Professional Documents
Culture Documents
Historyczne Bitwy 053 - Wagram 1809, Sławomir Leśniewski PDF
Historyczne Bitwy 053 - Wagram 1809, Sławomir Leśniewski PDF
Wydawnictwo Bellona
Warszawa 1993. Wydanie I
ISBN 83-11-08249-9
OD AUTORA
3 Tamże, s. 609.
nejskim wywołały niemal natychmiastowy odzew w państ
wach niemieckich. Z Austrii zaczęły napływać informacje
o wzmożonych zbrojeniach. Było aż nadto oczywiste, że
tylekroć upokorzona i zdruzgotana militarnie monarchia
habsburska uzna wypadki w Hiszpanii i Potugalii za wy
śmienitą okazję do odbudowy potencjału wojennego i przy
gotowania odwetu. Zaangażowanie Francji na froncie hisz
pańskim siłą rzeczy musiało osłabić jej militarną pozycję nad
Dunajem.
Jeszcze przed Cintrą (15 sierpnia) na wielkim przyjęciu
wydanym z okazji urodzin Napoleona przeprowadził on
rozmowę z ambasadorem austriackim w Paryżu, hrabią
Klemensem Lotharem Metternichem. Uznawany później za
wielkiego męża stanu, w rzeczywistości mierny polityk,
jakim był Metternich, pomimo wykrętnych odpowiedzi
i zapewnień o pokojowych zamiarach Austrii, nie zdołał
zwieść Bonapartego. Cesarz utwierdził się w przekona
niu, że Habsburgowie rozpoczęli przygotowania do woj
ny. Jak memento musiały zabrzmieć jego słowa wypowie
dziane po spotkaniu z austriackim ambasadorem: „Jest
tak jak w przyrodzie, gdy ciężki stan poprzedzający burzę
każe pragnąć nadciągnięcia burzy, która przyniesie ulgę
nerwom naprężonym i przyniesie niebu i ziemi błogą pogo
dę. Ból ostry, ale krótki, lepszy jest od przewlekłego
cierpienia” 4.
Pomimo nie skrywanej groźby Napoleon za wszelką cenę
chciał uniknąć konfliktu z Austrią. Głównie dlatego, że
prowadzenie walki na dwa fronty było sprzeczne z jego
doświadczeniami i zasadami sztuki wojennej. Aby powstrzy
mać Austrię od zbrojnego wystąpienia, Bonaparte postano
wił sięgnąć po swój największy atut - sojusz zawarty z Rosją.
W kalkulacjach Napoleona, który nie bez słuszności uważał
4 Tamże, s. 170.
5 T h i e r s , Historia..., t. V, s. 350.
rzyści, objąć mieli dowództwo nad dywizjami lekkiej jazdy.
Jean Lannes, który zdobył po heroicznej obronie Saragossę,
oraz André Masséna - obok Davouta najlepsi marszałkowie
Napoleona, przewidziani zostali na dowódców korpusów.
Już w końcu lutego wojska napoleońskie zaczęły się
przemieszczać ku przyszłemu teatrowi działań wojennych.
Bonaparte miał jeszcze nadzieję, co prawda już niewielką, że
zbrojna manifestacja w połączeniu z naciskami politycznymi
(atut rosyjski) skłoni Austrię do rewizji przyjętych planów.
Dywizje generałów Saint-Cyra i Legranda podeszły pod
Metz, a generałowie Boudet i Molitor posunęli swe wojska
pod Strasburg. Gen. Oudinot ruszył z Hanau do Augsburga,
a marsz. Davout umieścił swą główną kwaterę w Wiirzbur-
gu, wyprawiając ku Bayreuth dywizję gen. Frianta. Oddziały
sasko-polskie stopniowo luzowały jednostki francuskie stac
jonujące w Szczecinie, Gdańsku, Kostrzynie i Głogowie.
Książę Eugeniusz otrzymał rozkaz zebrania między Udine
a Weroną czterech dywizji piechoty, jazdy oraz całej artylerii
i utrzymywania tych sił (około 50000 ludzi) w pełnej
gotowości bojowej. Marsz. Murat miał wprowadzić do
Rzymu jedną ze swoich brygad, dzięki czemu przebywająca
tam dywizja gen. Miollisa mogłaby zasilić zgrupowanie
wicekróla. Gen. Marmont zaczął koncentrować swe jedno
stki w Zara, gdzie urządził warowny obóz.
Manifestację wojskową Napoleon wzmocnił spektakular
nym posunięciem dyplomatycznym. Gen. Antoine Franęois
Andréossy, poseł w Wiedniu, opuścił austriacką stolicę pod
pretekstem urlopu. W drodze do Francji uważnie przyglądał
się nieprzyjacielskim przygotowaniom i zdał cesarzowi
szczegółowy raport z poczynionych obserwacji. Relacja
Andréossy’ego potwierdziła jedynie znane fakty: Austria
gorączkowo szykowała się do wojny.
Stan wojskowego alertu trwał w Austrii właściwie już od
1806 r. Szokująca klęska pod Austerlitz wywarła ten jeden
pozytywny skutek, że dała sposobność do przeprowadzenia
generalnych reform wojskowych. W założeniu miały
one uczynić z armii austriackiej równorzędnego part
nera dla wojsk napoleońskich i przygotować monarchię
habsburską do zwycięskiego starcia z Francją i jej sprzymie
rzeńcami.
Zadanie zreformowania armii cesarz Franciszek I powie
rzył arcyksięciu Karolowi, bez wątpienia najzdolniejszemu
spośród cesarskich braci. W ciągu niecałych trzech lat
arcyksiążę jako wódz naczelny i minister wojny dokonał
wielkiego reorganizacyjnego dzieła, choć nie udało mu się
urzeczywistnić do końca wszystkich planów.
Reformatorską działalność rozpoczął arcyksiążę Karol
od dokonania zmian wśród generalicji i wyższego korpusu
oficerskiego. Wielu generałów przeszło w stan spoczynku.
Rozwiązano Cesarski Sztab Generalny. Arcyksiążę wpro
wadził nowe wielkie jednostki taktyczne - brygady i kor
pusy. Te ostatnie, w porównaniu z francuskimi, były stosun
kowo słabe; w 1809 r. istniało dziewięć takich jednostek.
Każda składała się z 20-30 batalionów piechoty, 16-24
szwadronów jazdy oraz 70-90 armat. Realizując koncepcję
jak największej koncentracji artylerii arcyksiążę Karol roz
wiązał kilka pojedynczych batalionów artyleryjskich. Powo
łał natomiast do życia dziewięć Jagerbatalionów (myśliw
skich). Pułki piechoty stopniowo wzmocniono trzecimi
batalionami, przydano im też bataliony rezerwowe.
Wypowiadając się na temat taktyki piechoty arcyksiążę
Karol pozostał konserwatywny. Jak gdyby nie dostrzegając
zalet taktyki kolumnowo-tyralierskiej twierdził, że najwłaś
ciwszy dla piechoty jest szyk zwarty pozwalający maksymal
nie wykorzystać siłę ognia karabinowego.
W 1807 r. austriacki wódz naczelny wprowadził nowy
regulamin wojskowy humanizujący środki dyscyplinarne
i zrywający z surowym drylem przejętym w znacznej mierze
z armii pruskiej. Po raz pierwszy odwołano się w nim do
poczucia żołnierskiego honoru.
W 1808 r. powstała całkowicie oryginalna w warunkach
monarchii habsburskiej formacja - Landwehra (Obrona
Krajowa). Był to rodzaj milicji wzorowanej na francuskiej
gwardii narodowej. Wielu szczególnie starszych oficerów
było przeciwnych jej utworzeniu. Ci zaś, którzy dopuszczali
myśl powołania takiej formacji, przeznaczali Landwehrze
drugorzędną rolę. „Jestem zaprzysiężonym wrogiem Land-
wehry, chociaż chciałbym mieć kilka dobrze zorganizowa
nych batalionów jako wzmocnienie regularnej armii” 6
- stwierdził na przykład feldmarsz. Karol Filip książę
Schwarzenberg. Również Franciszek I sceptycznie zapat
rywał się na powstanie Obrony Krajowej. Na zmianę jego
stanowiska wpłynął dopiero los hiszpańskich Burbonów.
8 czerwca ukazał się cesarski dekret o powołaniu Landweh-
ry, w której mieli służyć mężczyźni zdolni do noszenia broni
w wieku od 18 do 45 lat. Optymistycznie zakładano, że
Austria i Czechy wystawią łącznie 180000 milicji, a Węgry
do 50 000. Specyfika imperium Habsburgów, wstrząsanego
dążeniami niepodległościowymi różnych narodowości, nie
pozwoliła na wykorzystanie istniejącego potencjału ludnoś
ciowego. Wiosną 1809 r. spośród stupięćdziesięciu utworzo
nych batalionów Landwehry jedynie siedemdziesiąt zostało
w pełni przeszkolonych i wyekwipowanych (proste, szare
mundury, duże, czarne kapelusze, karabiny różnych typów).
Olbrzymia większość oddziałów Obrony Krajowej nie wzię
ła udziału w walkach, jedynie około 15 000 ludzi weszło do
bezpośredniej akcji 7.
Podobnie zresztą miała się sprawa z ogólnym wysiłkiem
mobilizacyjnym Austriaków. Okazało się, że liczba 600 000
ludzi, jakich zamierzano powołać pod broń, stanowi zbyt
wysoki, w praktyce niemożliwy do osiągnięcia pułap. W rze
czywistości zdołano zmobilizować około 300000 żołnierzy
1977, s. 172.
7 Tamże.
w armii regularnej i 200 000 wojska odwodowego (Landweh-
ry i pospolitego ruszenia na Węgrzech) 8.
Przygotowania wojenne przebiegały w niezwykle pat
riotycznej atmosferze. Ulice Wiednia wypełniały się tłuma
mi rozentuzjazmowanego ludu, gdy przejeżdżały przez nie
zaprzęgi kawaleryjskie i maszerowały pułki piechoty. W każ
dą niedzielę i święta place miast obwodowych i stolic
prowincjonalnych zapełniały się tysiącami ćwiczących żoł
nierzy. W wojsku panował wspaniały duch walki. Dla
podniesienia w armii i społeczeństwie patriotycznych na
strojów oficjalna propaganda po raz pierwszy użyła
słów-symboli: ojczyzna i wolność. Po oba sięgnięto nie
przypadkowo. Wiedeń zamierzał bowiem połączyć wystą
pienie przeciwko Napoleonowi z ogólnoniemieckim zrywem
w imię wyzwolenia spod fracuskiej dominacji. Wojnie
zamierzano nadać wymiar krucjaty. W manifeście do naro
du niemieckiego wydanym w momencie rozpoczęcia wojny
arcyksiążę Karol miał użyć zwrotu: „Walczymy, aby ocalić
samodzielność monarchii austriackiej i aby odzyskać dla
Niemiec niepodległość i honor narodowy [...] Nasza sprawa
jest sprawą Niemiec” 9.
Liczono na wsparcie Prus, w których nienawiść do
Francuzów była powszechna. Niewielkie sukcesy partyzan
tów pruskich poczytywano jednak pochopnie za zwiastun
rychłego powstania. Również zbyt duże nadzieje robił sobie
Wiedeń w związku z antynapoleońskimi nastrojami panują
cymi w niemieckich państwach związanych sojuszem z Fran
cją: Saksonii, Bawarii, Westfalii, Wirtembergii i innych.
Właściwie tylko austriacki Tyrol, po 1805 r. znajdujący się
w granicach Bawarii, gotów był do powstańczego zrywu.
10 T h i e r s , Historia..., t. V, s. 360.
przyjęli jej ambasadora, zawarli z nią pokój, byli gotowi
wystąpić po stronie austriacko-angielskiej przeciwko Fran
cji i Rosji.
Równie dużą aktywność wykazał dyplomata austriacki
gen. Schwarzenberg w Sankt-Petersburgu. Wśród argumen
tów, jakimi szafował książę, aby uzyskać przychylność
Rosji, znalazło się przypomnienie pokazu francuskiej wiaro-
łomności w Bajonnie (miało to zdyskredytować Francję jako
sojusznika) oraz propozycja poślubienia przez austriackiego
następcę tronu wielkiej księżniczki Anny.
Aleksander I, nie bez kozery nazywany „chytrym Gre
kiem”, postanowił jednak wytrwać w przymierzu z Francją.
Czynił natomiast usilne starania, aby przeszkodzić wybu
chowi wojny. Rosja pozostawała w konflikcie z Persją,
Turcją, Szwecją i Anglią, a więc możliwość powstania
dodatkowego frontu była wielce niepożądana. Wojna Fran
cji z Austrią mogła przynieść Rosji jedynie negatywne skutki
niezależnie od jej wyniku. W razie zwycięstwa tej pierwszej
i ewentualnego unicestwienia monarchii habsburskiej hege
monia Napoleona w Europie zostałaby umocniona. Z kolei
sukces Austrii czyniłby sojusz z Francją całkowicie bezowo
cnym, a koncepcja podziału kontynentu pomiędzy oba
mocarstwa zakończyłaby się fiaskiem. Aleksandrowi 1 udało
się uzyskać od Napoleona przyrzeczenie, że dla utrzymania
pokoju jest on gotów wycofać wszystkie swoje wojska
z terytoriów państw-członków Związku Reńskiego. Austria
zabrnęła jednak zbyt daleko w wojennych przygotowa
niach i nie przyjęła gałązki oliwnej. Choć relacja księcia
Schwarzenberga o przebiegu rozmów w Sankt-Petersburgu
i zamiarze wprowadzenia przez Rosję do Galicji silnej armii
(4 dywizje piechoty i dywizja jazdy) wywołała konsternację
na dworze wiedeńskim - wojna została postanowiona.
Austria zamierzała przystąpić do działań na początku
kwietnia. W ofensywie miało uczestniczyć dziesięć korpusów
piechoty i dwa odwodowe (kawaleria i oddziały grenadie
rów). Podstawowa masa wojsk, sześć korpusów piechoty
i oba odwodowe, pod dowództwem arcyksięcia Karola11,
wyznaczona została do operacji na głównym teatrze wojny
- w Niemczech12. Pozostałe siły otrzymały zadania o charak
terze drugorzędnym - zapewnienie osłony od strony Galicji
i Księstwa Warszawskiego oraz Włoch. Uderzenie na Księs
two i obserwację ruchów armii rosyjskiej powierzono arcy-
księciu Ferdynandowi dysponującemu niemal 40000 ludzi
(IX Korpus). Do Włoch miał wtargnąć arcyksiążę Jan
z dwoma korpusami (VII i VIII ) silnie wzmocnionymi przez
Landwehrę, łącznie około 75 000 ludzi13. Jednocześnie kom
binowany „korpus” złożony głównie z oddziałów Landweh-
ry (18 000 ludzi) miał oswobodzić Tyrol, a inny oddział
(10000-12000) wkroczyć do Dalmacji i zablokować armię
gen. Marmonta.
Armia arcyksięcia Karola, licząca około 200 000 żoł
nierzy, miała bardzo rozbudowaną piechotę i silną artylerię
- około 500 dział14. W ogólnej liczbie armat Austriacy
wyraźnie górowali nad Francuzami, lecz siłą ognia ich
artyleria ustępowała znacznie francuskiej, ponieważ miała
działa o mniejszych kalibrach i donośności. Mankamentem
wojsk austriackich była także niewielka liczba jazdy. Pod
tym względem była ona o wiele słabsza od kawalerii
francuskiej.
Sztab arcyksięcia opracował dwa plany kampanii i przed
stawił je cesarzowi do zatwierdzenia. Autorem pierwszego
był gen. Mayer, który w swej koncepcji uwzględnił panujące
17 Tamże, s. 171.
nakazał aresztować wszystkich gońców austriackich znaj
dujących się w zasięgu Francuzów bądź ich sojuszników.
Treść przejętych depesz nie pozostawiała żadnych wątpliwo
ści; do wybuchu wojny pozostały dni, a może nawet godziny.
Cesarz polecił Berthierowi udać się do Donauwörth i zgro
madzić wojska koło Ratyzbony - jeśli wystarczy na to czasu
- lub wycofać je za Lech, gdyby ofensywa austriacka
uczyniła ten manewr niemożliwym do zrealizowania.
WOJNA
MANEWR NA LANDSHUT
4 Tamże, s. 179.
5 Tamże, s. 179. Na temat roli honoru wojskowego w armii napoleoń
skiej - patrz: P. C a n t a l , Armia rewolucyjna, Lwów 1919, s. 11 nn.
hausen do Landshutu. Bawarowie dowodzeni przez gen.
Wréde ruszyli w pościg, powstrzymany dopiero późną nocą
w okolicy Pfaffenhausen przez grenadierów gen. d’Aspre’a.
Wynik całodniowego boju był korzystny dla sprzymierzeń
ców. Stracili oni około 1000 ludzi, podczas gdy przeciwnik
utracił około 3000 zabitych i rannych.
W tym samym czasie, kiedy Bawarowie i Wirtemberczycy
walczyli pod Kirchdörfern, marsz. Lannes uderzył na Rohr.
Jako pierwszy, na przedpolu usiłował stawić mu czoło gen.
Thierry z kilkoma tysiącami piechoty. Strzelcy konni gen.
Jacquinota z impetem wpadli na Austriaków, nie pozo
stawiając im czasu na sformowanie czworoboków. Nieszczę
śni piechurzy, choć mając znaczną przewagę liczebną, nawet
przez moment nie byli w stanie stawić zorganizowanego
oporu i rozbiegli się w popłochu, szukając schronienia
w pobliskich lasach. Tam wielu z nich zostało zarąbanych
bądź wziętych do niewoli. Tylko nieznaczna część zdołała się
przerwać ku głównym siłom.
W Rohr Austriacy stawili bardziej zaciekły opór. Dywizja
Schustecka, wzmocniona częścią oddziału Thierry’ego, nie
zdołała jednak utrzymać wioski i zaczęła się wycofywać
w kierunku Rottenburga traktem wiodącym do Landshutu.
Za w miarę uporządkowany odwrót największą daninę krwi
zapłacili kirasjerzy Kienmayera, na których spadła miaż
dżąca szarża jazdy Saint-Sulpice’a. Ich resztki, wespół
z czterema szwadronami dragonów Lenvenehra, osłaniały
następnie cofającą się piechotę. Zadanie to było tym trud
niejsze do wykonania, że poza Rohr okolica była bardziej
odsłonięta i dawała większe możliwości operacyjne kawale
rii francuskiej. Odwrót odbywał się więc pośród ciągle
ponawianych szarż i kontrszarż, podczas których szeregi
piechoty austriackiej coraz bardziej topniały. Straty w zabi
tych, rannych i jeńcach osiągnęły pod koniec dnia liczbę
5000 ludzi i być może uchodzący przeciwnik zostałby
rozgromiony, gdyby w okolicach Rottenburga nie napotkał
oddziałów Hillera. Jednak dzielna jazda Kienmayera i Len-
venehra niemal w całości wyginęła.
Marsz. Lannes, który w całodniowych walkach utracił
zaledwie 200 żołnierzy, dysponował wystarczającymi siłami,
aby sięgnąć po zwycięstwo w starciu z gen. Hillerem. Jednakże
zdawał sobie sprawę ze znużenia własnych ludzi i zamiast
wdawać się w kolejny bój, postanowił zaczekać na nowe
rozkazy od Napoleona. Tym bardziej że zaplanowane połą
czenie z Bawarami i Wirtemberczykami jeszcze nie nastąpiło.
Walki stoczone 20 kwietnia przyniosły Austriakom same
porażki. Tego bowiem dnia zostali nie tylko zepchnięci
kilkanaście kilometrów w kierunku Landshutu, tracąc przy
tym 7000-8000 ludzi, co ich łączne straty podniosło do
13 000-14000, ale przede wszystkim utracili swobodne połą
czenie między dwoma wielkimi zgrupowaniami: arcyksięcia
Karola, przypartego do Dunaju w okolicach Ratyzbony,
i lewym skrzydłem spychanym ku Izarze. Z tego punktu
widzenia tzw. bitwa pod Abensbergiem - w gruncie rzeczy
nie prowadzona z jakimś szczególnym natężeniem i przy
prawiająca przeciwnika o stosunkowo niewielkie straty
- miała duże znaczenie strategiczne. Napoleon, z radością
wsłuchując się w napływające meldunki, w pisanych naza
jutrz listach z pewną przesadą nazwał starcie pod Abensber
giem „drugą Jeną”, podczas gdy poprzedzający je bój pod
Thann doczekał się porównania z bitwą pod Auerstaedt. Jak
wiadomo, w 1806 r. pod Auerstaedt marsz. Davout odrzucił
główną, kilkakrotnie liczniejszą armię pruską, podobnie jak
teraz austriacką, tego samego natomiast dnia pod Jeną
Bonaparte rozgromił drugą, słabszą armię przeciwnika i to
samo - Napoleon miał takie wrażenie - stało się teraz pod
Abensbergiem. Tak optymistyczna, entuzjastyczna wręcz
ocena powstałej sytuacji mogła prowadzić tylko do jednego
logicznego wniosku: Austriacy znajdują się w pełnym od
wrocie. Pozostawało do odpowiedzi istotne pytanie: w jakim
kierunku będzie się on odbywał?
Nieprzyjaciel mógł swobodnie przejść na północny brzeg
Dunaju, lecz wybierając ten kierunek pozostawiłby Fran
cuzom otwartą drogę na Wiedeń. Logika i doświadczenie
płynące z poprzednich kampanii kazały odrzucić taką
ewentualność. Napoleon był pewien, że przeciwnik za
wszelką cenę będzie się starał osłonić dostęp do stolicy. Gdy
więc Davout zameldował o koncentracji głównych sił arcy
księcia Karola pod Ratyzboną, Napoleon nie dał temu
wiary, trwając w przeświadczeniu o nieuniknionym od
wrocie nieprzyjaciela na wschód. Mając wrażenie pełnego
sukcesu cesarz postanowił następnego dnia zamienić go
w pogrom wroga. Lannes i Vandamme otrzymali rozkaz
uderzenia na Landshut przez Rottenburg. Masséna miał
pomaszerować na Landshut koncentrycznie, przechodząc
pod Freisingiem na prawy brzeg Izary. Oponujący przeciw
ko tym zarządzeniom Davout dostał polecenie uderzenia,
przy współudziale Bawarów, w kierunku na Eggmühl
(Eckmühl), gdzie według przypuszczeń cesarza powinny
znajdować się tyły armii austriackiej.
Kalkulacje Napoleona okazały się jednak błędne. Ran
kiem 21 kwietnia marsz. Davout rzeczywiście rozpoznał
w okolicach Eggmühl znaczne siły austriackie, lecz nie były
to bynajmniej tyły, ale czoło armii arcyksięcia Karola, który
zdobył już Ratyzbonę i połączył się z korpusami czeskimi
generałów Bellegarde’a i Kolowratha. Pomimo olbrzymiej
przewagi nieprzyjaciela Davout rzucił dwadzieścia kilka
tysięcy żołnierzy do desperackiego ataku. O dziwo!, austria
ckie korpusy Hohenzollerna i Rosenberga, zajmujące silne
pozycje na wzgórzach, opuściły je i pod naporem Francuzów
cofnęły się bliżej Eggmühl. Obaj dowódcy obawiali się, że
mogą mieć do czynienia z większymi niż w rzeczywistości
siłami i postanowili zbliżyć się ku własnemu centrum.
Głównie dzięki błędnej ocenie sytuacji przez nieprzyjaciela
Davoutowi udało się kilka godzin utrzymywać inicjatywę
i wziąć kilkuset jeńców. Austriacy, oparci mocno o Ratyz-
bonę, przeszli jednak niebawem do kontruderzenia i ze
pchnęli oddziały marszałka do rozpaczliwej obrony. Przed
rozbiciem uratowały je posiłki nadesłane przez Bonapartego
od strony Landshutu. Składały się one z dywizji Demonta,
Bawarów oraz kirasjerów Nansouty’ego. Do wieczora, za
cenę 1400 ludzi, głównie z dywizji Frianta, Davout zdołał
utrzymać pozycje. Straty nieprzyjaciela były co najmniej
dwukrotnie wyższe.
W tym samym czasie, kiedy Davout otrzymał wsparcie,
w samo południe, Napoleon wkraczał do Landshutu. Od
świtu trwała pogoń za cofającymi się w tym kierunku
korpusami gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika. Traktem
z Rottenburga ścigał je marsz. Lannes, gen. Wréde pędził je
natomiast przed sobą drogą wiodącą od Pfaffenhausen.
Przestrzeń pomiędzy tymi miejscowościami a Landshutem
wypełniła się tysiącami żołnierzy. Od marsz. Massćny zale
żało, dla kogo wyścig ten zakończy się zwycięsko. Gdyby
francuskiemu marszałkowi udało się przeciąć Austriakom
odwrót pod Landshutem, co zaplanował Napoleon, ich
klęska byłaby całkowita. „Wszystko teraz zależy od ob
liczenia godzin”6 - stwierdził cesarz i tak było w rzeczywi
stości.
Bonaparte, jadąc konno w otoczeniu piechoty gen. Mo-
randa, lekkiej jazdy i kirasjerów gen. Saint-Sulpice’a, już
wczesnym rankiem stanął pod Landshutem. Po drodze jego
oddziały wzięły setki jeńców i zdobyły, a właściwie należało
by powiedzieć - pozbierały, porzucone przez nieprzyjaciela
armaty, furgony i bagaże. Widziany z wyniosłości Landshut
przedstawiał niezwykły widok. Oba prowadzące do miasta
trakty wypełniała skłębiona masa ludzi, koni i wozów.
W wąskich uliczkach panowało trudne do opisania zamie
szanie. Żołnierze z różnych jednostek, piechurzy przemiesza
ni z kawalerzystami tłoczyli się, walczyli o dostęp do
7 Tamże, s. 177.
dwóch poprzednich dni inicjatywy. Wódz austriacki po
stanowił zaatakować i rozbić najpierw lewe skrzydło Fran
cuzów, a następnie, grożąc im oskrzydleniem, przejść do
ogólnego natarcia. W tym celu wydał zarządzenia zmierzają
ce do wzmocnienia własnego prawego skrzydła, które dzięki
nim osiągnęło stan 36 000 ludzi i składało się głównie
z oddziałów wchodzących w skład korpusów generałów
Kolowratha i Bellegarde’a. Pozostała część armii (około
40000 ludzi) miała pozostawać w defensywie na dotych
czasowych pozycjach do czasu osiągnięcia sukcesu przez
prawe skrzydło.
Plan ten, niezły z operacyjnego punktu widzenia, mógł
przynieść Austriakom wiele korzyści, gdyby został szybko
wprowadzony w czyn i konsekwentnie zrealizowany. Tym
czasem arcyksiążę, chcąc dać czas Kolowrathowi na prze
prawienie wszystkich oddziałów z lewego brzegu Dunaju,
zarządził początek akcji między godziną 12.00 a 13.00. Miał
wyjątkowego pecha, gdyż - jak pamiętamy - o tej samej
porze Bonaparte zapowiedział przybycie pod Eggmühl.
Z tym że cesarz, w odróżnieniu od arcyksięcia Karola,
o wiele bardziej doceniał znaczenie czasu jako czynnika
decydującego niejednokrotnie o wynikach bitew i działał
niemal błyskawicznie. Tak więc gdy koło południa masy
austriackiej piechoty i jazdy szykowały się do podjęcia ataku
na skrzydło korpusu marsz. Davouta, od strony Landshutu
ukazały się gęste kolumny maszerujących Francuzów. Na
czele szli Wirtemberczycy i właśnie oni jako pierwsi dostali
się pod kartaczowy ogień artylerii. Po chwili spadla na nich
szarża kawalerii. Na odgłos armat Davout rzucił do ataku
swoje oddziały, Wirtemberczycy zaś, wsparci przez dywizję
generałów Moranda i Gudina, wzięli Lintach i posunęli się
pod Eggmühl. Podczas gdy dywizje generałów Frianta
i Saint-Hilaire’a, tracąc setki zabitych i rannych, zdoby
wały metr po metrze teren zajmowany przez oddziały
z korpusu Rosenberga, wyrzucając go w końcu ze wsi Ober
i Unter-Leuchling, piechota wirtemberska zdobyła sztur
mem zamek i miasteczko Eggmühl bronione przez piechu
rów gen. Vukassowicha. Zaczęła rysować się przewaga
Francuzów i ich sprzymierzeńców. Na wszystkich odcin
kach frontu ich wojska czyniły postępy spychając Austria
ków w ogólnym kierunku na Ratyzbonę. Około godziny
16 dywizja gen. Saint-Hilaire’a wsparta przez piechotę
gen. Gudina odrzuciła szarżę szwoleżerów i huzarów genera
łów Stutterheima i Sommariva, a następnie stanęła na
trakcie ratyzbońskim i mimo kolejnych szarż wroga zdołała
go utrzymać. Na lewo od Saint-Hilaire’a zdobył Friant
stykające się z traktem wzgórza, natomiast pozostała część
dywizji gen. Gudina zaczęła wchodzić na równinę ratyzboń-
ską od strony Gailsbachu. W ten sposób powstało niebez
pieczeństwo przepołowienia armii austriackiej po obu stro
nach drogi.
Widząc co się dzieje, arcyksiążę Karol rozstał się z myślą
o zwycięstwie i zarządził odwrót na Ratyzbonę chcąc
uratować armię przed pogromem. Trudne zadanie osłonię
cia cofających się wojsk spoczęło na odwodowych pułkach
kawalerii. Kirasjerzy Gottesheima i huzarzy Stipsicsa stoją
cy dotychczas na trakcie ratyzbońskim pod Egglofsheim nie
byli jednak w stanie przeciwstawić się atakowi jazdy sprzy
mierzonych. Dochodziła godzina 19.00, gdy masy kawalerii
generałów Nansouty’ego i Saint-Sulpice’a, wzmocnionej
przez konnicę bawarską i wirtemberską, zwaliły się na
przeciwnika. Austriacy nie dotrzymali pola, ich linia pękła
pod naporem liczniejszego wroga. Zdziesiątkowana, zmie
szana jazda Gottesheima i Stipsicsa zaczęła uciekać ku
Kofering. Po drodze natknęła się jednak na bagniste łąki
i chcąc nie chcąc zmuszona została do zwrócenia się frontem
ku przeciwnikowi. Znów doszło do krwawej walki. Jeśli
jednak poprzednio toczyła się ona w zwartych, głębokich
szeregach, to teraz doszło do pojedynków pomiędzy poje
dynczymi jeźdźcami lub ich małymi grupkami. Zapadające
ciemności, rozświetlane słabym blaskiem wschodzącego
księżyca, stanowiły oprawę boju, który Austriakom musiał
przynieść niechybnie klęskę. Jeźdźcy arcyksięcia, w odróż
nieniu od kirasjerów francuskich mających zbroje obustron
ne, posiadając tylko napierśniki, zasłali pole bitwy setkami
ciał. Większość z nich otrzymała śmiertelne rany sztychami
zadanymi od tyłu. Poświęcenie kirasjerów austriackich
uratowało jednak armię arcyksięcia Karola. Pod osłoną
nocy znalazła ona schronienie w murach Ratyzbony.
Zrozpaczony wódz austriacki postanowił niezwłocznie
przerzucić wojska na drugi brzeg Dunaju. Ewentualność
stoczenia nazajutrz bitwy z rzeką za plecami przerażała go.
Stan armii nie pozwalał mieć nadziei na zwycięstwo. Bitwa
pod Eggmühl kosztowała ją około 6000 zabitych i rannych,
4000 jeńców, utratę wielu armat. Straty przeciwnika nie
przekroczyły 2500 ludzi. Nastroje wśród żołnierzy austriac
kich zdecydowanie pogorszyły się. Zaledwie przed dwoma
tygodniami rozpoczynali kampanię pewni zwycięstwa nad
nie pokonanym dotychczas przeciwnikiem, a oto od kilku
dni ich udziałem stały się jedynie dotkliwe porażki. Tę
okoliczność arcyksiążę także musiał wziąć pod uwagę - nie
da się prowadzić wojny bez żołnierzy lub z tłumem wojaków
zdemoralizowanych i zniechęconych serią przegranych bi
tew. Jednak nie poniesione straty, choć bardzo dotkliwe
w stosunku do ogółu posiadanych sił, ani nawet upadek
ducha w wojsku spędzały sen z powiek arcyksięciu. Najgor
sze bowiem było to, że po bitwie pod Eggmühl oddzielony
został ostatecznie od korpusów gen. Hillera i arcyksięcia
Ludwika, pozbawiony panowania nad Bawarią i główną
drogą prowadzącą do Wiednia.
Napoleon nie przeszkadzał zbytnio przeciwnikowi w wy
cofaniu wojsk. Dziś, patrząc z perspektywy, można wytknąć
Bonapartemu, że z własnej winy, w sposób zupełnie nie
zrozumiały, nie wykorzystał nadarzającej się okazji i nie
rzucił oddziałów do pogoni za rozprzężonym przeciwni
kiem. Jakże łatwo po czasie stawiać podobne zarzuty!
W nocy z 22 na 23 kwietnia Napoleon miał do wyboru:
posuwać się naprzód z szansą zepchnięcia wroga do Dunaju,
ale też ryzykując nową bitwę z częścią jego dywizji korzys
tających z osłony Ratyzbony albo też odłożyć starcie do
następnego dnia, w czym nie zawierało się żadne ryzyko.
Zapewne Bonaparte-generał wybrałby pierwsze rozwiąza
nie, Bonaparte-cesarz, aczkolwiek z pewnym wahaniem,
skłonił się ku drugiemu.
Działania 23 kwietnia rozpoczęły się wczesnym rankiem
od starcia jazdy. Arcyksiążę przeznaczył kawalerii rolę
najdalej wysuniętej osłony cofającej się armii, bliższą, w bez
pośrednim sąsiedztwie twierdzy, stanowił korpus gen. Kolo-
wratha, który poprzedniego dnia w najmniejszym stopniu
był zaangażowany w walkę. Główna masa wojsk austriac
kich przechodziła na lewy brzeg Dunaju przez Ratyzbonę,
natomiast dla Korpusu Rezerwowego zmontowano poniżej
miasta most na łodziach. Od długotrwałości oporu jazdy
austriackiej walczącej na rozległej płaszczyźnie przylegającej
do Ratyzbony i od postawy żołnierzy Kolowratha zależało,
czy ewakuacja przeprowadzona zostanie bez większych
strat.
Mimo wielkiego poświęcenia kawaleria nie sprostała
zadaniu. Słabsza jakościowo i liczebnie od francuskiej
zasłała pole tysiącem trupów i rzuciła się w ucieczce ku
miastu. Ścigający ją przeciwnik ujrzał most łyżwowy, po
którym przechodził akurat oddział grenadierów zamykający
austriacką kolumnę. Powiadomiona o położeniu mostu
artyleria marsz. Lannesa zasypała go gradem pocisków. Po
krótkiej kanonadzie most został zniszczony; porozbijane
szczątki łodzi popłynęły z prądem Dunaju, podobnie jak
zwłoki kilkuset zabitych grenadierów. Główna część Kor
pusu Rezerwowego znalazła jednak bezpieczne schronienie
po drugiej stronie rzeki. Tak samo stało się z pozostałą
częścią sił austriackich. W momencie gdy marsz. Davout
z dywizjami generałów Frianta i Saint-Hilaire’a z lewej
strony, marsz. Lannes z dywizjami generałów Moranda
i Gudina z prawej - mając w środku przemieszane szwad
rony kawalerii - podchodzili pod Ratyzbonę, ostatnie
oddziały nieprzyjaciela przebiegały jej ulice zmierzając ku
kamiennym mostom na Dunaju. Za murami miasta pozo
stały jedynie jednostki osłonowe.
Fortyfikacje Ratyzbony - zwykły mur z rozmieszczonymi
w pewnych odstępach wieżami oraz szeroka fosa - nie
dawały co prawda nadziei na dłuższą obronę, ale liczna
załoga, jaką w mieście pozostawił arcyksiążę Karol, mogła
się w nim utrzymać nawet kilka dni. Napoleon i jego
żołnierze nie brali jednak poważnie takiej ewentualności pod
uwagę. Dodatkowym bodźcem do szybkiego zdobycia Ra
tyzbony była heroiczna walka, jaką przed kilkoma dniami
stoczył w jej murach 65 pułk liniowy pozostawiony tam
przez marsz. Davouta. Jego dowódca, mężny pułkownik
Coutard, poddał się dopiero po wyczerpaniu ładunków
prochowych i wyeliminowaniu z dalszej walki około 800
nieprzyjacielskich żołnierzy.
Na rozkaz Napoleona w jednym miejscu naprzeciw
murów ustawiono potężną baterię dział (wszystkich, jakimi
dysponowali Davout i Lannes), a następnie rozpoczął się
morderczy ostrzał zarówno fortyfikacji, jak i zabudowań
miasta. Grad kul i granatów spowodował wnet liczne pożary
w Ratyzbonie. Naruszony ogniem artyleryjskim mur zaczął
się kruszyć i pozostawało jedynie kwestią czasu, kiedy
powstanie w nim wyłom umożliwiający bezpośredni szturm.
Bonaparte, chcąc lepiej zorientować się w sytuacji, w oto
czeniu adiutantów i oficerów sztabu podjechał niemal pod
same fortyfikacje. Z lunetą w dłoni, w nieodłącznym szynelu
i z charakterystycznie założoną ręką, cesarz stanowił wyma
rzony cel dla nieprzyjacielskich strzelców wyborowych.
I jeden z nich wykorzystał nadarzającą się szansę. Kula
karabinowa trafiła Bonapartego w nogę w okolicy kostki.
Czując ostry ból powiedział przez zęby, wolno cedząc słowa:
„Dostałem w nogę”8 i ...pozostał na dotychczasowym
stanowisku. Żołnierze uwielbiają takie sceny i takich wo
dzów. Gdyby kula trafiła pół metra wyżej, Napoleon
straciłby zapewne nogę, gdyby wzniosła się jeszcze bardziej
- 23 kwietnia 1809 r. mógłby okazać się ostatnim dniem
epopei napoleońskiej. A tak, opatrzony przez chirurga,
Bonaparte pokłusował wzdłuż szeregów wojska wzbudzając
nieopisany entuzjazm żołnierzy. Władca połowy Europy
dzielący z nimi trudy i niebezpieczeństwa zasługiwał na
największe poświęcenie.
Jakoż grenadierzy z 85 pułku z korpusu marsz. Lannesa,
nie bacząc na ogień przeciwnika, pochwycili kilka drabin,
przystawili je ponad fosą do muru i zaczęli wspinać się ku
górze. Kilkunastu z nich niemal natychmiast zostało strąco
nych, pozostali zawahali się przed pójściem w ich ślady.
Wówczas do akcji wkroczył sam Lannes. Z okrzykiem:
„Pokażę wam, że wasz marszałek nie przestał być grenadie
rem!”9- chwycił jedną z leżących na ziemi drabin i pobiegł
ku murom. Powstrzymali go zaraz co prawda dwaj adiu
tanci, Marbot i Labédoreye, lecz przykład dany przez
marszałka podziałał elektryzująco na jego podkomendnych.
Tłum grenadierów rzucił się do częściowo zasypanej gruzem
fosy, przebył ją błyskawicznie, a następnie zaczął się wdrapy
wać na rozwalony mur. Ogień Austriaków, gęsty, lecz
bezładny, nie był już w stanie powstrzymać atakujących.
Jako jedni z pierwszych wdarli się do miasta adiutanci
Lannesa. W chwili gdy grenadierzy otworzyli jedną z bram,
przez którą wpadli żołnierze z 85 pułku, los Ratyzbony i jej
obrońców został przesądzony. Bito się jeszcze przez jakiś
czas zawzięcie wzdłuż murów, po czym Austriacy zaczęli
się wycofywać w głąb miasta. Niektórym z nich udało się
ASPERN I ESSLING
10 Tamże, s. 446-447.
Jeszcze gorzej dla Francuzów rozwijała się sytuacja w Ty
rolu. Austriacki generał Jean Chasteler wkroczył doń już
9 kwietnia. Dwa dni później połączył się z oddziałami górali,
którzy pod wodzą Andreasa Hofera podnieśli bunt przeciw
ko obcej okupacji. W ogniu stanęła zarówno włoska, jak
i niemiecka część Tyrolu. 5000 Bawarów i garść Francuzów
miała przeciwko sobie 12-tysięczny korpus austriacki i około
20000 powstańców. Na równinie Sterzing u podnóża Bren-
neru doszło do krwawej bitwy, w której górale rozgromili
przeciwnika. Nienawiść do okupanta i nagle wyzwolony
nacjonalizm spowodowały, że doszło do scen przerażających
swym okrucieństwem. W barbarzyński sposób mordowano
bezbronnych jeńców, co stanowiło odwet za wcześniejszy
terror i zbrodnie dokonane przez wroga. Tyrol włoski został
w całości utracony, w jego niemieckiej części Francuzi stawili
słaby, nie zorganizowany opór.
Hofer nie był jedynym, który podniósł bunt przeciwko
Francuzom w momencie rozpoczęcia austriackiej ofensywy.
W rozczłonkowanej, upokorzonej, obciążonej rujnującymi
kontrybucjami wojennymi monarchii pruskiej wciąż tlił się
patriotyczny płomyk żądzy odwetu, który mógł przerodzić
się w ogólnonarodowe powstanie. Rewindykacyjne dążenia
uśmierzał król Fryderyk Wilhelm III i sfery rządzące, mając
w pamięci katastrofę z 14 października 1806 r., gdy pod Jeną
i Auerstaedt rozwiały się pruskie nadzieje na złamanie
francuskiej hegemonii. Rewolta, chociaż w ograniczonej
skali, jednak wybuchła. Na jej czele stanął mjr Schill, owiany
legendą partyzant z lat 1806-1807. Prowadząc ze sobą 500
kawalerzystów wchodzących w skład berlińskiej załogi,
wyruszył na prywatną wojnę przeciwko całej potędze Napo
leona. Prywatnej, gdyż Prusy 1809 r. nie dojrzały jeszcze do
powszechnego wystąpienia. Akcja Schilla, popartego przez
zaledwie kilka regularnych jednostek i niewielką liczbę
powstańców, z wojskowego punktu widzenia miała niewiel
kie znaczenie. W razie niepowodzeń armii francuskiej na
głównym teatrze wojny mogła się jednak przerodzić w bar
dziej masowy ruch i stanowić poważne zagrożenie.
Równie niepokojące wiadomości nadeszły z Księstwa
Warszawskiego, do którego wkroczył korpus arcyksięcia
Ferdynanda 11.
Napływające do kwatery Napoleona wieści o wydarze
niach rozgrywających się we Włoszech, w Prusach i Polsce,
na terenach otaczających niczym pierścień główny teatr
wojny, musiały mieć wpływ na kształtowanie się planu
dalszej kampanii. O ile w razie zwycięstwa w wojnie aneksja
Księstwa Warszawskiego stanowić mogła jedynie chwilowy
triumf wroga, akcja Schilla zaś i związany z nią słaby ruch
powstańczy był łatwy do spacyfikowania, o tyle utrata
Tyrolu i zepchnięcie wicekróla nad Adygę wystawiało prawe
skrzydło armii Napoleona na uderzenie wojsk arcyksięcia
Jana.
Po zdobyciu Ratyzbony cesarz miał do wyboru dwa
rozwiązania. Pierwsze - mógł szybkim marszem wzdłuż
Dunaju iść prosto na Wiedeń, spychając przed sobą słabą
armię gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika, mając ewentualnie
po swej prawej stronie, z tyłu, arcyksięcia Jana, całkiem
natomiast z tyłu i na lewej wojska arcyksięcia Karola.
Zdobycie Wiednia, podobnie jak w 1805 r., stwarzało realną
szansę na rychłe zakończenie wojny. Pozbawieni stolicy
Austriacy nie byliby już tak twardym i niebezpiecznym
przeciwnikiem. Gdyby natomiast poważyli się na stoczenie
walnej bitwy, musieliby przystąpić do walki z odwróconym
frontem, co kłóciło się z prawidłami sztuki wojennej i koń
czyło zwykle dotkliwą porażką. Drugie - polegało na
przerzuceniu niemal całej armii na przeciwległy brzeg Duna
ju i podjęciu w Czechach pogoni za wojskami arcyksięcia
Karola, których pokonanie oznaczałoby ostateczny cios
zadany monarchii austriackiej. Pogrom głównej armii nie
13 Tamże, s. 180.
rzymie składy z żywnością i amunicją, stać się miało odtąd
podstawą linii operacyjnej do dalszych działań armii fran
cuskiej.
29 kwietnia wojska Napoleona uchwyciły bieg Innu od
Salzburga po Passau; gen. Hiller i arcyksiążę Ludwik,
zagrożeni odcięciem odwrotu, śpiesznym marszem wymknę
li się w kierunku na Linz, gdzie spodziewali się rychłego
połączenia z mającym nadejść od strony Czech arcyksięciem
Karolem. Brygady remontowe przystąpiły natychmiast do
naprawy zniszczonych przez Austriaków mostów.
Od 18 do 30 kwietnia Bonaparte przebywał w Burg-
hausen. Otrzymał tam wspomniany już list od arcyksięcia
Karola, na który postanowił chwilowo nie odpowiadać.
Na 1 maja Napoleon zarządził ogólny marsz w kierunku
Trauny. Zdobycie jej biegu dawało w konsekwencji kontrolę
nad Linzem. Massćna ruszył znowu wzdłuż Dunaju traktem
wiedeńskim na Linz i położony w jego pobliżu, nad Trauną,
Ebelsberg. Pozostałe jednostki - oddziały Bessièresa, Lan-
nesa i Vandamme’a - Napoleon skierował na Lambach
i Weis. Gdyby Austriacy zechcieli stawić opór pod Linzem,
idący w dół Dunaju Masséna miał odegrać rolę straży
przedniej, główne siły natomiast, orientując się na jego
korpus, uderzyłyby na lewe skrzydło przeciwnika. Gdyby
zaś nieprzyjaciel usiłował bronić się na potężnej pozycji pod
Ebelsbergiem, scenariusz manewru miał być podobny - kor
pusy Bessièresa, Lannesa i Vandamme’a miały sforsować
Traunę pod Weis i uderzyć na skrzydło oraz tyły Austria
ków.
Zmierzający ku Linzowi marsz. Massćna ścierał się z tyl
nymi strażami gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika i z niepo
kojem obserwował ruchy wojsk austriackich na drugim
brzegu Dunaju. Były to czołowe oddziały generałów Kle-
naua i Stutterheima. Ich pojawienie się pobudziło Massćnę
do przyśpieszenia marszu. 3 maja o świcie jego oddziały
stanęły pod Linzem. Zdobycie miasta nie zajęło wiele czasu.
Straż tylna gen. Hillera po krótkiej strzelaninie wycofała się
w kierunku Ebelsberga.
Zdobycie Linzu przez Francuzów zbiegło się w czasie ze
zniszczeniem mostu na Dunaju przez Klenaua i Stutter-
heima. Niemożność skorzystania przez główną armię au
striacką z tego właśnie mostu nie stanowiła jednak nie
powetowanej straty. Potężny most o rzeczywiście strategicz
nym znaczeniu znajdował się o kilka kilometrów w dół
Dunaju w Mauthausen.
Masséna po opanowaniu Linzu najszybciej jak mógł
pokonał odległość dzielącą go od Ebelsberga. Miasto i za
mek o tej samej nazwie górowały nad przeprawą przez
Traunę i stanowiły klucz do mostu w Mauthausen. Widok,
jaki ukazał się żołnierzom Massćny, przekonał ich, że tym
razem Hiller - o ile wycofa się - uczyni to dopiero po
twardym boju i wyrzuceniu go z zajmowanych pozycji.
Przeciwległe niewysokie wzgórza na prawym brzegu Trauny
obsadziły rozwinięte do boju oddziały austriackie liczące
łącznie od 36000 do 40 000 ludzi14. Ponad ich stanowiskami
leżało miasteczko Ebelsberg, a jeszcze wyżej usytuowany był
najeżony armatami zamek, który górował nad okolicą. Oba
wojska oddzielała od siebie dość szeroka w tym miejscu
rzeka wpadająca do koryta Dunaju pośród gęsto zalesio
nych wysepek. Jej brzegi spinał most, przed którym koło wsi
Klein-München stał oddział piechoty i trochę jazdy. Wyda
wało się, że bez skrzydłowego uderzenia reszty armii zdoby
cie Ebelsberga przewyższa możliwości Massćny - słabszego
liczebnie i mającego do czynienia z wrogiem osłoniętym
rzeką.
Marszałek obawiał się, że jakakolwiek zwłoka w opano
waniu mostu w Mauthausen może przynieść opłakane
skutki. Nie wiedział bowiem, czy oddziały austriackie,
zauważone przez niego na drugim brzegu Dunaju, stanowią
22 T h i e r s , Historia..., t. V, s. 503.
nie tracił czasu na zbędne wyjaśnienia i komentarze. Zgodnie
z zarządzeniem Napoleona powstrzymał natarcie w momen
cie, gdy jego oddziały zbliżały się do Breitenlee i nakazał
powolne wycofywanie się ku linii Aspern-Essling.
Arcyksiążę Karol z niedowierzaniem przyjął raport
o wstrzymaniu przez Francuzów rozwijającego się z roz
machem natarcia, lecz szybko pojął przyczyny tej decyzji.
Rzadki, nieregularny ogień karabinowy i milczące armaty
wymownie świadczyły o tym, że przeciwnikowi kończy się
amunicja. Wódz austriacki, świadomy wielkiej szansy, jaka
się przed nim nagle otworzyła, natychmiasst przegrupował
swe wojska, zamierzając przejść do przeciwuderzenia na
całym froncie. Część korpusu Bellegarde’a przesunęła się do
centrum i na lewe skrzydło, a grenadierzy rezerwy zajęli
pozycje za oddziałami księcia Hohenzollerna. Potężne ude
rzenie w centrum miało wspierać około 200 armat.
Znajdującą się najbliżej Austriaków dywizję Saint-Hilai-
re’a zasypała lawina ognia kartaczowego. Złożony w olb
rzymiej części ze starych wiarusów oddział cofał się we
wzorowym porządku, każdy metr przebytego terenu zna
cząc dziesiątkami zabitych i rannych. Skupiając na sobie
ogień przeciwnika stanowił bowiem swoistą tarczę dla
pozostałych oddziałów Lannesa. Sam marszałek musiał
zresztą stanąć na czele dywizji, gdy jej dowódca, bohaterski
gen. Saint-Hilaire, padł martwy po ugodzeniu kartaczem.
Kilkakrotnie Lannes poprowadził żołnierzy do gwałtow
nych kontrataków na bagnety, starając się jak najbardziej
oszczędzać resztki amunicji.
Ogień, który przez wiele minut dziesiątkował żołnierzy
dywizji Saint-Hilaire’a, Austriacy przenieśli następnie na
dywizje Oudinota, złożone głównie z niedoświadczonych
rekrutów. Grad pocisków wprost kosił ich mocno ściśnięte
szeregi.
Pomimo olbrzymich strat Lannesowi udało się doprowa
dzić żołnierzy w zwartych kolumnach do linii wgłębienia
ciągnącego się od Aspern do Essling. Wykrwawiona piecho
ta znalazła tam wreszcie osłonę przed zabójczym ogniem.
Własna artyleria usiłowała udzielić jej wsparcia wystrzeliwu
jąc ostatnie pociski.
Austriacy, którym niespodziewany zwrot w bitwie przy
wrócił wiarę w zwycięstwo i ochotę do dalszej walki, nie
zamierzali poprzestać na zepchnięciu Francuzów na pozycje
wyjściowe i szykowali się do generalnego natarcia na
Essling, Aspern i w centrum. Do pierwszej z tych wsi
podeszły znów dwie kolumny gen. Rosenberga, do drugiej
zbliżył się korpus gen. Hillera i część korpusu gen. Bellegar-
de’a. Pozostałe oddziały tego korpusu wraz z korpusem
księcia Hohenzollerna, jazdą księcia Lichtensteina oraz
grenadierami szykowały się do ataku w centrum.
Przygotowania Austriaków nie umknęły uwagi Napoleo
na. Postanowił on wyprzedzić uderzenie nieprzyjaciela i na
kazał Lannesowi zaatakować zgrupowanie Hohenzollerna
i Lichtensteina. Zdziesiątkowane dywizje Saint-Hilaire’a,
Claparéde’a i Tharreau w pierwszej linii, kirasjerzy w dru
giej, a stara gwardia w trzeciej zwarły się z wrogiem.
Kirasjerzy wyrąbali szeroką ulicę w austriackiej piechocie.
Książę Lichtenstein nie dopuścił jednak do jej zupełnego
rozcięcia i rzucił w wyłom kawalerię. W potężne kłębowisko
wpadli jeszcze huzarzy i strzelcy Marulaza i Lasalle’a.
Piętnaście tysięcy jeźdźców francuskich i austriackich, ścina
jących się ze sobą w ogromnym kręgu, stworzyło niezwykły
spektakl ruchu i śmierci. Wśród szarż i kontrszarż, okupio
nych setkami zabitych, Francuzom udało się ostatecznie
powstrzymać napór nieprzyjaciela w centrum.
Austriacy, jakby sparaliżowani gwałtownym kontrnatar-
ciem przeciwnika, ustawili się naprzeciw francuskich pozycji
obronnych ciągnących się od Aspern do Essling, nie przeja
wiając ochoty do dalszego natarcia. Za to ich artyleria
podjęła ze zdwojoną siłą ostrzał nieprzyjacielskich stano
wisk. Ogień dwustu dział, mniej zabójczy dla ukrytej w jarze
piechoty, zaczął wyrywać krwawe dziury w szeregach stoją
cej z tyłu, niczym nie zasłoniętej kawalerii.
I właśnie wówczas armia francuska poniosła niepoweto
waną stratę. Lannesowi, którego namówiono, aby dla
większego bezpieczeństwa zsiadł z konia, kula działowa
strzaskała oba kolana. Jako jeden z pierwszych dotarł do
niego Bessières, z którym jeszcze poprzedniego dnia ranny
marszałek miał bezceremonialną sprzeczkę w związku z po
działem kompetencji w dowodzeniu kawalerią. Zbryzgany
krwią, tracący przytomność Lannes zniesiony został z pola
walki na kirasjerskim płaszczu. Wiadomość o śmiertelnej
ranie odniesionej przez marszałka rozniosła się lotem błys
kawicy wśród żołnierzy i wywołała głęboką depresję. Napo
leon - według przekazów historycznych tylko dwukrotnie
publicznie płaczący - po raz drugi i ostatni zapłakał właśnie
nad umierającym Lannesem, którego traktował jak przyja
ciela, a nie jak jednego z podkomendnych, któremu przy
sługiwał rzadki przywilej krytykowania poczynań cesarza
i mówienia mu w oczy gorzkiej czasami prawdy.
Agonia marszałka trwała dziewięć dni. Pomimo najlepszej
opieki głównego chirurga armii, doktora Larreya, pomimo
amputacji obu nóg, za cenę której usiłowano uratować
gasnące życie, Lannes zmarł 31 maja w Ebersdorf wśród
straszliwych męczarni. Miał zaledwie 41 lat 23.
Zatrzymani w centrum przez Lannesa Austriacy zwrócili
główny wysiłek przeciwko Aspern i Essling. Hillerowi
i Vacquantowi udało się wyprzeć z Aspern, stanowiącego już
kupę dymiących gruzów, tyralierów młodej gwardii, lecz
natychmiastowy kontratak Legranda przywrócił Francu
zom panowanie nad wsią. Nie opodal powodzenie osiągnął
także Molitor, odrzucając nieprzyjaciela usiłującego prze
drzeć się wzdłuż rzeki do mostu.
26 Tamże, s. 512.
koni, aby jak najmniej trofeów dostało się w ręce wroga.
Po kawalerii wycofały się dawna dywizja Saint-Hilaire’a
i Oudinota, a następnie Legranda i Saint-Cyra. Część lekkiej
jazdy wraz z woltryżerami pozostała w osłonie, wspierając
Boudeta i Molitora. O świcie również i oni, ubezpieczając się
gęstymi tyralierami, opuścili zgliszcza Aspern i Essling,
kierując się ku przedmościu. O dziwo! Austriacy nie od razu
zorientowali się w odwrocie Francuzów. Dopiero około
godziny 6, gdy oddziały francuskiej straży tylnej znikały
wśród drzew zasłaniających przedmoście, uświadomili to
sobie, ale było już za późno na skuteczną kontrakcję.
Nieregularny i niecelny ogień spadł dopiero wówczas, gdy
ostatnie zwarte kolumny znajdowały się już na moście.
Masséna opuścił nieprzyjacielski brzeg jako jeden z ostat
nich. Wsiadł do łodzi w chwili, gdy towarzyszący mu
żołnierze odcięli liny utrzymujące most, a ten został porwany
przez prąd rzeki. Wśród wzmagającej się kanonady mar
szałek popłynął ku Lobau, nie kryjąc się wcale przed kulami,
jak gdyby chcąc pokazać Austriakom, że ich triumf jest tylko
chwilowy.
Bitwa była dla Francuzów przegrana. Krwawa rzeź,
w jaką zamieniło się dwudniowe starcie, przyniosła praw
dziwą hekatombę w postaci ponad 40 000 zabitych i rannych
po obu stronach. Francuzi utracili około 20000 ludzi,
Austriacy natomiast prawie 23 00027.Dla armii francuskiej
oznaczało to utratę jednej trzeciej wprowadzonych do boju
sił, dla austriackiej około jednej czwartej. Olbrzymią, niewy
mierną stratą była śmierć gen. Saint-Hilaire’a i śmiertelny
postrzał marsz. Lannesa.
Bardziej dotkliwe od strat ludzkich było jednak dla
Napoleona zepchnięcie jego armii do Dunaju, co przekreś-
Napoleon, Aleksander I,
Fryderyk Wilhelm III
i królowa Luiza w Tylży
General Jean Andoche Junot Karol IV, król Hiszpanii
F. B Schill
Zjazd w Erfurcie. Napoleon przyjmuje austriackiego posła barona
Vincenta
Generał
Etienne Alexandre Macdonald
Bombardowanie Raab
36 T h i e r s , Historia..., t. V, s. 568.
Massény, gen. Oudinota i marsz. Davouta. Drugą, w podob
nej kolejności, tworzyły oddziały generałów Bernadotte’a,
Marmonta, Wrédego i księcia .Eugeniusza. Za nimi, jako
rezerwa, stanęli kirasjerzy i gwardia cesarska. Pozostałe
oddziały kawalerii: huzarzy, strzelcy i dragoni, tworzyły
osłonę skrzydeł. Artyleria przemieszana z piechotą zajęła
pozycje przed poszczególnymi korpusami.
Bonaparte, napawając się widokiem potęgi własnych
wojsk, stał w środku ugrupowania. Ten pierwotny szyk nie
utrzymał się jednak długo. Czołowe korpusy oddaliły się od
siebie, w powstałe luki weszły oddziały drugiej linii - armia
rozwijała się przed nieprzyjacielem niczym olbrzymi wach
larz. Korpus Klenaua i straż przednia Nordmanna cofały się
pośpiesznie ku siłom głównym.
Francuzi posuwali się naprzód jak na manewrach - ar
tyleria gęstym ogniem oczyszczała przedpole, po którym co
jakiś czas przebiegała kawaleria, ścinając się z nieliczną jazdą
przeciwnika i zagarniając do niewoli uciekających w po
płochu piechurów. Prawoskrzydłowy korpus Davouta zdo
był z marszu wieś Rutzendorf, gen. Dupas z korpusu
Bernadotte’a opanował wieś Raschdorf, gdzie doszło do
starcia jazdy austriackiej z kirasjerami saskimi, którzy
udzielili wsparcia piechocie francuskiej. Największe zdoby
cze przypadły jednak Massénie ciągnącemu wzdłuż Dunaju.
Jego korpus bez oporu zawładnął najpierw Esslingiem,
a następnie Aspernem. Klenau cofał się na Leopoldau,
Stammersdorf i Gerasdorf.
Późnym popołudniem francuskie korpusy dotarły do
strumienia Russbach, za którym, wzdłuż wzgórz Wagram
i Neusiedel, zajmowała pozycje większa część armii austriac
kiej. Arcyksiążę Karol, jeszcze niedawno tak pewny swego,
spostrzegł z przerażeniem, że stanowczo „za wiele” nie
przyjaciół przepuścił na lewy brzeg Dunaju.
Francuzi dotychczasowy pochód okupili stratą około 500
ludzi, eliminując z dalszego boju 5000 nieprzyjacielskich
żołnierzy, w tym około 2000 zabitych i rannych oraz 3000
wziętych do niewoli.
Ich korpusy tworzyły niemal równoległy do austriackich
stanowisk front o długości około 10 kilometrów. Pozycje te,
usytuowane w linii prostej między Neusiedel a Wagram,
skręcały ku Aderklaa, a potem wielkim łukiem przez Geras-
dorf i Stammersdorf ciągnęły się ku Dunajowi.
Na skraju lewego skrzydła zajmowali stanowiska żoł
nierze gen. Rosenberga wzmocnieni przez oddziały Nord
manna. Koło Baumersdorf stał korpus księcia Hohenzoller
na, natomiast między nim a Aderklaa, z centrum w Wagram,
gdzie arcyksiążę Karol miał swoją kwaterę główną, rozwijał
wojska gen. Bellegarde. Środek austriackiego frontu - po
między Wagram a Gerasdorf - oprócz kilku oddziałów gen.
Bellegarde’a tworzyli znajdujący się w rezerwie grena
dierzy i kirasjerzy. Na prawym skrzydle, między Gerasdorf
a Dunajem, zajęły pozycje wojska generałów Kolowratha,
Reussa i Klenaua.
Potężnemu lewemu skrzydłu austriackiemu (około 75 000
ludzi) Francuzi przeciwstawili siły marsz. Davouta i gen.
Oudinota rozciągnięte od Glinzendorf do Baumersdorf,
prawemu zaś jedynie korpus marsz. Massćny rozmieszczony
od Kagran do Süssenbrunn. Liczniejsze oddziały mieli
natomiast w centrum między Grosshofen, Baumersdorf,
Aderklaa i Süssenbrunn, gdzie naprzeciw austriackiej rezer
wy znalazły się armie: Włoska, Saska, Dalmacka, Bawaro
wie oraz nieco z tyłu gwardia i cała ciężka jazda. Takie
ugrupowanie wojsk zdawało się podwójnie sprzyjać Fran
cuzom. Mogli oni nie tylko w każdej chwili wzmocnić
dowolne skrzydło, ale także uderzyć w najsłabszy punkt
nieprzyjaciela, właśnie w środek, i doprowadzić do prze
cięcia armii arcyksięcia Karola. Podobnie bowiem jak pod
Aspern i Essling, również teraz austriacki wódz zamierzał
oskrzydlić przeciwnika i dlatego świadomie osłabił swoje
centrum.
Obie możliwości nie uszły uwagi Napoleona. Szczególnie
druga ukazała mu perspektywę uzyskania rozstrzygnięcia
jeszcze tego samego dnia. Wciąż napływające meldunki
donosiły bowiem, że Austriacy ustępują na całej linii, nie
podejmując nigdzie twardszej obrony; mogło to wskazywać
na dezorganizację w ich szeregach i zaskoczenie błyskawicz
nymi postępami Francuzów. Nadchodząca noc pozwoliłaby
zapewne Austriakom zaprowadzić porządek w rozprzężo-
nych oddziałach. Aby odebrać im tę szansę, Napoleon
postanowił rozpocząć bitwę w zapadających ciemnościach.
Cesarz przypuszczał, że zmasowany atak rozrywający śro
dek nieprzyjacielskiego frontu doprowadzi szybko do zwi
nięcia obu części austriackiej armii, a następnie niszczącego
pościgu za jej resztkami.
Głównym celem natarcia miało być Wagram i przylegają
ce doń wzgórze. Strumień Russbach, który koło tej miej
scowości zmieniał nagle swój kierunek, wyznaczał naturalną
granicę pomiędzy lewym skrzydłem przeciwnika a pozo
stałymi jego siłami. Zawładnięcie tym właśnie miejscem
i poszerzenie dokonanego wyłomu musiało doprowadzić do
rozpołowienia wojsk arcyksięcia Karola. W natarciu miały
uczestniczyć Armia Saska, część Armii Włoskiej i korpus
gen. Oudinota. Podczas gdy Sasom przypadło w udziale
zaatakowanie Wagram od strony Aderklaa, generałowie
Macdonald i Grenier z dwiema dywizjami Armii Włoskiej
i dywizją gen. Dupasa mieli sforsować Russbach między
Baumersdorf a Wagram i wyjść na tyły wsi od drugiej strony.
Zadanie gen. Oudinota polegało na uderzeniu na Baumers-
dorf, związaniu oddziałów księcia Hohenzollerna i osłonię
ciu wojsk wykonujących główne uderzenie.
W zapadłych już ciemnościach Francuzi posunęli się
ku austriackim pozycjom. Oudinot i Bernadotte niemal
jednocześnie przystąpili do natarcia. Żołnierze pierwszego
z nich zasypali kartaczami Baumersdorf i rozpoczęli wal
kę o wieś z przednią strażą Hohenzollerna. Ludzie Berna-
dotte’a natomiast wpadli z impetem do Wagram i w gwał
townym ataku wyparli niemal wszystkich obrońców. Jed
nakże Austriacy otrzymali na czas wsparcie i nie dali się
wyrzucić całkowicie ze wsi. Wiele teraz zależało od powodze
nia uderzenia dywizji Armii Włoskiej i Dupasa.
Jako pierwsze, za cenę kilkunastu zabitych, sforsowały
Russbach dwa pułki piechoty (5 lekki i 19 liniowy) prowa
dzone przez gen. Dupasa. Francuzom towarzyszyły dwa
bataliony saskie pod dowództwem pułkowników Rudlofa
i Mełscha. Pomimo gradu kul karabinowych i kartaczy
żołnierze Dupasa doszli do linii baraków w austriackim
obozie. Pod ich osłoną zaskoczony przeciwnik zdołał sfor
mować kilka czworoboków piechoty. Atakujący z furią
Francuzi rozbili w mgnieniu oka jeden z nich i wzięli do
niewoli kilkuset Austriaków. Wydawało się, że idący prze
bojem Dupas przełamie obronę nieprzyjaciela.
W krytycznym dla Austriaków momencie nastąpiło jed
nak nieprzewidziane wydarzenie, które doprowadziło nie
tylko do znacznych strat wśród atakujących, ale także do
nagłego załamania natarcia. Otóż żołnierze z dywizji Mac
donalda i Greniera, które w drugim rzucie sforsowały
Russbach, pomylili Sasów z Austriakami i oddali do nich
salwę. Bataliony Rudlofa i Melscha ogarnęła panika. Prze
rażeni Sasi, sądząc, że zostali otoczeni, zaczęli strzelać do
nadchodzących tyralier Macdonalda i Greniera. Ich piechu
rzy, mając za plecami nie zdobyty ciągle jeszcze Baumers
dorf, poczuli się także wzięci w dwa ognie. Zamieszanie
wywołane bratobójczym bojem gwałtownie narastało, za
mieniając się wkrótce w niemożliwy do opanowania po
płoch. W spowijających pole bitwy ciemnościach Sasi po
społu z Francuzami rzucili się do bezładnej ucieczki. Wielu
żołnierzy porzuciło karabiny i tornistry, byle tylko uwolnić
się od niepotrzebnego ciężaru utrudniającego bieg. Część
Sasów zmyliła kierunek, wpadła na Austriaków i poddała
się. Ich los podzieliły dziesiątki Francuzów. Dupas, po
zbawiony wsparcia, naciskany przez niemal cały korpus
Bellegarde’a, cofał się ku strumieniowi, mężnie odpierając
zaciekłe ataki nieprzyjacielskiej piechoty. Nim jego dywizja
z powrotem znalazła się po drugiej stronie strumienia, jej
straty sięgnęły tysiąca ludzi. Straty Armii Włoskiej, ob
liczone na gorąco jeszcze tej samej nocy, były parokrotnie
wyższe. Część zabłąkanych, przerażonych żołnierzy od
nalazły jeszcze przed świtem patrole kawaleryjskie.
Panika na wzgórzach wpłynęła na postawę Bernadotte’a
i Oudinota. Przyszły król Szwecji37 wycofał się ze zdobytego
prawie Wagramu ku Aderklaa, a Oudinot zaprzestał ataków
na Baumersdorf.
Z wojskowego punktu widzenia doznana porażka
była niczym w porównaniu z po mistrzowsku przepro
wadzoną przeprawą przez Dunaj olbrzymiej armii i za
jęciem przez nią pozycji wyjściowych do decydującej
bitwy. Efektu moralnego wywołanego niepowodzeniem
nie należało jednak w żadnym razie lekceważyć. Huś
tawka nastrojów - od entuzjazmu do przygnębienia - nie
wpływała najlepiej na żołnierzy. Napoleon uzmysłowił so
bie, że nie posiada już armii na miarę Austerlitz czy Jeny
- sprawnej, twardej w boju, nie ulegającej łatwo panice
i destrukcji. Stare kadry żołnierskie wykruszyły się bezpo
wrotnie. Dzisiejsza armia złożona z oddziałów wypełnio
nych młodymi, niedoświadczonymi żołnierzami, nie miała
już tych cech. Okoliczność ta, w połączeniu z trudnością
zadania postawionego Bernadotte’owi, Oudinotowi i pozo
stałym dowódcom, spowodowała, że natarcie nie zakoń
czyło się sukcesem. Przyczyna niepowodzenia leżała także
zapewne w mimowolnym lekceważeniu przeciwnika, który
przez cały dzień tylko w niewielkim stopniu starał się
kowską.
Bellegarde’a i nie napotykając większego oporu zepchnęły
marszałka ku siłom głównym.
Massćna, ku któremu usiłował się cofać Bernadotte, zna
lazł się w jeszcze większej opresji. Jego cztery słabe liczebnie
dywizje (około 18 000 ludzi) starły się w walce z około 60 000
żołnierzy z korpusów Klenaua, Kolowratha i Lichtensteina.
Bohaterski obrońca Genui z 1800 r.39 i zarazem jeden
z najdzielniejszych dowódców napoleońskich nie dał się
zaskoczyć i stawił zacięty opór. Żołnierze z podziwem spog
lądali na niezłomnego marszałka, który po bolesnym upadku
z konia przed kilkoma dniami, obwiązany bandażami, dowo
dził z otwartego kocza. Obronę Massćna rozpoczął od ...
działań zaczepnych. Sądząc, że utrata pozycji zajmowanej
dotychczas przez Sasów może narazić zarówno lewe skrzydło,
jak i centrum, rzucił na Aderklaa dywizję Carra Saint-Cyra.
Generał poprowadził atak brawurowo. Jego dwa wyśmienite
pułki (4 liniowy i 24 lekki) przebojem wdarły się do wioski
i wyrzuciły z niej Austriaków. Francuzi popełnili jednak
błąd; zamiast pozostać w Aderklaa i na umocnionych stano
wiskach szykować się do odparcia kontruderzenia, żołnierze
Saint-Cyra ruszyli w pogoń za wycofującym się nieprzyjacie
lem. Dostali się w krzyżowy ogień, którego tak bardzo
obawiał się wcześniej Bernadotte. Zdziesiątkowane pułki
odrzucone zostały do Aderklaa. Massćna wysłał im z pomocą
dywizję Molitora, czym jeszcze bardziej osłabił własne siły
rozlokowane bliżej Dunaju.
Boudet i Legrand nie byli w stanie powstrzymać naporu
Klenaua i Kolowratha, którzy przeciwko ich 10 000 ludzi
rzucili 45 000 własnych żołnierzy40.Lewe skrzydło załamało
się. Boudet zepchnięty został aż pod Aspern, straciwszy całą
artylerię41 w czasie pośpiesznego odwrotu, który spowodo
45 T h i r y , Wagram, s. 184.
i zniszczenia kolumny spełzły na niczym. Głębokie ugrupo
wanie chroniło ją zarówno przed czołowymi, jak i podej
mowanymi ze skrzydeł atakami piechoty i kawalerii. Nie
powstrzymała jej nawet potężna szarża ciężkiej jazdy księcia
Lichtensteina. Francuski generał powitał kirasjerów zmaso
wanym ogniem z kilku tysięcy karabinów, wydłużając w tym
momencie swój front przez wyprostowanie obu skrzydeł.
Przed linią jego piechurów wyrósł mur z zabitych i rannych
jeźdźców oraz koni. Lichtenstein rzucił się do ucieczki
i wpadł na własną piechotę, szerząc wśród niej panikę.
Austriacki front zachwiał się niebezpiecznie.
Francuzi nie do końca potrafili wykorzystać sprzyjający
moment. Wprawdzie Macdonald natychmiast wydał Nan-
souty’emu rozkaz do kontrszarży, lecz nim kirasjerzy prze
bili się przed front ugrupowania i ruszyli do ataku, minęło
wystarczająco dużo czasu, aby nieprzyjaciel mógł wprowa
dzić porządek w szeregach. Szarża Nansouty’ego doprowa
dziła jednak do rozbicia kilku małych czworoboków piecho
ty. Sukces kawalerii francuskiej mógł być o wiele bardziej
spektakularny, gdyby nie doszło do słownej utarczki między
gen. Macdonaldem, zamierzającym rzucić do ataku także
jazdę gwardii, a jej dowódcą gen. Waltherem, który butnie
stwierdził, że będzie respektował jedynie rozkazy marsz.
Bessièresa. A ten - jak pamiętamy - został wcześniej ranny
i odwieziony na tyły.
Nieustająca walka towarzysząca marszowi kolumny
Macdonalda przyniosła jej wielkie straty. Około godziny
13.30, gdy osiągnęła ona już niemal cel natarcia, rozłupując
nieprzyjacielskie wojska na dwie części, zaledwie 1500
piechurów kroczyło za generałem. Stosunkowo mniejsze
straty ponieśli kirasjerzy Nansouty’ego i gwardziści, którzy
ciągle ponawianymi szarżami pogłębiali wyłom w nieprzyja
cielskim froncie.
W ślad za kolumną Macdonalda Napoleon wysłał dalsze
dywizje Armii Włoskiej i dywizję młodej gwardii.
W ostatniej fazie natarcia w centrum odznaczyli się
szczególnie polscy lekkokonni gwardii46. Jeden z nich, Józef
Załuski, tak wspominał o waleczności rodaków: „[...] tym
czasem zjawił się 2 pułk ułanów księcia Schwarzenberga [...].
Adjutant, major Duvivier, przypadł do naszego szwadronu
(trzeciego) i nie czekając komend p.majora Delaitre zagrzał
nas energicznie do rzucenia się natychmiast [...] na owych
ułanów, co też nasz trzeci szwadron pod dowództwem szefa
Stokowskiego natychmiast wykonał, jednakże, gdy oba
pułki nacierające już do siebie się zbliżyły, pokazały się doły
przez piechotę austriacką pokopane, które przeszkadzały
tym ułanom Schwarzenberga jak i nam do porządnego
frontowego natarcia. Tymczasem ułani widząc, że nie mamy
lanc, ale z pałaszami na nich nacieramy, zaczęli piki rzucać,
a brać się do pałaszów [...] Jakoż choć kupkami tylko
wysuwając się z pomiędzy owych dołów pokopanych,
prawie w oka mgnieniu ich poprzewracaliśmy. Inne szwad
rony ułanów Schwarzenberga przychodziły im na pomoc,
pułki lekkiej jazdy austriackiej są bowiem bardzo liczne;
wtenczas zaczęło się uganianie naszych z ułanami tymi
i dziwny, a nieszczęsny wypadek, że obie strony wyzwały się
najobelżywszymi wyrazami w mowie rodowitej [...] Gdy tak
ucieramy się zawsze zwycięsko z tymi ułanami, przybywa im
na pomoc pułk dragonów Rysza [spolszczony, fonetyczny
zapis nazwiska: Riesch — S.L.], nam zaś strzelcy konni
gwardii; ustępują ułani i dragoni w rozsypce, nasz pułk zaś
zbiera się i szykuje” 47.
STRATY
55 T h i r y , Wagram, s. 188.
56 Z a ł u s k i , Wspomnienia ..., s. 1 5 1 .
57 Tamże, s. 152.
Jeszcze w czasie trwania działań wojennych arcyksiążę
Karol spotkał się z zarzutami, że decyzja o odwrocie wojsk
spod Wagram była przedwczesna, dalszy opór stwarzał
bowiem realną szansę wzmocnienia ich przez korpus arcy
księcia Jana i otwierał perspektywę zwycięstwa. Rzecznicy
tego stanowiska zdawali się zapominać o tym, że kilkunasto
tysięczny oddział nie był w stanie odmienić losów wojny,
a przedłużanie oporu mogło narazić austriacką główną
armię na całkowite zniszczenie. Arcyksiążę Karol, odpowia
dający za losy monarchii, nie mógł podjąć takiego ryzyka.
Zdawał sobie zresztą sprawę, że nawet zachowanie reszty
ocalałych po Wagram sił daje znikomą nadzieję na od
wrócenie losów wojny. Pozostawało więc tylko jedno wyj
ście: wycofać się do którejś z bardziej zasobnych prowincji
cesarstwa, zreorganizować wykrwawione oddziały i okazu
jąc niezłomne postanowienie kontynuowania walki wymóc
znośne warunki pokoju.
Pesymizm arcyksięcia co do niemożności wygrania wojny
szybko potwierdziły masowe dezercje z armii. Niebawem po
bitwie tysiące żołnierzy, głównie z szeregów Landwehry,
zbiegły wykorzystując powstałe zamieszanie i dezorgani
zację.
Szanse na przyszłość przekreślił także sam arcyksiążę
Karol wybierając odwrót w kierunku Czech, a nie na
przykład ku Węgrom, gdzie operował arcyksiążę Jan i roz
wijał się ruch powstańczy. Wciągnięci w głąb Węgier Fran
cuzi musieliby znacznie wydłużyć linie komunikacyjne
i przeznaczyć do ich ochrony stosowne siły, co osłabiłoby
wojska w polu. Wybór Czech, w przekonaniu arcyksięcia
pozwalający na zachowanie strategicznego kontaktu z cent
rum monarchii, pozbawiał Austriaków tych atutów.
Arcyksiążę Karol pomaszerował ku Pradze drogą wiodą
cą przez Znaim (Znojmo). Towarzyszyły mu korpusy gene
rałów Kolowratha, Bellegarde’a, Klenaua oraz rezerwa
grenadierów i kirasjerów, łącznie około 60 000 ludzi. Straż
tylną tworzył korpus księcia Reussa idący przez Wilfersdorf
i Nikolsburg. Korpusy gen. Rosenberga i księcia Hohenzol
lerna, zepchnięte na drogę do Moraw, stanowiły jak gdyby
lewe skrzydło cofającej się armii. Jednak każdy kilometr
przebytej drogi oddalał je od głównych sił. W perspektywie
mogło to mieć fatalne następstwa, lecz doraźnie przyniosło
niespodziewaną korzyść, pozostawiając przeciwnika w nie
pewności co do kierunku odwrotu.
Francuzi nie podjęli natychmiast pogoni za uchodzącym
przeciwnikiem. Napoleon, znając stan własnych wojsk, nie
zdecydował się na nocny pościg, jak to niejednokrotnie
czynił w poprzednich kampaniach.
Następnego dnia po bitwie Bonaparte udał się do rezyden
cji Wolkersdorf, w której do niedawna przebywał cesarz
Franciszek I, i założył tam swoją kwaterę główną. Cały dzień
Francuzi poświęcili na porządkowanie oddziałów, znoszenie
rannych z pola walki i transportowanie ich na Lobau,
uzupełnianie zapasów żywności, amunicji oraz innych mate
riałów wojennych niezbędnych do dalszych działań.
W ślad za Austriakami Napoleon wysłał oddziały, które
w niewielkim stopniu uczestniczyły w bitwie i nie odczuły
zbytnio jej trudów. Cesarz był przekonany, iż arcyksięcia
Karola należy szukać na drodze do Moraw, które leżąc
pomiędzy dwiema wielkimi prowincjami monarchii habs
burskiej - Czechami i Węgrami - stanowiły naturalny
pomost między nimi. Z Moraw, zachowując kontrolę nad
liniami komunikacyjnymi, arcyksiążę mógł wydobyć tkwią
ce w nich zasoby wojenne, a następnie przejść do jednej ze
wspomnianych prowincji (Bonaparte sądził, że będą to
Węgry) i kontynuować tam wojnę.
Pościg rozpoczęła lekka jazda gen. Montbruna, skierowa
na na drogę do Nikolsburga. Zaraz po niej ruszył korpus
gen. Marmonta, nie biorący udziału w walkach poprzed
niego dnia. Marmontowi towarzyszyła dywizja bawarska
gen. Wrćdego, dowodzona teraz przez gen. Minutiego.
Montbrunowi i Marmontowi pozostawił Napoleon swo
bodę manewrowania; w zależności od ruchów przeciwnika
mieli oni postępować za nim na Węgry lub do Czech.
Marsz. Massćnę z najmniej wykrwawionymi dywizjami
generałów Legranda i Molitora, jazdą gen. Bruyére’a (na
stępca Lasalle’a i Marulaza) oraz kirasjerami gen.
Saint-Sulpice’a wysłano na drogę biegnącą wzdłuż Du
naju w celu strzeżenia traktu z Czech wiodącego przez
Korneuburg-Stockerau-Znaim.
8 lipca Montbrun nadesłał pierwsze informacje o ruchach
nieprzyjaciela. Nie zawierały one jednak żadnych pewnych
danych o kierunku odwrotu głównych sił, gdyż oddziały
austriackie spotykano zarówno na drogach morawskich, jak
i na czeskich. Mimo to, uważając, że arcyksiążę podąży na
Morawy, Napoleon wysłał ku Nikolsburgowi korpus marsz.
Davouta wraz z dragonami gen. Grouchy’ego i kirasjerami
gen. Arrighiego. Łącznie z kroczącym tą samą drogą gen.
Marmontem wojska udające się na Morawy liczyły około
45 000 ludzi i zdaniem cesarza były wystarczające, aby
pokonać armię arcyksięcia Karola. Jednocześnie z Da-
voutem wyprawiony został oddział Sasów w celu obserwacji
ruchów korpusu arcyksięcia Jana.
W ślad za marsz. Massćną wyruszył gen. Macdonald.
Książę Eugeniusz miał pozostać z częścią armii pod Wied
niem w celu ochrony miasta i prawego brzegu Dunaju
w razie ewentualnej akcji arcyksięcia Jana oraz generałów
Chastelera i Giulaya. W samej stolicy rozłożył się na
kwaterach gen. Vandamme z Wirtemberczykami. Napoleon
zaś, z niecierpliwością oczekując na informacje potwier
dzające kierunek odwrotu wojsk arcyksięcia Karola, pozo
stał jeszcze dzień w Wolkersdorfie. Do dyspozycji miał
korpus Oudinota, kirasjerów Nansouty’ego i gwardię — łą
cznie około 30 000 ludzi.
Rozdzielenie sił i mylne przypuszczenie Napoleona co
do obranego przez Austriaków kierunku ucieczki dopro
wadziło do paradoksalnej sytuacji: za 25 000 żołnierzy
księcia Hohenzollerna i gen. Rosenberga posuwało się
45 000 Francuzów (kolejno: Montbrun, Marmont, Minuti
i Davout), natomiast 60-tysięczne zgrupowanie arcyksięcia
Karola ścigane było przez ponad dwukrotnie słabsze od
działy francuskie. Niewielkie odległości sprawiały jednak, że
Bonaparte mógł szybko pośpieszyć im z pomocą.
Już 8 lipca Marmont doścignął straż tylną Rosenberga,
zagarniając do niewoli dziesiątki maruderów. Następnego
dnia w Wilfersdorfie dowiedział się, że główne siły nie
przyjacielskiego korpusu zawróciły, przechodząc z drogi
morawskiej na czeską. Podobnie uczynił idący za Rosenber
giem Hohenzollern, stosując się do rozkazów przekazanych
przez arcyksięcia Karola. Powielając ruch nieprzyjaciela
także Marmont, a za nim pozostałe oddziały francuskie
skręciły i przez Mistelbach oraz Laa pociągnęły na Znaim.
Marmont 9 lipca w pobliżu Laa rozbił 2-tysięczną straż
tylną Rosenberga, biorąc tym razem kilkuset jeńców. Wie
czorem wkroczył do miasteczka i po spędzeniu tam nocy
wydał rozkaz do marszu na Znaim.
Niebawem Rosenberg postawił Marmonta przed trud
nym wyborem. Korpus austriacki niespodziewanie wyszedł
z powrotem na drogę morawską i generał musiał szybko
decydować, czy konsekwentnie ścigać go, czy też kon
tynuować marsz na Znaim. Wybrał to drugie rozwiązanie,
spodziewając się w okolicach tego miasta napotkać główne
siły przeciwnika.
Przeczucie nie zawiodło Marmonta. Gdy koło południa
jego czołowe oddziały podeszły pod Znaim, w mieście były
tysiące austriackich żołnierzy, którzy w pośpiechu zmierzali
ku mostowi na rzece Taji (Dyji). Niektóre jednostki zdążyły
już przejść na drugi brzeg. Marmont ze swoimi żołnierzami
(10 000) nie mógł się pokusić o zatrzymanie sześciokrotnie
liczniejszego — jak sądził — przeciwnika, ale postanowił
maksymalnie opóźnić jego odwrót i przyprawić go o jak
największe straty. Zdecydowanym atakiem Francuzi zdoby
li leżące na przedpolu Znaimu dwa folwarki, wieś Teswitz
oraz niewielki lasek i natychmiast rozpoczęli artyleryjski
ostrzał austriackich pozycji. Jednocześnie Marmont wysłał
do Napoleona adiutantów z wiadomością o natknięciu się na
armię arcyksięcia Karola i z prośbą o wsparcie.
Szczególnie skuteczny okazał się ogień umieszczonej
w Teswitz baterii, której pociski siały spustoszenie na
przepełnionym moście i na przedmościu. Ogień Francuzów
był tak celny i wyniszczający, że Austriacy postanowili
wyprzeć ich z pozycji we wsi nawet za cenę opóźnienia
odwrotu. Zawrzał krótki, zacięty bój. Do walki weszła
najpierw dywizja bawarska, a w chwilę później pośpieszył jej
z pomocą 81 pułk liniowy z dywizji gen. Montricharda.
Przeciwnik, któremu zależało na szybkim odwrocie, cofnął
się i nie podjął już kolejnej próby zdobycia Teswitz.
Późnym popołudniem w obozie francuskim usłyszano
dochodzący z oddali huk armat. Mogło to oznaczać tylko
jedno: marsz. Masséna wkroczył na trakt czeski i walczył
z pozostałymi siłami armii arcyksięcia Karola.
I rzeczywiście tak było. Po opuszczeniu 8 lipca Stockerau
marsz. Masséna z dywizjami generałów Legranda, Molitora,
Saint-Cyra i dywizją ciężkiej jazdy poszedł w trop za
księciem Reussem. 9 lipca dopadł jego straż tylną koło
wzgórz Malleborn, a dzień później osaczył go w Hollabrünn.
Wypadki te zbiegły się w czasie z akcją gen. Marmonta,
który podczas przeprawy zaskoczył samego arcyksięcia
Karola z korpusami generałów Kolowratha, Bellegarde’a
i Klenaua. Idące z zachodu dywizje Massćny i korpus
Marmonta, zamykający wyjście ze Znaimu po przeciwnej
stronie rzeki, upodobniły się do obcęgów, które niebawem
mogły się zacisnąć wokół austriackiej armii.
Świadomy narastającego zagrożenia arcyksiążę Karol
nakazał księciu Reussowi uporczywą obronę. Zadanie to
przerastało jednak możliwości księcia. Rankiem 11 lipca
Massćna zepchnął jego z determinacją walczący korpus do
rzeki, a następnie dywizją Legranda zaatakował przyczółek
koło mostu Schallersdorf, łączącego oba brzegi Taji. Pozo
stałe siły ucierały się z resztą żołnierzy księcia Reussa
i z grenadierami, którzy pierwsi sforsowali rzekę.
Około południa do kwatery Marmonta przybył Bonapar
te ze sztabem i niewielkim oddziałem jazdy. Główne jego siły
pozostały w tyle, podobnie jak przyzwany spod Nikolsburga
Davout. Gościem Marmonta był wcześniej hrabia de Fres
nel, wysłany przez Bellegarde’a z propozycją zawieszenia
broni. Nie mając upoważnienia do prowadzenia rozmów
pokojowych generał skierował go do cesarza. Bonaparte
spotkał się z nim w drodze pod Znaim.
W chwili przybycia Napoleona niemal wszystkie oddziały
Massény i Marmonta były w ogniu atakując koncentrycznie
Znaim. Szczególnie zaciekle walczono o most Schallersdorf
i klasztor Kloster-Bruck. Wyczuwało się jednak, iż Austria
cy biją się już bez wcześniejszej zaciętości, jak gdyby
w przekonaniu, że wojna została przegrana i bitwa o Znaim
niczego nie zmieni.
Około godziny 18, gdy Francuzi zaczęli wyraźnie brać
górę nad wrogiem, spychając jego piechotę w wąskie uliczki
miasta, Napoleon przyjął wysłannika austriackiego wodza,
księcia Jana Lichtensteina, posiadającego upoważnienie do
rozpoczęcia negocjacji. Po naradzie z marsz. Berthierem
cesarz przystał na wstępne rozmowy. Berthier ze strony
francuskiej i von Wimffen w imieniu Austrii ułożyć mieli
warunki rozejmu. Książę Lichtenstein odpowiedzialny był
za bezzwłoczne przybycie delegacji z pełnomocnictwami do
prowadzenia rozmów pokojowych.
Niewdzięczną misję przekazania walczącym wciąż żoł
nierzom wieści o zawieszeniu broni otrzymali płk Marbot
w imieniu Francuzów i gen. d’Aspre jako przedstawiciel
Austriaków. Jak trudne było to zadanie, świadczy choćby
fakt, że obaj oficerowie zostali ranni podczas próby prze
rwania bitwy. Ich donośne okrzyki: pokój!, pokój!, nie
strzelać!, zgoda! - przez długi czas nie przynosiły skutku.
Gdy wreszcie do walczących żołnierzy dotarła treść owych
kilku słów i walka ustała, okazało się, że bitwa pod Znaim,
ostatnia w wojnie (ściślej mówiąc: na niemieckim teatrze
wojny) kosztowała życie kilku tysięcy ludzi. Francuzi mieli
2000 zabitych i rannych, Austriacy stracili 9000 żołnierzy,
z czego 6000 dostało się do niewoli.
Wstępne warunki Napoleona były niezwykle twarde.
Cesarz zażądał, aby wszystkie tereny zajmowane przez
oddziały francuskie zostały natychmiast przez Austriaków
ewakuowane i do czasu zawarcia pokoju pozostały w rękach
zwycięzców jako zastaw wypełnienia jego warunków. Linia
demarkacyjna przebiegać miała przez Linz - Krems -
- Znaim - Brünn - Preszburg - Raab - Graz - Leybach
i Triest, przy czym we wszystkich tych miastach stanąć miały
załogi francuskie. W ten sposób, zajmując przeszło trzecią
część monarchii habsburskiej, Napoleon zabezpieczał się na
wypadek ewentualnego wznowienia działań wojennych
przez Austriaków.
Okazało się, że było to bardzo mądre posunięcie.
NA POLSKIM FRONCIE
4 Tamże, s. 356.
5 Patrz: załącznik nr 7 stan wojsk na 6 kwietnia 1809 r.
kompensowało też bardzo liche uzbrojenie. Karabiny były
różnego pochodzenia i odmiennego kalibru, większość
z nich to francuska zdobycz w wojnie z Prusami w 1806 r.
Atutem natomiast był korpus oficerski składający się z wielu
doskonałych, otrzaskanych w bojach dowódców różnych
szczebli. Byli wśród nich generałowie: Jan Henryk Dąbrow
ski, Józef Zajączek, Michał Sokolnicki, szef sztabu, nie
zwykle uzdolniony Stanisław Fiszer, i cała plejada ofice
rów, którzy swe nazwiska okryli sławą w dobie wojen
napoleońskich.
Pomoc francuska ograniczała się do wsparcia finan
sowego udzielonego przez napoleońskiego rezydenta w Dre
źnie, Jeana Charlesa de Serra, który wyasygnował
12 000 dukatów na doraźne wydatki, oraz płomiennych
apeli kierowanych do księcia Poniatowskiego, aby objął
dowództwo nad armią i stawił zdecydowany opór Austria
kom. Rzeczywiście, w sytuacji gdy zneutralizowana tajem
nymi zabiegami dyplomatycznymi Rosja nie zamierzała
wypełnić sojuszniczych zobowiązań, Francuzi tylko na tyle
mogli się zdobyć. Potężny korpus rosyjski stojący nad
granicą Księstwa pozostał na swoim miejscu zachowując
zbrojną neutralność. Ostateczne potwierdzenie rosyjskie
go stanowiska niemieszania się do wojny uzyskał w Peters
burgu bliski przyjaciel Poniatowskiego z dawnych lat - ksią
żę Karol Schwarzenberg, wysłany w specjalnej misji nad
Newę.
Od pierwszych godzin ofensywa austriacka czyniła błys
kawiczne postępy. Główne kolumny nieprzyjaciela ciągnęły
traktem krakowskim przez Tarczyn na Warszawę, prąc
przed sobą słabe liczebnie polskie oddziały osłonowe.
18 kwietnia, po odrzuceniu sugestii de Serry i ugrupo
wania polskich jakobinów, aby bronić się za wałami sto
licy, książę Józef podjął decyzję o wydaniu Austria
kom bitwy w okolicach Raszyna. Oprócz aspektów czysto
wojskowych - kapitulacja oblężonej armii mogła szybko
i fatalnie zaważyć na losach wojny - polski wódz brał także
pod uwagę możliwość wystąpienia nastrojów przygnębienia
w społeczeństwie i wojsku zmuszonym do cofania się.
Wydaje się, iż książę Poniatowski miał już skrystalizowaną
wizję rozegrania kampanii. Dwa dni wcześniej pisał do
swojego formalnego zwierzchnika, marsz. Bernadotte, na
temat ogólnego planu działania: „Przy nadarzonej sposob
ności zaatakować Austrię przed schronieniem się za wały
(Warszawy). W razie udania się ataku korzystać z sukcesów,
jakie się nastręczą. W razie zaś przeciwnym - trzymać się jak
najdłużej, aby zyskać na czasie, a jeżeli w końcu [...] czas nie
przyniesie dla nas nic korzystnego, przejść Wisłę, rzucić
piechotę do twierdz Pragi, Serocka, Modlina, z kawalerią
zaś przejść do Galicji lub przynajmniej osłaniać tę stronę,
aby utrzymać wolną komunikację między tymi twierdza
mi”6. Jak widać, książę Poniatowski zbyt długo nie szukał
„nadarzonej sposobności” i postanowił ją wykorzystać już
w pierwszych dniach wojny, właśnie pod Raszynem, przez
który wiodła najbliższa droga ku stolicy.
Pozycja raszyńska, ze względu na ukształtowanie terenu,
stwarzała niemal idealne warunki do stoczenia bitwy obron
nej. A jedynie na taką mogli się ważyć Polacy wobec ponad
dwukrotnej przewagi przeciwnika. Raszyn, podówczas ma
leńka mieścina składająca się z kilkunastu domostw i koś
ciółka położonych na niewielkiej wyniosłości, sąsiadował
z rozległym stawem utworzonym przez rzekę Rawkę. Jego
groblą biegła główna droga do położonych w pobliżu
Falent. Wokół rozciągały się bagniste łąki, które w porze
wiosennych roztopów były dla wojska trudną do pokonania
przeszkodą. W Falentach książę Poniatowski rozmieścił
straż przednią pod dowództwem gen. Sokolnickiego. Two
rzyły ją trzy bataliony piechoty wzmocnione sześcioma ar
9 Tamże, s. 162.
stolicy, okazało się czysto iluzoryczne wobec całkowitej
utraty inicjatywy strategicznej. Pozorne niepowodzenie, jak
niektórzy postrzegali ewakuację Warszawy, przyniosło na
tomiast Polakom wiele niespodziewanych korzyści. Oto
7 maja 11-tysięczna armia Księstwa Warszawskiego rozpo
częła marsz w głąb Galicji, pozostawiając za sobą unie
ruchomione, niemal trzykrotnie liczniejsze siły arcyksięcia
Ferdynarda. Jej pochodowi towarzyszył entuzjazm społe
czeństwa polskiego, które już od roku 1806 oczekiwało kresu
przemocy austriackiej na zagarniętych w końcu ubiegłego
wieku terenach. Sukcesy armii polskiej były zaskakujące. 14
maja opanowany został Lublin z pełnymi magazynami,
cztery dni później generałowie Rożniecki i Sokolnicki zdo
byli szturmem Sandomierz strzegący wiślanej przeprawy,
a 20 maja nie oparł się nocnemu atakowi Zamość, najpotęż
niejsza twierdza Galicji. „Wejście do Lublina było triumfal
nym wjazdem, któremu towarzyszyły dziękczynne modły,
uroczystości, zjazdy szlachty” 10.
Niewielkie liczebnie oddziały, jakie arcyksiążę pozo
stawił dla osłony prowincji, składały się przeważnie
z młodych rekrutów i nie były w stanie stawić twardszego
oporu. Tym bardziej że z każdym dniem ofensywy wojska
polskie rozrastały się o nowe jednostki, tworzone z tłum
nie napływających ochotników galicyjskich. Za akcją
wojskową sprawnie postępowała, głównie dzięki księciu
Poniatowskiemu, organizacja zdobytych terytoriów pod
względem politycznym i administracyjnym. Książę postano
wił nie czekać na instrukcje Napoleona, co należy czy
nić w Galicji, i sam tworzył fakty dokonane. Centralna
władza cywilno-wojskowa znalazła się w rękach inten
denta generalnego, Rajmunda Rembielińskiego, który miał
zarządzać „wszystkimi częściami i wydziałami admini
stracji”. Istniejąca dotychczas administracja austriacka
10 Tamże, s. 167
otrzymała na szczeblach podstawowych polskich nadzor
ców, tzw. dozorców.
Sukcesy polskie w Galicji spowodowały, że arcyksiążę
Ferdynand dobrowolnie pozbawił się zdobyczy z pierwszych
dni kampanii. W nocy z 1 na 2 czerwca ewakuował
Warszawę i zostawiwszy na straży Księstwa jedynie dywizję
Mondeta z 10000 żołnierzy rozpoczął kontrofensywę na
Sandomierz. W ciągu kilkunastu dni Austriacy odnieśli
znaczące sukcesy odbierając Polakom część zdobytych przez
nich terenów. W okresie tym ujawniło się z całą jaskrawością
dwulicowe, cyniczne postępowanie księcia Golicyna, który
po wypowiedzeniu Austrii wojny przez Rosję wkroczył do
Galicji 3 czerwca. Wbrew oczekiwaniom księcia Poniatow
skiego niebawem okazało się, że taktyka Rosjan polega na
unikaniu jakichkolwiek starć z wojskami austriackimi, co
zostało wcześniej szczegółowo uzgodnione pomiędzy oby
dwoma dowództwami. Ruchy korpusu rosyjskiego wskazy
wały na zamiar opanowania jak największych obszarów
Galicji i poddania ich władzy cara.
Książę Józef, nie doczekawszy się połączenia z umiejętnie
lawirującym księciem Golicynem, został zmuszony do cof
nięcia się za linię Sanu i pozostawienia własnemu losowi
Sandomierza.
Druga dekada czerwca obfitowała w sukcesy austriackie.
11 tego miesiąca gen. Mondet pokonał pod Jedlińskiem gen.
Zajączka i ruszył w sukurs arcyksięciu. Dzień później 7000
Polaków walczyło bez powodzenia pod Gorzycami przeciw
ko 10000 Austriaków. 19 czerwca skapitulowała załoga
Sandomierza, trzy dni wcześniej padł Jarosław, a 21 czerwca
Austriacy triumfalnie wkroczyli do Lwowa. Tydzień później
dwa ostatnie miasta przekazane zostały Rosjanom. W tym
okresie jedynie na Podolu galicyjskim Polacy zdołali od
nieść sukcesy; śmiały zagończyk płk Strzyżowski, wzmoc
niwszy swoje regularne oddziały znaczną liczbą ochotników
(łącznie około 5000 łudzi), rozbił brygadę gen. Bickinga
i 18 czerwca zmusił ją do kapitulacji. Następnie zaatakował
feldmarsz. Morvelda.
Na początku lipca nastąpił kolejny, tym razem już ostatni
przełom w kampanii. Naglące wezwania kierowane pod
adresem arcyksięcia Ferdynanda przez naczelnego wodza
armii cesarskiej arcyksięcia Karola spowodowały, że wojska
austriackie rozpoczęły ruch ku południu, aby wziąć udział
w zmaganiach na głównym teatrze działań wojennych. W tym
samym kierunku, ku Czechom i Morawom, miały wedle
rozkazów Napoleona kierować się również oddziały polskie.
Powstrzymanie 30 000 żołnierzy nieprzyjacielskich z dala od
Wiednia, gdzie rozstrzygały się losy wojny, stało się kwestią
o strategicznym znaczeniu. 3 i 4 lipca książę Poniatowski
przeprowadził na lewym brzegu Wisły koncentrację większo
ści posiadanych sił. Po połączeniu się w Zwoleniu z gen.
Sokolnickim i w Radomiu z gen. Dąbrowskim jego armia
osiągnęła stan około 24000 ludzi i przeszła do ofensywy.
Austriacy wycofali się przez Małogoszcz i Jędrzejów na
Kraków. 10 i 11 lipca doszło do potyczek nad Nidą. Mimo
szybkiego ustępowania przeciwnika i dającego się wyczuć
rozprzężenia w jego szeregach - arcyksiążę Ferdynand otrzy
mał już wieści o przegranej bitwie pod Wagram - książę
Poniatowski nie potrafił się zdobyć na działania równie
energiczne jak w początkowej fazie wojny. Taktyka ta omal
nie przekreśliła szans na opanowanie Krakowa.
14 lipca, po starciu na wzgórzach Prądnika w bezpośred
niej bliskości miasta, książę zgodził się na krótkie zawiesze
nie broni, podczas którego Austriacy przeprowadzić mieli
ewakuację Krakowa, a następnie przekazać go Polakom.
Przeciwnik okazał się wiarołomny i wezwał oddziały rosyj
skie do zajęcia miasta przed wojskami Księstwa Warszaw
skiego. Austriacy zamierzali nie tylko pozbawić Polaków
Krakowa, ale przede wszystkim chcieli przeszkodzić im
w połączeniu się ze stacjonującymi na Morawach wojskami
francuskimi i zabezpieczyć przed nimi Śląsk.
Pełne dramaturgii sceny rozegrały się w okolicach Bramy
Floriańskiej, skąd Poniatowski odepchnął wchodzące do
miasta rosyjskie pikiety. Ostatecznie udało mu się opanować
podwawelski gród i nie wpuścić do niego zachłannego
„sojusznika”.
Niebawem okazało się, jak wielkie korzyści przyniosła ta
zdecydowana akcja. Z kwatery Napoleona nadeszły informa
cje o zawartym przed trzema dniami zawieszeniu broni i rozkaz
natychmiastowego zaprzestania działań wojennych. Bonaparte
narzucił pokonanemu przeciwnikowi zasadę, iż w dalszych
negocjacjach punktem wyjścia będzie stan posiadania wal
czących stron w momencie dotarcia do poszczególnych jedno
stek rozkazów o zawieszeniu broni. Dla Polaków postanowie
nie to oznaczało utrzymanie Krakowa. Ostatecznego bilansu
korzyści wyniesionych przez Księstwo Warszawskie z wojny
przeciwko Austrii miał dokonać traktat pokojowy zawarty
w Schoenbrunnie, o czym będzie jeszcze mowa.
Najazd na Księstwo Warszawskie przyniósł Austriakom
opłakane skutki zarówno pod względem wojskowym, jak
i politycznym. Arcyksiążę Ferdynand nie zdołał osiągnąć
żadnego z postawionych przed nim celów. Za fatalnie
przeprowadzoną kampanię przyszło Wiedniowi zapłacić
utratą części Galicji. Kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, którzy
- w razie ich wykorzystania pod Wagram - nie mogli
wpłynąć na wynik decydującej o losach wojny bitwy, utknęło
z dala od głównego teatru wojny. Wobec dynamicznego
powiększania się armii Księstwa również liczba wojsk
austriackich na froncie polskim stopniowo wzrastała. Łącz
nie przez ich szeregi przewinęło się około 60000 żołnierzy
(wraz z uzupełnieniami dla VII Korpusu i oddziałami
osłonowymi pozostawionymi w Galicji). Skuteczne związa
nie tak potężnych sił na drugoplanowym teatrze działań
wystawia armii Księstwa Warszawskiego jak najlepsze świa
dectwo i stanowi rzeczywistą miarę jej wkładu w zwycięstwo
Napoleona w wojnie przeciwko Austrii.
UWAGI O KAMPANII 1809 r.
2 Tamże, s. 178.
Rzucając swą armię na Landshut Napoleon nie popełnił
błędu, gdyż ocena sytuacji, logika, znajomość charakteru
przeciwnika i doświadczenia wyniesione z dotychczasowych
wojen z jego udziałem wskazywały, iż odcięcie odwrotu
arcyksięciu Karolowi zmusi jego wojska do przebijania się
w kierunku zagrożonej stolicy. Cesarz nie dopuszczał wręcz
myśli, aby rozbity pod Abensbergiem przeciwnik wybrał
odwrót za Dunaj i porzucił myśl o obronie Wiednia.
Posiadanie stolicy wydawało się niezbędnym warunkiem
dalszego prowadzenia wojny przez Austriaków. W dotych
czasowych kampaniach upadek Wiednia lub jego poważne
zagrożenie powodowało wszczęcie przez Austrię rozmów
pokojowych. Arcyksiążę Karol nie zachował się jednak po
myśli Napoleona i wbrew jego rachubom zarządził odwrót
do Czech, pragnąć ocalić armię nawet za cenę oddania
Francuzom serca monarchii.
Druga część kampanii przyniosła marsz Francuzów na
Wiedeń i przegraną dla nich bitwę pod Aspern i Essling.
Dotkliwa porażka taktyczna, poniesiona głównie na skutek
fatalnych warunków pogodowych, w konsekwencji o mało
co nie przyniosła klęski w skali strategicznej. Jedynie brak
zdecydowania ze strony przeciwnika i energiczne posunięcia
Napoleona pozwoliły mu zażegnać niebezpieczeństwo mili
tarne oraz rysujący się kryzys polityczny. O dziwo, tym
razem krytyka nie dotknęła Bonapartego w związku z prze
graną bitwą, lecz zasadzała się głównie na podważaniu
celowości zarządzonego przez niego wcześniej marszu na
Wiedeń.
Oponenci tego manewru wskazywali, że w konsekwencji
Austriacy uzyskali najpierw możliwość przeprowadzenia nie
zakłóconego prawie odwrotu spod Ratyzbony na Cham,
później sposobność zreorganizowania się w Czechach, po
czym mogli wrócić pod Wiedeń i stoczyć zwycięską bitwę.
Oznaczało to postawienie Napoleonowi ciężkiego zarzutu,
podważającego jedną z wypracowanych przez niego zasad
wojennych: „że dla przedmiotu geograficznego stracił z oczu
właściwy przedmiot działań wojennych: żywą siłę przeciw
nika, te masy, których wyszukanie i zniszczenie wskazywał
kiedyś, po pierwszej swej kampanii włoskiej, jako jedyną
myśl przewodnią swych operacji” 3.
Krytyka ta nie była wydumana, lecz z całą pewnością zbyt
ostra. Podejmując decyzję marszu na Wiedeń - a wpłynęły
na nią względy wojskowe, polityczne i psychologiczne
- Napoleon przecenił stopień wykrwawienia i dezorganizacji
armii austriackiej. Uważał, że pościg za jej resztkami w góry
czeskie, z rysującą się perspektywą zagarnięcia taborów
i artylerii, nie zrekompensuje korzyści wynikających ze
zdobycia Wiednia. Bonaparte sądził ponadto, że wojska
arcyksięcia Karola nie osiągną poprzedniej zdolności bojo
wej przed połączeniem Armii Niemiec z wojskami wicekróla
Włoch.
Krytyka poczynań Napoleona ułatwiona była dzięki
wiedzy o tym, że już trzy dni po przegranej bitwie pod
Eggmühl wódz austriacki zebrał armię w całość i najpraw
dopodobniej nie oddałby bez walki swych taborów i ar
tylerii. Doścignięcie go przed wąwozami Lasu Czeskiego,
wobec nadzwyczajnej mobilności i szybkości marszowej
armii francuskiej, nie przedstawiało zaś większego prob
lemu. Przeprowadzona analiza pozwoliła Kukielowi na
sformułowanie następującej opinii: „Podziwiając przeto
nieporównane mistrzostwo, z jakim Napoleon, prowadząc
swą armię na Wiedeń, bez straty jednego dnia czasu, bez
jednego przemarszu zbytecznego, zachowując ją stale w po
gotowiu do zwrotu przeciw arcyksięciu, podziwiając ten
lot orli, z jakim w ciągu jednego miesiąca z Paryża rzuca
się do Wiednia (12.04.-12.05.), musimy jednak wyznać,
że żywsze wyczucie istotnych nakazów wojny miał nieobar-
czony brzemieniem hegemonii nad światem młody generał
1 Tamże, s. 184.
Bonaparte”4. Delikatny wy r/u t apologety skryty pod pięk
ną formą literacką.
Trzecia część kampanii 1809 r. pod jednym względem
różni się od dwóch pierwszych. Wszystko, co uczynił
Bonaparte od momentu przerzucenia armii na wyspę Lobau,
po nieszczęśliwym starciu pod Aspern i Essling, podporząd
kowane zostało głównemu celowi, będącemu pochodną
podstawowych zasad napoleońskiej sztuki wojennej - do
prowadzenia do walnej bitwy i zniszczenia siły żywej prze
ciwnika.
W poprzednich działaniach główny cel wojny - unicest
wienie nieprzyjacielskiej armii i zmuszenie do kapitulacji
- ginął z pola widzenia Napoleona, który, nie doceniając
dostatecznie bitności Austriaków i talentów ich wodza,
przeznaczał siły i środki do urzeczywistnienia planów drugo
rzędnych. Po Aspern i Essling stały się one o tyle tylko
istotne, o ile mogły zakłócić realizację celu podstawowego.
Przygotowując rozstrzygające uderzenie cesarz posuwa
się „aż do granic ludzkiego przewidywania”5, aby oprzeć
operację na niezawodnych podstawach, nie pozostawiając
niczego dziełu przypadku i ślepemu losowi. Sforsowanie
Dunaju zostało tak mistrzowsko przygotowane i przepro
wadzone, że Bonaparte mógł bez zbytniej przesady powie
dzieć: „Już nie ma Dunaju”6.
Podczas przeprawy i samej bitwy współgrały idealnie
niemal wszystkie elementy tworzące jej taktyczno-operacyj
ny obraz: doskonałe rozpoznanie i związanie wojsk przeciw
nika, rzucenie do boju wszystkich rozporządzalnych sił
i rozegranie go według najlepszych reguł. Poza pierwszym
dniem, gdy nie w pełni przygotowane natarcie doznało
niebezpiecznego załamania, bitwa została przez Napoleona
4 Tamże, s. 185.
5 Tamże, s. 192.
6 Tamże.
rozegrana wręcz po mistrzowsku. Genialnie realizowana
zasada ekonomii sił pozwoliła mu skupić je tam, gdzie
należało szukać ostatecznego rozstrzygnięcia i, co ważne,
użyć w momencie do tego najodpowiedniejszym. Cesarz
dysponował przy tym do końca swobodą działania dzięki
zachowaniu silnych odwodów.
W decydującym momencie wzorowo został skoordyno
wany manewr skrzydłowy z potężnym uderzeniem przeła
mującym od czoła, następnie zaś przejście do natarcia przy
użyciu prawie wszystkich atakujących wojsk.
Osobowość Napoleona przyćmiła w czasie bitwy wszyst
kich jego sławnych dowódców, którzy działali niczym
idealnie dopasowane trybiki sprawnego mechanizmu. O ka
żdym ich posunięciu decydował Bonaparte, który podczas
dwóch bezsennych nocy i dwóch dni krwawej walki czuwał
osobiście nad przeprawą i rozwinięciem wojsk. Później, aż
do chwili stwierdzenia pełnego odwrotu przeciwnika, z wiel
kim zdecydowaniem i przezornością koordynował działania
poszczególnych korpusów. Gen. Buat tak podsumował
przebieg bitwy pod Wagram i rolę, jaką odegrał w niej
Bonaparte: „Historia, tak bogata w wielkie czyny znakomi
tych wodzów, nie zawiera przykładu sięgającego podobnej
wielkości; toteż Wagram zostaje na zawsze pierwowzorem
bitwy prowadzonej, a gen. Pellet słusznie mógł napisać, że
w bitwie tej armia francuska manewrowała jak »pułk
kierowany głosem dowódcy«” 7.
Przytoczone porównanie, z upodobaniem powtarzane
w wielu opracowaniach, nabiera pełnej wymowy, jeśli się
pamięta, że starcie pod Wagram należało do największych
w historii wojen pod względem liczby walczących żołnierzy,
a Napoleon tylko kilkakrotnie dysponował równie potęż
nymi siłami, poddanymi bezpośrednio jego osobistemu
dowództwu.
7 Tamże, s. 193.
POKÓJ
4 Tamże, s. 23L
warzystwie księcia Jana Lichtensteina ponownie przybył do
Schoenbrunnu i rozpoczęła się ostatnia faza rokowań.
Franciszek I był gotów przyjąć warunki Napoleona.
Podpisany 14 października w Schoenbrunnie układ poko
jowy w znacznym stopniu ograniczał suwerenność Austrii
i pozbawiał ją rangi mocarstwa. Tak bowiem należało
tłumaczyć postanowienia nakazujące Wiedniowi zerwanie
stosunków dyplomatycznych z Anglią, ograniczenie liczby
wojsk do 150000 żołnierzy oraz zapłatę kontrybucji wojen
nej w wysokości 85 000 000 franków. Degradacja monarchii
Habsburgów wiązała się także z wielkimi stratami terytorial
nymi (niemal trzecia część wszystkich ziem) i, co za tym idzie,
ludnościowymi.
Przegrana wojna kosztowała Austrię utratę prowincji
południowo-zachodnich i północno-wschodnich. Francji
przypadł Wschodni Tyrol, południowa część Karyntii, Krai
na i Chorwacja na południe od Sawy aż po Bośnię wraz
z Istrią i Dalmacją. Z terytoriów tych utworzono następnie
tzw. prowincje iliryjskie 5.
Znaczne nabytki terytorialne stały się również udziałem
sojuszników Francji. Bawaria otrzymała Salzburg, Berch
tesgaden i część Górnej Austrii. Granice Saksonii „zaokrąg
liły” się kosztem ziem czeskich. Najwięcej uzyskało Księst
wo Warszawskie, do którego przyłączono tereny zagarnięte
przez Austrię podczas trzeciego i częściowo pierwszego
rozbioru Rzeczypospolitej (ponad 50 000 km2) zamieszkane
przez 1 900000 ludzi. Polacy otrzymali Galicję Zachodnią
z okręgami krakowskim i zamojskim oraz połowę do
chodów z salin wielickich.
Najpotężniejszy teoretycznie sojusznik Napoleona, Ros
dniowych. Po raz pierwszy znaczna ich część znalazła się w obrębie jednego
organizmu państwowego, co - poza przyśpieszonym rozwojem gospodar
czym i cywilizacyjnym - przyniosło im wzrost świadomości narodowej
ja, zadowolić się musiał niewielką zdobyczą w postaci
szmatu ziemi między Seretem a Zbruczem, tzw. okręgu
Tarnopola.
Postanowienia pokoju w Schoenbrunn przyjęte zostały
powszechnie jako wyraz dalszego wzmocnienia władzy
Napoleona nad kontynentem. Jego cesarstwo osiągnęło
szczyt powodzenia. Francuskiej dominacji poddane zostały
terytoria rozciągające się od Półwyspu Pirenejskiego po
wschodnią granicę Księstwa Warszawskiego. Wydawała się
być ona nie do wzruszenia i trwać miała przez następne trzy
lata. W tym czasie żadne z państw (nie licząc permanentnej
walki Hiszpanów) nie odważyło się rzucić wyzwania potędze
Napoleona. W epoce, która jak niewiele innych oswoiła się
z bitewnym zgiełkiem, był to okres długi. Na tyle długi, aby
zapomniano straszliwy obraz pobojowiska pod Wagram.
W 1812 r. okazało się, że trzyletni pokój nie był niczym
innym tylko oddechem nabranym przez wycieńczoną Euro
pę przed kolejnym wojennym kataklizmem.
ZAŁĄCZNIKI
Załącznik nr 1
I KORPUS - BELLEGARDE
Dywizja Vogelsang
Dywizja Fresnel
II KORPUS - KOLOWRATH
Dywizja Brady
Dywizja Weber
Brygada Wied-Runkel - pułk Stuart 3 bataliony
pułk Rohan 3 bataliony
pułk Fröchlich 3 bataliony
Dywizja Klenau
Dywizja Lusignan
Dywizja Saint-Julien
Brygada A. Lichtenstein - pułk Manfredini 3 bataliony
pułk Würzburg 3 bataliony
Brygada Bieber - pułk Kaunitz 3 bataliony
pułk Wurtemberg 3 bataliony
Dywizja Vukassovich
Dywizja Dedowich
Dywizja Hohenlohe-Bartenstein
Dywizja Sommariva
Dywizja Lindenau
Dywizja Reuss-Plauen
VI KORPUS - HILLER
Dywizja Kottulinsky
Dywizja Jellachich
Dywizja Vincent
Dywizja Hesse-Homburg
Kawaleria
Załącznik nr 2
Dywizja piechoty
REZERWA KAWALERII
Dywizja Saint-Sulpice
Dywizja Nansouty
Dywizja Vincent
Dywizja Kottulinsky
Dywizja Weissenwolf
Dywizja Saint-Julien
Dywizja Vukassovich
Grenadierzy
Dywizja d’Aspre
Dywizja Prochaska
Kawaleria
Dywizja Hesse-Homburg
Dywizja Schwarzenberg
Dywizja Fresnel
II KORPUS - HOHENZOLLERN-HECHINGEN
Dywizja Brady
IV KORPUS - ROSENBERG
Dywizja Radetzky
Dywizja Hohenlohe-Bartenstein
Dywizja Rohan
2 KORPUS - OUDINOT
3 KORPUS - DAVOUT
Załącznik nr 5
2 KORPUS
Dywizja Tharreau
Czwarte bataliony 6, 24 i 25 pułków lekkich
Czwarte bataliony 9 i 27 pułków lekkich 6 batalionów
Batalion tyralierów korsykańskich
Czwarte bataliony 8, 24 i 35 pułków liniowych 6 batalionów
Czwarte bataliony 94, 95 i 96 pułków liniowych
Czwarte bataliony 54 i 63 pułków liniowych 4 bataliony
Czwarte bataliony 4 i 18 pułków liniowych
Dywizja Frére
Dywizja Grandjean
2 bataliony
2 szwadrony
3 KORPUS
Dywizja Morand
Dywizja Friant
Dywizja Gudin
Dywizja Puthod
Czwarte bataliony 7 pułku lekkiego, 17, 12, 61 i 65
pułków liniowych 10 batalionów
Czwarte bataliony 21, 30, 33, 85 i 111 pułków
liniowych
Dywizja Legrand
Dywizja Molitor
Dywizja Boudet
ARMIA WŁOSKA
Dywizja Lamarque
Dywizja Broussier
Dywizja Seras
Dywizja Durutte
Dywizja Pacthod
Gwardia wioska
KORPUS SASKI
Dywizja Dupas
5 pułk lekki 2 bataliony
19 pułk liniowy 3 bataliony
batalion lekkiej piechoty i 2 bataliony grenadierów
saskich 3 bataliony
ARMIA DALMACKA
Dywizja Montrichard
5 pułk liniowy 2 bataliony
79 pułk liniowy 2 bataliony
81 pułk liniowy 2 bataliony
Dywizja Clausel
8 pułk lekki 2 bataliony
23 pułk liniowy 2 bataliony
11 pułk liniowy 3 bataliony
Kawaleria
kompania 3 pułku strzelców 1 szwadron
kompania 24 pułku strzelców
wchodzący w skład Armii Dalmackiej 6 pułk huzarów wysłany pod
Neustadt z zadaniem obserwacji Ödenburga)
Łącznie: 13 batalionów, 1 szwadron, 19 armat
Dywizja bawarska
1 brygada - batalion 6 pułku lekkiego
3 i 13 pułki liniowe 5 batalionów
2 brygada - 5 i 7 pułki liniowe 4 bataliony
Brygada kawalerii - 2 i 3 pułki szwoleżerów 8 szwadronów
Łącznie: 9 batalionów, 8 szwadronów, 36 armat
GWARDIA CESARSKA
REZERWA KAWALERII
Dywizja Nansouty
1 i 2 pułki karabinierów 24 szwadrony
2, 3 i 12 pułki kirasjerów
Dywizja Saint-Sulpice
1, 5, 10 i 11 pułki kirasjerów 16 szwadronów
Dywizja Arrighi
4, 6, 7 i 8 pułki kirasjerów 16 szwadronów
Łącznie: 56 szwadronów, 26 armat
Cała armia łącznie: 250 batalionów piechoty, 201 szwadronów jazdy,
488 armat.
Według: E. B u a t , 1809, De Ratisbonne ä Znaim, t. 2, Paris 1909,
s. 159-166.
Załącznik nr 8
PIECHOTA
JAZDA
ARTYLERIA
ŹRÓDŁA
OPRACOWANIA
Od autora .................................................................................. 3
Wstęp .................................................................................... 6
W przededniu wojny .................................................................16
Wojna ....................................................................................... 36
Na polskim froncie.................................................................... 190
Uwagi o kampanii 1809 r.......................................................... 202
Pokój .........................................................................................208
Załączniki ................................................................................. 214
Bibliografia................................................................................243
Spis ilustracji............................................................................. 245
Mapy .........................................................................................246