Historyczne Bitwy 003 - Grochów 1831, Wiesław Majewski PDF

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 219

HISTORYCZNE BITWY

WIESŁAW MAJEWSKI
GROCHÓW 1831
Wydawnictwo
Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1 982
Obwoluta, okładka, karta tytułowa i opracowanie graficzne:
Jerzy Kępkiewicz
Redaktor: Barbara Kosiorek-Dulian
Redaktor techniczny: Irena Chojdak-Rybarczyk
Redakcja kartograficzna: Maria Glinka
® Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1982

ISBN 83-11-06677-9

Printed In Poland
Wydania I. Nakład 30 000 + 250 egz. Objętość: 12,25 ork. wyd.. 14,63 ark. druk. (z
wkładkami). Papier druk. mat. IV ki. 65 g. 82x104 z Fabryki Celulozy i Papieru irn. J.
Dąbrowskiego w Kluczach. Oddano do składania w maju 1981 r. Druk ukończono w styczniu
1982 r. Wojskowe Zakłady Graficzne w Warszawie. Zam. nr 2822.
Cena zł 50,-
POLSKI DRAMAT NOCY LISTOPADOWEJ

PODCHORĄŻOWIE
Około siódmej wieczorem 29 listopada 1830 r. zmrok okrywał Park
Łazienkowski. Idąc od pałacu Na Wodzie w stronę Pałacu
Myślewickiego przechodzi się obok położonego z lewej strony
przysadzistego jednopiętrowego budynku wzniesionego na planie
podkowy, dawnej Wielkiej Oficyny z czasów Stanisława Augusta. Z jej
okien padał wówczas odblask świateł.
Na pierwszym piętrze w sali 2 dywizjonu Szkoły Podchorążych
Piechoty pchor. Józef Kowacz z 3 pułku piechoty liniowej w granatowym
mundurze z żółtym kołnierzem i niebieskimi naramiennikami wykładał
teorię szkoły (tj. szykowania) batalionu kilkudziesięciu innym
podoficerom.
Nagle otworzyły się drzwi. Weszło trzech młodych oficerów, na ich
czele wysoki, dobrze zbudowany, ciemnowłosy, niebieskooki, o twarzy
okolonej baczkami trzydziestokilkuletni podporucznik ze srebrnymi
belkami grenadiera gwardii na żółtym kołnierzu. Pierwszy z nich zapytał
się Kowacza:
— „Skończyłeś już?
— Nie.
— To resztę zostaw na potem!"
Z kolei podporucznik zwrócił się do podchorążych:
8

— Wybiła godzina zemsty, czas zemścić się na wrogach waszych!


Niech piersi wasze będą Termopilami dla nich! Idźcie na dół,
rozbierzcie broń”.
Był to Piotr Wysocki, przywódca spisku, a towarzyszyli mu Karol
Szlegel oraz dymisjonowany oficer Józef Dobrowolski.
Wysockiemu odpowiedział wybuch radości. Podchorążowie
zerwali się na równe nogi z hałasem i okrzykiem „Do broni!"
„Młodzież pobiegła do zbrojowni, z pośpiechem w nieporządku
rozebrała broń; rzuciła się następnie do jadalni, gdzie na dużej
płachcie leżały naboje'” 1 i rozpoczęła nabijać karabiny. Kończył się
dla tych inteligentnych młodych ludzi długi okres monotonnego,
koszarowego życia. Dla wielu kończył się kilkuletni niespokojny
okres konspiracji w napełnionej szpiegami Warszawie, gdzie nie tak
dawno za wielu poprzednimi spiskowcami zamknęły się bramy wię-
zień. Nadszedł kres męczącego oczekiwania ostatnich kilku dni,
kiedy bezustannie krążyły pogłoski o wykryciu konspiracji.
Nareszcie kości zostały rzucone.
Podobny entuzjazm ożywiał siedemdziesięciu kilku oficerów
spiskowych, prawie samych poruczników i podporuczników (z
wyjątkiem 4—5 kapitanów, majora i podpułkownika), ludzi
dwudziesto-trzydziestokilkuletnich.
„Widmo krąży po Europie, widmo rewolucji i powstań”— tak
można by parafrazując słowa Marksa określić lata 1820—1830.
Rewolucja francuska po raz pierwszy skruszyła doszczętnie ustrój
feudalny. Zwycięstwa Napoleona przeniosły jej zdobycze w formie
mniej lub bardziej pełnej na obszar połowy Europy. Narody
ujarzmione jak Polska, podzielone jak Włochy w epopei
napoleońskiej ujrzały, do pewnego przynajmniej stopnia, możliwość
odzyskania niepodległości czy stworzenia jednolitego państwa
narodowego. Z kolei w walce przeciw Napoleonowi zmurszałe struk-
tury ancien regime'u często zawodziły. Na czoło niejednokrotnie
1
W. Tokarz, Sprzysiężenie Wysockiego i Noc Listopadowa, Warszawa 1925, s. 132—133
(dalej cyt.: Noc listopadowa).
9

wysuwały się postępowe elementy mieszczańsko-szlacheckie.


Rok 1815 przyniósł klęskę tym, którzy poszli za Napoleonem, nie
spełniły się jednak i marzenia znacznej części tych, którzy podjęli z
nim walkę. W większości zwycięskich krajów powrócił dawny reżim,
wyjątkowo tylko — i to nie za bardzo — złagodzony. Szczególnie
jednak ciężko było w takich krajach, jak Polska czy Włochy, którym
Napoleon przyniósł miraż niepodległości czy zjednoczenia, a jego
klęska była jednocześnie klęską ich marzeń. W tej sytuacji w znacznej
części Europy „przeciwko systemowi Restauracji sprzymierzały się —
jak pisał Stefan Kieniewicz — „postępowe elementy uboższej szlachty,
burżuazji, inteligencji i plebsu miejskiego'", tworzyły się tajne związki.
„W Polsce aspiracje wolnościowe wiązały się przede wszystkim ze
sprawą narodową. Chęć zrzucenia obcego jarzma, połączenia dzielnic
rozbiorowych wspólna była szlachcie, mieszczaństwu, ludowi
miejskiemu, bardziej uświadomionym elementom chłopstwa. W
środowiskach nie posiadających to pragnienie niepodległości łączyło
się z niechęcią do rządzącego obozu stronników ugody, ze
współczuciem dla uciśnionego ludu". Ruch spiskowy ogarniał przede
wszystkim młodzież cywilną, uczącą się w gimnazjach i szkołach
wyższych oraz wojskową: młodych oficerów i kandydatów na nich
zaciągających się jako kadeci do wojska, skupiających się głównie w
szkołach podchorążych, acz nie objęły one wszystkich chętnych. „Z
pochodzenia oba te środowiska [cywilne i wojskowe] były niemal
wyłącznie szlacheckie, chociaż w większości już zdeklasowane'" 2.
Była to nowa generacja, która na widowni życia narodowego
zaczęła się ukazywać około roku 1828. „Nie przeżyła ona czynnie
przegranej roku 1812, która tak silnie zaważyła na poglądach i
uczuciach starszych". „Z epopei napoleońskiej wyniosła tylko jej
legendę: poczucie rzeczy wiel-

2
S. K i e n i e w i c z , Historia Polski 1795—1918, Warszawa 1975, s. 74—76.
10

kich, dokonanych przede wszystkim przez siłę moralną, wyższość


moralną"'. W poglądach tych utwierdzała młodych poezja
romantyczna, „kształcić się mieli istotnie na Odzie do młodości i
Konradzie Wallenrodzie", czerpać z nich przekonanie, że porwą za
sobą naród i zwyciężą. Tymczasem generacja ta „w życie weszła
dopiero w ciasnych warunkach Królestwa". Nie patrzyła ona na nie
— odmiennie, jak spora część starszego pokolenia — „jak na przystań
spokojną, ale jak na swój mocno nieszczególny punkt wyjścia" 3. W tak
przeważnej mierze żyła ona tradycjami walk o niepodległość przed
czterdziestu, trzydziestu, dwudziestu laty. Często jeśli nie ojcowie, to
stryjowie czy wujowie tych ludzi uczestniczyli w walkach, czasem
starsi zaledwie o kilka lat bracia czy kuzyni zdążyli wziąć w nich
udział. Im natomiast zamiast chwały napoleońskich bitew przypadły
bezmyślne, męczące parady placu Saskiego, monotonia garnizo-
nowego życia. Nie zdołało to jednak ugasić zapałów tego roman-
tycznego pokolenia.
W literaturze pięknej pojawił się pogląd (Kordian i Cham Leona
Kruczkowskiego) o przeważającej roli ciężkich warunków
awansowania podchorążych w wywołaniu powstania; teza oparta na
mylnym zrozumieniu prac Wacława Tokarza i nie poparta przez
historyków. W większości ówczesnych armii europejskich bardzo
mocno zredukowanych po wojnach napoleońskich o awans nie było
łatwo. W armii pruskiej w latach trzydziestych porucznicy posiadali
tu krzyże za 25-letnią służbę. Podobnie było w Austrii. Mimo to nie
spiskowali, nie wywoływali powstań czy rewolucji. A więc brak
awansu nie był warunkiem wystarczającym. Wcale nie ci
podchorążowie, którzy najdłużej oczekiwali awansu na oficerów,
byli najaktywniejszymi spiskowcami. Wręcz przeciwnie. Na ośmiu
wychowanków Szkoły Podchorążych najdłużej w niej przeby-
wających jedynie trzech poszło w Noc Listopadową za Wysockim.

3
Tokarz, op. cit., s. 9.
11

Czy oznacza to, że sprawa awansów nie odegrała w wybuchu


powstania żadnej roli? Niewątpliwie odegrała i to ważną, ale nie jako
przyczyna główna, a tylko przyspieszająca jego wybuch. Zapewne ona
to sprawiła, że najbardziej aktywną formacją w czasie Nocy
Listopadowej była Szkoła Podchorążych Piechoty, że stanowiła ona
ważne ogniwo spisku.
Do wojska Królestwa Polskiego garnęło się wielu ochotników
spośród szlachty i inteligencji wstępujących jako kadeci, w zasadzie
na prawach podoficerów, ale z pewnymi przywilejami i z perspektywą
awansu na oficera. Niewątpliwie oddziaływał tu też normalny pociąg
do służby wojskowej, tylko że w takim wypadku lepsze widoki na
uzyskanie szlif oficerskich dawały liczniejsze armie zaborcze niż
niewielkie a zapchane kadetami wojsko Królestwa. Szli do niego
ochotnicy także z Galicji, Poznańskiego, nawet z reszty zaboru
rosyjskiego. Młodzież ta przeważnie miała ukończone cztery klasy
gimnazjum, czasem maturę, a nawet studia uniwersyteckie.
Kadet nie podlegał chłoście i zwalniany był od zwykłych robót
koszarowych, ale poza tym pełnił służbę podoficera i stosowano doń
wszystkie przepisy służby wewnętrznej dotyczące podoficera, również
„nie wolno mu było za tym bywać w teatrach, na balach publicznych,
w porządniejszych restauracjach i cukierniach, nie wolno nawet
jeździć fiakrem". Oficerowie mieli traktować kadetów z góry, ostro.
„Było to więc położenie bardzo ciężkie do zniesienia dla młodzieży
inteligentniejszej, skazujące ją na wyłączne przebywanie w kołach
żołnierzy i podoficerów, dzielenie ich prostych rozrywek, rozpusty
nieraz, prowadzące czasem do pewnego zdziczenia, a nieraz i
deprawacji". Niewiele zmieniało tu przejście do szkół podchorążych,
których program „ograniczał się jedynie i wyłącznie do ćwiczeń fron-
towych oraz teoretycznego przerabiania regulaminów" 4.

4
W. T o k a r z , Armia Królestwa Polskiego (1815—1830), Piotrków 1917, s. 123—124,
262-265, 359; t e n ż e, Noc listopadowa, s. 17.
12

Zajęcia te, szczególnie musztra i uciążliwa służba dzienna, tak


absorbowały, że trudno było znaleźć czas na czytanie książek.
Władysław Zamoyski pisze, że gdy dostał wiadomość (zresztą błędną),
iż nie zostanie awansowany na oficera: „zdało mi się, że nie wytrzymam
drugiego roku tego zwierzęcego życia" w Szkole Podchorążych Jazdy,
„od dwóch lat byłem przerwał wszelką pracę umysłową"' . Dochodziła
do tego straszliwa monotonia zajęć służbowych. Wychowanek, który
pozostawał w szkole choćby i osiem lat, musiał co roku zaczynać od
podstaw, od wyszkolenia pojedynczego żołnierza. System ten
wywoływał ostre krytyki oficerów starszych. Mówili, że zanudza na
śmierć wychowanków i nie tylko nie daje pożywki dla rozwoju
umysłowego, ale poprzez nadmierny wysiłek wręcz go powstrzymuje,
ogłupia i doprowadza podchorążych do depresji, a nawet czyni dzi-
wakami.
W Szkole Podchorążych skupiały się jak w soczewce najgorsze
strony systemu konstantynowskiego, a jednocześnie koncentrował się w
niej najbardziej niezadowolony z tego systemu element, oczekujący na
powstanie jak na wyzwolenie.

MŁODZI OFICEROWIE I STARSZYZNA

Latami dławione uczucia wybuchają z olbrzymią silą, ogarniają


większość młodych wychowanków w konstantynowskiej szkole
oficerów, w tym także i zdecydowaną większość tych, którzy nie
należeli do spisku czy nawet mieliby powody do niechętnych wobec
powstania uczuć.
Spójrzmy na losy w dniu 29 listopada ppor. Maurycego Haukego,
syna generała. Z rąk podchorążych przed kilku godzinami padł jego
ojciec, a jego samego powstańcy aresztowali i osadzili na odwachu. Był
w ciężkim stanie duchowym po śmierci ojca, jeszcze o świcie

5
[W. Za m o y s k i ], Jenerał Zamoyski, t. I, Poznań 1910, s. 159— 160.
13

następnego dnia „chwiał się na nogach", „jak ściana blady, łzy


mimowolnie z oczu mu tryskały'" 6. Mimo to nie oddaje się żalowi, nie
żywi niechęci do powstania. Domaga się wypuszczenia na wolność, aby
wziąć udział w działaniach, do czego wzywa go patriotyczny obowiązek
stanąć po stronie zabójców ojca. Ppor. Hauke udaje się do baterii i ze
swym plutonem wyrusza wspierać saperów.
Z tłumu słychać okrzyki: — „Ojciec zdrajca, a więc i syn wstąpić
może w ślady ojca”.
Haukego i to nie załamie. Stłumiwszy żal i rozgoryczenie
odpowiada:
— „Wina ojca nie powinna spadać na syna. Ojciec mógł być zdrajcą
Ojczyzny, ale ja jestem synem prawym Polski wolnej, całej i
Niepodległej” 7.
Epizod z ppor. Haukem będzie miał miejsce później. Teraz zaś
oficerowie spiskowi rozsiani po całej Warszawie od Żoliborza po plac
Trzech Krzyży wyprowadzają swe oddziały z koszar i kwater.
Zwierzchnicy często stawiali twardy opór, czasem wspierani przez
niektórych młodszych oficerów, nieraz trzeba go było przełamywać
nawet z bronią w ręku.
Liczne zwarte kolumny najeżone bagnetami przeciągają ulicami
Warszawy. Trudno sięgać po leżącą na ulicy buławę, gdy po
Warszawie chodzą żywe pomniki chwały narodowej — ludzie, którzy
sterali życie w służbie ojczyzny od roku 1792 po 1814.
Właśnie ukazała się w perspektywie ulicy wyniosła sylwetka
mężczyzny w stosowanym kapeluszu, w płaszczu przepasanym szarfą
na pięknym gniadoszu. To jedna z tych legendarnych postaci: gen.
Stanisław Potocki — konspirator sprzed 36 lat, potem żołnierz
powstania kościuszkowskiego, waleczny pułkownik z 1809 r.,
brygadier z 1812 r. Któż lepiej, jeśli nie on, zrozumie podchorążych —
powstańców?

6
N. K i c k a, Pamiętniki. Oprać. J. Dutkiewicz i T. Szaf r a ń s k i,
Warszawa 1972, s. 206.
7
A. R o ś l a k o w s k i, Noc 29 listopada 1830 r. w Warszawie. Wyd. J. Frejlich,
Warszawa 1925, s. 31.
14

Podbiegli do niego Wysocki i podchorążowie, długo, natarczywie


proszą generała Potockiego; „Zaklinam cię [...] na miłość ojczyzny, na
więzy Igelstróma, w których tak długo jęczałeś, żebyś stanął na naszym
czele — wzywa go Wysocki. — »Generale! prowadź nas dalej!« wołali
podchorążowie. Jeden z nich, Nereusz Różański, miał przypaść podob-
no do jego ręki". Na próżno. Generał wcale nie przejawia entuzjazmu,
mówi: „Dzieci [...] uspokójcie się" 8 . W końcu podchorążowie się
rozstąpili, Potocki pojechał do Belwederu, do Konstantego. To było nie
do pojęcia, Potocki musiał stanowić jakiś niesamowity wyjątek.
Ale oto nadjeżdża komendant szkoły gen. Stanisław Trębicki.
Podchorążowie proszą go, aby objął dowództwo. I tym razem spotyka
ich jednak uparta odmowa, Trębicki obstaje przy swoim zdaniu, że nie
złamie danej przysięgi. Mrok wokół podchorążych gęstnieje. Czy te
dwie niespodziewane odmowy nie składają się na jakąś niepojętą
regułę? Nadal jednak podchorążowie nie tracą nadziei, że uda im się
przekonać swego komendanta. Nie dają mu wolnej drogi, zabierają go
ze sobą. Idą naprzód Krakowskim Przedmieściem.
Opodal Pałacu Namiestnikowskiego kolumna podchorążych natknęła
się na gen. Maurycego Haukego i płk. Filipa Meciszewskiego. Sytuacja
wyjaśnia się coraz bardziej. Meciszewski wita ich strzałem z pistoletu i
razem z Haukem ginie od kul podchorążych. Wkrótce po tym Trębicki
dotknięty przytykami, częściowo niesłusznymi, porywa się na
podchorążych i ginie od ich strzałów.
Rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej, niż ukształtowała się w
zapalonych głowach spiskowców. Prawie wszyscy generałowie i wielu
wyższych oficerów opowiedziało się zdecydowanie przeciw powstaniu.
Generałowie Stanisław Potocki, Tomasz Siemiątkowski i Ignacy
Blumer, poprzednio przez tyle lat walczący o niepodległość, teraz
próbują uparcie przeciągnąć oddziały na stronę Konstantego.

8
T o k a r z , Noc listopadowa, s. 146.
15

Nie powiodło się spiskowcom i z wymarzonym wodzem


skupiającym w sobie całą legendę okresu napoleońskiego, z gen.
Józefem Chłopickim. Powstańcy odnaleźli go w Teatrze Rozmaitości.
Do ich gorących nalegań odniósł się niechętnie, jeżeli nie wręcz
pogardliwie, traktując spiskowców niemal jak smarkaczy. „»Zastanów
się pan, co pan robisz?«" odpowiadał podporucznikowi
Dobrowolskiemu namawiającemu go, aby stanął na czele powstania.
„»Generale, nie czas już się zastanawiać«. »Dajcie mi spokój —
powiedział wreszcie Chłopicki — Idę spać«. I poszedł [...] do
mieszkania podpułkownika Sobieskiego, gdzie całą noc spędził na roz-
mowie przy fajce ze Schwerinem, Sobieskim i Denhoffem potępiając
brutalnie wybuch: »Półgłówki zrobiły burdę, którą wszyscy ciężko
przypłacić mogą. Mieszać się do tego nie należy... Marzyć o walce z
Rosją [...] jest pomysłem głów, którym piątej klepki brakuje«" 9.
Podobne opinie wygłaszał też Skrzynecki namawiając gen.
Siemiątkowskiego, aby się czynnie przeciwstawił powstaniu.
Dlaczego tak się stało? Dlaczego wybuch powstania spotkał się z
takim oporem starszyzny?
W społeczeństwie Królestwa Polskiego istniały silne tendencje
ugodowe „wśród fabrykantów związanych coraz mocniej z rynkiem
rosyjskim'", „wśród części ziemiaństwa widzącego w związku z Rosją
gwarancję utrzymania pańszczyzny, pośród mieszczaństwa i żywiołów
urzędniczych wreszcie" 10. Z systemem Królestwa mocno była
związana starszyzna wojska polskiego: generałowie i dowódcy
pułków, wywodzący się często ze sfer ziemiańskich, a nawet czasem i
arystokratycznych, pobierający wysokie pensje, a nawet (dowódcy
pułków) mający możność zrobienia majątku dzięki swemu stanowisku.
Jednak różnic poglądów między podchorążymi a generałami nie da się
wytłumaczyć tylko przyczynami społecznymi, konfliktem między
dużą stabilizacją a jej brakiem. Był to także konflikt pokoleń, spór nie

9
Tamże, s. 161—162, 212—213.
10
Tamże, s. 7; tenże, Armia Królestwa, s.
16

ograniczał się do walki między ugodą a konspiracją, toczył on


również między starą a młodą konspiracją. Rdzeń członków
Towarzystwa Patriotycznego składał się z ludzi, którzy, jak ich
przywódcy: Walerian Łukasiński (rocznik 1786), Seweryn
Krzyżanowski (rocznik 1787), urodzili się w wolnym państwie, w
dzieciństwie przeżyli tragedię roku 1794, dorastali pod rządami
zaborców, gdy imię Polski wymazane było z mapy Europy, oglądali
„w pełni sił, czynnie'" jutrzenkę wolności, a następnie „przeżyli
przegraną roku 1812 i wynieśli z niej przeświadczenie o sile Rosji i
słabości Polski. Stworzenie Królestwa i cała polityka Aleksandra
wydawały im się zdarzeniem nieskończenie pomyślnym, które
niewątpliwie należało kontrolować z punktu widzenia narodowego,
którego jednak nie wolno było zwalczać gwałtem'". Dlatego
praktycznie rezygnowali z podejmowania powstania i „woleli pójść
[w roku 1826] do Karmelitów'", tj. do więzienia, niż chwycić za broń.
„Niektórzy z najbliższych Łukasińskiemu oficerów" w noc lis-
topadową zrobią wszystko, by „sparaliżować ten ruch zbrojny, w
którego powodzenie nie wierzyli'" 11.
Jest charakterystyczne, że jeśli w spisku z roku 1794 uczestniczyło
trzech generałów (Kościuszko, Wodzicki, Zajączek) i wielu
wyższych oficerów (np. Madaliński, Jasiński), to brak ich w spisku z
roku 1830. Otóż w roku 1794 mieliśmy za sobą wojnę 1792, w której
jednak armii Katarzyny II nie udało się rozbić słabszych liczebnie sił
polskich, a przeciwnie, miały one za sobą chlubne bitwy pod
Zieleńcami, Dubienką i mniejsze starcia pod Zelwą i Brześciem.
Dowódcy polscy nie mieli za sobą poczucia przegranej. W roku 1830
natomiast pamiętano dobrze tak o roku 1734 (uczestniczyło w nim
m.in. czterech generałów poległych w nocy listopadowej), jak i o
roku 1812, kiedy ponieśliśmy klęskę wespół z armią połowy Europy.
W tej sytuacji było zrozumiałe, że znakomita większość starszyzny
podzielała zdanie Chłopickiego: „Marzyć o walce z Rosją, która
11
T e n ż e, Noc listopadowa, s. 11.
17

trzemakroć sto tysiącami wojska zalać nas może, gdy my ledwie


pięćdziesiąt tysięcy mieć możemy, jest pomysłem głów, którym piątej
klepki brakuje'" 12. Niewątpliwie taki sąd stanowił zbyt daleko idące
uproszczenie tej kwestii, bowiem Mikołaj I zdołał przerzucić mniejszą
liczbę wojskr do 250 000, i to nie za jednym zamachem, myśmy zaś
wystawili znacznie więcej niż owe 50 000, a niewiara Chłopickiego w
powodzenie powstania znacznie opóźniła mobilizację sił i środków.
Działania w roku 1831 wykazały, że stać nas było na zadanie armii
Mikołaja I dotkliwych ciosów, a jej niepowodzenia w wojnie tureckiej
1828—1829 pozwalały niejedno przewidzieć. Niewątpliwie
rozumowanie takie miało jednak za sobą także i racjonalne przesłanki:
wojna z caratem była sprawą bardzo trudną i podejmowało się ją w
warunkach dużej przewagi sił przeciwnika. Konflikt podchorążowie—
generałowie to był także konflikt między nieraz nieopatrzną odwagą
młodości a z kolei często posuniętą zbyt daleko przezornością
wywołaną czasem znużeniem starszego pokolenia. Trafnie zauważył
Tokarz, że najwięcej zapału, wiary w powodzenie powstania napotkało
się wśród młodszych napoleończyków, a więc najbardziej zbliżonych
wiekiem do oficerów konstantynowskich, byli oni wychowani „już
raczej pod tchnieniem nowej romantycznej epoki" 13.

ŻOŁNIERZE
Nie znajdziemy scen śmierci generałów na ostatnich stronach
Kordiana i Chama Leona Kruczkowskiego, których akcja rozgrywa
się na ulicach Warszawy wieczorem 29 listopada 1830 r. Zamiast tego
pchor. Czartkowski wzywa napotkanego Deczyńskiego, bohatera
powieści: — „Bracie żołnierzu nuże z nami”. Ten zaś odpowiada: —
„Nic mi do waszej rewolucji panie podchorąży'". „— Nie znam cara! ...

12
Tamże, s. 162.
13
Tenże, Armia Królestwa, s. 291-292
18

Moim wrogiem są ciemiężcy i krzywdziciele ludu chłopskiego, których


znam dobrze! Których synami Wy jesteście! Wy!" (podkreślenia —
L.K.). „Pan Czartkowski zabija chłopa Deczyńskiego. Podchorąży
zabija szeregowca" — Załuski stwierdza, że nie tak było naprawdę, że
swego „poparcia odmówił im [— podchorążym] nie szeregowy
żołnierz-chłop", ale kto inny — właśnie generałowie. W rzeczywi-
stości Deczyński, będący postacią historyczną, wziął udział w
powstaniu i dosłużył się stopnia podporucznika14. W istocie żołnierze
dobrze widzieli związek cara z uciskiem klasowym. Niedługo przed
wybuchem powstania dwóch szeregowców (3 pułku strzelców
pieszych?) stojąc na warcie tak rozmawiało o carskim przedstawicielu
na Królestwo, bracie Mikołaja I — w. ks. Konstantym. Jeden pytał
drugiego, dlaczego dostają ostre ładunki, gdy idą na wartę.
— „Dlatego, że pospólstwo ma zamiar bunt podnieść".
— „A więc — to byś ty do nich strzelał! A wszakżeż to twoi bracia!
Co do mnie — ja bym, gdyby sam Wielki Książę stał za mną i
rozkazywał mi strzelać, to bym tego nie uczynił; owszem, odwróciłbym
się i do niego wypalił".
Szeregowy żołnierz od razu stanął po stronie spiskowców.
Zobaczmy, jak to wyglądało.
Kilku oficerów spiskowych wpadło na sale koszar I batalionu
„czwartaków" wołając: „Dziś rewolucja. Okupimy sobie wolność, nie
będziecie uciskani, zrzucimy jarzmo i despotyzm". Podobnie było w 3
pułku liniowym („Czy wiecie wiara, co dziś nastąpi? Dziś jest
powstanie nasze")15, u saperów i w 1 liniowym. Odwołanie się do
patriotyzmu żołnierzy odnosiło od razu pożądany skutek.
Podoficerowie i żołnierze to w dużej mierzę dawni chłopi
pańszczyźniani trzymani od lat w twardych ryzach konstantynowskiej
dyscypliny. Sprawiali wrażenie, jakby przez te lata czekali właśnie

14
L. K r u c z k o w s k i , Kordian i Cham, Warszawa 1950, s. 282— 283; Z. Z a ł u s k i ,
Siedem polskich grzechów głównych. Nie-śmieszne igraszki, Warszawa 1973, s. 289—290;
zob. też s. 291—293.
15
T o k a r z , Noc listopadowa, s. 79, 164—165, 172, 177, 180; wezwania są cytatami ze
źródeł, podobnie i niżej.
19

na takie wezwanie. Bez słowa sprzeciwu, bez najmniejszego oporu


wszędzie żołnierze przystępowali do czynności oznaczających
złamanie przysięgi carowi i królowi.
Wiadomo z całą pewnością, że tak było u „czwartaków",
saperów, grenadierów gwardii, w kompaniach wyborczych 3 pułku
liniowego. „Czwartacy" i saperzy spieszyli się tak, że część ludzi nie
zdążyła włożyć mundurów, kładła płaszcze na lejbiki czy wręcz na
koszule.
Antoni Roślakowski, kapitan „czwartaków", przemówił do swej 1
kompanii fizylierskiej, że trzeba to „» 15-letnie przez nas dźwigane
jarzmo zrzucić« i zakomenderowałem: »Moskale na lewo w tył!« —
żaden się nie ruszył, a wszyscy odpowiedzieli: »Jesteśmy Polacy!«
Wykrzyknąłem z uniesieniem i z podniesieniem pałasza w górę:
»Niech żyje Polska wolna, cała i niepodległa!«, co w ogóle cała
kompania po trzykroć powtórzyła'" i ruszyła za dowódcą przy wtórze
Jeszcze Polska nie zginęła, „którą śpiewkę cała kompania jak
najgłośniej śpiewał” 16 .
Co prawda wzywano żołnierzy do wystąpienia używając i innych
argumentów. Mówiono o występowaniu w imieniu ładu i porządku.
Rozpuszczano także fałszywe wiadomości o zagrożeniu żołnierzy czy
ludności Warszawy. W sumie jednak takich argumentów było niewiele
i niemal z reguły występowały one obok wezwań patriotycznych. Tak
było u saperów, gdzie informację feldfebla Pietrusińskiego o buncie
studentów natychmiast sprostował ppor. Franciszek Malczewski:
„Głupiś! Idziemy bić Moskali'". W 5 pułku liniowym wbrew
Zaliwskiemu oficerowie mówili „wyraźnie, że w Warszawie jest
powstanie” 17.
W razie sporów oficerów spiskowych z ich przełożonymi zwykły
żołnierz, podoficer czy szeregowiec, stawał przeważnie po stronie
powstańców, patrzył spokojnie, jak niżsi rangą podnoszą rękę na
wyższych dowódców. Tak było np. w Koszarach Sapieżyńskich,

16
R o ś l a k o w s k i , op. cit., s. 19—20.
17
T o k a r z , Noc listopadowa, s. 124,
153, 174.
20

gdzie „czwartacy" nie zareagowali, gdy lubianego ich dowódcę


Ludwika Bogusławskiego sprzeciwiającego się wyjściu I batalionu z
koszar por. Seweryn Wyszpolski uderzył rękojeścią szabli tak
gwałtownie, że pułkownik padł na ziemię. Tuż po tym na komendę
oficerów spiskowych kompanie wyszły na dziedziniec. Przemarsz
Zakroczymską obok koszar kompanii Roślakowskiego ze śpiewem
Jeszcze Polska nie zginęła przesądził ostatecznie sprawę. „Czwartacy"
z koszar Sapieżyńskich ruszyli gwałtownie: „Nie tylko, że brama i
drzwi zostały wyłamane, ale oknami wyścigali się żołnierze'", 3
kompania fizylierów „kłusem wybiegła" — wspominał Roślakowski.
Mjr Stanisław Kindler kilkakrotnie zdołał powstrzymać rozkazem
maszerujący batalion „czwartaków", ale tylko na krótką chwilę, po
czym „podburzeni wołaniem oficerów »wiara naprzód« znów dalej
ruszali" — skarżył się Kindler".18
Zwykli żołnierze też potrafili niekiedy sami ostro występować
przeciw wyższym szarżom, nawet generałom stojącym po stronie
Konstantego, czasem nawet bardziej zdecydowanie niż spiskowi
oficerowie.
Gdy mjr Kindler próbował zatrzymać batalion 4 pułku, który
przeszedł na stronę powstania, „żołnierz prawoskrzydłowy Czupiał
krzyknął głosem rozpaczy'" do Roślakowskiego dowodzącego
batalionem: „Strzeż się kapitanie, bo ten bagnet utopię w słudze
moskiewskim'" — i tylko interwencja Roślakowskiego powstrzymała
go od zabicia majora 19. Gdy jeszcze raz próbował Kindler
interweniować, jakiś żołnierz uderzył go „tak silnie kolbą, że ten upadł
na ziemię" 20. Kiedy Bogusławski próbował zaagitować swych
„czwartaków" na placu Krasińskich, „grenadierzy pułku 5-go rzucili

18
R o ś l a k o w s k i, op. cit., s. 20; T o k ar z , Noc listopadowa, s. 149, 151, 153—154,
167—168, 197. Wg wspomnień Święcickiego (J. Dutkiewicz, Parę szczegółów do Nocy
listopadowej, „Przegląd Historyczno-Wojskowy" t. IX, 1937, s. 450) „czwartacy" ruszyli
jeszcze, zanim uderzono Bogusławskiego.
19
R o ś l a k o w s k i, op. cit,, s. 20.
20
J. S. H a r b u t , Noc listopadowa w świetle i cieniach procesu przed Najwyższym
Sądem Kryminalnym, t. I, Warszawa 1930, wyd. 2, s. 161.
21

się wtedy na niego, z trudem" kilku oficerom udało się „go wyrwać z ich
rąk" 21. Na Trębackiej jakiś podoficer grenadierów strzelał do płk.
Karola Tumy, adiutanta wielkiego księcia. Kilku generałów spotkało się
z żołnierską kulą. W czasie gdy gen. Ignacy Blumer wzywał żołnierzy
5 pułku liniowego, by odstąpili od powstania, napadli nań żołnierze
tego pułku z podoficerem na czele. Blumer chciał odebrać
szyldwachowi broń, ale ten go odepchnął, wołając: „To jest zdrajca, nie
generał!" 22. Napadający strzelili do Blumera, trafiły go trzy kule, jedna
z karabinu owego podoficera feldfebla Grabowskiego, syna mie-
szczanina ze Zwolenia. Generał padł na ziemię i zaraz zmarł. Potocki
przemawiał właśnie do kompanii 3 pułku liniowego, gdy padły strzały.
„Potocki zachwiał się na siodle, przerażony koń zawrócił i zrzucił
śmiertelnie rannego generała" 23, zabitego podobno przez jednego z
grenadierów 3 pułku.
Podejrzliwość żołnierzy wobec tych, którzy nie stanęli od razu po
stronie powstania, trwała dość długo.
30 listopada trzech saperów zabiło kpt. Terszteniaka; tłumacząc się
przed sądem powstańczym powiedzieli, że zrobili to dlatego, iż oficer
ów 29 listopada odłączył się od kompanii.
Już w kilka godzin po wybuchu powstania prości żołnierze z
oddziałów, które wzięły udział w tym ruchu, próbują zaagitować
swych kolegów z kompanii stojących po stronie Konstantego. Tak np.
„kilkunastu grenadierów gwardii wsunęło się w szeregi batalionu,
złożonego z kompanii wyborczych 2 i 6 pułków liniowych, i zaczęło
liniowych grenadierów przemawiać na swoją stronę" 24.
W kilku tylko wypadkach udało się zwolennikom dawnego
porządku zaprowadzić oddziały do obozu wielkiego księcia. Działo
się tak zwykle z powodu małej liczebności oficerów spiskowych w tych

21
T o k a r z , Noc listopadowa, s. 224.
22
Roślakowski, op. cit, s. 24—25, 35.
23
Tokarz, Noc listopadowa, s. 157, 226, 259,
24
Tamże, s. 206, 263,
22

kompaniach, braku zdecydowania z ich strony, znacznego autorytetu


generałów Franciszka Żymirskiego i Zygmunta Kurnatowskiego.
Wierność większości tych oddziałów dla Konstantego była mocno
wątpliwa. W stojącym na placu Bankowym batalionie kompanii
wyborczych 2 i 6 pułków liniowych po pewnym czasie podoficerowie
zaczęli się naradzać między sobą, a żołnierze wychodzić z szeregów.
Gdy do kompanii 6 pułku przybyli młodsi oficerowie, „odtąd między
podoficerami i żołnierzami widać było stanowczą decyzję połączenia
się z narodem” 25.
To zachowanie się żołnierzy na pierwszy rzut oka może dziwić, w
rzeczywistości nie było ono jednak takie zaskakujące. Armia
Królestwa Polskiego, której naczelnym wodzem był w. ks.
Konstanty, zewnętrznie została upodobniona do armii ancien
regime'u stanowiących tak typowe zjawisko dla wojsk powiedeńskiej
Europy z fryderycjańskim drylem, z pękami pałek noszonymi za
idącymi na ćwiczenia oddziałami. Z obowiązkami feldfebla w armii
Królestwa Polskiego „połączone było i prawo nieograniczonego
płazowania żołnierzy [...], z prawa tego za najmniejszym
wykroczeniem najrozciąglejszy użytek robiono'". Zdarzało się
„brutalne obchodzenie się z żołnierzami, bicie, szturchanie i
przezywanie obelżywymi słowami” 26.
Mimo to w wojsku Królestwa Polskiego pozostawało coś, co
różniło je od innych armii tego typu. Rodowód tej armii sięgał
daleko poza rok 1815, aż w XVIII stulecie do roku 1794, gdy
dowodził nią naczelnik w chłopskiej sukmanie prowadzący do boju
chłopów niemal wczoraj oderwanych od pługa, a atakujących baterie
jak grenadierzy pruscy długie lata tresowani. Rodowód tej armii
sięgał i wiosny 1797 r., gdy gen. Jan Henryk Dąbrowski tworzył
wojsko z żołnierzy austriackich nadal uważających się za „ludzi

25
Tamże, s. 150—151, 178, 194—195, 206.
26
J. P a t e 1 s k i, Wspomnienia wojskowe 1823—1831, Wilno 1921, s. 32—34.
23

cesarskich", a którzy mieli się teraz bić ze swymi wczorajszymi


kamratami. Dąbrowski miał im do zaofiarowania nędzę i głód, podarte
mundury, dziurawe buty. Wyrzucono z Legionów kij, a mimo to
żołnierze nie dezerterowali. Mogło się to wszystko udać dzięki
olbrzymiej pracy wychowawczej, która masę byłych kajzerlików
przetwarzała w uświadomionych narodowo żołnierzy. Dzieło
Dąbrowskiego kontynuował ks. Józef Poniatowski. W armii
odwoływano się do ambicji szeregowych, dopuszczono ich do komisji
wybierających kandydatów do odznaczenia Krzyżem Virtuti Militari.
Wódz naczelny w czasie inspekcji przyjmował zażalenia szeregowych na
przełożonych.
Tradycje te nie wygasły w armii Królestwa. Obok oficerów
szafujących pałkami było o wiele więcej przeciwników kar cielesnych.
Dokładali oni wszelkich starań, aby żołnierza nauczyć musztry bez
używania kar cielesnych. Dążenia te poparte całym wysiłkiem dobrej
woli żołnierza dały doskonałe rezultaty. Stworzył się jednolity front
większości oficerów, pod naciskiem ich opinii zmiękł i Konstanty. Po
dziesięciu latach swych rządów, w roku 1825, kary cielesne utrzymał
tylko w 3 klasie żołnierzy piechoty i artylerii pieszej. W jeździe „sama
opinia oficerów już i przedtem ograniczała do minimum stosowanie"
tych kar. Około roku 1825 pozwolił Konstanty „również z inicjatywy
oficerów na zaprowadzenie w wojsku obowiązkowej nauki analfa-
betów" 27. W niektórych oddziałach pojawiły się nawet biblioteki
żołnierskie.
Pałeczkę patriotycznej sztafety pokoleń mogli przekazywać
pozostali jeszcze w szeregach weterani armii Księstwa Warszawskiego.
Rozniecali uczucia patriotyczne zapewne i kadeci — ochotnicy spośród
szlachty czy inteligencji zaczynający służbę jako szeregowcy, potem
jako podoficerowie nieraz latami czekający na powołanie do szkoły
podchorążych. Najbardziej patriotycznymi formacjami okazały się 4
pułk piechoty liniowej i batalion saperów.

27
T o k a r z , Armia Królestwa, s. 107, 109—110.
24

W obu jednostkach służyli liczni warszawiacy, mieszkańcy miasta


o tak silnych tradycjach walk o niepodległość pochodzących jeszcze
z roku 1794. Cywilni jego mieszkańcy, przede wszystkim ze Starego
Miasta — silnego ośrodka rzemieślniczego, gdy uzbrojeni w broń z
Arsenału przyłączyli się do powstania, zamienili je ze spisku
podporuczników i podchorążych w powstanie narodowe.
25

DLACZEGO W ROKU 1831 ZABRAKŁO


NAM POLSKIEGO NAPOLEONA?

WARUNKI, W JAKICH PRZYSZŁO DZIAŁAĆ W ROKU 1831

Rozpatrując problem dowodzenia polskiego w roku 1831, musimy


za podstawę naszych rozważań wziąć koncepcję Mariana Kukiela
wyrażoną w pełni tylko w recenzji z dzieła Tokarza o wojnie 1831 r.
(zapomniana, nie wywołała oddźwięku w naszej historiografii). Nie
widzę w tym, co wiem o roku 1831, niczego, co opinię tę mogłoby
zakwestionować. Oto ona:
„Naród dokonał tu olbrzymiego wysiłku, aby zwyciężyć",
„zwycięstwo mogło być jednak wywalczone tylko przy zrównoważeniu
niedoboru naszych sił materialnych wielką przewagą sił moralnych i
intelektualnych ze strony polskiej, warunkiem jego musiałaby być
wielka wyższość naszego dowództwa nad rosyjskim. Te fakty
zasadnicze i niewątpliwe wytykają granicę naszym sądom o
straconych okazjach 1830/31 i o »naszych wodzach grzesznych«".
Przypomina Kukieł, że autorzy wielkich dzieł pisanych przez
pokolenie powstańcze tworzyli je z oskarżycielską pasją, nie dając
obiektywnego obrazu dowodzenia polskiego w tej wojnie. „Słabości,
błędy, chwiejność i ociężałość przeciwnika są dla większości z nich
czemś koniecznym, co należało z góry wziąć w rachubę, na czym
należało budować; te same zjawiska po stronie polskiej stawiają oni
26

pod pręgierzem, piętnują nieraz znamieniem zbrodni". Dalej Kukieł


uzasadnia przekonywająco, że i Tokarz mimo całego swego krytycyzmu
nie w pełni wyzwolił się od uroku sądów tej „wspaniałej skrzącej
iskrami geniuszu literatury'". Krytycznie podchodzi do licznych
„surowych zarzutów" tego autora, że „nie szukano walnej bitwy" przy
siłach dorównujących liczebnie przeciwnikowi, ale „przy liczbie dział...
dwa lub trzy razy mniejszej. Otóż, jeżeli wiosną przy takim stosunku sił
można było kusić się o zwycięstwo, latem, po Ostrołęce, podobna
rachuba, wobec zmienionego składu naszego wojska, już byłaby bardzo
zawodna'" .
Zwrot „można było kusić się o zwycięstwo'", następujący zaraz po
owej „liczbie dział... dwa lub trzy razy mniejszej'", ukazuje trudności
uzyskania tego sukcesu.
Artyleria już wówczas była bardzo groźną bronią. To przewaga
rosyjska w liczbie dział w dużej mierze zadecydowała o tym, że
doszło do dwóch największych polskich klęsk w roku 1831: pod
Ostrołęką (26 V) i w czasie szturmu Warszawy (6—7 IX). Silne
baterie rosyjskie, krzyżujące ogień przed stanowiskami swej piechoty
przeprawionej przez Narew, stworzyły prawdziwą zaporę ogniową,
przez którą nie udało się przedostać żadnemu polskiemu
przeciwnatarciu (26 V).
7 września dobrze dowodzona przez Bema artyleria polska mimo
swej niższości liczebnej potrafiła nawiązać kilkugodzinny
równorzędny pojedynek z przeciwnikiem, uzyskując nawet nad nim na
kilka godzin przewagę i zadając mu spore straty, ale i sama się
zużywając. Gdy jednak przeciwnik z łatwością rekompensował straty
wprowadzając z odwodu świeże baterie, to Polacy nie mieli czym
zastąpić swoich ubytków. W rezultacie w końcowej fazie działań
nieliczne polskie działa broniące wału miejskiego stanęły w obliczu
olbrzymiej przewagi artylerii nieprzyjaciela, co przesądziło o losach
walki na rzecz Paskiewicza.

1
M. Kukiel, Wojna polsko-rosyjska 1830-1831, „Wiadmości literackie'", 1931, nr 2, s. 3.
27

SZANSE NA POJAWIENIE SIĘ POLSKIEGO NAPOLEONA

Jakie były szanse na to, że dowództwo polskie będzie lepsze niż


rosyjskie? Odpowiedzi w dużej mierze udzielił tu Kukieł pisząc o
braku „wyrobienia operacyjnego'", który odbijał się „na polskim
dowództwie wyższym” 2
Generałowie rosyjscy zdecydowanie górowali nad polskimi
doświadczeniem wojennym wyniesionym z wysokiego szczebla
dowodzenia z wojen 1812—1814, a niejednokrotnie i świeżym, sprzed
kilku lat, z wojny tureckiej 1828—1829. Przeszli oni dobrą szkołę,
mieliśmy do czynienia ze zwycięzcami Napoleona. Wódz naczelny
feldmarszałek Jan Dybicz (Diebitsch) i jego szef sztabu Karol Toll
odegrali poważną rolę w sztabach sprzymierzonych w czasie zwycię-
skich działań przeciw Napoleonowi.
Dybicz, 45-letni górnośląski Prusak, służył w wojsku rosyjskim od
roku 1801. Szlify generała majora uzyskał w 1812 r. jako kwatermistrz
korpusu Piotra Wittgensteina. W latach 1813—1814 był
kwatermistrzem armii, m.in. autorem dyspozycji działań w bitwie pod
Lutzen (2 V 1813), ponoć trafnych, ale źle wykonanych. Następnie
pod Kulmem (29 VIII 1813) swymi zarządzeniami przechylił szalę
zwycięstwa na stronę sprzymierzonych. Za bitwę pod Lipskiem został
generałem lejtnantem. W wojnie tureckiej (1828—1829) objął
dowództwo armii w trudnej sytuacji, zwycięstwem pod Kulewczą i
śmiałym marszem na Adrianopol doprowadził do rozstrzygnięcia na
rzecz Rosji.
53-letni, wybitnie uzdolniony i energiczny, Inflantczyk Toll już od
1812 r. jako kwatermistrz generalny i jeden z głównych doradców
Michaiła Kutuzowa wywierał wpływ na losy tej wielkiej wojny. W
roku 1813 był generalnym kwatermistrzem Sztabu Generalnego
Sprzymierzonych, twórcą planu kampanii jesiennej, jednym z trzech
obok Moreau i Jominiego doradców rady wojennej trzech monar-

2
Tenże, Dzieje Polski porozbiorowej 1795—1921, wyd. 2, Londyn 1963, s. 241 (dalej
cyt.: Dzieje).
28

chów. Za bitwę pod Lipskiem został generałem lejtnantem. Odegrał


dużą rolę w kampanii 1814 r. W 1829 r. był również szefem sztabu
Dybicza i miał niemały udział w uzyskanych wówczas przez Rosjan
sukcesach.
Spore doświadczenie mieli również dowódcy korpusów. 53-letni
Piotr von der Pahlen (I), dowódca I korpusu piechoty, w roku 1800
uzyskał szlify generała majora. Już w kampanii 1807 r. odgrywał dużą
rolę jako dowódca kawalerii rosyjskiej straży przedniej. W roku 1812
dowodził III korpusem jazdy, przez pewien czas strażą tylną 1 armii.
Zabłysnął w boju odwrotwym pod Witebskiem (27 VII 1812). W roku
1813 dowodził strażą przednią armii Wittgensteina, przyczynił się do
zwycięstwa pod Fere-Champenoise (1814). Jako dowódca II korpusu
piechoty brał udział w bitwie pod Kulewczą.
48-letni baron Grzegorz Rosen, dowódca VI korpusu piechoty,
został generałem majorem w roku 1808. W 1812 r. dowodził strażą
tylną 1 armii w czasie odwrotu, a strażą przednią sił głównych podczas
ofensywy. W kampanii 1813 r. był dowódcą 1 dywizji gwardii,
odznaczył się pod Lutzen, Budziszynem, Kulmem i został wówczas
mianowany generałem lejtnantem.
53- letni baron Cyprian Kreutz, dowódca V korpusu jazdy, pochodził
z Inflant, był nawet adiutantem Stanisława Augusta. W roku 1812
został generałem majorem, dowodził w tej kampanii strażą tylną
korpusu Siergieja Dochturowa, potem III korpusem jazdy, w roku 1813
strażą przednią armii Lieontija Bennigsena, odznaczył się pod
Lipskiem. W roku 1829 jako dowódca 4 dywizji ułanów przyczynił się
do zwycięstwa pod Kulewczą.
54- letni kniaź Dymitr Szachowski, dowódca korpusu grenadierów,
generał major i brygadier w roku 1812, odznaczył się wówczas pod
Witebskiem i Borodinem. W 1813 r. jako dowódca dywizji piechoty za
bitwę pod Lipskiem z ostał mianowany generałem lejtnantem.
Nawet 47-letni dywizjoner Teodor Geismar miał za sobą samodzielne
29

dowodzenie: zajęcie Bukaresztu, zwycięstwo pod Bolejestil (1828).


Raz jeszcze trzeba podkreślić, że dowódcy rosyjscy mieli bogate
doświadczenie wyniesione z wysokiego szczebla dowodzenia.
Doświadczenie — doświadczeniu nie jest równe, przeżycia wyniesione
z niższego szczebla dowodzenia nie zawsze ułatwią podejmowanie
decyzji na wyższym. „Doświadczeń dowódcy patrolu nie można bez
zastrzeżeń przenosić na dowodzenie wielką jednostką czy związkiem
Operacyjnym”3. Szczególnie istotne jest przejście między szczeblami
taktycznym a operacyjnym, między dowódcą, który myśli, jak najlepiej
wprowadzić swoje siły do walki w istniejącej sytuacji na konkretnym
placu boju, a dowódcą', który zastanawia się — na długo przed tym
zanim dojdzie do poważniejszych walk — jak pokierować własnymi
wojskami, by zmusiły one armię przeciwnika do stoczenia bitwy w
najdogodniejszym dla nas miejscu i czasie.
Problem polegał na tym, że chociaż w roku 1831 upływało zaledwie
siedemnaście lat od ostatniej kampanii, w której Polacy wzięli udział,
to w wojsku powstańczym nie było ani jednego generała, który miałby
doświadczenie z dowodzenia na szczeblu operacyjnym.
Wśród wyższych dowódców polskich z lutego 1831 r. — Chłopicki,
Radziwiłł, dowódcy korpusów kawalerii, dywizji — w okresie wojen
napoleońskich czterech dowodziło brygadą (Radziwiłł, Chłopicki,
Umiński, Krukowiecki), czterech pułkiem (Łubieński, Tomicki,
Stryjeński, Żymirski), jeden (Ruttie) był grosmajorem (odpowiednik
stopnia podpułkownika), dwóch szefami batalionu (Skrzynecki,
Szembek), jeden szefem szwadronu (Jankowski). Było to znacznie go-
rzej niż w roku 1794, gdy mieliśmy trzech generałów mających za
sobą doświadczenie z dowodzenia dywizją w roku 1792 (Kościuszko,
Poniatowski, Wielhorski). Nie było źadnego oficera, który by do

3
S. H e r b s t , Potrzeba historii czyli o polskim stylu życia, Warszawa 1978, t. II, s. 41
(dalej cyt.: Potrzeba historii).
30

roku 1814 pełnił wyższe funkcje w większym sztabie. Napoleon często


oddawał pułki polskie pod dowództwo generałów francuskich, w
rezultacie doświadczenie z wyższych szczebli dowodzenia miało w
dobie Księstwa Warszawskiego tylko kilku wybitniejszych oficerów:
Poniatowski, Dąbrowski, Zajączek. Sokolnicki, Kniaziewicz, Fiszer.
Spośród nich żył w roku 1831 tylko wiekowy, bez mała 70-letni,
Kniaziewicz przebywający na emigracji 4.
Znaczeniu doświadczenia wojennego zdają się przeczyć wydarzenia
z roku 1866, kiedy to Prusacy, którzy ostatni raz brali udział w wojnie
na większą skalę przed pół wiekiem (1815), pobili Austriaków, którzy
toczyli taką wojnę przed siedmiu laty (1859). Do tego zwycięstwa
doszło jednak dzięki stworzeniu przez Prusaków namiastek praktyki
wojennej, nowoczesnego systemu szkolenia wojska, dwustronnych ma-
newrów, ćwiczeń, gier wojennych, w których kierownictwo
przygotowywało tylko założenia wyjściowe. W roku 1830 w Europie
taki system mieli jedynie Prusacy. My zaś w latach 1815—1830 nie
mieliśmy nawet sztabu generalnego z prawdziwego zdarzenia, który by
pracował nad przygotowaniami do wojny i choćby w ten sposób
wdrażał część wyższych dowódców do myślenia kategoriami
operacyjnymi. Sprawami tymi jednak „zajmował się w istocie
[wyłącznie] rosyjski sztab generalny'", a w Warszawie Dymitr Kuruta.
„W tych warunkach p.o. szefa naszego Sztabu Generalnego gen.
Siemiątkowski — był tylko figurantem, załatwiającym bieżące sprawy
kancelaryjne'" 5. Raz tylko, w roku 1823, zorganizowano prawdziwe
manewry dwustronne.
Oczywiście oficer mógł i powinien był korzystać nie tylko

4
Interesującą próbę niejako ilościowego porównania zasobu doświadczeń dowódców
polskich i rosyjskich wskazującą na dużą przewagę tych ostatnich dał M. Tarczy ń ski w
pracy pt. Generalicja powstania listopadowego, Warszawa 1980, s. 337—341. Ważna ta
monografia ukazała się już po napisaniu przeze mnie tej pracy, wskutek czego nie mogła już tu
być w pełni wykorzystana.
5
W. Tokarz, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, Warszawa 1930, s. 13—14.
31

z własnych doświadczeń wojennych, ale i z cudzych, studiując dzieła


teoretyków wojskowych, prace z historii wojen. „Historia tych
osiemdziesięciu trzech kampanii [wielkich wodzów poprzedników
Napoleona] stanowiłaby pełny traktat sztuki wojennej'" — pisał
zwycięzca spod Austerlitz 6. To nie przypadek, że we Francji na
przełomie XVIII i XIX stulecia zabłysły przede wszystkim
nazwiska Carnota, „organizatora zwycięstw'", i Napoleona. Obydwaj
byli przedstawicielami „uczonych broni'" — artylerii i
inżynierii, broni, w których trzeba było czytać i to nie tylko
regulaminy. U nas także Kościuszko, Jasiński, Sokolnicki to
inżynierowie. Wśród generałów 1831 r. z „uczonych broni'"
wywodzili się oficerowie tej miary, co Prądzyński, Chrzanowski,
Bem. Mamy bezpośrednie i pośrednie przekazy o rozległych
lekturach Prądzyńskiego w zakresie wiedzy wojskowej. Nie
wystarczała jednak sama wiedza książkowa, potrzebne było pewne
minimum praktyki — aby to, co się wie, można było zastosować w
działaniach wojennych. Istotnym tu jest problemem, że teorie sztuki
wojennej nie w pełni odpowiadają rzeczywistości przyszłych wojen,
do których mają przygotowywać dowódców, że przepowiednie
proroków nowych sposobów walki spełniają się jedynie częściowo.
Gen. Franciszek Skibiński podnosi, że gdyby teorie Fullera, de
Gaulle'a i Douheta „zostały zrealizowane w dosłownym kształcie,
postulowanym przez ich twórców — to wcale nie stwarzałyby
gwarancji sukcesu w drugiej wojnie światowej”7. Nie doszło ani do
ściśle lotniczej wojny, jak ją sobie wyobraził Douhet, ani do wojny
pancernej według projektu Fullera. W latach 1939— 1945 wojnę
toczyła przede wszystkim piechota; czołgi i samoloty odegrały
ogromną rolę, ale jednak nie tak dużą, jak przewidywali Fuller i
Douhet, i wbrew tym teoretykom w ściślejszym współdziałaniu z
innymi rodzajami broni. Jest to zresztą nieuniknione. Stworzenie
teorii wiąże się z pewnym wyabstrahowaniem zagadnienia, z

6
M. K u k i e ł , Wojny napoleońskie, Warszawa 1927, s. 281.
7
F. S k i b i ń s k i, Rozważania o sztuce wojennej, Warszawa 1972, s. 302.
32

pewnym upraszczaniem złożonej rzeczywistości. Jeśli autorzy


opracowują nową koncepcję, w zasadzie słuszną, to skupiają
rozumowanie wokół niej, zapewne podświadomie lekceważąc do
pewnego stopnia wszystko to, co się z nią bezpośrednio nie wiąże.
Dowódca natomiast musi realizować swe myśli, licząc się z całą
rzeczywistością wojenną.
W tej sytuacji przy braku u schyłku XVIII i w początkach XIX w.
jakiejś formy nauczania czy szkolenia przygotowującej dowódców
szczebla operacyjnego nawet dla oficera dobrze obeznanego ze
współczesną literaturą wojskową, nawet mającego spore doświadczenie
wojenne wyniesione ze szczebla czysto taktycznego przejście do
problematyki operacyjnej na szczeblu samodzielnej armii, jak to było w
Polsce w roku 1831, było ciężkim problemem. Nawet Bonaparte nie
przeszedł na ten wyższy szczebel gładko. Niewątpliwie jego
mistrzostwo zabłysło w całej pełni już w pierwszej samodzielnej
kampanii w roku 1796. Tylko że miał on wówczas pewne
doświadczenie w skali dowodzenia operacyjnego z roku 1794, gdy
wystąpił w roli jakby Prądzyńskiego jako autor planów działań armii
włoskiej, w której był wtedy szefem artylerii, mając również wpływ na
ich wykonanie, ale osiągnął wówczas tylko połowiczne rezultaty.
Pierwszy z tych projektów, opracowany w początkach kwietnia, prze-
widuje opanowanie miasta i portu Oneglii oraz twierdzy Saorgio za
pomocą szybkiego wypadu i zaskoczenia. Próba osiągnięcia za jednym
zamachem dwóch rozbieżnych celów, brak skupienia wysiłków,
skomplikowanie i szczegółowość rozkazów dla poszczególnych
kolumn starających się przewidzieć wszelkie możliwości, w
rezultacie krępujących sztywnymi zarządzeniami inicjatywę dowódców,
wszystko to sprawiło, że połowa armii błąkała się
bezczynnie nie biorąc udziału w walkach, a zdołano zdobyć tylko
Oneglię i to dzięki temu, że armia włoska miała ponad dwukrotną
przewagę nad Sardyńczykami zgrupowanymi w rejonie działań. W na-
stępnym planie, tym razem z maja, Bonaparte mimo smut-
33

nych doświadczeń z wykonania poprzedniego projektu znów ustala


dla każdej kolumny bardzo szczegółowe, dzień po dniu, działania.
Ową koncepcję cechują już jednak starania o skupienie wysiłku. Jako
cel początkowy wyznacza połączenie obu armii, które musi być
wstępem do otworzenia kampanii. W pierwszej jednak wersji, z 20
maja, działania do tego prowadzące cechowało jeszcze rozproszenie
sił, dopiero druga wersja, z 20 czerwca, od początku prawie całą
armię Włoch kierowała przez rejon Tendy8. Ostatecznie w roku 1796
realizował Bonaparte swój czwarty czy piąty plan operacyjny.
Jeszcze trudniejsze zadanie stało przed wyższym dowództwem
polskim w roku 1831, gdzie nikt nie dorównywał geniuszem
Napoleonowi, a znajdowano się w znacznie cięższej sytuacji niż
armia włoska w roku 1794, bo to właśnie Dybicz rozporządzał
znaczną przewagą.

WIELKI KSIĄŻĘ KONSTANTY A STARSZYZNA POLSKA

Trzeba wspomnieć jeszcze o kilku istotnych okolicznościach,


które miały duży ujemny wpływ na dowodzenie polskie roku 1831.
System konstantynowski łamał ludzi, szczególnie starszyznę,
„najwyższy stopień wojskowy [...] nie uchraniał przed dotkliwym
poniżeniem godności własnej". Wielu wyższych oficerów
„zdemoralizował i zdyskredytował w oczach kolegów, uczynił
narzędziami własnych kaprysów i mściwości". Niektórzy znosili
wszystko dla korzyści materialnych 9. System ów był szczególnie
ciężki, bo stanowił próbę przeszczepienia na grunt polski z pewnymi
modyfikacjami (na złe i na dobre) stosunków panujących w armii
carskiej, odmiennych od tych, jakie się wytworzyły w armii pod
władzą Józefa Poniatowskiego, dążącego do rozbudzenia poczucia
honoru i godności osobistej, z czym Konstanty początkowo nie liczył

8
S. R o l a - A r c i s z e w s k i , Buonaparte, „Przegląd artyleryjski" 1935, I, S. 559—
561, 564—574, 577—582.
9
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, .s. 16; ten ż e, Armia Królestwa, s. 87.
34

się wcale, a i później nie za wiele. „żądał on [w. książę] przede wszystkim
ślepego dostosowania się do swej woli, swego kaprysu” 10. Zderzenie tych
dwu odmiennych obyczajowości przy absolutnej władzy Konstantego
musiało prowadzić do bardzo ciężkich psychicznie przejść. Dowodzenie
wymaga siły charakteru, aby się przeciwstawić nieprzyjacielowi w
trudnych warunkach stałej niepewności, naciskowi podwładnych, a w
pewnych wypadkach mieć własne zdanie także wobec zwierzchników.
Wydaje się, że przyczyn tego, iż Skrzynecki nie chciał podejmować
śmielszych, bardziej zdecydowanych działań, należy szukać w tym, że w
czasie swej służby pod Konstantym stracił charakter i wbrew swym
przekonaniom, zastraszony, podpisał wyrok na Łukasińskiego.
Wydaje się znów, że także aresztowanie Prądzyńskiego, jego 3-letnie
więzienie, obawy o siebie i o rodzinę, wyczerpywały fizycznie i
psychicznie generalnego kwatermistrza, osłabiały wolę i prowadziły do
jego załamania się w decydujących dniach 21—27 maja, a potem w
krótkim okresie, gdy był wodzem naczelnym, w czasie sporu z Ramoriną
czy dniach szturmu Warszawy 6—7 września.
System konstantynowski doprowadził do usunięcia się z wojska
większości bardziej niezależnych wyższych oficerów stanowiących
najwartościowszą część starszyzny, ich miejsce zajęli karierowicze i
służbiści, wielką część generałów stanowiły całkowite miernoty 11.
Miernoty te robiły stosunkowo szybko karierę, wielu z nich awansowało
w okresie Królestwa dwu-, trzykrotnie, znacznie wyprzedzając niejed-
nokrotnie swych wybitniejszych kolegów pozostających w służbie
czynnej, a pokrzywdzonych w awansach, jak np. Dwernicki i
Prądzyński, którzy w latach 1815—1830 awansowali tylko o jeden
stopień, nie mówiąc już o tych, którzy wzięli dymisję w początkowych

10
Tokarz, Armia Królestwa, s. 87, 103.
11
Por. tamże, s. 102—103; tenże, Wojna polsko-rosyjska, s. 16; T a r c z y ń s k i (op. cit., s.
331—333)
35

latach Królestwa i oczywiście nie awansowali później. Sprawiło to, że


na szczytach hierarchii wojskowej Królestwa i automatycznie potem
powstania znaleźli się ludzie nie wznoszący się ponad przeciętność i
zdominowali wybitniejszych dowódców.
Tokarz przeciwstawia politykę kadrową w armii powstańczej z
roku 1831 powstaniu węgierskiemu 1848—1849, „gdzie talentom
tak szybko torowano drogę do wyższych stopni, a miernoty usuwano
bezwzględnie" 12. Niewątpliwie wiele dałoby się u nas pod tym
względem zrobić, należy jednak pamiętać, że władze węgierskie
miały znacznie łatwiejsze zadanie. Z jednej strony szybkie
awansowanie było ułatwione małą liczbą własnych oficerów
wyższych stopni, a nawet trzeba było sięgać w dość dużym stopniu
po oficerów obcych (polskich), spośród których dwóch było przez
pewien czas wodzami naczelnymi (Dembiński, Bem). Znacznie łat-
wiejsze było również usuwanie miernot, bo byli to przecież
oficerowie armii zaborczej, a więc ludzie, którzy już niejako z góry
byli podejrzani. W Polsce natomiast w roku 1831 armia była
zapchana oficerami i o awans było trudno. Niełatwo było również
usuwać oficerów armii własnej, często zasłużonych, którzy
poprzednio, przed rokiem 1815, niejednokrotnie wykazywali
patriotyzm na polach bitew.
W zasadzie znacznie lepiej od starszyzny konstantynowskiej
przedstawiali się oficerowie dymisjonowani, którzy opuścili wojsko
w początkowym okresie Królestwa Kongresowego, trzeba jednak
pamiętać, że stracili oni kontakt z armią kilkanaście lat temu i
teraz musieli niejako uczyć się wojska na nowo, często pozapominali
nawet podstawowych komend, obrotów.
Niechętny stosunek Konstantego do kształcenia się oficerów
(„oświadczał wręcz, że nie lubi oficerów czytających coś więcej ponad
regulamin")13 na pewno nie sprzyjał szerzeniu się „wiedzy fachowej”.

12
T o k a r z , Armia Królestwa, s. 305,
13
Tamże, s. 83: 326, 282—283,
36

Prądzyński nie otrzymał pozwolenia na wydawanie „Bellony" —


czasopisma historyczno-wojskowego, kazano mu przerwać wykłady z
fortyfikacji i strategii. Oficerów kwatermistrzostwa i inżynierii
niejednokrotnie odkomenderowywano do prac cywilnych, jak np.
budowa Kanału Augustowskiego.

„POKOLENIE KONDOTIERÓW"?
Oczywiście można tego wszystkiego, co poprzednio pisałem, nie
brać pod uwagę i wówczas powstają skrajnie oskarżycielskie sądy jak
te z eseju Tomasza Łubieńskiego, uproszczone echo namiętnych pasji
oskarżycielskich straconego pokolenia roku 1831. Sądy podane na
wiarę, co najwyżej z mocno ogólnikowym uzasadnieniem. Dziwi,
że „tyle trafiało się [licznym dowódcom polskim] błędów w sztuce
wojskowej, dwuznacznych niesubordynacji, skandalicznych opiesza-
łości" itd. Cóż, takie błędy były udziałem nie tylko wybitnych i
kiepskich wodzów polskich, jak chce autor, ale również wielkich i
małych wodzów innych państw od Napoleona i jego bezpośrednich
zwycięzców poczynając, bo bezbłędnego dowodzenia nie było, nie ma
i nie będzie, dopóki będą walczyli ze sobą ludzie. I aby wytłumaczyć
błędy polskie, nie trzeba zaraz z „generałów listopadowych" robić in
gremio kondotierów, którzy nauczyli się „duchem wolnościowym
pogardzać" na San Domingo i w Hiszpanii14. Skomplikowane sprawy
San Dominga i Hiszpanii przekonywająco rozwikłał Zbigniew
Załuski. Kilka tylko kwestii dla przypomnienia. W roku 1807 wszyscy
legioniści chcieli wrócić do kraju 15. Odmówiono im jednak tego. Z
rozkazu, a nie dobrowolnie znaleźli się w Hiszpanii, jak poprzednio na
San Domingo. Niewątpliwie pokolenie napoleońskie nie było bez-

14
T. Ł u b i e ń s k i [II], Bić się czy nie bić? O polskich powstaniach, Kraków 1978, s.
22, 25—27, 38.
15
J. P a c h o ń s k i, Legiony Polskie. Prawda i legenda 1794— 2807, t. IV, Warszawa
1979, s. 589.
37

grzeszne, „ogień wojny nie oczyszcza, lecz wypala", trafiali się w nim
zdrajcy, było ich jednak za mało, by na tej podstawie ferować tak ostry
wyrok na całe pokolenia 16 .
Wróćmy jeszcze do rozumowania Łubieńskiego, że nieudolne
dowodzenie jest tym papierkiem lakmusowym, który wykazuje
nieomylnie brak zaangażowania w sprawę niepodległości. Jeśli byśmy
zastosowali je konsekwentnie do przywódców spisku Wysockiego, to
okazałoby się, że i oni (Wysocki i Zaliwski) należeli do kondotierów —
kapitulantów. Bardzo ujemnie wyrażają się o ich dowodzeniu wybitni
historycy wojskowi: Tokarz (o obu), Płoski (o Zaliwskim). Wysocki
był „mocno miernym dowódcą pułku". Plan wybuchu powstania
Zaliwskiego „nie uznawał tej zasady koncentracji wysiłku na punkcie
najważniejszym'". 29 listopada 1830 r. zwlekał z daniem hasła do
natarcia „dyskredytując się tym całkowicie” 17.
Oczywiście nie zamierzam twierdzić, że Wysockiego i Zaliwskiego
cechował brak patriotyzmu, ale dokonuję reductio ad absurdum
rozumowania Łubieńskiego zarzucającego brak patriotyzmu
generałom tylko na podstawie nieudolnego ich dowodzenia.
Nieudolność, jeśli chodzi o dowodzenie na wyższym szczeblu, to był
problem i całego młodego pokolenia. Niewątpliwie „system
konstantynowski zrobił [tu] swoje'" odbijając się ujemnie na „poziomie
inteligencji zawodowej'" oficerów, którzy wyszli z jego szkół. Tylko
kilku z poruczników i podporuczników konstantynowskich uzyskało
„wyższe stopnie i mogło wyrobić się na zdolnych generałów” 18.
Obliczanie przez Łubieńskiego, ilu generałów polskich zginęło w
latach 1830—1831 z ręki rodaków, a ilu z ręki przeciwników (s. 32)
jest rachunkiem rzeczy nieporównywalnych i według samego autora
bez sensu, bo w innym miejscu pisze on, że obowiązkiem gene-

16
Z. Załuski, op. cit, s. 52—60, 334, 338—340, 360—381, 404.
17
Tokarz, Noc listopadowa, s. 22, 48, 116, 120, 128—129; tenże, Wojna polsko-rosyjska,
s. 55, 401, 493—494, 619; zob. S. Płoski, Działalność Zaliwskiego w wojnie polsko-rosyjskiej
1831 r. [W]: Księga pamiątkowa ku uczczeniu... Handelsmana, Warszawa 1929,
s. 351—373.
18
Tokarz, Armia Królestwa, s. 298—299.
38

rała jest dowodzenie a nie narażanie się bez potrzeby (s. 26). O
fałszywości całego owego rachunku świadczy fakt, że na czterech
generałów, którzy zginęli w roku 1831 na polu bitwy, równo połowie,
bo Żymirskiemu i Sowińskiemu, mogła grozić lub wręcz groziła
śmierć z ręki powstańców w czasie Nocy Listopadowej.

ZNACZENIE 3 GRUDNIA 1830 R.

Częstą pomyłką jest ocena zachowania się polskiej starszyzny


wojskowej, przy braniu za podstawę przede wszystkim jej
zachowania się 29 listopada, zapominając jednocześnie, że wkrótce
był 3 grudnia 1830 r., dzień, kiedy wszystkie oddziały polskie
pozostające dotąd w obozie wielkiego księcia opuściły go wraz z
generałami Kurnatowskim i Żymirskim. Tylko kilku Polaków wraz z
Rożnieckim odjechało z Konstantym. Pod przymusem wrócił do
Warszawy jedynie Krasiński zatrzymany przez grenadierów gwardii,
gdy wszedł nieopatrznie między nich chcąc ich skłonić do pozostania
z wielkim księciem. „Gdyby się był chciał oddalić, byłby zapewne
bagnetem wstrzymany lub pchnięty'" — pisze naoczny świadek
Kruszewski. Wkrótce Krasiński uciekł do Petersburga. Zupełnie
odmienna była sytuacja Kurnatowskiego. Znający go dobrze jego
adiutant, właśnie ów Kruszewski, pewien był, że zostanie on przy
Konstantym, bo „zawsze szczególne przywiązanie do wielkiego
księcia okazywał". Ze zdziwieniem więc spostrzegł pamiętnikarz, że
generał „bierze się do konia", by jechać do Warszawy. Robił to nie
tylko całkowicie dobrowolnie, ale nawet wbrew ostrzeżeniom
Kruszewskiego, że „akademicy i czwarty pułk dali sobie słowo zabić
go". Kurnatowski odparł: „Jestem przecież Polakiem, nie opuszczę
swojego oddziału", tj. strzelców konnych gwardii, których był
dowódcą („Je suis pourtant Polonais, je ne ąuitte pas ma
trouppe” 19). Słowa te świadczyły, że Kurnatowski świetnie uchwy-
19
I. Kruszewski, Pamiętniki z roku 1830—1831, wyd. 2, Warszawa
1930, s. 14—15.
39

cił granicę, jaką stwarzało odejście ostatnich polskich oddziałów


wiernych dotąd Konstantemu.
Kończył się niejako okres polskiej wojny domowej, kiedy to
polskie sztandary znajdowały się w obozie wielkiego księcia.
Obecnie wojsko stanowiące „szczególną część narodu'", tak często w
tej dobie tworzące „jedyny widomy przejaw jego egzystencji"20,
dokonywało swoistego plebiscytu. Pozostawanie odtąd w obozie
wielkiego księcia stawało się jawną zdradą. Na to Kurnatowski nie
mógł pójść, mimo całego swego przywiązania do Konstantego,
mimo że czuł się zobowiązany wobec Mikołaja I. Tego dnia
oświadczył Radzie Administracyjnej: „Jestem Polakiem, kocham
ojczyznę, lecz okoliczności w tem położeniu mnie postawiły, że
jeżeliby przyszło do wojny przeciw cesarzowi, czynnego udziału w
niej wziąć nie mogę'" i rzeczywiście chociaż „nie walczył za
ojczyznę'", „ale w niczem nie zdradził sprawy narodowej i przez cały
czas wojny na ustroniu w cichości pozostał" 21.
Wydaje się, że najlepiej na to, jaką granicę w umysłach
ówczesnych ludzi musiał stanowić 3 grudnia, wskazuje fakt, że
czterej dowódcy, którzy aktywnie 29 listopada 1830 r. występowali
przeciw powstaniu, odznaczyli się później w wojnie 1831 r., a dwaj z
nich niewątpliwie wyrośli znacznie ponad przeciętną ówczesnych
dowódców (Żymirski, Turno), dwaj pozostali to Bogusławski i
Sowiński. Żymirski przeprowadził większość swego pułku
grenadierów gwardii do Konstantego. I on, zdawało się, gotów był
stać do ostatka przy Konstantym. Jeszcze 3 grudnia rano, gdy
Kruszewski namawiał jego żołnierzy, by ruszali do Warszawy, ostro
go skarcił: „co mi tu wasan będziesz ludzi buntował i ja jestem dobrym
Polakiem, i ja zrobię, co będzie trzeba", grożąc: „ja waćpana pod sąd
wojenny oddam" 22. I on jednak dobrowolnie wrócił ze swym pułkiem

20
Herbst, Potrzeba historii, t. II, s. 59.
21
S. Barzykowski, Historia powstania listopadowego, t. I, Poznań 1884, s.
388—389.
22
Kruszewski, op. cit., s. 13—14.
40

do Warszawy, ale poszedł jeszcze dalej niż Kurnatowski, odmiennie niż


jego towarzysz oświadczył: „Jestem Polakiem i tam pójdę, gdzie naród i
wojsko będzie i jeżeli przyjdzie do wojny, czynem dowiodę, ile ojczyźnie
wiernym być umiem" 23. Tego dnia jeszcze mówił do oficerów, że teraz
,.trzeba zwyciężyć lub zginąć"; ,,niech każdy z nas wódz, oficer, żołnierz
postanowią jedno-zgodnie, szczerze i święcie zwyciężyć lub zginąć, to
żadna siła nam się nie oprze — zwyciężymy" 24. „Dzielny ten dywizjoner
[...] tak zasłużony w pierwszych dwóch dniach odwrotu [17—18 II] oraz
w bitwie pod Wawrem spełnił uczciwie swe przyrzeczenie" 25.
Józef Sowiński, komendant Szkoły Aplikacyjnej, ostro się
przeciwstawiał 29 listopada przyłączeniu się jej wychowanków do
powstania i omal go wówczas nie zabito, zasłonił go podchorąży
„wołając: »Co robisz! Oto kaleka!«" 26. Pod koniec powstania Sowiński,
inwalida bez nogi, sam prosił, „aby mu powierzono dowództwo szańca
[Woli], który najważniejszy punkt obrony stanowi i zarazem jest
najniebezpieczniejszym stanowiskiem" 27. Jak wiadomo, bronił się tu do
ostatka, nie poddał się i poległ.
Problem jest znacznie szerszy, nie ogranicza się tylko do tych czterech
osób. Dotyczy on całej kategorii ludzi określonej przez Tokarza jako
„sztabsoficerowie napoleończycy służący w armii Królestwa w r. 1830",
tj. oficerowie w stopniach od majora do pułkownika (z wyłączeniem
dowódców pułków). Młodsi z nich dostarczyli powstaniu „najlepszych
oficerów łączących w sobie zdolności i doświadczenie zawodowe z wiarą
i gorącym patriotyzmem", co prawda były to już wyjątki w tej
kategorii oficerów. Na kilkudziesięciu sztabsoficerów znajdujących

23
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. I, s. 388—389.
24
T a r c z yń s k i , op. cit., s. 135.
25
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 196.
26
Tenże, Noc listopadowa, s. 210—211.
27
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. V, s. 238; też R. Łoś, Generał Józef Longin Sowiński, „Studia i
Materiały do Historii Wojskowości", (dalej cyt.: SMHW) t. IX, cz. 2, Warszawa 1963, s.
153 159.
41

się w Warszawie tylko kilku wzięło czynny udział w Nocy


Listopadowej. Przeważali wśród napoleończyków ci, którzy „poszli w
bój [w roku 1831] bez większej wiary z obowiązku rycerskiego, ze
stanowczym jednak zamiarem spełnienia tego obowiązku dobrze'" i w
przeważającej mierze wykonali go w pełni. „Z tej kategorii oficerów
wyszli przede wszystkim nasi młodsi generałowie, którzy wybornie
umieli sobie radzić w polu i to w sytuacjach mocno trudnych" jak:
Turno, Gzarnomski, Gawroński, Krysiński, Lewiński, Miller,
Prądzyński, Chrzanowski, Rychłowski, Sznajde, Wroniecki.
„Najświetniejsze czyny naszej piechoty jazdy i artylerii w roku 1831
wiążą się ze wspomnieniem o tej kategorii naszych oficerów" —
dowódców batalionów, szwadronów itd. Tokarz podnosi, że
„sztabsoficerowie napoleończycy i żołnierz nasz — to niewątpliwie
jedyni bohaterowie wojny" 1831 r.28
Wyżsi dowódcy, którzy nie chcieli walczyć, w przeważnej mierze
uciekli do Petersburga, wzięli dymisję lub zostali usunięci z armii
polowej do końca lutego.

28
T o k a r z, Armia Królestwa, s. 291—295.
42

TEREN, WOJSKA, DOWÓDCY POLSCY

TEREN DZIAŁAŃ

Do obszaru Królestwa Polskiego należał „półwysep litewski"


między Niemnem a granicą pruską, który w razie zaczepnych działań
rosyjskich natychmiast był skazany na odcięcie od reszty kraju.
Pozostały teren stanowił rodzaj czworoboku. Miał on niewiele
większych przeszkód naturalnych. Najpoważniejszą z nich (obok
r

peryferyjnie położonych Gór Świętokrzyskich) stanowiła Wisła. Do


istotniejszych należały również bagna nadbiebrzańskie i Polesia
Lubelskiego, Narew, Bug, Puszcza Zielona. Pozostałe przeszkody
miały charakter trzeciorzędny. Niewątpliwie utrudniały one w pew-
nym stopniu łączność między grupami przesuwającymi się między
nimi, stwarzały trudności w działaniach zaczepnych, ale, poza
niektórymi rzekami w okresie roztopów, nie zapewniały silniejszej
izolacji obszarów, które przegradzały. Korytarze znajdujące się
między pasami przeszkód stwarzały bardziej dogodne warunki do
działań zaczepnych, ale nie były jedynymi takimi kierunkami.
Średnia szerokość koryta Wisły między Zawichostem a ujściem
Wieprza to 700—1000 m, a dalej w dół aż do ujścia Narwi 800—
1200 m, z tym że miejscami, pod Warszawą i przed ujściem Narwi,
zwęża się ono do 400—500 m (stąd rola przeprawy warszawskiej), a
poniżej ujścia Narwi do 600 — 1200 m, aczkolwiek miejscami
43

rozszerza się do 2 km, a pod Modlinem i Nieszawą zmniejsza się do


400 m. Jedynie w czasie, gdy była skuta lodem lub w okresach
najniższych stanów wody Wisła przestawała być przeszkodą.
Wisła dzieliła Królestwo na dwie części: prawo- i lewobrzeżną.
Część prawobrzeżna rozpadała się na trzy partie: 1) Mazowsze
Północno-Zachodnie, 2) Mazowsze Wschodnie wraz z Podlasiem, 3)
Wyżynę Lubelską. Mazowsze Wschodnie od Północno-Zachodniego
odgradzały Puszcze: Biała i Zielona oraz dolina dolnej Narwi,
natomiast od Wyżyny Lubelskiej dzieliła je pradolina Wieprza i
Krzny, we wschodniej swej części poszerzona o bagna Polesia
Lubelskiego. Mazowsze Wschodnie wraz z Podlasiem rozpadało się
na Wysoczyznę Siedlecką i na Międzyrzecze Łomżyńskie (między
Narwią i Bugiem) wraz z obszarami północnego Podlasia. Z kolei
granicę między nimi tworzył równoleżnikowy bieg Bugu i
stanowiący jego przedłużenie dolny odcinek Narwi (Bugo-Narwi).
Ważne znaczenie miało tu nie tyle samo koryto rzeki, co jej dolina
szeroka zwykle na 2—6 km, niejednokrotnie podmokła i zwykle
trudna do przebycia. Nawet w suchych porach roku poza bitymi
drogami jedynie na wzniesieniach doliny mogły się poruszać lekkie
pojazdy. Szerokość koryta rzeki poniżej Brześcia sięgała 120—180
m, miejscami wynosiła 400 m, na odcinku Bugo-Narwi 170— 250 m.
Głębokość średnia 1,5—2,5 m, miejscami sięgała 5—6 m, na
odcinku Bugo-Narwi 1,8—4,5 m.
Narew stanowiła poważną przeszkodę w swym średnim biegu od
Strabli po Nowogród ze względu na podmokłą, silnie zabagnioną
dolinę o zróżnicowanej szerokości, przeciętnie 1—2 km, czasem
rozszerzającą się do 3—5 km lub zwężającą się do 0,5 km.
Szczególnie ważny jest tu odcinek między Strablą a Tykocinem
mocno zabagniony, a zamykający dostęp do Królestwa wprost na
zachód od Białegostoku z nielicznymi tylko przeprawami. Szerokość
koryta sięga 15— 40 m, miejscami jednak ponad 100 m, głębokość
zaś 1,5—2 m. Jeszcze więcej bagien, i to dużych rozmiarów, znajduje
44

się na odcinku między Tykocinem a Łomżą; miejscami dolina rozszerza


się tu do 5—12 km, a szerokość koryta rzeki wynosi 40—120 m, ale
ze względu na równoleżnikowy kierunek biegu rzeki i pobliże granicy
pruskiej odcinek ten nie był zbyt istotny. Ważniejszy był odcinek
biegu dolnego od Nowogrodu do ujścia Bugu, ze względu na kierunek
rzeki płynącej tu, z grubsza biorąc, z północy na południe i wraz z
Puszczami: Białą i Zieloną zamykającej dostęp do północno-
zachodniego Mazowsza. Szerokość doliny sięga tu 1,5— 3 km, ale jest
stosunkowo sucha, rzadziej występują tu bagna. Głębokość rzeki
wynosi 2—5 m, jednak występuje dość dużo brodów. W sumie Narew
stanowiła tu mniejszą prze-szkodę niż w swym średnim biegu.
Znaczenie Warszawy w dużej mierze wypływało z jej po
łożenia na dogodnej przeprawie przez Wisłę. Stanowiła ona
najważniejszy węzeł dróg lądowych Królestwa, tu była
główna przeprawa przez tę rzekę z jedynym przez nią mostem
(dopiero 27 III 1831 powstał most pod Modlinem). Tuż
obok stolicy pod Modlinem znajdował się najważniejszy węzeł
wodny, ujście Narwi do Wisły, oraz pod Serockiem zbieg
Narwi i Bugu mający również duże znaczenie. Wespół
z Warszawą-Pragą obie te miejscowości tworzyły tzw. napoleoński
trójkąt twierdz, umożliwiający działania w czterech ważnych
wycinkach nadwiślańskiego teatru wojennego: w Płockiem,
Międzyrzeczu Łomżyńskim, na Wysoczyznie Siedleckiej i na obszarze
między Bzurą a Pilicą. Trójkąt ów szczególnie ułatwiał stosowanie
czynnej obrony z położenia wewnętrznego.
Z północnego wschodu biegła szosa kowieńska łącząca Petersburg
z Warszawą; ciągnęła się ona wąskim korytarzem między granicą
pruską a bagnistymi dolinami Biebrzy i Narwi przez Augustów—
Rajgród do Łomży, tu przechodziła na lewy brzeg Narwi idąc
korytarzem między morenową grzędą Czerwonego Boru a Puszczą
Zieloną, by pod Ostrołęką przejść znów na prawy brzeg Narwi i iść
między rzeką a odnogami Puszczy Zielonej, a dalej na Różan —
45

Pułtusk — Serock — Zegrze — Pragę pobrzeżem nie tylko Narwi, ale i


Puszczy Białej.
Jednak głównym kierunkiem idącym z północnego wschodu był
prowadzący obszarami bardziej dogodnymi dla działań wojennych
trakt Wilno — Grodno — Tykocin lub Białystok i dalej na Warszawę.
Ciągnął się on „poprzez przerzedzoną już w XVIII w. Puszczę
Grodzieńską"', a dalej również już wówczas przerzedzoną Puszczę
Knyszyńską i ludną „wyspę białostocką". Od północy „ograniczały
[ten kierunek] Lasy Augustowskie [wraz z bagnami nadbiebrzański-
mi], od południa Puszcza Białowieska" 1, a dalej podmokła dolina
górnego Nurca, Nurczyka oraz kompleksu leśnego rozłożonego
między Nurczykiem a Bugiem. Napotykał ów kierunek na swej drodze
bardzo zabagnioną dolinę średniej Narwi, szczególnie trudno dostępną
między Surażem a Tykocinem, z przeprawami w Tykocinie, Żółtkach
(koło Choroszczy) i w Surażu biegnącymi ciaśninami grobel, którymi
przechodziło się na obszar zamknięty od północy bagnistą doliną
Narwi, wprost od zachodu morenową grzędą Czerwonego Boru z
jedynym dogodniejszym przejściem przez nią, tj. obniżeniem między
Zambrowem a Śniadowem. Kierowało to trakt Białystok — Choroszcz
— Zambrów bardziej na południe, na Ostrów Mazowiecką. Tu jednak
natrafiało się wkrótce na Puszczę Białą leżącą w widłach Bugu i
Narwi. Ważniejsze trakty na Mazowsze Płockie mogły przebiegać
tylko niedogodnymi do prowadzenia działań wojennych prze-
wężeniami między Czerwonym Borem i następnie Puszczą Zieloną a
Puszczą Białą lub północnym skrajem Puszczy Białej (Ostrów —
Wąsewo — Różan — Maków, Ostrów — Długosiodło — Pułtusk)
albo wąskim korytarzykiem między skrajem Puszczy Białej a Bugiem
na Brok — Wyszków — Serock. Stanowiło to z punktu widzenia
działań wojennych niemal ślepą uliczkę. W ten sposób sam teren
niejako redukował na przedpolu Warszawy kierunki idące z

1
S. Herbst. Początki polskiej wojny rewolucyjnej 1794 r., SMHW,
Warszawa 1967, t. XIII, cz. 2, s. 22.
46

północnego wschodu do wschodnich zmuszając siły idące znad


średniej Narwi z Tykocina, Choroszczy, Suraża do przeprawienia się
na południowy brzeg Bugu, najdalej pod Brokiem na skraju Puszczy
Białej, a raczej znacznie bardziej na wschód pod Nurem lub Grannem.
Z tego powodu najważniejszy był nadal pod względem wojskowym
stary trakt litewski idący od Wilna przez Grodno — Białystok.
Przechodził on przez główną przeprawę na Narwi w jej środkowym
biegu na południe od Białegostoku pod Płoskami i dalej szedł na
Bielsk" — Granne — Węgrów — Stanisławów do Warszawy.
Pod Bielskiem i pod Brańskiem odchodziły od niego dwie odnogi
starych traktów na dwie inne przeprawy na Bugu: Bielsk — Boćki —
Drohiczyn i Brańsk — Ciechanowiec — Nur. Po przeprawieniu się
przez Bug zbiegały się one pod Węgrowem w pobliżu znajdującej
sięjutaj ważnej przeprawy przez Liwiec.
Zabagnione doliny Liwca i jego dopływów Muchawki i Kostrzynia
rozcinały Wysoczyznę Siedlecką na część wschodnią — już wówczas
dość znacznie ogołoconą z lasów, i zachodnią — w znacznej mierze
nimi pokrytą. W części zachodniej Wysoczyzny zbiegały się kierunki
północno-wschodni i wschodni.
Wprost od wschodu przebiegała szosa brzeska, ważny trakt idący
od Mińska — Słonimia, przeprawiający się przez Bug pod Brześciem
i dalej na Białą Podlaską — Siedlce — Mińsk Mazowiecki do
Warszawy. Prowadziła ona korytarzem odgraniczonym od południa
bagnisto-lesistym Polesiem Lubelskim, dalej podmokłymi dolinami
Krzny północnej i południowej, dużymi kompleksami zabagnionych
górnych biegów Muchawki i Kostrzynia, przedłużonych kompleksem
leśnym obszaru leżącego u źródeł Świdra i Krzny południowej. Od
północy granicę jego stanowił Bug. Na zachód od Międzyrzecza
korytarz ten dodatkowo zawężał zabagniony górny Liwiec, a w końcu
zamykały go bagniste dolne biegi Muchawki i Kostrzynia. Szosa
brzeska przewężeniami dolin obu tych rzek po groblach
prowadzących przez Muchawkę pod Siedlcami, a przez Kostrzyn
47

pod Boimiem wychodziła wprost na Kałuszyn, na szeroki,


stosunkowo mało zalesiony korytarz kałuszyńsko-liwski. Na jego
północny kraniec pod Liwem (20 km od Boimia), po przeprawieniu
się przez Liwiec pod Węgrowem, wychodził stary trakt litewski.
Nieco dalej na zachód pod Mińskiem z szosą łączył się trakt z
Włodawy ciągnący się poprzez Polesie Lubelskie skrajem dorzecza
Krzny oraz działem wodnym Tyśmienicy i Krzny na Jabłoń — Rudno
— Radzyń Podlaski — Łuków, dalej omijał od południa zabagniony
obszar źródeł Muchawki i Kostrzynia i część przylegających do nich
od południa lasów, przecinając jednak ich południowe krańce traktem
na Dąbie i dalej przez Seroczyn — Latowicz — Siennicę docierał do
szosy.
Na zachód od linii Pniewnik — Kałuszyn zarówno stary trakt
litewski, jak i szosa brzeska wkraczały w obszar pokryty w znacznej
mierze lasem, który jednak stosunkowo rzadko stanowi większe
zwarte obszary, przeważnie jest on pocięty obszernymi polanami,
otwartymi korytarzami. Rozleglejsze lasy występują na północy, nad
Bugiem, jest to Puszcza Jadowska (między Liwcem a Niegowem,
przedłużenie Puszczy Kamienieckiej zza Liwca). Na południe od Pu-
szczy Jadowskiej znajdował się pas bardziej otwartego terenu,
którędy szła droga zza Liwca od Kosowa przez Jadów — Klembowo
na Kobyłkę — Warszawę. Jeszcze bardziej na południe, a na północ
od starego traktu litewskiego idącego przez Liw — Pniewnik —
Dobre — Stanisławów — Okuniew i dalej na Pragę, ciągnęły się
resztki dawnych Puszcz: Koryckiej i Sulejowskiej, w przybliżeniu
między Jadowem, Korytnicą i Sulejowem. Tereny te były pocięte
licznymi rzeczkami o niejednokrotnie zabagnionych dolinach, m.in.
Osownicą — dopływem Liwca, Rządzą, Czarną, Długą.
Wzdłuż Wisły mniej więcej od Stężycy po Bug rozciągało się
dość szerokie pasmo (7—13 km, czasem mniej) lasów na
wzniesieniach, głównie wydmach. Od Wisły lasy te oddzielał
48

dość wąski obszar bagien i wydm, rozszerzał się on między Wilgą a


Karczewem do 5—6 km i między Pragą a Bugo-Narwią. Pod Pragą
szczególnie powiększał się pas bagien (do 3,5 km).
Przez te pasma lasów i bagien musiały przechodzić wszystkie drogi
idące ze wschodu do Warszawy. Liczne ciaśniny leśne i rzeczki o
podmokłych dolinach ułatwiały obrońcom stawianie oporu.
Od południowego wschodu prowadził trakt łucko-lubelski. Biegł on
z Ukrainy skrajem Wyżyny Wołyńskiej i Polesia, następnie przez
Chełm — Lublin Wyżyną Lubelską, oddzieloną od Wysoczyzny
Siedleckiej Polesiem Lubelskim i podmokłą pradoliną Wieprza oraz
Krzny.
Na północ od dolnego Wieprza rozpościerał się: a) pas lasów
nadwiślańskich, b) szeroki, słabo zalesiony korytarz Garwolin —
Śelechów — Siennica — Seroczyn (żelechów-skosiennicki), c) pasmo
dość przerzedzonych lasów na wschód od linii Żelechów — Seroczyn.
Aż do zbudowania szosy lubelskiej, już po roku 1831, drogi starały się
omijać owe zachodnie pasmo zalesionych wzgórz. Tak więc stary
trakt lubelski idący na Warszawę przeprawiał się na lewy brzeg Wisły
pod Puławami. Jego odgałęzienia idące prawym brzegiem rzeki szły
wzdłuż niej obchodząc wydmy od zachodu, przez Puławy na Gołąb-
— pod Bobrownikami przeprawiając się przez Wieprz — na Stężycę
— Pawłowiec — Maciejowice — Baszki — Rudę — Tarnówek —
Wilgę — Radwanków — Dziecinów — Petrowiec — Karczew —
Świdry Wielkie i Małe — Falenicę — Żerzeń — Zastaw, przy
karczmie Wawer dochodząc do szosy brzeskiej.
Pod Bobrownikami od odgałęzienia nadwiślańskiego traktu
lubelskiego odchodził trakt obchodzący pasmo wydm od wschodu
przez Ryki — Rossosz — Kłoczew — Żelechów Miastków —
Starogród — Siennicę i pod Mińskiem Mazowieckim łączący się z
szosą brzeską.
Dalej na wschód od lasów żelechowsko-seroczyńskich szedł trakt
Lublin — Kock — Serokomla — Wojcieszków — Łuków — Siedlce,
49

przechodząc tu suchszym pasmem między pradoliną


Wieprza i Krzny a zabagnionym obszarem źródeł Muchawki i
Kostrzynia.

WOJSKA
Piechota Królestwa Polskiego składała się z dwóch dywizji, każda z
nich z trzech brygad piechoty (2 piechoty liniowej i 1 strzelców
pieszych) i z brygady artylerii pieszej. Brygadę piechoty tworzyły dwa
pułki składające się z dwóch batalionów, każdy ponad 800 bagnetów,
po cztery kompanie dwuplutonowe. W piechocie liniowej batalion
miał trzy kompanie fizylierskie i jedną wyborczą grenadierską, w
strzelcach pieszych odpowiednio trzy strzeleckie i jedną karabinierską.
Brygadę artylerii tworzyły jedna kompania artylerii pozycyjnej (6
armat 12-funtowych, tj. strzelających kulą wagi 12 funtów — 4,91 kg,
kaliber ok. 114 mm, 6 jednorogów (rodzaj haubic) 20-
funtowych/waga kuli ok. 8,19 kg, kaliber ok. 134 mm, 356
artylerzystów), dwie kompanie artylerii lekkiej (każda 6 armat 6-
funtowych, waga kuli ok. 2,46 kg, kaliber ok. 92 mm, 6 jednorogów
10-funtowych, waga kuli ok. 4,09 kg, kaliber ok. 106 mm, 278
artylerzystów).
Jazda składała się z dwóch dywizji (1 strzelców konnych, 2
ułanów). Każda z nich miała dwie brygady i baterię lekkiej artylerii
konnej. Brygadę tworzyły dwa pułki po cztery szwadrony (każdy 198
szabel) dzielące się na cztery plutony. Bateria była wyposażona w
cztery działa 6-funtowe, cztery jednorogi 10-funtowe i liczyła 287—
288 artylerzystów. W skład gwardii wchodził pułk grenadierów z
dwoma batalionami po osiem kompanii (każda kompania ponad 100
bagnetów), pułk strzelców konnych (skład jak pułków liniowych),
bateria pozycyjna artylerii konnej (8 jednorogów 20-funtowych, 316
artylerzystów). Do gwardii był przydzielony batalion saperów,
półbateria piesza i konna rakietników. Były również trzy bataliony
weteranów.
W początkach grudnia 1830 r. gen. Chłopicki kazał tworzyć
50

w pułkach piechoty trzecie bataliony, a 23 tego miesiąca wydał


zarządzenie o formowaniu czwartych batalionów. Trzecie były gotowe
między 3 a 10 stycznia 1831 r., a czwarte dopiero między 3 a 10
lutego i z tego powodu nie wcielono ich do pułków, tylko stanowiły
załogi twierdz, lub użyto ich w grupach Dwernickiego i Sierawskiego
działających na drugorzędnych kierunkach. Pułk grenadierów po-
większono dwukrotnie, zwiększając kompanie do normalnych
dwuplutonowych rozmiarów i dzieląc całość na cztery
czterokompanijne bataliony. Z weteranów czynnych utworzono
dwubatalionowy pułk, ale o liczebności normalnego batalionu. Trzecie
bataliony składały się głównie z dymisjonowanych żołnierzy, a teraz
powołanych do wojska, czwarte przede wszystkim z rekrutów, ale
otrzymały z pułków wielu podoficerów i pewną liczbę wyszkolonych
już szeregowców.
10 stycznia zdecydowano się utworzyć 16 nowych pułków
piechoty, z których jednak do końca lutego użyto w polu tylko kilka.
W początkach grudnia kazał Chłopicki tworzyć w pułkach
kawalerii piąte i szóste szwadrony z dymisjonowanych żołnierzy
(weszły one potem w skład grupy Dwernickiego). W tym czasie
zaczęto też formować ochotnicze pułki jazdy, od 13 grudnia i z
rekrutów. Około 22 stycznia 1831 r. rozpoczęto nową jazdę
koncentrować w okolicach Warszawy. W lutym wcielono do armii
dziesięć pułków nowej jazdy, noszących głównie nazwy wzięte od
województw, gdzie się tworzyły. Oficerowie wyżsi rekrutowali się
przeważnie z dawnych oficerów Księstwa Warszawskiego, chociaż
były i takie pułki, „w których nie tylko plutonami, ale i szwadronami
dowodzili młodzi ziemianie"2. Wartość pułków była bardzo nierówna,
część szybko się wyrobiła już po pierwszych bojach, np. jazda
lubelska, 1 i 2 Mazurów, 5 ułanów.
Dla rozbudowy artylerii brakowało dział. Utworzono sześć

2
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 104.
51

baterii po osiem dział: jedną konną, trzy pozycyjne (nr 4— 6), dwie
lekkie (nr 4—5). Powstały cztery dywizje piechoty: 1 dywizja gen.
Krukowieckiego (10 100 bagnetów, 24 działa); 2 dywizja gen.
Żymirskiego (9900 bagnetów, 24 działa); 3 dywizja gen.
Skrzyneckiego (ok. 6000 bagnetów, 20 dział); 4 dywizja gen.
Szembeka (8200 bagnetów, 16 dział). Artyleria rezerwowa: 5—6
Kompanie pozycyjne, 5 lekkopiesza, 24 działa 3.
Początkowo istniały trzy zgrupowania kawalerii: a) dywizja ułanów
(4 pułki) pod Weyssenhoffem, potem pod Suchorzewskim, w rejonie
szosy brzeskiej; 16 szwadronów, 2600 szabel, 8 dział 2 baterii konnej;
b) grupa strzelców konnych Klickiego, potem Jankowskiego, w rejonie
szosy kowieńskiej: pułki 1, 3, 5 (byłej gwardii), pułk jazdy augustow-
skiej, 1 bateria konna (15 szwadronów, 2400 jazdy, w tym ok. 500
nowej, 8 dział): c) dawna II brygada strzelców konnych stojąca w
odwodzie w Warszawie i na Pradze: pułki 2 i 4 wraz z dywizjonem
karabinierów (dawni żandarmi) oraz z 3 i 4 bateriami konnymi — ta
ostatnia dawna gwardii o 12 działach (10 szwadronów, 1800 szabel, 20
dział).
Ogółem 6 lutego mogło być w armii głównej około: 34 000
bagnetów, 7000 szabel, w sumie prawie 41 000 i 144 działa. W dniach
9—11 lutego dołączyły do niej: 1 i 2 pułki kaliskie, 1 i 2 Mazurów,
jazda lubelska, płocka, poznańska i sandomierska, 5 pułk ułanów,
łącznie 39 szwadronów, ok. 5800 szabel. Doszła też grupa
Dwernickiego (głównie piąte i szóste szwadrony i kilka czwartych
batalionów starych pułków), która początkowo liczyła ok. 4600, potem
do 6000, a po połączeniu się z Sierawskim do 9000.
W dniach 8—10 lutego zaczęto reorganizować jazdę. Zamierzano
stworzyć trzy dywizje: Jankowskiego oraz rezerwowe Łubieńskiego i
Suchorzewskiego. Z dwóch pułków ułanów i czterech pułków
nowych powstało zgrupowanie

3
Nie omawiam tu całego wysiłku mobilizacyjnego Królestwa, lecz jedynie siły regularne,
które wzięły udział w lutym w działaniach wojennych.
52

Tomickiego przy dywizji Żymirskiego (9—10 II). Dywizje rezerwowe


12 lutego miały rozmiary brygad po osiem szwadronów. Dopiero 19
lutego występowały one w planowanej sile (poprzednio część ich
pułków była przydzielona do dywizji piechoty). 22 lutego utworzono
dwa korpusy kawalerii. W skład I korpusu gen. Jana Umińskiego weszła
dywizja Jankowskiego: 1, 3 pułki strzelców konnych, pułki jazdy au-
gustowskiej i płockiej; dywizja Tomickiego: 1 pułk ułanów, 5 strzelców
konnych, jazda lubelska, 1 i 2 pułki kaliskie, 1 i 2 baterie konne (ogółem
36 szwadronów, 16 dział), II korpus gen. Tomasza Łubieńskiego
stanowiła dywizja Stryjeńskiego: 2, 4 pułki strzelców konnych, 3, 5
pułki ułanów, szwadron poznański, karabinierzy; dywizja Ruttiego: 2 i 4
pułki ułanów, 1 i 2 Mazurów, 2 i 4 baterie konne (34 szwadrony, 20
dział)4.
Struktura wojska rosyjskiego była podobna do armii Królestwa
Polskiego (stan etatowy batalionu 836 bagnetów, szwadronu 181
szabel). Były pewne różnice szczególnie w organizacji kawalerii i
artylerii. Liniowe pułki jazdy miały po sześć szwadronów (pułki gwardii
po 4). Pułki kozackie nie łączone w większe jednostki składały się z
pięciu sotni po ok. 100 szabel. Liniowe dywizje jazdy miały po dwie
baterie konne (każda po 6 armat 6-funtowych i 6 jednorogów 10-
funtowych). Baterie gwardii i korpusu grenadierów tak konne, jak i
piesze miały po osiem dział. W skład brygady artylerii dywizji piechoty
gwardii i grenadierów wchodziły po dwie kompanie pozycyjne i jedna
lekka. Dywizje grenadierów były złożone z dwóch brygad grenadierów i
jednej karabinierów.
W pierwszym rzucie skierowano do Królestwa:

4
S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o baterii pozycyjnej artylerii konnej gwardyi
królewsko-polskiej, Kraków 1916, s. 23; I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętniki generała... Oprać. B.
Gembarzewski, t. IV, Kraków 1909, s. 34—36, 106—107; Źródła do dziejów wojny
polsko-rosyjskiej 1830—1831 r. Wyd. B. P a w ł o w s k i , t. I, passim; [T. Łubieński I],
Generał Tomasz Pomian hrabia Łubieński. [Wyd]. R. Łubieński, t. II, Warszawa 1899, s.
45—46.
53

oddział gwardii w. ks. Konstantego: 2 pułki piechoty, 3 jazdy, 2,5


baterii (ok. 3700 bagnetów, 2000 szabel, ogółem 5700 i 20 dział);
Korpus grenadierów gen. Szachowskiego: 1—3 dywizje grenadierów
(1 dywizję ułanów należącą do tego korpusu przerzucono później) (34
500 bagnetów, 72 działa);
I korpus piechoty gen. Pahlena I: 1—3 dywizje piechoty,
1 dywizja huzarów (28 500 bagnetów, 4800 szabel, ogółem
33 300 i 132 działa);
VI korpus piechoty (litewski) gen. Rosena: 24—25 dywizje piechoty,
brygada grenadierów litewskich (3 pułki, bateria ciężka i lekka), 6
litewska dywizja ułanów (34 700 bagnetów, 4400 szabel, ogółem 39
100 i 120 dział);
III korpus jazdy gen. Witta: 3 dywizja kirasjerów, 3 dywizja ułanów
(7100 szabel i 48 dział);
V korpus jazdy gen. Kreutza: 2 dywizja dragonów, 2 dywizja
strzelców konnych (9200 szabel i 48 dział);
11 pułków kozaków (4700 szabel).
Łącznie w pierwszym rzucie wystąpiło 123 600 (w czym 91 400
bagnetów i 32 200 szabel), 440 dział. Stosunek piechoty do jazdy
wynosił jak 3 : 1. Z tego granicę Królestwa 5 i 6 lutego przekroczyło 86
100 piechoty, 27 800 jazdy, w sumie 113 900 bagnetów i szabel oraz
336 dział. Dybicz kazał w Białymstoku pozostawić po cztery działa z
każdej baterii artylerii I i VI korpusów piechoty oraz III rezerwowego
jazdy (ogółem 96 dział). Koni z tych baterii użyto do wzmocnienia
zaprzęgów pozostałych ośmiu dział baterii.
Praktyczną donośność działa ciężkiego oceniano na 850— 1070 m,
działa lekkiego na 650—850 m. Najbardziej skuteczne było strzelanie
kartaczami. Były to drobne kule (czasem karabinowe) zamknięte w
puszce cylindrycznego kształtu; gdy puszka pękała, kule się
rozsypywały, rażąc przeciwnika w stosunkowo dużym promieniu.
Zalecano strzelanie kartaczami na 150—220 m, było jednak możliwe
ich skuteczne użycie i na większą odległość. Strzelano nimi z dobrym
skutkiem na odległość 300—400 m.
54

Uważano, że granicą praktycznej donośności karabinu jest ok. 200


m, ogień skuteczny zaczyna się poniżej 150 m, a dobrze jest strzelać
na odległość 100 m i mniej.
Do walki pluton piechoty szykował się w trzy szeregi. Szykiem
bojowym batalionu była w zasadzie „kolumna do ataku", tj. front
tworzony z dwóch plutonów stojących obok siebie, za każdym z nich
były ustawione trzy plutony. Kolumna była osłonięta łańcuchem
tyralierów (strzelców) prowadzących walkę ogniową. U Rosjan
tyralierów dostarczały trzecie szeregi wszystkich plutonów, u nas
zwykle rozsypywano dwa ostatnie plutony kolumny (tworzące
kompanię wyborczą: grenadierską lub karabinierską), czasami podwa-
jano łańcuch tyralierów dołączając doń i przedostatnią kompanię (1
fizylierską lub 1 strzelecką). Jazdę szykowano do walki w dwa szeregi.

DYKTATOR

Gdy śmierć zabrała Poniatowskiego, Dąbrowskiego, Sokol-


nickiego, gdy Kniaziewicz usunął się na ubocze, za granicę, cała
legenda napoleońska wcieliła się w Józefa Chłopickiego — 60-
letniego zawodowego żołnierza.
Służbę wojskową rozpoczął on w roku 1785, w czternastym roku
życia, jako szeregowiec. Miał za sobą zdobycie Oczakowa (1788),
Zieleńce (1792), dziesięcioletnią epopeję legionową, cztery lata wojny
hiszpańskiej (1808—1812), część kampanii rosyjskiej 1812 r.
Już w czasie służby w Legionach szła za nim opinia Dąbrowskiego,
jako o oficerze „niezwykłych talentów wojskowych". W nielicznej
formacji, gdzie o awans było niezwykle trudno, młody 27-letni
Chłopicki już po roku służby (1798) został majorem, w roku 1799
szefem batalionu. W latach 1800—1801 kilkakrotnie podawany przez
Dąbrowskiego do awansu na szefa brygady (pułkownika), pełniący
jego funkcję w tym okresie, został pułkownikiem dopiero w roku
1807. Wojna hiszpańska przyniosła mu stopień generała brygady
55

(1809), baronię (1810), Krzyż Oficerski Legii Honorowej (1808),


komandorię Virtuti Militari (1810). Marszałek Suchet, dowódca
Chłopickiego w Hiszpanii, wyrażał się o przyszłym dyktatorze z
wielkim uznaniem jako o oficerze o wysokich zdolnościach.
Opromieniła generała jeszcze innego rodzaju sława. Czasy Królestwa
Kongresowego widziały tylu walecznych na polach bitew oficerów,
którym nie starczyło już odwagi na placu Saskim, pokornie znoszących
poniżenie ze strony Konstantego. Chłopicki natomiast ostro się
przeciwstawił wielkiemu księciu. Gdy Konstanty skazał generała za
rozpięcie munduru na areszt, ten od razu wniósł prośbę o dymisję, i nie
cofnął jej mimo nalegań samego cara Aleksandra I.
Obok tej powszechnej opinii tak wysoko wynoszącej Chłopickiego
istniała też współcześnie druga. Już Prądzyński zarzucał Chłopickiemu,
że „w Hiszpanii przestał być Polakiem, stał się un officier de fortunę"
(oficerem fortuny, określenie zbliżone do kondotiera). Metternich
nazwał go dyktatorem kapitulacji, co przewija się w pismach wielu
historyków polskich. Ostatnio Łojek poszedł znacznie dalej. Chłopicki
to „wierny żołnierz [...] Mikołaja I", uznawał go „za swego prawego i
jedynego władcę", a ,,w oczach Mikołaja I Chłopicki spełnił wiernie i do
końca swój poddańczy obowiązek »wobec prawego monarchy«" , tj.
cara, nawet pod Grochowem starał się ze wszystkich sił, by tej bitwy nie
wygrać. Łojek próbował wprowadzić konsekwencję do życiorysu
Chłopickiego i w rezultacie wyszło mu, że zdrajca, którego miejsce było
naprawdę w kwaterze Dybicza, stoczył jedną z najchlubniejszych bitew
lat 1794—18-31. Rzeczywistość bywa jednak mocno skomplikowana i
spróbuję tu wyjaśnić, jak i dlaczego człowiek, który tak mocno
zaszkodził sprawie naszych przygotowań wojennych, kierował
jedną z najlepiej dowodzonych bitew doby wielkich powstań narodowych.

5
P r ą d z y ń s k i, Pamiętniki, t. I, s. 232.
6
J. Ł o j e k, Szanse powstania listopadowego. Rozważania historyczne Warszawa 1966. s. 33,
37, 83, 85—86, 91—92.
56

Rzeczywiście może się wydawać, że coś z kondotiera, karierowicza


tkwi w Chłopickim. Służył on w armii rosyjskiej w 1788 r., potem gdy
jego regiment został wcielony do armii carskiej (1793), nie poszedł za
przykładem innych i nie wziął dymisji. W roku 1813 rzuca służbę w
wojsku, gdy nie został generałem dywizji. W roku 1818 domaga się od
Aleksandra I generał adiutantury.
Sprawy te w istocie były bardziej skomplikowane niż to się mogło
na pozór wydawać. Chłopicki w latach 1790, 1794 czy 1797,
niewątpliwie brał „broń do ręki, by służyć ojczyźnie” 7 . W roku 1790
stawił się na apel ojczyzny, wstąpił do wojska narodowego. W 1794 r.,
gdy zbiegów z armii carskiej łamano kołem w Kijowie, Chłopicki
mimo to uciekł i w październiku znalazł się w armii powstańczej. Gdy
w roku 1798 Francuzi wezwali oficerów polskich do wstępowania do
tworzonej z Włochów legii rzymskiej, to właśnie Chłopicki wystąpił
„imieniem 2 batalionu 1 legii polskiej z oświadczeniem, że żaden Polak
do służby rzymskiej nie pójdzie, bo nie przyszedł jeno służyć w legiach
[polskich]" 8 . Jeśli w roku 1807 nie pozostał na ziemi
ojczystej, to przecież nie dlatego, że chciał, ale dlatego, że musiał. 3
września 1807 r. cała legia, w której Chłopicki służył, opowiedziała
się za wejściem w skład wojska Księstwa Warszawskiego. Dziwny z
niego kondotier, który w ciągu czterech lat w Hiszpanii miał tyle
sposobności do grabieży na wzór innych generałów, ba marszałków
francuskich, a z kampanii tych wyszedł „ubogi, ale czysty" 9.
Karierowicz zniesie wszelkie upokorzenia, by się posunąć o szczebel
wyżej, czy też, by się utrzymać na już osiągniętym stanowisku; tego
jednak nikt nie mógł zarzucić Chłopickiemu. Był on natomiast

7
Z a ł u s k i, op. cit.9 s. 380—381.
8
J. P a c h o ń s k i J Wojna francusko-neapolitańska i udział w niej Legionów
Polskich, Kraków 1947, s. 151.
9
B a r z y k o w s k i , op. cit.t t. I, s. 414.
57

piekielnie ambitny. Znał swoją wartość jako oficera i zżymał się widząc,
że nie była ona odpowiednio doceniana i wynagradzana. Tu trzeba szukać
źródła owych targów o stopień generała dywizji, o generał adiutanturę. r
Tu leży też zapewne przyczyna, że domagał się, by w jego nominacji
zaznaczono, że został francuskim generałem brygady. Nie wydaje się,
by wyrzekał się tym swej narodowości. Chłopickiego mianowano
przecież nie polskim generałem brygady, ale generałem brygady bez
bliższego określenia 10, co mogło nasuwać podejrzenia, że oznacza to
generała armii francuskiej gorszej kategorii.
Chłopicki wyszedł z kraju dwudziestokilkuletnim młodym oficerem,
wrócił na dobre dopiero po siedemnastu latach jako generał po
czterdziestce. Czuł się w kraju jakoś obco, a dobrowolne uwięzienie
jeszcze tę obcość pogłębiało. Nie otrzymując długi czas dymisji, o którą
prosił, podał się za chorego i przez półtora roku nie wychodził z pokoju.
To dobrowolne więzienie stano wiło dlań straszną męczarnię. Zwierzał
się: „Jeszcze miesiąc tego uwięzienia, a byłoby żegnam cię rozumie'". To
osamotnienie stało się dlań ciężkim, tragicznym wstrząsem. Wspominał
z pewną przesadą: „Samotność zabijała mnie, a nie było nikogo w
Warszawie, co by mnie odwiedzał lękając się narazić" 11. Ten żal do ro-
daków, którzy go w ciężkich chwilach opuścili, pozostał mu na długo.
On to sprawił, że Chłopicki zgorzkniał do reszty. Uzasadnioną niechęć
do znajomych rozciągnął irracjonalnie na cały naród, nie umiejący,
według generała, docenić jego długoletniej służby i ofiarnie przelewanej

10
A. S k a ł k o w s k i , Fragmenty, Poznań 1928, s. 7. Nie widzę w przyjęciu 18 V1814
przez Chłopickiego stopnia generała dywizji od Aleksandra I, w sytuacji niejasnej politycznie
przejawu kondotierstwa; odmiennie traktuje tę kwestię Tarczy ń ski, op. cit., s. 27. ś
carem wiązały się wówczas jedyne nadzieje na odbudowę państwa i wojska polskiego.
3X111814 Komitet Wojskowy z Dąbrowskim i Wielhorskim na czele wystosował adres z
zapewnieniem swej wierności dla Aleksandra I, mimo braku jakichkolwiek gwarancji dla
przyszłości Polski. W. Tokarz, Komitet organizacyjny wojskowy 1814—1815, „Bellona'"
1919, z. 11, s. 848—849.
11
Li. Osten, Józef Chłopicki, luźne wspomnienia towarzyszów broni generała, Poznań
1903, s. 26—27.
58

dla ojczyzny krwi. Po wzięciu dymisji niewiele bywał poza domem


Wąsowiczowej. Chodził do teatru. „Chłopickiego dusza nawykła do
niebezpieczeństw wojny potrzebowała gwałtownych wzruszeń"12. Nie
ryzykując życiem, ryzykował teraz swą skromną rentą namiętnie grając, i
to nieraz grubo, w karty. „Ta namiętność wprowadziła go mimo woli w
towarzystwo oficerów rosyjskich, do których większą część swych
dochodów przegrywał" 13.
Umiński w roku 1821 namawiał Chłopickiego, by przyłączył się do
spisku. Ten, zaklinany na miłość ojczyzny, odpowiedział lakonicznie i
ostro: „Moją ojczyzną — jest namiot, wasza nie sprawiłaby mi i butów".
Trafnie określił to Mochnacki, „że trzeba bardzo źle znać Chłopickiego,
żeby w tych wyrazach widzieć coś więcej jak bon mot żołnierskie
osmalone prochem"14, wywołane niechęcią do spiskowania i
rozgoryczeniem z powodu trudnej sytuacji życiowej. Finansową
podstawą jego utrzymania była renta francuska, władze Królestwa w
końcu 1819 r. odmówiły mu wypłacenia dotacji nadanych przez
Napoleona.
Oderwany od narodu, w rzeczywistości kochał mocno ojczyznę,
gotów dla niej do największych ofiar. Zdaniu o ojczyźnie — namiocie
można przeciwstawić wypowiedź Chłopickiego z 21 lutego 1831 r.,
której prawdziwość przypieczętuje w kilka dni później własną krwią:
„Co chcą, niech mówią i piszą [...], ja jednak kocham ojczyznę.
Trzydzieści lat dla niej biłem się i teraz gotów jestem dla niej poświęcić
moją krew i życie" 15. Po ogłoszeniu siebie dyktatorem „odkrył głowę z
uszanowaniem religijnym, zawołał: »Niech żyje Ojczyzna!«" 16.

12
J. P r ą d z y ń s k i, Czterej ostatni wodzowie polscy przed sądem historii, t. II,
Warszawa 1907, s. 44.
13
O s t e n, op. cit., s. 27.
14
M. Mochnacki, Powstanie narodu polskiego w r. 1830 i 1831, wyd. 2, Wrocław 1850, t.
I, s. 189.
15
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 352—353.
16
M o c h n a c k i. op. cit., t. II, s. 203
59

O patriotyzmie Chłopickiego świadczy też jego obsesja, że jeśli


pokona go Dybicz, zostanie oskarżony przez rodaków o zdradę, tak
jak Kościuszko i Poniatowski. Po złożeniu dyktatury proszony o rady
W kwestiach wojskowych z goryczą stwierdzał: „Nazywają mnie
zdrajcą, a od zdrajcy rada nie dobra"17. Ta obsesja zdrady
bynajmniej nie pasuje do wizerunku rzekomego kondotiera, dla
którego przy braku patriotyzmu byłoby to obojętne, ani rzekomego
wiernego sługi Mikołaja I, który to sługa wzdrygałby się na samą
myśl o podniesieniu broni na wojsko swego władcy. Wręcz
przeciwnie Chłopicki od razu po złożeniu dyktatury gotów był
przeciw tej armii walczyć: „jako żołnierz wezmę karabin w rękę, bić
się będę jak każą" 18.
Jest charakterystyczne, że przy całej apodyktyczności
Chłopickiego uważał on naród za właściwego suwerena, któremu
mimo wszystko gotów się był ostatecznie podporządkować, „wola
narodu była dla niego ponad wszystko wyższą"19. Pierwszą swą
dyktaturę brutalnie narzucił rządowi, ale odwoływał się do aprobaty
ludu, wojska i sejmu. „Ogłosiwszy się dyktatorem [publicznie na placu
Broni] zapytywał wokoło siebie: »Czy lud i wojsko na to zezwala?«.
Powszechny okrzyk: »Niech żyje dyktator!« rozległ się"20.
Dyktaturę swą widział we współpracy z sejmem, przy jakiejś jego
aprobacie. Gdy wystąpienia sejmowe z 18 grudnia stanowiły
nieformalne votum nieufności dla jego polityki układów, Chłopicki,
chociaż nie musiał, od razu się temu podporządkował i jeszcze w
nocy z 18 na 19 grudnia złożył dyktaturę. Okazuje się, że nie był to
tylko impuls.
17
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 104, 116, 276; zob. też W. Zajewski, Walki
wewnętrzne ugrupowań politycznych w powstaniu listopadowym 1830—1831, Gdańsk
1967, s. 83; Z a m o y s k i , op. cit., t.II s.82;W. Z w i e r k o w s k i , Rys powstań
walki i działań Polaków 1830 i 1831 r. ... Przygotował W. Lewandowski, Warszawa
1973,
18
D. C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, cz. II, Poznań 1899, s. 12.
19
B a r z y k o w s k i, op. cit., t. II, s. 100—106, 114—115.
20
M o c h n a c k i , op. cit., t. III, s. 198—203, 263; t. IV, s. 4—5, 84—85, 90—101,
115—121.
60

Chłopicki już poprzednio starannie się przygotowywał do złożenia


dyktatury w ręce reprezentacji narodu. 17 grudnia ułożył szczegółową
— wydaną przez Pawłowskiego — instrukcję dla grup osłonowych
wysuniętych na szosę brzeską i kowieńską, aby jego ewentualni
następcy mieli gotowy plan. Wynika to ze zreferowania tej kwestii
przedstawicielom sejmu 19 grudnia, już po złożeniu dyktatury. Gdy
znów przyjął dyktaturę z woli sejmu, zawsze był gotów do jej złożenia.
Zaufanie narodu stanowiło dlań podstawę sprawowania władzy. Kiedy 7
stycznia 1831 r. doszło do zatargu między nim a Radą Narodową o to,
czy prowadzić dalej rokowania z Mikołajem I czy nie, oświadczył, że
„chodzi o byt narodu'", wobec tego „sam naród niech stanowi o swym
losie'" poprzez sejm, a „nam pozostanie tylko zastosować się do
objawionej przez niego woli'". 16 stycznia w czasie narady z delegacją
sejmową chciał złożyć dyktaturę, bo uważał, że „tytuły mnie tam dane
[w liście sekretarza stanu z Królestwa przekazującym wolę Mikołaja I],
podziękowania oświadczone nie pozwalają mnie władzy swej dalej
sprawować, bo mogą one osłabić zaufanie narodu do mojej osoby, a bez.
zaufania na czele narodu pozostać nie można”21. 18 stycznia
rzeczywiście to zrobił.
Tak się złożyło, że Chłopicki nie był dobrze przygotowany do roli
wodza wojsk powstańczych.
Chodziły słuchy, że dzieł wojskowych nie czytywał. Nie było to
prawdą. Wiemy, że „przy ogniach obozowych czytał książki”22. Mamy
konkretną informację, że w roku 1801 chciał bezskutecznie pożyczyć od
Dąbrowskiego broszurę Kościuszki — Pawlikowskiego Czy Polacy
wybić się mogą na niepodległość. Wiarygodnie wygląda wiadomość
Zwierkowskiego, że po wzięciu dymisji Chłopicki wolał raczej inne
zajęcia niż książki, ale gdy się zgrał, musiał pozostawać w domu,
wówczas niejako z konieczności „dopiero ucieczka do książek, planów
opisów bitew, historii kampanii i strategii [tj. prac teoretycznych z

21
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 104, 114—115.
22
Tamże, t. I, s. 413, 415.
61

zakresu sztuki wojennej] miejsce miewała" . Wówczas jednak


niejednokrotnie te studia wciągały mocno generała „i często nie można
było oderwać czytającego od pracy" 23. Na pewno jednak literatura
wojskowa nie była dlań w takim stopniu fundamentem jego sztuki
dowodzenia jak dla Prądzyńskiego, najmocniej na nią oddziałało
niewątpliwie własne doświadczenie.
Ta jednak cała przeszłość wojskowa Chłopickiego skłaniała go do
jak największej nieufności w stosunku do powstańczej,
improwizowanej armii. Ten zawodowy żołnierz często oglądał, jak
bez większego trudu jego weteranom z legii włoskiej czy
nadwiślańskiej udawało się rozpędzić przeważających liczebnie
powstańców włoskich czy gerylasów hiszpańskich, czasem nawet nie
kulą, ale samym bagnetem. W tych długich latach nabrał pogardy dla
wszelkiego typu ruchawki, dla oddziałów improwizowanych.
Dla Chłopickiego, doświadczonego dowódcy niewielkich
zgrupowań, istota wojny koncentrowała się niemal wyłącznie w
bitwie. Nie sprawował on dowództwa wyższego rzędu. Tam, w sztabie
korpusu czy armii, okazywało się, że tych stale zwycięskich własnych
pułków czy brygad nie ma tyle, aby utrzymać w spokoju i
posłuszeństwie podbity kraj, bo pożar powstania ugaszony w jednym
miejscu wybuchał w drugim. Na tym wyższym szczeblu trzeba było
pamiętać, że raz po raz partyzanci zagarniają transporty z bronią,
amunicją, żywnością, że giną kurierzy z ważnymi wiadomościami.
W wojsku powstania kościuszkowskiego znalazł się Chłopicki w
ostatnich tygodniach jego istnienia. Nie oglądał, jak chłopi wczoraj
oderwani od pługa brali pod Racławicami armaty. Nie oglądał
Chłopicki z bliska, jak Dąbrowski w ciągu kilku tygodni roku 1806
wyczarował niemal dosłownie z niczego kilkudziesięciotysięczne

23
Z w i e r k o w s k i , op. cit., s. 40; zob. też P a c h o ń s k i , Legiony, t. IV, s. 153;
P r ą d z y ń s k i , Czterej ostatni wodzowie, t. II, s. 44; K. Kołaczkowski,
Wspomnienia, ks. IV, Kraków 1901, s. 15.
62

wojsko, złożone w lwiej mierze z żołnierzy, którzy niewiele więcej


umieli niż ,.nabić i zabić". Okazało się jednak, że ten świeży żołnierz
umiejętnie prowadzony ,,pod Gdańskiem, pod Frydlądem spełniał swój
żołnierski obowiązek wcale nie najgorzej 24 .
Chłopicki" „dalekim był od wszelkich uniesień", „wszystko
redukował do cyfr i liczb, do sił i zapasów, przyczyn i skutków, gdzie
większość w rachunku, wypadała, w to tylko wierzył" 25. Rachunek sił
Królestwa Polskiego i imperium Mikołaja I wypadał niepomyślnie.
Dokonał go w sposób bezwzględny Chłopicki w nocy 29 listopada
1830 r.: „Marzyć o walce z Rosja, która trzemakroć sto tysiącami
wojska zalać nas może, gdy my ledwie pięćdziesiąt tysięcy mieć
możemy, jest pomysłem głów, którym piątej klepki brakuje"26.
Argument ten powtarzał Chłopicki odtąd bardzo często. Uważając, że
nie mamy szans w walce z Rosją, już 10 grudnia 1830 r., wkrótce po
objęciu dyktatury, rozpoczął układy.
Niewątpliwie były szanse rozbicia w Królestwie grupy
Konstantego, nie zmieniałoby to jednak w bardziej zdecydowany
sposób stosunku sił polskich i rosyjskich, a przekreślałoby szanse na
układy. Powodzenie planu Chrzanowskiego z 7 grudnia 1830 r. —
odjęcia w końcu grudnia działań zaczepnych przeciw odosobnionemu
VI korpusowi rosyjskiemu, mogłoby zmienić ten stosunek sił, tylko, że
były małe szanse na to, że projekt ten się powiedzie. Prosty
odwrót Rosena, nakazany przez cara już 12 grudnia, w kierunku
nadciągającego I korpusu stawiał naszą armię w obliczu znacznej
przewagi przeciwnika. Same wielkie wysiłki marszowe w ciężkich
warunkach zimowych mogły poważnie zużyć nasze stare wojsko, tak
więc już racje wojskowe nakazywały odrzucenie tego planu 27.

24
T o k a r z , Rozprawy, t. II, s. 271, 275.
25
B a r z y k o w s k i, op. cit., t. I, s. 4—15.
26 T o k a r z , Noc listopadowa, s. 162.
27 W ocenie planu Chrzanowskiego z 7 XII szedłem przede wszy-
63

Chłopicki żył 83 lata, w ciągu tego czasu jako polityk działał przez
równo pięćdziesiąt dni: od 30 listopada 1830 r. — od wejścia w skład
Rady Administracyjnej, do 18 stycznia 1831 r. — do złożenia drugiej
dyktatury. Ani przedtem, ani potem nie prowadził działalności
politycznej. Zajął się nią zmuszony do tego przez społeczeństwo. Gdy
odebrało mu ono votum zaufania, złożył urząd. Zajął się polityką
zupełnie do niej nie przygotowany, z dużą dozą prostolinijności i
naiwności, z wojskowym zamiłowaniem do porządku, do dyscypliny.
Od razu odniósł się Chłopicki podejrzliwie do spiskowców,
powstańców, burzących zastany porządek społeczny. Zaraz na
początku kariery politycznej napotkał wytrawnego gracza, ministra
skarbu Ksawerego Lubeckiego, który go z miejsca omamił, jak
zresztą i wielu innych.
Świadomość dysproporcji sił i środków Królestwa oraz imperium
Mikołaja I nie ograniczała się do Chłopickiego. Posiadała ją zapewne
nawet i lewica powstania, dlatego też udało się Lubeckiemu przekonać
„nawet najtęższych klubi->tów i swoich oponentów [z Lelewelem na
czele], że rokowania nie są niczym zdrożnym" 28 i że na tej drodze uda
się wiele osiągnąć. Wysłannicy Chłopickiego do cara (Lubecki

stkim za W. T o k a r z e m (Zarys historii wojny polsko-rosyjskiej roku 1831, Warszawa


1922, s. 98—101, Wojna polsko-rosyjska, s. 221; zob. też Pr ą dzy ń ski, Pamiętniki, t.
I, s. 350—353, B a r z y - k o w s k i, t. II, s. 44—54). Obrona planu Chrzanowskiego przez
M. K u k i e l a (Powstanie listopadowe przed sądem historii, „Przegląd Współczesny'"
1930, t. 35, s: 331—332) jest zbyt ogólnikową, natomiast obrona przez Cz. Blocha
(Generał Wojciech Chrzanowski jako dowódca i twórca planów operacyjnych w wojnie
polsko-rosyjskiej 1830—1831, SMHW, Warszawa 1961, t. VII, cz. 2, s. 170— 183) nie
uwzględnia, że VI korpus zapewne by się cofał. Przekonują natomiast argumenty obu tych
autorów — wbrew Kozolubskiemu i Tokarzowi — za istnieniem tego planu.
28
Z a j e w s k i, op. cit., s. 47—51; zob. też Mochnacki, op. cit., t. III, s. 214—
220. Niejasne są dla -mnie zastrzeżenia Zalewskiego co do dawnego ujęcia wpływów
Lubeckiego na Chłopickiego," „naiwnego generała" (Mochnacki, Bortnowski), choć
zgadzam się, że dyktator nie był biernym narzędziem w rękach ministra, ale także sam z
siebie był usposobiony wrogo do „podżegaczy i wichrzycieli".
64

i Jezierski) wyprawieni 10 grudnia 1830 r. wieźli m.in. takie postulaty,


aby konstytucja była szczerze i zupełnie wykonywaną, niewprowadzania
wojsk rosyjskich do Królestwa, podkreślając, że naród „gotów jest
poświęcić wszystko dla sprawy najsłuszniejszej, jaką jest
niepodległość"29, co jednak nie miało oznaczać zerwania związku z
Mikołajem I. Domagano się również przyłączenia prowincji zabranych
do Królestwa, aczkolwiek Chłopicki przeciwstawiał się, uważając to za
niemożliwe. Wypowiedzi generała wskazują, że szczerze wierzył w
realizację innych żądań, uważając, że car znajduje się w sytuacji
przymusowej i musi się zgodzić na polskie postulaty. Zamierzał zażądać
od Mikołaja jako rękojmi konstytucji pozwolenia na „zaprowadzenia
organizacji rezerw na wzór obrony krajowej pruskiej” 30, co stwarzałoby
„środki odzyskania naszej niepodległości". Liczył się jednocześnie z
możliwością, że układy zawiodą, „wtedy raczej zginę, niżelibym miał się
zdać na jego [cara] łaskę, po neapolitańsku nie skończymy" 31. Dla
starego żołnierza najbardziej bowiem haniebnym wydarzeniem była
klęska rewolucji. neapolitańskiej w 1820 r., kiedy to armia powstańcza
nie stawiwszy poważniejszego oporu Austriakom poszła niemal od razu
w rozsypkę, tego chciał bezwzględnie uniknąć. „Dla ocalenia honoru
wojskowego [...] trzeba [...] na placu kilka tysięcy trupa zostawić" 32.
Rozpoczęcie jednak układów przez prostolinijnego żołnierza, jakim
był Chłopicki, oznaczało oddanie palca diabłu, który od razu zagarniał
całą rękę. Chłopicki decydując się na układy sądził, że wszelkie
zbrojenia utrudnią mu rokowania z carem i jeśli mógł, to je
wstrzymywał. Z drugiej jednak strony początkowo nie w pełni wierzył w

29
Dyaryusz sejmu z r. 1830—1831. Wyd. M. Rostworowski, t. 1, Kraków 1907, s.
180—182, 202—205. Zob. też W. Tokarz, Polska w latach 1815—1831, w: Polska, jej dzieje i
kultura, t. III, Warszawa [1932], s. 157.; Mochnacki, op. cit., t. IV, s. 29—34;
Barzykowski, op. cit., t. I, s. 433—434.
30
C h ł a p o w s k i, op. cit., t. II, s. 5—6.
31
M o c h n a c k i, op. cit., t. IV, s. 29—34.
32
Barzykowski, op. cit., t. II, s. 61, 103—104, 287.
65

skuteczność rokowań, „często się wahał", „przewidywał wojnę


nieuchronną” 33, że Mikołaj otrzymawszy wiadomość o powstaniu
rozpocznie od razu działania. Dlatego też, „acz jedną ręką [...] listy do
cesarza gotował, drugą rozkładał mapy, o planach wojny mówił” 34.
Gdy wkraczał w dziedzinę konkretnych projektów działań, opuszczał go
często pesymizm, dostrzegał szanse na sukces. Kruszewski zanotował,
jak się zdaje dla okresu przed 18 grudnia 1830 r., iż dyktator „kilka razy
wymówił, że od wygrania pierwszej batalii wszystko zależy, a tego był
prawie pewnym” 35. Kilkakrotnie przed 17 grudnia wobec Lelewela
dopuszczał Chłopicki możliwość zwycięstwa. W rozmowie z
Barzykowskim, w kilka dni po 20 grudnia, twierdził, że „w
pięćdziesiąt tysięcy dobrego żołnierza, jeżeli fortuna posłuży, będę
mógł [...] na rozdzielonego [przeciwnika] niespodziewanie uderzyć i tak
zwycięstwo otrzymać" 36 . 13(?) stycznia 1831 r. mówił, że się „wykropi
porządnie parę razy z Moskalami, da im poznać rękę polską” 37 .
Dla bardziej pesymistycznych nastrojów charakterystyczna będzie tu
rozmowa z Chłapowskim rozpoczęta oświadczeniem o projektowanej
bitwie pod Warszawą, w której „umrzemy z honorem". Analizując
możliwości jej stoczenia, dostrzegał jednak szanse polskiego sukcesu:
konieczność podziału armii rosyjskiej w czasie przeprawy przez
Wisłę, możliwość wsparcia działań polskich w razie obrony Warszawy
przez fortyfikacje. Około 9 grudnia doszły do Chłopickiego
wiadomości o zamiarach zaczepnych Rosjan, rozpoczął więc
tworzenie osłony na szosach brzeskiej i kowieńskiej, stopniowo ją
rozbudowując, 19 grudnia zreferował swą koncepcję działań
przedstawicielom sejmu. „Wpadając przy tym w coraz większą i
pogodną żywość zaczął opowiadać, jak przyjdzie zastawić się
nieprzyjacielowi, jeśli zechce masą lub na wielu punktach uderzać,
jaka jest pewność pokonania go” 38.

33
K r u s z e w s k i , op. cit., s. 23—25.
34
B a r z y k o w s k i, op. cit.,. t. I, s.' 458—459.
35
Kruszewski, l.c.
36
Barzykowski, op. cit., t. II, s. 11.
37
Z w i e r k o w s k i, op. cit., s. 74, 103.
66

Mikołaj początkowo ze względu na położenie Konstantego przed


opuszczeniem Królestwa, na słabość sił rosyjskich w prowincjach
zabranych stwarzał pozory, że dąży do pokojowego rozstrzygnięcia
zatargu. 16 grudnia przybył do Warszawy adiutant cara płk Józef Hauke
z sugestiami?, zapewnieniami?, że Mikołaj ,,nie chce w żadne
nieporozumienia i zatargi z narodem polskim wchodzić" 39 . 20 grudnia
ppor. Władysław Zamoyski wysłany cztery dni wcześniej przez
Chłopickiego do Rosena, dowódcy VI korpusu, z wezwaniem do
wstrzymania działań wojennych do czasu „otrzymania nowych rozkazów
z Petersburga" przywiózł oświadczenie tego generała, że nie wie „o
stanie wojny pomiędzy Rosją i Królestwem" 40. Chłopicki naiwnie
uwierzył w możność porozumienia się. Tymczasem jednak powrót
posłów opóźniał się i nie otrzymywano od nich wiadomości, gdy w
okresie świąt do Warszawy dotarł manifest carski do Polaków z 17
grudnia sprowadzający się do: „Złóżcie broń i czekajcie moich
rozkazów" 41. „Wszystko to czyniło go [Chłopickiego] niespokojnym" 42,
zwłaszcza że uważał się „związanym do nieczynności, którą czuł, że
zgubną była" 43. Według Barzykowskiego w takich okresach niepokoju
Chłopicki brał się do przygotowywania, planów wojennych. Ubocznym
celem misji Tadeusza Wyleżyńskiego wysłanego 21 grudnia do
Petersburga miało być zebranie informacji o rosyjskich
przygotowaniach wojennych. Według Kruszewskiego Chłopicki nawet
„kilka razy" chciał już „uważać układy za zerwane", „dał rozkaz,, aby
konie wierzchowe i adiutantów jego do poprzednich straży wojska
posłać, to znowu odłożył do kilku dni" 44.

38
J. Lelewel, Dzieła, t. I, Warszawa 1957, s. 226, 229—230; Chłapowski, op. cit.,
t. II, s. 10—11.
39
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. I, s. 459.
40
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 66, 124, 136.
41
T e n ż e, Polska w latach 1815—1831, j.w., s. 158.
42
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 13, 61, 43
43
K r u s z e w s k i, op. cit., s. 23—25,
67

Działo się to gdzieś na przełomie grudnia i stycznia. Rzeczywiście, w


początkach stycznia (3—5 I) krystalizuje się koncepcja dyktatora
powiększania armii do 120 000 45.
Mimo jednak pewnego zaniepokojenia jak grom z jasnego nieba
musiał spaść na Chłopickiego przyjazd 7 stycznia z Petersburga jego
wysłannika płk. Wyleżyńskiego z żądaniem cara zdania się na łaskę i
niełaskę. Poprzedził on o kilka dni przyjazd 13 stycznia Jana
Jezierskiego z listami od sekretarza stanu Królestwa Stefana
Grabowskiego z wezwaniem do Chłopickiego, by wykonał
zarządzenia w sprawie poddania się Królestwa. Obudziło to oburzenie
Chłopickiego przede wszystkim dlatego, że wzięto go za wiernego słu-
gę cara. Według wspomnień Chłapowskiego tak dyktator przyjął
pismo Wołkońskiego podyktowane mu przez cara. Znajdowało się w
nim m.in. podziękowanie za utrzymywanie porządku w kraju. „Na ten
list tak się Chłopicki rozgniewał, że go ze złością rzucił na ziemię,
mówiąc: »Co on [car] sobie myśli? że ja dla niego, nie dla mego kraju
porządek utrzymuję. Kpię ja z cesarza!« I jakby ten wyraz nie dość
jeszcze mocnym mu się wydawał, dodał: »I z cesarzowej!« Podniósł
list i rzucił w piec otwarty" 46
Jednocześnie uświadomił sobie Chłopicki, jeśli nie w całości, to w
dużej mierze, swoje błędy. Oto postawił kraj z nieznacznie tylko
powiększonym wojskiem (37 000, jak będzie podawał) w obliczu
najazdu przeważającego przeciwnika (oceni go z pewną przesadą na
150 000). Nasuwało się pytanie, co w tej sytuacji robić. Widać

44
Tamże.
45
Z a j e w s k i, op. cit., s. 66; Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 133—135; T.
Wyle ż y ń ski, Szesnaście dni z mego życia, czyli relacja z podróży do Petersburga
podczas rewolucji polskiej z roku 1830—1831, „Biblioteka Warszawska" 1903, t. 1, s. 225;
Zwierkowski, op. cit., s. 71, 74, 94. Barzykowski (op. cit., t. II, s. 12—14) podaje, że
projekt Najwyższej Rady Narodowej powiększenia armii do 100 000 zatwierdził Chłopicki 27
XII 1830, gdy wg pisma Chłopickiego z 511831, wyznaczającego etat armii na 120 000, była
to odpowiedź na zapytanie Rady z 41 o projektowaną liczbę wojska.
46
Chłapowski, op, cit., t. II, s. 14—15.
68

wyraźnie, że Chłopicki zupełnie się tu zagubił, bo jednocześnie podjął


działalność w dwóch rozbieżnych kierunkach. Tak przystąpił — niestety
o wiele za późno — do pełnej mobilizacji kraju. W ciągu tygodnia
(8—1411831) zrobił tu znacznie więcej niż w ciągu poprzednich pięciu
tygodni swej dyktatury. Wyszły zarządzenia: 8 stycznia o odlewaniu
dział, 9 o zniesieniu regimentarzy i zastąpieniu ich generałami, 10 o
formowaniu nowych pułków piechoty, 13 o nagrodach dla dostawców
broni, 14 o utworzeniu Komisji Potrzeb Wojska.
„Sam [Chłopicki] rozkładał mapy, zwoływał rady wojenne, plany
operacyjne obmyślał" 47. Istotnie, gdy 9 stycznia nadeszła do Warszawy
wiadomość o rzekomym wkroczeniu Rosjan do Królestwa,
Chłopicki instrukcją z 10 stycznia wprowadził poprawki do swych
zarządzeń z 17 grudnia o działaniach grup osłonowych. Miał teraz
zapewne świadomość, że dokonuje tego stanowczo za późno, że mimo
największych wysiłków nie odrobi w pełni straconego czasu. Toteż
chciał szukać również ocalenia i w układach. Naiwnie sądził, że jakimś
wyjściem w tej trudnej sytuacji wobec żądania Mikołaja I
bezwarunkowej kapitulacji może być zwrócenie się do Prus o mediację,
że dzięki temu można będzie uzyskać jakieś gwarancje.
Ostro stawiał Chłopicki sprawę układów, jako jedynego wyjścia w
tej sytuacji, na posiedzeniu Rady Najwyższej Narodowej już 7
stycznia, potem 16 przed deputacją sejmową i 17 w piśmie do niej. Gdy
tak miotał się wśród sprzecznych koncepcji: walczyć, czy prowadzić
układy, czuł zapewne dobitnie, że wziął na swe barki ciężar, do którego
dźwigania okazał się za słaby, że zawiódł zaufanie narodu, rozbrajając
go w obliczu najazdu. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji wydawała
mu się zapewne rezygnacja z władzy, która go przerosła. Jest
zastanawiające, że upierając się przy swojej koncepcji układów
Chłopicki w rzeczywistości prawie wcale o nią nie walczył,

47
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 98—108, 113—118.
69

ale niemal od razu dokonywał odwrotu. Wobec różnicy zdań jego i Rady
8 stycznia Chłopicki mógł ją na mocy swej władzy rozwiązać i powołać
nową, zamiast tego odwołał się do sejmu, jako ostatniej instancji. 16
stycznia na początku spotkania z deputacją sejmową, zanim zdołała się
rozwinąć dyskusja, dyktator podawał się do dymisji rezygnując nawet z
możliwości przedstawienia swej koncepcji przed sejmem. W świetle
tego jest prawdopodobna pogłoska zanotowana przez Krukowieckiego
10 stycznia, że Chłopicki już wtedy (3 dni po przyjeździe
Wyleżyńskiego) chciał zrezygnować z dyktatury 48 .
Zrozumienie jakiejś potrzeby ekspiacji za popełnione błędy zdaje
się przebijać z niezbyt jasnych sformułowań Chłopickiego, gdy 21
lutego Czartoryski z Barzykowskim proponowali mu, by został
wodzem naczelnym. „Trzeba nowych nabyć praw i wtenczas podobny
krok będzie możliwy'". Przyrzeka, że „w przyszłej batalii [...] ja
dowodzić będę, a jeżeli [...] zwycięstwo odniosę, wtenczas nabędę
nowego prawa i [...] ogłoszę się wodzem" 49. Wkrótce po 18 stycznia
zgodził się zostać doradcą nowego wodza naczelnego Michała
Radziwiłła. Okazał się doradcą mocno zmiennym. To „o niczym
radzić nie chciał, myśl wojny odpychał". Kiedy indziej „ruchy
nieprzyjaciela śledził [...], o planach i bitwach myślał [...], o wojnie
rozprawiał". Ta zmienność nastrojów spowodowana była niewiarą w
zwycięstwo, rozdrażnieniem wywołanym określaniem go jako zdrajcy
(ugodzony tym boleśnie mawiał: „a od zdrajcy rada niedobra") 50. W
chwilach dobrego humoru zaczynał jednak wierzyć w zwycięstwo. W
miarę rozwijania się działań wojennych coraz częściej dostrzegał
możliwość sukcesu. „Im bardziej nieprzyjaciel się zbliża, tym bardziej
w Chłopickim dusza

48
Tamże, s. 106, 115; Zajewski, op. cit., s. 85—86; Tokarz, Wojna polsko-
rosyjska, s. 95 i 137; Mochnaeki, op. cit.,t. IV, s. 183—203; Źródła do dziejów
wojny, t. I, s. 133—148, 154—157, 161—164, 169—171.
49
B a r z y k o w s k i, op. cit., t. II, s. 353.
50
Tamże, s. 276, 286—287.
70

rośnie i pewno on nas będzie w bitwie prowadził" — pisał [15] lutego


Karol Turno 51 . Jak gdyby stopniowo armia Dybicza z mitycznych
pogromców Napoleona zmieniała mu się w realnych żołnierzy z krwi i
kości, których można pokonać. 12 lutego twierdził, że jeśli Dybicz
podejdzie pod Serock, to „dopiero mu skórę wylatam" 52. Stopniowo
również nabierał zaufania do żołnierzy. 18 lutego pod Okuniewem
przyglądał się odwrotowi dywizji Skrzyneckiego. „Odwracając się do
nas [adiutantów] rzekł: »Nigdy nie widziałem wojska francuskiego rej-
terującego w takim porządku przed nieprzyjacielem«" 53. 21 lutego, po
Wawrze, tak mówił: „żołnierz nasz chociaż młody, ale dobrze się bił,
dał dowody męstwa i wytrwania w boju" 54. Zaraz po bitwie
grochowskiej opowiadał Chłapowskiemu: „Nie miałem dość zaufania
do wojska naszego — tak szło na bagnety, że można było wszystko
pobić [...], Nie miałem wyobrażenia, że żołnierze, którzy jeszcze na
wojnie nie byli, tak pójdą". 21 lutego był pewien zwycięstwa nad
Dybiczem, dwukrotnie o tym wspominał w rozmowie z
Barzykowskim: „Pobiję go [...]pędzić będę" aż do Brześcia. 25 lutego,
niedługo przed zranieniem, mówił do Barzykowskiego i sztabu:
„później mam nadzieję, iż i zwycięstwo będzie przy nas". W kilka lat
potem wspominał Prądzyńskiemu, że „przekonany był o wygraniu bit-
wy" pod Grochowem, że przygotowywane przezeń przeciwuderzenie
„miało niewątpliwie złamać armię rosyjską" 55.
Chłopicki i rząd z ks. Adamem Czartoryskim na czele, który objął
władzę po odejściu dyktatora, były to czynniki zbyt konserwatywne,
aby mogły się zdecydować na użycie szerszych mas ludowych w
działaniach wojennych na miarę choćby roku 1794. Wymagałoby to od
przywódców powstania radykalizmu, jakiejś wiary w lud.
Jednocześnie trzeba byłoby starać się pozyskać chłopów przez

51
Z a m o y s k i , op. cit., t. II, s. 110.
52
Mierosławski, op. cit., t. I, s. 152.
53
Kruszewski, op. cit., s. 39.
54
Barzykowski, op. cit., t. U, s. 350.
55
Tamże; Pr ą dzy ń ski, Pamiętniki, t. I, s. 236—237; C h ł a p o w s k i , op. cit., t. II, s.29.
71

polepszenie ich położenia, co najmniej na miarę Uniwersału


Połanieckiego, Owe improwizowane siły zbrojne mogłyby na wzór roku
1794 wiązać skutecznie samą swą obecnością lub demonstracjami
zbrojnymi znaczne siły przeciwnika na drugorzędnych kierunkach. W
pewnych wypadkach mogłyby one odegrać istotną rolę i w walnych
bitwach, jak w roku 1794 pod Racławicami, Szczekocinami czy w obronie
Warszawy. Wiele wskazuje na to, że wydatniejsze użycie sił
improwizowanych zaważyłoby istotnie na korzyść dla strony polskiej na
przebiegu kampanii 1831 r.

NAPOLEOŃSKA SZTUKA WOJENNA

Sztuka wojenna u obu przeciwników oparta była na systemie


dywizyjnym rozpowszechnionym u schyłku XVIII w., którego
szczytowe osiągnięcie stanowi sztuka dowódcza Napoleona.
Zasadniczym elementem tego systemu była siła oporu dywizji piechoty
(zwykle 6000—12 000 żołnierzy i do 40 dział), pozwalająca jej
samodzielnie przez pewien czas, nie narażając się na rozbicie, stawić
czoło nawet znacznie przeważającemu nieprzyjacielowi. Podstawą tego
była siła ognia artylerii i piechoty. Powiększa je ruchliwość dział
pozwalająca nawet 12-funtówkom poruszać się na polu bitwy dzięki
zmniejszeniu ciężaru ich luf (reformy Gribeauvala i analogiczne) oraz
wprowadzenie walki tyralierskiej na większą skalę umożliwiającej
wykorzystanie lasków i zabudowań do stawiania oporu.
System dywizyjny zmienił oblicze wojny, dzięki niemu armia zamiast
posuwać się jedną drogą, jak poprzednio, posuwa się kilku, tak planując
swe działania, by owe usamodzielnione kolumny, a przynajmniej ich
większość, mogły się połączyć na polu walnej bitwy. Dawniej
przeciwnik mógł się prawie bez końca uchylać od bitwy, dowolnie wy-
kręcać w prawo, w lewo, zwodząc przeciwnika. Przy systemie
dywizyjnym jest to niemożliwe. Wiązka kolumn tworzy rodzaj nagonki.
72

Próba zboczenia w prawo czy w lewo sprawia, że nieprzyjaciel po


prostu podstawi flankę swych uchodzących sił pod uderzenie
skrzydłowych dywizji owej nagonki. Pozostaje prosty odwrót albo
przyjęcie bitwy. Bitwa przestaje być wynikiem obopólnej zgody, można
ją narzucić.
Kombinacja działań usamodzielnionych dywizji czy korpusów
umożliwia stosowanie dwóch podstawowych manewrów
napoleońskich: na tyły i po liniach wewnętrznych. Napoleoński
manewr na tyły jest to wyjście połączonymi siłami własnymi, dzięki
zaskoczeniu, na linie odwrotowe i komunikacyjne armii przeciwnika,
przecięcie, a przynajmniej silne zagrożenie połączeń nieprzyjaciela z
jego magazynami i jego krajem. „Celem tego manewru jest wywołanie
u nieprzyjaciela zamieszania niejako fizycznego [«materiel»] i
wstrząśnięcia jego morale [...]. Wstrząśnięcie moralne jest wynikiem
zagrożenia linii odwrotowych i komunikacyjnych przeciwnika'".
„Poszczególne oddziały nieprzyjacielskie na wieść o zagrożeniu ich
tyłów będą odpływać w nieporządku'". „Zamieszanie fizyczne jest
następstwem kontr-rozkazów wydawanych w armii przeciwnika, aby
[dotychczasowy] ruch zaczepny zmienić na działania odwrotowe" 56.
Manewr na tyły otwiera możliwości osaczenia i „zupełnego zniszcze-
nia przeciwnika". Rzadko Napoleon stosuje „manewr dośrodkowy
(koncentryczny) dwustronny [...] W razie powodzenia daje on
olbrzymie możliwości zniszczenia przeciwnika", ale jest skuteczny
„przy wielkiej [nad nim] przewadze sił", dlatego często go stosuje z
powodzeniem koalicja anty-napoleońska w latach 1813—1815.
Jeśli Napoleon jest słabszy od przeciwnika, to ucieka się do
manewru po liniach wewnętrznych. Jest to wykorzystanie rozdzielenia
sił nieprzyjaciela bądź wywalczenie tego podziału sił, aby działając z
położenia środkowego większością sił własnych bić kolejno siły

56
Camon, La guerre napolóonienne. Les systemes d'operation, Paris 1907, s. 354;
t e n ż e , Napoleoński system wojny, Warszawa 1927, s. 14.
73

wrogiej armii. Przez ten czas mniejsza część sił własnych wiąże, opóźnia
ruchy pozostałej grupy nieprzyjaciela, aby nie wyszła ona na tyły wojsk
własnych. Manewr ten „może być czysto zaczepny: armia napoleońska
rzuca się między rozdzielone masy przeciwnika albo rozrywa te masy".
Może być on również „obronno-zaczepny: armia napoleońska
wyczekuje w położeniu środkowym (pogotowie strategiczne), by nagle"
uderzyć „na jedną z posuwających się" części przeciwnika57.
Najświetniejsze napoleońskie działania tego typu przynoszą kampanie
roku 1796, a zwłaszcza 1814 r. toczona w warunkach dużej przewagi
nieprzyjaciela.

TWÓRCY POLSKICH PLANÓW WOJENNYCH

Chłopicki, doradca wodza naczelnego, w końcowej fazie działań


wódz naczelny de facto miał spore doświadczenie bojowe. Oto kilka
przykładów jego dowodzenia.
Walki pod Magliano (1 XII 1798) toczyły się w początkach kariery
dowódczej Chłopickiego, gdy otrzymał chyba jedną z pierwszych
samodzielnych komend. Został wysłany z 300 ludźmi tylko na
rozpoznanie, tymczasem korzystając z nocy zręcznie sprzątnął
placówki i uderzył na obóz neapolitański od tyłu rozpraszając 2600
żołnierzy. 18 czerwca 1799 r. w bitwie nad Trebbią batalion
Chłopickiego został zaatakowany przez jazdę dywizji rosyjskiej
Szwejkowskiego, sformował czworobok i ostrzeliwując się
szarżującej nań kawalerii wycofał się w porządku docierając do sił
głównych swej armii. Dąbrowski sławił go, że ,,z rozsądkiem, zimną
krwią, manewrami ratował resztę 1 legii nad Trebbią"58. W czasie
przeciwnatarcia odrzucił jakąś grupę rosyjską natarciem na bagnety,
zdobył dwa działa rosyjskie, ale utracił je w czasie przeciwuderzenia
przeciwnika. Pod Bose o (24 X 1799) batalion Chłopickiego

57
K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 300—302.
58
P a c h o ń s k i, Legiony, t. II, passim; t. IV, passim.
74

sformowany w kolumnę atakował zwycięsko kawalerię przeciwnika,


zdobył cztery działa, potem jednaka zaskoczony, został rozbity. Pod
Castel Franco (1805) Chłopicki zamknął drogę odwrotu jeździe
austriackiej, odparł dwukrotną szarżę kirasjerów, potem wysłał kpt.
Poplewskiego, by zaszedł ich od tyłu. 700 kirasjerów wziętych w
krzyżowy ogień złożyło broń.
Początkowo pułkownik, potem (od 1809) generał brygady, często
Chłopicki w wojnie hiszpańskiej sprawował dowództwo nad
samodzielnymi grupami o sile brygady, raz po raz odnosząc zwycięstwa.
Dawał wówczas istotne dowody, co jest wart jako dowódca. Pod Mallen
(8 VI 1808) ułani nadwiślańscy i Chłopicki z dwoma batalionami
oskrzydlają nieprzyjaciela, ich natarcie rozstrzyga bitwę. 24 czerwca pod
Epilą Chłopicki dowodzący samodzielnie na czele tysiąca ludzi
zuchwałym natarciem na bagnety piechoty nie oddającej ani jednego
strzału rozpędza kilka tysięcy powstańców.
Teraz przychodzą krwawe dni oblężenia Saragossy: zdobycie
klasztoru św. Józefa przez 400 żołnierzy pod wodzą Chłopickiego (2
VII) zyskujące uznanie historyka hiszpańskiego: Polacy walczyli tu ,,z
najwyższym męstwem". Miasto nie uległo jednak. 20 grudnia 1808 r.
podjęto na nowo oblężenie. 27 stycznia 1809 r. Chłopicki znowu
zdobywa klasztor Ingracia. Jak pisze Kukieł, uderzeniem „na lewo na
broniące się stanowiska hiszpańskie" zwija ich linię obrony aż po
klasztor Kapucynów biorąc 15 dział. 23 listopada 1809 r. pod Ojos
Negros Chłopicki znów samodzielnie dowodzi. Kilka kompanii
woltyżerów wysyła, by związać od czoła Hiszpanów zajmujących silną
pozycję, a parę batalionów obchodzi szyk hiszpański decydując o
zwycięstwie. W czasie oblężenia Tortozy silny wypad Hiszpanów zasko-
czył armię oblężniczą (3 VIII 1810). Uratował ją Chłopicki, na pół tylko
ubrany z prętem w ręku odebrał Hiszpanom przykopy.
Chłopicki był najwybitniejszym z ówczesnych polskich dowódców.
Zimna krew, zuchwałe męstwo to podstawowe jego cechy jako wodza.
Jego odwaga nie była ślepa, ale kierowana przez sztukę wojenną.
75

Natarcia czołowe umiał on wesprzeć manewrem oskrzydlającym.


Świetny taktyk, miał początkowo jednak pewne trudności w operowaniu
całą armią (Wawer), szybko jednak opanowane (Grochów). Plany
działań z początków kampanii 1831 r. wskazują, że Chłopicki, skromny
brygadier napoleoński, miał szerokie horyzonty, umiał uchwycić
niektóre podstawowe zasady sztuki wojennej „małego kaprala", rzecz,
na którą nie zawsze było stać nawet marszałków francuskich —
najbliższych przecież współpracowników cesarza. Brakowało mu
jednak wyrobienia operacyjnego, przy rozpracowywaniu planów
powstały niedociągnięcia, nie doceniał szczególnie rozpoznania.
Czasami gubił się w ocenie położenia, nie potrafił wypracować
koncepcji mu odpowiadających.
Dużą rolę w sztabie polskim odgrywali dwaj podpułkownicy
kwatermistrzostwa. Jeden z nich to Ignacy Prądzyński, drugi to
Wojciech Chrzanowski. Kończyli oni epopeję napoleońską jako 19-
letnie (Chrzanowski), 22-letnie pistolety. Pełna nadziei ich młodość
nie dawała się zagasić klęsce Wielkiej Armii mogącej się wydawać
jakimś nieszczęśliwym trafem. Lata pokoju, które poświęcili na
studiowanie sztuki wojennej, wnikanie w teorię zwycięstw nie całkiem
wygasiły ich młodzieńczy zapał. W początkowym okresie powstania
nawet sceptycznemu Chrzanowskiemu marzyły się wawrzyny
napoleońskie.
Teraz uzyskali możność praktycznego zastosowania tego, do czego
doszli przez piętnaście lat studiów. Od nich, od skromnych
podpułkowników miały zależeć losy armii. Z gorączkowym
pośpiechem rzucili się tworzyć plany. Po tylu latach chrzęst papieru
miał się zamienić w wojenną rzeczywistość napełnioną odgłosem
marszu batalionów, stukotem kopyt szwadronów, grzechotem salw
karabinowych, hukiem dział.
Prądzyński, urodzony w roku 1792, wstąpił do piechoty w 1806.
Głód wiedzy, chęć kształcenia się dominowały nad jego
dotychczasowym życiem. Jeszcze przed rokiem 1806 w szkołach
76

Drezna uczył się fortyfikacji i topografii. Nie zaniedbywał


kształcenia się w czasie służby, jako podoficer w Gdańsku (1808—
1809) studiuje niejako na żywo w terenie umocnienia tej twierdzy i
dzieje jej oblężenia w roku 1807. W 1809 r. został podporucznikiem
inżynierów, wziął udział w kampanii tego roku. W roku 1812 jako
adiunkt inżynierii wszedł do sztabu dywizji Dąbrowskiego, przy jego
boku przebywał również w roku 1814, a częściowo i w kampanii 1813
r. Generał, sam wysoko ceniący wiedzę wojskową, dostrzegł w
Prądzyńskim bratnią duszę i zapewne w miarę swych możliwości
podtrzymywał jego dążność do kształcenia się. Umożliwiał mu również
zdobywanie praktycznych doświadczeń w zakresie sztuki dowodzenia
powierzając dość często w roku 1812 funkcje oficera sztabowego, nie
wiążące się bynajmniej z inżynieryjną specjalnością Prądzyńskiego.
W latach dwudziestych powstały na życzenie Konstantego w
więzieniu karmelickim jego memoriały o wojnie z Austrią i Prusami.
Wybitnie uzdolniony, „natchniony prawie w położeniach trudniejszych,
zdolny wtedy naprawdę do genialnego wczucia się w sytuację stron i
wskazania wyjścia" 59, w lutym 1831 r. uczył się dopiero praktycznego
zastosowania posiadanej wiedzy teoretycznej tak na szczeblu
operacyjnym, jak i taktycznym. Na razie były to głównie pomysły zbyt
wyabstrahowane, nie liczące się z realiami rzeczywistości wojennej.
Potrzebował również zwykle sporo czasu na, wypracowanie swych
koncepcji.
Chrzanowski, urodzony w roku 1793, rozpoczął służbę w 1810 r. w
artylerii Księstwa Warszawskiego. W roku 1811 zostaje
podporucznikiem i porucznikiem, w czasie kampanii 1812 r. dostał

59
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 239. Zob. też W. M a j e w s k i, Dębe Wielkie —
Iganie, Warszawa 1969. Jest tu pierwsza szersza próba ujęcia rozwoju Prądzyńskiego jako
dowódcy wbrew zdaniu Cz. Blocha (Generał Ignacy Prądzyński 1792—1850, Warszawa
1974, s. 7—8), że książeczka ta „do stanu wiedzy o Prądzyńskim" nie wnosi nic nowego. Por.
też W. Maj e w s k i , Grochów 1831, Warszawa 1972, s. 64—65.
77

się do niewoli. „Sceptyk tej wojny [1831 r.], [...] mizantrop,


uszczypliwy i trudny w stosunkach, był — przy dużej inteligencji
twórczej — realistą pola walki" 60. Górował świeżym doświadczeniem
wojennym wyniesionym z wysokiego szczebla (sztabu 2 rosyjskiej
armii) z wojny tureckiej 1828—1829 zarówno nad Chłopickim, jak i
nad Prądzyńskim. Jego plany działań różniły się w zasadzie bardziej
realistycznym ujęciem od planów obu pozostałych oficerów, choć
czasem cechowała je zbytnia aprioryczność (obrona linii Liwca) lub
zbyt daleko idący polot fantazji (plan działań zaczepnych).
Chrzanowski i Prądzyński byli mocno skłóceni ze sobą, obaj
patrzyli z zawiścią na siebie. W początkach Królestwa Kongresowego
wydawało się, że przed świetnym, młodziutkim 22-letnim szefem
szwadronu ozdobionym Legią Honorową i Złotym Krzyżem Virtuti
Militari Prądzyńskim, przed wczorajszym adiutantem, a dzisiejszym
zaufanym wybitnego wodza — Dąbrowskiego, otwiera się
najświetniejsza kariera. Mógł Prądzyński wówczas protegować
podwładnego skromnego porucznika artylerii Chrzanowskiego. Potem
przez następne dwanaście lat Królestwa Prądzyński — spiskowiec,
aresztowany i więziony, następnie nadal podejrzany i znajdujący się w
niełasce stał na miejscu. Chrzanowski natomiast stale awansował.

60
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 239; Bloch, Wojciech Chrzanowski, s. 144—147.
NAD LIWCEM I NARWIĄ (5—12 II)

PLANY POLSKIE I WKROCZENIE DYBICZA

Chłopicki, jeszcze będąc dyktatorem, zamierzał prowadzić obronę


zaczepną na wzór napoleoński. „Liczył na to, że działania rozpoczną
się na wiosnę, gdy stan naszych dróg, rzeki i bagna utrudnią ruchy i
tak już ociężałego przeciwnika, pozbawią go przewagi [tak licznej]
artylerii i kawalerii" 1 . Zakładał, że Dybicz wejdzie dwoma
zgrupowaniami: siłami głównymi szosą brzeską, słabszymi szosą
kowieńską, dla odwrócenia uwagi Polaków od rzeczywistego kierunku
działań. Zgrupowania owe rozdzielał Bug. Około 10 stycznia
Chłopicki dostrzegł również możliwość, że przeciwnik będzie szedł
siłami głównymi starym traktem litewskim (warszawsko-bielsko-
białostockim) i przeprawi się przez Bug pod Nurem albo będzie
posuwał się jednocześnie starym traktem i szosą brzeską.
Sądził Chłopicki, że nastręczy się sposobność prowadzenia działań
z położenia wewnętrznego na wzór słynnej kampanii z roku 1814:
„działań niezwykle szybkich, niespodzianych zaskoczeń przy pomocy
bardzo sprawnego 2, a więc w przeważnej mierze starego żołnierza, a
szczególnie piechoty tak znacznie górującej swą umiejętnością

1
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 140.
2
Tamże, s. 136—137, 140.
79

manewrowania nad rosyjską i mogącej stosunkowo dobrze działać w


trudnych warunkach wiosennych.
Chłopicki zmierzał według koncepcji początkowej do natarcia na
korpus idący od Łomży, po czym zwróciłby się przeciw drugiemu
zgrupowaniu. Być może później przewidywał też uderzenie na jedną z
dwóch kolumn sił głównych Dybicza maszerujących szosą brzeską i
starym traktem warszawskim.
Stosownie do tych hipotez i zamiarów stworzył Chłopicki dwa
zgrupowania osłonowe: jedno na szosie brzeskiej, drugie na
kowieńskiej. Początkowo osłona ta składała się jedynie z jazdy, od 10
grudnia zaczęła przybywać i piechota 3.
Przyjrzyjmy się wymarszowi „czwartaków", ukaże on nam ducha,
który wówczas ożywiał wojsko:
„ Walecznych tysiąc opuszcza Warszawę,
Przysięga klęcząc: »Naszym świadkiem Bóg!
Z bagnetem w ręku pójdziem w świętą sprawę,
Śmierć hasłem naszym, niechaj zadrży wróg!«
I dobosz zagrzmiał, już sojusz zawarty,
Z panewką próżną idzie w bój pułk czwarty".
Nie jest to fantazja poety, ale fakt znany m.in. z relacji w „Kurierze
Polskim" (nr 371 z 24 XII 1890): gdy 4 pułk „udając się ku granicy
Królestwa wyszedł za Pragę [11? XII] oficerowie prosili dowódcy, aby
go zatrzymał. Co gdy nastąpiło, żołnierze, uklęknąwszy, przysięgli, iż,
przystępując do pierwszej bitwy, wysypią proch z panewek i tylko z
bagnetem w ręku uderzą na wrogów" 4. Pierwszą swą bitwę stoczyli
„czwartacy" 17 lutego pod Dobrem. Tyralierzy ich wówczas jednak
strzelali. Może się nasunąć wątpliwość, czy „czwartacy" nie złamali
3
J. K o z o l u b s k i , Strategia polska pierwszego okresu wojny 1831 r. Pamiętnik . V
Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Warszawie, Lwów 1930, s. 484; ten ż e,
Dywizja ułanów w osłonie (29X11830 —911 1831), „Bellona" 1927, t. 25, s. 70—71, 190—
191; Mierosławski, op. cit., t. I, s. 130—131; Barzykowski, op. cit., t. II, s. 62;
Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 147.
4
Wg R. Durand, Depesze z powstańczej Warszawy 1830— 1831. Przekład i
przypisy R. Bielecki, Warszawa 1980, s. 267,
80

swej przysięgi, podnosi ją jeden z nich — Kajetan Rzepecki, uczestnik


bitwy. Nie stawiają jednak tego zarzutu Rosjanie. Otóż jest
nieprawdopodobne, by przysięga mogła dotyczyć tyralierów; było
wówczas żelazną zasadą taktyczną, że do momentu
szturmu tyralierzy osłaniali swymi strzałami batalion. Przysięga mogła
się odnosić jedynie do właściwego natarcia, kiedy to niejednokrotnie
kolumny batalionów zatrzymywały się, by oddawać salwy. Starano się
ograniczać i pod Dobrem ogień tyralierów, by „tylko celni strzelcy
strzelali, reszta" natomiast tyralierów, wydzielanych przecież do
prowadzenia walki ogniem, „odpierała pojedynczymi plutonami
tyralierskimi z bagnetem w ręku po kilka razy Rosjan aż do boru" 5.
Przyjrzyjmy się ugrupowaniu polskiemu na przełomie stycznia i
lutego.
Jazdą zgrupowania stojącego na szosie kowieńskiej dowodził 47-
letni (rocznik 1783) pułkownik, po 20 lutego generał, Antoni
Jankowski, dawny szef szwadronu szwoleżerów. Kawalerię wysunięto
daleko do przodu i tak stały: pułk jazdy augustowskiej w Ostrołęce,
siły główne w Różanie (1 pułk strzelców konnych) i w pobliskim
Batogowie (3 pułk strzelców konnych, 11 km na płn. zach. od Różana
przy Sławkowie). Większa część 5 pułku strzelców konnych (b.
gwardii) oraz 1 bateria konna znajdowały się w Pułtusku wraz z
pierwszym rzutem piechoty (brygada gen. bryg. Kazimierza
Małachowskiego: 2 i 6 pułki liniowe). Być może stała tu i 1 kompania
lekka. Drugi rzut piechoty: brygada gen. bryg. Antoniego Giełguda: 1 i
5 pułki liniowe oraz 1 kompania pozycyjna zajmowały stanowiska w
Radzyminie i Nieporęcie. Jeden szwadron 5 pułku strzelców konnych
ubezpieczał w Wyszkowie. Cała ta piechota tworzyła 1 dywizję 58-
letniego (rocznik 1772) gen. dyw. Jana Krukowieckiego.

5
R. O. Spazier, Historia powstania Narodu Polskiego w 1830 i 1831, t. II, Paryż 1833, s.
33; zob. też K. Rzepecki, Pułk czwarty, 1830—1831. Szkic historyczny według ... R. W.
Rzepeckiego, Poznań 1916, s. 56, 58—60.
81

Służył on w wojsku austriackim w latach 1786—1794, od roku 1806 w


wojsku francuskim, a następnie Księstwa Warszawskiego, generał
brygady w roku 1813. Dowodził on całym zgrupowaniem na tej szosie.
Trzecie bataliony do pułków 1 i 5 liniowego dołączyły już uprzednio,
do pułku 6 dotarły 28 stycznia, a do 2 pułku 3 lutego. Przeznaczony do
dywizji Jankowskiego pułk jazdy płockiej przybył do niej po 9 lutego.
Drugie zgrupowanie wysunięto na szosę brzeską i stary trakt
(warszawsko-bielsko-białostocki). Czołowy rzut stanowiła dywizja
ułanów pod dowództwem gen. bryg. Tadeusza Suchorzewskiego, 51-
letniego (rocznik 1779) legionisty, następnie świetnego dowódcy 6
pułku ułanów z roku 1813, obecnie jednak zużytego i zachowującego
się dość dwuznacznie. Trzy pułki ułanów stały w rejonie szosy brze-
skiej, dwa znalazły się na prawym brzegu Muchawki: 2 ułanów w
Zbuczynie 15 km na południowy wschód od Siedlec, 1 — w Olędach
10 km na wschód od Siedlec, 4 pułk ułanów i 2 bateria konna w
odwodzie w Siedlcach. Traktu bielskiego strzegł 3 pułk ułanów, jego
szwadrony wysunięto na 4—6 km od Węgrowa. Przydzielony
początkowo do dywizji pułk jazdy podlaskiej odwołano rozkazem 28
stycznia na reorganizację, natomiast 1 lutego szedł do niej pułk jazdy
lubelskiej Jaraczewskiego (przybył dopiero 9 II). Przed 6 lutego
skierowano do Suchorzewskiego również pułki jazdy: kaliskie 1
(Dłuskiego) i 2 (Grodzickiego), które podporządkowano w
rzeczywistości 9 lutego, oraz sandomierski (przybył 10 II).
W odległości przemarszu dziennego za kawalerią znajdował się
czołowy rzut piechoty. 29 km za Siedlcami stał w rejonie Kałuszyna
gen. bryg. Józef Czyżewski z batalionem 4 pułku strzelców pieszych i
zapewne z 3 kompanią lekką, inny batalion tego pułku ubezpieczał od
południa stojąc w Cegłowie. Na trakty z Łukowa wysunięto 3 pułk
liniowy z brygady pułkownika, od 21 lutego generała brygady,
Franciszka Rohlanda. Inny jej pułk (7 liniowy) z 2 kompanią pozycyjną
82

stanowił drugi rzut stojący w Mińsku. Piechota ta tworzyła 2 dywizją


piechoty gen. dyw. Franciszka Żymirskiego, dowódcy całego
wschodniego zgrupowania. Kwaterował on w Kałuszynie, 5l-letni
(rocznik 1779), uczestnik powstania 1794 r., legionista, był dowódcą 13
pułku piechoty Księstwa Warszawskiego w latach 1812—1813. Do 2
dywizji należał też 4 pułk strzelców pieszych, dołączył on wraz z III
batalionem 2 pułku strzelców pieszych 8 lutego, resztę trzecich
batalionów już przedtem wcielono do pułków.
Starego traktu bielskiego strzegł batalion 4 pułku liniowego w
Dobrem (25 km na zachód od Węgrowa), bocznego traktu Nur —
Kosów — Jadów — Kobyłka — Warszawa batalion 8 pułku liniowego
w Jadowie. W drugim rzucie na starym trakcie stał drugi batalion 4
pułku liniowego z 2 kompanią lekką w Stanisławowie, na drodze
jadowskiej w Tulę dwa pozostałe bataliony 8 pułku liniowego. Piechota
ta tworzyła 3 dywizję. 3 lutego dołączył III batalion 4 pułku liniowego.
Jeszcze 6 lutego nie przybyły: pułk weteranów i 4 kompania pozycyjna.
W Tulę kwaterował dowódca dywizji, 44-letni (rocznik 1787)
pułkownik, od 6 lutego gen. bryg. Jan Skrzynecki. Służył w wojsku od
roku 1806, był szefem batalionu w latach 1813—1814, odznaczył się
pod Borodino (1812) i Arcis sur Aube (1814).
Odwód ogólny znajdował się w Warszawie i okolicy. W skład jego
wchodziła m.in. 4 dywizja piechoty 42-letniego (rocznik 1788) gen.
bryg. Piotra Szembeka, w wojsku służącego od roku 1806, w latach
1809—1813 szefa batalionu. Rozporządzał on pułkiem grenadierów
(stał wyjątkowo wraz z 4 kompanią lekką w Okuniewie), 1 i 3 pułkami
strzelców pieszych i 3 kompanią pozycyjną. Rezerwa artylerii składała
się z 5 i 6 kompanii pozycyjnych, 5 kompanii lekkiej i baterii
rakietników pieszych o ośmiu kozłach. Rozporządzano też 2 i 4 pułkami
strzelców konnych i dywizjonem karabinierów, 3 i 4 bateriami
konnymi; z sił tych, z pułków jazdy nowej formacji, z 1, 3 pułków ułanów
i 3 pułku strzelców konnych wycofanych z dywizji Jankowskiego i
83

Suchorzewskiego według projektu z 2 lutego zamierzano stworzyć trzy


dywizje kawalerii, czemu przeszkodziło rozpoczęcie działań
wojennych.
Gdy Chłopicki zrezygnował z dyktatury, wodzem naczelnym został
42-letni (rocznik 1788) ks. Michał Radziwiłł, uczestnik powstania 1794
r.; następnie służył w wojsku od 1807 r., jako generał brygady od roku
1811 miał za sobą kampanie 1812—1813, wziął dymisję w 1815 r.
Dowódca raczej mierny, został wodzem naczelnym głównie dlatego, że
sądzono, iż doradcą jego zostanie Chłopicki, na co ten się zgodził, ale
przyrzeczenie swe spełniał kapryśnie, przeważnie grał rolę
zniechęconego obserwatora, od czasu do czasu jednak wybuchał
gwałtownym gniewem. Ponieważ Radziwiłł sam nie chciał
podejmować żadnych decyzji, dużą rolę odgrywali w planowaniu
działań zaciekle się zwalczający Chrzanowski i Prądzyński.
W początkach lutego, gdy wbrew pierwotnym planom ewentualność
wcześniejszego wkroczenia Rosjan stawała się coraz pewniejsza,
Chrzanowski wystąpił z nową koncepcją działań. Projektował
skoncentrowanie całej armii nad Liwcem pod Węgrowem z
wysunięciem małych oddziałów kawalerii na szosę brzeską do Siedlec i
na kowieńską do Ostrołęki. „Jeżeli marszałek Dybicz będzie wkraczał
jedną [główną] częścią swoich sił między Bugiem a Narwią, a drugą na
Granne [— na przeprawę na Bugu], na ten czas rzucić się trzeba
będzie" na tę ostatnią, pobić ją „i resztę na słabe lody Bugu wrzucić.
Jeżeli zaś głównymi siłami ciągnąć będzie po lewej stronie Bugu,
natenczas pod Liwem przyjąć batalię, w pozycji mocnej, przez Liwiec,
rzekę błotnistą zasłonionej, do przejścia bardzo trudnej" 6, która ,,o ile
nie zamarznie, ma zaledwie parę punktów nadających się do
przeprawy". Wyparcie naszej armii z tej pozycji „nie da wyników
rozstrzygających, gdyż niedaleko za Liwem zaczynają się lasy"

6
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 284.
84

utrudniające kawalerii pościg. „Gdyby Dybicz chciał obejść stanowiska


pod Liwem", można by wówczas „natrzeć na jego flankę" 7.
Radziwiłł przyjął z pewnymi modyfikacjami ów plan
Chrzanowskiego. 5 lutego sztab główny uważał za prawie pewne, że
Dybicz ruszy na Warszawę starym traktem bielsko-warszawskim bądź
przerzuci się z niego na szosę brzeską. Tego samego dnia wydano
rozkazy koncentracji, która miała się rozpocząć 7 lutego.
Pozostawiano na dawnych stanowiskach prawie całą osłonę szosy
kowieńskiej (12 batalionów, 12—16 szwadronów, 3 baterie — w tym
1 konną). Na szosę brzeską przeznaczono osiem szwadronów (4 pułku
ułanów i pułku Krakusów, którzy w rzeczywistości nie przybyli) z
dwoma działami konnymi, wspartych dwoma, potem trzema
batalionami 4 pułku strzelców pieszych w Opolu, a w drugim rzucie
pod Mińskiem (z grupą wysuniętą pod Kałuszyn) całą rezerwę
kawalerii, do której również ściągano z dywizji czołowych 5 pułk
strzelców konnych, 1 i 3 pułki ułanów, 2 baterię konną, w sumie do 22
szwadronów starej jazdy, 28 dział konnych oraz ok. 26 szwadronów
nowej formacji, z których zapewne część przybyłaby ze znacznym
opóźnieniem. Na starym trakcie bielsko-warszawskim skupiano pod
Węgrowem i Liwem sześć (z 3 i 7 pułków liniowych), potem dziewięć
(dochodził 2 pułk strzelców pieszych) batalionów 2 dywizji z obu jej
bateriami (24 działa) i dziesięć szwadronów (2 pułku ułanów i jazdy
lubelskiej), w drugim rzucie pod Stanisławowem i na północ od niego
sześć—osiem batalionów i 12—20 dział 3 dywizji.
W nocy z 5 na 6 lutego sztab główny otrzymał informacje, że już 5
pod Drohiczynem miało się przeprawić 20 000 Rosjan, kawaleria
rosyjska idąc szosą brzeską zajęła Białą Podlaską, że inne jej grupy
przeszły dalej na południe pod Włodawą i Uściługiem. Pod
Uściługiem miał stanąć Geismar z 22 000 jazdy. O 1.00 nadeszła

7
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 142—143, 150.
85

wiadomość od Jankowskiego, że główne siły rosyjskie mają 6 lutego o


8.00 wkroczyć na teren Królestwa pod Żółtkami nad Narwią (w okolicy
Choroszczy na zachód od Białegostoku), pod Piętkowem w pobliżu
Suraża, przeprawić się przez Bug w Ciechanowcu. „Wysnuto stąd
wniosek, że gros sił rosyjskich kieruje się [międzyrzeczem Bugu i Narwi]
przez Ostrów — Wyszków na Radzymin", czyli omijając pozycje nad
Liwcem8. Znów więc wzięły górę wpływy Prądzyńskiego. Uważał on
już uprzednio, że wobec początkowej przewagi liczebnej Rosjan nie
należy przyjmować walnej, stanowczej bitwy, bo oznaczałoby to
zgubę Polski „prawie niechybną za jednym ciosem". Już 13 stycznia
wysunął on swój ogólnikowy plan, w którym zakładał „całe wojsko
regularne" „mieć w jednej masie" i pilnować poruszeń nieprzyjaciela,
„aby go za każdy popełniony błąd natychmiast ukarać" 9. „ Ostatecznie
należy cofać się za Wisłę i Narew" trzymając w swoim ręku
przedmoście Pragi i przeprawy. „Próbując forsować Wisłę Dybicz na
pewno popełni błędy" i da nam sposobność do częściowych powodzeń,
zaatakowania go bądź z boku, bądź z tyłu, bądź od czoła, a
jednocześnie nastręczy się możliwość wywołania powstań na jego
tyłach. Plan ten kładł „mniejszy nacisk na powstrzymywanie Rosjan i
korzystanie z ich błędów już na prawym brzegu Wisły, rzucając od
razu myśl wycofania się na lewy brzeg" 10.
Obecnie w myśl swego planu Prądzyński chciał unikać bardziej
stanowczych działań, zamierzając „zatrzymać przeciwnika dopiero
pod Warszawą". Jeszcze przed otrzymaniem wiadomości od
Jankowskiego, zapewne wkrótce po północy, Prądzyński uzyskał dla
dywizji Suchorzewskiego rozkaz odwrotu bez walki za zbliżeniem
się nieprzyjaciela dla grupy spod Siedlec aż do Mińska Mazowieckiego,

8
Tamże, s. 150—151; K o z o l u b s k i , Dywizja ułanów, s. 201— 202; Źródła do
dziejów wojny, t. I, s. 232—235, 237—238.
9
I. P r ą d z y ń s k i, Myśl względem prowadzenia naszej wojny z 13 I, Źródła do
dziejów) wojny, t. I, s. 165.
10
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 141—142; zob. też Barzykowski, op. cit.,
t. II, s.285.
86

dla 3 pułku ułanów z Węgrowa pod Stanisławów. Już po nadejściu raportu


Jankowskiego wstrzymano rozkazem wydanym o godzinie 2.00
koncentrację nakazaną na 7 lutego. W sztabie jednak stopniowo narastał
opór przed tak daleko idącym odwrotem. Dywizje piechoty otrzymały
jedynie rozkazy ścieśnienia swych leż bez wzmianki o odwrocie. 2 dy-
wizja Żymirskiego miała pozostawać na szosie brzeskiej (jak się zdaje
po Kałuszyn) i na trakcie Siennica — Latowicz. 3 dywizja obsadzała
trakt jadowski zajmując Tuł (8 liniowy) oraz stary trakt węgrowski (4
liniowy i 3 kompania lekka w Stanisławowie). Oparcie dla
Skrzyneckiego miała stanowić odwodowa 4 dywizja Szembeka, którą
nakazano rozłożyć między Okuniewem, Radzyminem, Jabłonną. Sto-
pniowo wpływy Chrzanowskiego coraz bardziej wzrastały.
Zaaprobowano ranne decyzje Żymirskiego stawiania oporu przez
wsparcie dywizji ułanów dwoma batalionami 4 pułku strzelców
pieszych z sześciu działami wysuniętymi do Opola (dowódca 2 dywizji
zamierzał na ich miejsce przesunąć do Kałuszyna 3 pułk liniowy z
Siennicy, 7 liniowy miał nadal pozostać w Mińsku).
Można by sądzić, że po południu wręcz nawet powrócono do
koncepcji Chrzanowskiego obrony linii Liwca. Według rozkazu
wydanego o 14.00, 3 i 7 pułki liniowe miały 7 lutego stanąć na pozycji
pod Liwem. Dla ich wsparcia zgodnie z ranną decyzją Żymirskiego
nakazano Skrzyneckiemu przesunąć jego dywizję pod Dobre (21 km od
Liwa). W rzeczywistości jednak był to kompromis między koncepcjami
skłóconych podpułkowników. W myśl owego rozkazu dla Żymirskiego
nie zamierzano stawiać twardego oporu przeciwnikowi na linii Liwca,
,,w razie silnego nieprzyjacielskiego napadu [owe pułki pod Liwem]
cofać się będą do Stanisławowa" 4 pułk strzelców pieszych
analogicznie w razie natarcia przeciwnika lub cofania się grupy liwskiej 11
miał ruszyć do Kałuszyna, a nawet do Mińska. Z rozkazu wynika, że

11
Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 236—237 nn; t. IV, s. 293, 296.
87

nieprzyjacielowi posuwającemu się traktem węgrowskim zamierzano


przeciwstawić się czołowo pod Stanisławowem przewidując tu
koncentrację brygady spod Liwa, dywizji Skrzyneckiego, brygady
Giełguda spod Radzymina oraz odwodowej dywizji Szembeka, w
sumie 30 batalionów z 38—42 rozporządzalnych. Przekazano
Żymirskiemu dowództwo nad dywizją Suchorzewskiego nie
informując go jednak o wydanym dla niej w nocy z 5 na 6 lutego
rozkazie odwrotu.

WYMARSZ NA WOJNĘ. ŻOŁNIERSKIE TRUDY

Na rozkaz wydany w nocy z 5 na 6 lutego brygada strzelecka 4


dywizji Szembeka rankiem 6 opuszczała Warszawę odchodząc pod
Okuniew. Należał do niej 1 pułk strzelców pieszych tak mocno
obecnie związany ze stolicą. On to w nocy na 3 grudnia 1830 r.
pierwszy z oddziałów rozłożonych na prowincji przybył do Warszawy
przechylając ostatecznie szalę na rzecz zwycięstwa powstania; rano
odbył się, jak wspominał Patelski, „prawdziwie tryumfalny wjazd",
przemarsz z Koszar Mirowskich. „Wszystkie ulice wiodące do
Saskiego placu zapchane były ludem; wszystkie okna domów [...]
pomimo dokuczliwego zimna, otwierały się, przystrojone w dywany i
piękne kobiety, od ust i serca witające żołnierzy. Czerwona czapka
krakowska, zatknięta na kiju, naśladować mająca frygijską czapkę dni
lipcowych [1830 r.] w Paryżu, niesiona przed koniem Szembeka
[dowódcy pułku] i muzyka grzmiąca od ucha do ucha mazurka
Dąbrowskiego, zapalały co chwila gardła do nowych okrzyków'".
Sztandary pułkowe uwieńczono bukietami kwiatów. Tłumy
„okrzykami uniesienia i radości chciały [...] rozpędzić chmury
wiszącej burzy i wyrwać z niej jasne promienie upragnionego słońca
wolności".
Odtąd pułk cieszył się dużą popularnością wśród mieszkańców
Warszawy, wielu z nich zgłosiło się doń na ochotnika, również
88

przywódcy Towarzystwa Patriotycznego: Maurycy Mochnacki, Adam


Gurowski, Aleksander Grzegorzewski.
6 lutego 1 pułk wyszedł z Koszar Aleksandryjskich na terenie
obecnej Cytadeli. Warszawiacy nie zapomnieli o swoim pułku.
„Pomimo wczesnego ranka słabo oświetlonego zimowym słońcem
[sporego mrozu] i dokuczliwego wiatru, wzruszającego śnieżne posłanie
ulic i nakrycia dachów już pod bramami naszych koszar wyczekiwały
liczne kółka znajomych i ciekawych" — pisał Patelski.
Nastroje musiały być inne niż 3 grudnia — poranka wolności.
Wiadomość o wkroczeniu armii Dybicza spadła jak grom. Jeśli w
sztabie głównym uważano, że działania wojenne rozpoczną się raczej na
wiosnę, po roztopach, to tym bardziej mieszkańcy Warszawy mogli się
łudzić nie tylko co do czasu rozpoczęcia walk, ale i co do tego, czy w
ogóle do nich dojdzie. Co wojna ze sobą niesie, dobrze wiedziano w
Królestwie, które tak często w latach 1806—1813 było jej terenem.
Teraz przychodziło toczyć walkę małemu kraikowi z wielkim imperium,
któremu w roku 1812 nie podołało pół Europy. Walka ta miała
zadecydować o losach miasta, całego Królestwa Polskiego, narodu. „Te
same masy ludu" co 3 grudnia obecnie więc „w posępnym milczeniu
żegnały odchodzące na linię bojową bataliony" 1 pułku strzelców.
„Odgłos rogów, wtórujący dźwiękowi muzyki janczarskiej, grzmiącej tak
ulubionego wówczas mazura Nasz Chłopicki, wojak dzielny, śmiały,
zabierał z sobą jak lawina, wśród pochodu rozwiniętego pułku, coraz
liczniejsze tłumy ludności stolicy wybiegające z pobliskich domów i ulic,
i wiódł je na plac ostatniego przeglądu" — Saski (obecnie Zwycięstwa).
Mieszkańcy Warszawy chcieli być ze swoimi żołnierzami w ostatnich
chwilach ich pobytu w mieście, „ażeby po raz ostatni uścisnąć dłoń
braterską, rzucić słowo pożegnania lub zachęty na drogę, z której tylko
wybrańcy szczęścia ze zdrowiem i życiem wracają", ażeby wiedzieli, że
nie będą osamotnieni, że sercem będą z nimi ci, którzy w mieście
89

pozostają. „Z wolna wśród rzewnie żegnających się tłumów, nie mniej


rozrzewnieni spływaliśmy wąską wstęgą ze spadzistej Bednarii [— ulicy
Bednarskiej] na most pontonowy". Następnie „złączywszy się na Pradze z
taborem wozów pułkowych, podążyli za 3-cim pułkiem strzelców'" i
„utonęli w śniegach na drodze wiodącej do Okuniewa" 12. Do 2 kompanii
strzeleckiej 4 pułku strzelców pieszych kwaterującej we wsi Chwatowice
dotarł w nocy z 6 na 7 lutego rozkaz wymarszu do Opola. Jeszcze było
ciemno, gdy pułk skoncentrował się w Kałuszynie. Dowódca płk Ignacy
Zawidzki „na placu [zapewne — rynku] Kałuszyńskim ” miał energiczną
przemowę do zebranego pułku i po wzniesieniu okrzyków „»Niech żyje
Polska!« ruszyliśmy ku Siedlcom'" — pisze Ignacy Radziejowski (były
uczeń 5 klasy szkoły średniej w Lublinie, teraz ochotnik, 9 stycznia
wcielony do 2 kompanii). 1 lutego ukończył 16 lat, nic więc dziwnego, że
„pierwszy marsz ze stu ładunkami w pakunku i z karabinem [wynosiło to
wraz z czakiem, ale bez munduru ok. 31,5 kg], pomimo niewygasłej
energii i najszczerszej chęci, okazał się dla mnie bardzo uciążliwym. Dla
[Marcelego] Głuskiego [kolegi szkolnego i również ochotnika] jeszcze
bardziej, bo nie był w stanie dojść do miejsca'" 13.
Dla Patelskiego, podporucznika 1 pułku! strzelców pieszych przez
ostatnie kilka lat w czasie nauki w Szkole Podchorążych Piechoty
mieszkającego w Warszawie, dopiero wymarsz ze stolicy był
wyruszeniem na wojnę. Ludwik Jabłonowski, bogaty ziemianin,
ochotnik z Galicji, obecnie kadet — podoficer 5 pułku ułanów,
doznawał tego już przed kilku tygodniami, gdy opuszczał dom
rodzinny. Inaczej więc przeżywał, gdy 10 lutego jego pułk wyjeżdżał na
wojnę. Pamięta on, że „zimno było krepkie, wicher i śnieżyca. Kurtka
hułańska wprawdzie rabatami grzała, ale płaszcz nie podszyty [...].

12
P a t e l s k i , op. cit., a. 109, 115—118.
13
T. Radziejowski, Pamiętnik powstańca I831, Wyd. W. Karbowski, Warszawa 1973, s. 72-73.
90

Zaraz po północy zatrąbiono do obrokowania i zaczęto gotować, my


[paczka Galicjan] wlecieliśmy do bliskiej w ogrodzie kawiarni".
Kończyły się Jabłonowskiemu owe dobre czasy, kiedy z kolegami jeździł
po kawiarniach albo „na obiad nie do koszar, lecz do [restauracji]
Contiego, gdzieśmy con furore rozszarpali parę banfsteków i połknęli
parę butelek mozeli". Obecnie szczególnie „Julko Potocki był w
infernalnym humorze'", bo ,.zrywał słodki morganatyczny związek z
Loursem [— właścicielem cukierni] — wprawdzie nie z nim
samym, ale z ananasowym pohezem na zimno, który po mistrzowsku
sporządzał". Z żalu opróżnił szybko swoją manierkę, ,,a teraz tak
litośnie spoglądał na moją, żem mu ją podał. Uczynił haust silny, ale się
powstrzymał. Niestety oddając mi ulubioną puścił ją na bruk [...]
rozprysła się na kawałki. Z boleścią spojrzeliśmy na pomarańczowe
kałuże rumu i pomaszerowali dalej 14.
W czasie działań wojennych trzeba było zwykle kwaterować we
wsiach, rzadziej w miasteczkach, przeważnie niewielkich, czasem pod
gołym niebem. Nie można było liczyć na obiad u Contiego czy deser u
Lourse'a, a głównie na normalną, dość zresztą obfitą rację żołnierską
składającą się z 1/2 funta mięsa (ok. 20 dkg), 1,5 funta chleba (ok. 60
dkg), słoniny lub sadła 2 łuty (ok. 2,6 dkg), kwaterki krup lub grochu
(0,24 litra), półkwaterka wódki (0,12 litra). Wojsko nie miało wówczas
kuchni polowych, otrzymany prowiant żołnierze musieli na własną rękę
ugotować. Było to pół biedy w razie zakwaterowania w domach;
gotowano po prostu w kuchni u gospodarzy. Gorzej było podczas bi-
wakowania w polu. W tym celu posiadano kociołki. W piechocie taki
kociołek wagi 12 funtów (ok. 4,9 kg) „na przemian co dwudziesty
żołnierz na pasie przez ramię nosić powinien”. W jeździe zapewne jeden
kociołek na kilkunastu wozili kolejno kawalerzyści przy siodłach.
Szumski, młody wówczas podporucznik 3 pułku ułanów, dobrze

14
L. J a b ł o n o w s k i , Pamiętniki. Oprać. K. Le w i c k i , Kraków 1963, s. 161 nn.
91

zapamiętał, kiedy to 7 (?) lutego wieczorem pod Węgrowem trzeba było


przygotować wieczerzę pod gołym niebem, gdy „rozpalono ognie” i
„wzięto się do gotowania po raz pierwszy w kociołkach. Starzy żołnierze
byli w tej sztuce mentorami, a za to młodsi musieli robić wszelką
posługę, jak starać się o drzewo, przynieść wody, która na szczęście była
w bliskości. Słowem, zaczęło się słodkie życie obozowe z całym
komfortem, bo już i oficerowie wspólny stół dzielili, a chociaż z innego
kociołka, to przecież prawie te same specjały zajadali". Wkrótce się
okazało, że nawet gotowanie w polu stanowi na wojnie luksus nie
zawsze dostępny żołnierzowi. Nadeszły potem trudne dni odwrotu, w
czasie których trzeba było zapomnieć o gotowaniu. Szumski
wspominał pod datą 18 lutego, że „już od dni pięciu wielu nas żywiło
się suchym chlebem z dodatkiem wędzonej surowej słoniny, nie mając
nic ciepłego w ustach". Na kwaterach niejednokrotnie żołnierzy
ugaszczano. 14 lutego 1 kompania strzelecka 1 pułku strzelców pie-
szych stanęła „w Guzowatce, gdzie szlachcic z wielką uprzejmością
nas przyjmował. Dzień nam na ćwiku [— grze w karty] przeszedł".
Tamże 15 lutego spędzili „ostatni wtorek zapustny. Pączki etc.
mieliśmy z łaski gospodyni" — notuje ppor. Szymon Konarski,
późniejszy emisariusz.
Z wyżywieniem u wyższych dowódców różnie bywało. Nieco
później (w marcu?) w brygadzie Chłapowskiego znalazł się płk Antoni
Kuszell. „Dał mi doskonałe śniadanie — pisze generał — i gdy dzień
się zrobił, spostrzegłem za domem karetę i brykę. Powiedziałem mu
zaraz, że [...] proszę go, aby się pozbył tych ekwipaży [...]. Tłumaczył
się cierpieniem, [...] dodawał, że kucharza i dobrze jeść potrzebuje. —
I ja zawsze mam co jeść — odrzekłem — a żadnej bryczki. Kucharz
powinien mieć wszystko na koniach, skąd i ta korzyść, że zawsze
wszystko jest na zawołanie, a powozy spóźnić się mogą”. Kuszell prosił
„na zawsze na dobrą kuchnię, a ja mu na to: — Ja cię proszę raz na
92

zawsze do siebie i będziesz miał zdrowe jedzenie — choć nie tak


wykwintne, jak twoje". „Zastawiał się pozwoleniem Umińskiego",
dowódcy korpusu, ale Chłapowski zażądał wyraźnego rozkazu, którego
Umiński „nie śmiał" wydać, bo rozkazem dziennym „ tylko dowódcom
brygady jeden powóz był dozwolonym". Przestrzegali tego w stosunku do
siebie i niektórzy wyżsi dowódcy. Gen. bryg. Tomasz Łubieński,
naówczas dowódca dywizji jazdy, w liście do ojca z 12 lutego tak opisuje
swe ekwipaże: „Mam ze sobą trzy konie wierzchowe dla siebie, dwa dla
mojej służby, bryczkę zaprzągniętą końmi księdza Tadeusza [brata
generała] z kucharzem i prowizjami" (te ostatnie przeznaczone były nie
tylko dla Łubieńskiego). „Kampania ta dużo mnie będzie kosztować, bo
mam znaczny sztab na moim stole. Jest 7 oficerów, tak, że co dzień
trzeba gotować obiad przynajmniej na 10 osób, a przy tym śniadanie i
herbatę wieczór także u mnie jadają". Jadanie u dowódców było dość
rozpowszechnione. Do kwatery ppłk. Piotra Chorzewskiego, dowódcy
4 baterii konnej, „wszyscy oficerowie — zwyczajem po bateriach
konnych — na obiad się zjeżdżali"— wspomina Stanisław Jabłonowski,
podporucznik tej baterii.
Zdarzali się oczywiście i wśród wyższych dowódców sybaryci.
Należał do nich wódz naczelny, ks. Radziwiłł. „Obiady jego były
długie, uczestnicy ich liczni. W jednym miesiącu koszt utrzymania
głównej kwatery księcia Radziwiłła wynosił 80 000, jenerała
Skrzyneckiego 16 000, Małachowskiego 5000" — oblicza Lewiński,
zapewne z niejaką przesadą. Mimo mniejszych wydatków godnym pod
tym względem następcą magnata był z pochodzenia ubogi szlachcic —
Skrzynecki. Opóźnił się pościg 1 kwietnia, bo Skrzynecki 31 marca po
bitwie pod Dębem Wielkim odjechał do Brzeziny, ponieważ „ Monsieur
Georges były kuchmistrz mego ojca [ordynata Stanisława
Zamoyskiego], a dziś przy sztabie głównym personat, zaprotestował,
gdy mu dano rozkaz przeniesienia nastawionych rondli o ćwierć mili
dalej" — wspomina Zamoyski. Kontrastują z tym obyczaje Chło-
93

pickiego. 12 lutego o 5.00 „Barzykowski zastał go przy śniadaniu


prawdziwie wojskowym: kieliszek wódki, szynka, salceson i kawałek
chleba je składały".
Nieraz wojsko musiało się rozkładać obozem w polu. „Nieprzyjemna
to jest rzecz pierwsza noc obozowa w zimie pod gołym niebem, a
zwłaszcza w miesiącu lutym — wspomina Stanisław Jabłonowski — że
nie było pod dostatkiem słomy dla koni, oficerowie i kanonierzy
zmuszeni byli spoczywać na śniegu i gołej ziemi. Tak z jednej strony
ogniska kopciły i piekły, z drugiej ciała marzły. Po ruchu całodziennym
— zmęczenie nie dozwalało tej nocy spędzić na przechadzaniu się, a dla
zimna leżenie było nieznośnem. Cóż więc było robić? Moment się leżało,
moment znowu chodziło, byle tylko noc, w tej porze nieznośnie długa, jak
najprędzej przeszła” 15.

ZWROT NAD NAREW (7-12 11)

Wieczorem, a raczej w nocy z 6 na 7 lutego, otrzymał Suchorzewski


wiadomość o wkroczeniu nieprzyjaciela 6 do Kosowa i Sterdyni (23—
28 km na płn. wsch. od Węgrowa). Opierając się na zarządzeniach
odwrotu, gdy przeciwnik się zbliży, Suchorzewski wydał rozkaz
wycofania się 7 lutego o 6.00 siedleckiej grupy ułanów. Zawiadomiony
o tym Żymirski rozkazał mu odebrać Siedlce. Suchorzewski, który
doszedł już do Boimia, nocnym marszem dotarł do miasta i zajął je 7
lutego o 7.00 po krótkiej utarczce plutonu 1 pułku ułanów, który
odrzucił słaby oddział kozaków.
Zapewne na podstawie poprzednich instrukcji Suchorzewskiego

15
P a t e l s k i , op. cit., s. 21; L. S z u m s k i , Wspomnienia o trzecim pułku ułanów byłego
wojska polskiego, Kraków 1892, s. 31 i 39; S. J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 24—25;
Ł u b i e ń s k i ,. op. cit., t. II, s. 46; C h ł a p o w s k i , op. cit., t. II, s. 33; Sz. K o n a r s k i ,
Dziennik z l. 1831—1834. Przygotowali B. Ł o p u s z a ń s k i i A. Smirnow, Wrocław
1973, s. 4; Zamoyski, op, cit.r t. II, s. 161; J. L e w i ń s k i , Jenerała... pamiętniki z 1831
r. wydane przez K. Kozłowskiego} Poznań 1895, s. 19; Barz ykowski ,. op. cit., t. II, s. 306.
94

wycofał się 7 lutego 3 pułk ułanów z Węgrowa. Fatalne


wrażenie, jakie w kraju i w wojsku uczyniło opuszczenie Siedlec bez
walki, a nawet zanim w pobliżu pojawił się nieprzyjaciel, pozwoliło
Chrzanowskiemu odzyskać niemal do reszty wpływy. 7 lutego po
południu wydano nowe dyspozycje, przygotowując obronę linii Liwca.
Przesunięto brygadę Giełguda z Radzymina do Jadowa (31 km),
obsadziła ona brzegi Liwca zapewne na wschód od Jadowa. Dywizję
Skrzyneckiego jako odwód dla brygady Rohlanda umieszczono
pomiędzy Pniewnikiem a Stanisławowem; jego czoło znajdowało się o
15 km, tj. pół dnia marszu od Węgrowa. Obie grupy 8 lutego były w
wyznaczonych im rejonach. Osłonięto ważne przeprawy przez Bug
zajmując Wyszków i Kamieńczyk (brygada Małachowskiego pod
dowództwem dywizjonera Krukowieckiego).
Żymirski wieczorem 7 lutego przybył do Liwa z brygadą Rohlanda i
rano 8 podszedł pod Węgrów zajęty wieczorem poprzedniego dnia
przez gen. Ostena-Sackena z 2 brygadą 3 dywizji ułanów, z czterema
działami artylerii konnej. Rosjanie na widok kolumny polskiej wycofali
się po krótkiej utarczce z czołowym polskim szwadronem. Następnie
Żymirski dla bliższego rozpoznania sił przeciwnika ruszył z 3 pułkiem
ułanów i jednym pułkiem piechoty za nieprzyjacielem, docierając do
Poszewki (7 km na płn. od Węgrowa), a dwa szwadrony wysyłając do
Miedznej, ale przeciwnik odskoczył aż do Kosowa (23 km od
Węgrowa). W wypadzie tym wziął udział i Chrzanowski, który tu
zapewne przyjechał dla bliższego zapoznania się z sytuacją. 16

16
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 152; K o z o 1 u b s k i, Dywizja ułanów, s.
205—208; Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 256 nn; t. IV, s. 295, 300. [Chrzanowski W.],
Chrzanowski], Zamieczanija o wojennych diejstwijach proischodiwszych w Polsze. W: Otzywy
i mnienija wojenno-naczalnikow o polskoj wojnie 1831 g; izd. F. Smittom i W.
K w i t n i c k i m , Sankt Pietierburg 1867, s. 13; P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska
1831 r.. Warszawa 1894, s. 73.
95

7 lutego postanowiono przenieść naczelne dowództwo z Warszawy


bliżej obszaru działań. Kruszewski, jeden z adiutantów naczelnego
wodza, wspominał, jak jechał tego dnia „śpiewając z Piotrem Wysockim
Cześć polskiej ziemi, cześć. Przybyliśmy wieczorem do Okuniewa do
dworu pana Jana Łubi[e]ńskiego i tam. Założyliśmy główną kwaterę.
Generał Chłopicki z pułkownikiem Prądzyńskim przyjechali za nami
pojazdem” 17. Zapewne to z nimi zabrał się i płk Karol Turno, dawny
adiutant wielkiego księcia. Nazajutrz przyjechał wódz naczelny.
7 lutego zaniepokoiły sztab działania Geismara (2 dywizja strzelców
konnych dotarła tego dnia do Radzynia). Późnym wieczorem
mianowano gen. bryg. Józefa Dwernickiego dowódcą grupy mającej
działać przeciw Geismarowi, a złożonej z czterech batalionów, z ośmiu
5 i 6 szwadronów strzelców konnych (wkrótce dodano mu też osiem 5
i 6 szwadronów ułanów), sześciu dział 3-funtowych oraz kilku nowych
dopiero formujących się pułków jazdy i strzelców pieszych Kuszlla.
Rozkaz ten Dwernicki otrzymał o 24.00 i 8 lutego wyjechał z
Warszawy do Mniszewa, miejsca koncentracji swej grupy, gdzie
przybył następnego dnia zastając tylko osiem szwadronów ułanów.
Zapewne wkrótce zorientowano się, że może upłynąć pewien czas,
zanim ta grupa będzie gotowa do działań. Prawdopodobnie więc
obawiając się wyjścia Geismara na tyły zgrupowania polskiego na
szosie brzeskiej zdecydowano się je ubezpieczyć przy pomocy
znacznej części gotowej rezerwy starej jazdy (2 i 4 pułki strzelców
konnych), jeszcze wcześnie rano 8 lutego czy może w nocy z 7 na 8
wysyłając do Cegłowa 4 pułk, a do Siennicy 2, gdzie stały one 9
lutego.
8 lutego napływały wiadomości, szczególnie od Krukowieckiego i
Jankowskiego prowadzących energicznie wywiad i rozpoznanie, z
których wynikało, że przeciwnik nie zamierza iść traktem
węgrowskim, ale że posuwa się międzyrzeczem Bugu i Narwi na

17
K r u s z e w s k i , op. cit., s. 32.
96

Łomżę, Ostrołękę, Zambrów i Ostrów. Również wypad Żymirskiego w


kierunku Kosowa stwierdzał słabość sił rosyjskich na lewym brzegu
Bugu. W tej sytuacji Prądzyński wykorzystując nieobecność rywala, który
nie wrócił jeszcze spod Węgrowa, rano 9 lutego przedstawił projekt
zwrotu nad Narew, czy to przeciwstawienia się czołowego głównym
siłom rosyjskim przy ich próbie przeprawy na prawy brzeg Narwi, czy też
wykorzystując Modlin do uderzenia na ich skrzydło w czasie marszu z
Serocka na Pragę.
Dowództwo polskie, rozbite na czworokąt wodza naczelnego i trzech
doradców: Chłopickiego, Prądzyńskiego i Chrzanowskiego, tworzyło
ociężałą machinę, raz po raz zatrzymującą się i zmieniającą kierunek
pod wpływem któregoś z owych młodszych oficerów. Barwnie to
ukazuje gen. Józef Załuski. 9 lutego wezwano go rano na naradę
wojenną u Radziwiłła. Pokój wypełniały granatowe mundury i długie
surduty mundurowe z haftami generalskimi na kołnierzach, ze złotymi i
srebrnymi szlifami i bulionami wyższych oficerów. Wśród
zgromadzonych wyróżniał się Chłopicki, będący „nie w mundurze, ale
w napoleońskiej szaraczkowej kapocie'", „siadł u rogu stołu, przy
którym, ile pamiętam — pisze Załuski — nikt inny nie siedział". „Czytał
podpułkownik Prądzyński pod oknem na lewo stojący różne
rozporządzenia i raporta". „Książę Radziwiłł stał trochę na prawo od
Prądzyńskiego i słuchał jego czytania: my obecni, a między innymi
jenerał Mroziński, szef sztabu, jenerał Morawski, staliśmy mniej więcej
po prawym boku i z tyłu księcia. Wtem, jenerał Chłopicki [...] raptem
się zrywa ze stołka, porywa furażerkę i namiętnie wbiwszy ją na głowę,
udaje się ruchem przyspieszonym ku drzwiom pokątnym i oddala się
jakby z gniewem, zatrzasnąwszy drzwi za sobą gwałtownie... Wszyscy
obecni spojrzeli po sobie zdziwieni... co to miało znaczyć?... Ja zaś [...]
rozbierałem w sobie: że widocznie Chłopicki nie podzielał zdania
czytającego Prądzyńskiego; ale pytam się: jakiż to był sposób na
97

byłego Dyktatora, objawienia swojego przeciwnego zdania? i


jakaż pomoc tego poradnika, dla naczelnego wodza?" Wobec tak
gwałtownej dezaprobaty Radziwiłł odmówił zatwierdzenia planów
Prądzyńskiego, ten jednak nie zrażony udał się za Chłopickim,
przekonał go i uzyskał od niego zgodę, co skłoniło i wodza naczelnego
do ich akceptacji. Po przerwie na obiad wznowiono obrady. Nie zjawił
się już na nich Chłopicki, natomiast wezwano Chrzanowskiego, który
właśnie przyjechał od Żymirskiego. Radziwiłł domagał się, aby
Chrzanowski wypowiedział swoje zdanie na temat zaakceptowanych
już rozkazów, które w ostatecznej wersji (zapewne poprawione po
uwagach Chłopickiego) miał odczytać Prądzyński. Chrzanowski
prawdopodobnie wściekły, że rywal uzyskał zmianę jego planów,
„odpowiedział kilkakrotnie, że skoro naczelny wódz już co postanowił",
to on może to tylko „wypełnić. Atoli po usilnym naleganiu księcia
zezwolił na jego żądanie". Po odczytaniu jednak rozkazu długo nic nie
chciał mówić. Dopiero „po wielu targach" ustąpił i zaczął krytykować
plan. Stawiał bardzo ostre zarzuty kierując je bezpośrednio do księcia.
Twierdził, że pomysł jest oparty na niedostatecznych danych, że wcale
nie jest pewne, czy Dybicz zmierza w widły Bugu i Narwi, że jest
rzeczą podstawową, by armię trzymać skupioną, dopóki nie uzyska się
dokładniejszych informacji o nieprzyjacielu. Zaletą projektów
Chłopickiego było, „że całe nasze wojsko skoncentrował [...], książę zaś
w 24 godzinach rozdzielasz wojsko na wszystkie strony", zwłaszcza że
„nie wiadomo skąd będzie jego [— nieprzyjaciela] atak" 18.
Postulaty Chrzanowskiego wywarły istotny wpływ na

18
Opis sceny w sztabie głównie na podstawie J. Z a ł u s k i e go, Wspomnienia. Oprać. A.
Palarczykowa, Kraków 1976, s. 346—348; uzupełniam go jednak i modyfikuję
opierając się na innych źródłach. Np. Załuski sugeruje, że Prądzyński nie uzyskał aprobaty
Chłopickiego, czemu przeczą: Barzykowski, op. cit., t. II, s. 305—306; Zamoyski, op.
cit., t. II, s. 106; Pr ą d z y ń s k i, Pamiętniki, t. I, s. 390—391; Tokarz, Wojna polsko-ro-
syjska, s. 157; P u z y r e w s k i , op. cit., s. 74.
98

wysłane w końcu rozkazy, zapewne dopiero wieczorem 9 lutego.


Przesunięcia były powolne. Jedynie brygada strzelecka Szembeka miała
przybyć stosunkowo szybko (10II do Serocka, 11 do Pułtuska, a jego
grenadierzy mieli tu nadejść 13, przebywając w dniach 11—13 II blisko 90
km). 11 lutego brygada Małachowskiego spod Serocka i Wyszkowa
koncentrowała się w Olbrachcicach (5 km na płd. od Pułtuska). Już jednak
czołowy pułk dywizji Skrzyneckiego miał w dniach 10—13 lutego
przesunąć się z Dobrego przez Stanisławów — Tuł — Radzymin do
Zegrza, czyli przebyć w cztery dni ok. 62 km drogami, a reszta sił Skrzy-
neckiego wysunięta przecież tylko o 10 km przed Dobre miała nadejść do
Zegrza dopiero 14 lutego. Jeszcze wolniej miała się poruszać brygada
Giełguda, która z rejonu Jadowa powinna przybyć 13 lutego do Klembowa
— Rasztowa, najkrótszą drogą przez Mokrą Wieś — Wólkę Rasztowską,
daje to 24—30 km. Grupa ta miała jednak iść 11 lutego przez Niegów i
Ślubów nad Bugiem obserwując przeprawę wyszkowską pod Rybienkiem,
niejako osłaniając zwrot armii pod Serock — Zegrze przed ewentualną
próbą uderzenia Dybicza na jej prawą flankę. Siadem Giełguda miały się
przesuwać cztery bataliony wydzielone z 2 dywizji, by stanąć wieczorem
10 lutego w Jadowie.
W ślad za piechotą przerzucano rezerwę jazdy, dywizję Łubieńskiego i
późniejszą Suchorzewskiego (10II odwołany z dywizji ułanów), jeszcze
praktycznie nie zorganizowane, tak że rozkazy wydawano poszczególnym
pułkom. Dywizje te poprzednio kierowano na szosę brzeską, a nawet na
południe od niej do Siennicy i Cegłowa (9 II Łubieński wyjechał z
Warszawy do Mińska). Na szczęście większość pułków nie stanęła jeszcze
w rejonie szosy brzeskiej. Obecnie z dywizji Suchorzewskiego 2 pułk
Mazurów przerzucano 10 lutego w okolice Zegrza, a 1 zostawiono w
Radzyminie, 2 strzelców konnych miał dopiero 12 lutego stanąć w
Grochowie. Z dywizji Łubieńskiego 5 pułk ułanów otrzymał rozkaz
przybycia wieczorem 11 lutego do Wieliszewa (w pobliżu Zegrza),
99

karabinierzy dzień wcześniej mieli stanąć na Pradze, a 4 pułk strzelców


konnych 11 w Kobyłce. Znad Liwca wycofywano 3 pułk ułanów,
kierowany do dywizji 11 lutego pod Dobre, i 2 ułanów przerzucany 13
lutego pod Stanisławów.
Praktycznie można było liczyć na zebranie całości sił grupy
nadnarwiańskiej w Zegrzu (z pewnymi wątpliwościami co do części
rezerwowej jazdy) dopiero wieczorem 14 lutego, czyli w pięć dni po
wydaniu rozkazów (brygada Giełguda miałaby 13 II jeszcze ok. 30 km
do Zegrza). Oczywiście istniały możliwości, w miarę wyjaśniania się
położenia, przyspieszenia marszu Skrzyneckiego i Giełguda, ale jakaś
strata czasu była nieunikniona.
W myśl postulatów Chrzanowskiego z narady 9 lutego mianowano
Żymirskiego dowódcą zgrupowania wschodniego (w sile 8—10
batalionów i 6—7 pułków jazdy) z rozkazem osłony Warszawy
„oglądając się na trzy główne kierunki": stary trakt bielski, szosę
brzeską i drogi prowadzące z Lubelskiego, nie zapominając przy tym o
Wyszkowie, tj. o przeprawie przez Bug pod Rybienkiem. Polecono mu
porozumiewać się i współdziałać z grupa Dwernickiego koncentrującą
się w Mniszewie (przy ujściu Pilicy do Wisły). Stosunek Dwernickiego
— podlegającego nadal dowódcy sił zbrojnych lewego brzegu Wisły
gen. Klickiemu — do Żymirskiego był niezbyt określony. Przyszły
zwycięzca spod Stoczka przechodził pod rozkazy swego partnera
jedynie „ile razy okoliczności te dwa korpusa połączą" lub „gdyby się
działania pod samą Warszawę zbliżyły" 19. Miało się to odbić ujemnie na
wynikach działań Dwernickiego.
9 lutego z jego całodziennymi naradami poprzedzającymi wydanie
rozkazów ukazał dobitnie, że niemożliwa jest współpraca skłóconych ze
sobą Chrzanowskiego i Prądzyńskiego. Niewykluczone, że przyczyniło

19
Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 254 nn; t. IV, s. 279—299; Łubieński, op.
cit., t. II, s. 43. Trasa brygady Giełguda wyznaczona na dzień 12 II budzi poważne
wątpliwości.
100

się do tego zachowanie Chrzanowskiego drażniące ambicję naczelnego


wodza. W sztabie głównym pozostał Prądzyński, a Chrzanowskiego
wysłano 10 lutego jako kwatermistrza do sztabu grupy Żymirskiego.
10—12 lutego stopniowo realizowano przyjęty plan. Kwaterę główną
11 rano, wkrótce po 9.00, przeniesiono z Okuniewa do Jabłonny, aby
znalazła się bliżej spodziewanego terenu walk. Tego dnia przybył tu już
Barzykowski, członek Rządu Narodowego. Zwrócił się doń Prądzyński
przedstawiając trudności w nakłanianiu wodza naczelnego i Chłopickiego
do podejmowania niezbędnych decyzji. „Chodzę do nich od jednego do
drugiego, nasuwani moje myśli, przedstawiam potrzebę dyspozycji, lecz
do niczego nakłonić nie mogę”.
Zapewne znów stary legionista miał swój okres „złego humoru,
jakiegoś splenu", tak częsty w tym czasie, kiedy to „na wszystko się
gniewał i dąsał, o niczem radzić nie chciał", „wszystko dla niego zdawało
się być obojętnem, nikogo i niczego słuchać nie chciał". Prądzyński
gorąco nakłaniał Barzykowskiego: „Idź do jednego i drugiego [tj. do obu
wodzów], przedstawiaj, proś, błagaj, aby z tej bezczynności wyszli", bo
czas stracony na wojnie jest niepowetowany. Barzykowski posłuchał i
udał się do Chłopickiego, namawiał go do objęcia rzeczywistego
dowództwa, a przynajmniej do faktycznego spełniania funkcji doradcy.
Podnosił, iż spodziewa się, że „wesprze [...] [wodza naczelnego] radą i
stosowne operacje przedsięweźmie". Nic z tego. Chłopicki „mówił, że
niczem nie jest, bez szlif, bez stopnia, do niczego nie należy i nic robić nie
myśli, że pozostaje w głównej kwaterze, aby być na batalii i Ledóchow-
skiemu pokazać, że nie jest »tchórzem«”. Okazało się wkrótce, że
rozmowa nie była zupełnie bezskuteczna. Chłopicki stopniowo nabierał
przekonania do podjętego 9 lutego planu zwrotu nad Narew. Następnego
dnia (12II) „o godzinie 5 rano [...] przysłał służącego do Barzykowskie-
go dając znać, że z nim chce się widzieć". „Przy wstępie zaraz rzekł,
101

iż z pułkownikiem Turno udaje się do Serocka dla objechania


tamtejszej pozycji, bo spodziewa się, iż tam do bitwy przyjść musi",
dodając, że wydał rozkazy jeździe, „aby naprzód się posunęła”20 dla
rozpoznania położenia nieprzyjaciela. Wsiadł zaraz „do pojazdu" i
wrócił dopiero późnym wieczorem do Jabłonny. „W najlepszym
humorze" opowiadał oficerom sztabu: „ wybrałem tęgą pod Serockiem
pozycję; niech się ten dureń [Dybicz] tam zbliży, dopiero mu skórę
wylatam" 21.
Uwagę Jankowskiego i Krukowieckiego przyciągał kierunek
Ostrołęka — Łomża. Już 10 lutego znajdującą się w Ostrołęce jazdę
augustowską miał wesprzeć dywizjon 1 pułku strzelców konnych, 12
stało tu gros dywizji kawalerii z batalionem piechoty, a pułk jazdy
Oborskiego stacjonował w Glinkach (zapewne pod Sieluniem). Części
brygady Małachowskiego pod dowództwem dywizjonera
Krukowieckiego wraz z 5 pułkiem strzelców konnych i połową 3
baterii konnej do Pułtuska przybyły 10 i zapewne 12 lutego. 11 lutego
również cała 4 dywizja piechoty skoncentrowała się w Pułtusku,
następnego dnia przerzucono ją na powrót w rejon Serocka. Może był
to skutek podróży Chłopickiego do Serocka, może doszedł wówczas
do wniosku, że u zbiegu Narwi i Bugu najpewniej należy się
spodziewać przeciwnika?
Tworzona rezerwa jazdy ograniczała się do równowartości
większej dywizji, licząc 20 szwadronów i 16 dział konnych. 11 lutego
rozpadała się na dwa słabe zgrupowania. Nadbużańskie tworzyła
głównie dywizja Suchorzewskiego (dowództwo w Nieporęcie?), 1
pułk Mazurów w Radzyminie, 2 w rejonie Zegrza, 12 lutego 5 pułk
ułanów (z dywizji Łubieńskiego) doszedł do Wieliszewa. W skład
południowej grupy wchodziła głównie dywizja Łubieńskiego
(dowództwo i 4 pułk strzelców konnych w Kobyłce, karabinierzy na

20
B a r z y k o w s k i, op. cit., t. II, s. 264, 305—307.
21
M i e r o s ł a w s k i , op. cit., t. 1, s. 152.
102

Pradze). 2 pułk strzelców konnych (Suchorzewskiego) idący z


Siennicy zapewne osiągnął Wiązownę.
Brygadier Giełgud otrzymał informacje od miejscowej ludności
wieczorem 9 i rano 10 lutego, że pod Wrotnowem i Miedzna stoi
5000—10 000 Rosjan, skupił swą brygadę pod Starowolą, chcąc tu
bronić przeprawy przez Liwiec. Na podstawie raportu Giełguda
dowództwo polskie 10 lutego o 22.00 zdecydowało się wstrzymać
odmarsz jego brygady aż do wyjaśnienia się sytuacji i
podporządkować go na ten okres Żymirskiemu. 11 lutego, zapewne
po południu, postanowiono zostawić w Stanisławowie dywizję
Skrzyneckiego dla ewentualnego wsparcia grupy węgrowskiej.
Żymirskiemu dano rozkaz 10 lutego (o 22.00) wykonać rekonesans
dla sprawdzenia tych wiadomości. Wstrzymał więc wymarsz
oddziałów przeznaczonych dla sił głównych. Rano 11 lutego na czele
pułków: 1 i 3 ułanów, 3 i 7 liniowych wspartych artylerią,
przeprowadził rekonesans. Straż przednia dotarła pod Chruszczewkę
(20 km na płn. wsch. od Węgrowa), gdzie przeciwnik rozwinął
dywizję ułanów (w rzeczywistości była to 2 brygada 3 dywizji ułanów
pod Ostenem-Sackenem; ok. 1700 szabel, 4 działa). Gdy nie udało się
nieprzyjaciela zwabić w zasadzkę, Żymirski się wycofał. Podjazdy
wysłane na północny zachód aż do Stoczka doniosły, że o piechocie, a
tym bardziej o jej większej liczbie, nic nie słychać, wbrew
informacjom uzyskanym przez Giełguda.
Uspokoiło to całkowicie Żymirskiego. Ponaglano go ze sztabu
głównego (rozkazy z 11 II z 2.30 i 9.00) o jak najprędsze odesłanie
oddziałów do sił głównych, bo „główna nieprzyjacielska siła jest od
drogi łomżyńskiej, że tam się losy kraju rozstrzygną” 22. Wobec tego
późnym wieczorem 11 lutego oddał do dyspozycji brygadę Giełguda,
a następnego dnia dywizję Skrzyneckiego. Zapewne rano 12 lutego
odesłał i swoje oddziały przeznaczone do sił głównych 3 pułk

22
Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 264 nn; t. IV, s. 296 nn.
103

liniowy, 3 ułanów, 2 baterię pozycyjną; (2 ułanów odszedł z Siedlec


zapewne już 11II) kierując je pod Dobre i Stanisławów. Zatrzymał je
Skrzynecki, poza 2 baterią pozycyjną prawdopodobnie dołączoną do
rezerw artylerii.
9 lutego poważnie wzrosły obawy sztabu głównego przed
Geismarem, który 7 dotarł do Radzynia, by dopiero 9 przejść do
Łukowa. Jak się zdaje, jednak prowadził i 8 lutego intensywne
rozpoznanie. Niepokoiło to dowództwo polskie, szczególnie wobec
zamierzonego przerzucenia głównych sił nad Narew i pozostawienia
na kierunku wschodnim jedynie słabej grupy Żymirskiego. W
dodatku nadeszła odwilż i zachodziła obawa, że puści lód na Wiśle.
W tej sytuacji 9 lutego kazano Dwernickiemu, by natychmiast
przeszedł na prawy brzeg Wisły, z tym co aktualnie ma. Rozkaz ten
od razu wykonał przechodząc jeszcze tego samego dnia Wisłę pod
Mniszewem na czele ośmiu szwadronów. 11 lutego dołączyło do
niego sześć szwadronów, trzy bataliony i sześć działek 3-funtowych.
Zawiadomił 10 lutego sztab, że rusza ku Żelechowowi i Seroczynowi.
Potem dowództwo uzyskało wieści o nim dopiero wieczorem 15
lutego. Tymczasem sztab główny 10 lutego rano otrzymał
wiadomości o marszu ks. Wirtemberskiego (właściwie Kreutza) na
czele 4000—7000 jazdy w Lubelskie, o zajęciu przezeń Lubartowa, a
nawet nieco -później o dojściu do Puław. 10 lutego o 5.00 z Siennicy
raportował płk Kazimierz Skarżyński zawiadamiając o wyjściu 9
lutego z Łukowa trzech kolumn nieprzyjacielskiej jazdy (w sumie ok.
10 000), kierujących się na Latowicz, Stoczek, Żelechów (były to
zapewne podjazdy Geismara). Polskie dowództwo 10 lutego wysłało
te wiadomości do Żymirskiego zachęcając go do zupełnego
zniszczenia grup kawalerii przeciwnika. Żymirski był mocno
zaniepokojony wiadomościami o marszu Geismara od Łukowa ku
Seroczynowi, a więc na tyły ugrupowania na szosie brzeskiej. Już
tego dnia ok. 23.00 zamierzał udać się na swe prawe skrzydło do
Kałuszyna. Z nowo przydzielonych (9 II) doń 1 i 2 pułków jazdy
104

kaliskiej stworzył brygadę gen. bryg. Zygmunta Stryjeńskiego i


przerzucił je do Siennicy (1 — Dłuskiego) i do Cegłowa (2), na
miejsce odchodzących stąd 2 i 4 pułków strzelców
konnych dla osłony przed Geismarem. Pułki kaliskie już 10 lutego
stanęły na wyznaczonych im dla pierwszej fazy miejscach.
Przeprowadzenie rekonesansu zatrzymało jednak Żymirskiego pod
Węgrowem. Rozkazem z 11 lutego z 10.30 gen. Mroziński zwracał
uwagę Żymirskiego na zagrożenie ze strony Geismara, ganił generała
za rozproszenie jego sił na przestrzeni Liw — Latowicz, kazał mu
skoncentrować je pod Kałuszynem. Stwierdzał, że „w obecnym
położeniu Liwiec i stanowiska nad nim straciły znaczenie". Umocniło
to Żymirskiego w jego zamiarach. Uważając, że „Liwiec już trudną do
przebycia zaporę stanowi" 23, zdecydował się opuścić tę linię 12
lutego. Kazał zniszczyć przeprawy na Liwcu i pozostawić tylko
oddziały dozorujące: jeden batalion pod Starowolą z brygady
Giełguda i drugi w Liwie. Siły główne postanowił przerzucić pod
Kałuszyn dla obserwowania Geismara, ewentualnie uderzenia nań,
pozostawiając dywizję Tomickiego (4 pułk ułanów, jazda
sandomierska i lubelska przybyłe 9 i 10 II) w Siedlcach wspartą
brygadą piechoty Czyżewskiego dla osłony działań swego gros.
Już 12 lutego rano Żymirski opuścił Liw. Pozostał tu kpt. Wysocki,
dowódca III batalionu 7 pułku liniowego ze swym oddziałem, z
jednym szwadronem 1 pułku ułanów z dwoma działami. (Łepkowski
poszedł za zdaniem Spaziera i Barzykowskiego, że dotyczy to
sławnego Piotra Wysockiego, ten jednak był wówczas adiutantem
naczelnego wodza. Pod Węgrowem był najpewniej Teodor Wysocki,
kapitan 7 pułku liniowego z roku 1830).
Żymirski nie uzyskał informacji, że 11 lutego pod Nurem w
odległości 15 km od Chruszczewki przeprawiał się przez Bug rosyjski
I korpus, a pod Brokiem (18 km od Stoczka), gdzie dotarł jego

23
Tamże, t. I, s. 279, t. IV, s. 310—311.
105

podjazd, przeprawiał się VI korpus zmierzając nad Liwiec 24.


Wkrótce stało się to jednak jasne dla dowództwa polskiego. Plan
Prądzyńskiego rozpadł się w gruzy,

PLANY I DZIAŁANIA ROSYJSKIE (5-11 II)

Dybicz sądził, że armia rosyjska ma dużą przewagę nad armią polską.


Uważał, że należy korzystać z mrozów, usuwających przeszkody
rzeczne i ścinających bagna. Był zdania, że wojna stanowić będzie
krótki spacer wojskowy zakończony w kilka tygodni rozbiciem albo
kapitulacją wojska polskiego.
Centrum Dybicza tworzyły dwa zgrupowania: 1) gros (I, VI
korpusy piechoty, gwardia Konstantego, 2 dywizja grenadierów)
63 200 piechoty, 10 400 jazdy, 196 dział zebranych na 35-
kilometrowym oólcinku Tykocin — Piętkowo; 2) III korpus jazdy
wsparty brygadą piechoty (6700 szabel, 3500 bagnetów, 32 działa),
w odległości 35 km od sił głównych, w rejonie Ciechanowiec —
Granne. W sumie centrum rozciągało się na 75 km.
Na prawym skrzydle grupa Mandersterna (3800 piechoty, 600
jazdy i 12 dział) stała pod Grodnem, grupa Szachowskiego (15 600
piechoty, 1100 jazdy, 48 dział) podchodziła pod Kowno. Na lewym
skrzydle znajdowali się: Anrepp (700 jazdy) pod Brześciem, 2
dywizja strzelców konnych Geismara (4400 szabel, 24 działa) pod
Włodawą, Kreutz z 2 dywizją dragonów (3800 szabel, 24 działa) pod
Uściługiem.
Dybicz wiedząc o wysunięciu sił polskich na szosy brzeską i

24
Tamże, t. I, s. 270 nn; t. IV, s. 297 nn; Spazier, op. cit., s. 23—24; T. Łepkowski, Piotr
Wysocki, Warszawa 1972, s. 100—102; Barzykowski, op. cit., t. II, s. 310; Rocznik
wojskowy Królestwa Polskiego na rok 1830, Warszawa [b.r.w.], s. 89. P. Wysocki był w
sztabie 7II (Kruszewski, op. cit., s. 32), 10 III, a najpewniej i 18 II (Załuski, op.
cit., s. 357—358; ranga majora to prawdopodobnie błąd pamiętnikarza). Puzyrewski,
Wojna, s. 79—81; L. P. S c z a n i e c k i , Dziennik..., Warszawa 1904, s. 197—199.
106

kowieńską zamierzał masą centrum wtargnąć między nie


międzyrzeczem Bugu i Narwi i rozerwać ugrupowanie przeciwnika.
Jeżeli Polacy skoncentrują się między Siedlcami a Węgrowem, armia
rosyjska przeprawi się przez Bug i manewrując prawym skrzydłem
zmusi ich do przyjęcia bitwy, zanim wejdą w lasy na zachód od
Kałuszyna. Jeśli zaś gros sił polskich stanie nad Narwią, to albo
odrzuci się je ku granicy pruskiej, albo też wiążąc je z frontu będzie
można ruszyć na Warszawę. Jednocześnie grupy drugorzędne miały
ogarnąć jak największą przestrzeń kraju, by wydrzeć teren powstaniu:
jazda — Siedleckie i Lubelskie, Manderstern i Szachowski —
Augustowskie.
6—8 lutego doszły: I korpus piechoty z Żółtek i Tykocina przez
Mężenin do Łomży i Zambrowa, VI korpus z Suraża i Topczewa
przez Sokoły i Wysokie Mazowieckie do Ruskołęki, Czyżewa,
Andrzejewa, straż przednia do Zaręb Kościelnych, rezerwa
Konstantego (grupa gwardii, 2 brygady 2 dywizji grenadierów, 3
dywizja piechoty) idąca z Białegostoku przez Suraż 8 lutego stanęła
między Wysokiem Mazowieckiem a Sokołami, z tym że 3 dywizję
piechoty skierowano stąd na Zambrów, aby połączyła się z I
korpusem. Kwatera główna przenosiła się z Białegostoku do Płonki
Kościelnej (6II), następnie do Wysokiego Mazowieckiego. 6 lutego
straż przednia III korpusu kawalerii pod Ostenem-Sackenem (2
brygada 3 dywizji ułanów, 1700 szabel, 4 działa) przeprawia się przez
Bug w Grannem i dochodzi do Sterdyni, 7 wieczorem zajmuje
Węgrów. Siły główne korpusu (5000 jazdy, 3500 piechoty, 28 dział) 6
lutego docierają do Nuru, 7 stają w rejonie Kosów, Sterdyń, Nur. 8
lutego Osten-Sacken wycofuje się przed Żymirskim do Wrotnowa,
siły główne korpusu skupiają się w Sterdyni, piechota pozostaje w
Nurze. Anrepp idąc szosą brzeską 5—7 lutego przybył do Siedlec, 8
rano wyparty stąd przez Suchorzewskiego cofnął się do Zbuczyna,
gdzie pozostawał do 13 lutego.
Manderstern przez Augustów — Rajgród 8 lutego dotarł do Szczu-
107

czyna, gdzie przebywał do 11. Czołowy rzut grupy Szachowskiego


5—11 lutego doszedł spod Kowna do Suwałk.
Rzeczywistość (realny stan dróg) zmuszała Dybicza już w chwili
podejmowania działań do ograniczania pierwotnych śmiałych
zamiarów. Wyprawienie kawalerii Witta na lewy brzeg Bugu
dowodziło, że Dybicza coraz bardziej przyciągała szosa brzeska.
Marsze po kiepskich drogach sprawiały, że mimo wysiłków żołnierza
posuwano się bardzo wolno, 6—8 lutego korpusy zrobiły ok. 65 km.
Jeszcze 2 lutego temperatury były ujemne, a już 8 lutego nastąpiła
odwilż, wojska przebywały nie więcej jak 2 km na godzinę. Dybicz 9
lutego wstrzymał centrum i zwołał 8 lutego radę wojenną do kwatery
głównej w Wysokiem Mazowieckiem. Toll opowiadał się stanowczo
za utrzymaniem pierwotnego planu i dalszym marszem na Wyszków.
Mówił, że w ciągu 2—3 dni armia dojdzie do Wyszkowa, że przez ten
czas stan lodu na Bugu nie zmieni się, że można przerzucić most
pontonowy. Większość oponowała, zwracała uwagę na
niebezpieczeństwo zapuszczania się w biedny i bezludny klin między
rzekami, gdy nieprzyjaciel trzyma w ręku przeciwległe brzegi i gdzie
nie uda się wyżywić armii z rekwizycji. Dybicz poszedł za
większością, choć wiedział, że prowadzi to do starcia czołowego.
Postanowił skierować VI korpus na przeprawę przez Bug pod Bro-
kiem ubezpieczając tym flankowy marsz I korpusu z Łomży na
przeprawę w Nurze (gdzie przerzucano i rezerwę), od strony Liwca
przeprawę ich osłaniał III korpus kawalerii w Sterdyni.
10 lutego straż przednia VI korpusu z Zaręb Kościelnych
przesunęła się między Brok i Brańszczyk pod Porębę — Udryn
tworząc straż boczną, swego rodzaju straż boczną stanowiły też 24
dywizja i brygada grenadierów przesunięte z Ruskołęki i Andrzejewa
do Jasienicy i Ostrowi, 25 dywizja stanęła w Broku. 11 lutego korpus
przeprawił się pod Brokiem, wysunął straż przednią (2300 jaz-
108

dy, do 5000 piechoty, 16 dział) pod Włodkiem do Sądownego, siły


główne stanęły w Morzyczynie. 10 lutego I korpus przeszedł do
rejonu Czyżewa, grupa z Łomży pod Przeździecko — Mroczki, 11
lutego przeprawił się pod Nurem przez Bug, rozłożył się między tą
rzeką i Ceranowem, 3 dywizję piechoty wysunięto do Kossowa,
osłaniał ją Osten-Sacken (z III korpusu jazdy), który tego dnia
wycofał się z Wrotnowa do Chruszczewki przed wypadem Śymir-
skiego. Rezerwa 11 lutego doszła do Nuru. Lód na Bugu był słaby,
więc aby go umocnić, pokrywano deskami i słomą, 12 lutego wycięto
lód i przeprawiano się na promach, a 13 przerzucono most
pontonowy 25. „Wobec braku przeciwdziałania ze strony polskiej
manewr Diebitscha został dokonany szczęśliwie; ani pierwotne
nadmierne rozciągnięcie poszczególnych mas operacyjnych, ani
trudny marsz flankowy z rozwleczeniem poszczególnych kolumn na
wielkich przestrzeniach nie miały dlań szkodliwych następstw” 26.
5 lutego Geismar doszedł do Grabówki, 6 do Ruchna, 7 do Radzynia
i tu pozostał 8. 9 lutego dotarł do Łukowa, gdzie stał 10, by 11 przybyć
do Róży. 5 lutego Kreutz przybył do Hrubieszowa, 6 do Wojsławic, 7
do Krasnegostawu, do Piasków. 9 lutego, zajął Lublin, skąd 11 ruszył
do Markuszewa.

W ŚWIETLE NAPOLEOŃSKIEGO GENIUSZU

Chłopickiemu i Prądzyńskiemu brakowało doświadczeń z


dowodzenia w skali operacyjnej. Miał je Chrzanowski z wojny
rosyjsko-tureckiej (1828—1829), ale brak o nich bliższych danych.
Wszyscy trzej uchwycili jednak w zasadzie trafnie ogólną koncepcję
napoleońskiej obrony zaczepnej opartą na działaniach z położenia

25
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 128 nn; M. Kukieł , Zarys historii
wojskowości w Polsce, wyd. 5, Londyn 1949, s. 183— 189; P u z y r e w s k i, Wojna, s.
72—79.
26
Kukieł, op. cit., l..c
109

wewnętrznego. Gorzej było z problemami wykonawczymi.


Chłopicki słusznie dostrzegł, że należy przewidzieć kierunki
ewentualnych działań rosyjskich, ale błędnie je utożsamił z
dogodnymi drogami, w tym wypadku jedynymi szosami brzeską i
kowieńską, gdy w rzeczywistości owe kierunki są uzależnione od
dogodnych korytarzy terenowych. Szosa brzeska rzeczywiście szła
takim korytarzem między Bugiem a pradoliną Wieprza i Krzny.
Natomiast szosa kowieńska nie pokrywała się z żadnym istotnym
kierunkiem operacyjnym. Biegnąc wąskimi ciaśninami, skrajem
puszcz, odgrywała rolę drugorzędną. To utożsamienie szos z
kierunkami działań zaciążyło nie tylko na pierwotnym ugrupowaniu,
ale także na działaniach 9—11 lutego, gdy nie rozpoznawano wnętrza
międzyrzecza Bugu i Narwi, mimo że wiedziano, iż właśnie nim, a
nie szosą posuwały się główne siły rosyjskie.
Utożsamienie szos z kierunkami działań w jakiejś mierze było
przyczyną drugiego poważnego błędu w pierwotnym ugrupowaniu.
Słusznie Chłopicki stworzył ogólny odwód w centralnym punkcie.
Umieścił go znów jednak u zbiegu szos w pobliżu Pragi, za daleko od
pierwszych rzutów. Utrudniało to wykorzystanie błędów przeciwnika;
zanim się podciągnie odwody, dogodny moment przepadnie.
Jednocześnie Chłopicki popełnił inny, niejako odwrotny błąd. Jazda
ze względu na większą ruchliwość mogła być wysunięta stosunkowo
daleko przed piechotę bez większych obaw, że zostanie rozbita, w
celu rozpoznania tak szczególnie istotnego w działaniach po liniach
wewnętrznych. W czasie trwania Wielkiej Armii w pogotowiu stra-
tegicznym pod Witebskiem w roku 1812 czołowe elementy jazdy
były wysunięte na odległość 45—60 km przed piechotę, gdy
Chłopicki trzymał ją w odległości zaledwie 25—30 km.
Również błędem ugrupowania Chłopickiego było zbyt dalekie
cofnięcie go do wnętrza Królestwa. W jeszcze większym stopniu
110

popełniał ów błąd pierwszy plan Prądzyńskiego przewidujący


wycofanie się za Wisłę. Był on wzorowany na planie
napoleońskim z lat 1806—1807, ale nie uwzględniał, że Napoleon
działał w innych warunkach, na prawym brzegu Wisły miał on
dosłownie tylko przedmoście. Prądzyński trzymał się tu litery
wzorców, a nie ich ducha. Plany Chłopickiego i Prądzyńskiego
oddawały dobrowolnie i za darmo teren tak cenny dla manewrowania,
co jest niezwykle istotne przy działaniach po liniach wewnętrznych.
Im większym terenem rozporządzamy do odwrotu, tym większe
szanse, że przeciwnik popełni błąd, który uda się wykorzystać, a
jednocześnie większe szanse, że unikniemy skutków naszych błędów
mając możliwość wycofania się.
Prądzyński nie rozumiał zupełnie, a Chłopicki chyba tylko
częściowo, że chcąc wykorzystać błędy nieprzyjaciela trzeba mieć z
nim czucie (rozpoznanie jazdy), że trzeba go zwykle uprzednio
związać (działania usamodzielnionych straży przednich złożonych z
piechoty).
Znacznie trafniejszy niż plan Chłopickiego był nie zrealizowany
drugi plan Chrzanowskiego z końca grudnia 1830 r. przewidujący
koncentrację armii na obszarze: Łomża, Śniadowo, Zambrów. Nie
ulegał on zniewalającemu urokowi szos, liczył się z tym, że armia
Dybicza może podjąć działania nie tylko szosami, ale i wnętrzem
międzyrzecza Bugu i Narwi. Doceniał znaczenie głębokości opera-
cyjnej. Planował rozmieszczenie armii bliżej granicy, a jednocześnie
na obszarze rzeczywiście centralnym koncentrował siły polskie w
środku przewidywanych kierunków marszu przeciwnika.
Takimi zaletami nie odznaczał się drugi plan Chrzanowskiego
skoncentrowania całej właściwie armii pod Węgrowem. Była to
koncepcja zbyt aprioryczna uwzględniająca za mało wariantów (tylko
2): marsz głównych sił Dybicza lewym brzegiem Bugu lub na północ
od tej rzeki, ale z przerzuceniem znaczniejszej grupy na jej południo-
111

wy brzeg. Nie uwzględniał ten plan danych wywiadu, a wskutek tego


i możliwości rzeczywistej z 6—8 lutego: marszu prawie całości armii
przeciwnika międzyrzeczem Bugu i Narwi. Projekt nie brał pod
uwagę tego, że mrozy sprowadzą właściwie do zera walory pozycji,
nie uwzględniał też możliwości jej obejścia, wyjścia Dybicza przez
Brok i Wyszków na jej tyły, co doprowadziłoby do drugiego Ulmu
(Napoleon w 1805 pod Ulmem osaczył armię austriacką
unieruchomioną za rzeką Iller) 27.
Niewątpliwą zaletą tego planu było trafne wyczucie czynnika
geograficznego, uzyskane zapewne dzięki udziałowi w
28
opracowywaniu map . Uchwycił wartość węzła drogowego
węgrowskiego, gdzie się zbiegały trzy ważne szlaki z północnego
wschodu. Dostrzegał również celnie, że międzyrzecze Bugu i Narwi
stanowiło w zasadzie z punktu widzenia operacyjnego ślepą uliczkę,
jeszcze przed odwilżą kierunek węgrowski przyciągał Dybicza, tylko
że rachuba na tym oparta mogła jednak zawieść. Zbyt często armie
pokonywały i mniej dogodne obszary.
Koncepcja Chrzanowskiego w niewystarczającym stopniu
uwzględniała konieczność rozpoznania. Grupa siedlecka była
minimalnie wysunięta do przodu w stosunku do armii głównej. Grupa
ostrołęcka obserwowała kierunek drugorzędny, jej utworzenie to ślad
zafascynowania szosami. Projekt ten właściwie rezygnował z
prowadzenia rozpoznania prawie na całym obszarze międzyrzecza
Bugu i Narwi.
Plan Prądzyńskiego zwrotu nad Narew uważam za krok naprzód w
stosunku do dotychczasowych polskich projektów operacyjnych.
Niewątpliwie stał się on nieaktualny w chwili, gdy go zaczęto
realizować. Zaletą jego było jednak to, że jako pierwszy z planów
podjętych w czasie działań wojennych opierał się na posiadanych

27
Częściowo odmiennie Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 143—144.
28
Bloch, Wojciech Chrzanowski, s. 146—147.
112

przez dowództwo polskie wiadomościach o nieprzyjacielu w


przeciwieństwie do apriorycznego planu liwieckiego. Zarysowała się
również korzystna ewolucja w rozpoznaniu w początkowej fazie działań
mocno zaniedbanym, obecnie podjęto dwa silne wypady (8 i 11II).
Niewątpliwie także i teraz ono szwankowało, nie uwzględniono w
rozpoznaniu wnętrza międzyrzecza Bugu i Narwi, to jednak projekt
ów dzielił ze wszystkimi dotychczasowymi planami. To przede
wszystkim ten błąd zadecydował, że zbyt późno spostrzeżono, iż ów
plan staje się nieaktualny. Pewien wpływ wywarło tu i chyba zbyt
miękkie przeprowadzenie 11 lutego rozpoznania przez Żymirskiego.
Ujemne skutki zwrotu nad Narew zostały pogłębione złą organizacją
dowództwa na prawym polskim skrzydle (niepodporządkowanie
Dwernickiego Żymirskiemu), wskutek czego 4000 szabel Geismara
zbytnio absorbowały uwagę dowództwa polskiego i za dużo sił.
Wszystkie plany z okresu po rozpoczęciu działań wojennych w za
małym stopniu uwzględniają, że przy prowadzeniu obrony zaczepnej
po okresie wyczekiwania strategicznego, po rozpoznaniu zamiarów
przeciwnika, należy podjąć działania zaczepne. Manewry polskie
mają charakter jedynie na poły zaczepny, raczej są próbami przeciw-
stawienia się nieprzyjacielowi, bardzo czasem biernymi (koncentracja
nad Liwcem); chyba przyczyną tego jest, że inicjatywa przeciwnika,
świadomość słabości sił własnych przytłoczyła dowództwo polskie.
NA DROGACH DO WARSZAWY (12—18 11)

ZASKOCZENIE POLSKIEJ KWATERY GŁÓWNEJ (12-14 II)

Krukowiecki donosił już 10 lutego o 12.00 o zajęciu o 9.00 Broku,


gdzie znajdowała się ważna przeprawa na Bugu, przez pułk piechoty i
kozaków (błędnie), a także, że 9(?) lutego w Czyżewie, zaledwie 14
km od drugiej przeprawy pod Nurem, stało, według niepewnych co
prawda wieści, 4000 Rosjan. Potwierdzał to i uzupełniał raportem z
11 lutego z 11.30 o posuwaniu się „korpusu nieprzyjacielskiego, nie
wiem jakiej siły, ale z różnej broni złożonego z Nuru i z Czyżewa
na Brok i Ostrów ku Bugowi"1. Sam jednak bagatelizował znaczenie
tych danych, skoro w piśmie z 11 twierdził, że Żymirski wsparty
Giełgudem jest dostatecznie mocny, aby pokonać te kolumny.
Zaniepokoiło to jednak sztab główny o tyle, że wstrzymał on
przerzucanie sił na prawy brzeg Bugo-Narwi.
Gdzieś przed południem 12 lutego zadecydowano, że Skrzynecki
pozostanie w Dobrem, czy raczej w Stanisławowie, wysuwając 2 pułk
ułanów do Dobrego. Dywizję Łubieńskiego przesuwano na południe
(jej kwaterę główną z Kobyłki do Okuniewa). Decyzje te były jednak
bardzo połowiczne. Nie doceniano wyraźnie znaczenia linii Liw-

Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 281; t. IV, s. 301.


1
114

ca, brygady Giełguda nie zostawiano nad tą rzeką, ale przerzucano, co


prawda tylko do Radzymina; ubezpieczać ją miał od wschodu 1 pułk
Mazurów, który przechodził do Roszczepu. Jak się zdaje, nadal sztab
był zaniepokojony działaniami Geismara. Po południu zdecydowano
się przesunąć dywizję Łubieńskiego jeszcze bardziej na południe.
Wydano rozkaz, by jej kwatera główna stanęła w Miłośnie wraz z 4
baterią konną, a dywizja rozłożyła się od Długiej Kościelnej (na płd. i
wsch. od Cechówki) po Kobyłkę w dniach 12—13 lutego, czego
dokonano, z tym że nie przybył 3 pułk ułanów, zatrzymany przez
Skrzyneckiego, co redukowało siły Łubieńskiego do 8 szwadronów i
12 dział. Dywizję Suchorzewskiego umieszczano w pobliżu szosy ko-
wieńskiej między Zegrzem a Warszawą.
Wczesnym popołudniem (przed 15.30) 12 lutego Krukowiecki
otrzymał od swych informatorów wiadomości o olbrzymim znaczeniu
wyjaśniające w zasadzie trafnie, mimo pewnych błędnych danych,
zamiary Rosjan. Według tych informacji siły rosyjskie miały być
rozdzielone na dwa główne zgrupowania, jedno z nich miało iść z
Tykocina na Łomżę — Ostrołękę, drugie traktem ciechanowieckim na
Nur. W trakcie działań zmieniono jednak ów plan na naradzie 10
lutego w Wysokiem Mazowieckiem, przerzucając większą część sił
mających iść na Tykocin na Wysokie Mazowieckie lub Brańsk, a
dalej na Brok lub Kosów (tj. przez przeprawę w Nurze). Dywizja
huzarów opuściła Łomżę 10 lutego (w rzeczywistości brygada
wsparta brygadą piechoty) kierując się na Zambrów, a więc znów w
konsekwencji w pobliże Bugu. Wszystko to mówiło wyraźnie, że
główne siły rosyjskie idą na przeprawy na tej rzece pod Brokiem i
Nurem. Krukowiecki jakby tego nie dostrzegał zafascynowany
kierunkiem łomżyńskim, tym, że ciągnie tu Pahlen (do 20 000), i
zdaje się, że jednocześnie Różan i Ostrołękę atakować zamierza
(błędnie). Jankowski raportem z 12 lutego z 20.15 z Ostrołęki
informacje te uzupełnił istotnymi danymi, że Rosjanie na gwałt
115

opróżniają magazyny żywnościowe w Łomży, nawet częściowo je


wyprzedając.
Świadczyło to więc wyraźnie, aczkolwiek tego Jankowski już nie
formułował, o zamiarze opuszczenia przez Rosjan północnej części
międzyrzecza. Dodawał, że „podług wiadomości od emisariuszów [—
szpiegów], zdaje się, że Dybicz wojska, będące między Narwią i
Bugiem, przeprowadza na lewy brzeg Bugu" 2 . Krukowiecki, który
otrzymał raport Jankowskiego w nocy, w swym piśmie do Radziwiłła
z 13 lutego z 2.30 jednoznacznie oceniał, że trzeba na gwałt
przerzucać wojsko na południowy brzeg Bugu i na wschód.
Rano 13 lutego, prawdopodobnie po otrzymaniu alarmującego
raportu Krukowieckiego (zapewne przyszedł on jednocześnie z
wcześniejszym o 6 godzin pismem Jankowskiego), zaczął się w
sztabie głównym krystalizować zamiar zwrócenia przeciw siłom
Dybicza, które przeprawiły się na lewy brzeg Bugu. Rozkazy to
przewidujące (nr 124—126 do Żymirskiego, Skrzyneckiego i
Krukowieckiego) cechuje brak zdecydowania, co przemawiałoby za
tym, że autorem tej koncepcji był raczej typowy sztabowiec
Prądzyński, jak już wiemy, najczynniejszy członek ówczesnej
kwatery głównej, a wykluczałoby chyba Chłopickiego energicznie
wprowadzającego w czyn powzięte postanowienia.
W pierwszym rozkazie skierowanym do Żymirskiego jego autor nie
jest jeszcze w pełni przekonany, co do owej przeprawy Dybicza na
lewy brzeg Bugu („jeżeli się ten raport sprawdzi, Dybicz będzie mógł
debuszować przez Wyszków i Brok"), w drugim z kolei piśmie, tym
razem do Skrzyneckiego, wątpliwości te zmniejszają się, w trzecim
rozkazie do Krukowieckiego już właściwie nie istnieją: „według
wszelkiego prawdopodobieństwa zdaje się niewątpliwym", że
wiadomość o zmianie kierunku marszu Rosjan „potwierdzona
zostanie".
Według początkowego zamiaru z rana 13 lutego uderzenia „siłami
2
Tamże, t. I, s. 281 nn; t. IV, s. 301, 309—310 nn; zob. też częściowo odmienne ujęcie
Tokarza, Wojna polsko-rosyjska, s. 154.
116

naszymi na kolumny jego [— przeciwnika], które by przez Bug


debuszowały" 3, projektowano rzucić przeciwko siłom Dybicza
na lewym brzegu Bugu jedynie dywizje Skrzyneckiego, Żymirskiego,
brygadę Giełguda i rezerwę jazdy. Następnie postanowiono do nich
dołączyć dywizję Szembeka. Grupę Krukowieckiego (brygada
Małachowskiego i dywizja Jankowskiego) nie tylko pozostawiano na
dotychczasowych stanowiskach, ale nawet jej dowódcy dawano
prawie pełną swobodę działań. Jedynie ostrzegano przed wysyłaniem
piechoty do Różana i Ostrołęki i wskazywano, że powinna ona
„zdążyć na pole [rozstrzygającej] bitwy" 4 — niewątpliwie
przewidywanej na lewym brzegu Bugu — nie zakazywano jednak
tego bezwzględnie.
12 lutego o 16.00 pojawili się pod Węgrowem kozacy. Wieczorem
nadeszła grupa Sackena (II brygada 3 dywizji ułanów, I brygada 1
dywizji huzarów, ok. 3300 szabel, 12? dział). Jej oddziały próbowały
przeprawić się przez rzekę, ale odparte ogniem naszej piechoty i dział
wróciły. Strzały ich sześciu dział przeszkodziły naszym oddziałom w
dokładnym zniszczeniu mostów, jeszcze w nocy naprawili Rosjanie
wschodni most. Następnego dnia rano (ok. 8.00?), widząc znaczne
siły nieprzyjaciela (wsparł go 49 pułk jegrów), któremu pozostał do
przeprawy już tylko jeden mostek, po krótkiej walce tyralierów
Wysocki się wycofał. Nieprzyjaciel opanował linię Liwca.
W nocy z 12 na 13 lutego Żymirski doszedł do wniosku, że należy
uderzyć na Geismara, wobec tego postanowił skoncentrować swe siły
pod Żeliszewem i ruszyć na Seroczyn, gdzie stanął Geismar. Uznał,
że nie będzie mu potrzebna osłona od szosy brzeskiej, bo nie było
wiadomości o jakichś większych siłach z tego kierunku. Gdzieś po
północy, ale przed godziną 4.00, wydał więc rozkaz Czyżewskiemu,
aby Tomicki opuścił Siedlce i obaj razem jak najspieszniej ruszyli do
Żeliszewa, pozostawiając jedynie szwadron w Boimiu dla patro-
Źródło do dziejów wojny, t. I, s. 294—297, 301.
3

4
Tamże.
117

lowania. Przed 4.00 doszedł do sztabu Żymirskiego niezbyt jasny raport


Wysockiego, że nieprzyjaciel zmusza go do opuszczenia Liwa.
Wiadomości o forsowaniu Liwca spadły na Żymirskiego jak grom z
jasnego nieba. Było to ,,nad wszelkie spodziewanie". „Nie można się
było takiego wypadku spodziewać, bo rekonesans [z 11 II] przekonał
mnie, że nieprzyjaciel nie miał piechoty" — pisał Żymirski do
Mrozińskiego, szefa sztabu głównego. Dowódca 2 dywizji
przekonany jednak poprzednio przez swego korespondenta, że siły
główne nieprzyjaciela ciągną prawym brzegiem Bugu na zachód, że
„stanowiska" nad Liwcem „straciły znaczenie", nie przywiązywał i
teraz do przejścia przez nieprzyjaciela tej rzeki większego znaczenia.
Nie sądził, by to mogły być większe siły. Nie zamierzał rezygnować z
działań przeciw Geismarowi, ale oczywiście, gdy przeciwnik był w
Liwie, nie można było już koncentrować się w Żeliszewie mając go
na tyłach. Trzeba było dokonać tego w Cegłowie na południowy
zachód od Kałuszyna, nadal „w celu napadnięcia na prawy flank
Geismara" 5.
Raport Żymirskiego o sforsowaniu Liwca, wysłany gdzieś między
12.00 a 14.00, mógł dotrzeć do kwatery głównej najwcześniej
późnym popołudniem, a raczej wieczorem. Było bardzo
prawdopodobne, że nie można liczyć na dopadniecie sił rosyjskich w
trakcie przeprawy. Skoro Dybicz podjął forsowanie Liwca, to
zapewne musiał już większość swych sił mieć na lewym brzegu
Bugu. Prawdopodobnie teraz w sztabie głównym zaczęły ścierać się
dwie koncepcje. Brak na ten temat jasnych informacji, milczą
pamiętniki, pozwala o tym wnioskować jedynie analiza rozkazów i
raportów. Jedna z tych tendencji zmierzała do prostego odwrotu;
zapewne to Prądzyński, gdy okazała się mylna jego koncepcja, że
armia Dybicza posuwa się prawym brzegiem Bugu, wrócił do swego
pierwotnego planu wycofania się za

5
Tamże, t. I, s. 303—305; t. IV, s. 314—317.
118

Wisłę. To spotkało się jednak z dużymi oporami w sztabie. Nie


chciano — i słusznie — opuszczać bez walki połowy Królestwa.
Prawdopodobnie przeciwnicy Prądzyńskiego, pojmując to niejako
odruchowo, nie potrafili jednak stworzyć jakiejś jasnej koncepcji.
Chłopicki zapewne znów popadł w inercję. Optymizm Żymirskiego
co do słabości sił rosyjskich pod Liwem rozbudził w sztabie głównym
nadzieję, że może, jak to okazywało się wiele razy w ciągu tych kilku
dni, także obecne wiadomości od Krukowieckiego i Jankowskiego są
błędne i główne siły Dybicza nie przeprawiły się jednak na lewy
brzeg Bugu 6.
Zapewne tak zwolennicy stawiania oporu, jak i łudzący się jeszcze,
że gros rosyjskie pozostało na prawym brzegu Bugu, przeforsowali 13
lutego po południu (?) rozkaz, aby Skrzynecki wyprawił silny
rekonesans w stronę Liwa dla przekonania się, czy to jest czoło
kolumny Dybicza. Uważano, że ,jeżeli nieprzyjaciel cofnie się za
Liwiec, [to działania przeciwnika na lewym brzegu Bugu] były to
tylko demonstracje; jeżeli przyjmie walkę, znać , że w masie, od
Węgrowa idzie ku nam" — streszczał hipotezy s ztabu w liście z [15]
lutego Turno 7. Gdyby Skrzynecki przekonał się, że wojska stojące w
rejonie Liwa nie stanowią sił głównych, i odrzucił przeciwnika za
Liwiec, wówczas Żymirski mógłby podjąć działania przeciw
Geismarowi, które w sytuacji obecnej musi bezwzględnie przerwać
6
T o k a r z (Wojna polsko-rosyjska, s. 154—155) twierdzi, że (14 II lub po 14 II, jak wynika
z kontekstu) „sztab nasz uznał, że Dybicz zamierza »zrobić gwałtowny ruch« bądź przez
Kosów, Jadów, Radzymin, bądź też starym traktem przez Dobre, Stanisławów, Okuniew, na
nasze centrum, rozbić je i »podzielić" wojsko nasze na dwie części«", acz były i inne głosy. Nie
udało mi się dotrzeć do cytowanych (bezimiennie) przez Tokarza źródeł czy opracowań. Zna
ne mi rozkazy i raporty ze Źródeł do dziejów wojny (t. I, IV) wcale na istnienie takiej
hipotezy nie wskazują, milczą na ten temat Prądzyński, Chrzanowski, Mierosławski,
Barzykowski. Obawy przed rozbiciem centrum pojawiają się w znanych mi źródłach dopiero
17 II, w następstwie walk pod Dobrem.
7
List K. Turny, zapewne przebywającego w kwaterze głównej, jest datowany „16 lutego";
powinno być raczej 15 II, autor wie bowiem, że Skrzynecki „poszedł do Dobrego ku Liwu", co
dotyczyłoby wypadu pod Zakrzew w nocy z 14 na 15 II, nie zna jednak jego wyników.
Zamoyski, op. cit., t. II, s. 110.
119

(rozkaz nr 124 z 13 II) 8.


Natomiast wieczorem, wkrótce przed 22.00, prawdopodobnie
Prądzyński doprowadził do wydania rozkazów o odwrocie, w których
nie postulowano w zasadzie stawiania oporu. Były to rozkazy do
Szembeka i Giełguda (nr 127, 140) przewidujące, że trzeba się będzie
wycofać nawet z linii Radzymin, Tuł, Stanisławów, Mińsk (Żymirski
w rzeczywistości znajdował się jeszcze w Kałuszynie — 17 km na
wsch. od Mińska) na linię Turów (gdzie miał stanąć Szembek z
Giełgudem), Okuniew (tu szedłby Skrzynecki), karczma Janówek
(obecnie przysiółek na zachodnim krańcu Królewskiego Bagna),
Wiązowna (gdzie cofałby się Żymirski). Wahania co do grupy
Krukowieckiego ustępowały. W ciągu dnia wydano rozkaz brygadzie
Małachowskiego, aby przeszła z Pułtuska pod Zegrze, a o 22.00
kazano dywizji Jankowskiego, by z Ostrołęki wycofała się pod
Pułtusk.
Krukowiecki chciał prowadzić własną wojnę. Przyciągały go 12—
13 lutego magazyny rosyjskie w Łomży, zamyślał o jakichś
działaniach dywersyjnych podjazdów z Ostrołęki w kierunku
Zambrowa i Ostrowi na tyły armii Dybicza. 13 lutego wyprawił
Jankowski dwa silne podjazdy (jazda i piechota) do Miastkowa i
Śniadowa z zamiarem ewentualnej wyprawy na Łomżę. Domagał się
Krukowiecki zmiany rozkazu wycofywania się na Zegrze, ale
rozkazem z północy z 13 na 14 lutego zarządzenie utrzymano i
Krukowiecki 14 po 2.00 kazał je wykonać. Jego rozkaz dotarł do
Jankowskiego na podjeździe w Miastkowie przed 22.00. Zapewne
później 14 lutego kazano w Pułtusku zostawić tylko brygadę jazdy z
dwoma działami konnymi, resztę swych sił miał Krukowiecki skupić
w Zegrzu i Nieporęcie. 15 lutego znalazły się tu tylko cztery bataliony
i 12 dział; nadejścia reszty spodziewał się dopiero następnego dnia.
Skrzynecki zaczął się obawiać, że nieprzyjaciel obejdzie go z lewej,

8
Źródla do dziejów wojny, t. 1, s. 297—301; t. IV, s. 317—318.
120

od strony Jadowa. Aby go uspokoić, 14 lutego przed 20.30 kazano


wysunąć po jednym batalionie: Giełgudowi do Kur pod
Tłuszczem, Szembekowi do Roszczepu. Jednocześnie 15 lutego
miano wysłać na rozpoznanie-demonstrację po szwadronie: z Tułu do
Jadowa (z -3 pułku ułanów) i z Roszczepu do Bugu pod Jadowem (z 1
Mazurów). Raczej jednak sądzono, „iż bardzo być może, że tenże
nieprzyjaciel główną swoją siłą maszeruje już dzisiaj [— 14 II] od
Liwa do Kałuszyna dla dojścia tam jak najkrótszą drogą do chaussee
[— szosy], po której miałby łatwiejszy pochód ku Warszawie i
łatwiejszy dowóz [żywności] od Brześcia" 9 — pisał Mroziński do
Żymirskiego, potwierdza to rozkaz tegoż nadawcy do Łubieńskiego.
Na razie jeszcze rozkaz wydany 15 lutego o 10.00 pozwalał zostać
Krukowieckiemu pod Zegrzem, a Jankowskiemu pod Pułtuskiem.
Jedynie przewidywano, że brygada Małachowskiego może być
przesunięta pod Radzymin, a dywizja Jankowskiego przerzucona do
sił głównych.

DOBRE I KAŁUSZYN (15 - 17 II)

O północy z 14 na 15 lutego Skrzynecki na czele dziesięciu


batalionów i czterech szwadronów (2 pułku ułanów) wyruszył spod
Dobrego. Pod Zakrzewem w nocy zaskoczył i rozbił czołowy rzut
straży przedniej VI korpusu pieszego, następnie wyparł z Pniewnika
prawdopodobnie jej siły główne pod dowództwem gen. Włodka (w
sumie zapewne brygada 6 dywizji ułanów i II brygada 25 dywizji
piechoty). W końcu Włodek zebrał swe oddziały i posunął się ku
Pniewnikowi, a Skrzynecki wycofał się na Dobre. Według zeznań
jeńców Rosjanie pod Liwem mieli dwie dywizje piechoty i sporo
jazdy. Żymirski na podstawie ukazania się wedet huzarów rosyjskich
pod Groszkami (6,5 km na wschód od Kałuszyna), z zeznań jeńca i

9
Tamże, t. I, s. 293—294, zob. też 285—290, 297—315,
321-324: t.IV, s. 317-318. Zob. też 304, 309—310, 313—316.
121

dezertera stwierdził, że znaczniejsze siły rosyjskie zmierzają do


Kałuszyna.
Wiadomości o wynikach rekonesansu Skrzyneckiego doszły do
kwatery głównej zapewne wczesnym popołudniem 15 lutego
wyjaśniając ostatecznie, że znaczne siły rosyjskie znalazły się na
lewym brzegu Bugu. Spór między zwolennikami obu koncepcji
sprawił jednak, że rozkazy wyszły dopiero w nocy 16 lutego o 2.00.
Wówczas zdecydowano się na przeniesienie kwatery głównej z
lewego skrzydła na prawe z Jabłonny do Grochowa i na podciągnięcie
sił z rejonu Radzymina (Szembek) do Okuniewa i Kobylaka — Tu-
rowa (między Zielonką i Wołominem) oraz z Zegrza — Nieporętu
(brygada Małachowskiego), do Kraszewa (Giełgud zostawał w Tulę),
a więc bliżej straży przednich wysuniętych na stary trakt pod Dobre
(Skrzynecki) i na szosę brzeską pod Kałuszyn (Żymirski).
Dywizje rezerwowe jazdy przesuwano również na południe i na
wschód. Dywizję Suchorzewskiego, której gros stacjonowało
poprzednio w rejonie Zegrza — Radzymina, umieszczono w rejonie
Ząbek, zredukowaną zresztą do ośmiu szwadronów (2 pułku
strzelców konnych, 2 Mazurów) i pół 3 baterii konnej (4 działa 3-
funtowe). Resztę przydzielono dywizjom piechoty: 1 Mazurów w
Rasztowskiej Woli — 1, 5 strzelców konnych w Kobyłce — 4. Część
3 baterii została u Krukowieckiego czy u Jankowskiego. Dywizję
Łubieńskiego już uprzednio przesunięto (po 12 II) na południowy
wschód: gros (6 szwadronów — 4 pułk strzelców konnych i dwa 5
pułku ułanów) do Dębego Wielkiego, dwa szwadrony karabinierów, 4
baterię konną (12 dział) do Miłosny, i tu te siły miały pozostać (2 i 3
ułanów nadal były przyłączone do Skrzyneckiego). Rezerwa artylerii
16 lutego miała stanąć na Pradze.
Na podstawie doniesień i rozpoznań sztab doszedł do wniosku, że
armia Dybicza ruszy szerokim frontem „od Kamieńczyka, Liwa aż po
Mokobudy", czyli od Bugu aż po obszar na północny wschód od
Siedlec.
122

Znaczna część ogólnego rozkazu do wojska (z 16 II godz. 1.30)


powstała pod wpływem odwrotowej koncepcji Prądzyńskiego.
Sprawy wycofywania się są ujęte bardzo szczegółowo, a nawet rozkaz
niejako zachęca do odwrotu. Skrzynecki może się wycofać nie tylko,
gdy go znagli „postęp jego [— przeciwnika] kolumn", ale wystarczą
do tego „wiadomości o nieprzyjacielu". Żymirski ma pozostać w
Kałuszynie „o tyle tylko, ile mu pozwolą postęp nieprzyjaciela i
obroty generała Skrzyneckiego". To ostatnie jest gdzie indziej
sformułowane jako ogólne prawidło. Żymirski, Skrzynecki i
Krukowiecki „wszyscy trzej mają uważać, ażeby się zawsze na jednej
wysokości znajdowali" 10, tj. praktycznie wycofywali się, gdy sąsiad
rozpocznie odwrót.
Gdy wydawano w nocy ów rozkaz, w polskiej kwaterze głównej nie
wiedziano jeszcze o zwycięstwie Dwernickiego nad Geismarem pod
Stoczkiem. Dopiero w ciągu 16 lutego doszły do Warszawy, do gen.
Klickiego, wiadomości od osób cywilnych o tej bitwie. O 23.00 sztab
główny informował Szembeka, że wiadomość o Stoczku potwierdził
raport Dwernickiego. W nocy z 15 na 16 lutego obawiano się więc
jeszcze, że Geismar może zagrozić linii komunikacyjnej Śy-
mirskiego, kazano więc temu generałowi, mającemu wojska
zredukowane już do dziesięciu batalionów, odesłać jeszcze trzy do
Mińska. Tak znaczne osłabienie dywizji pierwszego rzutu było
również objawem tendencji odwrotowych. W przeciwnym wypadku
wystarczyłoby zająć Mińsk przez dywizję odwodową jazdy
(wiedziano przecież, że Geismar rozporządza tylko kawalerią),
ewentualnie wysyłając na jej wsparcie część dywizji Szembeka.
Przewidywano niejako z góry odwrót Skrzyneckiego do Stanisła-

10
Tamże, t. I, s. 324—327 nn; zob. też Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. .154, 156. Rozkaz
NW ruchu dla wojska na dzień 16 lutego 1831 r., opublikowany w Źródłach do dziejów
wojny, t. I, s. 332—334, z rkps. Biblioteki Kórnickiej jest datowany ,.o godzinie 2 po
północy", natomiast w papierach Prądzyńskiego „o godz. w pół do drugiej po północy"
(Pr ą dzy ń ski, Pamiętniki, t. IV, s. 88—90), tak go też datuje Załuski (op. cit., s.
353): „expediowany [...] o godz. 1 i pół po północy". Bloch (I. Prądzyński, s. 237) zna
„fragment [tej] dyspozycji pisanej ręką Prądzyńskiego
123

wowa, a Żymirskiego do Mińska, lewe skrzydło tego ugrupowania


miała zajmować dywizja Krukowieckiego stojąca w Kraszewie i w
Tulę. Zamierzano jednak cofać się dalej do Turowa (Krukowiecki), do
karczmy Janówka (obecnie wsi Janówka — Żymirski), nie są znane
wytyczne dla Skrzyneckiego, ale w tym układzie musiał się cofać
gdzieś w pobliże Okuniewa.
Jest jednak z kolei w tym rozkazie zdanie stanowiące niejako
ustępstwo dla zwolenników stawiania oporu, ale sformułowane
bardzo ogólnikowo i ostrożnie: „Każdy na swojem stanowisku da
odpór nieprzyjacielowi o tyle, o ile siła jego pozwoli". Pod koniec
rozkazu udało się zwolennikom oporu wywojować mocniejsze
żądanie podejmowania walki: wojsko ,,nie będzie ustępowało bez
oporu tylko przed siłami przemagającymi i ciągle stawiając czoła
nieprzyjacielowi" 11, stało to jednak w ostrej sprzeczności z całą nie-
mal resztą rozkazu.
Krukowiecki w raporcie wysłanym 16 lutego o 7,00 stwierdził, że
do Kraszewa przyjdzie dziś tylko z czterema batalionami i baterią
lekką, bo reszta sił jego i Jankowskiego jest daleko w tyle, domagał
się, zanim one nadejdą, przysłania posiłków. Zarządzono, by 1
brygada Szembeka stanęła w pobliżu Kraszewa pod Ostrowem i
Czarną. Dywizja Jankowskiego dopiero następnego dnia nadeszła do
rejonu Radzymina i Zegrza.
Obszar na zachód od linii Pniewnik — Kałuszyn miał charakter
lesisty, „wszystkie [tu] drogi prowadzące na zachód miały charakter
ciaśnin leśnych tu i ówdzie przerwane przez polany [nieraz
stosunkowo obszerne] pozwalające na rozwinięcie większych sił".
Lasy tutejsze były „gęsto podszyte, moczarowate, poprzecinane
licznymi dopływami lewobrzeżnymi Bugu o słabym spadku i trudno
dostępnych brzegach. W tych warunkach armia rosyjska nie była w

11
Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 333.
124

stanie wyzyskać przewagi swej artylerii i kawalerii, jej kolumny


posuwające się poszczególnymi traktami, oddalone od siebie" 12 z
trudem mogły utrzymywać łączność w tym lesistym kraju,
aczkolwiek drogi poprzeczne istniały. Do ważniejszych należały: 1)
trakt Liw — Wyczółki — Nowe Wierzbno — Cierpięta — Wąsy —
Wity — Kałuszyn; 2) trakt Dobre — Rudzienko — Mlęcin —
Łaziska — Jakubów, stąd idzie trakt na wschód Przytoka —
Kałuszyn, a drogą przez Brzozówkę — Janów dochodzi się do szosy
brzeskiej; 3) trakt Stanisławów — Wólka Czarnowska — Ładzyń —
Brzuza — Stojadła (na szosie); były też drogi idące ukośnie: 4)
Stanisławów — Kamionka — Zimnowoda — Sucha; 5) Grzybowska
Wola — Długa — Cyganka — Mistów — Jakubów — Kałuszyn.
Dybicz rozpoczął 12 lutego koncentrowanie swych sił w rejonie
Węgrowa, chcąc tu sforsować przeprawę przez Liwiec. Wypad
Żymirskiego poprzedniego dnia zdawał się wskazywać, że Polacy
rozporządzają tu znacznymi siłami.
12 lutego VI korpus doszedł do Tończy, I korpus stanął pod
Poszewką i Tchórzewem, III korpus jazdy pod Wyszomierzem i
Grzymałami, rezerwa między Sterdynia i Sokółką. Straż przednia
całości pod Sackenem (oprócz jego brygady ułanów, I brygada 1
dywizji huzarów, z piechoty co najmniej 49 pułk jegrów, zapewne 12
dział) w nocy z 12 na 13 lutego sforsowała Liwiec pod Węgrowem, 13
przeprawiła się za nią 3 dywizja piechoty, VI korpus rozpoczął
przeprawę pod Starą Wsią, rezerwa ruszyła na południe, aby zająć
Siedlce, rozłożyła się na noc pod Sokołowem. Ze względu na zmęczenie
wojska Dybicz postanowił mu dać trzy dni wypoczynku, jednocześnie
chciał się doczekać taborów z żywnością. Dokonano tylko niewielkich
przesunięć.
14 lutego VI korpus przeszedł w całości Liwiec i stanął pod
Korytnicą ze strażą przednią pod. Pniewnikiem, korpus
skoncentrował się pod Mokobodami, a rezerwa przeszła do
12
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 160—161; zob. też Topograficzna karta
Królestwa Polskiego 1822—1843, Warszawa 1978.
125

Suchożebr. Anrepp 14 lutego zajął Siedlce po uprzednim opuszczeniu


ich przez Tomickiego. Tu zapewne następnego dnia przybyła rezerwa
i dołączył Geismar. Na wieść o marszu Dwernickiego, który 12 lutego
stanął pod Żelechowem, 13 Geismar poszedł z Łukowa do Seroczyna,
po czym lekceważąc przeciwnika ruszył następnego dnia z jedną bry-
gadą przeciw niemu i został pobity pod Stoczkiem.
17 lutego Dybicz rozpoczął marsz w kierunku Warszawy.
Zdecydował się na marsz dwiema drogami. Siły główne miały iść
szosą brzeską, w tym celu korpus I przerzucano z Liwa do Kałuszyna,
tu dołączyć miał do niego III korpus ciągnący z Mokobodów przez
Cierpięta. Rezerwa idąca z Siedlec (wraz z Geismarem) miała dotrzeć
do Broszkowa. Siły główne VI korpusu (19 batalionów, 12
szwadronów, 4 sotnie kozaków, ogółem ok. 16 700 bagnetów, 2400
szabel, 56 dział) szły starym traktem na Dobre, batalion i sześć
szwadronów ubezpieczało je od północy idąc drogą z Jadowa do
Radzymina. Pośrednimi drogami między szosą a starym traktem szła
litewska brygada grenadierów przez Cierpięta — Zimną Wodę, a
Sacken z brygadą ułanów, pułkiem kozaków, pięcioma batalionami
grenadierów po zajęciu Kałuszyna poszedł na Mistów — Jakubów.
Zapewniały one łączność, a jednocześnie ubezpieczały kolumny
główne.
Istniejący „stan rzeczy dawał dowództwu polskiemu możność
wyzyskania swej lepszej znajomości terenu", osłony lasów, „większej
ruchliwości i sprawności poszczególnych broni" do szybkiej
koncentracji i „pobicia jednej z kolumn nieprzyjacielskich".
Stopniowo, w miarę bliższego rozpoznania sił i zamiarów przeciwnika,
oswobodzono się „od przygniatającego poczucia jego przewagi" 18. W
niemałym stopniu zapewne przyczyniły się do tego polskie sukcesy:
bitwa pod Stoczkiem (14 II), wypad Skrzyneckiego pod Zakrzew

18
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 149—150 nn; zob. też F.v. Smitt, Geschichte des
Polnischen Aujstandes undKriegs in den Jahren 1830 u. 1831, Berlin 1839, cz. I, s. 287,
292—293; Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 325.
126

(15II). Już 15 lutego na wieść o wyniku tego ostatniego działania


Żymirski żałował, że wyprawa na Liw nie została przedsięwzięta z 24
batalionami i kilkoma pułkami jazdy.
Skrzynecki, zapewne zachęcony sukcesem odniesionym 15 lutego,
zdecydował stawić czoło Rosenowi pod Dobrem. Rozporządzał swoją
dywizją (4 i 8 pułki liniowe, weterani, 2 bateria lekkopiesza), 3
pułkiem liniowym, 2 i częścią 3 pułku ułanów, ogółem ok. 8000
bagnetów, 900 szabel, 12 dział. Sporą jednak część sił Skrzynecki
rozproszył dla ubezpieczenia się od północy od Jadowa (batalion i 2
szwadrony, potem 1, pod Brzozowicą), a także dla zabezpieczenia
odwrotu pod Rządzę (pułk weteranów) i pod Osęczyznę (2 bataliony),
choć wiedział, że Szembek jest już w Pustelniku. Pod Dobrem
pozostało mu sześć batalionów i cztery szwadrony, ok. 4900
bagnetów, 600 szabel, 12 dział.
Mniej więcej w odległości 4 km od Dobrego płynęła z po-
łudniowego wschodu na północny zachód mała, ale o bagnistej
dolinie, rzeczka Osownica o niewielkiej liczbie przepraw, która stała
się wysuniętą pozycją. Oddziały na niej rozmieszczone miały
zapewne opóźniać marsz przeciwnika i prawdopodobnie dostarczyć
danych o jego czołowych rzutach. Najważniejszą przeprawę przez
Osownicę na trakcie w Makowcu Dużym Skrzynecki obsadził I
batalionem 3 pułku liniowego. Drugą pod Osównem zajął mjr Jan
Wodziński z 200 „czwartakami". Okolica Dobrego, niewielkiego
miasteczka o wyłącznie drewnianej zabudowie, stanowiła niejako
obszerną polanę leśną, nieprzyjaciel musiał się tu rozwijać z ciaśniny,
ale utrudniał mu to bagnisty smug ciągnący się ze wschodu na
zachód, trakt przekraczał go po moście. Dostępu do miasteczka
bezpośrednio broniły cztery działa asekurowane przez I batalion 4
pułku liniowego, ogień ich krzyżował się z ogniem czterech dział po-
łożonych na wzgórzu na południowy wschód od Dobrego
asekurowanych przez II i III bataliony 3 pułku liniowego wespół ze
szwadronem 2 pułku ułanów. Na lewym skrzydle, już na północ
127

od smugu, dla osłony łączności z batalionem w Brzozowicy Skrzynecki


rzucił II batalion 4 pułku liniowego, który obsadził wąski jęzor lasu
wysuwający się od lasów brzozowickich ku południowi, tyralierów
rozrzucono w przodzie. Odwód umieszczony na zachód od Dobrego
stanowiły cztery działa, trzy szwadrony 2 pułku ułanów, III batalion 4
liniowego.
O 7.00 rozpoczęły się walki tyralierów I batalionu 3 pułku
liniowego, zepchniętych dopiero po użyciu artylerii. Gdzieś przed
11.00 przeciwnik pojawił się pod Dobrem i rozwinął straż przednią:
49 i 50 pułki jegrów, 8 dział lekkich, pułk ułanów wołyńskich.
Natarcie traktem pod krzyżowym ogniem dział polskich nie
obiecywało dobrych rezultatów, wobec tego Rosen zaatakował lewe
skrzydło polskie batalionem 50 pułku jegrów. Tyralierzy II batalionu
„czwartaków" odrzucili ich natarcie. Wkrótce Rosjan wsparły tutaj
dwa bataliony podolskiego pułku piechoty, mające w odwodzie
pułk wołyński, część z nich próbowała oskrzydlić z lewej strony
„czwartaków" (zapewne przez las), co się nie powiodło. Być może
wskutek mniejszej sprawności tyranów rosyjskich nie udało im
się wywalczyć dla swoich kolumn wyjścia) z lasu. Jak się
zdaje, dokonali tego po godzinnym boju, a więc ok. 14.00.
Bogusławski wyprowadza w pole kolumnę II batalionu, sam z kpt.
Józefem Borzęckim obchodzi z lewa dwoma plutonami tyralierów
(zapewne lasem) kolumnę rosyjskiego batalionu. „Do nas przypada
konno'" Bogusławski — wspomina Rzepecki — „i woła: — »Na
bagnety! "Wiara za mną!« — podprowadza nas" 14 pod nieprzyjaciela.
Niespodziane uderzenie zmieszało przenika. Trzykrotnie jeszcze
nieprzyjaciel nacierał swymi kolumnami i tyleż razy odparty został
plutonami tyralierskimi.
Tymczasem nieprzyjaciel wysłał już poprzednio przez las do
Antonina na prawe skrzydło polskie lekką baterię ściągniętą ze swego

14
R z e p e c k i , op. cit., s. 54—61.
128

centrum (zastąpiły ją tu 4 działa pozycyjne) pod asekuracją wileńskiego


pułku piechoty. Działa rosyjskie usadowione na wzgórzu pod
Antoninem miały wziąć razem z owymi ciężkimi w krzyżowy ogień
baterię polską na wzgórzu. Nie dawało to jednak rezultatu. Rosjanie
wkrótce rzucili tu do walki swoich tyralierów. Polscy z kompanii
grenadierskich II i III batalionów 3 pułku liniowego „powstali z ziemi",
gdzie leżeli, dla uniknięcia strzałów armatnich. W miarę jak „łańcuch
[tyralierów rosyjskich] coraz stawał się silniejszym", także czołowe
kompanie obu batalionów 3 pułku liniowego „poszły w rozsypkę dla
wzmocnienia naszych tyralierów. Tu zaczęła się zacięta walka
tyralierska, kilkanaście razy, ruszając na bagnety, spędzaliśmy
moskiewskich tyralierów na ich kolumny" — pisze Aleksander
Kociatkiewicz, kadet III batalionu 3 pułku 15.
Skrzynecki „bitwę prowadził [...] całkowicie odpornie, po-
wstrzymując zapał zaczepny swej piechoty. Gdy Rosen rozwinął
wreszcie 8 batalionów z ciaśniny" 16, Skrzynecki ok. 15.30 wydał
rozkaz odwrotu. Polacy stracili 300 ludzi, Rosjanie 750.
Późnym wieczorem 16 lutego Żymirski doszedł do wniosku, że
kolumny nieprzyjaciela zbliżające się do Kałuszyna zamierzają podjąć
nań atak. Ponieważ miasteczko ma groblę na tyłach, wobec tego
Żymirski obsadził je tylko lekką awangardą z piechoty i jazdy, a z
siłami głównymi zajął pozycję na wzgórkach pokrytych gęstym lasem
na zachód od grobli. Ubezpieczył się zamykając drogi od północy idą-
ce między starym traktem węgrowskim a szosą brzeską. Drogę z
Siedlec do Stanisławowa pod Kamionką i Zimną Wodą obsadził III
batalionem 2 pułku strzelców pieszych, strzelcami pieszymi Kuszla i
trzema szwadronami jazdy sandomierskiej pod ogólnym
dowództwem ppłk. Wolskiego.

15
[A. Kociatkiewicz], Historia 3-go pułku piechoty liniowej, Lwów 1879, s. 21—23.
16
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 162—163; por. też Smitt, op. cit., cz. I, s. 291—
294; Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 353—356.
129

Wkrótce po rozpoczęciu 17 lutego walk wysłał do Mistowa III


batalion 4 pułku strzelców pieszych, pułk jazdy lubelskiej i dwa
działa. Jak się zdaje, dwa bataliony (w tym III 7 pułku liniowego
zwrócony przez Skrzyneckiego) i co najmniej szwadron 1 pułku
ułanów odesłał do Mińska. Pod Kałuszynem zostało pięć batalionów
piechoty, osiem szwadronów jazdy (głównie z 4 i 1 pułku ułanów),
ok. 4000 bagnetów, 1200 szabel i 14 dział.
Późno, około północy, ściągnięto 4 pułk ułanów stojący pod
Groszkami na szosie brzeskiej, dopiero ,,o 2-giej po północy stanęliśmy
w Kałuszynie nad laskiem. Śnieg dość grubo leżał i rąbiąc
gałęzie przyciśnięte śniegiem ułani bardzo klęli, ale nareszcie ognie
się tlić zaczęły tak, że około rana gotować zaczęto" — wspomina
Chłapowski. Ignacy Radziejowski, 16-letni kadet 2 kompanii
strzelców 4 pułku strzelców pieszych, miał wówczas, rankiem 17
lutego, szczęście. Zastrzelono w pobliżu konia artyleryjskiego, który
złamał nogi. Dowódca kompanii „kapitan [Leopold] Wolff, doświad-
czony stary żołnierz, kazał wykroić najlepszy kawał mięsa z niego,
naszpikować słoniną i należycie przygotowawszy, zaprosił nas na
końską pieczeń. Zajadaliśmy ze smakiem, ale jeszcze nie skończyliśmy
naszego śniadania, gdy pierwszy wystrzał armatni nieprzyjaciela
powołał nas do broni. Dojadając porcję pieczeni stanąłem na moim
miejscu” 17.
Nieprzyjaciel rozpoczął natarcie na Kałuszyn ok. 8.30. Szef sztabu
armii Dybicza gen. Toll stojący na czele rezerwy ogólnej postanowił
uderzyć na Kałuszyn z trzech stron, od północy sam z ośmioma
batalionami grenadierów (2 dywizji), brygadą ułanów i brygadą
strzelców konnych obchodził Kałuszyn przez Trzebucznę, szosą
posuwała się grupa gwardii Konstantego (4 bataliony i 12
szwadronów), od południa Frejgang z brygadą karabinierów 2 dywizji
grenadierów i brygadą strzelców konnych przez Szymony i Olszewice.

17
C h ł a p o w s k i , op., cit., t. II, s. 19; R a d z i e j ow s k i, op. cit., s. 74—77.
130

Pierwsza przybyła kolumna Tolla. Żymirski wycofał straż


przednią z Kałuszyna.
„Jak tylko nieprzyjaciel okazał się na strzał armatni, baterie nasze
rozpoczęły ogień, zarazem i Rosjanie odkryli kanonadę z baterii
pozycyjnej" 18. Radziejowski wspominał: „Poprowadzono nas na
lewą [północną] stronę szosy i postawiono dla asekuracji dwóch
dział. Kule nieprzyjacielskie przelatywały nad naszymi głowami,
robiąc na wszystkich wielkie wrażenie. Będący pierwszy raz w ogniu
pochylali się, słysząc świst kuli lub granatu. Nic nie pomogły napo-
mnienia starych, doświadczonych oficerów, dopóki nie przekonaliśmy
się sami, że nie tylko nie każda kula trafia, ale nawet bardzo rzadko
która" 19.
Żymirski ze wzgórza dostrzegał znaczne siły nieprzyjaciela,
szacował je na dywizję jazdy i z pewną przesadą na dywizję piechoty.
Mając wiadomości o marszu obchodzącej grupy Frejganga, ok. 9.00
rozpoczął odwrót, który zakończył o 17.00 przed Mińskiem.
Prowadzono go „pod ciągłą z obu stron kanonadą", „nie opuszczając
najmniejszego stanowiska bez opierania się nieprzyjacielowi
tak, że cała przestrzeń od Kałuszyna do Mińska krok w krok bronioną
była 20.
„W miarę jak położenie miejsc pozwalało, wstrzymywały na przemian
nieprzyjaciela jazda i piechota, rozwijając się po obu stronach traktu
chaussee, bataliony w kolumnach do ataku, a jazda w dywizjonach lub
szwadronach w schody, według obszerności pola". Walkę prowadziła
głównie artyleria obu stron, polska odznaczyła się „szybkim, śmiałym i
zręcznym manewrowaniem" 21, tak ważnym w boju odwrotowym.
„Nieprzyjaciel manewrował ciągle ku naszym flankom, starając się nas
oskrzydlić" 22, co mu się jednak nie udało.
18
Z a ł u s k i , op. cit., s. 354—355.
19
R a d z i e j o w s k i , j.w.
20
Załuski, j.w.
21
Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 390—391.
22
Załuski, j.w.
131

PLAN ZASADZKOWY PRĄDZYŃSKIEGO (1811)

Powodzenie wypadu Skrzyneckiego pod Zakrzew 15 lutego zrobiło


duże wrażenie na Szembeku. Uznał on, że starym traktem idą
mniejsze siły, i w piśmie z 17 lutego do Mrozińskiego, zapewne
powstałym rano, proponował uderzenie na nie w centrum dywizją
Skrzyneckiego, następnie swoją, która obeszłaby przeciwnika od
południa, od strony Kałuszyna, oraz by brygada Giełguda, jeśli nie
wspierała 3 dywizji, to przynajmniej demonstrowała od północy.
„Było to mocno ryzykowne, charakteryzowało jednak dobrze ten na-
strój obrony czynnej"23, pojawiający się u dywizjonerów. Zapewne po
11.00 dobiegła Szembeka bardzo mocna kanonada spod Dobrego.
Natychmiast bez rozkazu ruszył brygadę strzelców z Okuniewa w tę
stronę pod Michałów, grenadierów i 5 pułk strzelców konnych do
Ręczaj na pomoc Skrzyneckiemu. Sztab główny zawiadomiony został
o tym gdzieś po 14.00 raportem Szembeka wysłanym o 12.00.
Dowództwo polskie czy to pod wpływem ewentualnych sugestii
owego generała, czy też samo doszło do wniosku, ..iż może być
zamiarem nieprzyjaciela przebić nam środek na trakcie
stanisławowskim i rozdzielić tym sposobem oba nasze skrzydła".
Nakazywało więc Krukowieckiemu i Żymirskiemu „mieć się na
wielkiej ostrożności" 24 i podjąć odwrót w razie potrzeby. Przed 21.30
przybył oficer od Skrzyneckiego z wiadomościami o chlubnym
wyniku starć pod Dobrem.
To wespół z duchem zaczepnym, który ogarniał wojsko, zapewne
zapłodniło myśl Prądzyńskiego.
Oczytany w pracach o wojnach rewolucji francuskiej i na-
poleońskich przypomniał sobie analogiczną sytuację z bitwy pod
Hohenlinden (1800): kilka kolumn nieprzyjacielskich posuwających
się ciaśninami leśnymi. Postanowił odwrócić hipotetyczną myśl
Dybicza i uderzyć „na silniejszą kolumnę nieprzyjacielską masze-

23
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 163—166.
24
Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 347—348.
132

rującą, jak sądzono, starym traktem, aby w ten sposób przełamać


centrum Dybicza" 25 i rozłączyć grupę ciągnącą szosą brzeską od
posuwającej się szosą kowieńską. Udało się Prądzyńskiemu uzyskać
akceptację Chłopickiego dla swego projektu. Starego legionistę
wiadomość o walkach pod Dobrem wprawiła w dobry humor. ,.Kiedyż
jedna dywizja nie dała się wielkiej armii, to trzema dywizjami narobię
bigosu! — zawołał z żywym uniesieniem. — Niechaj się tylko Żymirski
dobrze trzyma na szosie — dodał" 26.
Skrzynecki z Szembekiem (17 batalionów, 8—12? szwadronów, 24
działa) mieli się cofać starym traktem aż do Okuniewa i tu stawić
poważniejszy opór, czekając aż na jego prawy bok i tyły spadnie
zasadzka ulokowana za zasłoną lasów w Zabrańcu (brygada
Milberga), w Ręczajach (brygada Giełguda), w Mostówce i
Zagórznowiźnie (?) (brygada Małachowskiego), ogółem 16
batalionów, 8 szwadronów, 24—36 dział. Żymirski miał ustępować z
wolna ku karczmie Janówek i być gotowym do ostatecznego rozgro-
mienia rozbitków nieprzyjacielskich, którzy by spłynęli na szosę.
Według wspomnień Prądzyńskiego zamierzał on jeszcze skupić
8000 jazdy w Ręczajach i Poświętnem na północny wschód od
Okuniewa, by uderzyć na tyły nieprzyjaciela. W grę wchodziłyby
dywizja Suchorzewskiego (ok. 1600—2400 szabel i 4 działa: 2 pułk
strzelców konnych, 2 Mazurów, szwadron poznański, ewentualnie 1
Mazurów) z Ząbek (?), dywizja Jankowskiego (tylko 8 szwadronów,
ok. 1300 szabel, 8 dział, bo 3 pułk strzelców konnych odchodził do
Giełguda, a 4 szwadrony miały zostać w Zegrzu i Nieporęcie) z
rejonu Zegrze — Radzymin. W sumie byłoby to ok. 3000—3700
szabel. Rozkazy nr 164 i 166 przewidują, że dywizja Jankowskiego
weźmie udział w walnej rozprawie (miała przesunąć swe gros do

25
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 163—166.
26
Mierosławski, op. cit., t. I, s. 178—188.
133

Grodziska, o 20 km od Ręczaj); być może zamiar jej użycia


skrystalizował się potem. Rozkazy do wojska wyszły zapewne późnym
wieczorem, niektóre głęboką nocą. Rozkaz nr 169 do Żymirskiego
wydano 18 lutego o 2.30.
Dwa bataliony wysłane poprzednio do Mińska połączyły się
zapewne z 2 dywizją podnosząc jej siły do siedmiu batalionów.
Żymirski zamierzał początkowo stawić opór przed Mińskiem i potem
w samym miasteczku. O 8.00 otrzymał jednak pismo od
Skrzyneckiego z wiadomością o wycofaniu się do Pustelnika i radą,
by chcąc uniknąć odcięcia też podjął odwrót. Generał zdecydował się
na odskok do karczmy Janówek (ok. 20 km). Chyba zbyt daleko, ale
zapewne nie ufał Skrzyneckiemu, którego panikarskich nastrojów już
doświadczył (chciał 17 II wycofywać się z Dobrego ze względu na to,
że Żymirski zajął pozycję nie w samym Kałuszynie, ale tuż za nim).
Do Stojadeł (2 km za Mińskiem) nieprzyjaciel się przegrupowywał,
wysuwał przed rezerwę Tolla I korpus. Odtąd rozwinąwszy znaczne
siły piechoty i jazdy ,.zaczął na mnie natarczywie następować" —
pisze Żymirski.
Ok. 11.00 pod Kobiernem (przed Dębem Wielkiem) dołączył
Łubieński z dwoma pułkami: 4 strzelców konnych : 5 ułanów, pół
baterią 4 lekkokonnej (6 dział). Żymirski dodał mu pułki l i 4 ułanów
z dywizji Tomickiego, trzy bataliony piechoty, osiem dział konnych
Konarskiego i kazał osłaniać odwrót. Pod Dębem Wielkiem doszło do
trudnej sytuacji wobec konieczności przesunięcia się 4 pułku strzel-
ców konnych flankowym ruchem między bagnem a wsią, w trakcie
czego napierali na niego nieprzyjacielscy tyralierzy, ale zdecydowanie
dowódcy płk. Kamieńskiego ocaliło położenie, odparto nieprzyjaciela,
przez błota pułk w najlepszym porządku przeszedł 27.

27
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 163—166; Puzyrewski, Wojna, s. 91—92;
tenże, Polnisch-russische Krieg 1831, t. III, Wien 1893, s. 159; Prądzyński ,
Pamiętniki, t. I, s. 412—416;
134

Tu pod Dębe Chrzanowski przybył do 4 baterii konnej, aby płk.


Chorzewskiemu przedstawić sytuację. „Rozwiniętą mapę w ręku
trzymał", granat przeciwnika „mapę zapalił”, a Chrzanowski „otrzymał
mocną kontuzję" 28 — pisze Jabłonowski. Szef sztabu Łubieńskiego kpt.
Władysław Zamoyski, będący pierwszy raz w ogniu, przekonał się, „że
kule armatnie obudzały we mnie wewnętrzne zadowolenie, żem się czuł
wśród niebezpieczeństwa spokojny. Ziemia była zmarznięta, zagony szły -
wzdłuż naszej linii, więc bijące w nie na poprzek kule armatnie, gdy w bok
zagonu trafiały, odbijały się prostopadle od ziemi na dwadzieścia i
trzydzieści stóp [6—9 m]. Jakże mnie uderzyło, że przed niejedną
rykoszetującą prosto ku mnie kulą mogłem ustąpić" 29.
Żymirski z piechotą zajął stanowisko za karczmą Brzeziny (obecnie
wieś). Ustawił swoją artylerię i nieco piechoty na wyniosłym
wzgórzu. Jej ogień pozwolił jeździe, która dotarła tu ok. 14.00,
wyminąć piechotę. Odsyłano kawalerię aż do Miłosny, bo rozpoczy-

Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 347—353 nn; S z u m s k i , op. cit., s. 27—40;


Chłapowski, op. cit., t. II, s. 19—20.
Tokarz (Wojna polsko-rosyjska, s. 164) uważa, że twierdzenie Prądzynskiego o
zamiarze skupienia owych 8000 kawalerii budzi mocne wątpliwości, bo nie ma w aktach
informacji o tym, a dywizje Łubieńskiego i Suchorzewskiego „zdaje się, nie ruszyły się spod
Pragi", „teren pomiędzy Poświętnem i Stanisławowem wykluczał użycie większych mas
kawalerii", zwłaszcza przy odwilży. Odmiennego zdania Bloch (I. Prądzyński, s. 239) nie
uzasadnia; uważa, że jazda składała się z dywizji Łubieńskiego i Suchorzewskiego i
ewentualnie z 3 i 5 strzelców przydzielonych do Giełguda i Szembeka. Dopuszczam
możliwość istnienia owego zgrupowania, ponieważ: a) w znanych aktach występowały luki,
b) był mróz, c) teren mocno utrudniał, ale nie wykluczał użycia jazdy. Większość dywizji
Łubieńskiego dołączono 18 II do grupy Żymirskiego (Rozkazy nr 164 i 166 zob. Źródła do
dziejów wojny, t. I, s. 349— 350), nie wydaje się, by przydzielano jazdę piechocie po to, by
ją zaraz odbierać.
28
Miejscowość, gdzie zraniono Chrzanowskiego, wg naocznych świadków S.
Jabłonowskiego (op. cit., s. 25—26) i Zamoyskiego (pp. cit., t. II, s. 112—
117). Informacje Barzykowskiego (op. cit., s. 322—323) i Żymirskiego
(Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 392) są niejasne, ale nie wykluczają Dębego.
29
Zamoyski, op. cit., s. 112—117.
135

nały się lasy ciągnące się aż do Wawra (17 km). Wkrótce nie mogła
nasza lekka artyleria dorównać pozycyjnym działom przeciwnika i
znów podjęto odwrót.
Na zachód od karczmy Janówek, a na północ od drogi otwierała się
obszerna polana. Żymirski zajął tu stanowisko u wyjść z lasu,
rozstawiając sześć dział (2 na szosie, 4 przy karczmie). Odwrót
osłaniał batalion 2 pułku strzelców pieszych, „w tyraliery po lesie
rozsypany'", „natarczywie przez wielką masę tyralierów party,
wychodząc w rozsypce z lasu, formował się w batalion [tj. w kolumnę
batalionową] na wielkiej polanie. Śliczny to był widok — pisze
naoczny świadek S. Jabłonowski — widzieć pod silnym ogniem
nieprzyjacielskim ruch tego oddziału, który odbywał się z taką
spokojnością i akuratnością, jakby na paradzie na placu Saskim" 30 .
Jeszcze nie wszystkie siły polskie się rozwinęły. Radziejowski
służący w I batalionie 4 pułku strzelców pieszych zapamiętał,
że „sformowani, sekcjami maszerowaliśmy spokojnie szosą, gdy
zaczęły nas niepokoić wystrzały ręcznej broni nieprzyjacielskiej".
Jazda przeciwnika stanęła na szosie, rzucił on natomiast kilka bata-
lionów przez las. Ogień tyralierski trwał krótko i nieprzyjaciel zaczął
się w kolumnach posuwać naprzód. Polskie kartacze zadały
nieprzyjacielowi spore straty. „Jadący na przodzie generał Czyżewski
krótką a węzłowatą przemową i w końcu okrzykiem »hura!«, »hura!«
wlał w nas ducha męstwa. Rzuciliśmy się wszyscy bez porządku" —
wspomina Radziejowski. „Z zaciętością bataliony nasze kilka razy
uderzały bagnetem, ten jedyny był sposób odpędzenia
przewyższającego liczbą i odświeżającego się nieprzyjaciela", tj.
wprowadzającego w bój coraz to nowe bataliony — raportuje
Żymirski 31. Czyżewski na czele obu pułków strzelców, czterech z
siedmiu batalionów, jakimi rozporządzał tu Żymirski, rusza „naprzód,

30
S. Jabłonowski, op. cit.r s. 26—27.
31
Radziejowski, op. cit., s. 77; Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 392.
136

pędząc przed sobą w lesie tyralierów, a po szosie jazdę Moskwy".


Wkrótce jednak przeciwnik rozstawił dwa działa na szosie i wsparł
swych piechurów nowymi nadbiegającymi batalionami. „Jeden
batalion 4-go strzelców przerwawszy łańcuch tyralierów moskiewskich
wpadł między trzy kolumny i znalazł się odcięty w lesie od reszty
brygady” 32. Spróbował się przebić, co mu się udało dzięki odsieczy
sąsiednich batalionów, ale stracił wielu ludzi. Żymirski rzuca do walki 7
pułk liniowy. Czyżewski zostaje ranny. Dowódca 4 pułku strzelców płk
Józef Zawidzki pozostał w lesie za łańcuchem naszych tyralier i dostał
się do niewoli. Przeciwnik stopniowo w zaciętych walkach spychał
polskie bataliony do tyłu. Tak trwało do zmroku (zachód słońca ok.
17.00), kiedy przerwano ogień artylerii, ale ogień karabinowy nadal
był ożywiony. Z kwatery głównej przyjechał tu Piotr Wysocki, aby
dowiedzieć się, co się dzieje. Żymirski zdecydował się odskoczyć pod
Miłosne (o 4 km na zach.). Znalazł się tu przed 20.00. Z zeznań
jeńców dowiedział się, że ma przeciw sobie trzy dywizje I korpusu
piechoty. Uznał w końcu, że pozycja pod Miłosną jest zbyt wysunięta,
i późno w nocy kazał wojsku wycofać się pod Wawer.
Żołnierz dywizji był znużony — jak raportował Żymirski —
„nieustannym marszem'", ciągłym rozwijaniem się „po rolach ornych
zamarzłych" oraz „głodem nie będąc w stanie gotowania" posiłków,
więc dowódca domagał się, by „dać mu choć jeden dzień
odpoczynku” 33.
Skrzynecki w nocy z 17 na 18 lutego uznał, że pozycja pod młynem
Osenką jest nie do utrzymania. Odskoczył aż pod Pustelnik, gdzie
przeszedł za pozycje stojącej tu brygady strzelców Szembeka.
Chłopicki przebywający w kwaterze głównej w Grochowie
postanowił wyruszyć rankiem do Skrzyneckiego i Szembeka. Udał się
do Radziwiłła, by przekazać mu ostatnie wskazówki. Czterej adiutanci,

32
Mierosławski, op. cit., t. I, 3. 179.
33
Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 364, 391—393.
137

których sobie dobrał, wśród nich Kruszewski, ucieszeni zaufaniem


Chłopickiego już go konno oczekiwali przed domem. Gdy wyszedł i
wsiadał na koń, po raz pierwszy w tej kampanii, dopadł go Prądzyński
i spytał, czy ma „z nim jechać, lub li też przy Radziwille zostać?
Odpowiada mi — »A już ci Wasanu trzeba ze mną jechać, bo kiedyś
całą dyspozycją zrobił, jakżebym bez ciebie do czego trafi? — Ale
namyśliwszy się nieco, dodaje ciszej — Jakbyś od Księcia odjechał,
toby pewno jakie głupstwo zrobił«. Zostałem więc przy Radziwille". O
10.00 Chłopicki bez żadnej eskorty ruszył „przez Okuniew do naszych
forpocztów"3. Skrzynecki zapewne jeszcze w nocy wycofał się spod
Pustelnika, Szembek tu pozostał. Przeciwnik nie nadchodzi.
Zaniepokojony Chłopicki wyprawia na rozpoznanie w stronę
Stanisławowa Szembeka z dwoma batalionami strzelców, z kilku
szwadronami i dwoma działami, ale nie dało ono rezultatów.
Chłopicki zaniepokojony strzałami z dział słyszanymi na szosie
coraz dalej na zachód kazał głównym siłom brygady strzelców
wycofać się do Okuniewa. Tu wojska stały dość długo. Dopiero pod
wieczór nadciągnął nieprzyjaciel, ale nie od Stanisławowa, tylko od
południowego wschodu od Cyganki, boczną drogą z Mińska.
Dla zapewnienia łączności między VI korpusem Rosena a
rosyjskimi siłami głównymi wysłano grupę Sackena (2 pułki ułanów
z 3 dywizji i pułk kozaków), wsparto ją pięcioma batalionami
grenadierów Czaadajewa. Pod Cyganką grupa ta natrafiła na
Wolskiego (1 batalion, 3 szwadrony),
17lutego dołączył on do Skrzyneckiego, który wysłał go 18 na
rozpoznanie do Cyganki. Zaskoczony przez przeciwnika został
rozbity w zaciekłej walce i cofnął się do Okuniewa. Tymczasem
przybył tu i Szembek naciskany przez straż przednią Rosena pod
Włodkiem, który zaraz się za nim pojawił. 34

34
P r ą d z y ń s k i , op. cit., t. I, s. 413—416.
138

Szembek wycofał się z Okuniewa za linię rzeczki Długiej o


zabagnionych brzegach, obsadzając ją pułkiem grenadierów.
Przeciwnik w kilku kolumnach wyszedł z lasu, ale trzymał się w jego
pobliżu, nie ruszając się dalej.
Tak zanotował to nadejście nieprzyjaciela podporucznik 1 pułku
strzelców pieszych stojącego w drugim rzucie — Szymon Konarski:
„Zaledwie pokończono gotowanie, kiedy forpoczty stanęły pod bronią,
sformowały się kolumny nasze, stanęliśmy w szyku bojowym. Ja
miałem na czele kolumny w środku batalionu miejsce. Zaczęły
gwizdać karabinowe kule ścierających się tyralierów. Wieczór, błysk
ognia i wiatr wzmagający się dodawał więcej okropności temu
obrazowi śmierci. Jęknęło wreszcie 10-funtowe ruskie działo, na co
dwie nasze baterie z wielkim pośpiechem zaczęły odpowiadać.
Zaczęła się więc [około 21.00] kanonada z obu stron. Granaty
świszczące, których iskrzące się łuki zupełnie były widocznymi, jęk
rannych, bryzgająca ziemia pod rykoszetami pocisków na
niedoświadczonych, młodych żołnierzach miała swoje wpływy. Pada
dwóch karabinierów z 4 dywizjonu naszej kolumny. Jęk i przestrach
uspokojonym został naszym wołaniem na żołnierzy” 35. Ostrzeliwał
przeciwnik i Okuniew nie próbując opanować miasteczka leżącego
na wschodnim brzegu Długiej.
Przed 23.00 doszły do Chłopickiego jakieś wiadomości o położeniu
Żymirskiego, być może przyjechał już z raportem Wysocki. Chłopicki
wydał rozkaz odwrotu, obawiając się wyjścia przeciwnika na tyły
grupy Okuniewskiej, a sam odjechał do Grochowa, gdzie ,,udał się do
pierwszego domu w Grochowie przy wielkiej drodze [na południowej
stronie szosy] i tam z adiutantem rozłożył się w dwóch małych
izdebkach na słomie" . Prądzyński pozostał pod Okuniewem, aby
wydać rozkazy dla dalszych grup. „Pisałem te rozkazy na polu przy
ogniu biwakowym, a tymczasem wszystko odeszło". Wycofał się
ostatni batalion grenadierów. „Kilku oficerów, którzy przy mnie
35
K o n a r s k i , op. cit., s. 5.
36
K r u s z e w s k i , op. cit., s. 38—40.
139

pozostali, odjeżdżało w miarę, jak który rozkaz odebrał. Ujrzałem się na


koniec z jednym towarzyszem i o mało, że nas Rosjanie nie sprzątnęli"
— wspominał Prądzyński 37 .
Odwrót tak znacznych sił w nocy po drodze zapchanej taborami
oraz wozami z dobytkiem uciekającej przed nieprzyjacielem ludności
wiejskiej odbywał się bardzo wolno. „Maszerowaliśmy do godziny
drugiej w nocy, co 30 lub 100 kroków zatrzymując się, znużeni i
śpiący”38. „Idąc po omacku, za wskazówką dalekiej łuny pożarów w
Miłosnej [...], pułk nasz, wyszedłszy z głębokich lasów", dotarł do
szosy brzeskiej pod karczmą wawerską, po czym zszedł w lewo „ku
strumieniowi Kaczego Dołu i przy nim na kuczkach resztę nocy
odbylifśmy]" — notuje Patelski" 39.

SZKOŁA DOWÓDCÓW

Dwa tygodnie wojny (5—18 II) miały znaczny wpływ na


kształtowanie się dowódców polskich. Przede wszystkim
doszło do oswobodzenia od przygniatającego poczucia przewagi
nieprzyjaciela. Poprzednio do 8, 11 lutego — pierwszych
poważniejszych, chociaż niewielkich starć zbrojnych —
działało przede wszystkim wyobrażenie o przeciwniku jako o
zwycięzcy Napoleona, jako o armii olbrzymiego imperium, z którym
podejmuje walkę mały kraik. Trwało to do chwili zetknięcia się w
walce, gdy okazało się, że mimo dużej przewagi liczebnej
przeciwnika bój z nim nie kończy się od razu pogromem, małymi
Maciejowicami, że to właśnie przeciwnik cofa się przed polską kulą,
przed polską lancą.
To nie przypadek, że walki stają się stopniowo coraz śmielsze,
coraz bardziej zdecydowane. Niewątpliwie Żymirski był odważnym,
energicznym dowódcą, okazał to po-

37
P r ą d z y ń s k i , op. cit., t. I, s.
38
K o n a r s k i , l.c.
39
P a t e l s k i , op. cit., s. 121.
140

przednio choćby w kampanii 1812 r., gdzie odznaczył się


ryzykownym wypadem przez Bug pod Kryłowem (12/13 X),
atakiem pod Uściługiem (7 XI), a za paręnaście dni przyłączając się
do inicjatywy Szembeka podjęcia ataku na Pahlena pod Wawrem (19
II) czy umiejętnie 25 lutego prowadząc obronę Olszynki przeciw
dużej przewadze. Jego wypady jednak 8, 11 lutego 1831 r.
prowadzone są znacznie mniej energicznie i zdecydowanie niż
wypad 14/15 lutego Skrzyneckiego, w sumie znacznie mniej
odważnego dowódcy, ale dokonywany wówczas, gdy działania
Żymirskiego przełamały pewną zaporę psychiczną. Śmiała akcja pod
Pniewnikiem umożliwia z kolei, może wraz z wieścią o Stoczku
(14II), podjęcie przez Skrzyneckiego walki z przeważającym
przeciwnikiem pod Dobrem (17 II). Chyba te wszystkie trzy boje
(Pniewnik, Stoczek, Dobre) legły u podstaw projektu działań
zaczepnych Szembeka z 17 lutego. Myśl ta nawróci 19, gdy
Szembek podejmie inicjatywę zaatakowania Pahlena. Poprze go
wówczas Żymirski, na którego silny wpływ wywarł Pniewnik;
żałował on, że tego wypadu nie podjęto dwukrotnie większymi
siłami, a zapewne wiadomości o Stoczku i Dobrem musiały to
ugruntować. Projekt Szembeka z 17 lutego, prawdopodobnie z
oddziaływaniem wiadomości o tych trzech walkach, zapłodnił z
kolei Prądzyńskiego raz po raz uparcie nawracającego do swego
projektu cofania się za Wisłę, a obecnie, 17 lutego, stwarzającego
plan zasadzkowy, do którego przekonał sceptyka Chłopickiego.
Jeśli chodzi o ów projekt działań pod Okuniewem, to zawiodły
przewidywania Prądzyńskiego co do ruchów nieprzyjaciela; sądził
bowiem, że dwie kolumny rosyjskie postępować będą na równych
wysokościach. Tymczasem Dybicz nakazywał, by 18 lutego korpus I
idąc szosą dotarł strażą przednią do Miłosny, a siłami głównymi do
Dębego Wielkiego, natomiast VI korpus miał straż przednią wysunąć
w miarę możności do Okuniewa, a siły główne tylko do
Stanisławowa.
141

Krytykował ów plan Willisen, za nim poszli Mierosławski,


Tokarz, w jakiejś mierze i sam Prądzyński. Uważano, że taki plan
powinien opierać się na własnej inicjatywie i ruchach, a nie na
przewidywanych działaniach przeciwnika 40. Nie wydaje się to
słuszne. Trzeba pamiętać o tym, że dowództwo polskie uważało, iż
starym traktem idą główne siły Dybicza, a te miałyby przewagę nad
siłami polskimi skupionymi pod Okuniewem. Przewagę stronie
polskiej miało więc zapewnić zaskoczenie i działanie na flankę i ty-
ły. O ile pierwszy czynnik występowałby również w razie
wyruszenia naprzeciw Rosjanom, o tyle drugiego elementu by
zabrakło. Zaskoczenie mogłoby co prawda wystarczyć na Zakrzew
w większym stylu, tj. na pobicie straży przedniej i może czołowych
elementów sił głównych, ale trudno było w tym wypadku liczyć na
coś więcej, gdy zasadzka dawała szanse na poważną klęskę. Ciężar
odpowiedzialności za niepowodzenie planu spada według mnie
przede wszystkim na Skrzyneckiego, mniej nawet za jego przesadną
ocenę sił nieprzyjaciela walczących z nim 17 lutego, a bardziej
za utratę czucia z .Rosenem, czego nie mógł już naprawić zbyt
późny wypad Szembeka. Utrzymując kontakt z przeciwnikiem
stwarzano by bądź szanse wywabienia go, bądź przesunięcia na czas
zasadzki bardziej do przodu. Widoczna skłonność Skrzyneckiego
do szybkiego odwrotu odbiła się zapewne ujemnie na tempie
odwrotu Żymirskiego.
Usprawiedliwiałbym częściowo, wbrew Tokarzowi41
Skrzyneckiego z jego przesadnego ubezpieczania się pod Dobrem:
staczał on pierwszą w życiu poważniejszą twardą walkę w
warunkach dość znacznej przewagi przeciwnika.

40
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 101, 164—165 (cytaty z Willisena i
Prądzyńskiego); Mierosławski, op. cit., t. I, s. 182—184.
41
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 163.
BITWA POD WAWREM (19 II)

RÓWNINA PRASKA

Wojna podchodziła pod Warszawę. Po przebyciu Wielkiego Boru


— resztek Puszczy Mareckiej — nieprzyjaciel stanie na równinie
praskiej. „Rozciąga się ona w promieniu - 7—9 km od mostu na
Wiśle. Od wschodu i północnego wschodu ograniczają ją niewielkie
piaszczyste wzgórza, poza którymi ciągną się lasy", od zachodu i
południa Wisła. Wzdłuż Wisły i z południa na północ ciągnął się
szeroki pas mokradeł „od Saskiej Kępy i Zastowa" przez „Olszynkę,
Kawęczyn, Ząbki, Marki, Grodzisk i Białołękę" o szerokości pod
Kawęczynem „przeszło 1 km, pod Ząbkami 2,5 km" 1. Północną część
tych bagien piechota podczas przymrozków przebywa bez trudności,
nie może natomiast przez nie (poza drogami, a i to nie zawsze)
przechodzić kawaleria i artyleria. Południowe nadwiślańskie
mokradła nawet podczas mrozów są niezbyt dostępne także dla pie-
choty. Pewne wyobrażenie o ich ówczesnym stanie może dać i
dzisiaj ich odcinek na południe od ul. Chłopickiego (dawnej drogi
kawęczyńskiej) między Łaziebną a Krobińską, a także bagna
zastowskie między Ostrobramską, Płowiecką, Traktem Lubelskim
(wówczas nie pokryte lasem).
Ów pas mokradeł miał dwie bramy. Od wschodu, od Wawra przez
Grochów ku Pradze biegł pas suchszy, szeroki na 2 km — pomost

1
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 167—169.
143

grochowski. Szły nim dwie ważne drogi: stary trakt i szosa brzeska.
Bieg tej ostatniej (obecnie są to ulice Grochowska, Płowiecka,
Czecha) w zasadzie odpowiada jej biegowi z roku 1831. Pod
Grochowem, mniej więcej w okolicy ulic Bitwy
Grochowskiej, Hetmańskiej, szosa łączyła się ze starym traktem
idącym zbieżnie prosto ze wschodu, przez karczmę Wygodę (nie
istniejącą, stojącą po zachodniej stronie obecnej ul. Marsa w okolicy
Torowej). Z przebiegu starego traktu zachowały się co najwyżej
niektóre odcinki Styrskiej i Pabianickiej. Flankowała tę I bramę
Olszynka Grochowska na północ od traktu. Dalej od wschodu
nacierający rozporządzał tylko drogą przez Ząbki, mającą wyraźny
charakter ciaśniny, gdzie niewielki oddział mógł powstrzymać
tysiące.
Druga brama otwierała się na północy w odległości 10 km od
pierwszej, w pobliżu Białołęki, szło tu dość szerokie suchsze pasmo,
biegła tu wyborna szosa kowieńska, szedł dość dobry trakt od
Nieporętu, nadający się do obrony jedynie w ciaśninie Białołęki 2.
Pasmo mokradeł ciągnące się z południa na północ stanowiło
naturalną pozycję polskiego oporu, przestrzeń na wschód od niej aż
po Wielki Bór tworzyła przedpole. Staczanie na nim walki było o
tyle ryzykowne, że spora część szerzej rozwiniętych wojsk miałaby
za plecami bagna.
RYNEK POD WAWREM
Znaczna część armii polskiej stanęła w nocy z 18 na 19 lutego pod
murowanym, przysadzistym, białym, pokrytym czerwoną dachówką
budynkiem karczmy Wawer, wzniesionym w roku 1823 na
skrzyżowaniu szosy brzeskiej i traktu lubelskiego (Płowiecka 83, koło
ul. Mokrzeckiej) 3.

2
Tamże, K u k i e ł , Zarys historii, s. 192—193; Herbst, Potrzeba historii, t. II, s. 162— 163.
3
H. W i e r z c h o w s k i , Śladami powstania listopadowego. Grochów—Wawer,
Warszawa 1980, s. 14.
144

Gdzieś koło niej, w polu na południe od szosy, na pierwszej linii


rozłożył się 5 pułk strzelców konnych. „Noc była ciemna i mroźna —
ziemia zmarznięta, świeżo ucięte drzewo z okolicznych zarośli palić
się nie chciało" — wspomina porucznik tego pułku Napoleon
Sierawski. — „Po spożyciu skromnej strawy w kociołku
sporządzonej siadłem przy ognisku mego oddziału", obok
Sierawskiego żołnierze jego plutonu ,,to leżąc, to siedząc drzemali
lub rozmawiali. Konie chrupały owies w sakwach cisnąc się łbami
do ognia, bo mroźny wiatr dokuczał". „W lasach Miłosny szeroka
łuna ognisk obozów rosyjskich świeciła" — niewątpliwa oznaka
jutrzejszej bitwy. Na nią zeszła rozmowa. Sierawski przytaczając,
jak „uczą starzy nasi oficerowie", którzy wojnę widzieli, radził, jak
walczyć.
Jeden z żołnierzy „się odezwał znowu: »Już spać nie będziemy...
Zapalmy fajki«, i zaczęli sobie opowiadać to i owo, a skończyli, jak
to zwykle bywa, na swoich romansach z warszawiankami". W końcu
Sierawski zaczął im mówić o bitwie pod Grunwaldem. Potem
nastąpiła „ogólna rozprawa, jak bitwa szła, czy mieli Niemcy armaty
— to wszystko należało im tłumaczyć. Nareszcie jeden krzepko
zrywając się na nogi, ze ściśniętą pięścią zawołał: Będziemy się bić i
z Rosjanami, ale wolałbym z Prusakami...
Gdy się dosyć nagadali ...»Ej, poruczniku? Jeszcze prosimy nam
co opowiedzieć, łakomi jesteśmy słuchania«. — »Dobrze, chłopcy —
jutro bitwa — o bitwach wam opowiadać będę, ale przyłóżcie gałęzi
do ogniska« — spojrzałem i oto zgromadziło się ze trzydziestu
żołnierzy na słuchanie — zapalili fajki, a ja dalej".
Tym razem Sierawski opowiadał im o szarży husarzy
Zbierzchowskiego pod Wiedniem (1683), jak to „poszli kłusem;
kiedy się zbliżyli na paręset kroków, wypuścili konie całym pędem,
nachylając dzidy [błędnie: kopie] rozbijali jedne po drugich te
tłumy'", dotarli do namiotów wezyra. Żołnierze zaczęli pytać o bitwę,
145

o Jana III, o Zbierzchowskiego „i długo jeszcze szła [o tym] gorąca


gawęda".
W końcu Sierawski, który był oficerem służbowym pułku, „wstał,
obszedł szwadrony, że dopiero północ była [...] położyłem się na
zagonie; żołnierze derami mnie nakryli — zasnąłem twardo”.
Gdy „jaśnieć niebo na wschodzie zaczynało [wschód ok. 6.45],
poprawiono ognisko, mój ordynans nabrał śniegu w kociołek z
pobliskiej bruzdy, przystawił do ognia, by mi herbatę przygotować.
Wstałem, poszedłem rozbudzić pułkowych trębaczy, niedługo też
zabrzmiała pobudka". „Odezwali się też innych pułków trębacze i
bębny piechoty za nami stojącej'". Wśród niej znajdował się i
podporucznik 1 pułku strzelców pieszych Szymon Konarski, który
po przybyciu pod Grochów ok. 2.00 położył się w rowie przy szosie.
Rankiem 19 lutego „dymem i zimnem z rowu [...] obudzony
podniosłem oczy, spostrzegłem ułana z pierwszego pułku"
należącego do dywizji Tomickiego, również zapewne wycofującej
się w nocy. „Nie wiem dlaczego, nie byłem w stanie spytać go o
mego Stacha" — starszego swego brata, służącego w 1 ułanów, a
mojego (W.M.) pradziada. „Wzruszony niezmiernie chodząc
doczekałem się całego pułku, widziałem się z nim, pożegnałem".
Wiedzieli, że będzie bitwa, że, jak to pisał Sierawski, niepewne, „czy
jutro obaczysz wschód słońca", „żegnasz wszystko, co ci drogiem
było" 4.
„W miarę jak się rozjaśniało, pomału rozpoznawaliśmy krajobraz
przed nami się rozciągający. Obszerne pole w prawo i w lewo
roztaczało się, na strzał armatni [kilkaset metrów, do kilometra]
naprzód, czernił się pas lasu, a w nim luka wyrębu mgłą w głębi
zasłonięta; przed naszą artylerią, jakieś pieńki dość po polu
rozsiane, za nimi pod lasem wzniesienia gruntu o piaskowych
łysinach" 5.
4
K o n a r s k i , op. cit., s. 5; N. S i e r a w s k i , Pamiętnik... oficera konnego pułku
gwardyi..., Lwów 1907, s. 151-156.
5
S i e r a w s k i , j.w.
146

Granica lasu biegła tu mniej więcej zgodnie z linią kolejową, w


okolicy Akwarelowej odchodziła na wschód, przebiegając podobnie
jak zachodni skraj lasku w Marysinie, następnie od Korkowej szła w
pobliżu Rekruckiej, z wybrzuszeniem sięgającym niemal do Marsa.
Od skrzyżowania Marsa i Rekruckiej zasięg lasu, odchylającego się
na zachód od Żołnierskiej, pokrywa się mniej więcej z jego granicą z
roku 1831. Pewne pojęcie o owych wydmach, leżących na
pograniczu lasu i terenów otwartych, dają obecnie pagórki na
skrzyżowaniu Marsa i Rekruckiej oraz w pobliżu ul. Kajki (te leżały
wówczas w głębi Wielkiego Boru).
Gęsto podszyty a bezdrożny Wielki Bór rozdzielał obie kolumny
rosyjskie idące starym traktem i szosą, mogły się one na dobre
połączyć dopiero po wyjściu na otwartą przestrzeń.
Ogółem Polacy rozporządzali tu ok. 33 000 piechoty i 11 000
jazdy, w sumie 44 000 ze 143 działami. Zbliżała się armia Dybicza:
55 000 piechoty, 17 000 jazdy, ogółem 72 000 i 204 działa, z czego
szosą brzeską szło 35 000 piechoty, 14 000 jazdy, 148 dział, reszta
starym traktem 6.
W Olszynce i jej pobliżu stała 1 dywizja piechoty, z tyłu w
schodzie za nią na północny wschód 3 dywizja piechoty. Trzy
dywizje jazdy: Suchorzewskiego, Tomickiego i Jankowskiego,
rozwinęły się na północ od szosy w pobliżu słupa żelaznego
(stojącego przy ul. Podskarbińskiej). 6—8 szwadronów stanęło na
prawo od 1 dywizji piechoty. Dywizję Łubieńskiego (18
szwadronów) wysunięto gdzieś zapewne w rejon Gocławka. 4
dywizja piechoty ok. 10.00 ruszyła szosą dla zluzowania 2 dywizji
Żymirskiego.
Późno w nocy Żymirski uznał pozycję pod Miłosną za
„zaawanturowaną" i korzystając z mroku cofnął się do Wawra, gdzie
przybył przed 9.00.
Generał jako piętnastolatek zdobył szlify podporucznika w roku

6
P u z y r e w s k i , Polnisch-russische Krieg, t. III, s. 32—33; Prądzyński,
Pamiętniki, t. I, s. 421; t. IV, s. 104—107.
147

1794. Zabłysnął talentem, skoro jako 18-letni chłopak zostaje


kapitanem w Legionach. Przypada mu niewdzięczny los (San
Domingo). W roku 1806 wraca do kraju jako szef batalionu,
uczestniczy w bitwie pod Raszynem (1809). Jako pułkownik bierze
udział w działaniach osłonowych Kosińskiego w roku 1812, za obronę
Zamościa (1813 r.) dostał Legię Honorową, miał i Virtuti Militari.
Generał jest szczupły, ma wygoloną, chudą, nieforemną twarz o
wystających kościach policzkowych, o wąskich, silnie zaciśniętych
ustach. Doświadczony oficer — szybko dokonał oceny sytuacji i
terenu. Koło karczmy Wawer szosa biegnie niezbyt szeroką ciaśnina
między dwoma bagiennymi zapadliskami, stanowi to doskonałą
pozycję zamykającą wychodzącemu z lasu przeciwnikowi drogę na
Pragę — dobre stanowisko dla straży tylnej armii.
Wkrótce nadjechała tu grupa jeźdźców. To Radziwiłł, Chłopicki,
Szembek w otoczeniu adiutantów poprzedzający długie kolumny 4
dywizji. Wbrew obrazom, nieraz ukazującym stosowane kapelusze,
generałowie z reguły nosili wygodniejsze ,.furażerki okrągłe" w
kształcie mniej więcej późniejszych maciejówek „z sukna
granatowego z daszkiem ze skóry lakierowanej. Adiutanci nosili
białe z amarantem naokoło". Często również ubierano się w długie
granatowe surduty. Chłopicki nosił się podobnie. „Siwy, twarz suro-
wa, fajka na krótkim, prostym cybuchu z bursztynem w ręku i w
ustach, w surducie granatowym cywilnym długim, furażerka
granatowa [,,z wypustkami amarantowymi"] z daszkiem, szpada przy
boku, postawa poważna, więcej niż średniego wzrostu, wzbudzająca
poszanowanie i subordynację" 7. Szembek ma tęgą postać szlagona,
ściągłą twarz zaczynającą się zaokrąglać, niewielki wąsik. Już dwa
tygodnie, jak armia polska się cofa, przeciwnik zajął pół Królestwa.
Mimo to na twarzach żołnierzy i oficerów dywizji Szembeka maluje
się zapał bojowy, wiara w zwycięstwo. Entuzjazm, jaki ogarnął naród i
wojsko trzy miesiące temu, nie wygasł dotąd.
7
K r u s z e w s k i , op. cit., s. 38—39, 195.
148
„Grzmijcie bębny, ryczcie działa,

Dalej, dzieci, w gęsty szyk.

Wiedzie hufce wolność, chwała,

Tryumf błyska w ostrzu pik".

Zapału tego nie przytłumił dzisiejszy odwrót, który zarwał sporą


część nocy, ani biwak pod gołym niebem. Podziela go i Szembek,
podjeżdża do gen. Załuskiego. Dziwi się, że opuścili pozycję pod
Miłosną, i mówi: „Za godzinę proszę cię na śniadanie do Miłosny".
Załuski wie, że szosą ciągną trzy dywizje piechoty (w rzeczywistości
4), z drwiną więc odpowiada: „Nie jadłszy nic porządnego od trzech
dni przyjmuję zaprosiny na śniadanie, ale — wątpię, żeby było w
Miłośnie”.
Załuski pesymistycznie spoglądający na polskie szanse,
zaniepokojony duchem zaczepnym Szembeka podjeżdża do
samotnie stojącego Chłopickiego i pyta go: — „Czy istotnie zamyśla
tu rozpoczynać atak — dodając — że przed nami jest Dybicz z całą
armią?" — Chłopicki przyznał mu rację: — „Masz słuszność, nie
należy tu atakować" 8.
Chłopicki zamierzał oddać bez walki skraj Wielkiego Boru
Rosjanom, a następnie wycofać swe wysunięte oddziały aż za linię
Grochową i Olszynki. Zdaje się, że generał przyzwyczajony do
powolnego marszu nieprzyjaciela nie liczył się z poważniejszym
naciskiem w tym dniu. Po wydaniu dyspozycji Szembekowi
Chłopicki spokojnie odjechał do Grochowa.
Tymczasem od wschodu ciągną długie kolumny rosyjskie. Dotąd
wszystko szło dobrze. Żołnierz polski bił się nawet nieźle, ale z jego
oporem radzono sobie bez większego trudu. Porażkę pod Stoczkiem
można było złożyć na karb nieszczęśliwego przypadku. Geismar nie
stracił zaufania Dybicza. Nic na razie nie zmuszało marszałka do
porzucenia nadziei na szybkie zwycięstwo. Spokojnie jechał do War-
szawy.
8
Załuski, op. cit., s. 358.
149

W dniu tym Dybicz chciał tylko zająć wyjścia z lasu dochodząc


czołami do linii Wygoda — Gocławek. Gros korpusu VI miało
stanąć pomiędzy Wygodą a Grzybowską Wolą, I pomiędzy Wawrem
i Miłosną; 2 dywizja grenadierów miała dojść pod Miłosne, gwardia
Konstantego wraz z kawarlerią rezerwową gwardii do Dębego
Wielkiego, III korpus kawalerii — stanąć pomiędzy Mińskiem i
Jędrzejowem. Dybicz nocował w Mińsku i dopiero gdzieś dobrze po
9.00 wyjechał z miasta w towarzystwie Tolla.
Do Małego Grochowa od Okuniewa, gdzie stało czoło korpusu, jest
13 km, od Miłosny, gdzie znajdowała się straż przednia I korpusu — 8
km. Mimo to obie kolumny wyruszyły jednocześnie o 7.00.

SZEMBEK ATAKUJE DYBICZA


Pod Wawrem Szembek luzuje 2 dywizję, która zaczyna odchodzić w
lewo na północ, aby luką między stanowiskami 4 i 1 dywizji
wycofać się na tyły.
Nagle na szosie pojawiają się jeźdźcy w czapkach bez daszków, w
granatowych żupanikach, na niewielkich kudłatych konikach,
kołyszą się nad nimi spisy. Kozacy! Oni pierwsi z całej armii
znaleźli się niemal u kresu tej długiej wyprawy. Oczy omiatają tę
szeroką, ośnieżoną równinę dzielącą ich od celu. Za nimi pojawiają
się zwarte kolumny piechoty rosyjskiej w szarych płaszczach, z
zielonymi gałązkami choiny przypiętymi do czarnych czak dla
odróżnienia od Polaków. U obu stron jedno- czy dwugłowe orły
pokrywa czarny pokrowiec. Czarne pasy krzyżujące się na piersiach
i zielone kołnierze wskazują, że to jegry (1 i 2 pułk, 3300 bagnetów).
Okrywający je wachlarz tyralierów : dwa działa pozycyjne
ustawione na szosie śmiało, ufne siłę ciągnącej za nimi armii,
otwierają ogień na szyki polskie.
Szembek w stosunku do Żymirskiego stanowi drugie pokolenie,
150

które zaczęło swą służbę w roku 1806; jako 19-letni chłopak w roku
1807 adiutant Dąbrowskiego wyróżnił się zuchwałą odwagą pod
Tczewem, Gdańskiem, a w roku 1809 przy obronie mostu pod
Toruniem. W roku 1813 jako szef batalionu prowadzi wypady z
oblężonego Gdańska.
W 43-letnim generale obudził się na dobre zuchwały porucznik z
roku 1807. Nie poddaje się tak silnemu naciskowi moralnemu
stanowiącemu owoc dwóch tygodni cofania się przed armią
wielkiego imperium. Wbrew duchowi instrukcji Chłopickiego
przewidujących odwrót na stanowiska pod Grochowem, nie
porozumiawszy się nawet ze swym najbliższym sąsiadem
Żymirskim, waleczny impetyk rusza przeciw armii Dybicza na czele
osamotnionej dywizji. Dołącza do niej jedynie 2 pułk strzelców
pieszych (ponad 2000 bagnetów) — tylny rzut dywizji Żymirskiego
mijający właśnie 4 dywizję 9.
Wysuwa Szembek do przodu przed piechotę 4 baterię lekką (8
dział), potem 2 pozycyjną (12 dział) do załamania szosy; obie
otwierają ogień. Żymirski uważa, że skoro dywizja Szembeka

9
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska,, s. 170 nn; Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 378—
379, 392; Majewski, Grochów, s. 34—44. Tokarz niezbyt jasno sugeruje, że
inicjatywa uderzenia na Łopuchina wyszła od Żymirskiego. Tymczasem z pamiętników J.
Załuski ego, szefa sztabu Żymirskiego (op. cit., s. 358), wynika, że to Szembek parł do
atakowania przeciwnika, Załuski zaś uzyskał od Chłopickiego decyzję niepodejmowania tu
natarcia. Byłoby to nieprawdopodobne, gdyby jego dowódca — Żymirski — zamierzał tu
uderzać. Informację Załuskiego wspierają dane z akt. Do natarcia polskiego doszło w
trakcie luzowania 2 dywizji przez czwartą (raport Szembeka z 22 II, Źródła do dziejów
wojny, t. I, s. 384, raport Żymirskiego z 23II, dziennik 4 DP, Źródła do dziejów, t. I, s.
393, 440), gdy już większość sił 2 dywizji przeszła do drugiego rzutu, ale jeszcze 3
bataliony (2 p.s.p.) znajdowały się na wysokości dywizji Szembeka, który dołączył je do
swojej dywizji. Żymirski mylnie uważał, że to właśnie przeciwnik rozpoczął atak. Wskazuje
to, iż w czasie rozpoczęcia walki znajdował się dość daleko od pierwszego rzutu. O tym, że
pierwszy uderzył Szembek, pisali Barzykowski (op. cit., t. II, s. 331) i
Mierosławski (op. cit., t. I, s. 197). Ewentualnej inicjatywie Chłopickiego (zob.
Kruszewski, op. cit., s. 41) przeczy wyraźnie stwierdzenie W.
Zamoyskiego (op. cit., s. 358) i przyjazd do swej kwatery przed walką
(Pr ą dzy ń ski, Pamiętniki, t. I, s. 420; Kruszewski, op. cit., s. 41;
Barzykow ski, op. cit., t. II, s. 331; S p a z i e r, op. cit.t t. II, s. 36; odmiennie
Załuski, op. cit., s. 359). M a j e w s k i , Grochów, s. 46— 47.
151

rozpoczęła walkę, trzeba ją wesprzeć. Generał wstrzymuje odwrót


reszty swojej dywizji (6 batalionów — ok. 4500 bagnetów), co
więcej — wysyła swą 3 lekką baterię (12 dział) do przodu.
Poprzednie baterie stanęły na prawym skrzydle, 3 lekka staje na
lewym, razem biorą w krzyżowy ogień jegrów. Kule wyorują
krwawe szczerby w szeregach rosyjskich. Pada gen. Afrosimow —
dowódca brygady jegrów, pada jeszcze trzech wyższych oficerów
brygady. Tymczasem Szembek każe piechocie formować
kolumny do ataku. Rosyjskie „kule armatnie rykoszetując
orały nieźle gościniec i strzępiły" polskie szyki. Sam generał
ustawia swe bataliony. Młodzi adiutanci chcieli go zastąpić,
nalegali, aby się nie narażał. Szembek ofuknął ich tylko: „No
to zginę Monubodzieju i cóż z tego". Decyduje się rozpocząć
atak pięcioma batalionami 1 i 3 pułków strzelców pieszych
(ponad 4000), III batalion 1 pułku strzelców pieszych,
grenadierzy i 2 pułk strzelców pieszych zostają w odwodzie
(ok. 6000). Szembek podjeżdża do batalionu 1 pułku
strzelców pieszych, staje na jego czele i woła: „Chłopcy, teraz
pójdziemy naprzód, ale jakby się który z nas w tył oglądał, to
mu niech inni w łeb strzelają” 10.
Rozlegają się dźwięki trąbek, to łańcuch tyralierów polskich
przesuwa się do przodu. Słychać głuchy warkot bębnów, w
ich takt rusza pięć kolumn. Mur szarych płaszczy o
granatowych kołnierzach, granatowych i żółtych nara-
miennikach, czarne skórzane pasy na piersiach. Lewe, po-
łudniowe skrzydło ataku osłania dywizjon 5 pułku strzelców
konnych (ok. 300 szabel) pod dowództwem płk. Józefa
Millera. Jeźdźcy w czarnych czakach, długich, szarych pła-
szczach o żółtych kołnierzach, na kasztanach szarżują na
kozaków czarnomorskich (400 szabel). Stosują się pewno do
rad starych, doświadczonych oficerów, które m.in. tej nocy
przekazywał „piątakom" por. Sierawski: „Jeśli rozkażą iść na

10
P a t e l s k i , op. cit., s. 122—123.
152

kawalerię, pamiętajcie trzymać konie w cuglach, a ostróg nie


żałować [...], jak ją dojdziemy, szablami młynka gęstego
w lewo lub prawo: odbijesz cięcie lub lancę ułana, to przez łeb
przeciwnika, a głównie nie rozpraszajcie się, szlusujcie do siebie
kolano do kolana. W pojedynczem starciu zawsze przeciwnikowi
zajeżdżajcie z lewej jego strony, cięcie jego będzie trudniejsze, a ty
łatwiej mu krwi dobędziesz” 11. Strzelcy konni odrzucają kozaków.
Ich dowódca ataman Własow zostaje ranny, ale pośpiesznie
zebranej garści kozaków udaje się go odbić Polakom.
„Bataliony I-go i 3-go strzelców [...] postępują śmiało naprzód,
nieprzyjaciel ustępuje"12 wstrząśnięty ogniem artylerii i utratą
dowódców.
Zuchwały ruch Szembeka prowadzi do sukcesu. Straż przednia
potężnej armii, która dotarła już do wrót stolicy, zaczyna się cofać.
Wbrew pozorom Szembek nie rzucił się na oślep. Odwaga
porucznika z roku 1807 wspierana jest obecnie sztuką dowodzenia.
Wiedział: kolumna rosyjska posuwa się ciaśniną leśną, więc
rozwinięcie większych sił do walki będzie wymagało sporo czasu.
Zapewne uda się pobić straż przednią, zanim nadejdą siły główne
Dybicza. Rozporządzał też Szembek silnym odwodem. Mimo
powodzenia zachował zimną krew. Kolumny 1 i 3 pułków strzelców
stają na brzegu lasu. Dalej idą tylko tyralierzy. W mrocznych
przestrzeniach rozległych lasów mogą się przecież ukrywać odwody
rosyjskie.
Na polu walki pojawia się Chłopicki. Właśnie gdy zsiadał z konia
przed swą kwaterą, dobiegł go huk dział. Rusza pod Wawer.
Akceptuje decyzję Szembeka, wygląda na to, że będzie można pobić
straż przednią. Na prośbę tego generała każe Łubieńskiemu przysłać
brygadę jazdy do osłony prawego skrzydła.

11
S i e r a w s k i , op. cit., s. 152.
12
Zródla do dziejów wojny, t. I, s. 440—441.
153

Bitwa pod Grochowem 25 lutego — sytuacja przed godziną dziewiątą


154

Sam jednak Chłopicki nie przejawia inicjatywy. Nie przykłada, jak się
zdaje, większej wagi do tej walki. Interesuje go ona chyba najbardziej z
tego powodu, że ma nareszcie sposobność zobaczyć, jak jego dywizje
spisują się w walce. Niewiele jest rzeczy, które by mogły zaimponować
staremu mizantropowi. Widział on najlepsze wojsko, gwardię
napoleońską. Armia polska stanowi osobliwy spadek po Konstantym. Ta
wymuskana, strojna armia szkolona była przecież do parad, a nie do
boju. Nawet dotychczasowe chlubne walki (Stoczek, Dobre) nie zdołały
mocniej nadgryźć nieufności Chłopickiego, przynajmniej jeśli chodzi o
oficerów. Jeszcze i po Wawrze będzie mówił o braku u nich znajomości
swego rzemiosła. Przygląda się podejrzliwie oddziałom, jakby lustrował,
czy godne są być armią. Generał pozostaje przy drugiej linii Szembeka w
charakterze bardziej obserwatora niż wodza.
W lesie wre zacięta walka. „Nasze tyraliery nacierają [...] na
tyralierów rosyjskich i przymuszają do cofnięcia mocnym ogniem"13.
Wszystko wskazuje na to, że nie ma większych sił rosyjskich w lesie.
Szembek rzuca swoje bataliony, każe do nich dołączyć 2 pułkowi
strzelców i batalionowi grenadierów (ok. 2800 bagnetów).
Teraz już dziewięć kolumn batalionowych (7000 bagnetów) idzie do
ataku przeciw sześciu rosyjskim (4700 bagnetów, doszło 1400 5 pułku
jegrów). Rosjanie nadal cofają się. Na północ od szosy batalion 1 pułku
jegrów w pobliżu cegielni odbił się od swoich, rozbijają go dwa
bataliony, z 3 i 2 pułków strzelców, zdobywają sztandar. Zwycięzcy
gnają 2 km za strażą przednią przeciwnika. Szembek miał szczęście, za
brygadą jegrów szła długa kolumna jazdy tarasująca drogę piechocie.
Dowództwo rosyjskie pilnie śledzi przebieg bitwy. Na odgłos
pierwszych strzałów Pahlen rusza na pole walki. Dybicz usłyszawszy
huk dział wysyła natychmiast Tolla,

13
Tamże.
155

aby zorientował się w sytuacji i objął dowództwo. Ten rusza galopem.


Po drodze rozkazuje wojsku, aby przyspieszyło marsz. Niepokój jest
uzasadniony. Teraz, gdy wybucha poważniejsza walka, stało się jasne,
jak nie doceniono przeciwnika. Pahlen przybywszy na plac boju
spiesznie przesunął obie brygady jazdy z szosy w lewo na południe,
gdzie jest trochę otwartej przestrzeni. Rzuca nowo przybyłe trzy czołowe
bataliony do lasu (w sumie jest tu 7000 bagnetów). Znalazło się też
trochę artylerii konnej. Wszystko to doprowadza do zahamowania ataku
polskiego, szczególnie dzięki ogniowi dział rosyjskich, armaty
Szembeka zostały daleko z tyłu.
Wkrótce jednak Szembek podejmuje nowe natarcie, wsparte artylerią.
,,Kanonierzy 4-j lekkiej wciągnęli na wzgórze parę dział i wzięli jedną z
baterii rosyjskich w skuteczny ogień boczny" 14. Czołowe natarcie w
ogniu artylerii grozi dużymi stratami. Szembek rzuca batalion grena-
dierów i dwa 1 pułku strzelców, aby pod zasłoną lasków obeszły z prawa
baterie rosyjskie. Dołącza się do nich dywizjon strzelców konnych.
Zagrożone oskrzydleniem bataliony rosyjskie wycofują się. Znowu
synchronizacja odwrotu zawodzi: na placu pozostał 2 batalion 1 pułku
jegrów, który próbuje dotrzymać Polakom. Ruszają przeciw niemu dwa
bataliony Szembeka: I — z 1 pułku strzelców i II grenadierów, rozbijają
go i zdobywają chorągiew.
Lekkie działa śpieszą za strzelcami, odprzodkowane otwierają ogień,
spadają na nich jednak pociski konnej baterii Paskiewicza (brata
feldmarszałka) asekurowanej przez 5 pułk jegrów. Szembek zatrzymuje
swe prawe skrzydło, na jego boku tkwią masy kawalerii rosyjskiej.
Natomiast w lesie na północ od szosy nie pomogą Rosjanom pośpiesznie
tu rzucone trzy bataliony z 3 dywizji, kolumny rosyjskie nie dotrzymują;
zanim zbliżą się kolumny polskie, załamują się i rozpoczynają
odwrót. Pahlen wprowadza tu jeszcze dwa bataliony. Licząc ze

14
T o k a r z, Wojna polsko-rosyjska, s. 173—174.
156

szczątkami rozbitego batalionu jegrów skupiło się tu siedem batalionów


(5700 bagnetów) przeciw sześciu polskim (4500 bagnetów). Dochodzi do
zaciekłej walki na bagnety.
Powoli tyralierka polska spycha Rosjan coraz dalej w las. Jeszcze
trochę i dzięki inicjatywie jednego polskiego dywizjonera armia
rosyjska zostanie rozerwana na dwie części. - Na plac boju przybył
właśnie generał o niekształtnej, opasłej twarzy, niewielkich oczach,
kartoflowatym nosie, małym wąsiku. Wyraz twarzy nie odzwierciedla
w pełni inteligencji tego wybitnego oficera. Jest to Karol To11. Jedynie
w mocno zarysowanym podbródku przebija się jego energia. Od razu
dostrzegł on grożące jego armii niebezpieczeństwo. Wobec tego
wszystkie niezaangażowane oddziały, jakie znalazły się w jego
dyspozycji, pcha na przedłużenie prawego skrzydła rosyjskiego. Sam
staje na czele tych nowych batalionów (2700 bagnetów), spotyka gen.
Suchozaneta, „którego kartaczem w nogę ciężko ranionego z boju
unoszono'". Ten mówi do Tolla: „Karolu Fiedorowiczu, nie chodź
dalej, bo tam prawdziwe piekło" 15.
Toll zagłębia się w las i na czele swej grupy zaczyna obchodzić
prawe skrzydło polskie. Żymirski odparowuje to niebezpieczeństwo 4
pułkiem strzelców (ok. 2200 bagnetów). Spycha dziesięć rosyjskich
batalionów (8400 bagnetów).
Lewe skrzydło rosyjskie (2 pułk jegrów) zostało wsparte tylko przez
dwa bataliony (3 morskiego), brygadę strzelców konnych, grupuje się tu
coraz więcej artylerii: 36 czy 44 działa.
Dwukrotnie Polakom udało się wyjść z lasu na szosę w
pobliże baterii rosyjskich zapewne stojących na wzgórzach po
wschodniej stronie obecnych ulic Kościuszkówców i Kajki. Na
pagórkach tych załamywał się impet strzelców: raz odparto ich
kartaczami, drugim razem I batalion 2 pułku strzelców zdobył

15
P r ą d z y ń s k i , Pamiętniki, t. I, s. 421-424. Informacje o Rosjanach pochodzą
głównie ze S m i 11 a .
157

trzy armaty (dwie z nich Rosjanie zdążyli zagwoździć).


Jeszcze tylko kilka dodatkowych batalionów, jeszcze wsparcie paru
baterii, a Rosjanie zostaną tu złamani i I korpusowi Pahlena zagrozi
rozcięcie na pół. Szembek i Żymirski zachowali jeszcze po trzy
nietknięte bataliony — ostatnie odwody na czarną godzinę. Jednak i
poza nimi nie brakuje Polakom ani batalionów, ani baterii. Daleko z ty-
łu stoją dwie nietknięte dywizje Skrzyneckiego i Krukowieckiego (17
000 bagnetów).
Chłopicki nie jeden raz dzisiaj prowadził do boju bataliony
Szembeka, jednak nie pełnił funkcji, w której nikt go nie mógł zastąpić:
nie dowodził armią. Może ten dawny brygadier, dowodząc w
poprzednich kampaniach kilku batalionami, nie umiał jakoś na razie
przyzwyczaić się do tego, że jest de facto naczelnym wodzem, i po
staremu w swojej pierwszej bitwie, w jakiej dowodził armią, myślał
kategoriami co najwyżej dywizjonera. Niejako z przyzwyczajenia
dowodziłby tylko znajdującymi się w pobliżu i zaangażowanymi w
walce dywizjami. Prądzyński również nie dostrzegł okazji wykonania
wczorajszego planu: rozbicia odosobnionej kolumny rosyjskiej. Był on
na razie aż do Dębego Wielkiego włącznie oficerem, dowódcą
„gabinetowym": mając czas i względny spokój potrafił obmyślać trafnie
plany. Inaczej było jednak na polu bitwy, gdy nie można było spokojnie
usiąść i pomyśleć, ale trzeba było zastanawiać się wśród huku dział. W
takich warunkach należało z chaosu pola bitwy, pełnego niewiadomych,
zaciemnionego przez mnóstwo drugorzędnych szczegółów, wyławiać
istotne sprawy teraz, zaraz i jak najszybciej o nich decydować.
Prądzyński tego jeszcze nie umiał. Zamiast układać plany i doradzać
Chłopickiemu, kwatermistrz prowadził w bój bataliony strzelców.
Uczył się w ten sposób, na razie w małej skali, kierowania bojem, po-
dejmowania choćby drobnych decyzji. Doświadczenia te zaowocują w
bitwie pod Iganiami, teraz jednak myśl Prądzyńskiego nie wpływa na
przebieg bitwy pod Wawrem. Inaczej jest u Rosjan.
158

Właśnie ok. 11.00 przybył na pole bitwy niski, krępy generał. Spod
sfalowanej romantycznej czupryny przeziera dość wysokie czoło.
Surowe oczy i wąskie zaciśnięte usta znamionują energię. Potwierdza to
również silnie zarysowany podbródek. To feldmarszałek Dybicz. Od
razu udaje się na wzgórze: stąd może rozejrzeć się w sytuacji. ,,Z zimną
krwią przechadza się, rozmawia z otaczającymi go generałami" 16,
wydaje dyspozycje. Na lewym skrzydle 3 pułkowi morskiemu każe
zastąpić rozbity 2 jegrów.
Niespodziewanie Dybicz spostrzegł, że znów się wszystko wali:
Polacy tuż obok wzgórza, z którego on dowodzi, zdobyli część baterii
rosyjskiej. Jeszcze chwila, a z lasu wyłonią się nowe groźne bataliony
polskie. Feldmarszałek ma pod ręką tylko swoją eskortę: szwadron
huzarów, kilkudziesięciu kozaków, batalion saperów. Nie waha się jed-
nak, wszystko rzuca na szalę, pozostawia przy sobie tylko półszwadron
huzarów. Natarcie się powiodło, Polaków odparto. Wyżsi dowódcy
polscy nie nadesłali na czas posiłków, Rosjanom udało się odzyskać
działa i wypchnąć Polaków do lasu.
Dybicz nadal czuwa. Energicznymi rozkazami podciąga forsownym
marszem 2 dywizję piechoty. Wkrótce nadchodzi jej czołowy estlandzki
pułk (1700 bagnetów). Dybicz wzmacnia nim zagrożone prawe
skrzydło. Teraz walczy tu 13 batalionów rosyjskich (ok. 11000)
przeciw 9 polskim (6700).
Nagle dobiega huk dział od starego traktu. Nie uchwycona w porę
sposobność minęła bezpowrotnie. To korpus Rosena wkracza do
walki 17.

16
Tamże.
17
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 173—174; Maj e w s k i , Grochów;, s. 56—
66; Źródła do dziejom wojny, t. I, s. 435—436; P u zyrewski, Wojna, s. 94—95.
159

PRZECIWKO ROSENOWI I PAHLENOWI

Dopiero gdzieś po 12.00 na starym trakcie pojawiły się oddziały


rosyjskie. Krukowiecki rzucił przeciw nim tyralierów i cztery działa
baterii konnej Konarskiego. Stosunkowo szybko je spędza ogień 12
dział Włodka.
Włodek rzuca trzy bataliony jegrów na lewo, aby nawiązać łączność
taktyczną z Pahlenem. Wkrótce przybywa na plac boju i dowódca
korpusu Rosen, Na prawym swym skrzydle w rzadkim lesie
rozwija/ osiem batalionów (ok. 6500—6700 ludzi). Krukowiecki
wysunął teraz trzy bataliony 5 pułku liniowego (2600 bagnetów) na
Dąbrową Górę, na pasmo zalesionych wydm na północ od traktu, ciąg-
nących się mniej więcej z północnego zachodu na południowy
wschód od skrzyżowania Marsa i Żołnierskiej i dalej wzdłuż
Rekruckiej. Budowa dróg i domów dość znacznie wydmy te
naruszyła, szczególnie od zachodu, ale zostało ich jeszcze dość, by
dać wyobrażenie, jak miejsce to mogło wyglądać w roku 1831.
Pasmo to tworzy labirynt wzgórz i dolinek. Obsadzenie
wyniosłości i jakie takie rzednie zorientowanie się w terenie
dawało obrońcy znaczną przewagę. Przeciwnik idący dolinkami od
razu dorwał się w krzyżowy ogień z wydm i łatwo gubił się ich
labiryncie.
Pułk spada nagle na rozwijające się dopiero kolumny
rosyjskie. Trzy bataliony (2400 ludzi), które się pierwsze tknęły z
Polakami, uciekły wpadając na własną artylerię. Jednak „piątacy"
w pościgu za nimi wpadli jak do gniazda os. Z obu ich boków
wyłaniają się coraz to bataliony rosyjskie (8, ogółem 6700), jakby
dwa ramiona cęgów, chcących zmiażdżyć Polaków. Ci jednak
wydostają z tych śmiertelnych objęć.
Przez bez mała godzinę Polacy ostrzeliwują z Dąbrowej Góry
podchodzące oddziały rosyjskie. Gdy jednak liczba batalionów
rosyjskich doszła do 15 (ok. 12 000 bagnetów), Polacy musieli zacząć
160

się wycofywać. Odwrotem ich kieruje gen. Giełgud. W ciężkich bojach 5


pułk wydobywa się z już, już zaciskającego się pierścienia osaczenia. III
batalion poniósł najcięższe straty, w tym i swego dowódcę, mjr.
Maruszewskiego, który dwukrotnie ranny dostał się do niewoli.
Oddziały Rosena wysłane na jego lewe skrzydło natykają się na pułk
estlandzki i razem z nim obchodzą lewe skrzydło dywizji Żymirskiego.
Jest tu teraz 16 batalionów rosyjskich (13 000) przeciw 9 polskim
(6700). Stopniowo Rosjanie biorą górę nad Polakami, wypierają ich z
lasu. Przeciwko trzem batalionom polskim prawego południowego
skrzydła (2 z 1 pułku strzelców, 1 grenadierów) stojącym na otwartej
przestrzeni kieruje się ogień przeważającej części baterii rosyjskich.
Bataliony Szembeka zaczynają się wycofywać. Rosjanie stopniowo
przesuwają swą artylerię do przodu. Jej strzały zaczynają sięgać aż do
stanowisk dział polskich. Baterie rosyjskie rozstawione na piaszczy-
stych wzgórzach już dzięki swej pozycji mają znaczną przewagę nad
polskimi stojącymi na nizinie, a rozporządzają znacznie większą liczbą
dział. Daje się ogień rosyjski mocno we znaki baterii Piętki (2
pozycyjnej) i asekurującemu ją III batalionowi 1 pułku strzelców
pieszych. Jak wspomina Patelski: „służyliśmy artylerii rosyjskiej za
żywy poligon". ,,Stać z założonemi rękami przez kilka godzin nie-
poruszenie, patrzeć gołymi oczyma na łysk ognia lub kłębki dymu,
unoszące w powietrzu granaty, słyszeć co chwila jęk lub krzyk
przerażenia, a za całe zajęcie mieć wywlekanie trupów z szeregu lub
odnoszenie rannych w miejsce bezpieczne było położeniem trudnym
do zniesienia" .
Jest gdzieś przed 15.00. Bataliony jegrów Rosena obchodzą
walczące w lesie oddziały Żymirskiego. Po nadejściu Rosena dalsza
walka straciła sens. Żymirski decyduje się wycofać z lasu swą brygadę
strzelecką pod osłoną odwodu, 7 pułku liniowego (2200—2300

18
P a t e l s k i , op. cit., s. 124—125.
161

bagnetów). Strzelcy wycofują się na wysokość karczmy Wawer, lewe ich


skrzydło znajduje oparcie w 1 dywizji Krukowieckiego. Odwrót
Żymirskiego pociąga za sobą odwrót Szembeka.
Zachęceni odwrotem Polaków Rosjanie decydują się i na swym
lewym, południowym skrzydle podjąć działania zaczepne.
Stoją tu w pierwszym rzucie 34 szwadrony (do 5000 szabel) i pięć
batalionów oraz 40 dział, za nimi bataliony 2 dywizji piechoty. Dopóki
Polacy znajdowali się dalej na wschód, dopóty jazda rosyjska idąc do
przodu mogła zostać łatwo odcięta. Teraz wobec odwrotu polskiego to
jej już nie grozi. Pierwsza linia nieprzyjacielska przesuwa się do
przodu. Szembek jest wyraźnie zaniepokojony tą masą jazdy, gdy on
może jej przeciwstawić tylko ok. 1500 kawalerii. Domaga się od
Chłopickiego posiłków w jeździe, ten nakazuje Łubieńskiemu
sprowadzić resztę dywizji.
Na razie Szembek próbuje osłonić swą flankę tą jazdą, którą ma na
miejscu. Każe szarżować najpierw dywizjonowi 5 pułku strzelców
konnych, który rozbija batalion rosyjski.
Następnie każe Szembek szarżować 4 pułkowi strzelców konnych
tworzącemu skrajne prawe skrzydło szyku polskiego. Rozbija on jakiś
oddział piechoty, ale potem natrafia na dwa pułki jazdy rosyjskiej,
zostaje zaatakowany z dwóch stron. Mógł zostać zupełnie osaczony
przez jeszcze dwa pułki zamierzające zajść go od tyłu. Ocaliła go
szybka orientacja Łubieńskiego, który pchnął mu na pomoc dywizjon 4
pułku ułanów pod wodzą swego szefa sztabu Władysława
Zamoyskiego. Szarża „czwartaków" kończy się ich rozproszeniem, ale
powstrzymuje owe dwa pułki, dając czas 4 pułkowi strzelców konnych
na wyjście z zagrażającego mu osaczenia.
Poprzednio, gdy Chłopicki kazał pójść reszcie dywizji Łubieńskiego
na pomoc Szembekowi, Zamoyski wysunął przed dowódcą dywizji swe
zastrzeżenie. Zna dobrze ten teren: dywizja znajdzie się jak w pułapce,
bowiem z tyłu ciągnie się pasmo mokradeł Łubieński musiał jednak
162

wykonać rozkaz, może zresztą nie ufał młodemu paniczykowi. Brygada


Kickiego przechodzi za ciaśninę, tworzy drugą linię. Tymczasem
Zamoyski napotkał Chłopickiego i informuje o topografii miejsca.
Zdziwiony Chłopicki każe sobie podać mapę, ogląda ją, zestawia z
terenem, mimo śniegu wprawne oko dostrzega wyraźnie linię mokradeł,
każe wycofać jazdę, ale rozkazu nie zdążono już wykonać.
Teraz Chłopicki znów staje się rzeczywistym wodzem. Zamierza
przede wszystkim osłonić odwrót jazdy. Należy w centrum odrzucić
nieprzyjaciela zbliżającego się do ciaśniny.
Sam staje na czele odwodu Szembeka — pułku grenadierów,
prowadzi ich do ataku, odpiera piechotę rosyjską. Działania polskie 19
lutego zaimponowały Dybiczowi. Podejmuje przeciwdziałanie mocno
ostrożnie, boi się zaangażować silniej jedyną świeżą siłę na tym
skrzydle, 2 dywizję piechoty, zanim nadejdzie 2 dywizja grenadierów.
Rzuca do walki jazdę Sackena. Łubieński zdołał się jednak wycofać za
Wawer, Chłopicki podejmuje odwrót, w którego trakcie udaje się
strzelcom konnym przeciwnika rozbić batalion 19.
4 i 2 dywizje piechoty wycofały się w pobliże Grochowów.
Krukowiecki, gdy zepchnięto 5 pułk liniowy z Dąbrowej Góry,
rozwinął w Olszynce i na prawo od niej 1 pułk piechoty i swoje dwie
baterie pozycyjne. Piechota jego i artyleria, stojąc na nizinie, poniosły
tu dość duże straty od ognia baterii Rosena zajmujących górujące pozy-
cje na wzgórzach. Krukowiecki rozpoczął wycofywanie swych
oddziałów spod zasięgu artylerii rosyjskiej.
„Ok. godziny 16-ej 1-sza dywizja piechoty cofnęła się w tył, nie
zabezpieczywszy nawet Olszynki, która przez pewien czas nie była

19
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 174—175; Puzyrewski, Wojna, s. 95—96;
Majewski, Grochów, s. 73—88; Zamoyski, op. cit., t. II, s. 120—126; Źródła do
dziejów wojny, t. I, s. 378—379; Kruszewski, op. cit., s. 42—43.
163

wcale obsadzona". Wkrótce wszedł do niej 4 pułk piechoty z 3 dywizji „i


zastał w niej już tyralierów rosyjskich" 20. Wysłano przeciw nim
kompanię z III batalionu pod dowództwem kpt. Antoniego
Roślakowskiego, świetnego oficera, bohatera Nocy Listopadowej,
weterana kampanii 1813 r.
Jego kompania wyparła nieprzyjaciela z Olszynki, przeszła za nim
rów zewnętrzny i posunęła się ku wzgórzom na skraju Wielkiego Boru.
Tutaj walka tyralierska ciągnęła się od godziny 18.00 do późnej nocy.
Chłopicki udał się do swej kwatery w Grochowie „i tam z adiutantami
rozłożył się w dwóch małych izdebkach na słomie" 21.
Polacy stracili 2500 ludzi, nieprzyjaciel 3700.

OCENA DZIAŁAŃ

Śmiała inicjatywa Szembeka poparta przez Żymirskiego stwarzała


szanse polskiego sukcesu — wykorzystania marszu przeciwnika
ciaśninami leśnymi i opóźnienia jednej z jego kolumn, zrealizowania
idei przewodniej planu z 17 lutego — bitwy typu Hohenlinden (1800):
„zatrzymanie opóźnionej bocznej kolumny przeciwnika przy użyciu mi-
nimum sił; uderzenie za pomocą maximum sił rozporządzalnych na
flankę związanej tymczasem bojem czołowym kolumny głównej" 22.
Dlaczego 19 lutego nie wykorzystano możliwości, które dostrzegano
17 i 18? W pewnej mierze mogło tu oddziałać niepowodzenie 18 lutego
projektu z poprzedniego dnia i w związku z tym ewentualne uznanie tej
koncepcji za błędną w ogóle. Niewątpliwie jakąś rolę odegrało tu to, że

20
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 175—176.
21
Kruszewski, op. cit., s. 40.
22
Kukieł, Zarys dziejów, s. 192. Jest to koncepcja Mierosławskiego (Rozbiór
krytyczny kampanii 1831 r. i wywnioskowane z niej prawidła do wojny narodowej. Oddz. I,
Paryż 1845, s. 260—266).
164

i wódz de facto — Chłopicki, i jego quasi szef sztabu Prądzyński,


uczący się dopiero dowodzenia armią, jeszcze nie dorośli do kierowania
w pełni bitwą: wspomniane już nawyki brygadiera Chłopickiego,
„gabinetowość" dowodzenia Prądzyńskiego. Być może nastawieni
jeden lub obaj na koncepcję działań obronnych na linii Olszynki nie
potrafili w trakcie działań przestawić się na inną. Istotna była sprawa
dużej przewagi Dybicza, sama kolumna południowa nieznacznie
górowała liczbą bagnetów, szabel i dział nad całą główną armią polską.
Mimo tych wszystkich okoliczności łagodzących nie wydaje się, by
można było w pełni usprawiedliwić bierność Chłopickiego jako wodza
naczelnego de facto 19 lutego, nie wsparcie działań obu dywizji
przynajmniej przez Skrzyneckiego.
W pełni podzielam zdanie Tokarza, że „Żymirski i Szembek zrobili
w tym dniu wszystko, czego można było wymagać od inteligentnych i
rzutkich dywizjonerów". Mam natomiast wątpliwości, czy jest w pełni
słuszna ostra krytyka Krukowieckiego (jego „zachowanie [...] poniżej
wszelkiej krytyki") 23, ze względu na to, że nie podjął działań zaczepnych
na większą skalę przeciw Rosenowi. Uważam, że na podejmowanie ich
w chwili przybycia Rosena było już za późno.

23
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 176—177.
BITWA POD GROCHOWEM (25 11 1831)

NA BIWAKU NA RÓWNINIE PRASKIEJ

700 m na północny wschód od zejścia się szosy i starego traktu


leżała Olszynka Grochowska, rozciągająca się z północy na południe na
ok. 1,5 km, ze wschodu na zachód na ok. 1 km. Obecna Olszynka
Grochowska niezupełnie pokrywa się z historyczną Olszynka. Ta
ostatnia przekraczała nieco na północy zbieg ulic Paśników i
Zbrójarskiej oraz Stelmachów i Szerokiej, na wschodzie osiągała mniej
więcej 1/3 biegu ulic Traczy i Oraczy (w Olszynce naprzeciw wylotów
obu ulic znajduje się dziś mauzoleum), otwocką linię kolejową
przekraczała mniej więcej w rejonie Biskupiej sięgając na południe
wąskim występem w okolice Sztabowej w pobliżu ul. Olszynki
Grochowskiej, na zachodzie — na północ od stacji Olszynka
wychodziła poza ul. Chłopickiego, na południe od kolei sięgała na
Tyśmienicką. Olszynkę ze wszystkich stron, oprócz zachodu, otaczały
podmokłości. Flankowała ona każdy ruch nieprzyjaciela posuwającego
się starym traktem czy szosą ewentualnie próby oskrzydlenia od
Kawęczyna1.
Olszynka obsadzona jedną dywizją (kolejno zmieniającą się)
stanowiła przedszaniec pozycji głównej. Samą pozycję na prawym

1
H e r b s t , Potrzeba historii, t. II, s. 162—163; Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 168,
166

skrzydle obsadzała brygada strzelecka Szembeka, zajmując lasek


leżący mniej więcej między obecnymi ulicami Tarnowiecką,
Sulejkowską a Ostrobramską. W odwodzie stali grenadierzy w lasku
między Grenadierów a Ostrobramską. Na północ od szosy były
ugrupowane dwie dywizje piechoty, czołowy ich rzut zajmował stano-
wisko mniej więcej w rejonie placu Szembeka. ,.Dostęp z obu stron [do
Olszynki] miały osłaniać swym ogniem baterie artylerii ustawionej"
przy czołowym rzucie dywizji drugiej linii. „Koncentrując na odcinku 2
km cztery uszykowane głęboko dywizje piechoty, Chłopicki mógł sądzić,
że ma przed sobą teren nasycony należycie siłą żywą i przygotowany
starannie ogniem artylerii". Dwa korpusy kawalerii w rejonie słupa
żelaznego, a więc obecnej ul. Podskarbińskiej, 2,5 km za ul.
Chłopickiego, „były siłą do użycia w każdym kierunku zagrożenia" 2 .
Rano 20 lutego Dybicz doszedł do wniosku, że Olszynka znajduje się
zbyt blisko stanowisk jego armii i kazał Rosenowi ją zdobyć. Ten
rzucił do natarcia na nią 25 dywizję piechoty. W całodziennym boju
najpierw 4 pułk liniowy, następnie po zluzowaniu go 1 i 5 pułki liniowe
odparły wszystkie ataki rosyjskie. Straty polskie nie przekroczyły 500
ludzi, przeciwnik stracił 1620.
Nastąpiło kilka dni spokoju (21—23II). Armia polska rozłożyła się w
Grochowie i jego okolicy. Ówczesny Grochów był miejscowością
letniskową Warszawy. Jej mieszkańcy posiadali tu liczne dworki —
odpowiednik dzisiejszych willi. Była tu oberża Lipińskiego „z pięknym
ogródkiem" często odwiedzana „podczas letnich wycieczek z Warszawy",
a słynna „z dobrej kawy, kurcząt i śmietany" 3 . Wznosiły się tu
też liczne wiatraki. Prawie wszystko to w ciągu kilku dni zniknęło. 25
lutego domek, w którym kwaterował Chłopicki, „już sam stał w
gołym polu, bo wszystkie inne, nawet i okoliczne wioski rozebrane

2
H e r b s t , l.c; zob. też T o k ar z , Wojna polsko-rosyjska, s. 177, 178, 192—193.
3
P a t e l s k i , op. cit., s. 126—127.
167

były na opał, tylko kominy smutne sterczały" 4.


Murowany dwór Osterlofiów (Grochowska 64/66 na rogu ul.
Kwatery Głównej), w którym rzekomo miał mieszkać w owym czasie
eks-dyktator, w rzeczywistości powstał po powstaniu 5. Chłopicki
kwaterował „na samym początku" licząc od wschodu Grochowa II „w
małym dworku na połowę rozebranym" 6 z niewielkim ogródkiem po
południowej stronie szosy, gdzieś więc w okolicy dzisiejszej ul.
Zamienięckiej. Spał tu wraz z adiutantami na słomie. „Nie było [tu] więc
[...] pięknych panien z „Warszawianki"7. Jeśliby się znalazł
gdzieś klawikord, poszedłby do ognia ogrzać zziębniętych żołnierzy.
„Opustoszały domek odarty z dachu, bez drzwi i okien, na wpół
spalony, opodal Pragi służył [...] za kwaterę" brygadierowi płk.
Ludwikowi Kickiemu. „Niegdyś wspaniała szezlonga kobieca, nad której
dziurawym jedwabnym pokryciem sterczały resztki pilśni, zastępowała
łóżko”8. Ppor. Patelski był zadowolony z pobytu w lasku,
gdzie biwakował 1 pułk strzelców pieszych. „Drzewa na opał i gałęzi
na szałase mieliśmy pod dostatkiem; z pobliskiego Grochowa żołnierze
przynieśli nieco słomy na posłanie, stary dywan i kanapę, porzucone czy
znalezione w jednym z opuszczonych dworków" 9 Gorzej było w 3 pułku
ułanów, który stanął nocą z 19 na 20 lutego w bezleśnej okolicy, „a nikt
nie pomyślał, by go [drewna] dla obozujących przysposobić", nie było
też „ani garści słomy, by się po trudach można było podrzemać i siły
skrzepić". W nocy z 20 na 21 lutego pułk stanął w pobliżu lasku
sosnowego. „Patrzyliśmy na nią [sośninę] z pożądliwością, ale konary
cieńsze już były okrzesane, a drzewa zrąbać nie było czem, więc

4
K r u s z e w s k i , op. cit., s. 40, 48, 55, i plany po s. 40 i 64.
5
E. Pustoła K o z ł o w s k a , Dwór prymasa, czy kwatera dyktatora?, „Stolica" 1976,
nr 26, s. 6—7.
6
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 350.
7
M. B r a n d ys , Koniec świata szwoleżerów, cz. IV, Warszawa 1976, s. 61.
8
K i c k a, op. cit., s. 250.
9
P a t e l s k i , op. cit., s. 126—127.
168

więc był to post bez ognia, którego bardzo byliśmy spragnieni, a żołnierze
od tylu dni nic gotowanego nie mieli w ustach". Nadeszły jednak rano 21
lutego tabory z żywnością, „wypożyczono dwa topory z furgonów.
Ochoczo wzięli się żołnierze do rąbania drzewa, a wkrótce zajaśniał i u
nas tak pożądany ogień" 10.
Początkowo było kiepsko z żywnością i furażem. „A co, Jasiu, może
byś poszedł do [restauracji] Lipińskiego na kurczaka, a mnie tę kość
zostawił? — spytałem — pisze Patelski — pierwszego wieczora [19II?]
siedzącego obok mnie na gnieździe, usłanym z gałęzi, podpór. Szembeka
[bratanka generała], oblizującego zapamiętale śmierdzącą kość od
szynki.
— Idź sam i uracz się za mnie, ja zostanę z mym gnatem —
spoglądając na Grochów, żałośnie odpowiedział zagadnięty”.
„Miał rozum Szembe”11, bo w Grochowie nie było się czym
pożywić. Spora część oddziałów przychodziła już pod Grochów głodna.
Odwrót, w czasie którego sporo magazynów z żywnością pozostało na
terenach zajętych przez Rosjan, niejednokrotnie poważnie zakłócił
dostawy żywności. L. Jabłonowski tak wspomina noc, jak się zdaje, z
19 na 20 lutego: „byliśmy bez mięsa, chleba, owsa, konie żyły suchą
trawą spod śniegu dobytą, my pączkami z sośniny i wspomnieniami".
„O razowcu nawet mowy nie było, ostatnie okruchy czekolady i suchego
bulionu znikły"12. Dopiero, jak się zdaje, od 20 lutego zorganizowano
regularne dostawy. Jednocześnie bliskość stolicy ułatwiła
markietankom przywóz stąd żywności. Doszła do tego ofiarność
społeczeństwa, w Warszawie zorganizowano komitet dla zaopatrzenia
wojska. „Mieszkance stolicy wyprzedzali się z wszelką dla wojska
pomocą [...] Długi szereg wozów ciągnął nieustannie po moście ku Pradze

10
S z u m s k i , op. cit., s. 42—45.
11
P a t e l s k i , l.c.
12
L. J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 174—175.
169

naładowanych żywnością i nawet drzewem opałowym” 13.


Po południu 20 lutego 5 pułk ułanów, gdy ściągnięto go pod Pragę,
uzyskał obfitsze dostawy. „Pod wałami czekała na nas prawdziwa
niespodzianka — kupy gontów z niedopalonych dachów Pragi [na
opał], parę fur słomy i kilkanaście worów owsa". „Matka Warszawa
przysłała surowej kapusty i gorzałki, każdy pluton dostał cebrzyk
przysmaku i baryłkę napitku. Serca się rozgrzały, a manierki napełniły.
Tak rozkosznych jak ta niewiele przepędziłem nocy, zanurzony w słomę
i głaskany ciepłem wesołego ogniska. Rozkulbaczone i najedzone konie
tarzały się radośnie, bo też znużenie nasze było tak wielkie, żem widział
żołnierzy śpiących z tlejącymi podeszwami, wszystkie płaszcze były do
pół spalone" 14 .
Także Patelski, obok opisu głodnego „pierwszego wieczoru",
wspomina o obfitych dostawach żywności. Konkluduje, że przez te
kilka dni postoju pod Grochowem „pokrzepiliśmy się znacznie na duchu
i na ciele, podjedli ciepłej strawy i warszawskich bakaliów, odświeżyli
bieliznę i obuwie". Podobnie informują Prądzyński, Kruszewski,
Zwierkowski. Wydaje się więc, że do wyjątków należało późniejsze
kiepskie zaopatrzenie 3 pułku ułanów, o którym pisze Szumski.
Wieczorem 20 lutego „rozdano [tu] bardzo skromne porcyjki sucharów,
niewiele mięsa solonego, a wódki i tytoniu po raz pierwszy, który
starych wiarusów cokolwiek udobruchał, bo już zaczęli bardzo
rezonować". Furgony przywiozły również furaż: „trochę owsa i mąki
żytniej zmieszanej ze stęchłymi otrębami, ale ani jednej porcji siana;
mąkę [...], pomimo że [konie] były głodne, niechętnie jadły, a z tej
przyczyny już powstało wielkie niezadowolenie. Przykro było patrzeć na
biedne konie nasze, które o takim pożywieniu miały dnia następnego
być użyte do ciężkiej służby".

13
P r ą d z y ń s k i , Pamiętniki, t. I, s. 420, 438, 441.
14
L. J a b ł o n o w s k i , l.c.
170

Przyjeżdżali również krewni i znajomi z Warszawy. Patelski notuje


„nieustający ruch fiakrów warszawskich z gośćmi w odwiedziny".
„Znaczna liczba kobiet, żon, matek, co dzień tam [tj. do obozu] jeździła"
— pisze Kicka, która sama odwiedziła tu męża 15.

ZAMIARY WODZÓW

Walki 19 i 20 lutego przekonały dostatecznie Dybicza, że zamiast


łatwego spaceru czekają go ciężkie, krwawe zmagania. Czołowe
natarcie na Polaków nie zapowiadało szybkich zdecydowanych
rezultatów. Wódz rosyjski postanowił połączyć je z atakiem
skrzydłowym opóźnionego 1 eszelonu korpusu grenadierów pod
dowództwem Szachowskiego, który 17 lutego zajął Łomżę, a 20 stanął
w Ostrołęce. Dybicz sądził, że uda się go przesunąć niepostrzeżenie,
pozorując, że zamierza się on połączyć z armią główną pod Ka-
węczynem. W rzeczywistości Szachowski miał przez Białołękę ruszyć
ku Bródnu, aby uderzyć na tyły armii polskiej rozstawionej pod
Grochowem.
Dwugłowe dowództwo budziło coraz mocniejsze sprzeciwy tak w
rządzie, jak i w wojsku. „Skrzynecki przy uczynnym pośrednictwie
Prądzyńskiego, już 21-go w rozmowie z ks. Czartoryskim i
Barzykowskim [a więc z prezesem, i członkiem Rządu Narodowego] —
sięgnął po buławę. Gdy jego propozycję zimno przyjęto, domagał się,
aby przynajmniej Chłopicki objął prawnie dowództwo" 16. Wówczas obaj
politycy zwrócili się do Chłopickiego, aby sam ogłosił się wo-
dzem. Ten odmówił jednak, ale zapewnił, że „w przyszłej batalii" będzie
dowodzić” 17.
Prawdopodobnie to oświadczenie było powodem, że doszło do
dziwnego kompromisu. 22 lutego rozkaz dzienny Radziwiłła oznajmił

15
Patelski, l.c; Szumski, l.c; Kicka, op. cit., s. 250; Zwi e r ko w s ki , op. cit., s.174;
P r ą d z y ń s k i, l.c.
16
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 181.
17
Barzykowski, op. cit., t. II, s. 345—354.
171

armii, że Chłopicki zostaje dowódcą wojsk pierwszej linii, „To budziło


powszechny entuzjazm'" wojska. Gdziekolwiek przejeżdżał, „witały go
szeregi okrzykiem, a on z niecierpliwością kazał im milczeć, mówiąc:
»Dosyć tej karczemki!«" 18. Następnego dnia wydano rozkaz
zabraniający wiwatowania w obliczu nieprzyjaciela.
Tokarz sądzi, że Chłopicki co najmniej od 21 lutego zmierzał do tego,
co „wypowiedział po raz pierwszy na radzie wojennej w nocy z
24—25", a mianowicie, aby przeprawić „armię na lewy brzeg Wisły",
zachowując „tylko przedmoście praskie" 19. Informuje nas o tym
Barzykowski, który podaje również, że 21 lutego Chłopicki mówił

18
Z a m o y s k i , op. cit., t. II, s. 118—120, 127. O rozkazie z 22 II dotyczącym
Chłopickiego pisał Barzykowski (op. cit., t. II, ;. 345—354), jego istnienie
przyjmował Tokarz (Wojna polsko-rosyjska, s. 181), ostatnio je zakwestionował M.
Brandys (op. cit., t. IV, s. 66—68), podnosząc, że o tym rozkazie nie wspominają
„najbliżej tych spraw stojący'" Prądzyński i W. Zamoyski. Powołuje się autor i na zdanie Leona
Dembowskiego, bliskiego doradcy Czartoryskiego, który uważał za dziwne, że wódz naczelny
nie rozkazał „wszystkim dowódcom", aby byli posłuszni Chłopickiemu, a także i na to, że nikt z
badaczy do tekstu owego rozkazu z 22 II nie dotarł, choć uważa za możliwe, że rozkaz ów mógł
zaginąć. Źródla do dziejów wojny rzeczywiście wykazują spore luki. Brandys uważa jednak za
możliwe, że jest to wymysł Barzykowskiego, ponieważ to „poważnie by rehabilitowało czynniki
rządowe'", co jest dla mnie zbyt ogólnikowe.
Od zaprzeczenia Dembowskiego, który nie był wówczas w wojsku, istotniejsze jest
potwierdzenie wersji Barzykowskiego z szeregów wojska, właśnie W. Zamoyskiego,
który podaje informację o tym (choć pod inną datą: 19II w formie, że Radziwiłł „zdał do-
wództwo na Chłopickiego"), iż przekazał mu poza dwoma wszystkich adiutantów, że wojsko
wiwatowało na cześć Chłopickiego jako wodza (op. ctt., t. II, s. 118—120, 127). Jedną z tych
wiadomości Zamoyskiego spotkamy u Kruszewskiego, który informuje, co prawda
pod datą 25II, że do czterech dotychczasowych adiutantów eks-dyktatora (jednym z nich był
właśnie pamiętnikarz) doszło „wielu nowych" adiutantów naczelnego wodza (op. ctt., s. 55).
Jest rzeczą zrozumiałą, że Prądzyński milczy o rozkazie z 22II, ponieważ wiązał się on
pośrednio z jego intrygą na rzecz Skrzyneckiego, o której też nic nie wspomina. Nieuznawanie
władzy Chłopickiego przez Krukowieckiego i Łubieńskiego w dn. 25 II może być wynikiem
płynącej ze złej woli obu generałów minimalizującej interpretacji rozkazu.

19
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 181—183; zob. też Bar z y k o w s k i, op. cit., t. II, s.
350—357 nn; Mierosławski, Powstanie, t. I, s. 152—153, 227—229, 240; tenże,
Rozbiór krytyczny, 1.1, s. 224.
172

mówił mu, iż chce podjąć walkę obronną w Olszynce, pobić Dybicza i


ścigać go aż do Brześcia (te dwie ostatnie wiadomości potwierdza i
Mierosławski). Która wypowiedź odzwierciedla rzeczywiste intencje
Chłopickiego?
Czy Chłopicki, wychowanek doby wojen napoleońskich, w których
obie strony raz po raz stosowały oskrzydlenia, a on sam wykorzystywał
ten sposób pod Castel Franco (1805), pod Mallen (1808), pod Ojas
Negros (1809), mógł nie uwzględnić tego, że przeciwnik będzie
próbował obejść silną pozycję polską? Nieprawdopodobne. Już 11
lutego docenił przecież znaczenie północnej, białołęckiej bramy. Po-
wszechnie odgadywano, jak to podaje Barzykowski, że bezczynność
Dybicza od 21 lutego oznaczała, iż czekał on na posiłki. 22 lutego
Chłopicki na pewno wiedział, że chodzi tu o Szachowskiego, i sądził, że
będzie on chciał wyjść na skrzydło czy nawet tyły armii polskiej.
Wydaje się, że musiał się tego przynajmniej domyślać 21 lutego, gdy
Dybicz nie zaatakował (już 17 II sztab polski miał, aczkolwiek niezbyt
dokładne, wiadomości o Szachowskim).
Zgadzam się więc z Tokarzem, że jedna z wypowiedzi Chłopickiego
nie odzwierciedlała jego prawdziwych intencji, sądzę jednak, że była
nią wypowiedź z 24/25 lutego. Otóż Chłopicki panicznie bał się, że w
następstwie przegranej bitwy zostanie okrzyczany zdrajcą. Występując
przeciwko jej stoczeniu, tym samym zrzucał z siebie odpowiedzialność
za jej wyniki: ja przecież byłem przeciw. Jest charakterystyczne, że
inaczej niż bywało dotąd, nie rozstrzygnęła tu decyzja samego
Chłopickiego, ale że w ogóle zwołano radę wojenną. Z kolei pominięcie
przez nią opinii eks-dyktatora nie wywołało typowych u niego objawów
wściekłości lub odsunięcia się od wszystkiego. Wręcz przeciwnie,
narzucił on swe zdanie .co do sposobu prowadzenia tej bitwy, której
rzekomo nie chciał, a potem — odmiennie niż nawet pod Wawrem —
od początku do momentu ciężkiego zranienia sam nią dowodził.
173

Można by sądzić, że zamiarom Chłopickiego stoczenia walnej bitwy


pod Grochowem przeczy nieprzygotowanie przezeń z góry fortyfikacji
polowych pod Grochowem (Tokarz). Nie wydaje mi się to słuszne.
Ufając w naturalną siłę pozycji, Chłopicki mógł się bać, że jej
fortyfikowanie odstraszy przeciwnika od natarć czołowych. Może jakąś
rolę odegrałby tu i wpływ działań Napoleona, który w swych wielkich
bitwach chyba tylko pod Dreznem (1813) korzystał z fortyfikacji
polowych. Niewątpliwie był to błąd Chłopickiego, ale łatwiej
usprawiedliwić tu piechura niż jego doradcę Prądzyńskiego —
inżyniera z wykształcenia.
Czy rzeczywiście, jak to przyjmuje Tokarz, idąc za Willisenem,
należało bądź uderzyć na zbliżającego się Szachowskiego, bądź
wycofać się za Wisłę? 20
Tokarz podnosi, że stanowisko polskie pod Pragą miało podstawową
wadę, a mianowicie ,,odwrót musiał odbywać się przez szczupłe
przedmoście, które nie mogło pomieścić całej armii, i po jednym,
jedynym moście"21. Przedmoście stanowiło jednak dopiero drugą
wewnętrzną linię znacznie obszerniejszych umocnień praskich,
mogących pomieścić całą armię. Składały się one z wału celnego i
trzech większych dzieł wysuniętych przedeń. Były one wprawdzie nie-
wykończone, ale ok. 20 lutego przedpiersie, jak rozumiem, owych
umocnień zewnętrznych „zakryć już mogło artylerię i piechotę; rów
przedstawiał już 9 stóp [ok. 0,9 m] głębokości i 15 stóp [ok. 4,5 m]
szerokości" — pisze Kołaczkowski 22, który kierował owymi pracami.
Niewątpliwie fortyfikacje te w sposób istotny wzmocniłyby siłę odporu
nawet pobitego w otwartym polu wojska polskiego.
Teoretycznie nasuwał się klasyczny napoleoński manewr z położenia
wewnętrznego. Jego myślą przewodnią jest zwrot zaczepny przeciw
jednej grupie nieprzyjaciela, a następnie przeciw drugiej. Zwrot

20
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 168—170, 181—183; P u z y r e w s k i , Wojna,
s. 80; Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 358.
21
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 169, 181, 183, 187, 202.
22
Kołaczkowski, op. cit., cz. IV, s. 63—64, 69,
174

ten jednak wymaga, aby własna słabsza grupa wiążąca na czas owego
zwrotu zaczepnego zatrzymała lub zahamowała marsz przeciwnika bądź
dzięki sile pozycji, bądź przy pomocy opóźniania.
Pozycja pod Olszynką wymagała obsadzenia jej przez znaczną część
armii polskiej, na opóźnianie nie było miejsca. Nasuwałoby się więc
uderzenie na siły główne Dybicza. Rozbicie ich atakiem czołowym
wobec dużej przewagi nieprzyjaciela było nierealne. Prądzyński z płk.
Maciejem Rybińskim, dowódcą 1 pułku liniowego, w nocy z 21 na 22
lutego przeprowadzili rozpoznanie pozycji rosyjskich i doszli do
wniosku, że prawe skrzydło przeciwnika zbliżone do Olszynki wisi w
powietrzu. Zaproponowali Chłopickiemu, by na obecnych stanowiskach
zostawić tylko kawalerię i artylerię, która o świcie otworzy; ogień,
zwracając na siebie uwagę nieprzyjaciela. Uprzednio pod osłoną
Olszynki zgromadzono by 40 batalionów, które podczas tej kanonady
zdobyłyby baterie Rosena na Dąbrowej Górze, po czym, zwróciwszy
się w prawo, uderzyłyby prostopadle do frontu nieprzyjaciela, aby go
zwinąć (na wzór Lutyni — Leuthen, Hochkirchen). Chłopicki
.bezwzględnie odrzucił ten plan. Motywował to tym, że przeciwnik
zapewne dysponuje rezerwami, dzięki którym mógłby nas odeprzeć i
pobić, a gdyby Dybicza nie zwiodła przesłona jazdy polskiej, wówczas
kazałby uderzyć Pahlenowi szosą i odciąć w ten sposób piechotę polską
od Warszawy. „Plan Prądzyńskiego istotnie zanadto stawiał wszystko
na jedną kartę'" — stwierdza Tokarz 23. Już na początku mógł na grupę
wypadową uderzyć odwód Rosena (brygada grenadierów). Dybicz przy
szosie rozporządzał rezerwą ogólną — 2 dywizją grenadierów i gwardią
Konstantego. Istotnym mankamentem planu było również to, że
natarcie polskiej piechoty musiało być, poza fazą początkową,
pozbawione wsparcia artylerii, odgrywającej już wówczas tak poważną
rolę, gdy u Rosjan współdziałałyby obie bronie.

23
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 182.
175

Początkowo (22 II) Chłopicki zamierzał ruszyć przeciw


Szachowskiemu, gdy ten znajdzie się „na parę małych marszów od
Pragi” i pobić go, „zanim Dybicz ruch dostrzec zdoła” 24. W
rzeczywistości eks-dyktator nie zrealizował i tego projektu. Wydaje się,
że gdy Szachowski przybył do Nieporętu, Chłopicki uznał, i chyba
słusznie, że jest to zbyt ryzykowne, iż Dybicz uderzy na grupę
osłonową, zanim wrócą siły uderzeniowe, odcinając je od Warszawy;
ryzykowność tych ewentualnych działań podnosi i Tokarz.
Na klasyczny manewr po liniach wewnętrznych w trzeciej dekadzie
lutego 1831 r. pod Warszawą brakowało po prostu miejsca i sił.
Najlepszym wyjściem był nietypowy sposób zastosowany ostatecznie
przez Chłopickiego w tej nietypowej sytuacji. Jego zalążki rodziły się
już chyba 22 lutego, kiedy omawiając plan zwrotu przeciw
Szachowskiemu, snuł na jego marginesie rozważania: ,,Trzeba
cierpliwie, trzeba oczekiwać, czy przeciwnik nie poda nam lepszej
zręczności, jakiej słabej swej strony nie odchyli" . Tkwił w tym
zamyśle znacznie dłuższy okres wyczekiwania, a nawet obrony niż w
klasycznym napoleońskim manewrze po liniach wewnętrznych, ale też i
walory naturalne wybranej pozycji miały być głównym atutem
Chłopickiego. Obrona Olszynki odgrywa podstawową rolę już w
zamyśle Chłopickiego pobicia Dybicza z 21 lutego: „Ta olszyna powinna
być jego grobem, o nią, spodziewam się, że rozbiją się jego siły”26.
Zaletą tej pozycji była ciaśnina, nad którą zdecydowanie panowała
silnie z natury obronna Olszynka. Trzeba pamiętać, że ciaśnina nawet
po zdobyciu tego lasku nadal pozostawała ciaśnina i na przerzucenie
tym wąskim, suchym pasmem piechoty z artylerią, a następnie na ich
ponowne rozwinięcie trzeba było sporo czasu. Również sporo czasu
wymagałoby przerzucenie tu większych mas kawalerii. Nato-

24
Barzykowski, op. cit., t. II, s. 355—356.
25
Tamże, s. 356.
26
Tamże, s. 351.
176

miast nasuwały się tu duże możliwości dla działań jazdy polskiej. Na


zachód od Olszynki spotyka się też co prawda rowy odwadniające i
mokradła, ale jest ich' tu znacznie mniej niż na wschód od lasku, a
podmokłości osiągają mniejsze rozmiary (przynajmniej części jednych i
drugich ściął mróz). Kicki szarżował tu 25 lutego „przez zmarzłe
bagna" 27 . Wydaje się, że dla jazdy wpółdziałającej z piechotą były tu
spore szanse na sukces, a na pewno nie miałaby ona — w
przeciwieństwie do rosyjskiej — kłopotów z dojściem na miejsce
starcia. Szanse polskie tkwiły też w tym, że główne siły Dybicza
znajdowały się w pobliżu sił polskich i stosunkowo łatwo ich większe
przesunięcia mogły być przez Polaków zaobserwowane. Ponadto
Rosjanie musieli prowadzić walkę po liniach zewnętrznych i ich
działania zaczepne musiały ograniczać się do dwóch bram
wypadowych, stanowiących ciaśniny, w których nie mogli wykorzystać
w pełni swej przewagi liczebnej. Można więc było obu grupom
nieprzyjacielskim przeciwstawić mniejsze siły własne, które były
dostateczne dla zahamowania działań zaczepnych nieprzyjaciela.
Powstrzymując go w ciaśninach, miały one duże szanse, że przeciwnik
nie przełamie ich obrony. Ewentualnego powiększenia zgrupowania
Szachowskiego nie dałoby się wykonać tak, żeby Polacy tego nie
spostrzegli, a wówczas mieli wszelkie szanse wzmocnić na czas swą
grupę białołęcką. Co więcej, działając po liniach wewnętrznych mieli
możliwości wykorzystania czasu, kiedy posiłki rosyjskie będą w
drodze, wypadając na pewien okres z rachunku obu zgrupowań.
Wówczas zaistniałyby możliwości dla próby pobicia bądź
uszczuplonych sił głównych Dybicza, bądź niewzmocnionej jeszcze
grupy Szachowskiego, bo w tej sytuacji było mało prawdopodobne, aby
zmniejszone wojska feldmarszałka zdołały przełamać osłabioną obsadę
pozycji pod Olszynką. Przy niezmienionym stosunku sił grup
Szachowskiego i Dybicza były spore szanse na to, że polska grupa

27
Źródła do dziejów wojny, t. I, s, 448.
177

białołęcka powstrzyma swego przeciwnika, dopóki grupa


grochowska nie dokona decydującego przeciwnatarcia na osłabionego
walką o Olszynkę feldmarszałka. O owym przeciwnatarciu nie
wspomina co prawda Barzykowski relacjonujący o zamysłach
Chłopickiego z 21 lutego, ale wydaje się nieprawdopodobne, by
wychowanek napoleońskiej szkoły, w której tak zdecydowanie
przeważała ofensywa, który sam poprzednio swe działania rozstrzygał
za pomocą ataku, obecnie zamierzał się ograniczyć tylko do obrony.
Przeciwnatarcie miało być zapewne realizowane tak, jak je zamierzał
podjąć w okresie poprzedzającym owe zranienie: uderzenie na Rosjan
po zdobyciu przez nich Olszynki i wyjściu z niej przy współdziałaniu
Polaków trzech broni. Wychodzenie z lasku i rozwijanie się byłoby dla
przeciwnika momentem krytycznym, zwłaszcza że pozbawiony byłby
on wówczas wsparcia artylerii i kawalerii.

BIAŁOŁĘKA

Według dyspozycji Dybicza gros jego armii miało się przesunąć na


północ, aby oskrzydlić stanowiska polskie. III korpus kawalerii miał
dołączyć do grupy Szachowskiego, VI korpus piechoty miał nacierać od
strony Kawęczyna, I korpus piechoty, pozostawiając część sił na swoich
dawnych stanowiskach, resztą miał obsadzić stanowiska VI korpusu.
23 lutego Szachowski przeszedł Bugo-Narew pod Zegrzem i według
otrzymanego rozkazu Dybicza, który jednak nie wtajemniczył go w
swoje zamiary, 24 ruszył starą drogą warszawską na Kobiałkę—
Białołękę. Zamknęła mu drogę w ciaśninie pod Białołęką brygada
Małachowskiego (5300 bagnetów, ok. 700, potem niecałe 200 szabel, 6
dział), początkowo również dywizja Jankowskiego (2500 szabel, 2—8
dział). Szachowski (8200 bagnetów, 1600 jazdy, 52 działa, w końcowej
fazie także grupa Sackena — tj. 2000 szabel, 800 bagnetów, 4 działa)
178

po kilkugodzinnym boju wyparł Polalaków, ze wsi. Małachowski stanął


na noc pod Bródnem,. Gdzie dołączyła reszta dywizji Krukowieckiego
wsparta brygadą jazdy Bukowskiego (łącznie grupa Krukowieckiego
liczyła ok. 10 900 piechoty, 1200 szabel, 22 działa).
Krukowiecki w swym raporcie z 24 lutego, godz. 20.45 z Bródna
donosił, że otrzymawszy posiłki, byłby w stanie natrzeć na
Szachowskiego. Po otrzymaniu zarówno tego raportu, jak i raportu
Małachowskiego późnym wieczorem czy nawet nocą zwołano radę
wojenną, na której Chłopicki pozornie, jak sądzę, domagał się odwrotu
za Wisłę. Rada działając pod naciskiem opinii publicznej i rządu nie
wzięła w ogóle pod uwagę jego zdania. Rozważano natomiast moż-
liwość „rzucenia większych sił przeciw Szachowskiemu'", aby go pobić.
Przeważyło odmienne zdanie Chłopickiego, że „Dybicz zauważy nasz
ruch i natrze z frontu" 28. Krukowiecki otrzymał rozkaz obserwować
Szachowskiego, strzec trakt z Białołęki i Jabłonny „i tym sposobem
osłaniać boki i tyły głównej armii" 29, ograniczając się do obrony.
Rano 25 lutego Szachowski doszedł do wniosku, że ma
przed sobą przeważające siły, a nie wtajemniczony dotąd
w zamiary Dybicza zdecydował się wycofać przez Grodzisk,
Marki, Ząbki do armii głównej. Widząc ten ruch odwrotowy, oddziały
dywizji Krukowieckiego najprawdopodobniej samorzutnie podjęły
natarcie zadając nieprzyjacielowi straty, ale ten zdołał wycofać się na
Grodzisk i Marki w celu połączenia się z siłami głównymi Dybicza.
Walki zakończyły się ok. 10.30. Pościgu nie podjęto, bo przybył Turno
z rozkazem Radziwiłła pozostania na pozycji, gdyż przeciwnik
zamierza iść traktem na Jabłonnę ku Pradze. W obu
bitwach straty polskie wyniosły ok. 1100 ludzi, rosyjskie mniej więcej
tyleż 30.
28
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 178—180, 183—187; zob. też P r z e w al s k i ,
Białołęka, s. 208—245; Maj e w s k i, Grochów, s. 112—118; Źródła do dziejów wojny, t. I,
s. 402—403.
29
B a r z y k o w s k i, op. cit., t. II, s. 373—375.
30
Kukieł, Zarys dziejów wojskowości, s. 193; Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 187—190.
179

OBRONA OLSZYNKI

Od 21 lutego Chłopicki sam lub z kilku adiutantami wieczorami


„wymykał się [...] bez płaszcza, z fajką w ustach, ku forpocztom
nieprzyjaciela; przez krzewiny wdzierał się na przedłużenie ogniów
moskiewskich, i z ich kierunku, z ich łuny, z ich mgnienia wnioskował o
sile i rozporządzeniach najeźdźców. Powróciwszy, otulał się płaszczem i
kładł przy jakiem ognisku dywizji Szembeka nierozpoznany od
żołnierzyk 31.
I w nocy z 24 na 25 lutego po zakończeniu rady ruszył „ku
wysuniętym naszym czatom'", patrzył, „nadstawiał ucha [...], czy nie ma
jakiego ruchu, [...] ale wszędzie było cicho, głucho i spokojnie. Stąd
wnosił", że Dybicz nie wysyła posiłków pod Białołękę, że
Krukowieckiemu starczy sił, „że niebezpieczeństwo nie jest tak wielkie,
jakby być mogło" 32. Starym zwyczajem stosowanym przez
Poniatowskiego w roku 1812 „na dobrą godzinę przed dniem". Chłopicki
kazał wojsku występować pod bronią „do dnia albowiem zwykły się
rozpoczynać ataki" 33 . Konieczne to zarządzenie było bardzo uciążliwe.
„Zwykle nad ranem odchodziliśmy od ogniska i gdzieś na roli lub na łące
staliśmy po kilka godzin na grudzie pod bronią w szyku bojowym. Zimno
było przeraźliwe, a sen trapił niezmiennie. Gdy już miało się rozwidniać,
w brzasku jutrzenki wracaliśmy do ognisk i zaczynaliśmy gotować kaszę
lub groch" — pisze Radziejowski 34. Chłopicki ze sztabem „dla dania
przykładu szedł po szosie, jak tylko było można najdalej przed front, tam
staliśmy, dopóki dzień rozwinąwszy się zupełnie, nie ukazał nam, że w
stanowisku [nieprzyjaciela] żadna zmiana nie zaszła” 35.
„Nieprzyjaciel milczał ukryty w głębinach lasu; dalekie ogniska

31
M i e r o s ł a w s k i , Powstanie, t. I, s. 238.
32
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 375.
33
K r u s z e w s k i , op. cit., s. 48.
34
R a d z i e j o w s k i , op, cit., s. 80.
35
P r ą d z y ń s k i, Pamiętniki, 1.1, s. 469—470.
180

dogorywały na szczytach Dąbrowej Góry; dalej ku Wawrowi snuły się


błędne patrole" 36 .
Północno-wschodni kraniec Olszynki zajmowała wydma (na niej
znajduje się mauzoleum). W środkowej części (biorąc pod uwagę
kierunek ze wschodu na zachód) teren obniżał się, tu rosła „olszyna nie
bardzo gęsta, średniej grubości, grunt błotnisty w małe kępy" 37, tu
przebiegał szeroki i głęboki rów dający dobre schronienie odwodom.
Olszynkę obsadzały dwa pułki z dywizji Żymirskiego (2 strzelców i
7 piechoty), ich siły główne stały w głębi lasku, jedynie tyralierzy (I
batalion 2 strzelców) zostali wysunięci na skraj lasku. Poza laskiem, jak
odwód dywizji, rozstawiono 4 pułk strzelców i 3 piechoty (ogółem
7900 bagnetów). Tu stał i 4 ułanów (600 szabel). Z tyłu za nimi stał
odwód główny: 3 dywizja piechoty (5000 starego żołnierza) i jakieś
oddziały 20 pułku liniowego (pułk miał ogółem 2600, tu zapewne
jednak co najwyżej był 1 batalion), był tu i 2 pułk ułanów (700 szabel).
Dostęp z obu stron do Olszyny miały osłaniać swym ogniem baterie
artylerii ustawionej w głębi przy drugim rzucie dywizji Żymirskiego,
przy dywizji Skrzyneckiego. Dwie baterie pozycyjne (16 dział) mogły
ostrzeliwać dostęp do południowego boku Olszynki, dwie baterie lekkie
i jedna pozycyjna (32 działa) skierowane były na dostęp do północnego
boku Olszynki. Prawe skrzydło polskie znajdowało się o 1,5 km z tyłu
za Olszynką; z prawej — południowej strony szosy stanowiła je 4
dywizja piechoty (ok. 7600 bagnetów) uszykowana głęboko, w trzy
rzuty — w pierwszym rzucie rozstawiono trzy baterie artylerii: dwie
pozycyjne i lekką (28 dział) z polem ostrzału na szosę, przedpole
Olszynki. Z tyłu stały dwa korpusy kawalerii. I korpus Łubieńskiego
rozstawiono na północ od szosy w pobliżu słupa żelaznego fok. 3000
szabel i 20 dział), a część jego sił znalazła się przy dywizjach piechoty.

36
M i e r o s ł a w s k i , Powstanie, t. I, s. 266.
37
Kruszewski, op. cit., s. 56; zob. też Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s.
168.
181

Korpus Umińskiego (ok. 4500 szabel i 16 dział) stał na północny wschód


od Targówka okrakiem dróg z Marek i Ząbek. Same Ząbki obsadzał
batalion z dywizji Krukowieckiego. Całość sił polskich, nie licząc
grupy Krukowieckiego, składała się z 21 000—23 000 piechoty, 9500
jazdy, ogółem 30 000—32 000 i ok. 120 dział. Rosjanie tu mieli 46 400
piechoty, 13 000 jazdy, 196 armat, ogółem 59 400, a więc przewagę
prawie dwukrotną 38 .
Gdy Chłopicki rano wrócił do swej kwatery, usłyszano huk dział
spod Białołęki. Prądzyński ,,z własnego popędu czem prędzej siada na
konia i pędzi ku Olszynce, ażeby się przekonać, czy tam wszystko w
gotowości. Dojeżdża, ale nic podejrzanego nie widać". Wraca i „zastaje
Chłopickiego stojącego przed domem", od razu, nie schodząc nawet z
konia, raportuje mu, że u Rosjan panuje zupełny spokój, ,,broń w
kozłach, ruchu prawie żadnego, [...] gdy wtem dwunastofuntowa kula
rosyjska uderza w domek kwatery naszego sztabu” 39, przerywa raport.
Słychać teraz wyraźnie grzmot wystrzałów 200 dział rosyjskich. W 4
pułku strzelców pieszych „zaledwie postawiono na ogniskach kociołki,
gdy wystrzał armatni zmusił nas do wylania strawy i stawania pod
broń" 40.
Dybicz całą noc niepokoił się o losy grupy Szachowskiego, bał się,
że uderzą na nią przeważające siły polskie. Usłyszawszy więc strzały
armatnie spod Białołęki rusza na Dąbrową Górę (zapewne na wzgórze,
na którym obecnie stoi żółty dom na rogu Marsa i Żołnierskiej).
Stamtąd uważnie się przygląda stanowiskom polskim. Obawia się, że
nieprzyjaciel osłoniwszy się częścią swych sił, ich gros rzucił na
Szachowskiego. Wydaje mu się nawet, że armia nieprzyjacielska
cofnęła się trochę w tył i słabiej obsadza Olszynkę.

38
T o k a r z, Wojna polsko -rosyjska, s. 192—193; Przewalski, op. cit.t s. 246—247;
Chłapowski, op. cit., s. 23; Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 406, 448;
Pr ą d z y ń s k i, Pamiętniki, t. IV, s. 106—107.
39
Pr ą d z y ń s k i, Pamiętniki, t. I, s. 473—474.
40
Radziejowski, op. cit., s. 80.
182

Aby jak najszybciej wyjaśnić położenie, decyduje się przekreślić swoje


plany obejścia stanowisk polskich. On, doświadczony wódz, wiedzący
jak ciężkie i krwawe, a stosunkowo mało skuteczne jest natarcie
czołowe, mimo to decyduje się na nie. Na przeprowadzenie manewru
trzeba czasu, Dybicz boi się, że tego czasu nie ma, że gdy on będzie
manewrował, grupa Szachowskiego zostanie rozbita.
Piechota potrzebuje trochę czasu, aby ruszyć do ataku, baterie stoją
gotowe. Pod osłoną kanonady trwającej 30— 45 minut I korpus
piechoty, pozostawiwszy jedną dywizję na szosie brzeskiej, pozostałe
dywizje przesunął w prawo w pobliże korpusu Rosena. Ściągano na
gwałt odwody zza Wawra i Miłosny.
Kilka baterii rosyjskich schodzi ze wzgórza na równinę, by móc
ostrzeliwać dwie baterie polskie stojące z lewej, północnej strony
Olszynki. Przewaga artylerii rosyjskiej zmusza baterię lekką do
opuszczenia stanowiska. Teraz cały ogień nieprzyjacielski kieruje się na
osiem granatników 6 baterii pozycyjnej kpt. Wincentego Nieszokocia,
ta jednak wytrwa do końca 41.
Gdy huk dział oznajmił o rozpoczęciu się bitwy, Chłopicki ze sztabem
wyruszył w stronę pierwszej linii. „Szliśmy pieszo — wspomina
Kruszewski — konie za nami w oddaleniu prowadzono'". Eks-dyktator
stanął na szosie w pobliżu stanowisk 2 kompanii pozycyjnej ppłk.
Franciszka Piętki, a więc na obecnej ul. Grochowskiej gdzieś w pobliżu
Kawczej. Obserwował przebieg walk. „Spokojny, przytomny, dawał
rozkazy pewne, dobitne bez wahania się, bez radzenia kogokolwiek [...]
wzbudzał zaufanie i męstwo" 42. Kilkunastu oficerów wraz z końmi
weszło do przydrożnego rowu, by choć trochę uchronić się od kul
działowych i granatów gęsto tu przelatujących. Chłopicki jakby nie
zważał na nie, palił spokojnie cygaro. Nieco później Prądzyński

41
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 191—192; Łoś, Artyleria Królestwa
Polskiego 1815—1831, Warszawa 1969, s. 184—185; Majewski, Grochów, s. 123—
125.
42
Kruszewski, op. cit., s. 55.
183

wróciwszy z Olszynki, przedstawiał mu sytuację w lasku, w tym czasie


kula i granat „uderzają w grono sztabowe, inna kula" w pobliskie drzewo,
„a tak gęsto szły kule i granaty z kilku stron, że mi opowiadającemu tchu
zabrakło, na Chłopickim zaś zdawało się, że mu i owszem ten ogień
służy i marsowa jego twarz była pogodniejsza, mowa płynniejsza, myśli
swoje daleko jaśniej tłumaczył" 43.
Z centrum drugiej linii rosyjskiej odłamuje się ok. 9.30 pięć kolumn
batalionowych 24 dywizji. Od wielkiego lasu oddzielało Olszynkę
„kilkaset kroków czystego pola, grunt piaszczysty, suchy, porosły
wrzosem" 44. Ogień artylerii polskiej zadaje im spore straty, ale nie
zdoła nieprzyjaciela powstrzymać. Mimo wsparcia I batalionu 2 pułku
strzelców resztą tego pułku Rosjanie go odrzucają. Gen. Rohland pro-
wadzi im na pomoc 7 pułk liniowy. Piechurzy ustawiają się w
kolumnach, z bronią na ramieniu, czekają spokojnie na przeciwnika.
Przyszedł Rohland, woła: „Dziatwa ani kroku im dalej, za broń, pal,
potem na bagnety" 45.

„Bęben zagrzmiał — krok większy — zbliżać się zaczęto.


Sto bagnetów na czele sterczy spod ramienia,
Na ich ostrzu milionów leżą przeznaczenia,
I wrogów rośnie żołnierz w kolumnę ściśniętą.
Z stron obydwóch na wiatry chorągiew rozpięto.
Z pokoleniami dzisiaj całe pokolenia,
Walczyć mają o palmę zwycięstwa, zniszczenia.
Dziś triumf albo drugie męczenników święto.
Więc naprzód! Tysiąc głosów z strony naszej wrzasło!
Proch z panewki — zsypali—już biegną — skry broni,
Widać w kurzu — wróg strzelił — dym zaćmił — gdzie oni.
Wszystko jak w kotle jakim zawrzało i zgasło” 46.

43
Pr ą d z y ń s k i, Pamiętniki, t. I, s. 476.
44
Kruszewski, op. cit., s- 56.
45
Barzykowski, op. cit., t. II, s. 385.
46
Wiersz S. Garczyńskiego „Atak na bagnety" nie przedstawia konkretnego starcia, ale
syntetyczny obraz takiego ataku. Pułki polskie nie miały sztandarów.
184

Oddziały polskie wyrzucają nieprzyjaciela z lasku.


Rosen wspiera 24 dywizję sześcioma batalionami 25 (ok. 3600
bagnetów, w sumie więc prawie 7000). I te posiłki jednak nie
wystarczają. Ogień piechurów polskich nie pozwala im wejść do lasku.
To rzucanie tak stosunkowo niedużych sił rosyjskich spowodowane
było chęcią rozpoznania, jakimi siłami przeciwnik obsadza Olszynkę.
Dybicz wspiera ok, 11.00 prawe skrzydło walczących oddziałów
czterema batalionami 25 dywizji, a lewe skrzydło czterema batalionami
3. Atakujący rozporządzają teraz 19 batalionami (11800 bagnetów), a
więc półtorakrotną przewagą wobec Polaków (ogółem 8200). Wydaje
się, że po prostu zaleją osamotnioną dywizję Żymirskiego. Tymczasem
Chłopicki spokojnie stoi na szosie. Nie posyła na pomoc ani jednego
żołnierza.
Może się wydawać, że znów odżyły stare, bliżej nam nie znane,
zadrażnienia między Chłopickim a Żymirskim. Żymirski chyba jedyny
w całej armii niezbyt wysoko oceniał talenty dowódcze eks-dyktatora.
Musiały się te zadrażnienia ciągnąć od dawna.
Nic podobnego. Chłopicki znalazł niekonwencjonalny sposób
wyjścia. Stworzył celowy plan oparty na przeprowadzonej z zimną
krwią kalkulacji. Dlatego też nie porusza go widok poległych i rannych,
tak dotkliwych strat dywizji. Ta śmierć i rany żołnierzy Żymirskiego
mają okupić życie armii. Spokojnie patrzy na olbrzymie masy rosyjskie,
które, zdaje się, lada chwila zaleją bez ratunku drobną, wyczerpaną
garstkę broniącą lasku.
Przeciwstawienie 12 batalionów 19 nie jest żadnym szaleństwem,
jakby to się mogło wydawać. Chłopicki to stary praktyk umiejący
wnikliwie obserwować i wyciągać wnioski z doświadczeń. Widział
kilka dni temu (20 II) w tej samej Olszynce, jak niewielkie oddziały
wystarczyły do obrony lasku nawet przeciw znacznej przewadze. Bój
leśny to bój nieregularny, o którego wyniku decydują ludzie walczący
w szyku rozproszonym, a nie zwarte, wyrównane kolumny czy linie
185

prowadzone przez oficerów. Nawet duża przewaga nie


ma takiego znaczenia jak na otwartej równinie, gdzie po prostu
liczniejsze bataliony wystrzelałyby jak kaczki te mniej liczne, czy
osaczyłyby je bez trudu. Tu raz po raz własne oddziały gubią się wśród
drzew; w tym małym lasku otoczonym moczarami nie ma po prostu
miejsca na szersze obejście. W terenie tak pociętym trudno zgrać
działanie przeważających sił, każdy rów czy bagno z łatwością je
rozdzieli. W tych warunkach nie ma sensu wprowadzenie do Olszynki
większych sił; za cenę znacznych strat dywizji Żymirskiego można było
zachować duże odwody złożone ze świeżego żołnierza do podjęcia
zwrotu zaczepnego.
Trzy bataliony 7 pułku liniowego znalazłszy się wobec 19
batalionów przeciwnika muszą się cofać i zostają wyrzucone z lasku.
Żymirski czuwa nad przebiegiem walki. Obok żółtych kołnierzy i
niebieskich naramienników 7 pułku liniowego pojawiają się żółte
kołnierze i żółte naramienniki 3 liniowego. Widać znowu granatowe
kołnierze i żółte naramienniki 2 strzelców. Rohland i Prądzyński
prowadzą bataliony do ataku 47. „W Olszynie wznawia się potężny bój.
Dzielni przeciwnicy o kilka kroków strzelają do siebie, kłują się
bagnetami i tłuką kolbami" 48. W końcu dziewięć polskich batalionów
(ok. 5800 ludzi) wypiera znów Rosjan z lasku.
Teraz dopiero Dybicz rzucił większe siły na Olszynkę oraz
przygotował staranniej swe natarcie. Wprowadził do walki 27
batalionów (16 500 bagnetów, w tym. 6 nowych batalionów z 3 dywizji
piechoty, 2 z 25 dywizji). Przypomniał sobie również feldmarszałek o
nie wyzyskanym dotąd w pełni atucie przewagi artyleryjskiej. ,,18
dział konnych wysunął

47
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 193—194; Źródła do dziejów wojny, t. I, s. 437; S.
Przewalski, Bitwa pod Grochowem 20—25 lutego 1831 r., SMHW, t. XVI, cz. 1,
Warszawa 1970, s. 180—182; W. Chrzanowski, Opisanie bitwy grochowskiej, Kraków
1917, s. 79; Majewski, Grochów, s. 127—137; Mierosławski,
Powstanie, t. I, s. 277—281.
48
Barzykowski, op. cit., t. II, s. 385.
186

ku południowemu skrajowi Olszynki, 8 pieszych ku północnemu, parę z


tych dział udało się wprowadzić na wydmę piaszczystą na południe od
Olszynki, skąd brały one we flankę jej obrońców" 49. Ogień owych dział
dawał się również dobrze we znaki żołnierzom z granatowymi kołnie-
rzami i naramiennikami 4 pułku strzelców — ostatniego odwodu
dywizji Żymirskiego. „Obrońcy zaczęli przeżywać piekło". Szef sztabu
rosyjskiego Toll osobiście objął dowództwo nad oddziałami korpusu
Rosena, znajdującymi się na prawym skrzydle, generalny kwatermistrz
Neidhardt stanął na czele sześciu batalionów lewego skrzydła. Obydwaj
dowódcy chcą obejść lasek. Nadal przeciw 27 batalionom rosyjskim
walczy tylko 12 batalionów polskich, zapewne bowiem wprowadzono
do lasku 4 pułk strzelców pieszych.
Chłopicki uważnie obserwował Olszynkę okrytą dymem wystrzałów.
Dostrzegł, że z południowego krańca lasku piechurzy zaczynają
ustępować. Natychmiast wysyła kpt. Kruszewskiego z rozkazem do
Żymirskiego, aby się z lasku wyprzeć nie dał. Oficer rusza od razu
galopem, dopada generała. Dywizja jego walczy od kilku godzin z
przeważającym przeciwnikiem, nie wsparta choćby jednym batalionem,
a tu zamiast pomocy spotykają go uwagi, więc wściekły Żymirski
odpowiada: „moje bataliony nadto ucierpiały, zbyt wielkie siły nas
atakują"'. Kruszewski przekazuje odpowiedź Chłopickiemu. Ten stary
żołnierz wie, że brutalne szorstkie słowa, boleśnie raniące ambicję
potrafią wydobyć z ludzi nieprawdopodobne siły. Każe kapitanowi
wracać z rozkazem utrzymania za wszelką cenę Olszynki, „niech się
zębami trzyma" 50. Zacięty bój trwa nadal. Jeszcze raz żołnierze Śy-
mirskiego powstrzymują Rosjan.

49
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 194.
50
Kr u s z e w s k i , op. cit., s. 57.
187
WIELKIE PRZECIWNATARCIE POLSKIE

Grupie Neidhardta udało się jednak obejść lasek, zagrożeni


osaczeniem obrońcy wycofują się z Olszynki. Trzygodzinny bój zużył
dywizję Żymirskiego. Trzeba ruszyć drugie rzuty. Niewiele się zbierze,
będzie można użyć 7 do 10 batalionów, ale Chłopicki liczy na to, że
Rosjanie wyjdą z lasku w nieładzie, upłynie pewien czas, zanim
uszykują się w kolumny bojowe, pozbawieni będą wsparcia artylerii,
gdy my je uzyskamy. Zna również środek, który skutecznie zwiększa
siły wojska: osobisty przykład dowódców, i postanawia go użyć.
Dziwne, że Chłopicki przygotowując tak starannie i od dawna użycie
odwodu nie wsparł go wydatniej przy pomocy zaskoczenia. Można było
ukryć odwód za laskiem obsadzonym przez dywizję Szembeka i
uderzyć nim niespodzianie na lewy bok Rosjan wychodzących z
Olszynki. Stary żołnierz znał dobrze znaczenie tego atutu, jakim jest
zaskoczenie. Może się jednak bał, że gdy będzie dłużej czekał, Rosjanie
skupią w Olszynce zbyt duże siły, by przeciwnatarcie mogło je
wyrzucić. Mógł również Chłopicki sądzić, że najlepsze dla wykonania
przeciwnatarcia są początkowe chwile po zdobyciu przez Rosjan
Olszynki, gdy jeszcze dowódcy nie zdołali zebrać w garść oddziałów.
Chłopicki podjeżdża ze sztabem do grenadierów byłej gwardii. Wita
go okrzyk: „Niech żyje Chłopicki! Niech żyje dyktator wódz!" 1 On z
cygarem w ustach, Prądzyński, Milberg prowadzą do walki
poszczególne bataliony grenadierów, Bogusławski 4 pułk, a Skrzynecki
dwa bataliony 8 liniowego, Żymirski dwa bataliony 4 strzelców,
znajdujące się jeszcze w najlepszym stosunkowo stanie oddziały swej
dywizji (w bitwie 25II straciły: 7 liniowy — 40% swego składu, 3
liniowy — 31%, 2 strzelców tylko 16%, ale już poprzednio ubyło mu
37% stanów, a więc w sumie utracił prawie połowę — 47%; 4
strzelców stracił ogółem 25 II — 42%). Tak Chłopicki prowadzi

51
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 387—390.
188

Dziewięć batalionów (6500 bagnetów), gdy w lasku tkwi 27


nieprzyjacielskich (16 500). Oddziały polskie wspierają kartacze dwóch
baterii polskich (4 i 6 pozycyjnej, 16 dział). „Wrą bębny, kolumna broń
bierze do ramion i krokiem szturmu jak jeden mąż się posuwa" 52.
Adiutanci Chłopickiego zaczynają śpiewać pieśń już trzydzieści lat
prowadzącą żołnierza polskiego do walki:

„Jeszcze Polska nie zginęła,

Póki my żyjemy.

Co nam obca przemoc wzięła

Szablą odbierzemy".

Kolumny dostają się w ogień flankowy baterii rosyjskich


ustawionych nieco z tyłu za Olszynką. Z przodu biją karabiny
batalionów rosyjskich z lasku. Kilka kul przeszywa surdut
Chłopickiego. On sam jest lekko kontuzjowany w nogę. Nie zamierza
jednak wycofać się z walki, podają mu drugiego wierzchowca, wsiada
nań, spina go ostrogami. Chłopicki nareszcie odnalazł w pełni siebie
sprzed dwudziestu lat, przekonał się do armii, którą dowodzi. Stoją w
ogniu jak starzy weterani. Te fircyki z placu Saskiego okazały się
godnymi następcami legii nadwiślańskiej. Z tym żołnierzem można
dokonać wielkich rzeczy.
Twarz Chłopickiego „jakiś płomień przebiega, oczy ogniem goreją",
wskazuje kierunek, krzyczy: — ,,Tam! Tam!" 53 Śpiew rozlega się coraz
donośniej. Kolumny z bronią na ramieniu posuwają się spokojnie bez
strzału w ogniu nieprzyjacielskim. Naprzeciw nim wychodzą kolumny
rosyjskie. Teraz obie strony podwajają krok, „jak piorun jedna na drugą
uderza. żadna kroku nie cofa i bagnet, pałasz, kolba, a nawet pięść jest
w użyciu" 54. W końcu zachwieją się szeregi rosyjskie. Grenadierzy
polscy wyrzucają 3 dywizję z lasku. Po północnej stronie Olszynki

52
Tamże.
53
Tamże.
54
Tamże.
189

bateria rosyjska bije kartaczami w kolumny 4 pułku strzelców.


Żymirskiemu udaje się poderwać żołnierzy do nowego wysiłku. Biegną
naprzód. Artylerzyści rosyjscy zaprzodkowują działa, uciekają. Zapewne
jedna z ich ostatnich kul druzgoce ramię Żymirskiemu. W kilka godzin
później zakończył życie.
Na prawo od strzelców bije" się 3 dywizja polska, widać białe
naramienniki „czwartaków" i granatowe „ósmaków". Skrzynecki
zabronił odpowiadać strzałami na ogień Rosjan, „»naprzód!« tylko
zawołał, »naprzód!« powtórzył Bogusławski i kolumna maszeruje". „Już
nasi przybyli i smugów, rowów i olszyny dosięgają. Mordercza walka
wszczyna się, upierają się wzajemnie i wypierają". „Trzykroć nasi się
wdzierają i trzykroć cofać się muszą" 55.
Zapewne teraz Skrzynecki wprowadza do walki dwa bataliony
odwodowe (1500 ludzi, w sumie będzie tu 8000 bagnetów polskich
przeciw 16 500 rosyjskich). Generał „wyniosły wzrostem, wyniosły i
męstwem, podnosi się jak sztandar wśród swoich i silnym głosem woła:
»Na bagnety!«, »Na bagnety!« powtarza waleczny Bogusławski" 56.
Żołnierz idzie do czwartego natarcia. Tym razem bataliony w 24 dy-
wizji rosyjskiej zachwiały się i zaczynają się cofać. Skrzynecki nie
pozwoli im ochłonąć. Polacy „nie zostawując im [Rosjanom] czasu do
nabicia wystrzelonej broni, bagnetem je strącają z drugiego rowu na
pierwszy, aż na przeciwległe pole. Tam się dopiero rozwijają, żeby
ogniem ugasić ogień XXV dywizji". I jej brygadom nie uda się osłonić
odwrotu. „Dwa razy odwracając się na Skrzyneckiego, ale dwa razy
przewalone na uciekających z nimi razem się cofają" 57.
Dybicz rzuca do walki doborową brygadę karabinierską (3000 ludzi)
z 2 dywizji grenadierów — jego „starej gwardii". „Pułk czwarty na nią
czeka, chce co prędzej zmierzyć się z owem wyborowem wojskiem
cara, aby okazać, kto lepiej bagnetem władać potrafi. Z obydwóch

55
Tamże, s. 387. ,
56
Tamże.
57
M i e r o s ł a w s k i , Powstanie, t. I. s. 285—286.
190

stron strzały jeszcze nie padły, bez grzmotów chmury do siebie się
zbliżają, cichość ponura przepowiada wielką burzę. Dopiero gdy na
pięćdziesiąt kroków do siebie się zbliżyły, raptem ogień rotowy się sypnął,
jak grad rzęsisty kule padły".
Pułk w noc listopadową stanął po stronie powstania wbrew ostrym
protestom Bogusławskiego. Ten teraz komenderując przypominał
żołnierzom: „Do oficerów strzelaj! Z wolna mierz! W sam łeb pal!
Chciałeś rewolucji, teraz dobrze zabijaj, bo jak nie zwyciężym, bieda
będzie'". Żołnierz celnie bije: „Już rosyjski generał, naczelnik brygady
[Frejgang] ranny, już pułkownicy i szefowie batalionów z pola schodzą,
brygada przerzedza się, wiele żołnierza traci, chwieje się i na koniec tył
podaje”58 . Cała Olszynka jest już w rękach polskich. Polacy wychodzą
z lasku. Pośród uciekających Rosjan widać pozostawione bez osłony
baterie. „Prądzyński w uniesieniu oczarowanego artysty woła do
grenadierów” 59: „Żołnierze! Bracia! Jeszcze jedno wysilenie, a te oto
działa są nasze!” 60 Piechurzy biegną, dopadają baterię i kilka dział
wpada w ręce polskie.
Całe centrum rosyjskie jest pobite. Spora część 24 i 25 dywizji w
rozsypce, ucieka w popłochu. Zdaje się, że jeszcze chwila, a front
rosyjski pęknie na dwie połowy. Widzi to Dybicz stojący w pobliżu na
wzgórku. Teraz wydobywa „całą [swą] energię żołnierską utajoną w
leniwym, otyłym cielsku'" 61. Każe się zbliżyć III korpusowi kawalerii.
Posyła w ogień brygadę grenadierów (3000 ludzi), w sumie rzucono już
przeciw 8000 Polaków 22 500 Rosjan, ale kilka tysięcy z nich ucieka.
Gniewny feldmarszałek zwraca się do otaczających go oficerów:
„Wstyd, że nie możemy zdobyć tego lasku'". On również jak Chłopicki
zna wagę osobistego udziału wyższych dowódców w walce. W tak
przełomowej chwili trzeba zastosować ów sposób. Dodaje więc:

58
B a r z y k o w s k i , op. cit., t. II, s. 389—390.
59
M i e r o s ł a w s k i , Powstanie, t.1, s. 283—285.
60
P r ą d z y ń s k i, Pamiętniku t.1, s. 479—480.
61
Herbst, Potrzeba historii, t. II, s. 165.
191

„Nadeszła chwila, w której nam wszystkim osobami naszemi nadstawiać


trzeba'". „I spiąwszy konia ostrogami zjeżdża [ze sztabem] ze swej góry
[wzgórza na obecnym skrzyżowaniu Marsa i Żołnierskiej] w odmęt
bitwy", „rzuca się między masy odpływające do tyłu". Podjeżdża do 3
dywizji i „mocnym woła głosem: »Dokąd dzieci? Tam nieprzyjaciel!
Naprzód! Naprzód!« Ze szpadą w ręku powstrzymuje uciekających.
Żołnierze stają, opamiętują się. Piechurzy „3 dywizji odpowiadają
głośnym »Hurra!« na słowa swego wodza" 62.
Sto dział rosyjskich znów bije w wysunięte na otwarte pole bataliony
polskie. Rusza przeciwnatarcie rosyjskiej armii. Generałowie i adiutanci
Dybicza stają na czele batalionów. W centrum waleczny Frejgang z
obandażowaną głową prowadzi obok karabinierów nie uczestniczącą
dotąd w walce 2 brygadę grenadierów (3000 ludzi). Idą bez strzału, nie
odpowiadając na polski ogień. Na lewo siedem batalionów trzeciej
dywizji: na czele 5 jegrów płk Briiggen, Adlerberg przed
nowoingermanlandzkim. Nieco z tyłu na prawo 24 i 25 dywizje.
Kolumny posuwają się przy łoskocie bębnów. Przeciwnatarcie i ogień
artylerii spychają Polaków do Olszynki. Rozpoczyna się długotrwała
uporczywa walka o lasek. Polakom brak świeżych sił, odwodowe
bataliony grenadierów i dywizji Skrzyneckiego już dawno się biją.
4 pułk strzelców zbyt już wyczerpany, pewno wstrząśnięty śmiercią
Żymirskiego, trzeba było odesłać na tyły, by przyszedł do siebie.
„Kiedy staliśmy z batalionem w jednym miejscu, zaczęło przeraźliwie
dokuczać zimno — pisze Radziejowski. — Chcąc się trochę rozgrzać
rozdmuchałem tlejące się ognisko [...], zdjąłem tornister i dobyłem
chleba, ażeby i głód uśmierzyć. Chleb był zmarznięty, trzeba go było
pałaszem odciąć. Gdy mozoliłem się nad tym, kula armatnia [...]
ugodziła w sam środek ogniska. Obsypany węglem i popiołem,
zmieszany porzuciłem tornister i chleb, pośpieszyłem na swoje miejsce

62
P r ą d z y ń s k i , Pamiętniki, t. I, s. 479—480.
192

[w szeregu]. Śmiech ogólny batalionu przywrócił mi przytomność,


zmiarkowałem, że druga kula nie tak łatwo w to samo miejsce trafi,
powróciłem więc i zabrałem się do śniadania, a zarazem do obiadu". Jak
się zdaje, 25 lutego nie dostarczono żywności wojsku. Konarski stojący
na prawym skrzydle, na spokojnym odcinku, tak pisze: „Szczęściem, że
służący oficera ruskiego został złapany" wraz z tytoniem, ,,któren nie
tylko rozrywkę, lecz i post [— pokarm] mój tak stanowił. Prócz bowiem
butelki araku i 3 porteru, którą z dwoma Przyborowskimi [kolegami,
oficerami] wypiłem, nic w gębie nie miałem" 63.

STRACONE SZANSE

Chłopicki wie, że te kilkanaście batalionów polskich nie ostoi się


długo. W końcu masa piechoty rosyjskiej zaleje Polaków, wyprze ich z
Olszynki. Chłopicki jednak w pełni odzyskał energię, dawną pewność
siebie. On z takim sceptycyzmem patrzący na walki pod Wawrem, teraz
w dziesięciokrotnie trudniejszym położeniu znajduje na wszystko radę.
Pamięta doskonale, jak trudną dla Rosjan chwilę stanowiło wyjście ich
z Olszynki. Wie, że i teraz nie będzie się ono mogło odbywać w
porządku. Zamierza użyć do przeciwuderzenia wszystkie
rozporządzalne siły.
Gdzieś przed 12.00 na podstawie raportów o odwrocie grupy
Szachowskiego na wschód Chłopicki uznał, że niebezpieczeństwo
oskrzydlenia od północy przestało zagrażać, wobec tego wydał
Krukowieckiemu rozkaz zbliżenia się do armii głównej, teraz trzeba go
będzie ponowić. Zamierza też ściągnąć korpus Łubieńskiego. Przejście
szerokiego kanału będzie stanowiło dla Rosjan trudny okres. Kawaleria
nieprzyjacielska będzie go mogła przekroczyć jedynie po mostkach,
zwijając swój szeroki front w kolumny. Chłopicki chce uderzyć masą
swojej jazdy na te kolumny, zanim na

68
R a d z i e j o w s k i , op. cit., s. 81; K o n a r s k i , op. cit.t s. 6,
193

nowo zdążą się one uformować w szyk bojowy. Adiutanci rozjeżdżają


się do Krukowieckiego i Łubieńskiego. W tej decydującej chwili ma
fatalnie zaważyć na przebiegu bitwy nieokreślone formalnie stanowisko
Chłopickiego.
Stary intrygant Krukowiecki zamierzał ścigać Szachowskiego.
Powstrzymał go rozkaz naczelnego wodza, obawiającego się, aby
nieprzyjaciel nie obszedł stanowisk polskich od wschodu, od strony
Jabłonny, nakazujący wycofanie się pod Bródno. Krukowiecki z
niechęcią przyjął to podcinanie mu skrzydeł, rozkaz wykonywał
opieszale, licząc na jego zmianę. Zmiana rozkazu nie nastąpiła i to
rozgoryczyło go ostatecznie. Nagromadzona złość wyładowała się, gdy
przyjechał adiutant z rozkazem Chłopickiego zbliżenia się do stanowisk
armii głównej. Krukowiecki odpowiedział, że gen. Chłopickiego tu nie
zna ani rozkazów jego nie przyjmuje 64.
W bitwie pod Wawrem dywizji Łubieńskiego zagrażało odcięcie, a 4
pułk strzelców konnych poniósł znaczne straty. Zapewne rozgoryczony,
a odznaczający się dużą pewnością siebie, Łubieński uznał, że
Chłopicki, który całe życie służył w piechocie, nie ma pojęcia o użyciu
jazdy i teraz próbował się wykręcić od wykonania rozkazu. Jednemu z
adiutantów odpowiedział, że Chłopicki musiał zapomnieć, że ma pod
ręką brygadę Chłapowskiego, że jemu (Łubieńskiemu) adiutanci
rozebrali korpus, a z pozostałą resztą musi pilnować wylotu drogi z
Ząbek. Gdy mimo to wkrótce nadjechał drugi adiutant z powtórnym
rozkazem ruszenia, wściekły Łubieński oświadczył, że Chłopicki jest
dla niego niczym, że on tylko od naczelnego wodza Radziwiłła odbierać
rozkazy może, że eks-dyktator nie zna się na użyciu jazdy, jak tego dał
dowód 19 lutego, że zagony na polu walki zaorane są w poprzek,
utrudniając poruszenia kawalerii. Trzeciego adiutanta, Walewskiego

64
Nie przekonał mnie W. Dąbkowski (Rozkazy, których nie było..., „Kwartalnik
Historyczny'", 1980, nr 3/4, s. 642—655, artykuł ukazał się w czasie druku Grochowa 1831), że
25II Chłopicki nie wzywał 1 dywizji pod Grochów. Przygotowuję polemikę.
194

(syna Napoleona), zbył zapytaniem, czy Chłopickiemu chodzi o dywizję,


czy dywizjon (300 koni czy kilka tysięcy). Walewski, świeżo upieczony
żołnierz, zbity z tropu nie umiał odpowiedzieć i odjechał jak jego
poprzednicy z niczym.
Oczekiwane posiłki nie nadchodzą, zamiast nich przybywają
adiutanci informując o nieposłuszeństwie generałów. Nie ma rady.
Chłopicki jedzie do Radziwiłła, by ten użył całego swojego autorytetu,
aby zmusić obu krnąbrnych dowódców do wykonania rozkazów.
Obronę Olszynki powierza Skrzyneckiemu, losy całej armii zależą od
niego, musi za wszelką cenę utrzymać lasek 65.
44-letni gen. brygady Jan Skrzynecki był doświadczonym, dzielnym
oficerem. Jako dowódca kompanii pod Borodinem (1812) odparł szarżę
kirasjerów. W roku 1813 pod Wettinem jako szef batalionu bronił się w
czworoboku przed kozakami.
„Koniec bitwy grochowskiej stał się [dla Skrzyneckiego]
prawdziwym dniem chwały'". Piechota polska „wysunięta poza rów
zewnętrzny toczyła walkę ogniową ponosząc w niej coraz większe
straty'". Saperzy rosyjscy „torowali przez rowy drogę artylerii'". „Kule
padały jak grad, w Olszynie nieustannie gwizdały kartacze'".
„Zdruzgotane olchy padały, konary latały ponad drzewa”.
Jednocześnie nacierało 22 000 piechoty rosyjskiej. „Niepodobna było
[obrońcom] wytrzymać bliskiego ognia kilkudziesięciu kilku batalionów
nieprzyjaciela. [...] Coraz większą ilość kompanii [polskich] rzucano w
tyraliery nie zatrzymując nic w odwodzie'". Skrzynecki odparł
„parokrotnie natarcia nieprzyjacielskie, przechodził do przeciwnatarć.
Mimo duże straty, na rozkaz dowódców piechurzy skupiali się jeszcze i
szli naprzód. Wreszcie nieprzyjaciel zepchnął

65
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 196; P r z e w a 1 s k i, op. cit., s. 191—193;
M a j e w s k i, Grochów, s. 145—151; P r ą d z y ń s k i, Pamiętniki, t. I, s. 480—483;
Mierosławski, Powstanie, t. I, s. 286—292; Barzykowski, op. cit., t. II, s. 391—393,
406—410; Zamoyski, op. cit., t. II, s. 128—133; Źródła do dziejów wojny, t. I, s.
434.
195

obrońców poza rów wewnętrzny" 66. Z prawej i lewej ukazują się


bataliony rosyjskie obchodzące lasek.
Do Chłopickiego, wracającego od Radziwiłła, podjeżdża Prądzyński.
Raportuje, że Olszynka stracona. W tej chwili rozrywa się granat
między nogami konia Chłopickiego, pada on z jeźdźcem na ziemię.
Generał ma nogi poszarpane odłamkami granatu.
Ubył z szeregów mózg naszej armii. Stało się to w chwili utraty
Olszynki. Teraz wojska rosyjskie będą mogły się rozlać po równinie
praskiej zalewając wycofujące się wykrwawione wojska polskie. Trzeba
by z miejsca przeciwuderzać, czy następca zdąży, czy da radę. Bitwę
zdecydował się stoczyć Chłopicki wierząc, że nie dopuści do klęski. Ale
teraz? Mówi: ,,Wolałbym zginąć, jak przeżyć, co się tu teraz dziać
będzie" 67.
Kosynierzy odnoszą go do powozu. Prądzyński pyta generała, komu
powierza dowództwo. Skrzyneckiemu. Doskonale popisał się dziś, gdy
na czele dwóch pułków wyrzucił z Olszynki całą dywizję rosyjską i
teraz tak długo jej bronił. Odznaczył się poprzednio pod Dobrem.
„Powiedz mu, ażeby całymi siłami uderzał na Olszynę i koniecznie ją
Moskalom wydarł" 68, wtedy może się uda dotrwać do zmroku. Ironia
losu chce, że właśnie w godzinach, gdy obudziła się w Chłopickim wola
zwycięstwa, gdy poczuł, że z tą armią może sięgnąć po napoleońskie
wawrzyny, musi pozostać bezczynny i to w tak groźnej chwili. Słowa
uszczypliwego wierszyka: „Miał pole zostać wielkim, wolał niczem
zostać" nabierają charakteru zjadliwego proroctwa.
Skrzynecki rozpromienił się na wiadomość o powierzeniu mu
dowództwa, na rozkaz jednak odebrania Olszynki odparł
Prądzyńskiemu: „A gdzież tam o tym myśleć, patrzaj, co się tu
dzieje" 69. Przed Olszynką ciemniała masa batalionów rosyjskich.

66
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 196—197.
67
Prądzyński, Pamiętniki, t. I, s. 484—485.
68
Tamże.
69
Tamże.
196

W dali czerniły się pułki nieprzyjacielskiej kawalerii. Posiłki polskie nie


nadchodzą.
Prądzyński zrozumiał w pełni chyba dopiero wtedy, jakim ciosem
dla armii było odejście Chłopickiego. Przyszła reakcja. Ciężkie
więzienie karmelickie podkopało jego zdrowie. Dotąd trzymał się
wysiłkiem woli. Nerwy napięte długim, czynnym udziałem w walce
teraz zawiodły. Poczuł zmęczenie. Teraz dopiero odczuł ból od
poniesionej kontuzji. Ma powód, by opuścić pole bitwy, odjeżdża na
Pragę.
Po drodze natyka się na sztab Radziwiłła, ten pyta podpułkownika o
radę. Prądzyński nie wie, co ma odpowiedzieć. Zapewne zachwiało się
w nim chwilowo zaufanie do Skrzyneckiego, gdy nie spróbował
odzyskać Olszynki, dlatego też nie doradza przekazania mu dowództwa.
Poprzednio Prądzyński miał wiele planów działań, ale teraz..., poczciwy
książę nie jest żadnym wodzem, cały ciężar odpowiedzialności spadnie
na Prądzyńskiego. Brak mu napoleońskiej pewności siebie. Poprzednio
sypał umocnienia, redagował rozkazy, doradzał innym, ale nie dowodził.
Coraz mocniej naciskany podsuwa myśl, by wezwać na naradę
Skrzyneckiego i Szembeka 70 .
„W duszy wodza rosyjskiego krwawa walka o Olszynkę wywołała
jakieś załamanie” 71, nawet po ostatnim wyparciu Polaków z Olszynki
liczył się z ich zwrotem zaczepnym. Niepokoiły go losy grupy
Szachowskiego dążącej doń okrężną drogą spod Białołęki, wobec tego
rusza pod Ząbki, by przyśpieszyć jej marsz, wykonanie zaś
zamierzonego natarcia końcowego powierzył Tollowi. Ten zebrał w
tym celu blisko 60 szwadronów (ok. 8000 koni).
Zaraz po odjeździe Szembeka do naczelnego wodza na jego 4
dywizję uderzyły pułki huzarów sumskich i olwiopolskich (1500
szabel). Trzy bataliony stojące w pierwszej linii załamały się, doszło

70
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 197—198; Majewski, Grochów, s. 151—153;
Załuski, op. cit., s. 360—361; Barzykowski, op. cit., t: II, s. 393—394.
71
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 197—198.
197

nawet do rozproszenia jednego z nich. Cztery bataliony drugiej linii


powstrzymały ogniem kawalerię, dwa z rozbitych batalionów zebrały się
na nowo.
Szarża jazdy rosyjskiej na odcinku 3 dywizji nastąpiła nawet
wcześniej niż na froncie 4. Sytuacja tu jednak była inna. Skrzynecki
pozostał przy swoich oddziałach. Masy kawalerii przeciwnika nie budzą
strachu w generale. Nie jeden raz widział, jak odpływają od
nietkniętych karabatalionów piechoty pozostawiając wokół nich wał
trupów ludzi i koni. Sam dowodził takimi zwycięskimi czworobokami
pod Borodinem (1812), pod Wettinem (1813). Każe swojej dywizji i
dywizji Żymirskiego tworzyć karabataliony. Na komendę: „Formuj
karre przeciw kawalerii", półplutony zachodzą w prawo, w lewo,
zwracają się do tyłu tworząc cztery ściany czworoboku.
Z masy kawalerii odłamuje się jeden pułk — 600 szabel. Widać już
żółto-pąsowe proporczyki u lanc i gniade konie. To pułk ułanów
gwardii. Szarżują na wycofujący się czworobok „czwartaków". W
odległości 40 metrów od piechoty zatrzymuje kawalerzystów rów.
Grzmi salwa „czwartaków". Ułani pierzchają. Piechurzy mogą dołączyć
do swoich.
Ciężkie chwile przeżywa 8 pułk piechoty. Większość żołnierzy
wchłonęły łańcuchy tyralierów, nie zdołali na czas dołączyć do swych
batalionów. Zdążono sformować jedynie dwa półbatalionowe
czworoboki, a już atakują je kirasjerzy pułku ks. Alberta pod płk.
baronem Meiendorfem. Wielkie karę konie, ogromni jeźdźcy. Dowódcy
czworoboków nie tracą zimnej krwi. Dowódca prawego podpuszcza
kirasjerów na 30 kroków, a mjr Karol Karski nawet na 15 kroków i
dopiero wówczas każą dać ognia. Odpierają zwycięsko dwie szarże.
Cztery szwadrony kirasjerów luką między czworobokami przedostają
się na szosę, rozbijają dywizjon 2 pułku ułanów. Szosa jest zawalona
końmi i ludźmi; ranni i żołnierze ich odprowadzający do ambulansu,
cywile ciekawi, przywożący żywność i zabierający rannych. Kirasjerzy
rozpędzają artylerzystów baterii Nieszokocia, idącej po amunicję, potem
198

wywołują olbrzymi popłoch na drodze, niektórzy z uciekających dotrą aż


do Warszawy.
Po przejściu kirasjerów ks. Alberta, luka w szyku polskim szybko się
zamknęła, nie zdążył pójść ich śladem 3 dywizjon. Wydaje się, jakby
realne niebezpieczeństwo szarży mas jazdy rosyjskiej przywróciło
Prądzyńskiemu przynajmniej częściowo przytomność umysłu i energię —
powraca znów na pole walki. Sprowadza na pierwszą linię rakietni-
ków Skalskiego, rozstawiają swe kozły na piaszczystych wzgórzach i
rozpoczynają puszczać race. „Pociski te, nieznane wcale rosyjskiemu
wojsku, ogromne wrażenie czyniły na ludziach i koniach, ile że to
wrażenie powiększone było przez dzień szary i już chylący się do
wieczora". Te ogniste pociski i zwarty obecnie wał polskich
czworoboków odebrały reszcie dywizji kirasjerów chęć pójścia śladami
dwóch dywizjonów pułku ks. Alberta.
Kicki, stojący na czele 2 dywizjonu 2 pułku ułanów i trzech
szwadronów 5 ułanów na północ od szosy, gdy ujrzał kirasjerów, ,,dał
ostrogę koniowi i przed frontem stanął. Hoży, nadobny, kawalerskiej
postawy, twarz wesoła, oko pełne życia [...]. Szybko dobywa pałasza [...] i
woła: — »Baczność! Brygada od lewego pułkami stępa naprzód marsz!«
Parsknęły rumaki pod jeźdźcami, po wionęły proporce". „Niezadługo
słychać »Marsz, marsz!«” 72. Pułki idą eszelonami, a więc w
schody, najbardziej do przodu wysunięto szwadrony 2 pułku ułanów.
Jeden ze szwadronów 2 pułku obchodzi od wschodu kirasjerów, aby
zamknąć im drogę odwrotu. Z lewej, południowej strony szosy, od
przodu zbliża się dywizjon 3 pułku ułanów. Jeden pluton zamyka
kirasjerom drogę na Pragę, inne plutony obchodzą ich z boku (w sumie
jest tu 950 jazdy polskiej, przeciw 550 rosyjskiej).
Kirasjerzy pośpiesznie formują się. Za późno. „Lance zniżyły się

72
L. J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 178—179; P r ą d z y ń s k i , Pamiętniki. t. I, s. 489.
199

płotem, proporcami furcząc pod łby końskie. Drugi [ułanów] szedł jak
ława, jeden proporzec nie był na przodzie lub tyle [...], a gdy pas siwych
koni uderzył o czarną kolumnę, położył ją jak wicher wybujałą pszenicę,
rozłamał się na lewo i prawo i walił pancerników na szosę", aż dudniło od
kirysów „padających na kamienie [...]. Biała burza w samym środku
rozerwała kolumnę". Szwadrony rosyjskie „skręciły się i zwinęły same w
sobie". 3 i 5 pułki ułanów uderzyły ,,w zamącone kupy, które nas — pisze
L. Jabłonowski — stojąc, ogniem karabinków powitały, a potem z
wyciągniętymi łatami [pałaszami] na nasze uderzenie czekały" 73.
Niektóre grupki rozlatują się przy zbliżeniu ułanów, inne zbijają się w
zwarte kupy. L. Jabłonowski „wystrzelił z pistoletu, rzucił lancę, co nie
było podług regulaminu i wydobywając pałasz, wleciał pomiędzy
kirasjerów i rąbał ich" 74. Mimo zaciekłej obrony szyk rosyjski rozsypuje
się jak rozdarty worek, z którego wypadają grupki żołnierzy czy
pojedynczy kirasjerzy, gonią za nimi ułani częściowo pomieszani z
wrogami.
Odwrót armii polskiej osłania dywizja Skrzyneckiego. Stoi ona w
gołym polu w batalionowych czworobokach uszykowanych w
szachownicę, w odstępach między czworobokami mając po plutonie
dział, dowolnym a pośpiesznym palących ogniem. Jej postawa
zaimponuje przeciwnikowi.
Dopiero gdy Polacy znajdą się niemal pod wałami Pragi Toll zwróci
się do Dybicza o podjęcie szturmu. Długotrwały, uporczywy bój o
Olszynkę, zdecydowane przeciwnatarcia, z których jedno niemalże
zagroziło rozerwaniem szyku rosyjskiego, zrobiły wrażenie na
zwycięzcy Turków. Niepowodzenia szarż kawalerii, tak często
wywołujących przecież panikę w zachwianej piechocie, wskazują na
dużą odporność psychiczną wykrwawionego i znużonego długotrwałym
bojem polskiego piechura. Teraz ma on dodatkową osłonę szańców. Czy

73
J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 178—179.
74
J. Reitzenheim, Udział piątego pułku ułanów wojsk polskich podczas kampanii roku
1831, Lwów 1879, s. 10. '
200

decydować się na stoczenie boju nocnego zawsze ryzykownego w


nieznanym terenie? Dybicz stanowczo odrzucił plan Tolla.
Rosjanie stracili 9400 ludzi, Polacy 6900—7300, w czym 1000
jeńców, pozostawili 3 działa zdemontowane 75 .

OCENA
Podstawowe elementy oceny znalazły się w omówieniu zamiarów.
Tu warto wskazać, że plan Chłopickiego sprawdził się w złych
warunkach. Nie doszło mianowicie do klęski polskiej, choć został
ciężko ranny rzeczywisty wódz naczelny, nikt nie przejął po nim
dowództwa, dowódca korpusu jazdy (Łubieński) nie wypełnił rozkazu
kontratakowania Rosjan, którzy zdobyli Olszynkę i nie przybyła
dywizja Krukowieckiego. Jeżeli mimo tak fatalnego zbiegu okolicz-
ności plan Chłopickiego nie doprowadził do klęski polskiej, to wiele
przemawia za tym, że ryzyko nie przekraczało tu granic rozsądku.
Oczywiście istniało zagrożenie tyłów polskich przez działania
Szachowskiego, trzeba jednak pamiętać, że musiał się on posuwać
ciaśninami, w których mogły go powstrzymywać stosunkowo mniejsze
siły polskie, że Polacy działając z położenia wewnętrznego mieli spore
możliwości sparowania jego ciosów, a przynajmniej wygrania czasu na
wycofanie sił spod Grochowa.
Wydaje się, że istniały szanse powodzenia zamysłu Chłopickiego
nadania działaniom polskim charakteru zaczepnego w postaci wielkiego
kontrnatarcia jazdy i piechoty na Rosjan, wychodzących poza Olszynkę
po jej zdobyciu. Przemawiają za tym bardzo duże wyniki pierwszego
przeciwnatarcia Chłopickiego przeprowadzonego przecież tylko dzie-

75
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 197—204; Przewalski, op. cit., j.w., s. 196—204;
Majewski, Grochów, s. 153— 167; Prądzyński, Pamiętniki, t. I, s. 487—492;
Barzykowski, op. cit., t. II, s. 396—401; Mierosławski, Powstanie, t. I, s. 292—302;
L. Jabłonowski, op. cit., s. 178—179,
201

więcioma batalionami.
Czy pełna realizacja planu Dybicza nie postawiłaby strony polskiej
w gorszej sytuacji? Nie sądzę. VI korpus pod Kawęczynem znalazłby
się w ślepej uliczce, musiałby bowiem zdobywać ciaśninę, która mogła
być długo broniona niewielkimi siłami. Zagrożenie stanowiła tylko
grupa Szachowskiego, którą Dybicz zamierzał wzmocnić jedynie jazdą.
Korpusy Łubieńskiego i Umińskiego (ten ostatni niepotrzebnie 25 II
marnujący się na kierunku Ząbek) stanowiły większą masę kawalerii,
którą można było przeciwstawić III korpusowi Wittego.
ZAKOŃCZENIE

Te dwadzieścia dni wojny (6—25 II) stanowiły dobrą szkołę dla


dowództwa polskiego. Chłopicki przeszedł ewolucję z dowódcy
chwytającego istotę napoleońskiego manewru, ale gubiącego się w
szczegółach wykonawczych, do wodza dobrze rozgrywającego pod
Pragą działania z położenia wewnętrznego, modyfikującego tu trafnie
wobec specyficznych warunków klasyczne zasady napoleońskie:
dłuższy okres wyczekiwania, zamiast ataku kontrnatarcie wychodzące
dopiero po zużyciu przeciwnika. Było tu co prawda większe ryzyko, ale
dopuszczalne, jak wykazał przebieg działań. W samej bitwie pod
Grochowem Chłopicki celnie wykorzystał napoleońską zasadę wiązania
przeciwnika przez minimum sił własnych z pozostawieniem jak
najwięcej sił w odwodzie dla użycia do kontruderzenia.
Ewolucja Prądzyńskiego trwała dłużej. Początkowo trzymał się litery
napoleońskiej sztuki dowodzenia nie dostrzegając jej ducha: zamiar
odwrotu za Wisłę, niewykorzystanie terenu na jej prawobrzeżu. Celowy
był zwrot nad Narew 12 lutego, choć za mało tu danych dla bliższej
oceny. Pomysł zasadzkowy działań pod Okuniewem to interesująca
próba działań z położenia wewnętrznego, pierwszy przejaw wybitnego
talentu Prądzyńskiego. Potem niestety nie dostrzegł on nadarzającej się
sposobności wykonania 19 lutego swego pomysłu z 17 lutego. Projekt
Prądzyńskiego i Rybińskiego z 21 lutego uderzenia na prawe skrzydło
203

rosyjskie był pomysłem sztucznym i zbyt ryzykownym. Zapewne ta


szkoła wojenna, jaką Prądzyński przeszedł pod zwierzchnictwem
Chłopickiego, wodza doświadczonego, choć uczącego się dopiero
dowodzenia armią, dała potem dobre wyniki. W kilka tygodni później
powstał świetny plan Prądzyńskiego ofensywy na szosie brzeskiej.
Dobrze o umiejętnościach dowódców polskich świadczy stoczenie
bojów leśnych pod Wawrem i pod Grochowem. Były to decyzje
ryzykowne, bo kierowanie walką w tych warunkach nastręczało duże
trudności, ale z drugiej strony miały istotne zalety, bo zmniejszały
znaczenie rosyjskiej przewagi tak w żołnierzach, jak i w działach:
Działania wojenne rozpoczęły się „pod znakiem bezwzględnej,
przytłaczającej przewagi rosyjskiej, materialnej i moralnej" 1. Stopniowo
zdołano się wyzwolić spod wpływu tego drugiego czynnika przy
pomocy wypadów (8, 11, 14/15 II) czy stawiania twardego oporu
(Dobre 17 II, Janówek 18 II), aż w końcu Szembek i Żymirski pod
Wawrem (19 II) na własną rękę potrafili zaatakować straż przednią
Dybicza. Jeszcze większe znaczenie ma pod tym względem twardy opór
pod Grochowem, to nic, że „ skończył się odwrotem. Zamknął on także
okres inicjatywy rosyjskiej wstrząsnąwszy duszą dowódcy i żołnierza z
tamtej strony". Wytworzył „przeświadczenie o wyższości naszego
żołnierza, przygotował psychicznie i operacyjnie następny okres wojny.
Krew przelana w Olszynce leży u źródeł zwycięstwa: drugiej bitwy pod
Wawrem, [bitew] pod Dębem Wielkiem, Iganiam” — pisze Stanisław
Herbst 2.
Dodałbym tu, że Grochów staje w pewnym ciągu bitew stoczonych
na przedpolu stolicy, niejako w jej obronie, bitew, w których zaciekły
opór stawiany mocno przeważającemu przeciwnikowi ma wzmocnić
morale własnego żołnierza ułatwiając mu psychicznie bądź obronę
stolicy (bitwa na przedpolu Warszawy — VII 1794), bądź osłabić

1
T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska, s. 219.
2
H e r b s t , Potrzeba historii, t. II, s. 166.
204

skutki duchowe jej opuszczenia (Raszyn 1809). To nie był przypadek, że


te trzy bitwy niejako zapoczątkowały znaczne sukcesy: obronę
Warszawy 1794, ofensywę galicyjską 1809, ofensywę na szosie brzeskiej
1831.
Po stronie polskiej „pierwsze [...] wrażenie” wyniesione z bitwy
grochowskiej „było przygniatające" 3. Wystąpiły nawet nastroje
kapitulacyjne wśród generałów, władz miejskich i gwardii narodowej
Warszawy, ale szybko je rząd opanował.
Armia Dybicza znalazła się w ciężkich warunkach. Szturmowanie
Warszawy lub przedmościa praskiego było zbyt ryzykowne. Dowozy
żywności zawodziły (zły stan dróg, brak podwód), z terenów
przyległych nie dało się wojska wyżywić (wyniszczenie kraju, ukrycie
zapasów żywności), odwrót za Bug lub Liwiec stanowiłby formalne
stwierdzenie niepowodzenia.

3
Tokarz, Wojna polsko-rosyjska, s. 204—205.
ILUSTRACJE
Szkoła Podchorążych Piechoty. Widok z ok. 1930 r.

Sala 11 dywizjonu w Podchorążówce; miejsce, gdzie zaczęło się powstanie


Ignacy Kruszewski, adiutant
Piotr Wysocki Kurnatowskiego, potem Józefa
Chłopickiego, pamiętnikarz

Lud Warszawy uzbrojony w broń zdobytą w Arsenale


Józef Chłopicki Dezydery Chłapowski w mundu-
rze generalskim, pamiętnikarz

Ignacy Prądzyński w mundurze Wojciech Chrzanowski w mundu-


generalskim rze generalskim
Marsz armii rosyjskiej 1831 r.

Józef Patelski, podporucznik 1


pułku strzelców pieszych, pa-
Michał Radziwiłł miętnikarz
Krakus

Józef Załuski Jan Skrzynecki


Atak, na bagnety 1831 r. W prawym dolnym rogu schemat uszykowania
kolumny
Karczma wawerska. Stan obecny
Piotr Szembek Franciszek Żymirski

Chłopicki ze sztabem pod Wawrem


Iwan Dybicz-Zabałkański Karol Toll

Szarża 2 pułku strzelców konnych


Kamień pamiątkowy na polu bitwy pod Wawrem
Tomasz Łubieński Ludwik Kicki w mundurze ge-
neralskim

Odjazd saniami Chłopickiego do Warszawy. W rzeczywistości czapki i czaka


były okryte ceratą zasłaniającą też orły
Olszynka Grochowska. W rzeczywistości czaka były pokryte ceratą zasłaniającą orły. Na dalszym planie Chłopicki ze
sztabem, faktycznie zamiast cylindra nosił furażerkę jak oficer poniżej niego
„Czwartacy" w Olszynce
Bitwa od Grochowem 25 lutego 1831 r. Szarża kirasjerów pod słupem żelaznym
Walka 2 pułku ułanów z kirasjerami pod slupem żelaznym
Szarża 2 pułku ułanów na kirasjerów ks. Alberta

You might also like