do misternego metalowego ołtarza poświęconego zapomnianym bogom.
Kleszcze przypinano do olbrzymiej wyciągarki, og-
niwa łańcucha wielkości przedramienia układano na kołowrocie umocowanym do starej, lecz nieza- wodnej maszyny parowej. Gdy nadmuchane ace- tylenem cielsko Wieloryba zaczynało się wślizgiwać na pochylnię i wychodząc z wody, traciło wypor- ność, nagle jego kilkudziesięciotonowy ciężar ob- ciążał kołowro't, a klekot rozsprzęglającego się sil- nika niósł Sig po zatoce i zagłuszał cichszy gang małych dźwigów, z których rozwijano zakończone hakami łańcuchy do zrywania skóry. Wieloryby przeważnie już wtedy nie żyły. I te martwe, i te żywe nacinano sierpowatymi nożami, trasowano równe linie wzdłuż ciał, podwa- z'ano ich końce hakami do tłuszczu, W zadziorach 159 sprawnie wycinano otwory pod dźwigowe haki. Łańcuchy zaczynały się powoli napinac' i chwilę drżały, ale tłuszcz przywierający do mięśni odry- wał się — z początku gwałtownie, a później już ru- chem jednostajnym, wspomaganym gładkimi cię— ciami płaskich noży. Płat urywał się koło ogona i wystrzeliwał W stronę fabryki, wślizgując się po otłuszczonej rampie W stronę kolejnej grupy wie- lorybniko'w. Wyciągarki wtedy zatrzymywano. Sadło dzie- lono. Płaty zmieniały się w stos książek czy biblii, jak je nazywali wielorybnicy — białe bloki tłuszczu z obwolutą czarnej elastycznej skóry przesuwano krótkimi lancami do Wlotów pieców ciśnieniowych. Wielkie pionowe zbiorniki, stojące szeregiem przy pochylni i spięte siecią rur, odprowadzają tłuszcz do baryłek. To jeden z pierwszych i naj- lepszych produkto'w — W niezbyt skomplikowanej reakcji moz'na pozyskać z niego glicerynę, którą wystarczy znitryńkowac' i otrzymaną nitrogliceryną nasycić ziemię okrzemkową, by otrzymac’ dynamit. Schludny to proces, wręcz elegancki W porównaniu do podlewania uryną zgniłych kop zwierzęcych zewłoków przekładanych gównem. Odarty z pierwszej warstwy nagi zewłok wciąga- lóO ny jest teraz na platformę z nitowanych blach wy- niesioną W niebo na macewach stalowych kolumn. Tam sieka się go dalej, kawałki tłuszczu z mię- sem lądują W kotłach rotacyjnych— poziomych cy- sternach, W kto’rych wnętrzu śruba Archimedesa mieli okrawki wielkości ludzkiej głowy i wytapia z nich tłuszcz. Później piec się otwiera i widłami na przenośniki wygrzebuje się grax — zmieloną maz' wymieszanego tłuszczu, mięsa, ścięgien i fragmentów kości — już prawie odpad, ale da się go jeszcze przetworzyć, w misach potwornych, powoli wirujących centry- fug, oddzielając wodę klej ową. Reszta idzie do mły- nów, gdzie z chudego, z grubsza oddzielonego od kości mięsa robi się konserwy dla zwierząt i Afry- kanów. '
Wcześniej ktoś siekierami i łomami rozłupuje
czaszkę wieloryba, wybiera wiadrami spermacet, szlachetny tłuszcz doskonale nadający się do pro- dukcji świec. Pod dotknięciem powietrza krysta- liczny płyn zamienia się w przypominającą wosk twardą substancję. Jednocześnie W ruch idą parowe piły, rozpoczy- na się żmudny proces dzielenia szkieletu. Przepi- łowanie pojedynczego kręgu zajmuje kilka godzin. ]est wtedy dużo czasu na wycięcie przysadki i trzustki, a z nich na miejscu w małych laborato- lól riach pozyskuje się hormon adrenokortykotropo- wy i insulinę. Duz'o czasu, by bosakami rozwlekac' kilometry wielorybich flaków, rozrywac' cuchnące gnijącą rybą i wodorostami jelita i przeglądać ich zawar- tość w poszukiwaniu ambry. Pocięte kości trafiają do wielkich powolnych młynów, mieli się je na kostkę mączną, która kon- kurować będzie jako nawóz z guanem. Pozostaje jeszcze tylko W rurowych separatorach odzyskać tłuszcz z wody klejowej. Wieloryb zanika. Zostaje po nim kilkadziesiąt kilogramów cuchnącej materii, odpadu odpycha- jącego nawet najbardziej z'arłoczne mewy. Szara pasta wyrzucona zostaje do wody, a jej smród jest tak stężony, że początkowo się go nie odczuwa, ata- kuje tylko oczy, pali spojówki i dopiero rozrobiony wodą atakuje nos i powala odorem na kolana, na brudną lepką ziemię. W Grytviken przetworzono w ten sposób sześć- dziesiąt cztery tysiące wielorybów. Na całej Georgii — sto dwadzieścia osiem tysięcy, młyny fabryk mieliły, póki nie poz'arły same siebie chciwością, nie pod- kopały się, zabijając wale niemal do ostatniej sztuki, a gdy zabrakło im paliwa — wielorybiego tłuszczu, ko- 1 ó2 ści i mięsa — piece krematoriów wygaszono, zaś osady wielorybnlk'ów zastygły W bezruchu i ciszy na zawsze. W latach dziewięćdziesiątych powstał projekt zbudowania symbolicznego grobu zabitych ssa- ków w postaci pordzewiałego walenia zespawanego ', z fragmentów miasta maszyny do zabijania. Zabra- ! kło jednak pieniędzy.