Zbiorowa - Badania Logiczne t.1

You might also like

Download as doc, pdf, or txt
Download as doc, pdf, or txt
You are on page 1of 380

BIBLIOTEKA FILOZOFÓW

pod redakcją
Jarosława Rolewskiego

RADA NAUKOWA SERII


Jan Garewicz, Marek J. Siemek,
Mirosław Żelazny

Wydawnictwo COMER
Edmund Husserl

BADANIA LOGICZNE

TOM PIERWSZY

Prolegomena do czystej logiki

Przełożył Janusz Sidorek

Toruń 1996
Tytuł oryginału Logische
Untersuchungen, Bd. I.

Redakcja naukowa:
Andrzej Lubomirski

Redakcja:
Jarosław Rolewski

Skład i opracowanie:
Andrzej Pietruszczak
YT Projekt okładki:
Lech-Tadeusz Karczewski
© by Janusz Sidorek - translation
© for the Polish edition Wyda
%ivctwo Comer Jacek Waloch 1995

acja dofinansowana przez:


nisterstwo Kultury i Sztuki
j p ó ł p r a c y Polsko-Niemieckiej ze środków Republiki
Federalnej Niemiec (Verlegt mit finanzieller Unterstiitzung der
Stiftung fur deutsch-polnische Zusammenarbeit aus Mitteln der
Bundesrepublik Deutschland)

ISBN 83-85149-15-5

Wydanie 1,1996
Wydawnictwo Comer
87-100 Toruń, ul. Św. Katarzyny 4, tel. (0-56)219-13, tel./fax (0-56)246-07

Printed in Poland
Drukarnia Wydawnictw Naukowych SA
90-450 Łódź, ul. Żwirki 2
Carlowi Stumpfowi
w dowód szacunku i przyjaźni
Od tłumacza

Badania logiczne były drugą publikacją książkową Husserla. Poprze-


dziła je wcześniejsza o bez mała dziesięć lat Philosophie der Arithmetik
(Filozofia arytmetyki, 1891), dzieło opatrzone znamiennym podty-
tułem: Badania psychologiczne i logiczne. Książka ta, będąca rozwi-
nięciem rozprawy habilitacyjnej Uber den Begriff der Za/z/. Psycholo-
gische Analysen (O pojęciu liczby. Analizy psychologiczne, 1887), 1
poświęcona była psychologicznemu ugruntowaniu podstaw aryt -
metyki i stanowiła zwieńczenie całej dotychczasowej drogi nauko-
wej młodego uczonego.
Droga ta2 określona była przez wpływ dwóch wybitnych oso-
bowości: matematyka Carla Weierstrafia i filozofa Franza Brenta-
no. Husserl początkowo studiował astronomię i matematykę na
uniwersytecie w Lipsku, dość wcześnie jednak, pod wpływem swe-
go ówczesnego przyjaciela, późniejszego pierwszego prezydenta
Czechosłowacji, Tomasza Masaryka, zainteresował się też filozo-
fią.3 Po trzech semestrach spędzonych w Lipsku zrezygnował z
astronomii i w roku 1878 przeniósł się do Berlina, gdzie wykładał
słynny już wówczas matematyk Carl WeierstraC. W dwa lata
później w celu uzyskania promocji za radą Weierstrafia przeniósł
się do Wiednia (Husserl był obywatelem austriackim), gdzie w
roku 1883 otrzymał stopień doktora na podstawie rozprawy po-
święconej rachunkowi wariacyjnemu. W Wiedniu zetknął się też z
najwybitniejszą chyba osobowością w życiu filozoficznym ówczes-
nej Austrii — Franzem Brentano. Po doktoracie powrócił jeszcze na
1
Fragmenty tej rozprawy zostały wydrukowane, nie ukazały się jednak w
sprzedaży.
2
Nieocenionym źródłem informacji biograficznych jest opracowana przez
Karla Schuhmanna Husserl-Chronik. Denk- und lebensweg Edmund Husserls, Den
Haag 1977. Poniższe uwagi szkicuję na podstawie tej książki.
3
Ponadto Husserl wspólnie z Masarykiem studiował Nowy Testament, co
ostatecznie doprowadziło go do konwersji (Husserl pochodził z rodziny żydo
wskiej) i chrztu w Kościele ewangelicko-augsburskim w roku 1886.
VIII Od
tłumacza
jeden semestr do Berlina, skuszony propozycją objęcia stanowiska
prywatnego asystenta Weierstrafia, 4 następnie jednak z powrotem
podążył do Wiednia, by po odbyciu służby wojskowej podjąć sy -
stematyczne studia filozoficzne pod kierunkiem Brentana. Ich
zwieńczeniem była właśnie wspomniana wyżej rozprawa habilita-
cyjna O pojęciu liczby, napisana pod kierunkiem starszego ucznia
Brentana, Karla Stumpfa. Na podstawie tej rozprawy Husserl w
roku 1887 uzyskał venia legendi na Uniwersytecie w Halle, gdzie
pozostał jako Privatdozent aż do publikacji Badań logicznych w roku
1901, kiedy (dzięki poparciu Diltheya) otrzymał powołanie na ka-
tedrę filozofii Uniwersytetu w Getyndze. W czasie swego pobytu
w Halle Husserl nawiązał liczne przyjaźnie naukowe, nie tylko ze
Stumpfem, któremu później miał zadedykować Badania logiczne,
lecz także z matematykami: przede wszystkim z Hermannem
Grassmanem oraz z twórcą teorii mnogości, Georgem Cantorem.
Husserl długo wahał się między matematyką i filozofią. Mate-
matyka pociągała go swą precyzją i rygorem myślenia naukowego,
Brentano jednak przekonał go — co później Husserl wielokrotnie
podkreślał — że także filozofię można uprawiać jako ścisłą naukę. 5
Ostatecznie więc zdecydował się na rozwiązanie pośrednie: ulegając
wpływowi osobowości Brentana wybrał filozofię, ale zrazu zajął się
w niej podstawami matematyki. Taka była geneza Filozofii arytmetyki.
Filozofia uprawiana w szkole Brentana była filozofią psycholo-
gistyczną. W ostatnich dziesięcioleciach XIX wieku pogląd, że jeśli
filozofia ma osiągnąć status rzetelnej naukowości, to musi zerwać

4
W czasie swej asystentury Husserl zajmował się opracowaniem cyklu 26
wykładów Weierstrafia o funkcjach abelowych, czego charakterystyczny ślad
można odnaleźć w I tomie Badań logicznych.
5
Husserl pisał wprost, że o wyborze drogi życiowej ostatecznie zadecydowa
ły wiedeńskie wykłady Brentana. „Zrazu chodziłem na nie tylko z ciekawości, by
usłyszeć człowieka, o którym tak wiele mówiło się w ówczesnym Wiedniu. Mimo
wszystkich przesądów niedługo trwał mój opór wobec tej osobowości. Na począt
ku z jego wykładów zaczerpnąłem przekonanie, które pozwoliło mi wybrać filo
zofię jako życiowy zawód, mianowicie, że także filozofia jest polem poważnej
pracy, że także ją można, a tym samym należy uprawiać w duchu najściślejszej
nauki." (Erinnerungen on Franz Brentano, [w:] Oskar Kraus, Franz Brentano. Zur
Kenntnis seines Lebens undseiner Lehre, Munchen 1919, s. 153 n.)
Od tłumacza IX

ze spekulatywną tradycją metafizyczną i zwrócić się ku empirycz-


nej psychologii, nie był niczym oryginalnym, uchodził wręcz za
niepodważalny pewnik. Swoistość koncepcji Brentana polegała na
wprowadzeniu rozróżnienia między psychologią „genetyczną",
wyjaśniającą pochodzenie naszych przeżyć, a psychologią „opiso-
wą" (sporadycznie nazywaną także „fenomenologią"), opartą je-
dynie na świadectwie spostrzeżenia wewnętrznego i mimo swego
„empirycznego" charakteru pretendującą do poznania apodykty-
cznie pewnego. Ta właśnie psychologia opisowa miała przejąć tra-
dycyjne funkcje filozoficznej teorii poznania i dostarczać podstaw
innym naukom. Koncepcję takiej psychologii Brentano wyłożył w
swej Psychologie vom empirischen Standpunkte (Psychologia ze stano-
wiska empirycznego, 1874) i później wielokrotnie przedstawiał w
wykładach na Uniwersytecie Wiedeńskim.
Tak rozumiana psychologia wyznaczyła też horyzont proble-
mowy Filozofii arytmetyki Husserla. Koncepcja książki opierała się
na wprowadzonym przez Brentana rozróżnieniu przedstawień
„właściwych", w których przedstawiana treść dana jest „wprost",
jako „ona sama", oraz „niewłaściwych", „symbolicznych", w któ-
rych treść ta dana jest tylko pośrednio, poprzez reprezentujący ją
znak. Choć odpowiednie przedstawienia -— przy założeniu jedno-
znacznej charakterystyki treści przez znak — są logicznie równo-
ważne i wzajemnie zastępowalne, te pierwsze stanowią założenie
tych drugich; przedstawienia niewłaściwe, przy całej doniosłości,
jaką pełnią w naszym życiu, są tylko „surogatami" przedstawień
właściwych.6 Na tym opierał się program książki: pierwsza część
miała być „psychologiczną" analizą pojęć „liczby", „wielości" i
„jedności", „o ile dane są nam one w sposób właściwy, nie zaś
poprzez pośrednie symbolizowanie", druga natomiast stawiała so-
bie za cel „pokazać, jak fakt, że niemal wyłącznie ograniczamy sie
do symbolicznych pojęć liczb, określa sens i cel arytmetyki liczb". 7
W drugim, nigdy nie opublikowanym tomie Husserl chciał zająć
się uogólnionym pojęciem liczby i zamierzał pokazać, że choć ist-

6
Por. Philosophk der Arithmetik, Husserliana Bd. XII, Den Haag 1970, s. 193 n.
7
Tamże, s. 6 n.
X Od
tłumacza
nieją różne typy liczb, wszystkie poddane są temu samemu algo -
rytmowi. W ten sposób spodziewał się „przynajmniej w kilku pod-
stawowych punktach utorować drogę do prawdziwej filozofii ra-
chunku, owego dezyderatu stuleci". 8
Ponieważ Husserl liczbę definiuje za Euklidesem jako „wielość
jednostek" (zrazu jest to nieokreślone „wiele", które dopiero dzięki
operacji liczenia przekształca się w „tak wiele", „tyle"), analizy
swe rozpoczyna od właściwego przedstawienia wielości. Pojęcie
wielości powstaje w swoistych aktach abstrahowania. Konkretne
podłoże abstrakcji („konkretne wielości", „zbiory określonych obie-
któw") jest nam tutaj dobrze znane i zdaniem autora nie wymaga
żadnych dodatkowych objaśnień. Refleksja nad aktami, w których
takie „konkretne wielości" są dane, ujawnia występujący w nich
moment „połączenia kolektywnego". Właśnie na tym momencie
oparte jest pojęcie wielości in abstracto. W abstrakcyjnym akcie uj-
mowania wielości pomijamy bowiem wszelkie szczegółowe okre-
ślenia poszczególnych jednostek i uchwytujemy jedynie to, że są
one „połączone" ze sobą w „wielość", że jest ich „wiele", przy
czym natura samych jednostek pozostaje już całkowicie dowolna.
Psychologiczna charakterystyka takich aktów pozwala teraz Hus-
serlowi wyodrębnić je spośród innych, a przez to — w myśl kryte-
riów psychologii opisowej — rozjaśnić samo pojęcie wielości.
W analogiczny sposób Husserl analizuje następnie pojęcia „cze-
goś", „jedności" i wreszcie „liczby". Wszystko to są pojęcia relacyj-
ne, ponieważ zaś relacje, o które tu chodzi, są relacjami „psychicz -
nymi" — odnoszą się nie do rzeczy samych, lecz do sposobu, w
jaki te rzeczy rozważamy — w konsekwencji również odpowiada-
jące im przedmioty — wielości, jedności, liczby — mają jedynie
„byt psychiczny"; istnieją jedynie o tyle, o ile „są pomyślane".
Husserl określa je mianem najogólniejszych i zarazem najbardziej
pustych treściowo kategorii, gdyż uzyskiwane są w refleksji nad
aktami, których treść pozostaje całkowicie dowolna, a więc „w pe -
wien sposób zawierają one w sobie wszelkie treści". 9

Tamże, s. 7.
Tamie, s. 84.
Od tłumacza

XI

W tym miejscu warto zwrócić uwagę na polemikę, jaką Husserl


podejmuje z Gottliebem Fregem. Frege w wydanej w roku 1884
książce Grundlagen der Mathematik (Podstawy matematyki) próbo-
wał — wyprzedzając swą epokę i dystansując się wobec powszech-
nie panującego psychologizmu — uzasadnić pojęcie liczby jedynie
poprzez formalne definicje. Zamysł taki Husserl zdecydowanie
odrzucił, jasno zarazem wykładając swój punkt widzenia: „Zdefinio-
wać można przecież tylko to, co jest logicznie złożone. Gdy docie-
ramy do pojęć ostatecznych, elementarnych, kończy się wszelkie
definiowanie. Nikt nie może zdefiniować pojęć takich jak jakość,
intensywność, miejsce, czas itp. I to samo odnosi się do elementar-
nych relacji i pojęć na nich opartych. Równość, podobieństwo,
wzrost, całość i część, wielość i jedność to pojęcia, które są zupełnie
niepodatne na formalno-logiczne definicje. Jedyne, co można tutaj
zrobić, to pokazać konkretne fenomeny, z których są one wyabstra-
howane, i rozjaśnić typ tego procesu abstrakcji; można, tam gdzie
to jest konieczne, poprzez różne opisy ostro rozgraniczyć odnośne
pojęcia, ażeby w ten sposób uniemożliwić pomieszanie ich z poję-
ciami pokrewnymi."10
Druga część książki poświęcona była omówieniu przedstawień
symbolicznych. Podobnie jak w części pierwszej, Husserl znowu
zaczyna od przedstawienia wielości i znowu poszukuje konkretnego
podłoża abstrakcyjnych pojęć. Każda wielość jest sumą swych ele-
mentów. Ale przecież nie zawsze przedstawiając sobie zbiór mu -
simy zarazem przedstawiać sobie wszystkie jego elementy. Gdy
wchodzimy do zatłoczonego pomieszczenia, od razu postrzegamy
„tłum ludzi", podobnie możemy zobaczyć „aleję drzew", „klucz
gęsi" itp. Zbiory przedstawione są więc tutaj w sposób niewłaści -
wy, możliwe zaś jest to dzięki pojawiającym się ną nich „momen-
tom figuralnym", które mają charakter cech „^uasż-jakościowych".
Momenty figuralne zastępują „właściwe" przedstawienia zbiorów,
stwarzając tym samym podstawę pod przedstawienia „symbolicz-
ne".11

10
Tamże, s. 119.
11
Por. tamże, s. 196 n.
XII Od
tłumacza
W matematyce w zasadzie mamy do czynienia wyłącznie z
takimi przedstawieniami, gdyż, jak utrzymuje Husserl, „gdyby-
śmy byli zdani na właściwe przedstawienia zbiorów, wówczas sze-
reg liczb w najlepszym razie kończyłby się na dwunastu". 12 „Wła-
ściwie" nie potrafimy sobie przedstawić nigdy więcej niż tuzin.
Dlatego też liczby zastępowane są tutaj przez odpowiadające im
znaki, zaś wszystkie operacje arytmetyczne to nic innego jak sy-
stem technicznych reguł manipulowania tymi znakami, wywodze-
nia jednych znaków z innych. Ponieważ chodzi przy tym o znaki,
które w przeważającej większości przypadków nie tylko pozba-
wione są naocznych substratów, ale także dadzą się oddzielić od
jakichkolwiek pojęciowych przedstawień, z drugiej zaś strony są
przecież znakami zmysłowymi, Husserl może określić logiczną
metodę arytmetyki jako „metodę zmysłowych znaków". 13 Arytme-
tyka okazuje się teraz zbiorem technicznych reguł manipulowania
takimi znakami, wywodzenia jednych znaków z innych.
W tym samym roku co Filozofię arytmetyki Husserl opublikował
też recenzje wydanych rok wcześniej Vorlesungen iiber die Algebra
der Logik (Wykłady o algebrze logiki) Ernsta Schródera. Recenzja ta
jest o tyle ważna, że Husserl sformułował w niej w sposób o wiele
bardziej wyraźny niż w omówionej wyżej książce swe poglądy na
istotę logiki. Schróder, włączając siew tradycję wywodzącą się jesz-
cze od Boola, usiłował nadać logice postać sformalizowanego ra-
chunku i w ten sposób zapewnić jej matematyczną ścisłość. Zda-
niem Husserla należy jednak odróżnić „rachunek logiczny" od „lo-
giki rachunku". Rachunek — to w myśl ustaleń Filozofii arytmetyki
— nic innego jak zespół algorytmów, spełnianych na ślepo opera -
cji, które nie tyle są wyrazem naszego myślenia, co raczej jego
surogatem: zastępują myślenie „właściwe" wszędzie tam, gdzie to
nie jest możliwe, bądź też nie jest potrzebne. Tym samym jednak
logika Schródera wcale nie przedstawia sformalizowanych „wnio-
skowań, lecz jedynie zewnętrzne surogaty wnioskowania"; „dum-
na budowla rachunku logicznego" bynajmniej nie jest, wbrew de-

12
Tamże, s. 222.
13
Por. tamże, s. 257.
Od tłumacza XIII

klaracjom autora, „teorią czystych wnioskowań", lecz raczej „sztu-


ką czynienia takich wnioskowań zbytecznymi, «zaoszczędzenia»
ich sobie".14 (Hua XXII, s. 7)
Drugi zarzut, jaki Husserl stawia Schróderowi, to popełnienie
błędu pars pro toto; Schróder pomylił „cząstkowy obszar logiki de-
dukcyjnej z nią samą". Dla Husserla fundamentalnym celem logiki
jest budowa teorii nauk dedukcyjnych, te jednak — jak pokazała to
Filozofia arytmetyki — bynajmniej nie ograniczają się do wniosko-
wań. W naukach dedukcyjnych istotną rolę odgrywają różnorodne
procedury algorytmiczne i właśnie one — jeśli mają być prawo-
mocne — wymagają uzasadnienia w odnośnej teorii.
Jak zauważa wnikliwy analityk prac Husserla z tego okresu,
Husserl najpierw wykazuje, że algebra Schródera jest tylko symbo-
liczną techniką, a nie teorią logicznego wnioskowania, następnie
zaś, że jest ona tylko algorytmem, a nie teorią algorytmu. 15
Frege, którego Grundlagen der Mathematik Husserl skrytykował
w swej „Filozofii arytmetyki", żywo zareagował na tę książkę. Już
w roku 1891 między obu uczonymi nawiązana została korespon-
dencja, i choć Husserl prywatnie bardzo szybko wycofał się z za -
rzutów sformułowanych w swej książce, nie przeszkodziło to Fre-
gemu opublikować recenzji poddającej ideę psychologicznego
ugruntowania arytmetyki zasadniczej krytyce. Recenzja ta ukazała
się w roku 18941 i, jak później sam Husserl przyznawał, była „je-
dyną, za którą mógł być naprawdę wdzięczny, gdyż trafiała w
samo sedno"17.
14
Besprećhung von E. Schróder, Vorlesungen iiber die Algebra der Logik (Exa-
kte Logik): Gottingische gelehrte Anzeigen, 1891, przedruk w: Husserliana, Bd. XXII,
Aufsiitze und Rezensionen (1890-1910), herausgegeben von Bernhard Rang, The
Hague 1979, s. 7.
15
Por. tamże, Einleitung des Herausgebers, s. XV.
16
W Zeitschrift fur Philosophie und pMosophische Kritik, 1894, s. 313-332, obec
nie zaś można ją znaleźć w Gottlob Frege, Kleine Schriften, Darmstadt 1964; por. też
Gottlob Frege, Wissenschaftlicher Briefwechsel, Hamburg 1976.
17
W ten sposób Husserl miał się wyrazić w rozmowie z późniejszym tłuma
czem pierwszej księgi Idei, W. R. Boyce Gibsonem w roku 1928; por. „From Husserl
to Heidegger. Excerpts from a 1928 Freiburg Diary by W. R. Boyce Gibson", ed. by
H. Spiegelberg: The Journal to the British Societyfor Phenomenology, 2 (1971), s. 66.
XIV Od
tłumacza
Trudno dziś jednoznacznie rozstrzygnąć, w jakiej mierze recen-
zja Fregego rzeczywiście przyczyniła się do ostatecznego zerwania
przez Husserla z psychologizmem i zajęcia stanowiska radykalnie
antypsychologistycznego; wśród historyków zdania na ten temat
są podzielone. Kwestia ta swego czasu była przedmiotem długo-
trwałej dyskusji. Jeśli pominąć marginalne uwagi poczynione
wcześniej przez kilku innych autorów, dyskusja ta zapoczątkowana
została w roku 1958 przez Dagfina Fellesdala książką Husserl und
Frege.18 Tezy tej rozprawy w uproszczeniu można streścić w
następujący sposób: wszystkie wartościowe argumenty, którymi
Husserl posłużył się w Badaniach logicznych w swej polemice z psy-
chologizmem, zostały przezeń zaczerpnięte od Fregego, oryginalne
argumenty Husserla natomiast nie są przekonujące i jako takie nie
przedstawiają większej wartości. Ponieważ zaś owe „warto-
ściowe" argumenty sformułowane zostały przez Fregego właśnie
w odniesieniu do Husserla — konkluduje F0llesdal — trzeba
uznać, że Husserl ukształtował swe stanowisko dopiero pod wpły-
wem Fregego. Do owej pierwszej grupy argumentów Follesdal za-
licza wszystkie te, które „nawiązują do przeciwieństwa między
subiektywizmem psychologii a obiektywizmem logiki" 19. Właśnie
zacieranie tego przeciwieństwa zarzucał Frege Husserlowi w swej
recenzji. Inaczej natomiast mają się sprawy z krytyką relatywizmu
teoriopoznawczego.20 Krytyka ta — wskazuje F0llesdal — w całości
opiera się na przyjmowanym na mocy oczywistości założeniu o
absolutnym charakterze prawdy, a więc właśnie tym założeniu,
które strona krytykowana explicite odrzuca. Frege sądził, że ideal -
ny charakter praw logiki można uzasadnić odwołując się do tego,
iż stanowią one „normy naszego myślenia"; Husserl, nie wymie-
niając tu zresztą nazwiska Fregego, wykazał, że argumentacja taka
jest nieprzekonująca. Tylko w tym punkcie Fellesdal gotów jest
przyznać, że „wydaje się, iż Husserl poprzez swe jasne odróżnie -
nie nauk teoretycznych od normatywnych poszedł tu dalej niż Fre-
18
Dagfin F0llesdal, Husserl und Frege. Ein Beitrag zur Beleuchtung der Entste-
hung der ■phanornenologisdier Philosophie, Oslo 1958.
20 Tamże,
s. 34.
Por.
niniejs
zy
tom, s.
B 110
nn.
Od tłumacza

XV

ge".21 Mimo to za właściwego autora przewrotu antypsychologi-


stycznego należy uznać Fregego, Husserl zaś, zupełnie niepotrzeb-
nie łącząc krytykę psychologizmu ze swą koncepcją oczywistości
jako ostatecznego kryterium rozstrzygającego wszelkie spory filo-
zoficzne, skierował dyskusję na fałszywe tory22.
Pogląd sformułowany w postaci skrajnej przez F0llesdala spot-
kał się z wielostronną krytyką. Z czysto historycznego punktu wi -
dzenia J. N. Mohanty23 w przekonujący sposób wykazał, że wszy-
stkie dystynkcje, których brak Frege zarzucał Husserlowi w roku
1894, zwłaszcza rygorystyczne rozróżnienie między subiektywnym
„przedstawieniem" a obiektywnym (idealnym) „znaczeniem", moż-
na odnaleźć już w dwóch pracach opublikowanych przez Husserla
w roku 1891, a więc w tym samym, w którym ukazała się Philosophie
der Arithmetik, mianowicie w omówionej już wyżej recenzji Schró-
dera Vorlesungen iiber die Algebra der Logik oraz w nawiązującej do
niej rozprawie Der Folgerungskalkul und die Inhaltslogik. Tak więc —
wnioskuje Mohanty — „Husserl przezwyciężył psychologizm i za-
akceptował teorię obiektywnej logiki czystej zupełnie niezależnie
od opublikowanej przez Fregego w roku 1894 recenzji Philosophie
der Arithmetik. Zasadnicza zmiana dokonała się w roku 1891."24
Czym innym jednak jest spór o historyczne pierwszeństwo w
refutacji psychologizmu, czym innym zaś ustalenie rzeczowych
związków zachodzących między koncepcjami Husserla i Fregego.
Większość uczestników referowanej dyskusji, w tym obaj autorzy
wskazani wyżej, traktują ich argumenty jako w szerokim zakresie
porównywalne ze sobą; pytanie zdaje się dotyczyć tylko tego, kto
pierwszy dany argument sformułował i ewentualnie jaka jest jego
merytoryczna wartość. Zupełnie inne stanowisko w tej kwestii zaj-
muje Manfred Sommer.25 Sommer nie kwestionuje ustaleń Mohan-
21
Op. di., s. 49.
22
Por. tamże, s. 51.
23
W Husserl and Frege: A New Look at their Relationship [w:] J. N. Mohanty
(ed.) Readings on Edmund Husserl''s Logical Investigations, The Hague 1977, a nastę
pnie w Husserl and Frege, Bloomington 1982.
24
Husserl and Frege, s. 31.
25
Por. M. Sommer, Husserl und derfruhe Positivismus, Frankfurt 1985, s. 97 n.
XVI Od
tłumacza
tego. Argumenty użyte przez Fregego znane były Husserlowi już
w roku 1891. Z drugiej jednak strony — dowodzi — Husserl był
przecież wdzięczny Fregemu za przeprowadzoną krytykę. Oczy-
wiście w tej sytuacji wdzięczność nie mogła dotyczyć samodzielnie
wszak sformułowanych argumentów. Frege krytykował Husserla
przede wszystkim za subiektywizację tego, co obiektywne. W ten
sposób pomógł Husserlowi określić własne stanowisko. „Przełom",
który dokonał się następnie w Badaniach logicznych, nie polegał by-
najmniej na odrzuceniu psychologii ze względu na jej subiekty-
wizm (co właśnie wcześniej uczynił Frege), lecz na odrzuceniu
„obiektywistycznej" psychologii empirycznej i zastąpieniu jej czy-
sto subiektywną, oczyszczoną z wszelkich wtrętów obiektywisty-
cznych psychologią opisową — fenomenologią. Choć zatem argu-
menty sformułowane przez Husserla i Fregego brzmią niekiedy
podobnie, ich sens jest skrajnie przeciwstawny, tak jak przeciw-
stawne są zajmowane przez nich stanowiska filozoficzne.
Obok zagadnień związanych z rachunkiem logicznym drugim
ważnym zespołem tematów, nad którym Husserl pracował na po-
czątku lat dziewięćdziesiątych, była problematyka intencjonalno-
ści. W roku 1894 ukazała się książka Kazimierza Twardowskiego
Zur Lehre vom Inhalt und Gegenstand der Yorstellungen. Eine Psycholo-
gische Untersuchung26. W polemice z tą książką Husserl sformułował
szereg tez, które później w niewiele zmienionej postaci powtórzone
zostały w Badaniach logicznych. Twardowski, podobnie jak
Husserl, był uczniem Brentana. W szkole Brentana wydobyto z
zapomnienia i szeroko dyskutowano opublikowaną w roku 1834
Wissenschaftlehre Bolzana. 7 Jedną z konsekwencji teorii Bolzana był
paradoks „przedstawień bezprzedmiotowych". Zgodnie z podsta-
wowymi ustaleniami Brentanowskiej psychologii każde przedsta-
wienie jest przedstawieniem „czegoś", jakiegoś „przedmiotu". 28

26
Przekład polski Izydory Dąmbskiej O treści i przedmiocie przedstawień w
Kazimierz Twardowski, Wybrane pisma filozoficzne, Warszawa 1965, s. 3-91.
27
W Badaniach logicznych Husserl właśnie Bolzana uzna za swego głównego
prekursora; por. niniejszy tom, s. B 225.
28
Por. F. Brentano, Psydiologie vom empińschen Standpunkte, t. I, Hamburg
1954, s. 124 n. Brentano pisał tam: „Każde zjawisko psychiczne charakteryzuje się
Od tłumacza

XVII

Cóż jednak począć z przedstawieniami, których przedmioty nie


istnieją realnie: są fikcjami, jak np. „złota góra", czy wręcz są we-
wnętrznie sprzeczne, jak np. „drewniane żelazo"? Dla Bolzana są
to właśnie przedstawienia bezprzedmiotowe. Mają one pewną
„treść" (w ten sposób Twardowski interpretuje „przedstawienie sa-
mo w sobie" Bolzana), ale nie odpowiada im żaden „przedmiot".
Jak jednak wówczas należy rozumieć „stosunek intencjonalny"
charakteryzujący wszelkie „zjawiska psychiczne"?
Powyższej trudności można uniknąć przez ograniczenie tego
stosunku tylko do treści przedstawień. Wszystkie akty przedsta -
wiania — powie się teraz — wyposażone są w pewną intencjonalną
treść, ponadto zaś niektóre z nich posiadają także zewnętrzny,
„transcendentny"29 przedmiot. Mylenie przedmiotu z treścią przed-
stawienia (w terminologii Brentana „obiektem immanentnym")
stwarza pozór paradoksu. Twardowski proponuje jednak inną dro-
gę, formułując oryginalną koncepcję przedmiotów, które wpraw -
dzie są przedstawione, ale nie istnieją. Jego zdaniem rozróżnienie
między aktem, treścią i przedmiotem obowiązuje nie tylko w całej
sferze przedstawień, ale w ogóle jest konstytutywne dla „zjawisk
psychicznych" jako takich: każdy akt psychiczny wyposażony jest
w pewną treść, za pośrednictwem której odnosi się do swego
przedmiotu i właśnie to „odnoszenie się" — stosunek intencjonal-
ny — wyodrębnia zjawiska psychiczne spośród wszystkich innych.
Nie znaczy to jednak, że wszystko, co jest przedmiotem przedsta -
wienia, tym samym musi istnieć. Opierając się na sformułowanej
przez Brentana idiogenicznej teorii sądu, zgodnie z którą wszelkie
sądzenie jest uznawaniem bądź odrzucaniem istnienia przedmiotu
przedstawionego w przedstawieniu będącym podstawą sądu,
Twardowski dowodzi, że dopóki pozostajemy na poziomie sa -
mych tylko przedstawień (i przedmiotów przedstawień), o istnie-

tym, co średniowieczni scholastycy nazywali intencjonalną (albo też umysłową)


inegzystencją przedmiotu, a co my, jakkolwiek wyrażamy się przy tym niezupeł -
nie jednoznacznie, określamy mianem odniesienia do pewnej treści, skierowania
na obiekt (który nie może tu być rozumiany jako rzeczywisty) albo immanentnej
przedmiotowości."
29
Termin ten wprowadzili Hofler i Meinong w swej Logik (1890).
XVIII Od
tłumacza
niu w ogóle nie może być jeszcze mowy, pojawia się ono dopiero
na poziomie sądów i tam też dopiero przedmiot przedstawienia
może zostać określony jako istniejący bądź nieistniejący. Tak więc
nie ma przedstawień bezprzedmiotowych, ale przedmioty przed-
stawień jako takie („przedmioty intencjonalne") nie są określone
co do istnienia. Źródłem paradoksu jest nieodróżnianie zmodyfi -
kowanego istnienia intencjonalnego, „istnienia jako przedmiot
przedstawienia", które de facto wcale nie jest istnieniem (tak jak
„namalowany dzbanek" wcale nie jest dzbankiem), od istnienia
„prawdziwego", „rzeczywistego". 30
Zdaniem Twardowskiego różnica zachodząca między treścią i
przedmiotem przedstawienia jest nie tylko logiczna, ale także real-
na. W przypadku przedstawień „bezprzedmiotowych", na których
oparte są sądy negatywne, treść jest czymś istniejącym, natomiast
przedmiot nie istnieje. Własności, które można sensownie orzekać
o przedmiotach przedstawień, mogą być niedorzeczne w odniesie-
niu do ich treści i vice versa: przedmiot może np. być czymś real-
nym lub nie, treść natomiast — w odróżnieniu od realnego aktu
przedstawiania — sama nigdy realna nie jest. Ponadto zaś różne
przedstawienia, wyposażone w różne treści, mogą odnosić się do
tego samego przedmiotu: przykładem może być „miasto położone
na miejscu rzymskiego Juvavum" i „miejsce urodzenia Mozarta",

Aby wyjaśnić tę różnicę, Twardowski przeciwstawia sobie determinującą i


modyfikującą funkcję określeń. „Określenie jakieś nazywa się atrybutywnym lub
determinującym, jeśli uzupełnia, rozszerza już to w kierunku pozytywnym, już to
negatywnym znaczenie wyrazu, do którego przynależy. Modyfikujące jest okre -
ślenie jakieś wtedy, gdy całkowicie zmienia pierwotne znaczenie nazwy, obok
której stoi. W ten sposób w wyrażeniu «dobry człowiek» określenie «dobry» jest
naprawdę atrybutywne; jeśli się mówi «człowiek umarły», używa się przymiotni -
ka modyfikującego, gdyż umarły człowiek wcale nie jest człowiekiem." (Op. cit.,
s. 11.) „Istnienie intencjonalne" jest właśnie takim istnieniem zmodyfikowanym,
„naprawdę" wcale nie jest ono istnieniem, tak jak „umarły człowiek" nie jest
człowiekiem i „fałszywe złoto" nie jest złotem. Zdaniem Twardowskiego jednym
ze źródeł dyskutowanego paradoksu jest to, że określenie „przedstawiony" (podob-
nie jak np. „namalowany") może pełnić zarówno funkcję determinującą, jak i mo -
dyfikującą; przez „przedmiot przedstawienia" można więc rozumieć albo przed-
miot „transcendentny", który został akurat przedstawiony, albo też przedmiot
przedstawiony „jako taki".
Od tłumacza

XIX

czy też — by sięgnąć do dziedziny przedmiotów nieistniejących —


koło w sensie geometrycznym, które można sobie przedstawić ja-
ko „linie o stałej krzywiźnie", „Unię, której wszystkie punkty są
równo oddalone od określonego punktu", za pomocą odpowied -
niego równania itd.31
Skoro każde przedstawienie nie tylko wyposażone jest w jakąś
treść, ale także odnosi się do jakiegoś przedmiotu, pełna analiza
psychologiczna nie może pominąć opisu przedmiotu przedstawie-
nia jako takiego. Opis ten, będący w gruncie rzeczy reinterpretacją
tradycyjnych tez metafizycznych i kładący podwaliny pod zupełnie
nowe rozumienie ontologii, stanowi najbardziej oryginalną część
rozprawy Twardowskiego.32
Na marginesie analiz dotyczących treści i przedmiotu przedsta-
wień Twardowski formułuje też swą teorię nazw, rozpatrywanych
jako słowne znaki przedstawień. Jego zdaniem można wyodrębnić
trzy różne funkcje nazw, które zawsze powiadamiają słuchacza o
akcie przedstawienia spełnianym przez mówiącego, wywołują w
nim treść psychiczną będącą znaczeniem nazwy oraz nazywają
przedmiot. Każda nazwa posiada zatem podwójne odniesienie in-
tencjonalne: z jednej strony odsyła do swego „znaczenia" — treści
odpowiadającego jej przedstawienia — z drugiej zaś „poprzez" tę
treść do nazywanego przedmiotu. 33
Husserl bezpośrednio po ukazaniu się książki zaczął pisać obszer-
ną rozprawę polemiczną. Ponadto w roku 1896 napisał krótką re-
cenzję książki przeznaczoną dla Archiufiir systematische Philosophie.
Niestety, oba te teksty pozostały w rękopisach i wydane zostały
dopiero w XXII tomie Husserlianau.
31
Por. op. cit. s. 25 n.
2
Precyzyjne omówienie tych analiz Czytelnik może znaleźć w książce Elż -
biety Paczkowskiej Psychika i poznanie. Epistemologia K. Twardowskiego, Warszawa
1980, s. 121 nn.
33
Por. op. cit. s. 8 n.
34
Husserl wysłał swą recenzję ówczesnemu wydawcy pisma, Paulowi Na-
torpowi, ten jednak odesłał mu ją z powrotem z wyjaśnieniem, że właśnie oddał
do druku własne omówienie książki, a zarazem zaproponował publikację obszer
niejszej rozprawy polemicznej. Husserl, mimo że miał już wówczas niemal goto
wy rękopis, odpisał: „Na opracowanie artykułów krytycznych albo rozprawy o
XX Od
tłumacza
Swą recenzję Husserl rozpoczyna od przeprowadzenia zasad-
niczej krytyki sposobu, w jaki Twardowski rozumie znaczenie na-
zwy. Ze względu na doniosłość sformułowanych przy tym tez
warto przytoczyć tę krytykę in extenso:
„Widać stąd, że autor utożsamia znaczenie nazwy z treścią
odpowiadającego jej przedstawienia — podstawowy błąd, który
niestety bardzo ogranicza wartość znakomitej rozprawy. Że rze-
czywiście idzie tu o błąd, dowodzą następujące argumenty: 1) Zna-
czenie dwóch nazw może być to samo, zaś obecna treść obarczona
świadomością reprezentacji (a więc immanentna treść «przedsta-
wienia» we wchodzącym tu w grę sensie reprezentacji jakiegoś
przedmiotu) różna (i odwrotnie). [...] 2) Reprezentanty w najle-
pszym przypadku są do siebie bardziej czy mniej podobne, zna -
czenia natomiast są identyczne; te pierwsze ulegają ciągłym zmia-
nom, te drugie do tego stopnia nie, że w ogóle jest absurdem
mówić o zmienności w odniesieniu do znaczeń. 3) Reprezentująca
treść może odnosić się na różnorakie sposoby do reprezentowane -
go przedmiotu. Może być czymś mu wewnętrznie obcym (np.
znak słowny), może być częścią, «stroną» przedmiotu (jak to jest w
przypadku spostrzeżenia zewnętrznego w zwykłym sensie) lub
też być do niego albo jakiejś jego strony podobna (zewnętrzna fan-
tazja), może też pozostawać doń w innych stosunkach, opanowa-
nych przez główne źródło naszych reprezentacji — kojarzenie. W
każdym przypadku jednak reprezentująca treść jest właśnie tre-
ścią, tzn. czymś zauważalnym. Znaczenie natomiast nigdy nie jest
zauważalne. Treść jako taka jest czymś indywidualnym, daną psy-
chiczną, czymś istniejącym tu i teraz. Znaczenie natomiast nie jest
niczym indywidualnym, niczym realnym, nigdy nie jest daną psy-
chiczną. Jest ono bowiem identycznie to samo «w» nieograniczonej
mnogości indywidualnie i realnie oddzielnych aktów. Fakt, że «w»

treści i przedmiocie nie mam teraz czasu. Piszę obszerniejszą pracę skierowaną
przeciw subiektywistyczno-psychologizującej logice naszych czasów (a więc prze-
ciw temu stanowisku, które jako uczeń Brentana sam wcześniej zajmowałem).
Z pewnością nie zabraknie przy tym okazji, by zająć się tą różnicą." (Przytaczam
za Husserliana XVIII, Einleitung des Herausgebers, s. XXVII; list datowany jest na
2111897.) Oczywiście chodziło tu o Badania logiczne.
Od tłumacza

XXI

różnych aktach może być domniemywane identycznie to sa -


mo — jest faktem leżącym u podstaw wszelkiego poznania, w ogó-
le nadającym mu sens i poświadczonym przez oczywistość. Treść
zawiera się w przedstawieniu realnie, znaczenie tylko funkcjonal-
nie; absurdem byłoby ujmować je jako realny kawałek albo część
przedstawienia. Ta funkcja spełniana jest w myśleniu dyskursyw-
nym, w powiązaniach sądów, np. w sądach tożsamościowych, ta -
kich jak «Przedstawienia A i B domniemują to samo». Domniemują
to samo, to nie znaczy tutaj, że przedstawiają ten sam przedmiot,
lecz że mają identyczne znaczenie. Także zawieranie się przedmio-
tu w przedstawieniu nie jest zawieraniem się realnym, lecz tylko
funkcjonalnym, może być dyskursywnie zrozumiane dzięki odpo-
wiednim innym sądom tożsamościowym. Zgodnie z tym w przy-
padku spostrzeżenia, i to każdego, musimy rozróżnić:
1) realną, psychologiczną zawartość, mianowicie
a) reprezentujący akt, b) reprezentującą treść.
2) idealną, l o g i c z n ą zawartość, mianowicie a) zna
czenie, b) przedmiot. Zawartość logiczna spełniana jest psycholo
gicznie w dwóch różnych szeregach możliwych przeżyć, np. b)
«Moje obecne przedstawienia /Wilhelm II' i ,obecny cesarz nie
miecki' przedstawiają ten sam przedmiot.» a) «Mają one różne
znaczenia, przedstawiają ten przedmiot na pojęciowo różne sposo-
by.» Oba przedstawienia psychologicznie odnajdujemy jako przed
stawienia odrębne, indywidualnie różne; nie mają one żadnej czę
ści wspólnej, nie są zrośnięte ze sobą; każde z nich tworzy jednak
podstawę jednolitego aktu identyfikowania, resp. odróżniania, który
zwraca się w dwóch «kierunkach», pozwala wyodrębnić się dwóm
logicznym «stronom» w przedstawieniach — przedmiotowej i poję
ciowej. Znaczenie, pojęcie w najszerszym sensie i przedstawienie
we właściwym sensie logicznym są synonimiczne. Analogiczne,
równie fundamentalne różnice zachodzą w przypadku sądów. Bar
dziej szczegółowe rozważania przedstawię w obszerniejszej publi
kacji."35
Krytyce poddaje też Husserl potraktowanie ontologicznej ana-
lizy przedmiotów przedstawienia jako „opisu psychologicznego".
35
Hua XXII, s. 349 n.
XXII Od
tłumacza
Jest ona „w takim samym sensie opisem psychologicznym, jak ze-
stawienie elementarnych twierdzeń arytmetycznych jest psycho-
logicznym opisem pojęcia liczby. Czego nie można psychologicz-
nie odnaleźć, tego nie można też psychologicznie opisać . W istocie
analizy przeprowadzone przez Twardowskiego nie są analizami
przedmiotów, lecz przedstawień i sądów o przedmiotach, bezpra -
wnie przeniesionymi na uogólnione pojęcie przedmiotu. Przenie-
sienie takie — zdaniem Husserla — jest konsekwencją nieodróż-
niania „właściwego" i „niewłaściwego" mówienia o przedmiotach.
Brak tego rozróżnienia — sądzi dalej Husserl — kryje się też za
sposobem, w jaki Twardowski rozwiązuje sam paradoks „przed-
stawień bezprzedmiotowych". Każdemu przedstawieniu odpowia-
da jakiś przedmiot — a zatem przedmiot ten „istnieje" zawsze,
jego istnienie nie jest jednak istnieniem „prawdziwym", lecz „tylko
intencjonalnym". W przypadku słusznych sądów egzystencjalnych
mamy ponadto do czynienia z „przedmiotem samym", istniejącym
„naprawdę". Powstaje jednak pytanie, o którym z tych dwóch przed-
miotów — „intencjonalnym" czy też „prawdziwym" — orzekane
jest w takim sądzie istnienie? Wydaje się, że może tu chodzić tylko
o „przedmiot sam", po cóż go jednak wtedy odróżniać od „przed -
miotu przedstawionego jako takiego? „Jakże mogłaby zachodzić
różnica między A przedstawionym i A samym, skoro, jeśli zdanie
«A istnieje» jest prawdziwe, to samo A, które jest przedstawio-
ne, zarazem istnieje? Ten sam Berlin, który sobie przedstawiam,
także istnieje."37
Problem ten, w omawianej recenzji dotknięty jedynie marginal-
nie, stanowi jeden z zasadniczych tematów wspomnianej wyżej
rozprawy polemicznej. Po pogłębionym przedstawieniu parado-
ksu „przedstawień bezprzedmiotowych" i odrzuceniu popularnych
rozwiązań opartych na koncepcji „umysłowych obrazów" Husserl
wprost przechodzi do krytyki ujęcia Twardowskiego. Przedmiot
„intencjonalny" można rozumieć jako „immanentny", wtedy jed-
nak musiałby on być efektywną częścią przedstawienia i istnieć tak

36
Tamże, s. 353.
37
Tamże, s. 353.
Od tłumacza

XXIII

samo jak i ono. Gdy naocznie przedstawiam sobie jakąś barwę,


wówczas istnienie tej barwy jest całkowicie niezależne od istnienia
ewentualnej barwnej rzeczy, barwa ta po prostu jest, zaś wydany w
oparciu o naoczność sąd egzystencjalny jest sądem oczywistym.
Zupełnie inaczej mają się natomiast sprawy w przypadku fikcji i
absurdów. Gdyby bowiem przyznać im status obiektów immanen-
tnych, a więc takich jak naocznie uchwycone barwy, wówczas do-
tyczące ich negatywne sądy egzystencjalne byłyby po prostu fał-
szywe. Twierdzenie „Nie istnieje okrągły czworokąt" utraciłoby
swą powszechną ważność — taki czworokąt istniałby przecież w
stosownym przedstawieniu. „Ponieważ przedstawienia istnieją rze-
czywiście, trzeba by także w pełni przyznać istnienie wszelkim ab-
surdom: domena obiektów i stanów rzeczy immanentnych przed -
stawieniom nie byłaby poddana prawom logiki i matematyki." 38
Zdaniem Husserla powyższej konsekwencji można uniknąć tyl-
ko wtedy, gdy przyjmie się, że w ogóle mówienie o „immanen-
tnych" przedmiotach zawartych w każdym przedstawieniu i sądzie
jest „niewłaściwe". Proponuje zatem tezę, „że w samych aktach w
ogóle nie zawiera się nic, że we właściwym sensie nie jest w nich
obecne nic, o czym można by powiedzieć, że jest przedmiotem
przedstawianym, resp. także uznawanym lub odrzucanym przez
akt [...], że raczej mówienie o zawieraniu się i całe rozróżnianie
między «prawdziwym» i «intencjonalnym» redukuje się do pew-
nych swoistości i różnic logicznych funkcji przedstawień, tzn. form
możliwych obowiązujących związków, w jakie mogą wchodzić
przedstawienia rozpatrywane wyłącznie co do swej obiektywnej
zawartości".39
Jesteśmy skłonni mówić o „przedmiocie przedstawienia" wte-
dy, kiedy potrafimy ten przedmiot zidentyfikować resp. odróżnić
od innych. To zakłada już syntezy identyfikowania i odróżniania.
Syntezy te jednakże — twierdzi teraz Husserl — w sensie właści-
wym możliwe są tylko w odniesieniu do przedmiotów istniejących
„naprawdę", są one wszak syntezami „poznawczymi". Gdy prze-

38
Intentkmale Gegenstimde, [w:] Hua XXII, s. 310 n.
39
Tamże, s. 311.
XXIV Od
tłumacza
nosimy się na teren fikcji, gdy np. mówimy, że „Zeus był najwyż
szym z bogów olimpijskich", wówczas „właściwie" chcemy po
wiedzieć: „Starożytni Grecy wierzyli w istnienie Zeusa i uważali,
że to właśnie on, Zeus, jest najwyższym z uznawanych przez nich
bogów". „Właściwie" mówimy o naprawdę istniejących starożyt
nych Grekach i ich wierzeniach, „niewłaściwie" — o świecie owych
wierzeń, który tu milcząco zakładamy, choć sami wcale weń nie
wierzymy. Synteza identyfikacji (Zeus = najwyższy spośród bo
gów olimpijskich) „właściwie" wspiera się na uznaniu przedsta
wień starożytnych Greków, „niewłaściwie" na fikcyjnym uznaniu
przedmiotów tych przedstawień. Gdy przechodzimy od myślenia
właściwego (o starożytnych Grekach) do niewłaściwego (o bós
twach, w które oni wierzyli), czynimy milczące założenie (gdyby
wierzenia Greków były prawdą, to...), z którym jednak wewnętrz
nie wcale nie musimy się solidaryzować. Założenie takie Husserl
nazywa „asumpcją".40 ^
Przejście od myślenia właściwego do niewłaściwego otwiera
jednak dostęp nie tylko do świata fikcji, na myśleniu niewłaści-
wym wspiera się wszak — jak zostało to pokazane w Filozofii aryt-
metyki — cała matematyka. Rzecz jasna, tutaj asumpcją ma zupeł-
nie inny sens; matematyk, w przeciwieństwie do filologa, nie dys-
tansuje się od badanego przez siebie świata: „Tutaj nie tylko mówi
się, ale także sądzi, jak gdyby dedukowane prawdy, istnienia, sto-
sunki, niezgodności obowiązywały absolutnie." 41 Możliwe jest to
dzięki temu, że „formalne prawa regulujące myślenie pod ścisłą
asumpcją są identycznie te same, co te, które obowiązują wobec
myślenia, by tak rzec, swobodnego, tzn. nie ograniczonego przez
żadne warunki". Niemniej istnieje nieprzekraczalna granica dzielą-

40
Por tamże, s. 328. Wydawca XXII tomu Hiisserlima zwraca uwagę, że termin
„asumpcją" ma w tym kontekście dwojakie znaczenie: nie tylko chodzi tu o
milczące „założenie" wszelkich „niewłaściwych sądów egzystencjalnych, ale także
zawarta jest już w nim swoista „modyfikacja neutralnościowa": oto „uznaję" mit,
którego „naprawdę" wcale nie uznaję; wypowiadam się na temat mitycznych po-
staci, ale ich istnienie nie zostaje teraz ani uznane, ani też odrzucone, pozostaje
ono poza kwestią. Por. Einletung des Herausgebers, tamże, s. XXXVII n.
41
Ta
mże
, s.
323.
Od tłumacza

ca świat życia" od „świata matematyki", analogiczna do tej, która


oddziela nas od „świata mitu", „świata poezji" itp. Granica ta wy -
znaczona jest właśnie przez „generalną asumpcję", w tym przy-
padku określoną przez stosowną aksjomatykę.
Jak widać zatem, Husserl już w roku 1994 daleko odszedł od
koncepcji Brentana i jego uczniów. Jeśli dla tego ostatniego neutral-
ne przedstawienie zawsze jest fundamentem uznającego lub od-
rzucającego istnienie sądu, który do przedstawienia dołącza się
dopiero wtórnie, 42 to Husserl w charakterystyczny sposób odwraca
problem: przedstawienie „neutralne", „nieokreślone co do ist-
nienia" jest czymś wtórnym, pochodnym wobec odpowiedniego
aktu uznającego. To samo odnosi się też do przedmiotu, który dla
Husserla zawsze jest nie tyle „przedmiotem przedstawienia" (w
sensie Twardowskiego), co przede wszystkim „przedmiotem osą-
dzonym", w sensie właściwym zawsze występuje w kontekście
poznania, i trzeba dopiero specjalnych zabiegów, aby go z tego
kontekstu wyrwać. Takie podejście do zagadnienia niewiele już się
różni od stanowiska Badań logicznych.
Kolejną ważną publikacją z tego okresu są Psychologische Stu-
dien zur elementaren Logik z roku 1984. Zasadniczym celem rozpra-
wy jest — jak później Husserl to określał — wyjaśnienie „różnicy
między tym, co przedstawienie domniemuje, a tym, co samo za -
wiera". W tym celu wprowadza Husserl pojęcie reprezentacji. Po-
nieważ pojęcie to potem pojawia się w Badaniach logicznych jako
termin techniczny o ustalonym znaczeniu, a więc nie wymagający
już żadnych dodatkowych objaśnień, warto poświęcić tu nieco
uwagi tej rozprawie. Pewne przedstawienia — pisał Husserl —
charakteryzują się tym, że nie zawierają w sobie swych „przedmio-
tów" jako „immanentne obiekty", lecz je „tylko intendują", co zna-
czy, że „za pośrednictwem pewnych danych w świadomości treści
kierują się ku innym [treściom], nie danym, domniemują je, ze

42
Dlatego też Brentano przeprowadzając swą klasyfikację „zjawisk psychicz-
nych" może powiedzieć, że „każde zjawisko psychiczne albo samo jest przedsta -
wieniem, albo też wspiera się na przedstawieniu jako swej podstawie", gdyż
wszelkie takie zjawiska, które same nie są przedstawieniami, są dlań aktami „zaj -
mowania postawy" wobec przedstawień. Por. Psychologie, 1.1, wyd. cyt., s. 120.
XXVI Od
tłumacza
zrozumieniem wskazują na nie [...], i to tak, że nie dokonuje się
tutaj pojęciowe poznanie stosunku zachodzącego miedzy przed-
stawieniem a intendowanym przedmiotem. Takie przedstawienia
nazwiemy reprezentacjami". 43 Ich przeciwieństwo stanowią „inne
przeżycia psychiczne", które „nie intendują tylko swych «przed-
miotów», lecz je rzeczywiście w sobie zawierają jako immanentne
treści. Przedstawienia w tym sensie nazywamy naocznością". 44
Przez „naoczność" można przy tym rozumieć bądź „osiągnięcie
ostatecznego celu reprezentacji" — „immanentny obiekt aktu poja-
wia nam się zarazem jako przez ten akt intendowany" — bądź też
„pierwotne zwrócenie się ku przedmiotowi jako immanentnemu,
ale bez odwoływania się do odpowiedniej reprezentacji". Dlatego
też „każda reprezentacja wskazuje {weist hiri) na odpowiadającą jej
naoczność [...], natomiast nie każda naoczność odsyła {weist
zurilck) do przynależnej do niej określonej reprezentacji". 45 Sam
termin „naoczność" Husserl skłonny jest zdefiniować „zgodnie z
drugim z tych pojęć", odnośnie do pierwszego natomiast proponu-
je, by mówić raczej o „wypełnionej intencji": „O naoczności powie-
my więc w tym przypadku, że niesie ją świadomość wypełnionej
intencji; o reprezentacji prościej, że znalazła swe wypełnienie." 46
Rozpatrując dalej naoczność w jej funkcji wypełniania reprezenta-
cji Husserl dopuszcza również „pełnoprawne" mówienie o naocz-
ności w odniesieniu do zewnętrznych rzeczy. Oczywiście, gdy
oglądamy rzecz, ona sama nie może „stać się obiektem immanen-
tnym": „w kolejnych momentach widzimy różne strony rzeczy, ale
w żadnym z nich rzecz samą". 47 Z drugiej jednak strony „mówienie
o naoczności zawsze odnosi się do jakiejś reprezentacji" 48, dlatego
też należy teraz postawić pytanie, co właściwie jest reprezen-
towane (domniemywane) w reprezentacji. Przez „rzecz" można

43
Hua XXII, s. 107.
44
Hua XXII, s. 108.
45
Hua XXII, s. 108.
46
Hua XXII, s. 109.
47
Hua XXII, s. 110.
48
HuaXXII,s. 111.
Od tłumacza XXVII

bowiem rozumieć bądź „obiektywną jedność tak a tak ukształto


wanych części i cech, współistniejących niezależnie od naszej świa
domości", bądź też — jak to ma miejsce w „myśleniu naturalnym"
__„rzecz fenomenalną", a wiec „następstwo spójnych i obejmowa
nych przez pewne akty psychiczne treści" występujących przy
/wszechstronnym oglądaniu rzeczy". W pierwszym przypadku
,£0 ipso nie może być mowy o naoczności", gdyż „byłaby to sprze
czność"; natomiast immanencja rzeczy fenomenalnej nie nastręcza
żadnych problemów poza transcendencją w czasie, ale tutaj —
stwierdza Husserl — „wszystko zależy od tego, jak się umówimy,
czy przez immanentną treść aktu rozumieć tylko jego immanentną
treść w jakimś momencie jego istnienia", czy też „immanentne
kontinuum treści podczas całego jego zachodzenia". 49
Reprezentacja — twierdzi dalej Husserl — nie redukuje się do
prostego braku naoczności czy też wplecenia w przedstawienie
naoczne pewnych treści nienaocznych, lecz jest zasadniczo „nową
odmianą świadomości", choć zawsze musi opierać się na „funda-
mencie naoczności".50 Bliższą charakterystykę różnych „form re-
prezentacji" daje Husserl w III, nie opublikowanej w roku 1894,
części rozprawy, gdzie rozróżnia „reprezentację w sensie znaku" i
„reprezentację w sensie pojęcia", oraz przeprowadza pogłębioną
analizę tej ostatniej. Tam też Husserl podejmuje próbę genetyczne-
go wyjaśnienia reprezentacji jako pewnego „poczucia braku", „po-
czucia pustki" (por. późniejszą „pustą intencję"!) czy „zahamowa-
nia". Źródłem owego „poczucia, które nadaje fenomenowi chara -
kter intencji czyli reprezentacji", ma być — w myśl przedstawionej
tu teorii — przerwanie naturalnego i „zwykłego" przebiegu przed-
stawień naocznych.51
Tak więc „reprezentacja" jest tutaj tożsama z „intencją" i jako
taka przeciwstawiona jest zasadniczo „nieintencjonalnej" świado-
mości. Następuje przy tym charakterystyczne rozbicie definicji
Brentana: Jeżeli dla tego ostatniego „intencja" była „skierowaniem

49
HuaXXlI,s. 112.
50
Hua XXII, s. 114 n.
51
Hua XXII, s. 295, por. też s. 411 n.
XXVIII Od
tłumacza
na immanentny obiekt", to dla Husserla albo przedstawienie kieru-
je się ku „obiektowi immanentnemu" i nie jest reprezentacją (inten-
cją), albo też wykracza poza ten obiekt i o ile poza niego wykracza,
o tyle nabiera charakteru intencji. Intencja (reprezentacja) wypeł-
niona przestaje być intencją (reprezentacją) i staje się naocznością. 52
Po opublikowaniu omówionej rozprawy Husserl powrócił jeszcze
do „niemal gotowego do druku" od roku 1891 II tomu Filozofii
arytmetyki, wkrótce jednak ostatecznie zrezygnował z pracy nad tą
książką. Prawdopodobnie wtedy właśnie narodził się pomysł Ba-
dań logicznych?3 W każdym razie już w roku 1896 Husserl wygłosił
na Uniwersytecie w Halle dwa wykłady, które później stały się
podstawą do opracowania Prolegomenów^ Zachowana korespon-
dencja z tego okresu stwarza też możliwość rekonstrukcji pierwot-
nego planu książki. Według Holensteina początkowo miała ona
składać się z trzech części: pierwszej, w zasadzie pokrywającej się z
krytyczną częścią Prolegomenów, drugiej, poświęconej teoriopo-
znawczemu i fenomenologicznemu ugruntowaniu czystej logiki
(poszczególne Badania tomu II pisane były prawdopodobnie jako

52
Cytowany już wyżej wydawca pism Husserla z tego okresu, Bernhard
Rang, zwraca uwagę, że w Psychologische Studien Husserl posługuje się terminami
„intencja" i „intencjonalny" w innym znaczeniu niż w pisanych niemal jednocześ-
nie Intenthnale Gegenstdnde. O ile w omówionej wyżej rozprawie polemicznej „in-
tencjonalny" — tak jak u Twardowskiego — znaczy tyle, co „nieistniejący", „tylko
przedstawiony", to tutaj „intencja" używana jest w opozycji do „naoczności", „in -
tencjonalny" to tyle, co „nienaoczny". Podobnego przesunięcia znaczeniowego
można zresztą dopatrzyć się w samych Badaniach logicznych. Wydaje się jednak, że
nie jest ono przypadkowe i ostatecznie rozwiązane zostaje w Husserlowskiej teorii
prawdy przedstawionej w Badaniu VI.
Wiadomo, że nad Badaniami Husserl z całą pewnością pracował już zimą
1896; 22 XII tego roku pisał do H. von Arnima: „Moje opracowanie na czysto
badań logicznych uczyniło znaczne postępy." — Przytaczam za Husserliana XVII,
s. XXIII; por. też przytoczony wyżej fragment listu do Natorpa.
54
Husserl wprost pisze o tym w Przedmowie do drugiego wydania, s. B XII.
Elmar Holenstein, wydawca Prolegomenów w serii Husserliana, twierdzi jednak, że
informacji tej nie należy brać zbyt dosłownie. Jego zdaniem porównanie zachowa -
nych fragmentów wykładu z tekstem opublikowanym w roku 1900 ujawnia bar -
dzo daleko idące przeróbki, zasadniczo zmieniające rozłożenie akcentów. Por. Ein-
leitung des Herausgebers w Husserliana XVIII, s. XXV n.
Od tłumacza I '

XXIX

wstępne studia), oraz trzeciej, obszernie rozwijającej problematy-


kę, która ostatecznie pomieszczona została w końcowym rozdziale
Prolegomenów?5 Plan ten nie został jednak zrealizowany i jesienią w
roku 1899 Husserl, choć zdawał sobie sprawę, że jego „praca jest
systematycznie powiązanym szeregiem badań, lecz nie jedno -
litą książką czy dziełem w sensie literackim", 56 niespodzianie zde-
cydował się na publikację. 57 Rękopis początkowo został złożony w
wydawnictwie Veit & Comp. w Lipsku, jednak później, już po
wydrukowaniu sygnalnych egzemplarzy Prolegomenów (z datą
1899), Husserl, niezadowolony z współpracy z wydawcą, prze -
niósł książkę do swego późniejszego stałego wydawcy Maxa Nie-
meyera w Halle. W tym wydawnictwie Prolegomena ukazały się w
roku 1900 jako Część I Badań logicznych, zaś rok później ukazała się
Część II obejmująca wszystkie sześć Badań.
W roku 1913 Husserl równocześnie z I Księgą Idei opublikował
drugie, znacznie zmienione wydanie książki, obejmujące Prolego-
mena (teraz jako Tom I) oraz Tom II, do którego jako Część I weszły
Badania I-V. Plan radykalnego rozszerzenia Badania VI, o którym
Husserl pisze w Przedmowie do drugiego wydania, ostatecznie
nie został wówczas zrealizowany i Badanie to, w postaci nieznacz-
nie tylko zmienionej, ponownie ukazało się dopiero w roku 1921,
jako II Część II Tomu. Dalsze wydania, które ukazały się za życia
autora — III (z roku 1922) i IV (z roku 1928) — w zasadzie były już
tylko przedrukiem wydania drugiego.

Podstawą poniższego przekładu Prolegomenów jest wydanie drugie


z roku 1913. Wydanie to zostało porównane z wydaniem pier-
wszym, z roku 1900, jak również z opracowanym przez Elmara
55
Por. E. Holenstein, op. tit., s. XXXI n.
56
Por. niniejszy tom, s. B XI n.
57
Schuhmann przytacza opowieść żony Husserla, Malwiny, według której
Carl Stumpf miał po prostu nie pytając Husserla o zgodę zabrać rękopis z jego
biurka i zanieść do wydawnictwa. Por. Husserl-Chronik, s. 57 n. W świetle wyda
nych dokumentów wydaje się jednak, że opowieść tę należy brać cum grano salis.
xxx Od
tłumacza
Holensteina krytycznym wydaniem w serii Husserliana. Podobnie
jak w wydaniu Hollensteina ważniejsze różnice między wydaniami
podawane są w przypisach u dołu strony. Należy tu jednak wyraź-
nie zaznaczyć, że przypisy te w niniejszym przekładzie nie pokry-
wają się z przypisami Hollensteina. Pominięto większość warian-
tów mających charakter poprawek czysto stylistycznych, które albo
uległyby zatarciu w przekładzie, albo też, pedantycznie oddawa-
ne, niepotrzebnie utrudniałyby lekturę książki. Pominięto też róż-
nice w sposobie wyróżniania niektórych słów — np. w wydaniu
pierwszym ein w fukcji liczebnika Husserl zawsze pisze wielką
literą i niekiedy drukiem rozstrzelonym, w wydaniu drugim —
zawsze drukiem rozstrzelonym. Dodano natomiast kilka przypi-
sów o charakterze edytorskim i translatorskim. Inaczej niż u Holen-
steina, zachowano wszystkie stosowane przez autora wyróżnienia
poprzez drobniejszy druk oraz zróżnicowanie cudzysłowów.
W przypisach podano informacje o polskich wydaniach książek,
na które powołuje się autor.

J.S.
Nota edytorska

Poniższy przekład umożliwia lekturę zarówno pierwszego, jak i


drugiego wydania Badań logicznych. Czytelnik zainteresowany wy-
daniem drugim powinien czytać tekst zasadniczy i może zignoro-
wać wszystkie przypisy oznaczone cyfrą arabską. Czytelnik pragną-
cy zrekonstruować wydanie pierwsze powinien uzupełnić tekst
wariantami podanymi w tych przypisach. Warianty, zarówno w
wydaniu I (A), jak i II (B), ujęte zostały w nawiasy ostre.
Wszystkie przypisy oznaczone asteryskiem i oddzielone od te-
kstu zasadniczego krótką kreską pochodzą od autora. Przypisy
oznaczone cyframi arabskimi i oddzielone od tekstu kreską bieg-
nącą przez całą szerokość strony bądź sygnalizują warianty tekstu,
bądź też zawierają informacje o charakterze edytorskim lub trans-
latorskim. Krótkie informacje bibliograficzne dotyczące polskich
przekładów cytowanych książek włączono niekiedy bezpośrednio
do przypisów autora, wyodrębniając je nawiasem kwadratowym.
Nawias taki zawsze oznacza słowa dodane przez tłumacza.
Na marginesach podano paginację wydania A i B, dodatkowo
zaznaczając orientacyjnie początek strony pionową kreską w tek-
ście. W związku z tym w wewnętrznych odnośnikach autora za-
chowano oryginalne numery stron obu tomów Badań logicznych.
Pifidmowa

Badania logiczne, których publikację rozpoczynam niniejszymi Pro-


legomenami, wyrosły z nie dających się usunąć problemów, które
ustawicznie powstrzymywały, a w końcu całkiem przerwały po-
stęp mych wieloletnich starań o filozoficzne rozjaśnienie czystej
matematyki. Obok pytań o pochodzenie podstawowych pojęć i
intuicji matematycznych starania owe dotyczyły zwłaszcza trud-
nych problemów teorii i metody matematycznej. To, co według
tradycyjnej czy jakkolwiek bądź reformowanej logiki miało być
łatwo zrozumiałe i przejrzyste, mianowicie racjonalna istota nauki
dedukcyjnej, jej formalna jedność i metodyka symboliczna, w ba-
daniach nad rzeczywiście danymi naukami dedukcyjnymi okazy-
wało się ciemne i problematyczne. Im głębiej wnikały moje analizy,
tym jaśniej uświadamiałem sobie, że logika naszych czasów nie
dorasta do współczesnej nauki, choć przecież jest powołana do jej
rozjaśnienia.
Szczególnych trudności przysporzyło mi logiczne przebadanie
formalnej arytmetyki i teorii mnogości, owej dyscypliny i metody
wyrastającej ponad wszelkie szczegółowe określenia form liczb i
rozciągłości. Skłoniło mnie ono do rozważań nader ogólnego ro-
dzaju, wznoszących się ponad wąską sferę matematyczną i zmie-
rzających ku ogólnej teorii formalnych systemów dedukcyjnych.
| Spośród wątków problemowych, które mi się przy tym narzuciły,
bliżej zarysuję tu tylko jeden.
Widoczna możliwość uogólnień, resp. przekształceń formalnej
arytmetyki, dzięki czemu nie zmieniając istotnie swego charakteru
teoretycznego i metodyki rachunkowej może ona zostać wyprowa-
dzona poza obszar ilościowy, musiała doprowadzić do wglądu, że
to, co ilościowe, bynajmniej nie należy do najogólniejszej istoty
[sfery] matematycznej czy „formalnej" oraz ugruntowanej w niej
metody obliczeniowej. Gdy następnie w „logice matematyzującej"
poznałem de facto nieilościową matematykę, i to jako niepodważalną
Przedmowa

[ [BVII]J dyscyplinę o matematycznej formie i metodzie, rozpatrującą za-


równo stare sylogizmy, jak i nowe, nieznane tradycji formy wnio-
skowania, pojawiły się przede mną ważne problemy dotyczące
ogólnej istoty [sfery] matematycznej w ogóle, naturalnych związ-
ków oraz granic między systemami matematyki ilościowej i nieilo-
ściowej, a zwłaszcza np. stosunku między tym, co formalne w
matematyce, a tym, co formalne w logice. Zgodnie z naturą rzeczy
od nich musiałem posunąć się dalej aż do fundamentalnych pytań
o istotę formy poznania w odróżnieniu od materii poznania,
oraz o sens różnicy między formalnymi (czystymi) określeniami,
prawdami i prawami.
Ale także z zupełnie innej jeszcze strony uwikłałem się w pro -
blemy ogólnej logiki i teorii poznania. Wyszedłem od panującego
przeświadczenia, że psychologia jest tą [dyscypliną], od której tak
logika w ogóle, jak i logika nauk dedukcyjnych winna spodziewać
się filozoficznego rozjaśnienia. Stosownie do tego w pierwszym
(i jedynym opublikowanym) tomie mej Filozofii arytmetyki badania
psychologiczne zajęły nader wiele miejsca. To psychologiczne ufun-
dowanie | pod pewnymi względami nigdy nie mogło mnie zado-
wolić. Tam, gdzie szło o pytania dotyczące pochodzenia przed-
stawień matematycznych bądź też de facto psychologicznie określo-
nego ukształtowania metod praktycznych, wynik analizy
psychologicznej wydawał mi się jasny i pouczający. Gdy tylko jed-
nak przechodziłem od psychologicznych związków myślenia do
logicznej jedności treści myślenia (jedności teorii), nie mogłem uzy-
skać ciągłości i jasności. Dlatego też tym bardziej nie dawała mi
spokoju zasadnicza wątpliwość: jak obiektywność matematyki i w
ogóle wszelkiej nauki da się pogodzić z psychologicznym uzasad-
nieniem logiki. Ponieważ to wszystko zachwiało moją opartą na
przeświadczeniach panującej logiki metodą, by w drodze analiz
psychologicznych logicznie rozjaśniać dane nauki, w coraz wię-
kszej mierze czułem sie zmuszony do ogólnej krytycznej refleksji
nad istotą logiki, a zwłaszcza nad stosunkiem [zachodzącym] mię-
dzy subiektywnością poznawania a obiektywnością treści pozna-
nia. Opuszczony przez logikę wszędzie tam, gdzie spodziewałem
się uzyskać od niej odpowiedź na nurtujące mnie pytania, byłem w
końcu zmuszony do całkowitego zawieszenia mych badań z zakresu
Przedmowa o

filozofii matematyki, do czasu osiągnięcia pewności i jasności w


podstawowych kwestiach teorii poznania i w krytycznym zrozu-
mieniu logiki jako nauki.
Gdy teraz publikuję te wyrosłe z wieloletniej pracy próby
n o w e g o u z a s a d n i e ni a c z y s t e j l o g i k i i t e o r i i p o -
znania, czynie to w przeświadczeniu, że samodzielność, z jaką
obieram drogę odmienną od tej, którą kroczy panujący kierunek
logiczny, gdy zważy się poważne rzeczowe motywy, które mnie do
tego skłoniły, nie zostanie błędnie zrozumiana. Kierunek mego roz-
woju sprawił, że w podstawowych przekonaniach logicznych da-
leko odszedłem od | ludzi i dzieł, którym me wykształcenie nauko- [A VIII] [B
we | najwięcej zawdzięcza, z drugiej zaś strony znacznie zbliżyłem VIII]
się do szeregu badaczy, których dzieł nie umiałem wcześniej słusznie
ocenić i dlatego w pracach mych zbyt mało z nich korzystałem. Z
włączania ex post obszernych literackich i krytycznych odesłań do
pokrewnych badań, niestety, musiałem zrezygnować. Co się jed -
nak tyczy szczerej krytyki, jakiej poddałem psychologistyczną logi-
kę i teorię poznania, to chciałbym tu przypomnieć słowa Goethego:
„Wobec niczego człowiek nie jest tak surowy jak wobec świeżo
pokonanych błędów."1

Halle a. d. S., 21 maja 1900

1
Cytat zaczerpnięty z Campagne in Frankreich 1792.
Przedmowa do drugiego wydania

Pytanie, w jakiej formie powinno się ukazać nowe wydanie tej od lat
już wyczerpanej książki, przysporzyło mi niemało kłopotów. Badania
logiczne były dla mnie dziełem przełomu, a wiec nie końcem, lecz
początkiem. Po zakończeniu druku natychmiast podjąłem dalsze studia.
Próbowałem w bardziej doskonały sposób zdać sobie sprawę z sensu,
metody i filozoficznej doniosłości fenomenologii, wszechstronnie
prześledzić wytyczone kierunki problemowe, zarazem zaś podjąć
równoległe problemy na wszystkich obszarach ontycznych i
fenomenologicznych. Zrozumiałe, że wraz z rozszerzeniem horyzontu
przyjętego w badaniach, wraz z głębszym poznaniem tak splątanych ze
sobą intencjonalnych „modyfikacji", wielorako przenikających się
struktur świadomości, przesunęło się niejedno z ujęć uzyskanych w
pierwszym wniknięciu na nowy obszar. Miejsca, które wówczas jeszcze
były ciemne, zostały [BIX] rozjaśnione, wieloznaczności rozwikłane, |
izolowane uwagi, którym pierwotnie nie można było przypisywać
szczególnej doniosłości, przy przejściu do szerszego kontekstu uzyskały
podstawowe znaczenie; krótko, wszędzie w pierwotnej sferze badań
dokonane zostały nie tylko uzupełnienia, lecz także przewartościowania,
zaś z punktu widzenia poznania poszerzonego, a zarazem pogłębionego,
już nawet samo uporządkowanie wywodów wydało się niezbyt
adekwatne. Sens i wymiar tego postępu i poszerzenia kręgu badań
ukazuje już wydana niedawno pierwsza księga mych Idei czystej
fenomenologii i fenomenologicznej filozofii, która ukazała siew pierwszym
tomie „Jahrbuch fur Philosophie und phanomenolo-gische Forschung"
(1913), 1 zaś mająca wkrótce nastąpić publikacja obu pozostałych ksiąg2
ukaże to jeszcze lepiej.
1
Polski przekład Danuty Gierulanki, Idee czystej fenomenologii i fenomenologicz
nej filozofii, Warszawa 19671,1975".
2
Księgi II i III, wbrew tej zapowiedzi, opublikowane zostały dopiero po
śmiertnie w roku 1952 jako IV i V tom Husserliana. Polski przekład Danuty Gierulan
ki: Idee czystej fenomenologii i fenomenologicznej filozofii, Księga druga, Warszawa 1974.
Przedmowa do drugiego wydania 5

Początkowo żywiłem nadzieję, że po wykryciu i przebadaniu


radykalnej problematyki czystej fenomenologii i fenomenologicz-nej
filozofii będę mógł przedstawić szereg systematycznych opracowań,
które nowe wydanie starej pracy uczyniłyby zbytecznym, skoro jej
treść, z której żadną miarą nie należy rezygnować, po oczyszczeniu i
adekwatnym do problematyki uporządkowaniu, znalazłaby w nich swe
stosowne miejsce. Gdy jednak przystąpiłem do dzieła, pojawiły się
poważne wątpliwości. Wobec zakresu i trudności przeprowadzonych już
wprawdzie in concreto badań, które jednak teraz należałoby dopiero
literacko ujednolicić, najczęściej przedstawić w nowy sposób, a w
trudnych punktach także poprawić, realizacja tego zamiaru zajęłaby
wiele lat. Tak więc zdecydowałem się najpierw ułożyć Idee. Miały one
dać ogólne, a zarazem treściwe (gdyż w całości oparte na rzeczywiście
przeprowadzonej pracy) wyobrażenie o nowej fenomenologii: o jej
metodzie, systematycznej problematyce, funkcji, jaką pełni ona
umożliwiając filozofię ściśle naukową, jak również dostarczając
teoretycznych podstaw psychologii empirycznej. Potem jednak
powinno natychmiast ukazać się nowe wydanie Badań | logicznych, i to w
po- [B X] prawionej postaci, która, w miarę możliwości dostosowana do
stanowiska Idei, mogłaby pomóc wprowadzić czytelnika w rzeczywistą
pracę fenomenologiczną i teoriopoznawczą. Jeśli bowiem niniejsze
Badania były pomocne tym, którzy interesują się fenomenologią, to
płynęło to stąd, iż nie oferowały one jedynie programu (jednego z
owych górnolotnych programów, których tak wiele w filozofii), lecz
próby dającej się rzeczywiście przeprowadzić fundamentalnej pracy na
bezpośrednio zobaczonych i uchwyconych rzeczach; oraz iż nawet tam,
gdzie ograniczały się one jedynie do krytyki, nie gubiły się w
roztrząsaniach stanowisk, lecz ostatnie słowo oddawały rzeczom
samym i wykonanej na nich pracy. Oddziaływanie Idei miało się
wesprzeć na rezultatach Badań logicznych: jeśli te ostatnie zaznajamiały
czytelnika z pewną grupą fundamentalnych pytań w rozwiniętym
badaniu, to Idee poprzez swój sposób rozjaśniania metody na podstawie
ostatecznych źródeł, wytyczania głównych struktur czystej
świadomości oraz systematycznego ukazywania w nich problemów
roboczych mogły być mu pomocne w dalszych, samodzielnych
postępach.
6 Przedmowa do drugiego wydania

Przeprowadzenie pierwszej części mojego planu było stosunkowo


łatwe, i jeśli nawet niespodziewana objętość napisanych za jednym
zamachem dwóch pierwszych ksiąg Idei (które dla mych celów istotnie
wchodziły w grę) podczas druku zmusiła do podziału publikacji, to
przecież w końcu i sama księga I na razie mogła wystarczyć. Dużo
więcej trudności przysporzyło mi wypełnienie mojego drugiego
zamiaru. Niemożliwość podniesienia całej pracy do poziomu Idei
znawca dostrzeże bez trudu. Oznaczałoby to napisanie pracy zupełnie
od nowa — przesunięcie ad kalendas graecas. Z drugiej strony całkowita
rezygnacja z przeróbek i jedynie mechaniczny przedruk wydały mi się
— w obliczu celów uprawomocniających nowe wydanie — raczej
wygodne niż sumienne. [BXI] Czyż wolno by mi było znów |
wprowadzać czytelnika w błąd przez niedopatrzenia, wahania,
niezrozumienie własnych intencji, które, nawet jeśli były trudne do
uniknięcia w pierwszym wydaniu takiej pracy i dadzą się
usprawiedliwić, niepotrzebnie utrudniałyby mu jasne uchwycenie tego,
co istotne?
Nie zostało mi więc nic innego jak spróbować trzeciej drogi, a
przy tym poniekąd zaprzeć się samego siebie. Oznaczało to bo-
wiem pozostawienie pewnych związanych z jednolitym stylem
pracy niejasności, a nawet błędów. W przeróbkach kierowałem się
następującymi maksymami:
1. Nie dopuścić do nowego wydania niczego, o czym nie
był
bym w pełni przekonany, że zasługuje na dokładne studium. Z te
go względu mogłem więc pozostawić także pojedyncze błędy, jeśli
wolno mi je było potraktować jako naturalny wstępny szczebel
do
przewartościowującej ich słuszne motywy prawdy. Mogłem sobie
przy tym powiedzieć: czytelnicy, którzy wychodzą od dominują
cych współcześnie kierunków filozoficznych — w istocie tych sa
mych, co w dziesięcioleciu powstawania tej pracy — zrazu,
podob
nie jak niegdyś autor, znajdą dostęp tylko do pewnych wstępnych
szczebli fenomenologicznych resp. logicznych. Dopiero gdy
opanu
ją fenomenologiczny sposób prowadzenia badań, rozpoznają
fun
damentalne znaczenie pewnych rozróżnień, które przedtem
mogą
im się wydać nieistotnymi niuansami.
2. Poprawić wszystko, co może być poprawione bez
gruntow
nej zmiany toku i stylu starej pracy; przede wszystkim dać jak
Przedmowa do drugiego wydania 7

najbardziej zdecydowany wyraz wszystkim nowatorskim moty-


wom, które się w niej wyłoniły, które jednak autor, początkowo
niepewny i onieśmielony, w pierwszym wydaniu już to ostro zary-
sowuje, już to zamazuje.
3. W toku wywodu stopniowo wznosić czytelnika na coraz wyższy
całościowy poziom wglądu, idąc w tym za pierwotnym charakterem
pracy. W tym miejscu należy przypomnieć, że praca jest
systematycznie powiązanym szeregiem badań, lecz nie jednolitą I
książką czy dziełem w sensie literackim. Jest w tym [B XII] ustawiczne
wznoszenie się z poziomu niższego na wyższy, dopracowywanie się
coraz to nowych wglądów logicznych i fenomeno-logicznych, które nie
pozostają bez wpływu na te, które uzyskane zostały wcześniej.
Ujawniają się coraz nowe warstwy fenomeno-logiczne i współokreślają
ujęcia wcześniejszych. Ten charakter starej pracy zdawał się umożliwiać
taką przeróbkę, która świadomie przenosiłaby czytelnika coraz wyżej, i
to tak, by w ostatnim Badaniu w istocie osiągnięty został poziom Idei,
zaś niejasności i kompromisy, na które przedtem trzeba było przystać,
zostałyby w pełni rozjaśnione.
Tymi więc maksymami kierowałem się w pracy i mam wraże-
nie, przede wszystkim w odniesieniu do obu na razie wydawa -
nych części (Prolegomenów i pierwszej części tomu drugiego), że
wielki wysiłek, który podjąłem, nie poszedł na marne. Naturalnie
musiałem już to uzupełniać, już to skreślać, pisać na nowo już to
poszczególne zdania, już to całe paragrafy i rozdziały. Zawartość
myślowa uległa zagęszczeniu i ekstensywnemu wzbogaceniu,
wzrost objętości całej pracy, zwłaszcza tomu drugiego — mimo
rezygnacji z naszpikowania jej dodatkami krytycznymi — był nie-
unikniony, co zmusiło do podziału tego tomu.
Odnośnie do poszczególnych Badań i ich nowej postaci należa-
łoby powiedzieć, co następuje: Prolegomena do czystej logiki w swej
istotnej treści są jedynie opracowaniem dwóch uzupełniających się
cyklów wykładów wygłoszonych w Halle latem i jesienią 1896
roku. Z tym wiąże się ich nieco bardziej żywy styl, który sprzyjał
ich oddziaływaniu. Także myślowo praca ta ma charakter jednolity
i dlatego nie sądziłem, by wolno mi ją było radykalnie przerabiać.
Z drugiej strony uznałem za możliwe, mniej więcej od połowy,
8 Przedmowa do drugiego wydania
w wielu miejscach znacznie ulepszyć tok wykładu, usunąć niedo-
patrzenia, ważne punkty ukazać w ostrzejszym oświetleniu. Zapewne,
niektóre częściowo nader istotne niedociągnięcia — jak [B XIII] |
pojęcie „prawdy samej w sobie", nazbyt jednostronnie zorientowane na
veriłes de raison — jako należące do jednolitego poziomu pracy, musiały
pozostać. Badanie szóste (teraz druga część drugiego tomu) przyniesie
konieczne w tym względzie wyjaśnienia.
Obciążanie sporu z psychologizmem nowymi krytykami czy
zgoła odpowiedziami na krytyki (które przecież nie wniosłyby naj-
drobniejszego nowego motywu myślowego) nie wydało mi się sto-
sowne. Wyraźnie muszę podkreślić, że ta w istocie tylko odnowio-
na praca z roku 1899* odnosi się do tego właśnie punktu czasowe -
go. Od jej ukazania się niektórzy spośród autorów, których
przedstawiłem jako reprezentantów (logicznego) psychologizmu,
istotnie zmienili swe stanowisko. I tak np. Th. Lipps w swych
nader ważnych i oryginalnych pismach od około roku 1902 to by-
najmniej nie ten sam, którego tu cytuję. Inni autorzy w tym czasie
próbowali inaczej uzasadnić swe psychologistyczne stanowisko, o
czym, choć moja praca tego nie uwzględnia, nie należy zapominać.
Co się tyczy drugiego tomu nowego wydania, to chwiej ne
i nie oddające sprawiedliwości istotnemu sensowi i metodzie
rzeczywiście przeprowadzonych badań Wprowadzenie zostało ra-
dykalnie przerobione. Jego niedostatki odczułem natychmiast po
opublikowaniu i wkrótce znalazłem okazję (w recenzji zamieszczo-
nej w Archivfiir systematische Philosophie, t. XI, 1903, s. 397 nn.)1, by
wnieść sprzeciw wobec mego wprowadzającego w błąd nazywa -
nia fenomenologii deskrypcyjną psychologią. Niektóre zasadnicze

Druk Prolegomenów (bez Przedmowy) zakończony został już w listopadzie


1899. Por. mój autoreferat w Vierteljahrsschrifł fiir wissenschaftliche Philosophie 1900,
s.512n.

1
Chodzi o recenzję artykułu Th. Elsenhansa Das VerhMtnis der Logik zur Psy-
chologie („Zeitschrift fur Philosophie und Philosophische Kritik", 109,1897, s. 195-
212), zamieszczoną przez Husserla de facto w IX tomie wspomnianego „Archiv...",
w ramach szerszego cyklu Bericht iiber deutsche Schriften zur Logik in den Jahren
1895-99, „Dritter Artikel", s. 493-408. Por. nowe wydanie: Aufsatze und Rezensionen
(1890-1910): Husserliana XXII, Den Haag 1979, s. 203-208.
Przedmowa do drugiego wydania 9

punkty już tam zostały pokrótce ostro scharakteryzowane. Psycho-


logiczny opis przeprowadzony w doświadczeniu wewnętrznym wydaje
się równorzędny przeprowadzanemu w doświadczeniu zewnętrznym
opisowi zewnętrznych procesów przyrodniczych; z drugiej strony
przeciwstawiony zostaje on opisowi feno- menologicznemu, w
którym wszystkie transcendentne interpretacje immanentnych | danych,
także jako „czynności i stanów psychi- [B XIV] cznych" realnego Ja,
zostają całkowicie wyłączone. Opisy fenomenologii, powiada się tam (s.
399), „nie dotyczą przeżyć czy klas przeżyć empirycznych osób; gdyż o
osobach, o przeżyciach, moich i kogoś innego, nie wie ona nic i nic nie
przypuszcza; nie stawia wobec nich żadnych pytań, nie próbuje określeń
ani nie czyni żadnych hipotez". Pełna refleksyjna jasność co do istoty
fenomenologii, którą uzyskałem wtedy i w następnych latach, i która
stopniowo doprowadziła mnie do systematycznej nauki o „fenomenologi-
cznych redukcjach" (por. Idee I, część 2), wykorzystana została zarówno
w nowym opracowaniu Wprowadzenia, jak i w tekście następujących
dalej Badań, i pod tym względem podniosła pracę na istotnie nowy
poziom jasności.
Pierwsze z pięciu Badań wypełniających pierwszą część tomu
drugiego — Wyrażenie i znaczenie — także w nowym wydaniu zacho-
wało swój „jedynie przygotowawczy" charakter. Daje ono do my-
ślenia, kieruje spojrzenie kogoś stykającego się po raz pierwszy z
fenomenologią ku pierwszym i od razu bardzo trudnym proble -
mom świadomości znaczenia, nie oddając im jednak w pełni sprawie-
dliwości. Sposób, w jaki rozprawia się ono z kwestią znaczeń okazjo-
nalnych (do których przecież, po bliższym przyjrzeniu się, należy
zaliczyć znaczenia wszystkich orzeczników empirycznych), jest roz-
wiązaniem przyjętym na siłę — wymuszoną konsekwencją niedo-
skonałego ujęcia istoty „prawdy samej w sobie" w Prolegomenach.
Jako dalszy brak tego Badania, który zrozumiany i sprostowa-
ny mógł być dopiero w zakończeniu tomu, należy wymienić to, że
nie uwzględnione są w nim jeszcze rozróżnienie i paralelizm tego,
co „noetyczne", i tego, co „noematyczne". (O ich fundamentalnej
roli we wszystkich warstwach świadomości pełną informację
dają dopiero Idee, uwidocznia się ona jednak już w wielu poszcze-
gólnych wywodach ostatnich badań starej pracy.) Stąd też nie jest
10 Przedmowa do drugiego wydania
ukazana istotna dwuznaczność „znaczenia" jako idei. Jednostron-[B XV]
nie | akcentowane jest noetyczne pojecie znaczenia, podczas gdy w wielu
ważnych miejscach wchodzi w grę głównie pojęcie noe-matyczne.
Drugie Badanie o Idealnej jedności species i nowoczesnych teoriach
abstrakcji zawdzięcza swemu stylowi, ale także swym ogranicze-
niom, pewne dopełnienie, sprawiające, iż zasadnicze przekształce-
nia nie wydały się pożądane, co zresztą nie wykluczyło wielu poje -
dynczych ulepszeń. Jak przedtem, nie rozważa się tu z istoty róż -
nych typów idei, którym naturalnie odpowiadają z istoty różne
typy „ideacji". W Badaniu tym chodzi tylko o to, by na jakimś
typie, reprezentowanym np. przez ideę „czerwień", nauczyć się
widzieć idee, oraz rozjaśniać sobie istotę takiego „widzenia".
W znacznym stopniu przerobione zostało Badanie trzecie Z na-
uki o częściach i całościach, jakkolwiek tutaj nie trzeba było zawierać
żadnych niezadowalających kompromisów ani nie były konieczne
sprostowania czy pogłębienia. Wystarczyło uwypuklić własny sens
Badania i jego doniosłych, jak sądzę, wyników, oraz usunąć różno-
rakie niedoskonałości redakcji. Mam wrażenie, że Badanie to czy-
tane jest nazbyt rzadko. Dla mnie było ono wielką pomocą, nadto
zaś stanowi przecież istotny warunek zrozumienia dalszych Badań.
Podobnie jak z trzecim, mają się też sprawy z Badaniem czwar-
tym O różnicy miedzy znaczeniami samodzielnymi i niesamodzielnymi
oraz o idei czystej gramatyki. Moje stanowisko tutaj także nie uległo
zmianie. Tekst został ulepszony i nieco wzbogacony treściowo o
pewne sugestie odnoszące się do przyszłych publikacji [materiału]
z mych wykładów logicznych.
Głębokim przeróbkom musiało zostać poddane Badanie piąte O
przeżyciach intencjonalnych i ich treściach. Atakowane są w nim kardynalne
problemy fenomenologii (zwłaszcza fenomenologicz-[B xvi] nej teorii
sądu), | w odniesieniu do których można było, nie zmieniając struktury i
istotnej treści Badania, osiągnąć znacznie wyższy szczebel jasności i
wglądu. Nie akceptuję już negacji czystego Ja, pozostawiłem jednak
odnośne wywody w skróconej i formalnie ulepszonej postaci, jako obiekt
interesującej polemicznej dyskusji P. Natorpa (por. jego nową Allgemeine
Psychologie, tom 1,1913). Zupełnie wykreśliłem wielokrotnie cytowany,
niezbyt jasny i w kon-
Przedmowa do drugiego ■wydania 11

tekście całkiem zbyteczny paragraf 7 „Wzajemne rozgraniczenie


psychologii i nauki przyrodniczej". Nazbyt konserwatywny byłem
zapewne tylko o tyle, że zachowałem zupełnie nietrafny termin
„przedstawienie nominalne", gdyż w ogóle starałem się unikać
naruszania terminologii pracy.
Do drugiej części drugiego tomu przewidziane jest znajdujące
się w druku nowe opracowanie fenomenologicznie najważniejsze -
go Badania szóstego. W tym przypadku od razu się przekonałem,
że nie mogę poprzestać na opracowaniu starej treści, kierując się,
paragraf po paragrafie, tokiem pierwotnego wywodu. Wprawdzie
ich zawartość problemowa powinna zostać zachowana, lecz właś -
nie w odniesieniu do niej zaszedłem znacznie dalej i tutaj już nie
mógłbym sobie pozwolić na kompromisy w sensie moich „ma-
ksym". Dlatego też postępowałem tu w sposób zupełnie swobod ny
i ażeby naukowo przeprowadzić wielkie, a w pierwszym wydaniu
nazbyt niedoskonale zbadane tematy, dołączyłem cały szereg
nowych rozdziałów, co sprawiło, iż objętość tego Badania znacz -
nie wzrosła.1
Tak jak w Prolegomenach, również w drugim tomie (z jednym
niewielkim wyjątkiem w Badaniu czwartym) nie zajmuję się licznymi
krytykami, które, jak niestety muszę stwierdzić, opierają się niemal
wyłącznie na niezrozumieniu sensu moich wywodów. Za bardziej
pożyteczne uznałem przeto omówienie w ogólnej for mie typowych
nieporozumień co do mych zamierzeń filozofi cznych i ich historycznego
usy|tuowania, mianowicie w zakończę- [B XVII] niu drugiego tomu, jako,
by się tak wyrazić, posłowie. Czytelnik już po lekturze Prolegomenów
może sięgnąć do tego dodatku, by zawczasu uchronić się przed tymi, jak
się wydaje, narzucającymi się nieporozumieniami.
Do pracy dołączony zostanie szczegółowy indeks, sporządzony
z wielką troskliwością przez Pana kand. fil. Rudolfa Clemensa. 2 W
ogóle muszę serdecznie podziękować wielu pomocnikom.
1
W wydaniu z roku 1913 Badanie VI ostatecznie nie ukazało się, natomiast
w wydaniu następnym, w roku 1921, dołączone zostało ponownie w postaci tylko
nieznacznie zmienionej.
2
Indeks ten nie ukazał się.
12 Przedmowa do drugiego wydania
W pierwszym rzędzie Panu docentowi drowi Adolfowi Reinacho-
wi, który przed dwoma laty, gdy zacząłem rozważać możliwość
nowego opracowania, wspierał mnie z zapałem i znajomością rze-
czy. Trud korekty był znacznie lżejszy dzięki wiernej współpracy
panów dra Hansa Lippsa oraz kand. fil. Jeana Heringa.

Getynga, w październiku 1913 E.


Husserl

ł*-
Wjpfowadzenie f[A3] \
[B3]

§ 1. Spór o definicję logiki i istotną


zawartość jej teorii

„Między autorami jest równie wielka różnorakość sposobów, jakie


przyjęli, definiując logikę, jak i tych, które traktują o szczegółach tej
nauki. Tego można oczekiwać z natury rzeczy w zakresie każdego
tematu, gdzie pisarze posługiwali się tymi samymi słowami jako
środkiem wypowiedzenia różnych myśli."* Odkąd J. St. Mili tymi
słowami rozpoczynał swe wartościowe opracowanie logiki, prze-
minęło niejedno dziesięciolecie, znakomici myśliciele zarówno po
tej, jak i po tamtej stronie Kanału poświęcali logice swe najlepsze
siły i wzbogacali jej literaturę o coraz to nowe pozycje; ale jeszcze
dzisiaj słowa te mogą posłużyć za stosowną charakterystykę stanu
nauki logicznej, jeszcze dzisiaj bardzo daleko nam do wszechstron-
nej zgody co do definicji logiki i co do jej teoretycznej zawartości.
Nie twierdzimy, że współczesna logika przedstawia ten sam obraz
co logika w połowie stulecia. Zwłaszcza pod wpływem owych wy-
bitnych myślicieli spośród trzech głównych kierunków, jakie od-
najdujemy w logice — psychologicznego, formalnego i metafizycz-
nego — ten wymieniony na pierwszym miejscu zdobył zdecydo-
waną przewagę, zarówno pod względem liczby, jak i znaczenia
swych przedstawicieli. Ale oba pozostałe kierunki nadal jeszcze są

J. St. Mili, Logika, Wprowadzenie, § I.1

1
System logiki dedukcyjnej i indukcyjnej, przełożył Czesław Znamierowski,
Warszawa 1962,1.1, s. 10. W oryginale Husserl powołuje się na przekład niemiecki:
System der deductiven und mductwen Logik. Eine Darlegung der Grundsdtze der Beweis
lehre und der Methode wissenschaftlicher Forschung, mit Genehmigung und ffi
Mitwirkung des Verfassers ubersetzt und mit Anmerkungen versehełT von
Th. Gomperz, Leipzig 1872/1973. W dalszych przypisach odsyłających do dzieła
w nawiasach kwadratowych podano tom i stronę przekładu polskiego
14 Wprowadzeni
e
[A4] rozpowszechnione, sporne | kwestie dotyczące naczelnych zasad,
[B 4] których | refleksy odnajdujemy w różnych definicjach logiki, nadal
są sporne, co zaś się tyczy teoretycznej zawartości systematycznych
opracowań, to wciąż jeszcze jest prawdą, i to raczej w jeszcze większej
mierze, że różni pisarze posługują się tymi samymi słowami jako
środkiem wyrażenia różnych myśli. I jest to prawdą nie tylko w
odniesieniu do opracowań pochodzących z różnych obozów.
Stronnictwo, gdzie odnajdujemy największą aktywność, stronnictwo
logiki psychologistycznej, ukazuje nam jedność przekonań tylko w
stosunku do granic dyscypliny oraz jej istotnych celów i metod; ale
chyba nie będzie można zarzucić nam przesady, gdy w odniesieniu do
przeciwstawnych interpretacji tradycyjnych formuł i fragmentów teorii
posłużymy się wyrażeniem helium omnium con-tra omnes. Daremna
byłaby próba wyodrębnienia sumy rzeczowych twierdzeń i teorii, w
których moglibyśmy upatrywać żelazny zasób nauki logicznej naszych
czasów i jej dziedzictwo na przyszłość.

§ 2. Konieczność ponownego rozważenia


kwestii dotyczących naczelnych zasad
ć doch, choć nie tak płodnych logicznych badaniach
kwesti Trendelenburga, wydają się one całkowicie
i, rozstrzygnięte. Gdy przeto wraz z | wielkim rozkwitem
które studiów psychologicznych kierunek psychologistyczny w
w logice również zdobył przewagę, wszystkie wysiłki
sporze skoncentrowały się już tylko na wszechstronnej
kierun rozbudowie dyscypliny zgod-
ków, a
tym
samy
[ W tym m w
Astanie sporze
o
5nauki,
] nie wytyc
pozwa zenie
[lający słuszn
Bm ych
5oddzie granic
]lić logiki,
indywi odgry
dualny wają
ch rolę
przeko określ
nań odającą.
prawd Z
y drugie
obowi j
ązując strony
ej zainter
powsz esowa
echnie nie
, właśni
cofnię e tymi
cie siękwesti
do ami w
kwesti ostat-
i nich
dotycz dziesię
ących cioleci
naczel ach
nych wyraź
zasad nie
pozost osłabł
aje o. Po
zadani świetn
em, ych
które wystą
stale pie-
trzeba niach
podej Milla
mowa przeci
ć odw
nowa. logice
Szczeg Hamilt
ólnie ona i
zdaje po nie
się tomniej
odnosi słynny
Wprowadzenie 15

nie z naczelnymi zasadami przyjętymi za obowiązujące. Z drugiej


wszakże strony właśnie ta okoliczność, iż tak wiele podejmowa-
nych przez znakomitych myślicieli prób wprowadzenia logiki na
pewny gościniec nauki pozbawionych było zdecydowanego po-
wodzenia, pozwala przypuszczać, że rozważane cele nie zostały
rozjaśnione w tej mierze, w jakiej byłoby to konieczne dla skutecz -
nych badań.
Ujęcie celów jakiejś nauki znajduje wszakże swój wyraz w jej
definicji. Naturalnie nie możemy uważać, że skuteczne opracowanie
jakiejś dyscypliny musi być poprzedzone adekwatnym określeniem
pojęć jej obszaru. Definicje nauki odzwierciedlają etapy jej rozwoju,
wraz z nauką postępuje towarzyszące jej poznanie pojęciowej
swoistości jej przedmiotów, granic jej obszaru i przypadającego mu
miejsca. Z drugiej strony stopień adekwatności definicji, resp.
wyrażonych w tych definicjach ujęć obszaru, oddziałuje również na tok
samej nauki, i to wsteczne oddziaływanie może, w zależności od
kierunku, w jakim definicje odbiegają od prawdy, wywierać już to
mniejszy, już to większy wpływ na bieg rozwoju nauki. Obszar nauki
jest pewną obiektywnie zamkniętą jednością; nie jest kwestią naszej
swobodnej decyzji, gdzie i jak wytyczymy granice między obszarami
prawdy. Królestwo prawdy obiektywnie dzieli się na obszary; badania
muszą być ukierunkowane zgodnie z tymi obiektywnymi jednościami i
zgodnie z nimi winny łączyć się w nauki. Istnieje nauka o liczbach,
nauka o tworach przestrzennych, o istotach zwierzęcych, ale nie ma
odrębnej nauki o liczbach pierwszych, o trapezach, o | lwach, albo też o
tym wszyst- [A 6] kim wziętym łącznie. Tam, gdzie grupa poznań i
problemów narzucających się jako wzajemnie współprzynależne
doprowadza do ukonstytuowania się nauki, nieadekwatność wytyczenia
granic może polegać tylko na tym, że pojęcie obszaru w stosunku | do
tego, [B 6] co dane, ujęte zostanie zrazu zbyt wąsko, a łańcuchy
związków uzasadnień wyprowadzą poza rozważany obszar i dopiero
w szerszym skoncentrują się w pewną systematycznie zamkniętą
jedność. Takie ograniczenie horyzontu nie musi ujemnie wpływać na
pomyślny postęp nauki. Może być tak, że zainteresowanie teoretyczne
najpierw zostanie zaspokojone w węższym kręgu, że praca, którą tu
można wykonać bez uwzględniania głębszych i dalej się-
16 Wprowadzeni
e
gających rozgałęzień logicznych, naprawdę jest tą, która najpierw
była konieczna.
Nieporównanie bardziej niebezpieczna jest jednak inna niedosko-
nałość w wytyczaniu granic obszaru, mianowicie p o m i e s z a -
n i e obszarów, zmieszanie heterogenicznych elementów w
obszarze rzekomo jednolitym, zwłaszcza gdy podstawą tego jest
całkowicie mylna interpretacja obiektów, których przebadanie ma
być istotnym celem intendowanej nauki. Tego rodzaju niezauwa -
żona n-etapccmc eic 'óXXo yivoq może pociągać za sobą najbardziej
szkodliwe skutki: ustalenie nietrafnych celów, postępowanie we-
dług metod zasadniczo opacznych, gdyż niewspółmiernych z praw-
dziwymi obiektami dyscypliny, przemieszanie warstw logicznych,
takie, że naprawdę podstawowe twierdzenia i teorie, częstokroć w
najbardziej osobliwym przebraniu, odsuwane są pomiędzy całkiem
odmienne szeregi myślowe jako pozornie drugorzędne momenty
czy pobieżne konsekwencje itd. Właśnie w przypadku nauk filozo-
ficznych niebezpieczeństwa te są znaczne, toteż pytanie o zakres i
granice ma dla tych nauk znaczenie nieporównanie większe niż w
[A 7] przypadku uprzywilejowanych nauk o | zewnętrznej przyrodzie,
gdzie sam przebieg naszych doświadczeń narzuca nam rozgranicze-
nie obszarów, w obrębie których możliwe jest przynajmniej tym-
czasowe ustanowienie skutecznych badań. Właśnie w odniesieniu
do logiki Kant wypowiedział słynne słowa, które tu uznajemy za
własne: „Nie jest pomnożeniem, lecz zniekształceniem nauk, jeżeli
pozwalamy ich granicom zachodzić na siebie" 1. W rzeczy samej,
[B 7] | w poniższym rozważaniu spodziewam się wyraźnie pokazać, że
logika dotychczasowa, a zwłaszcza psychologicznie ufundowana
logika współczesna niemalże bez wyjątku uległy rozważanym wy-
żej niebezpieczeństwom, i że postęp w poznaniu logicznym został
istotnie zahamowany przez błędną interpretację podstaw teorety-
cznych i przez wyrosłe stąd pomieszanie obszarów.
1
Immanuel Kant, Krytyka czystego rozumu, przełożył Roman Ingarden, War-
szawa 1957,1.1 s. 22 [B VIII]. W dalszych przypisach odsyłających do tego dzieła w
nawiasach kwadratowych zgodnie ze współczesnym zwyczajem podano stronę
wydania pierwszego lub drugiego, a ponadto w nawiasach okrągłych tom i stronę
przekładu polskiego.
Wprowadzenie 17

§ 3. Kwestie sporne.
Droga, którą trzeba obrać

Tradycyjne kwestie sporne związane z wytyczeniem granic logiki


są następujące:
1. Czy logika jest dyscypliną teoretyczną, czy praktyczną
(„umiejętnością").
2. Czy jest ona nauką niezależną od innych nauk, a szcze
gólnie od psychologii bądź metafizyki.
3. Czy jest ona dyscypliną formalną albo, jak zwykło się to
ujmować, czy ma do czynienia z „samą tylko formą po
znania", czy też musi uwzględniać także jego „materię".
4. Czy ma ona charakter dyscypliny apriorycznej i dedu
kcyjnej, czy też empirycznej i indukcyjnej.
Wszystkie te kwestie sporne wiążą się ze sobą tak ściśle, że zajęcie
stanowiska w jednej z nich przynajmniej do pewnego stopnia
warunkuje stanowisko w pozostałych albo faktycznie na nie wpływa.
Logika jest dyscypliną teoretyczną, niezależną od psychologii, a |
zarazem formalną i dedukcyjną — tak sądzą jedni. Dla [A 8] innych
uchodzi ona za umiejętność zależną od psychologii, przy czym to już
wyklucza, by miała ona charakter dyscypliny formalnej i dedukcyjnej
w sensie arytmetyki będącej wzorem dla strony przeciwnej.
Ponieważ właściwie nie chcemy przyłączać się do tych trady-
cyjnych sporów, natomiast zależy nam raczej na rozjaśnieniu od-
działujących tu zasadniczych różnic, a ostatecznie na | rozjaśnieniu [B 8]
istotnych celów logiki czystej, obierzemy taką oto drogę: Punktem
wyjścia uczynimy obecnie niemalże powszechnie przyjmowane
określenie logiki jako umiejętności i ustalimy jej sens oraz prawo -
mocność. Do tego w naturalny sposób dołączy się pytanie o teore -
tyczne podstawy tej dyscypliny, a szczególnie o jej stosunek do
psychologii. W istocie pytanie to, jeśli nie w całości, to przecież w swej
głównej części pokrywa się z kardynalnym pytaniem teorii poznania
dotyczącym obiektywności poznania. Wynikiem naszych odnoszących
się do tego badań będzie wyodrębnienie nowej i czysto teoretycznej
nauki, stanowiącej najważniejszy fundament owej
18 Wprowadzeni
e
umiejętności poznania naukowego i mającej charakter dyscypliny
czysto apriorycznej i czysto dedukcyjnej. Jest ona tym, co postulo-
wali Kant i inni przedstawiciele logiki „formalnej" albo „czystej",
ale co nie zostało przez nich poprawnie uchwycone i określone co
do swej zawartości i zakresu. Ostatnim wynikiem tych rozważań
będzie jasno zarysowana idea istotnej zawartości dyscypliny będą-
cej przedmiotem sporu, co będzie zarazem zajęciem jasnego stano-
wiska wobec poruszonych kwestii spornych.
Rozdział pierwszy ""
Logika jako dyscyplina normatywna, a
szczególnie jako dyscyplina praktyczna

§ 4. Teoretyczna niedoskonałość
nauk szczegółowych

Codzienne doświadczenie poucza nas, że mistrzostwo, z jakim arty-


sta włada swym materiałem oraz zdecydowany i nierzadko pewny
sąd, którym ocenia on dzieła swej sztuki, tylko wyjątkowo opierają
się na teoretycznym poznaniu praw przypisujących ukierunkowa-
nie i uporządkowanie przebiegowi czynności praktycznych, a za-
razem określających wzorce wartościowania, według których nale-
ży oceniać doskonałość bądź niedoskonałość gotowych dzieł. Z re-
guły artysta-praktyk nie jest tym, kto mógłby poinformować nas o
naczelnych zasadach jego sztuki. Nie tworzy on według zasad i nie
ocenia według zasad. Tworząc postępuje za wewnętrzną aktywno-
ścią swych harmonijnie ukształtowanych sił, sądząc zaś — za sub-
telnie wykształconym taktem i wyczuciem artystycznym. Tak
wszelako mają się sprawy nie tylko w sztukach pięknych, o któ-
rych można by tu zrazu pomyśleć, lecz w sztukach w ogóle, biorąc
to słowo w najszerszym sensie. Dotyczy to więc również twórczo-
ści naukowej i teoretycznej oceny jej wyników, naukowych uzasad-
nień faktów, | praw i teorii. Nawet matematyk, | fizyk czy astronom
do uzyskania choćby i najbardziej doniosłych osiągnięć nie potrze-
buje wglądu w ostateczne podstawy swej działalności i jakkolwiek
uzyskane wyniki mają dla niego i dla innych moc rozumnego
przeświadczenia, nie może on przecież uważać, że wszędzie wyka-
zał ostateczne przesłanki swych wniosków i przebadał naczelne
zasady, na których opiera się trafność jego metod. Z tym jednakże
wiąże się niedoskonały stan wszystkich nauk. Nie mamy tu na
myśli tylko owej niezupełności charakteryzującej badania prawd
20 Rozdział
pierwszy
ich obszarów, lecz także brak wewnętrznej jasności i racjonalności,
których musimy domagać się niezależnie od rozległości nauki. Pod
tym względem także matematyka, nauka najbardziej ze wszyst-
kich zaawansowana, nie może pretendować do wyjątkowego sta-
nowiska. Z wielu powodów wciąż jeszcze uchodzi za ideał nauki
w ogóle, ale o tym, w jak małym stopniu jest nim rzeczywiście,
pouczają stare i wciąż jeszcze nie rozstrzygnięte (ostatecznie) 1
sporne kwestie dotyczące podstaw geometrii, jak i te, które odno-
szą się do (prawomocnych) 2 podstaw teorii liczb urojonych. Ci sa-
mi badacze, którzy z niezrównanym mistrzostwem operują cu-
downymi metodami matematyki i wzbogacają je o coraz to nowe,
częstokroć okazują się zupełnie niezdolni do wyczerpującego zda-
nia sprawy z logicznej trafności tych metod i granic ich prawomoc-
nego stosowania. Choć mimo tych braków nauki osiągnęły dojrza -
łość i pomogły nam zapanować nad przyrodą w stopniu przedtem
nawet nie przeczuwanym, to przecież teoretycznie nie mogą nas
zadowolić. Nie są krystalicznie przejrzystymi teoriami, w których
funkcje wszystkich pojęć i twierdzeń dałyby się w pełni pojąć,
wszystkie założenia byłyby dokładnie zanalizowane, a tym samym
całość byłaby wyniesiona ponad wszelką teoretyczną wątpliwość.

re iii} §5' Teoretyczne uzupełnienie nauk szczegółowych


przez metafizykę i naukę o nauce

Do osiągnięcia tego celu trzeba, po pierwsze, jak to się dość po -


wszechnie uznaje, pewnej klasy badań należących do królestwa
metafizyki.
Zadaniem jej jest mianowicie ustalenie i sprawdzenie niespraw-
dzonych, najczęściej nawet nie zauważanych, a mimo to ważnych
założeń leżących u podstaw przynajmniej tych wszystkich nauk,
które kierują się ku realnej rzeczywistości. Takim założeniem jest
1
Dodatek wydania B.
2
A: (nadających uprawomocnienie).
Logika jako dyscyplina normatywna... 21

np. to, że istnieje świat zewnętrzny, rozpościerający siew czasie i w


przestrzeni, przy czym przestrzeń ma matematyczny charakter
trójwymiarowej mnogości euklidesowej, zaś czas jednowymiaro-
wej mnogości liniowej; że wszelkie stawanie się podlega prawu
przyczynowości itd. Obecnie założenia te, całkowicie należące do
filozofii pierwszej w sensie Arystotelesa, niezbyt trafnie nazywane
są metafizycznymi.
To ugruntowanie metafizyczne nie wystarcza jednakże do
osiągnięcia pożądanego teoretycznego dopełnienia nauk szczegółowych;
dotyczy ono zresztą tylko tych nauk, które mają do czynienia z realną
rzeczywistością, a z tą przecież mają do czynienia nie wszystkie, z
pewnością nie nauki matematyczne, których przedmiotami są liczby,
mnogości itp., pomyślane jako niezależne od realnego bytu i niebytu
same tylko nośniki idealnych określeń. Inaczej mają się sprawy z drugą
klasą badań, których przeprowadzenie także jest niezbywalnym
postulatem naszego dążenia do poznania; w jednakowy sposób dotyczą
one wszystkich nauk, gdyż, mówiąc krótko, kierują się ku temu, co w
ogóle czyni nauki naukami. Przez to jednakże oznaczony jest obszar
pewnej nowej i, jak się wkrótce okaże, kompleksowej dyscypliny, której
swoistą cechą | jest [B12] to, że ma ona być nauką o | nauce i którą właśnie
dlatego w sposób [A 12] najbardziej precyzyjny należałoby nazwać
Wissenschaftslehre.

§ 6. Możliwość i uprawnienie logiki


jako nauki o nauce

Możliwość i uprawnienie takiej dyscypliny — jako normatywnej


i praktycznej dyscypliny należącej do idei nauki — można uzasad-
nić w następującym rozważaniu.
Nauka, jak wskazuje jej nazwa, zmierza do wiedzy. 1 Nie chodzi o
to, by sama miała być jakąś sumą czy splotem aktów wiedzy.
1
W języku niemieckim nauka to Wissenschaft, wiedza to Wissen — stąd gra
słów, do której nawiązuje Husserl.
22 Rozdział
pierwszy
Obiektywnie nauka istnieje tylko w swej literaturze, tylko pod po-
stacią napisanych dzieł ma ona własny, jakkolwiek wielorako od-
noszący się do ludzi i ich czynności intelektualnch, byt; w tej postaci
rozprzestrzenia się przez tysiąclecia i może przetrwać jednostki,
pokolenia i narody. Tak oto reprezentuje ona pewną sumę zewnę -
trznych instytucji, które, zrodzone z aktów wiedzy wielu jedno -
stek, mogą znów przejść w takie akty niezliczonych jednostek — w
sposób łatwo zrozumiały, choć nie dający się ściśle opisać bez po-
padania w pedanterię. Wystarczy nam tutaj, że nauka dostarcza,
resp. powinna dostarczać, pewnych bliższych warunków wstęp-
nych umożliwiających wytworzenie aktów wiedzy, których urze-
czywistnienie przez „normalnych" ludzi w „normalnych" warun-
kach może być potraktowane jako osiągalny cel ich woli. W tym
przeto sensie nauka zmierza do wiedzy.
W wiedzy jednakże posiadamy prawdę. W wiedzy aktualnej, do
której ostatecznie zostaliśmy tu doprowadzeni, posiadamy ją jako
obiekt słusznego sądu. Ale to jeszcze nie wystarcza, nie każdy bowiem
słuszny sąd, nie każde zgodne z prawdą uznanie (Setzung) [A 13] czy
[B13]
obrzucenie jakiegoś | stanu rzeczy jest wiedzą o | jego bycie czy
niebycie. Do tego potrzebna jest raczej — jeśli ma być mowa o wiedzy w
sensie najbardziej wąskim i ścisłym — oczywistość, świetlista pewność, że
to, co uznaliśmy, j e s t , bądź też, że to, co odrzuciliśmy, nie jest;
pewność, którą w znany sposób musimy odróżnić od ślepego
przekonania, od mętnego, choćby nawet i zdecydowanego mniemania —
jeśli nie chcemy rozbić się na rafach skrajnego sceptycyzmu. Potoczny
sposób mówienia nie poprzestaje jednakże na tym ścisłym pojęciu
wiedzy. Mówimy np. o akcie wiedzy także i tam, gdzie z wydanym
sądem wiąże się jasne przypomnienie, że poprzednio wydaniu sądu o
identycznie tej samej treści towarzyszyła oczywistość, a zwłaszcza gdy
przypomnienie dotyczy także konkluzywnego procesu myślowego, z
którego oczywistość ta wyrosła i który zarazem — jesteśmy tego pewni
— potrafimy wraz z tą oczywistością powtórzyć. („Wiem, że twierdzenie
Pitagorasa (jest prawdziwe) 1 — potrafię tego dowieść";

A: (obowiązuje).
logika jako dyscyplina normatywna... 23

skądinąd ten ostatni człon mógłby również brzmieć: „ale zapo-


mniałem dowodu".)
Zgodnie z tym ogólne pojęcie wiedzy ujmujemy w szerszym, choć
przecież nie całkiem luźnym sensie; oddzielamy je od bezpodstawnego
mniemania odnosząc się przy tym do jakiegokolwiek „znamienia"
(zachodzenia)1 przyjmowanego stanu rzeczy, resp. słuszności
wydawanego sądu. Najdoskonalszym znamieniem słuszności jest
oczywistość, uważamy ją za najbardziej bezpośredni sposób
uprzytomnienia sobie samej prawdy. W nieporównywalnej większości
przypadków pozbawieni jesteśmy tego absolutnego poznania prawdy,
zamiast niej służy nam (wystarczy pomyśleć o funkcji pamięci w
powyższym przykładzie) oczywistość bardziej lub mniej wysokiego
prawdopodobieństwa stanu rzeczy, do której przy odpowiednio
„znacznym" stopniu prawdopodobieństwa dołącza się zazwyczaj
zdecydowany sąd. Oczywistość prawdopodobieństwa stanu| rzeczy A
nie uzasadnia wprawdzie oczywistości [A 14] jego prawdy, | ale
uzasadnia owe porównawcze i oczywiste oceny, [B14] dzięki którym w
zależności od pozytywnej bądź negatywnej wartości
prawdopodobieństwa możemy odróżniać rozumne supozycje,
mniemania, przypuszczenia od nierozumnych; lepiej uzasadnione od
gorzej uzasadnionych. Ostatecznie zatem każde rzetelne, a szczególnie
każde naukowe poznanie opiera się na oczywistości i jak daleko sięga
oczywistość, tak daleko sięga też pojęcie wiedzy.
Mimo to w pojęciu wiedzy (albo, co uważamy za równoznacz-
ne: poznania) nadal tkwi pewna dwoistość. Wiedza w najściślej-
szym sensie tego słowa jest oczywistością tego, że pewien stan
rzeczy (zachodzi albo nie zachodzi) 2, że np. S jest albo nie jest P;
przeto oczywistość tego, że pewien stan rzeczy w tym czy innym
stopniu jest prawdopodobny, w odniesieniu do tego, że jest on
taki, jest wiedzą w ścisłym sensie; natomiast w odniesieniu do
(zachodzenia) 3 samego stanu rzeczy (a nie jego prawdopodobień-
stwa) mamy tu wiedzę w sensie szerszym, zmienionym. W tym
1
A: (prawdziwości).
2
A: (obowiązuje albo nie obowiązuje).
3
A: (obowiązywania).
24 Rozdział
pierwszy
ostatnim sensie mówi się, odpowiednio do stopnia prawdopodo -
bieństwa, o już to większej, już to mniejszej mierze wiedzy, zaś
wiedza w sensie ściślejszym — oczywistość tego, że S jest P —
uważana jest za absolutnie stałą, idealną granicę, do której pra -
wdopodobieństwa bycia P S-em zbliżają się asymptotycznie w mia-
rę swego wzrostu.
Do pojęcia nauki i jej zadań należy jednak coś więcej niż tylko
sama wiedza. Gdy przeżywamy, pojedynczo bądź grupami, spo-
strzeżenia wewętrzne i uznajemy je za istniejące, mamy wówczas
wiedzę, ale daleko nam jeszcze do nauki. Nie inaczej mają się spra-
wy w przypadku pozbawionych związku grup aktów wiedzy w
ogóle. Wprawdzie nauka ma nam dać mnogość wiedzy, lecz nie
(samą tylko) 1 mnogość. Także rzeczowe pokrewieństwo nie
stanowi jeszcze swoistej dla nauki jedności w mnogości wiedzy.
[A 15] Grupa pojedynczych | poznań chemicznych z pewnością nie po -
zwoliłaby nam jeszcze mówić w prawomocny sposób o chemicznej
[B15] nauce. | Oczywiście trzeba czegoś więcej, mianowicie systema -
tycznego związku w s e n s i e teoretycznym, w tym
zaś zawiera się uzasadnienie wiedzy i należyte powiązanie oraz
uporządkowanie następujących po sobie uzasadnień.
Do istoty nauki należy więc jedność związku uzasadniania, w
którym wraz z poszczególnymi poznaniami także same uzasadnie-
nia, a wraz z nimi także wyższe kompleksy uzasadnień nazywane
przez nas teoriami, otrzymują systematyczną jedność. Ich celem
nie jest udostępnianie wiedzy po prostu, lecz wiedzy w takim wy -
miarze i w takiej formie, jakie możliwie najdoskonalej odpowiadają
naszym celom teoretycznym.
Jeśli forma systematyczna wydaje się nam najwyższym ucieleś-
nieniem idei wiedzy, i jeśli praktycznie staramy się ją osiągnąć, to
nie jest to jakiś jedynie estetyczny rys naszej natury. Wiedza nie ma
i nie może być polem architektonicznej igraszki. Systematyczność
właściwa nauce, naturalnie nauce rzetelnej i rzeczywistej, nie jest
naszym wynalazkiem, lecz tkwi w rzeczach i tam ją po prostu
odnajdujemy, odkrywamy. Nauka ma być środkiem umożliwiają-
cym naszej wiedzy podbój królestwa prawdy, i to w możliwie naj-
1
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
logika jako dyscyplina normatywna... 25

szerszym zakresie; lecz królestwo prawdy nie jest bezładnym


chaosem, panuje w nim jedność praw; tak wiec również badanie i
przedstawianie prawd musi być systematyczne, musi odzwiercie-
dlać ich systematyczne związki, a zarazem posługiwać się nimi
jako drabiną postępu, ażeby móc przechodzić od wiedzy danej nam
albo już uzyskanej do coraz wyższych regionów tego królestwa.
Bez (tej pomocnej drabiny} 1 nie może się ona obejść. Oczywistość,
na której ostatecznie opiera się wszelka wiedza, nie jest jakimś
naturalnym przydatkiem, pojawiającym się wraz z samym
przedstawieniem | stanu rzeczy i bez przedsiębrania jakichkolwiek [A 16]
umiejętnych i metodycznych środków. | W innym razie ludzie nig- [B16]
dy nie wpadliby na pomysł budowania nauk. Metodyczna ostrożność
traci swój sens, gdy wraz z intencją dany jest już wynik. Po cóż badać
związki uzasadnień i konstruować dowody, gdy osiąga się prawdę w
bezpośrednim uprzytomnieniu? W rzeczywistości jednak oczywistość
odciskająca na danym stanie rzeczy znamię (zachodzenia)2, resp.
niedorzeczność odciskająca na nim znamię (niezachodzenia) 3 (i
podobnie w odniesieniu do prawdopodobieństwa i
nieprawdopodobieństwa) bezpośrednio występuje tylko przy stosunkowo
nader ograniczonej grupie stanów rzeczy; niezliczone prawdziwe
twierdzenia uchwytujemy jako prawdy tylko wtedy, gdy zostaną one
metodycznie „uzasadnione", tzn. jeśli w tych przypadkach w
odniesieniu do myśli wyrażonej w twierdzeniu w ogóle pojawia się
decyzja o charakterze sądu, to przecież nie oczywistość; lecz zakładając
pewne normalne stosunki obie wystąpią jednocześnie, gdy wyjdziemy
od pewnych poznań i obierzemy pewną drogę myślową do
intendowanych twierdzeń. Dla tego samego twierdzenia mogą istnieć
różnorakie drogi, na których może ono zostać uzasadnione, jedne
wychodzące od tych, inne od innych poznań, lecz charakterystyczna i
istotna jest ta okoliczność, że istnieją nieskończone mnogości prawd,
które bez takich procedur metodycznych nigdy nie mogłyby zostać
przekształcone w wiedzę.

1
A: (tych pomocnych drabin).
2
A: (prawdy).
3
A: (fałszu).
26 Rozdział
pierwszy
[A 17] A ponieważ sprawy tak się właśnie mają, ponieważ
potrzebujemy uzasadnień, ażeby w poznaniu, w wiedzy wyjść
[B17] poza to, co bezpośrednio oczywiste i dlatego trywialne, to
możliwe i konieczne są nie tylko nauki, lecz wraz z naukami
także nauka o nauce, l o g i k a . Jeśli nauki śledząc prawdę
postępują w sposób metodyczny, jeśli wszystkie posługują się
mniej lub bardziej sztucznymi środkami pomocniczymi w celu
poznania prawd resp. prawdopodobieństwa, które inaczej
pozostałyby w ukryciu i ażeby to, co zrozumiałe | samo przez
się, lub to, co już zapewnione, wykorzystać jako dźwignię do
osiągnięcia tego, co odległe i co da się osiągnąć tylko pośrednio,
wówczas | komparatywne rozpatrzenie tych pomocy
metodycznych, w których zgromadzone zostały poglądy i
doświadczenia niezliczonych pokoleń badaczy, mogłoby dać
nam do ręki środek umożliwiający ustanowienie ogólnych norm
takich sposobów postępowania i równie ogólnych reguł
konstruowania ich dla różnych klas przypadków.
§ 7. Trzy najważniejsze swoiste cechy uzasadnień

Rozważmy teraz, by wniknąć w rzecz nieco głębiej, najważniejsze


swoiste cechy tych osobliwych przebiegów myślowych zwanych
przez nas uzasadnieniami.
Mają one, by wskazać na pierwszy moment, w odniesieniu do
swej zawartości charakter stałych struktur. By dotrzeć do jakiegoś
poznania, np. poznania twierdzenia Pitagorasa, za punkt wyjścia
nie możemy obierać zupełnie dowolnych poznań spośród tych,
które dane są bezpośrednio, a i w dalszym toku uzasadniania nie
możemy dołączać lub wykluczać zupełnie dowolnych członów
myślowych, jeśli rzeczywiście ma się pojawić oczywistość uzasad-
nianego twierdzenia, jeśli zatem uzasadnianie ma być naprawdę
uzasadnianiem.
Także drugi moment zauważamy natychmiast. Z góry, tzn.
jeszcze przed komparatywnym spojrzeniem na napływające ze-
wsząd przykłady uzasadnień, mogłoby się wydawać, iż da się po-
logika jako dyscyplina normatywna... 27

my że każde uzasadnienie zarówno co do swej treści jak i formy


jest czymś jedynym w swoim rodzaju. Igraszka natury — zrazu
moglibyśmy uważać tę myśl za możliwą — mogłaby tak przekornie
ukształtować naszą duchową konstytucje, że dobrze nam znane zwroty
o różnorakich formach uzasadniania pozbawione by zostały wszelkiego
sensu, i przy porównywaniu jakichkolwiek uzasadnień jako ich rys
wspólny dałoby się skonstatować jedynie to że twierdzenie S, samo dla
siebie pozbawione oczywistości, otrzymuje charakter oczywistości, |
gdy występuje w związku z [A 18] raz na | zawsze przyporządkowanymi
mu bez żadnego racjonalne- [B18] go prawa poznaniami P\, Pz,.... Ale
nie tak się rzeczy mają. Nie jest tak, że jakaś ślepa samowolna siła
uzbierała stertę prawd P\, Pz,..., S i następnie tak urządziła ludzki
umysł, że ten do poznań P\, p2/... niechybnie (resp. w „normalnych"
okolicznościach) musi dołączyć poznanie S. Nie ma ani jednego
przypadku, by sprawy tak sie miały. Nie dowolność i przypadek rządzą
w związkach uzasadniania, lecz rozum i porządek, a to znaczy: prawo
stanowiące regułę. Chyba zbyteczne są przykłady, które by to
uwyraźniały. Gdy w twierdzeniu matematycznym dotyczącym pewnego
trójkąta ABC stosujemy twierdzenie „każdy trójkąt równoboczny jest
równokąt-ny", dokonujemy uzasadnienia, które w postaci
wyeksplikowanej brzmi: każdy trójkąt równoboczny jest równokątny,
trójkąt ABC jest równoboczny, a zatem jest on równokątny. Zestawmy to
z uzasadnieniem arytmetycznym: w systemie dziesiętnym każda liczba
z ostatnią cyfrą parzystą jest liczbą parzystą, liczba 364 jest liczbą z
ostatnią cyfrą parzystą, a zatem jest ona liczbą parzystą. Natychmiast
zauważamy, że uzasadnienia te mają coś wspólnego, tego samego
rodzaju wewnętrzną konstytucję, którą w zrozumiały sposób wyrażamy
w „formie wnioskowania": Każde A jest B, X jest A, a zatem X jest B.
Lecz nie tylko te dwa uzasadnienia mają tę samą formę, ale i niezliczone
inne. I jeszcze coś więcej. Forma uzasadniania reprezentuje pojęcie
pewnej klasy, pod które podpada nieskończona mnogość powiązań
twierdzeń o ostro odróżniającej się konstytucji. Zarazem jednakże
obowiązuje aprioryczne prawo, że każde postulowane uzasadnienie
przebiegające zgodnie z nią rzeczywiście jest uzasadnieniem
słusznym, jeśli tylko w ogóle wychodzi od słusznych przesłanek.
28 Rozdział
pierwszy
I to obowiązuje powszechnie. Gdziekolwiek uzasadniając
wznosimy się od danych poznań do nowych, tam też w drogach,
jakimi przebiega uzasadnianie, tkwi pewna forma, wspólna temu i
[A 19] niezliczonym innym uzasadnieniom i pozostająca w pewnym | sto-
sunku do ogólnego prawa, pozwalającego za jednym zamachem
[B19] uprawomocnić wszystkie te uzasadnienia. | Żadne uzasadnienie —
oto fakt w wysokim stopniu osobliwy — nie jest wyizolowane.
Żadne nie wiąże poznań z poznaniami tak, by — już to w zewnę-
trznym modus powiązania, już to w nim i zarazem w wewnętrznej
budowie poszczególnych twierdzeń — nie odcisnąć piętna okre-
ślonego typu, który, ujęty w pojęcia ogólne, natychmiast prowadzi
do ogólnego prawa odnoszącego się do nieskończoności możli-
wych uzasadnień.
Na koniec trzeba podkreślić trzecią jeszcze osobliwość. Z gó-
ry, tzn. jeszcze przed porównaniem uzasadnień występujących w
różnych naukach, można by uważać za możliwą myśl, że for-
my uzasadnień związane są z obszarami poznania. Nawet jeśli
uzasadnienia nie zmieniają się w ogóle wraz z klasami odnośnych
obiektów, to mogłoby przecież być tak, że uzasadnienia ostro róż-
nicują się według pewnych bardzo ogólnych pojęć klas, np. tych,
które wytyczają granice między obszarami naukowymi. Czyż nie
jest więc tak, że nie istnieje żadna forma uzasadniania wspólna
dwóm naukom, np. matematyce i chemii? Ale oczywiście i to nie
jest prawdą, o czym poucza już choćby powyższy przykład. Nie
ma takiej nauki, w której prawa nie byłyby przenoszone na przy-
padki poszczególne, a więc gdzie częściej występowałyby wnioski
o formie służącej nam teraz za przykład. I to samo odnosi się do
wielu innych sposobów wnioskowań. Możemy nawet powiedzieć,
że wszystkie inne wnioskowania dadzą się tak uogólnić, dadzą się
ująć tak „czysto", że w ten sposób zostaną uwolnione od wszelkie-
go istotnego odniesienia do jakiegoś konkretnego ograniczonego
obszaru poznania.
yjcika jako dyscyplina normatywna... 29

S 8. Odniesienie tych swoistych cech do


możliwości nauki i nauki o nauce

Te swoiste cechy uzasadnień, których osobliwość nie uderza nas, edyż w


zbyt małym stopniu jesteśmy skłonni | dostrzegać próbie- [A20] my w
tym, co powszednie, pozostają w przejrzystym | odniesieniu [B 20] do
możliwości nauki, atymsamymi nauki o nauce. Fakt, że
istnieją uzasadnienia, tu jeszcze nie wystarcza. Gdyby były one
pozbawione wszelkiej formy i prawa, gdyby nie obowiązywała (owa)1
fundamentalna prawda, iż we wszelkich uzasadnieniach tkwi pewna
„forma", która nie jest swoistą cechą hic et nunc występującego wniosku,
lecz jest typowa dla całej klasy wniosków, i że zarazem słuszność
wniosków całej tej klasy poręczana jest właśnie przez ich formę, gdyby
zamiast niej obowiązywało jej przeciwieństwo — wówczas nie
istniałaby żadna nauka. Mówienie o metodzie, o przebiegającym
według systematycznych reguł postępie od poznania do poznania nie
miałoby już żadnego sensu, a wszelki postęp byłby przypadkiem. W
naszej świadomości przypadkowo spotykałyby się twierdzenia P\,
P2,..., zdolne do nadania oczywistości twierdzeniu S, i słusznie
pojawiałaby się oczywistość. Nie byłoby wtedy możliwe, by z jakiegoś
przeprowadzonego już twierdzenia nauczyć się czegokolwiek na
przyszłość w odniesieniu do nowych uzasadnień,o nowej materii; żadne
bowiem uzasadnienie nie miałoby w sobie nic, co mogłoby być wzorem
dla jakiegoś innego, żadne nie ucieleśniałoby w sobie typu; toteż i
żadna grupa sądów pomyślanych jako system przesłanek nie miałaby w
sobie nic typowego, co mogłoby (bez pojęciowego uwypuklenia, bez
cofnięcia się do wyeksplikowanej „formy wniosku") w nowym przy-
padku i przy okazji zupełnie innych „materii" narzucić nam się i2 ułatwić
uzyskanie nowych poznań. Poszukiwanie dowodu dla przyjmowanego
wstępnie twierdzenia nie miałoby żadnego sensu. Jak bowiem
mielibyśmy się do tego zabrać? Czyżby trzeba było kolejno
wypróbowywać wszelkie możliwe grupy twierdzeń, czy dadzą
1
Dodatek wydania B.
2
W wydaniu A dalej: (zgodnie z prawami kojarzenia idei).
30 Rozdział
pierwszy
się one wykorzystać jako przesłanki dla twierdzenia rozważanego?
Najmądrzejszy nie miałby tutaj żadnej przewagi nad
najgłupszym i (jest wątpliwe, czy w ogóle} 1 miałby on nad nim
jeszcze jakąś
[A 21] istotną przewagę. Bogata fantazja, | pojemna pamięć, zdolność do
natężonej uwagi itp. — to wspaniałe rzeczy, ale znaczenie intele-
[B2i] ktualne zyskują one dopiero u istot | myślących, u których
uzasadnianie i dokonywanie wynalazków podpada pod prawem
określone formy.
Powszechnie bowiem obowiązuje prawo, iż w dowolnym kom-
pleksie psychicznym oddziałują asocjacyjnie nie tylko same ele-
menty, lecz także wiążące je formy. Tak więc forma naszych teore-
tycznych myśli i związków myśli może okazać się przydatna. Tak
jak np. forma pewnych przesłanek może pozwolić szczególnie ła-
two wyłonić się odnośnemu wnioskowi, gdyż uprzednio udały
nam się wnioskowania o tej samej formie, tak też i forma twierdze -
nia, którego należy dowieść, może przypomnieć o formach uza-
sadniania, które uprzednio dały w wyniku podobnie uformowane
wnioski. Jeśli nawet nie jest to przypomnienie jasne i właściwe, to
jest przecież czymś doń analogicznym, w pewnej mierze przypo-
mnieniem latentnym, jest „nieświadomym pobudzeniem" (w sen-
sie B. Erdmanna); w każdym razie jest ono czymś, co okazuje się
nader przydatne ułatwiając przeprowadzenie pomyślnych konstru-
kcji dowodowych (i to nie tylko na tych obszarach, gdzie dominują
argumentu in forma, tak jak w matematyce). Dlaczego wprawny
myśliciel łatwiej znajduje dowody niż niewprawny? Dlatego, że
typy dowodów dzięki wieloletniemu doświadczeniu głębiej zapadły
mu w pamięć, przeto muszą dużo łatwiej oddziaływać nań i okre-
ślać kierunek jego myśli. W pewnym zakresie myślenie naukowe
dowolnego rodzaju zaprawia do myślenia naukowego w ogóle;
obok tego wszakże jest prawdą, że w szczególnej mierze myślenie
matematyczne zaprawia do matematycznego, myślenie fizykalne
— do fizykalnego itd. To pierwsze opiera się na istnieniu typowych
form, wspólnych wszystkim naukom, to drugie — na istnieniu in -
nych form (które ewentualnie można scharakteryzować jako ukształ-
towane w określony sposób kompleksy tamtych), odnoszących się
1
A: (w ogóle jest wątpliwe, czy).
Logika jako dyscyplina normatywna... 31

szczególnie do tego, co swoiste dla | poszczególnych nauk. Wiążą [A 22]


się z tym takie cechy, jak wyczucie naukowe, intuicja i umiejętność
przewidywania. Mówimy o wyczuciu i spojrzeniu filologicznym,
matematycznym itd. | Lecz kto posiada te cechy? Wyszkolony przez [B 22]
wieloletnie ćwiczenie filolog, matematyk itd. W ogólnej naturze
przedmiotów każdego obszaru mają swe korzenie pewne formy
nowych powiązań, te zaś ze swej strony określają typowe właści wości
przeważających właśnie na tym obszarze form uzasadniania. Tu oto tkwi
podstawa antycypujących przypuszczeń naukowych. Wszelkie
sprawdzanie, wynalazek i odkrycie opierają się w ten sposób na
prawach formy.
Jeżeli zgodnie z tym wszystkim podpadająca pod re -
guły forma umożliwia istnienie n a u k i, to z drugiej strony
zachodząca w szerokim zakresie niezależność formy od
obszaru wiedzy umożliwia istnienie nauki o nauce.
Gdyby nie ta niezależność, to istniałyby tylko wzajemnie skoordy-
nowane i odpowiadające poszczególnym naukom logiki, ale nie
logika powszechna. Naprawdę jednakże oba zadania uznajemy za
konieczne: badania z zakresu teorii nauki, dotyczące w jednakowej
mierze wszystkich nauk, a jako ich uzupełnienie badania szczegó-
łowe, dotyczące teorii i metody poszczególnych nauk i zmierzające
do przebadania tego, co dla nich swoiste.
Tak oto uwypuklenie tych swoistych cech, które wydobyte zo-
stały wskutek komparatywnego rozpatrzenia uzasadnień nie było
bezużyteczne i rzuciło nieco światła także na naszą dyscyplinę, na
logikę w sensie nauki o nauce.

§ 9. Metodyczne sposoby postępowania w naukach


po części są uzasadnieniami, po części
procedurami wspomagającymi uzasadnienia

Niezbędne wszakże są jeszcze pewne uzupełnienia — najpierw


odnośnie do naszego ograniczenia się do uzasadnień, które | prze- [A 23]
cięż nie wyczerpują pojęcia postępowania metodycznego. Lecz
32 Rozdział
pierwszy
uzasadnieniom przypada znaczenie centralne, usprawiedliwiające
nasze tymczasowe ograniczenie.
[B 23] | Można mianowicie powiedzieć, że wszelkie metody naukowe,
które same nie mają charakteru rzeczywistych uzasadnień (pros-
tych albo dowolnie skomplikowanych) albo są wypływającymi
z ekonomii myślenia abrewiacjami i surogatami uza -
sadnień, które, gdy już raz na zawsze dzięki uzasadnieniom uzy-
skały sens i wartość, w praktycznym zastosowaniu zawierają w
sobie wprawdzie efekt uzasadnień, ale nie ich naocznie zrozumiałą
zawartość myślową; albo, że przedstawiają one mniej czy bar-
dziej skomplikowane procedury pomocnicze, służące
przygotowaniu, ułatwieniu, upewnieniu albo umożliwieniu przy-
szłych uzasadnień, i że żadna z nich nie może pretendować do
znaczenia samoistnego albo też równorzędnego tym podstawo-
wym procesom naukowym.
Tak też np., by nawiązać do wymienionej na drugim miejscu
grupy metod, ważnym wstępnym wymogiem zapewnienia uza-
sadnień w ogóle jest to, by myśli były wyrażone w sposób ade-
kwatny za pośrednictwem dających się dobrze odróżnić i jedno-
znacznych znaków. Język oferuje myślicielowi do wyrażania jego
myśli dający się zastosować w szerokim zakresie system znaków,
ale jakkolwiek nikt nie może obejść się bez niego, jest on przecież
nader niedoskonałym środkiem ścisłych badań. Powszechnie zna-
ny jest szkodliwy wpływ ekwiwokacji na poprawność wniosko-
wań. Ostrożny badacz nie może przeto posługiwać się językiem
bez pewnych sztucznych zabiegów, musi definiować używane ter-
miny, o ile (nie są one jednoznaczne i brak im)1 ostrego znaczenia.
W definicji nominalnej widzimy przeto metodyczną pro-
cedurę pomocniczą służącą zapewnianiu uzasadnień — będących
procedurami teoretycznymi w sensie właściwym i pierwszorzędnym.
[A24] | Podobnie mają się sprawy z terminologią. Krótkie i
charakterystyczne sygnatury ważniejszych i częściej powtarzają-
cych się pojęć — by wspomnieć tylko o tym jednym — są nieod-
zowne wszędzie tam, gdzie pojęcia te dałyby się wyrazić przy
pomocy pierwotnego zasobu zdefiniowanych wyrażeń tylko w
1
A: (brak im jednoznacznego i).
Logika jako dyscyplina normatywna... 33

sposób bardzo | rozwlekły, albowiem takie rozwlekłe, zbudowane [B24]


w sposób wielopiętrowy wyrażenia utrudniają operacje uzasadniające
albo nawet uniemożliwiają ich przeprowadzenie.
Z podobnego punktu widzenia można też rozpatrywać metodę
klasyfikacji itd.
Przykładów pierwszej grupy metod dostarczają nam owe
niezwykle płodne metody algorytmiczne, których swoistą
funkcją jest to, że przez sztuczne dyrektywy mechanicznych operacji
na zmysłowych znakach pozwalają zaoszczędzić możliwie dużą
część właściwej umysłowej pracy dedukcyjnej. Choć metody te
przynoszą cudowne efekty, sens i sprawność zyskują tylko z istoty
myślenia uzasadniającego. Tutaj należą także metody w dosłow-
nym sensie mechaniczne — wystarczy pomyśleć o aparatach do
mechanicznego całkowania, maszynach rachunkowych itp. — a
dalej, metodyczne sposoby postępowania mające na celu ustalenie
obiektywnie ważnych sądów doświadczeniowych, takich jak róż-
norodne metody określania pozycji gwiazd, oporu elektrycznego,
masy bezwładnej, współczynnika załamania, stałej przyciągania
ziemskiego itd. Każda taka metoda reprezentuje pewną sumę dy-
rektyw, których wybór i uporządkowanie określane są przez zwią-
zek uzasadnień dowodzący w sposób ogólny, że tak ukształtowa-
ne postępowanie, nawet jeśli przeprowadzone będzie na ślepo, z
konieczności musi dostarczyć pewien obiektywnie ważny sąd jed-
nostkowy.
Ale dość przykładów. Jest jasne, że każdy rzeczywisty postęp
poznania dokonuje się w uzasadnianiu, że do niego przeto odsyłają
wszelkie chwyty i dyrektywy metodyczne, o których, obok uzasadnień,
traktuje logika. Temu odniesieniu zawdzięczają też | one [A 25] swój
typowy charakter, który przecież istotnie należy do idei metody. Zresztą
właśnie przez wzgląd na ten typowy charakter zostały one także
uwzględnione w rozważaniach powyższego paragrafu.
34 Rozdział
pierwszy
[B25] § 10. Idee teoria i nauka jako
problemy nauki o nauce

[A 26] Lecz potrzebne jest tu jeszcze jedno uzupełnienie. Naturalnie na-


uka o nauce, taka jaka nam się tu ukazała, ma do czynienia nie
tylko z przebadaniem form i prawidłowości poszczególnych
uzasadnień (i przyporządkowanych im procedur pomocniczych).
Poszczególne uzasadnienia odnajdujemy wszakże i poza nauką,
[B26] tym samym zaś jest jasne, że poszczególne uzasadnienia — a tak
samo i bezładne sterty uzasadnień — nie stanowią jeszcze nauki.
Do tej ostatniej należy — jak powiedzieliśmy wyżej — pewna
jedność związku uzasadniania, pewna jedność w hierarchii
uzasadnień, i ta forma jedności sama ma wyższe teleologiczne
znaczenie dla osiągnięcia najwyższych celów poznania, ku
którym zmierza wszelka nauka: wspierać nas w miarę
możliwości w przebadaniu prawdy — to zaś znaczy: nie w
przebadaniu poszczególnych prawd, lecz w przebadaniu
królestwa prawdy, resp. naturalnych prowincji, na które się ono
dzieli.
Zadaniem nauki o nauce będzie więc także traktowanie o n a
-u k a c h j a k o o t a k a t a k u k s z t a ł t o w a n y c h s y s t e -
matycznych j e d n o ś c i a c h , innymi słowy, o tym,co formal-
nie charakteryzuje je jako nauki, co określa ich wzajemne
granice, ich wewnętrzny podział na obszary, na względnie
zamknięte teorie, jakie są ich istotnie różne gatunki lub formy itp.
Te systematyczne sploty uzasadnień również można podciąg-
nąć pod pojęcie metody, a przez to przyznać nauce o nauce
zadanie traktowania nie tylko o tych metodach wiedzy, które wy|
stępu-ją w naukach, lecz także i o tych, które same noszą miano
nauk. Przypadnie jej w udziale nie tylko segregowanie ważnych
i nieważnych uzasadnień, lecz także ważnych i nieważnych
teorii oraz nauk. Zadanie, które w ten sposób zostaje przyznane
nauce o nauce, oczywiście nie jest | niezależne od poprzedniego,
w
poważ-
nym
zakresi
e
zakłada
już
jego
rozwiąz
anie;
przebad
anie
nauk
jako
system
atyczny
ch
jednośc
i nie da
się
bowiem
pomyśl
eć bez
uprzed-
niego
przeba
dania
uzasad
nień. W
każdy
m razie
oba te
zadania
należą
do
pojęcia
nauki o
nauce
jako
takiej.
logika jako dyscyplina normatywna... 35

S11. Logika czyli nauka o nauce jako dyscyplina


normatywna i jako umiejętność

Zgodnie z tym, co dotychczas rozważyliśmy, logika — we wchodzącym


tu w grę sensie nauki o nauce — okazuje się dyscypli ną
normatywną. Nauki są dziełami ducha, ukierunkowany mi ku
pewnym celom, i dlatego też zgodnie z tymi celami należy je osądzać. To
samo odnosi się do teorii, uzasadnień, i w ogóle do wszystkiego, co
nazywamy metodą. To, czy jakaś nauka naprawdę jest nauką, czy jakaś
metoda naprawdę jest metodą, zależy od tego, czy jest zgodna z celem,
do którego zmierza. Logika chce przebadać, co przysługuje
prawdziwym, obowiązującym naukom jako takim, innymi słowy, co
konstytuuje ideę nauki, abyśmy zyskali miarę pozwalającą nam
stwierdzić, czy empirycznie istniejące nauki odpowiadają swej idei, albo
też na ile zbliżają się do niej, gdzie zaś od niej odbiegają. Tak oto logika
ukazuje nam się jako nauka normatywna, przez co zarazem dystansuje
się od rozważań kompa-ratystycznych, właściwych nauce historycznej,
próbującej uchwycić nauki jako konkretne twory kulturowe rozmaitych
epok, w tym, co w typowy sposób dla nich swoiste i w tym, co im
wspólne, oraz wyjaśnić je na podstawie stosunków charakteryzujących
daną epokę. Istotą nauki normatywnej jest bowiem to, iż uzasadnia ona
ogólne twierdzenia, | w których przy uwzględnieniu pewnej pod- [A 27]
stawowej normującej miary — np. jakiejś idei albo jakiegoś najwyższego
celu — podane są określone cechy, których posiadanie poręcza |
adekwatność do owej miary, albo też odwrotnie, dostarcza [B27]
nieodzownego warunku owej adekwatności; a także twierdzenia
pokrewne, uwzględniające przypadek nieadekwatności lub stwier-
dzające niezachodzenie takiej sytuacji. Nie muszą one przy tym
podawać ogólnych znamion mówiących, jak obiekt w ogóle ma być
uposażony, by odpowiadać normie podstawowej; tak jak terapia nie
podaje uniwersalnych symptomów, tak też żadna dyscyplina nie podaje
uniwersalnych kryteriów. Wszystko, co daje nam nauka o nauce, i co w
ogóle może nam dać, to kryteria szczegółowe. Gdy stwierdza, że ze
względu na najwyższy cel nauki, na faktyczną konstytucję umysłu
ludzkiego, czy cokolwiek tu jeszcze
36 Rozdział
pierwszy
[A 28] może wchodzić w grę, powstają te a te metody, np. Mi,M2,...,
wypowiada twierdzenia mające formę: Każda grupa czynności
umysłowych, należących do gatunków a, ji, które dokonują się
[B28] w kompleksowej formie M\ (resp. M2,...), daje w wyniku pewien
przypadek słusznej metody; albo, co jest równoważne: każde
(domniemane jako) metodyczne postępowanie o formie M\
(resp. M2,...) jest słuszne. Gdyby udało się rzeczywiście
zestawić wszystkie w sobie możliwe i obowiązujące twierdzenia
tego typu i pokrewne, wówczas dyscyplina normatywna
zawierałaby w sobie regułę stanowiącą miarę dla każdej
domniemanej metody, jakkolwiek i wtedy tylko w formie
kryteriów szczegółowych.
Tam, gdzie norma podstawowa jest celem albo może stać się
celem, z dyscypliny normatywnej poprzez narzucające się
rozszerzenie jej zadań rodzi się umiejętność. Tak też i tutaj. Jeśli
nauka o nauce stawia sobie bardziej dalekosiężne zadanie
przebadania pozostających w naszej mocy warunków, od których
zależy realizacja obowiązujących metod, oraz podania reguł
określających, jak powinniśmy postępować, by metodycznie
przechytrzyć prawdę, jak powinniśmy słusznie | rozgraniczać
nauki i jak je budować, a szczególnie, jak wynajdować i stosować
rozliczne pomocne w nich metody, oraz jak w tym wszystkim
wystrzegać się błędów, wówczas staje się ona umiejętnością n
a u k i. Ta oczywiście I (całkowicie)1 zawiera w sobie
normatywną naukę o nauce; jest przeto czymś zupełnie
stosownym, jeśli ze względu na jej niewątpliwą wartość
odpowiednio rozszerza się pojęcie logiki i definiuje ją w sensie
tej umiejętności.

§ 12. (Przynależne definicje) logiki

Choć definicja logiki jako umiejętności jest z dawien dawna bardzo


popularna, bliższe określenia z reguły pozostawiają jeszcze wiele
1
A: (w pełni i całkowicie).
A: {Przynależna definicja). Poprawka zgodna ze spisem treści wydania A
i dołączoną erratą.
logika jako dyscyplina normatywna... 37

do życzenia. Definicje takie jak umiejętność sądzenia, wnioskowa-


nia, poznania, myślenia (fart de penser) są mylne i w każdym razie
zbyt wąskie. Jeśli np. w tej ostatniej, i dziś jeszcze często używanej,
definicji ograniczymy nieostre (vage) znaczenie terminu „myśleć"
do pojęcia słusznego sądu, definicja będzie brzmiała: umiejętność
słusznego sądu. Definicja ta jednak jest zbyt wąska, co wynika już
stąd, że nie sposób wywieść z niej celu poznania naukowego. Gdy
ktoś mówi: cel myślenia (w sposób doskonały} 1 spełniony zostaje
dopiero w nauce, niewątpliwie jest to słuszne; ale w ten sposób
przyznaje on również, że właściwie to nie myślenie, resp. poznanie
jest celem rozważanej umiejętności, lecz to, do czego myślenie sa-
mo jest środkiem.
Na podobne zarzuty narażone są pozostałe definicje. Narażone są
także na podniesiony ostatnio przez Bergmanna zarzut, że od
umiejętności jakiejś czynności — np. malowania, śpiewu, jazdy konnej
— przede wsystkim należałoby oczekiwać, „że pokaże ona, co
powinniśmy czynić, by odnośna czynność została wykonana poprawnie,
np. jak trzymać i prowadzić pędzel przy malowaniu, jak posługiwać się
płucami, gardłem i ustami przy śpiewaniu, jak | ściągać i popuszczać
wodze oraz jak trzymać uda przy jeździe [A29] konnej". W ten sposób
do obszaru logiki dołączone zostałyby nauki całkiem jej obce.*
| Z pewnością bliższa prawdy jest Schleiermachera definicja [B29]
logiki jako umiejętności poznania naukowego. Oczywiste jest bowiem, iż
w tak ograniczonej dyscyplinie należy uwzględnić tylko to, co dla
poznania naukowego szczególne, i zbadać to, co może je wspomóc,
podczas gdy bardziej odległe warunki wstępne sprzyjające realizacji
poznania w ogóle zostają przekazane pedagogice, higienie itd. Z drugiej
wszakże strony w definicji Schleiermachera nie jest powiedziane
dostatecznie wyraźnie, iż owa umiejętność

Bergmann, Die Grundprobleme der Logik, 1895", s. 78. - Por. także dra B. Bol-
zana Wissenschaftskhre (Sulzbach 1837) I. s. 24. „Czy np. pytanie o to, czy kolendra
wzmacnia pamięć, należy do logiki? A przecież musiałoby ono do niej należeć,
gdyby logika była ars rationisformandae w całym zakresie tego słowa."

1
A: (w pełni i całkowicie).
38 Rozdział pierwszy

byłaby również zobligowana do zestawienia reguł, zgodnie z któ-


rymi należy rozgraniczać i budować nauki, podczas gdy cel ten
zawiera w sobie cel poznania naukowego. Znakomite myśli o
granicach naszej dyscypliny można znaleźć w Wissenschaftslehre
Bolzana, ale raczej w krytycznych badaniach wstępnych niż w tej
definicji, do której on sam się przychylił. Ta brzmi dość dziwacznie:
nauka o nauce (czyli logika) jest „tą nauką, która nam wskazuje,
jak powinniśmy przedstawiać nauki w adekwatnie ułożonych
podręcznikach".*

Bolzano, tamże, s. 7. Zresztą IV tom Wissenschaftslehre specjalnie poświęcony


jest temu zadaniu, o którym mówi definicja. Wydaje się jednak dziwne, że niepo-
równanie ważniejsze dyscypliny rozpatrywane w trzech pierwszych tomach przed-
stawione są jedynie jako pomocnicze środki umiejętności pisania naukowych pod-
ręczników. Naturalnie, wielkość tego wciąż jeszcze niedocenianego, a nawet pra-
wie nie używanego dzieła, polega na badaniach tych pierwszych tomów.
Rozdział drugi
Dyscypliny teoretyczne jako
fundamenty normatywnych

§ 13. Spór o praktyczny charakter logiki

Z naszych ostatnich rozważań wyłoniła się prawomocność logiki


w sensie umiejętności jako coś tak bardzo samo przez się zrozu-
miałego, iż musi się wydać dziwne, jak w punkcie tym kiedykol-
wiek mógł zaistnieć jakiś spór. Praktycznie ukierunkowana logika
to niezbywalny postulat wszelkich nauk, czemu odpowiada i to, że
historycznie logika wyrosła z praktycznych motywów działalności
naukowej. Stało się to, jak wiadomo, w owych pamiętnych czasach,
gdy kiełkująca dopiero nauka grecka narażona została na niebez-
pieczeństwo ulegnięcia atakom sceptyków i subiektywistów, i wszel-
kie jej dalsze postępy zależały od tego, czy znalezione zostaną
obiektywne kryteria prawdy zdolne do rozbicia złudnego pozoru
sofistycznej dialektyki.
Jeżeli wszelako, zwłaszcza w nowszych czasach pod wpływem
Kanta, logice ponownie odmówiono charakteru umiejętności, pod-
czas gdy strona przeciwna nadal przywiązywała wartość do tej
charakterystyki, to przecież spór nie mógł obracać się tylko wokół
pytania, czy można wyznaczyć logice cele praktyczne i ujmować ją
zgodnie z tymi celami jako umiejętność. Sam Kant mówił przecież
o logice stosowanej, która winna podać prawidła stosowania inte-
lektu „w warunkach przypadkowych, w jakich znajduje się pod-
miot, a które mogą przeszkadzać lub sprzyjać temu stosowaniu",*
Immanuel Kant, Krytyka czystego rozumu, Wstęp do logiki transcendentalnej
I, ostatni akapit [A 54 (1,142)].1

1
W oryginale Husserl cytuje wydanie G. Hartensteina: Kritik der reinen Ver-
nunft: Sdmtliche Werke in chronologischer Reichenfolge, III. Band, Leipzig 1867. (Prze-
kład polski: por. przypis do s. A 7.)
40 Rozdział
drugi
[A 31] i od której moglibyśmy się też nauczyć, „co sprzyja poprawnemu
[B31] stosowaniu intelektu, jakie są jego środki pomocnicze | i jakimi
środkami | uzdrawiać błędy i pomyłki logiczne"*. Jeśli nawet wła -
ściwie nie chce on uznać jej za naukę taką jak logika czysta,** jeśli
nawet sądzi, że „właściwie nie powinna ona nazywać się logi-
ką"***, to przecież każdy może sobie rozszerzyć cel logiki tak dale- i
ce, że obejmie ona również logikę stosowaną, a więc praktycz-
ną.**** Co najwyżej można się spierać — i to miało miejsce w do -
statecznie szerokim zakresie — czy od logiki jako nauki o nauce
można spodziewać się wymiernych zysków sprzyjających pozna-
niu ludzkiemu; czy np. po poszerzeniu starej logiki, która mogła
służyć tylko do sprawdzania danych [już] poznań, o ars inventiva,
„logikę odkrycia", rzeczywiście można obiecywać sobie tak wielkie
przewroty i postępy, jak o tym był przeświadczony Leibniz, itp. Ten
spór jednakże nie dotyczy punktów o znaczeniu zasadniczym i
rozstrzyga go jasna maksyma, że nawet nikłe prawdopodobień-
[A32]l
[B32]f stwo podniesienia przyszłego poziomu nauk uprawomocnia opra-
cowanie | zmierzającej do tego dyscypliny normatywnej, pomijając
już to, że wywiedzione reguły same w sobie przedstawiają warto -
ściowe wzbogacenie poznania.

Immanuel Kant, Logik, Einleitung II (wydanie Hartensteina 1867, VIII, s. 18).


** Krytyka czystego rozumu, wyd. cyt., s. 83 [B 89 (1,153)].
***
Logik, tamże.
Jeśli Kant w logice ogólnej wyposażonej w część praktyczną dopatruje się
contraditio in adjecto i dlatego też zarzuca podział logiki na teoretyczną i praktycz-
ną (Logik, Einleitung II, sub 3), to nie przeszkadza nam to ocenić tego, co nazywa
on logiką stosowaną, jako logiki praktycznej. „Logika praktyczna", jeśli brać to
wyrażenie w jego zwykłym znaczeniu, bynajmniej nie zakłada „znajomości pew-
nego rodzaju przedmiotów, do których się ją stosuje", z pewnością jednak [zakła-
da znajomość] ducha, któremu ma ona pomóc w jego dążeniu do poznania. Zasto -
sowanie może mieć tu miejsce w dwojakim kierunku: Przy pomocy prawideł
logicznych możemy osiągać korzyści w jakiejś określonej dziedzinie poznania —
ta należy do określonej nauki i związanej z nią metodologii. Z drugiej jednak
strony da się też pomyśleć, że przy pomocy idealnych, niezależnych od szczegóło-
wych określeń ludzkiego umysłu praw czystej logiki (jeśli coś takiego istnieje)
wywiedziemy praktyczne reguły uwzględniające swoistą naturę człowieka (in spe-
cie). Wówczas mielibyśmy logikę powszechną, a zarazem praktyczną.
Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 41

Właściwa i mająca zasadniczą wagę kwestia sporna, niestety,


nie sprecyzowana jasno przez żadną ze stron, znajduje się zupełnie
gdzie indziej; idzie w niej o to, czy definicja logiki jako umiejętno-
ści trafnie ujmuje jej i s t o t n y charakter. Innymi słowy, idzie
o to, czy tylko praktyczny punkt widzenia uzasadnia uprawnienie
logiki jako odrębnej dyscypliny naukowej, podczas gdy ze stano -
wiska teoretycznego wszystkie poznania gromadzone przez logikę
składają się z jednej strony z twierdzeń czysto teoretycznych, które
swego pierwotnego obywatelstwa muszą dochodzić w innych zna-
nych naukach teoretycznych, głównie jednak w psychologii, z drugiej
zaś z reguł ugruntowanych w tych twierdzeniach teoretycznych.
W rzeczy samej, w ujęciu Kanta istotne z pewnością nie jest to,
że przeczy on praktycznemu charakterowi logiki, lecz to, że uznaje
za możliwe, a pod względem teoriopoznawczym za fundamental-
ne, pewne ograniczenie, resp. zacieśnienie logiki, zgodnie z którym
jest ona nauką zupełnie niezależną, w porównaniu ze znanymi
skądinąd naukami zupełnie nową i przy tym czysto teoretyczną;
nauką, która na wzór matematyki stroni od wszelkiej myśli o mo-
żliwym zastosowaniu, a podobna matematyce jest także i w tym,
że jest dyscypliną aprioryczną i czysto dedukcyjną.
Ograniczenie logiki do tego, co jest w niej wiedzą teoretyczną,
prowadzi, zgodnie z dominującą formą poglądu przeciwstawnego,
do twierdzeń psychologicznych, ewentualnie także gramatycz-
nych i innych; a więc do małych wycinków nauk posiadających
granice wytyczone w inny sposób i do tego empirycznych; według
Kanta natomiast natrafiamy jeszcze na zamknięty w sobie, samo-
dzielny i do tego aprioryczny obszar prawdy teoretycznej, na logi -
kę czystą.
| Widać, że w poglądach tych pewną rolę grają inne jeszcze
ważne przeciwieństwa; mianowicie, czy logika ma być traktowana
jako nauka aprioryczna czy empiryczna, niezależna czy zależna,
dedukcyjna czy indukcyjna. Jeśli odróżnimy je jako obce naszym
bezpośrenim zainteresowaniom, wówczas pozostanie tylko posta-
wiona wyżej kwestia sporna: z jednej strony abstrahujemy twier-
dzenie, że u podstaw wszelkiej logiki ujętej jako umiejętność leży
odrębna nauka teoretyczna, logika „czysta", podczas gdy strona
przeciwna przeświadczona jest, iż wszelkie fragmenty teoretyczne,
42 Rozdział
drugi

które można skonstatować w umiejętności logicznej, potrafi włą-


czyć do znanych skądinąd nauk teoretycznych.
To ostatnie stanowisko reprezentował już Beneke;* jasno opisał
je J. St. Mili, którego logika także i pod tym względem wywarła
wielki wpływ.** Na tym samym gruncie stoi też najważniejsze
dzieło nowego ruchu logicznego w Niemczech, Logika Sigwarta.
Orzeka ona w sposób ostry i zdecydowany: „Najwyższym zada-
niem logiki, oraz tym, które stanowi jej właściwą istotę, [jest to] by
była ona umiejętnością."***
Na drugim stanowisku obok Kanta odnajdujemy szczególnie
Herbarta, a nadto znaczną liczbę ich uczniów.
Jak dobrze można skądinąd pod tym względem godzić naj bardziej
skrajny empiryzm z ujęciem kantowskim, świadczy logika Baina, która
wprawdzie zbudowana jest jako umiejętność, ale wyraź-[A34] nie uznaje
logikę za odrębną naukę teoretyczną i abstrakcyjną | — i [B 34] | to nawet
za naukę wzorującą się na matematyce — a zarazem twierdzi, że zawiera
ją w sobie. Wprawdzie ta dyscyplina teoretyczna opiera się według
Baina na psychologii; nie poprzedza zatem, jak chce Kant, wszystkich
innych nauk jako nauka absolutnie niezależna; ale przecież jest odrębną
nauką, nie zaś, jak u Milla, samym tylko uporządkowaniem rozdziałów
psychologicznych zestawionym w celu dostarczenia praktycznych reguł
poznania.****
W licznych przeprowadzonych w tym stuleciu opracowaniach
logiki omawiany punkt różnicujący [stanowiska] nie został wyraź-

Przeświadczenie o istotnie praktycznym charakterze logiki Beneke pragnie


zasugerować już w tytułach swych przedstawień logiki - Lehrbuch der Logik als
Kunstlehre des Denkens 1832 (Podręcznik logiki jako umiejętności myślenia), System
der Logik als Kunstlehre des Denkens 1842 (System logiki jako umiejętności myśle-
nia). Pod względem merytorycznym por. w „Systemie" Przedmowę, Wstęp,
a zwłaszcza polemikę z Herbartem, 1.1, s. 21 n.
**
W dyskusji odnośnych kwestii ważniejsza od głównego dzieła logicznego
Milla jest jego polemika z Hamiltonem. Niżej podane zostaną wymagane cytaty.
*** Sigwart, Logik O1 s. 10. **** Por. Bain, Logic, I. (1879), § 50, s. 34 n.

1
W A cytowane jest wydanie 2.
Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 43

nie wydobyty i troskliwie przemyślany. Ze względu na to, że pra-


ktyczne potraktowanie logiki równie dobrze da się pogodzić z
obydwoma stanowiskami i z reguły obie strony uznają je za użyte-
czne, cały spór o (istotnie) praktyczny bądź teoretyczny charakter
logiki dla wielu wydał się bez znaczenia. Różnica między tymi
stanowiskami nie jest dla nich jasna.
Nasze cele nie wymagają, byśmy krytycznie włączali się w spory
dawniejszych logików — czy logika jest sztuką czy nauką, obiema
naraz czy żadną z nich, a w tym drugim przypadku, czy jest nauką
praktyczną, spekulatywną, czy obiema zarazem. Sir William
Hamilton sądzi o nich, a przez to i o wartości pytań, jak następuje:
„The controversy... is perhaps one of the most futile in the history of
speculation. In sofar as Logic is concerned, the decision ofthe ąuestion is
not ofthe very smallest import. It was not in consequence ofany dwersity
of opinion in regard to the scope and naturę of this doctrine, that philo-
sophers disputed by what name it should be called. The controversy was,
in fact, only about what was properly an art, and what was properly as
science; and as men attached one meaning or another to these terms, so
did they affirm Logic | to be an art, \ or a science, or both, or neither."*
Należy jednak zauważyć, że sam Hamilton nie przeprowadził zbyt
głębokich badań nad wartością i zawartością dyskutowanych roz-
różnień i kontrowersji. Gdyby panowała zgoda co do treści logiki i
co do treści teorii, które należy do niej zaliczyć, wówczas pytanie,
czy i jak pojęcia art i science należą do jej definicji, miałoby mniejsze
znaczenie, jakkolwiek wciąż jeszcze daleko byłoby mu do kwestii
jedynie opatrywania etykietami. Jednakże spór o definicję logiki w
rzeczywistości jest (jak to właśnie pokazaliśmy) sporem o naukę
samą, i to nie o naukę gotową, lecz o naukę powstającą i na razie
tylko postulowaną, w której problemy, metody, teorie, krótko:
wszystko jest wątpliwe. Już w czasach Hamiltona, a i dawno przed
nim, różnice w poglądach na istotną zawartość, zakres i sposób
uprawiania logiki były znaczne. Wystarczy tylko porównać dzieła
Hamiltona, Bolzana, Milła i Beneke'a. A jak różnice te wzrosły dzi-
siaj! Postawmy obok siebie Erdmanna i Drobischa, Wundta i Berg-

Sir William Hamilton, Lectures on Logic"1, t. I (Lect. on Metaphysics and Logic, t


III) 1884, s. 9-10.
44 Rozdział drugi

manna, Schuppego i Brentana, Sigwarta i Uberwega — czy to wszys-


tko to jedna nauka, a nie tylko jedna nazwa? Niemalże chciałoby
się tak właśnie rozstrzygnąć, gdyby nie obszerniejsze grupy tema-
tów wspólne i tu, i tam, jakkolwiek pod względem treści doktryn,
a nawet sposobu stawiania pytań, nie znalazłoby się choćby tylko
dwóch spośród tych logików, którzy mogliby się jako tako porozu-
mieć. Jeśli zestawi się to z tym, co podkreśliliśmy we Wprowadze-
niu — że definicje tylko wyrażają przekonania żywione o istotnych
zadaniach i metodycznym charakterze logiki, i że w przypadku
nauki pozostającej tak daleko w tyle za innymi odnośne przesądy i
błędy mogą przyczynić się do tego, iż badania już z góry zostaną
wprowadzone na fałszywe tory — to z pewnością nie będzie moż-
na się zgodzić z Hamiltonem, gdy ten mówi: „the decision of the
qnestion is not ofthe very smallest import".
W niemałym stopniu przyczyniła się do tego pomieszania oko-
liczność, że także ze strony znakomitych pionierów uprawomocnienia
logiki czystej jako odrębnej dyscypliny, takich jak Dro- N3 361 friscn i
Berg|mann | normatywny charakter tej dyscypliny przedstawiany był jako
coś z istoty należącego do jej pojęcia. Strona przeciwna znalazła w tym
jawną niekonsekwencję, a nawet sprzeczność. Czy w pojęciu
normowania nie zawiera się odniesienie do przewodniego celu i
przyporządkowanych mu czynności? Czy zatem nauka normatywna nie
znaczy dokładnie tyle samo, co umiejętność?
Sposób, w jaki Drobisch wprowadza i ujmuje swe określenia,
może to tylko potwierdzić. W jego wciąż jeszcze wartościowej Lo-
gice czytamy: „Myślenie w dwojakim względzie może być przed-
miotem badania naukowego; raz mianowicie, o ile jest czynnością
umysłu, którego warunków i praw można poszukiwać; następnie
zaś, o ile jako narzędzie nabywania poznań pośrednich, dopusz -
czające nie tylko słuszne, lecz także błędne użycie, co w pierwszym
przypadku prowadzi do prawdziwych, w drugim — do fałszy-
wych wyników. Istnieją przeto zarówno przyrodnicze pra-
wa myślenia, jak i jego prawa normatywne, p r z e p i s y
(normy), którymi ma się ono kierować, ażeby prowadzić do
prawdziwych wyników. Przebadanie przyrodniczych praw
myślenia jest zadaniem psychologii, natomiast ustalenie praw nor-
Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 45

matywnych jest zadaniem l o g i k i ."* A nadto czytamy jeszcze w


dołączonym objaśnieniu: „Prawa normatywne zawsze dostarczają
prawideł czynności stosownie do jakiegoś określonego celu."
Ze strony przeciwnej powie ktoś: nie ma tu ani jednego słowa,
pod którymi Beneke albo Mili nie mogliby się podpisać i obrócić na
swą korzyść. Jeśli uzna się identyczność pojęć „dyscyplina norma-
tywna" i „umiejętność", to jest także zrozumiałe samo przez się, że
tak jak we wszelkich umiejętnościach w ogóle, to nie rzeczowa
współprzynależność, lecz przewodni cel jest węzłem jednoczącym
prawdy logiczne | w jedną dyscyplinę. | Wtedy jednakże jest czymś
jawnie opacznym wyznaczać logice granice tak ciasne, jak czyni to
tradycyjna logika arystotelesowska, do tego bowiem prowadzi po-
stulat logiki „czystej". Niedorzeczne jest wyznaczać logice jakiś cel,
a następnie wyłączać z logiki [całe] klasy norm i badań normatyw-
nych należących do tego celu. Przedstawiciele logiki czystej wciąż
jeszcze pozostają pod urokiem tradycji; owe zadziwiające czary,
przez tysiąclecia odczyniane przy pomocy całego tego scholasty-
cznego balastu pustych form, wciąż jeszcze mają nad nimi władzę.
Oto łańcuch nasuwających się zarzutów, odwodzących współ-
czesne zainteresowania od dokładniejszego rozważenia rzeczo-
wych motywów, które u wielkich i samodzielnych badaczy prze-
mawiały na rzecz czystej logiki jako odrębnej nauki, i które jeszcze
dzisiaj mogą domagać się poważnego zbadania. Świetny Drobisch
mógł pomylić się formułując swe określenie; ale to nie dowodzi, że
zajęte przezeń stanowisko, będące także stanowiskiem jego mi-
strza, Herbarta, a ostatecznie także pierwszego inicjatora, Kanta,**

Drobisch, Neue Darstellung der Logik, § 2, s. 3.


Sam Kant, jakkolwiek prawom psychologicznym, mówiącym, „czym jest
rozum i jak myśli", przeciwstawia prawa logiczne, jako „konieczne prawidła",
które mówią, „jak powinien on postępować w myśleniu" (por. Vorlesungen iiber
Logik, WW, wyd. Hartensteina, VIII, s. 14), ostatecznie nie zamierzał przecież uj-
mować logiki jako dyscypliny normatywnej (w sensie dyscypliny odmierzającej
adekwatność do wytyczonych celów). Zdecydowanie wskazuje na to jego skoor -
dynowanie logiki z estetyką stosownie do dwóch „podstawowych źródeł umy -
słu", tej ostatniej jako „nauki o prawidłach zmysłowości w ogóle", tej pierwszej
jako korelatywnej „nauki o prawidłach intelektu w ogóle". Tak jak estetyka w tym
Kantowskim sensie, tak też i logika nie jest dyscypliną dostarczającą prawideł
46 Rozdział
drugi

w tym, co istotne, było fałszywe. Nie wyklucza to nawet tego, że za


niedoskonałym określeniem tkwi pewna wartościowa myśl, która
[A 38] tylko nie została wyrażona | w sposób pojęciowo jasny. Zwróćmy
uwagę na tak rozpowszechnione pośród przedstawicieli logiki czy-
[B38] stej zestawianie logiki z matematyką. Dyscypliny matematyczne
także uzasadniają umiejętności. Arytmetyce odpowiada praktycz-
na umiejętność rachowania, geometrii — praktyczna umiejętność
mierzenia pól. Do teoretycznych abstrakcyjnych nauk przyrodni-
czych również dołączają się, choć w nieco inny sposób, technolo-
gie, do fizyki — technologie fizykalne, do chemii — technologie
chemiczne. W związku z tym nasuwa się przypuszczenie, że
właściwym sensem postulowanej czystej logiki jest bycie abs -
trakcyjną dyscypliną teoretyczną, uzasadniającą — w sposób ana-
logiczny do wskazanych przypadków — pewną technologię, właśnie
logikę w potocznym, praktycznym sensie. I tak jak umiejętnościom
w ogóle niekiedy (w przypadku uprzywilejowanym) podbudowy
do wyprowadzania ich norm dostarcza jedna, niekiedy zaś liczne
dyscypliny teoretyczne, tak też logika w sensie umiejętności mo-
głaby być uzależniona od większej liczby takich dyscyplin, a więc
w owej logice czystej mieć tylko jeden, choć może i najważniejszy,
ze swych fundamentów. Gdyby się nadto miało okazać, że logiczne
prawa i formy w sensie ścisłym należą do teoretycznie zamknięte-
go kręgu prawdy abstrakcyjnej, którego w żaden sposób nie moż-
na włączyć do wyodrębnionych dotychczas dyscyplin teoretycz-
nych, a tym samym należałoby potraktować go jako ową czystą
logikę samą, wówczas nasunęłoby się następne przypuszczenie, że
mianowicie niedoskonałość określenia pojęć tej dyscypliny, jak i
niezdolność do przedstawienia jej w jej czystości i rozjaśnienia jej
stosunku do logiki jako umiejętności sprzyjały pomieszaniu jej z tą
umiejętnością i umożliwiły spór o to, czy logika powinna być wy-
odrębniona jako dyscyplina istotnie teoretyczna, czy praktyczna.
Podczas gdy jedno stronnictwo miało na względzie owe czysto
t e or e t yc z ne i w ś c i s ł ym s e n s i e l ogi c z ne t wi e r dz e ni a ,

stosownie do celu. (Por. Krytyka czystego rozumu, Wstęp do logiki trans-


cendentalnej, I, koniec drugiego akapitu [B 76 (1,140)].)
Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 47

drugie trzymało się narażonych na ataki d e f i n i c j i postulowa-


nej nauki teoretycznej i jej faktycznego przeprowadzenia.
| Zarzut zaś, jakoby szło tutaj o restytucję logiki scholastyczno- [A 39]
arystotelesowskiej, o której niewielkiej wartości | historia wypo- [B39]
wiedziała już swój sąd, nie powinien nas niepokoić. Może się jeszcze
okazać, że dyskutowana dyscyplina bynajmniej nie ma tak wą skiego
zakresu i nie jest tak uboga w głębokie problemy, jak się jej zarzuca.
Możliwe, że stara logika była tylko wysoce niedoskonałą i zamąconą
realizacją idei owej logiki czystej, ale przecież jako pier wszy początek i
pierwszy atak — czymś rzetelnym i godnym uznania. Można też
postawić pytanie, czy pogarda okazywana tradycyjnej logice nie jest
może nieuprawnionym następstwem nastrojów Renesansu, którego
motywy dzisiaj nie mogą nas już poruszać. Jest rzeczą zrozumiałą, że
historycznie prawomocna, choć rzeczowo często nierozumna walka z
nauką scholastyczną kierowała się przede wszystkim przeciw logice jako
całościowej metodologii. Jeśli jednak formalna logika w rękach
scholastyki (zwłaszcza w okresie zwyrodnienia) nabrała charakteru
fałszywej metodyki, to dowodzi to raczej tylko tyle, że zabrakło
słusznego filozoficznego zrozumienia teorii logicznej, że z tego powodu
jej praktyczne stosowanie poszło fałszywą drogą, i że przypisywano jej
metodyczne osiągnięcia, do których istotnie nie dorosła. Tak też i
mistyka liczb nie dowodzi niczego przeciw arytmetyce. Jest znanym
faktem, że logiczna polemika Odrodzenia była pusta i pozbawiona
wyników; wypowiadała się w niej namiętność, lecz nie wgląd. Dlaczego
wciąż mielibyśmy kierować się tymi pogardliwymi sądami? W każdym
razie umysł teoretycznie tak twórczy jak Leibniz, u którego prze sadny
renesansowy pęd do reform skojarzył się z nowożytną trzeźwością, nie
chciał nic wiedzieć o antyscholastycznej nagonce. W ciepłych słowach ujął
się za sponiewieraną logiką arystotelesowską, choć to właśnie jemu tak
bardzo zdawała się ona wymagać rozszerzenia i ulepszenia. W każdym
razie zarzut, | że czysta logika to to [A40] samo co odnawianie
„scholastycznego balastu pustych form", możemy dopóty zostawić
samemu sobie, dopóki nie zdobędziemy jasności co do sensu i
zawartości dyskutowanej dyscypliny, względnie co do prawomocności |
nasuwających się nam przypuszczeń. [B 40]
48 Rozdział
drugi
By sprawdzić te przypuszczenia, nie chcemy rozpoczynać od
zebrania i poddania krytycznej analizie wszystkich argumentów,
które historycznie wysunięto na rzecz jednego czy drugiego ujęcia
logiki. Nie tędy droga do obudzenia nowego zainteresowania sta-
rym sporem; lecz zasadnicze przeciwieństwa, które w sporze tym
nie zostały w sposób czysty rozróżnione, budzą odrębne zaintere-
sowanie, wznoszące się ponad empiryczne uwarunkowania spie-
rających się stron i za nimi chcemy podążyć.

§ 14. Pojęcie nauki normatywnej. Podstawowa miara


albo naczelna zasada, która nadaje jej jedność

[A 41] Rozpoczniemy od ustalenia twierdzenia mającego decydującą


[B41] wagę dla całego dalszego badania; mianowicie, że każda
dyscyplina normatywna, a tak samo każda dyscyplina
praktyczna, opiera się na jednej albo na kilku dyscyplinach
teoretycznych — gdyż jej reguły muszą mieć dającą się odłączyć
od myśli normatywnej (powinności) treść teoretyczną, do której
naukowego przebadania zobligowane są właśnie dyscypliny
teoretyczne.
Rozważmy najpierw, by to sobie wyjaśnić, pojęcie nauki nor-
matywnej i jego stosunek do pojęcia nauki teoretycznej. Prawa
tej pierwszej mówią, jak się to zwykle ujmuje, co być powinno,
choć może nie jest i w danych okolicznościach być nie może;
prawa tej drugiej natomiast mówią po prostu, co jest. Powstaje
pytanie, co się właściwie ma na myśli mówiąc o powinności
bycia przeciwstawionej byciu po prostu.
Zbyt wąski jest oczywiście pierwotny sens powinności,
odnoszący się do jakiegoś określonego życzenia czy chcenia, |
wymogu czy rozkazu, np.: powinieneś być mi | posłuszny, X
powinien do mnie przyjść. Tak jak w rozszerzonym sensie
mówimy o wymogu, przy czym nie ma nikogo, kto wymaga, a
ewentualnie także nikogo, od kogo się wymaga, tak też często
mówimy o powinności niezależnie od czyjegokolwiek żądania
albo chcenia. Jeśli mówimy: „żołnierz powinien być dzielny", to
nie znaczy to, że my albo
Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 49

ktokolwiek inny tego sobie życzy lub chce, rozkazuje albo wyma-
ga. Myśl (Meinung) tę można raczej ująć w ten sposób, że ogólnie,
tzn. w odniesieniu do każdego żołnierza, odpowiednie życzenie
albo wymaganie byłoby uprawnione; jakkolwiek i to nie jest cał-
kiem trafne, gdyż nie jest wcale konieczne, by miała tu miejsce taka
ocena jakiegoś życzenia czy wymogu. „Żołnierz powinien być
dzielny", to raczej znaczy: tylko dzielny żołnierz jest „dobrym"
żołnierzem, a w tym jest już zawarte, jako że orzeczniki „dobry" i
„zły" dzielą miedzy siebie zakres pojęcia „żołnierz", że żołnierz,
który nie jest dzielny, jest „złym" żołnierzem. Ponieważ obowiązuje
ten sąd wartościujący, słuszność ma każdy, kto wymaga od żoł-
nierza, by był on dzielny; z tej samej racji to, że jest on taki, jest
czymś, czego należy sobie życzyć, co należy pochwalać itd. Tak
samo w innych przykładach. „Człowiek powinien praktykować
miłość bliźniego", tzn. ten, kto tego nie robi, nie jest już „dobrym"
człowiekiem, a przez to eo ipso jest człowiekiem (pod tym wzglę-
dem) „złym". „Dramat nie powinien się rozpadać na epizody" —
inaczej nie jest „dobrym" dramatem, „poprawnym" dziełem sztu-
ki. We wszystkich tych przypadkach uzależniamy wiec naszą po-
zytywną ocenę, przyznanie pozytywnego orzecznika wartościu-
jącego, od pewnego warunku, który ma być spełniony i którego
niespełnienie pociąga za sobą odpowiedni orzecznik negatywny.
W ogóle można uznać za równe, a przynajmniej za ekwiwalentne,
formuły: „A powinno być B" i „A, które nie jest B, jest złym A" albo
„Tylko takie A, które jest B, jest dobrym A".
Terminem „dobry" posługujemy się tu naturalnie w najszer szym
sensie czegoś w jakiś sposób wartościowego; w konkretnych,
podpadających pod | nasze formuły twierdzeniach należy go za- [A 42]
wsze rozumieć w szczególnym sensie | tej postawy aksjologicznej [B 42]
(Werthaltung), która leży u ich podstaw, np. jako coś pożytecznego,
pięknego, obyczajnego itd. Istnieje tyle odmian mówienia o powinności,
ile jest różnych postaw aksjologicznych, a więc rodzajów —
rzeczywistych albo rzekomych — wartości.
Negatywnych wypowiedzi orzekających powinność nie należy
interpretować jako negacji odpowiednich wypowiedzi afirmatyw-
nych; tak jak i w zwykłym sensie zaprzeczenie jakiegoś wymogu
nie ma wartości zakazu. Żołnierz nie powinien być tchórzliwy —
r
50 ' Rozdział
drugi

to nie znaczy, iż nieprawdą jest, że żołnierz powinien być tchórzli-


wy, lecz: tchórzliwy żołnierz zarazem jest złym żołnierzem. Ekwi-
walentne są przeto formy: „A nie powinno być B" i „A, które jest B,
jest ogólnie złym A", albo „Tylko takie A, które nie jest B, jest
dobrym A".
To, że powinność i niepowinność wzajemnie się wykluczają,
jest formalno-logiczną konsekwencją interpretowanych wypowie-
dzi. To samo odnosi się do twierdzenia, że sądy o powinności nie
implikują żadnych stwierdzeń o odpowiednim bycie.
Ujaśnione dopiero co sądy mające formę normatywną oczywi-
ście nie są jedynymi, które będzie się skłonnym za takie uznać,
nawet jeśli w wyrażeniu miałoby brakować słówka („powinno") 1.
Nieistotne jest, że zamiast „A powinno (resp. nie powinno) być B",
możemy też powiedzieć „A musi (resp. nie może) być B". Więcej
treści będzie we wskazaniu na dwie nowe formy: „A nie musi być
B" i „A może być B", będące kontradyktorycznymi przeciwień-
stwami powyższych. „Nie musi" jest więc negacją „powinno", albo
— co jest równoważne — „musi"; „może" jest negacją „nie
powinno" albo — co jest równoważne — „nie może"; jak łatwo to
dostrzec w interpretowanych sądach wartościujących: „A nie musi
być B" = „A, które nie jest B, nie jest jeszcze z tego powodu złym
A". „A może być B" = „A, które jest B, nie jest jeszcze z tego
powodu złym A".
Lecz będziemy tu musieli uwzględnić inne jeszcze twierdzenia. m431
' "Ażeby A było dobrym A, wystarczy | (resp. nie wystarczy), by było
ono B". Podczas gdy poprzednie twierdzenia dotyczyły pewnych
koniecznych warunków przyznania albo odmówienia pozytywnych
albo negatywnych orzeczników wartościujących, w tych, o których
teraz jest mowa, idzie o warunki wystarczają- c e. Inne znowu
twierdzenia orzekają warunki zarazem konieczne oraz wystarczające.
Tak oto moglibyśmy uznać istotne formy ogólnych twierdzeń
normatywnych za wyczerpane; naturalnie odpowiadają im rów-
nież formy szczegółowych i indywidualnych sądów wartościują-
cych. Ich analiza nie dodałaby tu jednak nic ważnego, zaś przynaj-
1
A: (powinność).
Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 51

mniej te ostatnie dla naszych celów zupełnie nie wchodzą w grę;


zawsze mają one jakieś bliższe czy dalsze odniesienie do pewnych
normatywnych sądów ogólnych i w abstrakcyjnych dyscyplinach
normatywnych mogą występować tylko jako przykłady oparte na
tych sądach ogólnych będących ich regułami. Dyscypliny takie
w ogóle pozostają poza sferą indywidualnego istnienia, ich sądy
ogólne są typu „czysto pojęciowego" i mają charakter praw w
rzetelnym sensie tego słowa.
Na podstawie tych analiz widzimy, że każde twierdzenie nor -
matywne zakłada pewien określony typ postawy aksjologicznej
(aprobowanie, ocenianie), dzięki której w odniesieniu do pewnej
klasy obiektów powstaje pojęcie tego, co w określonym sensie „do-
bre" (wartościowe), resp. „złe" (wartościowe negatywnie); stosow-
nie do tej postawy obiekty te dzielą się na dobre i złe. Bym mógł
wydać sąd normatywny „Żołnierz powinien być dzielny", muszę
posiadać jakieś pojęcie „dobrego" żołnierza. Pojęcie to nie może
być ugruntowane w jakiejś dowolnej definicji nominalnej, lecz w
pewnej ogólnej postawie aksjologicznej, pozwalającej stosownie do
tych czy innych cech oceniać żołnierzy już to jako dobrych, już to
jako złych. Czy ocena ta jest w jakimś sensie „obiektywnie obowią-
zująca" czy też nie, czy w ogóle można robić jakąś różnicę między
tym, co „dobre" subiektywnie i obiektywnie — to tutaj, gdzie idzie
nam tylko o ustalenie | sensu twierdzeń powinnościowych, | nie
wchodzi w grę. Wystarczy, że [coś] jest uważane za wartościo-
we, (że spełniona zostaje i n t e n c j a o treści, iż coś jest wartościo-
we lub dobre)1.
Także odwrotnie, jeśli na gruncie jakiejś określonej ogólnej po-
stawy aksjologicznej dla odnośnej klasy ustalona jest para orzeczni-
ków wartościujących, wtedy dana jest też możliwość sądów norma-
tywnych, wszystkie zaś formy twierdzeń normatywnych otrzymu-
ją swój określony sens. Każda konstytutywna cecha B „dobrego" A
dostarcza np. twierdzenia mającego formę: „A powinno być B"; nie
dająca się pogodzić z B cecha B' - twierdzenia: „A nie może (nie
powinno) być B'" itd.

1
A: (jakby rzeczywiście było ono dobre albo złe).
52 Rozdział drugi

Co się w końcu tyczy p o j ę c i a sądu normatywnego,


to zgodnie z naszymi analizami możemy je opisać w następujący
sposób: W odniesieniu do leżącej u podstaw (ogólnej) 1 postawy
aksjologicznej oraz określonej przez nią treści przynależnej tu pary
orzeczników wartościujących, normatywnym nazywa się każde
twierdzenie, które orzeka jakiekolwiek konieczne albo wystarcza-
jące albo konieczne i wystarczające warunki posiadania takiego
orzecznika. Gdy wartościując uzyskaliśmy już różnicę między „do-
brym" i „złym" w określonym sensie, a więc i w określonej sferze,
wówczas z natury rzeczy zainteresowani jesteśmy rozstrzygnię-
ciem, jakie okoliczności, jakie wewnętrzne i zewnętrzne właściwo-
ści poręczają bądź nie poręczają bycie dobrym, resp. bycie złym w
takim sensie; jakich właściwości nie może brakować, by móc jesz-
cze przyznać obiektowi wartość czegoś dobrego itd.
Tam, gdzie mówimy o dobrym i złym, zwykle odróżniamy też,
opierając się przy tym na ocenach porównawczych, lepsze i najlepsze,
wzgl. gorsze i najgorsze. Jeśli przyjemność jest czymś dobrym, to z
dwóch przyjemności ta, która trwa dłużej i jest bardziej intensywna, jest
lepsza. Jeśli poznanie jest czymś dobrym, to przecież nie każde
poznanie jest „równie dobre". Poznanie praw [B 45] cenimy wyżej niż
poznanie pojedynczych faktów; poznanie praw | [A 45] ogólniejszych —
np. „Każde równanie | n-tego stopnia ma n pierwiastków" — wyżej niż
poznanie podporządkowanego mu prawa szczegółowego — „Każde
równanie czwartego stopnia ma 4 pierwiastki". Tak więc w odniesieniu
do względnych orzeczników wartościujących rodzą się podobne pytania,
jak w odniesieniu do absolutnych. Jeśli ustalona jest konstytutywna treść
tego, co należy uważać za dobre — resp. złe — powstaje pytanie, co w
wartościowaniu porównującym miałoby obowiązywać jako lepsze albo
gorsze; następnie, jakie są bliższe i dalsze, konieczne i wystarczające
warunki orzeczników względnych, konstytutywnie określające treść
tego, co lepsze — resp. tego, co gorsze — a ostatecznie tego, co najlepsze.
Konstytutywne treści pozytywnych i względnych orze-

1
Dodatek wydania B.
Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 53

czników wartościujących są, by tak rzec, jednostkami pomiarowy-


mi, którymi mierzymy obiekty odnośnej sfery.
Całość tych norm oczywiście tworzy pewną określoną przez
fundamentalną postawę aksjologiczną, zamkniętą w sobie grupę.
Twierdzenie normatywne, stawiające obiektom odnośnej sfery
ogólny wymóg, iż powinny one w możliwie największej mierze
czynić zadość konstytutywnym cechom pozytywnego orzecznika
wartościującego, zajmuje w każdej grupie współprzynależnych
norm wyróżnione stanowisko i może być oznaczone jako norma
podstawowa. Tę rolę odgrywa np. imperatyw kategoryczny w
grupie twierdzeń składających się na etykę Kanta; podobnie zasada
„możliwie największego szczęścia możliwie największej liczby
jednostek" w etyce utylitarystów.
Norma podstawowa jest korelatem definicji tego, co w podsta-
wowym sensie „dobre" i „lepsze"; podaje ona, według jakiej
p o d s t a w o w e j m i a r y ( p o d s t a w o w e j w a r t o ś c i ) n a l e ży
przeprowadzać wszelkie normowanie, a tym samym nie jest
twierdzeniem normatywnym w sensie właściwym. Stosunek normy
podstawowej do właściwych twierdzeń normatywnych jest analogiczny
do tego, jaki zachodzi między tzw. definicjami szeregu liczb a —
odniesionymi | zawsze do nich — twierdzeniami o sto- [B 46] sunkach
numerycznych w | arytmetyce. Można by i tutaj oznaczyć [A 46] normę
podstawową jako „definicję" miarodajnego pojęcia tego, co dobre — np.
tego, co dobre moralnie; zapewne porzucając w ten sposób zwykłe
logiczne pojęcie definicji.
Jeśli stawiamy sobie cel, by w odniesieniu do takiej „definicji",
a więc w odniesieniu do fundamentalnego ogólnego wartościowania,
naukowo przebadać całość współprzynależnych twierdzeń norma-
tywnych, wówczas powstaje idea dyscypliny normatyw -
nej. Każda taka dyscyplina jest więc jednoznacznie scharaktery-
zowana przez swą normę podstawową, wzgl. przez definicję tego,
co powinno w niej obowiązywać jako „dobre". Jeśli np. uważamy
za coś dobrego wywoływanie i utrzymywanie, mnożenie i wzrost
przyjemności, to zapytamy, jakie obiekty wywołują przyjemność,
resp. w jakich subiektywnych i obiektywnych okolicznościach to
czynią; i w ogóle, jakie są konieczne i wystarczające warunki wy-
stąpienia przyjemności, jej utrzymania, pomnożenia itd. Pytania te,
54 Rozdział
drugi

wzięte jako docelowe punkty pewnej dyscypliny naukowej, dają w


wyniku hedonikę; jest to normatywna etyka w sensie hedonistów.
Uznanie wywoływania przyjemności za wartościowe dostarcza
podstawowej normy określającej jedność dyscypliny i odróżniają-
cej ją od każdej innej dyscypliny normatywnej. W taki sam sposób
każda dyscyplina normatywna ma swą własną normę podstawo-
wą i ta jest jej zasadą jednoczącą. W dyscyplinach teorety -
cznych natomiast odpada to centralne odniesienie wszelkich ba-
dań do owej fundamentalnej postawy aksjologicznej jako źródła
dominującego zainteresowania normatywnego; jedność ich badań i
wzajemne przyporządkowanie do siebie ich poznań określone są
wyłącznie przez zainteresowanie teoretyczne, ukierunkowane na
przebadanie tego, co rzeczowo (tj. teoretycznie, na mocy wewnę-
trznych praw rzeczy) współprzynależy do siebie i co przeto w tej
swej współprzynależności także wspólnie winno być badane.

§ 15. Dyscyplina normatywna a umiejętność

Zainteresowanie normatywne z natury rzeczy ogarnia nas szcze-


gólnie wobec obiektów realnych będących obiektami prak-
tycznych wartościowań, stąd niewątpliwa skłonność do iden-
tyfikowania pojęcia dyscypliny normatywnej z pojęciem dyscypli-
ny praktycznej, umiejętności. Nietrudno wszakże dostrzec,
że identyfikacja ta nie jest słuszna. Dla Schopenhauera, który w
konsekwencji swej nauki o wrodzonym charakterze z zasady od-
rzuca wszelkie praktyczne moralizowanie, nie istnieje etyka w sen-
sie umiejętności, istnieje jednak etyka jako nauka normatywna,
którą przecież sam opracowuje. Żadną bowiem miarą nie odrzuca
on także moralnych rozróżnień aksjologicznych. — Umiejętność
jest owym szczególnym przypadkiem dyscypliny normatywnej,
w którym norma podstawowa polega na osiągnięciu jakiegoś ogól-
nie praktycznego celu. Jasne jest, że w ten sposób każda umiejęt-
ność całkowicie zawiera w sobie pewną dyscyplinę normatywną,
lecz już nie praktyczną. Zadanie jej zakłada bowiem uprzednie
Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 55

rozwiązanie zadania węższego, pomijającego wszystko, co odnosi


się do praktycznego osiągnięcia [celu], i polegającego na ustaleniu
norm, według których można osądzać adekwacje do ogólnego po-
jęcia celu, który ma być zrealizowany, do posiadania cech chara-
kteryzujących odnośną klasę — wartości. I odwrotnie, każda dys-
cyplina normatywna, w której fundamentalna postawa aksjologi-
czna przekształca się w ustalenie odpowiadającego jej celu,
rozszerza się w umiejętność.

§ 16. Dyscypliny teoretyczne jako


fundamenty normatywnych

Łatwo już teraz o zrozumienie, że każda dyscyplina normatywna i


afortiori każda dyscyplina praktyczna zakłada jako swój funda
ment jedną lub wiele dyscyplin teoretycznych, w tym mianowicie
sensie, że musi ona posiadać dającą się odłączyć od wszelkiego
normowania zawartość teoretyczną, która jako taka ma swe natu
ralne miejsce w jakiejś nauce teoretycznej — już wyodrębnionej
albo | czekającej jeszcze na swe ukonstytuowanie. [A
48]
| Norma podstawowa (resp. podstawowa wartość, ostateczny [B48]
cel) określa, jak widzieliśmy, jedność dyscypliny; jest ona również tym,
co do wszystkich twierdzeń tej ostatniej wnosi myśl normo wania. Ale
obok tej wspólnej myśli mierzenia [obiektów] normą podstawową,
twierdzenia te posiadają własną, indywidualnie róż ną zawartość
teoretyczną. Każde z nich wyraża myśl mierzącego odniesienia normy
do tego, co normowane; samo to odniesienie jednakże — jeśli
pominiemy zainteresowanie oceniające — ma obiektywny c ha rakter
odniesienia warunku do tego, co warunko wane; odnies ienie to w
odnoś nym twierdz eniu normatywnym po dawane jest jako zachodzące
bądź nie zachodzące. Tak np. każde twierdzenie normatywne mające
formę „A powinno być B" zawiera w sobie twierdzenie teoretyczne
„Tylko takie A, które jest B, ma włas noś ć C", prz y czym przez C
sygnalizujemy konstytutywną treść miarodajnego orzecznika „dobry"
(np. przyjemność, pozna-
r
56 Rozdział
drugi
nie, mówiąc krótko: to, co w danym kręgu wyróżnione przez fun-
damentalną postawę aksjologiczną właśnie jako dobre). To nowe
twierdzenie jest już czysto teoretyczne; nie ma w nim już nic z
myśli normowania. I odwrotnie, jeśli obowiązuje jakiekolwiek twier-
dzenie mające tę ostatnią formę, a jako coś nowego powstaje posta-
wa aksjologiczna uznająca jakieś C jako takie, postulująca norma-
tywne powiązanie z tym C, wówczas twierdzenie teoretyczne przy-
biera formę normatywną: („Tylko takie A, które jest B, jest dobre",
tzn. „A powinno być B") 1. Dlatego twierdzenia normatywne mogą
pojawiać się nawet w kontekście teoretycznym: zainteresowanie
teoretyczne przywiązuje w takim kontekście wartość do zachodze-
nia stanu rzeczy gatunku M (np. do zachodzenia równoboczności
podlegającego określeniu trójkąta) i nim mierzy inne stany rzeczy
(np. równokątność: jeśli trójkąt ma być równoboczny, to musi być
[A 49] równokątny), tyle że zwrot ten w naukach teoretycznych | jest czymś
prowizorycznym i drugorzędnym, jako że ostateczna intencja kie-
ruje się tutaj ku własnemu, teoretycznemu związkowi rzeczy;
[B 49] trwałe wyniki | nie są przeto ujmowane w formę normatywną, lecz
w formę związku obiektywnego, tutaj w formę twierdzenia ogólnego.
Jasne jest teraz, że powiązania teoretyczne, tkwiące, zgodnie z
naszymi rozważaniami, w twierdzeniach nauk normatywnych, swe
logiczne miejsce muszą mieć w określonych naukach teoretycz-
nych. Jeśli zatem nauka normatywna ma zasłużyć na swą nazwę,
jeśli ma naukowo przebadać powiązania normowanych stanów
rzeczy z normą podstawową, wówczas musi przestudiować teore-
tyczny rdzeń tych powiązań, a tym samym wkroczyć w sferę od-
nośnych nauk teoretycznych. Innymi słowy: każda dyscyplina nor-
matywna wymaga poznania pewnych prawd nie normatywnych;
te zaś albo czerpie ona z określonych nauk teoretycznych, albo też
uzyskuje stosując zaczerpnięte z nich twierdzenia do konstelacji
przypadków określanych przez zainteresowania normatywne. Po-
zostaje to naturalnie w mocy także wobec szczególnego przypad-
ku umiejętności i to w jeszcze szerszym zakresie. Dochodzą tu
poznania teoretyczne tworzące podstawę płodnej realizacji celów
i środków.

W wydaniu A brak cudzysłowów.


Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 57

Jeszcze jedno trzeba zauważyć w interesie naszych dalszych [zadań].


Naturalnie te nauki teoretyczne mogą w różnej mierze mieć udział w
naukowym uzasadnieniu i ukształtowaniu odnośnych dyscyplin
normatywnych; ich znaczenie może być dla nich mniejsze lub większe.
Może się okazać, że celem zaspokojenia zainteresowań jakiejś
dyscypliny normatywnej w pierwszym rzędzie wymagane jest
poznanie pewnych określonych klas związków teoretycznych, i że
przeto ukształtowanie i uwzględnienie tego obszaru wiedzy, do którego
[związki] te należą, zgoła decyduje o możliwości dyscypliny
normatywnej. Z drugiej strony może być również i tak, że dla
zbudowania tej dyscypliny | pewne [A50] klasy poznań teoretycznych są
wprawdzie użyteczne i ewentualnie bardzo ważne, ale ich znaczenie jest
tylko wtórne, gdyż | jeśli [B 50] odpadną, ograniczy to zasięg dyscypliny,
lecz całkiem go nie unicestwi. Dla przykładu wystarczy pomyśleć o
stosunku [zachodzącym] między etyką tylko normatywną a
praktyczną.* Wszystkie twierdzenia, które odnoszą się do możliwości
praktycznej realizacji, nie dotykają kręgu samych tylko norm
wartościowania etycznego. Gdyby odpadły te normy, resp. leżące u ich
podstaw poznania teoretyczne, wówczas w ogóle nie byłoby już żadnej
etyki; gdyby odpadły te pierwsze twierdzenia, wówczas nie byłaby
możliwa tylko etyka praktyczna, resp. umiejętność działania moralnego.
W powiązaniu z takimi rozróżnieniami trzeba teraz rozumieć
mówienie o istotnych fundamentach teoretycznych jakiejś na -
uki normatywnej. Mamy przez to na myśli istotne dla samego jej
zbudowania nauki teoretyczne, ewentualnie jednak również od-
nośne grupy twierdzeń teoretycznych, których znaczenie jest decy-
dujące dlą możliwości tej dyscypliny normatywnej.

Por. wyżej § 15, s. 47.


Rozdział trzeci
Psychologizm, jego argumenty i jego
stanowisko wobec zwykłych
kontrargumentów

§ 17. Spór o to, czy istotne fundamenty logiki


normatywnej leżą w psychologii

Jeśli ogólne ustalenia ostatniego rozdziału zastosujemy do logiki jako


dyscypliny normatywnej, wówczas jako pierwsze i najważniejsze
powstaje pytanie: Jakie nauki teoretyczne dostarczają istotnych
fundamentów nauce o nauce? Do tego dołącza się zaraz pyta- FB511 f n'e I
nas e ne:
t P Czy słuszne jest, że prawdy teoretyczne, rozpatrywane w ramach
tradycyjnej i nowszej logiki, przede wszystkim zaś te, które należą do jej
istotnego fundamentu, swe teoretyczne miejsce mają w naukach
wyodrębnionych już i samodzielnie się rozwijających?
Tu natrafiamy na sporną kwestie stosunku psychologii do logi-
ki; gdyż na poruszone pytanie jeden z kierunków, dominujący
właśnie w naszych czasach, ma gotową odpowiedź: Istotne funda-
menty teoretyczne logiki tkwią w psychologii; do jej obszaru zgod-
nie ze swą zawartością teoretyczną należą twierdzenia, które na
logice odciskają charakterystyczne dla niej piętno. Logika tak ma
się do psychologii, jak jakaś gałąź technologii chemicznej do che-
mii, jak umiejętność mierzenia pól do geometrii itp. Dla tego kie-
runku nie ma żadnego powodu do wyodrębniania jakiejś nowej
nauki teoretycznej, zwłaszcza takiej, która miałaby zasługiwać na
miano logiki w ściślejszym i węższym sensie. Nierzadko mówi się
nawet tak, jakby psychologia dawała jedyny i wystarczający fun-
dament teoretyczny dla umiejętności logicznej. Tak też czytamy u
Psychologizm, jego argumenty i jego stanowisko... 59

Miłla w jego polemice z Hamiltonem: „Logika nie jest nauką wy-


odrębnioną z psychologii i z nią skoordynowaną. O ile w ogóle jest
nauką, jest częścią albo gałęzią psychologii i różni się od niej z
jednej strony tak, jak część różni się od całości, a z drugiej tak, jak
umiejętność od nauki. Swe podstawy teoretyczne w całości za-
wdzięcza psychologii i zawiera w sobie tyle z tej nauki, ile koniecz-
ne jest do uzasadnienia reguł umiejętności."* Według Lippsa wy-
daje się nawet, że logikę należałoby włączyć do psychologii jako jej
część składową; mówi on bowiem: „Właśnie to, że logika jest
szczegółową dyscypliną psychologii, dostatecznie wyraźnie odróż-
nia je od siebie."**

§ 18. Dowody psychologistów*** f[A 521

Jeśli spytamy o prawomocność takich poglądów, wówczas przed-


stawia nam się nader przekonującą argumentację, która zdaje się z [B52]
góry ucinać wszelki dalszy spór. Jakkolwiek bądź zdefiniuje się
umiejętność logiczną — jako umiejętność myślenia, sądzenia,
wnioskowania, poznawania, dowodzenia, wiedzy, jako umiejęt-
ność kierowania rozumem przy śledzeniu prawdy, przy ocenianiu
racji dowodowych — zawsze odnajdujemy czynności psychiczne
albo ich wytwory oznaczone jako obiekty praktycznego normowa-
nia (Regelung). I tak jak w ogóle umiejętne opracowanie jakiegoś
materiału zakłada poznanie jego właściwości, tak też sprawy mają
się tutaj, gdzie chodzi szczególnie o materiał psychologiczny. Na-
ukowe zbadanie reguł, według których należy ten materiał opraco-
wywać, odsyła w bezpośrednio zrozumiały sposób do naukowego
zbadania tych właściwości; teoretycznego fundamentu pod budowę

J. St. Mili, An Examination ofSir William Hamilton's Philosophyv, s. 461. **


Lipps, Gmndzuge der Logik (1893) § 3.
Wyrażeniami „psychologista", „psychologizm" itp. posługuję się bez
jakiegokolwiek negatywnego „zabarwienia", podobnie jak Stumpf w swej pracy
Psychologie und Erkenntnistheorie.
60 Rozdział
trzeci
umiejętności logicznej dostarcza zatem psychologia, a bliżej —
psychologia poznania.*
Potwierdza to również każde spojrzenie na treść literatury logi-
cznej. O czym stale jest tam mowa? O pojęciach, sądach, wnio -
skach, dedukcjach, indukcjach, definicjach, klasyfikacjach — wszy-
stko to jest psychologia, tylko wybrana i uporządkowana zgodnie
z normatywnymi i praktycznymi punktami widzenia. Można wy-
znaczyć logice czystej granice choćby najwęższe, lecz nie sposób
usunąć z niej materiału psychologicznego. Tkwi on już w pojęciach
konstytuujących prawa logiczne, jak np. [pojęcia] prawdy i fałszu,
potwierdzenia i zaprzeczenia, przypadku ogólnego i szczegółowe-
go, racji i następstwa itp.

' Zwykłe argumenty stronnictwa przeciwnego


i ich psychologistyczne odparcie

Dość osobliwie strona przeciwna przeświadczona jest, że potrafi


ostro oddzielić od siebie obie dyscypliny powołując się właśnie na
normatywny charakter logiki. Psychologia, powiada się, rozważa
myślenie takie, jakim ono jest, logika takie, jakim być powinno.
Pierwsza ma do czynienia z przyrodniczymi prawami myślenia,
druga z jego prawami normatywnymi. Tak też w Jasche'a opraco-
waniu Kantowskich wykładów o logice** mówi się: „Wprawdzie
niektórzy logicy zakładają w logice psychologiczne zasady
naczelne. Atoli wprowadzanie takich zasad do logiki jest równie
niestosowne, jak czerpanie moralności z życia. Gdybyśmy zasady
naczelne wzięli z psychologii, tzn. z obserwacji naszego intelektu,
wówczas wiedzielibyśmy tylko, jak postępuje myślenie, jakie jest
ono przy rozlicznych subiektywnych przeszkodach i uwarunko-

„Logika jest dyscypliną psychologiczną, albowiem pewne jest, że poznanie


występuje tylko w psychice, zaś spełniane w nim myślenie jest procesem psychicz-
nym" (Lipps, tamże).
Einleitung, I. Begriff der Logik. Kants Werke, ed. Hartenstein 1867 VIII, s. 15.
Psychologizm, jego argumenty i jego stanowisko... 61

waniach; to zaś doprowadziłoby tylko do poznania przypad -


kowych jedynie praw. W logice jednakże pytanie dotyczy nie
przypadkowych, lecz koniecznych prawideł, nie tego, jak
myślimy, lecz tego, jak powinniśmy myśleć. Prawidła logiki muszą
przeto być czerpane nie z przypadkowego,leczz ko niecznego
stosowania rozumu, co można odnaleźć u siebie samego bez
żadnej psychologii. W logice nie chcemy wiedzieć, jaki jest intelekt,
jak myśli i jak dotychczas postępował w myśleniu, lecz: jak
powinien postępować w myśleniu. Powinna nas ona pouczyć o
słusznym, tj. zgodnym z samym sobą posługiwaniu się intelektem."
Podobne stanowisko zajmuje Herbart, zarzucając logice swych czasów
i „jakoby psychologicznym opowieściom o intelekcie i rozumie, od
których ona zaczyna" | błąd tak samo ciężki, jak j ten, który
popełniałaby etyka chcąc zacząć od naturalnej historii ludzkich
skłonności, popędów i słabostek, oraz wskazując w celu uzasadnienia
tej różnicy na normatywny charakter tak logiki jak i etyki.* Argumenty
tego typu nie przysparzają logikom psychologisty-cznym
najmniejszego kłopotu. Odpowiadają oni: konieczne posługiwanie się
intelektem również jest pewnym posługiwaniem się intelektem i
wraz z intelektem samym należy do psychologii. Myślenie takie,
jakim być powinno, jest tylko szczególnym przypadkiem myślenia
takiego, jakim ono jest. Z pewnością psychologia ma zbadać
przyrodnicze prawa myślenia, a więc prawa odnoszące się do
wszelkich sądów w ogóle, słusznych czy fałszywych; lecz
niestosowna byłaby taka interpretacja tego twierdzenia, jakoby do
psychologii miały należeć tylko te prawa, które w najszerszej
ogólności odnoszą się do wszelkich sądów, podczas gdy szczegółowe
prawa sądzenia, takie jak prawa sądzenia słusznego, trzeba by
wykluczyć z jej zasięgu.** Czy też ktoś jest innego zdania? Czy ktoś
zaprzeczy, że normatywne prawa myślenia mają charakter takich
psychologicznych praw szczegółowych? Ale i to nic nie pomoże.
Normatywne prawa myślenia mają — tak się mówi — tylko podać,
jak należy postępować, zakładając, że chce się myśleć s ł u s z -

Herbart, Psychologie als Wissenschaft II, § 119. (Wyd. oryginalne II, s. 173.)
Por. np. Mili, An Examinationv, s. 459 n.
62 Rozdział
trzeci

n i e . „Myślimy słusznie, w sensie materialnym, gdy myślimy rzeczy


takimi, jakie one są. Ale rzeczy są takie a takie, pewnie i nie-
wątpliwie, a to w naszych ustach znaczy, że wskutek natury nasze go
umysłu nie możemy ich myśleć inaczej niż tylko w taki sposób. Nie
trzeba bowiem powtarzać, co mówiono już dostatecznie często, że
oczywiście żadna rzecz, taka, jaką ona jest, nie może być przez nas
pomyślana przy pominięciu sposobu, w jaki musimy ją i myśleć;
że przeto ten, kto porównuje swe | myśli z rzeczami samy mi, w
rzeczywistości może tylko przymierzać swe przypadkowe myślenie,
pozostające pod wpływem przyzwyczajeń, tradycji, skłonności i
wstrętów, do takiego myślenia, które jest wolne od tych wpływów i
nie słucha żadnych głosów poza głosem swych własnych praw."
„Wtedy jednak reguły, według których trzeba postępować, by
myśleć słusznie, nie różnią się niczym od reguł, według których
trzeba postępować tak, jak tego wymaga swoisty charakter myśle-
nia, jego szczególny zespół praw (Gesetzmafiigkeit), mówiąc krócej,
są one po prostu identyczne z przyrodniczymi prawami myślenia.
Logika jest fizyką myślenia albo też w ogóle nie jest niczym."*
Powie może ktoś ze strony antypsychologistycznej:** Zgoda, te
różne rodzaje przedstawień, sądów, wniosków itd., jako fenomeny
i dyspozycje psychiczne należą także do psychologii, lecz psy -
chologia ma wobec nich inne zadania niż logika. Obie badają pra-
wa tych czynności; ale „prawo" znaczy dla każdej z nich coś zupeł-
nie różnego. Zadaniem psychologii jest zbadanie i ustalenie realnego
związku procesów świadomości zachodzącego między nimi samy-
mi, oraz między nimi a przynależnymi do nich dyspozycjami psychi-
cznymi i (odpowiadającymi im)1 procesami w cielesnym organizmie.

Lipps, Die Aufgabe der Erkenntnistheork, „Philos. Monatshefte" XVI (1880),


s. 530 n.
Por. np. B. Hamiltona Lectures III s. 78 (cytowane przez Milla, op. cit.,
s. 460); Drobisch, Neue Darstellung der Logilćv, § 2 (zwł. cytat przytoczony wyżej na
s. 36). (Por. też)2 B. Erdmann, Logik I, s. 18.

1
A: (korelatywnymi).
2
Dodatek wydania B.
Psychologizm, jego argumenty i jego stanowisko... 63

Prawo znaczy tu zbiorczą formułę dla koniecznych i bezwyjątko- wych


powiązań w [porządku] współistnienia i następstwa. Związek ten jest
związkiem przyczynowym. Zupełnie inny charakter ma zadanie logiki.
Nie pyta ona o źródła i następstwa czynności intelektualnych, lecz o ich
zawartość prawdziwościową; pyta, jak czynności te powinny być
uposażone i jak powinny przebiegać, ażeby powstające w ich wyniku
| sądy były prawdziwe. ||g 561 Sądy słuszne i fałszywe, oparte na wglądzie
i spełniane na ślepo powstają i przemijają zgodnie z prawami
przyrodniczymi, mają swe przyczynowe antecendensy i konsekwencje
jak wszystkie fenomeny psychiczne; logika jednakże nie interesują te
związki naturalne, lecz szuka on związków idealnych, które nie zawsze,
a nawet tylko wyjątkowo odnajduje w faktycznym przebiegu myślenia.
Nie fizyka, lecz etyka myślenia jest jego celem. Słusznie podkreśla
przeto Sigwart: w psychologicznym rozpatrywa niu myślenia
„przeciwieństwo między prawdziwym i fałszywym gra równie małą
rolę... jak przeciwieństwo między dobrym i złym w działaniu ludzkim
jest przeciwieństwem psychologicznym."*
Takimi połowicznymi argumentami — odpowiedzą psycholo-
giści — nie możemy się zadowolić. Z pewnością logika ma zupeł-
nie inne zadanie niż psychologia — któż będzie temu przeczył?
Jest ona właśnie technologią poznania; ale jakżeby mogła pomijać
pytania o związki psychologiczne, jak mogłaby szukać związków
idealnych nie badając związków naturalnych? „Jak gdyby wszelka
powinność nie opierała się na jakimś bycie, wszelka etyka nie mu-
siała się zarazem okazać fizyką."** „Pytanie, co się robić powinno,
zawsze można sprowadzić do pytania, co się robić musi, jeśli ma
(soli) być osiągnięty jakiś określony cel; a to pytanie jest znów rów-
noznaczne z pytaniem, jak ten cel faktycznie osiągnąć ."***
To, że psychologia w odróżnieniu od logiki nie uwzględnia prze -
ciwieństwa między prawdziwym i fałszywym, „nie może znaczyć,
że psychologia utożsamia te różne od siebie stany faktyczne, lecz

Logik11 I, s. 10. Z pewnością sposób, w jaki Sigwart sam rozpatruje logikę,


całkowicie mieści się w kierunku psychologistycznym.
**
Lipps, Die Aufgabe der Erkenntnistheork, typ. cii. s. 529.
***
Lipps, Grundzuge der Logik, § 1.
64 Rozdział trzeci

VB 571 ' tylk°' że °^a w jednakowy sposób | czyni zrozumiałymi."* Pod


względem teoretycznym zatem logika tak ma się do psychologii,
jak część do całości. Jej główny cel polega szczególnie na dostarczeniu
twierdzeń posiadających formę: właśnie tak i nie inaczej — ogólnie,
albo w scharakteryzowanych w określony sposób okolicznościach —
muszą być uformowane, uporządkowane i połączone ze sobą czyn-
ności intelektualne, ażeby powstające w wyniku sądy otrzymały cha-
rakter oczywistości, poznania w ścisłym sensie tego słowa. Powią-
zanie przyczynowe jest tutaj namacalne. Psychologiczny charakter
oczywistości jest kauzalnym skutkiem pewnych antecendensów.
Jak uposażonych? Przebadanie tego stanowi właśnie zadanie.**
Nie lepiej mają się sprawy z następnym argumentem, często
powtarzanym w celu zachwiania stronnictwa psychologicznego:
Logika, powiada się, tak samo nie może opierać się na psychologii,
jak i na żadnej innej nauce; każda bowiem jest nauką tylko dzięki
harmonii z regułami logiki, każda zakłada już te reguły. Byłoby
przeto błędnym kołem chcieć ugruntować logikę dopiero na psy-
chologii.***
Ze strony przeciwnej padnie odpowiedź: To, że argument ten
nie może być słuszny, widać już po tym, że wynikałaby z niego
niemożliwość logiki w ogóle. Ponieważ logika jako nauka sama
musi postępować logicznie, podpadałaby przecież pod to samo
koło; słuszność zakładanych przez siebie reguł musiałaby zarazem
uzasadniać.
rafo]| I Lecz przyjrzyjmy się bliżej, na czym właściwie miałoby pole -
gać to1 koło. Czy na tym, że psychologia zakłada obowiązywanie

Lipps, tamże, § 3, s. 2.
Ten punkt widzenia w coraz wyraźniejszy sposób występuje w dziełach
Milla, Sigwarta, Wundta, Hoflera-Meinonga. Por. odnoszące się do tego cytaty i
krytyki w rozdz. VIII, § 49 n.
Por. Lotze, Logik?, § 332, s. 543 - 544, Natorp, Gber objektwe und subjektwe
Begrundung der Erkenntnis, Philos. Monatshefte XXIII, s. 264, Erdmann, Logik, I,
s. 18. Przeciw temu por. Stumpf, Psychologie und Erkenntnistheorie, s. 5. (Abhand-
lungen der k. bayer. Akad. d. Wiss. I. Kl. XIX. Bd. II. Abt. s. 469. U Srumpfa mowa
jest nie o logice, lecz o teorii poznania, ale oczywiście nie robi to istotnej różnicy.)

1
W wydaniu A dalej: (postulowane).
Psychologizm, jego argumenty i jego stanowisko... 65

praw logicznych? Jednakże trzeba zwrócić uwagę na ekwiwokację


[tkwiącą] w pojęciu założenia. Nauka zakłada obowiązywanie
pewnych reguł, to może znaczyć: reguły te są przesłankami dla jej
uzasadnień; może to wszakże również znaczyć: są one regułami,
zgodnie z którymi nauka musi postępować, by w ogóle być nauką.
Argument łączy oba [znaczenia] ze sobą; wnioskować według
reguł logicznych i wnioskować z tych reguł jest dlań tym samym;
tylko wtedy bowiem, gdyby z nich wnioskować, mielibyśmy do
czynienia z błędnym kołem. Lecz tak jak niejeden artysta tworzy
piękne dzieła nie mając najmniejszego pojęcia o estetyce, tak też
badacz może budować dowody nie odwołując się do logiki; a za -
tem prawa logiczne nie mogą być ich przesłankami. To zaś, co
odnosi się do poszczególnych dowodów, odnosi się też do całych
nauk.

§ 20. Pewna luka w dowodzeniu psychologistów

Bezsprzecznie antypsychologiści z tymi i podobnymi argumenta-


mi zdają się być w gorszej sytuacji. Dla wielu spór jest niewątpli -
wie rozstrzygnięty, uważają oni odpowiedzi stronnictwa psycholo-
gistycznego za całkowicie miażdżące. Jedno wszakże mogłoby tu
budzić filozoficzne zdziwienie, mianowicie okoliczność, że w ogó-
le spór miał miejsce i toczy się nadal, oraz że wysuwane są wciąż te
same argumenty, a ich odparcie nie zostało uznane za wiążące.
Gdyby wszystko rzeczywiście było tak proste i jasne, jak zapewnia
kierunek psychologistyczny, wówczas sytuację tę naprawdę trudno
byłoby zrozumieć, zwłaszcza że po stronie przeciwnej stoją prze-
cież poważni, pozbawieni przesądów i przenikliwi myśliciele. Czy
aby prawda nie leży tu znów pośrodku, czy każde ze stronnictw
nie rozpoznało części prawdy i teraz okazało się niezdolne do wy -
odrębnienia jej w ostrych pojęciach i zrozumienia właśnie jako je-
dynie części całej prawdy? | Czyż w argumentach antypsychologi-
stów — (przy wielu szczegółach niesłusznych i niejasnych, które są
66 Rozdział
trzeci

tylko zachętą do obalania) 1 — nie pozostaje pewna nierozwiązana


reszta, czyż nie tkwi w nich prawdziwa siła, narzucająca się wciąż
w wyzbytym przesądów rozważaniu? Ja ze swej strony chciałbym
odpowiedzieć na te pytania twierdząco, wydaje mi się nawet, że
ważniejsza część prawdy jest po stronie antypsychologistycznej,
tylko że decydujące myśli nie zostały należycie wypracowane i
mącą je liczne nietrafne ujęcia.
Wróćmy do rzuconego wyżej pytania o istotne teoretyczne fun-
damenty logiki normatywnej. Czy argumentacja psychologistów
rzeczywiście je rozstrzygnęła? Natychmiast zauważamy tu pewien słaby
punkt. Wykazane jest przez tę argumentację tylko to, że psychologia ma
współudział w ufundowaniu logiki, lecz nie to, że ma ona w nim
wyłączny udział, albo że jej udział jest jakoś uprzywilejowany; nie
to, że dostarcza jej ona istotnego fun damentu w zdefiniowanym
przez nas sensie (§ 16). Pozostaje otwarta możliwość, że do
ufundowania logiki wnosi swój wkład inna jeszcze nauka, i to może
wkład nieporównanie ważniejszy. I tu może być miejsce na ową
„logikę czystą", która zgodnie z drugim stronnictwem ma wieść byt
niezależny od wszelkiej psychologii jako nauka wyodrębniona w
naturalny sposób i w sobie zamknięta. Chętnie przyznamy, że to, co
kantyści i herbartyści opracowują pod tą nazwą, niezupełnie odpowiada
temu charakterowi, który musiałby jej przysługiwać zgodnie z naszymi
przypuszczeniami. Wszędzie mówi się przecież u nich o normatywnych
prawach myślenia, w szczególności o prawach tworzenia pojęć,
tworzenia sądów itd.; dostateczny dowód, chciałoby się powiedzieć, że
materiał ani nie jest czysto teoretyczny, ani obcy psychologii. Lecz te
wątpliwości stracą swą siłę, gdy po bliższym zbadaniu potwierdzi się
przypuszczenie, które nasunęło nam się już wyżej (§ 13, s. 38);
mianowicie, że choć szkołom tym nie szczę-'^ j?9| ściło się zbytnio w
definiowaniu | i budowie | postulowanej dyscypliny, to przecież o tyle
były jej bliskie, że dostrzegły w tradycyjnej logice pełnię
współprzynależnych do siebie prawd, których nie sposób zaszeregować
ani do psychologii, ani do żadnej innej nauki
1
A: (przy wielu szczegółach niesłusznych, bez wątpienia ujawnianych przez
obalenie).
Psychologizm, jego argumenty i jego stanowisko...

67

szczegółowej, co pozwala domyślać się odrębnego królestwa


prawdy. I gdyby były to właśnie te prawdy, do których ostatecznie
odnosi się funkcja wszelkich reguł (Regelung) logicznych, o których
zatem przede wszystkim trzeba myśleć, gdy mowa jest o praw -
dach logicznych, wówczas łatwo byłoby dostrzec w nich to, co
istotne dla całej logiki, a ich teoretycznej jedności nadać nazwę „lo-
giki czystej". Uważam, że rzeczywiście potrafię wykazać, iż rzeczy
naprawdę tak właśnie się mają.
Rozdział czwarty
Empirystyczne konsekwencje
psychologizmu

§ 21. Wskazanie dwóch empirystycznych konsekwencji


stanowiska psychologistycznego i ich obalenie

Stańmy przez chwilę na gruncie logiki psychologistycznej, przyj mijmy


więc, że istotne teoretyczne fundamenty przepisów logicznych znajdują
się w psychologii. Jakkolwiek by definiować tę dyscyplinę — czy jako
naukę o faktach świadomości, o faktach doświadczenia wewnętrznego, o
przeżyciach rozpatrywanych w ich zależności od przeżywających
jednostek, czy jeszcze jakoś inaczej — panuje wszechstronna zgoda co
do tego, że psychologia jest m 61] 1 nau^ ° faktach, a tym samym | nauką
doświadczalną. Nie spotkamy się też ze sprzeciwem, gdy dodamy, że
dotychczas psychologii brak jeszcze rzetelnych, a więc ścisłych praw,
oraz że twierdzenia, którym ona sama nadaje zaszczytne miano praw, są
wprawdzie bardzo wartościowymi, ale przecież tylko mętnymi*
uogólnieniami doświadczenia, są wypowiedziami o przybliżonych
prawidłowościach współistnienia i następstwa, bynajmniej nie
pretendującymi do tego, by z nieomylną, jednoznaczną określonością
ustalać, co w ściśle opisanych stosunkach musi zachodzić łącznie albo
następować po sobie. Wystarczy rozważyć np. prawa kojarzenia idei,
którym psychologia asocjacjonistyczna chciałaby przyznać stanowisko i
znaczenie psychologistycznych praw podstawowych (Grund-gesetzeń).
Gdy tylko zadamy sobie trud adekwatnego sformułowa-

Terminem mętny (vage) posługuję się jako przeciwieństwem terminu


ścisły (exakt). Bynajmniej nie chcę przez to wyrażać lekceważenia psychologii,
jestem nader daleki od tego, by jej cokolwiek wytykać. Także przyrodoznawstwo
w licznych dyscyplinach, zwłaszcza konkretnych, dysponuje mętnymi „prawa -
mi". Tak np. prawa meteorologii są mętne, a przecież mają wielką wartość.
Empiry styczne konsekwencje psychologizmu 69

nia ich empirycznie prawomocnego sensu, natychmiast tracą one


postulowany charakter praw podstawowych. Zakładając to wszy-
stko, powstają naprawdę kłopotliwe dla logików psychologistycz-
nych konsekwencje:
Jeżeli, jak sądził Lotze, czysta matematyka jest tylko samodziel-
nie rozwiniętą gałęzią logiki, wówczas także niewyczerpalna peł-
nia praw czysto matematycznych należy do wskazanej właśnie
sfery ścisłych praw logicznych. Również rozpatrując wszystkie
dalsze zarzuty wraz z tą sferą należy mieć ną uwadze sferę czysto
matematyczną.
Po pierwsze. W mętnych podstawach teoretycznych mogą
być ugruntowane tylko mętne reguły. Jeśli prawom psychologicz-
nym brak ścisłości, to to samo musiałoby odnosić się do przepisów
logicznych. Niewątpliwie liczne spośród tych przepisów obciążo-
ne są empiryczną nieścisłością. Ale właśnie tak zwane twierdzenia
logiczne w wąskim sensie, co do których wcześniej stwierdziliśmy,
że jako prawą uzasadnień stanowią właściwy rdzeń wszelkiej logi-
ki: „zasady" logiczne, prawa sylogistyki, prawa wielu innych ty -
pów wnioskowań, takich jak wnioskowanie równościowe, wnio-
skowanie Bernoullego [prowadzące] od n do n +1, zasady wnio-
skowań prawdopodobnych itd. mają ścisłość | absolutną, wszelka
interpretacja, która chciałaby podłożyć pod nie empiryczną nie-
określoność, uzależnić ich obowiązywanie od mętnych „okoliczno-
ści", zasadniczo zmieniłaby ich prawdziwy sens. Jest rzeczą jasną,
że są one rzetelnymi prawami, a nie „tylko empirycznymi", tj.
przybliżonymi regułami.
Po drugie. Gdyby ktoś, chcąc uchronić się przed pierwszym
zarzutem, zaprzeczył powszechnie znanej nieścisłości praw psy-
chologicznych i chciał ugruntować normy należące do wyróżnio-
nej powyżej klasy na rzekomo ścisłych przyrodniczych prawach
myślenia, nie zyskałby na tym zbyt wiele.
Żadne prawo przyrody nie da się poznać (a priori, nie da się
samo uzasadnić w sposób naocznie zrozumiały) 1. Jedyną drogą
uzasadnienia i uprawomocnienia takiego prawa jest indukcja z po-
szczególnych faktów doświadczenia. Indukcja jednakże nie uza-
1
A: (a priori, tzn. w sposób naocznie zrozumiały).
70 Rozdział
czwarty

sadnia obowiązywania prawa, lecz tylko bardziej albo mniej wyso-


kie prawdopodobieństwo tego obowiązywania; w sposób naocznie
zrozumiały uprawomocnione jest prawdopodobieństwo, lecz nie
prawo. W konsekwencji również prawa logiczne, i to bez wyjątku,
musiałyby mieć rangę twierdzeń tylko prawdopodobnych. W prze-
ciwieństwie do tego nic nie wydaje się być przyjęte bardziej po-
wszechnie jak to, że wszystkie prawa „czysto logiczne" obowiązu-
ją a priori. Nie przez indukcję, lecz przez apodyktyczną oczywi-
stość znajdują uzasadnienie i uprawomocnienie. W sposób
naocznie zrozumiały uprawomocnione jest nie jedynie prawdopo-
dobieństwo ich obowiązywania, lecz samo ich obowiązywanie al -
bo sama prawdziwość.
Zasada sprzeczności nie mówi, iż należałoby przypusz czać, że z
dwóch sądów kontradyktorycznych jeden jest prawdziwy, a jeden
fałszywy; modus Barbara nie mówi, że jeżeli prawdziwe są dwa twierdzenia
mające formę „Wszelkie A są B" i „Wszelkie B są C", to należałoby
przypuszczać, że przynależne twierdze- 'm63l[ n'e ° ' f°rmie //Wszelkie A
są C" jest prawdziwe. I tak wszędzie, także na obszarze twierdzeń czysto
matematycznych. W przypadku przeciwnym musielibyśmy przecież
uznać za otwartą możliwość, że przypuszczenie nie potwierdzi się przy
rozszerzeniu naszego zawsze ograniczonego kręgu doświadczeń. Nasze
prawa logiczne mogłyby wtedy być tylko „przybliżeniami" naprawdę
obowiązujących, dla nas jednak nieosiągalnych praw myślenia. Takie
możliwości w naukach przyrodniczych rozważane są poważnie i jest to
słuszne. Chociaż za prawem grawitacji przemawiają najobszerniejsze
indukcje i weryfikacje, przecież żaden badacz przyrody nie ujmuje go
dzisiaj jako prawa obowiązującego absolutnie. Próbuje się niekiedy
nowych wzorów grawitacji; wykazano np., że Webera zasada zjawisk
elektrycznych równie dobrze mogłaby też pełnić funkcję prawa ciążenia.
Czynnik różnicujący oba wzory pociąga za sobą tak nieznaczne różnice
obliczanych wartości, że nie przekraczają one nieuniknionego błędu
obserwacji. Czynników tego typu da się jednak pomyśleć nieskończenie
wiele; stąd a priori wiemy, że nieskończenie wiele praw mogłoby i musia-
łoby osiągać to samo, co (zalecane tylko ze względu na swą prostotę)
prawo grawitacji Newtona; wiemy, że już samo poszukiwanie
Empirystyczne konsekwencje psychologizmu 71

jedynego prawdziwego prawa przy nigdy nie dających się usunąć


niedokładnościach obserwacji byłoby głupotą. Taka jest sytuacja w
ścisłych naukach o faktach. Bynajmniej jednak nie w logice. To, co
tam jest prawomocną możliwością, tu obraca się w jawny absurd.
Wszakże naocznie rozumiemy nie samo tylko prawdopodobień-
stwo, lecz prawdę praw logicznych. Naocznie rozumiemy zasady
sylogistyki, zasady indukcji Bernoullego, wnioskowań prawdopo-
dobnych, ogólnej arytmetyki itp., tzn. uchwytujemy w nich samą
prawdę; mówienie więc o sferach niedokładności, o jedynie przy -
bliżeniach traci swój możliwy sens. Jeśli zaś to, czego psychologi-
czne uzasadnienie logiki wymaga jako swej konsekwencji, jest ab-
surdalne, to absurdalne jest i samo to uzasadnienie.
| Przeciw prawdzie samej, którą uchwyciliśmy w sposób naocz- J
nie zrozumiały, nic nie może wskórać najsilniejsza nawet argumen-
tacja psychologistyczna; prawdopodobieństwo nie może spierać
się z prawdą, przypuszczenie — z wglądem. Ktoś, kto pozostaje w
sferze ogólnikowych roztrząsań, może dać się zwieść argumentom
psychologistycznym. Ale wystarczy spojrzeć na którekolwiek z
praw logicznych, na jego właściwy sens (Meinung) i na naoczną
zrozumiałość, z jaką uchwytywane jest ono jako prawda sama w
sobie, by skończyć z tym złudzeniem.
Choć przekonująco brzmi to, co chce nam narzucić nasuwająca
się refleksja (psychologistyczna) 1: Prawa logiczne są prawami uza-
sadnień. Uzasadnienia — czymże są innym, jak nie swoistymi
przebiegami myślowymi ludzi, takimi, że w określonych normal-
nych stosunkach sądy występujące jako ich człony końcowe poja-
wiają się obarczone charakterem koniecznego następstwa. Chara-
kter ten sam jest charakterem psychologicznym, pewną odmianą
dopuszczania (Zumuteseins) i niczym więcej. I wszystkie te feno-
meny psychiczne nie są oczywiście izolowane, są poszczególnymi
nićmi wielorako splecionej tkaniny fenomenów psychicznych, psy-
chicznych dyspozycji i organicznych procesów, którą nazywamy
ludzkim życiem. Cóż mogłoby w tych okolicznościach powstawać
innego jak nie empiryczne twierdzenia ogólne? Gdzież psycholo-
gia miałaby dać więcej?
1
A: (psychologiczna).
72 Rozdział
czwarty
Odpowiadamy: z pewnością psychologia nie daje więcej. Właś-
nie dlatego nie może ona dać owych apodyktycznie oczywistych,
a tym samym ponadempirycznych i absolutnie ścisłych praw, któ-
re stanowią rdzeń wszelkiej logiki.

[A65]l § 22. Prawa myślenia jako rzekome prawa przyrodnicze, które


[B65]f
działając w izolacji sa przyczyną rozumnego myślenia

Tu też jest miejsce, by ustosunkować się do pewnego rozpowszech-


nionego ujęcia, określającego myślenie słuszne przez jego odpo-
wiedniość (Angemessenheit) do pewnych (tak czy inaczej
sformułowanych) praw myślenia, zarazem jednak skłonnego |
odpowied-niość te interpretować w następujący sposób: Tak
mianowicie, jak prawa myślenia są dlań przyrodniczymi
prawami swoistość naszego umysłu jako myślącego, tak też
istota odpowiednio-ści charakteryzującej myślenie słuszne
miałaby tkwić w czystym, nie zmąconym przez żadne inne
wpływy psychiczne (takie jak przyzwyczajenie, skłonność,
tradycja) oddziaływaniu tych praw myślenia.*
Spośród podejrzanych konsekwencji tej doktryny przedstawię
tu tylko jedną. Prawa myślenia jako prawa przyczynowe, według
których (w powiązaniach psychicznych)1 powstają poznania, mo-
głyby być dane tylko w formie (prawdopodobieństwa)2. Zgodnie z
tym żadne twierdzenie (Behauptung) nie mogłoby zostać z całą
pewnością osądzone jako słuszne; prawdopodobieństwo bowiem,
jako podstawowa miara wszelkiej słuszności, musiałoby odciskać
na każdym poznaniu pieczęć li tylko prawdopodobieństwa. Tak
więc stanęlibyśmy wobec najbardziej skrajnego probabilizmu.

Por. np. przytoczone wyżej na s. 55 twierdzenia z rozprawy Lippsa o zada-


niu teorii poznania.

1
Dodatek wydania B.
2
A: ([praw] prawdopodobnych).
Etnpirystyczne konsekwencje psychologizmu 73

Również twierdzenie, że wszelka wiedza jest tylko prawdopodob-


na, obowiązywałoby tylko prawdopodobnie, i tak in infinitum. Po-
nieważ każdy szczebel obniża nieco stopień prawdopodobieństwa
szczebla poprzedniego, musielibyśmy się poważnie zaniepokoić o
wartość wszelkiego poznania. Być może składa się tak szczęśliwie,
że stopnie prawdopodobieństwa tych nieskończonych szeregów
cały czas mają charakter „ciągu podstawowego" Cantora; taki mia-
nowicie, że ostateczna wartość graniczna każdorazowo osądzane-
go poznania jest (liczbą) 1 rzeczywistą > 0. Naturalnie, uniknie się
tych (sceptycznych)2 niedogodności, gdy uzna się, że prawa myśle-
nia są dane we wglądzie. Jak jednak moglibyśmy mieć wgląd w
prawa przyczynowe?
Lecz nawet gdybyśmy przyjęli, że ta trudność nie zachodzi,
moglibyśmy wszakże spytać: gdzie jest dowód (Nachweis) na to, że z
czystego oddziaływania tych praw | (i jakichkolwiek bądź innych i \
praw) wypływają słuszne akty myślowe? Gdzie (opisowe i) 3 gene-
tyczne analizy, które dają nąm prawo wyjaśniać fenomeny myślowe
przez odwołanie się do dwóch klas praw przyrodniczych, z
których jedne wyłącznie określają związki przyczynowe prowadzące
do myślenia logicznego, podczas gdy myślenie alogiczne
współokreślają także pozostałe prawa? Czy porównanie jakiegoś
myślenia z wzorcem praw logicznych jest równoznaczne z wyka-
zaniem, że powstało ono dzięki związkom przyczynowym prze -
biegającym właśnie zgodnie z tymi prawami przyrodniczymi?
Wydaje się, że kilka narzucających się pomieszań utorowało tu
drogę błędom psychologistycznym. Najpierw miesza się prawa lo-
giczne z sądami (w sensie aktów sądzenia) 4, w których mogą one
być poznawane, miesza się więc prawa jako t r e ś c i sądów
z samymi sądami. Te ostatnie są realnymi zdarzeniami mają -
cymi swe przyczyny i skutki. W szczególności sądy, których treścią
są prawa, oddziałują częstokroć jako motywy myślowe okreś -
lające tok naszych przeżyć myślenia właśnie tak, jak przepisują to
1
A: (absolutną liczbą).
2
Dodatek
wydania B.
3
Dodatek wydania B.
4
A: ((aktami sądzenia)).
74 Rozdział czwarty

owe treści, prawa myślenia. W takich przypadkach realne przypo-


rządkowanie i powiązanie naszych przeżyć myślenia z tym, co ogólnie
pomyślane jest w przewodnim poznaniu praw, jest odpowiednie;
[poznanie] to jest konkretnym przypadkiem jednostkowym ogólnego
prawa. Jeśli jednakże pomiesza się prawo z sądzeniem, z poznawaniem
prawa; to, co realne, z tym, co idealne, wówczas prawo wydaje się być
s i ł ą określającą przebieg naszego myślenia. Ze zrozumiałą skądinąd
łatwością dołącza się do tego następne pomieszanie, mianowicie p r a w
a j a k o członu stosunku p r z y c z y n o w e g o i p r a w a j a k o
r e g u ł y t e g o s t o s u n - k u. Znamy i z innych sytuacji ów mityczny
sposób mówienia o prawach przyrody jako siłach rządzących biegiem
natury — jak gdyby reguły związków przyczynowych same mogły w
sensowny sposób pełnić funkcję przyczyn, a co za tym idzie, członów
takich związków. Poważnemu pomieszaniu rzeczy tak bardzo różnych co
'(B67H do istoty | w naszym przypadku oczywiście sprzyjało popełnione
wcześniej pomieszanie prawa i poznania prawa. Prawa logiczne wydają
się przecież właśnie motorami napędzającymi nasze myślenie. Rządzą
one, uważano, przyczynowo przebiegiem myślenia, a więc są
przyczynowymi prawami myślenia, wyrażają, jak musimy myśleć
wskutek natury naszego umysłu, znamionują umysł ludzki jako (w
ścisłym sensie) myślący. Jeśli niekiedy myślimy inaczej, niż nakazują te
prawa, to, właściwie mówiąc, w ogóle nie „myślimy", nie sądzimy tak,
jak tego wymagają przyrodnicze prawa psychologiczne bądź
swoistość naszego umysłu ja ko myślącego, lecz tak, jak określają to
inne prawa, także przyczynowe, ulegamy mącącemu wpływowi
przyzwyczajenia, mamięt-ności itp.
Naturalnie, również inne motywy mogły skłonić do takiego sa-
mego ujęcia. Doświadczany fakt, że [ludzie] mający normalne dyspo-
zycje w określonych sferach, np. badacze naukowi w swych dziedzi-
nach, zwykli sądzić logicznie słusznie, wydaje się domagać natural-
nego wyjaśnienia, że prawa logiczne, według których oceniana jest
słuszność myślenia, określają zarazem jako prawa przyczynowe
tok każdorazowego myślenia, podczas gdy jednostkowe odchylenia
od normy łatwo dadzą się zapisać na rachunek owych mącących
wpływów pochodzących z innych źródeł psychologicznych.
Empirystyczne konsekwencje psychologizmu 75

Wystarczy przeciwstawić temu następujące rozważanie. Pomyślmy


sobie fikcyjnego człowieka idealnego, u którego wszelkie
myślenie przebiegałoby tak, jak tego wymagają prawa logiczne.
Naturalnie fakt, że przebiega ono właśnie w taki sposób, musiałby
mieć swą rację wyjaśniającą w pewnych prawach psychologicznych,
kierujących w pewien określony sposób przebiegiem przeżyć
psychicznych tej istoty, począwszy już od określonych pierwszych
„kolokacji". Pytam teraz: czy przy tych założeniach prawa
przyrodnicze i owe prawa logiczne byłyby | identyczne? Odpowiedź i
oczywiście musi wypaść przecząco. Prawa przyczynowe, zgodnie z
którymi myślenie musi tak się rozwijać, by mogło zostać uprawo-
mocnione przez idealne normy logiki, oraz same te normy — to
bynajmniej nie jest to samo. Jeśli jakaś istota jest tak ukonstytuowa -
na, że w żadnym jednolitym ciągu myśli nie może wydać sądów
wzajemnie sprzecznych, albo że nie może przeprowadzić żadnego
wnioskowania wykraczającego przeciw sylogistycznym modi — to z
tego bynajmniej nie wynika, by zasada sprzeczności, modus Barbara
itp. były prawami przyrodniczymi zdolnymi do wyjaśnienia takiej
konstytucji. Przykład maszyny liczącej czyni sytuację zupełnie jasną.
Uporządkowanie i powiązanie pojawiających się cyfr uregulowane
jest zgodnie z prawami przyrody tak, jak tego wymagają
twierdzenia arytmetyczne dla swych znaczeń. Lecz nikt nie będzie
odwoływał się do praw arytmetycznych, a nie mechanicznych, jeśli
będzie chciał fizykalnie wyjaśnić działanie maszyny. Zapewne
maszyna nie jest maszyną myślącą, nie rozumie samej siebie i nie
rozumie znaczenia swych osiągnięć; lecz czy nasza maszyna myśląca
mogłaby funkcjonować jakoś inaczej jeśli nie tak, że realny tok
jednego myślenia musiałby stale być uznawany za słuszny przez
dokonujący się w innym myśleniu wgląd w prawa logiczne? To
inne myślenie równie dobrze mogłoby należeć do osiągnięć tej samej
maszyny myślącej albo innych; lecz idealna ocena i przyczynowe
wyjaśnienie nadal pozostawałyby heterogeniczne. Nie należy też
zapominać o owych „pierwszych kolokacjach", które są nieodzowne
dla wyjaśnienia przyczynowego, lecz bezsensowne dla oceny
idealnej.
Logicy psychologistyczni nie dostrzegają najbardziej istotnych i
nigdy nie dających się przekroczyć różnic między prawem ideał-
I
76

Rozdział
czwarty
[A 69]] nym a prawem realnym, między regułami normatywnymi a przy-
[B69]J
czynowymi, między koniecznością logiczną a realną, między racją
idealną a (racją)1 realną. Nie da się pomyśleć takie ustopniowanie,
które mogłoby dostarczyć coś pośredniego między tym, co
idealne, i tym, co realne. Znamienne jest dla głębokiego upadku |
wglądu logicznego w naszych czasach, że badacz tej rangi co
Sigwart przeświadczony jest, jakoby w odniesieniu do rozważanej
właśnie wyżej fikcji istoty intelektualnie idealnej wolno mu było
przyjąć, że dla niej „konieczność logiczna byłaby zarazem
koniecznością realną, prowadzącą do rzeczywistego myślenia",
albo też gdy w celu wyjaśnienia pojęcia „racji logicznej"
posługuje się pojęciem przymusu myślowego.* Tak samo, gdy 2
Wundt** upatruje w zasadzie racji dostatecznej „podstawowe
prawo wzajemnej zależności naszych aktów myślenia" itd. O tym,
że rzeczywiście idzie tu o logiczne błędy podstawowe, powinien
— jak należy mieć nadzieję — przekonać nawet najbardziej
uprzedzonych tok dalszych badań.
§ 23. Trzecia konsekwencja psychologizmu i jej obalenie

Po trzecie.*** Gdyby prawa logiczne miały swe źródło po -


znawcze w sferze faktów psychologicznych, gdyby np. były, jak
zwykle uczy strona przeciwna, normatywnymi sformułowaniami
faktów psychologicznych, wówczas same musiałyby posiadać za-
wartość psychologiczną, i to w podwójnym sensie: musiałyby być
prawami tego, co psychiczne, i zarazem musiałyby zakładać, resp.
implikować istnienie tego, co psychiczne. Można wykazać, że jest
Sigwart, Logik I <m, s. 259 n)3.
Wundt, Logik f, s. 573. Por.
wyżej, § 21, s. 60 nn.

1
Dodatek wydania B.
2
W wydaniu A dalej: (taki).
W B cytowane jest wydanie II: (s. 252 n.).
Empiry'styczne konsekwencje psychologizmu

77

to fałszywe. Żadne prawo logiczne nie implikuje „matter offact" ani


też istnienia przedstawień albo sądów czy innych fenomenów po-
znawczych. Żadne prawo logiczne nie jest — zgodnie ze swym
rzetelnym sensem — prawem odnoszącym się do sfery faktyczno-
ści życia psychicznego, nie odnosi się wiec ani do przedstawień (tj.
do przeżyć przedstawiania), ani do sądów (tj. do przeżyć sądze-
nia), ani do żadnych innych przeżyć psychicznych.
Psychologiści najczęściej pozostają pod tak silnym wpływem
swego ogólnego przesądu, że w ogóle nie | myślą o zweryfikowa-
niu go na określonych prawach logiki. Skoro prawa te na podsta-
wie ogólnych racji muszą być prawami psychologicznymi, po
cóż wykazywać w przypadkach jednostkowych, że rzeczywiście
takie są? Nie zwraca się uwagi, że konsekwentny psychologizm
musiałby doprowadzić do interpretacji praw logiki z gruntu obcej
ich prawdziwemu sensowi. Nie zauważa się, że naturalnie rozu-
miane prawa ani przez swój sposób uzasadniania, ani przez swą
treść nie zakładają niczego psychologicznego (a więc niczego ze
sfery faktyczności życia psychicznego), a w każdym razie nie wię-
cej niż prawa czystej matematyki.
Gdyby droga, którą idzie psychologizm, była słuszna, wówczas
od nauki o wnioskowaniu musielibyśmy oczekiwać tylko reguł
następującego typu: Zgodnie z doświadczeniem opatrzony charak-
terem koniecznego następstwa wniosek o formie S w okolicznoś -
ciach U dołącza się do przesłanek o formie P. By zatem wniosko-
wać „słusznie", tzn. uzyskiwać we wnioskowaniu sądy o tym
wyróżnionym charakterze, należałoby postępować zgodnie z po-
wyższym i dbać o realizację okoliczności U oraz odnośnych prze-
słanek. Tym, co podlega regule, wydaje się tu być sfera faktów
psychicznych, a zarazem istnienie takich faktów byłoby zarówno
założone w uzasadnieniu reguły, jak i zawarte w jej treści. Lecz ani
jedno prawo wnioskowania nie odpowiada temu typowi. Cóż np.
mówi modus Barbara? Przecież nic innego niż to: („Ogólnie obowią-
zuje dla dowolnych terminów oznaczających klasy A, B, C, że jeżeli
wszystkie A są B, i wszystkie B są C, to również wszystkie A są
C")1. Zaś „modus ponens" w sformułowaniu nie skróconym mówi:
1
W wydaniu A brak cudzysłowów.
80 Rozdział
czwarty
[A 74]} je w sobie. To wszystko jednakże nie interesuje nas tu bliżej, tym
[B74]J
bardziej zaś roztrząsanie praktyczno-poznawczych funkcji tych
idealnych teorii, mianowicie ich osiągnięć w zakresie
pomyślnego przewidywania przyszłych faktów i rekonstrukcji
przeszłych, oraz ich osiągnięć technicznych w zakresie
praktycznego opanowania przyrody. Przejdźmy więc znów do
naszego przypadku.
Jakkolwiek rzetelne prawa są, jak to właśnie zostało pokazane,
tylko ideałem na obszarze poznania faktów, to zrealizowane
można je odnaleźć na obszarze poznania „czysto pojęciowego".
Do tej sfery należą nasze prawa czysto logiczne, jak też prawa
mathesis pum. Swego „źródła", a mówiąc dokładniej, swego
uprawomocniającego uzasadnienia, nie czerpią one z indukcji;
dlatego też nie wprowadzają ze sobą treści egzystencjalnej, którą
obarczone jest wszelkie prawdopodobieństwo jako takie, także
najwyższe i najbardziej wartościowe. To, co one mówią,
obowiązuje w pełni i całkowicie; w sposób naocznie zrozumiały
uzasadnione są one same w swej absolutnej ścisłości, a nie
[podsuwane] w ich miejsce jakieś stwierdzenia głoszące
prawdopodobieństwo z nieścisłymi składnikami. Każde prawo
pojawia się nie jako jedna z niezliczonych możliwości z
określonej, choć rzeczowo wyodrębnionej sfery. Jest prawdą jedną
i jedyną, wykluczającą wszelką inną możliwość, i jako prawo
poznane w sposób naocznie zrozumiały pozostaje wolne od
wszelkich faktów — zarówno w swej treści, jak i w sposobie uza-
sadniania.
Z rozważań tych widać, jak ściśle wiążą się ze sobą obie części
tej konsekwencji psychologizmu — mianowicie, że prawa
logiczn poszczególnych faktów jest prawem obowiązującym dla tych
e nie faktów, tak też i odwrotnie, każde prawo odnoszące się do
tylko faktów jest prawem [pochodzącym] z doświadczenia i indukcji;
wprow w konsekwencji stwierdzenia o treści egzystencjalnej, jak wyżej
adzają wykazano, nie dadzą się od niego oddzielić.
ze sobą
egzyste
ncjalne
stwierd
zenia o
faktach
psychi
cznych
, lecz
także
muszą
być
prawa
mi
obowią
zujący
mi dla
tych
faktów.
Najpie
rw
przepr
owadzi
liśmy
obaleni
e
pierws
zej
części.
Obalen
ie
drugiej
wydaje
się już
w tym
zawart
e — |
zgodni
e z
następ
ującym
argume
ntem:
Tak jak
każde
prawo
pochod
zące z
doświa
dczeni
a i z
indukc
ji z
Etnpirystyczne konsekwencje psychologizmu 81

Rozumie się samo przez się, że pod prawa faktyczne nie wolno
nam tu podciągać także i tych ogólnych wypowiedzi, które twier-
dzenia czysto pojęciowe — tj. twierdzenia przedstawiające się jako
powszechnie ważne stosunki na podstawie czystych pojęć — prze-
noszą na fakty. Jeżeli 3 > 2, to również 3 książki na tym stole to
więcej niż 2 książki w tamtej szafie. I tak samo ogólnie dla dowol-
nych rzeczy. Jednakże czyste twierdzenie arytmetyczne nie mówi o
rzeczach, lecz o liczbach (w czystej ogólności) 1 — liczba 3 jest wię-
ksza niż liczba 2 — i można je zastosować nie tylko do przedmio-
tów indywidualnych, lecz także „ogólnych", np. do species barw i
dźwięków, do gatunków tworów geometrycznych (i tym podo-
bnych nieczasowych powszechników) 2.
Jeśli zgodzić się z tym wszystkim, to naturalnie wykluczone
jest, by prawa logiczne ((brane w swej czystości)) były prawami
psychicznych czynności albo wytworów.

§ 24. Ciąg dalszy

Być może niejeden będzie próbował uniknąć naszej konsekwencji


wysuwając zarzut: Nie każde prawo odnoszące się do faktów wy -
pływa z doświadczenia i indukcji. Trzeba tu raczej rozróżnić: Każ-
de poznanie prawa opiera się na doświadczeniu, lecz nie każde
wyrasta zeń na sposób indukcji, a więc w owym dobrze znanym
procesie logicznym prowadzącym od pojedynczych faktów albo
empirycznych przypadków ogólnych niższego szczebla do przy-
padków ogólnych ujętych w prawa. Tak też w szczególności prawa
logiczne są prawami doświadczeniowymi, lecz nie indukcyjnymi.
W psychologicznym doświadczeniu abstrahujemy logiczne
pojęcia podstawowe i dane wraz z nimi czysto pojęciowe stosunki.
To, co zastajemy w przypadku | jednostkowym, za jednym zama-

1
Dodatek wydania B.
2
A: <itp.>.
3
A: {(istotnie)).
82 Rozdział czwarty

chem rozpoznajemy jako obowiązujące ogólnie, gdyż ugruntowa-


ne tylko w wyabstrahowanych treściach. I tak jak nie potrzebuje-
my tu indukcji, tak też wynik nie jest obciążony jej niedoskonało-
ściami, ma charakter nie samego tylko prawdopodobieństwa, lecz
apodyktycznej pewności, wyodrębniony jest w sposób nie mętny,
lecz ścisły, i żadną miarą nie zawiera w sobie stwierdzeń o treści
egzystencjalnej.
Jednakże to, co tu się głosi, nie może wystarczyć. Nikt nie bę-
dzie wątpił, że poznanie praw logicznych, jako psychiczny
akt, zakłada jednostkowe doświadczenie, że swą podstawę ma w
konkretnej naoczności. Lecz nie należy mieszać psychologi-
cznych „założeń" i „podstaw" (Grundlagen) poznania pra-
wa z logicznymi założeniami, racjami (Grunden), przesłanka-
mi prawa; odpowiednio do tego nie należy też mieszać zależno-
ści psychologicznej (np. w kwestii pochodzenia) z logicznym
uzasadnieniem i uprawomocnieniem. To ostatnie jest naocznie zro-
zumiałą konsekwencją obiektywnego stosunku racji i jej następstwa,
podczas gdy to pierwsze odnosi się do psychicznych związków
współistnienia i następowania po sobie. Nikt nie może poważnie
twierdzić, że np. znajdujące się właśnie przed oczami przypadki
jednostkowe, na „podstawie" (Grund) których dokonuje się wgląd
w prawo, pełnią funkcję racji (Grundeń) logicznych, przesłanek,
jakby z istnienia tego, co jednostkowe, wynikała ogólność chara-
kterystyczna dla prawa. Intuicyjne uchwycenie prawa psychologi-
cznie może wymagać dwóch kroków: spojrzenia na dane naocznie
przypadki jednostkowe i odniesionego do tego wglądu w prawo.
Lecz logicznie obecny jest tylko jeden. Treść wglądu nie jest wy-
wnioskowana z przypadku jednostkowego.
Wszelkie poznanie „zaczyna od doświaczenia", lecz z tego
powodu bynajmniej jeszcze nie „wypływa" ono z doświadczenia.
Twierdzimy, że każde prawo obowiązujące dla faktów wypływa z
I doświadczenia, a w tym zawiera się właśnie to, że da się ono
uzasadnić tylko w drodze indukcji z poszczególnych doświadczeń.
Jeżeli istnieją prawa poznane we wglądzie, to nie mogą one być
(bezpośrednio) prawami obowiązującymi dla faktów. (Gdziekol-
wiek dotychczas przyjmowano bezpośrednią naoczną zrozumia-
Empirystyczne konsekwencje psychologizmu 83

łość praw faktycznych) 1, okazywało się, że albo mieszano prawa


faktyczne, tzn. prawa współistnienia i następowania po sobie,
z prawami idealnymi, którym, [rozpatrywanym] samym w sobie,
obce jest odniesienie do tego, co czasowo określone, albo też mylo-
no żywą siłę przekonania, jaką wprowadzają ze sobą dobrze znane
empiryczne twierdzenia ogólne, z naoczną zrozumiałością, którą
przeżywamy tylko na obszarze tego, co czysto pojęciowe.
Jeśli nawet argument tego typu nie ma charakteru rozstrzygają-
cego, może przecież wzmocnić siłę innych argumentów. Przytocz-
my tu jeszcze jeden z nich.
Trudno byłoby zaprzeczyć, że wszystkie prawa czysto logiczne mają
ten sam charakter; jeżeli w odniesieniu do niektórych z nich możemy
pokazać, (że niemożliwe jest, by ujmować je jako prawa dotyczące)2
faktów, to to samo będzie się musiało stosować do wszystkich. Otóż
wśród praw są i takie, które odnoszą się do prawd w ogóle, w których
więc prawdy są normowanymi „przedmiotami". Np. dla każdej prawdy
A obowiązuje, że jej kontrady-ktoryczne przeciwieństwo nie jest
prawdą. Dla każdej pary prawd A, B obowiązuje, że także ich
koniunkcyjne i alternatywne powiązania* są prawdami. Jeżeli trzy
prawdy A, B, C pozostają w takim stosunku, że A jest racją dla B, a B
racją dla C, to także A jest racją dla C itp. Absurdalne jest jednak, by
prawa obowiązujące jako prawa dotyczące prawd jako takich oznaczać
jako prawa dotyczące faktów. Żadna | prawda nie jest faktem, tzn. czymś
czasowo [A 77] określonym. Zapewne prawda może mieć takie
znaczenie, że istnieje jakaś rzecz,, \ że zachodzi jakiś stan, dokonuje się
jakaś zmiana [B 77] itp. Lecz prawda sama wyniesiona jest ponad
czasowość, tzn. nie ma żadnego sensu przypisywanie jej czasowego
istnienia, powstawania czy przemijania. W sposób najbardziej jasny
absurdalność ta

Rozumiem przez to sens zdań „A i B", tzn. oba obowiązują, resp. „A albo B", tzn.
obowiązuje jedno z dwojga — z czego nie wynika, że obowiązuje tylko jedno.

1
A: (Nie chcę uznawać za absurd, że prawo dotyczące faktów miałoby być
poznane bezpośrednio w sposób naocznie zrozumiały, przeczę jednak, by kiedy
kolwiek miało to miejsce; gdziekolwiek dotychczas przyjmowano coś takiego).
2
A: (niemożliwe jest ujmowanie ich jako praw dotyczących).
r
84 Rozdział czwarty
uwidocznia się dla praw, które same odnoszą się do prawd. Jako
prawa realne byłyby one regułami współistnienia i następowania
po sobie faktów, w szczególności prawd, a zarazem jako prawdy
same musiałyby należeć do tych normowanych przez siebie fa-
któw. Oto prawo przypisuje pewnym faktom, zwanym prawdami,
powstawanie i przemijanie, i teraz samo miałoby znaleźć się po -
śród tych faktów, jako jedno z nich. Prawo powstaje i przemija
zgodnie z prawem — jawna niedorzeczność. I podobnie, gdybyś-
my chcieli prawo odnoszące się do prawd interpretować jako pra -
wo współistnienia, jako coś czasowo jednostkowego, a zarazem ja-
ko ogólną regułę miarodajną dla wszystkiego, co bytuje w czasie.
Absurdy tego rodzaju* są nieuniknione, gdy nie uwzględnia się
i nie rozumie w słusznym sensie fundamentalnej różnicy między
prawami idealnymi i realnymi; wciąż będziemy [mieli sposobność]
widzieć, że różnica ta ma decydujące znaczenie dla sporu między
logiką psychologistyczną i czystą.

Por. w związku z tym systematyczne wywody rozdz. VII tej pracy o scepty-
czno-relatywistycznych niedorzecznościach wszelkiego ujęcia uzależniającego
prawa logiczne od faktów.
Rozdział piąty
Psychologiczne interpretacje
zasad logicznych

§ 25. Zasada sprzeczności w (psychologistycznej) 1


interpretacji Milla i Spencera

Zauważyliśmy wyżej, że konsekwentnie przeprowadzone ujęcie


praw logicznych jako praw o faktach psychicznych musiałoby pro-
wadzić do ich istotnie błędnych interpretacji. Ale w tym punkcie,
tak jak i w wielu innych, panująca logika z reguły unika konse-
kwencji. Niemalże gotów byłbym powiedzieć, że psychologizm
żyje tylko dzięki niekonsekwencji, że kto konsekwentnie przemy-
ślał go do końca, ten już od niego odstąpił, gdyby skrajny empi-
ryzm nie dostarczał osobliwego przykładu, jak zakorzenione prze-
sądy mogą być silniejsze od najbardziej jasnych świadectw wglą -
du. Z nieustraszoną stanowczością wyciąga on najtrudniejsze [do
przyjęcia] konsekwencje, ale tylko po to, by przystać na nie i po -
wiązać je w pewną, zapewne nie wolną od sprzeczności, teorię. To,
czego obowiązywanie wykazaliśmy występując przeciwko zwal -
czanemu przez nas stanowisku logicznemu — że prawdy logiczne
zamiast być a priori gwarantowanymi i absolutnie ścisłymi prawa-
mi czysto pojęciowymi, raczej musiałyby być uzasadnionymi
przez doświadczenie i indukcję, mniej albo bardziej nieścisłymi
prawdopodobieństwami — to właśnie (jeśli pominiemy akcento-
wanie nieścisłości) wyraźnie głosi empiryzm. Nie może być na -
szym zadaniem poddanie tego kierunku teoriopoznawczego wy -
czerpującej krytyce. W sposób szczególny interesują nas jednak
psychologiczne interpretacje praw logicznych, które pojawiły się

1
W spisie treści wydania A: (psychologicznej).
86 Rozdział
pięty
[A79]l
[B79]J w tej | szkole i których oślepiające oddziaływanie rozprzestrzeniło
się także poza jej granicami.*
Jak wiadomo, J. St. Mili** głosi, że principium contradidionis jest
„jednym z naszych pierwszych i najbardziej znanych uogólnień na
podstawie doświadczenia". Jego źródłową podstawę znajduje on
w tym, że „przeświadczenie pozytywne i przeświadczenie nega-
tywne — to dwa różne stany świadomości, które wykluczają się
wzajemnie". Wiemy to — kontynuuje dosłownie — na podstawie
najprostszych obserwacji naszych własnych umysłów. I jeśli po-
prowadzimy dalej na zewnątrz naszą obserwację, to znajdujemy
również, że światło i ciemność, dźwięk i cisza, wszelkie zjawisko
pozytywne i jego zaprzeczenie (negative) — to zjawiska odrębne,
ostro się przeciwstawiające, z których zawsze jedno jest nieobecne,
gdy obecne jest drugie. „Uważam — powiada — że maksyma,
o której mówimy, jest uogólnieniem z wszystkich tych faktów."
Gdy idzie o zasadnicze fundamenty przesądu empirystyczne-
go, to Milla — gdzie indziej tak przenikliwego — jakby opuścili
wszyscy bogowie. I tylko jedno sprawia tu trudność: pojąć, jak
taka nauka może [kogoś] przekonać. Od razu uderza jawna niepo-
prawność stwierdzenia, jakoby zasada, iż dwa kontradyktoryczne
zdania nie są zarazem prawdziwe i w tym sensie się wykluczają,
była uogólnieniem przytoczonych „faktów", że światło i cie -
mność, dźwięk i cisza itp. wykluczają się, będących wszystkim
innym raczej niż kontradyktorycznymi zdaniami. W ogóle nie spo-
sób zrozumieć, jak Mili chce odszukać związek między owymi
[A80]\ 1
[B80]J (rzekomymi) faktami doświadczenia a | prawem logicznym. Na
próżno oczekiwać wyjaśnienia ze strony równoległych wywodów
Milla w jego polemice z Hamiltonem. Tutaj cytuje on z aprobatą
„absolutnie stałe prawo", które żywiący podobne poglądy Spencer
podkłada pod zasadę logiczną, mianowicie „that the appearance of
Utrzymane w ogólnym tonie rozważenie zasadniczych przestępstw empi-
ryzmu, doprowadzone tak daleko, jak zdaje się to sprzyjać naszym idealistycznym
intencjom w logice, daje aneks do tego i następnych paragrafów, s. 84 nn.
** J. St. Mili, Logika, Księga II, rozd. VII, § 4 (Gomperz I s. 298) [wyd. poi.: I,
s. 435].

1
Dodatek wydania B.
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych 87

any positive modę of consciousness cannot occur without excluding a


correlatioe negative modę: and that the negative modę cannot occur with-
out excluding the correlatioe positive modę".* Lecz któż nie dostrzeże,
że twierdzenie to jest czystą tautologią, gdyż wzajemne wyklucza-
nie się należy do definicji korelatywnych terminów „zjawisko
pozytywne i negatywne"? Natomiast zasada sprzeczności bynaj-
mniej nie jest tautologią. Nie zawiera się w definicji zdań kon-
tradyktorycznych to, że zdania te wzajemnie się wykluczają, i jeśli
czynią to nawet na mocy omawianej zasady, to przecież nie obo-
wiązuje zależność odwrotna: nie każda para zdań wzajemnie się
wykluczających jest parą zdań kontradyktorycznych — dostatecz-
ny dowód na to, że nasza zasada nie może być utożsamiana z ową
tautologią. Jako tautologii nie chce jej rozumieć także Mili, gdyż
według niego ma ona dopiero dzięki indukcji wypływać z do-
świadczenia.
W każdym razie do ujaśnienia empirycznego sensu zasady le-
piej niż to tak trudno zrozumiałe powoływanie się na niewspółist-
nienie {lnkoexistenzen) w doświadczeniu zewnętrznym mogą nam
posłużyć inne wypowiedzi Milla, zwłaszcza te, w których dysku-
tuje on pytanie, czy trzy zasady logiczne mogą obowiązywać jako
„inherent necessities of thought", jako „an original part of our mentol
constitution", jako „lawa of our thoughts by the native structure of the
mind", czy też są prawami myślenia tylko „because we perceive them
to be unioersally true ofobsewed phenomena" — czego zresztą Mili nie
chce pozytywnie rozstrzygnąć. Czytamy oto w odniesieniu do tych
praw: „They \ may or may not be capable of alteration by experience, but
the condition of our existence deny to us the experience which would be
reąuired to alter them. Any assertion, therefore, which conflicts with one
of these laws — any proposition, for instance, which asserts a contradic-
tion, thought it were on a subject wholly removedfrom the sphere of our
experience, is to us unbelievable. The beliefin such a proposition is, in the
present constitution of naturę, impossible as a mentol fact."**

Mili, An Examination', ch. XXI. s. 491. Z pewnością tylko wskutek przeocze-


nia Spencer zamiast do zasady sprzeczności odwołuje się do zasady wyłączonego
środka.
**
Mili, An Examination, s. 491. Por. też s. 487: „It is the genercdizatkm of a mental
88 Rozdział pięły

Wnosimy stąd, że niespójność wyrażaną przez zasadę sprzecz-


ności, mianowicie nie bycie zarazem prawdziwymi twierdzeń kon-
tradyktorycznych, Mili tłumaczy jako niezgodność takich twier-
dzeń w naszym belief. Innymi słowy: pod nie bycie zara-
zem prawdziwymi twierdzeń podkładana jest realna
niezgodność odpowiednich aktów sądzenia. Harmoni -
zuje to z wielokroć powtarzanym twierdzeniem Milla, że akty
przeświadczenia (Glaubensakte) są jedynymi obiektami, które we
właściwym sensie można oznaczyć jako prawdziwe bądź fałszy-
w e. D w a k o n tr a d y k t o r yc zn ie p r z ec iw st aw n e ak ty
p r z e ś w i a d cz e n i a n i e m o g ą z e s o b ą w s p ó ł i s t n i e ć
— tak należałoby rozumieć zasadę.

§ 26. Dokonana przez Milla psychologiczna interpretacja


zasady daje w wyniku nie prawo, lecz całkowicie
nieścisłe i naukowo nie sprawdzone twierdzenie
doświadczeniowe

[A 82}} [B Budzą się tu różnorakie wątpliwości. Przede wszystkim wysłowie-


82]/
nie zasady na pewno jest niezupełne. W j a k i c h okoliczno-
ś c i a c h , trzeba by spytać, przeciwstawne akty przeświadczenia
nie mogą ze sobą współistnieć? Sądy wzajemnie przeciwstawne,
jak powszechnie wiadomo, bardzo dobrze mogą współistnieć u
różnych jednostek. Moglibyśmy przeto powiedzieć dokładniej,
rozwijając sens realnego współistnienia: | U tej samej jednostki,
albo jeszcze lepiej, w tej samej świadomości, podczas dowolnie
krótkiego odcinka czasu, nie mogą utrzymywać się kontradyktory-
czne akty przeświadczenia. Ale czy to rzeczywiście jest prawo?
Czy rzeczywiście możemy wypowiadać je z nieograniczoną ogól-
nością? Gdzie psychologiczne indukcje, które uprawomacniają je-
go przyjęcie? Czyżby nigdy nie istnieli i nie istnieją nadal ludzie,
którzy niekiedy, np. zmyleni błędnym wnioskowaniem, uważają

act, which is ofcontinual occurrence, and which cannot be dispensed with in reasoning."
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych

89

przeciwstawne twierdzenia za prawdę? Czy przeprowadzono ba-


dania naukowe mające na celu ustalenie, czy coś takiego nie zdarza
się pośród obłąkanych, i to może nawet przy jawnych sprzeczno-
ściach? Jak to jest w stanach hipnozy, delirium itd.? Czy prawo to
obowiązuje także w odniesieniu do zwierząt?
Prawdopodobnie empirysta, by uniknąć tych zarzutów, ograni-
czy swe „prawo" przez stosowne dodatki, np., że ma ono obowią-
zywać tylko wobec normalnych i pozostających w normalnym sta-
nie umysłowym jednostek gatunku homo. Ale wystarczy zadać pod-
chwytliwe pytanie o dokładniejsze określenie pojęć „normalna
jednostka" i „normalny stan umysłowy", byśmy zobaczyli, jak
skomplikowana i nieścisła stała się treść prawa, z którym teraz
mamy do czynienia.
Dalsza kontynuacja tych rozważań nie jest konieczna (chociaż
np. występujący w prawie stosunek czasowy dałby im pewien
[nowy] punkt zaczepienia). Aż nadto wystarczają one do uzasad-
nienia zdumiewającej konsekwencji, że nasze dobrze znane pńnci-
pium contradictionis, które zawsze uchodziło za oczywiste, absolut-
nie ścisłe i obowiązujące bez wyjątków prawo, naprawdę jest wzo-
rem twierdzenia nader niedokładnego i nienaukowego, które
rangę rozsądnego przypuszczenia osiąga dopiero po licznych po-
prawkach przekształcających jego pozornie ścisłą treść w zupełnie
już mętną. Z pewnością tak być musi, jeśli empiryzm ma rację co
do tego, że niezgodność, o której mówi zasada, należy interpreto-
wać jako | realne niewspółistnienie kontradyktorycznych aktów
sądzenia, a więc samą zasadę jako empiryczną generalizację psy-
chologiczną. I empiryzm wyznania Millowskiego nie myśli nawet
o tym, by owo nader niedokładne twierdzenie, które zrazu wydo-
bywa interpretacja psychologiczna, poddać naukowemu ograni-
czeniu i uzasadnieniu, przyjmuje je tak, jak się ono nasuwa, tak
niedokładnie, jak się tego można spodziewać po „jednym z naj-
wcześniej i najsilniej się narzucających uogólnień wyrosłych z do-
świadczenia". Właśnie tam, gdzie idzie o ostateczne fundamenty
wszelkiej nauki, mielibyśmy poprzestać na tej naiwnej empirii
wraz z jej ślepym mechanizmem kojarzenia. Przekonania wyrosłe
bez jakiegokolwiek wglądu z mechanizmów psychologicznych,
uprawomocnione nie lepiej niż powszechnie rozprzestrzenione
r
90 r prawomocnienia wszelkiego poznania naukowego w
Roz a ścisłym sensie tego słowa.
dzi j Tym wszakże nie musimy się tu dalej zajmować. Ważne
ał ą jest natomiast, byśmy sięgnęli do podstawowego błędu
piąt c nauki naszych przeciwników stawiając pytanie, czy owo
y
e empiryczne, tak czy inaczej formułowane twierdzenie o
w aktach przeświadczenia rzeczywiście jest tym twierdzeniem,
prz z którego czyni się użytek w logice. Mówi ono: w pewnych
esą s subiektywnych (niestety, nie dających się bliżej zbadać i
dy, o kompletnie wyliczyć) okolicznościach X w tej samej
z b świadomości nie mogą zarazem istnieć dwa przeciwstawne
rac i jako „tak" i „nie" akty przeświadczenia. Czy rzeczywiście to
ji e mają na myśli logicy, gdy mówią: „Z dwóch twierdzeń
sw j kontradyktorycz-nych oba nie mogą być prawdziwe"?
eg a Wystarczy, byśmy tylko spojrzeli na przypadki, w których
o w posługujemy się tym prawem jako regułą czynności
źró n sądzenia, a widzimy, że jego sens (Meinung) jest zupełnie
dła e inny. W sformułowaniu normatywnym mówi ono oczy-
po f wiście to i nic innego: W odniesieniu do dowolnie wybranej
zba a pary FB 84i i aktów przeświadczenia — | należących do tej
wi ł samej jednostki albo rozłożonych na różne, współistniejących
on s w tym samym czasie albo rozdzielonych przez dowolnie
e z długie odcinki czasu — obowiązuje z absolutną mocą
daj e (Strenge) i bez wyjątków, że oba człony każdej z par nie są
ące , słuszne, tj. zgodne z prawdą. Myślę, że obowiązywanie tej
go m normy nie będzie mogło być podawane w wątpliwość, nawet
się i ze strony empirystów. W każdym razie logika tam, gdzie
utr a mówi o prawach myślenia, ma do czynienia tylko z tym
zy ł drugim, l o g i c z nym prawem, a nie z owym mętnym,
ma y całkowicie odmiennym w swej treści i dotychczas jeszcze
ć b nawet nie sformułowanym „prawem" psychologii.
alb y
o b
cho y
ćby ć
stał o
ego s
ogr t
ani a
cze t
nia e
i c
jeśl z
i n
ch y
wy m
cić i
je, p
by o
tak d
się s
wy t
ra- a
zić, w
za a
sło m
wo, i
za u
wie
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych 91

Aneks do obu ostatnich paragrafów:


0 kilku zasadniczych przestępstwach empiryzmu

Wobec wewnętrznego pokrewieństwa zachodzącego między empiryzmem a


psychologizmem usprawiedliwiona wydaje się krótka dygresja obnażająca
podstawowe błędy empiryzmu. Skrajny empiryzm jako teoria poznania jest nie
mniej absurdalny niż skrajny sceptycyzm. Uchyla on moż l i w o ś ć
r o z u m n e g o u p r a w o m o c n i e n i a p o z n a n i a p o śre dni ego, a tym
sam ym uc hyla s wą wł as ną m ożli wość jako naukowo uzasadnionej
teorii.* Przyznaje, że istnieją poznania pośrednie, wyrosłe ze związków
uzasadniania, nie neguje również zasad uzasadniania. Nie tylko dopuszcza
możliwość logiki, lecz sam ją też buduje. Gdyby jednakże wszelkie
uzasadnienie opierało się na zasadach, zgodnie z którymi przebiega, i jego
najwyższe uprawomocnienie mogłoby zostać przeprowadzone tylko w drodze
odwołania się do tych zasad, wtedy prowadziłoby to albo do| błędnego koła,
albo (do)1 nieskoń- 1 ^85] czonego regresu, gdyż zasady uzasadniania same
potrzebowałyby co- L raz to nowego uzasadnienia. Do tego pierwszego,
gdyby zasady uzasadniania należące do uprawomocnienia zasad uzasadniania
były identyczne z samymi sobą. Do drugiego, gdyby jedne i drugie zawsze były
różne. Oczywiste jest więc, że wymóg zasadniczego uprawomocnienia wobec
wszelkiego poznania pośredniego tylko wtedy może mieć możliwy sens, gdy
jesteśmy zdolni do naocznie zrozumiałego (einsichtig) i bezpośredniego poznania
pewnych ostatecznych zasad, na których wszelkie uzasadnienie opiera się jako
na swej ostatecznej podstawie. Wszelkie uprawo-macniające zasady możliwych
uzasadnień muszą się tedy dać dedukcyjnie sprowadzić do pewnych zasad
ostatecznych, bezpośrednio oczywistych,
1to tak, że zasady tej dedukcji same w całości muszą się znaleźć pośród
tych zasad.
Skrajny empiryzm jednakże, obdarzając zaufaniem w gruncie rzeczy
tylko empiryczne sądy jednostkowe (i to zaufaniem zupełnie bezkrytycz-

Zgodnie ze ścisłym pojęciem sceptycyzmu, które rozwiniemy w rozdz. VII,


s. 112, należy więc empiryzm scharakteryzować jako teorię sceptyczną. Bardzo
trafnie Windelband stosuje doń kantowskie powiedzenie o „beznadziejnej próbie"
— jest on mianowicie beznadziejną próbą „ugruntowania poprzez em-
pi ryczną t eori ę t ego, co sam o st anowi zał ożeni e wszel ki ej
teorii" (Priiludien1, s. 261).

1
Dodatek wydania B.
92 Rozdział
pięty
[A86]l nym, gdyż nie zwraca uwagi na trudności, które tak obficie dotyczą właś -
[B86]J nie tych sądów jednostkowych), eo ipso rezygnuje z możliwości rozumnego
uprawomocnienia poznania pośredniego. Zamiast uznać ostateczne zasa-
dy, od których zależy uprawomocnienie poznania pośredniego, jako bez-
pośrednie wglądy, a tym samym jako dane prawdy, sądzi, że może osiąg -
nąć więcej wyprowadzając je z doświadczenia i indukcji, a więc uprawo-
macniając je pośrednio. Jeśli spytać o zasady tego wyprowadzenia,
empiryzm, jako że wykluczone jest dlań odwołanie się do ogólnych zasad
dostępnych w bezpośrednim wglądzie, odpowiada odsyłając do naiwne-
go, bezkrytycznego doświadczenia potocznego. I sądzi, że może zapew -
nić mu wyższą rangę wyjaśniając je psychologicznie na sposób Hume'a.
Nie dostrzega tedy, że jeśli w ogóle nie istnieje żadne bezpośrednio zrozu-
miałe (einsichtige) uprawomocnienie poznań przyjmowanych
pośrednio, a więc żadne uprawomocnienie według pośrednio
oczywistych ogólnych zasad, zgodnie z którymi przebiegają odnośne
uzasadnienia, również cała teoria psychologiczna, cała opierająca się na
poznaniu pośrednim nauka empiryzmu pozbawiona jest jakiegokolwiek
racjonalnego uprawomocnienia, że jest tedy dowolną supozycją, nie
lepszą niż pierwszy z brzegu przesąd.
Osobliwe jest, że empiryzm teorię obciążoną takimi niedorzecznościa-
mi obdarza większym zaufaniem niż | fundamentalne trywializmy logiki
i arytmetyki. Jako rzetelny psychologizm wszędzie wykazuje skłonność
do mieszania psychologicznego pochodzenia pewnych sądów ogólnych z
doświadczenia, zapewne z racji jego rzekomej „naturalności", z ich upra -
womocnieniem.
Należy zauważyć, że sprawa bynajmniej nie ma się lepiej dla umiar -
kowanego empiryzmu Hume'a, który sferę czystej logiki i matematyki
(przy całym i ją gmatwającym psychologizmie) usiłuje zachować jako
uprawomocnioną a priori, i tylko na sposób empirystyczny rezygnuje z
nauki o faktach. I to stanowisko teoriopoznawcze okazuje się niemożliwe
do utrzymania, a nawet niedorzeczne; pokazuje to zarzut analogiczny do
tego, który wyżej skierowaliśmy przeciw skrajnemu empiryzmowi. Po-
średnie sądy o faktach — tak możemy krótko wyrazić sens teorii Hume'a
— nie dopuszczają, i to całkiem ogólnie, racjonalnego uprawo -
moc nie nia, lecz tylko psyc hologicz ne wyjaś nie nie. Wy -
starczy postawić pytanie, jak to jest z racjonalnym uprawomocnieniem
sądów psychologicznych (o przyzwyczajeniu, kojarzeniu idei itp.), by
dostrzec zasadniczą antynomię między sensem twierdzenia, którego
teoria chce dowieść, a sensem stosowanych w tym celu dedukcji.
Psychologiczne przesłanki teorii same są pośrednimi sądami o faktach,
zgodnie zatem
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych 93

z sensem tezy, która ma być dowiedziona, brak im jakiegokolwiek racjo-


nalnego uprawomocnienia. Innymi słowy: słuszność teorii zakłada nie -
słuszność jej przesłanek, słuszność przesłanek — niesłuszność teorii (resp.
tezy). (Również teoria Hume'a jest zatem w ścisłym, zdefiniowanym w
Rozdziale VII sensie, teorią sceptyczną.)

§ 27. Analogiczne zarzuty przeciw pozostałym


psychologicznym interpretacjom zasady logicznej.
Ekwiwokacje jako źródła złudzenia

Łatwo zrozumieć, że zarzuty tego typu, co te, które podnosiliśmy


w ostatnich paragrafach, muszą dotyczyć każdej psychologicznej
dezinterpretacji tzw. praw myślenia i wszystkich | praw od nich
zależnych. Nic by nie pomogło, gdyby ktoś chciał obejść nasz wy-
móg ograniczenia i uzasadnienia powołując się na „zaufanie rozu-
mu do samego siebie" albo na oczywistość znamionującą je w my-
śleniu logicznym. Naoczna zrozumiałość praw logicznych jest
rzeczą pewną. Lecz jeśli ktoś ich myślową zawartość pojmuje jako
psychologiczną, zmienia wówczas całkowicie ich źródłowy sens,
z którym związany był charakter naocznej zrozumiałości. Ś c i s ł e
prawa stają się, jak widzieliśmy, mętnymi twierdzeniami ogólnymi,
które wprawdzie mogą obowiązywać przy należytym uwzględ-
nieniu ich sfery niedookreślenia, lecz od wszelkiej oczywistości są
nader odległe. Postępując za naturalnym tokiem naszego myśle-
nia, lecz jasno sobie tego nie uświadamiając, niewątpliwie również
psychologistyczni teoretycy poznania rozumieją przynależne tu
prawa zrazu — mianowicie nim rozpocznie swą grę ich filozofi-
czna sztuka interpretacji — w sensie obiektywnym. Następnie jed-
nak popełniają błąd polegający na tym, że oczywistość odnoszącą
się do tego właśnie sensu, poręczającą im absolutne obowiązywa-
nie praw, przypisują także owym istotnie zmienionym interpreta -
cjom, które, jak sądzą, w późniejszej refleksji wolno im podkładać
pod formuły wyrażające prawa. Jeśli gdziekolwiek uprawnione
jest mówienie o wglądzie, w którym uzmysławiamy sobie prawdę
samą, to z pewnością w przypadku twierdzenia, że z dwóch zdań
94 Rozdział piąty

kontradyktorycznych oba zarazem nie są prawdziwe, jeśli zaś


gdziekolwiek ten sposób mówienia nie jest uprawniony, to z pewnością
w przypadku każdego psychologicznego przekształcenia tego samego
twierdzenia (albo jego równoważnika), np. „że akceptacja i negacja
wykluczają się w myśleniu", że „równocześnie nie mogą istnieć obok
siebie w jednej świadomości sądy rozpozna-re 8811 ne ^a^° sPrzeczne"/* ze I
niemożliwe jest, byśmy wierzyli w wyeks-plikowaną sprzeczność,** że
nikt nie może przyjmować, iż coś jest i zarazem nie jest i tym podobne.
Poświęćmy nieco uwagi, by nie pozostawić żadnej niejasności,
tym wieloznacznym ujęciom. Przy bliższym wejrzeniu natychmiast
zauważa się mylący wpływ ekwiwokacji, które od -
grywają tu pewną r o l ę i wskutek których rzetelne prawo,
bądź dowolne równoważne mu sformułowanie normatywne, mie-
szane jest ze stwierdzeniami psychologicznymi. Tak jest w przy-
padku pierwszego ujęcia. W myśleniu potwierdzenie i zaprze-
czenie wykluczają się. Termin myślenie, który w szerokim sensie
obejmuje wszelkie czynności intelektualne, w języku wielu logi-
ków chętnie używany jest w odniesieniu do myślenia racjonalne-
go, „logicznego", a więc w odniesieniu do słusznego sądzenia. To,
że w sądzeniu słusznym „tak" i „nie" się wykluczają, jest
oczywiste, ale w ten sposób wypowiada się twierdzenie równo-
ważne prawu logicznemu i bynajmniej nie psychologiczne. Mówi
ono, że nie byłoby słuszne żadne sądzenie, w którym ten sam stan
rzeczy byłby zarazem akceptowany i negowany; lecz wcale nie
mówi ono niczego o tym, czy — obojętne czy w jednej świado-
mości, czy w wielu — kontradyktoryczne akty sądzenia mogą ze
sobą realiter współistnieć, czy też nie.***
Ujęcia Heymana (Die Gesetze und Elemente des wissenschaftlichen Denkens V", §
19 i n.). Z tym drugim ujęciem spokrewnione jest to, które daje Sigwart, Logik I", s.
419, „że niemożliwe jest, aby to samo zdanie jednocześnie świadomie potwier-
dzać i negować".
Por. zakończenie cytatu z polemiki Milla z Hamiltonem, wyżej s. 81 (w tekście).
Podobnie czytamy niżej na s. 484: „UDO assertions, one ofwhich denies what the other
affirms, cannot be thought together", przy czym zaraz potem „thought" interpretowane
jest jako tożsame z „belieued". ***
Także Hófler i Meinong pod zasadę logiczną niebacznie podsuwają myśl
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych

95

W ten sposób zarazem wykluczone jest i drugie sformułowanie


(że równocześnie w jednej świadomości nie mogą istnieć obok
siebie sądy rozpoznane jako sprzeczne), chyba że „świadomość"
zinterpretuje się tu jako „świadomość w ogóle", jako ponadczaso-
wą świadomość normalną. Ale pierwotna zasada logiczna na -
turalnie nie może zakładać pojęcia tego, co | normalne, które bez
odniesienia do tej zasady w ogóle nie dałoby się ująć. Poza tym jest
jasne, że tak rozumiane twierdzenie, jeśli powstrzymać się od
metafizycznych hipostaz, jest ekwiwalentnym przekształceniem
zasady logicznej i nie ma nic wspólnego z psychologią.
Ekwiwokacja podobna do tej, którą spotkaliśmy w pierwszym
sformułowaniu, oddziałuje również w trzecim i czwartym. Nikt
n i e może być przeświadczony o sprzeczności, nikt nie mo że
przyjmować, że to samo jest i nie jest — nikt rozumny, jak
oczywiście trzeba to uzupełnić. Niemożliwość ta zachodzi dla każ-
dego, kto chce słusznie sądzić, i dla nikogo innego. Nie wyraża ona
tedy jakiegoś psychologicznego przymusu, lecz wgląd, (że prze-
ciwstawne twierdzenia nie są zarazem prawdziwe, resp. że odpo-
wiadające im stany rzeczy nie mogą zarazem zachodzić} 1, i że tym
samym ten, kto podnosi roszczenie do sądzenia słusznego, to zna-
czy do uznawania tego, co prawdziwe, za prawdziwe, tego zaś, co
fałszywe, za fałszywe, ten musi sądzić tak, jak prawo to przepisuje.
W faktycznym sądzeniu może się zdarzyć inaczej; żadne prawo
psychologiczne nie nakłada sądzącemu jarzma praw logicznych.
Znów mamy przeto do czynienia z ekwiwalentnym sformułowa-
niem prawa logicznego, któremu nic nie jest bardziej obce niż myśl
o psychologicznych2 prawach fenomenów sądzenia. Z drugiej stro-
ny ta właśnie myśl stanowi istotną treść interpretacji psychologicz-
nej. Jest ona wynikiem ujmowania niemożności właśnie jako nie-
współistnienia aktów sądzenia, a nie jako niezgodności odpowied-
nich twierdzeń (jako ich prawem określonego nie bycia zarazem
prawdziwymi).
o niewspółistnieniu (Logik, 1890, s. 133).

1
A: (że przeciwstawne stany rzeczy nie mogą zarazem być prawdziwe).
2
W wydaniu A dalej: (, a więc przyczynowych).
96 Rozdział
pięty
[A90]l [B Twierdzenie: nikt „rozumny", czy choćby tylko „poczytalny",
90]/
nie może być przeświadczony o sprzeczności, dopuszcza jesz-
cze inną interpretacje. Rozumnym nazywamy tego, komu przypi-
sujemy habitualną dyspozycję, że „przy normalnym stanie umy-
słu" będzie on „w swoim kręgu" sądził słusznie. Kto posiada
habitualną zdolność, by w normalnym stanie umysłu nie mylić
się przynajmniej co do tego, co „samo przez się zrozumiałe", co
„leży jak na | dłoni", ten uchodzi dla nas za „poczytalnego" w
rozważanym sensie. Naturalnie unikanie jawnych sprzeczności
zaliczamy do — określonego zresztą nader nieściśle — zakresu
tego, co samo przez się zrozumiałe. Jeśli dokona się tej
subsumpcji, wówczas twierdzenie: nikt poczytalny (czy wręcz
rozumny) nie może uważać sprzeczności za prawdziwe, nie jest
niczym innym niż trywialnym przeniesieniem twierdzenia
ogólnego na przypadek szczegółowy. Naturalnie nie
nazwalibyśmy poczytalnym kogoś, kto zachowywałby sie
inaczej. O prawie psychologicznym znowu nie ma więc mowy.
Jednakże nie wyczerpaliśmy jeszcze wszystkich możliwych in-
terpretacji. Poważna dwuznaczność słowa niemożliwość,
zgodnie z którą może ono znaczyć nie tylko obiektywną, pra-
wem określoną niemożliwość zjednoczenia, lecz
także subiektywną niezdolność do przeprowadzenia
zjednoczenia, w niemałym stopniu przyczynia się do wzmocnienia
tendencji psychologistycznej. Nie mogę być przeświad -
cz o n y, że sprzeczności zachodzą — mogę się dowoli starać,
lecz próba rozbije się o wyczuwalny, nie dający się przezwyciężyć
opór. Ta niemożliwość bycia przeświadczonym, mógłby ktoś
argumentować, jest oczywistym przeżyciem, rozumiem zatem
naocznie, że przeświadczenie o twierdzeniach sprzecznych jest dla
mnie, a więc i dla każdej istoty, która musi myśleć w sposób
analogiczny do mojego, niemożliwością; tym samym mam
oczywisty wgląd w prawo psychologiczne, które właśnie
wyrażone jest w zasadzie sprzeczności.
Odpowiemy, uwzględniając tylko nowy błąd tej argumentacji,
w sposób następujący: wszędzie tam, gdzie zdecydowaliśmy się
[na coś] w akcie sądzenia, zgodnie z doświadczeniem zawodzi
wszelka próba porzucenia wypełniającego nas aktualnie przekonania
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych

97

i przyjęcia przeciwstawnego stanu rzeczy, chyba że wyłonią się


nowe motywy myślowe, późniejsze zwątpienie, stare przekonania
nie dające się pogodzić z nowymi, często tylko mroczne „poczu-
cie" podnoszącego się natłoku myślowego. Daremna próba, odczu-
wany opór itp., to są indywidualne przeżycia, ograniczone do oso-
by | i czasu, związane z pewnymi, ściśle nie dającymi się określić
okolicznościami. Jak miałyby przeto uzasadniać one oczywistość
ogólnego, transcendującego osobę i czas prawa? Nie należy my-
lić asertorycznej oczywistości istnienia poszczególnych przeżyć z
apodyktyczną oczywistością zachodzenia ogólnego prawa. Czy
oczywistość istnienia owego interpretowanego jako niezdolność
poczucia może nam zapewnić wgląd, że to, czego właśnie faktycz-
nie nie byliśmy w stanie dokonać, na zawsze jest nam odmówione
z mocy prawa? Należy zwrócić uwagę na nieokreśloność okolicz-
ności odgrywających tu istotną rolę. Nader często mylimy się w
tym względzie, choćby wtedy, gdy będąc mocno przekonani o (za -
chodzeniu stanu rzeczy) 1 A, tak łatwo wyrokujemy: nie da się po-
myśleć, by ktoś sądził non-A. W tym samym sensie możemy teraz
również powiedzieć: Nie da się pomyśleć, by ktoś nie przyjmował
zasady sprzeczności — o której jesteśmy przecież mocno przeko-
nani — a także: nikt nie jest w stanie jednocześnie uważać za pra-
wdziwe dwu kontradyktorycznych (twierdzeń) 2. Być może prze-
mawia za tym wyrosły z wielokrotnych prób na przykładach sąd
doświadczeniowy, lecz oczywistości, że tak jest w ogóle i z konie -
czności, nie posiadamy.
Prawdziwy s t a n rzeczy możemy tak oto opisać: Apo -
dyktyczną oczywistość, tj. wgląd w ścisłym sensie tego słowa, ma-
my w odniesieniu do niebycia zarazem prawdziwymi twierdzeń
kontradyktorycznych (resp. do niezachodzenia zarazem przeciw-
stawnych stanów rzeczy) . Prawo orzekające tę niemożliwość po-
godzenia jest prawdziwą (echte) zasadą sprzeczności. Apodyktycz-
na oczywistość rozciąga się następnie także i na psychologiczne
zastosowania praktyczne [tej zasady]; mamy również wgląd, że
1
A: (stanie rzeczy).
2
A: (stanów rzeczy).
3
Dodatek wydania B.
98 Rozdział piąty

dwa sądy o kontradyktorycznej treści nie mogą współistnieć ze sobą w


ten sposób, by oba ujmowały w modus sądu tylko to, co rzeczywiście
dane jest w fundujących je przeżyciach naocznych. Ogólniej, mamy
wgląd, że nie tylko asertorycznie, lecz także apodyktycznie oczywiste
sądy o treści kontradyktorycznej nie mogą 're 9211 wsP°łistnie^ ze s°bą ani
w jednej | świadomości, ani też rozdzielo-' ne na różne świadomości.
Przez to wszystko jest przecież tylko powiedziane, że stany rzeczy, które
jako kontradyktoryczne s ą obiektywnie nie do pogodzenia, faktycznie
nie mogą też być przez nikogo odnalezione jako współistniejące w
kręgu jego naocz-ności i jego wglądu — co bynajmniej nie wyklucza, że
za współistniejące mogą być uważane. Brak nam natomiast
apodyktycznej oczywistości w odniesieniu do sądów w ogóle; mamy
jedynie w obrębie praktycznie znanych i dostatecznie dla celów
praktycznych wyodrębnionych klas przypadków wiedzę
doświadczeni o w ą, że w tych przypadkach kontradyktoryczne akty
sądzenia de facto się wykluczają.

§ 28. Rzekoma dwustronność zasady sprzeczności,


zgodnie z którą można by ją jednocześnie ujmować jako
przyrodnicze prawo myślenia i jako normatywne prawo
dostarczające jego logicznych reguł

W naszych zainteresowanych psychologią czasach tylko nieliczni


logicy umieli całkowicie uchronić się od psychologicznych dezin-
terpretacji zasad logicznych; nie powiodło się to nawet tym, którzy
sami występowali przeciwko psychologicznemu ufundowaniu lo-
giki, albo też z innych racji odrzucali drażliwie zarzut psychologi-
zmu. Zważywszy, że to, co nie jest psychologiczne, nie jest również
dostępne psychologicznemu wyjaśnianiu, że przeto każda, choćby
najbardziej życzliwa próba rzucenia światła na istotę „praw myśle-
nia" przez badanie psychologiczne zakłada ich psychologiczne prze-
kształcenie interpretacyjne, trzeba będzie tu zaliczyć wszystkich
logików należących do kierunku wytyczonego przez Sigwarta, nawet
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych 99

jeśli pozostali oni dalecy od wyraźnego formułowania albo chara-


kteryzowania tych praw jako psychologicznych i zawsze przeciw-
stawiali je pozostałym prawom psychologii. Jeśli przesunięcia my-
ślowe nie odbijają się na wybranych formułach praw, to tym pew-
niej można je odnaleźć w towarzyszących im wyjaśnieniach albo w
kontekście samego wykładu.
| Szczególnie godne uwagi wydają nam się próby zapewnienia
zasadzie sprzeczności dwojakiego stanowiska, w nastę -
pstwie którego z jednej strony jako prawo przyrody
miałaby ona stanowić siłę określającą nasze faktyczne sądzenie, z
drugiej zaś, jako prawo normatywne — fundament
wszelkich reguł logicznych. W szczególnie powabny sposób repre-
zentuje to ujęcie F. A. Lange w Logische Studien, pracy nader pomy-
słowej, która zresztą pomyślana jest jako przyczynek popierający
bynajmniej nie psychologistyczną logikę w stylu Milla, lecz „nowe
uzasadnienie logiki formalnej". Zapewne, gdy bliżej przyjrzeć się
temu uzasadnieniu, gdy czyta się, że prawdy logiki tak jak prawdy
matematyki wywodzą się z naoczności przestrzeni,* że najprostsze
podstawy tych nauk, „ponieważ gwarantują ścisłą słuszność
wszelkiego poznania w ogóle", „są podstawami naszej organi-
zacji intelektualnej", i że przeto „prawa, które w nich podziwia-
my, pochodzą z nas samych... z nieświadomej podstawy
nas samych"** — nie sposób nie zaklasyfikować znowu stanowi-
ska Langego jako psychologizmu, tylko innego rodzaju, do którego
należy także formalny idealizm Kanta — w sensie jego dominują-
cej interpretacji — i pozostałe odmiany nauki o wrodzonych
sprawnościach poznawczych czy „źródłach poznania".***

F. A. Lange, Logische Studien, ein Beitrag zur Neubegriindung der formalen


Logik und Erkenntnistheorie, 1877, s. 130.
** Tamże, s. 148.
Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że pewne strony kantowskiej teorii po-
znania usiłują wykroczyć i rzeczywiście wykraczają poza ten psychologizm władz
duszy jako źródeł poznania. Tutaj wystarczy powiedzieć, że istnieją w niej także
inne, i to akcentowane strony, które zmierzają w stronę psychologizmu, co natu -
ralnie nie wyklucza polemiki z innymi formami psychologistycznego uzasadnie-
nia poznania. Ponadto nie sam jeden Lange, lecz znaczna część (filozofów pozo-
100 Rozdział

I
-piąty

tRQ4if ' Odpowiednie wywody Langego brzmią: „Zasada sprzeczności jest


' punktem, w którym przyrodnicze prawa myślenia stykają się z
prawami normatywnymi. Owe psychologiczne warunki naszego
kształtowania przedstawień, wyłaniające w myśleniu naturalnym dzięki
jego nieodmiennej aktywności, myśleniu, któremu nie przewodzi żadna
reguła, zarówno prawdę jak i błąd w ich wiecznie tryskającej pełni, są
uzupełniane, ograniczane, zaś ich działanie kierowane jest ku określone mu
celowi przez fakt, że w naszym myśleniu nie możemy zjednoczyć ze sobą
tego, co przeciwstawne, skoro tylko [człony przeciwieństwa] zostaną
niejako doprowadzone do wzajemnego pokrywania się. Umysł ludzki
przyjmuje największe sprzeczności, dopóki to, co przeciwstawne, może być
odgradzane w różnych kręgach myślowych i w ten sposób utrzymywane z
dala od siebie; wystarczy jednak, by ta sama wypowiedź odnosiła się
bezpośrednio do tego samego przedmiotu co jej przeciwieństwo, a owa
zdolność jednoczenia się kończy; powstaje całkowita niepewność, albo też
jedno z obu stwierdzeń musi ustąpić. Psychologicznie to unicestwienie
sprzecznych [stwierdzeń] zapewne może być przemijające, skoro przemi-
jające jest bezpośrednie pokrywanie się ze sobą sprzeczności. Jeśli coś jest
głęboko zakorzenione w różnych dziedzinach myślowych, nie można tego ot
tak zburzyć, pokazując tylko w dedukcji, że jest to sprzeczne. Zapewne w
tym punkcie, gdzie konsekwencje jednego i drugiego twierdzenia bez -
pośrednio się ze sobą pokrywają, skutek występuje, lecz nie zawsze prze bija
się on przez cały szereg dedukcji aż do siedliska pierwotnych sprze czności.
Wątpliwości co do wiążącej mocy szeregu wnioskowań, co do identyczności
przedmiotu wnioskowań chronią błąd; nawet zaś jeśli na chwilę zostanie on
zburzony, odbudowuje się na nowo z kręgu tych połączeń przedstawień, do
których jesteśmy przyzwyczajeni, i utrzymuje się, jeśli ponowne ciosy nie
zmuszą go w końcu do ustąpienia.
Jednakże pomimo tego uporu błędu, psychologiczne prawo niemożli -
wości zjednoczenia w myśleniu bezpośrednich sprzeczności z czasem
musi wywrzeć swój wpływ. Jest ono owym ostrzem, przy pomocy które -
go wraz z postępem doświadczenia niszczone są nie dające się utrzymać
połączenia przedstawień, podczs gdy te, które dadzą się utrzymać łatwiej,
trwają nadal. Jest ono zasadą niszczącą w naturalnym postępie ludzkiego

stających pod wpływem Kanta)1 zalicza się do sfery psychologistycznej teorii po-
znania, jakkolwiek nie akceptują oni tego określenia. Psychologia transcendentalna
także przecież jest psychologią.

1
A: (neokantystów).
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych 101

myślenia, który, | podobnie jak postęp organizmów, opiera się na tym, że i ^ j!|!j
wytwarzane są coraz to nowe połączenia przedstawień i wielka ich masa ^
stale ulega zniszczeniu, podczas gdy lepsze przeżywają i nadal oddziałują.
Ta psychologiczna zasada sprzeczności... dana jest bezpośred -
nio przez naszą organizację i działa przed wszelkim doświadczeniem jako
warunek wszelkiego doświadczenia. Działanie jej jest obiektywne i nie
trzeba jej sobie dopiero uświadamiać, by była czynna.
Jeśli jednakże mamy teraz ująć to samo prawo jako podstawę logiki,
jeśli mamy je uznać za normatywne prawo wszelkiego myślenia,
to — podczas gdy jako prawo przyrodnicze działa ona bez na -
szego uznania — tutaj potrzebujemy, tak samo jak w przypadku innych
aksjomatów, typowej naoczności, ażeby się przekonać."*
„Co jest tutaj istotne dla logiki, jeśli pominiemy wszelkie psychologi-
czne dodatki? Nic, prócz faktu stałego uchylania (Aufhebung) tego, co
sprzeczne. Na gruncie naoczności schematycznej jest jedynie pleonazmem,
gdy mówi się, że sprzeczność nie może zachodzić; jak gdyby poza
racją konieczności kryła się jeszcze jedna konieczność. Faktem jest, że ona
n i e zachodzi, że każdy sąd przekraczający granice pojęcia natych -
miast uchylany jest przez silniej uzasadniony sąd przeciwstawny. To fa -
ktyczne uchylanie jednakże jest dla logiki ostateczną racją wszelkich re -
guł. Z psychologicznego punktu widzenia można je znów oznaczyć jako
konieczne, jeśli potraktuje się je jako przypadek bardziej ogólnego prawa
przyrodniczego; z tym jednakże logika nie ma nic wspólnego, raczej wraz
ze swym podstawowym prawem sprzeczności bierze tu dopiero swe
źródło."**
Te teorie F. A. Langego w szczególnie widoczny sposób oddziałały na
Kromana*** i Heymansa****. Temu ostatniemu zawdzięczamy systematyczną
próbę I możliwie konsekwentnego wzniesienia logiki na bazie psy- i \Wn^<
etiologicznej. Jako niemalże czysty eksperyment myślowy musimy powi- "-tać
ją nader przychylnie i już wkrótce znajdziemy okazję, by zająć się nią bliżej. —
Podobne ujęcie wypowiada też Liebmann,***** i to ku naszemu zaskoczeniu
pośród rozważań zupełnie słusznie przypisujących koniecz-

Tamże, s. 27 n.
** Tamże, s. 49.
***
K. Kroman, Unsere Naturerkenntnis, przeł. Fischer-Benzon, Kopenhagen
1883.
G. Heymans, Die Gesetze und Elemente des Wissenschaftlichen Denkenł, 2
tomy, Leipzig 1890 i 1894.
***** O. Liebmann, Gedanken und Tatsachen, 1. Heft (1882), s. 25 - 27.
102 Rozdział pięty

ności logicznej „absolutną moc obowiązującą dla każdej rozumnie myślą-


cej istoty", „obojętne, czy jej pozostała konstytucja zgadza się z naszą, czy
też nie".

Po tym, co powiedzieliśmy wyżej, jasne jest już, co mamy tym


teoriom do zarzucenia. Nie przeczymy psychologicznym faktom,
o których mowa jest w tak stanowczej pracy Langego; brak nam tu
jednakże czegokolwiek, co w prawomocny sposób pozwoliłoby
mówić o prawie przyrodniczym. Jeśli różne sformułowa nia
rzekomego prawa porówna się z faktami, okazuje się, że dają im
one wyraz w sposób nader niedbały. Gdyby Lange podjął próbę
dokładniejszego pojęciowo opisu i ograniczenia dobrze znanych
doświadczeń, nie mógłby nie zauważyć, że bynajmniej nie można
ich uznać w ścisłym sensie za jednostkowe przypadki prawa
wchodzącego w grę przy zasadach logicznych. To, co podaje nam
się jako „przyrodnicze prawo sprzeczności", faktycznie redukuje
się do grubego uogólnienia, które jako takie obciążone jest w ogóle
nie dającą się bliżej ustalić sferą nieokreśloności. Nadto odnosi się
ono tylko do jednostek psychicznie normalnych, gdyż o tym,
jak zachowują się jednostki odbiegające w sferze psychicznej od
normy, zawezwane tu na pomoc 1 potoczne doświadczenie kogoś'
normalnego nie może nic powiedzieć. Krótko, brakuje nam tutaj
ściśle naukowej podstawy, bezwzględnie wskazanej wszędzie tam,
gdzie do celów naukowych wykorzystuje się przednaukowe sądy
doświadczeniowe. Wnosimy zdecydowany sprzeciw wobec mie-
szania owego | mętnego empirycznego | stwierdzenia ogólnego z
prawem absolutnie ścisłym i czysto pojęciowym, któremu jedynie
przysługuje miejsce w logice; za niedorzeczne wręcz uważamy
utożsamianie jednego z drugim, wywodzenie go z tamtego, czy też
stapianie obu w rzekomo dwustronne prawo sprzeczności. Tylko
niezwracanie uwagi na prostą zawartość znaczeniową prawa logi-
cznego pozwoliło przeoczyć, że w najmniejszym stopniu nie odno si
się ono ani wprost, ani nie wprost do faktycznego uchylania w
myśleniu tego, co sprzeczne. To faktyczne uchylanie dotyczy oczy-
wiście tylko przeżyć sądzenia jednego i tego samego indywiduum

1
W wydaniu A dalej: (jedynie).
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych

103

w jednym i tym samym punkcie czasowym i akcie; nie dotyczy


ono akceptacji bądź negacji rozdzielonej na różne indywidua albo
na różne czasy i akty. Dla faktów, o których tu jest mowa, takie
różnice w istotny sposób wchodzą w grę, prawa logicznego nato-
miast w ogóle nie dotyczą. Nie mówi ono wcale o walce kontrady-
ktorycznych sądów, tych czasowych, realnie tak a tak określonych
aktów, lecz o płynącej z mocy prawa niemożliwości pogodzenia
owych nieczasowych, idealnych jedności, nazywanych przez nas
twierdzeniami kontradyktorycznymi. W prawdzie, że (spośród ja-
kiejś pary)1 takich twierdzeń oba nie są prawdziwe, nie zawiera się
choćby cień empirycznego stwierdzenia o jakiejś świadomości i jej
aktach sądzenia. Myślę, że wystarczy raz to sobie poważnie ujaś-
nić, ażeby naocznie zrozumieć niesłuszność krytykowanego ujęcia.

§ 29. Ciąg dalszy. Teoria Sigwarta

Wśród przedstawicieli zwalczanej tu nauki o dwojakim charakte-


rze zasad logicznych już przed Langem odnajdujemy wybitnych
myślicieli, [sądząc] po pewnej okazjonalnej uwadze nawet samego
Bergmanna, który poza tym nie okazuje bynajmniej skłonności do
czynienia ustępstw na rzecz psychologizmu;* przede wszystkim
jednak Sigwarta; | dalekosiężny wpływ wywarty przezeń na no-
wszą logikę usprawiedliwia dokładniejsze rozważenie jego wywo-
dów odnoszących się do tej kwestii.
„Nie w innym sensie" — uważa ten znakomity logik — „wy-
stępuje zasada sprzeczności jako prawo normatywne niż w tym,
w jakim była ona prawem przyrodniczym i po prostu ustaliła zna-
czenie negacji; lecz podczas gdy jako prawo przyrodnicze mówi
ona tylko, że niemożliwe jest, by w jakimś momencie świadomie
powiedzieć, że A jest b i A nie jest b, jako prawo normatywne

Bergmann, Reine logik, s. 20 (zakończenie § 2).

A: (w jakiejś parze).
104 Rozdział
pięty

znajduje teraz zastosowanie do całego zakresu stałych pojęć, nad


którymi w ogóle rozpościera się jedność świadomości; pod tym
założeniem uzasadnia ona tak zazwyczaj zwane principium contra-
dictionis, które wszakże teraz nie jest jakąś stroną zasady identycz-
ności (w sensie formuły A jest A), lecz zakłada ją jako spełnioną w
sensie absolutnej stałości pojęć."*
Podobnie czytamy w równoległych wywodach odnoszących się
do (interpretowanej jako zasada zgodności) zasady identyczności:
„Różnica, czy zasada zgodności traktowana jest jako prawo przy-
rodnicze, czy jako prawo normatywne, nie tkwi [...] w jej własnej
naturze, lecz w założeniach, do których jest ona stosowana; w pier-
wszym przypadku stosowana jest do tego, co właśnie obecne w
świadomości; w drugim — do idealnego stanu ustawicznie (zmien-
nej)1 obecności całej uporządkowanej treści przedstawień jednej
świadomości, [stanu,] który empirycznie nigdy nie może być speł-
niony."**
Oto nasze wątpliwości: Jak twierdzenie, które (jako zasada
sprzeczności) „ustala znaczenie negacji", może mieć charakter prawa
przyrodniczego? Naturalnie Sigwart nie uważa, że twierdzenie to na
sposób definicji nominalnej podaje sens słowa negacja. Może re 991 f mie^
I na uwadze tylko to, że ugruntowane jest ono w sensie negacji, że
przeprowadza rozbiór tego, co należy do pojęcia negacji; innymi słowy,
tylko to, że gdyby zaniechać tego twierdzenia, trzeba by również
zaniechać słowa negacja. Lecz właśnie to nigdy nie może stanowić
myślowej zawartości prawa przyrodniczego, a zwłaszcza tego, które
Sigwart tak oto formułuje w następujących zaraz potem słowach:
niemożliwe jest, by w jakimś momencie świadomie mówić, że A jest b i A
nie jest b. Twierdzenia, które ugruntowane są w pojęciach (a nie to, co 2
będąc ugruntowane w pojęciach, przeniesione jest tylko na fakty), nie
mogą orzekać, co w jakimś

* Sigwart, Logik I" s. 385 (§ 45, 5).


** Tamże, s. 383 (§ 45,2).

1
A: (niezmiennej), zgodnie z tekstem Sigwarta; w wydaniu B i późniejszych
cytat został zniekształcony.
2
W wydaniu A dalej: (także).
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych 105

momencie możemy albo czego nie możemy uczynić; jeśli są one,


jak głosi Sigwart gdzie indziej, ponadczasowe, to nie mogą mieć
istotnej treści dotyczącej tego, co czasowe, a więc i faktyczne.
Wszelkie wciąganie faktów do twierdzeń tego typu w nieuchronny
sposób prowadzi do uchylania ich właściwego sensu. Stosownie
do tego jasne jest, że owo prawo przyrodnicze, mówiące o tym, co
czasowe, i prawo normatywne, (prawdziwa zasada sprzeczności),
mówiące o tym, co nieczasowe, są całkowicie heterogeniczne, i że
nie może tu przeto iść o jedno prawo, występujące w tym s a -
mym s e n s i e i tylko w różnych funkcjach bądź
s f e r a c h zastosowań. Ponao to, gdyby pogląd przeciwny był
słuszny, możliwe by musiało być podanie ogólnej formuły, jednako
obejmującej zarówno tamto prawo dotyczące faktów, jak i to prawo
dotyczące obiektów idealnych. Kto głosi tu jedno prawo, ten musi
dysponować jednym, pojęciowo określonym ujęciem. Zrozumiałe
jednakże, że pytanie o takie jednolite ujęcie jest rzeczą daremną.
Dalej mam następującą wątpliwość. Czy prawo normatywne
ma zakładać absolutną stałość pojęć jako coś spełnionego? Wów-
czas wszakże prawo to obowiązywałoby tylko pod z a ł o
-ż e n i e m, że wyrażenia cały czas używane są w identycznym
znaczeniu, i że tam, gdzie założenie to nie byłoby spełnione,
traciłoby ono swe obowiązywanie. To wszakże nie może być
poważnym przekonaniem znakomitego | logika. Naturalnie,
empiryczne zastosowanie prawa zakłada, że pojęcia, resp.
twierdzenia pełniące funkcje znaczeń naszych wyrażeń,
rzeczywiście są te same, tak jak idealny zakres prawa obowiązuje
wszystkie pary twierdzeń o przeciwstawnej jakości, lecz
identycznej materii. Ale naturalnie nie jest to założeniem
obowiązywania, jak gdyby to miało być hipotetyczne, lecz
założeniem możliwego zastosowa ni a do danych przypadków
jednostkowych. Tak samo jak założeniem zastosowania prawa
arytmetycznego jest to, że w danym przypadku mamy do
czynienia właśnie z liczbami tak określonymi, jak ono je oznacza,
tak też założeniem prawa logicznego jest to, że mamy do czynienia
z twierdzeniami, przy czym prawo wyraźnie wymaga twierdzeń o
identycznej materii.
r 106 Rozdział piąty

Również powoływanie się na (wprowadzoną przez Sigwarta) 1


świadomość w ogóle* nie wydaje mi się celowe. W (takiej świadomości}2
wszystkie pojęcia (a dokładniej, wszystkie wyrażenia) używane byłyby w
znaczeniu absolutnie identycznym, nie byłoby znaczeń płynnych ani
[błędów] ekwiwokacji i quaternio termino-rum. Lecz same w sobie prawa
logiczne nie odsyłają do tego ideału; tworzymy sobie go raczej dopiero ze
względu na nie. Stałe odwoływanie się do świadomości idealnej budzi
niemiłe poczucie, jakoby prawa logiczne, ściśle rzecz biorąc,
obowiązywały tylko dla3 fikcyjnych przypadków idealnych, nie zaś dla
jednostkowych przypadków nadarzających się empirycznie. W jakim
sensie twierdzenia czysto logiczne „zakładają" identyczne pojęcia,
rozważaliśmy już wyżej. Jeśli przedstawienia pojęciowe są płynne, tzn.
przy ponownym pojawieniu się 'tego samego' wyrażenia zmienia się
pojęciowa zawartość przedstawienia, to w sensie logicznym nie mamy tu
tego samego pojęcia, lecz inne, i tak samo przy każdej następnej zmianie.
Lecz każde z nich samo dla siebie jest pewną m imii Ponadempiryczną
jednością i podpada pod prawdy logiczne | odnoszące się do właściwej im
formy. Tak jak przepływ empirycznych treści barwnych i niedoskonałość
jakościowej identyfikacji w niczym nie naruszają różnic barw jako
jakościowych s p e c i e s , tak jak każda species jest czymś idealnie
identycznym wobec mnogości możliwych przypadków jednostkowych
(które same nie są barwami, lecz właśnie przypadkami jednej barwy), tak
też (mają się sprawy z identycznymi znaczeniami bądź pojęciami) 4 w ich
relacji do przedstawień pojęciowych, których są 'treściami'. Zdolność
dokonywania ideacji i (oglądowego) uchwytywania tego, co ogólne, w
tym, co jednostkowe, pojęcia w empirycznym przedstawieniu,

Por. też tamże, s. 419 (§ 48,4).

1
A: (idealną).
2
A: (idealnym myśleniu).
3
W wydaniu A dalej: (tych).
4
A: (odnosi się to do idealnych znaczeń bądź pojęć).
5
Dodatek wydania B.
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych

107

oraz zapewnienia sobie identyczności intencji pojęciowej w po-


nownym przedstawieniu, jest założeniem możliwości poznania 1.
I tak jak w akcie ideacji (oglądowo)2 uchwytujemy jedną jednostkę
pojęciową — jako jedną species, której jedności wobec mnogości
faktycznych albo przedstawionych jako faktyczne przypadków
jednostkowych możemy bronić opierając się na wglądzie (einsichtig
yertreteń) — tak też możemy uzyskać oczywistość praw logicznych
odnoszących się do tych tak czy inaczej uformowanych pojęć. Do
'pojęć' w tym sensie idealnych jedności należą również 'twierdze-
nia', o których mówi principium contmdictionis, i w ogóle znaczenia
oznaczeń literowych używanych w' formułach wyrażających twier-
dzenia logiczne. Gdziekolwiek spełniamy akty pojęciowego przed-
stawiania, tam mamy też pojęcia; przedstawienia mają swe 'treści',
swe idealne znaczenia, które możemy abstrakcyjnie uchwycić w
ideującej abstrakcji; wraz z tym wszędzie mamy również daną mo-
ż l i wo ś ć s t os ow a ni a pr a w l o gi c z n yc h. O bo wi ą z yw a n i e
tych praw jednakże jest po prostu nieograniczone, nie zależy ono
od tego, czy my albo ktokolwiek inny faktycznie spełnia przedsta-
wienia pojęciowe i czy może ustalić je ze świadomością identycznej
intencji, resp. czy może je powtórzyć.

1
W wydaniu A dalej: (, myślenia).
2
Dodatek wydania B.
[
£|g]| Rozdział szósty
Sylogistyka w oświetleniu
psychologistycznym. Wzory
wnioskowań i wzory chemiczne

§ 30. Próby psychologicznej interpretacji


twierdzeń sylogistycznych
y aty są prawami psychologicznymi i jeżeli prawa sylogistyczne
myślo są czysto dedukcyjnymi konsekwencjami aksjomatów, to
we, również prawa sylogistyczne należy uznać za
które psychologiczne. Należałoby teraz sądzić, że każde błędne
doń wnioskowanie musiałoby być instancją rozstrzygającą
skłania przeciw [temu ujęciu] i że przeto z tej dedukcji można by
ją, raczej zaczerpnąć nowy argument przeciw możliwości
mają jakiejkolwiek psychologicznej interpretacji aksjomatów.
silny Należałoby dalej sądzić, że konieczna troskliwość w
pozór myślowym i językowym ustaleniu postulowanej
czegoś psychologicznej interpretacji zawartości aksjomatów
samo musiałaby przekonać empirystów, że w interpe-tacji takiej
przez nie mogą wnieść najmniejszego choćby wkładu do
się dowodu wzorów wnioskowań, oraz że wszędzie tam,
zrozu gdzie taki dowód ma miejsce, zarówno punkty wyjścia, jak
miałeg i punkty dojścia mają charakter praw | toto coelo różnych od
o. tego, co nazywane jest prawem w psychologii. Lecz nawet
Ponadt najjaśniejsze obalenie rozbija
o
empir
yści
[W rzadzi
A
wywo ej
1dach wdają
0ostatni się w
3
]ego szczeg
}rozdzi ółowe
ału przepr
[
B oparliś owadz
1my się anie
0przede swej
3
Hwszys doktry
tkim ny dla
na praw
zasadz wnios
ie kowa
sprzec nia;
zności dzięki
, gdyż reduk
tu, jak owaln
w ości
przypa tych
dku praw
wszys do
tkich zasad
zasad czują
w się
ogóle, zwolni
pokusa eni od
ujęcia wszelk
psycho ich
logisty dalszy
cznego ch
jest wysiłk
szcze- ów.
gólnie Jeżeli
silna. te
Motyw aksjom
Sylogistyka w oświetleniu psychologistycznym 109

się o perswazyjną moc doktryny psychologistycznej. G. Heymans,


który ostatnio szczegółowo rozwinął tę doktrynę, do tego stopnia
nie kłopocze się istnieniem błędnych wnioskowań, że w możliwo -
ści wykazania jakiegoś błędnego wnioskowania upatruje nawet po-
twierdzenie swego psychologicznego ujęcia; wykazanie to bowiem
nie polega na pouczeniu kogoś, kto nie myśli jeszcze o zasadzie
sprzeczności, lecz na pokazaniu sprzeczności nie zauważonej w
błędnym wnioskowaniu. Można by tu zapytać, czy sprzeczności
nie zauważone nie są także sprzecznościami i czy zasada logiczna
orzeka tylko niemożliwość zjednoczenia zauważonych sprzeczno-
ści, podczas gdy przy nie zauważonych dopuszcza, by obie zara-
zem były prawdziwe. Znowu jest jasne — wystarczy tylko pomyśleć
o różnicy między psychologiczną i logiczną możliwością zjedno-
czenia — że obracamy się w mętnej sferze omówionych już ekwi-
wokacji.
Gdyby ktoś chciał jeszcze powiedzieć, że zwrot o „nie zauwa -
żonych" sprzecznościach zawartych w błędnym wnioskowaniu jest
niewłaściwy, że sprzeczność występuje dopiero w toku obalającego
przewodu myślowego, pojawia się jako następstwo błędnego sposobu
wnioskowania, a z tym wiąże się (rozumiane wciąż
psychologistycznie) dalsze następstwo, że czujemy się teraz rów nież
przymuszeni do porzucenia tego wnioskowania jako błędnego — nie
na wiele by się to zdało. Jedno poruszenie myślowe ma taki, inne
znów inny rezultat. Żadne prawo psychologiczne nie wiąże
'obalenia' z błędnym wnioskowaniem. W każdym razie w
niezliczonych przypadkach występuje ono bez niego i trwale
utrzymuje się w przekonaniu. Jak zatem właśnie to poruszenie
myślowe, które tylko w pewnych określonych psychicznych okoli-
cznościach dołącza się do błędnego wnioskowania, nabywa prawo, by
po prostu podsuwać mu sprzeczność i odmawiać mu 'ważności' nie
tylko w tych okolicznościach, lecz także ważności obiektywnej,
absolutnej? Naturalnie dokładnie tak samo | mają się sprawy j \ w
przypadku 'słusznych' form wnioskowań w odniesieniu do
uprawomacniających je uzasadnień przez aksjomaty logiczne. Jak
uzasadniający ciąg myślowy, pojawiający się tylko w pewnych
określonych okolicznościach psychicznych, może pretendować do
wyróżniania odnośnej formy wnioskowania jako po p r o s t u
110 Rozdział
szósty

ważnej? Na pytania tego typu doktryna psychologistyczna nie ma żadnej


możliwej do przyjęcia odpowiedzi; nie umożliwia ona tutaj, jak i gdzie
indziej, zrozumienia obiektywnego pretendowania do ważności prawd
logicznych, a tym samym również ich funkcji jako absolutnych norm
sądzenia słusznego i fałszywego. Jakże często podnoszono ten zarzut,
jakże często zauważano, że utożsamienie prawa logicznego i
psychologicznego znosi również wszelką różnice między myśleniem
słusznym i błędnym, błędne sposoby wnioskowania bowiem w nie
mniejszym stopniu niż słuszne przebiegają zgodnie z prawami
psychologicznymi. Czy też mielibyśmy, w oparciu o jakąś dowolną
konwencję, wyniki pewnych prawidłowości oznaczać jako słuszne, a
innych jako błędne? „Jasną jest rzeczą, że myślenie skierowane ku
prawdzie dąży do wytworzenia połączeń myślowych wolnych od
sprzeczności; lecz wartość tych wolnych od sprzeczności połączeń
myślowych tkwi znów w tej okoliczności, że faktycznie tylko to, co wolne
od sprzeczności, może zostać zaakceptowane, że przeto zasada
sprzeczności jest przyrodniczym prawem myślenia."* Osobliwe jest —
chciałoby się rzec — to dążenie przypisywane tu myśleniu, dążenie do
wolnych od sprzeczności połączeń myślowych, podczas gdy połączenia
inne niż wolne od sprzeczności w ogóle nie istnieją i istnieć nie mogą —
przynajmniej, jeśli rzeczywiście zachodzi „przyrodnicze prawo", o
którym tu jest mowa. Czy też lepszym argumentem będzie, gdy nis
10511 s'e Powie: "Nie mamy żadnej | podstawy, by połączenie dwóch
wzajemnie sprzecznych sądów osądzać jako «niesłuszne», prócz tej, że
instynktownie i bezpośrednio odczuwamy niemożliwość równoczesnej
akceptacji obu sądów. Wystarczy oto spróbować dowieść, niezależnie od
tego faktu, że tylko to, co wolne od sprzeczności, wolno zaakceptować;
by móc przeprowadzić dowód, za każdym razem trzeba będzie zakładać
to, co ma być dowiedzione" (tamże, s. 69). Od razu widać tu działanie
przeanalizowanych wyżej ekwiwokacji: wgląd w logiczne prawo, że dwa
kontradyktory-czne twierdzenia nie są zarazem prawdziwe,
identyfikowany jest z

Heymans. tamże, s. 70. Tak twierdził też F. A. Lange (por. ostatni akapit
długiego cytatu z Logische Studien, wyżej, s. 95), że faktyczne uchylanie tego,
co sprzeczne w naszym myśleniu, stanowi ostateczną podstawę reguł logiki.
Syhgistyka w oświetleniu psychologistycznym 111

instynktownym i rzekomo bezpośrednim „odczuwaniem" psycho-


logicznej niezdolności do jednoczesnego spełnienia dwóch kon-
tradyktorycznych aktów sądzenia. Oczywiste i ślepe przekonanie,
ogólność ścisła i empiryczna, logiczna niemożliwość pogodzenia
stanów rzeczy i psychologiczna niemożliwość pogodzenia aktów
przeświadczenia, a więc niemożność bycia zarazem prawdziwym i
niemożność jednoczesnego bycia przeświadczonym — zlewają się
tu w jedno.

§ 31. Wzory wnioskowań i wzory chemiczne

Pogląd, że wzory wnioskowań wyrażają „empiryczne prawa my-


ślenia" Heymans stara się uczynić możliwym do przyjęcia przez
porównanie z wzorami chemicznymi. „Dokładnie tak samo, jak
chemiczny wzór 2H2 + O2 = 2H2O daje tylko wyraz ogólnemu fa-
ktowi, że dwie części wodoru i jedna część tlenu w stosownych
okolicznościach łączą się w dwie części wody — dokładnie tak
samo wzór logiczny
MaX + MaY=YiX + XiY
orzeka tylko, że dwa sądy ogólno-twierdzące ze wspólnym poję ciem
podmiotu w stosownych okolicznościach wytwarzają w świadomości dwa
nowe sądy szczegółowo-twierdzące, w których pojęcia orzeczników
pierwotnych sądów występują jako pojęcia orzecznika i podmiotu.
Dlaczego w tym przypadku | ma miejsce wytworzenie j L 10 J nowych
sądów, natomiast przy kombinacji MeX + MeY nie, tego na razie jeszcze
nie wiemy. Jednakże o niezachwianej konieczności rządzącej tymi
stosunkami, która, jeśli dane są nam przesłanki, zmusza nas, byśmy
uznali za prawdziwy także wynik wnioskowania, można się przekonać
powtarzając ... eksperymenty."* Eksperymenty te należy oczywiście
przeprowadzić „przy wyłączeniu wszelkich szkodliwych wpływów", a
polegają one na tym,

Heymans, tamże, s. 62.


112 Rozdział szósty

„że trzeba możliwie jasno uobecnić sobie odnośne sądy będące


przesłankami, następnie zaś pozwolić działać mechanizmowi my-
ślenia i oczekiwać na wytworzenie bądź też niewytworzenie no-
wego sądu. Jeżeli zaś rzeczywiście powstanie nowy sąd, wówczas
należy starannie przypatrzeć się, czy prócz początkowego i końco -
wego punktu procesu w świadomości nie pojawiają się jeszcze ja-
kieś stadia pośrednie, i zanotować je w sposób możliwie dokładny
i zupełny."*
W tym ujęciu zaskakuje nas stwierdzenie, że w przypadku
kombinacji wykluczonych przez logików nie odbywa się wytwa-
rzanie nowych sądów. W odniesieniu do każdego wnioskowania
błędnego, np. o formie

trzeba by przecież powiedzieć, że ogólnie dwa sądy o formach XeM i


MeY „w stosownych okolicznościach" dają w świadomości nowy sąd.
Analogia z wzorami chemicznymi pasuje tu równie dobrze jak w innych
przypadkach. Naturalnie, niedopuszczalny jest argument, że
„okoliczności" w jednym i w drugim przypadku nie są jednakowe. Dla
psychologii są one jednakowo interesujące, a odnośne empiryczne
twierdzenia mają jednakową wartość. Dlaczego więc czynimy tę
fundamentalną różnicę między obiema kla-[B1071 [ sami I wzorów? Gdyby
nam zadać to pytanie, natychmiast byśmy odpowiedzieli: ponieważ
osiągnęliśmy odnoszący się do nich wgląd, że to, co wyrażają jedne, to
prawdy, a to, co wyrażają drugie, to fałsze. Tej odpowiedzi jednakże
empirysta dać nie może. Przy założeniu przyjmowanych przezań
interpretacji empiryczne twierdzenia odpowiadające błędnym
wnioskowaniom są wszakże tak samo ważne jak te, które odpowiadają
pozostałym wnioskowaniom.
Empirysta powołuje się na doświadczenie „niezachwianej ko-
nieczności", która, „jeśli przesłanki są nam dane, zmusza
nas, byśmy uznali za prawdziwy także wynik wnioskowania". Lecz
wnioskowania, logicznie uprawomocnione czy też nie, dokonują
się z psychologiczną koniecznością, a i wyczuwalny (oczywiście

Tamże, s. 57.
Sylogistyka w oświetleniu psychologistycznym 113

tylko w stosownych okolicznościach) przymus wszędzie jest ten


sam. Kto na przekór wszelkim krytycznym zarzutom podtrzymuje
popełnione błędne wnioskowanie, ten odczuwa „niezachwianą ko-
nieczność", przymus niemożności [postąpienia] inaczej — odczu-
wa go dokładnie tak samo jak ten, kto wnioskuje słusznie i obstaje
przy rozpoznanej [przez siebie] słuszności. Wnioskowanie, tak jak
wszelkie sądzenie, nie jest sprawą [naszej] dowolności. Odczuwa-
na niemożność zachwiania bynajmniej nie świadczy o (rzeczywi-
stej)1 niemożności zachwiania, i to do tego stopnia, że pod wpły-
wem nowych motywów sądzenia może ona ustąpić nawet w przy-
padku wnioskowań słusznych i rozpoznanych jako słuszne. Nie
należy jej przeto mylić z rzetelną koniecznością logiczną przynale-
żącą do każdego słusznego wniosku, która nie oznacza i nie może
oznaczać nic innego niż możliwe do rozpoznania we wglądzie
(choć nie w przypadku każdego sądu rozpoznane) obowiązywanie
wniosku na mocy idealnego prawa. Ten prawny charakter (Gesetz-
lichkeit) obowiązywania jako taki uwidacznia się wszakże dopiero
we wglądzie uchwytującym prawo wnioskowania; w porównaniu
z nim naoczna zrozumiałość wnioskowania dokonanego hic et
nunc j a wi si ę ja ko wgl ą d w koni e c z ne obowią z ywa ni e
przypadku jednostkowego, tj. w jego obowiązywanie na podsta -
wie prawa.
| Empirysta uważa, „że na razie jeszcze nie wiemy", dlaczego i
kombinacje przesłanek odrzucane w logice „nie przynoszą wyniku".
A zatem od przyszłego postępu poznania oczekuje bogatszego
pouczenia? Należałoby sądzić, że tutaj wiemy wszystko, co w ogóle
można wiedzieć; mamy wszakże w g 1 ą d, że każda w ogóle
możliwa (tzn. podpadająca pod ramy kombinacji sylogistycznych)
forma twierdzeń będących członami wnioskowania w połączeniu z
odnośnymi kombinacjami przesłanek dałaby w wyniku fałszywe
prawo wnioskowania; należałoby sądzić, że w tym przypadku na-
wet dla intelektu nieskończenie doskonałego wiedzieć więcej po
prostu nie jest możliwe.
Do tych i podobnych zarzutów dałoby się jeszcze dołączyć za-
rzut nieco innego typu; choć nie jest on mniej silny, dla naszych
1
A: (prawdziwej).
114 Rozdział
szósty

celów wydaje się mniej ważny. Mianowicie niewątpliwe jest, że analogia


z wzorami chemicznymi nie sięga dostatecznie daleko, nie na tyle, jak
sądzę, daleko, byśmy mieli znajdować w tym powód do poważnego
traktowania nie tylko praw logicznych, lecz także pomieszanych z nimi
praw psychologicznych. W przypadku chemii znamy „okoliczności", w
jakich dokonują się syntezy wyrażane we wzorach, w znacznej mierze
dają się one określić w sposób ścisły, i właśnie dlatego wzory chemiczne
zaliczamy do najbardziej wartościowych indukcji przyrodoznawstwa. W
przypadku psychologii natomiast nieosiągalna dla nas znajomość
okoliczności znaczy tak mało, że ostatecznie nie wychodzimy poza
stwierdzenie: często zdarza się, że ludzie wnioskują zgodnie z prawami
logicznymi, przy czym pewne nie dające się w sposób ścisły wyodrębnić
okoliczności, pewne „dostosowanie uwagi", pewna „świeżość umysłu",
pewne „przygotowanie naukowe" są warunkami sprzyjającymi realizacji
logicznego aktu wnioskowania. Okoliczności albo warunki w ścisłym
sensie, z których wnioskujący akt sądzenia wypływałby z (przyczynową) 1
koniecznością, są nam zupełnie nieznane. W tej sytuacji zrozumiałe jest
też, dlaczego dotychczas ża-'m 1091 ^en z Psylchologów nie wpadł na
pomysł | szczegółowego zestawienia w psychologii ogólnych twierdzeń
przyporządkowanych różnorodnym prawom wnioskowania i
scharakteryzowanych przez owe mętne okoliczności, oraz
uhonorowania ich mianem „praw myślenia".
Po tym wszystkim także i Heymansa interesującą (i w wielu nie
poruszonych tu szczegółach inspirującą) próbę „teorii poznania,
którą można by także nazwać chemią sądów"* i która „nie jest
niczym innym niż psychologią myślenia" wolno nam będzie zali-
czyć do beznadziejnych w Kantowskim sensie. W każdym
razie w odrzucaniu interpretacji psychologistycznych nie możemy
się wahać. Wzory wnioskowań nie mają podkładanej pod nie za-
wartości empirycznej, ich prawdziwe znaczenie ujawnia się najjaś-
niej, gdy wypowiadamy je w równoważnych sformułowaniach

Heymans, tamże, s. 10.

Dodatek wydania B.
Sylogistyka w oświetleniu psychologistyczhym

115

wyrażających idealne niemożliwości pogodzenia.


Np.: ogólnie obowiązuje, że nie są prawdziwe dwa twierdzenia o
formach „wszystkie M są X" i „żadne P nie jest M", jeśli zarazem
miałoby nie być prawdziwe twierdzenie o formie „niektóre X nie
są P" ■ I tak samo w każdym innym przypadku. O świadomości,
o aktach sądzenia, okolicznościach sądzenia itp. nie ma tu mowy.
Jeśli postawić sobie przed oczyma prawdziwą zawartość praw
wnioskowania, wówczas znika też złudny pozór, jakoby ekspery-
mentalne wytworzenie naocznie zrozumiałego sądu, w którym
uznajemy prawo wnioskowania, mogło oznaczać eksperymentalne
uzasadnienie samego prawa wnioskowania albo mogło takie uza-
sadnienie zapoczątkować.
[ :v
rt!!ml Rozdział siódmy
J
[ D 11 U J I

Psychologizm jako
sceptyczny relatywizm

§ 32. Idealne warunki określające możliwość teorii w ogóle.


Ścisłe pojęcie sceptycyzmu

Najcięższy zarzut, jaki można wysunąć wobec jakiejś teorii, zwłasz-


cza wobec teorii logicznej, polega na tym, że uchybia ona oczy -
wistym warunkom możliwości t e o r i i w o g ó l e .
Tworzyć teorie i w jej treści explicite bądź implicite przeczyć twier-
dzeniom uzasadniającym sens i roszczenie do prawomocności
wszelkiej teorii w ogóle — to jest nie tylko fałszywe, lecz z gruntu
opaczne.
Pod dwoma względami można tu mówić o oczywistych „wa runkach
możliwości" wszelkiej teorii w ogóle. Po pierwsze pod względem
subiektywnym. Tutaj idzie o aprioryczne warunki, od których
uzależniona jest możliwość bezpośredniego i pośredniego poznania,* a
tym samym możliwość racjonalnego uprawo mocnienia każdej teorii.
Teoria jako uzasadnienie poznania sama jest pewnym poznaniem i co do
swej możliwości zależy od określonych warunków, które swą czysto
pojęciową podstawę mają w poznaniu i w jego stosunku do poznającego
podmiotu. Np.: do pojęcia poznania w ścisłym sensie należy to, że jest ono
sądem, który nie tylko wysuwa roszczenie do utrafiania prawdy, lecz tak-
że jest pewien prawomocności tego roszczenia i rzeczywiście prali? III! i
womocn
°ść tę posiada. Gdyby | jednakże ten, kto wydaje sąd, nig dy nie był
zdolny do przeżycia w sobie i uchwycenia jako takiego owego
wyróżnienia, jakim jest uprawomocnienie sądu, gdyby

Proszę zauważyć, że w tej książce termin poznanie nie jest rozumiany w


stosowanym zazwyczaj ograniczeniu do tego, co realne.

.
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm ■ 117

przy wszelkich sądach brakło mu oczywistości odróżniającej je od


ślepych przesądów i dającej mu świetlistą pewność, że nie tylko
uważa [coś] za prawdziwe, lecz ma prawdę samą — to w jego
przypadku nie mogłoby być mowy o racjonalnym sformułowaniu
(Aiifstellung) i uzasadnieniu poznania, o teorii i nauce. Tak wiec
teoria uchybia swym subiektywnym warunkom możliwości jako
teorii w ogóle wtedy, gdy, zgodnie z tym przykładem, odmawia
sądowi oczywistemu jakiegokolwiek uprzywilejowania wobec są-
du ślepego, uchylając w ten sposób to, co ją samą odróżnia od
zupełnie dowolnego, bezprawnego stwierdzenia.
Od razu widać, że przez subiektywne warunki możliwości nie
należy tu rozumieć np. realnych warunków mających swą podsta-
wę w pojedynczym podmiocie sądzącym albo w zmiennym gatun-
ku istot sądzących (np. ludzkich), lecz warunki idealne, mające
swą podstawę w formie subiektywności w ogóle i w jej relacji do
poznania. Dla odróżnienia będziemy mówić o nich jako o warun-
kach noetycznych.
Pod względem obiektywnym mówienie o warunkach możliwości
wszelkiej teorii dotyczy nie teorii jako subiektywnej jedności poznań, lecz
teorii jako obiektywnej, powiązanej stosunkami racji i następstwa
jedności prawd, resp. twierdzeń. Warunkami są tutaj te wszystkie
prawa, które podstawę swą mają jedynie w p o j ę c i u t e o r i i —
mówiąc w sposób bardziej szczegółowy — te, które podstawę swą mają
w pojęciu prawdy, twierdzenia, przedmiotu, własności, odniesienia itp.;
krótko: w tych pojęciach, które i s t o t n i e konstytuują poj ę c i e
j e d n o ś c i teoretycznej. Przeczenie tym prawom jest tedy
równoznaczne (ekwiwalentne) z głoszeniem, że wszystkie wchodzące tu
w grę terminy: teoria, prawda, przedmiot, odniesienie, własność itp.
pozbawione s ą | spójnego sensu. Teoria j I A11^' uchyla samą siebie pod
tym obiektywnie logicznym względem '-wtedy, gdy w treści swej
uchybia prawom, bez których teoria w ogóle nie niałaby żadnego
„racjonalnego" (spójnego) sensu.
Jej logiczne uchybienia mogą zawierać się w założeniach,
w formach teoretycznego powiązania i wreszcie w
samych dowodzonych tezach. Oczywiście warunki logicz-
ne są naruszane w sposób najbardziej drastyczny wtedy, gdy do
118 Rozdział siódmy

sensu teoretycznej tezy należy przeczenie tym prawom, od których


w ogóle uzależniona jest możliwość wszelkiej tezy i wszelkiego
uzasadnienia jakiejś tezy. Podobnie w przypadku warunków noe-
tycznych i teorii im uchybiających. Odróżniamy tedy (naturalnie
nie mając na celu klasyfikacji) teorie fałszywe, absurdalne, logicz-
nie i noetycznie absurdalne oraz sceptyczne; tą ostatnią nazwą
obejmujemy wszelkie teorie, których tezy głoszą bądź explicite,
bądź implicite, że logiczne i noetyczne warunki możliwości teorii
w ogóle są fałszywe.
W ten sposób uzyskaliśmy ostre pojęcie terminu sceptycy
z m, a zarazem ostry podział na sceptycyzm logiczny i
noetyczny. Przykładowo: odpowiadają mu starożytne formy
sceptycyzmu z tezami tego typu, co: nie istnieje prawda, nie istnieje
poznanie i uzasadnienie poznania itp. Także empiryzm, umiar-
kowany w nie mniejszym stopniu niż skrajny, zgodnie z wcześniej-
szymi wywodami* jest przykładem odpowiadającym naszemu ści-
słemu pojęciu. To, że do pojęcia teorii sceptycznej należy, iż jest ona
niedorzeczna, jest jasne na podstawie definicji i nie wymaga dal-
szych uzasadnień.

§ 33. Sceptycyzm w sensie metafizycznym

Termin sceptycyzm zwykle bywa używany w sposób nieco mętny. reil3li


Je^* pominiemy znaczenie popularne, to | sceptycznymi nazywa się te
wszystkie teorie filozoficzne, które [wychodząc] z zasadniczych racji
pragną wykazać znaczrie ograniczenie ludzkiego poznania, zwłaszcza gdy
skazują one na wygnanie z obszaru możliwego poznania rozległe sfery
bytu realnego bądź nauki uznawane za szczególnie wartościowe (np.
metafizykę, przyrodoznawstwo, etykę jako dyscypliny racjonalne).
Głównie jedną spośród tych niewłaściwych form sceptycyzmu
miesza się zwykle ze zdefiniowanym tutaj właściwym sceptycyz-

Por. rozdz. V, aneks do §§ 25 i 26, s. 84 nn.


Psychologizm jako sceptyczny relatywizm

119

mem teoriopoznawczym, mianowicie te, w której chodzi o ograni-


czenie poznania do bytu psychicznego i zaprzeczenie istnieniu
bądź poznawalności „rzeczy samych w sobie". Jednakże tego ro-
dzaju teorie są jawnie metafizyczne; same w sobie nie mają
nic wspólnego z właściwym sceptycyzmem, ich teza wolna jest od
wszelkiej logicznej i noetycznej niedorzeczności, ich rosz -
czenie do prawomocności jest tylko kwestią argumentów i dowo -
dów. Pomieszanie i ściśle sceptyczne zwroty rodzą się dopiero pod
paralogicznyrń wpływem trudnych do uniknięcia ekwiwokacji al-
bo preferowanych skądinąd zasadniczych przekonań sceptycznych.
Jeśli np. metafizyczny sceptyk nadaje swemu przekonaniu formę:
„nie istnieje poznanie obiektywne" (scil. poznanie rzeczy sa-
mych w sobie); albo: „wszelkie poznanie jest subiektywne"
(scil. wszelkie poznanie faktów jest tylko poznaniem faktów świa-
domości), wówczas niebagatelna jest pokusa, by ulec dwuznaczności
wyrażeń subiektywny-obiektywny i pod sens pierwotny, stosowny
do zajmowanego stanowiska, podsunąć sens noetycznie scepty-
czny. Z twierdzenia „wszelkie poznanie jest subiektywne" powsta-
je teraz całkowicie nowe przeświadczenie: „wszelkie poznanie jako
zjawisko świadomości podlega prawom (ludzkiej) 1 świadomości;
to, co nazywamy prawami i formami poznania, nie jest niczym
innym niż 'formami funkcjonowania świadomości', resp. prawidło-
wościami tych form funkcjonowania — prawami psychologiczny-
mi." Tak jak subiektywizm metafizyczny sugeruje (w bezprawny
sposób) | subiektywizm teoriopoznawczy, tak też ten ostatni (jeśli
przyjmuje się go jako sam w sobie przekonywający) zdaje się do-
starczać silnego argumentu na rzecz tego pierwszego. Wnioskuje
się np.: „Prawom logicznym, jako prawom naszych funkcji po-
znawczych, brak 'realnego znaczenia'; w każdym razie nigdy nie
moglibyśmy wiedzieć, czy są one zharmonizowane z rzeczami sa -
mymi w sobie, przyjęcie jakiegoś 'systemu preformacji' byłoby cał-
kowicie dowolne. Jeśli już porównanie pojedynczego poznania z
jego przedmiotem (konstatacja adaeąuatio rei et intellectus) jest wy-
kluczone przez pojęcie rzeczy samej w sobie, to co tu mówić o
porównaniu subiektywnych prawidłowości naszych funkcji świa-
1
Dodatek wydania B.
120 ,„- ,„ Rozdział siódmy

domości z obiektywnym bytem rzeczy i ich prawami. Jeśli więc


istnieją rzeczy same w sobie, to po prostu nie możemy o nich nic
wiedzieć."
Tutaj kwestie metafizyczne nas nie obchodzą, wspomnieliśmy
o nich tylko po to, by już z góry przeciwstawić się pomieszaniu
sceptycyzmu metafizycznego z logiczno-noetycznym.

§ 34. Pojęcie relatywizmu i jego szczegółowe odmiany

Dla celów krytyki psychologizmu musimy jeszcze rozważyć pojecie


(występujące także w omówionej teorii metafizycznej) subiektywizmu
albo relatywizmu. Pojęcie pierwotne opisuje formuła Protagorasa:
„miarą wszystkich rzeczy jest człowiek", jeśli zinterpretujemy je w sensie:
miarą wszelkiej prawdy jest indywidualny człowiek. Prawdziwe jest dla
każdego to, co jemu jawi się jako prawdziwe, dla jednego to, dla innego
coś przeciwstawnego, jeśli również mu się tak jawi. Możemy więc obrać
tu także formułę: wszelka prawda (i poznanie) jest relatywna — relatywna
do przypadkowo sądzącego podmiotu. Jeśli natomiast zamiast
podmiotu weźmiemy za punkt odniesienia relacji przypadkowy 'reil51l
gatunek sądzących istot, | to powstanie nowa forma relatywizmu. Miarą
wszelkiej ludzkiej prawdy jest wtedy człowiek j a k o taki. Każdy sąd,
który podstawę swą ma w tym, co dla człowieka specyficzne, w
konstytuujących go prawach, jest — dla nas, ludzi — prawdziwy.
Skoro sądy te należą do formy ogólnoludzkiej podmiotowości (ludzkiej
„świadomości w ogóle"), także i tutaj mowa jest o subiektywizmie (o
podmiocie jako ostatecznym źródle poznania itp.). Lepiej jednak przyjąć
termin relatywizm i rozróżnić relatywizm indywidualny i
gatunkowy; ograniczające odniesienie do gatunku ludzkiego określa
wtedy ten ostatni jako antropologizm. — Przejdźmy teraz do krytyki,
którą dla naszych celów musimy przeprowadzić w sposób jak najbardziej
staranny.
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 121

§ 35. Krytyka relatywizmu indywidualnego


Relatywizm indywidualny jest tak jawnym i, chciałoby się powie-
dzieć, bezczelnym sceptycyzmem, że z pewnością, przynajmniej w
nowszych czasach, nikt go poważnie nie reprezentował. Doktryna
ta, skoro tylko zostanie sformułowana, już jest obalona — choć z
pewnością tylko dla tego, kto naocznie rozumie obiektywność całej
sfery logicznej. Subiektywisty, jak i w ogóle sceptyka głoszącego
swe poglądy explicite, nie można przekonać, jeśli po prostu nie jest
on w stanie zrozumieć, że twierdzenia takie jak zasada sprzeczności
ugruntowane są tylko w sensie prawdy, i że zgodnie z nimi
mówienie o prawdzie subiektywnej, która dla jednego byłaby taka,
dla innego przeciwstawna, musi być uznane za niedorzeczność.
Nie można go również przekonać stawiając zwykły zarzut, że for -
mułując swą teorie pragnie on przekonać innych, a więc zakłada
obiektywność prawdy, której in thesi przeczy. Naturalnie odpowie
on: Moja teoria wypowiada moje stanowisko, które dla mnie jest
prawdziwe i nie musi być prawdziwe dla nikogo innego. Nawet
fakt swego subiektywnego mniemania | będzie on uważał za pra- i
wdziwy tylko dla jego własnego Ja, a nie za prawdziwy sam w
sobie.* Jednakże nie chodzi o możliwość osobistego przekonania
subiektywisty i o to, by uznał on swój błąd, lecz o możliwość
obiektywnie ważnego obalenia [jego poglądu]. Obalenie zaś jako
swą dźwignię zakłada pewne dostępne wglądowi i przez to po -
wszechnie obowiązujące przekonania. Dla nas, mających normalne
dyspozycje, rolę tę pełnią owe trywialne wglądy, o które musi się
rozbić wszelki sceptycyzm, skoro dzięki nim uznajemy, że jego
tezy są w najwłaściwszym i najściślejszym sensie niedorzeczne:
treść głoszonych przezeń twierdzeń przeczy temu, co w ogóle na -
leży do sensu albo treści wszelkiego twierdzenia i co tym samym
nie da się sensownie od żadnego twierdzenia odłączyć.

W tym musieliby mu przyznać rację ci, którzy uważają, iż można odróżniać


prawdy tylko subiektywne od obiektywnych, gdy odmówi się charakteru obie-
ktywności spostrzeżeniowym sądom o własnych przeżyciach świadomych: jak
gdyby bycie-dla-mnie treści świadomości jako takie nie było zarazem byciem-sa-
mym-w-sobie; jak gdyby subiektywność w sensie psychologicznym kłóciła się z
obiektywnością w sensie logicznym!
122

§ 36. Krytyka relatywizmu gatunkowego,


szczególnie antropologizmu

Jeśli w przypadku subiektywizmu możemy powątpiewać, czy kie-


dykolwiek był on reprezentowany z całą powagą, to nowa i najno-
wsza filozofia tak silnie skłania się ku relatywizmowi gatunkowe-
mu, a dokładniej ku antropologizmowi, iż tylko wyjątkowo może-
my spotkać myśliciela, który potrafiłby utrzymać się całkiem z
dala od błędów tej doktryny. A przecież i ona jest sceptyczna w
ustalonym wyżej znaczeniu tego słowa, a więc jest obciążona mo-
żliwie największymi absurdami, jakie w ogóle dadzą się w przy-
padku teorii pomyśleć; w niej również odnajdujemy, nieco tylko
zawoalowaną, oczywistą sprzeczność między sensem tezy a tym,
co sensownie nie da się oddzielić od żadnej tezy jako takiej. Nie-
trudno wykazać to w sposób szczegółowy.
reii7i[ ' 1" Relatywizm gatunkowy utrzymuje: dla każdego gatunku
istot sądzących prawdziwe jest to, co zgodnie z ich konstytucją,
z ich prawami myślenia winno obowiązywać jako prawdziwe. Ta
doktryna jest niedorzeczna. Należy bowiem do jej sensu, że ta sa-
ma treść sądu (zdanie) dla jednego, mianowicie dla podmiotu ga-
tunku homo, może być prawdziwa, dla innego zaś, mianowicie dla
podmiotu jakiegoś inaczej ukonstytuowanego gatunku, może być
fałszywa. Lecz ta sama treść sądu nie może być zarazem prawdzi-
wa i fałszywa. To zawiera się już w samym sensie słów prawdziwy
i fałszywy. Jeśli relatywista posługuje się tymi słowami w przyna-
leżnym im sensie, to jego teza głosi coś przeciwstawnego jej włas-
nemu sensowi.
Wybieg, że słormułowanie przywołanej tu zasady sprzeczno-
ści, dzięki której rozwinęliśmy sens słów prawdziwy i fałszywy,
jest niezupełne, że mowa w niej właśnie o prawdziwym i fałszy-
wym dla człowieka, nie prowadzi donikąd. Podobnie przecież
mógłby także zwykły subiektywizm powiedzieć, że mówienie o
prawdziwości i fałszywości jest niedokładne, że ma się tu na myśli
„prawdziwość resp. fałszywość dla poszczególnego podmiotu".
I naturalnie odpowie mu się: Prawo obowiązujące w sposób oczy-
wisty nie może domniemywać czegoś, co jest jawnie niedorzeczne,
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 123

a mówienie o prawdzie dla tego czy tamtego rzeczywiście jest nie -


dorzeczne. Niedorzeczna jest uznawana za otwartą możliwość, że ta sama
treść sądu (mówiąc w (niebezpiecznej ekwiwokacji:} 1 ten sam sąd) jest,
zależnie od sądzącego, zarazem prawdziwa i fałszywa. Odpowiednio do
tego odpowiedź relatywizmowi gatunkowemu będzie teraz brzmiała:
„prawda dla tego czy tamtego gatunku", np. dla gatunku ludzkiego, to —
w tym znaczeniu, jakie tutaj ma się na myśli — zwrot niedorzeczny.
Skądinąd zwrotem tym można posłużyć się też w słusznym sensie, lecz
wówczas ma się na myśli coś zupełnie innego: mianowicie zakres prawd,
które dostępne są człowiekowi jako takiemu, które może on poznać. To, co
jest prawdziwe, jest prawdziwe absolutnie, „samo w sobie"; prawda jest
identycznie jedna, obojętne, czy uchwytują ją w swych sądach ludzie, czy
nieludzie, aniołowie czy bogowie. O prawdzie w tej idealnej jedności, |
przeciwstawionej mnogości ras, jednostek, prze- \ \t}}f} żyć, mówią prawa
logiczne, [o niej] mówimy wszyscy, gdy nie zbija nas z tropu np.
relatywizm.
2. Biorąc pod uwagę, że to, o czym mówi zasada sprzeczności
i zasada wyłączonego środka, należy do samego sensu słów pra-
wdziwy i fałszywy, zarzut można by też tak oto ująć: Gdy relaty-
wista powiada, że mogłyby również istnieć istoty nie związane
tymi zasadami (to twierdzenie, co nietrudno zauważyć, jest rów-
noważne sformułowanemu wyżej twierdzeniu relatywistycznemu),
wówczas ma on na myśli albo to, że w sądach tych istot mogą
występować twierdzenia i prawdy z tymi zasadami niezgodne,
albo że proces myślenia w przypadku tych istot nie jest przez te
zasady p s y c h o l o g i c z n i e regulowany. Co się tyczy tego
ostatniego, to nie znajdujemy w tym nic osobliwego, gdyż my sami
jesteśmy właśnie takimi istotami. (Przypomnijmy nasze zarzuty
wobec psychologistycznych interpretacji praw logicznych.) Co się
zaś tyczy tego pierwszego, to po prostu odpowiemy: albo istoty te
rozumieją słowa prawdziwy i fałszywy w naszym sensie, i wtedy
nie można racjonalnie mówić, że zasady nie obowiązują; wszakże
należą one do samego sensu słów, i to tak, jak my (je) 2 rozumiemy.
1
A: (sposób niebezpiecznie niedbały:).
2
A: (go).
r 124 Rozdział siódmy

Nigdy nie nazwiemy prawdziwym albo fałszywym czegoś, co by im


przeczyło. Albo też używają one słów prawdziwy i fałszywy w jakimś
innym sensie, a wówczas cały spór jest sporem o słowa. Jeśli np. to, co
my nazywamy zdaniami, nazywają drzewami, wówczas naturalnie
wypowiedzi, w które ujmujemy zasady, nie obowiązują; zarazem jednak
tracą one ten sens, w którym my je głosimy. Tak wiec okazuje się, że
relatywizm całkowicie zmienia sens słowa prawda, zarazem zaś chce
mówić o prawdzie w sensie ustalonym przez zasady logiczne, [w tym
sensie], który wszyscy n? 11911 wył3cznie rnamy na myśli, gdy mowa jest o
prawdzie. | W [tym] jednym sensie istnieje tylko jedna prawda, w sensie
ekwiwokacyj-nym naturalnie będzie tyle „prawd", ile zechce się utworzyć
ekwi-wokacji.
3. Konstytucja gatunku jest pewnym faktem; z faktów zawsze
dadzą się wywieść tylko fakty. Opierać prawdę na konstytucji ga
tunku znaczy tedy nadawać jej charakter faktu. Lecz to jest niedo
rzeczne. Każdy fakt jest indywidualny, a więc określony co do cza
su. W przypadku prawdy mówienie o czasowym określeniu ma
sens tylko w odniesieniu do uznawanych przez nią faktów (jeśli
jest ona właśnie prawdą dotyczącą faktów), lecz nie w odniesieniu
do (niej)1 samej. Absurdem jest myśleć o prawdach jako przyczy
nach bądź skutkach. O tym już mówiliśmy. Gdyby ktoś chciał wes
przeć się tym, że przecież tak jak każdy sąd, tak i sąd prawdziwy
wyrasta na podstawie odnośnych praw przyrody z konstytucji istot
sądzących, musielibyśmy odpowiedzieć: nie wolno mylić sądu ja
ko treści sądu, tzn. jako jedności idealnej, z jednostkowym realnym
aktem sądzenia. To pierwsze mamy na myśli, gdy mówimy o są
dzie (von dem UrteiT) „2x2 = 4", będącym tym samym sądem,
niezależnie od tego, kto go wydaje. Nie wolno też mylić prawdzi
wego sądu, jako słusznego, zgodnego z prawdą aktu sądzenia,
z prawdą tego sądu albo z prawdziwą treścią sądu. Moje sądzenie,
że 2 x 2 = 4, z pewnością jest określone przyczynowo, lecz nie pra
wda: 2x2 = 4.
4. Jeżeli wszelka prawda (w sensie antropologizmu) ma swe
wyłączne źródło w ogólnoludzkiej konstytucji, to słuszne jest, że
1
A: (siebie).
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm f 125

gdyby nie było takiej konstytucji, nie byłoby też żadnej prawdy.
Teza tego hipotetycznego twierdzenia jest niedorzeczna; twierdze-
nie „nie ma żadnej prawdy" jest bowiem co do swego sensu rów-
noważne twierdzeniu „istnieje prawda, że nie istnieje prawda".
Niedorzeczność tezy wymaga niedorzeczności hipotezy. Jako za-
przeczenie obowiązującego twierdzenia wyposażonego w treść fa-
ktyczną może ona jednak być fałszywa, lecz nigdy nie | niedorzecz-
na. Nikomu przecież nie przyszło jeszcze do głowy, by znane teorie
geologiczne i fizykalne, wyznaczające rodzajowi ludzkiemu początek
i koniec w czasie, odrzucać jako absurdalne. W konsekwencji
zarzut niedorzeczności dotyczy całego twierdzenia hipotetyczne-
go, gdyż z jednozgodnym co do sensu („logicznie możliwym")
założeniem wiąże ono niedorzeczny („logicznie niemożliwy") wnio-
sek. Ten sam zarzut dotyczy też antropologizmu i naturalnie muta-
tis mxti.and.is przenosi się na bardziej ogólną formę relatywizmu.
5. Według relatywizmu na podstawie konstytucji jakiegoś ga-
tunku mogłaby wyniknąć obowiązująca dlań „prawda", że taka
konstytucja wcale nie istnieje. Czy mielibyśmy zatem powiedzieć,
że nie istnieje ona w rzeczywistości, czy też, że istnieje, ale tylko
dla nas, ludzi? Gdyby zaś znikneli wszyscy ludzie i wszystkie ga -
tunki sądzących istot z wyjątkiem tego, który wyżej założyliśmy?
Jest rzeczą jasną, że obracamy się tu pośród niedorzeczności. Myśl,
że nieistnienie gatunkowej konstytucji podstawę swą ma w tejże
konstytucji, jest jawną niedorzecznością; konstytucja będąca pod-
stawą prawdy, a więc istniejąca, miałaby obok innych prawd uza -
sadniać prawdę swego własnego nieistnienia. — Absurd jest nie-
wiele mniejszy, gdy nieistnienie zastąpimy istnieniem i odpowiednio
do tego na miejsce owego sfingowanego, choć z relatywistycznego
punktu widzenia możliwego gatunku postawimy gatunek ludzki.
Znika wprawdzie owa sprzeczność, lecz nie znika cała pozostała
spleciona z nią niedorzeczność. Relatywność prawdy oznacza, że
to, co nazywamy prawdą, uzależnione jest od konstytucji gatunku
homo i rządzących nią praw. Zależność tę można i trzeba rozumieć
tylko jako zależność przyczynową. Tak więc prawda, że istnieje ta
konstytucja i [rządzące nią] prawa, musiałaby czerpać swe realne
wyjaśnienie stąd, że one istnieją, przy czym zasady, wedle których
przebiegałoby to wyjaśnienie, musiałyby być identyczne z tymi
126 Rozdział
siódmy

rc? i?ii i Prawami — czysta niedorzeczność. Konstytucja byłaby causa I sui na


podstawie praw, które na podstawie samych siebie byłyby swymi
własnymi przyczynami itd.
6. Relatywność prawdy pociąga za sobą relatywność istnienia
świata. Świat bowiem nie jest niczym innym niż całościową jedno-
ścią przedmiotową, odpowiadającą idealnemu systemowi wszel-
kiej prawdy dotyczącej faktów i nie dającą się od niego (oddzielić) 1.
Nie można subiektywizować prawdy i zarazem uznawać jej przed-
miotu ((który istnieje tylko wtedy, gdy zachodzi prawda)) za ab -
solutnie (sam w sobie) istniejący. Nie byłoby więc świata samego w
sobie, lecz tylko świat dla nas albo dla istot jakiegoś innego (przy -
padkowego) 3 gatunku. To niejednemu może się wydać słuszne;
wątpliwości pojawią się dopiero wtedy, gdy zwrócimy uwagę, że
do świata należy też Ja i jego treści świadomości. Także [twierdze -
nia] „ja jestem" i „przeżywam to i tamto" mogłyby ewentualnie
być fałszywe, zakładając mianowicie, że byłbym tak ukonstytuo-
wany, iż na podstawie mej konstytucji gatunkowej musiałbym im
zaprzeczyć. I nie byłoby świata nie tylko dla tego czy tamtego, lecz
nie byłoby go po prostu, gdyby żaden spośród faktycznie istnieją-
cych w świecie gatunków istot sądzących nie byłby tak szczęśliwie
ukonstytuowany, że musiałby uznać istnienie świata (a w nim i
siebie samego). Jeśli będziemy się trzymać jedynych gatunków, ja-
kie faktycznie znamy, [mianowicie] gatunków zwierzęcych, to
zmiana ich konstytucji pociągnęłaby za sobą zmianę świata, przy
czym gatunki zwierzęce, zgodnie z powszechnie przyjmowanymi
teoriami, powstały w wyniku rozwoju świata. Tak oto miło się
bawimy: ze świata powstaje człowiek, z człowieka świat; Bóg two-
rzy człowieka, człowiek zaś tworzy Boga.
Istotny rdzeń tego zarzutu polega na tym, że relatywizm w
oczywisty sposób kłóci się też z oczywistością bezpośrednio naocz-
nej formy istnienia, tj. z oczywistością „spostrzeżenia wewnętrzne-
go" w uprawnionym, nadto zaś bynajmniej nie zbytecznym sensie.
Oczywistości sądów opartych na naoczności słusznie przeczy się
1
A: (odłączyć).
2
A: (który istnieje tylko w i dzięki prawdzie).
3
Dodatek wydania B.
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm

127

wtedy, gdy intencjonalnie wykraczają one poza zawartość faktycz-


nej | świadomości. Rzeczywiście oczywiste są jednak wtedy, gdy
ich intencja kieruje się ku samej tej świadomości, i w niej, takiej,
jaką ona jest, znajduje swe wypełnienie. Nie przeczy temu nie-
ostrość wszystkich takich sądów (wystarczy pomyśleć o nie dającej
się usunąć w żadnym bezpośrednim sądzie naocznym nieostrości
określenia czasu i ewentualnie także miejsca).

§ 37. Ogólna uwaga. Pojęcie relatywizmu w


rozszerzonym sensie

Obie formy relatywizmu są szczegółowymi odmianami relatywi-


zmu w pewnym szerszym sensie tego słowa, mianowicie jako do-
ktryny w jakikolwiek bądź sposób wywodzącej zasady czysto logi-
czne z faktów. Fakty są „przypadkowe", równie dobrze mogłoby
ich nie być, mogłyby być inne. Zatem inne fakty — inne prawa
logiczne; te również byłyby więc przypadkowe, byłyby tylko re -
latywne do uzasadniających je faktów. By się temu przeciwsta-
wić, chcę wskazać nie tylko na apodyktyczną oczywistość praw
logicznych i na to wszystko, co w poprzednich rozdziałach uznali-
śmy za obowiązujące, lecz także na inny, tu mający większe zna -
czenie punkt.* Przez prawa logiczne rozumiem, jak można się zo-
rientować na podstawie tego, co zostało dotychczas powiedziane,
te wszystkie idealne prawa, które ugruntowane są jedynie w sensie
(w „istocie", „treści") pojęć prawda, twierdzenie, przedmiot, włas-
ność, odniesienie, powiązanie, prawo, fakt itd. Mówiąc w sposób
bardziej ogólny, ugruntowane są one w sposób czysty w sensie
tych pojęć, które należą do dziedzictwa wszystkich nauk, gdyż
stanowią kategorie elementów budowlanych, z których ukonsty-
tuowana jest, zgodnie ze swym pojęciem, wszelka nauka. Praw
tego rodzaju nie może naruszyć żadne twierdzenie, żadne uzasad-
nienie ani teoria; nie tylko dlatego, że w przeciwnym wypadku

Por. wprowadzający § 32 niniejszego rozdziału, s. 110 nn.


r 128
siódmy
:
' Rozdział

byłyby one fałszywe — to pociąga za sobą już niezgodność z do wolną


prawdą — lecz dlatego, że wtedy byłyby same w sobie 12^! r
n e
i dorzeczne. Np. twierdzenie, którego | treść przeczy naczelnym
zasadom ugruntowanym w sensie prawdy jako takiej, „samo się
uchyla". Twierdzić bowiem, to orzekać, że ta a ta treść naprawdę jest.
Uzasadnienie, którego treść przeczy naczelnym zasadom
ugruntowanym w s e n s i e stosunku racji i następstwa, samo się uchyla.
Uzasadniać bowiem znów znaczy orzekać, że zachodzi ten a ten
stosunek racji i następstwa itd. Twierdzenie „samo się uchyla", jest
„logicznie niedorzeczne", to znaczy, że jego szczegółowa treść
(sens, znaczenie) przeczy temu, czego w sposób ogólny wymagają
przynależące doń kategorie znaczeniowe, co ogólnie ugruntowane
jest w ich ogólnym znaczeniu. Jasne jest teraz, że w tym ścisłym sensie
logicznie niedorzeczna jest każda teoria wywodząca naczelne zasady
logiczne z jakichkolwiek faktów. Coś takiego niezgodne jest z ogólnym
sensem pojęć „zasada logiczna" i „fakt"; albo, by powiedzieć to
dokładniej i w sposób bardziej ogólny, z sensem pojęć: „prawda
ugruntowana jedynie w samej treści pojęć" i „prawda o bycie
indywidualnym". Nietrudno też dostrzec, że zarzuty wobec
dyskutowanych wyżej teorii relatywistycznych w istocie dotyczą
również relatywizmu w sensie najbardziej ogólnym.
§ 38. Psychologizm we wszystkich swych
formach [jest] relatywizmem

Zwalczaliśmy relatywizm, lecz na myśli naturalnie mieliśmy psy-


chologizm. W rzeczy samej, psychologizm we wszystkich swych
odmianach i indywidualnych postaciach jest niczym innym jak re-
latywizmem, tylko nie wszędzie to uznaje i wyraźnie się do tego
przyznaje. Jest przy tym rzeczą obojętną, czy opiera się on na „trans-
cendentalnej psychologii" i sądzi, że jako formalny idealizm ratuje
obiektywność poznania, czy też opiera się na psychologii empiry-
cznej i godzi się z relatywizmem jako swym nieuniknionym fatum.
psychologizm jako sceptyczny relatywizm

129

| Każda doktryna, która prawa czysto logiczne ujmuje bądź na


sposób empirystów jako prawa empiryczno-psychologiczne, bądź
też na sposób apriorystów sprowadza mniej lub bardziej mistycz-
nie do jakichś „pierwotnych form" czy „sposobów funkcjonowa-
nia" (ludzkiego) rozumu, do „świadomości w ogóle" jako (ludzkie-
go) „rozumu rodzajowego", do „psychofizycznej konstytucji" czło-
wieka, do „intellectus ipse", który jako wrodzona (ogólnoludzka)
dyspozycja poprzedza faktyczne myślenie i wszelkie doświadcze-
nie — eo ipso jest relatywistyczna, i to w typie relatywizmu gatun-
kowego. Wszystkie zarzuty, które wysunęliśmy przeciw relatywi-
zmowi, odnoszą się także i do nich. Rozumie się jednak samo przez
się, że owe po części niejednoznaczne (schillernde) hasła apriory-
zmu, np. intelekt (Verstand), rozum (Vernunft), świadomość, trzeba
brać w tym naturalnym sensie, który nadaje (im) 1 istotne odniesie-
nie do gatunku ludzkiego. Przekleństwem tych teorii jest to, że
podkładają one pod te [pojęcia] już to znaczenie realne, już to ide-
alne, i w ten sposób splatają nie dającą się pogodzić gmatwaninę
twierdzeń częściowo słusznych, częściowo fałszywych. W każdym
razie teorie apriorystyczne, skoro tylko dopuszczają one motywy
relatywistyczne, także wolno nam zaliczyć do relatywizmu. Rzecz
jasna, jeśli pewna część kantyzujących badaczy niektóre zasady
logiczne stawia poza dyskusją jako naczelne zasady „sądów anali-
tycznych", tym samym ograniczają oni swój relatywizm; lecz w ten
sposób bynajmniej nie unikają sceptycznych absurdów. W węższym
zakresie nadal przecież usiłują wywieść prawdę z tego, co ogólno-
ludzkie, a więc to, co idealne, z tego, co realne, mówiąc zaś w spo-
sób bardziej szczegółowy: [wywieść] konieczność praw z przypad-
kowości faktów.
Tutaj jednakże w większym stopniu interesuje nas bardziej
skrajna i konsekwentna forma psychologizmu, która nic nie chce
słyszeć o takich ograniczeniach. Do niej należą najważniejsi przed-
stawiciele angielskiej logiki empirystycznej oraz nowszej logiki
niemieckiej, a więc badacze tacy jak Mili, Bain, Wundt, Sigwart,
Erdmann | i Lipps. Krytyczne uwzględnienie wszystkich liczących
się tu prac nie byłoby ani możliwe, ani pożądane. Atoli, pragnąc
1
A:(mu>.
130 Rozdział siódmy

wypełnić reformatorskie cele niniejszych Prolegomenów, nie mogę


pominąć czołowych prac nowoczesnej logiki niemieckiej, przede
wszystkim ważnego dzieła Sigwarta, które jak żadne inne skiero-
wało ruch logiczny ostatnich dziesięcioleci na tor psychologizmu.

§ 39. Antropologizm w logice Sigwarta

Pojedyncze wywody o wydźwięku i charakterze psychologistycz-nym


jako chwilowe nieporozumienia odnajdujemy także u myślicieli, którzy w
pracach swych świadomie reprezentują kierunek antypsychologistyczny.
Inaczej u Sigwarta. Psychologizm nie jest u niego nieistotną i dającą się
odrzucić domieszką, lecz podstawowym ujęciem panującym w sposób
systematyczny. Wyraźnie przeczy on już na samym początku swej pracy,
„by normy logiki (same normy, a więc nie tylko techniczne reguły
metodologii, lecz także twierdzenia czysto logiczne, zasada sprzeczności,
zasada racji dostatecznej itd.) dały się poznać inaczej niż na podstawie
przebadania naturalnych sił i form funkcjonowania podlegających pra-
widłom dostarczanym przez te normy."* Temu zaś odpowiada cały sposób
traktowania tej dyscypliny. Według Sigwarta dzieli się ona na część
analityczną, część prawodawczą i część techniczną. Jeśli pominiemy tę
ostatnią, tutaj nas nie interesującą, to część analityczna „ma przebadać
istotę funkcji, dla której poszukuje się reguł". Nad nią nadbudowuje się
część prawodawcza, mająca pokazać „warunki i prawa, według których
[funkcja] ta normalnie przebiega".** „Wymóg, by nasze myślenie było
konieczne i obowiązujące", stawiany „wobec poznanej co do swych
wszystkich warun-rB 126 i k°w' czynników | funkcji sądu", daje w wyniku
„określone normy, którym sądzenie musi zadośćuczynić". Koncentrują się
one mianowicie w dwóch punktach: „po pierwsze, by elementy sądu były
całkowicie (durchgangig) określone, tzn. ustalone pojęciowo; a po dru-

Sigwart, Logik V\ s. 22.


Tamże, § 4, s. 16.
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 131

gie, by sam akt sądzenia w sposób konieczny wynikał ze swych


założeń. Tym samym do części tej należy nauka o pojęciach i wnios-
kach jako ogół normatywnych praw tworzenia doskonałych są-
dów."* Innymi słowy: do części tej należą wszystkie zasady i twier-
dzenia czysto logiczne (w tej mierze, w jakiej w ogóle wchodzą one
w pole widzenia logiki tak tradycyjnej, jak i Sigwartowskiej) i zgodnie
z tym rzeczywiście są one dla Sigwarta ufundowane psychologicznie.
W zgodzie z tym pozostają także wywody szczegółowe. Nigdzie
nie wydziela się ze strumienia psychologicznych i praktycznych
badań nad poznaniem twierdzeń i teorii czysto logicznych oraz
obiektywnych elementów, z których są one zbudowane. Wciąż
mowa jest o nasz ym myś leni u i jego f unkcja ch właś nie
tam, gdzie chodzi o charakterystykę konieczności logicznej i jej
idealnej prawidłowości w przeciwieństwie do tego, co psychologi-
cznie przypadkowe. Czyste zasady, takie jak zasada sprzeczności
albo zasada racji dostatecznej, wielokrotnie nazywane są „pra -
wami f u n k c j i " albo „fundamentalnymi formami
ruc hu nasz ego myśle nia "** itp. Pr zykła dowo c zyt amy:
„Tak jak pewne jest, że negacja podstawę swą ma w ruchu naszego
myślenia wykraczającego poza to, co istnieje, i porównującego ze
sobą także to, czego nie da się zjednoczyć, tak też jest pewne, że
Arystoteles zasadę swą mógł chcieć sformułować tylko w od-
niesieniu do natury naszego m y ś l e n i a ."*** „Absolutne
obowiązywanie zasady sprzeczności, a w konsekwencji twierdzeń
negujących contradictio in adjecło", opiera się, jak czytamy w innym
miejscu, „na bezpośredniej świadomości, że | zawsze czynimy i
będziemy czynić to samo, gdy negujemy..."****. To samo stosuje
się według Sigwarta do zasady identyczności (jako „zasady zgod -
ności"), a także przynajmniej do wszystkich twierdzeń czysto pojęcio-
wych, a szczególnie czysto logicznych.***** Słyszymy takie oto wypo-

Tamże,s. 21.
Tamże, s. 184. Por. też w pełnym kontekście, s. 184 n.
***
Tamże, s. 253.
****
Tamże, s. 386.
*****
Por. Tamże, s. 411: „Twierdzenia te musiałyby być pewne a -priori, w tym
sensie, że uświadamialibyśmy sobie w nich tylko pewną stałą i niezby-
132 ;..;;■•.;.. Rozdział
siódmy

wiedzi: „Jeśli przeczy się... możliwości poznania czegokolwiek ta-


kim, jakim jest ono samo w sobie; jeśli byt jest tylko jedną spośród
wytworzonych przez nas myśli: to przecież pozostaje w mocy, że
obiektywność nadajemy właśnie tym przedstawieniom, które wy-
twarzamy ze świadomością konieczności, i że skoro uznajemy coś
za istniejące, twierdzimy przez to, że wszystkie inne, choćby przyj-
mowane tylko hipotetycznie, istoty myślące o tej samej natu -
r z e co my musiałyby wytwarzać je z tą samą koniecznością."*
Ta sama tendencja antropologiczna przenika też wszystkie wywody
odnoszące się do podstawowych pojęć logicznych, najpierw do pojęcia
prawdy. Jest np. według Sigwarta „fikcją... by jakiś sąd mógł być
prawdziwy, gdyby zarazem nie myślała go jakaś inteligencja." Tak
przecież może mówić tylko ten, kto interpretuje prawdę
psychologistycznie. Według Sigwarta także więc byłoby fikcją mówić o
prawdach obowiązujących w sobie, choć przez nikogo nie poznanych, np.
o prawdach przekraczających ludzkie zdolności poznawcze. Nie mógłby
tak mówić przynajmniej ateista nie wierzący w inteligencje nadludzkie, a i
my [moglibyśmy to czynić] dopiero p o [przeprowadzeniu] dowodu
istnienia takich '[B12811 mte%encJi- Sąd | wyrażający formułę prawa ciążenia
nie byłby prawdziwy (przed) 1 Newtonem. [Sąd] ten, mówiąc dokładnie,
właściwie byłby sprzeczny i w o g ó l e fałszywy: do intencji, z jaką
jest on głoszony, należy wszakże bezwarunkowe obowiązywanie we
wszelkich czasach.
Bliższe rozpatrzenie licznych wywodów Sigwarta dotyczących
pojęcia prawdy wymagałoby rozwlekłości, na którą tutaj nie
możemy sobie pozwolić. W każdym razie potwierdziłoby ono, że
zacytowane wyżej miejsca rzeczywiście musimy brać dosłownie.
Dla Sigwarta prawda rozpływa się w przeżyciach świadomości,

walną funkcję naszego myślenia ..." Wolno mi zacytować to miejsce,


jakkolwiek w kontekście nie odnosi się ono bezpośrednio do zasad logicznych.
Uprawnia mnie do tego cały sens wywodów (sub 2, § 48), oraz wyraźne porówna-
nie odsyłające do zasady sprzeczności, na tej samej cytowanej stronie.
Tamże, s. 8.

W wydaniu A drukiem rozstrzelonym.


Psychologizm jako sceptyczny relatywizm

133

tym samym zaś rezygnuje on, mimo ciągłego mówienia o praw-


dzie obiektywnej, z rzetelnej jej obiektywności, polegającej na ide-
alności ponadempirycznej. Przeżycia są realnymi jednostkami, są
określone czasowo, powstają i przemijają. Prawda jednak jest
„wieczna", albo lepiej: jest ideą i jako taka jest ponadczasowa. Nie
ma sensu przypisywać jej jakiegoś miejsca w czasie albo trwania,
nawet gdyby to miało się rozciągać po wszystkie czasy. Zapewne,
mówi się też o prawdzie, że jest ona przez nas „uświadamiana" i w
ten sposób „uchwytywana", „przeżywana". Lecz tutaj, w odniesie-
niu do tego bytu idealnego, mówi się o uchwytywaniu, przeżywa -
niu i uświadamianiu w zupełnie innym sensie niż w odniesieniu
do bytu empirycznego, tj. indywidualnie ujednostkowionego. Pra-
wdę „uchwytujemy" nie tak, jak jakąś treść empiryczną, wyłaniają-
cą się w przepływie przeżyć psychicznych i znów znikającą; nie
jest ona fenomenem pośród [innych] fenomenów, lecz jest przeży-
ciem w owym całkowicie zmienionym sensie, w którym przeży-
ciem jest coś ogólnego, jakaś idea. Dotyczącą jej świadomość mamy
tak samo jak świadomość jakiejś species, np. czerwieni w ogóle.
Mamy przed oczyma coś czerwonego. Lecz to coś czerwonego
to nie jest species czerwień. Konkret nie zawiera też w sobie species
jako swej ('psychologicznej', 'metafizycznej') części. Część, ten nie-
samodzielny moment czerwieni, tak samo jak konkretna | całość
jest czymś indywidualnym, pewnym tu i teraz, trwa i przemija w
niej i wraz z nią, [jest] w różnych czerwonych obiektach jednako-
wy, ale nie identyczny. Czerwoność natomiast jest pewną idealną
jednością, wobec niej mówienie o powstawaniu i przemijaniu jest
niedorzeczne. Owa część nie jest czerwonością, lecz jednostkowym
przypadkiem czerwoności. Tak samo zaś jak różnią się od siebie
przedmioty, ogólne od jednostkowych, tak też różnią się od siebie
akty [ich] uchwytywania. Jest czymś całkowicie różnym, domnie -
mywać w odniesieniu do naocznego konkretu doznaną czerwo -
ność, ten oto istniejący tu i teraz jednostkowy rys 1, i domniemywać
species czerwoność (jak w wypowiedzi: czerwoność jest pewną bar-
wą). I tak jak wtedy, gdy spoglądając na coś jednostkowego, do-
mniemujemy przecież nie to, lecz coś ogólnego, ideę, tak też spo-

1
W wydaniu A dalej: (jak [to się dzieje] w analizie psychologicznej)).
r
134 -" Rozdział siódmy

glądając na liczne akty takiej ideacji uzyskujemy oczywiste poznanie


identyczności tych idealnych jedności domniemywanych w po-
szczególnych aktach. Jest to identyczność w rzetelnym i najściślej-
szym sensie: jest to ta sama species, albo też są to species tego
samego rodzaju itp.
Tak też i prawda jest pewną ideą, przeżywamy ją tak jak i każdą inną
ideę w akcie opartej na naoczności ideacji (naturalnie jest to akt wglądu),
w porównaniu zaś uzyskujemy także oczywistość jej identycznej jedności
w przeciwstawieniu do rozproszonej mnogości konkretnych przypadków
jednostkowych (tj. tutaj oczywistych aktów sądzenia). I tak jak byt i
obowiązywanie tego, co ogólne, posiada także wartość idealnej
możliwości — mianowicie w odniesieniu do możliwego bytu
empirycznych jednostek podpadających pod ową ogólność — tak też i tutaj
widzimy to samo: wypowiedzi „prawda obowiązuje" i „m o ż 1 i w e są
myślące istoty naocznie rozumiejące sądy o odnośnej zawartości zna-
czeniowej" mają jednakową wartość. Jeśli nie ma żadnych inteli gentnych
istot, jeśli porządek przyrody je wyklucza, a więc jeśli są one r e a l n i e
niemożliwe — albo też jeśli dla pewnych klas prawd 'm 13011 n*e ma 'stot
dolnych do ich poznania — wtedy | te i d e a l n e możliwości pozostają bez
wypełniającej je rzeczywistości; uchwy-tywanie, poznawanie,
uświadamianie prawd (resp. pewnych klas prawd) nigdy i nigdzie się
wtedy nie realizuje. Lecz każda prawda sama w sobie pozostaje tym,
czym jest, zachowuje swój idealny byt. Nie jest „gdzieś" w pustce, lecz
jest pewną jednością obowiązywania w nieczasowym państwie idei.
Należy do domeny tego, co obowiązuje absolutnie, do której najpierw
włączamy to wszystko, czego obowiązywanie uchwyciliśmy we wglądzie
albo przynajmniej w uzasadnionym przypuszczeniu, następnie zaś
dołączamy mętny dla naszych przedstawień krąg tego, czego obowiązy -
wanie przypuszczamy w sposób nieokreślony, a więc tego, co obowiązuje,
podczas gdy my jeszcze tego nie poznaliśmy i może nigdy nie poznamy.
W odniesieniu do tych stosunków Sigwart, jak mi się wydaje,
nie doszedł do jasnego stanowiska. Chciałby uratować obiektyw-
ność prawdy i nie pozwolić jej zatonąć w subiektywistycznym per-
sonalizmie. Jeżeli jednak zapytamy o drogę, na której Sigwarta
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 135

psychologiczna teoria poznania sądzi, iż może osiągnąć obiektyw-


ność prawdy, napotkamy takie oto wypowiedzi: „Pewność, że jakiś
sąd się ostanie, że synteza jest nieodwołalna, że zawsze będę mó-
wił to samo* — ta pewność może się pojawić tylko wtedy, gdy
zostało poznane, że pewność nie opiera się na momentalnych
i zmie ni ają c ych s i ę w c z a s i e mo ty wa c h p syc h o -
l o g i cz n yc h , le c z n a c z y mś , co z a k aż d y m r az e m, g d y
m y ś l ę , p o z o s t a j e n i e z m i e n n i e t y m s a m y m i czego
nie narusza żadna zmiana; tym czymś z jednej strony jest moja
samoświadomość,pewność, [że] jestem i myślę, pewność,
[że] ja jestem sobą, tym samym, który myśli teraz i myślał
wcześniej, który myśli to | i tamto; z drugiej zaś to, o czym sądzę,
| samo to, | co pomyślane, w j e g o pozostającej j e d -
nakową, uznanej przeze mnie za identyczną
t r e ś c i , która jest całkowicie niezależna od indywidualnych sta-
nów myślącego."**
Konsekwentnie relatywistyczny psychologista naturalnie od-
powie tutaj: Nie tylko to, co zmienia się od indywiduum do indywi-
duum, lecz także to, co we wszystkich jest stałe, a więc pozostająca
wszędzie jednakową treść i rządzące nią stałe prawa funkcjonalne,
to fakty psychologiczne. Jeśli istnieją takie rysy i prawa istotnie
wspólne wszystkim ludziom, to stanowią one to, co specyficzne
dla ludzkiej natury. Zgodnie z tym wszelka prawda jako powsze-
chnie obowiązująca odnosi się do gatunku ludzkiego, albo ogól-
niej, do każdorazowego gatunku istot myślących. Inne gatunki —
inne prawa myślenia, inne prawdy.
(My)1 natomiast powiedzielibyśmy z naszej strony: Powszech-
na jednakowość co do treści i stałych praw funkcjonalnych (jako
przyrodniczych praw wytwarzania powszechnie jednakowych tre-

Czy mogę coś takiego utrzymywać z pewnością? Nieodwołalność dotyczy


nie tego, co faktyczne, lecz tego, co idealne. Nie „pewność sądu jest niezmienna"
(jak tuż przedtem można było przeczytać u Sigwarta), lecz właśnie ważność,
resp. prawdziwość.
** Tamże, § 39, 2. s. 310.

1
W wydaniu A drukiem rozstrzelonym.
136 Rozdział
siódmy
ści) nie stanowi rzetelnego powszechnego obowiązywania; to polega
raczej na idealności. Gdyby wszystkie istoty jakiegoś rodzaju były
zmuszone ze względu na swą konstytucję do jednakowych sądów,
empirycznie zgadzałyby się ze sobą, lecz w idealnym sensie logiki
wznoszącej się ponad wszystko, co empiryczne, mogłyby przecież sądzić
nie zgodnie, lecz niedorzecznie. Określać prawdę odnosząc ją do
zgodności natury, znaczy rezygnować z jej pojęcia. Gdyby prawda w
sposób istotny odnosiła się do myślących ją inteligencji, do ich funkcji
umysłowych i form ruchu, wówczas powstawałaby i przemijała wraz z
nimi, nawet jeśli nie wraz z jednostkami, to z gatunkami. Oznaczałoby to
koniec obiektywności tak prawdy, jak i bytu, nawet bytu subiektywnego,
resp. bytu podmiotów. Gdyby np. wszystkie istoty myślące były
niezdolne do uzna-[A132] nia swego własnego bytu za naprawdę |
będący? Byłyby wtedy i [B132] | zarazem nie były. Prawda i byt są w tym
samym sensie „kategoriami" i oczywiście są ze sobą skorelowane. Nie
można relatywizować prawdy i obstawać przy obiektywności bytu.
Zapewne, rela-tywizacja prawdy zakłada pewien obiektywny byt jako
swój punkt odniesienia, lecz na tym właśnie polega sprzeczność
relatywizmu. Z całym psychologizmem Sigwarta harmonizuje też jego
nauka o tym, co ogólne; należy tu o niej wspomnieć, gdyż idealność pra -
wdy zakłada już idealność tego, co ogólne, co pojęciowe. Okazjonalnie
możemy spotkać żartobliwą wypowiedź, że „to, co ogólne, (jako takie
[istnieje] tylko} 1 w naszej głowie"*, zaś w całkiem już poważnym
wywodzie, że „to, co przedstawione czysto pojęciowo" jest „czymś
czysto wewnętrznym,... nie zależy ono od niczego innego poza
wewnętrzną siłą naszego myślenia".** Niewątpliwie coś takiego można
powiedzieć o naszym pojęciowym przedstawianiu albo o pewnym
subiektywnym akcie o takiej a takiej psychologicznej zawartości. Lecz
[samego] „co" tego przedstawiania, pojęcia,

{Tamże, s. 103 przypis.)


** Tamże, § 45, 9. s. 388.

1
A: (jest). Poprawka odpowiada cytowanemu oryginałowi i erracie dołączo
nej do wydania A.
2
Odnośnik dodany w wydaniu B zgodnie z erratą dołączoną do wydania A.
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 137

w żadnym sensie nie wolno ujmować jako efektywnej części za-


wartości psychologicznej, jako pewnego „tu i teraz", powstającego
i przemijającego wraz z aktem. Może ono być domniemane w my-
śleniu, lecz nie w myśleniu wytworzone.
Podobnie jak pojęcie prawdy, konsekwentnie relatywizuje też Sigwart
tak blisko związane z nim pojęcia r a c j i i konieczność i. „Nie znana
nam racja logiczna, ściśle rzecz biorąc, jest czymś sprzecznym, gdyż racją
logiczną staje się ona dopiero dzięki temu, że ją znamy."* Wypowiedź, że
racją twierdzeń matematycznych są matematyczne aksjomaty, dotyczyłaby
zatem, „ściśle rzecz biorąc", pewnej sytuacji z zakresu psychologii
człowieka. Czy wolno by nam było twierdzić, że jest ona prawdziwa
niezależnie od tego, czy w ogóle istnieje, istniał, bądź będzie istniał ktoś,
kto ją pozna? Zwykły | sposób mówienia, w którym przyznaje się takim
stosun- |'m J33! kom między racją i następstwem obiektywność, gdy mówi
się o ich odkrywaniu, byłby zatem opaczny.
Mimo że Sigwart tak bardzo stara się wyodrębnić istotnie różne
pojęcia racji i mimo że ujawnia przy tym tak wielką przenikliwość
(czegóż innego moglibyśmy się spodziewać po tak wybitnym ba-
daczu), psychologistyczne ukierunkowanie jego myślenia nie po-
zwala mu dokonać najbardziej istotnego rozróżnienia, zakładające-
go właśnie ostre rozgraniczenie między tym, co idealne, a tym, co
realne. Gdy przeciwstawia on „rację logiczną" bądź „rację pra-
wdy" „psychologicznej racji pewności", to upatruje ją tylko w
pewnej powszechnej jednakowości tego, co przedstawione, „gdyż
tylko to, nie zaś indywidualny nastrój itd. może być wszystkim
wspólne"; wobec tego nie trzeba nawet powtarzać naszych wyra-
żonych wyżej wątpliwości.

U Sigwarta nie możemy odnaleźć fundamentalnego rozróżnienia mię-


dzy czysto logiczną r a c j ą prawdy a normatywno-logiczną
r a c j ą sądu. Z jednej strony prawda (nie sąd, lecz idealna jedność
obowiązywania) ma swą rację, co tu znaczy, by posłużyć się równoważ-
nym zwrotem, że istnieje teoretyczny dowód sprowadzający ją do jej
(obiektywnej, teoretycznej) racji. Jedynie i wyłącznie do tego sensu odnosi

Tamże, § 32,2. s. 248.


138 . Rozdział siódmy

się zasada racji [dostatecznej]. Wobec tego pojęcia racji bynajmniej nie jest
prawdą, że każdy sąd ma swą rację, nie mówiąc już o tym, by miał ją „implicite
stwierdzać". Każda ostateczna zasada uzasadniania, a więc każdy rzetelny
aksjomat, jest w tym sensie pozbawiona racji, podobnie jak, w przeciwstawnym
kierunku, każdy sąd o faktach. Uzasadnić można tylko prawdopodobieństwo
jakiegoś faktu, lecz nie sam fakt, resp. odnoszący się doń sąd. Z drugiej strony
wyrażenie ' r a c j a sądu' — przy czym pomijamy 'racje' psychologiczne, tzn.
przyczyny wydania sądu, a szczególnie umotywowanie jego treści* — nie
znaczy nic innego jak fB 1341 ' l o g i c z n e | uprawnienie sądu.W tym
sensie, rzecz jasna, każdy sąd 'rości' sobie swe prawo (jakkolwiek
powiedzenie, że je „implicite stwierdza", nie byłoby wolne od wątpliwości).
Znaczy to: od każdego można wymagać, by głosił on za prawdziwe to, co j e s t
prawdziwe, zaś jako technicy poznania, jako logicy w zwykłym sensie, musimy
stawiać wobec sądu także rozliczne wymagania odnoszące się do dalszego
ruchu poznania. Jeśli nie są one wypełnione, wówczas ganimy sąd jako logicznie
niedoskonały, jako 'nieuzasadniony'; to ostatnie wszak jedynie przy pewnym
naciągnięciu zwykłego sensu tego słowa.

Podobne wątpliwości budzą w nas wywody Sigwarta dotyczą-


ce konieczności. Czytamy: „Dla wszelkiej konieczności logicznej
[trzeba] ostatecznie założyć jakiś i s t n i e j ą c y myślący podmiot,
którego naturą byłoby właśnie takie myślenie — póki chcemy wy-
powiadać się w sposób zrozumiały."** Albo też prześledźmy wy-
wody o różnicy między sądami asertorycznymi a apodyktycznymi,
którą Sigwart uznaje za nieistotną, „gdyż w każdym sądzie wypo-
wiedzianym z doskonałą świadomością byłaby także stwierdzona
konieczność jego wypowiedzenia".*** U Sigwarta brak wzajem-
nego rozgraniczenia całkowicie różnych pojęć konieczności. Konie-
czność subiektywna, tzn. subiektywny przymus przeświadczenia
towarzyszący każdemu sądowi (albo raczej występujący w przy-
padku każdego sądu wtedy, gdy będąc jeszcze nim przeniknięci
usiłujemy spełnić jego przeciwieństwo), nie jest jasno odróżniona

Por. trafne rozróżnienie Sigwarta między powodem powiązania a racją de-


cyzji, tamże, s. 250.
** Tamże, § 31,1. s. 230 nn.
*** Tamże, § 33, 7. s. 262.
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 139

od zupełnie innych pojęć konieczności, zwłaszcza od konieczności


apodyktycznej, jako jedynej w swoim rodzaju świadomości, w któ-
rej konstytuuje się naocznie rozumiejące uchwycenie jakiegoś
prawa albo czegoś zgodnego z prawem. Tego ostatniego
(właściwie podwójnego) pojęcia konieczności u Sigwarta w grun-
cie rzeczy zupełnie brak. Zarazem nie dostrzega on fundamentalnej
ekwiwokacji, która pozwala nazwać konieczną nie tylko apodykty-
czną świadomość konieczności, lecz także jej obiektywny
k o r e 1 a t | — mianowicie | prawo, resp. obowiązywanie na mo-
cy prawa, w które mamy wgląd w owej świadomości. Dopiero w
ten sposób wyrażenia 'jest koniecznością' i 'jest prawem' uzyskują
swą równowartościowość, a podobnie i wyrażenia 'jest konieczne',
że S jest P, i 'jest uzasadnione zgodnie z prawami', że S jest P .
Naturalnie to ostatnie jest pojęciem czysto obiektywnym
i idealnym, leżącym u podstaw wszelkich sądów apodyktycz -
nych w obiektywnym sensie czystej logiki; tylko ono konstytuuje
wszelką jedność teoretyczną i panuje w niej, ono określa znaczenie
związku hipotetycznego jako pewnej obiektywno-idealnej praw-
dziwościowej formy zdań, ono wiąże wniosek z przesłankami jako
ich 'konieczne' (określone przez idealne prawa) następstwo.

W jak małym stopniu Sigwart może oddać sprawiedliwość tym różni-


com, jak głęboko jest on pogrążony w psychologizmie, najlepiej ukazuje
jego dyskusja nad fundamentalnym Leibnizowskim rozróżnieniem
„verites de raison et celles defait". „Konieczność" obu rodzajów, sądzi Si-
gwart, jest „ostatecznie hipotetyczna", albowiem „z tego, że przeciwień -
stwo jakiejś prawdy nie jest a -priori niemożliwe, nie wynika, że dla
mnie byłoby koniecznością stwierdzić fakt, gdy się on już był wydarzył,
i że przeciwstawne stwierdzenie możliwe byłoby dla kogoś, kto zna
fakt"*. I dalej: „Z drugiej strony posiadanie ogólnych pojęć, na których
opierają się identyczne zdania, ostatecznie również jest czymś faktycz-
nym; musi ono być obecne, zanim zastosowana zostanie do nich zasada
identyczności, aby wytworzyć konieczny sąd". I tak uważa on, iż wolno
stąd wyciągnąć wniosek, jakoby Leibnizowskie rozróżnienie „odnośnie
do charakteru konieczności traciło swą moc".**

Tamże, §31,6. s. 239.


Oba ostatnie cytaty tamże, s. 240.
140 " Rozdział siódmy

To, co przyjmuje się tu (na początku) 1, zapewne jest słuszne. Dla mnie każdy
sąd, póki go wydaję, musi być z koniecznością stwierdzany, zaś zaprzeczyć jego
przeciwieństwu, gdy go jeszcze jestem pewien, jest dla f A 1361 mn*e niemożliwe.
Ale czy to tę psychologiczną | konieczność | Leibniz ma na myśli, gdy odmawia
prawdom faktualnym konieczności — racjonalności? Dalej, znów jest pewne, że
nie sposób poznać żadnego prawa, nie mając ogólnych pojęć, z których jest ono
zbudowane. Z pewnością posiadanie tych pojęć, jak i całe poznanie praw, jest
czymś faktycznym. Lecz czy Leibniz nazywa koniecznym poznawanie praw, czy
może raczej konieczna jest poznana prawda prawa? Czy konieczność verite de
raison nie godzi się doskonale z przygodnością aktu sądzenia, w którym
dochodzi do jej poznania, ewentualnie nawet we wglądzie? Tylko poprzez
pomieszanie obu istotnie różnych pojęć konieczności, konieczności subiektyw nej
psychologizmu i obiektywnej Leibnizowskiego idealizmu, Sigwart w
argumentacji swej może dojść do wniosku, że owo rozróżnienie Leibniza
„odnośnie do charakteru konieczności traci swą moc". Fundamentalnej
obiektywno-idealnej różnicy między prawem a faktem niechybnie odpo wiada
subiektywna różnica w sposobach przeżywania. Gdybyśmy nigdy nie przeżyli
świadomości racjonalności, apodyktyczności, w jej odróżnieniu od świadomości
faktyczności, to w ogóle nie mielibyśmy pojęcia prawa, nie bylibyśmy zdolni od
odróżniania: prawa od faktu; ogólności generalnej (idealnej, prawnej) od
ogólności uniwersalnej (faktycznej, przypadkowej); następstwa koniecznego (tzn.
znów określonego przez prawo, generalnego) od następstwa faktycznego
(przypadkowego, uniwersalnego); wszystko to, póki jest prawdą, że pojęcia, które
nie są dane jako kompleksy znanych pojęć (i to jako kompleksy o znanych
formach swej kompleksowości), pierwotnie mogą się rodzić w nas tylko (na
podstawie naoczności}2 przypadków jednostkowych. Leibnizowskie verites de
raison nie są niczym innym niż prawami, i to w ścisłym i czystym sensie ideal -
nych prawd, które 'ugruntowane są jedynie w pojęciach', które dane są nam i są
(przez nas)3 poznane w apodyktycznie oczywistej, czystej ogólności.
(Leibnizowskimi verites defait są wszystkie posostałe prawdy, jest to sfera zdań
orzekających o istnieniu indywidualnym,) 4 choćby nawet

1
Dodatek wydania B.
2
A: (w przeżyciu).
3
Dodatek wydania B.
4
W wydaniu B i następnych: (Leibnizowskimi uerites defait są prawdy indy
widualne, jest to sfera zdań orzekających o pozostałym istnieniu,); jest to oczywi
sty błąd drukarski skorygowany dopiero w wydaniu Holensteina.
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 141

miały dla nas formę zdań 'ogólnych', takich jak 'wszyscy południowcy
mają gorącą krew'.

§ 40. Antropologizm w logice B. Erdmanna

U Sigwarta brak jest wyraźnego rozpatrzenia relatywistycznych


konsekwencji płynących z całego jego sposobu traktowania funda-
mentalnych | pojęć i problemów logicznych. Podobnie u Wundta.
Jakkolwiek logika Wundta pozostawia motywom psychologicznym
jeszcze większą — jeśli to jest możliwe — swobodę niż logika Sig-
warta oraz zawiera obszerne rozdziały teoriopoznawcze, to ostate-
czne zasadnicze wątpliwości pozostają tu niemal nietknięte. To sa-
mo odnosi się do Lippsa, którego logika nadto reprezentuje psy -
chologizm w sposób tak oryginalny i konsekwentny, tak bardzo
stroni od kompromisów, tak głęboko wnika we wszystkie odgałę-
zienia dyscypliny, jak to się nie zdarzyło chyba od czasów Benekego.
Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa u Erdmanna. Z pou -
czającą konsekwencją w dłuższym wywodzie zdecydowanie opo-
wiada się on za relatywizmem, zaś wskazując na możliwość
zmiany praw myślenia przeświadczony jest, iż musi przeciw-
stawić się „zuchwałości, która uważa, że w tym punkcie potrafi
przeskoczyć granice naszego myślenia i zapewnić nam stanowisko
poza nami samymi".* Dobrze będzie bliżej zająć się jego teorią.
Erdmann rozpoczyna od obalenia stanowiska swych przeciw-
ników. „W przeważającej większości", czytamy,** „od czasów Ary-
stotelesa utrzymywano, że konieczność tych zasad [logicznych]
jest bezwarunkowa, a więc, że ich obowiązywanie jest wieczne..."
„Decydującej racji dowodowej na to poszukuje się w niemożli-
wości pomyślenia wzajemnie sprzecznych sądów. Jednakże stąd
wynika tylko tyle, że owe zasady odzwierciedlają istotę naszego
przedstawiania i myślenia. Jeśli bowiem pozwalają one to poznać,

B. Erdmann, Logik I1, § 60, nr 370, s. 378 i n. Tamże, nr 369, s.


375. Dalsze cytaty zgodnie z ich kolejnością.
142 Rozdział siódmy

to ich kontradyktoryczne sądy nie mogą być spełnialne, ponieważ


usiłują one właśnie uchylić warunki, którymi jesteśmy związani
we wszelkim naszym przedstawianiu i myśleniu, a wiec także i w
naszym sądzeniu."
'ra 13811 ' Najpierw kilka słów na temat sensu argumentu. Zdaje się on wnio-
•" skować: Z niespełnialności zaprzeczenia owych zasad wynika, że od -
zwierciedlają one istotę naszego przedstawiania i myślenia; jeśli bowiem
to czynią, to owa niespełnialność okazuje się koniecznym następstwem.
To jednak nie może być traktowane jako wniosek. Tego, że A wynika z B,
nie mogę wywnioskować stąd, że B wynika z A. Oczywiście chodzi tu
tylko o to, że niemożliwość zaprzeczenia zasadom logicznym zostaje wy -
jaśniona przez to, że owe zasady „odzwierciedlają istotę naszego przed -
stawiania i myślenia". Przez to ostatnie zaś mówi się, że są one zasadami
ustalającymi, co ogólnie przysługuje ludzkiemu przedstawianiu i myśle -
niu jako takim, „że podają one warunki, którymi jesteśmy związani w
naszym przedstawianiu i myśleniu". Dlatego zaś, że to właśnie czynią,
sądy przeczące im kontradyktorycznie są — jak przyjmuje Erdmann —
niespełnialne.

Nie mogę przychylić się ani do tego wniosku, ani też do stwier-
dzeń, z których jest on zbudowany. Wydaje mi się czymś zupełnie
możliwym, że właśnie na mocy praw, którym podlega wszelkie
myślenie jakiejś istoty (np. jakiegoś człowieka), in indioiduo poja-
wiają się sądy odmawiające ważności tym prawom. To odmówie -
nie ważności przeczy głoszonym przez prawa twierdze -
niom, lecz jako realny akt zupełnie dobrze godzi się ono z
obiektywnym obowiązywaniem tych praw, resp. z realnym oddzia-
ływaniem warunków, o których prawo wypowiada się w sposób
ogólny. Jeśli w przypadku sprzeczności chodzi o idealny stosunek
dwóch treści sądów, to tutaj chodzi o realny stosunek między
aktem sądu a jego określonymi przez prawo warunkami. Gdybyśmy
przyjęli, jak głosi psychologia asocjacjonistyczna, że prawa koja-
rzenia idei są podstawowymi prawami ludzkiego przedstawiania i
sądzenia, to czy wówczas byłoby czymś absurdalnym i niemożli-
wym, by s ą d przeczący tym prawom swe istnienie zawdzięczał
właśnie ich oddziaływaniu? (Por. wyżej, s. 67 n.)
m 13911 ' Nawet jednak, gdyby ten wniosek był poprawny, nie mógłby
osiągnąć swego celu. Logiczny absolutysta (sit venia verbo) postawi
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 143

tu zarzut: Prawa myślenia, o których mówi Erdmann, albo


nie są tymi, o których mówię ja i wszyscy inni, i wówczas w ogóle
nie trafia on mojej tezy; albo też przypisuje on im taki charakter,
który pozostaje w całkowitej sprzeczności z ich klarownym sen-
sem. I postawi jeszcze jeden zarzut: Niemożliwość pomy -
ś l e n i a negacji tych praw, mająca być ich następstwem, albo jest
tym, co rozumiem przez to ja i wszyscy inni, i wówczas przema-
wia ona na rzecz mojego ujęcia; albo też jest czymś innym, i wów-
czas znów mnie to nie dotyczy.
Co się tyczy tego pierwszego, to zasady logiczne nie wyra -
żają niczego poza pewnymi prawdami, które ugruntowane są je-
dynie w sensie (treści) pewnych pojęć, takich jak prawda, fałsz, sąd
(zdanie) itp. Według Erdmanna są one jednak „prawami myśle -
nia", wyrażającymi istotę naszego ludzkiego myślenia;
wskazują one warunki, którymi związane jest wszelkie l u d z k i e
przedstawianie i myślenie, i mogą się, jak zaraz dalej powiedziane
jest expressis nerbis, zmienić wraz z ludzką naturą. W konsekwencji
mają one według Erdmanna treść realną. To jednak przeczy ich
charakterowi twierdzeń czysto pojęciowych. Żadne twierdzenie,
które ugruntowane jest tylko w pojęciach 1, które tylko ustala, co
zawiera się w pojęciach i jest wraz z nimi dane, nie mówi nic o tym,
co realne. Wystarczy też tylko spojrzeć na prawdziwy sens praw
logicznych, by zrozumieć, że tego one nie czynią. Nawet tam, gdzie
mowa jest w nich o s ą d a c h, ma się na myśli nie to, co oznacza to
słowo w prawach psychologicznych, mianowicie sądy jako realne
przeżycia, lecz sądy w sensie znaczeń wypowiedzi in specie, które
są identycznie tym, czym są, niezależnie od tego, czy leżą one u
podstaw rzeczywistych aktów wypowiadania, czy nie, i czy są przez
tego czy tamtego wypowiadane. Jeśli zasady logiczne ujmuje się
| jako prawa realne, rządzące na sposób praw | przyrody naszym
realnym przedstawianiem i sądzeniem, wówczas całkowicie zmie-
nia się ich sens —jak to wyżej już szczegółowo roztrząsaliśmy.
Widać tu, jak niebezpieczne jest nazywanie zasad logicznych
prawami myślenia. Są one nimi, jak to wykażemy jeszcze dokład-
niej w następnym rozdziale, tylko w sensie praw powołanych do
1
W wydaniu A dalej: ((znaczeniach in specie)).
r 144 Rozdział
siódmy

odgrywania pewnej roli w normowaniu myślenia; już ten sposób


wyrażania sie sugeruje, że chodzi tu o pewną praktyczną funkcję, o
pewien sposób ich wykorzystania, nie zaś o coś, co tkwiłoby w samej ich
treści. [Jeśli mówi się,] że wyrażają one „istotę myślenia", to mogłoby to
zyskać pewien uprawniony sens, gdyby spełnione zostało założenie, że
dane są w nich konieczne i wystarczające kryteria pozwalające oceniać
słuszność każdego sądu. Można by wtedy w każdym razie powiedzieć,
że oddają one idealną istotę wszelkiego myślenia, w przesadnym sensie
sądzenia słusznego. Tak ująłby to zapewne dawny racjonalizm, nie
potrafił on jednak zrozumieć, że zasady logiczne nie są niczym więcej niż
trywialnymi ogólnikami, z którymi żadne twierdzenie nie może się kłócić
tylko dlatego, że inaczej byłoby niedorzeczne, że więc i na odwrót,
zharmonizowanie myślenia z tymi normami nie gwarantuje nic prócz
tego, że będzie ono formalnie (zgodne) 1 z sobą samym. Dlatego też
byłoby czymś wysoce niestosownym także dziś jeszcze mówić w tym
(idealnym) sensie o „istocie myślenia" i opi-n314111 sYwać fe przez owe
prawa*, które, jak wiemy, | osiągają tylko to, że dzięki nim możemy unikać
formalnej niedorzeczności. Jest już tylko pozostałością przesądu
racjonalistycznego, że aż do naszych czasów zamiast o formalnej
zgodności mówiono o formalnej prawdzie — wysoce naganna, gdyż
wprowadzająca w błąd igraszka ze słowem prawda.
Lecz przejdźmy teraz do drugiego punktu. Niemo -
żliwość zaprzeczenia prawom myślenia Erdmann ujmuje jako
niespełnialność takiego zaprzeczenia. Te dwa pojęcia my,
Mam tu już na myśli wszystkie prawa czysto logiczne łącznie. Przy pomocy
dwóch czy trzech „praw myślenia" w tradycyjnym sensie nie sposób nawet sfor-
mułować pojęcia myślenia formalnie zgodnego, wszystko zaś, co wbrew temu z
dawien dawna głoszono, uważam (i nie jestem w tym osamotniony) za złudzenie.
Każda formalna niedorzeczność da się zredukować do sprzeczności, lecz tylko za
pośrednictwem rozmaitych innych zasad formalnych, np. zasad sylogistycznych,
arytmetycznych itd. Już w sylogistyce ich liczba wynosi co najmniej tuzin. Można
ich doskonale dowieść — w dowodach pozornych, zakładających już je same,
bądź też zdania im równoważne.

A: (niezgodne). Poprawka w wydaniu B odpowiada erracie do wydania A.


Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 145

logiczni absolutyści, uważamy za tak różne, że w ogóle odrzuca-


my niespełnialność, natomiast podtrzymujemy niemożliwość. Nie-
możliwe jest nie zaprzeczenie jako akt (to bowiem, jako związane z
czymś realnym, znaczyłoby tyle, co realnie niemożliwe), lecz
tworzące jego treść negatywne z d a n i e , i t o jako idealne jest
ono niemożliwe w idealnym sensie; to zaś znaczy: jest ono nie -
dorzeczne^ tym samym oczywiście fałszywe. Ta idealna nie -
możliwość negatywnego zdania bynajmniej nie kłóci się z realną
(możliwością) aktu negującego sądzenia. Ostatnich resztek ekwi-
wokacji uniknie się, gdy się powie, że zdanie jest niedorzeczne, zaś
(akt sądu)2 przyczynowo (nie)3 jest wykluczony, i wtedy wszystko
będzie zupełnie jasne.
W faktycznym myśleniu normalnego człowieka zapewne
aktywna negacja jakiegoś prawa myślenia na ogół nie występuje;
lecz że nie może ona wystąpić u człowieka w ogóle, trudno byłoby
twierdzić po tym, jak wielcy filozofowie, tacy jak Epikur czy Hegel,
zaprzeczyli zasadzie sprzeczności. Rozważmy też: W tym samym
sensie jak negacja prostych zasad jest niemożliwa do pomyślenia
negacja wszystkich ich koniecznych konsekwencji. Lecz powszech-
nie wiadomo, że można mylić się w odniesieniu do skomplikowa -
nych twierdzeń sylogistycznych czy arytmetycznych, i to więc mo-
że posłużyć za niezbity argument. | Ponadto kwestie te nie dotyka-
ją istoty rzeczy. Logiczna niemożliwość, jako niedorzeczność treści
sądu, i psychologiczna niemożliwość, jako niespełnialność odpo-
wiedniego aktu sądu, byłyby pojęciami heterogenicznymi także
wtedy, gdyby ta ostatnia dana była wszystkim ludziom wraz z tą
pierwszą, a więc gdyby prawa przyrody wykluczały uznawanie za
prawdę niedorzeczności.*
Otóż właśnie tę rzetelną logiczną niemożliwość wystąpienia
przeciw prawom myślenia logiczny absolutysta wykorzystuje jako

Por. rozważania § 22 w rozdz. IV, zwłaszcza s. 67.

1
A: (niemożliwością).
2
A: (sąd).
3
Brak w wydaniu A.
146 Rozdział
i siódmy

argument na rzecz „wieczności" tych praw. Co ma on tu na myśli mówiąc


o wieczności? Przecież tylko to, że każdy sąd, niezależnie od czasu i
okoliczności, od jednostki i gatunku, 'związany' jest przez prawa
logiczne; to ostatnie oczywiście nie w psychologicznym sensie jakiegoś
przymusu myślenia, lecz w idealnym sensie normy: kto sądziłby inaczej,
sądziłby bezwarunkowo fałszywie, obojętne, do jakiego gatunku istot
psychicznych można by go zaliczyć. Odniesienie do istot psychicznych
oczywiście nie oznacza żadnego ograniczenia ogólności. Normy sądów
'wiążą' sądzące istoty, a nie kamienie. Należy to do ich sensu, i śmieszne
byłoby traktować tu kamienie i podobne istoty jako wyjątki. Dowód abso-
lutysty logicznego jest bardzo prosty. Powie on: Następujący związek
dany jest m i we wglądzie. Obowiązują te a te zasady, a czy nią to tak, że
tylko rozwijają to, co ugruntowane jest w treści ich pojęć. W konsekwencji
każde zdanie (tzn. każda możliwa treść sądu w idealnym sensie) jest
niedorzeczne, gdy albo bezpośrednio neguje zasady, albo też uchybia im
pośrednio. To ostatnie znaczy tylko, że czysto dedukcyjny związek z
prawdziwością takich treści sądów jako hipotezą łączy nieprawdziwość
owych zasad jako tezę. mi43U J e^* Z8ocm ie z tym treśri sądów tego rodzaju
są niedorzeczne i jako takie fałszywe, to także (każdy) 1 aktualny sąd,
którego byłyby one treścią, musi być niesłuszny; słuszny bowiem jest
sąd, gdy 'to, co on sądzi', tzn. jego treść, jest prawdziwe, a więc jest
niesłuszny, gdy to jest fałszywe.
Podkreśliłem wyżej każdy sąd, by zwrócić uwagę, że sens
tej ścisłej ogólności eo ipso wyklucza wszelkie ograniczenie, a więc
także do ludzkich czy innych rodzajów istot sądzących. Nie mogę
nikogo zmusić, by we wglądzie zobaczył to, co ja widzę. Lecz sam
nie mogę wątpić, znów widzę przecież, że tam, gdzie mam wgląd,
tzn. gdzie uchwytuję prawdę samą, wszelkie wątpienie byłoby czymś
opacznym; i tak oto znajduję się w punkcie, który bądź uznam za
archimedesowy, by opierając się na nim ruszyć z posad świat niero-
zumu i wątpienia, bądź też zrezygnuję zeń, by wraz z tym zrezyg-
nować z wszelkiego rozumu i poznania. Widzę we wglądzie, że
rzeczy tak się mają, i że w tym ostatnim przypadku — gdyby moż-
1
W wydaniu A drukiem rozstrzelonym.
Psychologiztn jako sceptyczny relatywizm

147

na tam było jeszcze mówić o rozumie i nierozumie — musiałbym


wyrzec się wszelkiego rozumnego dążenia do prawdy, wszelkiego
twierdzenia i uzasadniania.
W tym wszystkim zachodzi rozbieżność miedzy mną a tym
znakomitym badaczem. Dalej pisze on bowiem:
„Tak uzasadniona konieczność zasad formalnych byłaby bez-
warunkowa... tylko wtedy, gdyby nasze ich poznanie gwaranto -
wało, że istota myślenia, którą odnajdujemy w nas i przez nie
wyrażamy, jest niezmienną czy zgoła jedyną możliwą istotą myśle-
nia, że owe warunki naszego myślenia zarazem są warunkami
wszelkiego możliwego myślenia. Znamy jednak tylko nasze
myślenie. Nie jesteśmy w stanie skonstruować myślenia różnego
od naszego, a wiec także myślenia w ogóle jako rodzaju różnych
gatunków myślenia. Słowa, które zdają się coś takiego opisywać,
nie mają żadnego spełnialnego przez nas sensu, który czyniłby
zadość roszczeniom budzonym przez ów pozór. Każda bowiem
próba | wytworzenia tego, co one opisują, związana jest warunkami
naszego myślenia i przedstawiania, porusza się w naszym kręgu."
Gdybyśmy w ogóle dopuszczali w kontekście czysto logicz-
nym tak podchwytliwe sformułowania jak to o „istocie naszego
myślenia", gdybyśmy więc ujęli je stosownie do naszych analiz
przez sumę idealnych praw wytyczających granice formalnej
zgodności myślenia, to naturalnie także wystąpilibyśmy z roszcze-
niem ścisłego wykazania tego, co Erdmann uważa za niewykazy-
walne: że istota myślenia jest niezmienna, a nawet jedyna możliwa
itd. Ale chyba jest jasne, że gdy Erdmann temu przeczy, nie prze-
strzega owego jedynego uprawnionego sensu odnośnego sformu-
łowania, że prawa myślenia (dalsze cytaty ukażą to w sposób jesz-
cze bardziej wyrazisty) ujmuje on jako wyraz realnej istoty naszego
myślenia, a tym samym jako prawa realne, jak gdyby poprzez nie
uzyskiwalibyśmy bezpośredni wgląd w ogólnoludzką konstytucję,
tu co do ludzkiego poznania. Lecz niestety, tak wcale nie jest. Jakże
twierdzenia, w najmniejszym nawet stopniu nie wypowiadające
się o tym, co realne, i tylko wydobywające na jaw to, co nieroz-
dzielnie uznane jest wraz ze znaczeniami pewnych słów czy wy -
powiedzi nader ogólnego rodzaju, miałyby poręczać nam tak waż-
148 Rozdział
siódmy

ne poznania realne, dotyczące (jak czytamy nieco dalej) „istoty


procesów umysłowych, krótko, naszej duszy"?
Z drugiej strony, gdybyśmy dzięki takim czy innym pra wom mieli
wgląd w realną istotę myślenia, to wyciągnęlibyśmy stąd zupełnie inne
konsekwencje niż ten zasłużony badacz. „Znamy tylko nasze myślenie".
Mówiąc dokładniej, znamy nie tylko nasze indywidualne myślenie, lecz
także — dzięki naukowej psychologii — w pewnym niewielkim stopniu
myślenie ogólnoludzkie, a w jeszcze mniejszym stopniu myślenie
zwierzęce. W każdym razie w tym realnym sensie inne myślenie i
przyporządkowane mu gatunki istot myślących nie są dla nas bynajmniej
niemożliwe HB14511 ^° P omyśl enia/1 można je z powodzeniem i
sensownie opisywać, podobnie jak i nie sposób czegoś takiego wykluczyć
w przypadku fikcyjnych gatunków przyrodniczych. Bocklin maluje wspa-
niałe centaury i nimfy, zupełnie jak żywe. Wierzymy mu — przynajmniej
estetycznie. Zapewne, czy mogą one także istnieć w zgodzie z prawami
przyrody — któż mógłby wiedzieć? Lecz gdybyśmy mieli ostateczny
wgląd w kompleksowe formy elementów organicznych stanowiące w
zgodzie z prawami żywą jedność organizmu, gdybyśmy znali prawa
utrzymujące strumień takiego powstawania w typowo uformowanym
korycie, wówczas do gatunków rzeczywistych moglibyśmy dołączyć
ujęte w ścisłe pojęcia gatunki obiektywnie możliwe i moglibyśmy te
możliwości dyskutować tak poważnie, jak teoretyczni fizycy dyskutują
sfingowane gatunki grawitacji. W każdym razie l o g i c z n a
możliwość takich fikcji jest na terenie nauk przyrodniczych, jak i
psychologii, niepodważalna. Dopiero gdy dokonujemy (ietapamę eic ixXko
YEVOC, gdy mieszamy ze sobą dziedziny psychologicznych praw myślenia
i praw czysto logicznych, a nadto te ostatnie dezinterpretujemy w
sensie psychologistycznym, stwierdzenie, że nie jesteśmy w stanie
przedstawić sobie myślenia innego rodzaju, że słowa, które zdają sieje
opisywać, nie mają dla nas żadnego spełnialnego sensu, zyskuje pozór
prawomocności. Być może nie potrafimy sobie utworzyć 'słusznego
przedstawienia' takich sposobów myślenia, być może są też one dla nas
w absolutnym sensie niespełnialne; lecz ta niespełnialność bynajmniej nie
byłaby niemożliwością w sensie absurdalności, niedorzeczności.
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm

149

Może następujące rozważanie wniesie tu nieco jasności. Twier-


dzenia teorii funkcji abelowych nie mają dla dziecka w powija-
kach, a podobnie i dla laika (dziecka matematycznego, jak żartobli-
wie mówią matematycy), żadnego 'spełnialnego sensu'. Jest to
skutkiem indywidualnych warunków ich przedstawiania i myśle-
nia. Dokładnie tak samo, jak my, dorośli, mamy się do dziecka, jak
| matematyk ma się do laika, mógłby też ogólnie mieć się jakiś
wyższy gatunek istot myślących, powiedzmy, aniołów, do nas lu-
dzi. Ich słowa i pojęcia nie miałyby dla nas żadnego spełnialnego
sensu, pewne swoiste właściwości naszej konstytucji psychicznej
nie dopuszczałyby do tego. Normalny człowiek, aby zrozumieć
teorię funkcji abelowych, a nawet tylko jej pojęcia, potrzebuje kil-
ku, powiedzmy, pięciu lat. Mogłoby być tak, że aby zrozumieć
teorię pewnych funkcji anielskich, potrzebowałby przy swej kon-
stytucji tysiąclecia, podczas gdy w najlepszym przypadku dożyje
ledwie setki. Lecz ta absolutna niespełnialność, uwarunkowana
przez (naturalne) 1 ograniczenia konstytucji gatunkowej, oczywi-
ście nie byłaby tą, wobec której stawiają nas absurdy, zdania n i e
-d o r z e c z n e . W pierwszym przypadku chodzi o zdania, których
po prostu nie możemy zrozumieć; rozpatrywane same w sobie są
one zgodne, a nawet ważne. W drugim przypadku natomiast ro -
zumiemy zdania bardzo dobrze; lecz są one niedorzeczne i dlatego
'nie możemy w nie uwierzyć', tzn. widzimy we wglądzie, że jako
niedorzeczne należy je odrzucić.
Rozpatrzmy teraz także skrajne konsekwencje, jakie Erdmann
wyciąga ze swych przesłanek. Opierając sie na „pustym postulacie
ujmującego naocznie myślenia" musimy według niego „przyznać
możliwość, że istnieje myślenie co do istoty różne od naszego",
stąd zaś wyciąga on wniosek, że tym samym „zasady logiczne
także obowiązują tylko na obszarze tego naszego myślenia i nie
mamy przy tym gwarancji, że myślenie to nie może zmienić swych
właściwości. Zgodnie z tym jest możliwe, że nastąpi taka zmiana,
dotycząca już to wszystkich zasad, już to tylko niektórych spośród
nich, jako że nie dają się one wszystkie analitycznie wywieść z
jednej. Nie ma znaczenia, że możliwość ta nie znajduje żadnego
1
A: (prawem określone).
150 Rozdział
siódmy

wsparcia w wypowiedziach naszej samoświadomości o naszym ra


14711 ' my^leniu' wsparcia, które pozwoliłoby nam przewidzieć jej urze-
czywistnienie. Możemy bowiem przyjmować nasze myślenie tylko takie,
jakim ono jest. Nie jesteśmy w stanie ujarzmić jego przy szłych
właściwości przez obecne. W szczególności nie potrafimy ująć istoty
naszych procesów umysłowych, krótko: naszej duszy, w taki sposób,
byśmy mogli stąd wydedukować niezmienność danego nam myślenia."*
I tak, według Erdmanna, „musimy przyznać, że wszystkie zda-
nia, których zaprzeczenia są przez nas niespełnialne, konieczne są
tylko przy założeniu właściwości naszego myślenia, przeżywanych
przez nas jako te określone, nie zaś absolutnie, pod każdym wa-
runkiem. Naszym zasadom logicznym i teraz wiec przysługuje ich
myślowa konieczność; tyle że n i e traktujemy i c h już j a k o
a b s o l u t n e , l e c z j a k o h i p o t e t y c z n e [ w p r z y j ę t e j przez
nas terminologii: relatywne]. Nie możemy postąpić inaczej, jak
zgodzić się z nimi — stosownie do natury naszego przedsta wiania
i myślenia. Obowiązują one powszechnie, przy założeniu, że
nasze myślenie pozostanie takie samo. Są one konieczne, gdyż
możemy myśleć tylko zakładając je, dopóki wyrażają istotę nasze-
go myślenia."**
^m 14811 ^° dotychczasowych wywodach nie muszę nawet | mówić, że
w moim przeświadczeniu konsekwencje te nie mogą być słuszne.
Z pewnością możliwe jest istnienie życia psychicznego istotnie
różnego od naszego. Z pewnością możemy nasze myślenie przyj-
mować tylko takim, jakim ono jest, z pewnością głupotą byłaby

Por. tamże, nr 369, sub e, s. 377 - 378. - Gdy raz dopuszczono już możliwość
zmiany myślenia logicznego, pojawić mógł się także pomysł jego rozwoju. We -
dług G. Ferrero, Les lois psychobgiques du Symbolisme, Paris 1895, „logika" — czy-
tam w referacie A. Lassonsa w Zeitschrift fur Philosophie, t. 113, s. 85 — „powinna
stać się pozytywna i przedstawiać prawa wnioskowania w zależności od wieku i
szczebla rozwoju kultury; i logika bowiem zmienia się wraz z rozwojem mózgu...
Jeśli dawniej dawano pierwszeństwo logice czystej i metodzie dedukcyjnej, to
wynikało to z umysłowego lenistwa; kolosalnym pomnikiem tego lenistwa jest aż
po nasze dni metafizyka, na szczęście oddziałuje ona już tylko na nielicznych
opóźnionych".
Por. tamże, nr 370, s. 378.
Psychologiztn jako sceptyczny relatywizm

151

wszelka próba dedukowania jego niezmienności z „istoty naszych


procesów umysłowych, krótko, naszej duszy". Z tego jednak by -
najmniej nie wynika owa toto coelo różna możliwość, że zmiana
naszej konstytucji gatunkowej dotyczyłaby wszystkich bądź nie-
których zasad i że tym samym konieczność myślowa tych zdań jest
tylko hipotetyczna. Wszystko to jest niedorzeczne, niedorzeczne w
ścisłym sensie, w jakim słowa tego (oczywiście bez jakiegokolwiek
zabarwienia [emocjonalnego], jako terminu czysto naukowego) ca-
ły czas tu używamy. Przekleństwem naszej wieloznacznej termino-
logii logicznej jest to, że takie teorie wciąż jeszcze się pojawiają i
mogą wprowadzać w błąd nawet poważnych badaczy. Gdyby
przeprowadzono proste rozróżnienia pojęciowe elementarnej logi-
ki i na tej podstawie rozjaśniono terminologię, gdybyśmy nie byli
obciążeni balastem tak nędznych ekwiwokacji jak te, które przy-
lgnęły do wszystkich terminów logicznych — prawo myślenia, for-
ma myślenia, prawda realna i formalna, przedstawienie, sąd, zda-
nie, pojęcie, cecha, własność, racja, konieczność itd. — to czy wów-
czas w logice i teorii poznania mogłoby się pojawiać tyle
niedorzeczności, w tym i niedorzeczność relatywizmu, i to z pew-
nym pozorem słuszności, wprowadzającym w błąd nawet zasłużo-
nych myślicieli?
(Mówienie o możliwości) 1 zmiennych 'praw myślenia', jako
psychologicznych praw przedstawiania i sądzenia, wielora -
ko zróżnicowanych zależnie od gatunku istot psychicznych, a na-
wet zmieniających się z czasem w obrębie tego samego gatunku —

I
to ma pewien sens. Przez 'prawa' psychologiczne rozumiemy bo-
wiem zazwyczaj 'prawa empiryczne', przybliżone twierdzenia
ogólne o współistnieniu i następstwie, odnoszące się do faktów,
które w jednym przypadku mogą być takie, w innym inne. Także
możliwość zmiennych praw myślenia | jako normatywnych
praw przedstawiania i sądzenia nie budzi naszego sprzeciwu.
Z pewnością prawa normatywne mogą być dostosowane do kon -
stytucji gatunkowej istot sądzących i zmieniać się wraz z nią.
Oczywiste jest, że dotyczy to reguł logiki praktycznej jako metodo-
logii, jak również metodycznych przepisów obowiązujących w na-
1
A: (Możliwość).
152 Rozdział
siódmy
[A 150]) ukach szczegółowych. Aniołowie uprawiający matematykę mogą
[B150H
mieć inne metody liczenia niż my — ale czy także inne aksjomaty i
teorematy? Pytanie to prowadzi nas jeszcze dalej: Niedorzecz-
ne staje się mówienie o zmiennych prawach myślenia dopiero
wtedy, gdy rozumie się przez to prawa czysto l o g i c z n e (do
których wolno nam dołączyć także czyste prawa liczb, teorii liczb
kardynalnych, czystej teorii mnogości itd.)- Nieostre wyrażenie
„normatywne prawa myślenia", którym oznacza się także i te pra-
wa, stwarza pokusę, by wrzucać je do jednego worka z owymi
psychologicznie ufundowanymi regułami myślenia. Są to jednak
czysto teoretyczne prawdy idealne, zakorzenione jedynie w swej
zawartości znaczeniowej i nigdy poza nią nie wykraczające. Nie
może ich przeto dotknąć żadna rzeczywista czy fikcyjna zmiana w
świecie matłer offact.
W gruncie rzeczy powinniśmy tu właściwie uwzględnić troja-
kie przeciwieństwo: nie tylko między praktyczną regułą a
teoretycznym prawem, oraz między prawem i d e a l -
nym a prawem realnym, lecz także przeciwieństwo mię -
dzy prawem ścisłym a„prawem empirycznym" (sc. ja -
ko uogólnieniem przeciętnych, o którym się mówi: „nie ma reguł
bez wyjątków"). Gdybyśmy mieli wgląd w ś cisłe prawa proce-
sów psychicznych, wówczas i one byłyby wieczne i niezmienne;
byłyby takie, jak zasady teoretycznych nauk przyrodniczych, a więc
obowiązywałyby także wtedy, gdyby nie istniały żadne procesy
psychiczne. Gdyby unicestwione zostały wszystkie grawitujące
masy, nie unieważniłoby to prawa grawitacji, jedynie pozbawione
byłoby ono możliwości faktycznego zastosowania. Nie mówi ono
przecież nic o istnieniu grawitujących | mas, lecz tylko o tym, co
masom tym jako takim przysługuje. (Zapewne, jak to stwierdzili-
śmy wyżej,* u podstaw ustanowienia ścisłych praw przyrody leży
pewna fikcja, którą tu jednak pomijamy, trzymając się jedynie intencji
idealiz tych praw.) Jeśli się więc tylko przyzna, że prawa logiczne są ścisłe
ująca i (jako)1 ścisłe mogą być zobaczone we wglądzie,
Por. rozdz. IV, § 23, s. 71-73.

A: (tylko jako).
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 153

wykluczona jest już możliwość ich zmiany poprzez zmiany w na -


gromadzeniach faktycznego bytu i uwarunkowane przez nie prze-
kształcenia gatunków przyrodniczych i umysłowych, a tym samym
zagwarantowane jest ich „wieczne" obowiązywanie.
Ze strony psychologistycznej ktoś mógłby wbrew naszemu sta-
nowisku twierdzić, że tak jak wszelka prawda, również prawda
praw logicznych tkwi w poznaniu, poznanie zaś jako przeżycie
psychiczne oczywiście podlega prawom psychologicznym. Lecz nie
zagłębiając się tutaj w kwestię, w jakim sensie prawda tkwi w
poznaniu, chciałbym tylko wskazać, że żadna zmiana w sferze
psychologicznej faktyczności nie może z poznania uczynić błędu ani
z błędu poznania. Powstawanie i przemijanie poznań jako fe-
nomenów uzależnione jest naturalnie od uwarunkowań psycholo-
gicznych, tak jak powstawanie i przemijanie innych fenomenów
psychicznych, np. zmysłowych. Lecz tak jak żaden proces psychi-
czny nie może nigdy sprawić, aby czerwień, którą właśnie oglądam,
była nie barwą, lecz dźwiękiem, albo by niższy z dwóch dźwięków
był wyższym; czy, mówiąc w sposób bardziej ogólny, tak jak
wszystko, co tkwi i ma swą podstawę w tym, co w każdorazowym
przeżyciu ogólne, wyniesione jest ponad wszelką możliwą zmianę,
gdyż możliwa zmiana dotyczy tylko indywidualnych jednostek i w
odniesieniu do tego, co pojęciowe, nie ma sensu: tak samo dotyczy
to też 'treści' aktów poznania. Do pojęcia poznania należy, że jego
treść ma charakter prawdy. Charakter | ten nie przy- j sługuje
ulotnym fenomenom poznania, lecz ich identycznej treści, temu, co
idealne czy ogólne, co mamy na myśli, gdy mówimy: poznaję, żea
+ b = b + a, i inni poznają to samo. Oczywiście może być tak, że z
poznań rodzą się błędy, np. w mylnym wnioskowaniu; lecz poznanie
jako takie nie staje się z tego powodu błędem, jedynie jedno
przyczynowo dołączyło się do drugiego. Może też być tak, że w
jakimś gatunku istot zdolnych do wydawania sądów w ogóle nie
zrodzą się żadne poznania, że wszystko, co będą one uważały za
prawdziwe, będzie fałszywe, zaś wszystko, co będą uważały za
fałszywe — prawdziwe. Same w sobie jednakże pra wda i fałsz
pozostałyby niezmienione; są one istotnymi właściwościami
odnośnych treści sądów, nie zaś aktów sądów; przysługują one im
także wtedy, gdy przez nikogo nie zostaną uznane: zupeł-
154 Rozdział
siódmy

nie tak samo, jak barwy, dźwięki, trójkąty zawsze mają istotne
właściwości przysługujące im jako barwom, dźwiękom, trójkątom,
obojętne, czy ktokolwiek na świecie może je kiedykolwiek poznać,
czy też nie.
Możliwość, którą Erdmann próbował uzasadnić, mianowicie, że inne
istoty mogłyby mieć zupełnie inne zasady, nie może więc zostać
zaakceptowana. Niedorzeczna możliwość to właśnie niemożliwość.
Wystarczy tylko pomyśleć, co wynika z jego teorii. Oto istnieją może istoty
swoistego rodzaju, by się tak wyrazić, l o g i c z n i n a d l u d z i e , k t ó r y c h
n a s z e z a s a d y n i e o b o wiązują; [obowiązują je] może zupełnie inne
zasady, takie, że każda prawda dla nas staje się dla nich fałszem. Słuszne
jest dla nich, że przeżywanych przeżyć psychicznych nie przeżywają. To,
że my istniejemy i że one istnieją, dla nas może być prawdziwe, dla nich
jest fałszywe itd. Z pewnością my, zwykli l u d z i e l o g i czni,
wydalibyśmy osąd: takie istoty są niespełna rozumu, mówią o prawdzie,
a uchylają jej prawa; utrzymują, że mają własne prawa myślenia, a przeczą
tym, od których zależy w ogóle możli-re 15211 wos^ I praw. Twierdzą coś, a
zarazem dopuszczają zaprzeczenie tego, co twierdzą. Tąk i nie, prawda i
błąd, istnienie i nieistnienie w ich myśleniu przestają się od siebie różnić.
Tyle że nie dostrzegają one swych niedorzeczności, podczas gdy my je
dostrzegamy, a nawet rozpoznajemy jako takie w świetlistym wglądzie. —
Tego, kto dopuszcza takie możliwości, już tylko niuanse dzielą od najbar-
dziej skrajnego sceptycyzmu; subiektywność prawdy odniesiona jest nie
do pojedynczej osoby, lecz do całego gatunku. Jest on rela-tywistą
gatunkowym w wyżej zdefiniowanym przez nas sensie i podlega
rozpatrywanym tam zarzutom, których tutaj nie będziemy powtarzać.
Ponadto nie mogę zrozumieć, dlaczego mielibyśmy zatrzymać się przy
rozgraniczeniu fikcyjnych różnic rasowych. Dlacze-góż nie potraktować jako
równoprawnych rzeczywistych różnic rasowych, różnic między rozumem
a obłędem, a w końcu także różnic indywidualnych?
Być może relatywista naszemu powoływaniu się na oczywi-
s t o ś ć , resp. na oczywistą niedorzeczność postulowanej możliwo-
ści przeciwstawi cytowane wyżej zdanie, jakoby było „bez
znaczenia, że możliwość ta n i e znajduje żadne-
Psychologizm jako sceptyczny relatywizm 155

go wsparcia w wypowiedziach naszej samoświa -


domości", zrozumiałe jest bowiem, że nie możemy myśleć
wbrew naszym formom myślenia. Jednakże, pomijając psycholo-
gistyczną interpretację form myślenia, którą już obaliliśmy, chcemy
wskazać na to, że taka deklaracja oznacza absolutny sceptycyzm.
Gdyby nie wolno nam już było zawierzyć oczywistości, jak mogli-
byśmy jeszcze w ogóle formułować twierdzenia i rozumnie je gło-
sić? Może uwzględniając to, że inni ludzie ukonstytuowani są po-
dobnie jak my, a więc na mocy takich samych praw myślenia rów-
nież mogą skłaniać się do podobnych osądów. Ale jak moglibyśmy
o tym wiedzieć, gdybyśmy w ogóle nic nie mogli wiedzieć? Bez
wglądu nie ma wiedzy.
Czyż to nie osobliwe, że daje się wiarę tak wątpliwym stwier-
dzeniom jak to o ogólnoludzkiej konstytucji, nie zaś owym czy-
stym trywializmom, | które wprawdzie są nader ubogie w swej
treści, lecz dla tej odrobinki, którą głoszą, zapewniają nam najjaś-
niejszy wgląd; w tym zaś nie sposób po prostu odnaleźć nic, co by
dotyczyło myślących istot i ich gatunkowych osobliwości.
Relatywista nie może także liczyć na choćby tymczasową po-
prawę swego stanowiska, gdy powie: traktujesz mnie jak skrajnego
relatywistę, ja jednak podzielam ten pogląd tylko w odniesieniu do
zasad logicznych; wszystkie inne prawdy mogą pozostać niepod-
ważone. W ten sposób nie unika on w każdym razie ogólnych
zarzutów przeciw relatywizmowi gatunkowemu. Kto relatywizuje
podstawowe prawdy logiczne, relatywizuje także wszelką prawdę
w ogóle. Wystarczy tylko spojrzeć na treść zasady sprzeczności i
wyciągnąć stąd narzucające się konsekwencje.
Sam Erdmann trzyma się z dala od takich kompromisów: rela-
tywistyczne p o j ę c i e prawdy, którego domaga się jego
teoria, rzeczywiście położył on u podstaw swej logiki. Definicja
brzmi: „Prawda jakiegoś sądu polega na tym, że logiczna imma-
nencja jego przedmiotu jest pewna subiektywnie, a zwłaszcza
obiektywnie, zaś predykatywny wyraz tej immanencji jest myślo-
wo konieczny."* W ten sposób zapewne pozostajemy na terenie
psychologicznym. Przedmiot bowiem jest dla Erdmanna tym, co
Tamże, nr 278, s. 275.
156 Rozdział
siódmy
[A154]l stawieniem. Podobnie „obiektywna albo powszechna pewność"
[B 154]j
tylko pozornie jest czymś obiektywnym, gdyż „opiera się ona na
powszechnej zgodności sądzących".* Wprawdzie możemy u Erd-
manna znaleźć wyrażenie „obiektywna prawda", lecz identyfikuje
on ją z „powszechną ważnością", tj. z ważnością dla wszystkich.
Ta jednak rozpada się dlań na pewność dla wszystkich — i jeśli
dobrze rozumiem — także przymus myślenia dla wszystkich.
Właśnie to ma on też na myśli w powyższej definicji. Można by
mieć wątpliwości, jak chociaż w jednym jedynym przypadku do-
chodzimy do prawomocnego stwierdzenia obiektywnej prawdy w
tym | sensie i jak mamy uniknąć nieskończonego regresu, wymaga-
nego przez to określenie i zauważonego także przez znakomitego
badacza. Niestety, objaśnienie, (którego on udziela) 1, nie wystarcza.
Pewne są, jak powiada, sądy, w których stwierdzamy zgodność z
innymi, a nie sama ta zgodność; lecz na cóż się to może przydać,
podobnie jak subiektywna pewność, którą przy tym mamy? Pra -
womocne byłoby nasze stwierdzenie tylko wtedy, gdybyśmy
wiedzieli o tej zgodności, to zaś znaczy, gdybyśmy uświadomili
sobie jej prawdziwość. Ktoś mógłby też spytać, jak mielibyśmy
dojść do subiektywnej pewności zgodności ze wszystkimi, a także,
by już pominąć tę trudność, czy w ogóle da się uprawomocnić
wymaganie powszechnej pewności, gdy przecież prawdy nie moż-
na znaleźć u wszystkich, lecz tylko u niektórych wybranych.

Tamże, s. 274.

1
A: (do którego się ucieka).
Rozdział ósmy
Przesądy psychologistyczne

Dotychczas zwalczaliśmy psychologizm przede wszystkim od stro-


ny jego konsekwencji. Teraz zwrócimy się przeciw jego argumen-
tom i spróbujemy wykazać, iż rzekome oczywistości, na których
sie on wspiera, są złudnymi przesądami.

§ 41. Pierwszy przesąd


Pierwszy przesąd brzmi: „Rozumie się samo przez się, że
przepisy regulujące to, co psychiczne, mają
psychologiczne ufundowanie. Stosownie do tego jasne
jest, że normatywne prawa poznania muszą być
J[A 155]
uzasadnione w psychologii poznania." \[B155]
| Złudzenie natychmiast zniknie, gdy tylko zamiast
argumentować w sposób ogólnikowy, przejdziemy do
rzeczy samych.
Przede wszystkim trzeba położyć kres mylnemu
ujęciu reprezentowanemu przez oba stronnictwa.
Twierdzimy mianowicie, że prawa logiczne,
rozpatrywane w sobie i dla siebie, bynajmniej nie są
zdaniami normatywnymi w sensie przepisów, to jest
zdaniami, do których t r e ś c i należałoby orzekanie,
jak powinno się sądzić. Trzeba zdecydowanie
odróżnić: prawa, które służą normowaniu czynności
poznawczych, i reguły, które same zaw i e r a j ą
m y ś l t a k i e g o n o r m o w a n i a i w y p o w i a d a ją ją
w sposób powszechnie zobowiązujący.
Rozważmy jakiś przykład, choćby znaną zasadę
sylogistyki, z dawien dawna ujmowaną w słowa: cecha
cechy jest także cechą samej rzeczy. Zwięzłość tego
sformułowania byłaby godna zalecenia, gdyby nie to, że
jako wyraz intendowanej myśli podaje ono
r zdanie jawnie fałszywe.* Ażeby wyrazić ją w sposób (konkretny) 1,
musimy posłużyć się już większą ilością słów. „Dla każdej pary
cech A B obowiązuje twierdzenie: Jeżeli każdy przedmiot, który
ma cechę A, ma też cechę B, i jeżeli jakiś określony przedmiot ma
cechę A, to także ma on cechę B." Musimy zdecydowanie zaprze-
czyć, by twierdzenie to w najmniejszym choćby stopniu zawierało
myśl normatywną. Zapewne, możemy posłużyć się nim w celu
normowania, ale z tego powodu ono samo nie jest [jeszcze] normą.
Możemy też oprzeć na nim wyraźny (przepis) 2 , np. „Ktokol-
wiek sądzi, że każde A jest też B, i że pewne S jest A, ten musi
(powinien) sądzić, że to S także jest B." Każdy jednak widzi, że to
nie jest już pierwotne twierdzenie logiczne, lecz [twierdzenie] wy-
rosłe zeń dzięki dołączeniu myśli normatywnej.
^B 156H I ^° samo oczywiście odnosi się do wszystkich praw sylogisty-'
ki, jak i w ogóle (do wszystkich) 3 twierdzeń „czysto logicznych".**

Z pewnością cecha cechy, mówiąc w sposób ogólny, nie jest cechą rzeczy.
Gdyby w zasadzie chodziło o to, co jasno wypowiadają słowa, to można by
przecież wnioskować: Ten arkusz bibuły jest czerwony, czerwień jest barwą, a za-
tem ten arkusz bibuły jest barwą. **
Ku mej radości przeświadczenie, że myśl normatywna, powinność bytu,
nie należy do treści twierdzeń logicznych, odnajduję także u Natorpa; krótko i
jasno wypowiedział on je ostatnio w swej Sozialpadagogik, (Stuttgart, 1899, § 4):
„Twierdzenia logiczne, moim zdaniem, nie mówią ani o tym, jak faktycznie myśli
się w takich a takich okolicznościach, ani też, jak się myśleć powinno." W odnie -
sieniu do przykładu wniosku równościowego „jeżeli A = B i B = C, to A = C ",
czytamy tam: „Rozumiem to, gdy mam przed oczyma jedynie porównywane ter -
miny oraz łączące je relacje, i nie muszę przy tym myśleć ani o faktycznym, ani o
postulowanym przebiegu czy spełnieniu odpowiedniego myślenia" {tamże, s. 20,
resp. 21). Także w innych, nie mniej istotnych punktach moje Prolegomena stykają
się z książką tego przenikliwego badacza, choć niestety nie mogła ona już być
pomocna w kształtowaniu i przedstawianiu mych myśli. Natomiast dwie starsze
prace Natorpa, cytowany wyżej artykuł z Philosophische Monatshefte XXIII oraz
Einleitung in dk Psychologie były dla mnie nader inspirujące — mimo że w innych
punktach budziły mój zdecydowany sprzeciw.

1
A: (poprawny).
2
W wydaniu A drukiem rozstrzelonym.
3
A: (jedynie do).
I Przesądy psychologistyczne

Ale nie tylko do nich. Można sformułować normatywnie także


prawdy należące do innych dyscyplin teoretycznych, przede
159

wszystkim prawdy czysto matematyczne, które przecież zwykle


oddziela się od logiki.* Na przykład, znane twierdzenie
(a + b)(a-b) = a2-b2
głosi, że iloczyn sumy i różnicy dwóch dowolnych liczb równa się
różnicy ich kwadratów. Nie ma tu mowy o naszym sądzeniu i sposobie,
w jaki powinno ono przebiegać, mamy do czynienia z prawem
teoretycznym, nie zaś z praktyczną regułą. Jeśli natomiast rozważamy
odpowiadające tamtemu twierdzenie: „Aby obliczyć r rA -.c^ iloczyn sumy i
różnicy dwóch liczb, należy utworzyć różnicę | ich HB 157] kwadratów", to
wypowiadamy regułę, a nie teoretyczne prawo. Także tutaj dopiero przez
wprowadzenie myśli normatywnej prawo przekształca się w regułę; jest
ona jego oczywistą apodyktyczną konsekwencją, jednakże w swej
myślowej zawartości — czymś od niego różnym.
Możemy posunąć się jeszcze dalej. Jasne jest przecież, że w ten
sposób każda ogólna prawda, obojętne, do jakiej dziedziny teore -
tycznej należy, może posłużyć za podstawę uzasadnienia ogólnej
normy słusznego sądzenia. Pod tym względem prawa logiczne
w żaden sposób się nie wyróżniają. Są one, zgodnie ze swą własną
naturą, prawdami nie normatywnymi, lecz teoretycznymi, i jako
takie, równie dobrze jak prawdy każdej innej dyscypliny, mogą
posłużyć do normowania sądzenia.
Z drugiej wszakże strony nie sposób zaprzeczyć, że powszech-
ne przeświadczenie, upatrujące w twierdzeniach logicznych nor-
my myślenia, nie może być zupełnie bezpodstawne; oczywistość,
z jaką się nam ono narzuca, nie może być czystym złudzeniem.
Twierdzenia te w kwestiach regulowania myślenia muszą mieć
pewną wewnętrzną przewagę, która wyróżnia je spośród in -
nych. Ale czy z tego powodu idea regulowania (powinności) musi

„Czysta" albo „formalna matematyka", tak jak ja używam tego terminu,


obejmuje całą czystą arytmetykę i teorię mnogości, lecz nie geometrię. Tej w czy -
stej matematyce odpowiada teoria trójwymiarowej mnogości euklidesowej; mno-
gość ta jest rodzajową ideą przestrzeni, lecz nie nią samą.
160 Rozdział ósmy

zawierać się w samej treści twierdzeń logicznych? Czy nie może


ona w tej treści mieć [tylko] koniecznej i naocznie zrozumiałej
podstawy? Innymi słowy: Czy prawa logiczne i czysto mate-
matyczne nie mogą mieć pewnej wyróżnionej zawartości znacze-
niowej, dzięki której są one w naturalny sposób powoła -
ne do regulowania myślenia?
Proste rozważanie pozwoli nam zobaczyć, jak w rzeczywistości
niesłuszność rozkłada się tu na obie strony.
Antypsychologiści mylili siew tym, że w regulowaniu
poznania upatrywali, by się tak wyrazić, samą esencję praw logicznych.
Stąd czysto teoretyczny charakter formalnej logiki, a w dalszej
konsekwencji jej równorzędność z formalną matematyką, nie i ssi i
zna az
l ty u nicn należytego uznania. Słusznie widzieli oni, że | grupa
twierdzeń rozpatrywanych w tradycyjnej sylogistyce (jest obca)1
psychologii. Rozpoznali również ich naturalne powołan i e do
normowania poznania, ze względu na które muszą one tworzyć
konieczne jądro wszelkiej logiki praktycznej. Przeoczyli jednak różnicę
między własną zawartością twierdzeń a ich funkcją, ich praktycznym
zastosowaniem. Przeoczyli, że tzw. zasady logiczne same w sobie nie
są normami, lecz właśnie tylko służą za normy. Przez wzgląd na
funkcję normowania przyzwyczajono się mówić o prawach myślenia i
tak wydawało się, że i te prawa mają treść psychologiczną, oraz że
różnica dzieląca je od zwykłych tzw. praw psychologicznych polega
tylko na tym, iż pełnią one funkcję normowania, podczas gdy tamte tego
nie czynią.
Po przeciwnej stronie p s y c h o l o g i ś c i mylili się głosząc
swój rzekomy aksjomat, którego niesłuszność możemy tu wykazać
w kilku słowach: jeżeli, jak się okazało, jest zupełnie jasne, że każda
prawda ogólna, obojętne, czy psychologiczna czy nie, uzasadnia
regułę słusznego sądzenia, to tym samym zapewniona jest nie tyl-
ko sensowna możliwość, lecz nawet istnienie reguł sądzenia, które
nie mają swej podstawy w psychologii.
Z pewnością nie wszystkie tego rodzaju reguły sądów, jakkol-
wiek normują słuszność sądzenia, są już z tego powodu regułami
logicznymi; należy jednak zrozumieć, że spośród reguł we
1
A: (są obce).
Przesądy psychologistyczne 161

właściwym sensie logicznych, stanowiących najbardziej własną


domenę umiejętności (Kunstlehre) naukowego myślenia, tylko pew-
na grupa dopuszcza, a nawet wymaga uzasadnienia psychologicz-
nego: mianowicie swoiście dostosowane do ludzkiej natury prze-
pisy tworzenia poznania naukowego i krytyki jego wytworów. Inna
grupa natomiast, daleko ważniejsza, składa się z normatywnych
sformułowań praw należących swą idealną i obiektywną treścią do
nauki. Gdy logicy psychologiczni, pośród nich badacze tej miary
| co Mili i Sigwart, rozpatrują naukę raczej od strony subiektywnej
(jako metodologiczną jedność swoiście ludzkiego uzyskiwania po-
znania) niż obiektywnej (jako ideę teoretycznej jedności prawdy) i
odpowiednio do tego jednostronnie akcentują metodologiczne za-
dania logiki, nie dostrzegają fundamentalnej r ó ż n i c y
między normami c z y s t o logicznymi a t e c h n i -
c z nymi re guł am i s w o i ś c i e l u d z k i e j sz t uki m y -
ś l e n i a . Te jednak co do swej treści, źródła i funkcji mają całkowi-
cie odmienny charakter. Jeśli twierdzenia czysto logiczne, o ile ma-
my na uwadze ich pierwotną treść, odnoszą się do tego, co idealne,
to owe twierdzenia metodologiczne — do tego, co realne. Jeśli te
pierwsze źródło swe mają w dostępnych bezpośredniemu wglądo-
wi aksjomatach, to te drugie w empirycznych i głównie psycholo-
gicznych faktach. Jeśli sformułowanie pierwszych zaspokaja zain-
teresowania czysto teoretyczne, a tylko ubocznie praktyczne, to w
przypadku tych drugich jest na odwrót: bezpośrednio służą one inte-
resom praktycznym, a tylko pośrednio, o ile ich celem jest metody -
czne wsparcie poznania naukowego w ogóle, także teoretycznym.

§ 42. Wywody objaśniające

Każde twierdzenie teoretyczne można, jak to wyżej widzieliśmy,


sformułować normatywnie. Lecz powstałe w ten sposób reguły
słusznego sądzenia na ogół nie są tymi, których potrzebuje umie-
jętność logiczna, tylko nieliczne spośród nich są, by się tak wyrazić,
predestynowane do logicznego normowania. Jeżeli bowiem umie-
jętność ta ma efektywnie wspierać nasze wysiłki naukowe, to nie
162 Rozdział
ósmy

może zakładać wszystkich poznań gotowych nauk, które przecież


spodziewamy się uzyskać dopiero dzięki jej pomocy. Korzyść może
nam przynieść nie bezcelowe nadawanie postaci normatywnej wszy-
stkim danym poznaniom teoretycznym, lecz tym, czego potrzebu-
jemy, są ogólne i w swej ogólności wykraczające poza wszystkie
[B 160] mińnif określone nauki normy, krytyki i oceny poznań
i

teoretycznych
metod teoretycznych w ogóle oraz wspierające je reguły praktyczne.
Właśnie to chce osiągnąć sztuka logiczna, jeśli zaś chce to osiągnąć
jako dyscyplina naukowa, to sama musi zakładać pewne poznania
teoretyczne. Z góry jest więc jasne, że wyjątkową wartość muszą
mieć dla niej te wszystkie poznania, które swą podstawę mają
wyłącznie w pojęciach: prawda, twierdzenie, podmiot, orzeczenie,
przedmiot, własność, racja i następstwo, punkt odniesienia i
odniesienie, i tym podobnych. Wszelka bowiem nauka, ze względu
na to, c o głosi, (a więc obiektywnie, teoretycznie), zbudowana jest
z prawd, wszelka prawda umiejscowiona jest w zdaniach, wszystkie
zdania zawierają podmioty i orzeczenia, odnoszą się przez nie
do przedmiotów bądź własności, zdania jako takie powiązane są
stosunkami racji i następstwa itd. Teraz jest jasne: prawdy, które
podstawę swą mają w takich istotnych konstytuensach
wszelkiej nauki jako obiektywnej jedności teo -
retycznej, których nie da się więc pomyśleć jako nieważnych
(aufgehobeń), nie unieważniając przy tym tego, co wszelkiej nauce
jako takiej nadaje obiektywne oparcie i sens, tworzą w sposób sam
przez się zrozumiały fundamentalną miarę, którą można mierzyć,
czy coś, co w danym przypadku pretenduje do bycia nauką, resp.
do należenia do nauki jako zasada bądź twierdzenie wywniosko-
wane, jako sylogizm bądź indukcja, jako dowód bądź teoria itd.,
rzeczywiście odpowiada tej intencji, czy też może raczej a priori
pozostaje w sprzeczności z idealnymi warunkami możliwości teorii
i nauki w ogóle. Jeśli teraz się nam przyzna, że prawdy ugrunto-
wane jedynie w treści (sensie) tych pojęć, które konstytuują ideę
nauki jako obiektywnej jedności, nie mogą dodatkowo należeć do
domeny jakiejkolwiek nauki szczegółowej; jeśli przyzna się nam w
szczególności, że prawdy takie swej idealnej ojczyzny nie mogą
mieć w naukach o matter of fact, a więc także w psychologii —
wówczas sprawa jest już rozstrzygnięta na naszą korzyść. Wtedy
Przesądy psychologistyczne , 163

bowiem nie można też przeczyć idealnemu istnieniu | odrębnej


nauki, czystej logiki, która w absolutnej samodzielności wyodręb-
nia spośród wszystkich innych dyscyplin naukowych pojęcia kon-
stytutywnie należące do idei jedności systematycznej bądź teorety-
cznej, następnie zaś bada związki teoretyczne, które podstawę swą
mają jedynie w tych pojęciach. Swoistą osobliwością tej nauki bę-
dzie wówczas to, że co do swej „formy" sama podlega treści swych
praw, innymi słowy, że elementy i powiązania teoretyczne, z któ -
rych sama składa się jako jedność systematyczna, rządzone są przez
prawa będące częścią jej teoretycznej zawartości.
Stwierdzenie, że nauka, która odnosi się do wszystkich nauk przez
wzgląd na ich formę, eo ipso odnosi się do siebie samej, może brzmieć
paradoksalnie, ale nie kryje się w tym nic szkodliwego. Jasno ukazuje to
najprostszy nasuwający się przykład. Zasada sprzeczności jest regułą (re-
gelt) wszelkiej prawdy, a ponieważ sama jest prawdą, także siebie samej.
Wystarczy jednak, że zastanowimy się, co to bycie regułą tutaj znaczy, że
sformułujemy zasadę sprzeczności zastosowaną do samej siebie, a na-
tkniemy się na oczywistość dostępną bezpośredniemu wglądowi, a więc
na dokładne przeciwieństwo czegoś problematycznego i zadziwiającego.
Tak (w ogóle)1 mają się sprawy z regulatywną funkcją logiki w odniesie-
niu do siebie samej.
Czysta logika jest więc pierwszym i najbardziej istotnym fun-
damentem logiki metodologicznej. Ale naturalnie ta ostatnia ma
jeszcze zupełnie inne fundamenty, dostarczane jej przez psycholo-
gię. Każdą bowiem naukę można, jak już wykazaliśmy, rozpatry-
wać pod dwoma względami: Pod jednym jest ona ogółem ludzkich
procedur mających na celu osiągnięcie, systematyczne rozgrani-
czenie i wyłożenie poznań należących do tej czy tamtej dziedziny
prawdy. Procedury te nazywamy metodami: np. rachowanie za
pomocą liczydła i kolumn, znaków pisarskich na powierzchni tab-
licy, za pomocą tablic logarytmicznych i trygonometrycznych itd.,
| następnie | metody astronomiczne wykorzystujące teleskop i układ
współrzędnych, fizjologiczne metody techniki mikroskopowania,
barwienia preparatów itd. Wszystkie te metody, jak również formy
przedstawiania [wyników], dostosowane są do ludzkiej konstytu-
1
A: (też).
:t
164 ,• - -'•' Rozdział ósmy

cji w jej aktualnym normalnym stanie, po części zaś nawet do zu-


pełnie przypadkowych odrębności narodowych. Oczywiście (były-
by)1 one zupełnie bezużyteczne dla istot ukonstytuowanych inaczej.
Nawet organizacja fizjologiczna odgrywa tu niebagatelną role. Na
cóż zdałyby się np. nasze najpiękniejsze instrumenty optyczne
istocie, u której zmysł wzroku związany byłby z narządem znacz-
nie różniącym się od naszego? I tak jest wszędzie.
Każdą naukę można jednak rozpatrywać pod innym jeszcze
względem; mianowicie według tego, c o ona głosi, według jej teo-
retycznej zawartości. To, co — w przypadku idealnym — orzeka
każde pojedyncze zdanie, jest pewną prawdą. Żadna prawda nie
jest jednakże w nauce izolowana, łączy się ona z innymi prawdami
w związki teoretyczne, które swą jedność zawdzięczają stosunkom
racji i następstwa. Ta obiektywna zawartość nauki, jeśli tylko czyni
zadość swej intencji, jest zupełnie niezależna od subiektywności
badacza i od swoistości natury ludzkiej w ogóle, jest właśnie pra -
wdą obiektywną.
Ku tej oto idealnej stronie kieruje się czysta logika, mianowicie
ku jej formie; znaczy to, że nie kieruje się ona ku temu, co należy
do swoistej materii określonych nauk szczegółowych, co stanowi o
odrębności ich prawd i form powiązania, lecz ku temu, co odnosi
się do prawd i teoretycznych związków prawd w ogóle. Dlatego
też do jej praw, mających charakter na wskroś idealny, musi stoso-
wać się każda nauka rozpatrywana od swej obiektywnej strony
teoretycznej.
Tym samym jednak owe obiektywne prawa zyskują również znaczenie
metodologiczne, a mają je także dlatego, że oczywistość m 16311
pośrednia rodzi się w związkach uzasadniania, | których normy nie są
niczym innym jak normatywnym sformułowaniem owych praw idealnych
ugruntowanych jedynie w kategoriach logicznych. Charakterystyczne
osobliwości uzasadnień, wydobyte w pierwszym rozdziale niniejszej
książki,* tu właśnie mają swe źródło i w pełni dadzą się wyjaśnić przez
to, że naoczna zrozumiałość w uzasad-

Por. wyżej, § 7, s. 17 nn. 1

A: (stają się).
Przesądypsychologistyczne - 165

nianiu — we wniosku, w powiązaniu apodyktycznego dowodu,


w jedności najobszerniejszych nawet teorii racjonalnych, ale także
w jedności uzasadniania prawdopodobieństwa — nie jest niczym
innym jak świadomością zgodności z idealnym (prawem) 1 .
Refleksja czysto logiczna, historycznie po raz pierwszy obudzona
przez geniusz Arystotelesa, wydobywa w drodze abstrakcji samo
prawo leżące u podstaw każdego takiego przypadku, sprowadza
mnogość uzyskiwanych w ten sposób i początkowo tylko pojedyn-
czych praw do prostych praw podstawowych i tak oto tworzy
system naukowy, który pozwala w uporządkowanej kolejności i
czysto dedukcyjnie wyprowadzić wszystkie w ogóle możliwe pra-
wa czysto logiczne — wszystkie możliwe „formy" wniosków, do-
wodów itp. Osiągnięcie to wykorzystane zostaje teraz dla celów
logiki praktycznej. W niej formy czysto logiczne przekształcają się
w normy, w reguły [mówiące], jak powinniśmy uzasadniać
oraz — w odniesieniu do możliwych tworów bezprawnych
— jak nam uzasadniać n i e w o 1 n o.
Zgodnie z tym normy dzielą się na dwie klasy: jedne, będące
apriorycznymi regułami wszelkiego uzasadniania, wszelkiego
związku apodyktycznego, mają naturę czysto idealną i do ludzkiej
nauki odnoszą się tylko dzięki oczywistemu przekładowi. Inne,
które możemy też scharakteryzować jako procedury tylko pomocnicze
bądź surogaty uzasadnień,* są empiryczne i w sposób i s t o t n y
odnoszą się do swoiście ludzkiej strony nauki; podstawę swą mają
przeto w ogólnej konstytucji człowieka, mianowicie z jednej | (dla
[logicznej] umiejętności ważniejszej) strony w konsty- Im tucji
psychicznej, z drugiej zaś nawet w konstytucji fizycznej.**
Por. wyżej, § 9, s. 22 nn.
**
Dobrym przykładem tych ostatnich stosunków jest też podstawowa umie -
jętność liczenia. Istota, która mogłaby przejrzeć i praktycznie opanować trójwy -
miarowe uporządkowanie grup (w szczególności w odniesieniu do rozmieszcze -
nia znaków) w sposób tak jasny, jak my, ludzie, możemy to czynić w odniesieniu
do uporządkowań dwuwymiarowych, miałaby zupełnie inne metody liczenia.
W kwestiach tego rodzaju por. moją Philosophie der Arithmetik; zwłaszcza o wpły-
wie warunków fizycznych na kształtowanie się metod, s. 257 n., s. 312 nn.

1
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
166 _, ■ ■ Rozdział ósmy

§ 43. Rzut oka na kontrargumenty idealistyczne.


Ich braki i ich słuszny sens

W sporze o psychologiczne bądź obiektywne uzasadnienie logiki zajmuję


więc stanowisko pośrednie. Antypsychologiści mieli na uwadze głównie
idealne prawa, psychologiści metodologiczne reguły; te pierwsze
scharakteryzowaliśmy wyżej jako czysto logiczne, te drugie jako
antropologiczne. Dlatego też oba stronnictwa nie mogły się porozumieć.
Jeśli psychologiści nie okazywali nazbyt wiele skłonności do tego, by
oddać sprawiedliwość istotnemu jądru argumentów swych przeciwników,
to jest to tym bardziej zrozumiałe, że u tych ostatnich pewną rolę
odgrywały wszystkie motywy, a nawet pomieszania psychologistyczne,
których przecież przede wszystkim trzeba było unikać. Także faktyczna
treść dzieł, które podawały się za wykłady logiki „czystej", bądź
„formalnej", musiała tylko utwierdzać psychologistów w ich negatywnej
postawie i wzbudzać w nich wrażenie, jakoby w proponowanej dyscy-
plinie chodziło tylko o fragment żenującej, a przy tym uparcie
ograniczanej psychologii poznania, resp. o uzasadnione w oparciu o nią
reguły poznania. W każdym razie antypsychologiści w argumentacji
swej* nie mieli prawa podkreślać: psychologia ma do czynienia z
prawami przyrodniczymi, logika natomiast z prawami
n o r m a t y w n y m i . P r z e c i w i e ń s t w e m p r a w a p r z y rodniczego
jako empirycznie ugruntowanej reguły faktyczne- FB 1651 f S° bytu
nie jest | prawo normatywne jako przepis, lecz prawo i d e a l n e w
sensie prawa ugruntowanego jedynie w pojęciach (ideach, czystych
(istotach pojęciowych)1) i dlatego nie empirycznego. Dopóki logicy
formalistyczni mówiąc o prawach normatywnych mieli na uwadze ten
charakter czysto pojęciowy, ich argumentacja miała niewątpliwie słuszne
odniesienie. Nie dostrzegali oni jednak teoretycznego charakteru
twierdzeń czysto logicznych, zapoznawali różnicę między prawami
teoretycznymi,

Por. wyżej, § 19, zwłaszcza s. 55 , oraz cytat z Drobischa, s. 36.

1
A: {pojęciach rodzajowych).
Przesądy psychologistyczne

167

które poprzez swą treść predestynowane są do regulowania po-


znania, a prawami normatywnymi, które same i z i s t o t y
mają charakter przepisów.
Także i to nie jest całkiem słuszne, że w psychologii nie ma
miejsca dla przeciwieństwa prawdy i fałszu:* o tyle mianowicie, że
prawda zostaje przecież w poznaniu „uchwycona", dzięki czemu
to, co idealne, staje się określnikiem realnych przeżyć. Z drugiej
strony twierdzenia, które odnoszą się do tego określnika w jego
pojęciowej czystości, z pewnością nie są prawami realnego procesu
psychologicznego; tutaj mylili się psychologiści, zapoznając w ogóle
istotę tego, co idealne, a zwłaszcza idealność prawdy. Ten ważny
punkt trzeba będzie jeszcze rozważyć szczegółowo.
W końcu także u podstaw ostatniego argumentu antypsycholo-
gistów** leżą nie tylko błędne, ale i słuszne przesłanki. Ponieważ
żadna logika, ani formalna, ani metodologiczna, nie jest w stanie
podać kryteriów, według których można by rozpoznać każdą pra-
wdę jako taką, to w psychologicznym uzasadnieniu logiki nie ma
błędnego koła. Czym innym jednak jest psychologiczne uzasadnie-
nie logiki (w zwykłym sensie [logicznej] umiejętności), czym in-
nym zaś psychologiczne uzasadnienie owej teoretycznie zamknię-
tej grupy twierdzeń logicznych, które nazwaliśmy „czysto logicz-
nymi". Pod tym zaś względem jest czymś rażąco niestosownym,
jakkolwiek tylko w niektórych przypadkach popada się tu w błęd-
ne koło, wywodzenie twierdzeń mających swą podstawę w | istot-
nych konstytuensach wszelkiej jedności teoretycznej, a tym samym
w pojęciowej formie systematycznej treści nauki jako takiej, z przy-
padkowej treści jakiejś szczegółowej nauki o faktach. Wystarczy to
sobie uzmysłowić na przykładzie zasady sprzeczności i pomyśleć
ją jako uzasadnioną przez jakąś naukę szczegółową; prawda więc,
która tkwi w sensie prawdy jako takiej, uzasadniona przez prawdy
dotyczące liczb, odcinków itp., czy zgoła przez prawdy dotyczące
fizycznych czy psychicznych faktów. W każdym razie przedstawi-
ciele logiki formalnej niestosowność tę także dostrzegali, tyle że

Por. wyżej, s. 56.


Por. wyżej, s. 57.
T
168 Rozdział ósmy

znów, myląc prawa czysto logiczne z prawami normatywnymi czy


kryteriami, mącili słuszną myśl pozbawiając ją w ten sposób
wszelkiej skuteczności.
Niestosowność polega na tym, że — jeśli skierujemy się ku jej
podstawom — twierdzenia odnoszące się jedynie do formy (tj. do
pojęciowych elementów teorii naukowej jako takiej) wywniosko-
wane mają być z twierdzeń o całkiem heterogenicznej za-
wartości.* Jasne jest teraz, że niestosowność w przypadku prostych
zasad, jak zasada sprzeczności, modus ponens itp., o tyle przybiera
postać błędnego koła, że wywiedzenie tych twierdzeń zakładałoby
już je w poszczególnych krokach dowodowych — nie jako prze-
słanki, lecz jako zasady dowodzenia, bez których samo dowodzenie
straciłoby swój sens i moc obowiązującą. Z tego względu można tu
mówićo refleksyjnym błędnym k o I e, w przeciwieństwie
do zwykłego albo bezpośredniego circulus in demonstmndo, gdzie
przesłanki i wnioski przechodzą w siebie nawzajem.
Spośród wszystkich nauk tylko czysta logika unika tych zarzutów,
gdyż jej przesłanki, w tym, do czego się przedmiotowo odno-^m 16711 sz^'
S£l nomo en czne z
g i wnioskami, | które uzasadniają. Unika ona dalej błędnego koła
dzięki temu, że twierdzeń zakładanych przez każdą dedukcję jako jej
naczelne zasady właśnie nie dowodzi w tejże [dedukcji] i że w ogóle nie
dowodzi twierdzeń będących założeniem wszelkiej dedukcji, lecz
sytuuje je na czele wszystkich dedukcji jako aksjomaty. Nadzwyczaj
trudne zadanie czystej logiki będzie więc polegało na tym, by z jednej
strony w drodze analizy wznieść się do aksjomatów, które są nieodzowne
jako punkty wyjścia i nie redukują się już do siebie nawzajem bez
popadania w bezpośrednie bądź refleksyjne błędne koło; następnie zaś, by
nadać taką formę i tak uporządkować dedukcje twierdzeń logicznych
(spośród których twierdzenia sylogistyki stanowią tylko niewielką część),
ażeby w każdym kroku nie tylko przesłanki, ale także naczelne
zasady kroków dedukcyjnych należały bądź do aksjomatów, bądź też
do twierdzeń już udowodnionych.

Trzeba przyznać, że niemożliwość teoretycznych związków między dzie-


dzinami heterogenicznymi i istota odnośnej heterogeniczności nie jest logicznie
przebadana w sposób wystarczający.
Przesądy psychologistyczne 169

§ 44. Drugi przesąd es

Ażeby potwierdzić swój pierwszy przesąd, zgodnie z którym jest


rzeczą zrozumiałą samą przez się, że reguły poznania muszą wspie-
rać się na psychologii poznania, psychologista* powołuje się na
faktyczną treść wszelkiej logiki. O czym się w niej mówi? Zawsze
przecież o przedstawieniach i sądach, o wnioskach i dowodach,
o prawdzie i prawdopodobieństwie, o konieczności i możliwości,
o racji i następstwie, oraz o innych, blisko z tymi związanych i
spokrewnionych pojęciach. Lecz czy pod tymi nazwami można
pomyśleć coś innego niż fenomeny i twory psychiczne? W przy-
padku przedstawień i sądów jest to już od razu jasne. Wnioski są
uzasadnieniami sądów za pośrednictwem sądów, uzasadnianie zaś
jest przecież czynnością psychiczną. Podobnie mówienie o praw -
dzie i prawdopodobieństwie, o konieczności i możliwości itd. od-
nosi się do sądów; to, co ma się tu na myśli, w każdym przypadku
| można wykazać tylko na sądach, tzn. [trzeba to] przeżyć. Czyż
nie jest więc dziwactwem, jeśli chce się twierdzenia i teorie odno-
szące się do fenomenów psychicznych wykluczyć z psychologii?
Pod tym względem rozróżnienie twierdzeń logicznych i metodolo-
gicznych jest bezużyteczne, zarzut dotyczy tak samo jednych jak i
drugich. Wszelka zatem próba, by choćby część logiki wyodrębnić
z psychologii jako rzekomą logikę „czystą", musi być uznana za z
gruntu opaczną.

§ 45. Obalenie: Także czysta matematyka


stałaby się gałęzią psychologii

Choć to wszystko wydaje się oczywiste, musi przecież być błędne.


O tym pouczają nas niedorzeczne konsekwencje, których, jak wie-
my, psychologizm nie może uniknąć. Ale jeszcze coś innego po-
winno tu nastrajać sceptycznie: naturalne pokrewieństwo zacho-

Por. argumentację przedstawioną wyżej w 2 akapicie § 18, s. 52.


170 *• Rozdział ósmy

dzące między doktrynami czysto logicznymi i arytmetycznymi, które


częstokroć skłaniało nawet do twierdzenia o ich teoretycznej jedności. Jak
już przy okazji wspomnieliśmy, także Lotze głosił, że matematyka
powinna być uważana za „rozwiniętą dla siebie gałąź ogólnej logiki".
„Tylko praktycznie uzasadniony podział nauczania", uważa on, pozwala
„nie dostrzegać legalnej ojczyzny matematyki w ogólnym państwie
logiki".* Według Riehla „można właściwie powiedzieć, że logika
koincyduje z ogólną częścią matematyki czysto formalnej (biorąc to
pojęcie w sensie H. Hankela)...".** Jakkolwiek by się tu sprawy miały, w
każdym razie argument, który słuszny byłby w odniesieniu do logiki,
trzeba by uznać także w odniesieniu do arytmetyki. Ustala ona prawa
dotyczące liczb, ich odniesień i zachodzących między nimi powiązań.
Liczby jednakże wyrastają z aktów tworzenia zbiorów (Kolligiereri) i
liczenia, to zaś m 169 i ' sa- czynn°ści psychiczne. Odniesienia wyrastają z
aktów odnoszenia, powiązania z aktów wiązania. Dodawanie i mnożenie,
odejmowanie i dzielenie — wszystko to są procesy psychiczne. I nie ma
tu nic do rzeczy, że potrzebują one zmysłowego oparcia, to samo dotyczy
przecież wszelkiego myślenia. Tak oto również sumy, iloczyny, różnice,
ilorazy i wszystko, co nadto w twierdzeniach arytmetycznych jawi się jako
podlegające regułom, nie są niczym innym niż wytworami psychicznymi,
podlegają więc prawom psychologii. Otóż choć dla nowoczesnej
psychologii wraz z jej poważnym dążeniem do ścisłości wszelkie
poszerzenie o teorie matematyczne byłoby nader pożądane, to jednak
trudno byłoby oczekiwać poklasku, gdyby ktoś chciał włączyć do niej jako
jej część samą matematykę. Heterogeniczności obu nauk nie sposób wręcz
nie dostrzec. Także z drugiej strony matematyk mógłby się tylko roze-
śmiać, gdyby ktoś zaproponował mu studia psychologiczne w celu
rzekomo lepszego i głębszego uzasadnienia jego ustaleń teoretycznych.
Słusznie powiedziałby, że światy matematyki i psychologii są sobie tak
bardzo obce, że już sama myśl o jakiejś mediacji byłaby
Lotze, Logik", § 18, s. 34 i § 112, s. 138.

I
A. Riehl, Der philosophische Kritińsmus und seine Bedeutung fur
die ■positiue Wissenschaft, t. II. cz. 1, s. 226.
Przesądy psychologistyczne 171

absurdalna; jeśli gdziekolwiek, to właśnie tutaj stosuje się mówie


nie o nemPacic etę al\o *

§ 46. Dziedzina badań czystej logiki, analogicznie do


dziedziny czystej matematyki, jest idealna

Zarzuty te jednakże znów doprowadziły nas do argumentowania


z konsekwencji. Jeśli wszelako | uwzględnimy ich treść, znajdzie-
my okazję do scharakteryzowania podstawowych błędów ujęcia
naszych przeciwników. Porównanie czystej l o g i k i z
c z y s t ą matematyką, dyscypliną bliźniaczą, lecz bardziej
dojrzałą i nie muszącą dopiero walczyć o swe prawo do samo -
dzielnej egzystencji, posłuży nam za wiarygodny motyw przewod-
ni. Najpierw skierujemy więc wzrok ku matematyce.
Nikt nie ujmuje t e o r i i c z y s t o matematycznych,
szczególnie np. czystej teorii liczb, jako „części bądź gałęzi psycho-
logii", jakkolwiek bez liczenia nie mielibyśmy liczb, bez sumowa-
nia — sum, bez mnożenia — iloczynów itd. Wszystkie arytmetycz-
ne twory operacyjne odsyłają do pewnych psychicznych aktów
operacji arytmetycznych, tylko poprzez refleksję nad nimi można
„wykazać", czym jest liczba, suma, iloczyn itp. Lecz mimo tego
„psychologicznego źródła" pojęć arytmetycznych każdy uzna za
błędną |j,etdpaoic [twierdzenie], że prawa matematyczne są psy-
chologiczne. Jak to wyjaśnić? Tutaj jest tylko jedna odpowiedź.
Naturalnie psychologia ma do czynienia z liczeniem i z przepro-
wadzaniem operacji arytmetycznych jako z pewnymi faktami,

Por. w celu uzupełnienia piękne wywody Natorpa, „Uber objektive und


subjektive Begriindung der Erkenntnis", Philos. Monatshefte, XXIII, s. 265 n. Nastę-
pnie inspirującą książkę G. Fregego: Die Grundlagen der Arithmetik (1884), s. VI n.
(Nie muszę tu chyba mówić, że nie podzielam już zasadniczej krytyki, jakiej
poddałem antypsychologistyczne stanowisko Fregego w mej Philosophie der Arith-
metik.) Przy okazji należy w związku z całą dyskusją niniejszych Prolegomenów
wskazać na przedmowę do późniejszej książki Fregego, Die Grundgesetze der Arith-
metik, 1.1, Jena 1893.
172 '--.• vr Rozdział ósmy

przebiegającymi w czasie aktami psychicznymi. Jest ona przecież


empiryczną nauką o faktach psychicznych w ogóle. Zupełnie inaczej
arytmetyka. Dziedzina jej badań jest znana, określona jest w sposób
zupełny i nieprzekraczalny przez tak dobrze nam znajomy szereg
idealnych species 1,2,3,.... W tej sferze o indywidualnych faktach, o
czasowym określeniu w ogóle nie ma mowy. Liczby, sumy i iloczyny
liczb (i temu podobne) nie są przypadkowo przebiegającymi tu i ówdzie
aktami liczenia, sumowania, mnożenia itd. Rzecz jasna, są one też
czymś różnym od przedstawień, w których za każdym razem są
przedstawiane. Liczba pięć nie jest moim ani nikogo innego liczeniem do
pięciu, nie jest też moim ani nikogo innego przedstawieniem pięciu. Pod
tym ostatnim wzglę-rc$VIj 1 dem jest ona możliwym | przedmiotem
aktów przedstawiania, pod pierwszym jest idealną s p e c i e s (formy)1,
której konkretne przypadki jednostkowe występują w pewnych
aktach liczenia (po stronie tego, co w nich obiektywne,
ukonstytuowanego kollektwum) 1. W obu przypadkach nie sposób bez
popadania w niedorzeczność ująć ją jako część a l b o stronę przeżyć
psychicznych, a więc jako coś realnego. 3 Jeśli (jasno)4 sobie uprzyta-
mniamy, czym właściwie jest liczba pięć, jeśli więc urabiamy sobie
adekwatne przedstawienie pięciu, to najpierw tworzymy uczłono-wany
akt kolektywnego przedstawienia dowolnych pięciu obiektów. W nim
dane jest naocznie (kollektwum w pewnej formie uczłonowania, a tym
samym)5 pewien przypadek jednostkowy wskazanej species liczby. W
odniesieniu do tego naocznego przypadku jednostkowego
przeprowadzamy teraz „abstrakcję", tzn. nie tylko wydobywamy (z tego,
co naocznie zobaczone jako takiego) 6,
1
Dodatek wydania B.
2
Dodatek wydania B. W wydaniu A dalej: < — podobnie jak np. species barwy
czerwień w aktach doznawania czerwieni).
3
W wydaniu A dalej: (W aktach liczenia odnajdujemy wprawdzie coś indywi
dualnie jednostkowego in specie jako idealną jedność. Lecz ta jedność nie jest czę
ścią tego, co jednostkowe).
4
A: (w pełni i całkowicie).
5
A: (, jako jego forma uczłonowania,).
6
A: (to, co jednostkowe).
Przesądy psychologistyczne 173

niesamodzielny moment formy zbioru (Kollektionsform), lecz także


uchwytujemy w nim ideę: liczba pięć jako species (formy)1 wkracza
do (domniemującej)2 świadomości. (Tym, co domniemane, nie jest
teraz ów przypadek jednostkowy,) 3 (to, co naocznie zobaczone) 4
jako całość, ani też zawarta w nim, jakkolwiek dla siebie nie dająca
się oddzielić forma; tym, co domniemane, jest (raczej) 5 idealna
s p e c i e s (formy),w sensie arytmetyki (po prostu) 7 jedna, nie-
zależnie od tego, w ilu aktach może ona (ujednostkowiać się na
naocznie ukonstytuowanych przedstawieniach zbiorowych) 8; tym
samym w żaden sposób nie uczestniczy ona w (przypadkowości
aktów wraz z ich) czasowością i przemijalnością. Akty liczenia
powstają i przemijają, w odniesieniu do liczb nie sposób sensownie
mówić o czymś takim.
Do takich właśnie idealnych jednostek (Einzelheiteń) (najniższych
species w wyróżnionym sensie, który należy ostro odróżnić od
empirycznych klas) odnoszą się twierdzenia arytmetyczne, zarówno
numeryczne (tzn. arytmetycznie jednostkowe), jak i algebraiczne (tzn.
arytmetycznie ogólne). O tym, co realne, nie mówią one po prostu nic;
ani o tym, co jest liczone, ani też o aktach, w których przebiega |
liczenie, resp. w których konstytuują się te [A 172] czy tamte pośrednie
charakterystyki liczb. Konkretne liczby i twierdzenia o liczbach | należy
zaliczyć do tych dziedzin naukowych, [B172] do których należą odnośne
konkretne jednostki; natomiast twierdzenia o procesach myślenia
arytmetycznego należy zaliczyć do psychologii. W sposób ścisły i
właściwy przeto twierdzenia arytmetyczne nie mówią też nic o tym, co
„zawiera się w naszych

1
Dodatek wydania B.
2
W wydaniu A drukiem rozstrzelonym.
3
W wydaniu A drukiem rozstrzelonym.
4
A: (przedstawienie kolektywne).
5
W wydaniu A drukiem rozstrzelonym.
6
Dodatek wydania B.
7
Dodatek wydania B.
8
A: (być ujmowana przedmiotowo).
9
A: (indywidualnej jednostkowości tego, co realne, wraz z jego).
174 Rozdział
ósmy
samych tylko przedstawieniach liczb"; nie mówiąc o żadnych przed-
stawieniach, nie mówią też o naszych. Traktują one natomiast o
samych liczbach i związkach (liczb) 1, w abstrakcyjnej czystości i
ogólności. Twierdzenia arithmetica universalis — nomologii arytme-
tycznej, jak też moglibyśmy powiedzieć — to prawa, które podsta-
wę swą mają j e d y n i e w i d e a l n e j i s t o c i e rodzaju l i -
czba. Ostateczne jednostki pozostające w zakresie tych
praw są i d e a 1 n e, są to numerycznie określone liczby, tj. najniż-
sze specyficzne odmiany rodzaju liczba. Do nich przeto odnoszą
się twierdzenia arytmetycznie jednostkowe, twierdzenia arithmetica
numerosa. Powstają one przez zastosowanie owych ogólnych praw
arytmetycznych do numerycznie danych liczb, wyrażają to, co za-
wiera się w idealnej istocie tych danych liczb. Żadnego z tych
twierdzeń nie można zredukować do twierdzenia empirycznie
ogólnego, choćby nawet była to ogólność możliwie największa,
empiryczna bezwyjątkowość w dziedzinie całego realnego świata.
To, co tu wywiedliśmy w odniesieniu do czystej arytmetyki, w
całości przenosi się na czystą l o g i k ę . Także tutaj uznajemy za
oczywisty fakt, że pojęcia logiczne mają psychologiczne źródło,
(ale)2 także (tutaj)3 przeczymy psychologicznym konsekwencjom,
jakie się stąd wyciąga. Wobec tego zakresu, jaki przyznaliśmy logi-
ce w sensie umiejętności poznania naukowego, naturalnie
nie podajemy w wątpliwość, że w znacznej mierze ma ona do
czynienia z przeżyciami psychicznymi. Z pewnością metodologia
[A 173] | badania i dowodzenia naukowego wymaga obszernego uwzględ-
nienia natury procesów psychicznych, w których się one dokonują.
[B173] | Stosownie do tego terminy logiczne, takie jak przedstawienie,
pojecie, sąd, wniosek, dowód, teoria, konieczność, prawda itp., bę-
dą mogły i będą musiały występować także jako nazwy klas prze-
żyć psychicznych i tworów o charakterze dyspozycji. Przeczymy
natomiast, by coś takiego miało miejsce w czysto logicznych czę-
ściach dyskutowanej umiejętności. Przeczymy, by czysta logika,

1
A: (liczbowych).
2
A: (i).
3
A: (teraz).
Przesądy psychologistyczne 175

którą trzeba wydzielić jako samodzielną dyscyplinę teoretyczną,


kiedykolwiek kierowała się ku faktom psychicznym i prawom,
które należałoby scharakteryzować jako psychologiczne. Wiemy
już wszak, że prawa czystej logiki, jak np. proste „prawa myśle-
nia" czy formuły sylogistyczne, tracą swój istotny sens, gdy tylko
próbuje się je interpretować jako psychologiczne. Z góry jest więc
jasne, że p o j ę c i a , z k t ó r y c h zbudowane są te i
podobne prawa, n i e mogą mieć zakresu empiry-
cznego. Innymi słowy: nie mogą one mieć charakteru pojęć tyl ko
uniwersalnych, których zakres obejmuje jednostki faktyczne, lecz
mus zą być rzetelnymi pojęciam i ogólnymi, k t ó r y c h
z a k r e s z ł o ż o n y j e s t w y ł ą c z n i e z j e d n o stek
idealnych, z rzetelnych s p e c i e s . Z tego jasno wynika,
że wymienione terminy, i w ogóle wszystkie, które występują w
kontekście czystej logiki, muszą mieć charakter ekwiwo-kacyjny,
tak że z jednej strony ich znaczeniem są pojęcia klas tworów
psychicznych, należące do psychologii, z drugiej zaś pojęcia
ogólne, odnoszące się do jednostek idealnych i należące do sfery
praw czystych.

§ 47. Potwierdzenie poprzez rozpatrzenie podstawowych


pojęć logicznych i sensu praw logicznych

Potwierdza się to, gdy nawet tylko pobieżnie spojrzymy na de facto


przeprowadzone w historii opracowania logiki, zwracając przy tym
szczególną uwagę na fundamentalną | różnicę między subie- [A174]
ktywno-antropologiczną | jednoś cią poznania a [B174]
obiektywnie-idealną j e d n o ś c i ą t r e ś c i poznania.
Natychmiast ujawniają się wtedy ekwiwokacje i wyjaśniają złudny pozór,
jakoby treści rozpatrywane pod tradycyjną nazwą „nauki o elementach"
były wewnętrznie homogeniczne i w całości miały charakter
psychologiczny.
Rozpatruje się tam przede wszystkim przedstawienia i
rozpatruje się je w znacznej mierze także psychologicznie; możli-
176 - Rozdział ósmy

wie głęboko bada się procesy apercepcyjne, w których przedstawienia


powstają. Gdy jednak dochodzi się do zróżnicowania istotnych „form"
przedstawień, w sposobie prowadzenia rozważań zaznacza się już pewne
pęknięcie, które ciągnie się przez całą naukę o formach sądów, by
największą głębokość osiągnąć w nauce o formach wniosków, jak również
przynależnych tu prawach myślenia. Termin przedstawienie nagle traci
charakter psychologicznego pojęcia odnoszącego się do [empirycznej]
klasy. Staje się to oczywiste, gdy zadajemy pytanie o jednostkę, która ma
podpadać pod pojęcie przedstawienia. Gdy logik ustala różnice, takie jak
między przedstawieniami jednostkowymi a ogólnymi (Sokrates - człowiek
w ogóle, liczba cztery - liczba w ogóle), między atrybutywnymi a
nieatrybutywnymi (Sokrates, biel - człowiek, barwa) itp., albo też gdy
wylicza rozmaite formy powiązań przedstawień w nowe przedstawienia,
jak powiązania koniunktywne, dysjunktywne, determinujące itp., albo też
gdy klasyfikuje istotne stosunki zachodzące między przedstawieniami,
jak stosunki dotyczące treści i zakresu, to każdy przecież musi dostrzec,
że mówi się tu nie o jednostkach fenomenalnych, lecz specyficznych.
Przyjmijmy, że ktoś jako przykład logiczny wypowiada zdanie:
Przedstawienie trójkąta zawiera w sobie przedstawienie figury
[geometrycznej], zaś zakres tego drugiego obejmuje zakres pierwszego.
Czy mówi się tutaj o subiektywnych przeżyciach jakiejkolwiek osoby i o
realnym zawieraniu się fenomenów w fenomenach? Czy do zakresu tego,
co ^B1751 f tutaJ * we wszystkich | podobnych kontekstach znaczy przed-
stawienie, należą, jako różne człony przedstawienie trójkąta, które
mam teraz, i to, które będę miał za godzinę; czy też raczej należy tu, jako
jedyny człon, przedstawienie „trójkąt", obok, znów jako [odrębne]
j e d n o s t k i , przedstawienia „Sokrates", przedstawienia „lew" itp?
We wszelkiej logice dużo mówi się o s ą d a c h; tu także jednak
zachodzi ekwiwokacja. W psychologicznych częściach umiejętno-
ści logicznej mówi się o sądach jako [aktach] uznawania za
p r a w d ę, a więc mówi się o ukształtowanych w określony sposób
przeżyciach świadomych. W częściach logicznych o tym nie ma już
mowy. Sąd znaczy tu tyle, co zdanie i to rozumiane nie jako
gramatyczna, lecz idealna jedność znaczeniowa. Doty-
Przesądy psycho logistyczne Y77

czy to tych wszystkich rozróżnień form, resp. aktów sądów, które


stanowią konieczną podstawę praw czysto logicznych. Sąd katego-
ryczny, hipotetyczny, dysjunktywny, egzystencjalny, czy jak tam
jeszcze brzmią ich nazwy, w czystej logice nie są nazwami klas
sądów, lecz nazwami idealnych form zdań. To samo odnosi się do
form wniosków: do wniosku egzystencjalnego, wniosku kate -
gorycznego itd. Odnośne analizy są analizami znaczeń, a więc by-
najmniej nie analizami psychologicznymi. Analizowane są nie
indywidualne fenomeny, lecz formy intencjonalnych jedności, nie
przeżycia wnioskowania, lecz wnioski. Kto, mając na celu analizę
logiczną, mówi: kategoryczny sąd „Bóg jest sprawiedliwy" zawiera
podmiotowe przedstawienie „Bóg", ten z pewnością nie mówi o
sądzie jako przeżyciu psychicznym, spełnianym przez niego albo
kogoś innego, ani też nie o zawartym w nim psychicznym akcie
pobudzanym przez słowo („Bóg") 1; mówi on o zdaniu „Bóg jest
sprawiedliwy", będącym jednym zdaniem, na przekór mnogo -
ści możliwych przeżyć, oraz o przedstawieniu „Bóg", które znów
jest jednym przedstawieniem — inaczej być nie może w przy -
padku poszczególnych części jednej całości. I odpowiednio do
tego | logik posługując się wyrażeniem „każdy sąd" ma na myśli
nie „każdy akt sądzenia", lecz „każde obiektywne zdanie". Do
zakresu logicznego pojęcia sądu nie należą w sposób równopraw -
ny właśnie przeżyty przeze mnie sąd „2x2 = 4" i sąd „2x2 = 4",
który wczoraj albo kiedykolwiek indziej był przeżyciem moim albo
jakiejkolwiek innej osoby. Przeciwnie, w odnośnym zakresie nie ma
ani jednego z tych aktów, figuruje tam jednak po prostu „2x2 = 4",
a obok niego np. „Ziemia jest bryłą", twierdzenie Pitagorasa itp.,
i to każde jako oddzielny człon. Naturalnie, dokładnie tak samo
mają się sprawy, gdy ktoś mówi: „sąd S wynika z sądu P" i we
wszystkich podobnych przypadkach.
W ten też dopiero sposób określony zostaje prawdziwy sens
praw logicznych, i to tak, jak scharakteryzowały go nasze uprzed-
nie analizy. Zasada sprzeczności, twierdzi się, jest sądem o sądach.
Jeśli jednak przez sądy rozumie się przeżycia psychiczne, akty uzna-

1
W wydaniu A brak cudzysłowów.
178 Rozdział
ósmy

wania za prawdę, przeświadczenia (itd.) 1, to ujęcie to nie może być


słuszne. Ten, kto wypowiada zasadę, sądzi; lecz ani zasada, ani to, o
czym ona sądzi, nie są sądami. Kto orzeka: („Z dwóch sądów
kontradyktorycznych jeden jest prawdziwy i jeden fałszywy") 2, ten ma na
myśli, o ile sam siebie nie rozumie błędnie (co z powodze niem może się
zdarzyć w późniejszej interpretacji), nie prawo dotyczące aktów sądów,
lecz prawo dotyczące t r e ś c i sądów, innymi słowy: i d e a l n y c h
znaczeń, które zwykliśmy krótko nazywać zdaniami. Lepsze wyrażenie
brzmiałoby więc: („Z dwóch zdań kontradyktorycznych jedno jest
prawdziwe i jedno fałszy-N317711 we")3-* Jasne I jest też/ że aby | zrozumieć
zasadę sprzeczności, nie potrzebujemy nic ponad to, że sobie uobecnimy
sens znaczeń przeciwstawnych zdań. Nie potrzebujemy tu myśleć o sądach
jako realnych aktach, te w żadnym wypadku nie byłyby stosownymi
obiektami. Wystarczy na to tylko spojrzeć, by bezpośrednio zrozumieć, że
do zakresu tych praw logicznych należą tylko sądy w sensie

Nie wolno mylić zasady sprzeczności z normatywną zasadą odnoszącą się


do sądów, będącą jego oczywistą konsekwencją: („Z dwóch sądów kontradyktory-
cznych jeden jest słuszny") 4- Pojęcie słuszności (jest skorelowane z pojęciem} 5
prawdy. Słuszny jest sąd, gdy uznaje za prawdziwe to, co jest prawdziwe; a więc
sąd, którego ('treść') jest zdaniem prawdziwym. Logiczne predykaty prawdziwy
i fałszywy, zgodnie ze swym właściwym sensem, dotyczą wyłącznie zdań, w sen-
sie idealnych znaczeń wypowiedzi. — Pojęcie sądu kontradyktorycznego znów
(jest skorelowane z pojęciem) kontradyktorycznego zdania: W sensie (noetycz-
nym)8 sądy są kontradyktoryczne, gdy ich t r e ś c i (ich idealne znaczenia) pozo-
stają w owym opisowo określonym stosunku, który oznaczamy — w sensie (for-
malno-logicznym) —jako kontradykcję.

1
A: (eta).
2
W wydaniu A brak cudzysłowów.
3
W wydaniu A brak cudzysłowów.
4
W wydaniu A brak cudzysłowu.
5
A: (zakłada pojęcie).
6
W wydaniu A brak cudzysłowu.
7
A: (zakłada pojęcie).
8
A: (przenośnym).
9
A: (właściwym).
Przesądy psychologistyczne 179

idealnym — zgodnie z czym sąd („das" Urteil) „2x2 = 4" jest jed-
nym sądem, obok sądu („kem" Urteil) „Istnieją smoki", obok twier-
dzenia („dem" Satz) o sumie kątów trójkąta itp. — lecz nie ma tam
ani jednego z rzeczywistych czy przedstawionych aktów sądów, któ-
rych nieskończona mnogość odpowiada każdej z tych idealnych jed-
ności. Odnosi się to nie tylko do zasady sprzeczności, lecz do wszy-
stkich twierdzeń czysto logicznych, np. do twierdzeń sylogistyki.
Różnica między podejściem psychologicznym, gdzie terminy
oznaczają klasy przeżyć psychicznych, a podejściem obiektywnym
albo idealnym, gdzie te same terminy reprezentują (idealne) 1 ro-
dzaje i gatunki, nie jest poboczna ani czysto subiektywna; określa
ona różnicę zachodzącą między istotnie różnymi naukami. Czysta
logika i arytmetyka, jako nauki o idealnych jednostkach pewnych
rodzajów (albo też o tym, co a priori ma swą podstawę w idealnej
istocie tych rodzajów), są oddzielone od psychologii będącej nauką
o indywidualnych jednostkach pewnych empirycznych klas.

§ 48. Decydujące różnice

Podkreślmy na koniec decydujące różnice, od których uznania, resp.


zlekceważenia uzależniona jest cała postawa wobec argumentacji
psychologistycznej. Oto one:
| 1. Zachodzi istotna, po prostu nieprzekraczalna różnica mię-
dzy naukami idealnymi a realnymi. Te pierwsze są aprioryczne, te
drugie empiryczne, jeśli te pierwsze rozwijają ogólne [twierdzenia]
mające charakter idealnych praw, ugruntowane w pojęciach będą-
cych rzetelnymi generalizacjami (generellen), to te drugie ustalają,
i to z oczywistym prawdopodobieństwem, [twierdzenia] o chara-
kterze praw realnych, odnoszące się do sfery faktów. Zakresem
pojęć ogólnych w tych pierwszych jest zakres najniższych odmian
gatunkowych, w tych drugich — zakres indywidualnych, określo-
nych co do czasu jednostek; tam więc ostatecznymi przedmiotami

1
A: (arystotelesowskie).
180 Rozdział
ósmy
[A179]l są idealne species, tu — empiryczne fakty. Oczywiście, założone są
[B 179]}
tu już istotne różnice między prawem przyrody a prawem ideal-
nym, miedzy uniwersalnymi twierdzeniami o faktach (które mogą
występować w przebraniu generalizacji: wszystkie kruki są czarne
— kruk jest czarny) a twierdzeniami będącymi rzetelnymi genera-
lizacjami (takimi jak ogólne twierdzenia czystej matematyki), mię-
dzy empirycznym pojęciem klasy a idealnym pojęciem gatunku
itp. Słuszna ocena tych różnic całkowicie uzależniona jest od osta-
tecznego wyrzeczenia się empirystycznej teorii abstrakcji, która,
będąc współcześnie teorią dominującą, skutecznie uniemożliwia
zrozumienie wszelkiej tematyki logicznej; później będziemy jesz-
cze mówić o tym szczegółowo. ((Por. tom II, s. 106 nn.))1
2. We wszelkim poznaniu, szczególnie zaś we wszelkiej nauce,
należy uwzględnić fundamentalną różnicę między trzema związ-
kami:
a) Związek przeżyć poznawczych,w których nauka się
subiektywnie realizuje, a więc psychologiczny związek
przedstawień, sądów, wglądów, przypuszczeń, pytań itd., w któ
rych przebiega badanie albo też pomyślana zostaje teoria dawno
już odkryta.
b) Związek badanych w nauce i teoretycznie poznawa
nych rzeczy, które jako takie stanowią dziedzinę (Gebiet)
tej nauki. Związek | badania i poznawania w widoczny sposób jest
czym innym niż związek tego, co badane i poznawane.
c) Związek logiczny, tzn. specyficzny związek idei teo
retycznych, który konstytuuje jedność prawd danej dyscypliny
naukowej, szczególnie naukowej teorii, dowodu albo wniosku, resp.
także jedność pojęć w prawdziwym zdaniu, prostych prawd
w związkach prawd itp.
W przypadku fizyki np. rozróżniamy związek przeżyć psychi-
cznych kogoś, kto myśli na sposób fizykalny, od poznawanej przez
niego fizycznej przyrody, oba zaś od idealnego związku prawd w
teorii fizykalnej, a więc w tej jedności, jaką jest analityczna mecha-
nika, optyka teoretyczna itp. Także forma uzasadniania prawdopo-
dobieństwa, przenikająca związek faktów i hipotez, należy do sze-
Dodatek wydania B.
Przesądy psychologistyczne 181
regu tego, co logiczne. Związek logiczny jest idealną formą, ze
względu na którą mówi się in specie o tej samej prawdzie, o tym
samym wniosku i dowodzie, o tej samej teorii i racjonalnej dyscy -
plinie — o tej samej i j e d n e j , niezależnie od tego, kto „ją"
może pomyśleć. Jedność tej formy jest określoną przez prawo jed-
nością obowiązywania. Prawa, którym podlega ona pospołu z [for-
mami] podobnymi do niej, są prawami czysto logicznymi. Obej-
mują one przeto wszelką naukę i to obejmują ją nie przez wzgląd
na jej zawartość psychologiczną i przedmiotową, lecz idealną za-
wartość znaczeniową. Jest przy tym rzeczą oczywistą, że określone
związki pojęć, twierdzeń, prawd, stanowiące idealną jedność danej
nauki, tylko o tyle można nazwać logicznymi, o ile podpadają one
pod logikę jako przypadki jednostkowe, same jednak nie należą
d o logiki jako jej części składowe.
Naturalnie trzy rozróżnione związki dotyczą logiki i arytmety-
ki tak samo, jak wszystkich innych dyscyplin; tyle, że tutaj badane
rzeczy nie są, tak jak w | fizyce, realnymi faktami, lecz idealnymi
species. W przypadku logiki jej swoistość prowadzi do wspomnia-
nej już przy okazji osobliwości [polegającej na tym], że idealne
związki stanowiące jej teoretyczną jedność podpadają jako przy-
padki szczegółowe pod prawa, które ona sama ustala. Prawa logi -
czne jednocześnie są częściami i regułami tych związków, należą
one do z wi ą z ku t e or e t yc z ne go,a je dnoc z e ś ni e do dz ie -
dziny nauki logicznej.

§ 49. Trzeci przesąd. Logika jako teoria oczywistości

Trzeci przesąd* formułujemy w następujących twierdzeniach:


Wszelka prawda umiejscowiona jest w sądzie. Jako prawdziwy
jednakże rozpoznajemy sąd tylko w przypadku jego oczywi -
s t o ś c i . (Słowo to oznacza — powiada się —) 1 ów swoisty i każ-

W argumentacji rozdziału III szczególną rolę odegrał on w § 19, s. 57. 1

A: (Słowem tym oznaczamy).


r 182 Rozdział
ósmy

demu dobrze znany z jego wewnętrznego doświadczenia chara-


kter psychiczny, (owo jedyne w swoim rodzaju poczucie, które) 1
dołączając się do sądu poręcza jego prawdziwość. Jeśli tedy logika
jest umiejętnością, która ma wspierać nas w poznaniu prawdy, to
rozumie się samo przez się, że prawa logiczne są twierdzeniami
psychologii. Są to mianowicie twierdzenia, które pouczają nas o
(psychologicznych) 2 warunkach, od których zależy istnienie, bądź
brak owego („poczucia oczywistości") 3- Do tych twierdzeń, zgod-
nie z naturą rzeczy, nawiązują następnie praktyczne przepisy ma-
jące nas wspierać w realizacji sądów zdolnych do osiągnięcia owe -
go wyróżnionego charakteru. Gdy mówi się więc o prawach bądź
normach logicznych, można mieć na myśli również te ufundowane
psychologicznie reguły myślenia.
O takie ujęcie ociera się już Mili, gdy mając na uwadze odgraniczenie logiki od
psychologii, twierdzi: „The properties of Thought which concern , Logic, are some
ofits contingent properties; those, namely, on thepresence fB 18111 °fwhich depends
good thinking, as distinguished from bad."* W dalszych | wy-wodach ponownie określa
logikę jako (ujmowaną psychologicznie) „theo-rie" lub „Philosophy of
Evidence",** skądinąd nie mając przy tym bezpośrednio na uwadze twierdzeń
czysto logicznych. W Niemczech ten punkt widzenia występuje niekiedyjuż u
Sigwarta. Według niego „żadna logika nie może postępować inaczej niż tak, że
uświadamia sobie ona warunki, pod którymi pojawia się to subiektywne poczucie
konieczności (w poprzednim akapicie 'subiektywne poczucie oczywistości') i
daje im ogólny wyraz".*** W tym samym kierunku zmierzają też liczne
wypowiedzi Wundta. W jego Logik czytamy np.: „Zawarte w określonych
powiązaniach myślenia własności oczywistości i powszechnej ważności pozwala-
ją... logicznym prawom myślenia wyłonić się z praw psychologicznych." Ich
„normatywny charakter uzasadniony jest jedynie tym, że niektóre

J. St. Mili, An Examinaticmv, s. 462. *


Tamże, s. 473,475,476,478. Sigwart,
Logik I11, s. 16.

1
A: ((zwykle nazywany poczuciem), który).
A: (psychicznych). 3 W wydaniu A
brak cudzysłowów.

I
Przesądy psychologistyczne 183

spośród psychologicznych powiązań myślenia faktycznie posiadają oczy-


wistość i powszechną ważność. Wtedy bowiem dopiero staje się możliwe,
że w stosunku do myślenia w ogóle stawiamy wymóg, by czyniło ono
zadość warunkom oczywistości i powszechnej ważności". — „Same te
warunki, które muszą być spełnione, by można było osiągnąć oczywi -
stość i powszechną ważność, oznaczamy jako logiczne prawa myśle -
nia..." Wyraźnie zostaje jeszcze podkreślone: „myślenie psychologiczne
zawsze pozostaje formą obszerniejszą".*
W literaturze logicznej (końca ubiegłego wieku) 1 interpretacja logiki
jako praktycznie stosowanej psychologii oczywistości niewątpliwie zy-
skuje na ostrości i obszerności. Na szczególną wzmiankę zasługuje tu
Logika Hóflera i Meinonga, gdyż należy ją uznać za pierwszą rzeczywiście
przeprowadzoną próbę przeforsowania w całej logice z możliwie najwięk-
szą konsekwencją punktu widzenia psychologii oczywistości. Jako głów-
ne zadanie logiki | wymienia Hófler badanie „zrazu psychologicznych
praw, zgodnie z którymi wystąpienie oczywistości zależy od określonych
własności naszych przedstawień i sądów".** „Spośród wszystkich wystę -
pujących rzeczywiście albo tylko dających się przedstawić jako możliwe
zjawisk myślenia" logika powinna „wydobyć te gatunki ('formy') myśli,
którym oczywistość przysługuje albo bezpośrednio, albo też które są ko-
niecznymi warunkami wystąpienia oczywistości".*** Jak bardzo serio jest
to pomyślane psychologicznie, pokazują pozostałe wywody. Tak np. me -
toda logiki, o ile dotyczy ona teoretycznych podstaw nauki o słusznym
myśleniu, scharakteryzowana jest jako taka, która stosuje psychologię wo-
bec wszystkich zjawisk psychicznych; powinna ona o p i s a ć zwła-
szcza zjawiska słusznego myślenia i sprowadzić je, w tej mierze, w ja -
kiej jest to możliwe, do prostych praw, tzn. wyjaśnić [zjawiska] za-

Wundt, Logik I", s. 91. Wundt ciągle stawia tu na równi oczywistość i po-
wszechną ważność. Co się tyczy tej ostatniej, to odróżnia on subiektywną ważność
powszechną, która jest tylko konsekwencją oczywistości, oraz obiektywną, która
jest tym samym co postulat zrozumiałości (Begreiflichkeit) doświadczenia. Ponie-
waż jednak uprawomocnienie i stosowne wypełnienie tego postulatu znów opiera
się na oczywistości, to uwzględnienie powszechnej ważności w zasadniczym roz -
ważaniu dotyczącym punktów wyjścia nie wydaje się wykonalne. **
Logik. Unter Mitwirkung von A. Meinong verfasst von A. Hofler, Wien 1890,
s. 16 u góry.
Tamże, s. 17.

A: (ostatniego dziesięciolecia).
184 Rozdział ósmy

gmatwane odwołując się do prostych (tamże, s. 18). W dalszej kolejności


logicznej nauce o wniosku przydzielone zostaje zadanie „ustalenia
praw..., od jakich przesłanek uzależnione jest to, czy można z nich z
oczywistością wysnuć jakiś określony sąd". Itd.

§ 50. Równoważne przekształcenie twierdzeń logicznych w


twierdzenia o idealnych warunkach oczywistości sądu.
Powstałe w wyniku twierdzenia nie są psychologiczne

Przejdźmy teraz do krytyki. Dalecy jesteśmy wprawdzie od tego, by


uznawać niepodważalność traktowanego współcześnie jako obiegowy
komunał(, choć usilnie domagającego się rozjaśnienia) 1 twierdzenia
rozpoczynającego argument — mianowicie, że wszelka prawda tkwi w
sądzie; naturalnie jednak nie wątpimy, że poznawanie prawdy i
głoszenie jej z roszczeniem do prawomocności zakłada dokonanie
wglądu w prawdę. Podobnie nie [wątpimy] i w to, że umiejętność
logiczna powinna przebadać (psychologiczne) 2 warunki, od których
uzależnione jest pojawienie się w sądzeniu [A 183] oczywistości.
Możemy wyjść nawet | o jeszcze jeden krok dalej [B183] naprzeciw
krytykowanego ujęcia. | Jakkolwiek i teraz zamierzamy utrzymać różnicę
między twierdzeniami czysto logicznymi a metodologicznymi, wyraźnie
przyznajemy wobec tych pierwszych, że w pewien sposób odnoszą się
one do (tej psychologicznej danej, jaką)3 jest oczywistość, i w pewnym
sensie określają (jej psychologiczne)4 warunki.
Odniesienie to wszelako uznajemy za czysto idealne i tylko
pośrednie. Przeczymy, by same prawa czysto logiczne choćby w
najmniejszym stopniu orzekały coś o oczywistości i jej warunkach.
Sądzimy, iż umiemy pokazać, że owo odniesienie do przeżyć oczy-

1
Dodatek wydania B.
2
A: (psychiczne).
A: (psychicznego charakteru jakim). A:
(jego psychiczne).
Przesądy psychologistyczne 185

wistości uzyskują one tylko dzięki zastosowaniu, resp. przekształ-


ceniu, mianowicie w taki sam sposób, jak każde prawo „ugrunto-
wane jedynie w czystych pojęciach" może zostać przeniesione na
przedstawioną w sposób ogólny dziedzinę empirycznych przypad-
ków jednostkowych owych pojęć. Powstałe w ten sposób twierdze-
nia o oczywistości nadal zachowują swój aprioryczny charakter,
zaś orzekane teraz przez nie warunki oczywistości bynajmniej nie
są warunkami psychologicznymi, a więc (realnymi) 1. Twierdzenia
czysto pojęciowe przekształcają się raczej, tutaj jak i w każdym
analogicznym przypadku, w wypowiedzi o idealnych niezgodno-
ściach, resp. możliwościach.
Proste rozważanie umożliwi nam osiągnięcie w tym względzie
jasności. Z każdego prawa czysto logicznego można, w drodze a
priori możliwego (oczywistego) przeformułowania odczytać pew-
ne twierdzenia o oczywistości, jeśli kto woli, warunki oczywistości.
Zasada sprzeczności w połączeniu z zasadą wyłączonego środka z
pewnością jest równoważna twierdzeniu: Oczywistość może
wystąpić w przypadku jednego, ale też tylko jednego z dwóch
sądów kontradyktorycznych.* Także modus barbara bez wątpienia
jest równoważny twierdzeniu: oczywistość koniecznej prawdy

Gdyby teoria oczywistości rzeczywiście wymagała tej interpretacji, którą daje


Hófler (tamże, na s. 133), wyrok na nią wydany byłby już przez naszą wcześniejszą krytykę
empirystycznego ignorowania zasad logicznych (por. s. 74 niniejszej pracy). Twierdzenie
Hóflera „twierdzący i przeczący sąd o tym samym przedmiocie nie dadzą się ze sobą
pogodzić", ściśle rzecz biorąc, jest samo w sobie fałszywe, 2 | nie mówiąc już, by można je
było uznać za sens zasady logicznej, HB 184] Podobne niedopatrzenie wkrada się do
definicji korelatywnych [pojęć] racja i następstwo, która gdyby była słuszna, ze
wszystkich praw wnioskowania czyniłaby twierdzenia fałszywe. "Brzmi ona: „Sąd N wtedy
jest «następstwem» «racji» R, gdy u z n a w a n ie z a f a ł s z y w e N n i e d a s i ę p o g o dz i ć z
u z n a w a n i e m z a prawdę R..." (tamże, s. 136). Zauważmy, że niemożność pogodzenia
Hófler wyjaśnia przez oczywistość inkoegzystencji (tamże, s. 129). Oczywiście myli on tu
ze sobą idealną „inkoegzystencję" odnośnych zdań (mówiąc wyraźniej: ich nie-
współobowiązywalność) z realną inkoegzystencją odpowiednich aktów uznawania za
prawdę, przedstawiania itd.

1
A: (przyczynowymi).
2
W wydaniu A dalej: (albo przynajmniej wątpliwe).
186 . '. • Rozdział ósmy

M318411 ' Z(^ania mającego formę „wszystkie A są C" (lub wyrażając to do-
kładniej: [oczywistość] jego prawdy jako koniecznego następnika)
może wystąpić w akcie wnioskowania, którego przesłanki mają
formy „wszystkie A są B" i „wszystkie B są C". Podobnie jest w
przypadku każdego twierdzenia czysto logicznego. Jest to zupeł-
nie zrozumiałe, ponieważ w oczywisty sposób zachodzi ogólna
równoważność między zdaniami „A jest prawdziwe" i „możliwe
jest, że ktoś z oczywistością sądzi, że jest A". Naturalnie więc
twierdzenia, do których sensu należy orzekanie, co w myśl prawa
zawiera się w pojęciu prawdy, oraz że prawdziwość zdań mają-
cych pewną formę warunkuje prawdziwość zdań mających formę
korelatywną, dopuszczają równoważne przeformułowanie, w któ-
rym forma zdań [wyrażających] sądy odniesiona zostaje do możli-
wego wystąpienia oczywistości.
Wgląd w tę zależność umożliwia nam jednak zarazem obalenie
próby sprowadzenia czystej logiki do psychologii oczywistości.
Zdanie „A jest prawdziwe" samo w sobie nie mówi przecież tego
samego, co jego równoważnik „możliwe jest, iż ktoś sądzi, że jest
A". To pierwsze nie mówi o czyimkolwiek sądzeniu, także o sądze-
niu kogoś w ogóle. Sprawy mają się tu zupełnie tak samo jak w
przypadku twierdzeń czysto matematycznych. - Wypowiedź, że
a + b - b + a, mówi, że wartość liczbowa sumy dwóch liczb jest nie-
zależna od ich kolejności w działaniu, nie (mówi) 1 jednak niczego o
czyimkolwiek liczeniu i sumowaniu. Do tego dochodzi się dopiero
miss!i I w drodze oczywistego i równoważnego przeformułowania. In
concreto (nie jest przecież dana (i jest to a priori pewne) żadna liczba
bez liczenia i żadna suma bez sumowania) 2.
Lecz nawet gdy porzucimy pierwotne formy twierdzeń czysto
logicznych i przekształcimy je w równoważne twierdzenia o oczy -
wistości, to nie będzie tu niczego, do czego psychologia mogłaby
sobie rościć prawo własności. Jest ona nauką empiryczną, nauką o
faktach psychicznych. Możliwość psychologiczna jest więc pew-
nym przypadkiem możliwości realnej. Owa możliwość oczywisto-
1
A: (głosi).
2
A: (nie ma przecież (i jest to a priori pewne) liczb bez liczenia ani sum bez
sumowania.}.
Przesądy psychologistyczne 187

ści jest jednak [możliwością] idealną. Coś, co psychologicznie nie


jest możliwe, idealnie z powodzeniem może być takie. Rozwiązanie
uogólnionego „problemu 3 ciał", powiedzmy, „problemu n ciał",
może przekraczać wszelką zdolność ludzkiego poznania. Lecz
problem m a rozwiązanie, a wiec odnośna oczywistość jest możli-
wa. Istnieją liczby dziesiętne z trylionami cyfr i istnieją odnoszące
się do nich prawdy. Nikt jednak nie może sobie tych liczb rzeczy-
wiście przedstawić i rzeczywiście przeprowadzić na nich działań
dodawania, mnożenia itd. Oczywistość jest tutaj psychologicznie
niemożliwa, a przecież, mówiąc i d e a 1 n i e, z całą pewnością jest
możliwym przeżyciem psychicznym.
Przekształcenie pojęcia prawdy w pojęcie możliwości oczywistego są-
dzenia ma swój analogon w stosunku pojęć bytu indywidualnego i możli-
wości spostrzeżenia. Równoważność tych pojęć, jeśli przez spostrzeżenie
rozumie się spostrzeżenie adekwatne, jest bezsporna. Zgodnie z tym
możliwe jest spostrzeżenie, w którym w jednym spojrzeniu spo-
strzegany byłby cały świat, oszałamiająca nieskończoność ciał1. Natural-
nie ta idealna możliwość nie jest możliwością realną, którą można by
przyjąć w odniesieniu do jakiegokolwiek podmiotu empirycznego(, zwła-
szcza że takie widzenie byłoby nieskończonym kontinuum widzenia: po-
myślane w sposób jednolity — Kantowską ideą}2.
Podkreślając idealność możliwości, które odnośnie do oczywistości
sądu można zaczerpnąć z praw logicznych | i które są dla imi86l nas
zrozumiałe w apodyktycznej oczywistości jako obowiązujące a priori,
bynajmniej nie chcemy przeczyć ich psychologicznej użyteczności.
Gdy z prawa, że z dwóch zdań kontradyktory- cznych jedno jest
prawdziwe i jedno fałszywe, wywodzimy prawdę, że z pary sądów
kontradyktorycznych zawsze jeden, ale i tylko jeden może mieć charakter
oczywistości — i wywód ten jest oczywiście prawomocny, jeśli
oczywistość definiujemy jako przeżycie, w którym sądzący uświadamia
sobie słuszność swego sądu, tzn. jego zgodność z prawdą — to nowe
twierdzenie wypowiada prawdę o możliwości, resp. niemożliwości
pogodzenia pewnych
1
W wydaniu A dalej: (ze wszystkimi ich częściami, molekułami, atomami, i
we wszystkich stosunkach i określeniach).
2
Dodatek wydania B.
18 8 ■ -.•♦;■• Rozdział ósmy

przeżyć psychicznych. W ten sam jednak sposób każde


twierdzenie czysto matematyczne poucza nas o możliwych (i)1 nie-
możliwych wydarzeniach w dziedzinie psychiki. Nie jest możliwe żadne
empiryczne liczenie, żaden psychiczny akt algebraicznej transformacji
czy konstrukcji, które sprzeciwiałyby sie idealnym prawom matematyki.
W każdej chwili możemy z nich wyczytać aprioryczne możliwości i
niemożliwości odnoszące się do pewnych rodzajów aktów
psychicznych, do aktów liczenia, aktów dodawania, mnożenia itd. Z tego
powodu jednakże prawa te same bynajmniej nie są jeszcze twierdzeniami
psychologicznymi. Rzeczą psychologii, jako przyrodniczej nauki o
przeżyciach psychicznych, jest badanie przyrodniczych
uwarunkowań tych prze żyć. Do jej dziedziny należą wiec także w
szczególności (empirycz-no-realne)2 stosunki działalności matematycznej
i logicznej. Ich idealne (stosunki)3 tworzą jednak państwo dla siebie. To
konstytuuje się4 w twierdzeniach czysto ogólnych, zbudowanych z
„pojęć" nie będących pojęciami klas aktów psychicznych, lecz (pojęciami
idealnymi (pojęciami istotowymi))5, które w takich aktach, (resp. w ich
obiektywnych korelatach)6 mają swą podstawę. Liczba 3, prawda
nazwana imieniem Pitagorasa itp. to nie są, jak już roztrzą-re w! sal^my' I
empiryczne jednostki czy | klasy jednostek, lecz przedmioty idealne,
które w drodze ideacji uchwytujemy w (korelatach aktów)7 liczenia,
oczywistego sądzenia itp.
Tak więc jedynym zadaniem psychologii, jakie ma ona wobec
oczy w i s t o ś c i , jest wyszukanie przyrodniczych warun-
ków przeżyć obejmowanych tą nazwą, a więc przebadanie real-
nych związków, w których, zgodnie ze świadectwem naszego do-
świadczenia, rodzi się i znika oczywistość. Takimi przyrodniczymi

1
A: (lub).
2
A: (przyrodnicze (przyczynowe)).
3
W wydaniu A drukiem rozstrzelonym.
4
W wydaniu A dalej: (ostatecznie).
5
A: (ideami).
6
Dodatek wydania B.
7
A: (akcie).
Przesądy psychologistyczne 189

warunkami są koncentracja uwagi, pewna umysłowa świeżość,


wprawa itp. Ich przebadanie nie prowadzi do poznania wyposażo -
nego w ścisłą treść, do naocznie zrozumiałych twierdzeń ogólnych
mających charakter rzetelnych praw, lecz do nieostrych uogólnień
empirycznych. Jednakże oczywistość sądu podlega nie tylko takim
warunkom psychologicznym, które możemy też oznaczyć
jako zewnętrzne i empiryczne, ponieważ ugruntowane są nie jedy-
nie w specyficznej formie i materii sądu, lecz w jego empirycznym
powiązaniu w życiu psychicznym; podlega ona również warun-
kom idealnym. Każda prawda (jest idealną jednością) 1 wobec
nieskończonej w swej możliwości i nieograniczonej mnogości wy-
powiedzi mających tę samą formę i materię. Każdy aktualny sąd
należący do tej idealnej mnogości spełnia, już to tylko dzięki swej
formie, już to dzięki materii, idealne warunki możliwości oczywi-
stości. Prawa czysto logiczne są prawdami ugruntowanymi jedy-
nie w pojęciu prawdy i w pojęciach istotnie mu pokrewnych. Za -
stosowane do możliwych aktów sądów wypowiadają zatem, na
podstawie samej tylko formy sądu, idealne warunki możliwości,
resp. niemożliwości oczywistości. Pierwsze spośród tych dwóch
rodzajów warunków oczywistości odnoszą się do szczególnej kon-
stytucji tych gatunków istot psychicznych, które należą do obszaru
badań aktualnej psychologii; psychologiczna indukcja bowiem się-
ga tylko tak daleko jak doświadczenie; te drugie jednak, jako zwią-
zane z idealnymi prawami, obowiązują w ogóle dla każdej możli-
wej świadomości.
§ 51. Decydujące punkty w tym sporze > ^A188'

W końcu także i w tym sporze ostateczne rozjaśnienie zależy od


prawidłowego rozpoznania najbardziej fundamentalnej różnicy HB188]
teoriopoznawczej, mianowicie (różnicy) między tym, co realne,

1
A: (reprezentuje idealną jedność).
2
Dodatek wydania B.
190 ■ ."A.' Rozdział ósmy

a tym, co idealne, resp. od prawidłowego rozpoznania tych


wszystkich różnic, na które się ona rozkłada. Są to wielokrotnie już
podkreślane różnice między realnymi i idealnymi prawdami, pra-
wami, naukami, między realnymi i idealnymi (indywidualnymi i
gatunkowymi) uogólnieniami oraz ujednostkowieniami itp. Rzecz
jasna, w pewien sposób różnice te znane są każdemu i nawet tak
skrajny empirysta jak Hume przeprowadza fundamentalne roz -
różnienie między „relations of ideas" i „matters of fact", to samo,
0 którym pod nazwą „verites de raison" i „verites de fait" uczył już
przed nim wielki idealista Leibniz. Lecz przeprowadzenie ważne
go teoriopoznawczo rozróżnienia nie jest jeszcze tym samym, co
poprawne uchwycenie jego teoriopoznawczej istoty. Należy do
prowadzić do jasnego zrozumienia, czym jest to, co idealne, samo
w sobie i w swym stosunku do tego, co realne, jak to, co idealne,
może odnosić się do czegoś realnego, jak może się w nim zawierać,
1 w ten sposób być poznawane. Kwestią zasadniczą jest to, czy
rzeczywiście idealne obiekty myślowe — by wyrazić to w sposób
nowoczesny — są tylko oznakami skróconych zgodnie z „ekono
mią myślenia" wypowiedzi, które, zredukowane do swej właści
wej zawartości, sprowadzają sie do samych tylko indywidualnych
jednostkowych przeżyć, samych tylko przedstawień i sądów o jed
nostkowych faktach; czy też może raczej rację ma idealista, gdy
mówi, że ową teorię empirystyczną można wprawdzie wypowie
dzieć w mglistych ogólnikach, nie sposób jednak jej pomyśleć; że
każda wypowiedź, np. także każda należąca do samej tej teorii,
pretenduje do sensu i ważności, i że każda próba zreduko
wania tych jedności idealnych do realnych jednostek prowadzi do
uwikłania się w nieuchronnych absurdach; że nie da się pomyśleć
re 18911 rozProszenia pojęcia na jakiś zakres | jednostek bez jakiegokolwiek
pojęcia, który nadawałby temu zakresowi jedność itd.
Z drugiej strony zrozumienie naszego rozróżnienia między re-
alną i idealną „teorią oczywistości" zakłada już słuszne pojęcia
oczywistości i prawdy. (W psychologistycznej literaturze
ostatnich dziesięcioleci)1 mówi się o oczywistości (tak), jakby była
1
A: (We współczesnej literaturze psychologistycznej}.
2
A: (w ten sposób).
Przesądy psychologistyczne 191

ona przypadkowym poczuciem, dołączającym się do pewnych są-


dów, do innych zaś nie; w najlepszym razie tak, że powszechnie u
ludzi — ujmując dokładniej, u każdego normalnego człowieka, są-
dzącego w normalnych okolicznościach — jawi się ona jako zwią-
zana z pewnymi sądami, z innymi zaś nie. Każdy normalny czło-
wiek, w pewnych normalnych okolicznościach, przy stwierdzeniu
2 + 1 = 1 + 2 czuje oczywistość, zupełnie tak samo, jak czuje on ból,
gdy się parzy. Zapewne, chciałoby się wtedy spytać, na czym wspiera
się autorytet tego szczególnego poczucia, jak ono to robi, że porę -
cza prawdziwość sądu, „odciska na nim pieczęć prawdy", „oznaj-
mia" o jego prawdzie, czy jak tam jeszcze obrazowo się to nazywa.
Chciałoby się też spytać, cóż takiego ściśle charakteryzuje nieostry
sposób mówienia o normalnych dyspozycjach i normalnych okoli-
cznościach, przede wszystkim zaś wskazać na to, że nawet powo-
łanie się na normalność nie doprowadza do pokrycia się zakresu
sądów oczywistych i sądów odpowiadających prawdzie. Nikt w
końcu nie może zaprzeczyć, że także u ludzi normalnych i sądzą -
cych w normalnych okolicznościach olbrzymia większość możli-
wych słusznych sądów musi być pozbawiona oczywistości. Pro-
blematycznego pojęcia oczywistości nikt przecież nie będzie chciał
ująć tak, by żaden rzeczywisty i — w tym skończonym uwarunko-
waniu przyrodniczym — możliwy człowiek nie mógł zostać na-
zwany normalnym.
Podobnie jak empiryzm w ogóle nie potrafi trafnie rozpoznać
stosunku między tym, co idealne, a tym, co realne w myśleniu, tak
też myli się on odnośnie do stosunku między prawdą a oczywisto -
ścią. Oczywistość nie jest akcesoryjnym poczuciem, przypadkowo
czy też zgodnie z prawami przyrody dołączającym się do pewnych
sądów. W ogóle nie jest ona charakterem | psychicznym, który moż- i
na by przyczepić do każdego dowolnego sądu należącego do pew nej
klasy (sc. do klasy tzw. „sądów prawdziwych"); przy czym
(fenomenologiczna) 1 zawartość odnośnych sądów, rozpatrywana w
sobie i dla siebie, pozostałaby identycznie ta sama, niezależnie od
tego, czy nosiłyby one ten charakter, czy też nie. Sprawa bynaj mniej
nie przedstawia się tak, jak to zwykle myślimy o związku
1
A: (psychologiczna).
192 ■ ■ . ' • - • Rozdział ósmy

treści wrażeniowych i odnoszących się do nich uczuć: Dwie osoby


mają te same wrażenia, lecz wywołują one w nich odmienne uczu -
cia. Oczywistość nie jest niczym innym jak „przeżyciem" prawdy.
Naturalnie prawda przeżywana jest w tym sensie, w jakim w ogóle
coś idealnego może być (przeżyciem) 1 w realnym akcie. Innymi
s ł ow y: pr a wd a j e s t i d e ą , kt ór e j pr z y pa de k j e d no s t k o -
wy j e s t aktualnym przeżyciem w oczywistym są -
dzie. (Oczywisty sąd jednakże jest świadomością źródłowej pre-
zentacji. Sąd nieoczywisty ma się w stosunku do niego tak samo,
jak dowolne uznanie na podstawie przedstawienia jakiegoś przed-
miotu do jego adekwatnego spostrzeżenia. To, co adekwatnie spo-
strzeżone, nie jest jedynie czymś jakoś domniemanym, lecz także
jest źródłowo dane w akcie jako to, co domniemane, tzn. jest [w
nim] uchwycone bez reszty i samoobecnie.) 2 (Podobnie, to}3, co się
sądzi w sposób oczywisty, nie jest tylko sądzone (domniemane na
sposób sądu, orzekającej wypowiedzi, stwierdzenia), lecz w prze-
życiu sądu jest (dane i) obecne jako ono samo — obecne w tym
sensie, w jakim obecny może być jakiś stan rzeczy w tym czy innym
ujęciu znaczenia i zależnie od swego rodzaju, jako jednostkowy
czy ogólny, empiryczny czy idealny itp. (Analogia łącząca wszy-
stkie przeżycia prezentujące źródłowo prowadzi następnie do ana-
logicznych sposobów mówienia: oczywistość nazywa się widze-
niem, ujmowaniem we wglądzie, uchwytywaniem samoobecnie
danego („prawdziwego") staniu rzeczy, resp. — w narzucającej się
ekwiwokacji — prawdy. I tak samo jak w dziedzinie spostrzeżenia
niewidzenie bynajmniej nie pokrywa się z nieistnieniem, tak też
1
A: (przeżyte).
2
A: (Stąd metafora widzenia, wglądu, uchwytywania prawdy w oczywisto
ści. I tak jak na terenie spostrzeżenia niewidzenie bynajmniej nie pokrywa się z
nieistnieniem, tak też brak oczywistości nie oznacza nieprawdy. Prawda podobnie
ma się do oczywistości, jak istnienie czegoś indywidualnego do jego adekwat
nego spostrzeżenia. Dalej, sąd tak ma się do sądu oczywistego, jak naoczne
uznanie (takie jak spostrzeżenie, przypomnienie itp.) ma się do spostrzeżenia ade
kwatnego. To, co naocznie przedstawione i przyjęte za istniejące, nie jest czymś
tylko domniemanym, lecz także jest obecne w akcie jako to, co domniemane.)
3
A: (To).
4
Dodatek wydania B.
Przesądy psychologistyczne 193

brak oczywistości bynajmniej nie jest równoznaczny z nieprawdą.) 1


Przeżycie zgodności między domniemaniem a tym, co
domniemane i (samo)2 jest obecne,3 między | (aktualnym)4 sen- [B191] s e m
w y p o w i e d z i a ( d a n y m j a k o o n s a m ) 5 s t a n e m r z e czy jest
oczywistością, zaś (idea) 6 tej | zgodności jest prawdą. [A 191] Idealność
prawdy jednakże stanowi o jej obiektywności. Nie jest to przypadkowy
fakt, że myśl wyrażona w zdaniu, tu i teraz, zgadza się z (danym)7
stanem rzeczy. Stosunek dotyczy raczej identycznego znaczenia zdania i
identycznego stanu rzeczy. „Ważność" lub „przedmiotowość" (resp.
„nieważność", „bezprzedmiotowość") nie przysługuje wypowiedzi jako
temu oto czasowemu przeżyciu, lecz wypowiedzi in specie, owej (czystej
i identycznej) wypowiedzi 2x2 = 4 itp.
Tylko to ujęcie pozwala powiedzieć, że (spełnienie sądu S (tzn.
sądu o treści, o zawartości znaczeniowej S) jako sądu naocznie zro-
zumiałego (in der Weise eines einsichtigen) i naoczne zrozumienie, że
obowiązuje prawda S) 8, są tym samym. I odpowiednio do tego
rozumiemy też, że niczyje naoczne zrozumienie nie może kłócić się
z naszym — jeśli tylko i jedno, i drugie rzeczywiście są naocznym
zrozumieniem. Znaczy to bowiem tylko, że to, co jest przeżyte
jako prawdziwe, (także) 9 po prostu j e s t prawdziwe, nie może
być fałszywe. (To zaś wynika z ogólnego istotnościowego związku
między przeżyciem prawdy a prawdą.) 10 Tylko nasze ujęcie wy-
klucza więc ową wątpliwość, przed którą ujęcie oczywistości jako

1
Dodatek wydania B.
2
Dodatek wydania B.
3
W wydaniu A dalej: (przeżyte).
4
A: (przeżytym).
5
A: (przeżytym).
6
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
7
A: (przeżytym).
8
A: (naoczne zrozumienie sądu S (tzn. sądu o treści, o zawartości
znaczeniowej S) i naoczne zrozumienie, że S jest prawdziwe).
9
A: (a tym samym)
10
Dodatek wydania B.
194 Rozdział
ósmy
przypadkowo dołączającego się poczucia nie może się uchronić i
która niczym nie różni się od pełnego sceptycyzmu: właśnie tę
wątpliwość, czy tam, gdzie my mamy wgląd, że jest S, ktoś inny
nie mógłby mieć wglądu, że jest S' w oczywisty sposób nie dające
się pogodziś z S, czy w ogóle wglądy nie mogłyby kolidować z
innymi wglądami w sposób nie dający się rozwiązać itd. Znów
rozumiemy więc, dlaczego „poczucie" oczywistości nie może mieć
żadnych istotnych warunków wstępnych prócz prawdziwości od-
nośnej treści sądu. Tak samo bowiem, jak jest rzeczą oczywistą, że
tam, gdzie nie ma nic, nie można też niczego zobaczyć, tak też jest
nie mniej oczywiste, że tam, gdzie nie ma żadnej prawdy, nie może
też być żadnego prawdziwego wglądu, innymi słowy, żadnej oczy-
wistości <(por. t. II, Bad. VI, rozdz. 5)}1.

W wydaniu A od nowego akapitu: (Lecz dość na ten temat. Co do bliższych


analiz tych stosunków trzeba odesłać do odnośnych badań szczegółowych w dal -
szych częściach niniejszej pracy).
J[A 192]
Rozdział dziewiąty ., > ; i[B192]
Zasada ekonomii myślenia a logika
§ 52. Wprowadzenie
Z psychologizmem, którego obaleniem dotychczas się zajmowali-
śmy, blisko spokrewniona jest inna forma empirystycznego uza-
sadniania logiki i teorii poznania, zyskująca w ostatnich latach
szczególną popularność, mianowicie b i o l o g i c z n e uzasadnie-
nie tych dyscyplin za pomocą zasady najmniejszego wysiłku, jak ją
nazywa Avenarius, albo też zasady ekonomii myślenia, jak ją nazy-
wa Mach. Ostatecznie kierunek ten znów prowadzi do psychologi-
zmu, co najwyraźniej widać w Psychologii Corneliusa. W dziele
tym odnośna zasada explicite przedstawiona jest jako „podstawo-
we prawo rozumu", a zarazem jako „ogólne podstawowe prawo
psychologiczne". * Psychologia (zwłaszcza zaś psychologia proce-
sów poznawczych) zbudowana na tym prawie ma jednocześnie
dostarczyć podstaw dla filozofii w ogóle.**
Wydaje mi się, że w tych teoriach ekonomii myślenia słuszne i
przy stosownym ograniczeniu nader owocne myśli formułowane
są w taki sposób, że gdyby go powszechnie przyjąć, równałoby się
to zniszczeniu z jednej strony wszelkiej rzetelnej logiki i teorii po -
znania, z drugiej zaś psychologii.***
Najpierw rozważymy charakter zasady Macha-Avenariusa jako
teleologicznej zasady przystosowania; | na tej podstawie określimy f[A 193]
{[B193]
H. Cornelius, Psychologie, s. 82 i 68.
Tamże, s. 3 - 9 („Metoda i stanowisko psychologii").
***
Negatywna krytyka, której w tym rozdziale muszę poddać jedną z głów-
nych tendenq'i filozofii Avenariusa, w niczym nie umniejsza mego szacunku dla
tego jakże wcześnie utraconego dla nauki badacza oraz rzetelnej powagi jego do -
konań naukowych.
196 •»; Rozdział
dziewiąty

jej wartościową treść oraz uprawnione cele przeprowadzonych w


oparciu o nią badań z zakresu antropologii psychicznej i praktycz-
nej nauki o nauce; na koniec wykażemy jej niezdolność do tego, by
w jakikolwiek sposób mogła się ona przyczynić do uzasadnienia
psychologii, a przede wszystkim czystej logiki i teorii poznania.

§ 53. Teleologiczny charakter zasady Macha-Avenariusa a


naukowe znaczenie ekonomiki myślenia*

Jakkolwiek bądź formułować tę zasadę, zawsze ma ona charakter


zasady rozwoju i przystosowania, dotyczy ujęcia nauki jako możli-
wie celowego (ekonomicznego, oszczędzającego siły) przystoso-
wania myśli do różnych dziedzin zjawisk.

Avenarius w przedmowie do swej pracy habilitacyjnej** ujmuje zasa


dę w słowa: „Zmiana, jaką psychika (Seele) wprowadza do swych przed
stawień przy dołączaniu się nowych wrażeń, jest możliwie mała." Lecz
zaraz potem czytamy: „Ponieważ jednak psychika podporządkowana jest
warunkom istnienia organicznego i stawianym przez nie wymogom celo
wości, przytoczona zasada staje się zasadą rozwoju: psychika nie
używa do apercepcji więcej siły, niż to jest konieczne, i w przypadku
wielu możliwych apercepcji pierwszeństwo daje tym, które osiągają taki
sam efekt przy mniejszym wysiłku, resp. przy takim samym wysiłku osią
gają większy efekt; w sprzyjających okolicznościach ponad chwilowo
mniejszy wysiłek, związany jednak z mniejszym, bądź krócej trwającym
skutkiem, psychika przedkłada nawet wysiłek w danym momencie wię-
, kszy, obiecujący jednak o tyleż większe albo dłużej trwające korzyści."
[B 194 [ ' Większa abstrakcyjność, którą Avenarius osiąga dzięki wprowadze-
niu pojęcia apercepcji, okupiona zostaje jego obszernośdą i treściowym

Skoro powszechną akceptację zyskał termin Macha „myślowo-ekonomicz-


ny" (denkokonomisch), zapewne nikt nie będzie protestował przeciw wprowadzeniu
przeze mnie — przynajmniej na kartach tej książki — wygodnego zwrotu „ekono-
mika myślenia" na oznaczenie całości naukowych badań myślowo-ekonomicznych.
R. Avenarius, Philosophie als Denken der Welt gernafi dern Prinzip des kleinsten
Kraftniaftes. Prolegomena zu einer Kritik der reinen Erfahrung. Leipzig, 1876, s. III n.
Zasada ekonomii myślenia a logika 197

ubóstwem. Mach słusznie rozpoczyna od tego, co u Avenariusa zdaje się


być rezultatem mozolnych i w całości nader wątpliwych dedukcji: miano-
wicie, że skutkiem nauki jest możliwie doskonała orientacja w odnośnych
dziedzinach doświadczenia, możliwie ekonomiczne przystosowanie do
nich naszych myśli. Niezbyt chętnie zresztą (i znów słusznie) mówi on o
zasadzie, raczej po prostu o „ekonomicznej naturze" badań naukowych,
o „ekonomicznej wydajności" pojęć, wzorów, teorii, metod itp.

Tak więc w przypadku tej zasady nie chodzi o zasadę w sensie


racjonalnej teorii, o ścisłe prawo, które zdolne byłoby do pełnienia
fukncji racji w racjonalnym wyjaśnianiu (jak mogą to czynić prawa
czysto matematyczne, bądź matematyczno-fizykalne), lecz o jeden
z ow yc h w a r t oś c i o wy c h t e l e ol o gi c z n yc h pu nkt ów w i -
dzenia, ogólnie przynoszących wielkie korzyści naukom biolo-
gicznym i w całości dających się włączyć do myślenia ewolucyjnego.
Odniesienie do przetrwania i do zachowania gatunku jest tu
wszak widoczne jak na dłoni. Działanie zwierzęce określone jest
przez przedstawienia i sądy. Gdyby nie było ono wystarczająco
przystosowane do biegu wydarzeń, gdyby nie można było wyko-
rzystać minionych doświadczeń i przewidzieć nowych, gdyby nie
można było stosownie dobrać środków do celów — wszystko to
przynajmniej z grubsza, przeciętnie, w środowisku odnośnych
osobników i w stosunku do grożących im niebezpieczeństw i spo-
dziewanych korzyści — to przetrwanie nie byłoby możliwe. Istota
podobna do człowieka, która przeżywałaby (tylko) 1 treści wraże-
niowe, (która)2 nie dokonywałaby asocjacji, nie tworzyłaby sobie
pewnych przedstawieniowych przyzwyczajeń; istota przeto, której
brak byłoby zdolności do przedmiotowej i n t e r p r e t a c j i
treści, spostrzegania zewnętrznych rzeczy | i wydarzeń, | oczeki-
wania ich zgodnie z przyzwyczajeniem albo też ponownego uo -
becniania ich sobie w przypomnieniu, i która we wszystkich tych
aktach doświadczenia nie byłaby pewna przynajmniej przeciętne-
go powodzenia — jak mogłaby ona przetrwać? Już Hume w
związku z tym mówił o „czymś w rodzaju przedustanowionej har-

1
Dodatek wydania B.
2
A:<ale>.
198 :&-. Rozdział dziewiąty

monii pomiędzy biegiem przyrody a następstwem naszych ideii",*


zaś współczesna teoria ewolucji skłania do dalszego obstawania
przy tym punkcie widzenia i drobiazgowego przebadania odnoś -
nych teleologii konstytucji umysłowej. Z pewnością jest to punkt
widzenia nie mniej płodny dla biologii psychicznej, niż już od
dawna był dla biologii fizycznej.
Oczywiście, podporządkowana jest mu nie tylko sfera myśle-
nia ślepego, lecz także logicznego, naukowego. O wyższości czło-
wieka stanowi jego rozum. Człowiek nie jest tylko istotą, która
(spostrzegając i doświadczając) 1 kieruje się swą zewnętrzną sytu-
acją; także myśli i dzięki pojęciom przezwycięża ciasne granice
tego, co naoczne. W poznaniu pojęciowym przenika aż do ścisłych
praw przyczynowych, które pozwalają mu rekonstruować bieg prze-
szłości, z góry wyliczać możliwe sposoby zachowania się rzeczy i
praktycznie je sobie podporządkowywać. „Science d'oii prevoyance,
prevoyance d'oil action", jak to trafnie wyraża Comte. Choć poszcze-
gólnym badaczom jednostronnie wykorzystywany popęd pozna-
wczy nierzadko może przysparzać niewymownych cierpień, ostate-
cznie jego owoce, skarby nauki, przynoszą pożytek całej ludzkości.
W powyższych wywodach, trzeba przyznać, o ekonomii m
19611 myślenia w ogóle jeszcze nie było mowy. Myśl | ta jednakże
narzuca się natychmiast, gdy tylko dokładniej zastanowimy się nad tym,
czego domaga się idea przystosowania. Z pewnością wszelka istota jest
skonstruowana tym bardziej celowo, tzn. tym lepiej jest przystosowana do
swych warunków życiowych, im szybciej i przy mniejszym wysiłku może
osiągnąć konieczne bądź korzystne dla swego przetrwania efekty. Wobec
pewnych (przeciętnie należących tylko do jakiejś określonej sfery i
występujących z określoną częstością) niebezpieczeństw, resp. korzyści,
szybciej będzie ona gotowa do obrony, resp. ataku i będzie bardziej
skuteczna, zachowując przy tym o tyleż więcej dodatkowych sił, by
móc stawić czoło

Hume, An Enquiry concerning Hutnman Understanding, Sect. V, part. II. [Pol-


ski przekład ]. Łukasiewicza i K. Twardowskiego: Badania dotyczące rozumu ludzkie-
go, Warszawa, 1977, s. 68.]

1
A: (przedstawiając sobie i sądząc).
Zasada ekonomii myślenia a logika 199

nowym niebezpieczeństwom, resp. zrealizować nowe korzyści. Rzecz


jasna, chodzi przy tym o stosunki niesprecyzowane, tylko z grub-
sza dostosowane do siebie i tylko z grubsza dające się oszacować,
zawsze jednak są to stosunki, o których można się wypowiadać w
sposób określony i, przynajmniej w pewnych dziedzinach, global-
nie je wyważyć.
Z pewnością odnosi się to do dziedziny osiągnięć umysłowych.
Gdy już wiadomo, że sprzyjają one przetrwaniu, można rozpatry wać
je z ekonomicznego punktu widzenia i osiągnięcia de facto
realizowane przez człowieka oceniać teleologicznie. Można też, by się
tak wyrazić, a priori dowodzić, że z punktu widzenia ekonomii
myślenia pewne doskonałości są zalecane, następnie zaś wykazywać,
jak realizują się one w formach i na drogach naszych procedur
myślowych, już to powszechnie, już to w szczególnie rozwiniętych
umysłach albo metodach badań naukowych. W każdym razie otwiera
się tu sfera obszernych, wdzięcznych i pouczających dociekań.
Dziedzina psychiki stanowi część dziedziny biologii, toteż jest tu
miejsce nie tylko dla badań psychologii abstrakcyjnej, zmierzającej na
wzór fizyki do ustalenia praw elementarnych, lecz także dla badań
psychologii konkretnej, zwłaszcza zaś dla badań teleologicz-nych. Te
ostatnie konstytuują antropologię psychiczną, będącą
koniecznym odpowiednikiem antropologii fizycznej, rozpa trują
one I człowieka we wspólnocie życia ludzkości, w dalszej zaś i \
konsekwencji we wspólnocie całego życia na ziemi.

§ 54. Bliższe wyłuszczenie uprawnionych celów ekonomiki


myślenia, głównie w sferze metodyki czysto dedukcyjnej. Ich
odniesienie do umiejętności logicznej

Szczególnie w zastosowaniu do sfery nauki punkt widzenia eko -


nomii myślenia może doprowadzić do znaczących rezultatów, mo-
że rzucić jasne światło na antropologiczne podstawy różnych me-
tod badawczych. Niejedną przecież spośród najbardziej płodnych i
charakterystycznych dla najbardziej zaawansowanych nauk metod
w
200 Rozdział
dziewiąty
[A 198]} można zadowalająco zrozumieć tylko przy uwzględnieniu swois-
[B 198] f
tych cech naszej konstytucji psychicznej. Znakomicie mówi o tym
Mach: „Kto uprawia matematykę nie wyjaśniwszy sobie uprzednio
tego wszystkiego, często musi doznawać niemiłego wrażenia, że
papier i ołówek są bardziej inteligentne niż on sam." *
Należy tu rozważyć, co następuje. Jeśli zważymy, jak ograni-
czone są intelektualne siły człowieka, zwłaszcza zaś, jak wąska jest
sfera, w obrębie której zawierają się dające się jeszcze w pełni zro-
zumieć komplikacje pojęć abstrakcyjnych i jak wiele wysiłku wy-
maga samo tylko zrozumienie takich spełnionych w sposób wła -
ściwy komplikacji; jeśli zastanowimy się dalej, jak w podobny spo-
sób jesteśmy ograniczeni we właściwym ujęciu sensu nawet tylko
nieznacznie skomplikowanych związków zdań, zwłaszcza zaś w
rzeczywistym i nacechowanym naoczną zrozumiałością spełnianiu
nieznacznie tylko skomplikowanych dedukcji; jeśli zastanowimy
się (wreszcie) , jak afortiori | wąska jest sfera, w której pierwotnie
może się poruszać aktywne, w pełni zrozumiałe, wszędzie zmaga-
jące się z samymi tylko myślami badanie, to dziwne musi się wy-
dać, jak w ogóle mogły powstać bardziej obszerne racjonalne teorie
i nauki. I tak np. jest poważnym problemem, jak możliwe są dyscy-
pliny matematyczne, dyscypliny, w których suwerennie operuje się
nie myślami względnie prostymi, lecz prawdziwymi wieżami myśli
i splecionym tysiąckrotnymi więzami związkami myśli, dzięki zaś
badaniom tworzy sieje w stale rozrastających się komplikacjach.
To może sprawić sztuka i metoda. Przezwyciężają one niedo-
skonałości naszej umysłowej konstytucji i pozwalają nam za pomo-
cą procesów symbolicznych i przy rezygnacji z naoczności, właści-
wego zrozumienia i oczywistości osiągnąć wyniki, które są zupełnie
E. Mach, Die (Mechanik)1 tn ihrer EntwicUung, (1883), s. 460. Miejsce to zasłu-
guje na to, by zacytować je w całości. Dalej czytamy: „Tak uprawiana matematyka
jako przedmiot nauczania nie jest bardziej kształcąca niż zajmowanie się kabałą
lub kwadratem mistycznym. Z konieczności powstaje dzięki temu pewna mistyczna
skłonność, która niekiedy wydaje także swe owoce."

1
B: (Mathematik). W wydaniu III błąd poprawiony.
2
A: (dalej).
Zasada ekonomii myślenia a logika 201

pewne, gdyż ich pewność raz na zawsze została zagwarantowana


przez ogólne uzasadnienie sprawności metody. Wszystkie przy-
należne tu sztuczne chwyty (które zwykle ma się na uwadze, gdy
w ogóle mowa jest o metodzie w pewnym ścisłym sensie), mają
charakter poczynań kierowanych ekonomią myślenia. Historycz-
nie, jak i indywidualnie wyrosły one z pewnych naturalnych
procesów ekonomizujących m y ś 1 e n i e, gdy praktycz-
no-logiczna refleksja badacza doprowadza do bezpośredniego zro-
zumienia płynących z nich korzyści, w sposób w pełni świadomy
je udoskonala, sztucznie wiąże ze sobą i w ten sposób tworzy
bardziej niż naturalne skomplikowane, ale też nieporównanie bar-
dziej niż one wydajne mechanizmy myślowe. Tak więc w sposób
naocznie zrozumiały i przy stałym uwzględnieniu naszej
konstytucji* umysłowej pionierzy badań wynajdują metody, któ-
rych powszechne uprawnienie wykazują raz na zawsze. Gdy to już
się stanie, wówczas w każdym danym przypadku jednostkowym
można posłużyć się tymi metodami bez ich naocznego rozumienia,
by się tak wyrazić, | mechanicznie, obiektywna słuszność re-
zultatu jest już zapewniona.
Ta daleko idąca redukcja intuicyjnych {einsichtigeń) procesów
myślowych do mechanicznych, dzięki czemu olbrzymie zakresy
osiągnięć bezpośrednio niedostępnych opanowane zostają na dro-
dze pośredniej, oparta jest na symbolicznej naturze myślenia sym-
boliczno-sygnitywnego. Odgrywa ono niezmiernie wielką rolę nie
tylko przy konstrukcji ślepych mechanizmów — takich jak przepi-
sy wykonywania czterech podstawowych działań rachunkowych,
a także wyższych operacji na liczbach dziesiętnych, gdzie rezultat
(przy ewentualnej pomocy tabel logarytmicznych, trygonometry-
cznych itp.) pojawia się bez jakiegokolwiek współudziału myślenia
intuicyjnego — lecz także w związkach badania i dowodzenia na-
ocznie rozumiejącego. Tutaj należałoby wspomnieć np. o
osobliwym zdwojeniu wszystkich pojęć czysto matematycznych,
zwłaszcza w arytmetyce, gdzie znaki ogólnie arytmetyczne naj-
pierw, zgodnie z sensem pierwotnych definicji, są znakami odnoś-
nych pojęć liczb, następnie jednak pełnią funkcję czystych znaków

Oczywiście nie znaczy to: za pomocą naukowej psychologii.


202 Rozdział dziewiąty

operacyjnych, mianowicie znaków, których znaczenie określone jest


wyłącznie przez zewnętrzne formy operacji; każdy z nich jest teraz
dowolnym czymś, czym w tych określonych formach można tak a tak
manipulować na papierze.* Na długich odcinkach myślenia, a nawet
badania arytmetycznego tylko te zastępcze pojęcia operacyjne, dzięki
którym znaki stają się swego rodzaju żetonami, są miarodajne. Są jego
olbrzymim ułatwieniem, gdyż z mozolnych wyżyn m 200! 1 ' Atrakcji
przenoszą je do wygodnych kolein naoczności, gdzie kierowana wglądem
fantazja w granicach wyznaczonych przez reguły może się poruszać
swobodnie i przy stosunkowo niewielkim wysiłku; ot tak, jak w
rozgrywanych według określonych reguł grach. W związku z tym
należałoby też wskazać na to, jak w dyscyplinach czysto matematycznych
przeprowadzane w imię ekonomii myślenia przerzucenie się z myślenia
właściwego na myślenie posługujące się zastępczymi znakami stwarza,
zrazu niepostrzeżenie, podstawę do formalnych uogólnień pierwotnych
ciągów myślowych, a nawet całych nauk, i jak w ten sposób, niemalże bez
szczególnie temu poświęconej pracy umysłowej, powstają dyscypliny o
nieskończenie szerszych horyzontach. Z arytmetyki, która pierwotnie jest
nauką o liczbach i wielkościach liczbowych, powstaje w ten sposób,
niemalże sama z siebie, arytmetyka uogólniona, formalna, dla której
liczby i wielkości są już tylko przypadkowymi obiektami zastosowania,
nie zaś pojęciami podstawowymi. Gdy tylko dołączy się do tego w pełni
świadoma refleksja, jako dalsze rozszerzenie powstaje czysta teoria
mnogości, obejmująca wszystkie możliwe systemy dedukcyjne co do [ich]
formy, dla której więc nawet system form formalnej arytmetyki jest już
tylko poszczególnym przypadkiem.**

Jeśli zamiast zewnętrznych form operacji weźmie się, by tak rzec, wewnę-
trzne, jeśli znaki rozumie się w sensie „dowolnych obiektów myślowych", które
pozostają w „pewnych" relacjach, dopuszczają „pewne" powiązania, tylko tak, że
obowiązują je, i to w odpowiednim formalnym sensie, prawa operacyjne i relacyj -
ne: a + b = b + a itp. — wówczas powstaje nowy szereg pojęć. Są to te, które pro-
wadzą do „formalnego" uogólnienia pierwotnych dyscyplin, o czym w tekście
zaraz będzie mowa.
**
Por. w związku z tym niżej, Rozdział XI, §§ 69 i 70, s. 247 nn.
Zasada ekonomii myślenia a logika 203

Analiza tych i podobnych typów metod oraz w pełni ważne


rozjaśnienie ich osiągnięć stanowi chyba najpiękniejsze, a w każ-
dym razie najbardziej dziewicze pole teorii nauki, zwłaszcza zaś
tak ważnej i pouczającej metodyki dedukcyjnej (matematycznej w
najszerszym sensie). Naturalnie nie wystarczą tu same ogólniki,
nieokreślone mówienie o pełnionej przez znaki funkcji zastępowa-
nia, o mechanizmach oszczędzających siły itp; wszędzie potrzebne
są pogłębione analizy, dla każdej typowo odmiennej metody trze-
ba przeprowadzić rzeczywiste badanie i rzeczywiście wykazać
| oraz dokładnie wyjaśnić jej ekonomiczną sprawność.
Jeśli jasno uchwyciło się sens zadań, które tu trzeba rozwiązać,
to także problemy dotyczące myślenia przednaukowego i pozana-
ukowego zyskują nowe oświetlenie i nową formę. Pewne przysto-
sowanie do zewnętrznej przyrody służy utrzymaniu się przy ży -
ciu; wymaga ono, jak powiedzieliśmy, zdolności, by w pewnej mie-
rze słusznie osądzać rzeczy, przewidywać bieg wydarzeń, słusznie
oceniać przyczynowe następstwa itp. Lecz rzeczywiste poznanie
tego wszystkiego dokonuje się dopiero — jeśli w ogóle — w nauce.
Jak to jest możliwe, że w praktyce możemy przecież słusznie są-
dzić i wnioskować, choć nie dysponujemy wglądem, który w cało-
ści dać może tylko nauka, dostępna jedynie nielicznym? Praktycz-
nym potrzebom życia przednaukowego służą wszak liczne, nader
skomplikowane i wydajne procedury — wystarczy tylko pomyśleć
o dziesiętnym systemie liczbowym. (Nawet) 1 jeśli nie zostały one
wynalezione w drodze myślenia naocznie rozumiejącego, lecz wy-
rosły w sposób naturalny, to przecież nasuwa się pytanie, jak to jest
możliwe, jak ostateczne wyniki ślepych, mechanicznych operacji
mogą pokrywać się z tym, co wymaga wglądu.
(Wspomniane wyżej rozważania) 2 wskazują (nam) 3 drogę.
Ażeby rozjaśnić teleologię procedur przed- i pozanaukowych, (naj-
pierw) 4 trzeba w drodze dokładnych analiz związków przedsta-

1
Dodatek wydania B.
2
A: (Rozważania tego rodzaju, co wyżej wspomniane).
3
Dodatek wydania B.
4
A: (z jednej strony).
204 ■-'■>■■• Rozdział dziewiąty

wień i sądów, jak również skutecznych dyspozycji, ustalić faktyczny,


psychologiczny mechanizm danej procedury myślowej. Jej ekonomiczna
wydajność ujawnia sie (następnie) w wykazaniu, że procedura ta da się
uzasadnić pośrednio i w sposób logicznie naocznie zrozumiały jako taka,
której wyniki — już to z koniecznością, już to z pewnym, nie za małym,
prawdopodobieństwem — muszą pokrywać się z prawdą. W końcu, by
nie pozostawiać naturalnego powstania maszynerii ekonomizującej
myślenie jako [nie-ra 20211 wytfumaczameg°] cudu (albo, co jest tym samym,
jako | rezultatu odrębnego aktu stwórczego boskiej inteligencji), trzeba
wdać się w drobiazgową analizę naturalnych i dominujących
okoliczności i motywów przedstawień u zwykłego człowieka
(ewentualnie u dzikiego, u zwierzęcia) i na jej podstawie wykazać, jak tak
skuteczna procedura mogła i musiała ukształtować się „sama z siebie",
w sposób zupełnie naturalny*
W ten sposób więc uprawniona i płodna w mym przekonaniu
idea ekonomiki myślenia nabrała określonej jasności, wskazane zo-
stały też w ogólnych rysach jej problemy i główne kierunki. Jej
s t o s u n e k do l o g i k i , w praktycznym sensie umiejętności
poznania naukowego, jest już całkowicie zrozumiały. Jasne jest,
że stanowi ona ważny fundament tej umiejętności, dostarcza
wszak istotnych środków do konstytucji idei technicznych metod
poznania ludzkiego, do pożytecznych uszczegółowień takich me-
tod, jak i do wywodzenia reguł umożliwiających ich ocenę i
wyszukiwanie.

Nie ma bardziej stosownego przykładu pozwalającego jasno uchwycić isto -


tę zadań, które trzeba tu rozwiązać i które wyżej zostały pokrótce scharakteryzo -
wane, jak ciąg liczb naturalnych. Ponieważ wydało mi się to tak pouczające, w XII
rozdziale mej Philosophie der Arithmetik (11891) przebadałem to z całą dokładnością
i to tak, że może to stanowić typową ilustrację sposobu, jak w moim przekonaniu
należy prowadzić takie badania.

1
A: (teraz).
Zasada ekonomii myślenia a logika 205

§ 55. Nieistotność (Bedeutungslosigkeit) ekonomiki


myślenia dla czystej logiki i teorii poznania
oraz jej stosunek do psychologii

Dopóki powyższe myśli zbieżne są z myślami R. Avenariusa i E.


Macha, nie ma między nami różnic i chętnie zgodzę się z nimi.
Rzeczywiście jestem przeświadczony, że zwłaszcza prace E. Macha z
zakresu historii metodologii są nader pouczające w kwestiach logicznych,
i to także tam, gdzie nie sposób | całkowicie (albo też I ^2031 całkowicie
nie sposób) pogodzić się z wyciąganymi przezeń konsekwencjami.
Niestety, E. Mach nie podjął właśnie tych, jak mi się wydaje, najbardziej
płodnych problemów dedukcyjnej ekonomiki myślenia, które wyżej
próbowałem sformułować w dość krótkim, lecz wystarczająco określonym
ujęciu. Nie uczynił zaś tego przynajmniej po części z powodu
teoriopoznawczych nieporozumień leżących u podstaw jego badań. Lecz
właśnie z tym wiąże się szczególnie silne oddziaływanie pism Macha.
Jest to zarazem ta strona jego myśli, którą dzieli on z Avenariusem, i ze
względu na którą muszę się mu w tym miejscu przeciwstawić.
Koncepcja ekonomii myślenia Macha, podobnie jak koncepcja
najmniejszego wysiłku Avenariusa, odnosi się, jak widzieliśmy, do
pewnych faktów biologicznych, ostatecznie zaś idzie tutaj o pewną
gałąź teorii ewolucji. Dlatego też jest rzeczą oczywistą, że badania
te mogą wprawdzie rzucić światło na praktyczną naukę o pozna-
niu, na metodologię badań naukowych, bynajmniej jednak nie na
czystą naukę o poznaniu, zwłaszcza zaś na idealne prawa czystej
logiki. W pismach szkoły Macha-Avenariusa natomiast, jak się wy-
daje, zmierza się do teorii poznania uzasadnionej przez ekonomię
myślenia. Przeciw takiemu ujęciu, resp. zastosowaniu ekonomiki
myślenia zwraca się naturalnie cały arsenał zarzutów, które wyżej
wytoczyliśmy przeciw psychologizmowi i relatywizmowi. Uzasad-
nienie teorii poznania przez ekonomię myślenia ostatecznie spro-
wadza się przecież do uzasadnienia psychologicznego, toteż nie
trzeba tu ani powtarzać, ani też szczególnie dopasowywać argu -
mentów. U Corneliusa oczywiste niezgodności spotęgowane są je-
szcze przez to, że usiłuje on z teleologicznej zasady antropologii
rw
206 Rozdział dziewiąty
[A 204]l psychicznej wywieść elementarne fakty psychologii, które ze swej
[B 204]}
strony same już są założone w wywodzie tej zasady, | następnie zaś
przez to, że za pośrednictwem psychologii chce on przeprowadzić
teoriopoznawcze uzasadnienie filozofii w ogóle. Przypominam, że
tak zwana zasada bynajmniej nie jest ostatecznie wyjaśniającą za-
sadą racjonalną, lecz jedynie zbiorczym ujęciem kompleksu faktów
przystosowania, który — idealnie — redukuje się w końcu do ele-
mentarnych faktów i praw, obojętne, czy potrafimy przeprowadzić
taką redukcję czy nie.
Podkładanie pod psychologię zasad teleologicznych jako „pod-
stawowych praw" w celu wyjaśnienia przez nie różnych funkcji
psychicznych nie otwiera widoków na ulepszenie psychologii.
Z pewnością pouczające jest wykazanie teleologicznego znaczenia
funkcji psychicznych i ważniejszych psychicznych tworów; a więc
wykazanie, jak i dzięki czemu faktycznie tworzące się kompleksy
elementów psychicznych korzystnie odnoszą się do utrzymania się
przy życiu, czego oczekujemy a priori. Lecz to, co dane opisowo,
podawać za „konieczne następstwa" takich zasad, w ten sposób, iż
rodzi się pozór rzeczywistego wyjaśnienia, a wszystko w kontek -
ście wywodów naukowych, które mają obnażyć ostateczne funda-
menty psychologii — to wprowadza tylko zamęt.
Psychologiczne bądź teoriopoznawcze prawo mówiące o d ą
-żeni u, by w tym czy tamtym osiągnąć możliwie dużo, to
niedorzeczność. W sferze czystych faktów nie ma żadnego „możli-
wie dużo", w sferze praw nie ma żadnego dążenia. Z punktu wi -
dzenia psychologii w każdym przypadku dzieje się coś określone-
go, dokładnie tyle i nic więcej.
Faktyczna treść zasady ekonomii redukuje się do tego, że istnie-
ją przedstawienia, sądy i pozostałe przeżycia myślowe, a w związ-
[A 205]]
[B205]/
ku z tym także uczucia, które w postaci przyjemności sprzyjają
pewnym | kierunkom, w postaci nieprzyjemności odstręczają od
innych. Następnie można skonstatować z grubsza i w ogólnych
zarysach postępujący proces tworzenia przedstawień i sądów, w
którym z początkowo pozbawionych znaczenia elementów kształ-
tują się najpierw poszczególne doświadczenia, potem zaś na -
stępuje połączenie doświadczeń w jedną, mniej a l b o bar-
dz i ej upor zą dkowa ną j ednoś ć doś wi a dcz e ni a. We dł ug
Zasada ekonomii myślenia a logika 207

praw psychologicznych na podstawie pierwszych, z grubsza zgod-


nych kolokacji psychicznych rodzi się przedstawienie jednego,
wspólnego nam wszystkim świata oraz ślepa empiryczna wiara w
jego istnienie. Ale zwróćmy uwagę: świat ten nie jest dla wszy-
stkich dokładnie taki sam, jest taki tylko z grubsza, tylko na tyle,
by w praktyce dostatecznie zagwarantowana była możliwość
wspólnych przedstawień i działań. Nie jest taki sam dla zwykłego
człowieka i badacza naukowego; dla tego pierwszego jest zespo-
łem pewnych z grubsza tylko określonych prawidłowości, przepo-
jonych tysiącami przypadków, dla tego drugiego jest przyrodą rzą-
dzoną przez absolutnie ścisłe prawa.
Z pewnością wykazanie psychologicznych dróg i środków, po-
przez które rozwija się i ustala wystarczająca dla potrzeb codzien-
nego życia (dla utrzymania się przy życiu) idea świata jako przed-
miotu doświadczenia; następnie zaś wykazanie psychologicznych
dróg i środków, poprzez które w umysłach badaczy i całych poko-
leń badaczy tworzy się obiektywnie stosowna idea jedności do-
świadczenia poddanego ścisłym prawom i o stale wzbogacającej
się naukowej treści — to przedsięwzięcie o wielkiej doniosłości
naukowej. Lecz dla teorii poznania całe to badanie jest obojętne. Co
najwyżej może ono być dla niej użyteczne pośrednio, mianowicie
w celu krytyki przesądów teoriopoznawczych, które wszak uza -
leżnione są od motywów psychologicznych. Problem nie polega na
tym, jak powstaje doświadczenie, naiwne czy naukowe, | lecz jaką
musi mieć ono treść, by być doświadczeniem obiektywnie waż-
nym; jakie idealne elementy i prawa fundują taką obiektywną waż-
ność poznania realnego (a ogólniej: poznania w ogóle), i jak właściwie
należy tę funkcje (Leistung) rozumieć. Innymi słowy: nie interesuje
nas powstawanie i przemiany przedstawienia świata, lecz obie-
ktywne prawo, na mocy którego naukowe przedstawienie świata
przeciwstawia się każdemu innemu i głosi obiektywność swego
świata. Psychologia chce w zrozumiały sposób wyjaśnić, jak two-
rzą się przedstawienia świata; nauka o świecie (jako zbiorcze poję-
cie różnych nauk realnych) chce w zrozumiały sposób poznać, co
istnieje realnie, jako prawdziwy i rzeczywisty świat; teoria pozna -
nia natomiasta (chce)1 naocznie zrozumieć, co stanowi o obiektyw-
1
Dodatek wydania B.
r
208 ■■.'■■ Rozdział dziewiąty

nie-idealnej możliwości zrozumiałego poznania tego, co realne,


o możliwości nauki i poznania w ogóle.

§ 56. Ciąg dalszy. ijaxepov 7ipÓTEpov uzasadniania sfery czysto


logicznej przez odwołanie się do ekonomii myślenia

Pozór, jakobyśmy w przypadku zasady oszczędności mieli do czy nienia z


już to teoriopoznawczą, już to psychologiczną zasadą, głównie wywołany
jest pomieszaniem tego, co faktycznie dane, z idealną treścią logiczną,
którą niepostrzeżenie się pod nie podkłada. Jest dla nas naocznie
zrozumiałe, że najwyższym celem i idealnie uprawnioną tendencją
wszelkiego wyjaśniania wykraczającego poza sam tylko opis jest
podporządkowanie „ślepych" w sobie samych faktów możliwie ogólnemu
prawu i w tym sensie ich możliwie racjonalne sumaryczne ujęcie. Tutaj
owo „możliwie dużo" funkcji „sumującej" jest w pełni jasne: jest to ideał
wszystko przenikającej i ogarniającej racjonalności. Jeśli wszystko, co
faktyczne, porządkowane jest według praw, to musi istnieć najmniejszy
zespół możliwie ogólnych i dedukcyjnie niezależnych od siebie re 20711
PraW/1 fc)1 których w czystej dedukcji można (wywieść) 2 wszystkie pozostałe
prawa. Te „prawa podstawowe" są wtedy owymi prawami obejmującymi
możliwie najwięcej i możliwie najbardziej efektywnymi, ich poznanie
zapewnia absolutnie największy wgląd w [daną] dziedzinę, pozwala ono
wyjaśnić w niej wszystko, co w ogóle może być wyjaśnione (przy czym
oczywiście, idealizując, zakłada się niczym nie ograniczoną możność
dedukcji i subsum-pcji). Tak oto aksjomaty geometryczne jako prawa
podstawowe wyjaśniają bądź zawierają w sobie (befassen) ogół faktów
przestrzennych; każda ogólna prawda odnosząca się do przestrzeni
(innymi słowy, każda prawda geometryczna) w nich znajduje oczywistą
redukcję do swych ostatecznie wyjaśniających racji.

1
A: (do).
2
A: (sprowadzić).
Zasada ekonomii myślenia a logika 209

Ten cel, resp. zasadę możliwie największej racjonalności uznaje-


my więc w sposób naocznie zrozumiały za najwyższy cel nauk
racjonalnych. Oczywiste jest, że poznanie praw bardziej ogólnych
niż te, które posiadamy, byłoby rzeczywiście lepsze, jeśli (prowa -
dziłyby one) do głębszych i więcej obejmujących racji. Zasada ta
jednakże bynajmniej nie jest zasadą biologiczną i opartą tylko na
ekonomii myślenia, lecz raczej zasadą czysto idealną, nadto
zaś normatywną. Żadną miarą nie można więc sprowadzać jej
do faktów życia psychicznego i życia społecznego ludzkości, ani
też nimi jej tłumaczyć. Utożsamianie tendencji do możliwie najwię-
kszej racjonalności z biologiczną tendencją do przystosowania, czy
zgoła wywodzenie tej pierwszej z tej drugiej i obarczanie jej nastę-
pnie funkcją podstawowej siły psychicznej — te wszystkie pomie-
szania dadzą się porównać tylko z psychologistyczną dezinterpre-
tacją praw logiki i ujmowaniem ich jako praw przyrodniczych.
Jeśli ktoś mówi, że nasze życie psychiczne de facto rządzone jest
przez tę zasadę, to także jawnie przeczy prawdzie; nasze faktyczne
myślenie właśnie nie przebiega zgodnie z ideałami — jak gdyby w
ogóle ideały były czymś takim jak siły przyrody.
Idealna tendencja myślenia logicznego jako takiego | zmie-
rza do racjonalności. Myślowy ekonomista (sit venia verbo) czyni z
niej realną tendencję przenikającą ludzkie myślenie, uzasadnia
ją przez mętną zasadę (oszczędności) 2 sił, a ostatecznie przez przy-
stosowanie; i w końcu myśli, że wyjaśnił normę, iż powinni -
śmy myśleć racjonalnie, a także w ogóle obiektywną wartość i
sens racjonalnej nauki. Z pewnością mówienie o ekonomii myśle-
nia, o ekonomizującym myślenie „sumatywnym ujmowaniu" fak-
tów przez twierdzenia ogólne, twierdzeń mniej ogólnych przez
bardziej ogólne itp. jest uprawnione. Lecz uprawnienie to zyskuje
ono tylko przez porównanie myślenia faktycznego z rozpoznaną we
wglądzie idealną normą, która zatem stanowi TCpóxepov ffj (jwcei.
Idealne obowiązywanie normy jest założeniem jakiegokolwiek
sensownego mówienia o ekonomii myślenia, nie może zatem
samo być wyjaśnione w oparciu o teorię tejże ekonomii. Myślenie
1
A: (prowadziłoby).
2
A: (oszczędzania).
210 , Rozdział dziewiąty

empiryczne mierzymy za pomocą idealnego i konstatujemy, że w


pewnym zakresie to pierwsze de facto przebiega tak, jak gdyby
było w naocznie zrozumiały sposób kierowane przez owe idealne
zasady. Stosownie do tego słusznie mówimy o naturalnej teleologii
naszej organizacji umysłowej jako o takim jej urządzeniu, w następ-
stwie którego nasze przedstawianie i sądzenie na ogół (mianowicie
w stopniu wystarczającym dla przeciętnych wymagań życiowych)
przebiega tak, jakby było kierowane regułami logiki. Wyjąwszy
nieliczne przypadki myślenia rzeczywiście naocznie rozumiejące-
go, samo w sobie nie zawiera ono gwarancji logicznej ważności,
samo w sobie nie jest naocznie zrozumiałe ani też nie jest pośred -
nio celowo uporządkowane przez uprzednie naoczne zrozumie-
nie. De facto jednak cechuje je pewna pozorna racjonalność; jest tak,
że dokonując refleksji nad drogami myślenia empirycznego może-
my wykazać myślowym ekonomistom, iż takie drogi w ogóle mu -
szą doprowadzić do wyników, które — z grubsza, przeciętnie —
pokrywają się z wynikami ściśle logicznymi; jak to wyżej roztrzą-
saliśmy.
re 20911 Widać więc tioTepoy rcpÓTepov. Przed wszelką | ekonomią my-
ślenia musimy już znać ideał, musimy wiedzieć, do czego nauka
idealiter zmierza, czym są i co osiągają związki określone przez
prawa, prawa podstawowe i prawa wywiedzione itp., zanim bę -
dziemy mogli rozważyć i ocenić funkcję ekonomizowania myśle-
nia, jaką pełni ich poznanie. Oczywiście, pewne niejasne pojęcia
tych idei mamy już przed ich naukowym przebadaniem, toteż moż-
na mówić o ekonomii myślenia także przed opracowaniem nauki
czystej logiki. Lecz nie zmienia to istoty rzeczy, sama w sobie czy-
sta logika poprzedza wszelką ekonomikę myślenia i niedorzeczno-
ścią pozostaje opieranie tej pierwszej na drugiej.
Jeszcze jedno. Oczywiście wszelkie naukowe wyjaśnianie i poj-
mowanie przebiega zgodnie z prawami psychologii w sensie eko-
nomii myślenia. Lecz błędem jest, jeśli ktoś na tej podstawie jest
przekonany, iż może zniwelować różnicę między myśleniem logi-
cznym a naturalnym i przedstawić działalność naukową jako jedy -
nie „kontynuację" czynności naturalnych i ślepych. Poniekąd moż-
na jeszcze, choć i to nie jest całkiem bez zarzutu, mówić o „n a t u
-ralnych" t e o r i a c h tak jak o logicznych. Nie wolno jednak
Zasada ekonomii myślenia a logika 211

wtedy przeoczyć, że teoria w prawdziwym sensie logiczna bynaj mniej


nie sprawia tego samego, co naturalna tyle, że w większym stopniu. Nie
ma ona tego samego celu — albo też raczej: [tylko] ona ma pewien cel,
który dopiero wnosimy do „teorii naturalnych". Za pomocą logicznych i
właściwie zasługujących na te nazwę teorii mierzymy, jak to wyżej
pokazano, pewne naturalne (co tutaj znaczy: pozbawione naocznej
zrozumiałości) procesy myślowe, które nazywamy naturalnymi
teoriami tylko dlatego, iż owocują one wynikami psychologicznymi
takimi, jakby wyrosły z myślenia logicznie zrozumiałego, jakby
rzeczywiście były one teoriami. Mimo woli jednakże posługując się tą
nazwą popełniamy błąd polegający na podkładaniu istotnych własności
rzeczywistych teorii pod teorie „naturalne", na, by się tak wyrazić,
upatrywaniu w nich elementu właściwie teoretycznego. Jako | procesy
psychicz- [A210] ne te analoga teorii mogą być bardzo podobne do teorii |
rzeczy- [B 210] wistych, pozostają jednak zasadniczo od nich różne. Teoria
logiczna jest teorią dzięki rządzącemu w niej idealnemu związkowi
koniecznościowemu; podczas gdy to, co tutaj nazywane jest teorią
naturalną, jest przebiegiem przypadkowych przedstawień czy
przeświadczeń, pozbawionych naocznie zrozumiałego związku,
pozbawionych wiążącej je siły, lecz w praktyce przeciętnie użytecznym,
jak gdyby oparty był na czymś takim jak teoria.
Ostatnim wreszcie źródłem błędów tego kierunku jest to, że
naukowe zainteresowania jego przedstawicieli — jak i psychologi-
stów w ogóle — ograniczają się do empirycznej strony nauki. Po-
niekąd widzą oni drzewa, lecz nie las. Mozolnie badają naukę jako
zjawisko biologiczne i nie zauważają, że w ogóle nie dotykają teo-
riopoznawczego problemu nauki jako idealnej jedności prawdy
obiektywnej. Miniona teoria poznania, która w tym, co idealne,
upatrywała jeszcze problem, jest dla nich błędem, który tylko w
jeden sposób może stanowić obiekt godny naukowego zaintereso-
wania: mianowicie przez wykazanie jej funkcji względnie eko-
nomizującej myślenie na niższym szczeblu rozwoju filozofii. Im
bardziej jednak taka ocena głównych problemów i kierunków teo-
rii poznania staje się filozoficzną modą, tym usilniej 1 badanie musi
1
W wydaniu A dalej: (trzeźwe).
212 Rozdział
dziewiąty

się jej przeciwstawiać i tym bardziej zarazem staje się konieczne,


ażeby przez możliwie wielostronne rozważenie kwestii spornych,
zwłaszcza zaś przez możliwie głęboką analizę zasadniczo różnych
kierunków myślenia w sferze realnej i idealnej, utorować drogę
owemu jasnemu naocznemu zrozumieniu, które jest założeniem
ostatecznego ufundamentowania filozofii. Do tego również niniej-
sza praca, jak chciałbym wierzyć, nieco się przyczynia.
Rozdział dziesiąty --..■ i, '
\\t^l}
}
■> [[Ł5 221J

Zakończenie rozważań krytycznych

§ 57. Wątpliwości związane z możliwymi nieporozumieniami co


do naszych zamierzeń logicznych

Nasze dotychczasowe rozważania w przeważającej mierze miały


charakter krytyczny. Jesteśmy przeświadczeni, że udało nam się
dzięki nim wykazać niemożliwość utrzymania wszelkiej logiki empi-
rystycznej czy psychologicznej, jakkolwiek by się próbowało ją ra-
tować. Logika w sensie naukowej metodologii ma swe najbardziej
dostojne fundamenty poza psychologią. Idea „czystej logiki" jako
teoretycznej, niezależnej od wszelkiej empirii, a więc także od psy-
chologii, nauki, która dopiero umożliwia technologię poznawania
naukowego (logikę w pospolitym, teoretyczno-praktycznym sen-
sie) musi zostać uznana za słuszną i poważnie trzeba podjąć nie -
uniknione zadanie zbudowania jej jako samodzielnej nauki. — Czy
możemy poprzestać na tych wynikach, ba, czy wolno nam się spo-
dziewać, że w ogóle uznane zostaną one za wyniki? Logika na -
szych czasów miałaby więc na próżno błąkać się po bezdrożach —
ta nauka jakże pewna swych sukcesów, uprawiana przez znakomi-
tych badaczy i ciesząca się powszechnym uznaniem?* Tego chyba

Gdy O. Kulpe (Einleitung in die Philosophk, 1897, s. 44) mówi o logice, że jest ona
„bez wątpienia nie tylko jedną z najlepiej rozwiniętych dyscyplin filozoficz nych, lecz
także jedną z najpewniejszych i najbardziej kompletnych", to mogłoby to być słuszne;
lecz oceniając naukową pewność i kompletność logiki, tak jak ja je widzę, musiałbym
uznać to za oznakę głębokiego upadku współczesnej filozofii naukowej. Dołączyłbym
też do tego pytanie: Czyż nie dałoby się stopniowo położyć kresu temu ubolewania
godnemu stanowi rzeczy, gdyby całą naukową | energię myślową skierować na
problemy, które można ostro | sformułować i [B 212] rozwiązać w pierwszej kolejności,
nawet jeśli, rozpatrywane same w sobie i dla I ^12] siebie, wydają się one ograniczone,
trzeźwe i nieinteresujące? To wszakże dotyczy, co od razu widać, w pierwszym rzędzie
logiki i nauki o poznaniu. Aż nadto tu
214 Vi. Rozdział dziesiąty

'TB 21211 n^t n*e Jedzie cncia^ I przyznać. Gdy idealistyczna krytyka rozwa-ża
pytania dotyczące naczelnych zasad, może budzić pewien niepokój;
większości jednakże wystarczy tylko spojrzeć na dumny [A 213]
szereg doniosłych dzieł od Milla po Erdmanna | i Lippsa, by odzyskać
nadwątlone zaufanie. Powiedzą oni sobie, że przecież muszą [B 213]
istnieć | środki pozwalające jakoś uporać się z argumentami i uzgodnić je z
treścią kwitnącej nauki, jeśli zaś nie, to może tu chodzić

ścisłej pracy, którą można podjąć w sposób pewny i załatwić raz na zawsze. Wy -
starczy tylko do niej przystąpić. Przecież także „nauki ścisłe" (do których kiedyś z
pewnością będzie się zaliczać wspomniane dyscypliny) całą swą wielkość za -
wdzięczają tej skromności, która zadowala się drobnymi okruchami i, by posłużyć
się znanym powiedzeniem, „całą swą siłę koncentruje na najmniejszym punkcie".
Niepozorne z punktu widzenia całości, jakkolwiek pewne początki, potwierdzają
się w nich wciąż na nowo jako podstawa olbrzymiego postępu. Zapewne, taka
postawa już teraz toruje sobie drogę w filozofii; jednakże, jak widzę, zrazu najczę -
ściej zmierza ona w błędnym kierunku, mianowicie najlepsze siły naukowe zwra -
cają się ku psychologii — ku psychologii jako wyjaśniającej nauce przyrodniczej,
która filozofię interesuje nie bardziej i nie inaczej niż nauki o procesach fizycz -
nych. Właśnie tego jednak nie chce się uznać, a nawet sławi się psychologiczne
ufundowanie dyscyplin filozoficznych jako wielki postęp, nierzadko także mając
na uwadze logikę. Jeśli dobrze widzę, jest to nader powszechne ujęcie, któremu
ostatnio wyraz dał Elsenhans: „Jeśli logika współczesna z rosnącym powodzeniem
opracowuje problemy logiczne, to zawdzięcza to przede wszystkim psychologicz -
nemu pogłębieniu jej przedmiotu." (Zeitschriftfiir Philosophie, Bd. 109 [1896] s. 203.)
Zapewne i ja, zanim rozpocząłem niniejsze badania, resp. zanim zdałem sobie
sprawę z nierozwiązalnych trudności, w jakie uwikłało mnie psychologistyczne
ujęcie w filozofii matematyki, mówiłem dokładnie tak samo. Lecz teraz, gdy po -
trafię zrozumieć błędność tego ujęcia na podstawie najjaśniejszych racji, mogę
wprawdzie cieszyć się skądinąd tak obiecującym rozwojem naukowej psychologii
i żywo się nią interesować, lecz nie jako ktoś, kto spodziewałby się uzyskać od niej
właściwe filozoficzne rozjaśnienie. Jednakże, by nie prowokować nieporozumień,
muszę od razu dodać, (że ostro odróżniam psychologię empiryczną od fundującej
ją (a także krytykę poznania, choć w zupełnie inny sposób) fenomenologii; ta
ostatnia rozumiana jest jako czysta nauka istotnościowa o przeżyciach.) 1 W II (to-
mie)2 niniejszej pracy będzie to można jaśniej zobaczyć.

1
A: (że czynię tu wyjątek dla opisowej fenomenologii doświadczenia wewnę
trznego leżącej u podstaw psychologii empirycznej, a zarazem, choć w zupełnie
inny sposób, krytyki poznania.).
2
A: (części).
Zakończenie rozważań krytycznych 215

jedynie o teoriopoznawcze przewartościowanie nauki, które nawet


jeśli nie jest nieważne, to przecież nie doprowadzi do rewolucyj-
nych wyników unieważniających jej istotną zawartość. Co najwy-
żej niektóre sprawy trzeba będzie ująć dokładniej, stosownie ogra -
niczyć pewne nieostrożne wywody lub zmodyfikować porządek
badań. Rzeczywiście, może i jest coś na rzeczy w tym, by zebrać
razem owe nieliczne twierdzenia (czysto logiczne} 1 i wyodrębnić je
spośród empiryczno-psychologicznych dociekań umiejętności logi-
cznej. Takie myśli zadowolą niejednego spośród tych, którzy odczu-
wają siłę argumentacji idealistycznej, lecz brak im odwagi koniecz-
nej do wyciągnięcia stąd konsekwencji.
Radykalne przekształcenie, jakiemu, w myśl naszego ujęcia, mu-
si zostać poddana logika, już dlatego zresztą może się spotkać z
niechęcią i nieufnością, że łatwo może ono wydać się, zwłaszcza
jeśli rozpatrywać je w sposób powierzchowny, czystą reak-
c j ą . Aby się przekonać, że n i e chodzi tu o coś takiego, że nawią-
zanie do słusznych tendencji dawniejszej filozofii nie ma na celu
restytucji logiki tradycyjnej, wystarczy uważnie się przyjrzeć treści
naszych analiz; nie pokładamy jednak nazbyt wielkich nadziei w
tym, byśmy poprzez takie wskazówki mogli przezwyciężyć wszel-
ką nieufność i zapobiec niezrozumieniu naszych intencji.

§ 58. Nawiązanie do wielkich myślicieli


przeszłości, najpierw do Kanta

Również okoliczność, że możemy powołać się na autorytet


w i e l k i c h m y ś 1 i c i e 1 i, takich jak Kant, Herbart | i Lotze, a je- [A 214]
szcze przedtem Leibniz, nie na wiele nam się zda wobec panujących
przesądów. | Może ona nawet tylko przyczynić się do pogłę- [B 214]
bienia nieufności.
Uważamy, że w najogólniejszych zarysach nasze ujęcie sprowa-
dza się do Kantowskiego rozróżnienia logiki czystej i stosowanej.
Rzeczywiście możemy się zgodzić z jego najbardziej charaktery-
1
A: (czysto-logiczne).
216 Rozdział dziesiąty

stycznymi wypowiedziami w tej kwestii, choć nie bez pewnych


zastrzeżeń. Np. owych zagmatwanych mitycznych pojęć, tak lu -
bianych przez Kanta i używanych przezeń także do nader wątpli-
wych rozróżnień — mam na myśli pojęcia rozumu i intelektu —
oczywiście nie zaakceptujemy we właściwym sensie władz psychi-
cznych. Rozum czy intelekt, jako władze pewnego normalnego
zachowania się w myśleniu, zakładają w swych pojęciach czystą
logikę — która wszak definiuje to, co normalne — toteż poważnie
odwołując się do nich, nie bylibyśmy wcale dużo mądrzejsi, niż
gdybyśmy w analogicznym przypadku chcieli wyjaśnić sztukę tań-
czenia przez władzę tańczenia (sc. władzę tańczenia zgodnie z re-
gułami sztuki), sztukę malarską przez władzę malowania itd. Ter-
miny rozum i intelekt traktujemy raczej tylko jako wskazówki kie-
rujące nas ku „formie myślenia" i jej idealnym prawom, ku którym
winna się zwrócić logika w przeciwieństwie do empirycznej psy-
chologii. Po takich ograniczeniach, interpretacjach i bliższych okre-
śleniach poczuwamy się więc do pewnej bliskości z teorią Kanta.
Czy jednak skutkiem właśnie tej zgodności nie musi być kom-
promitacja naszego ujęcia logiki? Czysta logika (a właściwie tylko
ona jest nauką) musi być według Kanta „krótka i sucha",
„jak tego wymaga szkolne przedstawienie elementarnej nauki o
intelekcie."1* Każdy zna wydane przez Jaschego wykłady Kanta i
[A 215] wie, w jak wątpliwym | stopniu odpowiadają one temu charaktery-
stycznemu wymaganiu. Tak więc ta niewymownie nędzna logika
[B 215] miałaby być wzorem, ku któremu | powinniśmy zmierzać? Z myślą
ograniczenia nauki do stanowiska logiki arystotelesowsko-scho-
lastycznej nikt nie będzie chciał się pogodzić. A do tego cała rzecz
zdaje się właśnie prowadzić, sam Kant zresztą głosi, że logika od
czasów Arystotelesa ma charakter nauki zamkniętej. Scholastyczna
pajęczyna sylogistyki, poprzedzona kilkoma uroczyście wygłoszo-
nymi definicjami pojęciowymi — nie jest to nader budujący widok.
Oczywiście na to odpowiemy: Jeśli Kantowskie ujęcie logiki jest
nam bliższe niż choćby ujęcie Milla czy Sigwarta, to nie znaczy to,

Krytyka czystego rozumu, Wstęp do logiki transcendentalnej I [B 78; (1,141)]. 1

W wydaniu A przytoczony tekst j est zniekształcony.


Zakończenie rozważań krytycznych 217

że akceptujemy całą jego treść, tę określoną postać, którą Kant na-


dał swej idei czystej logiki. Zgadzamy się z Kantem co do głównej
tendencji, nie uważamy jednak, by jasno przejrzał on istotę inten-
dowanej dyscypliny i przedstawił ją adekwatnie do jej zawartości.

§ 59. Nawiązanie do Herbarta i Lotzego

Jeszcze bliższy niż Kant jest nam Herbart, głównie dlatego, że u


niego w ostry sposób zostaje wydobyty i (wyraźnie) 1 uwzględniony
w rozróżnieniu między [sferą] czysto logiczną a psychologiczną
pewien kardynalny punkt, który pod tym względem rzeczywiście
jest rozstrzygający, mianowicie obiektywność „pojęcia",
tzn. przeds taw ienia w s ens ie (czys to logicznym) 2 .
„Wszystko, co pomyślane" — czytamy np. w [jego] głównym dziele
psychologicznym* — „rozpatrywane tylko co do swej jakości, w sensie
logicznym jest pojęciem." Przy tym „nie chodzi o myślący podmiot; temu można
przypisywać pojęcia tylko w sensie psychologicznym, podczas gdy ponadto
pojęcie człowieka, | trójkąta itd. nie jest niczyją [A 216] własnością. W ogóle w
znaczeniu logicznym każde pojęcie obecne j e s t tylko raz; nie mogłoby tak
być, gdyby liczba pojęć rosła | wraz z [B 216] liczbą przedstawiających sobie to
samo [pojęcie] podmiotów, czy nawet wraz z liczbą poszczególnych aktów
myślenia, w których, w ujęciu psychologicznym, pojęcie zostaje wytworzone i
wydobyte na jaw." „Entia dawnej filozofii, nawet jeszcze u Wolfa", czytamy dalej
(w tym samym paragrafie, tamże), „nie są niczym innym jak pojęciami w sensie
logicznym.... Tutaj także należy zaliczyć dawne twierdzenie essentiae rerum sunt
immutabiles. Nie znaczy ono nic innego jak to: p o j ę c i a są czymś w pełni
bezczasowym; jeśli któreś z nich we wszystkich swych logi cznych
stosunkach jest prawdziwe, to prawdziwe są i pozostają wszy stkie utworzone z
niego naukowe twierdzenia i wnioski — tak dla staro-

Herbart, Psychologie als Wissenschaft, II, § 120 (oryg. s. 175),

1
Dodatek wydania B.
2
A: (czysto-logicznym).
r
218 Rozdział dziesiąty
żytnych, jak i dla nas, na niebie jak i na ziemi. Lecz pojęcia w tym sensie,
w którym zawierają one wspólną wiedzę dla wszystkich ludzi i wszy -
stkich czasów, wcale nie są czymś psychologicznym.... Z punktu widze-
nia psychologii pojęcie jest tym przedstawieniem, które za swój przedsta-
wiony [przedmiot] ma pojęcie w znaczeniu logicznym, albo też przez
które to ostatnie (to, co ma być przedstawione) zostaje rzeczywiście
przedstawione. W takim ujęciu oczywiście każdy ma swoje pojęcia dla
siebie; Archimedes badał swoje pojęcie okręgu, a Newton swoje; były to
dwa pojęcia w sensie psychologicznym, jakkolwiek z punktu widzenia
logiki tylko jedno jedyne dla wszystkich matematyków."
Podobne wywody znajdujemy w 2 rozdziale podręcznika Wprowadze-
nie do filozofii* Już pierwsze zdanie brzmi: „Wszystkie nasze myśli można
rozpatrywać z dwóch stron; już to jako czynności naszego umysłu, już to
przez wzgląd na to, co jest przez nie myślane. W tym ostatnim odniesie-
niu nazywają się one pojęciami, które to słowo, oznaczając to, co
p o j ę t e , nakazuje nam abstrahować od sposobu, w jaki możemy dozna-
wać, wytwarzać (i)1 odtwarzać myśli." W § 35 Herbart przeczy, by dwa
pojęcia mogły być zupełnie takie same; albowiem „nie różniłyby się one
[A 217] pod względem tego, co przez nie jest pomyślane, a zatem | jako p o j ę c i a
w ogóle by się nie różniły. Myślenie natomiast może jedno i to samo
pojęcie wielokrotnie powtarzać, może przy nader różnych okazjach wy-
[B217] twarzać je i wywoływać, mogą to czynić niezliczone | istoty rozumne,
samo zaś pojęcie nie zostaje przez to zwielokrotnione." W przypisie przy-
pomina, że należy „dobrze sobie zakarbować, iż pojęcia nie są ani r e a l -
n y m i p r z e d m i o t a m i , a n i r z e c z y w i s t y m i a k t a m i m y ś l e nia.
Ten ostatni błąd jeszcze dzisiaj oddziałuje; przeto niektórzy uznają
logikę za naturalną historię rozumu i są przeświadczeni, iż potrafią rozpo-
znać jego wrodzone prawa i formy myślenia, co dla psychologii jest nader
szkodliwe." „Można", czytamy w innym miejscu,** „jeśli wyda się to
konieczne, wykazać w drodze zupełnej indukcji, że żadna z teorii niewąt-
pliwie należących do czystej logiki, począwszy od nadrzędności i pod-
rzędności pojęć, a skończywszy na łańcuchach wniosków, nie zawiera
żadnego elementu psychologicznego. Cała czysta logika ma do czynienia
ze stosunk ami tego , co pomyślane, [stosunkami] treści na -
szych przedstawień (jakkolwiek nie z samą tą treścią); nigdzie jednak z

Herbart, Lehrbuch zur Einleitung in die Philosopkie,v § 34, s. 77.


Psychologie als Wissenschaft, § 119 (w wyd. oryg. II, s. 174).

A: (lub), tak jak u Herbarta.


Zakończenie rozważań krytycznych 219

samą czynnością myślenia, nigdzie z jego psychologiczną, a więc metafi-


zyczną możliwością. Dopiero logika stosowana, podobnie jak stosowana
nauka o moralności, wymaga wiadomości psychologicznych, o tyle mia-
nowicie, o ile trzeba rozważyć wedle jego właściwości materiał, który
chce się kształtować stosownie do danych przepisów."

Pod tym względem znajdujemy tu liczne pouczające i ważne


wywody, które współczesna logika raczej odsuwa od siebie, niż
poważnie rozważa. Jednakże i tego nawiązania do autorytetu Her-
barta nie należy błędnie rozumieć. Bynajmniej nie oznacza ono
powrotu do tej idei i sposobu uprawiania logiki, które Herbart
naszkicował, zaś jego zasłużony uczeń Drobisch zrealizował w tak
wspaniały sposób.
Z pewnością Herbart położył wielkie zasługi, zwłaszcza we
wskazanym wyżej punkcie, mianowicie w podkreślaniu idealności
pojęcia. Już ukute przezeń pojęcie pojęcia należy | wysoko ocenić, [A218]
obojętne, czy teraz przyjmie się jego terminologię czy nie. Z drugiej jednak
strony Herbart, jak mi się wydaje, nie wyszedł poza pojedyncze i
niedojrzałe | pomysły, zaś wiele jego błędnych myśli, które [B 218] później,
niestety, wywarły wielki wpływ, zupełnie wypaczyło jego najlepsze
intencje.
Szkodliwe było już to, że Herbart nie zauważył fundamentalnej
ekwiwokacji wyrażeń takich jak treść, to, co przedstawione,
to, co pomyślane, w której z jednej strony oznaczają one idealną,
identyczną zawartość znaczeniową odpowiednich wyrażeń, z dru-
giej zaś przedstawione przedmioty. Herbart, o ile się orientuję, nie
wypowiedział owego jedynego słowa, które zapewniłoby jasność
określeniu pojęcia pojęcia; mianowicie, że pojęcie albo przedsta-
wienie w sensie logicznym nie jest niczym innym jak identycznym
znaczeniem odnośnych wyrażeń.
Ważniejsze jednak jest podstawowe przeoczenie Herbarta, wsku-
tek którego upatruje on istotny czynnik idealności pojęcia logiczne-
go w jego normalności. Pociąga to za sobą przesunięcie sensu
idealności prawdziwej i rzetelnej, znaczeniowej jedności, do roz-
proszonej mnogości przeżyć. Utracony zostaje najbardziej funda-
mentalny sens idealności, zgodnie z którym to, co idealne, i to, co
realne, rozdzielone są nieprzekraczalną przepaścią, zaś podkładany
r
220 Rozdział
dziesiąty
pod to sens normalności mąci podstawowe ujęcia logiczne.* Ściśle
wiąże się to z przeświadczeniem Herbarta, jakoby odnalazł on zba-
wienną formułę w przeciwstawianiu logiki j a k o moralno-
ś c i myślenia psychologii jako naturalnej historii rozumu.**
O czystej, teoretycznej nauce, która kryje się za tą moralnością (po-
dobnie jak to jest w przypadku moralności w zwykłym sensie) nie
ma on pojęcia, tym bardziej zaś o zakresie i naturalnych granicach
[A219] | tej nauki oraz o jej wewnętrznej jedności z czystą matematyką.
Tak więc pod tym względem zarzut ubóstwa nie jest niesłuszny
także wobec logiki Herbarta, podobnie jak wobec logiki kanto-
[B 219] wskiej i | arystotelesowsko-scholastycznej, choć pod innym wzglę-
dem wykazuje ona swą przewagę dzięki pielęgnowanej w jej wą-
skim kręgu postawie samodzielnych i ś c i s ł y c h badań. Z owym
fundamentalnym przeoczeniem wiąże się także zbłąkanie Herbar-
towskiej teorii poznania, która okazuje się zupełnie niezdolna do
tego, by ów pozornie tak głęboki problem harmonii między subie-
ktywnym przebiegiem myślenia logicznego a realnym przebiegiem
rzeczywistości zewnętrznej uznać za to, czym on [rzeczywiście]
jest, mianowicie — co później wykażemy — za problem pozorny
zrodzony z niejasności.
To wszystko dotyczy także logików pozostających pod wpły-
wem Herbarta, zwłaszcza zaś Lotzego, który przejął niektóre po-
mysły Herbarta, przemyślał je z wielką bystrością i oryginalnie
rozwinął. Wiele mu zawdzięczamy, ale niestety, i jego piękna ini-
cjatywa unicestwiona została przez Herbartowskie pomieszanie
idealności (specyficznej) 2 i normatywnej. Jego wielkie dzieło logi-
czne, choć tak bogate w (oryginalne) 3 i godne głębokiego myślicie-

Por. W związku z tym rozdział o jedności species w (tomie)1 II.


Herbart, Lehrbuch zur Psychologie™ § 180,1882, w osobnym wydaniu s. 127.

1
A: (części).
2
A: (, by tak rzec, platońskiej). Poprawka w wydaniu B zgodna z erratą do
wydania A.
3
A: (wysoce osobliwe).
Zakończenie rozważań krytycznych 221

la myśli, stało się z tego powodu dysharmoniczną hybrydą logiki


czystej i psychologistycznej.*

§ 60. Nawiązanie do Leibniza

Pośród wielkich filozofów, do których odsyła reprezentowane tu ujęcie


logiki, wymieniliśmy wyżej także Leibniza. Jest on nam stosunkowo
najbliższy. Także logiczne przekonania Herbarta dlatego | są nam bliższe
niż Kantowskie, ponieważ w porównaniu z Kan- [A 220] tem odnowił on
idee Leibniza. Ale z pewnością Herbart okazał się niezdolny do
wyczerpania choćby w przybliżeniu tych wszystkich dóbr, które można
odnaleźć u Lebniza. Pozostał daleko w tyle za wielkimi koncepcjami tego
| potężnego myśliciela, który matema- [B 220] tykę i logikę traktował
jako jedną [dyscyplinę]. Kilka słów o tych spośród nich, które
odczuwamy jako szczególnie sympatyczne i żywo nas poruszające.
Motyw, który odegrał tak wielką rolę w początkach nowożytnej
filozofii, mianowicie idea udoskonalenia i nowego ukształtowania
nauk, także u Lebniza (prowadził) 2 do (nieustających) 3 starań o
zreformowaną logikę. Lecz patrząc głębiej niż jego poprzednicy,
zamiast szkalować logikę scholastyczną jako balast pustych for-
muł, ujmuje ją jako wartościowe wstępne stadium logiki prawdzi -
wej, które mimo swej niedoskonałości jest w stanie zaoferować
myśleniu prawdziwą pomoc.** Nadanie jej postaci dyscypliny

(Przewidziany w pierwszym wydaniu do dodatku do tomu II spór z teorią


poznania Lotzego nie został wydrukowany z powodu braku miejsca.) 1
Por. np. przeprowadzoną przez Leibniza szczegółową obronę logiki trady-
cyjnej — jakkolwiek nie jest ona „nawet cieniem" tej, której „on by sobie życzył"
— w liście do Wagnera, Opp. philos. Erdm. s. 418 nn.

1
A: (W następnym tomie znajdziemy sposobność krytycznego zajęcia się teo
rią poznania Lotzego, zwłaszcza rozdziałem poświęconym realnemu i formalnemu
znaczeniu tego, co logiczne.}. W erracie dołączonej do wydania A początek tego
zdania poprawiono: W dalszych częściach tej pracy...).
2
A: (prowadzi).
3
A: (niezmordowanych).
222 Rozdział
dziesiąty
o ma te m at y cz n ej fo rm ie i ś c i s ł o ś c i , un iw er s a l -
nej matematyki w najwyższym i najbardziej ob -
szernym sensie, j e s t ce 1 em, któremu poświęca on coraz
to nowe wysiłki.
Pójdę tu za wskazówkami w Nouveaux Essais, L. IV. ch. XVII. Por. np.
§ 4, Opp. phil., Erdm. 395, gdzie nauka o formach sylogistycznych, rozsze-
rzona do całkiem ogólnej nauki o „argumens en formę", scharakteryzowana
zostaje jako „une espece de Mathematique u n i v e r s e l l e , dont Yimpor-
tance n'est pas assez connue." „II faut savoir", czytamy tam, „que par I es
argumens en formę je n'entends pas seulement cette manierę scolastique
d'argumenter, dont on se sert dans les colleges, mais tout raisonnement qui
conclut par la force de la formę, et ou Von n'a besoin de suppleer aucun article;
desorte qu'un s o r i t e s , un autre tissu de syllogisme, qui evite la repetition,
meme un compte bien dresse, un calcul d'Algebrę, une analyse des infinitesimales
[A 221] me seront a peu | pres des argumens en formę, puisc\ue leur formę de raisonner a
ete predemontree, en sorte qu'on est sur de ne s'y point tromper." Sfera wykon-
cypowanej tu Mathematique universelle byłaby zatem znacznie szersza niż
sfera rachunku logicznego, którego konstrukcji Leibniz poświęcił wiele
[B 221] trudu, nie doprowadzając jej mimo to do | końca. Właściwie Lebniz powi-
nien był w owej ogólnej matematyce zawrzeć całą Mathesis unwersalis
(w zwykłym, ilościowym sensie stanowiącym u Leibniza węższe pojęcie
Mathesis unwersalis), zwłaszcza że argumenty czysto matematyczne także
gdzie indziej wielokrotnie określa on jako „argumenta in forma". Dlatego
też należałoby tu zaliczyć także Ars combinatoria, seu Speciosa generalis, seu
doctrina de formis abstracta (por. pisma matematyczne w wydaniu Pertza,
t. VII, s. 24, 49 nn, 54,159, 205 nn, i in.), stanowiącą fundamentalną część
Mathesis unwersalis w szerszym, choć nie w powyższym najszerszym sen-
sie, podczas gdy ją samą należałoby odróżnić od logiki jako dziedzinę jej
podporządkowaną. Dla nas szczególnie interesującą Ars combinatoria
Leibniz definiuje {tamże, VII, s. 61) jako „doctrina de formulis seu ordinis,
similitudinis, relationis etc. expressionibus in universum." Jako scientia generalis
de qualitate przeciwstawiana jest ona tutaj scientia generalis de quantitate
(ogólnej matematyce w zwykłym sensie). Por. w związku z tym warto-
ściowe miejsce w wydaniu Gerhardta pism filozoficznych, t. VII, s. 297 n.:
„Ars Combinatoria speciatim mihi alla est scientia (quae etiam generaliter chara-
cteristica sive s p e c i o s a dwi posset), in qua tractatur de rerum formis sive
formulis in universum, hoc est de q u a l i t a t e ingeneresive desimiliet dissimili,
prout aliae atque aliae formulae ex ipsis a, b, c etc. (sive quantitates sive aliud
quoddam repraesentent) inter se combinatis orientur, et distinguitur ab Algebra
quae agit de formulis ad q u a n t i t a t e m applicatis, sive de aequali et inaequali.
Zakończenie rozważań krytycznych 223

Itaque Algebra subordinatur Combinatoriae, ejusąue regulis continue utitur, quae tamen
longe generaliores sunt, nec in Algebra tantutn sed et in arie deciphrato-ria, in variis
ludorum generibus, in ipsa geometria lineariter ad veterum morem tractata, deniąue in
omnibus ubi similitudinis ratio habetur locum habent." — Intuicje Leibniza, w jego
czasach tak daleko wybiegające naprzód, wydają się dla znawcy współczesnej
„formalnej" matematyki i matematycznej logiki nader precyzyjne i w wysokim
stopniu zasługujące na podziw. To ostatnie dotyczy, co chciałbym | wyraźnie
zaznaczyć, także Leibnizowskich [A 222] fragmentów dotyczących scientia generalis,
resp. calculus ratiocinator, z któ rej Trendelenburg w swej eleganckiej, ale
powierzchownej krytyce tak mało potrafił wyczytać. (Historische Beitrage zur
Philosophie, t. III).

| Jednocześnie Leibniz wielokrotnie i dobitnie wskazuje na ko- [B 222]


nieczność poszerzenia logiki o matematyczną teorię prawdopodo-
bieństwa. Wymaga od matematyków analizy problemów kryjących się
w grach losowych i spodziewa się po tym znacznych korzyści dla
myślenia empirycznego i jego logicznej krytyki.* Krótko: Leibniz w
genialnej intuicji przewidział owe wspaniałe osiągnięcia, jakie logika od
czasów Arystotelesa może zapisać na swe konto, teorię
prawdopodobieństwa oraz zapoczątkowaną dopiero w drugiej połowie
(XIX)1 wieku matematyczną analizę wnioskowań (sy-logistycznych i
asylogistycznych). Dzięki swej Combinatoria jest on także duchowym
ojcem czystej teorii mnogości, owej dyscypliny najbliższej czystej
logice, a nawet z nią wewnętrznie zjednoczonej. (Por. niżej, § 69 i 70, s.
247 nn.)
Tak więc Leibniz stoi na gruncie tej idei czystej logiki, na rzecz
której tutaj występujemy. Nic nie jest mu bardziej obce niż myśl, że
istotne podstawy owocnej sztuki poznania mogłyby tkwić w psycho-
logii. Według niego są one całkowicie a priori. Konstytuują wszak
dyscyplinę mającą formę matematyczną, która jako taka, podobnie
jak choćby czysta arytmetyka, zawiera w sobie powołanie do do-
starczania praktycznych reguł poznania.**

Por. np. Nouv. Ess. L. IV ch. XVI. § 5, Opp. pM. Erdm. s. 388 n.; L. IV. ch. I. §
14. tamże, s. 343. Por. też fragmenty dotyczące scientia generalis, tamże, s. 84,85 itd.
Tak np. według Leibniza Mathesis universalis w węższym sensie pokrywa się
z Logica Mathematicorum (Pertz, tamże, t. VII s. 54), podczas gdy tę ostatnią

1
A: (naszego).
r
226 Rozdział dziesiąty

ważny, że każdy jego ślad trzeba troskliwie prześledzić. Zaniechanie ta -


kiego badania z powodu znikomej wartości logiki formalnej czy też z
powodu jej niewystarczalności jako teorii ludzkiego myślenia, z tego pun-
ktu widzenia należałoby odrzucić już choćby jako pomieszanie celów
teoretycznych z praktycznymi. Zarzut taki wyglądałby podobnie, jakby
chemik wzbraniał się przed analizą jakiejś złożonej substancji, gdyż ta
[B 225] | jest czymś nader wartościowym, podczas gdy jej poszczególne substraty
prawdopodobnie nie mają zgoła żadnej wartości."* Równie słusznie pisze
on w innym miejscu: „Formalna logika jako nauka apodyktyczna ma
wartość zupełnie niezależną od jej użyteczności, gdyż każdemu systemo-
wi prawd ważnych a priori należy się najwyższe uznanie."**
Gdy Lange tak gorąco występował na rzecz idei logiki czysto formal-
nej, nie zdawał sobie sprawy z tego, że od dawna była ona już w stosun -
kowo dużej mierze zrealizowana. Nie mam tu oczywiście na myśli licz -
nych przedstawień logiki formalnej, które wyrosły zwłaszcza w szkole
Kanta i Herbarta i które w nazbyt małym stopniu (odpowiadały podno-
szonym przez siebie roszczeniom)1, lecz Wissenschaftslehre Bernharda Bol-
zana z roku 1837, dzieło, które w kwestiach logicznej „nauki o elemen -
tach" pozostawia daleko z tyłu wszystko, co literatura światowa może
zaoferować jako systematyczne projekty logiki. Wprawdzie Bolzano
wyraźnie nie rozważa i nie opowiada się za samodzielnym odgranicze -
niem czystej logiki w naszym sensie; de facto jednak w dwóch pierwszych
tomach swego dzieła przedstawił ją — jako podstawę nauki o nauce w
sensie jego ujęcia — w sposób tak czysty i naukowo ścisły, opatrując ją
przy tym tyloma oryginalnymi, naukowo upewnionymi i w każdym razie
[A226] płodnymi myślami, że | już z tego powodu winien być uznany za jednego
z największych logików wszechczasów. (Historycznie należy go umieścić
w pobliżu)2 Leibniza, z którym dzieli ważne myśli i podstawowe ujęcia i
któremu jest zresztą także najbliższy filozoficznie. Zapewne i on nie wy -
czerpał wszystkich intuicji logicznych Leibniza, zwłaszcza w odniesieniu
do matematycznej sylogistyki i mathesis universalis. Niewiele jednak wów-
czas znano ze spuścizny Leibniza, brak też było matematyki „formalnej" i
teorii mnogości jako kluczy do [jej] zrozumienia.

Tamże, s. 7 n.
Tamże, s. 127.

1
A: (zaspokajały podnoszone przez siebie roszczenia).
2
A: (Ze względu na zajmowane przezeń stanowisko należy go umieścić tuż
obok).
Zakończenie rozważań krytycznych 227

Każdym zdaniem swego godnego podziwu dzieła Bolzano dowodzi, iż jest


przenikliwym matematykiem, podporządkowującym logikę temu samemu
duchowi naukowej ścisłości, którego sam | pierwszy wprowadził [B 226] do
teoretycznego badania podstawowych pojęć i zasad analizy matema tycznej,
stwarzając jej przez to nową bazę: tytuł do chwały, którego historia matematyki
nie zapomniała zapisać. Z posępnej wieloznaczności filozofii systemowej, której
bardziej zależało na wypełnionych głębokimi myślami światopoglądzie i
mądrości niż na teoretyczno-analitycznej wiedzy o świecie i która mieszając te
zasadniczo odmienne intencje tak bardzo zahamowała postęp filozofii naukowej,
u Bolzana — współczesnego Heg-lowi — nie odnajdujemy ani śladu. Twory jego
myśli nacechowane są matematyczną prostotą i trzeźwością, ale także
matematyczną jasnością i ścisłością. Dopiero głębsze wniknięcie w sens i cel tych
tworów, przysługujący im w całości dyscypliny, odsłania, ile pracy i osiągnięć
umysłu kryje się za tymi trzeźwymi określeniami czy schematycznymi przedsta -
wieniami. Filozofom, którzy wyrośli pośród przesądów, przyzwyczajeń
myślowych i językowych szkół idealistycznych — a wszyscy pozostajemy
przecież jeszcze pod ich wpływem — taki sposób uprawiania nauki może wydać
się bezmyślny i powierzchowny, a zarazem ociężały i pedantyczny. Lecz logika
jako nauka musi zostać zbudowana na dziele Bolzana, z niego musi się
nauczyć, czego jej trzeba: matematycznie ostrych rozróżnień, matematycznie
ścisłych teorii. Wówczas też zajmie ona inną postawę w ocenie
„matematyzujących" teorii logiki, które matematycy, nie | przej- [A227] mując się
pogardą filozofów, budują z takim powodzeniem. Podporząd kowują się one
bowiem całkowicie duchowi logiki Bolzana, jakkolwiek sam Bolzano ich jeszcze
nie przeczuwał. W każdym razie przyszłemu historykowi logiki nie przytrafi się
przeoczenie skądinąd tak gruntownego Ueberwega, by dzieło o randze
Wissenschaftslehre stawiać w jednym szeregu z — Kniggesa Logikę dla kobiet.*
Choć osiągnięcie Bolzana ma charakter zupełnie jednolity, nie można
przyjmować go (zgodnie z intencją tego na wskroś uczciwego myśliciela) jako
całkowicie | zakończonego. By wspomnieć tu tylko o jednym, szcze- [B 227]
gólnie silnie dają się odczuć braki teoriopoznawcze. Nie ma tu (albo też są one
zupełnie niedostateczne) badań, które umożliwiłyby właściwe filozoficzne
zrozumienie logicznych osiągnięć myślowych, a przez to i filozofi czną ocenę
samej dyscypliny logicznej. Od tych pytań może uchylić się

W obu bowiem Ueberweg znajduje tyle samo godnego wzmianki: tytuł.


Ponadto w przyszłości także historia logiki zorientowana, tak jak Ueberwega, we-
dług „wielkich filozofów" będzie odczuwana jako osobliwa anomalia.
r
228 Rozdział
dziesiąty
badacz, który, tak jak matematyk, w odgraniczonej w sposób pewny dzie -
dzinie buduje teorię na teorii, nie musząc się wiele troszczyć o problemy
dotyczące naczelnych zasad; lecz nie ten, kto stoi przed zadaniem, by
komuś, kto zgoła nie widzi dyscypliny i nie chce jej uznać, albo też jej
istotne zadania miesza z zupełnie heterogenicznymi, pozwolić jasno zro-
zumieć własne prawo takiej dyscypliny oraz istotę jej przedmiotów i za-
dań. W ogóle porównanie niniejszych badań logicznych z dziełem Bolza-
na pouczy, że bynajmniej nie chodzi w nich tylko o komentarze czy też
krytyczne poprawki i przedstawienie myśli Bolzana, jakkolwiek z drugiej
strony właśnie (od Bolzana — i poza tym od Lotzego — otrzymały one
decydujące impulsy.)1

A: (Bolzano — obok Lotzego — wywarł na nie decydujący wpływ)


Rozdział jedenasty [A 228]
Idea czystej logiki

Ażeby osiągnąć przynajmniej tymczasowy, określony przez kilka


charakterystycznych rysów obraz celu, ku któremu będą zmierzały
poszczególne badania pomieszczone w (tomie) 1 II, podejmiemy te-
raz próbę podniesienia idei czystej logiki, w pewnej mierze przy-
gotowanej już przez dotychczasowe rozważania krytyczne, do po-
ziomu pojęciowej jasności.

§ 62. Jedność nauki. Związek rzeczy i związek prawd

Nauka zrazu jest jednością antropologiczną, mianowicie jednością aktów


myślenia, dyspozycji myślowych oraz pewnych | związa- [B228] nych z
nimi urządzeń zewnętrznych. Co określa całą tę jedność jako
antropologiczną, a zwłaszcza jako psychologiczną, tutaj nas nie
interesuje. Idzie nam raczej o to, co czyni naukę nauką, to zaś na pewno
nie jest związek psychologiczny ani w ogóle realny, wiążący akty
myślenia, lecz pewien związek obiektywny albo idealny, który zapewnia
im jednolite odniesienie przedmiotowe, a w tej jednolitości także idealne
obowiązywanie.
Tu jednak wymagana jest większa określoność i jasność. Przez ów
związek obiektywny, idealnie przenikający myślenie naukowe i nadający
w ten sposób nauce jako takiej „jedność", można rozumieć dwie sprawy:
Związek rzeczy, do których intencjonal- nie odnoszą sie przeżycia
myślenia (rzeczywiste albo możliwe), z drugiej zaś strony związek
prawd,w którym jedność rzeczy, jako to, czym jest, dochodzi do
obiektywnego obowiązywania. Jeden i drugi dane są | a priori wspólnie
i nie dadzą się od siebie f A229l
1
A: (części).
r f ] 230 Rozdział jedenasty

oddzielić. Nic nie może być, nie będąc tak a tak określonym; to
zaś, że jest ono i jest tak a tak określone, to właśnie prawda
sama w sobie, t wor ząc a koniec zny kor elat bytu sam ego
w s o b i e . Oczywiście to samo, co odnosi się do poszczególnych
prawd, resp. stanów rzeczy, odnosi się też do związków prawd,
resp. stanów rzeczy. Ta oczywista nieoddzielalność nie jest jednak
identycznością. W odnośnych prawdach lub związkach prawd
(odciska się rzeczywiste istnienie}1 rzeczy i związków rzeczy. Lecz
związki prawd są czym innym niż związki rzeczy, które w nich są
(„naprawdę")2; widać to choćby już stąd, że prawdy odnoszące się
do prawd nie pokrywają się z prawdami odnoszącymi się do rze -
czy, które w owych prawdach są uznane.
Aby uniknąć nieporozumienia, wyraźnie podkreślam, że słowa przed-[B229]
miotowość, przedmiot, rzecz | itp. cały czas używane są w najszerszym sensie, a
więc w harmonii z uprzywilejowanym przeze mnie sensem terminu poznanie.
Przedmiotem (poznania) równie dobrze może być coś realnego, jak i coś
idealnego, równie dobrze rzecz lub proces, jak i jakaś species czy relacja
matematyczna, równie dobrze coś istniejącego, jak i coś, co powinno istnieć.
Oczywiście przenosi się to również na wyrażenia takie jak jedność
przedmiotowości, związek rzeczy i tym podobne.
Obie, tylko abstrakcyjnie dające się pomyśleć jedna bez drugiej
jedności — jedność przedmiotowości z jednej, jedność prawdy z drugiej
strony — dane są nam w sądzie, a dokładniej w po znaniu. Wyrażenie
to jest dostatecznie szerokie, by mogło objąć zarówno proste akty
poznania, jak i dowolnie skomplikowane, logicznie jednolite związki
poznań; każdy z nich jako całość sam jest aktem poznania. Gdy
spełniamy akt poznania, albo, jak wolę się wyrażać, żyjemy w nim,
jesteśmy „zajęci tym, co przedmiotowe", [A 230] tym, co ów akt, | właśnie
na sposób poznania, domniemuje i uznaje; jeśli zaś jest to akt poznania w
najściślejszym sensie, tzn. jeśli sądzimy z oczywistością, wówczas to, co
przedmiotowe, jest (źródłowo) 3 dane. Stan rzeczy nie tylko
domniemawczo, ale i
1
A: {konstytuuje się obowiązywanie).
2
A: (prawdziwe (naprawdę)).
3
Dodatek wydania B.
Idea czystej logiki 231

rzeczywiście stoi nam przed oczyma, w nim zaś sam przedmiot, jako to,
czym jest, tzn. dokładnie tak i nie inaczej, niż jest on w tym akcie poznania
domniemany: jako nośnik tych własności, jako człon tych relacji itp. Nie
tylko domniemawczo, ale rzeczywiście jest on tak uposażony, i j a k o
rzeczywiście tak uposażony dany jest naszemu poznaniu; to jednak nie
znaczy nic innego, jak: jako taki jest on nie tylko w ogóle
domniemywany (sądzony), lecz poznawa-n y; albo: to, że jest on taki,
jest zaktualizowaną prawdą, (ujedno-stkowioną w przeżyciu oczywistego
sądu.)1 Jeśli w refleksji zwrócimy się ku (temu ujednostkowieniu i
spełnimy ideującą abstrakcję)2, wówczas zamiast owego przedmiotowego
[stanu rzeczy] sama prawda stanie się (uchwyconym przedmiotem.) 3
Uchwytuje-my przy tym4 prawdę jako idealny korelat ulotnego
subiektywnego aktu poznania, jako jedną | wobec nieograniczonej
mnogości [B 230] możliwych aktów poznania i poznających jednostek.
Związkom poznania idealiter odpowiadają związki
prawd. Właściwie zrozumiane, są one nie tylko kompleksami
prawd, lecz prawdami kompleksowymi, same podpadają przeto, i
to jako całości, pod pojęcie prawdy. Tutaj należy też zaliczyć na-
uki, biorąc to słowo obiektywnie, a więc w sensie ujednionej pra-
wdy. Wobec powszechnej korelacji zachodzącej między prawdą a
przedmiotowością, jedności prawdy w jednej i tej samej nauce od-
powiada też pewna jednolita przedmiotowość: jest to jedność
dziedziny naukowej. W odniesieniu do niej wszystkie po -
szczególne prawdy tej samej nauki otrzymują miano rzeczowo
współprzynależnych — wyrażenie, które, jak później się
przekonamy, wydaje się tu użyte w szerszym niż zwykle sensie.
(Por. zakończenie § 64 s. 236.)

1
A: (przeżyciem w oczywistym sądzie).
2
A: (temu aktowi).
3
A: (przedmiotem, i wtedy ona jest dana w sposób przedmiotowy).
4
W wydaniu A dalej: ( — w ideującej abstrakcji — ).
232 Rozdział
jedenasty
\ [A231] § 63. Ciąg dalszy. Jedność teorii

Powstaje teraz pytanie, co określa jedność nauki, a tym


samym i jedność dziedziny. Nie każde bowiem połączenie prawd
w jakiś zespół prawd, który może przecież być też zupełnie ze-
wnętrzny, tworzy naukę. Do nauki należy, jak powiedzieliśmy w
pierwszym rozdziale,* pewna jedność związku uzasadniania. Ale i
to jeszcze nie wystarczy, gdyż wprawdzie wskazuje się tu na uza-
sadnienie jako coś istotnie należącego do idei nauki, nie mówi się
jednak, jaki rodzaj jedności uzasadnień stanowi naukę.
[B231] | Aby było to dla nas jasne, rozpoczniemy od kilku ogól-
nych ustaleń.
Poznanie naukowe jako takie jest poznaniem na pod-
stawie r a c j i . Poznać rację czegoś, znaczy zrozumieć koniecz-
ność tego, że jest tak a tak. Konieczność jako obiektywny orzecznik
jakiejś prawdy (która wtedy nazywa się prawdą konieczną) znaczy
tyle, co obowiązywanie na mocy prawa odnośnego stanu rzeczy.**
Tak więc zrozumieć jakiś stan rzeczy jako zachodzą -
cy na mocy prawa albo jakąś prawdę j a k o obo-
wiązującą koniecznie i mieć poznanie na podsta -
wie r a c j i jakiegoś przedmiotu, resp. jego prawdy — to wyraże-
nia równoważne. W naturalnej ekwiwokacji zazwyczaj także każdą
[A232] prawdę ogólną, która sama | wypowiada jakieś prawo, nazywa się
konieczną. Odpowiednio do zdefiniowanego najpierw sensu nale-
żałoby ją raczej nazwać wyjaśniającą racją prawa, z której wypły-
wa pewna klasa prawd koniecznych.
Por. § 6 s. 13. Mówiąc o nauce mieliśmy tam wprawdzie na uwadze pojęcie
bardziej ograniczone, mianowicie pojęcie nauki teoretyczno-wyjaśniającej, abstrak-
cyjnej. To jednak nie stanowi istotnej różnicy, zwłaszcza jeśli się uwzględni wyróż-
nione stanowisko nauk abstrakcyjnych, co zaraz będziemy rozważać.
Nie chodzi więc o subiektywny, psychologiczny charakter odnośnego są -
du, o jakieś poczucie przymusu itp. O tym, jak przedmioty idealne, a tym samym i
idealne orzeczniki takich przedmiotów mają się do subiektywnych aktów, wspo -
mnieliśmy na s. 128 n. Więcej w (tomie)1 II.

A: (części).
Idea czystej logiki 233

Prawdy dzielą się na indywidualne i generalne. Pier -


wsze zawierają (explicite bądź implicite) stwierdzenia dotyczące
rzeczywistego istnienia indywidualnych [przedmiotów] jednostko-
wych, podczas gdy te drugie są od nich zupełnie wolne i pozwala-
ją tylko wnioskować o możliwym (jedynie na podstawie pojęć)
istnieniu [przedmiotów] indywidualnych.
Prawdy indywidualne jako takie są przypadkowe. Gdy w
odniesieniu do nich mówi się o wyjaśnianiu na podstawie racji, to
chodzi o wykazanie ich konieczności w pewnych założonych
okolicznościach. Jeśli mianowicie związek jakiegoś faktu
z innymi faktami podlega prawu, to byt tego faktu, na podstawie
prawa regulującego związki odnośnego rodzaju oraz przy założe-
niu odpowiednich okoliczności, określony jest jako konieczny.
| Gdy chodzi o uzasadnienie prawdy nie faktycznej, lecz g e - [B 232]
neralnej, (która w odniesieniu do możliwego zastosowania do
podpadających pod nią faktów sama znów ma charakter prawa), to
wskażemy na pewne prawa ogólne, które w drodze specjalizacji (nie
indywidualizacji) oraz wnioskowań dedukcyjnych prowadzą do
uzasadnianiego twierdzenia. Uzasadnianie praw generalnych z
konieczności prowadzi do pewnych praw, które z istoty (a więc „same w
sobie", nie zaś tylko subiektywnie czy antropologicznie) nie dadzą się
już uzasadnić. Nazywają się one prawami pod s t a w o w y m i .
Systematyczna jedność idealnie zamkniętej całości praw, które
opierają się na jednym zespole praw podstawowych jako na
swej ostatecznej zasadzie i wypływają zeń w drodze systematycz-
nej dedukcji, jest j e d n o ś c i ą systematycznie zupełnej
t e o r i i . Zespół praw podstawowych składa się przy tym albo z
jednego prawa podstawowego, albo też z układu homogeni-
cznych praw podstawowych.
| Teorię w tym ścisłym sensie mamy w ogólnej arytmetyce, w [A 233]
geometrii, w mechanice analitycznej, w matematycznej astronomii itd.
Zwykle jednak pojęcie teorii ujmuje się jako pojęcie względne,
mianowicie względne wobec podporządkowanej jej mnogości
[twierdzeń] jednostkowych, którym dostarcza ona wyjaśniających racji.
Ogólna arytmetyka daje teorię wyjaśniającą numeryczne i konkretne
twierdzenia o liczbach; matematyczna astronomia teorię
234 Rozdział jedenasty

wyjaśniającą fakty grawitacji itd. Możliwość pełnienia funkcji wy-


jaśniającej jest jednak oczywistą konsekwencją istoty teorii w naszym
absolutnym sensie. — W luźniejszym sensie przez teorię rozumie
się system dedukcyjny, w którym ostateczne zasady nie są jeszcze
prawami podstawowymi w ścisłym sensie tego słowa, lecz ' jako
rzetelne racje przybliżają do tamtych. W hierarchii szczebli
zamkniętej teorii taka teoria w sensie luźniejszym tworzy jeden
szczebel.
[B233] | Zwróćmy jeszcze uwagę na następującą różnicę: każdy zwią -
zek wyjaśniający jest dedukcyjny, lecz nie każdy związek dedu -
kcyjny jest wyjaśniający. Wszystkie racje są przesłankami, lecz nie
wszystkie przesłanki są racjami. Wprawdzie każda dedukcja jest
konieczna, tzn. podlega prawom; stąd jednak, że wnioski wyciąga -
ne są według praw (praw wnioskowania), nie wynika, że są
one wyciągane z praw i w nich w ścisłym sensie są „uzasadnio-
ne". Zazwyczaj wprawdzie każdą przesłankę, zwłaszcza ogólną,
nazywa się „racją" dla wyciąganego z niej „następstwa", jest to
jednak ekwiwokacja,na którą trzeba zwrócić uwagę.

§ 64. Istotne i pozaistotne zasady nadające nauce jedność.


Nauki abstrakcyjne, konkretne i normatywne

Teraz możemy już odpowiedzieć na postawione wyżej pytanie: co


określa współprzynależność prawd jednej nauki, co stanowi ich
„rzeczową" jedność.
[A 234] | Zasada jednocząca może być dwojakiego rodzaju, istotna i
pozaistotna.
Prawdy jakiejś nauki stanowią i s t o t n ą jedność, gdy ich
powiązanie polega na tym, co przede wszystkim czyni naukę na -
uką; tym zaś, jak wiemy, jest poznanie na podstawie racji, a więc
wyjaśnienie albo uzasadnienie (w ścisłym sensie). I s t o t n a j e d -
ność prawd j a k i e j ś nauki j e s t j e d n o ś c i ą wyjaś-
niania. Lecz wszelkie wyjaśnianie wskazuje na jakąś teorię i koń-
czy się poznaniem praw podstawowych, zasad wyjaśniania. Jed-
ność wyjaśniania oznacza więc jedność teoretyczną, to znaczy,
■ Y-lf

Idea czystej logiki 235

zgodnie z tym, co wyżej zostało powiedziane, homogeniczną jed -


ność uzasadniających praw, ostateczni e homogeni czną j e d -
ność wyjaśniających zasad.
Nauki, w których punkt widzenia teorii, zasadniczej jedności,
określa dziedzinę, które wiec w idealnym zamknięciu obejmują
wszelkie możliwe fakty i | jednostki ogólne, mające swe zasady [B234]
wyjaśniania w jednym zespole praw podstawowych, nazywa
się, niezbyt stosownie, naukami abstrakcyjnymi. Właści
wie najlepiej charakteryzuje je nazwa „nauki teoretyczne".
Wyrażenie to jednak używane jest w przeciwstawieniu do nauk
praktycznych i normatywnych, i my też pozostawiliśmy je wyżej
w tym sensie. Idąc za sugestią J. v. Kriesa,* można by te nauki w
sposób niemal równie charakterystyczny oznaczyć jako nauki n o -
mologiczne, skoro ich zasadą jednoczącą, jak również istot
nym celem badań, jest prawo. Trafna jest także używana niekiedy
nazwa nauki wyjaśniające, jeśli akcentuje płynącą z wyjaśnia
nia jedność, nie zaś | samo wyjaśnianie.1 [A 235]
2
Po drugie istnieją jednak także (nadzwyczajne) punkty
widzenia pozwalające zestawiać prawdy w jedną naukę, a naj-
ważniejszym z nich jest jedność rzeczy w sensie bardziej
dosłownym. Wiąże się mianowicie ze sobą prawdy, które swą tre-
ścią odnoszą się do j e d n e g o i tego samego indywidu -
alnego przedmiotu albo empirycznego rodzaju.
Tak jest w przypadku nauk konkretnych albo, by posłużyć
się terminem v. Kriessa, ontologicznych, jak geografia, histo-
ria, empiryczna astronomia (Sternkunde), historia naturalna, anato-
mia itd. Prawdy geografii stanowią jedność dzięki swemu odnie-
sieniu do Ziemi, prawdy meteorologii dotyczą, w sposób jeszcze
bardziej ograniczony, ziemskich zjawisk pogodowych itd.

J. v. Kries, Die Prinzipien der Wahrschemlichkeitsrechnung, 1886, s. 85 n. oraz


Vierteljahrschrift f. w. Philosophie, XVI (1892), s. 225. Jednakże u v. Kriesa w
przypadku terminów „nomologiczny" i „ontologiczny" chodzi o rozróżnienie są-
dów, — nie zaś, jak tutaj, nauk.

1
W wydaniu A dalej: (Wyjaśnianie należy bowiem do istoty wszelkiej nauki
jako takiej).
2
A: (pozaistotne).
r
236 Rozdział
jedenasty
Nauki te zwykło się też oznaczać jako deskrypcyjne i z nazwą tą
można zgodzić się o tyle, że jedność opisu określona jest przecież przez
jedność przedmiotu albo klasy, ta zaś właśnie jedność w [B 235] |
naukach tych określa jedność nauki. Ale oczywiście nazwy tej nie można
rozumieć tak, jakoby w naukach deskrypcyjnych chodziło o sam tylko
opis, co przeczyłoby miarodajnemu dla nas pojęciu nauki.
Ponieważ możliwe jest, że wyjaśnienie ukierunkowane ku jed-
ności empirycznej prowadzi do nader odległych czy zgoła hete-
rogenicznych teorii i nauk teoretycznych, słusznie nazywamy jed-
ność nauk empirycznych jednością pozaistotną.
W każdym razie jest jasne, że nauki abstrakcyjne czyli nomolo-giczne
są właściwymi naukami podstawowymi, z których zaso- [A236] bów
teoretycznych nauki konkretne | czerpią wszystko, co czyni je naukami,
mianowicie element teoretyczny. Jest rzeczą zrozumiałą, że nauki
konkretne poprzestają na powiązaniu opisywanych przez siebie
przedmiotów z niższymi prawami nauk nomologicznych i co najwyżej
wskazują tylko zasadniczy kierunek wzrastających wyjaśnień. Redukcja
do zasad i w ogóle budowa teorii wyjaśniających stanowi bowiem
właściwą domenę nauk nomologicznych, i jeśli są one dostatecznie
rozwinięte, można ją w najogólniejszej formie odnaleźć w nich jako już
wykonaną. Oczywiście w ten sposób nie chciałbym niczego orzekać o
względnej wartości obu rodzajów nauk. Zainteresowanie teoretyczne nie
jest jedyne i nie tylko ono stanowi o wartości. Zainteresowania
estetyczne, etyczne, w najszerszym sensie tego słowa praktyczne, mogą
kierować się ku czemuś indywidualnemu i nadawać najwyższą wartość
jego jednostkowemu opisowi i wyjaśnieniu. Póki jednak miarodajne jest
zainteresowanie czysto teoretyczne, indywidualna jednostka i powiązanie
empiryczne same dla siebie są niczym, albo też są tylko metodologicznym
etapem na drodze ku konstrukcji ogólnej teorii. [B236] Teoretyczny
badacz przyrody, resp. badacz przyrody | w kontekście rozważań czysto
teoretycznych, matematyzujących, patrzy na Ziemię i gwiazdy innymi
oczyma niż geograf czy astronom; same w sobie są one dlań obojętne i
służą mu tylko za przykłady grawitujących mas w ogóle.
Na zakończenie musimy jeszcze wspomnieć o innej, rów-
ni e ż poz ai s t ot ne j za s a dzi e je dnoś ci na uki ; wyr a s t a ona
Idea czystej logiki 237

z jednolitego zainteresowania oceną wartości, a więc obiektywnie


określona jest przez pewną jednolitą wartość podstawową (resp. przez
jednolitą normę podstawową), jak to szczegółowo omówiliśmy w
rozdziale II § 14. Ta zasada stanowi więc w dyscyplinach
normatywnych o rzeczowej współprzynależności prawd, resp. o
jedności dziedziny. Zapewne, gdy mowa jest o współprzynależności |
rzeczowej, najbardziej naturalne jest rozumienie jej jako [A 237]
ugruntowanej w rzeczach samych; ma się więc tu na oku tylko jedność
[płynącą] z zespołu praw teoretycznych bądź jedność konkretnej rzeczy.
W tym ujęciu jedność rzeczowa i normatywna stanowią przeciwieństwo.
Zgodnie z tym, co roztrząsaliśmy wyżej, nauki normatywne
zależne są od teoretycznych — przede wszystkim od teoretycz-
nych w wąskim sensie nauk nomologicznych — w taki sposób, iż
znów możemy powiedzieć, że czerpią one z nich to wszystko, co
stanowi w nich element naukowy, który również jest elementem
teoretycznym.

§ 65. Pytanie o idealne warunki możliwości nauki,


resp. teorii w ogóle. A. Pytanie odniesione do
aktualnego poznania

Stawiamy teraz doniosłe pytanie o „warunki możliwości nauki w


ogóle". Ponieważ istotny cel poznania naukowego może być
osiągnięty tylko poprzez teorię w ścisłym sensie nauk nomologicznych,
pytanie to zastępujemy pytaniem o warunki możliwości | t e o r i i w
o g ó l e . Teoria jako taka składa się z [B 237] prawd, zaś formą ich
powiązania jest forma dedukcyjna. Odpowiedź na nasze pytanie zawiera
więc w sobie odpowiedź na pytania ogólniejsze, mianowicie pytanie o
warunki możliwości praw d y w o g ó l e , o r a z j e d n o ś c i
d e d u k c y j n e j w o g ó l e . — Historyczny pogłos w sposobie
postawienia tych pytań jest naturalnie zamierzony. Oczywiście mamy tu
do czynienia z całkowicie koniecznym uogólnieniem pytania o „warunki
możliwości doświadczenia". Jedność doświadczenia jest wszak dla
Kanta jedno-
238 Rozdział jedenasty

ścią praw, jakim podlegają przedmioty; podpada więc pod pojęcie


jedności teoretycznej.
Jednakże sens pytania wymaga dokładniejszej precyzacji. Zra-
zu będzie ono zapewne rozumiane w sensie subiektywnym,
[A 238] | w którym lepiej byłoby wyrażone przez pytanie o warunki możli-
wości poznania teoretycznego w ogóle, ogólniej o [wa-
runki możliwości] wnioskowania w ogóle i poznania w ogóle, przy
czym chodzi tu o możliwość dla dowolnej istoty ludzkiej. Warunki
te po części są r e a 1 n e, po części i d e a 1 n e. Te pierwsze, psycho-
logiczne, tutaj pomijamy. Jest rzeczą oczywistą, że do warunków
możliwości poznania w sensie (Beziehung) psychologicznym nale-
żą te wszystkie warunki przyczynowe, od których zależy nasze
myślenie. Idealne warunki możliwości poznania, zgodnie z na-
szymi uprzednimi wywodami,* mogą być dwojakiego rodzaju. Al-
[B 238] bo są one noetyczne, tzn. podstawę swą mają w idei | poznania
jako takiego, i to a priori, nie zważając na żadne empiryczne swoi-
ste określenia poznania ludzkiego w jego psychologicznym uwa-
runkowaniu; albo też są one (czysto logiczne) 1, tzn. podstawę
swą mają jedynie w „treści" poznania. Co się tyczy tych p i e r
-w s z y c h, to jest a priori oczywiste, że podmioty myślące w ogóle
np. muszą być zdolne do spełniania wszystkich rodzajów aktów, w
których realizuje się poznanie teoretyczne. W szczególności musi-
my, jako istoty myślące, mieć zdolność do rozumienia zdań jako
Por. wyżej § 32, s. 111. Tam, gdzie do ustalenia ścisłego pojęcia sceptycyzmu nie
były potrzebne tak subtelne rozróżnienia, przeciwstawiłem jedynie: noetyczne warunki
poznania teoretycznego oraz obiektywno-logiczne [warunki] samej t e o r i i . Tu
jednak, gdzie wszystkie odnośne stosunki musimy doprowadzić do najpełniejszej
jasności, wydaje się stosowne, ażeby warunki logiczne zrazu także potraktować jako
warunki poznania i dopiero wtedy nadać im bezpośrednie odniesienie do samej
obiektywnej teorii. Naturalnie, nie narusza to istoty naszego ujęcia, lecz ją tylko
wyraźniej rozwija. To [B238] samo odnosi się też do dokonanego tu | uwzględnienia
empiryczno-subiektyw-nych warunków poznania, obok noetycznych i czysto logicznych.
Rzecz jasna, wykorzystujemy tu owoce naszych krytycznych rozważań dotyczących
teorii oczywistości w logice. Por. wyżej, s. 187. Oczywistość wszak nie jest niczym in-
nym niż charakterem poznania jako takiego.

A: (czysto-1 ogiczne).
Idea czystej logiki 239

prawd i prawd jako następstwa innych prawd; | dalej, praw jako [A 239]
takich, praw jako wyjaśniających racji, praw podstawowych jako
ostatecznych zasad itd. Z drugiej wszakże strony jest też oczywiste, że
same prawdy, a szczególnie prawa, racje, zasady są tym, czym są,
niezależnie od tego, czy je rozumiemy, czy nie. Ponieważ jednak
obowiązują one nie dlatego, że możemy je zrozumieć, lecz możemy je
zrozumieć tylko dlatego, że obowiązują, to trzeba je uznać za obiektywne
czyli idealne warunki możliwości ich poznania. Następnie
aprioryczne prawa, które należą do prawdy jako takiej, do dedukcji
jako takiej i do teorii jako takiej (tj. do ogólnej (istoty) 1 tych idealnych
jedności), należy scharakteryzować jako prawa wyrażające idealne
warunki możliwości poznania w ogóle, resp. poznania dedukcyjnego i
teoretycznego w ogóle, i to warunki mające swą podstawę jedynie w
„treści" poznania.
Oczywiście chodzi tu o aprioryczne warunki poznania, które można
rozpatrywać i badać w izolacji od wszelkiego odniesienia do myślącego
podmiotu i w ogóle do idei subiektywności. Odnośne prawa są przecież
w tym, co zawierają ich znaczenia, zupełnie wolne od takich odniesień,
nie mówią one, nawet w sposób idealny, o | poznawaniu, sądzeniu,
wnioskowaniu, przedstawianiu, uza- [B239] sadnianiu itp., lecz o
prawdzie, pojęciu, zdaniu, wniosku, racji i następstwie itd., jak wyżej to
szczegółowo roztrząsaliśmy.* Jasne jest jednak, że prawa te można w
oczywisty sposób przeformuło-wać, tak iż uzyskają one wyraźne
odniesienie do poznania i podmiotu poznania i same będą teraz orzekały
o realnych możliwościach poznawania. Tu, jak i gdzie indziej,
aprioryczne stwierdzenia dotyczące realnych możliwości wyrastają z
przeniesienia idealnych (wyrażonych w zdaniach czysto ogólnych)
stosunków na przypadki jednostkowe.**
| W gruncie rzeczy idealne warunki poznania, które jako noety- [A240]
czne odróżniliśmy od obiektywno-logicznych, nie są niczym innym

Por. wyżej, § 47, s. 173 nn.


Por. przykład arytmetyczny w § 23, wyżej, s. 74.

1
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
r 240
jedenasty
Rozdział

}w.i A j jak takimi przeformułowaniami owych należących do czystej treści


poznania wglądów w prawa, dzięki którym one same mogą zostać
owocnie zastosowane do krytyki, a poprzez dalsze przeformuło-
wania do praktyczno-logicznego normowania poznania. (Albo-
wiem należy tu zaliczyć także normatywne sformułowania
praw (czysto logicznych)1, o których wyżej tak dużo się mówiło.)
§ 66. B. Pytanie odniesione do treści poznania

Z tego rozważania wynika, że pytając o idealne warunki możliwo -


ści poznania w ogóle, a zwłaszcza poznania teoretycznego,
ostatecznie dochodzimy do pewnych praw, które podstawę swą
mają jedynie w treści poznania, resp. w pojęciach kategorialnych,
którym ona podlega, i są tak abstrakcyjne, że nie zawierają w sobie
już niczego z poznania jako aktu poznającego podmiotu. Właśnie
te prawa, resp. podbudowujące je pojęcia kategorialne, stanowią to,
co można rozumieć przez warunki możliwości t e o r i i w ogóle w
[B 240] sensie obiektywno-idealnym. Pytanie | o warunki możliwości moż-
na bowiem zadawać nie tylko w odniesieniu do poznania teorety-
cznego, jak to czyniliśmy dotychczas, lecz także w odniesieniu do
jego t r e ś c i, a więc wprost do samej teorii. Przez teorię rozumie -
my tutaj, co należy jeszcze raz podkreślić, pewną idealną treść
możliwego poznania, dokładnie tak samo jak przez prawdę, pra-
wo itp. Mnogości poszczególnych indywidualnych aktów pozna-
nia o tej samej treści odpowiada jedna prawda, właśnie
jako ta idealnie identyczna treść. Podobnie mnogości indywidual-
nych kompleksów poznań, w których dochodzi do poznania tej
samej teorii — teraz lub innym razem, w tym czy w tamtym
[A 241] podmiocie — odpowiada właśnie | ta teoria jako idealnie identycz-
na treść. Zbudowana jest ona wtedy nie z aktów, lecz z ele -
mentów czysto idealnych, z prawd,itow czysto idealnych
formach,mianowicie [wformach] r a c j i i następstwa.

1
A: (czystologicznych).
Idea czystej logiki 241

Jeśli odnosimy teraz pytanie o warunki możliwości wprost do teorii


w tym obiektywnym sensie, i to do teorii w ogóle, to możli wość ta nie
może mieć innego sensu niż ten, jaki jej przysługuje wobec innych
obiektów pomyślanych czysto pojęciowo. Od obiektów dochodzimy
wtedy do pojęć i „możliwość" nie znaczy nic innego jak
„obowiązywanie" albo lepiej istotowość odnośne go pojęcia. Jest to to
samo, co częstokroć nazywa się „rzeczywistością" pojęcia, w
przeciwieństwie do jego urojenia albo, jak to lepiej powiemy:
b e z i s t o t o w o ś c i . W tym sensie mówi się o realnych definicjach,
które poręczają możliwość, obowiązywanie, rzeczywistość
definiowanych pojęć, a dalej o przeciwieństwie rzeczywistych i
urojonych liczb, tworów geometrycznych itd. Oczywiście mówienie o
możliwości w odniesieniu do pojęć jest ekwiwokacyj-ne przez
przeniesienie. We właściwym sensie możliwe jest istnienie przedmiotów
podpadających pod odnośne pojęcia. Ta możliwość jest a priori
zapewniona przez poznanie pojęciowej istoty, która | rozbłyskuje nam np.
na podstawie naocznego przedstawię- [B241] nia takiego przedmiotu.
Sama istotowość pojęcia jednak, przez przeniesienie, też jest oznaczana
teraz jako możliwość.
W tym odniesieniu pytanie o możliwość teorii w ogóle, oraz o
warunki, od których ona zależy, zyskuje łatwo uchwyt ny sens.
Możliwość czyli istotowość teorii w ogóle naturalnie jest zapewniona
przez naocznie rozumiejące poznanie jakiejkolwiek określonej teorii.
Następne pytanie będzie jednak brzmiało: Co warunkuje w ogólności
charakterystycznej dla idealnych praw tę możliwość teorii w ogóle? Co
więc stanowi idealną „ i s t o t ę " t e o r i i jako t a k i e j ? Z jakich
pierwotnych „możliwości" | kon- [A 242] stytuuje się ta „możliwość" teorii;
innymi słowy: z jakich p i e r wotnych istotowych pojęć, konstytuuje
się również isto- towe pojęcie teorii? I dalej: jakie czyste prawa,
ugruntowane w tych pojęciach, nadają wszelkiej teorii jako takiej
jedność; a więc prawa, które należą do formy teorii jako takiej i a priori
określają jej możliwe (istotne) odmiany i gatunki?
Jeśli te idealne pojęcia, resp. prawa wyznaczają granice możli-
wości teorii w ogóle, jeśli, innymi słowy, wyrażają one to, co istot-
nie należy do idei teorii, to stąd bezpośrednio wynika, że wszy-
stko, co pretenduje do tego, aby być teorią, jest nią tylko wtedy
242 Rozdział jedenasty

i tylko o tyle, kiedy i o ile harmonizuje z tymi pojęciami, resp.


prawami. Logiczne uprawomocnienie jakiegoś pojęcia, tzn. upra-
womocnienie jego idealnej możliwości, dokonuje się poprzez cof-
nięcie się do jego naocznej albo dedukowalnej istoty. A zatem logi-
czne uprawomocnienie jakiejś danej teorii jako takiej (tj. co do jej
czystej formy) wymaga cofnięcia się do istoty jej formy, a tym sa-
mym cofnięcia się do tych p o j ę ć i praw, które stanowią
idealne konstytuensy t e o r i i w ogóle („warunki jej
[B242] możliwości")/ i które a priori \ i dedukcyjnie regulują wszelką spe-
cjalizację idei teorii na jej możliwe odmiany gatunkowe. Sprawy
mają się tu tak samo jak w szerszym obszarze dedukcji, np. w
przypadku prostych sylogizmów. Jakkolwiek same w sobie mogą
być rozświetlone przez wgląd, swe ostateczne i najgłębsze uprawo-
mocnienie otrzymują dopiero przez cofnięcie się do formalnego
prawa wnioskowania. Dzięki temu rodzi się wszak wgląd w aprio-
ryczną r a c j ę związku sylogistycznego. Podobnie w przypadku
każdej najbardziej nawet skomplikowanej dedukcji, a zwłaszcza
teorii. W naocznie rozumiejącym myśleniu teoretycznym dokonu-
jemy wglądu w racje wyjaśnianych stanów rzeczy. Do -
głębny wgląd w istotę samego związku teoretycznego, stanowiące-
go teoretyczną t r e ś ć tego myślenia, oraz w aprioryczne racje
[A 243] praw jego dokonań | uzyskujemy dopiero przez cofnięcie się do
formy, prawa i teoretycznych związków należących do zupełnie
innej warstwy poznania.
Odwołując się do głębszych wglądów i uprawomocnień ukazu-
jemy zarazem nieporównywalną wartość badań teoretycznych słu-
żących rozwiązaniu poruszonego problemu: chodzi o systema-
tyczn e t e o r i e ugrun towane w i s t o c i e t e o r i i , resp.
o aprioryczną teoretyczną naukę nomologiczną,
— odnoszącą s i ę do idealnej i s t o t y nauki j a k o
t a k i e j, a więc [rozpatrującą ją] od strony zawartych w niej syste-
matycznych teorii i przy wykluczeniu strony empirycznej, antro-
pologicznej; jest to zatem w głębokim sensie teoria teorii, nauka o
nauce. Lecz ta doniosłość dla wzbogacenia naszego poznania jest
oczywiście czymś innym niż same problemy i własna treść ich
rozwiązań.
Idea czystej logiki : 243

§ 67. Zadania czystej logiki.


Pierwsze: ustalenie czystych kategorii znaczeniowych,
czystych kategorii przedmiotowych i ich przez prawa
wyznaczonych komplikacji

Jeśli na podstawie powyższego tymczasowego ustalenia idei owej


apriorycznej dyscypliny, której głębsze zrozumienie winno być | celem
naszych wysiłków, sporządzimy przegląd zadań, które bę- [B 243] dziemy
musieli jej przydzielić, to trzeba będzie rozróżnić trzy grupy:
Po pierwsze będzie chodziło o to,aby ustalić, resp. naukowo
ujaśnić wszystkie ważniejsze pierwotne p o j ę c i a , które „czynią
możliwym" związek poznania pod względem obiektywnym, a
szczególnie związek teoretyczny. Innymi słowy, idzie tu o pojęcia
konstytuujące ideę jedności teoretycznej, a także o pojęcia związane z
tamtymi przez idealne prawa. Ze | zrozumiałych wzglę- [A 244] dów
występują tu konstytutywnie pojęcia drugiego rzędu, mianowicie pojęcia
pojęć i innych jedności idealnych. Dana teoria jest pewnym dedukcyjnym
powiązaniem danych twierdzeń, one same są w określony sposób
ukształtowanymi powiązaniami danych pojęć. Idea odnośnej „formy"
teorii powstaje przez zastąpienie każdej danej odnośną nieokreśloną i tak
oto pojęcia pojęć i innych idei podstawiane są na miejsce prostych pojęć.
Tutaj należy już zaliczyć pojęcia: pojęcie, twierdzenie, prawda itd.
Naturalnie, konstytutywne są pojęcia elementarnych
form powiązania, zwłaszcza tych, które całkiem ogólnie są
konstytutywne dla dedukcyjnej jedności twierdzeń, np. koniun-
kcyjnego, dysjunkcyjnego, hipotetycznego powiązania twierdzeń
w nowe twierdzenia. Dalej jednak także formy połączenia niższych
elementów znaczeniowych w proste zdania, to zaś znów prowadzi
do różnorodnych form podmiotu, form orzecznika(, form połącze-
nia koniunkcyjnego i dysjunkcyjnego, formy liczby mnogiej) 1 itd.
Te stopniowe komplikacje, dzięki którym z form pierwotnych wy-
rasta nieskończona mnogość coraz to nowych, regulowane są
przez stałe prawa. Oczywiście, także te prawa komplikacji,
1
Dodatek wydania B.
244 Rozdział jedenasty

umożliwające kombinatoryczny przegląd pojęć wywodliwych na


[B244] podstawie pojęć i form prostych, | jak i sam ten kombinatoryczny
przegląd, należą do rozpatrywanego tu kręgu badań.*
W bliskim, określonym przez idealne prawa związku ze wspomnianymi
wyżej pojęciami, z kategoriami znaczeniowy- m i, pozostają inne
pojęcia, skorelowane z nimi, jak przedmiot, stan rzeczy, jedność,
wielość, liczba, odniesienie, powiązanie itd. Są t o c z y s t e b ą d ź
f o r m a l n e k a t e g o r i e p r z e d m i o t o w e . I one zatem muszą zostać
uwzględnione. Zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie wciąż idzie o
pojęcia, które — co jasno wynika już z ich funkcji — są niezależne
od szczegółowego o k r e ś l e n i a j a k i e j k o l w i e k m a t e r i i
p o z n a n i a , i k t ó rym muszą się podporządkować wszystkie swoiście
występujące [A 245] w myśleniu pojęcia i | przedmioty, zdania i stany
rzeczy; ponieważ wyrastają one tylko (przez wzgląd)2 na różne „funkcje
myślenia", tzn. swą konkretną podstawę mogą mieć w możliwych aktach
myślenia jako takich (albo w dających się w nich uchwycić korelatach) 3.**
Wszystkie te pojęcia należy ustalić i drobiazgowo przebadać ich
„pochodzenie". Nie twierdzimy, że psychologiczne pytanie o
powstawanie odnośnych przedstawień pojęciowych czy dyspozycji do
takich przedstawień interesuje, choćby w najmniejszym stopniu,
rozważaną dyscyplinę. Nie o t o pytanie chodzi, lecz o pochodzenie
(fenomenologiczne) , bądź — jeśli uzna my za słuszne całkowite
pominięcie niestosownego i wyrosłego z niejasności mówienia o
pochodzeniu — chodzi o wgląd w i s t o t ę odnośnych pojęć, zaś pod
względem metodologicznym o ustalenie jednoznacznych, ostro
odróżnionych znaczeń słów. Cel

(Por. Badanie IV w tomie II.)1 ' (Por. wyżej, s. 230 i VI


Badanie, § 44 w tomie II.)4

1
Przypis dodany w wydaniu B.
2
A: (dzięki refleksji skierowanej).
3
Dodatek wydania B.
4
Przypis dodany w wydaniu B.
5
A: (logiczne).
Idea czystej logiki 245

ten możemy osiągnąć tylko przez (intuicyjne) 1 uobecnienie


sobie istoty (w adekwatnej ideacji)2, zaś w przypadku pojęć skom-
plikowanych przez poznanie istotowości zawartych w nich pojęć
elementarnych oraz pojęć ich form powiązania.
| Wszystko to są zadania tylko przygotowawcze i pozornie bła- [B 245]
he. W znacznej mierze przybierają one z konieczności postać roz-trząsań
terminologicznych i komuś nie znającemu się na rzeczy łatwo mogą się
wydać małostkowym i pustym werbalizmem. Lecz dopóki pojęcia nie
będą rozróżnione i uiaśnione (w drodze cofnięcia się w ideującej intuicji
do ich istoty), dopóty wszystkie dalsze wysiłki pozostaną beznadziejne.
W żadnej dziedzinie poznania ek-wiwokacja nie okazuje się bardziej
brzemienna w skutki, w żadnej pogmatwanie pojęć nie hamowało tak
bardzo postępu poznania, a nawet powstrzymywało jego początek,
wgląd w prawdziwe cele, jak w dziedzinie czystej logiki. Krytyczne
analizy niniejszych Prolegomenów wszędzie to pokazały.
Nie sposób chyba przecenić znaczenia tych problemów i nie
jest wykluczone, że właśnie tutaj tkwią największe trudności całej
dyscypliny.

§ 68. Drugie: prawa i teorie ugruntowane w tych kategoriach [A 246]

Druga grupa problemów (obejmuje wyszukanie praw, które


ugruntowane są w obu powyższych klasach pojęć kategorialnych i
dotyczą nie tylko możliwych form komplikacji i modyfikujących
przekształceń podporządkowanych im jedności teoretycznych,*
lecz także obiektywnego obowiązywania wyrastających
(Por. tom II, Badanie IV}.4

1
Dodatek wydania B.
2
Dodatek wydania B.
3
Dodatek wydania B.
Przypis dodany w wydaniu B.
246 Rozdział
jedenasty
stąd form ich ukształtowania (Bildungsformeń); z jednej więc strony
prawdziwości bądź fałszywości znaczeń w ogóle jedynie na
podstawie ich kategorialnej formy ukształtowania; z drugiej (w
odniesieniu do ich przedmiotowych korelatów) bytu i niebytu
przedmiotów w ogóle, stanów rzeczy w ogóle itdv znów na podstawie
ich czystej formy kategorialnej. Prawa te, odnoszące się do znaczeń i
przedmiotów w ogóle w możliwie największej, [B 246] gdyż logiczno-
kategorialnej ogólności,*)21 same znów konstytuują teorie. Po (jednej)3
stronie, (mianowicie znaczeń,)4 usytuowane są teorie wniosków, np.
sylogistyka, która jednak jest tylko (jednasz takich teorii. Po (drugiej) 6
stronie, (mianowicie korelatów,)7 w pojęciu wielości ma swą podstawę
czysta teoria wielości, w pojęciu liczby — czysta teoria liczb itd., przy
czym każda stanowi zamkniętą teorię dla siebie. Tak oto wszystkie
odnośne prawa prowadzą do pewnej ograniczonej ilości praw
pierwotnych lub podstawowych, które zakorzenione są bezpośrednio w
pojęciach kategorialnych i (dzięki swej homogeniczności) muszą
uzasadniać wszechogarniającą teorię, zawierającą w sobie owe
poszczególne teorie jako swe względnie samodzielne składniki.
Idzie nam tutaj o obszar tych praw, (którym, dzięki ich formal-
nej ogólności, rozciągającej się ną wszystkie możliwe znaczenia i
przedmioty, podporządkowana jest każda szczegółowo określona
teoria i nauka i do których, jeśli tylko jest ważna, musi się dostoso-
wać.)8 Nie należy tego rozumieć tak, że każda poszczególna teoria
* (Por. tom II, § 29, blisko końca}.1

Dodatek wydania B.
A: (dotyczy wyszukania praw, które ugruntowane są w owych pojęciach
kategorialnych i dotyczą nie tylko ich komplikacji,lecz także obiektywne -
go obowiązywania zbudowanych z nich teoretycznych jedności. Te prawa).
3
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
4
Dodatek wydania B.
5
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
6
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
7
Dodatek wydania B.
A: (zgodnie z którymi musi przebiegać wszelkie badanie teoretyczne).
Idea czystej logiki 247

zakłada jako podstawę swej możliwości i ważności każde z tych praw.


Raczej jest tak, że owe teorie (i prawa kategorialne) 1 w swej idealnej
zupełności tworzą wszechogarniający zasób, z którego każda określona
{obowiązująca)2 teoria czerpie (należące do jej formy)3 idealne racje swej
istotowości: są to te prawa, stosownie do których ona przebiega i na
podstawie których jako teoria obowiązująca może zostać, co do swej
„formy", ostatecznie uprawomocniona. Ponieważ teoria jest obszerniejszą
jednością, zbudowaną z poszczególnych prawd i związków [między
nimi], jest też oczywiste, że prawa należące do pojęcia prawdy oraz do
możliwości poszczególnych związków mających taką czy inną formę,
również mieszczą się w dziedzinie, której granice tu wytyczamy. Jakkol-
wiek, albo raczej ponieważ, pojęcie teorii jest węższe, zadanie
przebadania warunków jej możliwości jest | obszerniejsze niż ana- [A 247]
logiczne zadania odnośnie do prawdy w ogóle i do pierwotnych form
związków zdań.*

§ 69. Trzecie: teoria możliwych form teorii [B 247]


czyli czysta teoria mnogości

Przeprowadzenie wszystkich tych badań wyczerpuje ideę nauki o


warunkach możliwości teorii w ogóle. Natychmiast jednak widzimy,
że nauka ta odsyła poza siebie ku [nauce] uzupełniającej ją, rozpatru-
jącej a priori i s t o t n e rodzaje (formy) t e o r i i oraz pra-
wa określające zachodzące między nimi r e l a c j e .

(Por. wyżej, § 65, s. 236 n.)5

1
Dodatek wydania B.
2
A: {(sc. rzeczywista, obowiązująca)).
3
Dodatek wydania B.
4
W wydaniu A dalej: (to).
5
W wydaniu A w tekście: ((por. wyżej s. 237)).
248 Rozdział
jedenasty
W ten sposób powstaje, mówiąc łącznie, idea obszerniejszej nauki
o teorii w ogóle, która w swej części fundamentalnej bada istotne
pojęcia i prawa konstytutywnie należące do idei teorii, następnie
zaś przechodzi do zróżnicowania tej idei i badania już nie możli -
wości teorii jako takiej, lecz t e o r i i a priori możliwych.
Na podstawie dostatecznie zaawansowanego rozwiązania na-
szkicowanych problemów staje się mianowicie możliwe określone
ukształtowanie z pojęć czysto kategorialnych rozmaitych pojęć
możliwych teorii, czystych „form" teorii, których istotowość wy-
kazana jest przez prawo. Te różne formy nie są jednak pozbawione
wzajemnych odniesień. Będziemy tu mieli pewien określony po-
rządek postępowania, który pozwoli nam konstruować możliwe
formy, przeglądać prawem określone związki miedzy nimi, a więc
także poprzez zmianę podstawowych czynników określających
przechodzić od jednych do drugich itd. Będziemy mieli, jeśli nie w
ogóle, to przecież dla form teorii należących do ściśle zdefiniowa-
nych rodzajów, ogólne twierdzenia podające w wyznaczonym za-
kresie prawa wywodzenia (Auseinanderentwicklung) jednych form z
innych, ich łączenia ze sobą oraz przekształcania.
[A 248] Twierdzenia te oczywiście będą musiały mieć inną | treść i cha-
rakter niż aksjomaty i teorematy drugiej grupy, np. prawa sylogi-
[B 248] styczne czy arytmetyczne. Lecz z drugiej strony | z góry jest jasne,
że ich dedukcja (o właściwych zasadach nie może tu bowiem być
mowy) musi się opierać wyłącznie na owych teoriach.
To jest ostateczny i najwyższy cel teoretycznej nauki o teorii w
ogóle. Nie jest on także obojętny ze względów praktyczno-po-
znawczych. Przyporządkowanie teorii jakiejś klasie form może
mieć wielkie znaczenie metodologiczne. Wraz z poszerzaniem się
sfery dedukcyjnej i teoretycznej rośnie bowiem także swobodna
żywość badań teoretycznych, rośnie bogactwo i płodność metod.
Dzięki temu rozwiązanie problemu postawionego wewnątrz ja-
kiejś dyscypliny teoretycznej, resp. wewnątrz jednej z jej teorii, mo-
że otrzymać wysoce skuteczną metodyczną pomoc poprzez cofnię-
cie się do typu kategorialnego, bądź (co jest tym samym) formy
teorii, a ewentualnie dalej także przez przejście do obszerniejszej
formy czy klasy form i jej praw.
Idea czystej logiki 249

§ 70. Objaśnienia do idei czystej teorii mnogości

Powyższe sugestie mogą się wydać niezbyt jasne. Dowodem na to, że nie
chodzi tu o puste fantazje, lecz o koncepcje o ustalonej treści, jest
„formalna matematyka" w najbardziej ogólnym sensie, bądź t e o r i a
mnogości, ów najwyższy wykwit nowoczesnej mate matyki. W
rzeczywistości nie jest ona niczym innym jak ((w kore-latywnym
przeformułowaniu)) 1 częściową realizacją zaprojektowanego wyżej ideału
— przez co naturalnie bynajmniej nie jest jeszcze powiedziane, że sami
matematycy, pierwotnie zainteresowani obszarem liczb i wielkości, a
zarazem ograniczający się do niego, słusznie rozpoznali idealną istotę
nowej dyscypliny i w ogóle wznieśli się do poziomu najwyższej abstrakcji
wszechogarniającej | (teorii) 2. (Przedmiotowym k o r e 1 a t e m ) 3 pojęcia
możliwej, [A 249] określonej tylko co do swej formy teorii, jest pojęcie
możliwego, podda nego t e o r i i o taki ej formie | obsz aru
{B249] poznawczego w ogóle. Taki zaś obszar matematyk (w
swoim kręgu) nazywa mnogością. Jest to więc obszar określony
tylko i wyłącznie przez to, że podlega on teorii o takiej formie, (resp.)4 że dla
jego obiektów możliwe są pewne powiązania, podlegające pewnym
podstawowym prawom o takiej a takiej o k r e ś l o nej (tu jest to jedyny
czynnik określający) formie. Co do swej materii obiekty pozostają
całkowicie nieokreślone — matematyk, by to zaznaczyć, z upodobaniem
mówi o „obiektach myślowych". Nie są one określone ani wprost jako
jednostki indywidualne bądź gatunkowe, ani też nie wprost przez swe
(materialne) 5 gatunki lub rodzaje, lecz wyłącznie przez formę
przypisanych im powiązań. Te zatem są tak samo nieokreślone co do
treści, jak ich obiekty; określona jest tylko ich forma, mianowicie przez
(formy) 5 przyjętych
1
Dodatek wydania B.
2
A: (teoriiteorii (Theorienlehre)).
3
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
4
A:{tzn.>.
5
A: (wewnętrzne).
6
A: (formę).
r 250 Rozdział
jedenasty
dla nich praw elementarnych. Owe prawa określają zatem zarów-
no^bszar) 1 , (czy raczej formę obszaru) 2 , jak i czekającą na
zbudowanie (teorie) 3, czy, by (znów) 4 powiedzieć to w sposób
bardziej poprawny, formę t e o r i i . W teorii mnogości np. + nie
jest znakiem dodawania liczb, lecz takiego powiązania w ogóle,
dla którego obowiązują prawa o formie a + b = b + a itd. Mnogość
określona jest przez to, że jej myślowe obiekty umożliwiają te (i in-
ne, a priori nie wykluczające się wzajemnie) „operacje".
W myśl najogólniejszej idei t e o r i i mnogości jest
to nauka w określony sposób kształtująca istotne typy możliwych
teorii ((resp. obszarów)) i badająca prawa rządzące ich wzajemny-
mi odniesieniami. Wszystkie rzeczywiste teorie są wtedy uszcze-
gółowieniami, resp. ujednostkowieniami odpowiadających im form
teorii, tak jak wszystkie opracowywane teoretycznie obszary po-
znawcze są jednostkowymi mnogościami. Jeśli w teorii mnogości
[A 250] | odnośna teoria formalna jest rzeczywiście przeprowadzona, to tym
samym wykonana jest cała dedukcyjna praca teoretyczna służąca
budowie wszystkich rzeczywistych teorii mających tę samą formę.
[B250] | Ten punkt widzenia ma wielkie znaczenie metodologiczne,
bez niego nie sposób mówić o zrozumieniu metody matematycz-
nej. Nie mniej ważne jest blisko związane z cofnięciem się do czy-
stej formy włączenie jej do szerszych form i klas form. O tym, że
mamy tu do czynienia z ważną częścią cudownej sztuki metodolo-
gicznej w matematyce, świadczą nie tylko wyrosłe z uogólnień
geometrycznych teorii i form teorii teorie mnogości, lecz także
pierwszy i najprostszy przykład tego rodzaju, rozszerzenie obsza -
ru liczb rzeczywistych (sc. odpowiadającej mu formy teorii, „for-
malnej teorii liczb rzeczywistych") do formalnego, dwuwymiaro-
wego obszaru zwykłych liczb zespolonych. W rzeczywistości w
tym ujęciu tkwi klucz do rozwiązania wciąż jeszcze niejasnego

1
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
2
Dodatek wydania B.
3
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
4
Dodatek wydania B.
5
Dodatek wydania B.
Idea czystej logiki 251

problemu, jak np. na obszarze liczb pojęcia niemożliwe (bezistot-


ne) metodologicznie mogą być traktowane tak samo jak rzeczywi-
ste. Lecz nie tutaj miejsce na głębsze roztrząsanie tej kwestii.
Gdy wyżej mówiłem o teoriach mnogości wyrosłych z uogól-
nień teorii geometrycznych, to naturalnie miałem na myśli teorie
mnogości n-wymiarowych, już to euklidesowych, już to nieeukli-
desowych, dalej teorię rozciągłości Grassmana oraz pokrewne, ła-
two dające się odłączyć od wszelkiej treści geometrycznej teorie
W. Rowana Hamiltona i in. Należą tu także, obok wielu innych,
Liego teoria grup przekształceń oraz badania Cantora nad liczba-
mi i mnogściami.
Filozof, który zaznajomił się z pierwszymi początkami teorii
Riemanna-Helmholtza, może na podstawie sposobu, w jaki poprzez
zmianę krzywizny przechodzi się od jednych rodzajów mnogości
przestrzennych do innych, urobić sobie pewne wyobrażenie o tym, jak
czyste formy teorii w określony sposób różnych typów powiązane są ze
sobą przez prawem wyznaczone | więzi. Nietrud- [A 251] no byłoby
wykazać, że poznanie prawdziwych intencji takich teorii, jako czysto
kategorialnych form teorii, wygnałoby wszelką metafizyczną | mgłę i
wszelką mistykę z odnośnych badań matę- (B251] matycznych. Jeśli
przestrzenią nazywamy znaną formę uporządkowania świata zjawisk, to
naturalnie mówienie o „przestrzeniach", w których nie obowiązuje
aksjomat prostych równoległych, jest niedorzecznością. Podobnie
mówienie o różnych geometriach, gdy geometrią nazywa się właśnie
naukę o przestrzeni świata zjawisk. Jeśli jednak przez przestrzeń
rozumiemy kategorialną formę przestrzeni świata, (zaś korelatywnie) 1
przez geometrię — kategorialną formę teorii geometrii w zwykłym
sensie, wówczas przestrzeń włącza się do dającego się wytyczyć
poprzez prawa rodzaju mnogości określonych czysto kategorialnie, w
odniesieniu do których naturalnie będzie się mówiło o przestrzeni w
jeszcze szerszym sensie. Podobnie teoria geometryczna włącza się do
odpowiedniego rodzaju teoretycznie związanych ze sobą i określo nych
czysto kategorialnie form teorii, które można w odpowiednio
rozszerzonym sensie nazwać „geometriami" tych „przestrzennych"
1
A:(resp.).
252 Rozdział jedenasty
mnogości. W każdym razie teoria „przestrzeni n-wymiarowych" jest
realizacja teoretycznie zamkniętego fragmentu teorii teorii y
(Theorienlehre) w zdefiniowanym wyżej sensie. Teoria euklidesow-skiej
mnogości o trzech wymiarach jest ostateczną idealną jednostką w tym
powiązanym prawami szeregu apriorycznych i czysto kate-gorialnych
form teorii (formalnych systemów dedukcyjnych). Sama ta mnogość w
odniesieniu do „naszej" przestrzeni, tj. przestrzeni w zwykłym sensie, jest
przyporządkowaną jej formą czysto katego-rialną, a więc idealnym
rodzajem, w którym [przestrzeń] ta stanowi, by się tak wyrazić, idealną
jednostkę, nie zaś odmianę gatunkową. — Innym wspaniałym przykładem
jest teoria zespolonych systemów liczbowych, w obrębie której teoria
„zwykłych" liczb zespolonych znów jest pojedynczą jednostką, {a nie) 1
najniższą odmianą gatunkową. W odniesieniu do tych teorii arytmetyki
liczb, liczb porządkowych, liczb kardynalnych, quantite dirigee itp. są
jedynie indywidualnymi jednostkami. Każdej z nich poniekąd odpowiada
{B252] formalna idea rodzajowa, resp. teoria | absolutnych [liczb] całkowi-
tych, liczb rzeczywistych, zwykłych liczb zespolonych, przy czym
„liczbę" należy brać w sensie formalnie uogólnionym. 2

[A252] § 7i, Podział pracy. Zadanie matematyków i


zadanie filozofów

Oto są więc problemy, które zaliczamy do domeny czystej bądź


formalnej logiki w zdefiniowanym wyżej sensie, przy czym nada -
jemy jej obszarowi możliwie największą rozległość, jaka da się po-
godzić z zaprojektowaną ideą nauki o teorii w ogóle. Znaczna część
przynależnych do niej teorii dawno już ukonstytuowała się jako
(„czysta analiza", albo lepiej, jako formalna) 3 matematyka i obok

1
Stów tych brak zarówno w wydaniu A, jak i B; korekta zgodna z „popra
wkami i uzupełnieniami" w wydaniu A Części II, s. 718.
2
W wydaniu A oba ostatnie akapity drukowane drobniejszym drukiem.
3
A: (czysta (zwłaszcza „formalna")).
Idea czystej logiki 253

innych dyscyplin, już nie w (pełnym) 1 sensie „czystych", (tj. for-


malnych,)2 jak geometria (jako nauka o „naszej" przestrzeni), analityczna
mechanika itd. opracowywana jest przez matematyków. I
rzeczywiście natura rzeczy zdecydowanie wymaga tu podzia łu pracy.
Konstrukcja teorii, ścisłe i metodyczne rozwiązanie wszelkich
problemów formalnych zawsze pozostaną właściwą domeną
matematyka. Zakładają one swoiste metody i dyspozycje badawcze, w
istocie jednakowe we wszystkich czystych teoriach. Ostatnio nawet
rozbudowa teorii sylogistycznej, z dawien dawna zaliczanej do
najbardziej własnej sfery filozofii, została podjęta i przywłaszczona przez
matematyków i w ich rękach nieoczekiwanie się rozwinęła — ta,
zdawałoby się, dawno już doprowadzona do końca teoria. Odkryto tu też
i opracowano z prawdziwie matematyczną subtelnością teorie nowych
rodzajów wniosków, przeoczone, bądź nie rozpoznane przez logikę
tradycyjną. Nikt nie może zabronić matematykom, by wszystko, co da się
badać zgodnie z matematyczną formą i metodą, traktowali jako swą
własność. Tylko ten, kto nie zna nowoczesnej matematyki, zwłaszcza
matematyki formalnej, i | mierzy ją miarą Euklidesa czy Adama Riese'a,
[B253] może jeszcze żywić rozpowszechniony przesąd, jakoby jej istota
polegała na liczbie i ilości. Nie | matematyk, lecz filozof przekracza {A253]
sferę swych naturalnych praw, gdy broni się przed „matematyzują-cymi"
teoriami logiki i nie chce swego przybranego dziecka oddać jego
naturalnym rodzicom. Lekceważenie, z jakim logicy filozoficzni zwykli
się wyrażać o matematycznych teoriach wniosków, nie zmieni tego, że
matematyczna forma badań jest w ich przypadku, jak i w przypadku
wszystkich teorii rozwiniętych do postaci ścisłej (słowo [„teoria"] trzeba
tu jednak też brać w rzetelnym sensie) jedyną formą naukową, jedyną
zapewniającą zamknięcie i zupełność, przegląd wszystkich możliwych
pytań i form ich rozwiązania. Jeśli jednak opracowanie wszystkich
właściwych teorii należy do domeny matematyków, to cóż zostaje
filozofom? Trzeba tu zauważyć, że matematyk w rzeczywistości nie jest
czystym teorety-

1
A: (tym samym).
2
Dodatek wydania B.
254 Rozdział
jedenasty
kiem, lecz tylko zręcznym technikiem, niejako konstruktorem, który,
zapatrzony w związki formalne, buduje teorie niczym dzieła sztu-
ki technicznej. Tak jak praktyczny mechanik może konstruować
maszyny, nie mając ostatecznego wglądu w istotę przyrody i rzą-
dzących nią praw, tak też matematyk może konstruować teorie
liczb, wielkości, wniosków, mnogości, nie mając ostatecznego wglą-
du w istotę teorii w ogóle i w istotę jej warunkujących ją pojęć i
praw. Podobnie mają się wszak sprawy we wszystkich „naukach
szczegółowych". ITpóxepov xf\ cpuoei właśnie nie jest Ttpóc r||a,aC. Na
szczęście to nie istotowy wgląd jest tym, co umożliwia naukę w
zwykłym, praktycznie tak owocnym sensie, lecz naukowy instynkt
i metoda. Właśnie dlatego obok zręcznej i metodycznej pracy nauk
szczegółowych, ukierunkowanej raczej ku praktycznemu rozwią-
[B254] zaniu i | opanowaniu [problemów] niż ku istotowemu wglądowi,
potrzebna jest wybiegająca dalej „krytyczna" i przypadająca w
[A 254] udziale wyłącznie filozofowi | refleksja nad poznaniem, zdomino-
wana jedynie przez zainteresowanie teoretyczne i wspomagająca je
w jego prawach. Badanie filozoficzne zakłada całkiem inne metody
i dyspozycje, oraz stawia sobie całkiem inne cele. Nie chce ono
wtrącać się w sprawy badacza specjalisty, lecz tylko uzyskać wgląd
w sens i istotę jego osiągnięć, w odniesieniu do metody i do rzeczy.
Filozofowi nie wystarcza, że potrafimy orientować się w świecie,
że mamy prawa jako wzory, zgodnie z którymi możemy przepo -
wiadać przyszły bieg rzeczy i rekonstruować przeszły; chce on
jasno zrozumieć, czym (jest istota „rzeczy", „procesu", „przyczy-
ny", „skutku", „przestrzeni", „czasu") 1 itp.(; dalej zaś, czym jest
owo cudowne pokrewieństwo tej istoty z istotą myślenia, że może
ona zostać pomyślana, z istotą poznawania, że może zostać pozna-
na, z istotą znaczeń, że może być znaczona itd.) 2 Dopiero badanie
filozoficzne uzupełnia naukowe osiągnięcia przyrodnika i mate-
matyka tak, że dopełnione zostaje czyste i rzetelne poznanie teore-
tyczne. Ars inventiva badacza specjalisty i krytyka poznania filozo-
fa to uzupełniające się wzajemnie czynności naukowe, dzięki któ-

1
A: (czym w istocie są „rzeczy", „procesy", „prawa przyrody").
2
Dodatek wydania B.
Idea czystej logiki 255

rym dochodzi dopiero do pełnej(, obejmującej wszystkie istotowe


odniesienia)1 jedności teoretycznej.
Poniższe szczegółowe badania mające na celu przygotowanie
naszej dyscypliny od strony filozoficznej ujawnią zresztą, czego
matematyk nie może i nie chce dokonać, a co przecież dokonane
być musi.

§ 72. Rozszerzenie idei czystej logiki.


Czysta teoria prawdopodobieństwa jako czysta
teoria poznania doświadczeniowego

Pojęcie czystej logiki, tak jak dotychczas je rozwijaliśmy, obejmuje


teoretycznie zamknięty krąg | problemów odnoszących się w istot- [B 255]
ny sposób do idei teorii. Skoro żadna nauka nie jest możliwa bez
wyjaśniania na podstawie racji, a więc bez teorii, czysta logika w
najbardziej ogólny s p o s ó b obejmuje idealne warunki
możliwości | nauki w ogó 1 e. Z drugiej strony należy zauwa- [A255]
żyć, że tak ujęta logika bynajmniej nie zawiera w sobie jako przy padku
szczegółowego idealnych warunków nauki doświad czalnej w
o g ó l e . Pytanie o te warunki wprawdzie jest węż sze; nauka
doświadczalna także jest nauką i oczywiście wszystkie zawarte w niej
teorie podlegają prawom wytyczonej wyżej sfery. Lecz idealne prawa
określają jedność nauk doświadczalnych nie tylko w formie praw
jedności dedukcyjnej; tak jak i nauk doświadczalnych nie można przecież
nigdy zredukować tylko do ich teorii. (Teoretyczna optyka) 2, tj.
matematyczna teoria optyki, nie wyczerpuje nauki optyki; matematyczna
mechanika podobnie nie [wyczerpuje] całej mechaniki itd. Otóż cały
skomplikowany aparat procesów poznawczych, w których wyrastają
teorie nauk doświadczalnych i wielokrotnie modyfikują się w toku
postępu naukowego, również podlega prawom nie tylko empirycznym,
lecz także idealnym.
1
A: (i całkowitej).
2
W wydaniu A w cudzysłowie.
256 Rozdział jedenasty

Każda teoria w naukach doświadczalnych jest jedynie supono-


waną teorią. Oferuje ona wyjaśnienia nie na podstawie racji w
naocznie zrozumiały sposób pewnych, lecz tylko racji w naocz-
n i e z ro zu mi a ły s pos ób p ra w d op od ob ny ch . Ta k te ż
i same teorie są tylko zrozumiale prawdopodobne, są teoria-
mi jedynie tymczasowymi, nie zaś ostatecznymi. W pewien sposób
odnosi się to także do teoretycznie wyjaśnianych faktów. Wpraw-
dzie od nich wychodzimy, uznajemy je za „dane" i chcemy je tylko
„wyjaśnić". Gdy jednak wznosimy się do wyjaśniających hipotez,
przyjmujemy je w drodze dedukcji i weryfikacji — ewentualnie po
wielokrotnych zmianach — jako prawdopodobne prawa, także i
same fakty nie pozostają bez zmian, także i one przekształcają się
[B256] w toku postępującego | procesu poznawczego. Dzięki przyrostowi
użytecznego zasobu hipotez coraz głębiej wnikamy w „prawdziwą
[A256] istotę" realnego bytu, | ustawicznie poprawiamy nasze obciążone
mniejszą czy większą ilością niezgodności ujęcie pojawiających się
rzeczy. Fakty pierwotnie „dane" są nam tylko w sensie spostrzeże-
nia (i podobnie w sensie przypomnienia). W spostrzeżeniu rzeczy i
procesy, jak nam się wydaje, stoją oto same przed nami, by się tak
wyrazić, nie oddzielone żadną ścianą, możemy je zobaczyć i do-
sięgnąć. To zaś, co widzimy, wypowiadamy w sądach spostrzeże-
niowych; to są najwcześniejsze „dane fakty" nauki. Wraz z postę-
pem poznania modyfikuje się jednak to, co w zjawiskach spostrze-
żeniowych dopuszczamy jako „rzeczywistą" zawartość faktyczną;
(dane naocznie rzeczy — rzeczy „jakości wtórnych" — są dla nas
już tylko „samymi zjawiskami";)1 za każdym razem, aby określić,
co w nich jest prawdziwe, innymi słowy: aby (obiektywnie) 2
określić empiryczny przedmiot poznania, potrzebujemy (dostoso-
wanej do sensu tej obiektywności metody oraz zdobywanego dzięki
niej)3 (i stale się poszerzającego) zakresu naukowego poznania praw.
(We wszystkich empirycznych procedurach obiektywnych nauk o
faktach dominuje jednak, jak to stwierdzili już Descartes i
Leibniz, nie psychologiczna przypadkowość, lecz idealna nor-
1
Dodatek wydania B.
2
Dodatek wydania B.
3
A: (znacznego).
Idea czystej logiki 257

ma.)1 Występujemy z roszczeniem, że w każdym przypadku jest tylko


jeden uprawniony sposób oceny wyjaśniającego prawa i określania
rzeczywistych faktów i to dla każdego osiągniętego szczebla nauki. Gdy
dzięki napływowi nowych instancji empirycznych jakiś zespół
prawdopodobnych praw czy teoria okazują się niemożliwe do
utrzymania, to nie wyciągamy stąd wniosku, że naukowe uza sadnienie
tej teorii musiało być fałszywe. W zakresie wcześniejszego doświadczenia
wcześniejsza teoria, w zakresie doświadczenia poszerzonego nowa, którą
teraz trzeba | uzasadnić, jest „jedynie [B257] słuszna", jest jedyną, którą
można uprawomocnić w drodze poprawnych (rozważań empirycznych) 2.
Niekiedy sądzimy odwrotnie, że jakaś teoria empiryczna jest fałszywie
uzasadniona, jakkolwiek na innej, obiektywnie uprawnionej drodze
okazuje się, że w danym stanie poznania empirycznego jest ona jedyną
stosowną. Stąd należy wnioskować, że także w I obszarze myślenia
empi- {A257] r y c z n e g o , w s f e r z e p r a w d o p o d o b i e ń s t w a
m u s z ą i s t n i e ć idealne elementy i prawa, w których a priori
ugruntowana jest możliwość nauki empirycznej (w ogóle,)3 pra-
wdopodobnego poznania tego, co realne. Ta sfera czystych praw,
odnoszących się nie do idei teorii, a ogólniej do idei prawdy, lecz d o
(i d e i em p iry c zn e j jed n o ś c i wy ja ś n ia n ia ) , res p . do i d e i
prawdopodobieństwa, stanowi drugi wielki fun dament
umiejętności logicznej i należy do obszaru czystej logiki w
odpowiednio rozszerzonym s e n s i e .
W poniższych badaniach szczegółowych ograniczymy się do
węższego i, w istotnym uporządkowaniu materii, pierwszego
obszaru.

1
(Wszędzie tu jednak postępujemy nie na ślepo, nie obywamy się bez ideal
nego prawa, jak podkreślał to już — z pewnością w tak ostry sposób jako pierwszy^
— Leibniz.). ' *i*f\
2
A: (rozważań prawdopodobieństw).
3
A: (, w ogóle).
4
Druk rozstrzelony dopiero w wydaniu B.
ST.
Spisś treści

Od tłumacza ................................................................................. VII


Nota edytorska................................................................................ XXXI
Przedmowa...................................................................................... 1
Przedmowa do wydania drugiego................................................. 4
Wprowadzenie
§ 1. Spór o definicję logiki i istotną zawartość jej teorii . . . .

13
§ 2. Konieczność ponownego rozważenia kwestii dotyczących
naczelnych zasad................................................................
.............................................................................................14
§ 3. Kwestie sporne. Droga, którą trzeba obrać.......................
...................................................................................................17
Rozdział pierwszy
Logika jako dyscyplina normatywna, a szczególnie jako dyscyplina
praktyczna
§ 4. Teoretyczna niedoskonałość nauk szczegółowych . . . .

19
§ 5. Teoretyczne uzupełnienie nauk szczegółowych przez
metafizykę i naukę o nauce...............................................
.............................................................................................20
§ 6. Możliwość i uprawnienie logiki jako nauki o nauce . . .

21
§ 7. Trzy najważniejsze swoiste cechy uzasadnień.................
...................................................................................................26
§ 8. Odniesienie tych swoistych cech do możliwości nauki i
nauki o nauce......................................................................
.............................................................................................29
§ 9. Metodyczne sposoby postępowania w naukach po części
są uzasadnieniami, po części procedurami wspomagają
cymi uzasadnienia ..........................................................
.............................................................................................31
§ 10. Idee teoria i nauka jako problemy nauki o nauce . . . . 34
§ 11. Logika czyli nauka o nauce jako dyscyplina normatyw
na i jako umiejętność................................................................ 35
§ 12. Przynależne definicje logiki.............................................
...................................................................................................36
Rozdział drugi
Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych
§ 13. Spór o praktyczny charakter logiki.................................
...................................................................................................39
§ 14. Pojęcie nauki normatywnej. Podstawowa miara albo na
czelna zasada, która nadaje jej jedność............................
...........................................................................................48
§ 15. Dyscyplina normatywna a umiejętność .......................
...................................................................................................54
§ 16. Dyscypliny teoretyczne jako fundamenty normatywnych 55
2 60 ■ • -
Spintreści
. . . i - .U^'
Rozdział trzeci
Psychologizm, jego argumenty i jego stanowisko wobec zwykłych
kontrargumentów § 17. Spór o to, czy istotne fundamenty
logiki normatywnej
leżą w psychologii.............................................................
............................................................................................58
§ 18. Dowody psychologistów.................................................. 59
§ 19. Zwykłe argumenty stronnictwa przeciwnego i ich psy-
chologistyczne odparcie....................................................
............................................................................................60
§ 20. Pewna luka w dowodzeniu psychologistów...................
....................................................................................................65
Rozdział czwarty
Empirystyczne konsekwencje psychologizmu
§ 21. Wskazanie dwóch empirystycznych konsekwencji sta
nowiska psychologistycznego i ich obalenie....................
............................................................................................68
§ 22. Prawa myślenia jako rzekome prawa przyrodnicze, które
działając w izolacji są przyczyną rozumnego myślenia .

72
§ 23. Trzecia konsekwencja psychologizmu i jej obalenie . . .

76
§ 24. Ciąg dalszy........................................................................ 81
Rozdział piąty
Psychologiczne interpretacje zasad logicznych
§ 25. Zasada sprzeczności w psychologistycznej interpretacji
Milla i Spencera.................................................................
............................................................................................85
§ 26. Dokonana przez Milla psychologiczna interpretacja za
sady daje w wyniku nie prawo, lecz całkowicie nieścisłe
i naukowo nie sprawdzone twierdzenie doświadczeniowe

88
Aneks do obu ostatnich paragrafów: O kilku zasadniczych
przestępstwach empiryzmu ...........................................
............................................................................................91
§ 27. Analogiczne zarzuty przeciw pozostałym psychologicz
nym interpretacjom zasady logicznej. Ekwiwokacje jako
źródła złudzenia................................................................
............................................................................................93
§ 28. Rzekoma dwustronność zasady sprzeczności, zgodnie z
którą można by ją jednocześnie ujmować jako przyro
dnicze prawo myślenia i jako normatywne prawo do
starczające jego logicznych reguł......................................
............................................................................................98
§ 29. Ciąg dalszy. Teoria Sigwarta............................................. 103
Rozdział szósty
Sylogistyka w oświetleniu psychologistycznym. Wzory wnio-
skowań i wzory chemiczne § 30. Próby psychologicznej
interpretaq'i twierdzeń sylogisty-
cznych................................................................................ 108
§31. Wzory wnioskowań i wzory chemiczne........................... 111
Spis treści 261

Rozdział siódmy .-;,.-,;i,",


Psychologizm jako sceptyczny relatywizm
§ 32. Idealne warunki określające możliwość teorii w ogóle.
Ścisłe pojęcie sceptycyzmu.............................................. 116
§ 33. Sceptycyzm w sensie metafizycznym............................. 118
§ 34. Pojęcie relatywizmu i jego szczegółowe odmiany . . . .

120
§ 35. Krytyka relatywizmu indywidualnego........................... 121
§ 36. Krytyka relatywizmu gatunkowego, szczególnie antro-
pologizmu.........................................................................
...........................................................................................122
§ 37. Ogólna uwaga. Pojęcie relatywizmu w rozszerzonym
sensie.................................................................................
...........................................................................................127
§ 38. Psychologizm we wszystkich swych formach [jest] rela
tywizmem ......................................................................
...........................................................................................128
§ 39. Antropologizm w logice Sigwarta...................................
...................................................................................................130
§ 40. Antropologizm w logice B. Erdmanna............................
...................................................................................................141
Rozdział ósmy
Przesądy psychologistyczne
§41. Pierwszy przesąd..............................................................
...................................................................................................157
§ 42. Wywody objaśniające.......................................................
...................................................................................................161
§ 43. Rzut oka na kontrargumenty idealistyczne. Ich braki i
ich słuszny sens................................................................
...........................................................................................166
§ 44. Drugi przesąd...................................................................
...................................................................................................169
§ 45. Obalenie: Także czysta matematyka stałaby się gałęzią
psychologii........................................................................
...........................................................................................169
§ 46. Dziedzina badań czystej logiki, analogicznie do dziedzi
ny czystej matematyki, jest idealna.................................
...........................................................................................171
§ 47. Potwierdzenie poprzez rozpatrzenie podstawowych po
jęć logicznych i sensu praw logicznych .........................
...........................................................................................175
§ 48. Decydujące różnice..........................................................
...................................................................................................179
§ 49. Trzeci przesąd. Logika jako teoria oczywistości.............
...................................................................................................181
§ 50. Równoważne przekształcenie twierdzeń logicznych w
twierdzenia o idealnych warunkach oczywistości sądu.
Powstałe w wyniku twierdzenia nie są psychologiczne

184
§51. Decydujące punkty w tym sporze...................................
...................................................................................................189
Rozdział dziewiąty
Zasada ekonomii myślenia a logika
§ 52. Wprowadzenie.................................................................
...................................................................................................195
§ 53. Teleologiczny charakter zasady Macha-Avenariusa a na
ukowe znaczenie ekonomiki myślenia............................
...........................................................................................196
262 Spis
trfści
§ 54. Bliższe wyłuszczenie uprawnionych celów ekonomiki
myślenia, głównie w sferze metodyki czysto dedukcyj- ;,
nej. Ich odniesienie do umiejętności logicznej .............. 199
§ 55. Nieistotność (Bedeutungslosigkeit) ekonomiki myślenia dla
czystej logiki i teorii poznania oraz jej stosunek do psy
chologii ............................................................................ 205
§ 56. Ciąg dalszy. \)oxepov 7tpóxepov uzasadniania sfery czysto logicznej
przez odwołanie się do ekonomii myślenia 208 Rozdział dziesiąty
Zakończenie rozważań krytycznych
§ 57. Wątpliwości związane z możliwymi nieporozumieniami
co do naszych zamierzeń logicznych ............................ 213
§ 58. Nawiązanie do wielkich myślicieli przeszłości, najpierw
do Kanta............................................................................. 215
§ 59. Nawiązanie do Herbarta i Lotzego.................................. 217
§ 60. Nawiązanie do Leibniza.................................................... 221
§ 61. Konieczność szczegółowych badań mających na celu upra-
womocnienie poprzez krytykę poznania oraz częściową
realizację idei czystej logiki............................................... 224
Dodatek: Odsyłacze do F. A. Langego i B. Bolzana.................. 225
Rozdział jedenasty
Idea czystej logiki
§ 62. Jedność nauki. Związek rzeczy i związek prawd . . . . 229
§ 63. Ciąg dalszy. Jedność teorii .............................................. 232
§ 64. Istotne i pozaistotne zasady nadające nauce jedność. Na
uki abstrakcyjne, konkretne i normatywne...................... 234
§ 65. Pytanie o idealne warunki możliwości nauki, resp. teorii
w ogóle. A. Pytanie odniesione do aktualnego poznania 237
§ 66. B. Pytanie odniesione do treści poznania......................... 240
§ 67. Zadania czystej logiki. Pierwsze: ustalenie czystych kategorii
znaczeniowych, czystych kategorii przedmiotowych i ich przez
prawa wyznaczonych komplikacji . . . 243 § 68. Drugie: prawa i
teorie ugruntowane w tych kategoriach 245 § 69. Trzecie: teoria
możliwych form teorii czyli czysta teoria
mnogości ......................................................................... 247
§ 70. Objaśnienia do idei czystej teorii mnogości..................... 249
§ 71. Podział pracy. Zadanie matematyków i zadanie filo
zofów .............................................................................. 252
§ 72. Rozszerzenie idei czystej logiki. Czysta teoria prawdo
podobieństwa jako czysta teoria poznania doświadcze-
niowego............................................................................. 255

You might also like