie stare
I tak je wznosi przed oczyma,
I rozpostarte w rkach trzyma,
Jak kantor, kiedy w naboestwo
Podnosi tor znad otarza...
Gdyby wypady z rk handlarza,
Zostaoby bogosawiestwo.
Prao si w kuchni. Dzie parowa,
Pieni si, sycza. W balii pucha
Mydlana burza kolorowa;
Bajeczne pieni bulgotaa
Miraem opynita kuchnia.
Nad bali bani zgita staa
Domowa nasza praczka stara,
Wrka tych dni, Teodorowa.
O karbowan blach pralki
Kolory" tara lub kawaki"
Chabrow spukiwaa farbk;
Zmarszczona jak pieczone jabko,
Chudziutka, krucha i maleka,
Tak czule yje we wspomnieniu,
Gdy mamie mwi po imieniu,
A na bielizn bielinieka.
Zwano j u nas Kocioeczek"
I zawsze dostawaa w kuchni
Tyciusienieczki" naparsteczek"
Swej ulubionej cytryniuchny".
Musi by w raju dzi. I wierz,
e tam anioom suknie pierze,
A czasem krochmalony duch jej
Odwiedza star dzk kuchni.
Drobiara" przychodzia. Wdowa
Po gaganiarzu. Twarz jak ziemia.
Bogini Ndzy i Cierpienia,
Godna, by wszdzie, gdzie si zjawia,
Antyczny chr si w krg ustawia
I wieszcze rozpoczyna pienia.
Biega przez miasto, jakby pomr
J gna. A gna. Na dzieci czyha.
Od jego tchnienia i pogromu
Pdzia za zarobkiem dzika,
Zacieka, trwog oszalaa
O kindeach" o dzieci. Miaa
Jedno przy piersi roztarganej,
Dwoje przy sukni uszarganej,
A czworo czekajcych w domu":
W kcie wysanym zgni som.
Byem tam z mam; zanosiem
Tumok starzyzny i posiek.
Leaa chora na barogu,
Zmierzwionym, stchym i skopanym
Jak barg suki obkanej,
Niemiej, wida, psiemu bogu...
Po kobiecemu zawstydzona,
Staraa si umiecha do nas,
Zgarniaa som koo siebie,
Lecz wida byo, e mylami
Pdzi po pitrach z kurcztami,
Chleb zdobywajc dla swych dzieci,
I marzy tylko o tym chlebie;
Kindeach" zbiy si w gromadk,
To na nas patrzc, to na matk...
Bylimy u niej po raz drugi,
Bylimy u niej po raz trzeci,
Nie bylimy na jej pogrzebie.
I kuchennymi przysza drzwiami
Antosia, wieszczka ze wsi, saga,
Indyjska ksina spod Konina
(Gmina Golina). Bunt, odwaga,
Hardo z wesoych oczu tryska.
Ach, te jej oczy, gorejce
Jak hebanowe dwa ogniska!
Kocista, tozba, ciemna
(Takie s noce u Mongow,
Takie Cyganki u aniow)
Przysza mdrczyni niepimienna.

VI

A teraz trafem czy nie trafem


(Traf, zreszt, to regua-ziemska
Rzdzca yciem bez pardonu)
Na dzwonek zjawi si przed Fafem
Znajoma nasza pani Bielska.
Przeszo dwa lata jest w tym domu...
Dostaa si tu przez protekcj
Pani dziedziczki Jaowieckiej,
Kiedy kucharza wyrzucono
Za pijastwo. Fafcio jest gastronom,
A Bielsk, prcz kupieckiej weny
I szczerozotych serca zalet,
Cechowa kulinarny talent.
(Jej zrazy z kasz! Boe! Zjesz tych
Tuciochw tuzin prosisz wicej.
A barszcz jej! A tatarski befsztyk!
A g! a klops! a stek cielcy!...)
Teklo", powiedzia, niech mi Tekla..."
Mwic przeglda Porannego",
Nie patrzy na ni, oczy biega
Na szpaltach depesz, wzmianek, reklam...
Niech Tekla..." Pauza. Czyta. Zwleka.
Or i Duch. A Tekla czeka.
Niech Tekla"... Mira. Dzi premiera.
Madziarka oskot Pikus Gieras.
Niech Tekla"... Chaos w Rosji... Premier
U Pisudskiego... Rzd angielski...
E. Wedel... Niech mi"... Bunt w haremie...
A Tekla stoi... Tekla czeka...
Niech... tego..." Wreszcie j spostrzega,
Odkada pismo i do Bielskiej:
Niech Tekla da mi... Nie ma Jana?"
Nie wrci, prosz janie pana,
W pochodzie..." A, w pochodzie"... Ziewn.
Co z odzi?" Kiepsko. Byam z rana
> W szpitalu, prosz janie pana,
To znacznie gorzej... Z t otrzewn
Jakie co... Nie wyyje pewno".
Biedactwo", ziewn. Trudno, Teklo,
Wypadek... kula..." Chryste Panie,
I co si tak te ludzie piekl,
eby to takie zamieszanie
Na miecie robi! Taki przedzia
Midzy narodem na tym wiecie!
Dziewczyna jak ta sarna przecie...
Janie pan wie..." Faf dobrze wiedzia.
Tu nastpiy aforyzmy,
Dygresje i wskazania zbawcze:
e jaka korzy dla ojczyzny?
e u Polakw to tak zawsze,
e za ruskiego byo lepiej,
e jeden si drugiego czepi,
e kady w swoj stron cignie
I std te niepokoje cigle,
e grunt wszystkiego jedno, zgoda,
e niech brat bratu rk poda,
e Wilu z Trockim si pokuma
I to zysk dla nich w tym rozruchu...
Faf sucha i o Lodzi duma
Z markotnym, mdlcym alem w brzuchu.
Tak. wita prawda", rzek, i szkoda,
e nie ma zgody... Czy jest soda?
Prosz mi przynie troch sody
I wody z lodem... Syfon wody..."
Ju daj". Lecz nie odchodzia.
Co j korcio. Wida byo,
e o skutecznym rad sposobie"
Mwia, by zaskarbi sobie
Sympatie pana, zaufanie.
Wreszcie chlipna, z otara:
I co rzec chciaam, janie panie,
e gdyby, nie daj Bg, umara,
Albo, jak bywa po chorobie,
Tej siy ju nie miaa w sobie,
To chciaam janie pana prosi,
eby si janie pan przyczyni,
Bo mi si trafia zastpczyni,
Sierota, z dziadkiem, s tu wanie
W kuchni, wprost ze wsi, prosz janie..."
I potoczya si zawia
Historia dziadka, ojca, matki
(Z powieci znamy te wypadki)
I e dziewczyna grzeczna, mia,
Mdra, a jaka pracowita,
Po polsku i po rusku czyta,
Nocami sama si uczya...
I jeszcze, prosz janie pana,
e z aptekarstwem obeznana,
Wic nada si przy medycynach
Dla janie pani"... Znw chlipna.
(Jako przezorna dyplomatka,
Wczorajszy skandal pomina.)
Zastpi go potny pean
I panegiryk na cze dziadka...
I wyszo z tego arcydziea,
e pan Dziewierski, jako wojak,
Cebrami krew przelewa w bojach,
Batalie wid, prowadzi armie,
Sam rusza przeciw stu w zapasy...
(Musz poczciwca odbrzowi:
Nie wyszed poza kancelarie,
Gdzie pismem, zdobnym w zawijasy,
Przepustki pisa i siupasy".
Wieczorem sidzie i wspomina...
Zanuci, pochrzkujc z lekka,
Faszowanego rozmaryna,
I, niepoprawny majsterklepka,
deczki zgrabne struga z drzewa.
Chrzci je eskimi imionami:
Aniela", Anna", Zofia", Ewa",
Lub mwic midzy nami Tekla".
Gdzie znajdzie kwiatw par grzdek,
Wnet zaprowadzi w nich porzdek,
I chocia lasy pon w dali,
Doglda r. Co mu si chwali.)
A jaki kwiaciarz i ogrodnik!
Co Urlich, Hozer! Wikszy od nich!
Gdzie im do niego, tym Hozerom!
Sam Nowakowski przy nim zero!
Wic, prosz janie pana aski,
Naszym ogrodem na Puawskiej
Mgby si zaj, bo ju zars.
Artysta, mistrz, ten stary wiarus!
Ukada kwiaty w takie wzory,
e zgadnij, komu je uwije,
Gdzie tu zapachy, gdzie kolory;
Takie potrafi fantazyje!"
(Ach, pani Teklo, pani Teklo!
Cho go tak kocham, tobym przekl
Za pewien bukiet!... Zabi- mi on
wieka na staro! Prosto w dusz
Zajecha nienasytn mij!)
No c", rzek Faf, sam nie wiem... Musz
Pomyle... Moe... Zobaczymy...
Niech wejdzie..." (Ciekaw by dziewczyny.)

VII

Siedzieli w kuchni, urzeczeni


Potg jej. Zdumionym wzrokiem
Anielka wodzi po wysokiej,
Szerokiej, z ogromniastym piecem;
A szafy wysze ni w aptece,
Pod sufit sam. A w nich dopiero
Jakie serwisy! Szeciokrotne,
Dwunasto i dwudziestocztero.
Na cianach dziwy niewidziane:
Aluminiowe i miedziane
Patelnie lnicym rzdem wisz
I przypatruj si przybyszom...
Jak wielki pan, co dla poddanych
Wynios ma w spojrzeniu wzgard,
Tak one z gry patrz na nich
Bezczynne, wane, chodne, twarde...
I czajnik nad si jak pasza,
Fumy zadartym puszcza nosem
I mruczy nieprzychylnym gosem,
Jak gdyby z kuchni ich wyprasza...
I te na pkach rondle, dzbany
Pusz si niby janiepany
I brzuchy wystawiaj miejskie...
Tylko gliniany, wsiowy, drobny
Dwojaczek na jagody, zdobny
W pstre kwiatki ( ba! to pan Dziewierski
Malowa go dla pani Bielskiej!)
yczliwie patrzy. Ten jest dobry.
Pij herbat z paskich szklanek,
Nie byle jakich! powpuszczanych
W srebrne podstawki do poowy,
Z rczk, by palcw nie parzyy...
Chytre to gowy wymyliy.
A na yeczkach (na platerach",
Powiada dziadzio) F litera,
Rzadka i obca... mniej j lubi...
(Wasno oznacza", dziadzio mwi.)
F na widelcach, noach, ykach,
F na kieliszkach, F na miskach,
F na talerzach, salaterkach,
F na serwecie, F na cierkach,
F na tej szklance i na spodku,
F F od ziemi do sufitu...
I (wybacz arcik, czytelniku!)
Sufit ma take F porodku.
Nieswojo tutaj, cho u chrzestnej...
Gdzie dom? gdzie kt? dlaczego tak ni
Poniewieraj jak ostatni?
Za co ta haba? co mia do niej?
Dziadzio ma szabl nie obroni...
A kto z parafian si sprzeciwi?
To oni tacy sprawiedliwi?
O, gdyby tatu by w kociele,
Gdyby si tatu do nich zabra,
Pokazaby im, co jest szabla,
Gdy si dziewczynce krzywda dzieje...
Wzdycha zmczona... W gwce sennej
Krzyk ksidza jeszcze brzmi przecigle
I podr ca noc pocigiem,
I tej Warszawy huk kamienny,
Jakby kowale motem tukli,
I szurgot ludu, tupot domw
I grom tramwajw-iskrodzwonw...
Dudni jak kiedy, gdy ukradkiem
ykna Vinum rubrum z butli...
Dziadzio da rk",.. I na szorstkiej,
Skatej doni wspiera pistki,
A na nich skro. I ju spod powiek
Sypi si znane zote prki,
wietltka, skierki, wieczki, krki
To szybkie i usune mrowie,
Co w mroku snom rozwietla drog...
I dzicz napywa w smutne oczki
Bezdomnej oficerskiej doczki:
Noc bjka agwie naboestwo
Choray wicher czarny sztandar
Matka aobna powd czarna
Tum wali nieprzebyt gstw,
agwiami trzsie zdrada! zdrada!
A tam gdzie otarz (zemsto! zemsto!)
Piorunujca barykada.
Tam ojciec zza sztandaru strzela,
Tak, ojciec! ale mundur dziadka...
Aniela, krzyczy, hej, Aniela!
Aniela! gdzie jest twoja matka?
I gdy si wzmaga huk orkanu
I ludzi wrzask, i jk organw
Sen rozwizuje si w dziewczynie:
Za Polsk ach! za Polsk ginie
Porucznik Konstantin Iganow...

Co jest nieprawd oczywist,


Lecz moe przyda si freudystom.

VIII

A o czym pan Dziewierski duma?


O rnych rzeczach. Czy te kuma
Z pomyln wrci odpowiedzi?
e na ogrodzie bardzo chtnie,
A w wojsku ju by nie usiedzia,
e maj ziemi dawa. Moe
I jemu dadz. Cz zaorze,
A cz, pod kwiaty i pod owoc;
Duo, nieduo, zawsze pomoc.
e maa pjdzie na pokoje,
To i ogadzi si po troszku...
A eby jeszcze moga do szk!...
pij sobie, pij, biedactwo moje...
e kuma, daj jej Boe zdrowia,
Jak arbuz jdrna i rowa,
A jak obliczy, no to przecie
lub by w dziewidziesitym trzecim,
To znaczy... siedem... osiemnacie...
Dwadziecia pi... a miaa... Iii tam!
Miaa, nie miaa zuch kobita.
(Tutaj si przejrza w srebrnej tacy,
Co staa sztorcem na kredensie:
Wcale niczego! Zuch, Ignacy!
Jeszcze i z ciebie si wytrzsie!")
e jutro (albo czemu nie dzi?)
Kocioy co przedniejsze zwiedzi,
witych obejrzy... To go korci.
Zobaczy si, czy moi gorsi"...
I jeszcze: sklepik by po drodze:
Rada Svengali, Mistrz Czarodziej",
Dziwy tam, zudy, zmylne sztuki...
Musi zaczerpn tej nauki.
e jak si trafi par setek,
Otworzy teatr marionetek,
Skromnie... dla dzieci... dla uboszych...
Za darmo... Lub za par groszy...
Lalki sporzdzi sam. A sowa...
Moe Rycki z Tomaszowa?
A moe Julcio? Bo to chyba
Ten sam, co na fabryce" bywa...
Co za Pikador" taki? Czyta
Ulotk na ulicy... Czy to
Ten dzki chopak? rymy skada?
Wstpi tam kiedy i pogada.
Ba! par setek... Par marek!
Popsuty kupiby zegarek,
Rozebraby i na drucikach
Wpuci mechanizm do soika;
Pajac na korku i przez korek
Pajacem ruszaby motorek...
I jeszcze: jak urzdzi, eby
Czowiek mia rodki na potrzeby?
Lub, na ten przykad, z tym zegarkiem...
Albo gdy pragnie mie tokark...
Nie e on tokarz... On amator...
Dla przyjemnoci, dajmy na to...
e musi nasta sprawiedliwo...
(Lud prosty prawnik z krwi i koci,
Nie z praw pisanych, lecz z prawoci,
Chop, ywe rado ziemnej gbi,
Mistycznie Sprawiedliwo wielbi
I kiedy mwi: sprawiedliwie,
To wicej w tym przyswku Prawa
Ni w waszych sdach i ustawach.
A kiedy powie: krzywda, to z niej
.Prawdziwa krzywda krzyczy groniej
Ni z waszych wizie i katowni,
Gdzie zwykle za wielmone szuje
Ndza wyroki odsiaduje...
Wic komu rzdzi, temu rzdzi,
A chopu w Polsce sdy sdzi.
Sd idzie. Wsta! To ludzie proci
Podnosz Pi Sprawiedliwoci
Przeciwko pici krzywdy starej!
I ja ci przyjm, prawo ciemne...
Kolawych twoich sw posucham,
Choby mnie miao zgnie, mieszczucha,
Ppanka, tchrza, co uboczem
Wygodnie przeszed po epoce,
I cho bez winy przyjm kar...
Przyjd, Sprawiedliwe! Rzd, Robocze!
Piecztuj wyrok, Czarnoziemne!)
Moe i bdzie sprawiedliwo...
Powinna... Wszystko przez t chciwo...
Na co bogatym tyla tego?
Posiada lubi. I dlatego.
Ruski im teraz daje wnyki...
Kto oni s, te bolszewiki,
Te towariszcze? Kto ich naj?
Pisao, e to ydkw paru,
Co z Niemcem jakie siuchty maj...
Znaczy, e oni dobry nard,
Jeli bezrolnym ziemie daj...
Moe tej maej na trzewiki,
Na paszczyk dadz bolszewiki?
Nie dadz... Wasz papasza strzela
W dzkich raboczych, marmuzela"...
ydki s rne. Stary Zelman
Poczciwo sama, a mul szelma...
I u nas tak: Koodziej zodziej,
A Gdul to cho maczaj w miodzie.
yd je cebul. Ja, katolik,
Kapust lubi. Co kto woli.
(Jeden u ydw brak i feler:
witych nie maj w swym kociele.)
Bd ty, czowieku, Tatar, Greczyn,
Bd Murzyn nie ma nic do rzeczy.
Czowieczy bd. Nie gromad dobra
Z krzywdy bliniego. Bd czowieczy.

Na myl o Czarnym odruchowo


Zacisn pi obudzi pic, -;
Ojcu odpowied sw krzyczc
Przez chmury, motoch i choray,
Przez agwie, czarne wodozway
Na tamten brzeg... Podniosa gow
I co dopowiadaa tymi
Wargami grzesznie misistymi,
A w oczach blaszczek pega przykry:
Smutny i drwicy, zy i chytry...
Zna go. Nie lubi. Och, nie znosi!...
Tu Bielska wesza: Ju! Pan prosi!"

IX

Co najpierw oczy jej przykuo


(Jak nieraz punkt wieccy z boku,
Na ktry wcale nie patrzymy,
Przyciga nieuwag wzroku),
To F wyszyte na szlafroku,
Wypuke, bordo, poyskliwe.
Potem spotkay si spojrzenia:
Jej pene jeszcze snu i cienia,
Jego zdumione i yczliwe.
Od razu, migawkowym zdjciem,
Zdar wszystko, co na sobie miaa.
Przewidzia nieomylnie: staa
Naga i pikna nad pojcie.
Wic z miejsca powzi plan. Nazwijmy^y
Rzecz po imieniu, komercjalnie
Cielesny plan inwestycyjny":
Za dwa-trzy lata (dzi za wczenie
I dla skrupuw prawnych nie mie)
Chce t dziewczyn mie w sypialni,
Wyhodowan idealnie.
Wypielgnuje j, odkarmi
Na swoje gusta i apetyt,
Dozujc klimat jak w cieplarni,
Wzmagajc komfort i podniety;
Kosmetykami paskiej aski
I kalotechnik dobroci
Uaksamitni j, dozoci,
Przystroi w naleyte blaski,
A wietne ciao, maym kosztem,
Procenty zacznie, nie rozkoszne.
W mylach j pieszczc obnaon,
Pon. A z min niby chodn
Na dziadka patrzy, drgawic drobno
Nog na nog zaoon.
Pan... jak? Dziewierski? Pan podobno
Ogrodnik. A panienka? Imi?
Anielka? Mam kuzynk w Rzymie
Za hrabi Galeazzo Scoda,
Take Anielka"... Plt, pozowa,
Chwali si, zgrywa, imponowa,
I cigle: Niech mi Tekla poda
Zapaki... Niech mi Tekla poda
Chusteczk... Niech mi Tekla poda
To album"... (gdzie im pokazywa
Rzym i palazzo Galeazza
Na piazza Santa Materazza
Czy innej... byle szumie, dzwoni,
Rozdyma pomp wspaniaoci"
Puste pcherze swej prnoci,
Byle prostaczkw oszoomi...)
Pan legionista? Zna pan moe
Majora Spa-Biaynicza?
Nie sysza pan? Majtek Zworze,
W Czerskiem, sto wk"... Dziewierski milcza.
...Zapali pan? Khedive, prawdziwy,
Z Kairu... Lubi pan khediwy?
Pyszne, nie? Co pan o tym myli?
Mam zapas, przywiz mi kapitan
De Chantilly, z francuskiej misji.
A dla panienki? Czekoladki? ,
Niech Tekla poda czekoladki.
Ta z maraskinem wymienita,
To creme brulee, a to pralinka...
Mj ojciec z Wedlem grywa w winta"...

Po co mu byo to gadanie?
Po co czarowa, d si, puszy?
Nie wiem. Bezdenne s otchanie
Nawet najpytszej ludzkiej duszy.
Tam raj, potworny Raj Idiotw,
Imperium pragnie utajonych,
Ziszczonych i zaspokojonych,
Tam cyrk tyranw optany,
Tam wadzy gnij lewiatany,
Tam sobie siebie uyj, bracie!
Tam ponie Rzym! Tam Chamw Syjon!
Biesy odwetu na sabacie
Zwycistwo trbi, w bbny bij!
Tam szczurza zgraja hitlerydw
Podgryza krzy paszczk godn,
Tam stosy z ksig, pogromy ydw,
Tam rzezie za rumieniec wstydu,
Masakry za uraz drobn!
Tam w przepenionym trzsawisku
Ndznych tryumfw, szybkich zyskw
Za wszystkie czasy si odbili,
Dorwali si do siebie samych,
Oni z gnbionych, wyszydzanych
Sami dzi wadcy i szydercy
Z opuchym sodk pych sercem,
Ze szczenit lwy, a ory z gadzin!
Tam Boska Farsa! Tam, Wergili,
Koleg byo zaprowadzi
Na pow infernalnych tercyn!
Lecz on? Fryderyk Alfred Folblut?
Tak, nawet on si wda w igrzysko
Nienasyconych dz wielkoci"...
Zdawaoby si: mody, zdrowy,
Tak grujcy towarzysko"
Nad ludkiem maomiasteczkowym,
Bogaty, pikny! Sowem wszystko.
A jednak, wci sukcesw godny,
I tutaj, szelma, nie darowa:
Czarowa. Wreszcie oczarowa.
Szastajc szarmem, krgym, chodnym,
Barwionym gadko w rne tony
(Tak nonszalancki krupier rzuca
Szczliwym graczom liskie sztony,
By ju za chwil osowiaym
Zagrabi tryumf krtkotrway),
Mj dure-buffo czarujcy
Czadem otacza j trujcym.

Werweny zefir, dech wanilii,


Khediww dym, opary kawy,
askawych swek wiew sodkawy
(Nawet jej raz powiedzia: Pani"...),
Dywanu mikko pod stopami,
Pasko, jedwabiem sw pokryta,
I lepkich oczu dotyk chwytny
(Tak w czue apki r chwyta
Motyl, aobnik aksamitny),
I zda stoecznych nowe rytmy,
Dziwne suchowi prowincjaki,
Gesty, ktrymi ich kadencje
Serwowa, jak rakiet piki,
I zawsze trafia bez pomyki
Wszystko to w nerwy jej dziewczce
Wpywao jak morfina w yy,
I sodkie, ciepe prdy szczcia
Nieszczsn gwk odurzyy,
Kiedy tokowa: Jak panience
Podoba si Warszawa? Szkoda,
e taka dzisiaj niepogoda
I te pochody... Wzibym pastwa
Na may spacer samochodem.
Wic kiedy? Niech mi Tekla poda
Kalendarz... Zaraz: wtorek... roda...
We czwartek, dobrze? Zapisuj:
Dziewierski (tak?)... Dwunasta... Spacer...*
Zamwi soce...
A jeli chodzi o t prac,
To jeszcze si poradz matki,
Ale co do mnie owszem, zgoda,
Na pewno... Niech mi Tekla poda
Mj szary portfel... ten z szufladki...
Prosz... tymczasem... na wydatki,
Zaliczka..."
Pan Dziewierski przyj
I popyny przed oczyma:
Laubzega, komplet farb, tokarka
I wymarzony werk zegarka,
Soiki pene barwnych cieczy,
Magiczne sztuczki i latarka,
I duo innych miych rzeczy...
Zacz dzikowa mu (swoicie),
e... zawsze... tego... rzeczywicie...
e... chrzk, bk... bardzo... i e wanie...
(Tutaj na wnuczk rzuci okiem,
Westchn i zamilk. Tak wyjani"
Dwa yciorysy i epok.)

W sypialni Muszki", oddalonej


O pi pokojw od salonu,
Jeszcze si nocna lampka wieci.
O pi pokojw... A ju w trzecim
Eterem pachnie, Waleriana
I dusz na wp obkan.
A kto przez czwarty pokj szed, ten
Na palcach szed, jak do zmarego,
I milk, i nawet myla szeptem,
Bo idc, ju wyczuwa przedtem
Z zaduchu zalatujcego,
e dalej, za pitymi drzwiami,
Z ywego jeszcze ciaa, w ciszy,
Umary duch uparcie dyszy,
Umare oczy blask udaj,
Umare serce w pustk bije...
Tak niewidomy, wrt szukajc,
Uderza w nic ebraczym kijem.
...Na pitych drzwiach, tych do sypialni,
Majaczy napis niewidzialny
(Wchem czytae go): Lasciate

Ogni speranza voi ch'entrate...

Ile si nad ni nawzdychay


Kuzynki, ciotki i bratowe,
Bardzo poczciwe, ale... zdrowe
(Cho narzekay na wtrob,
Na , na serce ostatecznie...
Lecz c to s sercowo chorzy"
Dla tych, co chorzy s serdecznie?),
Ile zbawiennych dla jej serca
Kada z nich rad gotowych miaa!
To Hertza wezwa, nie Landaua,
To znw Landaua, a nie Hertza.
Mwiy: Ems, mwiy. Karlsbad,
Albo mwiy: rzu to wszystko,
I tych doktorw, i lekarstwa,
Tobie potrzebne towarzystwo...
Radziy zmieni otoczenie,
Pytay: tutaj ci nie boli?
Mwiy: troch silnej woli,
Mwiy: we na przeczyszczenie,
Stwierdzay: jeste zbyt wraliwa,
Mylay: stara histeryczka -------
A ona, trupia i tragiczna,
Bya po prostu nieszczliwa
Najgorszym z nieszcz: bezimiennym...
A z dusz wraz nieszczliwiao
Zdumione swym przetrwaniem ciao,
I prawem poczonych naczy
Rwny by poziom ich rozpaczy.

...Najgorszym z nieszcz: bezimiennym.

Wronite w ziemi i kamienne,


Nagrobki takie s... A tutaj
Wrs w dusz w nadgrobny kamie.
Ju nieczytelny nawet dla niej.

Pod konterfektem Marii Panny,


Nubijsko czarnej, ozoconej
Poblaskiem lampki caonocnej,
Klczy zamany cie niemocny,
Ju o nic nawet nie proszcy,
Niepomny siebie, zatracony.
A przecie niegdy dwa imiona
Miao jej szczcie i nieszczcie.
Oba umare w jednej klsce.

Nosia go w koysce ona


Jak przez Apolla nawiedzona.
Ledwo si zalg i uklei,
Wdaa si w czary macierzyskie,
W magi tsknoty i nadziei.
Wpatrzona wiosn w niebo rzymskie,
cigaa je oczyma w trzewia:
eby w lazurze pd dojrzewa.
Mimozom krada czuo zot,
Ogoacaa z kwiatw drzewa,
Noc z gwiazd i pieni, wiat z urody,
I wszystko w brzuch z rosncym podem.
Przed posgami, obrazami
Zastygych muzew i wystaw
Staa, zodziejka, godzinami,
wiadoma celu, uroczysta,
I, jak rentgenem, nawietlaa
Zamknity sezam swego ciaa
Cnotami pikna tajemnymi:
By to pokraczne, wczesne brzemi
Duchem przepoi Bg-Artysta.
A kiedy, wstrzsajcy saw
I rud grzyw, i Warszaw,
Republikaski i krlewski,
Gaska fortepian, jak kobiet,
Rycerz muzyczny, Paderewski
Siedziaa z rozchylonym sercem
(I lekko, lekko kolanami...)
I wzbogacaa pd koncertem,
Rytmem, harmoni, melodiami,
Wierzc w magiczny prd, pyncy
Ze strun w jej krew: w prd ksztatujcy,
Czujc, e si a tam przedosta,
Pewna, e przyjmie si", jak ospa.
Pisaa listy. Oto prbka:
Czcigodna i askawa Pani!
Pod moim sercem, jeszcze modym,
Moe naiwnym, ale szczerym,
Dojrzewa owoc mej mioci.
Dodaj mi wiary i nadziei,
Ty, ktra w ksidze dusz kobiecych
Tak cudne zapisaa karty,
Ty w ktrej wity znicz si pali,
Bogosawice rzu mi sowa!...
Tuszc, e Pani"... i tak dalej;
Podpis: Amelia Folblutowa.
Oto odpowied: Droga Pani!
Wzruszona poetycznym listem,
Szl... Niech otucha... Instynkt matki...
Najzaszczytniejszym posannictwem...
Dobrobyt i owiata kraju...
Wsplne ogniwa... Spoeczestwo...
Ziarna przyszoci... Hartem stali...
Siew dobra... Wierz... Wiosna nowa...
Wic oby dzieci"... i tak dalej;
Podpis: Eliza Orzeszkowa.

Czytaa wiersze. W owych czasach,


W przededniu purpurowych szaw",
A tu po orgii czarnych aob,
Nauczycielem serc kobiecych
By Asnyk, bukiet ideaw";
Dzi zielnik, wtedy bukiet wiey.
Bogosawiony wiek, co wierzy!
Wic wszeptywaa w otarz brzucha
Pomienie prawdy", walki ducha",
Hasa poryww" i zapau",
Modlitw nasycaa pd,
Bagajc Boga, by wysucha...

Daremne mody, prny trud,


Bezsilne sny, marzenia. Embrion
W folbluta rasowego zjdrnia,
I oto z sacrosanctum bidr
Cesarskim ciciem wydobyty,
Rs trzewy, sprytny, gupi, syty,
Zakusom czartw i aniow
Jednako w duszy niedostpny
Straszny!... Dla ludzi obojtny,
Peen pogardy dla ywiow,
Przedmioty ceni trwae rzeczy
Z trudu najemnych rk czowieczych.
Wielbiciel zysku i wygody,
Korzyci i poytkw owca,
Jeeli wglda w tre przyrody,
To jak w nabity skad surowca:
W ywocie miazgi, w masie bryy
Przedmioty nie wydarte tkwiy
I dywidendy przemysowca.

A co za szczciarz! Ot, drobnostka:


Telefon: cztery dwjki osiem...
I byo co z zadowolenia
I nawet pewnej dumy w gosie,
Kiedy ten numer swj wymienia,
Lub inny losu dar krlewski:
Szofer nazwiskiem Jan Sobieski
(Janie, do siebie!" dowcipkowa,
Gdy jecha chcia do Wilanowa).

Nie wybaczya im zawodu:


Ani synowi, ani Bogu.
I dzie za dniem karaa obu:
Syna ironi dramatyczn
(Patosem rac go i drczc),
Boga milczeniem. Ale klczc.

XI

Siedziaa dniami, tygodniami


Przy ku nieszczliwej pani,

W smutek wysoki oprawiona,


W nieszczciach, jak w aobnej ramie

Jak obraz jak anioa obraz


Milczaa, gorejco dobra,

Nie umiechnita. To jej cecha.


Wiedzcie, e trudno si umiecha.
Zastyga w nieprzebytej nudzie:
W cierpliwym, beznadziejnym trudzie.

"Wpatruje si w kamienn pani


I dziaa wynajty anio.

Oto jej praca za pienidze.


Oto jak spenia obowizek.

Oto jak czynem oczywistym


Uprawia trud swj promienisty:

Rozkazujco i wiadomie
Wpala w ni za promieniem promie.

I tu jest wiato tych> promieni,


Wyrane i bardzo wane,
Mwione sowami elaznymi,
eby zostay elazne.

eby byy ywcem widziane


I gorco pamitne.
A kto rk po nie wycignie
eby byy dotknite!

Bo jeeli jak zalet


Bynie ta Kwiatw ksiga,
To t jedn: e prdw skrytych
Kocami palcw sigam.

W nie nazwanym, zanim je nazw,


Dubi jak monter w cianie.
Cign z mroku druty elazne,
Cign druty miedziane.

Jedn spraw ten wiersz utwierdza,


Jednym blaskiem si zoci:
Sawi technikw miosierdzia,
Elektromonterw dobroci!

Neonow zorz arktyczn


wiec, slogan-reklama:
Instalujcie, jak elektryczno,
Miosierdzie w mieszkaniach!"

EPILOG TOMU PIERWSZEGO

Wierszu mj, dziwne twoje dzieje...


Bo pomyl: Rio de Janeiro
Byo tych kwiatw oraneri,
A tam, ( pamitasz orchideje,
Flor de Ipe, Jamin de Cabo,
Maracuja i Flamboyanty,
Szeciopitrowe drzew giganty,
Kwiatami osypane krwawo?),
A tam, powiadam, mao trzeba,
By z ziemi, jeli aska nieba,
Trysno, co ci si zamarzy,
I jeszcze wicej, nad marzenia
Takie tam niebo, taka ziemia.
I nagle jakbym wonne niwo
Garciami z miodnej ki zgarnia
Z Copacabany, z Ipanemy,
Z Tijuca, z Botafogo, z Leme
Wybucha polskich sw kwiaciarnia.
I grzmi po Rio de Janeiro
Zgiekliwa, pstra, jak jarmark perski
I jak karnawa cariocaski,
A w niej ogrodnik, nie floreiro,
Nie jardineiro brasileiro,
Lecz nasz przyjaciel, pan Dziewierski.
O, Rio Barw! O, Colorio,
Mozaik migajce mij
Na wielkim uku Avenidy!
O, Rio, kpo Atlantydy,
Cudem na globie ocalaa
I trzymajca si lazuru
Masztami palm, linami lian,
Zbami wzgrzy i ska stromych!
Rio kolibrw wibrujcych
Za oknem, w wili, mgawym lotem!
O, Rio nocy nieruchomych
I brzaskw z rozpalonej miedzi,
Przezacajcej si w spiekot!
Kto ci wymyli? Kto wybredzi?
Chyba ocean swym bekotem
"Wmwi ci brzegom atwowiernym
I wrzebi w ziemi cud bezmierny...
A inni mwi i uwierz
e to Stworzyciel na spacerze
Pijanym krokiem ci wytaczy,
Gubic po drodze palmy, skay,
Murzynw, kwiaty i upay...
Bogosawiona eskapado!
Dzikuj. Muito obrigado
Za Rio i za wiersz wygnaczy.

Wierszu mj, w klsce, w blu wszczty,


Wysko zamorskiego chowu!
Z kwiatw-e powsta, pstry i krty,
I w kwiaty si obrcisz znowu.
Cokolwiek w tej powieci dugiej
Za ludzi mwi, czyni, czuj,
Gdy czule dzieje ich wierszuj,
Gdy pirem w obcych duszach dubi,
Lub czegokolwiek nie domwi,
Gdy w krzakach wierszy przyczajony
Podgldam los ich nieznajomy
(Jak uczniak, z dzy dygoccy,
Nagim przyglda si sucym,
Wieczorem w rzece si kpicym:
Ciemnawozotym, poyskliwym,
Gdy wakacyjny ksiyc pywa
W rozcieku miodu i oliwy
I bulgoccy sycha tercet:
Chichot i wody plusk, i serce);
Gdziekolwiek t gromadk ludzk
Zapdzam poetyck rzg,
Na jakiekolwiek przeznaczenia
Skazuj j, kapryny rodzic
Zawsze na pami mi przychodzi
Jej tajne, kwietne pierwordztwo.
Jak sztukmistrz, co z cylindra gbi
Wyciga wielobarwne wstgi,
Wizanki r, rzucane damom,
Krlikw park lub gobi
I szklank wina ja tak samo
Pod sw zaklciem czarodziejskiem,
Spod podwjnego dna pamici,
Z gbi serdecznej i letejskiej
Dobywam pasma dni kwieciste...
... By sobie niegdy bukiet wiejski...
(Bukiety wiejskie, jak wiadomo,
Wizane byy wzwy i stromo"...
Ju mi ten dwuwiersz my legend,
Ju si rd jego liter przd
Soneczne nitki alu, marze...)
By jaki ogrd snw szumicych
I r jak wrb... I to rozjarze,
To ganie znw... I wzrusze drcych...
Ach, tak si kocha po raz pierwszy!
By sobie...
Nagle wzrok przezierczy
rd kwiatw dostrzeg ludzkie twarze...
I patrz zza gstych sztachet wierszy
Rozbysy wielkie oczy zdarze...
Tam s ju ludzie!... Ach, nieszczsny,
Gorliwy uczniu czarnoksiski!
Przebrae czarodziejstwa miark...
Ach, wierszodzieju zatracony,
Co ty rozpta swym szalonym
Magicznym drkiem firmy Parker!
Za sztachetami gstych jambw
Grzmi burza losw, serc, poda...
Patrz!
Patrz. Tak do raju wglda
Ciekawy swoich stworze Pan Bg.
Tam, z kwietnych narodzeni przyczyn,
Ludzie swe losy wr z kwiatw
I licz wiersze poematu,
Jak wizie dni zostae liczy.
Przypadli niespokojn zgraj
Do wierszowanych prtw lnicych
I trwog oczu, gosw wrzaw
O ycie si dopominaj,
O atwy dzie, o noc askaw,
Jak pod balkonem wielkorzdcy
Wzburzony tum o chleb i prawo.
Chc szczcia. Prosz, by im, ywym,
Szczcie na wichrze wierszy przywia -
Jednym to mae: By szczliwym",
Innym to wielkie: Uszczliwia".

Wierszu mj z alu, jak st z drzewa,


Wierszu z tsknoty, jak dom z cegie!
Syrena nad wilanym brzegiem
Cichutko, jednostajnie piewa,
e -Wisa pynie, Wisa pynie
I co ma przetrwa trwa w gbinie.
Wierszu mj, cisy jak zaploty
Srebrnostrunnego jej warkocza!
Z twardej wybie si tsknoty,
Jak rdo z kamienistej ziemi...
O, wierszu z gruzw i kamieni
Ojczyzny mojej i modoci!
Py, wzbieraj, nurcie namitnoci,
zami grajcy tczowemi!
Wyduaj si wycigaj signij
Dnia-Tam, Dnia-Domu, Dnia w krainie,
Gdzie (suchaj! suchaj!) Wisa pynie,
Z pync Wis bieg swj sprzgnij,
Rozchyl spragnione wargi rymw
I pij i cho i czule wymw
Te dwa wyrazy, godne ksigi!
Wierszu, rodzona moja mowo,
Polsko, matczyne moje sowo,
Matko, dla ktrej adnych nigdy
Sw nie znalazem prcz modlitwy,
Matko, co swemu niemowlciu
licznoci wpiewywaa tkliwe,
Do dzi szumice w gowie siwej,
A chopcu mazurkowe zwrotki,
Gdzie dwik z oddwikiem si sprzymierza,
Wprawiajc serce w podziw sodki,
I nauczya go pacierza,
A potem ty jeste jak zdrowie"
A wszystko byo w jednej mowie,
W tej samej, ktr dzi, struchlay,
Nadziei peen i rozpaczy,
piewam dwusowy hymn prostaczy,
Jakby to by poemat cay:
e Wisa pynie... Wisa pynie...
Matko i wierszu, i ojczyzno,
Umiowani trj-jedynie!
Pon i dzwoni: Wisa pynie!"
Poszum jej goni: Wisa pynie!"
I przed Poezj zasuchan
Zeznaj jak przed trybunaem:
e ja, co mowy tej calizn
Do dna mioci przeoraem
I znam jej wir i piasek zoty,
Czarnoziem, wgiel i klejnoty,
I, jak jagody do kobiaki,
Zbieraem rosn jej rozbyski
I dwikw samorodny kruszec
Z misistych kwiatw brazylijskich,
Z drzew w White Plains, z trawy w Massachusetts;
Ja, wdany w ywot jej korzeni,
Pnia i gazi, i zieleni,
Jak pszczoa w plastry barci lenej,
Ja, co jej prawd chwytam bystrzej
Ni usta wiey misz czereni,
Ja radoniejszej i srebrzystszej
W polszczynie nie syszaem pieni...

Rzeko, co wiernie w swojej fali


Warszawskie powtarzaa gwiazdy
I kady wit, i kady zmierzch,
Jak si powtarza pikny wiersz
(Pynnie i drco a czasami
Gos ze wzruszenia si zaamie
Jak wiato w strumienistej wodzie,
Lecz jeszcze wdziczniej, jeszcze sodzie]
Toczy si wtedy razem z zami),
O, rzeko, co na pami znaa
Niebieskie nieba poematy
I strofy chmurek na wyrywki,
I sagi burz, i zrz Iliady,
I Pismo wite naszych gwiazd
A przyszo ci, pieniarko szara,
Ogniem stolicy swej zapaa
I wy, gdy wycie usyszaa
Warszawy, Hioba polskich miast!
Gdy si nad tob strop roztrzaska,
Pyna w purpurowych blaskach
Tym samym prdem niewzruszonym,
Pyna dumnie i swobodnie,
A domy miasta, jak pochodnie,
Lecz odwrcone w d aobnie,
Pochodem w tobie szy czerwonym...
Wrcimy, Wiso, po t czerwie,
W gbinie twej chowan wiernie,
Wrcimy z wichrem, zbrojnym w gniew
I w now modo, wiar now...
Ten wicher nasz pi poderwie
I blask, i krzyk, i wiersz, i krew!

Rio de Janeiro, listopad 1940


New York, lipiec 1944.

WARIANTY

1*

Wariant w autografie wykrelony przez autora. Mieci si po


sowach I c pan teraz uskutecznia?", str. 18.

Znam przypadkowo i opowiem


Los takswkowych tych frajerw"...
Ach, jacy z paskich bohaterw
Wyroli nad-bohaterowie!...
Nie poematu lecz piosenki
Godni ulicznej, a to wicej...
Policjant ley na Grochowie,
Tam mu urwao nogi obie.
Zostay rce i s w grobie.
Walercia jest bez prawej rki:
Kiedy na liskiej, numer trzeci,
Wyrno spod szczytowej ciany,
Ona z piwnicy zasypanej
ydowskie ratowaa dzieci.
Dwa razy przez niedue okno
Ze sterczcymi szka resztkami,
O ktre si krwawia [.....]
Wazia wewntrz na czworakach,
Przez gruzy brnc i dym gryzcy.
Pod trzaskiem spadajcych belek,
W ciemnociach, owietlonych tylko
Odblaskiem poncego domu;
Dwa razy, grona, i zacita,
Wdzieraa si w podziemia duszne
Przy mocnym i nieustajcym
oskocie celnej artylerii
I huku bomb, rzucanych z gry,
Dwa razy peza i wracaa,
Zacita, grona i milczca,
I wydostaa: martw Surci,
Moka garbuska i Icunia
(Obu we krwi i osmalonych,
Ale yjcych); dalej: Dwosi,
Wrzeszczc tylko przeraliwie,
Lecz cudem, nawet bez dranicia.
Za trzecim razem, kiedy chciaa
Wydoby czteroletni Balci,
Ostro trzepno co nad okciem
I a pod bram odrzucio.
Zemdlaa. Gdy si obudzia,
Bya w Warszawie martwa cisza.
Leaa w izbie pod schodami,
Z oczyma zamknitymi ciko
I gow rozgorczkowan
Na obie strony wci miotaa.
Raz, gdy miotna ni na prawo,
Na chwil oczy otworzya
I zobaczya, e w tym miejscu,
Gdzie dawniej miaa okie, wisi
Kula bandaa skrwawionego,
Czarn agrafk zapitego.
Kikut jej zosta. I agrafk
Podpina rkaw swojej bluzki,
Rkaw czciowo niepotrzebny.
Prcz tego, brwi ma wypalone,
Wic oczy jej tak wygldaj,
Jakby zdziwione byy cigle...
Burakowskiego znaleziono
Na Pradze, z gow przestrzelon;
Widziano go smego wrzenia
Przy karabinie maszynowym,
W gr bijcym beznadziejnie.
Krzycza: Te, Adolf, taka twoja,
W zbek czesany! Prosiem niej,
Bo tak wysoko to nie sztuka!"
Ley w mody Polak prawy,
Dobry robotnik, dzielny pijak,
Podmajstrzy cechu warszawskiego,
Kazimierz Adam Burakowski,
Na skwerku przed Florianem witym.
2*

Wariant w autografie wykrelony przez autora; mieci si po


sowach O, jake bd. go wysawia!..." str. 79.

Okno duszy mojej, bl j wyar,


Przeto do ciebie tskni, Panie,
Wspominam ci na grze Mizar
I na Hermonie, na Jordanie.
Przepa przepaci woa, syszc
Szumy upustw twoich co dzie,
Nade mn burze twoje wisz,
Wal si na mnie twe powodzie!
Lecz za dnia miosierdziem swoim,
Bg, ywot mj, mnie uspokoi,
A piosnka jego noc ciemn
Razem z modlitw bdzie ze mn.

3*

Wariant w autografie wykrelony przez autora; mieci si po


sowach I miejsk frakcj narodow" (oddzielony gwiazdk),
str. 118.

Noce i dnie nasuchiwania,


Czy ju...
A co?"
Bez odpowiedzi.
TO wanie. TA, zapowiedziana...
Kto?"
Nie wiem, czekam tych odwiedzin.
"Wic zawsze w trwodze i przedpiewie
I ostrym pogotowiu duszy...
Co znowu?"
Nic. Kto klamk ruszy.
A kogo czekasz?"
Czekam. Nie wiem.
Jake tak: nie wiem?... Ono? ona?
On? ojciec? matka? siostra? ona?
Ojczyzna? mier nieunikniona?
Powiedz mi, czyim jest obrazem?"
Niczyim. Smutnym. Oni razem
I inne, wszystko, to i tamto.
ycie?"
Nie.
C wic?"
Fantom. Fantom?
Dobrze. Przychodzi i co robi?"
Nic. Patrzy. To patrzcy fantom.
I tak si przygldamy sobie,
Jak druh druhowi, wrg wrogowi,
Nieprzejednani i surowi.
Wic jakby cieniem jest?"
Tak, cieniem,
Oczyma prosi o spenienie,
O ciao sowa.
A to po co?"
Ba! ebym wiedzia! Stare dzieie...
Ju Duch, gdy nad wodami wion,
Ten sam mia zamys i nadziej;
Kocioy temu postawiono
I piewa si, e moc truchleje...
Uwaasz wic"...
Nic nie uwaam.
Pamitam, widz i powtarzam.
Odziedziczyem jak star
Wiar czy wiedz.,.
Nawet wiedz?"
Tak. A przyrwnabym j czarom...
I co?"
I nic. Wic czekam, ledz
I wypatruj...
By czarowa..."
Tak. A gdy przyjdzie mj niemowa,
Ja, uzbrojony mocn wiar
I wiedz tworzcego sowa
W brzczc mied poezji bij.
I wcielasz"...
Nie wiem. Nie kpij, maro,
O siebie sam pytajca!
Trzydzieci lat t mk yj!
Niech grzmi, niech dzwoni mied brzczca!

4*

Warianty 48 dochoway si w autografie na lunych


kartkach.

Jak gadki szmaragdowy staw


wieo rozlana ka staa.
A na niej, gdy oczyma wpaw
Pyno si po toni traw,
Sterczaa kpa czarno-biaa.
Rzekby, z daleka patrzc na ni,
e atramentem i mietan
Traw w tym miejscu opryskano;
A bliej e to zastyg balet
Kolombin i Kominiarczykw,
"Wysmukych (czarno-biaych) lalek.
Dopiero z bliska, gdzie ju trawy
Pod brzeg wysepki podpyway,
Widziae, e to gaj ciemnawy:
aciaste brzzki w nim mieszkay.
Ponachylane w rne strony,
Wysokie, a w przygiciu niskim,
Jakby nawzajem wszystkie wszystkim
Skaday hody i ukony.
Inne mdlejce i zachwiane,
Lecz jakim cudem nieupade,
Bezradne stay i poblade,
Przez koleanki podtrzymane.
Gdzie indziej jak fontanny rozprysk
Bukietem strug wytryskujcy,
Podwjne i poczwrne siostry
Z jednego pnia, lecz krzywo, rosy
Jakie boczce si, niechtne
I w ty gboko odstrychnite.
wdzie, objte gaziami
Panny Brzeziskie i Brzozowskie
Zwierzajc sobie tajne troski
Pakay liciastymi zami.

5*

rd roztrzepaca mlecznych chmurek


Gomka tkwia ksiycowa...
Gomka? Czemu nie? Gomka.
A mgby z rwnym powodzeniem
Tkwi innych smakoykw szereg:
Ser kozi, krowi, owczy serek,
Maso, rogalik, chlebek, buka,
Mid, szynka, kawa ze mietank,
Jajko na twardo i na mikko,
Jajko sadzone, jajecznica
(A to-m zestawi wam niadanko!)
Wszystko si nada dla ksiyca.
A my (bom sam z tej sprytnej kliki,
Upodabniaczy, porwniarzy),
My, wierszodzieje i magiki,
Przyznajmy si/, gdy nam si zdarzy
"Wygodny rym, niezwyky obraz,
Lub bysn chcemy epitetem,
C wyrabiamy z tym facetem?
Pewien snob raz
Powiedzia o nim: Barman nocy",
A to dlatego, e mu barman
Potrzebny by na rym do Carmen
(Dobrze, e Carmen, nie Aida,
Bo zrobiby z ksiyca yda).
Kt z nas, mistrzowie, wieszczokleci,
Gdy rytm pozwoli, rym podleci,
Gdy z lekka zechce si wyty,
Zawaha si przyczepi ksiyc
Dla [.......], dla kaprysu,
Do sw z przytoczonego spisu? :
Amfora, anio, alkoholik,
Archimandryta, as, akolit,
August, asceta, apostata,
Albatros, Abel, akrobata,
Aktor, angora (kot), abaur,
Agorafobik, Azef, aur,
Arlekin, azbest, alpinista,
Augur, Akiba (Ben), artysta,
Arbiter, adept, akademik,
Aladyn, Andersen, alchemik,
Adanis, arcybiskup, arbuz,
Adiutant, Almaviva, Argus,
Apokryf, Alibaba, aster,
Albinos, alfons, alabaster,
Akwinu (Tomasz z), amfitrion,
Alkoran, Afrykaczyk (Scypion),
Ametyst, Aztek, awiator,
Astronom, amant, aligator,
Atylla, Apis (byk), Alhambra,
Ataman, Aleuta, ambra,
Apollo, Arsen upin, arab,
Abrakadabra, Aldebaran,
Apatyk, Adam, ambasador,
Archanio, argonauta, Adolf,
Aposto, aferzysta, Azja,
Apokalipsa i Aspazja.
Dobranoc, ksiycowi wieszcze!
Od A do Zet daleko jeszcze.

6*

W tydzie po nocnej awanturze,


W grudniowy dzie, z samego rana,
Pan Kamil, strzygc si w razurze,
Zobaczy w lustrze FIGURIANA.
Z pocztku mglicie: mrocznia, szarza
(Czemu gatunek lustra sprzyja),
Zwija si, miga, niey, mija,
Oddala si i znw przetwarza
W jakiego Niby-Aptekarza,
W jakiego Poza-Aptekarza.
W Zamt-Migament (taki wyraz
W pewnym momencie z lustra wylaz
I kry w gowie). To go fryzjer
Odcina nagle noycami,
Wtedy Figurian vel Migurian
Rudym si niegiem rozsypywa,
My figurami-migurami,
To zmgawia si w pionow wizj
I w przd i wstecz si sztywno kiwa,
Albo z szarugi szka wypywa,
Tucze si nudnie od cian do cian,
Powczy si, obwcha gocia
I wraca w przydymione ramy.
Wreszcie ustali si. By Panem
Rozpdzikowskim aptekarzem,
Kamilem ale Figurianem.
Lecz nagle z lustra niemy znak,
Mrugnicie okiem, gest szelmowski,
I ju by Nad-Rozpdzikowskim,
Super-Kamilem, Arcy-Tworem:
Wynionym Ober-Prowizorem.

7*

... Sam niewolnik jestem


W niewoli u przekltych lkw,
W wizieniu strachu i struchlenia,
Przejty zgroz bez imienia,
I pustk staego jku.
Tak dzwon potny, gdy mu serce
Wyrw zawistni serc wydzierce,
Wisi nad wiatem, przeraony,
e zaraz pustk w pustk spadnie..,
Ale do diaba metafory!
Nikt, ostatecznie, serc nie kradnie
Dzwonom ni ludziom... Jestem chory
Na jak rozpacz przemijania,
Na kad chwil, ktra znika...
(Jak wiecie, al mam za dzwonnika,
To on wspomnienia mi wydzwania,
Gdy [.......] w przeszo sign...),
Modoci al mi... Modowania...
Modowa" bywaj, swko pikne!

W niewoli jestem u bezmaa


160-ciu funtw ciaa,
U powikanej maszynerii
Mzgowych zwojw, y, arterii,
U popltanych nerww, kiszek,
Workw, pcherzy, miechw, komr,
Zbatych szczelin, jam, otworw.
Pulsuj, dudni, sapi, dysz,
Bj we mnie nie wybuchych chorb,
Pd we mnie cieczy, sokw, pynw,
Wytwrnia kwasw, miazg, zaczynw,
yj, genialna kupa gnoju,
Na ask i nieask zdany
Nieprzewidzianych, niezbadanych
Wybrykw, dozna i rozstrojw,
Na samowol i kaprysy
Mikroskopijnych we mnie rojw.

8*

By kwiecie-plecie hiacyntowy.
Hiacyntw tuste, wonne wieczki
Barwnymi olejkami cieky,
Pyny aromatem ciepym,
Rowym, biaym, fioletowym;
Po wieym niebie si turlay
Ni to baranki, ni owieczki
Pene wenistych, krtych lokw,
Biegy, trcajc si i trc si,
Jakby owczarek je zagania,
Szczekajc, zabiegajc z bokw,
Na zlot obokw w dom witania
Na hiacyntowym horyzoncie.
Szybko i skocznie byo wok.
Nawet ponura gb mieszkania
Zacza sypa niespodzianie
Soneczne arty i figliki,
Z luster na ciany umykay
Ni to zajczki, ni krliki,
Tczowe plamki i promyki
I liskie plsy wyprawiay.
A jeden taki plusk zajczy
Da w obraz holenderski nura
(Martwa natura) i roztczy
Cytryn i baancie pira.
I na ulicach chyym lotem
Soneczne goni si latawce:
Z okien do okien i z powrotem,
Jak piki i jak kule zote,
Szyby rzucaj sobie w darze
Przebyski porozumiewawcze
Szybko i skocznie, i przelotnie,
Jak w lustrze ptakw, snw i wiate,
Lekko-umkliwe i skrzydlate
W drodze mijaj si stokrotnie.
Tak samo w mylach mojej panny,
Gdy wanie Mazowieck kroczy
Z sercem, bijcym jak fontanny,
Bijce w lustro zakochania:
W strop hiacyntowy, w niebo gowy,
W wysoki sufit lazurowy
Szybko i skocznie, i przelotnie
Mkn po przechodniach szare oczy,
Powiew wiosenny j pogania,
Czasem przystanie przed wystaw,
Poprawi wosw przd zotaw,
Rozchyli wargi afrykaskie
I doda dniowi nowych byskw:
Zby w czerwonym ust ognisku,
Lnice jak w socu nieg tatrzaski.

Oto wpatruje si w witryn


Kwiaciarni Zocie", przy Ziemiaskiej.

Co, wzion-by, Kazek, te titin?"


Rzek do koleki-gazeciarza
Wesoy Maniek (Szprotka"), z pak
Grubych niedzielnych pism pod pach:
Tak na ksiuty zabra sobie
I abadiu!... Uszanowanie,
Panie Antolku!" wrzasn Maniek
I pdem za Sonimskim pobieg
Ktry siekanym, drobnym kroczkiem,
"W brzowej kurtce z weny szkockiej,
Trzcink-chaplink wywijajc,
Sypie powany, krtkowzroczny,
Z lekka wyniosy a wstydliwy.
Dobiera w myli sw do wiersza:
Dla spraw nieziemskich sw potocznych,
A chodnych sw dla spraw arliwych.
Express? Warszawski? Da? Zarobi!
Poranny, ka, Wieczr, Goniec?
Nic? Znaczy kryzys. Marny koniec.
Co i raz gorzej i mizerniej...
Te, Cypru! nie denerwuj! Pcha si
Nie do swojego interesu!"

Odbita w tafli kwiaciarnianej,


Anielka siebie wzrokiem wchania;
Z przenika wiata i zaama
Sama kwiatami jest gdzieniegdzie
W wiosennym lustrze zakochania,
A kwiaty znowu, w ten sam sposb,
To tu, to wdzie, podchwytuj
Momenty ust jej, oczu, wosw...
Ktremu umiech si dostanie,
Ten myli, e go motyl uj
W czerwone skrzyde trzepotanie.
Miga: to kwiat, to jej osoba,
I bardzo jej si to podoba.

W kwitncym lustrze zakochania


Majaczy obok niej na kwiatach
Umorusana twarz pryszczata.
Wyrostek. Dasz mu lat trzynacie...
(A osiemnacie ma ju prawie)
Cherlawy jaki i bezbronny,
Jakby si w duszy zmarszczy, skuli
Przed ciosem ycia nieuchronnym.
Spodnie przypite do koszuli
Agrafk; surdut przydugawy,
W dziurach nogawki i rkawy
(Cay strj spadkiem by po Kosym,
Po Jzku Kosym, co przed poczt
Zachwala niskim, grubym gosem
Najnowszy plan miasta Warszawy".
A buty? Butw nie zostawi,
Przeto i Kazek nasz by bosy.
Znaem Kosego. Pijak, wojak",
Gracz specjalista w moja-twoja"...
A przygadywa wpadszy w hazard:
Ech, taka moja, taka-i twoja
Taka-e nasza tam i nazad").

W kwiatach spotkay si ich oczy,


W kwiatach przeciy si spojrzenia
I na hiacyntach, na zocieniach,
W jeziorze r, rd [....] zawiych
Odnajdyway si, gubiy
Jego tropice, napastliwe,
Jej niewiadome tej pogoni:
Patrzca ani myli o nim,
Tylko si wzrokiem w szczciu pluszcze
I wo ubiegej nocy wchania,
I nurza si w kwitncym lustrze
Swego sennego zakochania.
I ju j z lekka niepokoi
Ten kto, co o p kroku stoi
I nosem sika. Nie wie sama,
Czy odej? Ale odej szkoda
Od r, zocieni i hiacyntw...
A moe wierny gos instynktu
Co szepce pod dyktando losu?
Moe to rozkaz zmarych osb
Z dwu starych grobw w miecie odzi?
Nie wie, dlaczego... Nie odchodzi.

I oto nikn spojrze smugi


W kwitncym zakochania lustrze
I tu zaczyna si przecigy
Powolny, dugi, bardzo dugi
Ruch gowy w stron tamtej gowy
(Lata w powieci tej opuszcz;
Gdybym wiekami operowa,
Wieki bez alu bym darowa,
A takim chwilom nie daruj:
Rozcign, na sekundy potn,
Na czstki sekund wielokrotne,
Utrwal kad jak mikrofilm,
Przemieniajcy Czas na Przestrze).
Anielka, cigle jeszcze w profil,
Wolno, wolniutko, jeszcze, jeszcze,
Cedzi w ruch, ostronie sczy,
Jak farmaceuta pyn trujcy.
A twarz w twarz.
"Wic po to, Boe,
Rozjaskrawie dzie warszawski,
Kazae byszcze mu urod
I t ulew lazurow?
I w centrum wiata zocie-jaskier
Po to kipicym miota blaskiem?
I po to si, wiosenny Boe,
Przebie pici przez niebiosa,
By uwydatni i obnay
Te krosty na wylkej twarzy
I gsty smark ciekncy z nosa,
I jedn, po trzech zbach szczerb,
I oczu zych krlicz czerwie...
Po to si tarzasz w wietle, Boe,
By zobaczya, tak R
(To wanie sowo pomylaa)
I po to-e dyszce drzewa
Aromatami ponalewa
I kadzielnice kwiatw rozgrza,
By oto w jej chwytliwe nozdrza
Zaduch uderzy: wo sparciaa
achmanw i brudnego ciaa.
I na to w taki dzie kwietniowy
Zryway si, za wiatrem wiosny
Z gstych zaroli polskiej mowy
Skrzydlate stada sw miosnych
I otrzsnwszy py sownikw
Siaday na gazkach wierszy,
I nu dopiero tkliwi, czuli,
Rytmem trzepota, w rym si tuli
I niepokoi serca dziewczyn
Na to? By w dniu takiego nieba,
W obliczu kwiatw w dniu spotkania,
W kwitncym lustrze zakochania,
Nagle usysze po raz pierwszy:
Hrabini poprze na font chleba
E-Tatu w pitalu, e-Mamusia w grobie,
Mortus! Tak si chce je... Zaroooobi..."
I tu ( a j zakuo mrowie )
ZAPIEWA:

Siedziaa pod cyprysem,


Bawia si z tygrysem,
A potem miaa syna,
Titina, ach Titina..."

9*

Autograf dochowany w licie do siostry (1944).

Irusiu! Jaki ustrj kraju


Odbierze Polsce sodycz brzmienia,
Mikki aksamit jej imienia?
Powi jej, biednej, jedn chwil
Melodyjnego zrozumienia,
Pogaskaj mow, jakby doni
Do naszej matki pogaskaa,
Sam jej nazw signij po ni
A bdzie niepodlega", caa",
Wolna" i silna"... Ach, bo gdzie
Ta niepodlego", wolno", sia"?...
W starostwach? w sztabach? czy w mogiach
Tej ziemi, co si rozmiecia
Od morza krwi do morza ez?
Nie ma wolnoci i nie bdzie...
A sia... Tylko gwat jest si.
Nie ma wolnoci i nie byo...
To tylko wolne, co si w gdbie
Poczo, eby trwa w legendzie:
Spyw krtkich sylab w wieczn mio,
W imi jak metal jednolite
A tyle ulubienia w nim,
e milion kwadratowych mil
Zmieszcz na calu szeciu liter.
Nie darmo to kojce miano
(Olejek leny, balsam polny)
Z harf eolsk zrymowano...
Wic jaki, Irciu, urzd celny,
Jaki nam traktat czy niewola
Wstrzymaj wolny wiew Eola
I podwik jego niemiertelny?
... Orfeusz, mwi, skay wzrusza...
Lecz dla polskiego Orfeusza
W piekle dzi miejsce. Siad i smyczkiem
Wywodzi trele swe tragiczne
I piewa?
Nie. Wargami tylko rusza.

Koniec

Skanowanie i korekta
Skartaris
Wrocaw 2003

You might also like