Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 324

Ilustracja na okładce: Bartłomiej Drejewicz

Redaktor merytoryczny: Bogusław Brodecki


Redaktor techniczny: Elżbieta Bryś
Korekta: Anna Olszowska, Hanna Rybak

Wydanie poprawione i uzupełnione

© Copyright by Miietśław Nagietki, Warszawa 2009


© Copyright by Bellona Spi6fka Akcyjna, Warszawa 2009

Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoich książek


z rabatem.
www.ksiegamia.bellona.pl

Nasz adres: Bellona SA


ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa
Dział Wysyłki: tel. 022 457 03 06, 022 652 27 01
fax 022 620 42 71
e-mail: biuro@bellona.pl
www.bellona.pl

Druk i oprawa: Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.


90-520 Łódź, ul Gdańska 130

ISBN 978-83-11-11532-3
HISTORYCZNE BITWY

MIROSŁAW NAGIELSKI

WARSZAWA 1656

BELLONA
WARSZAWA
WSTĘP

Bitwa warszawska, stoczona na równinie praskiej 28-30


lipca 1656 r. między sprzymierzonymi siłami szwedzko-
brandenburskimi a oddziałami polsko-litewskimi, zasłu-
guje na szczególną uwagę nie tylko ze względu na jej
efekty, które okazały się dla obu stron nader skromne w
stosunku do oczekiwań, ale głównie z uwagi na siły obu
stron biorące udział w tej kampanii i szereg nowych
rozwiązań taktycznych sposobów walki. Szwedzi
zaskoczyli stronę polską obejściem jej szyku całą swoją
armią, marszem flankowym, zmuszając Jana Kazimierza
do przegrupowania wszystkich sił własnych. Jak za-
reagowała strona polska i czy w tej nowej sytuacji można
było przeciwstawić się sprzymierzonym, dysponującym
przewagą tak w artylerii, jak i w sile ognia regimentów
pieszych i dragonii - to główne cele pracy przed-
stawiającej nie tylko bitwę warszawską, lecz całą
kampanię 1656 r., łącznie z przygotowaniami do
odzyskania stolicy, jej oblężeniem, a także wyda-
rzeniami, które nastąpiły już po wycofaniu się polskich
oddziałów na skutek przegranej batalii pod Warszawą.
Mimo iż działania wojenne przesłaniają wydarzenia
polityczno dyplomatyczne tego okresu, te ostatnie miały
jednak istotny wpływ na operacje 1656 r. Przez cały ten
okres obie strony prowadziły intensywną akcję
dyplomatyczną w celu pozyskania sprzymierzeńców, o
co szczególnie zabiegała Rzeczypospolita osamotniona
w walce ze Szwecją i pozostająca od 1654 r. w stanie
wojny z Rosją. Wydarzenia wojenne 1656 r. miały
również ogromny wpływ na rokowania prowadzone
przez polskich komisarzy z Rosją (traktat przymierza
w Niemieży z 3 XI 1656) i Austrią (układ z 1
XII 1656), które zmieniały istniejący układ sił w
środkowo-wschodniej Europie.
Kampania warszawska przyniosła zwycięstwo sprzy­
mierzonym, którzy natychmiast przystąpili do przedsta­
wiania jej wyników całej Europie, zamierzając wyzyskać
sukces propagandowo. Ukazało się wiele gazetek ulot­
nych, relacjonujących trzydniowe zmagania, podkreśla­
jących jednocześnie wkład oddziałów brandenburskich w
zwycięstwo Karola X Gustawa na polach praskich. Jedną
z nich była: „Relation oder wahrhaftiger Bericht, wie es
auf Seiten kurfürstlichen Durchlaucht von Brandenburg
bei der wider die Polen und Tataren vor Warschau erhalte­
nen Victoria zugegangen”1. Aby podkreślić zasługi armii
elektorskiej i jej dowódcy, wielu wyższych oficerów pru­
skich przystąpiło do sporządzania własnoręcznych relacji
z pola bitwy. Należeli do nich m.in.: Wolrad Waldeck2,
jego brat Jerzy Fryderyk Waldeck3, a nawet sam Fryderyk
Wilhelm4. Nie pozostali w tyle Szwedzi, czego przykła­
dem są relacje księcia Adolfa Jana, brata królewskiego5,
i Erika Dahlbergha6.
1 B. m. w., po 31 VII 1656, B. Naród., nr Mf. A 320.
2 J.G. D r o y s e n, Die Schlacht von Warschau 1656, Leipzig 1863,
zał. nr 3, s. 124-127.
3 Zob. Bruchstücke einer Relation Georg Friedrich Waldecks über

die Schlacht von Warschau, w: A. R i e s e , Die dreitägige Schlacht bei


Warschau 28, 29 und 30 Juli 1656, Breslau 1870, zał. 6, s. 211-212.
4 D r o y s e n , op.cit., zał. l , s . 109-112.
5 J.L. C a r 1 b o m, Tre dagars slaget vid Warschau, Stockholm 1906,

s. 203.
6 Zob. Handschriftlicher Bericht Dahlberg’s, vtv R i e s e , op.cit., zał.

2, s. 201-207.
Polacy natomiast niezbyt chętnie powracali do batalii,
w wyniku której musieli opuścić Warszawę. W
korespondencji króla, jak i pozostałych dostojników na
czele z kanclerzem koronnym Stefanem Korycińskim i
podkanclerzym Andrzejem Trzebickim, nie znajdziemy
dokładnego opisu bitwy warszawskiej, lecz jedynie
wyjaśnienia, jak doszło do przegranej, i luźne uwagi o jej
rzeczywistych rozmiarach. Strona polska, wobec
rokowań z Moskwą i Austrią, starała się pomniejszać
znaczenie tej kampanii, bagatelizując poniesione straty.
Widać to wyraźnie w korespondencji do polskich
komisarzy, pertraktujących w Niemieży o rozejm z
przedsta-wicielami cara Aleksego Michajłowicza7.
Dopiero w 1688 r. wydano dzieło Wespazjana
Kochowskiego, Annalium Poloniae climacter secundus z
obszernym opisem działań polsko-szwedzkich okresu
Potopu.
Na szczególną jednak uwagę zasługuje praca Samuela
Pufendorfa, De rebus a Carolo Gustavo Sveciae rege
gestis, commentariorum libri septem elegantissimis
tabulis aeneis exornati cum triplici indece, Norimbergae
1696, wraz ze świetnymi rycinami i planami
sytuacyjnymi Erika Dahlbergha. O jej poczytności
świadczy fakt, iż wkrótce przetłumaczono to dzieło na
język francuski i niemiecki. Dla nas największą wartość
mają trzy plany poświęcone bitwie warszawskiej, gdzie
w legendach autor opisał drobiazgowo oddziały armii
sprzymierzonych. Wiemy, iż autor brał udział w tej
bitwie i stąd znał dobrze uszykowanie wojsk szwedzko-
brandenburskich w poszczególnych fazach batalii
warszawskiej. Opracowanie Pufendorfa stanowi do
dzisiaj podstawowe źródło epoki przy opracowywaniu
tego tematu.

7 Jan Kazimierz do komisarzy polskich z Garwolina 3 VIII i z Lubli­


na 23 VIII 1656, B. Czart., rkps 149, nr 77, rkps 386, k. 127-130.
Dopiero wraz z rocznicą 200-lecia wydarzeń historycy
rozpoczęli ich dogłębną analizę. Należy wymienić prace
Juliusa Mankella8 i Johanna Gustava Droysena9. Ten
ostatni w aneksie zamieścił wiele źródeł bezpośrednio
odnoszących się do bitwy warszawskiej, głównie doty-
czących udziału w niej wojsk sprzymierzonych - na
szczególną uwagę zasługują relacje Jerzego Barkmanna,
rezydenta gdańskiego przy osobie Jana Kazimierza. Praca
ta, choć wykorzystująca wiele źródeł dotąd nieznanych,
stanowiła jednocześnie apologię elektora i jego
podkomendnych.
Jeszcze dalej w tym kierunku poszedł August Riese,
autor wielce kontrowersyjnej pracy o batalii warsza-
wskiej10. Jego poglądy na temat staropolskiej sztuki
wojennej grzeszyły anachronizmem, co wykazał już
Konstanty Górski w pracy Trzydniowa bitwa pod
Warszawą „Biblioteka Warszawska”, 1.1.1887. Autor ten
nie kwestionował w zasadzie rekonstrukcji wydarzeń
poczynionej przez Riesego, lecz uzupełnił obraz batalii,
wykorzystując polskie archiwalia tej epoki.
Z innych prac poświęconych temu zagadnieniu na
uwagę zasługuje szkic gen. Wojciecha Chrzanowskiego,
znanego topografa, kartografa i pisarza wojskowego.
Znając dobrze teren bitwy, przedstawił zmagania obu
stron przede wszystkim na podstawie dzieła Pufendorfa11.
Zainteresowanie polskich historyków dziejami War-
szawy spowodowało, iż wielu z nich podjęło temat
trzydnio-

8 J. M a n k e i l, Berattelser om svenska krigshistoriens márkvárdi-


gastefaltslag, z. III, Stockholm 1859.
9 Dr oy s e n , op.cit., wśród 11 załączników (s. 109-152) znajduje­

my spis wojsk sprzymierzonych, biorących udział w batalii warszaw­


skiej, wraz z „ordre de bataille” z 29 VII 1656, zał. nr 10, s. 138-141.
10 R i e s e , op. cit., wraz z załącznikami źródłowymi, s. 198-213.
11 Druk w: Lettres de Pierre Des Noyers, secrétaire de la reine de

Pologne Marie-Louise de Gonzague, Berlin 1859, s. 219-226.


wych zmagań na Pradze, jak choćby Jan Wegner, Adam
Kersten czy też Stanisław Herbst, który zajmował się
dziejami wojny polsko-szwedzkiej. Od czasów Górskiego
brak jednak całościowego opracowania tej kampanii,
gdyż trudno za takie uznać artykuł Herbsta, poświęcony
batalii warszawskiej12.
Znacznie więcej uwagi problematyce zmagań polsko-
szwedzkich poświęcili historycy szwedzcy na czele z
Larsem Tersmedenem13. Z innych prac należy wymienić
publikacje Ame Stade14, Hansa Landberga15 czy Jonasa
Hedberga16. Zawierają one wiele cennego materiału,
dotyczącego organizacji, liczebności i uzbrojenia
oddziałów szwedzkich, jak też finansowania działań i
zaopatrywania garnizonów przez Szwedów.
Oczywiście czytelnikowi przedstawiono nie tylko wyda
rzenia militarne 1656 r., ale także przyczyny konfliktu
polsko-szwedzkiego wraz z charakterystyką złożonych
stosunków politycznych w tej części Europy. Rozmowy
dyplomatyczne z rezydentami państw obcych w
Rzeczypospolitej, rokowania polskich dyplomatów z
Austrią i Moskwą miały

12 S. H e r b s t, Trzydniowa bitwa pod Warszawą 28-30 VII 1656 r.,


w: Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa 1973, s. 296-330.
13 L. T e r s m e d e n , Karl X Gustavs Garden 1654-1660, w: Sär-

tryck ur Kungl. Svea Livgardes Historia, t. III, cz. 2, Stockholm 1967;


t e n ż e , Carl X Gustafs Armé 1654-1657. Styrka och dislokation,
w: Cari X Gustaf-Studier, t. VIII, pod red. A. S t a d e , Kristianstad
1979, s. 163-276.
14 A. S t a d e , Erik Dahlbergh och Carl X Gustafs krigshistoria,

w: CarlX Gustaf-Studier, t. IV, Stockholm 1969.


15 H. L a n d b e r g , Finansowanie wojny i zaopatrywanie garni­

zonów. Szwedzki zarząd okupacyjny w Krakowie i Toruniu podczas


wojny polskiej Karola X Gustawa, w: „Studia i Materiały do Historii
Wojskowości” (dalej cyt. „SMHW”), t. XIX, cz. 2, Warszawa 1973,
s. 171-216.
16 J. H e d b e r g, Carl X Gustafs artillen, w: Carl X Gustaf-Studier,

pod red. A. S t a d e, t. VIII, Kristianstad 1979, s. 277-343.


istotny wpływ na działania militarne. Zauważmy bowiem,
że wiele opisywanych zjawisk było nierozłącznie
związanych z wydarzeniami wojennymi, wpływając
niejednokrotnie na ich przebieg - i odwrotnie, zmagania
na polach bitew korygowały proces żmudnych prze-
targów dyplomatycznych.
RZECZPOSPOLITA POWSTAJE

Na początku 1656 r. niemal cała Rzeczpospolita


znajdowała się w rękach Szwedów. Broniły się jedynie w
Prusach Królewskich Gdańsk, Puck i Malbork, ale już w
lutym wróg opanował Gdańską Głowę, a w marcu
Malbork. Szwedzi zajęli zatem niemal całe koryto Wisły,
pozostawiając w rękach polskich Gdańsk z Wisłoujściem.
Dla Karola X Gustawa opanowanie koryta Wisły miało
kapitalne znaczenie. W wielu miastach nadwiślańskich
(Toruń, Warszawa, Sandomierz, Kraków) skon-
centrowano znaczne siły. Z ośrodków tych mogli Szwedzi
prowadzić działania przeciwko odradzającym się siłom
Rzeczypospolitej we wszystkich kierunkach. Opanowanie
przepraw wiślanych stwarzało swobodę manewru armiom
polowym przeciwnika po obu stronach Wisły. Jedno-
cześnie ta najważniejsza arteria komunikacyjna
Rzeczypospolitej odgrywała istotną rolę w systemie
zaopatrywania sił manewrowych i licznych garnizonów
szwedzkich. Słusznie zauważył Wespazjan Kochowski,
znany dziejopis XVII wieku, iż bez silnej artylerii i
licznych oddziałów zaciągu cudzoziemskiego trudno było
Polakom rozerwać szwedzki system obronny oparty o
naturalne przeszkody: „o ile Szwedzi siedząc w widłach
rzek czuli się bezpieczniej, o tyle Polacy pozbawieni
piechoty, dział i sprzętu
oblężniczego nie mogli doprowadzić do kończenia wojny
tak, jak się spodziewali i jak sobie tego życzyli”1.
System obronny Karola X Gustawa opierał się głównie
o pradoliny. Tworzyły go pasma silnie umocnionych
twierdz: Łęczyca, Łowicz, Nowy Dwór i Tykocin w
centrum kraju, dalej na północ Pułtusk, Ostrołęka i
Rajgród, wreszcie Bydgoszcz, Toruń i Brodnica2.
Szwedzi opanowali również większość przepraw, i to nie
tylko przez Wisłę, ale i inne rzeki, jak Warta, Bug czy
Narew. Nad wieloma z nich wybudowali fortyfikacje
ziemne i obsadzili je silnymi garnizonami. Był to system
tzw. czynnej obrony zajętych prowincji Rzeczypospolitej,
zakładający likwidowanie sił przeciwnika dzięki stałej
kontroli terenu przez armie polowe, garnizony wielkich
miast i miasteczek. Oczywiście zdawał on egzamin,
dopóki Szwedzi mieli do czynienia z drobnymi
oddziałami powstańców, ale nie mógł spełnić swej
funkcji, gdy działania rozpoczęła regularna armia
koronna.
Wykorzystując znaczne rozproszenie oddziałów szwe-
dzkich, których ponad połowa stanowiła załogi twierdz i
miast Rzeczypospolitej, strona polska przystąpiła do
ofensywy. Sygnał do walki ze Szwedami dało nie tylko
zawiązanie konfederacji w Tyszowcach (29 XII 1655)
czy udana obrona Jasnej Góry, obleganej przez oddziały
gen. Burcharda Mullera, ale przede wszystkim powrót do
ojczyzny Jana Kazimierza. Polski monarcha już 1
stycznia 1656 r. znajdował się w Lubowli, 4 stycznia w
Krośnie, aby w połowie tego miesiąca stanąć w Łańcucie,
gdzie doszło do oficjalnego porozumienia króla z
hetmanami.

1W. K o c h o w s k i , Lata Potopu 1655-1657, wyd. A. K e r s t e n ,


Warszawa 1966, s. 154.
2 S. H e r b s t , Wojna obronna 1655-1660, w: Polska w okresie

drugiej wojny północnej 1655-1660, t. II, Warszawa 1957, s. 70; por.


J. Wimmer, Przegląd operacji w wojnie polsko-szwedzkiej 1655-1660,
w: Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa 1973, s. 158.
Orszak królewski kierował się do Lwowa, gdzie dotarł
Jan Kazimierz ok. 10 lutego. Dwa dni wcześniej w
Samborze monarcha potwierdził nadanie wojsku
litewskiemu dóbr po zdrajcy Januszu Radziwille.
Sytuacja była trudna, gdyż Polacy mieli mało piechoty i
artylerii. Dlatego sformowanie nowej armii regularnej,
zdolnej skutecznie przeciwstawić się Szwedom, było
koniecznością. Zaciąg odbywał się początkowo głównie
w województwach południowych, niezajętych przez
przeciwnika, m.in. w ruskim, bełskim, wołyńskim i
lubelskim. Jan Kazimierz zdawał sobie sprawę, iż celem
ataku Karola X Gustawa będzie Lwów, gdzie
koncentrowano siły do wiosennej kampanii 1656 r.
Dlatego już 17 stycznia nakazał, aby regimentarz litewski
Paweł Sapieha kierował się spod Brześcia Litewskiego na
Sandomierz. Strona polska zamierzała jak najszybciej
rozpocząć działania na tych obszarach, które opanowane
były przez Szwedów. Chodziło nie tylko o wybranie
rekruta do nowo powstających pułków jazdy i
regimentów, ale przede wszystkim zamierzano,
rozpowszechniając uniwersały królewskie, rzucić hasło
powstania całego społeczeństwa Rzeczypospolitej
przeciwko najeźdźcom.
Do województw krakowskiego i sandomierskiego
wysłano płk. Gabriela Wojniłłowicza i regimentarza
Stefana Czarnieckiego w sile kilku tysięcy jazdy i
dragonii. Mimo klęski pod Gołębiem (18 lutego)
podstawowe zadanie zostało wykonane. Konfederacja
szlachty województwa sandomierskiego podjęła uchwały
o pospolitym ruszeniu, a także powołaniu rekrutów
łanowych i dymowych. Osiągnięto też sukcesy militarne
- opanowano przeprawy wiślane pod Zawichostem i
Solcem, zdobywając słabo umocnione zamki3.

T e o d o r c z y k , Wyprawa zimowa Czarnieckiego 1-20 II 1656 r.


3J.

Bitwa pod Gołębiem, w: Wojna polsko-szwedzka..., s. 276-277.


Z samego województwa sandomierskiego wyruszyły
tysiące szlachty i chłopskich rekrutów, gotowych do
walki ze Szwedami. Przeprowadzono także przez Wisłę
wielką liczbę koni, które posłużyły do zaciągu kilkunastu
nowych chorągwi jazdy w pierwszym kwartale 1656 r.
Wielu jednak rekrutów wywodziło się spośród biedoty
wiejskiej i małomiasteczkowej Sandomierszczyzny, jak
też z „elementu luźnego”. Z obawy przed tymi ludźmi
magistrat lwowski nie zdecydował się wpuścić
czamiecczyków w obręb miasta. Na tym tle doszło nawet
do rozruchów w nowo sformowanych chorągwiach i
próby opanowania miasta siłą. W końcu przybyłe
oddziały rozłożono na zgliszczach spalonych przedmieść.
6 marca pod Lwowem kasztelan kijowski prezentował
przyprowadzone chorągwie, które szacowano na ok. 10
tys. ludzi. W rzeczywistości wraz z dywizją
Czarnieckiego siły te nie przekraczały 6 tys. żołnierzy w
75 chorą gwiach. Wzmocniły one znacznie zgrupowanie
lwowskie Jana Kazimierza, przygotowujące się do
odparcia spodziewanej ofensywy Szwedów.
Położenie Karola X Gustawa pogarszało się z miesiąca
na miesiąc. Nie tylko dopuścił do pojawienia się
oddziałów Czarnieckiego na lewym brzegu Wisły, ale nie
udało się szwedzkiemu monarsze całkowicie rozbić sił
regimentarza pod Gołębiem. Polacy wycofali się w
kierunku Końskowoli i Kurowa. Już jednak 19 lutego
miało dojść do następnej potyczki w okolicy Łysobyk, w
której Szwedzi ponieśli dotkliwe straty. Na pomoc grupie
Stanisława Witowskiego, który prowadził rekrutów i
zebrany prowiant, przybyły także chorągwie litewskie,
zapewne z pułku pisarza polne go litewskiego
Aleksandra Hilarego Połubińskiego.
Wymknięcie się wojsk Czarnieckiego i obawy przed
wzrastającym w siły zgrupowaniem lwowskim
spowodowały, iż Karol X Gustaw zdecydował się już
wówczas do-
puścić elektora do udziału w rozbiorze Rzeczypospolitej.
W liście pisanym w dniu bitwy gołąbskiej, 18 lutego,
ofiarowywał Fryderykowi Wilhelmowi, w zamian za
przysłanie swych oddziałów, dwa województwa wielko-
polskie: poznańskie i kaliskie. Cztery dni później dodawał
województwo sieradzkie i ziemię wieluńską4. Chodziło
Karolowi przede wszystkim o powstrzymanie Litwinów
Pawła Sapiehy, zdążających spod Tykocina w
Sandomierskie, gdzie mieli połączyć się z oddziałami
Czarnieckiego.
Pisał także szwedzki monarcha do Bohdana Chmiel-
nickiego i starszyzny kozackiej, proponując im zawarcie
przymierza ze Szwecją. Chodziło o skłonienie Kozaków
do zerwania kontaktów z Janem Kazimierzem.
Tymczasem szwedzki monarcha, odesławszy część jazdy
do Warszawy, zdecydował się ruszyć w kierunku Lublina.
Miasto, pozostawione bez odpowiednio silnej załogi,
poddało się i przyjęło szwedzką protekcję. Spod Lublina
rozpoczęli Szwedzi marsz na Zamość, siedzibę Jana
„Sobiepana” Zamoyskiego. Opanowanie twierdzy nie
tylko ułatwiałoby kontynuowanie operacji lwowskiej,
zabezpieczając tyły, ale ugruntowałoby władzę Karola X
Gustawa w dorzeczu Wieprza i Bugu. Blokowano również
w ten sposób drogę w kierunku Lwowa wojsku litew-
skiemu śpieszącemu na pomoc Janowi Kazimierzowi.
Już 25 lutego jazda szwedzka pod komendą feld-
marszałka Roberta Douglasa stanęła pod murami
Zamościa. Dwa dni później przybył sam szwedzki
monarcha, żądając natychmiastowej kapitulacji. Mimo
wielkich obietnic, czynionych podczaszemu koronnemu,
ten odmówił przyjęcia szwedzkiej protekcji. Nie pomogło
ostrzeliwanie miasta w nocy z 27 na 28 lutego, nie
pomogły też per-

4 L. K u b a 1 a, Wojna szwedzka w roku 1655 i 1656, Lwów b. r. w.,


s. 278-279; T e o d o r c z y k , op. cit., s. 294.
swazje posłów, m.in. Jerzego Forgella i pisarza
koronnego Jana Sapiehy, na próżno przekonujących
Zamoyskiego o konieczności poddania się Szwedom. Nie
mając sprzętu oblężniczego do prowadzenia regularnego
oblężenia, obawiając się pozostających w okolicy
chorągwi Czarnieckiego, Karol zdecydował się
pozostawić Zamość w spokoju, tym bardziej iż
nadchodziła pora odwilży, uniemożliwiająca szybkie
manewry jego oddziałom.
Król szwedzki obawiał się również nadejścia całej armii
litewskiej pod komendą Pawła Sapiehy, która, choć
odparta spod obleganego Tykocina przez Bogusława
Radziwiłła, powoli posuwała się na południe; już w
początkach marca Litwini znajdowali się w Bielsku
Podlaskim. Oczywiście Karol X Gustaw, rezygnując z
uderzenia na siedzibę Jana Kazimierza, zakładał, iż
zmiana kierunku marszruty jego oddziałów stanowi
jedynie chwilowe odłożenie ofensywy do czasu
wyjaśnienia stanowiska, pozostających jeszcze w służbie
szwedzkiej, polskich sił komputowych.
Zaskoczeniem dla Karola była zdecydowana odmowa
przyjęcia jego protekcji przez Jana Zamoyskiego, który w
odpowiedzi na list Arvida Wittenberga z 2 marca miał
odpowiedzieć, iż: „Co się tyczy poddania miasta, to stoi
temu na przeszkodzie wierność, którą przysiągłem JKMci
Janowi Kazimierzowi, obranemu sobie monarsze i
pomazańcowi; niewzruszonym moim postanowieniem
jest bronić Zamościa aż do końca, choćby mnie to miało
kosztować ruinę ojcowizny, a nawet utratę życia”5. Taka
postawa musiała wielce zadziwić Karola, przywykłego do
uległości polskiej magnaterii, tym bardziej że w obozie
szwedzkim nadal znajdowało się wielu polskich
rotmistrzów na czele z Sapiehą, Zbrożkiem i Kalińskim.

5K o c h o w s k i op. cit., s. 146; A. W i t u s i k, O Zamoyskich, Za­


mościu i Akademii Zamoyskiej, Lublin 1978, s. 187-189.
Jak pisał jeden z profesorów Akademii Zamojskiej,
Bazyli Rudomicz, Szwedzi już 1 marca odstąpili spod
Zamościa, z zemsty jednak za zlekceważenie własnego
monarchy spalili wiele wsi podczaszego koronnego.
Zimowo-wiosenna wyprawa Karola, mająca na celu
rozbicie polskiego ugrupowania pod Lwowem, załamała
się już w początkach marca. Po odmowie poddania się
Zamościa Szwedzi kontynuowali marsz w kierunku
Tomaszowa. Pod Bełżcem 3 marca szwedzki monarcha
zdecydował się na zmianę planu. Wpłynęły na to przede
wszystkim wiadomości uzyskane z innych prowincji
Rzeczypospolitej, będących dotąd pod protekcją
szwedzką. Już 2 lutego, stojący na czele królewskiego
pułku jazdy litewskiej, Połubiński, porzucając służbę
szwedzką, ruszył w kierunku Bielska do sił konfederatów
Pawła Sapiehy, oblegających Tykocin. Wkrótce, nocą z
23 na 24 lutego, gros sił koronnych pod komendą
chorążego Aleksandra Koniecpolskiego poszło w ślady
wojsk pisarza polnego litewskiego. Oddziały te z
północnego Mazowsza rozpoczęły marsz w kierunku
Lwowa, gdzie dotarły na początku marca.
Karol wiedział również, iż obok grupy Czarnieckiego,
obserwującego jego ruchy, część Litwinów Połubińskiego
dotarła już do Lwowa (2000-2500 jazdy) i lada dzień
zostanie skierowana przeciwko jego oddziałom. Dlatego
zdecydował się na marsz w kierunku Sanu, docierając 11
marca do Jarosławia. Po niepowodzeniu wyprawy na
Przemyśl, który Szwedzi próbowali bezskutecznie
zdobyć, Karol podjął jedyną słuszną decyzję odwrotu na
północ, w dół Sanu i Wisły. Dalszy marsz Szwedów w
kierunku Lwowa, na co liczyli Polacy, mógł doprowadzić
do całkowitego pogromu oddziałów Karola.
Na rozkaz Jana Kazimierza pod mury Lwowa przybyły
nie tylko oddziały Czarnieckiego, ale w drodze znaj-
dowały się też chorągwie powracające z Mazowsza i
Podlasia.
Oddziały te wraz z siłami skoncentrowanymi przez króla
pod Lwowem stanowiły zbyt silne zgrupowanie, aby
Karol ryzykował dalsze posuwanie się w kierunku miasta.
Siły te wraz z pospolitym ruszeniem i świeżo
przyprowadzonymi ochotnikami Czarnieckiego szaco-
wano na ok. 22-24 tys. ludzi. Optymizm, jaki towarzyszył
otoczeniu Jana Kazimierza, odzwierciedla list sekretarza
Des Noyersa z 23 marca z Głogówka: „Jeżeli Bóg
pozwoli, że się król szwedzki nie cofnie i że jeszcze o
jeden dzień marszu naprzód się posunie, mamy nadzieję z
chwałą zakończyć wojnę” 6.
Odwrót szwedzkich oddziałów przez Puszczę Sando-
mierską odbywał się w bardzo trudnych warunkach.
Maszerujących żołnierzy atakowali nie tylko partyzanci
chłopscy, ale i regularne oddziały Czarnieckiego. 28
marca próba opanowania obozu szwedzkiego pod Niskiem
zakończyła się niepowodzeniem na skutek opieszałości
Litwinów. Wreszcie 30 marca ścigani Szwedzi dotarli do
wideł Wisły i Sanu w okolicy Sandomierza. Miasto jednak
było już opanowane przez oddziały marszałka koronnego
Jerzego Lubomirskiego. Bronił się natomiast zamek pod
komendą płk. Dawida Sinclaira. W trakcie przemarszu
opuściły Szwedów ostatnie polskie oddziały pod
dowództwem pisarza polnego koronnego Jana Sapiehy.
Nieudaną kampanię zimowo-wiosenną szwedzkiego
monarchy przypieczętowała klęska margrabiego badeń-
skiego Fryderyka pod Warką, ale dla działań polsko-
szwedzkich w tym okresie szczególnie istotne były
operacje w widłach Wisły i Sanu. Mogły one rozstrzygnąć
losy tej wojny. Szwedzi, zamierzając kierować się w
stronę Warszawy, przykładali duże znaczenie do
utrzymania San-

6 P. D e s N o y e r s , Lettres... secrétaire de la reine de Pologne Ma­


rie Louise de Gonzague, pour a l'histoire de Pologne et de Suède de
1655 a 1659, Berlin 1859, s. 119.
domierza i przeprawy znajdującej się w pobliżu tego
miasta. Już w trakcie marszu w dół Sanu szwedzki
monarcha wysłał z Jarosławia działa i amunicję, aby w
ten sposób wzmocnić garnizon w Sandomierzu i
przyśpieszyć przemarsz własnych oddziałów. Jedno-
cześnie nakazał załodze szwedzkiej, aby przystąpiła do
budowy mostu na Wiśle.
Strona polska słusznie oceniła, iż Szwedzi nie będą
kierowali się na Kraków, lecz ku Warszawie, spławiając
drogą wodną tabory i artylerię.
Jeszcze na naradzie w Grochowicach koło Przemyśla
(19 III) Czarniecki wraz z Lubomirskim zdecydowali się
nawet oblegać armię Karola X Gustawa w Jarosławiu,
zamierzając ściągnąć ze Lwowa piechotę. Nagły wymarsz
Szwedów z Jarosławia 22 marca przekreślił te plany, więc
na następnej naradzie tegoż dnia w Głuchowie obaj
polscy dowódcy postanowili, iż Czarniecki będzie ścigał
Karola X Gustawa, nękając jego oddziały podczas
pochodu, a Lubomirski skieruje się na Sandomierz w
celu opanowania miasta i zamku przed nadejściem
szwedzkiego monarchy. Jak wspomniano, ten ostatni
zadanie wykonał tylko połowicznie.
Po starciach pod Rudnikiem i Niskiem polscy dowódcy,
widząc, iż rozbicie oddziałów szwedzkich w bez-
pośrednim starciu nie jest możliwe, zdecydowali się na
ograniczenie swobody manewru przeciwnika,
zmierzając do zablokowania armii Karola X Gustawa w
widłach Wisły i Sanu, a następnie jej wygłodzenia i
zniszczenia. Ze strony polskiej w działaniach uczest-
niczyły trzy zgrupowania pod komendą Czarnieckiego,
Lubomirskiego i Sapiehy.
Wkrótce oddziały Czarnieckiego dotarły pod Sando-
mierz, blokując miasto od północnego zachodu.
Pozostałe chorągwie pod komendą Jacka Szemberka,
Aleksandra Koniecpolskiego i Jana Sapiehy rozłożono na
południowy wschód od Baranowa. Sam Czarniecki już 2
kwietnia prze szedł Wisłę, stając pod murami
Sandomierza. Siły mar-
szałka koronnego przekroczyły Wisłę na wysokości
Osieka. Strona polska uniemożliwiła Szwedom
dostarczanie posiłków zarówno prawym, jak i lewym
brzegiem Wisły, pozostawiając im możliwość korzystania
jedynie z drogi wodnej. Gdy 29 marca pojawiły się za
Sanem pierwsze chorągwie litewskie Pawła Sapiehy,
położenie Karola stało się niezmiernie trudne. Siły polsko-
litewskie miały trzykrotną przewagę nad Szwedami, i to
nawet nie licząc mas pospolitego ruszenia i partyzantów
chłopskich.
Wiadomości o osaczeniu Karola jeszcze bardziej za-
chęciły ludność do walki ze Szwedami. Uniwersały do
chłopów kierował nie tylko Jan Kazimierz, ale także
lokalni polscy dowódcy. Sam Stefan Czarniecki jeszcze
spod Grochowic wydał 20 marca manifest do ludu
wiejskiego, wzywający go do walki ze Szwedami w imię
wspólnoty narodowej i religijnej. Szczególnie podkreślał
obowiązek obrony świętej religii katolickiej przeciw
heretykom. Uniwersał kasztelana kijowskiego groził
śmiercią tym spośród braci szlacheckiej, którzy
usiłowaliby przeszkodzić chłopom w walce ze Szwedami:
„Pobudzam tedy i ja wszystkich, chwałę Bożą
miłujących, do zemszczenia się tak wielkich krzywd
Bożych, deklarując wójtom i wszystkiemu pospólstwu,
aby powstawszy z orężami swymi, nieprzyjaciela
niszczyli i gdzieby się jeno pokazał, żadnemu nie
folgowali, śmiercią złość ich nagradzając. A jeżeliby do
tego panowie poddanym swoim lubo urzędnicy ich drogę
zagradzali, zabraniając im znosić nieprzyjaciela, takowy i
na substancyjej szwankować (i) śmiercią pieczętować
będzie” 7.
Podobne uniwersały wydał również Lubomirski do
mieszkańców wsi i miasteczek nad Sanem, wzywając

7 S . S z c z o t k a , Chłopi obrońcami niepodległości Polski w okresie


Potopu, Kraków 1946, s. 134.
ich do „kupienia się” w swych włościach w celu walki ze
Szwedami. W jednym z nich czytamy: „Rozkazuję wam,
abyście pomniąc coście Panu Bogu, wierze świętej
katolickiej w tym Państwie od tak wieluset lat chwalebnie
kwitnącej i JKMci Panu tej Korony powinni, wszyscy
jako najprędzej i podług przemożenia, mężnie kupili się”
pod komendę Sebastiana Paradowskiego 8.
Nie pomogły odezwy Karola, nakazujące chłopom
powstrzymanie się od wszelkich wystąpień zbrojnych
przeciwko jego żołnierzom. Szlachta i jej poddani
masowo zaczęli gromadzić się nad Sanem i Wisłą,
pobudzeni uniwersałami. Jak donosił pod koniec marca
wojewoda poznański Jan Leszczyński, przedstawiając
ostatnie potyczki ze Szwedami: „co się tego czasu stało
jeszcze particularie nie wiem, ale musiało się coś stać
znacznego, bo i chłopów gwałt szło do przepraw i
szlachty” 9.
Tymczasem Szwedzi, którzy już 30 marca dotarli do
wideł Wisły i Sanu, następnego dnia podjęli próbę
przeprawy przez Wisłę pod Sandomierzem. Pomimo iż
miasto znajdowało się już w polskich rękach, na zamku
broniła się załoga szwedzka pod komendą Sinclaira.
Wszelkie próby przeprowadzenia żołnierzy na lewy brzeg
Wisły wobec ostrzału spełzły na niczym. W tej sytuacji
Karol podjął decyzję wycofania oblężonego garnizonu,
wysyłając w nocy kilka szkut pod zamek. Jednocześnie
nakazano komendantowi zdetonowanie ładunków
wybuchowych na zamku, gdy Polacy rzucą się do
ponownego szturmu opuszczonych pozycji. Tak opisywał
w swym pamiętniku działania pod Sandomierzem
uczestnik tych wydarzeń Hieronim Chrystian Holsten,
będący wówczas w służbie szwedzkiej:
8 J. Lubomirski do szlachty „po tej i tamtej stronie Wisły i Sanu”
z obozu pod Kańczugą 22 III 1656, BPAN Kraków, rkps 2254, k. 477.
9 J. Leszczyński do ks. Schonchoff’a z Częstochowy 9 VIII 1656,

B. Czart., rkps 384, s. 444-447.


„Polacy rozłożyli się po drugiej stronie Wisły, a my po
tej, tak że mogliśmy tylko ostrzeliwać się z artylerii.
Ponieważ nie czuliśmy się tak mocni, by przejść na drugą
stronę, pobić ich i tak pomóc zamkowi, przez cały czas
posyłaliśmy nocą na tamtą stronę po kilka łodzi i statków
z rozkazem, by, gdy wszystko będzie gotowe (gdy będą
podłożone miny - przyp. M.N.), nocą wycofali się na
naszą stronę, co też się stało”10.
W chwili wybuchu na zamku znajdowało się kilkuset
ochotników, głównie chłopów, którzy wbrew rozkazowi
Czarnieckiego rzucili się na rabunek. Zamiast spodzie-
wanych łupów, znaleźli śmierć w ruinach zamku, którego
znaczna część wyleciała w powietrze, grzebiąc - ku
uciesze Szwedów - spragnionych bogactw ochotników.
Oczywiście Szwedzi nie pozostawali bezczynnie w
zlewisku obu rzek, lecz rozpoczęli przygotowania do
przeprawy przez San. Dla odwrócenia uwagi
przeciwnika, Karol ruszył 3 kwietnia pod Baranów, gdzie
stacjonowały chorągwie z pułku Jana Sapiehy, które kilka
dni temu przybyły do obozu Czarnieckiego. Na
nieubezpieczonych i niespodziewających się ataku
żołnierzy uderzyła rajtaria szwedzka, zmuszając
kwarcianych do ucieczki. Kilka chorągwi rozbito, lecz
szwedzki monarcha mógł się przekonać, iż gros sił
polskich znajduje się już na lewym brzegu Wisły, pod
Sandomierzem. Nie udało się Szwedom zmusić sił
polsko-litewskich do opuszczenia swych stanowisk,
mimo iż Karol, sugerując, że szuka przeprawy powyżej
Baranowa, starał się odciągnąć Polaków od miejsc, gdzie
przygotowywano przeprawy dla wojska. Wraz z
przybyciem szwedzkiego monarchy ponownie w widły
Wisły i Sanu wielu sądziło, iż los armii Karola X
Gustawa jest

10 H. Ch. H o l s t e n , Przygody wojenne 1655-1660, wyd. T.


W a s i l e w s k i , Warszawa 1980, s. 39.
już przesądzony. Szwedzi, otoczeni ze wszystkich stron
przez przeważające siły, ucierpieli także od wezbranych
wód Wisły, „gdyż przez cały ten czas musieli leżeć we wo­
dzie, od której ich okopy usypane nie broniły” 11.
Położenie szwedzkiej armii, choć trudne, nie było wca­
le tak beznadziejne, jak to przedstawiają polscy pamiętni-
karze. Pamiętajmy, iż drogą wodną stale przesyłano Ka­
rolowi posiłki z Warszawy i miast pruskich. Pisał o tym
Wespazjan Kochowski: „Statkami wiślanymi przybyło mu
na pomoc prawie trzy tysiące ludzi ściągniętych z różnych
załóg” 12.
Od dawna gen. Robert Douglas ściągał do obozu
szwedzkiego, znajdujące się na Sanie, środki przeprawo­
we (komięgi, tratwy) w celu budowy mostu łodziowego.
Właśnie te środki przeprawowe umożliwiły szwedzkiemu
monarsze załadować na nie żołnierzy i zdobyć przyczółek
na prawym brzegu Sanu. Rankiem 5 kwietnia wszystkie
oddziały szwedzkie były już przeprawione.
W tym samym czasie, gdy Karol przygotowywał swych
żołnierzy do decydującej walki o opanowanie przeprawy
na Sanie, losy, idącej na odsiecz Szwedom armii margra­
biego badeńskiego Fryderyka, były przesądzone. Z chwilą
wymarszu spod Sandomierza 4 kwietnia sił polskich (ok.
8 tys. żołnierzy) pod komendą Lubomirskiego i Czarniec­
kiego nie ulegało wątpliwości, iż dojdzie do starcia ze
znacznie słabszymi siłami margrabiego 13.
Wysłany na odsiecz Karolowi X Gustawowi korpus
Fryderyka von Baden-Durlach, złożony głównie z rajtarii

11 Des N o y e r s , op. cit., s. 133.


12 K o c h o w s k i , op. cit., s. 161.
13 Zob. L. P o d h o r o d e c k i , Bitwa pod Warką (7 IV 1656 r.), „Stu­

dia i Materiały do Historii Sztuki Wojennej”, t. II, Warszawa 1956,


s. 300-323; A. K e r s t e n, Stefan Czarniecki, Warszawa 1963, s. 284-
285.
i dragonii w sile około 2,5 tys. żołnierzy, posuwał się wol­
no lewym brzegiem Wisły, tocząc stale drobne potyczki
w Puszczy Radomskiej z oddziałami partyzantów chłop­
skich. Dlatego dopiero późnym wieczorem 3 kwietnia do­
tarł do Janowca, gdzie zastał margrabiego rozkaz szwedz­
kiego monarchy, aby natychmiast wracał z powrotem do
Warszawy. Widzimy więc, że oba zgrupowania rozpoczę­
ły marsz w kierunku stolicy 4 kwietnia spod Sandomie­
rza i Janowca, a dystans pomiędzy tymi miejscowościami
wynosił niemal 80 kilometrów, co przy ówczesnych trak­
tach, na dodatek zalanych wskutek roztopów wiosennych,
zwiększało szanse oddziałów szwedzkich.
Margrabia Fryderyk popełnił jednak podczas przemar­
szu przez Kozienice wiele istotnych błędów. Nie tylko
stracił czas, oczekując idącego z Radomia rotmistrza Rit-
tera, obciążonego licznymi taborami, ale, jak się wydaje,
zlekceważył ostrzeżenia nie tylko Karola, lecz i królew­
skiego brata, księcia Adolfa Jana. Podczas gdy polskie od­
działy przebyły w dwie doby dystans 80 kilometrów spod
Sandomierza pod Zwoleń, Szwedzi znajdowali się wciąż
nad brzegami Pilicy. Zamiast natychmiast, zgodnie z roz­
kazami, kierować się ku Warszawie, stracono kilkanaście
godzin podczas przeprawy taborów przez Pilicę; główne
siły margrabiego oczekiwały wtedy bezczynnie pod War­
ką na zakończenie przeprawy bagaży Rittera.
Gdyby Fryderyk podjął decyzję poświęcenia załogi ra­
domskiej i rozpoczął marsz w kierunku stolicy już w nocy
z 6 na 7 kwietnia, nie ulega wątpliwości, iż Szwedzi unik­
nęliby bitwy, cało docierając do Warszawy. Dla margra­
biego ostrzeżeniem winno być niemal całkowite rozbicie
jego ariergardy pod dowództwem Tomskjólda w okoli­
cy Kozienic. Rozbitkowie musieli przecież donieść mu,
iż Polacy znajdują się w pobliżu jego ugrupowania. Nie
zmieniło to jednak planów szwedzkiego dowództwa, gdyż
dopiero nad ranem 7 kwietnia zerwano most na Pilicy
i straż tylna rozpoczęła marsz w kierunku Czerska za si­
łami głównymi.
Tymczasem pościg kierowany przez Czarnieckiego,
trwający już przeszło trzy doby, sowicie się opłacił. Ran­
kiem 7 kwietnia pierwsze polskie patrole dotarły nad Pili­
cę i szybko uporały się z posterunkami szwedzkimi. Straże
pozostawione dla ochrony przeprawy były zbyt słabe, aby
nie dopuścić do sforsowania rzeki przez oddziały Czar­
nieckiego, tym bardziej że Polacy znaleźli bród powyżej
miejsca, gdzie znajdowała się rajtaria szwedzka. Po krót­
kiej walce oddziały osłaniające pochód kolumny marszo­
wej margrabiego zostały zniesione.
W chwili, gdy toczyły się walki nad Pilicą, gros sił mar­
szałka koronnego Lubomirskiego kontynuowało pościg
za Szwedami, kierując się w stronę Piaseczna. Wkrótce
szwedzka straż tylna znalazła się w zasięgu wzroku pol­
skich żołnierzy. W pierwszej fazie bitwy husaria Lubomir­
skiego doszczętnie rozbiła dragonię Rittera, a następnie
wraz z pozostałymi chorągwiami uderzyła na zgrupo­
wanie margrabiego Fryderyka, przygotowującego się do
nieuchronnego starcia. Obrał on zresztą słusznie wariant
obronny, mając obecnie zaledwie 2500 żołnierzy. Dlatego
uformował swoje oddziały w zwartym i głębokim szyku,
opartym o las. Jednocześnie pozostawił ukrytych w lesie
ok. 600 dragonów, którzy mieli ogniem muszkietowym
odrzucić atakujące polskie chorągwie. Siły Fryderyka zo­
stały uszykowane w dwa rzuty, nie licząc oddziału pozo­
stawionego w lesie.
Marszałek koronny, nie czekając na przybycie głów­
nych sił Czarnieckiego, uderzył, pragnąc do chwili na­
dejścia posiłków walką związać siły szwedzkie. Pierwszy
atak przeprowadzony przez chorągwie husarskie, lekkie
i dragonię Lubomirskiego nie przyniósł spodziewanych
efektów, a Szwedzi po odparciu szarży przeszli nawet do
kontrataku, spychając oddziały polskie w kierunku Warki.
Dopiero przybycie posiłków zmieniło radykalnie sytuację.
Po naprawionym moście na Pilicy przeprowadził Czar­
niecki pozostałe trzy pułki jazdy: królewski pod komendą
samego kasztelana kijowskiego, hetmański pod Machow­
skim i Witowskiego. Z chwilą przeprawiania się sił głów­
nych Czarnieckiego przewaga strony polskiej była niemal
trzykrotna.
Ponieważ Fryderyk oparł tyły swojego ugrupowa­
nia o las, otoczenie wroga było niemożliwe; w rachubę
wchodziło tylko rozbicie oddziałów margrabiego atakiem
frontalnym. Pozostawało przygotować atak przełamujący,
który rozbiłby broniące się przed skrajem lasu oddziały
szwedzkie. Ten wariant wybrali obaj polscy wodzowie,
mając olbrzymią przewagę nad przeciwnikiem. Siły ich
bowiem szacuje się obecnie na ok. 8 tys. żołnierzy, a od­
liczając tych, którzy nie zdążyli się przeprawić przez Pili­
cę, jak i tych, którzy rzucili się na rabunek taborów mar­
grabiego, należy stwierdzić, iż ponad 6 tys. brało udział
w ostatniej fazie bitwy pod Warką, mając naprzeciw siebie
ok. 2,5 tys. żołnierzy szwedzkich.
W skład sił polskich, biorących udział w bitwie pod
Warką, wchodziło 10 pułków jazdy koronnej, w tym kilka
chorągwi husarskich użytych do natychmiastowej szarży
na zgrupowanie margrabiego14.
Husaria, wsparta przez dragonię i pozostałe chorągwie
pancerne, miała rozerwać szyki zwartych szeregów rajtarii
szwedzkiej, co też nastąpiło. W ciągu kilku minut szyki

14 Siły uczestniczące w bitwie wareckiej omawiają: T. N o w a k ,


Kampania wielkopolska Czarnieckiego i Lubomirskiego w r. 1656,
w: „Rocznik Gdański”, t. XI, Gdańsk 1938, s. 72; P o d h o r o d e c k i ,
op. cit., s. 305-307; K e r s t e n , op. cit., s. 283; J. W i m m e r,
Wojsko polskie w drugiej połowie XVII w., Warszawa 1965, s. 103.
wojska szwedzkiego zostały przełamane, a na spieszoną
dragonię runęły nie tylko polskie chorągwie, ale także
uciekający rajtarzy, którzy tratowali zasadzonych w lesie
własnych dragonów. Większość z nich została wycięta
przez chłopów, którzy, zgromadzeni wokół lasu, wyła­
pywali uciekających. Fryderyk z pozostałymi przy życiu
Szwedami rozpoczął wycofywać się w kierunku Czerska,
inni wybrali trakt warszawski, kierując się na Chynów.
Margrabia na czele kompanii dragonów szczęśliwie do­
tarł do Czerska, który pozostawiono w spokoju z braku
dział, amunicji i piechoty. Pościg za rozbitymi szwadro­
nami szwedzkimi trwał niemal do wieczora, a kilka cho­
rągwi dotarło nawet pod Ujazdów. Wywołało to ogromny
popłoch wśród załogi obsadzającej Warszawę. Wiele cho­
rągwi powróciło pod Warkę dopiero kilka dni po bitwie,
wyłapując w okolicy zdezorientowane grupy szwedzkich
uciekinierów.
Dwaj uczestnicy kampanii wareckiej, których relacje
zachowały się - Mikołaj Jemiołowski i Jakub Łoś, słusz­
nie zauważyli, iż główny ciężar walki ze Szwedami spo­
czywał na rotach husarii. Towarzysz chorągwi pancernej
Myszkowskiego Jakub Łoś zarzucił jednak wodzom wy­
prawy duży błąd, tj. wypuszczenie ze słabo obwarowane­
go zamku czerskiego wodza całego wrogiego ugrupowa­
nia i jego najbliższego otoczenia na czele z gen. Karolem
Chrystianem Schlippenbachem. Oto, co pisał pamiętnikarz
o starciu pod Warką:
„Potkali się nasi mężnie, osobliwie usaryja tamże prze-
łomawszy jazdę (szwedzką - przyp. M. N.), w pogoń dru­
dzy; cóż że się piechota broniła w boru, tę zapaliwszy bór
łatwo pobili i tak mało co uszło onego wojska. Aleć i tam
nie umieli nasi szczęścia zażyć; albowiem one książątka
do Czerska do zameczka prawie pustego uciekli, a nasi
im dali pokój, przenocowawszy odeszli; mogąc ich wziąć
zajednę godzinę, dali ujechać do Warszawy, w której był
Wittenberg na praesidium”15.
Sąd naszego pamiętnikarza o własnym dowództwie wy­
daje się nazbyt krytyczny. Obawa przed działaniami silne­
go garnizonu warszawskiego, mogącego w każdej chwili
przyjść z odsieczą oblężonym, spowodowała „otrąbienie”
przez obu polskich wodzów natychmiastowego powrotu
pod Warkę. Większość chorągwi, biorących udział w po­
ścigu, już 8 kwietnia znajdowała się ponownie nad Pilicą.
Tym bardziej należało szybko zebrać rozproszone po oko­
licy oddziały, iż zgodnie z planem, ustalonym z hetma­
nem litewskim, koroniarze winni byli ponownie powrócić
w widły Wisły i Sanu, aby tu całkowicie rozgromić pięcio­
tysięczny korpus Karola X Gustawa. Obawa, czy Sapieha
poradzi sobie ze Szwedami, nakazywała szybki odwrót
spod Warki w stronę Sandomierza. Okazało się jednak, iż
nie będzie już konieczny wobec wydostania się szwedz­
kiego monarchy z pułapki.
Bitwa warecka, poprzedzająca działania, jakie rozegra­
ły się w następnych miesiącach pod Warszawą, odegrała
istotną rolę w ewolucji poglądów strony polskiej na temat
sposobów i dalszych planów prowadzenia wojny ze Szwe­
dami. Wykazała, że możliwe jest pokonanie Szwedów
także w otwartym polu, a w walce na białą broń rajtaria
przeciwnika nie może mierzyć się z polską jazdą. Dobrze
zwłaszcza zaprezentowała się husaria, której impetu natar­
cia nie mogli wytrzymać Szwedzi. Umiejętne użycie po­
zostałych chorągwi jazdy przypieczętowało zwycięstwo.
Oczywiście Szwedzi nie mieli pod Warką ani piechoty
(dlatego spieszyli dragonów), ani artylerii. Dlatego tak ła­
two udało się Polakom przełamać szyki margrabiego.
15 Pamiętniki Łosia, towarzysza chorągwi pancernej Władysława
margrabi Myszkowskiego, wojewody krakowskiego..., wyd. Ż e g o t a
Pauli, Kraków 1858, s. 13.
Kampania warecka podniosła również znacznie morale
wojska polskiego. Do kwietnia 1656 r. dowódcy chorągwi
komputowych nie decydowali się na stoczenie generalnej
batalii ze Szwedami, stosując metody tzw. wojny szarpanej.
Porażki pod Żarnowem, Wojniczem czy ostatnio pod
Gołębiem upewniały stronę polską, iż taktyka ta jest słuszna.
Zwycięstwo nad zgrupowaniem Fryderyka zdawało się
przeczyć tym założeniom. Podniosło ono na duchu nie tylko
towarzystwo chorągiewne, ponoszące dotąd w starciach ze
Szwedami same porażki, ale również zachęciło masy ludowe
do wystąpień. Jednocześnie w otoczeniu Jana Kazimierza
zaczęło przeważać zdanie, iż armia Karola X Gustawa wcale
nie jest niezwyciężona. Dlatego rozpoczęto pośpieszne
przygotowania do letniej kampanii 1656 r., w której
zamierzano wyzwolić stolicę Rzeczypospolitej i wyprzeć
Szwedów z centralnych prowincji państwa.
Bitwa pod Warką stanowiła ostatni etap nieudanej kam-
panii szwedzkiego monarchy, skierowanej przeciwko
lwowskiemu zgrupowaniu Jana Kazimierza. Obie strony
stanęły przed pytaniem: co dalej?
Już pod Warką obaj wodzowie wyprawy dowiedzieli się,
iż Karola nie zastaną w widłach Wisły i Sanu, gdyż,
korzystając z wymarszu głównych sił koronnych, wymknął
się z osaczenia. Natychmiast zwołano radę wojenną, która
miała zadecydować o kierunku dalszych działań koroniarzy.
Starły się dwie koncepcje prowadzenia kampanii.
Lubomirski stał na stanowisku, aby skierować się ze
wszystkimi siłami przeciwko przetrzebionej i upadłej na
duchu armii Karola, gdyż „w jednym królu (szwedzkim -
przyp. M. N.) summa rerum wygrałaby się, ani posiłki
mogłyby mu znikąd przyjść, warecką klęską
przestraszone”16. Marszałek koronny skłonny był nawet
wydać Szwedom walną

16 Cyt. za: N o w a k, Kampania wielkopolska..., s. 89-90.


bitwę, licząc na znaczną przewagę sił własnych, upojo­
nych zwycięstwem wareckim.
Natomiast Czarniecki uważał, iż zmierzenie się z Ka­
rolem nie jest jeszcze możliwe. Przestrzegał jednocześnie
przed trudnościami w przeprawie na drugi brzeg Wisły.
Forsował projekt wyprawy do Wielkopolski, aby „posił­
ki szwedzkie, jeśliby się gdzie okazały znosić i prezydia
szwedzkie, ile być może odbierać, a co większa już szlach­
tę tameczną już Szwedowi podlegać i onego za Pana mieć
nawykłą, od zawziętej odwodzić imprezy, a do poddań­
stwa poprzysiężonego królowi Kazimierzowi przywodzić,
a ktoby był uparty, koniecznie do poparcia wojny z Szwe­
dem przymusić”17.
Przeniesienie działań wojennych do Wielkopolski nie
tylko winno wesprzeć szlachtę poznańską i kaliską, która
już 15 marca zawiązała konfederację antyszwedzką, ale
miało na celu zniszczenie drobnych oddziałów przeciw­
nika, stacjonujących w miastach i miasteczkach tej pro­
wincji. Zakładano również uzyskanie od gdańszczan ko­
niecznej podczas oblężeń piechoty i artylerii, którą strona
polska nie dysponowała. Wbrew zdaniu Lubomirskiego
i jego stronników kasztelan kijowski zdołał przeforsować
swój plan, lecz stało się to powodem oziębienia przyja­
znych dotąd stosunków pomiędzy wodzami.
Plan Czarnieckiego był najlepszym, jaki mogło reali­
zować w ówczesnych warunkach zgrupowanie wareckie,
lecz spotkał się z krytyką wielu nieprzychylnych kasz­
telanowi osobistości w otoczeniu Jana Kazimierza. Od­
zwierciedleniem poglądów przeciwników kampanii wiel­
kopolskiej są oskarżenia kilku kronikarzy kierowane pod
adresem Czarnieckiego, iż przegapiono moment dogodny
17 Pamiętnik Mikołaja Jemiołowskiego, towarzysza lekkiej chorągwi,
ziemianina województwa bełzkiego... (dalej cyt. Jemiołowski), wyd.
A. Bielowski, Lwów 1850, s. 92.
do zniszczenia całej armii szwedzkiej i szybkiego zakoń­
czenia wojny. Wawrzyniec Rudawski pisał, iż „zły to był
plan i przez Europę powszechnie ganiony; zostawiwszy
króla szwedzkiego w sercu Rzeczypospolitej, w odległe
zapędzać się prowincje, które sam król Gustaw niezawod­
nie za okup własny by ustąpił” 18.
Sam Jan Kazimierz, po uzyskaniu dokładnych relacji
o wydarzeniach pod Sandomierzem i Warką, zażądał od
kasztelana kijowskiego podania powodów, dla których
przeniesiono działania wojenne na zachód, pozostawiając
Litwinów w Lubelskiem. Czarniecki w liście z Turku z 15
maja następująco przedstawiał swój pogląd w odniesie­
niu do zaniechania pościgu za armią Karola X Gustawa:
„Skończona warecka nie miała podobieństwa, abyśmy
króla (szwedzkiego - przyp. M. N.) przejąć mogli, będąc
od siebie przez Wisłę, bo ani szkut, ani sposobu przebycia
Wisły dla wielkości wody nie było” 19.
Z chwilą przybycia pozostałych czterech pułków ko­
ronnych spod Sandomierza (Jana Sapiehy, Michała Zbroż-
ka, Seweryna Kalińskiego i Aleksandra Koniecpolskiego
razem ok. 17 chorągwi) siły przeznaczone do nowej kam­
panii wzrosły do 12 tys. regularnej jazdy. Wraz z kilkoma
skwadronami dragonii i ok. 2-3 tys. rabarzy (uzbrojonej
czeladzi i chłopów) jazda polska 9 kwietnia ruszyła w kie­
runku Grójca i Mszczonowa. Już 12 kwietnia pod Łowi­
czem doszło do spotkania z pułkiem szwedzkim Israela
Ridderhielma, który konwojował tabory w kierunku War­
szawy. Zdobyto tabor szwedzki, lecz zajęte jego grabieżą
oddziały pozwoliły przeciwnikowi wycofać się do zamku
18 W.J. Rud a w s k i, Historja Polska od śmierci Władysława IV aż
do pokoju oliwskiego..., wyd. W. S p a s o w i c z , Petersburg-Mohylew
1855, t. II, s. 91.
19 S. Czarniecki do JKMci z Turku 15 V 1656, cyt. za: N o w a k ,

Kampania wielkopolska..., s. 152.


łowickiego, którego nie oblegano ze względu na brak pie­
choty i artylerii.
Następnie ruszono w kierunku Torunia, docierając
17 kwietnia w pobliże miasta, „chcąc i mieszczan tamecz­
nych ku Polakom doznać skłonności, i szwedzkiej, jeśliby
jaka była, doświadczyć niegotowości. Oboje się nie po­
wiodło, bo i most od Dybowa przystępu bronił do miasta,
i przed mostem Szwedzi szańce wysypawszy mocno akce­
su do mostu bronili”20.
Próba opanowania z marszu Torunia, obsadzonego przez
silną załogę, nie powiodła się, stąd ruszono w stronę Byd­
goszczy. Stale wzmacniane przez pospolite ruszenie szlach­
ty oddziały polskie 21 kwietnia dotarły do miasta. Natych­
miast uderzyły dwa pułki jazdy pod komendą Jana Sapiehy
i kasztelana sandomierskiego Witowskiego, i „za życzliwo­
ścią mieszczan Polakom przychylnych” szybko opanowały
miasto. Załoga zamku po dwóch dniach oblężenia poddała
się. Odprowadzono ją pod eskortą do Poznania.
24 kwietnia zdecydowano się na dalszy marsz wzdłuż
górnego biegu Noteci, zdobywając Nakło. Po obsadzeniu
przepraw na Noteci i wysłaniu podjazdów w kierunku Tu­
choli, Swiecia i Brodnicy, rozłożono zmęczone oddziały na
odpoczynek. Dywizja kasztelana kijowskiego rozlokowała
się w okolicach Piły, natomiast chorągwie Lubomirskiego
wokół Łobżenicy. Jednocześnie polskie dowództwo roz­
poczęło rozmowy z magistratem Gdańska, prosząc o przy­
słanie piechoty i artylerii w celu prowadzenia wspólnych
działań na obszarze Prus Królewskich i Wielkopolski.
W oczekiwaniu na odpowiedź gdańszczan dokonano nisz­
czącego wypadu w kierunku Szczecinka. Czarniecki for­
sował wówczas projekt rozpoczęcia działań na Pomorzu
Szwedzkim, lecz napotkał sprzeciw wśród wyższego do­

20 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 93.


wództwa chorągiewnego na czele z Lubomirskim. Dalsze
plany polskiego dowództwa straciły aktualność na skutek
nadejścia sił szwedzkich pod komendą królewskiego bra­
ta, księcia Adolfa Jana.
Szwedzi, wydostawszy się z wideł Wisły i Sanu, już
14 kwietnia dotarli do Warszawy, gdzie oczekiwał na
Karola X Gustawa korpus posiłkowy pod dowództwem
feldmarszałka Karola Gustawa Wrangla i Filipa, palaty-
na Sulzbachu. Po kilkudniowym odpoczynku 17 kwietnia
szwedzki monarcha opuścił stolicę, kierując się w pogoń
za oddziałami Czarnieckiego i Lubomirskiego. Stojąc na
czele ok. 10 tys. dobrze wyszkolonych żołnierzy, dążył do
generalnego starcia z Polakami. Zmęczone oddziały, zło­
żone głównie z piechoty, posuwały się wolno. Po dotarciu
28 kwietnia do Pakości, przekazał Karol dowództwo nad
głównymi siłami księciu Adolfowi Janowi, a sam na cze­
le dwutysięcznego oddziału ruszył wraz z siłami Gustawa
Ottona Stenbocka pod Gdańsk, pragnąc zmusić miasto
wierne dotąd Janowi Kazimierzowi do uległości. Wiedząc,
iż główne siły Polaków rozłożone są za Notecią, nakazał
księciu, aby odciął im odwrót z Pomorza i za wszelką cenę
doprowadził do starcia.
Tymczasem polskie dowództwo na skutek napływają­
cych wieści o pochodzie samego Karola X Gustawa do
Wielkopolski skoncentrowało ok. 3 maja wszystkie chorą­
gwie w okolicy Piły, skąd ruszyły w kierunku Noteci. Na­
stępnego dnia przeprawiono oddziały pod Ujściem, kieru­
jąc je na Oborniki. Nadal obaj polscy wodzowie sądzili, iż
mają przed sobą główną armię pod komendą samego Ka­
rola. Omijając Poznań, oddziały koronne skierowały się na
Gniezno, pod które przybyły 5 maja. Wkrótce okazało się,
że nieprzyjaciel posuwa się w ślad za Polakami. Już 6 maja
Adolf Jan osiągnął Jabłkowo, leżące w pobliżu Kłecka -
ok. 15 kilometrów na północny wschód od Gniezna.
Starcie, do którego tak usilnie dążyli Szwedzi, było nie­
uchronne, zwłaszcza gdy Polacy zorientowali się, że na
czele sił szwedzkich znajduje się jedynie brat królewski,
a siły przeciwnika nie przekraczają 4 tys. jazdy i tysiąca
pieszych (faktycznie siły szwedzkie przekraczały liczbę
6 tys. żołnierzy)21. Postanowili więc przyjąć bitwę. Skła­
niało do tego dalsze wzmocnienie sił własnych. Sukcesy
w pierwszej fazie wyprawy wielkopolskiej sprawiły, iż
szlachta pod przewodnictwem Andrzeja Karola Grudziń­
skiego, wojewody kaliskiego, i Piotra Opalińskiego roz­
poczęła działania przeciwko Szwedom. Ten pierwszy już
25 kwietnia stanął w Łobżenicy na czele chorągwi powia­
towych swego województwa.
Mając trzykrotną przewagę nad przeciwnikiem (10-12
tys. jazdy, 4-5 tys. pospolitego ruszenia i kilka tys. raba-
rzy) polscy dowódcy rozpoczęli przygotowania do bitwy.
Zamierzali wciągnąć Szwedów w pułapkę niedaleko prze­
prawy przez Wełniankę koło wsi Brzozogaj i zaatakować
ich podczas forsowania rzeki jednocześnie z dwóch stron.
W tym celu przeprawiono przez rzekę i ukryto w lesie
cztery pułki jazdy pod komendą Jana Sapiehy, Dymitra
Wiśniowieckiego, Jana Sobieskiego i Jakuba Potockiego.
Miały one jednak uderzyć na Szwedów dopiero w chwili
ich przeprawiania się przez Wełniankę. Najlepiej plan ten
przedstawił Czarniecki w liście do króla z 10 maja:
„Wojsko w zasadzkach dwóch położyłem i je lasem za­
kryłem. Pułki zaś pana strażnika wojskowego (Stanisława

21 Siły szwedzkie należy szacować na ponad 5 tys. jazdy i pewną licz-


bę piechoty, razem na pewno ponad 6 tys. ludzi. Wykaz samej kawalerii
ks. Adolfa Jana z 27 V 1656 r. podaje liczebność tylko jej szeregowych
na 4024, ponadto 1017 bez koni, 211 odkomenderowanych, 1309 cho­
rych i rannych, 452 zmarłych, 428 zabitych i 194 dezerterów razem 7635
bez uwzględnienia oficerów i podoficerów. Zob. L. Tersmeden, Armia
Karola X Gustawa, w: „SMHW”, t. XIX, cz. 2, Warszawa 1973, s. 161.
Mariusza Jaskólskiego) i pana starosty bohusławskiego
(Jacka Szemberka) przodkiem na wymiot nieprzyjacielo­
wi podałem, aby się był nieprzyjaciel za nimi zagnał, a ja
z wojskiem wszystkim mógł go z przodu i z tyłu przez
przeprawę do mnie przechodzącego zaatakować” 22.
Przy boku kasztelana kijowskiego znajdowały się po­
zostałe pułki jazdy i pospolite ruszenie. Plan wciągnię­
cia Szwedów w pułapkę nad przeprawą nie powiódł się
z winy dowódców czterech wymienionych pułków, gdyż
widząc trudną sytuację chorągwi Jaskólskiego i Szem­
berka, pośpieszyli im z pomocą. Tymczasem chorągwie
te nie wytrzymały ataku oddziałów Wrangla, który, ści­
gając uciekających, rozpoczął przygotowania do przepra­
wy przez Wełniankę. Wobec obsadzenia przeprawy przez
szwedzką piechotę, Czarniecki zdecydował się na pozosta­
wienie sił Lubomirskiego na dotychczasowych pozycjach,
a sam przeprawił się na czele dwóch pułków: Witowskie­
go i królewskiego, przez rzekę w okolicy Dębnicy. Atak
na prawe skrzydło szwedzkie, którym dowodził Douglas,
nie powiódł się. Kilkakrotnie ponawiane szarże nie zdoła­
ły złamać szyków szwedzkich. Stały ogień muszkietowy
i działowy skutecznie powstrzymywał szarżujące chorą­
gwie. Widząc zbliżające się regimenty rajtarii szwedzkiej,
Czarniecki zdecydował się wydać rozkaz odwrotu, tym
bardziej iż na pomoc Lubomirskiego, znajdującego się na
przeciwległym brzegu Wełnianki, nie mógł liczyć. Ściga­
ne chorągwie uciekły na prawy brzeg rzeki.
Bitwa zakończyła się klęską Polaków, których straty sza­
cowano nawet na kilka tys. zabitych i rannych. W rzeczy­
wistości poległo ok. tysiąca żołnierzy. Działające w trzech
odrębnych grupach polskie oddziały nie mogły przeciw­

22 S. Czarniecki do JKMci ze Środy 10 V 1656, cyt. za: N o w a k,


Kampania wielkopolska..., s. 146-147.
stawić się przeciwnikowi dysponującemu sporą liczbą pie­
choty i silną artylerią. Ich brak był według Czarnieckiego
głównąprzyczynąprzegranej: „Byśmy byli armaty co a pie­
choty mieli, albo też żeby był Pan Bóg ad mentem meam
(według planu mego - przyp. M. N.) umyśloną poszczęścił
imprezę, uczyniłby się był nieprzyjacielowi koniec” 23.
Nie ulega wątpliwości, iż jedną z głównych przyczyn
niepowodzenia pod Kłeckiem było zbyt szybkie uderzenie
przeprawionych na lewy brzeg Wełnianki pułków jazdy.
Wydaje się, iż na zachowaniu się tych chorągwi zaważył
brak jednolitego dowództwa nad zgrupowaniem. Intrygo­
wać też musi szereg nowych nazwisk wśród dowódców
poszczególnych pułków jazdy. Dowodzi to, iż w dowódz­
twie chorągiewnym nastąpiły istotne zmiany.
Wiemy, że pułki jazdy obejmowały różną liczbę chorą­
gwi i niejednokrotnie podczas kampanii zmieniały swój
skład. Często dochodziło również do ich wzmacniania
lub osłabiania na korzyść innych w zależności od sytuacji
i potrzeb. Dochodziło także do zmian i przetasowań do­
wódców pułków. Na czele kilku nowych pułków widzimy,
od dawna dowodzących większymi zgrupowaniami jazdy,
Jana Sobieskiego, Dymitra Wiśniowieckiego czy Jakuba
Potockiego. Zapewne nowe przegrupowanie chorągwi
i podział na pułki związany był z przyjęciem do służby
tych rot, które podczas kampanii zimowo-wiosennej Ka­
rola opuściły służbę szwedzką, powracając pod władzę
buławy. Odsądzono je od zasług za dwie ćwierci (IV kwar­
tał 1655 i I kwartał 1656 r.). Dlatego być może utracili na
krótko faktyczną komendę nad swymi pułkami Zbrożek
czy Kaliński. Jednak obecność pułku tego ostatniego pod
Warszawą może świadczyć, iż ponownie dowódcy ci sta­
nęli na czele własnych chorągwi.

23 Tamże, s. 147.
W walkach nad Wełnianką miały wziąć udział znajdują­
ce się w straży przedniej pułki jazdy Szemberka i Zbrożka.
Wydaje się jednak, iż obok pułku Szemberka w walkach
uczestniczył pułk strażnika wojskowego Mariusza Stani­
sława Jaskólskiego, który nie był obecny na polu walki.
Już bowiem w marcu Jan Kazimierz wysłał go spod Lwo­
wa do chana po obiecane posiłki i dopiero w czerwcu poja­
wił się Jaskólski wraz z ordą pod murami Warszawy, obej­
mując faktyczną komendę nad swym pułkiem. Kto zatem
dowodził pułkiem strażnika wojskowego? Może właśnie
Zbrożek, który na pewno uczestniczył w tej kampanii.
Oceniając kampanię kłecką, nie wydaje się, by rację
miał Mikołaj Jemiołowski, który twierdził: „niezgodzie
regimentarzów, co w samej rzeczy było, i niedostatkowi
armaty, nieforemny progres tej potrzeby przyczytano”24.
Pośrednio wskazuje on na marszałka koronnego jako win­
nego przegranej pod Kłeckiem. Lubomirski nie mógł sfor­
sować silnie bronionej przeprawy, świadomie rezygnując
z udzielenia pomocy oddziałom kasztelana kijowskiego.
Forsowanie Wełnianki pod ogniem szwedzkiej piechoty
mogło jedynie powiększyć straty własne.
Z chwilą gdy zaskoczenie przeciwnika nie powiodło
się, a oddziały polskie zostały podzielone na dwie grupy,
pozostające na przeciwległych brzegach Wełnianki, decy­
zja Czarnieckiego ponownej przeprawy w celu ratowania
cofających się sześciu pułków jazdy była słuszna, liczył
bowiem, iż przewaga strony polskiej w jeździe umożliwi
rozbicie mniej licznej kawalerii przeciwnika. Kilkakrotne
szarże chorągwi Czarnieckiego nie zdołały rozerwać szy­
ków szwedzkich, a przeciwuderzenie oddziałów Adolfa
Jana odrzuciło atakujące polskie chorągwie. Wytworzona
sytuacja była wielce niesprzyjająca dla strony polskiej, bo-

24 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s . 95 .
wiem podzielone siły (grupy Czarnieckiego, Lubomirskie­
go i uciekające sześć pułków jazdy bez wspólnego dowódz­
twa) nie mogły stawiać skutecznego oporu. Dlatego decyzja
odwrotu była jedyną, jaką w tej sytuacji Czarniecki mógł
podjąć, tym bardziej iż reszta chorągwi pod komendą Jerze­
go Lubomirskiego wycofywała się w kierunku Gniezna.
Polacy cofali się przez Środę w kierunku Pleszewa, aby
wkrótce dotrzeć do Uniejowa, gdzie 16 maja rozłożono od­
działy na kilkudniowy odpoczynek. Postój ten był koniecz­
ny dla zaprowadzenia większej dyscypliny w oddziałach,
które grabiły niemiłosiernie ludność, nie oszczędzając
również dworów szlacheckich. Jak pisał Stanisław Wierz­
bowski, trudno było „opisać utrapienia od hołotej kwarcia-
nych naszych. Niewypowiedziane ich zbrodnie, a spusto­
szenie wsiów i domów szlacheckich. To najcięższa, że im
tak Szwedzi jako wojsko nasze nie dokuczyło”25.
Obaj dowódcy ostro zabrali się do przywracania dyscy­
pliny w oddziałach, wysyłając w teren po kilka chorągwie
w celu pohamowania „swawolników”. Skargi jednak na
zachowanie żołnierzy w Wielkopolsce musiały dotrzeć
do samego monarchy, gdyż kasztelan kijowski w liście do
Jana Kazimierza ze Środy obiecywał, iż będzie „skromił
swawolę” we własnych chorągwiach. Jednak poskromie­
nie żołnierzy nie było sprawą prostą, gdyż służyli oni bez
zapłaty, a sam Jan Kazimierz nie dysponował odpowied­
nimi funduszami na pokrycie wydatków nawet własnych
oddziałów przybocznych. Pamiętajmy bowiem, iż docho­
dy skarbu nadwornego w okresie wojny ze Szwecją i zaję­
cia znacznej części terytorium Wielkiego Księstwa Litew­
skiego przez Moskwę były minimalne. Od lipca 1656 r. do
połowy marca 1659 r: wpłynęło do podskarbiego nadwor­

25 S . W i e r z b o w s k i , Konnotata wypadków od 1634 do 1669 r.,


wyd. J.K. Z a ł u s k i , Lipsk 1858, s. 100.
nego Macieja Rembowskiego zaledwie 546 tys. złotych
polskich. Dochody króla z ekonomii przez trzy kolejne
lata Potopu nie przekroczyły 600 tys. złotych, podczas
gdy rokroczne dochody Jana Kazimierza w początkach lat
pięćdziesiątych sięgały miliona złotych 26.
Z chwilą przybycia pospolitego ruszenia z Wielkopolski
pod komendą Piotra Opalińskiego do obozu pod Uniejo­
wem stało się wiadome, iż dojdzie wkrótce do rozdziele­
nia sił. Od dawna Czarniecki był zdecydowany przenieść
działania na Pomorze, spodziewając się współdziałania
z gdańszczanami, którzy dysponowali znaczną liczbą pie­
choty i dział. Kasztelan kijowski liczył też na pomoc Ja­
kuba Weyhera, wojewody malborskiego, który stał na cze­
le pospolitego ruszenia szlachty Prus Królewskich. Wraz
z nim spodziewał się przy pomocy gdańszczan odciągnąć
siły szwedzkie spod miasta, pod którego murami przeby­
wał Karol X Gustaw.
Około 20 maja Czarniecki na czele 12 pułków jazdy
ruszył z obozu pod Uniejowem w kierunku Bydgoszczy.
Natomiast marszałek koronny wraz z pospolitym rusze­
niem i dwoma pozostałymi pułkami (własnym i Szember­
ka) pięć dni później pomaszerował na Łowicz. Z braku
artylerii, Lubomirski nie zdecydował się oblegać Łęczycy.
Pod zamkiem łowickim dywizja marszałka stała niemal
dwa tygodnie, choć jej dowódca już 30 maja winien po­
jawić się w obozie ujazdowskim. Pozostałe oddziały wraz
z pospolitym ruszeniem łęczyckim pod komendą chorą­
żego łęczyckiego Łukasza Wierzbowskiego stanęły pod
Warszawą w pierwszych dniach czerwca.
Lubomirski miał przyprowadzić pod mury stolicy siły
obliczane na 10 tys. ludzi; faktycznie nie przekraczały one

26 Archiwum Główne Akt Dawnych (dalej AGAD), Metryka Koron­


na nr 393, k. 169-170; por. B. Czart., rkps 1739.
7-8 tys. W ich skład wchodziło, obok dwóch pułków
jazdy komputowej, pospolite ruszenie województw
wielkopolskich: sieradzkiego i łęczyckiego.
Inaczej potoczyły się losy zgrupowania kasztelana
kijowskiego, które zmierzało do Prus Królewskich.
Ruchy Czarnieckiego pilnie obserwował książę Adolf
Jan, przebywający wraz ze swymi oddziałami w
Pyzdrach. Zamierzał odciąć Polakom drogę do Gdańska,
obsadzając przed ich nadejściem linię Noteci wraz z
Bydgoszczą. Czarniecki był jednak szybszy, gdyż już 25
maja dotarł do Bydgoszczy, zajmując szaniec przy
ujściu Brdy do Wisły. Wkrótce, w okolicach Nakła,
doszło do połączenia się z Weyherem. Obaj dowódcy
ruszyli w kierunku Kcyni i tam rozłożyli wojsko na
odpoczynek. Polacy sądzili, iż są całkowicie bezpieczni,
gdyż od Szwedów odgradzały ich rozlewiska Noteci.
Tymczasem Szwedzi, mimo że ruszyli dwa dni później,
szybko dotarli do Bydgoszczy, zdobywając ponownie
miasto 26 maja. Dalsze ich działania zostały na pewien
czas wstrzymane, gdyż Adolf Jan stracił orientację co do
ruchów oddziałów Czarnieckiego. Podjazdy przynosiły
sprzeczne wiadomości, wskazując na pobyt Polaków
nawet w okolicach Koronowa i Tucholi. Dopiero
skwadrony wysłane 30 maja w stronę Nakła ustaliły, iż
Polacy obozują pod Kcynią. Następnego dnia sam Karol
X Gustaw przybył do obozu szwedzkiego pod Byd-
goszczą. Postanowiono niezwłocznie uderzyć na zgru-
powanie kasztelana kijowskiego, a dopiero po rozbiciu
Polaków szwedzki monarcha zamierzał przygotować
odsiecz dla obleganej Warszawy.
1 czerwca armia szwedzka przeprawiła się przez Noteć
pod Rymarzewem i zaskoczyła rozłożone po kwaterach
chorągwie. Główne siły zostały zaalarmowane przez
chorągwie oboźnego wojskowego Szymona Kawec-
kiego i straż-
nika wojskowego Mariusza Jaskólskiego, które pierwsze
natknęły się na idącego w straży przedniej Wrangla.
Bitwa pod Kcynią (1 VI 1656) zakończyła się klęską
nieprzygotowanych do walki oddziałów polskich. Rzuciły
się one do ucieczki, spowodowanej nie tylko zaskocze­
niem, ale i przewagą liczebną Szwedów, gdyż na pewno
nie zdołano zebrać na czas wszystkich sił rozłożonych
w obozie. Barwnie opisuje tę rejteradę jeden z uczestni­
ków wydarzeń:
„Szwedzi postrzegłwszy, że niewiele i to zmiesza­
nych ludzi (bo także jak pod Gołębiem dwa czyli trzy
pułki królewski i hetmański przy Czarnieckim były)
armaty nie czekając sporzej na wojsko uderzyli i nie­
równie w większej potędze zostając, prędko go zmie­
szali i na przeprawę bardzo błotnistą napędzili i pewnie
by byli w ludziach przy Czarnieckim będących szkodę
uczynili, gdyby ich insze pułki pośledniej przychodząc,
z tyłu napadłwszy, nie trwożyły i do odwrotu nie przy­
wiodły. Dosyć jednak mając na tem, że Szwedom wstręt
uczynili, sami się też co prędzej przeprawowali i za Czar­
nieckim już za przeprawą będącym spieszyli” 27.
Za uciekającymi pułkami rzucili się Szwedzi w pogoń,
zadając Polakom znaczne straty. W ich ręce dostało się
kilku wyższych oficerów wraz z wysłannikiem Jana Kazi­
mierza - dworzaninem Janem Dominikiem Działyńskim.
Jeszcze raz okazało się, że Szwedzi, dysponując dużą
siłą ognia swej piechoty i dragonii, byli groźnym przeciw­
nikiem dla polskiej jazdy, uszykowanej płytko, bez wspar­
cia innych rodzajów broni. Pod Kcynią polskie chorągwie
nie zdążyły się przygotować do walki, a już na karkach
towarzystwa siedzieli rajtarzy szwedzcy. Potyczka wyka-

27J e m i o ł o w s k i , op.cit., s. 95-96; 99; K e r s t e n , Stefan Czar­


niecki, s. 296.
zała, iż polska kawaleria nie była dla Szwedów tak groźna,
jak to podkreśla na ogół literatura. Nie bez przyczyny tak
Karol, jak i Adolf Jan dążyli do walnego starcia.
Przegrana pod Kcynią odwiodła kasztelana kijowskiego
od planów kontynuowania wyprawy pomorskiej, tym
bardziej że w związku z rozkazem Jana Kazimierza musiał
ruszać pod mury obleganej stolicy.
Po zebraniu rozproszonych oddziałów Czarniecki
nakazał pośpieszny marsz w kierunku Warszawy. Kiedy
oddziały kasztelana dotarły do obozu Jana Kazimierza, nie
wiemy; miał tam dotrzeć już 9 czerwca, prowadząc
nieprawdopodobnie dużą liczbę żołnierzy, szacowaną na
ok. 20 tys. zbrojnych, w tym wielu powstańców chłopskich
z Kujaw. Dokładny wykaz sił przyprowadzonych przez
regimentarza nie jest znany, lecz dużą część stanowiły
luźne grupy złożone z czeladzi, chłopów i chorągwi
powiatowych pospolitego ruszenia, które towarzyszyły
Czarnieckiemu w trakcie całej jego wyprawy wielko-
polskiej. Wielu z tych ludzi wzięło aktywny udział w
oblężeniu Warszawy.
Po rozproszeniu sił kasztelana kijowskiego Karol X
Gustaw ponownie skierował się pod Gdańsk, kontynuując
jego oblężenie. Zdobycie Grabin, umocnień pod Ste-
blewem, a także Gdańskiej Głowy upewniało monarchę, iż
upadek Gdańska jest możliwy. Na odsiecz stolicy wysłał
swego brata, który pod Nowym Dworem założył warowny
obóz. Miał on stanowić odskocznię nowej operacji Karola,
zmierzającej nie tylko do odblokowania załogi
warszawskiej, ale rozbicia dużego zgrupowania wojsk
polsko-litewskich rozłożonych pod murami stolicy.
ODZYSKANIE WARSZAWY

Gdy wojska Karola X Gustawa wydostały się z wideł


Wisły i Sanu, nie ulegało wątpliwości, że wojna ze Szwe­
dami szybko się nie zakończy. Czy jednak Paweł Sapie­
ha, nowo mianowany hetman wielki wojska litewskiego,
mógł powstrzymać przeciwnika na przeprawach przed
powrotem koroniarzy spod Warki? Mimo widocznych za­
niedbań dowództwa litewskiego musimy dać odpowiedź
negatywną. Nad Wisłą i Sanem pozostawiono zbyt słabe
siły do blokowania króla szwedzkiego. Przewaga ognio­
wa Szwedów, liczny park pontonowy, a także umiejęt­
ność szybkiej budowy mostów łodziowych zadecydowały
o wyniku działań. Słusznie pisał zatem kasztelan wojnicki
Jan Wielopolski, iż główną przyczyną niepowodzenia Li­
twinów była mała liczba „ludu ognistego”. Podobnie jak
marszałek koronny Lubomirski zwracał on uwagę na brak
piechoty cudzoziemskiej, stojącej bezczynnie pod Lwo­
wem1. Mimo obietnic Jana Kazimierza, wzięła ona udział
w walkach dopiero podczas oblężenia Warszawy.

1 Zob. „awizy (z 30 III 1656) z Padwi cztery mile od Sandomierza


z listu jmp. Wojnickiego (kasztelana Jana Wielopolskiego) do jmp. wo­
jewody sandomierskiego”, AGAD Archiwum Radziwiłłowskie (dalej
cyt. AR), dz. II, ks. XXI, s. 98.
6 kwietnia, po sforsowaniu Sanu przez całą armię, Ka­
rol załadował na trzy szkuty artylerię, amunicję oraz tabor
i pod silnym konwojem piechoty wyprawił je Wisłą w kie­
runku Warszawy. Podobnie postąpił szwedzki monarcha
9 kwietnia, gdy w Kazimierzu załadował na szkuty pie­
chotę, aby przekazać ją feldmarszałkowi Arvidowi Wit­
tenbergowi - dowódcy załogi stolicy.
W trakcie przemarszu Szwedzi ponownie wyprowadzili
w pole Litwinów, gdyż po uchwyceniu przeprawy na Wie­
przu pod Bobrownikami rozdzielili swe siły złożone głów­
nie zjazdy, przekraczając 10 kwietnia rzekę pod Skokami.
Sapieha zamiast ścigać główne siły Karola, zmylony roz­
dzieleniem sił przeciwnika, ruszył na Lublin. Podrażniony
ostatnimi niepowodzeniami, wbrew układowi zawartemu
z załogą miasta (ok. 600 Lapończyków), kazał wyciąć ją
do nogi2. Dopiero spod Lublina na rozkaz królewski ruszy­
li Litwini ku Warszawie, stając na Pradze ok. 20 kwietnia.
Karol X Gustaw przewidział jednak następne polskie
uderzenie, kierując się szybko prawym brzegiem Wisły ku
stolicy, gdzie przybył 13 kwietnia i natychmiast rozpoczął
przygotowania obronne. Prowadzono wówczas zakrojone
na szeroką skalę prace fortyfikacyjne, mające na celu pod­
niesienie obronności miasta.
Opuszczając 17 kwietnia Warszawę na czele ok. 10 tys.
żołnierzy, pozostawiał Karol w jej murach silną załogę.
Stolica była przecież ważnym węzłem komunikacyjnym,
umożliwiającym łączność z garnizonami szwedzkimi na
Podlasiu, Żmudzi i w Inflantach. Utrzymując Warszawę,
Szwedzi mogli bezpiecznie prowadzić żeglugę wiślaną
począwszy od Elbląga i Torunia po Kraków3. Tym należy
tłumaczyć pozostawienie w Warszawie doświadczonego,
znającego rzemiosło wojenne feldmarszałka Wittenberga.

2 K u b a 1 a, op. cit., s. 291.


3 L a n d b e r g , op. cit., s. 176-178.
Jego zadaniem było również wywiezienie nagromadzonej
przez ostatnie miesiące zdobyczy z wielu miast Rzeczy-
pospolitej, m.in. z Krakowa, gdzie Wittenberg też pełnił
funkcję komendanta miasta i sprowadził stamtąd do
Warszawy olbrzymie łupy. Załadowane szkuty i barki
czekały na podniesienie się stanu wód, co umożliwiałoby
ich spław do Torunia, a następnie do Szwecji. W
Warszawie podobno zgromadziło swe skarby wielu
dygnitarzy szwedzkich, nie wyłączając polskich
zdrajców na czele z Radziejowskim i koniuszym
litewskim Bogusławem Radziwiłłem. Obawa przed utratą
bogactw mogła skłonić załogę do upartej obrony w
nadziei doczekania odsieczy króla szwedzkiego bądź
jego brata - Adolfa Jana.
Klęska pod Warką spowodowała, iż wśród garnizonu
szwedzkiego zapanowała trwoga, a część dygnitarzy
zamierzała opuścić miasto. Sam Radziejowski, usiłując
wysłać kosztowne sprzęty do Torunia, opuścił War-
szawę, lecz w towarzystwie nieufnie nastawionej
ochrony, przydzielonej mu przez Benedykta Oxenstiemę
„niby dla honoru, a w rzeczy zaś samej, żeby się im nie
wymknął” 4.
Wraz z pojawieniem się Litwinów Pawła Sapiehy na
prawym brzegu Wisły Szwedzi byli już pewni, że
głównym celem polskiego dowództwa stanie się
opanowanie stolicy. Od 24 kwietnia miasto było już
zagrożone bezpośrednio przez jazdę litewską. Sapieha
nie próbował oczywiście zdobywać Warszawy z braku
artylerii i piechoty. Zadaniem Litwinów było blokowanie
dróg prowadzących do miasta i utrudnianie dowozu
żywności dla szwedzkiej załogi. Cierpiała z tego powodu
jednak przede wszystkim ludność stolicy.

4Relacje nuncjuszów apostolskich i innych osób o Polsce, wyd.


E. R y k a c z e w s k i , t. II, Berlin-Poznań 1864, s. 296; por. J. W e
g n e r , Warszawa w latach Potopu szwedzkiego 1655-1657,
Wrocław 1957, s. 68.
Hetman litewski, przeprawiwszy niektóre chorągwie
przez zbudowany w okolicach Solca most pontonowy, cze­
kał na dalsze oddziały, które przybyły 26 kwietnia. Cztery
dni później przeprawił na lewy brzeg Wisły większą część
swego wojska w celu całkowitego zablokowania miasta.
Podczas przeprawy doszło do utarczki z wysłanymi przez
Wittenberga rajtarami, których Litwini „część pojmali,
część ubili, na paszy koni pod tysiąc wzięli, wołów i bydła
z sześćset” 5.
Jaka była liczebność wojska litewskiego,f zgromadzo-
nego pod murami Warszawy, nie wiemy. Źródła określa­
ją siły Litwinów od 4 do 12 tys. wraz z czeladzią obozo­
wą. Nie wszystkie jednak pułki litewskie znajdowały się
wówczas pod Warszawą, stąd możemy przyjąć, że Sapieha
wraz z pisarzem polnym litewskim Aleksandrem Hilarym
Połubińskim dysponował początkowo 5-6 tys. ludzi, ale
po przybyciu wkrótce pod stolicę hetmana polnego litew­
skiego Wincentego Korwina Gosiewskiego - już znacznie
silniejszą armią.
Również liczebność załogi szwedzkiej, mimo obfitej li­
teratury, jest trudna do ustalenia. Polscy historycy oceniali
jąna ok. 2 tys. żołnierzy wraz z obsługą artylerii i pocztami
dygnitarzy szwedzkich. Historycy szwedzcy szacowali ją
od 800 (Carlbom) do ponad 2000 ludzi (Carlson). Jan M.
Wrangel w liście do ojca, Karola Gustawa Wrangla, pisał,
iż z Warszawy wymaszerowało po kapitulacji miasta tylko
400 zdrowych i aż 1400 chorych Szwedów. Nie uwzględ­
nił jednak zabitych podczas oblężenia i zmarłych z ran
i chorób. Wiemy również, że kapitulacja dotyczyła tylko
Szwedów, Finów i Niemców, którzy otrzymali tzw. wolny
wymarsz („freien Abzug”), a nie Kurlandczyków, Inflant­
czyków czy Prusaków jako poddanych Jana Kazimierza6.
5 AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 120-121.
6 C a r 1 b o m, op. cit., s. 34; F.F. C a r l s o n , Geschichte Schwedens,
t. IV, Gotha 1855, s. 142.
Według wyliczeń Georga Tessina w skład garnizonu
warszawskiego miały wchodzić, z sił regularnych,
kompanie czterech regimentów pieszych: margrafa
Fryderyka von Baden-Durlach i pułkowników Jerzego
Stadinga, Szymona Bolseya i Sebastiana Ludwika von
Eytzena. Obok nich znajdujemy kilka kompanii piechoty
polskiej z regimentu po księciu Januszu Radziwille, pod
komendą Kurlandczyka Jana Lembike, który z
początkiem 1656 r. przejął Adolf Jan. Piechota ta w sile
ok. 300 ludzi (według Rudawskiego nawet 600), dzięki
nieuwadze chorągwi litewskich, dotarła do Warszawy,
wzmacniając załogę szwedzką7. Jej wkroczenie w mury
stolicy barwnie opisał Henryk Sienkiewicz, widząc we
wkraczających żołnierzach rajtarów Bogusławowych.
Jazdę szacowano natomiast na ok. 300 koni, a w jej
skład mieli wchodzić rajtarzy regimentów gen. mjr. Jana
Wrangla, płk. Ludwika Löwenhaupta czy płk. Jerzego
Forgella z dawnego pułku Pontusa de la Gardie (razem
ok. 1700 piechoty i 300 jazdy).
Dopiero jednak najnowsze badania Larsa Tersmedena
pozwalają na weryfikację wyżej przedstawionych ustaleń.
W pracy tegoż autora Armia Karola X Gustawa w latach
1654-1657 znajdujemy bowiem skład załogi szwedzkiej
w Warszawie z czerwca 1656 r., a więc z okresu, gdy
stolica była już oblężona przez siły polsko-litewskie. W
skład garnizonu wchodziło 898 rajtarów, 1275 piechurów
i 311 dragonów - razem 2484 ludzi. Zestawienie cało-
ściowe garnizonu warszawskiego znajdzie czytelnik w
jednym z aneksów 8.
7 G. Tessin, Die Deutschen Regimenter der Krone Schweden,
cz. I, Unter Karl X Gustaw (1654-1660), Köln-Graz 1965, zob. nr
regimentów 29a, 206, 212, 215, 216, 216a; Rudawski, op. cit,
s. 102; por. Wegner,op. cit., s. 71.
8 Tersmeden, Carl X Gustafe Armé 1654-1657, tabl. nr 10,

s. 257. Wcześniej autor ten sądził, że garnizon warszawski liczył


1800 ludzi, Tersmeden, Karl X Gustavs Garden 1654-1660, s. 284.
Mimo iż pod względem narodowościowym załoga nie
była jednolita (Niemcy, Finowie, Szkoci, Polacy), przewa­
żali jednak Szwedzi.
Tak silna załoga szwedzka, pod dowództwem doświad­
czonego Wittenberga, mogła wytrzymać długotrwałe oblę­
żenie i jedynie brak żywności oraz amunicji mógł jązmusić
do szybszej kapitulacji. Do utrzymania stolicy przykładali
Szwedzi wielkie znaczenie. Z miast opanowanych przez
siły Karola X Gustawa w 1655 r. jedynie Kraków został
obsadzony przez większe siły (3550 żołnierzy), ale jego
utrzymanie decydowało o panowaniu Szwedów w całej
Małopolsce i kontroli nad dorzeczem górnej Wisły. Dla
przykładu w czerwcu 1656 r. załogę Elbląga stanowiło
1240 żołnierzy, Torunia 1974, a Poznania 1000. Pozosta­
wienie w stolicy ponaddwuipółtysięcznej załogi sugero­
wało, iż Karol X Gustaw nie brał pod uwagę możliwości
szybkiego zdobycia miasta przez siły Jana Kazimierza.
Przygotowaniami do obrony miasta kierowała rada wo­
jenna pod przewodnictwem Wittenberga, znanego ze swej
twardości i srogości. Znany warszawski pamiętnikarz
Franciszek Kazimierz Pruszowski nazwał go „Finem złym
i okrutnym”9. Jednocześnie feldmarszałek odznaczał się
wybitnymi zdolnościami wojskowymi, które potwierdził
zarówno w wojnie 30-letniej, jak i w pierwszym roku woj­
ny polsko-szwedzkiej.
Z innych członków rady wojennej możemy wymienić
Benedykta Oxenstiemę oraz prezesa administracji wojen­
nej i najwyższego sądu woj skowego - Aleksandra Erskeina.
Natomiast wśród dygnitarzy szwedzkich i wyższych ofice­
rów obecnych wówczas w Warszawie widzimy: sekretarza
stanu Wawrzyńca Cantherstena, gen. mjr. Jana Maurycego
Wrangla, syna znanego feldmarszałka, pułkowników: Je­

9 Cyt. za: W e g n e r , op. cit., s . 72 .


rzego Forgella, Ludwika Löwenhaupta, Piotra Hammar-
skiölda, nadkomisarza Jana Baidwina Puchera (Puchara,
Pucherta) czy komendanta stolicy Adama Wehera (Weyhe-
ra)10. Wielu z nich nie zdążyło już opuścić miasta.
Podobnie przedstawiała się sytuacja z damami szwedz­
kimi - żonami wielu wojskowych. W Warszawie prze­
bywały wówczas: żona i siostra gen. Roberta Douglasa,
żona gen. mjr. Jana Wrangla i wiele innych. Głównie one,
w obawie o swą cześć i życie, domagały się od Witten­
berga przystąpienia do rozmów z Polakami. Zgodnie jed­
nak z rozkazem króla feldmarszałek mógł przystąpić do
rozmów, za zgodą rady wojennej, gdyby nacisk Polaków
okazał się tak silny, iż dalsza obrona byłaby bezcelowa.
Wittenberg przed opuszczeniem miasta miał zburzyć
jego fortyfikacje, ewakuując załogę wraz z nagromadzo­
nymi skarbami. W najgorszym wypadku należało wyne­
gocjować takie warunki kapitulacji, które pozwoliłyby na
wywiezienie przygotowanych do spławu szkut.
Przed końcem kwietnia, obok umacniania starych for­
tyfikacji miejskich, Szwedzi przystąpili do prac w wielu
budowlach, np. klasztorze Dominikanów, kościele św. Du­
cha, pałacu Biskupów Krakowskich czy przy Bramie Kra­
kowskiej. Wzmocniono również na Krakowskim Przed­
mieściu klasztory i kościoły Bernardynek i Bernardynów,
a także pałac Radziejowskiego. Jak pisał znany pamiętni-
karz Joachim Jerlicz: „Wittenberg miasto Warszawę moc­
no obwarował, wkoło muru rowy, pale, poza palami ostróg
i kobylice ustawił” 11.
10 Tagebuch des Generalen Patrick Gordon während seiner Kriegs­
dienste unter Schweden und Polen vom Jahre 1655 bis 1661, und seines
Aufenthals in Russland vom Jahre 1661 bis 1669, wyd. M.C. Posselt, 1.1,
Moskwa 1849, s. 62-63; por. A. Walewski, Historya wyzwolenia Polski
za panowania Jana Kazimierza (1655-1660), t. I, Kraków 1866, s. 218.
11 J. Jerlicz, Latopisiec albo kroniczka 1620-1673, wyd. K.W.

W ó j c i c k i, t. 1, Warszawa 1853, s. 182.


Umacniane budowle miały Polakom bronić dostępu do
Zamku i murów miejskich. Natomiast silnie oszańcowany
kościół św. Ducha, który znajdował się przed Bramą
Nowomiejską, na wprost ul. Mostowej, był najsilniejszą
pozycją Szwedów w obrębie miasta. Oczywiście nie mogli
Szwedzi liczyć na obsadzenie załogą całego wału miejskiego
(począwszy od Nowego Miasta; stąd koncentrowali
się na obronie szeregu masywnych budowli, które świetnie
blokowały drogę atakującym w głąb miasta i w kierunku
Zamku, gdzie znajdowała się kwatera Wittenberga.
Nie oszczędzono wówczas także mieszkańców przed-
mieść, gdyż, aby oczyścić przedpole przed murami
miejskimi, feldmarszałek rozkazał spalić część Kra-
kowskiego Przedmieścia, ulice Długą, Senatorską, Freta i
Mostową. Oto, co czytamy w pamiętniku Pruszowskiego:
„Naprzód dnia 6 maja miasto dobrze osztakietowane i
opatrzone amunicyją zamknął (Wittenberg - przyp. M. N.)
i uczyniwszy wycieczkę na Krakowskie Przedmieście
zapalić je kazał i spalił, potem dwory na Senatorskiej ulicy
i na wale, i Długą ulicę, dnia 7 maja Freta z Mostową
ulicą” 12.
Podpalono również Nowe Miasto, aby teren ten nie
został przez Polaków wykorzystany do skutecznej akcji
oblężniczej. Na wieść, że Wittenberg szykując się do
opuszczenia miasta, zamierza wysadzić w powietrze kilka
kościołów wraz z Zamkiem, przerażeni mieszkańcy
uciekali ze stolicy. Wśród uciekinierów znalazł się
„szlachcic, nazwiskiem Butler”, który natychmiast doniósł
o tym Janowi Kazimierzowi. Według sekretarza królowej
Ludwiki Marii, „król dowiedziawszy się o tym, wypuścił
na wolność jeńca szwedzkiego i kazał przez niego
powiedzieć Wittenbergowi, że jeśli dopuści się innych
szkód oprócz tych; które prawo wojenne czynić pozwala
dla obrony miasta, żadnemu Szwedowi pardonu dawać nie
każe”13.
Wraz ze zniszczeniem mostu łączącego Pragę z miastem
położenie mieszkańców stolicy i załogi szwedzkiej
znacznie się pogorszyło. Nie można było już bezkarnie
zaopatrywać się w żywność i paszę dla koni. Blokada
wojsk litewskich nie była jednak tak szczelna, aby
przerwać cał
12 Cyt. za: We g n e r, op. cit., s. 77.
13 Des Noyers, Lettres..., 18 V 1656 r. z Głogówka, s. 168.
kowicie łączność załogi z siłami Karola X Gustawa. Wit­
tenbergowi nie tylko udało się wysłać łodzią do Bydgosz­
czy hrabiego Schlippenbacha, ale, dzięki małej czujności
Litwinów, lekceważących siłę załogi szwedzkiej, wprowa­
dzono do Warszawy posiłki. W czasie jednej z wycieczek
załogi uśpiono czujność Sapiehy, wprowadzając w mury
miejskie dawną piechotę radziwiłłowską. Te nagłe wypa­
dy Szwedów na stanowiska Litwinów mocno dawały się
im we znaki. Jednak bez piechoty i ciężkiej artylerii nie
mógł Sapieha myśleć o przygotowaniach do szturmu, cze­
kając na zapowiedziane posiłki od króla.
W połowie maja przybyła wreszcie piechota pod komen-
dąpułkowników Ernesta Magnusa Grotthauza (Grotthauze-
na) i Wilhelma Butlera (1960 porcji, czyli ok. 1750 żołnie­
rzy). Czekano jedynie na Jana Kazimierza, który 26 kwiet­
nia opuścił Lwów, zmierzając w kierunku Warszawy. Grot-
thauz zajął na kwaterę mocno zdewastowany przez Szwe­
dów pałac przy Krakowskim Przedmieściu i stąd skierował
piechotę na przedmieścia, przygotowując się do wstępnego
szturmu stolicy. Miała w nim wziąć udział nieliczna drago­
nia i piechota litewska, tłumy zebranej okolicznej szlachty,
ciurów i kilka tysięcy chłopów z kosami. Wreszcie 17 maja
przypuszczono na mury stolicy sześciogodzinny szturm.
Przeciwnik był jednak dobrze przygotowany do jego od­
parcia, zadając atakującym znaczne straty.
Następnego dnia Szwedzi pod dowództwem płk. For-
gella przeprowadzili udaną wycieczkę, zdobywając dwie
armaty, kilka z nich zagważdżając i kilkudziesięciu Pola­
ków biorąc do niewoli.
Wszyscy czekali na przyjazd króla, sądząc iż samo
pojawienie się polskiego monarchy skłoni dumnego Wit­
tenberga do rezygnacji z dalszego oporu i otwarcia bram
miejskich. Obecność Jana Kazimierza pod Warszawą
była konieczna także ze względu na sytuację w wojsku
litewskim. Część towarzystwa zaczęła już wypowiadać
służbę, a spory wśród chorągwi starego i nowego zacią­
gu dotyczyły przede wszystkim ograniczenia uprawnień
żołnierzy do dóbr radziwiłłowskich, przekazanych wojsku
litewskiemu po zdrajcy Januszu Radziwille. Sprawa była
poważna, skoro jej rozwiązaniem zajęła się w obecności
króla rada senatu. Już po opanowaniu stolicy dopuściła do
tych dóbr wszystkie chorągwie litewskie, „które przed po­
trzebą warszawską były w służbie”.
Tymczasem Jan Kazimierz, który 12 maja był już w Za­
mościu, 30 tego miesiąca stanął na Pradze wraz z całym
dworem, jazdą koronną i piechotą, którą świadkowie sza­
cowali na 4 tys. ludzi. Poseł cesarza austriackiego Jan
Chrystian Fragstein oceniał przybyłą z Janem Kazimie­
rzem armię na 30 tys. konnych i 5 tys. piechoty z 16 dzia­
łami, a towarzyszyć tym siłom koronnym miało aż 14 tys.
Litwinów”14.
W rzeczywistości król, wraz z towarzyszącą mu w dro­
dze począwszy od Lwowa dywizją obu hetmanów, od­
działami Lubomirskiego przybyłymi spod Łowicza, jak
i ciągle nieobecnymi siłami Czarnieckiego, dysponował
najwyżej 15-16 tys. regularnej jazdy. Ogółem, wraz z jed­
nostkami pieszymi zaciągu narodowego (nadworna pie­
chota węgierska monarchy pod komendą Samuela Powier-
skiego) i cudzoziemskiego (Grotthauz, Butler, Grodzic­
ki i regiment Zamoyskiego), siły regularne zebrane pod
Warszawą w czerwcu 1656 r. nie przekraczały 22-23 tys.
ludzi. Wkrótce pod miastem zaczęły gromadzić się masy
pospolitego ruszenia szlachty z towarzyszącą czeladzią
i chłopstwem. Jan Wimmer, obliczając siły uczestniczące
w oblężeniu Warszawy, szacuje zebrane pospolite rusze­

14 J.Ch. Fragstein do Reichsgrafa z obozu pod Warszawą 31 V 1656,


HHSt. Archiv Wien, PI I (Polonica V - VIII), nr 67, f. 58-v.
nie, bez luźnej czeladzi i chłopstwa, na 25-30 tys. ludzi,
co wydaje się liczbą prawdopodobną15. Jeśli do tych sił
dołączymy wojsko litewskie pod komendą Sapiehy (6-7
tys.) i zebrane pod murami stolicy masy chłopskie, które
także uczestniczyły w działaniach, to stwierdzimy, że pod
stolicą zebrało się ponad 60 tys. ludzi.
Oczywiście w wielu XIX-wiecznych opracowaniach
spotykamy dane o wiele wyższe. Rudolf Damus mówi
o stutysięcznej armii oblegającej Warszawę, a płk. August
Riese, bezkrytycznie cytując przekazy źródłowe, stwier­
dził na ich podstawie, iż siły polsko-litewskie wraz z Tata­
rami mogły przekraczać nawet 200 tys. ludzi. Sam szaco­
wał je skromniej na 70-80 tys. żołnierzy 16.
Jeszcze tego samego dnia (30 V) część oddziałów koron­
nych przeszła Wisłę po moście łodziowym, postawionym
przez Litwinów, i rozłożyła się w Ujazdowie. Monarcha
zamieszkał w pałacu Ujazdowskim. Stąd nakazał kancle­
rzowi koronnemu Stefanowi Korycińskiemu, aby wysłał
pismo do Wittenberga z wezwaniem do kapitulacji. Tenże
listem z 2 czerwca proponował feldmarszałkowi honoro­
we warunki, jeśli Szwedzi natychmiast zdecydowaliby się
otworzyć bramy miejskie. Stwierdzał ponadto: „Nie będzie
to zatem z dyshonorem dla WMci, jeżeli wprzód nim Naj­
jaśniejszy Król orężem to miasto zdobędzie, raczysz się
udać do jego wspaniałości. Niech się bowiem WMść nie
karmi nadzieją posiłków, bo drugie wojsko nasze, równie
silne, strzeże i spotka każdego, ktoby chciał na coś podob­
nego się kusić” 17.

15 J . W i m m e r , Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku, War­


szawa 1965, s. 106.
16 A. R i e s e, Die dreitägige Schlacht bei Warschau, Breslau 1870,

s. 67-68; R. D a m u s , Der erste nordische Krieg bis zur Schlacht bei


Warschau, Danzig 1884, s. 94.
17 R u d a w s k i , op. cit., t. II, s. 103.
Kanclerz miał oczywiście na myśli dywizję kasztelana ki­
jowskiego, która nadal z posiłkami pruskimi wiązała znacz­
ne siły szwedzkie na obszarze Pomorza i Wielkopolski.
Wittenberg zdecydowanie odrzucił propozycję kapitu­
lacji, oświadczając, iż „Mnie zaś powierzono bronić mia­
sta, mam ufność w bożą pomoc w najsłuszniejszej spra­
wie JKMci Pana mego Najmiłościwszego i spodziewam
się też od niego pomocy”. Innego zdania byli dygnitarze
szwedzcy na czele z Oxenstiemą oraz przestraszone żony
wyższych oficerów. Blokada majowa mocno dała się we
znaki miastu. Panował głód, a oprócz rannych wielu było
chorych na tzw. szwedzką febrę. Ze znanych osób zmarła
wówczas żona gen. mjr. Jana Wrangla.
Wobec odmowy poddania miasta mediacji pomiędzy
stronami podjęli się niedawno przybyli do polskiego obozu
dwaj posłowie cesarscy: baron Franciszek Lisola i hrabia
Franciszek Euzebiusz Pottingen. Jednak próby ich okazały
się bezowocne.
Przybyły pod mury stolicy Jan Kazimierz „żadnej goto­
wości do szturmu nie zastał” i dopiero podczas jego obec­
ności rozpoczęto przygotowania do generalnego ataku, spo­
rządzając drabiny „i inne potrzeby do szturmu należące”18.
Olbrzymie mrowie ludzi i koni należało umiejętnie
rozłożyć wokół Warszawy. Pułki hetmanów Stanisława
Rewery Potockiego i Stanisława Lanckorońskiego znaj­
dowały się najbliżej osoby króla w obozie przy pałacu
Ujazdowskim. Pospolite ruszenie zajęło pozycje wzdłuż
brzegu Wisły, natomiast Litwini nadal przebywali na Pra­
dze. Wszyscy autorzy, opisujący oblężenie stolicy, słusz­
nie wskazują na ludowy charakter wielu oddziałów przy­
byłych pod Warszawę. We wszystkich ugrupowaniach jaz­

18 Awizy od jmp. Suchodolskiego z 20 VI 1656, AGAD AR, dz. II,


ks. XXI, s. 133.
dy miały przeważać elementy nieszlacheckie, w tym także
w oddziałach przybyłych wraz z królem spod Lwowa.
Z doborowych pułków regularnego żołnierza szwedzkie i
pruskie relacje wymieniają trzy regimenty piechoty
cudzoziemskiej, „gute alte Vólcker”, pod komendą
Krzysztofa Grodzickiego, Butlera i Grotthauza, a także
duży pułk gwardii dragońskiej króla pod dowództwem
Jana Henryka Bockuma. Grotthauzowi powierzył mo-
narcha kierowanie oblężeniem stolicy jako generałowi
artylerii koronnej. Natomiast piechotą kierował Wilhelm
Butler, dowódca pieszej gwardii monarchy, wzmocnionej
trzema kompaniami pie szymi przybyłymi pod Warszawę
po kapitulacji Malborka. Pozostałe oddziały piesze były
słabo uzbrojone i niekarne. Jak donosił jeden z
uczestników wydarzeń pod Warszawą: „rządu nie masz,
swawola wielka, większa część wojska na rabowaniu
aniżeli (w) boju” 19.
Mocno dały się we znaki stronie polskiej trudności
aprowizacyjne. Wyżywić taką masę ludzi w zniszczonym
kraju, zwłaszcza zaś w ogołoconej przez załogę szwedzką
z żywności okolicy miasta, było niezmiernie trudno. Jan
Kazimierz rozważał przeniesienie działań wojennych do
Wielkopolski i na Pomorze Gdańskie, prawdopodobnie
namawiany do tego przez przybyłego 26 maja hetmana
polnego litewskiego Wincentego Korwina Gosiewskiego.
Pod stolicą miano pozostawić jedynie nieliczne oddziały
do blokowania miasta. Rozterki króla były o tyle
uzasadnione, iż nie nadchodziły ciężkie działa z Zamościa,
a z dział polowych trudno było prowadzić skuteczny
ogień.
Dygnitarze zgromadzeni pod stolicą byli jednak innego
zdania. Po tylu klęskach oręża polskiego w 1655 r.
potrzebny był jakiś znaczący sukces w wojnie z Karolem
X Gustawem. Nie bez znaczenia było także, iż w oblężo-

19 Tamże, s. 123; W e g n e r , op. cit., s . 80.


nej Warszawie znajdowało się wielu najbliższych współ-
pracowników króla szwedzkiego na czele z Erskeinem,
Cantherstenem, a także kilkunastu znanych wojskowych.
Szczupła załoga, słabe mury stolicy, jak i trudna sytuacja
załogi (choroby, głód, dezercje) dawały podstawę do
przypuszczeń, iż kapitulacja Warszawy jest kwestią tylko
kilku dni. Twierdzono także, że na samą wieść o
oswobodzeniu stolicy wiele innych miast podda się na sam
widok wojsk polskich, a po zdobyciu Janowca wolna
będzie arteria wiślana począwszy od Krakowa po Toruń,
co umożliwi swobodne przemieszczanie się sił polskich na
prawy lub lewy brzeg rzeki w zależności od okoliczności.
Zdobycie Warszawy nie tylko podniosłoby autorytet
polskiego monarchy w oczach własnego społeczeństwa,
ale przede wszystkim istotnie wpłynęłoby na zmianę
stosunku zagranicy do Rzeczypospolitej. Natomiast
odstąpienie od murów stolicy spowodowałoby, iż „sława
wojenna ucierpiałaby”, a Jan Kazimierz „straciłby
najpiękniejszą sposobność triumfowania nad nieprzy-
jacielem”20. Pamiętajmy, iż w obozie pod Warszawą
znaleźli się nie tylko dyplomaci cesarscy (Lisola,
Fragstein, Pöttingen), francuscy (de Lumbres, d’A-
vangour), ale, wkrótce później, także posłowie z Moskwy i
Krymu. Rada wojenna była przekonana, że skarby
nagromadzone w murach Warszawy wystarczą na
opłacenie regularnego wojska, które domagało się
pieniędzy.
Pod wpływem otoczenia Jan Kazimierz porzucił plan
wyprawy za Karolem X Gustawem na Pomorze i zajął się
przygotowaniami do generalnego szturmu. Za radą Gro-
dzickiego miano go przypuścić od strony północnej, za-
20 Lisola do cesarza Ferdynanda III z obozu pod Warszawą 3 VI
1656, w : A . P r i b r a m (wyd.), Die Berichte des kaiserlichen Gesand
ten Fram von Lisola aus den Jahren 1655-1660, „Archiv österreichi­
sche Geschichte”, t. LXX, Wien 1887, s. 172; por. K u b a l a , op. cit.,
s. 341- 342.
chodniej i południowej, wykorzystując zebrane pod mu-
rami stolicy masy ludowe. Główny wysiłek skoncen-
trowano na opanowaniu kilku budowli od strony połu-
dniowo-zachodniej, zwłaszcza pałaców na Krakowskim
Przedmieściu, których opanowanie otwierało drogę do
Zamku.
Mimo iż Zamek był głównym punktem oporu Szwedów
i stanowił istotne ogniwo w obwodzie murów miejskich,
sądzono, że po opanowaniu zewnętrznych umocnień
nieprzyjaciela na Krakowskim Przedmieściu Wittenberg
będzie bardziej skłonny do kapitulacji. Dlatego główne
siły skoncentrowano na tym kierunku, a planowane ataki
od północy i zachodu na mury miejskie miały jedynie
wiązać siły szwedzkie.
Monarcha pragnął ocalić od bombardowania Zamek, i
tak już mocno zdewastowany przez najeźdźcę.
W celu lepszej koordynacji działań oblężniczych, Jan
Kazimierz przeniósł swą rezydencję do pałacu pod-
skarbiego koronnego Bogusława Leszczyńskiego. W myśl
planu króla i Grodzickiego, sławnego obrońcy Kudaku i
Lwowa przed wojskami Chmielnickiego i Buturlina,
oddziały zajęły wyznaczone pozycje. Na wprost Bramy
Nowomiejskiej, kościoła św. Ducha i klasztoru
Dominikanów stanęły chorągwie litewskie wraz z
regimentem pieszym płk. Grotthauza. Węgierska piechota
wojska litewskiego, zapewne pod dowództwem
porucznika Iwanowskiego, zajęła stanowiska na placu
Panny Marii. Od strony południowo-zachodniej
blokowały miasto wojska koronne z pospolitym
ruszeniem. Natomiast nadal część wojska litewskiego,
przebywająca na Pradze, miała pilnować mostu, łączącego
oba brzegi Wisły, a także mieć „pilne oko” na szkuty
szwedzkie, stojące pod Zamkiem” 21.

21 Nowiny z 31 maja z Głogówka 1656 r., AGAD AR dz. II, ks.


XXI, s. 121.
Ustawiono również trzy baterie dział polowych śred-
niego zasięgu, które połączono transzejami. Jedna bateria
stanęła na Krakowskim Przedmieściu, druga z północno-
zachodniej strony pałacu Biskupów Krakowskich, a
trzecia w pobliżu klasztoru Dominikanów na Nowym
Mieście, (zob. szkic). Sam generał artylerii koronnej zajął
stanowisko w Ogrodzie Gdańskim.
Oczywiście Szwedzi zorientowali się już wkrótce, że
główne natarcie Polaków będzie skierowane na Kra-
kowskie Przedmieście; stąd „w Kazanowskiego pałacu
(wówczas już Radziejowskiego” - przyp. M. N.) baterią
urobili, a nasi w klasztorze mniszek francuskich, skąd ich
macają” 22.
Grodzicki uporczywie kontynuował prace fortyfikacyjne,
sypiąc szańce dla sprowadzonych dział. 3 czerwca Polacy
otworzyli ogień z galerii rezydencji królewskiej na
Krakowskim Przedmieściu (tj. pałacu Kazimie-
rzowskiego) w kierunku pałacu Radziejowskiego.
Zaniepokojone damy szwedzkie, córki oraz żony
generałów i pułkowników, udały się nawet do
Wittenberga z żądaniem poddania miasta „nie czekając ex-
trema i fiiryjej polskiej”, ale feldmarszałek, „mówiąc, że
jeszcze nie mamy niewoli, obiecując succurs”, odrzucił te
propozycje. Dla dodania obecnym w Warszawie Szwedom
otuchy, urządził 4 czerwca, tj. w dniu Zielonych Świątek,
wycieczkę na stanowiska polskiej piechoty. Kierowała się
ona w stronę Arsenału. Szwedzi zakładali, iż Polacy
swoim zwyczajem po odprawieniu mszy popiją się i na
stanowiskach nie będzie należytej straży. I rzeczywiście
nie pomylili się. Znaczna część szlachty biesiadowała, a
czeladź rozbiegła się po okolicy za furażem. Dwie
kompanie jazdy i 200 piechurów płk. Forgella, nie
napotykając większego

22Zob. diariusz obozowy oblężenia stolicy pod datą 27 V 1656,


AGAD AR dz. II, ks. XXI, s. 131-132.
oporu, wycięło śpiących w aproszach żołnierzy i opanowa­
ło jedną baterię. Zagwożdżono dwie armaty, a z pozostały­
mi rozpoczęto przemarsz do miejskiego przekopu. Dopiero
energiczna akcja Grodzickiego doprowadziła do odebrania
Szwedom przed Bramą Poboczną, znajdującą się u wylo­
tu ul. Wąski Dunaj na Zawalną (obecnie Podwale), zagar­
niętych dział. Obie strony poniosły znaczne straty; zwłoki
zabitych Szwedów na prośbę Wittenberga wydano w dniu
następnym. Wydarzenia te nauczyły Polaków większej
ostrożności, gdyż nie dali się już więcej zaskoczyć w tak
łatwy sposób załodze szwedzkiej.
Sytuacja oblężonych była coraz trudniejsza. Zdawał
sobie z tego sprawę Karol X Gustaw, który otrzymywał
dokładne meldunki o sytuacji w stolicy. Działania w Wiel-
kopolsce i na Pomorzu nie przyniosły Szwedom oczekiwa­
nych rezultatów. Pomimo przegranych pod Kłeckiem (7 V)
i Kcynią (1 VI), oddziały polskie stale rosły w siłę na sku­
tek przyłączania się partii pospolitego ruszenia, elemen­
tu luźnego i mas chłopskich, do których dotarły zapew­
ne treści ślubowania lwowskiego Jana Kazimierza wraz
z zapowiedzią, iż po zwycięstwie nad Szwedami polepszy
dolę ludu. Pod Warszawą natomiast zaczęły gromadzić się
coraz większe wojska regularne, np. siły Czarnieckiego
przybyły 9 czerwca.
Szwedzi, dla których najważniejszą wówczas sprawą
było opanowanie Gdańska, a także zawarcie trwałego so­
juszu z elektorem, nie zamierzali jednak pozostawić zało­
gi Wittenberga bez pomocy. Już 6 czerwca spod Gdańska
król szwedzki nakazał bratu, Adolfowi Janowi, wymarsz
z Torunia pod Nowy Dwór Mazowiecki w celu uchwyce­
nia przepraw na Narwi i Wiśle. Następnego dnia Szwedzi
pod komendą królewskiego brata i feldmarszałka Karola
Gustawa Wrangla ruszyli ku przeprawom. Tegoż dnia Ka­
rol X Gustaw wysłał gen. Roberta Douglasa do Pułtuska,
aby wzmocnić jego załogę. Idąc prawym brzegiem Wisły
przez Dobrzyń, Płock, Wyszogród i Czerwińsk, książę
Adolf Jan 13 czerwca dotarł nad Narew i założył tu, na
polach wsi Modlin, warowny obóz. Wkrótce, po
oczyszczeniu północnego Mazowsza z luźnych grup
powstańców, do sił tych dołączyły oddziały Douglasa.
Tymczasem pod Warszawą trwały gorączkowe przygo-
towania do szturmu. Już w nocy z 6 na 7 czerwca „nasi
tak posunęli swe działa, że już do fosy się spuszczać
zaczęli”.
Natomiast w środę „po Świątkach (tj. 7 czerwca - przyp.
M. N.), w ten dzień najpierw poczęli z dział bić tak
potężnie z obu stron, że się w Ujazdowie okna trzęsły”.
Ta kanonada trwała aż do północy ze środy na czwartek.
Nad ranem „o wtórej z północy” Jan Kazimierz rzucił
na mury blisko 10 tys. hałastry, czyli chłopów, ciurów
obozowych i pachołków z chorągwi towarzyskich,
chciwych łupów i zawsze gotowych do akcji. Na wielu
odcinkach szturmujący odnieśli znaczące sukcesy,
opanowując mury w kilku miejscach, szczególnie od
strony Nowego Miasta, lecz wobec braku posiłków
musieli się wycofać. Jedna z grup, złożona z ok. 200
ludzi, nie mogąc się wycofać przez mury miejskie,
schroniła się do jednego z magazynów szwedzkich
„gdzieś na Krzywym Kole”, gdzie została wycięta.
Zdobyli jednak Polacy pałac Biskupów Krakowskich na
ul. Miodowej, „bardzo potrzebny i sposobny do
strzelania z dział”. Szwedzi, wycofując się z niego,
założyli miny, pozostawiając także duże ilości prochu,
lecz do wybuchu nie doszło. Podczas walki na odsiecz
walczącym Szwedom nadeszły inne ich oddziały ze
Starej Warszawy „ale im nie posłużyło, gdyż ich tak nasi
wystrzelali, że się ledwo który do miasta wrócił”23.
Wówczas to uległ zniszczeniu
23 Zob. awizy od jmp. Suchodolskiego z 20 VI 1656, j. w.
pałac Radziejowskiego, gdyż w wyniku ciągłego ostrzału
z dział ustawionych w kościele Karmelitów poczynili w
nim Polacy duże wyrwy.
Podczas szturmu doszło do zatrważającego zdarzenia,
które mogło zaważyć na jego wyniku i doprowadzić do
znacznego osłabienia zapału ochotników szturmujących
mury. Idąca za polską „hołotą”, jak określał sztur-
mujących rezydent gdański Jerzy Barkmann, piechota
zaciągu cudzoziemskiego miała także prowadzić ogień
muszkietowy i w ten sposób wspomagać „drapiących się
na mury, jednak kiedy nasi pod mury podstępować mieli,
oni zdrajcy, gdy nasi już na mury weszli, ognia do nich
potężnie dali, że ledwo się który na murze został”24.
Mimo iż się później piechota ta poprawiła, Szwedzi z
większą ochotą przystąpili do obrony murów miejskich.
Czy był to przypadek, czy też zdrada „między niemiecką
piechotą wojska naszego”, autor nie wiedział. Sądzić
należy, iż incydent ten zaszedł z powodu wielkiego
zamieszania, związanego z walką na murach, i błędnej
decyzji jednego z dowódców kompanii.
Ponowiony szturm w dzień niedzielny po Świątkach, tj.
11 czerwca, także nie przyniósł znaczących sukcesów.
Bez użycia ciężkiej artylerii, po którą posłano do
Zamościa, nie można było myśleć o zdobyciu stolicy
wobec nieugiętej postawy obrońców.
Czekając na ciężkie działa, 15 czerwca w dzień Bożego
Ciała urządzono w obozie polskim wspaniałą
uroczystość. Przy huku dział i śpiewie całego wojska
biskup poznański Wojciech Tolibowski odprawił
uroczystą mszę. Wojsko stało w polu, w dwóch
szeregach, począwszy od Nowego Światu do Ujazdowa.
Następnie Jan Kazimierz ponowił śluby lwowskie.
Obiecał, iż uwolni lud od nadmiernych ciężarów
feudalnych, a także wypędzi arian z Rzeczy-

24 Tamże.
pospolitej. Śluby te miały wzmocnić autorytet monarchy
wobec poddanych. Dwór królewski musiał liczyć się z na­
strojami mas chłopskich zebranych pod Warszawą, które
wobec braku piechoty regularnej mogły się przydać pod­
czas szturmu. Ludwika Maria w liście do swojej przyja­
ciółki, pani de Choisy, pisała, iż „gdy się ta hałastra nastrę­
czyła, Król JMść, który miał niewiele piechoty i rad był ją
oszczędzać, przyjął chętnie tych ochotników” 25.
Oczywiście król i jego doradcy doskonale wiedzieli, że
lud podniecony walką trudny jest do pokierowania i ła­
two nie podda się obozowej dyscyplinie. Obawiano się,
że stolica po udanym szturmie może paść łupem wieloty­
sięcznych mas ludowych. Sam Jan Kazimierz, który miał
w Warszawie dwa pałace, był zatrwożony perspektywą
ograbienia miasta podczas szturmu. Stąd kilkakrotne pró­
by podjęcia rozmów z Wittenbergiem.
Także patrycjat Starej Warszawy z trwogą myślał o opa­
nowaniu miasta przez zbrojne w kosy i spisy oddziały.
Nie dziwi zatem opinia Pruszowskiego, gdy pisał: „goło­
ta alias ciurowie i luźni ludzie, którzy nie tak byli chciwi
chwały i sławy, jako łakomi zdobyczy, ostrząc zęby nie
tak na Szwedy, jako na ubóstwo i substancyje miejskie,
odpowiadając nie żywić ani jednej duszy” 26.
Wbrew zdaniu Rudawskiego, iż „pierwszy raz tedy ze­
chciała Polska zaradzić uciskowi poddanych, pierwszy raz
przyznała się do grzechu ściągającego gniew Boży, pierw­
szy raz litować się poczęła nad nędzarzami, na których od
wieków spoczywało pognębienie”27, nie zamierzano oczy­
wiście obalać podstaw ustroju feudalnego, lecz ograniczyć

25 A . P r z e ź d z i e c k i (wyd.), Zdobycie Warszawy przez Szwe­


dów r. 1656 opisane w listach królowej polskiej Maryi Ludwiki, zacho­
wanych w rękopiśmie, „Biblioteka Warszawska”, t. III, 1851, s. 202.
26 W e g n e r , op. cit., s . 9 0 .
27 R u d a w s k i , op. cit., t . I I , s . 9 9 .
najbardziej rażące ciężary. Sam najazd szwedzki
próbowano przedstawić jako karę za nadmierny ucisk
chłopstwa, ale przede wszystkim za stosowaną w praktyce
tolerancję, także wobec arian. Stąd usiłowania zmie-
rzające do nadania wojnie polsko-szwedzkiej charakteru
wojny religijnej. Aspekty społeczne ślubowania we
Lwowie i pod Warszawą szybko uległy zapomnieniu,
natomiast punkt dotyczący wypędzenia arian z
Rzeczypospolitej został zrealizowany w 1658 r.
Dwór królewski obawiał się wybuchu powstania anty-
feudalnego, skierowanego przeciwko szlachcie. Uniwer-
sały Karola X Gustawa z 11 i 18 maja, skierowane do
wszystkich stanów, wprost namawiały chłopów do
wystąpień przeciwko wiarołomnej szlachcie, obiecując w
zamian wolność osobistą, ziemię, a także dobra po
pojmanych. Edykt z 18 maja nawoływał: „Postanawiamy,
iż ktokolwiek ze szlachty trwającego w buncie przeciwko
Nam szlachcica ujmie, zabije i żywego, czy też głowę
Nam przedstawi, będzie mu się należeć, na prawie
dziedzicznem, połowa dóbr dziedzicznych czy też
ziemskich ujętego czy zabitego, w której posiadaniu
zatwierdzić go przyrzekamy”. Natomiast „gdy kmieć,
chłop lub mieszczanin czy wieśniak, uporczywie w
buncie trwającego szlachcica jakiego czy też głowę jego
nam przedstawi, nie tylko nadajemy mu i dzieciom jego
wolność osobistą i rolę przezeń uprawianą na
wieczystość, lecz jeszcze damy mu, w ciągu lat sześciu,
pobierać i używać rocznych intrat z dóbr dziedzicznych i
ujętego czy zabitego pana jego, czy szlachcica” 28.
Niewielu jednak skorzystało z uniwersału króla
szwedzkiego, a obecność wielotysięcznych mas pod
Warszawą świadczyła, że lud opowiedział się za
prawowitym monarchą.

28 Tamże, s. 95.
W połowie czerwca do obozu polskiego dotarła wia­
domość, iż książę Adolf Jan, którego oddziały rozłożyły
się pod Modlinem, zamierza przekroczyć Narew i przyjść
oblężonej załodze szwedzkiej z odsieczą. Spostrzeżono
również, iż na rozkaz Wittenberga Szwedzi przygotowują
statki do spławu, ładując je po brzegi zagrabionymi łupa­
mi. W celu sprawdzenia uzyskanych wiadomości Jan Ka­
zimierz wysłał pod Nowy Dwór Stefana Czarnieckiego
wraz z częścią sił litewskich. Za blokowanie zgrupowania
modlińskiego odpowiadał wraz z kasztelanem kijowskim
także Paweł Sapieha. Podjazdy wysłane w kierunku obo­
zowisk przeciwnika potwierdziły, iż siły królewskiego
brata są nieliczne i nie zagrażają armii polsko-litewskiej
oblegającej stolicę. Dlatego Czarniecki ponownie przepra­
wił się na lewy brzeg Wisły i ruszył pod Warszawę, gdzie
stanął 23 czerwca.
Strona polska przystąpiła w tym czasie do budowy dru­
giego mostu na Wiśle, poniżej miasta, aby uchronić siły
litewskie na prawym brzegu rzeki przed nagłym atakiem
przeciwnika. Natomiast sam monarcha, chcąc zlustrować
siły Adolfa Jana, zamierzał osobiście udać się na rekone­
sans pod Zakroczym.
Tymczasem do obozu polskiego nadszedł list od zdraj­
cy, Hieronima Radziejowskiego, skierowany do jego daw­
nego przyjaciela, podkomorzego koronnego Gotharda
Wilhelma Butlera. Ekspodkanclerzy prosił go o zoriento­
wanie się, czy Jan Kazimierz wyrazi zgodę na wypuszcze­
nie z oblężonej Warszawy dam szwedzkich, jeśli otrzyma
oficjalną prośbę Adolfa Jana. W razie odmowy Radzie­
jowski groził, iż Szwedzi nie tylko pozostaną głusi na
wszelkie propozycje kapitulacyjne, ale pobudzi to ich do
jeszcze większego oporu i zawziętości. Wskazywał także
na możliwość rychłej odsieczy dla oblężonej załogi
szwedzkiej.
Podkomorzy koronny za radą Jana Kazimierza odpisał
23 czerwca ekspodkanclerzemu, stanowczo odżegnując
się od wszelkiej pomocy w tej sprawie. Jednocześnie nie
bez złośliwości stwierdzał, iż „inter arma do nie-
przyjacielskich łożnic amores wprowadzać” nie chce,
mając na myśli przede wszystkim gen. Douglasa,
zaniepokojonego o los żony pozostawionej w oblę żonej
Warszawie” 29.
W obozie polskim po otrzymaniu informacji, jak się
okazało fałszywej, że przybyłe na pomoc Adolfowi
Janowi siły pod komendą Douglasa rozpoczęły przeprawę
przez Narew, postanowiono w nocy z 16 na 17 czerwca
skierować dywizję marszałka koronnego Lubomirskiego
na prawy brzeg Wisły w celu wzmocnienia sił litewskich,
blokujących zgrupowanie szwedzkie pod Pomiechowem.
Jak dodawał Des Noyers, sekretarz królowej Ludwiki
Marii: „Wszyscy Polacy okazują wielką radość z
przybycia przeciwnika i mają wielką ochotę stoczyć z
nim walną bitwę” 30.
Oczywiście Szwedzi, nie mając wystarczających sił,
ograniczyli się do umocnienia swoich dwóch obozów.
Większy, księcia Adolfa Jana, założony był na polach wsi
Modlin, natomiast mniejszy, przybyłego później gen.
Douglasa, 4 kilometry dalej, u przeprawy przez Wkrę pod
Pomiechowem. Oba te obozy, z wykonanymi szańcami
przedmostowymi za Wisłą w Kazuniu i za Narwią na tzw.
Kępie Szwedzkiej, zapewniały panowanie nad bardzo
ważnym szlakiem komunikacyjnym. Obaj dowódcy
mogli przygotowywać odsiecz dla Warszawy, będąc
pewni, iż Polacy nie podejmą ryzyka natychmiastowego
uderzenia na ich zgrupowanie. W ostateczności, wobec
przeważają-
29 H. Radziejowski do podkomorzego koronnego Gotharda Wil-
helma Butlera z 21 VI 1656 r. z obozu pod Nowym Dworem i respons
na list tegoż z 23 VI tr., B. Czart., rkps 149, nr 60, 64, f. 201-v, 221-v.
30 D e s N o y e r s , Lettres..., 2 VI 1656, s. 191.
cych sił, mogli zniszczyć mosty i wycofać się następnie
na Płock i Czerwińsk.
Nie bez znaczenia było i to, że oba obozy szachowały
siły polskie oblegające Warszawę. Szwedzi mogli
prowadzić działania w kierunku stolicy prawym lub
lewym brzegiem Wisły w zależności od tego, czy prze-
prawią swe oddziały przez Wisłę, czy przez Narew.
Słabość sił własnych, które dowódcy zgrupowania pod
Nowym Dworem oceniali na ok. 6 tys., a także prze-
sadzone wieści o siłach polskich, szacowanych na ponad
100 tys. ludzi wraz z pospolitym ruszeniem, spowo-
dowały, iż Szwedzi pozostali w oszańcowanych obozach.
Zdając sobie sprawę z krytycznego położenia załogi
warszawskiej, czekali na rozkazy Karola X Gustawa.
Ograniczyli się jedynie do wysyłania podjazdów w celu
zdobycia paszy dla koni i żywności, a także do budowy
mostów na Wiśle i Narwi.
Tymczasem sytuacja w oblężonym mieście była coraz
trudniejsza. Brakowało żywności, a choroby i coraz
częstsze dezercje osłabiały morale żołnierzy Wittenberga.
Jak pisał Des Noyers, „codziennie ucieka po kilkunastu
żołnierzy z Warszawy, którzy powiadają, że Szwedzi już
konie swe jedzą”31. Większość przekazów upatruje w
dezerterach piechurów spod dawnego regimentu
Radziwiłła, do których nieufnie odnosili się sami
Szwedzi. Wśród uciekinierów mieli znajdować się także
dawni podkomendni Jana Kazimierza z jego gwardii
pieszej pod dowództwem Fromholda von Ludingshausen
Wolfa, którzy zostali zagarnięci przez Szwedów w
listopadzie 1655 r. Wielu z nich, wykorzystując
przeprawę kilku skwadronów przez Narew 15 czerwca w
celu obsadzenia przyczółka przedmostowego na brzegu
praskim, ruszyło do polskiego obozu
31 Tamże
Wydarzenia pod Warszawą nie ograniczały się jedynie
do prowadzenia działań oblężniczych. Jan Kazimierz i se­
natorowie właśnie pod murami stolicy prowadzili ożywio­
ne rozmowy dyplomatyczne z posłami państw obcych; król
wysyłał także poselstwa do mocarstw ościennych. Stale
trwały narady. Niejednokrotnie opinie króla i otaczających
go senatorów były rozbieżne. Wielu dygnitarzy na czele
z kanclerzem koronnym Stefanem Korycińskim uskarżało
się, iż król ma odrębny pogląd na prowadzenie wojny i, co
szczególnie drażniło możnych, przedkłada nade wszystko
rady własnych dworaków 32.
Poczynania strony polskiej były obserwowane nie tyl­
ko przez dyplomację francuską na czele z Antonim de
Lumbresem, ale i cesarską, z obecnym w obozie polskim
Fragsteinem. Pod murami Warszawy przyjmował Jan Ka­
zimierz posła cara Aleksego Michajłowicza wraz z cztere­
ma przedstawicielami wojska zaporoskiego przysłanymi
przez Chmielnickiego. Do obozu polskiego dotarł rów­
nież poseł chana krymskiego, Mechmeda IV, Mechmed
Ali murza wraz z tłumaczem Romaszkiewiczem, znanym
ze swych częstych misji do Bachczyserąju. Zostali oni
wysłani nie tylko do polskiego monarchy z obietnicą ry­
chłych posiłków, ale także do elektora brandenburskiego.
Mechmed IV już w jarłyku z marca 1656 r. przestrzegał
Fryderyka Wilhelma przed aliansem ze Szwedami. O wie­
le groźniejszy w tonie był jarłyk wieziony obecnie przez
Mechmeda Ali murzę. Poseł chański został przyjęty przez
elektora, lecz zbyto go oświadczeniem, iż mimo prowa­
dzonych rokowań z Karolem X Gustawem Prusacy nie
udzielą mu posiłków do wojny z Rzecząpospolitą. Kurfurst

32 Zob. Zdanie JMP. kanclerza wielkiego koronnego około Rzeczy­


pospolitej in octobri 1656 czy pokój z Moskwą stanowić i ligę prze-
ciwko Szwedom zawiązać, w: J.K. P l e b a ń s k i , Jan Kazimierz
Waza, Maria Ludwika Gonzaga, Warszawa 1862, nr 4, s. 312-330.
nie wierzył, by Tatarzy mogli już wkrótce pojawić się
nad Wisłą. W sytuacji, gdy rozmowy ze Szwedami
wchodziły w decydującą fazę, nie zaprzątano sobie
głowy groźbami chana. Niebawem czambuły tatarskie
mocno miały dać się we znaki ludności Prus
Książęcych”33.
W czerwcu powrócił również wysłannik Jana Kazi-
mierza do Moskwy - Piotr Galiński, marszałek orszański.
Prowadził on, począwszy od kwietnia, negocjacje o
zawieszenie działań wojennych na Litwie. Zgodnie z
porozumieniem osiągniętym z bojarami: Bogdanem
Chitrym i Ałmazem Iwanowem, na przełomie lipca i
sierpnia miały się odbyć w Wilnie rozmowy polsko-
rosyjskie. Do rozmów z Moskwą strona polska
przykładała duże znaczenie, gdyż zawieszenie działań
wojennych na wschodzie umożliwiało skoncentrowanie
wszystkich sił do walki ze Szwedami. Dlatego Jan
Kazimierz już w końcu czerwca kompletował wielkie
poselstwo polskie do Wilna na rozmowy z Rosjanami.
Des Noyers w liście z 27 czerwca z Głogówka donosił,
iż „poseł moskiewski podczas audiencji, którą miał u
króla, nalegał o wysłanie komisarzy do układania
pokoju”, w wyniku czego „wojewoda płocki (Jan
Kazimierz Krasiń ski) i dwaj referendarze litewscy (Jan
Dowgiałło Zawisza, biskup nominat wileński, i Cyprian
Paweł Brzostowski) już się tam udali, to jest do
Wilna”34.
Była to błędna informacja, gdyż poselstwa jeszcze nie
skompletowano, a instrukcję dlań przygotowano w
kancelarii królewskiej dopiero 7 lipca, tj. tuż po zajęciu
Warszawy przez siły polskie.

33 J.G. D r o y s e n , Die Schlacht von Warschau 1656, w:


„Abhandlungen der philologisch-historischen Classe der Königlich-
Sächsischen Gesellschaft der Wissenschaften”, t. IV, z. IV, Leipzig
1863, s. 141; por. K u b a l a , op. cit., s. 302.
34 D e s N o y e r s , Lettres..., 27 VI 1656 r. z Głogówka, s. 193.
Złożona sytuacja międzynarodowa zaprzątała głowy
polskiego monarchy i jego otoczenia. Wciąż oczekiwano
na posiłki tatarskie, które znajdowały się w drodze pod
komendą Subchan Ghazi agi. Wysłanie posiłków dla Po­
laków spowodowane było przeświadczeniem, że osamot­
niona Rzeczpospolita zawrze sojusz z Moskwą, czego
mocno obawiał się chanat krymski. Dlatego wieści o na­
wiązaniu rokowań polsko-rosyjskich przyśpieszyły decy­
zję wezyra Sefer Ghazi agi, który wysłał natychmiast pod
Warszawę posiłki tatarskie.
Trudności dyplomacji polskiej wiosną 1656 r. związane
były z kontrakcją Karola X Gustawa. Po nieudanej kam­
panii zimowo-wiosennej szwedzki monarcha zrozumiał,
iż siłami samej Szwecji nie opanuje całej Rzeczypospo­
litej. Dyplomacja szwedzka zaczęła gorączkowo szukać
sprzymierzeńców. Pod uwagę brani byli, oprócz elektora
brandenburskiego Fryderyka Wilhelma, Jerzy II Rakoczy,
książę Siedmiogrodu, zawiedziony w staraniach o koronę
polską, i Bohdan Chmielnicki. Trudności w rokowaniach
z Holandią i Danią, które w obronie wolności żeglugi na
Bałtyku wystąpiły aktywnie po stronie blokowanego przez
Szwedów Gdańska, a także rozpoczęcie 17 maja przez Ro­
sjan działań wojennych przeciwko Karolowi w Inflantach
i Karelii, znacznie poprawiły sytuację Rzeczypospolitej.
Szwedzki monarcha jak mógł przeszkadzał Polakom,
aby nie dopuścić do dalszego wzmocnienia przeciwnika
i utworzenia koalicji antyszwedzkiej. Tym należy tłuma­
czyć m.in. niepowodzenia polskich poselstw rokujących
w kwietniu i maju 1656 r. z Kozakami.
Podobnie sytuacja przedstawiała się w rozmowach
z elektorem. Wkrótce po przybyciu pod Warszawę łowcze­
go koronnego Teodora Maydla wysłał go Jan Kazimierz
do Fryderyka Wilhelma, domagając się porzucenia Szwe­
dów w zamian za pewne ulgi w wykonywaniu powinności
lennych z Prus Książęcych i obietnicę dziedziczenia tronu
polskiego. 17 czerwca doszło w Bałdze do spotkania
łowczego koronnego z elektorem, który jednak zde-
cydował się już na sojusz ze Szwedami. Powstanie tak
silnego zgrupowania sił polskich pod Warszawą było na
rękę kurfürstowi, gdyż cena jego pomocy dla Karola X
Gustawa zwiększała się. Poseł polski został wysłany do
Królewca, aby nie asystował w Malborku przy bez-
pośrednich rozmowach pomiędzy królem szwedzkim a
elektorem. Jak pisał Fryderyk Wilhelm do Waldecka:
„Teraz Szwedzi będą mieli wkrótce takie siły przeciw
sobie, którym sami nie podołają i będą bardziej skłonni do
przyjęcia naszych warunków (suwerenność w Prusach -
przyp. M. N.). Nie zważaj, gdy będą udawać, że im na
związku z nami mało zależy; wiemy dobrze, że im bardzo
na tem zależy. Teraz jest sposobność, jaka nam się już
później nigdy nie nadarzy” 35.
Konieczność wzmocnienia własnych sił przed
wymarszem pod Warszawę spowodowała, iż Karol
musiał pójść na duże ustępstwa. Na mocy traktatu
malborskiego elektor nie otrzymał wprawdzie
suwerenności w Prusach Książęcych (zamieniał tylko
lennika, poddając się królowi szwedzkiemu), ale uzyskał
aż cztery województwa wielkopolskie (poznańskie,
kaliskie, łęczyckie i sieradzkie) wraz z ziemią wieluńską,
które obsadziły załogi brandenburskie. Dla Rzeczy-
pospolitej był to cios, gdyż sądzono, że osa-
motnieni Szwedzi będą skłonni do rozmów z Janem
Kazimierzem na temat losu Prus. Przystąpienie Fryderyka
Wilhelma właśnie w tym momencie do aliansu z Karolem
X Gustawem znacznie przedłużało wojnę, komplikując i
tak mocno powikłane stosunki dyplomatyczne w tej
części Europy.
35 Fryderyk Wilhelm do Waldecka z Bałgi 22 VI 1656 r., w:
Urkunden und Acktenstücke zur Geschichte des Kurfürsten Friedrich
Wilhelm von Brandenburg, t. VII, Berlin 1877, s. 616; por. K u b a 1
a, op. cit., 8.334.
Zgodnie z układem brandenburska armia polowa pod
wodzą kurfursta miała wziąć udział w nowej kampanii
króla szwedzkiego, mającej na celu przyjście z odsieczą
oblężonej załodze w Warszawie.
Tymczasem Jan Kazimierz, który od 30 maja przeby­
wał pod murami stolicy, zniecierpliwiony przedłużaniem
się oblężenia, ponownie 26 czerwca wezwał Wittenberga
do kapitulacji. W polskim obozie po rekonesansie Czar­
nieckiego i Litwinów zdawano sobie sprawę, iż Szwedzi
nie mogą liczyć na szybką odsiecz. Także wieści o trud­
nej sytuacji załogi i przygotowaniach do opuszczenia ob­
lężonego miasta drogą wodną, które otrzymał monarcha
od przekradających się do polskiego obozu mieszczan ze
Starej Warszawy, napawały otoczenie królewskie optymi­
zmem. Nadal czekano na ciężkie działa z Zamościa i pie­
chotę podczaszego koronnego, która była już w drodze.
Bez względu na odpowiedź, król był zdecydowany na
podjęcie energiczniejszych działań.
Zgodnie z przewidywaniami feldmarszałek odmó­
wił poddania Warszawy, stwierdzając, że istnieje jeszcze
„bliska nadzieja posiłków”, a obrona miasta jest nadal
możliwa. Oxenstiema w liście do kanclerza koronnego
Korycińskiego uznał za zbyteczne podawać powody od­
rzucenia polskiego ultimatum, gdyż na nie Wittenberg
„obszerniej w liście swoim odpowiedział”36. Aby zyskać
na czasie, Szwedzi prosili jedynie o zgodę Jana Kazimie­
rza na wysłanie posła do króla szwedzkiego z przedsta­
wieniem położenia miasta i zapytaniem o wolę monarchy
co do kapitulacji.
Gdy 27 czerwca przybyły długo oczekiwane działa
z Zamościa i Lwowa wraz z 27 wozami amunicji, a tak­
że piechota, rozpoczęto przygotowania do generalnego
36 W e g n e r , op. cit., s. 88-89.
szturmu. Chcąc oszczędzić doborowe oddziały piechoty
zaciągu cudzoziemskiego, Jan Kazimierz zdecydował się
ponownie skorzystać z usług sił ochotniczych, w skład
których wchodzili chłopi, plebs miejski i czeladź wielu
chorągwi powiatowych i komputowych. Źródła mówią
o 15 tys. ochotników, lecz ich liczbę należy nieco zredu­
kować.
Natychmiast przystąpiono do ustawiania przybyłych
dział na wprost Bramy Nowomiejskiej, innych naprzeciw
wału miejskiego i pałacu Radziejowskiego. W dalszym
ciągu prowadzono roboty minerskie, gdyż „kilka min było
bliskich ukończenia, które teraz założono cokolwiek wy­
żej, aby nie trafiły na wodę” 37.
Kiedy obie baterie zostały ustawione, na znak dany
przez generała artylerii Grodzickiego rozpoczął się ostrzał
miasta, a następnie na mury ruszyły masy zbrojne w kosy
i piki, wspomagane przez piechotę Grotthauza. Główny
atak przypuszczono na Bramę Nowomiejską, której bronił
komendant Adam Weher (Weyher), lecz mimo poświę­
cenia szturmujących nie powiódł się. Jeden z oddziałów,
który uderzył na magazyny zbożowe, został ponoć wycię­
ty przez Szwedów do nogi. Trudno oszacować rozmiary
strat, ale niepowodzenie to nie wpłynęło na osłabienie
ducha walki atakującej czeladzi, którą z trudem udało się
sprowadzić do obozu.
Ciężkie walki toczyły się także koło kościoła św. Du­
cha, gdzie według Wespazjana Kochowskiego „Litwini
odważnie wdzierali się na wały i forsowali rowy; z ich pie­
chotą zmieszana była młodzież spod szlacheckich chorą­
gwi, a także gromada obozowej hałastry, nie tyle liczna, co
nieświadoma niebezpieczeństwa. Ludzie ci, podciąwszy
rzędy ostrokołów, wtargnęli na zewnętrzne obwarowania,
37 D e s N o y e r s , Lettres..., 3 VII 1656 r. z Częstochowy, s. 197.
przy czym znaleźli się tacy, co na szczycie wału, strąciw­
szy z niego obrońców, zatknęli litewskie sztandary. Z obu
stron polało się sporo krwi, ale więcej poległo naszych,
ponieważ kule trafiały ich w niezakryte piersi, zwłaszcza
koło kolumny Zygmunta, gdzie sądzili, że zawalony mur
wypełnił wydrążenie wału, tymczasem zaś wpadli, na łeb,
na szyję, na samo jego dno, a gdy się usiłowali wydrapać
z rowu, nieprzyjacielskie posiłki strącały ich z jego urwi­
stej krawędzi” 38.
Jak dodaje nasz pamiętnikarz, nie osłabiło to zapału
atakujących i Wittenberg zorientował się, że sytuacja jest
poważna. W dniu następnym ponownie wystąpił z prośbą
do polskiego monarchy, aby mógł porozumieć się z Ka­
rolem X Gustawem. Oczywiście prośby tej nie uwzględ­
niono, domagając się natychmiastowej kapitulacji. Łudząc
się nadzieją odsieczy, feldmarszałek w liście z 28 czerwca
jeszcze raz odrzucił żądanie poddania miasta. Nie zaprze­
stano zatem ostrzeliwać stolicy, kierując silny ogień arty­
leryjski na pałac Radziejowskiego, zachodni wał miejski
i Bramę Nowomiejską.
Z chwilą gdy dokonano wyłomu w pałacu ekspodkanc-
lerzego, dowództwo polskie ogłosiło na 29 czerwca ko­
lejny szturm, ponownie dopuszczając do walki chłopów
i obozową hołotę. Już od rana na wyznaczonych stanowi­
skach zaczęły gromadzić się oddziały nieregularne, które
oddano pod komendę towarzyszy jazdy pancernej. Gro­
madzono broń, drabiny, bosaki i inne przybory koniecz­
ne do szturmu, nie przerywając ostrzału miasta. Zaciężna
piechota i dragonia miały początkowo stać w odwodzie
i pilnować składu broni.
Pół godziny po północy kilkanaście tysięcy ciurów,
chłopów i czeladzi spod różnych chorągwi ruszyło na

38 K o c h o w s k i , op.cit., s. 183-184.
mury, korzystając z faktu, iż największe polskie działo,
zwane Smokiem, wybiło węgieł pałacu Radziejowskiego.
Pomimo odparcia atakujących przy Bramie Nowomiej-
skiej przypuszczono szturm na pałac Radziejowskiego.
Uciekający Szwedzi schronili się do klasztoru Bernardy­
nów. Szturmującym przewodził towarzysz chorągwi pan­
cernej kasztelana halickiego Aleksandra Cetnera - Andrzej
Zalski” 39.
Nadal, mimo wycofania się Szwedów do klasztoru
i kościoła mniszek, bronili się oni zawzięcie przy Bramie
Nowomiejskiej, gdzie nacierała zaciężna piechota pod ko­
mendą Grotthauza. Dopiero gdy zdobyto szańce przy ko­
ściele św. Ducha i wycięto drewnianą palisadę otaczającą
kościół, Szwedzi zaczęli się wycofywać. Gdyby Polacy
nie rzucili się na rabunek, jak podkreślał Des Noyers, stra­
ty przeciwnika byłyby smacznie większe. Krótka chwila
zwłoki dała czas szwedzkiemu dowództwu na zorganizo­
wanie obrony przy Bramie Pobocznej, gdzie mimo kilka­
krotnych ataków odparto szturmujących.
Pogarszająca się sytuacja mocno zdenerwowała Wit­
tenberga, który miał przybyć do pałacu Radziejowskiego
o kulach. Widząc, iż nie utrzyma pałacu, „z przestrachu
rzucił podpory i zaczął biegać jak gdyby zdrów i młody;
od tego czasu już dobrze chodzi”, jak pisała królowa Lu­
dwika Maria do swej przyjaciółki pani Choisy40. Jedno­
cześnie schorzały feldmarszałek długo nie mógł uwierzyć,
iż jego doborowe oddziały pod dowództwem Weyhera,
Forgella czy Hammarskjólda zostały wyparte ze stano­
wisk nie przez regularną piechotę polską, ale przez masy
ludowe. „To go najbardziej boli, że ciury zwyciężyli”.
39 Volumina Legum, wyd. J. O h r y z k o , t. IV, Petersburg 1859,
s. 266.
40 Ludwika Maria do P. de Choisy z Głogówka 27 VI 1656 r.,

w : P r z e ź d z i e c k i , op.cit., s.202.
Mimo dalszych wyłomów w murach miejskich, szturm
przerwano z uwagi na późną porę. Tylko obawa przed
podłożonymi przez Szwedów minami skłoniła oddziały
ochotnicze do zaprzestania walki, gdyż dowódcy nie byli
już w stanie zaprowadzić dyscypliny w podległych im od­
działach. Świadkowie tych wydarzeń z uznaniem wyraża­
ją się o biorących udział w szturmie ochotnikach. Wespa-
zjan Kochowski, opisując atak na dawny pałac marszałka
nadwornego koronnego, stwierdzał: „Kiedy dano znak do
ataku, najpierw żołnierze, a następnie czeladź obozowa
(którą nazywać ciurami albo hałastrą byłoby krzywdzące)
ruszająnaprzód, podsuwająsię pod obwarowania (nagroda
czekała na tych, co się dzielnie spiszą) i lekceważąc sobie
niebezpieczeństwo, od razu forsują wysunięte umocnienia
przed pałacem Kazanowskiego” 41.
Pełen podżiwu dla postawy „ciurów, woźnic i inszej
drobniejszej czeladzi” był także uczestnik walk pod War­
szawą - towarzysz znaku pancernego Mikołaj Jemiołow-
ski”42.

Objaśnienia do mapy „Walki o odzyskanie Warszawy”

1. Zamek
2. Kolumna Zygmunta III Wazy
3. Klasztory: Bernardynów i Bernardynek
4. Pałac Adama Kazanowskiego (n. H. Radziejowskiego)
5. Kościół i klasztor Karmelitów Bosych
6. Kościół Wizytek
7. Pałac Kazimierzowski
8. Pałac Jerzego Ossolińskiego
9. Pałac Biskupów Krakowskich
10. Kościół i klasztor Dominikanów
11. Kościół św. Ducha
12. Kościół Najświętszej Marii Panny

41 K o c h o w s k i , op. cit., s. 179.


42 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 100.
Wobec zdobycia kilku kluczowych obiektów, na czele
z pałacem Radziejowskiego, sytuacja załogi szwedzkiej
jeszcze bardziej się pogorszyła. Pod wpływem nalegań
dam, Oxenstiemy i oficerów Wittenberg zgodził się
rozpocząć rokowania z polskim monarchą o poddanie
miasta. 30 czerwca o godz. 9 wysłał feldmarszałek do Jana
Kazimierza trębacza z pismem, w którym prosił o
zawieszenie broni „na dwie godziny w celu rozpoczęcia
układów; pozwolono na nie - nie tak dla ocalenia
niewinnych mieszczan przed rabunkiem, jak dla uniknięcia
ognia, od którego miasto mogłoby spłonąć” 43.
Feldmarszałek zobowiązał się do wysłania komisarzy na
rozmowy z kanclerzem koronnym Korycińskim. Wkrótce
przybyli dwaj przedstawiciele: Wawrzyniec Canthersten i
płk Jerzy Forgell. Pertraktacje odbywały się w pałacu
zmarłego kanclerza Jerzego Ossolińskiego. Ze strony
polskiej towarzyszyli Korycińskiemu znani dygnitarze
polscy i litewscy: podkanclerzy koronny Andrzej Trze-
bicki, marszałek koronny Jerzy Lubomirski, wojewoda
poznański Jan Leszczyński, hetman polny litewski
Wincenty Gosiewski i Mikołaj Opaliński. Uzyskawszy
kilkugodzinne zawieszenie broni, Szwedzi liczyli na dalsze
przedłużanie rozmów, stawiając mocno wygórowane
warunki. W myśl zaleceń Wittenberga chodziło im raczej o
zwłokę, spodziewając się rychłej odsieczy Adolfa Jana.
Komisarze szwedzcy żądali, oprócz dwóch tygodni czasu
do namysłu, spełnienia szeregu innych postulatów. W
ostateczności zgadzali się ustąpić z miasta, lecz z
„bagażami, bronią i z 6-cią działami”. Oczywiście strona
polska nie mogła przyjąć takich warunków, stojąc na
stanowisku bezwarunkowej kapitulacji. Rokowania nie
posuwały się naprzód, mimo że obaj wysłannicy aż
trzykrotnie przyjeżdżali do Jana Kazimierza, gdyż „ciągle
obstawali przy tym, aby im wolno było zabrać bagaże,
pieniądze i skarby Bogusława Radziwiłła”44.

43 Des N o y e r s , Lettres..., 3 VII 1656 r. z Częstochowy, s. 198.


44 Zob: awizy spod Warszawy z 5 VII 1656, AGAD AR, dz. II,
ks. XXI, s. 170.
Wobec przedłużenia się rokowań do późnej nocy,
król zatrzymał obu parlamentariuszy, bojąc się, aby
ich w drodze powrotnej jakiś przykry wypadek nie
spotkał. Było to konieczne wobec postawy ochotników
przeciwnych wszelkim rokowaniom z załogą. Od wcze-
snych godzin rannych gromadzili się na stanowiskach
ogniowych i gotowali do szturmu. Także wojsko,
obawiając się, iż dwór pozwoli Szwedom na wywiezienie
bezcennych bagaży ze stolicy, było przeciwne przed-
łużaniu rozmów z Wittenbergiem. Nawet w nocy z 30
czerwca na 1 lipca ochotnicy nie opuszczali szańców,
dając do zrozumienia polskiemu dowództwu, iż są gotowi
atakować w każdym momencie.
Tym należy tłumaczyć, że Jan Kazimierz „fortiter
stanął” i nie tylko nie ustąpił wobec propozycji
szwedzkich, ale nakazał komisarzom wystosowanie listu
do feldmarszałka; aby dał ostateczną odpowiedź w
odniesieniu do poddania miasta 1 lipca, najpóźniej do
godz. 7 rano. Polacy zgodzili się jedynie na to, aby
Szwedzi zabrali podręczny bagaż i własne pieniądze.
Rankiem Canthersten i Forgell zabrali spisane warunki
kapitulacji, które Wittenberg winien podpisać w ciągu pół
godziny. W przeciwnym wypadku Polacy mieli
przystąpić do ostatecznego szturmu.
Po upływie ustalonego czasu, gdy nikt z załogi nie
przybył do polskiego obozu, Jan Kazimierz nakazał
Grodzickiemu rozpoczęcie ostrzału miasta i ogłosił atak
na mury. Znakiem do ataku oddziałów ochotniczych i
piechoty był wystrzał z dwóch armat. Z chwilą gdy
pospólstwo rzuciło się w kierunku Bramy Nowomiejskiej,
los załogi był już przesądzony. Na Zamku musiało
wówczas panować duże zamieszanie, gdyż feldmarszałek
nie zamierzał kapitulować na przedstawionych mu
warunkach. Jak pisał Joachim Jerlicz w swym
pamiętniku: „Tak był twardego serca Wittenberg, który
sam chciał sobie zadać śmierć aniżeli się
poddać dobrowolnie”45. Lament dam szwedzkich na
czele z generałową Douglasową i namowy całego
otoczenia spowodowały jednak, iż zdecydował się
poddać Warszawę.
O dalszym oporze nie można było myśleć, gdyż żądne
łupów oddziały, złożone z chłopów, czeladzi i elementu
luźnego, z wielką gwałtownością atakowały ostatnie
obiekty znajdujące się w rękach Szwedów. Wspomagały
je siły regularne: piechota pod komendą Grotthauza, regi-
ment gwardii pieszej Butlera i Grodzickiego. Po zdobyciu
klasztoru Mniszek ruszono w kierunku Bramy
Krakowskiej, gdzie przy kolumnie Zygmunta III doszło
do zażartego boju z wycofującymi się Szwedami. Prze-
dostający się przez wyłomy w Bramie Nowomiejskiej
ochotnicy toczyli ciężkie walki z piechotą Adama
Weyhera. Część Szwedów, nie widząc sensu dalszej
walki, złożyła broń, ratując w ten sposób życie.
Wówczas dopiero, rezygnując z dalszej walki,
Wittenberg miał krzyknąć z okna zamkowego do
trębacza, iż przystaje na wszystkie przedstawione mu
warunki kapitulacji. Natychmiast wysłano do pałacu
Ossolińskich komisarzy Adama Weyhera i Jerzego
Forgella w celu podpisania aktu poddania miasta. Ze
strony polskiej uczestniczyli w rozmowach obaj
pieczętarze koronni wraz z wojewodą poznańskim.
Wraz z przyjazdem szwedzkich komisarzy, wbrew
zdaniu części otoczenia, król nakazał przerwanie działań
wojennych. Zaniechano prowadzenia ostrzału artylery-
jskiego. Król sądził, iż przeciąganie walki może dopro-
wadzić do zguby nie tylko załogę szwedzką, ale i
mieszkańców stolicy. Także znaczna część miasta
mogłaby ulec zniszczeniu. Tak komentował decyzję
monarchy Kochowski: "Albowiem coż będzie w mieście
bezpieczne i co zdoła ocaleć, gdy raz

45 Cyt. za: We g n e r, op. cit., s. 93.


pozwoli się na wszystko mieczowi? Szwedzi zginą razem
z mieszczanami, wrogowie wraz z niewinnymi; poświęco­
ne Bogu osoby i świeccy mieszkańcy, słaba płeć i nieświa­
dome nieszczęścia dzieci bez różnicy zostaną przyprawieni
o zgubę. Ta sama wściekłość wtargnie do miejsc świętych,
przed chciwymi łupu rękami nie uchronią się bogactwa ko­
ściołów, skarbce publiczne ani prywatne majętności, a przy
tym zwycięzcy, srożąc się, sami poniosą znaczne straty,
gdyż Szwedzi, mężnie spojrzawszy w oczy przeznaczeniu,
drogo będą oddawać swoje życie” 46.
Powstrzymać atakujące oddziały było niezmiernie trud­
no. Hetmana polnego litewskiego Gosiewskiego strąco­
no z konia, a hetman polny koronny Stanisław Lancko-
roński, „gdy zaciął kilku ochotników nahajką, ledwo nie
został św. Szczepanem”, gdyż „gęsto kamienie i obuchy
za nim leciały, że ledwie uniósł życie”47. Także pod Ste­
fanem Czarnieckim zabito konia. Tak nagłe wystąpienie
oddziałów ochotniczych przeciwko własnym dowódcom
należy tłumaczyć nieprzemyślanym oddaniem kilku salw
przez zaciężne oddziały piechoty i dragonii królewskiej
do atakującej „hołoty”, która wbrew rozkazowi Jana Ka­
zimierza nie zamierzała zaprzestać walki. To właśnie tak
rozjątrzyło szturmujących, iż swą broń obrócili przeciwko
dowódcom, którzy pozbawiali ich łupów i nagród. Do­
piero interwencja obu hetmanów wielkich: Stanisława
Rewery Potockiego i Pawła Sapiehy, uśmierzyła tumult,
„obiecawszy im nagrodę od JKMci, po którą zaraz tumul-
tarze po staremu poszli do Króla JMci circum circa pałac
obstąpiwszy (Bogusława Leszczyńskiego, gdzie król prze­
bywał w ostatniej fazie szturmu - przyp. M.N.) z srogimi
aklamacyjami”.

46 Kochowski, op. cit., s. 186.


47 Awizy spod Warszawy z 5 VII 1656 r.,j. w., s. 170-172.
Wobec groźby znieważenia majestatu królewskiego,
gdyż tłum krzyczał, iż wedrze się do wnętrza, Jan Kazi­
mierz przyjął delegację, domagającą się kontynuowania
szturmu. W zamian za pozostanie na stanowiskach monar­
cha obiecał wypłacić im 40 tys. złotych. Nie zdawano so­
bie sprawy, że kasy magistratu, jak i komendanta szwedz­
kiego, są puste.
Ochotnicy jednak wcale nie zrezygnowali. Chęć po­
mszczenia zabitych towarzyszy, a także przesadne wieści
o nagromadzonych skarbach w Warszawie, zrobiły swoje.
Po wysłuchaniu relacji delegatów, którzy wrócili od króla,
,, jakiś niecnota do uspokojenia podał niecnotliwe medium
płacić sobie towarami ormiańskimi”. Hałastra rzuciła się
na bazar ormiański, który znajdował się za kwaterą kró­
lewską na placu targowym. Obrabowano wówczas „kilka­
dziesiąt Ormian, w koszulach ich prawie tylko zostawiw­
szy i na sto tysięcy jakie szkody uczyniwszy” 48.
Jakub Łoś, towarzysz chorągwi pancernej Władysława
Myszkowskiego, uczestnik szturmu Warszawy, szacował
szkody Ormian jeszcze wyżej, bo na ponad 200 tys. Oczy­
wiście ochotnicy nie poprzestaliby na tym, gdyby z rozka­
zu monarchy nie wysłano dla uśmierzenia tumultu hetma­
nów z kilkoma chorągwiami jazdy i regimentem gwardii
pod komendą Butlera”49. I to nie powstrzymało części
ochotników, więc natychmiast obsadzono regularną pie­
chotą bramy Nowomiejską i Zamkową wraz z Zamkiem.
Stała ona pod bronią całą noc z 1 na 2 lipca aż do południa,
„broniąc przystępu hołocie, którzy się gwałtem do miasta
napierali”.
48 Tamże.
49 Ciurowie zaś obaczywszy, że się na Warszawie nie dopuszczono
im pożywić, Ormianów i bazar zrabowali. Uczyniono wtenczas szkody
Ormianom na dwakroć sto tysięcy i od tego czasu prawie zniszczeli w
towary tureckie”, Pamiętniki Łosia, s. 16.
Z relacji tych wynika, iż gdyby nie powstrzymano ata­
kujących, mogłoby dojść nie tylko do rzezi załogi i miesz­
czan, ale ogólnej grabieży miasta przez ochotników, któ-
rych liczebność przesadnie obliczano na 20 tys. ludzi.
Słusznie zatem zauważył Adam Kersten, iż „hołoty” oba­
wiał się dwór królewski nie tylko dlatego, że mogła gra­
bić, ale że będąc zawsze niechętną szlachcie i magnatom,
opornie podporządkowywała się władzy buławy, a często
wysuwała własne postulaty natury społeczno-ekonomicz­
nej. Pod Warszawą, mimo iż na jej czele stało towarzystwo
Spod pancernych znaków, co stwarzało pozory zorganizo­
wania, była groźna nie tylko dla Szwedów. Anonimowy
autor Początku wojny ze Szwedami Polaków następująco
opisał wierszem wydarzenia z 1 lipca: 50

Do tego się powrócą, kiedy traktowano,


Z Wittenbergiem na podpis kondycyjej czekano.
Król widząc, iże zwłóczył, już się ku szturmowi
Miało, z dział bito bardzo ku Wittenbergowi
Nie zdało się już zwłóczyć, wysłał podpisane
traktaty przez trębacza zapieczętowane,
Wzięli nasi trębacza, ledwie odwrócili
Od szturmu ludzi chciwych, już na murach byli
Miejskich i drudzy na odwrót, gdy tam bić kazano,
Hetmana polnego tam zarazem ujrzano,
Który pilno hamował, do szturmu zawziętych
Tam nie uszanowany od ludzi przeklętych,
W swawoli zastarzałych, kamieńmi ciskali.
Jako kiedy grad z nieba, gwałtownie się wali,
Pan Bóg sam go wybawił, dopiero koronny
przypadł, mając przy sobie niemało obrony
Z trudnością uhamował, gdy im obiecował

30 AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 250-256.


Nagrodą, w krótkim czasie, jak im obiecował,
Poszedł wszystek ten tumult, pałac otoczyli,
Gdzie król senatorowie, tam pospołu byli,
Zpośrodka siebie posły, zarazem posłali
kilkunastu do króla, drudzy kołem stali
Jaka tych oracja panów posłów była,
Wszyscy oraz wołali, mówiło ich siła,
Bardzo głośno ochotą swą opowiadali,
Do szturmu im broniono, przyczyny pytali
Król JMść im samże krótko podziękował,
A nagrodą pojutrze pewną obiecował,
Ze im ex nunc nie dano, tumult uczynili,
Miądzy sobą takiego mądrego nabyli,
Rzekł ten: Ormianie tu są, tymi płaćmy sobie
Towarami, zarazem skoczyli w tej dobie,
Poszarpali chudaków, którym na tysięcy
Sto szkody uczynili, lecz pono więcej
Poszedłby był ten pożar, już Lesznianie byli
w strachu, ale hetman z żołnierzem przybyli
z chorągwiami, a noc też zaraz nastąpiła,
Że ledwie się swawola ta uspokoiła.
Tej nocy zaraz bramy dobrze opatrzono,
Także wbiegać hołocie do miasta broniono.
Było co z niemi robić nazajutrz, bo chcieli
Koniecznie wpaść do miasta, ale gdy widzieli,
Że już tam komisarze do miasta posłani,
W Zamku byli od wojska i senatu dani,
Ażeby wszystkie rzeczy porewidowali,
Te, które Szwedzi mieli i porabowali.

Tymczasem w pałacu Ossolińskich odbywały się roz­


mowy z komisarzami szwedzkimi. Przywieziony przez
nich akt poddania miasta zawierał podpisy Wittenberga,
Oxenstiemy, Weyhera, Erskeina, Cantherstena i Forgella.
Warunki kapitulacji ujęto w 15 artykułach. Ich posta-
nowienia były następujące:
- Feldmarszałek, Oxenstiema, Erskein oraz pozostali
oficerowie i urzędnicy opuszczą miasto swobodnie i
bezpiecznie. Załoga także opuści stolicę, eskortowana
przez Polaków do Torunia, ale z zastrzeżeniem, że wolny
wymarsz mają tylko rodowici Szwedzi i Finowie.
Natomiast „poddani i wasale Najjaśniejszego Króla
Polskiego (Kurlandczycy, Inflantczycy, Prusacy), którzy
byli dotąd w mieście lub pod znakami szwedzkimi,
zostaną na łasce Najjaśniejszego Króla Polskiego”.
Cudzoziemcom wolno będzie nadal pozostać w armii
szwedzkiej lub przyjąć służbę w oddziałach polskich.
- Po podpisaniu warunków kapitulacji załoga ma
opuścić nazajutrz stolicę, a Polacy mają zająć trzy bramy
miejskie, Zamek i klasztory leżące poza miastem.
Oficerowie szwedzcy mieli pozostać w mieście jeszcze
przez 3 dni w swych dotychczasowych gospodach, a po
ich upływie muszą opuścić Warszawę. Załoga, która do
czasu opuszczenia miasta ma przebywać w pałacu
Ossolińskich, wymaszeruje ze stolicy „z rozpuszczonemi
chorągwiami, zapalonemi lontami, przy huku bębnów i z
nabitą bronią”.
- Szwedzka załoga zostanie odprowadzona drogą
wodną lub lądową do Torunia przez konwój złożony z
dwustu jeźdźców, którym Wittenberg obiecał wolny
powrót.
- Wszystkie działa, znajdujące się na murach i w
Zamku, pozostaną w Warszawie.
- Chorzy i ranni żołnierze szwedzcy oraz osoby cywilne
także zostaną wysłane drogą wodną do Torunia. Obłożnie
chorzy pozostaną w stolicy do czasu wyzdrowienia, a
następnie udadzą się do obozu Karola. Taki los czekał
m.in. Benedykta Oxenstiemę i Jana Puchera.
- Zwłoki poległych żołnierzy i oficerów mają być
wywiezione „wodą czy lądem”, lecz pod warunkiem, aby
„pod
tym pozorem nie wywożono innych zabronionych
rzeczy”.
- Z rzeczy osobistych mogli Szwedzi wywieźć tylko te
przedmioty, które były ich własnością od dawna, tj. od
chwili przybycia do Warszawy, co okazało się trudne do
stwierdzenia. Wszelkie łupy zrabowane osobom prywat-
nym (mieszczanom warszawskim), jak i duchownym
(pochodzące z kościołów i klasztorów), miały zostać
zwrócone. Jan Kazimierz i komisarze mieli rozstrzygnąć,
ile pieniędzy może wywieźć z miasta każdy Szwed, a do
rozpoznania rzeczy zagrabionych powołana została przez
monarchę komisja.
- Szwedzkie damy wraz z dziećmi opuszczą miasto wraz
z wyznaczoną ochroną. Feldmarszałek został zobowią-
zany do przekazania zakładników, aby także polskie
kobiety pochwycone przez Szwedów na obszarze Prus
Królewskich zostały uwolnione.
- Koniuszemu litewskiemu Bogusławowi Radziwiłłowi
jako zdrajcy, nadal popierającemu Karola X Gustawa,
„odmówiono wszystkiego”.
- Strona polska żądała zwrotu zagrabionego archiwum
koronnego i zbiorów biblioteki królewskiej, które miały
zostać zwrócone.
- Wszelkie długi zaciągnięte przez Szwedów obecnych
w Warszawie podczas okupacji mają być spłacone.
- Jeńcy polscy przebywający w Warszawie zostaną
natychmiast uwolnieni.
- Załoga szwedzka podczas opuszczania murów stolicy
nie dopuści się żadnego podstępu. Chodziło o to, iż
feldmarszałek często odgrażał się, że w ostateczności
gotów jest wysadzić w powietrze siebie i załogę wraz z
Zamkiem. Polacy obawiali się podłożenia przez Szwedów
min podczas opuszczania przez nich miasta. Pamiętano
dobrze, jaką niespodziankę zgotował płk Dawid Sinclair
w Sandomierzu.
-Wittenberg w swoim imieniu, jak i pozostałych ofice-
rów, miał zaręczyć, iż wypuszczeni na wolność Szwedzi
nie podniosą oręża przeciwko Rzeczypospolitej w okresie
czterech miesięcy od podpisania aktu kapitulacji.
Wszystkie powyższe artykuły miały być zaprzysiężone,
co stanowiło podstawę swobodnego opuszczenia stolicy
przez załogę szwedzką” 51.
Negocjacje ze Szwedami o poddanie miasta miały burz­
liwy przebieg, gdyż komisarze znajdowali się pod stałą
presją kilkutysięcznej masy ochotników, którzy siłą byli
powstrzymywani od kontynuowania walki. Wydarzenia
z 1 lipca i kilku dni następnych, opisane wierszem, znaj­
dujemy w silva rerum Zygmunta Stefana Koniecpolskie­
go. Oto obszerny fragment dotyczący warunków kapitula­
cji miasta, przedstawionych Wittenbergowi do podpisu 52:
Przez traktaty Wittemberg albowiem traktował,
Z komisarzami polskimi to sobie warował,
Aby on sam, Oxestiem, oficerowie,
Wszyscy powychodzili wolno i Szwedowie
Insze, i wojsko wszystko co w Warszawie było
W oblężeniu, ażeby wolno wychodziło,
Z tym dokładem, by tylko z narodu szwedzkiego
Ludziom wyjście służyło, ale nie polskiego.
Inszym narodom, które z Szwedami służyli,
Wolno ze Szwedem iść, a którzy też służyli,
Chętni do służby Króla a Pana naszego,
Wolno każdemu czynić według zdania swego,
Żeby ich do Torunia dwieście prowadziło
Konnych naszych, aby im bezpieczniejsze było
Przejście, a ci poddani Królestwa Polskiego,
Co służyli pod Panem Królestwa Szwedzkiego,
Na łasce zostają Króla Pana swego.
51 Zob. warunki poddania miasta Warszawy z 1VII1656, R u d a w s-
k i, op.cit., t. II, s. 104-107; por. W e g n e r , op.cit., s. 95-97.
12 AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 156-159.
Jak zapieczętowane artykuły będą,
Te do wiadomości wszystkich wojsk przybędą
Wojsko szwedzkie z Warszawy zaraz niech wychodzi,
Króla polskiego ludziom, na trzy bramy godzi
Już się uniść i do Zamku, lecz przecie Szwedowie
W gospodach swych, do trzech dni oficerowie,
Którzy zechcą, zostawać mogą, po skończeniu
Trzech dni mają wychodzić, nie dając wytchnienia,
Czas i wojsku wychodzić ma ku pałacowi
Ossolińskiego zaraz, a owi gotowi
To uczynić i wyszli, a tamże stanęli,
Lepszej myśli niż w mieście, w tamtym miejscu byli,
Rozciągnąwszy chorągwie i z zapalonemi
Knotami, w bębny bijąc z rusznicami swemi,
Kule w gębie trzymając sposobem wojennym,
Żeby wyszli i z prochem z pulwersakiem pełnym,
Ci od wojska naszego mają prowadzeni
Być aż do Torunia, w zdrowiu stawieni.
Gdy też i naszym dwiema stam toż warowano,
Bezpieczeństwo od Szwedów mocno opisano,
Chorzy, ranni, ażeby wodą ich puszczono,
Wisłą do Torunia, by im iść nie broniono.
A ci, którzy ruszyć się i jechać nie mogą,
Którzy z ran i postrzałów mają boleść srogą,
Ci aby do pierwszego zdrowia tu mieszkali,
Lecząc się, a gdyby już z choroby powstali,
Wolno im żeby było ze swemi powrócić,
A każdemu do swojej ojczyzny się wrócić.
Ciała umarłych, lubo wodą lub wozami,
Aby im wolno wywieźć i z ichże rzeczami,
Takim jednak sposobem, by nie wieziono
Przy ciałach rzeczy, których im nie pozwolono,
Sprzęty swoje i rzeczy, wozy, konie, szaty,
Że wolno wywieźć Szwedom bez Polaków straty,
Jednak te, które by jedno własne ich byli,
A łupem naszej polskiej najmniej nie pachnęli,
A te rzeczy co szlachty także z dóbr złupione
Kościelnych i królewskich, aby zostawiono
Ornaty, złoto, srebro, na co wysadzeni
Od Króla i od Szwedów, zaraz naznaczeni,
Komisarze, ażeby tego pilnowali
Co by łupów Szwedowie nic nie zabierali.
Białegłowy, te wolno aby wypuszczono,
O Radziejowskim także kilka przyniesiono
Kondycyjej, ale o tym i nic mówić nie chcieli,
Wszyscy jako zdrajcę Polski odbieżeli.
Pisma wszystkie publiczne, aby powracali,
A więźniów by z obu stron zaraz uwalniali.
Obowiązują się też Wittemberg polskiemu
Królowi, iż do niedziel czterech ku szwedzkiemu
Wojsku się nie przyłączy z swoim gronem ludzi,
Ani w nieprzyjażń przeciw nam się nie pobudzi.
Warunki kapitulacji były dla Szwedów zaszczytne, gdyż
postanowiono wypuścić całą załogę, mimo iż poddała się
dopiero podczas trwania szturmu. Szwedzi nie byli tak
wspaniałomyślni, jak Jan Kazimierz pod Warszawą. Trzeba
jednak przyznać, iż załoga zasłużyła na szacunek. Prawie
2500 żołnierzy powstrzymywało ponad miesiąc olbrzymie
siły polsko-litewskie, które wraz z pospolitym ruszeniem
szacowano na ponad 60 tys. ludzi. Dopiero brak nadziei na
odsiecz i utrata kilku istotnych obiektów w mieście
spowodowały, iż feldmarszałek zdecydował się kapitu-
lować.
Jak pisał Kochowski, „załoga, złożona z tysiąca dwustu
żołnierzy, zgodnie z umową, została 1 lipca przepro-
wadzona do pałacu Ossolińskich, gdzie zaopatrzono ją w
żywność na trzy dni”53. Wittenberg opuścił Zamek, zajęty
przez pie-
53 K o c h o w s k i , op. cit., s. 188. Przekaz ten sugeruje, że podczas
oblężenia Szwedzi utracili ponad połowę załogi, co wydaje się jednak
mało prawdopodobne.
chotę Grotthauza; dwa pozostałe pułki piechoty królewskiej
(Butlera i Grodzickiego) obsadziły mury miejskie. Sam
feldmarszałek przeniósł się do ratusza, pozostali pułkowni­
cy skorzystali z gościnności mieszczan warszawskich.
Podczas wymarszu załogi szwedzkiej do pałacu Osso­
lińskich nie obyło się bez kłótni, kto ma prawo odejść. Po­
lacy, jak wspomniano, zgadzali się na opuszczenie stolicy
tylko przez żołnierzy narodowości szwedzkiej. Natomiast
w regimentach Karola X Gustawa, zaciąganych w Inflan­
tach i na Pomorzu, służyło wielu poddanych polskiego
monarchy. Dotyczyło to przede wszystkim części piechu­
rów dawnego regimentu Janusza Radziwiłła, ale i innych.
Wśród oficerów wspomnianej jednostki widzimy m.in.
kilku Kurlandczyków: Jana Lembike, Jana Lebla, Wilhel­
ma Jana i Mikołaja Korfów, Prusaków: Tobiasza Roppe-
la, Jana Scharmeghara, Francuza Piotra Dellini i Polaka
Jana Kazimierza Zelskiego - późniejszego majora drago­
nów 54.
Większości żołnierzy i oficerów tego regimentu za­
pewne nie wypuszczono, wcielając ich do polskich od­
działów zaciągu cudzoziemskiego. W następnych latach
kilku kapitanów tej jednostki widzimy w gwardii konnej
Jana Kazimierza pod komendą płk. Ernesta Jana Korfa.
Chodzi tu o jego krewnych, którzy wówczas dostali się
do niewoli, synów starosty orleńskiego Wilhelma Kor-
fa-Wilhehna Jana i Mikołaja. W ich sprawie interwenio­
wał u samego Bogusława Radziwiłła ojciec, dawny sługa
radziwiłłowski. Interwencja ta nie była konieczna, gdyż
obaj podjęli wkrótce służbę w gwardii rajtarskiej Jana
Kazimierza 55.
54 Te s s i n, op. cit., t.1, nr 215, s. 287.
55 Zob. rolle popisowe leibregimentu gwardii konnej Jana Kazimie­
rza z lat 1658-1662, AGAD, Akta Skarbowo-Wojskowe (ASW), dz.
85, nr 87, s. 57-80, nr 92, s. 275-314, nr 93, s. 127-138.
W oblężeniu stolicy aktywny udział wzięły masy ludo­
we. To właśnie żołnierze pochodzenia plebejskiego wy­
parli Szwedów z ich stanowisk, zdobywając Warszawę. To
nie oddziały regularne czy pospolite ruszenie narażały się
na największe straty. Dlatego wielu ówczesnych poetów
i pamiętnikarzy podkreślało zasługi i waleczność chło­
pów oraz czeladzi chorągiewnej w walce o odzyskanie
Warszawy. Tak pisał o nich w poemacie Wojna Chocimska
Wacław Potocki 56:
Szkoda ich lekceważyć, kędy co z zdobyczą
Pewnie ani postrzałów, ani ran nie liczą.
Dali próbę odwagi w szwedzkiej onej wrzawie,
Gdy szturmem Wittenberga dostali w Warszawie,
Który wczoraj triumjy swoje mierzył w strychy,
Nie wojsko, nie żołnierze, Holik wziął go łichy.
Niewiele przesadził zatem Jakub Łoś, pisząc że Polacy
„samymi prawie ciurami wzięli Warszawę”57. Oswobo­
dzona stolica przedstawiała widok żałosny: zniszczone
mury i bramy miejskie, wiele zdewastowanych i spalo­
nych dworów, pałaców oraz kościołów. Najbardziej ucier­
piała dawna rezydencja Adama Kazanowskiego. Strasz­
nie zniszczone były wnętrza Zamku Królewskiego. Des
Noyers, opisujący Warszawę po zakończonej okupacji
szwedzkiej, tak przedstawiał wygląd Zamku: „Szwedzi
tak bardzo zanieczyścili zamek warszawski, że nie jest
on zdatny do zamieszkania. Konie wprowadzali nawet do
komnat trzeciego piętra, które są pełne gnoju i ciał pole­
głych szwedzkich żołnierzy”58. Para królewska musiała
zamieszkać w pałacu Ujazdowskim.

56 W. P o t o c k i , Wojna Chocimska, wyd. A. B r u c k n e r , Kraków


1924, s. 52.
57 Pamiętniki Łosia, s. 16.
58 D e s N o y e r s , Lettres..., 27 VII 1656 r. z Warszawy, s. 212.
Z okazji oswobodzenia stolicy magistrat miejski, wdzię­
czny za uratowanie Starego Miasta przed zupełnym znisz­
czeniem, wybił pamiątkowy medal z wizerunkiem Jana
Kazimierza i napisem: „Providentia Dei, virtute optimi
Regis Varsavia a svecis liberata D. 1 Julii 1656” 59.

59 We g n e r, op. cit., s. 99.


W OSWOBODZONEJ STOLICY

Z okazji zdobycia Warszawy odprawiono przy huku dział


uroczystą mszę, w której uczestniczył Jan Kazimierz.
Radość z odniesionego zwycięstwa nie mogła jednak
przesłonić wielu problemów natury polityczno-militarnej,
piętrzących się przed polskim monarchą. Pierwszym
problemem, jaki należało rozwiązać, była sprawa jeńców
szwedzkich. Jak wiemy, już 1 lipca załogę zgromadzono
w pałacu Ossolińskich. Tego samego dnia wyprawiono
dziewięcioma szkutami do Nowego Dworu damy
szwedzkie, a wśród nich żonę i siostrę Douglasa1. Wiele z
nich próbowało ukryć cenne kosztowności, ale
„komisarze królewscy, wzorem szwedzkim, osoby obojej
płci wyjeżdżające trzęśli, nawet w opasaniu i na nogach
wiele dostatków znajdując”2. Odprowadzał je dworzanin
królewski, późniejszy starosta feliński Aleksander Wolf,
który za swe usługi otrzymał od Szwedów cenną nagrodę.
Gorzej wyglądała sytuacja ze zwolnieniem załogi szwe-
dzkiej. Pomimo iż w akcie kapitulacji miała zagwaran-
towany wolny wymarsz z bronią w ręku i rozwinię-
1 Tagebuch des Generalen Patrick Gordon..., s. 63; por. Kubala,
op. cit., s. 347.
2 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 101; K u b a 1 a, op. cit., s. 347.
tymi sztandarami, w obawie przed ekscesami i w celu
zapewnienia bezpieczeństwa znajdującym się w murach
Warszawy Szwedom, Jan Kazimierz nakazał zamknięcie
bram miejskich, a mury obsadzono silnymi strażami. Tak
pisał o tych wydarzeniach mieszczanin warszawski Pru-
szowski: „Bezpieczeństwu i wygodzie miasta wygadzając,
a bardziej jeszcze Szwedów w mieście zostających, nie
kazał (Jan Kazimierz - przyp. M. N.) nikogo wpuszczać,
aż kto by miał kartę własną ręką króla podpisaną” 3.
Wolny wjazd do miasta mieli jedynie senatorowie, wy­
żsi dowódcy wojskowi i komisarze. Zakazano również
opuszczać stolicę bez zezwolenia królewskiego. Obostrze­
nia te wprowadzono w związku z pogróżkami plebsu, po­
spolitego ruszenia i żołnierzy, domagających się zatrzy­
mania dowództwa szwedzkiego na czele z Wittenbergiem,
a także w celu ochrony mieszczan przed rabunkiem i za­
pobieżenia ewentualnemu wywiezieniu przez Szwedów
nagromadzonych skarbów. Wreszcie starano się uniknąć
za wszelką cenę powtórzenia wydarzeń z 1 lipca, kiedy
ochotnicy wymogli na królu szereg obietnic4.
2 lipca do pałacu Leszczyńskich, gdzie przebywał Jan
Kazimierz, przybyli dwaj przedstawiciele magistratu: Ka­
zimierz Pruszowski, pisarz wójtowski Starej Warszawy
i starszy gminny, oraz dostawca dworski Augustyn Orle-
mus. Ze znanych patrycjuszy nikt nie wyrażał ochoty sta­
wienia się przed majestatem królewskim w obawie przed
wymówkami za pośpieszną kapitulację miasta we wrze­
śniu 1655 r. Obaj wysłannicy wystąpili z prośbą, aby król
miał „na wiernych swoich poddanych wzgląd i baczenie,
a przy traktatach, jeżeli jakie będą, mieć pomnienie ra-

3 We g n e r, op.cit., s. 101; A. K er s t e n, Warszawa kazimierzow


ska 1648-1668, Warszawa 1971, s. 278.
4 S z c z o t k a , op. cit, s. 233-234.
czył”5. Nie znamy szczegółów audiencji. Wiemy jedynie,
że król rozwiał ich złudzenia w odniesieniu do
odszkodowań za poczynione przez Szwedów zniszczenia,
gdyż jak stwierdził podkanclerzy koronny Trzebicki, „co
się tycze szkód przez nieprzyjaciela poczynionych i okupu,
to już nie do naprawy, ani tego nieprzyjaciel nagrodzić
może”6. Oczywiście Jan Kazimierz zdawał sobie sprawę,
iż wyegzekwowanie od Szwedów zwrotu zagrabionego
mienia, archiwów i dzid sztuki będzie niezwykle trudne.
Następnego dnia, tj. w poniedziałek, do Zamku, gdzie
przebywali znaczniejsi więźniowie, przybył stolnik
sandomierski Jan Andrzej Morsztyn. W asystencji kilku
chorągwi odwiózł on Szwedów do pałacu Leszczyńskich,
gdzie w otoczeniu senatorów, dworzan i szlachty ocze-
kiwał na nich Jan Kazimierz. Do audiencji dopuszczono
Wittenberga wraz z Oxenstiemą, Forgellem, Cant-
herstenem i Weyherem. Król, pokazując im swą niechęć za
tak późne poddanie miasta, „nic się z miejsca nie ruszył”.
Na to feldmarszałek odparł, iż poddali się tylko na skutek
braku prochów oraz „płaczem i narzekaniem białych głów
poruszeni” 7.
Dumne odpowiedzi feldmarszałka, który mocno dał się
we znaki mieszczanom warszawskim, nie zrobiły dobrego
wrażenia na słuchających. Tymczasem po wyjściu
Szwedów przed obliczem monarchy stanęli przed-
stawiciele wojska i szlachty, domagając się zatrzymania
jeńców, a przede wszystkim Wittenberga i Oxenstiemy.
Żądano, aby więźniów pod dobrą eskortą przewieziono do
Zamościa lub Kamieńca Podolskiego. W petycji
skierowanej do króla delegaci wskazywali, iż wypuszczeni
na wol-
5 Wegner, op. cit., s. 102.
6 Tamże; por. K e r s t e n, Warszawa kazimierzowska, s. 279; K. H o
i z o w s k i , Żywot Andrzeja Zawiszy Trzebickiego, biskupa krakowskiego
i księcia siewierskiego, Kraków 1861, s. 36.
7 Awizy spod Warszawy z 5 VII 1656 r.,y.w., s. 170-172.
ność Szwedzi mogą być jeszcze groźniejsi niż dotychczas.
Zdając sobie sprawę, że niewypełnienie zaprzysiężonych
warunków postawi króla w kłopotliwej sytuacji, posłowie
prosili, aby zmianę decyzji ogłoszono pod ich naciskiem
i na nich zrzucono winę. W przeciwnym wypadku gro­
żono buntem i wypowiedzeniem służby, ostrzegając jed­
nocześnie, że następnego wystąpienia „hołoty” nie mają
zamiaru uśmierzać.
Z nastrojami wojska musiał się liczyć Jan Kazimierz,
tym bardziej że łagodne warunki kapitulacji wywołały
niezadowolenie nie tylko wśród hałastry, ale także po­
spolitego ruszenia. Część żołnierzy, pozbawiona łupu, za­
mierzała wraz z czeladzią zastąpić wychodzącym Szwe­
dom drogę, aby pomóc polskim komisarzom w ich rewi­
dowaniu.
Jan Kazimierz zamierzał dotrzymać wszystkich warun­
ków kapitulacji, lecz pod wpływem otoczenia i w obawie
o życie wychodzących oficerów zgodził się na propozycje
rady senatu. Feldmarszałek wraz z wyższym korpusem ofi­
cerskim miał być wywieziony do Zamościa, gdzie winien
przebywać, „dopóki burza się nie uśmierzy”8. Sam Witten­
berg, choć był zaskoczony decyzją polskiego monarchy,
nie protestował w obawie o swoje życie. Wiedział, iż sam
nie dotrzymał warunków kapitulacji Krakowa w paździer­
niku 1655 r., zatrzymując gwardię pieszą Jana Kazimierza
pod komendą Fromholda Wolfa i dragonię Czarnieckiego.
Oddziały te zmuszono następnie do służby pod sztanda­
rami szwedzkimi i poprowadzono pod Jasną Górę. Kilku

8 W e g n e r , op. cit., s. 105. W pamiętniku z okresu pobytu Szwe­


dów w Warszawie w 1656 r. czytamy, iż Wittenberg „sam upraszał
Jana Kazimierza, aby mógł pozostać jako zakładnik na jego łasce wraz
z 30 swemi oficerami” w obawie przed atakiem pospolitego ruszenia
z Wielkopolski, A. W e j n e r t (wyd.), Starożytności Warszawy, t. V,
Warszawa 1857, s. 301.
Dragoni z I połowy XVII wieku
Rajtaria z połowy XVII wieku
Stefan Czarniecki, kasztelan kijowski i regimentarz
wojska koronnego
Jerzy Sebastian Lubomirski, marszałek wielki koronny
Adolf Jan, książę Pfalz-
-Zweibrucken, genera­
lissimus szwedzki

Obozy szwedzkie pod Modlinem i Pomiechowem


Panorama Warszawy od strony Pragi z 1656 r.
Plan Warszawy z 1655 r. Zaznaczona linia murów miejskich i nowo
wybudowanych bastionów. Z obiektów miasta widzimy: 1 - rynek,
2 - ratusz, 3 - katedra św. Jana, 4 - Zamek Królewski, 5 - atrium
przedzamkowe, 6 - kolumna Zygmunta III Wazy, 7 - brama Kra­
kowska, 8 - brama Zakroczymska, 9 - przedmieścia, 10 - pałacyk
królewicza Karola Ferdynanda

Karol X Gustaw
Arwid Wittenberg, feldmarszałek Fryderyk Wilhelm Hohenzollern,
szwedzki elektor brandenburski

Korpus artylerii polskiej z połowy XVII wieku


oficerów, na czele z Wolfem, wbrew wcześniejszym posta­
nowieniom aresztowano. Dlatego feldmarszałek oświad­
czył jedynie z goryczą, iż „lepszą w słowie królewskim
pokładał nadzieję” 9.
Trudności, jakie wynikły z zaprzysiężenia przez Jana
Kazimierza traktatu ze Szwedami, dokładnie przedstawił
anonimowy poeta. Znaczną rolę w tych wydarzeniach
odegrali polscy komisarze:

Ci, gdy do Wittenberga, w Zamek przyjechali,


Naprzód u niego, tego się upominali,
By szwedzkie praesidium z miasta wyprowadził',
Zaraz takim porządkiem on swój lud prowadził,
Trzydzieści trzy chorągwie piechoty dość nędznej,
Jedenaście kornetów jazdy nieforemnej,
Do Ossolińskiego ich dworu prowadzono
I tam ich do pewnego czasu zostawiono.
Pod ten czas komisarze swej dość powinności
czyniąc, rewidowali niepotrzebnych gościt
Wittenberg z żalem wielkim prosił, aby chcieli
Do ukontentowania, żeby insi byli,
Wojska sposób*f a nie przez to sekwestrowanie,
Szkatuł\ skrzyń i tłumoków jego wytrząsanie.
Na to właśnie zaciągał, żeby był okupił,
Pewną summą swe rzeczy; których moc nałupił,
Swą szkatułę otworzył, wytrząsał szuflady,
Było z trzysta czerwonych, chłop od żalu blady;
-Do decyzyjej wzięli Króla JMci
Panowie komisarze, fecz jako nie prości,
Skrzynie spieczętowali, noc też nastąpiła,
Przy czym przez noc piechota, straż potężna była.

* aby znaleźli inny sposób do ukontentowania wojska.


9 Ku b a 1 a, op. cit., s. 349; We g n er, op. cit., s. 105.
W poniedziałek pan Morsztyn, stolnik sandomierski,
Do Zamku jechał, żołnierz stał gotowo bliski,
Po Wittenberga, Szwedów inszych prowadzili
Do Króla JMci, gdzie i senat byli.
Wittenberg, Forgiel, trzeci także Candistern,
Czwarty komendant jakiś, piąty Oxestern,
Niziuchno się kłaniali, po obocz stojącym
Stronach panom dworzanom, po cichu mruczącym,
Na złość Szwedów, a i prosto przed Majestat Pański.
Surowo na nich pojrzał, lecz jak chrześcijański
Pan (przecie nic się z miejsca nie ruszył) rzekł do nich,
Ganiąc to wiarołomstwo przeciw Sobie u nich,
I Rzeczypospolitej, ten upór ich ganił,
Że się z poddaniem miasta dawniej nie poranił.
Ten królowi pokornie bardzo odpowiedział,
Wittenberg, o wszech sprawach naszych
Pan nasz wiedział,
Rozkazanie onego pilnie musielichmy,
Zaczym wiary onemu dotrzymywalichmy,
Ale że czas odsieczy naznaczony minął,
Więc afekt zacnych matron, w nas jeszcze nie zginął,
Serca nasze rzewliwie a krwawo płakały,
Naszych, które lamentem swoim przerażały,
Przed Majestatem Waszej Jasności padamy,
Nie wątpiąc, że łaskę od niej otrzymamy.
Z animuszu Wittenberg bynajmniej nie spuścił,
Znać było z cery jego. Ledwo nie wyrzucił
Oxestern, też z oczu swych, bardzo na tyrana
Pierwszy poszedł, lecz wtóry na skromnego Pana.
Gdy tych więźniów do Zamku zaś odprowadzono,
Królowi JMci o tym oznajmiono,
Iże przyszli posłowie od szlachty, wojskowi,
A co mają w zleceniu, odprawić gotowi
Od Braci, którzy koło w polu uczynili,
Z tym posłowie do Króla wyprawieni byli,
Ażeby się spytali, czemu zawierano
Traktaty przez* nich z Szwedy, w kupie ich widziano,
Ażeby się Królowi z tym deklarowali,
łże oni traktatów tych nie podpisali,
Nie chcą też o nich wiedzieć, a zatym prosili,
I żeby ci więźniowie zatrzymani byli,
Póki wojna trwać będzie, a gdy tę skończymy
lub przez broń, bądź traktaty, pokój uczynimy
Na Rzeczypospolitej łasce zostać mają
I Króla JMci, wtenczas ją uznają.
A gdy takie poselstwo żołnierze czynili,
Przeciwne temu dworskich sentencyje były,
Lecz Król JMść przecie, tak się deklarował,
Aby wojsko ukoił, pięknie im dziękował,
łże statecznie wiary jemu dotrzymują,
A Rzeczypospolitej dobro upatrują.
Zatrzymać ich rozkaże, to kanclerz koronny
Przyłożył, nie wiem jak sądzić obie strony
Będą. Ale ojczyźnie z serca miłujący
Nie rozumieli, tylko tak a nie inaczej,
By ten tyran, heretyk, wielce nieprzyjazny
Kościołowi Bożemu, za swój nieuważny
Postępek, zbrodnie wielkie, jeszcze zatrzymany,
A do więzienia w ruskie kraje był za stary,
Z Cretenzykami bowiem słuszna cretenzować**,
Nie od rzeczy niewiernym słowa też nie chować,
W niektórych punktach zaraz, bowiem się znać dali,
Żydów, Szotów między swe ludzie namieszali,
Więc i dostatki swoje pokryli subtelnie,

* bez, tj. bez zgody szlachty i żołnierzy.


**Z Kreteńczykami (znanymi w starożytności kłamcami) trudna
rzecz traktować (w znaczeniu: dorównać im).
W ruśnice, w miejsca skryte pokładli fortelnie,
Po(d) chorych złota, srebra, kosztownych nakładli
Rzeczy, co nałupili, w kościołach pokradli.
Panowie komisarze potym przyjechali
Do Zamku, tam niemało skrzyń pełnych zastali
Po sklepach, gdzie stołowe srebro Radziwiłła
Bogusława i skrzynia też królewska była,
Ze srebrem stołowym i inszych bardzo wiele,
Którego moc nabrali w domach i kościele 10.

Tego samego dnia do miasta wjechali w znacznej asy­


stencji zbrojnych komisarze, wyznaczeni przez króla,
senatorów i wojsko, do spisania i opieczętowania skar­
bów nagromadzonych przez Szwedów w Zamku. Wśród
komisarzy, których było ok. trzydziestu, znajdujemy obu
hetmanów koronnych, Potockiego i Lanckorońskiego,
hetmana polnego litewskiego Gosiewskiego, kasztelana
kijowskiego Czarnieckiego i wojewodę smoleńskiego Fi­
lipa Kazimierza Obuchowicza.
Po opieczętowaniu skarbów, znajdujących się w Zam­
ku, komisarze przystąpili do konfiskowania szwedzkich
łupów. Wittenberg próbował przekupić kilku z nich, ale
widocznie suma 300 czerwonych złotych, którą znalezio­
no w jednej z szuflad, nie mogła ukontentować aż tylu
dygnitarzy. Pozostawiono więc tę sprawę do decyzji mo­
narchy.
Kiedy A. Wittenberg opuścił Warszawę wraz z pozo­
stałymi oficerami szwedzkimi nie wiemy. Wraz z Larsem
Canterstenem podskarbim królewskim, mjrem Johanem
Moritzem Wranglem, porucznikami Wrangelfeldem i Pe­
terem Hammarskjóldem oraz grafem Ludwikiem, przybyli
około godz. 5 po południu do Zamościa z ciekawością wi­

10 AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 250-256.


tani przez mieszkańców miasta11. Wielu z nich było wy­
cieńczonych trudami obrony Warszawy, a następnie po­
dróżą do twierdzy zamojskiej. Tym należy tłumaczyć, że
pod datą 4 sierpnia 1656 r. nasz pamiętnikarz zanotował,
iż zmarł Szwed graf Ludwik. Jednak w następnych latach
nie tylko zawiązali oni przyjaźnie z mieszkańcami i dy­
gnitarzami przebywającymi w Zamościu, ale także z sa­
mym rektorem Akademii, u którego często gościł szcze­
gólnie Peter Hammarskjold. Przykładowo B. Rudonicz
25 kwietnia 1658 opisał wspaniałą ucztę u mieszczanina
zamojskiego Jakuba Bemiego, na której obecni byli J.M.
Wrangel, L. Canterstem oraz P. Hammarskjold; ten ostat­
ni miał nawet ofiarować synowi rektora Kazimierzowi
pierścionek z diamentem, zapewne zrabowany w trakcie
walk w Rzeczpospolitej w pierwszych miesiącach ekspan­
sji w Polsce. Nie wszystkim jednak wiodło się tak dobrze.
A. Wittenberg, schorowany i stale liczący na odzyskanie
wolności, nie uczestniczył w tych spotkaniach, narażając
się nawet na uszczypliwe uwagi pod jego adresem swych
szwedzkich kolegów. Nie doczekał się wyjścia z niewoli
i zmarł w Zamościu 11 X 1657 r. „na wrzody w gardle” jak
to zanotował B. Rudomicz 12.
Problem spisania zdobyczy zagrabionej w Rzeczypospo­
litej zasługuje na szczególną uwagę, gdyż opieszała dzia­
łalność komisarzy przyczyniła się do osłabienia karności i
ducha bojowego polskiej armii. Żołnierze przecież liczyli
nie tylko, w zamian za wierną służbę, na skonfiskowane
srebra i inne skarby Bogusława Radziwiłła oraz szwedz­
kich dygnitarzy. Armia domagała się wypłacenia zaległego
żołdu, zapowiadając opuszczenie służby w wypadku nie-
11 B. R u d o m i c z, Efemeros czyli diariusz prywatny pisany w
Zamościu w latach 1656-1672, cz. I (1656-1664); oprac. M.K. K l e
m e n t o w s k i , W . F r o c h , Lublin 2002, s. 14.
12 Tamże, s. 59, 61.
spełnienia jej postulatów, tym bardziej że wartość
nagromadzonych łupów szacowano na ponad 2 miliony
złotych. Na komisarzach spoczywało zatem trudne za-
danie wydzielenia przedmiotów, które wcześniej należały
do kościołów i klasztorów, prywatnych właścicieli, tj.
głównie posiadaczy rezydencji warszawskich, aby w ten
sposób pozostałe dobra otaksować, przeznaczając je dla
wojska.
Jeszcze 27 lipca trwały prace komisarzy, skoro sekretarz
królowej Des Noyers pisał, iż „zdobyczy tej zbierze się
tyle, że na każdą polską chorągiew przypadnie około 5
tysięcy franków; wychodzi więc na to, że Szwedzi, nie
mając szeląga na zapłacenie swego wojska, płacą teraz
żołd naszej armii” 13.
Jednakże żołnierze nie otrzymali wiele z nagroma-
dzonych bogactw; stąd skargi i posądzenia o kradzież
pod adresem nie tylko komisarzy, ale i królowej Ludwiki
Marii, która uczestniczyła w pracach komisji zaraz po
przyjeździe do Warszawy. Jemiołowski pisał: „odpie-
czętowano potem od komisarzów skarby, ma li się
prawda rzec i nie ubogie, miasto pożytku wojsku,
niemało kłótni, ba i dalszych rozruchów nabawiły, bo
kiedy bez kilka niedziel około podziału tych skarbów (o
co wojsko dużo następowało) traktują, co zaraz osobliwie
specjalniejszych rzeczy ubywało i każdy na swoje koło
radę ciągnął komisarz, a było ich do tego ze
trzydziestu”14.
Towarzysz znaku pancernego Jakub Łoś jednym
zdaniem skomentował prace komisji: „Siła obiecywano
wojsku z tej zdobyczy, aleć to sami pobrali (komisarze -
przyp. M. N.), mało co wojsku dawszy fancików” 15.
Wespazjan Kochowski, spisujący swą kronikę wiele lat
po kampanii warszawskiej, wprost oskarżał dygnitarzy
13 Des N o y e r s , Lettres..., 27 VII 1656 r. z Warszawy, s. 212.
14 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 101.
15 Pamiętniki Łosia, s. 16.
Rzeczypospolitej o kradzież, pisząc: „Cała ta niez-
mierzona masa ruchomości doszczętnie znikła w rękach
ludzi, którzy ją mieli obrachować”, podczas gdy
„żołnierze czekali na przyrzeczone pieniężne podarki, ale
praca komisarzy postępowała opieszale i jakaś tajemna
siła, skryta w działaniach rachunkowych, powodowała, że
bogactwa topniały w rękach rachmistrzów, jak śnieg od
słońca. Skargi żołnierzy o rozkradanie skarbu przerwało
później nadejście szwedzkiego króla” 16.
W rzeczywistości zamiast wypłaty należnego żołdu
wypadło po 3 lub 4 złote na „każdego jeźdźca, a na jedną
chorągiew senatorską z półtorasta koni, jednę tylko czarę
srebrną rozdzielono, którą rozgniewane rycerstwo
ofiarowało natychmiast swemu porucznikowi” 17.
Zapewne nie wszyscy z komisarzy przywłaszczyli sobie
drogocenne kosztowności i wielu z nich zostało
niesłusznie o to oskarżonych, lecz przy tego rodzaju
działalności łatwo było o posądzenie, tym bardziej iż
prace komisji podejrzanie przedłużały się, drażniąc i
prowokując towarzystwo chorągiewne. Nie jest przy tym
istotne, czy rzeczywiście w rękach komisarzy pozostało
wiele kosztowności, ale atmosfera wokół tej kwestii
odzwierciedla ogromną nieufność prostych żołnierzy do
magnackich zwierzchników, gdyż w pracach komisji
uczestniczyli trzej hetmani i kilku dowódców pułków. Nie
napawało to optymizmem wobec zbliżającej się kampanii
z samym Karolem X Gustawem.
Tymczasem Szwedzi nie próżnowali. Mimo iż obaj
szwedzcy dowódcy, pozostający w warownych obozach
pod Modlinem i Pomiechowem, nie odważyli się przyjść
z pomocą oblężonej załodze Wittenberga, za wszelką
cenę starali się utrzymać newralgiczny węzeł
komunikacyjny

16 K o c h o w s k i , op. cit., s. 193.


17 W e j n e r t , op. cit., s. 303.
Rzeczypospolitej nad ujściem Narwi do Wisły. Dlatego
natychmiast przystąpili do odbudowy mostów łodzio-
wych na Wiśle i Narwi. Wkrótce umocnili na tyle szańce
przedmostowe za Wisłą (w Kazuniu) i za Narwią (Kępa
Szwedzka), że znajdujące się naprzeciw chorągwie
Czarnieckiego uznały za niecelowe atakowanie tych
pozycji. Książę Adolf Jan był przekonany, że Polacy
uderzą wkrótce na oba obozy, które blokowały wszelkie
działania strony przeciwnej w kierunku północno-
wschodnim (Prusy Książęce, Podlasie, Żmudź).
Bezczynność kilkunastotysięcznej kawalerii pod murami
Warszawy musi dziwić współczesnego czytelnika. Utrzy-
mywanie ogromnej liczby koni w okolicach stolicy coraz
bardziej wpływało na wyniszczenie tych rejonów, a ich
pobyt o tyle był bezcelowy, iż w działaniach oblężniczych
mogła brać udział tylko piechota i dragonia. Te kilka
dywizji kawalerii wraz z licznym pospolitym ruszeniem
mogli i powinni Polacy rzucić na płn.-wsch. Mazowsze,
aby w ten sposób okrążyć zgrupowanie pod Nowym
Dworem i zmusić Szwedów do opuszczenia stanowisk.
Tego zapewne obawiał się generalissimus, skoro w
raporcie do Karola X Gustawa domagał się posiłków.
Także atak sił polsko-litewskich na Prusy Książęce,
wobec rozdzielenia sił przeciwnika, rokował duże
nadzieje. Mógł on skłonić elektora do szybszego
związania się z Karolem w obronie zagrożonego lenna,
ale możliwe było także podjęcie konkretnych rozmów
pomiędzy Fryderykiem Wilhelmem a Janem Kazi-
mierzem. Niestety, strona polska nie podjęła działań ani w
kierunku Podlasia, ani Prus Książęcych, pozostając w
obozach pod Warszawą.
Planując działania ofensywne w kierunku Warszawy,
szwedzki monarcha nie mógł dopuścić do utraty
dogodnych pozycji w widłach Wisły i Narwi. 16 czerwca
wysłał bratu trzy nowo zwerbowane regimenty rajtarii i
jeden pie-
choty pod komendą Karola Magnusa, margrabiego Baden-
-Durlach. Siły te dotarły w okolice Modlina ok. 3 lipca,
już po upadku Warszawy.
Po traktacie malborskim (25 VI 1656) Karol X Gustaw
zbierał siły znajdujące się w Prusach Królewskich i na
czele ok. 4 tys. ludzi ruszył w kierunku Pasłęka, gdzie
ponownie spotkał się z Fryderykiem Wilhelmem. Ustalono
tu wstępny plan działania przeciwko zgrupowaniu
warszawskiemu. Następnie przez Łasin, Brodnicę, gdzie
urządzono kilkudniowy postój, dotarł król szwedzki do
Bryń-ska (4 VII). Tu otrzymał wiadomość o poddaniu się
załogi szwedzkiej w Warszawie. Przez Kluczbork i
Szreńsk, gdzie lustrował szwedzką kawalerię, 7 lipca
dotarł do Płońska, aby następnego dnia przybyć do obozu
swego brata pod Nowym Dworem.
Sytuacja, jaką zastał, nie wróżyła Szwedom nic dobrego.
Siły, jakimi dysponował Karol, tj. niecałe 10 tys. ludzi, nie
pozwalały na samodzielną akcję przeciwko Polakom, choć
szwedzki monarcha nosił się z zamiarem rozpoczęcia
natychmiastowych działań przeciw oddziałom polsko-
litewskim. Długotrwałe opady i brak paszy dla koni,
wskutek ogołocenia okolicy przez podjazdy Gosiew-
skiego, zmusiły go do biernego oczekiwania na siły
elektora.
Szwedom, znajdującym się w obu obozach, na wypadek
kapitulacji Warszawy Karol X Gustaw nakazywał
początkowo wycofać się ku Szreńskowi. Dlatego Adolf
Jan przystąpił do rozbierania mostów. Okazało się to
niepotrzebne, gdyż wezbrane wody zerwały obie prze-
prawy (po 9 VII), a w obozie modlińskim stanął długo
oczekiwany szwedzki monarcha.
Węzeł modliński, którego Polacy nie zlikwidowali,
bardzo przydał się przeciwnikowi. Nie tylko szachował
siły polskie pod Warszawą, ale umożliwił Szwedom
opanowanie sytuacji na północnym Mazowszu i Podlasiu.
Pamię-
tajmy, iż czerwcowe zagony sił litewskich pod komendą
Gosiewskiego i Szemberka zadały Szwedom duże straty.
Nadal jednak trzymali w swoich rękach wszystkie
przeprawy na Narwi, które Polacy zamierzali opanować.
Wy słany 25 czerwca na podjazd pułk Jacka Szemberka,
łowczego podolskiego, zniósł kilka skwadronów szwe-
dzkich, zagarniając również kilkaset koni.
Duże szkody wyrządzały ugrupowaniu Adolfa Jana i
Douglasa chorągwie litewskie, wysyłane nie tylko w celu
blokowania obozów przeciwnika, ale także utrzymania
komunikacji z oblegającym Tykocin pospolitym rusze-
niem szlachty łomżyńskiej, wiskiej i podlaskiej. Blokada
Tykocina trwała już ponad dwa miesiące, a uczestniczyły
w niej także regularne siły litewskie pod komendą płk.
Samuela Oskierki. Opanowanie tej pozycji przez siły
litewskie utrudniałoby komunikację ze Żmudzią i
Inflantami, więc Karol X Gustaw zaraz po przybyciu do
obozu modlińskiego zdecydował się udzielić Tykocinowi
pomocy.
Aby podkreślić, jak dużą rolę w planach szwedzkich
odgrywało opanowanie Podlasia i północnego Mazowsza,
cofnijmy się do wydarzeń mających miejsce kilka
miesięcy wcześniej.
Pod koniec 1655 r. bowiem w rękach Szwedów
znajdowała się niemal cała Korona poza województwami
południowo-wschodnimi z Kamieńcem Podolskim i
Lwowem. Nieudane oblężenie Jasnej Góry przez korpus
gen. Burcharda Mullera, który wycofał się z 26/27
grudnia w kierunku Siewierza oraz zawiązanie 29 grudnia
konfederacji w Tyszowcach przeciwko Szwedom, dopiero
zwiastowało odwrócenie się losów tej wojny18. Powrót do
ojczyzny Jana Kazimierza oraz nieudana kampania
zimowo-
18 Zob. o rezultatach kampanii 1655 r. tej wojny u J. W i m m e r a ,
Przegląd operacji w wojnie polsko-szwedzkiej 1655-1660; w: Wojna
polsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa 1973, s. 138-157.
-wiosenna Karola X Gustawa zakończona klęską wojsk
szwedzkich pod Warką (7 IV 1656) otworzyła możliwości
podjęcia ofensywy przeciwko siłom szwedzkim
rozlokowanym w większych miastach Rzeczypospolitej i
kontrolujących arterię wiślaną począwszy od Krakowa po
Toruń. Dla Jana Kazimierza sprzyjającą okolicznością
było to, że niemal cały naród chwycił za broń przeciwko
szwedzkiemu najeźdźcy, a na Podlasiu działania
przeciwko Radziwiłłom podjęły zbuntowane jego
chorągwie, które opuściły hetmana wobec jego sojuszu ze
Szwedami. Dramatyczną sytuację Litwinów pogarszała
ofensywa kniaziów Semena Urusowa i Jurija
Borjatińskiego na Brześć, który z trudnością obroniło
zgrupowanie Pawła Sapiehy regimentarza sił litewskich19.
Trudna sytuacja Litwinów naciskanych z jednej strony
przez Moskwę, z drugiej przez Szwedów, pragnących
odciągnąć Sapiehów od kontaktów z elektorem i
dyplomacją moskiewską, skłoniła tak P. Sapiehę, jak i
podkanclerzego lit. Kazimierza Leona Sapiehę do
nawiązania ściślejszych kontaktów z Karolem X
Gustawem20. Powrót króla oraz kierowane do szlachty
podlaskiej ordynanse, aby występowała przeciwko
Szwedom, wiążąc się z regimentarzem wojsk litewskich
P. Sapiehą zmieniły sytuację. Tym bardziej, że po śmierci
Janusza Radziwiłła wakowała buława wielka litewska, do
której wojewoda witebski nie był przecież jedynym
kandydatem. Porzucenie służby szwedzkiej tak przez
chorągwie koronne, jak litewskie było istotnym
elementem decyzji Pawła Sapiehy,

19O walkach pod Brześciem i Wierzchowiczami sił litewskich P. Sa


piehy najszerzej informuje praca J. Płosińskiego, Wyprawa kniazia Se-
mena Urusowa na Brześć (listopad-grudzień 1655 r.), w: „Mazowiec-
kie Studia Humanistyczne”, nr 1-2, r. 2003, s. 5-31.
20 J. P ł o s i ń s k i , Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657; Zabrze

2006, s. 67-69; por. A. R a c h u b a, Paweł Sapieha wobec Szwecji i Ja


na Kazimierza (IX 1655-11 1656); w: Acta Baltico-Slavica, t. 11, War
szawa 1977, s. 88-91.
który na kolejne monity królewskie, aby stawał u jego
boku 15 lub 16II 1656 r. wysłał do króla pułk pisarza
polnego lit. Aleksandra Hilarego Połubińskiego, a wkrótce
główne siły litewskie ruszyły w kierunku Sanu w celu
zablokowania armii Karola X Gustawa w widłach Wisły i
Sanu 21.
Zanim jednak doszło do działań sił polsko-litewskich
przeciwko Szwedom nad Wisłą, oddziały litewskie
zgrupowane na Podlasiu zostały zaskoczone przez księcia
Bogusława Radziwiłła, który po zniesieniu oddziału K.
Pokłońskiego zmusił do odwrotu siły Krzysztofa Sapiehy
blokujące Tykocin.
Dnia 26 II 1656 r., po zwinięciu oblężenia przez
Litwinów, Radziwiłł tryumfalnie wkroczył do twierdzy.
Wówczas właśnie wymienił jej załogę, zabierając ze sobą
niepewny regiment pieszy Jana Berka, który niemal dwa
tygodnie pertraktował z Litwinami w sprawie kapitulacji,
ustanawiając nowego komendanta twierdzy w osobie
Bogusława Przypkowskiego22. Wyprawa księcia B.
Radziwiłła nie powiodła się, choć w swej autobiografii
pisał o szeregu zwycięstw nad konfederatami litewskimi.
Czytamy bowiem o tryumfach koniuszego litewskiego,
idącego pod Tykocin, aby go odblokować: „biegłem tedy
do ciała (Janusza Radziwiłła - M.N.), ale przyjeżdżając do
Kamieńca Mazowieckiego, dowiedziałem się, że młody
J.M. Sapieha (Krzysztof) Tykocin obległ. Zebrawszy tedy,
com jeno mógł ludzi, szedłem na odsiecz Tykocinowi,
żebym ciało nieboszczyka książęcia, nad którym się
pastwić chciano, deliberował. Zemściłem się też nad
Korotkiewiczem (Samuelem), który mi ludzi pod Zaszków
był pobuntował, bom na głowę pułk jego w Choroszczy
zniósł, tak że ledwo sam uszedł. Skąd do Warszawy idąc,
wszystko dobrze
21 Zob. o tych walkach w pracy A. K e r s t e n a , Stefan Czarniecki
1599-1665, Warszawa 1963, s. 277-283.
22 J. P ł o s i ń s k i , Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657, s. 80-82.
sprawiwszy, dowiedziałem się, że chorągiew sapieżyńska
w Janowie będąca gotowała się napaść na mnie. Poprze­
dziłem ją tedy i zniosłem wszytką”23. Oczywiście rzeczy­
wistość była odmienna, gdyż choć księciu udało się opa­
nować Janów Podlaski (9 marca 1656), to dwa dni później
został pobity przez Litwinów wysłanych przez P. Sapiehę
kierującego się z głównymi siłami na Brześć, a następnie
do obozu królewskiego24. Nie wydają się jednak wiarygod­
ne doniesienia, że książę zaledwie z kilkoma towarzyszami
schronił się po dwóch dniach ucieczki w Tykocinie, skoro
już 18 marca podjął kolejną wyprawę w celu połączenia
się z posiłkami szwedzkimi, które prowadził płk Fabian
Berens. Do połączenia doszło w Rogowie, skąd po prze­
prawie przez Bug pod Kamieńcem Litewskim miał rozbić
grupę Samuela Łukomskiego, którego wziął do niewoli,
zdobywając trzy sztandary chorągwi litewskich. Bitwa ta
miała miejsce 30 lub 31 marca 1656 r.25. Dnia 1 kwietnia
książę wysłał list do szlachty brzeskiej, strasząc ją presi-
diami szwedzkimi w przypadku nieukorzenia się przed Ka­
rolem X Gustawem, którego wojska już Bug przechodzą.
,, I tak radzę, żebyście W.M. moi Miłościwi Panowie zosta­
jąc sine sufficiente presidio z submisyją się swoją ozwali
królowi Jego Miłości szwedzkiemu, który nie tylko nastę­
pować nie każe, ale choć cum presiudicio województwa
23 Autobiografia Bogusława Radziwiłła, oprac. T. W a s i l e w s k i ,
Warszawa 1979, s. 137.
24 J. Płosiński, Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657, s. 85-89;

por. W. M a j e w s k i , Potop szwedzki (1655-1660)', w: Z dziejów


woj­ skowych ziem północno-wschodnich Polski, cz. I, pod red. Z. K o s
z -tyły, Białystok 1986, s. 87-88.
25 Bitwę pod Kamieńcem Litewskim datuje na 30 III W. Majewski, a

dzień później J. Płosiński; zob. J. P ł o s i ń s k i , Potop szwedzki na


Podlasiu 1655-1657, s . 8 6 ; W . M a j e w s k i , Potop szwedzki
I
(1655-1660), s. 8 8 .
podlaskiego wojska swe wyprowadzi”26. Szlachta jednak,
może traktując sprawę niepoważnie (1 kwietnia - prima
aprilis), a z drugiej strony mając oparcie w siłach litew­
skich i fortecy brzeskiej, stanowczo odmówiła współpracy
z Radziwiłłem i Szwedami. W liście do koniuszego litew­
skiego pisała szlachta, że „nam za Boga, za Pana i swo­
body nasze dulce et decorum było umierać. Nie wygasła
taż ochota i teraz ad similes ausus, których documentum
gęstymi nieprzyjaciół Króla, Pana naszego mogiłami te są
pola. Te i W. Ks. M. admonebunt, abyś na województwo
nasze oraz Ojczyznę, miłą matkę, nie następował”27. Brak
poparcia szlachty i odejście z Podlasia posiłków szwedz­
kich F. Berensa zmusiło księcia do poniechania wszel­
kich prób blokady Brześcia i wycofania się przez Mielnik
na Mińsk Mazowiecki, a następnie Warszawę, do której
dotarł 17 kwietnia. Tu doszło do spotkania z Karolem X
Gustawem dla opracowania planów dalszej walki z siłami
Jana Kazimierza.
Załogi pozostawione przez B. Radziwiłła w Mielni­
ku, Nurcu i Janowie Podlaskim zostały bądź wycięte,
bądź poddały się oddziałom litewskim wracającym znad
Sanu. Przykładowo 27 kwietnia poddała się załoga Jano­
wa Podlaskiego28. Ponownie inicjatywę przejęły oddziały
litewskie, a około 11 maja płk Samuel Oskierka29 wraz ze
swoim pułkiem i okoliczną szlachtą rozpoczął ponowną
blokadę Tykocina, której posiłków w lutym skutecznie do­
starczył koniuszy litewski Bogusław Radziwiłł.
26 B. Radziwiłł do szlachty województwa brzeskiego z Kamień­
ca Litewskiego 1 IV 1656; w: Autobiografia Bogusława Radziwiłła.
s. 222-223.
27 Respons do Książęcia Jegomości od województwa brzeskiego

z Brześcia Litewskiego 1 kwietnia 1656; tamże, s. 224-225.


28 W. M aj e w s k i, Potop szwedzki (1655-1660% s. 88.
29 T. W a s i l e w s k i , Oskierka Samuel; w: Połski Słownik Biogra­

ficzny, t. XXIV/2, Wrocław 1979, s. 362-365.


Wydarzeniom pod murami Tykocina warto poświęcić
nieco uwagi, gdyż były one bacznie obserwowane przez
obie strony konfliktu. Opanowanie bowiem tego regionu
wraz z przeprawami na Narwi stwarzało dla polskiego
dowództwa duże możliwości w rozwinięciu uderzenia na
Prusy Książęce, co niepokoiło elektora wobec przygoto­
wań do planowanej ofensywy na zgrupowanie warszaw­
skie Jana Kazimierza. Około 11 maja płk. Samuela Oskier-
kę30 widzimy pod murami Tykocina, który bezskutecznie
z pospolitym ruszeniem szlachty próbuje zdobyć. Dla obu
stron konfliktu Tykocin był ważnym punktem obronnym,
ułatwiając przemieszczanie się oddziałów z Litwy poprzez
Podlasie na północne Mazowsze. Stąd wieści o rozpoczę­
tej blokadzie twierdzy mocno zaniepokoiły Bogusława
Radziwiłła, a nie będąc pewny czy załoga wytrzyma nowe
oblężenie, starał się w razie jego zdobycia zyskać przy­
chylność dostojników litewskich na czele z jego krewnym
Jerzym Karolem Hlebowiczem, starostą żmudzkim. Ksią­
żę obawiał się, aby w ręce powstańców nie wpadły listy
tak jego, jak i ś.p. Janusza Radziwiłła hetmana w. lit. do
Karola X Gustawa i innych Szwedów, odsłaniające kuli­
sy ugody kiejdańskiej. Stąd pisał do starosty żmudzkiego,
aby sprzęt i majątek ruchomy oddano w ręce małżonki
Hlebowicza z domu Radziwiłłówny, a „pieniędzy co było,
tom z sobą wziął, wszystkie srebra najbardziej proszę,
żeby skrzynia żelazna [ze] sprawami nie była od Jej Mi­
łości pani siostry oddalona, także druga skrzynia dębowa,
wielka, płaska, słuckiego snycerza roboty, w której nie
masz nic nad listy niektóre prywatne”31.

30 Tamże, s. 363-364.
31 B. Radziwiłł do J.K. Hlebowicza z Malborka z maja lub czerwca
1656 r.; w: Autobiografia Bogusława Radziwiłła, oprac. T. W a s i 1 e w -s
ki, Warszawa 1979, s. 228-231.
Widzimy więc, że wiele archiwaliów nie zdążył B.
Radziwiłł wywieźć z Tykocina wiosną tr. w trakcie
pierwszego swego tamże pobytu.
Działania S. Oskierki pod Tykocinem zaalarmowały
także kwaterę Karola X Gustawa. W systemie bowiem
komunikacyjnym przepraw na Narwi Tykocin odgrywał
istotną rolę. Szwedzi obsadzili nie tylko Pułtusk, ale
Różan, Ostrołękę, Łomżę oraz Wiznę, przejmując
kontrolę nad dorzeczem Narwi i w ten sposób
umożliwiając kontakt swych rozrzuconych korpusów od
Żmudzi po płn. Mazowsze. Spodziewana utrata Tykocina
byłaby bolesną stratą dla dowództwa szwedzkiego,
umożliwiając jednocześnie Litwinom szachowanie
garnizonów sił przeciwnika. Twierdza była dobrze
przygotowana do obrony, gdyż koniuszy opuszczając
Podlasie wiosną tr. wycofał piechotę z regimentu Jana
Berka, zastępując ją nowymi żołnierzami pod
dowództwem nowego komendanta, zaufanego sługi
Bogusława Przypkowskiego”32. Relacje, ilustrujące
działania S. Oskierki pod murami Tykocina, szacowały
przesadnie jego siły nawet na 18 ty sięcy ludzi. W
rzeczywistości dysponował swoim pułkiem i szlachtą
pospolitego ruszenia podlaskiego, wiskiego i łom-
żyńskiego; razem około 2-3 tysięcy ludzi. Jednak
współpraca ze szlachtą, począwszy od ścisłej blokady
twierdzy faktycznie rozpoczętej od 9 czerwca, układała się
od samego początku źle. Pułkownik siłą zmuszał szlachtę,
aby stawiła się pod jego komendę do działań
oblężniczych, a także do aprowizacji swego pułku. Stąd
nie dziwi nas, iż dziesięciotygodniowa blokada twierdzy
nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Doszło nawet
do tego, że dowódcy pospolitego ruszenia ziemi bielskiej
Stanisław Lewicki i Władysław Ołdakowski zostali przez
S. Oskierkę uwięzieni. Stałe jego

32 J. P ł o s i ń s k i, Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657, Zabrze


konflikty z dowódcami chorągwi szlacheckiego pospo-
litego ruszenia zaowocowały tym, że szlachta wysłała
posłów do Jana Kazimierza w osobach Stefana
Niewiarowskiego i Krzysztofa Żelskiego ze skargą na
pułkownika. Z obozu pod Warszawą 26 VI 1656 r.
zawiadamiali szlachtę, zgromadzoną pod Tykocinem, o
swym rychłym powrocie oraz o wyznaczeniu ich
komisarzami JKMci nad wszystkimi siłami blokującymi
Tykocin. Działania delegacji szlacheckiej musiały
dotrzeć do S. Oskierki, gdyż zdecydował się energiczniej
prowadzić oblężenie, aby twierdza wpadła w jego ręce
przed przybyciem komisarzy. W początkach lipca
przeprowadził dwa szturmy, oba nieudane, przy czym w
trakcie drugiego próbował zsynchronizować atak na mury
z działaniami flotylli rzecznej na Narwi. Barki rzeczne
zostały jednak zatopione ogniem artylerii zamkowej, a
szturm odparty. Wkrótce płk S. Oskierka wyjechał do
Jana Kazimierza do stolicy, wytłumaczyć się ze swych
dotychczasowych działań pod Tykocinem, a komendę
nad oddziałami objęli przybyli komisarze królewscy.
Przebywająca pod murami Tykocina szlachta i żołnierze
z pułku S. Oskierki nie przypuszczali, że przeciwnik
przygotowuje kolejną wyprawę odsieczową dla obleganej
twierdzy.
Wobec projektowanej wyprawy sprzymierzonych na
odsiecz oblężonej Warszawy Karol X Gustaw nie mógł
pozostawić tak silnego zgrupowania na swojej północnej
flance, które blokowało jednocześnie żeglugę na Narwi.
Stąd w liście z 8 lipca do Fryderyka Wilhelma pisał, iż
nakazał już organizację odsieczy B. Radziwiłłowi i
dlatego konieczne jest wsparcie dla księcia od strony
Ostrołęki w postaci choćby regimentu rajtarii Heinricha
Wallenrodta. Dzień później, w kolejnej korespondencji
do elektora, szwedzki monarcha prosił go o wysłanie
większego oddziału w sile 800-1000 ludzi, który
blokowałby Litwinów
od północnego wschodu33. W skład korpusu idącego na
odsiecz Tykocina pod komendą koniuszego litewskiego
weszły obok jego sił także oddziały przekazane przez Ka­
rola X Gustawa pod dowództwem gen. Roberta Douglasa.
Miał on prowadzić aż osiem regimentów rajtarii i dwa dra­
gonii, z których większość możemy zidentyfikować:
- regiment dragonii Georga Friedricha von Kanitza,
- regiment dragonii księcia Bogusława Radziwiłła pod
komendą Eberharda Puttkamera,
-regiment rajtarii Arvida Wittenberga pod komendą
ppłka Petera von Kissela,
- regiment rajtarii Israela Ridderhjelma,
- regiment rajtarii Roberta Douglasa,
- regiment rajtarii Johanna von Waldecka” 34.
Razem siły prowadzone przez dowódców szwedzkiego
monarchy liczyły nie więcej jak 3 tysiące żołnierzy z kilko­
ma działkami regimentowymi. Oddziały te ruszyły w nocy
z 9/10 lipca spod Modlina w kierunku Pułtuska, gdzie do­
tarłszy, książę nakazał zniszczenie przeprawy przez Narew
oraz wysłał dwa podjazdy dla ułowienia języka w stronę
Ostrołęki i Kamieńca Mazowieckiego. Dowodzący pod­
jazdem ostrołęckim E. Puttkamer, po dotarciu do tego
miasta, spalił mosty na Narwi oraz schwytał kilku jeńców.
W tym samym czasie B. Radziwiłł z Pułtuska maszero­
wał już prawym brzegiem Narwi, zajmując kolejno Różan
iWiznę. Dnia 13 lipca oddziały szwedzkie, po przepra­
wieniu się przez Narew, wyszły na trakt tykociński. Idący
w awangardzie dragoni księcia pod Puttkamerem uderzyli

33 KarolX Gustaw do Fryderyka Wilhelma z 8 i 9 VII 1656 r. z obozu


pod Nowym Dworem; w: Urkunden und Acktenstücke zur Geschichte
des Kurfürsten Friedrich Wilhelm von Brandenburg, t. VIII,
BerlinLeipzig 1879, s. 86-87.
34 Spis sił podaje J. P ł o s i ń s k i , Potop szwedzki na Podlasiu, s. 98.
na furażerów S. Oskierki, a rozbitkowie litewscy przynie­
śli wieści o nadciąganiu odsieczy pod mury Tykocina. Ob­
legających uratowała przytomność umysłu dowódcy tego
oddziału picowników, którzy wycofując się, zniszczyli
jedyną przeprawę na rzeczce Ślinie w okolicach Targoni,
co zmusiło Szwedów do zaprzestania pogoni i naprawy
mostu. Dało to kilka godzin czasu, aby oblegający mogli
zawczasu zwinąć oblężenie.
Zastępujący płk. S. Oskierkę komisarze JKMci: S. Nie­
wiarowski i K. Żelski podjęli w tej sytuacji jedyną moż­
liwą decyzję natychmiastowej rejterady spod Tykocina.
Dalszy pobyt pospolitego ruszenia pod murami twierdzy
groził rozbiciem ich sił. Zaskoczenie jednak tak nagłym
pojawieniem się Szwedów z B. Radziwiłłem było duże,
o czym świadczyły pozostawione tabory, których nie zdo­
łano w tak krótkim czasie przygotować do wymarszu. Aby
zmylić pogoń oddziałów szwedzkich, podzielono własne
siły na dwie grupy. Jedna, południowa, miała kierować się
na południowy wschód w kierunku Suraża, a druga, północ­
na, na północny wschód. Już jednak w trakcie odbudowy
mostu na rzeczce Śliń doniesiono koniuszemu, że nie uda
się zaskoczyć Litwinów pod Tykocinem, gdyż rozpoczęli
odwrót. Stąd natychmiast pchnął dwa regimenty: dragonii
Georga Friedricha von Kanitza oraz rajtarię A. Wittenberga
pod komendą Petera von Kiessela w kierunku Suraża, aby
w ten sposób odciąć wycofujące się oddziały spod Tykoci­
na. Do walki doszło na przeprawie pod dworem Szczawiń­
skiego w odległości zaledwie 1,5 mili od twierdzy. Straty
w ludziach nie były duże, a w ręce Szwedów wpadła część
szlachty oblegającej Tykocin. Dopiero nad ranem przeciw­
nik zajął tabory porzucone pod twierdzą, zajmując kilka­
set wozów z prowiantem, dwa działa spiżowe, wóz pełen
hakownic i granatów ręcznych oraz inne „apparamenta
Wojenne”. Za siłami płk. S. Oskierki miał ruszyć także re-
giment rajtarii Israela Ridderhjelma, ale Szwedzi nie mogli
już poszczycić się większymi sukcesami, znosząc jedynie
drobne partie pospolitego ruszenia.
Zadanie postawione przed R. Douglasem i B. Radziwiłłem
przez Karola X Gustawa zostało wykonane. W dniu 14 lipca
książę koniuszy w towarzystwie oficerów szwedzkich, po
przeprawie przez Narew, wkroczył w mury Tykocina hucz­
nie z kanonadą artyleryjską witany przez komendanta załogi
- Bogusława Przypkowskiego i zaufanego sługę radziwił-
łowskiego - Jana Mierzeńskiego. Jeszcze tego samego dnia
wysłał B. Radziwiłł raport do króla szwedzkiego, informując
go o odblokowaniu Tykocina i pobiciu sił S. Oskierki. Sam
rozłożył wokół twierdzy żołnierzy na krótki odpoczynek
po kilkudniowym intensywnym przemarszu spod Modlina.
Obaj dowódcy otrzymali stanowczy rozkaz Karola X Gusta­
wa, aby natychmiast wracali do obozu generalnego pod No­
wym Dworem wobec przygotowań do generalnej rozprawy
z siłami polsko-litewskimi Jana Kazimierza. Stąd 17 lipca
wczesnym rankiem B. Radziwiłł z R. Douglasem nakazali
swym oddziałom wymarsz spod Tykocina, uwożąc ze sobą
najcenniejsze rzeczy po hetmanie J. Radziwille, a przede
wszystkim archiwum W. Ks. Lit. przechowywane przezeń
w murach tykocińskich. Koniuszy litewski zdawał sobie
sprawę, że wojna przybiera niekorzystny obrót dla Szwedów
i być może jest to ostatnia okazja wywiezienia z Tykocina
wszystkich precjozów i akt. Stąd aż trzy dni trwał jego po­
byt w Tykocinie. Traktem przez Wiznę na Łomżę, Ostrołę­
kę i Różan książę kierował się do Nowego Dworu. Dystans
dzielący Tykocin od umocnień pod Nowym Dworem, tj.
około 150 kilometrów przebyli Szwedzi zaledwie w ciągu
5 dni35. Oddziały uczestniczące w operacji podlaskiej wzięły
35 W. M aj e w s k i, Potop szwedzki (1655-1660); w: Z dziejów woj­
skowych ziem północno-wschodnich Polski, cz.l, pod red. Z. K o s z -
t y ł y , Białystok 1986, s. 90-92.
udział w bitwie warszawskiej, gdyż koniuszy litewski sta-
nął w obozie Karola X Gustawa już 22 lipca36. Zaskoczone
szybkością manewru przeciwnika dowództwo polskie nie
zdołało zorganizować przeciwnatarcia i rozbić oddziałów
B. Radziwiłła, podążających spod Tykocina. Decyzja o
wysłaniu hetmana polnego litewskiego W. Gosiewskiego
na odsiecz oblegającym była mocno spóźniona.
Tymczasem wycofujący się spod Tykocina pułk S.
Oskierki 17 lipca dotarł do Brańska, który wraz z okolicami
doszczętnie ograbił, nie wiedząc, że jego starostą nie jest
już B. Radziwiłł, a Jerzy Karol Hlebowicz, któremu
przekazał to starostwo Jan Kazimierz za zasługi wojenne37.
Natomiast partie pospolitego ruszenia szlachty podlaskiej,
wiskiej i łomżyńskiej rozpierzchły się do domowych
pieleszy, czekając na dalszy rozwój wypadków. Już
wkrótce pospolitacy ponownie staną pod bronią wraz z
pojawieniem się sił litewskich hetmana polnego lit. W.
Gosiewskiego. Jan Kazimierz bowiem już w dniu 16 lipca
miał relacje z walk pod Tykocinem i aby wspomóc szlachtę
i wzmocnić ich opór przeciwko Szwedom, zdecydował się
wysłać Litwinów pod mury Tykocina. Jak już
wspomnieliśmy, wysłanie tych sił w początkach lipca być
może przyspieszyłoby zdobycie twierdzy oraz stworzyło
groźną sytuację operacyjną dla armii szwedzko-bran-
denburskiej przygotowującej się do kampanii przeciwko
zgrupowaniu warszawskiemu wojsk Jana Kazimierza. W
zaistniałej sytuacji polski monarcha pozbawiał się ponad
dwutysięcznej jazdy, która, jak się okazało, nie była w
stanie ponownie dotrzeć pod Warszawę, aby wziąć udział
w trzydniowej batalii z siłami sprzymierzonych.
34 T . W a s i l e w s k i (wyd.), Bogusław Radziwiłł. Autobiografia,
Warszawa 1979, s. 63; por. J . P ł o s i ń s k i , Potop szwedzki na Podlasiu
1655-1657, s. 183.
31 O pobycie ludzi S. Oskierki w Brańsku pisze w swym diariuszu

J.A. Chrapowicki, Diariusz, cz.l, oprac. T. W a s i l e w s k i , Warszawa


1978 .s. 95
Widzimy zatem, iż węzeł modliński nie tylko skutecznie
powstrzymał Polaków od działań ofensywnych w kierun­
ku północno-wschodnim, ale, po oczyszczeniu północnego
Mazowsza i Podlasia z sił pospolitego ruszenia i partyzant­
ki chłopskiej, Szwedzi poprzez odblokowanie Tykocina
przywrócili komunikację z Podlasiem, Żmudzią, a także
Inflantami, gdzie toczyli ciężkie walki z Rosjanami o Rygę.
Dopiero teraz mógł Karol przystąpić do realizacji operacji
warszawskiej, tym bardziej iż otrzymał od gen. mjr. Hansa
Bóddekera dokładne informacje o przeciwniku.
Bóddeker 10 lipca został wyprawiony z Zakroczymia
na czele własnego regimentu rajtarii, lewym brzegiem
Wisły, w celu rozpoznania stanowisk polskich. Miał zo­
rientować się, czy gros sił koronnych znajduje się nadal
na lewym brzegu rzeki. Bóddeker dotarł aż do Błonia, wy­
wołując panikę wśród polskich dowódców, przekonanych,
iż dojdzie wkrótce do walnej rozprawy ze Szwedami.
Na wieść o nadciągającym przeciwniku ruszył w kierun­
ku Zakroczymia sam Jan Kazimierz, zabierając ze sobą
przede wszystkim pułki jazdy, stojące dotąd bezczynnie.
Wobec wycofania się Szwedów polski monarcha, z bra­
ku artylerii, nie kusił się o opanowanie przedmościa pod
Kazuniem. Widząc dobrze oszańcowany obóz Adolfa Jana
powrócił spod Zakroczymia do Warszawy.
W drodze powrotnej zabiegli mu drogę przedstawiciele
magistratu Starej Warszawy i wręczyli 100 czerwonych zło­
tych w jedwabnym woreczku. Zaskoczony tym darem Jan
Kazimierz miał odpowiedzieć: „Nie potrzeba tego, niebo­
żęta, nawydawaliście teraz dosyć, ale kiedyście tak ochotni,
dajcie, nie mam ci teraz nic przy sobie w kieszeni, dziękuję
wam”38. Wydarzenie to, które opisał Pruszowski, obrazuje,
w jak trudnej sytuacji finansowej znajdował się monarcha.

38 W e g n e r , op. cit., s. 103; K e r s t e n , Warszawa kazimierzowska.


s. 279.
Kilkakrotnie ogłaszano wyprawę na stanowiska Szwedów
w widłach Wisły i Narwi, lecz do żadnej akcji nie doszło.
Przeciwnik liczył się przecież z możliwością uderzenia
Polaków na obozy pod Pomiechowem i Zakroczymiem,
dlatego też Adolf Jan otrzymał zgodę na opuszczenie tych
stanowisk w razie rozpoczęcia działań przez oddziały
polsko-litewskie. Dlatego nie dziwi nas krytyka poczynań
polskiego dowództwa, podjęta przez wojewodę poznań-
skiego Jana Leszczyńskiego: „Przyznać muszę wiele
niewłaściwości z naszej strony, albo nie wiem, jak je
nazwać, bo były przewidziane, ale im nie zapobieżono, bo
to więcej niż pewne, że nie tylko Warszawa wzięta być
mogła, ale i Douglas zniesiony albo znacznie
zrujnowany” 39.
Sytuacja uległa radykalnej zmianie wraz z zerwaniem 9
lipca mostu pod Warszawą. Wezbrane wody Wisły
zerwały także obie przeprawy łodziowe, wybudowane
przez Szwedów pod Zakroczymiem i Nowym Dworem.
Było to spowodowane ulewnymi deszczami, padało
bowiem nieprzerwanie od 2 lipca, zniechęcając rozłożone
oddziały do wszelkich działań wojennych. Jednak gdy
Szwedzi po przybyciu Karola X Gustawa rozpoczęli
usuwanie szkód, przystępując natychmiast do naprawy
zerwanych przepraw, Polacy zwłóczyli z odbudową
mostu na brzeg praski, oczekując poprawy pogody.
Zniweczyło to plany polskiego dowództwa, które po
rekonesansie Jana Kazimierza pod Zakroczymiem
planowało uderzyć jednocześnie na oba obozy szwedzkie,
korzystając z nieobecności sił elektorskich. Część sił
koronnych miała uderzyć lewym brzegiem Wisły na
szańce przedmostowe pod Zakroczymiem, podczas gdy
główne siły winny po stronie praskiej sforsować Narew i
uderzyć na obóz Adolfa Jana.

39 Jan Leszczyński do księdza Jerzego Schónhoffa z Częstochowy


9 VIII 1656 r., B. Czart., rkps 384, s. 444-447; zob. W e g n e r , op.
cit., s. 108.
Plan upadł, gdyż przerzucenie koroniarzy na prawy
brzeg Wisły wobec zerwania mostu było już niemożliwe.
W obawie przed rozbiciem Litwinów rozpoczęto wreszcie
prace przygotowawcze nad budową mostu na prawy brzeg
Wisły. Budowę nowej, łodziowej przeprawy rozpoczę­
to niedaleko ujścia rzeczki Dmy do Wisły, na północ od
Nowego Miasta, podczas gdy zniesiona przeprawa znaj­
dowała się pod Ujazdowem. Z obu stron przystąpiono do
kopania szańców przedmostowych.
Tymczasem królowa Ludwika Maria 28 czerwca wy­
jechała z Głogówka, aby 1 lipca stanąć na ziemi polskiej.
Towarzyszył jej liczny orszak40. Dziesięć dni później stanę­
ła królowa w pałacu Ujazdowskim w Warszawie. 14 lipca
pod Ujazdowem, w celu powitania monarchini, urządzono
wspaniały przegląd wojska. Sekretarz Des Noyers pisał na­
wet, iż w powitaniu uczestniczyła pięćdziesięciotysięczna
armia koronna, nie licząc Litwinów 41.
W polskim obozie czekano także na posiłki tatarskie,
które w czerwcu tegoż roku wysłał Polakom na pomoc
wezyr Sefer Ghazi aga. W połowie lipca orda znajdowała
się pod Sokalem. Aby ustrzec mieszkańców tych okolic,
przez które przechodzić mieli Tatarzy, od grabieży i znisz­
czeń, 16 lipca monarcha wysłał z obozu Aleksandra Ko­
niecpolskiego wraz z jego pułkiem jazdy. Miał on zmusić
dowódcę chańskiego, aby przyśpieszył swój pochód.
Liczbę posiłkowego oddziału Tatarów budziackich sza­
cowano bardzo różnie. Źródła wymieniają kilkanaście,
a nawet kilkadziesiąt tys. szabel, lecz w rzeczywistości ich
liczba nieco przekraczała 2 tys. konnych.
Wkrótce Jan Kazimierz ponownie przynaglił wojewodę
sandomierskiego do pośpiechu. Oto, co pisał doń 19 lipca:

40 Des N o y e r s , Lettres..., 3 VII 1656 r. z Częstochowy, s. 201.


41 Tamże, 20 VII 1656 r., s. 204.
„Żądam, abyś od Łukowa gościniec im (Tatarom - przyp.
M. N.) ku Stanisławowi wyprostował i tam stanąwszy,
zatrzymał ordy, aby się nie dzieliły i zagonami się nie
rozbiegały, a Subhan Kazi adze był powodem, żeby w
lekkim poczcie przybył sam do boku naszego dla
namowy, jako się pod nieprzyjaciela podemknąć” 42.
16 lipca Jan Kazimierz nakazał hetmanowi polnemu
litewskiemu Gosiewskiemu, którego chorągwie były
rozlokowane w okolicy Wyszkowa, aby ruszył pod
Tykocin. Wiemy, iż była to wyprawa spóźniona, gdyż na
skutek ataku oddziałów radziwiłłowskich pospolite
ruszenie już 13 lipca musiało odstąpić od oblężenia tej
twierdzy. Szwedzi, mając obsadzone główne punkty
oporu na linii Narwi, tj. Pułtusk, Ostrołękę i Tykocin,
mogli czuć się pewnie. Obrona tej linii miała zdaniem
dowództwa sprzymierzonych (tj. Szwedów i Brandenbur-
czyków) uchronić Prusy Książęce przed nagłym
wtargnięciem Litwinów.
Tymczasem Gosiewski, którego siły oblicza się na ok. 2
tys. jazdy, po przekroczeniu Bugu pod Wyszkowem 21
lipca ruszył w kierunku Ostrołęki. Miasto opanowano 22
lub 23 lipca, a od pochwyconych jeńców dowiedziano się
o wymarszu grupy Bogusława Radziwiłła parę dni
wcześniej. Gosiewski ruszył w pościg za uchodzącymi
lewym brzegiem Narwi, docierając ok. 24 lipca do
Pułtuska. Litwini zdecydowali się na oblężenie miasta,
wokół którego Szwedzi wznosili bastionowe fortyfikacje.
Działania Litwinów były dla dowództwa sprzymie-
rzonych sporym zaskoczeniem. Do obozu modlińskiego
już 23 lipca dotarły wieści o wzięciu Ostrołęki
przez hetmana polnego litewskiego. Karol X Gustaw
zdawał sobie sprawę, iż wyprawa Litwinów może
pokrzyżować jego plany

42 L. K u b a 1 a, Wojna brandenburska i najazd Rakoczego w roku


1656 i 1657, Lwów; b. r. w., s. 272-273.
odzyskania Warszawy. Szczególnie zaskoczony działalno­
ścią przeciwnika był elektor. Obawiał się nie tylko przecię­
cia linii komunikacyjnych łączących jego armię, zmierza­
jącą pod Nowy Dwór, z Prusami, ale generalnej wyprawy
wojsk polsko-litewskich na Prusy Książęce, którą strona
polska mogła podjąć w odpowiedzi na traktat malborski.
Szwedzki monarcha już nocą z 23 na 24 lipca wysłał
w kierunku Płońska prawie 3 tys. rajtarii pod komendą
Karola Gustawa Wrangla. Oddziały te, po połączeniu się
z posiłkami brandenburskimi pod wodzą gen. lejtnanta Je­
rzego Fryderyka hrabiego Waldecka, miały na rozkaz Fry­
deryka Wilhelma zaatakować Litwinów, o których wie­
dziano, iż znajdują się pod Pułtuskiem. Obaj wodzowie
oceniali sytuację jako bardzo poważną.
Z chwilą otrzymania wiadomości o oblężeniu Pułtuska,
rankiem 25 lipca mszył Karol z całą jazdą (ok. 4-5 tys. żoł­
nierzy) na odsiecz oblężonym. Akcja króla była tak spraw­
nie i szybko przeprowadzona, iż wyprzedził on, maszeru­
jących pod mury Pułtuska, Wrangla i Waldecka. Nie udało
się jednak Szwedom zaskoczyć Litwinów. Gosiewski, nie
ryzykując starcia z przeważającymi siłami przeciwnika,
przeprawił się przez Narew. Karol nadal próbował konty­
nuować pościg za Litwinami i w tym celu 26 lipca prze­
prawił się na lewy brzeg Narwi, jednak doścignięcie od­
działów Gosiewskiego okazało się niemożliwe; Szwedzi
ruszyli z powrotem do obozu modlińskiego, gdzie dotarli
w dniu następnym, tj. 27 lipca. Sukcesem hetmana polne­
go litewskiego było odciągnięcie znacznych sił sprzymie­
rzonych z obozów pod Modlinem i Pomiechowem, a tak­
że zagarnięcie dużej liczby koni rajtarii szwedzkiej, które
znajdowały się na pastwiskach pod Pomiechowem.
Zagon Gosiewskiego, przeprowadzony przecież nielicz­
nymi siłami, mocno zaniepokoił dowództwo sprzymierzo­
nych. W obawie przed przecięciem linii komunikacyjnych
Z Prusami, Podlasiem i Żmudzią zdecydowane było ono za
wszelką cenę bronić linii Narwi i zniszczyć ugrupowanie
przeciwnika. Tym należy tłumaczyć, że do walki z Litwi­
nami skierowano całą jazdę sprzymierzonych43.
Wypada żałować, iż dowództwo polskie tak późno pod­
jęło decyzję rozpoczęcia działań przeciwko zgrupowaniu
szwedzkiemu na polach modlińskich. Działania, jakie pro­
wadzili Litwini Gosiewskiego, podjęte miesiąc wcześniej,
mogły skłonić Adolfa Jana do natychmiastowego opusz­
czenia zajmowanych stanowisk i wycofania się w kierun­
ku Szreńska.
Z chwilą gdy Szwedzi, zmęczeni długotrwałym pości­
giem za Litwinami, docierali do własnego obozu pod No­
wym Dworem (27 VII), znajdowały się już tam główne siły
elektora, które dotąd, w obawie przed zarazą i trudnościami
aprowizacyjnymi, przebywały w Szereńsku i pod Szczyt­
nem. Fryderyk Wilhelm dopiero 10 lipca wyszedł z Kró­
lewca na czele regimentów pieszych i artylerii. 14 lipca był
już w Szreńsku, gdzie od dawna oczekiwała nań rajtaria
pod komendą Waldecka. Następnie przez Raciąż elektor-
scy skierowali się do Płońska, skąd Fryderyk Wilhelm wy­
ruszył 19 lipca, stając tego samego dnia w obozie szwedz­
kim pod Nowym Dworem. Zapewne towarzyszyło mu
kilka skwadronów rajtarii na czele z regimentem gwardii
przybocznej pod komendą płk. Aleksandra von Spaen.
W tymże dniu doszło do pierwszej narady wojennej
z udziałem obu wodzów. Ustalono, iż działania wojenne
przeciwko siłom polsko-litewskim rozpoczną się wte-
dy, gdy obie zerwane przeprawy mostowe będą gotowe.
Czekano również na poprawę pogody, gdyż, jak zanoto­
wał w swoim diariuszu Jan Antoni Chrapowicki, aż do
21 lipca niemal bez przerwy padało, co nie sprzyjało szyb­

43 M a j e w s k i, Potop szwedzki, s. 89-93.


kiemu zakończeniu prac przez szwedzkich pontonierów.
Utrzymanie tych przepraw było głównym celem Karola X
Gustawa i elektora, gdyż doskonale osłaniało Prusy Ksią­
żęce przed spodziewaną polską ofensywą. Dawało także
znaczną przewagę strategiczną sprzymierzonym, ponie­
waż strona polska do końca nie wiedziała, czy przeciwnik
zdecyduje się uderzyć na Warszawę lewym, czy prawym
brzegiem Wisły.
Na naradzie postanowiono również, iż główne uderzenie
przeciwko Litwinom będzie skierowane prawym brzegiem
Wisły. Ze względu na duże trudności z wyżywieniem tak
dużej liczby ludzi i koni, w okolicy już ogołoconej z żyw­
ności przez Polaków, ustalono, iż główne siły elektora nie
zostaną sprowadzone natychmiast do obozu modlińskie­
go, ale pozostaną zgrupowane w okolicach Płońska, od­
dalonego o ok. 30 km od głównych sił Karola X Gustawa.
Ich sprowadzenie nie nastręczało trudności, gdyż w kilka
godzin oddziały te mogły dołączyć do armii szwedzkiej,
kierując się na Zakroczym, aby rozpocząć atak na stolicę
lewym brzegiem Wisły, lub drogą Płońsk-Nasielsk-Po-
miechówek, wybierając wariant ataku brzegiem praskim
(na Litwinów) 44.
Armia elektorska maszerowała powoli, ale Fryderyk Wil­
helm nie pośpieszał własnych oddziałów, gdyż król szwedz­
ki zajęty był akcją przeciwko Litwinom Gosiewskiego i nie
znajdował się aż do 27 lipca w obozie modlińskim. Wiedząc
ponadto o trudnościach aprowizacyjnych Szwedów i o pa­
nujących w ich obozach chorobach, elektor spokojnie ocze­
kiwał na maszerujące spod Szczytna oddziały. Wiedział, iż

44 R i e s e, Die dreitägige Schlacht bei Warschau, s. 12-13; K. G ó r -


s k i ; Trzydniowa bitwa pod Warszawą, w: „Biblioteka Warszawska'
1887, t. I, s. 5; S. H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą 28-30
VII 1656 r., w: Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa 1973,
s. 302.
bez jego pomocy Karol nie zdecyduje się rozpocząć kampa­
nii przeciwko siłom Jana Kazimierza. Wraz z przybyciem
monarchy szwedzkiego do obozu zdecydowano się tego sa­
mego dnia, tj. 27 lipca, rozpocząć przeprawę wojska przez
Narew. Tym samym dowództwo sprzymierzonych rozpo­
czynało bitwę o odzyskanie Warszawy.
W obozie polskim długo nie wierzono w możliwość wal­
ki z połączonymi siłami szwedzko-brandenburskimi. Wie­
my, iż misja Majdla do kurfursta, mająca na celu odwieść
go od zbrojnego wystąpienia przeciwko Rzeczypospolitej,
zakończyła się niepowodzeniem, ale liczono jeszcze na
mediację dyplomaty francuskiego de Lumbresa. Tenże, po
rozmowach z obu wodzami sił sprzymierzonych, udał się
do polskiego obozu. Przybył doń 20 lipca „i bez pomocy
królowej odesłano by go z obozu i odmówiono media­
cji francuskiej jako bardzo interesownego w popieraniu
Szwedów”, pisał sekretarz Ludwiki Marii Des Noyers 45.
Mediację utrudniło posłowi przybycie wysłannika tatar­
skiego wraz z wracającym z Krymu podczaszym chełm­
skim Janem Szumowskim, którzy donieśli o zbliżaniu się
ordy pod Warszawę. Na propozycje Francuza Jan Kazi­
mierz miał odpowiedzieć, że zbliżających się pod mury
stolicy Szwedów odda na śniadanie Tatarom, a samego
elektora wyśle tam, gdzie nie zagląda ani słońce, ani księ­
życ46. Poseł, straciwszy nadzieję nakłonienia pary królew­
skiej do rozmów pokojowych z Karolem X Gustawem,
odjechał 28 lipca.
Także wysłany przez cesarza Ferdynanda III do Karo­
la, z propozycją mediacji pokojowej pomiędzy Szwecją
a Rzecząpospolitą, hrabia Franciszek Euzebiusz Póttingen
został odprawiony z niczym. Prawdopodobnie dwór polski

45D e s N o y e r s , Lettres..., 27 VII 1656 r. z Warszawy, s. 208.


K u b a l a , Wojna brandenburska, s. 10 .
liczył, że u boku Karola znajdą się jedynie nieliczne posił­
ki elektorskie, a on sam nie zdecyduje się poprowadzić
osobiście głównych sił brandenburskich na Warszawę.
Dziwi to tym bardziej, że kurfurst wysłał 11 lipca list do
Jana Kazimierza z wypowiedzeniem wojny, a poselstwo
Mąjdla, łowczego koronnego, nie odniosło pożądanego
skutku. Być może polski monarcha łudził się, że jego ostra
odpowiedź, nakazująca elektorowi w ciągu trzech dni
ustąpić z granic Rzeczypospolitej pod karą utraty lenna,
skłoni go do opuszczenia szeregów szwedzkich.
26 lipca Jan Kazimierz wysłał jeszcze jeden uniwer­
sał do obywateli Księstwa Pruskiego, przebywających
w szwedzkich obozach. Traktując ich jako poddanych,
nakazywał, aby przed 10 sierpnia powrócili do swych
domostw, pamiętając o przysiędze lennej i zobowiąza­
niach w stosunku do własnego Pana i Rzeczypospolitej.
Uniwersał ten pozostał bez większego odzewu, gdyż nie
spotykamy się z przejawami opuszczania obozu elektora
w przededniu kampanii warszawskiej 47.
Odpowiedź Fryderyka Wilhelma z 27 lipca spod Zakro-
czymia świadczyła, iż postawił na sojusz ze Szwedami,
dążąc do walnej rozprawy z armią polsko-litewską. Ko­
nieczność zawarcia sojuszu z Karolem uzasadniał kurfiirst
przygotowaniami strony polskiej do zajęcia Prus Ksią­
żęcych. Chodziło o rozkaz uderzenia na ziemie elektor­
skie w maju tegoż roku, jaki miał wydać Jan Kazimierz
Czarnieckiemu. Oczywiście polski monarcha podkreślał,
iż wyprawa wymierzona była przeciwko Szwedom, sta­
cjonującym na obszarze Prus Królewskich.
O prawdziwych intencjach dworu polskiego mógł elek­
tora poinformować dworzanin królewski, Działyński,

47Uniwersał Jana Kazimierza z 26 VII 1656 r. z Warszawy, AGAD


Archiwum Koronne Warszawskie, dział szwedzki, nr lla/42.
wzięty do niewoli pod Kcynią (1 VI), który przewoził ko­
respondencję monarchy do kasztelana kijowskiego. Nie
ulega także wątpliwości, iż elektorscy mieli swoich agen­
tów w obozie pod Warszawą i byli informowani o zamy­
słach wyprawy na Prusy w celu ukarania wiarołomnego
lennika już po zdobyciu stolicy48. Do konfrontacji parły
zresztą obie strony, a wynikało to także ze szwedzkich pla­
nów operacyjnych.
Natomiast w polskim obozie, zgodnie z relacjami uczest­
ników bitwy warszawskiej, źle się działo. Stale dochodzi­
ło do burd i zamieszek wśród żołnierzy. Wojsko litewskie
wysłał Jan Kazimierz pod Pułtusk również z tego powodu,
aby choć chwilowo zażegnać spory wśród chorągwi sta­
rego i nowego zaciągu, dotyczące dóbr radziwiłłowskich.
Po wielu kłótniach „stare” towarzystwo zgodziło się dopu­
ścić nowo zaciągnięte chorągwie do udziału w dobrach po
Januszu Radziwille. Wszystkich denerwowała działalność
komisarzy, opieszale dzielących łupy szwedzkie. Atakowa­
no nawet królową Ludwikę Marię, twierdząc iż „królowa
między komisarzami zawsze przesiadywała i co się jej po­
dobało najlepszego, bez respektu na wojsko, brała”. Dla­
tego, jak pisał jeden z anonimowych świadków tych wy­
darzeń, „panowie żołnierze nasi leżą, piją, dobrą myślą się
bawią, zapłaty wołają bić się z nieprzyjacielem nie chcą,
póty zapłaty nie zbiorą, na panów komisarzów narzekają,
Króla JMci nie słuchają, podjazdów nie czynią, języka nie
dostają, o potędze nieprzyjacielskiej się nie pytają 49.
Przykład dawali sami komisarze, którzy „więcej cza­
su bankietom i pijatykom pozwalając niż pracy”, nie
zdążyli zakończyć rozdziału zdobyczy przed nadejściem
Szwedów pod Warszawę. Wiele odzyskanych rzeczy sta­
48 K e r s t e n, Stefan Czarniecki, s. 298-299.
49 Z a W e g n e r e m , op. cit., s. 108.
ło się ponownie łupem nieprzyjaciela. Także siły zebrane
z tak dużym trudem dla odzyskania Warszawy topniały.
Najpierw o zgodę na opuszczenie obozu poprosiła króla
szlachta wielkopolska, gdyż - wystraszona uniwersałami
Karola X Gustawa do chłopów - obawiała się buntu pod­
danych, którzy pod pozorem obrony ojczyzny mieli już
rozpocząć rabunki w Wielkopolsce.
W ślad za pospolitym ruszeniem wielkopolskim do do­
mowych pieleszy ruszyła szlachta mazowiecka, łęczycka
i kujawska. Pod Warszawą pozostała jedynie część po­
spolitego ruszenia z Mazowsza, Lubelskiego, Sandomier­
skiego i województw ruskich. Nie ulega wątpliwości, iż
skupienie tak dużych sił pod murami stolicy nastręczało
olbrzymich kłopotów z wyżywieniem ludzi i koni. O za­
opatrzenie w wyniszczonej okolicy było coraz ciężej.
Z trudnością zaopatrywano nawet regularne oddziały.
Tymi głównie powodami tłumaczy wymarsz szlachty
spod Warszawy Kochowski: „Niedostatek żywności, ile
że zbiorowisko ludzi było ogromne, z dnia na dzień co­
raz bardziej dokuczał, a wielu złożonych było obozowymi
chorobami. Przeciwdziałając złu, król postanowił uwolnić
obóz od nieużytecznego ciężaru i pozwolił odejść przede
wszystkim tym województwom, które miały u siebie zam­
ki poobsadzane szwedzkimi załogami (Poznań, Kalisz,
Łęczyca, Sieradz, Kraków)” 50.
W celu odzyskania Krakowa ruszył spod stolicy tak­
że Jerzy Lubomirski wraz ze swoją dywizją i pospolitym
ruszeniem z Małopolski, w sile ok. 8 tys. ludzi. Wymarsz
sił regularnych i pospolitego ruszenia z Małopolski pod
wodzą J. Lubomirskiego zasługuje na bliższe przedsta­
wienie, gdyż w składzie tych sił widzimy chorągwie sta­
rosty bohusławskiego Jacka Szemberka, a część relacji

50 K o c h o w s k i , op. cit., s: 194.


informujących o batalii warszawskiej widzi ten pułk pod
Warszawą. W. Kochowski w swym Klimakterze poświę-
conym potopowi następująco opisał siły towarzyszące
marszałkowi koronnemu pod Krakowem: „Przywiódł ze
sobą szesnaście kwarcianych chorągwi, a towarzyszyli mu
starosta bohusławski Jacek Szemberg, chorąży halicki
Mikołaj Stanisławski, porucznik husarii Andrzej Sokol-
nicki, Piotr Sladkowski, Marcin Dembicki, Władysław
Lubowiecki i inni dowódcy. Nadto posiłkowała marszałka
szlachta z województw krakowskiego, sandomierskiego i
lubelskiego, a także górale i chłopi z Zawisła, w sumie
więc jego wojsko liczyło do ośmiu tysięcy ludzi”51. J.
Stolicki, opracowując oblężenie Krakowa przez J.
Lubomirskiego w latach 1656-1657, zestawił siły, jakie
znalazły się pod jego komendą. Z 16 chorągwi
komputowych J. Lubomirskiego autor podał 14, które
liczyły 1678 koni. Wśród nich znajdujemy chorągiew
husarską marszałka w. kor. liczącą 205 koni, jego rotę
kozacką liczącą 177 koni oraz dwie roty: pancerną i
wołoską J. Szemberka, które wchodziły do pułku starosty
bohusławskiego. W sumie szacował oddziały komputowe,
zawodowe pod rozkazami Śreniawity na 1996 piechoty i
2685 koni jazdy oraz dragonii52.
Jeśli uznamy, że autor relacji pt: "Relacyja co się dzieje
w Polszcze aż ad diem 23 augusti 1656” (zob. aneks)
pomylił się, wpisując do rejestru pułków tak J.
Lubomirskiego, jak i J. Szemberka, które w lipcu miały
opuścić Mazowsze, udając się w kierunku Krakowa, to i
tak budzi zastrzeżenie liczebność pułku starosty
bohusławskiego złożonego z 3 chorągwi. W znanym
popisie żwanieckim z 1653 r. pułk ten złożony z
51 W. Kochowski, Lata potopu 1655-1657, Warszawa 1966, s. 243.
52 J. Stolicki, Oblężenie Krakowa przez Jerzego Lubomirskiego w
latach 1656-1657; w: „SMHW”, t. XI, Białystok 2003, s. 96-100.
jazdy lekkiej liczył aż 12 rot w sile 1481 koni53. Brak
kilku chorągwi w obu pułkach wskazuje, że część
chorągwi mogło znajdować się nadal pod komendą
hetmanów w zgrupowaniu warszawskim. Czy jednak obaj
dowódcy pozostawili jakieś roty ze swych pułków pod
Warszawą jest mało prawdopodobne, a brak popisu
wojska z tego okresu z podziałem na pułki jazdy
uniemożliwia jednoznaczną odpowiedź w tym zakresie.
Wydaje się jednak, że wobec zbliżającej się batalii
generalnej z siłami sprzymierzonych, pozbawienie się
ludu ognistego, w tym dragonii i piechoty samego J.
Lubomirskiego było błędem, który potwierdziły działania
szczególnie w trzecim dniu bitwy warszawskiej. Także
część drobnej szlachty i czeladzi, nie mogąc liczyć na
zaciągnięcie się pod królewskie sztandary, odeszła na
drugą stronę Wisły i osiedliła się na Pradze. Łącznie obóz
warszawski opuściło wówczas ponad 20 tys. ludzi.
Istotnym osłabieniem było odejście oddziałów marszałka
koronnego. W skład wojsk idących pod Kraków
wchodziło 16 chorągwi komputowych, regiment pieszy
pod komendą Mikołaja Konstantego Gizy, dawnego
majora gwardii pieszej króla, dragonia Lubomirskiego i
jego piechota polsko-węgierska. Razem te siły regularne
liczyły ok. 4 tys. zaciężnych żołnierzy. Ich obecność,
przede wszystkim piechoty i dragonii, przydałaby się
bardzo, zwłaszcza drugiego dnia bitwy warszawskiej.
Pozostałe pod Warszawą siły polsko-litewskie sięgały 40
tys. ludzi, w tym regularne przekraczały 25 tys. żołnierzy.
W ich skład wchodziły jednostki koronne złożone z jazdy
(16,5-17 tys. koni) i piechoty obu zaciągów (4,5 tys.
porcji) oraz 5-7,5 tys. Litwinów. Pozostałe siły to
pospolite ruszenie w liczbie ok. 10 tys. szlachty, oddziały
ochotnicze (chłopi i czeladź obozowa) i Tatarzy (ponad 2
tys. ordyńców).

53 T. C i e s i e l s k i , M . N a g i e l s k i , Komputy wojska koronnego


w latach 1651-1653: tamże, s. 270.
Redukowanie sił własnych, zwłaszcza regularnych, w
obliczu nadciągającej armii sprzymierzonych, było błę-
dem polskiego dowództwa. W odróżnieniu od prze-
ciwnika polskim oddziałom wyznaczono kilka zadań
operacyjnych, m.in. opanowanie kilku kluczowych
ośrodków w Wielkopolsce i Małopolsce pod nieobecność
polowych armii Karola X Gustawa.
Polski plan działania przeciwko Szwedom, znajdującym
się w obozach pod Modlinem i Pomiechowem, był znany
od dawna. Strona polska zakładała uderzenie w dwóch
kierunkach. Część wojska miała ruszyć lewym brzegiem
Wisły na przyczółek mostowy pod Kazuniem, aby
uniemożliwić Szwedom przeprawę przez Wisłę i
zaatakowanie Warszawy. Główne siły po przeprawieniu
się na brzeg praski, gdzie znajdowali się Litwini Sapiehy,
miały sforsować Narew i zaatakować obozowiska
Douglasa i Adolfa Jana przed połączeniem się oddziałów
Karola z elektorem.
Plan został zniweczony nie tylko na skutek warunków
atmosferycznych (ciągłe opady), ale głównie z powodu
opieszałości Jana Kazimierza. Słusznie zwrócił już uwagę
Ludwik Kubala, iż stronę polską absorbowało zbyt wiele
spraw, a sam król nie mógł pogodzić jednoczesnego
prowadzenia działań wojennych i kontynuowania dialogu
politycznego z Moskwą (wysłanie komisarzy do Wilna) i
Szwecją (mediacja d’Avangoura i de Lumbresa)54. W
żadnym wypadku nie należało wstrzymywać działań na
niemal miesiąc, umożliwiając Karolowi koncentrację sił
własnych i połączenie z oddziałami elektorskimi.
Nie było również zgody w łonie polskiego dowództwa
na temat kontynuowania wojny ze Szwedami. Podczas
gdy król dążył do walnej rozprawy i to za wszelką cenę,
wykorzystując ostatnie sukcesy, a przede wszystkim
zdobycie

54 K u b a l a , Wojna brandenburska, s . 7 .
Warszawy, inni opowiadali się za przeniesieniem działań
do Prus, unikając bitwy z Karolem. Sam kasztelan kijow­
ski Czarniecki, cieszący się poważaniem wśród żołnierzy
i niższej kadry dowódczej, obawiał się o wyniki kampanii
i radził prowadzić dalej działania podjazdowe. Spotkał się
wówczas z gwałtowną repliką króla. Jan Kazimierz miał
odpowiedzieć na radzie wojennej 27 lipca: „Wy, pano­
wie, nie macie ochoty uczciwie walczyć, szarpana wojna
dotychczas podobała się wam”. Na replikę kasztelana, iż
przyniosła ona duże korzyści Rzeczypospolitej, monarcha
miał odpowiedzieć: „Położą głowę także i ci, którzy mo­
ich rozkazów słuchać nie będą”55. Wobec tak gwałtownej
reakcji nikt nie oponował.
Jeśli dialog ów, przekazany nam przez rezydenta gdań­
skiego Jerzego Barkmanna, uznamy za mało prawdopo­
dobny, to jednak świadczył on o napiętej sytuacji wśród
wyższego dowództwa i potwierdzał opinię, iż decyzje mo­
narchy spotykały się ze sprzeciwem części korpusu oficer­
skiego. Nie stwarzało to dobrej atmosfery przed rozpoczy­
nającą się batalią. Rady Czarnieckiego spowodowały, iż
król nie skorzystał z usług jego chorągwi podczas dwóch
pierwszych dni bitwy warszawskiej, a kasztelan kijowski
pojawił się na Pradze dopiero wieczorem 29 lipca.
Narada z 27 lipca zasługuje na uwagę, gdyż wziął
w niej udział dowódca posiłkowego oddziału Tatarów bu-
dziackich - Subchan Ghazi aga. Wraz z wojewodą san­
domierskim Koniecpolskim, wysłanym dla powitania
i doprowadzenia ordy pod Warszawę, stanął w obozie kró­
lewskim. Z ochroną, złożoną z kilkudziesięciu ordyńców,
miał przeprawić się rankiem 27 lipca po ukończonym mo­
ście na brzeg warszawski. Podobno podzielał on pogląd

55 D r o y s e n , Die Schlacht von Warschau 1656, załącznik nr 11,


s. 148; K u b a 1 a, Wojna brandenburska, s. 7.
Czarnieckiego, iż z tak „ognistą” armią nieprzyjacielską
można walczyć jedynie metodą wojny szarpanej, poprzez
wysyłanie w teren licznych podjazdów. Subchan Ghazi
aga wyrażał zdziwienie, ,jak mogliśmy odesłać królowi
szwedzkiemu żołnierzy, którzy bronili Warszawy, skoro
on nam tak wiele razy swe słowo złamał”56.
Zgodnie z wcześniejszymi planami, Jan Kazimierz prze­
forsował rozpoczęcie działań wojennych przeciwko Szwe­
dom, korzystając z rozdzielenia sił przeciwnika. Przybycie
ordy, choć w liczbie daleko odbiegającej od oczekiwań
strony polskiej, wzmocniło postanowienie Jana Kazimie­
rza stoczenia walnej batalii ze Szwedami. Tak oto opisywał
przybycie ordy pod mury stolicy świadek wydarzeń:
Dwudziestego dnia siódmego lipca Tatarowie
Pod Warszawą stanęli, a skoro to król wie,
Wojsku kazał w szyku stać, zbyt triumfowano,
Na przyjazd ich z dział bito i ręcznie strzelano,
Subchan Aga przez Wisłę w piąciset przejechał
Koni, przeciw którem żołnierz nasz wyjechał.
Był na audiencyjej, panowie hetmani
Bankietowali dobrze ich, drudzy pobrani
Od pułkowników inszych, wiele częstowano,
Wieczorem zaś za Wisłę wszech zaprowadzono,
Widzi wojsko, że się często przejeżdżają,
Znieśli się z Tatarami, te nieprzyjaciela
Szablą chcą gromić z Polskiej, a nie mówiąc wiela,
Który w swoim okopie natenczas się bawił,
Potym jako usłyszysz w oko się nam stawił 51.
Nadal jednak strona polska działała bez należytego roz­
poznania przeciwnika, gdyż oprócz podjazdu Szemberka
56 Des N o y e r s , Lettres..., 27 VII 1656 r. z Warszawy, s. 2 1 1 ; por.
K u b a l a , Wojna brandenburska, s . 1 2 .
57 AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 254-255.
nie wysyłano innych chorągwi. Sądzono, że główne siły
Brandenburczyków nadal przebywają pod Płońskiem.
Plan Jana Kazimierza zakładał natychmiastową przepra­
wę głównych sił koronnych na prawy brzeg Wisły w celu
zaatakowania obozu przeciwnika pod Nowym Dworem.
Tatarom nakazano, aby przeprawili się przez Narew po­
wyżej Nowego Dworu, pod Nieporętem, i w ten sposób
osaczyli Szwedów. Dano im nie tylko kilkanaście chorą­
gwi koronnych pod komendą Koniecpolskiego, ale i „woj­
sko litewskie jako ludzi ognistych, bo Tatarowie tego po­
trzebują pro assistentia” 58.
Czarniecki otrzymał zadanie ruszenia z wydzielonym
oddziałem pod Zakroczym w celu zorientowania się, czy
Szwedzi odbudowali już most przez Wisłę. Chodziło tak­
że o uniemożliwienie im ataku lewym brzegiem Wisły
na tyły polskiej armii. Zdawano sobie bowiem sprawę ze
strategicznego znaczenia tej pozycji. Szwedzi w wypad­
ku wygranej mogli natychmiast przeprawić swe oddziały
i ścigać uchodzącego przeciwnika, a w razie niepowodze­
nia przeprawa pod Zakroczymiem osłaniała ich odwrót,
uniemożliwiając Polakom szybką przeprawę na prawy
brzeg Wisły.
Zgodnie z powziętymi decyzjami Subchan Ghazi aga
ruszył do oddziałów znajdujących się w okolicy Okunie-
wa, aby następnie skierować je na Nieporęt. Natomiast siły
koronne rozpoczęły przygotowania do przeprawy na pra­
wy brzeg Wisły, którą rozpoczęto w nocy z 27 na 28 lip­
ca. Sam monarcha z obu hetmanami koronnymi Potockim
i Lanckorońskim „przy pospolitych ruszeniach (woje­
wództw ruskiego, wołyńskiego, bełskiego, lubelskiego

58 Jan Leszczyński do księdza J. Schónhoffa z Częstochowy 9 V I I I


1656 T.J.w., s. 444; zob. K. e r s t e n Stefan Czarniecki, s. 307; H e r b s t.
Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 303-304.
i podlaskiego - przyp. M. N.) z piechotą, armatą dość do­
brą przeprawił się rano w piątek (28 lipca)” 59.
Obu hetmanów musiała drażnić obecność generała ma­
jora cesarskiego Andersona, przysłanego polskiemu mo­
narsze przez Ferdynanda III, na którego zdaniu wielce po­
legał Jan Kazimierz. Był on obok króla głównym autorem
planu kampanii przeciwko Szwedom. Wielce pochlebnie,
jako o mężu w rzeczach wojennych obeznanym, wyrażał
się o Andersonie wojewoda poznański Jan Leszczyński,
W dotychczasowych opracowaniach kampanii podkre­
śla się kilkakrotną przewagę sił polsko-litewskich nad ar­
mią sprzymierzonych. Liczebność sił podległych Janowi
Kazimierzowi szacuje się począwszy od 39 tys. do niemal
200 tys. 60.
W rzeczywistości komputowa jazda koronna, która
przeprawiła się na brzeg praski, nie przekraczała 15 tys.
jeźdźców, gdyż kasztelan kijowski pozostał na brzegu
warszawskim z ok. dwutysięcznym oddziałem kawalerii61.
Obok nich znajdowali się Litwini, z których część posłano
59 Jan Leszczyński do księdza J. Schönhoffa z Częstochowy 9 V I I I 1 6 5 6
s. 445; J. Droysen, Die Schlacht von Warschau 1656, s. 44; Górski,
op.cit, s. 229; L. Carlbom, Tre dagars slaget vid Warschau, Stockholm
1906, s. 148-149; Herbst, Trzydniowa bitwa pod Warszawą s. 310.
60 Tagebuch des Generalen Patrick Gordon. . . . s. 66 (armia polsko-

litewska szacowana na około 39 tys. ludzi); J. M a n k e 11, Berättelser


om svenska krigshistoriens Märkvärdigaste fältslag, z. 3, Stockholm
1859, s. 552-553; D r o y s e n , Die Schlacht von Warschau 1656, za­
łączniki nr 10, 11 (wykaz sił obu stron), s. 33-40; R i e s e , Die dre­
itägige Schlacht bei Warschau, s. 16-17,26,41-42,71-73 (zestawienia
öd 39 do 200 tys. ludzi); R. D a m u s, Der erste nordische Krieg bis
zur Schlacht bei Warschau, w: „Zeitschrift des Westpreussischen Ge­
schichtsvereins” z. 12, 1884, s. 98-101; G ó r s k i , op.cits. 18-19;
C. J a n y , Geschichte der Königliche-Preussischen Armee, Berlin 1928,
S. 124-125 (oblicza siły Jana Kazimierza na 39-40 tys. żołnierzy).
61 Siły Czarnieckiego szacowali sprzymierzeni znacznie wyżej, bo

ok. 4-5 tys. jazdy, zob. Droysen, Die Schlacht von Warschau 1656,
s. 146.
z Tatarami, a kilkanaście chorągwi pod komendą Gosiew-
skiego znajdowało się w okolicach Pułtuska, maszerując
na Ciechanów. Stawiało to pod znakiem zapytania udział
hetmana polnego litewskiego w batalii warszawskiej.
W skład sił litewskich uczestniczących bezpośrednio w
trzydniowej bitwie pod Warszawą wchodziło pięć pułków
jazdy: królewski pod dowództwem pisarza polnego
litewskiego Aleksandra Hilarego Połubińskiego (795
koni), hetmana wielkiego litewskiego Pawła Sapiehy,
podczaszego litewskiego Michała Kazimierza Radziwiłła,
Krzysztofa Sapiehy i zmarłego wojewody smoleńskiego
Filipa Krzysztofa Obuchowicza.
Pułków wojska litewskiego było więcej, gdyż na ich
czele obok Gosiewskiego, Samuela Oskierki czy cho-
rążego nadwornego litewskiego Zygmunta Słuszki mogli
stać pod Warszawą Michał Pac i Samuel Kmicic62. Z
wielkości pułku królewskiego możemy wnioskować, iż
pozostałe, z wyjątkiem hetmana wielkiego, nie prze-
kraczały 500 koni. Dlatego Litwinów, którzy od dawna
stacjonowali na polach praskich, należy szacować na ok. 4
tys. koni, a uwzględniając jednostki piesze i dragońskie,
ich liczebność przekraczała 5 tys. żołnierzy. Wraz z
dwutysięcznym oddziałem ordy i pospolitym ruszeniem
wszystkie siły polsko-litewskie, które przeprawiły się na
prawy brzeg Wisły, mogły liczyć ok. 34-36 tys. ludzi.
Pamiętajmy także, iż Jan Kazimierz pozostawił zapewne
w Warszawie, gdzie przebywała królowa i jej fraucymer,
kilka rot piechoty polsko-węgierskiej, o udziale której w
bitwie warszawskiej nie mamy żadnych wzmianek
źródłowych63.
62 Zob. Regestr chorągwi, które wyszły z panem chorążym W. Ks.
Lit. w 1655 r. z Litwy do Króla JMci, B. Czart., rkps 2247, s. 85-86;
por. H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 304.
63 J. W i m m e r, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII w., s. 106

(ocenia siły polsko-litewskie na ok. 40 tys. ludzi); H e r b s t , Trzydnio­


wa bitwa pod Warszawą, s. 304 (36—40 tys. ludzi).
Uwzględniając natomiast siły kasztelana kijowskiego,
skierowane pod Zakroczym, i oddziały Gosiewskiego,
armia polsko-litewska nieznacznie przekraczała 40 tys.
ludzi i koni, czyli dwukrotnie przewyższała liczebnością
siły sprzymierzonych.
Tymczasem w obozie przeciwnika, po przybyciu Fry­
deryka Wilhelma i dokonaniu przez Karola X Gustawa
przeglądu wojska elektorskiego, obaj wodzowie udali się
na naradę. Zaakceptowano plan ustalony znacznie wcze­
śniej, już 19 lipca. Szwedzi chcieli zaskoczyć Litwinów
rozłożonych na polach praskich. Plan wynikał z założe­
nia, iż strona przeciwna nie wykorzysta swojej przewagi
liczebnej wobec podziału armii polsko-litewskiej po obu
stronach Wisły. Liczono, że Polacy nie będą mogli prze­
rzucić znaczniejszych sił koronnych na pomoc Litwinom,
gdyż nie odbudują na czas przeprawy łodziowej.
Jeszcze 20 lipca Szwedzi otrzymali informacje, że trwa-
jąintensywne prace przy budowie mostu. Mogli więc przy­
puszczać, że zastaną na brzegu praskim samych Litwinów
Sapiehy, których rozbicie nie nastręczało większych kło­
potów. Po zdobyciu przyczółka mostowego od strony Pra­
gi i zniszczeniu mostu, sprzymierzeni mieli powrócić pod
Modlin i po przeprawieniu się pod Zakroczymiem przez
Wisłę rozpocząć główne uderzenie na gros sił koronnych
skoncentrowanych pod Warszawą.
Zamierzano zatem, korzystając z rozdzielenia sił prze­
ciwnika, rozbić po kolei obie armie, wykorzystując od­
budowane przeprawy łodziowe pod Zakroczymiem i No­
wym Dworem. Wyprawa na Litwinów miała przebiegać
szybko i sprawnie, jeśli zamierzano zakończyć kampanię
w ciągu dwóch dni (28-29 VII). Dlatego pod Pragę sprzy­
mierzeni mieli ruszyć bez taborów, z zapasem żywności
jedynie na trzy dni. Zakładano, iż dystans od Nowego
Dworu do Pragi (ok. 30 km) piechota wraz z artylerią po-
lową pokona w ciągu 8 godzin, a po krótkotrwałej walce
oddziały powrócą pod Nowy Dwór jeszcze tego samego
dnia (28 lipca).
W obozie modlińskim obaj wodzowie pozostawili
znaczne siły dla ochrony taborów, ciężkiej artylerii i za­
pasów żywności. Des Noyers wspomina o dwutysięcznej
załodze, w skład której miały wchodzić trzy skwadrony
rajtarów z regimentów Henryka Joachima Kometki, Da­
wida Sinclaira i Ernesta von Sehera, a także brygada pie­
sza z regimentu Hälsinge pod komendą płk. Löwenschil­
da64. Załoga ta mogła być nawet większa, gdyż także kur-
fiirst musiał pozostawić jakieś siły do ochrony własnych
bagaży.
Wieczorem 27 lipca na rozkaz Karola rozpoczęto prze­
prawę przez most na Narwi. Przede wszystkim przepra­
wiono kawalerię szwedzką, następnie artylerię i piechotę.
Nad ranem most uległ rozerwaniu i jego odbudowa zajęła
aż 4 godziny; dopiero wtedy przeprawę rozpoczęły siły
elektorskie. Około południa dnia następnego cała armia
sprzymierzonych znalazła się w okolicy Nowego Dworu
na brzegu praskim, rozpoczynając marsz w kierunku sta­
nowisk Litwinów.
Zgodnie z ustaleniami Carlboma i Janego armia sprzy­
mierzona nie przekraczała 18 tys. ludzi. W jej skład miało
wchodzić 60 skwadronów konnicy (12 500 koni) i 15 bry­
gad pieszych (5500 porcji). Dokładny skład sił szwedzko-
brandenburskich znajdzie czytelnik w aneksie zamiesz­
czonym na końcu tej pracy65.

64 D e s N o y e r s , Lettres. . . , 1 1 VIII 1656 r. z Łańcuta, s. 214; por.


R i e s e , Die dreitägige Schlacht bei Warschau, s. 83; H e r b s t, Trzy­
dniowa bitwa pod Warszawą, s. 306.
65 Wykazy sił obu stron sporządzono na podstawie danych zamiesz­

czonych w pracach: Droysena, Mankella i Riesego, porównując je


z planami Dahlbergha.
Gdy ostatnie oddziały jazdy brandenburskiej kończyły
przeprawę pod Nowym Dworem, straż przednia sprzy-
mierzonych docierała już do Jabłonny, wchodząc w
kontakt bojowy z nielicznymi chorągwiami litewskimi.
Rozpoczynał się trzydniowy bój o Warszawę.
PIERWSZE STARCIE (28 LIPCA)

Oddziały kawalerii szwedzkiej rozpoczęły marsz spod


Nowego Dworu dopiero ok. godz. 7-8 rano, gdyż musiały
zaczekać na zakończenie odbudowy uszkodzonego mo­
stu. Straż przednią stanowiło 300 konnych rajtarów gen.
mjr. Claesa Totta. Wysłane przez niego podjazdy napotka­
ły w lesie przed Jabłonną polskiego trębacza, wysłanego
przez Jana Kazimierza z listem do Fryderyka Wilhelma,
zawierającym odpowiedź polskiego monarchy na list
elektora z 27 lipca. Król odrzucił pośrednictwo kurfursta
w sporze polsko-szwedzkim i groził mu konsekwencjami
za zbrojny najazd w granice Rzeczypospolitej. Posłańca
oczywiście zatrzymano, aby Polacy nie zorientowali się, iż
trwa marsz sprzymierzonych ku Pradze.
Kolumna posuwała się traktem przez Suchocin, Skier-
dy, Rajszewo na Jabłonnę. Tu właśnie szwedzka kawaleria
zatrzymała się na posiłek, oczekując oddziałów branden­
burskich i własnej piechoty z działami. Nagle do biwa­
kujących żołnierzy „dotarł” poseł francuski de Lumbres,
z którego pośrednictwa w konflikcie Jan Kazimierz zre­
zygnował. Nie ulega wątpliwości, iż przekazał on sprzy­
mierzonym szereg informacji o stanie liczebnym sił pol­
sko-litewskich, usytuowaniu obozu na Pradze, przybyciu
posiłków tatarskich, a także, co było sporym zaskoczeniem
dla Karola X Gustawa1, o przeprawie wojska koronnego
na brzeg praski.
Zmieniona sytuacja wymagała podjęcia nowych decy­
zji. Karol X Gustaw przyjął z zadowoleniem fakt, że strona
polska, stale uchylająca się od walnej rozprawy, przyjmie
bitwę na polach praskich. Nie brał pod uwagę wariantu
defensywnego, tj. cofnięcia oddziałów nad przeprawę pod
Nowym Dworem i obrony warownych obozów. Polegając
na doświadczeniu króla szwedzkiego, które nabył w trakcie
dotychczasowych walk z Polakami; elektor zgodził się z de­
cyzją Karola zachowania dotychczasowego planu operacji.
Około południa zakończyła się przeprawa ostatnich re­
gimentów brandenburskich, a w dwie godziny później czo­
ło jazdy elektorskiej znajdowało się już pod Jabłonną. Ko­
ści zostały rzucone. Pod osłoną straży przedniej Totta obaj
wodzowie przystąpili do ustawiania szyku armii według
opracowanego graficznie schematu. Oddziały szwedzko-
-brandenburskie miały zająć 2,5-kilometrową przestrzeń
pomiędzy lasem a skarpą tarasu nadwiślańskiego. W celu
odróżnienia własnych żołnierzy od zaciężnej piechoty nie­
przyjaciela nakazano im nałożyć na kapelusze słomiane
wieńce i wydano hasło „Hjälp oss Jesus” - Wspomagaj
nas Jezu2.
Mimo iż w wielu pracach znajdujemy schematy usta­
wienia armii szwedzko-brandenburskiej, a znaczną pomo­
cą służą ryciny i plany Erika Dahlbergha, nie udało się
dotąd dokładnie zrekonstruować szyku wojsk sprzymie­
rzonych pod Jabłonną. Jak istotnie różnią się źródła od
siebie, świadczy porównanie zamieszczonych w niniej­

1 D r o y s e n , Die Schlacht von Warschau ¡656, s. 109; por. A. Wa­


lewski, Historya wyzwolenia Polski za panowania Jana Kazimierza,
1655-1660, t. 1, Kraków 1866, s. 245-246.
2 G ó r s k i , op. cit., s. 223; H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warsza­

wą s. 307.
szej pracy schematów szyków wojsk sprzymierzonych
z drugiego dnia bitwy sporządzonych na podstawie rycin
Erika Dahlbergha i wykonanych przez Augusta Riesego.
Różnice te dotyczą nie tylko usytuowania poszczególnych
regimentów i skwadronów, ale też identyfikacji dowód­
ców tych jednostek. Pewne jest, iż prawe skrzydło zajęła
rajtaria szwedzka, lewe natomiast brandenburska, która
została wzmocniona skwadronami rajtarii szwedzkiej pod
komendą znanych pułkowników: Larsa Krusego, Hansa
von Böddekera, Israela Ridderhjelma i Andrzeja Plantin-
ga. Środek zajęła głównie piechota szwedzka i elektorska.
Oba skrzydła miały być ustawione w trzech rzutach, cen­
trum natomiast w dwóch lub trzech; dlatego przed rozpo­
częciem bitwy widzimy osiem lub dziewięć odrębnych
jednostek z osobnym dowództwem.
Dowódcami trzech rzutów lewego skrzydła byli: Bran-
denburczyk gen. mjr Krzysztof Kannenberg i dwaj Szwe­
dzi - gen. mjr Claes hr. Tott i Hans von Böddeker, do­
tychczas pułkownik, mianowany właśnie generałem. Do­
wódcą całego zgrupowania jazdy brandenburskiej był graf
Jerzy Fryderyk Waldeck. Trzema rzutami rajtarii prawego
skrzydła dowodzili: pfalzgraf Filip von Sulzbach, graf Ka­
rol Magnus von Baden-Durlach i gen. mjr Henryk Horn.
Całą jazdą tego skrzydła dowodził Robert Douglas. Trze­
ma brygadami pieszymi, uszykowanymi w dwóch rzutach
na prawym skrzydle, dowodził gen. mjr Bertold Hartwig
von Bülow, a artylerią hr. Gustaw Oxenstiema. Elektor
Fryderyk Wilhelm z przydzielonym mu doradcą, feldmar­
szałkiem szwedzkim Karolem Gustawem Wranglem, po­
zostawał na lewym skrzydle.
Naczelnym dowódcą zgrupowanej w środku szyku pie­
choty był brandenburski generał artylerii Otto Krzysztof
Sparr. Dowódcami większych ugrupowań piechoty elek-
torskiej (brygad) byli dwaj generałowie majorzy: Wolrad
von Waldeck, Joachim Rüdiger Goltz i pułkownik Jan Je­
rzy von Sieberg (Syburg) 3.
Oczywiście w trakcie długotrwałej wymiany ognia po­
między wchodzącymi do walki skwadronami a przeciw­
nikiem Karol X Gustaw wprowadzał liczne korekty do
wcześniejszych ustaleń. Szwedzki monarcha lekceważył
przewagę sił polsko-litewskich, gdyż teren nie nadawał
się do rozwinięcia kilkunastotysięcznej jazdy przeciwni­
ka. Stanowił on podmokłą, poprzecinaną licznymi stru­
mykami równinę, ograniczoną w odległości 1200-1500 m
od Wisły pasem wydm. Właśnie na owym tzw. tarasie pra­
skim, usytuowanym 3-6 m nad średnim poziomem koryta
Wisły, rozegrała się kampania warszawska 1656 r. Od pół­
nocnego wschodu pole bitwy ograniczone było mokradła­
mi, począwszy od Białołęki po Bródno. Równolegle do
Wisły ciągnęły się, począwszy od kościółka parafialnego
na Kamionku prawie aż po Jabłonnę, wspomniane wydmy
wałowe, których opanowanie stwarzałoby trudną sytu­
ację dla obrońców brzegu praskiego. Wzgórza te świetnie
nadawały się na stanowiska artylerii polowej, a obsadzo­
ne przez piechotę stanowiły naturalną twierdzę trudną do
zdobycia, narażoną na atak tylko od północy - korytarzem
szerokości ok. kilometra. Teren rozciągający się pomię­
dzy Wisłą a pasmem wydm obejmował ok. 10 kilometrów
kwadratowych, lecz, jak wspomniano, pocięty był liczny­
mi strumieniami.
Słusznie zatem zauważył Stanisław Herbst, iż rejon ten
nadawał się na założenie obozowiska, ze względu na swój
charakter obronny, lecz w żadnym wypadku nie stwarzał
warunków powodzenia w wypadku szarży dużych mas ka­
walerii.

3 Droysen, op.cit., s. 42-43; C a r l b o r a , Tre dagars slaget vid


Warschau, s. 143-146; G ó r s k i , op. cit., s. 223.
Pole bitwy leżało w granicach parafii Kamion, która
obejmowała dwa miasteczka - Pragę i Skaryszew, stano­
wiące prawobrzeżne przedmieścia stolicy. Na Pradze znaj­
dował się okazały kościół Bernardynów wraz z klaszto­
rem, gdzie po bitwie pochowano wielu polskich żołnierzy.
Obszar ten poprzerzynany był licznymi traktami prowa­
dzącymi w kierunku Pragi, gdzie przeprawiano się na dru­
gi brzeg Wisły. Znany trakt przez Żerań, Świdry, Tarcho-
min, Jabłonnę, Rajszew i Skierdy prowadził w kierunku
Nowego Dworu, Płocka i Torunia. Tym właśnie szlakiem
posuwali się obecnie sprzymierzeńcy. Często wykorzysty­
wana była droga przez Białołękę na Nieporęt, Białobrzegi
i Pułtusk. Na Litwę prowadziła droga przez Bródno i Ząb-
kowską Wolę, Turów i Klembów. Ważny trakt przebiegał
również z Kamiona przez Grochów, Grzybowską Wolę,
Okuniew, Stanisławów i Węgrów. Drogą tą posuwały się
posiłki tatarskie.
Wymienione wyżej trakty ułatwiały przemarsz du­
żych mas wojska, które na brzegu praskim często napo­
tykały przeszkody terenowe w postaci mokradeł czy też
strumieni, spływających do Skurczy lub Zązy. Krajobraz
przedbitewny wzbogacały także elementy wprowadzone
przez człowieka: obóz wojsk litewskich na polach Załęża
i Golędzinowa, a także nowa przeprawa łodziowa, osło­
nięta z obu stron Wisły szańcami przedmostowymi. Most
ten po stronie warszawskiej miał wlot poniżej dzisiejszej
Cytadeli. Wjazd nań odbywał się wąwozem rzeczki Dmy.
Niedaleko, na północ od Nowego Miasta, do 27 lipca roz­
łożony był obóz wojsk koronnych 4.
Przez całą noc z 27 na 28 lipca trwała przeprawa sił ko­
ronnych. Najpierw przerzucono na brzeg praski piechotę
4 Teren bitwy dokładnie przedstawili: D r o y s e n , op. cit., s. 29-33;
H e r b s t , Wojna obronna 1655-1660, s. 91-92; t e n ż e , Trzydniowa
bitwa pod Warszawą s. 307-309.
wraz z artylerią, a następnie rozpoczęły przemarsz
chorągwie komputowe. Dopiero w południe 28 lipca
mogły przystąpić do przeprawy oddziały pospolitego
ruszenia. Wówczas już, zgodnie z planem gen. Andersona,
prace nad budową kilku szańców pomiędzy pasem wydm
a korytem Wisły były prawie ukończone. Pracami
fortyfikacyjnymi miał kierować obok wymienionego
dowódcy cesarskiego generał artylerii koronnej Krzysztof
Grodzicki.
Rankiem 28 lipca na brzeg praski udał się Jan Kazimierz
z hetmanami koronnymi: Potockim i Lanckorońskim, aby
bezpośrednio nadzorować rozpoczęte prace w korytarzu
wiślanym. Około godz. 10 strona polska została
poinformowana o pochodzie nieprzyjaciela. Wkrótce
doszło do pierwszych starć chorągwi litewskich ze
szwedzką strażą przednią pod komendą hr. Totta. Litwini,
którzy już rankiem opuścili swoje obozowisko, ruszyli
zgodnie z rozkazami w kierunku Nowego Dworu,
napotykając kilka kilometrów za Tarchominem pierwsze
oddziały nieprzyjaciela. Obie strony podczas tych utarczek
wzięły jeńców, od któ rych Polacy dopiero dowiedzieli się
o powadze sytuacji. Z zeznań jeńców wynikało, iż w
kierunku Pragi, obok oddziałów szwedzkich, maszeruje
cała armia brandenburska.
Pierwsze starcia miały zakończyć się sukcesem strony
polskiej. Jak pisał Jan Leszczyński, Litwini, którzy
zmierzali do połączenia się z ordą, wysłaną wcześniej w
kierunku przepraw na Bugu, spotkawszy przednią straż
szwedzką „tych ludzi pierwszych znieśli totaliter
(całkowicie), część rozproszyli, część najmali”.
Natychmiast zawiadomiono o potyczce Jana Kazimierza,
który wstrzymał pochód „mocno się spodziewając
rozprawy tego dnia, gdyż ochota wojska nie mała była”5.

5Jan Leszczyński do księdza J. Schónhoffa z Częstochowy, j.w.,


9 VIII 1656, s. 444.
Natomiast z przekazów strony przeciwnej wynika, iż
zaatakowano niewielki podjazd szwedzki, który rzeczy-
wiście poniósł pewne straty.
Pojawienie się armii sprzymierzonych zaskoczyło do-
wództwo polskie, które zakładało osaczenie przeciwnika
w obozach na obszarze już ogołoconym z żywności i
paszy. Nie mając miejsca do rozwinięcia własnej
kawalerii, Jan Kazimierz wybrał wariant defensywny,
oczekując w obozie ataku głównych sił sprzymierzonych.
Zmianę decyzji wymusiły przede wszystkim warunki
terenowe, gdyż, jak pisał wojewoda poznański, „miejsca
do rozpoczęcia rozprawy, zwłaszcza (dla) konnego
wojska, nie było”, gdyż „tam ku Nieporętowi i nad Wisłą
częścią pola, częścią lasy, które już był nieprzyjaciel
opanował, a naszemu konnemu wojsku w lasach
niewcześnie wojować” 6.
Nakazano natychmiast piechocie sypać szańce, przy-
stępując do przygotowania stanowisk ogniowych dla
polskiej artylerii. Pomiędzy wałem wydm a korytem
Wisły usypano trzy reduty ze stanowiskami dla ciężkiej
artylerii. Oddzielone one były od siebie o 50 do 100 m,
aby przez luki te mogła przedostawać się piechota i jazda
w celu atakowania nieprzyjaciela. Korzystając z osłony
własnej artylerii, w razie niepowodzenia łatwo było
powrócić na zajmowane stanowiska i schronić za
usypanymi umocnieniami.
Od północnego wschodu dostępu do obozu bronił nie
tylko wał wydm, ale usypana na jednej z wyniosłości
reduta - czterobastionowy fort o podstawie kwadratu,
oddalony o ok. 600 m od skraju lasu żerańskiego. Jego
położenie umożliwiało prowadzenie skutecznego ognia
artyleryjskiego nie tylko w kierunku lasu, ale szachowało
też siły nieprzyjacielskie, zbliżające się w kierunku
usypanych redut. Sam fort od zachodu osłaniała dolina
rzeczki

6 Tamże, s. 444—445.
Skurczy, a od południowego zachodu flankowały wspo-
mniane umocnienia.
Jednocześnie przystąpiono od strony praskiej do wzma-
cniania szańca przedmostowego, który obsadzono
piechotą z regimentu podczaszego sandomierskiego Jana
Zamoyskiego. Usypane szańce, które pomimo wysiłku
żołnierzy Grodzickiego nie zostały do wieczora tegoż
dnia całkowicie ukończone, obsadzono całą będącą w
dyspozycji piechotą i dragonią. Stanowiły one potężną
przeszkodę dla atakującego przeciwnika. Reduty te nie
tylko asekurowały się wzajemnie ogniem dział i broni
ręcznej regimentów pieszych, ale zachowane odstępy
pomiędzy nimi umożliwiły częste wypady kawalerii na
pozycje sprzymierzonych, którzy zajmując pozycje
między wałem wydm a Wisłą mieli znacznie utrudnione
możliwości manewrowania swymi oddziałami.
Z rozmieszczenia szańców i redut jasno wynika, jaki
plan obrał Jan Kazimierz. Chodziło o maksymalne wy-
krwawienie sił szwedzko-brandenburskich przed umo-
cnieniami, aby następnie na zmęczonego walką prze-
ciwnika rzucić masy wypoczętej kawalerii z zadaniem
całkowitego jego zniszczenia. Wariant defensywny
przyjęto również ze względu na fakt, iż duża część
oddziałów konnych i pospolitego ruszenia nie przeprawiła
się jeszcze przez Wisłę. Aż do późnego wieczoru
pierwszego dnia bitwy trwała przecież przeprawa wojska
koronnego i jego taborów, więc ustalenie jak wyglądał
szyk przeprawionych oddziałów, jest trudne, tym bardziej
iż w trakcie walk doszło do przemieszczeń.
W szańcach, obok artylerii - 18 dział, stanęła cała
piechota zaciągu cudzoziemskiego, tj. regimenty
Krzysztofa Grodzickiego, Ernesta Magnusa Grotthauza,
gwardia piesza Jana Kazimierza pod komendą Wilhelma
Butlera i część piechoty Jana Zamoyskiego. Oddziały te
liczyły ok. 3300 żoł
nierzy. Mogły znajdować się tu także niektóre roty
piechoty polsko-węgierskiej, jak choćby hetmana polnego
koronnego Lanckorońskiego czy oboźnego koronnego
Andrzeja Potockiego7. Zapewne nieopodal stanęła gwardia
dragońska monarchy pod dowództwem Jana Henryka von
Alten-Bockum.
Kilka zdań należy poświecić polskiej artylerii, biorącej
udział w batalii pod Warszawą. Wiemy, że regimenty
zaciągu cudzoziemskiego miały jedynie po kilka działek
polowych niegroźnych nawet dla przestarzałych umocnień
Warszawy. W trakcie oblężenia stolicy wyszły wszystkie
mankamenty związane z brakiem ciężkiej artylerii
oblężniczej. Bowiem w trakcie zwycięskiej kampanii w
Rzeczypospolitej w 1655 r. Szwedzi zajęli arsenał w
Warszawie, Krakowie i Malborku. W stolicy 8 IX 1655 r.
Karol X Gustaw miał zająć 2 pełne kartauny, 24
półkartauny, 24 ćwierćkartauny oraz kilka moździerzy. W
Krakowie, do którego weszły wojska szwedzkie po
kapitulacji miasta 17 X 1655 r., większość z nich pozostała
w mieście. Natomiast po kapitulacji Malborka (9 III 1656)
Szwedzi pod komendą gen. G.O. Stenbocka znaleźli w
arsenale 2 półkartauny, 2 kolubryny i 62 działa żelazne8.
Tym należy tłumaczyć, że Jan Kazimierz przystępując do
oblężenia Warszawy w czerwcu 1656 r., bazował po-
czątkowo na lekkiej artylerii oraz pożyczonych działach od
dygnitarzy koronnych. Do działań pod stolicą użyto także
dział przyprowadzonych przez Jana Zamoyskiego, który po
zajęciu
7 Wykaz rot polsko-węgierskich, wchodzących wówczas w skład
komputu wojska koronnego, znajdujemy w pracy J. Wimmera, Mate­
riały do zagadnienia liczebności i organizacji armii koronnej w latach
1655-1660, „SMHW”, t. IV, Warszawa 1958, s. 526-529; por. H e r b s t,
Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 310.
8 T.M. N o w a k , Polska artyleria koronna przed wojną 1655-1660

i podczas jej trwania, w: Wojna polsko-szwedzka 1655-1660 pod red.


J. W i m m e r a . Warszawa 1973, s. 117-118.
miasta zapewne odesłał je do Zamościa9. Także w bata­
lii pod Warszawą siły sprzymierzone miały kilkakrotną
przewagę w artylerii, dysponując nie tylko liczniejszą, ale
cięższą artylerią od polskiej.
Wyznaczone pozycje zajęły także pułki jazdy koronnej
i litewskiej. Na prawym skrzydle stanęła jazda koronna,
złożona z 14 pułków, gdyż pozostałe znajdowały się bądź
na brzegu warszawskim pod Czarnieckim, bądź odeszły
spod murów stolicy na czele z Lubomirskim (jego pułk
wraz z chorągwiami po zmarłym wojewodzie krakowskim
Dominiku Zasławskim) w celu blokowania Krakowa.
Lewe skrzydło zajęli Litwini pod dowództwem pisarza
polnego litewskiego Połubińskiego, porucznika królew­
skiej chorągwi husarskiej w kompucie litewskim, gdyż
hetman „Paweł Sapieha, z zapałem wypadłwszy na pole,
wskutek upadku konia wywichnął sobie straszliwie goleń.
Było godne ubolewania, że ubył z szeregów znakomity
wojownik, a wypadek ten stanowił zastanawiający pro­
gnostyk nadchodzących wydarzeń”, jak pisał znany dzie-
jopis Wespazjan Kochowski10.
Szyk oddziałów polsko-litewskich przedstawił nam
również uczestnik tych wydarzeń, towarzysz lekkiego
znaku, Jemiołowski: „Uszykowano wojsko porządnie:
prawe skrzydło trzymało wojsko polskie, lewe od Wisły
wojsko litewskie, środkiem piechoty z armatą następowa­
ły od Skaryszowa, w sukursie pospolite ruszenie następo­
wało”11.
Jednak część wojska litewskiego była nieobecna pod
Warszawą, gdyż pod komendą Gosiewskiego ruszyła na
9 P. S k w o r o d a , Artyleria szwedzka i polska artyleria koronna w
dobie potopu - próba porównania. Przyczynek do historii wojen Rze­
czypospolitej ze Szwecją; w: „SMHW”, t. XLII, Białystok 2005, s. 27.
10 K o c h o w s k i , op. cit., s. 198.
11 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 102.
pomoc pospolitemu ruszeniu podlaskiemu. Wiemy, iż wo­
bec zagrożenia ze strony sił głównych sprzymierzonych,
pod komendą samego Karola X Gustawa, hetman polny
litewski przerwał blokadę Pułtuska (24 VII) i ponownie
przekroczył Narew w celu oderwania się od przeciwnika.
Część relacji dotyczących wydarzeń z ostatnich dni lipca
mówi o obecności Gosiewskiego pod Warszawą w trak­
cie trzydniowej bitwy. Wydaje się jednak, że Litwini nie
zdążyli przybyć na czas pod Pragę. Wiedząc natomiast
o wycofaniu się głównych sił polsko-litewskich spod War­
szawy (30 VII), w pierwszych dniach sierpnia ponownie
zaatakowali Pułtusk.
Wobec zmiany planu kampanii Jan Kazimierz zde­
cydował się zawrócić z drogi na Nieporęt Tatarów, któ­
rym wyznaczono zadanie zaatakowania od tyłu wojsk
nieprzyjacielskich. Dlatego też w pierwszym dniu bitwy
walczyła znikoma ich liczba, gdyż główne siły pod do­
wództwem Subchan Ghazi agi znajdowały się na trakcie
nieporęckim.
Marsz armii sprzymierzonych w kierunku Pragi odby­
wał się znacznie wolniej, niż zakładał to Karol X Gustaw.
Dopiero ok. godz. 14 większość sił szwedzko-branden-
burskich znalazła się pod Nowym Dworem, na prawym
brzegu Wisły. Dwie godziny później szwedzkie skwa-
drony nawiązały kontakt bojowy z przeciwnikiem. Straż
przednia pod komendą hr. Totta starła się z podjazdami
litewskimi.
Dowództwo sprzymierzonych było zaskoczone małą
szerokością korytarza pomiędzy zalesionymi wydmami
a Wisłąpod Tarchominem, Świdrem i Żeraniem. Szerokość
ta wynosiła zaledwie 800-900 m. W pewnych miejscach
przemarsz musiał odbywać się skrajem lasu białołęckiego,
więc Karol postanowił, w celu ubezpieczenia pochodu ca­
łej armii, wydzielić z lewego skrzydła 600 rajtarów, któ­
rzy wraz ze skwadronem dragonii mieli pod dowództwem
Karola Gustawa Wrangla czuwać nad sprawnym prze-
marszem. Nikła przestrzeń pomiędzy lasem a korytem
Wisły powodowała, że w pewnych miejscach przepusz-
czano skwadron po skwadronie.
Zakładając, iż oddziały posuwały się w szyku cztero-
szeregowym, kolano w kolano, skwadron konny zajmował
przestrzeń 80-90 m. Słusznie zatem zauważył Herbst, iż
nawet w najszerszych miejscach mogły posuwać się jedy
nie trzy rozwinięte skwadrony. To właśnie było
przyczyną, że kolumna marszowa mocno się rozciągnęła.
Za strażą przednią posuwało się skrzydło szwedzkie,
złożone głównie z rajtarii, gdyż piechota pozostała
znacznie w tyle. Następnie maszerowały oddziały centrum
(piechota szwedzka i brandenburska osłaniana przez
rajtarię) i na samym końcu, najpóźniej przeprawiona,
rajtaria elektorska. Tak wydłużoną w marszu kolumnę,
osłoniętą jednak skrajem lasu, można było zaatakować
jedynie przy użyciu lekkiej jazdy lub Tatarów, lecz strona
polska, zaskoczona nagłym pojawieniem się armii
sprzymierzonych, nie wykorzystała tej sposobności,
oczekując oddziałów szwedzko-brandenburskich w
obozie.
Dochodziła godz. 17, a szwedzka rajtaria ciągle
posuwała się naprzód, docierając w okolice Tarchomina.
Starcia awangardy szwedzkiej z Litwinami przybierały na
sile. Moment spotkania obu armii pierwszego dnia bitwy
doskonale przedstawił Jan Leszczyński: „Nieprzyjaciel
pokazał się za dwie godziny przed wieczorem z całą armią
uszykowaną i directe (prosto) nad Wisłą lentissimo pasu
(powolnym krokiem) począł następować prosto na te
szańce, dobrze piechotą i działami osadzone; następował
lekko, ale wesoło z trąbami i wszelką muzyką wojenną z
dział przed sobą bijąc, a nasi z równą go alacritate
(ochotą) czekali, i wytrzymali mu, aż im dobrze na mierę
do noszenia dział podstąpił, skoro nasi
poczęli dawać ognia i onych mieszać, spuścieli de ala-
critate (z ochoty), muzyki ucichły, retirowali się
poczęli”12.
Hrabia Tott, wzmocniony 300 rajtarami elektorskimi,
znacznie oddalił się od pozostałej rajtarii szwedzkiej,
znajdującej się na prawym skrzydle sprzymierzonych.
Słysząc odgłosy walki, Karol X Gustaw wysłał z pomocą
straży przedniej dwa skwadrony rajtarii. Sam, wraz z gen.
Jozjaszem Waldeckiem, Karolem Gustawem Wranglem i
Filipem, palatynem Sulzbachu, ruszył naprzód, aby
zorientować się w sytuacji. Obserwację utrudniały tumany
kurzu, wzbijane przez przemieszczające się w upale
oddziały jazdy. Stanąwszy na pewnym wzniesieniu, Karol
mógł przekonać się, jak naprawdę wygląda sytuacja.
Zauważył, iż przeciwnik broni się w szańcach, które
bezskutecznie próbują atakować skwadrony straży
przedniej hr. Totta, ponosząc duże straty od ognia
muszkietowego, artylerii i rzucanych ręcznych granatów.
Wobec braku miejsca nadchodzące dalsze oddziały
szwedzkie nie mogły się rozwinąć. Musiały czekać na
rezultat starcia swej straży przedniej. Oczywiście mogły
być skierowane na pierwszą linię, ale żaden manewr
oskrzydlający polskie umocnienia nie wchodził w
rachubę. Wąski korytarz pomiędzy laskiem a korytem
Wisły zmuszał do czołowego uderzenia na reduty
przeciwnika, bronione przez polską piechotę. Atak ten
mógł być przeprowadzony tylko ograniczonymi siłami
kilku skwadronów. Pozostałe skwadrony mogły jedynie
ponawiać uderzenia po wycofaniu zmęczonych oddziałów.
Atakując kilka polskich chorągwi, znajdujących się przed
szańcami, zmusili je Szwedzi do odwrotu i schronienia się
za własną piechotą. Następnie, nie mogąc przełamać

12 Jan Leszczyński do księdza J. Schónhoffa z Częstochowy, 9 V I I I


1656, s. 445; K u b a l a , Wojna brandenburska, s . 1 5 .
polskich umocnień, Szwedzi zaczęli powoli wycofywać
się z pola ostrzału polskiej artylerii. Nie pomogły
skwadrony rajtarii idące na pomoc hr. Tottowi pod
komendą pfalzgrafa von Sulzbach. Uderzenie pozostałych
chorągwi litewskich zrobiło swoje. Rajtaria szwedzko-
brandenburska zaczęła cofać się w kierunku nadchodzącej
kawalerii prawego skrzydła sprzymierzonych.
Wówczas na rozkaz Karola do walki ruszyły skwadrony
z regimentu Karola Gustawa Wrangla pod bezpośrednim
dowództwem ppłk. Andrzeja Plantinga, odpierając atak
Litwinów. Walki pod polskimi szańcami przedłużały się,
co poświadcza wiele relacji szwedzko-brandenburskich.
Obserwował je także Jan Kazimierz w otoczeniu
hetmanów, gen. Andersona i kilku wyższych dowódców
zaciągu cudzoziemskiego. Aby odciąć walczącą pod
szańcami rajtarię przeciw nika od pozostałych sił
sprzymierzonych, zdecydował się polski monarcha na
śmiały manewr. Nakazał bowiem jednemu z pułków jazdy
litewskiej pod komendą Połubińskiego (być może był to
pułk, w którym znajdowała się husarska chorągiew króla),
aby uderzył przez Skurczę ku Wiśle. Atak miał wyjść z
linii między skrajem lasu białołęckiego a fortem
znajdującym się w rękach Polaków. Jej szerokość,
wynosząca prawie 500 m, umożliwiała rozwinięcie szarży
pułku litewskiej kawalerii. Powodzenie tej akcji stwarzało
duże niebezpieczeństwo dla części rajtarii prawego
skrzydła, znajdującej się wówczas przed polskimi
szańcami.
Manewr został jednak zauważony przez stronę
przeciwną. Wyłaniające się z lasu chorągwie litewskie
zbyt późno uszykowano do walki, gdyż forsowanie
Skurczy zajęło im sporo czasu. Gdy rozpoczęły prze-
mieszczać się w kierunku Wisły, król szwedzki rzucił
przeciwko nim nowe cztery skwadrony rajtarii pod
komendą gen. Roberta Douglasa. Przeciwuderzenie
polskie zostało w ten sposób udaremnione, a inicjatywę
przejęli Szwedzi. Wraz z nadejściem
dalszych jednostek rajtarii prawego skrzydła i piechoty
centrum, Szwedzi i Brandenburczycy zajęli całą szerokość
nadwiślańskiego korytarza.
Na rozkaz Karola całą piechotę sprzymierzonych (12
brygad, w tym aż 9 brandenburskich) uszykowano w dwa
rzuty i oddano pod komendę Ottona Krzysztofa Sparra.
Stłoczona w wąskim korytarzu pomiędzy Wisłą a roz-
lewiskiem Skurczy ubezpieczała sprzymierzonych przed
dalszymi spodzie wanymi atakami polskiej kawalerii.
Jednak ograniczone możliwości manewru pod ogniem
polskiej artylerii powodowały, iż najbardziej wysunięta ku
szańcom przeciwnika rajtaria szwedzka ponosiła duże
straty. Wówczas to został ciężko ranny płk Dawid Sin-
clair, „ten sam, który niegdyś podstępnie zburzył
sandomierski zamek (3IV podczas operacji w widłach
Wisły i Sanu - przyp. M. N.), podkładając podeń beczki z
prochem i zasypując bardzo wielu naszych”. Zginął od
kuli armatniej, gdyż „ogniem wojował i od ognia zginął” -
jak pisał w swym pamiętniku Kochowski13.
W rzeczywistości Sinclair zmarł następnego dnia w
obozie szwedzkim. Straty były zresztą większe, choć
relacje szwedzko-brandenburskie wymieniają wśród
zabitych z wyższej kadry dowódczej - obok płk. Sinclaira
- jedynie majora z sił elektorskich. Zapewne największe
straty poniosła rajtaria straży przedniej hr. Totta, która
nagle znalazła się w zasięgu ognia polskich muszkieterów.
Wobec zapadających ciemności, huku, kurzu i dymu,
spowodowanego ostrzałem artyleryjskim z obu stron,
zaprzestano walki i przed godz. 20 oddziały sprzy-
mierzonych wycofały się w głąb korytarza wiślanego, o
ok. 2 do 3 km od polskiego obozu. Na polach wsi Żerań i
Świdry zaczęto rozkładać obozowisko. Wzdłuż Wisły
rozłożyły się siły prawego skrzydła szwedzkiego, zaś
Brandenburczycy zajęli pozycje pod lasem. W obawie
przed atakami Tatarów wystawiono silne straże wraz z
działkami polowymi. Ubezpieczono się także od strony
lasu białołęckiego.
13 K o c h o w s k i , op. cit., s. 199.
Mimo iż znaczna część żołnierzy szwedzkich i branden­
burskich udała się na spoczynek, ich dowództwa przygo­
towywały plany decydujących działań w dniu następnym.
Pierwszy dzień bitwy przyniósł obu walczącym stronom
spore zaskoczenie operacyjne, a sprzymierzonym duże
rozczarowanie.
Plan Karola X Gustawa, tak dokładnie przemyślany
w przeddzień kampanii, nie został zrealizowany z wielu
przyczyn. Nieprzewidziane trudności podczas przepra­
wy przez Narew (załamanie się mostu), powolne tempo
przemarszu piechoty piaszczystymi drogami korytarza
wiślanego, spowodowały, iż oddziały sprzymierzonych
osiągnęły okolice Pragi kilka godzin później niż zakłada­
no. Zamiast w południe rajtaria Totta dotarła tam dopiero
przed godz. 18. Dano zatem czas stronie polskiej nie tylko
na rozpoznanie planów przeciwnika (podjazdy litewskie),
ale też przerzucenie przez Wisłę oddziałów zaciągu cu­
dzoziemskiego i znacznej części jazdy koronnej. Piechota
miała również dużo czasu na okopanie się w przygotowa­
nych szańcach, na których umieszczono ciężką artylerię.
Wszystkie ataki hr. Totta i przybyłego mu z pomocą
Sulzbacha, wykonane z marszu, nie były w stanie roze­
rwać polskiej obrony. Tak potrzebna do ataku na szańce
piechota elektorska znajdowała się dopiero w środku ko­
lumny marszowej, zresztą mocno rozciągniętej, uniemoż­
liwiając wejście do akcji rajtarii kurfursta, zamykającej
pochód armii sprzymierzonych.
Polacy, choć trafnie usytuowali umocnienia i skutecz­
nie z nich razili atakujących Szwedów, nie wykorzystali
jednak trudnego położenia straży przedniej Totta, gdy zo­
stała zmuszona do odwrotu. Poszczególne chorągwie wy­
padające przez luki pomiędzy szańcami jedynie wiązały
walką rajtarię przeciwnika, były jednak za słabe, aby ja
rozbić. Na atak od strony wału wydm ku Wiśle, zmierzają­
cy do odcięcia straży przedniej od pozostałych sił prawego
skrzydła sprzymierzonych, zdecydowano się chyba zbyt
późno. Uderzenie większymi siłami na cofające się skwa-
drony hr. Totta być może przyniosłoby klęskę Szwedom.
Opieszale przeprowadzony manewr strony polskiej zo­
stał szybko zauważony przez Karola i udaremniony przez
drugi rzut rajtarii pod dowództwem Douglasa. Nadejście
piechoty wraz z artylerią, a następnie pierwszych oddzia­
łów jazdy lewego skrzydła elektora tak wzmocniło pozycje
sprzymierzonych, iż spokojnie mogli czekać na przybycie
pozostałych regimentów, nie obawiając się oskrzydlenia
od strony lasku białołęckiego.
Trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, iż szanse pol­
skiego uderzenia flankowego na pozycje sprzymierzonych
były niezbyt duże wobec wąskości korytarza wiślanego,
gdzie toczyły się walki z siłami awangardy Totta.
Pierwszy dzień bitwy zakończył się sukcesem strony
polskiej, która nie tylko zatrzymała przeciwnika przed
szańcami, uniemożliwiając mu w ten sposób rozwinięcie
sił własnych, ale zadała znaczne straty pierwszemu rzuto­
wi rajtarii szwedzkiej. Także ogień z ciężkiej artylerii, pro­
wadzony do późnych godzin wieczornych, czynił szkody
w uszykowanych głęboko brygadach szwedzko-branden-
burskiej piechoty.
Rezultat zmagań 28 lipca musiał wywrzeć wrażenie na
Fryderyku Wilhelmie, który miał namawiać króla szwedz­
kiego do opuszczenia pola bitwy i uchylenia się tym sa­
mym od walnej rozprawy z Polakami. Elektor brał pod
uwagę przede wszystkim skromne zapasy prowiantu, gdyż
sprzymierzeni wzięli go jedynie na trzy dni, pozostawiając
przecież swe tabory w obozie modlińskim. Innego zdania
był oczywiście Karol X Gustaw. Mimo trudnych warun­
ków terenowych do stoczenia walnej batalii i zaskoczenia
decyzją Jana Kazimierza o przeprawieniu znacznej czę-
ści sił koronnych na brzeg praski, pewien był zwycięstwa.
Miał nawet rzec do elektora: ,3oicie się, że z bitwy z tym
silnym wrogiem nie uniesiecie życia, a ja wam pokażę, że
wyrwę z rąk jego zwycięstwo” 14.
Szwedzki monarcha był zdecydowany kontynuować
walkę z Polakami, którzy dotąd unikali działań w otwar­
tym polu, pomni na porażki pod Żarnowem; Wojniczem,
Gołębiem i ostatnio pod Kłeckiem i Kcynią. Dlatego na
naradzie z dowódcami brandenburskimi przeciwstawił się
wszelkim koncepcjom wycofania oddziałów w kierunku
własnych obozowisk. Wydaje się, iż decyzję o przegru­
powaniu sił sprzymierzonych Karol odłożył do dnia na­
stępnego, gdyż zmęczone walką i przemarszem pod Pragę
oddziały udały się na spoczynek. Zapewne już wieczorem
tegoż dnia wydano rozkazy sypania szańców na wprost
stanowisk polskiej artylerii. Prace te rozpoczęto wcze­
snym rankiem 29 lipca.
Natomiast w otoczeniu Jana Kazimierza nie ukrywano
zadowolenia z wyników starcia. Mimo sporadycznych
głosów odradzających polskiemu monarsze stoczenie
walnej rozprawy z Karolem (Czarniecki, Subchan Ghazi
aga), Jan Kazimierz zachęcony osiągniętymi tego dnia
sukcesami nie brał pod uwagę wariantu cofnięcia się na
lewy, warszawski brzeg Wisły. Do kontynuowania bitwy
zachęcał króla jeden z jego głównych doradców, gen. mjr
Anderson. Jak pisał Jan Leszczyński, „tak się zgoła było
poszczęściło (tego dnia, tj. 28 lipca -przyp. M. N.), że ten
generał major cesarza JMci przysłany,..., victoriam obie­
cywał, bo weszli (Szwedzi) w zgłodzony kraj, gdzie sub-
sistere (wytrzymać) trzech dni nie mogli” 15.

14 Droysen, op. cit, s. 48-49; por. Górski, op. cit.t s. 228.


15 Jan Leszczyński do księdza J. Schónhoffa z Częstochowy, 9 VIH
1656, s. 445.
W dniu tym główny ciężar walki spadł na piechotę za­
ciągu cudzoziemskiego i chorągwie litewskie. Z regimen­
tów pieszych pewne straty poniósł pułk Jana Zamoyskie­
go, który, aby powstrzymać atak nieprzyjaciół, musiał być
wsparty przez posiłki 16.
Przez całą noc z 28 na 29 lipca trwała przeprawa pozo­
stałych chorągwi koronnych i pospolitego ruszenia na pra­
wy brzeg Wisły. Chorągwie komputowe przeprawiły się
z własnymi wozami taborowymi, gdzie m.in. towarzystwo
spod chorągwi husarskich miało złożone drzewka (ko­
pie), a pospolite ruszenie komunikiem, czyli bez żadnych
taborów.
Mimo ustania działań wojennych, w obozie polskim pa­
nowało duże zamieszanie. Należało wyznaczyć miejsca na
nocleg poszczególnym chorągwiom, rozmieścić wojsko
według przygotowanego planu, aby rankiem oddziały te
mogły szybko i sprawnie zająć swoje miejsca w szyku.
Zdając sobie sprawę, iż główne siły sprzymierzonych
znajdują się na brzegu praskim, Jan Kazimierz postanowił
sprowadzić z powrotem wojska kasztelana kijowskiego,
znajdującego się pod Zakroczymiem. Pchnięto natych­
miast kurierów, aby Czarniecki pośpieszał pod Warszawę.
Można było jednak mieć duże wątpliwości, czy ponad
2 tys. szabel zdąży wziąć udział w walkach następne­
go dnia. I rzeczywiście w sobotę, tj. 29 lipca, chorągwie
Czarnieckiego przybyły pod Warszawę dopiero późnym
wieczorem.
Liczono przede wszystkim na przeprawioną jazdę ko­
ronną i Tatarów. Ci ostatni byli jednak, jak podkreśla to
wiele źródeł, rozmieszczeni w kilku miejscach. Jedynie
kilkuset znajdowało się pierwszego dnia bitwy przy cho­
rągwiach litewskich, a i ci nie byli skorzy do ataku fron-

16 D e s Noyers, Lettres..., 11 VIII 1656, s. 213.


talnego na siły sprzymierzonych. Nieprzyjaciel bowiem
„ze wszystkiej prawie armaty, którą miał z sobą, bardzo
potężny ogień na ordę wypuścił, tak że ich zaraz zmie­
szawszy z dala w bory przyległe spędzał, sam prosto na
wojsko polskie nastąpił” 17.
Wiemy, iż w przeddzień bitwy Subchan Ghazi aga miał
radzić królowi, aby nie przyjmował walnej bitwy, „mó­
wiąc, że ponieważ nieprzyjaciel tylko na trzy dni wziął
żywności, ponieważ miał wielkie trudności z wodą, którą
mógł dostać tylko z Wisły, i ponieważ jego szyk był tak
dobry, że wydawał się ruchomą twierdzą (tak właśnie on
go nazwał), można by go zniszczyć bez utraty ludzi, ale
trzeba by, żeby Król JMść ściągnął z drugiej strony Wisły
(tj. na brzeg warszawski - przyp. M. N.) piechotę i działa,
jazdę zaś z nim połączył, wówczas by oni w krótkim cza­
sie ogłodzili Szwedów bez rozlewu krwi, przecinając im
wszystkie linie komunikacyjne” 18.
Polski monarcha zakładał, iż podobnie jak podczas
pierwszego dnia zmagań Szwedzi ruszą na polskie umoc­
nienia, chcąc je zdobyć atakiem frontalnym, gdy on tym­
czasem po wykrwawieniu się przeciwnika pchnie do wal­
ki całą jazdę czy to przez luki pomiędzy szańcami, czy też
korytarzem między fortem znajdującym się w polskich
rękach a pasem wydm, ciągnących się w stronę Pragi.
Tatarzy, których skierowano na tyły armii sprzymierzo­
nych, mieli uderzyć od strony Białołęki w kierunku Że­
rania, gdzie znajdował się obóz nieprzyjacielski. Po jego
zdobyciu ordyńcy mieli stale niepokoić od tyłu oddzia­
ły sprzymierzonych. Chodziło zatem, aby ze wszystkich
stron osaczyć przeciwnika w wąskim korytarzu pomię­
dzy laskiem białołęckim a korytem Wisły i, jak pisał Jan

17 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 102.


18 Des Noyers, Lettres..., 11 VIII 1656, s. 215.
Leszczyński, „zgłodniałego nieprzyjaciela obsidere i
kończyć” 19.
Jak się jednak miało okazać, w dniu następnym czekała
polskie dowództwo niejedna niespodzianka ze strony
Karola X Gustawa.

19Jan Leszczyński do księdza J. Schónhoffa z Częstochowy, 9 VIII


1656, s. 445.
WSPANIAŁA SZARŻA (29 LIPCA)

Wczesnym rankiem obaj wodzowie armii sprzymie-


rzonych ruszyli na rekonesans w kierunku Białołęki.
Korzystając z gęstej mgły, monarchowie w otoczeniu
wyższych dowódców przedzierali się laskiem, aby znaleźć
dogodne miejsce do stoczenia walnej batalii i flankowego
uderzenia na obóz Litwinów. Nieudane próby frontalnego
zdobycia polskich szańców spowodowały, że Karol X
Gustaw postanowił uderzyć na obóz przeciwnika ze
wschodu, skąd Polacy najmniej mogli spodziewać się
ataku, bowiem z tej strony mieli nie tylko umocniony
szaniec, ale ponadto spod Nieporętu rozpoczęli marsz na
Białołękę Tatarzy.
Zanim mgła całkowicie opadła, Karol dokładnie
zlustrowawszy okolicę, opracował plan akcji. Szwedzki
monarcha zdecydował się na obejście od wschodu sił
polskich i zajęcie stanowisk na wydmach pomiędzy
Białołęką a Bródnem. Można było stąd nie tylko
zaatakować z flanki obóz przeciwnika, ale zepchnąć całą
kawalerię polsko-litewską w kierunku koryta Wisły.
Jedyna przeprawa mostowa nie dawała przecież
możliwości szybkiego przerzucenia na brzeg warszawski
całej armii.
Aby plan ten powiódł się, należało nie tylko sprawnie
przemieścić oddziały na oczach przeciwnika, ale utrzymać
Polaków w przekonaniu, iż sprzymierzeni nie rezygnują
z czołowego ataku na polskie umocnienia. Wydano więc
wydzielonym brygadom piechoty rozkaz kontynuowania
ataków od strony Żerania i wiązania tym samym polskich
sił w korytarzu pomiędzy Wisłą a pasem wydm.
W czasie gdy piechota sprzymierzonych miała toczyć
uciążliwe walki pod umocnieniami, Karol wraz z elekto­
rem musieli przerzucić skrajem lasu białołęckiego gros sił
w celu obejścia polskich stanowisk od północnego wscho­
du. Jak słusznie zauważył już Konstanty Górski, najwięk­
sze niebezpieczeństwo dla przerzucanych oddziałów nie
było związane z samym przemarszem, ale podziałem ich
sił na dwie części. Podczas gdy lewe skrzydło Fryderyka
Wilhelma miało opanować wydmy na prawym skraju la­
sku białołęckiego, skrzydło szwedzkie winno osłaniać siły
elektora.
Zgodnie z planem ok. godz. 9 kurfurst ruszył na czele
jazdy i dwóch brygad piechoty, zapewne Sparra i Goltza,
w kierunku Białołęki. Oddziały poruszały się wolno, gdyż
błotnista droga prowadząca skrajem lasu białołęckiego,
przecięta Skurczą, sprawiała niemało kłopotu maszerują­
cym żołnierzom i obsłudze artylerii. Dlatego też przeby­
cie dystansu wynoszącego ok. 4 km pomiędzy dawnym
obozowiskiem a opanowaną wydmą zajęło kolumnie
brandenburskiej ponad dwie godziny. Tak więc przemarsz
grapy, na czele której stał Fryderyk Wilhelm, zakończył
się ok. godz. 11.
Wspomniane wzgórze, znajdujące się powyżej fortu za­
jętego przez Polaków, nie było obsadzone przez żadne siły,
co świadczyło, że Jan Kazimierz nie wiedział o przemiesz­
czaniu wojsk przeciwnika. Nie wystawia to dobrego świa­
dectwa polskiemu dowództwu, które mając do dyspozycji
Tatarów i kilkądziesiąt chorągwi lekkich długo nie miało
należytego rozeznania co do ruchów przeciwnika w terenie.
Tymczasem elektor obsadził wzgórze piechotą i dragonią,
w skład której wchodziły kompanie z regimentów
Waldecka, Kanitza i Kalksteina. Wciągnięto tu także dwa
12-funtowe działa, spodziewając się ataku Tatarów.
Następnie elektor uszykował swe siły w trzech rzutach.
Pierwsza linia rajtarii zajęła stanowiska wzdłuż drogi, na
skraju lasu, a dwie dalsze z tyłu, w głębi lasu, który
porastał całe wzgórze. Bagnisty strumień uchodzący do
rzeczki Zązy ubezpieczał pierwszy rzut rajtarii w razie
nagłego ataku.
Obronne położenie wojsk kurfursta podyktowane było
przekonaniem o natychmiastowej kontrakcji przeciwnika,
który znał przecież teren zbliżającej się batalii. Jedno-
cześnie ubezpieczające oddziały szwedzkie znajdowały
się daleko w tyle.
Przed rozpoczęciem działań Jan Kazimierz wraz z
wyższym dowództwem, senatorami i dygnitarzami
Rzeczypospolitej przybył wczesnym rankiem do
klasztoru Bernardynów na Pradze, gdzie wysłuchał mszy
świętej i przyjął komunię. Po nabożeństwie przystąpiono
do objazdu stanowisk. Jazda i piechota zajęły te same
pozycje, co dnia poprzedniego. Liczono, iż szańce
pomiędzy korytem Wisły a wałem wydm będą nadal
skuteczną zaporą przeciwko nacierającym nieprzy-
jaciołom. Konnica zajęła stanowiska za piechotą, będąc w
każdej chwili gotowa do zaatakowania rajtarii
sprzymierzonych przez luki pomiędzy stanowiskami
ogniowymi. W odwodzie znajdowały się masy kawalerii
polsko-litewskiej i pospolite ruszenie. Czekano także na
wieści od Subehan Ghazi agi, który miał uderzyć na
przeciwnika od strony Białołęki.
Początkowo wszystko przebiegało po myśli polskiego
dowództwa. Sprzymierzeni, podobnie jak dnia
poprzedniego, rozpoczęli ostrzał artyleryjski pozycji,
które obsadzała piechota Grotthauza, Butlera i
Grodzickiego. Wkrótce do ataku ruszyła piechota
szwedzka. Jednak silny ogień
artyleryjski strony polskiej i kanonada muszkieterów za-
ciągu cudzoziemskiego powstrzymały atakujących. Także
flankowy ogień dwóch dział, ustawionych z inicjatywy
królowej Ludwiki Marii na Kępie Potockiej, mocno dał
się we znaki Szwedom.
Epizod ten wart jest szerszego przedstawienia. Otóż
królowa, ciekawa przebiegu starcia polskiej kawalerii
z rajtarią sprzymierzonych, od samego rana przypatrywała
się z szańców, wykonanych dla osłony przeprawy mosto­
wej od strony Warszawy, wymianie ognia artyleryjskiego
pomiędzy wojującymi stronami. Zauważywszy, iż umiesz­
czone na lewym brzegu Wisły działa nie czynią większej
szkody atakującym Szwedom, nakazała wyprząc z własnej
karety konie w celu przetransportowania dział ze wzgórza
„Szubienicznego” na sam brzeg rzeki (na Kępę Potocką).
Umieszczona tu bateria skutecznie raziła ogniem piecho­
tę i stanowiska artyleryjskie przeciwnika. Od pierwszych
wystrzałów miało paść 40 rajtarów, a skuteczny ogień spo­
wodował, iż przeciwnik zaczął się wycofywać. Jan Kazi­
mierz dowiedziawszy się, iż powodzenie to zawdzięcza
inicjatywie królowej, miał wysłać do Ludwiki Marii po­
słańca z powinszowaniami. Wątpić należy, czy rzeczywi­
ście doszło do wymiany korespondencji w trakcie zażartej
wymiany ognia, ale o inicjatywie królowej, która, siedząc
na bębnie, okryta burką tatarską, śledziła przebieg bitwy,
wspomina szereg przekazów źródłowych.
Nie wiemy, kiedy strona polska dowiedziała się o prze­
marszu znacznych sił przeciwnika w kierunku Białołęki,
gdyż niemal do godz. 15 trwały utarczki przed szańcami
polskimi. Wydaje się, iż Polacy otrzymali pewne dane o ru­
chach wojsk przeciwnika od czat obsadzających okoliczne
Wzgórza, a przede wszystkim od nielicznej załogi fortu,
który znajdował się w rękach polskich. Czy sądzono, iż
warunki terenowe uniemożliwią sprzymierzonym przerzu­
cenie tak dużej liczby żołnierzy, czy też liczono na Tata­
rów, którzy mieli osłaniać obóz polski od strony północno-
-wschodniej, nie wiemy. Pewne jest to, iż nie wykorzystano
rozdzielenia się głównych sił przeciwnika, pozwalając na
przemarsz niemal całej armii szwedzko-brandenburskiej.
Zadanie rozpoznania przeciwnika i wyparcia Branden-
burczyków z opanowanego przez nich wzgórza powie­
rzono Tatarom i Litwinom. Akcję miano rozpocząć wraz
z przybyciem części chorągwi litewskich od strony Biało­
łęki. O przybyciu Litwinów do polskiego obozu informuje
nas prymas Andrzej Leszczyński w liście do feldmarszał­
ka cesarskiego Melchiora Hatzfelda1.
Skąd przybyli Litwini i jaka to była część wojska litew­
skiego, nie wiemy. Na pewno nie była to grupa pod komen­
dą Gosiewskiego, hetmana polnego litewskiego, która nie
zdążyła wziąć udziału w walkach nad Wisłą. Wiemy, że
główne siły Litwinów pod komendą Sapiehy i Połubińskie-
go znajdowały się u boku króla. One to przecież wzięły ak­
tywny udział w działaniach drugiego i trzeciego dnia bitwy
warszawskiej. Zmęczonych długotrwałym marszem chorą­
gwi nie wysyłano by natychmiast do ataku na pozycje elek-
torskich. Zapewne było to kilka chorągwi litewskich wy­
słanych wcześniej z głównego obozu na rekonesans czy też
w celu ściągnięcia pod stolicę Tatarów, którzy, jak wiemy,
dopiero późnym wieczorem dnia poprzedniego mogli otrzy­
mać wiadomość o położeniu wojsk przeciwnika, usytuowa­
niu obozu sprzymierzonych i planach polskiego dowództwa,
przeznaczającego dla nich bardzo trudne i odpowiedzialne
zadanie - zaatakowanie pozycji nieprzyjacielskich od tyłu,
zwłaszcza zaś taboru przeciwnika, znajdującego się w na­
prędce przygotowanym obozie na polach żerańskich.

1 Andrzej Leszczyński do Melchiora Hatzfelda z Zawad 31 VII


1655, w: W a 1 e w s k i , op.cit., t.1, nr 23, s. XIX.
Od dłuższego czasu Fryderyk Wilhelm przygotowywał
się do odparcia spodziewanego ataku od strony Białołęki.
August Riese, stale podnoszący zasługi kurfursta i jego
oddziałów podczas kampanii warszawskiej, w postawie
Brandenburczyków przebywających pod opanowanym
wzgórzem upatrywał przyczynę sukcesu sprzymierzonych
w trakcie dwóch ostatnich dni bitwy.
Całością operacji kierował oczywiście Karol X Gu­
staw, który zajęty był odpieraniem ataków polskiej jazdy
w korytarzu wiślanym. Już od wczesnych godzin rannych
trwała kanonada artyleryjska z obu stron. Umożliwiła ona
polskim chorągwiom przygotowanie się do ponownego
ataku na pozycje przeciwnika. Trudna sytuacja Szwedów
związana była z faktem, iż poważnie obawiano się uderze­
nia Tatarów na obóz żerański. Atak taki rzeczywiście na­
stąpił od strony lasku białołęckiego. Zadaniem ordy było
zaatakowanie taboru sprzymierzonych, zajętych wówczas
walką przed szańcami Polaków. W drodze, w okolicy
wydm, na skraju lasu, napotkał Subchan Ghazi aga siły
elektora
Zaskoczenie musiało być obustronne, gdyż Tatarzy nie
spodziewali się spotkać w tej okolicy żadnych oddziałów
przeciwnika. Nie doszło jednak do starć, gdyż orda po­
dążała w kierunku Żerania, nad Wisłę. Wyłaniającym się
ordyńcom Karol przeciwstawił trzeci rzut swej rajtarii pod
komendą gen. mjr. Henryka Homa. W skład oddziałów,
będących pod jego dowództwem, wchodziła rajtaria, m.in.
z regimentów księcia Karola von Meklenburg i feldmar­
szałka Hansa Krzysztofa Königsmarcka (razem ok. 10-12
skwadronów, tj. ponad 2 tys. rajtarów). Ogień szwedzkiej
rajtarii był na tyle skuteczny, że Tatarzy zrezygnowali w
ogóle z walki i szybko zawrócili w kierunku lasku biało­
łęckiego. W drodze powrotnej ponownie znaleźli się na
tyłach ugrupowania elektora.
Podczas gdy Tatarzy wycofywali się w kierunku Bia­
łołęki, w korytarzu nadwiślańskim trwały ciężkie walki
pomiędzy Szwedami a Polakami. Chorągwie jazdy ko­
ronnej, wykorzystując luki pomiędzy szańcami, ruszyły
z impetem na wysunięty przed własne stanowiska ognio­
we pierwszy rzut rajtarii szwedzkiej. W ataku na pozy­
cje nieprzyjaciela musiały brać udział także chorągwie
husarskie. Atak prawdopodobnie przeprowadzony był
większymi siłami, ale wobec trudności rozwinięcia, ze
względu na małą szerokość korytarza, Jan Kazimierz kie­
rował do walki chorągwie pułkami, które stopniowo były
wprowadzane do akcji. Szwedzi, nie mogąc sprostać Pola­
kom, zmuszeni zostali po krótkotrwałej walce do odwro­
tu i wycofania się za stanowiska piechoty. Ogień artylerii
i zgrupowanych tu regimentów pieszych pod komendą
Karola Gustawa Wrangla okazał się na tyle skuteczny, że
towarzystwo chorągiewne, choć triumfujące, musiało ze
znacznymi stratami powrócić na pozycje wyjściowe.
Jedną z przyczyn niepowodzenia prób rozerwania
szwedzkich pozycji było według wojewody poznańskiego
Jana Leszczyńskiego zaniechanie przez Tatarów ataku na
tyły obozu żerańskiego. Nieskoordynowany w czasie atak
z dwóch stron został przez Szwedów odparty, tym bar­
dziej że od strony lasku białołęckiego mieli do czynienia
z drobnym oddziałem ordy. Utracili jednak Szwedzi część
taboru z żywnością, który padł łupem ordyńców: „Tatarów
część mała przyszła, bo już o dziesięć mil powyżej Bugu
dla przeprawy byli poszli, atoli i ci to zrobili, że im tył
zabiegłszy wozy z prowiantami porabowali” 2.
Tymczasem Karol Gustaw, straciwszy kontakt z siłami
elektora, ruszył do Fryderyka Wilhelma, aby rozpoznać

2 Jan Leszczyński do księdza J. Schonhofta z Częstochowy, 9 V I I I


1656, s. 445; K u b a l a , Wojna brandenburska, s . 1 8 .
teren i zlustrować siły polsko-litewskie. Około godz. 12
szwedzki monarcha znajdował się już u boku swego bran­
denburskiego sprzymierzeńca. Opanowane przez kurfUr-
sta wzgórze dawało doskonały wgląd w teren zbliżającej
się batalii. Widać było doskonale, począwszy od Białołęki
po Bródno, ciąg wydm, które od wschodu osłaniały obóz
polski, a także siły przeciwnika znajdujące się opodal la­
sku bródnowskiego. Mogły one skutecznie przeszkadzać
w przemieszczaniu się oddziałów sprzymierzonych, ale
pod warunkiem, że zostaną użyte natychmiast do akcji.
Obaj wodzowie dokładnie zlustrowali sieć drożną
i rzeczną (strumienie i bagniste koryta Skurczy i Zązy)
okolic3. Szwedzki monarcha zdecydował wówczas, iż je­
dynie przerzucenie wszystkich sił na pola pomiędzy Biało­
łęką a Bródnem może zaskoczyć stronę polską i przynieść
zwycięstwo. Należało zatem przerzucić gros sił szwedz­
kich znad Wisły pod ogniem polskich oddziałów. Jedno­
cześnie Karol X Gustaw, przywiązując duże znaczenie do
opanowanych przez elektora pozycji, które stanowiły oś
manewru, obiecał swemu sprzymierzeńcowi wzmocnie­
nie. Natychmiast po przybyciu do własnego obozu wysłał
trzy brygady piesze pod komendą gen. mjr. Wolrada Wal-
decka wraz z kilkoma działami.
Wkrótce po godz. 13, skrajem lasku białołęckiego, ru­
szył Waldeck na pomoc elektorskim. Marsz był powolny
ze względu na grząski teren, a także trudności z transporto­
waniem dział. Przy przeprawie przez Skurczę ugrzęzły one
w wodzie i cała kolumna musiała się zatrzymać4. Był to do­
skonały moment, aby uderzyć na znajdującego się w mar­
szu przeciwnika, tym bardziej że Karol dopiero przygoto­

3 Zob. relacje Fryderyka Wilhelma i gen. mjr. Wolrada Waldecka,


W: D r o y s e n , op.cit., s. 110, 125.
4 Tamże, s. 54-55; G ó r s k i , op.cit., s. 238-239; H e r b s t , Trzy­

dniowa bitwa pod Warszawą, s. 318.


wywał pozostałe regimenty piesze i rajtarskie. Do ataku nie
doszło, gdyż znaczna część towarzystwa, biorącego udział
w rannych potyczkach ze Szwedami, udała się na posiłek.
W polskim obozie panował doskonały nastrój, a wyco­
fanie się rajtarii przeciwnika za stanowiska ogniowe po­
czytywano jako znak zwycięstwa i rychłego opuszczenia
pola bitwy przez sprzymierzonych. Przewaga liczebna
strony polskiej, nieuzasadniona wiara w zdobycie szwedz­
kiego obozu przez Tatarów spowodowały, iż dowodzący
chorągwiami komputowymi udali się na posiłek, dając
przykład towarzystwu chorągiewnemu: „poszła starszy­
zna sobie obiadować, chcąc czegoś po obiedzie dokazać,
ale i tam dłużej niektórzy jedli niż trzeba było, pod pretek­
stem czekania na zgromadzenie się ordy, która wprawdzie
daleko była”5, lecz nieprzyjaciel nie czekał na obiadują­
cych i w kilka godzin ustawił nowy szyk bojowy swych
oddziałów.
Po odjeździe szwedzkiego monarchy formujące się na
skraju lasu białołęckiego oddziały elektora zaatakowali
jednocześnie, powracający z nieudanej akcji przeciwko
obozowisku szwedzkiemu, Tatarzy i chorągwie litewskie.
Atak ordyńców nastąpił od strony wzgórza zajętego przez
kurfursta, tj. z kierunku Białołęki. Został odparty przez
dragonię i piechotę brandenburską, a także przybywające
im na pomoc skwadrony rajtarii szwedzkiej, pod dowódz­
twem Homa.
Natomiast od strony pól bródnowskich, wąskim koryta­
rzem pomiędzy pasmem wydm a mokradłami, ruszyli do
natarcia Litwini, wspomagani przez kilka chorągwi koron­
nych. Jaki był skład sił, które podjęły szarżę na stanowiska
sprzymierzonych, nie wiemy. Także ich liczebność budzi
duże kontrowersje wśród historyków. Podczas gdy źródła

5 Jan Leszczyński do księdza J. Schónhoffaj.w., s. 445.


pruskie, począwszy od relacji własnoręcznej samego elek­
tora, szacowały siły atakującej jazdy na 4-6 tys. koni, to
historycy polscy na czele z Górskim znacznie pomniejsza­
li ich liczbę do ok. 1000 koni. Wydaje się, że do ataku uży­
to głównie sił litewskich, a ich liczebność nie przekraczała
dwóch, trzech pułków, tj. ok. 1-1,5 tys. koni.
Silny ogień piechoty i dragonii spowodował, iż kilkumi­
nutową szarżę odparto, a zmieszane towarzystwo zaczęło
powoli wycofywać się w kierunku polskich stanowisk.
Pewne straty miały ponieść chorągwie od ognia artylerii
szwedzkiej, która rozpoczęła kanonadę zza Skurczy. Były
to działa prowadzone przez las białołęcki przez gen. mjr.
Waldecka, który mając możność obserwacji terenu z połu­
dniowego skraju lasu, otworzył ogień w kierunku wycofu­
jących się Litwinów.
Niepowodzenie obu szarż kawaleryjskich musiało ostu­
dzić nieco zapał Polaków, gdyż do godz. 15 nie przeszka­
dzali już, formującym się w kolumny marszowe, oddzia­
łom sprzymierzonych. Być może polskie dowództwo uwa­
żało, że sam przeciwnik wchodzi im w ręce, pchając się
pomiędzy pas wydm a mokradła i błota zlewiska Zązy.
Zarzut, iż oba ataki jazdy nie były zsynchronizowane,
jest trudny do przyjęcia. Obie grupy działały samodziel­
nie, wykonując powierzone im zadania w znacznym od­
daleniu. Jedynie powodzenie jednej z grup rokowało na­
dzieje zatrzymania, a następnie zniszczenia przeciwnika.
W tym przypadku nie ulega wątpliwości, iż przy udanej
akcji jazdy litewskiej Tatarzy powtórzyliby atak na pozy­
cje elektora. Widząc nieudaną próbę rozerwania szyków
sprzymierzonych, szybko zawrócili w kierunku Białołęki.
Po odparciu obu szarż, aż do godz. 15, było spokojnie.
Przerwę tę Karol X Gustaw wykorzystał, przerzucając
niemal wszystkie siły znad Wisły na pola pomiędzy Bia­
łołęką a Bródnem. Dziwi natomiast bezczynność strony
polskiej aż do chwili ukazania się nieprzyjaciela na wprost
Bródna, gdy pierwsze skwadrony zaczęły wychylać się
z lasku białołęckiego. Czyżby wieści o obecności Bran-
denburczyków na południowy zachód od Białołęki nie
zostały przekazane polskiemu dowództwu? Czyżby o obu
nieudanych próbach ataku Tatarów na obóz szwedzki i po­
zycje elektorskich Jan Kazimierz nie został powiadomio­
ny? Trudno w to uwierzyć, gdyż Polacy, wybierając praski
brzeg na stoczenie generalnej batalii ze sprzymierzonymi,
musieli przecież przeprowadzić wcześniej rozpoznanie
terenu przyszłej potyczki. Mieli ponadto wiele lekkich
chorągwi, a także posiłkowy oddział Subchan Ghazi agi.
Winno to gwarantować, iż każdy ruch przeciwnika spotka
się z kontrakcją oddziałów polsko-litewskich.
Nie ulega wątpliwości, iż Jan Kazimierz musiał mieć
jakieś informacje. Zapewne wysłano rozkazy do Tatarów,
aby przeszkadzali w posuwaniu się wojsk Karola X Gusta­
wa. Ci natomiast, stale odrzucani salwami piechoty i dra-
gonii przeciwnika, podpalili Białołękę i Bródno, zmuszając
sprzymierzonych do pozostawienia znacznych sił w celu
osłony obu formujących się skrzydeł armii. Pod Białołę­
kę musieli Szwedzi wysłać rajtarię Homa, aby umożliwić
przemarsz pozostałych oddziałów w kierunku Bródna. Tu
także pozostawili część piechoty z kilkoma skwadronami
jazdy w obawie przed atakami z jednej strony sił polsko-
-litewskich (znad Wisły) i Tatarów (z północnego wscho­
du poprzez wąskie korytarze pomiędzy błotami a rozlewi­
skami Zązy).
Korzystając z osłony trzeciego rzutu kawalerii szwedz­
kiej, ubezpieczającej przemarsz sił głównych, Karol X
Gustaw nakazał dwóm pozostałym rzutom rajtarii wraz
z piechotą i artylerią kontynuować marsz po osi Białołę-
ka-Bródno. Siły te pozostawały pod komendą królewskie­
go brata - księcia Adolfa Jana.
Podczas gdy Szwedzi posuwali się traktem białołęckim
w kierunku Bródna, siły elektora również zaczęły prze­
mieszczać się spod umocnionego wzgórza, skrajem wydm,
równolegle do kolumny szwedzkiej. Oba wojska były więc
nadal rozdzielone, gdyż Brandenburczycy posuwali się ko­
rytarzem pomiędzy wydmami a pasem bagien i rozlewisk
Zązy. Liczne dopływy tej rzeczki nie mogły jednak utrudnić
szybkiego połączenia sił sprzymierzonych w razie nagłego
uderzenia chorągwi polsko-litewskich, gdyż obie kolumny
marszowe znajdowały się w zasięgu wzroku i ich oddalenie
od siebie nie przekraczało kilometra w linii prostej. Umoż­
liwiało to w razie ataku Tatarów lub lekkich chorągwi pol­
skich szybkie rozwinięcie skwadronów rajtarii i zamknię­
cie luki pomiędzy oddziałami sprzymierzonych. Zresztą
atak prowadzony w trudnych warunkach terenowych,
przy znacznej przewadze ogniowej oddziałów szwedzko-
-brandenburskich, nie rokował większych nadziei powo­
dzenia, tym bardziej iż Polacy właściwie rozpoznali ma­
newr sprzymierzonych dopiero wówczas, gdy oddziały
brandenburskie zaczęły się wychylać zza lasku białołęc­
kiego, a Szwedzi dochodzili do Bródna.
Podpalenie obu osad, Białołęki i Bródna, musiało wcze­
śniej już zaalarmować polskie dowództwo, ale wobec od­
poczynku części oddziałów było bezradne. Dogodny do
uderzenia moment, gdy sprzymierzeni podchodzili dopiero
do swych nowych pozycji i rozpoczęli pośpiesznie szyko­
wać swe oddziały według przygotowanego przez Karola X
Gustawa „ordre de bataille”, minął bezpowrotnie. Wów­
czas właśnie, korzystając z rozdzielenia sił przeciwnika po­
zostającego na odkrytym terenie, umożliwiającym użycie
mas kawalerii, Jan Kazimierz mógł przechylić losy bitwy
na swoją stronę. Jednak Polacy tak byli zaskoczeni poja­
wieniem się oddziałów sprzymierzonych na polach bród­
nowskich, iż do żadnego wystąpienia w ogóle nie doszło.
Trudno opisać zamęt, jaki powstał wśród oddziałów
zgromadzonych za polskimi szańcami. W krótkim czasie
musiał Jan Kazimierz dokonać zmiany frontu całej armii
o 90 stopni i obrócić oddziały w kierunku wyłaniających
się skwadronów przeciwnika. Na wał wydm - na północny
wschód od lasku praskiego - należało przerzucić nie tylko
poszczególne pułki jazdy polsko-litewskiej, ale również
piechotę wraz z artylerią. Pamiętać także należy, iż wielu
spośród towarzystwa i wyższego dowództwa chorągiew-
nego nie było obecnych przy własnych oddziałach, ucztu­
jąc w namiotach pospolitego ruszenia. Dlatego przyjęcie
nowego szyku przez siły polsko-litewskie zajęło sporo
czasu, ułatwiając stronie przeciwnej ukończenie manewru
obejścia pasma błot, a także ustawienie oddziałów sprzy­
mierzonych według planu szwedzkiego monarchy.
Około godz. 16 armia szwedzko-brandenburska była
już ustawiona i gotowa do odparcia polskiego ataku. Tym
razem lewe skrzydło zajęło wojsko szwedzkie, mając na
tyłach zabudowania Bródna. Brandenburczycy natomiast
zajęli pozycje na prawym skrzydle w odległości ok. 700 m
od kwadratowego fortu i wału wydm, który osłaniał obóz
polski 6.
Wydaje się, iż Brandenburczycy zagięli front swego
pierwszego rzutu w kierunku wymienionego fortu, znajdu­
jącego się jeszcze w polskich rękach. Zajmując przestrzeń
pomiędzy wałem wydm a pasem błot białołęckich, oddzia­
ły elektorskie były nieco wysunięte do przodu w stosunku
do uszykowanego w trzy linie szwedzkiego sprzymierzeń­
ca. Ustawienie sił Fryderyka Wilhelma na wysokości po­
zycji zajmowanych przez pierwszą linię kawalerii szwedz­
kiej byłoby zbyt niebezpieczne. Za regimentami kurfursta
ciągnęły się błota, a teren był mocno podmokły. Szyk tych

6 Zob. mapkę nr 4 przedstawiającą drugi dzień bitwy warszawskiej.


Arkebuzerzy konni z I połowy XVII wieku
Johann Georg ks. Anhalt-Dessau
Jan Kazimierz Waza

Ludwika Maria Gonzaga, królowa polska


Piechota polsko-węgierska z I połowy XVII wieku

Paweł Jan Sapieha, wo­


jewoda wileński i hetman
wielki litewski
Komputowe chorągwie tatarskie w służbie polskiej

Stamisław Rewera Potoc-


ki, hetman wielki koronny
Wincenty Aleksander Korwin Gosiewski,
podskarbi wielki i hetman polny litewski

Benedykt Oxenstierna
Bitwa pod Warszawą - pierwszy dzień, 28 lipca 1656 r.

Korpus artylerii konnej


Karol X Gustaw i Fryderyk Wilhelm na polu bitwy w otoczeniu
dowódców i dygnitarzy. Zgodnie z oznaczeniami Lahlbergha w skład
orszaku wchodzili:
1 - Karol X Gustaw, 2 - Fryderyk Wilhelm, 3 - pfalzgraf Filip von
Sulzbach, 4- ks, Bogusław Radziwiłł, 5 - margraf Karol Magnus von B,
enDurlach, 6 - hr. Krzysztof Karol von Schlippenbach, 7 - ks. Adolf Jan
(podnoszący kapelusz), 8 - pfalzgraf ab Simmern, kuzyn elektora, 9 - hr.
Gabriel Oxenstierna, 10 - ks. Karol von Meklenburg, 11 - feldmarszałek
Karol Gustaw Wrangel, 12 - gen. Otto Krzysztof Sparr, 13 - graf Jerzy
Fryderyk Waldeck, 14 - feldmarszałek Robert Douglas, 15 - gen. mjr
Henryk Horn, 16 - gen. mjr Claes Tott, 17 - gen. Bertold Hartwig von
Bulow, 18 - gen. mjr Joachim Rüdiger Goltz, 19 - gen. mjr Hans
Böddeker, 20 - gen. mjr Krzysztof von Kannenberg, 21 - gen. mjr graf
Jan Wolmar von Waldeck

Aleksander Hilary Połubiński,


dowodzący husarią szarżującą
w drugim dniu bitwy
oddziałów musiał być oparty o trakt idący z Białołęki na
Pragę, a więc całe ugrupowanie sprzymierzonych, ciągną­
ce się od skraju lasku białołęckiego po granice Bródna
i Pragi (ok. 2500-3000 m), było ustawione równolegle
do pozycji polskich z lekko zagiętym skrzydłem prawym,
zajmowanym przez siły brandenburskie 7.
Najbardziej w kierunku polskich pozycji wysunięte były
trzy regimenty piesze elektora, na czele z jego leibgwardią
pod komendą Piotra de la Cave.
Położenie sił szwedzkich, mimo zajęcia wyznaczonych
pozycji, nie było dobre. Za nimi znajdowała się osada
Bródno i błota ciągnące się aż ku Markom. Posuwanie się
lewego skrzydła szwedzkiego ograniczały podmokłości
i strumienie uchodzące do Zązy. W razie klęski Szwedów
czekała również przeprawa przez Zązę, na której nie mieli
żadnej stałej przeprawy mostowej. Karol był jednak pewny
zwycięstwa, licząc na swe doborowe regimenty, pamięta­
jące okres wojny trzydziestoletniej. Nie dopuszczał do sie­
bie myśli, iż siły polsko-litewskie mogłyby rozerwać szyki
jego weteranów. A przecież Szwedzi znacznie oddalili się
od swoich głównych linii komunikacyjnych, ciągnących
się od Jabłonny do Nowego Dworu. Musiał zdawać sobie
sprawę szwedzki monarcha, iż w wypadku zwycięstwa
Jana Kazimierza sprzymierzeni będą zmuszeni wycofywać
się kilkoma wąskimi traktami w kierunku Grodziska i Ma­
rek. Słusznie zatem zauważył Konstanty Górski, iż usta­
wienie armii sprzymierzonych tyłem do błot i trzęsawisk
świadczyło o dużej pewności siebie Karola X Gustawa 8.
Karol od dawna starał się doprowadzić do generalnego
starcia z siłami polsko-litewskimi, licząc iż po odniesio­
7 Ilustruje to doskonale jedna z rycin E. Dahlbergha, przedstawiająca
drugi dzień batalii (na pierwszym planie szyk wojsk szwedzko-bran-
denburskich w kształcie półkola).
8 G ó r s k i, op. cit., s. 378.
nym zwycięstwie ponownie zawładnie całą Rzecząpospo-
litą. Nie udało mu się doprowadzić do starcia z Polakami
w czasie zimowo-wiosennej kampanii 1656 r. Dlatego
obecnie, nawet w trudnych warunkach terenowych, decy­
dował się na stoczenie walnej batalii. Liczebna przewaga
w piechocie i dragonii, znacznie większa siła ognia artyle­
rii szwedzko-brandenburskiej (47 dział w stosunku do 18
po stronie przeciwnika) rokowały sukces.
Armia sprzymierzonych szykowała się do decydujące­
go starcia. Na lewym skrzydle, w trzech rzutach, znajdo­
wały się wojska szwedzkie. Przed pierwszą linię rajtarii
Karol wysunął piechotę - trzy brygady pod komendą płk.
Adolfa Wrangla (Smaland), płk. Nisbeta (Upland) i ppłk.
Andrzeja Szóge, dowodzącego gwardią pieszą monarchy.
Ugrupowanie to oddano pod komendę gen. mjr. Bertolda
Hartwiga Btilowa 9.
Na obu skrzydłach umieszczono rajtarię szwedzką.
W pierwszym rzucie stanęły skwadrony grafa Eryka
9 Droysen, op.cit., s. 66-67; Riese, op.cit (zob. jego ordre de bataille z 29
VII 1656, z zaznaczeniem poszczególnych skwadronów pieszych
i konnych, zamieszczony w aneksie); Górski, op.cit, s. 243. W odróż nieniu
od wyżej wymienionych rysunki Dahlbergha przedstawiają całą piechotę
sprzymierzonych w centrum, natomiast na interesującym nas skrzydle
szwedzkim widzimy jedynie trzy rzuty rajtarii. Wydaje się jed nak, iż
podobnie jak we wcześniejszych kampaniach, Szwedzi ustawiali swe
skwadrony konne i brygady piesze w szachownicę, a nie grupowali całej
piechoty sprzymierzonych w centrum pod komendą Sparra, tym bardziej iż
wiele relacji wspomina o udziale szwedzkich regimentów pieszych w
odparciu szarży jazdy polskiej drugiego dnia bitwy, a wobec usytuowania ich
w centrum nie mogłyby prowadzić skutecznego ognia, przedzielone od
atakowanych regimentów innymi skwadronami rajta rii szwedzkiej. Jak
ustawiały się w szyku bojowym szwedzkie brygady i skwadrony jazdy, widać
doskonale na rys. E. Dahlbergha, wykonanym jako pierwowzór miedziorytu
w dziele Pufendorfa, przedstawiającym armię szwedzką w widłach Wisły i
Sanu w pocz. kwietnia 1656 r., zob. ilustrację w pracy L. Tersmedena, Armia
Karola X Gustawa - zarys or ganizacji, „SMHW”, t. XIX, cz. II, s. 135.
Oxenstiemy pod komendą ppłk. Rosena (Smaland), gen.
mjr. Karola Gustawa Wrangla (Upland) pod Plantingiem,
grafa Ludwika Löwenhaupta (Ostgothen) i księcia Adolfa
Jana. Obok nich widzimy inne skwadrony rajtarskie:
pfalzgrafa Filipa von Sulzbach (dowódca I rzutu), księcia
Jana Jerzego von Anhalt-Dessau, płk. Jana Jakuba
Taubego i dragonię Sulzbacha.
Dwa pozostałe rzuty tworzyły skwadrony rajtarii i
dragonii szwedzkiej pod komendą margrabiego Karola
Magnusa von Baden-Durlach i gen. mjr. Henryka Homa
(Nyland).
Centrum stanowiło sześć brygad piechoty branden-
burskiej, w skład których wchodziły skwadrony grafa
Ottona Krzysztofa Sparra, płk. Jana Jerzego Sieberga
(Syburga), gen. mjr. Wolrada Waldecka i gen. mjr.
Joachima Rüdigera Goltza. Musiały być one uszykowane
także w trzech rzutach i z obu stron ochraniane przez
skwadrony pruskiej i szwedzkiej rajtarii. Według
Droysena komendę nad sześcioma brygadami pieszymi
centrum sprawowali Sparr z gen. mjr. Jozjaszem
Waldeckiem. Także na rycinach Dahlbergha widzimy regi-
ment pieszy Jozjasza Waldecka usytuowany w trzecim
rzucie centrum.
Prawe skrzydło zajął Fryderyk Wilhelm wraz z przy-
dzielonym mu do pomocy feldmarszałkiem Karolem
Gustawem Wranglem. Oddziały rozłożono w trzech
rzutach. Pierwszą linię zajęły skwadrony rajtarii pod
komendą grafa Fryderyka Waldecka, kierującego całą
pruską kawalerią. Znajdowały się tu również skwadrony
gen. mjr. Krzysztofa Kannenberga (dowódca pierwszego
rzutu rajtarii elektora), a także leibgwardii kurfiirsta pod
dowództwem płk. Aleksandra von Spaen. Brygady piesze
elektora na czele z jego gwardią pod Piotrem de la Cave
lekko zaginały front pierwszej linii w kierunku polskiego
fortu.
Druga linia złożona była z rajtarii prusko-szwedzkiej pod
ogólną komendą gen. mjr. Totta, a trzecią stanowiły
skwadrony rajtarii płk. Jerzego Schónaicha, płk. Krzyszto­
fa Brunella, płk. Dietricha Lessgewanga, księcia Jana Je­
rzego von Weimar i płk. Wolfa Ernesta von Eller. W skład
tego rzutu miała wchodzić również dragonia płk. Chry­
stiana Ludwika Kalksteina 10.
Przed stanowiskami poszczególnych brygad pieszych
rozmieszczono działa, na skrzydle prawym 24, lewym
23. Ogień artylerii miał na tyle zniechęcić atakujących,
iż wchodzącym sukcesywnie do walki skwadronom raj­
tarii wyznaczono zadanie zepchnięcia sił przeciwnika
w kierunku koryta Wisły. Zakładano, iż siła ognia piecho­
ty sprzymierzonych i ich artylerii zrównoważy przewagę
strony polskiej w konnicy, głównie ciężkozbrojnej husarii,
której się obawiano.
Siły polskie rozłożyły się na wale wydm, na wprost wsi
Bródno. Najszybciej stanowiska naprzeciw sprzymierzo­
nych zajęły pułki jazdy koronnej i litewskiej. Pośpiesznie
przerzucano piechotę wraz z artylerią (12 działek polo-
wych), przystępując do kopania stanowisk ogniowych na
wydmach. Część dział miało znajdować się w forcie, obsa­
dzonym przez siły polskie od dawna. Pozostałe rozmiesz­
czono głównie u wschodniego podnóża wydm, gdzie grupo­
wały się pułki jazdy koronnej. Obie armie po godz. 15 były
już w zasięgu ognia artyleryjskiego, lecz wobec dalszego
przegrupowywania oddziałów kanonadę rozpoczęto znacz­
nie później, zapewne po godz. 16, gdy na szwedzkie skwa­
drony lewego skrzydła runęła husaria polsko-litewska.
Jakimi siłami jazdy dysponował Jan Kazimierz, do­
kładnie nie wiemy. Część sił koronnych pod komendą
Czarnieckiego dopiero późnym wieczorem mogła przebyć
most warszawski i dotrzeć na brzeg praski. W każdym
10 Brak jej w planach przedstawionych przez A. Riesego, lecz wyraźnie
skwadron dragonii Kalksteina widzimy na rycinie Dahlbergha w trzecim
rzucie na skraju prawego skrzydła.
razie chorągwie te nie uczestniczyły w szarży kawa-
leryjskiej pod dowództwem Połubińskiego. Z pułków
wojska koronnego, znajdujących się wówczas na prawym
brzegu Wisły, znamy czternaście, gdyż przynajmniej dwa
na czele z królewskim pod komendą kasztelana
kijowskiego znajdowały się na lewym brzegu, a pułk
Lubomirskiego, wraz z jego chorągwią husarską, został
znacznie wcześniej wysłany spod Warszawy w celu
blokowania załogi szwedzkiej Pawła Wirtza w Krakowie.
Na czele pozostałych, które czytelnik może odnaleźć w
jednym z załączników na końcu pracy, widzimy znanych
dowódców jazdy: Aleksandra Koniecpolskiego, woje-
wodę sandomierskiego, Aleksandra Zamoyskiego,
strażnika koronnego, Mariusza Jaskólskiego, strażnika
wojskowego, Jana Sapiehę, pisarza polnego koronnego i
wielu innych.
Pułki jazdy polskiej nie stanowiły w XVII wieku stałych
jednostek organizacyjnych kawalerii - tego rodzaju
pułków o niezmiennej liczbie chorągwi w wojsku polskim
nie było. Tworzono je przed wymarszem na kampanię, w
obozie lub przed samą bitwą, a podział na pułki,
obejmujące dowolną liczbę chorągwi różnego typu, nie
był stały. Pułki królewski i hetmańskie były najsilniejsze i
wchodziło do nich nawet kilkanaście chorągwi.
Przykładowo w 1653 r. w obozie żwanieckim cała jazda
została podzielona na 16 pułków; pułk królewski liczył aż
1741 koni, zgrupowanych w 13 chorągwiach: 2
husarskich, 7 kozackich (pancernych) i 4 wołoskich. Były
również pułki znacznie słabsze, jak choćby kasztelana
sandomierskiego Stanisława Witowskiego, złożony z 5
chorągwi, liczących zaledwie 507 koni”11.
Niestety, podobnego komputu z 1656 r., w przededniu
bitwy warszawskiej, nie mamy. Po kampanii zimowo-
wiosen-
11Zob. Komput wojska polskiego in Anno 1653 pro 1 octobris pod
Żwańcem popisanego, AGAD ASW dz. 85, nr 89, s. 1-8.
nej tegoż roku, w której jazda poniosła znaczne straty,
przede wszystkim w koniach, pułki były słabo „okryte”,
co podkreślało wielu pamiętnikarzy. Liczebność poszcze-
gólnych pułków wahała się od 400 do 700 koni. W
każdym razie na wydmach bródnowskich stanęło w szyku
bojowym kilkanaście tysięcy jazdy komputowej koronnej
w 14 pułkach.
Jeszcze trudniej określić siły Litwinów, którzy znacznie
wcześniej zajęli wyznaczone pozycje. Spora ich część
(ok. 2 tys.) pod komendą hetmana polnego litewskiego
znajdowała się w okolicach Pułtuska i nie zdążyła wziąć
udziału w walkach pod Warszawą. Armia litewska, choć
pozbawiona kilkunastu chorągwi, liczyła znacznie więcej
pułków niż 5 wymienianych w dotychczasowej litera-
turze. Siły Litwinów, wraz z nielicznymi rotami pieszymi
i dragonii, należy szacować na ok. 5 tys. żołnierzy.
Siły polsko-litewskie niewiele wzmacniał posiłkowy
oddział Tatarów pod dowództwem Subchan Ghazi agi
(ok. 2 tys. ordyńców). Mógł on jednak być użyty w
drugiej fazie bitwy podczas pościgu za siłami sprzy-
mierzonych czy ataku na ich tabory.
Reasumując, Jan Kazimierz mógł dysponować 20
tysiącami jazdy, w tym maksymalnie 900-1000 kopii
husarskich, choć nie wiemy, czy rzeczywiście wszystkie
chorągwie husarskie dysponowały drzewkami (kopiami),
o które było podczas kampanii niezmiernie trudno. Brak
tych drzewek powodował, iż często rotmistrze zmuszeni
byli zamiast po husarsku stawać w obozie po rajtarsku12.
Tym bardziej wymagano, przede wszystkim w cho-
rągwiach królewskich i hetmańskich, aby towarzystwo
miało w miarę jednolite proporce, wykonane z kitajki.
Wydaje się, że od barwy proporców, w jakie każda rota
była za

H. W i s n e r , Wojsko polskie I połowy XVII wieku, cz. III .


12

„SMHW”, t. XXI, Wrocław 1978, s. 90-91.


opatrzona, nadawano jej nazwy: biała, czarna, czerwona
czy żółta. Oczywiście w trakcie długotrwałych działań
towarzystwo używało kopii o różnobarwnych proporcach.
Widzimy zatem, że wraz z oddziałami pospolitego
ruszenia Polacy mieli zdecydowaną przewagę w jeździe
nad 12-13 tys. rajtarii i dragonii sprzymierzonych.
Szlachta, przeprawiwszy się na brzeg praski bez
większych taborów, stanęła w pułkach wojewódzkich pod
komendą swych pułkowników. Szczególnie bojowo miały
prezentować się województwa lubelskie i sandomierskie,
z których szlachta brała udział w ostatniej zwycięskiej
kampanii lutowej Stefana Czarnieckiego.
Karol X Gustaw, mimo zachęcających rezultatów
kampanii 1655 r. w Rzeczypospolitej, cenił walory
polskiej jazdy, szczególnie obawiając się spotkania z
husarią. Pragnął, aby jedna z tych rot przyjęła służbę
szwedzką „chodząc” pod jego imieniem. Podczas pobytu
w Krakowie pod koniec października 1655 r. przejął
litewską husarię Jana Kazimierza, wypłacając zaległe
zasługi jej towarzystwu. Oto, co napisał w tej sprawie
zaufany doradca Bogusława Radziwiłła, Benedykt
Olszewski: „Chorągiew husarską królewską wziął za
swoją (Karol X Gustaw - przyp. M. N.) i na moderunek
jej panu pisarzowi Połubińskiemu dał kilkanaście
tysięcy”13.
Nie tylko szwedzki monarcha był zafascynowany tą
ciężkozbrojną kawalerią jej wyglądem, sposobem walki,
ubiorem i uzbrojeniem. Zachowały się piękne opisy tej
jazdy w pamiętnikach cudzoziemców przebywających w
Rzeczypospolitej. Sekretarz ambasadora francuskiego
hrabiego d’Avaux - Karol Ogier - w relacji z Malborka,
28 sierpnia 1635 r., tak pisał:

13 Benedykt Olszewski do Bogusława Radziwiłła z Warszawy 8 XI


1655, AGAD dz. V, teka 2 4 1 , nr 10816.
„Chorągiew husarska... wyjechała nam z obozu naprze­
ciw i nie widziałem nigdy nic wdzięczniejszego. Szlach­
ta polska, oni wszyscy, na pięknych rumakach, w zbroi
świetnej i błyszczącej, z zarzuconymi na plecy skórami
panter, lwów i tygrysów, mają długie kopie podtrzymywa­
ne rzemieniami zwisającymi od siodła, na których końcu,
niżej ostrza, są jedwabne wstęgi, czyli proporczyki, które
w wietrze furkocą i oczy wrogów błądzą. Bardzo to świet­
ne, ale trudno się nie roześmiać na widok długich skrzydeł
przymocowanych do ich pleców, od których, jak oni sądzą,
także konie nieprzyjacielskie się płoszą i do ucieczki rzu­
cają. Wędzidła końskie są srebrne i pozłacane, a z karku
końskiego zwisają srebrne naszyjniki i kółka. Przy boku
mają szable, a przy siodle pistolety, maczugi, młoty, to-
pory i miecze-koncerze. W bitwie może użyć tych kopij
pierwszy albo drugi tylko szereg, dalszym są prawie bez
użytku i dlatego one inszej się chwytają broni. Ci, którzy
nie mają kosztownych skór, okrywają ramiona kobierca­
mi, i to dla ozdoby, jak dla zakrycia szczelin w zbroi” 14.
Także Franciszek Paweł Dalairac w swych Anegdotach
o Polsce pisał:
„Usaria to najpiękniejsza jazda w Europie przez wybór
ludzi, piękne konie, wspaniałość stroju i dzielność broni.
Siedzi ta jazda na najlepszych koniach w kraju, uzdeczki
są ozdobione blaszkami i guziczkami srebrnymi lub po­
złacanymi. Siodła haftowane z łękiem złoconym, wielkie
czapraki na sposób turecki..., koncerz bardzo ozdobny
przymocowany do siodła pod lewym udem. Uzbrojeni są
husarze w kirys, szyszak, zarękawie, osłaniające ręce z ty-
łu i z boków do łokcia, rękawic nie używają. Na ramio
nach noszą skórę lamparcią lub tygrysią, kopię z grotem
14 Cudzoziemcy o Polsce, wyd. J. G i n t e l , t. I, Kraków 1973, s.
226-228.
ostrym, z drzewa lekkiego, giętką i wydrążoną w środku,
z chorągiewką długą na łokci, malowaną i złoconą
całą, noszą ją w tulii przymocowanej do siodła. Husarze
nie cofają się nigdy, puszczając konia w całym pędzie,
przebijają wszystko przed sobą” 15.
Oczywiście w połowie XVII wieku to bogactwo stro­
ju i uzbrojenia, ze względu na zniszczenia kraju ciągłymi
wojnami i coraz większy zastęp ubogiej szlachty służą­
cej w tego typu chorągwiach, zaczęło ustępować miejsca
prostemu rynsztunkowi żołnierskiemu. Walory bojowe
pozostały i w nich upatrywał nadzieję zwycięstwa Jan Ka­
zimierz, rzucając na szyki sprzymierzonych całą husarię,
jaką dysponował.
Pozycje, jakie zajęły siły polsko-litewskie, górowały
nad stanowiskami sprzymierzonych, ale oddziały były
rozłożone na stosunkowo niewielkim obszarze, ograni­
czonym z jednej strony rozlewiskami Zązy, z drugiej ob­
sadzonym przez siły brandenburskie traktem z Białołęki
ku Pradze. Za pozycjami polskiej jazdy, u stóp przeciwle­
głego zbocza wału wydm, płynęła Skurczą, a dalej o ok.
700-800 m potężna przeszkoda terenowa, jaką była Wisła
z jedną tylko przeprawą mostową! Obie strony nie brały
zatem pod uwagę innego zakończenia batalii, jak zwycię­
stwo własnych oddziałów.
Polacy, gdy rozpoznali manewr sprzymierzonych, za­
częli wycofywać się spod wzgórz opanowanych przez siły
elektora w kierunku Białołęki, a następnie w stronę pól
bródnowskich. Nie próbowano zatrzymywać sił szwedz-
ko-brandenburskich, gdyż zamierzano wciągnąć prze­
ciwnika na teren dogodny do użycia kawalerii. W szarży
kilkudziesięciu chorągwi husarskich i pancernych dostrze­

I5 K. G ó r s k i, Historia jazdy polskiej, Kraków 1894, s. 65-66; por.


Z. Ż y g u 1 s k i (jun.), Broń w dawnej Polsce, Warszawa 1975, s. 253.
gał Jan Kazimierz szansę rozstrzygnięcia batalii, gdyż
zepchniętym w bagna i rozlewiska Zązy sprzymierzonym
groziła całkowita zagłada. Ewentualny ich odwrót mógł
odbywać się jedynie drogą na Nieporęt, gdzie nie
przygotowali żadnej przeprawy mostowej.
Losy bitwy miały rozstrzygnąć się po godz. 16, gdy do
ataku ruszyły wybrane ze wszystkich pułków jazdy roty
husarskie pod komendą pisarza polnego litewskiego.
Zapewne polski monarcha obawiał się, iż dalsze zwle-
kanie z rozpoczęciem generalnego natarcia uniemożliwi
rozerwanie szyku sprzymierzonych. Wiedziano przecież,
iż strona przeciwna w pośpiechu dokonała prze-
grupowania sił, a piechota musiała odczuwać skutki
długotrwałego marszu z obozu żerańskiego na pola
bródnowskie. Nie przypusz czało polskie dowództwo, że
sprzymierzeni tak szybko przygotują swoje oddziały do
walnej rozprawy, ustawiając rajtarię głęboko, bo aż w trzy
rzuty. Minęła godz. 16 i od strony pozycji polsko-
litewskich słychać było coraz silniej szy tętent koni
pędzących w tumanach kurzu i dymu.
Wydzieloną do szarży jazdę oddano pod dowództwo
pisarza polnego litewskiego i porucznika królewskiej
chorągwi husarskiej w kompucie litewskim - Aleksandra
Hilarego Połubińskiego. Był on już znanym dowódcą
jazdy w wojsku Wielkiego Księstwa Litewskiego, a
pierwsze laury wojenne jako rotmistrz roty husarskiej
zebrał po bitwie pod Łojowem ze Stanisławem
Krzyczewskim, wodzem armii kozackiej (29-30 VII
1649)16.
Powierzenie dowództwa husarii, od której szarży
zależało powodzenie całej batalii, pisarzowi litewskiemu
zasługuje na uwagę. Oczywiście było to wynikiem
nieobecności na polu bitwy dwóch hetmanów litewskich:
Pawła

16 Zob. biogram A. H. Połubińskiego; w: Polski Słownik Biograficzny


(dalej: cyt. PSB), Wrocław 1982, t. XXVII/2, s. 358-363.
Sapiehy, który przebywał w stolicy na skutek bolesnego
upadku z konia, i Wincentego Gosiewskiego, skierowa­
nego z częścią sił litewskich na Podlasie. W tej sytuacji
atak mógł poprowadzić jedynie porucznik królewskiej
chorągwi husarskiej i jednocześnie dowódca pułku kró­
lewskiego w wojsku litewskim. Połubiński uczestniczył
przecież nie tylko w wojnach kozackich pod komendą
Janusza Radziwiłła, ale także w kampanii moskiewskiej
1654 r., biorąc udział w bitwach pod Szkłowem (12 VIII)
i Szepielewiczami (24 VIII). Wraz z siłami Pawła Sapie­
hy wziął również udział w kampanii zimowo-wiosennej
1656 r. przeciwko Karolowi X Gustawowi jako dowód­
ca pułku, w skład którego wchodziło 795 koni w siedmiu
chorągwiach 17.
Liczba husarzy skierowanych do ataku na szyki szwedz­
kie jest trudna do ustalenia. Dane, które za Ludwikiem
Kubalą powtórzyło wielu polskich i obcych badaczy, mó­
wiące o 1200 husarzach, dopiero niedawno zostały podda­
ne rzetelnej krytyce przez Stanisława Herbsta18. W szarży
uczestniczyło na pewno sześć chorągwi husarskich, czte­
ry z wojska koronnego, dwie z litewskiego. Z koronnych
były to rota husarska hetmana wielkiego koronnego Sta­
nisława Rewery Potockiego (188 koni), hetmana polnego
koronnego Stanisława Lanckorońskiego (98 koni), woje­
wody krakowskiego Władysława Myszkowskiego (171
koni) i podczaszego sandomierskiego Jana Zamoyskiego
(126 koni). Po odliczeniu „ślepych” pocztów, tj. ok. 15%
stanu chorągwi, otrzymamy 500 rzeczywistych kopii jaz­
dy koronnej. Natomiast z sił litewskich wiemy jedynie
o chorągwi królewskiej pod Połubińskim (147 koni) i het­

17Komput. wojska litewskiego z 1656, B. Czart., rkps 2749, s. 96.


18 L. Kubala oparł się na przekazie gen. W. Chrzanowskiego, za­
mieszczonym w edycji listów Des N o y e r s a, Bataille de Varsovie en
1656, s. 223; H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą s. 321.
mana wielkiego Pawła Sapiehy pod komendą Hrehorego
Kruniewicza, chorążego mozyrskiego (193 konie)19. Dołą­
czając obie roty litewskie, możemy szacować liczebność
husarii pod wodzą Połubińskiego na 800 koni.
W szarży warszawskiej wzięły zapewne udział tak­
że inne roty husarskie z wojska litewskiego, np. Micha­
ła Kazimierza Radziwiłła, który miał taką chorągiew
w kompucie litewskim. Według listu przypowiedniego
z 5 sierpnia 1654 r. liczyła ona 120 koni20. W ataku mogła
brać udział także rota husarska zmarłego hetmana wiel­
kiego litewskiego Janusza Radziwiłła, którą przejął Paweł
Sapieha. Jej porucznikiem był Jerzy Władysław Chalecki,
starosta mozyrski. Miał on pułk jazdy w wojsku litewskim,
gdyż „nie dając się żadnym obłudnym nieprzyjacielskim
pinguiori sorte (intratnym urzędem) sobie obiecanym
unieść perswazjom, do nas (wojsk JKMci -przyp. M. N.)
z pułkiem swoim powrócił”, za co właśnie otrzymał we
Lwowie 8 kwietnia 1656 r. strażnikostwo litewskie. W bi­
twie pod Warszawą miał odznaczyć się w oczach samego
Jana Kazimierza, tracąc w tej potrzebie „18 osób usarskie-
go towarzystwa”21.
Nie wydaje się również prawdopodobne, by na czele
szarży postawiono Litwina, nawet porucznika królewskiej
husarii, gdyby do ataku skierowano tylko jedną czy dwie
roty litewskie obok wielu koronnych. Wiemy, że porucz­
nicy czy namiestnicy koronnych rot husarskich niechętnie
oddawali się pod komendę Litwinów, gdy działania trwały
na obszarze Korony, tym bardziej iż na czele chorągwi ko­

19 Według J. W i m m e r a , Materiały do zagadnienia liczebności


i organizacji armii koronnej w latach 1655-1660, „SMHW”, t. IV,
Warszawa 1958, s. 490-533.
20 AGAD AR, dz. II, teka 10, nr 1287.
21 Zob. biogram W.J. Chaleckiego, PSB, t. III, Kraków 1937.

s. 252.
ronnych biorących udział w szarży stali starzy towarzysze,
znani i cenieni w hierarchii wojskowej. Porucznikiem roty
hetmana Potockiego był wówczas Sebastian Machowski,
a husarią Myszkowskiego dowodził Władysław Wilcz­
kowski - późniejsi regimentarze, samodzielnie dowodzą­
cy większymi ugrupowaniami jazdy.
Wydaje się więc, iż w szarży warszawskiej uczestni­
czyło nie sześć chorągwi, w tym dwie litewskie, ale przy­
najmniej osiem, tj. obok królewskiej i hetmana Sapiehy
mogły wziąć udział dalsze dwie roty litewskie: dawna Ja­
nusza Radziwiłła22 i krajczego litewskiego Michała Kazi­
mierza Radziwiłła. Nie wydaje się jednak, aby liczebność
atakujących chorągwi przekraczała tysiąc koni ze względu
na teren, który nie pozwalał rozwinąć większej ich liczby
w trój szeregowym ustawieniu niż 300 kopii w pierwszej
linii. Pamiętajmy także, że liczebność rot, podawana we­
dług poszczególnych ćwierci popisowych, znacznie różni­
ła się od stanu faktycznego. Popisu bowiem dokonywano
raz na kwartał, a ciągłe straty czy absentowanie się spod
chorągwi towarzystwa jeszcze bardziej zmniejszały ich
stany osobowe. Dwustuosobowe roty husarskie, hetmań­
skie, rzadko kiedy liczyły więcej niż 2/3 towarzystwa pod­
czas działań wojennych. Chorągwie litewskie po kampanii
nad Wisłą i Sanem były wyniszczone i mocno przetrze­
bione. Królewska chorągiew husarska pod Połubińskim
straciła nawet własny sztandar, który król polecił dla niej
wykonać we Lwowie z nowej materii 23.
Podstawowym zadaniem uszykowanej na wzgórzach
praskich husarii było rozerwanie szyków brandenbursko-

22 Według stanu z 9II 1656 rota miała 196 koni, lecz w okresie kam­
panii zimowo-wiosennej poniosła duże straty, Ar. Wileńskie (CPAH),
Aps 3410, s. 309.
23 Jan Kazimierz do Aleksandra Hilarego Połubińskiego ze Lwowa

19 IV 1656, AGAD AR, dz. III, kop. 5, nr 98.


szwedzkich, a następnie z pomocą pozostałych chorągwi
zepchnięcie nieprzyjaciół w błota. Większość relacji
podkreśla, że zmasowany atak husarii nastąpił po godz.
16. Jedynie jedna z relacji brandenburskich przesuwa
początek walk na godz. 18 24.
Zgodnie ze staropolską szkołą prowadzenia wojny atak
husarii rozpoczynały chorągwie w szyku luźnym, z
odstępami na długość konia. Podchodziły one na swoje
pozycje wyjściowe stępa, aby przejść następnie w kłus.
W zależności od sytuacji, a przede wszystkim możliwości
rozbicia szyku nieprzyjaciela, dokonywano rozluźniania
lub ścieśniania szyku chorągiewnego, co było czynnością
bardzo trudną i wymagało dużego doświadczenia
każdego jeźdźca. Przy zbliżaniu się do nieprzyjaciela
główne zadanie spoczywało na kierującym szarżą, który
musiał ocenić szansę przełamania jego szyków. Jeśli na
przykład zauważono, że muszkieterzy oddali już salwę i
przed nich zaczęli wysuwać się pikinierzy, dokonywano
nagłego ścieśnienia szyku, tj. zwężenia frontu poprzez
zjeżdżanie się obu skrzydeł do środka.
Husaria wyruszała do natarcia z odległości maksymalnie
400 m przed szykiem sprzymierzonych. Z tego ok. 100
kroków (75 m) przebywała stępa, ok. 200 kroków (150
m) kłusem, 120 kroków (90 m) w galopie, a ostatnie 80
kroków (60 m) - cwałem. Aby niepotrzebnie nie męczyć
koni, nie należało przechodzić w galop wcześniej niż na
200 kroków przed przeciwnikiem. Dobrze wyszkolone
chorągwie husarskie potrafiły nawet w trakcie rozpo-
czętego ataku ponownie rozluźnić własne szeregi, a było
to wobec oddziałów wroga, przygotowanych do od-
dania salwy, nie lada sztuką gdyż w ostatnim
fragmencie szarży starano się atakować cwałem w
zwartych szeregach.
24J. M a r t i t z, Gründliche Nachricht. Zur Schlacht bei Warschau-
„Hohenzollern-Jahrbuch” 1898, s. 245-247.
W przypadku szarży pod Warszawą nie zachodziła ko-
nieczność atakowania piechoty, ale rajtarii przeciwnika;
szarżujący zdawali sobie jednak sprawę, iż zbroje nie są w
stanie ochronić ich od skutecznego ognia muszkietowe-
go, a znaczne obciążenie konia (uzbrojenie i ciężar
jeźdźca) przeszkadza w nagłych odskokach od ata-
kowanych skwadronów sprzymierzonych. Pamiętajmy
bowiem, lekkie działa przeciwnika mogły donosić
kartacze na odległość ok. 300 m, a ogień muszkietowy
był skuteczny do ok. 250 m. Począwszy więc od
nieudanej szarży husarii pod Gniewem, starano się unikać
bezpośredniego ataku na szyki piechoty w obawie przed
nawałnicą ognia muszkietowego i salwami artylerii, tym
bardziej jeśli nie można było liczyć na wsparcie własnych
sił ogniowych.
Polska jazda była narażona na ogień od momentu
wpadania w kłus, husarz bowiem w trakcie szarży, nawet
w optymalnych warunkach terenowych, przez ponad
minutę znajdował się pod ostrzałem dział i muszkietów
przeciwnika, a przez ostatnie 20 sekund nie chronił go od
śmierci nawet najgrubszy napierśnik. Ten czas wystarczał
zawodowemu muszkieterowi na dokładne wybranie celu,
wymierzenie i oddanie strzału. Z reguły salwa oddana z
bliskiej odległości (do ok. 100 m) powodowała, iż ginęły
niemal wszystkie konie z pierwszego szeregu szarżującej
husarii. Często zmuszało to dowództwo do zaniechania
ataku i wycofania się drugiego szeregu atakującej jazdy.
Dlatego niejednokrotnie przygotowywano szarżę w ten
sposób, iż szykowano husarię w pierwszej linii, a w
dwóch następnych pancernych (kozaków) lub odwrotnie;
pozwalało to uderzać na przemian - raz ogniem, raz
kopią. Jak podkreśla Jerzy Teodorczyk, wykorzystywano
w ten sposób wszystkie walory jazdy, tj. impet uderzenia
husarii na białą broń i nagły ogień chorągwi pan-
cernych25.
Pod Warszawą w ataku wzięły udział jedynie chorągwie
husarskie, a dopiero potem miały szarżować chorągwie

25 J. Teodorczyk, Bitwa pod Gniewem (22 lX-29 IX-1X1626). Pierw­


sza porażka husarii, „SMHW”, t. XII/2, Warszawa 1966, s. 157-163.
pancerne. Nie bez przyczyny wybrano również kierunek
uderzenia, gdyż na wprost pozycji husarii stały szwedzkie
regimenty rajtarii, a do stanowisk piechoty, usytuowanej
w centrum szyku sprzymierzonych, było kilkaset metrów.
Zapewne Połubiński rozpoczął szarżę już po oddaniu
ognia przez szwedzką artylerię i po salwie części żołnierzy
pierwszego rzutu piechoty sprzymierzonych do szykującej
się husarii, choć na bezpośredni ogień prowadzony z dal­
szego dystansu były narażone jedynie konie atakujących.
Pędzące chorągwie husarskie mogły ostatnie sto metrów
przebyć w kilkanaście sekund, a był to czas wystarczają­
cy na oddanie tylko jednej salwy przez atakującą rajtarię
szwedzką. Ze względu na szczególną wrażliwość jazdy
na uderzenia ze skrzydeł, szykowano ją głęboko w kilka,
a nawet kilkanaście rzutów. Obawiano się bowiem, iż sku­
teczny flankowy ogień wysuniętych do przodu regimen­
tów pieszych sprzymierzonych może narazić atakujące
chorągwie na duże straty.
Impet uderzenia chorągwi husarskich pod komendą Po-
lubińskiego był ogromny. Środek prawego skrzydła, złożo­
ny z doborowych regimentów uplandzkiej i smalandzkiej
rajtarii (były to skwadrony pod dowództwem ppłk. Plan-
tinga i Rosena), został przełamany, a husaria przedzierała
się w głąb ugrupowania przeciwnika mimo ognia prowa­
dzonego przez nierozbite jeszcze skwadrony rajtarii nie­
przyjacielskiej. Uderzeniu nie oparły się także skwadrony
pierwszego rzutu rajtarii gwardii królowej pod komendą
Anhalta. Duże straty miała ponieść także gwardia rajtar-
ska samego Karola X Gustawa pod Sulzbachem 26.

26 Łatwo zauważyć, iż taki rozwój wypadków możliwy był tylko


w przypadku ustawienia szyku wojsk sprzymierzonych według szkicu
Dahlbergha. Według „ordre de bataille” Riesego pomiędzy rajtarią Upland
i Smaland a skwadronem Anhalta znajdują się regimenty piesze szwedz­
kie. Nie można wykluczyć, iż ustawienie 1 rzutu lewego skrzydła armii
Ocalali z pogromu żołnierze pierwszej linii chronili się,
uciekając przez odstępy pomiędzy skwadronami za drugi
rzut rajtarii szwedzkiej. Husarze wywołali również spo­
re zamieszanie w czterech skwadronach drugiego rzutu
jazdy szwedzkiej pod komendą księcia Karola Magnusa
von Baden-Durlach, ale atak powoli zaczął załamywać
się w wyniku bocznego ognia, jaki prowadziły regimenty
gwardii konnej pary królewskiej, a także ugrupowanie pod
komendą księcia Adolfa Jana.
Droysen, opierając się na rycinach Dahlbergha, zwró­
cił uwagę, iż największe straty poniosła nacierająca husa­
ria nie od ognia szwedzkiej gwardii pieszej pod komendą
ppłk. Szöge, ale właśnie gwardyjskich regimentów rajtarii
pary królewskiej pod dowództwem Anhalta i Sulzbacha27.
Boczny ogień rajtarii szwedzkiej mógł być rzeczywiście
skuteczny, gdyż husaria, uderzając na odcinku 800-900 m,
atakowała frontalnie trzy regimenty rajtarów: Upland (ppłk
Andrzej Planting), Smaland (ppłk Jan von Rosen) i Ostgo-
then (graf Ludwik Löwenhaupt). Wchodząc w głąb szyku
nieprzyjacielskiego, narażała się nie tylko na ogień rajtarii
szwedzkiej z prawej flanki (od atakujących), ale i lewej,
która obracając się w kierunku Polaków rozpoczęła inten­
sywny ostrzał z broni ręcznej.
Wiele relacji brandenburskich podkreśla, iż przed ze­
tknięciem się husarii z pierwszym rzutem rajtarii szwedz­
kiej stojąca z boku gwardia piesza elektora zdołała oddać

sprzymierzonych w wersji Riesego jest błędne, a wymienione regimenty


znajdowały się dopiero za rajtarią Löwenhaupta, obok skwadronu księ­
cia Adolfa Jana. Wiele relacji właśnie jego wymienia jako dowódcę tego
ugrupowania (w jego składzie znajdowała się także piechota szwedzka),
którego flankowy ogień spowodował załamanie się szarży husarii pol­
skiej. Zob. oba „ordre de bataille” z 29 VII, zamieszczone w aneksie.
27 Już D r o y s e n , op. cit., s. 80-81, zwrócił uwagę na znaczne róż­
nice między rycinami Dahlbergha a innymi przekazami źródłowymi
w odniesieniu do uszykowania wojsk sprzymierzonych.
salwę, nie powstrzymując jednak szarżującej jazdy pol­
sko-litewskiej. Nie była to jednak leibgwardia piesza Fry­
deryka Wilhelma, gdyż znajdowała się ona bądź w drugim
rzucie regimentów pieszych wojsk sprzymierzonych, bądź
na końcu pierwszego rzutu prawego skrzydła elektorskie-
go28. Ogień muszkietowy mógł otworzyć jeden z regimen­
tów pieszych, znajdujących się w pierwszym rzucie lewe­
go skrzydła szwedzkiego, ale na pewno nie - z racji odle­
głości - piechota zgrupowana z centrum, choć nie można
wykluczyć, iż część stojących tam muszkieterów oddała
salwę do powracających chorągwi husarskich po załama­
niu się szarży. Natomiast gwardia piesza Karola X Gusta­
wa, której nie znajdujemy na planie Dahlbergha, mogła
wziąć udział w odparciu ataku husarii, jeśli przyjmiemy,
że znajdowała się w pierwszym rzucie lewego skrzydła
pod komendą Adolfa Jana.
Natomiast przyboczna piechota kurfürsta wraz z jego
gwardią konną pod komendą płk. Aleksandra von Spaen
rzeczywiście odpierała atak, ale chorągwi pancernych,
i było to już po odrzuceniu rot husarskich Połubińskiego29.
Szarża łącznie z bojem spotkaniowym nie trwała dłużej
niż kilka minut. Chorągwie husarskie, niewsparte przez
posiłki, utknęły w drugim rzucie rajtarii szwedzkiej, nie
przełamując lewego skrzydła sprzymierzonych. Reszty
dokonał silny boczny ogień nierozbitych skwadronów
pieszych i konnych, który kierowano głównie do koni
nacierającej jazdy. Nie widząc spodziewanych posiłków,
husarze małymi grupkami zaczęli odpływać w kierunku
swoich stanowisk.

28 O . S c h w e r i n , Das Regiment gens ci 'armes und seine Vorge­


schichte sowie die Geschichte der anderen Stammtruppen des Kürassi­
er-Regiments Kaiser Nicolaus 1 von Russland (Brandenburgisches),
nr 6.cz. I (1652-1740), Berlin 1912, s. 2-3, 37.
29 H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 322.
Główną przyczyną załamania się szarży husarii w dru­
gim dniu bitwy warszawskiej było zwlekanie ze wspar­
ciem w postaci pozostałych chorągwi pancernych i lek­
kich, gdyż początkowo atak mimo pokaźnych strat roz­
wijał się pomyślnie. Jak pisał Stanisław Wierzbowski:
„Nie posiłkowali nasi. Odjął Pan Bóg rozum i męstwo dla
grzechów” 30.
Jakub Łoś tak oceniał rezultaty szarży husarii pod ko­
mendą Połubińskiego: „...a nasi dziwowali się tylko miasto
posiłków, które gdyby za tą chorągwią (królewską
M. N.) choć kilka skoczyło chorągwi, nie daliby byli Szwe­
dzi się poprawić”31. Jednocześnie na brak współdziałania
z innymi rodzajami broni zwrócił uwagę Jan Leszczyński:
„Nasi poczęli się kusić o nieprzyjaciela i rzeźnie potykać,
daleko jednak od dział swoich i od piechoty (oddalili się
- przyp. M. N.), na ogień nieprzyjacielski wielki (trafili
- przyp. M. N.), ale i tam nie infeliciter pugnatum (nie­
szczęśliwie walcząc), bo mu jednego skrzydła kilka cho­
rągwi husarskich, srodze resolute skoczywszy, urwali byli,
późno kazano posiłkować, że się nieprzyjaciel recolligo-
wać (ponownie swe szyki zewrzeć) mógł i znowu ustąpił
in locum securiorem (na bezpieczne miejsce)” 32.
Postawa Jana Kazimierza, głównodowodzącego, w tym
momencie bitwy godna jest podkreślenia. Zdając sobie
sprawę, iż bez wsparcia całej jazdy szarża Połubińskiego
spełznie na niczym, starał się własnym przykładem wpły­
nąć na kwarcianych, aby ruszyli za husarią. Jak pisał Des
Noyers, król szykując chorągwie do walki zarazem urząd
sierżanta, kwatermistrza i zwykłego żołnierza sprawował,

30 S. W i e r z b o w s k i , Konnotata wypadków w domu i kraju za­


szłych od 1634 do 1689 roku, wyd. J.K. Załuski, Lipsk 1858, s. 103.
31 Pamiętnik Łosia, s. 19-20.
32 Jan Leszczyński do księdza J. Schónhoffa z Częstochowy z 9 VII

1656,/.w.
biegając wszędzie z dobytą szablą w ręku; prosząc jed­
nych, drugim grożąc i czasem tak czule przemawiając do
nich, że niektórym się łzy rzuciły do oczu. Jednym sło­
wem, król ten nie znajdował się przy korpusie odwodo­
wym, jak zwykle osoby jego stanu, ale w samym ogniu
walki jak prosty żołnierz. Przykład jego nic nie pomógł,
gdyż wraz z rozpoczęciem batalii reszta szlachty w swym
popłochu zmieszała szyki pozostałej armii 33.
Francuz miał zapewne na myśli szlachtę służącą w cho­
rągwiach zaciągu narodowego, która nie była skora nad­
stawiać karku wobec niepowodzenia chluby jazdy Rze­
czypospolitej - husarii. Nie pomogły prośby ani groźby
i Jan Kazimierz mógł tylko płazować ze złości uchodzą­
cych z pola walki.
Z listu naocznego świadka wydarzeń, sekretarza kró­
lewskiego Mikołaja Szulgi, dowiadujemy się, że musiało
dojść do incydentów pomiędzy królem a oficerami po­
szczególnych chorągwi, którzy odmawiali wykonania roz­
kazu ponownego ataku na pozycje sprzymierzonych. Oto,
co pisał do sędziego sieradzkiego Zygmunta Stefana Ko­
niecpolskiego: „Kwarciane (towarzystwo - przyp. M. N.)
niecnotliwie obstawali, mało jeden chorąży karku nie po­
zbył od pałasza JKMci, z którym z bitwy uciekał” 34.
Jakże przypominająte wydarzenia pierwszą walną bitwę
stoczoną przez Jana Kazimierza w kilka miesięcy po swo­
jej koronacji, pod Zborowem 15 sierpnia 1649 r. W oba­
wie o swe życie część towarzystwa z pospolitego ruszenia
i chorągwi komputowych rzuciła się do ucieczki, ułatwia-
jąc ordyńcom dostęp do obozu. Tylko postawie króla, który
,,uchodzących za chorągwie, za wodze chwytał, animował,
drugich zabijać chciał, żeby nie uciekali”, opanowano sy-
33 D e s N o y e r s, Lettres..., 11 VIII 1656 r. z Łańcuta, s. 2 1 6 .
34 Mikołaj Szulga sekretarz JKMci do Zygmunta Stefana Koniecpol-
skiego, b. m. i. d„ AGAD AR, dz. II, ks. XXI, s. 191-192.
tuację. Jan Kazimierz był nawet zmuszony prosić żoł-
nierzy, aby szli do „wałów i obrony miasta (Zborowa -
przyp. M. N.), wołając: zmiłujcie się, nie odstępujcie mnie
i ojczyzny i racząc hałastrę obozową przednimi trunkami
skłonił ją do wyparcia nieprzyjaciół z przedmieść” 35.
Pod Warszawą nie doszło do tak krytycznej sytuacji, ale i
tu chorągwie komputowe odmówiły wykonania rozkazów
swego monarchy.
Dotychczas w literaturze podawano fantastyczne straty,
jakie ponieść miały chorągwie husarskie uczestniczące w
szarży. Z królewskiej roty litewskiej powróciło podobno
ośmiu towarzyszy. Straty musiały być duże szczególnie
w koniach, do których przede wszystkim mierzyła
piechota, ale nie przekraczały one 20% stanów w
poszczególnych jednostkach. Porównując różnice stanów
osobowych chorągwi, biorących udział w bitwach
trzeciego i czwartego kwartału, otrzymujemy straty jeszcze
mniejsze, wahające się od 10 do 15%. Wiemy jednak, że
po bitwie warszawskiej dokonano pośpiesznej rekrutacji do
chorągwi jazdy na obszarze Mazowsza i Lubelszczyzny.
Rzeczywiście duże straty poniosła królewska husaria pod
Połubińskim. Mogły one przekraczać nawet 1/3 stanu
osobowego tej chorągwi, ale pozostałe roty nie poniosły
już tak wielkich strat. Według badań Herbsta liczba
zabitych mogła dochodzić do 150 osób, ale jest to stan
maksymalny. Straty zatem wahały się od 15 do 20% w sto
sunku do całości sił biorących udział w szarży. Na uwagę
zasługuje bardzo ciekawy epizod tego starcia.
Towarzystwo chorągwi królewskiej okryło się sławą
przede wszystkim na skutek starcia legendarnego już
Jakuba Kowalewskiego z Karolem X Gustawem. O starciu
szwedzkiego monarchy
35 Zob. relację Wojciecha Miaskowskiego spod Zborowa z 22 V I I I
1649, w: Jakuba Michałowskiego wojskiego lubelskiego, a później
kasztelana bieckiego księga pamiętnicza.... wyd. A.Z. H e l c e l , Kra­
ków 1864, nr 145, s. 436-437.
z polskim husarzem mamy wiele relacji źródłowych, ale są
one ze sobą sprzeczne36. Pamiętnikarze tacy jak Wespazjan
Kochowski, Samuel Twardowski czy Jakub Łoś uważają,
że był to Jakub Kowalewski (Kowalowski). Mikołaj
Jemiołowski widział w tym husarzu niejakiego
Dąbrowskiego, który, atakując kopią króla szwedzkiego,
ugodził inną osobę z orszaku i w glorii sławy cało
powrócił do obozu. Natomiast autor anonimowej,
współczesnej opisywanym wydarzeniom, kroniczki z lat
1647-1656 widzi w nim niejakiego Odachowskiego.
Rzeczywiście wśród towarzystwa królewskiej chorągwi
husarskiej pod Połubińskim dostrzegamy Konstantego
Odachowskiego, przyjętego do regestru za
wstawiennictwem samego Jana Kazimierza latem 1655 r. . 37

Warto nadmienić, że czyn ten przypisywany jest również


jeszcze innej osobie, także towarzyszowi tej jednostki -
wojewodzicowi rawskiemu Wojciechowi Lipskiemu. W
Lamencie Muzy Polskiej czytamy, że tenże Wojciech, gdy
„...kopią już godzi w Gustawa króla szwedzkiego, od
stojącego przy nim książęcia postrzelony zginął”38. Czy
przypadkiem nie jest to ta sama osoba? Ojciec Wojciecha,
Kasper Zygmunt, mógł być również starostą kowalewskim
czy dąbrowskim i stąd spotykamy w źródłach różne
określenia jego nazwiska. Oczywiście jest to hipoteza. W
regestrach koronnej chorągwi husarskiej pod komendą
kasztelana kijowskiego Czarnieckiego także znajdujemy
nazwisko Kowalewskiego, które figuruje od 1653 do 1659
r., ale bez imienia. Mogło jednak być dwóch
Kowalewskich, jeden służył w husarii koronnej, drugi w
litewskiej.
36 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 103; S. T w a r d o w s k i , Wojna do
mowa z Kozaki i Tatary..., Kalisz 1681, s. 20; A. K e r s t e n, Sienkiewicz.
Potop. Historia, Warszawa 1966, s. 224.
37 Jan Kazimierz do Aleksandra Hilarego Połubińskiego z Warszawy 6 VII

1655, AGAD AR, dz. III, kop. 4.


38 K. N i e s i e c k i, Herbarz Polski, t. VI, s. 122.
Zgodnie z większością przekazów Jakub Kowalewski,
mierząc kopią w króla szwedzkiego, „pewnie by był dopiął
swego, ale go uprzedził książę Bogusław Radziwiłł z pi­
stoletu”, jak zapisał pamiętnikarz Łoś39. Inny towarzysz
husarskiej roty Myszkowskiego, Wespazjan Kochowski,
tak opisywał ten incydent: „Ktoś z królewskiego otocze­
nia (wielu przypisywało ten uczynek Bogusławowi Radzi­
wiłłowi), kto przypadkiem znajdował się na swoim koniu
tuż przy królu, wystrzelił z pistoletu w głowę pędzącego
i celnym strzałem obalił wspaniałego żołnierza, w chwili
gdy już miał dokonać przedsięwziętego czynu; z pewno­
ścią był to znakomity strzelec, skoro mu nawet w takim
momencie nie drgnęła ręka” 40.
Fakt zabicia przez księcia Bogusława dzielnego husarza
znalazł potwierdzenie w wydarzeniach, jakie nastąpiły kil­
ka lat później na sejmie warszawskim. 15 czerwca 1661 r.
jeden z posłów, zapewne był to pisarz ziemski i poseł za­
kroczymski Adam Kowalewski, obwinił Radziwiłła, że
„sam swymi rękami zabił” jego syna, husarza, który po
strąceniu na ziemię Karola X Gustawa był już niegroźny,
gdyż został otoczony przez Szwedów 41.
Sam Radziwiłł nic nie wspomina o swym udziale w ura­
towaniu Karola X Gustawa od niechybnej śmierci, a jest
to tym dziwniejsze, że często na kartach pamiętnika wy­
olbrzymia swoje zasługi i przewagi na polach wielu bi­
tew. Także źródła szwedzkie milczą na ten temat, widząc
kogo innego z orszaku królewskiego składającego się do
strzału w głowę galopującego jeźdźca. Karol X Gustaw,
doceniając odwagę husarza, kazał bernardynom na Pradze
sprawić mu uroczysty pogrzeb.
39 Pamiętniki Łosia, s. 19.
40 K o c h o w s k i , op.cit., s. 203.
41 Zob. biogram Bogusława Radziwiłła w PSB, t. XXX/1, Wrocław

1987, s. 166.
Księża pochowali wielu uczestników bitwy warszaw­
skiej, w tym także towarzyszy husarskich z osławionej
szarży w drugim dniu zmagań. I tak za pochówek wspo­
mnianego Wojciecha Lipskiego otrzymali ze skarbu Rze­
czypospolitej 650 florenów42. W bitwie pod Warszawą po­
legło aż siedmiu Lipskich, z których trzech rzeczywiście
odnajdujemy w herbarzach43. Obrazuje to, jak duże straty
ponieśli Polacy nie tylko podczas wspomnianej szarży, ale
w ciągu trzech dni toczących się walk.
Reminiscencje batalii warszawskiej wraz z wyżej
przedstawionymi epizodami dotyczącymi pojedynku hu­
sarza z Karolem X Gustawem znajdujemy w licznych
gazetkach ulotnych i listach z tej epoki, które kursowały
po całej Rzeczypospolitej. W jednej z takich relacji, prze­
znaczonej dla polskich komisarzy traktujących z Moskwą
w Niemieży, czytamy: „...sam król szwedzki w znacznym
był niebezpieczeństwie od usarskiej kopijej, którą powia­
dają, że w potrzebie z konia był zwalony, tylko od księcia
Radziwiłła ratowany, który towarzysza tamtego usara po­
strzelił” 44.
Brawurowy atak husarii pod komendą Połubińskiego na
pozycje szwedzko-brandenburskie przyniósł zasłużoną
sławę jemu i towarzystwu królewskiej chorągwi litew­
skiej, której przewodził. Wielu spośród towarzyszy już w
trakcie operacji warszawskiej otrzymało szereg nadań od
Jana Kazimierza za zasługi wojenne. Dla przykładu Sa­
muel Wojna Jasieniecki, stolnik witebski, otrzymał w obo­
zie pod stolicą 30 maja starostwo suraskie w wojewódz­

42 Akty izdawajemyje wilenskoju Archeograficzeskoju Komissieju


dla razbora drewnich aktów w Wilnie, Wilno 1909, t. XXXIV, s. 509.
43 A. Boniecki, Herbarz Polski, t. XIV, s. 328; Niesiecki, op.cit., t. VI,
S' 122; S. Uruski, Rodzina. Herbarz szlachty polskiej, t. IX, s. 103.

44 Zob. Awizy z 23 Augusti 1656 r., B. Czart., rkps 149, nr 92.


twie smoleńskim po śmierci Horskiego45. 12 czerwca inny
towarzysz tej chorągwi, Marcin Kazimierz Wołodkowicz,
horodniczy miński, który „od początku wojny z Kozaki
aż do tego czasu dwa razy stawieniem pocztu husarskiego
z niemałym kosztem pod chorągwiami naszymi” wykazał
się, otrzymał wszystkie dobra po zdrajcy, mieszczaninie
wileńskim, Jaszkiewiczu 46.
Oczywiście nadania otrzymali także żołnierze spod in­
nych chorągwi litewskich. Jan Kazimierz w trakcie walk
o odzyskanie Warszawy podczas długiego pobytu pod
murami stolicy, chcąc podziękować towarzystwu chorą-
giewnemu za wierną służbę oraz zachęcić je do dalszych
wysiłków służących wyparciu Szwedów z Rzeczypo­
spolitej, począwszy od schyłku maja wydał kilkadziesiąt
nadań ziemskich i na urzędy najbardziej zasłużonym. Tym
bardziej że wojsko służyło na borg, nie mając żadnych
gratyfikacji z budżetu państwa; nadania te były zatem je­
dyną możliwą formą docenienia trudu żołnierzy. Z wielu
ordynansów wymieńmy zaledwie kilkanaście, które poka­
zują skalę i rozmiar działalności w tej mierze kancelarii
koronnej pod murami Warszawy, a następnie w odzyska­
nej stolicy. I tak:
- 25 maja 1656 r. urodzony Adam Bokszczański, towa­
rzysz chorągwi starosty żmudzkiego Jerzego Karola Hle­
bowicza, zasłużony w przeszłych i teraźniejszych kampa­
niach otrzymał pustosz w wójtostwie wiejeńskim w pow.
orszańskim.
- 29 maja tr. ur. Jerzy Kunowski towarzysz chorągwi
husarskiej Pawła Sapiehy hetmana w. lit. uzyskał cześni-
kostwo mozyrskie.

45 Centralnyj Gosudarstwiennyj Archiw Drewnich Aktów (CGA


DA), fond 389, Metryka Litewska, Księga Zapisów 1 3 1 , s. 283-284.
46 Tamże, s. 143-144.
- 31 maja tr. żołnierz Samuel Petrażycki po śmierci ur.
Mikołaja Miladowskiego otrzymał przywilej na skarbni-
costwo orszańskie 47.
- 5 czerwca 1656 r. urodzeni Hieronim, Daniel, Kon-
stanty Wojniłowicze, towarzysze chorągwi kozackiej
starosty żmudzkiego Jerzego Karola Hlebowicza uzyskali
uroczyszcze Zelale w woj. mścisławskim.
- 8 czerwca tr. ur. Jerzy Uhlik, porucznik chorągwi ko-
zackiej tegoż starosty żmudzkiego, za zasługi wojenne od
początku rebelii kozackiej otrzymał dzierżawę zośleńską
w woj. trockim po zdrajcy Erneście Korfie. Tenże J. Uhlik
otrzymał także wówczas w obozie pod Warszawą sumę
wniesioną na dobrach Delatycze w woj. Nowogródzkim
jure caduco po śmierci zdrajcy Jana Ottenhauza ppłka
Janusza Radziwiłła.
- 8 czerwca tr. Mikołaj Bielacki por. roty kozackiej Pio-
tra Kamieńskiego za zasługi wojenne począwszy od
początku rebelii kozackiej - dobra lenne Kopańszczyzna w
trakcie dorohobuskim w woj. smoleńskim.
- 20 czerwca tr. za wstawiennictwem Pawła Sapiehy het-
mana w. lit. jego towarzystwo chorągiewne w osobach:
chor. Ludwika Szlichtynga, Piotra Stańskiego, Jana i
Mikołaja Kondratowiczów, Jerzego i Piotra Kimbarów,
Jerzego Kapaszczewskiego, Stanisława Eysmonta,
Stanisława Sawicza oraz Aleksandra Troski otrzymało
pewną kwotę przynależną majętności Taurogi w Ks.
Żmudzkim, którą trzymał w zastawie od Janusza
Radziwiłła - Gothard von Buddenbrock. Po nim jako
zdrajcy król przekazał te kwoty pomienionemu
towarzystwu, „którzy od zaczęcia rebelijej kozackiej aż do
dotychczas statecznie na usłudze naszej i Rzeczypospolitej
persewerują w wojsku naszym W. Ks. Lit. i niektórzy z
nich

47 Metryka Litewska. Księga Wpisów nr 131 , oprac. A. R a c h u b a,


Warszawa 2001, nr 1 3 8 , 4 9 7 , 209.
postrzały i szkodliwe odnosili w potrzebach z
nieprzyjacielem razy, i wielkie substancyjej, i fortun
swych niepojednokroć, od pocztów i wszystkich
rynsztunków odpadając, ponieśli szkody, a dotychczas
nie tylko nagrody nie odnieśli, ale i zasług nie biorąc
statecznie persewerują, godnych łaski naszej królewskiej
uważamy” 48.
- 24 czerwca 1656 r. ur. Krzysztof Stetkiewicz rtm.
JKMci, „wodząc chorągwie na usłudze naszej i
Rzeczypospolitej przez czas niemały” otrzymał dobra
lenne Połonnica w woj. mścisławskim.
- 24 czerwca tr. towarzysz chorągwi kozackiej Zyg-
munta Słuszki chor. nadw. W.Ks.Lit. Samuel Kazimierz
Jarcewicz otrzymał dobra wieczyste Hablewszczyzna
Korzyść w woj. wileńskim.
- 26 czerwca tr. Jan Kondratowicz tow. chorągwi Pawła
Sapiehy hetmana w. lit. otrzymał folwark Korzyść w
woj. wileńskim po Jerzym Niemiryczu 49.
Wiele nadań królewskich przekazano zasłużonym
żołnierzom już po odzyskaniu stolicy, z których wy-
mieńmy kilka:
- 4 lipca 1656 r. ur. Aleksander Chełchowski, cześnik
orszański i towarzysz husarskiej chorągwi hetmana
polnego lit. Wincentego Gosiewskiego, zasłużony w
wielu ekspedycjach, a głównie podczas rebelii kozackiej,
otrzymał wsie Bowki i Trzylesin w ekonomii mohy-
lewskiej w po w. orszańskim.
- 5 lipca tr. Tomasz Biesiecki, towarzysz roty husar-
skiej tegoż W. Gosiewskiego, uzyskał w obozie pod
Warszawą przywilej na wieś Cimochówkę w pow.
orszańskim po śmierci Szowkali Moskala.
- 8 lipca tr. towarysz roty husarskiej JKMci pod A.H.
Połubińskim Krzysztof Szukszta uzyskał dobra ziemskie

48 Tamże, nr 325, 20, 21, 237,186.


49 Tamże, nr 94, 520, 185.
wieczyste Szawlany w Ks. Żmudzkim, leżące juro caduko
po buntowniku Wilhelmie Korfie.
- 11 lipca tr. ur. Jerzy Mrokowski, towarzysz chorągwi
Pawła Sapiehy hetmana w. lit. uzyskał pewne zaścianki
lecące pod Kamieńcem Litewskim w woj. brzeskim.
-12 lipca tr. ur. Aleksander Stanisław Czerejski żołnierz
służący od buntu kozackiego otrzymał za zasługi wojenne
z Moskwą i Szwedami folwark Horodziec z włóką jedną
pod Orszą w dożywocie 50.
Jan Kazimierz, wiedząc o sporach w armii litewskiej
dotyczących dopuszczenia nowo zaciągniętych chorągwi
do dóbr radziwiłłowskich, pragnął tymi nadaniami rozła­
dować sytuację. Nie zapomniał oczywiście o Połubińskim,
który w latach 1656-1668 otrzymał wiele nadań od pary
królewskiej i kilka starostw w dożywotnią dzierżawę51.
Z bardzo wielu nadań wymieńmy jedynie te, które dotyczą
jego zasług w walkach ze Szwedami w dobie potopu. Po­
rucznik husarii królewskiej otrzymał w Sokalu 30 kwiet­
nia 1656 r. wsie Gławszczewicze, Wiciniówkę i Wasile-
wicze w pow. słonimskim po śmierci podkanclerzego lit.
Kazimierza Leona Sapiehy 52.
Z kolei 25 maja 1656 r. w obozie pod Warszawą uzyskał
zgodę JKMci na zrzeczenie się prawa do folwarku Doma-
nowicze w pow. mozyrskim na rzecz swego por. chorągwi
kozackiej Konstantego Kotowskiego pisarza grodzkiego
mozyrskiego 53.
50 Tamże, nr 122, 76, 373, 525, 110.
31 Zob. listę nadań dla towarzystwa tej chorągwi i jej porucznika
w pracy: M. Nagielski, Chorągwie husarskie Aleksandra Hilarego Po­
dobińskiego i króla Jana Kazimierza w latach ¡648-1666, „Acta Balti-
Co-Slavica”; t XV, Wrocław 1983, s. 119-125,127.
52 Tamże, nr 249.
53 Tamże, nr 517. Za wstawiennictwem A.H. Połubińskiego uzyskał

tenże Kotowski marszałkostwo mozyrskie skryptem królewskim z Czę­


stochowy 2 III 1657; tamże, nr 516.
Wydatki na cele wojenne, utrzymywanie kilku chorągwi
i rot w kompucie litewskim oraz zajęcie własnej domeny
przez Moskwę na Litwie spowodowały poważne kłopoty
pisarza polnego lit. Stąd Jan Kazimierz ordynansem spod
Warszawy 14 lipca 1656 r. uwolnił go od spłaty kwitów
dłużnych na lat trzy dłużnikom i kredytorom jego, gdyż
A.H. Połubiński „od początku zamieszania tej Rzeczypo­
spolitej i rebelijej kozackiej niemałe koszty i substancyjej
swojej uszczerbek poniósł, teraz zaś przez spalenie i w po­
piół obrócenie majętności swoich dziedzicznych w woj.
nowogródzkim leżących, przez tychże rebellizantów Ko­
zaków z wiarołomnym nieprzyjacielem naszym, Moskwi-
cinem złączonych do tego przyszedł, że kredytorom swym
w długach im winnych ujścić się nie może”54. W 1657 r.
otrzymał płk królewski wieś Zahale po śmierci Teodora
Michała Obuchowicza podkomorzego mozyrskiego55 oraz
wieś Koziany w woj. witebskim po śmierci Kazimierza
Sokolińskiego56. Wreszcie 31 sierpnia 1657 r. za zgodą
JKMci pisarz polny kor. Jan Sapieha scedował A.H. Po-
łubińskiemu starostwo słonimskie57. Widzimy zatem, że
pisarz polny litewski za swoje zasługi na polach praskich
długo pozostawał w łaskach pary monarszej. Nadając mu
17 lutego 1668 r. starostwo bobruj skie, podkreślił zasłu­
gi pisarza polnego litewskiego w trzydniowej bitwie pod
Warszawą: „Przy Warszawie pod Pragą własnymi napa­
trzyliśmy się oczy, gdy on..., z tąż naszą usarską chorą­
gwią tak mężnie i odważnie szyk wojska szwedzkiego
z brandenburskim zmieszał, że król szwedzki o całego

54 Skrypt Jana Kazimierza dla A.H. Połubińskiego z Warszawy


14 VII 1656: Metryka Litewska, Księga wpisów nr 131, nr 500, 501.
55 Nadanie z Dankowa 7 VI 1657: tamże, nr 251.
56 Przywilej Jana Kazimierza z Częstochowy 8 VI 1657, tamże

nr 250.
57 Tamże, nr 252.
wojska swego zdesperowawszy zdrowiu, z pola ustępo­
wać umyślił” 58.
Widzimy więc, że nie przypadkiem szereg źródeł wy­
mienia królewską chorągiew husarską pod pisarzem
polnym litewskim jako tę, która przede wszystkim od­
znaczyła się w szarży drugiego dnia batalii warszaw­
skiej. Nie ulega wątpliwości, iż to ona na czele pozosta­
łej husarii polsko-litewskiej pierwsza starła się z rajtarią
szwedzką. Dlatego wielu świadków opisywanych wyda­
rzeń widziało w atakujących husarzach jedynie Litwinów
Połubińskiego, jak gdyby tylko ta chorągiew uczestniczy­
ła w szarży. Oto, co pisał w swym pamiętniku towarzysz
znaku pancernego Jakub Łoś: „Chorągiew usarska litew­
ska Króla JMci pod komendą pana Połubińskiego, pisa­
rza polnego litewskiego, nie patrząc posiłków, skoczyła
z kopijami na ufy rajtarskie tak odważnie, że już wszytko
wojsko szwedzkie mieszać się i tył podawać poczęło było
i z szańczyków, odbiegłszy spansrajtarów, pouciekali byli
Szwedzi” 59.
Wraz z wycofaniem się husarii na pozycje wyjścio­
we, sprzymierzeni mogli przystąpić do scalania swoich
rozproszonych skwadronów i ponownego ustawiania sił
zgodnie z opracowanym planem. Dowódcy pośpiesznie
wydawali komendy, gdyż obawiano się ponownego ataku
tych chorągwi polsko-litewskich, które nie brały dotych­
czas udziału w walkach. Wbrew opinii kilku relacji bran­
denburskich, świadomie wyolbrzymiających zasługi elek­
tora i jego żołnierzy w drugim dniu bitwy, Jan Kazimierz
nie użył do walki wszystkich sił. Znaczna część chorągwi

58 AGAD AR, dz. dokumenty pergaminowe, nr 1083/212; por. J. Ja-


snowski, Aleksander Hilary Połubiński. Działalność wojskowa w la­
tach 1650-1665, w: „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, t. X, Warsza­
wa 1938, s. 166.
59 Pamiętniki Łosia, s. 19.
kwarcianych i pospolitego ruszenia wzięła udział w wal­
kach dopiero w dniu następnym.
Szarża husarii była głównym, lecz niejedynym frag­
mentem popołudniowego starcia strony polskiej z siłami
sprzymierzonych. Znacznie wcześniej doszło do walki
z udziałem Tatarów. Mieli oni obejść od strony Bródna
pozycje szwedzkie i uderzyć na tabory przeciwnika, które
znajdowały się za skrzydłem brandenburskim, osłaniane
od tyłu pasem bagien. Część Tatarów zapewne dotarła do
nich, wywołując panikę wśród elektorskich. Nad sytuacją
czuwał jednak Karol X Gustaw, który, widząc iż Tatarzy
mogą poważnie zagrozić jego tyłom wobec spodziewane­
go ataku polskiej jazdy, natychmiast pchnął w kierunku
ordyńców Homa z trzema skwadronami rajtarii, a sam ru­
szył wkrótce za swymi żołnierzami, aby dopilnować na
miejscu przygotowań zmierzających do odparcia ordy.
Ta część Tatarów, która przedostała się na tyły wojsk
elektorskich, znalazła się w bardzo trudnej sytuacji - z jed­
nej strony taboru broniły siły sprzymierzonych, z drugiej
rozległe błota, do których spychały ordyńców atakują­
ce z boku skwadrony Homa. Wielu z nich rozproszono,
a spora część została wpędzona w bagna.
Właśnie wówczas, gdy udało się zażegnać niebezpieczeń­
stwo, doniesiono szwedzkiemu monarsze, iż doszło do ge­
neralnego ataku jazdy polsko-litewskiej i pierwszy rzut jego
rajtarii już nie istnieje. W pośpiechu, pragnąc jak najszybciej
znaleźć się na lewym skrzydle wśród własnych żołnierzy,
Karol miał na czele swej świty wysforować się przed traban­
tów jego ochrony. Nieoczekiwanie znalazł się w wirze walki
i jedynie wielkiemu szczęściu zawdzięczał, że nie zginął od
pchnięcia kopii husarskiej Jakuba Kowalewskiego.
Oczywiście atak Tatarów nie mógł być dokładnie zsyn­
chronizowany z szarżą polskiej husarii, ale musi budzić
duże wątpliwości nadmierne eksponowanie w przekazach
szwedzko-brandenburskich epizodu odrzucania ordyńców
spod taboru, tym bardziej iż polskie relacje niemal pomija-
jąudział ordy w drugim dniu bitwy. Jan Chryzostom Pasek
wśród głównych przyczyn porażki wymieniał brak silnego
wsparcia walczących chorągwi ze strony ordyńców. Pisał
bowiem, iż potrzeba warszawska „przez zły rząd, złym też
szczęściem poszła, bo mogliśmy bić króla szwedzkiego,
póki nie przyszedł kurfurst brandenburski z szesnastu ty­
sięcy wojska swego, ale jak się skupili, Tatarowie auksy-
liarni (posiłkowi) najpierw od nas uciekli, a potym wojsko
z pola zegnane i godnych żołnierzów naginęło, ale i też
Szwedów” 60.
Mikołaj Jemiołowski wprost pisał, iż: „Orda też tylko
bokami hukając nadrabiała, a szczerze na Szwedów natrzeć
czy nie chciała, czyli też o skórę swą obawiała się” 61.
Słusznie zatem już Konstanty Górski powątpiewał
w groźny i silny atak Tatarów na tyły sprzymierzonych,
widząc w nim raczej wypad ograniczający się do wypusz­
czania strzał i głośnego „hałłakowania”. Widząc regimen­
ty przeciwnika przygotowane do odparcia ataku, w obawie
przed znacznymi stratami od ognia ręcznej broni piechoty
brandenburskiej, pozostali przy życiu ordyńcy wycofa­
li się wąskim korytarzem pomiędzy błotami w kierunku
Białołęki.
Trzecią fazą polskiego natarcia była szarża chorągwi
pancernych na prawe skrzydło elektora. Namowy i groźby
Jana Kazimierza o tyle poskutkowały, iż część chorągwi
koronnych zdecydowała się ponowić natarcie, tym razem
na pozycje Brandenburczyków. Doszło do niego jednak
w czasie, gdy przeciwnik po szarży husarii zdołał opano­
wać sytuację i przegrupować swoje siły. Już cwałując Po-
60 J.Ch. P a s e k , Pamiętniki, wyd. R. Pol l a k , Warszawa 1987,
s. 5-6.
61 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 103.
lacy mieli być przywitani salwą brandenburskiej piechoty.
Zbliżywszy się do wroga na odległość trzydziestu kroków,
dali ognia z pistoletów i zawrócili. Według Riesego wów­
czas właśnie do szarżujących chorągwi pancernych oddały
salwę stłoczone szeregi gwardii pieszej elektora, znajdu­
jącej się na skraju prawego skrzydła, wraz ze skwadro-
nami pieszymi Sparra i Goltza. Inne relacje brandenbur­
skie wskazują, iż musiało dojść do ponownej szarży, gdyż
nastąpiło starcie wręcz, a sam kurfurst miał znaleźć się
w wielkim niebezpieczeństwie62. Nie potwierdzają tego
polskie przekazy z drugiego dnia batalii warszawskiej.
Atak ten nie przyniósł spodziewanych efektów i zo­
stał z łatwością odparty. Towarzystwo, widząc przegraną
husarii i jej ogromne straty w koniach, nie wytrzymując
ognia przeciwnika, zrezygnowało z ataku na pozycje raj­
tarii elektorskiej, tym bardziej że uderzając na lewe bądź
prawe skrzydło sprzymierzonych, narażone było na bocz­
ny ogień ustawionych w centrum kilku brygad piechoty
szwedzko-brandenburskiej. Stały tu m.in. skwadrony płk.
Sieberga (Syburga), gen. mjr. Joachima Goltza, gen. Ot­
tona Krzysztofa Sparra i gen. mjr. Wolrada Waldecka.
W chwili przełamania pierwszego rzutu rajtarii przeciwni­
ka atakujące chorągwie dostałyby się pod ostrzał piechoty

62 D r o y s e n , op. cit., s. 110-111; S. H e r b s t , Trzydniowa bitwa


pod Warszawą, s. 322. Biorąc pod uwagę „ordre de bataille” E. Dahl-
bergha, chorągwie pancerne zostały przywitane salwą broni ręcznej
rajtarii przybocznej elektora pod komendą płk. Aleksandra von Spaen.
U boku Fryderyka Wilhelma znajdowali się także „leibtrabanci” pod
dowództwem rotmistrza Ludwika de Wees. Natomiast gwardia piesza
elektora, znajdująca się w drugim rzucie piechoty centrum, nie miała
faktycznie możliwości zetknięcia bojowego z jazdą koronną atakującą
prawe skrzydło sprzymierzonych. Atak ten został odparty ogniem broni
ręcznej i muszkietowej jednostek rajtarii i dragonii pod komendą grata
Jerzego Fryderyka von Waldeck. Zob. istotne różnice w uszykowaniu
sił elektorskich pomiędzy planami Dahlbergha i Riesego.
pozostającej w centrum szyku sprzymierzonych. Uszy­
kowane w pierwszym rzucie szwedzkie brygady piesze,
zmieniając front o 90 stopni, mogły prowadzić skuteczny
ogień tak w trakcie szarży, jak i podczas odwrotu.
Natarcie strony polskiej trwało najwyżej godzinę i było
przeprowadzone w kilku niezsynchronizowanych fazach.
Dało to czas stronie przeciwnej nie tylko na odparcie ata­
ków, ale też szybkie uporządkowanie szyku bojowego po
uderzeniu husarii.
Po nieudanym ataku jazdy pancernej Karol X Gustaw
miał szansę zakończyć kampanię, zarządzając generalny
atak na słabo umocnione piaszczyste wzgórza bródnow­
skie. Tłumaczenie, iż szwedzki monarcha miał zbyt mało
czasu na przygotowanie przeciwnatarcia, nie wyjaśnia
całkowicie problemu. Od powrotu polskich chorągwi na
stanowiska wyjściowe (najpóźniej ok. godz. 18, a zapew­
ne wcześniej, skoro przyjmiemy, iż szarża Połubińskiego
nastąpiła po godz. 16) do zapadnięcia zmroku (zachód
słońca o godz. 19.32) było jeszcze sporo czasu na prze­
grupowanie oddziałów lewego skrzydła, które poniosły
największe straty w wyniku uderzenia husarii, a także
przeprowadzenie natarcia.
Karolowi zależało, aby przed zapadnięciem zmroku
opanować pas wydm, ciągnących się od fortu obsadzonego
przez Polaków po lasek praski. Chodziło Szwedom o zaję­
cie lepszych pozycji wyjściowych do rozpoczęcia działań
w trzecim dniu bitwy. W grę mogło wchodzić opanowa­
nie lasku praskiego, który szachował pozycje polskie od
południowego wschodu. Wydaje się, że brak działania ze
strony Szwedów tłumaczyć należy dużymi stratami, jakie
zadała husaria pierwszemu rzutowi ich rajtarii. Pamiętaj-
my, iż doborowy regiment gwardii królowej pod komendą
księcia Anhalta poniósł znaczne straty, a dwa dalsze regi­
menty krajowe, tj. Upland i Smaland, były rozbite. Husa­
ria utknęła dopiero w drugim rzucie czterech skwadronów
rajtarii pod dowództwem księcia Karola Magnusa von Ba-
den-Durlach.
Straty jednak sił sprzymierzonych w wyniku ataku hu­
sarii były nieznane żołnierzom szwedzkim z innych pod­
oddziałów, czego przykładem niech będzie jakże lako­
niczna relacja z batalii warszawskiej Hieronima Chrystia­
na Holstena, dla którego była to czwarta z kolei rozprawa
z siłami polskimi. Jak pisał: „siły nieprzyjaciela liczyły
100 000 ludzi - Polaków, Tatarów, Kozaków i Wołochów.
Największych szkód narobiła nam husaria. Zmusiliśmy ich
jednak wszystkich razem do ucieczki”. Widzimy zatem, że
po wielu latach od opisywanych wydarzeń Holsztyńczyk
w służbie szwedzkiej dobrze zapamiętał szarżę skrzydla­
tych jeźdźców na pozycje szwedzkie.
Trzeba było sporo wysiłku ze strony króla i wyższego
dowództwa, aby zmusić żołnierzy do powrotu pod sztan­
dary i ponownego zajęcia wyznaczonych miejsc w szyku.
Także elektorscy, przestraszeni pojawieniem się Tatarów
na tyłach ich taborów, nie kwapili się do działań. Jednak
nie obawa przed ordą, lecz przede wszystkim ogromne
straty wśród doborowych regimentów rajtarii zmusiły Ka­
rola do bierności. Wiele relacji poświadcza, iż szwedzki
monarcha był załamany skutkami szarży polskiej jazdy
i długo nie wydawał żadnych rozkazów. Dlatego pozostałe
oddziały nie ruszyły w pościg za odpływającymi na stano­
wiska wyjściowe polsko-litewskimi rotami.
Zapadające ciemności przyśpieszyły decyzję o prze­
rwaniu działań. Sprzymierzeni jako miejsce na nocleg
wybrali teren wokół wsi Bródno. Oddziały rozłożyły się
półkolem począwszy od bagien, a kończąc na skraju la­
sku praskiego, w którym przygotowano naprędce zasieki.
Tabory i bagaże obu monarchów pozostawiono w spalo­
nej wiosce, gdzie nocowali obaj wodzowie. Żołnierzom
wydano ostatnie zapasy żywności, z czego można wysnuć
wniosek, iż sprzymierzonym nie pozostawało nic innego,
jak kontynuować bitwę i zwyciężyć lub natychmiast wy­
cofać się do głównego obozu pod Nowy Dwór.
Podczas przesuwania stanowisk w kierunku Bródna
i lasku praskiego część oddziałów brandenburskich za­
mykających pochód dostała się pod ogień dział, zapewne
umieszczonych na lewym skrzydle wojsk polsko-litew-
skich, czyli na skraju piaszczystej wydmy bródnowskiej.
Wówczas właśnie ciężki postrzał z falkonetu otrzymał
gen. mjr Krzysztof Kannenberg, co wywołało spore za­
mieszanie w szeregach elektorskich. Wkrótce jednak od­
działy Fryderyka Wilhelma zajęły pozycje na północny
zachód od Bródna.
Położenie armii sprzymierzonych było trudne. Mimo iż
odparto wszystkie ataki polskiej jazdy, nie rozbito sił prze­
ciwnika ani nie opanowano wydm praskich, z których szły
wszystkie uderzenia na siły szwedzko-brandenburskie.
Także Tatarzy, korzystając z bardzo ciemnej nocy, takiej,
że jak pisał Barkmann, „własnej dłoni zobaczyć nie było
można”, stale alarmowali obóz sprzymierzonych. Zmusiło
to obu wodzów do pozostawienia w pełnej gotowości czę­
ści oddziałów. Brak wody i prowiantu oddziaływał depry­
mująco na dowództwo, jak też prostych żołnierzy.
Na naradzie z elektorem Karol X Gustaw przeforsował
plan generalnego uderzenia na stanowiska Polaków w dniu
następnym. Zakładano szybkie opanowanie pasa wydm
bródnowskich wraz z laskiem praskim i zepchnięcie stło­
czonej jazdy w kierunku koryta Wisły, co przy tylko jednej
przeprawie mostowej przeciwnika gwarantowało sukces.
Możliwości porażki w ogóle nie dopuszczano, gdyż za
plecami sprzymierzonych rozciągał się pas błot. W razie
niepowodzenia natarcia, armii szwedzko-brandenburskiej
groził głód i zagłada.
Trudnej sytuacji przeciwnika nie mogło wykorzystać
dowództwo polsko-litewskie, które, na czele z Janem
Kazimierzem, po niepowodzeniu szarży husarii zwątpiło
w zwycięstwo. Sam monarcha, który w trakcie uderzenia
husarii Połubińskiego miał słać do królowej Ludwiki Ma­
rii zapewnienia o rychłej klęsce Szwedów, w dwie godzi­
ny później zrozumiał, iż bitwa jest już przegrana. Późnym
wieczorem nadesłał do stolicy polecenie dla królowej, aby
była gotowa do wyjazdu.
Wieść o przygotowaniach dworu do opuszczenia War­
szawy musiała wywołać w stolicy niesamowity popłoch,
gdyż dotąd działania rozgrywały się po myśli Polaków,
a mieszczanie mogli zakładać, iż po tak dużej daninie krwi
wylanej podczas oblężenia stolicy Jan Kazimierz bez wal­
ki nie odda Szwedom miasta.
Decyzję król podjął na pewno już po przybyciu jazdy
Czarnieckiego, gdyż w przeciwnym wypadku nie przepra­
wiano by tej grupy przez Wisłę. Tenże ok. godz. 18 zna­
lazł się ponownie na praskim brzegu Wisły, powracając
z rekonesansu pod Zakroczym. Oddziały jego skierowano
natychmiast na słabo umocniony odcinek wydm bród­
nowskich, przylegający od południa do lasku praskiego,
na wprost stanowisk Szwedów.
W obawie przed kontruderzeniem Karola zarządzono
obsadzenie lasku regimentem piechoty Grotthauza (568
porcji) wraz z dragonami i dwoma działkami. Siły te mia­
ły ubezpieczyć lewe skrzydło, które zajmowali Litwini,
przed odcięciem w razie ataku sprzymierzonych od prze­
prawy mostowej.
Wkrótce polski monarcha wydał rozkaz natychmiasto­
wego przerzucenia dział, piechoty i taborów na brzeg war­
szawski, pozostawiając na Pradze duże ugrupowanie jazdy
i wymienione siły obsadzające lasek praski.
Czy decyzja Jana Kazimierza była słuszna? Polacy, nie
rozbiwszy szyków przeciwnika, zakładali, iż zostali po­
konani, choć nadal byli panami pól bródnowskich. Po za­
łamaniu się szarży husarii i odmowie dalszej walki przez
kwarcianych, inny duch wstąpił w szeregi polsko-litewskie,
duch zwątpienia i zniechęcenia. Przewaga sprzymierzonych
w piechocie i dragonii, a także niemal trzykrotnie większa
liczba dział, chroniły ich oddziały przed atakami jazdy.
Dlatego Jan Kazimierz podjął jedyną w tych warunkach
decyzję o ewakuacji dział, piechoty i taborów do stolicy.
Pozostawiona jazda miała w dniu następnym kontynu­
ować walkę z rajtarią przeciwnika, dając czas piechocie
i artylerii na spokojne opuszczenie brzegu praskiego. Kwar-
ciani wraz z Litwinami mieli w razie zagrożenia kierować
się na Okuniew, korzystając z jedynej nieblokowanej przez
Szwedów drogi, idącej na południe od Pragi. Monarcha
zakładał, iż nawet drobnymi siłami piechoty, wzmacnianej
masą kawalerii, będzie w stanie zatrzymać przeciwnika na
wale wydm bródnowskich i dać czas pozostałym oddzia­
łom na ewakuację. Wydaje się, iż zdecydowano się ponie­
wczasie pójść za radą Subchan Ghazi agi, który od począt­
ku radził nie staczać walnej batalii, ale blokować Szwedów
jazdą i zmęczone oddziały wziąć głodem.
Słuszna decyzja króla, a w zasadzie jej pośpieszne wyko­
nanie i bałagan organizacyjny wywołały jednak nieopisaną
panikę w wojsku i towarzyszącym mu pospolitym ruszeniu.
Od wieczoru tłumy zaczęły tłoczyć się koło mostu, blokując
drogę wycofywanym oddziałom piechoty. Zły przykład dał
również hetman wielki koronny Potocki, który już w nocy
zaczął przeprawiać wozy przez most. Wielu sądziło, że star­
szyzna ucieka, pozostawiając wojsko na łasce nieprzyjaciół.
Oto, co pisał o tych wydarzeniach Jan Leszczyński:
„Ubyło przy tym multum alacritates (wiele ochoty) na­
szym, osobliwie, że pan hetman wielki kazał wozy swoje
przez most przeprawiać i luboby to było niezłe consilium,
kiedy by ruszenie i bono ordine i consilio impedimenta
amovere (dobrym porządkiem i radą ciężary wojenne
usunąć) i nieprzyjaciela zgłodzonego obsidere (osaczyć)
i kończyć, ale siła się tymi wozami poturbowało”, tak iż
„przez noc znaczna wojska ujma była” 63.
Złe wykonanie rozkazów królewskich przez wyższe do­
wództwo spowodowało, iż kto tylko mógł, wyprawiał swe
wozy bądź w kierunku przeprawy wiślanej, bądź przez
Wolę Ząbkowską na Okuniew. Chwilę paniki i ucieczki
w kierunku mostu utrwala w swych pamiętnikach wielu
uczestników tych wydarzeń. W jednym ze źródeł czyta­
my: „Noc zatem nastąpiła, która różne humory w wojsku
porobiła; bo się zaraz z wieczora jedni ruszać, a drudzy
tabory ku Okuniewu cicho wyprawować poczęli, drudzy
przez most za Wisłę gwałtem napierali się” 64.
Wieść o ewakucji taborów musiała wywrzeć niema­
łe wrażenie także na komputowych chorągwiach, które
z trudnością dały się w dniu następnym Janowi Kazimie­
rzowi nakłonić do zajęcia wyznaczonych pozycji w szyku.
Dopiero jednak nazajutrz rano miały rozstrzygnąć się losy
trzydniowych zmagań pod Warszawą. Sytuacja dla strony
polskiej nie przedstawiała się tragicznie i gdyby sprawnie
wykonano wszystkie rozkazy Jana Kazimierza, sprzymie­
rzeni odnieśliby pyrrusowe zwycięstwo, gdyż gros sił za­
ciągu cudzoziemskiego wraz z działami rankiem 30 lipca
winno znaleźć się na lewym brzegu Wisły. Znaczne od­
dalenie od głównego obozu na polach modlińskich i stałe
zagrożenie ze strony ordy oraz lekkich chorągwi polsko-
-litewskich ograniczało możliwość manewru obu wodzom
armii sprzymierzonych.

63 Jan Leszczyński do księdza J. Schonhoffa z Częstochowy 9 VIII


1656, s. 445.
64 J e m i o ł o w s k i , op.cit., s. 103.
ZWYCIĘSTWO SPRZYMIERZONYCH?

Ranek 30 lipca był mglisty. Choć słońce wzeszło już o


godz. 3.53, mgły jednak ustąpiły dopiero przed godz. 8,
dając sporo czasu obu stronom na przygotowanie się do
decydującego starcia. Sprzymierzeni od wczesnych
godzin rannych sprawiali szyki, przesuwając całą armię
bardziej na południe, w kierunku lasku praskiego. W
spalonej wsi Bródno pozostawiono tabory i rannych,
natomiast siły brandenburskie zajęły pozycje na wprost
tej osady, mając przed sobą pas wydm bródnowskich, z
których dnia poprzedniego husaria przeprowadziła
szarżę. Centrum, złożone głównie z piechoty elektorskiej,
znalazło się na osi drogi z Bródna w kierunku Pragi
(obecnie ul. św. Wincentego). Szwedzi rozłożyli się na
południe od Bródna, na wprost lasku praskiego. Karol X
Gustaw, obawiając się o swe tyły, świadomie wybrał to
stanowisko, gdyż z lewej flanki ubezpieczały Szwedów
rozlewiska Zązy i błota ciągnące się aż po Targówek. Z
planów wyrysowanych przez Riesego, niejednokrotnie
dość bałamutnych, wynika, iż w centrum znajdowało się
nadal sześć brygad piechoty brandenburskiej pod
komendą Sparra, Wolrada Waldecka i uszykowanych w
dwa rzuty. Pozostałe sześć przydzielono kawalerii, tj. po
trzy na oba skrzydła. Kilka skwadronów
piechoty umieszczono zapewne przy taborach w obawie
przed atakiem Tatarów.
Z planów Dahlbergha wynika jednak, iż w centrum
znajdowały się również regimenty piechoty szwedzkiej.
Podobnie jak podczas dwóch dni poprzednich, rajtaria
została uszykowana w trzech rzutach, przy czym naczelne
dowództwo pierwszych rzutów sprawowali: nad rajtarią
szwedzką książę Adolf Jan, a nad pruską graf Jerzy
Fryderyk Waldeck. Przed godz. 8 zakończono przy-
gotowania do generalnego natarcia, oczekując całko-
witego opadnięcia mgły. W celu wzmocnienia siły ognia
pierwszego rzutu rajtarii elektorskiej, na rozkaz Fryderyka
Wilhelma, pomiędzy jej skwadronami ustawiono
dragonów Jerzego Fryderyka Waldecka. Czekano na
sygnał do natarcia.
O wiele gorzej działo się natomiast po stronie prze-
ciwnej. Od wczesnego świtu Jan Kazimierz rozstawiał
chorągwie i regimenty, ale zadanie to, jak się okazało, nie
było łatwe, tym bardziej iż na hetmanów król nie mógł
zbytnio liczyć. Sapieha od dawna znajdował się w stolicy,
kurując obolałą nogę. Natomiast obaj hetmani koronni,
Potocki i Lanckoroński, nie kwapili się osobiście
pokierować działaniami jazdy. Potocki wraz z Janem
Zamoyskim znajdował się przy osobie Jana Kazimierza na
lewym odcinku frontu, na wprost stanowisk brandenburs-
kich. Dowództwo nad chorągwiami jazdy koronnej
powierzono Stefanowi Czarnieckiemu i chorążemu
koronnemu Aleksandrowi Koniecpolskiemu. Litwini,
wobec nieobecności hetmana polnego litewskiego
Gosiewskiego, pozostawali pod komendą kniazia
Połubińskiego. Pospolite ruszenie, korzystając z kilku-
godzinnej mgły, zamiast w kierunku nieprzyjaciela,
ruszyło wraz z bagażami w stronę mostu. Król mógł liczyć
tylko na szlachtę trzech województw: bełskiego,
sandomierskiego i lubelskiego, ale i spod chorągwi
powiatowych tych województw wielu wymknęło się w
kierunku przepra-
wy. Mimo gróźb i próśb monarchy, także pozostała na placu
szlachta nie chciała łączyć się z Tatarami, wywołując nieład
i zamieszanie w obozie. Ta niechęć do zajęcia wyznaczo­
nych pozycji w szyku, a następnie opieszałe wykonanie
rozkazów, nakazujących pospolitemu ruszeniu połączenie
z kwarcianymi, stała się przyczyną ciężkich strat, jakie po­
niosła szlachta w trzecim dniu bitwy. Zresztą, jak słusznie
zauważył Kochowski, nie tylko pospolite ruszenie straciło
ducha bojowego i zapał do walki ze sprzymierzonymi:
„Jednakże nasi (trzeba to szczerze wyznać) znacznie
ochłonęli z poprzedniego swego zapału. Żołnierze zro­
bili się opieszali, poczuli znużenie dwudniowym bojem
i sprzykrzyło im się ustawiczne niebezpieczeństwo, a jaz­
da świadoma rączości swych koni dopatrywała się w od­
wrocie wszelakich korzyści” 1.
Także przewaga liczebna Polaków, którą podkreślają
relacje obce, w trzecim dniu bitwy nie była aż tak wi­
doczna. Naprzeciwko 15-16 tys. regularnego i świetnie
wyszkolonego żołnierza stanęło szesnaście pułków jazdy
koronnej (ok. 14 tys. koni), niecałe 4 tys. piechoty, rajtarii
i dragonii zaciągu cudzoziemskiego, 4-5 tys. Litwinów,
z których część miała znajdować się przy Tatarach, i 4-5
tys. pospolitego ruszenia.
Bez Tatarów, którzy nie uczestniczyli w walkach przed­
południowych, siły polsko-litewskie nieznacznie przekra­
czały 25 tys. ludzi. Wiemy bowiem, iż pozostała część sił
zaciągu cudzoziemskiego przeszła na brzeg warszawski
już w nocy z 29 na 30 lipca, a inne roty nadworne mo­
narchy strzegły bezpieczeństwa stolicy, gdzie przebywała
królowa. Potwierdza to relacja Jana Leszczyńskiego, który
pisał, iż rankiem w trzecim dniu bitwy: „nasze wojsko wy­
szło w pole, ale znacznie uszczuplone, his com nadmienił

1 K o c h o w s k i , op. cit., s. 205.


scandalis (ze względu na nocną ewakuację wozów przez
Potockiego -przyp. M. N.), pojrzawszy po słabości swojej
a nieprzyjacielską potęgę, i co się która chorągiew poku­
siła to irrito conatu (z daremnym trudem), przez wszelkiej
konfuzyjej stanęli na stronie...” 2.
Siły polsko-litewskie uszykowano począwszy od wału
wydm bródnowskich aż po południowo-wschodni skraj
lasku praskiego, na wprost Targówka. Tatarzy wraz z jaz­
dą koronną zajęli stanowiska w polu, przed wydmami po­
między laskiem praskim a osadąKamion (długość linii ok.
1800 m), lasek obsadziła piechota Grotthauza wraz z kil­
koma kompaniami dragonii Czarnieckiego pod komen­
dą Krzysztofa Wąsowicza (razem ok. 1000 muszkietów)
i dwoma działkami. Natomiast odcinek od lasku praskiego
po umocnienia fortu, znajdującego się w rękach polskich,
zajęły pozostałe oddziały piechoty i chorągwie jazdy li­
tewskiej. Tu także musiały znajdować się jakieś drobne
siły ordy, działającej w trakcie walk ze sprzymierzonymi
pod komendą Połubińskiego.
Długość całej linii wynosiła od 5,5 do 6,5 km. Pomię­
dzy wymienionymi trzema ugrupowaniami istniały znacz­
ne luki, których nie mogła osłonić ogniem słaba polska
artyleria.
Król wraz z Połubińskim znajdował się na lewym skrzy­
dle, na wprost stanowisk Brandenburczyków. Komendę
nad oddziałami zaciągu cudzoziemskiego po zdradzie Bo­
gusława Radziwiłła powierzono podczaszemu koronnemu
Janowi Zamoyskiemu, „generałowi wojsk JKMci zaciągu
cudzoziemskiego”. Faktycznie decydowali na polu walki
starzy zasłużeni pułkownicy: Krzysztof Grodzicki i Wil­
helm Butler, obaj cenieni także w obozie przeciwnika.

2 Jan Leszczyński do księdza Schônhoffa z Częstochowy 9 VII


1656, s. 446.
Od wczesnych godzin rannych na przedpolu krążyły
podjazdy, które unikając walki, rozpoznawały teren, poło­
żenie, uszykowanie i siły przeciwnika. Polacy aż do opad­
nięcia mgły zachowywali się biernie, gdyż stanowiska dla
piechoty i artylerii tak na wale wydm, jak i na skraju lasku
praskiego nie były gotowe. Pośpiesznie rozbudowywano
umocnienia ziemne, których na czas niestety nie udało się
wykonać.
Zapewne wielu wyższych oficerów paraliżowała decy­
zja odwrotu postawiona przez polskie dowództwo; stąd
zamiast spełniać zgodnie z otrzymanymi rozkazami swoje
obowiązki, coraz częściej spoglądali w kierunku przepra­
wy wiślanej. Nie ulega wątpliwości, iż postawa wyższego
dowództwa mogła wpłynąć na osłabienie woli walki i du­
cha bojowego ich podkomendnych.
W odróżnieniu od strony polskiej sprzymierzeńcy, go­
towi do stoczenia generalnej batalii, czekali jedynie na
sprzyjającą pogodę, gdyż mgła utrudniała rozpoznanie
stanowisk polsko-litewskich, a także rozpoczęcie walk
o opanowanie lasku praskiego. Przesuwając siły coraz
bardziej na południowy wschód, w kierunku Pragi, do­
wództwo szwedzkie zamierzało zająć przestrzeń pomiędzy
Grochowem a Kamionem, aby w ten sposób zablokować
główne siły koronne od strony Pragi, obchodząc obronę
polską z południa. Gdyby zamiar ten sprawnie przepro­
wadzono, siły polsko-litewskie znalazłyby się w pułapce
i, stale spychane w kierunku Wisły, musiałyby poddać się
lub przebijać w kierunku błot białołęckich.
Tymczasem ok. godz. 8 mgły opadły ostatecznie, umoż­
liwiając rozpoczęcie działań. Karol wraz ze swymi dorad­
cami długo lustrował pole bitwy, widząc jednak, iż Polacy
nie przejawiają ochoty do podjęcia natarcia, a dalsza zwło­
ka sprzyja przeciwnikowi, który prowadził prace fortyfi­
kacyjne umacniając się w lasku praskim, podjął decyzję
rozpoczęcia generalnego uderzenia. Atak miała przepro­
wadzić piechota brandenburska, tj. wydzielony „corps de
bataille” Sparra, który osobiście winien prowadzić natar­
cie. Atakującą piechotę ubezpieczały oba skrzydła rajtarii
sprzymierzonych. Szeregi piechoty elektorskiej posuwały
się w kierunku Woli Ząbkowskiej, aż po drogę z Pragi.
Siły sprzymierzonych, które przyjęły początkowo
zwarty szyk (począwszy od Bródna do okolic Targówka),
uległy rozciągnięciu z chwilą rozpoczęcia marszu przez
piechotę Sparra i pozostałe oddziały centrum. Szyk wy­
giął się w kształcie półkola. Oczywiście obaj wodzowie
kontrolowali cały obszar od skraju lasu białołęckiego
po łachę pod Kamionem, lecz odstępy pomiędzy trzema
ugrupowaniami oddziałów szwedzko-brandenburskich
znacznie się powiększyły. Odstępy te dochodziły do 1-1,5
km, co stwarzało stronie polskiej możliwość skierowania
w te luki jazdy, która miała pewne szanse przedostania się
na tyły sprzymierzonych. Szansy tej polskie dowództwo
nie wykorzystało. Z chwilą pojawienia się piechoty Sparra
w zasięgu ognia artyleryjskiego, rozpoczęła się kanona­
da. Na wystrzały dział polskich zaczęły wkrótce odpo­
wiadać szwedzkie. Zaczęła się walka o opanowanie lasku
praskiego. Kanonada nie trwała dłużej jak godzinę, gdyż
o godz. 9 Brandenburczycy dotarli do jego skraju, zajmu­
jąc opuszczone szańce i niezagwożdżone działa przeciw­
nika. Polska piechota wraz z dragonią rozpoczęła powolny
odwrót w kierunku stanowisk kawalerii koronnej.
Nie doszło zatem do krwawej potyczki piechoty elektor­
skiej z Polakami, jak to przedstawia część relacji pruskich.
Fakt wycofania się polskiej piechoty na skutek przewagi
ogniowej przeciwnika i braku wsparcia poświadcza rela­
cja Jana Leszczyńskiego: „Nastąpił w niedzielę nieprzyja-
ciel świtem znowu tymże marszem, tymże szykiem jako
sobotę wieczór”, a następnie „poszedł prosto na piechotę.
która jeszcze szańców przez noc nowych nie dogotowa-
ła była. Piechota zaś, widząc że jazda daleko o posiłkach
zwątpiła, gęstą do siebie z wielkich sztuk widząc strzel­
bę, nie czekając całej potęgi nieprzyjacielskiej, a już też
w nich szkoda z dział być poczęła, ustępowali sobie len-
tissime passu (dosł. najwolniej idąc, tj. w szyku i porząd­
ku). i dział odbieżeli, bo magno errore factum (wskutek
wielkiego błędu), że koni przy działach nie było, piechota
sprawą uszła, nieprzyjaciel... działa odebrał” 3.
Widzimy zatem, iż bez walki polska piechota w po­
rządku i szyku opuściła zajmowane pozycje, kierując się
w stronę stanowisk jazdy koronnej. Brak koni do ścią­
gnięcia armat spowodował, iż zdobyła je piechota bran­
denburska. Podczas gdy gen. mjr Jozjasz Waldeck wraz
ze Sparrem ścigał wycofującą się piechotę, Karol nakazał
rajtarii swego lewego skrzydła, aby kierowała się bardziej
w prawo, na ostrzeliwane polskie lewe skrzydło, które
zajmowali Litwini. W tym czasie sześć skwadronów raj­
tarii elektora, pod komendą Jerzego Fryderyka Waldecka
i towarzyszącego mu z rozkazu szwedzkiego monarchy
feldmarszałka Wrangla, rozpoczęło marsz w stronę wału
wydm, obsadzonego przez polską jazdę. Widząc zwarte
czworoboki rajtarii, jazda w popłochu opuściła wzgórza,
pozostawiając piechotę na łasce nieprzyjaciela. Widok
wolno posuwających się kolumn przeciwnika musiał wy­
wrzeć duże wrażenie także na dowódcach piechoty zacią­
gu cudzoziemskiego, gdyż nie próbowali przeciwstawić
się atakującym, nakazując odwrót 4.

3 Tamże; por. G ó r s k i , op. cit., s. 367.


4 Tak przedstawiał widok maszerujących skwadronów sprzymie­
rzonych K o c h o w s k i, op. cit., s. 205-206: „Szwedzi... postępowali
naprzód w szyku, wyrównani szeregami, na kształt ruchomego wału,
Pojącego tu i ówdzie niewielkie wklęśnięcia przeznaczone dla akcji
Artyleryjskich”.
Nie ulega wątpliwości, iż brak współdziałania z od­
działami jazdy, które wycofały się, przyśpieszył decyzję
dowódców piechoty. Już ok. godz. 10 elektor był panem
wydm bródnowskich, zagarniając 7 dział. Obrócono je
natychmiast w kierunku wycofujących się Polaków i roz­
poczęto ostrzał, zwiększając panikę w oddziałach przekra­
czających z trudnością błotnistą rzeczkę Skurczę. Bryga­
dy piesze Goltza i płk. Aleksandra von Spaen otworzyły
gwałtowny ogień do kłębiącego się tłumu. Część piecho­
ty, widząc zbliżającego się przeciwnika, miała podnieść
kapelusze na muszkietach, prosząc w ten sposób o łaskę.
Znajdujący się przy boku Fryderyka Wilhelma książę
Adolf Jan miał wymóc na elektorze zaprzestanie ognia.
Tłumaczył, iż piechota zaraz podda się bez walki 5.
Tymczasem polscy dowódcy zdołali opanować sytuację
i ich oddziały przekroczyły Skurczę wraz z 5 działkami,
odrywając się od przeciwnika. Zanim elektorscy ponow­
nie rozpoczęli ostrzał, piechota była już w bezpiecznej od­
ległości, kierując się w stronę mostu.
Czy rzeczywiście zaszedł incydent z podniesieniem ka­
peluszy? Wydaje się, że próbowano w ten sposób wytłu­
maczyć błąd dowództwa sprzymierzonych, tj. umożliwie­
nie odwrotu opuszczonej przez jazdę piechocie polskiej.
Tylko brak zdecydowania ze strony elektora, dysponują­
cego kilkoma brygadami piechoty, nie licząc pierwszego
rzutu rajtarii Waldecka, pozwolił wycofać się polskim od­
działom. Z regimentów Grodzickiego, Butlera, Grotthau-
za i Zamoyskiego największe straty poniósł ten ostatni6.

5 D r o y s e n , op. cit., s. 76, 137; R i e s e , op. cit., s. 368-369:


H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 326.
6 Weług Pamiętników Łosia, s. 20, Szwedzi właśnie w trzecim dniu

bitwy mieli spędzić z pola siły polsko-litewskie „z klęską wielką oso­


bliwie ludzi jmp. Zamoyskiego pieszych, których swym kosztem miał
kilkaset, także i pułku jego kwarcianego”.
Towarzysz husarski chorągwi królewskiej z początku XVII wieku
Henryk Horn, generał
i admirał szwedzki

Karol Gustaw Wrangel,


feldmarszałek i admirał
szwedzki
Tatarzy w służbie polskiej

Komputowe chorągwie tatarskie w bitwie pod Warszawą


Jozjasz Waldeck, generał brandenburski

Bogusław Radziwiłł, koniuszy litewski


Bitwa pod Warszawą - drugi dzień, 29 lipca 1656 r.

Otto Krzysztof Sparr,


dowódca artylerii
brandenburskiej
Lekka jazda polska z I połowy XVII wieku

Jan Leszczyński,
wojewoda
poznański
Dragoni z połowy XVII wieku. Trębacz cho­
rągwi dragońskiej

Krzysztof Pac, kanclerz


wielki litewski
Bitwa pod Warszawą - trzeci dzień, 30 lipca 1656 r.

Szyk wojsk sprzymierzonych w trzecim dniu bitwy


Pozostająca na skraju pasa wydm, od strony fortu, ka­
waleria litewska pod Połubińskim, widząc skwadrony
rajtarii pod komendą Waldecka i Wrangla, uchyliła się od
starcia odchodząc w stronę Białołęki7. Zapewne w wą­
skich korytarzach pomiędzy błotami, otaczającymi Biało­
łękę od południowego wschodu, kilka chorągwi poniosło
dotkliwe straty, lecz wydostało się z pułapki. W żadnym
wypadku nie doszło do rozbicia ugrupowania litewskiego,
które odparłszy spóźniony pościg, kierowało się w stronę
Nowego Dworu. Odejście Litwinów ułatwiało sprzymie­
rzonym posuwanie się w kierunku mostu na Wiśle, a także
wcześniej przeprawę przez Skurczę.
Dowództwo polskie, widząc wycofującą się z lasku pie­
chotę i jazdę, uznało iż dalszy opór jest bezcelowy i dopro­
wadzi do utraty pozostałej piechoty na lewym skrzydle.
Jan Kazimierz, który wraz z hetmanami i Janem Zamoy­
skim znajdował się przed przeprawą mostową, wydał roz­
kaz odwrotu lewego skrzydła. Chodziło monarsze o urato­
wanie przede wszystkim piechoty wraz z artylerią, której
wycofywanie się miała osłaniać kawaleria obu skrzydeł,
wiążąc jednocześnie przeciwnika walką.
Panika, jaka nastąpiła w wyniku wycofania się Litwi­
nów i wcześniejszej ucieczki jazdy koronnej, spowodowa­
ła, iż kto żyw, śpieszył do przeprawy. Król z szablą w ręku
próbował wraz z hetmanem Potockim przywrócić porzą­
dek, lecz wobec napierających tłumów nawet przyboczne
oddziały gwardii dragońskiej (Bockum) i rajtarskiej (Fran­
ciszek Bieliński) były bezradne. Na szczęście Szwedzi
posuwali się bardzo wolno w obawie przed kontratakiem
jazdy koronnej. Oto, co pisał Des Noyers:

7 Liczebność wycofujących się w kierunku Białołęki Litwinów nie


przekraczała 4 tys. koni, co świadczyłoby, że pozostałe oddziały piesze
i dragonii z komputu litewskiego znajdowały się przy królu i siłach
koronnych, M a n k e 11, op. cit., s. 558-559.
„Szwedzi nie posuwali się naprzód zbyt szybko i choć
dobrze widzieli naszych, uciekających bez najmniejszej
próby walki, poniechali ich, nie idąc w pogoń za nimi i
ani razu nie wystrzelili do nich z pistoletu, tak jak gdyby
wcale ich nie widzieli. Król, widząc tak duże zamieszanie
pochodzące tak z ciasności miejsca, jak z trwogi, która
szlachtę ogarnęła, kazał się cofnąć piechocie i jeździe ko
ronnej częścią przez most wiślany, częścią z Tatarami” 8.
Część szlachty i ciżba obozowa, którą dotąd osłaniała
obecna na pasie wydm bródnowskich piechota z artylerią
i jazda, widząc odwrót, rzuciła się do ucieczki. Sądziła
bowiem, iż to ją wystawia się przeciwko doborowym
regimentom szwedzko-brandenburskim. Droga dla
śpieszącej do przeprawy piechoty z ocalałymi działami
została zatarasowana.
W zamęcie, jaki powstał na moście, omal nie utonęli
hetman Potocki i Jan Zamoyski, zepchnięci obaj do
wody. Pod ciężarem uciekających doszło do rozerwania
mostu, który na rozkaz monarchy musiała spinać
ponownie piechota, aby umożliwić przeprawę pozo-
stałym oddziałom. Wielu jednak zakończyło żywot w
nurtach rzeki, zepchniętych przez swoich towarzyszy. Z
relacji, opisujących panikę, na szczególną uwagę
zasługują dwie. Kochowski tak przedstawiał te
wydarzenia: „oddziały zaś, które walczyły przy moście,
albo które usiłowały przedostać się przez rzekę, uległy
przerzedzeniu, most bowiem z trudnością wytrzymywał
ciężar pędzącego tłumu, a raczej sami żołnierze, stłoczeni
na wąskim przejściu, jedni drugich spychali w wodę.
Hetman Potocki, który tam nadbiegł, żeby wstrzymać
ucieczkę, naraził swoje życie na wielkie
niebezpieczeństwo, kiedy bowiem ordynował chorągwie,
znajdujące się najbliżej nieprzyjacielskiego szyku, został

8 D e s N o y e r s , Lettres..., 1 1 VIII 1656 z Łańcuta, s. 216.


zepchnięty aż do samego wejścia na most i bardziej niż
sami Szwedzi zagroził mu napierający tłum, na oślep śpie­
szący do przeprawy” 9.
Hetmana Potockiego miał uratować od niechybnej zgu­
by towarzysz spod chorągwi pancernej podkomorzego
sieradzkiego Zygmunta Karola Przerembskiego - „niejaki
Modrzejowski (Andrzej Modrzewski, późniejszy podskar­
bi nadworny koronny - przyp. M. N.), za co został panem
teraz starostą medyckim, a pani hetmanowa (Anna
Mohilanka, poślubiona po r. 1658 - przyp. M. N.) dała
mu Wołowe Oczy (właśc. Wielkie Oczy), wieś bardzo
dobrą pod Jaworowem” - jak pisał po wielu latach
świadek tych wydarzeń Jakub Łoś 10.
Inni podkreślają natomiast męstwo szlachty sandomier­
skiej, która nadal pozostając przy królu, właśnie wówczas
na czele ze swym dowódcą, chorążym sandomierskim
Marcinem Dębickim, uratowała Potockiego. Sam Dębic­
ki miał wówczas cudem ocalić swoje życie. Wielu jednak
jego towarzyszy poległo w obronie hetmana. Zginęli wte­
dy chorąży Jan Rogowski, podczaszy nowogrodzki Piotr
Piasecki i siedemnastu innych” 11.
Dramatyczną sytuację podczas ostatniego etapu przepra­
wy maluje towarzysz lekkiej chorągwi Mikołaj Jemiołow-
ski: „Król sam w ciżbie ledwie się przeprawił, za nim zaś
CO żywo cisnęło się. A wtem pod ciężarem most rozerwał

9 Kochowski, op. cit., s. 206.


10 Pamiętniki Łosia, s. 20. A. Modrzewski od 1676 byt starostą me-
dyckim, a jego główną siedzibą stały się rzeczywiście Wielkie Oczy.
Nasz pamiętnikarz mógł się jednak mylić. Faktycznie Modrzewski
Wraz z rotmistrzem tatarskim Aleksandrem Kryczyńskim uratowali Po-
tockiego z opresji w bitwie pod Gródkiem Jagiellońskim (29IX 1655)
z armią kozacko-rosyjską pod dowództwem Chmielnickiego i Buturli-
na. Zob. biogram A. Modrzewskiego w PSB, t. XXI/3, Wrocław 1976,
s. 543-545.
11 Kochowski, op. cit., s. 206-207.
się; co postrzegłszy piechoty w szańcach i armaty odbiegł­
szy, jako mogąc spinali most i przezeń przeprawowali się,
z wielką jednak w ludziach szkodą przeprawujących się,
których niemało potonęło, na ostatek most z końca zapa­
lono i przez to trochę impet szwedzki, którzy się już na
most brali (piechota Sparra - przyp. M. N.), przytrzymany
został” 12.
Znacznie większe straty ponieśli zatem Polacy podczas
panicznej przeprawy przez Wisłę niż w trakcie kilkugo­
dzinnej walki trzeciego dnia bitwy. Strona przeciwna sza­
cowała straty Polaków na ponad tysiąc zabitych, chociaż
oficerowie zaciągu cudzoziemskiego zaklinali się po bi­
twie przed królem, że straty nie przekraczają 400 ludzi 13.
Jednym z ostatnich, którzy opuścili brzeg praski, miał
być sam Jan Kazimierz, który ze szpadą w ręku ordynował
oddziały piesze. Właśnie z jego rozkazu od strony Pragi
został podpalony most, gdy piechota Sparra podchodzi­
ła niemal pod samą rzekę. Według Des Noyersa most od
strony praskiej mieli podpalić Tatarzy, aby nie tylko po­
wstrzymać maszerującą w kierunku przeprawy piechotę
Sparra, ale „aby Szwedzi łodzi spod niego nie zabrali i in­
nego nie sporządzili” 14.
Na uwagę zasługuje epizod, jaki zaszedł przed samym
opuszczeniem brzegu praskiego przez polskiego monar­
chę. Zamieścił go w swym opisie bitwy warszawskiej
sekretarz królowej Ludwiki Marii. W odróżnieniu od
Wawrzyńca Rudawskiego, zarzucającego królowi i het­
manom zdradę, gdyż jako pierwsi mieli uciec po moście,
Noyers obarcza winą za przegraną batalię ze Szwedami
przede wszystkim hetmanów, opuszczających Pragę wraz
z innymi, podczas gdy „sam tylko król pozostał ze szpadą
12 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 104.
13 Des N o y e r s , Lettres..., 11 VIII 1656 z Łańcuta, s. 216.
14 Tamże, s. 217.
w ręku i ostatni schodził z pola bitwy”. Wówczas to jeden
z pułkowników wojsk sprzymierzonych, nie rozpoznając
osoby królewskiej, a „biorąc go za jakiegoś oficera Niem­
ca, krzyknął doń: Do mnie, kolego, chodź do nas, będziesz
tu dobrze przyjęty i będzie ci lepiej niż między tymi tchó­
rzami Polakami. Król poznawszy go, gdyż był długo w po­
koju (na dworze Jana Kazimierza - przyp. M.N.) iw służ­
bie JKMci, odwróciwszy się, odpowiedział mu: Zdrajco!
Każę cię pewnego dnia powiesić” 15.
Pułkownikiem tym był według tejże relacji niejaki Wal-
crot, który miał po zakończonej bitwie odrzec, iż nie po­
znał polskiego monarchy, gdyż w przeciwnym wypadku
nie zapomniałby z pewnością złożyć mu uniżonego ukło­
nu. Czy epizod ten zaistniał w rzeczywistości, nie wiemy,
ale wykluczyć go nie można, gdyż w armii pruskiej słu­
żyło wielu oficerów, którzy jeszcze latem 1655 r., przed
agresją szwedzką, służyli w wojsku Rzeczypospolitej,
a kilku z nich nawet w oddziałach gwardii komputowej
Jana Kazimierza. Np. zaufany rotmistrz nadwornej rajtarii
ostatniego Wazy Henryk von Wallenrodt, następnie do­
wódca regimentu rajtarii w kompucie koronnym, przyjął
latem 1655 r. służbę u elektora, łamiąc rozkaz polskiego
monarchy nakazujący rajtarii koronnej biorącej udział
w kampanii zimowo-wiosennej na Litwie powrót do Ko­
rony. Podobnie postąpili Jan i Henryk Eylenburgowie, któ­
rzy 1 lipca 1655 r. przejęli po Teodorze Leszkwancie regi­
ment rajtarski, a także Salomon von Osten-Sacken, który
jeszcze w drugim kwartale tegoż roku dowodził rajtarią.
Szczególne rozdrażnienie Jana Kazimierza musiał wy-
wołać widok wśród sprzymierzonych jego dawnego po­
kojowego i rotmistrza nadwornej rajtarii, który nie tylko
zdradził polskiego monarchę, ale i oszukał go, biorąc na
15 Tamże.
werbunek rajtarii 20 tys. talarów, a następnie pozostając
w służbie Fryderyka Wilhelma. Sprawa Wallenrodta nie
została zapomniana przez parę królewską, gdyż w sprawie
utraconej gotówki konferował w listopadzie 1656 r. z elek­
torem hetman polny litewski Wincenty Gosiewski 16.
Obecność w armii brandenburskiej wielu oficerów, któ­
rzy wcześniej służyli w wojsku Rzeczypospolitej, a niejed­
nokrotnie w jednostkach przybocznych polskiego monar­
chy, dawała istotny atut dowództwu sprzymierzonych. Nie
tylko było dokładnie poinformowane o organizacji polskich
oddziałów, ich sposobach walki, ale także o słabych stro­
nach armii polsko-litewskiej, nie wyłączając charaktery­
styki dowództwa. Przebywając przez wiele lat w otoczeniu
króla i wyższej kadry dowódczej zaciągu cudzoziemskiego,
oficerowie ci znali doskonale dowodzący ch siłami polskiej
piechoty, rajtarii i dragonii, jak choćby Grodzickiego, Grot-
thauza czy Butlera.
Dzięki szybkiej decyzji polskiego monarchy zdołano
uratować znaczną część piechoty, która jednak została
zmuszona pozostawić działa wraz z największą kolubryną,
zwaną „Smokiem”. Piechurzy Sparra zatrzymali się przed
mostem. Ponieważ wejście na most było już niemożliwe
wobec podpalenia go, elektorscy natychmiast przystąpili
do obsadzania szańca przedmostowego, blokując w ten
sposób jeździe dostęp do przeprawy.
Łatwo zauważyć, iż przesunięcie się oddziałów centrum
w kierunku mostu jakby rozdzieliło siły polsko-litewskie
na dwie części. Litwini, znajdujący się na lewym skrzy­
dle, nie czekając rozwinięcia rajtarii sprzymierzonych,
rozpoczęli odwrót w kierunku Białołęki i mimo sporych
strat, wycofali się. Pozostawała rozprawa z głównymi si­
łami jazdy koronnej, znajdującej się na prawym skrzydle,
za laskiem praskim, na południowy wschód od Targówka.
Na tym odcinku przygotowali Szwedzi decydujące uderze-

16 Zob. Relation über geführte Verhandlung mit Gosiewski z 13 XI


1656; w: Urkunden und Actenstücke..., t. VIII, Berlin 1884, s. 2 0 1 .
nie. W tym celu, ubezpieczając lewą flankę, skierowali
na wschód od Targówka jeden rzut kawalerii (2 tys.
rajtarii), ustawiając skwadrony równolegle do drogi z
Pragi do Woli Ząbkowskiej. Następnie przystąpili do
ustawiania dalszych rzutów rajtarii, zamierzając kon-
centrycznym atakiem na południowy wschód od
Targówka w kierunku Wisły, tzw. łachą pod Kamionem,
odciąć drogę odwrotu jeździe koronnej w kierunku
Okuniewa. Wcześniejsze opanowanie przeprawy mosto-
wej i zajęcie przez piechotę sprzymierzonych połud-
niowo-zachodniego skraju lasku praskiego stwarzało
nader korzystną sytuację dla Karola X Gustawa. Odcięcie
jedynej drogi odwrotu polskiej kawalerii groziło
zepchnięciem całego ugrupowania w koryto Wisły.
Nie wiadomo, kto sprawował naczelną komendę nad
całą jazdą koronną, znajdującą się w trakcie odwrotu.
Obecnych tu było kilku równorzędnych dowódców jazdy
na czele z Czarnieckim, Koniecpolskim i Janem Sapiehą,
pisarzem polnym koronnym. Wiele przekazów świadczy,
iż komenda należała do kasztelana kijowskiego, choćby z
racji dowództwa nad pułkiem królewskim i niedawno
otrzymanego regimentarstwa. Czy obecny był przy
pułkach kwarcianych hetman polny Lanckoroński, nie
wiemy. Wydaje się, iż wraz z Potockim znajdował się
przy boku Jana Kazimierza, choć niektórzy widzą w nim
drugiego dowódcę, obok Czarnieckiego, zgrupowania
jazdy koronnej walczącej ze Szwedami w trzecim dniu
bitwy na brzegu praskim” 17.
Wobec ustąpienia polskiego centrum chorągwiom tym
groziło otoczenie i całkowita likwidacja. Dlatego wśród
tumanów pyłu i kurzu, wzniecanych przez tysiące koni
posuwających się piaszczystym korytarzem pomiędzy
korytem Wisły a łachą pod Kamionem, polskie prawe

17 W e g n e r, op. cit., s. 116.


dło rozpoczęło odwrót, kierując się drogą przez Kamion,
Grochów, Grzybów na Okuniew.
Pułki jazdy posuwały się niemal równolegle do lewego
ubezpieczenia flanki szwedzkiej, gdzie przebywał Karol
X Gustaw. Przemarsz wąskim korytarzem kilkunastu ty­
sięcy ludzi i koni pod bokiem oddziałów szwedzkich był
niezmiernie ryzykowny. Wymagał od polskiej jazdy dużej
sprawności bojowej, tym bardziej że była pozbawiona na­
czelnego dowództwa. Manewr ten wymagał jednak czasu,
a w każdej chwili polskim oddziałom groziło flankowe
uderzenie rajtarii szwedzkiej, która mogła ugrupowanie to
rozciąć na kilka części, a następnie uciekające masy jazdy
zepchnąć w kierunku lasu lub nad urwiste zbocza koryta
Wisły. Dlaczego zatem Szwedzi nie zareagowali, stojąc
w miejscu i sami oczekując ataku polskiej kawalerii?
Według Dahlbergha Karol X Gustaw w tumanach kurzu
i pyłu całkowicie stracił rozeznanie, sądząc, że to raczej
Polacy rozpoczynają przeciwuderzenie na jego pozycje18.
Nie mógł bowiem przypuszczać, iż tak wielkie siły pol­
skiej jazdy bez wystrzału rzucą się do pośpiesznej uciecz­
ki. Zaskoczenie dowództwa szwedzkiego musiało być
kompletne, gdyż w razie uderzenia gotowej do akcji rajta­
rii koroniarze ponieśliby trudne do przewidzenia straty. Za
wycofującymi się chorągwiami szwedzki monarcha miał
posłać rajtarię pod komendą Roberta Douglasa, który nie
zdołał już dopaść sił głównych przeciwnika.
Szwedom udało się natomiast zadać duże straty pospo­
litemu ruszeniu bełskiemu, które, nie chcąc dołączyć do
Tatarów wycofujących się jako ostatni w kierunku Oku-
niewa, skręciło w okolicach Kamiona na Zerzeń. Według
Jemiołowskiego bełżanie znajdowali się wśród tych, któ­

18 G ó r s k i, op. cit., s. 369-370; Herbst, Trzydniowa bitwa pod War­


szawą, s. 326.
rzy „ku Świdrowi i Karczowu iść chcieli, po Nadwiślu na
błota i odnogi wiślane trafiwszy, wielką w ludziach ruinę
ponieśli. Dotknęła ta nieszczęśliwość mianowicie woje­
wództwo bełskie, w którem natenczas 80 niemal szlachty
samych gospodarzów, częścią żywcem wzięto, częścią na
błotach i bagnach jako kaczki z pistoletów i fuzyi strze­
lano. Prusacy to najpierw czynili okrucieństwo, przeszło-
rocznej swojej wetując od Polaków surowości. Poległo
tam niemało, jakom rzekł, bełskiej szlachty, mimo inszych
Dłotowski (Michał) miecznik bełski, Franciszek Semy,
Nagórski, Gorajski, Sulimowski, Jankowski, między nie­
mi najstarszy w leciech Stefan Słowiecki, pobici i inszych
wiele, których wiekopomna okryła pamięć” 19.
Podobnego losu uniknęła szlachta lubelska i sandomier­
ska, która spod Skaryszewa, nie mogąc wytrzymać impetu
natarcia rajtarii sprzymierzonych, rzuciła się w stronę cho­
rągwi komputowych.
Około południa obaj wodzowie zostali więc panami
pola bitwy, zagarniając pozostałe u przeprawy wiślanej
tabory wojska koronnego i pozostawione wcześniej przez
polską piechotę działa. Wiele relacji podkreśla dziwną
opieszałość wojsk sprzymierzonych trzeciego dnia bitwy,
gdyż nie wykorzystały nadarzających się okazji do roz­
bicia armii Jana Kazimierza. Nawet akcja pościgowa nie
była poprowadzona z rozmachem, jaki cechował zawsze
Karola X Gustawa w starciach z Polakami. Obawa przed
ponownymi atakami jazdy polskiej mogła skutecznie stu­
dzić zamysły dowództwa sprzymierzonych. Potwierdza to
relacja Kochowskiego, który pisał:
„Kiedy podczas odwrotu szyki polskie uległy roze­
rwaniu, Szwedzi nie nacierali zbyt gwałtownie na odcho­
dzących i bynajmniej zawzięcie ich nie ścigali, ponieważ

l9 J e m i o ł o w s k i , op. cit., s. 104.


znali się na wojennych podstępach. Chorągwie kwarciane,
które od czasu do czasu zawracały, jak gdyby zamierza­
jąc znowu nacierać, oraz watahy Tatarów, krążące wokoło
poza zasięgiem pocisków, napełniały ich lękiem, że walka
może zostać wznowiona albo że padną ofiarą zasadzki” 20.
Na szczególną uwagę zasługuje wykorzystywana przez
wielu badaczy relacja pod znamiennym tytułem Co się
dzieje w Polszczę aż ad diem 23 Augusti 1656. Wymienia
nie tylko poszczególne pułki jazdy koronnej, uczestniczą­
ce w batalii warszawskiej, ale sugeruje, które z nich ponio­
sły największe straty. W trakcie wymiany ognia pomiędzy
obiema stronami, „gdy już przy nadziei wojsko polskie
zwycięstwa było, pięć pułków polskich na bagna i chrapy
między lasy wparły (oddziały sprzymierzonych - przyp.
M. N.) z których na lepsze miejsce dobywając się, i sami
siebie i wojska insze pomieszały, tak że nieprzyjacielowi
przed miejsca niektóre i poczty bardzo potrzebne, a po tym
choć nie zarazo pole otrzymać przyszło. Był w tym razie
pułk hetmański (Stanisława Potockiego), pana sendomir-
skiego (Stanisława Witowskiego), podczaszego (koronne­
go Jana Zamoyskiego) i strażnika (koronnego Aleksandra
Zamoyskiego) i księcia Wiśniowieckiego (Dymitra)” 21.
Zapewne pułki te stanowiły osłonę znajdującej się w la­
sku praskim piechoty i dragonii. Podczas ataku piechoty
Sparra i pozostałych sił sprzymierzonych utknęły w od­
wrocie wśród błot i rozlewisk rzeczki Skurczy, dostając
się w ten sposób pod ogień brandenburskiej piechoty. Być
może ich pośpieszna rejterada spowodowała, iż piechurzy
Grotthauza, zdani na własne siły, widząc coraz bardziej
oddalającą się jazdę, rozpoczęli powolny odwrót z lasku
praskiego, pozostawiając nawet działka polowe.

20 K o c h o w s k i , op. cit., s. 207.


21 B. Czart., rkps 149, nr 92.
Relacja wymienia także pozostałe 12 pułków jazdy ko­
ronnej (wraz z pułkiem marszałka koronnego Jerzego Lu­
bomirskiego, który nie uczestniczył w działaniach), które
bez żadnych strat, „porządnym odwodem ku Okuniewu
stanęły i nieprzyjaciela na sobie zatrzymały, że aż do nocy
w sprawie i we wszystkiem musiał zostawać gotowości”22.
Zastanawia jednak fakt, iż bezimienny autor tego prze­
kazu wyodrębnił spośród pozostałej kawalerii koronnej
powyższe pięć pułków, których umiejscowienie na planie
taktycznym tej kampanii stwarza niemałe kłopoty.
Innym problemem jest umiejscowienie lotnych oddzia­
łów ordy tatarskiej, które źródła szwedzko-brandenbur-
skie wymieniają niemal wszędzie: w okolicach Białołęki,
Bródna, przy Litwinach, jak i w trakcie odwrotu jazdy
koronnej. Wydaje się, iż w trzecim dniu bitwy, po fiasku
ataków na tyły sprzymierzonych, tylko drobne siły or-
dyńców znajdowały się na północ od Bródna z zamiarem
niepokojenia oddziałów pilnujących obozu przeciwnika.
Gros sił tatarskich znajdujemy przy chorągwiach polsko-
-litewskich. Część z nich wycofywała się wraz z Litwina­
mi Połubińskiego w kierunku Białołęki, pozostali (znacz­
nie większa grupa) podążali wraz z jazdą koronną na Oku-
niew. O pobycie tutaj Subchan Ghazi agi świadczy także
podpalenie przez ordę dwóch wielkich wsi, jak pisał Des
Noyers, Skaryszewa i Pragi, tak iż zwycięskie oddziały
Karola X Gustawa wkraczały już do palących się osad,
które opuszczali przerażeni mieszkańcy.
Udział Tatarów w trzydniowej bitwie należy ocenić kry­
tycznie - zapewne nie takiej pomocy oczekiwał od nich
Jan Kazimierz. Oprócz „hukania i wypuszczania strzał”
w kierunku zwartych regimentów sprzymierzonych, nie
udało się im ani zająć taborów przeciwnika, ani korzysta­

22 Tamże.
jąc z zaangażowania sił głównych w drugim dniu bitwy
(atak husarii) rozbić tyłów armii szwedzkiej. Zapewne
wynikało to z ich skromnej liczebności, gdyż zamiast kil­
kunastu tysięcy, uczestniczyło w działaniach ok. dwóch
tysięcy ordyńców.
Podczas gdy na Pradze nadal trwały walki z jazdą ko­
ronną, w stolicy, niespodziewającej się tak złego obrotu
wydarzeń, powstała niesamowita panika. Wiemy, iż już w
nocy z 29 na 30 lipca Jan Kazimierz nakazał małżonce,
aby szykowała się do opuszczenia miasta, gdyż losy bi­
twy nie są pewne. Królowa, która nie dopuszczała do sie­
bie myśli o przegranej, oburzona namowami do wyjazdu,
miała odrzec: „Skoro król z tak wielkim wojskiem opusz­
cza Warszawę, siedzibę monarchów, ja w niej wytrwam,
z bezbronną gromadką mojego fraucymeru, przygotowana
na najgorsze” 23.
Dopiero nazajutrz, za namowami kanclerza królowej,
Stefana Wydżgi, Ludwika Maria zdecydowała się opuścić
stolicę wraz z dworkami, senatorami i nuncjuszem Pio­
trem Vidonim. Ze względu na tłum uciekających, uwożą-
cych cały swój dobytek, królowa udała się w stronę Czer­
ska konno, bez karety.
Przybyły na Zamek Jan Kazimierz zwołał natychmiast
senatorów i wojskowych na naradę, aby podjąć decyzję:
bronić miasta czy też ponownie opuścić Warszawę, pozo­
stawiając ją bez załogi i straży24. Obecni na naradzie se­
natorowie na czele z kanclerzem Stefanem Korycińskim
i podkanclerzym Andrzejem Trzebickim różnili się w
poglądach. Kanclerz miał wówczas zarzucić Krzyszto­
fowi Pacowi, późniejszemu kanclerzowi litewskiemu, iż
wszystkiemu winna jest jego nienawiść do Radziwiłłów.
23 K o c h o w s k i , op. cit., s. 208.
24 Z wojskowych w naradzie uczestniczyli m.in. Wilhelin Butler,
Henryk Denhof, Teodor Maydel (Meidel), D r o y s e n, op. cit., s. 150.
Chodziło Korycińskiemu o to, iż oddanie dóbr po Radzi­
wiłłach wojsku litewskiemu pchnęło ostatecznie księcia
Bogusława do obozu szwedzkiego i znacznie przedłużało
wojnę o odzyskanie Litwy. Kanclerz zdecydowanie opo­
wiadał się za obroną stolicy, której czerwcowe oblężenie
kosztowało tak dużo wysiłku. Bronić Warszawy miała
pozostała piechota i chętni spośród pospolitego ruszenia,
których w rzeczywistości już nie było.
Zdanie kanclerza poparł Jan Leszczyński, który miał
twierdzić, iż wojsko sprzymierzonych nie było w trakcie
działań „tak straszne potędze naszej i kiedy by kawałek
tylko ostrożności było przyłożono, mogło być i to wojsko,
chociaż wszystka potęga nieprzyjacielska złączona była,
na głowę porażone”25. Podobny pogląd reprezentował za­
pewne Subchan Ghazi aga, który już wcześniej odradzał
Janowi Kazimierzowi staczanie decydującej batalii.
Inni uczestnicy narady mieli jednak odmienne zdanie.
Twierdzili, iż król winien opuścić stolicę, gdyż miasto
nie jest przygotowane do długotrwałej obrony. Brakuje
żywności i amunicji. Podkreślano, iż Warszawa nie jest
miejscem zbyt istotnym z punktu widzenia wojskowego,
a obsadzenie jej ponownie przez silny garnizon sprzymie­
rzonych znacznie osłabi siły przeciwnika. Wreszcie ryzy­
ko utraty znacznej części nielicznej piechoty, tak trudnej
do szybkiego odtworzenia, przeważyło.
Jan Kazimierz, wobec spadku autorytetu obu hetmanów,
miał „kupić” rozproszone oddziały, ratując tym samym
wojsko przed dalszymi podziałami, które umożliwiałyby
Karolowi X Gustawowi rozbicie po kolei poszczególnych
zgrupowań. Obawiano się również o los miasta, które i tak
podczas ponadmiesięcznego oblężenia poniosło duże stra­
ty, a mury miejskie nie zostały na czas naprawione.

25 Za Wegnerem, op. cit., s. 113.


Des Noyers, który towarzyszył Ludwice Marii w po­
śpiesznym wyjeździe ze stolicy, tak pisał o powodach
opuszczenia miasta: „Królowa natychmiast wyjechała
z Warszawy, gdyż nie naprawiono wyłomów dawniejszych
ze zbytniego zaufania w naszą wielką siłę, prócz tego nie
mieliśmy też amunicji i zresztą królowa, która lubi tam
mieszkać, obawiała się, aby Szwedzi obiegłszy miasto nie
zrujnowali tamtejszych dwóch pałaców królewskich; pod
względem wojennym miejsce to wcale nie było ważnym,
dlatego też ponownie z niego ustąpiono” 26.
Mimo iż królowa w prywatnej korespondencji do pani
de Choisy stanowczo podkreślała, iż „powód niezosta-
wienia załogi w Warszawie jest ten, aby nie narazić na
zniszczenie dwóch domów, które tam król posiada”27, nie
wydaje się jednak, aby ten fakt miał decydować o stanowi­
sku Jana Kazimierza. Obie rezydencje monarsze były i tak
mocno zdewastowane przez Szwedów w trakcie rocznej
okupacji stolicy. Głównym powodem opuszczenia War­
szawy był brak amunicji do dział i wystarczającej ilości
prochu dla piechoty. Dlatego dla Polaków bardzo bolesna
była utrata i tak nielicznej artylerii, której nie udało się
przerzucić przez most. Zapewne nie udało się przewieźć
na brzeg warszawski także amunicji, znajdującej się na
wozach, które ugrzęzły przy wjeździe na most. Pamiętaj­
my także, że gros sił zaciągu cudzoziemskiego, w tym pie­
choty, na której w głównej mierze spoczywał ciężar walki
z oddziałami sprzymierzonych, zwłaszcza podczas działań
oblężniczych, dopiero tworzono. Dlatego Jan Kazimierz
nie chciał narażać na dalsze straty piechurów Butlera,
Grotthauza czy Grodzickiego.

26Des N o y e r s , Lettres..., 11 VIII 1656, z Łańcuta, s. 217 .


27Ludwika Maria do Jeanne Olympe de Belesbat-Hurault pani de
Choisy z Łańcuta 11 VIII 1656, w: P r z e ź d z i e c k i , op. cit.., s. 206.
Jeszcze w kwietniu tegoż roku we Lwowie Jan Kazi­
mierz błagał wielu dostojników o pomoc w ludziach, bro­
ni i artylerii. W liście do wojewodziny krakowskiej Kata­
rzyny z Sobieskich Zasławskiej pisał o „spuszczenie” na
utrzymanie państwa rajtarii i dragonii, pozostałej po zmar­
łym jej małżonku, „których zaraz płaca z skarbu naszego
dochodzić będzie”28. Pod Warszawą, już po jej zdobyciu,
aby utrzymać w służbie własny regiment gwardii pod
komendą Butlera, monarcha przekazał żołnierzom sre­
bro wartości trzech tys. złotych, gdyż żadnych pieniędzy
w skarbie nie było. Tragiczna sytuacja źle wyposażonych
i nieopłacanych żołnierzy zaciągu cudzoziemskiego także
zaważyła na decyzji opuszczenia stolicy.
O braku sił i środków do obrony Warszawy świadczy
list króla, wysłany w kilka dni po opuszczeniu miasta,
6 sierpnia, z Lublina do księżnej Zasławskiej. To, iż „nie­
przyjaciel pod Warszawą w przeszłej transakcyjej górę
brał i wojska nasze z pola spędził... niczym inszym, tylko
wielką liczbą potężnej armaty”, dlatego też „przychodzi
nam od prywatnych ludzi armaty zasięgać, między inne-
mi (od) Uprzejmości Waszej pilnie żądamy, abyś z arma­
ty swojej, którą masz, dział dwie, albo pułkartanie, albo
ćwierć kartana, oraz z puszkarzem dobrym, prochem, ku­
lami i innemi rekwizytami końmi swojemi do boku Nasze­
go do Lublina jako najprędzej przysłała” 29.
Byli jednak w otoczeniu królewskim dostojnicy, którzy
poparli kanclerza koronnego, sprzeciwiającego się opusz­
czeniu stolicy. Do nich należał Jan Leszczyński, który
kilka dni później pisał, iż, wobec utraty niemałej części

28 Jan Kazimierz do Katarzyny Zasławskiej, wojewodziny krakow­


skiej, ze Lwowa 2 1 I V 1656, B. Kórnicka, rkps 350, s. 37-38.
29 Jan Kazimierz do Katarzyny Zasławskiej z Lublina 19 VIII 1656,

B. Czart., rkps 149, nr 78 por. T. W a s i l e w s k i , Ostatni Waza na na


polskim tronie, Katowice 1984, s. 204.
artylerii, „przyszło Warszawę obnażyć z dział i wojsko
ratować”, a dalej „mało consilio (za złą radą) bardzo War­
szawę odbieżano, ale nie będę tych rzeczy pisał, bo się ja
ich wstydzę, dlatego ze wszystkiemi wypisałem okolicz­
nościami, aby constaret (było wiadomym), że żadnej szko­
dy nie mamy w ludziach, więcej wstydu dla nierządu” 30.
Nie wiemy, jak wypowiadali się wyżsi dowódcy pie­
choty autoramentu cudzoziemskiego, lecz podjętą de­
cyzję wykonano zbyt pośpiesznie, zapewne pod wpły­
wem rosnącej paniki i masowej ucieczki mieszczan
i szlachty ze stolicy.
Straty oddziałów polsko-litewskich są trudne do osza­
cowania. Według koronnych rachunków wojskowych
straty piechoty regularnej sięgały 600 zabitych, rannych
i wziętych do niewoli (głównie z regimentów Zamoyskie­
go, Grodzickiego i Butlera). Straty jazdy polsko-litewskiej
nie przekraczały tysiąca ludzi; największe poniosły cho­
rągwie husarskie, które uczestniczyły w szarży drugiego
dnia bitwy. Zginęło także sporo szlachty z pospolitego
ruszenia bełskiego i sandomierskiego. Wraz z czeladzią
i pocztowymi straty polskie w bitwie warszawskiej prze­
kroczyły dwa tysiące ludzi 31.
Najboleśniejszą była utrata wielu dział. Nieprzyjaciel
miał zdobyć 12 działek polowych i moździerz, znacznie
więcej pozostawiono w stolicy (27 dział i moździerz),
gdyż z powodu ogólnej paniki nie udało się ich Janowi
Kazimierzowi w porę wywieźć. Zadecydował zapewne
brak koni do ich transportu.
Oczywiście strona przeciwna podawała znacznie więk­
sze straty chorągwi polsko-litewskich, szacując je na kilka
30 Jan Leszczyński do księdza SchonhotTa z Częstochowy 9 VIII
1656, s. 446.
31 O ważnych osobistościach poległych w bitwie pisze W e j n e r t,

op. cit., t. V, s. 314.


tysięcy ludzi i koni. Jednak walczący w szeregach pol­
skich Patrick Gordon oceniał je na 2 tys. ludzi, a sprzy­
mierzonych - na ok. 700 żołnierzy32. Z kadry dowódczej
oddziałów szwedzko-brandenburskich, obok Dawida
Sinclaira, zostali ciężko ranieni ppłk Printzenschild i gen.
mjr Kannenberg. Natomiast graf Jerzy Fryderyk Wal-
deck miał wiele szczęścia, gdyż przeznaczona dlań kula
trafiła w brzuch jego konia33. Największe straty ponieśli
sprzymierzeni podczas dwóch pierwszych dni batalii war­
szawskiej.
Oczywiście decyzja opuszczenia miasta przez parę
królewską była słuszna, lecz czy nie należało pozostawić
części piechoty i dragonii w celu jego obrony? Mimo iż
brakowało żywności i amunicji, a mury obronne także nie
zostały naprawione, nawet skromne siły mogły z powo­
dzeniem bronić miasta przez pewien czas, szachując armię
sprzymierzonych. Karol X Gustaw nie ryzykowałby zdo­
bywania miasta od strony Pragi wobec spalenia przeprawy
mostowej, a pod ogniem piechoty polskiej nie mógł liczyć
na jej szybką naprawę. Przejście wpław przez Wisłę cięż­
kiej rajtarii szwedzkiej było niemożliwe z powodu wyso­
kiego stanu wody na rzece.
Sprzymierzeni, oddaleni od swej głównej bazy zaopa­
trzeniowej, pozbawieni zapasów żywności i świeżej wody,
musieliby zdecydować się na odwrót. Słusznie zatem za­
uważył Jan Wegner, iż stolica mogła zostać zagrożona
dopiero z chwilą, gdy nieprzyjaciel przeszedłby na lewy
brzeg rzeki przez most pod Zakroczymiem, ale i wówczas
można było niepokoić go metodą „wojny szarpanej” Czar­
nieckiego 34.

32 Tagebuch des Generalen Patrick Gordon..., s. 66.


33 D r o y s e n, op. cit., s. 130; R i e s e, op. cit., s. 207-209.

34 We g n e r, op. cit., s. 115.


Wszystko wskazuje na to, iż wobec poważnych strat,
trudności aprowizacyjnych i niechęci elektora do dłuższe­
go przebywania w głębi Rzeczypospolitej mogli Szwedzi
pozostawić miasto w spokoju, nie decydując się na jego
oblężenie. Mieli przecież ciągle do czynienia z nierozbitą,
lecz jedynie rozdzieloną armią polsko-litewską.
Sam Jan Kazimierz długo wahał się, zanim podjął de­
cyzję wyjazdu. Rozporządzał jeszcze znacznymi siłami.
W ich składzie widzimy piechotę, dragonię Bockuma,
jazdę zaciągu cudzoziemskiego (rajtaria pod komendą
Bielińskiego), a także część pospolitego ruszenia, choć
ono topniało z godziny na godzinę. Razem siły regularne,
wraz z nadwornymi rotami monarszej piechoty węgier­
skiej pod dowództwem Jana Guldyna, liczyły ponad 5 tys.
ludzi. Panika, jaka jednak wybuchła w mieście, i widok
opuszczających w popłochu swe domy mieszczan, musia­
ły wywrzeć duże wrażenie na obradujących dostojnikach.
Zdecydowano, iż król niezwłocznie uda się na czele za-
ciężnych oddziałów w drogę.
Monarcha noc z 30 na 31 lipca spędził w Zawadach koło
Wilanowa. Następnego dnia znajdował się już w Warce.
Bardzo szybki marsz wojska królewskiego w kierunku
Kozienic trudno nazwać pochodem, lecz raczej pośpieszną
rejteradą, choć całemu zgrupowaniu na lewym brzegu Wi­
sły nic nie groziło. Dopiero po przeprawieniu się w oko­
licach Gołębia na prawy brzeg Wisły Jan Kazimierz zdał
sobie sprawę, iż zgrupowanie nie było ścigane przez siły
sprzymierzonych. 3 sierpnia król znajdował się w Garwo­
linie, skąd wysłał pierwsze wieści o bitwie warszawskiej
polskim komisarzom pertraktującym w Niemieży z przed­
stawicielami cara. Aby złagodzić skutki przegranej kam­
panii i opuszczenia Warszawy, Jan Kazimierz pisał, iż sto­
licę odbieżano, gdyż „prochów in praesidium Warszawy
nie stawało”, a dalej: „Jakoż i teraz z łaski Bożej codzien­
na w nieprzyjacielu od wojsk nas2ych i ordy bywa (ujma),
którzy pod Okuniów ściągnieni dalszej naszej oczekują
ordynacyjej” 35.
Już 4 sierpnia dochodzi do połączenia sił królewskich
z jazdą koronną i Tatarami. Strona polska, pragnąca osła­
bić efekt przegranej pod Warszawą, tak w kraju, jak przede
wszystkim za granicą, świadomie rozpuszczała wieści
o nowych potyczkach jazdy koronnej ze Szwedami. Pola­
cy mieli już 31 lipca znieść w okolicach Okuniewa znaczne
siły przeciwnika, które Karol X Gustaw wysłał w pogoń za
koroniarzami. Żadne jednak relacje obce nie potwierdzają
aby 31 lipca i w dniu następnym toczyły się poważniejsze
walki. Pisał natomiast o nich ze względów propagando­
wych podkanclerzy koronny Andrzej Trzebicki do komi­
sarzy negocjujących rozejm z Moskwą. Pragnąc osłabić
wrażenie klęski warszawskiej, stwierdzał: „dopuścił Pan
Bóg nieszczęście na wojsko nasze, że je dziś nieprzyjaciel
z pola sperbuit (spędził) i szańce nasze opanował. JMPP.
koronni (hetmani - przyp. M. N.) z wielką częścią wojska
polskiego i z jmp. wojewodą sandomierskim (Koniecpol­
skim) i panem podskarbim litewskim (Gosiewskim) złą­
czyli się z ordą i przepędzili dobrze nieprzyjaciela i orda
deklarowała się nie odstępować Króla JMci. Król JMść
jest w Warszawie, kupi wojsko nasze, piechoty wszystkie
uwiedziono, dział tylko nam Szwed wziął co. Złą sprawą
przegraliśmy pole, bo się nie potykano całym wojskiem,
tylko pułkami” 36.
Natomiast kilka dni później z obozu pod Okuniewem
pisał podkanclerzy do komisarzy, w obawie przed roz­

35 Jan Kazimierz do komisarzy z Garwolina, 3 VIII 1656, B. Czart.,


rkps 149, nr 77.
36 Andrzej Trzebicki do komisarzy z Warszawy, 30 VII 1656,

B. Czart., rkps 386, nr 21, k. 91-v.


puszczeniem przez Szwedów wieści o całkowitym znie­
sieniu sił polsko-litewskich, iż „wojsko całe chwała Bogu,
które i z ordami wisi ustannie nad nieprzyjacielem... War­
szawę podobno wezmą. Znowu, co się jej nie zdało osa­
dzić, pilniejsza piechota w pole, a też nie będą mieć oka-
zyjej z czego się chwalić, kiedy jako opuszczone miasto
wezmą” 37.
Wydaje się jednak, że zbyt pośpiesznie opuszczano
stolicę. Błędem naczelnego dowództwa, w tym także
Jana Kazimierza, było niedopilnowanie, aby ewakuacja
przebiegała sprawnie. Wiele rzeczy pozostawiono niepo­
trzebnie, jak choćby archiwalia, działa i łupy zagrabione
jeszcze przez załogę Wittenberga. Jeszcze przez kilka go­
dzin pozostawał w mieście płk Paweł Cellary. Zajechał on
z przygotowanymi wozami pod Zamek, gdzie miały znaj­
dować się „deponowane i przez komisarzy nie zabrane
rzeczy, i co mógł zabrać, wziął, a w ostatku i z piechotą
nie pożegnawszy się nawet uszedł z miasta” 38.
W ten sposób Warszawa ponownie pozostała bez żadnej
załogi, opuszczona przez swego monarchę i liczne zastę­
py zaciężnej piechoty oraz dragonii. Wkrótce przestraszo­
ny magistrat, na czele z burmistrzem Aleksandrem Gizą,
zwołał pozostałych mieszkańców i opatrzył miasto strażą.
W obawie przed zemstą nieprzyjaciela, którą mógł wy­
wrzeć na mieszczanach za ich udział w walkach podczas
oblężenia stolicy, a także za wysłanie jeńców szwedzkich
do Zamościa wbrew zawartemu układowi kapitulacyjne-
mu, udała się delegacja na Zamek. Miała ona prosić o radę
i wsparcie byłych jeńców szwedzkich: Benedykta
Oxenstiemę i komisarza Puchara (Pucherta), których jako
cięż­ ko chorych nie odesłano do twierdzy zamojskiej.
37 Andrzej Trzebicki do tychże z obozu pod Okuniewem z 2 VIII
1656, tamże, nr 23, k. 99.
38 Za We g n e r e m, op. cit., s. 114.
Deputowani Starej Warszawy mieli oświadczyć Oxen-
stiemie, iż „w niczym nie przekroczyli przeciwko królowi
szwedzkiemu i wojsku jego”, poddając jedno cześnie
miasto w opiekę Karolowi Gustawowi39. Prosili także,
aby były gubernator stolicy obsadził swą służbą bramy
miejskie i wysłał swych przedstawicieli na Pragę.
Magistrat, obawiając się o losy miasta, zamierzał dopiero
w towarzystwie zaufanych Oxenstiemy oddać klucze
Warszawy szwedzkiemu monarsze, tym bardziej iż sam
gubernator ofiarowywał burmistrzowi i rajcom swą
opiekę i protekcję.
Tymczasem na Pradze trwały jeszcze potyczki od-
działów sprzymierzonych z wycofującą się ariergardą sił
koronnych. Przeciwnik jednak opanował już miejsce,
gdzie znajdował się polski obóz, a także zajął spaloną
niemal w całości Pragę. Na prawym brzegu wiślanym
przebywało wówczas wielu chłopów, uczestników
wydarzeń sprzed miesiąca, tj. walk o odzyskanie
Warszawy. Ponadto nad rzekę uciekła ludność Pragi,
chroniąc swój dobytek przed pastwą płomieni. Przybyły
wkrótce nad Wisłę szwedzki monarcha, mimo błagania o
darowanie życia, nakazał wyrżnięcie bezbronnego tłumu
do nogi. Miano nie oszczędzać nawet dzieci. Wielu
mieszkańców Pragi w nurtach rzeki szukało ocalenia,
próbując przedostać się na brzeg warszawski. Tak
opisywał te wydarzenia nieoceniony Des Noyers:
„Gdy król szwedzki przyjechał do palącej się Pragi,
nieszczęsne chłopstwo tamtejsze z żonami i dziećmi
rzuciło się mu do nóg, błagając o litość w ich niedoli, ale
im powiedział, że są wszyscy zdrajcy i rozkazał swym
żołnierzom wyciąć do jednego, tak iż ci uczynili to w
jego obecności, nie przepuszczając nawet żadnemu
dziecku”40.

39 Tamże, s. 116.
40 Des N o y e r s , Lettres..., 11 VIII 1656, z Łańcuta, s. 217-218.
Z rozkazu Karola Gustawa nie oszczędzono także zakon-
ników laterańskich, gdyż w trakcie bitwy mieli odprawiać
modły, aby Bóg zesłał klęskę na heretyków.
Być może rzeź Pragi tak mocno przestraszyła magistrat
Warszawy, iż rankiem 31 lipca, mimo iż sprzymierzeni
dopiero zaczęli naprawiać uszkodzony most, wysłali na
brzeg praski pozostałe szkuty i czółna. Obaj wodzowie już
w nocy z 30 na 31 lipca dowiedzieli się o ewakuacji załogi
stolicy. Nie przewidywali tak szybkiego opanowania
miasta. Pod ogniem nawet skromnej załogi odbudowa
mostu musiałaby zająć sporo czasu. Korzystając z
dostarczonych środków, natychmiast przeprawiono dwa
regimenty piechoty pod komendą gen. mjr. Bertolda
Hartwiga von Bülow 41.
W Warszawie zajęli kwatery przede wszystkim ofice-
rowie, żołnierze natomiast pozostali na brzegu praskim, w
pozostałościach dawnego obozu wojsk koronnych.
Dopiero 3 sierpnia obaj wodzowie wjechali do stolicy.
Zajęcie Warszawy przez sprzymierzonych zahamowało
działania obu stron, dając czas Polakom na koncentrację
rozproszonych oddziałów.

41 W. A r n d t (wyd.), Eine schwedische Relation über die Schlacht


von Warschau, w: „Zeitschrift der historischen Gesellschaft für die
Provinz Posen, 1886/2, s. 391; H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod
Warszawą, s. 328.
ZAKOŃCZENIE

Konstanty Górski, który najwcześniej podjął dyskusję


z apologetą pierwszego zwycięstwa armii brandenburskiej
- Augustem Riese, stał na stanowisku, iż główna przy­
czyna porażki pod Warszawą tkwiła w samej decyzji Jana
Kazimierza stoczenia walnej batalii z siłami sprzymierzo­
nych. Lepiej było usłuchać Czarnieckiego i w dalszym
ciągu prowadzić ze Szwedami „wojnę szarpaną”. Winą za
podjęcie tej decyzji, jak i zbyt opieszałe przeprawienie ta­
borów, artylerii i piechoty na brzeg warszawski, obciąża
autor przede wszystkim Ludwikę Marię, główną inicjator­
kę walnej rozprawy ze Szwedami, zdecydowaną walczyć
pod murami stolicy do końca.
Z sądem tym nie można zgodzić się całkowicie, gdyż
w wielu wypadkach królowa miała własny, niepozbawio-
ny słuszności, pogląd na rozwój wypadków wojennych.
I tak w jednym z listów do pani de Choisy królowa pisała:
„To rzecz okropna, że nie chcieli uderzyć na króla szwedz­
kiego, kiedy nie miał jeszcze posiłków od kurfiirsta i byłby
niezawodnie tył podał” 1.

1Ludwika Maria do J.O. de Belesbat-Hurault, pani de Choisy, z Łańcuta


11 VIII 1656, w : P r z e ź d z i e c k i , op. cit., s. 207.
Domagała się Ludwika Maria, aby bezczynnie przeby­
wające pod Warszawą oddziały regularne i siły pospoli­
tego ruszenia ruszyły w kierunku zgrupowania modliń­
skiego księcia Adolfa Jana, a następnie na oczekującego
Prusaków Karola X Gustawa, uprzedzając tym samym
połączenie się oddziałów sprzymierzonych.
Z drugiej strony zrozumiałe było, iż królowa nie do­
strzegała powodów nagłego opuszczenia stolicy bez wal­
ki, której odzyskanie kosztowało stronę polską tyle wysił­
ku i czasu (20 IV-1 VII). Zdanie królowej poparło prze­
cież wielu dostojników i senatorów na czele z kanclerzem
wielkim koronnym Stefanem Korycińskim.
Z innych powodów przegranej pod Warszawą Górski
wymieniał:
- niestosowny wybór miejsca na stoczenie walnej bitwy;
- brak wystarczającej liczby dział w warunkach realiza­
cji wariantu defensywnego;
- niedostateczny autorytet Jana Kazimierza wśród pod­
komendnych, głównie zaciągu narodowego;
- niedołęstwo wyższej kadry dowódczej, przy czym au­
tor ma na myśli obu hetmanów koronnych.
Oczywiście nie ze wszystkimi podanymi przez Gór­
skiego przyczynami przegranej zgadzamy się obecnie.
Przecież umiejętne użycie kawalerii w drugim dniu bi­
twy, celem wspomożenia walczącej husarii, mogło zmie­
nić losy trzydniowych zmagań na polach praskich. Mając
kilkadziesiąt tysięcy ludzi pod murami stolicy, nie mógł
Jan Kazimierz uchylić się od stoczenia walnej bitwy ze
sprzymierzonymi, jak radzili mu Czarniecki czy Subchan
Ghazi aga. Obecni przy boku trzech monarchów z wrogich
obozów posłowie i rezydenci państw obcych rozgłosiliby
tę wiadomość po całej Europie. Dbałość o opinię obcych
dworów, własnego otoczenia i prestiż w armii przemawia­
ła za stoczeniem walnej batalii.
Wielu dowódców obu zaciągów, tak narodowego, jak i
cudzoziemskiego, wypowiadało się za rozpoczęciem
działań, lekce sobie ważąc szczególnie siły elektora.
Przegrana strony polskiej nie decydowała o losach wojny,
opóźniała jedynie wyzwolenie województw północno-
zachodnich Rzeczypospolitej. Wygrana natomiast mogła
nie tylko zniechęcić Fryderyka Wilhelma do dalszego
popierania sprawy szwedzkiej, ale natychmiast ogra-
niczyć panowanie Karola X Gustawa do obszaru Prus
Królewskich; odcinając jednocześnie od wszelkiej po-
mocy garnizony przeciwnika w twierdzach sando-
mierskich (Iłża, Ujazd), a także wzdłuż arterii wiślanej
(Janowiec, Kazimierz, Kraków).
Możliwość odniesienia zwycięstwa nad niepokonanym
przeciwnikiem, po tylu klęskach, przeważyła.
Wszystkie te elementy musiały odegrać pewną rolę w
podjęciu przez polskiego monarchę decyzji stoczenia
walnej rozprawy. Korzyści ze spodziewanego zwycięstwa
w decydującej bitwie przeważały zdecydowanie nad tymi,
które można było osiągnąć w walce podjazdowej.
Natomiast nie ulega wątpliwości, iż Jan Kazimierz nie
mógł liczyć na wyższy korpus oficerski w takim stopniu,
jak jego przeciwnicy: Fryderyk Wilhelm i Karol X
Gustaw. Do sporów dochodziło nie tylko z obu het-
manami. Zdania były podzielone także wśród senatorów
otaczających parę królewską. Wojsko, widząc niedo-
łęstwo hetmanów, którzy znajdowali się jeszcze kilka
miesięcy wcześniej w obozie Szwedów, nie ufało swym
dowódcom, domagając się wręcz zmian na najwyższych
stanowiskach w armii. Podkomendni kasztelana kijow-
skiego, o którym wiedziano, iż ostro przeciwstawiał się
koncepcji generalnej bitwy, żądali przekazania
Czarnieckiemu komendy nad wojskiem.
Bunt wojska przeciw władzy buławy nabierał siły i pol
ski monarcha musiał liczyć się ze zdaniem żołnierzy. Z
listu Mikołaja Szulgi do sędziego sieradzkiego Zygmunta
Stefana Koniecpolskiego wynika, iż sytuacja obu
hetmanów po batalii warszawskiej była niezmiernie
trudna: „Wojsko nasze między Baranowem a Rzeszowem
nad Wieprzem obozem stoi mil siedem od Lublina; przy
Tatarach jmp. Koniecpolski wojewoda sandomierski, przy
kwarcianych pan Czarniecki kasztelan kijowski. KJMść w
Lublinie z pany hetmany, którzy buław nie chcą
położyć!” 2.
Złe nastroje w wojsku, niesnaski wśród wyższego do-
wództwa nie mogły wpływać mobilizująco na żołnierzy i
masy pospolitego ruszenia, bardziej skorego do
warcholstwa i nieposłuszeństwa na polu walki.
Obraz trzydniowych zmagań pod Warszawą byłby nie-
pełny, gdybyśmy pominęli sprawę istnienia dwóch
przeciwstawnych obozów wśród senatorów, których
poglądy były rozbieżne nie tylko w odniesieniu do
sposobów i metod prowadzenia wojny, ale też głównych
zasad polskiej racji stanu. Przeciwstawne poglądy co do
rokowań z Moskwą i możliwości nawiązania rozmów ze
Szwedami pomiędzy podkanclerzym Trzebickim a kanc-
lerzem Korycińskim pogarszały i tak już niezdrową
atmosferę na dworze królewskim.
Mimo odrębnych poglądów obaj pieczętarze byli zgodni,
iż przegraną pod Warszawą zawdzięczają Polacy przede
wszystkim złemu dowództwu. „Bóg mi świadkiem”, jak
pisał Koryciński, „że w sobotę wygralibyśmy bitwę,
gdyby szykiem na jego szyk było nastąpiono, ale tylko
skrzydłem wojsko się litewskie biło, a piechota nasza w
górach stała (na wale wydm bródnowskich - przyp. M N.).
Tatarowie też nie mogli efektu czynić, bo za nie-
przyjacielskim wojskiem błoto było. W dobrym rządzie
moglibyśmy znieść nieprzyjaciela pod Warszawą” 3.
2 Mikołaj Szulga do Z. S. Koniecpolskiego, b. m. i d., AGAD AR,
dz. II, ks. XXI, k. 191-192.
3 Za K u b a 1 ą, Wojna brandenburska, s. 26.
Podkanclerzy koronny słusznie podkreślał, iż strona
polska nie umiała wykorzystać przewagi liczebnej nad
sprzymierzonymi, „gdyż się nie potykano całym woj­
skiem, tylko pułkami”. Winą za nieumiejętne prowadzenie
działań wojennych także obarczał wyższe dowództwo.
Rzeczywiście w ciągu trzech dni zmagań ani razu
Jan Kazimierz nie wystawił przeciwko sprzymierzonym
wszystkich sił obecnych pod Warszawą. W walkach na
Pradze nie wzięły udziału chorągwie litewskie Gosiew­
skiego, część Tatarów i pospolitego ruszenia. Tymczasem
strona przeciwna rzuciła do walki w każdym z trzech dni
zmagań wszystkie regimenty, jakimi rozporządzała.
Posłowie francuscy de Lumbres i d’Avangour, mimo iż
sprzyjali Szwedom, zgodnie stwierdzali, że trudno mówić
o klęsce Polaków, gdyż była to raczej ich „rozsypka”. De
Lumbres sądził, iż Jan Kazimierz niepotrzebnie stoczył
generalną batalię ze sprzymierzonymi, gdyż, oddaleni od
głównej bazy operacyjnej, pozbawieni zapasów żywności
i paszy, musieliby cofnąć się do zajmowanych wcześniej
obozów. Należało zmusić sprzymierzonych do odwrotu za
Bug, odcinając im źródła zaopatrzenia i w ten sposób do­
prowadzić do zguby siły Karola X Gustawa. Sądził, iż to
Polakom wymknęło się pewne zwycięstwo.
Poseł cesarski Jan Krzysztof von Fragstein donosił
Ferdynandowi III, iż w pierwszych dwóch dniach prze­
wagę mieli Polacy, natomiast trzeciego „wojsko polskie
raczej rozproszone i uciekające, niżeli pobite, stanęło za
Warszawą” 4.
Świadek tych wydarzeń, prymas Andrzej Leszczyński,
w liście do feldmarszałka cesarskiego Melchiora Hatzfel-
da donosił, iż trudno mówić nawet o rozproszeniu wojska,
4 J.Ch. Fragstein do cesarza Ferdynanda III z Lublina 9 VIII 1656 r.,
HHSt. Archiv Wien, PI I Polonica VIII 1656, nr 67, s. 48-49.
gdyż tak siły koronne, jak litewskie i tatarskie pozostały
w całości. Na czele jazdy koronnej wymienił Czarnieckie­
go i Koniecpolskiego, natomiast komendę nad Litwinami
sprawować miał już hetman polny Gosiewski, gdyż Sa­
pieha nadal był niedysponowany ze względu na kontuzję
nogi5. Czy rzeczywiście hetman polny litewski powrócił
już z rekonesansu pod Pułtusk, nie wiemy, lecz wobec nie­
dyspozycji hetmana wielkiego rzeczywiście objął wkrótce
komendę nad Litwinami, kierując się w stronę Prus elek-
torskich.
Podobne zdanie o kampanii warszawskiej wyraził rezy­
dent miasta Gdańska przy polskim monarsze - Jerzy Bark-
mann. W obszernej relacji, sporządzonej dla magistratu,
pisał m.in.: „Nie mogę tego nazwać bitwą, ale stratą na pół
odniesionego zwycięstwa” 6.
Dla polskiego dworu istotnym problemem było, jak
przyjmie porażkę pod Warszawą cesarz i jego otoczenie.
Stąd uspokajające listy króla, prymasa i podkanclerzego
Trzebickiego do Ferdynanda III, dygnitarzy i wyższych
dowódców cesarskich. Na rozkaz Jana Kazimierza już
31 lipca z Warki jego sekretarz Hildenbrand zapewniał
austriackie dowództwo, iż nie doszło do większych strat,
a nieprzyjaciel zdobył jedynie część artylerii.
Szybkie podjęcie kampanii propagandowej wobec spo­
dziewanej akcji ze strony szwedzkiej zasługuje na uwa­
gę. Rzeczywiście Karol X Gustaw i elektor nie zaniedbali
ogłosić wszem i wobec zwycięstwa pod Warszawą, ce­
lowo podkreślając ogromne straty Polaków w ludziach
i sprzęcie. Twierdzono nawet, iż Jan Kazimierz dostał się
do niewoli wraz z wieloma znacznymi jeńcami. Miało to
utrudnić Polakom dalsze rokowania w Wiedniu o sojusz
5 W a 1 e w s k i, op. cit., t.1, nr 23, s. XIX.
6 Druk u Droysena, op. cit., s. 151; por. Kubala, Wojna bran­
denburska, s. 66.
z domem austriackim, a także skłonić stronę moskiewską
do rezygnacji z rozmów, rozpoczętych 22 sierpnia w
Niemieży pod Wilnem.
Przyjęcie koncepcji stoczenia walnej kampanii ze sprzy-
mierzonymi na równinie praskiej jest oceniane w naszej
literaturze negatywnie. Teren nie dawał przecież
możliwości do rozwinięcia licznej kawalerii, jaką
dysponowała strona polska7. Czy można było jednak
uniknąć walki z chwilą, gdy nie zlikwidowano zgrupowań
szwedzkich pod Modlinem i Pomiechowem? Obie
przeprawy mostowe przeciwnika pod Zakroczymiem i
Nowym Dworem dawały sprzymierzonym olbrzymią
przewagę taktyczną nad przeważającymi siłami polsko-
litewskimi. Polskie dowództwo nie wiedziało, czy Karol
rozpocznie działania na lewym, czy na prawym brzegu
Wisły. Dlatego decydując się na przeprawienie sił
głównych na brzeg praski, nie zaniedbano osłonięcia
stolicy od strony Zakroczymia, wysyłając w tym kierunku
jazdę Czarnieckiego. Na wieść o przeprawieniu się
oddziałów szwedzko-brandenburskich przez Narew, Jan
Kazimierz słusznie podjął decyzję powstrzymania sprzy-
mierzonych na umocnionych stanowiskach pomiędzy
wałem wydm a Wisłą. Ograniczenie działań do wąskiego
korytarza (ok. 800 m) uniemożliwiało przeciwnikowi
wykorzystanie przewagi ogniowej w artylerii i piechocie,
a także manewrowości jego oddziałów.
Nie mogąc przełamać polskich pozycji, obaj wodzowie
zdecydowali się cofnąć na pola żerańskie, gdzie założono
obóz. Nie można ganić polskiego monarchy za to, iż nie
odcięto oddziałów szwedzkich walczących pod szańcami.
Próbę taką podjęto, była jednak przeprowadzona zbyt
małymi siłami i niezsynchronizowana w czasie z działania

7 Takie stanowisko zajął również H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod


Warszawą s. 321, 329.
mi pod polskimi umocnieniami. W pierwszym dniu bitwy
w walkach brała udział część sił, gdyż gros oddziałów
koronnych wraz z pospolitym ruszeniem przeprawiało się
jeszcze przez Wisłę. Zmuszono jednak sprzymierzonych
do zajęcia niekorzystnych pozycji.
Powodzenie, jakie uzyskali Polacy, zamierzano wyko­
rzystać w dniu następnym.
Podkreślić należy także, iż Jan Kazimierz, w odróżnieniu
od Karola X Gustawa, był w znacznej mierze skrępowany
postawą otoczenia, które nie miało jasno sprecyzowanego
planu działania, a śmielsze plany królewskie, jak choćby
zaatakowanie ugrupowania Douglasa, nie spotykały się ze
zrozumieniem. Brakiem jedności w polskim dowództwie,
na co zwracają uwagę pamiętnikarze, należy tłumaczyć
dziwną bierność w drugim dniu bitwy. Nieśmiałe próby
atakowania tyłów sprzymierzonych przez ordę i działania
Litwinów pomiędzy wydmami a błotami białołęckimi pro­
wadzone były bez przekonania, choć istniała szansa całko­
witego osaczenia przeciwnika. Błąd polskiego dowództwa
polegał na zbyt późnym przeprowadzeniu natarcia w celu
rozerwania szyku oddziałów szwedzko-brandenburskich.
Dano czas Karolowi X Gustawowi nie tylko na ustawienie
rajtarii w trzech rzutach, ale też głębokie uszykowanie pie­
choty i przygotowanie stanowisk dla artylerii.
Mimo trudnych warunków terenowych szarża kniazia
Połubińskiego uzyskała powodzenie, przełamując pierw­
szy rzut rajtarii szwedzkiej, brak jednak wsparcia ze stro­
ny pozostałych chorągwi zadecydował o jej załamaniu się.
Słusznie zatem wielu historyków podkreśla, iż zaprze­
paszczono wówczas ostatnią szansę wygrania bitwy. Oka­
zało się nie po raz pierwszy, że mimo olbrzymiej przewagi
ogniowej przeciwnika, składnie i w tempie przeprowa­
dzony atak kawalerii miał szanse powodzenia. Niestety,
dowództwo polskie nie potrafiło zsynchronizować działań
husarii i pozostałej jazdy, co stawia w złym świetle nie tyl­
ko Jana Kazimierza, ale przede wszystkim hetmanów i do­
wódców poszczególnych pułków, którzy nie byli w stanie
zmusić podkomendnych do ponownego uderzenia na szy­
ki sprzymierzonych. Gdy nie powiodło się husarii, trudno
było dziwić się towarzystwu pozostałych chorągwi, iż bez
przekonania ruszyło na pozycje przeciwnika, a po oddaniu
salwy zawróciło w kierunku swego obozu.
Straty zadane Szwedom (bardzo osłabione dwa rzuty
rajtarii) i obawa przed ponownym atakiem polskiej kawa­
lerii spowodowały, iż sprzymierzeni nie zdecydowali się
tego dnia na energiczne działania. A przecież po odparciu
husarii mógł Karol nakazać prawemu skrzydłu przeciwna­
tarcie na polskie pozycje. Upadek ducha wśród oddziałów
polsko-litewskich, z których część musiał Jan Kazimierz
siłą zawracać na opuszczone stanowiska, mógł doprowa­
dzić do całkowitego rozprzężenia. W razie podjęcia gene­
ralnego przeciwnatarcia przez siły szwedzko-brandenbur-
skie groziło armii Jana Kazimierza zepchnięcie w koryto
Wisły. Strata najlepszych, krajowych regimentów, a także
obawa przed ordą, znajdującą się w okolicach Bródna,
skłoniła szwedzkiego monarchę do przerwania działań.
Dlatego decyzję podjęcia przez Polaków bitwy, wymu­
szoną przez sprzymierzonych samym pojawieniem się na
przedpolach Pragi, należy ocenić pozytywnie. Natomiast
samą organizację natarcia, a przede wszystkim brak nale­
żytego wsparcia husarii, w chwili gdy ta uzyskiwała po­
wodzenie, oceniamy krytycznie.
Kontrowersyjna okazała się także decyzja opuszczenia
stolicy bez walki. Już współcześni podkreślali zbytnią ner­
wowość strony polskiej w trakcie opuszczania brzegu pra­
skiego. Nie ulega wątpliwości, iż Jan Kazimierz postąpił
słusznie, nakazując już wieczorem 29 lipca przerwanie bi­
twy. Wobec przewagi ogniowej przeciwnika nie chciał na­
rażać nielicznych sił zaciągu cudzoziemskiego, nakazując
przeprawę na brzeg warszawski piechocie wraz z działami
i taborom. Dalsze działania na Pradze miały prowadzić
głównie chorągwie jazdy, unikając zresztą walnego star­
cia. Decyzja ta miała na celu uratowanie tych oddziałów,
które były nieodzowne do dalszego prowadzenia walki
przeciwko Szwedom w celu odzyskania utraconych miast
i twierdz. W trakcie działań trzeciego dnia bitwy pozostałe
na brzegu praskim oddziały piechoty i dragonii miały duże
kłopoty z przekroczeniem Skórczy i dotarciem do przepra­
wy wiślanej pod ogniem nieprzyjaciela.
Nie można jednak pomijać ujemnych skutków decyzji
królewskiej, o której zresztą nie wszyscy dowódcy zosta­
li zawiadomieni. Nocna przeprawa taborów tak „pomie­
szała wojsko”, iż o skutecznym oporze w dniu następnym
nie było mowy. Bardziej myślano o ratowaniu własnych
bagaży i spokojnym wycofaniu się na brzeg warszawski
niż o kontynuowaniu walki. Nie była to wina jedynie Jana
Kazimierza, ale i wyższego dowództwa, które nie umiało
zaprowadzić porządku w trakcie ewakuacji taborów, a na­
stępnie piechoty. Brak autorytetu obu hetmanów koron­
nych był widoczny. Sam Jan Kazimierz wahał się w Lu­
blinie, czy nie odebrać komendy starym hetmanom.
Trudną sytuację w wojsku po przegranej warszawskiej
opisał rezydent gdańszczan - Barkmann: „Wojsko nie
chciało iść pod komendę hetmanów, żądało innych wo­
dzów, Czarnieckiego i Koniecpolskiego, wojewodę san­
domierskiego”. Dodawał także, iż lepiej by się stało, gdy­
by zmiany te nastąpiły przed bitwą 8.
Jak należy ocenić polskiego monarchę - wodza sił pol-
sko-litewskich pod Warszawą? Starsza historiografia kry­

8 D r o y s e n, op. cit., s. 150; por. K u b a l a , Wojna brandenburska,


s . 25 .
tycznie oceniała ostatniego Wazę za sam fakt podjęcia de­
cyzji stoczenia walnej kampanii z siłami sprzymierzonych.
Wskazywała, iż rację mieli Czarniecki z Subchan Ghazi
agą, którzy zalecali ograniczenie działań do blokowania
przeciwnika jazdą, przeciąwszy mu wszelkie dowozy.
Autor jednego z pierwszych opracowań bitwy warszaw­
skiej, Konstanty Górski, pisał, iż monarcha „utracił więc
Warszawę przez własną winę. Równie więc za przegraną
bitwę pod Warszawą, tak i za utratę Warszawy spada od­
powiedzialność na głowę nieszczęśliwego Jana Kazimie­
rza”. Natomiast wojsko, będące pod jego komendą, miało
wypełnić swoją powinność do końca, gdyż „zręcznie wy­
winęło się z niebezpieczeństwa, w które je król nierozważ­
nie wplątał” 9.
Obecnie inaczej oceniamy zwycięzcę spod Berestecz-
ka. Ostatni Waza wykazał niewątpliwie wiele cech dobre­
go taktyka, choćby w pierwszym dniu bitwy, zmuszając
Szwedów do przyjęcia walki w wielce niekorzystnych dla
nich warunkach. Nie zdołał jednak zsynchronizować szarż
kawalerii z działaniami innych rodzajów broni. Nie po­
trafił również w decydującym momencie zmagań, w dru­
gim dniu bitwy, wesprzeć husarii Połubińskiego; ale czy
rzeczywiście winę należy w tym przypadku przypisywać
tylko polskiemu monarsze? Dla wielu dowódców puł­
ków, jak choćby Dymitra Wiśniowieckiego, Jana Sapiehy,
Aleksandra Koniecpolskiego czy Aleksandra Hilarego Po­
łubińskiego, mających wieloletnie doświadczenie w kie-
rowniu dużymi zgrupowaniami jazdy, nie było to zadanie
przekraczające ich możliwości.
Błędem natomiast monarchy było to, iż w decydują­
cym dniu batalii brakło na brzegu praskim kasztelana
kijowskiego i jego ludzi. Doświadczenie nabyte podczas

9 G ó r s k i, op. cit., s. 383.


kampanii zimowo-wiosennej 1656 r., umiejętne użycie
kawalerii do walki ze Szwedami, predestynowały właśnie
Stefana Czarnieckiego do kierowania atakiem całej jazdy
polsko-litewskiej na pozycje sprzymierzonych. Może zbyt
późno zdecydowano się na ściągnięcie z powrotem pod
Warszawę pułku królewskiego.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, iż pod murami stolicy za­
brakło także Jerzego Lubomirskiego, jedynego dowódcy
wyższego szczebla dowodzenia, który potrafił wiązać
działania kawalerii i innych rodzajów broni, jak to poka­
zała niedaleka przyszłość (Toruń, Cudnów), to okaże się;
że Jan Kazimierz nie miał w zasadzie możliwości przerzu­
cić choćby części odpowiedzialnych zadań na barki swego
otoczenia.
Zwycięzcę spod Beresteczka wielu uważało za główną
postać trzydniowej bitwy pod Warszawą. Przewaga w pie­
chocie, artylerii i sile ognia szewdzko-brandenburskich
regimentów niwelowała przewagę liczebną Polaków.
Dlatego już Antoni Walewski, analizując postawę pol­
skiego monarchy na polu walki, nie zawahał się napisać,
iż „przede wszystkim okrył się chwałą Jan Kazimierz nie
tylko jako organizator i strategik, lecz oraz jako taktyk,
niezmordowany wódz i waleczny rycerz”, który w zapale
walki nie szczędził własnego ramienia, aby karcić ucieka­
jących z pola bitwy10. Także relacje obecnych pod War­
szawą posłów i rezydentów państw obcych podkreślają
osobistą odwagę ostatniego Wazy.
Przegrana batalia odegrała jednak olbrzymią rolę,
wpływając na charakter działań polsko-szwedzkich w na­
stępnych latach wojny. Strona polska przekonała się, że
przełamanie szyków sprzymierzonych samą jazdą nie jest
możliwe. Stąd powrót do koncepcji „wojny szarpanej”

10 W a 1 e w s k i, op. cit., t. 1, s. 262.


stał się koniecznością. Rzeczywiście do końca wojny ze
Szwedami, jeśli pominąć bitwę pod Prostkami stoczoną
przez Gosiewskiego z siłami szwedzko-brandenburski-
mi, nie doszło do poważniejszych działań zakończonych
walną batalią. Przeważały działania o charakterze oblęż-
niczym (Kraków, Poznań, Toruń). Bitwa warszawska była
więc ostatnim walnym starciem w tej wojnie.
Karol X Gustaw i jego sojusznik nie uzyskali spodzie­
wanych efektów. Zajęcie Warszawy unieruchomiło przez
kilka dni siły sprzymierzonych, dając czas Polakom na
ponowne przegrupowanie oddziałów i przejście do kontr-
uderzenia. Słusznie zatem zauważył Stanisław Herbst, iż
Szwedzi nie osiągnęli zwycięstwa ani w skali strategicz­
nej, ani operacyjnej. Armia polsko-litewska nie została
rozbita, lecz wycofała się na prawy brzeg Wisły, gdzie nad
dolnym Wieprzem przystąpiono do ponownej rekrutacji
poszczerbionych chorągwi. Obsadzenie stolicy licznym
garnizonem osłabiało siły sprzymierzonych, zwłaszcza ich
oddziały polowe. Nie wolno również zapominać, iż także
oddziały szwedzko-brandenburskie poniosły spore straty
- szacować je należy na kilkuset ludzi. Drugie tyle zmarło
na skutek zarazy, jaka wybuchła w obozie szwedzkim.
Obaj wodzowie sprzymierzonych przebywali w Warsza­
wie od 3 do 8 sierpnia. Karol X Gustaw wybrał na kwate­
rę pałac Ujazdowski. Zdając sobie sprawę, iż zwycięstwo
pod Warszawą wcale nie polepszyło jego położenia, szu­
kał sojuszników, aby nie tylko rozprawić się z siłami Jana
Kazimierza, ale rozbić powstającą koalicję antyszwedzką.
W grę wchodzili przede wszystkim Kozacy i Jerzy II Ra­
koczy, książę siedmiogrodzki. Już 6 sierpnia z Ujazdowa
wysłał Karol do Bohdana Chmielnickiego list z propozy­
cją ścisłego sojuszu przeciwko Rzeczypospolitej. W roko­
waniach tych pośredniczył jeszcze zdrajca, eks-podkanc-
lerzy koronny, Hieronim Radziejowski, który 17 sierpnia
wysłał do hetmana zaporoskiego wysłannika w osobie
Samuela Grocholskiego. Miał on upewnić „Chmielą”, że
do żadnej ugody pomiędzy szwedzkim monarchą a Janem
Kazimierzem nie dojdzie „bez zabezpieczenia interesów
Kozaków” 11.
Karol X Gustaw pragnął także zjednać sobie polskich
senatorów, szlachtę i urzędników. Już 6 sierpnia skierował
do szlachty województwa rawskiego, ziemi gostyńskiej
i sochaczewskiej uniwersał, w którym domagał się, aby na­
tychmiast wysłali swych posłów celem usprawiedliwienia
swego odstępstwa od „prawowitego” monarchy, ponownego
poddania się pod jego protekcję z oświadczeniem uległości.
W przeciwnym wypadku, wbrew obietnicom czynionym
księciu Bogusławowi Radziwiłłowi, nie będzie mógł zagwa­
rantować pokoju krajowi, a bezpieczeństwa szlachcie i jej
dobrom 12.
W ciągu kilku dni pobytu obu wodzów sprzymierzo­
nych w stolicy panował względny spokój. Natomiast po
8 sierpnia, gdy Szwedzi ruszyli z Warszawy w kierunku
Warki, a Brandenburczycy skierowali się na Nowe Miasto,
rozpoczęto systematyczną grabież, począwszy od sklepów
i kamienic po kościoły i pałace. Wówczas właśnie obra­
bowano kościół Karmelitanek i św. Krzyża, gdzie przeby­
wali francuscy misjonarze. „Spodziewali się oni uratować
kościół, ale im to nic nie pomogło, lecz odwrotnie, Szwe­
dzi zdenerwowani przedstawieniami jednego z ich księży

11 Archiw Jugo-Zapadnoj Rossii, cz. III, t. 4, Kijew 1863, s. 129;


K u b a l a , Wojna brandenburska, s. 407.
12 W autobiografii koniuszego litewskiego, będącego podczas kam­

panii warszawskiej przy boku Karola X Gustawa, czytamy: „Po wygra­


nej wiodłem króla szwedzkiego do pokoju, bo przed bitwą przyrzekł
mi był, że jeśli otrzyma wiktoryją, zaraz miał pokój stanowić, alem go
bardzo dalekim od tego znalazł”, Autobiografia Bogusława Radziwiłła,
s. 138.
nazwiskiem du Paroy (Perroy - przyp. M. N.), tak go
haniebnie zbili, że zostawili go jako nieżywego na
miejscu i gdyby nie starania dam, może by nie był
przyszedł do siebie” 13.
Wówczas właśnie spalono pozostałą część przedmieść i
znajdujące się tam kościoły. W transporcie zrabowanych
rzeczy na brzeg wiślany musieli pomagać, pod karą
konfiskaty własnych towarów, mieszczanie warszawscy.
Podczas drugiej okupacji stolicy ogromne straty poniosły
warszawskie rezydencje królewskie, które poddano
systematycznej grabieży. Dwaj urzędnicy szwedzcy:
Wawrzyniec Canthersten i Maciej Biörenklou, z rozkazu
Karola X Gustawa wertowali pozostałe w Zamku
archiwalia i księgi. 11 sierpnia komendant stolicy gen.
von Bülow otrzymał rozkaz wywiezienia wszystkich
kosztowności i dzieł sztuki z Zamku. Wywieziono
wówczas ponad 200 obrazów, w tym plafony z pięciu sal
zamkowych, srebra królewskie, meble i 33 arrasy. Już
wcześniej dopuszczali się Szwedzi czynów iście
barbarzyńskich, zeskrobując ze złoconych boazerii i
stropów złoto, „z czego najwięcej trzy lub cztery dukaty
zyskali, a zrobili szkody przeszło na 30 tysięcy
franków”14.
Wywożono drogą wodną w kierunku Torunia i
Królewca wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, m.in.
jaspisowe kolumny z ogrodu królewskiego. Z bogatej
galerii obrazów polskich Wazów wywieziono wiele dzieł
historycznych, m.in. z pokoju Marmurowego. Przepadły
malowidła Dolabelli, przedstawiające koronację
Zygmunta III i bitwę pod Byczyną, a także portrety
konne polskich Wazów malowane przez Danckersa de
Rij. Obecny przy boku Karola X Gustawa książę
Bogusław Radziwiłł starał się nie dopuścić do

13 Des N o y e r s , Lettres..., 27 VIII 1656 z Łańcuta, s. 230.


14 Tamże, 4 XII 1655 z Głogówka, s. 22-23.
całkowitego zniszczenia rezydencji polskiego monarchy,
aby zdobyć względy Jana Kazimierza na wypadek porażki
Szwedów w tej wojnie, tym bardziej iż dobra radziwiłłow-
skie na Litwie znajdowały się w rękach wojska litewskiego.
Pisał nawet w tej sprawie do kanclerza Korycińskiego, ra­
dząc, aby wysłano do Warszawy na pertraktacje ze Szweda­
mi wojewodę poznańskiego Jana Leszczyńskiego. Doradzał
jednocześnie, iż tylko wcześniejsze wypuszczenie na wol­
ność więzionego w Zamościu Wittenberga może uchronić
miasto i rezydencje Jana Kazimierza od całkowitej ruiny.
Polacy nie zdecydowali się na rokowania, odpisując
Radziwiłłowi, iż w razie zniszczenia stolicy feldmarszałek
szwedzki pozostanie tak długo w murach twierdzy zamoj­
skiej, dopóki szkody nie zostaną wynagrodzone.
Tymczasem Szwedzi projektu wysadzenia prochem ko­
lumny Zygmunta III nie wprowadzili w życie na skutek
listu Wittenberga do komendanta stolicy, w którym infor­
mował go, że dalsze niszczenie miasta przedłuża jedynie
moment jego uwolnienia15. Ale jednocześnie na rozkaz
Karola przystąpiono do burzenia murów miejskich. Naj­
pierw wysadzono prochami Bramę Krakowską. W tej
sytuacji do szwedzkiego monarchy udała się delegacja
magistratu w osobach Dawida Weyssa i Jana Lancberga
z prośbą o zaprzestanie niszczenia murów. Aby zapobiec
dalszej dewastacji, Karol wydał delegacji „salwa gwardię”
z własnoręcznym podpisem, biorąc miasto i jego miesz­
kańców w opiekę. Jednocześnie nakazał wojskom opuścić
stolicę Rzeczypospolitej, pozostawiając zaledwie 24 żoł­
nierzy wraz z kapitanem. Szwedzi nie przywiązywali już
znaczenia militarnego do utrzymania w swoich rękach
Warszawy, o czym świadczyło właśnie burzenie pewnych
partii murów miejskich.

15 We g n e r, op.cit., s. 120-121.
Spod Radomia rozpoczął Karol X Gustaw powolny od­
wrót w kierunku Prus Królewskich. Po ściągnięciu załóg
z Iłży, Ujazdu i Janowca Szwedzi skierowali się pod Ło­
wicz, odsyłając zagrabioną zdobycz do Warszawy.
Monarcha szwedzki z kilku powodów nie mógł konty­
nuować rozpoczętej ofensywy. Sprzeciwiał się jej Fryderyk
Wilhelm, który nie widział dla siebie korzyści w dalszym
pochodzie w głąb Rzeczypospolitej, dążył zaś do całkowi­
tego opanowania miast Wielkopolski, które przekazał so­
jusznikowi Karol X Gustaw. Ponadto wcale nierozbita ar­
mia Jana Kazimierza była nadal groźna. 20 sierpnia Stefan
Czarniecki z rozkazu polskiego monarchy na czele 4 tys.
jazdy i 2 tys. Tatarów po przekroczeniu Wisły pod Kazi­
mierzem ruszył na Szwedów. Już w nocy z 24 na 25 sierp­
nia zniszczył pod Strzemesznem koło Rawy duży konwój
szwedzki, a następnie w okolicy Łowicza pokonał silny
oddział rajtarii szwedzkiej pod komendą gen. mjr. Hansa
Bóddekera. Stanowiło to ostrzeżenie dla Karola X Gusta­
wa, iż strona polska wkrótce przejdzie do kontruderzenia.
Około 25 sierpnia armia szwedzko-brandenburska, po
pozostawieniu załogi w Łowiczu, rozpoczęła marsz w kie­
runku Zakroczymia, gdzie po sforsowaniu Wisły ruszyli
Szwedzi pod Gdańsk. Także Brandenburczycy wraz z elek­
torem, od dawna narzekający na trudy kampanii, rozpoczęli
marsz w kierunku Królewca. Pod koniec sierpnia szwedzka
załoga opuściła Warszawę. Miasto długo pozostawało nie-
obsadzone przez żadne wojska16.
Dla dworów postronnych nie ulegało wątpliwości, iż
zwycięstwo sprzymierzonych w batalii warszawskiej je­
dynie przedłużało zmagania wojenne pomiędzy obiema
stronami. Nawet przy współudziale sił Fryderyka Wilhel­
ma Szwedzi nie byli w stanie rozbić armii Jana Kazimie­

16 Tamże, s. 122.
rza, a tym bardziej zmusić go do podjęcia rokowań, o któ­
rych Karol X Gustaw zaczął rozmyślać. Latem 1656 r.
sytuacja Rzeczypospolitej uległa znacznej poprawie. Woj­
nę ze Szwecją rozpoczęła Moskwa, uderzając już w kwiet­
niu w rejonie Keksholmu i Noterburga. Głównym celem
armii Aleksego Michajłowicza nie była jednak Finlandia,
a Inflanty. W początkach sierpnia padł Dyneburg, na­
stępnie zajęto Kokenhausen (Koknese) i Dorpat (Tartu).
Z końcem tego miesiąca siły moskiewskie pod osobistym
dowództwem cara obiegły Rygę.
W tej sytuacji trudno się dziwić, iż Karol X Gustaw po­
stanowił skierować główne siły do Prus Królewskich, blo­
kując jednocześnie Gdańsk. Przerwanie blokady Gdańska
przez flotę holenderską, a także dwulicowa postawa Danii
i elektora, który wyrażał zgodę na mediację de Lumbresa
i d’Avangoura, jeszcze bardziej komplikowały sytuację. Dla
Szwedów głównym zadaniem było utrzymanie Prus Kró­
lewskich z niezdobytym dotąd Gdańskiem. Karol X Gustaw
uległ więc namowom elektora w sprawie mediacji fran­
cuskiej, a w razie jej fiaska zamierzał skłonić Rakoczego
i Chmielnickiego do udziału w rozbiorze Rzeczypospolitej.
Próba mediacji francuskiej została przez Jana Kazimie­
rza, przebywającego wówczas w Lublinie, przyjęta niechęt­
nie. Rokowania w sierpniu i wrześniu wykazały, iż obaj po­
słowie sprzyjają Szwedom, pragnąc za cenę zrzeczenia się
przez stronę polską Prus Królewskich doprowadzić do po­
koju. Dwór królewski, wobec niepowodzenia pod Warsza­
wą i możliwości znacznego przedłużenia wojny, musiał wy­
bierać, czy rozpocząć rokowania z Karolem X Gustawem,
czy kontynuować trudne rozmowy w Niemieży z Moskwą
o sojusz i zawieszenie broni na froncie wschodnim. Słusz­
nie wybrano tę drugą ewentualność. Podpisany 3 listopada
1656 r. układ z wysłannikami cara dawał stronie polskiej
możliwość skoncentrowania wszystkich sił do walki ze
Szwedami. Stwarzał również nową sytuację w Europie,
gdyż obie strony zobowiązywały się do wspólnej walki ze
Szwecją, a także Brandenburgią, dopóki elektor nie podpo­
rządkuje się Janowi Kazimierzowi. Ten punkt był już jed­
nak nieaktualny wobec wcześniejszego układu brandenbur-
sko-rosyjskiego z 12 (22) września, w którym elektor za­
pewniał sobie neutralność w toczącej się wojnie szwedzko-
-rosyjskiej, a car zobowiązywał Fryderyka Wilhelma, aby
w razie ataku Rzeczypospolitej na Moskwę Prusacy pozo­
stali neutralni.
Traktat w Niemieży kładł kres kilkuletniej wojnie pol­
sko-rosyjskiej, będąc jednocześnie związkiem przymierza
pomiędzy obu państwami, gdyż polscy komisarze z Janem
Kazimierzem Krasińskim wyrazili zgodę na elekcję cara
jako króla Polski jeszcze za życia Jana Kazimierza. Tylko
pod tym warunkiem Odojewski wyraził zgodę na prze­
rwanie działań wojennych i wycofanie sił moskiewskich
z części terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Oczywiście na dworze królewskim w Lublinie zdania co
do kontynuowania rokowań z Moskwą, a głównie wzglę­
dem „materii electiones”, były podzielone. Część koronia-
rzy z kanclerzem Korycińskim parła do pokoju ze Szwecją,
uważając, iż jest on bardziej potrzebny Rzeczypospolitej
niż porozumienie z Moskwą, gdyż „moskiewska wojna
łacniej się prowadzić może, bo ta zawsze szczęśliwsza beła
Polakom. Jest co u nich wziąć, jest i co nabyć. Do szwedz­
kiej wojny mało serca i umiejętności mamy” 17.
Przeciwne zdanie miała frakcja Leszczyńskich z Bo­
gusławem, podskarbim koronnym, i Janem, wojewodą
poznańskim, których popierała większość senatorów i dy­
17 Zdanie JMci Pana Kanclerza wielkiego koronnego około Rzeczy­
pospolitej in octobri 1656, w: J. K. P1 e b a ń s k i, Jan Kazimierz Waza.
Maria Ludwika Gonzaga. Dwa obrazy historyczne, Warszawa 1862, s.
327-328.
gnitarzy Rzeczypospolitej. Znaczny wpływ na rokowania
w Niemieży wywarła również kampania warszawska. Sta­
nowisko delegacji rosyjskiej uległo usztywnieniu nie tylko
na skutek sukcesów oręża Aleksego Michajłowicza w Inf­
lantach, ale również wobec niepowodzeń Polaków w woj­
nie ze Szwedami. Grożąc ponownym rozpoczęciem działań
wojennych na Litwie, wymogli zgodę polskich komisarzy
na elekcję cara, wbrew instrukcjom Jana Kazimierza.
Sojusz z Moskwą, a także rokowania wiedeńskie, pro­
wadzone przez Jana Leszczyńskiego i kasztelana woj­
nickiego Jana Wielopolskiego z cesarzem Ferdynandem
III, wskazywały, iż przeciwko Szwedom zawiązuje się liga.
Nie mógł tej groźby lekceważyć szwedzki monarcha. Już
20 listopada 1656 r. zawarł on układ z Brandenburgią, uzna­
jący suwerenność elektora w Prusach Książęcych i Warmii.
Ukoronowaniem zabiegów monarchy szwedzkiego był
traktat rozbiorowy Rzeczypospolitej zawarty w Radnot na
Węgrzech 6 grudnia 1656 r. pomiędzy Szwecją, Siedmio­
grodem, Brandenburgią, Ukrainą Chmielnickiego i Bogu­
sławem Radziwiłłem. Inna jednakże była sytuacja państwa
polskiego pod koniec 1656 r. Traktat z 1 grudnia z Austrią,
choć nie zadowalał dworu polskiego, w nowej, trudnej
sytuacji (najazd Rakoczego) stanowił rękojmię, że Rzecz­
pospolita nie pozostanie osamotniona w walce z koalicją
państw „heretyckich”18.
Bitwa warszawska, stoczona w drugim roku wojny pol­
sko-szwedzkiej, mimo iż nie przyniosła rozstrzygnięcia,
wywarła jednak swoje piętno na dalszych dziejach zmagań
polsko-szwedzkich w latach 1656-1660. Było to ostatnie
walne starcie ze Szwedami, na które zdecydował się Jan

18 M. N a g i e l s k i , Sytuacja międzynarodowa i militarna Rzeczy­


pospolitej w połowie XVII w. Między Moskwą a Szwecją; w: Królowa
Korony Polskiej od ślubów króla Jana Kazimierza do kard. Stefana Wy­
szyńskiego, Jasna Góra, Warszawa 2006, s. 55-56.
Kazimierz w tej wojnie. Niepowodzenie strony polskiej
spowodowało, iż powrócono do taktyki „wojny szarpa­
nej”, lansowanej nie tylko przez kasztelana kijowskiego
Stefana Czarnieckiego. Jednocześnie Jan Kazimierz prze­
konał się, iż bez rozbudowy artylerii i jednostek zaciągu
cudzoziemskiego, dysponujących dużą siłą ognia, nie
można marzyć o pokonaniu Szwedów w walnej batalii.
Dlatego w latach 1657-1658 największy nacisk położono
na rozbudowę tego typu jednostek. W czwartym kwartale
1659 r. Rzeczpospolita miała aż 12 regimentów pieszych
autoramentu cudzoziemskiego, 9 zaciągu polskiego i 21
jednostek dragonii - razem ok. 17 tys. żołnierzy. Stosunek
tego typu oddziałów dojazdy zaciągu narodowego wyno­
sił 1:1. Porównując z danymi za rok 1656, czyli okres bata­
lii warszawskiej, widzimy, iż nastąpił niemal czterokrotny
wzrost liczebności jednostek zaciągu cudzoziemskiego.
Znany szwedzki historyk Peter Englund w swojej pra­
cy o wojnach szwedzkich widzianych oczyma Eryka
Dahlberga pt: Lata wojen, Gdańsk 2003, pierwsze dwa
rozdziały poświęcił właśnie batalii warszawskiej 1656 r.,
tj. spotkaniu nowoczesnej Europy, którą reprezentowały
świetnie zorganizowane i uzbrojone pułki jazdy i pie­
choty sprzymierzonych ze skrzydlatymi jeźdźcami, któ­
rzy bardziej przypominali rycerstwo średniowieczne mi­
nionej epoki. Już drugiego dnia walk na brzegu praskim
doszło do spotkania zupełnie odmiennych armii tak pod
względem struktury, organizacji, jak i metod prowadze­
nia działań wojennych. Próby ataku czambułów tatarskich
Subchan Ghazi agi i lekkich chorągwi litewskich na ma­
szerujące miarowym krokiem, „uzbrojone po zęby” regi­
menty rajtarii i piechoty szwedzkiej, które przemieszczały
się z wąskiego przesmyku wiślanego na nowe pozycje, na
pas wydm górujących nad oszańcowanym obozem sił pol­
sko-litewskich obok przeprawy wiślanej, zakończyły się
niepowodzeniem. Były one odrzucane przez ogień rajta­
rii szwedzkiej i brandenburskiej, która po oddaniu salwy
pistoletowej uderzała na Tatarów, walcząc białą bronią.
Orda nie próbowała stawiać oporu, wycofując się na po­
zycje wyjściowe; tym samym niepokojona przez główne
siły polsko-litewskie armia sprzymierzonych zajęła nowe
pozycje, a stanowiska ogniowe piechoty polskiej rozlo­
kowane w wąskim korytarzu wiślanym okazały się bezu­
żyteczne. Jak zauważył autor: „polskie oddziały zgroma­
dzone pod Warszawą sprawiały wrażenie przestarzałych,
zarówno pod względem wyglądu, sposobu myślenia, jak
i taktyki. Była to dumna i dzielna armia, która ceniła bra­
wurę i indywidualną odwagę, za to nie bardzo przejmowa­
ła się dyscypliną, uzbrojeniem i innymi niepotrzebnymi
nowinkami. Główną część sił stanowiła szlachta. Najbo­
gatsi i najszlachetniejsi z nich wszystkich tworzyli elitę
armii: husarię. Każdy z nich uzbrojony był po zęby; w za­
krzywioną szablę, długą szpadę (koncerz - M.N.), obuch
oraz długą na pięć metrów lancę. Poza tym zarówno konie,
jak i ich właściciele mieli przepyszne rynsztunki i kolczu­
gi, bogato zdobione szaty i żelazne tarcze. Husaria powo­
li stawała się już anachronizmem na współczesnym polu
walki, ale nadal cieszyła się dobrą sławą” 19.
Naprzeciw stanęły oddziały sprzymierzonych, weterani
wojny trzydziestoletniej, zaopatrzeni w nowoczesną broń
palną w postaci pistoletów z zamkami kołowymi. Obok
szwadronów jazdy widzimy czworoboki piechoty uzbrojo­
nej w muszkiety i wspomagane przez lekkie armatki poło­
wę, będące na wyposażeniu poszczególnych regimentów.
P. Englund, wskazując na różnice w wyposażeniu, uzbro­
jeniu i zachowaniu na polu walki żołnierzy obu armii,
19 P. E n g l u n d , Lata wojen, Gdańsk 2003, s. 33-34; por. tegoż au­
tora pracę o czynach wojennych Karola X Gustawa pt. Niezwyciężony,
t. 1, II, Gdańsk 2004.
podkreśla, iż: „Szwedzi byli najprzedniejszymi rzemieśl­
nikami nowej współczesnej wojny, podczas gdy wielu
żołnierzy w polskim wojsku używało nadal łuków i strzał
Szwedzi już wiele lat wcześniej przeszli na bardziej godne
zaufania muszkiety i inną broń palną; podczas gdy Polacy
nadal byli dumnymi i dzielnymi indywidualistami, którzy
dobrze czuli się w kupie, ale najlepiej jednak w działaniu
na własną rękę. Szwedzi podlegali surowej dyscyplinie,
karności i zwierzchnictwu - przywykli do walki w różnych
formacjach, przypominali swego rodzaju aparat, prze­
mieszczający się i walczący z precyzją godną wyszukanej
maszynerii”20. Starcie zatem mogło zakończyć się jedynym
rezultatem - klęską nacierającej husarii w konfrontacji
z ogniem muszkietowym oddziałów sił sprzymierzonych.
Jak podsumował autor „osiemdziesiąt metrów - tak krótki
był dystans, który dzielił polską husarię od średniowiecza
do nowej epoki”. Egzamin ten strona polska miała oblać
z kretesem. I choć ataku husarii prowadzonej przez pisarza
polnego litewskiego A.H. Połubińskiego nie złamała salwa
brandenburskiej gwardii pieszej pod komendą płk. Piotra
de la Cave to zdziesiątkowane szeregi jeźdźców utknęły
w drugim rzucie rajtarii szwedzkiej.
Z dużymi stratami, tak w ludziach, jak i w koniach, mu­
sieli się wycofać na pozycje wyjściowe. Bitwa była prze­
grana, a doskonale wyszkolone pododdziały przeciwnika
szybko wypełniły luki po wyrwach powstałych w wyniku
ataku husarii. Wynik szarży miał istotny wpływ na wyda­
rzenia w trzecim dniu bitwy, gdyż strona polska przyjęła
wariant wybitnie defensywny, podejmując decyzję wyco­
fania taborów, artylerii i piechoty na brzeg warszawski.
Nie ulega wątpliwości, że wycofujące się w kierun­
ku przedmościa oddziały polskie poniosły duże straty

20 P. E n g l u n d , Lata wojen, s. 3 6.
w sprzęcie i ludziach, ale nie aż takie, jakie prezentuje
w swym opisie autor, a co potwierdzają relacje źródłowe,
pochodzące głównie od strony polskiej, zamieszczone
w niniejszej pracy. W opisie bowiem walk w dniu 30 lip-
ca czytamy: „Wschodnią część mostu chronił szaniec
w kształcie gwiazdy. Wojska sprzymierzone ruszyły do
ataku, przedzierając się przez krzaki, płoty i zbocza umoc­
nień. Przerażeni Polacy tylko przez krótki czas stawiali
opór. Ci, którzy znajdowali się w środku szańca, zostali
albo zarąbani, albo wzięci do niewoli. Działa, namioty,
amunicja, żywność i wiele innych rzeczy wpadło w ręce
Szwedów i Brandenburczyków”21. Podsumowując wiel­
kość strat obu stron w batalii warszawskiej - polskie sza­
cuje autor na 2000 zabitych, nie licząc rannych i wziętych
do niewoli, a sprzymierzonych na 700 ludzi. Rozkładają­
ca się olbrzymia liczba ciał ludzkich, grożąca epidemią,
spowodowała, że po uzyskaniu informacji o poddaniu się
stolicy Karol X Gustaw podjął decyzję natychmiastowej
przeprawy na brzeg warszawski, zajmując bez jednego
wystrzału Warszawę. Tak zakończyła się konfrontacja
zachodnioeuropejskiej sztuki wojennej ze staropolską,
opartą na indywidualizmie, spontaniczności i braku dys­
cypliny polsko-litewskich żołnierzy.
Dla P. Englunda, jak i innych zachodnich badaczy historii
wojskowości doby nowożytnej, trzon polskich sił zbrojnych
(husaria), który niejednokrotnie decydował o zwycięstwach
oręża Rzeczypospolitej (Kircholm, Kłuszyn, Trzciana etc.)
przeszedł do historii. Było to zasługą rewolucji militarnej,
przez którą przeszła większość państw Europy Zachodniej22

21 Tamże, s. 48.
22 Zob. prace poświęcone rewolucji militarnej: M. R o b e r t s , The
Military Revolution, 1560-1660, Belfast 1956; N. G. P a r k e r , The
Military Revolutions a Mythl\ w : t e g o ż ; Spain and the Netherlands
1559-1659, Glasgow 1979.
w odróżnieniu od krajów położonych w środkowo-wschod­
niej Europie, w tym Rzeczypospolitej z przestarzałym sys­
temem finansowania armii. Powstanie bowiem kilkusetty-
sięcznych armii wymagało modernizacji struktur państwa,
które zdolne byłyby obsłużyć machinę wojenną działającą
w służbie władcy. Takiej modernizacji nie dokonano bo­
wiem w Rzeczypospolitej, choć działania w tym zakresie
podjęto w dobie panowania dynastii Wazów. Wojna zatem
w Europie Zachodniej stała się domeną działań fachowców,
w żadnym wypadku amatorów, jak to często miało miejsce
w Rzeczypospolitej (nominacja na hetmana w. lit. byłego
kanclerza Lwa Sapiehy).
Tezy te potwierdzały prace M. Robertsa23, N.G. Par-
kera24, D. Parrota25 czy J. Blacka26, które mimo istotnych
różnic w podejściu do tematu i okresu funkcjonowania re­
wolucji militarnej i jej wpływu na struktury państwa pod­
kreślają istotny wpływ tych przeobrażeń na rozwój państw
Europy Zachodniej. Nie ulega bowiem wątpliwości, że
większość państw ówczesnej Europy dysponowało stałymi
siłami zbrojnymi finansowanymi z budżetu centralnego.
Na tym tle Rzeczpospolita odbiegała od standardu, gdyż
obok nielicznej armii stałej (okres do 1648 r.) dysponowa­
ła wieloma formami i rodzajami wojsk nieregularnych, fi­
nansowanych z różnych źródeł (gwardia JKMci, oddziały
nadworne, powiatowe, ordynackie, Kozaków zaporoskich,
posiłkowe lenników Rzeczypospolitej, a w końcu samo­

23 M. R o b e r t s, Gustavus Adolphus. A History of Sweden, t. 2, Lon-


don 1958.
24 N.G. P a r k e r , The Military Revolution. Military Innovation and

the Rise of the West 1500-1800, Cambridge 1988.


25 D. P a r r o t , French Military Administration in the 1630s: the

Failure of Richelieu’s Ministry, w: „Seventeenth Century French Stud­


ies”, t. IX, 1987.
26 J . B l a c k , A Military Revolution? Military Change and European

Society, 1550-1800, London 1991.


rządowe, nie wyłączając oddziałów wystawianych przez
miasta) 27.
Czy jednak batalia warszawska musiała zakończyć się
zgodnie z założeniami rewolucji militarnej, tj. klęską sił
Rzeczyposopolitej w starciu z oddziałami sprzymie-
rzonych reprezentujących przemiany zachodzące w
wojskowości zachodnioeuropejskiej? Dla wielu z ww.
historyków Rzeczpospolita nie przeszła przez poszcze-
gólne etapy rewolucji militarnej, nie zmodernizowała
swych struktur administracyjnych, a więc nie miała szans
w walce z sąsiadami, którzy takie reformy przeprowadzili.
Według N.G. Parkera: „Wojny toczone we wschodniej
części wielkiej Równiny Europejskiej... pozostały
zasadniczo odporne na wszelkie innowacje militarne”28.
Faktycznie z uwagami tymi polemizuje R. Frost, autor
znanej pracy o trzech wojnach północnych w Europie
Środkowo-Wschodniej29. Zwraca bowiem uwagę na fakt,
że zacofanie społeczno-gospodarcze nie było przeszkodą
dla zbudowania państwa o charakterze militarnym (Rosja).
Rzeczpospolita, tocząc od początku XVII wieku ciężkie
walki na trzech teatrach operacyjnych z Moskwą, Szwecją,
Turcją oraz chanatem krymskim, wychodziła do 1654 r.
obronną ręką z tej konfrontacji. Posiadała także, choć w
ograniczonym charakterze, nowoczesne jednostki rajtarii,
dragonii i piechoty cudzoziemskiej (utworzenie oddziałów

27 Z historyków polskich szerzej na temat rewolucji militarnej wy­


powiedział się: J. M a r o ń , Na marginesie tzw. teorii rewolucji w woj­
skowości, w: Studia i szkice historyczne. Prace ofiarowane Krystynowi
Matwijowskiemu w 60 rocznicę urodzin, Sobótka, R. LI, 1996, s.79-
84; por. t e g o ż , Odmienność staropolskiej wojskowości; w: Między
Zachodem a Wschodem, pod red. J. S t a n i s z e w s k i e g o , K . M i k u l ­
s k i e g o , J . D u m a n o w s k i e g o, Toruń 2002, s.301-307.
28 Za: R. F r o s t , Potop a teoria rewolucji militarnej; w: Rzeczpo­

spolita w latach potopu, pod red. J. M u s z y ń s k i e j i J . W i j a c z k i ,


Kielce 1996, s.154.
29 R. F r o s t , The Northern Wars 1558-1721, London 2000.
zaciągu cudzoziemskiego przez Władysława IV na wojnę
smoleńską 1633-1634). Także doświadczenia nabyte
przez siły polsko-litewskie w dobie potopu zaowocowały
modernizacją armii i zwiększeniem liczebności od-
działów ogniowych. Zmieniła się tym samym
przestarzała struktura sił zbrojnych Rzeczypospolitej, tj.
stosunek jednostek zaciągu cudzoziemskiego do jazdy
towarzyskiej, która dotąd była dominującym rodzajem
wojska. Jeśli bowiem porównamy stan liczebny armii
koronnej z IV kwartału 1655 r. z II kwartałem 1659 r.
(schyłek działań wojennych ze Szwecją w Prusach
Królewskich), to dochodzimy do następujących wnio-
sków:
- wzrost jednostek zaciągu cudzoziemskiego w ww.
okresie był imponujący, gdyż z 6628 porcji wzrosły one
do 20 320 porcji (trzykrotny wzrost), podczas gdy
oddziały zaciągu narodowego (husaria, jazda pancerna,
lekka oraz piechota polsko-węgierska) wzrosły z 14 870
koni i porcji do 19 450 (wzrost o 30,8%).
- biorąc pod uwagę oba zaciągi, siły koronne
zwiększyły się o ponad 18 tysięcy koni i porcji, tj. o
około 17 tysięcy żołnierzy (z 21 498 porcji i koni do 39
770, co daje wzrost o 85%).
- odnosząc się do piechoty cudzoziemskiej, której tak
mało miał w batalii warszawskiej Jan Kazimierz, to
postęp jest wyraźny. W IV kwartale 1655 r. stany tych
oddziałów spadły do 3558 porcji i już w I półroczu 1656
r. wobec konieczności przeciwstawienia się sile ognia
szwedzkich i brandenburskich regimentów pieszych
zaciągnięto pułki Jerzego Lubomirskiego, Jana
Zamoyskiego, Zygmunta Fredry, Zygmunta Ostroroga
oraz chorągiew Krzysztofa Żegockiego, podwajając
liczbę piechoty. Zaciągi z lat 1657-1658 zwiększyły
liczbę żołnierzy służących w piechocie cudzoziemskiej o
dalsze 5041 porcji (regimenty
gwardii JKMci pod komendą Fromholda Wolffa, Jana
Pawła Cellarego, Michała Radziwiłła, Jana Leszczyńskie­
go, Andrzeja Karola Grudzińskiego oraz Aleksandra Lubo­
mirskiego). Działania oblężnicze związane z odzyskaniem
Krakowa, Poznania, Warszawy, Torunia, Grudziądza czy
Malborka wymagały dalszych zaciągów do tego rodzaju
wojsk oraz wzmocnienia artylerii polowej i oblężniczej.
Stąd w II kwartale 1659 r. liczba piechoty cudzoziemskiej
wyniosła 10 737 porcji, tj. obserwujemy aż dwukrotny
wzrost w stosunku do schyłku 1655 r. 30
Widzimy więc, że począwszy od zimowo-wiosennej
kampanii 1656 r. S. Czarnieckiego Rzeczpospolita do­
konała istotnego wysiłku i mimo braku środków finanso­
wych (pierwszy sejm walny w dobie potopu zebrał się w
1658 r.) zmodernizowała swe siły zbrojne, dostosowując
je do przeciwnika. Zdobywanie twierdz i miast zajętych
przez Szwedów oraz późniejsze współdziałanie z siłami
sojuszniczych armii: austriackim korpusem gen. M. Hatz-
felda, siłami brandenburskimi od 1657 r. oraz duńskimi
w 1659 r. - dywizja S. Czarnieckiego - zmuszały stronę
polską do wyciągnięcia wniosków dotyczących zmian za­
chodzących na współczesnym polu walki. Warto zwrócić
uwagę, że król szwedzki Karol X Gustaw także dostoso­
wywał strukturę swej armii i metody walki z Polakami,
głównie biorąc pod uwagę specyfikę wschodniego teatru
operacyjnego, w którym przyszło mu działać. Jeśli bo­
wiem na początku wojny z Rzeczpospolitą armia szwedz­
ka złożona była głównie z piechoty i dragonii - 21 270
porcji do 14 900 rajtarii, to w wyniku ponoszonych pora­
żek z jazdą polską w otwartym polu (walki podjazdowe)
szwedzki monarcha był zmuszony zwiększyć zaciągi do

30 M. N a g i e 1 s k i, Wysiłek mobilizacyjny Rzeczypospolitej w latach


1656-1659; w: Rzeczpospolita w latach potopu, s. 169-170, 178.
swej kawalerii. I tak, do końca czerwca 1656 r. zaciągnięto
dodatkowo 13 888 jazdy, 3264 dragonii, a zaledwie 6048
piechoty31. Obawa bowiem przed rozerwaniem linii komu­
nikacyjnych pomiędzy rozrzuconymi korpusami szwedz­
kimi na rozległych obszarach Rzeczypospolitej zmuszała
Karola X Gustawa do stałych werbunków do regimentów
rajtarii i dragonii. Świadczy to zatem, że teatr wschod­
ni, jakże odmienny od wysoce zurbanizowanego teatru
zachodnioeuropejskiego, wymagał konieczności zmian
w organizacji, strukturze i działaniach armii szwedzkiej,
upodabniającej się do sił koronnych, gdzie dominacja jaz­
dy była niemal kanonem staropolskiej sztuki wojennej.
Zmiany, jakie zachodziły w strukturze armii szwedzkiej
potwierdza analiza liczebności poszczególnych korpu­
sów wojsk Karola X Gustawa, wkraczających na obszary
Rzeczypospolitej. Dla przykładu stan armii A.Wittenberga
uderzającej na Wielkopolskę na dzień 3 lipca 1655 wyno­
sił wraz z korpusem artylerii (300 żołnierzy) 17 040 ludzi,
w tym 8120 koni rajtarii i dragonii oraz 8620 piechoty32.
Natomiast siły, które prowadził szwedzki monarcha wg
stanu z 29 i 30 lipca tr. wynosiły 4794 koni i 7488 pie­
choty, co dawało w sumie 12 282 porcji i koni. Podobnie
prezentował się korpus gen. Magnusa Gabriela de la Gar-
die, wkraczający w sierpniu na Litwę (rajtaria - 2650 koni,
dragonia - 500 koni, piechota - 4100 porcji) i liczący 7250
koni i porcji 33.
Dużo zatem racji miał R. Frost pisząc, że Karol X Gu­
staw znawca teatru wschodniego oraz dobrych i słabych

31 R. F r o s t , Potop a teoria rewolucji militarnej, s . 1 5 9 .


32 L . T e r s m e d e n , Armia Karola X Gustawa - zarys organizacyj­
ny; w: „SMHW”, t. XIX, Warszawa 1973, s. 138.
33 Tamże, s. 139-140; por. Kungliga Svea Livgardes Historia, B.III/2
(1632-1660), oprac. C. Barkman, S. Lundkvist, L. Tersmeden, Stoc-
kholm 1966, s. 252-268.
stron armii polskiej (kampanie 1655 r.) pokonał siły
polsko-litewskie Jana Kazimierza pod Warszawą ich
własną najsilniejszą bronią - tj. użyciem dużych mas
kawalerii, mających oparcie w sile ognia piechoty i
artylerii sprzy mierzonych. Gdy pierwszego dnia bitwy
strona polska na sposób zachodnioeuropejski
skanalizowała działania awangardy szwedzkiej do
wąskiego korytarza nadwiślańskiego, Karol X Gustaw,
mając wyraźną przewagę jazdy w stosunku do piechoty
(2,27 do 1), zdecydował się na ryzykowny manewr
obejścia polskich stanowisk ogniowych w drugim dniu
bitwy. To zatem Jan Kazimierz, mając przewagę w
jeździe nad przeciwnikiem, zdecydował się na stoczenie
batalii ze sprzymierzonymi na wzór zachodnioeuropejski
w oparciu o przygotowane stanowiska ogniowe.
Szwedzki monarcha wręcz odwrotnie, nie obawiając się
jazdy polsko-litewskiej, zaskoczył operacyjnie Jana
Kazimierza, zajmując nowe pozycje, górujące nad
pozycjami polskimi, a po odparciu szarż jazdy w drugim
dniu bitwy przeszedł do kontrataku, spychając
przeciwnika ku jedynej przeprawie mostowej w trzecim
dniu batalii 34.
Szwedzi, stosując podczas walk w Rzeczypospolitej
metody wypracowane w Rzeszy niemieckiej w trakcie
wojny trzydziestoletniej, nakładali na zdobytym obszarze
kontrybucje z miast, miasteczek czy dóbr szlacheckich, w
ten sposób wyciskając fundusze na utrzymanie swoich
regimentów. Na rozległym obszarze Rzeczypospolitej,
przy znacznie mniejszej urbanizacji, było to niemożliwe.
Armia Karola X Gustawa była zbyt mała, aby skutecznie
zabezpieczyć komunikację pomiędzy zajętymi miastami i
twierdzami Rzeczypospolitej, obsadzonymi przez załogi
szwedzkie. Przyjęcie po przegranej batalii warszawskiej
przez polskie dowództwo strategii wojny nieregularnej,

34 R. F r o s t, Potop a teoria rewolucji militarnej, s. 160-161.


szarpanej, uzmysłowiło Karolowi X Gustawowi, że Szwe­
dzi nie mają szans na opanowanie całej Rzeczypospolitej,
stąd negocjacje rozbiorowe i dopuszczenie do podziału
państwa polsko-litewskiego przez potęgi ościenne (traktat
w Radnot - 6 XII1656). Potop był zapewne ostatnim okre­
sem w dziejach staropolskiej wojskowości, gdzie ścierały
się dwie odmienne koncepcje prowadzenia wojny. Wyma­
gania nowoczesnej wojny w oparciu o solidne podstawy
finansowe prowadziły do rozwoju form regularnych (roz­
woju jednostek zaciągu cudzoziemskiego, artylerii i służb
logistycznych). Z drugiej strony ideały służby obywatel­
skiej w oparciu o zaciąg towarzyski i pospolite ruszenie
szlachty oraz niechęć do wojen poza granicami Rzeczypo­
spolitej prowadziły do przyjęcia koncepcji wojska obywa­
telskiego, którego podstawę stanowiła szlachta w jednost­
kach zaciągu narodowego. Rozbudowa armii zawodowej
do niemal 60 tysięcy porcji i koni na Litwie i w Koronie
pokazała niesprawność systemu skarbowo-wojskowego
Rzeczypospolitej, który długów wobec wojska wynoszą­
cych niemal 23 min złotych nie był w stanie spłacić. Stąd
długie i dające się we znaki wszystkim stanom Rzeczy­
pospolitej konfederacje wojskowe w latach 1661-1663,
które uniemożliwiły wykorzystanie zwycięstw oręża pol­
sko-litewskiego z lat 1660-1661 na teatrze wschodnim35.
Słusznie zatem historycy przedstawiający postępujący
kryzys w stosunkach między wojskiem, społeczeństwem
a państwem widzą go raczej w wadliwym systemie ustro­
jowym Rzeczypospolitej. Bitwa warszawska i jej skut­
ki, tj. postawienie na działania nieregularne w oparciu
o wszystkie stany Rzeczypospolitej, miała istotny wpływ

35 M. N a g i e 1 s k i, Żołnierz-obywatel w służbie Rzeczypospolitej


w XVII wieku; w: Spory o państwo w dobie nowożytnej. Między racją
stanu a partykularyzmem, pod red. Z. A n u s i k a, Łódź 2007, s. 118 -
119 .
na zwycięstwo idei państwa obywatelskiego i odrzucenie
zarazem modelu państwa absolutystycznego ze sprawną
administracją, potężną armią zawodową, opłacaną z
budżetu centralnego i będącą na usługach monarchy.
Stojąca na rozdrożu Rzeczpospolita zrezygnowała z drogi,
którą poszły państwa Europy Zachodniej, wcielające w
praktyce wytyczne rewolucji militarnej.
ANEKS

Oddziały wojsk brandenburskich, szweckich i polsko-litew­


skich biorące udział w działaniach od 20 kwietnia do 30 lipca
1656 roku.

Armia brandenburska1 Rajtaria i dragonia:


- przyboczna kompania rajtarów Fryderyka Wilhelma, tzw.
leibtrabanci - 67 rajtarów pod komendą rotmistrza Ludwika
de Wees2
- regiment gwardii rajtarii elektora pod komendą płk. Alek­
sandra von Spaen w lipcu 1656 r. włączono doń jedną kom­
panię rtm. Pudlitza.
- regiment rajtarii grafa Jerzego Fryderyka von Waldeck; sfor­
mowany latem 1655 r. na terenie Prus Książęcych; dowód­
cami poszczególnych kompanii byli: ppłk Georg Hennig von
Barfiis, oberstwachtmeister Wilhelm Friedrich von Hülsen
oraz rotmistrzowie: Wolff Siegmund von Polentz, Gerhard
Netteihorst, Josias von Waldeck, Christian Brandt, Heinrich
Hermann Elverfeldt, Joachim Daniel von Troschkau, Peter
von Olsnitz.
1 Spisarmii brandenburskiej na podstawie S . A u g u s i e w i c z , Skład
i liczebność stałej armii w Prusach Książęcych w latach 1656-1660;
w: „Komunikaty Mazursko-Warmińskie 2004”, nr 1 (243) s. 27-46.
2 Według popisu z września 1655 trabantów kurfursta było 69, z tego

15 wchodziło w skład sztabu tej jednostki, C. J a n y , Geschichte der


Konigliche-Preussischen Armee, 1.1, Berlin 1928, s. 116-117.
- regiment rajtarii gen. mjr. Krzysztofa von Kannenberg; zo­
stał sformowany w Duisburgu, a uzupełniony we wrześniu
1655 r. w Prusach Książęcych; dowódcami kompanii byli:
Bucht, Podevills, Brinnig, Knesebeck, Bülow, Hausich,
Riedel, Bredow.
- regiment rajtarii księcia Jana Jerzego von Sachsen-Weimar;
utworzony w Brandenburgii, a od września 1655 w Prusach
Książęcych, początkowo pod komendą płka Aleksandra
von Spaen, a od 1 1656 r. ww. księcia; dowódcami kompanii
byli: kptleutnant Franz Biermann, ppłk Adrian von Nahm,
oberstwachtmeister Heinrich Lethmate, rotmistrzowie: He­
inrich Christoph von Birckmann, Jost Kall, Heinrich Wil­
helm Goy.
- regiment rajtarii płk. Wolfa Ernesta von Eller; sformowany
w Prusach Książęcych latem 1655 r.; dowódcami kompanii
byli: Georg Sirps (Serx ?), Birckholtz oraz Zunge (?).
- skwadron rajtarii płk. Jerzego von Schönaich sformowany
latem 1655 r. w Prusach Książęcych; dowódcy kompanii:
oberstwachtmeister Dietrich von Polentz, rotmistrzowie:
Wilmsdorf, Pegau oraz Christian von Schlieben.
- skwadron rajtarii płk. Dietricha von Lessgewang sformo­
wany latem 1655 r. w Prusach Książęcych; w czerwcu zre­
dukowany do dwóch kompanii, które przejął ppłk Heinrich
von Kalnein; drugą kompanią dowodził rtm. Christoff von
der Diehle.
- skwadron rajtarii płk. Krzysztofa de Brunell3, który sfor­
mowano w kwietniu 1655, a w Prusach Książęcych od IX
tr.; dowódcami kompanii byli: ppłk Joseph von Katzeler,
Friedrich Wilhelm Freytack, Niclaus von Waldeck.
- skwadron dragonii grafa Jerzego Fryderyka von Waldeck
sformowany na początku 1656 r. w Prusach Książęcych;
dowódcy kompanii to: przybocznej kptleutnant Matthias de
Láveme, ppłk Aulack, kapitanowie: Heinrich Erbtruchsses,
Johann Boddenbruch, Dennemarck.

3UDroysena, op. cit., s. 139, znajdujemy zamiast trabantów


elektorskich regiment rajtarii gen. mjr. Grafa Jozjasza von Waldeck.
- Skwadron dragonii oberszterleutnanta Fryderyka von Ka-
nitz4.
- Skwadron dragonii płk Chrystiana Ludwika Kalksteina
zwerbowany w Prusach Książęcych latem 1655 r.; dowód­
cami kompanii byli: ppłk Grumbkow, mjr Lansky oraz ka­
pitanowie: Liebe, Kalckstein oraz Piltz.

Razem: rajtarii i dragonii około 5000 koni 5

Piechota (Infantería):
- regiment gwardii pieszej elektora pod komendą płk. Piotra
de la Cave zwerbowany w Prusach Książęcych; dowódcami
kompanii byli: ppłk Otto von Prömock, kpt. Kasper Christoff
Klitzing, kpt. Friedrich Wilhelm von Rödern, kpt. leutnant
Hans Heinrich von Schlabrendorff.
- regiment gen. mjr. Joachima Rüdigera Goltza; dowódcami
kompanii byli: kpt. leutnant Johann Siegmund von Wal­
dau, ppłk Dietlof Friedrich von Barfus, Oberstwachtmeister
Hennig Klenck oraz kapitanowie: Heinrich Adam von der
Osten, Bertold Kracht, Hans Christoph Zacharias von Ro-
chow, Christian Weyler oraz Albrecht Döberitz.
- regiment gen. mjr. grafa Wolrada von Waldeck od IX 1655
r. w Prusach Książęcych.
- regiment gen. broni grafa Ottona Krzysztofa Sparra sformo­
wany w kwietniu 1655 r. w Liepstadt i Minden, od IX 1655
w Prusach Książęcych; dowódcami kompanii wg stanu z X
1656 r. byli: kpt. leutnant Hans Lehmann, ppłk Moll. Obe-
4 Był to regiment brandenburski przekazany przez elektora jako od­
dział posiłkowy Karolowi X Gustawowi zgodnie z układem z Królewca
171 1656. Jeden skwadron Kanitza wziął udział w bitwie warszawskiej,
Te s s i n, op.cit., t. 1 , s. 201 .Wg S. Augusiewicza dowódcą jednego z
regimentów dragonii był płk Elias von Kanitz zapewne z tejże rodziny
co ww.; Skład i liczebność stałej armii w Prusach Książęcych, s. 35.
5 Według Carlboma, który korzystał ze szwedzkich akt skarbo-

wo-wojskowych kawaleria brandenburska liczyła w bitwie war­


szawskiej 23 skwadrony, tj. ok. 5000 ludzi. Natomiast u R i e s e ­
g o , op. cits. 48, znajdujemy 4250 koni w 70 kompaniach; zob.
S. H e r b s t, Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 306.
rstwachtmeister Jacob Teckler oraz kapitanowie: Vladislav
Sparr, Kreckler, Gessler, Ernst Weyler, Rudolf von Schle-
witz, Johann Bombeck, Brandt, Hans Dietrich Amheim.
- regiment płk. Jana Jerzego von Sieberg (Syburga)6; w Pru­
sach Książęcych od początku 1 6 5 6 r.; dowódcami kompa­
nii byli: kpt. leutnant Johann Thessinger, ppłk Gerhard von
Trentz, oberstwachtmeister Jacob von Dünnewald oraz ka­
pitanowie: Johann Graff von Brausfeldt, Wilhelm Croy, Die­
trich Bachman, Burhard Schultz, Adam von Dreisen, Jacob
Ingenhäff, Abraham Loyson, Casper Christoph Klietzing.

Razem piechoty w 9 brygadach około 3500 ludzi7

Armia szwedzka Rajtaria i dragonia:


-przyboczna kompania rajtarii królewskiej, złożona ze 145
rajtarów8
- regiment Smaland pod komendą grafa Eryka Oxenstiemy
(pod faktycznym dowództwem ppłk. Jana von Rosen)
- regiment Upland pod dowództwem gen. mjr. Karola Gusta­
wa Wrangla9
- regiment Ostgothen pod komendą grafa Ludwika Löwen-
haupta - regiment Westgothen pod komendą płk. Larsa
Krusego10
- regiment Nyland pod dowództwem gen. mjr. Henryka Hor-
na11

6 Wśród regimentów pieszych w wyliczeniach S. Augusiewicza wi­


dzimy piechotę Caspara von Sieberg, op. cit., s. 37.
7 Z wyliczeń Riesego (często jednak bałamutnych), op. cit., s. 42,

48 wynika że piechoty branderburskiej było 4250 ludzi w 44 kompa­


niach.
8 Nie występuje ani w wyliczeniach Dahlbergha, ani w zestawie­
niach sporządzonych przez Droysena.
9 Według Droysena na czele tej rajtarii krajowej stał płk Andrzej

Planting, lecz był on podpułkownikiem tej jednostki, którą po grafie


Ottonie von Styrun objął właśnie feldmarszałek Wrangel, T e s s i n ,
op. cit., t . 1 , s . 150 - 151 .
10 Według G. Memmerta był to regiment rajtarski płk. Krusego, zob.
D r o y s e n, op. cit., s. 138.
11 Nie występuje w wyliczeniach Droysena.
- fiński regiment dragonii pod komendą płk. Fabiana Berend-
sa12
- królewski regiment gwardii rajtarskiej Karola X Gustawa
pod komendą pfalzgrafa Filipa von Sulzbach
- regiment gwardii rajtarskiej królowej pod komendą księcia
Jana Jerzego von Anhalt-Dessau
- regiment rajtarii generalissimusa księcia Adolfa Jana
- regiment rajtarii grafa Karola Gustawa Wrangla
- regiment rajtarii płk. Dawida Sinclaira
- regiment rajtarii płk. Jana Jakuba Taubego
- regiment rajtarii płk. Wenzla Sadowskiego
- regiment rajtarii płk. Jakuba von Yxkull
- regiment rajtarii gen. mjr. Hansa von Bötticher (Böddeke-
ra)
- regiment rajtarii feldmarszałka Hansa Krzysztofa König-
smarcka
- regiment rajtarii gen. lejtn. markgrafa Karola Magnusa von
Baden-Durlach
- regiment rajtarii płk. Jana Waldecka
- regiment rajtarii feldmarszałka Arvida Wittenberga
- regiment rajtarii płk. Pera Hammerskiólda (Hammerschil-
da)13
~ regiment rajtarii płk. Rüdigera (Rütgera) von Ascheberg
- regiment rajtarii płk. Chrystiana von Bretlach (Pretlach)
- regiment dragonii księcia Bogusława Radziwiłła pod ko­
mendą ppłk. Eberharda Puttkamera
- regiment rajtarii płk. Dietricha von Rosen14
- regiment dragonii pfalzgrafa Filipa von Sulzbach15
- regiment rajtarii płk. Israela Ridderhjelma (Riddarhielma)

12Brak tego regimentu w wyliczeniach Tessina wynika z faktu, iż


praca dotyczy jedynie niemieckich regimentów w służbie Karola X
Gustawa.
13 Te s s i n, op. cit., t.1, s. 126-127.
14 Według G. Memmerta miała to być rajtaria księcia von Meklen-
burg, zob. D r o y s e n, op. cit., s. 138.
15 Podpułkownikiem tej jednostki był wówczas Lorenz Naumann,

T e s s i n , op. cit., t. 1, s. 237.


- regiment rajtarii księcia Karola von Meklenburg16
- regiment rajtarii księcia Jana Jerzego von Anhalt-Dessau17

Kawaleria szwedzka liczyła 37 skwadronów (kilka regimen­


tów złożonych było z 2, a nawet 3 skwadronów), tj. ok. 7500
koni 18.

Piechota (Infantería):
- gwardia piesza Karola X Gustawa pod komendą Bengta
Nielssona Skytte19
- regiment Smaland (Kronoberg) pod dowództwem grafa Ka­
rola Gustawa Wrangla20
- regiment Upland pod komendą płk. Nisbetta21
- regiment Sudermanland pod komendą płk. Vitinghoffa22
- regiment Hàlsinge pod komendą płk. Lowenschilda (Lager-
skjôlda, Leyonskiôlda)23

16 Karol von Meklenburg-Schwen stał na czele tego regimentu do


połowy 1657, następnie przejął go płk Eberhard Puttkamer. Jednostka
ta wzięła udział w bitwie warszawskiej w sile 3 skwadronów, tj. ok. 400
koni, Te s s i n, op. cit., t. I, s. 184.
17 Brak tego regimentu w wyliczeniach Droysena, choć już 25 1 1656
książę otrzymał patent na jego formowanie od Karola X Gustawa (400
rajtarów), Te s s i n, op. cit., t . 1 , s, 124-125.
18 Według obliczeń Riesego, op.cits. 28, kawaleria szwedzka w 37

skwadronach liczyła 7400 żołnierzy. Inną liczbę skwadronów podają


J. Mankell (39), J.G. Droysen (35), G. Memmert (35). Plany Dahlber­
gha potwierdzają jednak, iż kawaleria szwedzka złożona była z 37
skwadronów.
19 Pułkownikiem był początkowo K . K . von Schlippenbach, a podpuł­

kownikiem właśnie Bengt Nielison Skytte, na przełomie maja i czerwca


1655 podpułkownikiem został Andrzej Szoge. W grudniu gwardię pieszą
objął po Schlippenbachu płk Jakub Jan Taube, Tessin, op.cit., s. 257.
20 Reichsadmiral K.G. Wrangel stanął na czele nowo sformowanego

regimentu pieszego dopiero jesienią 1656. Chodzi o płk. Adolfa Wran­


gla, stojącego na czele tej jednostki od 1655 , tamże, s. 13 , 296.
21 Tamże, s. 13.
22 Tamże.
23 Tamże, s. 26, na czele kilku skwadronów regimentu Hàlsinge stał

Karol Sparr.
- regiment Westgothen (Skaraborg) pod komendą płk. Jana
Nehra (Nairn) 24

Piechota szwedzka liczyła w 6 brygadach ok. 2000 ludzi 25

Szwedzka załoga Warszawy 26


Rajtaria (żołnierze wydzieleni z następujących regimentów):
- gwardia konna Karola X Gustawa 10
-Upland 16
- Östgöta 62
-Västgöta 7
-Smaland 21
-Aboläns 40
- Tavastehus 24
- mjr. Ahlefelta 7
- księcia Jana Jerzego von Anhalt-Dessau 15
- płk. Rüdigera von Ascheberg 39
- markgrafa Karola Magnusa von Baden-Durlach 13
- płk. Samuela Bose 5
- gen. mjr. Hansa von Böddeker 34
- płk. Hansa Engella 38
- płk. Joachima Engella 6
- płk. Jerzego Forgella 49
- księcia generalissimusa Adolfa Jana 29
- płk. Pera Hammerskiölda 66
- rtm. Kröchersa 11
- płk. Chrystiana von Pretlach (Bretlach) 57
- płk. Israela Riddarhiehna 7
24 Jan Naim otrzymał 20 IX 1655 patent na 4 kompanie dragonii
(400 koni) z C. Wulffem jako podpułkownikiem, zob. T e s s i n , op.cit.,
t. 1, s. 343.
25 Riese, op. cit., s. 28, oblicza siły szwedzkiej piechoty na 2100 lu­

dzi w 6 skwadronach lub 3 brygadach; Droysen, op.cit., s. 39, na 1500


ludzi, natomiast Carl bom na 6 brygad pieszych, tj. ok. 2000 żołnierzy,
zob. H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 306.
26 Według zestawienia L. T e r s m e d e n a , Carl X Gustafs Armé

1654-1657, w: Carl X Gustafs Armé, t. VIII, pod red. A. S t a d e ,


Kristianstad 1979, s. 257.
- grafa Waldemara Chrystiana von Schleswig-Holsztyn 1
- płk. Dawida Sinclaira 33
- pfalzgrafa Filipa von Sulzbach 8
- płk. Jana Jakuba Taube 46
- gen. mjr. Jana von Waldeck 2
- feldmarszałka Arvida Wittenberga 78
- płk. Jakuba von Yxkull 24
- rajtarzy komenderowani z armii 15027

Razem rajtarów 898

Dragonia
- regiment księcia Bogusława Radziwiłła 285
- regiment karelski 26

Razem dragonów 311

Piechota (żołnierze wydzieleni z następujących jednostek):


- gwardia piesza Karola X Gustawa 28
- Upland 322
- Västmanland 136
- Kalmarland 20
- Skaraborgland (płk. Jana Stake) 214
- Skaraborgland (płk. Jana Nehra) 39
- Närke - Värmland 191
- Hälsinge 56
- Västerbotten 54
- komenderowani knechci mjr. Nilsa HufVudfelta 178
- gwardia piesza królowej Jadwigi Eleonory
Holsztyn-Gottorp28 4
- komenderowani z armii inflanckiej 33

Razem pieszych 1275

27 W ich składzie mogli znajdować się rajtarzy z regimentów tych


dygnitarzy i oficerów szwedzkich, którzy znajdowali się wówczas
w Warszawie.
28 Regiment ten według popisu z 30 V 1656 liczył 642 ludzi w 8

kompaniach, z których 380 obsadzało Toruń pod komendą ppłk. Ottona


Jana Grothusa, Te s s i n, op. cit., t. II, s. 268-269.
Ogółem według zamieszczonego wykazu załoga Warszawy
liczyła 2484 żołnierzy.

Wojsko litewskie
Ze znajdujących się wówczas pod Warszawą pułków litew­
skich znamy jedynie pięć:
- hetmana wielkiego litewskiego Pawła Sapiehy (tu znajdo­
wały się chorągwie husarska i pancerna po Januszu Radzi-
wille, przejęte przez Sapiehę)
- królewski pod komendą Aleksandra Hilarego Połubińskie-
go (w jego skład wchodziły dwie chorągwie husarskie: kró­
la i hetmana wielkiego Sapiehy)
-księcia Michała Kazimierza Radziwiłła, podczaszego li­
tewskiego, z jego chorągwią husarską
- Krzysztofa Sapiehy
- zmarłego wojewody smoleńskiego Filipa Krzysztofa Obu-
chowicza.

W kampanii warszawskiej musiały uczestniczyć także inne


pułki litewskie, gdyż jazda zgrupowana w powyższych 5 puł­
kach nie przekraczała 3 tys, koni, co wraz z kilkoma kompa­
niami dragonii i piechoty węgierskiej daje zaledwie ok. 4 tys.
ludzi. Pozostałe pułki jazdy litewskiej znajdowały się przy het­
manie polnym litewskim Wincentym Gosiewskim, nieobecnym
podczas batalii warszawskiej (ok. 1,5-2 tys. koni wraz z jego
chorągwią husarską pod komendą por. Kazimierza Chwaliboga
Żeromskiego) 29.

Armia koronna
W jej skład wchodziły:
- zaciężne oddziały jazdy i piechoty (ok. 21-22 tys. ludzi)30
29 Zob. komput chorągwi litewskich, które wyszły do Korony w 1655
i 1656, B. Czart., rkps 2247, s. 85-86.
30 Wojsko koronne, które przybyło pod Warszawę w czerwcu 1656

składało się tylko w części z jednostek regularnych, które w II kwar­


tale tr. szacujemy na 28 787 porcji i koni, tj. ok. 26 tys. żołnierzy, zob.
J. Wimmer, Materiały do zagadnienia liczebności i organizacji armii
koronnej w latach 1655-1660, „SMHW”, t. IV, Warszawa 1958, s. 499.
- pospolite ruszenie z województw wielkopolskich, sieradz­
kiego, łęczyckiego, mazowieckiego, krakowskiego, sando­
mierskiego, lubelskiego, podlaskiego, ruskiego, wołyńskie­
go i bełskiego ok. 25-30 tys. ludzi 31
- kilka tys. luźnej czeladzi, pocztowych i chłopów, których
źródła nazywają „hołotą”
- komunik tatarski pod komendą Subchan Ghazi agi
(ok. 2 tys. ordyńców).
Odejście do Małopolski dywizji Jerzego Lubomirskiego,
w skład której wchodziły oddziały zaciężne (pułk jazdy mar­
szałka koronnego, pułk po zmarłym wojewodzie krakowskim
Dominiku Zasławskim, regiment pieszy Lubomirskiego - 1600
porcji w II kwartale 1 6 5 6 wraz z jego dragonami) i nieregularne
(pospolite ruszenie krakowskie i część sandomierskiego) znacz­
nie zmniejszyło siły koronne obecne pod Warszawą.
Wobec braku źródeł do odtworzenia składu poszczególnych
chorągwi, które uczestniczyły bezpośrednio w batalii warszaw­
skiej, ograniczymy się do podania 16 z 17 pułków jazdy, biorą­
cych udział w trzydniowych zmaganiach na polach praskich:
- królewski pod komendą kasztelana kijowskiego Stefana Czarnie-
ckiego
- hetmana wielkiego koronnego Stanisława Rewery Potockiego
- hetmana polnego koronnego Stanisława Lanckorońskiego
- wojewody sandomierskiego Aleksandra Koniecpolskiego
- kasztelana sandomierskiego Stanisława Witowskiego
- pisarza polnego koronnego Jana Sapiehy
- podczaszego koronnego Jana Zamoyskiego
- strażnika koronnego Aleksandra Zamoyskiego
- chorążego koronnego Jana Sobieskiego
- oboźnego koronnego Andrzeja Potockiego
- strażnika wojskowego Mariusza Jaskólskiego 32

31 Pozostałe pod Warszawą w lipcu 1656 pospolite ruszenie nale­


ży szacować na 10 000-13 000 szlachty, W i m m e r , Wojsko polskie
w drugiej połowie XVII wieku, s. 106; H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod
Warszawą s. 304.
32 Według wyliczeń H e r b s t a , Trzydniowa bitwa pod Warszawą

s. 304, dowodził nim Michał Zbrożek.


- księcia Dymitra Wiśniowieckiego
- starosty bohusławskiego Jacka Szemberka
- starosty bracławskiego Seweryna Mikołaja Kalińskiego
- Stefana Piaseczyńskiego
- Jerzego Bałabana,

Wraz z chorągwiami wołosko-tatarskimi było wówczas


w kompucie koronnym 156 chorągwi (17 043 konie). Po odej­
ściu dywizji Lubomirskiego miało pozostać pod Warszawą 137
chorągwi w powyższych pułkach, tj. 14-15 tys. koni.

Jazda zaciągu cudzoziemskiego:


- regiment gwardii dragońskiej króla pod komendą Jana Hen­
ryka von Alten-Bockum (967 koni w II kwartale 1656 wraz
ze skwadronem rajtarii królewskiej pod dowództwem kpt.
Franciszka Bielińskiego - 96 koni)
- kilka chorągwi dragonii, m.in.: Stanisława Potockiego,
Aleksandra Koniecpolskiego, Jana Zamoyskiego i innych
(500-700 koni).

Piechota zaciężna autoramentu cudzoziemskiego, uczestni­


cząca w batalii warszawskiej, złożona była z 4 regimentów:
- gwardia piesza królewska pod komendą gen. mjr Wilhelma
Butlera (963 porcje w II kwartale 1656)
- regiment pieszy gen. artylerii koronnej Krzysztofa Grodzic­
kiego (734 porcje)
- regiment pieszy płk. Ernesta Magnusa Grotthauza (Grothu-
sa, Grothausena) (997 porcji)
-regiment pieszy wojewody sandomierskiego Jana Zamoy­
skiego (1168 porcji)

Razem 3862 porcje, tj. ok. 3500 ludzi. Wraz z drobnymi


oddziałami piechoty węgierskiej monarchy i obecnych pod
Warszawą dygnitarzy koronnych piechotę należy szacować
na ponad 4 tys. żołnierzy33.

33 Pod Warszawą nie były obecne regimenty piesze J. Lubomirskiego


(1600 porcji) i kasztelana sanockiego Z. Fredry (400 porcji).
Wraz z Tatarami (2000 ordy), Litwinami Połubińskiego
(5-6 tys.) i pozostałym na brzegu praskim pospolitym
ruszeniem (10 — 13 tys. szlachty) cała armia polsko-
litewska w trakcie batalii warszawskiej nie przekraczała
40 tys. żołnierzy 34.

34 Siły polsko-litewskie wraz z Tatarami w przededniu trzydniowej


bitwy szacuje Herbst na 36 000-40 000, a Wimmer na ok. 40 000 ludzi,
H e r b s t , Trzydniowa bitwa pod Warszawą, s. 305; W i m m e r, Wojsko
polskie..., s. 106.
BIBLIOGRAFIA

ŹRÓDŁA

Akty izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju Komis-


sieju dla razbora drewnich aktów w Wilnie, t. XXXIV, Wilno
1909.
Archiw Jugo-Zapadnoj Rossii, cz. III, t. IV, Kijew 1863.
A r n d t Wilhelm (wyd.), Eine schwedische Relation über die
Schlacht von Warschau, w: „Zeitschrift der Historischen Gesell­
schaft für die Provinz Posen”, z. 2 (1886).
Autobiografia Bogusława Radziwiłła, wyd. T. W a s i l e w ­
s k i , Warszawa 1979.
B i e 1 o w s k i August (wyd.), Pamiętnik Mikołaja Jemiołow-
skiego, towarzysza lekkiej chorągwi, ziemianina województwa
bełzkiego, obejmujący dzieje Polski od r. 1648 do 1679 współcze­
śnie, porządkiem lat opowiedziane, Lwów 1850.
C h r a p o w i c k i Jan Antoni, Diariusz, cz. I (lata 1656-1664),
oprac. T. W a s i l e w s k i , Warszawa 1978.
C i e s i e l s k i Tomasz, N a g i e l s k i Mirosław, Komputy woj­
ska koronnego w latach 1651-1653, w: „Studia i Materiały do
Historii Wojskowości”, t. XL, Białystok 2003.
D r u s z k i e w i c z Stanisław Zygmunt, Pamiętniki 1648-
1697, oprac. M. W a g n e r , Siedlce 2001.
G i n t e l Jan (wyd.), Cudzoziemcy o Polsce, Kraków 1973.
G o r d o n Patryk, Dniewnik 1635-1659, Moskwa 2000.
H e 1 c e 1 Antoni Z. (wyd.), Jakuba Michałowskiego wojskie­
go lubelskiego, a później kasztelana bieckiego księga pamiąt­
kowa z dawnego rękopisma będącego własnością Ludwika hr.
Morsztyna, Kraków 1864.
H o l s t e n Hieronim Chrystian, Przygody wojenne 1655-
1660, wyd. T. W a s i l e w s k i , Warszawa 1980.
K o c h o w s k i Wespazjan, Lata Potopu 1655-1657, wyd.
A. K e r s t e n, Warszawa 1966.
M a r t i t z Johann, Gründliche Nachricht, w pracy E. F r i e d -
l a n d e r a, Zur chlacht bei Warschau, „Hohenzollem-Jahr-
buch”, 1898.
Metryka Litewska. Księga wpisów nr 131, oprac. A. R a c h u -
b a, Warszawa 2001.
N o y e r s Pierre Des, Lettres... secrétaire de la reine de Polo­
gne Marie-Louise de Gonzague, pour servir a l 'histoire de Po­
logne et de Suède de 1655 a 1659, Berlin 1859.
P a s e k Jan Chryzostom, Pamiętniki, wyd. R. P o 11 a k, War­
szawa 1987.
P a u l i Ż e g o t a (wyd.), Pamiętniki Łosia, towarzysza cho­
rągwi pancernej Władysława Margrabi Myszkowskiego, woje­
wody krakowskiego, obejmujące wydarzenia od r. 1646 do 1667,
z rękopisma współczesnego dochowanego w zamku podhorec-
kim, wydane, Kraków 1858.
P o t o c k i Wacław, Wojna chocimska, wyd. A. B r ü c k n e r ,
Kraków 1924.
Portofolio królowej Maryi Ludwiki czyli zbiór listów, aktów
urzędowych i innych dokumentów ściągających się do pobytu tej
monarchini w Polsce, wyd. E . R a c z y ń s k i , Poznań 1844.
P r i b r a m Alfred Francis, Die Berichte des Kaiserlichen Ge­
sandten Franz von Lisola aus den Jahren 1655-1660, w: „Ar­
chiv für österreichische Geschichte”, t. LXX, Wien 1887.
P r z e ź d z i e c k i Aleksander (wyd.), Zdobycie Warszawy
przez Szwedów r. 1656 opisane w listach królowej polskiej Ma­
ryi Ludwiki, zachowanych w rękopiśmie własnoręcznym w Bi­
bliotece Narodowej Paryskiej, w: „Biblioteka Warszawska”,
t. III, 1851.
Relacye nuncyuszów apostolskich i innych osób o Polsce od
roku 1548 do 1690, t. II, Berlin-Poznań 1864.
R u d a w s k i Wawrzyniec Jan, Historja Polski od śmierci
Wladysdawa IV aż do pokoju oliwskiego, czyli dzieje panowania
Jana Kazimierza od 1648 do 1660 r., t. II, Petersburg-Mohylew
1855.
R u d o m i c z Bazyli, Efemeros czyli diariusz prywatny pisany
w Zamościu w latach 1656-1672, cz. I (1656-1664), oprac.
M.K. K l e m e n t o w s k i , W . F r o c h , Lublin 2002.
Tagebuch des Generalen Patrick Gordon während seiner
Kriegsdienste unter Schweden und Polen vom Jahre 1655 bis
1661, und seines Aufenthals in Russland vom Jahre 1661 bis
1699, wyd. M. C. P o s s e 11, t. 1, Moskau 1849.
T w a r d o w s k i Samuel, Wojna domowa z Kozaki i Tatary,
Kalisz 1681.
Urkunden und Aktenstücke zur Geschichte des Kurfürsten
Friedrich Wilhelm von Brandenburg, t. VII (1877), VIII (1884),
Berlin. Volumina Legum, wyd. J. O h r y z k o , t. IV, Petersburg
1859.
W e j n e r t Aleksander (wyd.), Starożytności Warszawy, t. V,
Warszawa 1857.
W i e r z b o w s k i Stanisław, Konnotata wypadków od 1634
do 1689, wyd. J. K. Z a ł u s k i , Lipsk 1858.
W ó j c i c k i Kazimierz Władysław (wyd.), Latopisiec albo
kroniczka Joachima Jerlicza, t. I-II, Warszawa 1853.

OPRACOWANIA

A u g u s i e w i c z Sławomir, Działania militarne w Prusach


Książęcych w latach 1656-1657, Olsztyn 1999.
A u g u s i e w i c z Sławomir, Prostki 1656,Warszawa2001.
A u g u s i e w i c z Sławomir, Skład i liczebność stałej armii
w Prusach Książęcych w latach 1656-1660, w: „Komunikaty
Mazursko-Warmińskie 2004”, nr 1 (243).
B a r a n o w s k i B o h d a n , Tatarszczyzna wobec wojny
polsko-szwedzkiej w latach 1655-1660, w: Polska w okresie
drugiej wojny północnej 1655-1660, t.1, s. 476-477.
B l a c k Jeremy, A Military Revolution? Military Change
and European Society, 1550-1800, London 1991,
Borcz Andrzej, Działania wojenne na terenie ziemi przemy­
skiej i sanockiej w latach „potopu " 1655-1657, Przemyśl 1999.
C a r l b o m Johan Levin, Tre dagars slaget vid Warschau,
Stockholm 1906 (wraz z zestawem źródeł).
C i c h o w s k i Jerzy, S z u l c z y ń s k i Andrzej, Husaria,
Warszawa 1977 .
D a m u s Rudolf, Der erste nordische Krieg bis zur Schlacht
bei Warschau, w: „Zeitschrift des Westpreussischen Geschichts­
vereins”, z. 12, 1884.
D r o y s e n Johann Gustav, Die Schlacht von Warschau
1656, w: „Abhandlungen der philologisch-historischen Classe
der Königlich-Sächsischen Gesellschaft der Wissenschaften”,
t. IV/4, Leipzig 1863 (wraz z zestawem źródeł szwedzko-
brandenburskich).
E n g 1 u n d Peter, Lata wojen, Gdańsk 2003.
E n g 1 u n d Peter, Niezwyciężony, t. 1—II, Gdańsk 2004.
F r o s t Robert, Potop a teoria rewolucji militarnej, w: Rzecz­
pospolita w latach potopu, pod red. J. M u s z y ń s k i e j i J. W i ­
j ą c z k i , Kielce 1996.
F r o s t Robert, The Northern Wars 1558-1721, London
2000.
G ó r s k i Konstanty, Historia jazdy polskiej, Kraków 1894.
G ó r s k i Konstanty, Trzydniowa bitwa pod Warszawą za
panowania Jana Kazimierza (28, 29 i 30 lipca 1656 r), w: „Bi­
blioteka Warszawska”, t. I, 1887.
H e r b s t Stanisław, Trzydniowa bitwa pod Warszawą 28-30
VII 1656 r., w: Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa
1973.
H e r b s t Stanisław, Wojna obronna 1655-1660, w: Polska
w okresie drugiej wojny północnej 1655-1660, t. II, Warszawa
1 9 5 7.
H o s z o w s k i Konstanty, Żywot Andrzeja Zawiszy Trzebic-
kiego, biskupa krakowskiego i księcia siewierskiego, Kraków
1861.
J a n a s Eugeniusz, W a s i l e w s k i Lech, Społeczne aspekty
rozwoju husarii w latach 1648-1667 na przykładzie chorągwi
hetmana wielkiego koronnego Stanisława Potockiego i woje­
wody sandomierskiego Władysława Myszkowskiego, w: „Studia
i Materiały do Historii Wojskowości”, t. XXIII, Wrocław 1 9 8 1 .
J a n y Curt, Die Anfänge der alten Armee, w: „Urkundliche
Beitrage und Forschungen zur Geschichte des Preussischen
Heeres”, z. 1, Berlin 1901.
J a n y Curt, Geschichte der Königliche-Preussischen Armee,
t. 1, Berlin 1928.
J a s n o w s k i Józef, Aleksander Hilary Połubiński. Działal­
ność wojskowa w latach 1650-1665, w: „Przegląd Historyczno-
Wojskowy”, t. X, Warszawa 1938.
Ke r s t e n Adam, Sienkiewicz. Potop. Historia, Warszawa
1966.
K e r s t e n Adam, Stefan Czarniecki, Warszawa 1963.
K e r s t e n Adam, Warszawa kazimierzowska 1648-1668,
Warszawa 1971.
K o s s a r z e c k i Krzysztof, Słuck wobec zagrożenia mo­
skiewskiego i kozackiego podczas wojny z Moskwą w latach
1654-1667, w: „Materiały do Historii Wojskowości”, nr 2, Puł­
tusk 2004, s. 96-97.
K u b a l a Ludwik, Wojna brandenburska i najazd Rakoczego
w roku 1656 i 1657, Lwów, b. r. w.
K u b a l a Ludwik, Wojna szwedzka w roku 1655 i 1656,
Lwów, b. r. w.
Kungliga Sven Livgardes Historia, B III/2 (1632-1660),
Stockholm 1996.
L a n d b e r g Hans, Finansowanie wojny i zaopatrywanie
garnizonów, w: „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”,
t. XIX/2, Warszawa 1973.
Li l e j k o Jerzy, Zamek warszawski 1569-1763, Wrocław
1984.
M a j e w s k i Wiesław, Działania wojenne w Prusach
Wschodnich (1656-1657), w: „Komunikaty Mazursko-Warmiń­
skie 1997”, nr 4.
M a j e w s k i Wiesław, Potop szwedzki (1655-1660), w:
Z dziejów wojskowych ziem północno-wschodnich Polski, cz. I
pod red. Z. K o s z t y ł y , Białystok 1986.
M a j e w s k i Wiesław, Wojna polsko-szwedzka 1655-1660
(potop), w: Polskie tradycje wojskowe, t. I pod red. J. S i k o r ­
s k i e g o , Warszawa 1990.
M a n k e i l Julius, Berättelser om svenska Krigs-historiens
Märkvärdigaste Fältslag, z. 3, Stockholm 1859.
M a r c i n k o w s k i Karol, Stefan Czarniecki w dobie Potopu
szwedzkiego. Kampania nad Wisłą i Sanem r. 1655/56, Kraków
1935.
M a r o ń Jerzy, Na marginesie tzw. teorii rewolucji w wojsko­
wości, w: Studia i szkice historyczne. Prace ofiarowane Krystyno-
wi Matwijowskiemu w 60 rocznicę urodzin, Sobótka, R. LI, 1996,
s. 79-84.
M a r o ń Jerzy, Odmienność staropolskiej wojskowości,
w: Między Zachodem a Wschodem, pod red. J. S t a n i s z e w ­
s k i e g o , K . M i k u l s k i e g o , J . D u m a n o w s k i e g o , Toruń
2002, s. 301-307.
M ą c z a k Antoni, W czasach „potopu”, Wrocław 1999.
N a g i e l s k i Mirosław, Chorągwie husarskie Aleksandra
Hilarego Połubińskiego i króla Jana Kazimierza w latach 1648-
1666, w: „Acta Baltico-Slavica”, t. XV, Wrocław 1983.
Nagielski Mirosław, Liczebność i organizacja gwardii
przybocznej i komputowej za ostatniego Wazy (1648-1668)9
Warszawa 1989.
N a g i e 1 s k i Mirosław, Sytuacja międzynarodowa i militar­
na Rzeczypospolitej w połowie XVII w. Między Moskwą a Szwe­
cją w: Królowa Korony Polskiej od ślubów króla Jana Kazi­
mierza do kard. Stefana Wyszyńskiego, Jasna Góra, Warszawa
2006, s. 55-56.
N a g i e 1 s k i Mirosław, Wysiłek mobilizacyjny Rzeczypospo­
litej w latach 1656-1659, w: Rzeczpospolita w latach potopu,
pod red. J. M u s z y ń s k i e j i J . W i j a c z k i , Kielce 1996.
N a g i e 1 s k i Mirosław, Żolnierz-obywatel w służbie Rzeczy­
pospolitej w XVII wieku, w: Spory o państwo w dobie nowożyt­
nej. Między racją stanu a partykularyzmem, pod red. Z. A n u ­
s i k a , Łódź 2007, s. 118-119.
N o w a k Tadeusz, Kampania wielkopolska Czarnieckiego
i Lubomirskiego w roku 1656, w: „Rocznik Gdański”, t. XI,
Gdańsk 1938.
P a r k e r Geofroy Noel, The Military Revolution. Military In­
novation and the Rise of the West 1500-1800, Cambridge 1988.
P a r r o t Davis, French Military Administration in the 1630s:
the Failure of Richelieu s Ministry, w: „Seventeenth Century
French Studies”, t. IX, 1987.
Piwarski Kazimierz,Stosunki szwedzko-brandenburskie
a sprawa polska w czasie drugiej wojny północnej 1655-1660,
w: Polska w okresie drugiej wojny północnej 1655-1660, t.1, II,
Warszawa 1957.
Pisma polityczne z czasów panowania Jana Kazimierza Wazy
1648-1668, oprac. S. O c h m a n n - S t a n i s z e w s k a , t. I-III,
Wrocław-Warszawa, 1989-1991.
P 1 e b a ń s k i Józef Kazimierz, Jan Kazimierz Waza, Marja
Ludwika Gonzaga. Dwa obrazy historyczne, Warszawa 1862.
P ł o s i ń s k i Jacek, Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657,
Zabrze 2006.
P ł o s i ń s k i Jacek, Wyprawa kniazia Semena Urusowa na
Brześć (listopad-grudzień 1655 r.), w: „Mazowieckie Studia
Humanistyczne”, nr 1-2, 2003.
Podhorodecki Leszek, Bitwa pod Warką (7IV1656), w: „Studia
i Materiały do Historii Sztuki Wojennej”, t. II, Warszawa 1956.
Polska w okresie drugiej wojny północnej 1655-1660, t. I-II,
Warszawa 1957.
R a c h u b a Andrzej, Paweł Sapieha wobec Szwecji i Jana
Kazimierza (IX1655-111656), w: „Acta Baltico-Slavica”, t. II,
Warszawa 1977.
R i e s e August, Die dreitägige Schlacht bei Warschau 28, 29
und 30 juli 1656. Die Wiegepreussischer Kraft undpreussischer
Siege, Breslau 1870 (wraz z zestawem źródeł szwedzko-
brandenburskich do batalii warszawskiej).
R o b e r t s Michel, Gustavus Adolphus. A History of Sweden,
t. 2, London 1958.
R o b e r t s Michel, The Military Revolution, 1560-1660, Bel­
fast 1956.
S i k o r a Radosław, Fenomen husarii, Toruń 2003.
S k w o r o d a Paweł, Artyleria szwedzka i polska artyleria
koronna w dobie potopu - próba porównania. Przyczynek do historii
wojen Rzeczypospolitej ze Szwecją, w: „Studia i Materiały do
Historii Wojskowości”, t. XLII, Białystok 2005.
S k w o r o d a Paweł, Kampania wielkopolska 1656 r. regi-
mentarza koronnego Stefana Czarnieckiego i marszałka wielkiego
koronnego Jerzego Sebastiana Lubomirskiego, w: „Studia
i Materiały do Historii Wojskowości”, t. XLI, Białystok 2004.
S k w o r o d a Paweł, Warka-Gniezno 1656, Warszawa 2003.
S t o 1 i c k i Jarosław, Oblężenie Krakowa przez Jerzego Lu­
bomirskiego w latach 1656-1657, w: „Studia i Materiały do Hi­
storii Wojskowości”, t. XL, Białystok 2003.
Szczotka Stanisław, Chłopi obrońcami niepodległości
Polski w okresie Potopu, Kraków 1946.
S z y m c z a k Barbara, Fryderyk Wilhelm. Wielki elektor,
Wrocław 2006.
S c h w e r i n Otto von, Das Regiment gens d'armes und sei­
ne Vorgeschichte sowie die Geschichte der anderen Stammtrup­
pen des Kürassier-Regiments Kaiser Nicolaus 1. von Russland
(Brandenburgisches), nr 6, cz. 1 (1652-1740), Berlin 1912 .
T e o d o r c z y k Jerzy, Wyprawa zimowa Czarnieckiego 1-20
II1656. Bitwa pod Gołębiem, w: Wojna polsko-szwedzka 1655-
1660, Warszawa 1973.
T e o d o r c z y k Jerzy, Bitwa pod Gniewem (22 IX-29 IX-1
X 1626). Pierwsza porażka husarii, w: „Studia i Materiały do
Historii Wojskowości”, t. XII, cz. 2, Warszawa 1966.
T e r s m e d e n Lars, Carl X Gustafs Armé 1654-165 7, w; Carl
X Gustafs Armé, pod red. A. S t a d e , Kristianstad 1979.
T e r s m e d e n Lars, Karl X Gustavs Garden 1654-1660,
w: „Svea Livgardes Historia”, t. III/2, Stockholm 1966.
T e r s m e d e n Lars, Armia Karola X Gustawa — zarys orga­
nizacji, w: „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, t. XIX,
cz. 2, Warszawa 1 9 7 3 .
T e s s i n Georg, Die deutschen Regimenter der Krone Schwe­
den, cz. I (Unter Karl X Gustav), Köln-Graz 1965.
Urzędnicy województw łęczyckiego i sieradzkiego XVI-XVIII
wieku, oprac. E. O p a l i ń s k i , A . G ą s i o r o w s k i , Kórnik
1993, s. 276.
Urzędnicy województwa bełskiego i ziemi chełmskiej XIV-XVIII
wieku, oprac. H. Gmiterek, R. Szczygieł, Kórnik 1992, s. 40.
Walewski Antoni, Historya wyzwolenia Polski za panowania
Jana Kazimierza, 1655-1660, t. I-II, Kraków 1866-1868.
W a s i 1 e w s k i Tadeusz, Ostatni Waza na polskim tronie, Ka-
towice 1984.
W a s i l e w s k i Tadeusz, Samuel Oskierka, w: Polski Słow­
nik Biograficzny, t. XXIV/Z, Wrocław 1979.
W e g n e r Jan, Warszawa w latach Potopu szwedzkiego
1655-1657, Wrocław 1957.
W i m m e r Jan, Materiały do zagadnienia liczebności i orga­
nizacji armii koronnej w latach 1655-1660, w: „Studia i Mate­
riały do Historii Wojskowości”, t. IV, Warszawa 1958.
W i m m e r Jan, Przegląd operacji w wojnie polsko-szwedz­
kiej 1655-1660, w: Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, War­
szawa 1973.
W i m m e r Jan, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wie­
ku, Warszawa 1965.
W i s n e r Henryk, Wojsko litewskie 1 połowy XVII wieku, cz.
III, w: „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, t. XXI,
Wrocław 1978.
W i t u s i k Adam Andrzej, O Zamoyskich, Zamościu i Akade­
mii Zamojskiej, Lublin 1978.
W ł o d a r s k i Józef, Polityka pruska elektora brandenbur­
skiego Fryderyka Wilhelma I w latach 1640-1660, Gdańsk
2000.
Ż y g u 1 s k i Zdzisław, jun., Broń w dawnej Polsce, Warsza­
wa 1975.
SPIS TREŚCI

Wstęp .................................................................................. 5
Rzeczpospolita powstaje.................................................... 11
Odzyskanie Warszawy...................................................... 43
W oswobodzonej stolicy.................................................... 93
Pierwsze starcie (28 lipca) ................................................140
Wspaniała szarża (29 lipca) ............................................. 162
Zwycięstwo sprzymierzonych?......................................... 217
Zakończenie........................................................................248
Aneks .................................................................................280
Bibliografia.........................................................................292

You might also like