Historyczne Bitwy 083 - Iganie 1831, Tomasz Strzeżek PDF

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 220

HISTORYCZNE BITWY

TOMASZ STRZEŻEK

IGANIE 1831

Dom Wydawniczy Bellona


Warszawa 1999
WSTĘP

W dobie wojny polsko-rosyjskiej 1831 roku miało miejsce


wiele starć zbrojnych. W serii wydawniczej Historyczne
Bitwy ukazały się lub też ukażą książki poświęcone najwięk-
szym bitwom tej wojny. Praca Wiesława Majewskiego przed-
stawia bitwę pod Grochowem, która powstrzymała rosyjską
zimową ofensywę na Warszawę. Przygotowywana do druku
książka Stefana Chojeckiego, omawia bitwę pod Ostrołęką,
kończącą okres polskiej inicjatywy w powstaniu. Książka
mojego autorstwa poświęcona jest wrześniowej bitwie o War-
szawę, która faktycznie zakończyła powstanie.
Ta książka natomiast omawia polską ofensywę na szosie
brzeskiej. W jej następstwie między innymi strona polska na
dwa miesiące przejęła inicjatywę w wojnie. Symbolami tej
ofensywy są bitwy pod Wawrem, Dębem Wielkim i przede
wszystkim pod Iganiami. Nie były to największe bitwy
powstania. Zasługują jednak na uwagę z tego względu, iż
zakończyły się sukcesem strony polskiej. Doniosłe też były
ich militarne i polityczne następstwa na arenie między-
narodowej.
Dotychczas ukazało się niewiele prac dotyczących całości
lub poszczególnych etapów polskiej ofensywy na szosie
brzeskiej. Zaliczają się do nich artykuły naukowe i prace
4

popularnonaukowe Wacława Tokarza, Czesława Blocha,


Zygmunta Jarskiego, Wiesława Majewskiego i Leonarda
Ratajczyka.
Najważniejsze źródła wykorzystane przy pisaniu książki,
to: II tom czterotomowego dzieła Bronisława Pawłowskiego
Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej 1830 i 1831
roku oraz streszczenie akt sztabowych z 1831 roku, opu-
blikowane w IV tomie Pamiętników Ignacego Prądzyńskiego.
Do oryginałów tych ostatnich usiłuję dotrzeć od wielu
lat. Niestety, według informacji, którymi dysponuję na
dzień dzisiejszy, akta te znajdują się w rękach prywatnego
kolekcjonera w Poznaniu. Podobno zamierza on rozbić
zwartą kolekcję i sprzedać pojedyncze dokumenty na au-
kcjach antykwarycznych.
Od strony szczegółów technicznych chciałbym zwrócić
uwagę na podwójną numerację pułków rosyjskich. Podałem
nazwę pułku, a obok, w nawiasie kwadratowym, jego numer
porządkowy w armii rosyjskiej, co ułatwi odczytanie map.
Zdaję sobie również sprawę z trudności, jakie sprawi
Czytelnikowi rozszyfrowanie skrótów nazw oddziałów. Dla
ułatwienia podam, że konsekwentnie, zgodnie z zasadami
interpunkcji, liczebniki porządkowe opatrywałem kropką,
a więc np. 3. ppl to trzeci pułk piechoty liniowej, a 3 ppl to
trzy pułki piechoty liniowej. Ponadto umieściłem na końcu
książki wykaz wszystkich skrótów.
PIERWSZA ROSYJSKA OFENSYWA
NA WARSZAWĘ I JEJ NASTĘPSTWA
5 LUTEGO -11 MARCA 1831 ROKU

Dramatyczne wydarzenia rozgrywające się na ulicach War-


szawy w nocy z 29 na 30 listopada 1830 roku zapoczątkowały
kolejne powstanie Polaków przeciwko Rosji, zwane powsta-
niem listopadowym. Wojskowi i cywilni spiskowcy Sprzysię-
żenia Piotra Wysockiego zdołali, przy wsparciu części gar-
nizonu i mieszkańców, wyprzeć z miasta oddziały rosyjskie
i polskie wierne w.ks. Konstantemu, faktycznemu rządcy
Królestwa Polskiego z nadania cara. Powstańcy pośrednio
doprowadzili do przejęcia władzy przez polityków konser-
watywnych, przeciwnych walce z Rosją i opowiadających się
za pertraktacjami z Mikołajem I, carem Rosji a zarazem
Królem Polski. Domagali się oni nie pełnej niepodległości
kraju, ale amnestii dla sprawców powstania, poszanowania
konstytucji oraz przyłączenia do Królestwa Polskiego zachod-
nich guberni Rosji (dawnych ziem litewsko-ruskich Rzeczpo-
spolitej, przejętych w drodze zaborów). Takie stanowisko
popierała prawie cała generalicja i wyżsi oficerowie armii
polskiej, w tym także cieszący się największym autorytetem
wśród cywilów i wojskowych, gen. Józef Chłopicki. Zwolen-
nicy walki o pełną niepodległość, zgrupowani przede wszyst-
kim w Towarzystwie Patriotycznym, lewicowym ugrupowaniu
powstania, potępili układy. Chłopicki, chcąc m.in. powstrzymać
6

narastające nastroje antyrosyjskie, ogłosił się dyktatorem.


Społeczeństwo poparło to posunięcie uważając, że taka forma
władzy była najlepsza w przededniu wojny z Rosją.
Chłopicki jednak o wojnie nie myślał. Uważał, że Królestwo
Polskie nie było w stanie przeciwstawić się Rosji dysponującej
znacznie większymi zasobami ludzkimi i materialnymi. Jako
zwolennik rokowań, podejmował wysiłki zmierzające do
rozstrzygnięcia konfliktu z Rosją na drodze pokojowej. Jednak
gdy przekonał się, że sejm, opinia publiczna, a nawet car nie
podzielają jego stanowiska, złożył dyktaturę w połowie
stycznia 1831 roku. Wojna stała się dla Polaków koniecznością,
gdyż car, widząc w wydarzeniach Nocy Listopadowej dogodny
pretekst do zniesienia autonomii Królestwa Polskiego, żądał
złożenia broni i całkowitego zdania się na jego łaskę. W od-
powiedzi na to żądanie 25 stycznia 1831 roku sejm ogłosił
detronizację Mikołaja I i całej dynastii Romanowów. O losie
narodu polskiego, o niepodległości Polski miała zadecydować
armia. W chwili wybuchu powstania służyło w niej 41,8 tys.
żołnierzy. Do rozpoczęcia wojny strona polska powiększyła
wojska połowę do 53 tys. ze 144 działami (37,6 tys. żołnierzy
piechoty, 15,8 tys. kawalerii w 47 baonach, 97 szwadronach
oraz 15 bateriach artylerii) 1 . Z sił tych utworzono cztery
dywizje piechoty, dwa korpusy kawalerii i samodzielny korpus
gen. Józefa Dwernickiego. Rosja mogła im przeciwstawić
znacznie większe siły.
Wybuch powstania zastał armię rosyjską w trakcie mobili-
zacji do interwencji zbrojnej w Europie Zachodniej 2 . Po 29
1
W działaniach polowych wykorzystano tylko w niewielkim stopniu
załogi twierdz i znajdujące się w trakcie formowania nowe pułki piechoty
i kawalerii (około 40 tys. żołnierzy).
2
Powstanie listopadowe wybuchło na fali rewolucyjnych wystąpień
w Europie — we Francji, Niemczech i Niderlandach. Dla cara Rosji Mikołaja
I, władcy stojącego na straży legitymizmu, istnienie rewolucyjnych rządów
we Francji i Belgii sprzeczne było z jego wyobrażeniami o porządku
europejskim ukształtowanym przez Święte Przymierze i postanowienia traktatu
wiedeńskiego. Car rozważał, czy nie stłumić ruchów rewolucyjnych przez
7

listopada siły przeznaczone do działań w Belgii Mikołaj


I skierował do stłumienia powstania. Rozkazem z 13 grudnia
1830 roku utworzył armię czynną. Jej naczelnym dowódcą
został feldmarszałek Iwan Dybicz, szefem sztabu gen. Karl
Toll, a kwatermistrzem generalnym gen. Aleksander Neidhardt.
Armię tworzyły I Korpus Piechoty [dalej — KP] gen. Piotra
Pahlena, VI KP gen. Grigorija Rosena, Korpus Grenadierów
[dalej — KGr.] gen. Iwana Szachowskiego, oddział gwardii
wielkiego księcia Konstantego, III Korpus Rezerwowy Kawa-
lerii [dalej — KK] gen. Jana Witta i V KK gen. Cypriana
Kreutza. 6 lutego armia ta liczyła razem 127,5 tys. żołnierzy
z 444 działami, w tym 93 tys. piechoty, 27 tys. kawalerii, 6,8
tys. artylerzystów w 106 baonach i 156 szwadronach. W okre-
sie późniejszym do tych sił miały dołączyć: II KP (34 tys.
żołnierzy i 132 działa), Korpus Gwardii (24 tys. żołnierzy i 72
działa), 1. dywizja ułanów (3,1 tys. szabel i 16 dział), a także
III KP i IV KK, rozrzucone na kwaterach w guberniach
kijowskiej i podolskiej. Łącznie do stłumienia powstania
rzucono ponad 175 tys. żołnierzy wspieranych przez 452 działa.
Zdaniem Dybicza powstanie trzeba było spacyfikować jak
najszybciej, aby Rosja mogła włączyć się do wydarzeń
rozgrywających się w Europie Zachodniej. Sam Dybicz należał
do frakcji opowiadającej się za interwencją militarną w Belgii.
Feldmarszałek, tak jak Toll oraz Neidhardt, był pewny
bezkrwawego, błyskotliwego sukcesu w walce ze „zbun-
towanym" Królestwem. Spodziewał się, że w lutym lub na
początku marca rozbije i zmusi do kapitulacji wojsko polskie
oraz opanuje Warszawę, która była pierwszoplanowym celem
politycznym i militarnym działań strony rosyjskiej. Dla Rosjan

bezpośrednią interwencję militarną. Powstanie w Królestwie Polskim stało się


istotnym elementem w przetargach i walce dyplomatycznej o kształt Europy
Zachodniej. Pozycja Rosji została w tym czasie osłabiona właśnie za sprawą
„buntujących" się Polaków. Jeszcze w lutym i marcu 1831 roku, a więc już
w trakcie wojny polsko-rosyjskiej, car i Dybicz myśleli o zbrojnej interwencji
w Europie.
8

i cara zdobycie stolicy Królestwa miało być po pierwsze


— symbolem zwycięstwa nad Polakami, odwiecznymi wroga-
mi Rosjan, po drugie — ostrzeżeniem dla Europy, że car nie
toleruje łamania zasad legitymizmu i w ogóle rewolucyjnych
zmian, a po trzecie — znakiem, że Rosja powraca na arenę
europejską jako strona, a nie bierny obserwator walki dy-
plomatycznej o kształt Europy.
Car całkowicie nie podzielał optymizmu Dybicza co do
szybkiego stłumienia „buntu" Polaków. Był ostrożniejszy. 20
stycznia 1831 roku pisał: „Ja bardzo wątpię, żeby sprawa obeszła
się bez armatnich wystrzałów". Dybicz był jednak pewny swego
i wszystkim zapowiadał skończenie wojny w 2 tygodnie. Car
zresztą także. Mimo pewnych wątpliwości co do ceny, jaką
armia rosyjska okupi zwycięstwo, był przekonany o ostatecznym
sukcesie. W korespondencji z Dybiczem przedstawiał feldmar-
szałkowi projekt nowego uregulowania statusu Królestwa wobec
Rosji, a także domagał się, na zapas, odebrania Warszawie
podarowanych jej dział warneńskich (zdobytych w trakcie wojny
rosyjsko-tureckiej 1828-1829 r.) oraz przekształcenia zamku
królewskiego w szpital wojskowy.
Jak dla Rosjan zdobycie Warszawy miało symbolizować
zwycięstwo, tak dla Polaków jej utrata równoznaczna była
z klęską narodowego zrywu niepodległościowego. Powstanie
umocniło wiodącą pozycję Warszawy w kraju. Stała się ona
niezastąpionym zapleczem działań głównej armii polskiej,
a także podporą moralną, bez której powstanie nie mogłoby
tiwać. W jej murach działała władza wykonawcza (rząd
i podległe mu ministerstwa), organizująca i nadzorująca
produkcję i dystrybucję środków walki i żywności. W obrębie
Warszawy skupiono magazyny z wyposażeniem, umunduro-
waniem oraz żywnością dla wojska. Stolica, wykorzystując
swój potencjał przemysłowy, pomnażała stan uzbrojenia
i wyposażenia armii. Była jednym z trzech ośrodków skupia-
jących powstańczy przemysł wojenny. Funkcjonowały w niej
zakłady produkujące i naprawiające broń palną, białą oraz
9

działa. Warszawa zaspokajała w znacznym stopniu zapo-


trzebowanie armii na proch i amunicję, umundurowanie, buty,
różne elementy wyposażenia. Pełniła też funkcję centralnej
bazy szpitalnej wojsk polskich.
Znaczenie polityczne i moralne Warszawy wynikało z tego, że
była ona „kolebką" polskich ruchów niepodległościowych, które
promieniowały na przedrozbiorowe ziemie polskie i ostatecznie
doprowadziły do wybuchu powstania. Od tej pory Warszawa tak
trwale związała się z powstaniem, że w powszechnym odczuciu
Polaków i społeczności międzynarodowej jej zdobycie przez
Rosjan było równoznaczne z klęską powstania.
Nie tylko względy polityczne, ale i położenie geograficzne
czyniło z Warszawy podstawowy cel wszelkich działań
militarnych na terenie Królestwa Polskiego. Obszar kraju,
z pominięciem województwa augustowskiego, tworzył w przy-
bliżeniu czworobok ograniczony od północy i zachodu zaborem
pruskim, a od południa zaborem austriackim. Teren miał
charakter nizinny, nie pozbawiony jednak większych przeszkód
naturalnych (rzek i kompleksów leśnych) utrudniających
prowadzenie operacji wojennych. Najważniejszą przeszkodą
była niewątpliwie Wisła, dzieląca Królestwo Polskie na część
lewo- i prawobrzeżną. Jej dopływy z kolei dzieliły obydwie
części na mniejsze obszary. Na prawym brzegu rozciągały się
one między: Wisłą, Narwią, Biebrzą a granicą zaboru prus-
kiego; Narwią a Bugiem; Bugiem a Wieprzem; Wieprzem
a granicą zaboru austriackiego. Układ rzek i lasów, a także
centralne położenie Warszawy czyniły z niej naturalny węzeł
dróg zbiegających się w jej murach ze wszystkich kierunków.
Najdogodniejsze do działań armii były drogi o twardej
nawierzchni — umożliwiały one szybkie przemieszczanie
wojsk niezależnie od panujących warunków atmosferycznych
(szczególnie wiosną i jesienią). Do takich dróg zaliczały się
na prawym brzegu Wisły: szosa kowieńska, szosa brzeska,
trakt białostocki, stary trakt litewski oraz część traktu łucko-
-lubelskiego. Szosa kowieńska (na terenie Królestwa jej odcinek
10

liczył około 400 km) łączyła Petersburg z Warszawą przez


Kowno-Suwałki-Ostrołękę-Pułtusk. Szosa brzeska (około 190
km) była przedłużeniem traktu biegnącego z Mińska oraz
Słonimia i łączyła Brześć Litewski z Warszawą. Trakt białostocki
łączył Wilno z Warszawą przez Grodno-Tykocin lub Biały-
stok-Zambrów-Ostrów-Wyszków-Radzymin, przy czym w Os-
trowie, na skraju Puszczy Białej, rozdzielał się na trzy odnogi:
dwie wiodły na Mazowsze Płockie przez Różan i Pułtusk,
a trzecia szła prawym brzegiem Bugu, bezpośrednio do War-
szawy, przez Brok-Wyszków-Serock-Zegrze. Stary trakt litewski,
idący od Wilna i Grodna, przecinał Narew na południc od
Białegostoku i docierał do Warszawy przez Bielsk-Gran-
ne-Węgrów-Stanisławów. Trakt łucko-lubelski łączył Włodzi-
mierz Wołyński (na wschodzie — przedłużenie do Kijowa)
przez Uściług-Lublin-Puławy z Warszawą (jego prawobrzeżne
odgałęzienie wychodziło na trakt brzeski pod Wawrem).
W Warszawie skupiały się wszystkie drogi pośrednie między
Rosją a Europą, biegnące przez Królestwo Polskie. To
oczywiście podnosiło jej znaczenie strategiczne, tym bardziej
że znajdowała się tu główna przeprawa przez Wisłę z jedynym
stałym mostem na całym jej biegu na terenie Królestwa. Na
północ od Warszawy, przy ujściu Bugu do Wisły, usytuowana
była twierdza Modlin, a u zbiegu Narwi i Bugu — Serock. Te
trzy punkty — Warszawa z jej lewobrzeżną częścią, Pragą,
Modlin i Serock — tworzyły tzw. napoleoński trójkąt twierdz,
z którego można było kontrolować wszystkie działania mili-
tarne toczące się na znacznym obszarze Królestwa Polskiego,
a mianowicie: w Płockiem (obszar między Wisłą, zaborem
pruskim a Wkrą), między Narwią a Bugiem, Bugiem a Wiep-
rzem oraz między Bzurą a Pilicą. Warszawa, jako węzeł dróg,
odgrywała w tym trójkącie rolę szczególną.
Układ lasów i rzek w promieniu kilkudziesięciu kilometrów
od Warszawy utrudniał ewentualnemu przeciwnikowi podejście
pod jej mury i, oczywiście, ułatwiał jej obronę na dalekim
przedpolu. Na prawym brzegu taką wysuniętą zaporę obronną
11

tworzył kompleks lasów między Wisłą, Bugiem a linią


wytyczoną przez rzekę Liwiec i miejscowości Pniewnik-Ka-
łuszyn-Żelechów. Na północ od Bugu przedłużeniem tego
kompleksu była Puszcza Biała w widłach Narwi i Bugu. Ten
rozległy obszar przecinały małe, ale liczne rzeczki, płynące
bagnistymi dolinami.
Warszawa już przed powstaniem listopadowym zajmowała
ważną pozycję w rosyjskich planach wojennych. Na jej
znaczenie zwracał uwagę Ignacy Prądzyński. W memoriale
przygotowanym dla władz rosyjskich w 1828 roku, w którym
przedstawił m.in. różne warianty wojny Rosji z Austrią
i Prusami, nazwał Warszawę „strategicznym kluczem Króle-
stwa". Uzasadniał to w sposób następujący: „Nie będziemy
zatrzymywać się nad jej [tj. Warszawy — T. S.] znaczeniem
politycznym, trudnym wprost do określenia. Ale z samego
tylko wojskowego punktu widzenia doniosłość Warszawy jest
ogromna. Tu koncentrują się wszystkie linie komunikacyjne
kraju, tu również stykają się różne nasze linie operacyjne na
tym teatrze wojny (...) Warszawa posiada zakłady wojskowe
i na olbrzymiej przestrzeni kraju jest jedynym punktem
zawierającym wszelkie zasoby potrzebne dla armii. W każdej
wojnie, jaką cesarz będzie musiał prowadzić z tej strony,
będzie dla niego rzeczą pierwszorzędnej wagi, jak można
najdłużej zachować w swych rękach Warszawę".
Wymienione czynniki zadecydowały o tym, iż Warszawa
w wojnie 1831 roku stała się głównym celem działań
obydwu stron. Wojska rosyjskie za wszelką cenę starały
się Warszawę opanować, a Polacy — jak najdłużej utrzymać
ją w swoich rękach.
5-6 lutego 1831 roku armia rosyjska przekroczyła granicę
Królestw a Polskiego 3. Jako pierwsze uczyniły to 5 lutego
3
Granicę przekroczyło 112,4 tys. żołnierzy i 326 dział. W większych
miastach guberni zachodnich zostało 11,6 tys. żołnierzy i 108 dział armii
czynnej (w Białymstoku 96 dział rezerwy artylerii). Korpus gwardii (24 tys.
żołnierzy i 72 działa) zbliżał się do Wilna. II KP (34 tys . żołnierzy i 32 działa)
12

oddziały lewego i prawego skrzydła 4 (31,3 tys. żołnierzy i 106


dział), mające opanować województwa augustowskie, lubelskie
i część podlaskiego. 6 lutego do Królestwa wkroczyły, na
odcinku Tykocin-Suraż-Drohiczyn, główne siły (81,1 tys.
żołnierzy i 220 dział), stanowiące centrum ugrupowania rosyj-
skiego. W ciągu pierwszych 3-11 dni wojny Dybicz konsekwent-
nie realizował swój plan operacyjny. Korzystając z mrozów,
które skuły lodem rzeki i bagna, parł z głównymi siłami po osi
Białystok-Zambrów-Wyszków, w widłach Bugu i Narwi, ku
Warszawie. Dopiero gwałtowna odwilż zmusiła go do przegru-
powania armii (11-14 II) na dogodniejsze do marszu szlaki
— szosę brzeską i stary trakt litewski. 14 lutego główna armia
rosyjska znalazła się między Węgrowem a Siedlcami. Oddziały
skrzydłowe w tym czasie zbliżyły się do Ostrołęki (Szachowski),
Seroczyna (Geismar) oraz do Puław i Kaziemierza nad Wisłą
(Kreutz 13-14 II przeprawił się nawet na lewy brzeg Wisły).
Przegrupowując armię na południe od Bugu, Dybicz już był
świadom, że nie zdoła pobić armii polskiej w polu. Liczył
jedynie na moralny efekt swojego podejścia pod Warszawę.
Pojawienie się wojsk rosyjskich pod Pragą powinno, jego
zdaniem, doprowadzić do wewnętrznego rozkładu władz i armii
powstańczej. Odstępował więc w tym momencie nawet od
planowanej przeprawy w górnym biegu Wisły.
Armia polska bez walki oddała przeciwnikowi znaczną
część kraju. Przed rozpoczęciem działań wojennych zajmowała,
zgodnie z oczekiwaniami Dybicza, pozycje w pobliżu szosy
brzeskiej i kowieńskiej. Dowództwo polskie, rozdzielone
między naczelnego wodza Michała Radziwiłła i jego doradców

dopiero ruszał z kwater zimowych na Litwie i Białorusi. 1. DUł. (3,1 tys.


szabel i 16 dział) 9 marca miała stawić się w Słonimiu.
4
Na północy (prawe skrzydło) działał korpus grenadierów gen. Szacho-
wskiego (17 tys. żołnierzy i 46 dział) i oddział gen. Manderstema (4,9 tys.
żoł. i 12 dział). Na południu oddziały: płk. Raimonda Anrepa (750 szabel),
gen. Fiodora Geismara (4,6 tys. szab. i 24 działa) i gen. Kreutza (4,1 tys. szab.
i 24 działa).
13

gen. Józefa Chłopickiego, ppłk. Wojciecha Chrzanowskiego


i ppłk. Ignacego Prądzynskiego, nie dysponowało na początku
lutego sprecyzowanym planem działania na wypadek wkro-
czenia przeciwnika do kraju. Chłopicki, który miał decydujący
głos w kwestii kierowania operacjami armii, zwlekał z ostatecz-
ną decyzją w sprawie stoczenia z armią rosyjską bitwy,
sposobu i miejsca jej rozegrania: czy na otwartym polu,
działając z położenia wewnętrznego, czy też w oparciu o obozy
oszańcowane, budowane przez całą zimę na Pradze i na
południe od granic lewobrzeżnej Warszawy? Brak dokładnych
informacji o kierunku głównego uderzenia Rosjan był więc
tylko jedną z przyczyn częstych zmian decyzji o miejscu
koncentracji armii. Początkowo zdecydowano się na linię
rzeki Liwiec, a następnie na szosę kowieńską. Dopiero 13
lutego polskie dowództwo zaczęło koncentrować główną armię
na szosie brzeskiej i starym trakcie litewskim, na zachodnich
obrzeżach Podlasia. Południową flankę armii skutecznie
osłaniał korpus gen. Józefa Dwernickiego. Najpierw, 14 lutego
pobił on w bitwie pod Stoczkiem gen. Fiodora Geismara,
a następnie, po bitwie pod Nową Wsią, zmusił do odwrotu na
prawy brzeg Wisły oddział gen. Kreutza. W następstwie tych
zmagań korpus Dwernickiego znalazł się poza główną areną
walk, które rozgorzały 17 lutego, gdy główna armia rosyjska
wznowiła marsz ku Warszawie. Szosą brzeską na Kałuszyn
posuwały się siły główne, a starym traktem litewskim, przez
Dobre — VI KP. Obydwa zgrupowania rosyjskie starły się
z zagradzającymi im drogę dywizjami polskimi. Pod Kałuszy-
nem 2. DP gen. Franciszka Żymirskiego stoczyła drobną
potyczkę z oddziałami I KP, po czym cofnęła się do Mińska,
broniąc uporczywie każdej dogodnej pozycji. Pod Dobrem
doszło do bitwy pomiędzy wzmocnioną 3. DP gen. Jana
Skrzyneckiego a VI korpusem. Polski dowódca prowadził
bitwę defensywnie, częścią swoich sił, ponieważ ciągłe obawy
o flanki i drogę odwrotu skłaniały go do ubezpieczania się ze
wszystkich kierunków. Z tej też przyczyny wykorzystał w bitwie
14

tylko sześć z jedenastu baonów piechoty, którymi dysponował


(Rosen miał 19 baonów). W bitwie, która wykazała przewagę
wyszkolenia żołnierza polskiego nad rosyjskim, 3. DP straciła
300 żołnierzy, a Rosen 750. Skrzynecki zredagował po bitwie
raport, w którym utrzymywał, iż przeciwstawił się głównym
siłom Dybicza maszerującym starym traktem litewskim. Raport
ten, ogłoszony w dziennikach, był pierwszym szczeblem
drabiny, która wyniosła Skrzyneckiego aż do naczelnego
dowództwa.
Po starciach 17 lutego Polacy, wykorzystując zalesione
obszary między Kałuszynem a Pragą (Wielki Bór), cofnęli się
ku Warszawie. 19 lutego obydwie armie znalazły się na
równinie pod Pragą, gdzie doszło do kilku bitew, które
przeszły do historii jako bitwa pod Warszawą. Batalia pod
Wawrem 19 lutego pochłonęła 2,5 tys. zabitych i rannych
żołnierzy polskich i 3,7 tys. rosyjskich. Następnego dnia
Rosjanie usiłowali zdobyć klucz polskiej obrony — Olszynkę
Grochowską. W bezowocnych atakach VI KP stracił 1,6 tys.
żołnierzy, a polscy obrońcy lasku 500. 24 lutego doszło do
bitwy pod Białołęką, która zakończyła się opanowaniem wsi
przez korpus gen. Szachowskiego (12,6 tys. żołnierzy i 60
dział) zbliżający się do Warszawy szosą kowieńską od Zegrza.
Polacy odzyskali Białołękę w następstwie bitwy stoczonej 25
lutego. Losy powstania ważyły się jednak nie tu.
Kluczowe znaczenie miała bitwa pod Grochowem, w której
36 tys. żołnierzy polskich, wspartych przez 114 dział, zmagało
się z 59 tys. żołnierzy rosyjskich, dysponujących 178 działami.
W boju toczącym się od godz. 9 rano do 18 Dybiczowi nie udało
się unicestwić armii powstańczej, która zdołała opuścić równinę
i schronić się w obrębie oszańcowanego obozu Pragi. Ta
najkrwawsza bitwa kosztowała armię rosyjską 9,4 tys. żołnierzy,
a polską od 6,9 do 7,4 tys. Z nie wyjaśnionych do końca
przyczyn, Dybicz nie zaatakował wieczorem obozu praskiego.
Jego zdobycie, połączone z rozbiciem znajdującej się w nim
armii polskiej, przypieczętowałoby ostatecznie klęskę powstania.
15

Bitwa pod Grochowem zatrzymała na pewien czas napór


Rosjan na Warszawę. Dybicz nie zdołał osiągnąć podstawowych
celów, które sobie wyznaczył, a więc nie rozbił armii polskiej
i nie zdobył Warszawy. Co prawda, oficjalnie planował rozpo-
częcie regularnego oblężenia przedmościa, ale tak naprawdę
zamierzał przeprawić się w górnym biegu Wisły i podejść pod
Warszawę od południa lub zachodu 5 . Rozpoczęcie operacji
nastąpić miało po odwilży i spłynięciu lodów oraz obniżeniu
poziomu rzeki, która przybrałaby w następstwie wiosennych
roztopów. Odwlekało to w czasie zakończenie wojny. Nic więc
dziwnego, że car okazał feldmarszałkowi swoje niezadowolenie
ze sposobu prowadzenia wojny. Jeszcze w liście z 20 lutego,
pisanym przed bitwą pod Grochowem, krytykował marsz armii
rosyjskiej ku Pradze, zadając pytanie „Co wy tam będziecie
robić?". Doradzał Dybiczowi przeprawę przez Wisłę w celu
zablokowania miasta. Odradzał szturmowanie Pragi, nie spodzie-
wając się nawet, że Polacy zdecydują się na stoczenie bitwy na
jej przedpolu. Gdy dowiedział się ojej rezultacie, był wzburzony,
pisząc do Dybicza 5 marca: „To jest niewyobrażalne, że po
takich szansach wróg mógł zachować całą swoją artylerię i przejść
otwarcie przez jeden most. Można by przynajmniej oczekiwać
utraty większej części jego artylerii, powtórzenia drugiej Berezy-
ny". Niezadowolenie cara z Dybicza miało słuszne powody,
zwłaszcza że dzięki jego niezdecydowaniu okazanemu pod
koniec bitwy grochowskiej Polacy zyskali ponad miesiąc na
dokonanie istotnych zmian w naczelnym dowództwie oraz na
reorganizację, uzupełnienie strat i powiększenie armii. Jednak
pierwsze godziny po bitwie wróżyły rychły koniec powstania.
Armia polska w nocy z 25 na 26 lutego przeprawiła się bez
przeszkód na lewy brzeg Wisły. Dopiero w samym mieście
piechota wyrwała się z karbów dyscypliny. Żołnierze odłączali
się od oddziałów i biwakowali na ulicach. Doszło nawet do
rabunków i ekscesów, które niekiedy likwidowano siłą.
5
O takim wariancie myślał cały czas od początku wojny.
16

Przez kilka dni powszechnie spodziewano się, iż Dybicz


przystąpi do szturmu, a następnie przeprawi swoje oddziały po
lodzie na lewy brzeg Wisły. Obawiano się także, iż strona
rosyjska, w celu wymuszenia kapitulacji, przystąpi do ar-
tyleryjskiego ostrzału miasta. Już sam odwrót armii polskiej
wywołał trwogę i zamieszanie w stolicy. Deputacja rady
municypalnej i Gwardii Narodowej (formacja utworzona przez
mieszczan) domagała się wyprowadzenia armii polskiej z mia-
sta, aby umożliwić zawarcie porozumienia z Dybiczem w spra-
wie kapitulacji. Przez kilka dni wielu mieszkańców, przede
wszystkim z wyższych sfer, opuszczało miasto, podobnie jak
znaczna część posłów i senatorów 6 . Sejm, mimo tych panikar-
skich zachowań, pozostał w stolicy i uchwalił dalsze prowa-
dzenie obrad przy zmniejszonym komplecie parlamentarzy-
stów. Nastroje kapitulanckie nie ominęły także generalicji. Już
w nocy z 25 na 26 lutego kilku generałów, a wśród nich
Tomasz Łubieński i Piotr Szembek, domagało się od rządu
podjęcia rokowań. Tymczasem wśród młodszych oficerów
wrzało. Wyrażali oni oburzenie z powodu nieudolności star-
szyzny, okazanej w dotychczasowych walkach 7 .
Jeżeli jakaś instytucja zachowała się godnie w nocy z 25 na
26 lutego to z pewnością na pierwszym miejscu należy
wymienić Rząd Narodowy 8 z prezesem ks. Adamem Czar-
toryskim na czele, który szybko przystąpił do działań zmie-
6
Na posiedzeniu sejmu 26 lutego tylko 10 senatorów z 54 oraz 31 posłów
i deputowanych ze 128 oświadczyło gotowość pozostania w Warszawie.
26 lutego do Stanisława Barzykowskiego, członka rządu narodowego,
7

przybyło 150 oficerów z majorem Dionizym Masłowskim na czele, którzy


oskarżyli generałów i dowódców o spowodowanie dotychczasowych niepo-
wodzeń. Oświadczyli nawet, iż gotowi są sami rozprawić się z nimi, jeżeli
nie uczyni tego rząd. Barzykowski z ledwością odwiódł ich od tego zamiaru.
8
Rząd Narodowy powstał 30 stycznia 1831 roku. Tworzyło go 5 osób
o równych prawach, z ks. Czartoryskim jako prezesem. Rząd mianował
ministrów i kierował poczynaniami administracji państwa. Jednak jego
uprawnienia były poważnie ograniczone przez Sejm. Nie miał także realnego
wpływu na naczelnego wodza.
17

rzających do ustabilizowania i poprawy sytuacji. Przede


wszystkim udało się opanować panikę w mieście i nie dopuścić
do rokowań z Dybiczem. Z jego też inicjatywy rano 26 lutego
rozpoczęła się rada wojenna. Uczestniczyli w niej, obok
członków rządu, naczelny wódz, generalicja oraz „zdolna
młodzież", podpułkownicy Wojciech Chrzanowski i Ignacy
Prądzyński.
Posiedzenie otworzył ks. Czartoryski, który wyraził zdecy-
dowaną wolę dalszego prowadzenia wojny. Po nim głos zabrał
gen. Michał Radziwiłł, ale nie dane mu było zakończyć
sprawozdania z przebiegu dotychczasowych działań. Jego
wystąpienie przerwał gen. Skrzynecki. Poddał krytyce nieudol-
ność Radziwiłła, sugerując w ten sposób potrzebę zmiany
naczelnego wodza. Czartoryski wezwał obecnych, aby wskazali
kandydata. Gen. Jan Umiński zaproponował gen. Skrzynec-
kiego. Pozostali kandydaturę przyjęli bez sprzeciwu. Zapewne
duży wpływ na zachowanie się uczestników rady miały zapał,
stanowczość i pewność siebie Skrzyneckiego, kontrastujące ze
skromnością, potulnością i milczeniem pozostałych generałów.
Wybór odbył się zresztą zgodnie z oczekiwaniami Czartorys-
kiego, który już przed radą uważał, że najlepszym kandydatem
na wodza jest właśnie Skrzynecki. Przekonała go o tym
rozmowa z generałem przeprowadzona na polu bitwy grochow-
skiej, a po bitwie — ppłk Prądzyński, który poinformował
księcia, że podobne zdanie ma Chłopicki. Czartoryski i Prą-
dzyński byli przekonani, iż Skrzynecki stanie się powolnym
narzędziem w ich rękach. Jak bardzo się mylili, przekonali się
już wkrótce.
Wybór Skrzyneckiego na naczelnego wodza stanowił jedną
z głównych przyczyn porażki powstania. Historycy są w za-
sadzie jednomyślni w negatywnej ocenie jego działalności tak
w sferze militarnej, jak i politycznej. Jako wódz naczelny nie
dysponował pogłębioną wiedzą wojskową. Nie był nawet
dobrym taktykiem. Jego umiejętności pozwalały mu jedynie
na dowodzenie kilkoma baonami piechoty. O użyciu kawalerii
18

i artylerii nie miał żadnego pojęcia. Konsekwencją tego była


nieumiejętność zharmonizowania działań tych broni na polu
walki. Prądzyński, po kilkumiesięcznej współpracy z tym
człowiekiem, zarzucał mu brak inicjatywy i inwencji twór-
czej. Skrzynecki nie był w stanie samodzielnie opracować
pomysłu operacyjnego i napisać rozkazu. Osobiście był
człowiekiem odważnym, ale jednocześnie defetystą, zdolnym
tylko do obrony, czego dał przykład w bitwach odpornych pod
Dobrem i Grochowem. Jako człowiek był nadzwyczaj ambit-
ny (tak samo zresztą jak i Prądzyński), żądny znaczenia
i stanowisk (te cechy pchały go do naczelnego dowództwa),
a jednocześnie zawistny i zazdrosny o powodzenie innych.
Pełen dumy i próżności, posiadał ważną cechę — umiejętność
jednania i podporządkowywania sobie ludzi, nawet wybitnych
indywidualności, mimo że sam do nich nie należał. Swoje
negatywne cechy charakteru i brak umiejętności doskonale
ukrywał. Potrafił na otoczeniu czynić wrażenie wielkiego
patrioty, człowieka wykształconego i oczytanego, posiadają-
cego wiedzę wojskową. Na radzie 26 lutego nikt nie znał
„prawdziwego” Skrzyneckiego. Widziano w nim jedynie
zwycięzcę spod Dobrego i niezłomnego dywizjonera spod
Grochowa. Zabójcze dla powstania było jednak to, iż Skrzy-
necki, tak jak zdecydowana większość polskiej wyższej kadry
dowódczej, ani przez chwilę nie wierzył w możliwość
wygrania przez Polaków samotnie prowadzonej wojny z Ro-
sją. Całą nadzieję na zwycięstwo w wojnie, przez co rozumiał
przywrócenie relacji Królestwa z Rosją do stanu sprzed 29
listopada 1830 roku, z poszanowaniem przez cara konstytucji
Królestwa, pokładał w interwencji dyplomatycznej Anglii,
Francji, Austrii lub w bezpośrednich rokowaniach z Dybi-
czem. Rozmowy z rosyjskim dowódcą usiłował nawiązać już
3 marca. Sprzyjało temu poparcie generalicji i wyższych
oficerów.

Na razie, pod koniec lutego, Skrzynecki nie miał czasu


zajmować się rokowaniami. Po drugiej stronie Wisły, na-
19

przeciw Warszawy, stała główna armia rosyjska, a w armii


polskiej panował bałagan. Pierwsze więc kroki podjęte przez
Skrzyneckiego zmierzały do przywrócenia dyscypliny w woj-
sku i reorganizacji armii. Co do planów działań, to Skrzyne-
cki zamierzał bronić stolicy, ale nie za wszelką cenę. Był
przygotowany na wycofanie armii w Góry Świętokrzyskie,
gdzie m.in. przygotowywano do obrony zamek w Pieskowej
Skale 9 . Rada wojenna z 28 lutego opowiedziała się za obroną
Warszawy i linii Wisły po Górę. Zgodnie z jej postanowienia-
mi do 4 marca wojsko polskie zajęło następujące pozycje:
w Warszawie pozostały 2. i 3. DP, 4. DP od Siekierek do
Obórek, 1. DP od Obórek do Góry, I KK wokół wsi Górce,
a II KK w Piasecznie i okolicach. Tak rozmieszczona armia
strzegła dogodnych do przeprawy miejsc położonych najbliżej
Warszawy w rejonie Góry i Karczewa. Na południe od Góry
strzegły Wisły oddziały Józefa Dwernickiego i Jana Siera-
wskiego. Po przejściu Dwernickiego w Lubelskie, Sierawski
rozciągnął dozór od ujścia Pilicy do Puław.
Przedmoście praskie nadal znajdowało się w rękach polskich.
W celu zabezpieczenia go przed nagłym atakiem wojsk
rosyjskich, jego garnizon (3,8 tys. żołnierzy i 39 dział) 26 i 27
lutego spalił zabudowania Pragi znajdujące się w obrębie
obozu oszańcowanego, gdzie nieustannie buszowali żołnierze
rosyjscy.
Koniec lutego upłynął w Warszawie na ciągłym oczekiwaniu
na przeprawę Dybicza. Dopiero ocieplenie i odwilż w pierw-
szych dniach marca oddaliły tę groźbę w czasie, gdyż kra
i gwałtowny przybór wód nie sprzyjały przeprawie. Jak pisał
Władysław Zamoyski, „Wisła dobra patryotka (....) niepewnym
lodem zasłania nas".

9
Do ewakuacji przygotowywał się także rząd i parlament. 3 marca izby
podjęły decyzję o przeniesieniu się do klasztoru w Miechowie (w Górach
Świętokrzyskich). 19 marca udał się tam już senator Jan Ursyn Niemcewicz.
Miechów już pod koniec lutego uznano za siedzibę rządu po opuszczeniu
Warszawy.
20

Po drugiej stronie Wisły, pod Pragą, tkwiła główna


armia rosyjska. Dręczył ją brak żywności i furażu dla
koni oraz fatalny stan służby zdrowia, nie mogącej poradzić
sobie z rannymi i chorymi. Spalenie przez Polaków Pragi
przekonało Dybicza, że bitwa grochowska nie zakończyła
wojny, a Polacy są gotowi walczyć dalej. Po 25 lutego
mógł realizować jeden z trzech wariantów działań — prze-
prawić się po lodzie na lewy brzeg Wisły i doprowadzić
do bitwy albo szturmu Warszawy; zdobyć szturmem przed-
moście i ostrzeliwać Warszawę z prawego brzegu Wisły;
cofnąć armię w okolice nie zniszczone wojną, za Bug,
lub przynajmniej za Liwiec, tam czekać na posiłki, a gdy
stopnieją lody, maszerować ku przeprawie na lewy brzeg
Wisły w górnym jej biegu, bądź w dolnym, nad granicą
pruską, jak zalecał car Mikołaj I.
Z tych trzech możliwości natura udaremniła realizację
pierwszej. O przeprawie na lewy brzeg po lodzie nie było
mowy. Był on zbyt kruchy i nie wytrzymałby ciężaru prze-
prawianej artylerii oraz taborów. Poza tym lód mógł puścić
w każdej chwili (stało się tak 11 marca), co groziłoby
odcięciem przeprawionej głównej armii od dostaw żywności
i amunicji z prawego brzegu, w obliczu nie rozbitego przeciw-
nika obecnego w Warszawie. Zdobycie szańca przedmos-
towego także nie było łatwym przedsięwzięciem. Jego umoc-
nienia znajdowały się w doskonałym stanie i Polacy nasycili
je liczną artylerią. Dybicz osobiście się o tym przekonał
uczestnicząc w rozpoznaniu polskich pozycji. W rosyjskim
sztabie panowało przekonanie, iż zdobycie przedmościa kosz-
towałoby dużo ofiar i środków (szczególnie amunicji ar-
tyleryjskiej). Mimo to Dybicz planował opanowanie szańca
przez regularne oblężenie, gdyż zdawał sobie sprawę z tego,
iż Polacy mogą go wykorzystać do wypadów na prawy brzeg.
9 marca zwrócił się nawet do ministra wojny, Aleksandra
Czernyszewa, o przysłanie z Rosji parku oblężniczego. Dzia-
łania zamierzał rozpocząć z chwilą puszczenia lodów na
21

Wiśle, co odcięłoby Pragę od lewego brzegu. Rychło jednak


porzucił ten zamiar, gdyż nie było mowy o szybkim ścią-
gnięciu parku z Rosji. Dybiczowi pozostał więc tylko
trzeci wariant działania, zakładający rozlokowanie armii
na leżach zimowych do czasu ustabilizowania sytuacji
na Wiśle. Nie od razu jednak mógł go realizować. Uważał,
że przez jakiś czas powinien pozostać pod Pragą, aby
doczekać politycznych owoców batalii grochowskiej. Dy-
bicz, podobnie jak car, wierzył w postępujący rozkład
wewnętrzny wśród polskiej generalicji i władz cywilnych.
Utwierdziły go w tym próby nawiązania rokowań przez
Skrzyneckiego 10.
Istotną kwestią dla Dybicza było określenie obszaru, na
którym główna armia rosyjska miała czekać na wznowienie
działań. Odwrót za Bug lub Liwiec nie był możliwy ze
względów politycznych, chociaż przemawiały za nim względy
wojskowe. Tereny te nie były dotkliwie zniszczone przez
wojnę, a więc mogły dostarczyć armii tak potrzebnego
zaopatrzenia. Przeważyły racje polityczne. Odwrót za linię
Bugu, a nawet Liwca, oznaczał odwrót, a więc przyznanie
się do niepowodzenia. To oczywiście wzmocniłoby morale
strony polskiej i doprowadziłoby do wybuchu powstań w gu-
berniach zachodnich, a zwłaszcza na Litwie. Dybicz siłą
rzeczy zmuszony więc został do cofnięcia armii na obszar
położony bliżej Warszawy, ograniczony Wisłą, Wieprzem
i Liwcem. Tam, żywiąc wojsko drogą rekwizycji, chciał
doczekać dogodnego momentu do przeprawy. Zamierzał
dokonać jej w górnym biegu Wisły i po zajęciu Radomia
ruszyć na Warszawę. Wybrał górny bieg rzeki, gdyż uważał,
że przeprawa w dolnym biegu wydłużyłaby linie zaopatrzenia

10
Dybicz sam również próbował podkopywać morale armii polskiej.
Okoto 4 marca wypuścił z niewoli 17 jeńców. Dał im po 2 zł i proklamację
do żołnierzy wzywającą do „powrotu na łono ojca", Mikołaja I. Jednocześnie
dementował rozgłaszane w Warszawie plotki, iż Rosjanie obcinają jeńcom nosy i
uszy.
22

biegnące z Rosji, a jednocześnie narażałaby je na atak


Polaków nadal władających częścią woj. płockiego z twierdzą
modlińską włącznie 11.
Główna armia rosyjska zajęła kwatery zimowe między
1 a 7 marca. Kwatera Dybicza znalazła się w Siennicy, III KK
rozlokował się w Garwolinie i Maciejowicach, gwardia
Konstantego w Żelechowie i Górznie, KGr. w Jeruzalu,
Stoczku, Garwolinie i Maciejowicach. VI KP zajął kwatery na
starym trakcie litewskim i jego okolicach (w Stanisławowie,
Pustelniku, Poświętnem). Na szosie brzeskiej, w Miłośnie,
pozostały 1. DP z I KP12 oraz awangarda13. Ta ostatnia,
dowodzona przez gen. Fiodora Geismara, 9 marca cofnęła się
spod Pragi i zajęła pozycje pod Wawrem.
Odwrót Rosjan przyjęto w Warszawie ze zdziwieniem.
Patrol wysłany w stronę Grochowa natknął się na straż
Geismara. Z ust samych Rosjan dowiedziano się, że „Dybicz,
nie mogąc jeszcze przeprawić się przez Wisłę, cofnął się na
lepsze kwatery, aby dać wytchnąć wojsku swemu". Tym
doniesieniom nie dano zupełnie wiary, gdyż już wiedziano
o marszu na południe, w Lubelskie, korpusu w sile 12 tys.
żołnierzy przeciwko Dwernickiemu. Sądzono więc w War-
szawie, że Dybicz od razu ruszył ku przeprawom na Wiśle.
W polskim dowództwie postanowiono rzucić za nim w pościg
co najmniej korpus kawalerii gen. Jana Umińskiego. Miał on
zaatakować tyły rosyjskiej przeprawy, a gen. Sierawski
przeciwstawić się jej od czoła.
10 marca Skrzynecki wysłał na prawy brzeg 1. DK wspartą
przez 2. DP. Gen. Antoniemu Jankowskiemu, dowódcy dywizji
kawalerii, nakazano wysłać silne patrole na Jabłonnę, Radzy-
11
3 marca Dybicz skierował do komendanta twierdzy w Modlinie, płk.
Ignacego Ledóchowskiego list z propozycją oddania jej w ręce wojsk
prawowitego władcy Polski czyli cara. Ledóchowski zdecydowanie odmówił.
12
Pozostałe dwie dywizje korpusu stanęły w Kołbieli i Osiecku, na
południe od szosy.
13
6,4 tys. żołnierzy i 12 dział.
23

min, Okuniew, Miłosne i Karczew oraz posunąć się zasad-


niczym trzonem dywizji jak najdalej szosą brzeską ku Miłośnie.
Miał on ustalić przyczyny odwrotu Rosjan, a przede wszystkim
określić kierunek ich marszu.
10 marca między godz. 8 a 10 rano Jankowski opuścił
przedmoście praskie, rozwinął swoje pułki między Targówkiem
a Saską Kępą i ruszył w stronę Wawra. Tam natknął się na
straż przednią Geismara. Zatrzymał się i wysłał patrole
w kierunku Jabłonny, Okuniewa i Karczewa. Potwierdziły one
odwrót głównych sił Dybicza. Około godz. 16 Skrzynecki
rozkazał 2. DP zaatakować, wspólnie z Jankowskim, oddziały
rosyjskie pod Wawrem. Liczył, że natkną się one tylko na
straż tylną odstępującej armii Dybicza. Gdy jednak kawaleria
Jankowskiego zbliżyła się do Wawra, niespodziewanie dostała
się pod ogień artylerii rosyjskiej, którą osłaniało kilka baonów
piechoty. Na ogień rosyjski odpowiedziały natychmiast działa
3. baterii lekkiej artylerii konnej [blak], towarzyszącej dywizji
Jankowskiego. Wymiana strzałów trwała około 2 godzin.
Skrzynecki nakazał przerwać walkę i cofnąć obydwie polskie
dywizje na lewy brzeg. Skłoniły go do tego informacje
o ruszeniu lodów na rzece. Kra mogła zerwać most łączący
Pragę z Warszawą, odcinając oddziały generałów Janko-
wskiego i Antoniego Giełguda. W trakcie odwrotu 3. pułk
strzelców konnych [psk] stracił swojego dowódcę, płk. Alek-
sandra Błędowskiego. Kula armatnia urwała mu nogę, a pod-
komendni pozostawili go na pobojowisku ciężko rannego
myśląc, że nie żyje. Błędowski dostał się do niewoli 14.
Wypad na prawy brzeg kosztował stronę polską 30-40
zabitych i rannych. Potwierdził odwrót Dybicza i obecność pod

14
Strona polska zaoferowała za Błędowskiego cesarskiego adiutanta
Baturlina. Geismar odesłał go jednak bez wymiany, prawdopodobnie z powodu
ciężkiej rany, którą odniósł w potyczce. Ten gest miał także symbolizować
łaskawość Dybicza wobec „buntowników". Błędowski pochodził z Wołynia,
a więc z części Rosji. Jego udział w powstaniu oznaczał zdradę cara, za co
groziła mu najwyższa kara.
24

Wawrem silnej awangardy rosyjskiej. Nie dał jednak jedno-


znacznej odpowiedzi na pytanie, gdzie i dlaczego wojska
rosyjskie wycofały się spod Pragi. Gdy wreszcie dowiedziano
się o ich rozlokowaniu na leżach, upewniono się w War-
szawie, że, co prawda, przeprawa Rosjan przez Wisłę jest
pewna, ale nie nastąpi szybko z racji niesprzyjającej aury
i stanu wód. Za najbardziej prawdopodobne miejsca jej
dokonania uznawano w tym czasie Mniszew, ujście Wieprza
do Wisły i, najczęściej wymieniane w doniesieniach wywia-
du, Puławy.
STRATEGIA PROWADZENIA WOJNY
GEN. SKRZYNECKIEGO
I CHARAKTERYSTYKA ARMII POLSKIEJ

Od początku marca, gdy groźba przeprawy Dybicza przez


Wisłę stała się mniej realna, Skrzynecki i jego najbliżsi
doradcy zajmowali się rokowaniami i reorganizacją armii.
Rokowania z carem były domeną działania Skrzyneckiego.
Drogę ku nim otworzyło pierwsze spotkanie płk. Michała
Mycielskiego z Dybiczem 3 marca, oficjalnie poświęcone
wymianie jeńców. W trakcie rozmowy poruszono także kwestię
warunków rokowań. Mycielski stwierdził, że armia polska nie
może złożyć broni bez zaręczenia przez cara (przed cofnięciem
jego detronizacji) nienaruszalności i szanowania konstytucji
oraz praw Królestwa. 8 marca, podczas następnego spotkania,
Mycielski jeszcze raz przedłożył ten warunek Dybiczowi.
Feldmarszałek jednak obstawał przy swoim i żądał od Polaków
cofnięcia detronizacji bez warunków wstępnych. Nie przyjął
do wiadomości, że to sejm może taki krok uczynić, a nie
Skrzynecki czy też armia. Wydawałoby się, że stanowcza
odpowiedź Dybicza przerwie kontakty z Rosjanami. Skrzyne-
cki jednakże nie dał za wygraną. Trzymał się tak uporczywie
słów rzuconych przez Dybicza o chęci przerwania „przelewu
krwi tylu walecznych", że wreszcie sam napisał do niego list.
Ponownie wyłuszczył w nim to, co mówił Mycielski. Polacy
26

nie mogli poddać się carowi bez gwarancji zachowania tego, co


im dał kongres wiedeński. 12 marca list zawieźli do Dybicza
pułkownicy Klemens Kołaczkowski i Mycielski. Tym razem nie
rozmawiali już z feldmarszałkiem. Za pośrednictwem gen.
Pahlena i Geismara Dybicz jeszcze raz dał do zrozumienia, że
żadnych gwarancji nie będzie i Polacy powinni powrócić do
posłuszeństwa wobec swojego króla, licząc na jego miłosierdzie.
Skończyło się na przedłożeniu przez Polaków prośby o przedsta-
wienie przez Dybicza zarysu przedwstępnej umowy, która
otworzyłaby drogę do rokowań, a jednocześnie nie uczyniła
ujmy honorowi polskiemu. Jak widać, stanowisko obydwu stron
nie zmieniło się od początku rozmów. Znalazło to potwierdzenie
19 marca, gdy Mycielski i Kołaczkowski pojawili się na
forpocztach z drugim listem Skrzyneckiego. Przyjął ich tylko
gen. Geismar z oświadczeniem, że Dybicz uznaje rozmowy za
zerwane i warunkiem ich wznowienia będzie zdanie się Polaków
na łaskę cara. Jak ta laska miała wyglądać, można przekonać się
z listu cara do Dybicza z 16 marca. Pisał w nim, że nie
dopuszcza żadnych konstytucyjnych zobowiązań, a w szczegól-
ności udzielania Polakom przedwstępnych gwarancji. W kolej-
nym liście z 29 marca stwierdził: „ja nie mogę zrozumieć czego
oni chcą, czy tylko wygrać na czasie, no to kalkulacja dość
głupia. Moje dwa ostatnie listy dają wam jedyne warunki, które
ja dopuszczam" 1.
Dopiero stanowcza odpowiedź Dybicza położyła kres negocja-
cyjnym zapędom Skrzyneckiego, który myślał nie tylko o korzy-

W liście z 16 marca pisał o uznaniu przez Polaków pełnego posłuszeństwa


1

i o amnestii dla wszystkich z wyłączeniem głównych winowajców: „i więcej


rozumie się nic, ja zostawię ustawodawstwo kraju nietknięte, no nie przyjmuję
żadnych konstytucyjnych zobowiązań i w szczególności nie dopuszczam
uznania uległości na jakich by to nie było warunkach". W liście z 16 lutego
car przedstawił swoje zamiary co do Królestwa po dobrowolnym poddaniu
się Polaków. Pisał: „Ja bynajmniej nie zmieniłem obecnie mojego zdania co
do zachowania w Polsce jej dotychczasowych praw, no bynajmniej nie
konstytucji, co byłoby nierozsądne. I tak u was będzie najwyższa rada
(conseil supreme), a pozostałe pójdzie po staremu, bez ministrów".
27

ściach dla kraju, ale i dla siebie osobiście (marzyło mu się


stanowisko namiestnika Królestwa). Do rokowań pchały Skrzy-
neckiego nie tylko własne ambicje. Rozpoczynając rozmowy
wiedział, że popieraje generalicja (także Prądzyński i Chrzanow-
ski) i część (jeżeli nie przeważająca) elit politycznych. Misje
Mycielskiego po 3 marca miały już aprobatę rządu (m.in. ks.
Czartoryskiego) i części posłów. Niestety, druga strona nie
wyciągnęła ręki do kompromisu. Ale to nie wystarczyło
zwolennikom zakończenia wojny. Jak zauważył Władysław
Zajewski: „nasi konserwatyści, opanowani mirażem negocjacji,
byli ślepi na fakt, że car ich wcale nie pragnie. Ulegli
fałszywemu złudzeniu, że jest to postulat «zdrowego rozsądku»,
który istnieje po obu stronach barykady".
Skrzynecki zrozumiał, że cara do rokowań może zmusić
tylko interwencja dyplomatyczna Anglii, Francji i Austrii.
Uważał, że sami Polacy nie są w stanie tego dokonać, nawet
przez spektakularne zwycięstwa militarne. Dominującą sferą
jego działań stała się więc dyplomacja. Jej podporządkował
także strategię prowadzenia wojny. Zakładała ona przedłużanie
powstania, jak długo się da, aby doczekać interwencji mo-
carstw. Przedłużaniu wojny służyć miało niepodejmowanie
ryzykownych, stawiających wszystko na jedną kartę, działań
oraz utrzymanie Warszawy i silnej armii jako atutów do
rokowań. Przedłużanie wojny, wzniecanie jej także na terenie
Rosji (w guberniach zachodnich), skłonić miało cara do
rokowań, a wobec Anglii, Francji i Austrii manifestować wolę
walki Polaków o swoje prawa, zagwarantowane w traktacie
wiedeńskim. Według Skrzyneckiego, sukcesy militarne armii
polskiej nie mogły zmusić cara do uległości. Samotne Króle-
stwo nie było w stanie powalić mocarstwa. Skrzynecki, tak jak
większość elit politycznych i wojskowych, był przytłoczony
wielkością terytorialną i mnogością zasobów Rosji. Z drugiej
strony wiara w boskie przeznaczenie nie pozwalała mu
przypuszczać, że narody czy ludzie mogą sami z siebie
zdobyć się na wielki czyn i to przeznaczenie zmienić.
28

Wojna miała więc być — jego zdaniem — nieustanną


manifestacją tej oczywistej prawdy, iż bez pomocy z zewnątrz
Polska nie jest w stanie pokonać Rosji. Był przekonany, że
Europa doceni dzielną i uporczywą obronę Polaków, a jedno-
cześnie wiedząc, że Polacy nie są w stanie zadać takiego
ciosu, który zmusiłby Mikołaja do rokowań, pomoże im
w doprowadzeniu do nich. Europa — według wyobrażeń
Skrzyneckiego - kierując się zasadami ewangelicznego
humanitaryzmu i pomocy bliźniemu, a nie odwiecznymi
zasadami polityki: korzyści i strat, wesprze Polaków w ich
sprawie swoim wstawiennictwem u cara. Polacy zaś, według
Skrzyneckiego, mich zapracować na interwencję swoją
nieustępliwością i trwaniem w oporze.
Założenia swojej strategii Skrzynecki realizował aż do
sierpnia 1831 roku, kiedy to pozbawiono go naczelnego
dowództwa. Jednym z istotnych elementów tej strategii była
silna armia. Jej stworzenie należało do najważniejszych zadań,
jakie stały przed Skrzyneckim.
Po pierwszej fazie wojny musiał armię zreorganizować,
uzupełnić i powiększyć, a także wyeliminować z niej dowód-
ców nieudolnych i jawnie niechętnych dalszemu prowadzeniu
wojny. Rząd już w okresie dowództwa gen. Radziwiłła wzywał
do dokonania zmian w wyższej kadrze dowódczej. Zresztą
sam Skrzynecki był zainteresowany nimi, ponieważ zajmował
przedostatnią pozycję wśród generałów pod względem star-
szeństwa. Dlatego dążył do stworzenia ściśle z nim związanej
kadry dowódczej i usunięcia konkurentów do naczelnego
dowództwa. Duży wpływ na jego poczynania wywierało
niezadowolenie młodszych oficerów i starszych podoficerów
z nieudolnych generałów, których oskarżali o dotychczasowe
niepowodzenia, a nawet o zdradę.
Pierwszych zmian personalnych dokonał Skrzynecki już 26
lutego. Na stanowisko szefa sztabu powołał płk. Wojciecha
Chrzanowskiego, a na kwatermistrza generalnego płk. Ignacego
Prądzyńskiego. Jednolite dotychczas dowództwo Korpusu
29

Artylerii i Inżynierów rozdzielono. Kompetencje gen. Jana


Malletskiego, stojącego na czele Korpusu Inżynierów, ograni-
czono, powołując 27 lutego płk. Klemensa Kołaczkowskiego
na stanowisko dowódcy inżynierów armii czynnej. 1 marca
dowódcą artylerii czynnej został płk Tomasz Konarski,
natomiast dowódcą Korpusu Artylerii pozostał gen. Jakub
Redel. W ten sposób niechętni powstaniu generałowie Mallet-
ski i Redel pozbawieni zostali bezpośredniego wpływu na
działania wojenne. W następstwie zmian Skrzynecki otoczył
się ludźmi utalentowanymi i zdolnymi. Popełnił jednak
poważny błąd obsadzając dwa najważniejsze stanowiska,
szefa sztabu i kwatermistrza generalnego, wybitnymi in-
dywidualnościami w osobach Chrzanowskiego i Prądzyń-
skiego, przy jednoczesnym braku ścisłego rozgraniczenia ich
obowiązków 2.
Prądzyński był zdolniejszy od Chrzanowskiego. Posiadał
umiejętność wczuwania się w położenie walczących stron
oraz odnajdywania prostych i skutecznych środków wyjścia
z każdej sytuacji. Potrafił na poczekaniu stworzyć lub zmienić
przyjęty plan. Jednak nie był pozbawiony wad. Należała do
nich słabość charakteru i miłość własna. Z trudem przychodziło
mu narzucanie swojej woli i planów generałom. Z tego
względu nadawał się raczej na sztabowca niż na wyższego
dowódcę polowego. Chrzanowski, mniej zdolny i przenikliwy
od Prądzyńskiego, przewyższał go lepszą znajomością techniki
wojska. Był realistą pola walki. Jego plany operacyjne

2
Ignacy Prądzyński zajmował się rozpoznaniem, wywiadem, marszami,
obozowaniem wojsk, przygotowaniem planów działań wojennych, rozkazów
i instrukcji. Były to zagadnienia ściśle związane z planowaniem i realizacją
planów operacyjnych. Kawatermistrz miał wyszukiwać pozycje bojowe,
wskazywać kolumnom idącym do ataku kierunek marszu itd. Prądzyński za
pośrednictwem kwatermistrzów dywizyjnych rozciągnął kontrolę nad działa-
niami wszystkich jednostek bojowych, co należało faktycznie do obowiązków
szefa sztabu. Sprecyzowano je na mocy rozkazu z 30 stycznia 1831 roku.
Należało do nich wydawanie rozkazów względem służby wewnętrznej, stanu,
ruchów i dyslokacji wojska oraz odnośnie zaopatrzenia w żywność i furaż.
30

odznaczały się większą ścisłością oraz dostosowaniem do


polskich sił i umiejętności generałów. W sumie osobowości
Prądzyńskiego i Chrzanowskiego uniemożliwiały im zgodną
współpracę. Zresztą utrudniał ją także sam Skrzynecki, który
nie potrafił wykorzystać ich zdolności i wręcz przeciwstawiał
ich sobie wzajemnie, aż w końcu całkowicie zraził. Brak
rozgraniczenia między obowiązkami Prądzyńskiego i Chrza-
nowskiego sprawił, że obydwaj równocześnie zajmowali się
sprawami operacyjnymi i często zdarzało się, że jeden wydawał
rozkazy, o których nic nie wiedział drugi. Skrzynecki nie
połączył kwatermistrzostwa ze sztabem głównym, gdyż nie
chciał uzależnić się od Prądzyńskiego i oddać mu całości
spraw operacyjnych. Sam Prądzyński mógł tak zreorganizować
podległe sobie kwatermistrzostwo, żeby nie zajmowało się
sprawami operacyjnymi. Nie zrobił jednak tego, gdyż jego
dawny podwładny (Chrzanowski) zostałby szefem sztabu,
a on sam musiałby podporządkować się jemu. Tego nie mogła
znieść miłość własna Prądzyńskiego. Od 26 lutego faktycznie
więc armia polska miała dwóch szefów sztabu, zwalczających
swoje pomysły operacyjne.
Już pod koniec lutego Skrzynecki dokonał przesunięć perso-
nalnych w piechocie. Dowództwo 1. DP po Janie Krukowieckim
przejął płk Maciej Rybiński (od 10 III generał), 2. DP po
zmarłym Żymirskim — gen. Antoni Giełgud, a 3. DP gen.
Kazimierz Małachowski. Gen. Piotr Szembek utrzymał dowództwo
nad 4. DP do 17 marca. Po nim objął je gen. Henryk Milberg.
Skrzynecki usunął z armii czynnej dwóch niebezpiecznych
konkurentów do naczelnego dowództwa — Krukowieckiego
i Szembeka. Pierwszy z nich, mianowany generałem piechoty,
objął stanowisko gubernatora Warszawy. Szembek z kolei, po
zatargu ze Skrzyneckim na tle awansów w swojej dywizji, złożył
dymisję. W kawalerii Skrzynecki zlikwidował stanowisko
dowódcy jazdy. Utrzymał natomiast sztab kawalerii (szefem
sztabu został płk Karol Turno), który podlegał naczelnemu
wodzowi. 11 marca kawalerię podzielono na dwa korpusy i jedną
31

dywizję. Dowództwo nad nimi sprawowali generałowie Jan


Umiński, Tomasz Łubieński i Kazimierz Skarżyński. 14 marca
Skrzynecki utworzył dowództwa rezerw jazdy i piechoty.
Podlegały im zakłady starych i nowych pułków. Dowództwo
rezerw jazdy objął gen. Stanisław Klicki, a rezerw piechoty gen.
Ludwik Pac, który pełnił jednocześnie obowiązki dowódcy
pierwszej rezerwy armii.
W następstwie reorganizacji większość stanowisk w armii
polowej zajęli ludzie nowi, wyniesieni na wyższe stopnie już
w toku powstania. Skrzynecki zapewnił sobie w ten sposób
silną pozycję wśród kadry. Generałowie czynni przed po-
wstaniem znaleźli się w administracji wojskowej, w rezerwie
i w dowództwach wojewódzkich. Skrzynecki nie usunął ich
z armii, gdyż przekreśliłby w ten sposób możliwość rokowań
z Mikołajem I, nadzorującym politykę kadrową polskiej armii
przed 2 9 listopada 1830 roku.
Zmiany wyniosły na czoło armii ludzi, których kariera
związana była z powstaniem. Mimo to nie utożsamiali się
z nim. Generalicja i wyżsi oficerowie, w przeważającej
większości, traktowali swój udział w powstaniu jako wypeł-
nienie obowiązku obywatelskiego wobec kraju i narodu, do
czego zmuszało ich poczucie honoru i świadomość przynależ-
ności do narodu polskiego. Nie utożsamiali się natomiast
z celami powstania, wytyczonymi przez manifest sejmowy
z 20 grudnia 1830 roku, a więc z walką o pełną niepodległość
i włączenie do Królestwa ziem zagarniętych przez Rosję
w okresie rozbiorów. Dla wielu generałów i oficerów uczest-
nictwo w wojnie ograniczało się do zwykłego wykonywania
wyuczonego rzemiosła. Nie byli więc żołnierzami powstania
narodowego, ale rzemieślnikami i zawodowcami. Brakowało
im woli odniesienia zwycięstwa, uporu i nieustępliwości, i to
bynajmniej nie tylko z powodu niewielkich umiejętności
i braku doświadczenia w dowodzeniu większymi związkami
operacyjnymi. Generałowie polscy stanowili całkowite zaprze-
czenie generałów francuskich z okresu rewolucji i pierwszych lat
32

cesarstwa, którzy „Wydawali każdą bitwę tak, jak gdyby


miała to być bitwa decydująca, czynili każdy wysiłek tak,
jakby to miał być wysiłek ostatni" (cytat za M. Tarczyńskim).
Większość generalicji i wyższej kadry dowódczej pragnęła
w rzeczywistości „skończyć rzecz honorowo, powrócić do
posłuszeństwa, gdy Monarcha zezwoli na przedstawione mu
warunki" 3 . Warunki te były wytyczone przez ugrupowania
konserwatywne, jednak generalicja była gotowa sama zawrzeć
porozumienie z carem, wspólnie lub niezależnie od cywilnych
polityków.
Główną podporę powstania w armii stanowił korpus młod-
szych oficerów i podoficerów starszych, w rezultacie czego
między nimi a generalicja i wyższymi oficerami panowała od
początku wojny duża nieufność. Młodsi oficerowie wnosili
w szeregi wojska wytrwałość, patriotyzm i zaciętość w walce,
a więc te cechy, których nie mogła wnieść większość genera-
łów i wyższych oficerów. Jednak brak poczucia więzi młod-
szych oficerów z żołnierzami w codziennej służbie negatywnie
wpływał na stosunek szeregowców do wojny i dalszych
wysiłków na rzecz sprawy narodowej. Korpus oficerski był
zresztą tak samo podzielony politycznie jak i społeczeństwo,
ale znaczącymi wpływami, w przeciwieństwie do oficerów
starszych i generalicji, cieszyły się w nim ugrupowania
stawiające na walkę z Rosją.
Nie mniej ważne od zmian kadrowych było uzupełnienie
strat w armii oraz podniesienie jej stanu liczebnego. Od

3
M r o z i ń s k i J., Dzieła wszystkie, t. 2, s. 156-158 — pisze o sonadażo-
wych rozmowach na temat kontynuowania wojny, prowadzonych z generałami
i wyższą kadrą dowódczą (m.in. dowódcami pułków) już w styczniu i lutym
1831 roku: „wszyscy oświadczyli mu [płk. Żwanowi — T. S.], iż na
Chłopickim zupełnie polegają, że pragną, aby koniec przyśpieszył, że żołnierze
są po większey części obojętnymi świadkami tego, co się dzieje, i że raczej
duch niesubordynacji aniżeli duch rewolucyjny szerzy się między nimi, że
głównymi stronnikami rewolucji są po większej części młodzi podoficerowie,
że między officerami niższymi są także zagorzalcy lecz ich liczba jest bardzo
mała i łatwo będzie ich można poskromić".
33

początku wojny z szeregów ubyło 3 tys. zabitych, 7 tys.


rannych i kilkuset jeńców. Większość rannych żołnierzy
znalazła się w szpitalach warszawskich. Dzięki doskonale
zorganizowanej służbie zdrowia, do czego przyczynił się
Karol Kaczkowski, naczelny lekarz WP, znaczna część rannych
żołnierzy polskich, w przeciwieństwie do rosyjskich, ponownie
zasiliła armię. Kaczkowski liczbę ozdrowieńców określił na
4 tysiące.
Na początku reorganizacji armii Skrzynecki zdecydował
się na utrzymanie podziału formacji na nowe i stare 4 .
Wolał mieć wojsko mniej liczne, ale za to lepiej wyszkolone.
Reorganizacją piechoty kierował płk Prądzyński. Struktura
organizacyjna tej broni pozostała nie zmieniona. Nadal
składała się z 4 dywizji dwubrygadowych, uformowanych
ze starych pułków. Wyjątek stanowiła jedynie II brygada
3. DP, w skład której weszły 2 pułki nowej formacji:
5. psp „Dzieci Warszawskich" i 20. ppl. Pozostałe pułki
nowej formacji na początku marca nie były jeszcze gotowe
do działań bojowych, zwłaszcza że przystępując do uzu-
pełniania stanów w starych pułkach, zabrano z nich 4,4
tys. najlepiej wyszkolonych żołnierzy. Starym pułkom Prą-
dzyński przydzielił jeden, a czasem dwa pułki nowej for-
macji, które dostarczały ludzi potrzebnych do uzupełniania
strat. W następstwie takiego postępowania niedobory w no-
wych pułkach zwiększyły się do 13,9 tys. żołnierzy. Uzu-
pełniono je jednak do stanu 39 tys. żołnierzy 5 przez re-
krutację ludzi z kadr gwardii ruchomej 6. Wprowadzanie

4
Formacje nowe, czyli organizowane po wybuchu powstania, stare to
formacje istniejące przed 29 listopada 1830 roku.
5
2-3 marca nowe pułki piechoty liczyły 33,6 tys. żołnierzy, uzbrojonych
w 9,8 tys. karabinów i 19,7 tys. kos.
6
Gwardia ruchoma — formacja powstała w grudniu 1830 roku, pełniła
funkcję rezerwy dla armii polowej. W jej skład wchodzili mężczyźni w wieku
od 20 do 30 lat. Przechodzili oni w baonach gwardii ruchomej proste
szkolenie. Baony rozwiązano w połowie marca, tworząc na ich miejsce stałe
kadry mające liczyć po około 250 ludzi.
34

nowych pułków do armii następowało stopniowo, w miarę jak


osiągały stan gotowości bojowej.
Każdej dywizji piechoty Prądzyński przydzielił kompanię
lekką artylerii pieszej [klap] i całą lub pół kompanii pozycyjnej
artylerii pieszej [kpap], Chciał także dodać im pułk kawalerii
nowej formacji, a każdemu staremu pułkowi piechoty kom-
panie kosynierów z nowych pułków. Oba te zamierzenia nie
zostały zrealizowane. Reorganizacją kawalerii zajmowali się
pułkownicy Karol Turno i Jakub Lewiński. Łączyli oni
w brygady stare pułki kawalerii z nowymi. Utworzono trzy
duże jednostki kawalerii — I korpus, w składzie dwóch
dywizji po dwie brygady każda, II korpus, złożony z dywizji
trzybrygadowej, oraz dywizję rezerwową kawalerii [DrK],
którą tworzyły dwie brygady.
Reorganizację i uzupełnianie strat w armii polskiej zakoń-
czono w połowie marca. Do działań polowych można było
wykorzystać około 70 tys. żołnierzy i 144 działa. Co prawda,
armia polska nadal nie dorównywała liczbą żołnierzy i dział
armii rosyjskiej, ale różnicę niwelowało, przynajmniej częś-
ciowo, wyszkolenie bojowe. Pod tym względem piechota
i kawaleria rosyjska zdecydowanie ustępowały swoim od-
powiednikom po stronie polskiej.
Stara polska piechota wyróżniała się przede wszystkim
sprawnością i szybkością manewrowania (przy przechodzeniu
w marszu z szyku rozwiniętego w kolumnę baonową do ataku
i na odwrót, w formowaniu czworoboków przeciwko kawale-
rii), wyszkoleniem strzeleckim (strzelała spokojniej i celniej
od piechoty rosyjskiej), doskonałym wyszkoleniem do boju na
bagnety. Zdolność polskiej piechoty do walki indywidualnej
i w grupkach (walka tyralierska) zapewniała jej przewagę
w walce o tereny zabudowane i zalesione. Te wszystkie zalety
wpływały na przekonanie żołnierza polskiego o własnej
wyższości nad przeciwnikiem, co znajdowało wyraz w jego
dążeniu do starcia wręcz, które było ważnym czynnikiem
zwycięstwa w walce I połowy XIX wieku. Polski piechur
35

ustępował rosyjskiemu odpornością na braki zaopatrzenia


i niepowodzenia.
W kawalerii było podobnie, indywidualne wyszkolenie
żołnierza starych pułków wpływało na jego poczucie pe-
wności siebie, wyższości nad przeciwnikiem i skłaniało
go do walki wręcz (czego brakowało kawalerzystom ro-
syjskim). Kawaleria polska odznaczała się szybkością i do-
kładnością w manewrowaniu (przy zmianach frontu, obronie
własnych skrzydeł, oskrzydlaniu przeciwnika), doskonałym
współdziałaniem w ataku, a nawet w odwrocie. Najgorzej
była przygotowana do służby zwiadowczej i ubezpiecze-
niowej.
Artyleria była najlepszą bronią armii polskiej. Poziom
wykształcenia oficerów, a nawet podoficerów był bardzo
wysoki. Cechami wyróżniającymi polską artylerię było
szybkie manewrowanie, celność oddawanych strzałów, dos-
konała orientacja w terenie, zdolność do szybkiej i prawid-
łowej oceny i wyboru stanowisk oraz sprawne określanie
odległości dzielącej własne pozycje od pozycji przeciwnika.
Kanonierzy wraz z oficerami przeniknięci byli duchem
ofensywnym i nie załamywali się nawet w trudnych sytuac-
jach. Brak własnego przemysłu zbrojeniowego wpływał
ujemnie na sposób użycia artylerii. Obawiając się utraty dział,
wykorzystywano je w polskiej armii bardzo ostrożnie, co
oczywiście zmniejszało efektywność tej broni. Brakowało
także dowódców zdolnych do skoncentrowania i masowego
użycia artylerii w bitwie. Pod tym względem artyleria polska
ustępowała rosyjskiej.
Nowe formacje piechoty i kawalerii, wymienionymi ce-
chami nie mogły się już pochwalić, chociaż niektóre pułki
dzięki swoim dowódcom osiągnęły wysoki stan wyszkolenia
bojowego. Wszystkie jednak bronie, szczególnie stare for-
macje piechoty, wyróżniał niski poziom dyscypliny wyni-
kający z tego, iż armia wyszła z surowych okowów służby
wewnętrznej, narzuconych przez Konstantego. Znajdowało
36

to odzwierciedlenie m.in. w samowolnych oddaleniach, pijań-


stwie i w małej dbałości o oporządzenie i uzbrojenie.
Zmiany kadrowe objęły prawie wszystkie stanowiska
w armii polowej. Dywizje piechoty i korpusy kawalerii
powierzono nowym dowódcom. Niestety, nawet po tych
zmianach poziom doświadczenia nabytego na wyższych
szczeblach dowodzenia i poziom umiejętności taktyczno-
-operacyjnych wyższej kadry dowódczej był nadal niski.
Tymczasem to właśnie od nich zależały takie cechy dobrego
dowódcy, jak zdolność do prawidłowej oceny położenia
i określenia głównego kierunku ataku przeciwnika przy
jednoczesnym nieuleganiu naciskowi informacji, często
fałszywych, napływających z pola bitwy, oraz zdolność
podejmowania decyzji i zorganizowania walki. Brak do-
świadczenia wyniesionego z dowodzenia na szczeblach
operacyjnych znalazł odbicie w błędach, które popełniali
wyżsi dowódcy polscy w wojnie 1831 roku. Prądzyński
zaliczył do n ich „niedojrzałe wyobrażenie o tyle i flankach
swego wojska" oraz skłonność „chcieć wszystko osłonić,
wszystko bronić". Istotną wadą polskich generałów był
niedostatek praktyki i doświadczenia w kierowaniu więk-
szymi związkami złożonymi z różnych broni. W większości
byli dobrymi wykonawcami rozkazów, ale z chwilą utraty
łączności z dowódcą naczelnym, kierującym ich poczyna-
niami, lub w przypadku zmiany sytuacji na polu walki
stawali się bezradni. W.ks. Konstantemu nie zależało na i
pogłębianiu wiedzy i umiejętności taktyczno-operacyjnych
wyższych kadr. Tak więc wprowadzenie na dowódcze
stanowiska w armii polowej dawnych pułkowników kon-
stantynowskich lub też dymisjonowanych oficerów na
niewiele się zdało. Wyżsi dowódcy służący w armii za
Konstantego (gen. Maciej Rybiński, Antoni Giełgud, Henryk
Milberg) byli typowymi oficerami „wychowanymi" przez
Konstantego, zdolnymi, według słów Wacława Tokarza
37

— kierować w boju pułkiem czy dywizją, „wykonać rozkaz


drobiazgowo ściśle, nie pozostawiając niczego osobistej
inicjatywie i odpowiedzialności. Rozkaz był dla nich
wszystkim, dostosowywali się do niego przesadnie ściśle",
a brak rozkazu usprawiedliwiał ich bierną postawę. Nie byli
jednak zdolni przyjąć na siebie odpowiedzialności, podjąć
samodzielnie decyzję czy wreszcie zdobyć się na inicjatywę.
Oficerowie dymisjonowani, którzy stanęli na czele dywizji
i korpusów (gen. Kazimierz Małachowski, gen. Jan Nepo-
mucen Umiński, gen. Tomasz Łubieński, gen. Ludwik Pac,
gen. Julian Sierawski), nie byli lepsi od byłych konstan-
tynowskich pułkowników, ale wśród nich znajdą się osoby
szczerze oddane powstaniu, utożsamiające się z nim (np.
Sierawski czy Umiński). Jedyne, co będzie łączyć generałów
armii polowej, to odwaga, zdolność do poświęceń, nierzadko
energia w działaniu i dobre chęci, którym jednak nie
dorównywały umiejętności 7 .
Poza najwyższymi stanowiskami zmiany objęły także
średni szczebel. Usunięto nieudolnych lub niechętnych po-
wstaniu dowódców pułków. Dokonano redukcji sztabów
jednostek taktycznych. Wykreślono generałów i pułkow-
ników, którzy wyjechali do Rosji lub nie objęli swoich
stanowisk. Awansowano licznych oficerów niższych, którzy
wyróżnili się w pierwszym okresie wojny. Podniesiono
morale wojska. W tym celu m.in. nadawano Ordery Virtuti
Militari (871 od 2 do 30 marca). Skrzynecki prawie codzien-
nie dokonywał przeglądu oddziałów, osobiście wręczał
odznaczenia i przemawiał do żołnierzy. W następstwie tych
działań zatarły się negatywne wrażenia z odwrotu po bitwie
grochowskiej. Przez wskazanie czynów bohaterskich (np.
Ludwika Mycielskiego) i potępienie dezercji i tchórzostwa

7
Pełne biogramy polskich generałów, ocena ich doświadczeń i umiejętności,
porównanie z rosyjskimi dowódcami, Czytelnik znajdzie w pracy Marka
Tarczyńskiego, Generalicja powstania listopadowego, Warszawa 1988.
38

(np. ppłk. Józefa Zwolińskiego) 8 pobudzano ambicję żoł-


nierzy. W rezultacie wszystkich zmian w połowie marca
Skrzynecki dysponował silną armią gotową do działań, która
pomimo ubytków i uzupełnień nie straciła na wartości.
Armia ta chciała się bić i domagała się od Skrzyneckiego
natychmiastowych działań.

s
Ludwik Mycielski — ziemianin z Wielkopolski. Dymisjonowany oficer
armii Królestwa Polskiego. Na wieść o powstaniu przedarł się do Królestwa
i wstąpił do 4. ppl w randze ppor. Odznaczył się w walkach 19 lutego. 25
lutego pomimo wielu ran, nie opuścił szeregów pułku i poległ pod Olszynką
Grochowską. Osierocił czwórkę dzieci. Józef Zwoliński — ppłk, dowódca IV
baonu 8. ppl. Zdezerterował po 25 lutego 1831 roku. Dostarczył stronie
rosyjskiej wielu informacji o stanie armii polskiej i o przeprowadzonych
w niej zmianach organizacyjnych. Jego zeznania ujawniły fatalne nastroje
panujące w obozie powstańczym pod koniec lutego, co utwierdziło Dybicza
w przekonaniu, iż jest w stanie szybko zdławić polski „bunt". Pełna treść
zeznania Zwolińskiego — patrz T. Strzeżek, Z. Strzyżewska, Cztery
źródła rosyjskie do dziejów powstania listopadowego, w: „Przegląd Histo-
ryczny", T. LXXXVIII, zeszyt 3-4, s. 526-528.
PLAN OPERACYJNY DYBICZA
I CHARAKTERYSTYKA ARMII ROSYJSKIEJ

Od końca pierwszej dekady marca główna armia rosyjska


zajmowała obszar zakreślony w przybliżeniu linią Wisły,
Wieprza, Liwca i Bugu. Wycofując armię na leże zimowe,
Dybicz zamierzał przygotować ją do marszu na Warszawę.
Okazało się to niemożliwe. Armia znalazła się na terenach
zniszczonych wojną, które nie dawały żołnierzom ani mo-
żliwości wypoczynku, ani dostatecznej ilości żywności.
Sytuacja w wojsku pogarszała się wskutek bezczynności
i ciągłych zmian dyslokacji. Nie sprzyjała także aura.
Ciągłe deszcze, słota i zimno pogarszały nastroje i zdrowie
rosyjskich żołnierzy.
Największą bolączką Dybicza było zaopatrzenie armii.
Musiał nie tylko wyżywić ją w trakcie pobytu na leżach
zimowych, ale także zgromadzić dla niej zapasy na czas
operacji nad górną Wisłą. Wkraczając do Królestwa feldmar-
szałek zakładał, że podstawowym źródłem zaspokajania bie-
żących potrzeb armii i gromadzenia zapasów będą zasoby
znajdujące się w magazynach na terenach przygranicznych
guberni zachodnich w Kownie, Wilnie, Grodnie, Skidelu,
Białymstoku, Słonimiu, Prażanach, Kobryniu i Brześciu Litew-
skim. Jednak już w styczniu okazało się, że zapasy w nich
zgromadzone są niedostateczne (brakowało ¼ zbóż i 1/6
40

furażu w ziarnie). Dybicz zamierzał uzupełnić braki w Króles-


twie poprzez rekwizycje organizowane przez polskie władze
administracyjne. Jednocześnie jednak ustanowił tak niskie
ceny, że nie były one korzystne dla mieszkańców.
W ciągu marca system zaopatrzenia armii rosyjskiej opierał
się na dostawach z magazynów przygranicznych i rekwizycjach
w Królestwie. Na nieszczęście dla Dybicza i jego żołnierzy,
obydwa źródła były bardzo zawodne. Rekwizycje z każdym
dniem przynosiły mniej zasobów, gdyż chłopi chowali zapasy,
a poza tym nie działały sprawnie władze administracyjne,
które rekwizycje miały organizować (wielu urzędników ukryło
się lub też opuściło swoje urzędy uchodząc z armią polską).
W tej sytuacji Dybicz pod koniec marca zezwolił na furażo-
wanie. Każdy oddział samodzielnie, w ściśle określonym
rejonie, zbierał żywność i furaż. Ta decyzja faktycznie tylko
potwierdziła stan już istniejący. Poszczególne oddziały rosyj-
skie nie przejmowały się odgórnymi instrukcjami Dybicza.
Nadużycia były powszechne, zarówno przy rekwizycji doko-
nywanej za pośrednictwem władz cywilnych, jak i przy
furażowaniu. W drugiej połowie marca i pierwszej połowie
kwietnia furażowanie i rekwizycje odbywały się jednocześnie,
ale ich rezultaty były coraz gorsze. W województwie podlaskim
(szczególnie w jego części zachodniej i południowej) i w au-
gustowskim wyczerpywano nie tylko zboża konsumpcyjne
zmagazynowane po ostatnich zbiorach, ale nawet zapasy zbóż
przeznaczone na siew (przede wszystkim owies). Oprócz
zboża Rosjanie zabierali ziemniaki, leguminy, tłuszcze, sól itp.
Dowóz z magazynów nadgranicznych zawodził z racji zbyt
dużego oddalenia ich od armii.
W miarę postępów w Królestwie, armia rosyjska oddalała
się od swojej podstawy operacyjnej. Przed działaniami na
lewym brzegu Wisły Dybicz zmuszony został do utworzenia i
pośredniej podstawy operacyjnej na terenie Królestwa. Po-
wstała ona na terenie Mazowsza i Podlasia. Szosa brzeska
była arterią, którą zaopatrzenie i posiłki z Rosji docierały do
41

głównej armii. Wzdłuż niej Rosjanie założyli magazyny


i szpitale 1 . Szczególne znaczenie przy tej szosie odgrywały
Siedlce, gdzie nitki zaopatrzenia zbaczały do kwater korpusów
głównej armii. W mieście oprócz szpitali i magazynów
żywnościowych (istniały od 13 III) znajdowały się składy
amunicyjne, magazyny różnorodnego oporządzenia wojsko-
wego, kasy z funduszami armii, punkt zborny jeńców polskich
oraz główny ośrodek wywiadowczy. Oprócz Siedlec magazyny
założono w Międzyrzecu (od 13 III) i Kocku (od 27 III). Na
północ od Bugu magazyn główny zlokalizowano w Łomży
(dla gwardii). Gromadzono tam zapasy z terenu Królestwa
i z nadgranicznych magazynów w guberniach zachodnich.
W ciągu marca prawie cała główna armia korzystała
z magazynów w Siedlcach. Z nich rozwożono żywność i paszę
do poszczególnych korpusów (np. do Mińska, gdzie znajdował
się magazyn straży przedniej Geismara).
Rosyjskie szlaki komunikacyjne biegły od Brześcia i Bia-
łegostoku do Siedlec i Kocka. Do Siedlec transporty szły
szosą z Brześcia Litewskiego, przez Białą i Międzyrzec,
a z Białegostoku odnogami starego traktu litewskiego,
przez Bielsk i Drohiczyn. Z Włodzimierza Wołyńskiego
lub Kowla dostawy docierały do Kocka przez Dubienkę,
Chełm i Ł ęczna lub Włodawę.
W ciągu marca dowóz z magazynów nadgranicznych
napotkał poważne trudności w postaci wiosennych roztopów
i niedostatku środków transportowych. Nałożyły się one na
słabe efekty rekwizycji i furażowania. W rezultacie, w głównej
armii rosyjskiej występowały poważne braki w zaopatrzeniu.
Nie mogły ich wypełnić zasoby zdobytych w lutym magazy-
nów polskich w Łomży, Czyżewie, Ostrowie, Mińsku, Kału-
szynie, Kazimierzu, Kocku i Rudzie Talubskiej.

1
Szpitale znajdowały się w: Mińsku (dla 1200 ludzi), Kałuszynie (600),
Siedlcach (1200), Białej, Międzyrzecu, Węgrowie (1200), Łomży (1000)
i Augustowie. W okresie pobytu armii pod Rykami szpitale założono
w Żelechowie i Garwolinie.
42

Niedostateczne wyżywienie i nędzne warunki bytowe odbiły


się ujemnie na stanie zdrowia żołnierzy. Liczba chorych stale
rosła, tym bardziej że w połowie marca armię rosyjską
dogoniła epidemia cholery, szalejąca na terenie Rosji. 18
marca dała o sobie znać w Brześciu, 23 w Międzyrzecu, a 29
marca w Siedlcach. Zwalczaniu choroby nie sprzyjał podmokły
teren i głód. Rozprzestrzeniała się więc na Podlasiu, szczegól-
nie wzdłuż szlaków, którymi przemieszczały się do głównej
armii uzupełnienia z głębi Rosji. W ciągu marca cholera
pozbawiła życia 319 żołnierzy (zachorowało 682), a w kwietniu
zmarło już 3171 z 8431, którzy zachorowali 2 . Od kwietnia
liczba zachorowań i zgonów w armii rosyjskiej zmalała.
W samych Siedlcach cholera grasowała do początku maja
i pochłonęła po kilkuset Żydów i mieszkańców innych wyznań
(w Międzyrzecu samych katolików 400).
Istotny wpływ na położenie armii rosyjskiej miał stosunek
do niej ludności województwa podlaskiego. Jeszcze w lutym
mieszkańcy, w większości włościanie, zachowywali dużą
rezerwę w stosunku do Rosjan. Na takiej postawie zaważyło
niezrealizowanie nadziei (szczególnie włościan) związanych
z nowymi rewolucyjnymi władzami 3 , dotkliwe ciężary nało-
żone przez te władze na mieszkańców w okresie mobilizacji
sił i środków do walki, obawa przed represjami ze strony
silnego najeźdźcy, a zarazem oczekiwanie, jak się on zachowa
wobec mieszkańców.
Dybiczowi zależało na uniknięciu grabieży i rabunkowej
gospodarki na terenie Królestwa. Chciał pozyskać zapasy
ludności dla armii poprzez poprawne zachowanie się swoich
żołnierzy. Dlatego też jeszcze 21 marca informował dowódców
korpusów, iż nie powinno się zaopatrywać wojska na drodze
samodzielnego zaboru żywności przez oddziały, ale należy to

2
W ciągu całego 1831 roku zachorowało 13,8 tys. żołnierzy, a zmarło 5,2 tys.
3
Chodziło przede wszystkim o zniesienie lub znaczne ograniczenie ciężarów
związanych z systemem pańszczyźnianym.
43

czynić przez rekwizycję za pośrednictwem krajowych władz


administracyjnych. Upomnienia feldmarszałka wynikały z tego,
że niektóre oddziały usiłowały wszelkimi sposobami pokryć
braki, szczególnie w furażu. Ofiarą furażowania padały rejony
nie dotknięte wojną, np. obwód radzyński. Realia wojny
pokrzyżowały więc dobre intencje Dybicza. Rozpoczęła się
bezwzględna eksploatacja opanowanych terenów, szczególnie
na szlaku pochodu głównych sił. W marcu sytuacja jeszcze się
pogorszyła.
Rabunkowa gospodarka armii rosyjskiej nakładała się na
inne represje. Układne postępowanie Rosjan na terenach
zdobytych zakończyło się z chwilą, gdy okazało się, iż nie
oczekuje się ich jak wyzwolicieli spod jarzma rewolucji.
Łapano i wywożono z Królestwa te osoby, które udzieliły
powstaniu poparcia, albo też takiego poparcia mogły udzielić
w razie ponownego odzyskania przez Polaków terenów
Podlasia. Armia rosyjska nie zdobyła zbyt wielu jeńców
w pierwszym okresie wojny, tak więc liczbę ich powiększano,
biorąc do niewoli chłopów, przedstawicieli uboższej szlachty
(zdatnych do służby), którzy chronili się przed wojną w lasach
i wsiach nie będących ich miejscem zamieszkania, lub wałęsali
się w poszukiwaniu żywności 4 . Wszystkich jeńców pędzono
do Bobrujska. Jak zwykle, trudno było utrzymać w ryzach
kozaków, którzy częstymi napadami i rabunkami terroryzowali
ludność cywilną. Armia regularna była nie lepsza, zwłaszcza
gdy zatrzymywała się na jakimś obszarze na dłuższy czas.
Wyżsi dowódcy rosyjscy nie tylko nie powstrzymywali fali
rabunków, ale nawet do nich zachęcali (np. w.ks. Konstanty
w Siedlcach). Mieszkańcy tracili nie tylko domy i zabudowania
gospodarskie (rozbierane przeważanie na opał), ale także
sprzęty, meble itd., które żołnierze sprzedawali za bezcen
Żydom. Czego nie zdołano zabrać, niszczono. Ze szczególną
zaciętością unicestwiano biblioteki (taki los spotkał bibliotekę

4
Przez Siedlce przewinęło się około 1600 jeńców polskich, wśród nich około
400 cywili.
44

szkoły siedleckiej czy trybunalską), ale także księgozbiory


należące do obywateli. Barbarzyństwo wobec książek uzasadnia-
no tym, iż „rozumy w książkach zrobiły bunt w kraju polskim".
Siedlce poddano represjom z tego względu, iż miasto nie
powitało wojsk „wyzwolicielskich" białymi flagami, a miesz-
kańcy, poza Żydami, nie wyszli na ulice 5 . Ze szczególną
zaciętością grabiono nieruchomości opuszczone przez właś-
cicieli. Majątki osób służących w armii polskiej niszczono
doszczętnie. Do innych ciężarów obarczających ludność
cywilną trzeba także zaliczyć zabór środków transportu.
Poczynania Rosjan wywarły wpływ na zmianę postawy
społeczeństwa wobec wojny i armii rosyjskiej w szczególności.
Zrodził się „duch przychylny sprawie drogiej ojczyzny". Ta
zmiana nastrojów na wiosnę 1831 roku znalazła odzwiercie-
dlenie we współpracy społeczeństwa podlaskiego z armią polską
w okresie jej działań zaczepnych na prawym brzegu Wisły.
Przyjmowała różne formy — od udzielania informacji o nie-
przyjacielu, rozbierania i stawiania mostów, chwytania maru-
derów, po dostarczanie podwód, żywności, kwater itd. Rusini,
unici i prawosławni, wbrew wcześniejszym obawom, nie
podejmowali współpracy z armią rosyjską. Cierpieli tak jak
włościanie i mieszczanie innych narodowości. Nieco inaczej
było z kolonistami niemieckimi i Żydami. Koloniści miesz-
kający nad Bugiem w marcu 1831 roku na ochotnika, ale za
zapłatą, przewieźli zaopatrzenie dla VI KP z magazynów
w Brześciu do Mińska. Żydzi w swoim postępowaniu kierowali
się przede wszystkim chęcią zysku. Świadczyli usługi obydwu
walczącym stronom, ale na uwadze mieli to, iż silniejszą
stroną jest Rosja. Tak więc przeważała z ich strony chęć
współpracy z armią agresora. Z tego też względu polska
ludność nie darzyła sympatią przedstawicieli tej mniejszości.
Duch przedsiębiorczości święcił triumf. Żydzi kupowali za
5
W 1830 roku Siedlce były największym miastem w woj. podlaskim.
Mieszkało w nim 5,2 tys. osób, z czego Żydzi stanowili większość (około
65%).
45

bezcen zagrabione przez Rosjan mienie. Sami informowali,


u kogo i co można prawdopodobnie znaleźć. Zawiązała się
swoista „międzynarodówka handlowa". Żydzi z Królestwa
sprowadzali od pobratymców z Prus tabakę, tytoń, herbatę
itp., a płacili za to pozyskanym od Rosjan zagrabionym
mieniem (m.in. skórami baranimi i bydlęcymi, końmi). Żydzi
wreszcie (m.in. z racji nadzwyczajnej mobilności, ruchliwości
w interesach handlowych) oddawali nieocenione usługi wy-
wiadowcze armii rosyjskiej. Jednak należy odnotować, iż
wśród Żydów znajdowały się także osoby sprzyjające po-
wstaniu, tak jak wśród Polaków osoby sprzyjające Rosjanom.
Swoistą formą oporu mieszkańców Podlasia było ukrywanie
żywności przed Rosjanami. Dybicz zwracał uwagę na ten
proceder i m.in. w nim widział przyczynę trudności w zaopa-
trzeniu armii. W powiecie żelechowskim dla przykładu, chłopi
poukrywali po kilka ćwierci zboża i kartofli i sprzedawali je
po trochu dla grosza. Poza tym wielu włościan opuściło swoje
miejsca zamieszkania i poukrywało się wraz z dobytkiem
w lasach. Jednocześnie korzystali z całkowitego rozkładu
władz i np. nie odrabiali pańszczyzny na ziemiańskich
włościach lub dokonywali wyrębu lasów państwowych.
W pierwszej dekadzie marca główna armia rosyjska nie
była atakowana przez główną armię polską. Bierność tej
ostatniej rekompensowały działania oddziałów partyzanckich
oraz korpusu gen. Dwernickiego w województwach augus-
towskim, płockim i lubelskim. Wiązały one znaczną część
głównej armii Dybicza, uniemożliwiając przygotowanie się do
operacji przeciwko Warszawie.
Na prawym skrzydle ugrupowania Dybicza operowali polscy
partyzanci. Głównym ich celem była szosa kowieńska, którą
nieustannie podążały do głównej armii rosyjskiej transporty
amunicji i żywności z Prus 6 i magazynów pogranicznych
6
Prusy w okresie powstania przyjęły postawę „przychylnej neutralności"
wobec Rosji. Znalazła ona odzwierciedlenie w wielu posunięciach nieprzy-
chylnych dla Warszawy, m.in. . w sprzedaży żywności dla armii rosyjskiej.
46

(przede wszystkim z Grodna). Partyzanci, operujący na


terenie województw augustowskiego i płockiego, utrudniali
Rosjanom korzystanie z szosy, likwidując transporty z za-
opatrzeniem i magazyny, przejmując pocztę i kurierów
oraz atakując mniejsze oddziały przeciwnika. Na terenie
województwa augustowskiego operowały oddziały: Kazi-
mierza Szarkowskiego (bazę wypadową miał w pobliżu
osady Poniewo, w Puszczy Augustowskiej, na północny
wschód od Augustowa), mjr. Antoniego Puszeta i mjr.
Karola Szona (działali w powiatach północnych woje-
wództwa, tzw. litewskich). Między Bugiem a Narwią (w
Puszczy Białej), w pobliżu Broku i Kamieńczyka nad
Bugiem od drugiej dekady lutego działał oddział ppłk.
Ksawerego Kochanowskiego. Na prawym brzegu Narwi,
na północ od linii Łomża-Ostrołęka, wzdłuż szosy ko-
wieńskiej walczyły dwa oddziały — kpt. Józefa Zaliwskiego
oraz Michała Godlewskiego. Obydwa w pierwszej dekadzie
marca Rosjanie odrzucili od szosy kowieńskiej. Na wscho-
dnich obrzeżach województwa płockiego od połowy marca
działały oddziały płk. Franciszka Valentina de Hauterive
i mjr. Węgrodzkiego (ten ostatni 27 II wyparł rosyjski
garnizon z Nasielska).
Dybicz, zaniepokojony aktywnością partyzantów w Płoc-
kiem, na początku marca skierował do Ostrołęki oddział gen.
Dymitra Sackena (6 tys. żołnierzy i 8 dział) z zadaniem
oczyszczenia z oddziałów polskich obszaru między Narwią,
Wkrą a granicą pruską, a także osłony korpusu gwardii
wkraczającego na teren Królestwa.
W walce z polską partyzantką Sacken odniósł sporo
sukcesów. 8 marca jeden zjego podkomendnych, płk Lachman,
zniszczył we wsi Maluszyn oddział płk. Węgrodzkiego,
a w następstwie kolejnych akcji odrzucił od szosy kowieńskiej
oddział Zaliwskiego. Jego lotne oddziały (przeważnie kozacy)
zapędzały się do tej części województwa płockiego, która
jeszcze znajdowała się w rękach polskich, rozpraszając od-
47

działy straży bezpieczeństwa 7 i utrudniając polskiej admini-


stracji pobór rekruta oraz gromadzenie żywności i paszy. Po
14 marca oddziały Sackena uniemożliwiły oddziałom płk.
Valentina de Hauterive i płk. Mateusza Bardzkiego zaatako-
wanie szosy kowieńskiej i przerwanie komunikacji z Prusami.
Obydwa zostały wyparte ku Przasnyszowi.
Lewe skrzydło ugrupowania wojsk Dybicza w Królestwie
także nie zaznało spokoju. 26 lutego polskie oddziały partyzanc-
kie opanowały Puławy i Kazimierz. W boju poległo lub zostało
rannych 50 żołnierzy rosyjskich, a 236 dostało się do niewoli.
Wypad partyzantów na prawy brzeg Wisły był tylko wstępem do
wydarzeń znacznie groźniejszych dla Rosjan. Na teren woje-
wództwa lubelskiego wkroczył korpus gen. Dwernickiego (4,7 tys.
żołnierzy i 12 dział), zmierzający na Wołyń w celu przygotowania
i kierownia powstaniem. 3 marca przeprawił się przez Wisłę pod
Puławami i ruszył w kierunku Lublina z zamiarem zniszczenia
oddziału gen. Kreutza. Jeszcze tego samego dnia pod Kurowem
i Markuszowem Dwernicki rozproszył dwa oddziały rosyjskiej
kawalerii gen. Kawera, który przypadkowo znalazł się na drodze
polskiego korpusu, oraz płk. Tuchaczewskiego. W obydwu
starciach Polacy zdobyli 3 działa. 4 marca gen. Kreutz, na wieść
o marszu Dwernickiego, opuścił Lublin i cofnął się za Wieprz, do
Łęczny. Jeszcze tego samego dnia Dwernicki wkroczył do
Lublina, gdzie stał 3 dni. W tym czasie zmierzały już przeciwko
niemu znaczne siły rosyjskie, wydzielone z głównej armii.
Informacja Kreutza o przeprawie Dwernickiego przez Wisłę
wywołała w rosyjskiej kwaterze głównej duże zaniepokojenie,
7
Formacja utworzona z mężczyzn w wieku od 18 do 45 lat na terenie
poszczególnych jednostek administracyjnych Królestwa. Słabo uzbrojona
i wyszkolona, nie miała żadnych szans w walce z regularną armią. Od chwili
sformowania była wykorzystywana przede wszystkim do zadań policyjno-
-porządkowych i administracyjno-skarbowych (ściąganie podatków, pilnowanie
granic, młócenie zboża odstawianego do magazynów, wyłapywanie dezerterów
itd.). Z niej także wybierano najlepszych ludzi do przeszkolenia w gwardii
ruchomej. Dopiero od lutego włączano SB do działań militarnych, a dokładniej
do wojny partyzanckiej — „małej wojny".
48

gdyż zdawano sobie sprawę z tego, iż celem polskiego


korpusu jest Wołyń. Dybicz, natychmiast poprosił feldmarszałka
Fabiana Osten-Sackena, rezydującego w Kijowie, o zabez-
pieczenie granic Rosji oddziałami z podległej mu I armii
(miały zająć Dubno, Łuck i Włodzimierz Wołyński). Jedno-
cześnie do działań przeciwko Dwernickiemu wydzielił z armii
czynnej 18 tys. żołnierzy i 75 dział, w tym z głównej armii
III KK, 3. DGr. i brygadę grenadierów litewskich (13 tys.
żołnierzy i 52 działa). Naczelne dowództwo nad oddziałami
osaczającymi Dwernickiego sprawował gen. Toll. Ten naj-
zdolniejszy generał armii rosyjskiej nie zdołał jednak dopaść
polskiego korpusu z racji fatalnego stanu dróg rozmiękłych
w następstwie ciągłych opadów deszczu. Grzęznące w błocie
oddziały rosyjskie dopiero 12 marca zjawiły się w Lublinie,
opanowanym dzień wcześniej przez Kreutza. Dwernicki, nie
wiedząc o postępującym za nim Tollem, po 7 marca wolno
przemieszczał się po województwie lubelskim, staczając
drobne potyczki z oddziałami rosyjskimi. Zamiast zmierzać
prosto na Wołyń, zboczył do Zamościa, do którego dotarł 13
marca. Zdecydował się na ten krok ze względu na fatalny stan
dróg oraz konieczność nawiązania kontaktów z powstańcami
na Wołyniu. W twierdzy pozostał do początku kwietnia
Dybicz widząc, że dalsze działania przeciwko Dwernickiemu
są bezcelowe, nakazał Tollowi zbliżyć się z oddziałami
wydzielonymi z głównej armii do Wieprza. W woj. lubelskim
pozostał tylko oddział Kreutza, wzmocniony brygadą grena-
dierów. Od 26 marca zajmował on Urzędów, Lublin, Puławy,
Kazimierz i Krasnystaw. Wzdłuż Bugu, po rosyjskiej stronie
granicy, rozlokowały się oddziały z 11. DP i 3. DHuz. (4,3
tys. żołnierzy), podlegające dowódcy 1 armii. Ich dowódcą
był gen. Fiodo r Rudiger.
Działania Dwernickiego na Lubelszczyźnie, jakkolwiek
budziły niepokój Dybicza, to jednak nie skłoniły go do
zmiany planów operacyjnych. Zresztą nie dopuścił do tego
car. Prowadząc wojnę z gabinetu, nieustannie ponaglał Dybicza
49

do aktywnych działań. Jego niecierpliwość rodziła się z obaw,


że przedłużająca się wojna w Królestwie doprowadzi do
wybuchu powstań w guberniach zachodnich. Spodziewał się
także nowej rewolucji we Francji. Tamę fali rewolucyjnej
rozlewającej się po Europie mogła położyć tylko interwencja
wojskowa lub jej groźba i właśnie do niej potrzebował sił
zaangażowanych w tłumienie „buntu" Polaków. W interesie
Rosji leżało więc jak najszybsze zakończenie wojny w Króle-
stwie. Car był pewny sukcesu. Na 18 marca zarządził wyjazd
z Petersburga do Warszawy nowo mianowanych członków
Rady Tymczasowej, która miała sprawować władzę w Króle-
stwie po uśmierzeniu powstania.
Przygotowania do przeprawy przez Wisłę Dybicz przy-
śpieszył w drugiej dekadzie marca. Rosyjscy inżynierowie już
od początku miesiąca szukali miejsc dogodnych do jej
urządzenia. Za najlepsze uznali, idąc od Warszawy do granicy
austriackiej, Karczew, Tarnówek, Tyrzyn, Stężycę, Modrzyce,
Kazimierz, Puławy, Rachów i Józefów. 12 marca przedłożono
Dybiczowi plan budowy mostów w Karczewie, Tarnówku
i Tyrzynie. Feldmarszałek postanowił przeprawić swoją armię
w Tyrzynie, miejscu najdogodniejszym z trzech proponowa-
nych. Oddalenie od Warszawy gwarantowało, że Polacy nie
będą mogli swobodnie manewrować po obu brzegach rzeki
i utrudniać przeprawę. Za Tyrzynem przemawiały także
warunki naturalne. Prawy brzeg, przy którym biegł nurt rzeki,
dominował nad lewym. Poza tym przy lewym brzegu ciągnął
się pas mielizn. Szerokość rzeki wynosiła 400 kroków, tj.
około 280 m. W pobliżu miejsca przeprawy, pod samym
Tyrzynem i pod Czerwoną Karczmą 8 , znajdowało się mnóstwo
materiału do budowy 2 mostów. 18 marca Dybicz nakazał

8
Dzisiaj Tyrzyn i Czerwona Karczma znajdują się w obrębie Dęblina.
Walory przeprawy pod Czerwoną Karczmą docenił w dobie powstania
kościuszkowskiego rosyjski generał Iwan Fersen. Tam właśnie przeprawił
swój korpus w październiku 1794 roku, na krótko przed bitwą pod Maciejo-
wicami
50

rozpoczęcie budowy mostów w Karczewie, Tarnówku, Tyrzy-


nie i Kazimierzu. Pracami pod Modrzycami i Tyrzynem
kierował gen. Danił Gerstenzweig. Jawnie roboty prowadzono
w Karczewie i Tarnówku, a w Tyrzynie i Kazimierzu starano
się zachować je w tajemnicy. We wszystkich miejscach
przygotowywano materiały do postawienia mostów na tra-
twach 9 . Prace zakończyć miano 4 kwietnia. Następnego dnia
Dybicz planował rozpocząć przeprawę. W rosyjskim dowódz-
twie spodziewano się, że do tego czasu Wisła opadnie |
i powróci do swoich naturalnych koryt. Na razie, w połowie
marca, oczyściła się z lodu, a od 22 marca poziom jej wód już
się nie podnosił.
Między 16 a 18 marca Dybicz dokonał zmian w ugrupowa-
niu głównej armii. 2. DP z I KP opuściła kwatery w Kołbieli
i zajęła pozycje nad Wisłą, skąd osłaniała roboty w Tyrzynie
i Tarnówku. 1. DP z I KP, strzegąca do tej pory szosy
brzeskiej, przeszła do Garwolina. W nocy z 16 na 17 marca
pozycje na szosie brzeskiej i starym trakcie litewskim zajął VI
KP. Oddział gwardii Konstantego udał się do Woli Gułowskiej.
Pozostałe korpusy głównej armii trwały na swoich dotych-
czasowych stanowiskach (oczywiście z wyjątkiem korpusu
zbiorowego Witta, uganiającego się za Dwernickim w woj.
lubelskim).
Na przełomie drugiej i trzeciej dekady marca Dybicz
pracował nad ostateczną wersją planu operacyjnego. Zależało
mu przede wszystkim na uzyskaniu od cara zezwolenia na
użycie korpusu gwardii wielkiego księcia Michała (24,1 tys.
żołnierzy i 72 działa), który znalazł się na terenie Królestwa.
Zajął on kwatery zimowe na północ od Bugu. Jego prawa
kolumna (12,3 tys. żołnierzy i 32 działa) znajdowała się
między Ostrołęką a Szczuczynem, środkowa kolumna (8,4
tys. żołnierzy i 24 działa) między Zambrowem a Tykocinem,
9
Ten typ mostu wymagał mniej przygotowań niż mosty na statkach czy
pontonach. Na klocach drewna (najlepiej sosnowych) kładziono w kilku
warstwach pomosty z desek.
51

a lewa (3,2 tys. żołnierzy i 16 dział) między Śniadowem


a Andrzejowem. Funkcję straży przedniej gwardii pełnił
oddział gen. Sackena (5,9 tys. żołnierzy i 8 dział), tkwiący
w Makowie. Dybicz nie miał żadnego pożytku z korpusu
gwardii, gdyż car kategorycznie zakazał włączać go do działań
wojennych. Prośby Dybicza zakończyły się niepowodzeniem.
Tymczasem gwardia była potrzebna Dybiczowi do wyrównania
strat, które armia czynna poniosła w dotychczasowych walkach.
Od początku lutego do końca marca z jej szeregów ubyło
łącznie 24,7 tys. żołnierzy 10.
W końcu marca główna armia (I i VI KP, KGr., gwardia
Konstantego) liczyła 62,7 tys. żołnierzy i 222 działa, lewe
skrzydło (III KK, dywizja grenadierów i oddział Kreutza) 18,8
tys. i 75 dział, a prawe (Sacken i gwardia) 30 tys. i 80 dział.
Razem wynosiło to 111,5 tys. żołnierzy i 377 dział, a bez
gwardii — 81,8 tys. i 305 dział. Gdy jeszcze odejmiemy
oddziały Sackena i Kreutza, liczba ta zmniejszy się do 71,8
tys. żołnierzy i 266 dział. Potencjał głównej armii mogły
powiększyć zbliżające się dopiero do Królestwa oddziały
armii czynnej (ok. 14,2 tys. żołnierzy i 39 dział). Już 27 marca
w Międzyrzecu obecna była II brygada 2. DHuz. (1,6 tys.
szabel) z 12 działami, a w Białej II brygada 1. DUł. (1,6 tys.
szabel) z 8 działami. 31 marca w Siedlcach stawić się miał
baon grenadierów (1070 bag.) i baon saperów (747 bag.)
z 3 działami, a 3 kwietnia I brygada 1. DUł. (1,6 tys. szabel)
z 8 działami, I brygada 3. DGr. (3,6 tys. bag.) z 8 działami.
1 kwietnia spodziewano się w Brześciu III brygady z 7. DP
(3,1 tys. bag.). Z kolei na 6-9 kwietnia oczekiwano w Suwał-
kach 3 baonów z II brygady 5. DP (2,4 tys. bag.) z 12
10
Do 12 marca armia rosyjska straciła w boju 2,5 tys. zabitych, 11,4 tys.
rannych 532 kontuzjowanych i 2,4 tys. zaginionych. W szpitalach
znajdowało się 9,6 tys. chorych. Razem ubytek w szeregach wynosił 26,7
tys. żołnierzy. Do końca marca wyleczeni żołnierze ponownie znaleźli się
w szeregach i stąd ogólna liczba ubytków w armii zmniejszyła się do 24,7
tys. żołnierzy. Por.: A. Puzyrewski, Wojna polsko-ruska 1831, wyd. polskie
1899, s. 131.
52

działami, a na 8 kwietnia w Siedlcach pułku z 2. DHuz.


z 12 działami. Poza wymienionymi oddziałami, zmierza-
jącymi do głównej armii, na etapach w obrębie Królestwa
i na terenie Rosji pozostawało kilkanaście tysięcy żołnierzy,
np. w Siedlcach, Węgrowie, w Białej i Międzyrzecu 2,2
tys, bagnetów i szabel.
Do działań na lewym brzegu Dybicz musiał wykorzystać
jak największą liczbę żołnierzy, gdyż tylko zdecydowana
przewaga mogła zniwelować lepsze wyszkolenie żołnierzy
polskich. Piechota rosyjska nie miała takiego impetu i zapału
w natarciu jak piechota polska. Nie dążyła zdecydowanie do
starcia wręcz, a ponadto była słabo wyszkolona do wałki
tyralierskiej, bojów leśnych i w terenie zabudowanym. Ustę-
powała piechocie polskiej szybkością manewrowania i in-
dywidualnym wyszkoleniem strzeleckim. Główną jej zaletą
była wytrzymałość moralna i fizyczna, zwłaszcza gdy znaj-
dowała się w szyku zwartym. Najsłabiej w armii rosyjskiej
była wyszkolona kawaleria. Główną uwagę dowódcy zwracali
na wygląd zewnętrzny, a nie na wyszkolenie szermiercze
i strzeleckie. Konie, przekarmiane i przesadnie ochraniane
w okresie pokoju, w trakcie działań wojennych nie sprostały
trudnościom wojennego bytu. Identycznie jak w armii polskiej,
tak i w armii rosyjskiej najlepszą bronią była artyleria. W jej
skład wchodziło wielu dobrze wyszkolonych oficerów wyż-
szych, którzy potrafili tę broń doskonale wykorzystać na polu
walki, m.in. szybko wyprowadzać z kolumny marszowej,
wybrać stanowiska i skoncentrować w odpowiednim miejscu
i czasie. Także dowódcy ogólnowojskowi wykorzystywali
artylerię lepiej niż miało to miejsce w wojsku polskim. Pod
tym względem artyleria rosyjska niewątpliwie przewyższała
artylerię polską. Przewaga ilościowa artylerii rosyjskiej po-
zwalała zrównoważyć w starciu słabość wyszkolenia piechoty
i kawalerii.
Pod względem wyszkolenia taktyczno-operacyjnego wyższej
kadry dowódczej przewaga była po stronie rosyjskiej. Gene-
53
rałowie rosyjscy górowali nad generałami polskimi doświadcze-
niem wyniesionym z wysokich szczebli dowodzenia w okresie
wojen napoleońskich i wojny tureckiej. Dybicz już w latach
1813-1814 pełnił funkcję kwatermistrza generalnego. W wojnie
z Turcją objął naczelne dowództwo armii rosyjskiej w bardzo
trudnej dla niej sytuacji. Zdołał jednak odnieść zwycięstwo pod
Kulewczą i śmiałym marszem na Adrianopol zmusić Turcję do
zawarcia pokoju. Gen. Toll, wybitnie uzdolniony i energiczny,
jako doradca Kutuzowa już od 1812 roku wywierał duży wpływ
na przebieg działań bojowych armii rosyjskiej. W wojnie
tureckiej był szefem sztabu Dybicza. Pomimo jednak doświad-
czenia, niewielu generałów rosyjskich nadawało się do samo-
dzielnych działań. Część z nich sprawowała dowództwo formal-
nie, powierzając całe rozkazodawstwo szefom sztabu, np. gen.
Szachowski czy gen. Kreutz. Większość nie wyróżniała się
inicjatywą i nie potrafiła dać sobie rady w trudnych sytuacjach.
Z dowódców korpusów za najwybitniejszych Aleksander Puzy-
rewski, wybitny rosyjski historyk i teoretyk wojskowości, uznał
gen. Pahlena, stojącego na czele I KP, oraz gen. Rosena,
wykształconego, ale słabego charakteru. Z tych dwóch Pahlen
był zdolny do samodzielnych działań.
Pod koniec drugiej dekady marca, gdy prace przy materia-
łach do budowy mostów zbliżały się do półmetka, Wisła
wróciła w większej części do swego koryta, a drogi stały się
przejezdne, Dybicz zdecydował się na rozpoczęcie działań
zaczepnych w celu ostatecznego stłumienia powstania. Do
pośpiechu skłaniały go także ponaglenia cara oraz trudności
z zaopatrzeniem 11. Plan operacji przewidywał nie tylko

11
Gen. Toll po powrocie z wyprawy przeciwko Dwernickiemu — według
Puzyrewskiego — zalecał przesunąć początek operacji o 10-15 dni. W tym
czasie zbliżyłyby się do głównej armii oddziały II KP, dotarłyby do Kocka
transporty żywności z Wołynia, a przede wszystkim poprawiłby się stan dróg.
Toll twierdził, iż odwilż na drogach sparaliżuje operacje. Widział na własne
oczy, jak trudno było korpusowi Witta (szczególnie taborom i artylerii)
zbliżyć się do Wieprza. Dybicz nie uwzględnił jednak rad Tolla.
54

przekroczenie Wisty przez główną armię oraz umocnienie się


na jej lewym brzegu, ale także opanowanie województwa
płockiego przez oddziały prawego skrzydła, w celu przejęcia
kontroli nad dolnym biegiem Wisły i Narwi. Ten ostatni krok
miał zapewnić głównej armii, podczas jej pobytu pod murami
Warszawy, dowóz żywności z Prus (Wisłą) oraz z Rosji
(Narwią i Bugiem).
W myśl planu, główna armia 29 marca miała opuścić
kwatery zimowe w 3 dni, tj. do 31 marca dotrzeć w pobliże
Tyrzyna, a 4—5 kwietnia przeprawić się przez Wisłę. Gdyby
Polacy skoncentrowali naprzeciw Tyrzyna swoje główne siły,
Dybicz gotowy był ruszyć w górę rzeki, aby przeprawić się
w Kazimierzu12. Feldmarszałek mniemał, że pozostawiona
w Wawrze straż przednia Geismara oraz demonstracje prze-
prawy pod Karczewem i Tarnówkiem zwiążą część sil
polskich, uniemożliwiając im wzięcie udziału w obronie
przeprawy pod Tyrzynem. Zwiększyłoby to szanse na pomyśl-
ną przeprawę głównej armii złożonej z I KP, KGr. gwardii
Konstantego i III KK (52,4 tys. żołnierzy i 217 dział). Po jej
zakończeniu Dybicz zamierzał do połowy kwietnia umocnić
się na lewym brzegu, opanować Radom i przez Białobrzegi
nad Pilicą ruszyć na Warszawę. W tym czasie do głównej
armii powinna dołączyć, przez Tyrzyn, część VI KP, I brygada
3. DGr. i I brygada I. DUł. (razem około 17,2 tys. żołnierzy
i 44 działa). Pozostała część VI KP z II brygadą 2. DHuz. (ok.
9 tys. żołnierzy i 38 dział) nadal osłaniałaby szosę brzeską.
Z chwilą rozpoczęcia marszu głównej armii na Warszawę
wzdłuż górnego biegu Wisły, działania powinien rozpocząć
korpus zbiorowy gen. Karla Bistroma, złożony z oddziału
Sackena, oddziałów etapowych I KP, pułków II KP i I. DUł.
(razem w 13 baonach, 24 szwadronach. 3 pułkach kozaków
12
Mógł też w razie wstrzymania przeprawy głównej armii pod Tyrzynem,
wykorzystać most w Kazimierzu do przerzucenia na lewy brzeg korpusu
Witta. Zaatakowałby on prawą flankę armii polskiej blokującej przeprawę
pod Tyrzynem, otwierając tym samym drogę siłom głównym na lewy brzeg.
55

- ok. 13,5 tys. żołnierzy i 38 dział). Korpus ten, zebrany 13


marca pod Ostrołęką, miał opanować i obsadzić częścią sił
Serock (6 baonów, 1 pułk ułanów, pułk kozaków i 10 dział),
a resztą sił (7 baonów, 18 szwadronów, 28 dział i kozacy)
zdobyć Płock, oczyścić z polskich oddziałów województwo
płockie i dolny bieg Wisły. W dalszej kolejności oddział
Sackena powinien przejść na lewy brzeg Wisły, nawiązać
łączność z główną armią przez Sochaczew i oczyścić z nie-
przyjaciela brzeg dolnej Wisły. Część korpusu gwardii, po
wyjściu Sackena z Płocka, przeprawiłaby się na lewy brzeg
Narwi i opanowała cały kraj między Wkrą, Narwią a granicą
z Prusami.
Z chwilą zakończenia operacji nad dolną i górną Wisłą
Warszawa zostałaby osaczona ze wszystkich stron. Co do
sposobu jej opanowania istniały rozbieżności między carem
a Dybiczem. Feldmarszałek był gotowy zdobyć miasto głodem
lub szturmem. Podobną opinię wyrażał gen. Toll. Car tym-
czasem stanowczo odradzał bezpośrednią walkę o Warszawę.
Już 3 lutego pisał: „przyznaję, że ja nie stoję za bitwą
w obrębie miasta i wzięcie Warszawy szturmem wydaje mi
się działaniem nieostrożnym. Znacznie lepsze zmusić ich do
opuszczenia miasta i wtedy bić się z nimi". Zalecał więc
Dybiczowi, aby ścisłą blokadą zmusił armię polską do wyjścia
ze stolicy. O losie powstania miała zadecydować, według
niego, bitwa w polu. Znaczna przewaga liczebna armii
rosyjskiej nad polską miała zapewnić Rosjanom pełny sukces.
Mikołaj ostrzegał Dybicza, że w wypadku bitwy w obrębie
Warszawy będzie miał przeciwko sobie nie tylko wojsko, ale
i mieszkańców.
Z pewnością na ostrożną postawę cara miały wpływ świeże
wypadki z 29 listopada, gdy wielki książę Konstanty zmuszony
został wraz ze swoimi oddziałami do opuszczenia miasta,
a także wspomnienia boju o Warszawę z kwietnia 1794 roku,
w którym niewielki garnizon wojsk polskich, przy znacznym
udziale mieszkańców, rozbił stacjonujący w mieście silny
56

garnizon wojsk carskich (z 7,5 tys. żołnierzy ocalało 3,1 tys.).


Także wiadomości o niepowodzeniach regularnych wojsk
w bojach z mieszkańcami Paryża (lipiec 1830 r.) i Brukseli
(wrzesień 1830 r.) odbierały carowi ochotę do angażowania
armii rosyjskiej w bezpośrednią walkę o miasto. Dla cara
zdobycie Warszawy miało być konsekwencją rozbicia armii
polskiej w polu lub na przedpolu miasta i swego zdania nie
zmienił do końca powstania.
Nadal niebezpieczna dla armii rosyjskiej pozostawała kwes-
tia zaopatrzenia. Dybicz zdołał zgromadzić do operacji zapasy
na 12 dni13 , a więc na dojście do Wisły, przeprawę i kilka dni
pobytu na lewym brzegu. Od 9 kwietnia zaopatrzenie miało
docierać do armii przez Kock, przede wszystkim z Wołynia.
Dopiero z chwilą podejścia pod Warszawę, tj. w drugiej
połowie kwietnia, podstawą wyżywienia armii miały stać się
zapasy spławiane Bugiem14 i Narwią z Rosji oraz Wisłą
z Gdańska, gdzie jeszcze przed rozpoczęciem działań w Króle-
stwie nakazano konsulowi zakupić znaczne ilości mąki i owsa.
Dlatego tak istotne dla Dybicza było przejęcie kontroli nad
dolną Wisłą, Narwią i Bugiem. Szosa brzeska nadal miała
zostać podstawową arterią łączącą główną armię z Rosją. Tyra
razem jednak komunikacja odbywałaby się nie przez Siedlce,
ale przez Międzyrzec, Kock i Puławy.

13
Było to możliwe dzięki zakupom żywności za gotówkę i oszczędnościom
14
Rozpoczęcie spławu żywności z Brześcia zaplanowano na 2 kwietnia.
PLANY OPERACYJNE STRONY POLSKIEJ

W drugiej dekadzie marca spływająca kra i obniżanie się


poziomu wód na Wiśle wróżyły rychłą przeprawę głównej
armii rosyjskiej. Skrzynecki jeszcze łudził się, że zdoła
nawiązać rokowania z Dybiczem, ale musiał przygotować się
także na zbrojne przeciwstawienie się rosyjskiej ofensywie na
Warszawę. Już 11 marca gen. Jan Krukowiecki, gubernator
Warszawy, otrzymał instrukcję obrony stolicy, m.in. na
wypadek oddalenia głównej armii. 13 marca sztab główny
nakazał przybliżyć do Warszawy i Wisły nowe pułki piechoty.
17 marca maszerowały one lub znajdowały się jeszcze
w marszu do nowych punktów koncentracji — w Warszawie
i na zachód od niej, wzdłuż dolnej Wisły (7 pułków),
w Kazuniu i Modlinie (2 pułki), nad Pilicą (1 pułk) i w pobliżu
Radomia (4 pułki). W dyslokacji głównej armii nie dokonano
jeszcze większych zmian, gdyż dopiero pracowano nad kon-
cepcjąjej użycia. Nie byle jaki wpływ na wypracowanie planu
operacyjnego miały doniesienia o poczynaniach armii rosyj-
skiej, uzyskane przez polski wywiad 1. Wiedziano w połowie
1
Od 30 stycznia 1831 roku kierował nim płk Kazimierz Zwań. Jego
działania były ograniczone brakiem odpowiednich funduszy (m. in. na opłacanie
emisariuszy wysyłanych na prawy brzeg Wisły). Informacje o przeciwniku
zbierali dowódcy dywizji i samodzielnych korpusów (między nich Zwań
58

marca, że korpus gwardii, liczący około 25-26 tys. żołnierzy,


wkroczył na teren województwa augustowskiego. Co do
głównej armii rosyjskiej orientowano się, iż przygotowuje się
ona do przeprawy przez Wisłę w Mniszewie, przy ujściu
Wieprza, i w Puławach. Już w pierwszej dekadzie marca
wiedziano w Warszawie o osłabieniu głównej armii Dybicza
wskutek wydzielenia 12 tys. żołnierzy pod dowództwem gen.
Witta do pościgu za Dwernickim. W drugiej dekadzie marca
mówiło się o marszu grenadierów (Sackena) ku szosie kowień-
skiej, ku Pułtuskowi dla połączenia z gwardią. Jednocześnie
doniesienia z połowy drugiej dekady wskazywały na ruch
głównej armii rosyjskiej ku rzece Wieprz i na obecność
niewielkich sił na szosie brzeskiej, w tym oddziału Geismara.
Wszystkie te informacje pozwalały sądzić, że Dybicz zamierza
dokonać przeprawy nad dolną Wisłą (między Płockiem a Wy-
szogrodem) i w górnym biegu rzeki, poczynając od Mniszewa
a na Puławach kończąc, przy czym utwierdzano się powoli
w przekonaniu, iż główna przeprawa będzie miała miejsce
przy ujściu Wieprza. Armia rosyjska maszerowałaby na
Warszawę traktem od Puław i traktem z Sochaczewa.
Doniesienia dotyczące ruchu głównej armii rosyjskiej ku
Wieprzowi były błędne. Zweryfikowano je dopiero pod koniec
drugiej dekady marca. Okazało się, że główna armia rosyjska
rozlokowała się na kwaterach zimowych. Wiedziano jednak
o kontynuowaniu prac przy materiałach przeprawowych, co
jednoznacznie wskazywało na to, że Rosjanie wkraczają
w ostatnią fazę przygotowań do przeprawy.
Skrzynecki i jego najbliżsi współpracownicy — Wojciech
Chrzanowski. Klemens Kołaczkowski i Ignacy Prądzyński
— byli zgodni, że do przeprawy Rosjan dopuścić nie można.

rozdzielił wszystkie środki, którymi dysponował), komendanci twierdz,


gubernator Warszawy, gen. Krukowiecki (zorganizował biuro wywiadowcze
kierowane przez komisarza Michała Jeziorańskiego), oraz władze cywilne
i ludność. Wielu informacji dostarczyli Polacy oficerowie armii rosyjskiej,
dezerterzy i zbiegli z niewoli żołnierze polscy.
59

a Warszawę trzeba utrzymać za każdą cenę. Co do tego, jak


zniweczyć zamiary Dybicza zgody już nie było. Skrzynecki
chciał przeciwstawić się rosyjskiej przeprawie w sposób jak
najmniej ryzykowny, co było zgodne z jego strategią prowa-
dzenia wojny. Sprzeciwiał się więc walnej, spotkaniowej
bitwie z Dybiczem, chyba że na pozycji uprzednio wybranej
i umocnionej przez Polaków 2 . Aprobował także nasilenie
działań samodzielnych oddziałów na flankach i tyłach głównej
armii rosyjskiej. Te ostatnie miały doprowadzić do rozdrob-
nienia sił przeciwnika, co było równoznaczne z odroczeniem
przeprawy przez Wisłę i ataku na stolicę. Skrzynecki gotowy
był także atakować korpusy rosyjskie operujące poza armią
główną, ale tak, aby nie oddalać się zbytnio od Warszawy.
Stolicę traktował bowiem jak „obóz warowny", z którego
zamierzał dokonywać wypadów na przeciwnika i chronić się
w nim po zakończeniu operacji.
Między 14 a 18 marca Skrzyneckiemu przedłożono trzy
koncepcje działań.
Plan kordonowej obrony linii Wisły, podobno autorstwa
Kołaczkowskiego, w ogólnym zarysie zakładał, że główna
armia polska od czoła przeciwstawi się rosyjskiej przeprawie
przez Wisłę u ujścia Wieprza i zaatakuje tę jej część, która
zdołałaby przedostać się na lewy brzeg. W ostateczności
pozostawało Polakom wydanie Dybiczowi walnej bitwy na
linii Pilicy. Twórca planu przypuszczał nawet, że Polacy będą
mieli szansę pobić główną armię rosyjską w tej bitwie, gdyż
do umocnionych pozycji polskich mogła ona dotrzeć osłabiona
wskutek strat doznanych przy przeprawie i w następstwie
wydzielenia sił do osłony linii komunikacyjnych. Skrzynec-
kiemu bardzo odpowiadał ten plan z racji jego odpornego
2
Skrzynecki, według Barzykowskiego, „mniemał, że bitwy z Moskwą na
otwartym polu są trudne, a zwycięstwo niepodobne. Lecz sam waleczny,
uparty w boju, rycerski w czynach, miał przekonanie, że nierówność sił
zastąpiona zostanie walecznością żołnierza, dobrze obranymi pozycjami,
zachowaniem sztuki wojennej”.
60

charakteru. Główna armia polska miała czekać na ruchy


przeciwnika, gdy tymczasem jego flanki szarpałyby oddziały
wydzielone (np. Dwernicki spod Zamościa i partyzanci).
Plan kordonowej obrony linii Wisły zgodnie krytykowali
Chrzanowski i Prądzyński, opowiadając się za podjęciem obrony
czynnej i to siłami głównej armii 3 . Obydwaj nie zamierzali
prowadzić działań zaczepnych przeciwko głównej armii Dybi-
cza. Uważali, że należy korzystać z jej marszu ku Wieprzowi
(byli o nim przekonani w świetle doniesień wywiadu), aby zadać
ciosy zmuszające Rosjan do porzucenia zamiaru przeprawy,
zanim się ona zaczęła. Dla Prądzyńskiego celem miał być
oddział Geismara i linie komunikacyjne armii rosyjskiej idące
z Litwy, a dla Chrzanowskiego — korpus gwardii.
Chrzanowski nie przedstawił pełnego planu operacyjnego,
gdyż nie dysponował dokładnymi informacjami o sile i kierun-
ku marszu gwardii. Dopiero po 19 marca dotarły one do
Warszawy. Plan Prądzyńskiego był zapewne lepiej przygoto-
wany, gdyż jego autor myślał o wypadzie z Pragi od końca
lutego i osobiście rozpoznawał pozycje Geismara pod Wa-
wrem 4 . Poza tym przebieg rosyjskich szlaków komunikacyj-
nych nie był tajemnicą dla nikogo w sztabie. Prądzyński
domagał się rozpoczęcia działań około 20 marca 5 . Chciał do
3
Już w styczniu Prądzyński pisał, iż główna armia polska powinna
z lewego brzegu „za pomocą Wisty, mostów na mej i warowni Modlina,
Góry, a nawet i Serocka prowadzić po obu brzegach Wisły, Narwi i Bugu
wojnę odporną z ustawicznemi napadami zaczepnemi połączoną, gdy tym-
czasem korpus nowo uformowany w augustowskiem przejść powinien Niemen,
a drugi, podobny, spod Zamościa — Bug, dla podniesienia powstania
w polskich guberniach i prowadzenia wspólnie z całym Królestwem jak
najczynniejszej małej wojny".
4
Prądzyński często lustrował przedpole Pragi w celu ustalenia, czy grunt
nadaje się do ruchów kawalerii i artylerii. Miał też na uwadze „przy-
zwyczajenie Geismara do wycieczek z Pragi". Myśl wykorzystania przedmoś-
cia praskiego do wyjścia na tyły Dybicza pojawiła się już przed wypadem na
prawy brzeg Jankowskiego i Giełguda.
5
Dopiero 18 marca przywrócono do użytku most łączący Pragę z Warszawą ,
uszkodzony przez spływającą krę.
61

nich wykorzystać tylko stare formacje, których reorganizację


właśnie zakończono. Liczyły one 50 tys. żołnierzy i 125 dział.
Linię Wisły miały osłaniać nowe formacje, które właśnie
zmierzały do swoich punktów koncentracji 6.
Po 14 marca w polskim sztabie głównym rozgorzały spory
co do kierunku i sposobu działań. W ożywionych naradach
uczestniczyli autorzy planów i Skrzynecki. Prądzyński wyłą-
czony z nich został po 16 marca, na skutek choroby 7 . To
ostatecznie przeważyło szalę na stronę planów Chrzanowskiego
i kordonowej obrony linii Wisły, połączonej z operacjami na
flankach ugrupowania rosyjskiego w Królestwie. Doniesienia
wywiadu z 16-17 marca mówiły jeszcze o marszu głównej
armii rosyjskiej na Kock i o planowanej przeprawie mniejszych
oddziałów na południowy brzeg Wieprza, pod Bobrownikami.
Jednocześnie z informacji napływających z województwa
płockiego wynikało, że operująca na prawym brzegu Narwi
dywizja grenadierów (Sackena) liczy około 5 tys. żołnierzy
z artylerią, a na dodatek opuściła ona szosę kowieńską
kierując się na Chorzele, gdzie miała odebrać na granicy
z Prusami i eskortować do głównej armii Dybicza transport
amunicji z Torunia.
Skrzynecki doszedł do wniosku, że zarysowała się szansa
na odniesienie znacznego sukcesu. Atakując dywizję grena-
dierów w Płockiem, z jednej strony mógł pobić niewielką, co
prawda, ale zawsze jakąś część armii rosyjskiej, z drugiej
oczyścić od nieprzyjaciela województwo płockie, o co
apelował nieustannie rząd od 13 marca. Poza tym niewielkim
kosztem można było zaszkodzić rosyjskim planom przeprawy
przez Wisłę, przejmując transport amunicji, której, jak
sądzono w Warszawie, brakowało Dybiczowi po pierwszej
fazie wojny.
6
Uważam, że przedstawiając pierwszą wersję swojego planu, Prądzyński
byt przekonany o marszu głównej armii rosyjskiej ku rzece Wieprz, na Kock,
a dalej ku Puławom.
7
Wrzód w gardle pozbawił go mowy.
62

16 marca zapadła w sztabie głównym decyzja o wysłaniu


w Płockie gen. Umińskiego z dywizją kawalerii, baterią
artylerii i 2 baonami piechoty z twierdzy Modlin. Prądzyński
przygotował instrukcję, w której za cel wyprawy wyznaczył
zniszczenie oddziałów rosyjskich w województwie płockim
i przejęcie transportu z amunicją. Jednocześnie jednak
kwatermistrz podkreślał, iż wyprawa musi się zakończyć
szybko, gdyż Umiński powinien włączyć się do operacji
głównej armii na prawym brzegu Wisły. Prądzyński myślał
oczywiście o swoim planie ataku na Geismara i komunikacje
rosyjskie. Umiński miał w toku tej akcji stanowić lewe
skrzydło armii polskiej i działać ku Siedlcom lub Brześ-
ciowi, albo na Białystok. Skrzynecki i Chrzanowski zmienili
zadania korpusu. Prawdopodobnie przyczyniły się do tego
nowe informacje o sile i ruchu wojsk rosyjskich i o korpusie
gwardii, z których wynikało, że oddziały rosyjskie wcale nie
ruszyły ku Chorzelom i nadal tkwiły przy szosie kowieńs-
kiej, najprawdopodobniej w pobliżu Makowa. Nowe instruk-
cje, które Umiński otrzymał po 16 marca, nadal zalecały mu
wyparcie Rosjan z prawego brzegu Narwi, ale także na-
kazywały obserwować korpus gwardii, W polskim sztabie
nie wiedziano, gdzie ten ostatni się skieruje — w głąb
województwa płockiego, aby dokonać przeprawy w dolnym
biegu Wisły równocześnie z Dybiczem, czy też ku szosie
brzeskiej, aby połączyć się z główną armią. Umiński mógł
rozstrzygnąć tę wątpliwość. Jednocześnie Skrzynecki spo-
dziewał się, że w sprzyjających okolicznościach Umiński,
odznaczający się aktywnością i chęcią działania, rozbije
oddziały rosyjskie operujące na prawym brzegu Narwi,
zanim połączyłyby się one z gwardią. Aby sprostać zada-
niom, siły Umińskiego wzomocniono starym pułkiem piechoty
z głównej armii tak, że 17 marca dysponował on około
6,2-6,5 tys. żołnierzami i 8 działami. Jednocześnie pod-
porządkowano Umińskiemu wszystkie oddziały partyzanckie
operujące w województwie płockim (Valentina d’Hauterive.
63

Zaliwskiego, Kożuchowskiego, Kosińskiego i Bardzkiego),


co wzmocniło jego siły o kolejne 2 tys. ludzi.
Pomimo dobrych chęci, Umińskiemu nie udało się zniszczyć
oddziałów rosyjskich na prawym brzegu Narwi. Co prawda,
przeprawił się przez Narew w ciągu jednego dnia (20 III), ale
marsz do Ostrołęki zajął mu aż 5 dni. Energiczne działania
utrudniał fatalny stan dróg i brak dokładnych informacji
o przeciwniku. Umiński posuwał się na północ bardzo ostroż-
nie, mimo że nie napotykał oporu nieprzyjaciela. Placówki
rosyjskie, rozstawione na szosie kowieńskiej i w jej okolicach,
cofały się przed nim bez walki. Wkrótce okazało się, że
Umiński bezskutecznie poszukiwał Sackena na prawym brzegu,
gdyż ten znajdował się już w Ostrołęce. 26 marca Umiński
z całym korpusem zbliżył się do tego miasta. Nie zamierzał
atakować Sackena, gdyż wiedział już o obecności w pobliżu
oddziałów z korpusu gwardii 8 . Zniszczył tylko most na Narwi
i wycofał się do Różana, skąd zgodnie z rozkazami obserwował
poczynania przeciwnika oraz prowadził małą wojnę. W głąb
województwa płockiego wysyłał podjazdy, które oczyszczały
teren z nieprzyjaciela, aż po granicę z Prusami. Na prawy
brzeg Narwi kierował emisariuszy i oddziały partyzanckie,
które paraliżowały komunikację między gwardią a główną
armią Dybicza. Główne siły korpusu Umiński trzymał w Ró-
żanie, cały czas myśląc o przeprawie przez Narew i o ataku
na oddziały rosyjskie w Ostrołęce.
Skierowanie Umińskiego w Płockie wskazywało, że Skrzy-
necki zdecydował się na realizację planu kordonowej obrony
linii Wisły. W ostateczności gotowy był także zaatakować
korpus gwardii, zgodnie z propozycją Chrzanowskiego. Na
taki scenariusz działań wskazuje ugrupowanie armii po 19
marca, gdy zerwano rokowania. Wzdłuż Wisły powstał kordon
wojsk na tyle silnych, że były one w stanie przeciwstawić się
8
W Ostrołęce do Sackena dołączyła bateria artylerii i baon saperów
gwardii Pozostałe oddziały gwardii, gotowe do marszu, zajmowały miej-
scowości położone w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Ostrołęki.
64

od czoła przeprawie rosyjskiej, a w samej Warszawie zgroma-


dzono główną armię, skąd mogła ona ruszyć nad Pilicę, albo,
na prawy brzeg Wisły w celu zaatakowania korpusu gwardii.
Umiński z 2. DK udał się w Płockie, w Warszawie zostały 2.
i 3. DP oraz DrK. II KK tkwił pod Warszawą w Piasecznie,
1. DP zajmowała odcinek wzdłuż Wisły, od Warszawy do
Góry (główna kwatera gen. Rybińskiego znajdowała się
w Górze) 9 , nowo utworzony korpus rezerwowy gen. Ludwika
Paca, wzmocniony 4. DP i 1. DK, zajmował odcinek od
Potyczy do Gniewoszowa (Pac urzędował w Kozienicach od
20 III. a dywizje głównej armii dołączyły do niego między 19
a 23 IIl), a korpus gen. Sierawskiego odcinek Gniewo-
szów-Zawichost.
Od końca drugiej dekady marca do sztabu głównego zaczęły
docierać informacje wywiadowcze dokładnie określające po-
łożenie armii rosyjskiej. Wywiad rozpoznał obszar rosyjskich
kwater zimowych oraz wszystkie miejsca, w których Dybicz
przygotowywał przeprawy. Ustalił także, że przeprawa nastąpi
pod Tyrzynem i Czerwoną Karczmą, a demonstracje pod
Modrzycami i Tarnówkiem. Co istotne, wiedziano, że Toll
i Witt nadal tkwią na terenie województwa lubelskiego,
oddzieleni od głównej armii rzeką Wieprz. Co prawda, na
rzece postawiono mosty, ale zdawano sobie sprawę w polskim
dowództwie, że szybką koncentrację armii rosyjskiej unie-
możliwi fatalny stan dróg. Wiedziano już także o osłabieniu
armii w następstwie chorób oraz o braku żywności i amunicji.
Doniesienia z 20 i 21 marca precyzyjnie też oszacowały
operujące przy szosie brzeskiej siły Geismara na 7 tys.
żołnierzy i 10 dział oraz wskazały na obecność pod Mińskiem
znacznej „ilości wojska, które rozłożone jest w trzech obo-
zach". Był to VI korpus Rosena. W następnych dniach do
Warszawy dotarło więcej informacji o ugrupowaniu wojsk

9
1. DP już 18 marca zbliżono do Warszawy. Sztab Główny rozkazał
Rybińskiemu, aby, z zachowaniem tajemnicy, rozmieścił dywizję między
Warszawą a Górą, co pozwoliłoby jej na dojście do stolicy w jeden dzień.
65

rosyjskich w pobliżu szosy, ale będą one tak rozbieżne, że


dowództwo polskie nie będzie miało jasnego obrazu dyslokacji
VI KP. Umiński, tkwiący nad Narwią, dostarczał do sztabu
głównego wieści o Sackenie i gwardii. Oczekiwał na nie
szczególnie Chrzanowski, gdyż cały czas myślał o swoim
planie. 23 marca dotarły do niego informacje o marszu
gwardii przez Łomżę. W związku z tym nakazał Umińskiemu
zbadać, gdzie skieruje się ten korpus — wzdłuż Narwi czy też
w głąb województwa płockiego. Umiński miał przesyłać
raporty codziennie.
Odbiorcą doniesień o poczynaniach Rosjan był także
Prądzyński. Pomimo choroby, nadal pracował. Dla niego
istotne były te doniesienia, które mówiły o rozproszeniu
głównej armii rosyjskiej, o jej słabości, wynikającej z chorób
i niedostatecznego zaopatrzenia. Niezwykle ważne były infor-
macje o fatalnym stanie dróg lokalnych. Oznaczało to bowiem,
że Dybicz nie będzie w stanie szybko skoncentrować swoich
sił, ani też wykorzystać w boju ciężkiej kawalerii i liczniejszej
od polskiej artylerii. Prądzyński wysnuł słuszny wniosek, że
feldmarszałek nie sądził, aby Polacy byli zdolni przedsięwziąć
„potężne wystąpienie zaczepne".
Około 20 marca Prądzyński podjął kroki mające na celu
skłonienie Skrzyneckiego do porzucenia planu kordonowej
obrony linii Wisły. Za pośrednictwem Kołaczkowskiego
doprowadził do spotkania z naczelnym wodzem i Chrzano-
wskim. W trakcie rozmowy, pisząc na tablicy (nadal nie mógł
mówić), usiłował obydwu przekonać do swojego planu.
Przewidywał on, że skoncentrowana w Warszawie główna
armia polska w sile 50 tysięcy żołnierzy (w Modlinie,
Warszawie i Kozienicach pozostawiono by tylko nowo or-
ganizujące się formacje) przejdzie na prawy brzeg Wisły,
gdzie zniszczy oddział Geismara, a następnie, posuwając się
szosą brzeską na wschód, odrzuci VI korpus Rosena za Mińsk.
W następnym dniu, po osłonięciu się od strony Siedlec
korpusem ścigającym osłabionego Rosena (im większej porażki
66

doznałby VI korpus w pierwszym dniu tym więcej wojsk


Polacy mogliby wykorzystać do podstawowego zadania),
główna armia miała zaatakować obozy głównej armii rosyjskiej
idąc na Siennicę, Latowicz i Żelechów, Prądzyński przypusz-
czał, że bez korpusów Wina i Rosena główna armia rosyjski
mogła być równa, a nawet słabsza od polskiej armii. Sądził,
iż Polakom uda się zniszczyć przynajmniej część sił Dybicza,
Gdyby feldmarszałek chciał skoncentrować armię pod Łuko-
wem. aby osłonić swoje połączenia z Brześciem, wówczas
maszerująca od Latowicza armia polska przecięłaby drogę
rosyjskim korpusom, co pozwoliłoby jej rozbijać je oddzielnie.
Prądzyński nie sądził jednak, aby Dybicz zdołał szybko
skoncentrować swoje siły i Polacy „przy działaniu sprężystym"
zniszczyliby ją „kilku cząstkowymi bitwami".
Podczas spotkania Prądzyński nie wspominał o możliwości
stoczenia bitwy ze skoncentrowaną armią rosyjską. Ale i tak
wystarczył sam projekt uderzenia na Dybicza. aby Skrzynecki
odrzucił plan z miejsca. Chrzanowski nie wsparł swojego
rywala, uznając za nierealny pomysł rozbicia głównej armii
rosyjskiej. Korzystając z choroby Prądzyńskiego, przejął
kierownictwo nad ruchami wojsk, z zamiarem zrealizowania
planu ataku na gwardię.
Czas pracował na jego korzyść. Od 25 marca poprawiła się
pogoda, poziom wód na Wiśle opadał i nic już nie mogło
przeszkodzić rosyjskiej przeprawie. Spodziewano się jej
w każdej chwili. Mniej więcej 25-26 marca Skrzynecki
zgodził się zaatakować gwardię. W planie Chrzanowskiego
podobał mu się demonstracyjny charakter polskich działali,
a przede wszystkim perspektywa uniknięcia ryzykownej walki
z Dybiczem, co czyniło ten plan atrakcyjniejszym nawet od
planu kordonowej obrony Wisły, przewidującego stoczenie
bitwy nad Pilicą. Skrzynecki był przekonany, że bez większego
ryzyka i strat zmusi Dybicza do rezygnacji z przeprawy przez
Wisłę, a jednocześnie odniesie łatwe zwycięstwo nad gwardią
Miejsce, jakie zajmowała ona w strukturze armii i państwie
67

rosyjskim (skupiała synów elit władzy, a poza tym dowodził


nią brat cara), musiało skłonić Dybicza do udzielenia jej
pomocy, co było równoznaczne z odroczeniem przeprawy.
Zgodnie z założeniami planu, skoncentrowane w Modlinie
3 dywizje piechoty i 2 korpusy kawalerii (39 tys. żołnierzy
i 92 działa) miały przeprawić się przez Narew między
Serockiem a Różanem i uderzyć na gwardię, która między 22
a 28 marca znajdowała się, według polskich danych, w rejonie
Łomży, Miastkowa, Zambrowa, Andrzejowa i Tykocina 10.
Umiński ze swoim korpusem powinien zbliżyć się do
Ostrołęki i związać walką oddział Sackena, otwierając w ten
sposób głównym siłom drogę do gwardii. Chrzanowski
zalecał szybkie wykonanie planu. Chciał wykorzystać nie-
ostrożność gwardii i nieco jeszcze zamarznięte drogi. Obronę
lewego brzegu górnej Wisły przejąć miały korpusy Paca
i Sierawskiego.
Chrzanowski rozpoczął realizację planu od wydania roz-
kazów mających ułatwić przegrupowanie wojsk. Polecił mia-
nowicie zebrać we Włocławku wszystkie statki rzeczne
znajdujące się między Włocławkiem a Modlinem, a także
dostarczyć ludzi i podwód do sypania szańca przedmostowego
w Kazuniu, pod Modlinem, i do naprawy drogi z Młocin do
Kazunia. Umińskiemu nakazał pozostać nad Narwią w okoli-
cach Szelkowa i obserwować ruchy gwardii. 27 marca polecił
sprowadzić 1. DP do Warszawy, a następnego dnia skierował
ją wraz z II KK do Modlina. Za nimi miały podążać 2. i 3.
DP, DrK i artyleria rezerwowa. Jednak nie opuściły one nawet
Warszawy, gdyż Skrzynecki wstrzymał realizację planu Chrza-
nowskiego. Przyczynił się do tego Prądzyński, który 24-25
marca powrócił do zdrowia i pełnienia obowiązków kwater-
mistrza generalnego (to on podpisał rozkaz marszu dla 1. DP).
Uważał, że działania przeciwko gwardii nie były korzystne
10
Pojawienie się Umińskiego pod Ostrołęką 26 marca skłoniło w.ks.
Michała do skoncentrowania korpusu gwardii. W tej sytuacji zaskoczenie go
i rozbicie byłoby bardzo trudne.
68

dla strony polskiej, gdyż kierowały główną armię na drugo-


rzędny teatr wojny i prowadziły do rozproszenia sił. Dybicz,
jego zdaniem, wykorzystałby te błędy i zanim Polacy
zdołaliby dopaść korpusu gwardii, przeprawiłby się przez
Wisłę i opanował Warszawę po rozbiciu korpusu Paca.
Prądzyński sądził też, że Dybicz mógł także (idąc przez
Pragę) wyjść na tyły armii polskiej i odciąć ją od Warszawy
i Modlina. Jego zdaniem, tylko realizacja jego planu mogła
nie dopuścić Dybicza na lewy brzeg i ocalić Warszawę.
Przystępując do walki o zgodę na wcielenie go w życie, znal
argumenty wysuwane przez Skrzyneckiego przeciwko działa-
niom głównej armii na szosie brzeskiej. Zdecydował się więc
na dokonanie zmian w planie z 20 marca. Usunął z niego tę
część, która mówiła o starciu z główną armią Dybicza. W ten
sposób sam Prądzyński zredukował swój plan do ataku na
Geismara pod Wawrem i do zagrożenia liniom komunikacyj-
nym głównej armii rosyjskiej, a więc powrócił do koncepcji
z połowy marca.
Do 28 marca Prądzyński bezskutecznie usiłował odwieść
Skrzyneckiego od realizacji ataku na gwardię. Czynił to
różnymi sposobami — rozmowami z naczelnym wodzem,
rozsiewaniem plotek na temat jego bezczynności i zaini-
cjowaniem interwencji rządu, przez który został wezwany na
posiedzenie. W trakcie tego posiedzenia Prądzyński scharak-
teryzował położenie militarne i przedstawił własny plan
operacyjny. Jego argumenty wywarły duże wrażenie na
członkach rządu, którzy zdawali już sobie sprawę z tego, że
interwencja dyplomatyczna mocarstw jest możliwa tylko
w przypadku stanowczych zwycięstw strony polskiej, a te
z kolei rokował, wedle Prądzyńskiego, tylko jego plan
operacyjny. Efektem spotkania było wezwanie Skrzyneckiego
do rozpoczęcia operacji wojennych. Zanim jednak ks. Czar-
toryski zdołał przekazać Skrzyneckiemu wolę rządu, ten
zmodyfikował swoje stanowisko w kwestii działań na szosie
brzeskiej.
69

28 marca Prądzyński spotkał się ze Skrzyneckim i bez


udziału Chrzanowskiego przedstawił mu swój plan. Oczywiś-
cie, nie mówił już o starciu z główną armią Dybicza,
a jedynie o zniszczeniu Geismara, odparciu Rosena i za-
grożeniu rosyjskim liniom komunikacyjnym. Zapewniał, że
sama tylko „wycieczka z Pragi" uniemożliwi Rosjanom
przeprawę przez Wisłę, a „przeto tym jednym krokiem
ocalimy Warszawę"11. Skrzynecki przyjął do wiadomości
argumenty Prądzyńskiego, ale nadal uważał wypad z Pragi
za niemożliwy do wykonania. Za jedną z głównych trudno-
ści uznawał umocnioną, trudną do sforsowania od czoła,
pozycję Geismara pod Wawrem. Prądzyński zdołał Skrzyne-
ckiego przekonać, że istnieje możliwość unicestwienia całe-
go oddziału rosyjskiego przez atak na jego tyły i lewą
flankę, od strony Kawęczyna12. Pomogły mu w tym infor-
macje Leona Drewnickiego, który 27 marca dostał się,
w przebraniu chłopskim, w głąb pozycji Geismara. Drewni-
cki, setnik straży bezpieczeństwa, doskonale znał równinę
praską i zaoferował się wyprowadzić oddziały polskie na
flankę i tyły Geismara.
Argumenty i gorące prośby Prądzyńskiego ostatecznie
skruszyły opór Skrzyneckiego. Dał słowo honoru, iż rozpocznie
działania zaczepne „wychodząc z Pragi". Z zachowanych akt
sztabowych nie wynika jednak, że ostatecznie zwyciężyła
koncepcja Prądzyńskiego. Możliwe, że miał na to wpływ
Chrzanowski. Co prawda, do gen. Paca wysłano rozkaz
polecający mu odesłanie do Piaseczna (na 30-31 III) 4. DP
z artylerią, ale z rozkazu dla Umińskiego wynika, że kierunek
przyszłych operacji armii polskiej Skrzynecki uzależnił od
mchów gwardii. Gdyby korpus ten maszerował z Łomży do
11
I. Prądzyński, Pamiętnik historyczny i wojskowy o wojnie polsko-
rosyjskiej w 1831 roku, Petersburg 1898, s. 78.
12
Taki scenariusz boju pod Wawrem Prądzyński planował od początku
marca. W trakcie wypadu z Pragi 11 marca rozkazał Giełgudowi uderzyć na
Geismara tak, „aby swoje lewe skrzydło posuwał przez Kawęczyn".
70

Ostrołęki na prawy brzeg Narwi i ku Pułtuskowi, Skrzynecki


zamierzał zaatakować go wszystkimi siłami na prawym brzegu
Narwi. W przypadku, gdyby zatrzymał się on w Łomży lub
z Łomży ruszył na Wyszków albo Brok w celu połączenia
się z główną armią Dybicza, Skrzynecki planował, uprze-
dzając połączenie sił rosyjskich, uderzyć na Dybicza. W tym
samym dniu, tj. 28 marca, wieczorem sztab główny wydał
rozkazy dla 1. DP i II KK nakazujące im zatrzymać się pod
Modlinem i zachować stan gotowości do marszu na Nasielsk
(przeciwko gwardii) lub na Jabłonnę i Nieporęt (ku szosie
brzeskiej)13. Ostatecznie na rzecz ofensywy na szosie
brzeskiej przeważyły doniesienia Umińskiego o bezruchu
gwardii, a przede wszystkim doniesienie „gorliwego" oby-
watela znad Wisły o marszu armii rosyjskiej ku Wiśle
i o planowanej na 30 marca przeprawie, które pokrywało
się z doniesieniami wywiadu o tym, iż Rosjanie zakończyli
budowę przepraw w Tarnówku i Tyrzynie. W tej sytuacji
Skrzynecki już do południa 29 marca postanowił zaatakować
rano 31 marca oddziały rosyjskie w Wawrze, a następnie
„pójść naprzód", aby skłonić Dybicza do odwrotu znad
Wisły i poniechania przeprawy. Podjęcie decyzji ułatwiła
mu świadomość, iż celem ataku będzie VI korpus gen.

13
W pamiętniku Prądzyńskiego można znaleźć i inną przyczynę rozkazów
z 28 marca. Skrzynecki szalenie obawiał się dwóch rzeczy — doznania
porażki w pierwszych działaniach armii pod jego dowództwem i ujawnienia
na zewnątrz jego niezdecydowania co do operacji wojennych. W pierwszym
przypadku domagał się od twórców planów zapewnienia, że proponowane
przez nich działania zakończą się sukcesem. Sceptyk Chrzanowski nie mógł
tego zapewnić, a Prądzyński tak. Kwatermistrz stanowczo twierdził, że atak
na Geismara zakończy się pełnym zwycięstwem. Z kolei obawę przed
podważeniem autorytetu osobistego w następstwie „odwoływania wydanych
rozkazów i przerywania akcji już po części uskutecznionej", Prądzyński
rozwiał zapewnieniem, że „wszystko, co dotychczas uczyniono" wytłumaczy
się jako „bardzo uczony manewr w celu oszukania nieprzyjaciela". W zupeł-
ności kwatermistrzowi się to udało. Tak podbuduje zewnętrzny obraz
Skrzyneckiego, że po sukcesach ofensywy wiosennej utrzyma się na stołku
naczelnego wodza aż do sierpnia.
71

Rosena. W polskim dowództwie zdawano sobie sprawę


z panujących w nim nastrojów propolskich i znacznym
osłabieniu w następstwie walk, chorób i dezercji 14.
Jeszcze 28 marca Skrzynecki, Prądzyński i Chrzanowski
postanowili wykorzystać do działań na lewym brzegu Wisły 44
tys. żołnierzy i 107 dział, z armii liczącej około 69 tys. żołnierzy
i 149 dział (bez Dwernickiego, garnizonów Warszawy i twierdz).
Skrzynecki i Chrzanowski byli przekonani, że siły te będą
wystarczające do wypełnienia zadań na szosie brzeskiej, które
poza rozbiciem Geismara i odparciem Rosena, ograniczały się
w zasadzie do demonstracji. Prądzyńskiemu z ledwością udało
się ich przekonać do ściągnięcia z korpusu Paca dywizji
Milberga z artylerią. W zasadzie jednak nie oponował przeciwko
pozostawieniu za Wisłą i Narwią 1/3 armii. Obawiał się m.in., że
koncentracja całej polowej armii polskiej w Warszawie dostrze-
żona zostanie przez Rosjan. Tymczasem, jak sam podkreślał,
sukces ofensywy zależał od zachowania tajemnicy i szybkości
działań.

14
VI KP (do lutego 1831 roku nosił nazwę Samodzielny Korpus Litewski)
powstał w roku 1817 z rozkazu cara Aleksandra I i podlegał w.ks.
Konstantemu. Wśród oficerów, szczególnie młodszych, znaczny odsetek
stanowili Polacy. Rekruci pochodzili z guberni wileńskiej i podolskiej. Armia
Królestwa Polskiego wysyłała do niego instruktorów. Mikołaj I starał się
zmienić polski charakter korpusu. Pozbawił go rekruta z guberni wileńskiej
i podolskiej na rzecz guberni pskowskiej i twerskiej. Rozpoczęto także
rusyfikację korpusu oficerskiego. Pomimo tych kroków, w czerwcu 1830 roku
skład korpusu nadal był przeważnie polski. Car chciał go przenieść w głąb
Rosji. Sprzeciwił się temu Konstanty. W chwili wybuchu powstania w Króle-
stwie car nadal nie był pewny lojalności korpusu. Za pewne uważał tylko
brygady strzeleckie. Pułki grenadierów, muszkieterskie i cała dywizja ułanów
budziły jego obawy. Próbowano temu przeciwdziałać przez usuwanie z korpusu
oficerów niepewnych (około 400) i wprowadzenie na ich miejsce Rosjan. Na
początku grudnia 1830 roku doszło do kilku prób przeciągnięcia korpusu na
stronę polską. Jego delegaci przybyli nawet do Warszawy, ale Chłopicki
odprawił ich z kwitkiem. Ostatecznie korpus pozostał w składzie armii
rosyjskiej. Bił się dobrze, ale miał też sporo dezerterów. W pierwszej fazie
kampanii w Królestwie poniósł największe straty spośród wszystkich korpusów
armii rosyjskiej (26% stanu z 5 II).
72

Tak więc, gdy główna armia koncentrowała się w War-


szawie, na skrzydłach pozostało ponad 20 tys. żołnierzy i 24
działa. 29 marca korpus Paca zajmował pozycje od Łęgu do
Gniewosza. W skład tych sił wchodziło około 6 tys. bagnetów
i 2 tys. szabel starej kawalerii, w 12 baonach i 13 szwadronach
z 10 działami. Gen. Sierawski rozlokował swój korpus od
ujścia Wieprza do Zawichostu. W 10 baonach i 10-11
szwadronach miał on 6,6 tys. żołnierzy i 6 dział. Korpus
Umińskiego (ok. 6,2 tys. żołnierzy i 8 dział) nadal tkwił pod
Różanem nad Narwią.
MARSZ DYBICZA NAD WIEPRZ
I POLSKIE PRZYGOTOWANIA DO DZIAŁAŃ
ZACZEPNYCH 27- 30 MARCA 1831 ROKU

Decydując się na marsz nad Wieprz Dybicz nie sądził, aby


Polacy byli zdolni zagrozić komunikacji armii rosyjskiej
i Siedlcom. Uważał, że skoncentrują oni większość swoich sił do
bezpośredniej obrony przeprawy i nie podejmą stanowczych
działań na prawym brzegu. Lekceważył przeciwnika. Nie sądził,
że Polacy po pierwszej fazie wojny zdołali zreorganizować armię
i uzupełnić straty. Nie wiedział naprawdę, jak licznymi wojskami
dysponował Skrzynecki. Wiedział za to, że pod koniec marca są
one rozproszone na znacznym obszarze, poczynając od dolnej
Narwi, a na górnej Wiśle i Zamościu kończąc 1. Był pewny, że
po bitwach pod Wawrem i Grochowem Polacy nie wystąpią
przeciwko niemu w otwartym polu (pod tym względem się nie
mylił), a jeżeli już zdecydują się na bój głównych armii, to tylko
w oparciu o Wisłę lub Pilicę, albo o fortyfikacje i zabudowania
1
W liście do cara z 28 marca pisał, iż pozycje armii polskiej były tak
rozciągnięte, że nie mógł sobie wytłumaczyć, w jakim celu. Twierdził, iż
Dwernicki był w Zamościu, Umiński szedł na Ostrołękę, Sierawski stał
w pobliżu Puław, a silne oddziały w Kozienicach, Radomiu, Magnuszewie
i Górze, rezerwowa kawaleria w Piasecznie i nowo zaciężni z jednej
z nowych dywizji piechoty w Warszawie. Ta dywizja, według Dybicza,
składała się z 3 pułków. Rzeczywisty stan polskiej armii i jej dyslokacja
odbiegały nieco od wyobrażeń feldmarszałka.
Warszawy. Rozpoczynając operację, wierzył w łatwy sukces.
Był przekonany o trudnej sytuacji w obozie powstańczym
(m.in. wierzył w rozłam w elitach politycznych i wojskowych
oraz w społeczeństwie). Z tego też względu nie oczekiwał
nawet zaciekłej obrony Warszawy.
Pewność Dybicza, że Polacy nie podejmą działań zaczep-
nych na prawym brzegu Wisły siłami głównej armii przejawia
się we wszystkich jego pismach z trzeciej dekady marca,
w tym także w instrukcji z 27 marca dla gen. Rosena,
dowódcy VI KP. To właśnie temu korpusowi przydzielił
feldmarszałek zadanie osłony swoich tyłów i komunikacji.
Dybicz uważał, że jedynym posunięciem, na które może
zdecydować się Skrzynecki, będzie wypad z Pragi z częścią
głównej armii (co najwyżej dorównującej siłą VI korpusowi)
przeciwko Rosenowi, tak jak miało to miejsce 11 marca.
Spodziewał się tego w czasie przegrupowania armii rosyjskiej
nad Wieprz i w toku jej przeprawy przez Wisłę, tj. najpóźniej
do 5 kwietnia. Po tym dniu Polacy nie byliby już w stanie
takiego kroku przedsięwziąć, gdyż musieliby skoncentrować
swoje siły do obrony szlaków wiodących ku Warszawie na
lewym brzegu Wisły. Z tego samego względu Dybicz nie
obawiał się, że Sacken napotka opór w trakcie oczyszczania
dolnego biegu Wisły. Nie spodziewał się wypadu na prawy
brzeg całej armii polskiej. Mimo to, jak zaznaczył w instrukcji
dla Rosena, musiał mu zasygnalizować mało prawdopodobne
scenariusze działań Polaków.
Pod koniec marca VI KP liczył 18,1 tys. żołnierzy i 49 dział
(13,2 tys. piechoty i 4,9 tys. kawalerii) 2. Był on rozproszony na
znacznym obszarze między Wawrem, Ręczajami, Stanisławo-
wem i Mińskiem, wzdłuż szosy brzeskiej, starego traktu
litewskiego oraz lokalnych dróg łączących Turów, przez Ręczaje
i Poświętne, ze Stanisławowem, oraz wzdłuż drogi biegnącej ze
2
Między 26 a 31 marca stan korpusu zmniejszył się o ponad 1200
żołnierzy. Skierowano ich na obszar, który korpus miał zająć po 31 marca
z zadaniem gromadzenia żywności i paszy.
wsi Cisie, przez Cygankę, do Brzozia. Pod Wawrem stała
awangarda gen. Geismara (6 tys. żołnierzy i 10 dział), około
5 km dalej, w Miłośnie i Grzybowie — pułk piechoty
z 2 działami (1,2 tys. żołnierzy) i wreszcie 15-21 km w tyle
główne siły w Dębem Wielkim i w Stojadłach (3,2 tys. żołnierzy
i 13 dział). Wszystkie te oddziały zajmowały biwaki i w każdej
chwili były gotowe stawić czoło oddziałom polskim wychodzą-
cym z Pragi. Tworzyły one lewe skrzydło korpusu, dowodzone
przez gen. Rosena. Na północ od nich, przy drogach lokalnych
i starym trakcie litewskim, na kwaterach, stało prawe skrzydło
korpusu, dowodzone przez gen. Włodka. W Osinach, Rysiach,
Cygance i Brzoziu (ok. 2,5-3 km od szosy brzeskiej) — 2,9 tys.
żołnierzy i 12 dział; w Okuniewie, Pustelniku, Wólce Czarno-
wskiej i Stanisławowie (8-10 km od szosy brzeskiej) — 3,2 tys.
żołnierzy i 12 dział; w Ręczajach i Poświętnem (ok. 19,5-23 km
od szosy brzeskiej) — 1,2 tys. żołnierzy. W tyle korpusu
znajdowały się oddziały podlegające naczelnikowi wojennemu
województwa podlaskiego, gen. Aleksandrowi Pęcherzewskie-
mu, m.in. w Siedlcach 1,3 tys. żołnierzy, a w Węgrowie 507.
Widoczne rozproszenie korpusu wynikało z trudności z wy-
żywieniem żołnierzy i koni. Trapiły one wojska Rosena przez
cały marzec. Żywność i furaż dla prawego i lewego skrzydła
korpusu dowożono z magazynów siedleckich, a dla awangardy
— ze specjalnie dla niej utworzonego magazynu w Mińsku.
Niedobory uzupełniano zakupami, a przede wszystkim furażo-
waniem. Zadania aprowizacyjne pochłaniały znaczną część
żołnierzy (między 26 a 31 III — ponad 1200).
Dybicz zwrócił Rosenowi uwagę na konieczność dokonania
zmiany w ugrupowaniu wojsk w celu skoncentrowania sił,
a także dla usprawnienia zaopatrzenia. Miano tego dokonać
po 31 marca, po przegrupowaniu głównej armii nad Wieprz 3.
Awangarda Geismara powinna przejść do Miłosny lub Dębego
3
W instrukcji z 27 marca Dybicz zalecił przegrupowanie VI korpusu po
pierwszym „pieriechodie". Przyjąłem, iż oznacza to przebycie odcinka od
kwater zimowych do Wieprza.
76

Wielkiego, a reszta korpusu zająć obszar między Mińskiem


a Kałuszynem. Dybicz życzył sobie jednak, aby pod Wawrem
został oddział kozaków, wsparty przez szwadron regularnej
kawalerii i kilka dział, a w Garwolinie i Kołbieli znajdowały
się posterunki obserwacyjne. Gdyby Polacy ruszyli z Pragi
z częścią swoich sił, Rosen, w myśl instrukcji Dybicza, miał
wyjść im naprzeciw, odrzucić ku przedmościu, a jeżeli się
uda, to nawet rozbić. Gdyby zaś Polacy zaatakowali Rosena
całymi swoimi siłami, co Dybiczowi wydawało się zupełnie
nieprawdopodobne, to instrukcja zalecała utrzymać się na
stanowiskach w Mińsku lub Kałuszynie. W ostateczności
pozostawała Rosenowi obrona Siedlec, do której mógł wyko-
rzystać wszystkie oddziały zmierzające ku głównej armii
(14,2 tys. żołnierzy i 39 dział) oraz podległe gen. Pęcherzew-
skiemu. Dybicz postarał się także o pomoc ze strony korpusu
gwardii. Zwrócił się mianowicie do w.ks. Michała z prośbą,
aby w razie działań zaczepnych sił polskich na szosie brzeskiej,
znacznie większych od sił VI KP, wsparł Rosena oddziałem
gen. Bistroma (co najmniej 3,2 tys. szabel i 16 dział). Mógł
on przybyć do Siedlec przez Nur albo Mielnik. Gdyby Polacy
zaatakowali korpus gwardii, rozlokowany między Narwią
a Bugiem, Rosen miał zostawić na szosie oddział Geismara,
a z resztą korpusu uderzyć na tyły lub flankę Polaków, przez
Węgrów i Nur. W drugiej połowie kwietnia, z chwilą, gdy
główna armia ruszy na Warszawę, Rosen powinien zostawić
na szosie gen. Geismara, a z resztą korpusu dołączyć do sił
głównych. Do tego czasu komunikacja między korpusem
a główną armią miała się odbywać przez Żelechów do Puław,
do chwili utworzenia dogodniejszych szlaków, np. przez
Tarnówek lub Karczew.
W instrukcji Dybicz podkreślał, że teren wokół szosy
brzeskiej będzie sprzyjał Rosenowi w realizacji postawionych
przed nim zadań.
Szosa brzeska między Warszawą a Siedlcami biegła kory-
tarzem, ograniczonym od południa dużymi kompleksami
77

zabagnionych górnych biegów rzeki Muchawki i Kostrzynia


oraz obszarami leśnymi leżącymi u źródeł Świdra i Krzny
południowej. Od północy korytarz zawężał zabagniony górny
Liwiec, a zamykały go bagniste dolne biegi Muchawki
i Kostrzynia.
Teren wokół szosy był na ogół nizinny i płaski, ale
nieprzejrzysty i poprzecinany różnymi przeszkodami. Najbar-
dziej był zalesiony na odcinku od Kałuszyna do Warszawy
(tzw. Wielki Bór). W kierunku od Kałuszyna ku Siedlcom
i Międzyrzecowi zalesienie przerzedzało się i teren stawał się
bardziej przejrzysty. Szosa brzeska, na obszarze Kału-
szyn-Praga, biegła przez ciaśninę leśną długości około 50 km.
Jej szerokość była równa mniej więcej trzykrotnej szerokości
szosy. W pewnych miejscach powstały obszerne polany.
Znajdowały się one m.in. pod Wawrem i Grochowem, pod
Miłosną, Dębem Wielkim i Janówkiem. Polany te były
najczęściej porośnięte krzewami, podmokłe, a nawet bagniste.
Cały obszar przecinały liczne dopływy Bugu, Narwi, Wisły
i Wieprza. Były to zazwyczaj małe rzeczki i strumienie
o niewielkim spadku, płaskich brzegach i z tego względu
często wylewały szeroko i płytko, tworząc mokradła i bagna.
Największy był Liwiec, płynący wieloma równoległymi kory-
tami. Przecinał drogi wiodące do Warszawy z północnego
wschodu. Inne, mniejsze od Liwca rzeki, takie jak Kostrzyn
i Muchawka, napotykały na swej drodze szosę brzeską.
W porze wylewów i roztopów tworzyły poważne przeszkody.
Nawet niewielkie cieki wodne, jak np. rów odwadniający pod
Grochowem, strumień Gocławski pod Wawrem, rzeczka
Witówka pod Kałuszynem, dzięki swoim szerokim i bagnistym
dolinom przysparzały trudności przy przekraczaniu ich w miej-
scach pozbawionych stałych mostów.
Obszar wokół szosy nadawał się raczej do obrony niż do
działań zaczepnych. Drogi przechodzące wśród gęstych,
podszytych i często podmokłych bagnistych lasów, nie sprzy-
jały przemieszczaniu artylerii i taborów. Były niedogodne do
78

walki i marszów piechoty oraz kawalerii. Zarówno atakujący


jak i broniący się musieli cały czas strzec się przed możliwością
obejścia i oskrzydlenia bocznymi drogami, szczególnie w okre-
się zimy i lata, gdy teren nie był podmokły.
Kto panował nad szosą brzeską, ten kontrolował cały obszar
między Bugiem, Wieprzem a Wisłą. Siedlce były największym
ośrodkiem miejskim przy szosie między Warszawą a Brześ-
ciem oraz węzłem komunikacyjnym, w którym zbiegały się
drogi boczne biegnące z północy i południa, od przepraw na
Wieprzu (w pobliżu Kocka i w Bobrownikach) i przepraw na
Bugu (Brok, Nur, Granne, Drohiczyn). Powodowało to, że
Siedlce stały się łącznikiem dwóch terenów operacyjnych,
rozdzielonych Bugiem. Na południe od rzeki operowała główna
armia Dybicza, a na północ od niej — korpus gwardii.
Znaczenie szosy podnosiła jej twarda nawierzchnia, umoż-
liwiająca, niezależnie od panujących warunków atmosferycz-
nych, szczególnie wiosną i jesienią, szybkie przemieszczanie
wojsk i taborów. Wokół szosy istniała cała sieć dróg, które
jednak nie miały twardej nawierzchni. Do nich zaliczał się
stary trakt litewski (warszawski), idący od Białegostoku, przez
Liw-Pniewnik-Dobre-Stanisławów-Okuniew, na Pragę 4 ,
a także droga łącząca Pragę z Kałuszynem, przez Jaku-
bów-Cygankę-Rysie. Na południe od szosy biegła m.in.
droga z Kałuszyna, na Kuflew-Latowicz, do Stoczka oraz
droga z Latowicza, na Seroczyn-Wodynie-Gołąbek-Żel-
ków-Iganie, do Siedlec. Charakterystyczny dla szlaków ko-
munikacyjnych na obszarze między Warszawą a Siedlcami
jest równoleżnikowy układ dróg krajowych. Połączenia między
nimi, w układzie południkowym, stanowiły przeważnie drogi
lokalne, prawie nieprzejezdne w okresie odwilży. Nie wziął
tego pod uwagę gen. Rosen. W razie ataku Polaków po szosie
4
Na terenie obwodu białostockiego, od starego traktu litewskiego od-
chodziły dwie odnogi. Jedna z Bielska — przez Boćki — na Drohiczyn (dalej
na Sokołów i Węgrów), a druga z Brańska — przez Ciechanowiec, Nur,
Kosów, Jadów — na Warszawę.
79

brzeskiej, VI korpus musiał napotkać na swojej drodze liczne


przeszkody, uniemożliwiające mu dokonanie szybkiej koncentra-
cji, gdy tymczasem Polacy przemieszczaliby się po wybornej
szosie o twardej nawierzchni. Nie uwzględnił tego w swoich
planach także Dybicz. Podejmując decyzję o rozpoczęciu
operacji, liczył na dobry stan dróg, będący następstwem
przymrozków, które nawiedziły Podlasie jeszcze przed 28 marca.
29 marca nastąpiła całkowita zmiana pogody. Nastała odwilż,
która zamieniła podsuszone i utwardzone drogi w trudno
przejezdne grzęzawiska. W ten sposób armia polska, przemiesz-
czająca się szosą brzeską, zyskiwała przewagę nad główną armią
rosyjską, skazaną na złe drogi lokalne. W tak trudnym terenie,
w jakim przyszło działać armii rosyjskiej, niezbędna była pomoc
miejscowej ludności, a ta, jak wiadomo, sprzyjała armii polskiej.
Rosen nie przejmował się tym tak bardzo, jak swoim osamotnie-
niem na szosie brzeskiej. Niezupełnie podzielał optymizm
Dybicza w kwestii działań Polaków. Spodziewał się nawet
najgorszego, tzn. uderzenia całej armii polskiej na swój korpus.
Pod koniec marca poczuł się jednak bezpieczniej na swoich
stanowiskach, gdy dowiedział się o planowanej przez Dybicza
akcji mającej na celu zniszczenie mostu łączącego Pragę
z Warszawą. Feldmarszałek zdecydował się na ten krok, aby
mieć całkowitą pewność, że jego komunikacje i tyły będą
bezpieczne. Z 29 na 30 marca wieczorem z Karczewa ruszyły
z biegiem Wisły ku Warszawie 3 brandery, statki rzeczne
wypełnione materiałami łatwopalnymi i wybuchowymi. Ich
załogi, na każdym 1 oficer i 12 saperów, miały podpalić statki
2 km od mostu i szukać ratunku na prawym brzegu rzeki, gdzie
czekały już forpoczty Geismara. Rosyjscy oficerowie niedokład-
nie jednak zlustrowali koryto Wisły. Brandery osiadły na
mieliźnie w pobliżu Siekierek, a podpalone przez Rosjan, przez
godzinę zapewniały mieszkańcom Warszawy darmowe fajerwer-
ki. Dywersja, mająca zniszczyć jedyne połączenie stolicy
z Pragą, zakończyła się niepowodzeniem, ale Dybicz nie
uzależniał od jej rezultatu swoich planów.
80

Od rana 29 marca korpusy głównej armii rosyjskiej zmie-


rzały ściśle wytyczonymi szlakami nad Wieprz. Pułki I KP
z Parysowa, Garwolina, Łaskarzewa, Osiecka i Karczewa
— przez Rudę Talubska, Miastków Kościelny, Łaskarzew,
Maciejowice, Kłoczew, Korytnicę i Stężycę; grenadierzy
z Latowicza, Siennicy, Stoczka — przez Osiny, Radoryż,
Okrzeję; gwardia Konstantego z Woli Gutowskiej do Kocka,
gdzie podążała także artyleria rezerwowa z Łukowa.
Dybicz zakładał, iż siły przeznaczone do przeprawy dotrą do
Wieprza w 3 dni, tj. do 31 marca. Było to trudne wyzwanie.
Podmokłe drogi, po przemarszu czołowych kolumn zmieniały się
w błotne topiele. Już w pierwszym dniu marszu, 29 marca,
każdej baterii artylerii przydzielono do pomocy rotę piechoty. Do
dział pozycyjnych zaprzęgano po 15 koni, a do dział lekkich po
10. Mimo to artyleria grenadierów pozostała daleko w tyle.
Żołnierze padali ze zmęczenia i zostawali za swoimi oddziałami.
31 marca wszystkie korpusy osiągnęły Wieprz. I KP rozlokował
się między Rykami a Bobrownikami, zajmując także Wargocin
oraz Stężycę. Grenadierzy stali między Miasteczkiem a Drążgo-
wem, a gwardia Konstantego i artyleria rezerwowa w Kocku
i okolicach. Korpus zbiorowy Witta dopiero 3, a najpóźniej
4 kwietnia, miał zebrać się między Markuszowem a Puławami.
31 marca pozostał więc na dotychczas zajmowanych stanowis-
kach: 3. DGr. na drodze z Lublina do Puław, w Markuszowie,
Kurowie i Garbowie, 3. DKir. w Lubartowie, a brygada ułanów
w Kamionce i Michowie. Główna kwatera Dybicza znajdowała
się w Rykach. Po 31 marca, jeszcze w ciągu kilku dni dołączali
do armii maruderzy i tabory. 1 kwietnia do grenadierów dotarła
ich artyleria pozycyjna. Wozy z żywnością, rozciągnięte wzdłuż
szlaków przemarszu armii, potrzebowały aż 2-3 dni na połącze-
nie się ze swoimi oddziałami.
Marsz do Wieprza uczynił armię rosyjską niezdolną do
działań zaczepnych, gdy tymczasem armia polska rozpoczynała
je na szosie brzeskiej, oddzielonej od Wieprza wielokilome-
trową przestrzenią, pełną trudnych do przebycia dróg.
81

Jeszcze 28 marca armia polska zajmowała pozycje wyjściowe


do ataku na gwardię. W Warszawie znajdowały się tylko 2. i 3.
DP, DrK i artyleria rezerwowa, a poza stolicą 1., 4. DP i II KK.
II KK rozlokował się wokół twierdzy Modlin, do której też
kontynuowała marsz 1. DP. Dopiero 29 marca dowódca II KK,
gen. Łubieński, i dowódca 1. DP, gen. Rybiński, otrzymali
rozkazy związane z działaniami przeciwko Rosenowi. Rybiń-
skiemu polecono wrócić do Warszawy, a Łubieńskiemu pozostać
w Modlinie, z zadaniem osłony od północy operacji na szosie
brzeskiej. Zadanie postawione Łubieńskiemu wynikało z braku
informacji o zamierzeniach rosyjskiego korpusu gwardii.
Skrzynecki, decydując się na działania zaczepne na prawym
brzegu Wisły, a także w ich toku, nieustannie był przekonany, że
gwardia nie pozostanie bierna wobec polskiej ofensywy i będzie
starała sieją powstrzymać uderzeniem od północy. Już zawczasu
myślał więc o zabezpieczeniu swojej lewej flanki. Osłonić ją
mógł Umiński, działający nad Narwią, a także II KK, operujący
na południe od Bugu i utrzymujący ścisłą więź z główną armią.
W rozkazie z 29 marca polecono więc Łubieńskiemu pozostać
w Modlinie, 30 marca z jedną dywizją kawalerii udać się do
Nieporętu (1 brygadę miał odesłać do Jabłonny), a 31 marca,
w dniu ataku głównych sił na Geismara, ruszyć do Radzymina.
Do rana 30 marca polskie dowództwo zmieniło koncepcję użycia
II KK. Skrzynecki zrezygnował z bezpośredniej osłony lewej
flanki głównej armii i cały jej ciężar przerzucił na korpus
Umińskiego. Łubieńskiemu polecono stawić się pod Pragą.
Dotarł tam, forsownym marszem przez Jabłonnę, między
godziną 3 a 4 rano 31 marca. Wcześniej, bo już 30 marca,
w Warszawie znalazła się 1. DP. W ten sposób w dniu ataku
w VI KP zdołano skoncentrować w Warszawie 31,6 tys.
żołnierzy piechoty i artylerii pieszej, 8 tys. kawalerii i artylerii
konnej oraz 92 działa i 8 kozłów rakietowych pieszych. 4. DP
(5,5 tys. żołnierzy i 15 dział) dotarła do stolicy dopiero
1 kwietnia (31 III na Pradze był tylko pułk grenadierów tej
dywizji).
82
Wiedza polskiego sztabu głównego na temat dyslokacji VI
korpusu była skąpa. Informacje przekazane przez Drewnickiego,
najbliższe prawdy, dotyczyły tylko straży przedniej Geismara.
Siły korpusu Rosena oszacował on na 45 tys. żołnierzy i 38 dział,
co dalekie było od rzeczywistości. Wielu informacji na temat
korpusu Rosena dostarczali także chłopi przybywający do
Warszawy. Jednak i one nie były precyzyjne. Tuż przed
rozpoczęciem działań w polskim sztabie panowało więc przeko-
nanie, że Geismar ma 10 tys. żołnierzy i 16 dział, w Miłośnie
i pod Dębem Wielkim stoją 2 dywizje piechoty, w Stanisławo-
wie, Okuniewie i Radzyminie znajduje się tylko nieliczna
kawaleria rosyjska, a w Mińsku park artyleryjski. Przygotowując
dyspozycje do ataku na 31 marca Prądzyński uwzględniał
powyższe dane, co wywarło negatywny wpływ na przebieg walk.
Obszar, na którym rozmieszczona była straż przednia Geismara,
zwany był równiną praską. Rozciągała się ona w promieniu 7-9
km od mostu na Wiśle. Od wschodu i północnego wschodu
granicę równiny wytyczały niewielkie piaszczyste wzgórza, za
którymi rozciągały się lasy Wielkiego Boru. Był to obszar
nizinny, pocięty mokradłami i rowami odwadniającymi. Mokradła
rozciągały się wzdłuż Wisły, z południa na północ, od Saskiej
Kępy i Zastowa, przez Olszynkę, Kawęczyn, Ząbki, Marki,
Grodzisk, do Białołęki. Szerokość tych mokradeł pod Kawęczy-
nem dochodziła do 1 km, a pod Ząbkami nawet do 2,5 km.
Mokradła przecinały liczne kanały odwadniające, łączące się
z głównym kanałem idącym przez Olszynkę do Białołęki.
Istniały tylko dwa dogodne przejścia przez mokradła. Pierwsze
wzdłuż szosy kowieńskiej (na Białołękę), a drugie wzdłuż szosy
brzeskiej. Przejście wzdłuż szosy brzeskiej tworzyło tzw. pomost
grochowski, ciągnący się od Wawra przez Grochów do Pragi.
Był on suchy i szeroki na 2 km. Biegły nim dwie drogi: stary
trakt litewski i szosa brzeska. Obie łączyły się pod karczmą
w Grochowie Małym 5 .
s
Mniej więcej w okolicy dzisiejszego Parku im. 13 Września 1944 r., na
Gocławku. Jak wyglądają obecnie miejsca związane z ofensywą wiosenną,
83

Straż przednia Geismara zajmowała pozycje pozwalające


kontrolować jej całą równinę praską i szlaki wiodące na
Okuniew (stary trakt litewski), Miłosne (szosa brzeska),
Karczew i Turów. Od Żelaznego Słupa 6 do Ząbek rozciągał
się łańcuch czat kozackich. Na szosie brzeskiej w Grochowie
Wielkim 7 stały siły główne czat (kozacy). Za strumieniem
gocławskim, po obu stronach szosy, Rosjanie usypali sza-
niec 8 . Tu znajdowała się ich główna linia oporu. W nocy
z 30 na 31 marca służbę w szańcach, uzbrojonych w 8 dział 9 ,
pełnił 11 baon wileńskiego [96] pułku piechoty. Przy karczmie
Wygoda10 znajdował się szwadron wołyńskiego [24] puł.
Reszta sił stanowiła odwód straży przedniej, tj. 1 baon
wileńskiego pp, 2 baony litewskiego [95] pp, 2 baony 47.
pułku jegrów [pjeg.] z 2 działami lekkimi, 5 szwadronów
wołyńskiego puł. i 2 działa. Główna kwatera Geismara
znajdowała się w karczmie wawerskiej11. Kawaleria wraz
z taborami rozlokowała się na polach od strony wsi Zastaw.
Piechota pobudowała sobie baraki, prawdopodobnie w pobliżu

można prześledzić w przewodniku Tomasza Chludzińskiego, Szlakami powstania


listopadowego, Warszawa 1985.
6
Obecnie przy ulicy Grochowskiej, między ulicami Siennicką a Podskar-
bińską.
7
Jego zabudowania rozciągały się wzdłuż dzisiejszej ulicy Grochowskiej,
między ulicami Garwolińską a Wspólną Drogą.
8
Obecnie miejsce to znajduje się nieco na zachód od skrzyżowania ulic:
Marsa, Grochowskiej, Płowieckiej i Ostrobramskiej.
9
6 dział pozycyjnych i 2 działa lekkie. Najczęściej spotykanymi działami
w obydwu armiach były lekkie armaty 6-funtowe i jednorogi ćwierćpudowe
oraz pozycyjne (ciężkie) armaty 12-funtowe i jednorogi półpudowe. Zasięg
ich ognia wynosił od ok. 285 m do ponad 2,8 km, ale skuteczność malała
wraz ze zbliżaniem się do górnej granicy donośności. Dla dział lekkich strzał
pewny („celny") można było uzyskać na dystansie 640-850 m, a dla dział
pozycyjnych — 850-1060 m. Co najmniej 2 działa lekkie, którymi dys-
ponowała awangarda rosyjska pod Wawrem, były działami 4-funtowymi.
10
Przy skrzyżowaniu obecnej ulicy Torowej z ulicą Marsa.
11
Obecnie zajazd „Pod Napoleonem". W jego pobliżu znajduje się dębowy
krzyż wzniesiony w 1916 roku i kamień z napisem „Poległym za Ojczyznę
w dniach 19 lutego i 31 marca 1831 roku".
karczmy, z materiałów uzyskanych po rozbiórce domów
w Ząbkach i Kawęczynie.
Pozycja straży przedniej była dogodna do obrony i trudno
było ją zaskoczyć atakiem od czoła. W razie niebezpieczeństwa
Geismar mógł szybko zebrać swój oddział i bezpiecznie
cofnąć ku Miłośnie, gdzie znajdował się baon białostockiego
[94] pp z 2 działami lekkimi (drugi baon stał w Grzybowie).
Geismar nie obawiał się jednak ataku Polaków. Dość dobrze
orientował się w sytuacji panującej w Warszawie (m.in.
z prasy), a poza tym był już przyzwyczajony do wypadów
z Pragi drobnych oddziałów polskich. Czekał nawet na nie,
aby zwycięstwem zmyć z siebie hańbę porażki doznanej pod
Stoczkiem. Przekonanie Geismara podzielał cały jego sztab
— gen. Nasaken, szef sztabu awangardy, gen. Karp Fasi,
dowódca piechoty i gen. Igelstróm. Tym większym więc
zaskoczeniem dla nich był niespodziewany atak Polaków
rankiem 31 marca.
Dyspozycje do natarcia opracował płk Prądzyński. Wiedział
on, że bezpośredni atak na pozycje rosyjskie od strony Pragi
nie wchodzi w grę. Zdecydował się więc na natarcie flankowe,
na prawe skrzydło Geismara, połączone z działaniami wiążą-
cymi jego siły od czoła, przekształcającymi się w toku bitwy
w natarcie na centrum i obejście lewego skrzydła. Oddział
Geismara miał być rozbity w przeciągu 2 godzin.
Instrukcja Prądzyńskiego, bardzo drobiazgowa i rozwlekła,
precyzyjnie określała zadania poszczególnych oddziałów. Jej
autor uważał, iż jest to niezbędne, aby zrozumiał ją Skrzynecki
i generałowie ją realizujący.
Do ataku wyznaczył trzy grupy. Pierwszą, pod dowództwem
gen. Rybińskiego, tworzyła 1. DP i brygady kawalerii gen.
Józefa Kamińskiego z II KK (11,2 tys. bagnetów i szabel, 10
dział); drugą — straż przednia, pod dowództwem gen. Ludwika
Kickiego (3,5 tys. bagnetów i szabel, 14 dział); a trzecią — 2.
DP gen. Giełguda (7,2 tys. bag. i 18 dział). Razem liczyły one
21,9 tys. żołnierzy (w tym ok. 19 tys. piechoty) i 42 działa,
85

Co dawało im znaczną przewagę nad siłami Geismara (co


najmniej 3:1).
Operację rozpocząć miała przeprawa na Pragę, skąd grupa
Rybińskiego powinna dotrzeć do Ząbek o godz. 4.30. O tej
godzinie Rybiński powinien udać się na Kawęczyn i po minięciu
tej wsi od wschodu uderzyć w prawy bok i tył stanowisk
Geismara pod Wawrem. Jak czytamy w instrukcji: „przybliżając
się do stanowiska nieprzyjacielskiego, gen. Rybiński rozciągać
będzie swoją piechotę w las tak, ażeby zajść dobrze w tył
nieprzyjacielowi". Zalecano mu więc atak szerokim frontem.
Jednocześnie Prądzyński ostrzegał Rybińskiego, że nie powinien
rzucać do boju całych swoich sił, ponieważ nieprzyjaciel ma
jedną dywizję w Miłośnie, co było nieprawdą, której będzie
musiał prawdopodobnie także się przeciwstawić.
Atak dywizji Rybińskiego miał być skorelowany z natarciem
od Grochowa Wielkiego na front pozycji Geismara. Zapoczątko-
wać go miała grupa gen. Ludwika Kickiego. Według instrukcji,
powinna ona wyjść z Pragi rogatkami grochowskimi i o godz.
4.30 ruszyć szosą brzeską spod Słupa Żelaznego na wschód. Do
zadań tej grupy należało oczyszczenie z nieprzyjaciela Grochowa
Wielkiego, lasków rozciągających się z prawej strony szosy
i Grochowa Małego. W ten sposób Kicki miał osłonić rozwijanie
się 2. DP gen. Antoniego Giełguda. Na tej dywizji spoczywał
cały ciężar ataku na centrum pozycji Geismara. 2. DP już o 4.30
powinna znajdować się przy rogatkach grochowskich, aby
natychmiast ruszyć za strażą przednią. Z chwilą, gdy Kicki
oczyści Grochów Mały, baony 2. DP miały rozwinąć się w jedną
linię z prawej i lewej strony szosy brzeskiej, pod osłoną całej
swojej artylerii rażącej front pozycji Geismara. Piechota, wsparta
przez jazdę Kickiego, powinna rozpocząć atak w chwili, gdy
„okaże się, iż gen. Rybiński postępuje do ataku prawego skrzydła
nieprzyjacielskiego". Jednocześnie Giełgud miał próbować
obejść siłami 1-3 baonów lewe skrzydło Geismara.
Prądzyński przewidywał, iż Geismar w obliczu ataku z flank
i od czoła rozpocznie pospieszny odwrót ku Miłośnie (szosą
86

brzeską) lub też drogą na Karczew (na południe). W pierwszym


wypadku Giełgud i Kicki mieli atakować od czoła „z wszelką
natarczywością (...), aby odwrót jego [Geismara — T. S.]
w zupełną porażkę zmienić", a Rybiński zajść go od flanki.
W drugim wypadku ciężar pościgu i zniszczenia Geismara
przejąć powinni Giełgud z Kickim. Rybiński miał zająć w tym
czasie pozycje w Miłośnie.
Prądzyński nie spodziewał się porażki. W instrukcji nie ma
żadnych wzmianek o postępowaniu na wypadek działań
zaczepnych Rosjan (a sądzono przecież, że w Miłośnie znajduje
się cała dywizja rosyjskiej piechoty). Gdyby Rosjanie odkryli
polskie plany i podjęli działania wyprzedzające, to największe
niebezpieczeństwo groziłoby grupie Rybińskiego, oddzielonej
od Pragi mokradłami.
Pomyślne zakończenie działań przeciwko Geismarowi zale-
żało w dużej mierze od zsynchronizowania działań wszystkich
trzech grup. To zadanie Prądzyński powierzył samemu Skrzy-
neckiemu. Było to posunięcie niefortunne dla całej operacji,
tak samo jak powierzenie głównych zadań generałom Rybiń-
skiemu i Giełgudowi. Pierwszy z nich uchodził w armii za
wykształconego w sztuce wojennej 12, jednakże w praktyce
pola walki okazał się, co prawda, odważnym osobiście
i rozważnym dowódcą, ale całkowicie pozbawionym konsek-
wencji, uporu i inicjatywy. Z kolei Giełgud osobistą odwagą
nie był w stanie zrównoważyć braku energii w działaniu
i inicjatywy, a także chwiejności w decyzjach i nadmiernej
ostrożności.
Polskie plany ataku na VI korpus przewidywały także
włączenie do działań, obok armii głównej, korpusów skrzyd-
łowych. Oczekiwano, że Dybicz z chwilą zagrożenia transpor-
tów na szosie brzeskiej, w celu ich obrony, cofnie się znad
Maciej Rybiński przeszedł długoletnią praktykę sztabową w armii
12

Księstwa Warszawskiego. Pogłębiał swoją wiedzę studiami teoretycznymi ze


strategii. Przetłumaczył poświęconą tej dziedzinie pracę arcyksięcia Karola
Habsburga.
87

Wisły. Z tą chwilą korpusy Paca i Sierawskiego miały


przeprawić się przez rzekę i postępować za nim. Z kolei
Umiński powinien rozpocząć działania zaczepne wspólnie
z główną armią. 30 marca Skrzynecki poinformował go
o planowanym ataku na Rosena i wezwał, aby przeszedł na
lewy brzeg Narwi lub opanował most w Łomży, a nawet samo
miasto. Skrzynecki spodziewał się, że Umiński swoimi dzia-
łaniami zmusi Sackena i w.ks. Michała do odejścia od Bugu
i skoncentrowania wojsk między Ostrołęką a Łomżą, co
mogło zabezpieczyć lewą flankę głównej armii polskiej,
operującej na szosie brzeskiej.
Po opracowaniu planu działań, polskie dowództwo rozpo-
częło bezpośrednie przygotowania do wyprawy. Odbywały się
one w największej tajemnicy. Nawet gubernator Warszawy,
gen. Krukowiecki, nie został poinformowany o planowanych
działaniach zaczepnych. Wiedział o nich tylko ks. Czartoryski.
30 marca wyższym dowódcom rozkazano wprowadzić w od-
działach stan ostrego pogotowia. Rozgłoszono wieść, że do
stolicy ma przybyć wybitny generał francuski, Remy Excel-
lmans 13 i w związku z tym wojsko miało wystąpić przed nim
w pełnej gotowości. Dopiero wieczorem 30 marca o godz. 20
wezwano dowódców dywizji i szefów ich sztabów do siedziby
sztabu głównego, gdzie poinformowano ich o zamierzonym
ataku na Geismara i przekazano instrukcję przygotowaną
przez Prądzyńskiego.
Powodzenie całej wyprawy zależało od stanu mostu, który
znajdował się na przedłużeniu ulicy Bednarskiej. W sztabie
głównym obawiano się, że Rosjanie ponowią próbę jego
13
Gen. Remy Exellmans (1775-1852). W dobie wojen napoleońskich
jeden z najlepszych dowódców kawalerii. W 1806 roku, jako pierwszy
wkroczył do Poznania na czele Wielkiej Armii. Uczestniczył w szarżach pod
Pruską Iławą, Borodino i Waterloo. W 1814 roku dowodził 2. dywizją
kawalerii gwardii, w której ponad połowę składu stanowili Polacy. W 1830
roku został deputowanym parlamentu francuskiego. 21 marca rząd narodowy
zapowiedział przybycie generała i przygotował dla niego apartament w pałacu
Pod Blachą.
88

zniszczenia. Wieczorem przerwano łączność z prawym brze-


giem. Most wysłano słomą, aby zagłuszyć hałas wywołany
przez koła armatnie i kopyta końskie. Mogły go usłyszeć
posterunki kozackie na Saskiej Kępie.
Jako pierwsza, około północy, przeszła na prawy brzeg 1.
DP i po połączeniu się z brygadą kawalerii gen. Kamińskiego,
prawdopodobnie o godz. 3 rano, rozpoczęła marsz do Ząbek.
Droga, którą maszerowała grupa, była bardzo uciążliwa, gdyż
Rosjanie poniszczyli wszystkie mosty na kanałach. Saperzy
musieli je naprawiać, co pochłaniało dużo czasu. Do grupy
Rybińskiego dołączono dodatkowo 5. psp z 3. DP. W jej skład
wchodziły więc: I brygada 1. DP — 1. i 5. Ppl (6 baonów
— 4,8 tys. bagnetów), II brygada 1. DP — 2. i 6. ppl (6
baonów — 4,8 tys. bag.), 5. psp (3 baony - 2,1 tys. bag.), III
brygada II KK — 4. Psk i 1. pułk Mazurów (8 szwadronów
— 1,3 tys. szabel), 8 dział 1. klap i 2 działa 2. blak. Razem
w 15 baonach i 8 szwadronach — 13,5 tys. żołnierzy i 10
dział. Po 1. DP przez most przeprawiła się grupa gen.
Kickiego. Tworzyły ją: II brygada DrK — 2. i 3. puł. (8
szwadronów — 1,3 tys. szabel), 2. Psp z 2. DP (3 baony
— 2 tys. bag.), 6 dział 1. kpap, 4 działa 1. klap i 4 działa 1.
blak. Razem 3,7 tys. żołnierzy i 14 dział. Nad ranem grupa
ruszyła przed wały Pragi, aby o godz. 4.30 znaleźć się pod
Słupem Żelaznym. Po grupie Kickiego do przeprawy ruszyła
2. DP w składzie: I brygada — 3. i 7. ppl (6 baonów — 4,8
tys. bagnetów), II brygada — 4. psp (3 baony — 2,1 tys. bag.),
baon strzelców sandomierskich (583 bag.), 2. klap (12 dział)
i pół 1. kpap (6 dział). Razem 7,6 tys. żołnierzy i 18 dział. Po
2. DP przez most przeszła 3. DP (6,1 tys. żołnierzy i 20 dział)
oraz artyleria rezerwowa (20 dział, 8 kozłów rakietowych, 583
artylerzystów). Jako ostatnia na prawy brzeg dotarła DrK (1,8
tys. szabel). II KK wkroczył w obręb Pragi od Jabłonny.
Armia polska przechodziła przez most w ciemności i za-
chowując ciszę. Jak stwierdził Paweł Popiel, „Całe wojsko
przeprawiało się jakby na rewii [bez — T. S.] żadnego
89

zatoru". W miarę przybywania oddziałów na prawy brzeg,


Prądzyński, nadzorujący przeprawę, rozmieszczał je w ob-
rębie obozu oszańcowanego na Pradze. Przeprawa była
tak szybka i niespodziewana, że wielu oficerów, nawet
wyższych, dołączyło do swoich jednostek w trakcie prze-
grupowania. Na Pradze oddziały gromadziły się na placu
Wołowym 14, między szańcem przedmostowym a rogatkami
praskimi. Cały plac, aż do godz. 5 rano, zapchany był
piechotą, kawalerią i artylerią. Piechota siedziała w ko-
lumnach, a kawalerzyści stali przy koniach, trzymając
je za wodze. Żołnierze otrzymali kategoryczny zakaz palenia
ognisk i karmienia koni. Oczekiwali w całkowitej ciszy
na rozkaz wymarszu. Aura sprzyjała zaskoczeniu przeciwnika.
Gęsta mgła okrywała oddziały tak, że „o kilka kroków
przed sobą nic zgoła widzieć nie można było". Tuż nad
ranem gen. Skrzynecki przybył ze swoim sztabem pod
rogatki grochowskie. Podobno był to jedyny wypadek w okre-
sie sprawowania przez niego naczelnego dowództwa, kiedy
wstał przed świtem. Było to uzasadnione. Główna armia
polska po raz pierwszy w tej wojnie przechodziła do
działań zaczepnych, przejmując inicjatywę w wojnie.

14
Obecnie część ulicy Grochowskiej, przed zachowanymi budynkami
rogatek.
BITWY POD WAWREM I DĘBEM WIELKIM
31 MARCA 1831 ROKU

Gdy główne siły armii polskiej gromadziły się pod Pragą,


grupa Rybińskiego zbliżała się do Ząbek. Na jej czele
maszerował baon 1. ppl mjr. Piotra Kiekiernickiego i 4. psk.
Szaserom prowadzonym przez Drewnickiego udało się bez
wystrzału zlikwidować dwie pikiety kozackie. Placówkę
w Ząbkach także rozbili, ale strzały, które padły w toku walki,
zaalarmowały pozostałe posterunki kozackie, ciągnące się aż
do Żelaznego Słupa. Umknęły one w stronę Kawęczyna nie
wiedząc, w jakiej sile Polacy wyszli z Pragi. Rybiński
opanował Ząbki. Zostawił w nich cały 5. psp, jako osłonę od
strony Turowa, a z resztą grupy ruszył na Kawęczyn. Dywizja
posuwała się w dwóch kolumnach, między Wielkim Borem
a mokradłami. Prawą (zachodnią), złożoną z 2. i 6. ppl oraz
1. pułku Mazurów, dowodził płk Walenty Zawadzki, a lewą
(wschodnią), w składzie 1. i 5. ppl — płk Hieronim Ramorino.
Pochód zamykał 4. psk. Pułki lewej kolumny, maszerujące
skrajem Wielkiego Boru, były przeznaczone do obejścia
i uderzenia na tyły rosyjskiej pozycji w Wawrze.
Około godz. 4 Geismar dowiedział się, od uciekających
z placówek kozaków, o obecności polskiej kawalerii pod
Ząbkami. Przypuszczał, że Polacy ponownie wystąpili z Pragi
z małym oddziałem. Wysłał więc na pomoc kozakom tylko
91

1 szwadron ułanów spod karczmy Wygoda. Ułani ruszyli


w stronę Ząbek, ale nie zdołali nawet do nich dojechać, gdy
w panującej mgle ostrzelała ich polska piechota idąca w stronę
pozycji rosyjskich. Dopiero teraz Geismar zrozumiał, że ma
do czynienia z niemałym wypadem. Natychmiast też przygo-
tował się do nieuchronnego starcia. W celu osłony swego
prawego skrzydła obsadził 2 baonami 47. pjeg. skraj Wielkiego
Bom i wzgórze na prawo od karczmy Wygoda. Jegrzy, gdy
dotarli na pozycje, wysunęli ku Ząbkom tyralierów. W szań-
cach na szosie brzeskiej pozostał cały pułk wileński [96]
i 8 dział. Lukę między szańcami a jegrami wypełniała
kawaleria. Pod Wawrem, jako odwód, Geismar zatrzymał
pułk litewski [95] z 2 działami. Mógł nim w razie niebez-
pieczeństwa wspomóc prawe lub lewe skrzydło. Dzięki takiemu
rozmieszczeniu sił Geismar zabezpieczył się od niespodziewa-
nej napaści od strony Ząbek i Pragi, a jednocześnie osłaniał
stary trakt litewski i szosę brzeską.
Około godz. 5 rano grupa Rybińskiego, prąc przed sobą
ułańskich flankierów, dotarła do Kawęczyna. Rybiński roz-
winął baony w dwie półkoliste linie prostopadłe do Wielkiego
Bom. Lewe skrzydło tworzyły 1. i 5. ppl, a prawe 2. i 6. ppl.
W pierwszej linii 4 baony (z 1. i 5. ppl) i 4 szwadrony,
w drugiej — 8 baonów. Szyk zamykały 4 szwadrony.
Nierównomierne rozłożenie sił uzasadniały informacje o obec-
ności w Miłośnie całej dywizji rosyjskiej piechoty. Rybiński
musiał zachować jak najwięcej nietkniętych oddziałów do
boju z tą dywizją, a także uważać na swoją lewą flankę i tyły
(z tego też względu zostawił w Ząbkach cały 5. psp). Co
najważniejsze, Rybiński naruszył instrukcję Prądzyńskiego co
do kierunku natarcia dywizji. Jego ostrze skierował na prawo,
pozostawiając Geismarowi wolną drogę odwrotu na Miłosne.
Błąd ten usiłował naprawić szef sztabu 1. DP, mjr Feliks
Breański, który objął dowództwo nad lewym skrzydłem.
Kierowane przez niego baony 1. i 5. ppl zagłębiły się
w Wielki Bór, zmierzając w stronę Wawra (5. ppl) i szosy
92

brzeskiej między Wawrem i Miłosną (1. ppl). Tymczasem


Rybiński z baonami 2. i 6. ppl zbliżały się do karczmy
Wygoda. Tuż przed godz. 5 polscy tyralierzy zwarli się
z tyralierami rosyjskimi 47. pjeg. Walka toczyła się w ciem-
nościach i tumanach mgły. Już na jej wstępie Polacy wzięli
do niewoli oficera sztabowego i kilkudziesięciu jegrów.
Wkrótce po strzałach pod Wygodą natarcie rozpoczęła straż
przednia na szosie brzeskiej. Gen. Kicki rozwinął swoje
oddziały po obu stronach szosy. W stronę Żelaznego Słupa
ruszył o godz. 5, a więc z opóźnieniem. Winę za półgodzinną
zwłokę ponosił Skrzynecki, który chcąc dać Rybińskiemu
więcej czasu na obejście rosyjskich pozycji, zwolnił działania
Kickiego.
Marsz idących na czele grupy, rozwiniętych szwadronów
2. i 3. puł. utrudniała gęsta mgła i rozmokły grunt wokół
szosy. Posuwając się wolno w stronę Grochowa, ułani z 3.
pułku natknęli się niespodziewanie na czaty Geismara.
Kozacy oddali kilka strzałów i cofnęli się w stronę Wielkiego
Grochowa, gdzie znajdowały się siły główne czat. Zebrane
sotnie przypuściły gwałtowną szarżę na polskich ułanów. Jak
wspomina Szumski „Do ostatniej chwili [kozacy — T. S.]
byli niewidoczni, tylko dał się słyszeć tętent koni i przeraź-
liwy pisk". Uderzenie przyjęły 3 szwadrony 3. puł. Gdy
związały one przeciwnika od czoła, czwarty szwadron obszedł
kozaków i szarżą na skrzydło zmusił ich do ucieczki. Ułani
ruszyli w pogoń i dotarli aż za Grochów Mały, gdzie spadł
na nich grad kartaczy i kul z rosyjskich dział rozmieszczonych
w szańcach pod Gocławkiem. Prawdopodobnie w tym mo-
mencie kozacy ponownie zaatakowali szwadrony 3. puł.
i odepchnęli je ku Pradze. Dopiero szarża 2. puł. po-
wstrzymała kozaków i przechyliła szalę zwycięstwa na stronę
polską. Po boju kawalerii Kicki, zamiast energicznie oczyścić
przedpole dla postępującej już za nim piechoty, bez pośpiechu
opanował Grochów Wielki i Mały. 2. DP, która miała
rozpocząć atak na rosyjskie pozycje równocześnie z Rybiń-
93

skim, zaczęła rozwijać szyk dopiero w trakcie boju na


prawej flance rosyjskiej. Winę za to opóźnienie ponosi
niewątpliwie Skrzynecki, który narzucił Kickiemu własną
instrukcję.
Ale nie tylko on popełnił błąd. Także gen. Giełgud nie
dostosował się do zaleceń Prądzyńskiego. Zamiast od razu
nacierać po obu stronach szosy, przesunął dywizję na lewą jej
stronę i atakował pozycje Geismara od strony Olszynki
Grochowskiej. W tej sytuacji rosyjski dowódca wprowadził
w lukę między pułkiem wileńskim [96] a 47. pułkiem jegrów
swój odwód — pułk litewski [95] z 2 działami. Pułk zajął
pozycje po lewej stronie karczmy w Wygodzie. Jego tyralierzy
wysunęli się w stronę Olszynki. 47. pjeg., mając zabezpieczoną
lewą flankę, zaatakował i odepchnął baony 2. ppl z kolumny
płk. Zawadzkiego. Dopiero atak połączonych sił 2. i 6. ppl
zmusił jegrów do odwrotu.
Geismar w tym momencie bitwy nie myślał jeszcze o od-
wrocie. Wydawało mu się, że opanował sytuację i zdoła
utrzymać swoje pozycje, dając Rosenowi czas na skoncen-
trowanie rozproszonego w tyle korpusu. Jego zamiary po-
krzyżował coraz silniejszy napór Polaków. W opadającej mgle
prawe skrzydło Rybińskiego kruszyło obronę jegrów. Od
strony Olszynki pojawiać się zaczęła piechota Giełguda,
ostrzeliwująca pułk litewski i prąca do ataku na bagnety.
O losie bitwy decydować zaczęła przewaga liczebna polskich
żołnierzy i ogień artylerii, który nieustannie raził rosyjskie
pozycje. Jegrzy i muszkieterzy pułku litewskiego zaczęli
cofać się z zajmowanych stanowisk. Geismar dopiero wtedy
zaczął zdawać sobie sprawę, że nie jest w stanie przeciwstawić
się naporowi silniejszego przeciwnika. Gdy zorientował się, iż
Polacy obchodzą jego prawe skrzydło z zamiarem odcięcia go
od szosy, zarządził odwrót. Pierwsze odesłał na szosę tabory,
a następnie ściągnął na nią ułanów i kozaków. Pod ich osłoną
wycofał z szańców pod Gocławkiem 8 dział i pułk wileński
[96], Dopiero wtedy pułki 47. Jegrów i litewski [95] oderwały
94

się od Polaków i cofnęły na szosę. Geismar rozpoczął odwrót


na Miłosne, cały czas ostrzeliwany przez polską artylerię. Na
czele kolumny posuwał się pułk wileński, następnie ułani
wołyńscy [24], artyleria i 47. pjeg. z kozakami. W znacznej
odległości za nimi, w ariergardzie, podążał pułk litewski [95]
z 2 działami. Gdy kolumna zagłębiła się w Wielki Bór,
niespodziewanie wyłaniać się z niego zaczęły baony z kolumny
płk. Ramorino. Niestety, zasadniczy trzon oddziału Geismara
już minął miejsce, gdzie pojawili się Polacy. W pułapce
znalazł się jedynie pułk litewski. Zaatakował go baon 1. ppl
mjr. Kiekiernickiego. Rosyjscy żołnierze otworzyli ogień
z dział i broni ręcznej. Widząc jednak, że Polacy, nie zważając
na pociski, rzucili się do ataku na bagnety, żołnierze jednego
z baonów rosyjskich złożyli broń. Chwycili za nią ponownie,
gdy piechurzy Kiekiernickiego ich wyminęli, aby rozprawić
się z drugim baonem. W tym momencie wychodzące z lasów
dwa kolejne baony polskie ponowiły atak na bagnety i ostatecz-
nie zmusiły do kapitulacji pułk litewski. Znajdujące się przy
nim 2 działa obsługa zdołała wycofać na polną drogę, do
Wiązowny. Tam jedno z nich wywróciło się w rowie, a drugie
ugrzęzło w błocie. Polscy piechurzy opanowali obydwa. Pułk
litewski stracił w tym boju dowódcę, 8 oficerów i 381
żołnierzy zabitych i rannych, a w jeńcach 14 oficerów i 759
żołnierzy. Tylko 6 oficerów i 236 żołnierzy zdołało przebić
się do oddziału Geismara.
W tym czasie, gdy 1. pułk rozprawiał się z pułkiem litewskim,
płk Ramorino z baonami 5. ppl dotarł do szosy brzeskiej,
w pobliżu karczmy Wawer. Po nim dotarła tam brygada
Kickiego i oddziały 2. DP, zgarniające do niewoli małe oddziały
i maruderów rosyjskich. W zasadzie bez strat Polacy opanowali
opuszczone przez Geismara szańce pod Gocławkiem i obóz,
gdzie zastali, według słów Aleksandra Kociałkiewicza z 3. ppl,
„obozowe sprzęty, zapasy żywności i wódkę w beczkach".
Bitwa, takjak zakładał Prądzyński, trwała około 2-3 godzin.
Niestety, rezultaty odbiegały od oczekiwanych. Oddział Geisma-
95

ra stracił od 1,5 do 2 tys. zabitych, rannych i jeńców,


2 zaprzężone działa, kilka jaszczy amunicyjnych, dużo broni
i 2 chorągwie pułku litewskiego. Na pobojowisku zostało wielu
dezerterów, z pochodzenia Litwinów, Rusinów i Polaków, którzy
poddawali się dobrowolnie lub po słabym oporze. Polacy opłacili
sukces około 250-500 zabitymi i rannymi 1.
Oceniając bitwę, należy już na wstępie zaznaczyć, że Polacy
mieli szansę rozbić cały oddział Geismara. Uniemożliwiły im to
cztery poważne błędy. Pierwszym było słabe natarcie czołowe,
drugim — użycie przez Rybińskiego zbyt małych sił do
bezpośredniego natarcia na Geismara, trzecim — brak koordyna-
cji natarcia czołowego ze skrzydłowym, a czwartym — brak
szybkiego doraźnego pościgu. Kicki i Giełgud działali wbrew
instrukcji Prądzyński ego. Pierwszy z nich rozpoczął natarcie zbyt
późno, a drugi, zamiast rozwinąć dywizję po obu stronach szosy,
atakował tylko od strony Olszynki. Przez to Geismar mógł
wycofać się do Wielkiego Boru, gdyż nie był atakowany na
lewym skrzydle. Umożliwiała mu to też nieobecność kawalerii
Kickiego. Sam zresztą przyznał, że swoje ocalenie zawdzięczał
bezczynności polskiej kawalerii.
Możliwe, że Kicki i Giełgud popełnili błędy, gdyż obawiali
się artylerii rosyjskiej w szańcach pod Gocławkiem. Szybkie
natarcie w terenie podmokłym, po obu stronach szosy, było
niemożliwe. Mogło być przeprowadzone tylko po szosie, ale
to naraziłoby atakujących na duże straty. Ostatecznie więc
Giełgud i Kicki nie odegrali w bitwie poważniejszej roli. Cały
sukces strona polska zawdzięczała Rybińskiemu, chociaż i do
niego miano pretensje. Prądzyński np. o to, że nie rzucił
brygady kawalerii Kamińskiego przez Grzybów do Miłosny,
aby przeciąć Geismarowi odwrót. Zarzucano mu także, że nie

1
Zdaniem Rybińskiego, Polacy stracili 17 zabitych, w tyra 5 oficerów,
i 237 rannych. Feliks Breański, szef sztabu 1. DP, podniósł te liczby do 500
żołnierzy zabitych i rannych. Wśród poległych znalazł się młody oficer
kwatermistrzostwa, ppor. Wodnicki. W boju osłonił on własnym ciałem mjr.
Marcina Klemensowskiego.
96

wyszedł na głębokie tyły przeciwnika. W ówczesnej sytuacji


było to jednak niemożliwe. Rybiński nie mógł wysłać Kamiń-
skiego na pewną zgubę, ani samemu ryzykować rozbicia
dywizji, ponieważ poinformowano go w instrukcji o obecności
w Miłośnie całej dywizji rosyjskiej piechoty. Oczywiście,
była to błędna informacja, ale rano 31 marca nikt w sztabie
głównym o tym nie wiedział. Rybiński nie mógł więc od razu
rzucić wszystkich swoich sił przeciwko Geismarowi.
Po bitwie pod Wawrem Geismar cofał się do Miłosny. Za
nim postępował tylko gen. Kicki z brygadą ułanów. Nie
atakował jednak oddziału rosyjskiego, gdyż nie dysponował
artylerią. W polskim sztabie nikt nie myślał o zorganizowaniu
szybkiego pościgu. 1. DP nie była w stanie go prowadzić,
gdyż jej żołnierze byli wyczerpani walką i marszem z Pragi.
Rybiński wysłał w stronę Miłosny tylko tyralierów, którzy
ścierali się z wałęsającymi się po lesie maruderami. Giełgud,
który zgodnie z instrukcją miał wspólnie z Kickim ścigać
Geismara, zatrzymał się na skraju Wielkiego Boru i czekał na
rozkazy. Chrzanowski pierwszy przybył na pobojowisko, ale
nie wydał żadnych dyspozycji i tylko chodził jak zwykle
„zżymając się i ciskając". Do godz. 9 rano na równinie pod
Wawrem zebrała się cała armia.
Na dalsze działania Polaków wpływ miał brak solidnego
rozpoznania ugrupowania wojsk rosyjskich na prawym brzegu
Wisły. Skrzynecki nie wiedział, jak duża luka dzieliła VI
korpus od głównej armii Dybicza, jak ugrupowany jest VI
korpus, gdzie są naprawdę jego główne siły. Bał się rozwinąć
energiczne działania na wschód bez osłony swoich flank,
szczególnie prawej. Zanim więc jeszcze ruszył spod Wawra,
zaczął tworzyć osłonę dla swoich głównych sił od strony
północnej i południowej. Na południe pchnął do Wiązowny
oddział gen. Kazimierza Dziekońskiego 2 z zadaniem rozpo-
znania, czy nie było w pobliżu większych sił rosyjskich
2
3,5 tys. żołnierzy w 3 baonach i 8 szwadronach.
97

i opanowania przeprawy przez rzekę Mienię. Na północ


Skrzynecki skierował oddział płk. Zawadzkiego 3 , który po
walce wyparł z Okuniewa 2 baony 50. pjeg. i szwadron
kawalerii, zdobywając nieco jeńców i magazyn żywności.
Dopiero po zabezpieczeniu flank główne siły weszły w Wielki
Bór i szosą brzeską ruszyły za Geismarem. Na czele kolumny
pościgowej maszerowała brygada Kickiego, a za nią, w tyle
„pełzły" pozostałe oddziały. Tempo pościgu opóźniały walki
toczone z maruderami i liczne wozy taborowe, porzucone na
szosie przez Rosjan. Kicki nie wdawał się w walkę w lesie i parł
do przodu, ale mimo wszystko aż trzy razy zatrzymał się między
Wawrem a Miłosną. Gdy doganiał Geismara, nie był w stanie
poważnie mu zaszkodzić. Dysponując 8 działami, Rosjanie
kilkakrotnie ich ogniem powstrzymywali natarczywość polskich
ułanów nie dysponujących nawet jednym działem.
Teren sprzyjał działaniom obronnym i odwrotowi. Las po obu
stronach szosy, podmokłe pobocza, w których grzęzły konie,
uniemożliwiały Kickiemu rozwinięcie pułków. Mimo to cały
czas deptał Geismarowi po piętach, zagarniając jeńców i dezerte-
rów. Wreszcie dotarł do Miłosny, gdzie zastał na piaszczystych
wydmach przed wsią rozwinięte baony rosyjskiego oddziału.
Geismar dotarł do wsi już około godz. 8. Zebrał rozbitków (ok.
3
tys.), dołączył do oddziału I baon białostockiego pp z 2 działa-
mi, a II baonowi tego pułku, z Grzybowa, rozkazał maszerować
ku karczmie Janówek (ok. 4 km za Miłosną) 4. Z Miłosny wysłał
do Rosena raport i otrzymał od niego rozkaz nakazujący mu jak
najwolniej cofać się w stronę wsi Dębe Wielkie. Gdy na polanie
pod Miłosną pojawili się ułani Kickiego, Geismar zatrzymał ich
ogniem artylerii. Pozycje opuścił dopiero około godz. 10, gdy do
Miłosny dotarła 2. DP z artylerią. Polacy wkroczyli do wsi, gdzie
ugasili pożar magazynów żywności i furażu. Od Miłosny do
pościgu za Rosjanami włączyła się piechota i artyleria. Dowódz-
two nad oddziałami czołowymi objął Prądzyński. Jakkolwiek
3
6 tys. żołnierzy z 12 działami w 6 baonach i 8 szwadronach.
4
Oddział pik. Zawadzkiego nie zastał już tego baonu w Grzybowie.
98

działania polskie przybrały formę bardziej zdecydowaną, tym


niemniej nie doprowadziły do zniszczenia Geismara. Oddział
rosyjski, zanim połączył się z Rosenem pod Dębem Wielkim,
zatrzymywał się jeszcze trzykrotnie. Najpierw na skraju lasu
za Miłosną, dalej pod karczmą Janówek, do godz. 11.30, gdzie
dołączył baon z Grzybowa, a następnie, około godz. 15, przy
karczmie Olszowa, w pobliżu Dębego Wielkiego. Między
Miłosną a karczmą Janówek zatrzymały się także oddziały
polskie. Postój trwał około 2 godzin. Skrzynecki, czekając
prawdopodobnie na informacje z Wiązowny i Okuniewa,
przesuwał się na czoło szyku 3. DP. Jednocześnie wysłał
2 baony (1,6 tys. bag.) w celu wzmocnienia Dziekońskiego.
To posunięcie wyraźnie wskazuje na stałą obawę Skrzyneckiego
o swoją prawą flankę. Spodziewał się, że uderzy na nią korpus
grenadierów z głównej armii rosyjskiej. Jeszcze raz potwierdziło
się, że w polskim sztabie głównym nie zdawano sobie sprawy
z oddalenia Dybicza od szosy. Z tego też względu dawano
wiarę wszelkim pogłoskom i odrywano mniejsze oddziały od
kolumny głównej, aby osłonić się przed nie istniejącym
przeciwnikiem. Pościg polski zwalniał w miarę zbliżania się
do Dębego Wielkiego. Jak pisze Stanisław Barzykowski, „co
krok zatrzymywaliśmy się i wszędzie języka zasięgali". Gdyby
Polacy szybciej posuwali się do przodu — jak zauważył
Ludwik Mierosławski — to odcięliby od szosy brzeskiej wiele
drobnych oddziałów rosyjskich, rozrzuconych po obu jej
stronach. Tymczasem ciągłe obawy, przede wszystkim Skrzy-
neckiego, o flanki, zwalniały tempo pościgu. Jego zasięgu nie
wyznaczał popłoch wśród Rosjan, ale linia miejscowości
osiągana przez osłonowe oddziały skrzydłowe (Zawadzkiego,
Dziekońskiego). Przez to rosyjskie oddziały spokojnie cofały
się i w miarę możliwości podążały na miejsca koncentracji
wyznaczone przez Rosena.
Do głównej kwatery Rosena w Dębem Wielkim już o godz.
6 rano dotarło doniesienie Geismara o wyjściu Polaków
z Warszawy. Rosen rozkazał dowódcy awangardy najpierw
99

utrzymać się na pozycji pod Wawrem, a następnie cofać się


na Dębe Wielkie, opóźniając marsz Polaków. Musiał zyskać
czas na zebranie pułków 25. DP, które koncentrowały się
w Rysiach 5 i w Mistowie 6 . Te oddziały mogły wyjść na szosę
brzeską pod Kobiernem i w Kałuszynie. Rosen nie mógł więc
opuścić pozycji pod Dębem Wielkim do czasu, aż boczne
oddziały nie dotrą do szosy. Za wydaniem bitwy Polakom
przemawiały i inne czynniki. Przede wszystkim Dębe Wielkie
było miejscowością, w której Rosen dysponował oddziałami
w stanie pogotowia (2 baony, 3 szwadrony kawalerii i 8 dział
lekkich). W niewielkiej odległości od niej, w Stojadłach, stały
2 kolejne baony i 7 dział pozycyjnych. W Osinach — 6 szwad-
ronów kawalerii i 4 działa lekkie. Rosen nie wiedział, jak duże
siły polskie zaatakowały Geismara. Nie chciał więc cofać się
ku Siedlcom bez rozpoznania przeciwnika i jego zamiarów.
Poza tym wydaniu bitwy sprzyjał teren umożliwiający prowa-
dzenie przewlekłej walki, a w razie niebezpieczeństwa doko-
nanie odwrotu na nie mniej dogodne do obrony pozycje pod
Mińskiem i Kałuszynem.
Wieś Dębe Wielkie leżała na dużej polanie Wielkiego Boru,
w miejscu przecięcia szosy brzeskiej przez strumień Choszczow-
ką Wiosną był on szeroko rozlany, bagnisty i grząski. Szosa,
mniej więcej od karczmy Olszowa do punktu przecięcia ze
strumieniem, biegła groblą wśród podmokłych łąk. Nad strumie-
niem i jego dopływem wznosiły się 2 mosty. Za Choszczowką
rozciągały się niewielkie pagórki, porośnięte lasem i krzewami,
łagodnie odcinające się od nizin. Na północ od szosy biegły one
w kierunku północno-zachodnim. Patrząc na południe, rozciągał
się z nich widok na przedpole ze strumieniem i podmokłymi
łąkami porośniętymi krzewami oraz na szosę brzeską z mostami.
Od północy do wzgórz i łąk przylegał zabagniony las. Z połu-
dniowej strony szosy, u stóp wzgórz, usytuowanych prostopadle
do szosy, rozciągały się bagna i stawy utworzone przez strumień
5
3,6 tys. żołnierzy i 10 dział w 6 baonach i 6 szwadronach.
6
2,2 tys. żołnierzy i 10 dział w 4 baonach i 5 szwadronach.
100

oraz rozległa podmokła łąka, ciągnąca się prawie do karczmy


Olszowa. Wieś Dębe Wielkie 7 leżała po północnej stronie szosy.
Między wsią a szosą istniała wolna przestrzeń porośnięta
krzakami, otwierająca się w formie wachlarza na wschód, na
szerokość kilkuset metrów. Na południe od szosy, bliżej strumie-
nia, na pagórku stał dwór i zabudowania gospodarcze. Dalej na
wschód znajdowała się karczma 8.
Do godz. 16 Rosen zdołał skoncentrować pod Dębem
Wielkim, łącznie z oddziałem Geismara, około 10,1-10,6 tys.
żołnierzy i 27 dział. Lewe skrzydło swojego ugrupowania
rozlokował przy szosie oraz w zabudowaniach folwarcznych
i dworskich. Umieścił tam baon brzeskiego [93] pp (ok. 550
bag.) i 2 działa lekkie. Na południe od nich rozciągały się
czaty kozackie. Centrum i prawe skrzydło Rosen rozmieścił
na wzgórzach po północnej stronie szosy. W centrum zajęły
pozycje 2 baony białostockiego [94] pp (ok 1,2 tys. bag.)
i baon brzeskiego [93] pp (ok. 550 bag.). Przed nimi, na skraju
wzgórza, w okopanej baterii, stanęło 8 dział pozycyjnych.
W zasięgu ich ognia znajdowała się szosa brzeska od karczmy
Olszowa do mostów na Choszczówce. Za piechotą i artylerią, na
ich skrzydłach, rozlokowała się kawaleria. Bliżej szosy litewski
[23] puł. (947 szabel) z 4 działami konnymi, a na północnym
skraju ugrupowania centrum 3 szwadrony tyraspolskiego i ar-
zamskiego psk (350 szabel). Prawe skrzydło, dowodzone przez
gen. Ungebauera, tworzył baon 50. pjeg. (ok. 800 bag.) i 4 działa
lekkie. Za nim stały 2 baony 48. pjeg. (ok. 1,6 tys. bag.).
Tworzące oddział Geismara pułki: wileński [96] pp, 47. pjeg.,
wołyński [23] puł. miały zająć stanowiska na lewym skrzydle sił
Rosena, na południe od szosy (4-4,5 tys. żołnierzy i 8 dział).
Pozycja zajmowana przez Rosjan sprzyjała przewlekłej
obronie. Górowała nad zachodnią częścią polany zajętą przez

7
W 1831 roku liczyła około 80 domów i 600 mieszkańców.

8
Obecnie po dworze zostało tylko kilka drzew. Wśród nich tkwi głaz-
-pomnik, postawiony przez mieszkańców w 150. rocznicę bitwy. Neogotycki
kościół stoi w miejscu karczmy.
101

Polaków, a poza tym osłaniały ją od zachodu, północy


i południa podmokłe łąki, bagna i strumień Choszczówka.
Działania Polaków były łatwe do przewidzenia. Mogli atako-
wać tylko szosą, a nad nią „wisiało" pasmo wzgórz ciągnących
się na północny zachód. Na nich stała piechota rosyjska
z silną artylerią, zdolną wymiatać kulami i kartaczami całą
szosę. Taktycznie najważniejsze było lewe skrzydło Geismara,
gdyż jego przełamanie przez Polaków utrudniłoby odwrót ku
szosie oddziałom centrum i prawego skrzydła.
Oddziały polskie dotarły pod Dębe Wielkie około godz. 15.
Maszerujące na ich czele 4. i 8. ppl oraz 2. i 3. puł. zatrzymały
się w pobliżu folwarku w Brzezinach. Od ognia rosyjskiej
artylerii chroniło je znaczne wzgórze.
Geismar spokojnie przeszedł Choszczówkę i dołączył do
Rosena. Rosjanie nie zniszczyli mostów na strumieniu.
Około godz. 15.30 Skrzynecki pojawił się w pobliżu
folwarku Olszowa, skąd widział pozycje Rosjan w Dębem
Wielkim. W polskim sztabie prawdopodobnie nie orientowano
się, jak duże siły Rosen zdołał skoncentrować we wsi. Według
Prądzyńskiego, wśród oficerów panowało powszechne prze-
konanie, że należało rozbić je jeszcze przed zapadnięciem
zmroku 9 , który ułatwiłby im odwrót. Skrzynecki podzielał tę
opinię. Bitwę rozpoczął około godz. 16, gdy dysponował już
14 tys. żołnierzy piechoty 2. i 3. DP, około 3,5 tys. jazdy
z DrK i 70 działami. Reszta dopiero zbliżała się od strony
Miłosny (4,5 tys. bagnetów 1. DP i ok. 4,5 tys. szabel II KK).
Skrzynecki postanowił atakować dostępniejsze, prawe skrzyd-
ło Rosena, a na lewym prowadzić działania demonstracyjne.
Jednak zamiast od razu rzucić do walki duże masy piechoty,
wprowadził do boju pojedyncze pułki. 4. ppl (3 baony — 2,2
tys. bagnetów) nacierał na lewe skrzydło rosyjskie, a 8. ppl (3
baony — 2,2 tys. bag.) na prawe. Artyleria Rosena otworzyła
ogień. Polacy z racji rozmiękłego gruntu na poboczach szosy
9
Zachód słońca o godz. 18.20-18.30.
102

nie byli w stanie wesprzeć działań piechoty własną artylerią.


Działa zapadały się po osie. 2 lub 4 działa pozycyjne 3. kpap
mjr. Tomasza Turskiego rozlokowano na szosie przed karczmą
Olszowa. Jednak nie były one w stanie utrzymać się na
pozycjach pod gradem pocisków liczniejszej artylerii rosyjskiej.
Piechota polska rozwijała więc natarcie bez wsparcia własnych
dział. Kawaleria, podobnie jak artyleria, nie była w stanie operować
poza szosą. I brygada DrK (ok. 1,8 tys. szabel) rozwinęła się
wzdłuż szosy w pobliżu karczmy Olszowa. Jej pułki musiały stale
manewrować, aby uchronić się od rosyjskich pocisków. Na
szczęście siłę rażenia granatów i kul osłabiało błoto. Pochłaniało
ono pociski i uniemożliwiało im odbicie lub eksplozję.
Cały ciężar zmagań w tej fazie bitwy spoczywał na
piechocie. 4. ppl, prowadzony przez gen. Ludwika Bogusław-
skiego, dotarł do Choszczówki. Pułk zatrzymał się i tkwił
w błocie. Czwartacy grzęźli po kolana, a wraz z nimi pociski
rosyjskiej artylerii, która nieustannie raziła polską piechotę.
Tylko tyralierzy, wysunięci do przodu, prowadzili bój z rosyj-
skimi tyralierami obsadzającymi brzeg strumienia i most pod
wsią. Bogusławski cały czas wzmacniał łańcuch tyralierski,
aby związać przeciwnika od czoła, a jednocześnie próbował
I baonem obejść jego pozycje od południa.
Po drugiej stronie szosy w nie mniejszych tarapatach
znajdował się 8. ppl, prowadzony do walki przez gen.
Kazimierza Małachowskiego. Osmacy, pod ogniem rosyjskiej
artylerii, przedzierali się przez podmokłe łąki i las w stronę
prawego skrzydła Rosena. Zarośnięty krzakami teren unie-
możliwiał utrzymanie zwartego szyku. W pewnym momencie
w błocie ugrzązł nawet koń Małachowskiego i ledwie zdołano
go wydobyć. Z dużym trudem żołnierze 8. ppl przebyli
dystans dzielący ich od przeciwnika. Odparli rosyjskich
tyralierów i znaleźli się dokładnie przed prawą flanką Rosena.
Małachowski wyprowadził baony z lasu, uformował szyk
i rozpoczął atak. 3 baony jegrów, wsparte ogniem 4 dział,
rzuciły się do kontrataku i wyparły Polaków z powrotem do
103

lasu. 8. ppl jeszcze kilka razy próbował przełamać obronę


rosyjską, ale za każdym razem kartacze dział i kontrataki
jegrów 48. i 50. Pułku zmuszały go do odwrotu.
Skrzynecki, widząc daremną szarpaninę Małachowskiego,
wsparł go 2 baonami 2. psp (ok. 1300 bag.), które zaczęły
obchodzić od północy pozycje rosyjskie. Około 3,5 tys.
polskich piechurów zaatakowało ponad 2,4 tys. jegrów.
Rosjanie nie zdołali utrzymać się w lesie. Jednak, gdy baony
Małachowskiego w pościgu za jegrami weszły na otwartą
przestrzeń, przywitały je kartacze rosyjskiej artylerii i szarża
kawalerii.
Rosen widząc, że Skrzynecki usiłuje przełamać jego prawe
skrzydło, zaczął wzmacniać je oddziałami z centrum — baonem
brzeskiego [93] pp i 2 baonami białostockiego [94] pp (prawdo-
podobnie ściągnął tam także kilka dodatkowych dział lekkich
z oddziału Geismara). Lukę w centrum wypełnił oddziałami
z lewego skrzydła — 2 baonami 47. pjeg. i baonem pułku
wileńskiego [96], W ten sposób osłabił czuły punkt swojej
pozycji, tj. lewe skrzydło, przy szosie brzeskiej. Pozostały na nim
tylko 2 baony z pułku brzeskiego [93] i wileńskiego [96] oraz
pułk ułanów wołyńskich [24], z artylerią oddziału Geismara.
Przegrupowanie rosyjskiego oddziału osłaniały szaleńcze
szarże szwadronów strzelców konnych. Jak wspomina Prądzyń-
ski, „Piękny to był widok (...) jak ten dzielny pułk [8. ppl — T. S.]
przyjmował rzęsistym, a porządnym ogniem owe napady
i takowe odpierał". Rosyjska kawaleria, za każdym razem
odrzucana z dużymi stratami od czworoboków polskiej piechoty,
umożliwiła jednak Rosenowi skoncentrowanie na lewym skrzyd-
le 6 baonów z artylerią. Gdy Małachowski ponownie je
zaatakował to, jak wspomina gen. Józef Załuski, „byliśmy tak
przyjęci kartaczami, że musieliśmy się cofnąć w krzaki i do
późnej nocy utrzymaliśmy pozycję tylko tyralierowaniem".
Większym sukcesem poszczycić się mógł gen. Bogusławski.
Pod wieczór tyralierzy 4. ppl znaleźli poniżej stawu dogodne
miejsce do przeprawy przez Choszczówkę. I baon przeszedł
104

na drugą stronę strumienia i zaczął podchodzić pod zabudowania


dworskie. Rosyjscy tyralierzy zaczęli ustępować znad strumienia.
Wtedy do ataku, przy dźwięku werbli i śpiewie „Jeszcze Polska
nie zginęła", ruszył II i III baon czwartaków. Tyralierzy jako
pierwsi znaleźli się na drugim brzegu strumienia. Rzucili się do
ataku na bagnety i wyparli Rosjan z mostu i lewego brzegu.
Następnie, napierając na rosyjskich tyralierów, obeszli staw
1 dotarli pod zabudowania dworskie, gdzie na wzgórzu stały
2 rosyjskie działa nie skąpiące czwartakom kartaczy i granatów.
Polacy celnymi strzałami zmusili kanonierów do opuszczenia
pozycji wraz z działami. W tym czasie przeprawił się przez
strumień II i III baon. Połączyły się one z I baonem i uderzyły na
dwór. Żołnierze I baonu mjr. Jana Wodzyńskiego opanowali
kilka dworskich zabudowań. Rosjanie cofnęli się w stronę wsi,
gdzie ponownie zaczęli formować szyk.
Opanowanie dworu było możliwe dzięki wsparciu 2 dział
4. kpap, które ściągnęły na siebie ogień rosyjskiej baterii
centralnej. Por. Tomasz Potocki podprowadził te działa szosą,
aż do drugiego mostu na Choszczówce. Co prawda, rychło
obydwa działa zmuszone zostały do odwrotu, ale pod ich
osłoną II i III baon 4. ppl przekroczyły strumień.
Zmagania pod Dębem trwały już około 2 godzin. Zapadał
zmierzch. Skrzynecki, wobec niepowodzenia ataku na lewym
skrzydle, zamierzał zakończyć bitwę. Chrzanowski i Prądzyński
milczeli. Nie chcieli ingerować w bój piechoty, gdyż Skrzynec-
kiego powszechnie uważano za specjalistę we władaniu tą
bronią. Naczelny wódz tymczasem nie zamierzał rozstrzygnąć
starcia jednym uderzeniem 11 baonów 2. DP, które stały
w kolumnach na szosie. Tłumaczył się, iż musi zachować jak
najwięcej sił do „odparcia grenadierów, którzy nazajutrz
z Latowicza przyjść mogą". Natarcie mas piechoty bez wsparcia
artylerii rzeczywiście mogło zakończyć się znacznymi stratami.
Skrzynecki podjął decyzję o zakończeniu bitwy. Małachow-
skiemu i Bogusławskiemu nakazał wstrzymać natarcie. Polskie
pułki miały nocować w miejscach, gdzie dotrą do nich
105

rozkazy. Bogusławski nie mógł się z tym pogodzić. Po


kilkugodzinnym taplaniu się w błocku, jeszcze przyszłoby mu
w nim nocować. Poniosły go nerwy. Wyjechał konno przed
szyk czwartaków i krzyknął: „Abo my to kaczki, żeby spać
w błocie mając wieś pod nosem? (...) Odbierzemy Moskalom
kwatery". I tak też się stało. W ataku na bagnety I i II baon
opanowały ostatecznie zabudowania dworskie, przekroczyły
szosę brzeską i rozpoczęły walkę wśród zabudowań wsi. Jak
relacjonował Józef Święcicki, „ciągle tylko karabinowy ogień
trwał, a nasi z bagnetem w ręku uganiali się, wypędzając ze
stodół i rozmaitych zabudowań chłopskich tyralierów barykadu-
jących się". Tyralierzy II baonu przedarli się przez wieś i znaleźli
się w pobliżu centralnej baterii rosyjskiej artylerii. Osłaniający ją
ułani pułku litewskiego rzucili się na Polaków. Przed zarąbaniem
uratował tyralierów błotnisty grunt, w którym grzęzły konie
szarżujących ułanów. Tkwiący w nim tyralierzy celnie razili
rosyjskich kawalerzystów, zmuszając ich ostatecznie do odwrotu.
Ich poświęcenie nie było daremne. Pod osłoną szarż kawalerzy-
stów artyleria rosyjska zdołała opuścić zagrożone pozycje.
Rozkaz odwrotu wydał Rosen i to jeszcze przed atakiem
czwartaków na wieś. Był przekonany, ze zapadający zmrok
zakończył bitwę. Najpierw odesłał na szosę strzelców konnych,
wołyński puł. i artylerię Geismara. Piechotę zamierzał cofać
stopniowo, poczynając od prawego skrzydła. Osłonę odwrotu
powierzył litewskiemu puł. Gdy oddziały rosyjskie zaczęły
opuszczać swoje stanowiska, niespodziewanie spadło na nie
piorunujące uderzenie polskiej kawalerii.
Myśl wykorzystania kawalerii do rozstrzygnięcia bitwy
wyszła od Chrzanowskiego. Zaproponował on w momencie, gdy
Skrzynecki chciał zakończyć bitwę, aby jeszcze raz zaatakować
rosyjskie pozycje równocześnie z dwóch stron. Od północy
nacierać miał Małachowski, wsparty co najmniej 8 dodatkowymi
baonami piechoty, a od zachodu, szosą brzeską, DrK. Dywizja
Skarżyńskiego miała odciąć prawe skrzydło i centrum rosyjskie
od szosy, a Małachowski rozbić je atakiem piechoty.
106

Skrzynecki wahał się. Od razu jednak odrzucił możliwość


wzmocnienia Małachowskiego dodatkowymi siłami piechoty.
Szalę przeważyły wieści o sukcesach 4. ppl i nalegania Chrzanow-
skiego, Prądzyńskiego i ppłk. Teodora Szydłowskiego, pełniącego
obowiązki szefa sztabu przybocznego naczelnego wodza. Skrzyne-
cki uległ i polecił gen. Skarżyńskiemu zdobyć Dębe Wielkie.
Początkowo Skarżyński, zgodnie z rozkazem naczelnego
wodza, chciał rzucić do ataku tylko 2 szwadrony. Dopiero
pod wpływem nalegań płk. Henryka Dembińskiego i Szy-
dłowskiego, zdecydował się przeprowadzić atak całą I brygadą
swojej dywizji (1,8 tys. szabel). Wskutek pośpiechu nie
zdołano skoordynować działań. W miarę jak szwadrony
wychodziły na szosę, formowały kolumny szóstkowe i kłusem
ruszały do przodu, nie czekając na pozostałe. Na czele
znajdował się III i IV szwadron 2. psk, następnie 2 szwadrony
karabinierów i na końcu I i II szwadron 2. psk. Razem
w 6 szwadronach 695 strzelców konnych i 291 karabinierów.
Za nimi, w odwodzie, podążał pułk jazdy poznańskiej (2
szwadrony — 343 szable) i 5. puł. (3 szwadrony — 504
szable).
Polska kawaleria zaatakowała korpus Rosena w chwili, gdy
opuszczał on już swoje pozycje i cofał się ku szosie brzeskiej.
Czołowe szwadrony 2. psk, którym towarzyszyli generał
Skarżyński, płk Dembiński i ppłk Szydłowski, bez strat przebyły
mosty i dotarły w pobliże karczmy w Dębem Wielkim, na prawo
od szosy. Tkwiące w jej pobliżu 2 baony rosyjskiej piechoty (z
pułku brzeskiego i wileńskiego) szybko uformowały czworobok.
Skarżyński skierował przeciwko nim III i IV szwadron 2. psk. Na
ich czele stanął płk Dembiński i szef sztabu dywizji, mjr. Józef
Bielski. Pierwszy wykonał szarżę IV szwadron. Rosjanie odparli
ją silną salwą karabinową, ale regularny szyk ich czworoboku
został naruszony. Zanim piechurzy ponownie nabili broń i zwarli
szeregi, dopadł ich III szwadron mjr. Adama Kosińskiego.
Szaserzy wrąbali się w czworobok. Rosjanie bronili się bagneta-
mi, ale gdy IV szwadron odciął im drogę odwrotu, złożyli broń.
107

W tym czasie, gdy szaserzy rozprawiali się z rosyjskim


czworobokiem w pobliżu karczmy, na czoło kolumny wysunął
się dywizjon karabinierów ppłk. Franciszka Sznajdego.
Zaatakował on stojące na szosie 4 działa rosyjskie, które
ostrzeliwały kartaczami polskich strzelców konnych zmagają-
cych się z piechotą pod karczmą. Sznajde rozwinął karabinie-
rów z lewej strony szosy i rzucił do szarży. Nie zważając na
kartacze, Polacy zdobyli działa, biorąc do niewoli płk.
Sokołowa, 3 oficerów i prawie wszystkich artylerzystów.
Wśród jeńców znalazł się gen. Lewandowski, dowódca
lewego skrzydła ugrupowania rosyjskiego pod Dębem Wiel-
kim. Piechurzy rosyjscy osłaniający działa zbiegli w stronę
wsi i lasu. Ścigający ich karabinierzy o mały włos ujęliby
samego Rosena. Jak sam później mówił dowódca VI korpusu,
swoje ocalenie zawdzięczał staremu płaszczowi, furażerce na
głowie i „kiepskiej szkapie", gdyż Polacy pogonili za
pułkownikiem artylerii „świecącym szlifami" [zapewne Soko-
łowem — T. S.], którego złapali.
Podkomendni Sznajdego nie cieszyli się zbyt długo suk-
cesem. Rosen rzucił do kontrataku 1 lub 2 szwadrony
litewskiego puł. Karabinierzy, rozproszeni w pościgu, nie
zdołali się im przeciwstawić. Odcinając się napastnikom,
rozpoczęli odwrót, uprowadzając ze sobą jeńców i 2 zdobyte
działa. Z biedy wyratował ich gen. Skarżyński, który wraz
z III szwadronem 2. psk uderzył na ułanów z prawej strony
szosy. Rozbił ich szyk, a następnie pognał szosą na wschód,
odbijając zdobyte wcześniej przez karabinierów 2 działa
i zdobywając 4 kolejne. Tymczasem karabinierzy cofający się
za Choszczówkę ponownie znaleźli się w opałach. Zaatakowały
ich kolejne 4 szwadrony litewskich ułanów. Karabinierzy
początkowo wzięli rosyjskich ułanów za idących im z pomocą
ułanów 5. pułku i krzyczeli „To nasi, to nasi!". Dopiero, gdy
„swoi" zaczęli lancami strącać Polaków z siodeł, zorientowano
się, że to pomyłka. Opór nie zdał się na nic. Karabinierzy,
słabsi liczebnie, wyparci zostali na prawą stronę szosy i rozbici.
108

Ppłk Sznajde, trzykrotnie raniony lancą, spadł z konia.


Ułani rosyjscy odbili jeńców, w tym gen. Lewandowskiego,
jednak tak jak niedawno karabinierom tak i im przyszło
przekonać się, że fortuna kołem się toczy. Z dwóch stron
spadli na nich szaserzy 2. psk. Najpierw od wschodu
kpt. Kosiński z częścią III szwadronu, a następnie, od
zachodu, płk Dembiński ze szwadronami I, II i IV. Pułk
litewski rozproszył się, pozostawiając na pobojowisku 160
zabitych i rannych, wśród których znalazł się jego dowódca,
płk Szyndler. W ręce Polaków ponownie dostał się gen.
Lewandowski. Plac kawaleryjskiego boju utrzymali w swoich
rękach szaserzy 2. psk i karabinierzy, ale jeszcze kilka
razy odpierali szarże, prawdopodobnie wołyńskiego puł„
który osłaniając odwrót piechoty Rosena, próbował odbić
utracone działa.
Dla pełniejszego obrazu tego nocnego starcia należy dodać,
że równocześnie z atakiem kawalerii pozycje rosyjskie zaata-
kował od lewego skrzydła gen. Małachowski, a od strony wsi
4. ppl. Według relacji Kajetana Rzepeckiego, czwartacy rzucili
się na baony pułków wileńskiego i 47. pułku jegrów, tworzą-
cych centrum pozycji Rosena. Zaczęły się one cofać, gdy na
tyłach trwał już bój kawalerii. „Prażąc ich gęstym ogniem
— wspomina Rzepecki — szliśmy kilkadziesiąt kroków za
nimi. Dwa razy jeszcze na nas uderzyli, ale dwa razy zostali
odparci". Wola walki opuściła rosyjskich żołnierzy, gdy
zorientowali się, że odcięto im drogę odwrotu ku szosie.
Baony poszły w rozsypkę. Poszczególne pododdziały przebijały
się samodzielnie do szosy, a te, które nie były w stanie tego
uczynić, uciekały w lasy, ku Rysiom, Mińskowi i Kałuszynowi.
To samo czyniły wszystkie inne oddziały, które nie zdołały
dotrzeć do szosy.
Polacy jeszcze 31 marca mogli rozbić większą część VI
korpusu. Gdyby bowiem posunęli się o 15-20 km na wschód,
odcięliby od szosy oddziały rosyjskie koncentrujące się
w Rysiach. Jednocześnie utrudniliby Rosenowi zbieranie
109

rozbitków. Ale, niestety, wśród polskich wyższych dowódców


tylko nieliczni myśleli o zorganizowaniu pościgu. Skrzynecki
z pewnością do nich nie należał. Według Dembińskiego,
jeszcze w toku bitwy, gdy szaserzy ścigali rozbitych ułanów
rosyjskich, ppłk Teodor Szydłowski, powołując się na przeka-
zany mu przez Skrzyneckiego rozkaz „kierowania ruchem",
polecił wstrzymać pościg, gdyż „wolą było naczelnego wodza,
aby wsi Dębe Wielkie nie mijać". Co prawda, Prądzyński,
z pominięciem Skrzyneckiego, zwrócił się do gen. Skarżyń-
skiego z propozycją marszu na Mińsk, ale ten domagał się
wyraźnego rozkazu, którego kwatermistrz generalny nie mógł
wydać w imieniu naczelnego wodza, gdyż na polu bitwy
znajdował się szef sztabu Chrzanowski, stojący wyżej w hierar-
chii armii. Sam Chrzanowski nie wydał żadnych rozkazów
i winą za wadliwe zarządzenia, które pozwoliły Rosenowi
wyjść z opresji, obarczył całą trójcę sztabową, tj. Skrzynec-
kiego, Prądzyńskiego i siebie. Skrzynecki jednoznacznie
zamanifestował niechęć do pościgu nocnego. Udał się na tyły
nie wydając żadnych rozkazów. Zrezygnował z noclegu wśród
zwycięskich wojsk na rzecz wygodnego, ale oddalonego od
pola bitwy folwarku w Brzezinach, gdzie kucharz monsieur
Georges przygotował mu posiłek 10.
Armia polska zatrzymała się na noc na polu bitwy. Gen.
Skarżyński cofnął szaserów i karabinierów do Brzezin. Na
straży zdobyczy został pułk jazdy poznańskiej i 5. puł., które
przez całą noc musiały wysłuchiwać lamentów i jęków rannych
żołnierzy polskich i rosyjskich, dogorywających wśród ciem-
ności nocy na pobojowisku. W obozach panowała powszechna
radość z odniesionego zwycięstwa. Jak wspomina żołnierz 3.
ppl, Aleksander Kociałkiewicz, „chłodno nam nie było, bo
zgrzani zwycięstwem, lecz trochę głodno, ale i tego się nie
czuło". Odmienne, ma się rozumieć, nastroje panowały w VI
korpusie. Poniósł on znaczne straty. Sami kawalerzyści
10
Kucharz nie mógł swoich garnków przenieść do Dębego, co według świadków,
skłoniło Skrzyneckiego do przeniesienia kwatery na tyły!
110

Skarżyńskiego zdobyli łącznie 7 dział pozycyjnych i 1 lekkie 11,


wzięli do niewoli generała, pułkownika, ponad 20 oficerów,
1200 żołnierzy piechoty i 100 kawalerii, nie licząc zabitych.
Okupili to stratą 9 zabitych i 42 rannych. Jeńców natychmiast
odprawiono do Warszawy, a wyższych oficerów, m.in. gen.
Lewandowskiego z „bardzo smutną miną" do karczmy w Brze-
zinach, gdzie polscy sztabowcy „z wyszukaną fetowali [ich
— T. S.] uprzejmością".
Bitwa pod Dębem Wielkim wieńczyła pomyślny dla Pola-
ków dzień. W dwóch bitwach na szosie brzeskiej, według
ocen polskiego sztabu, VI korpus stracił w zabitych, rannych
i jeńcach od 5 do 6 tys. żołnierzy (tj. około 30% stanu z 31
III), 2 chorągwie, co najmniej 10 dział (w tym część z za-
przęgiem), kilkanaście jaszczy z amunicją, kilka tysięcy sztuk
broni i wiele wozów taborowych. Straty własne wyniosły,
według oficjalnych danych, 200-300 zabitych i z pewnością
były zaniżone o co najmniej dwie setki żołnierzy 12.

11
Urzędowe raporty rosyjskie mówią o 8 działach straconych pod Dębem
Wielkim. Z relacji polskich wynika, iż było ich więcej. Żołnierze 4. Ppl pisali o 2
działach wziętych przy dworze, a 3 do 4 po lewej stronie szosy.
12
Skrzynecki w urzędowym raporcie pisał o 200-300 zabitych. Według
stanu obecnych do boju z 4 kwietnia, w ciągu 5 dni 4. ppl stracił 183 żołnierzy, a 8.
ppl — 387. Większość zapewne w bitwie pod Dębem Wielkim.
WSTRZYMANIE MARSZU ARMII POLSKIEJ
NA SIEDLCE. ZWROT ZACZEPNY NA
LATOWICZ 1- 4 KWIETNIA 1831 ROKU

Późnym wieczorem 31 marca sztab główny opracował plan


działań na następny dzień. Zgodnie z decyzją Skrzyneckiego, do
pościgu za rozbitym Rosenem wyznaczono II KK gen. Łubień-
skiego i brygadę z 1. DP. Łubieński, dowodzący strażą przednią,
miał wyruszyć „równo z dniem", maszerować na Mińsk i „ata-
kować żywo i bez zatrzymania marszu, cokolwiek napotka".
Prądzyński, przekazując rozkazy szefowi sztabu korpusu kpt.
Władysławowi Zamoyskiemu wyjaśnił, iż kawaleria nie powinna
łączyć się z piechotą, ale sama, z kilku działami, powinna „ślepo
rzucać się" na co tylko napotka i prowadzić pościg, aż do nocy
tak, aby dojść jak najbliżej Siedlec. 2. i 3. DP, DrK i artyleria
rezerwowa miały posuwać się za II korpusem. Płk. Zawadzkiemu
polecono opuścić Okuniew i dotrzeć do Mińska, a gen. Dziekoń-
skiemu osiągnąć Dębe Wielkie. Jeden baon z jego oddziału miał
pozostać w Wiązownie i strzec przeprawy przez Mienię.
W ciągu nocy Rosjanie cofali się na Mińsk i Kałuszyn.
Jeszcze w toku bitwy Rosen przekazał dowództwo nad tylną
strażą Geismarowi, a sam udał się do Kałuszyna w celu
zbierania oddziałów znajdujących się poza zasięgiem bitwy
i zorganizowania dalszego oporu na szosie.
Geismar cofał się bardzo wolno. Zatrzymał się w pobliżu
miejscowości Kobierne, gdzie dołączyły do niego oddziały
112

25. DP, koncentrujące się w Rysiach. Kolejnym punktem


postoju były Stojadła 1 gdzie Geismar zgromadził 12 baonów,
18 szwadronów, 7 sotni i 6 dział. 1 kwietnia między godz.
8 a 9 ruszył do Mińska, gdzie dołączyli do niego liczni
uciekinierzy spod Dębego. Po podpaleniu magazynów i wy-
słaniu w stronę Kałuszyna artylerii i regularnej kawalerii,
Geismar opuścił Mińsk na czele piechoty. Kozacy zamykali
kolumnę. Od tej pory liczył się już tylko z atakiem polskiej
kawalerii. Gdy nie pojawiła się do południa, wyprzedził swoją
kolumnę i udał się do Kałuszyna.
Niepodjęcie przez Polaków pościgu spowodowane było
bałaganem organizacyjnym i opieszałością wyższych dowód-
ców. Łubieński czekał na brygadę Ramoriny 2 , a gdy wreszcie
opuścił obóz, drogę na wschód zagrodziły mu zdobyte działa
i furgony — akurat wtedy Chrzanowski odprawiał zdobycz do
Warszawy. Dopiero około godz. 9, po 2 godzinach przeciskania
się „ledwie koń za koniem przez cieśninę", oddziały pościgowe
ruszyły w stronę Mińska.
Siły, którymi dysponował Łubieński, były wystarczająco
duże, aby całkowicie rozbić cofających się Rosjan. Liczyły one
bowiem 4,5 tys. szabel i 5 tys. bagnetów oraz 8 dział artylerii
konnej i 12 lekkopieszej. Jednak tempo marszu aż do Mińska
było bardzo powolne. Na czele oddziału posuwał się szwadron
4. puł., około 750 metrów za nim reszta 4. pułku z 2 działami
2. blak. Czołowy szwadron kilkakrotnie szarżował na drobne
oddziały rosyjskie, które próbowały zwolnić tempo pościgu.
Pod Stojadłami szwadron pod dowództwem kpt. Leona Zającz-
kowskiego rozbił i zmusił do ucieczki szwadron wołyńskiego
puł. i sotnię kozaków, biorąc 60 jeńców z piechoty. Pod
Mińskiem część szwadronu pod dowództwem por. Floriana
Prątnickiego i ppor. Józefa Kamińskiego rozbiła znaczny oddział

1
Około 7 km od Dębego Wielkiego.
Wspomniany już Feliks Breański z 1. DP pisał w pamiętniku, że ze swoją
2

brygadą ruszył w pościg za Rosenem już o świcie, a Łubieński dogonił go


dopiero za Mińskiem.
113

piechoty, biorąc 80 jeńców i zmuszając pozostałych do ucieczki


w las. Tam uderzył na nich mjr Antoni Fileborn na czele
1 dywizjonu i ostatecznie rozbił, biorąc 300 jeńców.
Oczywiście, były to tylko dwa większe starcia 4. puł. Wiele
mniejszych oddziałów rosyjskich poddawało się bez walki, albo
uciekało do lasu, skąd wyciągały ich pozostałe pułki z II korpusu
i piechurzy Rybińskiego, którzy aż do Mińska współdziałali
z kawalerią. Jak ta współpraca wyglądała, przedstawił Napoleon
Sierawski, oficer 5. psk. Na początku pluton szaserów, wysłany
brzegiem lasu, przyprowadził całą kompanię jegrów z kapitanem
i 3 oficerami. Gdy wreszcie dogoniła pułk „zziajana piechota",
natychmiast rozsypała się po lesie, skąd ponownie wygarniała
licznych jeńców. W ten sposób posuwające się na czele pościgu
pułki kawalerii łamały wszelkie próby stawiania oporu. Pozostałe
pułki, np. 5. psk, zbierały już tylko jeńców przy pomocy
piechoty. Odsyłano ich natychmiast do Warszawy. 1 kwietnia na
szosie powstały dwa pasma ruchu. Jednym oddziały polskie
maszerowały na Siedlce, a drugim kolumny jeńców, coraz
liczniejsze w miarę zbliżania się do Kałuszyna. Dla Aleksandra
Kociałkiewicza był to najpiękniejszy dzień w całej wojnie: „jakie
to uczucia przepełniały serce. Od samego Dębego aż do
Kałuszyna (...) co chwila krzyk od czoła «na prawo i na lewo
rozdaj się» i niemal nieprzerwanym szeregiem eskorty 4. puł. (...)
wiozły zwycięskie trofea dnia tego (...) to wiozą zebrane
sztandary, znów ciągną zdobyte działa, znów prowadzą powózkę
z kaplicą, a na niej pop brodaty (...) jedne kupy [rosyjskich
żołnierzy — T. S.] rozbite szły bezładnie, inne w najporządniej-
szym szyku przez swoich oficerów prowadzone (...) wszyscy
zapytani «kuda stupajesz» odpowiadali «W Warszawu, w plen»".
Przed Mińskiem Łubieński wysłał na drogę do Cegłowa, ku
rzece Mieni 8 szwadronów pułku kaliskiego i Mazurów, a na
drogę Mistów-Jakubów-Kałuszyn 4 szwadrony 6. puł. Sam na
czele 15 szwadronów i 8 dział oderwał się od piechoty i ruszył
kłusem szosą brzeską w stronę Mińska. Zgasił w mieście pożar
magazynów, zdobył tabory rosyjskie i kilkuset jeńców.
114

Po krótkim postoju opuścił Mińsk i ruszył do Kałuszyna.


Wysforował się znacznie do przodu z 4. puł. i 2 działami,
pozostawiając nieco w tyle resztę swoich szwadronów. Napotka-
ni na szosie maruderzy rzucali broń na pierwsze wezwanie.
Tylko gdzieniegdzie, szczególnie przy murowanych budynkach,
piechota rosyjska stawiała opór, szybko jednak likwidowany
lancą polskich ułanów. Pod Janowem zebrały się większe
oddziały rosyjskie, ale ułani rozproszyli je i przegnali w las.
Około godz. 12 awangarda polskiego pościgu dotarła do
Jędrzejowa 3 , gdzie na polanie stało 8 baonów żytomierskiego
i podolskiego pp oraz 49. i 50. pjeg. 4 , tworzących straż tylną
i trzon kolumny Geismara. Dowodzący nimi gen. Brieseman von
Kething miał zatrzymać polski pościg do czasu, aż do Kałuszyna
nie przybędą oddziały 25. DP koncentrujące się w Mistowie 5.
Brieseman nie dysponował artylerią. Ulokował swoje baony na
skraju lasu i szosy, a przed ich szyk wysunął licznych tyralierów.
Zamoyski, widząc, że Rosjanie nie mieli dział, zaproponował
Łubieńskiemu wykonanie szarży szosą w środek szyku rosyj-
skiego. Łubieński zgodził się na ten ryzykowny krok. Mjr
Franciszek Kuderski, któremu powierzono wykonanie szarży, nie
zrozumiał jednak rozkazu. Zamiast nacierać szosą na centrum
rosyjskiego ugrupowania, zaczął podlegające mu 4 plutony III
szwadronu i 2 plutony IV szwadronu sprowadzać na pobocze.
Zamoyski widząc, że podmokły teren uniemożliwi przeprowa-
dzenie szybkiego i zaskakującego ataku, sam podjechał do
plutonów, ściągnął je ponownie na szosę i poprowadził kłusem,
a następnie galopem w stronę przeciwnika. Równocześnie z nim
płk Ignacy Zieliński na czele I dywizjonu (szwadrony 1. i 2.
prowadzone przez mjr. Fileborna i kpt. Zajączkowskiego) uderzył
na baony rosyjskie stojące po obu stronach szosy. Atak polskich
ułanów zaskoczył Rosjan. Zamoyski rozbił baon stojący na
szosie. Piechurzy Briesemana, przerażeni gwałtownością szarży,
3
10 km za Mińskiem, 5 km przed Kałuszynem.
4
Najwyżej 3,5 tys. żołnierzy.
5
Razem 2,1 tys. żołnierzy piechoty i kawalerii, z 10 działami.
115

zmykali przez rów na pobocze, gdzie dostawali się pod lance


szwadronów Zielińskiego. Jak wspomina Zamoyski, „Widziałem,
że zamiast brania nas na cel, piechurzy spod łokcia w górę
karabiny wystrzeliwali. Znowu mnie uderzyły ich oczy rozwarte,
zatrwożone". Początkowo rosyjscy oficerowie myśleli, że pędzi
na nich własny pułk ułanów wołyńskich, który podobnie jak 4.
puł, miał niebieskie wyłogi. Na dodatek jeden z polskich
oficerów krzyczał do żołnierzy rosyjskich „Nie strzelajcie wy,
bracia nasi, wam żadna szkoda nie będzie", co jeszcze bardziej
ich zdezorientowało. Pędzący w głąb rosyjskiego szyku polscy
ułani rozbili kolejno 49. pjeg. i baon 50. pjeg., biorąc kilkuset
jeńców i 3 sztandary. Lance polskie szerzyły spustoszenie wśród
rosyjskich żołnierzy. Poddawali się oni i rzucali na ziemię broń.
Ale nie miał już kto ich brać do niewoli. Plutony Zamoyskiego
przeleciały przez rosyjski szyk jak burza. Niestety, nikt za nimi
nie podążał i nie pogłębiał luki. Atakujące poboczem szwadrony
I dywizjonu wypierały rosyjską piechotę ponownie na szosę i do
lasu Wzięły, co prawda, 600 jeńców, ale „gęstość lasu bagnistego,
cierniem zarosłego" nie pozwoliła na kontynuowanie szarży.
Tymczasem rosyjska piechota, korzystając z osłony drzew,
szybko wychodziła na szosę, gdzie ponownie formowała szyki,
zamykając lukę powstałą po ataku plutonów Zamoyskiego. W tej
sytuacji Zamoyski nie mógł się cofnąć. Pozostało mu jedynie
parcie do przodu. Przebił się więc przez całe ugrupowanie
Briesemana i pędził w stronę Kałuszyna. Tutaj dopiero się
zatrzymał, mając przed sobą 4 baony 47. i 48. pjeg. z artylerią,
pod dowództwem gen. Fasi. Nie widząc żadnej innej możliwości,
skręcił w las, pędząc przed sobą kilkuset jeńców. Postanowił
poczekać na własne oddziały. Tymczasem Łubieński czekał pod
Jędrzejowem na pozostałe pułki swojego korpusu. Nie zdecydował
się na ponowny atak. Jedynie 2 działa artylerii konnej ostrzeliwały
kartaczami baony Briesemana, a szwadrony I dywizjonu raz po
raz szarżowały na nie, wypierając ostatecznie w las. Brieseman,
spędzony z pozycji na polanie pod Jędrzejowem, ruszył w stronę
Kałuszyna. Łubieński postępował wolno za nim i wkrótce
116

połączył się z plutonami Zamoyskiego. Na tym zakończyła się


pomyślna dla jazdy polskiej potyczka. Kosztem niewielkich
strat 6 uszczuplono VI korpus o ponad 1000 żołnierzy wziętych
do niewoli (nie licząc zabitych i rozproszonych).
Łubieński na czele swego korpusu zbliżył się do Kałuszyna.
Nie atakował już połączonych baonów Briesemana i Fasiego,
czekając na własną piechotę i artylerię. Wkrótce dołączyła do
niego brygada 1. DP, ale nie była w stanie przeprowadzić
ataku. Po szybkim marszu za II korpusem w kompaniach jej
baonów zostało po około 40 żołnierzy 7 . Reszta nie podołała
szybkiemu tempu, albo też rozglądała się za zdobyczą i poży-
wieniem. W tej sytuacji Łubieński wysłał piechotę na prawo
od szosy, z zadaniem obejścia czy raczej „pozorowania"
obejścia lewego skrzydła Rosena pod Kałuszynem. Postanowił
czekać na 2. i 3. DP. Tymczasem marsz tych dywizji wraz
z artylerią rezerwową i DrK opóźniały walki staczane z rosyj-
skimi oddziałami wyprzedzonymi przez II korpus.
Skrzynecki nie parł szybko do przodu obawiając się o swoje
flanki. Często zatrzymywał główne siły i wysyłał na boki drobne
oddziały osłonowe, które staczały liczne potyczki z mniejszymi
oddziałami rosyjskimi. Ze Stojadeł pchnął w stronę Stanisławo-
wa 3 szwadrony 5. puł. i szwadron karabinierów, pod dowódz-
twem płk. Dembińskiego. Mieszkańcy wsi twierdzili, iż w kie-
runku Stanisławowa zboczyło z szosy dużo rosyjskich wozów
taborowych. Oddział Dembińskiego przebył około 11-12 km
i zawrócił do Mińska, gdyż rosyjskich uciekinierów wyłapali
ułani 6. puł. Z Mińska, gdzie kolumna głównych sił polskich
dotarła między godz. 10 a 11 rano, wyruszył na Janowiec
i Przytoczę oddział kawalerii pod dowództwem płk. Chrzanow-
skiego. Usiłował on wspólnie z 6. puł. rozbić oddziały rosyjskie
zmierzające z Mistowa do Kałuszyna. Posuwały się one bardzo
wolno z racji błota, w którym grzęzły działa, jaszcze i wozy
taborowe. Ostatecznie, nieustannie napastowane przez polską
6
24 zabitych i rannych, w tym 6 zabitych żołnierzy, 32 konie zabite i ranne.
7
W brygadzie pozostało więc około 1000 żołnierzy.
117

kawalerię, dotarły do Kałuszyna ze stratą jaszczy i taborów.


Tymczasem Łubieński cały czas tkwił pod miasteczkiem i nawet
nie próbował zaatakować Rosena od czoła. Dopiero około godz.
17, gdy przybyła pod Kałuszyn 2. i 3. DP, Polacy wznowili
działania zaczepne.
Na lewo od szosy Skrzynecki wysłał 2 baony z 2. DP pod
dowództwem gen. Załuskiego, a od frontu rzucił do natarcia 3.
ppl. Baony rozwinęły się po obu stronach grobli, którą biegła
szosa do Kałuszyna, a tyralierzy, postępujący na ich czele,
zaczęli obchodzić błota. Rosen nie przyjął jednak bitwy. Gdy
tylko dołączyły do niego oddziały z Mistowa, opuścił swoje
pozycje i ruszył szosą ku rzece Kostrzyn. Armia polska wkroczyła
do Kałuszyna, gdzie przejęto nie zniszczone magazyny, m.in.
z wyposażeniem szpitalnym. Skrzynecki wraz ze sztabem oraz
2. i 3. DP zatrzymał się w mieście na noc. Tylko Łubieński ze
swoim korpusem, wspartym przez 3. ppl, podążał za oddziałem
rosyjskim. Dogonił straż tylną Geismara osłaniającą przeprawę
Rosena przez Kostrzyn, ale jej nie atakował. Geismar nie
napastowany przez Polaków, poszedł w ślady Rosena. Mniejsze
komendy wysłał z zadaniem zniszczenia przepraw w dolnym
i górnym biegu Kostrzynia i Liwca oraz w celu osłony brodów.
Pozostawił nietknięty most na szosie brzeskiej, aby umożliwić
przeprawę niedobitkom. Most umocniono barykadami, ale przy-
gotowano się do jego szybkiego zniszczenia. Łubieński nie
próbował nawet go opanować. Zatrzymał się przed rzeką. Jego
straże przednie zajęły miejscowości Zawady i Groszki.
II korpus zakończył działania 1 kwietnia, mając na swym
koncie 3-4 tys. jeńców rosyjskich. Resztki VI korpusu, liczące
wieczorem jedynie 5 tys. żołnierzy, znajdowały się na prawym
brzegu Kostrzynia. Rosen cofnął się do wsi Polaki, a Geismar
rozlokował się w Jagodnem. Na lewym brzegu rzeki tułały się
całe rzesze maruderów i niedobitków korpusu, usiłujące dostać
się na prawy brzeg rzeki.
Zanim oddziały polskie dotarły do Kałuszyna, w Mińsku
zapadły ważne decyzje, które wpłynęły nie tylko na dalszy
118

przebieg działań zaczepnych na szosie brzeskiej, ale i na losy


kampanii 1831 roku. Na pobojowisku pod Dębem Wielkim
znaleziono tajne dokumenty Rosena. Dwa z nich były szcze-
gólnie istotne — oryginalna instrukcja Dybicza z 27 marca
i mapa ukazująca pozycje głównej armii rosyjskiej nad
Wieprzem. Z tej ostatniej wynikało, że korpusy Dybicza były
rozproszone, a park artyleryjski znajdował się w Łukowie.
Prądzyński zapoznał się z treścią dokumentów w Mińsku
i natychmiast udał się z nimi do Skrzyneckiego i Chrzanowskie-
go. Trafił na przełomowy moment. Naczelny wódz wahał się, co
czynić, gdyż nie wiedział, na co się zdecyduje feldmarszałek.
Mógł on przeprawić się przez Wisłę i w ciągu 4 dni znaleźć się
pod Warszawą, albo też skierować się ku szosie brzeskiej,
odcinając od stolicy główną armię polską. Aby zapobiec
jednemu i drugiemu, Skrzynecki sądził, że powinien tkwić
w pobliżu Warszawy. Jego wątpliwości rozwiały papiery
Rosena. Zdecydował się rozbić VI KP, który jak wynikało
z instrukcji Dybicza, musiał bronić Siedlec za wszelką cenę.
Prądzyński wystąpił z innym pomysłem. Zaproponował, aby po
wzmocnieniu swoich sił dywizją Milberga, główna armia polska
skierowała się przez Siennicę, Latowicz i Żelechów przeciwko
Dybiczowi i wydała mu walną bitwę między Żelechowem
a Rykami. Opierając się na zdobytych dokumentach udowodnił,
że Dybicz nie byłby w stanie skoncentrować tylu wojsk, aby
zapewnić sobie zdecydowaną przewagę nad 40-tysięczną armią
polską. Twierdził, że oddziały gen. Witta (3. DGr. i III KK)
znajdowały się za Wieprzem i ze względu na zły stan dróg nie
zdołałyby dotrzeć do Dybicza na czas bitwy, podobnie jak park
artyleryjski z Łukowa. Stwierdził, że jeżeliby nawet Dybicz
otrzymał informacje o porażce Rosena wieczorem 1 kwietnia, to
i tak dopiero 3 kwietnia korpusy rosyjskie ruszyłyby do punktu
koncentracji w Rykach. W tym czasie armia polska, po wysłaniu
3-tysięcznego oddziału w pogoń za Rosenem, mogłaby uderzyć
na koncentrującą się armię rosyjską. Za wydaniem jej bitwy
przemawiały dwie okoliczności. Przede wszystkim teren. Nawet
119

bitwa nie rozstrzygnięta mogłaby postawić Dybicza w ciężkiej


sytuacji, gdyż przystąpiłby do niej z Wisłą na flance i rozlanym
Wieprzem na tyłach. Trudne do przebycia drogi lokalne
uniemożliwiłyby mu wykorzystanie najsilniejszych atutów
— przewagi artylerii i ciężkiej kawalerii. W razie odwrotu
w Lubelskie złe drogi i błota nadwieprzańskie pochłonęłyby
część artylerii i tabory armii.
Prądzyński zdawał sobie sprawę z tego, że przegrana bitwa
z główną armią rosyjską równoznaczna była z klęską powstania.
Wierzył jednak w siłę polskiej armii, wynikającą z przekonania
o wyższości nad przeciwnikiem. Dotychczasowe zmagania
ukazały przewagę polskiej artylerii i piechoty, a te bronie miały
odegrać decydującą rolę w bitwie walnej na terenach dotkniętych
wiosennymi roztopami. Poza tym duch bojowy i zapał żołnierzy,
po świetnych zwycięstwach odniesionych pod Wawrem i Dębem
Wielkim, osiągnął najwyższy poziom. Mogło to zaważyć na
przebiegu bitwy 8 . Prądzyński, przedstawiając swój plan, wierzył
w jego powodzenie. Wiedział z papierów Rosena, że korpus
gwardii nie zamierza przeprawiać się przez Bug i zagrozić tyłom
wojsk polskich. Był pewny, że w czasie generalnej rozprawy
z Dybiczem gen. Pac natychmiast przeprawiłby się ze swoim
korpusem przez Wisłę, aby uderzyć wspólnie z główną armią.
Skrzynecki plan Prądzyńskiego kategorycznie odrzucił.
Obawiał się takiego starcia, jakiego wizję rozwinął przed nim
kwatermistrz. Chciał mieć całkowitą pewność, że plan się
powiedzie. Prądzyński, oczywiście, nie mógł tego zaręczyć.
Na nalegania kwatermistrza Skrzynecki odpowiedział: „a to
tam próżne rzeczy, ja wam Kościuszką nie będę, Maciejowi-
cami skończyć nie chcę" 9.

8
Podkreślał to nawet sceptyk Chrzanowski.
9
Czy decyzja Skrzyneckiego była słuszna? Wiesław Majewski, historyk
wojskowości, twierdzi, że tak. Skrzynecki, zdaniem tego historyka, zdawał
sobie sprawę z tego, że nie będzie w stanie kierować taką bitwą. Biorąc pod
uwagę prowadzenie przez niego boju pod Ostrołęką 26 maja 1831 roku,
trudno się z wnioskiem Majewskiego nie zgodzić.
120

Ciekawą postawę przyjął w trakcie narady w Mińsku szef


sztabu, płk Chrzanowski. Otóż nie sprzeciwił się on otwarcie
Prądzyńskiemu, ale także nie poparł Skrzyneckiego. Cały czas
milczał. Gdy Skrzynecki spytał go, czy Polacy mogliby
wygrać bitwę z Dybiczem, to - jak wspominał Prądzyński
— jedynie „wzruszył (...) ramionami z wyrazem twarzy
gniewnym i szyderczym".
Skrzynecki odrzucił plan ataku na Dybicza na rzecz kontynuacji
działań przeciwko Rosenowi. Zamierzał rozbić jego korpus
i opanować Siedlce. Prądzyński sądził jednak, że po osiągnięciu
tych celów, zdoła skłonić Skrzyneckiego do zmierzenia się
z Dybiczem. Wcześniej jednak chciał sparaliżować rosyjską
komunikację oddziałami wysłanymi na Międzyrzec i Granne.
Tym samym przeciąłby połączenia Dybicza z gwardiami. Feld-
marszałkowi nie pozostałoby nic innego, jak rozpocząć odwrót
znad Wisły na Siedlce lub Brześć. Prądzyński chciałby wtedy
uderzyć przez Łuków. Gdyby Dybicz ruszył w kierunku Kału-
szyna, aby odciąć Polakom odwrót na Warszawę, wtedy opuś-
ciliby oni Siedlce i cofnęli się wygodną szosą w stronę stolicy.
Nic nie stało na przeszkodzie, aby i w tym wypadku Skrzynecki
wydał bitwę na obranej dowolnie pozycji.
W Mińsku rozważano jeszcze trzeci wariant działań — wy-
prawę przeciwko gwardii. Już 31 marca zamierzano zaatako-
wać gwardię, pod wpływem fałszywych informacji o jej
przeprawie przez Bug w Broku i marszu na Stanisławów.
Z instrukcji Dybicza dla Rosena wynikało jednak, że tylko
część gwardii miała przyjść z pomocą Rosenowi. Tak więc po
opanowaniu Siedlec i zabezpieczeniu się od rozbitego VI KP,
można było zniszczyć tę część korpusu gwardii, która szła na
pomoc Rosenowi, a następnie pozostałą jego część, roz-
lokowaną między Bugiem a Narwią.
Treść dokumentów znalezionych w Dębem Wielkim nie
rozwiała obaw Skrzyneckiego o swoje flanki. Decydując się na
marsz do Siedlec sądził, że Dybicz i w.ks. Michał, gdy tylko
dowiedzą się o porażkach Rosena, natychmiast podejmą kroki
121

zmierzające do odcięcia Polaków od stolicy. Był głuchy na


argumenty, że flanki głównej armii zabezpieczają rozległe
przestrzenie poprzecinane licznymi rzeczkami i kiepskimi drogami
lokalnymi. Skrzynecki patrzył na działania armii rosyjskiej tak,
jakby to ona znajdowała się na doskonałej „żwirowce" brzeskiej,
a armia polska na lokalnych drogach. Tymczasem było odwrotnie.
Ruszając na Siedlce, Skrzynecki zdecydował zostawić na swoich
flankach oddziały, które ostrzegłyby go o grożącym niebez-
pieczeństwie. Gen. Krukowieckiemu nakazał wysłać do Niego-
wa 10 niewielki oddział gen. Walentego Andrychiewicza (2,8 tys.
żołnierzy i 2 działa), z zadaniem obserwacji korpusu gwardii.
Z kolei gen. Skarżyńskiemu rozkazał działać ze swoją dywizją
kawalerii po obu stronach szosy, przede wszystkim jednak na
południe od niej, w celu zdobycia wiadomości o głównych siłach
rosyjskich. Skarżyński już 1 kwietnia miał wysłać jeden pułk
kawalerii na północ, w stronę Stanisławowa, z zadaniem „oczysz-
czania z nieprzyjaciela kraju na lewym brzegu Liwca", a dwa
pułki kawalerii z baterią artylerii konnej do Siennicy, następnie
w kierunku Żelechowa „tak daleko, jak Mu to roztropność
pozwoli".
Skarżyński wyruszył z 8 szwadronami 11 i 2 działami artylerii
konnej do Siennicy. Przybył tam wieczorem 1 kwietnia
i zdobył trochę taborów, których Rosjanie nie zdołali ewaku-
ować ze względu na zły stan dróg. Rozesłał na wszystkie
strony patrole, które jeszcze w tym samym dniu zebrały około
200 jeńców, w tym 1 majora i 4 oficerów młodszych.
Na północ od szosy udał się z Mińska płk Dembiński
z 4 szwadronami 12, aby zgodnie z instrukcją oczyścić z Rosjan
teren między Bugiem a Liwcem. Marsz z Mińska do Stani-
sławowa był bardzo ciężki, gdyż, jak wspomina Dembiński,
„rozciecz tak była wielką, że konie ciągle po brzuch zapadały".
Jeszcze 1 kwietnia oddział dotarł do Stanisławowa. W drodze
10
Niegów leży w pobliżu Wyszkowa nad Bugiem.
11
Około 1,3 tys. szabel z 2. Psk i 2. puł.
12
Około 670 szabel z 3 szwadronów 5. puł. i 1 szwadronu 3. puł.
122

zebrano 150 jeńców i znaczną liczbę ugrzęzłych w błocie wozów


taborowych. W Stanisławowie ujęto 30 rosyjskich ułanów i duże
zapasy żywności. Tu Dembiński pozostał na noc, ale nazajutrz
zamierzał udać się do Liwa, gdzie, według relacji osób cywilnych,
wycofały się w panice drobne oddziały rosyjskie.
Wydawało się, że działania Skarżyńskiego i Dembińskiego
w dostateczny sposób usuną obawy Skrzyneckiego o bez-
pieczeństwo tyłów i flank głównej armii. Niestety, tak się nie
stało. Nad ranem 2 kwietnia żadne tłumaczenia i nalegania nie
zmusiły go już do marszu na Siedlce. Swoje stanowisko
uzasadniał brakiem pewniejszych informacji o głównej armii
rosyjskiej. Twierdził, że przesunięcie głównych sił do Siedlec
oddaliłoby je od Warszawy i naraziłoby na odcięcie od stolicy
przez Dybicza. Uważał, że powinien działać jak najbliżej
stolicy, aby w razie niebezpieczeństwa, jak najszybciej udzielić
jej pomocy. Z tego też względu 2 kwietnia ponowił rozkaz dla
płk. Kołaczkowskiego z 31 marca, w którym nakazał mu
umacniać pozycje polskie pod Grochowem.
Poczynania Skrzyneckiego mające miejsce po 2 kwietnia
bardzo obrazowo scharakteryzował Ludwik Mierosławski:
Jedną nogą stąpał naprzód, a drugą w tył, jedną ręką sięgnął
po laur do Mińska, a drugą krępował się do Pragi".
Od 2 kwietnia cała uwaga Skrzyneckiego skupiała się nie
na ściganiu Rosena i zdobyciu Siedlec, ale na korpusie
gwardii i głównej armii Dybicza. Rozkazy na 2 kwietnia
(wydane między godz. 3 a 5 rano) wstrzymały „tymczasowo"
marsz armii na Siedlce. Oczekując na wieści od gen. Skarżyń-
skiego, Skrzynecki tak ugrupował armię, aby w razie niebez-
pieczeństwa możliwe było szybkie cofnięcie jej na Pragę. I tak
gen. Franciszek Rohland z 7. ppl, pułkiem kawalerii i 6 dzia-
łami 2. blak udał się o godz. 8 rano z Kałuszyna do Cegłowa,
a 3. DP wraz z artylerią rezerwową o godz. 7 cofnęła się
z Kałuszyna i stanęła na wschód od Mińska. Gen. Giełgud z 2.
i 4. psp cofnął się o pół kilometra za Kałuszyn, w którym
pozostała 1. DP. Pułk grenadierów z 4. DP zatrzymał się pod
123

Dębem Wielkim, a 3. psp stanął w Miłośnie. Jak widać


z powyższego, na szosie brzeskiej dywizje piechoty utworzyły
łańcuch osłaniany od południa przez komendy Skarżyńskiego
i Rohlanda. Od północy taką osłonę zapewniał im oddział
Dembińskiego, zmierzający ze Stanisławowa do Liwa. Dla
Skrzyneckiego było to za mało. Chcąc jeszcze zabezpieczyć
tyły ugrupowania głównych sił, polecił Kołaczkowskiemu
zniszczyć drogę z Karczewa do Wawra i przygotować pozycje
w Wiązownie, przy rzece Mieni, dla 2-3 baonów „któreby
tam mogły wytrzymać przez kilka dni napaść przemagających
sił od Osiecka i Karczewia debuszujących". Od czoła osłonę
głównej armii zapewniał gen. Łubieński. O godz. 5 otrzymał
on rozkaz marszu szosą brzeską w stronę Siedlec, aby
odepchnąć jak najdalej od Kałuszyna niedobitki VI korpusu
i oddzielić się od nich przeszkodą wodną w postaci rzeki
Kostrzyn. Prądzyński błędnie przypuszczał, że II korpus
rozpoczął marsz na Siedlce.
Łubieński dotarł do Kostrzynia po godz. 6. Po drugiej stronie
rzeki tkwił cały oddział Geismara. Saperzy rosyjscy zabierali się
właśnie do niszczenia mostu szosowego. Łubieński odepchnął
saperów od mostu „rzęsistym ogniem" 6 dział pozycyjnych 1.
kpap, ale nie podjął żadnych kroków zmierzających do przepra-
wy przez rzekę, mimo że most nie był zniszczony. Gdy artyleria
obydwu stron prowadziła wymianę ognia, Łubieński zwrócił się
do sztabu głównego z pytaniem, co ma czynić. Prądzyński
natychmiast udał się z nim do Skrzyneckiego „dla wzięcia jego
rozkazów celem przełamania tej błahej przeszkody, co wstrzy-
mała pogoń". Ale Skrzynecki rozkazał Łubieńskiemu, aby nic
nie czynił i „równie jak całe wojsko odpoczywał, zachowując jak
największą ostrożność". Skrzynecki zrezygnował tym samym
z marszu na Siedlce. Tym samym przekreślił sukcesy odniesione
w bitwach pod Wawrem i Dębem Wielkim. Tymczasem jeszcze
2 kwietnia Polacy byli w stanie opanować Siedlce. Skrzynecki
nie zdecydował się jednak na kontynuowanie marszu na wschód
i w ten sposób, jak zauważył Wacław Tokarz, 2 kwietnia nastąpił
124

przełom, punkt zwrotny w wojnie. Dzień ten, jak to określił,


był „grobem wszystkich nadziei polskich".
Prądzyński usiłował temu przeciwdziałać. Według słów
członka rządu narodowego, Stanisława Barzykowskiego,
kwatermistrz przedstawił delegacji rządowej obecnej w Kału-
szynie swoje uwagi o działaniach wojennych. Podzielił się
z nią swoimi obawami, czy aby Skrzynecki nie chce za-
trzymać ofensywy na Siedlce. Prądzyński prosił Barzykow-
skiego, aby ten przedstawił Skrzyneckiemu konieczność
dalszych działań. Do tego wzywał zresztą także ks. Czartory-
ski. W liście z 1 kwietnia, po zwycięstwie pod Dębem
Wielkim, sugerował Skrzyneckiemu podjęcie dalszych dzia-
łań. Pisał: „Potrzebny był sukces stanowczy i wczoraj nie
można było odnieść zupełniejszego. Mam wielką nadzieję,
że na tym się nie zatrzymasz. Czy wysyłasz lekki oddział do
Siedlec i Brześcia? Czy rzucasz się z wszystkimi siłami na
Siennicę i Latowicz na Dybicza w popłochu". Skrzynecki nie
uległ naciskom. Na nalegania Barzykowskiego odpowiedział,
że odniósł zwycięstwo, lecz wstrzymał pościg, aby oczyścić
kraj między Kostrzyniem a Liwcem, a także, aby „dowie-
dzieć się, jakie marszałek Dybicz ruchy po roztrąceniu
6 korpusu przedsięwziąć zamierza". Z tego też względu
przez cały dzień 2 kwietnia pozostał wraz ze sztabem
w Kałuszynie, oczekując na wiadomości od Skarżyńskiego
i Dembińskiego.

Dembiński noc z 1 na 2 kwietnia spędził w Stanisławowie.


2 kwietnia o godz. 5 rano wyruszył z 3 szwadronami ułanów
(ok. 500 szabel) do Liwa 13. Piaszczysta okolica pozwalała na
szybki marsz kłusem. W miasteczku Dobre wziął do niewoli
oddział ułanów wraz z oficerem. Przez całą drogę żołnierze
rosyjscy poddawali się masowo nawet niewielkim oddziałom,
np. patrol 3. puł., złożony z 1 podoficera i 12 ułanów, zebrał
112 jeńców, a szwadron 5. puł. Ze Stanisławowa — 120. Przed
13
W Stanisławowie został szwadron 5. puł. z zadaniem patrolowania terenu aż
do Bugu.
125

godz. 20 Dembiński dotarł do Liwa. Według informacji


mieszkańców, w miasteczku było kilkudziesięciu ułanów
rosyjskich z polskiego puł. Dembiński zdecydował się działać
przebojem. Szwadron 3. puł. kpt. Alojzego Janowicza szybko
przejechał w kolumnie plutonowej przez miasteczko, wy-
przedzając uciekających ułanów rosyjskich. Zdołali oni, co
prawda, podpalić mosty na Liwcu, ale Polacy szybko ugasili
ogień. Ważna przeprawa znalazła się w rękach Dembińskiego.
Do niewoli wzięto 1 oficera i 18 ułanów, a w mieście ponad
100 chorych.
Skarżyński do wieczora 2 kwietnia pozostawał w Sien-
nicy. Cały czas wysyłał patrole na południe i często infor-
mował sztab główny o wynikach rozpoznania. Jego informa-
cje potwierdziły w zasadzie odstąpienie armii rosyjskiej
w łuk Wisły i Wieprza, ale także wskazywały na to, że
Dybicz, pomimo klęski Rosena, zamierzał przeprawić się
przez Wisłę.
Wiadomości uzyskane od Skarżyńskiego, powiązane z do-
niesieniami wywiadu o rosyjskich przygotowaniach do prze-
prawy pod Puławami, skłoniły Skrzyneckiego do działania.
Odrzucając myśl o stoczeniu walnej bitwy z Dybiczem,
zdecydował się skierować armię na południe, aby zagrozić
tyłom rosyjskiej przeprawy. Chciał „zastraszyć" Dybicza
możliwością stoczenia walnej bitwy. Był przekonany, że w tej
sytuacji feldmarszałek skieruje większość swoich sił na północ,
a to byłoby równoznaczne z czasową, a może nawet z cał-
kowitą, jego rezygnacją z przeprawy przez Wisłę.
Już po południu 2 kwietnia sztab główny wydał dyspozycje
na dzień następny, które przekreśliły możliwość marszu na
Siedlce i zwracały czoło głównej armii na południe. Zwrot ten
nazwano w rozkazach „ruchem zaczepnym do Latowicza
przeciwko komunikacjom głównego wojska nieprzyjaciel-
skiego". Skrzynecki przystąpił do tworzenia kordonu obser-
wacyjnego w pobliżu szosy brzeskiej, który miał zagrozić
tyłom i transportom Dybicza.
126

Wycofując się znad Kostrzynia, Skrzynecki zostawił na-


przeciw Rosena gen. Lubieńskiego z częścią II korpusu,
3 baonami 3. ppl i 6 działami 1. Kpap 14. Zadaniem tej grupy
była obserwacja Rosena i korpusu gwardii za Bugiem. Jedno-
cześnie polecono Łubieńskiemu zniszczyć wszystkie mosty na
Kostrzyniu i Liwcu. Rozkaz ten wynikał z obaw Skrzyneckiego
przed zaczepnymi działaniami korpusu gwardii rosyjskiej.
Z tego też względu także gen. Andrychiewicz otrzymał rozkaz
zniszczenia mostów na Liwcu pod Kamieńczykiem i na-
przeciwko Jadowa, a mjr Kiekiernicki w Liwie.
Zabezpieczona od wschodu i północy armia polska, rano
3 kwietnia rozpoczęła marsz na południe. 1. i 3. DP wraz
z artylerią rezerwową dotarły do Siennicy (w 22-23 baonach,
ok. 19-20 tys. bagnetów i około 60 dział). Z kawalerii znalazł
się tam jedynie pułk jazdy poznańskiej i dywizjon karabinierów
(ok. 500 szabel). Z Siennicy brygada gen. Ramorino udała się
do Starogrodu nad Świdrem. Gen. Giełgud z 2. i 4. psp (6
baonów — 4 tys. bagnetów) zajął Cegłów, a gen. Rohland z 7.
ppl (3 baony, ok. 2 tys. bag.) Latowicz. Tutaj dołączył do
niego, wieczorem 3 kwietnia, oddział płk. Chrzanowskiego (4
szwadrony 4. puł. i 2 szwadrony 2. pułku Mazurów), wysłany
dzień wcześniej z Kałuszyna.
Gen. Skarżyński, który 2 kwietnia stał w Siennicy, na
drugi dzień miał połączyć się z Rohlandem w Latowiczu
i utworzyć z jego oddziałem straż przednią wojsk polskich.
Jednak zamiast do Latowicza skierował się do Garwolina,
aby rozbić znajdujący się tam oddział rosyjski płk. Reada.
Doniesienia mówiły o pułku huzarów, 2 pułkach kozaków
i 2 pułkach piechoty. Skarżyński postanowił rozbić ten
oddział i wieczorem 2 kwietnia (po godz. 22.30) ruszył
w stronę Garwolina. Dotarł tam nazajutrz o godz. 5 rano,
ale Reada już nie zastał. Opuścił on miasteczko o godz.
1 w nocy. Skarżyński nie popuścił. Rzucił się w pościg
14
Razem 3,5 tys. żołnierzy.
127

z 3 szwadronami kawalerii. Mjr Wojciech Łączkowski,


dowodzący 2 szwadronami czołowymi (II szwadron 2.
puł. i I szwadron 2. psk), dogonił pod Górznem straż
tylną Reada, złożoną z huzarów i kozaków. Natychmiast
zaatakował ich 3 plutonami I szwadronu 2. psk. Szaserzy
polscy rozbili rosyjski oddział, a następnie ścigali go kilka
kilometrów. Zabili łącznie 16 żołnierzy (w tym 1 oficera)
i wzięli do niewoli 3 oficerów oraz 130 huzarów i kozaków.
Płk Read ledwo uratował się przed wzięciem do niewoli.
2. psk stracił 1 oficera i kilku szaserów rannych.
Skarżyński został w Garwolinie przez cały dzień 3 kwietnia.
Nadal wysyłał patrole, które cały czas zgarniały licznych
jeńców, tabory, a przede wszystkim zbierały informacje o armii
Dybicza. 3 kwietnia miał już około 500 jeńców, mnóstwo
wozów taborowych i wiele sztuk bydła. 4 kwietnia o godz.
3 w nocy meldował do sztabu głównego: „patrole moje
nasprowadzały mi mnóstwo furgonów, bagażów, jako też
niewolników". W swoich raportach informował też o złym
stanie dróg, co uniemożliwiało odsyłanie zdobyczy na północ.
Z tego też względu niszczył zdobyte tabory, a żywność
rozdawał okolicznej ludności.
Dembiński ze swoim oddziałem tkwił w Liwie. W nocy
3 kwietnia o godz. 1 dołączył do niego mjr Kiekiernicki
z baonem 1. ppl. O mały włos, a doszłoby do bratobójczej
walki między polskimi żołnierzami. Wysyłając Kiekier-
nickiego do Liwa, nie poinformowano go o obecności
w miasteczku Dembińskiego. Kiekiernicki, zgodnie z roz-
kazem, zamierzał zniszczyć mosty. Dembiński sprzeciwił
się temu, gdyż uważał, że należy je zachować do dalszych
działań. Rano wspólnie z Kiekiernickim przekroczyli Liwiec
i opanowali Węgrów z magazynem żywności oraz lazaretem
wypełnionym rannymi i chorymi oficerami polskimi jak
i rosyjskimi. Jeszcze tego samego dnia polski oddział
cofnął się do Liwa i po zniszczeniu mostów dołączył
do głównej armii. Dembiński, operując na północ od szosy
128

brzeskiej, między 1 a 3 kwietnia zagarnął 1,5 tys. jeńców


i 200 koni 15.
4 kwietnia główne siły polskie nie kontynuowały już marszu
na południe, pozostały na swoich stanowiskach zajętych dnia
poprzedniego. Skrzynecki w zasadzie uczynił już to, co
zamierzał, a więc skierował armię przeciwko Dybiczowi
i czekał tylko na jego reakcję. Według Barzykowskiego, już
2 kwietnia Skrzynecki powiedział, że w święta wielkanocne
armia polska pozostanie na swoich pozycjach, ponieważ
„Wielkanoc, wielkie święto, wypada po katolicku je obchodzić,
bo kto z Bogiem to i Bóg z nim". Oficerowie i żołnierze,
którzy od chwili wstrzymania pościgu za Rosenem wyrażali
coraz większe niezadowolenie z przestoju w działaniach, tak
4 kwietnia, jak zauważył Kruszewski, nie dziwili się, że
„takową uroczystość armia przepędza na miejscu". W tym
dniu dotarły do nich bogate dary od mieszkańców Warszawy
w postaci kilkuset wozów wyładowanych żywnością. Oczywiś-
cie, z darów korzystały oddziały znajdujące się najbliżej
Warszawy. Do 5. psk, tkwiącego nad Kostrzyniem, dotarły już
tylko 4 jajka, które w imieniu wszystkich zjedli 4 wachmistrze
szwadronu.
Świętującą armię osłaniały od południa oddziały Skarżyń-
skiego i Chrzanowskiego. Skarżyński otrzymał rozkaz marszu
z Garwolina do Miastkowa, gdzie miał stanowić straż przednią
armii. Polecono mu „oświecać się (...) w różne strony",
szczególnie jednak od Żelechowa, „leżącego w głównym
kierunku głównych sił rosyjskich". Skarżyński zostawił w Gar-
wolinie 2 szwadrony, a z 6 szwadronami i 2 działami dotarł
4 kwietnia do Miastkowa, gdzie dołączyły do niego 2 baony
7. ppl, przesłane mu z Latowicza przez Chrzanowskiego. Ten
ostatni zaś w nocy z 3 na 4 kwietnia opuścił Latowicz
15
Według Prądzyńskiego, 420 jeńców i 100 kom, w tyra cały szwadron
tyraspolskiego psk ujęty przez kilkudziesięciu kawalerzystów z 1. pułku
Mazurów. Do niewoli wzięli dowódcę, 2 oficerów, 60 strzelców z końmi i 43
spieszonych.
Jan Skrzynecki

Iwan Dybicz
Ignacy Prądzyński Wojciech Chrzanowski

Maciej Rybiński Ludwik Bogusławski


Karol Toll Fiodor Geismar

Grigorij Rosen Karp Fasi


Szarża 2 pułku ułanów pod Domanicami
Bitwa pod Iganiami
Obnoszenie sztandarów zdobytych na nieprzyjacielu w bitwie pod Wawrem
Kazimierz Małachowski

Ludwik Kicki
Józef Bem
Hieronim Ramorino

Emilian Węgierski
129

z baonem 7. ppl, 4 szwadronami 4. puł., 2 szwadronami 2.


pułku Mazurów i 4 działami 16. Jego miejsce zajął gen. Kicki,
dysponujący 6 baonami piechoty, 4 szwadronami i 8 działa-
mi17. Skrzynecki pozwolił Chrzanowskiemu działać według
własnego uznania, ale jednocześnie zasugerował potrzebę
wysłania silnego oddziału kawalerii do Łukowa, gdzie rzekomo
miał się znajdować rosyjski park artyleryjski.
4 kwietnia Chrzanowski dotarł do Stoczka, zgarniając po
drodze licznych jeńców i wozy taborowe z żywnością dla
głównej armii Dybicza. Skomunikował się ze Skarżyńskim.
Postanowili wspólnymi siłami zaatakować Żelechów, w którym
miało się znajdować 8 tys. piechoty rosyjskiej z 14-20
działami. 5 kwietnia Skarżyński, gdy ruszał z Miastkowa,
pisał do sztabu głównego, że siły rosyjskie mogą być mniejsze
i informował „idę w ten moment (...) atakować Żelechów" 18.
Szkoda, że Skrzynecki nie brał przykładu ze swoich
podkomendnych, gdyż, jak się okazało, przewidywania Prą-
dzyńskiego co do działań armii rosyjskiej w pierwszych
dniach kwietnia były słuszne.

16
1400 żołnierzy.
17
Razem ok. 5,4 tys. żołnierzy z 2. i 6. ppl, 3. puł. i 4. blak.
18
Skarżyński miał się zbliżyć do Żelechowa traktem od północy, a Chrza-
nowski obejść przez Mysłów. Za Skarżyńskim, prawdopodobnie na rozkaz
sztabu głównego, podążać miał gen. Kicki ze swoim oddziałem z Latowicza.
DZIAŁANIA ARMII ROSYJSKIEJ
1- 4 KWIETNIA 1831 ROKU

31 marca, gdy Dybicz znajdował się już w Rykach, niespodzie-


wanie dotarł do niego raport Rosena. Dowódca VI korpusu
donosił o wyparciu przez Polaków z Wawra oddziału Geismara.
Pisał także o koncentracji korpusu pod Dębem Wielkim, między
Rysiami a Brzoziem i pod Mistowem. Raport Rosena i dołączo-
ny raport Geismara mówiły o wyjściu z Warszawy tylko części
armii polskiej 1 . Dybicz nie przejął się tym doniesieniem.
Spodziewał się, że Rosen zdoła odeprzeć oddziały polskie do
Warszawy, albo ewentualnie cofnie się na Mińsk lub Kałuszyn.
Nie zmienił swoich planów co do przeprawy.
1 kwietnia feldmarszałkowi doręczono drugi raport Rosena,
pisany w Mińsku, w nocy 31 marca. Rosen doniósł o porażce
pod Dębem Wielkim, o odwrocie do Mińska i o planowanym
odwrocie do Kałuszyna i wreszcie o dużych stratach w lu-
dziach. Dybicz po raz drugi uznał, że wypad Polaków nie
zagraża jego planom przeprawy. W liście do Rosena z 1 kwiet-
nia zaznaczył, że Polacy, jego zdaniem, nie pójdą dalej, jak
do Kałuszyna. Pocieszał dowódcę VI korpusu: „Nie widzę nic
rozpaczliwego w położeniu pańskim, w 25. DP znajdującej się
w Okuniewie masz pan silną rezerwę, a pod Kałuszynem

1
Druga część, według Geismara, miała się udać do Modlina.
131

i u Liwca liczne jeszcze z panem połączą się siły. Nadto i hrabia


Pahlen II z czołowymi pułkami 7. dywizji przybywa już do
Siedlec 8 IV". Informował Rosena, że w celu odwrócenia uwagi
Polaków od Siedlec zamierzał przyspieszyć przeprawę. Był
przekonany, że gdy tylko postawi mosty na Wiśle, armia polska
natychmiast cofnie się do Warszawy. Jeszcze 1 kwietnia
feldmarszałek nakazał zwiększyć tempo prac przy materiałach
przeprawowych, a jednocześnie rozkazał gen. Wittowi skoncen-
trować 2 kwietnia pod Końskowolą 3. DGr., pod Markuszowem
3. DKir. i brygadę ułanów 2 . Gen. Neidhardt otrzymał polecenie
ułożenia planu przemarszu do Tyrzyna I KP, KGr., gwardii
Konstantego i artylerii rezerwowej.
Trzeci raport Rosena, pisany w Polakach 1 kwietnia
wieczorem, ostudził zapędy Dybicza. Feldmarszałek odebrał
go nazajutrz wieczorem. Rosen donosił o wstrzymaniu przez
Polaków działań pod Kałuszynem oraz o niepodejmowaniu
przez nich stanowczych prób obejścia VI KP od flank. W tym
samym dniu poinformowano feldmarszałka o pojawieniu się
polskiej kawalerii pod Garwolinem 3.
Obydwa doniesienia nie wpłynęły na zmianę planów Dybi-
cza. Na razie tylko „tymczasowo" wstrzymał przegrupowanie
1 KP i KGr. do Tyrzyna oraz postanowił skierować na
Siennicę i Kuflew lekką kawalerię 4 . Od wyników rozpoznania
uzależniał swoje dalsze kroki. Jeżeli okazałoby się, że cała
główna armia polska przekroczyła linię Liwca i szła na
Siedlce, co świadczyłoby o zamiarze marszu na Brześć,
Dybicz uderzyłby skoncentrowanymi siłami na jej tyły lub
flankę. Gdyby Polacy zwrócili się przeciwko niemu, co
wydawało się Dybiczowi mało prawdopodobne, to gotowy był
stoczyć bitwę. Wreszcie, w przypadku odwrotu Skrzyneckiego
2
Krok ten miał odwrócić uwagę Polaków od Kazimierza, gdzie Dybicz
nakazał przyspieszyć przygotowania do postawienia mostu.
3
Były to zapewne patrole wysłane z Siennicy przez Skarżyńskiego.
4
Tym oddziałem dowodził zapewne płk Read. Wchodziły w jego skład
2 szwadrony huzarów z pułku olwiopolskiego i kozacy.
132

do Warszawy, powróciłby do realizacji pierwotnego planu


operacyjnego, przewidującego przeprawę i marsz na stolicę.
3 kwietnia, mniej więcej od południa, Dybicz zaczął
odbierać wiadomości o nadzwyczajnej aktywności polskiej
kawalerii, która pobiła oddział Reada i zajęła Stoczek, Parysów
i Garwolin 5 . Feldmarszałek zinterpretował te doniesienia jako
ruch głównej armii polskiej na południe, na flankę swoich
korpusów, rozlokowanych nad Wieprzem. Co prawda, pisał
w raporcie do cara, że sukcesy Polaków odniesione nad
Rosenem nie mogą przeszkodzić przeprawie przez Wisłę
w Tyrzynie i Kazimierzu, ale jednocześnie informował, że
przełożył przeprawę o kilka dni, aby poczekać na korpus
Witta i zorientować się w zamiarach Polaków.
W stronę Żelechowa, ku któremu zdawała się zmierzać
polska kawaleria, pchnął gen. Piotra Łopuchina z dywizją
piechoty, 3 pułkami huzarów i 16 działami 6 . Rozlokował się
on w Kłoczewie (5 pp i 1 phuz.), Wylezinie (1 pp, 1 phuz.),
Zadybiu (phuz.) i pod samym Żelechowem (olwiopolski phuz.).
Głównym zadaniem Łopuchina była osłona ewakuacji taborów,
chorych i wyposażenia szpitala w Żelechowie. Korpusy
głównej armii zaczęły zmieniać front z zachodu na północ.
I KP i KGr. zwrócone zostały eszelonami na Żelechów,
gwardia Konstantego i artyleria rezerwowa ruszyły z Kocka
do Ryk, a korpus zbiorowy Witta do Bobrownik.
Plan operacyjny Dybicza ostatecznie przekreśliły doniesie-
nia, które zaczął odbierać od popołudnia 3 kwietnia. Jako
pierwszy dotarł do niego raport Rosena, pisany poprzedniego
wieczoru. Dowódca VI KP przyznał się w nim do znacznej
porażki. Własne siły ocenił na 4 tys. żołnierzy piechoty, bez
5
Łączność między główną armią rosyjską a Rosenem utrzymywał łańcuch
posterunków kozackich. Polacy odepchnęli jego prawe skrzydło 2 kwietnia
do Garwolina, a 3 kwietnia do Żelechowa. Tak jak kozacy, cofały się
3 szwadrony strzelców konnych, które Rosen zostawił na swojej lewej flance.
Już 31 marca znalazły się one w Siennicy, Starogrodzie i Garwolinie.
6
Razem około 10 tys. żołnierzy.
133

kawalerii i artylerii, które „ruszają się ledwie". Jednocześnie


podkreślał całkowity brak ducha walki wśród żołnierzy
i zupełne załamanie oficerów, nie mogących go wskrzesić.
Sam Rosen był przygnębiony niepowodzeniami. Pisał: „Co do
mnie, czysty w sumieniu, staram się, o ile mogę, ducha
żołnierzy ożywić i wewnętrzną moją zgryzotę przed podwład-
nymi ukryć. Nieznośnem mi się staje widzieć moją długą,
uczciwą służbę, naraz skutkiem losu i okoliczności splamioną.
Strata chorągwi, dział, ludzi da się powetować, ale cóż
przywróci utratę wiary w siebie i szacunku osobistego".
W tym dopiero momencie Dybicz uświadomił sobie, że
musi odłożyć przeprawę i to na dłużej niż kilka dni. Wynikało
to z prostego rachunku sił, jakie mógł wykorzystać do operacji
na lewym brzegu. Klęska VI KP uszczupliła je do 40 tys.
żołnierzy 7 . Walki w trakcie przeprawy i na lewym brzegu
oraz choroby musiały pochłonąć co najmniej 10 tys. żołnierzy.
Tak więc pod murami Warszawy Dybicz mógłby pojawić się
z 30 tys. żołnierzy. Przy takiej ich liczbie szturm czy oblężenie
stolicy nie wchodziły w grę.
Rano, 4 kwietni;) do Ryk dotarła wiadomość o wybuchu
powstania na Litwie. Zagrożona została podstawa operacyjna
armii czynnej, walczącej w Królestwie oraz jej transporty 8.
Raport Rosena i doniesienia o powstaniu na Litwie osta-
tecznie skłoniły Dybicza do zawieszenia przeprawy. Jego
decyzję potwierdzili generałowie uczestniczący w radzie
wojennej, która odbyła się wieczorem z 4 na 5 kwietnia
w Rykach. Dybicz, oczywiście, nie mógł sam, oficjalnie,
oznajmnić fiaska swojego planu operacyjnego. Zrobił to

7
10 tys. żołnierzy musiał zostawić na prawym brzegu do osłony komuni-
kacji z Brześciem.
8
Powstanie najpierw wybuchło na Żmudzi (pod koniec marca). Dybicz
poinformowany został o „buntach" w powiatach rosieńskim i szawelskim.
Dopiero na początku kwietnia powstanie rozszerzyło się na całą gubernię
wileńską, kiedy to w rękach Rosjan pozostały tylko Wilno i Kowno. Polski
sztab główny o powstaniu w Rosieniach dowiedział się 4-5 kwietnia.
134

za niego „najlepszy przyjaciel", gen. Toll. Głośno powiedział


to, co myślał Dybicz. Stwierdził mianowicie, że przeprawę
należy odłożyć do czasu, aż do głównej armii dołączy korpus
gwardii i oddziały podlegające Kreutzowi, do Siedlec zbliżą
się 6. i 7. DP oraz 2. DHuz. z II KP, a województwo lubelskie
zajmie korpus Riidigera 9 . Toll uważał za konieczną zmianę
linii komunikacyjnej. Proponował przesunięcie jej z szosy
brzeskiej na linię łączącą Tyrzyn z Włodawą, przez Kock. Do
czasu, aż do głównej armii nie dołączyłyby gwardia, dywizje
II KP i Kreutz, Toll proponował uderzyć przez Żelechów-Pa-
rysów-Siennicę na transporty głównej armii polskiej i roz-
strzygnąć sprawę bitwą.
Uczestnicy rady wojennej zaakceptowali propozycje Tolla,
a że doniesienia nie wskazywały na marsz Polaków na
południe 10, postanowiono ruszyć znad Wieprza na poszukiwa-
nie przeciwnika.
5 kwietnia straż przednia Łopuchina 11 ruszyła do
Żelechowa,
1 KP zajął pozycje pod Kłoczewem, za rzeczką Okrzejką,
KGr. rozwinął się wzdłuż drogi z Ryk do Wylezina, III KK,
gwardia Konstantego i artyleria rezerwowa zebrały się pod
Rykami. Jako ubezpieczenia boczne w Okrzei stanął oddział
gen. Strandmanna (2 pułki kawalerii), a w Łaskarzewie płk
Berens z 4 szwadronami ułanów. Gen. Gerstenzweig, pozo-
stawiony nad Wisłą (w pobliżu Tyrzyna), dysponował od-
działem złożonym z 2 pułków piechoty I KP, 6 rot saperów,
6 Szwadronów ułanów i 8 dział (3,9 tys.).
Marsz przeciwko armii polskiej Dybicz zamierzał rozpocząć
6 kwietnia. Zanim jednak to nastąpiło, napisał do cara raport 12,
9
Dzięki tym posunięciom liczebność głównej armii podniosłaby się do 85
tys. żołnierzy i 360 dział, siły osłaniające Siedlce liczyłyby 28 tys. żołnierzy
z VI i II KP, a Rudiger w woj. lubelskim dysponowałby 8 tys. żołnierzy.
10
4 kwietnia informowano Dybicza o zbliżaniu się do Żelechowa tylko
niewielkiego oddziału od strony Stoczka.
11
Zredukowana do ok. 5 tys. żołnierzy i 16 dział.
12
Raport pisał rano 5 kwietnia. Dołączył do niego uwagi Tolla, odczytane
przez niego na radzie wojennej.
135

w którym, zasłaniając się postanowieniami rady wojennej,


przesłał hiobowe wieści. Przede wszystkim zawiadomił o odłoże-
niu przeprawy do końca kwietnia. Jako przyczyny wymienił
porażkę VI KP oraz trudności w zaopatrzeniu armii wynikające
ze straty zapasów zagarniętych przez polską kawalerię na
południe od szosy brzeskiej i opóźnienia dostaw z Litwy
i Wołynia. Dybicz zwracał uwagę na wrogie usposobienie
mieszkańców Podlasia do armii rosyjskiej. Bez ich pomocy nie
było możliwe wyżywienie żołnierzy. Starał się też przekonać
cara, że główną armię można wzmocnić przez uwolnienie jej od
zadań drugorzędnych. Proponował więc skierowanie w Lubel-
skie korpusu Riidigera z Wołynia, co pozwoliłoby włączyć do
głównej armii oddziały Kreutza, i sprowadzenie do Siedlec
większej części korpusu gwardii, w celu osłony tyłów armii. Do
tłumienia powstania na Litwie chciał przeznaczyć 1. DKir.
gwardii i I brygadę 1. DUł. Raport kończył informacją
o pojawieniu się polskich oddziałów pod Żelechowem i o zamia-
rze stoczenia z nimi bitwy w następnym dniu.
DZIAŁANIA ARMII POLSKIEJ I ROSYJSKIEJ
5 -8 KWIETNIA 1831 ROKU

Rano 5 kwietnia gen. Skarżyński na czele 2 baonów 7. ppl,


6 szwadronów kawalerii i 2 dział 1 wyruszył z Miastkowa na
Żelechów. Napotkane po drodze patrole kozaków i huzarów
cofały się bez walki. Gdy dotarł do Żelechowa, zastał już w nim
oddział gen. Łopuchina. Rosyjski dowódca zniszczył mosty na
drogach od Stoczka i Miastkowa i wycofał się za Żelechów,
rozmieszczając swoje oddziały na drodze do Ryk. Skarżyński
zajął opuszczone miasteczko 2 kompaniami piechoty, a na
wzgórzu przed nim umieścił dywizjon 2. puł. Pozostałe oddziały
ukrył przed wzrokiem Rosjan, nie chcąc ujawnić słabości swoich
sił do czasu przybycia Chrzanowskiego 2 . Ten zjawił się pod
Żelechowem w godzinę po Skarżyńskim z baonem piechoty,
6 szwadronami kawalerii i 6 działami 3.
Łopuchin chciał opóźnić jego marsz i w tym celu umieścił
na drodze od Stoczka baon piechoty. Nie była to istotna
przeszkoda. Szarża 4. puł. rozpędziła rosyjskich piechurów.
Chrzanowski dotarł do Żelechowa, ale od Skarżyńskiego
1
1,4 tys. bagnetów i 1000 szabel.
2
Chrzanowski zrezygnował z obejścia Żelechowa na wieść o obecności
w nim znacznych sit rosyjskich. Obawiał się, że wyjdą mu one na tyły, przez
Jarczew.
3
700 bagnetów i 1000 szabel.
137

oddzielały go nieprzebyte błota. Tak rosyjscy jak i polscy


dowódcy nie wiedzieli jak licznego mają przed sobą przeciw-
nika. Łopuchin, stojący na czele 5 tys. żołnierzy i 16 dział,
był przekonany, że oddział polski stanowi tylko straż przednią
większych sił podążających od Miastkowa i Mysłowa 4 .
Z drugiej strony Skarżyński i Chrzanowski, dysponujący 4,1
tys. żołnierzy i 8 działami, mieli podobne obawy co do sił
i zadań Łopuchina. Obydwa oddziały stały więc naprzeciw
siebie prowadząc jedynie wymianę strzałów artyleryjskich.
Polacy postanowili utrzymać pozycje do nocy, a następnie
cofnąć się ku szosie brzeskiej. Skłoniła ich do tego obawa, że
Rosjanie ukryli w lesie za miastem znaczne siły, a ponadto
fatalny stan dróg, który mógł utrudnić odwrót w trakcie walki.
Wieczorem 5 kwietnia polski oddział opuścił swoje pozycje.
Skarżyński cofnął się do Miastkowa, a Chrzanowski do Zwoli.
Łopuchin prawdopodobnie nawet nie dostrzegł odwrotu Pola-
ków. Na noc został pod Żelechowem.
Na tym zakończyły się samodzielne działania Skarżyńskiego
i Chrzanowskiego przeciwko armii rosyjskiej. W ciągu kilku
dni zadali jej poważne ciosy. Zniszczyli dwudniowe zapasy
żywności, wiele magazynów i urządzeń tyłowych, np. piekar-
nie. Wzięli znaczną liczbę jeńców. Tylko Skarżyński — nie
licząc zabitych i rannych — 10 oficerów, 800 żołnierzy, 160
koni i 80 furgonów. Poza tym dostarczyli dowództwu infor-
macji o armii Dybicza, o jej demoralizacji i upadku ducha,
a co najważniejsze, mieli wpływ na odroczenie, a następnie
na rezygnację Dybicza z przeprawy przez Wisłę.
Informacje Łopuchina o pojawieniu się polskiej kawalerii
pod Żelechowem Dybicz przyjął z zadowoleniem. Rysowała
się szansa rozbicia armii polskiej w pobliżu przeprawy.
Dybicz rozkazał całej armii skoncentrować się pod Wylezinem,
a Łopuchinowi do nocy zostać w Żelechowie. Następnego
dnia, w razie naporu Polaków, straż przednia miała wolno się

4
Od Latowicza zmierzał już pod Żelechów gen. Kicki ze swoim oddziałem.
138

cofać, naprowadzając armię polską n;i pozycje głównej armii


rosyjskiej pod Wylezinem. Gdyby oddziały polskie rozpoczęły
odwrót spod Żelechowa, Łopuchin, bez dodatkowych roz-
kazów, powinien postępować za nimi i nie stracić z oczu.
Równocześnie z ruchem straży przedniej pościg za Polakami
rozpocząć miał I KP.
Łopuchin nie sprostał postawionym przed nim zadaniom.
5 kwietnia zamiast utrzymać się w Żelechowie, ustąpił z niego
zbyt szybko. Gdy wreszcie Skarżyński i Chrzanowski cofnęli
się na północ, utracił z nimi kontakt. 6 kwietnia zwrócił się
nawet do Dybicza z pytaniem, którędy ma iść za Polakami.
Przy tak obrotnym dowódcy nic dziwnego, że feldmarszałek
przez cały dzień nie znał miejsca pobytu głównej armii
polskiej. Tymczasem przygotowywała się ona do zadania
ostatecznego ciosu Rosenowi.
Od 4 kwietnia Skrzynecki przebywał w Siennicy. Armia
główna, która liczyła około 40 tys. żołnierzy i 107 dział, była
rozrzucona na terenie ograniczonym Wisłą, Bugiem, Liwcem
i Kostrzyniem oraz Świdrem. Na swoich stanowiskach oddziały
ugrupowały się głęboko, obsadzając 4 linie (czat, odwodów czat,
linii oporu głównego i odwodów głównych). Gdzieniegdzie
umocniono pozycje szańcami. W ten sposób powstał kordon
obserwacyjny w pobliżu szosy brzeskiej, który miał zmusić
Dybicza do zaniechania przeprawy przez Wisłę. W sztabie
głównym wiedziano o znacznym upadku ducha i demoralizacji
w armii rosyjskiej, co potwierdzały działania Dembińskiego,
Chrzanowskiego i Skarżyńskiego. Starano się jednak dowiedzieć
czegoś więcej o stanie i liczebności wojsk rosyjskich, a przede
wszystkim o zamiarach Dybicza. W tym celu wysłano ku armii
przeciwnika większą liczbę emisariuszy. Na podstawie ich
raportów Prądzyński szacował siły Rosena (4 IV) na 15 tys.
żołnierzy i 50 dział. Wiedział, że Rosen rozmieścił je w dwóch
rzutach nad Kostrzyniem i za Muchawką, pod Siedlcami. Nie
znał liczebności każdego z tych rzutów oddzielnie. Dotychczaso-
we straty VI korpusu (od 31 III do 2 IV) szacowano na 2 tys.
139

zabitych i rannych oraz 9 tys. jeńców 5 . Z raportów generałów


Andrychiewicza i Umińskiego, operujących na lewej flance
głównej armii polskiej, wynikało, że korpus gwardii rozlokował
się między Łomżą a Ostrołęką. Raporty Skarżyńskiego, osłania-
jącego prawą flankę, mówiły o obecności w pobliżu Żelechowa
silnego oddziału rosyjskiego, złożonego z trzech broni [Łopuchin
— T. S.]. Sądzono, że główna armia liczyła 52,6 tys. żołnierzy
z 298 działami. Liczebność wojsk w Lubelskiem szacowano na
15,8 tys. żołnierzy z 40 działami. Wiedziano, że Dybicz, co
prawda, nie wstrzymał przygotowań do przeprawy koło Tyrzyna
i Puław, ale zrezygnował z nich w Karczewie i Tarnówku oraz
oczyścił prawy brzeg Wisły, aż do Maciejowic.
Opierając się na tych informacjach Prądzyński wystąpił
z inicjatywą ataku na Rosena. Uczynił to prawdopodobnie
5 kwietnia w Siennicy. Proponował oskrzydlenie stanowisk
Rosena w klinie Kostrzynia i Muchawki, w celu zniszczenia jego
oddziałów i zajęcia Siedlec. Jednocześnie korpus Umińskiego,
ściągnięty znad Narwi, miał ruszyć na Węgrów, Granne
i Drohiczyn, aby przeciąć łączność Dybicza z gwardią. Prądzyńs-
ki sądził, że odcięcie głównej armii rosyjskiej od gwardii,
zniszczenie urządzeń tyłowych i sparaliżowanie komunikacji,
zmusi feldmarszałka do ustąpienia z Królestwa Polskiego.
Plan spodobał się Skrzyneckiemu. Naglony przez otoczenie do
działania, naciskany przez Prądzyńskiego, zgodził się na jego
realizację. Zdawał sobie sprawę z tego, że dotychczasowe
porażki VI korpusu nie skłoniły Dybicza do rezygnacji z przepra-
wy. Zrozumiał konieczność „agresywnych" działań. Prawdopo-
dobnie liczył także na łatwy sukces nad zdezorganizowanym
i pospiesznie łatanym korpusem Rosena. 5 kwietnia Skrzynecki

5
Do 8 kwietnia sztab główny straty rosyjskie szacował na 15 tys. żołnierzy
(w tym 10 tys. jeńców, 1,6 tys. chorych). Wśród zdobyczy znajdowało się
5 sztandarów, co najmniej 12 dział, 50 jaszczy amunicyjnych, około 6 tys.
sztuk broni, magazyny żywności i amunicji, a także „mnóstwo wozów
i bagażów, między któremi wiele oficerskich zawiera przedmioty kosztowne
i zbytkowe".
140

przyjął plan Prądzyńskiego. Jego realizacja miała się rozpocząć


rano, 7 kwietnia.
Plan zakładał podzielenie armii na trzy grupy.
Pierwsza grupa miała przejść z Siennicy do Latowicza,
a stamtąd ruszyć do Skórca obchodząc stanowiska pierwszego
rzutu Rosena nad Kostrzyniem. Ze Skórca, grupa ta mogła
dojść do Siedlec przez Starą Wieś, po przejściu rzeki Muchawki,
albo też, poprzestając tylko na obejściu pierwszego rzutu
Rosena, skierować się przez Zelków ku Iganiom, gdzie znaj-
dował się most przez Muchawkę i dalej, do Siedlec. Prądzyński
wspominał także o wyjściu pośrednim, tj. o rzuceniu ze Skórca
dwóch kolumn jednocześnie — jednej do Igań, a drugiej na
Siedlce. Zadanie pierwszej grupy było najtrudniejsze z racji
fatalnych dróg bocznych. Miała liczyć około 20 tys. żołnierzy
z 1. i 3. DP oraz od 18 do 20 dział wybranych przez dowódcę
artylerii, płk. Konarskiego. Ogólne dowództwo nad grupą miał
sprawować Skrzynecki.
Druga grupa, dowodzona przez gen. Łubieńskiego, miała
współpracować z pierwszą. Po usłyszeniu strzałów armatnich
ze wschodu 6 lub po dostrzeżeniu przygotowań rosyjskich do
odwrotu znad Kostrzynia, piechota i część kawalerii Łubień-
skiego miały przekroczyć rzekę po odbudowanych mostach 7
i zaatakować od frontu cofający się do Siedlec pierwszy rzut
korpusu Rosena. Pozostała część kawalerii, zebrana o świcie przy
brodach w Suchocinie, Suchej i pod Proszewem, także powinna
rozpocząć działania: kolumna z Suchocina (największa) na szosę
i tyły pierwszego rzutu Rosena, druga kolumna z Suchej na
Niwiski, aby uniemożliwić niedobitkom rosyjskim przeprawę
przez Liwiec, i trzecia kolumna, najsłabsza, z Proszewa do
Mokobod, z tym samym zadaniem, co kolumna druga. Grupę
Łubieńskiego tworzyć miał II KK, 3. ppl i 6 dział pozycyjnych 8 .
6
Sygnał rozpoczęcia walki przez Skrzyneckiego.
7
5 kwietnia Prądzyński polecił Łubieńskiemu zbierać materiały do
odbudowy mostów.
8
5,8 tys. żołnierzy.
141

Trzeciej grupie, gen. Skarżyńskiego 9 , Prądzyński wyznaczył


zadanie osłony operacji. W tym celu miała ona pozostać
w Miastkowie. Gdyby zaatakowały ją przeważające siły rosyjskie,
Skarżyński miał cofać się do Latowicza, gdzie przebywał gen.
Giełgud z 2. i 4. psp i artylerią rezerwową. Powstrzymanie ataku
przeciwnika mogła im ułatwić dogodna pozycja w Latowiczu,
gdzie „zasłonić się można nieprzystępnymi bagnami". 4. DP, nie
należąca do żadnej z trzech grup, 5 i 6 kwietnia stała w Mińsku.
6 kwietnia armia polska rozpoczęła przegrupowanie do
operacji zaczepnej. Między 6 a 7 rano 1. i 3. DP wraz
z artylerią, 5. puł., karabinierzy, pułk jazdy poznańskiej
ruszyły z Siennicy do Latowicza. Sztab główny opuścił
Siennicę około godz. 13. Wcześniej dotarł do niego raport
gen. Skarżyńskiego z 5 kwietnia (pisany o godz. 18). Kończył
się on zaskakującymi dla Skrzyneckiego słowami: „Nie-
przyjaciel, mając dział z dwadzieścia, dał kilkanaście razy
ognia bez żadnej dla nas straty". Skarżyński nie rozpoznał
dokładnie, jakie miał przed sobą siły. W sztabie głównym
sądzono, że jest to cały I KP z głównej armii Dybicza.
Wzmianka o wymianie strzałów artyleryjskich wywołała
u Skrzyneckiego duże zaniepokojenie. Z chwilą przybycia do
Latowicza, gdzie znajdowały się już oddziały grupy pierwszej,
wstrzymał niespodziewanie ich dalszy marsz do Skórca.
Tłumaczył się chęcią omówienia planu z Chrzanowskim,
który, jak wiadomo, uczestniczył w starciu pod Żelechowem.
Skrzynecki obawiał się, że Dybicz ze znaczną częścią głównej
armii nadciągał już z południa, kierując się ku szosie brzeskiej,
albo też demonstracją pod Żelechowem maskował przeprawę
przez Wisłę. W tej sytuacji postanowił wstrzymać operację
przeciwko Rosenowi do czasu wyjaśnienia sytuacji. Chrzanow-
ski przybył do Latowicza i skrytykował plan Prądzyńskiego,
zarzucając mu, zgodnie zresztą z opinią Skrzyneckiego, że
jest zbyt niebezpieczny i skomplikowany. Co prawda, nie
9
3-4- baony, 10 szwadronów, 8 dział.
142

wyraził zdecydowanie sprzeciwu, ale, jak zauważył Prą-


dzyński, „podług swego zwyczaju nie przypuszczał, ażeby
się coś dobrego zrobiło". Skrzyneckiemu to jednak wy-
starczyło do podjęcia decyzji o rezygnacji z operacji prze-
ciwko Rosenowi. Prądzyński poinformował o tym Łubień-
skiego, ale zaznaczył w rozkazach, pisanych 6 kwietnia
o godz. 22, aby 7 lub 8 kwietnia był on przygotowany
w każdej chwili do działania zgodnie z instrukcjami. Kwa-
termistrz liczył więc, że Skrzynecki zmieni zdanie po
otrzymaniu nowych wieści o poczynaniach Dybicza i po
interwencji ks. Czartoryskiego, do którego napisał list
z oskarżeniem, że „wódz nie korzysta ani ze zwycięstwa,
ani ze szczęśliwych sposobności, że jest nieczynnym i wszy-
stko marnuje". W celu uzyskania informacji o armii ro-
syjskiej, wysłano patrole kawalerii na południe i wschód
do Jeruzala, Wodyń i Stoczka. Napotkały tam nieprzyjaciela,
co wpłynęło na podtrzymanie przez Skrzyneckiego decyzji
o wstrzymaniu działań. Był przekonany, że przynajmniej
większa część głównej armii przeciwnika zmierza ku niemu
w celu wydania walnej bitwy. Podobnie zresztą sądzili
członkowie sztabu i wyżsi dowódcy.
Skrzynecki prawdopodobnie był zdecydowany tę bitwę
przyjąć, m.in. z racji dogodnych pozycji obronnych pod
Latowiczem. W celu osłony swojej prawej flanki, skierował
do Siennicy 4. psp. Ppłk Kiekiernicki z 2. psp, plutonem
kawalerii i 4 działami obsadził 8 kwietnia przeprawy przez
Świder pod Sufczynem, Kołbielą, Sempochowem i Staro-
grodem. Współdziałały z nim oddziały mjr. Eustachego
Grothusa i mjr. Juliana Dunina, od 8 kwietnia zajmujące
Osieck i Warszawice 10. 7 kwietnia artyleria rezerwowa dołą-
czyła do 4. psp w Siennicy, a gen. Milberg z 3. psp i 4 działami
8 kwietnia zajął Cegłów. Miał on osłaniać korpus Łubieńskiego
10
Wysłał je z lewego brzegu gen. Krukowiecki, gubernator Warszawy,
z zadaniem osłony prawego skrzydła głównej armii. W tym samym czasie
ściągnięto ze Starogrodu do Latowicza brygadę gen. Ramorino.
143

w Boimiu, a zarazem 1. i 3. DP w Latowiczu. W razie


usłyszenia kanonady na jednym z tych dwóch punktów, miał
natychmiast pospieszyć tam ze swoim pułkiem. Z rozkazu
tego wynika, że w polskim sztabie obawiano się także ruchu
zaczepnego ze strony Rosena. Z tego też względu już
7 kwietnia oddział Lubieńskiego wzmocniono pułkiem grena-
dierów (4 baony — 2,6 tys. bag.) i 4 działami. W Mińsku
pozostał baon 5. psp i szwadron kawalerii. Siły polskie
wyczekiwały na pozycjach obronnych nadejścia Dybicza.
Tymczasem ten nie mógł zmierzyć się z polską armią.
Gdy 6 kwietnia rozwiały się nadzieje Dybicza na to, że
armia polska sama wpadnie mu w ręce pod Wylezinem,
postanowił sam szukać przeciwnika. W tym celu wysłał na
północ cały oddział straży przedniej, po uprzedniej wymia-
nie jej nieudolnego dowódcy, gen. Łopuchina, na energicz-
nego gen. Michaiła Gorczakowa11. Skrzydła oddziału osła-
niały 2 pułki kawalerii, zajmujące Garwolin i Stoczek.
W nocy z 7 na 8 kwietnia Gorczakow dotarł do Łopacianki,
a przed południem jego kawaleria zbliżyła się do Latowicza,
staczając drobne potyczki z jazdą polską. Po rozpoznaniu
polskich pozycji, dołączyła do piechoty w Łopaciance.
Gorczakow poinformował Dybicza, że w Latowiczu było
15-20 tys. żołnierzy polskich, a w tyle reszta armii polskiej,
którą szacował na 45-50 tys. Potwierdził te informacje gen.
Rosen, który nie napastowany przez Polaków, od 2 kwietnia
wzmacniał swój rozbity korpus oddziałami II KP — 4 bao-
nami z 3. DGr. i 2 pułkami 2. DHuz.12 5 kwietnia na tyle
poczuł się pewnie, że podjął próbę odtworzenia łączności
z armią Dybicza. W tym celu wysłał do Łukowa 5 szwadro-
nów strzelców konnych (ok. 500 szabel) pod dowództwem
gen. Thiemana, a sam 6 kwietnia, z 4 pułkami huzarów
i ułanów (ok. 3 tys. szabel) oraz 8 działami artylerii konnej,
11
Oddział liczył około 3,1 tys. szabel i około 4 tys. bagnetów.
12
Około 3,6 tys. bagnetów i 1,6 tys. szabel. Od Brześcia zbliżały się do Siedlec
oddziały 7. DP z II KP.
144

zajął Seroczyn. Piechotę osłaniającą Siedlce rozmieścił


w dwóch rzutach: nad Kostrzyniem i za Muchawką 13.
Dybicz, po uzyskaniu informacji od Gorczakowa i Rosena,
zarządził niezbędne przygotowania do marszu na tyły wojsk
polskich przez Żelechów-Garwolin-Kołbiel. Rosenowi roz-
kazał ściągnąć do Seroczyna 2 pułki z 3. DGr. i 6 pjeg.
z częścią artylerii. Miał on unikać spotkania z Polakami,
a jedynie odciągać ich za sobą, na wschód, ku Siedlcom, co
ułatwiłoby głównej armii działania ku szosie brzeskiej. Dowód-
com korpusów wydał rozkaz do marszu na Żelechów, a 9 kwie-
tnia na Garwolin. Nie dane im jednak było ruszyć na tyły
armii polskiej.
Jeszcze 8 kwietnia u Dybicza zjawił się generał intendent
armii z informacją, że na skutek opóźnienia dostawy żywności
i furażu z Wołynia do Kocka 14, dysponował zaopatrzeniem
tylko na 3 dni. Meldunek ten pokrzyżował plany naczelnego
wodza. Gdy armia rosyjska ruszała nad Wieprz, generał
intendent zgromadził zapasy żywności na 12-14 dni. Liczył,
że od 9 kwietnia będzie mógł zaopatrywać armię dowozami
z Litwy, a przede wszystkim z Wołynia, idącymi na Kock.
Klęska Rosena i powstanie na Litwie przekreśliły te zamierze-
nia. Część taborów pułkowych, na których znajdowały się
zapasy, została zniszczona przez Skarżyńskiego i Chrzanow-
skiego 15. W ich ręce wpadły także magazyny etapowe i piekar-
nie. Transporty idące z furażem od Brześcia do Siedlec, na
wieść o klęsce Rosena, cofnęły się na wschód. Obszar Podlasia,
zniszczony przez rekwizycje i rabunki, nie był w stanie
pokryć braków, nawet gdy Rosjanie za produkty słono płacili.
Dybicz ponownie zwołał radę wojenną. Oprócz informacji
o opóźnieniu dostaw żywności przez ruchomy magazyn

5 kwietnia oddziały podlegające Rosenowi liczyły około 20 tys. żołnierzy.


13

14
Na 8 kwietnia do Kocka dotarło tylko 200 furmanek prowiantu i 250
furmanek furażu w ziarnie. Reszta minęła Włodawę lub zbliżała się dopiero
do Bugu.
15
Pozbawili armię rosyjską 65 furgonów z 2-dniowym zapasem żywności.
145

z Wołynia, przekazał zebranym wieść o rozszerzaniu się


powstania w guberni wileńskiej16. Już pierwsza z nich
dostatecznie wystraszyła dowódców rosyjskich. Wbrew gen.
Tollowi, który zalecał kontynuowanie marszu na flankę wojsk
polskich, generałowie Witt, Pahlen i Szachowski uznali, że
„wobec wielkiego zniszczenia kraju, mianowicie w okolicach
Pragi, niepodobna bez ruchomych magazynów wyżywić tak
skupionej masy wojska, choćby przez czas najkrótszy". Dybicz
przychylił się do ich zdania i zarządził na 9 kwietnia ruch
armii rosyjskiej na Łuków, w celu zbliżenia jej do magazynów
w Siedlcach, Międzyrzecu, Brześciu i Kocku. Zamierzał
rozlokować siły między Łukowem, Kockiem, Żelechowem
a Tyrzynem. Na zgromadzenie żywności chciał przeznaczyć
2-3 tygodnie (tj. do 23-30 IV), a następnie dokonać przeprawy
przez Wisłę powyżej Tyrzyna. Następnego dnia pisał do cara:
„Jest mi w najwyższym stopniu przykro, że nie sprostałem
oczekiwaniom żywionym tak niedawno. Nieoczekiwana klęska
VI korpusu prawie na samym początku ruchu do przeprawy,
nie tylko pokrzyżowała wszystkie moje plany, ale i wszystkie
przygotowania wykonane dla ich realizacji".
Przez kilka dni polskie dowództwo nie uczyniło nic,
aby wyjaśnić położenie i działać na podstawie pewniejszych
informacji. Dywizja kawalerii gen. Skarżyńskiego 7 kwietnia
tkwiła w Wielgolesie. Drobne patrole kawalerii nie były
w stanie przeniknąć głębiej w ugrupowanie rosyjskie. Tym-
czasem kawaleria rosyjska dotarła nawet pod Latowicz.
Polskie patrole cofnęły się za Świder. Do sztabu głównego
dochodziły informacje, że Rosjan nie było w Garwolinie
i Osiecku, ale zbliżają się do Latowicza i ku Seroczynowi.
16
Informacje o nasileniu się powstania odebrał 7 kwietnia. W celu, jak
pisał, „wytępienia rozprzestrzeniającego się zła", skierował na Litwę całą 1.
DUł. i brygadę 5. DP. Zarządził też, aby korpus gwardii nie ruszał się
z Łomżyńskiego i wysyłał lotne oddziały w Augustowskie. To był dopiero
początek osłabiania armii czynnej przez powstanie litewskie. Do jego
uśmierzenia Dybicz wydzielił łącznie 30 tys. żołnierzy.
146

Rodziło to obawę, że Dybicz podejmie próbę wyjścia na tyły


i prawą flankę głównej armii. W związku z tym polecono gen.
Giełgudowi, tkwiącemu w Siennicy, uważnie nadzorować
odcinek rzeki Świder między Starogrodem a Transborem.
Do wieczora 8 kwietnia rosyjska kawaleria cofnęła się spod
Latowicza, ale według informacji, które dotarły do sztabu,
piechota rosyjska pojawiła się w Jeruzalu. Skrzynecki po-
stanowił ją zaatakować 9 kwietnia. Gen. Milbergowi nakazano
stawić się do rana do Kuflewa.
Do działania pobudziły Skrzyneckiego uporczywe nalegania
ks. Czartoryskiego, którego wezwał do kwatery głównej Prą-
dzyński. Nie wiedziano tylko, w jakim kierunku uderzyć — na
Jeruzal czy Seroczyn. W rozkazie do Umińskiego, z godz. 21,
Prądzyński pisał: „My w Latowiczu na mocnem stanowisku
czatujemy na ruchy korpusów nieprzyjacielskich w nadziei, że
nam przecie podadzą sposobność powtórzenia Wawra i Dębego".
Rozpoznanie przeciwnika zlecono gen. Kickiemu. Przed
północą wysłał on patrole do Jeruzala i Seroczyna. Schwytały
one kilku jeńców. Okazało się, że wiadomość o piechocie
w Jeruzalu była nieprawdziwa, a jazda z Seroczyna nie
przejawiała większej aktywności, tak jak oddziały, które zawitały
8 kwietnia pod Latowicz. Możliwe, że informacje zebrane przez
Kickiego zaważyły na decyzji Skrzyneckiego o rozpoczęciu
działań zaczepnych przeciwko Rosenowi. Niemały wpływ miały
nalegania Czartoryskiego i Prądzyńskiego, a także przekonanie
oficerów sztabu, że cała operacja ograniczy się jedynie do
drobnych potyczek z rozrzuconymi oddziałami Rosena, liczący-
mi razem 15 tys. żołnierzy. Chrzanowski, jak zwykle, pesymisty-
cznie oceniał rezultaty operacji twierdząc, że nie przyniesie ona
stronie polskiej żadnych korzyści, a jedynie narazi na poważne
straty. Mimo to zgodził się na jej realizację, ponieważ przerywa-
ło to bierne wyczekiwanie na uderzenie Rosjan.
KORPUSY PACA,
SIERAWSKIEGO I UMIŃSKIEGO
31 MARCA - 9/10 KWIETNIA 1831 ROKU

Z działaniami głównej armii polskiej wzdłuż szosy brzeskiej


nierozerwalnie były związane poczynania korpusów Paca,
Sierawskiego i Umińskiego.
Gen. Umiński wieczorem 30 marca otrzymał „bilecik",
w którym Skrzynecki donosił o zamiarze zaatakowania Geismara
i wzywał aby w ramach współpracy z główną armią przeszedł na
lewy brzeg Narwi lub opanował most w Łomży, a nawet samo
miasto. Skrzynecki spodziewał się, że Umiński swoimi działania-
mi zmusi korpus gwardii do odejścia od Bugu i koncentracji sił
między Ostrołęką a Łomżą. Naczelny wódz chciał tym sposobem
osłonić główną armię przed atakiem gwardii. Sądził bowiem, że
jej dowódca, w.ks. Michał, nie zawaha się ruszyć na wsparcie
Rosena, gdy tylko Polacy rozpoczną działania na szosie
brzeskiej. Od 2 kwietnia nabrał nawet pewności, że kiedy VI
korpus Rosena doznał dotkliwych ciosów, w.ks. Michał nie
pozostanie bezczynny i włączy się do działań z całym korpusem.
Umiński już przed 30 marca myślał o przeprawie przez
Narew i o ataku na oddziały rosyjskie znajdujące się na
lewym jej brzegu. Sądził, że uda mu się zaatakować i pobić
przynajmniej korpus Sackena lub część korpusu gwardii.
Zdecydował się przeprawić pod Zambskami, około 23 km na
148

południe od Różana, gdzie między 31 marca a 3 kwietnia


zbudował most. Już 3 kwietnia na lewy brzeg przerzucił baon
piechoty i pułk ułanów, ale gwałtowny przybór wód Narwi,
grożący zerwaniem mostu, zmusił go do wycofania oddziałów
z powrotem na prawy brzeg. Próby już nie ponowił, ponieważ
nowe rozkazy sztabu głównego włączyły go do operacji
głównej armii polskiej na szosie brzeskiej.
4 kwietnia Skrzynecki, zwracając czoło armii na południe
przeciwko Dybiczowi, postanowił ostatecznie wycofać Umiń-
skiego znad Narwi i wzmocnić nim kordon osłaniający główne
siły od strony korpusu gwardii. Kordon ów tworzył stojący
w Niegowie oddział gen. Andrychiewicza, strzegący przepraw
na Bugu w Wyszkowie i Kamieńczyku oraz na Liwcu,
w pobliżu Jadowa i Węgrowa, a także oddział gen. Łubień-
skiego, stojący w Boimiu na szosie brzeskiej, skąd pilnował
linii Kostrzynia i Liwca (do Wyszkowa). W myśl rozkazów
z 4 kwietnia, dowództwo nad nimi miał przejąć Umiński,
który powinien osłaniać główną armię przed korpusem gwardii,
a ewentualnie wspólnie z nią uderzyć na ten elitarny korpus
rosyjski.
6-7 kwietnia Umiński przeprawił swój korpus przez Bug
i 9 kwietnia dotarł do Stanisławowa. Jego korpus, wyczerpany
długim przemarszem, musiał czekać na ciągnące za nim
transporty furażu i żywności z województwa płockiego. W tym
dniu oddział gen. Andrychiewicza (2,8 tys. żołnierzy i 2 działa)
bronił mostów na Liwcu pod Liwem, które starał się odbić
oddział rosyjski gen. Pinabela (ok. 2 tys. żołnierzy i 4 działa).
Korpusy generałów Paca i Sierawskiego, liczące około 15
tys. żołnierzy i 16 dział, nie odegrały poważniejszej roli
w trakcie ofensywy na szosie brzeskiej. Skrzynecki, obawiając
się, że mimo wszystko Dybicz przeprawi się przez Wisłę,
trzymał je na lewym brzegu. Do działań miały przystąpić
dopiero po odstąpieniu Rosjan od rzeki. Tak więc zarówno
Pac jak i Sierawski poprzestali jedynie na drobnych wypadach
na brzeg zajęty przez Rosjan, w celu zniszczenia materiałów
149

gromadzonych do przeprawy i utrudnienia prac nadbrzeżnych.


Już 1 kwietnia ppłk Paweł Muchowski z korpusu Paca
dokonał dwóch drobnych wypraw pod Modrzyce, gdzie zdobył
galary przygotowane przez Rosjan do przewozu wojsk. 4 kwiet-
nia oddział pod dowództwem gen. Ambrożego Skarżyńskiego
zaatakował Tarnówek, niszcząc 2 rosyjskie baterie ziemne
i zdobywając 2 statki, które zabrał na lewy brzeg. Pozostawił
natomiast nietknięte zgromadzone zapasy drewna, o co miał
do niego pretensje sztab główny. Także 4 kwietnia ppłk
Franciszek Młokosiewicz usiłował zdobyć statki zgromadzone
przez Rosjan pod Józefowem.
Były to tylko 3 poważniejsze wypady oddziałów polskich
na prawy brzeg. Przykładem innych działań może być np.
ostrzał rosyjskich żołnierzy pracujących nad brzegiem rzeki.
Tego typu poczynania nie mogły, oczywiście, zmusić Dybicza
do zaniechania przeprawy, ale z pewnością utrudniały mu jej
przygotowanie.
Pac zdecydowany był przeprawić się na prawy brzeg
z chwilą odstąpienia Dybicza od Wisły. Natomiast Sierawski
chciał tego dokonać pod Zawichostem, jeszcze przed od-
stąpieniem Rosjan. W polskim sztabie głównym nawet nie
myślano o połączeniu jego korpusu z Dwernickim, aby w ten
sposób stworzyć około 11-tysięczny korpus, zdolny działać
przeciwko Kreutzowi w Lubelskiem i mogący niepokoić tyły
i flanki głównej armii Dybicza.
5 kwietnia, gdy Rosjanie odstąpili od Wisły na odcinku od
Warszawy do Maciejowic, a Dybicz ściągał siły z głównej
armii i z Lubelszczyzny na północny brzeg Wieprza 1 , sztab
główny wezwał Paca i Sierawskiego do aktywnych działań na
prawym brzegu. Pac miał przeprawić przynajmniej część sił
na odcinku od Warszawy do Maciejowic, a Sierawski „cząst-
kowe oddziały", albo wszystkie siły, od ujścia Wieprza do
granicy austriackiej. Obydwaj dowódcy, pomimo ostrzeżeń
1
Tak przynajmniej sądzono w polskim sztabie głównym.
150

sztabu z 6 kwietnia, zdecydowani byli przejść na prawy brzeg.


Pac rozpoczął przygotowania do stawiania mostu w Potyczy
(między Mniszewem a Górą). Sierawski nie bawił się w bu-
dowę mostu i 7 kwietnia przeprawił część swojego korpusu
statkami. Do przeprawy zdopingowało go odstąpienie od
Wisły w Lubelskiem rosyjskich wojsk 2, które gen. Kreutz, na
rozkaz Dybicza, koncentrował w okolicach Lublina, Głuska
i Bełżyc. Sierawski niedługo zabawił na Lubelszczyźnie.
Trudności z aprowizacją oddziałów zmusiły go do odwrotu.
Z 9 na 10 kwietnia korpusy Sierawskiego i Paca tkwiły więc
na lewym brzegu. Pierwszy w Janowcu, Solcu i Magnuszewie,
a drugi między Gniewoszowem a Ryczywołem.

2
7,5 tys. żołnierzy i 25 dział.
OPERACJA PRZECIWKO ROSENOWI
9 -11 KWIETNIA I BITWA POD
IGANIAMI 10 KWIETNIA 1831 ROKU

Późnym wieczorem z 9 na 10 kwietnia w Wielgolesie


Skrzynecki zdecydował się podjąć działania zaczepne, zgodnie
z założeniami planu Prądzyńskiego z 5 kwietnia. Głównym
celem było zniszczenie części korpusu Rosena, rozmieszczonej
nad Kostrzyniem. Informacje o obecności oddziałów rosyjskich
w pobliżu armii polskiej wpłynęły na modyfikację pierwotnej
wersji pomysłu Prądzyńskiego. Pojawienie się i szybki odwrót
rosyjskiej kawalerii spod Latowicza, jej obecność w Łopacian-
ce i Seroczynie wskazywały, że Dybicz zamierza podjąć
jakieś działania. Skrzynecki nie miał wątpliwości, że będą one
wymierzone przeciwko głównej armii polskiej. Nie brał pod
uwagę odwrotu głównej armii Dybicza znad Wisły ku Siedl-
com. Doniesienia wywiadu z rana 9 kwietnia, z godz. 8.45,
wskazywały na obecność 40-tysięcznej armii Dybicza pod
Rykami. Pod Łopacianką znajdować się miał jedynie silny
oddział z artylerią, kierujący się ku Latowiczowi. Skrzynecki,
obawiając się więc o swoje tyły i flankę, osłabił siły prze-
znaczone do działań zaczepnych na rzecz ubezpieczeń. Naj-
więcej straciła grupa pierwsza. Na niej spoczywał, w pierwo-
tnej wersji planu, cały ciężar działań. Obecnie Skrzynecki
zmniejszył ją do 10 tys. żołnierzy. Po redukcji, grupa pierwsza
stała się słabsza od sił Rosena, szczególnie pod względem
152

artylerii i kawalerii, i nie była już zdolna do przejścia


Muchawki i marszu na Siedlce lewym brzegiem rzeki. Już na
wstępie cała operacja ograniczona więc została jedynie do
wyjścia na szosę pod Iganiami, na tyły pierwszego rzutu
wojsk Rosena. Nad grupą tą zawisło zarazem poważne
niebezpieczeństwo, gdyż nic nie wiedziano o planowanym
marszu Dybicza do Łukowa. Realizując więc nawet ograni-
czone zadania, grupa obchodząca mogła się znaleźć między
Rosenem a Dybiczem.
W skład grupy pierwszej weszła brygada 1. DP pod
dowództwem płk. Ramorino — 1. i 5. ppl (6 baonów — 4,5
tys. bag.); brygada 3. DP pod dowództwem gen. Bogusław-
skiego — 4. i 8. ppl (6 baonów — 4 tys. bag.), 2. puł. (4
szwadrony — 600 szab.), 2 szwadrony 1. pułku Mazurów
(350 szab.), 10 dział artylerii konnej pod dowództwem mjr.
Józefa Bema (8 dział z 4. blak i 2 z 2. blak) i 6 dział lekkich
z 1. klap. Razem w 12 baonach i 6 szwadronach było 10 tys.
żołnierzy i 16 dział 1 . Z tej racji, że nie spodziewano się
poważniejszej bitwy, każde działo z grupy miało tylko po
jednym jaszczu z amunicją 2 . Skrzynecki zrezygnował z do-
wództwa nad grupą obchodzącą i powierzył je generałowi
Prądzyńskiemu 3 . Generał Kicki sprawował komendę nad
kawalerią, a płk Konarski nad artylerią.
Oddziały pierwotnie należące do grupy obchodzącej zasiliły
grupę osłonową. Dowództwo nad nią powierzono Chrzanow-
skiemu. Grupa ta miała dotrzeć przez Seroczyn do Róży,
z zadaniem osłony od południa manewru Prądzyńskiego.
Tworzyło ją 4,9 tys. żołnierzy w 14 szwadronach kawalerii
(ok. 2 tys. szabel z 3. i 4. puł., 2. Psk i dywizjonu karabinie-
1
8,5 tys. piechoty, 950 kawalerii i 365 artylerzystów.
2
W jaszczu działa 6-funtowego mieściło się 51 naboi, a w przodku
dodatkowo 18. Razem 69. Tymczasem obliczono, że na 1 działo podczas
walki powinno przypadać co najmniej 120 naboi.
3
8 kwietnia Prądzyński otrzymał nominację na generała brygady, a Chrzanowski
4 dni wcześniej.
153

rów), 4 baonach piechoty (2,9 tys. bag. — 2 baony pułku


Weteranów Czynnych i 2 baony 5. psp) oraz 8 dział. Poza
nimi Chrzanowskiemu podporządkowano mniejsze oddziały
osłonowe: 3 baony 3. psp (ok. 2,1 tys. bag.), szwadron
kawalerii i 4 działa gen. Milberga w Kuflewie, oraz 6 baonów
2. i 6. ppl (ok. 4,8 tys. bag.) z 6 działami gen. Rybińskiego
w Lipinach. Znaczne siły rozrzucone zostały wzdłuż Świdra
— łącznie 20 baonów piechoty i 5-10 szwadronów kawalerii
z artylerią. Zajmowały one m.in. Latowicz (ok. 2 tys. bag.),
Siennicę (ok. 2 tys. bag.) i Starogród. W toku operacji
przeciwko Rosenowi miały pozorować działania zaczepne
w kierunku południowym, np. oddział z Latowicza na Olek-
sianki i Chromin.
Zadania grupy Łubieńskiego, tkwiącej nad Kostrzyniem
w Boimiu, pozostały bez zmian. Miała ona współpracować
z grupą obchodzącą. Po usłyszeniu strzałów armatnich ze
wschodu (sygnał rozpoczęcia walki przez Prądzyńskiego) lub po
dostrzeżeniu przygotowań rosyjskich do odwrotu znad Kostrzy-
nia, Łubieński powinien natychmiast z piechotą i częścią
kawalerii przekroczyć rzekę po odbudowanym moście i zaatako-
wać od frontu cofający się do Siedlec pierwszy rzut korpusu
Rosena. Pozostała część kawalerii, zebrana o świcie przy brodzie
w Suchej, miała wyjść na szosę i tyły pierwszego rzutu Rosena.
Grupa Lubieńskiego, nad którą dowództwo objął Skrzynecki, nie
została uszczuplona. Tworzyło ją 7 baonów 3. ppl i pułku
grenadierów (7 baonów — 4,5 tys. bag.), II korpus kawalerii (ok.
3 tys. szabel) i 18 dział (8 lekkokonnych i 10 pozycyjnych).
Prądzyński chciał włączyć do operacji także korpus Umiń-
skiego. W nocy z 9 na 10 kwietnia Umiński tkwił w Stani-
sławowie, gdzie odebrał list Prądzyńskiego z informacją
o planowanym na 10 kwietnia ataku na lewe skrzydło Rosena
i Siedlce. Zgodnie z sugestiami Prądzyńskiego, zamierzał
odciąć drogę ucieczki niedobitkom Rosena na Brok i Nur. Nie
był jednak pewny, że zdoła przebyć na czas 30 km dzielące
go od Liwa nad Liwcem. Rozkazał więc przekroczyć tę rzekę
154

gen. Andrychiewiczowi w celu wyjścia na tyły oddziałów


rosyjskich w Siedlcach. Wydając ten rozkaz, nie wiedział
jeszcze, że Andrychiewicz zaciekle walczył od rana 9 kwietnia
o utrzymanie przeprawy pod Liwem, a siły rosyjskie w pobliżu
przeprawy systematycznie były powiększane przez gen. Geis-
mara. Rosyjski dowódca, jak widać z powyższego rozkazu
Umińskiego, słusznie obawiał się, że Polacy, mając mosty
w Liwie, mogliby wyjść na tyły oddziałów pierwszego rzutu
Rosena nad Kostrzyniem. O bitwie Andrychiewicza z od-
działem Pinabela, Umiński dowiedział się dopiero wieczorem
9 kwietnia. Nie zdecydował się jednak na marsz ku Liwowi,
uważając, że Andrychiewicz zdoła utrzymać przeprawę do
jego nadejścia.
Plan przyjęty do realizacji 9 kwietnia, nie dawał szansy na
unicestwienie całych sił Rosena. Zrealizowanie wszystkich jego
założeń, w najlepszym wypadku, mogło doprowadzić do
zniszczenia jedynie pierwszego rzutu VI KP, rozlokowanego nad
Kostrzyniem (6,4 tys. żołnierzy). Gdyby Rosen przerzucił drugi
rzut swoich wojsk na pomoc pierwszemu, to grupa Prądzyńskie-
go, a nawet grupa Skrzyneckiego, nie byłyby w stanie samodziel-
nie się z nim zmierzyć. Do pobicia Rosena niezbędna była ich
ścisła współpraca. Z kolei grupa Chrzanowskiego była zbyt duża
do wykonania zadań, które przed nią postawiono. Do ataku na
rosyjską kawalerię w Seroczynie, a następnie do obserwacji
Rosjan wystarczyłaby sama kawaleria, która powinna była zająć
obszar między Seroczynem, Stoczkiem a Różą. Przydzielenie do
poszczególnych grup najważniejszych oficerów z kwatery
głównej (Skrzyneckiego, Chrzanowskiego i Prądzyńskiego)
spowodowało brak dowódcy nadzorującego i koordynującego
poczynania trzech grup jednocześnie. Teoretycznie koordynacją
zająć się miał Skrzynecki, jako dowódca grupy centralnej, ale
dziwne, że Prądzyński liczył na to po kilku dniach obserwacji
operacyjnych zdolności naczelnego wodza.
Operacja rozpoczęła się rankiem 9 kwietnia. Grupa gen.
Chrzanowskiego skierowała się z Wielgolasu do młyna Osmo-
155

lanka 4 , gdzie także skoncentrował swoje siły gen. Prądzyński.


Jeszcze przed zapadnięciem zmroku, późnym popołudniem,
obydwie grupy ruszyły do Jeruzala, gdzie się rozdzieliły.
Chrzanowski ruszył przez Łukowiec na Seroczyn, a Prądzyń-
ski ku Wodyniom 5 .
Ruch obydwu polskich kolumn z Jeruzala do Wodyń
obserwowali Gorczakow i Rosen, o czym natychmiast poin-
formowali Dybicza. Jego armia w tym samym czasie, gdy
Polacy podjęli działania przeciwko Rosenowi, cofała się na
północny wschód. Pięć kolumn, taplając się w błocie lokalnych
dróg, omijających w większym lub mniejszym promieniu
Latowicz, zmierzało na Siedlce, Łuków, Ulan i Radzyń.
Pierwsza kolumna straży przedniej gen. Gorczakowa posuwała
się z Łopacianki przez Stoczek i Różę (3,1 tys. szabel) oraz
Kamionkę (3 tys. bag.). Z Róży kawaleria prawdopodobnie
miała ruszyć przez Domanice, Zelków do Siedlec, a piechota
z Kamionki na Łuków. Druga kolumna — I KP (7,6 tys. bag.
i szab.) maszerowała z Żelechowa przez Osiny do Łukowa;
trzecia — KGr. (20 tys. bag.) z Wylezina przez Okrzeję
i Radoryż także do Łukowa; czwarta — gwardii Konstantego
z artylerią rezerwową (6,6 tys. żołnierzy i 47 dział), z Ryk,
przez Adamów do Ulan i piąta — III KK (3,2 tys. szab.),
z Drążkowa, przez Kock, do Radzynia. Przemarsz urządzono
w szachownicę, tzn. poszczególne oddziały zatrzymywały się,
robiąc front na północ i przepuszczały za sobą pozostałe, które
z kolei osłaniały ruch pierwszych. Dzięki temu straż przednia
Gorczakowa, I KP i KGr., były w stanie skoncentrować się
w jednym punkcie w ciągu 3-4 godzin, a pozostałe korpusy
szybko do nich dołączyć.
Siedlce i szosę brzeską osłaniały oddziały podlegające
Rosenowi. Co prawda, liczyły one około 23 tys. żołnierzy, ale
4
Około 4 km na północny wschód od Wielgolasu.
5
Obydwie grupy skierowały się na południe, aby zmylić Rosjan co do
zadań grapy Prądzyńskiego. Musiała ona zboczyć na północny wschód, aby
wyjść na tyły wojsk Rosena nad Kostrzyniem.
156

znaczna ich część 6 była zdemoralizowana po doznanych poraż-


kach i nie budziła zaufania. Wzdłuż Kostrzynia stał oddział
straży przedniej gen. Fasi, liczący 6,4 tys. żołnierzy VI KP i co
najmniej 12 dział 7 . Główne jego siły z artylerią stały pod
Jagodnem, na szosie brzeskiej. Za rzeką Muchawką, w Siedlcach,
znajdowało się 4 tys. żołnierzy, także w większości niedobitków
VI KP. Dowodził nimi gen. Geismar. Pod Liwem z oddziałem An-
drychiewicza bił się gen. Pinabel, dysponujący 1,9 tys. żołnierzy
i 4 działami. Rosen z 3 tys. szabel i 8 działami konnymi stał
w Seroczynie. W Róży trzymał 4,8 tys. żołnierzy piechoty z I i II
KP. 9 kwietnia, zgodnie z rozkazami Dybicza, zaczął wycofywać
swoje oddziały ku Siedlcom. Po południu ruszył z Seroczyna do
Domanic z wołyńskim puł. i artylerią, a wieczorem dołączył do
nich piechotę z Róży. W Seroczynie został gen. Jakob Sievers
z jelizawetgradzkim i irkuckim phuz. oraz z polskim puł. (2,4
tys. szabel). O północy ruszył do Toczysk, zostawiając za sobą
ognie biwakowe oddziałów grup Chrzanowskiego i Prądzyńs-
kiego, które noc spędzały w Łukowcu i Wodyniach.
Kawaleria polska odniosła już pierwszy sukces w walce
z huzarami Sieversa. W Wodyniach pluton 1. pułku Mazurów,
idący na czele grupy Prądzyńskiego, stoczył zwycięską potyczkę
ze szwadronem jelizawetgradzkiego phuz., zbierającym furaż dla
pułków w Seroczynie. Mazurzy, nie zważając na ogień karabin-
ków, którym przywitali ich huzarzy, „bez namysłu kopnęli się
naprzód w galop" i wyparli przeciwnika zza zabudowań wsi.
Huzarzy nie dali jednak za wygraną i ponownie uformowali
szyk, zamierzając kontratakować. Mazurzy uprzedzili ich jednak
i w zaciekłej szarży rozbili szwadron. Zabili kilku przeciwników,
a do niewoli wzięli 18 wraz z 9 końmi.
Już po potyczce grupa Prądzyńskiego wkroczyła do wsi
i została w niej na noc. Z zeznań jeńców Prądzyński dowiedział
6
Około 10 tys. żołnierzy z VI KP.
7
Było to 8 pułków, przeważnie z 25. DP. Ich stany były tak małe, że
zredukowano je do jednego baonu. Litewski puł. stracił od 31 marca połowę
swoich żołnierzy.
157

się o kawalerii Rosena pod Seroczynem, ale nie uzyskał


żadnych informacji o odwrocie Dybicza znad Wieprza. W ra-
porcie do Skrzyneckiego wyraził nawet przypuszczenie, że
Rosjanie wieczorem 9 kwietnia nic jeszcze nie wiedzieli
o jego pobycie w Wodyniach i o rozpoczęciu operacji
przeciwko Rosenowi. Był przekonany, że następnego dnia
zdoła skrycie wyjść na tyły VI KP. Miał mu w tym pomóc
gen. Milberg. Natknął się na jego oddział, podążający od
Kuflewa ku Wodyniom, gdzie 10 kwietnia miał pozostać
z zadaniem strzeżenia drogi wiodącej z Seroczyna przez
Wodynie do Siedlec. Prądzyński polecił jednak Milbergowi
zatrzymać się na noc w Jedlinie i dopiero przed świtem, 10
kwietnia przejść do Wodyń. Sądził, że oddział Milberga
przekona Rosjan o ciągłej obecności we wsi oddziału, który
wkroczył do niej wieczorem z 9 na 10 kwietnia (czyli
Prądzyńskiego). Jego plan powiódł się tylko częściowo.
Dybicz z informacji przesłanych mu przez Gorczakowa
wywnioskował, że Polacy zamierzali albo zaatakować jego
armię, albo też zająć Siedlce przed nim. Biorąc pod uwagę to, że
Polacy od początku działań zaczepnych na szosie brzeskiej
unikali walnej bitwy, odrzucił tę pierwszą możliwość. Spodzie-
wał się, że Polacy mogą zagrozić najwyżej oddziałowi straży
przedniej Gorczakowa, a przede wszystkim będą usiłowali ubiec
go w Siedlcach. Ta druga możliwość była szczególnie niebezpie-
czna dla armii rosyjskiej. Utrata Siedlec byłaby równoznaczna
dla Dybicza z odwrotem z Królestwa Polskiego, dlatego też
rozkazał Rosenowi za wszelką cenę utrzymać się przed miastem,
nad Muchawką, i uprzedzał go, że sam „w każdym razie całemi
siłami uderzy na Polaków od strony Łukowa". Aby uchronić
straż przednią Gorczakowa przed atakiem ze strony polskich
oddziałów zgrupowanych między Wodyniami a Łukowcem
(Prądzyńskiego i Chrzanowskiego), zmienił marszrutę kawalerii
tego oddziału. Zamiast skierować ją do Siedlec przez Domanice
i Zelków 8, rozkazał Gorczakowowi z całym swoim oddziałem
8
W tym wypadku wyszłyby one na tyły grupy Prądzyńskiego.
158

ruszyć w następnym dniu przez Dąbie do Łukowa. Noc z 9 na


10 kwietnia Gorczakow spędził w Stoczku, I KP w Osinach,
KGr. w Radoryżu, gwardia Konstantego i artyleria rezerwowa
w Wojcieszkowie, a III KK w Kocku. Główna kwatera
Dybicza znajdowała się w Wojcieszkowie. Oddział Gerstenz-
weiga (3,9 tys. żołnierzy i 8 dział) został na dawnych pozycjach
w Tyrzynie i Modrzycach. Łączność z główną armią miał
utrzymywać za pośrednictem oddziału gen. Thiemana (500
szab.), który stanął w Żelechowie.
Rosen, zobowiązany przez Dybicza do obrony Siedlec, już
o godz. 4 rano 10 kwietnia odesłał z Domanic nad Muchawkę
piechotę z artylerią i 3 szwadrony wołyńskiego puł. Ruszył za
nimi z pozostałymi 3 szwadronami wołyńców i 8 działami
artylerii konnej po godz. 5, gdy do Domanic dotarł gen.
Sievers z 18 szwadronami huzarów i ułanów. Prawdopodobnie
w tym czasie wysłał już do gen. Fasiego, dowódcy oddziałów
nad Kostrzyniem, rozkaz odwrotu do Siedlec.
Gen. Geismar o godz. 11 odebrał pismo Rosena, z którego
dowiedział się o zbliżaniu się wojsk polskich i o rozkazie
Dybicza o obronie Siedlec. Natychmiast nakazał przygotować
do ewakuacji szpitale i magazyny oraz ściągnąć na szosę
brzeską tabory, parki artyleryjskie i 25 dział należących do VI
KP. Jednocześnie wezwał gen. Fasiego do odwrotu znad
Kostrzynia, a sam pospiesznie zajął silną pozycję nad rzeką
Muchawką, strzegąc mostu na rzece w pobliżu Igań. Dys-
ponował w tym momencie 5,8 tys. żołnierzy w 3 baonach
brzeskiego, białostockiego i wileńskiego pp (ok. 1,8 tys. bag.),
4 baonach 13. i 14. pjeg. z 7. DP (3,1 tys. bag.), 2 szwadronach
pawłogrodzkiego phuz. (245 szab.) i 4 szwadronach strzelców
konnych (600 szab.) oraz 30-40 działami. W tym samym
czasie, w celu zabezpieczenia prawego skrzydła, wysłał ku
Liwowi oddział gen. Nasakena z baonem grenadierów, 3 szwa-
dronami kawalerii i 2 działami konnymi (1,5 tys. żołnierzy).
Noc z 9 na 10 kwietnia Prądzyński spędził w Wodyniach,
gdzie otrzymał pewne informacje, że Rosjanie zniszczyli
159

i strzegli przeprawy przez Kostrzyn pod Żebrakiem. To


zmusiło go do rezygnacji z marszu na Siedlce przez Skórzec,
na rzecz dłuższej drogi przez Trzciniec, Domanice i Gołąbek.
10 kwietnia o świcie grupa ruszyła na wschód. Droga
wiodła przez gęsty i podmokły las, więc marsz był bardzo
ciężki i męczący. Posuwający się na czele kolumny żołnierze
1. i 5. ppl usuwali tarasujące drogę drzewa i naprawiali mostki
na licznych strumieniach i rzeczkach, dopływach Kostrzynia.
Trochę czasu Polacy stracili też przy naprawie grobli i mostu
w Trzcińcu. Po usunięciu przeszkody, na czoło kolumny
wysunęła się awangarda gen. Kickiego, złożona z 2. puł., 1.
i 5. ppl i 8 dział 4. blak. W trakcie marszu do Prądzyńskiego
doszły wieści o obecności w Domanicach oddziału rosyjskiej
kawalerii, liczącego 800 szabel 9 . Gen. Kicki, z 2. puł. ppłk.
Michała Mycielskiego, z 2 działami 4. blak ppor. Aleksandra
Orłowskiego, ruszył ku Domanicom, wyprzedzając znacznie
pozostałe oddziały grupy. Prądzyński rozkazał mu zaatakować
przeciwnika nie wiedząc, że depcze po piętach cofającemu się
Rosenowi, a oddział obecny w Domanicach znacznie prze-
wyższał liczebnie siły Kickiego.
Między godz. 9 a 10 rano, gdy rosyjskie pikiety ujrzały
polskich ułanów wyłaniających się z lasu, Sievers szykował
się właśnie do marszu za Rosenem. Pojawienie się nielicznej
polskiej kawalerii nie odwiodło rosyjskiego dowódcy od tego
zamiaru. Zdecydował zostawić we wsi kilka szwadronów
huzarów i ułanów, z zadaniem osłony swojego marszu
i zatrzymania natarczywego przeciwnika. Teren, dogodny do
starcia jazdy, stał się areną jednego z najchwalebniejszych
bojów polskiej kawalerii w wojnie 1831 roku.
Domanice leżały na rozległej równinie. Droga do Siedlec
wiodła przez środek wsi, tworząc dość szeroką ulicę ograni-
czoną z obu stron płotami. Wieś z prawej i lewej strony była
9
Zapewne zawiadomiono go o obecności we wsi Rosena z wołyńskim puł.
Informator nie wiedział, że do Domanic wkroczył znacznie liczniejszy
oddział Sieversa.
160

otoczona bagnami i lasami, tak więc nie można było jej


ominąć. Rosyjska kawaleria, rozwijając się przed zabudowa-
niami, ograniczała sobie drogę odwrotu na północ.
Gdy Kicki zorientował się, że przeciwnik przewyższa go
liczebnie, zwrócił się do dowódcy grupy z prośbą o przysłanie
całej 4. blak Bema. Prądzyński nie uczynił tego z obawy przed
utratą tej doskonałej baterii. Poprzestał jedynie na przesunięciu
jej na czoło kolumny i przyspieszeniu marszu ku Domanicom,
pod osłoną 1. i 5. ppl.
Kicki, nie czekając na posiłki, wyszedł z lasu na równinę,
gdzie rozwinął w szyk bojowy szwadrony 2. puł. Z prawej strony
drogi dostrzegł kilka szwadronów rosyjskich szykujących się do
szarży. Na jego komendę polscy ułani zwrócili front na południe,
ale nie zdołali zaatakować Rosjan, których rozproszyło kilka
celnych granatów wystrzelonych przez działa Orłowskiego. Za
radą por. Stanisława Pągowskiego, zajęły one pozycje na
niewielkim wzgórzu, z prawej strony drogi, skąd panowały nad
równiną. Za wzgórkiem tym ukryły się też dwa szwadrony
ułanów, dowodzone przez mjr. Konstantego Borowego. Dwa
pozostałe szwadrony, pod komendą ppłk. Mycielskiego, stanęły
z lewej strony drogi. Kicki trzymał swoich żołnierzy w pobliżu
lasu osłaniającego tyły, gdyż zdawał sobie sprawę z tego, że na
przedpolu zniosłaby go liczniejsza kawaleria przeciwnika.
Czekał, aż ona sama się do niego zbliży. Liczył także na rychłe
przybycie piechoty i artylerii awangardy.
Gen. Sievers, który właśnie opuszczał Domanice kierując
się na Siedlce, pokusił się znieść tak niemrawo zachowującą
się jazdę polską. W tym celu zostawił w Domanicach od 10
do 12 szwadronów huzarów i ułanów. Prawdopodobnie nie
wyznaczył jednak jednego dowódcy, który kierowałby ich
działaniami. W rezultacie natarcie rosyjskiej kawalerii było
nieskoordynowane, gdyż każdy z oficerów dowodzących
szwadronami swojego pułku chciał, aby to jemu przypadł
wawrzyn zwycięzcy. Gdy część szwadronów wyszła już na
przedpole Domanic i rzucała się do ataku, pozostałe albo dopiero
161

wychodziły z opłotków wsi, albo też dopiero się do tego


przymierzały. To dało Kickiemu szansę na pobicie znacznie
liczniejszego przeciwnika. Pisał w jednym z listów: „Wiedzia-
łem, że na białych moich ułanów [od barwy wyłogów i czapek
— T. S.] liczyć mogę. Spokojnie, z zimną krwią wydałem rozkaz
przypuszczenia Moskali na pięćdziesiąt kroków przed nasz front.
Spostrzegłszy, jak spokojnie stoimy, huzarzy i ułani moskiewscy
zwalniać napad i wahać się zaczęli. W lot uchwyciłem tę chwilę
i przypuściłem gwałtowną szarżę".
Dwa szwadrony Mycielskiego spadły na Rosjan jak burza,
gdy tymczasem z prawej strony szosy 4 szwadrony huzarów,
dowodzone przez mjr. Władymirowa, przypuściły szarżę na
działa Orłowskiego. Ich szybki ogień kartaczowy nie zatrzymał
ataku. Gdy już się wydawało, że huzarzy dopadną dział,
niespodziewanie na ich flankę wypadły, rozwijające się
z trójek, 2 szwadrony Borowego. Ich uderzenie było nie mniej
gwałtowne, jak szwadronów Mycielskiego. Jak wspominał
Kicki, bój pod Domanicami był wyjątkowy w dziejach
kawalerii, gdyż żołnierze polscy i rosyjscy przez 10 minut nie
rozproszyli swoich szyków i raz po raz na siebie uderzając, na
„miejscu mordowali". Na całej linii trwała zaciekła rąbanina
i rozgrywały się indywidualne pojedynki, w których domino-
wali lepiej wyszkoleni ułani polscy, operujący lancami. Ppłk
Mycielski, walczący w pierwszej linii, o mały włos dostałby
się do niewoli. Gdy huzar rosyjski chwycił go od tyłu,
Mycielski, zachowując zimną krew, krzyknął po rosyjsku
„puskaj, durak!". Huzar puścił myśląc, że przez pomyłkę
złapał rosyjskiego oficera 10.
Kicki, mając szwadrony zaangażowane w bój po obu stronach
szosy, dostrzegł w pewnym momencie, że obecne we wsi
szwadrony rosyjskie zaczęły przygotowywać się do wsparcia
walczących. To przechyliłoby szalę na stronę przeciwnika.
Zebrał więc otaczających go oficerów sztabowych, adiu-
10
Białe wyłogi 2. puł. odpowiadały barwom tatarskiego puł. z VI KP.
162

tantów oraz ochotników i popędził na ich czele wprost do


Domanic. Jadąc między zabudowaniami, Polacy krzyczeli: „z
koni, z koni!" i, o dziwo, poskutkowało. Jak pisał Prądzyński,
żołnierze rosyjscy „potracili głowy przed tą natarczywością,
przed takim zuchwalstwem". Ustępowali Kickiemu z drogi
i zjeżdżali na podwórza chłopskich zagród. Tymczasem na
południowym przedpolu wsi bój stopniowo wygasał. Ułani
polscy zepchnęli 2 szwadrony rosyjskie na bagna, gdzie zaczęły
się topić, a pozostałe zmusili do ucieczki. W pościgu wzięli także
udział artylerzyści z baterii Bema, którzy wraz z piechotą dotarli
wreszcie pod Domanice. Do szczególnie krwawej jatki doszło
między zabudowaniami wsi, gdzie płoty tamowały drogę
ucieczki rosyjskim jeźdźcom. Ci, którzy wydostali się z pułapki
na drugi kraniec Domanic, uciekali w rozsypce w stronę lasów
i Siedlec. Na polu bitwy zostawili kilkudziesięciu zabitych, 230
jeńców, 150 koni i liczne bagaże. 2. puł. stracił 4 zabitych i kilku
rannych. Sievers nie był świadkiem porażki swoich podkomend-
nych. Już za Domanicami zdołał zgromadzić rozproszone
szwadrony i ruszył z nimi ku Iganiom.
Do chwili potyczki pod Domanicami Prądzyński myślał
o dokonaniu przeprawy przez Muchawkę w celu obejścia Siedlec
traktem łukowskim. Oznaczałoby to powrót do założeń planu
z 5 kwietnia. Ta myśl narastała w nim w miarę rozwijania się
operacji. Po potyczce pod Domanicami odrzucił już ten wariant,
gdyż zdał sobie sprawę, że bitwa ujawniła Rosenowi, który
wedle zeznań jeńców koncentrował swój korpus, marsz Polaków
na Siedlce. Poza tym Prądzyński przeczuwał, że Dybicz „musi
już być w drodze 11 ku szosie brzeskiej i na południe i południowy
zachód od Domanic przemieszczają się większe oddziały
rosyjskie". Dla wyjaśnienia sytuacji wysłał ku Seroczynowi
szwadron Mazurów (ok. 180 szabel).
Po półgodzinnym postoju w Domanicach, grupa ruszyła ku
Iganiom, przez Gołąbek i Zelków. Przed zagłębieniem się
11
Wskazywała na to m.in. ucieczka chłopów i ich rodzin w lasy na tyłach
polskiego oddziału.
163

w lasy, Prądzyński oddał kilka strzałów artyleryjskich. Miał to


być sygnał dla Skrzyneckiego, że rozpoczął obejście flanki
Rosena. Jednocześnie wysłał do naczelnego wodza oficera
z informacją, że przybędzie pod łganie z opóźnieniem. Była
to istotna informacja, gdyż był przekonany, że skoncentrowane
siły Rosena będzie można rozbić tylko przez jednoczesny atak
na przeprawę nad Muchawką — jego od południa i Skrzynec-
kiego od zachodu.
Informacje uzyskane od jeńców ujętych pod Domanicami
wpłynęły na dalsze poczynania Prądzyńskiego. W miarę
zbliżania się do szosy brzeskiej narastała w nim obawa
o bezpieczeństwo tyłów grupy. Z tego też względu w Gołąb-
ku12, miejscowości, w której krzyżowało się kilka dróg,
zostawił 3 baony 4. ppl, pluton Mazurów i 2 działa 1. klap
(2,1 tys. żołnierzy). Dowodzący nimi gen. Bogusławski miał
osłaniać grupę od strony Seroczyna i Łukowa, a także
blokować drogę odwrotu oddziałom rosyjskim cofającym się
znad Kostrzynia na Łuków. W razie naporu znacznych sił od
południa miał cofać się ku szosie brzeskiej. Zbliżając się do
Igań, Prądzyński wydzielił kolejny oddział osłonowy, złożony
z baonu 8. ppl i plutonu Mazurów (700 żołnierzy). Zajął on
pozycje pod młynem Sekuła13, nad Muchawką. Dowodzący
nim płk Konarski miał strzec brodów i przepraw, którymi
rosyjskie oddziały z Siedlec mogły wyjść na tyły Prądzyń-
skiego, zmierzającego ku Iganiom.
Pozostawienie na tyłach ponad 3 tysięcy żołnierzy zmniej-
szyło grupę do 6,8 tys. żołnierzy i 14 dział. Osłabianie
głównych sił tuż przed bitwą stanowiło poważny błąd. Jednak
Prądzyński, dzieląc grupę, spodziewał się, że jeżeli dojdzie do
bitwy po Iganiami, to stoczy ją wspólnie z grupą Skrzyneckie-
go. Z drugiej strony w Gołąbku mógł zostawić szwadron
kawalerii, a Bogusławskiego trzymać bliżej sił głównych. 4. ppl
mógł zostać odcięty przez Rosjan. Pozostawienie Konarskiego
12
Około 7-8 km od Igań.
13
Około 5-6 km od Igań.
164

pod młynem Sekuła było bardziej uzasadnione, ponieważ


w razie przedłużającej się walki o most pod Iganiami, Polacy
mogliby przeprawić się przez ten bród i obejść rosyjską
pozycję i Siedlce od południa. Poza tym Konarski mógł
szybciej dotrzeć pod łganie niż Bogusławski.
Osłabienie sił było niedogodne dla Prądzyńskiego, gdyż
teren wokół Igań bardziej sprzyjał obronie niż działaniom
zaczepnym. Wieś leżała w dolinie Muchawki. Rzeka płynęła
szerokim i błotnistym korytem wśród podmokłych łąk, gdzie-
niegdzie zarośniętych krzakami. Szerokość tych nadrzecznych
łęgów dochodziła nawet do pół kilometra. Na wschód i zachód
od nich rozciągała się pofałdowana, bezleśna równina. Na
lewym brzegu opadała ona od północy i wschodu w kierunku
południowym, tworząc kotlinę zamkniętą pasem niewysokich
pagórków, porośniętych obficie krzewami. Za tymi wzgórzami
leżała wieś Zelków, łganie znajdowały się w północnej części
doliny. Od szosy dzieliło je około 300-500 m, przy czym
zabudowania wsi rozciągały się równolegle do szosy, na
niewielkim wzgórzu. Nieco w tyle wsi, w kierunku północno-
-zachodnim, wznosiły się zabudowania dworu i folwarku.
Prawy brzeg Muchawki dominował nad lewym, gdyż już od
nadbrzeżnych łąk wznosiły się na nim wzgórza. Rozciągał się
z nich doskonały widok na niżej położone równiny połu-
dniowego przedpola Igań. Przez dolinę przechodziły 3 drogi
prowadzące do Siedlec — szosa brzeska, biegnąca z północ-
nego zachodu na południowy wschód, po grobli, wśród
podmokłych łąk nadrzecznej doliny i mostem nad korytem
Muchawki; droga ze Skórca i Żelkowa, z przeprawą przez
Muchawkę, około 2-2,5 km na południe od mostu szosowego,
i droga z Domanic, z przeprawą pod młynem Sekuła, około
3,7 km od szosy. W pobliżu dworu i Igań biegł do mostu, od
Dąbrówki, dawny trakt siedlecki. Polne drogi lokalne łączyły
łganie z Żelkowem.
Rosjanie musieli bronić przepraw przez Muchawkę, gdyż
kontrola nad nimi zapewniała im utrzymanie Siedlec, a także
165

pozwalała na szybkie przerzucenie wojsk na lewy brzeg


w czasie kontrataku. Szczególne znaczenie miał most pod
Iganiami, m.in. z tego względu, że oddziały gen. Fasiego tylko
po nim mogły sprawnie wycofać się na prawy brzeg Muchawki.
Geismar wszystkie swoje oddziały wraz z artylerią umieścił
na wschodnim brzegu rzeki. Prawe skrzydło, przed mostem,
tworzyły 4 baony 13. i 14. pjeg. (3,2 tys. bag.). Lewe
skrzydło formowały 3 słabe pułki 24. DP — wileński
[96], brzeski [93] i białostocki [94] (1,8 tys. bag.). Pilnowały
one wszystkich brodów i przepraw na Muchawce. Pułk
wileński stał na drodze ze Skórca, białostocki przed młynem
Sekuła, a brzeski między nimi. Na wprost równiny igańskiej,
na wyniosłym brzegu, Geismar umieścił 28 dział, w wię-
kszości pozycyjnych. Jedna bateria stała przy moście, a dwie
pozostałe wzdłuż rzeki. Mogły one krzyżowym ogniem
bronić dojścia do Igań, mostu szosowego z groblą oraz
pozostałych przepraw na Muchawce. Kawaleria tworzyła
drugą linię ugrupowania.
Po godz. 12 do Geismara dołączył Rosen z 4 baonami
sybirskiego pgr. i pułku Rumiancowa (3,6 tys. bag.), 6 rotami
6. pjeg. (1,2 tys. bag.), wołyńskim puł. (655 szab.) i 8 działami
artylerii konnej. Rosen zaakceptował rozporządzenia Geismara.
Pułki grenadierów rozmieścił w drugiej linii wraz z kawalerią,
a jegrów odesłał do Siedlec. Uważał, że miał dostateczne siły
do obrony przeprawy. Liczyły one, bez oddziału Fasiego, 10,1
tys. żołnierzy i 36 dział (8,6 tys. bag. i 1,5 tys. szab.).
Około godz. 13, w chwilę po tym jak oddziały Rosena
przeprawiły się na prawy brzeg Muchawki, na równinie pod
Iganiami zjawiła się kawaleria gen. Sieversa, napastowana przez
ułanów 2. puł. Pojawienie się Polaków w pobliżu Igań zmusiło
Rosena do pozostawienia na zachodnim brzegu części swoich
wojsk, z zadaniem obrony przedpola Igań i szosy brzeskiej do
czasu, aż gen. Fasi przeprawi się przez Muchawkę. Kawaleria
Sieversa rozlokowała się na wzgórzach wzdłuż starego traktu
siedleckiego, między zachodnim krańcem Igań a wzgórzem
166

z wiatrakiem. Rosen wzmocnił ją 2 działami artylerii konnej


i 2 szwadronami pawłogrodzkiego phuz. Do Igań wprowadził
baon 14. pjeg. (ok. 780 bag.) z 4 działami lekkopieszymi.
Spodziewał się, że oddziały te zdołają utrzymać pozycje, przy
wsparciu artylerii zza Muchawki, do chwili przybycia gen.
Fasiego, któremu wysłał kolejny rozkaz pospiesznego odwrotu
znad Kostrzynia. Dopiero po przeprawie jego oddziału zamierzał
cofnąć za Muchawkę kolejno kawalerię i jegrów. W razie
silnego naporu Polaków, Rosen mógł wspomóc oddziały
walczące na lewym brzegu oddziałami z prawego brzegu,
przerzucając je szybko brodami i mostem pod Iganiami.
Grupa Prądzyńskiego około godz. 13 dotarła do Żelkowa.
Za wsią oddziały rozwinęły szyki i zagłębiły się w krzaki
oddzielające pola Żelkowa od równiny igańskiej. Prądzyński
zatrzymał grupę na wzgórzach pod osłoną krzaków, nie chcąc
zbyt szybko ujawnić Rosenowi swoich sił. Do równiny było
już tylko kilkaset metrów.
Prądzyński wraz z Kickim i Bemem, w otoczeniu adiutantów,
wyjechali na równinę w celu zorientowania się w sytuacji
i rozpoznania terenu. Przejechali wzdłuż linii pozycji rosyjskich,
nie zważając na kilka strzałów artyleryjskich oddanych w ich
stronę. Jak zauważył Barzykowski, to, co ujrzał Prądzyński przed
sobą, wywołało „wielkie wrażenie na jego twarzy". Siły Rosena
ocenił na 12-15 tys. żołnierzy, bez oddziałów znad Kostrzynia.
Utwierdził się w przekonaniu, że Rosena może zaatakować tylko
wspólnie z grupą Skrzyneckiego. Tymczasem ugrupowanie
wojsk rosyjskich, tyłem do szosy brzeskiej, oznaczało, że Rosen
nie obawiał się zagrożenia od zachodu, czyli z kierunku, skąd
miał nadejść Skrzynecki.
Od godz. 13 do 15 Prądzyński czekał na jakiekolwiek
oznaki aktywniejszych działań Skrzyneckiego. Z pewnością
dochodził do niego huk dział spod Boimia, ale nie oznaczały
one jeszcze, że piechota Łubieńskiego zdołała przedrzeć się
przez rzekę. Bardziej liczył na efekt działań kawalerii II KK,
znad brodów na Kostrzyniu. Sądził, że przejście przez rzekę
167

i wyjście na tyły Fasiego nie powinno zabrać jej więcej, jak dwie
godziny. Tymczasem z trudem udawało mu się powstrzymać
zapał swoich podkomendnych. Oficerowie, a przede wszystkim
mjr Bem, domagali się rozpoczęcia walki. Nie wszyscy podziela-
li ten pogląd. Gen. Kicki uważał, że w obliczu przeważających
sił przeciwnika nie powinno się rozpoczynać walki i zalecał
odwrót. Prądzyński nie mógł się na to zgodzić, ponieważ
przekreśliłby całą operację, a poza tym naraziłby na niebezpie-
czeństwo grupę Skrzyneckiego. Sprawę rozstrzygnęło pojawienie
się na szosie taborów rosyjskich, nadciągających od strony
Kostrzynia, a zapowiadających rychłe pojawienie się na równinie
pierwszego rzutu wojsk Rosena i ścigającej ich grupy Skrzynec-
kiego. Bierność oznaczała umożliwienie Rosjanom odwrotu za
Muchawkę, a na to Prądzyński nie mógł pozwolić. Zdecydował
się rozpocząć bitwę. Zamierzał tak ją prowadzić, aby osiągnąć
trzy cele. Po pierwsze — opanować most pod Iganiami, po
drugie — chronić lewe skrzydło przed okrążeniem przez liczną
kawalerię rosyjską, tkwiącą na zachód od wsi, i po trzecie
— związać bojem oddziały rosyjskie znajdujące się przed nim do
czasu nadejścia pod łganie grupy Skrzyneckiego. Wspólnymi
siłami obydwie polskie grupy miały zniszczyć wszystkie
oddziały rosyjskie znajdujące się na lewym brzegu Muchawki.
Dla osiągnięcia tych celów Prądzyński postanowił swoje lewe
skrzydło trzymać cofnięte, a prawym nacierać prosto na groblę
i most, aby odciąć kawalerii rosyjskiej i taborom drogę odwrotu
na prawy brzeg Muchawki.
Rozkaz rozpoczęcia bitwy padł około godz. 15. Oddziały
polskie, w rozwiniętym szyku, zaczęły przedzierać się przez
krzaki ku równinie 14. Na skraju lewej flanki szły 4 działa 1.
klap (70 artylerzystów), osłaniane zapewne przez półszwadron
1. Pułku Mazurów (80 szabel). Na prawo od nich podążały
14
Prądzyński nie wyprowadził korpusu na równinę igańską drogą z Żel-
kowa, gdyż obawiał się, że narazi go to na poważne straty. Rosjanie mogli
skoncentrować u wyjścia z lasu ogień artylerii, a poza tym zaatakować
masami kawalerii. Krzaki miały chronić przed jednym jak i drugim.
168

3 baony 5. ppl (2,3 tys. bag.), a za nimi, w jednej kolumnie,


rozwinięte szwadrony 2. pul. (600 szabel). Na prawo od 5. ppl
maszerowały 3 baony 1. ppl (2,1-2,2 tys. bag.) i 2 baony 8. ppl
(1,2 tys. bag.). Między nimi, lokalną drogą do Igań, odchodzącą
od drogi ze Skórca, posuwały się działa Bema. One najwcześniej
wyszły na równinę i otworzyły ogień do rosyjskich dział przed
Iganiami i kawalerii Sieversa. Rozpoczęła się kanonada, w której
Rosjanie, w przeciwieństwie do Polaków, nie szczędzili amuni-
cji. Teren nie sprzyjał, w tej fazie boju, artylerzystom Bema. Jak
wspomina por. Stanisław Jabłonowski: „Nie mogliśmy korzyst-
nie celować w tę artylerię konną [Sieversa — T. S.] która nam
odpowiadała, a to z tej przyczyny, że była odprzodkowana na
szczycie nieznacznie spadającej równiny, której nizinę myśmy
zajmowali. W pośrodku nierówność gruntu niby wał naturalny
tworzyła. Z niziny naszej pozycji mogliśmy widzieć wieś łganie,
lecz front baterii moskiewskiej [4 działa lekkopiesze — T. S.] był
zakryty tak, że oprócz wylotów działowych i oprócz dymu
powstającego z wystrzałów, nic innego oczom się naszym nie
przedstawiało". Kanonierom nie pozostało więc nic innego, jak
strzelać w dym wystrzałów przeciwnika. Jedyną zaletą pozycji
były krzaki, osłaniające polską baterię od prawej strony przed
oczyma rosyjskich celowniczych dział na prawym brzegu
Muchawki. Ich pociski dochodziły z frontu i boku15, ale więcej
ich lądowało w krzakach, zadając straty przedzierającym się
przez nie żołnierzom 8. ppl.
Wyjście na równinę i uformowanie szyków zajęło polskim
oddziałom około godziny. 4 działa 1. klap zajęły pozycje na
wzgórzu 78,7, skąd zaczęły „puszczać zwolna kule" na jazdę
Sieversa. Przed obejściem od zachodu osłaniały je nieprzebyte
bagna. 3 baony 5. ppl pułkownik Ramorino wysunął na skraj
krzaków 16. Utworzyły one czworoboki schodami na północ.
Już na wstępie boju 4. blak straciła jaszcz z amunicją.
15

16
Z licznych opracowań i pamiętników, w tym Prądzyńskiego, wynika, że
na skraju lewego skrzydła stał 1. ppl. Tymczasem sam Prądzyński w swoim
raporcie z 11 kwietnia wyraźnie wskazuje na 5. ppl.
169

Od prawej sąsiadowały z nimi 3 baony 1. ppl, także tworzące


czworoboki. Przed nimi, w odległości około 1 km, wznosiły
się zabudowania dworu igańskiego. Bateria Bema zmieniła
pozycje i wyjechała na szczyt nierówności gruntu, prze-
szkadzającej jej do tej pory w rażeniu przeciwnika. Jej celem
nadal były działa rosyjskie, a także szosa brzeska. Prądzyński
nakazał Bemowi, aby „kule rykoszetowały poza Iganiami na
szosie i raziły to, co po niej ku Siedlcom ciągnęło". Na
Hankach baterii rozwinęły się szwadrony 2. puł. Szyk polski
zamykały od strony doliny Muchawki dwie kolumny baonowe
8. ppl, płk. Emiliana Węgierskiego.
Po uformowaniu szyku, oddziały pierwszej linii, dowodzone
przez gen. Kickiego (1. i 8. ppl, bateria Bema i 2. puł.),
ruszyły ku Iganiom. Od zabudowań wsi dzieliło je około
800-900 metrów równiny szpikowanej pociskami przez działa
rosyjskie zza Muchawki. Początkowo 3 baony 1. ppl posuwały
się równolegle z baonami 8. ppl. Po pewnym czasie zatrzymały
się, tworząc szyk schodami w prawo. W ten sposób 6 baonów
brygady Ramoriny utworzyło zwarty blok sześciu czworo-
boków, osłaniających przed atakiem kawalerii Sieversa tył
baterii Bema, 2. puł. I 8. ppl, zbliżających się do Igań.
4. blak skoncentrowała swój ogień na zabudowaniach wsi,
dworu, znajdujących się przy nich działach przeciwnika i na
taborach gen. Fasiego, nieustannie podążających ku mostowi.
Rosjanie nie pozostali dłużni. Polskie oddziały, a szczególnie
bateria Bema, znalazły się pod ostrzałem 30 dział. Najbardziej
dokuczliwe były działa pozycyjne, rozlokowane na prawym
brzegu17. Polacy nie odpowiadali na ich ogień, gdyż 6-funtówki
nie były w stanie miotać pocisków na przeciwległy brzeg.

17
Odległość dzieląca działa Rosena od awangardy Kickiego przekraczała
1000 m. Na taki dystans z trudem można było oddać precyzyjny strzał
„nawiasowy". Kule docierały do 8. ppl i 4. blak, rykoszetując i odbijając się
od gruntu, a ten, jak wiadomo, na nadrzecznych łąkach był podmokły. Nie
zmienia to jednak faktu, że polskie oddziały najwięcej ludzi w bitwie straciły
od pocisków artyleryjskich.
170

Bateria Bema zaczęła odczuwać dotkliwe ciosy. Według


Jabłonowskiego: „na nowej pozycji zaczęliśmy jeszcze większe
straty w ludziach i koniach ponosić". Cierpiała także piechota.
2 baony 8. ppl, zmierzające ku Iganiom, były najbardziej
spośród wszystkich polskich oddziałów narażone na ogień zza
Muchawki. Pociski spadały na nie z boku, ukosa, a nawet
z tyłu, ale, jak zauważył Prądzyński, „ogień ten nie był
bynajmniej tak morderczym, jakim być powinien". Mimo to
kule świdrujące szeregi ósmaków i pękające wśród nich
granaty wywierały ogromne wrażenie na żołnierzach. Pod ich
ogniem 8. ppl zaczął skręcać w lewo, aby oddalić się od
Muchawki i wyrwać się spod ostrzału. Żołnierze przyspieszyli
jednocześnie tempo marszu ku Iganiom, spodziewając się, że
zabudowania ochronią ich przed rosyjskimi pociskami. Drogę
do wsi utorowała im 4. blak. Pod wpływem perswazji płk.
Konarskiego, który prawdopodobnie na odgłos bitwy dołączył
do walczących spod młyna Sekuła, Bem zmienił pozycje
baterii. Zamiast cofnąć działa w tył, ruszył z nimi do przodu.
Manewr, podobnie jak poprzednie, polscy artylerzyści wyko-
nali bez przerywania ognia „w szalonym tempie". Bateria
znalazła się prawie pod samą wsią, skąd działa oddały po dwa
strzały kartaczowe. Wymiotły one przedpole wsi z jegrów
i zmusiły do odwrotu 4 działa lekkopiesze.
Około godz. 17 gen. Kicki z 2 baonami 8. ppl zbliżył się
do Igań. Ogień rosyjskich dział w tym miejscu nie był już zbyt
dokuczliwy, gdyż nie mogły one razić własnych żołnierzy
broniących wsi. Osmacy ściągnąwszy do kolumn tyralierów,
śpiewając „Jeszcze Polska nie umarła", zaatakowali z bagnetem
w ręku zabudowania wioski. Po krótkim i zaciekłym boju,
wschodnia część Igań znalazła się w rękach polskich. W walce
ciężką ranę odniósł dowódca I baonu, ppłk Karol Karski,
który wdarł się do wsi na czele swoich żołnierzy. Krzyknął
„My pierwsi!" i padł, trafiony kulą. Kanonierzy rosyjskich
dział, ostrzelani przez polskich piechurów, zostawili 3 działa
ugrzęzłe w błocie i uciekli ku szosie. Polacy, nie dysponując
171

zaprzęgami, nie mogli odprowadzić zdobyczy na tyły. Poprze-


stali jedynie na zagwożdżeniu dział.
Gen. Sievers, obawiając się, że polskie oddziały odetną mu
drogę ku szosie, rzucił do ataku szwadrony jelizawetgradzkiego
phuz. Usiłowały one wyjść na tyły oddziałów Kickiego,
korzystając z tego, że oddaliły się one od czworoboków 1. ppl
na dystans strzału działowego. Huzarzy, pomimo kilku pona-
wianych szarż, nie zdołali zagrozić tyłom polskiej piechoty
w Iganiach i działom Bema. Udaremniły im to ziejące ogniem
karabinowym czworoboki 1. ppl, a przede wszystkim szarże
szwadronów 2. puł., których nie zdołały powstrzymać kule
z 2 dział rosyjskiej artylerii konnej. Wyrywały one całe rzędy
ułanów, gdyż strzelały w ich lewą flankę. Oficer rosyjskiego
pawłogradzkiego phuz., Baturlin, z podziwem patrzył, jak
polscy kawalerzyści szybko zamykali wyrwy i kontynuowali
atak, zachowując zwarty szyk. Prowadził ich do boju sam gen.
Kicki, osłaniany przez swoich podkomendnych rąbiących
każdego przeciwnika, który chciał zbliżyć się do ich ukocha-
nego generała. Kicki przyznał w liście do żony, że „tak latali
otaczając mnie, żem się zniecierpliwił".
Dzięki osłonie kawalerii, bateria Bema zbliżyła się do wsi
i z nowych pozycji skutecznie raziła szosę.
Około godz. 17 polskie oddziały przyjęły szyk schodami
w prawo, tworząc linię ukośną od wzgórza 78,7 do wschodnich
zabudowań Igań. W tym momencie osamotniona grupa Prą-
dzyńskiego znalazła się w tragicznym położeniu, gdyż Rosen
postanowił odzyskać pełną kontrolę nad Iganiami. Do kontr-
ataku zdecydował się wykorzystać siły rozmieszczone na
prawym brzegu Muchawki, gdyż na pole bitwy nie przybyły
jeszcze oddziały gen. Fasiego znad Kostrzynia. Do boju
ruszyły 3 baony (2,4 tys. bag.) „lwów warneńskich", tj. 13.
i 14. pjeg., które zapracowały na swoją sławę w bitwie pod
Warną w 1829 roku, podczas wojny rosyjsko-tureckiej 18.
18
Kiedy jegrzy przybyli do Siedlec, naigrawali się z żołnierzy Rosena, że tak wiele
razy dostali od Polaków cięgi.
172

Dowodzący brygadą jegrów gen. Dobrowolski otrzymał rozkaz


odzyskania skrajnych zabudowań Igań, skąd Polacy mogli
wyprowadzić atak na zapełnioną taborami szosę brzeską. Jegrzy
uformowali długą kolumnę i ruszyli przez most na lewy brzeg
rzeki. Groblę i dystans dzielący ich od wsi przebyli „podwójnym
krokiem". Gen. Dobrowolski nie rozwinął jegrów w kolumny
baonowe, natarcie prowadzili w kolumnie marszowej. Od lewej
flanki wspierał ich polski puł. Pomocny okazał się także baon
broniący się nadal w zachodniej części zabudowań. Żołnierze 8.
ppl, atakowani z trzech stron, nie zdołali więc obronić swoich
pozycji. Walka między płonącymi zabudowaniami Igań była
krótka. Piechota płk. Węgierskiego ustąpiła w nieładzie, pozosta-
wiając w rękach rosyjskich 3 zdobyte wcześniej działa. Pokrze-
piony zwycięstwem, gen. Dobrowolski przyłączył do kolumny
baon 14. pjeg. i dysponując około 3 tys. żołnierzy, ruszył za
cofającymi się baonami 8. ppl. Polscy żołnierze nie byli w stanie
sformować szyku. Dodatkowo znaleźli się ponownie pod
ostrzałem rosyjskiej artylerii z prawego brzegu Muchawki. Tylko
jeden bezimienny śmiałek zatrzymał się przed jegrami i oddał do
nich dwa strzały.
Rosen widząc, że Dobrowolski odbił łganie, a następnie
z powodzeniem kontynuuje natarcie, postanowił ostatecznie
rozprawić się z oddziałem Prądzyńskiego. W tym celu około
godz. 18 podprowadził pod most brygadę grenadierów z 3.
DGr. z zamiarem przerzucenia jej na lewy brzeg. Gdyby
włączyła się do walki, przeważyłaby zapewne los bitwy na
stronę Rosjan, gdyż mniej więcej w tym samym czasie na
polanę pod Iganiami dotarła piechota gen. Fasiego znad
Kostrzynia. Na szczęście dla Prądzyńskiego tak się nie stało.
Kawaleria rosyjska pospiesznie cofająca się na prawy brzeg,
zatarasowała grenadierom drogę. Sievers z chwilą pojawienia
się na polu bitwy czołowych pułków Fasiego uznał, że
zgodnie z wcześniejszymi rozkazami Rosena, jego udział
w bitwie się skończył. Swoim postępkiem wywołał poważne
zamieszanie, które bezwzględnie wykorzystał Prądzyński.
173

Z chwilą jednak, gdy kolumna jegrów zagłębiała się w szyki


polskie, a na drugim brzegu rzeki do natarcia szykowała się
kolejna kolumna rosyjskiej piechoty, położenie Prądzyńskiego
nie było najlepsze. Sytuacja zaczęła zmieniać się jak w kalej-
doskopie: raz pojawiała się nadzieja na zwycięstwo, w chwilę
potem jej miejsce zajmowała perspektywa porażki.
Bem osłabił nieco zagrożenie, zwalniając tempo pościgu
jegrów. W momencie, gdy żołnierze 8. ppl zrównali się
z szykiem polskich dział, ostrzelały one rosyjską kolumnę
kartaczami. Jako pierwszy uczynił to pluton Jabłonowskiego.
Posłużył on Bemowi za oś obrotu pozostałych plutonów.
Zmiana frontu zajęła baterii około 10 minut i odbyła się we
wzorowym porządku, „jakby na paradzie jakiej", pod gradem
kul ognia rotowego jegrów, którym gen. Dobrowolski usiłował
odpędzić przeciwnika. Na nic to się nie zdało. Polskie działa
otworzyły ogień kartaczowy. Już po kilku strzałach łąka
pokryła się zabitymi i rannymi jegrami. Jak przyznał Jabło-
nowski, to nie była już bitwa: „lecz rzeź formalna. Padali na
ziemię Rosjanie, jak jabłka z jabłoni". Oficerowie rosyjscy
usiłowali poprowadzić jegrów do ataku na działa. Wypadli
przed front kolumny i „zachęcali żołnierzy komenderując:
wpieriod, rebiata! Popadali oni od kartaczy i tylko jeden
pozostał" 19. „Lwy warneńskie" z pewnością znalazłyby swój

19
Według Jabłonowskiego, "jeden oficer rosyjski szedł ciągle naprzód. Gdy
zorientował się, że żaden żołnierz za nim nie poszedł, zatrzymał się przed
frontem polskiej baterii i.., język nam pokazuje, a potem odwraca się i,
uczyniwszy gest nieprzyzwoity, oddala się spokojnie. Każę za nim dać ognia
z armaty, obsypują go kartacze i płaszcz, który miał na sobie, na kawałki
rozszarpują. On kłania nam się jeszcze i wolnym krokiem odchodzi". Stanowi
to doskonały przykład skuteczności kartaczy i kurtuazji na polu bitwy. Z kolei
oficer huzarów Baturlin opisał epizod z walki 8. ppl w Iganiach. Otóż jeden
z oficerów rosyjskich komenderujący działami, widząc zbliżających się
żołnierzy polskich, gotowych wykłuć bagnetem wszystko „co się rusza i na
drzewo nie ucieka", dosiadł działa jak konia, naciągnął na bakier czapkę, ujął
się pod boki, wyciągnął język, zrobił szkaradną minę, a następnie powitał
Polaków słowami: „A za co, Panowie?". Osmacy parsknęli śmiechem
i oszczędzili błazna.
174

grób na igańskich łąkach, gdyby nie brak amunicji. Bateria


prowadziła ogień, aż do prawie całkowitego wyczerpania
pocisków. Bezbronna, pospiesznie się wycofała. Jegrzy, solid-
nie poturbowani, ponownie zmienili front i ruszyli za 8. ppl.
Informacja Bema o wyczerpywaniu się amunicji pogorszyła
położenie Prądzyńskiego. Nie wiedział, co czynić. Kicki
ponownie zaproponował oderwanie się od nieprzyjaciela
i odwrót. Prądzyński jeszcze raz tę radę odrzucił. Powiedział,
że trzeba iść naprzód, gdyż na tyłach grupy jest cała armia
Dybicza, a przed nią tylko Rosen. Był przekonany, że odwrót
doprowadziłby do rozsypki grupy naciskanej od frontu, lewej
flanki i tyłów. Poza tym naraziłby na niebezpieczeństwo
grupę Skrzyneckiego, zbliżającą się do Igań.
Okazało się, że tyłom grupy nie zagraża tylko Dybicz.
Dowódca baonu 8. ppl, tkwiącego pod młynem Sekuła, doniósł,
że do przeprawy zbliżyła się kolumna rosyjskiej piechoty
z artylerią. Zwracał się z pytaniem, czy nie mógłby opuścić
swojej pozycji. Wszystko wskazywało więc na to, że Rosen,
rozsierdzony utratą kontroli nad częścią Igań, zdecydował się
zniszczyć grupę Prądzyńskiego jednym atakiem od czoła
jegrów Dobrowolskiego, mogących lada moment uzyskać
wsparcie części piechoty z oddziału gen. Fasiego, rozwijającej
sięjuż naprzeciw 5. i 1. ppl, oraz grenadierów zza Muchawki,
i wreszcie od tyłu, od strony młyna Sekuła, gdzie przymierzała
się do przeprawy silna kolumna piechoty z artylerią.
W tak ciężkiej sytuacji Prądzyński zachował zimną krew.
Stanisław Barzykowski, świadek bitwy, tak przedstawił meta-
morfozę zachowania dowódcy grupy: „Dotychczas dość miękki,
wszystko prowadził jakby z przymusu, lecz niebezpieczeństwo
stało się dlań iskrą elektryczną. Nabrał życia, energii, zajrzał
w oczy niebezpieczeństwu i z niem zmierzyć się postanowił".
Zdecydował atakiem przeciwstawić się atakowi. Zdawał
sobie sprawę, że kluczowym punktem bitwy był most, którym
mogła przejść na lewy brzeg brygada grenadierów. Postanowił
więc nacierać ku niemu, wykorzystując błąd gen. Dobrowol-
175

skiego. Jegrzy cały czas nacierali w długiej i wąskiej kolumnie


marszowej. Prądzyński nakazał Kickiemu, aby baony 8. ppl
cofały się nadal pod ich naporem. Chciał odciągnąć przeciw-
nika jak najdalej od szosy i mostu, a jednocześnie otworzyć
sobie do nich drogę przez łganie. To zagłębianie się jegrów
w równinę wyłączyć miało z boju największy atut Rosena
— baterie pozycyjne z prawego brzegu Muchawki. Musiały
one wstrzymać ogień, aby nie razić kolumn Dobrowolskiego,
już i tak dostatecznie zmaltretowanych przez kartacze baterii
Bema. Dowódcy 8. ppl pod młynem Sekuła Prądzyński
nakazał bronić przeprawy przez Muchawkę do ostatniego
żołnierza, a gen. Bogusławskiego wezwał do pospiesznego
marszu z baonami 4. ppl pod łganie. Sam udał się na lewe
skrzydło, gdzie na równinie stało 6 czworoboków 1. i 5. ppl
(ok. 4,4-4,5 tys. bag.) i przejął nad nimi dowództwo. Ufor-
mował je w kolumny baonowe i po wyrównaniu linii po-
prowadził „przy odgłosie bębnów i muzyk pułkowych prosto
na prawe skrzydło rosyjskie, wyżynę wiatrakową zajmujące".
Trafił wyśmienicie. Rosjanie właśnie przegrupowywali swoje
siły. Kawaleria Sieversa cofała się na szosę, a jej miejsce na
wzgórzach, na prawo od Igań, zajmowały rozwijające swoje
szyki pułki wołyński [97] i miński [98] (ok. tys. bag.),
dowodzone przez gen. Fasiego. Tyralierzy polscy przepędzili
za stary trakt siedlecki tyralierów rosyjskich i wywołali
zamieszanie wśród cofającej się kawalerii Sieversa. Prądzyński
zatrzymał baony i nakazał płk. Ramorino z 1. ppl opanować
dwór w Iganiach i związać „wstępnym bojem" [tj. tyralierką
— T. S.] piechotę rosyjską na lewym skrzydle. A było jej
coraz więcej. Na polanę wychodziły kolejne pułki gen. Fasiego
— Żytomierski [100] i podolski [99] (ok. 1,5 tys. bag.).
Zatrzymały się one na skraju lasu, 200-300 m od Igań
i dworu. Po przepuszczeniu kawalerii, wraz z nią pospieszyły
do mostu. Fasi, mając zabezpieczone tyły, poprowadził do
kontrataku swoje dwa czołowe pułki. Prawdopodobnie na
krótko zastopowały one postępy Ramoriny. Wkrótce jednak
176

1. ppl przystąpił do kontrataku. Rozbił szyki pułków mińskiego


i wołyńskiego, zdobywając chorągiew tego ostatniego. Sam
gen. Fasi stracił konia i o mało nie wpadł w ręce polskich
piechurów. Około 300 żołnierzy rosyjskich oddaliło się ku
mostom, 460 z pułku mińskiego ruszyło lasem ku szosie
brzeskiej, z zamiarem dostania się do przepraw po północnej
stronie szosy, a reszta, wspomagana przez żołnierzy z innych
pułków, rozpaczliwie broniła się w zabudowaniach dworu.
Nie uchybiając chwale żołnierzy 1. ppl, trzeba przyznać, że
to nie oni jednak wpłynęli na los bitwy. Decydująca rola
przypadła ich kolegom z brygady, służącym w 5. ppl, który już
po raz kolejny odznaczył się w ofensywie na szosie brzeskiej.
W tym czasie, gdy Ramorino zaczynał dopiero bój z gen.
Fasim, Prądzyński, na czele 3 baonów 5. ppl podążał przez
łganie ku grobli na szosie brzeskiej. Wskazał żołnierzom
kolumny jegrów Dobrowolskiego i krzyknął: „Dalej, wiara, za
mną żywo, a zwłaszcza ani razu nie strzelić, ja wam zaręczam,
że te wszystkie k... [kpy — T. S.] są wasze". Żołnierze
przyspieszyli tempo i zaczęli biec. Przechodząc przez wieś,
utworzyli ponad 2-tysięczną masę najeżoną bagnetami. Pod jej
naporem wywracały się płoty we wsi. Napotkani na drodze
tyralierzy rosyjscy zostali wykłuci w biegu. Od wsi piechurzy
polscy pędzili starym traktem siedleckim i to tak szybko, że
Prądzyński musiał jechać porządnym kłusem. Żołnierze, tak jak
chciał dowódca, gnali ku grobli bez jednego strzału. Prądzyński,
„czując brak chorągwi w tak stanowczej chwili", jako punktu
zboru w walce, ażeby ją czymś zastąpić, uniósł na końcu pałasza
swoją czapkę.
Gen. Dobrowolski, widząc pędzącą ku grobli polską pie-
chotę, zatrzymał swoje baony i zwrócił ich front na północny
zachód. Jegrzy zaczęli strzelać salwami, aby zatrzymać
przeciwnika. Gdy to nie poskutkowało, Dobrowolski zawrócił
baony i „czwałem" popędził je ku grobli. Rozpoczął się
wyścig między obydwu kolumnami. Nie padł ani jeden strzał.
Grobla i most już były oczyszczone z kawalerii Sieversa
177

i żołnierzy Fasiego. Tym samym grenadierzy mieli otwartą


drogę na lewy brzeg Muchawki. Widząc jednak, co się dzieje,
Rosen nie odważył się wepchnąć ich na ciaśninę grobli
i mostu. Wszyscy patrzyli na gnające ku szosie masy polskiej
piechoty i „lwów warneńskich", i czekali na wynik. Wygrali
jegrzy. Wpadli na groblę jako pierwsi, ale ich rozciągnięta
kolumna nie zdołała w całości dostać się na most, gdy wprost
w jej środek uderzyli rozpędzeni polscy piechurzy. Rozgorzała
mordercza walka na bagnety i kolby. Dowódca 13. pjeg., płk
Bezsonow padł, zakłuty bagnetami. Gen. Dobrowolski i do-
wódca 14. pjeg., płk Szyrkow, odnieśli rany. Tylna część
kolumny jegrów, nie widząc szans na przebicie się do swoich,
złożyła broń. Żołnierze polscy w pościgu za czołem kolumny
dotarli na drugi kraniec mostu. Zawrócił ich dopiero rozkaz
Prądzyńskiego, a zapewne także salwy grenadierów i pociski
artylerii z prawego brzegu. 5. ppl cofnął się na lewy brzeg
Muchawki, ale wystawił na moście pikiety.
W trakcie „szarży" 5. ppl ku grobli, na lewym skrzydle
3 baony 1. ppl opanowały dwór igański. Ramorino nie kontynuo-
wał zapewne natarcia i wysłał ku szosie jedynie tyralierów.
Ścierali się oni z wyłaniającymi się z lasu baonami 47. i 48. pjeg.
oraz litewskim puł., tworzącymi środek oddziału Fasiego. Grobla
i most były już opanowane przez 5. ppl, tak więc szukały one
ratunku w ucieczce w lasy po północnej stronie szosy, gdzie
uległy rozproszeniu. Żołnierze pojedynczo lub grupami przepra-
wiali się przez Muchawkę mostem pod Chodowem lub przez
liczne brody. Większość z nich zdołała w ciągu kilku dni
dołączyć do swoich wojsk, ale około 200 dostało się do polskiej
niewoli lub utonęło w bagnach Liwca i Muchawki. Ucieczka
tych oddziałów byłaby niemożliwa, gdyby grupa Skrzyneckiego
działała zgodnie z wytycznymi Prądzyńskiego i dotarła pod
Iganie przynajmniej przed zmrokiem. Tak się nie stało z winy
Skrzyneckiego i podległych mu generałów.
Skrzynecki zjawił się pod Boimiem około godz. 7-8 rano
10 kwietnia. Oddziały grupy Łubieńskiego były ukryte za
178

niewielkim wzgórzem, blisko Kostrzynia. W pobliżu rzeki


wzniesiono szaniec na kilka dział oraz zgromadzono duży
zapas tarcicy i belek do odbudowy mostów. Prawdopodobnie
w tym czasie Skrzynecki nie wysłał do brodów części jazdy
Łubieńskiego, liczącej około 3 tys. szabel i 8 dział 2. blak. Nie
chciał zapewne wystraszyć rozlokowanej po drugiej stronie
Kostrzynia straży przedniej VI KP (5,6 tys. piechoty i 817
szabel). Z racji zadań gen. Fasi rozbił ją na szereg mniejszych
komend strzegących brodów i przepraw. Pod Jagodnem, na
szosie brzeskiej, miał tylko 3 tys. żołnierzy. Naprzeciwko
polskich pozycji ulokował baterię artylerii i trochę piechoty,
a resztę piechoty rozłożył w obozie przy wsi. Polacy widzieli
obóz ze swoich pozycji.
Rzeka Kostrzyn, rozdzielająca przeciwników, była szeroko
rozlana i płynęła z południa na północ wśród podmokłych łąk
trzema korytami. Szosa biegła groblą i przez trzy mosty, które
10 kwietnia były zniszczone. Polscy oficerowie inżynierii
dość dobrze rozpoznali przeprawę, ponieważ przez kilka dni
podchodzili do zniszczonych mostów i dokonywali pomiarów.
Rosjanie próbowali im w tym przeszkodzić ostrzeliwując
z dział. Prawie codziennie dochodziło do drobnych utarczek
między tyralierami obu stron.
10 kwietnia około godz. 10 rano dotarły nad Kostrzyn
odgłosy strzałów artyleryjskich spod Domanic. Skrzynecki
dopiero wtedy wysłał do brodu pod Suchą oddział kawalerii
pod dowództwem gen. Zygmunta Stryjeńskiego, ale, co gorsza,
nie udzielił mu osobiście instrukcji do działania. Uczynił to
przez p.o. szefa sztabu II KK, kpt. Leona Rzewuskiego, który
źle wytłumaczył Stryjeńskiemu powierzone mu zadanie.
Generał ten w swoim raporcie z 19 kwietnia napisał: „nie
miałem innego rozkazu, jak przejść bród Kostrzyn, że o poru-
szeniu korpusu jak działać będzie, ani o swoim przeznaczeniu
żadnej nie miałem wiadomości, że nikt nie rozkazał, nie
powiedział lub nadmienił, po co i na co kolumna wysłaną
zostaje, w j akim kierunku, w jakim sposobie i przeciw jakim
179
siłom ma działać". Łubieński chciał przejąć dowództwo nad
oddziałem Stryjeńskiego, ale sprzeciwił się temu Skrzynecki,
nakazując zostać przy oddziale głównym. Odbiło się to
negatywnie na przebiegu operacji, bowiem Stryjeński, po
dokonaniu przeprawy ruszył, co prawda, ku szosie brzeskiej,
ale zatrzymał się pod Chojecznem, gdy natknął się na rosyjski
oddział cofający się z posterunku w Kopciach. Zażądał nawet
rozkazów od Łubieńskiego, co ma dalej czynić. Pozostał na
swoich pozycjach kilka godzin, nie reagując nawet na odgłosy
batalii pod Iganiami. Dopiero, gdy przybył do niego adiutant
Łubieńskiego z rozkazami, poprowadził swoje pułki kłusem
ku szosie, nie wysyłając jednak żadnych oddziałów ku
przeprawom na Liwcu i Muchawce. Ostatecznie dopiero
o zmroku dotarł pod łganie. W operacji nie odegrał żadnej
roli. Winę za to ponosił w dużym stopniu Skrzynecki. Ale
także Stryjeński uchybił swoim żołnierskim obowiązkom,
gdyż sam huk dział powinien być dla niego sygnałem do
udzielenia pomocy walczącym oddziałom. Grupa pozostająca
pod osobistym dowództwem Skrzyneckiego także nie działała
zbyt energicznie.
Wraz z pierwszymi strzałami artyleryjskimi spod Domanic
w obozie rosyjskim przy Jagodnem zaczął się znaczny ruch.
Gen. Fasi rozpoczął przygotowanie do odwrotu, w myśl
rozkazu nadesłanego przez Rosena. Skrzynecki, widząc po-
czynania Rosjan, rozkazał stawiać mosty, a w celu osłony
pracy saperów, polecił artylerii otworzyć ogień do obozu
przeciwnika. Rosyjska bateria znad brzegu rzeki usiłowała
spędzić polskich saperów. Ci jednak, nie zważając na pociski,
zaczęli podwozić pod zniszczone mosty tarcicę i belki. Budową
kierował kpt. Mikołaj Rzętkowski. Piechota nie czekała na
zakończenie prac. Żołnierze z pułku grenadierów i 3. ppl,
dowodzeni przez płk. Antoniego Wronieckiego, zaczęli szukać
brodów, staczając jednocześnie pojedynek z tyralierami rosyjski-
mi, którzy za wszelką cenę starali się im w tym przeszkodzić.
Wkrótce piechurzy polscy zaczęli przeprawiać się po deskach
180

przez bagna i brody. Rychło też spędzili tyralierów przeciwnika


z prawego brzegu. Rosyjska artyleria, obawiając się oskrzydle-
nia, przerwała ogień i odstąpiła od rzeki. W miarę, jak coraz
więcej piechoty polskiej docierało na brzeg, Rosjanie zaczęli
opuszczać obóz uwożąc ze sobą amunicję, a pozostawiając furaż
i żywność. Na koniec podpalili zabudowania wsi i rozpoczęli
w kolumnach odwrót ku Siedlcom. Była godz. 11 rano. Saperzy
przyspieszyli prace przy moście. Jak pisał Gawroński, „kobylice
gotowe niesiono i wieziono, na nie składano deszczki, ale że trzy
przedziały takie na chausse [szosie — T. S.] znajdowały się,
długo to wszystko trwać musiało". Budowa mostu trwała od 2 do
4 godzin. W tym czasie cała piechota polska przeprawiła się
przez Kostrzyn brodami oraz prowizorycznymi kładkami i dotar-
ła do opuszczonego obozu rosyjskiego. Skrzynecki rozkazał
zatrzymać się i czekać na przeprawę artylerii i kawalerii. Nie
spieszył się, gdyż odebrał już wiadomość od Prądzyńskiego,
zapowiadającą opóźnione przybycie pod łganie grupy obchodzą-
cej. Sądził więc, że osłabienie nacisku na tyły kolumny Fasiego
skłoni rosyjskiego dowódcę do spowolnienia odwrotu. Prądzyń-
ski i Stryjeński zyskaliby więcej czasu na zarzucenie sieci
pod Iganiami. Tak więc dopiero około godz. 15, gdy
do piechoty dołączyły 4 działa pozycyjne, piechota Łu-
bieńskiego rozpoczęła pościg.
Oddziały Fasiego cofały się w kilku grupach, różnymi
drogami. Główne siły, liczące około 3 tys. żołnierzy, szły
traktem brzeskim. Boczne oddziały rosyjskie, nie napastowane
przez Stryjeńskiego, zdołały opuścić posterunki nad Kostrzy-
niem i dołączyły do oddziału głównego. Jego straż tylną
utworzyły prawdopodobnie bitne 49. pjeg. i 50. pjeg., liczące
około 1,2 tys. żołnierzy. Grenadierzy, postępujący na czele
grupy Skrzyneckiego, dopadli jegrów po półtoragodzinnym
szybkim marszu, około godz. 16.30. Spod Igań docierał już do
nich huk dział. Oddziały rosyjskie nie stawiały większego
oporu, gdyż jak najszybciej starały się dotrzeć do mostu na
Muchawce. Jedynie pozostawieni w tyle tyralierzy, wykorzysta-
181

jąc lasy, zarośla i murowane zabudowania, ostrzeliwali grena-


dierów, starając się opóźnić pościg. Polscy tyralierzy stoczyli
kilka drobnych potyczek, które tylko na krótko powstrzymy-
wały marsz kolumny na wschód.
Około godz. 18 Polacy dotarli do niewielkiego lasu w po-
bliżu Igań, gdzie rosyjska ariergarda, wspierana przez artylerię,
zatrzymała ich marsz. Czołowe oddziały kolumny czekały na
rozkazy Skrzyneckiego i rezultat działań Stryjeńskiego. Nie
doczekały się ani jednego, ani drugiego. Dopiero około godz.
19, gdy jegrzy 49. i 50. pułku cofnęli się w lasy na północną
stronę szos) w następstwie ataku Prądzyńskiego na łganie,
grupa Skrzyneckiego wkroczyła do wsi. Baon 3. ppl mjr.
Bonawentury Jastrzębskiego wziął do niewoli cały miński
pułk piechoty, razem 460 żołnierzy, który po walce z 1. ppl
usiłował przedostać się na północną stronę szosy.
Jako pierwszy z kolumny Łubieńskiego dotarł do Igań płk
Szydłowski z grupką krakusów z 1. pułku krakowskiego.
Trafił na wspaniały moment w życiu Prądzyńskiego. Żołnierze
5. ppl „chcąc uczcić swojego wodza po swojemu, robili mu
trofiej szczególnego rodzaju: zarzucili jego konia szarfami
z ubitych oficerów nieprzyjacielskich, których tyle było, że się
koń pod niemi uginał". Za Szydłowskim nadciągnęli grenadie-
rzy, artyleria pozycyjna, kawaleria gen. Stryjeńskiego i, na
końcu, Skrzynecki ze sztabem i ks. Czartoryskim. Artyleria
rosyjska z drugiego brzegu rzeki raziła wieś i szosę. Jedna
z kul zabiła kpt. Hipolita Stokowskiego z pułku grenadierów,
którego grób znajduje się dzisiaj w Iganiach Nowych. Ostrzał
wstrzymano dopiero po zapadnięciu zmroku. Po godz.
23 na polu bitwy zjawiła się utrudzona piechota gen.
Bogusławskiego 20.
Prądzyński nie zadowolił się odniesionym zwycięstwem.
Dybicz poważniej odczułby utratę Siedlec, niż kilku tysięcy
20
Pierwszy przewodnik wyprowadził Bogusławskiego wprost na posterunki
rosyjskie nad Muchawką. Dopiero drugi przewodnik, prowadzony pod strażą,
doprowadził oddział do Igań.
182

żołnierzy. Dlatego też jeszcze wieczorem 10 kwietnia domagał


się od Skrzyneckiego, aby podjął działania zmierzające do
opanowania miasta, tym bardziej że most znajdował się
w rękach polskich. Prądzyński planował powtórzenie scenariusza
z Dębego Wielkiego. Kawaleria miała mostem rzucić się na
prawy brzeg, aby zaatakować Rosena równocześnie z piechotą,
która przeprawiłaby się przy młynie Sekuła. Skrzynecki po-
wstrzymał jednak zapędy kwatermistrza. Nie zdecydował się
na kontynuowanie bitwy i podjęcie decyzji odłożył do następ-
nego dnia.
Noc oddziały polskie spędziły w lesie i w Iganiach. Wzdłuż
Muchawki rozwinięto łańcuch tyralierów, a na moście umiesz-
czono wzmocnione posterunki. Prowizoryczny szpital połowy
założono w karczmie Wesoła. Znoszono tam rannych obydwu
stron. Skrzynecki i ks. Czartoryski nocowali w budzie z choiny.
W pobliżu karczmy, w dwóch chałupach wiejskich odkryto
kilkanaście trupów kobiet, starców i małych dzieci, zamor-
dowanych okrutnie przez cofającego się przeciwnika. Jak
wspomina żołnierz 3. ppl, „widzieliśmy przeciw nam wyciąg-
niętą linię kolumn piechoty nieprzyjacielskiej i odprzodkowane
działa. Lecz wszystko było w spokoju".
10 kwietnia boje toczyły się nie tylko w pobliżu szosy
brzeskiej. Na północ od niej, pod Liwem, oddział Andry-
chiewicza kontynuował walkę o mosty na Liwcu, a na południe
od szosy grupa Chrzanowskiego osłaniała operację siedlecką,
mając przed sobą całą armię Dybicza.
Oddział Andrychiewicza 21 w następstwie walk 9 kwietnia
zdołał utrzymać mosty na Liwcu kosztem zużycia całej
amunicji artyleryjskiej. Do południa 10 kwietnia liczebność
oddziałów rosyjskich zaangażowanych w bój wzrosła do 3,5
tys. żołnierzy, wspartych 6 działami. Przewaga w artylerii
przechyliła szalę zwycięstwa na stronę rosyjską. Polska
piechota zmuszona została do opuszczenia szańca przedmos-
21
3 tys. żołnierzy i 2 działa.
183

towego na prawym brzegu Liwca. Cofnęła się na wyspę


rzeczną, zrzucając uprzednio podkłady od strony prawego
brzegu. W dalszym toku walki rosyjska piechota i artyleria
kontynuowały ostrzał oddziałów Andrychiewicza rozlokowa-
nych na wyspie i grobli prowadzącej do mostu. Gen. Nasaken,
dowodzący w zastępstwie gen. Pinabela działaniami pod
Liwem, usiłował przejąć całkowitą kontrolę nad przeprawą.
Był już na dobrej drodze, aby to osiągnąć, gdy do walki
włączyły się pierwsze oddziały z korpusu Umińskiego. Około
godz. 16 nad brzeg Liwca dotarła 3. blak i baony 1. psp. Celne
pociski polskiej artylerii konnej zniszczyły 2 działa rosyjskie
i odpędziły tyralierów znad brzegu. Nasaken widząc, że
Andrychiewicz uzyskał znaczne posiłki, zdecydował się na
odwrót. Skłoniły go do tego również informacje o zajęciu
przez Polaków Mokobod 22 i wieści o marszu głównej armii
polskiej ku Siedlcom. Nasaken cofnął oddział najpierw do
Węgrowa, a wieczorem do Sokołowa.
Jeszcze wieczorem Umiński naprawił mosty na Liwcu
i przeprawił na prawy brzeg kawalerię. Wyłapała ona niedobit-
ków z rosyjskiego oddziału i zajęła Węgrów, z magazynami
oraz lazaretem wypełnionym kilkuset chorymi i rannymi
żołnierzami rosyjskimi oraz polskimi. Zajmując Węgrów,
Umiński zyskał dogodną bazę wypadową do działań ku
przeprawom na Bugu w Nurze i Grannem. Walki pod Liwem
kosztowały oddział Andrychiewicza, według oficjalnych da-
nych, 100 zabitych i rannych. Były jednak one znacznie
zaniżone i mogły sięgnąć nawet 300 polskich żołnierzy. Straty
rosyjskie z pewnością nie były mniejsze.
Chrzanowski wypełnił postawione przed nim zadanie i nie
dopuścił do wyjścia Rosjan na tyły oddziałów Prądzyńskiego.
Noc z 9 na 10 kwietnia jego grupa spędziła w Łukowcu.
Przed świtem, w celu zamaskowania marszu Prądzyńskiego
do Żebraka, Chrzanowski wysłał do Wodyń oddział pod
22
Miejscowość na drodze do Siedlec.
184

dowództwem płk. Dembińskiego. Miał on wyruszyć z Wodyń


do Seroczyna, pozorując działania grupy Prądzyńskiego 23.
Bezpośrednio z Łukowca do Seroczyna ruszyły 2 szwadrony
3. puł. i baon 5. psp, pod dowództwem mjr. Feliksa Klesz-
czyńskiego. Dotarły one do tego miasteczka przed Dembiń-
skim. Mieszkańcy poinformowali Kleszczyńskiego, że kawa-
leria rosyjska właśnie opuściła miasto i udała się do Róży.
Prawdopodobnie było to kilka szwadronów huzarów z od-
działu Gorczakowa, które po północy zajęły miejsce pułków
Sieversa. Kleszczyński ruszył w pogoń za huzarami z 2 szwa-
dronami ułanów, pozostawiając w tyle piechotę. Wkrótce
natknął się na rosyjską kawalerię. Doszło do małej potyczki,
w której kilku polskich ułanów odniosło rany. Gdy do miejsca
starcia dotarli strzelcy z 5. pułku, rosyjscy huzarzy cofnęli się.
Kleszczyński wrócił do Seroczyna, dokąd wkrótce przybył
Chrzanowski z resztą grupy 24.
Prawdopodobnie w Seroczynie Chrzanowskiemu doniesiono
o obecności w Stoczku, w nocy z 9 na 10 kwietnia, znacznego
oddziału rosyjskiej kawalerii. Grupa udała się do miasta, ale
nie zastała już Rosjan. Oddział gen. Gorczakowa, bo o nim to
informowano Chrzanowskiego, podążał już w tym czasie na
Dąbie, zgodnie z nową marszrutą wyznaczoną mu przez
Dybicza. W ręce polskie dostało się jedynie dwóch rosyjskich
oficerów kwatermistrzostwa z I KP. Z ich zeznań Chrzanowski
dowiedział się, że główna armia rosyjska maszerowała spod
Ryk na Siedlce, ale na wieść o pojawieniu się polskich
oddziałów w Seroczynie i Wodyniach, Dybicz skierował ją na
Łuków, obawiając się, że Skrzynecki zmierza przeciwko
niemu. Chrzanowski pospieszył więc do Róży, na miejsce
swojego przeznaczenia, w myśl założeń planu Prądzyńskiego.
W oparciu o silną pozycję, zdecydowany był zatrzymać przez
jakiś czas armię rosyjską, gdyby skierowała się ona przeciwko
23
Po jego wyjściu w Wodyniach został oddział Milberga, jako osłona dla
Chrzanowskiego.
24
Razem zebrały się 4 baony, 11 szwadronów i 8 dział.
185

grupie Prądzyńskiego. W Róży, gdzie grupa znalazła się około


godz. 18, wzięto trochę jeńców. Chrzanowski zorientował się,
że Dybicz nie zamierza zaatakować głównej armii polskiej.
Prawdopodobnie nie przypuszczał także, że armia rosyjska
cofa się na Siedlce. Wieczorem 10 kwietnia, płk Dembiński
wystąpił nawet z propozycją zaatakowania Łukowa. Chrzanow-
ski nie zgodził się z obawy, że wpadnie między kolumny
głównej armii rosyjskiej. W Róży pozostał do nocy i z 10 na
11 kwietnia cofnął się do Wodyń, ze zdobyczą w postaci
około 100 jeńców, 6 jaszczy z amunicją, kilku furgonów
i wielu wozów z bagażami.
Główna armia rosyjska przez cały 10 kwietnia maszerowała
do Łukowa. Dla feldmarszałka były to decydujące chwile,
ponieważ cały czas słyszał huk dział spod Igań. Oprócz niego
tylko nieliczni sztabowcy zdawali sobie sprawę z tego, że
ważą się w tym momencie losy kampanii 1831 roku. Utrata
Siedlec równoznaczna była dla Rosjan z utratą Królestwa,
a więc z porażką w walce ze słabszym przeciwnikiem.
Dlatego też, jak pisał Smitt, „każdy strzał wskroś go [Dybicza
— T. S.] przenikał, cała jego sława, honor wodza stał na szali,
ale oprócz tego jeszcze powodzenie powierzonej mu armii.
Widziano go chodzącego w najwyższym poruszeniu po pokoju,
odbierającego raporta, wydającego rozkazy, to adiutantów
przywoływał, to ich znowu odprawiał raz po raz, z Tollem się
naradzał, zgoła każdy jego czyn zdradzał głębokie poruszenie
jego duszy". Pragnął jak najszybciej znaleźć się w pobliżu
Siedlec, ale 10 kwietnia nie mógł już nic zrobić, aby tego
dopiąć, gdyż żołnierze byli wyczerpani ciężkimi przemarszami.
Wysłał do Siedlec adiutanta, ks. Dołgorukowa, aby zawiadomił
Rosena, że już zbliża się do miasta i rozgłosił to wśród wojsk.
Z kolei oddział Gorczakowa skierował do Biard, bliżej Siedlec.
Zdecydowanie porzucił już zamiar przeprawy przez Wisłę.
Rozkazał gen. Gerstenzweigowi zniszczyć mosty i statki
zgromadzone do przeprawy i cofnąć się ze swoim oddziałem
do Kocka. Z kolei gen. Thiemanowi polecił cofnąć się
186

z Żelechowa do Łukowa i osłaniać poczynania Gerstenzweiga.


Z niepokojem oczekiwał następnego dnia.
11 kwietnia o świcie Skrzynecki wraz z Prądzyńskim
rozpoznali pozycje rosyjskie po drugiej stronie Muchawki.
Kwatermistrz namawiał naczelnego wodza do rozpoczęcia
działań przeciwko Rosenowi i zdobycia Siedlec. Skrzynecki
nakazał jednak odwrót. Obawiał się ataku Dybicza przez
Latowicz ku szosie brzeskiej. Na jego decyzję wpłynął także
widok silnie obsadzonej przez Rosjan pozycji przy moście
pod Iganiami.
Kwatera główna opuściła łganie około godz. 8 i skierowała się
do Wielgolasu, dokąd dotarła późnym wieczorem. Oddziały
grupy Prądzyńskiego rozpoczęły odwrót przed południem. Grupa
Chrzanowskiego, wspólnie z oddziałem gen. Milberga, cofnęła
się do Kuflewa. Nad Muchawką, pod Iganiami, została jedynie
grupa gen. Łubieńskiego (ok. 8 tys. żołnierzy i 18 dział),
podporządkowana gen. Umińskiemu, któremu Skrzynecki po-
wierzył kierownictwo działań pod Siedlcami. W zależności od
zaistniałej sytuacji, miał on wydać Łubieńskiemu rozkaz
zatrzymania się nad Muchawką lub odwrotu za Kostrzyn.
Główna armia rosyjska już od godz. 4 rano kontynuowała
pospieszny marsz do Siedlec. Dybicz nie wiedział, w czyich
rękach znajdowało się miasto. Był gotowy odbić je za wszelką
cenę, gdyby zastał w nim armię polską. W pobliżu Wiśniewa,
około 10 km od Siedlec, zatrzymał armię, aby zasięgnąć
informacji o sytuacji, a także dać żołnierzom możliwość
odpoczynku. Wtedy dopiero, jak pisał Puzyrewski, „ku wielkiej
radości swojej otrzymał wiadomość, że Siedlce w ręku Rosena,
a nieprzyjaciel cofa się na wszystkich punktach". Pokrzepiony
tą wieścią, rozkazał gen. Geismarowi ruszyć szosą brzeską za
Polakami, a gen. Gorczakowowi podążać do Skórca. Sam
spędził noc z 11 na 12 kwietnia w Białkach pod Siedlcami
i dopiero rano wkroczył do miasta. W tym czasie gen.
Geismar, zgodnie z otrzymanymi rozkazami, zaatakował
oddział Łubieńskiego na szosie brzeskiej. Prawdopodobnie
187

ograniczył się jedynie do ostrzału z dział stanowisk polskich


i pozorowania przeprawy na flankach. Jednak nawet tak
niezdecydowane działania przeciwnika dały Łubieńskiemu
pretekst do odwrotu. Utrzymał się na pozycji do zmroku 11
kwietnia, a następnie cofnął się do Boimia za Kostrzyniem,
nie informując o tym Umińskiego.
Bitwą pod Iganiami i odwrotem oddziałów polskich za
Kostrzyn nie można zakończyć historii polskiej ofensywy
wiosennej, gdyż z działaniami na szosie brzeskiej ściśle
powiązane były poczynania gen. Umińskiego na starym
trakcie litewskim. Z chwilą ustąpienia znad Muchawki, gen.
Skrzynecki właśnie Umińskiemu powierzył kierownictwo
działań pod Siedlcami, podporządkowując mu jednocześnie
oddział gen. Łubieńskiego. Umiński, w przeciwieństwie do
Łubieńskiego, nie mówiąc już o Skrzyneckim, odznaczał się
aktywnością i chęcią działania. Nieposkromiona chęć od-
niesienia sukcesu pchała go do starcia z przeciwnikiem. Jak
wspomina gen. Dezydery Chłapowski, gen. Umiński był
„zniecierpliwiony, że się główna armia tak była w kilku
bitwach odznaczyła, a nasz korpus nic jeszcze wielkiego nie
zrobił. Chciał więc bić się koniecznie". Umiński zdecydowa-
ny był przekroczyć rzekę Liwiec zgodnie z rozkazami, jakie
otrzymał od Prądzyńskiego w nocy z 9 na 10 kwietnia
i rozwinąć działania na Podlasiu. Przed południem 11
kwietnia, gdy nie dotarły jeszcze do niego rozkazy Skrzynec-
kiego o powierzeniu mu kierownictwa działań pod Siedlcami,
ruszył ze swoim korpusem do Sokołowa, który zamierzał
wykorzystać jako podstawę do działań na linie komunikacyjne
łączące główną armię Dybicza z gwardią oraz z magazynami
na terenie obwodu białostockiego. Zjawił się w Sokołowie
wieczorem 11 kwietnia. Tutaj dopiero dotarły do niego wieści
o bitwie igańskiej i o odwrocie Skrzyneckiego do Latowicza.
Nie pozostało mu więc nic innego do zrobienia, jak cofnąć
korpus do Liwa, co definitywnie zakończyło operację prze-
ciwko Rosenowi.
188

Cała operacja przyniosła stronie polskiej jedynie niewielki


sukces w wymiarze taktycznym. Polacy nie zdobyli Siedlec
i nie zniszczyli nawet pierwszego rzutu wojsk Rosena. Bitwa
pod Iganiami stanowiła, jak to określił Prądzyński, epizod,
który nie wywarł żadnego wpływu na przebieg wojny. O nie-
powodzeniu operacji zadecydowało zbyt późne jej wykonanie,
za co odpowiedzialność ponosił wyłącznie gen. Skrzynecki,
który nie wykonał zadania spoczywającego na jego grupie.
Całą winę zwalił na gen. Stryjeńskiego. Pozbawił go dowódz-
twa brygady kawalerii, ale nie oddał go pod sąd, gdyż obawiał
się ujawnienia własnych błędów. Po bitwie pod Iganiami,
w której nie odegrał poważnej roli, nie zgodził się zaatakować
Siedlec, ani 10 kwietnia wieczorem, ani też nazajutrz rano.
Jedyną korzyścią, jaką strona polska odniosła w tej operacji,
były straty materialne i moralne zadane przeciwnikowi. Według
urzędowych raportów polskich, Rosjanie stracili około 5 tys.
zabitych, rannych i jeńców, 3 działa, chorągiew wołyńskiego
pp, kilka tysięcy sztuk broni i liczne bagaże. Rosjanie przyznali
się do straty ł działa 6-funtowego i około 3,5 tys. zabitych,
rannych oraz jeńców, z czego na oddział gen. Fasiego
przypadało 1,2 tys., a na oddziały Rosena 2,2 tys.25 Polacy
Zapłacili za z wycięstwo około 400 zabitymi i rannymi
żołnierzami 26.

25
13. i 14. pjeg. stracił 1,5 tys. żołnierzy z 3,1 tys. uczestniczących w walce.
Pułki wołyński i miński — około 700 żołnierzy.
26
4. blak i pluton 2. blak miały 12 rannych żołnierzy, 23 konie zabite
i ranne, 5 strzaskanych kół i 1 jaszcz.
ZAKOŃCZENIE

Operacja igańska zakończyła polską ofensywę wiosenną na


szosie brzeskiej i zapoczątkowała dwutygodniową przerwę
w działaniach, gdyż Skrzynecki i Dybicz wstrzymali operacje
swoich głównych armii. Jak stwierdził Prądzyński, „Te trzy
dni [tj. 9, 10, 11 IV — T. S.] zakończyły dla Polaków
kilkutygodniowy okres, w którym fortuna dała im wyższość
strategiczną, taktyczną i moralną, zgoła zupełną wyższość
wojenną, okres czasu, w którym od nich zależało odzyskać za
jednym pędem Dźwinę i Dniepr". Polacy zaprzepaścili tę
szansę bezpowrotnie. Potwierdzili to zresztą sami Rosjanie,
oceniając wydarzenia rozgrywające się w pierwszej dekadzie
kwietnia. Jak przyznał Aleksander Puzyrewski, rosyjski generał
i historyk wojskowości, polska ofensywa wiosenna w wojnie
1830-1831 roku była tą chwilą, w której szala zwycięstwa
zdawała się stanowczo przechylać na korzyść słabszego jej
uczestnika, czyli strony polskiej.
Chronologiczne granice polskiej ofensywy wyznacza 31
marca, dzień bitwy pod Wawrem, i 11 kwietnia, marsz gen.
Umińskiego do Sokołowa. W przeciągu tych 12 dni, pomimo
sprzyjających okoliczności, Skrzynecki podejmował kroki
zmierzające tylko do jednego celu — do wymuszenia na
Dybiczu rezygnacji z przeprawy przez Wisłę. Nie myślał
190

o energiczniejszych działaniach, których ostatecznym rezul-


tatem byłoby zwycięstwo w kampanii 1831 roku, a nawet
w całej wojnie (w taką możliwość nie wierzył).
Poczynania Skrzyneckiego w trakcie ofensywy można
podzielić na trzy etapy. W pierwszym, między 31 marca
a 2 kwietnia, w bitwach pod Wawrem, Dębem Wielkim
i w wielu pomniejszych starciach i potyczkach, jakie rozegrały
się na trakcie brzeskim i w jego sąsiedztwie (np. pod
Stojadłami, Jędrzejowem, Mińskiem, Liwem), rozbił VI korpus
Rosena, zabijając i raniąc około 2000 jego żołnierzy, a 9000
biorąc do niewoli. W drugim etapie, między 3 a 8/9 kwietnia,
kontrolując obszar zamknięty rzekami Kostrzyn, Liwiec, Bug,
Wisła, Świder, Skrzynecki ściągnął główną armię z traktu
brzeskiego na jego południową stronę i zwracając ją ku armii
Dybicza, zagroził jej liniom komunikacyjnym z Siedlcami.
W ten sposób próbował „nastraszyć" Dybicza możliwością
wydania mu walnej bitwy. Spodziewał się, że rosyjski głów-
nodowodzący skieruje większość swoich sił na północ, a to
byłoby równoznaczne z czasową, a może nawet całkowitą
rezygnacją z przeprawy. „Zachęcać" Dybicza do takiego
kroku miała groźna postawa armii polskiej i działania wy-
dzielonych z niej oddziałów generałów Kazimierza Skarżyń-
skiego i Wojciecha Chrzanowskiego na flance i tyłach rosyj-
skich. Gdy do 8 kwietnia okazało się, że były to posunięcia
niedostateczne d la osiągnięcia głównego celu, 9 kwietnia
Skrzynecki ponownie rozpoczął działania zaczepne przeciwko
Rosenowi. Bitwa igańska stanowiła jej kulminację. Skrzynecki
zdecydował się na realizację tej operacji w momencie, gdy
Dybicz na 2-3 tygodnie odłożył przeprawę. 9 kwietnia
kolumny głównej armii rosyjskiej znajdowały się w marszu na
Łuków. Dopiero 11 kwietnia ruszyły do Siedlec na pomoc
Rosenowi. Wcześniej, wieczorem 10 kwietnia, Dybicz porzucił
zamiar przeprawy przez Wisłę i zarządził odwrót armii na
linię Siedlce-Łuków-Kock. 11 kwietnia Skrzynecki mógł
jeszcze opanować Siedlce, aby przynajmniej zniszczyć zgro-
191

madzone w nich zasoby armii rosyjskiej. Zrezygnował jednak


z takiej możliwości i cofnął się na pozycje wyjściowe
z 9 kwietnia.
Z chwilą, gdy Dybicz odstąpił od Wisły, dla Skrzynec-
kiego ofensywa wiosenna się zakończyła. Od samego jej
początku Skrzynecki obawiał się ataku na swoje flanki lub
tyły, tak ze strony korpusu gwardii, jak i głównej armii
Dybicza. Obawy te zadecydowały o tym, że starał się nie
oddalać zbytnio od Pragi i rozpraszał armię, wydzielając
z niej oddziały osłonowe, starając się zabezpieczyć przed
każdym, nawet urojonym, niebezpieczeństwem (w I i III
etapie). W okresie zastoju w działaniach, między 3 a 8 kwiet-
nia, utworzył z głównej armii głęboko urzutowany kordon
obserwacyjny, rozlokowany na południe od traktu brzeskiego.
Od strony gwardii bezpieczeństwo zapewniał mu oddział gen.
Andrychiewicza, a następnie, od 8 do 9 kwietnia, cały korpus
gen. Umińskiego.
Wcielana w życie przez Skrzyneckiego w przeciągu całej
ofensywy zasada, że sam z własnej woli nie uderzy na
Dybicza i nie podejmie innych ryzykownych przedsięwzięć
„stawiających wszystko na jedną kartę", stanowiła także
pewną formę zabezpieczenia przed porażką. Skrzynecki od-
rzucał wszelkie propozycje działań przeciwko Dybiczowi.
Tak było 1 kwietnia w Mińsku, kiedy Prądzyński, na pod-
stawie zdobytych informacji o położeniu armii rosyjskiej,
przedstawił propozycje działań przeciwko głównej armii
rosyjskiej i plan pościgu za Rosenem w celu zdobycia
Siedlec. Pomyślne wykonanie tak pierwszej jak i drugiej
propozycji otwierało przed stroną polską szansę, jeżeli nie
zakończenia wojny czy kampanii 1831 roku, to przynajmniej
odrzucenia Rosjan z Królestwa Polskiego. Skrzynecki wybrał
drugi wariant, ale znacznie ograniczony. Zamierzał zniszczyć
całkowicie Rosena i zająć Siedlce. 2 kwietnia zrezygnował
jednak nawet i z tak ograniczonego planu działań na rzecz
„ruchu zaczepnego na Latowicz przeciwko komunikacjom
192

głównego wojska nieprzyjacielskiego". 5 kwietnia Prądzyński


przedstawił nowy plan. Proponował oskrzydlenie i znisz-
czenie VI korpusu Rosena w klinie Kostrzynia i Muchawki,
zajęcie Siedlec i wysłanie korpusu Umińskiego na Węgrów,
Granne, Drohiczyn, aby przeciąć łączność Dybicza z gwardią.
Autor planu liczył, że odcięcie głównej armii rosyjskiej od
gwardii, zniszczenie urządzeń tyłowych i sparaliżowanie
komunikacji zmusi Dybicza do ustąpienia z Królestwa
Polskiego. Skrzynecki, początkowo zgodził się na realizację
planu, ale już następnego dnia, tj. 6 kwietnia, „czasowo" ją
zawiesił.
Zamiar marszu na Siedlce, tak 2 jak i 6 kwietnia,
Skrzynecki porzucił po kilku godzinach. 2 kwietnia uza-
sadniał swój krok brakiem wieści o reakcji Dybicza na
porażkę Rosena, a 6 — przekonaniem, że Dybicz skierował
już ku traktowi brzeskiemu część swoich wojsk. Jeżeli
w drugim przypadku rezygnację ze zdobycia Siedlec można
uznać za posunięcie uzasadnione, to w pierwszym nie.
Z tego też względu Wacław Tokarz dzień 2 kwietnia
uznał za punkt zwrotny w wojnie, gdyż nic nie stało
na przeszkodzie, aby zniszczyć doszczętnie korpus Rosena
i opanować Siedlce. Dybicz był w stanie skoncentrować
swoją armię dopiero na 6 kwietnia, a decyzję o uderzeniu
na tyły armii polskiej (przez Żelechów-Garwolin) rosyjski
głównodowodzący podjął dopiero 8. Jednak musiał zre-
zygnować z tego zamiaru, m.in. w obliczu groźby braku
żywności (również w efekcie działań Skarżyńskiego i Chrza-
nowskiego w dniach 2 do 6 IV).
9 kwietnia główna armia rosyjska rozpoczęła odwrót do
Łukowa. Skrzynecki nie wiedząc o tym, zdecydował się na
podjęcie działań zaczepnych przeciwko Rosenowi, zgodnie
z planem Prądzyńskiego z 5 kwietnia. Jednak już na wstępie
zmodyfikował jego założenia, ograniczając całą operację do
wyjścia na trakt brzeski pod Iganiami, na tyły pierwszego
rzutu korpusu Rosena. Na północ od głównej armii korpus
193

Umińskiego dotarł w tym czasie do Liwa, skąd miał rozpocząć


działania na Sokołów.
Trwająca od 31 marca do 11 kwietnia ofensywa wzdłuż traktu
brzeskiego spełniła oczekiwania Skrzyneckiego, ponieważ
doprowadziła do wycofania się Dybicza na wysokość Siedlec,
likwidując w ten sposób zagrożenie Warszawy. Poza tym
uszczupliła armię rosyjską m.in. o kilkanaście tysięcy żołnierzy
(do 8 IV 15 tys. żołnierzy, w tym 10 tys. jeńców, 1600 chorych),
6 sztandarów, co najmniej 11 dział, 50 jaszczy amunicyjnych,
około 6000 sztuk broni 1 . W epoce napoleońskiej, jak pisze
Robert Bielecki, rozmiary sukcesu mierzono liczbą jeńców,
zdobytych armat i sztandarów, wziętych do niewoli generałów.
W tym wymiarze zwycięstwo Skrzyneckiego było znaczące.
Armia polska zapłaciła za sukces ponad 5 tys. żołnierzy, którzy
ubyli z jej szeregów do 20 kwietnia 2.
Było to największe osiągnięcie militarne Polaków, zupełnie
jednak niewspółmierne do istniejących możliwości. O wiele
poważniejszą stratą dla Rosjan, niż utrata żołnierzy, byłaby
utrata Siedlec — podstawy operacyjnej armii rosyjskiej
działającej nad Wisłą.

1
Smitt w skrupulatnych obliczeniach udowadnia, że VI KP i oddziały II
KP w walkach z główną armią polską od 31 marca do 10 kwietnia straciły
11,4 tys. żołnierzy. Opierał się na danych z 16 i 19 kwietnia. Według moich
obliczeń (dane z 13 IV), VI KP stracił 8,7 tys. żołnierzy, II KP — 1,8 tys.,
KGr. — 1,7 tys., co razem daje 14,5 tys. Jeżeli w przypadku VI KP i II KP
uwzględnimy liczby Smitta, podniesie to ich straty do 15,3 tys. żołnierzy.
2
Armia polska między 31 marca a 20 kwietnia, straciła w następstwie
walk, chorób, dezercji i maruderstwa co najmniej 5 tys. żołnierzy. Dane te
z pewnością nie będą pełne, gdyż od 15 kwietnia do pułków piechoty
docierały uzupełnienia. Rozkład strat w okresie od 31 marca do 20 kwietnia
między poszczególne jednostki wygląda następująco: 1. DP — 1800 żołnierzy
(w tym: 1. ppl — 728, 5. ppl — 650); 2. DP — 642 żołnierzy; 3. DP (bez
20. pp) 1165 żołnierzy (w tym: 8. ppl — 505, 4. ppl — 236; sam 20. pp do
20 kwietnia stracił 511 żołnierzy; 4. DP — 267 żołnierzy; II KK — 581
żołnierzy (w tym 4. puł. — 197); DrK — 500 żołnierzy (w tym: 2. puł. — 172, 3. puł.
— 91); korpus Umińskiego — 633 żołnierzy (w tym: 1. Psp — 362, 1. puł. — 82).
194

Skrzynecki mimo wszystko odniósł poważny sukces tak


militarny jak i polityczny. Udaremnił drugą ofensywę rosyjską
i ocalił Warszawę. Zwycięstwa podbudowały nastroje w armii
i społeczeństwie. Z kolei na arenie międzynarodowej przy-
czyniły się do zmiany postawy, przede wszystkim polityków,
wobec powstania. Po zwycięstwach odniesionych przez stronę
polską nad armią rosyjską, zaczęli się oni liczyć z mo-
żliwością przedłużenia konfliktu i interwencją dyplomatyczną
w obronie Polaków.
WYKAZ SKRÓTÓW

bag. — bagnety
blak — bateria lekkiej artylerii konnej
baon — batalion
bryg. — brygada
DGr. — dywizja grenadierów
DHuz. — dywizja huzarów
DKir. — dywizja kirasjerów
DrK — dywizja rezerwowa kawalerii
DP — dywizja piechoty
DUł. — dywizja ułanów
klap — kompania lekkiej artylerii pieszej
kpap — kompania pozycyjna artylerii pieszej
KGr. — Korpus Grenadierów
KGw. — Korpus Gwardii
KK — Korpus Kawalerii
KP — Korpus Piechoty
Pgr. — pułk grenadierów
phuz. — pułk huzarów
pjeg. — pułk jegrów
pp — pułk piechoty
ppl — pułk piechoty liniowej
psk — pułk strzelców konnych
psp — pułk strzelców pieszych
puł. — pułk ułanów
sk — strzelcy konni
szab. — szable
ZAŁĄCZNIKI

Stan liczebny armii polskiej na 31 marca 1831 roku


Wyszczególnienie Liczba Liczba
żołnierzy dział
1. dywizja piechoty (gen. Rybiński)
I- ppl 2354
5- ppl 2543
2. ppl 2500
6. ppl 2317
1/2 1. kpap 143 6
1. klap 223 12
Razem 10 080 18

2. dywizja piechoty (gen. Giełgud)


3-PPl 2081
7. ppl 2150
2. psp 2027
4. psp 2130
baon strzelców sandomierskich 583
oddział saperów 32
1/2 1. kpap 167 6
2. klap 232 12
Razem 9402 18

3. dywizja piechoty (gen. Małachowski)


4. ppl 2209
197

8. ppl 2299
pułk weteranów czynnych 1651
5. psp 2197
20. ppl 2295
oddział saperów 34
198 8
3. kpap
218 12
3. klap 11 101 20
Razem

Korpus obserwacyjny (gen. Pac)


4. dywizja piechoty (gen. Milberg)
pgr. 2650
3. psp 2193
baon strzelców podlaskich 398
brygada piechoty (gen. Niesiołowski)
12. pp 1433
14. pp 1629
brygada piechoty (gen. Bieliński)
15- PP 1429
22. pp 1599
artyleria piesza
4. kpap 191 8
5. kpap 179 6
4. klap 146 7
1. dywizja I Korpusu Kawalerii (gen. Jankowski)

1. psk 632
pułk jazdy płockiej 495
pułk jazdy krakowskiej 917
1/2 4. blak 89 4
oddział strzelców 52
Razem 14 032 25

Korpus gen. Umińskiego


1. psp 2379
3. psk 668
pułk jazdy augustowskiej 583
1. puł. 762
198

pułk jazdy lubelskiej 811


pułk jazdy podlaskiej 801
3. blak 242 8
Razem 6246 8

II Korpus Jazdy (gen. Lubieński)


5. psk 506
2. pułk Mazurów 792
4. puł. 742
1. pułk kaliski 517
6. puł. 441
4. psk 621
1. pułk Mazurów 690
2. blak 204 8
Razem 4513 8

Dywizja rezerwowa jazdy (gen. Skarżyński)


2. psk 695
dywizjon karabinierów 291
5. puł. 504
jazda poznańska 343
2. pul. 643
3. pul. 679
1. blak 218 8
Razem 3373 8

pułk jazdy sandomierskiej 502

artyleria rezerwowa (płk Piętka)


2. kpap 312 12
1/2 4. blak 203 8
kozły rakietowe piesze 68 8
kozłów
Razem 583 20
8
kozłów

park rezerwowy artylerii 629


199

baon artylerii 758


baon saperów 181
legia litewsko-wołyńska piesza 399
konna 399
Razem 2949 20

Korpus gen. Sierawskiego


IV baon 2. ppl 687
baon złożony z żołnierzy 15, 16, 21 pp 772
10. pp 1557
11. pp 1712
strzelcy celni województwa sandomierskiego 101
2. pułk jazdy kaliskiej 863
2. pułk jazdy sandomierskiej 442
szwadron 2. pułku jazdy lubelskiej 288
szwadron im. ks. Józefa Poniatowskiego 94
szwadron 2. pułku krakusów krakowskich 54
artyleria 1116
Razem 6681 6

Ogółem 68 879 131


w tym: piechoty 48631
kawalerii 15625
artylerii 4623
200

Stan liczebny armii rosyjskiej na 26 marca 1831 roku

Wyszczególnienie Liczba Liczba


żołnierzy dział

Główna armia

VI Korpus Piechoty (gen. Rosen)


Awangarda (gen. Geismar)
7 baonów 24. DP 5070
6 szwadronów wołyńskiego puł. 909
2 pułki kozaków 700
Razem 6679 10
Lewe skrzydło (gen. Rosen)
5 baonów 24. DP 3593
4 szwadrony strzelców konnych 660
kozacy 50
Razem 4303 15

Prawe skrzydło (gen. Włodek)


11 baonów 25. DP 5611
polski i litewski puł. 1736
5 szwadronów strzelców konnych 842
1 pułk kozaków 200
Razem 8389 24

Razem w VI Korpusie 19 371 49


w tym: piechoty 14 274
kawalerii 4147
kozaków 950

I Korpus Piechoty
1. DP 7441 19
2. DP 5704 16
3. DP 4289 16
1. DHuz. 2894 13
|2 szwadrony strzelców konnych 265
201

2 pułki kozaków 634

Razem I KP 21 227 64
w tym: piechoty 17 434
kawalerii 3159
kozaków 634

Korpus Grenadierów
1. DGr. 7740 23
2. DGr. 7569 24
pułk grenadierów i park rezerwowy artylerii 1340 42
pułk atamańskich kozaków 685
Razem 17 334 89

Oddział gwardii (w.ks. Konstanty)


I oddział kawalerii i piechoty 2699 16
II oddział kawalerii i piechoty 2201 4
Razem 4900 20

Razem w głównej armii 62 832 222


w tym: piechoty 51 521
kawalerii 9042
kozaków 2269

Lewe skrzydło armii


Oddział gen. Witta
3. DGr. 4908 16
3. DKir. 2796 20
1 bryg. 3. DUł. 1426 12
Razem 9130 48

Oddział gen. Kreutza


3 pułki dragonów 2014 15
brygada grenadierów litewskich 3872 8
brygada strzelców konnych 1135 4
2 pułki kozaków 860
oddział płk. Anrepa 1861 4
Razem 9742 31
202

Razem na lewym skrzydle 18 872 79


w tym: piechoty 8780
kawalerii 8000
kozaków 2092

Prawe skrzydło armii


Oddział gen. Sackena
brygada 2. DP 3209 4
brygada 3. DUł 1484 4
3 pułki kozackie 1274
Razem 5967 8

Korpus gwardii 24 105 72


Razem na prawym skrzydle 30 072 80
w tym: piechoty 20 642
kawalerii 8156
kozaków 1274

Stan armii rosyjskiej operującej na terenie Królestwa Polskiego, bez oddziałów


tyłowych, podążających do armii i pozostawionych w guberniach
zachodnich, wynosił:
106 tys. żołnierzy armii regularnej
5635 kozaków i 377 dział.
BIBLIOGRAFIA SELEKTYWNA

Źródła drukowane

Pawłowski B., Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej 1830-1831, t. 2, Warszawa


1932.
P r ą d z y ń s k i I., Pamiętniki, t. 4, Kraków 1909.
S m i t F., Otzywy i mnenija vojenno-naćalnikov o polskoj vojne 1831 g., S. Petersburg
1867.
Wojna z pokskimi mjateźnikami 1831 goda w perepiske imperatora Nikołaja 1 s grafom
Dybicem Zabalkanskim, w: Russkaja Starina, 1884-5.

Pamiętniki i wspomnienia (wybór)

B a r z y k o w s k i S., Historia powstania listopadowego, t. 3, Poznań 1883.


B a t u r l i n M. D., Zapiski, w: Russkij Archiw, 1897, t. 7.
B e m J., O powstaniu narodowym w Polsce, Warszawa 1956.
B o g d a n o w i c M. J., Deło pri Dembe-Wielkie, 19 (31) Marta
1831 goda, w: Istoriceskij Vestnik, R. 2, 1881, t. 5.
B r e a ń s k i F., Autobiografia, Kraków 1914.
D e m b i ń s k i H., Pamiętniki o powstaniu w Polsce w 1830-1831 r.,
cz. I, Kraków 1875.
D r e w n i c k i L., Za moich czasów, Warszawa 1971.
G a w r o ń s k i F. S., Pamiętniki z 1830 i 1831 roku, Kraków 1916.
204

J a b ł o n o w s k i S., Wspomnienia o baterii pozycyjnej artylerii konnej gwardii


królewsko-polskiej, Poznań 1860.
K i c k a N., Pamiętniki, Warszawa 1972.
K o c i a ł k i e w i c z A., Historia 3. ppl Wojska Polskiego, Lwów 1879.
K r u s z e w s k i I., Pamiętniki, Warszawa 1930.
K o ł a c z k o w s k i K., Wspomnienia, ks. IV, Kraków 1898.
P r ą d z y ń s k i I., Pamiętnik historyczny i wojskowy o wojnie polsko-
-rosyjskiej w roku 1831, Petersburg 1898.
P r ą d z y ń s k i I., Pamiętniki, t. 1-2, Kraków 1909.
R z e p e c k i K, Pułk Czwarty 1830-1831, Poznań 1923.
Ś w i ę c i c k i J., Pamiętniki ostatniego dowódcy pułku 4 piechoty
liniowej, Warszawa 1982.
S z u m s k i L., Wspomnienia o pułku 3 ułanów byłego wojska
polskiego, Kraków 1892.
W y b r a n o w s k i R., Pamiętniki generała, Lwów 1882.
Z a ł u s k i J., Wspomnienia, Kraków 1976.
Z a m o y s k i W., Jenerał Zamoyski, t. 2, Poznań 1913.

Opracowania (wybór)

B l o c h C, Generał Ignacy Prądzyński 1792-1850, Warszawa 1974.


C a 11 i e r E., Bitwy i potyczki stoczone przez wojsko polskie w roku
1831, 1887.
C h l u d z i ń s k i T., Szlakiem powstania listopadowego, Warszawa 1985.
J a r s k i Z., Iganie, Poznań 1926.
Ł o ś R., Artyleria Królestwa Polskiego 1815-1831, Warszawa 1969.
M a j e w s k i W., Dębe Wielkie - Iganie, Warszawa 1969.
M a j e w s k i W., Grochów 1831, Warszawa 1982.
P r z e w a l s k i S., Generał Maciej Rybiński ostatni wódz naczelny
powstania listopadowego, Wrocław 1949.
Przewodnik po polach bitew wojny polsko-rosyjskiej 1830-1831, pod
redakcją Ottona L a s k o w s k i e g o , Warszawa 1931.
P u z y r e w s k i A., Wojna polsko-ruska 1831 r.. Warszawa 1899.
S m i t F., Istorija polskogo vozstanija i vojny 1830-1831, t. 2, S.
Petersburg 1863.
S o k o l n i c k i M., Skrzynecki, Poznań 1914.
205

T a r c z y ń s k i M., Generalicja powstania listopadowego, Warszawa 1980.


Tokarz W., Wojna polsko-rosyjska 1830-1831, Warszawa 1930.
T o k a r z W., Armia Królestwa Polskiego (1815-1830), Piotrków 1917.
SPIS ILUSTRACJI

Jan Skrzynecki
Iwan Dybicz
Ignacy Prądzyński
Wojciech Chrzanowski
Maciej Rybiński
Ludwik Bogusławski
Karol Toll
Fiodor Geismar
Grigorij Rosen
Karp Fasi
Szarża 2 pułku ułanów pod Domanicami
Bitwa pod Iganiami
Obnoszenie sztandarów zdobytych na nieprzyjacielu w bitwie pod
Wawrem
Kazimierz Małachowski
Ludwik Kicki
Józef Bem
Hieronim Ramorino
Emilian Węgierski
SPIS MAP

Teren działań 31 marca - 11 kwietnia 1831 roku


Bitwa pod Wawrem - 31 marca 1831 roku
Bitwa pod Dębem Wielkim - 31 marca 1831 roku. Sytuacja około
godz. 16.00
Bitwa pod Iganiami - 10 kwietnia 1831 roku. Sytuacja po godz. 15.00
Teren działań 31 marca - 11 kwietnia 1831 roku
Bi a p d Wa re 31 marca 1831 roku
Bi a p d Dębem Wielkim 31 marca 1831 roku. Sytuacja około godz. 16.00
Bi a p d Iganiami 10 kwietnia 1831 roku. Sytuacja po godz. 15.00
SPIS TREŚCI

Wstęp ..................................................................................................................... 3
Pierwsza rosyjska ofensywa na Warszawę i jej następstwa 5 lute-
go-11 marca 1831 roku ...................................................................................... 5
Strategia prowadzenia wojny gen. Skrzyneckiego i charakterystyka
armii polskiej ................................................................................................... 25
Plan operacyjny Dybicza i charakterystyka armii rosyjskiej.................................. 39
Plany operacyjne strony polskiej ........................................................................... 57
Marsz Dybicza nad Wieprz i polskie przygotowania do działań
zaczepnych 27-30 marca 1831 roku…………………………………………....73
Bitwy pod Wawrem i Dębem Wielkim 31 marca 1831 roku ..... 90
Wstrzymanie marszu armii polskiej na Siedlce. Zwrot zaczepny
na Latowicz 1-4 kwietnia 1831 roku ................................................................ 111
Działania armii rosyjskiej 1-4 kwietnia 1831 roku ................................................. 130
Działania armii polskiej i rosyjskiej 5-8 kwietnia 1831 roku ......136
Korpusy Paca, Sierawskiego i Umińskiego 31 marca - 9/10 kwie-
tnia 1831 roku ................................................................................................ 147
Operacja przeciwko Rosenowi 9-11 kwietnia i bitwa pod Iganiami
10 kwietnia 1831 roku………………. …………………………………..151
Zakończenie ........................................................................................................ 189
Wykaz skrótów. ................................................................................................... 195
Załączniki ............................................................................................................ 196
Bibliografia selektywna ....................................................................................... 203
Spis ilustracji ....................................................................................................... 206
Spis map .............................................................................................................. 207

You might also like