Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 262

Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz

Ilustracja na okładce: Krystian Rosiński


Redaktor: Barbara Kosiorek-Dulian
Redaktor kartograf: Maria Stępniowska
Redaktor techniczny: Maria Braszczyk
Korektor: Zofia Banasiak

© Copyright by Sławomir Leśniewski, Warszawa 1993

Wydawnictwo Bellona
Warszawa 1993. Wydanie I

Skład Wydawnictwo Bellona


Druk i oprawa Wojskowa Drukarnia w Gdyni.
Zam. nr 0157

ISBN 83-11-08249-9
OD AUTORA

Kampania 1809 r. i decydująca o jej ostatecznym wyniku


bitwa pod Wagram należą bez wątpienia do najważniejszych
i zarazem najciekawszych, z wojskowego punktu widzenia,
w całej epoce napoleońskiej. Zaangażowanie przez każdą
z walczących stron wielkich mas wojska na teatrze działań
wojennych znacznie rozszerzyło pole dla zastosowania no­
wych, zaskakujących rozwiązań operacyjno-taktycznych.
Polityczne konsekwencje bitwy pod Wagram wpłynęły na
utwierdzenie władzy Napoleona nad podbitą Europą.
W kampanię 1809 r. zaangażowali się, jak w żadną
z dotychczasowych, Polacy. Pomocniczy teatr działań, roz­
ciągający się na ziemiach Księstwa Warszawskiego i autriac-
kiej Galicji, zaważył istotnie na przebiegu walk pod Wied­
niem. Zmagania raszyńskie były pierwszą od czasu Insurek­
cji Kościuszkowskiej samodzielną bitwą stoczoną przez
Polaków w kraju i zapoczątkowały ofensywę armii Księst­
wa, która przyniosła ostatecznie znaczne jego powiększenie.
Kampania 1809 r. doczekała się wielu opracowań głównie
we Francji. W latach 1899-1902 ukazały się trzy tomy
dokumentów dotyczących jej przebiegu do bitwy pod
Aspern i Essling - Campagne de 1809 en Allemagne et
Austriche. IN a ich podstawie Henri Guillaume Bonnal
przeprowadził analizę początkowej fazy działań w książce
La manoeuwre de Landshut (Paryż 1905). Natomiast dal­
szym operacjom poświęcił swe dwutomowe dzieło Edmond
Alphonse Leon Buat, 1809, De Ratisbonne à Znaim (Paryż
1909). Jest to niezwykle dokładna analiza działań bojowych,
poparta licznymi wykresami, diagramami i zestawieniami
ilustrującymi liczebność, podział taktyczny armii francuskiej
i austriackiej w różnych etapach kampanii. Dużą wartość
poznawczą ma także polemiczna rozprawa Henri Camona,
La manoeuwre de Wagram (Nancy-Paryż 1926). Z nowszych
opracowań na szczególną uwagę zasługuje książka znanego
napoleonisty Jeana Thiry’ego, Wagram (Paryż 1966) udanie
łącząca aspekty polityczne i militarne kampanii 1809 r.
Autorzy francuscy w dużej mierze oparli swe prace na
obfitej korespondencji pozostawionej przez Napoleona
(Correspondence de Napoleon I - e r , Paryż 1858-1870, 32
tomy) oraz na licznych relacjach i pamiętnikach jego do­
wódców.
W Austrii ukazało się kilka obszernych opracowań
dotyczących wojny 1809 r. Na największą, czterotomową
publikację zdobyło się Archiwum Wojny wydając Krieg von
1809 (Wiedeń 1907-1910). Opracowanie to ukazuje jednak
przebieg kampanii tylko do bitwy pod Aspern i Essling.
Krótszą pracę, poświęconą natomiast całej kampanii,
pozostawił Mayerhoffer von Vedropolje, Oesterreichs
Krieg mit Napoleon 1809 (Wiedeń 1905). Z innych opraco­
wań warto wspomnieć o A. Strobla, Aspern und Wagram
(Wiedeń 1897) oraz dziele Adolfa von Horsetzkiego, Krie­
gegeschichtliche Uebersicht der wichtigsten Feldzuge seit
1792 (Wiedeń 1913).
W polskiej literaturze bitwa pod Raszynem zajęła należ­
ne jej miejsce. Natomiast bardziej szczegółowych danych
o starciu pod Wagram polski czytelnik może zaczerpnąć
zaledwie z kilku prac. Operacyjno-taktycznej analizy kam­
panii 1809 r. i bitwy pod Wagram dokonał niezastąpiony
Marian Kukieł w Wojnach napoleońskich (Warszawa 1927)
w cyklu Kurs Historii Wojen. Ich zbeletryzowany opis zawarł
w tłumaczonej na polski Historii Konsulatu i Cesarstwa
francuski historyk Adolf Thiers (Warszawa 1846-1850).
Przywołane w Wagram 1809 dane liczbowe, nie opatrzone
przypisami, pochodzą właśnie z opracowania Thiersa.
Autor ma nadzieję, że niniejsza książka wypełni lukę
spowodowaną dotychczasowym brakiem przystępnego, po­
pularnego opracowania o kampanii 1809 r. (na całym teatrze
działań wojennych: w Niemczech, Polsce i częściowo we
Włoszech), które ukazałoby ją na szerszym tle politycznym.
Nie chcąc powtarzać treści zawartych w swojej poprzed­
niej książce, Marengo 1800, dotyczących organizacji, uzbro­
jenia, taktyki wojsk napoleońskich i austriackich, w roz­
dziale zatytułowanym „W przededniu wojny” autor zasyg­
nalizował jedynie najistotniejsze zmiany, jakie zaszły w tej
dziedzinie w obu armiach. Ponadto pozwolił sobie w kilku
innych wypadkach odesłać czytelników do tego opraco­
wania.
WSTĘP

Wydaje się, że drugie pięciolecie XIX w. przyniosło dwie


daty, którym przypisać należy szczególne znaczenie poli­
tyczne. O ile pierwsza z nich jest powszechnie znana
wszystkim tym, którzy interesują się bliżej epoką napoleoń­
ską, o tyle drugiej towarzyszy głównie zainteresowanie
zawodowych historyków.
8 lipca 1807 r. w Tylży nad Niemnem zawarto pokój
pomiędzy cesarstwami Napoleona i Aleksandra I i dokona­
no nowego podziału Europy.
21 listopada 1806 r. cesarz Francuzów wydał dekret
berliński o blokadzie kontynentalnej, który odegrał olb­
rzymią rolę w dalszej historii Francji i Europy.
Zwycięska wojna z Austrią i Rosją w 1805 r. oraz zdruzgota­
nie Prus w błyskawicznej kampanii 1806 r. - 14 października
w dwóch bitwach, pod Jena i Auerstaedt - przekonały
Bonapartego, iż nadszedł czas, aby zrealizować wreszcie od
dawna już rozważaną koncepcję: zniszczenia odwiecznego
wroga Francji - Anglii. Nie mogąc dosięgnąć przeciwnika
militarnie, cesarz postanowił zadać cios jego gospodarce, co
w konsekwencji miało spowodować podobny skutek - wyłą­
czyć Anglię z wyścigu do przewodnictwa nad kontynentem
i całym światem. Wydając dekret berliński Napoleon zamierzał
skazać gospodarkę angielską na wegetację i bankructwo,
blokując dla jej wytworów nie tylko Francję, ale także
wszystkie pozostałe europejskie rynki zbytu.
Pierwszy paragraf dekretu brzmiał: „Ogłasza się bloka­
dę Wysp Brytyjskich”, drugi zaś: „Wszelki handel i wszelkie
stosunki w Wyspami Brytyjskimi są zabronione”. Dalsze
postanowienia zakazywały komunikacji pocztowej i jakich­
kolwiek kontaktów z Anglikami, nakazywały konfiskatę ich
majątku, towarów i aresztowanie ich samych. Dla handlu
angielskiego formalnie 21 listopada 1806 r. zamknięte
zostały porty całej Europy. Aby również w praktyce tak się
mogło stać, musiał być spełniony podstawowy warunek
- cały kontynent powinien podlegać władzy Napoleona lub
jego najściślejszej kontroli. Gdyby choć jedno państwo
wyłamało się z blokady i otworzyło swój rynek dla towarów
angielskich, moc obowiązująca dekretu berlińskiego byłaby
czysto iluzoryczna.
Europa w trwodze przyjęła dekret o blokadzie kontynen­
talnej, zapowiadał on bowiem serię kolejnych niszczących
wojen. Anglia pojęła, że rozpoczął się nowy etap śmiertel­
nego starcia, jakie trwało między nią a Francją już od wielu
lat. I znów, jak w latach 1798 i 1805, postanowiła odwrócić
grożące niebezpieczeństwo za pomocą cudzych armii. Rząd
angielski, popierając swe starania strugą złotych funtów
szterlingów, zwrócił się o pomoc do Austrii i Rosji.
Austria, pozostająca ciągle jeszcze w szoku wywołanym
bitwą pod Austerlitz, odmówiła kolejnej daniny krwi, obser­
wując ze złośliwą satysfakcją pogrom Prus, które przed
rokiem odmówiły wejścia do trzeciej koalicji antyfran­
cuskiej.
Inicjatywa Londynu spotkała się natomiast z pozytyw­
nym odzewem Petersburga. Rosja była gotowa do wy­
stąpienia przeciwko Napoleonowi i miała co najmniej trzy
powody, aby podjąć ryzyko wojny. Dwa z nich miały
charakter polityczno-militarny, trzeci dotyczył sfery ekono­
micznej. Po pierwsze, Wielka Armia1, posuwając się na

1 Nazwa armii francuskiej funkcjonująca od 1805 r.


wschód w pościgu za resztkami armii pruskiej, zagroziła
bezpośrednio granicom rosyjskim. Po drugie, z obecności
Napoleona na dawnych ziemiach polskich mogłaby wynik­
nąć jakże niebezpieczna kwestia wskrzeszenia Rzeczypos­
politej kosztem zagarniętych przez Rosję terenów. Zdobycze
Katarzyny II - Litwa, Białoruś i Ukraina - musiałyby
przepaść. Po trzecie, zerwanie stosunków handlowych z An­
glią, stanowiącą chłonny rynek zbytu dla rosyjskich płodów
rolnych, przynieść musiało państwu carów prawdziwą ruinę.
Przy wymienionych powodach chęć pomszczenia klęski
austerlickiej, która stała się również udziałem sojuszniczego
korpusu rosyjskiego, stanowiła jedynie dodatkową przy­
czynę rozpoczęcia wojny z Francją.
Obie strony przystąpiły do niej dobrze przygotowane,
w pełni świadome celów i konsekwencji, jakie może ze sobą
pociągnąć przegrana. Jeszcze zimą doszło do dwóch dużych,
nie rozstrzygniętych bitew - pod Pułtuskiem i Iławą Pruską.
Szczególnie druga z nich zamieniła się w prawdziwą heka-
tombę kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy francuskich i rosyj­
skich. Decydującą o wyniku wojny bitwę stoczono w siódmą
rocznicę Marenga, 14 czerwca 1807 r. pod Frydlandem.
I podobnie jak starcie sprzed siedmiu lat, zakończyła się ona
wspaniałym zwyciestwem Napoleona.
19 czerwca armia francuska stanęła nad Niemnem na
granicy imperium rosyjskiego. Wieczorem w jej obozie
pojawił się wysłannik Aleksandra I z prośbą o zawieszenie
broni. 25 czerwca doszło do spotkania obu cesarzy na
środku Niemna, na którym zakotwiczono prom z dwoma
wspaniałymi namiotami. Rozmowa Napoleona z Aleksand­
rem I trwała godzinę i pięćdziesiąt minut i zadecydowała
o podziale Europy na dwie strefy wpływów. Granica między
nimi przebiegać miała na Wiśle. Aleksandrowi I udało się
uratować Prusy przed wymazaniem z mapy, co zdecydowa­
ny był pierwotnie uczynić Bonaparte, lecz zawierając z Fran­
cją sojusz zaczepno-odporny (tymczasowo tajny), car
nakładał na Rosję obowiązek przyłączenia się do blokady
kontynentalnej.
Pokój zawarty w nadniemeńskiej Tylży formalnie wprzę-
gał Rosję do rydwanu imperialnej polityki Napoleona,
faktycznie zaś stanowił zapowiedź przyszłych konfliktów
i wojen. Mało kto zdawał sobie jednak z tego sprawę 9 lipca,
gdy podczas rewii gwardii francuskiej i rosyjskiej obaj
cesarze wymienili pożegnalny pocałunek, kończąc kilkunas-
todniowe rozmowy wypełnione gestami przychylności, zro­
zumienia i niemal przyjaźni.
Wydawało się, że traktat tylżycki zapoczątkuje okres
pokoju i współpracy, eliminując z europejskiej codzienności
szczęk oręża. Francja przyjęła jego zawarcie z zachwytem.
Kraj, który od kilkunastu lat toczył krwawe wojny, chciał
wierzyć zapewnieniom cesarza, twierdzącego po rozgromie­
niu Prus i starciu z Rosją, że „to była ostatnia wojna”2. Ci
wszyscy, którzy uwierzyli zapewnieniu Napoleona, już
wkrótce srodze się zawiedli. Nie mogło być inaczej, jeśli
koncepcja odcięcia Anglii od reszty kontynentu musiała
wydać owoce.
System blokady miał jeden słaby punkt. Był nim Półwysep
Pirenejski. Po Tylży Portugalia pozostała jedynym krajem
europejskim utrzymującym kontakty polityczne i handlowe
z Wyspami Brytyjskimi. Zresztą, jako realista, Bonaparte
nie wierzył, aby Hiszpania Burbonów, mimo pozornego
zaakceptowania dekretu berlińskiego, zaprzestała zyskow­
nego handlu z Anglią. Warunki naturalne półwyspu, posia­
dającego nadzwyczaj długą linię brzegową, oraz panowa­
nie floty brytyjskiej na Atlantyku i Morzu Śródziemnym
mogły go ułatwić bądź wręcz narzucić. Dlatego Portugalia
i Hiszpania musiały utracić suwerenny byt.
Portugalia w ostatniej chwili usiłowała zapobiec francus­
kiej interwencji wydalając z Lizbony ambasadora angiel­

2 A. Manfred, Napoleon Bonaparte, Warszawa 1986, t. II, s. 572.


skiego i wypowiadając formalnie wojnę Anglii. Napoleon
uznał oba te posunięcia za nieudolną inscenizację i wysłał na
podbój Portugalii armię pod dowództwem gen. Andoche
Junota. Krótko po wyruszeniu korpusu interwencyjnego
zawarty został układ hiszpańsko-francuski o podziale Por­
tugalii. W ten sposób Hiszpania postawiła się w roli słabego
sojusznika, którego współudział w zamierzonej operacji był
konieczny, ale którego nie zamierzano wynagrodzić. Prze­
ciwnie - przewidziano dla niego podobny los ofiary.
Ekspedycja gen. Junota rozpoczęła siedmioletni okres
francuskiego militarnego zaangażowania na Półwyspie Pire-
nejskim. Z roku na rok miało ono wzrastać, pochłaniając
coraz większe siły armii napoleońskiej i osłabiając wojskową
potęgę cesarstwa. W dalszej perspektywie wojna hiszpańska
stała się jedną z przyczyn upadku Napoleona i jego im­
perium, w bliższej zaś spowodowała wystąpienie Austrii
przeciwko Francji w 1809 r.
Kampania za Pirenejami przebiegała początkowo spraw­
nie i nic nie zapowiadało późniejszych tragicznych na­
stępstw. Gen. Junot przemaszerował przez ziemie uległej,
zastraszonej Hiszpanii i w końcu listopada wkroczył do
opuszczonej przez Anglików i rodzinę królewską Lizbony.
Łatwy sukces w Portugalii był wstępem do opanowania
całego półwyspu. Na tronie hiszpańskim Bonaparte po­
stanowił osadzić któregoś ze swych marszałków lub braci.
Niesnaski panujące w królewskiej rodzinie Burbonów hisz­
pańskich i ogólny zamęt w kraju sprzyjały w naturalny
sposób tym planom. W marcu 1808 r. na półwyspie przeby­
wało już ponad 100000 napoleońskich żołnierzy. W końcu
tego miesiąca marsz. Joachim Murat wkroczył do Madrytu,
a na początku maja w Bayonnie Napoleon wymógł na
zwabionych tam Burbonach - królu Karolu IV (abdykował
17 marca) i jego synu i następcy Ferdynandzie - zrzeczenie
się tronu hiszpańskiego. 10 maja „nominację” królewską
uzyskał brat cesarza - Józef, dotychczasowy władca Neapo­
lu. 20 lipca, sześć dni po wielkim zwycięstwie marsz. Jeana
Baptiste Bessièresa nad dwoma armiami hiszpańskimi pod
Medina del Rio Seco, Józef Bonaparte triumfalnie wkroczył
do Madrytu.
W tym momencie można było łudzić się, że błyskawiczny
podbój Półwyspu Pirenejskiego został ukończony. Najmoc­
niej przekonanie takie żywił chyba sam Napoleon. Dlatego
właśnie jego najbardziej zaskoczyła wiadomość Jaka wkrót­
ce nadeszła z Hiszpanii. „Oberwańcy”, jak zwykł później
nazywać powstańców hiszpańskich, podnieśli oręż przeciw­
ko armii francuskiej i wkrótce niemal cały kraj stanął
w obliczu straszliwej wojny. Na jej określenie przyjął się
termin „guerrilla” - mała wojna. Jest on o tyle mylący, że
Hiszpanie wydali Francuzom bynajmniej nie małą, lecz
wręcz totalną wojnę, w której każdy był żołnierzem i gdzie
wszędzie przebiegała linia frontu.
23 lipca 1808 r. nastąpiła katastrofa. Nie tyle nawet
militarna, co przede wszystkim polityczna. Jeden z najlep­
szych generałów Napoleona, Pierre Dupont de L’Etang,
skapitulował pod Baylen z 18-tysieczną dywizją przed
Hiszpanami. Po raz pierwszy nie zwyciężona dotąd armia
napoleońska poniosła dotkliwą porażkę. Z jej ewentualnych
konsekwencji zdawał sobie sprawę Bonaparte, który wypo­
wiedział wówczas znamienne słowa: „Takie wydarzenia
wymagają mojej obecności w Paryżu. Wszystko powiązane
jest ze sobą: Niemcy, Polska, Italia 3.
Zaraz po Baylen wybuchło powszechne powstanie w Por­
tugalii, w której wylądował korpus ekspedycyjny pod do­
wództwem gen. Arthura Wellesleya, późniejszego księcia
Wellington. 30 sierpnia w Cintrze gen. Junot podpisał akt
kapitulacji. Druga z kolei armia cesarska powędrowała do
niewoli.
Szokujące klęski wojsk napoleońskich na Półwyspie Pire-

3 Tamże, s. 609.
nejskim wywołały niemal natychmiastowy odzew w państ­
wach niemieckich. Z Austrii zaczęły napływać informacje
o wzmożonych zbrojeniach. Było aż nadto oczywiste, że
tylekroć upokorzona i zdruzgotana militarnie monarchia
habsburska uzna wypadki w Hiszpanii i Potugalii za wy­
śmienitą okazję do odbudowy potencjału wojennego i przy­
gotowania odwetu. Zaangażowanie Francji na froncie hisz­
pańskim siłą rzeczy musiało osłabić jej militarną pozycję nad
Dunajem.
Jeszcze przed Cintrą (15 sierpnia) na wielkim przyjęciu
wydanym z okazji urodzin Napoleona przeprowadził on
rozmowę z ambasadorem austriackim w Paryżu, hrabią
Klemensem Lotharem Metternichem. Uznawany później za
wielkiego męża stanu, w rzeczywistości mierny polityk,
jakim był Metternich, pomimo wykrętnych odpowiedzi
i zapewnień o pokojowych zamiarach Austrii, nie zdołał
zwieść Bonapartego. Cesarz utwierdził się w przekona­
niu, że Habsburgowie rozpoczęli przygotowania do woj­
ny. Jak memento musiały zabrzmieć jego słowa wypowie­
dziane po spotkaniu z austriackim ambasadorem: „Jest
tak jak w przyrodzie, gdy ciężki stan poprzedzający burzę
każe pragnąć nadciągnięcia burzy, która przyniesie ulgę
nerwom naprężonym i przyniesie niebu i ziemi błogą pogo­
dę. Ból ostry, ale krótki, lepszy jest od przewlekłego
cierpienia” 4.
Pomimo nie skrywanej groźby Napoleon za wszelką cenę
chciał uniknąć konfliktu z Austrią. Głównie dlatego, że
prowadzenie walki na dwa fronty było sprzeczne z jego
doświadczeniami i zasadami sztuki wojennej. Aby powstrzy­
mać Austrię od zbrojnego wystąpienia, Bonaparte postano­
wił sięgnąć po swój największy atut - sojusz zawarty z Rosją.
W kalkulacjach Napoleona, który nie bez słuszności uważał

4 M. Kukieł, Wojny napoleońskie, w: Kurs Historii Wojen, Warszawa


1927, t. I, s. 168.
go za swoje wielkie polityczne osiągnięcie, porozumienie to
zajmowało bardzo ważne miejsce. Teraz użył sojuszu jako
środka nacisku na zbrojącą się Austrię.
Na przełomie września i października 1808 r. Napoleon
zainscenizował spotkanie z Aleksandrem I. Zjazd obu
imperatorów nastąpił w Erfurcie, do którego zaproszono
władców wszystkich sprzymierzonych z Francją państewek
niemieckich. Owa „loża królów”, przeważnie żałosnych
marionetek, wraz ze sławnymi artystami i ludźmi nauki,
którzy również pojawili się w Erfurcie, stanowiła swoistą
oprawę i zarazem tło dla cesarzy Wschodu i Zachodu.
Spotkanie odbyło się w dwóch sferach: oficjalno-galowej,
przeznaczonej dla szerokiej publiczności, i ściśle poufnej,
dostępnej jedynie dla wąskiej grupy najbardziej zaufanych
osób. Na zewnątrz Bonapartemu udało się stworzyć przeko­
nanie, że w Erfurcie doszło do dalszego umocnienia sojuszu
francusko-rosyjskiego. Okoliczność ta znalazła wyraz w tre­
ści podpisanej przez obie strony konwencji sojuszniczej.
Odnośny jej fragment brzmiał: „Jego cesarska mość im­
perator Wszechrosji i j.c.m. cesarz Francuzów, król włoski
i protektor Związku Reńskiego, pragnąc nadać łączące­
mu ich sojuszowi ściślejszy i na zawsze utrwalony chara­
kter
W rzeczywistości słowa o „na zawsze utrwalonym charak­
terze” stanowiły puste dźwięki, figury stylistyczne przyjęte
w danym momencie. Erfurt ukazał carowi rysy powstające
na potężnej budowli cesarstwa Napoleona. Były minister
spraw zagranicznych Francji, Charles Maurice Périgord de
Talleyrand zdradził Aleksandrowi I najtajniejsze plany
Bonapartego i wskazał jego najsłabsze strony. Talleyrand,
już od roku będąc agentem Austrii, stał się także pośred­
nikiem pomiędzy carem a Metternichem i pod koniec zjazdu
doprowadził do bliskiego zbliżenia Austrii z Rosją, które
w tajnej umowie przyrzekły sobie współpracę przeciwko
Napoleonowi.
Wyciągając fałszywy wniosek, że potwierdzony sojusz
z Rosją uchroni go skutecznie przed napaścią ze strony
Austrii, Napoleon pozostawił w Niemczech jedynie wzmoc­
niony korpus marsz. Louisa Nicolasa Davouta jako Armię
Nadreńską, a większość sił przerzucił do Hiszpanii. W lis­
topadzie znajdowało się tam już 175 000 żołnierzy, a dal­
szych 50 000 miało ich wesprzeć na przełomie roku 5.
W chwili gdy Napoleon stanął za Pirenejami, kampania
przeciwko armii hiszpańskiej, gerylasom (partyzanci hisz­
pańscy) i posiłkującemu ich korpusowi angielskiemu na­
brała niebywałego rozmachu. Seria wspaniałych zwycięstw
- między innymi pod Burgos, szarża lekkokonnych polskich
w wąwozie Somossiery - sparaliżowała opór Hiszpanów.
4 grudnia cesarz wkroczył do Madrytu. W ciągu kilku
następnych tygodni część oddziałów angielskich została
wyparta z półwyspu. Napoleonowi nie było jednak dane
dokonać ostatecznego zniszczenia dywizji generałów
Arthura Wellesleya i Johna Moore’a. W pobliżu Astorgi,
wśród dzikich gór, cesarza odnalazł kurier wiozący alar­
mujące wieści, jakie nadeszły z Monachium, Drezna i Me­
diolanu. Wynikało z nich między innymi, że Austria rozpo­
częła koncentrację wojsk na granicy bawarskiej i włoskiej.
A więc nie było już cienia wątpliwości co do jej wojennych
planów.
Pozostawiwszy marsz. Nicolasa Soulta na czele armii
Napoleon w;yruszył w drogę powrotną do Francji. Z Val­
ladolid, w którym na kilka dni założył kwaterę główną,
rozesłał dziesiątki listów z rozkazami, instrukcjami i pyta­
niami. Jego dyspozycje miały poruszyć tryby olbrzymiego
imperium i przestawić je na tory wzmożonych przygotowań
wojennych. W liście do pasierba, księcia Eugeniusza de

5 Znalazły się wśród nich liczne oddziały polskie: Legia Nadwiślańska,


pułk lekkokonny gwardii oraz trzy pułki piechoty Księstwa Warszawskiego
(przybyły trochę później).
Beauharnais, Bonaparte napisał: „Oni [Austriacy-S.L.]
myślą, że jestem związany daleko od nich; będą mocno
zaskoczeni, gdy dowiedzą się za kilka dni, że jestem w Paryżu
i że moje wojska wracają” 6.
Valladolid opuścił Napoleon 18 stycznia, a już po czterech
dniach dotarł do Paryża, zadziwiając nadzwyczajną szybko­
ścią podróży i wprowadzając wszystkich w zdumienie swym
nagłym pojawieniem się. O powrocie cesarza oznajmił
wystrzał z działa ustawionego na dziedzińcu Pałacu In­
walidów.
Za niecałe trzy miesiące miały przemówić setki armat.

6 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 168.


W PRZEDEDNIU WOJNY

Wkrótce po powrocie z Hiszpanii Napoleon przekonał


się, w jak fatalny sposób wojna hiszpańska wpłynęła na
nastroje społeczne. Nie zdołały ich poprawić nawet ostatnie
zwycięstwa cesarza odniesione za Pirenejami. Powszechna
stała się opinia, że konflikt włożył na barki Francji nowy,
zupełnie niepotrzebny ciężar i może przynieść opłakane
konsekwencje. Społeczeństwo, którego nadzieje na trwały
pokój zostały brutalnie podeptane, wyrażało obawę, że
uwikłanie się Francji na zachodnim froncie sprowokuje
zbrojne wystąpienie Austrii. Tak więc zamiast fanfar, hoł­
dów i wyrazów podziwu - dotychczas zawsze okazywanych,
gdy „bóg wojny” powracał ze zwycięskiej kampanii - do
uszu Bonapartego dotarło groźne echo niezadowolenia
i zniechęcenia. Atmosferę defetyzmu pogłębiali rojaliści
i kler katolicki, uznając, że nadeszła pora do bardziej
śmiałego wystąpienia przeciwko „korsykańskiemu uzur­
patorowi”. Nastroje ulicy udzieliły się sferom rządo-
wo-dworskim; głośno zaczęto rozważać kwestię ewentualnej
sukcesji po Napoleonie, który przecież mógł nie powrócić
z hiszpańskich bezdroży... Doszło do wiele mówiącego
zbliżenia politycznego Charlesa Talleyranda i Josepha Fou-
ché, ministra policji, a więc ludzi, którzy wcześniej pałali do
siebie nienawiścią.
Napoleon zdał sobie sprawę, że symptomy kryzysu moral­
nego staną się dodatkowym utrudnieniem podczas przygo-
towań wojennych i z nimi należy rozprawić się przede
wszystkim. Atmosferę w kręgach rządowych „uzdrowił”
kosztem wielkiego szambelana, Talleyranda, którego w obe­
cności ministrów najpierw zbeształ za dwulicowość, a na­
stępnie pozbawił piastowanej godności.
Nastroje społeczeństwa cesarz postanowił zmienić w naj­
prostszy sposób - nie dając mu innego wyboru poza
uczestnictwem w zakrojonych na wielką skalę przygotowa­
niach do wojny. Napoleon był przekonany, że ma na to nie
więcej niż trzy miesiące. Z dużym prawdopodobieństwem
można było założyć, że Austria rozpocznie działania wojen­
ne wiosną, gdy tylko poprawią się warunki pogodowe i jej
armia osiągnie gotowość bojową. Raporty płynące od
agentów mówiły, iż moment ten jest już bliski.
Przygotowania wojenne cesarz prowadził, jak zwykle,
jednocześnie na dwóch płaszczyznach: politycznej i militar­
nej.
Mając ciągle jeszcze nadzieję na dyplomatyczne zażeg­
nanie konfliktu Napoleon przeprowadził wiele rozmów
z posłami państw europejskich przebywającymi w Paryżu.
W czasie jednego ze spotkań skierował pod adresem Austrii
słowa, które zabrzmiały jak ultimatum (Metternich, trak­
towany na rozkaz Bonapartego z wyniosłością i nad wyraz
ozięble, był nieobecny): „Pokazuje się, że nie Dunaj, ale
rzeka Lata [właściwie: Lete - w mitologii greckiej rzeka
zapomnienia w Hadesie - S.L.] płynie pod Wiedniem, i że
tam rychło zapominają nauki doświadczenia. Trzeba im
widać nowej i dostaną strasznej, ręczę za to. Ja nie chcę, nie
szukam wojny; żadnego w niej nie mam interesu, i cała
Europa jest mi świadkiem, że wszystkie moje usiłowania,
cała uwaga moja zwróconą była na pole bitwy przez Anglię
wybrane, to jest na Hiszpanię. [...] Albo niech się natych­
miast rozbraja (Austria), albo jej wydam wojnę zniszczenia.
Jeżeli tak rozbroi się, że żadnej wątpliwości mieć nie będę co
do usposobień4ęj na przyszłość, to i ja oręż schowam do
pochwy, gdyż pragnę tylko dobyć go w Hiszpanii, i przeciw
Anglikom. Inaczej walkę rozpoczynam i taką, że Anglii
pewno już nie zostanie sprzymierzeńca na stałym lądzie”1.
Szczególną atencję Bonaparte zaczął okazywać posłowi
rosyjskiemu, ministrowi spraw wewnętrznych Nikołajowi
Rumiancewowi. Przebywał on w Paryżu od czasu zjazdu
erfurckiego z zadaniem czuwania nad realizacją postano­
wień konwencji (chodziło głównie o dopilnowanie kwestii
wcielenia do Rosji należących do Turcji Mołdawii i Wołosz­
czyzny, od czego Aleksander I uzależniał podpisanie układu
z Francją). Napoleon w rozmowach z Rumiancewem był
szczery. Nie kryjąc obaw i trudności oświadczył, że oczekuje
od Rosji wypełnienia zobowiązań sojuszniczych: „W każ­
dym razie rachuję na słowo waszego władcy. Spełni on swe
przyrzeczenia: niech wyśle dostateczną armię nad Dunaj,
aby u Turków rozstroić knowania i zmowy Austriaków
i Anglików; niech wreszcie postawi imponującą armię
w górze Wisły, żeby Austria widziała, że nie ma co żartować
z nami. [...] Jeżeli zaś te demonstracje nie wystarczą, jeżeli
przyjdzie użyć siły, no! to zgnieciemy raz na wieki opory,
które się wspólnym naszym zamysłom przeciwią. Ale, niech
będzie przymierze na pokój i wojnę, przymierze szczere,
skuteczne, jak ja przyrzekłem, jak mnie przyrzeczono, i tego
właśnie oczekuję” 2.
Rumiancew zapewnił cesarza, że Rosja wywrze na Austrię
presję dyplomatyczną w celu powstrzymania jej przed
zbrojnym wystąpieniem, a jako nacisku użyje armii wysłanej
nad granicę z Galicją. Dając dowód swego pokojowego
nastawienia Napoleon zaproponował, aby Rosja i Francja
we wspólnym oświadczeniu udzieliły Austrii gwarancji, że jej
obecne posiadłości nie zostaną uszczuplone. Intencja takiej

1 A. T h i e r s , Historia Konsulatu i Cesarstwa, Warszawa 1846-I850,


t. V, s. 340.
2 Tamże, s. 342.
deklaracji była szczególnie czytelna w kontekście niedaw­
nych wydarzeń w Bajonnie.
Równolegle do rozmów z Rumiancewem Bonaparte
odbywał spotkania z posłami państw wchodzących w skład
Związku Reńskiego i innych sojuszników na terenie Nie­
miec. Do ich władców: królów Saksonii, Bawarii, Wirtem­
bergii, Westfalii, książąt Badenii i Würzburga, wysłał nato­
miast listy z prośbą o zwiększony wysiłek mobilizacyjny na
wypadek w'ojny. Zgodnie z oczekiwaniami cesarza powinni
oni łącznie wystawić około 100 000 żołnierzy. Król bawarski
miał skoncentrować oddziały w rejonie Monachium, nato­
miast władca Saksonii i Księstwa Warszawskiego w Dreźnie
i Warszawie, gdzie powinny się zebrać oddziały polskie
księcia Józefa Poniatowskiego.
Groźne w treści pismo Napoleon wysłał do Królewca,
w którym przebywał król pruski. Cesarz Francuzów prze­
strzegał w nim Fryderyka Wilhelma III przed uzbrojeniem
chociażby jednego żołnierza więcej ponad ustalony w tajnym
układzie limit 42000, co musiałby potraktować jako akt
jednoznaczny z wypowiedzeniem wojny. Przestroga była
jednak niepotrzebna. Prusy pozostawały ciągle w szoku po
klęsce roku 1806 i były jak najdalsze od myśli wystąpienia
przeciwko Francji. Nawet u boku tak potężnego sojusznika
jak Austria.
Pierwsze dyspozycje dotyczące wzmocnienia armii Napo­
leon wydał jeszcze podczas pobytu w Hiszpanii. Wiązały się
one z poborem rekrutów i sposobem zorganizowania wiel­
kiej liczby nowozaciężnych w ramach jednostek już ist­
niejących bądź mających dopiero powstać. Dekret senatu
z września 1808 r. upoważnił cesarza do poboru 160000
rekrutów z pięciu roczników: 1806-1810. Decyzja o poborze
czterech starszych roczników wywołała falę wzburzenia.
W związku z tym uczyniono w dekrecie zastrzeżenie, że
mężczyźni urodzeni przed rokiem 1788, podobnie jak i żona­
ci, nie będą podlegali poborowi.
Jeszcze w 1807 r. Napoleon nakazał formowanie pułków
pięciobatalionowych. Różne przyczyny: brak ludzi, nad­
mierne wydatki związane z zamierzoną reorganizacją spra­
wiły, że zarządzenie to nie zostało zrealizowane. Tylko
w nielicznych pułkach zdążono sformować czwarte batalio­
ny, nie mówiąc o piątych. Teraz, w przededniu wojny
z Austrią, Bonaparte powrócił do dawnej koncepcji, po­
stanawiając rozbudować pułki stacjonujące w Niemczech
i we Włoszech o nowe bataliony.
Podczas kampanii hiszpańskiej pozostawały w Niemczech
dość nieliczne, choć doborowe jednostki pod dowództwem
marsz. Davouta. Dla ich określenia używano nazwy Armia
Reńska (Nadreńska). W skład tej armii wchodziło sześć
dywizji piechoty generałów: Louisa Frianta, Charlesa Etien­
ne Gudina, Charlesa Antoine Moranda, Louisa Josepha
Saint-Hilaire’a, Dupasa i Nicolasa Charlesa Oudinota (gre­
nadierzy i woltyżerzy), czternaście pułków kirasjerów, sie­
demnaście pułków lekkiej jazdy (huzarzy i strzelcy) oraz
silna artyleria. Do sił tych należało doliczyć cztery dalsze
dywizje piechoty generałów: Carra Saint-Cyra, Claude Juste
Alexandre Legranda, Jeana Boudeta i Gabriela Jeana
Molitora, które stały w obozach w Boulogne-sur-Mer oraz
Lyonie i miały wzmocnić marsz. Davouta. Wszystkie te
oddziały liczyły łącznie około 110 000 ludzi.
Jako zawiązek nowych jednostek posłużyły kompanie
grenadierów i woltyżerów gen. Oudinota. Dzięki temu
zabiegowi Armia Reńska miała liczyć około 135 000 piecho­
ty. Pułki kirasjerskie obejmujące 11000-12000 jeźdźców
zamierzano powiększyć do liczby 13 000-14000, podobnie
jak pułki lekkiej jazdy. Siłę kawalerii miało wzmocnić około
3000 dragonów, których szwadrony cesarz kazał sformo­
wać, wykorzystując rekrutów z południowofrancuskich oś­
rodków szkolenia i kadry ściągnięte z Hiszpanii. Tak więc
jazda osiągnąć miała liczbę około 30000 ludzi. Łącznie
z gwardią cesarską (która jako jedyna wielka jednostka
przerzucona została z Hiszpanii na naddunajski teatr wojny)
oraz oddziałami artylerii wojska francuskie w Niemczech
zbliżyły się do 200 000.
Dynamicznemu wzrostowi armii w Niemczech towarzy­
szył analogiczny proces we Włoszech, które Napoleon
traktował jako drugorzędny teatr wojenny.
W Italii Francuzi rozporządzali dwoma zgrupowaniami:
oddziałami wicekróla Włoch księcia Eugeniusza de Beau-
harnais oraz króla Obojga Sycylii Joachima Murata. Armia
księcia składała się z sześciu silnych liczebnie dywizji piecho­
ty (w trakcie formowania były piąte bataliony) rozlokowa­
nych w Udine, Trewirze, Mantui, Bolonii, Padwie i Rzymie
(dowodzili nimi generałowie Seras, Broussier, Paul Grenier,
Jean Maximilien Lamarque, Gabriel Barbou i Charles
Franęois Miollis) oraz piętnastu pułków jazdy. Jedna z dy­
wizji Murata stacjonowała między Neapolem a Reggio,
druga zaś między Neapolem a Rzymem. Prace organizacyj­
ne związane z wcielaniem nowozaciężnych przebiegały we
Włoszech nad wyraz sprawnie. Napoleon optymistycznie
liczył, że znajdujące się tam wojska, które zasili korpus gen.
Auguste’a Frédérica Marmonta (tzw. Armia Dalmacka
licząca około 10000 żołnierzy) i posiłki włoskie (do 20000)
osiągną stan prawie 100 000 ludzi 3.
Francja, Włochy, państwa związkowe i sprzymierzone
w Niemczech zamieniły się w jeden wielki obóz wojskowy.-
Nie mogła jednak ujść uwagi bystrego obserwatora okolicz­
ność, że nowe zaciągi, choć liczne, odbiegają znacznie
jakością od poprzednich. „Wielka Armia 1809 r. nie jest tym
samym pełnowartościowym narzędziem zwycięstwa, jakim
była w 1805 i 1806-1807 r. Składa się ona w co najmniej
trzeciej części z kontyngentów niemieckich, na których siłę
moralną w walce z Austrią trudno jest liczyć i które

3 K u k i e ł (Wojny napoleońskie, s. 169) określił siły księcia Eugeniusza


i Marmonta na 60000 ludzi (bez posiłków włoskich).
taktycznie nie dorównują dywizjom francuskim. Także
dywizje francuskie zmieniły się co do składu. Tylko kadry
pozostały silne i niezrównanie sprawne i bitne. Szeregi
wypełnił rekrut bardzo młody (w znacznej części rocznik
1810), nie wyszkolony lub źle wyszkolony” 4.
Do oceny Kukiela niewiele można dodać, chyba tylko to,
że owe „silne i niezrównane kadry” w dużej mierze także
pochodziły z nadzwyczajnego poboru dokonanego wiosną
1809 r. Ze szkoły wojskowej w Saint-Cyr Napoleon zażądał
300 młodziutkich słuchaczy. Myślał nawet o wcieleniu do
służby 16- i 17-latków z liceów wojskowych. Na rozkaz
cesarza pewnej liczby oficerów musiały też dostarczyć stare
rody szlacheckie i arystokratyczne, których przedstawiciele
uchylali się od służby wojskowej. W liście do Fouchégo
Napoleon tak uzasadniał swą decyzję: „Uwiadomiono mnie,
że familie emigrantów uchylają swoich synów od poboru do
wojska i trzymają ich w zgubnej a zbrodniczej bezczynności.
Rzecz to stanowcza, że dawne i bogate familie, które nie są
za systemem, oczywiście są przeciwko niemu. Żądam tedy,
ażebyś kazał sporządzić listę takich głównych familii, po
dziesięć na każdy departament [Francja liczyła ówcześnie
115 departamentów-S’.L.], a pięćdziesięciu na Paryż, wymie­
niając wiek, majątek i znaczenie każdego ich członka.
Zamierzałem wydać dekret, żeby wcielić do szkoły woj­
skowej w Saint-Cyr młodzież tych familii, mającą więcej niż
szesnaście a mniej jak osiemnaście lat. Jeżeliby się temu
sprzeciwiano, nie masz się co tłumaczyć, tylko wręcz powie­
dzieć, że tak mi się podobało” 5.
Nie mogąc wydobyć z Hiszpanii całych zwartych od­
działów Bonaparte postanowił wezwać stamtąd chociaż
kilku wyśmienitych dowodców. Generałowie Louis Pierre
Montbrun i Antoine Charles Louis Lasalle, sławni kawale-

4 Tamże, s. 170.
5 T h i e r s , Historia..., t. V, s. 350.
rzyści, objąć mieli dowództwo nad dywizjami lekkiej jazdy.
Jean Lannes, który zdobył po heroicznej obronie Saragossę,
oraz André Masséna - obok Davouta najlepsi marszałkowie
Napoleona, przewidziani zostali na dowódców korpusów.
Już w końcu lutego wojska napoleońskie zaczęły się
przemieszczać ku przyszłemu teatrowi działań wojennych.
Bonaparte miał jeszcze nadzieję, co prawda już niewielką, że
zbrojna manifestacja w połączeniu z naciskami politycznymi
(atut rosyjski) skłoni Austrię do rewizji przyjętych planów.
Dywizje generałów Saint-Cyra i Legranda podeszły pod
Metz, a generałowie Boudet i Molitor posunęli swe wojska
pod Strasburg. Gen. Oudinot ruszył z Hanau do Augsburga,
a marsz. Davout umieścił swą główną kwaterę w Wiirzbur-
gu, wyprawiając ku Bayreuth dywizję gen. Frianta. Oddziały
sasko-polskie stopniowo luzowały jednostki francuskie stac­
jonujące w Szczecinie, Gdańsku, Kostrzynie i Głogowie.
Książę Eugeniusz otrzymał rozkaz zebrania między Udine
a Weroną czterech dywizji piechoty, jazdy oraz całej artylerii
i utrzymywania tych sił (około 50000 ludzi) w pełnej
gotowości bojowej. Marsz. Murat miał wprowadzić do
Rzymu jedną ze swoich brygad, dzięki czemu przebywająca
tam dywizja gen. Miollisa mogłaby zasilić zgrupowanie
wicekróla. Gen. Marmont zaczął koncentrować swe jedno­
stki w Zara, gdzie urządził warowny obóz.
Manifestację wojskową Napoleon wzmocnił spektakular­
nym posunięciem dyplomatycznym. Gen. Antoine Franęois
Andréossy, poseł w Wiedniu, opuścił austriacką stolicę pod
pretekstem urlopu. W drodze do Francji uważnie przyglądał
się nieprzyjacielskim przygotowaniom i zdał cesarzowi
szczegółowy raport z poczynionych obserwacji. Relacja
Andréossy’ego potwierdziła jedynie znane fakty: Austria
gorączkowo szykowała się do wojny.
Stan wojskowego alertu trwał w Austrii właściwie już od
1806 r. Szokująca klęska pod Austerlitz wywarła ten jeden
pozytywny skutek, że dała sposobność do przeprowadzenia
generalnych reform wojskowych. W założeniu miały
one uczynić z armii austriackiej równorzędnego part­
nera dla wojsk napoleońskich i przygotować monarchię
habsburską do zwycięskiego starcia z Francją i jej sprzymie­
rzeńcami.
Zadanie zreformowania armii cesarz Franciszek I powie­
rzył arcyksięciu Karolowi, bez wątpienia najzdolniejszemu
spośród cesarskich braci. W ciągu niecałych trzech lat
arcyksiążę jako wódz naczelny i minister wojny dokonał
wielkiego reorganizacyjnego dzieła, choć nie udało mu się
urzeczywistnić do końca wszystkich planów.
Reformatorską działalność rozpoczął arcyksiążę Karol
od dokonania zmian wśród generalicji i wyższego korpusu
oficerskiego. Wielu generałów przeszło w stan spoczynku.
Rozwiązano Cesarski Sztab Generalny. Arcyksiążę wpro­
wadził nowe wielkie jednostki taktyczne - brygady i kor­
pusy. Te ostatnie, w porównaniu z francuskimi, były stosun­
kowo słabe; w 1809 r. istniało dziewięć takich jednostek.
Każda składała się z 20-30 batalionów piechoty, 16-24
szwadronów jazdy oraz 70-90 armat. Realizując koncepcję
jak największej koncentracji artylerii arcyksiążę Karol roz­
wiązał kilka pojedynczych batalionów artyleryjskich. Powo­
łał natomiast do życia dziewięć Jagerbatalionów (myśliw­
skich). Pułki piechoty stopniowo wzmocniono trzecimi
batalionami, przydano im też bataliony rezerwowe.
Wypowiadając się na temat taktyki piechoty arcyksiążę
Karol pozostał konserwatywny. Jak gdyby nie dostrzegając
zalet taktyki kolumnowo-tyralierskiej twierdził, że najwłaś­
ciwszy dla piechoty jest szyk zwarty pozwalający maksymal­
nie wykorzystać siłę ognia karabinowego.
W 1807 r. austriacki wódz naczelny wprowadził nowy
regulamin wojskowy humanizujący środki dyscyplinarne
i zrywający z surowym drylem przejętym w znacznej mierze
z armii pruskiej. Po raz pierwszy odwołano się w nim do
poczucia żołnierskiego honoru.
W 1808 r. powstała całkowicie oryginalna w warunkach
monarchii habsburskiej formacja - Landwehra (Obrona
Krajowa). Był to rodzaj milicji wzorowanej na francuskiej
gwardii narodowej. Wielu szczególnie starszych oficerów
było przeciwnych jej utworzeniu. Ci zaś, którzy dopuszczali
myśl powołania takiej formacji, przeznaczali Landwehrze
drugorzędną rolę. „Jestem zaprzysiężonym wrogiem Land-
wehry, chociaż chciałbym mieć kilka dobrze zorganizowa­
nych batalionów jako wzmocnienie regularnej armii” 6
- stwierdził na przykład feldmarsz. Karol Filip książę
Schwarzenberg. Również Franciszek I sceptycznie zapat­
rywał się na powstanie Obrony Krajowej. Na zmianę jego
stanowiska wpłynął dopiero los hiszpańskich Burbonów.
8 czerwca ukazał się cesarski dekret o powołaniu Landweh-
ry, w której mieli służyć mężczyźni zdolni do noszenia broni
w wieku od 18 do 45 lat. Optymistycznie zakładano, że
Austria i Czechy wystawią łącznie 180000 milicji, a Węgry
do 50 000. Specyfika imperium Habsburgów, wstrząsanego
dążeniami niepodległościowymi różnych narodowości, nie
pozwoliła na wykorzystanie istniejącego potencjału ludnoś­
ciowego. Wiosną 1809 r. spośród stupięćdziesięciu utworzo­
nych batalionów Landwehry jedynie siedemdziesiąt zostało
w pełni przeszkolonych i wyekwipowanych (proste, szare
mundury, duże, czarne kapelusze, karabiny różnych typów).
Olbrzymia większość oddziałów Obrony Krajowej nie wzię­
ła udziału w walkach, jedynie około 15 000 ludzi weszło do
bezpośredniej akcji 7.
Podobnie zresztą miała się sprawa z ogólnym wysiłkiem
mobilizacyjnym Austriaków. Okazało się, że liczba 600 000
ludzi, jakich zamierzano powołać pod broń, stanowi zbyt
wysoki, w praktyce niemożliwy do osiągnięcia pułap. W rze­
czywistości zdołano zmobilizować około 300000 żołnierzy

6 G. R o t h e n b e r g , The Art of Warf ace in the age of Napoleon, London

1977, s. 172.
7 Tamże.
w armii regularnej i 200 000 wojska odwodowego (Landweh-
ry i pospolitego ruszenia na Węgrzech) 8.
Przygotowania wojenne przebiegały w niezwykle pat­
riotycznej atmosferze. Ulice Wiednia wypełniały się tłuma­
mi rozentuzjazmowanego ludu, gdy przejeżdżały przez nie
zaprzęgi kawaleryjskie i maszerowały pułki piechoty. W każ­
dą niedzielę i święta place miast obwodowych i stolic
prowincjonalnych zapełniały się tysiącami ćwiczących żoł­
nierzy. W wojsku panował wspaniały duch walki. Dla
podniesienia w armii i społeczeństwie patriotycznych na­
strojów oficjalna propaganda po raz pierwszy użyła
słów-symboli: ojczyzna i wolność. Po oba sięgnięto nie­
przypadkowo. Wiedeń zamierzał bowiem połączyć wystą­
pienie przeciwko Napoleonowi z ogólnoniemieckim zrywem
w imię wyzwolenia spod fracuskiej dominacji. Wojnie
zamierzano nadać wymiar krucjaty. W manifeście do naro­
du niemieckiego wydanym w momencie rozpoczęcia wojny
arcyksiążę Karol miał użyć zwrotu: „Walczymy, aby ocalić
samodzielność monarchii austriackiej i aby odzyskać dla
Niemiec niepodległość i honor narodowy [...] Nasza sprawa
jest sprawą Niemiec” 9.
Liczono na wsparcie Prus, w których nienawiść do
Francuzów była powszechna. Niewielkie sukcesy partyzan­
tów pruskich poczytywano jednak pochopnie za zwiastun
rychłego powstania. Również zbyt duże nadzieje robił sobie
Wiedeń w związku z antynapoleońskimi nastrojami panują­
cymi w niemieckich państwach związanych sojuszem z Fran­
cją: Saksonii, Bawarii, Westfalii, Wirtembergii i innych.
Właściwie tylko austriacki Tyrol, po 1805 r. znajdujący się
w granicach Bawarii, gotów był do powstańczego zrywu.

8 K u k i e ł (Wojny napoleońskie, s. 172) bardzo optymistycznie ocenił


siły austriackie wiosną 1809r. na 650000 ludzi. R o t h e n b e r g ( I'lic Art of
Warface..., s. 173) natomiast wyraźnieje zaniżył podając liczby 265 000.
9 H. Wereszycki, Historia Austrii, Wrocław-Warszawa-Kra-
ków-Gdańsk-Łódź 1986, s. 163-164.
Przekonanie o nadejściu stosownej pory do zaatakowania
Francji pogłębiały informacje o jej niepowodzeniach w Hisz­
panii. Gdy „mała wojna” za Pirenejami zaczęła pochłaniać
militarne zasoby cesarstwa Napoleona, w Austrii nasiliły się
głosy lekceważące pozostawione przez niego w Niemczech
wojska. Owe 100 000 czy też może tylko 80 000 żołnierzy
- jak twierdzono - rozrzuconych na dodatek od Bałtyku po
Dunaj, nie było w stanie przeciwstawić się tworzonej przez
arcyksięcia Karola potężnej armii. Kiedy Francuzi, wyko­
nując postanowienia traktatowe, opuszczali twierdze prus­
kie, poczytywano im to za oznakę słabości. Dla podgrzania
wojennej atmosfery wykorzystano słowa Napoleona wypo­
wiedziane do Hiszpanów pod murami Madrytu: „Jeżeli go
nie chcecie (Józefa Bonaparte) na króla, to go narzucać wam
nie myślę; inny tron mam dla niego, a z wami obejdę się jak
z krajem podbitym”10. Dwór cesarski odniósł słowa Bona-
partego do tronu Habsburgów.
Równolegle z przygotowaniami militarnymi Wiedeń pro­
wadził ożywioną kampanię dyplomatyczną. Z Anglią na­
wiązano oficjalne stosunki (zerwane formalnie po ogłosze­
niu blokady kontynentalnej). Angielskie subsydia, udzielane
z równą hojnością, co w latach poprzednich, pozwoliły
w wielkiej mierze pokryć wydatki wojenne. Podczas gdy
liczni agenci Londynu prowadzili antyfrancuską agitację
nad Dunajem, Wiedeń czynił zabiegi mające na celu zbliże­
nie do Turcji i odciągnięcie Stambułu ze strefy wpływów
Francji. W założeniu imperium ottomańskie miało stać się
przeciwwagą dla Rosji, gdyby ta pozostała nadal sojusz­
nikiem Francji. W Turcji dyplomacja austriacka odniosła
wielkie sukcesy wykorzystując umiejętnie niechęć do Napo­
leona, jaką wyzwoliła nad Bosforem jego koncepcja ob­
darowania Rosji Mołdawią i Wołoszczyzną. Zmienni
w uczuciach Turcy zapomnieli Anglii doznane krzywdy,

10 T h i e r s , Historia..., t. V, s. 360.
przyjęli jej ambasadora, zawarli z nią pokój, byli gotowi
wystąpić po stronie austriacko-angielskiej przeciwko Fran­
cji i Rosji.
Równie dużą aktywność wykazał dyplomata austriacki
gen. Schwarzenberg w Sankt-Petersburgu. Wśród argumen­
tów, jakimi szafował książę, aby uzyskać przychylność
Rosji, znalazło się przypomnienie pokazu francuskiej wiaro-
łomności w Bajonnie (miało to zdyskredytować Francję jako
sojusznika) oraz propozycja poślubienia przez austriackiego
następcę tronu wielkiej księżniczki Anny.
Aleksander I, nie bez kozery nazywany „chytrym Gre­
kiem”, postanowił jednak wytrwać w przymierzu z Francją.
Czynił natomiast usilne starania, aby przeszkodzić wybu­
chowi wojny. Rosja pozostawała w konflikcie z Persją,
Turcją, Szwecją i Anglią, a więc możliwość powstania
dodatkowego frontu była wielce niepożądana. Wojna Fran­
cji z Austrią mogła przynieść Rosji jedynie negatywne skutki
niezależnie od jej wyniku. W razie zwycięstwa tej pierwszej
i ewentualnego unicestwienia monarchii habsburskiej hege­
monia Napoleona w Europie zostałaby umocniona. Z kolei
sukces Austrii czyniłby sojusz z Francją całkowicie bezowo­
cnym, a koncepcja podziału kontynentu pomiędzy oba
mocarstwa zakończyłaby się fiaskiem. Aleksandrowi 1 udało
się uzyskać od Napoleona przyrzeczenie, że dla utrzymania
pokoju jest on gotów wycofać wszystkie swoje wojska
z terytoriów państw-członków Związku Reńskiego. Austria
zabrnęła jednak zbyt daleko w wojennych przygotowa­
niach i nie przyjęła gałązki oliwnej. Choć relacja księcia
Schwarzenberga o przebiegu rozmów w Sankt-Petersburgu
i zamiarze wprowadzenia przez Rosję do Galicji silnej armii
(4 dywizje piechoty i dywizja jazdy) wywołała konsternację
na dworze wiedeńskim - wojna została postanowiona.
Austria zamierzała przystąpić do działań na początku
kwietnia. W ofensywie miało uczestniczyć dziesięć korpusów
piechoty i dwa odwodowe (kawaleria i oddziały grenadie­
rów). Podstawowa masa wojsk, sześć korpusów piechoty
i oba odwodowe, pod dowództwem arcyksięcia Karola11,
wyznaczona została do operacji na głównym teatrze wojny
- w Niemczech12. Pozostałe siły otrzymały zadania o charak­
terze drugorzędnym - zapewnienie osłony od strony Galicji
i Księstwa Warszawskiego oraz Włoch. Uderzenie na Księs­
two i obserwację ruchów armii rosyjskiej powierzono arcy-
księciu Ferdynandowi dysponującemu niemal 40000 ludzi
(IX Korpus). Do Włoch miał wtargnąć arcyksiążę Jan
z dwoma korpusami (VII i VIII ) silnie wzmocnionymi przez
Landwehrę, łącznie około 75 000 ludzi13. Jednocześnie kom­
binowany „korpus” złożony głównie z oddziałów Landweh-
ry (18 000 ludzi) miał oswobodzić Tyrol, a inny oddział
(10000-12000) wkroczyć do Dalmacji i zablokować armię
gen. Marmonta.
Armia arcyksięcia Karola, licząca około 200 000 żoł­
nierzy, miała bardzo rozbudowaną piechotę i silną artylerię
- około 500 dział14. W ogólnej liczbie armat Austriacy
wyraźnie górowali nad Francuzami, lecz siłą ognia ich
artyleria ustępowała znacznie francuskiej, ponieważ miała
działa o mniejszych kalibrach i donośności. Mankamentem
wojsk austriackich była także niewielka liczba jazdy. Pod
tym względem była ona o wiele słabsza od kawalerii
francuskiej.
Sztab arcyksięcia opracował dwa plany kampanii i przed­
stawił je cesarzowi do zatwierdzenia. Autorem pierwszego
był gen. Mayer, który w swej koncepcji uwzględnił panujące

11 Wiosną 1809 r. arcyksiążę Karol na krótko złożył dymisję z zaj­


mowanych stanowisk, lecz następnie , na życzenie cesarza, powtórnie objął
dowództwo nad armią. To spektakularne posunięcie arcyksięcia podyk­
towała świadomość, że austriacka armia nie została dostatecznie przygoto­
wana do wojny oraz niewiara w sukces w walce z Napoleonem.
12 Patrz załącznik nr 1 - podział taktyczny korpusów austriackich na
niemieckim teatrze wojny.
13 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 172.
14 Tamże.
w otoczeniu Franciszka I opinie. Plan zakładał utworzenie
podstawy operacyjnej w Czechach, pokonanie przeciwnika
w Saksonii, Frankonii i w Górnym Palatynacie, a następnie
szybki marsz na Moguncję w celu odcięcia Francuzów od
Renu. Działania te miały jednocześnie stanowić demonstra­
cję obliczoną na podburzenie niemieckiej ludności krajów
ogarniętych wojną do wystąpienia przeciwko Napoleonowi.
Plan gen. Mayera, śmiały, wymagający sprężystego dowo­
dzenia i szybkości w działaniu, mógł przynieść sukces w skali
strategicznej, ale był ryzykowny. Gdyby Austriakom nie
udało się zaskoczyć przeciwnika w pierwszej fazie operacji,
mogliby się narazić na uderzenie wzdłuż Dunaju w ich lewe
skrzydło. W konsekwencji nie można było wykluczyć prze­
cięcia linii operacyjnej i utraty Wiednia.
Drugi plan, łatwiejszy do wykonania, przygotowany
przez gen. Philippe Ferdynanda Griina, przewidywał dyna­
miczny marsz drogą wzdłuż Dunaju, na której musiało dojść
do spotkania z Francuzami. Zakładano, że nie będą oni
przygotowani do stawienia skutecznego oporu i zostaną
łatwo rozbici.
Początkowo, pod wpływem hrabiego Filipa Stadiona,
głównego doradcy Franciszka I popychającego go ku woj­
nie, przyjęto pierwszy plan. Doniesienia szpiegów o marszu
gen. Oudinota na Ulm i marsz. Davouta na Würzburg
spowodowały jednak, że został on odrzucony na rzecz planu
Griina. Jednak nie w pełni. W miejscu pierwotnej koncent­
racji armii arcyksięcia Karola (na terenie Czech) pozostały
korpusy generałów Maurice Bellegarde’a i Johanna Kolow-
ratha w sile około 50 000 ludzi. Miały one z północy uderzyć
koncentrycznie na Ratyzbonę. Korpusy księcia Hohenzol­
lerna, gen. Rosenberga, arcyksięcia Ludwika i I Rezerwowy
księcia Jana Lichtensteina otrzymały rozkaz przejścia
z Czech do Austrii przez Linz i zajęcia pozycji nad Innem
wzdłuż granicy z Bawarią. Tu powinny się połączyć z kor­
pusem gen.-lejt. Jeana Hillera i z II Korpusem Rezerwowym
gen. Kienmayera. Obie części wojsk austriackich, korpusy
„czeskie” oraz siły główne zakończyć miały pierwszy etap
kampanii pod Ratyzboną niszcząc po drodze większość sił
nie skoncentrowanego przeciwnika. Według arcyksięcia
Karola i jego sztabu dośrodkowy manewr powinien do­
prowadzić do osaczenia i zniszczenia większości francuskich
oddziałów.
Fakt przygotowań do wojny Austria potwierdziła oficjal­
nie 2 marca. Tego dnia Metternich poinformował francus­
kiego ministra spraw zagranicznych hrabiego Jeana Baptiste
Champagny’ego o zarządzeniu w wojsku stanu gotowości
bojowej. Powodem tego kroku były ruchy wojsk francuskich
i odezwa Napoleona do władców państw niemieckich o gro­
madzenie kontyngentów posiłkowych. Rozmowa obu mini­
strów, wypełniona wzajemnymi oskarżeniami, rozwiewała
ostatnie nadzieje na zachowanie pokoju.
Krótko po oświadczeniu Metternicha (3 i 4 marca)
Napoleon wydał rozkazy i zarządzenia dotyczące ostatniej
fazy przygotowań do kampanii. W Ulmie miały się zebrać
dywizje generałów Boudeta, Molitora, Saint-Cyra i Legran­
da, a w Augsburgu oddziały gen. Oudinota. Marsz. Davout
otrzymał polecenie rozlokowania swoich dywizji w Bay­
reuth, Bambergu, Norymberdze (miał tam założyć nową
kwaterę główną) i Ratyzbonie. Takie rozmieszczenie od­
działów pozwalało stawić czoło przeciwnikowi atakującemu
od strony Czech.
Po wcześniejszych listach utrzymanych w kurtuazyjnym
tonie Bonaparte przesłał teraz władcom państw niemieckich
ścisłe rozkazy dotyczące liczebności oddziałów, jakie mieli
wystawić w celu wsparcia Francuzów. Bawaria powinna
dostarczyć do 40 000 żołnierzy (w rzeczywistości dała niecałe
30000). Jednostki bawarskie przeszły pod rozkazy marsz.
Lefebvre’a. Ich trzy dywizje piechoty i trzy brygady jazdy
zajęły stanowiska w Monachium, Landshucie i Straubingu
z forpocztami wysuniętymi nad Inn. Zadaniem Bawarów
była osłona francuskiej koncentracji odbywającej się dalej
na zachód.
Króla Wirtembergii zobowiązano do wystawienia 12000
żołnierzy, którzy mieli się skoncentrować w Neresheimie.
Na głównodowodzącego Wirtemberczyków cesarz wyzna­
czył gen. Dominique Vandamme’a.
Od księstw Badenii i Hessen-Darmstadt Napoleon zażą­
dał po 8000-10000 ludzi. Mniejsze księstewka (Nassau,
Würzburg, Lippe, Anhalt, Reuss-Waldeck i inne) miały
wspólnym wysiłkiem zmobilizować dywizję piechoty i przy­
łączyć się do marsz. Davouta. Swoim braciom - Hiero­
nimowi władającemu Hesją i Ludwikowi panującemu w Ho­
landii - Napoleon kazał zebrać po 20 000 żołnierzy (cesarscy
bracia tylko w niewielkim stopniu wywiązali się z tego
zadania).
Bonaparte liczył też, że Sasi zgromadzą do 20 000 ludzi,
a Polacy o 5000 więcej. Były to oczekiwania wygórowane,
podobnie jak założenie, że siły sprzymierzeńców osiągną
110 000-115 000 żołnierzy. W rzeczywistości nie przekroczy­
ły one 100 000 ludzi.
Wojska koncentrujące się na obszarze naddunajskim
cesarz zorganizował w Armię Niemiec15. Oddziały francus­
kie oddał pod rozkazy trzech marszałków: Lannesa (począt­
kowo dowodził gen. Oudinot), Davouta i Massény, oznacza­
jąc je jako korpusy: 2, 3 i 4. Bawarowie utworzyli 7 Korpus,
a Sasi pod dowództwem marsz. Bernadotte’a 9 Korpus.
Dowództwo nad trzema dywizjami kirasjerów i dwiema
dywizjami lekkiej jazdy, stanowiącymi odwód kawalerii
i rozdzielonymi początkowo pomiędzy poszczególne kor­
pusy, objął marsz. Bessières. W skład korpusu marsz.
Davouta (3) weszły dywizje generałów Frianta, Moranda,
Gudina z dawnej Armii Reńskiej, dywizja gen. Demonta
15 Patrz załącznik nr 2 - podział taktyczny korpusów francuskich na
niemieckim teatrze wojny.
(utworzona z czwartych batalionów pułków wymienionych
dywizji), kirasjerzy generałów Saint-Sulpice’a i Nansou-
ty’ego, dywizja lekkiej jazdy gen. Montbruna. Korpus
marsz. Lannesa (2) obejmował dywizję gen. Saint-Hilaire’a
(wcześniej w Armii Reńskiej), dywizje generałów Tharreaua,
Claparéde’a, Grandjeana, kirasjerów gen. Espagne’a, bryga­
dę lekkiej jazdy Colberta i kilka innych mniejszych jednostek
(legion portugalski, kompanie strzelców włoskich i kor­
sykańskich). Marsz. Massćnie powierzył cesarz dowództwo
nad dywizjami generałów Saint-Cyra, Legranda, Molitora
i Boudeta, dywizją lekkiej jazdy gen. Marulaza, oddziałami
Hesów i Badeńczyków. Siły te wesprzeć miała gwardia
cesarska nadciągająca z Hiszpanii i z ośrodków szkolenia
we Francji (m.in. nowe 4 pułki tyralierów), łącznie około
25 000 ludzi.
Armia Niemiec, koncentrując swe główne siły (około
190000 żołnierzy)16 między Ulmen, Augsburgiem a Ratyz-
boną, zajmowała olbrzymi obszar o szerokości prawie 300
kilometrów i głębokości 250 kilometrów. Jej tymczasowym
dowódcą, „majorem generalnym”, Napoleon mianował
szefa sztabu głównego marsz. Louisa Alekxandre Berthiera.
Głównym intendentem armii został gen. Pierre Bruno Daru.
Marsz. Berthier dopiero 30 marca opuścił Paryż i udał się do
Strasburga, skąd miał podążyć bezpośrednio na teatr wo­
jenny.
Napoleon zdawał sobie sprawę, że nieprzyjaciel wyprze­
dził go w przygotowaniach, a Armia Niemiec nie zdoła
osiągnąć pełnej gotowości bojowej przed 15 kwietnia. Nale­
żało się spodziewać, że do tej pory Austriacy ruszą z ofen­
sywą. W pierwszym zatem etapie kampanii należałoby
podjąć obronę strategiczną w Bawarii i dopiero wygrana
bitwa pozwoliłaby przejąć inicjatywę i wykonać manewr
w dół Dunaju, na Wiedeń. W zależności od terminu

16 K u k i e ł (Wojny napoleońskie, s. 170) pisze o 165-175 tysiącach.


nieprzyjacielskiego uderzenia Bonaparte przygotował dwa
plany działania. Gdyby Austriacy rzeczywiście zaatakowali
przed połową miesiąca, główne siły powinny się skoncent­
rować za rzeką Lech mając korpus marsz. Davouta na
lewym brzegu Dunaju z osłoną nad rzeką Altmühl, a korpus
bawarski nad Izarą. W takiej sytuacji, „oddzielając się od
przeciwnika przestrzenią, wygra się czas potrzebny na
dokończenie organizacji sił i całkowite ich zebranie”17.
Gdyby Austriacy nie zdołali ruszyć przed 15 kwietnia, armia
francuska miała się zebrać wokół Ratyzbony. Napoleon
przewidywał, że przeciwnik wykona manewr z Czech na
północ od Dunaju lub z Górnej Austrii na południe od
Dunaju, ewentualnie z obu tych kierunków jednocześnie.
W pierwszym i drugim wypadku cesarz zamierzał rzucić
wszystkie siły od Ratyzbony na skrzydło wroga, w trzecim
zaś był gotów manewrować po liniach wewnętrznych,
a gdyby nie przyniosło to powodzenia, armia cofnęłaby się
nad Lech i w okolice Augsburga.
W celu uzyskania koncentracji wojsk do bitwy w ciągu
trzech-pięciu dni Napoleon wydał rozkazy modyfikujące
dotychczasowe ugrupowanie. Oudinot z rezerwą kawalerii
miał się znaleźć w Ratyzbonie, Masséna w Augsburgu,
Davout wokół Norymbergi z przednimi strażami pod Am-
bergiem i Bayreuth, Wirtemberczycy w Donauwörth, Bawa­
rzy nad Izarą. Przegrupowanie oddziałów planowano za­
kończyć do 10 kwietnia. Ufortyfikowanemu i dobrze
zaopatrzonemu Augsburgowi wyznaczono rolę ewentualnej
bazy operacyjnej.
Na początku kwietnia, na kilka dni przed rozpoczęciem
działań militarnych nastąpiło zerwanie stosunków dyploma­
tycznych między Francją a Austrią stanowiące faktyczny
wstęp do wojny. Austriacy schwytali francuskiego posłańca
i odebrali mu pocztę kurierską. W odwecie Napoleon

17 Tamże, s. 171.
nakazał aresztować wszystkich gońców austriackich znaj­
dujących się w zasięgu Francuzów bądź ich sojuszników.
Treść przejętych depesz nie pozostawiała żadnych wątpliwo­
ści; do wybuchu wojny pozostały dni, a może nawet godziny.
Cesarz polecił Berthierowi udać się do Donauwörth i zgro­
madzić wojska koło Ratyzbony - jeśli wystarczy na to czasu
- lub wycofać je za Lech, gdyby ofensywa austriacka
uczyniła ten manewr niemożliwym do zrealizowania.
WOJNA

MANEWR NA LANDSHUT

Przewidywania Napoleona, który spodziewał się uderze­


nia Austriaków między 15 a 20 kwietnia, nie do końca się
sprawdziły. Atak nastąpił kilka dni wcześniej. Sześć kor­
pusów austriackich, jeszcze 1 kwietnia stojących wzdłuż
rzeki Trauny, po następnych siedmiu dniach zajmowało już
pozycje na prawym brzegu Innu, wytyczającego granicę
z Bawarią. 9 kwietnia wieczorem arcyksiążę Karol, który
objął naczelne dowództwo nad wojskami, przesłał królowi
bawarskiemu list zawierający między innymi następujące
stwierdzenie: „Miło mi spodziewać się, że żadne wojska
niemieckie nie będą stawiać przeszkody armii wyswobodze­
nia, która idzie na wyzwolenie Niemiec od ciemiężycieli”1.
List ów stanowił w istocie wypowiedzenie wojny Francji
oraz sprzymierzonym z nią krajom i pozostał jedynym
dokumentem o takim charakterze. Jeśli Austriacy liczyli na
jakiekolwiek ustępstwa ze strony Bawarów w imię szeroko
pojętej niemieckiej solidarności, to srogo się zawiedli. Od­
powiedzią króla na pismo arcyksięcia było opuszczenie
przez niego stolicy. Wojska bawarskie natomiast, stojące
nad Izarą, w Monachium i Landshucie, czyniły ostatnie
przygotowania do stawienia oporu najeźdźcy.
We wczesnych godzinach rannych 10 kwietnia Austriacy
przekroczyli graniczny Inn w kilku miejscach jednocześnie.

1 Thiers, Historia..., t. V, s. 384-385.


Podstawowa część ich wojsk w sile 58 000 żołnierzy pod
bezpośrednim dowództwem arcyksięcia Karola, składająca
się z korpusów gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika oraz II
Rezerwowego gen. Kienmayera, przeszła na drugi brzeg
w Braunau. Korpus Hohenzollerna (27 000-28 000 ludzi)
uczynił to powyżej Mühldorf. IV Korpus wsparty przez
I Rezerwowy księcia Lichtensteina (łącznie około 40000
ludzi) sforsował Inn w Scharding w pobliżu ujścia tej rzeki
do Dunaju. Oba skrzydła ubezpieczone zostały przez
silne oddziały osłonowe, lewe - 10-tysięczną dywizją gen.
Jellachicha (Jellacicia), która po przekroczeniu Innu miała
skierować się na Monachium, prawe - liczącą 5000 ludzi
brygadą gen. Vecsaya. Zwłaszcza tej drugiej jednostce
powierzono bardzo ważne zadanie. Posuwając się wzdłuż
Dunaju miała ona zająć twierdzę Passau (Passawa) położo­
ną przy ujściu Innu do Dunaju. Napoleon doskonale zdawał
sobie sprawę ze strategicznego znaczenia tej twierdzy i dużo
wcześniej nalegał na Bawarów, aby utrzymywali ją w należy­
tym stanie. W tym celu nie szczędził środków finansowych
ani francuskich specjalistów, którzy mieli nadzorować prze­
bieg prac fortyfikacyjnych. Zabiegi te nie dały jednak
pozytywnego skutku i bawarski komendant twierdzy szybko
poddał ją Austriakom, którzy tym samym uzyskali ważny
punkt oparcia na terenie objętym działaniami wojennymi.
Po sforsowaniu Innu Austriacy posuwali się w kierunku
Izary w trzech kolumnach. Ich marsz, w założeniu szybki
i zaskakujący, w rzeczywistości przebiegał w nader wolnym
tempie. Opóźniał go ogromny tabor towarzyszący armii.
Setki wozów z wszelakim zaopatrzeniem wojennym: od
żywności i medykamentów, poprzez amunicję karabinową
i artyleryjską aż do elementów mostu pontonowego, toczyły
się wolno po rozmiękłych drogach, raz po raz zapadając się
po osie w błocie i opóźniając skutecznie austriacką ofen­
sywę. Szybkość działania na miarę wojsk napoleońskich
pozostawała dla armii arcyksięcia Karola nieosiągalnym
wzorem. Jej czołowe oddziały dopiero 15 kwietnia osiągnęły
brzegi Izary. Jak dotychczas, nie doszło do starć z Bawara­
mi, którzy wysyłali w pole jedynie niewielkie oddziałki
konnicy, nie atakowane zresztą zbyt energicznie przez
Austriaków. Mogło się wręcz wydawać, że obie strony wiąże
cicha umowa przewidująca unikanie prawdziwej walki. Były
to jednak pozory. Bawarowie, których Francuzi nie bez
podstaw posądzać mogli o sympatie do Austriaków - obie
nacje należały przecież do ogólnoniemieckiej rodziny naro­
dów tworzących jeszcze do niedawna Cesarstwo Rzymskie
Narodu Niemieckiego - postanowili dochować sojuszniczej
wierności.
Sforsowanie Izary, którego arcyksiążę Karol postanowił
dokonać pod Landshutem, musiało zatem doprowadzić do
pierwszej bitwy w kampanii. Doszło do niej 16 kwietnia.
Arcyksiążę przygotował się do starcia z wielką starannoś­
cią i w sposób znamionujący niepospolity talent wojskowy.
Nie chcąc ryzykować jakichkolwiek niespodzianek w rejonie
głównej przeprawy, skierował korpus gen. Hillera ku Moos-
burgowi dla zabezpieczenia Landshutu od strony Mona­
chium, korpusowi gen. Rosenberga zaś nakazał przeprawić
się przez rzekę pod Dingolfing poniżej Landshutu. Za­
planowany manewr miał ukazać Bawarom groźbę oskrzyd­
lenia i pozbawić ich ochoty do obrony miasta.
Rankiem arcyksiążę Karol na czele korpusu arcyksięcia
Ludwika, mając w przedniej straży gen. Johanna Radetz-
kiego, posunął się pod Landshut. Droga wiodąca z Braunau
biegła zalesionymi wzniesieniami ku brzegom l/ary przepo-
ławiając miasteczko, które częściowo zajmowało stoki pa­
górków oraz oba brzegi rzeki. Bawarowie z dywizji gen.
Deroya zajęli pozycje po jej lewej stronie zrywając uprzednio
most na odnodze Izary. Główną pozycję obronną tworzyło
naszpikowane piechotą przedmieście Seligenthal oraz poro­
słe lasem wzgórze Altdorf leżące naprzeciw prawobrzeżnych
pagórków Landshutu. Radetzkiego, schodzącego ku rzece,
przywitał gęsty i skuteczny ogień strzelców bawarskich, na
który odpowiedzieli żołnierze z pułku Gradiska. Intensywna
wymiana ognia karabinowego trwała do momentu wstrzela­
nia się w pozycje bawarskie w Seligenthal artylerii ustawio­
nej na przeciwległych wzgórzach. Obrońcy przedmieścia,
które szybko przemieniło się w dymiące rumowisko, zaczęli
wycofywać się ku wzgórzu Altdorf. Moment ten wykorzys­
tali Austriacy do przerzucenia przez rzekę prowizorycznego
mostu i sforsowania jej. W godzinach południowych zdoby­
ty przyczółek i przedmieście Seligenthal wypełniły się żoł­
nierzami z korpusów arcyksięcia Ludwika i księcia Hohen­
zollerna, którzy niemal natychmiast uderzyli na dywizję
Deroya. Bawarowie, wykorzystując górowanie własnych
pozycji nad przedmieściem, stawiali przez pewien czas
zacięty opór. Skończył się on wraz z wiadomością o prze­
kroczeniu przez nieprzyjaciela Izary pod Moosburgiem
i koło Dingolfing. Teraz jedynie natychmiastowy odwrót
mógł uratować Bawarów przed okrążeniem i zniszczeniem.
Drogą przez lasy zaczęli się cofać koło Neustadt ku Dunajo­
wi. W lesie Dürnbach koncentrowały się oddziały księcia,
następcy tronu, oraz gen. Wréde. Tam też podążył gen.
Deroy.
W starciu pod Landshutem obie strony poniosły niewiel­
kie straty, łącznie około 100 zabitych i kilkuset rannych.
Bitwa pokazała jednak, że w wojnie z Napoleonem Austria­
cy muszą liczyć wyłącznie na własne siły. Wizja ogólno-
niemieckiego zrywu już na początku kampanii została
rozwiana.
Austriacy przekroczyli Izarę w Landshucie czterema
korpusami: arcyksięcia Ludwika, księcia Hohenzollerna
oraz dwoma rezerwowymi - księcia Lichtensteina i gen.
Kienmayera. Licząc łącznie z korpusem gen. Hillera w Mo-
osburgu i korpusem gen. Rosenberga w Dingolfing 17
kwietnia mieli na lewym brzegu Izary 140000 ludzi goto­
wych do koncentrycznego uderzenia w kierunku zachodnim.
Jak na siedem dni ofensywy bez większego przeciw­
działania ze strony przeciwnika przebycie około 90 kilomet­
rów nie stanowiło wielkiego wyczynu. Nie zadowalało też
bynajmniej austriackiego wodza. Natomiast dwadzieścia
kilka kilometrów, jakie dzieliły Izarę od Dunaju i zdawały się
być możliwe do przebycia niemalże jednym skokiem, szyko­
wało wiele pułapek i różnorodnych niebezpieczeństw. Rzeki
Abensa oraz Mała i Duża Labera, bagna, lasy i zagajniki,
liczne pagórki nie przypominały w niczym bezpiecznego
gościńca. A do tego Austriakom towarzyszyła świadomość,
że na drodze mogą w każdej chwili napotkać Francuzów.
Arcyksiążę Karol miał dosyć mgliste wyobrażenie o roz­
lokowaniu oddziałów francuskich. Wiedział, że zajmują
Augsburg i dalej na zachód położony Ulm, ale brakowało
mu bliższych informacji na temat ich liczebności. O Fran­
cuzach znajdujących się w okolicach Ratyzbony miał o tyle
lepsze pojęcie, że zgodnie z istniejącym stanem rzeczy
spodziewał się tam korpusu marsz. Davouta. Naturalny
rozdział głównych ugrupowań wroga i centralne względem
nich położenie własnych wojsk spowodowało, iż arcyksiążę
powziął śmiały plan marszu na wprost dwoma traktami
biegnącymi z Landshutu do Neustadt i Kelheim, zaatakowa­
nia i zniszczenia sił nieprzyjacielskich w okolicach Ratyz­
bony, a po połączeniu się z gen. Bellegarde, uderzenia na
Wirtembergię. Wyobraźnia podsunęła mu przy tym obraz
niszczącego pościgu za rozbitym wrogiem uciekającym
w panice na zachód.
17 kwietnia po południu, ubezpieczony z lewej strony
przez korpus gen. Hillera i dywizję gen. Jellachicha, a z pra­
wej przez korpus gen. Rosenberga i brygadę gen. Vecseya,
arcyksiążę Karol rozpoczął marsz ku Dunajowi. Jednocześ­
nie gen. Bellegarde, który wkroczył już do Górnego Palaty-
natu, skierował swe oddziały na tyły marsz. Davouta
z zamiarem zepchnięcia ich ku Ratyzbonie. Austriacy sami
jednak skazali swą śmiałą koncepcję na niepowodzenie.
Podobnie jak w ciągu pierwszego tygodnia kampanii ob­
ciążeni zbyt dużym taborem, nieudolnie stawiając czoło
trudnym warunkom terenowym posuwali się w tempie,
które dało przeciwnikowi czas na podjęcie przeciwdziałania.
Właśnie czas miał się okazać wartością, której Austriacy nie
potrafili wykorzystać, a która pozwoliła Francuzom i ich
sprzymierzeńcom - jak się niebawem przekonamy - skory­
gować popełnione na początku błędy w dowodzeniu i prze­
jąć inicjatywę strategiczną.
Podczas gdy Austriacy ślamazarnie przedzierali się przez
bagna i lasy oddzielające ich od Dunaju, Francuzi, wzmoc­
nieni kontyngentami wojsk członków Związku Reńskiego,
szykowali się do odparcia wroga. Marsz. Masséna, którego
korpus zajmował dotychczas pozycje w Ulm i jego okoli­
cach, przesunął dywizje generałów Boudeta, Molitora, Leg­
randa i Carra Saint-Cyra w kierunku Augsburga w celu
połączenia się z korpusem gen. Oudinota. Łącznie zebrał
około 55 000 żołnierzy i oczekiwał na będące w drodze
posiłki. Na drugim skrzydle, pod Ratyzboną, korpus marsz.
Davouta dysponował niewiele mniejszą siłą, ale za to o wiele
lepszymi jakościowo jednostkami. Co prawda opuściła go
ciężka jazda gen. Espagne’a (przeszła do korpusu gen.
Oudinota) oraz gen. Nansouty’ego (zasiliła rezerwę jazdy),
ale dywizje generałów Moranda, Frianta, Gudina
i Saint-Hilaire’a wsparte kirasjerami pod dowództwem gen.
Saint-Sulpice’a oraz lekką jazdą gen. Montbruna stanowiły
bez wątpienia kwiat armii napoleońskiej. Jak widać, za­
kładany wcześniej podział na trzy korpusy jeszcze nie
nastąpił; dywizja gen. Saint-Hilaire’a przewidziana do
korpusu marsz. Lannesa tkwiła ciągle pod Ratyzboną,
a dowództwo sprawowane przez marsz. Massenę, obej­
mujące jedynie cztery dywizje francuskie oraz Hesów i Ba-
deńczyków, w rzeczywistości rozciągnęło się na jednostki
gen. Oudinota.
Wraz z armią bawarską stacjonującą w lasach Dürnbach
(27 000 ludzi) i idącymi ku nim przez Ingolstadt Wirtember-
czykami (12000 ludzi) sprzymierzeni dysponowali siłą
140000-150000 żołnierzy, których mogli natychmiast rzu­
cić do walki przeciwko wojskom arcyksięcia Karola. W cią­
gu najbliższych dni liczba ta miała znacznie się powiększyć,
gdyż trakty Wurtemburga i Szwabii zapełnione były długimi
kolumnami wojska i taborów.
O ile jednak armia austriacka miała w swych szeregach
naczelnego wodza, który w trakcie działań w zależności od
zmieniających się okoliczności podejmował decyzje, o tyle
Francuzi aż do 18 kwietnia pozostawali bez naczelnego
dowódcy. Spowodowało to komplikacje, które o mało co nie
przyniosły bardzo przykrych z wojskowego punktu widze­
nia konsekwencji. Pod nieobecność Bonapartego obowiąz­
ki głównodowodzącego spadły na szefa sztabu marsz.
Berthiera. Jeśli jednak był on doskonałym sztabowcem,
według niektórych wręcz najgenialniejszym w dziejach wojs­
kowości2, to dowodzenie wielkimi masami wojska, a nawet
pojedynczymi dywizjami sprawiało mu duże kłopoty. Po­
nadto Berthier został obarczony obowiązkiem wykonania
rozkazów cesarza przebywającego kilkaset kilometrów od
teatru działań wojennych. A to w kalejdoskopie zdarzeń
narażało szefa sztabu na dodatkowy stres.
Na wieść o wystąpieniu Austriaków Berthier opuścił 11
kwietnia Strasburg, gdzie czuwał nad organizacją armii.
Dwa dni później założył kwaterę w Donauwörth. Towarzy­
szyła mu świadomość, że od jego operatywności zależy
udana realizacja planu Bonapartego. Jak pamiętamy, pole­
gał on - w razie austriackiego ataku - na skoncentrowaniu
wszystkich sił w pobliżu Ratyzbony, a gdyby postępy
nieprzyjacielskiej ofensywy okazały się zbyt szybkie, w oko­
licy Donauwörth. Austriacy posuwali się jednak powoli
i Berthier 13 wieczorem uznał, że wciąż możliwa jest

2 Patrz: S. L e ś n i e w s k i , Marengo 1800, Warszawa 1990, s. 68.


realizacja pierwszej koncepcji. W tym celu wydał rozkaz
Oudinotowi, aby ruszył ku Ratyzbonie. Ranek następnego
dnia przyniósł jednak Berthierowi zaskakującą niespodzian­
kę w postaci depeszy od Napoleona. Cesarz, powiadomiony
o wcześniejszym niż przypuszczał wystąpieniu przeciwnika,
polecił zebrać większość wojsk koło Augsburga; Davout
miał pozostać w Ratyzbonie.
Berthier nie „czuł” teatru operacyjnego i niewolniczo
zastosował się do dyspozycji Napoleona. Marsz. Oudinota
został wstrzymany, a możliwa do wykonania koncentracja
pod Ratyzboną nie doczekała się urzeczywistnienia. Kon­
cepcja dowodzenia na odległość doznała tym samym fiaska,
a nieszczęsny Berthier spotkał się z ostrymi zarzutami
współczesnych mu oraz później żyjących historyków wojs­
kowości. Chyba nie do końca słusznymi, gdyż zapewne wielu
wodzów napoleońskich, będąc na jego miejscu, postąpiłoby
podobnie. Pozostawali oni w zbyt głębokim cieniu „boga
wojny” i jego nieobecność na polu walki zawsze działała na
nich deprymująco.
W konsekwencji przez następnych kilka dni Francuzi stali
na drodze, wzdłuż której posuwały się korpusy przeciwnika,
rozdzieleni na dwie części.
Berthier nie popełnił już więcej pomyłek. Po prostu nie
podjął żadnej ważnej decyzji przed przybyciem Napoleona.
Stało się to 17 kwietnia w godzinach porannych. Bonaparte
błyskawicznie przemierzył drogę z Paryża do Donauwörth
i wziął wszystkie sprawy w swoje ręce. Cesarz potrzebował
niewiele czasu, aby zorientować się w sytuacji i powziąć
właściwy plan działania. Wybierał pomiędzy dwiema kon­
cepcjami. Pierwsza opierała się na założeniu, że arcyksiążę
Karol całością sił zaatakuje zgrupowanie marsz. Davouta,
które zdoła go powstrzymać do czasu nadejścia Bonapar-
tego z resztą wojsk. Wówczas zaatakowani od tyłu Austria­
cy zostaliby najprawdopodobniej rozgromieni. Wizja co
prawda bardzo pociągająca, ale droga wiodąca do jej
urzeczywistnienia była usiana wieloma niebezpieczeństwami.
Największe wynikałoby ze sprzeniewierzenia się Bonapartego
zasadom jego własnej sztuki wojennej (zwanej później napole­
ońską), która za jeden z kanonów uznawała wyższość pozycji
środkowej nad pozycją zewnętrzną z podzieloną armią.
Zajmowanie tej pierwszej - oczywiście w razie dysponowania
odpowiednio liczną i sprawną armią, a taką właśnie mieli
Austriacy - dawało możliwość zadania kolejnych szybkich
uderzeń i rozbicia jednego po drugim rozdzielonych zgrupo­
wań nieprzyjaciela. Po namyśle Napoleon odrzucił ten plan
jako zbyt ryzykowny i przyjął rozwiązanie może mniej
błyskotliwe, ale za to pewniejsze i w większym stopniu
gwarantujące pomyślne zakończenie kampanii. Polegało ono
na jak najszybszym ściągnięciu wojsk marsz. Davouta z Raty-
zbony oraz marsz. Massćny z Augsburga i skoncentrowaniu
całej armii w Neustadt. Wówczas, mając w jednym miejscu
140000, a może nawet 150000 ludzi, Napoleon był pewny
wyniku oczekującej go rozprawy.
Zebranie wojsk w Neustadt, a nie nad Lechem bądź
w trójkącie Augsburg-Donauwörth-Ingolstadt, wymagało
o wiele mniej czasu i skracało do minimum niebezpieczne
osamotnienie korpusu Davouta, który w tej sytuacji mógł
osiągnąć punkt koncentracji dzięki jednemu dziennemu mar­
szowi. Z kwatery cesarza natychmiast wyruszyli gońcy z roz­
kazami. Massćna otrzymał polecenie marszu drogą z Pfeffen-
hofen nad Abensę, która chroniła pozycje Bawarów, a następ­
nie ku Neustadt. W Augsburgu miał pozostawić dwa pułki
niemieckie i nie nadających się do walki Francuzów oraz duże
zapasy żywności i amunicji, co uczyniłoby z miasta punkt
oporu i bazę zaopatrzeniową. W chwili opuszczenia Augsbur­
ga miała być rozpuszczona wieść o marszu na Tyrol. Depesza
Napoleona do Massćny kończyła się słowami: „Czynność,
czynność i pośpiech! Zdaję się na Ciebie!” 3

3 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 174.


Jak we wszystkich wcześniejszych kampaniach napoleoń­
skich także i teraz czas stawał się czynnikiem decydującym.
O ile jednak rozkazy cesarza Masséna otrzymał już po
południu 17 kwietnia - Augsburg dzieli od Donauwörth
niewielka odległość - o tyle dyspozycje dla Davouta dotarły
do oddalonej ponad dwukrotnie bardziej Ratyzbony dopie­
ro późną nocą. Napoleon nakazał marszałkowi pozostawić
w mieście pułk piechoty, a pozostałymi oddziałami pociąg­
nąć w górę Dunaju na Neustadt lub ewentualnie dalej, na
Ingolstadt. Połączenie wojsk miało nastąpić między
Ober-Saal a Abensbergiem. Bardzo ryzykowny marsz Da­
vouta, mający się odbyć między rzeką a podstawowym
trzonem wojsk nieprzyjacielskich, miał osłaniać Lefebvre
z Bawarami; jego zadanie polegało na powstrzymywaniu
i wiązaniu wroga nadciągającego od strony Landshutu.
Ruch prawym brzegiem rzeki, a nie lewym, wolnym od
przeciwnika, dyktowały dogodniejsze warunki terenowe
pozwalające na szybsze dotarcie do miejsca zamierzonej
koncentracji.
Wbrew oczekiwaniom Napoleona marsz. Davout nie był
w stanie 18 kwietnia opuścić Ratyzbony i wyruszyć na
spotkanie z nim oraz z marsz. Massćną. Wymarsz opóź­
niony został wobec konieczności ściągnięcia do Ratyzbony
dywizji gen. Frianta zajmującej pozycję osłonową nad rzeką
Altmühl. W czasie powrotu Friant natknął się na oddziały
z korpusu gen. Bellegarde’a i musiał stoczyć bój z jego strażą
przednią. Później, w drodze do miasta, miał już ciągle za
sobą postępujących energicznie Austriaków. Zarówno 17,
jak i 18 kwietnia upłynęły pod znakiem żywej kanonady
i ciągłych utarczek pod murami Ratyzbony. Pod osłoną
dywizji gen. Moranda, która na przedpolach miasta po­
wstrzymywała atakującego gen. Bellegarde’a, marsz. Da­
vout przyjmował napływające stopniowo jednostki dywizji
gen. Frianta i przerzucał swoje oddziały na prawy brzeg
Dunaju. Marszałek „ruchem sierpa” rozrzucił we wszyst­
kich kierunkach na prawym brzegu wzmocnione patrole
lekkiej kawalerii gen. Montbruna, która wykonała rekone­
sanse w okolicach Eckmühl, Straubing i Abach. Miały one
nie tylko dostarczyć informacji o nieprzyjacielu, ale także
znaleźć najdogodniejsze drogi do odbycia marszu na połu­
dniowy zachód.
Wczesnym rankiem 19 kwietnia Davout opuścił Ratyz-
bonę, pozostawiając w niej 65 pułk piechoty z rozkazem
utrzymania miasta aż do momentu nadejścia posiłków.
Drogą najbliższą Dunajowi marszałek wysłał artylerię i ta­
bory, a piechota w dwóch kolumnach po dwie dywizje każda
pomaszerowała leśnymi traktami biegnącymi w większej
odległości od rzeki. Ich bezpośrednią osłonę boczną oraz
straż przednią i tylną stanowiła lekka kawaleria.
Rozpoczęcie marszu przez korpus marsz. Davouta zbieg­
ło się niemal w czasie z rozkazem arcyksięcia Karola
o uderzeniu na Ratyzbonę. Wódz austriacki był przekonany,
że okrążony korpus francuski zostanie łatwo zniszczony.
Ponadto był pewien, iż do osiągnięcia tego celu wystarczą aż
nadto siły nacierających z północy korpusów generałów
Kolowratha i Bellegarde’a oraz pozostających pod jego
osobistym dowództwem oddziałów księcia Hohenzollerna,
gen. Rosenberga i księcia Lichtensteina. Dlatego gen. Hiller
(jego korpus stanowił lewe skrzydło) oraz arcyksiążę Lud­
wik otrzymali rozkaz pozostania na pierwotnym kierunku
ruchu nad Abensą. Obaj dysponowali niebagatelną siłą
około 60000 żołnierzy. Konsekwencją zarządzeń naczel­
nego wodza stało się rozproszenie sił austriackich, co
prawda nadal tworzących silne zgrupowania od Mona­
chium do Ratyzbony. Arcyksiążę postąpił akurat odwrotnie
niż Napoleon, który z ogromnym wysiłkiem koncentrował
swą armię w jedną potężną pięść zdolną do zadania druz­
gocącego ciosu w wybranym przez siebie miejscu.
Arcyksiążę Karol pociągnął na Ratyzbonę czterema kolu­
mnami, aby zetrzeć się z Francuzami, którzy już od kilku
godzin byli w drodze i z każdą chwilą zyskiwali coraz
większe szanse na niespostrzeżone przedarcie się do miejsca
koncentracji. Trzy austriackie kolumny uderzyły w próżnię.
Tylko jedna z nich, piechota z korpusu Hohenzollerna,
natrafiła w okolicy Thann i Teugen na zamykające pochód
Davouta dywizje Saint-Hilaire’a i Frianta.
Doszło do wielogodzinnego, krwawego boju, w którym
uczestniczył osobiście marsz. Davout, przebywający akurat
przy dywizji gen. Saint-Hilaire’a. Gęsto zalesiony, nieregu­
larnie ukształtowany teren wybitnie sprzyjał działaniom
obronnym. Francuzi wykorzystali tę okoliczność po mist­
rzowsku. Davout walczył jak prosty szeregowy otoczony
żołnierzami jednego z batalionów 33 pułku liniowego. Po
stronie austriackiej najbardziej odznaczył się książę Ludwik
Lichtenstein, który na czele pułków manfrediniego i wiirtz-
burskiego usiłował w szaleńczym ataku na bagnety rozerwać
obronę przeciwnika. Wysiłki księcia nie zdały się na nic
wobec twardego oporu Francuzów, jego samego zaś, kilka­
krotnie postrzelonego, zniesiono z pola walki. W decydują­
cym momencie bitwy 10 pułk lekki z dywizji Saint-Hilaire’a,
wykorzystując zamieszanie w szeregach przeciwnika wywo­
łane celnym ogniem artyleryjskim (w początkowym stadium
boju Francuzi dysponowali jedynie 6 armatami, potem
nadeszło wsparcie), uderzył na bagnety, przełamał szyk
nieprzyjaciela i pociągnął za sobą inne oddziały. Wśród
Austriaków wybuchła panika. Sytuację uratował dopiero
książę Maurycy Lichtenstein odważnym kontratakiem, lecz
i on swe męstwo przypłacił ciężkim zranieniem.
Pole bitwy zostało jednak opanowane przez Francuzów,
którzy wzięli jeńców aż spośród dwudziestu trzech pułków
austriackich. Dało im to pogląd na wielkość sił przeciwnika
zaangażowanych w walkę. A przecież arcyksiążę Karol,
przypatrujący się bitwie ze wzniesienia Grub, nie zdecydo­
wał się na posłanie w bój wszystkich posiadanych jednostek.
Koło niego stali nieruchomo grenadierzy z dwunastu bata­
lionów wchodzących w skład 1 Korpusu Rezerwy. Wódz
austriacki mniemał bowiem, że zetknął się z głównymi
siłami francuskimi i walną bitwę postanowił stoczyć
nazajutrz, po uprzednim wezwaniu oddziałów arcyksię­
cia Ludwika. Fałszywa ocena sytuacji kosztowała go
utratę szansy na rozgromienie dwóch dywizji z korpusu
Davouta, co bez wątpienia miało wpływ na dalszy przebieg
kampanii.
Bitwa pod Teugen była najkrwawszym (choć nie jedynym)
starciem, jakie stoczono tego dnia. W pobliżu Dinzling jazda
Montbruna natknęła się na oddziały Rosenberga i wyszła
zwycięsko z krótkiej, gwałtownej potyczki. Również liczne
patrole z obu stron wpadały na siebie wzdłuż całej trasy
wytyczonej pochodem korpusu Davouta. Łączne straty
Francuzów wyniosły około 2500 ludzi, najwięcej z dywizji
Saint-Hilaire’a - 1700. Ubytki w szeregach nieprzyjaciela
były dwukrotnie większe - około 6000 żołnierzy. Lecz nie
z porównania strat, tak bardzo niekorzystnego dla Austria­
ków, wynikały korzyści osiągnięte 19 kwietnia przez Fran­
cuzów. Wielki talent dowódczy marsz. Davouta i niezwykła
sprawność jego oddziałów spowodowały, że koncentracja
armii napoleońskiej stała się faktem. W dniu następnym była
ona zdolna podjąć kontrofensywę przeciwko rozproszone­
mu - chciałoby się powiedzieć na własne życzenie - przeciw­
nikowi.
Pod wpływem nadchodzących z pola walki meldunków
i na podstawie własnych obserwacji Napoleon ustalił szcze­
gółowy plan manewru, którego realizacja miała się rozpo­
cząć 20 kwietnia. Polegał on na uderzeniu w lewe skrzydło
Austriaków z jednoczesnym zaatakowaniem ich tyłów pod
Landshutem. Tak zaskoczona z boku i od tyłu armia
arcyksięcia powinna, według przewidywań Napoleona, ulec
rozproszeniu, a następnie całkowitemu rozbiciu partiami.
Dodatkową korzyścią byłoby odcięcie resztek wojsk austria­
ckich od Wiednia.
Atak na lewe skrzydło przeprowadzić mieli marszałkowie
Davout i Lefebvre oraz odwody, a na tyły - marsz. Masséna
i gen. Oudinot. O słuszności swej decyzji Bonaparte utwier­
dził się rankiem 20 kwietnia po otrzymaniu od Davouta
raportu o przebiegu bitwy pod Teugen i Thann. Kwaterę
cesarską w Abensbergu opuścili w pośpiechu gońcy wiozący
ostatnie, szczegółowe rozkazy do poszczególnych dowód­
ców. Zgodnie z nimi marsz. Davout miał pozostać w Teugen
jedynie z dywizjami generałów Frianta i Saint-Hilaire’a oraz
kawalerią gen. Montbruna i w miarę możliwości spychać
przeciwnika na południe. Dwie pozostałe dywizje z jego
korpusu, generałów Moranda i Gudina (24 000 ludzi), oraz
kirasjerów gen. Saint-Sulpice’a i strzelców gen. Jacquinota
Napoleon oddał pod komendę przybyłemu właśnie z Hisz­
panii marsz. Lannesowi. Miał on zaatakować miejscowość
Rohr, stanowiącą według Napoleona centrum pozycji au­
striackiej. Wreszcie gen. Lefebvre z Bawarami i Wirtember-
czykami oraz dywizją gen. Demonta i kirasjerami gen.
Nansouty’ego powinni uderzyć na Arnhofen i Offensteten.
Rankiem 20 kwietnia Francuzi i ich sprzymierzeńcy
przeszli do ofensywy. Przeciwnik usiłował się jej przeciw­
stawić w luźnych ugrupowaniach niezdolnych do podjęcia
jednolitego, skutecznego wysiłku. Wywiązały się chaotycz­
ne, nie skoordynowane działania bojowe, którym nadano
później nazwę bitwy pod Abensbergiem.
Jako pierwszy w kontakt bojowy wszedł arcyksiążę Lud­
wik stojący nad Abensą. Wczesnym rankiem jego żołnierze
ujrzeli dwie potężne kolumny: jedną - Lefebvre’a, nad­
ciągającą przez Abensberg i Arnhofen i drugą - Lannesa,
posuwającą się trakten ratyzbońskim przez Reising i Bucho-
fen. Arcyksiążę Ludwik nie wybrał w tej sytuacji najwłaściw­
szego rozwiązania, jakim było połączenie z arcyksięciem
Karolem, lecz postanowił samodzielnie stawić czoło prze­
ciwnikowi. Liczył przy tym na ewentualną pomoc gen.
Hillera.
Do idących na nieprzyjaciela Bawarów i Wirtcmber-
czyków cesarz skierował krótkie, podniosłe w treści przemó­
wienie (tłumaczone przez oficerów znających język francu­
ski), w którym ukazał między innymi korzyści, jakie ich
kraje mogą wynieść ze zwycięskiej wojny z monarchią
Habsburgów, od dawna zgłaszającą pretensje godzące w su­
werenność Bawarii i Wirtembergii. Umiejętnie odwołując się
do poczucia honoru żołnierskiego i dumy narodowej Napo­
leon wyzwolił w swych sprzymierzeńcach prawdziwy entuz­
jazm przedbitewny. Był to fenomen, jeśli się zważy, że lada
moment czekało ich krwawe starcie z niemieckimi po­
bratymcami. Tajemnica jego leżała w tym - jak napisał
potem Bonaparte do Massćny - aby „dać żołnierzom odczuć
doniosłość ich zadania”4. Nadzwyczajne właściwości Napo­
leona w tym względzie tak przedstawił podkomendny marsz.
Massćny, gen. Pellet: „Panując nad sercami i umysłami
potęgował dowolnie wysiłki żołnierza zależnie od okoliczno­
ści i spotykanych przeszkód. Nikt nigdy nie posiadał tak
wielkiego uroku dla wojsk narodowych, obcych, a nawet
wrogich. Nikt nie umiał tak jak on utwierdzić i zachować
w naszych oddziałach tej karności godnej imienia fran­
cuskiego, która honor miała za zasadę, a sławę za nagro­
dę” 5.
Bawarowie i Wirtemberczycy walczyli z niezwykłą deter­
minacją. Bitwa z ich udziałem zogniskowała się wokół
Kirchdorfu, bronionego zaciekle przez księcia Reuss i gen.
Bianchi. Austriakom udało się kilkakrotnie odeprzeć gwał­
towne ataki, uczynili to jednak z najwyższym trudem
w krwawych kontratakach na bagnety. Ale gdy po południu
przeciwnikowi powiodło się oskrzydlenie ich oddziałów,
arcyksiążę Ludwik dał rozkaz do odwrotu przez Pfaffen-

4 Tamże, s. 179.
5 Tamże, s. 179. Na temat roli honoru wojskowego w armii napoleoń­
skiej - patrz: P. C a n t a l , Armia rewolucyjna, Lwów 1919, s. 11 nn.
hausen do Landshutu. Bawarowie dowodzeni przez gen.
Wréde ruszyli w pościg, powstrzymany dopiero późną nocą
w okolicy Pfaffenhausen przez grenadierów gen. d’Aspre’a.
Wynik całodniowego boju był korzystny dla sprzymierzeń­
ców. Stracili oni około 1000 ludzi, podczas gdy przeciwnik
utracił około 3000 zabitych i rannych.
W tym samym czasie, kiedy Bawarowie i Wirtemberczycy
walczyli pod Kirchdörfern, marsz. Lannes uderzył na Rohr.
Jako pierwszy, na przedpolu usiłował stawić mu czoło gen.
Thierry z kilkoma tysiącami piechoty. Strzelcy konni gen.
Jacquinota z impetem wpadli na Austriaków, nie pozo­
stawiając im czasu na sformowanie czworoboków. Nieszczę­
śni piechurzy, choć mając znaczną przewagę liczebną, nawet
przez moment nie byli w stanie stawić zorganizowanego
oporu i rozbiegli się w popłochu, szukając schronienia
w pobliskich lasach. Tam wielu z nich zostało zarąbanych
bądź wziętych do niewoli. Tylko nieznaczna część zdołała się
przerwać ku głównym siłom.
W Rohr Austriacy stawili bardziej zaciekły opór. Dywizja
Schustecka, wzmocniona częścią oddziału Thierry’ego, nie
zdołała jednak utrzymać wioski i zaczęła się wycofywać
w kierunku Rottenburga traktem wiodącym do Landshutu.
Za w miarę uporządkowany odwrót największą daninę krwi
zapłacili kirasjerzy Kienmayera, na których spadła miaż­
dżąca szarża jazdy Saint-Sulpice’a. Ich resztki, wespół
z czterema szwadronami dragonów Lenvenehra, osłaniały
następnie cofającą się piechotę. Zadanie to było tym trud­
niejsze do wykonania, że poza Rohr okolica była bardziej
odsłonięta i dawała większe możliwości operacyjne kawale­
rii francuskiej. Odwrót odbywał się więc pośród ciągle
ponawianych szarż i kontrszarż, podczas których szeregi
piechoty austriackiej coraz bardziej topniały. Straty w zabi­
tych, rannych i jeńcach osiągnęły pod koniec dnia liczbę
5000 ludzi i być może uchodzący przeciwnik zostałby
rozgromiony, gdyby w okolicach Rottenburga nie napotkał
oddziałów Hillera. Jednak dzielna jazda Kienmayera i Len-
venehra niemal w całości wyginęła.
Marsz. Lannes, który w całodniowych walkach utracił
zaledwie 200 żołnierzy, dysponował wystarczającymi siłami,
aby sięgnąć po zwycięstwo w starciu z gen. Hillerem. Jednakże
zdawał sobie sprawę ze znużenia własnych ludzi i zamiast
wdawać się w kolejny bój, postanowił zaczekać na nowe
rozkazy od Napoleona. Tym bardziej że zaplanowane połą­
czenie z Bawarami i Wirtemberczykami jeszcze nie nastąpiło.
Walki stoczone 20 kwietnia przyniosły Austriakom same
porażki. Tego bowiem dnia zostali nie tylko zepchnięci
kilkanaście kilometrów w kierunku Landshutu, tracąc przy
tym 7000-8000 ludzi, co ich łączne straty podniosło do
13 000-14000, ale przede wszystkim utracili swobodne połą­
czenie między dwoma wielkimi zgrupowaniami: arcyksięcia
Karola, przypartego do Dunaju w okolicach Ratyzbony,
i lewym skrzydłem spychanym ku Izarze. Z tego punktu
widzenia tzw. bitwa pod Abensbergiem - w gruncie rzeczy
nie prowadzona z jakimś szczególnym natężeniem i przy­
prawiająca przeciwnika o stosunkowo niewielkie straty
- miała duże znaczenie strategiczne. Napoleon, z radością
wsłuchując się w napływające meldunki, w pisanych naza­
jutrz listach z pewną przesadą nazwał starcie pod Abensber­
giem „drugą Jeną”, podczas gdy poprzedzający je bój pod
Thann doczekał się porównania z bitwą pod Auerstaedt. Jak
wiadomo, w 1806 r. pod Auerstaedt marsz. Davout odrzucił
główną, kilkakrotnie liczniejszą armię pruską, podobnie jak
teraz austriacką, tego samego natomiast dnia pod Jeną
Bonaparte rozgromił drugą, słabszą armię przeciwnika i to
samo - Napoleon miał takie wrażenie - stało się teraz pod
Abensbergiem. Tak optymistyczna, entuzjastyczna wręcz
ocena powstałej sytuacji mogła prowadzić tylko do jednego
logicznego wniosku: Austriacy znajdują się w pełnym od­
wrocie. Pozostawało do odpowiedzi istotne pytanie: w jakim
kierunku będzie się on odbywał?
Nieprzyjaciel mógł swobodnie przejść na północny brzeg
Dunaju, lecz wybierając ten kierunek pozostawiłby Fran­
cuzom otwartą drogę na Wiedeń. Logika i doświadczenie
płynące z poprzednich kampanii kazały odrzucić taką
ewentualność. Napoleon był pewien, że przeciwnik za
wszelką cenę będzie się starał osłonić dostęp do stolicy. Gdy
więc Davout zameldował o koncentracji głównych sił arcy­
księcia Karola pod Ratyzboną, Napoleon nie dał temu
wiary, trwając w przeświadczeniu o nieuniknionym od­
wrocie nieprzyjaciela na wschód. Mając wrażenie pełnego
sukcesu cesarz postanowił następnego dnia zamienić go
w pogrom wroga. Lannes i Vandamme otrzymali rozkaz
uderzenia na Landshut przez Rottenburg. Masséna miał
pomaszerować na Landshut koncentrycznie, przechodząc
pod Freisingiem na prawy brzeg Izary. Oponujący przeciw­
ko tym zarządzeniom Davout dostał polecenie uderzenia,
przy współudziale Bawarów, w kierunku na Eggmühl
(Eckmühl), gdzie według przypuszczeń cesarza powinny
znajdować się tyły armii austriackiej.
Kalkulacje Napoleona okazały się jednak błędne. Ran­
kiem 21 kwietnia marsz. Davout rzeczywiście rozpoznał
w okolicach Eggmühl znaczne siły austriackie, lecz nie były
to bynajmniej tyły, ale czoło armii arcyksięcia Karola, który
zdobył już Ratyzbonę i połączył się z korpusami czeskimi
generałów Bellegarde’a i Kolowratha. Pomimo olbrzymiej
przewagi nieprzyjaciela Davout rzucił dwadzieścia kilka
tysięcy żołnierzy do desperackiego ataku. O dziwo!, austria­
ckie korpusy Hohenzollerna i Rosenberga, zajmujące silne
pozycje na wzgórzach, opuściły je i pod naporem Francuzów
cofnęły się bliżej Eggmühl. Obaj dowódcy obawiali się, że
mogą mieć do czynienia z większymi niż w rzeczywistości
siłami i postanowili zbliżyć się ku własnemu centrum.
Głównie dzięki błędnej ocenie sytuacji przez nieprzyjaciela
Davoutowi udało się kilka godzin utrzymywać inicjatywę
i wziąć kilkuset jeńców. Austriacy, oparci mocno o Ratyz-
bonę, przeszli jednak niebawem do kontruderzenia i ze­
pchnęli oddziały marszałka do rozpaczliwej obrony. Przed
rozbiciem uratowały je posiłki nadesłane przez Bonapartego
od strony Landshutu. Składały się one z dywizji Demonta,
Bawarów oraz kirasjerów Nansouty’ego. Do wieczora, za
cenę 1400 ludzi, głównie z dywizji Frianta, Davout zdołał
utrzymać pozycje. Straty nieprzyjaciela były co najmniej
dwukrotnie wyższe.
W tym samym czasie, kiedy Davout otrzymał wsparcie,
w samo południe, Napoleon wkraczał do Landshutu. Od
świtu trwała pogoń za cofającymi się w tym kierunku
korpusami gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika. Traktem
z Rottenburga ścigał je marsz. Lannes, gen. Wréde pędził je
natomiast przed sobą drogą wiodącą od Pfaffenhausen.
Przestrzeń pomiędzy tymi miejscowościami a Landshutem
wypełniła się tysiącami żołnierzy. Od marsz. Massćny zale­
żało, dla kogo wyścig ten zakończy się zwycięsko. Gdyby
francuskiemu marszałkowi udało się przeciąć Austriakom
odwrót pod Landshutem, co zaplanował Napoleon, ich
klęska byłaby całkowita. „Wszystko teraz zależy od ob­
liczenia godzin”6 - stwierdził cesarz i tak było w rzeczywi­
stości.
Bonaparte, jadąc konno w otoczeniu piechoty gen. Mo-
randa, lekkiej jazdy i kirasjerów gen. Saint-Sulpice’a, już
wczesnym rankiem stanął pod Landshutem. Po drodze jego
oddziały wzięły setki jeńców i zdobyły, a właściwie należało­
by powiedzieć - pozbierały, porzucone przez nieprzyjaciela
armaty, furgony i bagaże. Widziany z wyniosłości Landshut
przedstawiał niezwykły widok. Oba prowadzące do miasta
trakty wypełniała skłębiona masa ludzi, koni i wozów.
W wąskich uliczkach panowało trudne do opisania zamie­
szanie. Żołnierze z różnych jednostek, piechurzy przemiesza­
ni z kawalerzystami tłoczyli się, walczyli o dostęp do

6 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 176.


mostów, byle szybciej przejść na bezpieczny prawy brzeg
Izary. Nieład potęgował olbrzymi tabor wozów, na których
przewożono elementy mostu pontonowego. O ironio, prze­
widziany do sforsowania Dunaju, a może nawet Renu
w razie szczęśliwego rozwoju sytuacji, teraz przeszkadzał
w ucieczce poza niewielką Izarę.
Widząc bałagan panujący w szeregach nieprzyjaciela
Napoleon nie zwlekał z wydaniem rozkazu do ataku.
Strzelcy konni Jacquinota spłynęli ze wzgórz ku miasteczku
i uderzyli na galopującą z przeciwka jazdę austriacką. Ta,
pomimo gorszej pozycji, podmokłego gruntu i nade wszyst­
ko świadomości, że w panującym zamieszaniu nie może
liczyć na wsparcie, biła się z wielkim męstwem. Lecz gdy
strzelcom nadjechali z pomocą kirasjerzy Saint-Sulpice’a,
kawaleria wroga musiała ustąpić pola, pozostawiając wielu
zabitych i rannych.
Opór jazdy pozwolił Hillerowi przerzucić większość sił na
drugi brzeg rzeki. Na przyczółkach przedmostowych pozo­
stawił silne oddziały piechoty osłaniając ewakuację taborów.
Górne dzielnice miasta i przedmieście Seligenthal obsadzili
natomiast grenadierzy d’Aspre’a. Nim jednak piechota
austriacka usadowiła się na swoich pozycjach, spadło na nią
uderzenie 13 i 17 pułków z dywizji Moranda wspartych
jazdą. Piechurzy strzegący przyczółków przedmostowych
opuścili je w panice, rzucając się ku zbawczemu brzegowi.
W ręce atakujących wpadł tabor z mostem pontonowym,
wiele dział i znaczna liczba jeńców.
Podobny scenariusz towarzyszył walce o przedmieście
Seligenthal i w uliczkach Landshutu. Wśród straszliwego
ognia karabinowego i po walce wręcz Austriacy zostali
zewsząd wyparci. Tylko nielicznym żołnierzom udało się
w ostatniej chwili przejść na drugą stronę Izary, pozostali
zginęli lub dostali się do niewoli. Uciekającym Austriakom
udało się podłożyć ogień na największym moście spinającym
brzegi głównego ramienia Izary. Nie była to jednak wystar­
czająca przeszkoda dla rozgrzanego walką adiutanta Na­
poleona, gen. Moutona, który na czele grenadierów z 17
pułku rzucił się na płonący most, przebył go ze szpadą
w dłoni pośród gradu pocisków i zdobył przyczółek na
prawym brzegu. Był to decydujący moment całej bitwy,
w tym samym bowiem czasie do walki weszły oddziały
przyprowadzone przez marsz. Massenę, kroczącego pra­
wym brzegiem rzeki.
Marszałek spóźnił się kilka godzin, aby zamknąć
przeciwnikowi odwrot, ale nadszedł w samą porę, aby
uczynić jego klęskę nieuniknioną. Widząc nadchodzące
dywizje Masssény Hiller porzucił myśl o obronie Lands­
hutu, ustępując najśpieszniej, jak to było możliwe, w stro­
nę Innu. W ręce Francuzów wpadły niemal wszystkie za­
pasy materiałów wojennych zgromadzone w mieście
i przewożone przez armię Hillera, a ponadto do 7000 jeń­
ców.
Sukces Francuzów wydawał się być całkowity, lecz już
w godzinach popołudniowych Bonaparte zaczął zadawać
sobie pytanie, czy rzeczywiście pokonał główną część
wojsk austriackich. Oto bowiem od strony Ratyzbony
zaczęły się nasilać odgłosy kanonady artyleryjskiej. Po
jej natężeniu „bóg wojny” wnet poznał, iż Davout musiał
natrafić na potężnego przeciwnika. Przy zestawieniu tego
z faktem, że Austriacy pokonani pod Landshutem sta­
wiali niezbyt silny opór, Napoleon zaczął się skłaniać
do poglądu - choć oznaczało to niemiłą konstatację po­
ważnej pomyłki w ocenie sytuacji - że arcyksiążę Karol
może przebywać właśnie pod Ratyzboną. Rozterki cesa­
rza przerwało pojawienie się w jego kwaterze późną no­
cą gen. Hippolyte Marca Pire, wysłanego przez marsz.
Davouta z raportem o przebiegu walk i z oceną sił przeciw­
nika. Po zapoznaniu się z ich treścią Napoleon przystąpił
natychmiast do wydania rozporządzeń na następny dzień.
Myślą przewodnią przyjętego przez cesarza planu były
jego słowa: „Skoro nieprzyjaciel się upiera, trzeba go
wytępić”7.
O drugiej w nocy okolice Landshutu opuścił gen. Van-
damme na czele czterech pułków kirasjerów gen.
Saint-Sulpice’a oraz Wirtemberczyków i skierował się na
Eggmühl. Niedługo po nim w tym samym kierunku ruszył
marsz. Lannes z sześcioma pułkami kirasjerów gen. Nan-
souty’ego oraz dywizjami generałów Moranda i Gudina.
Vandamme prowadził łącznie około 14000 żołnierzy, Lan­
nes natomiast niemal dwukrotnie więcej - prawie 25 000
ludzi. Jako ostatni Landshut opuścił sam Napoleon w to­
warzystwie marsz. Massćny i kirasjerów gen. Espagne’a.
Jednocześnie do marsz. Davouta wysłał kuriera z informa­
cją, że nadciągnie ze wszystkimi siłami pod Eggmühl między
godziną 12.00 a 13.00, ogłosi swoje przybycie kilkoma
salwami artyleryjskimi, które będą stanowiły sygnał do
ogólnego natarcia. Przed wyruszeniem w drogę Napoleon
wydał także zarządzenia dotyczące uchodzących wojsk
Hillera i arcyksięcia Ludwika. Ścigający je marsz. Bessières,
który dysponował lekką jazdą gen. Marulaza i częścią jazdy
niemieckiej, wzmocniony został bawarską dywizją gen.
Wredćgo oraz połową dywizji gen. Molitora. Między Duna­
jem a Izarą Napoleon rozlokował cztery pułki dywizji gen.
Boudeta i dywizję gen. Tharreau. W zależności od rozwoju
sytuacji mogły one posunąć się na północ lub na południe
i wschód w celu ewentualnego powstrzymania oddziałów ze
zgrupowania arcyksięcia Karola lub wsparcia marsz. Bes-
sièresa, gdyby gen. Hiller i arcyksiążę Ludwik zdobyli się na
zwrot zaczepny.
Arcyksiążę Karol, podobnie jak Napoleon, również nie
przespał nocy poprzedzającej starcie pod Eggmühl. Roz­
myślał nad sposobem unicestwienia stojącego przed nim
korpusu marsz. Davouta i odzyskania utraconej podczas

7 Tamże, s. 177.
dwóch poprzednich dni inicjatywy. Wódz austriacki po­
stanowił zaatakować i rozbić najpierw lewe skrzydło Fran­
cuzów, a następnie, grożąc im oskrzydleniem, przejść do
ogólnego natarcia. W tym celu wydał zarządzenia zmierzają­
ce do wzmocnienia własnego prawego skrzydła, które dzięki
nim osiągnęło stan 36 000 ludzi i składało się głównie
z oddziałów wchodzących w skład korpusów generałów
Kolowratha i Bellegarde’a. Pozostała część armii (około
40000 ludzi) miała pozostawać w defensywie na dotych­
czasowych pozycjach do czasu osiągnięcia sukcesu przez
prawe skrzydło.
Plan ten, niezły z operacyjnego punktu widzenia, mógł
przynieść Austriakom wiele korzyści, gdyby został szybko
wprowadzony w czyn i konsekwentnie zrealizowany. Tym­
czasem arcyksiążę, chcąc dać czas Kolowrathowi na prze­
prawienie wszystkich oddziałów z lewego brzegu Dunaju,
zarządził początek akcji między godziną 12.00 a 13.00. Miał
wyjątkowego pecha, gdyż - jak pamiętamy - o tej samej
porze Bonaparte zapowiedział przybycie pod Eggmühl.
Z tym że cesarz, w odróżnieniu od arcyksięcia Karola,
o wiele bardziej doceniał znaczenie czasu jako czynnika
decydującego niejednokrotnie o wynikach bitew i działał
niemal błyskawicznie. Tak więc gdy koło południa masy
austriackiej piechoty i jazdy szykowały się do podjęcia ataku
na skrzydło korpusu marsz. Davouta, od strony Landshutu
ukazały się gęste kolumny maszerujących Francuzów. Na
czele szli Wirtemberczycy i właśnie oni jako pierwsi dostali
się pod kartaczowy ogień artylerii. Po chwili spadla na nich
szarża kawalerii. Na odgłos armat Davout rzucił do ataku
swoje oddziały, Wirtemberczycy zaś, wsparci przez dywizję
generałów Moranda i Gudina, wzięli Lintach i posunęli się
pod Eggmühl. Podczas gdy dywizje generałów Frianta
i Saint-Hilaire’a, tracąc setki zabitych i rannych, zdoby­
wały metr po metrze teren zajmowany przez oddziały
z korpusu Rosenberga, wyrzucając go w końcu ze wsi Ober
i Unter-Leuchling, piechota wirtemberska zdobyła sztur­
mem zamek i miasteczko Eggmühl bronione przez piechu­
rów gen. Vukassowicha. Zaczęła rysować się przewaga
Francuzów i ich sprzymierzeńców. Na wszystkich odcin­
kach frontu ich wojska czyniły postępy spychając Austria­
ków w ogólnym kierunku na Ratyzbonę. Około godziny
16 dywizja gen. Saint-Hilaire’a wsparta przez piechotę
gen. Gudina odrzuciła szarżę szwoleżerów i huzarów genera­
łów Stutterheima i Sommariva, a następnie stanęła na
trakcie ratyzbońskim i mimo kolejnych szarż wroga zdołała
go utrzymać. Na lewo od Saint-Hilaire’a zdobył Friant
stykające się z traktem wzgórza, natomiast pozostała część
dywizji gen. Gudina zaczęła wchodzić na równinę ratyzboń-
ską od strony Gailsbachu. W ten sposób powstało niebez­
pieczeństwo przepołowienia armii austriackiej po obu stro­
nach drogi.
Widząc co się dzieje, arcyksiążę Karol rozstał się z myślą
o zwycięstwie i zarządził odwrót na Ratyzbonę chcąc
uratować armię przed pogromem. Trudne zadanie osłonię­
cia cofających się wojsk spoczęło na odwodowych pułkach
kawalerii. Kirasjerzy Gottesheima i huzarzy Stipsicsa stoją­
cy dotychczas na trakcie ratyzbońskim pod Egglofsheim nie
byli jednak w stanie przeciwstawić się atakowi jazdy sprzy­
mierzonych. Dochodziła godzina 19.00, gdy masy kawalerii
generałów Nansouty’ego i Saint-Sulpice’a, wzmocnionej
przez konnicę bawarską i wirtemberską, zwaliły się na
przeciwnika. Austriacy nie dotrzymali pola, ich linia pękła
pod naporem liczniejszego wroga. Zdziesiątkowana, zmie­
szana jazda Gottesheima i Stipsicsa zaczęła uciekać ku
Kofering. Po drodze natknęła się jednak na bagniste łąki
i chcąc nie chcąc zmuszona została do zwrócenia się frontem
ku przeciwnikowi. Znów doszło do krwawej walki. Jeśli
jednak poprzednio toczyła się ona w zwartych, głębokich
szeregach, to teraz doszło do pojedynków pomiędzy poje­
dynczymi jeźdźcami lub ich małymi grupkami. Zapadające
ciemności, rozświetlane słabym blaskiem wschodzącego
księżyca, stanowiły oprawę boju, który Austriakom musiał
przynieść niechybnie klęskę. Jeźdźcy arcyksięcia, w odróż­
nieniu od kirasjerów francuskich mających zbroje obustron­
ne, posiadając tylko napierśniki, zasłali pole bitwy setkami
ciał. Większość z nich otrzymała śmiertelne rany sztychami
zadanymi od tyłu. Poświęcenie kirasjerów austriackich
uratowało jednak armię arcyksięcia Karola. Pod osłoną
nocy znalazła ona schronienie w murach Ratyzbony.
Zrozpaczony wódz austriacki postanowił niezwłocznie
przerzucić wojska na drugi brzeg Dunaju. Ewentualność
stoczenia nazajutrz bitwy z rzeką za plecami przerażała go.
Stan armii nie pozwalał mieć nadziei na zwycięstwo. Bitwa
pod Eggmühl kosztowała ją około 6000 zabitych i rannych,
4000 jeńców, utratę wielu armat. Straty przeciwnika nie
przekroczyły 2500 ludzi. Nastroje wśród żołnierzy austriac­
kich zdecydowanie pogorszyły się. Zaledwie przed dwoma
tygodniami rozpoczynali kampanię pewni zwycięstwa nad
nie pokonanym dotychczas przeciwnikiem, a oto od kilku
dni ich udziałem stały się jedynie dotkliwe porażki. Tę
okoliczność arcyksiążę także musiał wziąć pod uwagę - nie
da się prowadzić wojny bez żołnierzy lub z tłumem wojaków
zdemoralizowanych i zniechęconych serią przegranych bi­
tew. Jednak nie poniesione straty, choć bardzo dotkliwe
w stosunku do ogółu posiadanych sił, ani nawet upadek
ducha w wojsku spędzały sen z powiek arcyksięciu. Najgor­
sze bowiem było to, że po bitwie pod Eggmühl oddzielony
został ostatecznie od korpusów gen. Hillera i arcyksięcia
Ludwika, pozbawiony panowania nad Bawarią i główną
drogą prowadzącą do Wiednia.
Napoleon nie przeszkadzał zbytnio przeciwnikowi w wy­
cofaniu wojsk. Dziś, patrząc z perspektywy, można wytknąć
Bonapartemu, że z własnej winy, w sposób zupełnie nie­
zrozumiały, nie wykorzystał nadarzającej się okazji i nie
rzucił oddziałów do pogoni za rozprzężonym przeciwni­
kiem. Jakże łatwo po czasie stawiać podobne zarzuty!
W nocy z 22 na 23 kwietnia Napoleon miał do wyboru:
posuwać się naprzód z szansą zepchnięcia wroga do Dunaju,
ale też ryzykując nową bitwę z częścią jego dywizji korzys­
tających z osłony Ratyzbony albo też odłożyć starcie do
następnego dnia, w czym nie zawierało się żadne ryzyko.
Zapewne Bonaparte-generał wybrałby pierwsze rozwiąza­
nie, Bonaparte-cesarz, aczkolwiek z pewnym wahaniem,
skłonił się ku drugiemu.
Działania 23 kwietnia rozpoczęły się wczesnym rankiem
od starcia jazdy. Arcyksiążę przeznaczył kawalerii rolę
najdalej wysuniętej osłony cofającej się armii, bliższą, w bez­
pośrednim sąsiedztwie twierdzy, stanowił korpus gen. Kolo-
wratha, który poprzedniego dnia w najmniejszym stopniu
był zaangażowany w walkę. Główna masa wojsk austriac­
kich przechodziła na lewy brzeg Dunaju przez Ratyzbonę,
natomiast dla Korpusu Rezerwowego zmontowano poniżej
miasta most na łodziach. Od długotrwałości oporu jazdy
austriackiej walczącej na rozległej płaszczyźnie przylegającej
do Ratyzbony i od postawy żołnierzy Kolowratha zależało,
czy ewakuacja przeprowadzona zostanie bez większych
strat.
Mimo wielkiego poświęcenia kawaleria nie sprostała
zadaniu. Słabsza jakościowo i liczebnie od francuskiej
zasłała pole tysiącem trupów i rzuciła się w ucieczce ku
miastu. Ścigający ją przeciwnik ujrzał most łyżwowy, po
którym przechodził akurat oddział grenadierów zamykający
austriacką kolumnę. Powiadomiona o położeniu mostu
artyleria marsz. Lannesa zasypała go gradem pocisków. Po
krótkiej kanonadzie most został zniszczony; porozbijane
szczątki łodzi popłynęły z prądem Dunaju, podobnie jak
zwłoki kilkuset zabitych grenadierów. Główna część Kor­
pusu Rezerwowego znalazła jednak bezpieczne schronienie
po drugiej stronie rzeki. Tak samo stało się z pozostałą
częścią sił austriackich. W momencie gdy marsz. Davout
z dywizjami generałów Frianta i Saint-Hilaire’a z lewej
strony, marsz. Lannes z dywizjami generałów Moranda
i Gudina z prawej - mając w środku przemieszane szwad­
rony kawalerii - podchodzili pod Ratyzbonę, ostatnie
oddziały nieprzyjaciela przebiegały jej ulice zmierzając ku
kamiennym mostom na Dunaju. Za murami miasta pozo­
stały jedynie jednostki osłonowe.
Fortyfikacje Ratyzbony - zwykły mur z rozmieszczonymi
w pewnych odstępach wieżami oraz szeroka fosa - nie
dawały co prawda nadziei na dłuższą obronę, ale liczna
załoga, jaką w mieście pozostawił arcyksiążę Karol, mogła
się w nim utrzymać nawet kilka dni. Napoleon i jego
żołnierze nie brali jednak poważnie takiej ewentualności pod
uwagę. Dodatkowym bodźcem do szybkiego zdobycia Ra­
tyzbony była heroiczna walka, jaką przed kilkoma dniami
stoczył w jej murach 65 pułk liniowy pozostawiony tam
przez marsz. Davouta. Jego dowódca, mężny pułkownik
Coutard, poddał się dopiero po wyczerpaniu ładunków
prochowych i wyeliminowaniu z dalszej walki około 800
nieprzyjacielskich żołnierzy.
Na rozkaz Napoleona w jednym miejscu naprzeciw
murów ustawiono potężną baterię dział (wszystkich, jakimi
dysponowali Davout i Lannes), a następnie rozpoczął się
morderczy ostrzał zarówno fortyfikacji, jak i zabudowań
miasta. Grad kul i granatów spowodował wnet liczne pożary
w Ratyzbonie. Naruszony ogniem artyleryjskim mur zaczął
się kruszyć i pozostawało jedynie kwestią czasu, kiedy
powstanie w nim wyłom umożliwiający bezpośredni szturm.
Bonaparte, chcąc lepiej zorientować się w sytuacji, w oto­
czeniu adiutantów i oficerów sztabu podjechał niemal pod
same fortyfikacje. Z lunetą w dłoni, w nieodłącznym szynelu
i z charakterystycznie założoną ręką, cesarz stanowił wyma­
rzony cel dla nieprzyjacielskich strzelców wyborowych.
I jeden z nich wykorzystał nadarzającą się szansę. Kula
karabinowa trafiła Bonapartego w nogę w okolicy kostki.
Czując ostry ból powiedział przez zęby, wolno cedząc słowa:
„Dostałem w nogę”8 i ...pozostał na dotychczasowym
stanowisku. Żołnierze uwielbiają takie sceny i takich wo­
dzów. Gdyby kula trafiła pół metra wyżej, Napoleon
straciłby zapewne nogę, gdyby wzniosła się jeszcze bardziej
- 23 kwietnia 1809 r. mógłby okazać się ostatnim dniem
epopei napoleońskiej. A tak, opatrzony przez chirurga,
Bonaparte pokłusował wzdłuż szeregów wojska wzbudzając
nieopisany entuzjazm żołnierzy. Władca połowy Europy
dzielący z nimi trudy i niebezpieczeństwa zasługiwał na
największe poświęcenie.
Jakoż grenadierzy z 85 pułku z korpusu marsz. Lannesa,
nie bacząc na ogień przeciwnika, pochwycili kilka drabin,
przystawili je ponad fosą do muru i zaczęli wspinać się ku
górze. Kilkunastu z nich niemal natychmiast zostało strąco­
nych, pozostali zawahali się przed pójściem w ich ślady.
Wówczas do akcji wkroczył sam Lannes. Z okrzykiem:
„Pokażę wam, że wasz marszałek nie przestał być grenadie­
rem!”9- chwycił jedną z leżących na ziemi drabin i pobiegł
ku murom. Powstrzymali go zaraz co prawda dwaj adiu­
tanci, Marbot i Labédoreye, lecz przykład dany przez
marszałka podziałał elektryzująco na jego podkomendnych.
Tłum grenadierów rzucił się do częściowo zasypanej gruzem
fosy, przebył ją błyskawicznie, a następnie zaczął się wdrapy­
wać na rozwalony mur. Ogień Austriaków, gęsty, lecz
bezładny, nie był już w stanie powstrzymać atakujących.
Jako jedni z pierwszych wdarli się do miasta adiutanci
Lannesa. W chwili gdy grenadierzy otworzyli jedną z bram,
przez którą wpadli żołnierze z 85 pułku, los Ratyzbony i jej
obrońców został przesądzony. Bito się jeszcze przez jakiś
czas zawzięcie wzdłuż murów, po czym Austriacy zaczęli
się wycofywać w głąb miasta. Niektórym z nich udało się

8 Thiers, Historia..., t. V, s. 422.


9 Tamże, s. 423.
w ostatniej chwili przedostać na drugi br/eg rzeki, wielu
padło jednak podczas ucieczki lub dostało się do niewoli.
Łącznie tego dnia Austriacy stracili około 2000 zabitych i aż
6000-7000 jeńców.
Oddzielony rzeką arcyksiążę Karol przyglądał się przez
lunetę utracie ostatniego punktu na prawym brzegu. Zdoby­
cie Ratyzbony stanowiło końcowy akord pięciodniowych,
krwawych zmagań na obszarze pomiędzy Izarą a Dunajem,
podczas których inicjatywa pozostawała ciągle w rękach
Napoleona i jego marszałków. Francuzi i ich sprzymierzeń­
cy odnieśli zarówno wielkie sukcesy taktyczne, jak i strategi­
czne. Przeciwnik stracił około 60 000 żołnierzy, w tym 40 000
zabitych i rannych. Postradał też przeszło 100 armat i wielkie
zapasy sprzętu wojennego. Nade wszystko zaś jego potężna
do niedawna armia rozcięta została na dwie części i nie miała
ze sobą łączności. Główne, silniejsze zgrupowanie z naczel­
nym wodzem zepchnięte zostało ku czeskim górom i wy­
rzucone na pewien czas poza obręb teatru działań wojen­
nych. Mniejsze, składające się z około 40 000 wojska, w dużej
mierze zdemoralizowanego, z gen. Hillerem i arcyksięciem
Ludwikiem na czele, odepchnięte zostało ku Wiedniowi
i stanowiło raczej iluzoryczną jego osłonę.

ASPERN I ESSLING

Przebywając w Ratyzbonie Napoleon otrzymał informa­


cje, które wywołały jego wyraźny niepokój. Dowiedział się
bowiem, że na drugorzędnych frontach, powstałych równo­
legle z niemieckim, Austriacy odnieśli szereg zwycięstw,
które mogły osłabić korzyści uzyskane podczas działań
przeciwko głównej armii nieprzyjaciela.
We Włoszech młody i niedoświadczony, choć rozsądny
i odważny książę Eugeniusz de Beauharnais poniósł do­
tkliwą porażkę w kompromitującej go bitwie pod Po-
rdenone, gdzie został zaatakowany nocą i utracił straż tylną.
W liście do pasierba Bonaparte tak wyraził się o jego
kompetencjach dowódczych, ubolewając jednocześnie - nie­
stety po niewczasie - nad faktem usunięcia marsz. Massćny
ze stanowiska naczelnego wodza Armii Włoskiej: „Wojna to
gra ważna, w której naraża się sławę, wojsko i kraj własny.
Kto ma rozsądek, czuć powinien i uznawać czy jest, czy nie
jest zdolnym do tego rzemiosła. Wiadomo mi, że wy tam we
Włoszech bardzo się sromacie na Massćnę i pomiatacie nim
bezrozumnie. Gdybym go tam był wyprawił, nie byłoby
klęski. Masséna posiada tak wysokie zdolności wojenne,
żeście wszyscy czołem przed nim bić powinni, a jeżeli ma
wady, to je zapomnieć należy, bo któż jest bez wady. Błąd
popełniłem powierzając Ci moją armię we Włoszech. Nale­
żało mi wysłać Massćnę, a tobie dać pod nim dowództwo
jazdy. Wszakże następca tronu bawarskiego dowodzi dywi­
zją pod księciem gdańskim [tj. Lefebvrem - S.L.] [...] Myślę,
że jeżeli okoliczności bardzo się zagmatwają, powinieneś
napisać do króla Neapolitańskiego [tj. Joachima Murata
- S. L.], aby przyjechał do armii; oddasz mu naczelne
dowództwo i sam wejdziesz pod jego rozkazy. Rzecz prosta,
iż mniej masz doświadczenia wojennego od człowieka, który
od lat osiemnastu ciągle zwodzi boje!” 10
Nazajutrz (16 kwietnia) książę Eugeniusz przegrał kolejne
starcie, tym razem pod Porcią i utraciwszy kilka tysięcy ludzi
zabitych, rannych i wziętych do niewoli rozpoczął, wyglądający
raczej na paniczną ucieczkę, odwrót za Piavę. Pod jej osłoną
dokonano pośpiesznej reorganizacji armii, w czym wielki
udział miał przybyły właśnie do obozu gen. Jacques Etienne
Macdonald. Następujący arcyksiążę Jan zmusił jednak Fran­
cuzów do kontynuowania odwrotu. Ostatecznie wicekról
Włoch zatrzymał się dopiero nad Adygą, gdzie wspólnie
z Macdonaldem zaczął opracowywać plan kontrofensywy.

10 Tamże, s. 446-447.
Jeszcze gorzej dla Francuzów rozwijała się sytuacja w Ty­
rolu. Austriacki generał Jean Chasteler wkroczył doń już
9 kwietnia. Dwa dni później połączył się z oddziałami górali,
którzy pod wodzą Andreasa Hofera podnieśli bunt przeciw­
ko obcej okupacji. W ogniu stanęła zarówno włoska, jak
i niemiecka część Tyrolu. 5000 Bawarów i garść Francuzów
miała przeciwko sobie 12-tysięczny korpus austriacki i około
20000 powstańców. Na równinie Sterzing u podnóża Bren-
neru doszło do krwawej bitwy, w której górale rozgromili
przeciwnika. Nienawiść do okupanta i nagle wyzwolony
nacjonalizm spowodowały, że doszło do scen przerażających
swym okrucieństwem. W barbarzyński sposób mordowano
bezbronnych jeńców, co stanowiło odwet za wcześniejszy
terror i zbrodnie dokonane przez wroga. Tyrol włoski został
w całości utracony, w jego niemieckiej części Francuzi stawili
słaby, nie zorganizowany opór.
Hofer nie był jedynym, który podniósł bunt przeciwko
Francuzom w momencie rozpoczęcia austriackiej ofensywy.
W rozczłonkowanej, upokorzonej, obciążonej rujnującymi
kontrybucjami wojennymi monarchii pruskiej wciąż tlił się
patriotyczny płomyk żądzy odwetu, który mógł przerodzić
się w ogólnonarodowe powstanie. Rewindykacyjne dążenia
uśmierzał król Fryderyk Wilhelm III i sfery rządzące, mając
w pamięci katastrofę z 14 października 1806 r., gdy pod Jeną
i Auerstaedt rozwiały się pruskie nadzieje na złamanie
francuskiej hegemonii. Rewolta, chociaż w ograniczonej
skali, jednak wybuchła. Na jej czele stanął mjr Schill, owiany
legendą partyzant z lat 1806-1807. Prowadząc ze sobą 500
kawalerzystów wchodzących w skład berlińskiej załogi,
wyruszył na prywatną wojnę przeciwko całej potędze Napo­
leona. Prywatnej, gdyż Prusy 1809 r. nie dojrzały jeszcze do
powszechnego wystąpienia. Akcja Schilla, popartego przez
zaledwie kilka regularnych jednostek i niewielką liczbę
powstańców, z wojskowego punktu widzenia miała niewiel­
kie znaczenie. W razie niepowodzeń armii francuskiej na
głównym teatrze wojny mogła się jednak przerodzić w bar­
dziej masowy ruch i stanowić poważne zagrożenie.
Równie niepokojące wiadomości nadeszły z Księstwa
Warszawskiego, do którego wkroczył korpus arcyksięcia
Ferdynanda 11.
Napływające do kwatery Napoleona wieści o wydarze­
niach rozgrywających się we Włoszech, w Prusach i Polsce,
na terenach otaczających niczym pierścień główny teatr
wojny, musiały mieć wpływ na kształtowanie się planu
dalszej kampanii. O ile w razie zwycięstwa w wojnie aneksja
Księstwa Warszawskiego stanowić mogła jedynie chwilowy
triumf wroga, akcja Schilla zaś i związany z nią słaby ruch
powstańczy był łatwy do spacyfikowania, o tyle utrata
Tyrolu i zepchnięcie wicekróla nad Adygę wystawiało prawe
skrzydło armii Napoleona na uderzenie wojsk arcyksięcia
Jana.
Po zdobyciu Ratyzbony cesarz miał do wyboru dwa
rozwiązania. Pierwsze - mógł szybkim marszem wzdłuż
Dunaju iść prosto na Wiedeń, spychając przed sobą słabą
armię gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika, mając ewentualnie
po swej prawej stronie, z tyłu, arcyksięcia Jana, całkiem
natomiast z tyłu i na lewej wojska arcyksięcia Karola.
Zdobycie Wiednia, podobnie jak w 1805 r., stwarzało realną
szansę na rychłe zakończenie wojny. Pozbawieni stolicy
Austriacy nie byliby już tak twardym i niebezpiecznym
przeciwnikiem. Gdyby natomiast poważyli się na stoczenie
walnej bitwy, musieliby przystąpić do walki z odwróconym
frontem, co kłóciło się z prawidłami sztuki wojennej i koń­
czyło zwykle dotkliwą porażką. Drugie - polegało na
przerzuceniu niemal całej armii na przeciwległy brzeg Duna­
ju i podjęciu w Czechach pogoni za wojskami arcyksięcia
Karola, których pokonanie oznaczałoby ostateczny cios
zadany monarchii austriackiej. Pogrom głównej armii nie­

11 Patrz rozdział: „Na polskim froncie”


przyjacielskiej stwarzał bowiem możliwość późniejszego
swobodnego marszu na Wiedeń, zdobycia miasta, podobnie
jak i całego obszaru Austrii właściwej.
Napoleon zdecydował się na pierwsze rozwiązanie. Wy­
bór ten stał się potem pretekstem do krytyki Bonapartego.
Zarzucano mu, że dla sławy zdobycia Wiednia poświęcił
szansę fizycznego unicestwienia wojsk nieprzyjacielskich,
uniknięcia tym samym przyszłych krwawych walk i zakoń­
czenia wojny w sposób może mniej spektakularny, ale dający
więcej realnych korzyści. Łatwo jest jednak stawiać zarzuty
w sytuacji, gdy znany jest już przebieg wypadków. A Bona­
parte, największy praktyk swoich czasów w dziedzinie
wojskowości, przeprowadził dogłębną analizę obu warian­
tów i pierwszy wydał mu się mniej ryzykowny. To nie miraż
łatwej sławy, lecz świadomość niebezpieczeństw grożących
w razie pogoni za arcyksięciem Karolem kazała mu poma­
szerować na Wiedeń. Napoleon doskonale zdawał sobie
sprawę, że jego młoda, niedoświadczona armia znalazła się
na granicy fizycznego wyczerpania po pięciu dniach szaleń­
czych marszów i bojów. Dla przykładu: wirtemberska lekka
brygada pokonała 80 kilometrów w 38 godzin, z czego 12
przypadło na wypoczynek, a podczas pozostałych weszła
dwukrotnie w kontakt bojowy z przeciwnikiem!12 W związ­
ku z wielkim zmęczeniem żołnierzy, Napoleon był zdania, że
jedynie około 50000 ludzi mogło podjąć pościg za armią
arcyksięcia Karola, który dysponował siłami o co najmniej
30 000 większymi i nad ewentualną pogonią miał przewagę
kilku przemarszów. Ponadto Austriacy nie omieszkaliby
ogołocić z żywności terenów, przez które wiodłaby droga ich
ucieczki. Dochodziła do tego jeszcze obawa, że arcyksiążę
Karol, pociągnąwszy za sobą Bonapartego, zawróci w dogo­
dnym dla siebie momencie w stronę Wiednia, przekroczy
Dunaj i połączy się z oddziałami gen. Hillera, arcyksięcia

12 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 179.


Ludwika, posiłkami z Tyrolu i arcyksięciem Janem. Mogło
to podnieść liczbę jego wojsk do 130000-140000 żołnierzy.
Taka siła zaś byłaby już wystarczająca do pokonania armii
francuskiej, w dużym stopniu zużytej podczas dotychczaso­
wych działań.
Marsz na Wiedeń Napoleon postanowił odbyć najkrótszą
drogą, wzdłuż brzegu Dunaju, na czele znacznie pomniej­
szonej liczebnie armii. Pewną część oddziałów wydzielił
bowiem bądź do pościgu za uchodzącym nieprzyjacielem
(jak pamiętamy marsz. Besseres już od 22 kwietnia ścigał
gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika), bądź też do osłony tyłów
i skrzydeł. I tak marsz. Davout, na czele dywizji generałów
Frianta, Gudina i Moranda oraz lekkiej jazdy gen. Mont-
bruna, wyszedł 24 kwietnia z Ratyzbony i ruszył za uchodzą­
cym do Czech arcyksięciem Karolem. Łącznie wiódł około
30 000 żołnierzy. Po rozpoznaniu kierunku marszu i ewen­
tualnie dalszych zamiarów nieprzyjaciela marszałek miał
przejść na prawy brzeg Dunaju i posuwać się za idącym
przed nim marsz. Massćną. Jemu powierzył Napoleon
zadanie zajmowania i obsadzania załogami kolejnych miejs­
cowości nad Dunajem: Straubing, Passau, Linz, stanowią­
cych ważne węzły komunikacyjne między Czechami a Bawa­
rią. System obrony linii Dunaju uzupełniła ponadto dywizja
gen. Dupasa, który z 10000 ludzi miał z Ratyzbony ruszyć
w ślad za marsz. Davoutem i gen. Bernadottem z korpusem
saskim, wyznaczonym na załogę tej twierdzy. Do oswobo­
dzenia Monachium i Tyrolu oraz odzyskania połączenia
z włoskim teatrem operacyjnym wyznaczony został korpus
bawarski gen. Lefebvre’a. W głównej armii pozostały więc
tylko dywizje generałów Saint-Hilaire’a, Demonta z połową
korpusu gen. Oudinota, czternaście pułków kirasjerów
i przybyła dopiero co młoda gwardia.
Podczas pobytu w Ratyzbonie (do rana 26 kwietnia)
Bonaparte wszczął energiczne działania na rzecz uzupeł­
nienia stanu armii, która dotychczas straciła bezpowrotnie
ponad 10000 ludzi. Utrata połączenia z Włochami spowo­
dowała odcięcie transportów z rekrutami z północnowłos-
kich ośrodków szkolenia. Wielkiego znaczenia nabierała
więc kwestia dodatkowego wysiłku mobilizacyjnego sojusz­
ników Francji, szczególnie tych, których terytoria znaj­
dowały się w pobliżu głównego teatru działań wojennych.
Do władców Saksonii, Wirtembergii i Bawarii Napoleon
wysłał z Ratyzbony specjalnych posłańców zaopatrzonych
w listy, w których oprócz opisu dotychczasowych sukcesów
znalazło się wezwanie do niezwłocznego uzupełnienia posił­
kami wysłanych już na front korpusów narodowych. Pisma
o podobnej treści otrzymali również Ludwik i Hieronim
Bonaparte. Brat prosił w nich o skoncentrowanie większych
sił w celu skutecznego przeciwstawienia się powstańcom.
Partyzantka mjr. Schilla musiała wzbudzić zaniepokojenie.
Napoleon polecił także przyśpieszyć formowanie czterech
dodatkowych pułków gwardii cesarskiej oraz jednostki
artylerii, dzięki czemu artyleria gwardii miała osiągnąć stan
60 dział.
Rankiem 26 kwietnia cesarz wyjechał do Landshutu, aby
objąć dowództwo nad armią ciągnącą na Wiedeń. Po drodze
napotkał kolumnę gwardii oraz kirasjerów i w ich towarzyst­
wie ruszył w ślad za strażą przednią Bessièresa oraz kor­
pusami Lannesa i Vandamme’a.
Plan arcyksięcia Karola - gdyby Napoleon znał jego
założenia - w niczym nie zaskoczyłby cesarza. Austriacki
wódz postanowił bowiem przeprowadzić jedyny manewr, na
jaki pozwalała mu sytuacja powstała po opuszczeniu Ratyz­
bony. Odtrącony od Dunaju do Górnego Palatynatu, za­
grożony energicznie prowadzonym pościgiem, arcyksiążę
zamierzał ruszyć do Czech, aby tam uwolnić się od pogoni.
Następnie jak najszybszym marszem osiągnąć Dunaj, prze­
prawić w Linzu lub w Krems i połączyć się z gen. Hillerem
i arcyksięciem Ludwikiem, a w sprzyjających okolicznoś­
ciach może też z arcyksięciem Janem. Wówczas niemal
wszystkie siły monarchii stanęłyby znów przed frontem
atakującego nieprzyjaciela, aby bronić stolicy. Było tylko
jedno „ale” w planie arcyksięcia Karola; o jego powouzeniu
miał zadecydować czas, obiektywny czynnik przesądzający
o tym, czy planowane połączenie będzie możliwe. Armia
francuska, idąca na Wiedeń najkrótszą drogą, mogła się
znaleźć w jego okolicach co najmniej kilka dni przed
wojskami arcyksięcia Karola. Chyba że zostałaby wcześniej
powstrzymana. W kierunku, gdzie spodziewano się zastać
cofające się wojska gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika,
wyruszyli gońcy z rozkazami podjęcia za wszelką cenę próby
opóźnienia pochodu Francuzów i przejścia do uporczywej
obrony na linii Innu, Trauny lub Ennsy (Anizy). Utrzymanie
biegu dwóch pierwszych rzek dawało arcyksięciu Karolowi
możliwość przeprawy w Linzu; panowanie nad biegiem
ostatniej gwarantowało sforsowanie Dunaju w Krems.
Upłynęło trochę czasu, nim rozkazy arcyksięcia Karola
dotarły do placówek cofających się na wschód wojsk gen.
Hillera i arcyksięcia Ludwika, lecz już 24 kwietnia usiłowali
oni powstrzymać Francuzów uderzając na oddziały marsz.
Bessièresa. Po wzmocnieniu przez niedobitki gen. Kien-
mayera i dywizję gen. Jellachicha i osiągnięciu stanu około
50 000 żołnierzy obaj dowódcy postanowili wykonać nagły
zwrot zaczepny, mniemając, że stać ich na zniesienie trzy­
krotnie słabszych oddziałów Bessièresa. Na ich nieszczęście
taki sam manewr planował Napoleon i na pomoc marszał­
kowi posłał dywizję gen. Molitora. Jej obecność zaważyła na
wyniku starcia, które stoczono nie opodal Neumarktu.
Austriacy postanowili w ataku czołowym zepchnąć kolu­
mnę przeciwnika w rozległe bagna przepływającej w pobliżu
rzeki Roth. Ze strony francuskiej jako pierwsza w kontakt
bojowy z przeciwnikiem weszła jazda gen. Marulaza. Jego
kawalerzyści kilkakrotnie rzucili się do szarży, ale zostali
odrzuceni zmasowanym ogniem przeciwnika nacierającego
w 30-tysięcznej masie. Następnie kolej przyszła na gen.
Wredégo, który z 6000 lub 7000 Bawarów, nie bacząc na
olbrzymią dysproporcję sił, uderzył na nieprzyjaciela. Jed­
nak i on nie był w stanie długo wytrzymać naporu Austria­
ków. Coraz mocniej napierający przeciwnik spychał Bawa­
rów w bagna, co mogło doprowadzić do zagłady całej
dywizji. Jedyna bowiem droga odwrotu wiodła przez prze­
rzucony przez Roth rachityczny, chwiejący się mostek
zbudowany na kobylicach. I wtedy weszła do walki dywizja
Molitora. Generał wraz z czterema pułkami przeszedł
w porządku na prawy brzeg, gdzie toczył się bój, sprawnie
rozstawił żołnierzy i zasypał wroga celnym ogniem. Pod jego
osłoną zmieszani Bawarowie wycofali się za rzekę, a następ­
nie uczyniły to trzy pułki z dywizji Molitora. Ich odwrót
mógł się odbyć przy niewielkich stosunkowo stratach jedy­
nie dzięki poświęceniu i zażartości, z jaką bronili przeprawy
piechurzy ostatniego z pułków, oznaczonego numerem
drugim. Odgrodzeni niezbyt szeroką rzeką Francuzi i Bawa­
rowie nie uniknęliby zapewne dalszego ataku, gdyby nie
obawa gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika przed nadejściem
dalszych posiłków dla Bessièresa. Czas pracował dla sprzy­
mierzonych i przedłużający się bój mógł przynieść Austria­
kom niepożądaną zmianę stosunku walczących sił. Zdegus­
towani niepowodzeniem postanowili wycofać się za Inn,
a następnie za Traunę, mając nadzieję na jej skuteczną
obronę.
Podczas gdy Hiller i arcyksiążę Ludwik podejmowali
rozpaczliwe próby powstrzymania armii francuskiej idącej
na stolicę, arcyksiążę Karol, wbrew wymogom sytuacji
i przyjętej koncepcji, stracił kilka dni, co w konsekwencji
mogło przynieść fatalne skutki. Otóż naczelny wódz austria­
cki po osiągnięciu ważnej pozycji w Cham, ryglującej wejście
w czeskie wąwozy, którymi miały się posuwać jego wojska,
stracił prawie trzy dni na biwak. Ruszył w dalszą drogę
dopiero 28 kwietnia po rozbiciu przez marsz. Davouta jego
oddziałów osłonowych. W ręce Francuzów dostało się wielu
maruderów, chorych oraz sporo zapasów wojennych.
Wstrząśnięty nowym niepowodzeniem arcyksiążę Karol ze
wszystkimi siłami ruszył na Pilzno, wysyłając krótszymi
drogami ku Dunajowi generałów Klenaua i Stutterheima
z rozkazem zajęcia mostów w Passau i Linzu. Upadek ducha
naczelnego wodza dał się wyczuć w treści jego pisma do
cesarza; arcyksiążę proponował swemu koronowanemu
bratu, aby pod pozorem wymiany jeńców wysondować
w korespondencji z Napoleonem możliwość rozpoczęcia
wstępnych rozmów pokojowych. Dla Franciszka I sugestia
taka uczyniona zaledwie kilkanaście dni po rozpoczęciu
wojny była bolesnym zaskoczeniem. Przystał jednak na nią.
List wysłany do Bonapartego przez szefa sztabu arcyksięcia,
gen. Griina, utrzymany był w wytwornym tonie i - oficjalnie
traktując o wymianie jeńców - dawał do zrozumienia, że
Austriacy są skłonni rozpocząć negocjacje. Ze zrozumiałych
względów na odpowiedź z kwatery Napoleona przyszło
jednak poczekać.
Marsz. Davout, po stwierdzeniu, iż arcyksiążę poszedł
w głąb Czech, rezygnując z marszu na Linz wzdłuż Lasu
Bawarskiego, pozostawił na lewym brzegu Dunaju jedynie
jazdę gen. Montbruna, a sam z resztą sił przekroczył rzekę
w Ratyzbonie i ruszył na Passau. Gdzieś w jej okolicy
spotkać się miał z Napoleonem, który chciał skorzystać
z jego korpusu w bitwie oczekiwanej przez cesarza „między
Passau a Wiedniem” 13.
Drogę do Innu wojska sprzymierzonych przebyły niczym
wezbrany potok. Marsz. Bessières nacierał przez Neumarkt
na Braunau, marsz. Lannes szedł przez Mühldorf ku Burg-
hausen, a Bawarowie przez Monachium i Wasserburg kro­
czyli ku Salzburgowi. Marsz. Masséna, idący brzegiem
Dunaju, wziął wstępnym bojem Passau. To miasto, zaopat­
rzone w przedmościa na Dunaju i Innie, posiadające olb­

13 Tamże, s. 180.
rzymie składy z żywnością i amunicją, stać się miało odtąd
podstawą linii operacyjnej do dalszych działań armii fran­
cuskiej.
29 kwietnia wojska Napoleona uchwyciły bieg Innu od
Salzburga po Passau; gen. Hiller i arcyksiążę Ludwik,
zagrożeni odcięciem odwrotu, śpiesznym marszem wymknę­
li się w kierunku na Linz, gdzie spodziewali się rychłego
połączenia z mającym nadejść od strony Czech arcyksięciem
Karolem. Brygady remontowe przystąpiły natychmiast do
naprawy zniszczonych przez Austriaków mostów.
Od 18 do 30 kwietnia Bonaparte przebywał w Burg-
hausen. Otrzymał tam wspomniany już list od arcyksięcia
Karola, na który postanowił chwilowo nie odpowiadać.
Na 1 maja Napoleon zarządził ogólny marsz w kierunku
Trauny. Zdobycie jej biegu dawało w konsekwencji kontrolę
nad Linzem. Massćna ruszył znowu wzdłuż Dunaju traktem
wiedeńskim na Linz i położony w jego pobliżu, nad Trauną,
Ebelsberg. Pozostałe jednostki - oddziały Bessièresa, Lan-
nesa i Vandamme’a - Napoleon skierował na Lambach
i Weis. Gdyby Austriacy zechcieli stawić opór pod Linzem,
idący w dół Dunaju Masséna miał odegrać rolę straży
przedniej, główne siły natomiast, orientując się na jego
korpus, uderzyłyby na lewe skrzydło przeciwnika. Gdyby
zaś nieprzyjaciel usiłował bronić się na potężnej pozycji pod
Ebelsbergiem, scenariusz manewru miał być podobny - kor­
pusy Bessièresa, Lannesa i Vandamme’a miały sforsować
Traunę pod Weis i uderzyć na skrzydło oraz tyły Austria­
ków.
Zmierzający ku Linzowi marsz. Massćna ścierał się z tyl­
nymi strażami gen. Hillera i arcyksięcia Ludwika i z niepo­
kojem obserwował ruchy wojsk austriackich na drugim
brzegu Dunaju. Były to czołowe oddziały generałów Kle-
naua i Stutterheima. Ich pojawienie się pobudziło Massćnę
do przyśpieszenia marszu. 3 maja o świcie jego oddziały
stanęły pod Linzem. Zdobycie miasta nie zajęło wiele czasu.
Straż tylna gen. Hillera po krótkiej strzelaninie wycofała się
w kierunku Ebelsberga.
Zdobycie Linzu przez Francuzów zbiegło się w czasie ze
zniszczeniem mostu na Dunaju przez Klenaua i Stutter-
heima. Niemożność skorzystania przez główną armię au­
striacką z tego właśnie mostu nie stanowiła jednak nie
powetowanej straty. Potężny most o rzeczywiście strategicz­
nym znaczeniu znajdował się o kilka kilometrów w dół
Dunaju w Mauthausen.
Masséna po opanowaniu Linzu najszybciej jak mógł
pokonał odległość dzielącą go od Ebelsberga. Miasto i za­
mek o tej samej nazwie górowały nad przeprawą przez
Traunę i stanowiły klucz do mostu w Mauthausen. Widok,
jaki ukazał się żołnierzom Massćny, przekonał ich, że tym
razem Hiller - o ile wycofa się - uczyni to dopiero po
twardym boju i wyrzuceniu go z zajmowanych pozycji.
Przeciwległe niewysokie wzgórza na prawym brzegu Trauny
obsadziły rozwinięte do boju oddziały austriackie liczące
łącznie od 36000 do 40 000 ludzi14. Ponad ich stanowiskami
leżało miasteczko Ebelsberg, a jeszcze wyżej usytuowany był
najeżony armatami zamek, który górował nad okolicą. Oba
wojska oddzielała od siebie dość szeroka w tym miejscu
rzeka wpadająca do koryta Dunaju pośród gęsto zalesio­
nych wysepek. Jej brzegi spinał most, przed którym koło wsi
Klein-München stał oddział piechoty i trochę jazdy. Wyda­
wało się, że bez skrzydłowego uderzenia reszty armii zdoby­
cie Ebelsberga przewyższa możliwości Massćny - słabszego
liczebnie i mającego do czynienia z wrogiem osłoniętym
rzeką.
Marszałek obawiał się, że jakakolwiek zwłoka w opano­
waniu mostu w Mauthausen może przynieść opłakane
skutki. Nie wiedział bowiem, czy oddziały austriackie,
zauważone przez niego na drugim brzegu Dunaju, stanowią

14 K u k i e ł (Wojny napoleońskie, s. 181) podaje liczbę 30000.


odległą straż przednią arcyksięcia Karola, czy też siły główne
posuwają się bezpośrednio za nią i lada moment pojawią się
na przeprawie. Okoliczność ta, w połączeniu z gwałtownym,
zapalczywym usposobieniem Massény, spowodowała, że
wydał on rozkaz do ryzykownego, czołowego uderzenia
przez most. Na pozycje austriackie na przedmościu wpadła
lekka jazda gen. Marulaza, a za nią grenadierzy z brygady
gen. Claparéde’a pod dowództwem gen. Cohorna. Nieregu­
larne salwy karabinowe zaskoczonych Austriaków zdziesią­
tkowały pierwsze szeregi atakujących, lecz nie powstrzymały
natarcia. Piechota nieprzyjacielska obsadzająca przedmoś-
cie rozpierzchła się po krótkim starciu wręcz. Większa jej
część szukała schronienia wśród zabudowań Klein-
-München.
Rozgrzany walką Cohom nie pozostawił przeciwnikowi
czasu na zorganizowanie obrony we wsi. Wpadł do niej
z impetem, wykłuł większość znajdujących się tam Austria­
ków, a następnie, nie wstrzymując nawet na chwilę tempa
ataku, dotarł z piechurami do wejścia na most. Tu na odcinku
stykającym się z lewym brzegiem zogniskował się gęsty ogień
karabinowy i armatni. Wydawało się, że pokonanie mostu
- na dodatek zarzuconego faszyną i polanego smołą - jest
niemożliwe. Gen. Cohorn na czele swych żołnierzy bez
zastanowienia rzucił się na pomost. Jęki rannych, łoskot
padających ciał, siarczyste przekleństwa towarzyszyły Fran­
cuzom w ciągu kilku następnych minut. Salwy Austriaków
wyrywały krwawe dziury w atakującej kolumnie. Dziesiątki
trupów zalegały na całej długości mostu. Grad kul i błys­
kawicznie rosnące straty nie powstrzymały Cohofna.
Jako jeden z pierwszych znalazł się na drugim brzegu
i otoczony grupką grenadierów uderzył natychmiast na
wzgórze zajmowane przez nieprzyjacielską piechotę. Mas­
sćna zdążył już zapewnić Cohornowi wsparcie artyleryjskie
- wszystkie posiadane przez Francuzów armaty zajęły
stanowiska wzdłuż brzegu i zaczęły zasypywać kartaczami
nieprzyjacielskie pozycje oraz dwóch pozostałych brygad
z dywizji gen. Claparéde’a dowodzonych przez generałów
Lesuire’a i Ficatiera. Pomoc ich nadeszła w samą porę, gdyż
gen. Hiller po chwilowym zaskoczeniu rzucił piechotę do
kontrnatarcia. Cohorn, który z marszu opanował już część
miasteczka, znalazł się w beznadziejnym położeniu. Przed
rozbiciem uratowało go wsparcie ze strony bliźniaczych
brygad, lecz cała dywizja Claparéde’a (niecałe 8000 ludzi)
została wnet zepchnięta do rozpaczliwej obrony pomiędzy
zabudowaniami Ebelsberga.
Mimo początkowych sukcesów i nadzwyczajnej odwagi
francuskich piechurów czterokrotna przewaga Austriaków
musiała w końcu wziąć górę. Tym bardziej że walka
w wąskich uliczkach i wewnątrz domostw zaczęła przypomi­
nać raczej rzeź niż regularną bitwę, w której braki liczebne
wyrównać można zaskakującym manewrem. Austriakom
nie udało się jednak zepchnąć przeciwnika do rzeki. Czuwa­
jący nad wszystkim Massćna w odpowiednim momencie
przerzucił na prawy brzeg posiłki. Piechurzy gen. Legranda
(26 pułk lekki i 18 liniowy) przebyli most - nie bez trudności
torując sobie drogę wśród zwałów trupów i konających
- i wsparli słabnącą dywizję Claparéde’a. Wiarusi Legranda
nie tylko w mgnieniu oka wyparli Austriaków z miasteczka,
ale również z impetem uderzyli na zamek. Nie zdołały ich
powstrzymać ani zatarasowane potężne bramy, ani piekiel­
ny ogień karabinowy. W ruch poszły siekiery i oskardy,
saperzy podłożyli pod progi granaty. Kiedy bramy ustąpiły,
masa piechoty francuskiej wlała się do środka. W zaciętej
walce na bagnety padła niemal cała załoga. Gen. Hiller
i arcyksiążę Ludwik nie podjęli już próby odzyskania
zamku i miasta. Dostrzegając za Trauną gęste szeregi
nieprzyjacielskich żołnierzy z dywizji generałów Carra
Saint-Cyra i Boudeta oraz liczny oddział jazdy zachodzącej
ich z lewej strony (była to straż przednia marsz. Lannesa,
licząca 1000 jeźdźców, pod dowództwem gen. Durosncla)
austriaccy dowódcy wydali rozkaz natychmiastowego od­
wrotu w kierunku na Enns.
Pole bitwy przedstawiało niesamowity widok. Tysiące
trupów i umierających zalegały pobojowisko, nad którym
snuł się słodkawy swąd przypalonych ciał. W zamku i pośród
domów Ebelsberga wielu rannych spłonęło żywcem nie
będąc w stanie uciec przed morzem płomieni. Zginęło lub
zostało rannych około 1700 Francuzów. Ciał wielu z nich nie
udało się pochować, gdyż spłynęły w dół rzeki do Dunaju.
Austriacy ponieśli o wiele większe straty. Mieli około 3000
zabitych i rannych, ponad drugie tyle żołnierzy dostało się
do niewoli. Utracili również wiele armat.
Krwawe straty po stronie przeciwnika nie rekompen­
sowały Francuzom w pełni korzyści operacyjnych, jakie
mogli odnieść, gdyby Massćna wstrzymał się z uderzeniem.
Bliskość głównej armii, zasygnalizowana pojawieniem się
konnicy Antoine Jeana Durosnela, wskazywała na realną
możliwość oskrzydlenia Austriaków i całkowitego ich roz­
bicia. Wskutek fałszywej oceny sytuacji dokonanej przez
Massenę stało się inaczej. Pozostawała dalsza pogoń za
uchodzącym przeciwnikiem z zamiarem odebrania mu osta­
tniej już przeprawy, z jakiej mógł skorzystać arcyksiążę
Karol - w Krems. Most w Mauthausen został wyeliminowa­
ny ze strategicznych rozważań nie tylko na skutek sukcesu
Francuzów w bitwie pod Ebelsbergiem. W końcowej fazie
boju, gdy szala zwycięstwa przechyliła się na ich stronę,
generałowie Klenau i Stutterheim most zniszczyli.
W czasie gdy wojska ścierały się pod Ebelsbergiem,
arcyksiążę Karol z główną armią był dopiero w okolicach
Budweis (Czeskie Budziejowice) i tylko teoretycznie mógł
zakładać połączenie się z braćmi na prawym brzegu Dunaju.
Jedyną korzyścią, jaką odniósł arcyksiążę podczas màrszu
przez Czechy, było uzupełnienie armii oddziałami Landweh-
ry, trzecimi batalionami pułków galicyjskich oraz kilkoma
tysiącami maruderów i rekonwalescentów. W razie połączę-
nia się z gen. Hillerem i arcyksięciem Ludwikiem mógłby
dysponować niebagatelną siłą 110 000 żołnierzy, ciągle jesz­
cze dającą nadzieję na zwycięskie zakończenie wojny. Za­
kładając jednak coraz wyraźniej rysującą się niemożność
przeprowadzenia koncentracji austriacki naczelny wódz
polecił Hillerowi i bratu przejść na lewy brzeg rzeki, po
uprzednim wysłaniu silnego oddziału, z zadaniem wzmoc­
nienia załogi Wiednia. Bieg wydarzeń w ciągu kilku następ­
nych dni doprowadził do urzeczywistnienia tego scenariu­
sza.
Po bitwie pod Ebelsbergiem Napoleon ani na moment nie
wstrzymał ruchu korpusów na Wiedeń. Wyznaczył im przy
tym marszrutę w porządku zapewniającym wzajemną osłonę
poszczególnym zgrupowaniom. Pojawienie się arcyksięcia
Karola w dość odległym Budweis pozwalało sądzić, iż nie
uda mu się przeprawić armii przez Dunaj w Krems, chociaż
groźba taka istniała nadal. Powstała jednak możliwość
przeprowadzenia manewru z terenu Czech na tyły Armii
Niemiec. Wytworzyła się sytuacja, w której słabość Austria­
ków - nienadążanie ich wojsk za błyskawicznie posuwają­
cym się nieprzyjacielem i utrata kolejnych przepraw na
Dunaju - mogła stać się ich największym atutem. Do­
strzegając niebezpieczeństwo ataku na tyły Napoleon na­
kazał utworzyć w Linzu silną grupę operacyjną zdolną do
przeciwstawienia się arcyksięciu Karolowi. W jej skład
wszedł korpus gen. Vandamme’a, który niezwłocznie przy­
stąpił do odbudowy mostu, fortyfikowania przedmościa
i samego miasta, oraz zmierzający ku niemu korpus marsz.
Davouta. Reszta armii, tzn. korpusy marszałków Bessière-
sa, Lannesa i Massćny, pociągnęła na Amstetten. Ruch
wojsk został niebawem zahamowany przez naturalną prze­
szkodę, jaką stanowiła płynąca równolegle do Trauny
Ennsa. W normalnych warunkach nie stanowiłaby więk­
szego utrudnienia, lecz teraz wszystkie mosty na niej były
zniszczone przez cofających się Austriaków, którzy zdewas-
towali także wszelki sprzęt pływający. Chociaż więc już
4 maja Lannes z dywizjami Demonta i Saint-Hilaire’a
stanął w Steyr, głównym mieście nad Ennsą, a Bessières
niemal w tym samym czasie opanował miasteczko Enns, to
przeprawa przez rzekę mogła się rozpocząć dopiero dwa dni
później, po odbudowaniu mostów. Na Amstetten wojska
francuskie szły już połączone, gdyż taki szyk narzucało im
ukształtowanie terenu; pomiędzy zboczami Alp Austriac­
kich a korytem Dunaju wiodła tylko jedna droga umoż­
liwiająca przemarsz wojsk. Jako pierwszy posuwał się Bes­
sières z lekką jazdą i piechotą Oudinota, za nim szedł
Massćna, pochód zamykał Lannes.
Wieczorem 6 maja Francuzi wkroczyli do nie bronionego
Amstetten. Do Wiednia pozostało im niewiele ponad 100
kilometrów. Następnego dnia ich oddziały opanowały Mölk
(Melk) nad Dunajem, w którym Bonaparte założył swoją
kwaterę główną. Krems, oddalone o koło 30 kilometrów,
można było osiągnąć w ciągu jednego dnia. Raporty nad­
chodzące od Davouta informowały o ruchu wojsk arcy­
księcia Karola w stronę Wiednia i Moraw. Wynikało z nich
jednoznacznie, że marszałek nie zdąży zająć Krems przed
Napoleonem i opanować mostu Mautern.
8 maja przednia straż Francuzów ruszyła ku Saint-Polten,
położonemu na południowo-wschodnim stoku Kahlenber­
gu, rozległego wzniesienia rozciągającego się w załamaniu
Dunaju pomiędzy Alpami a Krems. Kahlenberg stanowił
jak gdyby wysuniętą na zachód tarczę Wiednia, poza którą
nie było już większych przeszkód naturalnych mogących
powstrzymać najezdniczą armię. Ważność Saint-Polten wy­
nikała z faktu, że miejscowość ta leżała na skrzyżowaniu
dróg wiodących z Czech, Włoch oraz Dolnej i Górnej
Austrii. Tędy też prowadziła, początkowo biegnąc wąwoza­
mi Kahlenbergu, droga do stolicy monarchii austriackiej.
Pomimo strategicznego znaczenia Saint-Polten gen. Hiller
nie zdecydował się na jego obronę. Wkraczający do miasta
Francuzi mogli jeszcze dostrzec cofające się oddziały jego
straży tylnej. Część Austriaków kierowała się ku Wiedniowi,
większa kolumna podążała natomiast ku przeprawie
w Krems. Nie chcąc ryzykować zniszczenia swych niewiel­
kich sił Hiller i arcyksiążę Ludwik zastosowali się do
polecenia naczelnego wodza i po wysłaniu pomocy dla
stolicy przeszli na lewy brzeg Dunaju. Most Mautern,
podobnie jak podczas kampanii 1805 r., został przez
Austriaków zniszczony.
Manewr Hillera postawił Napoleona przed alternatywą:
forsować Dunaj po odbudowanym moście w Mautern
w pogoni za austriackim generałem i z myślą o stoczeniu
walnej bitwy na lewym brzegu rzeki lub realizować pierwo­
tny plan i kontynuować marsz na Wiedeń? Po krótkim
namyśle wybrał drugi wariant.
Stolica pociągała z wielu powodów. Nie tylko względy
psychologiczno-moralne - o czym była już mowa - decydo­
wały o jej wielkim znaczeniu. Jako centralny punkt monar­
chii, w którym zbiegały się wszystkie ważne linie komunika­
cyjne, Wiedeń ze swym olbrzymim potencjałem material­
nym, magazynami żywnościowymi, zasobami sprzętu i ma­
teriałów wojennych był doskonałą bazą operacyjną do
dalszych działań.
Z kwatery w Saint-Polten, dokąd Bonaparte przybył
z Mölk, wyszły rozkazy dotyczące ostatniego etapu marszu
na Wiedeń i marszruty oddziałów ubezpieczających ruch
armii głównej. Marsz. Davout z Linzu rozpoczął pochód do
Saint-Polten przez Mölk. W zależności od rozwoju sytuacji
miał on przeciwdziałać nieprzyjacielskim próbom sforsowa­
nia Dunaju w Krems bądź pośpieszyć pod Wiedeń w razie
konieczności stoczenia pod jego murami decydującej bitwy.
Wycofany z Ratyzbony gen. Dupas przesunięty został do
Passau, a marsz. Bernadotte do Linzu. Wobec specyfiki walk
o ufortyfikowane miasto Napoleon skierował na Wiedeń
niemal całą piechotę, jeździe zaś przydzielił inne zadania
Pierwsi wyruszyli marszałkowie Bessières i Lannes z pie­
churami generałów Oudinota i Demonta, tuż za nimi
podążył marsz. Massćna. Główna część jazdy rozpoczęła
ruch wzdłuż brzegu Dunaju, strzegąc go przed nieprzyjacie­
lem koncentrującym się po drugiej stronie. Lekka kawaleria
rozrzucona została mniejszymi oddziałami między Krems,
Tulln a Klosterneuburgiem. Pułki kirasjerskie zajęły pozycje
między Saint-Polten a Sieghardskirchen w pobliżu kwater
gwardii cesarskiej. Silny oddział pod dowództwem gen.
Bruyćre, składający się z lekkiej jazdy francuskiej i około
1000 niemieckich piechurów, wysłany został w kierunku Alp
Styryjskich dla wzmocnienia prawego skrzydła przed ewen­
tualnym atakiem wojsk arcyksięcia Jana.
Poza trzema naddunajskimi miastami: Passau, Linz
i Krems, strzegącymi komunikacji na Dunaju i zabez­
pieczającymi jego prawy brzeg - Francuzi utworzyli umoc­
nione stanowiska w Ips, Waldsee, Mölk. W Krems i Linz
odbudowano mosty, które miały zapewnić swobodę manew­
ru przeciwko odgrodzonemu rzeką nieprzyjacielowi.
10 maja Francuzi przystąpili do zdobywania austriackiej
stolicy. Jako pierwsza osiągnęła przedmieście wiedeńskie
Maria-Hilf brygada gen. Conrouxa z dywizji gen. Tharreau.
O godzinie 10.00 na jej pozycje przybył Napoleon, aby
osobiście dowodzić działaniami oblężniczymi.
Wiedeń nie został właściwie przygotowany do obrony.
Załoga dowodzona przez arcyksięcia Maksymiliana składa­
ła się z zaledwie 35 000 ludzi dysponujących 130 armatami15.
Miasto miało dwojakiego rodzaju fortyfikacje. Jego cent­
rum, właściwe stare miasto, opasane było kamiennymi
murami, które chlubnie wytrzymały oblężenie tureckie
w 1683 r. Stare miasto „skurczyło” się, wciśnięte pomiędzy
obrastające je ze wszystkich stron nowe dzielnice, które
15 Tamże, s. 182. Załogę tworzyli: Landwehra, rekruci z kilku wiedeń­
skich ośrodków szkolenia, ochotnicy i oddział wydzielony z korpusu gen.
Hillera.
otaczał mur z ziemnym wałem. Ciągnął się on zygzakiem,
lecz w przeciwieństwie do muru otaczającego centrum (we­
wnętrznego), pozbawiony był baszt i wysuniętych na ze­
wnątrz bastionów. Jednakże wzmocnienie go dodatkowymi
szańcami - a w Wiedniu i jego najbliższych okolicach nie
brakowało budulca - stworzyłoby zapewne system fortyfika­
cyjny trudny do przełamania. Gdyby zaś za murami stolicy
zamknęła się liczna i gotowa do zaciekłej obrony załoga,
oblężenie byłoby dla Francuzów dużym problemem. Stałoby
się tak z pewnością, gdyby gen. Hiller i arcyksiążę Ludwik
zdecydowali się wprowadzić do Wiednia swoje korpusy.
Arcyksiążę Maksymilian był pełen bojowego zapału, lecz
jego młody wiek i zupełny brak doświadczenia wojskowego
nie pozwoliły mu zrównoważyć wspomnianych wyżej bra­
ków. Płomienne odezwy do ludu stolicy, utrzymane w pom­
patycznym stylu, też nie przysporzyły zbyt licznych obroń­
ców. Złośliwie można powiedzieć, że na umiejętności pisania
odezw zaczynał się i kończył militarny talent arcyksięcia.
Zresztą bardzo niezręcznie zabrał się on do rozpalania
wojennego ducha wśród wiedeńczyków. Pozwolił bowiem,
aby przez długi czas mamiono ich fałszywymi informacjami
o druzgocących zwycięstwach arcyksięcia Karola i rozbiciu
armii nieprzyjacielskiej. Gdy więc pojawiła się ona nagle pod
murami miasta, u jednych wywołało to zaskoczenie, u dru­
gich prawdziwy szok.
W Maria-Hilf, które jako pierwsze z wiedeńskich przed­
mieść ujrzało Francuzów, rozpętała się nieopisana wrzawa
i zgiełk. Przerażenie mieszkańców i olbrzymia panika, jaka
wśród nich wybuchła w chwili pojawienia się żołnierzy
wroga, spowodowały, że bez większych kłopotów sforsowali
oni bramę i wtargnęli na uliczki przedmieścia. Piechota gen.
Conrouxa i jazda gen. Colberta z tej samej dywizji z łatwoś­
cią odrzuciły w głąb miasta słabe czaty austriackie. Gdy
jednak po przebyciu Maria-Hilf Francuzi znaleźli się w polu
ostrzału artylerii ustawionej na murach wewnętrznych,
uderzył w nich gęsty ogień kartaczowy, który spowodował
pierwsze straty. Ranny został gen. Tharreau. Francuzi
musieli wycofać się na przedmieście. Ich wezwanie do
poddania się zostało odrzucone.
Bonaparte, który zatrzymał się w Schoenbrunnie, rezy­
dencji cesarzy austriackich, wstrzymał się z wydaniem
rozkazu do szturmu na starą część miasta do czasu skoncent­
rowania reszty oddziałów napływających stopniowo pod
Wiedeń. Na wojennego gubernatora miasta wyznaczył gen.
Andréossy’ego, pełniącego wcześniej funkcję posła na dwo­
rze wiedeńskim, a więc człowieka doskonale zorientowane­
go w specyfice naddunajskiej metropolii. Było to mądre
posunięcie Napoleona; dawał w ten sposób do zrozumienia,
że jego polityka względem wiedeńczyków nie będzie zbyt
surowa. Nominacja ta zbiegła się z wydaniem uspokajającej,
pojednawczej odezwy, w której przypominano nienaganne
zachowanie armii francuskiej w Wiedniu w 1805 r. i zapo­
wiadano powtórzenie sytuacji sprzed czterech lat, jeśli
mieszkańcy nic dadzą powodów do represji.
Andrćossy natychmiast zabrał się do pracy. Powołał do
życia samorząd miejski i straż. Z jego inicjatywy do arcy­
księcia Maksymiliana udała się deputacja złożona z przed­
stawicieli przedmieść z prośbą o zaprzestanie oporu, głównie
zaś o powstrzymanie się od ostrzeliwania zabudowań.
Odpowiedzią na ich petycję był huk armat i lawina ognia
skierowana na przedmieścia.
Reakcja arcyksięcia Maksymiliana przekonała nie tylko
wiedeńczyków, ale również Napoleona, że nie obejdzie się
bez walki przy opanowaniu starego miasta. Cesarz zadał
sobie jednak wiele trudu, aby zaoszczędzić ofiar wśród
ludności cywilnej i uchronić jej mienie przed zniszczeniem.
Wraz z marsz. Massćną i kilku oficerami sztabu objechał
dookoła stare miasto oceniając teren pod kątem możliwości
ustawienia silnej baterii dział, których ogień mógłby jak
najbardziej zaszkodzić twierdzy, ale jednocześnie spowodo­
wać najmniejszy uszczerbek dla miasta. Odpowiednie stano­
wisko Napoleon znalazł po wschodniej stronie, w miejscu
gdzie Wiedeń stykał się z boczną odnogą Dunaju wypeł­
niającą fosy i oddzielającą go od wspaniałego ogrodu
- Prateru. Jego opanowanie i posunięcie się w kierunku
północno-wschodnim pociągało za sobą zdobycie mostu
Tabor. Dla arcyksięcia Maksymiliana i załogi fortecy byłoby
to jednoznaczne z odcięciem od głównych sił i dostaniem się
do niewoli.
Pontonierzy z dywizji gen. Boudeta, dowodzeni przez jego
adiutanta Sigaldiego, sforsowali odnogę Dunaju niepokojeni
jedynie słabym ogniem karabinowym. Na drugim brzegu
zdobyli łodzie i zaczęli organizować przeprawę dwóch kom­
panii woltyżerskich. Po sforsowaniu rzeki oddziały te wdały
się w krótkotrwałą utarczkę z austriackimi grenadierami,
odebrały im masywną budowlę - Lusthaus. Niebawem stała
się ona warownym stanowiskiem, wokół którego rozrósł się
przyczółek budowanego pośpiesznie mostu. Wsparcie ognio­
we zapewniała woltyżerom piętnastodziałowa bateria usta­
wiona na przeciwległym brzegu. Natomiast po drugiej stro­
nie, na końcu przedmieścia Landstrasse, Francuzi błyskawi­
cznie usypali stanowiska dla dwudziestu moździerzy, które po
kilku godzinach rozpoczęły niszczący koncert. Stało się to po
wystosowaniu kolejnego wezwania do poddania twierdzy
i powtórnym jego odrzuceniu przez arcyksięcia Maksymilia­
na. Około godziny 21 pierwsze granaty i kule armatnie spadły
na gęsto zabudowane, wąskie uliczki starego miasta. W ciągu
kilku godzin Francuzi wystrzelili około 2000 pocisków.
W wielu miejscach wybuchły pożary, powietrze wypełniło się
żarem, padającymi odłamkami z rozbitych kamienie i
cym dymem. Owładnięci paniką mieszkańcy wypełnili uliczki
złorzecząc na równi wrogowi i arcyksięciu, który nie przyjął
propozycji kapitulacji.
Ulica i gmin nie interesowały jednak ani trochę arcy­
księcia Maksymiliana. Jego myśli absorbowała wyłącznie
obawa odcięcia jedynej drogi odwrotu przez most Tabor.
Aby zapewnić sobie możliwość ewakuacji, dowódca austria­
cki wysłał ku francuskiemu przyczółkowi na Praterze dwa
bataliony grenadierów z zadaniem odbicia Lusthausu
i przedmieścia. Od powodzenia tej akcji arcyksiążę uzależ­
niał dalszy opór na starym mieście. Nocny atak spalił jednak
na panewce. Woltyżerzy Boudeta nie dali się zaskoczyć.
Wspomagani z drugiego brzegu ogniem artyleryjskim zdzie­
siątkowali następującego przeciwnika kilkoma salwami ka­
rabinowymi oddanymi z niewielkiej odległości. Po utracie
kilkudziesięciu zabitych i rannych grenadierzy cofnęli się
w górę Prateru. Powiadomiony o ich nieudanym ataku
arcyksiążę Maksymilian wydał rozkazy do opuszczenia
Wiednia. Nie dotyczyły one jednak wszystkich oddziałów.
Najlepsze jakościowo jednostki opuściły stolicę wraz z arcy­
księciem 12 maja o świcie. W murach starego miasta
pozostał nadal gen. O’Reilly dowodząc bezwartościową
zbieraniną rekonwalescentów, częścią Landwehry i miesz­
czańskimi ochotnikami. Trudno powiedzieć, czym kierował
się arcyksiążę pozostawiając część swoich sił w Wiedniu.
Jednakże niezależnie od tego, jakie to były względy, już po
kilku godzinach stały się one nieaktualne. O’Reilly, zdając
sobie sprawę z beznadziejności dalszego oporu, poprosił
o wstrzymanie ognia i podpisał kapitulację. Zapewniała ona
bezpieczeństwo osobiste mieszkańcom stolicy oraz poszano­
wanie ich własności.
13 maja, trzydziestego trzeciego dnia od rozpoczęcia kam­
panii, Napoleon wkroczył do Wiednia. Wraz z nim do miasta
weszły dywizje generałów Boudeta, Carra Saint-Cyra, Molito­
ra i Legranda dowodzone przez marsz. Massenę oraz gwardia
i rezerwa kirasjerów. Tym samym Francuzi zdobyli silny punkt
oparcia do dalszych działań. Fakt ten nie przesądzał jeszcze
o ostatecznym wyniku wojny. By ją zwycięsko i szybko
zakończyć, należało rozprawić się z armią arcyksięcia Karola,
oddzieloną od wojsk napoleońskich Dunajem.
W okolicach Wiednia szerokość Dunaju dochodzi do 900
metrów. W dotychczasowych kampaniach Bonaparte nieje­
dnokrotnie forsował rzeki, ale bywały one kilka razy węższe,
a operujące siły znacznie mniejsze. Teraz należało przerzucić
na drugi brzeg Dunaju ponad 100-tysięczną armię i około
500 armat, a manewr ten miał się odbyć w obliczu równie
silnej armii przeciwnika.
Koncepcja ta zakrawała na wyzwanie rzucone dotych­
czasowym prawidłom sztuki wojennej i w razie niepowodze­
nia akcji przynieść mogła - zamiast błyskotliwego sukcesu
- dotkliwą porażkę. Napoleon dostrzegał czyhające niebez­
pieczeństwa, ale względy strategiczne nakazywały mu dążyć
do jak najszybszego zakończenia wojny. Wieści napływające
z Włoch i z Polski były co prawda bardziej optymistyczne niż
w pierwszych dniach kampanii, a mjr Schill zepchnięty
został ku Bałtykowi, lecz sytuacja w obu tych krajach oraz
w Prusach mogła w każdej chwili się pogorszyć. Prze­
dłużająca się kampania naddunajska mogła przeistoczyć
moralne raczej, jak dotychczas, wsparcie dla partyzantki
Schilla w zbrojny zryw upokorzonych przed trzema laty
Prusaków.
Napoleon nie tracił czasu na upajanie się zdobyciem
Wiednia. Przede wszystkim zadbał o ubezpieczenie własnych
tyłów. 30-tysięczny korpus marsz. Davouta częściowo pozo­
stał w Saint-Polten (2 dywizje), częściowo zajął pozycje
pomiędzy Mautern a Mölk. Dzięki takiemu rozmieszczeniu
oddziałów marszałek mógł podczas jednodniowego marszu
przerzucić swój korpus pod Wiedeń lub Krems, gdyby na
przykład arcyksiążę Karol usiłował tam forsować Dunaj.
W tym drugim wypadku siły Davouta były wystarczające,
aby powstrzymać przeciwnika do czasu nadejścia głównej
armii z Napoleonem. Dowódcom oddziałów pozostawio­
nych w Ratyzbonie, Passau, Linzu, Mölk i w opactwie
Gottweit koło Mautern cesarz nakazał przeprowadzić robo-
ty inżynieryjne, aby nawet stosunkowo nieliczne załogi,
wsparte silną artylerią, mogły oprzeć się dłuższemu ob­
lężeniu. Większość żołnierzy stacjonujących w tych miejs­
cowościach Napoleon postanowił bowiem ściągnąć jak
najszybciej w pobliże Wiednia.
Najbardziej umocniona była Ratyzbona, w której wystar­
czyło dokonać jedynie drobnej naprawy murów i wyposażyć
je w większą liczbę armat. Zgoła inaczej przedstawiała się
sprawa z Passau, z którym Bonaparte wiązał dalekosiężne
plany. Dostrzegając strategiczne położenie tej miejscowości
cesarz postanowił uczynić z niej bazę zaopatrzeniową i potę­
żną twierdzę, która, leżąc na terenie wasalnej Bawarii, miała
w przyszłości strzec bezpieczeństwa Francji, a w obecnej
kampanii chronić lewe skrzydło armii lub osłonić jej ewen­
tualny odwrót.
Swe ambitne zamiary Napoleon ujawnił w rozkazie
nakazującym zbudowanie mostów na Dunaju i Innie oraz
wytyczenie obozu warownego dla 80 000 ludzi, który miał
pomieścić lazarety, składy zboża, amunicji i innych materia­
łów wojennych. Podobne prace, lecz na mniejszą skalę,
rozpoczęto w Linzu. Tam również cesarz polecił wystawić
most z podwójnym szańcem przedmostowym, zgromadzić
zapasy materiałów wojennych i żywności. W Mölk zaczęto
wznosić niewielką fortecę chronioną systemem okopów
i fortyfikacji z drewna, wyposażoną w 16 armat. Jej załogę
stanowiło 1200 żołnierzy. W twierdzy miał także powstać
szpital dla kilku tysięcy pacjentów. Podobne plany wiązano
z opactwem Gottweit. W Krems zamierzano zbudować most
na łodziach i statkach z dwoma silnie umocnionymi szań­
cami.
W wyniku tych przedsięwzięć Napoleon uzyskał korzyści
o charakterze taktycznym i strategicznym. Przede wszystkim
panował nad biegiem Dunaju od Ratyzbony do Wiednia
i miał swobodę przeprawy na jego lewy brzeg, odbierał
natomiast podobny atut nieprzyjacielowi. Dunaj stał się
szybką, bezpieczną trasą komunikacyjną dla transportów
z zaopatrzeniem. Nadbrzeżne warownie mogły skutecznie
osłonić ewentualny odwrót wojsk.
Działaniom związanym z ubezpieczeniem lewego skrzydła
wzdłuż Dunaju towarzyszyły zarządzenia zmierzające do
uzyskania podobnego stanu rzeczy na południu, od strony
Alp. Ciągle bowiem istniało niebezpieczeństwo nadejścia
stamtąd armii arcyksięcia Jana. Mógł się on pojawić pod
Wiedniem ciągnąc przez Karyntię, Styrię i Węgry na Kla­
genfurt i Graz. Aby zabezpieczyć się przed niespodziewa­
nym pojawieniem się wojsk arcyksięcia Jana na trakcie
wiodącym z Leoben i Neustadt i zmusić je do wykonania
obszernego łuku przez Giins, Raab i Komarno w drodze do
Wiednia, Napoleon rozmieścił wzdłuż podnóży Alp Austria­
ckich silne placówki i podjazdy lekkiej jazdy. I tak gen.
Lauriston udał się do Neustadt, a gen. Montbrun, od­
delegowany z korpusu marsz. Davouta, z dwiema brygada­
mi lekkiej jazdy stanął w Bruck oddalonym od Neustadt
o około 80 kilometrów. Podjazdy gen. Colberta operowały
na obszarze między Neustadtem a Odenburgiem (Sopron),
a gen. Marulaz wystawił posterunki od Wiednia po Presz-
burg (Bratysława). Obaj ci dowódcy mieli ponadto ubez­
pieczać wschodni brzeg jeziora Neusiedler (Jezioro Nezyder-
skie). W drugim rzucie zajęła pozycję ciężka jazda kwateru­
jąca od Haimburga aż po Baaden. Powstała w ten sposób
gęsta sieć posterunków i placówek uniemożliwiająca od­
działom arcyksięcia Jana przedarcie się w pobliże Wiednia
najkrótszą drogą prowadzącą z Włoch.
Tymczasem wydarzenia rozgrywające się we Włoszech
nabierały coraz większej dynamiki. Zepchnięta za Adygę
Armia Włoska księcia Eugeniusza zdołała otrząsnąć się
z poniesionych porażek. Stało się to jak gdyby na życzenie
samych Austriaków, którzy w wyjątkowo ślamazarnym
tempie prowadzili pościg za uchodzącym przeciwnikiem.
Gdy wreszcie stanęli nad Adygą, nastroje paniki i znie­
chęcenia, tak nieobce żołnierzom francuskim po pierwszych
bitwach, stanowiły już wspomnienie. Wicekról i gen. Mac­
donald zdołali rozprawić się z defetyzmem swych pod­
komendnych i znowu uczynili z nich pełnowartościowy
związek bojowy. Niepokój mógł budzić jedynie brak wiado­
mości z Niemiec.
Podobną niepewność odczuwał także arcyksiążę Jan. Jej
balast oraz świadomość trudności związanych ze sforsowa­
niem Adygi powodowały, że wódz austriacki zwlekał z wy­
daniem rozkazu do uderzenia na pozycje wroga.
Niezdecydowanie arcyksięcia jeszcze bardziej podniosło
na duchu księcia Eugeniusza. Nad górną Adygą jego wojska
przeszły do ofensywy. Gwałtowne krwawe starcia kawale­
ryjskie kończyły się przeważnie zwycięstwami Francuzów.
Podczas jednego z rekonesansów (1 maja) ujrzeli oni na
widnokręgu olbrzymi tabor ciągnący w stronę Friulu.
Doświadczony Macdonald odczytał ten ruch jako nieomyl­
ny znak austriackiej klęski na głównym teatrze działań,
w Niemczech. Informacje, jakie wkrótce nadeszły do kwate­
ry wicekróla, potwierdziły przypuszczenia o odwrocie prze­
ciwnika. Zwycięski marsz Napoleona w Bawarii zmusił
arcyksięcia Jana do zrezygnowania z działań we Włoszech
i wydania rozkazu do cofnięcia się w celu wzięcia udziału
w bezpośredniej obronie monarchii.
Książę Eugeniusz nie powtórzył błędu arcyksięcia i bez
zwłoki poderwał wojska do pościgu za ustępującym przeciw­
nikiem, obfitującego w liczne starcia francuskich straży
przednich z austriacką strażą tylną. Codziennie z szeregów
armii arcyksięcia Jana ubywały dziesiątki, jeśli nie setki
żołnierzy zagarniętych do niewoli, a gigantyczny tabor tracił
kolejne wozy wyładowane sprzętem i bagażami. Szczególnie
duże spustoszenie w szeregach nieprzyjaciela czynili dragoni
generałów Grouchy’ego i Pully’ego pędzący w straży przed­
niej przed trzema korpusami i rezerwą. Środkiem, głównym
traktem friulskim, posuwał się korpus gen. Greniera, na
prawo od niego maszerowały oddziały gen. Macdonalda,
a na lewo, u podnóża gór, kroczył gen. Baraquey-d’Hilliers.
Łącznie z jednostkami rezerwy, idącymi w pewnym od­
daleniu za czołowymi oddziałami, około 60 000 Francuzów
posuwało się w kierunku Wiednia w ślad za mniej licznym
i ulegającym coraz większej dezorganizacji przeciwnikiem.
Po tygodniu niespokojnego odwrotu wydawało się, że
Austriakom uda się oderwać od przeciwnika. 7 maja wieczo­
rem Francuzi stanęli nad Piawą, na której wszystkie mosty
były zniszczone. Forsowanie rzeki pod okiem zajmującego
drugi brzęg przeciwnika stanowiło ryzykowne przedsię­
wzięcie, mimo to książę Eugeniusz wydał rozkaz do przeby­
cia Piawy w bród. Nazajutrz dragoni Grouchy’ego i Pul-
ly’ego, wzmocnieni oddziałem piechoty, przekroczyli pod
ogniem rzekę i uderzyli na Austriaków. Zaskoczenie dało
Francuzom chwilową przewagę, ale niebawem zwróciła się
przeciwko nim kilkakrotnie liczniejsza rzesza piechoty i jaz­
dy austriackiej, usiłująca za wszelką cenę obronić swój
tabor. Francuzi zaczęli ustępować, groziło im zepchnięcie do
rzeki i całkowita zagłada.
W tym krytycznym momencie nastąpił jednak nagły
zwrot, który sprawił, że śmiały manewr wicekróla przyniósł
powodzenie. Prawoskrzydłowy korpus Macdonalda sfor­
sował rzekę i przybył na pole bitwy, a zaraz po nim uczynił to
Grenier i stosunek sił zmienił się na niekorzyść Austriaków.
Teraz wynik walki był łatwy do przewidzenia. Bój nie trwał
już długo. Przeciwnik po utracie ponad 1000 zabitych
i rannych oraz 1500 jeńców rzucił się do ucieczki. W ręce
Francuzów wpadło kilkadziesiąt armat i wiele wozów
taborowych. Wliczając w to straty z poprzednich dni
Austriacy w ciągu tygodniowego odwrotu stracili ponad
7000 jeńców i kilka tysięcy zabitych i rannych.
Francuzi wkroczyli 9 maja do Conegliano, a następnego
dnia stanęli nad Tagliamento. Po sforsowaniu tej rzeki jazda
ruszyła ku Udine, zamierzając zająć Palma-Nova, a reszta
armii w górę rzeki na San Daniele i Osopo. Przed wejściem
w wąwozy Alp Karnijskich Austriacy musieli stoczyć jeszcze
jedną krwawą bitwę w obronie taboru i stracili kolejnych
1500 ludzi.
W chwili gdy Bonaparte wkraczał do Wiednia (początek
drugiej dekady maja), we Włoszech nie było już nieprzyja­
cielskiej armiii. Arcyksiążę Jan opuszczał ten kraj z około
30 000 żołnierzy, co stanowiło niespełna dwie trzecie tych sił,
z którymi niedawno tu wkroczył. Upadek ducha bojowego
żołnierzy arcyksięcia był jeszcze większy niż ubytki powstałe
w szeregach.
Po przekroczeniu Alp Karnijskich w Villach nad Drawą
wódz austriacki podzielił swoje wojska na dwa zgrupowania.
Ban16 Kroacji Ignacy Giulay na czele kilku batalionów
piechoty liniowej, osiemnastu szwadronów jazdy i kilku
baterii armat wysłany został ku Laybach (Liebach). Zadanie
jego polegało na zwołaniu pospolitego ruszania w Kroacji,
połączeniu się z oddziałami gen. Stoichevicha (Stoiczewi-
cza), stojącego naprzeciw gen. Marmonta, i wspólnego
z nim ubezpieczenia Laybachu. Po odejściu Giulaya arcy-
księciu pozostało zaledwie 20 000 ludzi. Mimo to postanowił
maszerować z nimi na Lilienfeld i Saint-Polten. Gdyby
pierwotnie planowane spotkanie arcyksiążąt okazało się
niemożliwe, Jan zamierzał połączyć się w Leoben z od­
działami generałów Chastelera i Jellachicha, a następnie
ruszyć z nimi przez Graz na Węgry, gdzie spodziewał się
spotkania z główną armią. Arcyksiążę liczył, że obaj genera­
łowie wzmocnią go o 17000-20000 żołnierzy, nie licząc
ewentualnych posiłków powstańców tyrolskich. W rzeczy­
wistości siły były o wiele mniejsze.
13 maja marsz. Lefebvre zaatakował wojska gen. Chas­
telera na pozycji pod Worgel w Tyrolu i pomimo wielkiej
zawziętości, z jaką walczyli Austriacy oraz wspierający ich

16 Słowo o rodowodzie tureckim: zarządca nadgranicznego okręgu

wojskowego na Węgrzech (banatu), namiestnik w Chorwacji.


partyzanci, odniósł zdecydowane zwycięstwo. Przeciwnik
stracił kilkuset zabitych i 3000 wziętych do niewoli. Kilka
wiosek tyrolskich Francuzi puścili z dymem, bezlitośnie
rozprawili się z miejscowymi wieśniakami. Innsbruck pod­
dał się bez walki. Hofer, nieprzejednany wróg Francuzów,
oraz mjr Teimer wycofali się w niedostępne partie gór.
Resztki oddziału gen. Chastelera wzmocnione po jakimś
czasie przez gen. Jellachicha ruszyły na Węgry.
Posunięcie arcyksięcia Jana polegające na podzieleniu
armii wywołało natychmiastową reakcję wicekróla Włoch.
Aby kontrolować działania bana Kroacji i ruchy arcy­
księcia, książę Eugeniusz również podzielił swoje wojska na
dwie części. Macdonald z mniejszym oddziałem (około
15 000 żołnierzy) miał najpierw pomaszerować na Laybach,
udzielić pomocy Palma-Nova i zająć Triest, a następnie
połączyć się z Marmontem. Po utworzeniu korpusu liczące­
go około 25 000 ludzi obaj generałowie powinni dołączyć do
reszty Armii Włoskiej, maszerując przez Graz. Księciu
Eugeniuszowi pozostało do dyspozycji 30 000-32 000 ludzi.
Plan księcia, który z tymi siłami chciał maszerować na
Wiedeń, miał jedną słabą stronę. Rozdzielenie armii na dwa
zgrupowania, przy zręcznym i zdecydowanym manewrowa­
niu przez arcyksięcia Jana i jego generałów, mogło do­
prowadzić do kolejnego rozbicia lub chociażby bardzo
poważnego ich osłabienia. Na szczęście dla Francuzów tak
się nie stało. Oba zgrupowania księcia Eugeniusza oraz
Macdonalda (i Marmonta) - po rozdzieleniu 14 maja -
spotkały się ponownie w nieuszczuplonym stanie na polu
bitwy pod Wagram i zaważyły istotnie na jej wyniku.
Napoleon nie uzależniał zwycięstwa w bitwie z wojskami
arcyksięcia Karola od udziału w niej Armii Włoskiej i kor­
pusu Marmonta. Cesarz był bowiem przekonany, iż do
wygranej wystarczą mu siły znajdujące się już pod Wied­
niem, jedyną zaś przeszkodą może okazać się Dunaj,
a właściwie - konieczność jego sforsowania. Przy takim
założeniu najważniejsza stawała się odpowiedź na pytanie:
w którym miejscu dokonać forsowania? Bonaparte był
pewien, że musi ono odbyć się na terenie stolicy. Przeprawa
poniżej miasta, na przykład w Krems, w połączeniu z zamia­
rem jednoczesnego utrzymania Wiednia musiała pociągnąć
za sobą rozdzielenie sił, na co przed walną bitwą Napoleon
nie mógł sobie pozwolić. Pozbawiony dostatecznie licznej
załogi Wiedeń stałby się łatwą zdobyczą. Forsowanie Duna­
ju poniżej miasta stwarzało dodatkową niedogodność - po­
za rozproszeniem sił niezbędne byłoby wydłużenie własnej
linii operacyjnej i wyznaczenie dodatkowych oddziałów do
jej ubezpieczenia.
Już 10 maja Napoleon polecił rozpoznać miejsca dogodne
do sforsowania Dunaju. Oficerowie z jednostek inżynieryj­
nych dokładnie zlustrowali bieg rzeki od Klosterneuburga,
skąd Dunaj rozlewa się po Kotlinie Wiedeńskiej, aż po
Preszburg. Przed samym Wiedniem i poniżej miasta rzeka
jest stosunkowo płytka i toczy swe wody niezbyt bystrym
nurtem, natomiast im bliżej Preszburga, tym staje się
głębsza, bardziej wartka, oba brzegi nabierają stromizny
utrudniając stawianie mostów.
Po konsultacji, opierając decyzję na wynikach przeprowa­
dzonego rekonesansu, Napoleon wybrał dwa miejsca do
przygotowania przeprawy. Pierwsze znajdowało się powyżej
Wiednia - pod Nussdorf, drugie poniżej - pod Kaisers-
-Ebersdorf. Podobieństwo polegało na tym, że w obu miejscach
Dunaj dzieliły na odnogi rozległe, gęsto zalesione wyspy;
szersze z nich przylegały do prawego brzegu, zajmowanego
przez Francuzów, węższe natomiast sąsiadowały z brzegiem
opanowanym przez Austriaków. Okoliczność ta w rachubach
Napoleona miała szczególne znaczenie. Obie wyspy bowiem
(w razie wybrania Nussdorfu była to Schwarze-Laken, a Ebers-
dorfu-Lobau) pełnić miały funkcję naturalnych zasłon, poza
którymi odbywać się mogły prace związane z budową mostów
i punktów przerzutowych na drugi brzeg Dunaju.
Bonaparte osobiście obejrzał wyspy i zdecydował zająć
Schwarze-Laken. Jego dyspozycje potraktowano jednak ze
zbytnią beztroską. Gen. Saint-Hilaire, wyznaczony przez
marsz. Lannesa na wykonawcę cesarskiego rozkazu, wysłał
na Schwarze-Laken zaledwie 500 ludzi. Być może ten mały
oddział utrzymałby zajęte pozycje, gdyby nie to, że wyspę
łączyła z lewym brzegiem Dunaju wąziutka grobla. Jednakże
dostatecznie szeroka, aby nieprzyjaciel przerzucił po niej na
Schwarze-Laken kilka batalionów piechoty. Opadnięci ze
wszystkich stron Francuzi nie mieli żadnych szans. Ich
oddział został doszczętnie rozbity, część żołnierzy poległa,
reszta dostała się do niewoli. Wyspa Schwarze-Laken okaza­
ła się dla nich śmiertelną pułapką.
Krwawa porażka pod Nussdorf przyniosła jednak także
pozytywny skutek. Zwróciła bowiem uwagę przeciwnika
właśnie na tę okolicę, odwracając ją jednocześnie od Ebers-
dorfu i wyspy Lobau. A tam właśnie, po niepowodzeniu pod
Nussdorf, Bonaparte postanowił przeprawić swą armię
przez Dunaj. Położenie i ukształtowanie wyspy zdawało się
świadczyć, iż sama natura sprzyja zamiarom cesarza. Lobau,
w części porosła lasem tworzącym naturalną zasłonę przed
obserwatorami z przeciwległego brzegu, była na tyle obszer­
na, aby z powodzeniem pomieścić kilkudziesięciotysięczną
armię. Wielkość wyspy powodowała, że ogień austriackiej
artylerii nie był w stanie dosięgnąć jej środka. Mogło to mieć
istotne znaczenie w razie wczesnego wykrycia przez Austria­
ków francuskich przygotowań.
Lobau - jak już powiedziano - leżała w bliskim sąsiedz­
twie lewego brzegu Dunaju, od którego dzieliło ją około 100
metrów, natomiast prawy brzeg był oddalony od niej
o około 600-640 metrów. Przestrzeń tę zajmowała inna
wyspa, która dzieliła rzekę na dwie odnogi. Wobec od­
wrócenia uwagi Austriaków od Lobau skryte przerzucenie
mostów łączących ją z prawym brzegiem miało duże szanse
na powodzenie. Największy kłopot był ze zgromadzeniem
budulca do budowy mostów. Specjaliści wyliczyli, że po­
trzeba co najmniej 80 statków (dokładniej rzecz biorąc
- pokładów statków, tzw. łyżew) dużego rozmiaru, a ponad­
to kilku tysięcy belek oraz setek metrów lin do powiązania
poszczególnych elementów i utrzymania konstrukcji na
bystrym nurcie. Opuszczając Wiedeń Austriacy spalili więk­
szość statków, pozostałe puścili z prądem rzeki. Brak ten
udało się usunąć przez sprowadzenie statków z Passau,
Linzu i Krems i wyremontowanie wydobytych z dna wra­
ków. Bardzo szybko udało się Francuzom zgromadzić
ponad 80 jednostek pływających, co gwarantowało zbudo­
wanie dostatecznie długich pomostów. O wiele więcej kłopo­
tów nastręczyło uzyskanie lin. Mosty znajdujące się w po­
bliżu Wiednia zbudowane były przeważnie na palach i do ich
utrzymania nie wykorzystywano ani lin, ani łańcuchów. Po
energicznych poszukiwaniach znaleziono w końcu wystar­
czająco dużo lin w Wiedniu, którego mieszkańcy, trudniąc
się żeglugą i rybołówstwem, posiadali ich zapasy.
Gdy wydawało się, że kłopoty z budulcem już się skoń­
czyły i budowa mostów nie napotka więcej trudności,
powstał problem ich zakotwiczenia. Wykucie odpowiednio
ciężkich kotwic wymagało czasu, a Napoleonowi śpieszyło
się do zakończenia kampanii. Wpadł więc na pomysł, aby do
obciążenia wykorzystano najcięższe armaty z wiedeńskiego
arsenału oraz wypełnione kulami skrzynie. Przy założeniu,
że Dunaj nagle nie przybierze, obciążenie takie Wydawało się
wystarczające.
Między 17 a 19 maja ukończone zostały przygotowania do
forsowania rzeki. Naprzeciw wyspy Lobau zgromadzono
potrzebne materiały, pod Ebersdorf zaczęły ściągać oddziały
francuskiej armii. Pierwsza stanęła tam dywizja gen. Molito-
ra. Wkrótce przybyły pozostałe jednostki przewidziane do
przerzucenia na drugi brzeg. Marsz. Davout przyprowadził
tylko dwie dywizje ze swego korpusu - generałów Frianta
i Gudina. Trzecia, pod dowództwem gen. Moranda, pozo­
stała na kwaterach w Mölk, Mautern i Saint-Polten jako
osłona przed gen. Kolowrathem wysłanym przez arcyksięcia
Karola pod Linz. Pod Ebersdorf nadeszła cała konnica,
oprócz jednej dywizji strzelców, rozrzuconej czatami wzdłuż
granicy węgierskiej. Łącznie z korpusem marsz. Lannesa
i gwardią siły te tworzyły 80-tysięczne zgrupowanie, które
w przekonaniu Bonapartego było wystarczająco silne, aby
rozbić niewiele liczniejszą armię austriacką.
Napoleon pojawił się pod Ebersdorfem 18 maja i przeniósł
tam ze Schoenbrunnu swoją kwaterę główną. Od tego
momentu osobiście kierował wszystkimi pracami. Następ­
nego dnia rozpoczęło się forsowanie Dunaju. Oddział desan­
towy stanowili żołnierze gen. Molitora, którzy na kilkunastu
łodziach popłynęli ku Lobau. Spotkała ich niemiła nie­
spodzianka, gdyż po wyjściu na brzeg natknęli się na
austriackie czaty. Nie były one jednak silne i Molitor bez
trudu zepchnął je w głąb wyspy. Sam nie posunął się zbyt
daleko za nieprzyjacielem, aby nie dać mu wyobrażenia
o liczebności oddziału i skali przedsięwzięcia. Francuzi
zatrzymali się wzdłuż niewielkiego kanału, szerokiego około
30 metrów, który przedzielał Lobau na dwie części. W nor­
malnych warunkach można go było przebyć w bród.
Podczas gdy Molitor zdobywał przyczółek na wyspie,
generał artylerii Pernetti wraz ze specjalistą od inżynierii gen.
Bertrandem w pośpiechu pracowali nad stawianiem mostu.
Do przebycia obu ramion Dunaju użyto siedemdziesięciu
kilku statków. Największe trudności przyszło pokonać przy
ustawieniu kilku pierwszych. Dość spokojny nurt rzeki
w ciągu ostatnich godzin stał się o wiele bystrzejszy i porywał
łączone z wielkim wysiłkiem łodzie. Nagły przybór wody
niósł groźną zapowiedź dramatycznych zmagań nie tylko
z żywym przeciwnikiem, ale także z niepohamowanym
żywiołem. Dzięki ciągłemu zwiększaniu obciążenia udało się
jednak zapanować nad nurtem i utwierdzić łodzie, na
których spoczęły później belki i podłoga mostu. Prace
te trwały niemal dwa dni; ukończono je 20 maja w godzinach
popołudniowych.
Tego samego dnia na Lobau przeszła druga dywizja
z korpusu marsz. Massény - gen. Boudeta, a po niej lekka
jazda gen. Lasalle’a oraz bateria armat. Po moście prze­
rzuconym na kobylicach przez kanał przecinający wyspę
Francuzi przedostali się na drugi brzeg i oczyścili Lobau
z oddziałów nieprzyjacielskich, biorąc przy tym trochę
jeńców.
Na lewym brzegu Dunaju nie było oznak, że Austriacy
mają świadomość grożącego im niebezpieczeństwa. Gen.
Molitor dokładnie zlustrował Lobau i wybrał najdogodniej­
szy punkt do zbudowania mostu. Było to miejsce, gdzie
rzeka tworzyła zakole obrócone wklęsłością ku wyspie.
Armaty ustawione na niej mogły z łatwością oczyścić
z wroga teren, na którym miał powstać przyczółek. Adiu­
tanci Massény i Bessièresa, de Sainte-Croix i Baudru, z 200
woltyżerami przepłynęli w łodziach wąską odnogę Dunaju,
z łatwością rozprawili się z nieprzyjacielskimi piechurami
i umocowali grubą linę, która miała prowizorycznie utrzy­
mać most. Pułkownik artylerii Aubry bez zwłoki zabrał się
do jego stawiania. Okazało się, że w miejscu wybranym przez
Molitora Dunaj ma niecałe 100 metrów szerokości i do
postawienia mostu wystarczyło 15 pontonów. Po trzech
godzinach przejście było już gotowe. Natychmiast przeszły
tędy na lewy brzeg Dunaju cztery pułki jazdy Lasalle’a oraz
dywizje Boudeta i Molitora. Ich miejsce na Lobau zaczęły
zajmować następne jednostki.
Natychmiast po wylądowaniu na nieprzyjacielskim brze­
gu Francuzi przetrząsnęli niewielki lasek rozciągający się tuż
za mostem i wyrzucili z niego kilkudziesięciu austriackich
strzelców. Po wyjściu z lasku ukazało się im rozległe pole, na
którym po lewej stronie rozłożyła się wieś Aspern, a po
prawej Essling. Obie wsie oddzielał od siebie niewielki jar,
w czasie powodzi wypełniający się wodą, możliwy jednak do
sforsowania przez kawalerię. Poza wsiami znajdował się
lekki stok, który ciągnąc się na przestrzeni kilku kilometrów
podnosił się ku wzgórzom Neusiedel i Wagram. Szczególnie
ta druga nazwa, podobnie jak nazwy dwóch wcześniej
wspomnianych wsi, miała zapisać się na trwałe w historii
wojen. Poza Wagram i Neusiedel, w kierunku rzeki Mora­
wy, rozciągała się rozległa płaszczyzna - Marchfeld.
Wieczorem ku pozycjom francuskim zbliżył się silny
oddział austriackiej kawalerii. Lasalle wycofał się ku lasowi,
kilkuset woltyżerów zapadło natomiast w zasadzce, ukrywa­
jąc się za fałdą terenu w oczekiwaniu na atak wroga. Jeźdźcy
austriaccy istotnie zbliżyli się na bardzo małą odległość
i wówczas zostali zaskoczeni celną salwą. Zdziesiątkowany
oddział poszedł w rozsypkę, część kawalerzystów rzuciła się
do ucieczki, reszta zasłała ziemię swoimi ciałami. Wstęp do
boju zwanego bitwą pod Aspern i Essling został uczyniony 17.
Nadzwyczaj słaby opór, jaki Austriacy stawili na lewym
brzegu Dunaju, zdawał się potwierdzać przypuszczenie, iż
dalsza przeprawa nie natrafi na większe trudności i armia
francuska rozwinie się zanim przeciwnik zdobędzie się na
skuteczną kontrakcję. Jednak jtó późnym wieczorem miał
miejsce fakt, który poważnie zachwiał tymi optymistycznymi
rachubami. Mianowicie most wystawiony na dwóch szer­
szych odnogach Dunaju zerwał się pod wpływem przyboru
wody sięgającego aż trzech stóp (około 90 centymetrów).
Kilka łodzi uniósł prąd. Przyczyną nagłego podniesienia
poziomu wody było wcześniejsze niż zwykle topnienie śnie­
gów w Alpach. Rozerwanie mostu rozcięło konnicę gen.
Marulaza na dwoje. Podczas gdy jedna jej część przeszła na
Lobau, druga pozostała w Ebersdorf. Gdyby Austriacy
zaatakowali wówczas Francuzów na lewym brzegu, powo­
dzenie przeprawy stanęłoby pod znakiem zapytania.

17 W Austrii starcie doczekało się miana bitwy pod Aspern, we Francji

przeciwnie - bitwy pod Essling.


Bonaparte nie zraził się niespodziewanymi kłopotami.
Ludzie Bertranda i Pernettiego przystąpili energicznie do
naprawy mostów i praca zajęła im prawie całą noc. W tym
czasie jednostki, które sforsowały już Dunaj, umocniły się na
zajętych pozycjach. Dywizja Molitora stanęła w Aspern,
dywizja Boudeta w Essling. Kawaleria Lasalle’a biwakowa­
ła pod lasem. Obok rozłożył się kwaterą Napoleon w otocze­
niu gwardii.
Informacje uzyskane o przeciwniku w czasie nocnych
rekonesansów różniły się tak bardzo między sobą, że raczej
zaciemniały obraz sytuacji, zamiast go rozjaśnić. Jedni
oficerowie twierdzili, iż armia przeciwnika stoi na Marchfel-
dzie, inni byli zdania, że przebywa tam jedynie przednia straż
wojsk arcyksięcia Karola złożona z niezbyt licznej jazdy.
Weryfikacja uzyskanych danych miała nastąpić dopiero
rankiem 21 maja.
Wielkie mosty powtórnie połączyły prawy brzeg Dunaju
z Lobau jeszcze w nocy i od razu zaczęli po nich przechodzić
piechurzy gen. Legranda, artyleria, kirasjerzy gen. Espag-
ne’a oraz pozostałe oddziały gen. Marulaza. Ich pochód,
ograniczony posuwaniem się po wąskim pomoście i koniecz­
nością przebrnięcia przez coraz bardziej grząski teren wyspy,
odbywał się w bardzo wolnym tempie. Jak się niebawem
miało okazać - zbyt wolnym, aby zdążyć z przerzuceniem na
drugi brzeg całej armii lub chociażby jej większej części przed
pojawieniem się pod Aspern i Essling głównych sił arcy­
księcia Karola.
"Ckoło południa 21 maja marsz. Berthier, który z wysoko­
ści dzwonnicy w Essling obserwował okolicę, zauważył masy
wojska spływające ze wzgórz i równiny Marchfeldu ku
Dunajowi. Zatoczywszy olbrzymie półkole armia arcyksię­
cia Karola zbliżała się do Aspern i Essling. Berthier,
potrafiący bezbłędnie określić liczbę żołnierzy zajmujących
określony teren, stwierdził, że ku francuskiemu przyczół­
kowi zbliża się nie mniej niż 90000 Austriaków. Tym razem
ocena jego była trochę zaniżona. Siły austriackie liczyły
około 105 000 ludzi18.
Arcyksiążę Karol, już 19 maja powiadomiony o nie­
przyjacielskim desancie na wyspę Lobau, postanowił następ­
nego dnia rzucić przeciwko niemu część jazdy, gdy zaś
nadchodzące meldunki upewniły go o powadze sytuacji,
podjął decyzję o ruszeniu całej armii i zepchnięciu Fran­
cuzów do Dunaju. Arcyksiążę pozostawił tylko jeden kor­
pus, gen. Kolowratha, w osłonie na osi Budweis-Linz
z rozkazem uderzenia w odpowiednim momencie na tyły
armii napoleońskiej.
Marsz. Berthier poinformował cesarza o swoich spo­
strzeżeniach. Bonaparte nie wydawał się być zaniepokojony
oczekującą go bitwą, przeciwnie - był przekonany, że
pozwoli mu ona szybko rozstrzygnąć losy wojny. Z meldun­
kiem Berthiera zbiegł się w czasie inny raport, który
pozbawił Napoleona optymizmu i ukazał mu grozę sytuacji,
w jakiej znalazły się jego wojska. Jeden z kurierów doniósł
bowiem, że mosty łączące Lobau z francuskim brzegiem
znów zostały rozerwane wskutek coraz większego przyboru.
W ciągu krótkiego czasu poziom wody podniósł się o kolejną
stopę. Rozszalały Dunaj zrywał i unosił łodzie, przytrzymu­
jące je liny i kotwiczące most ciężary. Okazało się, że ich
waga jest zbyt mała wobec potęgi żywiołu.
Po otrzymaniu groźnej wieści Napoleon w ułamku sekun­
dy zdał sobie sprawę z dramatyzmu sytuacji. W tym
momencie (wczesne godziny popołudniowe 21 maja) na
lewym brzegu Dunaju znajdowały się dywizje piechoty
Molitora, Legranda i Boudeta, dywizja lekkiej jazdy Maru-
laza i Lasalle’a, dywizja kirasjerów Espagne’a i część ar­
tylerii, łącznie niecałe 23 000 ludzi19. Były to bezsprzecznie
oddziały doborowe, świetnie wyszkolone i otrzaskane w bo-

18 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 183.


19 K u k i e ł (tamże, s. 183) podaje bardzo niedokładnie: 20 000-25 000.
jach, ale w spotkaniu z czterokrotnie liczniejszym przeciw­
nikiem ich szanse nawet na uratowanie się przed unicest­
wieniem były niewielkie. Napoleon w pierwszym odruchu
wydał rozkaz do wycofania się na Lobau. Jednocześnie
chciał zachować w nienaruszonym stanie najkrótszy z mos­
tów, co było realne dzięki osłonie artyleryjskiej z wyspy.
Cesarz sądził, iż na Lobau będzie mógł przeczekać do chwili
naprawienia mostów i wówczas, mając zapewnioną komuni­
kację, powtórnie zarządzi przeprawę.
Rozpoczęto odwrót, lecz nie doprowadzono go do końca.
Molitor zaczął bowiem przekonywać cesarza, że cofnięcie się
przyniesie niepowetowane straty z taktycznego i operacyj­
nego punktu widzenia. Argumentacja generała opierała się
na podkreśleniu znaczenia, jakie wiązało się z panowaniem
nad wsiami Aspern i Essling. Molitor dowodził, iż oba te
punkty można będzie utrzymać stosunkowo niewielkimi
siłami, natomiast ich odebranie narazi przeciwnika na
niewspółmiernie wielkie straty. Twierdził ponadto, i miał
wiele słuszności, że opuszczenie przyczółka wykluczy,
a w najlepszym wypadku na długo opóźni powtórne lądo­
wanie na nieprzyjacielskim brzegu.
Pod wpływem Molitora i jeszcze kilku innych oficerów,
podzielających jego stanowisko, Napoleon jeszcze raz zaczął
rozważać za i przeciw pozostaniu na lewym brzegu rzeki.
I wtedy właśnie nadeszła informacja, że mosty udało się
naprawić w stopniu wystarczającym do wznowienia ruchu
zwartych oddziałów. Bonaparte nie zwlekał dłużej z decyzją
i odwołał rozkaz o odwrocie. Do Boudeta pogalopował
kurier z poleceniem pozostania w Essling, Molitor zaś,
którego oddziały już opuściły Aspern, miał z powrotem
obsadzić wieś przed usadowieniem się w niej Austriaków.
W gorączce krzyżujących się rozkazów i zarządzeń cesarz
czynił energiczne przygotowania do czekającego go starcia.
Z pomocą przybył marsz. Lannes. Chociaż pozbawiony
własnego korpusu, chciał wziąć udział w walce. Napoleon
oddał mu dowództwo nad prawym skrzydłem rozmiesz­
czonym w Essling i nad konnicą. Marsz. Masséna objął
dowództwo nad lewym skrzydłem w Aspern. W pewnym
oddaleniu za wsią stanęli piechurzy gen. Legranda i konnica
gen. Marulaza. Kawaleria generałów Lasalle’a i Espagne’a
zapełniła przestrzeń pomiędzy wsiami. Pozycje artylerii
wytyczono między ich linią a czołowymi oddziałami piecho­
ty. Setki luźnych tyralierów zajęły stanowiska w jarze
łączącym Aspern z Essling. Sformowanie bojowego szyku
przebiegło nad wyraz sprawnie i Napoleon bez przesadnego
niepokoju oczekiwał na rozpoczęcie bitwy. Był przekonany,
iż mając zapewniony dopływ amunicji i świeżych sił roz­
strzygnie ją na swoją korzyść. Oczekiwał go jednak gorzki
zawód.
W sztabie arcyksięcia Karola spodziewano się, iż przyj­
dzie stoczyć bitwę z armią napoleońską szacowaną na około
70000 ludzi. Z prostego wyliczenia wynikało bowiem, że
Francuzi mieli dość czasu na przerzucenie na lewy brzeg
wszystkich sił. Sztabowcy austriaccy nie wzięli jednak pod
uwagę fatalnego w skutkach - dla przeciwnika - przyboru
Dunaju. Okoliczność ta wpłynęła bez wątpienia na obraną
przez arcyksięcia Karola taktykę. Rozdzielił on armię na
pięć kolumn i dwa zgrupowania rezerwy złożone z jazdy
i grenadierów. Pierwsze składało się z 78 szwadronów,
drugie z 18 batalionów. Pierwsza kolumna (19 batalionów
piechoty i 22 szwadrony jazdy), dowodzona przez gen.
Hillera, idąc wzdłuż Dunaju przez Stadlau miała uderzyć na
Aspern i opanować wieś. Z Hillerem miała ściśle współ­
działać druga kolumna (20 batalionów piechoty i 15 szwad­
ronów jazdy) pod dowództwem gen. Bellegarde’a. Od­
działowi temu przypadło zadanie zaatakowania Aspern od
strony Kagran i Hirschstatten. Do opanowania Aspern,
które osłaniało francuski przyczółek przedmostowy, dowó­
dztwo austriackie przykładało ogromną wagę. Dlatego ten
sam cel wyznaczono także trzeciej kolumnie (22 bataliony
piechoty, 8 szwadronów jazdy) dowodzonej przez księcia
Hohenzollerna. Jej marszruta wiodła przez Breitenlee.
Czwartą i piątą kolumnę arcyksiążę utworzył z korpusu gen.
Rosenberga. Zadanie pierwszej z nich (13 batalionów,
8 szwadronów) polegało na zaatakowaniu Essling. Druga
zaś (13 batalionów, 16 szwadronów) miała zdobyć miastecz­
ko Enzersdorf, leżące na prawo od Essling, a następnie
spychać przeciwnika ku przedmościu. Wypełnienie luki
powstałej między trzema kolumnami prawego skrzydła
i dwiema kolumnami lewego skrzydła naczelny wódz powie­
rzył księciu Lichtensteinowi dowodzącemu rezerwą jazdy.
Rezerwa grenadierów gen. Kienmayera stanęła w Breitenlee.
Wsparcia ogniowego miało udzielać niemal 300 armat.
Z ugrupowania armii austriackiej widać, że główne jej siły
skoncentrowane zostały wokół samych wsi, natomiast śro­
dek szyku, rozciągającego się od Aspern po Enzersdorf, był
zdecydowanie słabszy. Tkwiło w tym wielkie zagrożenie dla
wojsk arcyksięcia Karola. Zdecydowane uderzenie Fran­
cuzów w centrum mogło je rozciąć na dwie części i każdą
z nich zmusić do walki oddzielnie, co niosło ze sobą
niebezpieczeństwo całkowitego zniszczenia.
Napoleon szybko dostrzegł rysującą się szansę i po­
stanowił z niej skorzystać, gdy tylko jego główne siły sforsują
Dunaj. Wszystko zależało od tego, czy oddziały francuskie
znajdujące się już na lewym brzegu zdołają wystarczająco
długo bronić przedmościa, a Dunaj okaże się na tyle
łaskawy, aby nie zniszczyć jedynej linii komunikacyjnej
łączącej armię francuską na obu jego brzegach.
Bitwa rozpoczęła się około godziny 15.20 i od razu zaw­
rzała z wielką zaciętością. Do Aspern, do którego nie zdążył
powrócić gen. Molitor, wkroczył gen. Nordmann prowadzą­
cy przednią straż gen. Hillera. Austriacki dowódca nie po­

20 K u k i e ł (tamże, s. 183) wskazuje godzinę 14.00. U innych autorów


rozbieżności sięgają godziny.
przestał jednak na tym i posunął się dalej na lewo od Aspern,
zajmując porosłą lasem łąkę, której posiadanie umożliwiało
przejście między wsią a Dunajem aż do samego mostu.
Reakcja gen. Molitora była adekwatna do powstałego
zagrożenia. Na czele dwóch pułków liniowych (16 i 67),
dowodzonych przez pułkowników Marina i Petita, generał
wpadł z impetem do Aspern. Z nastawionymi bagnetami,
w zwartych szeregach grenadierzy przeszli niczym huragan
przez główną ulicę wsi, łamiąc stawiany im opór. Dłuższa
walka zawrzała tylko wokół kościoła stojącego u wylotu
ulicy, jednak i tam Austriacy musieli ustąpić przed wściekle
atakującymi Francuzami. Molitor po wyrzuceniu ze wsi
Nordmanna umieścił swoich wiarusów za wałem ziemnym
otaczającym Aspern i oczekiwał na uderzenie kolumny
Hillera idącego na pomoc straży przedniej. Gdy nieprzyja­
cielska piechota zbliżyła się na kilkadziesiąt metrów, uderzy­
ła w nią fala ognia karabinowego. Białe mundury zasłały
ziemię, w zdziesiątkowanych szeregach powstało zamiesza­
nie. Molitor posłał w zbitą masę Austriaków jeszcze kilka
salw, a potem wyprowadził żołnierzy poza wał i rzucił ich do
ataku na bagnety. Francuscy piechurzy błyskawicznie do­
biegli do austriackiej linii i strzelając z bliskiej odległości
oraz kłując bagnetami ogarniętych paniką żołnierzy Hillera
zmusili ich do bezładnego odwrotu. Molitor uzyskał czas
niezbędny do wykonania drugiej części zadania - odbicia
łąki prowadzącej do przedmościa. W tym celu generał
pchnął do natarcia pozostałe siły dywizji. Po wyparciu
Austriaków tak rozlokował część swoich oddziałów, wyko­
rzystując przy tym maksymalnie naturalne ukształtowanie
terenu, aby wyeliminować możliwość powtórnego obejścia
Aspern przez nieprzyjaciela.
Podczas gdy Molitor walczył o wieś i likwidował włama­
nie żołnierzy Nordmanna, pozostali dowódcy francuscy
ustawiali oddziały na wyznaczonych przez Napoleona pozy­
cjach. Od strony Essling dywizja Boudeta weszła w kon­
takt bojowy ze strażą przednią Rosenberga zbliżającego
się do Enzersdorf.
Hiller nie pozostawił Molitorowi zbyt wiele czasu na
przygotowanie się do obrony. Niebawem znów zaatakował
Aspern, lecz tym razem wspierany przez Bellegarde’a.
Austriacy uderzyli na wieś jednocześnie od strony Dunaju
i wzdłuż głównej ulicy. Osłonięci wałem Francuzi w pierw­
szej fazie boju sprawili przeciwnikowi krwawą łaźnię, strze­
lając nieprzerwanym ogniem w zbitą masę austriackich
piechurów. Setki zabitych padły pod samym okopem.
Pierwsze szeregi, napierane przez następujący tłum, nie
mogąc się ani cofnąć, ani dosięgnąć przeciwnika, ginęły
w morderczym ogniu żołnierzy Molitora. Hiller i Bellegarde
mieli jednak dość żołnierzy, aby na bieżąco uzupełniać
szeregi. A doświadczenie podpowiadało obu generałom, że
w efekcie bezustannego szturmu opór kilkakrotnie słabszego
przeciwnika musi zostać wreszcie złamany. I rzeczywiście,
już zdawało się, że rachuby ich nie zawiodą, gdy nagle fala
atakujących wdarła się na wał, bagnetami zepchnęła z niego
obrońców i krok za krokiem, wśród zaciekłej walki wręcz,
zaczęła przesuwać się ku środkowi wsi. Austriakom udało
się zdobyć zabudowania kościelne, stanowiące najsilniejszy
punkt oporu. Na gen. Vacquanta, który wiodąc za sobą
grenadierów opanował kościół, natarł gwałtownie sam gen.
Molitor, idąc na czele stojącego dotychczas w odwodzie
2 pułku. Bitwa zawrzała z nową mocą. Walczono na
najbliższą odległość. Przekleństwa mieszały się z jękami
rannych i rzężeniem konających. Kłębowisko ciał przewala­
ło się wzdłuż i wszerz głównej ulicy Aspern. Zajadłość
Francuzów wyrównywała przewagę liczebną Austriaków.
W krytycznym momencie bitwy kształtowała się ona jak
4 do 1. Było niemal niemożliwe, aby okoliczność ta nie zawa­
żyła dramatycznie na dalszym przebiegu boju o Aspern.
Widząc słabnący opór dywizji gen. Molitora marsz.
Massćna posłał mu z odsieczą sześć pułków lekkiej jazdy
gen. Marulaza, któremu rozkazał przerwać połączenie po­
między austriackimi oddziałami walczącymi w Aspern a ty­
mi, które nadchodziły im z pomocą. Marulaz był jednym
z najbardziej utalentowanych dowódców jazdy w armii
francuskiej. Jego odwaga i umiejętności przydały się teraz
bardzo. Generał z impetem uderzył na nieprzyjaciela. Jego
jeźdźcy wpadli niczym huragan pomiędzy austriackie szere­
gi. W pierwszym rozpędzie roznieśli na szablach kilka
naprędce sformowanych czworoboków i zaczęli spychać
przed sobą setki nieprzyjacielskich żołnierzy. Ich masa była
jednak tak wielka, że jazda Marulaza została przez nią
wchłonięta i wkrótce zaczęła przypominać okręt zmagający
się z napierającymi zewsząd falami. Widząc to Marulaz dał
sygnał do odwrotu. Chociaż jego akcja nie przyniosła
pełnego sukcesu, to jednak przeszkodziła Austriakom w rzu­
ceniu wszystkich sił przeciwko Molitorowi, a jego żoł­
nierzom dała chwilę oddechu i pozwoliła uporządkować
szyki. Generał, oderwawszy się od przeciwnika, rozmieścił
swych zdziesiątkowanych grenadierów w zabudowaniach
Aspern, zabarykadował czym się dało wejścia do nich
i w tych mini-fortecach postanowił stawiać dalszy opór.
Na Essling przeciwnik uderzył w chwili, gdy walka
o Aspern wrzała już z całą mocą. Czwarta kolumna i piąta,
która bez walki opanowała Enzersdorf, uderzyły na wieś
w tym samym momencie. I tu, podobnie jak podczas
pierwszej fazy bitwy o Aspern, osłonięci ziemnym wałem
Francuzi zasypali Austriaków gradem kul karabinowych
i kartaczy. I jak tam, przed linią obronną wyrósł drugi wał
- trupów, konających i rannych. Był to jednak zaledwie
wstęp do dalszych ataków.
Po uderzeniu na Aspern i Essling Austriacy zaatakowali
także środek francuskiej linii obronnej. Uczyniła to kolum­
na księcia Hohenzollerna, wsparta jazdą księcia Lichten-
steina. W razie przerwania przez te siły frontu Francuzów,
Aspern i Essling stałyby się izolowanymi punktami oporu.
Nad oddziałami Napoleona zawisłaby groźba całkowitego
zniszczenia.
Akcja Hohenzollerna i Lichtensteina wywołała natych­
miastową reakcję Lannesa, który dowodząc jazdą (Bes-
sières, nominalny dowódca kawalerii, został na czas bitwy
jemu podporządkowany) postanowił użyć jej na zagrożo­
nym odcinku. Bessières i Espagne poprowadzili do szaleń­
czej szarży cztery pułki kirasjerów. Cztery pułki strzelców
Lasalle’a pozostały w odwodzie.
Uderzenie 16 szwadronów zakutych w żelazo kiras­
jerów rozniosło pierwszą linię nieprzyjaciela. Kilka czwo­
roboków piechoty zostało dosłownie stratowanych koń­
skimi kopytami. W ręce Francuzów wpadło kilkanaście
armat. Impet szarży powstrzymała dopiero druga linia
Austriaków. Na ścinających się z piechurami kirasjerów
przeciwnik rzucił własną kawalerię. Szyki walczących
zmieszały się. W tym krytycznym momencie pośpieszył
kirasjerom z pomocą Lasalle ze swymi strzelcami. 16 pułk
wdarł się w masę nieprzyjacielskiej kawalerii i rozbił ją na
kilka mniejszych grup. Wśród niesamowitego zamiesza­
nia, jakie powstało po szarży strzelców, padł gen. Espag­
ne, trafiony śmiertelnie kartaczem. Niebezpieczeństwo
utraty życia zawisło także nad Bessièresem. Mającego
u boku tylko adiutanta Baudru opadli marszałka austriac­
cy ułani i dopiero energiczna interwencja kilku strzelców
wyratowała go z opresji. Z wielkim trudem udało się
ostatecznie Francuzom oderwać od przeciwnika i wrócić
na pozycje wyjściowe. Nie był to jednak koniec walki. Po
sprawieniu szyków Bessières i Lasalle powtórnie rzucili
swe pułki do szarży. Z niewielkimi zmianami powtórzył
się scenariusz pierwszego uderzenia: doskok do nieprzyja­
cielskiej linii, krwawa walka w pełnym zwarciu i odwrót.
Opisany manewr Francuzi powtórzyli jeszcze kilkakrot­
nie. Ich aktywna obrona nie pozwoliła Austriakom doko­
nać wyłomu w centrum frontu między Aspern a Essling
ani też wesprzeć pozostałych kolumn atakujących w tym
samym czasie obie wsie.
W bitwie o Aspern pomoc taka wydawała się zresztą
całkowicie zbyteczna. Z 7000 żołnierzy Molitora, którzy
weszli do walki, po czterech godzinach jej trwania pozostało
przy życiu niewiele ponad 3000. Wycieńczeni, w większości
ranni piechurzy bronili się rozpaczliwie w zabudowaniach,
które pozostawały jeszcze w ich rękach. Molitor, wspierany
przez odważnych do szaleństwa pułkowników Petita i Mari­
na, świecił innym przykładem, wielokrotnie podrywając
swych ludzi do kontrataków. Jednak około godziny 19
mogło się wydawać, że jego rozpaczliwe wysiłki nie zdadzą
się na nic; Vacquant, dysponując przygniatającą przewagą,
zdołał oczyścić z Francuzów niemal całą wieś. Przed Au­
striakami otworzyła się szansa przyparcia wroga do przed-
mościa, a następnie zepchnięcia go do Dunaju. Lecz właśnie
wtedy walczący z determinacją Francuzi otrzymali krzepią­
cą wiadomość - po raz kolejny udało się naprawić mosty
i tak bardzo oczekiwana odsiecz jest już w drodze. Świado­
mość tego sprawiła, że Napoleon i marsz. Masséna po­
stanowili wprowadzić do boju o Aspern stojącą dotychczas
w odwodzie dywizję gen. Legranda.
W czasie gdy dywizja gen. Carra Saint-Cyra (około 6000
ludzi) oraz kirasjerzy generałów Nansouty’ego i Saint-
Germaina (łącznie 1500 szabel) przechodzili w pośpiechu na
lewy brzeg, gen. Legrand wdzierał się do Aspern. Prowadził
te same pułki (18 i 26), na czele których niedawno zdobywał
Ebersdorf. Austriacy nie wytrzymali ataku świeżych sił.
Gen. Bellegarde odrzucony został na koniec wsi, gen.
Vacquant zamknął się z kilkuset ludźmi w kościele, zamie­
niając go w prawdziwą fortecę. Groźba zepchnięcia do
Dunaju oddaliła się.
W środku pola Francuzi rzucili się do nowych ataków.
Wykrwawioną dywizję gen. Espagne’a, która utraciła ponad
czwartą część żołnierzy, zluzował gen. Nansouty z brygadą
gen. Saint-Germaine’a. Miejsce gen. Lasalle’a i jego strzel­
ców zajął gen. Marulaz. Niewiele brakowało, aby już
pierwsza szarża z jego udziałem przyniosła mu śmierć.
Zrzucony z konia wewnątrz austriackiego czworoboku,
został ocalony przez kilku strzelców. Nie bacząc na niebez­
pieczeństwo skoczyli we wrogą ciżbę i uratowali swego
dowódcę.
Zaciętość, z jaką walczono w centrum, nie dorównywała
jednakże zażartości, która towarzyszyła bojowi o Aspern.
Ruiny domów przechodziły z rąk do rąk. Zapamiętali
w bitewnym szale piechurzy ginęli od strzałów karabino­
wych, ciosów bagnetem i uderzeń kolbą. Główna ulica
zasłana była trupami.
Około godziny 21 bitwa zaczęła wygasać. Arcyksiążę
Karol rozkazał dowódcom, aby cofnęli oddziały na pozycje
wyjściowe. Po nocnym odpoczynku i wzmocnieniu sił rezer­
wą grenadierów naczelny wódz zamierzał rozstrzygnąć
bitwę na swoją korzyść. Był przy tym pewny - bowiem
zorientował się już, że Dunaj przekroczyła jedynie część
armii francuskiej - iż zepchnie przeciwnika do rzeki.
Pomimo wielkich strat i trudnej sytuacji, w jakiej znalazły
się francuskie oddziały po pierwszym dniu walk, Napoleon
wierzył w zwycięstwo. Liczył, że po wzmocnieniu przez
jednostki przechodzące z prawego brzegu Dunaju i otrzyma­
niu amunicji - jej brak ujawnił się ostro podczas wielo­
godzinnej walki - uda mu się rozbić wroga w centrum,
a potem dokonać jego pogromu.
Oczekiwane posiłki nadchodziły jednak zbyt wolno. Roz­
chwiany, niestabilny most sprawiał, że pochód wojska
musiał się odbywać z zachowaniem największej ostrożności.
Żołnierze posuwali się krok za krokiem, z trwogą wpatrując
się we wzburzony nurt Dunaju, który w każdej chwili mógł
porwać ze sobą statki i ich razem z nimi. W niektórych
miejscach ludzie musieli brodzić w wodzie po kolana, gdy
wiotki pomost uginał się niebezpiecznie pod zbyt dużym
ciężarem wozów z amunicją. Dodatkowe zagrożenie powo­
dowali Austriacy puszczając z prądem w stronę mostu
płonące drewniane konstrukcje, które pełniąc funkcję bran-
derów* miały zniszczyć jedyne połączenie z drugim brze­
giem. Generałom Bertrandowi i Pernettiemu udało się
jednak utrzymać most w całości. Obaj zapewnili Bonapar­
tego, że do świtu przeprowadzą przez rzekę park artyleryjski
i amunicję oraz gwardię, korpus Lannesa, a może nawet
część korpusu Davouta, który podszedł już pod Ebersdorf.
Byłyby to siły, z którymi cesarz z całą pewnością mógłby
pokusić się o zwycięstwo.
Około północy okazało się, na jak kruchych podstawach
opierali swoje zapewnienia Bertrand i Pernetti. Prawostron­
ne połączenie z Lobau zostało znów przerwane. Poziom
wody podniósł się łącznie o czternaście stóp (około 420
centymetrów) w stosunku do pierwotnego stanu z dnia, gdy
rozpoczynano stawianie mostów i ich konstrukcja nie była
w stanie tego wytrzymać. Mogło się wydawać, że sama
przyroda postanowiła schwytać w pułapkę i unicestwić
armię „boga wojny”, za nic mając jego plany i rachuby.
Bertrand i Pernetti po raz kolejny dokonali jednak cudu.
Przed świtem połatany, ledwie trzymający się nad wodą
most połączył prawy brzeg z Lobau. Wczesnym rankiem zaś
Napoleon miał już po drugiej stronie rzeki dodatkowe 30 000
ludzi. Zdążyły bowiem przejść dwie dywizje Oudinota
tworzące korpus Lannesa (w sile około 12000), świetna,
słynąca z męstwa dywizja Saint-Hilaire’a (około 8000 ludzi),
gwardia piesza (6000-7000 żołnierzy), druga brygada kiras­
jerów Nansouty’ego, 3-tysięczna dywizja Demonta oraz cała
artyleria korpusów Lannesa i Massény, a także rezerwa
artylerii kirasjerów. Dzięki temu stosunek sił walczących
stron, fatalny dla Francuzów pierwszego dnia bitwy (1 do 3

* Brander - statek naładowany materiałami palnymi, który, po pod­


paleniu, kierowano na okręty przeciwnika.
w ludziach i 1 do 6 w artylerii) zmienił się na ich korzyść. Do
boju Napoleon mógł teraz rzucić blisko 60 000 żołnierzy
i 150 armat. Połowa tych oddziałów była co prawda znużona
i wykrwawiona sześciogodzinnym bojem z poprzedniego
dnia, ale i wojska arcyksięcia Karola, niemal w całości zaan­
gażowane w walkę, także odczuły jej trudy, uzupełnienie zaś
ze strony rezerwy grenadierów było stosunkowo niewielkie.
Wznowienie bitwy nastąpiło wczesnym rankiem. Już
o 4.00 doszło do wymiany ognia pomiędzy luźnymi tyraliera­
mi zajmującymi stanowiska na przedpolu. Strzelano wzdłuż
całego frontu. Napoleon, nie dbając o zabłąkane kule,
przejechał ze świtą wzdłuż szeregów i wydał ostatnie roz­
kazy. Massćna, któremu cesarz polecił odzyskać Aspern,
i Lannes, obarczony zadaniem utrzymania Essling oraz
przeprowadzenia w stosownym momencie koncentrycznego
uderzenia w centrum, pomknęli do dwych oddziałów. Da­
vout, spodziewany lada moment na polu bitwy, miał wzmoc­
nić natarcie piechurów Lannesa.
Do boju o Aspern marsz. Massćna mógł użyć dywizji
generałów Legranda, Saint-Cyra oraz oddziału cesarskiej
gwardii. Wykrwawiona straszliwie dywizja gen. Molitora
zeszła z pierwszej linii i zajęła pozycje między wsią a przed-
mościem. Jej stanowiska osłaniał pas zasieków oraz wał
ziemny usypany w nocy pod kierunkiem oficera inżynierii
o swojsko brzmiącym nazwisku Łazowski. Most ochraniała
niewielka dywizja gen. Demonta.
W Essling marsz. Lannes pozostawił gen. Boudeta, na
lewo od wsi zajęła pozycje dywizja gen. Saint-Hilaire’a, dalej
ku środkowi stanęły dwie dywizje gen. Oudinota, kirasjerzy,
huzarzy, najbliżej zaś Aspern strzelcy konni. Za linią
utworzoną przez te wojska znajdowała się, jako odwód,
stara gwardia. Artylerię ustawiono w przerwach linii bojo­
wej. Lukę pomiędzy Essling a Dunajem, przez którą prze­
ciwnik mając pozycje wyjściowe w Enzersdorf mógł zaata­
kować przedmoście, miała szachować ogniem bateria dwu-
nastofuntowych dział, wsparta przez oddział piechoty z dy­
wizji gen. Boudeta.
Francuskie kontrnatarcie rozpoczął Masséna od rzucenia
na austriackie pozycje w Aspern dywizji Legranda i dwóch
pułków (4 i 24) z dywizji Saint-Cyra, pod dowództwem
pułkowników Boyeldieu i Pourailly’ego. Ich zsynchronizo­
wana akcja przyniosła szybko efekt w postaci wyparcia
przeciwnika ze wsi. Podczas gdy Pourailly atakował główne
siły nieprzyjaciela w kościele, Boyeldieu związał walką
i rozpędził austriacką kolumnę zachodzącą z boku bliź­
niaczy pułk. Przeciwnik najdłużej stawiał opór na cmen­
tarzu, ale i stamtąd został wyparty. Aspern znalazło się znów
w rękach Francuzów.
Także w walce o Essling wojska francuskie uzyskały
powodzenie. Piechurzy Boudeta, wspierani skutecznie og­
niem artyleryjskim, niweczyli wszelkie próby ataku obu
kolumn Rosenberga. Austriacy nadal bili się dzielnie, ale już
bez tej zaciętości, jaką wyczuwało się poprzedniego dnia.
Bonaparte i jego marszałkowie, wyczuleni na wszystkie
zmiany zachodzące na polu bitwy, szybko zdali sobie sprawę
z tej różnicy. Z każdą godziną boju uwidoczniało się coraz
większe zużycie sił przeciwnika.
Przed godziną 9 Napoleon wydał Lannesowi rozkaz do
uderzenia w centrum nieprzyjaciela. Korpus księcia Hohen­
zollerna, mający w odwodzie rezerwę grenadierów i utrzy­
mujący dość luźne połączenie ze zgrupowaniem Rosenberga
dzięki jeździe księcia Lichtensteina, zdawał się stanowić
słabą przeszkodę dla 20 000 piechoty i kilku tysięcy kawale­
rii, jaką Lannes mógł rzucić do ataku w centrum frontu.
Marszałek uformował siły przeznaczone do uderzenia
w trzyschodkowy, skośny szyk. Na czele ustawił dywizję
Saint-Hilaire’a, której pułki utworzyły zwarte kolumny.
Szyk taki narażał na większe straty od ognia karabinowego
i armatniego, ale zwiększał odporność na uderzenia zwar­
tych oddziałów przeciwnika. Z tyłu i na lewo od Saint-
-Hilaire’a stanęły dywizje Claparéde’a i Tharreau. Trzeci
schodek w tym samym skośnym porządku uformowały
oddziały kirasjerów, huzarów i strzelców.
Lannes poprowadził zgrupowanie do ataku z właściwą
sobie brawurą. Znajdujący się na skraju prawego skrzydła
dywizji Saint-Hilaire’a 57 pułk, mimo gradu kul karabino­
wych i kartaczy, pierwszy osiągnął nieprzyjacielskie pozycje
i zmusił austriacką piechotę do odwrotu. Po chwili nadeszły
w zwartych kolumnach pozostałe pułki dywizji, a zaraz po
nich następne oddziały. Ich napór okazał się zbyt potężny,
aby Austriacy mogli utrzymać się na swoich stanowiskach.
Linia obrony przeciwnika najpierw się niebezpiecznie wygię­
ła, potem zaś poszczególni żołnierze i całe ich grupy zaczęły
się w nieładzie wycofywać. Tryskające ogniem, najeżone
bagnetami kolumny francuskie rozcinały austriacką obronę
niczym ostry nóż.
Widząc wzrastającą panikę wśród oddziałów księcia
Hohenzollerna, arcyksiążę Karol ruszył ze świtą ku pierw­
szej linii, aby swą obecnością zagrzać żołnierzy do bardziej
ofiarnej walki. Podobnie jak niegdyś młody gen. Bonaparte
w bitwach pod Lodi i Arcole, naczelny wódz austriacki
chwycił w dłonie chorągiew pułku Zacha i poprowadził jego
grenadierów do kontrataku. W bitewnym uniesieniu arcy­
książę nie zważał, że jeden celny pocisk może zaważyć na
wyniku starcia i, być może, losach monarchii. Kilku ofice­
rów z jego najbliższego otoczenia padło zabitych, on sam nie
został nawet draśnięty.
Waleczność austriackiego wodza nie doprowadziła do
powstrzymania francuskich dywizji. Lannes, który ciągle
znajdował się w pierwszych szeregach atakującej piechoty,
postanowił rozerwać chwiejący się front nieprzyjaciela szar­
żą kawalerii. Bessières z kirasjerami wpadł z impetem
pomiędzy austriackie czworoboki. Masa ciężkiej kawalerii
przetoczyła się przez kilka z nich niczym walec. Setki
nieszczęsnych piechurów zostało stratowanych, inni padli
zakłuci. Wielu spośród tych, którym udało się przeżyć
pierwsze, najstraszniejsze uderzenie kirasjerów, wolało się
poddać, niż kontynuować bój. Coraz większa fala austriac­
kich żołnierzy, porzucając uzbrojenie, siejąc panikę, spływa­
ła ku Breitenlee, skąd, na wcześniejszy rozkaz arcyksięcia
Karola, wyruszyła na pole bitwy rezerwa grenadierów.
Wszystko wskazywało jednak na to, że owe kilkanaście
rezerwowych batalionów nie zdoła już skutecznie powstrzy­
mać zwycięskiego natarcia Lannesa i odtworzyć austriac­
kiego centrum. Tak właśnie ocenił sytuację marszałek i wy­
słał do Napoleona oficera swojego sztabu, Cezara de
Laville’a (późniejszego generała), z wiadomością o pełnym
sukcesie, zamiarze kontynuowania ataku wzdłuż przyjętej
osi i z sugestią wprowadzenia w lukę między jego oddziałami
a Essling jednostek gwardii. De Laville szczęśliwie przebył
drogę do sztabu cesarza znajdującego się w miejscu na­
zwanym „cegielnią Tuilerie”21. Wielkie jednak było skon­
sternowanie posłańca, gdy przywieziona przez niego wiado­
mość nie wzbudziła niemal żadnego zainteresowania. Ob­
licze Bonapartego, wysłuchującego meldunku o sukcesie
Lannesa, pozostało nieprzeniknione. Po chwili de Laville
poznał przyczynę takiego zachowania cesarza. Krótko przed
jego przybyciem Napoleon dowiedział się o ponownym
zerwaniu mostów łączących prawy brzeg Dunaju z Lobau.
Stało się to w momencie, gdy do przejścia przez rzekę
szykowało się sześć pułków kirasjerów, dwie dywizje Davou­
ta oraz konwój wozów z kulami armatnimi. Jeden ze
szwadronów został uniesiony na statkach wyrwanych przez
prąd z konstrukcji mostu.
Odcięcie dywizji Davouta i kirasjerów osłabiło wojska
walczące na lewym brzegu, nie na tyle jednak poważnie,
aby przesądzić o ich klęsce. Przebieg walk poprzedniego

21 Właściwie: Tuileries - rezydencja królewska w Paryżu, zbudowana na


miejscu dawnych cegielni (stąd nazwa), rezydencja Napoleona.
dnia wskazywał jasno, że i bez tych oddziałów Francuzi
są w stanie sięgnąć po zwycięstwo. Fatalne w skutkach
okazało się natomiast przerwanie dowozu amunicji. Po
jej żelazną rezerwę oddziały francuskie musiały sięgać
już przed godziną 10. Zachował się na ten temat list
marsz. Berthiera do Davouta, wysłany około 12.30. Berthier
pisał: „Zerwanie mostu nie dozwoliło nam zaopatrzyć się
w naboje. O godzinie dziesiątej nie mieliśmy już nic amu­
nicji, postrzegł to nieprzyjaciel i znów ruszył na nas.
Dwieście armat, na które od godziny dziesiątej wcale
odpowiadać nie mogliśmy, wiele nam złego zrządziło. W tym
położeniu rzeczy, naprawiać mosty, przysłać nam amunicji
i żywności, strzec dobrze Wiednia, jest rzeczą najważniejszą.
Napisz do księcia Ponte Corvo [tj. Bernadotte’a - .V.L.],
ażeby się nie zapędzał w Czechy, a do gen. Lauristona, żeby
gotów był zbliżyć się do nas. Wezwij pana Daru, żeby
nam przysłał ambulansowych rzeczy i żywności wszelkiego
rodzaju” 22.
Dramatyzm sytuacji udzielił się również Napoleonowi.
Brak amunicji, pomimo wspaniale rozwijającego się natar­
cia w centrum, mógł przynieść nagłe załamanie i doprowa­
dzić do klęski. Gdy więc cesarz otrzymał absolutnie pewną
informację, iż połączenie z Lobau nie zostanie przywrócone
przed upływem kilku godzin, z ciężkim sercem postanowił
zarządzić odwrót na wyspę. Chłodna kalkulacja wskazywała
na to, że kontynuowanie walki przy zupełnym braku
amunicji i bez szans na jej szybkie dostarczenie nie daje
żadnych widoków na zwycięstwo w sytuacji, gdy nieprzyja­
ciel stawia jeszcze opór i w każdej chwili może przejść do
kontrnatarcia.
W trakcie takich właśnie przemyśleń zastał cesarza de
Laville. Napoleon polecił mu przekazać Lannesowi rozkaz
natychmiastowego odwrotu. Marszałek, choć zaskoczony,

22 T h i e r s , Historia..., t. V, s. 503.
nie tracił czasu na zbędne wyjaśnienia i komentarze. Zgodnie
z zarządzeniem Napoleona powstrzymał natarcie w momen­
cie, gdy jego oddziały zbliżały się do Breitenlee i nakazał
powolne wycofywanie się ku linii Aspern-Essling.
Arcyksiążę Karol z niedowierzaniem przyjął raport
o wstrzymaniu przez Francuzów rozwijającego się z roz­
machem natarcia, lecz szybko pojął przyczyny tej decyzji.
Rzadki, nieregularny ogień karabinowy i milczące armaty
wymownie świadczyły o tym, że przeciwnikowi kończy się
amunicja. Wódz austriacki, świadomy wielkiej szansy, jaka
się przed nim nagle otworzyła, natychmiasst przegrupował
swe wojska, zamierzając przejść do przeciwuderzenia na
całym froncie. Część korpusu Bellegarde’a przesunęła się do
centrum i na lewe skrzydło, a grenadierzy rezerwy zajęli
pozycje za oddziałami księcia Hohenzollerna. Potężne ude­
rzenie w centrum miało wspierać około 200 armat.
Znajdującą się najbliżej Austriaków dywizję Saint-Hilai-
re’a zasypała lawina ognia kartaczowego. Złożony w olb­
rzymiej części ze starych wiarusów oddział cofał się we
wzorowym porządku, każdy metr przebytego terenu zna­
cząc dziesiątkami zabitych i rannych. Skupiając na sobie
ogień przeciwnika stanowił bowiem swoistą tarczę dla
pozostałych oddziałów Lannesa. Sam marszałek musiał
zresztą stanąć na czele dywizji, gdy jej dowódca, bohaterski
gen. Saint-Hilaire, padł martwy po ugodzeniu kartaczem.
Kilkakrotnie Lannes poprowadził żołnierzy do gwałtow­
nych kontrataków na bagnety, starając się jak najbardziej
oszczędzać resztki amunicji.
Ogień, który przez wiele minut dziesiątkował żołnierzy
dywizji Saint-Hilaire’a, Austriacy przenieśli następnie na
dywizje Oudinota, złożone głównie z niedoświadczonych
rekrutów. Grad pocisków wprost kosił ich mocno ściśnięte
szeregi.
Pomimo olbrzymich strat Lannesowi udało się doprowa­
dzić żołnierzy w zwartych kolumnach do linii wgłębienia
ciągnącego się od Aspern do Essling. Wykrwawiona piecho­
ta znalazła tam wreszcie osłonę przed zabójczym ogniem.
Własna artyleria usiłowała udzielić jej wsparcia wystrzeliwu­
jąc ostatnie pociski.
Austriacy, którym niespodziewany zwrot w bitwie przy­
wrócił wiarę w zwycięstwo i ochotę do dalszej walki, nie
zamierzali poprzestać na zepchnięciu Francuzów na pozycje
wyjściowe i szykowali się do generalnego natarcia na
Essling, Aspern i w centrum. Do pierwszej z tych wsi
podeszły znów dwie kolumny gen. Rosenberga, do drugiej
zbliżył się korpus gen. Hillera i część korpusu gen. Bellegar-
de’a. Pozostałe oddziały tego korpusu wraz z korpusem
księcia Hohenzollerna, jazdą księcia Lichtensteina oraz
grenadierami szykowały się do ataku w centrum.
Przygotowania Austriaków nie umknęły uwagi Napoleo­
na. Postanowił on wyprzedzić uderzenie nieprzyjaciela i na­
kazał Lannesowi zaatakować zgrupowanie Hohenzollerna
i Lichtensteina. Zdziesiątkowane dywizje Saint-Hilaire’a,
Claparéde’a i Tharreau w pierwszej linii, kirasjerzy w dru­
giej, a stara gwardia w trzeciej zwarły się z wrogiem.
Kirasjerzy wyrąbali szeroką ulicę w austriackiej piechocie.
Książę Lichtenstein nie dopuścił jednak do jej zupełnego
rozcięcia i rzucił w wyłom kawalerię. W potężne kłębowisko
wpadli jeszcze huzarzy i strzelcy Marulaza i Lasalle’a.
Piętnaście tysięcy jeźdźców francuskich i austriackich, ścina­
jących się ze sobą w ogromnym kręgu, stworzyło niezwykły
spektakl ruchu i śmierci. Wśród szarż i kontrszarż, okupio­
nych setkami zabitych, Francuzom udało się ostatecznie
powstrzymać napór nieprzyjaciela w centrum.
Austriacy, jakby sparaliżowani gwałtownym kontrnatar-
ciem przeciwnika, ustawili się naprzeciw francuskich pozycji
obronnych ciągnących się od Aspern do Essling, nie przeja­
wiając ochoty do dalszego natarcia. Za to ich artyleria
podjęła ze zdwojoną siłą ostrzał nieprzyjacielskich stano­
wisk. Ogień dwustu dział, mniej zabójczy dla ukrytej w jarze
piechoty, zaczął wyrywać krwawe dziury w szeregach stoją­
cej z tyłu, niczym nie zasłoniętej kawalerii.
I właśnie wówczas armia francuska poniosła niepoweto­
waną stratę. Lannesowi, którego namówiono, aby dla
większego bezpieczeństwa zsiadł z konia, kula działowa
strzaskała oba kolana. Jako jeden z pierwszych dotarł do
niego Bessières, z którym jeszcze poprzedniego dnia ranny
marszałek miał bezceremonialną sprzeczkę w związku z po­
działem kompetencji w dowodzeniu kawalerią. Zbryzgany
krwią, tracący przytomność Lannes zniesiony został z pola
walki na kirasjerskim płaszczu. Wiadomość o śmiertelnej
ranie odniesionej przez marszałka rozniosła się lotem błys­
kawicy wśród żołnierzy i wywołała głęboką depresję. Napo­
leon - według przekazów historycznych tylko dwukrotnie
publicznie płaczący - po raz drugi i ostatni zapłakał właśnie
nad umierającym Lannesem, którego traktował jak przyja­
ciela, a nie jak jednego z podkomendnych, któremu przy­
sługiwał rzadki przywilej krytykowania poczynań cesarza
i mówienia mu w oczy gorzkiej czasami prawdy.
Agonia marszałka trwała dziewięć dni. Pomimo najlepszej
opieki głównego chirurga armii, doktora Larreya, pomimo
amputacji obu nóg, za cenę której usiłowano uratować
gasnące życie, Lannes zmarł 31 maja w Ebersdorf wśród
straszliwych męczarni. Miał zaledwie 41 lat 23.
Zatrzymani w centrum przez Lannesa Austriacy zwrócili
główny wysiłek przeciwko Aspern i Essling. Hillerowi
i Vacquantowi udało się wyprzeć z Aspern, stanowiącego już
kupę dymiących gruzów, tyralierów młodej gwardii, lecz
natychmiastowy kontratak Legranda przywrócił Francu­
zom panowanie nad wsią. Nie opodal powodzenie osiągnął
także Molitor, odrzucając nieprzyjaciela usiłującego prze­
drzeć się wzdłuż rzeki do mostu.

23 W lipcu następnego roku zabalsamowane zwłoki marszałka spoczęły na

honorowym miejscu w Pałacu Inwalidów.


Niepowodzenie pod Aspern arcyksiążę Karol usiłował
powetować pod Essling. Kolumny Rosenberga zasypały
wieś ogniem artyleryjskim i karabinowym, a feldmarsz.
d’Aspre poprowadził na nią atak grenadierów. Austriacy
pięciokrotnie wdzierali się do Essling i tyleż razy byli
stamtąd wypierani. Gen. Boudet ze swymi piechurami
dokonywał cudów odwagi, lecz jego mocno przetrzebiona
dywizja musiałaby w końcu ulec, gdyby nie odsiecz, z jaką
nadszedł gen. Mouton. Napoleon, widząc zaciekłość prze­
ciwnika i wzrastającą siłę jego ataków, powierzył generałowi
fizylierów gwardii. Ich szaleńczy atak na bagnety, okupiony
wielkim stratami i przeprowadzony w chwili, gdy grenadie­
rzy d’Aspre’a zdołali opanować już część Essling, doprowa­
dził do ponownego odzyskania wsi. Jednocześnie nawała
ogniowa z Lobau przeszkodziła Austriakom w obejściu
francuskich pozycji drogą między Essling a Dunajem.
Walka o Essling i odparcie grenadierów d’Aspre’a przy­
niosły przesilenie w trzydziestogodzinnym boju. Obie stro­
ny, mocno wykrwawione, zaległy naprzeciw siebie, niezdol­
ne do przeprowadzenia rozstrzygającego ataku. Francuzi
byli w stanie jedynie rozpaczliwie się bronić, Austriacy
natomiast nie mieli już siły, aby zepchnąć przeciwnika do
rzeki. Ich rezerwy zostały całkowicie zużyte, podczas gdy
Napoleon rozporządzał jeszcze nietkniętymi, choć bardzo
nielicznymi, oddziałami grenadierów i strzelców starej
gwardii.
Arcyksiążę wydał rozkaz do zaprzestania dalszych ata­
ków. Nakazał jedynie prowadzić ostrzał artyleryjski pozycji
francuskich aż do wyczerpania zapasu amunicji. Ogień
armatni miał trwać do wieczora, lecz z każdą chwilą tracił
na sile. Francuzi, pozbawieni niemal całkowicie amunicji,
odpowiadali sporadycznie. Przed zmrokiem stracili jeszcze
setki zabitych. Zdziesiątkowane oddziały zwierały szeregi,
oczekując na sygnał do odwrotu. Nastąpił on jednak dopiero
wtedy, gdy pole bitwy całkowicie pokryły ciemności.
Pod ich osłoną francuskie oddziały wycofywały się na
Lobau. Manewr ten poprzedzony został rekonesansem
Bonapartego, który osobiście wybrał na wyspie miejsca
stacjonowania dla poszczególnych oddziałów.
Przed opuszczeniem pola walki cesarz upewnił się, że
Boudet w Essling i Masséna w Aspern są w stanie po­
wstrzymać ewentualne natarcie wroga, które mogłoby za­
mienić odwrót w bezładną ucieczkę grożącą pogromem.
De Laville wysłany do marszałka miał od niego usłyszeć
zdanie: „Idź oświadczyć Cesarzowi, że trzymać się będę dwie
godziny, sześć, dwadzieścia cztery, jeżeli potrzeba, tak
długo, jak wymagać będzie ocalenie armii”24. Odpowiedź
Massény, z upodobaniem cytowana przez wielu historyków,
brzmiała o wiele mniej patetycznie, za to bardziej po
wojskowemu. W wersji przekazanej przez pokojowca Bona­
partego, Constanta, dzielny wojak miał stwierdzić: „Nie
cofnę się za dnia, ta austriacka hołota zbytnio by się
ucieszyła”25.
Masséna stał się także ważnym uczestnikiem zwołanej
przez Napoleona narady, która odbyła się w pobliżu przed-
mościa z udziałem Davouta, Bessièresa, Berthiera i kilku
innych wyższych rangą dowódców. Wśród zebranych wy­
czuwało się nastrój przygnębienia i niepokoju. Niektórzy
radzili wycofać się natychmiast za Dunaj, rezygnując z wy­
spy Lobau i pozostawiając na łasce Austriaków tysiące
rannych. Bonaparte wskazał na aspekty polityczne i wojs­
kowe, które nakazywały utrzymać wyspę, a następnie wyko­
rzystać ją do przerzucenia armii na drugi brzeg Dunaju.
Wywód cesarza nie wszystkich zdołał przekonać. I wtedy
z pomocą pośpieszył mu Masséna, wołając w uniesieniu:
„Dzielny z ciebie człowiek, najjaśniejszy panie, i godny nam

24T h i e r s , Historia..., t. V, s. 508.


25 L. W. C o n s t a n t , Pamiętniki kamerdynera cesarza Napoleona I,
Warszawa 1972, s. 141.
przewodzić! Nie, nie uciekajmy podle, jakby zwyciężeni. Los
nam nie posłużył, ale my i tak zwycięzcami, kiedy nie­
przyjaciel, co nas był powinien potopić w Dunaju, ziemie
gryzie pod naszymi stanowiskami. Nie traćmy zwycięzców
postawy; przejdźmy tylko za małe ramię Dunaju, a ja wam
przysięgam, że utopię każdego Austriaka, co by się odważył
pójść za nami”26.
Ostatecznie postanowiono przeprowadzić uporządkowa­
ny odwrót na Lobau, a następnie, po naprawieniu mostów,
na prawy brzeg. Wyspa miała zostać ufortyfikowana i służyć
w dalszej części kampanii jako baza i punkt przerzutowy
przed powtórnym forsowaniem rzeki. Odpowiedzialnością
za sprawne przeprowadzenie ewakuacji na Lobau obar­
czony został Massćna. Napoleon, Davout i Berthier zaraz po
naradzie wsiedli do łodzi i popłynęli na drugi brzeg. Cesarz
stanąwszy w Ebersdorfie natychmiast zaczął organizować
dowóz zaopatrzenia na wyspę. Flotylla łodzi i małych
statków, wyładowanych żywnością, medykamentami i amu­
nicją, krążyła pomiędzy prawym brzegiem a Lobau rekom­
pensując z powodzeniem brak stałego połączenia.
Przez całą noc oddziały francuskie, a właściwie to, co
z nich pozostało, przechodziły przez most łączący lewy brzeg
Dunaju z Lobau. Przerzedzone szeregi świetnych jeszcze
przed dwoma dniami oddziałów przedstawiały przygnębia­
jący widok. Setki rannych wlokły się ku zbawczej wyspie
z trudem pokonując rozchwiany pomost, wokół którego
szumiał wzbierający Dunaj. Niektóre dywizje utraciły ponad
połowę swoich stanów, wiele mniejszych oddziałów nadawa­
ło się właściwie do natychmiastowego rozwiązania.
Jako pierwsza przeszła na wyspę gwardia cesarska, nie­
długo po niej zjawili się tam kirasjerzy. Ciężka jazda była
w opłakanym stanie; wielu jeźdźców porzuciło kirysy, które
Massćna kazał jednak pozbierać żołnierzom pozbawionym

26 Tamże, s. 512.
koni, aby jak najmniej trofeów dostało się w ręce wroga.
Po kawalerii wycofały się dawna dywizja Saint-Hilaire’a
i Oudinota, a następnie Legranda i Saint-Cyra. Część lekkiej
jazdy wraz z woltryżerami pozostała w osłonie, wspierając
Boudeta i Molitora. O świcie również i oni, ubezpieczając się
gęstymi tyralierami, opuścili zgliszcza Aspern i Essling,
kierując się ku przedmościu. O dziwo! Austriacy nie od razu
zorientowali się w odwrocie Francuzów. Dopiero około
godziny 6, gdy oddziały francuskiej straży tylnej znikały
wśród drzew zasłaniających przedmoście, uświadomili to
sobie, ale było już za późno na skuteczną kontrakcję.
Nieregularny i niecelny ogień spadł dopiero wówczas, gdy
ostatnie zwarte kolumny znajdowały się już na moście.
Masséna opuścił nieprzyjacielski brzeg jako jeden z ostat­
nich. Wsiadł do łodzi w chwili, gdy towarzyszący mu
żołnierze odcięli liny utrzymujące most, a ten został porwany
przez prąd rzeki. Wśród wzmagającej się kanonady mar­
szałek popłynął ku Lobau, nie kryjąc się wcale przed kulami,
jak gdyby chcąc pokazać Austriakom, że ich triumf jest tylko
chwilowy.
Bitwa była dla Francuzów przegrana. Krwawa rzeź,
w jaką zamieniło się dwudniowe starcie, przyniosła praw­
dziwą hekatombę w postaci ponad 40 000 zabitych i rannych
po obu stronach. Francuzi utracili około 20000 ludzi,
Austriacy natomiast prawie 23 00027.Dla armii francuskiej
oznaczało to utratę jednej trzeciej wprowadzonych do boju
sił, dla austriackiej około jednej czwartej. Olbrzymią, niewy­
mierną stratą była śmierć gen. Saint-Hilaire’a i śmiertelny
postrzał marsz. Lannesa.
Bardziej dotkliwe od strat ludzkich było jednak dla
Napoleona zepchnięcie jego armii do Dunaju, co przekreś-

21 K u k i e ł (Wojny napoleońskie, s. 184). Zbliżone liczby podaje Thiry.

Thiers ocenił straty Francuzów na 15000-16000, Austriaków zaś na


26000-27000 chyba zbyt optymistycznie.
lało szanse na szybkie zakończenie wojny i odwlekało jej
finał nie wiadomo na jak długo. Z politycznego, a być może
i z militarnego punktu widzenia mogło to pociągnąć za sobą
przykre konsekwencje. Przegrana batalia odarła Napoleona
z nimbu niezwyciężoności, jakim dotychczas był otoczony
„bóg wojny”, ukazała niezłomność armii austriackiej, tak
ciężko doświadczonej w pierwszych tygodniach wojny,
mogła wreszcie podsycić stare i rozniecić nowe ogniska
buntu przeciwko francuskiej dominacji w Europie.
W wydanym nazajutrz po bitwie biuletynie Bonaparte
starał się zbagatelizować niepowodzenie, wysławiając wale­
czność swoich wojsk i uzasadniając konieczność cofnięcia się
zaskakującą zmiennością natury. Całkiem tak, jakby groźny
przeciwnik był tylko niewiele znaczącym dodatkiem,
a 20 000 zabitych i rannych żołnierzy stanowiło łatwą do
uzupełnienia stratę, wkalkulowaną w ryzyko wojenne.
Biuletyn niewielu jednak wprowadził w błąd. Fakty
przemawiały mocniej do wyobraźni niż zgrabnie ułożony
tekst. We Francji i Europie wiadomość o bitwie wywołała
wielkie wrażenie. Reakcje w Paryżu były podobne do tych,
jakie zapanowały tam przed dziewięciu laty, kiedy nadeszła
fałszywa wieść o klęsce pod Marengo28. Na dworze cesars­
kim, który zapoznał się z triumfalnymi komunikatami
austriackimi, zapanował stan graniczący z histerią. Siostra
Napoleona, Paulina, wypowiedziała w przerażeniu zdanie
brzmiące niczym requiem dla rodziny Bonapartych: „Co
stanie się z nami, jeśli on zginie? Przecież nas po prostu
pozarzynają!”29 Giełda zareagowała równie dramatycznie
- zanotowano gwałtowny spadek kursów.
We wszystkich zakątkach Europy, wszędzie tam gdzie
trony miejscowych dynastii zajęli uzurpatorzy - członkowie

28 Patrz: Marengo 1800, s. 179.


29 A. Manfred, Napoleon Bonaparte, t. II, Warszawa 1966, s. 639 wg:
L. Hadelin, Histoire de Consulat de l’Empire, t. VIII, s. 49.
rodu Bonapartych - i gdzie modlono się o klęskę cesarza,
zapanował szał radości. Rozeszła się pogłoska, stanowiąca
wyraz najgłębszych pragnień, że Napoleon schronił się
z resztkami armii na wyspie, został zewsząd otoczony i tylko
dni dzielą go od pogromu.
Po kolejnych porażkach Francuzów w Hiszpanii pod
Baylen i w Cintrze porażka pod Aspern i Essling przyjęta
została jako dowód załamania się militarnej potęgi cesarst­
wa. O ile jednak na Półwyspie Pirenejskim przegrywali
generałowie cesarza, o tyle teraz on osobiście dowodził na
polu bitwy, mając u boku najlepszych, najzdolniejszych
marszałków: Lannesa, Davouta i Massenę. Przegrana z ar-
cyksięciem Karolem zadała bolesny cios prestiżowi Napole­
ona, choć on sam nawet przed sobą nie chciał się do tego
przyznać. Duma nie pozwoliła mu także przyznać się do
wstrząsu, jaki przeżył pod wpływem wiadomości z Hisz­
panii, które nadeszły do Ebersdorfu. Pozostawiony za
Pirenejami marsz. Soult, wykorzystując kłopoty Bonapar-
tego nad Dunajem, wpadł na pomysł ogłoszenia się królem
Portugalii. Pochłonięty myślą o koronie i kłótniami z marsz.
Neyem zaskoczony został przez angielski desant pod dowó­
dztwem gen. Wellesleya, który wyparł Francuzów nie tylko
z Portugalii, ale także z Galicji.
Tym wszystkim, którzy myśleli, iż gmach cesarstwa lada
dzień runie, Napoleon udzielił śmiałej, przemawiającej do
wyobraźni odpowiedzi. Jak zawsze w trudnym położeniu,
jego posunięcie było niekonwencjonalne i ryzykowne, ale
jednocześnie zdecydowane i znamionujące siłę. 5 czerwca
żołnierze francuscy wkroczyli do apartamentów papieża
Piusa VII, a następnego dnia wywieźli go z Rzymu. Była to
odpowiedź na potępienie Napoleona przez Ojca Świętego,
którego 17 maja cesarz pozbawił władzy świeckiej i posiad­
łości; te ostatnie przyłączono do Francji. Wystarczy porów­
nać daty, aby uświadomić sobie, co miało oznaczać to
zuchwałe świętokradztwo. Oto pokonany 22 maja Bonapar­
te, zagrożony niemal powszechnym zrywem uciskanej Euro­
py, zdawał się rzucać jej wyzwanie mówiąc: jestem silny
i nieustępliwy jak dawniej, niech nikt nie liczy na moją
słabość. Pohańbienie symbolu, potraktowanie Ojca Święte­
go niczym pierwszego lepszego żołnierza zamkniętego na
odwachu przepełniło jednych przerażeniem, drugich gnie­
wem, wszyscy jednak oprócz brutalnego aktu przemocy
ujrzeli niezłomnego cesarza, dla którego porażka w bitwie
nie oznaczała bynajmniej przegranej wojny.
Porwanie papieża nastąpiło w momencie, gdy armia
francuska odzyskała już swobodę manewru po wycofaniu
się na Lobau. Jej przymusowy pobyt na wyspie, do czasu
przywrócenia połączenia z prawym brzegiem Dunaju, trwał
trzy dni. Między 23 a 25 maja Francuzi byli w praktyce zdani
na łaskę Austriaków, nie mogąc przeciwdziałać jakiemukol­
wiek ich manewrowi. A pod tym względem arcyksiążę Karol
otrzymał od losu bogactwo wyboru. Korzystając z unie­
ruchomienia Francuzów mógł ruszyć w dół rzeki, przejść
Dunaj pod Preszburgiem, pociągnąć na Wiedeń i pokusić się
o rozbicie korpusu Davouta, co przy istniejącym stosunku
sił nie było wykluczone. Przy takim rozstrzygnięciu szala
zwycięstwa w wojnie musiałaby przechylić się na stronę
Austriaków. Na wykonanie tego planu potrzeba było co
najmniej czterech dni - po dwa na przejście do Preszburga
i z powrotem do Wiednia. W tym czasie Napoleon mógł
jednak ewakuować armię z Lobau, połączyć się z Davoutem
i przeciwstawić się arcyksięciu z armią przewyższającą jego
siły. Wówczas nie zwycięstwo, lecz najprawdopodobniej
porażka stałaby się udziałem Austriaków.
Arcyksiążę Karol mógł spróbować przekroczyć Dunaj
również w górnym biegu, między Linzem a Krems. Idąc
w tamtym kierunku i łącząc się z 25-tysięcznym korpusem
Kolowratha miał realne szanse zdobycia przeprawy bronio­
nej przez Sasów Bernadotte’a lub Wirtemberczyków Van-
damme’a i wyjścia na tyły armii francuskiej. Przed arcy-
księciem pojawiłyby się wówczas wspaniałe perspektywy
- na rozbicie kolejno, partiami, sił nieprzyjacielskich roz­
rzuconych między Saint-Polten, Wiedniem i Ebersdorfem,
odcięcie przeciwnikowi wszelkiej komunikacji i zmuszenie
go do przyjęcia walnej bitwy przy fatalnym dla niego
stosunku sił. Osiągnięcie tego wymagało zgrania trzech
elementów: szybkości, zdecydowania w działaniu i zdobycia
przeprawy, co w praktyce oznaczało stoczenie wstępnej
bitwy. I ten plan również odrzucił arcyksiążę Karol. Podob­
nie zresztą jak wszystkie inne. Wódz austriacki zachował się
w sposób wykluczający jakiekolwiek ryzyko wojenne i po­
zwalający czerpać satysfakcję z osiągniętego już sukcesu
-pozostał na miejscu naprzeciw armii francuskiej uwięzionej
na Lobau.
Arcyksiążę był chyba nawet trochę zaskoczony przebie­
giem starcia pod Aspern i Essling - oto pierwszy raz
w konfrontacji z Napoleonem udało mu się utrzymać pole
bitwy - i nie bardzo wierzył, że szczęście może się do niego
uśmiechnąć po raz drugi. Magia „boga wojny” ciągle jeszcze
działała.
Wielu współczesnych oraz późniejszych wojskowych i his­
toryków wojskowości czyniło arcyksięciu Karolowi zarzuty
z powodu owej karygodnej gnuśności, która - ich zdaniem
- przekreśliła szanse Austrii na wygranie wojny. Trzeba
jednak pamiętać o tym, że krytyka opierała się tylko na
znajomości faktu, iż w ciągu trzech dni po bitwie większa
część armii francuskiej tkwiła na Lobau i w niczym nie mogła
przeszkodzić przeciwnikowi. Arcyksiążę takiej wiedzy nie
miał, on mógł jedynie snuć domysły i rozważać różne
warianty. Na jego usprawiedliwienie trzeba dodać także i to,
że straszliwie wykrwawiona armia austriacka utraciła wiele
ze swej zdolności bojowej i aby ją przywrócić, musiało
upłynąć trochę czasu.
Sam arcyksiążę Karol był zresztą w nie lepszej kondycji.
Dwa dni w ogniu, w straszliwym stresie, ze świadomością
ciężaru odpowiedzialności za losy monarchii odebrały mu
ochotę do podejmowania nowych przedsięwzięć. W takiej
sytuacji każdy pretekst był dobry, żeby pozostać na miejscu.
Arcyksiążę szybko „wypracował” uzasadnienie swej decyzji.
Pozostać pod Aspern i Essling oznaczało zyskać na czasie,
gdyż każdy dzień miał odtąd działać na niekorzyść Napoleo­
na, oddalonego od zaplecza, zalewanego morzem nienawi­
ści. Wdawanie się zaś w nowe awantury wojenne i ryzykow­
ne bitwy stanowiłoby zerwanie z dotychczasową taktyką,
która okazała się skuteczna. W takiej sytuacji, w jakiej
znalazł się arcyksiążę Karol, większość dziewiętnastowiecz­
nych wodzów postąpiłaby zapewne podobnie. Wśród tych,
którzy wybraliby inne rozwiązanie, znalazłby się na pewno
Napoleon Bonaparte.
Zdając sobie sprawę z tych uwarunkowań i niebezpie­
czeństw cesarz z wielką energią przystąpił do zapewnie­
nia sobie swobody manewru poprzez przywrócenie komuni­
kacji z prawym brzegiem Dunaju, co nastąpiło - jak już
wspomniano - 25 maja. Przez dwa poprzednie dni utrzymy­
wano ją dzięki flotylli łodzi i statków. Już 24 maja prze­
wieziono piechotę gwardii. Gdy dzień później poprzez
dwie większe odnogi Dunaju przerzucono wreszcie wielki
most (właściwie: po raz kolejny naprawiono go) i pierw­
sze oddziały zaczęły w porządku opuszczać wyspę, Napo­
leon odetchnął z ulgą. Moment krytyczny minął. Co prawda
Bonaparte, znając nieprzyjaciela, jego dotychczasową
niechęć do ryzykownych przedsięwzięć, do improwizacji,
nie liczył się poważnie z podjęciem przez Austriaków
próby sforsowania Dunaju powyżej lub poniżej Wiednia.
Jednak do czasu, gdy choćby teoretycznie taka ewentual­
ność wchodziła w rachubę, nie zaniedbał niczego, aby jej
przeciwdziałać. Dlatego każda jednostka lądująca na pra­
wym brzegu rzeki przechodziła natychmiast pod rozkazy
Davouta, który miał odeprzeć ewentualny atak od strony
Preszburga.
Napoleon pod Frydlandem

Napoleon, Aleksander I,
Fryderyk Wilhelm III
i królowa Luiza w Tylży
General Jean Andoche Junot Karol IV, król Hiszpanii

F. B Schill
Zjazd w Erfurcie. Napoleon przyjmuje austriackiego posła barona
Vincenta

Napoleon i papież Pius VII


Marszałek Marszałek
Jean Baptiste Bernadotte Louis Nicolas Davout

Generał
Etienne Alexandre Macdonald
Bombardowanie Raab

Napoleon ranny pod Ratyzboną


Bitwa pod Aspern

Napoleon na wyspie Lobau


Cesarz w otoczeniu sztabu pod Wagram

Lekkokonni polscy pod Wagram


Śmierć Cypriana Godebskiego pod Raszynem

Książę Clement Metternich Arcyksiązę Ferdynand d'Este


27 maja, gdy już wszystkie oddziały wyznaczone do
opuszczenia wyspy znalazły się pod dowództwem Davouta,
stało się jasne, iż niebezpieczeństwo nadejścia wojsk arcy­
księcia Karola ze wschodu już nie zagraża. Mimo to
Bonaparte rozkazał Lasalle’owi i Marulazowi przesunąć 10
pułków lekkiej jazdy ku Haimburgowi z zadaniem osłony
przed napływem od strony Preszburga oddziałów powstań­
ców węgierskich.
Montbrun wyruszył pod Odenburg, na południowy za­
chód od jeziora Neusiedler, w celu kontrolowania skrzyżo­
wania drogi z Węgier z drogą z Włoch, na której niebawem
powinna się pokazać czołówka wojsk arcyksięcia Jana, a za
nimi armia księcia Eugeniusza. Pierwszy miał z nią nawiązać
kontakt gen. Lauriston, stojący w Bruck, niedaleko Leoben,
z jazdą gen. La Bruyére’a i Badeńczykami.
Marsz. Davout skoncentrował w Ebersdorf dywizje gene­
rałów Oudinota, Frianta, Gudina, Demonta oraz gwardię
w łącznej sile około 55 000 ludzi. Następnie z dywizją
Gudina przesunął się pod Preszburg, brany ciągle pod uwagę
jako punkt przeprawy Austriaków.
Pod Wiedeń postanowił Napoleon ściągnąć 18-tysięczny
korpus marsz. Bernadotte’a, stojący dotychczas w Linzu.
Na miejsce jego Sasów i dywizji gen. Dupasa weszła tam
bawarska dywizja marsz. Lefebvre’a, odwołanego z Tyrolu,
w którym sytuacja zdawała się być opanowana.
Korpus marsz. Massény pozostał w całości na Lobau,
nazwanej wyspą Napoleona, prowadząc zakrojone na wiel­
ką skalę prace fortyfikacyjne. Biorąc pod uwagę wszelkie
uwarunkowania: konieczność uzupełnienia dotkliwych
strat w ludziach, odbudowania zapasów amunicji i żywno­
ści, wreszcie termin, w jakim należało się spodziewać
ostatecznego opadnięcia wód Dunaju, cesarz obliczył, iż
powtórne sforsowanie rzeki i stoczenie walnej bitwy nie
będzie możliwe przed upływem miesiąca. Do tego czasu
chciał skoncentrować pod Wiedniem wszystkie siły znaj­
dujące się na głównym teatrze działań lub ku niemu
zmierzające, nie dopuścić do połączenia wojsk arcyksięcia
Jana z bratem i stworzyć z Lobau potężną twierdzę-skład-
nicę materiałów wojennych. Szczególnie urzeczywistnienie
tego ostatniego zamierzenia było niezbędne do wykonania
śmiałego planu, którego główne założenia wykrystalizowały
się w głowie Napoleona już w ostatnich dniach maja.
Po opuszczeniu wyspy przez większość znajdujących się
tam oddziałów pojawiła się na niej niebawem druga armia
- robotników różnych specjalności. Najliczniejszą grupę
stanowili cieśle. Robotników przywieziono głównie z Wied­
nia - tych opłacono papierowymi pieniędzmi zarekwirowa­
nymi w kasach miejskich - ale pewna ich liczba przybyła aż
z Francji. Do Ebersdorfu zaczęły docierać konwoje wozów
z budulcem, amunicją i wszelkim innym zaopatrzeniem.
Rozmach i energia, z jakimi przystąpiono do prac for­
tyfikacyjnych i budowlanych, były imponujące.
Nie chcąc powtórzyć błędu popełnionego podczas pierw­
szej przeprawy, gdy nagły przybór wód Dunaju o mało co nie
doprowadził do zagłady armii, Napoleon tym razem niczego
nie pozostawił dziełu przypadku i zmienności natury.
Oprócz mostu na statkach, który w czerwcu zerwał się
jeszcze dwa czy trzy razy, nakazał zbudować most na palach.
Zważywszy na szerokość obu odnóg Dunaju, wartki prąd
oraz ciągłe przeciwdziałanie ze strony nieprzyjaciela było
to przedsięwzięcie inżynieryjne o najwyższym stopniu
trudności.
Żołnierze z jednostek inżynieryjnych i saperskich, wspie­
rani przez setki cieśli, zabrali się z zapałem do dzieła. Część
obrobionych już bali dostarczano transportem konnym,
część spławiano Dunajem z Wiednia, skąd sprowadzono
także potężne kafary do wbijania pali w dno rzeki. Ich linia
przebiegała około 35 metrów od mostu na statkach. Po
trzech tygodniach pracy zdołano postawić już 60 rzędów pali
wystających wysoko ponad najwyższy z zanotowanych
poziomów wody i pokryto je mocnym pomostem, po którym
swobodnie mogły się poruszać zwarte oddziały jazdy i ar­
tyleria.
Mimo że most na palach dawał osłonę mostowi łyż-
wowemu, Bonaparte postanowił zabezpieczyć obie kon­
strukcje przed branderami. Okazało się, iż nie jest to łatwe
do wykonania. Najpierw usiłowano rozpiąć pomiędzy Lo­
bau a prawym brzegiem potężny żelazny łańcuch prze­
chowywany w wiedeńskim arsenale jako trofeum zdobyte na
Turkach w 1683 r. Łańcuch spełniłby zapewne swe zadanie
- potężnej zapory, lecz posiadane przez Francuzów środki
techniczne były zbyt ubogie, aby rozwiesić go nad rzeką. Nie
zrażając się pierwszym niepowodzeniem Napoleon nakazał
postawienie grobli z gęsto wbitych pali. Jednakże i to nie
przyniosło oczekiwanych wyników. Grobla nie zatrzymywa­
ła wszystkich przedmiotów niesionych przez szybki prąd
Dunaju. Uczynili to natomiast marynarze, którzy, pływając
w kilkuosobowych łodziach, podjęli stałe patrole powyżej
grobli i bosakami chwytali, po czym odholowywali wszyst­
ko, co płynęło rzeką wzdłuż prawego brzegu. I dopiero to
rozwiązanie okazało się skuteczne. Połączenie wyspy ze
stałym lądem nabrało cech trwałości.
W systemie zabezpieczeń Napoleon posunął się jeszcze
dalej. Zakładając przegranie bitwy i bezładny odwrót na
Lobau, połączony z atakiem nieprzyjaciela na wyspę, na­
kazał osłonić oba mosty potężnymi szańcami, spoza których
kilka batalionów piechoty byłoby w stanie prowadzić
skuteczną obronę i dać czas rozbitej armii na spokojne
wycofanie się.
Równolegle z budową mostu i szańców przedmostowych
postępowały prace ziemne na wyspie. Ukształtowanie terenu
było - jak już wiemy - zróżnicowane. Wiele miejsc podczas
przyboru było zalewanych, wyschnięte łachy i kanały pod­
czas powodzi zamieniały się błyskawicznie w prawdziwe
rzeki. Francuzi przekonali się o tym podczas wylewów
Dunaju między 21 a 23 maja. Aby zaradzić podobnym
niespodziankom w przyszłości, w niżej położonych miejs­
cach usypano groble, przez kanały przerzucono mostki na
kobylicach. Gwarantowało to utrzymanie komunikacji na
wyspie niezależnie od poziomu wody.
Bliżej prawego brzegu, w miejscu gdzie żadną miarą nie mógł
dosięgnąć ogień armatni wroga, wzniesiono magazyn prochu.
Wypełniły go szybko zapasy dostarczone z wiedeńskiego
arsenału. W pobliżu stanęły magazyny żywnościowe, w któ­
rych zgromadzono olbrzymie ilości sucharów, wina, mięsa.
Z Węgier sprowadzono kilka tysięcy wołów i mąkę do wypieku
chleba w piecach zbudowanych na Lobau. Trunki pochodziły
głównie z klasztorów wiedeńskich i z pałacowych piwnic.
Wyspa w błyskawicznym tempie przeobrażała się w potęż­
ną, doskonale zaopatrzoną twierdzę, godną Bonapartego,
który rozkazał oświetlić za pomocą latarni zawieszonych na
słupach wszystkie drogi przecinające Lobau.
Wszystkie te przedsięwzięcia podporządkowano główne­
mu celowi - sprawnemu, błyskawicznemu sforsowaniu Duna­
ju w wybranym czasie, przy użyciu jak największych sił
w pierwszym rzucie, a następnie przerzuceniu i rozwinięciu na
drugim brzegu reszty armii, zanim przeciwnik zdobędzie się
na kontrakcję. Napoleon wiedział, że uderzenie między
Aspern a Essling wyklucza uzyskanie zaskoczenia i realizację
tej ambitnej koncepcji. Dlatego postanowił przebyć Dunaj
w innym miejscu, utrzymując jednocześnie pozory przygoto­
wania przeprawy tam, gdzie spodziewał się jej nieprzyjaciel
- właśnie na wysokości obu wymienionych wsi. Naprzeciw
Aspern i Essling nadal więc przygotowywano się do desantu.
Austriacy obserwujący pilnie z drugiego brzegu Francuzów
ani przez moment nie pomyśleli, że może chodzić o mistyfika­
cję, podobną trochę do tej, na jaką dali się nabrać przed
dziewięciu laty, gdy Bonaparte tworzył Armię Rezerwową 30.

30 Patrz '.Marengo 1800, rozdział „Przygotowania do wojny”


Rzeczywisty punkt przeprawy został przez Napoleona
wybrany w innym miejscu, na prawym skraju Lobau,
poniżej Enzersdorfu, najbardziej na lewo wysuniętego umo­
cnionego punktu w austriackim systemie obronnym. Dalej
rozciągała się gładka płaszczyzna, dająca możliwość szyb­
kiego rozwinięcia olbrzymiej armii. I właśnie naprzeciwko
tej płaszczyzny zgromadzono większość materiałów nie­
zbędnych do przerzucenia mostów na lewy brzeg. Natura
dodatkowo sprzyjała zamysłom cesarza Francuzów, roz­
rzucając na odnodze rzeki kilka maleńkich wysepek, które
połączono stałymi mostami z Lobau i wyposażono w silne
baterie złożone z armat o największych kalibrach. Łącznie
na owych wysepkach znalazło się 110 dział dwudziesto-
czterofuntowych, moździerzy i granatników. Brak jakiego­
kolwiek przeciwdziałania ze strony przeciwnika pozwolił
silnie ufortyfikować wysepki i zabezpieczyć baterie wałami
ziemnymi. Donośność i kaliber dział pozwalały zasypać
ogniem nie tylko Enzersdorf, ale także Aspern i Essling oraz
udzielić pełnej osłony lądującym na lewym brzegu od­
działom. Zmasowany, kartaczowy ogień ze stu luf jedno­
cześnie był dostatecznym gwarantem tego, że nieprzyjacielo­
wi nie powiedzie się ewentualny kontratak i zepchnięcie
Francuzów do rzeki.
Bonaparte po tragicznych doświadczeniach pierwszej
przeprawy poszukiwał wciąż nowych rozwiązań, aby zagwa­
rantować bezpieczeństwo swoim wojskom podczas powtór­
nego forsowania Dunaju. Doceniając rolę czynnika czasu
zamierzał przerzucić na lewy brzeg w ciągu kilku minut
kilkanaście tysięcy ludzi z zadaniem zwinięcia nieprzyjaciel­
skich czat. Dwie godziny później powinien tam mieć już
około 50 000 żołnierzy zdolnych do odparcia każdego ataku,
a w ciągu następnych dwóch-trzech godzin przeprawić
z Lobau co najmniej trzykrotnie większe siły, w tym całą
artylerię i jazdę. Był to zamysł niezwykły, zdumiewający,
jeśli przyjąć ówczesne możliwości techniczne.
Skala operacji wykluczała stosowane dotychczas roz­
wiązanie, polegające na tym, że kilkudziesięciu bądź kilkuset
żołnierzy przepływało w łodziach na drugi brzeg, spędzało
nieprzyjacielskie czaty i za pomocą lin osadzało konstrukcję
mostu. Dopiero po jakimś czasie mogły po nim przedostać
się na drugą stronę kolejne oddziały. Zwykłe, niewielkie
łodzie Napoleon nakazał zastąpić olbrzymimi promami
mogącymi zabrać jednorazowo do 300 żołnierzy. Każdemu
z korpusów przydzielono po pięć takich promów. Były one
poruszane za pomocą kilku wioseł odpowiedniej wielkości.
Dodatkowo wyposażono je w drewnianą, ruchomą ścianę
ustawioną od strony nieprzyjaciela, która podczas żeglugi
spełniała funkcję tarczy, a po zetknięciu z brzegiem zamie­
niała się w pomost ułatwiający zejście na ląd.
Można było założyć z absolutną niemal pewnością, że
armada promów wioząca na swych pokładach po 1500
żołnierzy z każdego korpusu w każdym miejscu, gdzie
nastąpi lądowanie, nie zastanie sił wroga na tyle licznych,
aby mogły się przeciwstawić potężnemu desantowi. A skoro
tak, to krążąc po odnodze Dunaju promy byłyby w stanie
szybko przewieźć kolejne oddziały do osłony operacji prze­
rzucania mostów.
W normalnych warunkach zbudowanie mostu (mostów)
wymagało co najmniej kilkunastu godzin. W tym wypadku
wielotygodniowe przygotowania sprawiły, że złożenie wszy­
stkich elementów pozwalających na połączenie wyspy z le­
wym brzegiem zająć miało nie więcej niż dwie godziny.
Napoleon zarządził zbudowanie, a właściwie przygotowa­
nie elementów do czterech mostów. Dwa z nich miały być
przerzucone na łyżwach, jeden na pontonach, a jeden,
przeznaczony tylko dla jazdy i artylerii, na dużych tratwach.
Dzięki temu, że trzy mosty przewidziano dla piechoty,
korpusy Massćny, Davouta i Oudinota miały przedostać się
na drugi brzeg niemal jednocześnie, przy czym ich prze­
prawa nie trwałaby dłużej niż dwie godziny.
Cesarzowi jednak to nie wystarczało. Chcąc, aby jedno­
cześnie z desantem stanęła na nieprzyjacielskim brzegu
zwarta kolumna piechoty, wymyślił oryginalną konstrukcję
mostu, której wykonanie powierzył uzdolnionemu inżynie­
rowi, kpt. Dessalesowi. Nowość polegała na tym, że pomys­
łodawca zrezygnował z łączenia kolejnych elementów na
rzece, a postanowił przerzucić przez nią gotowy już pomost
ułożony na uprzednio połączonych statkach. Przytwier­
dzony jednym końcem do Lobau most w odpowiednim
momencie miał zostać zepchnięty na wodę i dzięki prądowi
rzecznemu osiągnąć drugim końcem przeciwległy brzeg. Po
przywiązaniu linami do drzew i obciążeniu kotwicami
konstrukcja w ciągu zaledwie kilku minut byłaby gotowa do
przeprawy. Aby zataić budowę mostu przed austriackimi
obserwatorami, Dessales przeniósł ją z nabrzeża do kanału
ukrytego wśród szpaleru drzew i krzaków. Ponieważ kanał
załamywał się w kilku miejscach, także most dostosowano
do jego kształtu, dodając kilka dodatkowych „kolan”.
W końcu czerwca wyspa Lobau upodobniła się do
wielkich, tętniących życiem dzielnic portowych Brestu,
Tulonu, Marsylii czy Antwerpii. Tysiące robotników pra­
cowały przy budowie tratew, statków i pontonów. Stukot
siekier i świst pił nie ustawały przez całą dobę. Nad
bezpieczeństwem robót czuwali sprowadzeni z Francji majt­
kowie gwardii, którzy w szalupach uzbrojonych w granat­
niki bezustannie krążyli wokół wyspy, aby odeprzeć ewen­
tualny atak nieprzyjaciela. Dowodził nimi kpt. Baste, wsła­
wiony tym, że jako jedyny oficer uczestniczący w tragicznej
kapitulacji gen. Duponta pod Baylen otrzymał następnie
awans.
Postępowi prac na „wyspie Napoleona” towarzyszył
systematyczny napływ uzupełnień, wchłanianych głównie
przez korpusy Massény i Oudinota, najbardziej wykrwa­
wione podczas dotychczasowych walk. Ośrodki szkolenia
rekrutów, rozmieszczone we Francji, dostarczyć mogły
piechocie od 20 000 do 25 000 ludzi, ośrodki włoskie nato­
miast od 6000 do 8000. Kawalerię zasiliło kilka tysięcy
nowozaciężnych, lecz w związku z niższymi stratami tej
formacji było to znaczne wzmocnienie. Prawdziwym prob­
lemem stał się brak koni, ponieważ pod Aspern i Essling
wiele ich zginęło. Cesarz polecił stworzyć dwa ośrodki
pozyskiwania rumaków: w Bawarii, gdzie zaczęto groma­
dzić konie niemieckie dla ciężkiej jazdy, i na Węgrzech, które
miały dostarczyć koni dla lekkiej jazdy.
Z pola widzenia cesarza nie zniknęła jego ukochana broń
- artyleria. Bezpośrednią przyczyną dokonania zmian or­
ganizacyjnych w tej formacji stał się przebieg ostatniego
starcia z Austriakami, których artyleria wyraźnie górowała
nad francuską. Aby ją wzmocnić, Bonaparte postanowił
zwiększyć siłę ognia pułków piechoty poprzez dodanie im
łącznie 200 armat, w stosunku czterech dział o kalibrze
4 funtów na pułk. Ponadto artyleria gwardii, licząca dotych­
czas 60 armat, miała zostać powiększona do 84 luf. Doboro­
wy oddział artylerzystów do obsługi dodatkowych dział
przybył z ośrodka w Strasburgu i z Włoch. Ambitne plany
miały podnieść ogólną liczbę armat armii napoleońskiej na
naddunajskim teatrze wojny do 700. Oznaczało to, że na
każdy tysiąc żołnierzy przypadną cztery armaty, a więc siła
potężna, nie znana dotąd żadnej innej armii. Niedaleka
praktyka miała jednak pokazać, iż rozdzielenie dział na
poszczególne jednostki nie było najszczęśliwszym pomys­
łem. Brak w pełni wyszkolonych kanonierów spowodował,
że obsługą zajęli się niedoświadczeni w artyleryjskim fachu
żołnierze, co, łącznie z rozśrodkowaniem, doprowadziło do
obniżenia siły i skuteczności ognia artylerii francuskiej.
Liczące niemal 40000 ludzi posiłki z naddatkiem zrów­
noważyły poniesione straty, lecz wartość bojowa przybyłych
oddziałów była o wiele niższa niż jednostek walczących
w pierwszej fazie kampanii. Do najlepszych jakościowo
należały dwa pułki młodej gwardii przybyłe z Augsburga,
gdzie stacjonowały jako rezerwa przeznaczona do użycia
przeciwko powstańcom w Tyrolu i Szwabii. Ich miejsce zajął
oddział sformowany w Strasburgu. Obie gwardyjskie jedno­
stki miały w swoim składzie najlepiej wyszkolonych re­
krutów z batalionów grenadierów i strzelców, a nie - jak to
było dotąd praktykowane - wyborowe kompanie. W Augs­
burgu formował się także na nowo 65 pułk liniowy wsławio­
ny obroną Ratyzbony.
We Włoszech w fazie reorganizacji był inny rozbity niemal
doszczętnie pułk (35), zaskoczony przez Austriaków pod
Pordenone. Przyprowadzenie posiłków z Włoch sprawiało
jednak duże trudności. Jedną z kolumn idących przez
zbuntowany Tyrol przejęli powstańcy. Pragnąc zapobiec na
przyszłość podobnym sytuacjom Napoleon nakazał for­
mować silniejsze kolumny, liczące powyżej 2000 ludzi,
i wyznaczył im trasę biegnącą drogą karyntyjską. Organiza­
cją posiłków wychodących z północnych Włoch zajął się gen.
Lemarois, wysłany specjalnie w tej misji do Osopo.
Drogą wiodącą przez Karyntię szedł również książę
Eugeniusz w ślad za arcyksięciem Janem. Gen. Macdonald
maszerował natomiast przez Karniolę za gen. Giulayem. Po
bitwie pod Aspern i Essling szybkie połączenie wicekróla
Włoch z Napoleonem miało wielkie znaczenie nie tylko
z wojskowego punktu widzenia. Wydatne wzmocnienie
armii operującej na głównym teatrze wojny szło bowiem
w parze z efektem moralnym i psychologicznym, jakże
ważnym dla Francuzów, którym w większości towarzyszyło
ciągle poczucie przegranej.
16 maja książę Eugeniusz osiągnął wejście w wąwozy Alp
Karniolskich, którego strzegła twierdza Malborghetto. Jej
usytuowanie wykluczało przeprowadzenie artylerii. Uspo­
kojony tym arcyksiążę Jan, stojący po drugiej stronie gór
pod Tarvis, dał odpocząć zdrożonym żołnierzom. Mając
silną artylerię nie obawiał się tym razem starcia z nie­
przyjacielem dysponującym jedynie piechotą i jazdą. Spot­
kała go jednak przykra niespodzianka.
Po zdobyciu wsi Malborghetto Francuzom udało się
wynaleźć stanowiska dla kilkunastu dział, skąd można było
skutecznie ostrzeliwać twierdzę. Po solidnym przygotowa­
niu artyleryjskim piechota rzuciła się do szturmu. Na nic
zdały się fortyfikacje i męstwo austriackiej załogi. Szaleńcza
odwaga i zaciekłość atakujących, których wspierał ciągły
ogień kartaczowy, szybko wzięły górę. 17 maja przed
południem, za cenę kilkuset zabitych i rannych, twierdza
została opanowana. Większość załogi padła wykłuta bag­
netami, pozostali przy życiu obrońcy dostali się do niewoli.
Droga dla artylerii stanęła otworem.
leszcze tego samego dnia odegrała ona decydującą rolę
w starciu, do jakiego doszło pod Tarvis. Austriacy, za­
skoczeni gęstym ogniem kartaczowym artylerii, która we­
dług ich oczekiwań nie powinna uczestniczyć w bitwie,
zmieszani czołowym atakiem na bagnety, nie utrzymali
zajmowanych pozycji i rzucili się do ucieczki. Armia arcy­
księcia, i tak już słaba liczebnie, straciła następne 3000 ludzi
i 15 armat. Po bitwie pod Tarvis jedyna droga jej odwrotu
mogła prowadzić już tylko na Węgry.
Po dojściu do Grazu arcyksiążę Jan dysponował zaledwie
15000 żołnierzy (drugie tyle utracił podczas kilkutygod­
niowych walk), lecz ciągle nie rezygnował z zamiaru ode­
grania znaczącej roli w wojnie. Swe kalkulacje opierał na
planach połączenia się z korpusami generałów Chastelera
i Jellachicha, którzy otrzymali rozkaz przebijania się
do Grazu z Tyrolu, oraz z oddziałami Giulaya, Landwehrą,
powstańcami węgierskimi i kroackimi. Arcyksiążę sądził,
że uda mu się zebrać 50000 do 60000 ludzi. Z takimi si­
łami mógłby rzeczywiście wiele dokonać. Rachuby te, jak
wiele poprzednich, jednak zawiodły. Zabrakło w nich bo­
wiem miejsca na przypadek, przeciwności wojny i przeciw­
działanie przeciwnika. Wszystkie trzy okoliczności szybko
i fatalnie dla Austriaków zweryfikowały kalkulacje arcy­
księcia.
Książę Eugeniusz, idący ku Wiedniowi głównym traktem
przez Karyntię i Styrię, rozciągnął swe oddziały aż po
Leoben, nim przedarły się tamtędy nieprzyjacielskie wojska
maszerujące z Tyrolu. Jellachich z 9000 ludzi, klucząc
w górskich wąwozach, znalazł się 25 maja w okolicy Leoben,
usiłując przedrzeć się ku Grazowi. Francuskie podjazdy
szybko ustaliły jego położenie i siłę. Jellachich, nie mogąc
uniknąć starcia, zajął silną pozycję na wzgórzach
Saint-Michel koło Leoben, licząc, że to miejsce, idealnie
nadające się do stoczenia bitwy obronnej, zrekompensuje
mu przewagę liczebną wroga. Francuzów nie odstraszyła
jednak ani płynąca u podnóża Saint-Michel rzeka, ani
trudna do zdobycia pozycja na zboczach, z których przeciw­
nik mógł prowadzić skuteczny ostrzał armatni i karabinowy.
Podczas trzygodzinnej bitwy Jellachich miał około 2000
poległych i 4000 rannych. Zaledwie niecałe 3000 ludzi udało
mu się ostatecznie doprowadzić do Grazu.
Pogrom wojsk gen. Jellachicha uświadomił arcyksięciu
Janowi, na jak kruchych podstawach oparte były jego
kalkulacje. Doszedł też do wniosku, że podobny los może
spotkać gen. Chastelera, który również musiał się przebijać
przez francuskie linie, a prowadził ze sobą mniej wojska, bo
jedynie około 5000 żołnierzy. Porzucając zatem zamiar
przeciwdziałania połączeniu księcia Eugeniusza z Napoleo­
nem, arcyksiążę pozostawił załogę w twierdzy Graz i pociąg­
nął nad rzekę Raab.
Nazajutrz po rozbiciu Jellachicha Armia Włoska nawią­
zała kontakt z Armią Niemiec, wzmacniając ją o 30 000
ludzi. Cztery dni później jej siły wzrosły o dalsze 15 000
żołnierzy, których przyprowadził Macdonald. Generał przy-
konwojował również około 7000 jeńców. W większości byli
to obrońcy warownego obozu w Leybach, którzy poddali się
Francuzom bez walki.
Poza koncentrującym się pod Wiedniem zgrupowaniem
wojsk francuskich pozostawała już tylko maleńka Armia
Dalmacka gen. Marmonta, licząca około 10000 ludzi, oraz
niewielkie oddziały Bawarów i Wirtemberczyków.
Połączeniu się z wicekrólem Włoch Bonaparte nadał
wielki propagandowy rozgłos. W wydanym z tej okazji
rozkazie dziennym znalazły się pochwały i hołdy pod
adresem księcia Eugeniusza i jego żołnierzy, a korzyści
uzyskane w wyniku działań Armii Włoskiej urosły do
przesadnych rozmiarów. Nie zorientowany w przebiegu
wypadków czytelnik cesarskiego komunikatu mógł dojść do
przekonania, że pasierb Bonapartego zwycięskim rajdem
znad Adygi rozstrzygnął losy wojny.
Treść rozkazu i towarzysząca mu forma pomogły Napole­
onowi w uzyskaniu trzech celów: zmyciu z wicekróla i jego
armii hańby pierwszych niepowodzeń, wzbudzeniu zapału
wśród własnych wojsk, przekonaniu wroga i całej nieprzy­
chylnej Europy o tym, że cesarz Francuzów ma w swoim
ręku wszystkie atuty decydujące o wyniku wojny.
Rzeczywiście, w pierwszych dniach czerwca Napoleonowi
mogło już towarzyszyć takie przeświadczenie. Najgłębszy
kryzys po odcięciu części armii na Lobau minął bez żadnych
negatywnych konsekwencji. Pod Wiedniem cesarz zdołał
skoncentrować już około 140 000 żołnierzy i ich liczba miała
jeszcze wzrosnąć. Główna armia nieprzyjacielska stała nato­
miast ciągle na dawnych pozycjach nie otrzymawszy znaczą­
cego wzmocnienia.
Udana realizacja głównego celu - sforsowania Dunaju
i zwycięstwa w walnej bitwie - zależała w tym momencie od
spełnienia dwóch warunków: skoncentrowania wszystkich
sił do akcji przeprawowej i niedopuszczenia do połączenia sił
arcyksiążąt. To drugie zadanie Napoleon powierzył księciu
Eugeniuszowi: „Masz teraz przed sobą rozmaite cele - pisał
do niego cesarz - a najprzód: dokończyć pogoni na arcy­
księciem Janem, żeby po prawym brzegu Dunaju i od
węgierskiej granicy nie pozostał ani jeden oddział austriacki,
niepokoić nas zdolny, kiedy koło Wiednia zatrudnieni
będziemy; drugim celem może być przyprzeć tego księcia do
Dunajü i zmusić go, żeby przeprawił się za tę rzekę
w Komarnie raczej jak w Preszburgu, żeby łuk przez niego
opisany stał się o ile możności największym, a mniejsze
zawsze niżeli tobie zostawały mu widoki uczestnictwa
w przyszłej batalii; trzecim celem jest odciąć arcyksięcia Jana
od Giulaya, Chastelera i wszystkich coby wojsko jego
pomnożyć mogli, gdy ty, przeciwnie, połączysz się z Mac-
donaldem i Marmontem; czwartym nareszcie celem jest
zajęcie rzeki Raab, która wpadając do Dunaju pod Komar-
nem stanowi zaporę, którą zasłonić się można przeciwko
Węgrom; dlatego zdobyć trzeba twierdzę Raab, która
panuje nad ujściem tej rzeki, i cytadelę w Grazu, która znów
nad jej źródłem króluje, a tym sposobem kilka oddziałów
postawionych na tej linii bronić jej będzie mogło, gdy
tymczasem Armia Włoska, pochód swój ukrywszy, przyj­
dzie pod Wiedeń i stanowić będzie jedno skrzydło wielkiej
armii”31.
Wykonanie instrukcji ojczyma książę Eugeniusz poprze­
dził zarządzeniem kilkudniowego odpoczynku, na jaki za­
służyła sobie jego armia znużona kilkutygodniowymi mar­
szami i bitwami. Oddziały rozłożyły się głównie w Neustadt
i Odenburgu. Następnie, po zebraniu wojsk generałów
Lauristona, Colberta i Montbruna (łącznie około 4000jazdy
i 3000 piechoty), wicekról ruszył w ślad za arcyksięciem
Janem. Książę Eugeniusz usiłował tak manewrować, aby
Austriacy znaleźli się pomiędzy jego armią a wojskami
marsz. Davouta stojącymi pod Preszburgiem. Dowiedziaw­
szy się, że arcyksiążę z głównymi siłami jest w Könnend nad
Rabą, książę Eugeniusz pomaszerował w tamtym kierunku,
nakazując ten sam manewr gen. Macdonaldowi oblegające­
mu wciąż cytadelę w Grazu. Generał stracił kilka dni na
bezskuteczne oblężenie fortecy, która mogła zostać zdobyta

31 Thiers, Historia..., t. V, s. 539.


jedynie przy użyciu ciężkiej artylerii, a takiej Francuzi nie
mieli. Po zablokowaniu cytadeli ośmioma batalionami pie­
choty i dwoma pułkami jazdy pod dowództwem gen.
Broussiera, gen. Macdonald z resztą oddziałów: dywizją
gen. Lamarque’a, dragonami gen. Pully’ego, dwoma bata­
lionami z dywizji gen. Broussiera oraz większością artylerii,
pociągnął na Könnend.
9 czerwca doszło pod Körmend do spotkania księcia
Eugeniusza z Macdonaldem i wówczas okazało się, że
arcyksiążę Jan opuścił już okolice tej miejscowości i zgodnie
z rozkazem naczelnego wodza ruszył ku Dunajowi. Arcy­
książę Karol mżonki brata o rozbiciu Armii Włoskiej
i korpusu Marmonta, a wreszcie o skutecznym zaatakowa­
niu prawego skrzydła głównych sił Napoleona wolał zamie­
nić na realną korzyść wynikającą z połączenia obu austriac­
kich armii za Dunajem. Dałoby to austriackiemu naczel­
nemu wodzowi około 20 000 dodatkowych żołnierzy, a nie­
pokój na prawym skrzydle przeciwnika z równie dobrym
skutkiem co arcyksiążę Jan mogli czynić powstańcy węgier­
scy i kroaccy.
Ponaglony stanowczym rozkazem arcyksiążę Jan szybkim
marszem wzdłuż Raab (Raba) doszedł do miasta o tej samej
nazwie (Györ), leżącego w pobliżu ujścia rzeki do Dunaju
pomiędzy Preszburgiem a Komarnem. Tam połączył się
z arcyksięciem Palatynem, który przywiódł siły węgierskiego
powstania. Węgrzy, nie paląc się zbytnio do umierania za
monarchię habsburską, dostarczyli niewiele ponad 20000
ludzi, w tym około 13 000 słabo wyszkolonej piechoty i 8000
szlacheckiej jazdy. Szlachta wyszła w pole raczej z wyracho­
wania niż z miłości do rządu wiedeńskiego, licząc na
specjalne potraktowanie po zwycięskiej wojnie i zmniej­
szenie obciążeń podatkowych. Jednocześnie do wielu Węg­
rów trafiły odezwy Napoleona, w których cesarz za neutral­
ność w toczącej się wojnie obiecywał uwolnienie od wszel­
kich ciężarów ponoszonych na rzecz Wiednia.
Miasto Raab otaczały stare, zaniedbane mury, do których
przylegał oszańcowany obóz. Wykorzystując te umocnienia
obaj arcyksiążęta zdecydowali się stoczyć bitwę z nad­
chodzącym wicekrólem. Ich samopoczucie polepszyłoby się,
gdyby wiedzieli, iż książę Eugeniusz popełnił błąd taktyczny,
znów rozdzielając swoje siły. Obawiając się o los pozo­
stawionego w Grazu Broussiera i o Marmonta, książę
nakazał Macdonaldowi zająć stanowiska w Papa, skąd
mógłby udzielić wsparcia każdemu z nich. W konsekwencji
idąca na Raab Armia Włoska osłabiona została o ponad
8000 żołnierzy.
Do pierwszych potyczek patroli doszło 12 i 13 czerwca.
Armia Włoska nadchodziła uszykowana w trzy kolumny
marszowe piechoty ubezpieczane po obu bokach przez
kawalerię. Austriacy 13 czerwca i ranek dnia następnego
poświęcili na prace fortyfikacyjne oraz przemieszanie wojsk
regularnych z powstańcami, co miało podnieść zdolność
bojową tych ostatnich. Ostatecznie arcyksiążęta postanowili
bronić warownego obozu przy użyciu około 5000 słabiej
wyszkolonych żołnierzy, a resztę wojska wyprowadzić poza
umocnienia na bagnistą równinę przylegającą do Raab.
Lewe skrzydło utworzyła jazda węgierska wsparta przez
regularnych huzarów austriackich otrzaskanych w walkach
we Włoszech. Masa szlacheckiej jazdy, błyszcząca i mieniąca
się w słońcu mozaiką barw, mimo wspaniałej prezencji
i znacznej liczby nie stanowiła zbyt dużego niebezpieczeńst­
wa wobec wewnętrznej niespójności i małej odporności na
ogień. Lewym skrzydłem dowodził gen. Mecszery. Centrum
utworzyła piechota generałów Jellachicha i Colloreda, zaj­
mująca zabudowania wsi Szabadhegy i folwarku Kismegyer.
Prawe skrzydło stanowiła piechota gen. Frimonta, rozmiesz­
czona na prawo od Raby.
Dopiero w obliczu uszykowanego do bitwy przeciwnika,
zajmującego silnie umocnione pozycje i dysponującego
przewagą liczebną, książę Eugeniusz zdał sobie sprawę
z błędu, jakim było pozostawienie Macdonalda w Papa.
Dopiero wówczas w pełni docenił wpajaną mu przez Napo­
leona zasadę osiągania na polu bitwy przewagi materialnej
dzięki skoncentrowaniu wszystkich wojsk będących w roz­
porządzeniu. Do Macdonalda pomknęli gońcy z rozkazem
przyzywającym go pod Raab. Generał był już jednak
w drodze. Nie czekając na dyspozycje księcia Eugeniusza,
oceniwszy sytuację na podstawie własnego rozpoznania
i informacji uzyskanych przez podjazdy kawaleryjskie, Mac­
donald uznał, że najbardziej przyda się właśnie pod Raab.
Jednakże gdy tam dotarł, było już po bitwie.
Wicekról uszykował dywizje generałów Serasa, Durutte’a
i Severolli w trzy kolumny, które, osłaniane przez jazdę gen.
Montbruna, miały uderzyć w centrum frontu. W drugiej
linii, jako wsparcie, stanęła dywizja gen. Pacthoda i gwardia
włoska. Walka rozpoczęła się koło południa. Pierwsi w kon­
takt bojowy z nieprzyjacielem weszli kawalerzyści Mont­
bruna szarżując na węgierską jazdę. Kilkakrotnie słabsi
liczebnie Francuzi błyskawicznie rozpędzili niezdyscyplino­
wanych Węgrów i zaczęli się ścinać z austriackimi huzarami.
Niebawem i oni poszli w rozsypkę. Oznaczało to zwinięcie
całego prawego skrzydła przeciwnika.
W tym czasie dywizja Serasa podeszła pod folwark
Kismegyer, a dywizje Durutte’a i Severolli zaatako­
wały z dwóch stron wieś Szabadhegy. Dojście do pozycji
nieprzyjaciela Francuzi okupili kilkudziesięcioma zabi­
tymi i rannymi. Francuskie oddziały musiały pod ogniem
sforsować błotnisty strumień, który niczym fosa osła­
niał folwark i wieś. Był to jednak zaledwie wstęp do tego,
co czekało żołnierzy Serasa pod potężnymi czworobocz­
nymi zabudowaniami Kismegyer, najeżonymi setkami ot­
worów strzelniczych. Silna załoga (1100 osób) mogła przez
nie prowadzić ostrzał we wszystkich kierunkach. Folwark
powitał francuskich piechurów tak straszliwym, zmasowa­
nym ogniem, że w ciągu kilku minut padło około 800 ludzi,
w tym 60 oficerów. Pierwsze szeregi zostały dosłownie
skoszone falą ognia.
Zaskoczony zaciętością oporu i wstrząśnięty wysokością
strat Seras wycofał ludzi poza strefę ostrzału, aby przygoto­
wać kolejne natarcie. Drugi atak na folwark okazał się
zarazem ostatnim. Pomimo równie silnego ognia Fran­
cuzom udało się w kilku skokach dosięgnąć zabudowań,
a grupa saperów wyposażonych w siekiery wywaliła główną
bramę. Obrońcy w większości zostali wybici, bowiem niewie­
lu Francuzów, mszcząc się za śmierć swych towarzyszy,
reagowało na słowo: pardon. Po zdobyciu folwarku Seras
ruszył na skos ku cofającej się jeździe przeciwnika.
Widownią równie krwawych walk stała się wieś Szabad­
hegy. Początkowo dywizjom Durutte’a i Severolli, za cenę
sporych strat, udało się ją opanować, lecz wkrótce silne
przeciwnatarcie, poprowadzone osobiście przez arcyksięcia
Jana, zepchnęło wojska ku strumieniowi. Generałowie fran­
cuscy nie dali jednak za wygraną. Wzmocnieni przez jedną
z brygad dywizji Pacthoda powtórzyli atak z jeszcze większą
zaciekłością. Jednocześnie w lukę między centrum a lewym,
cofającym się skrzydłem nieprzyjaciela rzuciła się jazda
Montbruna, Colberta i Grouchy’ego. Pod wpływem tego
uderzenia i atakującej od czoła piechoty obrona austriacka
załamała się. Montbrun rozbił kilka sformowanych po­
śpiesznie czworoboków i wziął kilkuset jeńców. Szarżujący
na lewo od niego 8 pułk strzelców z dywizji Sahuca, bardziej
wysunięty do przodu, dokonał jeszcze większej sztuki zdoby­
wając kilkanaście armat, chorągwie i biorąc do niewoli 1500
jeńców. Niewiele jednak brakowało, aby pułk przypłacił
swój sukces rozbiciem. Atakujący zajadle strzelcy zapędzili
się bowiem zbyt daleko, dostali się pod gęsty ogień karabino­
wy i tylko wsparcie udzielone na czas przez pozostałe
oddziały pozwoliło im wyjść obronną ręką z opresji.
Bitwa była dla Austriaków przegrana. Nie widząc moż­
liwości powstrzymania natarcia Francuzów arcyksiążęta
podjęli decyzję o odwrocie. Zbliżająca się noc dawała im
szansę oderwania się od przeciwnika i uratowania większej
części armii. Przez Saint-Yrany Austriacy wycofali się ku
Dunajowi, pozostawiając na placu boju około 3000 zabitych
i niemal drugie tyle jeńców. 2000 żołnierzy rozproszyło się
i niewielu z nich miało powrócić do szeregów.
Przybyły o zmroku Macdonald mógł już tylko złożyć
gratulacje wicekrólowi.
Bitwa pod Raab rozwiała ostatecznie nadzieje arcy­
księcia Jana na rozwinięcie szerszych działań na prawym
brzegu Dunaju. Niewielkie podjazdy złożone z huzarów,
które w następnych tygodniach miały operować na tym
terenie, nie stanowiły większego zagrożenia dla francus­
kich linii komunikacyjnych. Odpadła groźba zniszczenia
korpusu Marmonta przed jego połączeniem się z Armią
Włoską oraz obawa o pozostawiony w Grazu oddział
Broussiera.
W czasie gdy książę Eugeniusz zwyciężał pod Raab,
Broussier musiał toczyć walki z oddziałami Chastelera
i Giulaya. Nie mogąc zdobyć zawzięcie bronionej cytadeli
Broussier zaczął się wypuszczać z większością sił w kierunku
Kroacji, skąd mieli nadejść Marmont i Giulay. W kilku
potyczkach generałowi udało się przetrzepać skórę banowi
Kroacji, który wiódł siły prawie trzykrotnie większe, ale
tylko w połowie złożone z regularnego wojska. Opuszczenie
Grazu i słabsza osłona dróg prowadzących z Tyrolu spowo­
dowały przedarcie się na Węgry Chastelera z 5000 ludzi.
Wycieczki Broussiera o mało co nie doprowadziły do
zagłady pozostawionych w Grazu dwóch batalionów 84
pułku. Giulayowi udało się bowiem wymanewrować Fran­
cuzów i podczas gdy Broussier szedł na spotkanie Marmonta
prawym brzegiem w dół rzeki Muhr (Mury), austriacki
dowódca, krocząc w górę jej lewym brzegiem, wpadł zniena­
cka do miasta i zaatakował słabą załogę. Płk Gambin,
dowodzący batalionami 84 pułku, nie dał się zaskoczyć
i podjął obronę, rozmieściwszy uprzednio żołnierzy w kom­
pleksie zabudowań. Walka kilkuset Francuzów z całą armią
Giulaya, wspartą na dodatek przez załogę cytadeli, trwała
dziewiętnaście godzin i, w co trudno uwierzyć, przyniosła
sukces tym pierwszym. Podczas wielokrotnie ponawianych
ataków Austriacy stracili 1200 zabitych oraz około 500
jeńców! Porażka Giulaya stala się jeszcze dotkliwsza, gdy
z odsieczą dla Gambina przybył Broussier. Rozproszone
oddziały bana Kroacji rozbiegły się w różnych kierun­
kach, pozostawiając w rękach przeciwnika dalszych kilkuset
jeńców.
Sukces Armii Włoskiej pod Raab, połączenie się z Mar-
montem oraz zmuszenie arcyksięcia Jana do wykonania
obszernego łuku i przejścia Dunaju w Komarnie stanowiły
jeden z końcowych ogniw w łańcuchu działań, od których
Bonaparte uzależniał decydujące posunięcie. Ostatnie dni
czerwca poświęcił on na takie ubezpieczenie obszaru między
Linzem, Leoben, Raab, Preszburgiem i Lobau, będącego
strategiczną podstawą planowanej przeprawy, które wy­
kluczyłoby jakąkolwiek skuteczną dywersję przeciwnika.
Wysłany do Mediolanu gen. Cafarelli miał zamknąć przed
powstańcami tyrolskimi zejścia z gór; ostateczną rozprawę
z bitnymi góralami cesarz odłożył na później. Osłonę od
strony Karyntii zapewniała dywizja gen. Rusca z Armii
Włoskiej, stojąca w Klagenfurcie, a od strony Bawarii
- oddziały bawarskie gen. Deroya, który otrzymał rozkaz
zajęcia Kufsteinu i Rosenheimu. Zadanie poskromienia
ruchawk i w Szwabii przypadło garnizonowi augsburskiemu
i gen. Beaumontowi, którego oddziały stacjonowały
w Kempten, Lindau i wzdłuż jeziora Boden.
W celu osłony ruchu Armii Włoskiej pod Wiedeń Napole­
on rozkazał zdobyć twierdzę Raab i zniszczyć mosty
w Preszburgu i Komarnie, które mogły posłużyć Austria­
kom do forsowania Dunaju. Opanowanie fortecy wicekról
powierzył gen. Lauristonowi, a sam z resztą armii, od­
poczywającą po dotychczasowych trudach, jedynie osła­
niał tę akcję. Twierdza była słabo przygotowana do
obrony i po kilku dniach oblężenia, gdy Francuzi wybili
obszerny wyłom w murach, jej załoga skapitulowała 22
czerwca. W ciągu następnych dni, stosując się ściśle do
szczegółowych instrukcji cesarza, Lauriston wzmocnił
twierdzę: dokonano niezbędnych napraw w fortyfikac­
jach, sprowadzono zapasy amunicji i żywności. Na czele
załogi, złożonej z ozdrowieńców z Armii Włoskiej, stanął
hrabia Narbonne, przedstawiciel jednego z najstarszych
arystokratycznych rodów Francji, w czasach Ludwika
XVI minister wojny.
Opanowanie Raab było jednoznaczne z uzyskaniem
kontroli nad całym biegiem rzeki o tej samej nazwie
i stworzeniem bariery przed napływem wojsk nieprzyjaciel­
skich z Węgier.
Zadanie postawione marsz. Davoutowi - zdobycie lub
zniszczenie mostu preszburskiego - było o wiele ważniejsze
i trudniejsze do wykonania. Ważniejsze - bo dotyczyło
miejsca niezbyt oddalonego od Wiednia, trudniejsze - gdyż
most łyżwowy, przeczucony przez Dunaj z wykorzystaniem
kilku maleńkich wysepek, ochraniany był przez potężny
przyczółek przedmostowy we wsi Engerau. Wał ziemny,
liczna załoga i silna artyleria tworzyły przeszkodę niełatwą
do sforsowania.
Dla zwycięzcy spod Auerstaedt32 zdobycie nieprzyjaciel­
skiej pozycji nie było jednak większym problemem. Za cenę
około 800 ludzi Francuzi opanowali przedmoście, eliminu­
jąc z dalszej walki dwukrotnie większą liczbę nieprzyjaciel­
skich żołnierzy. Część mostu stykająca się z prawym brze­
giem została natychmiast zniszczona, pozostałe jego frag­

32 W bitwie pod Auerstaedt, 14X1806 r. Davout pokonał niemal


dwukrotnie silniejszą armię pruską, za co obdarzony został tytułem
„księcia Auerstaedtu”.
menty, opierające się na silnie oszańcowanych wysepkach,
znajdowały się jednak poza zasięgiem żołnierzy marsz.
Davouta. Puszczane z prądem brandery skutecznie za­
trzymywali Austriacy. Żadnych efektów nie przyniósł także
armatni ostrzał wysepek. Ich załogi, dobrze chronione
przygotowanymi zawczasu umocnieniami, z małymi strata­
mi przetrzymały nawałę ogniową. Wysepki pozostały w au­
striackich rękach. Davout zaczął wówczas ostrzeliwać Presz-
burg z armaty o największych kalibrach. Groźba zniszczenia
miasta miała sterroryzować dowódcę nieprzyjacielskiego
garnizonu, gen. Bianchi, i zmusić go - w zamian za od­
stąpienie od ostrzału - do zdemontowania mostu. Bianchi
nie ugiął się jednak przed ogniowym szantażem i wyszedł
zwycięsko z próby sił. Wyczuwając jego niezłomne po­
stanowienie wytrwania w oporze Davout postanowił w inny
sposób pozbyć się problemu, jakiego w przyszłości mógł
dostarczyć nie zniszczony most w Preszburgu. Wykorzys­
tując umocnienia wsi Engerau i obronny zamek Kittsee
marszałek nakazał stworzyć system fortyfikacyjny zabez­
pieczający dawne przedmoście. Dzięki temu kilkutysięczny
oddział mógł przez kilka dni skutecznie powstrzymywać
znacznie silniejszego przeciwnika i nie dopuścić do prze­
kroczenia przez niego rzeki. W tym czasie pozostałe siły
Davouta bez przeszkód dotarłyby pod Wiedeń w rejon
zarządzonej koncentracji.
Marszałek był w stanie dotrzeć tam w ciągu dwóch
przemarszów, oddziały księcia Eugeniusza i gen. Marmonta
potrzebowały na to 48 godzin. Szybkość i swobodę manewru
miało im ponadto zapewnić wykonanie zarządzenia cesarza,
aby wszyscy chorzy i strudzeni zostali wysłani do szpitali
w Lombardii i Górnej Austrii.
Przygotowaniom do koncentracji wojsk poniżej Wiednia
towarzyszyły podobne przedsięwzięcia wzdłuż górnego bie­
gu Dunaju. Obronę tyłów powierzono Bawarom i Wirtem-
berczykom, przy czym dywizję gen. Wrćdego, doskonale
wyszkoloną i wyekwipowaną, planowano przerzucić w osta­
tniej chwili pod Wiedeń. Siły niemieckich sprzymierzeńców
były całkowicie wystarczające do zabezpieczenia najbliż­
szego zaplecza i osłony drogi ewentualnego odwrotu; konne
patrole wysłane przez gen. Vandamme’a na drugi brzeg rzeki
potwierdziły koncentrację niemal wszystkich wojsk przeciw­
nika pod Wiedniem. Z dostarczonych meldunków wynikało,
iż gen. Kolowrath, idąc ku stolicy, pozostawił nad Dunajem,
między Passau, Linz, Krems, Tulln i Klosterneuburg, jedy­
nie 6 000 do 7 000 ludzi.
Czasu pomiędzy bitwą pod Aspern i Essling a ostatnią
dekadą czerwca arcyksiążę Karol nie wykorzystał z rów­
nym co Napoleon pożytkiem dla zwiększenia szans swej
armii w nadchodzącym nieuchronnie rozstrzygającym star­
ciu. Decydując o pozostaniu naprzeciw wyspy Lobau na
pierwotnych stanowiskach, austriacki naczelny wódz po­
winien uwzględnić tylko dwa warunki: wzmocnić mak­
symalnie obronę zajmowanych pozycji i zgromadzić na
czas bitwy wszystkie wojska monarchii. Spełnienie ich było
nieodzowne, aby myśleć o zwycięstwie. Arcyksiążę nie
zrealizował w pełni żadnego z tych warunków. Niekonsek­
wencja, tak często pojawiająca się w jego działaniach, i tym
razem doszła do głosu. Arcyksiążę Karol có prawda kazał
oszańcować stanowiska w Aspern, Essling i Enzersdorfie,
tworząc jednolity system umocnień łączący te miejscowo­
ści, lecz już dalej od Enzersdorfu, gdzie naprzeciw Lobau
rozciągała się rozległa równina, solidniejszych fortyfikacji
zabrakło. Austriacy zbudowali tam zaledwie jedną redutę
z sześcioma armatami, usytuowaną nie opodal miejsca
zwanego „Białym Kamieniem”. W położonym w pobliżu
baterii zameczku Sachsengang stanął załogą niewielki
oddział piechoty. Nie była to jedyna luka w systemie
obronnym.
Fatalny błąd popełnił arcyksiążę budując tylko jeden
płytki pas umocnień. Tymczasem ogromna równina March-
feldu, spięta niczym klamrą wzgórzami Neusiedel i Wagram,
prowokowała do wybudowania potężnych fortyfikacji u ich
podnóża. Tym bardziej że ich naturalną, dodatkową obronę
stanowiłby głęboki, bagnisty strumień Russbach. Rezygna­
cja z oparcia przyszłych działań o tak silną, niezwykle trudną
do zdobycia przeszkodę naturalną wystawia austriackiemu
wodzowi naczelnemu jak najgorsze świadectwo. Podobnie
zresztą, jak sposób, w jaki przeprowadził pod Wagram
koncentrację wojsk dla odparcia ataku z Lobau. Zjawił się
tam już gen. Ko lo wrath z 20000 ludzi, ale wciąż brakowało
gen. Chastelera, niepotrzebnie dublującego zadanie Giula-
ya, który miał niepokoić Francuzów od strony Węgier, oraz
przede wszystkim arcyksięcia Jana. Austriacki naczelny
wódz zwlekał ze ściągnięciem brata pod Wiedeń obawiając
się sforsowania przez Francuzów Dunaju w Preszburgu.
Ewentualność taką można było tymczasem wyeliminować
pozostawiając w mieście kilkutysięczną załogę; gen. Bianchi
pokazał, że można na niego liczyć.
Utracona została ponadto szansa wykorzystania pod
Wiedniem korpusu arcyksięcia Ferdynanda, operującego na
terenie Księstwa Warszawskiego. Jego chybione, bezużyte­
czne manewry mogły być równie dobrze (źle) przeprowadzo­
ne przez 20000, a nie 35 000 ludzi. Arcyksiążę Karol nie
zdecydował się jednak na odwołanie części sił i skierowanie
ich na główny teatr wojny.
Skoncentrowanie wszystkich tych oddziałów zwiększy­
łoby ogólną liczbę wojsk na pozycji pod Wagram
o 40000-50000 ludzi. W dniu walnej bitwv czynnik ten
odegrałby niebagatelną rolę. 180000-190000 Austriaków
mogłoby powstrzymać armię francuską, zbliżoną liczbą, ale
dokonującą trudnego manewru forsowania rzeki, i mieć
nadzieje na zwycięstwo. Wobec niepełnej koncentracji ta
optymistyczna wizja znacznie się oddalała.
Ostatecznie pod koniec czerwca arcyksiążę Karol dys­
ponował około 140 000 żołnierzy, 400 armatami i mógł
realnie liczyć jedynie na wsparcie arcyksięcia Jana33.
Główną część swych wojsk naczelny wódz rozłożył obozem
poza strumieniem Russbach, pomiędzy Wagram a Neusie-
del. Znalazły się tam korpusy gen. Bellegarde’a (I), księcia
Hohenzollerna (II, w dotychczasowych działaniach pozo­
stający pod dowództwem gen. Kolowratha) i gen. Rosenber­
ga (IV), liczące razem około 75 000 ludzi. Pozycja ta łączyła
się koło Wagram z linią wzgórz, które w kształcie półkola,
biegnąc przez Aderklaa, Gerasdorf i Stammersdorf opadały
łagodnie ku Dunajowi. Wzdłuż tej linii arcyksiążę Karol
rozmieścił pozostałe siły (około 65000 ludzi). Tworzyły je
korpusy gen. Kolowratha (III, wcześniej pod dowództwem
księcia Hohenzollerna), księcia Reussa (V, wcześniej arcy­
księcia Ludwika) i gen. Klenaua (VI, wcześniej dowodzony
przez gen. Hillera). Większość swych oddziałów Klenau
przeznaczył do strzeżenia linii brzegowej. Spoiwem łączą­
cym obie części wojsk austriackich była podwójna rezerwa
złożona z oddziałów jazdy i grenadierów dowodzona przez
księcia Jana Lichtensteina. Oddziały te rozlokowały się
między Wagram a Gerasdorf.
Wstępny plan stoczenia bitwy z lądującymi na lewym
brzegu Francuzami, opracowany przez arcyksięcia Karola
i jego sztabowców, zakładał uporczywą obronę pozycji
Wagram-Neusiedel przez lewe skrzydło i jednoczesne dzia­
łanie zaczepne skrzydła prawego. Uderzenie od strony
Gerasdorf-Stammersdorf w bok przeciwnika miało go
wrzucić z powrotem do rzeki bądź, odcinając od niej,

33 K u k i e ł (Wojny napoleońskie, s. 188) podaje zbliżoną do Thiersa


liczbę 136000 ludzi. W raportach austriackich sporządzonych po bitwie
pojawiła się liczba znacznie niższa - 115 000. Takie obliczenie wzięło się nie ,
tylko z chęci ukazania dysproporcji pomiędzy siłami własnymi i przeciw­
nika, co miało w jakiś sposób tłumaczyć przegraną, ale stanowiło również
wynik nieuwzględnienia w rachunku korpusu księcia Reussa (w sile 15 000
ludzi), który w dniu bitwy, jak to zobaczymy, stacjonował w Stammcrsdorf
i nie brał udziału w walce. Patrz: załącznik nr 3 - stan liczebny i zestawienie
jednostek austriackich uczestniczących w bitwie pod Wagram.
doprowadzić do jego okrążenia, a następnie zniszczenia.
Brak fortyfikacji poza strumieniem Russbach stawiał wyko­
nanie tego planu pod znakiem zapytania.
Arcyksiążę Karol zaniedbał zresztą nie tylko przygotowa­
nia silnych fortyfikacji. Nie pomyślał także o zaopatrzeniu
jazdy w nowe konie i zgromadzeniu odpowiedniej ilości
słomy, siana i owsa. Będąc we własnym kraju, otoczony
zewsząd życzliwością, arcyksiążę wycisnął z niego mniej
środków materialnych niż cesarz Francuzów, znienawidzo­
ny agresor.
Na naprawienie popełnionych błędów było już jednak
zbyt późno. Tylko dni dzieliły obie strony od decydującego
starcia.
W ostatnich dniach czerwca strona francuska była już
gotowa do wykonania zamierzonej operacji. Zgromadzone
materiały pozwalały na przerzucenie kilku jednocześnie
mostów dla połączenia Lobau z lewym brzegiem Dunaju
w miejscu leżącym trzy-cztery kilometry poniżej pierwszej
przeprawy. Napoleonowi pozostawało jedynie wydać roz­
kazy poszczególnym korpusom do koncentracji na wyspie.
Zanim jednak to uczynił, chciał mieć absolutną pewność, że
z tak wielkim trudem przygotowywana akcja nie trafi
w próżnię. A mogło się tak stać, gdyby arcyksiążę Karol
opuścił w ostatniej chwili zajmowane stanowiska i ruszył na
przykład na Węgry, aby wzmocnić się siłami powstańców
i armią arcyksięcia Jana. W takiej sytuacji miesięczny
wysiłek Francuzów poszedłby na marne, a perspektywa
zwycięskiego zakończenia wojny znów by się oddaliła.
30 czerwca w nocy woltyżerzy z dywizji gen. Legranda
przepłynęli łodziami na lewy brzeg Dunaju i w miejscu
poprzedniego lądowania dokonali desantu. Po krótkiej
walce udało im się zgonić austriackie czaty i utrzymać
zdobyty przyczółek do czasu zbudowania mostu na stat­
kach. Jego zmontowaniem, trwającym nie dłużej niż dwie
godziny, zajął się kpt. Baillot. Po moście przeszła błys­
kawicznie dywizja Legranda, której żołnierze, łamiąc słaby
opór przeciwnika, zajęli pozycje między Aspera a Essling.
Wkrótce zwalił się na nich gęsty ogień artyleryjski. Przybie­
rając z każdą chwilą na mocy świadczył o obecności dużego
zgrupowania austriackiego. Wstający dzień ukazał Fran­
cuzom rozwiniętą, potężną linię nieprzyjacielskich wojsk.
Nie można było mieć złudzeń - przed nimi stała główna
armia austriacka.
Meldunek o tym ucieszył Napoleona podwójnie. Odpadła
obawa ucieczki przeciwnika, a ponadto rozpoznanie doko­
nane przez dywizję Legranda zamieniło się w dywersję, która
mogła odwrócić uwagę Austriaków od rzeczywistego miej­
sca lądowania. Należało jedynie odpowiednio wzmacniać
siły Legranda posiłkami, aby utrzymać nieprzyjaciela w błę­
dnym przeświadczeniu aż do momentu podjęcia przeprawy
przez całą armię.
Arcyksiążę Karol dość nerwowo zareagował na meldunek
o lądowaniu Legranda. Przypuszczając, że stanowi ono
wstęp do powszechnego forsowania rzeki, postanowił przy­
bliżyć główne siły do Aspern, Essling i Enzersdorf, zmniej­
szając dystans do straży przedniej gen. Nordmanna i kor­
pusu gen. Klenaua, które tam stacjonowały. Korpusy gen.
Bellegarde’a, księcia Hohenzollerna i gen. Rosenberga ze­
szły ze wzgórz Wagram i Neusiedel przybliżając się do
Dunaju. Podobny ruch wykonał korpus gen. Kolowratha na
prawym skrzydle. Korpus księcia Reussa pozostał na daw­
nych pozycjach w Stammersdorfie, naprzeciw Wiednia,
podobnie jak rezerwa jazdy i piechoty.
Napływające do Napoleona raporty o koncentrycznym
ruchu nieprzyjacielskich oddziałów ku Aspern i Essling
wprawiały go w coraz lepszy nastrój. Takie właśnie ustawie­
nie austriackiej armii było niezbędnym warunkiem udanego
wykonania cesarskiego planu działania. Polegał on na
zaskoczeniu przeciwnika przez wyjście na jego lewe skrzydło
i tyły z rejonu lądowania poniżej Enzersdorfu. Wydając
rozkaz koncentracji na Lobau wszystkim oddziałom prze­
znaczonym do uderzenia na lewy brzeg, Bonaparte liczył, że
zbierze je na wyspie najpóźniej 4 lipca, nocą z 4 na
5 przeprawi wojska przez Dunaj i zmiecie fatalnie ustawio­
nych Austriaków jednym potężnym uderzeniem.
Jednak już 3 lipca rachuby Napoleona zostały przekreś­
lone. Arcyksiążę Karol jedynie dwa dni (1 i 2 lipca) trzymał
wojska na nowych pozycjach. Nie mogąc się doczekać
bardziej aktywnych, prowadzonych większymi siłami działań
Francuzów, wycofał swe korpusy na poprzednie stanowiska.
W pierwszej linii pozostali jedynie Nordmann i Klenau.
1 lipca Bonaparte opuścił Schoenbrunn i przybył na
Lobau. W ciągu kilkudziesięciu godzin pojawiły się tam
kolejno korpusy gen. Oudinota i marsz. Davouta, gwardia,
oddziały jazdy i potężna artyleria, dołączając do korpusu
marsz. Massćny. Za uporządkowany przemarsz tysięcy
żołnierzy odpowiedzialny był gen. Mathieu Dumas, ojciec
sławnego pisarza, Alekxandre’a. Drogowskazy i tablice
informacyjne wskazywały miejsca postoju poszczególnym
oddziałom. Na Lobau zgromadziło się niemal 190000
żołnierzy, w tym 150000 piechoty i artylerzystów, 30000
kawalerii i ponad 550 armat34. Była to siła większa od tej,
z jaką Napoleon rozpoczynał wojnę z Austrią, największa,
jaką dotychczas udało mu się zgromadzić na jednym polu
bitwy. Zaledwie 40 000 żołnierzy spośród wojsk zaangażo­
wanych na naddunajskim teatrze wojennym przeznaczono
do realizacji drugorzędnych celów - jako osłona i załogi
forteczne 35.

34 Wśród historyków nie ma zgodności co do liczby zgromadzonych


przez Napoleona sił. K u k i e ł (Wojny napoleońskie, s. 187) pisze o 189000
ludzi, „w czym 30000 kawalerii”, na temat artylerii - „bez mała pięćset
dział”. T h i e r s wymienia liczbę 150000 żołnierzy, „w tym 26000 jazdy
i 12 000 artylerzystów z 550 armatami”. Patrz: załącznik nr 4 - stan liczebny
i zestawienie jednostek francuskich uczestniczących w bitwie pod Wagram;
załącznik nr 5 - podział taktyczny dywizji francuskich.
35 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 188.
Koncentracja wojsk francuskich na wyspie nie uszła
uwagi przeciwnika. Od rana 4 lipca jego artyleria, ustawiona
na stanowiskach pod Aspern, Essling i Enzersdorf, rozpo­
częła gwałtowny ostrzał Lobau. Arcyksiążę Karol posiadał
jednak tylko działa połowę stosunkowo niewielkiego kalibru
i małej donośności, co w połączeniu z rozległym obszarem
wyspy spowodowało, iż straty francuskie okazały się mini­
malne. Poniósł je głównie korpus Massény stojący najbliżej
lewego brzegu.
Wieczorem tego samego dnia korpusy Massény, Davouta
i Oudinota przesunęły się ku prawej stronie wyspy i zajęły
pozycje wyjściowe do zaplanowanej na noc przeprawy. Jako
pierwsze ruszyły około godziny 21 oddziały Oudinota.
Żołnierze z brygady Conrouxa na kilku wielkich promach,
eskortowani przez flotyllę mniejszych łodzi, popłynęli ku
nieprzyjacielskiemu brzegowi. Ciężkie burzowe chmury,
pogłębiające ciemności zapadającej nocy, sprzyjały przedsię­
wzięciu. Przeprawa trwała zaledwie kilka minut. Austriackie
warty zwinięte zostały niemal bez oporu. Francuzi napotkali
go dopiero przy zdobywaniu reduty „Białego Domu”, ale
i ona, za cenę kilku zabitych, w ciągu kwadransa znalazła się
w ich rękach.
Podczas gdy desant rozprawiał się z nieprzyjacielskimi
czatami i zdobywał „Biały Dom”, reszta dywizji Tharreau
sforsowała rzekę i stworzyła osłonę dla nabierającej tempa
przeprawy innych oddziałów.
Niespełna dwie godziny od rozpoczęcia akcji pierwszy
z mostów połączył wyspę z lewym brzegiem i dwie pozostałe
dywizje z korpusu gen. Oudinota - gen. Grandjeana (wcześ­
niej gen. Saint-Hilaire’a) oraz Frére’a (wcześniej gen. Clapa-
réde’a) zaczęły forsować Dunaj. Przeciwdziałanie Austria­
ków było wciąż niewielkie. W zupełnych ciemnościach
rozlegały się dość rzadkie strzały karabinowe.
Krótko po godzinie 23.00 rozpoczął przeprawę Massćna
z dywizjami Boudeta, Molitora i Carra Saint-Cyra. W straży
przedniej popłynęło 1500 woltyżerów pod dowództwem
adiutanta marszałka - Sainte-Croixa. Oni nie mieli już
takiego szczęścia jak żołnierze Oudinota. Pięć wyładowa­
nych po brzegi promów musiało pokonać rzekę pod ogniem
karabinowym nieprzyjaciela, który doszedł już do siebie po
szoku wywołanym atakiem żołnierzy dywizji Oudinota.
Zresztą Sainte-Croix lądował powyżej brygady Conrouxa
i wobec bliskości Enzersdorfu jego ludzie wystawieni byli na
większy ostrzał. Nic nie zdołało jednak powstrzymać fran­
cuskiej flotylli. Po dobiciu do brzegu woltyżerzy stoczyli
zwycięską walkę wręcz z nieprzyjacielskimi piechurami,
a następnie przymocowali liny, dzięki którym promy z posił­
kami mogły szybciej kursować między Lobau a lewym
brzegiem Dunaju.
Wkrótce żołnierze Nordmanna odepchnięci zostali od
brzegu na całej linii forsowania rzeki i Francuzi przystąpili
do operacji przerzucania swojej tajnej broni, „łamanego”
mostu, zbudowanego przez kpt. Dessalesa. Wszystko prze­
biegało zgodnie z przewidywaniami: wystarczyło zaledwie
15-20 minut, aby nakierowany przez prąd most oparł się
o drugi brzeg, gdzie kilku pontonierów przytwierdziło go do
podłoża. Pierwsza weszła nań dywizja Boudeta, po niej
ruszyły inne oddziały.
Jeszcze wyżej w stosunku do Oudinota i Massćny prze­
prawiał się Davout. W odległości około 180 metrów jeden od
drugiego Francuzi zaczęli stawiać dwa mosty: na pontonach
i na tratwach. Pierwszy przeznaczony był dla piechoty
z korpusu generała, drugi dla artylerii i jazdy Davouta
i Massény. Most na pontonach miał zostać zbudowany
w ciągu dwóch godzin, konstrukcja na tratwach, potężniej­
sza i wymagająca większego nakładu pracy, dwie-trzy
godziny później.
Pontonierzy Davouta pracowali pod ciągłym ogniem.
Nieprzyjacielski brzeg rozbrzmiewał gęstą palbą karabino­
wą, poprzez którą raz po raz przebijały się wystrzały
artyleryjskie. Austriacy najwyraźniej przechodzili do zor­
ganizowanej obrony oczekując na wsparcie jednostek pozo­
stających z tyłu.
Po pewnym czasie stało się jasne, że nie można już liczyć
na zaskoczenie i że przeciwnik rozpoznał kierunek oraz
skalę przeprawy. Wówczas Napoleon wprowadził do walki
ciężką artylerię, nakazując skierować ogień na Ebersdorf
i teren poniżej miasteczka, gdzie żołnierze Nordmanna
usiłowali powstrzymać atakujących Francuzów. Ponad sto
dział niemal jednocześnie rozpoczęło ogłuszającą kanonadę.
Powiększał ją ostrzał prowadzony z moździerzy ustawio­
nych na łodziach, które pływając wzdłuż lewego brzegu
zasypywały nieprzyjacielskie stanowiska gradem pocisków.
Do huku wystrzałów artyleryjskich dołączyły niebawem
grzmoty piorunów, które wraz ze strugami deszczu i gradu
stworzyły niesamowitą scenerię nasilającego się boju.
Około godziny 2 odbywał się ruch Francuzów po trzech
mostach. Czwarty, na tratwach, był na ukończeniu. Kor­
pusy Massény i Oudinota znajdowały się już niemal w cało­
ści na nieprzyjacielskim brzegu.
Po zdobyciu „Białego Domu” Oudinot przesunął swe
wojska do wioski Mühlleiten, biorąc do niewoli kilkuset
Austriaków. Następnie nakazał zdobyć warowny zamek
Sachsengang, w którym bronił się batalion piechoty. Atak
z marszu nie przyniósł jednak powodzenia i Francuzów
czekała dłuższa walka o zamek.
Około godziny 4 było już na drugim brzegu prawie 70 000
ludzi. Korpus Massény zajmował pozycję w pobliżu dymią­
cych ruin Enzersdorfu, na prawo od niego rozwijały się
dywizje Davouta, a jeszcze dalej, najbardziej oddalony od
Dunaju, korpus Oudinota. Na ich tyłach formowały się
szwadrony jazdy i częśćć artylerii. Reszta przeprawiała się,
podobnie jak i gwardia cesarska. Później miały forsować
Dunaj korpusy Bernadotte’a, Marmonta, Armia Włoska
i dywizja bawarska.
Wśród Francuzów znajdujących się na nieprzyjacielskim
brzegu wybuchł nieopisany entuzjazm, gdy wczesnym ran­
kiem ujrzeli Napoleona. Opuszczając wyspę Lobau Bonapar­
te powierzył pieczę nad nią oraz ochronę przedmości gen.
Régnierowi pozostawiając mu siedem batalionów piechoty.
Jednocześnie, zabezpieczając ewentualny odwrót na wyspę,
polecił rozpocząć budowę trzech dodatkowych mostów.
Podczas gdy trwało ubezpieczanie tyłów, czołowe jedno­
stki zanotowały poważne sukcesy: Masséna zdobył Enzers-
dorf, a Oudinot zmusił do kapitulacji załogę zamku Sachsen­
gang.
Opuszczenie stanowisk bojowych przez straż przednią
Nordmanna uświadomiło arcyksięciu Karolowi, że ustawie­
nie korpusu Kienaua między Aspern a Essling było błędem.
Nie przypuszczał jednak, że aż tak wielkim, ponieważ nie
wiedział, jak dużymi siłami Francuzi przystąpili do for­
sowania rzeki. Austriacki wódz sądził, iż na lewym brzegu
wylądowała jedynie mała część nieprzyjacielskich wojsk,
a przerzucenie reszty oddziałów i ich rozwinięcie zajmie
Napoleonowi jeszcze co najmniej kilkanaście godzin. Te
błędne kalkulacje wpłynęły na odpowiedź, jakiej arcyksiążę
udzielił cesarzowi Franciszkowi I. Zapytany o aktualną
sytuację, odpowiedział z pewnością siebie, że Francuzi co
prawda sforsowali Dunaj, ale trzeba przepuścić ich więcej,
po czym silnym uderzeniem zepchnąć do rzeki i przypieczę­
tować tym straszliwszą ich klęskę. Franciszek I uczynił
wówczas uwagę, którą później często powtarzano i która
stała się niemal przysłowiowa: „Dobre to, tylko ich nie
wpuść za wiele”36.
W chwili gdy padały te słowa, Napoleon rozwijał swą
armię do natarcia. Jedno jej skrzydło opierało się o Enzers-
dorf i Dunaj, drugie mierzyło we wzgórza Wagramu.
Oddziały francuskie uszykowane zostały w dwie linie.
W pierwszej, od lewej, zajęły pozycje korpusy marsz.

36 T h i e r s , Historia..., t. V, s. 568.
Massény, gen. Oudinota i marsz. Davouta. Drugą, w podob­
nej kolejności, tworzyły oddziały generałów Bernadotte’a,
Marmonta, Wrédego i księcia .Eugeniusza. Za nimi, jako
rezerwa, stanęli kirasjerzy i gwardia cesarska. Pozostałe
oddziały kawalerii: huzarzy, strzelcy i dragoni, tworzyły
osłonę skrzydeł. Artyleria przemieszana z piechotą zajęła
pozycje przed poszczególnymi korpusami.
Bonaparte, napawając się widokiem potęgi własnych
wojsk, stał w środku ugrupowania. Ten pierwotny szyk nie
utrzymał się jednak długo. Czołowe korpusy oddaliły się od
siebie, w powstałe luki weszły oddziały drugiej linii - armia
rozwijała się przed nieprzyjacielem niczym olbrzymi wach­
larz. Korpus Klenaua i straż przednia Nordmanna cofały się
pośpiesznie ku siłom głównym.
Francuzi posuwali się naprzód jak na manewrach - ar­
tyleria gęstym ogniem oczyszczała przedpole, po którym co
jakiś czas przebiegała kawaleria, ścinając się z nieliczną jazdą
przeciwnika i zagarniając do niewoli uciekających w po­
płochu piechurów. Prawoskrzydłowy korpus Davouta zdo­
był z marszu wieś Rutzendorf, gen. Dupas z korpusu
Bernadotte’a opanował wieś Raschdorf, gdzie doszło do
starcia jazdy austriackiej z kirasjerami saskimi, którzy
udzielili wsparcia piechocie francuskiej. Największe zdoby­
cze przypadły jednak Massénie ciągnącemu wzdłuż Dunaju.
Jego korpus bez oporu zawładnął najpierw Esslingiem,
a następnie Aspernem. Klenau cofał się na Leopoldau,
Stammersdorf i Gerasdorf.
Późnym popołudniem francuskie korpusy dotarły do
strumienia Russbach, za którym, wzdłuż wzgórz Wagram
i Neusiedel, zajmowała pozycje większa część armii austriac­
kiej. Arcyksiążę Karol, jeszcze niedawno tak pewny swego,
spostrzegł z przerażeniem, że stanowczo „za wiele” nie­
przyjaciół przepuścił na lewy brzeg Dunaju.
Francuzi dotychczasowy pochód okupili stratą około 500
ludzi, eliminując z dalszego boju 5000 nieprzyjacielskich
żołnierzy, w tym około 2000 zabitych i rannych oraz 3000
wziętych do niewoli.
Ich korpusy tworzyły niemal równoległy do austriackich
stanowisk front o długości około 10 kilometrów. Pozycje te,
usytuowane w linii prostej między Neusiedel a Wagram,
skręcały ku Aderklaa, a potem wielkim łukiem przez Geras-
dorf i Stammersdorf ciągnęły się ku Dunajowi.
Na skraju lewego skrzydła zajmowali stanowiska żoł­
nierze gen. Rosenberga wzmocnieni przez oddziały Nord­
manna. Koło Baumersdorf stał korpus księcia Hohenzoller­
na, natomiast między nim a Aderklaa, z centrum w Wagram,
gdzie arcyksiążę Karol miał swoją kwaterę główną, rozwijał
wojska gen. Bellegarde. Środek austriackiego frontu - po­
między Wagram a Gerasdorf - oprócz kilku oddziałów gen.
Bellegarde’a tworzyli znajdujący się w rezerwie grena­
dierzy i kirasjerzy. Na prawym skrzydle, między Gerasdorf
a Dunajem, zajęły pozycje wojska generałów Kolowratha,
Reussa i Klenaua.
Potężnemu lewemu skrzydłu austriackiemu (około 75 000
ludzi) Francuzi przeciwstawili siły marsz. Davouta i gen.
Oudinota rozciągnięte od Glinzendorf do Baumersdorf,
prawemu zaś jedynie korpus marsz. Massćny rozmieszczony
od Kagran do Süssenbrunn. Liczniejsze oddziały mieli
natomiast w centrum między Grosshofen, Baumersdorf,
Aderklaa i Süssenbrunn, gdzie naprzeciw austriackiej rezer­
wy znalazły się armie: Włoska, Saska, Dalmacka, Bawaro­
wie oraz nieco z tyłu gwardia i cała ciężka jazda. Takie
ugrupowanie wojsk zdawało się podwójnie sprzyjać Fran­
cuzom. Mogli oni nie tylko w każdej chwili wzmocnić
dowolne skrzydło, ale także uderzyć w najsłabszy punkt
nieprzyjaciela, właśnie w środek, i doprowadzić do prze­
cięcia armii arcyksięcia Karola. Podobnie bowiem jak pod
Aspern i Essling, również teraz austriacki wódz zamierzał
oskrzydlić przeciwnika i dlatego świadomie osłabił swoje
centrum.
Obie możliwości nie uszły uwagi Napoleona. Szczególnie
druga ukazała mu perspektywę uzyskania rozstrzygnięcia
jeszcze tego samego dnia. Wciąż napływające meldunki
donosiły bowiem, że Austriacy ustępują na całej linii, nie
podejmując nigdzie twardszej obrony; mogło to wskazywać
na dezorganizację w ich szeregach i zaskoczenie błyskawicz­
nymi postępami Francuzów. Nadchodząca noc pozwoliłaby
zapewne Austriakom zaprowadzić porządek w rozprzężo-
nych oddziałach. Aby odebrać im tę szansę, Napoleon
postanowił rozpocząć bitwę w zapadających ciemnościach.
Cesarz przypuszczał, że zmasowany atak rozrywający śro­
dek nieprzyjacielskiego frontu doprowadzi szybko do zwi­
nięcia obu części austriackiej armii, a następnie niszczącego
pościgu za jej resztkami.
Głównym celem natarcia miało być Wagram i przylegają­
ce doń wzgórze. Strumień Russbach, który koło tej miej­
scowości zmieniał nagle swój kierunek, wyznaczał naturalną
granicę pomiędzy lewym skrzydłem przeciwnika a pozo­
stałymi jego siłami. Zawładnięcie tym właśnie miejscem
i poszerzenie dokonanego wyłomu musiało doprowadzić do
rozpołowienia wojsk arcyksięcia Karola. W natarciu miały
uczestniczyć Armia Saska, część Armii Włoskiej i korpus
gen. Oudinota. Podczas gdy Sasom przypadło w udziale
zaatakowanie Wagram od strony Aderklaa, generałowie
Macdonald i Grenier z dwiema dywizjami Armii Włoskiej
i dywizją gen. Dupasa mieli sforsować Russbach między
Baumersdorf a Wagram i wyjść na tyły wsi od drugiej strony.
Zadanie gen. Oudinota polegało na uderzeniu na Baumers-
dorf, związaniu oddziałów księcia Hohenzollerna i osłonię­
ciu wojsk wykonujących główne uderzenie.
W zapadłych już ciemnościach Francuzi posunęli się
ku austriackim pozycjom. Oudinot i Bernadotte niemal
jednocześnie przystąpili do natarcia. Żołnierze pierwszego
z nich zasypali kartaczami Baumersdorf i rozpoczęli wal­
kę o wieś z przednią strażą Hohenzollerna. Ludzie Berna-
dotte’a natomiast wpadli z impetem do Wagram i w gwał­
townym ataku wyparli niemal wszystkich obrońców. Jed­
nakże Austriacy otrzymali na czas wsparcie i nie dali się
wyrzucić całkowicie ze wsi. Wiele teraz zależało od powodze­
nia uderzenia dywizji Armii Włoskiej i Dupasa.
Jako pierwsze, za cenę kilkunastu zabitych, sforsowały
Russbach dwa pułki piechoty (5 lekki i 19 liniowy) prowa­
dzone przez gen. Dupasa. Francuzom towarzyszyły dwa
bataliony saskie pod dowództwem pułkowników Rudlofa
i Mełscha. Pomimo gradu kul karabinowych i kartaczy
żołnierze Dupasa doszli do linii baraków w austriackim
obozie. Pod ich osłoną zaskoczony przeciwnik zdołał sfor­
mować kilka czworoboków piechoty. Atakujący z furią
Francuzi rozbili w mgnieniu oka jeden z nich i wzięli do
niewoli kilkuset Austriaków. Wydawało się, że idący prze­
bojem Dupas przełamie obronę nieprzyjaciela.
W krytycznym dla Austriaków momencie nastąpiło jed­
nak nieprzewidziane wydarzenie, które doprowadziło nie
tylko do znacznych strat wśród atakujących, ale także do
nagłego załamania natarcia. Otóż żołnierze z dywizji Mac­
donalda i Greniera, które w drugim rzucie sforsowały
Russbach, pomylili Sasów z Austriakami i oddali do nich
salwę. Bataliony Rudlofa i Melscha ogarnęła panika. Prze­
rażeni Sasi, sądząc, że zostali otoczeni, zaczęli strzelać do
nadchodzących tyralier Macdonalda i Greniera. Ich piechu­
rzy, mając za plecami nie zdobyty ciągle jeszcze Baumers­
dorf, poczuli się także wzięci w dwa ognie. Zamieszanie
wywołane bratobójczym bojem gwałtownie narastało, za­
mieniając się wkrótce w niemożliwy do opanowania po­
płoch. W spowijających pole bitwy ciemnościach Sasi po­
społu z Francuzami rzucili się do bezładnej ucieczki. Wielu
żołnierzy porzuciło karabiny i tornistry, byle tylko uwolnić
się od niepotrzebnego ciężaru utrudniającego bieg. Część
Sasów zmyliła kierunek, wpadła na Austriaków i poddała
się. Ich los podzieliły dziesiątki Francuzów. Dupas, po­
zbawiony wsparcia, naciskany przez niemal cały korpus
Bellegarde’a, cofał się ku strumieniowi, mężnie odpierając
zaciekłe ataki nieprzyjacielskiej piechoty. Nim jego dywizja
z powrotem znalazła się po drugiej stronie strumienia, jej
straty sięgnęły tysiąca ludzi. Straty Armii Włoskiej, ob­
liczone na gorąco jeszcze tej samej nocy, były parokrotnie
wyższe. Część zabłąkanych, przerażonych żołnierzy od­
nalazły jeszcze przed świtem patrole kawaleryjskie.
Panika na wzgórzach wpłynęła na postawę Bernadotte’a
i Oudinota. Przyszły król Szwecji37 wycofał się ze zdobytego
prawie Wagramu ku Aderklaa, a Oudinot zaprzestał ataków
na Baumersdorf.
Z wojskowego punktu widzenia doznana porażka
była niczym w porównaniu z po mistrzowsku przepro­
wadzoną przeprawą przez Dunaj olbrzymiej armii i za­
jęciem przez nią pozycji wyjściowych do decydującej
bitwy. Efektu moralnego wywołanego niepowodzeniem
nie należało jednak w żadnym razie lekceważyć. Huś­
tawka nastrojów - od entuzjazmu do przygnębienia - nie
wpływała najlepiej na żołnierzy. Napoleon uzmysłowił so­
bie, że nie posiada już armii na miarę Austerlitz czy Jeny
- sprawnej, twardej w boju, nie ulegającej łatwo panice
i destrukcji. Stare kadry żołnierskie wykruszyły się bezpo­
wrotnie. Dzisiejsza armia złożona z oddziałów wypełnio­
nych młodymi, niedoświadczonymi żołnierzami, nie miała
już tych cech. Okoliczność ta, w połączeniu z trudnością
zadania postawionego Bernadotte’owi, Oudinotowi i pozo­
stałym dowódcom, spowodowała, że natarcie nie zakoń­
czyło się sukcesem. Przyczyna niepowodzenia leżała także
zapewne w mimowolnym lekceważeniu przeciwnika, który
przez cały dzień tylko w niewielkim stopniu starał się

37 Jean Baptiste Jules Bernadotte 21 VII 1810 r. wybrany został przez


sejm szwedzki na następcę tronu; wcześniej adoptowany przez króla
szwedzkiego Karola XIII. Królem został w 1818 r.
przeciwdziałać francuskim postępom i wydawał się być
całkowicie zaskoczony.
Dla Napoleona stało się oczywiste, że nazajutrz nie będzie
miejsca na żaden najmniejszy nawet błąd, jeśli walna bitwa
miała doprowadzić do zwycięskiego zakończenia wojny.
Obmyślenie planów operacyjnych na następny dzień zajęło
mu całą noc. Podczas gdy żołnierze biwakowali, cesarz wraz
z marszałkami i kilku innymi oficerami naradzali się nad
najlepszym rozwiązaniem taktycznym. Ostatecznie Napole­
on podjął decyzję o uderzeniu niemal całością sił we front
austriacki między Aderklaa a Neusiedel z jednoczesnym
lewostronnym oskrzydleniem.
Marsz. Masséna otrzymał rozkaz przesunięcia swojego
korpusu ku Aderklaa; w osłonie lewego skrzydła miała
pozostać pod Aspern dywizja gen. Boudeta, znajdująca się
tam już od 30 czerwca. W odwodzie na lewym skrzydle
Napoleon polecił stanąć Armii Saskiej, za prawym pozycje
w drugiej linii zajął gen. Marmont, Bawarzy, kirasjerzy
i gwardia. W ten sposób około 170 000 ludzi wydzielonych
zostało do wykonania decydującego uderzenia, natomiast
zaledwie 10 000 miało osłaniać lewe skrzydło.
Austriacka koncepcja rozegrania bitwy stanowiła niemal
lustrzane odbicie planu francuskiego. Jej główne założenie
polegało na powstrzymaniu zaczepnego działania przeciw­
nika uporczywą obroną lewego skrzydła i wciągnięciu do
walki większości jego sił, a następnie uderzenia w odpowied­
nim momencie prawym skrzydłem, co miało doprowadzić
do odcięcia Francuzów od Dunaju i punktów przeprawo­
wych. Niezmiernie ważną rolę w przedbitewnych planach
arcyksiążę Karol wyznaczył swemu bratu arcyksięciu Jano­
wi, który, maszerując od strony Preszburga, powinien
uderzyć na Francuzów od tyłu i odciąć im drogę odwrotu.
Plan austriackiego naczelnego wodza był niezły w teorii,
lecz w praktyce możliwość jego udanej realizacji była
poważnie zagrożona na skutek wcześniejszych błędów arcy-
księcia. Oczekiwanie, że lewoskrzydłowe korpusy będą
w stanie prowadzić uporczywą obronę na wzgórzach Wa­
gram i Neusiedel, zakrawało na wyzwanie rzucone losowi,
zważywszy, iż arcyksiążę nie zadbał o ich dostateczne
ufortyfikowanie. Podobnie miała się rzecz z wiarą w to, że
arcyksiążę Jan zjawi się na czas na polu bitwy i zamknie
„kocioł”, ponieważ dopiero w nocy z 4 na 5 lipca wysłano
kuriera z rozkazem przyzywającym go pod Wagram.
Arcyksiążę Karol zajął kwaterę w jednym z wypalonych
domów w Wagram i stamtąd wydawał ostatnie rozkazy
dowódcom poszczególnych korpusów. Modyfikowały one
znacznie przyjęte wcześniej założenia.
Jeszcze w nocy, między 1.00 a 2.00, prawe skrzydło
złożone z korpusu generałów Klenaua i Kolowratha miało
zaatakować lewe skrzydło przeciwnika i zepchnąć je z Kag­
ran do Aspern i z Süssenbrunn do Breitenlee. Zaraz po tym
weszliby do akcji grenadierzy i kirasjerzy rezerwy. Mieli oni
uderzyć na Aderklaa, gdzie przewidywano spotkanie z częś­
cią korpusu gen. Bellegarde’a atakującego jednocześnie od
strony Wagram.
Wykonanie zadań przez oddziały prawego skrzydła i cent­
rum miało być hasłem do wejścia do bitwy korpusów księcia
Hohenzollerna i gen. Rosenberga. Powinny one zaatakować
Baumersdorf, sforsować Russbach, zdobyć pozostające
w rękach marsz. Davouta wsie Glinzendorf i Grosshofen, po
czym zepchnąć przeciwnika do Dunaju.
Uczestniczyć w bitwie miały wszystkie korpusy z wyjąt­
kiem oddziału księcia Reussa, stojącego nad rzeką w Stam-
mersdorf. Musiało to oczywiście odbić się na sile zamierzo­
nego natarcia na prawym skrzydle. Arcyksiążę Karol oba­
wiał się jednak wciąż próby francuskiej przeprawy od strony
Wiednia i korpus księcia Reussa stanowił zabezpieczenie
przed taką ewentualnością.
Duże odległości dzielące kwaterę arcyksięcia Karola od
poszczególnych oddziałów utrudniały synchronizację dzia­
łań. Najszybciej rozkazy naczelnego wodza dotarły do
sztabów Rosenberga i Hohenzollerna, dużo później (dopie­
ro po ponad dwóch godzinach) do Kolowratha i Klenaua.
Bój stoczony poprzedniego dnia spowodował duże zamie­
szanie w obu korpusach, które przemieszały się ze sobą,
i trzeba było sporo czasu, aby wprowadzić w nich jaki taki
porządek i ustawić na pozycjach wyjściowych do bitwy.
W konsekwencji prawe skrzydło, które jako pierwsze miało
przystąpić do natarcia, rozpoczęło ruch w kierunku nie­
przyjacielskich pozycji dopiero około godziny 4, tj. w mo­
mencie gdy lewe skrzydło, mające oczekiwać na pierwsze
skutki ataku wzdłuż Dunaju, weszło już do walki. Ów
karygodny brak zgrania w czasie miał Austriaków drogo
kosztować.
Bitwa rozpoczęła się krótko przed godziną 4.00. Rosen­
berg, stosując się ściśle do rozkazów, opuścił z korpusem
pozycje na wzgórzach Neusiedel, przeprawił się bez więk­
szych przeszkód przez strumień we wsi o tej samej nazwie
i w dwóch silnych kolumnach posunął się na Glinzendorf
i Grosshofen.
Marsz. Davout, przeciwko któremu skierowane było
uderzenie Rosenberga, wydzielił do obrony Glinzendorfu
część oddziałów z dywizji generałów Frianta i Gudina,
a utrzymanie wsi Grosshofen powierzył dywizji gen. Put-
hoda, która w jej pobliżu biwakowała. Poza linią niewielkich
pagórków rozciągających się między obydwiema wsiami
stacjonowały pozostałe jednostki korpusu marszałka: dywi­
zja gen. Moranda, pozostała część oddziałów dywizji ge­
nerałów Frianta i Gudina, lekka jazda gen. Montbruna
(6 pułków), dragoni gen. Grouchy’ego (3 pułki) i kirasjerzy
gen. Arrighiego (dowodzeni wcześniej przez gen. Espagne’a)
w sile czterech pułków. Wykorzystując naturalne ukształ­
towanie terenu, sprzyjające bardziej obronie niż atakowi,
Francuzi razili skutecznie nadchodzących Austriaków, sami
nie ponosząc większych strat.
Potężniejąca palba karabinowa i armatnia, dochodząca
od strony Glinzendorf i Grosshofen, spowodowała natych­
miastową reakcję Napoleona. Gen. Dumas i kilku innych
oficerów zostało wyprawionych do dowódców poszczegól­
nych zgrupowań z poleceniem powstrzymania się od działań
zaczepnych. Powinni oni pozostać na zajmowanych pozyc­
jach i odpierać ataki przeciwnika do czasu otrzymania
nowych rozkazów.
Sam Bonaparte, wiodąc brygadę kirasjerów gen. Nan-
souty’ego i kilkanaście lekkich armat, pośpieszył na prawe
skrzydło, skąd dochodziły odgłosy coraz większej wrzawy
bitewnej. Przybył tam w momencie, gdy lewoskrzydłowa
kolumna Rosenberga zdobyła właśnie wieś Grosshofen
w walce na bagnety. Cesarz skierował kawalerię w bok
zwycięskiej kolumny nieprzyjaciela, a Puthod, wsparty przez
artylerię Nansouty’ego, rzucił swą dywizję na wieś w celu jej
odbicia. Dobrze zsynchronizowane działanie dało natych­
miastowy wynik. Przeciwnik, zaatakowany od czoła i z bo­
ku, rażony gęstym ogniem kartaczowym, został wyparty nie
tylko z zabudowań, ale zepchnięty aż nad brzeg strumienia.
Taki sam los spotkał drugą, prawoskrzydłową kolumnę
Rosenberga, przy czym rolę podobną do żołnierzy Nan­
souty’ego odegrał Arrighi, kierując zmasowaną nawałę
artyleryjską na skrzydło Austriaków.
Odepchnięty nad strumień Rosenberg porządkował
oddziały przed powtórnym atakiem, gdy otrzymał rozkaz
odwrotu. Arcyksiążę Karol, dostrzegając fiasko swych
nocnych planów, zamierzał wrócić na pozycje wyjściowe
i dać czas prawemu skrzydłu na wejście do walki. Rosen­
berg wycował swe wojska za strumień na pierwotne stano­
wiska.
W tym czasie front od Dunaju ku centrum trząsł się już
od wystrzałów karabinowych i salw armatnich. Spóźnio­
ne rozkazy arcyksięcia poruszyły korpusy Klenaua i Kolow­
ratha oraz rezerwę.
Nie skoordynowane działania Austriaków nie dostar­
czyły Napoleonowi wskazówek co do koncepcji rozegra­
nia bitwy przyjętej przez arcyksięcia Karola. Czekając
na bardziej zdecydowane ruchy przeciwnika, cesarz po­
stanowił zaangażować w walkę jedynie część wojsk. Aby
uniemożliwić ewentualne połączenie korpusu arcyksięcia
Jana z głównymi siłami, rozkazał Davoutowi opanować
wzgórza Neusiedel. Dywizje Moranda i Frianta miały
przekroczyć Russbach na prawo od wsi, w miejscu gdzie
ogień Austriaków był niewielki, a następnie zaatakować
nieprzyjacielskie pozycje z boku. Uderzenie od czoła miały
wykonać oddziały Gudina i Puthoda. Zdobycie wzgórz,
które wieńczyła widoczna z daleka czworokątna drewniana
wieża, było sygnałem dla Oudinota do rozpoczęcia natarcia
na Baumersdorf i dla Armii Włoskiej do ataku na Wagram.
Tak więc Davout rozpocząć miał łańcuchową reakcję pozo­
stałych korpusów prawego skrzydła, które powinny wywal­
czyć zwycięstwo.
Wiele zależało jednak od oddziałów francuskich wal­
czących w centrum i na lewym skrzydle. A tam nie działo się
najlepiej. Każdy kolejny meldunek mówił o pogarszającej się
sytuacji.
Natarcie rozpoczęte przez Austriaków między godziną
4.00 a 5.00 czyniło rzeczywiście błyskawiczne postępy.
Pierwszą poważniejszą ich zdobyczą stało się Aderklaa.
Bernadotte opuścił je bez walki obawiając się zniszczenia
przez schodzący ze wzgórz Wagramu korpus Bellegarde’a
lub posuwające się ku Süssenbrunn, z lewej strony, oddziały
kirasjerów i grenadierów księcia Lichtensteina. Książę
Pontecorvo38 cofnął się na niewielkie wzgórze za Aderklaa,
zamierzając przybliżyć się do Armii Włoskiej i korpusu
Massćny. Tu jednak jego Sasów dopadły czołowe oddziały

38 Tytuł ten otrzymał Bernadotte w 1804 r. wraz z buławą marszał­

kowską.
Bellegarde’a i nie napotykając większego oporu zepchnęły
marszałka ku siłom głównym.
Massćna, ku któremu usiłował się cofać Bernadotte, zna­
lazł się w jeszcze większej opresji. Jego cztery słabe liczebnie
dywizje (około 18 000 ludzi) starły się w walce z około 60 000
żołnierzy z korpusów Klenaua, Kolowratha i Lichtensteina.
Bohaterski obrońca Genui z 1800 r.39 i zarazem jeden
z najdzielniejszych dowódców napoleońskich nie dał się
zaskoczyć i stawił zacięty opór. Żołnierze z podziwem spog­
lądali na niezłomnego marszałka, który po bolesnym upadku
z konia przed kilkoma dniami, obwiązany bandażami, dowo­
dził z otwartego kocza. Obronę Massćna rozpoczął od ...
działań zaczepnych. Sądząc, że utrata pozycji zajmowanej
dotychczas przez Sasów może narazić zarówno lewe skrzydło,
jak i centrum, rzucił na Aderklaa dywizję Carra Saint-Cyra.
Generał poprowadził atak brawurowo. Jego dwa wyśmienite
pułki (4 liniowy i 24 lekki) przebojem wdarły się do wioski
i wyrzuciły z niej Austriaków. Francuzi popełnili jednak
błąd; zamiast pozostać w Aderklaa i na umocnionych stano­
wiskach szykować się do odparcia kontruderzenia, żołnierze
Saint-Cyra ruszyli w pogoń za wycofującym się nieprzyjacie­
lem. Dostali się w krzyżowy ogień, którego tak bardzo
obawiał się wcześniej Bernadotte. Zdziesiątkowane pułki
odrzucone zostały do Aderklaa. Massćna wysłał im z pomocą
dywizję Molitora, czym jeszcze bardziej osłabił własne siły
rozlokowane bliżej Dunaju.
Boudet i Legrand nie byli w stanie powstrzymać naporu
Klenaua i Kolowratha, którzy przeciwko ich 10 000 ludzi
rzucili 45 000 własnych żołnierzy40.Lewe skrzydło załamało
się. Boudet zepchnięty został aż pod Aspern, straciwszy całą
artylerię41 w czasie pośpiesznego odwrotu, który spowodo­

39 Patrz: Marengo 1800, rozdział „Wojna”.


40 J. T h i r y , Wagram, Paryż 1966, s. 181.
41 Tamże, s. 182.
wał daleko idącą demoralizację żołnierzy jego dywizji.
W tym krytycznym momencie jedynym realnym wsparciem
dla Boudeta była ciężka artyleria zamontowana na Lobau,
która gęstym ogniem powstrzymywała napór przeciwnika.
Raporty o załamaniu na lewym skrzydle i rozpaczliwe
prośby Boudeta o natychmiastowe wsparcie dotarły do
cesarza około godziny 9. Napoleon natychmiast pogalopo­
wał w asyście oficerów sztabu w kierunku zagrożonego
skrzydła. Po drodze spotkał Bernadotte’a, który nie potrafił
ukryć wielkiego zdenerwowania i przeżytego wstrząsu wy­
wołanego dotychczasowym przebiegiem walk. Po uspokoje­
niu marszałka Napoleon ruszył ku Massénie przebywające­
mu w pobliżu Aderklaa. Spotkanie nastąpiło w momencie,
gdy wyrzucona ze wsi, zdziesiątkowana dywizja Saint-Cyra
ustępowała przed zwycięskimi grenadierami prowadzonymi
przez d’Aspre’a. Molitor wysłał ku wsi setki tyralierów,
którzy nękającym celnym ogniem powstrzymywali Austria­
ków.
Nie zważając na grad pocisków Bonaparte i Masséna
odbyli krótką naradę wojenną. Obaj doszli do wniosku, że za
wszelką cenę należy ratować lewe skrzydło i wzmocnić
centrum. Byli także zgodni co do tego, iż gdyby pod Wagram
walczyła Wielka Armia doby Austerlitz, możliwe byłoby
poświęcenie lewego skrzydła. Zacięta obrona w centrum
i zwycięskie natarcie Davouta na prawym skrzydle - o czym
Napoleon był absolutnie przekonany - doprowadziłyby
w konsekwencji do wygrania bitwy; korpusy nieprzyjaciel­
skie posuwające się wzdłuż Dunaju znalazłyby się wówczas
w pułapce. Armia francuska 1809 r. nie miała jednak
walorów swej poprzedniczki sprzed kilku lat i Bonaparte nie
podjął ryzyka42.

42 Jakiś czas po bitwie pod Wagram Napoleon odwiedził wojska stojące


obozem w pobliżu Brünn i podczas manewrów odbywających się na polach
Austerlitz nawiązał w rozmowie do obu bitew. Miał wówczas powiedzieć, że
postąpiłby tak, gdyby posiadał takie wojska, jak w obozie pod Boulogne.
W chwilę po skończonej naradzie Massćna zebrał swoje
trzy dywizje, uszykował je w długą kolumnę o zwartych
szeregach i pociągnął ku Dunajowi, skąd, z okolicy Aspern,
dochodziła głośna kanonada. Oskrzydlający kilkukilomet­
rowy marsz (Aderklaa dzieli od Aspern ponad 8 kilometrów)
wystawił kolumnę na niebezpieczny boczny ogień oddziałów
Klenaua i Kolowratha. Jednakże żołnierze Saint-Cyra,
Legranda i Molitora wytrzymali ten morderczy ostrzał.
Marulaz i Lasalle szarżami lekkiej kawalerii skutecznie
osłaniali ich prawy bok przed atakami nieprzyjacielskiej
jazdy.
Wśród ciągłej, zaciekłej walki Massćna dotarł do rzeki
koło Aspern i zwrócił swe dywizje frontem w prawo ku
przeciwnikowi. To samo uczynił Boudet, trzymający się
z resztkami swojej dywizji między Aspern a Essling. Po
przegrupowaniu, poprzedzani przez jazdę, Francuzi wzno­
wili działania zaczepne. Oddziały Klenaua i Kolowratha,
również mocno wykrwawione w dotychczasowych walkach,
rozpoczęły powolny odwrót na Breitenlee i Kirchstatten.
I właśnie wtedy, wówczas gdy sytuacja na lewym skrzydle
była już niemal opanowana, Francuzi ponieśli ogromną
stratę - podczas jednej z szarż zginął gen. Lasalle. Uzna­
wany za pierwszego kawalerzystę cesarstwa, Lasalle zwykł
mawiać, że dobry huzar nie powinien przeżyć trzydziestu lat.
Można więc powiedzieć, że urodzony w 1775 r. hrabia
Antoine Charles Louis de Lasalle aż cztery lata żył na
kredyt 43.

Jednakże z wojskiem, którego znaczna część była młoda i nic otrzaskana


w bojach, wolał nie zdawać się na ryzykowny manewr, wymagający od
żołnierzy zimnej krwi, odporności i wielkiego doświadczenia. T h i e r s ,
Historia..., t. V, s. 579.
43 Lasalle’owi wystawiono dwa pomniki: jeden kazał wybudować Bona­
parte w Paryżu, drugi wzniesiono w Luneville, Zwłoki generała spoczęły
w Pałacu Inwalidów. Lasalle doczekał się monografii pióra IVI. Duponta,
którą przełożył na język polski w 1931 r. gen. Bolesław Wienia-
wa-Długoszowski.
Odejście Massény pod Aspern spowodowało, że w pierw­
szej linii francuskiej powstała trzykilometrowa luka na
odcinku między Süssenbrunn a Aderklaa. Lecz właśnie to
miejsce wybrał Bonaparte do rozerwania frontu armii
austriackiej, który osiągnął już długość ponad 15 kilomet­
rów. Zaangażowanie przez arcyksięcia Karola dużych sił
przeciwko Davoutowi i na prawym skrzydle oraz znaczne
zużycie oddziałów walczących o Aderklaa prowadziło do
nieodpartego wniosku (potwierdzającego zresztą wcześniej­
sze przedbitewne rachuby), że nieprzyjacielskie centrum,
pozbawione już prawdopodobnie odwodów, nie oprze się
potężnemu, przełamującemu uderzeniu. Rozciągnięcie
i związanie wojsk austriackich na obu skrzydłach było zbyt
duże, aby mogły one powstrzymać czołowe uderzenie wypo­
czętych, nie zaangażowanych dotychczas w walkę oddziałów
francuskich.
Zasłonę dla przygotowywanego natarcia stworzyła część
ciężkiej jazdy dowodzona przez marsz. Bessièresa. Serią
szarż skutecznie powstrzymywała ona przeciwnika na linii
Süssenbrunn - Aderklaa. Podczas jednego z wypadów
marszałek został ranny i nie uczestniczył w ostatnim etapie
bitwy.
Uderzenie, do którego Napoleon postanowił użyć część
Armii Włoskiej, kirasjerów gen. Nansouty’ego oraz wy­
dzielone jednostki gwardii, miała poprzedzić huraganem
ognia potężna bateria. Słowo bateria jest zresztą niezbyt
adekwatne. Poza linią przesłaniającej jazdy cesarz rozkazał
bowiem ustawić całą artylerię gwardii (60 dział), 25 armat
gen. Wrćdego, który pojawił się w pobliżu, i kilkanaście
innych zebranych naprędce, łącznie około 100 luf ustawio­
nych na niemal dwukilometrowym froncie. Na każde kilka­
naście metrów terenu przypadała jedna armata; nigdy
jeszcze w dziejach bitew równie monstrualna bateria „nie
zagrała”.
Jej ustawieniem — co samo w sobie wymagało nie lada
umiejętności zważywszy na długość frontu i pofałdowanie
terenu-zajął się gen. Drouot, który wraz z gen. Lauristonem
miał sprawować nad nią komendę. Zaraz po wprowadze­
niu armat na stanowiska kirasjerzy rozstąpili się, tworząc
otwartą przestrzeń, i deszcz ognia lunął na austriackie
pozycje.
Artyleria nieprzyjacielska usiłowała podjąć nierówny po­
jedynek, lecz szybko została zmuszona do milczenia. Pomię­
dzy Süssenbrunn a Aderklaa rozpętała się kanonada, jakiej
nie pamiętali najstarsi weterani. I nigdy już nie mieli być
świadkami podobnie intensywnego ostrzału 44.
Poza linią armat Napoleon pośpiesznie tworzył potężną
„pięść uderzeniową”, która miała wymierzyć decydujący
cios. W jej skład weszły dywizje generałów Broussiera,
Lemarque’a i brygada gen. Serasa z Armii Włoskiej (łącznie
23 bataliony), sześć pułków kirasjerów gen. Nansouty’ego
(24 szwadrony), osiem batalionów fizylierów i tyralierów
gwardii gen. Reille’go. Gen. Macdonald, który miai po­
prowadzić kolumnę, nadał jej kształt prostokąta o froncie
szerokim na niemal 1100 metrów i głębokim na około 700
metrów. Na czele stanęła część dywizji Broussiera i brygada
Serasa. Lewy bok utworzyły pozostałe oddziały Broussiera,
natomiast prawy dywizja Lemarque’a. Ugrupowanie za­
mknął Nansouty chmarą swoich kirasjerów, za którymi
ustawili się jeszcze gwardziści.
W czasie gdy Macdonald dokonywał ostatnich roszad
w ustawieniu powierzonych mu oddziałów, Davout zwycięs­
ko kończył natarcie prawego skrzydła na wzgórza Neusie­
del. W ich obronę uwikłała się znaczna część austriackich sił,
przesuwanych tam stopniowo z innych pozycji. Opano-

44 Podczas bitwy pod Wagram Francuzi wystrzelili łącznie 96 000


ładunków artyleryjskich. Dla porównania - pod Borodino w 1812 r.
i pod Lipskiem w 1 8 1 3 r. zużyli po około 91 000 ładunków, przy czym
należy pamiętać, że starcie lipskie trwało 3 dni. Wg: G. R o t h e n b e r g ,
The Art of Warf ace in the age of Napoleon, London 1977 s. 144.
wanie Neusiedel miało stanowić sygnał do ataku dla kolum­
ny Macdonalda i dla korpusu Oudinota celującego w Wa­
gram.
Davout natarł na wzgórza z dwóch stron. Gudin i Puthod,
którym towarzyszył marszałek, sforsowali Russbach między
Neusiedel a Baumersdorf. Morand i Friant, poprzedzani
przez lekką jazdę Montbruna i dragonów Grouchy’ego,
sforsowali strumień na krańcu prawego skrzydła. Czworo­
kątna wieża na wzgórzach stała się wierzchołkiem, ku
któremu pod kątem zbliżonym do prostego kierowały się
francuskie kolumny. W prawoskrzydłowej kolumnie główny
wysiłek spadł na barki piechurów Moranda. Wspierani
z jednej strony ogniem artyleryjskim sześćdziesięciu dział
prowadzonych przez Frianta, z drugiej osłaniani przez
Montbruna, wytrwale wdzierali się pod górę mimo gęstego
ognia karabinowego. W pewnym momencie kolumna Mo­
randa (17 pułk liniowy) zachwiała się niebezpiecznie pod
wpływem nagłego kontruderzenia. Poszerzający się szybko
wyłom na styku dwóch dywizji francuskich mógł doprowa­
dzić do załamania natarcia. Nie zastanawiając się wiele
Friant rzucił na pomoc Morandowi brygadę Gilly’ego (15
pułk lekki i 33 liniowy). Doszło do krótkiego, bardzo
gwałtownego starcia na bagnety, z którego zwycięsko wyszli
Francuzi. Na karkach uciekających Austriaków piechurzy
Moranda i Frianta wdarli się na szczyt.
Jeśli wojskom prawego skrzydła przyszło walczyć na dość
łagodnie wznoszących się wzgórzach, to Puthod i Gudin
najbardziej krwawy bój stoczyć musieli w zabudowaniach
Neusiedel. Jako pierwszy wdarł się tam Puthod ze swoją
niewielką dywizją (nieco ponad 5000 ludzi). Słabość liczebną
jego żołnierze nadrabiali wyjątkową odwagą i zaciekłością.
I tym razem również potwierdzili swoje walory: po kilku­
dziesięciu minutach krwawej walki Austriacy opuścili Neu­
siedel i cofnęli się na wzgórza. Dalsze natarcie Puthod
i Gudin prowadzili już równolegle, tworząc ze swych
oddziałów jednolity front, który z wolna, ale bez przerwy
spychał przeciwnika z zajmowanych stanowisk.
Coraz silniej napieranemu Rosenbergowi przybyła z po­
mocą część oddziałów Hohenzollerna, który - jak dotąd
- nie był jeszcze atakowany przez stojącego naprzeciw
Oudinota. Zgodnie z założeniami Napoleona Davout zaczął
na siebie ściągać coraz większe siły przeciwnika. Po nadejś­
ciu posiłków Rosenberg usiłował przejąć inicjatywę. W naj­
trudniejszej sytuacji znalazły się teraz oddziały Gudina
walczące na jego lewym skrzydle. Potężne natarcie żołnierzy
Hohenzollerna o mało co nie wtłoczyło Francuzów do
strumienia. Wobec postępów prawego skrzydła francus­
kiego sukces oddziałów Hohenzollerna okazał się jednak
krótkotrwały. Wkrótce, zagrożone oskrzydleniem przez
dywizje Frianta i Moranda, musiały się one wycofać.
Bonaparte uznał, że nadeszła chwila do zadania roz­
strzygającego ciosu. O godzinie 12.30 rozpoczęła ruch
kolumna Macdonalda w centrum. Generał poprowadził
atak z niezwykłą brawurą. Poprzedzany huraganem ognia
armatniego skierował kolumnę na Süssenbrunn, aby wbić
klin pomiędzy rezerwę Lichtensteina a prawe skrzydło
korpusu Bellegarde’a. Generał szedł przed linią piechurów
niczym zwykły oficer. Zarówno on, jak i jego maszerujący
ramię w ramię żołnierze zdawali się nie zważać na wzmagają­
cy się ostrzał. Krzyżowy ogień nieprzyjaciela coraz skutecz­
niej dosięgał ścieśnione szeregi. Każdy celny pocisk armatni
pozostawiał w nich krwawą wyrwę. Dziesiątki, setki zabi­
tych i rannych znaczyły szlak kolumny. Mimo to parła
ona bezustannie naprzód, spychając przed sobą oddziały
przeciwnika. Bonaparte, obserując z dala Macdonalda,
kilkakrotnie krzyknął w uniesieniu: „Cóż za dzielny czło­
wiek!” 45
Wszystkie podjęte przez Austriaków próby rozerwania

45 T h i r y , Wagram, s. 184.
i zniszczenia kolumny spełzły na niczym. Głębokie ugrupo­
wanie chroniło ją zarówno przed czołowymi, jak i podej­
mowanymi ze skrzydeł atakami piechoty i kawalerii. Nie
powstrzymała jej nawet potężna szarża ciężkiej jazdy księcia
Lichtensteina. Francuski generał powitał kirasjerów zmaso­
wanym ogniem z kilku tysięcy karabinów, wydłużając w tym
momencie swój front przez wyprostowanie obu skrzydeł.
Przed linią jego piechurów wyrósł mur z zabitych i rannych
jeźdźców oraz koni. Lichtenstein rzucił się do ucieczki
i wpadł na własną piechotę, szerząc wśród niej panikę.
Austriacki front zachwiał się niebezpiecznie.
Francuzi nie do końca potrafili wykorzystać sprzyjający
moment. Wprawdzie Macdonald natychmiast wydał Nan-
souty’emu rozkaz do kontrszarży, lecz nim kirasjerzy prze­
bili się przed front ugrupowania i ruszyli do ataku, minęło
wystarczająco dużo czasu, aby nieprzyjaciel mógł wprowa­
dzić porządek w szeregach. Szarża Nansouty’ego doprowa­
dziła jednak do rozbicia kilku małych czworoboków piecho­
ty. Sukces kawalerii francuskiej mógł być o wiele bardziej
spektakularny, gdyby nie doszło do słownej utarczki między
gen. Macdonaldem, zamierzającym rzucić do ataku także
jazdę gwardii, a jej dowódcą gen. Waltherem, który butnie
stwierdził, że będzie respektował jedynie rozkazy marsz.
Bessièresa. A ten - jak pamiętamy - został wcześniej ranny
i odwieziony na tyły.
Nieustająca walka towarzysząca marszowi kolumny
Macdonalda przyniosła jej wielkie straty. Około godziny
13.30, gdy osiągnęła ona już niemal cel natarcia, rozłupując
nieprzyjacielskie wojska na dwie części, zaledwie 1500
piechurów kroczyło za generałem. Stosunkowo mniejsze
straty ponieśli kirasjerzy Nansouty’ego i gwardziści, którzy
ciągle ponawianymi szarżami pogłębiali wyłom w nieprzyja­
cielskim froncie.
W ślad za kolumną Macdonalda Napoleon wysłał dalsze
dywizje Armii Włoskiej i dywizję młodej gwardii.
W ostatniej fazie natarcia w centrum odznaczyli się
szczególnie polscy lekkokonni gwardii46. Jeden z nich, Józef
Załuski, tak wspominał o waleczności rodaków: „[...] tym­
czasem zjawił się 2 pułk ułanów księcia Schwarzenberga [...].
Adjutant, major Duvivier, przypadł do naszego szwadronu
(trzeciego) i nie czekając komend p.majora Delaitre zagrzał
nas energicznie do rzucenia się natychmiast [...] na owych
ułanów, co też nasz trzeci szwadron pod dowództwem szefa
Stokowskiego natychmiast wykonał, jednakże, gdy oba
pułki nacierające już do siebie się zbliżyły, pokazały się doły
przez piechotę austriacką pokopane, które przeszkadzały
tym ułanom Schwarzenberga jak i nam do porządnego
frontowego natarcia. Tymczasem ułani widząc, że nie mamy
lanc, ale z pałaszami na nich nacieramy, zaczęli piki rzucać,
a brać się do pałaszów [...] Jakoż choć kupkami tylko
wysuwając się z pomiędzy owych dołów pokopanych,
prawie w oka mgnieniu ich poprzewracaliśmy. Inne szwad­
rony ułanów Schwarzenberga przychodziły im na pomoc,
pułki lekkiej jazdy austriackiej są bowiem bardzo liczne;
wtenczas zaczęło się uganianie naszych z ułanami tymi
i dziwny, a nieszczęsny wypadek, że obie strony wyzwały się
najobelżywszymi wyrazami w mowie rodowitej [...] Gdy tak
ucieramy się zawsze zwycięsko z tymi ułanami, przybywa im
na pomoc pułk dragonów Rysza [spolszczony, fonetyczny
zapis nazwiska: Riesch — S.L.], nam zaś strzelcy konni
gwardii; ustępują ułani i dragoni w rozsypce, nasz pułk zaś
zbiera się i szykuje” 47.

46 Chodzi o pułk 1 lekkokonny gwardii cesarskiej, Iranc.: Regiment des


chevaux-légers de la garde nr 1, stąd popularna nazwa: szwoleżerowie
gwardii. Pułk został utworzony na mocy dekretu cesarskiego z 19 II 1807 r.
na bazie warszawskiej gwardii honorowej. Wojennej epopei pułku poświęcił
swe książki M . B r a n d y s ( Kozietulski i inni, Szwoleżerowie gwardii, Koniec
świata szwoleżerów).
47 J. Z a ł u s k i , Wspomnienia o pułku lekkokonnym gwardii, Kraków
1865, s. 149.
Uzupełniając tę relację należy dodać, że Polacy wzięli
wielu jeńców, wśród których znalazł się rotmistrz książę
Auersperg i kilku innych oficerów.
Inny uczestnik szarży, Andrzej Niegolewski, utrzymywał
później, że iekkokonni zdobyli aż 45 armat; wydany po
bitwie biuletyn przypisywał im zagarnięcie jedynie dwóch
dział48.
Około godziny 14 Napoleon powiedział do otaczających
go oficerów sztabu: „bitwa jest wygrana”49, i zarządził
natarcie Oudinota na Baumersdorf i Wagram. Po szybkim
sforsowaniu Russbachu Oudinot wszedł do Baumersdorf
i swym prawym skrzydłem połączył się z dywizją Gudina.
Prawoskrzydłowa dywizja Tharreau zaatakowała natomiast
Wagram i po walce na bagnety opanowała wieś biorąc do
niewoli niemal 1000 jeńców.
Po zdobyciu obu wsi ofensywa francuska nabrała jeszcze
większego rozmachu. Na całej linii miedzy Wagram a Neu-
siedel Austriacy zaczęli ustępować nie podejmując już
bardziej zdecydowanych kontrataków. Nawet obecność na
pierwszej linii arcyksięcia Karola nie była w stanie odmienić
sytuacji. Wódz austriacki, targany podczas bitwy sprzecz­
nymi uczuciami — od nadziei po zwątpienie, a w końcu
desperację — nie bacząc na niebezpieczeństwo rzucił się
w wir walki. Nie znalazł w niej jednak ani śmierci, ani nawet
nie odniósł rany, która być może pozwoliłaby mu łatwiej
znieść gorycz porażki.
Na całym froncie jego wojska cofały się. Dywizje Davou­
ta, połączone już w jedną linię na wzgórzach Neusiedel,
wdarły się na równinę wagramską, prąc przed sobą uchodzą­

48 Po bitwie Austriacy przyznali się do straty 20 armat, tak więc


Niegolewski się mylił. Jakże jednak częstą, szczególnie przykrą dla Pola­
ków, praktyką było wyróżnianie w biuletynach jednostek francuskich
z pominięciem oddziałów sojuszniczych lub pozostających na żołdzie
francuskim.
49 T h i r y , Wagram, s. 184.
cego przeciwnika. Jego prawoskrzydłowe oddziały spychały
na północ dywizje Tharreau, Frére’a i Grandjeana.
W centrum Macdonald doszedł do Süssenbrunn i złamał
opór broniącej wieś piechoty. Towarzysząca mu jazda
zagarnęła 5000 jeńców.
Bellegarde odrzucony został aż pod Helmhof.
Najbardziej przemieściło się prawe skrzydło austriackie.
Korpus Klenaua zepchnięty został do Jedlersdorf, a Kolow-
rath cofnął się do Gerasdorf.
Około godziny 15 wszystkie oddziały armii austriackiej
były w odwrocie w ogólnym kierunku na Czechy. Arcyksiążę
Karol wydał rozkaz do odwrotu obawiając się odcięcia od
drogi prowadzącej na Morawy.
Późnym popołudniem od strony Preszburga pojawiły się
podjazdy korpusu arcyksięcia Jana. Ukazanie się nieprzyja­
cielskiej jazdy wywołało niemały popłoch wśród francuskich
żołnierzy znoszących rannych z pola bitwy. Zamieszanie na
tyłach sprawiło, że oddziały stojące w odwodzie - korpus
Marmonta i stara gwardia - utworzyły szyk bo­
jowy gotowe do wznowienia walki. Arcyksiążę nie zdobył
się jednak na żadne działania zaczepne i jego patrole
wycofały się.

STRATY

Bitwa pod Wagram przyniosła olbrzymie straty obu


stronom. Pod tym względem całkowicie różniła się od
zmagań pod Marengo, a szczególnie od Austerlitz, gdy
Napoleon rozstrzygał decydujące starcie w wojnie przeciw­
ko Austrii za cenę niewielkich strat własnych i olbrzymich
przeciwnika.
Opracowania dotyczące bitwy pod Wagram różnią się
znacznie w ocenie obopólnych strat. O ile Thiers i Kukieł
podają liczbę 24 000 zabitych i rannych Austriaków, to już
nie są zgodni co do liczby jeńców. Pierwszy z nich pisze
o 12 000, drugi twierdzi, że było ich „drugie tyle” w stosunku
do zabitych i rannych, tj. 24 0005°. Jeszcze większe rozbież­
ności są w ocenie strat francuskich. Według Thiersa za­
mknęły się one liczbą 15 000-18 000, z czego śmierć poniosło
7000-8000. Kukieł doliczył się natomiast aż 34 000 zabitych
i rannych Francuzów, a więc o 10 000 więcej niż Austriaków,
oraz 3000-4000 wziętych do niewoli 51.
Wydaje się, że najbliższy określenia rzeczywistych strat
Francuzów jest Thiry, który - opierając się na dokumentach
udostępnionych mu w Ministerstwie Wojny - obliczył je na:
4230 zabitych, 2912 zmarłych w wyniku odniesionych rau
oraz 18 000 rannych. W swej ocenie uwzględnił on straty
poszczególnych korpusów: Massćna miał stracić 5000 ludzi,
Bawarowie i Sasi 3000, Oudinot 8946 (podczas walk 5 i 6 lip-
ca), Davout 4700, Macdonald 6000, kawaleria 1750, gwar­
dia 701, artyleria 926, co daje łącznie 31 023 ludzi52. Straty
austriackie Thiry podał jedynie ogólnie pisząc o 20 000
żołnierzy, przy czym należy się domyślać, iż chodziło mu
tylko o zabitych i rannych 53.
Dotkliwe straty poniosły obie strony w korpusie oficer­
skim. Francuzi mieli wśród zabitych i rannych 1860 ofice­
rów, a między nimi aż 42 generałów54. Tylko bitwa pod
Borodino w 1812 r. miała przynieść generałom większą
hekatombę - padło ich wówczas 47. Ogromny smutek
wywołała szczególnie śmierć gen. Lasalle’a, powszechnie
łubianego i szanowanego. Ranni zostali m. in. generałowie:
Wrćde, Seras, Grenier, Vignolle, Sahuc, Frćre, Defrance,
oraz marsz. Bessières. Wśród zabitych i rannych generałów
austriackich znaleźli się Nordmann, d’Aspre, Vukassowich,

50 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 191.


51 Tamże.
52 T h i r y , Wagram, s. 188.
53 Tamże.
54 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 191.
Vecsey, Rauvroy, Wostitz, książę Hesse-Homburg, Mayer,
Vacquant, Motzen, Stutterheim 55.
Przerażający, przejmujący do głębi opis pola bitwy pozo­
stawił Józef Załuski: „Pod Raschdorf widziałem pagórki
z amputowanych nóg i rąk [...] a te, jeżeli przysypane zostały
ziemią, łatwo utworzyły mogiły, jakich już kształt miały” 56.
I dalej: „Najgęściejsze pobojowisko zdało nam się być pod
Aderklaa; gdzie tylko była jaka woda, tam było widać
mnóstwo rannych, którzy się pościągali do wody i. tak
zastaliśmy jednego żołnierza austriackiego, który sam jeden
żył jeszcze, wśród mnóstwa pomarłych otaczających sadza­
wkę. W Wagram, gdzie była główna kwatera arc. Karola,
zastaliśmy wielki konwój, może tysiące fiakrów (dosłownie;
dorożek, tu - pojazdów kołowych) i wozów wysłanych
z Wiednia, dla zbierania rannych, daliśmy znać przełożone­
mu o tych nieszczęśliwych, których napotkaliśmy w naszym
marszu. Izba, w której nocował arcyksiążę, była prze­
strzelona dwiema kulami armatnimi” 57.
O ile wzajemne straty, mierzone w liczbach bezwzględ­
nych, nie wskazują na wielką klęskę Austriaków (tym
bardziej że w zabitych i rannych utracili oni mniej ludzi niż
Francuzi), o tyle ich procentowe określenie w stosunku do
ogółu użytych sił wypada dla armii arcyksięcia Karola
fatalnie. Pod Wagram utraciła ona bowiem ponad jedną
trzecią żołnierzy (licząc z jeńcami), podczas gdy straty
Francuzów wyniosły niewiele ponad szóstą część. Tak
znaczne osłabienie armii austriackiej — choć starcie pod
Wagram w przeciwieństwie do większości innych wielkich
bitew nie rozstrzygnęło losów wojny — musiało wpłynąć na
dalszy jej przebieg.
I tak się stało.

55 T h i r y , Wagram, s. 188.
56 Z a ł u s k i , Wspomnienia ..., s. 1 5 1 .
57 Tamże, s. 152.
Jeszcze w czasie trwania działań wojennych arcyksiążę
Karol spotkał się z zarzutami, że decyzja o odwrocie wojsk
spod Wagram była przedwczesna, dalszy opór stwarzał
bowiem realną szansę wzmocnienia ich przez korpus arcy­
księcia Jana i otwierał perspektywę zwycięstwa. Rzecznicy
tego stanowiska zdawali się zapominać o tym, że kilkunasto­
tysięczny oddział nie był w stanie odmienić losów wojny,
a przedłużanie oporu mogło narazić austriacką główną
armię na całkowite zniszczenie. Arcyksiążę Karol, odpowia­
dający za losy monarchii, nie mógł podjąć takiego ryzyka.
Zdawał sobie zresztą sprawę, że nawet zachowanie reszty
ocalałych po Wagram sił daje znikomą nadzieję na od­
wrócenie losów wojny. Pozostawało więc tylko jedno wyj­
ście: wycofać się do którejś z bardziej zasobnych prowincji
cesarstwa, zreorganizować wykrwawione oddziały i okazu­
jąc niezłomne postanowienie kontynuowania walki wymóc
znośne warunki pokoju.
Pesymizm arcyksięcia co do niemożności wygrania wojny
szybko potwierdziły masowe dezercje z armii. Niebawem po
bitwie tysiące żołnierzy, głównie z szeregów Landwehry,
zbiegły wykorzystując powstałe zamieszanie i dezorgani­
zację.
Szanse na przyszłość przekreślił także sam arcyksiążę
Karol wybierając odwrót w kierunku Czech, a nie na
przykład ku Węgrom, gdzie operował arcyksiążę Jan i roz­
wijał się ruch powstańczy. Wciągnięci w głąb Węgier Fran­
cuzi musieliby znacznie wydłużyć linie komunikacyjne
i przeznaczyć do ich ochrony stosowne siły, co osłabiłoby
wojska w polu. Wybór Czech, w przekonaniu arcyksięcia
pozwalający na zachowanie strategicznego kontaktu z cent­
rum monarchii, pozbawiał Austriaków tych atutów.
Arcyksiążę Karol pomaszerował ku Pradze drogą wiodą­
cą przez Znaim (Znojmo). Towarzyszyły mu korpusy gene­
rałów Kolowratha, Bellegarde’a, Klenaua oraz rezerwa
grenadierów i kirasjerów, łącznie około 60 000 ludzi. Straż
tylną tworzył korpus księcia Reussa idący przez Wilfersdorf
i Nikolsburg. Korpusy gen. Rosenberga i księcia Hohenzol­
lerna, zepchnięte na drogę do Moraw, stanowiły jak gdyby
lewe skrzydło cofającej się armii. Jednak każdy kilometr
przebytej drogi oddalał je od głównych sił. W perspektywie
mogło to mieć fatalne następstwa, lecz doraźnie przyniosło
niespodziewaną korzyść, pozostawiając przeciwnika w nie­
pewności co do kierunku odwrotu.
Francuzi nie podjęli natychmiast pogoni za uchodzącym
przeciwnikiem. Napoleon, znając stan własnych wojsk, nie
zdecydował się na nocny pościg, jak to niejednokrotnie
czynił w poprzednich kampaniach.
Następnego dnia po bitwie Bonaparte udał się do rezyden­
cji Wolkersdorf, w której do niedawna przebywał cesarz
Franciszek I, i założył tam swoją kwaterę główną. Cały dzień
Francuzi poświęcili na porządkowanie oddziałów, znoszenie
rannych z pola walki i transportowanie ich na Lobau,
uzupełnianie zapasów żywności, amunicji oraz innych mate­
riałów wojennych niezbędnych do dalszych działań.
W ślad za Austriakami Napoleon wysłał oddziały, które
w niewielkim stopniu uczestniczyły w bitwie i nie odczuły
zbytnio jej trudów. Cesarz był przekonany, iż arcyksięcia
Karola należy szukać na drodze do Moraw, które leżąc
pomiędzy dwiema wielkimi prowincjami monarchii habs­
burskiej - Czechami i Węgrami - stanowiły naturalny
pomost między nimi. Z Moraw, zachowując kontrolę nad
liniami komunikacyjnymi, arcyksiążę mógł wydobyć tkwią­
ce w nich zasoby wojenne, a następnie przejść do jednej ze
wspomnianych prowincji (Bonaparte sądził, że będą to
Węgry) i kontynuować tam wojnę.
Pościg rozpoczęła lekka jazda gen. Montbruna, skierowa­
na na drogę do Nikolsburga. Zaraz po niej ruszył korpus
gen. Marmonta, nie biorący udziału w walkach poprzed­
niego dnia. Marmontowi towarzyszyła dywizja bawarska
gen. Wrćdego, dowodzona teraz przez gen. Minutiego.
Montbrunowi i Marmontowi pozostawił Napoleon swo­
bodę manewrowania; w zależności od ruchów przeciwnika
mieli oni postępować za nim na Węgry lub do Czech.
Marsz. Massćnę z najmniej wykrwawionymi dywizjami
generałów Legranda i Molitora, jazdą gen. Bruyére’a (na­
stępca Lasalle’a i Marulaza) oraz kirasjerami gen.
Saint-Sulpice’a wysłano na drogę biegnącą wzdłuż Du­
naju w celu strzeżenia traktu z Czech wiodącego przez
Korneuburg-Stockerau-Znaim.
8 lipca Montbrun nadesłał pierwsze informacje o ruchach
nieprzyjaciela. Nie zawierały one jednak żadnych pewnych
danych o kierunku odwrotu głównych sił, gdyż oddziały
austriackie spotykano zarówno na drogach morawskich, jak
i na czeskich. Mimo to, uważając, że arcyksiążę podąży na
Morawy, Napoleon wysłał ku Nikolsburgowi korpus marsz.
Davouta wraz z dragonami gen. Grouchy’ego i kirasjerami
gen. Arrighiego. Łącznie z kroczącym tą samą drogą gen.
Marmontem wojska udające się na Morawy liczyły około
45 000 ludzi i zdaniem cesarza były wystarczające, aby
pokonać armię arcyksięcia Karola. Jednocześnie z Da-
voutem wyprawiony został oddział Sasów w celu obserwacji
ruchów korpusu arcyksięcia Jana.
W ślad za marsz. Massćną wyruszył gen. Macdonald.
Książę Eugeniusz miał pozostać z częścią armii pod Wied­
niem w celu ochrony miasta i prawego brzegu Dunaju
w razie ewentualnej akcji arcyksięcia Jana oraz generałów
Chastelera i Giulaya. W samej stolicy rozłożył się na
kwaterach gen. Vandamme z Wirtemberczykami. Napoleon
zaś, z niecierpliwością oczekując na informacje potwier­
dzające kierunek odwrotu wojsk arcyksięcia Karola, pozo­
stał jeszcze dzień w Wolkersdorfie. Do dyspozycji miał
korpus Oudinota, kirasjerów Nansouty’ego i gwardię — łą­
cznie około 30 000 ludzi.
Rozdzielenie sił i mylne przypuszczenie Napoleona co
do obranego przez Austriaków kierunku ucieczki dopro­
wadziło do paradoksalnej sytuacji: za 25 000 żołnierzy
księcia Hohenzollerna i gen. Rosenberga posuwało się
45 000 Francuzów (kolejno: Montbrun, Marmont, Minuti
i Davout), natomiast 60-tysięczne zgrupowanie arcyksięcia
Karola ścigane było przez ponad dwukrotnie słabsze od­
działy francuskie. Niewielkie odległości sprawiały jednak, że
Bonaparte mógł szybko pośpieszyć im z pomocą.
Już 8 lipca Marmont doścignął straż tylną Rosenberga,
zagarniając do niewoli dziesiątki maruderów. Następnego
dnia w Wilfersdorfie dowiedział się, że główne siły nie­
przyjacielskiego korpusu zawróciły, przechodząc z drogi
morawskiej na czeską. Podobnie uczynił idący za Rosenber­
giem Hohenzollern, stosując się do rozkazów przekazanych
przez arcyksięcia Karola. Powielając ruch nieprzyjaciela
także Marmont, a za nim pozostałe oddziały francuskie
skręciły i przez Mistelbach oraz Laa pociągnęły na Znaim.
Marmont 9 lipca w pobliżu Laa rozbił 2-tysięczną straż
tylną Rosenberga, biorąc tym razem kilkuset jeńców. Wie­
czorem wkroczył do miasteczka i po spędzeniu tam nocy
wydał rozkaz do marszu na Znaim.
Niebawem Rosenberg postawił Marmonta przed trud­
nym wyborem. Korpus austriacki niespodziewanie wyszedł
z powrotem na drogę morawską i generał musiał szybko
decydować, czy konsekwentnie ścigać go, czy też kon­
tynuować marsz na Znaim. Wybrał to drugie rozwiązanie,
spodziewając się w okolicach tego miasta napotkać główne
siły przeciwnika.
Przeczucie nie zawiodło Marmonta. Gdy koło południa
jego czołowe oddziały podeszły pod Znaim, w mieście były
tysiące austriackich żołnierzy, którzy w pośpiechu zmierzali
ku mostowi na rzece Taji (Dyji). Niektóre jednostki zdążyły
już przejść na drugi brzeg. Marmont ze swoimi żołnierzami
(10 000) nie mógł się pokusić o zatrzymanie sześciokrotnie
liczniejszego — jak sądził — przeciwnika, ale postanowił
maksymalnie opóźnić jego odwrót i przyprawić go o jak
największe straty. Zdecydowanym atakiem Francuzi zdoby­
li leżące na przedpolu Znaimu dwa folwarki, wieś Teswitz
oraz niewielki lasek i natychmiast rozpoczęli artyleryjski
ostrzał austriackich pozycji. Jednocześnie Marmont wysłał
do Napoleona adiutantów z wiadomością o natknięciu się na
armię arcyksięcia Karola i z prośbą o wsparcie.
Szczególnie skuteczny okazał się ogień umieszczonej
w Teswitz baterii, której pociski siały spustoszenie na
przepełnionym moście i na przedmościu. Ogień Francuzów
był tak celny i wyniszczający, że Austriacy postanowili
wyprzeć ich z pozycji we wsi nawet za cenę opóźnienia
odwrotu. Zawrzał krótki, zacięty bój. Do walki weszła
najpierw dywizja bawarska, a w chwilę później pośpieszył jej
z pomocą 81 pułk liniowy z dywizji gen. Montricharda.
Przeciwnik, któremu zależało na szybkim odwrocie, cofnął
się i nie podjął już kolejnej próby zdobycia Teswitz.
Późnym popołudniem w obozie francuskim usłyszano
dochodzący z oddali huk armat. Mogło to oznaczać tylko
jedno: marsz. Masséna wkroczył na trakt czeski i walczył
z pozostałymi siłami armii arcyksięcia Karola.
I rzeczywiście tak było. Po opuszczeniu 8 lipca Stockerau
marsz. Masséna z dywizjami generałów Legranda, Molitora,
Saint-Cyra i dywizją ciężkiej jazdy poszedł w trop za
księciem Reussem. 9 lipca dopadł jego straż tylną koło
wzgórz Malleborn, a dzień później osaczył go w Hollabrünn.
Wypadki te zbiegły się w czasie z akcją gen. Marmonta,
który podczas przeprawy zaskoczył samego arcyksięcia
Karola z korpusami generałów Kolowratha, Bellegarde’a
i Klenaua. Idące z zachodu dywizje Massćny i korpus
Marmonta, zamykający wyjście ze Znaimu po przeciwnej
stronie rzeki, upodobniły się do obcęgów, które niebawem
mogły się zacisnąć wokół austriackiej armii.
Świadomy narastającego zagrożenia arcyksiążę Karol
nakazał księciu Reussowi uporczywą obronę. Zadanie to
przerastało jednak możliwości księcia. Rankiem 11 lipca
Massćna zepchnął jego z determinacją walczący korpus do
rzeki, a następnie dywizją Legranda zaatakował przyczółek
koło mostu Schallersdorf, łączącego oba brzegi Taji. Pozo­
stałe siły ucierały się z resztą żołnierzy księcia Reussa
i z grenadierami, którzy pierwsi sforsowali rzekę.
Około południa do kwatery Marmonta przybył Bonapar­
te ze sztabem i niewielkim oddziałem jazdy. Główne jego siły
pozostały w tyle, podobnie jak przyzwany spod Nikolsburga
Davout. Gościem Marmonta był wcześniej hrabia de Fres­
nel, wysłany przez Bellegarde’a z propozycją zawieszenia
broni. Nie mając upoważnienia do prowadzenia rozmów
pokojowych generał skierował go do cesarza. Bonaparte
spotkał się z nim w drodze pod Znaim.
W chwili przybycia Napoleona niemal wszystkie oddziały
Massény i Marmonta były w ogniu atakując koncentrycznie
Znaim. Szczególnie zaciekle walczono o most Schallersdorf
i klasztor Kloster-Bruck. Wyczuwało się jednak, iż Austria­
cy biją się już bez wcześniejszej zaciętości, jak gdyby
w przekonaniu, że wojna została przegrana i bitwa o Znaim
niczego nie zmieni.
Około godziny 18, gdy Francuzi zaczęli wyraźnie brać
górę nad wrogiem, spychając jego piechotę w wąskie uliczki
miasta, Napoleon przyjął wysłannika austriackiego wodza,
księcia Jana Lichtensteina, posiadającego upoważnienie do
rozpoczęcia negocjacji. Po naradzie z marsz. Berthierem
cesarz przystał na wstępne rozmowy. Berthier ze strony
francuskiej i von Wimffen w imieniu Austrii ułożyć mieli
warunki rozejmu. Książę Lichtenstein odpowiedzialny był
za bezzwłoczne przybycie delegacji z pełnomocnictwami do
prowadzenia rozmów pokojowych.
Niewdzięczną misję przekazania walczącym wciąż żoł­
nierzom wieści o zawieszeniu broni otrzymali płk Marbot
w imieniu Francuzów i gen. d’Aspre jako przedstawiciel
Austriaków. Jak trudne było to zadanie, świadczy choćby
fakt, że obaj oficerowie zostali ranni podczas próby prze­
rwania bitwy. Ich donośne okrzyki: pokój!, pokój!, nie
strzelać!, zgoda! - przez długi czas nie przynosiły skutku.
Gdy wreszcie do walczących żołnierzy dotarła treść owych
kilku słów i walka ustała, okazało się, że bitwa pod Znaim,
ostatnia w wojnie (ściślej mówiąc: na niemieckim teatrze
wojny) kosztowała życie kilku tysięcy ludzi. Francuzi mieli
2000 zabitych i rannych, Austriacy stracili 9000 żołnierzy,
z czego 6000 dostało się do niewoli.
Wstępne warunki Napoleona były niezwykle twarde.
Cesarz zażądał, aby wszystkie tereny zajmowane przez
oddziały francuskie zostały natychmiast przez Austriaków
ewakuowane i do czasu zawarcia pokoju pozostały w rękach
zwycięzców jako zastaw wypełnienia jego warunków. Linia
demarkacyjna przebiegać miała przez Linz - Krems -
- Znaim - Brünn - Preszburg - Raab - Graz - Leybach
i Triest, przy czym we wszystkich tych miastach stanąć miały
załogi francuskie. W ten sposób, zajmując przeszło trzecią
część monarchii habsburskiej, Napoleon zabezpieczał się na
wypadek ewentualnego wznowienia działań wojennych
przez Austriaków.
Okazało się, że było to bardzo mądre posunięcie.
NA POLSKIM FRONCIE

15 kwietnia we wczesnych godzinach rannych, pięć dni


po rozpoczęciu przez Austriaków ofensywy przeciwko
Francuzom, w granice Księstwa Warszawskiego wkroczył
korpus arcyksięcia Ferdynanda w sile około 30 000 żoł­
nierzy1. Wraz z wiadomością o wszczęciu kroków wojen­
nych do księcia Józefa Poniatowskiego dotarła treść odez­
wy, jaką do Polaków wydał arcyksiążę. Kilku zawartym
w niej sformułowaniom nie można było, niestety, odmó­
wić swoistej logiki. Arcyksiążę Ferdynand pisał bowiem:
„Walczycie za Napoleona i cóż z tego wam przyjdzie?
Dałże wam to, co wam przyrzekł? A dziś czyż to za waszą
sprawę przelewacie krew pod murami Madrytu? Cóż wam
wspólnego Wisła z Tagiem?'’2. Książę Poniatowski od­
powiedział na te słowa z właściwym mu humorem: „Przyz­
na jednak Wasza Cesarzowiczowska Mość, iż winniśmy
wiele wdzięczności cesarzowi Napoleonowi, że nam na­
stręczył zaszczyt walczenia z Nią, i to pod polską cho­
rągwią”3.
Arcyksiążę Ferdynand przekraczał granicę Księstwa z jas­
no określonym planem strategicznym. Instrukcja, jaką
otrzymał od cesarza, mówiła, że „korpus jego powinien
1 Dokładny skład korpusu arcyksięcia Ferdynanda - załącznik nr 6.
2 J . J . F a l k o w s k i , Obrazy z życia kilku ostatnich pokoleń w Polsce,
Poznań 1882, t. II, s. 350.
3 F a l k o w s k i , op. cit., t . I I , s . 351.
iść na Warszawę, a zarazem Częstochowę opanować. Przede
wszystkim wszakże powinien największą czynność rozwinąć
w swoich ruchach, ażeby wyprawę jak najspieszniej ukoń­
czyć i uprzedzić przez to zawikłania [tzn. wyeliminować
kłopoty - S.L.] jakie by ona sprowadzić mogła, a posta­
wiwszy Księstwo Warszawskie w niemożności szkodzenia
interesom Austrii, móc być użytym stosownie do dalszych
rozporządzeń”4. Zadanie arcyksięcia polegało więc na za­
bezpieczeniu północno-wschodniej flanki tworzonej przez
wasalne w stosunku do Francji Księstwo, a następnie - po
zneutralizowaniu jego możliwości zaczepnych - na ewen­
tualnym wsparciu własnych sił głównych zmagających się
z przeciwnikiem na terenie państw niemieckich. Od armii
inwazyjnej i jej wodza naczelnego zależało już tylko, czy
koncepcja ta zostanie urzeczywistniona, czy jego siły, wcale
przecież niemałe, wezmą udział w bezpośredniej walce
z Napoleonem.
Jeśli zaatakowanie Księstwa Warszawskiego przez Au­
striaków było dla Napoleona olbrzymim zaskoczeniem, to
książę Poniatowski i jego najbliższe otoczenie spodziewali
się takiego biegu wydarzeń. Przy czym nie mogło to w żaden
sposób wpłynąć na wzmocnienie obronności Księstwa.
Najlepsze jednostki wojskowe Francuzi systematycznie
i bezwzględnie wyprowadzali znad Wisły i kierowali do
Hiszpanii bądź rozmieszczali jako załogi twierdz na terenie
Niemiec. W dniu austriackiego uderzenia siły połowę armii
Księstwa Warszawskiego liczyły niewiele ponad 15 000
ludzi5. Na dodatek Sasi (niewiele ponad 2000 żołnierzy z 12
armatami) wzięli udział jedynie w początkowej fazie kam­
panii. Kilka tysięcy rekrutów przechodzących szkolenie
mogło stanowić wartościowe wsparcie dopiero po kilku
tygodniach. Słabości liczebnej polskich oddziałów nie re­

4 Tamże, s. 356.
5 Patrz: załącznik nr 7 stan wojsk na 6 kwietnia 1809 r.
kompensowało też bardzo liche uzbrojenie. Karabiny były
różnego pochodzenia i odmiennego kalibru, większość
z nich to francuska zdobycz w wojnie z Prusami w 1806 r.
Atutem natomiast był korpus oficerski składający się z wielu
doskonałych, otrzaskanych w bojach dowódców różnych
szczebli. Byli wśród nich generałowie: Jan Henryk Dąbrow­
ski, Józef Zajączek, Michał Sokolnicki, szef sztabu, nie­
zwykle uzdolniony Stanisław Fiszer, i cała plejada ofice­
rów, którzy swe nazwiska okryli sławą w dobie wojen
napoleońskich.
Pomoc francuska ograniczała się do wsparcia finan­
sowego udzielonego przez napoleońskiego rezydenta w Dre­
źnie, Jeana Charlesa de Serra, który wyasygnował
12 000 dukatów na doraźne wydatki, oraz płomiennych
apeli kierowanych do księcia Poniatowskiego, aby objął
dowództwo nad armią i stawił zdecydowany opór Austria­
kom. Rzeczywiście, w sytuacji gdy zneutralizowana tajem­
nymi zabiegami dyplomatycznymi Rosja nie zamierzała
wypełnić sojuszniczych zobowiązań, Francuzi tylko na tyle
mogli się zdobyć. Potężny korpus rosyjski stojący nad
granicą Księstwa pozostał na swoim miejscu zachowując
zbrojną neutralność. Ostateczne potwierdzenie rosyjskie­
go stanowiska niemieszania się do wojny uzyskał w Peters­
burgu bliski przyjaciel Poniatowskiego z dawnych lat - ksią­
żę Karol Schwarzenberg, wysłany w specjalnej misji nad
Newę.
Od pierwszych godzin ofensywa austriacka czyniła błys­
kawiczne postępy. Główne kolumny nieprzyjaciela ciągnęły
traktem krakowskim przez Tarczyn na Warszawę, prąc
przed sobą słabe liczebnie polskie oddziały osłonowe.
18 kwietnia, po odrzuceniu sugestii de Serry i ugrupo­
wania polskich jakobinów, aby bronić się za wałami sto­
licy, książę Józef podjął decyzję o wydaniu Austria­
kom bitwy w okolicach Raszyna. Oprócz aspektów czysto
wojskowych - kapitulacja oblężonej armii mogła szybko
i fatalnie zaważyć na losach wojny - polski wódz brał także
pod uwagę możliwość wystąpienia nastrojów przygnębienia
w społeczeństwie i wojsku zmuszonym do cofania się.
Wydaje się, iż książę Poniatowski miał już skrystalizowaną
wizję rozegrania kampanii. Dwa dni wcześniej pisał do
swojego formalnego zwierzchnika, marsz. Bernadotte, na
temat ogólnego planu działania: „Przy nadarzonej sposob­
ności zaatakować Austrię przed schronieniem się za wały
(Warszawy). W razie udania się ataku korzystać z sukcesów,
jakie się nastręczą. W razie zaś przeciwnym - trzymać się jak
najdłużej, aby zyskać na czasie, a jeżeli w końcu [...] czas nie
przyniesie dla nas nic korzystnego, przejść Wisłę, rzucić
piechotę do twierdz Pragi, Serocka, Modlina, z kawalerią
zaś przejść do Galicji lub przynajmniej osłaniać tę stronę,
aby utrzymać wolną komunikację między tymi twierdza­
mi”6. Jak widać, książę Poniatowski zbyt długo nie szukał
„nadarzonej sposobności” i postanowił ją wykorzystać już
w pierwszych dniach wojny, właśnie pod Raszynem, przez
który wiodła najbliższa droga ku stolicy.
Pozycja raszyńska, ze względu na ukształtowanie terenu,
stwarzała niemal idealne warunki do stoczenia bitwy obron­
nej. A jedynie na taką mogli się ważyć Polacy wobec ponad
dwukrotnej przewagi przeciwnika. Raszyn, podówczas ma­
leńka mieścina składająca się z kilkunastu domostw i koś­
ciółka położonych na niewielkiej wyniosłości, sąsiadował
z rozległym stawem utworzonym przez rzekę Rawkę. Jego
groblą biegła główna droga do położonych w pobliżu
Falent. Wokół rozciągały się bagniste łąki, które w porze
wiosennych roztopów były dla wojska trudną do pokonania
przeszkodą. W Falentach książę Poniatowski rozmieścił
straż przednią pod dowództwem gen. Sokolnickiego. Two­
rzyły ją trzy bataliony piechoty wzmocnione sześcioma ar­

6 J. Skowronek, Książę Józef Poniatowski, Wrocław-Warszawa-


Kraków-Gdańsk—Lódź 1984, s. 158.
matami. Reszta armii zajęła pozycje pod samym Raszynem.
W centrum stanął saski gen. Polentz z pięcioma batalionami
piechoty, dwoma szwadronami jazdy i dwudziestoma trze­
ma armatami. Lewe skrzydło, usytuowane pod Jaworowem,
tworzyły dwa bataliony piechoty z sześcioma armatami;
dowodził nim gen. Ludwik Kamieniecki. Dowództwo nad
prawym skrzydłem objął gen. Łukasz Biegański. Tworzące
je dwa bataliony piechoty z czterema działami roztasowały
się pod Michałowicami. Łącznie front polskich oddziałów
rozciągał się na szerokość 6 kilometrów.
Jako pierwsze weszły w kontakt bojowy jednostki gen.
Aleksaridra Rożnieckiego. Jego 2 pułk jazdy wykonał pod
Nadarzynem zwycięską szarżę na część straży przedniej
arcyksięcia Ferdynanda. Następnie wraz z trzema innymi
pułkami jazdy wycofał się ku Raszynowi stając przed
frontem głównej armii.
Walna rozprawa nastąpiła 19 kwietnia. Obawy księcia
Poniatowskiego, który bał się oskrzydlenia i aby mu prze­
ciwdziałać rozstawił kilka jednostek między Błoniem a Ra­
szynem oraz wzmocnił posterunek na Woli, okazały się
niepotrzebne. Wódz austriacki, świadom wielkiej przewagi
materialnej i zamierzając zniszczyć armię polską w general­
nej bitwie, zdecydował się na uderzenie czołowe. Trzy
kolumny jego wojska, atakujące od strony Nadarzyna,
Tarczyna i Piaseczna, miały zapewnić udaną realizację tego
nieskomplikowanego planu.
Walka rozpoczęła się około godziny 10. Straż tylna gen.
Mohra zaatakowała pod Falentami oddziały gen. Sokolnic-
kiego. Od razu uwidoczniła się zdecydowana przewaga
Austriaków w sile żywej i artylerii. Po uporczywej walce
z nieprzyjacielską piechotą żołnierze Sokolnickiego zaczęli
się wycofywać wąską groblą, na której dostali się pod
morderczy ogień strzelających z niewielkiej odległości armat
przeciwnika. Pomimo nadesłanej przez księcia Poniatow­
skiego pomocy sytuacja stała się krytyczna. Około godziny
5.30 oddziały polskie cofały się w nieładzie, mając na
karku atakującego bezustannie przeciwnika. Padł ranny
sławny legionista i poeta, płk Cyprian Godebski7, kontuzję
odniósł także Fiszer. Coraz donośniejsza kanonada ar­
tyleryjska i powiększający się strumień rozbitków napływa­
jący groblą spowodowały, że książę Józef, stojący dotych­
czas w pobliżu kościoła raszyńskiego, opuścił swoje stanowi­
sko i ruszył konno ku Falentom. Niedługo po godzinie 16.00
nastąpiło zdarzenie opisywane później z zachwytem przez
uczestników bitwy. Książę Poniatowski objął dowództwo
nad zdezorganizowanym I batalionem 1 pułku, błyskawicz­
nie sformował go w kolumnę i niczym na paradzie, z fajką
w zębach, poprowadził piechurów do kontruderzenia na
bagnety. Ten wódz „malowany”, jak chcieli widzieć jedni,
utracjusz i hulaka, jak mówili o nim inni, doskonale wyczuł
krytyczny moment bitwy i, stawiając na szali własne życie,
doprowadził do zwycięskiego przesilenia. Uderzenie na
bagnety wywołało bowiem przewidywany przez księcia
skutek wojskowy i psychologiczny. Pozwoliło nie tylko
odzyskać utracony teren i zapobiegło wkradającej się w sze­
regi panice, ale także przedłużyło wstępną fazę bitwy,
pozwalając okrzepnąć polskiej obronie pod Raszynem, oraz
- co może najważniejsze - wzmocniło zaufanie żołnierzy do
dowódcy i rozbudziło w nich zapał bitewny. Grobla falencka
dała młodemu wojsku Księstwa Warszawskiego poczucie
własnej wartości, które miało mu towarzyszyć do końca
epoki napoleońskiej.
Dopiero około godziny 17 Austriacy mogli podjąć atak na
Raszyn. Cztery godziny zażartej walki nie przyniosły im
jednak powodzenia. Polskie i saskie armaty oraz gęsty ogień
karabinowy zdziesiątkowały atakujące kolumny przeciw­

7 Godebski został początkowo ranny w nogę i piersi, później około

godziny 20 podczas kontrataku otrzymał śmiertelny postrzał; zmarł nocą


podczas transportu do Warszawy.
nika. Przed godziną 19.00 arcyksiążę Ferdynand, widząc
bezskuteczność dotychczasowych usiłowań, dał sygnał do
odwrotu. Straty po obu stronach były znaczne. Polacy
utracili 1350 zabitych, rannych i jeńców, z szeregów austriac­
kich ubyło ponad 2500 żołnierzy 8.
Pod względem taktycznym bitwa nie została rozstrzyg­
nięta. Chaotyczne ataki Austriaków nie przyniosły żadnych
realnych korzyści. Przeciwnik w trudny do wytłumaczenia
sposób zaprzepaścił otwierającą się przed nim szansę na
zniszczenie armii Księstwa Warszawskiego i już na początku
kampanii, w założeniu łatwej i szybkiej, utracił inicjatywę
w działaniach. Starcie raszyńskie przyniosło natomiast Pola­
kom olbrzymie korzyści w sferze psychologicznej. Udany
chrzest bojowy niedoświadczonej w znacznej części armii
i skuteczne przeciwstawienie się przeszło dwukrotnie silniej­
szemu przeciwnikowi stanowiło kapitał, który miał zaowo­
cować w dalszej części kampanii.
Noc po bitwie wcale jednak tego nie zapowiadała. Od­
działy saskie, tak dzielnie walczące pod Raszynem, szykowa­
ły się do natychmiastowego powrotu do Saksonii, która lada
moment mogła stać się kolejną ofiarą Austriaków. Zwołana
naprędce rada wojenna wypowiedziała się za spiesznym
opuszczeniem stolicy. Posiadane siły (5000 mieszczańskich
gwardzistów i ochotników warszawskich nie przedstawiało
większej wartości bojowej) nie dawały nadziei na skuteczną
obronę miasta.
20 kwietnia książę Poniatowski spotkał się z arcyksięciem
Ferdynandem koło Rogatek Jerozolimskich i ustalił z nim
wstępne warunki ewakuacji stolicy. Nazajutrz obaj wodzo­
wie podpisali konwencję, na mocy której wojsko miało
opuścić Warszawę w ciągu 48 godzin, a władze cywilne przed
upływem pięciu dni. Austriacy zobowiązali się respektować
prawa i własność mieszkańców oraz nie nakładać na miasto

8 Skowronek, op. cit., s. 160.


kontrybucji wojennej. Ze strategicznego punktu widzenia
najważniejszym postanowieniem umowy było pozostawie­
nie w polskich rękach umocnień praskich jedynego ist­
niejącego podówczas warszawskiego mostu. Wykluczało to
szybkie sforsowanie Wisły przez Austriaków w pobliżu
stolicy Księstwa i zabezpieczało początkowe działania armii
Poniatowskiego na prawym brzegu rzeki. Tym postanowie­
niem książę Józef „właściwie niweczył strategiczny sukces
nieprzyjaciela”9, a raczej możliwość jego osiągnięcia.
Za opuszczenie Warszawy książę Poniatowski zapłacił
mianem zdrajcy i sprzedawczyka. Wzburzony lud żegnał go
obelgami i złorzeczeniami. Fatalne nastroje wodza i żoł­
nierzy pogłębiała dodatkowo obawa związana z dwulico­
wym zachowaniem „sojuszniczego” korpusu rosyjskiego,
który wciąż stał nad granicą. Ów stan przygnębienia trwał
jednak tylko kilka dni. Nieprzyjaciel, który po opanowaniu
Warszawy pozostawił w niej znaczną część swych sił, zaczął
ponosić dotkliwe porażki w otwartym polu. Odrzucony od
silnie umocnionej Jasnej Góry, 26-27 kwietnia doznał klęski
pod Grochowem podczas próby zdobycia Pragi. Austriacy
nie zdołali także przedostać się do Wielkopolski skutecznie
blokowani przez oddziały gen. Dąbrowskiego.
Mimo opisanych sukcesów książę Józef trwał przez jakiś
czas w niezdecydowaniu co do dalszych poczynań. Ostatecz­
ną decyzję o rozwinięciu ofensywy przeciwko zajętej przez
Austriaków Galicji podjął 3 maja po brawurowej akcji gen.
Sokolnickiego. Jego ludzie zniszczyli przedmostowy szaniec
nieprzyjaciela na prawym brzegu Wisły pod Górą Kalwarią
i ochronili tym samym polską armię przed szybką kontr­
ofensywą austriacką.
W ciągu kilkunastu dni po bitwie raszyńskiej powstała
więc paradoksalna z wojskowego punktu widzenia sytuacja.
Zwycięstwo Austriaków, mimo zajęcia nieprzyjacielskiej

9 Tamże, s. 162.
stolicy, okazało się czysto iluzoryczne wobec całkowitej
utraty inicjatywy strategicznej. Pozorne niepowodzenie, jak
niektórzy postrzegali ewakuację Warszawy, przyniosło na­
tomiast Polakom wiele niespodziewanych korzyści. Oto
7 maja 11-tysięczna armia Księstwa Warszawskiego rozpo­
częła marsz w głąb Galicji, pozostawiając za sobą unie­
ruchomione, niemal trzykrotnie liczniejsze siły arcyksięcia
Ferdynarda. Jej pochodowi towarzyszył entuzjazm społe­
czeństwa polskiego, które już od roku 1806 oczekiwało kresu
przemocy austriackiej na zagarniętych w końcu ubiegłego
wieku terenach. Sukcesy armii polskiej były zaskakujące. 14
maja opanowany został Lublin z pełnymi magazynami,
cztery dni później generałowie Rożniecki i Sokolnicki zdo­
byli szturmem Sandomierz strzegący wiślanej przeprawy,
a 20 maja nie oparł się nocnemu atakowi Zamość, najpotęż­
niejsza twierdza Galicji. „Wejście do Lublina było triumfal­
nym wjazdem, któremu towarzyszyły dziękczynne modły,
uroczystości, zjazdy szlachty” 10.
Niewielkie liczebnie oddziały, jakie arcyksiążę pozo­
stawił dla osłony prowincji, składały się przeważnie
z młodych rekrutów i nie były w stanie stawić twardszego
oporu. Tym bardziej że z każdym dniem ofensywy wojska
polskie rozrastały się o nowe jednostki, tworzone z tłum­
nie napływających ochotników galicyjskich. Za akcją
wojskową sprawnie postępowała, głównie dzięki księciu
Poniatowskiemu, organizacja zdobytych terytoriów pod
względem politycznym i administracyjnym. Książę postano­
wił nie czekać na instrukcje Napoleona, co należy czy­
nić w Galicji, i sam tworzył fakty dokonane. Centralna
władza cywilno-wojskowa znalazła się w rękach inten­
denta generalnego, Rajmunda Rembielińskiego, który miał
zarządzać „wszystkimi częściami i wydziałami admini­
stracji”. Istniejąca dotychczas administracja austriacka

10 Tamże, s. 167
otrzymała na szczeblach podstawowych polskich nadzor­
ców, tzw. dozorców.
Sukcesy polskie w Galicji spowodowały, że arcyksiążę
Ferdynand dobrowolnie pozbawił się zdobyczy z pierwszych
dni kampanii. W nocy z 1 na 2 czerwca ewakuował
Warszawę i zostawiwszy na straży Księstwa jedynie dywizję
Mondeta z 10000 żołnierzy rozpoczął kontrofensywę na
Sandomierz. W ciągu kilkunastu dni Austriacy odnieśli
znaczące sukcesy odbierając Polakom część zdobytych przez
nich terenów. W okresie tym ujawniło się z całą jaskrawością
dwulicowe, cyniczne postępowanie księcia Golicyna, który
po wypowiedzeniu Austrii wojny przez Rosję wkroczył do
Galicji 3 czerwca. Wbrew oczekiwaniom księcia Poniatow­
skiego niebawem okazało się, że taktyka Rosjan polega na
unikaniu jakichkolwiek starć z wojskami austriackimi, co
zostało wcześniej szczegółowo uzgodnione pomiędzy oby­
dwoma dowództwami. Ruchy korpusu rosyjskiego wskazy­
wały na zamiar opanowania jak największych obszarów
Galicji i poddania ich władzy cara.
Książę Józef, nie doczekawszy się połączenia z umiejętnie
lawirującym księciem Golicynem, został zmuszony do cof­
nięcia się za linię Sanu i pozostawienia własnemu losowi
Sandomierza.
Druga dekada czerwca obfitowała w sukcesy austriackie.
11 tego miesiąca gen. Mondet pokonał pod Jedlińskiem gen.
Zajączka i ruszył w sukurs arcyksięciu. Dzień później 7000
Polaków walczyło bez powodzenia pod Gorzycami przeciw­
ko 10000 Austriaków. 19 czerwca skapitulowała załoga
Sandomierza, trzy dni wcześniej padł Jarosław, a 21 czerwca
Austriacy triumfalnie wkroczyli do Lwowa. Tydzień później
dwa ostatnie miasta przekazane zostały Rosjanom. W tym
okresie jedynie na Podolu galicyjskim Polacy zdołali od­
nieść sukcesy; śmiały zagończyk płk Strzyżowski, wzmoc­
niwszy swoje regularne oddziały znaczną liczbą ochotników
(łącznie około 5000 łudzi), rozbił brygadę gen. Bickinga
i 18 czerwca zmusił ją do kapitulacji. Następnie zaatakował
feldmarsz. Morvelda.
Na początku lipca nastąpił kolejny, tym razem już ostatni
przełom w kampanii. Naglące wezwania kierowane pod
adresem arcyksięcia Ferdynanda przez naczelnego wodza
armii cesarskiej arcyksięcia Karola spowodowały, że wojska
austriackie rozpoczęły ruch ku południu, aby wziąć udział
w zmaganiach na głównym teatrze działań wojennych. W tym
samym kierunku, ku Czechom i Morawom, miały wedle
rozkazów Napoleona kierować się również oddziały polskie.
Powstrzymanie 30 000 żołnierzy nieprzyjacielskich z dala od
Wiednia, gdzie rozstrzygały się losy wojny, stało się kwestią
o strategicznym znaczeniu. 3 i 4 lipca książę Poniatowski
przeprowadził na lewym brzegu Wisły koncentrację większo­
ści posiadanych sił. Po połączeniu się w Zwoleniu z gen.
Sokolnickim i w Radomiu z gen. Dąbrowskim jego armia
osiągnęła stan około 24000 ludzi i przeszła do ofensywy.
Austriacy wycofali się przez Małogoszcz i Jędrzejów na
Kraków. 10 i 11 lipca doszło do potyczek nad Nidą. Mimo
szybkiego ustępowania przeciwnika i dającego się wyczuć
rozprzężenia w jego szeregach - arcyksiążę Ferdynand otrzy­
mał już wieści o przegranej bitwie pod Wagram - książę
Poniatowski nie potrafił się zdobyć na działania równie
energiczne jak w początkowej fazie wojny. Taktyka ta omal
nie przekreśliła szans na opanowanie Krakowa.
14 lipca, po starciu na wzgórzach Prądnika w bezpośred­
niej bliskości miasta, książę zgodził się na krótkie zawiesze­
nie broni, podczas którego Austriacy przeprowadzić mieli
ewakuację Krakowa, a następnie przekazać go Polakom.
Przeciwnik okazał się wiarołomny i wezwał oddziały rosyj­
skie do zajęcia miasta przed wojskami Księstwa Warszaw­
skiego. Austriacy zamierzali nie tylko pozbawić Polaków
Krakowa, ale przede wszystkim chcieli przeszkodzić im
w połączeniu się ze stacjonującymi na Morawach wojskami
francuskimi i zabezpieczyć przed nimi Śląsk.
Pełne dramaturgii sceny rozegrały się w okolicach Bramy
Floriańskiej, skąd Poniatowski odepchnął wchodzące do
miasta rosyjskie pikiety. Ostatecznie udało mu się opanować
podwawelski gród i nie wpuścić do niego zachłannego
„sojusznika”.
Niebawem okazało się, jak wielkie korzyści przyniosła ta
zdecydowana akcja. Z kwatery Napoleona nadeszły informa­
cje o zawartym przed trzema dniami zawieszeniu broni i rozkaz
natychmiastowego zaprzestania działań wojennych. Bonaparte
narzucił pokonanemu przeciwnikowi zasadę, iż w dalszych
negocjacjach punktem wyjścia będzie stan posiadania wal­
czących stron w momencie dotarcia do poszczególnych jedno­
stek rozkazów o zawieszeniu broni. Dla Polaków postanowie­
nie to oznaczało utrzymanie Krakowa. Ostatecznego bilansu
korzyści wyniesionych przez Księstwo Warszawskie z wojny
przeciwko Austrii miał dokonać traktat pokojowy zawarty
w Schoenbrunnie, o czym będzie jeszcze mowa.
Najazd na Księstwo Warszawskie przyniósł Austriakom
opłakane skutki zarówno pod względem wojskowym, jak
i politycznym. Arcyksiążę Ferdynand nie zdołał osiągnąć
żadnego z postawionych przed nim celów. Za fatalnie
przeprowadzoną kampanię przyszło Wiedniowi zapłacić
utratą części Galicji. Kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, którzy
- w razie ich wykorzystania pod Wagram - nie mogli
wpłynąć na wynik decydującej o losach wojny bitwy, utknęło
z dala od głównego teatru wojny. Wobec dynamicznego
powiększania się armii Księstwa również liczba wojsk
austriackich na froncie polskim stopniowo wzrastała. Łącz­
nie przez ich szeregi przewinęło się około 60000 żołnierzy
(wraz z uzupełnieniami dla VII Korpusu i oddziałami
osłonowymi pozostawionymi w Galicji). Skuteczne związa­
nie tak potężnych sił na drugoplanowym teatrze działań
wystawia armii Księstwa Warszawskiego jak najlepsze świa­
dectwo i stanowi rzeczywistą miarę jej wkładu w zwycięstwo
Napoleona w wojnie przeciwko Austrii.
UWAGI O KAMPANII 1809 r.

Pod względem taktyczno-operacyjnym przebieg kampanii


1809 r. na głównym niemieckim teatrze wojny da się
podzielić na trzy etapy: manewr na Landshut, marsz na
Wiedeń i bitwę pod Aspern i Essling oraz walną batalię pod
Wagram i dalsze działania. Należy oczywiście mieć świado­
mość, że takiego właśnie wyróżnienia pierwszego etapu
i częściowo drugiego można dokonać jedynie z francuskiego
punktu widzenia; dla Austriaków kampania rozwijała się
zgoła według innego schematu.
Marian Kukieł, doskonały znawca wojen epoki napoleoń­
skiej, stwierdził z absolutną celnością, że „pierwsza część
kampanii 1809 roku ma charakter genialnej improwizacji”1.
Miał oczywiście na myśli Bonapartego i jego armię.
Ofensywa austriacka zaskoczyła francuską Armię Nie­
miec. Była ona nie skoncentrowana, pozbawiona w ciągu
kilku pierwszych dni jednolitego dowództwa i jednoznacz­
nych rozkazów. Szybkie postępy przeciwnika oraz roz­
dzielenie Davouta z Berthierem już po pierwszym tygodniu
działań zdawały się zapowiadać jej nieuchronną klęskę.
I wówczas na scenie pojawił się Napoleon, stając w głównej
kwaterze armii w Donauwörth. Wystarczyło mu zaledwie
siedem dni, aby dokonać dzieła, które po z górą stu latach
Kukieł będzie mógł nazwać genialną improwizacją.

1 K u k i e ł , Wojny napoleońskie, s. 178.


Wydawane na gorąco rozkazy i zarządzenia pozwoliły
cesarzowi w ciągu dwóch dni opanować krytyczne położe­
nie. Następnego dnia Armia Niemiec była już gotowa do
podjęcia przeciwuderzenia. Czwartego dnia rozbiła jedno ze
skrzydeł przeciwnika, by po następnych dwudziestu czterech
godzinach przesunąć się na jego tyły i opanować linie
komunikacyjne. Szóstego dnia Francuzi uderzyli na główne
zgrupowanie nieprzyjaciela i rozpołowili je. Ostatniego dnia
kończącego to zdumiewające przeciwnatarcie Wiedeń stanął
otworem przed wojskami Napoleona, a rozbity przeciwnik
uchodził w dwóch rozbieżnych kierunkach. „Bohaterstwo
żołnierza francuskiego, potęga woli i myśl Davouta, entuz­
jazm Lannesa, niestrudzona pracowitość i systematyczność
Berthiera zapewnić mogą zwycięstwo tylko jako narzędzia,
pokierowane celowo ręką wodza” 2.
Komentarz Kukiela, który nie ukrywał swojego uwiel­
bienia dla Napoleona, różnił się jednak od opinii innych
historyków wojskowości. Niektórzy z nich postawili wręcz
kontrowersyjną tezę, że manewr na Landshut przekreślił
szansę na rozbicie austriackiej głównej armii, być może na
błyskawiczne rozstrzygnięcie losów wojny. Gen. Bonnal
wytknął Bonapartemu, że dla spektakularnego sukcesu, za
jaki cesarz uważał zdobycie drogi na Wiedeń i opanowanie
stolicy, zaprzepaścił on możliwość stoczenia bitwy z armią
arcyksięcia Karola, stojącą nie pod Landshutem, a pod
Ratyzboną. Zarzut ten, podobnie jak setki i tysiące innych
stawianych zarówno wodzom zwycięskim jak i przegranym,
ma jedną wadę - narodził się po zakończeniu kampanii,
gdy wiedza o jej przebiegu była w pełni dostępna. W tej
sytuacji, komfortowej dla historyka i „papierowych” wo­
dzów, łatwo tworzyć rozwiązania idealne, zapominając
o oczywistej prawdzie, że pole bitwy nie stwarza podobnych
możliwości.

2 Tamże, s. 178.
Rzucając swą armię na Landshut Napoleon nie popełnił
błędu, gdyż ocena sytuacji, logika, znajomość charakteru
przeciwnika i doświadczenia wyniesione z dotychczasowych
wojen z jego udziałem wskazywały, iż odcięcie odwrotu
arcyksięciu Karolowi zmusi jego wojska do przebijania się
w kierunku zagrożonej stolicy. Cesarz nie dopuszczał wręcz
myśli, aby rozbity pod Abensbergiem przeciwnik wybrał
odwrót za Dunaj i porzucił myśl o obronie Wiednia.
Posiadanie stolicy wydawało się niezbędnym warunkiem
dalszego prowadzenia wojny przez Austriaków. W dotych­
czasowych kampaniach upadek Wiednia lub jego poważne
zagrożenie powodowało wszczęcie przez Austrię rozmów
pokojowych. Arcyksiążę Karol nie zachował się jednak po
myśli Napoleona i wbrew jego rachubom zarządził odwrót
do Czech, pragnąć ocalić armię nawet za cenę oddania
Francuzom serca monarchii.
Druga część kampanii przyniosła marsz Francuzów na
Wiedeń i przegraną dla nich bitwę pod Aspern i Essling.
Dotkliwa porażka taktyczna, poniesiona głównie na skutek
fatalnych warunków pogodowych, w konsekwencji o mało
co nie przyniosła klęski w skali strategicznej. Jedynie brak
zdecydowania ze strony przeciwnika i energiczne posunięcia
Napoleona pozwoliły mu zażegnać niebezpieczeństwo mili­
tarne oraz rysujący się kryzys polityczny. O dziwo, tym
razem krytyka nie dotknęła Bonapartego w związku z prze­
graną bitwą, lecz zasadzała się głównie na podważaniu
celowości zarządzonego przez niego wcześniej marszu na
Wiedeń.
Oponenci tego manewru wskazywali, że w konsekwencji
Austriacy uzyskali najpierw możliwość przeprowadzenia nie
zakłóconego prawie odwrotu spod Ratyzbony na Cham,
później sposobność zreorganizowania się w Czechach, po
czym mogli wrócić pod Wiedeń i stoczyć zwycięską bitwę.
Oznaczało to postawienie Napoleonowi ciężkiego zarzutu,
podważającego jedną z wypracowanych przez niego zasad
wojennych: „że dla przedmiotu geograficznego stracił z oczu
właściwy przedmiot działań wojennych: żywą siłę przeciw­
nika, te masy, których wyszukanie i zniszczenie wskazywał
kiedyś, po pierwszej swej kampanii włoskiej, jako jedyną
myśl przewodnią swych operacji” 3.
Krytyka ta nie była wydumana, lecz z całą pewnością zbyt
ostra. Podejmując decyzję marszu na Wiedeń - a wpłynęły
na nią względy wojskowe, polityczne i psychologiczne
- Napoleon przecenił stopień wykrwawienia i dezorganizacji
armii austriackiej. Uważał, że pościg za jej resztkami w góry
czeskie, z rysującą się perspektywą zagarnięcia taborów
i artylerii, nie zrekompensuje korzyści wynikających ze
zdobycia Wiednia. Bonaparte sądził ponadto, że wojska
arcyksięcia Karola nie osiągną poprzedniej zdolności bojo­
wej przed połączeniem Armii Niemiec z wojskami wicekróla
Włoch.
Krytyka poczynań Napoleona ułatwiona była dzięki
wiedzy o tym, że już trzy dni po przegranej bitwie pod
Eggmühl wódz austriacki zebrał armię w całość i najpraw­
dopodobniej nie oddałby bez walki swych taborów i ar­
tylerii. Doścignięcie go przed wąwozami Lasu Czeskiego,
wobec nadzwyczajnej mobilności i szybkości marszowej
armii francuskiej, nie przedstawiało zaś większego prob­
lemu. Przeprowadzona analiza pozwoliła Kukielowi na
sformułowanie następującej opinii: „Podziwiając przeto
nieporównane mistrzostwo, z jakim Napoleon, prowadząc
swą armię na Wiedeń, bez straty jednego dnia czasu, bez
jednego przemarszu zbytecznego, zachowując ją stale w po­
gotowiu do zwrotu przeciw arcyksięciu, podziwiając ten
lot orli, z jakim w ciągu jednego miesiąca z Paryża rzuca
się do Wiednia (12.04.-12.05.), musimy jednak wyznać,
że żywsze wyczucie istotnych nakazów wojny miał nieobar-
czony brzemieniem hegemonii nad światem młody generał

1 Tamże, s. 184.
Bonaparte”4. Delikatny wy r/u t apologety skryty pod pięk­
ną formą literacką.
Trzecia część kampanii 1809 r. pod jednym względem
różni się od dwóch pierwszych. Wszystko, co uczynił
Bonaparte od momentu przerzucenia armii na wyspę Lobau,
po nieszczęśliwym starciu pod Aspern i Essling, podporząd­
kowane zostało głównemu celowi, będącemu pochodną
podstawowych zasad napoleońskiej sztuki wojennej - do­
prowadzenia do walnej bitwy i zniszczenia siły żywej prze­
ciwnika.
W poprzednich działaniach główny cel wojny - unicest­
wienie nieprzyjacielskiej armii i zmuszenie do kapitulacji
- ginął z pola widzenia Napoleona, który, nie doceniając
dostatecznie bitności Austriaków i talentów ich wodza,
przeznaczał siły i środki do urzeczywistnienia planów drugo­
rzędnych. Po Aspern i Essling stały się one o tyle tylko
istotne, o ile mogły zakłócić realizację celu podstawowego.
Przygotowując rozstrzygające uderzenie cesarz posuwa
się „aż do granic ludzkiego przewidywania”5, aby oprzeć
operację na niezawodnych podstawach, nie pozostawiając
niczego dziełu przypadku i ślepemu losowi. Sforsowanie
Dunaju zostało tak mistrzowsko przygotowane i przepro­
wadzone, że Bonaparte mógł bez zbytniej przesady powie­
dzieć: „Już nie ma Dunaju”6.
Podczas przeprawy i samej bitwy współgrały idealnie
niemal wszystkie elementy tworzące jej taktyczno-operacyj­
ny obraz: doskonałe rozpoznanie i związanie wojsk przeciw­
nika, rzucenie do boju wszystkich rozporządzalnych sił
i rozegranie go według najlepszych reguł. Poza pierwszym
dniem, gdy nie w pełni przygotowane natarcie doznało
niebezpiecznego załamania, bitwa została przez Napoleona

4 Tamże, s. 185.
5 Tamże, s. 192.
6 Tamże.
rozegrana wręcz po mistrzowsku. Genialnie realizowana
zasada ekonomii sił pozwoliła mu skupić je tam, gdzie
należało szukać ostatecznego rozstrzygnięcia i, co ważne,
użyć w momencie do tego najodpowiedniejszym. Cesarz
dysponował przy tym do końca swobodą działania dzięki
zachowaniu silnych odwodów.
W decydującym momencie wzorowo został skoordyno­
wany manewr skrzydłowy z potężnym uderzeniem przeła­
mującym od czoła, następnie zaś przejście do natarcia przy
użyciu prawie wszystkich atakujących wojsk.
Osobowość Napoleona przyćmiła w czasie bitwy wszyst­
kich jego sławnych dowódców, którzy działali niczym
idealnie dopasowane trybiki sprawnego mechanizmu. O ka­
żdym ich posunięciu decydował Bonaparte, który podczas
dwóch bezsennych nocy i dwóch dni krwawej walki czuwał
osobiście nad przeprawą i rozwinięciem wojsk. Później, aż
do chwili stwierdzenia pełnego odwrotu przeciwnika, z wiel­
kim zdecydowaniem i przezornością koordynował działania
poszczególnych korpusów. Gen. Buat tak podsumował
przebieg bitwy pod Wagram i rolę, jaką odegrał w niej
Bonaparte: „Historia, tak bogata w wielkie czyny znakomi­
tych wodzów, nie zawiera przykładu sięgającego podobnej
wielkości; toteż Wagram zostaje na zawsze pierwowzorem
bitwy prowadzonej, a gen. Pellet słusznie mógł napisać, że
w bitwie tej armia francuska manewrowała jak »pułk
kierowany głosem dowódcy«” 7.
Przytoczone porównanie, z upodobaniem powtarzane
w wielu opracowaniach, nabiera pełnej wymowy, jeśli się
pamięta, że starcie pod Wagram należało do największych
w historii wojen pod względem liczby walczących żołnierzy,
a Napoleon tylko kilkakrotnie dysponował równie potęż­
nymi siłami, poddanymi bezpośrednio jego osobistemu
dowództwu.

7 Tamże, s. 193.
POKÓJ

Austriacko-francuskie rozmowy pokojowe toczyły się w Al-


tenburgu odległym od Wiednia o dzień drogi. Austrię
reprezentowali Metternich i hrabia de Nugent, w imieniu
Francji występował hrabia de Champagny. Negocjacje,
które rozpoczęły się w końcu lipca, trwały niemal równie
długo jak zmagania wojenne i swą dramaturgią przypomina­
ły ich przebieg. Już w trakcie rozmów przybył do Altenburga
pełnomocnik rosyjski, natomiast do Wiednia zjechała spe­
cjalna deputacja polska (w jej składzie byli: Ignacy Potocki,
niegdyś marszałek wielki Wielkiego Księstwa Litewskiego,
Tadeusz Matuszewicz, Ignacy Miączyński), która występo­
wała o wcielenie Galicji do Księstwa Warszawskiego.
Podczas dwumiesięcznych rozmów de Champagny otrzy­
mywał szczegółowe instrukcje i pouczenia od Napoleona
przebywającego w Schoenbrunnie. Już treść pierwszej z nich
okazała się znamienna, wskazując jak istotną rolę w nego­
cjacjach odegra kwestia sojuszu Francji z Rosją i związana
z tym, jakże drażliwa, sprawa polska. Cesarz pisał bowiem
swojemu ministrowi: „Zapamiętaj Pan szczególniej główne
punkta rokowań. Po pierwsze ut i possidetis ( w teraźniej­
szych granicach), po drugie, że ja do niczego się szczególnie
nie przywiązuję. Jeżeli chcą Salzburga, zwrócę go; chcą
Triestu, zwrócę go; chcą Galicji, zwrócę ją, bylebym otrzy­
mał kompensatę odpowiednią na potrójnej podstawie ob­
szaru terytorium, liczby ludności i bogactwa zamieszkałego
przez nią obszaru. Jeżeli ustąpić chcą coś z Polski, to nie
trzeba mówić o Księstwie Warszawskim, trzeba tylko dać do
zrozumienia, że rokujemy w zgodzie z Rosją. Zdaje mi się, że
posunie się kwestię we wskazanym sensie, poczynając od
ułożenia się o ustąpienie Salzburga, cyrkułu Inn z częścią
jakąkolwiek Karyntii i Galicji w ten sposób, ażeby utworzyć
całość z dwóch do trzech milionów ludności” 1.
Z treści pisma wynika, że Napoleon zamierzał wyson­
dować, na ile Austria jest gotowa ustąpić z Galicji i innych
ziem w zamian za prowincje niemieckie, do których cesarz
rościł sobie prawo na twardej zasadzie utipossidetis*. Gdyby
Austriacy już we wstępnej fazie rozmów zgodzili się na
oderwanie całej Galicji, Bonaparte zrezygnowałby z innych
nabytków terytorialnych. Przyszłoby mu to tym łatwiej, że
w interesie Francji nie leżało przyłączenie ziem silnie związa­
nych z monarchią habsburską, natomiast cara dałoby się
przekonać argumentem, że innych ustępstw Austria nie
chciała poczynić. W takiej sytuacji przekazanie Galicji
Księstwu Warszawskiemu zapewniłoby wzrost terytorialny
najwierniejszego sojusznika Francji. Negocjacje potoczyły
się jednak inaczej i trzeba było wielu tygodni i dyplomatycz­
nej ekwilibrystyki, aby częściowo osiągnąć zamierzony cel.
Szczególnych zabiegów wymagała od Napoleona delikat­
na kwestia sojuszu z Rosją. Jej władca w nadesłanej
korespondencji dawał do zrozumienia, że jakiekolwiek
ustalenia na rzecz „dawnej Polski” zostaną przyjęte nad
Newą jako działanie wymierzone w przymierze rosyjs-
ko-francuskie: „[...] może mi Wasza C. Mość dać jej dowód
(przyjaźni), przypominając sobie, co jej często powtarzałem

1 Correspondence de Napoleon I~‘r, Paris 1858-1870, t. XIX, s. 428 [w:]


J. FalKowski, Obrazy z życia kilku ostatnich pokoleń w Polsce, t. III,
Poznań 1884, s. 222.
* Jak posiadacie. Formuła prawa międzynarodowego, przyznająca
stronom wojującym prawo do zatrzymania terytoriów okupowanych przez
nie w chwili zawierania traktatu pokojowego.
w Tylży i Erfurcie o interesach Rosji pod względem byłej
Polski i co zleciłem następnie jej ambasadorowi wyrazić
w moim imieniu. [...] najwyższym moim życzeniem jest,
ażeby wszystko, co może temu przymierzu szkodzić, zostało
usunięte, a w ten sposób przymierze to mogło coraz bardziej
się utrwalać” 2.
Naciskany przez Metternicha, żądającego od Napoleona
ujawnienia, o co rości on pretensje względem Austrii, de
Champagny po pierwszych sondażach przedstawił w końcu
konkretne roszczenia. Odstępując od zasady uti possidetis
i rezygnując z pretensji do Wiednia, Dolnej Austrii, Styrii,
okręgów Brunn i Znaim Bonaparte zażądał większości
prowincji austriackich na południe od Dunaju oraz trzech
cyrkułów (okręgów) w północnych Czechach. Na ziemiach
tych zamieszkiwało około 9 000 000 ludzi! Tak wielkie
okrojenie monarchii habsburskiej w praktyce oznaczałoby
jej ruinę. Jeszcze przed rozpoczęciem negocjacji Metternich
pisał do Franciszka I: „Jeżeli Austria mogła w 1805 r.
poczynić ustępstwa terytorialne, które ją osłabiły, to dziś nie
widzę, jakie by uczynić mogła, które by nie pociągnęły za
sobą upadku monarchii [...] Pozwalam sobie twierdzić, że
dziś wszelkie ustępstwo terytorialne zaatakowałoby życie
państwowe w jego źródłach [...] Dzień, w którym byśmy
podpisali traktat pokoju okupiony ustępstwami terytorial­
nymi, byłby datą fatalną w historii, jako dzień ostatni potęgi
i znaczenia państwa austriackiego” 3.
Zdesperowani pełnomocnicy cesarza Franciszka I oś­
wiadczyli, że Austria raczej zerwie się do nowej walki, niż
przystanie na tak drakońskie warunki pokoju.
Chociaż Napoleon zdawał sobie sprawę, że przeciwnik nie
został jeszcze powalony na kolana i ma znaczne siły

2 Correspondence..., t. XIX, s. 481 [w:] Falkowski, Obrazy..., t. III,


s. 225-226.
3 Tamże, t. III, s. 229.
umożliwiające wznowienie wojny, nie przejął się zbytnio
słowami Metternicha i de Nugenta. Jego zwycięska armia
rozłożona między innymi w Wiedniu, Brunnie, Znaimie,
Preszburgu, Oldenburgu, Grazu gotowa była do podjęcia
walki. Przedłużający się czas negocjacji wykorzystał Napole­
on na wzmocnienie oddziałów tysiącami rekrutów, zaopat­
rzenie ich w konie, silną artylerię, zapasy amunicji, broni
i wszelkich innych wojennych materiałów. Wypoczęte, od­
żywione, liczne i nade wszystko ożywione bojowym duchem
wojska stanowiły argument pozwalający prowadzić roz­
mowy pokojowe na granicy ich zerwania.
Po zapoznaniu się z warunkami Napoleona przebywający
na zamku w Dotis Franciszek I miał zakrzyknąć w rozpaczy:
„Ten człowiek zawziął się na moją monarchię!”4 Impas
w rokowaniach spowodował dymisję ministra spraw za­
granicznych, niefortunnego zwolennika wojny z Francją,
hrabiego Stadiona. Jego miejsce zajął Metternich. Koteria
dworska sprzyjała jednak Stadionowi, obciążając Metter­
nicha odpowiedzialnością za brak postępów w rozmowach.
Narastająca wokół niego atmosfera niechęci stała się przy­
czyną tego, że cesarz poza jego plecami wysłał do Napoleona
zaufanego adiutanta, hrabiego Bubnę, wyposażając go
w szerokie pełnomocnictwa do negocjowania ustępstw tery­
torialnych.
Bubna, człowiek o żołnierskim usposobieniu, prostolinij­
ny i otwarty, od razu spodobał się Bonapartemu, który jego
przybycie odczytał jako zapowiedź szybkiego zawarcia
pokoju. W imieniu swego władcy Bubna zaproponował
Napoleonowi oddanie części Galicji w zamian za odstąpie­
nie od roszczeń do ziem niemieckich i terenów nad Ad­
riatykiem. 21 września (po kilkunastu dniach rokowań)
adiutant Franciszka I wyjechał z Schoenbrunn wioząc pakiet
żadań terytorialnych Bonapartego. 27 września Bubna w to­

4 Tamże, s. 23L
warzystwie księcia Jana Lichtensteina ponownie przybył do
Schoenbrunnu i rozpoczęła się ostatnia faza rokowań.
Franciszek I był gotów przyjąć warunki Napoleona.
Podpisany 14 października w Schoenbrunnie układ poko­
jowy w znacznym stopniu ograniczał suwerenność Austrii
i pozbawiał ją rangi mocarstwa. Tak bowiem należało
tłumaczyć postanowienia nakazujące Wiedniowi zerwanie
stosunków dyplomatycznych z Anglią, ograniczenie liczby
wojsk do 150000 żołnierzy oraz zapłatę kontrybucji wojen­
nej w wysokości 85 000 000 franków. Degradacja monarchii
Habsburgów wiązała się także z wielkimi stratami terytorial­
nymi (niemal trzecia część wszystkich ziem) i, co za tym idzie,
ludnościowymi.
Przegrana wojna kosztowała Austrię utratę prowincji
południowo-zachodnich i północno-wschodnich. Francji
przypadł Wschodni Tyrol, południowa część Karyntii, Krai­
na i Chorwacja na południe od Sawy aż po Bośnię wraz
z Istrią i Dalmacją. Z terytoriów tych utworzono następnie
tzw. prowincje iliryjskie 5.
Znaczne nabytki terytorialne stały się również udziałem
sojuszników Francji. Bawaria otrzymała Salzburg, Berch­
tesgaden i część Górnej Austrii. Granice Saksonii „zaokrąg­
liły” się kosztem ziem czeskich. Najwięcej uzyskało Księst­
wo Warszawskie, do którego przyłączono tereny zagarnięte
przez Austrię podczas trzeciego i częściowo pierwszego
rozbioru Rzeczypospolitej (ponad 50 000 km2) zamieszkane
przez 1 900000 ludzi. Polacy otrzymali Galicję Zachodnią
z okręgami krakowskim i zamojskim oraz połowę do­
chodów z salin wielickich.
Najpotężniejszy teoretycznie sojusznik Napoleona, Ros­

5 Utworzenie prowincji miało ogromne znaczenie dla Słowian Połu­

dniowych. Po raz pierwszy znaczna ich część znalazła się w obrębie jednego
organizmu państwowego, co - poza przyśpieszonym rozwojem gospodar­
czym i cywilizacyjnym - przyniosło im wzrost świadomości narodowej
ja, zadowolić się musiał niewielką zdobyczą w postaci
szmatu ziemi między Seretem a Zbruczem, tzw. okręgu
Tarnopola.
Postanowienia pokoju w Schoenbrunn przyjęte zostały
powszechnie jako wyraz dalszego wzmocnienia władzy
Napoleona nad kontynentem. Jego cesarstwo osiągnęło
szczyt powodzenia. Francuskiej dominacji poddane zostały
terytoria rozciągające się od Półwyspu Pirenejskiego po
wschodnią granicę Księstwa Warszawskiego. Wydawała się
być ona nie do wzruszenia i trwać miała przez następne trzy
lata. W tym czasie żadne z państw (nie licząc permanentnej
walki Hiszpanów) nie odważyło się rzucić wyzwania potędze
Napoleona. W epoce, która jak niewiele innych oswoiła się
z bitewnym zgiełkiem, był to okres długi. Na tyle długi, aby
zapomniano straszliwy obraz pobojowiska pod Wagram.
W 1812 r. okazało się, że trzyletni pokój nie był niczym
innym tylko oddechem nabranym przez wycieńczoną Euro­
pę przed kolejnym wojennym kataklizmem.
ZAŁĄCZNIKI

Załącznik nr 1

PODZIAŁ TAKTYCZNY KORPUSÓW ARMII AUSTRIACKIEJ


NA NIEMIECKIM TEATRZE WOJNY

I KORPUS - BELLEGARDE

Dywizja Vogelsang

Brygada Henneberg - pułk Erbach 3 bataliony


pułk arcyksięcia Jana 3 bataliony
Brygada Am. Ende - pułk Kolowrath 3 bataliony
pułk Reuss Plauen 3 bataliony
Brygada Vacquant - pułk arcyksięcia Reyniera 3 bataliony
pułk Vogelsang 3 bataliony
pułk A. Mitrowsky 3 bataliony

Dywizja Fresnel

Brygada Nostitz - batalion ochotników morawskich


2 i 4 bataliony strzelców 1 batalion
Brygada Winzigerode - batalion ochotników morawskich 2 bataliony
1 i 3 bataliony strzelców 1 batalion
Kawaleria - ułani Schwarzenberga (brygada Nostitz) 2 bataliony
huzarzy Blankensteina (brygada Winzige- 8 szwadronów
rode) 8 szwadronów
Łącznie: 27 batalionów, 16 szwadronów, 9 baterii armat (1 konna)

II KORPUS - KOLOWRATH

Dywizja Brady

Brygada Buresch - pułk Zach 3 bataliony


pułk J. Colloredo 3 bataliony
Brygada Fölseiss - pułk Zettwitz 3 bataliony
pułk Froon 3 bataliony

Dywizja Weber
Brygada Wied-Runkel - pułk Stuart 3 bataliony
pułk Rohan 3 bataliony
pułk Fröchlich 3 bataliony

Dywizja Klenau

Brygada Vecsey - Legion arcyksięcia Karola 1 batalion


7 i 8 bataliony strzelców 2 bataliony
Brygada Crenneville - Legion arcyksięcia Karola 1 batalion
5 i 6 bataliony strzelców 2 bataliony
Kawaleria - szwoleżerowie Klenaua (brygada Vecsey) 8 szwadronów
ułani Merveldta (brygada Crenneville) 8 szwadronów
Łącznie: 27 batalionów, 16 szwadronów, 10 baterii armat (2 konne)

III KORPUS - HOHENZOLLERN

Dywizja Lusignan

Brygada Kaiser - pułk W. Colloredo 3 bataliony


pułk Schröder 3 bataliony
Brygada Thierry - pułk Kaiser 3 bataliony
pułk Lindenau 3 bataliony

Dywizja Saint-Julien
Brygada A. Lichtenstein - pułk Manfredini 3 bataliony
pułk Würzburg 3 bataliony
Brygada Bieber - pułk Kaunitz 3 bataliony
pułk Wurtemberg 3 bataliony

Dywizja Vukassovich

Brygada A. Lichtenstein - Legion arcyksięcia Karola 2 bataliony


Brygada Pfanzelter - pułk graniczny Peterwardin 2 bataliony
Kawaleria - huzarzy arcyksięcia Ferdynanda (brygada
Lichtenstein) 8 szwadronów
huzarzy Hesse-Homburg (brygada Pfan­
zelter) 8 szwadronów
Łącznie: 28 batalionów, 16 szwadronów, 14 baterii armai ( 2 k i i i n u - )
IV KORPUS - ROSENBERG

Dywizja Dedowich

Brygada Grill - pułk arcyksięcia l udwika 3 bataliony.


pułk Coburg 3 bataliony
Brygada Neustädter - pułk Czartorysky 3 bataliony
pułk Reuss-Grciz 3 bataliony

Dywizja Hohenlohe-Bartenstein

Brygada Riese - pułk Chasteler 3 bataliony


pułk Bellegarde 3 bataliony
Brygada Reinwald - pułk J. Mitrowsky 3 bataliony
Legion arcyksięcia Karola 2 bataliony

Dywizja Sommariva

Brygada Stutterheim - pułk graniczny z niemieckiego


Banatu 2 bataliony
Brygada Radivojevich - pułk graniczny iliryjski 2 bataliony
Kawaleria - szwoleżerowie Vincenta (brygada Stutter­
heim) 8 szwadronów
huzarzy Stipsicsa (brygada Radivojevich) 8 szwadronów
Łącznie: 27 batalionów, 16 szwadronów, 9 baterii armat (1 konna)

V KORPUS - ARCYKSIĄŻĘ LUDWIK

Dywizja Lindenau

Brygada J. Mayer - pułk Stain 3 bataliony


pułk arcyksięcia Karola 3 bataliony
Brygada Buoi - pułk Hiller 3 bataliony
pułk Sztarray 3 bataliony

Dywizja Reuss-Plauen

Brygada Bianchi - pułk Duka 3 bataliony


pułk Giulay 3 bataliony
Brygada Schulz - pułk Beaulieu 3 bataliony
- pułk ochotników austriackich 3 bataliony
Dywizja Schusteck

Brygada Męsko - pułk graniczny Broder 2 bataliony


Brygada Radetzky - pułk graniczny Gradiska 2 bataliony
Kawaleria - huzarzy Kienmayera (brygada Męsko) 8 szwadronów
ułani arcyksięcia Karola (brygada Radetz­
ky) 8 szwadronów
Łącznie: 28 batalionów, 16 szwadronów, 10 baterii armat (1 konna)

VI KORPUS - HILLER

Dywizja Kottulinsky

Brygada Hohenfeld pułk Klebeck 3 bataliony


pułk Jordis 3 bataliony
Brygada Weissenwolf - pułk Kerpen 3 bataliony
pułk Deutschmeister 3 bataliony

Dywizja Jellachich

Brygada Hoffmeister - pułk Splenyi 3 bataliony


pułk Beniowsky 3 bataliony
Brygada Ettingshausen - pułk Deveaux 3 bataliony
pułk Esterhazy 3 bataliony

Dywizja Vincent

Brygada Provenchéres - pułk ochotników wiedeńskich 3 bataliony


pułk graniczny Warasdin 2 bataliony
Brygada Nordmann - pułk graniczny Saint-Georges 2 bataliony
Kawaleria - szwoleżerowie O’Reilly’ego (brygada Pro­
venchéres) 8 szwadronów
szwoleżerowie Rosenberga (brygada Nord­
manna) 8 szwadronów
huzarzy Lichtensteina (brygada Nordman­
na) 8 szwadronów
Łącznie: 31 batalionów, 24 szwadrony, 14 baterii (2 konne)

I KORPUS REZERWOWY - KSIĄŻĘ JAN LICHTENSTEIN

Dywizja Hesse-Homburg

Brygada Rohan - grenadierzy z 5 pierwszych korpusów 12 batalionów


Kawaleria
Brygada Siegenthal - pułk kirasjerów księcia Alberta 6 szwadronów
pułk kirasjerów arcyksięcia
Franciszka 6 szwadronów
Brygada Lederer - pułk kirasjerów Ferdynanda 6 szwadronów
pułk kirasjerów Hohenzollerna 6 szwadronów
Brygada Rottermund - pułk dragonów Riescila 6 szwadronów
pułk dragonów arcyksięcia Jana 6 szwadronów7
Łącznie: 12 batalionów, 36 szwadronów, 5 baterii (3 konne)

II KORPUS REZERWOWY - KIENMAYHR

Brygada d’Aspre - grenadierzy z VI i VII Korpusów 5 batalionów

Kawaleria

Brygada Schneller - pułk kirasjerów cesarza 6 szwadronów


pułk kirasjerów Gottesheima 6 szwadronów
Brygada Clary - pułk draganów Levenehr 6 szwadronów
pułk dragonów Wurtemberg 6 szwadronów
Łącznie: 5 batalionów, 24 szwadrony, 2 baterie (I konna)
Według: E. Buat, 1809, De Ratisbonne à Znaim, t. 1, Paris 1909,
s. 289-292.

Załącznik nr 2

PODZIAŁ TAKTYCZNY KORPUSÓW ARMII FRANCUSKIEJ


NA NIEMIECKIM TEATRZE WOJNY (stan na 22 kwietnia 1809)

ODDZIAŁY POZOSTAJĄCE POD ROZKAZAMI BESSIÈRESA

Dywizja lekkiej kawalerii - Marulaz (4 korpus, Massćna)

3, 14, 19, 23 pułki strzelców 13 szwadronów


Szwoleżerowie hescy 3 szwadrony
Dragoni badeńscy 4 szwadrony

Dywizja bawarska - Wréde (7 Korpus, Lefebvre)

Brygada Preysing - 3 pułk piechoty liniowej 2 bataliony


- 6 pułk piechoty liniowej 2 bataliony
- 4 batalion piechoty lekkiej 1 batalion
Brygada Beckers - 7 pułk piechoty liniowej 2 bataliony
13 pułk piechoty liniowej 2 bataliony
Brygada Minucci - 2 i 3 pułki szwoleżerów 8 szwadronów

Dywizja Molitor (4 Korpus, Masséna)

Brygada Leguay - 2 i 16 pułki liniowe 6 batalionów


Brygada Viriez - 37 i 67 pułki liniowe 6 batalionów

ODDZIAŁY POZOSTAJĄCE POD ROZKAZAMI DAVOUTA

Dywizja Friant (3 Korpus, Davout)

Brygada Gilly-Vieux - 15 pułk lekki


33 pułk liniowy 6 batalionów
Brygada Barbanégre - 48 pułk liniowy 3 bataliony
Brygada Grandeau - 108 i 111 pułki liniowe 6 batalionów

Dywizja Saint-Hilaire (2 Korpus, Lannes)

Brygada Marion - 10 pułk lekki 3 bataliony


Brygada Lorencez - 3 i 57 pułki liniowe 6 batalionów
Brygada Brun - 72 i 105 pułki liniowe 6 batalionów

Dywizja lekkiej kawalerii - Montbrun (rezerwa kawalerii)

Brygada Pajol - 5 i 7 pułki huzarów


11 pułk strzelców 10 szwadronów
Brygada Pire - 8 pułk huzarów
16 pułk strzelców 8 szwadronów
Brygada Jacquinot - 1, 2, 12 pułki strzelców 10 szwadronów

ODDZIAŁY POZOSTAJĄCE POD ROZKAZAMI LEFEBVRE’A

Dywizja bawarska Prince Royal (7 Korpus, Lefebvre)

Brygada Rechberg - 1 pułk piechoty liniowej 2 bataliony


2 pułk piechoty liniowej 2 bataliony
1 batalion piechoty lekkiej 1 batalion
Brygada Stengel - 4 pułk piechoty liniowej 2 bataliony
8 pułk piechoty liniowej 2 bataliony
2 batalion piechoty lekkiej 1 batalion
Brygada Viereg - 1 pułk dragonów 4 szwadrony
1 pułk szwoleżerów 4 szwadrony

Dywizja bawarska - Deroy (7 Korpus, Lefebvre)

Brygada Sieben - 5 pułk piechoty liniowej 2 bataliony


9 pułk piechoty liniowej 2 bataliony
5 batalion piechoty lekkiej 1 batalion
Brygada Vincenti - 10 pułk piechoty liniowej 2 bataliony
14 pułk piechoty liniowej 2 bataliony
7 batalion piechoty lekkiej 1 batalion
Brygada Seitewitz - 2 pułk dragonów 4 szwadrony
4 pułk szwoleżerów 4 szwadrony

Dywizja francuska - Dcmont (3 Korpus, Davout)

Brygada Girard - czwarte bataliony 7 pułku lek­


kiego i 17, 30, 61, 65 pułków
liniowych 5 batalionów
Brygada Dessailly - czwarte bataliony 12,21,33,85,
111 pułków liniowych 5 batalionów

ODDZIAŁY POZOSTAJĄCE POD ROZKAZAMI MASSÉNY

Dywizja Claparéde (2 Korpus, Lannes)

Brygada Cohom - (2 półbrygada lekka) - czwarte


bataliony 17, 21, 28 pułków lek­
kich 3 bataliony
(4 półbrygada lekka) - czwarty
batalion 26 pułku lekkiego
tyralierzy korsykańscy, tyralie­
rzy rzeki Pad 3 bataliony
Brygada Lesuire - (5 półbrygada liniowa) - czwarte
bataliony 27, 39, 50 pułków li­
niowych 3 bataliony
(6 półbrygada liniowa) - czwarte
bataliony 59, 69, 76 pułków li­
niowych 3 bataliony
Brygada Ficatier - (7 półbrygada liniowa) - czwarte
bataliony 40 i 88 pułków linio­
wych 2 bataliony
(8 półbrygada liniowa) - czwarte
bataliony 64, 100, 103 pułków
liniowych 3 bataliony

Dywizja Carra Saint-Cyra (4 Korpus, Masséna)

Brygada Cosson - 24 pułk lekki 3 bataliony


Brygada Stabenrath - 4 i 46 pułki liniowe 6 batalionów
Brygada Schinner - 2 pułki heskie 4 bataliony

Dywizja Legrand (4 Korpus, Masséna)

Brygada Ledru - 26 pułk lekki


18 pułk liniowy 6 batalionów
Brygada Harrant -, 2 pułki badeńskie 6 batalionów
Jeden batalion strzelców 1 batalion

ODDZIAŁY POZOSTAJĄCE POD ROZKAZAMI LANNESA

Dywizja Morand (3 Korpus, Davout)

Brygada Lacour - 13 pułk lekki 3 bataliony


17 pułk liniowy3 bataliony
Brygada Lhuillier - 30 pułk liniowy 3 bataliony
61 pułk liniowy 3 bataliony

Dywizja Gudin (3 Korpus, Davout)

Brygada Boyer 12 i 21 pułki liniowe 6 batalionów


Brygada Duppelin- 25 i 85 pułki liniowe 6 batalionów
Brygada Leclerc - 7 pułk lekki

KORPUS WIRTEMBERSKI - VANDAMMF

Dywizja piechoty

Brygada Franquemont - pułk księcia Guillaume 2 bataliom


pułk Prince Royal 2 batalion'
1 batalion fizylierów 1 halalior
Brygada Scharfenstein - pułk Phull 2 bataliony
pułk Camcr 2 bataliony
2 batalion fi/.ylicrów
1 batalion
Brygada Hugel - batalion strzelców królew­
skich 1 batalion
batalion strzelców Neuller 1 batalion
1 i 2 bataliony piechoty
lekkiej 2 bataliony

Dywizja kawalerii - Wolwärth

Brygada Röder - pułk szwoleżerów królewskich 4 szwadrony


pułk strzelców królewskich 4 szwadrony
Brygada Stettnar - pułk szwoleżerów księcia I lenryka 4 szwadrony
pułk strzelców księcia Ludwika 4 szwadrony

REZERWA KAWALERII

Dywizja kirasjerów - Espagne

Brygada Reynaud - 4 i 6 pułki kirasjerów 8 szwadronów


Brygada Fouler - 7 i 8 pułki kirasjerów 8 szwadronów

Dywizja Saint-Sulpice

Brygada Clement - 1 i 5 pułki kirasjerów 8 szwadronów


Brygada Guitton - 10 i 11 pułki kirasjerów 8 szwadronów

Dywizja Nansouty

Brygada France - 1 i 2 pułki karabinierów 8 szwadronów


Brygada Doumerc - 2 i 9 pułki kirasjerów 8 szwadronów
Brygada Berckheim - 3 i 12 pułki kirasjerów 8 szwadronów'

KORPUS SASKI - BERNADOTTE

Dywizja francuska - Dupas

Brygada Gency - 5 pułk lekki 2 bataliony


Brygada Vaux - 19 pułk liniowy 3 bataliony
Dywizja saska - Zerscbwitz

Brygada Hartitzsch - 1 batalion grenadierów


(gwardia)
1 batalion grenadierów
(z różnych pułków)
1 batalion grenadierów
(z różnych pułków) 6 batalionów
2 batalion fizylierów (pułk
królewski)
1 batalion fizylierów (pułk
Dyherrn)
Brygada Boxberg - 2 batalion fizylierów (książę
Maksymilian)
2 batalion fizylierów (książę
Fryderyk August) 6 batalionów
2 batalion fizylierów (książę
Antoni)
Brygada Gutschmidt pułk gwardii 2 szwadrony
pułk karabinierów 2 szwadrony
pułk szwoleżerów księcia
Klemensa 4 szwadrony
pułk huzarów 3 szwadrony
szwadron szwoleżerów księ­
cia Alberta 1 szwadron

Dywizja saska - Polenz

Brygada Lecoq - 2 bataliony fizylierów (książę


Klemens)
2 bataliony fizylierów (Low) 6 batalionów
2 bataliony fizylierów (Cerrini)
Brygada Zeschau - 2 bataliony fizylierów (Niese-
meuschel)
2 bataliony fizylierów (Öbschel-
witz)
2 bataliony grenadierów (z róż­
nych pułków) 6 batalionów
Brygada Feilitzsch - pułk kirasjerów gwardii 4 szwadrony
pułk szwoleżerów (książę Jan) 4 szwadrony
INNE ODDZIAŁY (CHWILOWO ODŁĄCZONE)

Dywizja Tharreau - Oudinot (2 Korpus, Lannes)

Brygada Conroux - czwarte bataliony 6, 24, 25


pułków lekkich 3 bataliony
czwarte bataliony 9, 16, 27
pułków lekkich 3 bataliony
Brygada Albert - czwarte bataliony 8, 24, 45
pułków liniowych 3 bataliony
czwarte bataliony 94, 95, 96
pułków liniowych 3 bataliony
Brygada Jarry - czwarte bataliony 54 i 63 puł­
ków liniowych 2 bataliony
czwarte bataliony 4 i 18 puł­
ków liniowych 2 bataliony

Dywizja Boudet (4 Korpus, Massćna)

Brygada Fririon - 3 pułk lekki 3 bataliony


Brygada Valory - 56 i 93 pułki liniowe 6 batalionów'

Brygada lekkiej kawalerii Colberta

9 pułk huzarów 10 szwadronów


7 i 20 pułki strzelców

Dywizja Niemiecka - Rouyer

1 pułk - Nassau 2 bataliony


2 pułk - Nassau 2 bataliony
4, 5, 6 pułk Związku Reńskiego (Lippe, Anhalt,
Schwarzburg, Reuss-Waldeck) 7 batalionów
Według: E. Buat, Ì809, De Ratisbonne à Znaim, t. 1, Paris 1909,
s 293-298.
Załącznik nr 3

STAN LICZEBNY I ZESTAWIENIE JEDNOSTEK AUSTRIACKICH


UCZESTNICZĄCYCH W BITWIE POD WAGRAM

STRAŻ PRZEDNIA - GEN. NORDMANN

Brygada Vecsey - pułk Beaulieu 4 bataliony


batalion strzelców nr 1 1 batalion
huzarzy prymasowscy 6 szwadronów
Brygada Fröhlich - 2 bataliony graniczne iliryjskie 2 bataliony
batalion strzelców nr 7 1 batalion
huzarzy Stipsicsa 8 szwadronów
Brygada Riese - pułki Bellegarde i Chasteler 8 batalionów
(przeniesiona do IV Korpusu)

Brygada Mayer - pułki Kerpen i Deutschmeister 8 batalionów


(przeniesiona do V Korpusu)

Brygada Schneller- huzarzy Hesse-Homburg 6 szwadronów


(przeniesiona do III Korpusu)

Łącznie: 24 bataliony, 20 szwadronów, 48 armat

Piechota - 11 958 oficerów i żołnierzy


Jazda - 2528 oficerów i żołnierzy

VI KORPUS - GEN. KLENAU

Dywizja Vincent

Brygada Wallmoden - huzarzy Kienmayera 16 szwadronów


huzarzy Lichtensteina
Brygada Mariassy - 2 bataliony ochotników wie­
deńskich 3 bataliony
1 batalion Landwehry
Brygada Vecsey - 1 i 1/3 batalionu granicznego 1,1/3 batalionu
Dywizja Hohenfeld

Brygada Adler - pułki Klebeek i Jordis


batalionu Legionu arcyksię-
cia Karola 7 batalionów
Brygada Hoffmeister - pułki Giulay i Duka 6 batalionów

Dywizja Kottulinsky

Brygada Splenyi - pułki Splenyi i Beniowsky


3 bataliony ochotników wiedeń­
skich i morawskich 8 batalionów
Łącznie: 25 batalionów i 1/3, 16 szwadronów, 64 armaty
Piechota - 12 465 oficerów i żołnierzy
Jazda - 1275 oficerów i żołnierzy

V KORPUS - KSIĄŻĘ REUSS

Dywizja Weissenwolf

Brygada Neustödter - pułki Reuss-Greitz i Czar-


torysky 8 batalionów
Brygada Pfluger - pułk Lindenau 3 bataliony
1 batalion ochotników wie­
deńskich
Brygada Klebelsberg - bataliony strzelców nr 3 i 4 4 bataliony
2 bataliony graniczne
ułani arcyksięcia Karola 8 szwadronów
Łącznie: 15 batalionów, 8 szwadronów, 32 armaty

Piechota - 7554 oficerów i żołnierzy


Jazda - 90 oficerów i żołnierzy

III KORPUS - GEN. KOLOWRATH

Brygada Schuttermayer - ułani Schwarzenberga 6 szwadronów


strzelcy Lobkowitza 1 batalion

Dywizja Saint-Julien

Brygada Lillienberg - pułki Würzburg, Kaiser,


Manfredini 7 batalionów
Brygada Bieber - pułki Kaunitz i Wurtenberg 5 batalionów

Dywizja Vukassovich

Brygada Grill - pułki W. Colloredo i C. Schröder 6 batalionów


Brygada Pratislaw - 3 bataliony Landwehry czeskiej 3 bataliony
Łącznie: 22 bataliony, 6 szwadronów, 58 armat
Piechota - 15 920 oficerów i żołnierzy
Jazda - 667 oficerów i żołnierzy

KORPUS REZERWOWY - KSIĄŻĘ JAN LICHTENSTEIN

Grenadierzy
Dywizja d’Aspre

Brygada Merville 4 bataliony


Brygada Hammer 5 batalionów

Dywizja Prochaska

Brygada Murray 4 bataliony


Brygada Steyrer 5 batalionów

Kawaleria
Dywizja Hesse-Homburg

Brygada Roussel - kirasjerzy księcia Alberta i arcy­


księcia Franciszka 12 szwadronów
Brygada Lederer - kirasjerzy księcia następcy tronu
Ferdynanda i Hohenzollerna 12 szwadronów
Brygada Kroyher - kirasjerzy Kaisera i księcia Mak­
symiliana Lichtensteina 10 szwadronów

Dywizja Schwarzenberg

Brygada Teimem- szwoleżerowie Rosenberga 8 szwadronów


dragoni Knesewicha 6 szwadronów
Brygada Kerekes - huzarzy de Neutra 6 szwadronów
Dywizja Nostitz

Brygada Rothkirch - dragoni arcyksięcia Jana


i Riescha 12 szwadronów
Brygada Wartensleben - huzarzy Blankensteina 10 szwadronów
szwoleżerowie O’Reilly’cgo
Łącznie: 18 batalionów, 76 szwadronów, 48 armat

Piechota - 10 482 oficerów i żołnierzy


Jazda - 8054 oficerów i żołnierzy

I KORPUS - GEN. BELLEGARDE

Dywizja Dedowich (Vacquant)

Brygada Henneberg - pułki Reuss-Plauen i Kolow­


rath 6 batalionów
Brygada Vacquant - pułki arcyksięcia Raynicra
i Vogelsang 6 batalionów

Dywizja Fresnel

Brygada Clary - pułki A. Mitrowsky i Erbach 5 batalionów


Brygada Motzen - pułk Argenteau i 1 batalion
z Legionu arcyksięcia Karola 4 bataliony
Brygada Stutterheim- batalion strzelców nr 2 1 batalion
szwoleżerowie Klenaua 8 szwadronów
Łącznie: 22 bataliony, 8 szwadronów, 68 armat

II KORPUS - HOHENZOLLERN-HECHINGEN

Brygada Hardegg - 1 batalion strzelców nr 8


1 batalion z Legionu arcy­
księcia Karola 2 bataliony
szwoleżerowie Vincenta 6 szwadronów

Dywizja Brady

Brygada Paar - pułki Froon i Zettwitz 8 batalionów


Brygada Buresch - pułki J. Colloredo i Zach 7 batalionów
Dywizja Siegenthal

Brygada Alstem - pułk Rohan 3 bataliony


Brygada Wied-Runkel - pułki d’Aspre i Frölich 6 batalionów
Łącznie: 26 batalionów, 6 szwadronów, 68 armat

IV KORPUS - ROSENBERG

Dywizja Radetzky

Brygada Provenchéres huzarzy arcyksięcia Ferdy­


nanda szwadronów
1 batalion Legionu arcy­
księcia Karola
1 batalion ochotników cze­
skich 2 i 1/3 batalionu
„korpus” Cameville 1/2 szwadronu
Brygada Weiss - pułki Stain i arcyksięcia Ka­
rola 8 batalionów

Dywizja Hohenlohe-Bartenstein

Brygada Hesse-Homburg - pułki Hillera i Sztarraya 6 batalionów

Dywizja Rohan

Brygada Swinbum - pułki arcyksięcia Ludwi­


ka i Coburg 8 batalionów
Łącznie: 24 i 1/3 batalionu, 8 i 1/2 szwadronu, 60 armat

Korpusy I, II i IV: Piechota - 63 115 oficerów i żołnierzy


Jazda - 2110 oficerów i żołnierzy
Cała armia łącznie: 176 i 2/3 batalionu, 156 i 1/2 szwadronu, 446 armat
Piechota - 121494 oficerów i żołnierzy
Jazda - 14724 oficerów i żołnierzy
Według: E. Buat, 1809, De Ratisbonne à Znaim, t. 2, Paris 1909,
s. 199-203.
Załącznik nr 4

STAN LICZEBNY I ZESTAWIENIE JEDNOSTEK FRANCUSKICH


UCZESTNICZĄCYCH W BITWIE POD WAGRAM

2 KORPUS - OUDINOT

Dywizja Tharreau 8310 oficerów i żołnierzy


Dywizja Frére 8535 oficerów i żołnierzy
Dywizja Grandjean 7597 oficerów i żołnierzy
Legion portugalski 1661 oficerów i żołnierzy
Brygada lekkiej kawalerii Colberta 1516 oficerów i żołnierzy
Artyleria 1932 oficerów i żołnierzy
Łącznie: 29 551 oficerów i żołnierzy

3 KORPUS - DAVOUT

Dywizja Morand 8647 oficerów i żołnierzy


Dywizja Friant 9943 oficerów i żołnierzy
Dywizja Gudin 10640 oficerów i żołnierzy
Dywizja Puthod 5364 oficerów i żołnierzy
Dywizja lekkiej kawalerii Montbruna:
Brygada Pajol 2079 oficerów i żołnierzy
Brygada Jacquimont 1219 oficerów i żołnierzy
Łącznie: 37 892 oficerów i żołnierzy

4 KORPUS - MARSZ. MASSENA

Dywizja Legrand - 7932 oficerów i żołnierzy


Dywizja Carra Saint-Cyr - 8418 oficerów i żołnierzy
Dywizja Molitor - 5685 oficerów i żołnierzy
Dywizja Boudet - 4648 oficerów i żołnierzy
Dywizja lekkiej kawalerii Lasalle - 2732 oficerów i żołnierzy
Artyleria - 1100 oficerów i żołnierzy
Łącznie: 30 515 oficerów i żołnierzy
(powyższy stan liczebny dotyczy 30 czerwca)

Armia Wioska - książę Eugeniusz

Dywizja Lamarque - 6811 oficerów i żołnierzy


Dywizja Broussier - 5285 oficerów i żołnierzy
Dywizja Seras - 4307 oficerów i żołnierzy
Dywizja Dürutte - 5549 oficerów żołnierzy
Dywizja Pacthod - 4441 oficerów żołnierzy
Gwardia włoska - 2249 oficerów żołnierzy
Dywizja lekkiej kawalerii Sahuc - 1433 oficerów żołnierzy
Dywizja dragonów Grouchy - 1749 oficerów żołnierzy
Dywizja dragonów Pully - 1109 oficerów żołnierzy
Łącznie: 32 933 oficerów i żołnierzy

Korpus Saksoński - Bernadotte

Dywizja Dupas - 4116 oficerów i żołnierzy


Dywizja Zerschwitz - 6329 oficerów i żołnierzy
Dywizja Polenz - 5796 oficerów i żołnierzy
Dywizja kawalerii Gutschmitz - 2521 oficerów i żołnierzy
Artyleria - 989 oficerów i żołnierzy
Łącznie: 19 751 oficerów i żołnierzy

Armia Dalmacka - Marmont

Dywizja Montrichard - 3892 oficerów i żołnierzy


Dywizja Clauzel - 4569 oficerów i żołnierzy
Lekka kawaleria - 259 oficerów i żołnierzy
Artyleria - 751 oficerów i żołnierzy
Łącznie: 9471 oficerów i żołnierzy

Armia Bawarska - de Wréde

2 brygady piechoty - 5644 oficerów i żołnierzy


Brygada kawalerii - 1103 oficerów i żołnierzy
Artyleria - 566 oficerów i żołnierzy
Łącznie: 7313 oficerów i żołnierzy

Gwardia cesarska - Walther

Dywizja Curial (stara gwardia) - 2604 oficerów i żołnierzy


Dywizja Mouton, Dorsenne, Reille
(młoda gwardia) - 4568 oficerów i żołnierzy
Dywizja kawalerii gwardii
(Walthcr) - 3598 oficerów i żołnierzy
Artyleria - 1646 oficerów i żołnierzy
ł ącznie: 12 416 oficerów i żołnierzy
Rezerwa kawalerii - Bessières

Dywizja Nansouty - 4358 oficerów i żołnierzy


Dywizja Saint-Sulpice - 2238 oficerów i żołnierzy
Dywizja Arrighi -2182 oficerów i żołnierzy
Łącznie: 8778 oficerów i żołnierzy
Batalion Neuchätel - 325 oficerów i żołnierzy
Łącznie cała armia: 188 945 oficerów i żołnierzy

Załącznik nr 5

PODZIAŁ TAKTYCZNY DYWIZJI FRANCUSKICH

2 KORPUS

Dywizja Tharreau
Czwarte bataliony 6, 24 i 25 pułków lekkich
Czwarte bataliony 9 i 27 pułków lekkich 6 batalionów
Batalion tyralierów korsykańskich
Czwarte bataliony 8, 24 i 35 pułków liniowych 6 batalionów
Czwarte bataliony 94, 95 i 96 pułków liniowych
Czwarte bataliony 54 i 63 pułków liniowych 4 bataliony
Czwarte bataliony 4 i 18 pułków liniowych

Dywizja Frére

Czwarte bataliony 17, 21 i 28 pułków lekkich


Czwarte bataliony 16 i 26 pułków lekkich 6 batalionów
Batalion tyralierów Pad
Czwarte bataliony 27 i 39 pułków liniowych 5 batalionów
Czwarte bataliony 59, 69 i 76 pułków liniowych

Czwarte bataliony 40 i 88 pułków liniowych 5 batalionów


Czwarte bataliony 64, 100 i 103 pułków liniowych

Dywizja Grandjean

10 pułk lekki, 3 i 57 pułki liniowe 15 batalionów


72 i 105 pułki liniowe
Legion portugalski

2 bataliony
2 szwadrony

Brygada lekkiej kawalerii Colberta

9 pułk huzarów, 7 pułk strzelców, 20 pułk strzelców 11 szwadronów


Łącznie: 49 batalionów, 13 szadronów, 65 armat

3 KORPUS

Dywizja Morand

13 pułk lekki, 17 pułk liniowy 12 batalionów


30 i 61 pułki liniowe

Dywizja Friant

15 pułk lekki, 33 pułk liniowy 15 batalionów


48, 108 i 111 pułki liniowe

Dywizja Gudin

7 pułk lekki, 10 pułk liniowy 15 batalionów


12, 25 i 85 pułki liniowe

Dywizja Puthod
Czwarte bataliony 7 pułku lekkiego, 17, 12, 61 i 65
pułków liniowych 10 batalionów
Czwarte bataliony 21, 30, 33, 85 i 111 pułków
liniowych

Dywizja lekkiej kawalerii Montbruna

Brygada Pajol - 5 pułk huzarów, 11 i 12 pułki


strzelców (łącznie 9 szwadro­
nów) 19 szwadronów
Brygada Jacquinot- 7 pułk huzarów, 1 i 2 pułki
strzelców (łącznie 10 szwadro­
nów)
Łącznie: 52 bataliony, 19 szwadronów, 93 armaty
4 KORPUS

Dywizja Legrand

26 pułk lekki, 18 pułk liniowy 6 batalionów


Brygada badeńska 7 batalionów

Dywizja Carra Saint-Cyr

24 pułk lekki, 4 i 46 pułki liniowe 9 batalionów


Brygada heska 7 batalionów

Dywizja Molitor

2 pułk liniowy 2 bataliony


16, 37 i 67 pułki liniowe 8 batalionów

Dywizja Boudet

3 pułk lekki (2 bataliony), 93 i 56 pułki liniowe 8 batalionów

Dywizja lekkiej kawalerii Lasalle

Pire - 8 pułk huzarów, 16 pułk strzelców


Bruyére - 13 i 24 pułki strzelców
Marulaz - 3, 14 i 23 pułki strzelców 31 szwadronów
Dragoni badeńscy
Szwoleżerowie hescy
Łącznie: 44 bataliony, 31 szwadronów, 86 armat

ARMIA WŁOSKA

Dywizja Lamarque

18 pułk lekki 2 bataliony


13 pułk liniowy 3 bataliony
23 pułk liniowy 2 bataliony
29 pułk liniowy 3 bataliony

Dywizja Broussier

9 pułk liniowy 3 bataliony


84 pułk liniowy 3 bataliony
92 pułk liniowy 4 bataliony

Dywizja Seras

35 pułk liniowy 1 batalion


53 pułk liniowy 2 bataliony
42 pułk liniowy 1 batalion
106 putk liniowy 3 bataliony

Dywizja Durutte

23 pułk lekki 3 bataliony


62 pułk liniowy 4 bataliony
60 pułk liniowy 2 bataliony
102 pułk liniowy 3 bataliony

Dywizja Pacthod

8 pułk lekki 2 bataliony


1 pułk liniowy 3 bataliony
52 pułk liniowy 3 bataliony

Gwardia wioska

3 bataliony piechoty 3 bataliony


3 szwadrony dragonów
1 szwadron 24 pułku dragonów 5 szwadronów
1 szwadron strzelców

Dywizja dragonów Grouchy

7 pułk dragonów 12 szwadronów


30 pułk dragonów królowej

Dywizja dragonów Pully

23, 28 i 29 pułki dragonów 9 szwadronów

Dywizja lekkiej kawalerii Sabuc

6, 8 i 9 pułki strzelców 11 szwadronów


Łącznie: 50 batalionów, 37 szwadronów, 65 armat
(W skład Armii Włoskiej wchodziła również dywizja Scveroli pozostająca
w osłonie pod Preszburgiem i Raab - I ^ batalionów piechoty, 4906 oficerów
i żołnierzy)

KORPUS SASKI

Dywizja Zerschwitz 6 batalionów


Dywizja Polenz 7 batalionów

Dywizja Dupas
5 pułk lekki 2 bataliony
19 pułk liniowy 3 bataliony
batalion lekkiej piechoty i 2 bataliony grenadierów
saskich 3 bataliony

Dywizja kawalerii Gutschmitz


2 pułki kirasjerów
2 pułki szwoleżerów 20 szwadronów
pułk huzarów
pułk szwoleżerów księcia Alberta Saskiego
Łącznie: 21 batalionów, 20 szwadronów, 38 armat (w tym 26 saskich)

ARMIA DALMACKA

Dywizja Montrichard
5 pułk liniowy 2 bataliony
79 pułk liniowy 2 bataliony
81 pułk liniowy 2 bataliony

Dywizja Clausel
8 pułk lekki 2 bataliony
23 pułk liniowy 2 bataliony
11 pułk liniowy 3 bataliony

Kawaleria
kompania 3 pułku strzelców 1 szwadron
kompania 24 pułku strzelców
wchodzący w skład Armii Dalmackiej 6 pułk huzarów wysłany pod
Neustadt z zadaniem obserwacji Ödenburga)
Łącznie: 13 batalionów, 1 szwadron, 19 armat
Dywizja bawarska
1 brygada - batalion 6 pułku lekkiego
3 i 13 pułki liniowe 5 batalionów
2 brygada - 5 i 7 pułki liniowe 4 bataliony
Brygada kawalerii - 2 i 3 pułki szwoleżerów 8 szwadronów
Łącznie: 9 batalionów, 8 szwadronów, 36 armat

GWARDIA CESARSKA

Dywizja Curial - stara gwardia


Strzelcy i grenadierzy 4 bataliony

Dywizja Dorsenne, Mouton, Reille - młoda gwardia


Fizylierzy-strzelcy
Fizylierzy-grenadierzy 8 batalionów
Tyralierzy-grenadierzy

Dywizja kawalerii gwardii - Walther


Grenadierzy konni 4 szwadrony
Strzelcy 4 szwadrony
Dragoni 4 szwadrony
Szwoleżerowie (lekkokonni) polscy 4 szwadrony
Łącznie: 12 batalionów, 16 szwadronów, 60 arma

REZERWA KAWALERII

Dywizja Nansouty
1 i 2 pułki karabinierów 24 szwadrony
2, 3 i 12 pułki kirasjerów

Dywizja Saint-Sulpice
1, 5, 10 i 11 pułki kirasjerów 16 szwadronów

Dywizja Arrighi
4, 6, 7 i 8 pułki kirasjerów 16 szwadronów
Łącznie: 56 szwadronów, 26 armat
Cała armia łącznie: 250 batalionów piechoty, 201 szwadronów jazdy,
488 armat.
Według: E. B u a t , 1809, De Ratisbonne ä Znaim, t. 2, Paris 1909,
s. 159-166.
Załącznik nr 8

ARMIA KSIĘSTWA WARSZAWSKIEGO - STAN LICZEBNY


I ZESTAWIENIE JEDNOSTEK
(na 15 kwietnia 1809)

Głównodowodzący - książę Józef Poniatowski


szef sztabu - gen. Stanisław Fiszer
dowódca artylerii - gen. Jean Pelletier

PIECHOTA

1 pułk - płk Kazimierz Małachowski 1642 ludzi


2 pułk - płk Stanisław Potocki 1742 ludzi
3 pułk - płk Edward Żółtowski 1927 ludzi
6 pułk - płk Jan Kanty Sierawski 1346 ludzi
8 pułk - płk Cyprian Godebski 1500 ludzi
12 pułk - płk Jan Weissenhoff 1102 ludzi

JAZDA

1 pułk strzelców - płk Przebędowski 730 koni


2 pułk ułanów - płk Tadeusz Tyszkiewicz 800 koni
3 pułk ułanów - płk Benedykt Łączyński 760 koni
5 pułk strzelców - płk Kazimierz Turno 505 koni
6 pułk ułanów - płk Dominik Dziewanowski 709 koni

ARTYLERIA

3 kompania artylerii pieszej po 6 dział - 18 dział i 600 ludzi


2 kompania artylerii konnej - 9 dział
ambulanse - 100 ludzi

Łącznie: piechota - 9259 oficerów i żołnierzy


jazda - 3504 koni
artyleria - 27 dział i 700 ludzi

R. S o ł t y k , Relation des operations de l’armée polonaise pendant la


compagne de 1809 en Pologne, s. 119.
BIBLIOGRAFIA

ŹRÓDŁA

Constant L. W., Pamiętniki kamerdynera cesarza Napoleona I, War­


szawa 1972.
Correspondence de Napoleon I'er, t. XVIII, XIX, Paryż 1858-1870.
C z a r t o r y s k i A. J., Pamiętniki i memoriały polityczne 1776-1809,
Warszawa 1986.
Mar bot J. B. de. Memoir es, Paris 1891.
S o ł t y k R., Relation des operations de l'armée polonaise pendant la
campagne de 1809 en Pologne par Roman Soltyk generai de l’artillerie
polonaise, Paryż 1841.
Z a ł u s k i J., Wspomnienia o pułku lekkokonnym gwardii, Kraków 1865.

OPRACOWANIA

A s k e n a z y Sz., Książę Józef Poniatowski, Warszawa 1913.


B o n n a l A., La manoeuvre de Landshut, Paris 1905.
B u a t E., 1809, De Ratisbonne à Znaim, Paris 1909.
C a m o n H., Napoleoński system wojny, Warszawa 1926.
Ca m o n H ., La bataille napoleonienne. Precis des Campagnes, Paris 1899.
C a n t a l P., Armia rewolucyjna. Studium o podstawach armii napoleońskiej,
Lwów 1919.
C o l i n J., L’Education militaire de Napoleon, Paris 1901.
C o l i n J., Przeobrażenia wojny, Warszawa 1920.
C h r z a n o w s k i B., Ustęp z dziejów polskiej jazdy. Historia pułku
lekkokonnego gwardii Napoleona, Poznań 1912.
C r i s t e O., Erzherzog Karl, t. I-III, Wiedeń-Lipsk 1912.
D u b r c t o n J. L., Les soldates de Napoleon, Paris 1977.
Dzieje Powszechne Ilustrowane, cz. IV, Czasy najnowsze, t. I, pod red.
L. K u b a l i , Wiedeń (b.r.w).
Encyklopedia wojskowa, pod red. O. L u s k o w s k i e g o , Warszawa 1935. Europa
i Świat w dobie napoleońskiej, pod red. M. S e n k o w s k i e j -
G l u c k , Warszawa 1977.
F a l k o w s k i J . J . , Obrazy z życia kilku ostatnich pokoleń w Polsce, t. II
i III, Poznań 1877-1887.
H o r s e t z k y A., von, Kriegegeschichtliche (Jehersicht der wichtigsten
Feldzuge seit 1792, Wien 1913.
J o m i n i H., Vie politique et militaire de Napoleon, Paris 1824.
J o m i n i H., Zarys sztuki wojennej, Warszawa 1966.
K u k i e ł M., Dzieje wojska polskiego w dobie napoleońskiej, Warszawa
1918.
K u k i e ł M., Wojny napoleońskie, t. I, Kurs Historii Wojen, Warszawa
1927.
L a c r o i x D., Histoire de Napoleon, Paris 1902.
L a s a l l e A. C., D’Essling ä Wagram, Paris 1891.
Leśniewski S., Marengo 1800, Warszawa 1990.
M a y e r h o f f e r von, Vedropolje, Oesterreichs Krieg mit Napoleon
1809, Wien 1905.
M a n f r e d A., Napoleon Bonaparte, Warszawa 1966.
O c h w i c z A., Rok 1809, Poznań 1918.
P a w ł o w s k i B, Historia wojny polsko-austriackiej 1809 r., Warszawa
1935.
P i c q A. du, Studium o walce, w cyklu „Biblioteka Klasyków Woj­
skowości”, Warszawa 1927.
R e m b a u d A , L a v i s z e E., Napoleon I w świetle najnowszych badań,
Warszawa 1901.
R a n i e J . , C a r m i g n i a n i J. C., Napoleon el L’Austriche La Campagne
de 1809, Paris 1979.
R o g e r s H., Napoleons Army, London 1974.
R o t h e n b e r g G., The Art of Warf ace in the age of Napoleon, London
1977.
S i k o r s k i J., Zarys historii wojskowości do końca XIX w., Warszawa 1972.
S k a ł k o w s k i A., Książę Józef Poniatowski, Bytom 1913.
T a r l e E., Napoleon, Warszawa 1950.
T h i e r s A., Historia Konsulatu i Cesarstwa, Warszawa 1846-1850.
W e r e s z y c k i R., Historia Austrii, Warszawa 1986.
Wielka Historia Powszechna, wyd. T r z a s k a , E v e r t , M i c h a l s k i ,
t. VI, cz. 1, Warszawa 1936.
Z a h o r s k i A., Napoleon, Warszawa. 1982.
Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, pod red. J. S i k o r ­
s k i e g o , t. II, Warszawa 1966.
SPIS ILUSTRACJI

Napoleon pod Frydlandem. Repr. z: Wielka Historia Powszechna, t. 6, cz. I,


W. T r z a s k a , L . E v e r t , J . M i c h a l s k i , Warszawa 1936.
Napoleon, Aleksander I, Fryderyk Wilhelm III i królowa Luiza w Tylży.
Tamże
Generał Jean Andoche Junot. Tamże
Karol IV, król Hiszpanii. Tamże
F. B. Schill. Tamże
Zjazd w Erfurcie. Napoleon przyjmuje austriackiego posła barona Yin-
centa. Rcpr. z: W. G ą s i o r o w s k i , Gawędy żołnierskie, Warszawa
1905.
Napoleon i papież Pius VII. Tamże.
Marszalek Jean Baptiste Bernadotte. Repr. z: T. D z i e k o ń s k i , Życie
marszałków francuskich, Warszawa 1841
Marszałek Louis Nicolas Davout. Tamże
Generał Etienne Alexandre Macdonald. Tamże
Bombardowanie Raab. Historie Uniwerselle, pod red. R. Bal l a n d a,
Paris 1955
Napoleon ranny pod Ratyzboną. G ą s i o r o w s k i , Gawędy...
Bitwa pod Aspern. Wielka Historia Powszechna
Bonaparte na wyspie Lobau. G ą s i o r o w s k i , Gawędy...
Cesarz w otoczeniu sztabu pod Wagram. Tamże
Lekkokonni polscy pod Wagram. K. O l s z a ń s k i , Juliusz Kossak,
Wrocław-Warszawa-K raków 1988
Śmierć Cypriana Godebskiego pod Raszynem, obraz Januarego Sucho­
dolskiego. Repr. z: M. B. S u c h o d o l s c y , Polska. Naród a sztuka.
Warszawa 1988
Książę Clement Metternich. Wielka Historia Powszechna
Arcyksiążę Ferdynand d'Este. Repr. z: S. S z e n i c , Książę wódz, War­
szawa 1979
SPIS TREŚCI

Od autora .................................................................................. 3
Wstęp .................................................................................... 6
W przededniu wojny .................................................................16
Wojna ....................................................................................... 36
Na polskim froncie.................................................................... 190
Uwagi o kampanii 1809 r.......................................................... 202
Pokój .........................................................................................208
Załączniki ................................................................................. 214
Bibliografia................................................................................243
Spis ilustracji............................................................................. 245
Mapy .........................................................................................246

You might also like