Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 290

HISTORYCZNE BITWY

JAROSŁAW WOJTCZAK

BOYNE 1690

V BELLONA
Warszawa
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek
za zaliczeniem pocztowym z rabatem do 20 procent od ceny
detalicznej.
Nasz adres:
Bellona SA
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: 022 457 03 06, 022 652 27 01
fax 022 620 42 71
Internet: www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl
www.ksiegarnia.bellona.pl

Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz


Ilustracja na okładce: Daniel Rudnicki
Redaktor merytoryczny: Elżbieta Janisławska
Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska
Korektor: Hanna Rybak

© Copyright by Jarosław Wojtczak, Warszawa 2008


© Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2008

ISBN 978-83-11-11155-4
OD AUTORA

W XVII stuleciu Wyspy Brytyjskie stały się areną dla


dwóch rewolucji, które zmieniły oblicze Anglii. Pierwszą
była angielska rewolucja burżuazyjna (w latach 1649-1652).
Jej konsekwencją były trzy oddzielne wojny domowe,
z których każda reprezentowała oddzielne fazy tego samego
konfliktu. Doprowadziły one do klęski starego porządku
feudalnego, zwycięstwa parlamentu nad królem Karolem I
Stuartem i triumfu surowego purytanina Olivera Cromwella.
W decydującej bitwie pod Naseby (1645 r.) rojaliści stracili
ostatnią szansę pobicia wojsk parlamentu. Od tej pory
rewolucja angielska zbliżała się do punktu kulminacyjnego.
W maju 1646 r. Karol oddał się w ręce swych wrogów. Do
końca pozostał nieugięty, odmówił pójścia na kompromis
i w konsekwencji 30 stycznia 1649 r. został wysłany na
szafot. Anglia stała się republiką.
Próby rządzenia Anglią jako purytańską republiką zakoń­
czyły się niepowodzeniem. Wielu z tych, którzy stanęli na
czele rewolucji, uznało, że tylko król może przywrócić
jedność narodu i uzdrowić życie polityczne kraju. Wkrótce
połączyli oni wysiłki z wiernymi sprawie Stuartów rojalis-
tami i doprowadzili do osadzenia na tronie syna straconego
króla, Karola II. Decyzji o restytucji monarchii naród
angielski nigdy nie żałował. Karol II rządził do 1685 r.
Okres jego panowania charakteryzowały spory dotyczące
religii i zakresu władzy królewskiej, ale większość Ang­
lików wyciągnęła wnioski z minionego okresu i nie doszło
do nowej wojny domowej. Następcą Karola II został jego
młodszy brat Jakub II, dotychczasowy książę Yorku. Za
krótkiego panowania ultrakatolickiego i profrancuskiego
Jakuba konflikt osiągnął szczyt. Pozbawiony poparcia swych
protestanckich poddanych, Jakub stracił tron w wyniku
bezkrwawego przewrotu w 1688 r. i musiał uciekać za
granicę, gdzie szukał pomocy u francuskiego „Króla
Słońce”, Ludwika XIV.
Rewolucja, która pozbawiła władzy Jakuba II miała
charakter zupełnie odmienny od poprzedniej. „Wspaniała”
lub „Chwalebna rewolucja” z 1688 r. (The Glorious Revo­
lution 1688) zawdzięcza nazwę temu, że dokonała się bez
rozlewu krwi i stanowiła wydarzenie przełomowe w dzie­
jach angielskiego konstytucjonalizmu. Poprzez słynną Kartę
Praw z 1689 r. (Bill of Rights 1689) wykluczała objęcie
tronu przez katolika oraz gwarantowała Anglikom nienaru­
szalność praw obywatelskich i politycznych, a co najważ­
niejsze, zapewniła polityczną dominację parlamentu nad
królem. Nowi władcy Anglii, protestancki król Wilhelm III
Orański i jego antykatolicka żona królowa Maria II, przyjęli
wszystkie te warunki. Król pozostał najważniejszą i najbar­
dziej wpływową osobą w kraju, ale uczyniono pierwszy
krok w kierunku rządów demokratycznych. Odtąd to
wyborcy, a nie monarcha, mieli powoływać organ rządzący
krajem. Siły starego porządku nie skapitulowały od razu.
Zdobyczy rewolucji trzeba było bronić w walce. Tym
razem los rewolucji dopełnił się na zielonych polach
Irlandii, gdzie stronnicy Jakuba II mieli największe wpływy.
Pięknego letniego dnia 1 lipca 1690 r., na brzegach
irlandzkiej rzeki Boyne, doszło do decydującego starcia
pomiędzy Jakubem II, wspartym bronią i posiłkami fran­
cuskimi, a armią jego zięcia Wilhelma III. Po przegranej
nad Boyne zwolennicy Jakuba przez 50 lat starali się
odzyskać tron dla katolickich Stuartów, dopóki ich sprawa
nie została ostatecznie pogrzebana w 1746 r. na krwawym
wrzosowisku Culloden Moor, niedaleko Inverness w pół­
nocnej Szkocji.
Przyczyny, przebieg i skutki rewolucji angielskiej oraz
wojny domowej przedstawiłem w książce pt. Naseby 1645,
wydanej w serii „Historyczne Bitwy” przez Dom Wydaw­
niczy Bellona w roku 2000. Teraz, Drogi Czytelniku,
oddaję w Twoje ręce kolejną pozycję, która stanowi
kontynuację tamtego tomu.
Jarosław Wojtczak
RESTAURACJA STUARTÓW W ANGLII

REPUBLIKA ANGIELSKA
I PROTEKTORAT OLIVERA CROMWELLA (1649-1660)

Stracenie Karola I sprawiło, że zwycięski parlament


musiał zająć się nową organizacją władzy państwowej oraz
stosunkami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Po egzekucji
króla parlament kadłubowy uchwalił dwie ustawy, na mocy
których formalnie zniesiono monarchię razem z Izbą
Lordów1. 17 marca 1649 r. proklamowano w Anglii repub­
likę (Commonwealth), w której najwyższą władzą była Izba
Gmin (House of Commons) oraz Rada Państwa (Council of
State) jako organ władzy wykonawczej. Anglia miała być
rządzona przez przedstawicieli narodu zasiadających w je­
dnoizbowym parlamencie, ale faktycznie władzę sprawo­
wała armia.

1 W grudniu 1648 r. zwycięska armia Cromwella przeprowadziła

w parlamencie czystkę nazwaną „czystką Pride’a” (od nazwiska płk.


Thomasa Pride’a, który jej dokonał). W jej wyniku aresztowano lub
wypędzono z Izby Gmin 143 przeciwników politycznych, pozostawiając
tylko 50 osób sprzyjających armii. Ten szczątkowy parlament przeszedł
do historii pod nazwą „kadłubowego” (Rump Parliament). (Wszystkie
przypisy, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą od autora.)
Powstanie republiki przypadło na bardzo trudny okres
w dziejach Anglii. Kraj był podzielony i wyniszczony
długotrwałą wojną domową. W toku działań wojennych
zginęło około 100 tys. ludzi, a znacznie większa liczba
odniosła rany. Trudności wewnętrzne, które potęgował
kryzys gospodarczy oraz szalejąca drożyzna i bezrobocie,
zaktywizowały przeciwko władzom republiki zarówno
reakcyjną opozycję rojalistyczną, jak i radykalne siły
społeczne. W Irlandii i Szkocji rojaliści ogłosili królem
syna ściętego władcy, księcia Walii Karola Stuarta. W An­
glii największym niebezpieczeństwem była dalsza radyka-
lizacja rewolucji ze strony niezależnych ruchów lewico­
wych: lewellerów (głoszących równość) i bardziej radykal­
nych diggerów. Pierwsi reprezentowali interesy drobnych
posiadaczy i żądali dla gminu równych praw z klasami
uprzywilejowanymi. Drudzy kładli znacznie większy nacisk
na sprawy gospodarcze, domagając się przeznaczenia pod
uprawę nieużytków rolnych i zniesienia czynszów dzier­
żawnych na ziemię orną, co zagrażało bezpośrednio klasom
posiadającym. Jedyną siłą zdolną utrzymać porządek w kra­
ju stała się armia, na której czoło wysunął się Oliver
Cromwell.
W pierwszej połowie 1649 r. Cromwell zgniótł wewnęt­
rzną opozycję lewellerów i diggerów, a w sierpniu wyprawił
się do Irlandii, gdzie pod pozorem ukarania Irlandczyków
za poparcie udzielone rojalistom i masakrę angielskich
protestantów w 1641 r. chciał zdobyć środki na spłacenie
długów parlamentu i utrzymanie armii. W irlandzkiej
wyprawie wzięło udział około 18 tys. dobrze wyekwipowa­
nych i uzbrojonych żołnierzy. Nawet w obliczu groźby
angielskiego podboju skłóceni Irlandczycy nie zdołali się
zjednoczyć. We wrześniu 1649 r. Anglicy zdobyli warowne
miasto Drogheda u ujścia rzeki Boyne. Na rozkaz Crom­
wella wycięto w pień całą rojalistyczną załogę (uratowało
się tylko 30 z 2600 żołnierzy garnizonu królewskiego)
i mimo wcześniejszej obietnicy łaski, sprawiono krwawą
łaźnię mieszkańcom miasta. Po udanym oblężeniu Cromwell
donosił parlamentowi: „Jestem przekonany, że był to
sprawiedliwy sąd Boga nad tymi barbarzyńskimi nieszczęś­
nikami, którzy unurzali ręce w rzece krwi niewinnej i że to
zapobiegnie rozlewowi krwi na przyszłość”2. Nie zapobieg­
ło. Ten sam los spotkał wkrótce Wexford, Kilkenny,
Clonmel i inne miasta, których zdobycie Cromwell znowu
przypisał opatrzności Bożej. Do połowy maja 1650 r.
armia angielska w okrutny sposób spacyfikowała główne
punkty oporu Irlandczyków, a uzyskane przez nią zdobycze
stały się wkrótce podporą wojskowej dyktatury Cromwella.
W końcu maja 1650 r. Cromwell powrócił do Anglii, aby
stawić czoła rosnącej groźbie ze strony Szkotów. Dalszy
podbój Irlandii prowadził jego zięć Henry Ireton, a po jego
śmierci generał Edmund Ludlow. Do wiosny 1652 r. cała
Irlandia została podbita3.
Masowo eksterminowano miejscową ludność, katolic­
kich właścicieli ziemskich pozbawiano majątków, wyj­
mowano spod prawa i przesiedlano na zachód, na najuboż­
sze ziemie za rzeką Shannon. Żyzne tereny we wschodniej
i środkowej części Irlandii oddano angielskim kolonistom.
W krótkim czasie wymordowano jedną trzecią katolickiej
ludności wyspy, a ponad dwie trzecie ziemi w Irlandii
zmieniło właścicieli. Z czasem ukształtował się nowy
podział społeczny: na górze uprzywilejowani posiadacze
ziemscy, protestanci, często zanglicyzowani Irlandczycy,
na dole biedna ludność katolicka i drobni farmerzy.
Wyjątkiem w skali kraju stała się silnie skolonizowana
prowincja Ulster (Plantation of Ulster), w której domino­
wały wpływy protestanckie. Reprezentację ludności kraju
2 Jerzy K ę d z i e r s k i , Dzieje Anglii, t. 1, Zakład Narodowy im.

Ossolińskich, Wrocław, s. 181.


3 Opór Irlandczyków stłumiono w maju 1652 r., kiedy to padła ich

ostatnia twierdza na zachodzie kraju — Galway.


w parlamencie w Londynie stanowiło trzydziestu irlandz­
kich protestantów.
W tym czasie zaostrzyły się stosunki Anglii ze Szkocją.
Szkoci zdążyli już zerwać wszelkie więzy łączące ich
z rewolucją angielską. Po egzekucji Karola I nie uznali
republiki i pięć dni później obwołali królem przebywającego
na wygnaniu w Republice Zjednoczonych Prowincji Nider­
landów (Holandii) księcia Karola, stawiając mu jednak
warunek podpisania konfederacji oraz uznania religii prez-
biteriańskiej w Szkocji i podjęcia starań o jej wprowadzenie
w Anglii4. Na takie rozwiązanie młody król nie był
przygotowany i próbował go za wszelką cenę uniknąć.
Mianował swym dowódcą w Szkocji wiernego sługę
Stuartów Jamesa Grahama, markiza Montrose, powierzając
mu zadanie wywalczenia szkockiego tronu siłą. Klęska
Montrose’a w górach wschodniej Szkocji w kwietniu
1650 r. przekreśliła te plany. Po długotrwałych targach ze
swoimi szkockimi protektorami 23 czerwca 1650 r. Karol
wylądował w hrabstwie Moray i pomaszerował do Edyn­
burga, aby 15 lipca zasiąść na tronie szkockim jako Karol II.
Republika angielska potraktowała wybór Karola II na
króla Szkocji jako wyzwanie i zdecydowała się na interwen­
cję zbrojną, tym bardziej, że Karol szykował się do wyprawy
na Londyn, aby przywrócić władzę Stuartów w Anglii.
Miała mu w tym pomóc armia szkocka licząca 18 tys.
żołnierzy piechoty i 8 tys. jazdy pod wodzą generała Davida
Lesliego. Gdy próby odciągnięcia Szkotów od Karola II nie
powiodły się, 22 lipca 1650 r. Cromwell na czele swej
zaprawionej w bojach armii złożonej z 10 tys. żołnierzy

4 Konfederacja Narodowa (National Covenant) — akt konfederacji


sporządzony przez Szkotów 19 lutego 1638 r. w obronie „prawdziwej
religii oraz wolności i praw królestwa Szkocji”. W istocie bronił wiary
protestanckiej i zdobyczy reformacji; skierowany był przeciwko katolikom
oraz absolutyzmowi Karola I i jego próbom podporządkowania szkockiego
Kościoła prezbiteriańskiego Kościołowi anglikańskiemu.
piechoty i 6 tys. jazdy przekroczył granice Szkocji i ruszył
na Edynburg. Silny opór Szkotów zmusił go w sierpniu do
odstąpienia od miasta. Mimo utraty czwartej część armii,
3 września w bitwie pod Dunbar Cromwell rozbił dwukrot­
nie silniejsze, lecz mniej wartościowe i źle dowodzone
wojska szkockie blokujące mu drogę odwrotu do Anglii.
Klęska pod Dunbar była wielkim ciosem dla szkockiego
prezbiterianizmu, zachwiała jego autorytet wśród Szkotów
i umocniła pozycję rojalistów. 1 stycznia 1651 r. odbyła się
koronacja Karola II w historycznym Scone, tradycyjnym
miejscu koronacyjnym władców Szkocji.
Po bitwie od Dunbar Szkoci wycofali się na północ
i zajęli silne pozycje obronne pod Stirling, gdzie przeby­
wał Karol II. W końcu grudnia 1650 r. Cromwell opano­
wał zamek w Edynburgu, ale ciężka choroba, na jaką
zapadł w lutym, uniemożliwiła mu prowadzenie dalszych
działań. Zimą 1651 r. jeden z jego najzdolniejszych
dowódców, pułkownik George Monck, zdobył szkockie
twierdze w południowo-wschodniej Szkocji (w maju
1651 r. został za to mianowany generałem majorem
artylerii). W lipcu 1651 r. Cromwell wznowił działania
na wschodzie kraju. Przeprawił morzem swoje siły
główne na tyły Szkotów, zdobył ważne miasto Perth
i odciął przeciwnikowi dostawy zaopatrzenia. Karol II,
mając otwartą drogę do Anglii, 31 lipca na czele
16-tysięcznej armii szkockiej wkroczył na terytorium
angielskie i ruszył wzdłuż zachodniego wybrzeża, licząc
na wywołanie powstania rojalistów i odzyskanie tronu.
3 września, dokładnie w pierwszą rocznicę bitwy pod
Dunbar, maszerująca na Londyn armia szkocka została
zniszczona pod Worcester przez ściągnięte ze Szkocji
wojska Cromwella i pospiesznie zebrane oddziały milicji
angielskiej. Karol II z trudem uszedł z pogromu dzięki
energicznej akcji straży tylnej dowodzonej przez hrabiego
Clevelanda. Jego ucieczka po bitwie pod Worcester
obrosła legendą. Przez sześć tygodni błąkał się po kraju,
podróżując w przebraniu. Raz nawet ukrył się przed
żołnierzami parlamentu w konarach słynnego dębu Royal
Oak w Boscobel, niedaleko Shifnal w hrabstwie Shropshire.
Parlament wyznaczył za jego głowę tysiąc funtów nagrody
i zagroził śmiercią wszystkim, którzy udzielą mu poparcia.
W końcu, dzięki pomocy lojalnych katolickich poddanych
i wiernych sług, przedostał się na południowe wybrzeże. Po
nieudanej próbie rejsu z Lyme Regis, odpłynął 15 paździer­
nika z portu Shoresham i w asyście lorda Henry’ego
Wilmota przedostał się do Francji.
W sierpniu 1651 r„ gdy Cromwell operował przeciwko
armii Karola II, generał Monck został naczelnym dowódcą
wojsk republikańskich w Szkocji. Zajął Stirling, a następnie
wziął do niewoli rząd tymczasowy (Komitet Stanów)
pozostawiony w kraju przez Karola. Podczas oblężenia
Dundee, gdy obrońcy odrzucili jego warunki kapitulacji,
Monck kazał dla przykładu wyciąć cały garnizon i pozwolił
swoim żołnierzom plądrować miasto przez 24 godziny. Do
końca 1651 r. jego wojska przejęły kontrolę nad całą
nizinną częścią Szkocji i odcięły rojalistyczne klany szkoc­
kich górali w północnej części kraju. Na początku 1652 r.,
po ośmiu miesiącach oblężenia, Monck zmusił do poddania
ostatnią twierdzę Szkotów — zamek Dunottar. Sprawa
Karola II w Szkocji została ostatecznie przegrana, a on sam
był już na emigracji we Francji.
Klęska Karola II i sukcesy Moncka oznaczały koniec
niepodległości Szkocji. Zwycięski Cromwell postanowił
wprowadzić unię pomiędzy obu krajami. W lutym 1652 r.
monarchia szkocka została zniesiona. Zwołani do Dalkeith
przedstawiciele szkockich hrabstw i miast przyjęli „propozy­
cję” unii i Szkocja stała się częścią cromwellowskiej
republiki. Kraj znalazł się faktycznie pod okupacją angiel­
ską, którą realizowało ośmiu angielskich komisarzy (od
1655 r. ich miejsce zajęła Rada Państwa) i wojskowy
gubernator, którym na wiosnę 1654 r. mianowano Moncka.
W kwietniu 1654 r. Szkocji, podobnie jak poprzednio
Irlandii, przyznano 30 miejsc we wspólnym parlamencie,
na ogólną liczbę 460. Po podbiciu Irlandii i przyłączeniu
Szkocji wszystkie trzy wyspiarskie królestwa zostały połą­
czone w jeden organizm państwowy, tworząc podwaliny
pod powstanie Wielkiej Brytanii.
Na wiosnę 1653 r. parlament kadłubowy zgłosił propozy­
cję drastycznego ograniczenie wojskowego establishmentu.
Niewydolność sądownictwa groziła anarchizacją kraju,
a bezsilność parlamentu i Rady Państwa wobec problemu
reformy systemu prawnego prowokowały zarzuty ze wszys­
tkich stron. Zniecierpliwiony Cromwell oświadczył, że
„konieczność nie zna prawa” i przy pomocy części burżuazji
i armii 20 kwietnia rozwiązał parlament oraz Radę Państwa.
13 grudnia przyjął zaoferowany mu przez grupę posłów
i dowódców wojskowych tytuł lorda-protektora (Lord-
Protector) i przejął władzę w kraju. Anglia z republiki
przekształciła się w protektorat, w którym oparcie dla
rządów Cromwella stanowiła armia (od sierpnia 1655 r.
lord protektor sprawował ją za pośrednictwem generałów
majorów — dowódców 11 okręgów wojskowych, na jakie
podzielono obszar Anglii i Walii). Z punktu widzenia
ustroju państwowego była to dyktatura wojskowa, stojąca
na straży interesów nowej szlachty i części mieszczaństwa.
Cromwell stał się faktycznie niekoronowaną głową państwa.
Swoją władzę dzierżył aż do śmierci we wrześniu 1658 r.
Do pomocy w rządach dodano Cromwellowi nową
15-osobową Radę Państwa i jednoizbowy, tzw. mały
parlament (Little Parliament), składający się z 400 posłów
z Anglii i po 30 z Irlandii i Szkocji. Lord protektor nie
potrafił jednak ułożyć sobie stosunków z dość samodziel­
nym i radykalnym przedstawicielstwem i rozwiązał je pod
koniec 1654 r. Odtąd musiał liczyć się jedynie z opinią
i nastrojami w armii.
W marcu 1655 r. w hrabstwach Nottingham i Wiltshire
wybuchła przeciwko dyktaturze Cromwella rojalistyczna
rewolta. Jej przywódcy: lord John Byron, sir George Savile
i pułkownik John Penruddock pozostawali w zmowie
z Karolem II, który czekał w Holandii na wieści o po­
wstaniu, aby przeprawić się do Anglii. Bunt miał ograni­
czony zasięg i wobec braku szerszego poparcia do maja
został zdławiony przez siły wierne rządowi. We wrześniu
1656 r. Cromwell zwołał swój drugi parlament, który
zaproponował przywrócenie drugiej Izby i restytucję monar­
chii. Projekt przewidywał osadzenie na tronie Cromwella.
Wniosek wywołał burzliwe protesty, zwłaszcza ze strony
kół wojskowych. Cromwell, mimo wyraźnych tendencji
monarchistycznych, odmówił przyjęcia korony królewskiej.
Na podstawie nowej konstytucji z maja 1657 r. został
mianowany dożywotnim lordem protektorem z prawem
wyznaczenia swojego następcy. Realnym osiągnięciem
parlamentu było zniesienie administracji wojskowej, na
której czele stali generałowie majorowie mający nieograni­
czoną władzę, zwłaszcza w zakresie spraw politycznych
i wojskowych, oraz przywrócenie w 1657 r. instytucji Izby
Lordów (w tym celu Cromwell mianował 63 nowych
„lordów”). Spory pomiędzy obu izbami w sprawach kom­
petencyjnych i naciski części posłów na przywrócenie
ustroju republikańskiego skłoniły Cromwella do rozwiązania
w lutym 1658 r. i tego parlamentu. Wywołało to liczne
protesty i spiski przeciwników politycznych, podsycane
umiejętnie przez przebywającego na emigracji i szukającego
pomocy w różnych krajach Karola II.
Po zwycięskim zakończeniu wojen w Irlandii i Szkocji,
Cromwell energicznie zajął się umocnieniem pozycji Anglii
na arenie międzynarodowej. W krótkim czasie za pomocą
floty odbudował osłabioną w wyniku wojny domowej więź
między metropolią i koloniami, w których istniały silne
tendencje rojalistyczne. Rozpoczął też budowę unii poli­
tycznej w ramach wielkiego protestanckiego sojuszu, który
miał obejmować Anglię, Holandię, Danię, Szwecję, Szwaj­
carię i protestanckie księstwa niemieckie. Wysłana do Hagi
misja angielska pod przewodnictwem Olivera St. Johna
i Waltera Stricklanda spotkała się jednak z odmową władz
holenderskich. Fiasko negocjacji wynikało z obawy Holen­
drów, że unia z Anglią, krajem znacznie większym i lud­
niejszym, mogłaby doprowadzić do faktycznego wchłonię­
cia holenderskich prowincji przez potężnego partnera. Na
niepowodzenie misji Anglia zareagowała słynnym Aktem
Nawigacyjnym (Navigation Act), uchwalonym przez par­
lament w październiku 1651 r.
Akt postanawiał, że towary pozaeuropejskie można było
przywozić do Anglii tylko na statkach angielskich lub
z angielską załogą. Jeśli chodzi o towary europejskie, to
mogły je przywozić do portów angielskich tylko statki
angielskie, bądź statki kraju, w którym towary te zostały
oryginalnie wyprodukowane. Ponadto akt gwarantował
monopol angielski na handel między Anglią i jej koloniami
oraz zakazywał sprzedaży w Anglii ryb złowionych przez
obcych rybaków na wodach, które Anglia uważała za
swoją wyłączną domenę (Morze Północne i północny
Atlantyk). Godziło to bezpośrednio w gospodarkę Holandii,
największego rywala Anglii w dziedzinie żeglugi i handlu
morskiego. Polityka parlamentu wszelkimi sposobami dą­
żyła do wyeliminowania pośrednictwa tego kraju w handlu,
uprawianego z pomocą olbrzymiej floty handlowej przez
liczne kompanie. Głównym celem Anglii było powiększenie
produkcji kolonialnej i zwiększenie tą drogą zaopatrzenia
metropolii w podstawowe surowce i produkty, bez udziału
Holendrów, których działalność w istotny sposób hamowała
rozwój ekonomiczny kraju.
Odmowa uznania przez holenderskich kupców, armato­
rów i rybaków Aktu Nawigacyjnego stała się bezpośrednią
przyczyną pierwszej wojny z Holandią (1652-1654). Wojna
Anglii z Holandią była w istocie walką o panowanie na
morzach i hegemonię w światowym handlu i żegludze.
Działania wojenne toczyły się głównie na morzu, w Europie
i na szlakach łączących Anglię z jej zamorskimi koloniami.
Słabsza liczebnie, ale lepiej wyszkolona flota angielska pod
dowództwem admirała Roberta Blake’a walczyła na ogół
pomyślnie z flotą holenderską. Zdolni admirałowie holenders­
cy: Maarten van Tromp, Witte de With i Michiel de Ruyter
przez długi czas nie dawali za wygraną, ale to Anglia
ostatecznie odniosła zwycięstwo. Na mocy układu pokojowe­
go podpisanego w Westminsterze w 1654 r. Holandia uznała
niekorzystny dla niej Akt Nawigacyjny, zapłaciła kontrybucję
i zgodziła się na symboliczne oddawanie honorów („salut
flagi”) statkom angielskim na „wodach angielskich”. W ten
sposób pozycja międzynarodowa Anglii uległa poważnemu
wzmocnieniu i położone zostały podwaliny pod budowę jej
przyszłej potęgi kolonialnej.
W tym czasie Anglia prowadziła wojnę z Portugalią,
która wspierała wysiłki rojalistów w okresie wojny domo­
wej. Zwycięstwa floty angielskiej wymusiły na Portugalii
wysokie kontrybucje wojenne i zawarcie w 1654 r. korzyst­
nej umowy handlowej, która dała statkom angielskim
dostęp do kolonii portugalskich. W tym samym roku
Anglia podpisała umowę z Danią, otwierając sobie drogę
do portów bałtyckich, i zawarła sojusz ze Szwecją, którą
wspomagała m.in. w wojnie z Polską (1655-1660). Po
okresie wrogości w stosunkach z Francją, w latach
1653-1654, doszło do zbliżenia między obu krajami.
Poprawie stosunków Anglii z Francją towarzyszyło
pogorszenie relacji z Hiszpanią. Efektem tego było zawarcie
w 1655 r. traktatu angielsko-francuskiego wymierzonego
przeciwko Hiszpanii. W 1657 r. Anglia i Francja zawarły
przymierze zaczepno-obronne (sojusz westminsterski) pod­
pisane przez Mazarina i Cromwella. Zgodnie z jego
postanowieniami Cromwell zobowiązał się do wysłania
sześciotysięcznego korpusu ekspedycyjnego do Flandrii,
gdzie toczyły się najbardziej zacięte walki z wojskami
hiszpańskimi, oraz utrzymywania floty u wybrzeży Flaman-
dii. Siły te w 1658 r. wzięły udział w oblężeniu Dunkierki.
14 czerwca uczestniczyły w bitwie na Wydmach (Diunach)
Dunkierki, w której połączone siły francusko-angielskie
marszałka Turenne’a rozbiły odsiecz hiszpańską Don Juana
de Austria i księcia Louisa de Condégo. W wyniku
zwycięstwa w wojnie z Hiszpanią, na mocy traktatu
pirenejskiego z 7 listopada 1659 r., w posiadanie Anglii
weszła Jamajka w Indiach Zachodnich (zajęta w maju
1655 r. przez admirała Williama Penna i generała Roberta
Venablesa) oraz Dunkierka. Opanowanie Dunkierki było
jednym z największych sukcesów dyplomatycznych i mili­
tarnych Cromwella. W ten sposób Anglia zyskała bazę na
francuskim wybrzeżu kanału La Manche, skąd mogła lepiej
kontrolować żeglugę holenderską i zapewnić większe
bezpieczeństwo dla handlu angielskiego.
Ostatnie lata protektoratu Olivera Cromwella w Anglii
upłynęły pod znakiem poważnych trudności wewnętrznych.
Nasiliły się spory polityczne w sprawie kształtu ustroju
republikańskiego. Trudności polityczne potęgował kryzys
gospodarczy. Skarb państwa, zasilany głównie funduszami
uzyskanymi ze sprzedaży skonfiskowanych dóbr przeciw­
ników politycznych, zaczął świecić pustkami. W 1657 r.
deficyt budżetowy osiągnął niespotykany poziom 1,5 mln
funtów. Po śmierci Cromwella 3 września 1658 r., władzę
objął jego nieudolny syn Richard. Faktyczne rządy sprawo­
wała partia wojskowa poprzez elitarną Radę Oficerską. Na
jej czele stali republikańscy generałowie Charles Fleetwood
i John Disbrowe, zięć i szwagier Olivera Cromwella, którzy
traktowali jego syna jak marionetkę. Zwołany w styczniu
1659 r. nowy parlament zatwierdził Richarda Cromwella na
stanowisku lorda protektora, lecz wypowiedział się przeciwko
dominacji partii wojskowej w rządach. Młody Cromwell
opowiedział się po stronie parlamentu, lecz pod naciskiem
kliki oficerskiej 22 kwietnia rozwiązał swój parlament. Jego
dni u steru władzy były odtąd policzone.
Od czasu podboju Szkocji przez Olivera Cromwella
w kraju tym rządził żelazną ręką generał Monck. W 1654 r.
Monck brutalnie zgniótł rojalistyczne powstanie pod przy­
wództwem hrabiego Glencaifn i generała Johna Middletona.
Po jego stłumieniu Anglicy wybudowali w Szkocji pięć
wielkich fortec: Leith, Ayr, Perth, Inverlochy i Inverness
oraz utworzyli ponad 20 mniejszych garnizonów, które
miały odtąd pilnować porządku w kraju. Przywróciwszy
porządek w Szkocji, Monck rozprawił się z konspiracją
lewellerów we własnej armii, którzy szykowali na niego
zamach. Siatka republikańskich spiskowców kierowana
przez zastępcę Moncka, pułkownika Roberta Overtona,
została rozbita, a ich przywódca został skazany na cztery
lata więzienia bez sądu. Dało to Monckowi pretekst do
pozbycia się z własnych szeregów wszystkich przeciwników
politycznych i różnej maści ekstremistów. Odzyskawszy
pełną kontrolę nad wojskiem, Monck sprawował dowództwo
wojskowe w Szkocji przez następne pięć lat. Mimo różnych
plotek o jego udziale w spiskach rojalistycznych, pozostał
w przyjacielskich stosunkach z Olivérem Cromwellem
i był lojalnym sługą protektoratu. Po śmierci Cromwella
podporządkował się nowemu lordowi protektorowi i zaofe­
rował mu swoją pomoc w rządzeniu krajem. Doradzał
młodemu Cromwellowi redukcję armii o połowę i za­
trzymanie tylko najbardziej lojalnych oficerów. Niezdecy­
dowany Richard odrzucił tę mądrą radę. Monck nie podjął
żadnej akcji, gdy w maju 1659 r. główni oponenci młodego
Cromwella, Fleetwood i Disbrowe, po ośmiu miesiącach
jego nieudolnych rządów, podczas których robił błędy i nie
umiał sobie poradzić z trudną sytuacją wewnętrzną, zmusili
go do ustąpienia i odejścia z życia politycznego. Nie zrobił
też nic, gdy republikanie doprowadzili do reaktywowania
parlamentu kadłubowego. 7 maja parlament triumfalnie
„zmartwychwstał”, a Izba Gmin uchwaliła, że od kwietnia
1653 r. w parlamencie trwała jedynie przerwa. Przywrócono
republikę, co oznaczało koniec protektoratu. Fleetwood
został mianowany wodzem naczelnym. Wielu byłych ofi­
cerów Cromwella otrzymało dymisje. Natomiast do wojska
wrócił generał John Lambert, dawny przyjaciel Olivera
Cromwella, usunięty przez niego z armii za przeciw­
stawianie się monarchistycznym planom jedynowładcy
i nadużycia finansowe przy wypłacie zaległego żołdu
żołnierzom, dzięki czemu dorobił się fortuny. W ten sposób
najwyższa władza przeszła formalnie w ręce parlamentu,
znajdującego się całkowicie pod kontrolą elity oficerskiej
i republikańskiej Rady Państwa.
Latem 1659 r. wysłannicy Karola II nawiązali kontakt
z Monckiem w sprawie możliwości przywrócenia władzy
królowi, ale Monck uznał zobowiązania w tej sprawie za
przedwczesne. Dopiero w październiku ogłosił, że jest
gotów wesprzeć działania parlamentu przeciwko dominacji
elity oficerskiej. Na wieść o tym wojsko wystąpiło przeciw­
ko Fleetwoodowi i poparło ambitnego Lamberta żądającego
niezależności armii od parlamentu. 13 października zbun­
towani żołnierze rozpędzili parlament, a Lambert z wojs­
kiem wyruszył przeciwko Monckowi na północ. Kiedy
armia Lamberta dotarła do Newcastle, Monck rozpoczął
z nim rokowania, gromadząc jednocześnie wojska w Cold­
stream na granicy z Anglią. Przedłużające się negocjacje,
zła pogoda i brak żołdu sprawiły, że w oddziałach Lamberta
zaczęły się dezercje. W międzyczasie w Londynie repub­
likanie reaktywowali parlament5. Monck został mianowany

5 Był to „długi parlament” (Long Parliament) zebrany w pierwotnym


składzie. Obradował od listopada 1640 r. do grudnia 1648 r., stanowiąc
kierowniczą siłę rewolucji angielskiej. Po zatargu z armią Cromwella,
w wyniku „czystki Pride'a”, funkcjonował w zmniejszonym składzie jako
„parlament kadłubowy”.
naczelnym dowódcą wszystkich wojsk w Anglii i Szkocji.
Flota również opowiedziała się po stronie parlamentu.
1 stycznia 1660 r. Monck ruszył z Coldstream na południe
na czele armii liczącej 5 tys. piechoty i 2 tys. kawalerii,
złożonej głównie z weteranów wojen cromwellowskich.
Resztki wojsk Lamberta rozpierzchły się bez walki. Monck
bez oporu wkroczył do Anglii i 3 lutego 1660 r. zajął
Londyn. Z jego inicjatywy wybrano nowy parlament,
w którym przewagę uzyskali zwolennicy przywrócenia
monarchii. Parlament obradował do 16 marca, po czym
podjął uchwałę o samorozwiązaniu. W tym czasie Monck
prowadził tajne negocjacje z rojalistami, zdecydowany na
restaurację Stuartów, w czym widział jedyną siłę zdolną
powstrzymać chaos w kraju. Stronnikom króla doradzał, by
Karol ogłosił powszechną amnestię, uznał stan posiadania
ziemi, zapowiedział wypłatę zaległego żołdu w armii i flocie
oraz przyrzekł wolności religijne.
4 kwietnia 1660 r. Karol II wydał w Bredzie manifest,
znany jako Deklaracja z Bredy (Declaration of Breda
1660), w którym zakreślił wstępne warunki restauracji
monarchii. Zawierały one obietnicę amnestii dla byłych
uczestników rewolucji, wprowadzenie wolności wyznania
i prawnych rozstrzygnięć w sporach o ziemię. Zastrzegł
jednak, że wszystko ostatecznie będzie zależało od zgody
parlamentu. Dokument został sporządzony osobiście przez
Karola i jego trzech doradców: sir Edwarda Hyde’a, Jamesa
Butlera, markiza Ormonda, i sir Edwarda Nicholasa.
Deklaracja z Bredy została opublikowana 4 kwietnia. Jej
kopie przesłano oddzielnie do Izby Lordów, Izby Gmin,
armii, floty i władz Londynu.
Podczas wolnych wyborów do nowego parlamentu,
zwanego konwentem (Convention Parliament), wpływy
republikanów okazały się bardzo małe. Kraj miał dosyć
chaosu i eksperymentów sprzecznych z dotychczasową
tradycją. Przewagę uzyskali w nim zwolennicy przywrócenia
monarchii. Pierwsze posiedzenie nowego parlamentu od­
było się 25 kwietnia 1660 r. 1 maja Monck „w imieniu
Boga, parlamentu i króla” zarekomendował parlamentowi,
aby zaproponował znajdującemu się na wygnaniu w An­
twerpii Karolowi objęcie tronu angielskiego na warunkach
Deklaracji z Bredy. Gdy 8 maja sir John Greenville
przekazał tekst deklaracji parlamentowi, obie Izby je­
dnogłośnie zagłosowały za przywróceniem monarchii
i proklamowały Karola Stuarta legalnym królem Anglii
od śmierci ojca, z racji urodzenia i sukcesji prawnej,
jako Karola II. Wkrótce do Hagi wyjechało 12 komisarzy
parlamentarnych z zapewnieniem lojalności nowemu mo­
narsze. Symbolem końca rewolucji angielskiej i „blu-
źnierczego” eksperymentu republikańskiego stał się trup
„królobójcy” — Olivera Cromwella, wywleczony z grobu
i powieszony na londyńskiej szubienicy 6.

KAROL II I JEGO PANOWANIE

Najstarszy z żyjących synów króla Karola I i królowej


Henrietty Marii — Karol Stuart, urodził się w pałacu St.
James w Londynie 29 maja 1630 r. Wojna domowa
wybuchła, gdy Karol miał 12 lat. Chociaż młodemu
Karolowi jako następcy tronu przysługiwał tytuł księcia
Walii (Prince of Wales), nigdy formalnie go nie nosił.
Szybko zaczął się szkolić w rzemiośle rycerskim. Został
honorowym dowódcą konnej gwardii przybocznej króla
(Horse Guards) i był obecny na polu bitwy pod Edgehill
w 1642 r. Towarzyszył ojcu w jego kampaniach do 1645 r.,
a następnie został tytularnym dowódcą sił rojalistycznych

6 Wraz z ciałem Cromwella wykopano ciała dwóch innych „królobój-


ców”: przewodniczącego trybunału Johna Bradshawa oraz głównego
pomocnika Cromwella, generała Henry’ego Iretona. Ich szczątki przewie­
ziono do Tyburn pod Londynem, powieszono na szubienicach, a potem
pogrzebano na miejscu we wspólnym grobie.
w zachodniej Anglii. Wspomagany radą i doświadczeniem
umiarkowanych rojalistów, wśród których byli lord Ralph
Hopton i zaufany doradca Karola I, sir Edward Hyde,
próbował koordynować wysiłki swoich podwładnych: sir
Richarda Greenville’a i lorda Goringa, aż do triumfalnej
inwazji armii parlamentu pod wodzą Thomasa Fairfaxa na
Zachód w latach 1645-16467 Po upadku Bristolu we wrześniu
1645 r. wycofał się do Kornwalii, sprzeciwiając się za
namową swych doradców woli ojca, który kazał mu uciekać
do Francji i dołączyć do przebywającej na wygnaniu królowej
matki. Po klęsce Hoptona pod Torrington w lutym 1646 r.
książę i jego rada udali się na Wyspy Scilly, a w kwietniu
znaleźli schronienie na wyspie Jersey u wybrzeży Normandii.
Ostatecznie Karol opuścił swych doradców i w czerwcu
1646 r. znalazł się u boku matki w St. Germain pod Paryżem.
Po wybuchu wiosną i latem 1648 r. powstań rojalistycz-
nych w Anglii i Walii, oznaczających początek drugiej
wojny domowej, książę Karol wyjechał do Hagi i stanął na
czele eskadry dziesięciu okrętów wojennych, których załogi
przeszły na stronę rojalistów i uciekły do Holandii. Jego
próba udzielenia pomocy powstańcom we wschodniej Anglii
i Kencie nie powiodła się w wyniku działań floty par­
lamentu, która pod koniec sierpnia zastąpiła drogę okrętom
królewskim u ujścia rzeki Medway. Do bitwy nie doszło
z powodu silnego sztormu, który rozproszył obie floty.
Zniechęcony niepowodzeniem Karol wrócił do Hagi i oddał
komendę swemu kuzynowi, księciu Rupertowi Reńskiemu.
Po egzekucji Karola I w styczniu 1649 r. książę Karol
został ogłoszony królem Szkocji (5 lutego) pod warunkiem
podpisania konfederacji i podjęcia starań o doprowadzenie
do uznania w Anglii religii prezbiteriańskiej.
25 marca 1650 r. rozpoczęły się w Bredzie tajne negoc­
jacje pomiędzy Karolem i przywódcami szkockich syg­
natariuszy konfederacji. Królowa Henrietta Maria i więk­
szość angielskich rojalistów była przeciwna sojuszowi ze
szkockimi prezbiterianami, ale sytuacja nie sprzyjała Karo­
lowi i jego stronnikom. Plan uczynienia z Irlandii bazy do
dalszej walki upadł wraz z inwazją Cromwella na ten kraj,
a apele do innych dworów europejskich o pomoc militarną
przeciwko republice spełzły na niczym. Karol uznał, że
armia szkocka pozostaje jedyną nadzieją na odzyskanie
tronu Anglii. Świadomi bardzo trudnej sytuacji, w jakiej
znalazł się Karol, szkoccy negocjatorzy postawili ciężkie
warunki. Zgodnie z nimi Karol miał się zobowiązywać do
podpisania konfederacji i przyrzec wprowadzenie jego
postanowień we wszystkich częściach zjednoczonego kró­
lestwa (Anglii, Szkocji i Irlandii), wszyscy członkowie
dworu królewskiego mieli przyjąć religię prezbiteriańską,
król miał uznać szkocki parlament i wszystkie jego akty
prawne wydane od 1641 r., oraz zerwać wszelkie formalne
więzi z rojalistami w Szkocji i Irlandii 7.
Mimo protestów Karola, który twierdził, że nie ma
możliwości prawnego wprowadzenia prezbiterianizmu
w Anglii lub Irlandii bez zgody ich parlamentów, liderzy
konfederacji pozostali nieugięci. Prowadzone w ponurej
atmosferze negocjacje ciągnęły się przez marzec i kwiecień.
Dopiero klęska oddanego sprawie Stuartów markiza Mont­
rose’a w bitwie z wojskami konfederacji 27 kwietnia
1650 r. pod Carbisdale i jego egzekucja w Edynburgu (21
maja) skłoniły Karola do ustępstw. Ostatecznie, ku roz­
czarowaniu angielskich rojalistów, po długotrwałych waha­
niach młody król, który wciąż pozostawał na wygnaniu
w Niderlandach, przyjął wszystkie twarde warunki, jakie
narzucili mu szkoccy prezbiterianie. 1 maja 1650 r. syg­
nował traktat z Bredy (The Treaty of Breda) i podpisał
Konfederację Narodową natychmiast po lądowaniu w Szko­
cji 23 czerwca 1650 r., zdradzając wszystko, co wiemy
7 Ten ostatni warunek miał zmusić Karola do odcięcia się od wyprawy
Montrose’a do Szkocji i traktatu podpisanego przez markiza Ormonda
z irlandzkimi konfederatami.
Montrose próbował zrobić dla niego, podobnie jak przedtem
dla jego ojca.
Po nieudanej wyprawie do Anglii i klęsce pod Worcester,
Karol uciekł do Francji i dołączył do matki w podparyskim
St. Germain. Żyjąc z niewielkiej pensji przyznanej mu
przez Ludwika XIV, otoczony gronem skłóconych dorad­
ców, popadł w apatię i na pewien czas zerwał z polityką.
Wesoły z natury, dowcipny i towarzyski Karol lubił
zwierzęta, kobiety i teatr. Był miłośnikiem i znawcą sztuki
i muzyki. Czas spędzony na dworze króla Francji dzielił
pomiędzy zabawę, teatr i kochanki. Liczne flirty z angiel­
skimi damami przebywającymi na wygnaniu zaowocowały
wieloma nieślubnymi dziećmi (Karol oficjalnie uznał 14
dzieci, które miał z siedmioma kochankami). W tym czasie
jego niestrudzony doradca Hyde ukierunkowywał politykę
Stuartów na odzyskanie tronu Anglii, podczas gdy królowa
Henrietta robiła wszystko, aby nakłonić następcę tronu
i jego przyjaciół do przyjęcia wiary katolickiej. Sama
żarliwa katoliczka, natrafiła jednak na opór syna. Korzys­
tający z uroków życia Karol nie miał mocnych przekonań
religijnych i nie zamierzał przywiązywać się do żadnej
religii. Przed katolicyzmem uchroniła go wola ojca i wpły­
wy Hyde’a. Za to jego młodsze rodzeństwo, z którym był
zawsze w bliskich stosunkach — siostra Henrietta Anna
(od 1661 r. bratowa Ludwika XIV) oraz brat Jakub, książę
Yorku — zostali wychowani typowo po katolicku.
Gdy w 1654 r. Cromwell negocjował doraźny sojusz
polityczno-wojskowy z kardynałem Mazarinem przeciwko
Hiszpanii, Karol z grupą swoich zwolenników z powodów
dyplomatycznych musiał opuścić Paryż i osiadł w Kolonii,
a gdy wojna Anglii z Hiszpanią stała się nieunikniona,
przeniósł się do Brugii w hiszpańskich Niderlandach.
Podczas wojny angielsko-hiszpańskiej (1655-1659) rojalis-
tyczni wygnańcy wystawili oddziały wojskowe liczące
3 tys. ludzi, którymi dowodził książę Jakub. Walczyły one
dzielnie u boku Hiszpanów w obronie Flandrii przed
inwazją angielsko-francuską, ponosząc przy tym ciężkie
straty (w samej tylko bitwie na Wydmach rojaliści stracili
około 500 ludzi).
23 maja 1660 r„ po jedenastu latach wygnania, Karol
wylądował w porcie Dover witany radośnie przez pod­
danych. Pierwszym, który obok burmistrza Dover powitał
króla po zejściu na brzeg, był generał Monck. Sześć dni
później, 29 maja, dokładnie w dniu swoich trzydziestych
urodzin, Karol II triumfalnie wjechał do Londynu. Wzdłuż
całej drogi z Dover do pałacu Whitehall, który po latach
przerwy znowu stał się jego domem, pozdrawiały go tłumy
odświętnie ubranych ludzi, po raz pierwszy od prawie 20
lat jawnie okazujących swoją radość. 1 lipca Karol II
wygłosił swoje pierwsze orędzie w parlamencie. Jego
uroczysta koronacja w opactwie westminsterskim (West­
minster Abbey) odbyła się 23 kwietnia 1661 r.
Powrót Stuartów na tron został powitany w Anglii
z wielkim entuzjazmem. Wśród ogólnej i niekłamanej
radości główni aktorzy, król i jego kanclerz Edward Hyde,
natychmiast przystąpili do organizowania sceny politycznej
i zaplecza dla swoich rządów. Nie było to zadanie łatwe.
Paradoksalnie restauracja monarchii Stuartów nastąpiła przy
znacznym udziale tych warstw i elit, które były siłą
sprawczą rewolucji burżuazyjnej, to jest burżuazji i nowej
szlachty (gentry). Karol II zdawał sobie z tego doskonale
sprawę i musiał się z nimi liczyć. Wesoły, niedbały
i leniwy z natury, jako polityk wykazywał sporo sprytu,
zręczności i cynizmu. Jak wspomniano, nie miał też
zdecydowanych przekonań religijnych, co wyróżniało go
na tle innych członków rodziny. Na wygnaniu konsekwen­
tnie odmawiał przejścia na katolicyzm i wojskowej pomocy
Francji. Dobrze wiedział, że lud angielski widząc katolic­
kiego króla na czele francuskiej armii, zwróciłby się
przeciwko niemu. Czuł także, że podporą władzy nie
mogła być tylko reakcja feudalna i siły starego porządku
stojące u podstaw absolutyzmu pierwszych Stuartów. Dla­
tego pierwszym celem króla był wybór najbliższych współ­
pracowników i zabezpieczenie interesów tych warstw, które
zapewniły mu powrót na tron i stanowiły oparcie dla jego
przyszłych rządów.
Edward Hyde stał się kluczową postacią nowego rządu.
Po śmierci Cromwella Karol mianował go tytularnym
lordem kanclerzem (Lord Chancellor) i powierzył mu
delikatną misję prowadzenia negocjacji z angielskimi
prezbiterianami i innymi zwolennikami powrotu monarchii.
Owocem tych negocjacji była Deklaracja z Bredy. Nie­
strudzone wysiłki Hyde’a zostały docenione po wstąpieniu
Karola II na tron. Podniesiony w listopadzie 1660 r. do
godności para Anglii, w 1661 r. Hyde otrzymał tytuł
hrabiego Clarendon i jeszcze w tym samym roku wydał
swoją mało urodziwą córkę Annę za królewskiego brata,
Jakuba. Miała ona zostać matką przyszłych królowych
Anglii: Marii i Anny Stuart. Drugi z najbliższych współ­
pracowników króla, sir Edward Nicholas, został mia­
nowany jednym z dwóch sekretarzy stanu odpowiedzial­
nych za politykę zagraniczną. Inny zaufany doradca
króla, James Butler, markiz Ormond, czołowy przed­
stawiciel arystokracji irlandzkiej i były namiestnik Irlandii
z ramienia Karola I, otrzymał tytuł księcia i miejsce
w Tajnej Radzie Królewskiej (Privy Council). Stanowisko
skarbnika (Lord Treasurer) przypadło w udziale byłemu
doradcy Karola I hrabiemu Southampton, najbardziej
wpływowemu rojaliście, jaki pozostał w Anglii. Książę
Jakub stanął na czele floty jako lord wielki admirał
Anglii (Lord High Admiral of England)*.
Nie pominięto także nowych rojalistów. Generał Monck,
najsilniejszy człowiek w królestwie, został naczelnym
* Później Jakub dostał do pomocy zdolnego administratora, sekretarza
admiralicji Samuela Pepysa.
wodzem armii, dowódcą konnej gwardii Karola II i hono­
rowym lordem namiestnikiem Irlandii. Otrzymał tytuł
księcia Albemarle i prawo zasiadania w Tajnej Radzie9.
Regiment piechoty, którego był honorowym dowódcą, jako
jedyny oddział cromwellowskiej Armii Nowego Wzoru,
wszedł w skład stałej armii angielskiej10. Krewny Moncka,
sir William Morice, został drugim, obok Nicholasa, sek­
retarzem stanu, a admirał Edward Montague, który pod­
porządkował Karolowi angielską flotę, otrzymał tytuł
hrabiowski i wysokie stanowiska na dworze i w marynarce.
W najbliższym otoczeniu króla znalazł się jeszcze sir
Anthony Ashley Cooper, sojusznik Moncka w jego wysił­
kach nad restauracją Karola II. Poza tym w skład Rady
Królewskiej weszli sami rojaliści. Niższe stanowiska roz­
dzielono, zachowując właściwe proporcje pomiędzy za­
służonych rojalistów i prezbiterian, których sojusz przy­
wrócił Karolowi II władzę. Zaległy żołd w wojsku i mary­
narce wypłacono, ale armię rozwiązano i zredukowano do
6 tys. ludzi.
W chwili objęcia władzy przez Karola II na Wyspach
Brytyjskich mieszkało niecałe 9 milionów ludzi. Anglię
i Walię zamieszkiwało około 5,5 miliona, Irlandię ponad
2 miliony, a Szkocję około 1 milion. Największym miastem
był Londyn zamieszkany przez prawie 500 tys. ludzi. Inne
większe miasta Anglii znacznie ustępowały stolicy pod
względem liczby mieszkańców. Bristol i Norwich miały po
25 tys., Birmingham 15 tys., York i Manchester po 10 tys.,
Nottingham 8 tys., a Leeds 7 tys.

9 W latach późniejszych Monck w zasadzie nie brał udziału w życiu

politycznym kraju. W czasach wielkiej zarazy w 1665 r. i pożaru


Londynu w 1666 r. został gubernatorem miasta. Po śmierci w styczniu
1670 r. wyprawiono mu pogrzeb państwowy i pochowano w słynnym
opactwie westminsterskim.
10 Regiment Moncka dal początek istniejącemu do dziś pułkowi
królewskiej pieszej gwardii szkockiej Coldstream Guards.
Początkowo stosunki między Karolem II a konwentem,
w którym zasiadali niemal wyłącznie rojałiści i prez-
biterianie, układały się dobrze. Parlament położył podwaliny
pod restaurację monarchii, przygotowując warunki poli­
tyczne dla nowych rządów. W ciągu siedmiu miesięcy
działalności wypracował konsensus w trzech najistotniej­
szych dla kraju sprawach: stosunku do dawnych rewoluc­
jonistów, problemu ziemi i polityki finansowej. Warto
wspomnieć, że jedna z pierwszych decyzji parlamentu
dotyczyła unieważnienia purytańskich ustaw z czasów
Cromwella, które zakazywały działalności teatrów oraz
zabraniały śpiewu, muzyki i tańca. Sam król uwielbiał
dobrą zabawę, muzykę i sztukę sceniczną, co w połączeniu
z jego otwartością i wesołym usposobieniem przyniosło mu
wśród poddanych przydomek „wesołego monarchy” (Merry
Monarch).
W pierwszych miesiącach panowania Karola II prioryte­
towa stała się sprawa stosunku do sędziów, którzy wydali
wyrok śmierci na jego ojca w 1649 r. i innych czołowych
przywódców rewolucji. Różnice poglądów pomiędzy skraj­
nymi kręgami rojalistycznymi a umiarkowanymi zwolen­
nikami nowej władzy na tle rewanżyzmu w stosunku do
dawnych elit z okresu republiki i protektoratu nie pozwoliły
na szybkie załatwienie sprawy. Bardzo irytowało to króla,
który pragnął rozstrzygnąć tę sprawę jak najszybciej
w duchu mądrości i tolerancji. Trzeciego dnia po powrocie
do Londynu, Karol udał się do parlamentu i wygłosił mowę
do członków obu izb, w której wezwał do pilnego wydania
aktu przebaczenia w celu uspokojenia nastrojów poddanych.
Parlament wziął słowa króla pod uwagę i już następnego
dnia rozpoczął prace nad kształtem ustawy o amnestii.
Mimo ponagleń króla uchwalono ją dopiero 29 sierpnia
1660 r. Akt o odszkodowaniach i przedawnieniu (Act of
Indemnity and Oblivion), wspólne dzieło króla i par­
lamentu, zakazywał represji wobec prominentnych osób
z okresu republiki i protektoratu, z wyjątkiem osób
wskazanych imiennie przez parlament, oraz regulował
sprawę własności ziemi. Powszechne darowanie winy,
a właściwie obietnica łaski dla tych, którzy w ciągu
40 dni od powrotu króla do Anglii na nią się zdadzą,
objął większość tych, którzy podpisali wyrok śmierci
na Karola I. Targi polityczne dotyczące około 50 takich
osób (w 1660 r. żyło jeszcze 41 z 59 „królobójców”,
do tego doszło około 10 innych osób odpowiedzialnych
za śmierć króla) skończyły się zaledwie dziewięcioma
wyrokami śmierci dla ludzi, którzy odegrali czołowe
role w procesie i egzekucji Karola I. Karol II i jego
doradcy nie szukali krwawej zemsty, wystarczała im
obietnica lojalności, aby przebaczyć dawnym wrogom.
Sposób, w jaki wybrnięto z tej sytuacji, przyjęto ze
zrozumieniem i w pełni zaaprobowano11.
Z problemem amnestii ściśle wiązała się sprawa włas­
ności ziemi. Konfiskata lub przymusowy wykup posiadło­
ści należących do Kościoła i rojalistów był jedną z naj­
skuteczniejszych metod walki rządów rewolucyjnych
z opozycją i sposobem na zdobycie funduszy przez
parlament. Represjonowani w czasach republiki i protek­
toratu rojaliści-katolicy, którzy oczekiwali restytucji włas­
ności prywatnej i liczyli na powrót dawnych stosunków
feudalnych, srodze się zawiedli. Zwrot ziemi dawnym
właścicielom był po prostu niemożliwy. Wprawdzie Ko­
rona i Kościół odzyskały część swych utraconych dóbr,
ale nie powróciły do dawnych właścicieli majątki ziemskie,
które w poprzednim okresie zmieniły właścicieli w drodze

11 Ponadto w Szkocji został ścięty rok później markiz Argyle, od­

powiedzialny za śmierć Montrose’a, a w 1662 zawisł na szubienicy za


rebelię sir Harry Vane, znany ekstremista, który pozostawał w opozycji
zarówno do Karola I, jak i Cromwella. Oddano go katu mimo królewskiej
obietnicy ułaskawienia, gdyż nowy rząd obawiał się jego skłonności do
przeciwstawiania się każdej władzy.
prywatnej sprzedaży i obecnie znajdowały się w rękach
tych, którzy nabyli je w dobrej wierze i to za niemałe
pieniądze. Nowi właściciele znaleźli zresztą obrońców
w zdominowanym przez element prezbiteriański parlamen­
cie, który ani myślał o ustępstwach wobec katolików
i skutecznie szachował poczynania króla. Ponieważ rząd
nie miał środków na wykúp ziemi z rąk prywatnych,
a wywłaszczenie bez rekompensaty nie wchodziło w ra­
chubę ze względów politycznych i społecznych, przyjęto
zasadę, aby nie czynić nikomu więcej krzywdy, niż to
konieczne. Król postanowił zostawić tę sprawę natural­
nemu biegowi rzeczy, czyli sądom. Ostatecznie odebrano
tylko ziemie należące poprzednio do rodziny królewskiej
i Kościoła, oraz skonfiskowane bezpośrednio prawowitym
właścicielom bez procesu sądowego. Nawet jednak w ta­
kich przypadkach ich posiadacze mogli odkupić je ponow­
nie, jeśli dysponowali odpowiednią gotówką, która często
interesowała poprzednich właścicieli bardziej, niż odzys­
kane majątki. Niektórym rojalistom, którzy pozbyli się
majątków zgodnie z prawem, nawet jeśli byli do tego
przymuszeni, odmówiono zwrotu dóbr, chyba że zdołali
udowodnić przed sądem nieprawidłowości nieuregulowane
ustawą o odszkodowaniach. Tak więc swoje majątki
odzyskali rojaliści-uchodźcy lub banici, ale większość
ludzi, którzy musieli sprzedać swoje dobra, aby zapłacić
grzywny za czasów republiki i protektoratu, nie dostała
żadnej kompensaty. Wielu uważało takie postępowanie za
akt niewdzięczności ze strony Karola II, zapominając
o tym, że —jak wielu przywróconych do władzy monar­
chów — król musiał często wybierać pomiędzy lojalnością
wobec dawnych towarzyszy a poparciem nowych stron­
ników. Pomagała mu w tym skłonność do kompromisu za
wszelką cenę i charakterystyczna dla jego postępowania
nieuczciwość. Może dlatego —jak mawiał król z cynicz­
nym uśmiechem — „że prawdziwa wierność i ofiara nie
oczekuje żadnej nagrody”. Inaczej wyglądała sprawa
własności ziemi w Irlandii. Mogli ją tam zatrzymać
obecni właściciele-protestanci, pod warunkiem że przyjmą
anglikanizm. Ze względów praktycznych prawie wszyscy
to zrobili, stając się podporą Korony wśród wrogiej
ludności katolickiej.
W sprawach związanych z uregulowaniem dawnych
uraz i własności ziemi obie strony, król i parlament,
udowodniły, że Anglicy potrafią zachować zdrowy
rozsądek i porozumieć się w imię wyższych celów,
chociaż wciąż żywe były emocje, które łatwo mogły
popsuć kruchą szansę na narodowe pojednanie. Za
to w trzeciej ważnej dziedzinie naprawy państwa,
odbudowy finansów współpraca nie była już tak udana.
Początkowo trudno było przypisywać komukolwiek
złą wolę, decydował raczej brak umiejętności i zdolności
przewidywania. Nie bez znaczenia była także pamięć
o konstytucyjnym sporze pomiędzy pierwszymi Stu­
artami i parlamentem w sprawie zbierana podatków
i finansowania wydatków dworu oraz przestarzałe me­
tody napełniania królewskiego skarbca.
Zasadniczo Karol II potrzebował pieniędzy na trzy cele.
Po pierwsze, na długi i zwykłe codzienne wydatki rządu.
Po drugie, na opłacenie armii i floty. Po trzecie wreszcie,
na spłacenie ogromnych długów, jakie zaciągnął w ciągu
ostatnich siedmiu lat w związku z jego pobytem na
wygnaniu. Kwestii nie budziły w zasadzie długi rządu
z okresu protektoratu. Parlament pod naciskiem króla
szybko przyznał odpowiednie środki na ten cel. Udało się
także zaspokoić żądania armii. Nie przyznano natomiast
żadnych specjalnych środków na zobowiązania wobec floty
i pokrycie długów króla. Pieniądze na ten cel miały
pochodzić z bieżących dochodów Korony. Aby to osiągnąć,
zrewidowano dotychczasowe metody napełniania skarbca.
Król zrezygnował z dawnej renty feudalnej, zniósł powin­
ności rycerskie oraz inne opłaty i ciężary wywodzące się
ze średniowiecznych stosunków społecznych. W zamian
parlament przyznał mu dożywotnio prawo do finansowania
swych potrzeb z określonych podatków. Niezależnie od
tego pozostawały mu dochody z pozostałych w jego rękach
królewszczyzn. Łącznie dawało to Koronie około 1 mln
200 tys. funtów rocznie. Niestety suma ta okazała się
niewystarczająca na potrzeby dworu. Finanse państwa były
źle zorganizowane i przez całe panowanie Karola II
pieniądze stanowiły główny przedmiot sporu króla z par­
lamentem.
Mimo bezdyskusyjnych zasług dla normalizacji życia
w kraju, konwent nie był ciałem w pełni reprezentatyw­
nym, a i jego podstawy prawne budziły wiele wątpliwo­
ści. Izba Gmin, w której zasiadał silny element prez-
biteriański, została wybrana w normalny sposób, ale
wybory odbyły się bez formalnego pisemnego zarządze­
nia królewskiego (writ). Dopóki współpraca z parlamen­
tem układała się po myśli króla, dopóty nie zamierzał
kwestionować legalności zgromadzenia i pozwolił mu
trwać do 9 grudnia 1660 r. z zastrzeżeniem, że o legalno­
ści uchwalonych ustaw miał zadecydować następca par­
lamentu konwencyjnego.
Dalsza praca nad zmianą ustaw i likwidacją instytucji
wprowadzonych w okresie republiki i protektoratu była
prowadzona przez mniej przyjazny królowi parlament
kawalerski (Cavalier Parliament), który został zwołany
wkrótce po koronacji Karola, w maju 1661 r.12 Zorganizo­
wano go według starego wzoru, z odtworzoną po latach
nieobecności Izbą Lordów. Z chwilą swej restytucji liczyła
ona 142 parów i chociaż jej skład zmieniał się, pod koniec
panowania Karola II w izbie tej zasiadało tylko 145 osób.
Karol kontrolował jej poczynania, mianując od czasu do
12 Parlament ten został rozwiązany dopiero 3 lutego 1679 r., dlatego
czasami jest też nazywany długim parlamentem okresu restauracji.
czasu nowych członków spośród swych zwolenników
i widział w niej sojusznika w dysputach z niepokorną Izbą
Gmin. Spory pomiędzy obu izbami nie należały do rzadko­
ści i dotyczyły trzech podstawowych zagadnień: kontroli
finansów państwa, władzy sądowniczej i stosowania zasady
kwestionowania (impeachment), czyli odpowiedzialności
politycznej ministrów i urzędników królewskich przed
parlamentem. W dwóch ostatnich sprawach Izba Lordów
osiągnęła przewagę, Izba Gmin utrzymała natomiast wpływ
na system finansowy, co w przyszłości umożliwiło jej
kontrolę nad administracją.
Wraz z powrotem Stuartów został przywrócony Koś­
ciół anglikański. Parlament kawalerski, złożony w dużej
mierze z rojalistów-anglikanów, stanął twardo na gruncie
religii anglikańskiej i po krótkim okresie niezdecydowa­
nia, jaki nastąpił po powrocie Karola II, rozpoczęły się
prześladowania wyznawców różnych sekt protestanckich
(tzw. dysydentów). Pretekstem stało się nieudane wy­
stąpienie w styczniu 1661 r. skrajnych elementów prez-
biteriańskich — weteranów armii republikańskiej, którzy
pod wodzą anarchisty Thomasa Vennera chwycili za
broń w Londynie. Chcieli zabić króla, wymordować jego
otoczenie i przywódców parlamentu. Siły wierne królowi
łatwo zdusiły ten bunt, a Venner wkrótce zawisł na
szubienicy. Rząd wykorzystał tę okazję do zamknięcia
okresu fanatyzmu religijno-społecznego i uregulowania
spraw religijnych w duchu anglikańskim. W latach
1661-1665 wydano kilka ustaw skierowanych przeciwko
prezbiterianom, baptystom, kwakrom i innym dysyden­
tom, pozbawiając osoby nienależące do Kościoła ang­
likańskiego nie tylko wolności kultu religijnego, ale
także możliwości kształcenia się w miastach i niektórych
praw politycznych. Całość tych ustaw nazwano Kodek­
sem Clarendona (Clarendon Code) od nazwiska kanc­
lerza, który korzystając z wielkiego poparcia parlamentu
nadzorował wprowadzenie ich w życie w jego dziele
budowy anglikanizmu 13.
Kodeks był wzorowany na dyskryminacyjnych aktach
prawnych skierowanych przeciwko Kościołowi anglikańs­
kiemu przez purytanów w poprzednim okresie. Jak rzadko
które prawo, składające się nań ustawy były surowo
przestrzegane przez cały "aparat państwowy, kościelny
i samorządowy. Do 1662 r. na jego podstawie wtrącono do
więzień kilka tysięcy kwakrów i przedstawicieli innych
wyznań. Większość z nich zmarła i nie dotrwała do
amnestii w 1672 r. Prześladowania te oburzały część
anglikanów popierających swobody religijne wszystkich,
którzy mienili się chrześcijanami, uważających, że człon­
kowie sekt protestanckich mogą stanowić istotną przeciw­
wagę dla wpływów Kościoła katolickiego. Sam król, będąc
synem i spadkobiercą człowieka powszechnie uznawanego
za męczennika kościoła anglikańskiego, myślał podobnie.
Uważał, że poddani nie mogą cierpieć za wiarę i skłaniał
się do daleko idącej tolerancji. Dotyczyło to zwłaszcza
katolików, którym Karol zawdzięczał wolność po ucieczce
spod Worcester i którzy byli współwyznawcami jego
matki, brata (ewentualnego następcy tronu) i potężnego
króla Francji. W celu uspokojenia opinii publicznej
za granicą, Karol przyrzekł papieżowi i władcom naj­
większych potęg katolickich w Europie, że będzie działał
na rzecz zniesienia dyskryminującego ustawodawstwa.
13 W skład kodeksu weszły cztery ustawy: Akt o korporacjach (Cor­
poration act, 1661) wymagał złożenia przysięgi według formuły anglikań­
skiej przez wszystkie osoby obejmujące wszelkie stanowiska w państwie,
Akt o ujednoliceniu wiary (Act of Uniformity, 1662) domagał się od
wszystkich kapłanów uznania Kościoła anglikańskiego, Akt o konwentyk-
lach (Conventicle Act, 1664) zabraniał publicznego odprawiania kultu
religijnego poza strukturami Kościoła anglikańskiego, Akt pięciu mil
(Five Miles Act, 1665) zabraniał duchownym innych wyznań, którzy nie
złożyli przysięgi lojalności, zbliżać się na odległość pięciu mil do miast
i do ich poprzedniej parafii.
Trzeba przyznać, że trzymał się tego zobowiązania do
końca, chociaż z wyjątkiem jednego, czy dwóch przebłys­
ków tolerancji, wolność religijna nastała w Anglii dopiero
po upadku Stuartów w 1689 r.
Dużo ważniejszą sprawą niż struktura parlamentu i prob­
lemy religijne było dla państwa zorganizowanie administ­
racji centralnej. Clarendon, jako pierwszy szef rządu za
restauracji, stał na gruncie starego systemu istniejącego
w czasach Tudorów i pierwszych Stuartów. Zgodnie z jego
założeniami główną siłą rządzącą w królestwie był król
i Tajna Rada Królewska. Przez ostatnie lata problemy
administrowania państwem stały się jednak na tyle skom­
plikowane, że ta prosta metoda okazała się niewystarczająca.
Do pomocy radzie utworzono pewną liczbę komisji, stałych
lub tymczasowych, zajmujących się określoną problematy­
ką. Powołano też wyższych urzędników (ministrów), którzy
stali na czele specjalnych zespołów urzędników (depar­
tamentów) i koordynowali współpracę pomiędzy Tajną
Radą a różnymi ciałami wykonawczymi na niższych
szczeblach administracji. Najważniejszym z nich była
komisja spraw zagranicznych. W niedalekiej przyszłości
komisja ta, uzupełniona ministrami nadzorującymi główne
dziedziny życia, miała się przekształcić w gabinet, ciało
kierowane przez pierwszego ministra (premiera), nadrzędne
nad całym aparatem administracji państwowej i odpowie­
dzialne politycznie przed parlamentem. Organ ten stał się
pierwowzorem nowoczesnej Rady Ministrów i wywodzi
się z pierwszych lat panowania Karola II. Na razie jednak
nie istniało jeszcze stanowisko premiera w obecnym tego
słowa znaczeniu. Obradom gabinetu przewodniczył sam
król, choć w praktyce o wszystkim decydował Clarendon.
Bieżącymi pracami kierowali dwaj sekretarze stanu (mini­
strowie spraw zagranicznych). Ich kompetencje były po­
dzielone według klucza geograficznego: jeden zajmował
się problematyką krajów północnych, drugi krajów połu­
dniowych. Silna pozycja, jaką zajmowali w gabinecie,
zapewniała im także decydujący wpływ na bieg spraw
krajowych. W ramach departamentów istniały mniejsze
organy wykonawcze nieposiadające indywidualnego kierow­
nictwa i działające na zasadzie kolegialności. Było to
typowe rozwiązanie dla większości ówczesnych krajów
Europy Zachodniej.
Praca administracji lokalnej i niższych instancji sądowych
spoczywała niemal wyłącznie w rękach sędziów pokoju
i szeryfów. Osobną grupę stanowili zawodowi urzędnicy
odpowiedzialni za zbieranie podatków. Miasta miały własny
zarząd, a burmistrz i rajcy posiadali prawo samodzielnego
decydowania o wielu sprawach lokalnych. Inne formy
zarządzania w terenie praktycznie straciły swoje znaczenie.
Prowincjonalna szlachta nabrała dużego doświadczenia
w sprawach publicznych i stanowiła ważne zaplecze dla
parlamentu, ale dość niechętnie garnęła się do udziału
w lokalnym samorządzie. Chociaż życie większości angiel­
skich wsi skupiało się wokół dworu, jako centrum towarzys­
kiego, politycznego i kulturalnego lokalnej społeczności,
szlachta większą wagę przykładała do przyjemności, sportu,
polowania, gromadzenia dzieł sztuki i naśladowania lon­
dyńskiej mody, niż do aktywnej działalności na niwie
publicznej. Istotna zmiana w tym zakresie miała się dokonać
dopiero w następnym stuleciu.
W polityce zagranicznej Karol II i Clarendon byli
zwolennikami przyjaznych stosunków z Francją Ludwi­
ka XIV. Przejawem tej tendencji było małżeństwo króla
z posażną portugalską księżniczką Katarzyną Braganza
(1662), córką króla Jana IV. Pobożną i skromną żonę
wyszukał Karolowi Ludwik w interesie Francji, która
szukała sojuszników w dziele zastąpienia gasnącej potęgi
Hiszpanii. Małżeństwo z katoliczką wskrzeszało w Anglii
dawne obawy przed tyranią i prześladowaniami, ale prak­
tyczny Karol potrzebował pieniędzy i nawet opory ze
strony poddanych nie przeszkodziły mu w poślubieniu
Katarzyny14. W zamian za pośrednictwo król, pod wpływem
przekupnego i chciwego bogactw Clarendona, sprzedał
Francji w 1662 r. Dunkierkę, ważny punkt oparcia na
kontynencie (zdobytą przez Cromwella w sojuszu z Francją
na Hiszpanach w 1658 r.)15. Wywołało to wielkie oburzenie
społeczne i zmniejszyło i tak niewielką popularność Claren­
dona. Zachłannego i wyrachowanego kanclerza obwiniano
także za niepowodzenia Anglii w drugiej wojnie z Holandią
(1665-1667), do której doszło na tle korzyści handlowych
i starej rywalizacji o kolonie w Indiach Wschodnich,
Ameryce Północnej i na zachodnim wybrzeżu Afryki.
Poprzedziło ją odnowienie i wzmocnienie w 1660 r. Aktu
nawigacyjnego, czym Anglia potwierdziła swoje zdecydo­
wanie w sprawie stosowania polityki siły wobec holender­
skiej potęgi handlowej.
Mimo istniejącego od kwietnia 1662 r. sojuszu Holandii
z Francją, Ludwik XIV nie był skory do walki z Karolem II.
Wypełniając swoje zobowiązania sojusznicze, formalnie
przystąpił do wojny w styczniu 1666 r., ale słaba flota
francuska z Tulonu (45 okrętów) po niezbyt spiesznej
podróży na wody kanału La Manche w 1667 r., ograniczyła
się tylko do działań demonstracyjnych pod Dieppe, po
czym wycofała się do Brestu, nie próbując nawet połączyć
się z Holendrami. W tej sytuacji wojna była przede
wszystkim wielkim starciem flot Anglii i Holandii, ob­
14 Portugalska żona wniosła Karolowi w posagu sumę 800 tys. funtów

oraz kolonie Bombaj i Tanger. Trudności związane z utrzymaniem


nowych nabytków sprawiły, że Bombaj został przekazany Kompanii Indii
Wschodnich w 1668 r., a Tanger ewakuowano 1683 r., gdyż brakowało
pieniędzy na utrzymanie jego pięciotysięcznego garnizonu.
15 Utrzymanie garnizonu Dunkierki kosztowało Anglię 100 tys. funtów

rocznie, a sprzedano ją Francji za 400 tys. funtów. Clarendon nie


przewidział, że korsarze z Dunkierki będą zadawać angielskiej flocie
handlowej milionowe straty podczas każdej wojny z Francją w tym
i następnym stuleciu.
fitującym w bitwy morskie niszczące okręty i ludzi16.
Walki rozpoczęły się zimą 1663/64, gdy eskadra angielska
sir Roberta Holmesa przybyła na zachodnie wybrzeże
Afryki na pomoc Królewskiej Kompanii Afrykańskiej
zagrożonej przez Holendrów. Zanim Holendrzy zdążyli
przygotować się do kontrataku, w 1664 r. Anglicy zadali
im kolejny cios w Ameryce Północnej17.
W grudniu 1664 r. admirał Thomas Allin napadł na
wysokości Kadyksu na holenderską flotę handlową po­
wracającą z tureckiej Smyrny (dzisiejszy Izmir), ale prawie
wszystkie statki Holendrów zdołały uciec. Początek nie
był zbyt obiecujący, ale mimo to 4 marca 1665 r. Anglia
oficjalnie wypowiedziała wojnę Holandii. Obie strony
poniosły w niej wielkie straty i wyczerpały się finansowo.
W sensie militarnym większe sukcesy odnieśli Holendrzy,
wśród których doniosłą rolę odegrał słynny admirał de
Kuyter, choć Anglicy mogli się pochwalić znacznymi
zdobyczami w koloniach. Niezadowolenie z przebiegu
wojny spotęgowała w Anglii epidemia dżumy (Great
riague), która nawiedziła Londyn i inne miejscowości
na wiosnę 1665 r. i grasowała ze strasznym skutkiem
do końca następnego roku. Była to ostatnia, a zarazem
najgorsza z serii epidemii, które dotknęły Anglię od
czasów niezapomnianej „czarnej śmierci” (Black Death)
w 1348 r. W szczytowym okresie dzwony pogrzebowe
nic przestawały bić, a zaraza pochłaniała w Londynie 7 tys.
ofiar tygodniowo. Dwór przeniósł się do dawnej
16 Na początku wojny Anglia dysponowała około 160 okrętami z 5000

dział i ponad 25 000 ludzi; Holendrzy mieli mniej okrętów, ale były one
lepiej uzbrojone i miały liczniejsze załogi.
17 W sierpniu 1664 r. 4 angielskie okręty z 300 ludźmi pod komendą

pułkownika Richarda Nichollsa opanowały holenderską kolonię Nowe


Niderlandy nad rzeką Hudson w Ameryce Północnej. Jej stolicę Nowy
Amsterdam przemianowano na Nowy Jork i kolonie angielskie rozciągały
się odtąd nieprzerwanie od Wielkich Jezior na północy, aż po Florydę na
południu.
rezydencji Henryka VIII w Hampton Court, a potem
do Oxfordu, zostawiając w Londynie jako swego re­
prezentanta starego generała Moncka, któremu nie wy­
padało okazywać strachu przed zabójczą plagą. Jakby
mało było nieszczęść, na początku września 1666 r.,
po dłuższym okresie posuchy, straszliwy pożar (Great
London Fire) strawił w ciągu kilku dni znaczną część
stolicy. Spaliło się wówczas 13 200 domów oraz gmachów
publicznych, cztery mosty, 87 kościołów i gotycka katedra
św. Pawła. Nie obeszło się przy tej okazji bez rabunków
i mordowania niewinnych ludzi, głównie cudzoziemców
i katolików, których obwiniano o celowe podpalenie
miasta. Londyn szybko podniósł się z ruiny, ale dla
narodu prowadzącego wyczerpującą wojnę taki wewnę­
trzny wstrząs był wielkim ciosem.
Dotkliwe klęski na morzu (w czerwcu 1667 r. okręty
Ruytera wdarły się do naturalnej bazy floty angielskiej
u ujścia rzeki Medway i zniszczyły liczne jednostki
angielskie zakotwiczone pod Chatham), plagi odbierane
jako widomy znak braku łaski Bożej, rozruchy spowodo­
wane bezrobociem i wzrostem podatków oraz opór par­
lamentu przed dalszym finansowaniem wojny wywołały
w Anglii nastroje pacyfistyczne. Decyzję o zawarciu pokoju
przyspieszył atak francuski na hiszpańskie Niderlandy
(Belgię), wywołany pretensjami dynastycznymi Ludwi­
ka XIV, który po śmierci swego teścia króla Hiszpanii
Filipa IV zażądał Niderlandów dla swojej żony Marii
Ludwiki (tzw. wojna dewolucyjna 1667-1668). Podbój
Niderlandów, z wielkim portem w Antwerpii, rodził obawy
Holendrów o francuską konkurencję dla Amsterdamu,
w interesie Anglii leżało zaś istnienie po drugiej stronie
kanału trzech państw i niedopuszczenie Francji do granicy
z Holandią. Po dwuipółletnich zmaganiach zagrożone
Anglia i Holandia przerwały wojnę. Traktat pokojowy
zawarto 31 lipca 1667 r. w Bredzie. Zmodyfikowano na
korzyść Holandii Akt Nawigacyjny, zezwalając statkom
Republiki Zjednoczonych Prowincji na przywożenie do
Anglii towarów holenderskich i niemieckich. Anglia za­
chowała swoje zdobycze w Ameryce Północnej, w zamian
oddawała natomiast zdobyte kolonie na Malajach i w Ame­
ryce Południowej. Uznawała też pełną niezależność hand­
lową Holandii. Pokój w Bredzie kończył okres wzajemnej
wrogości w stosunkach angielsko-holenderskich i choć do
rozstrzygnięcia wciąż pozostawało wiele istotnych spraw,
oba państwa znalazły się na drodze ku przyjaźni. Jej
łącznikiem będzie później wspólna chęć przeciwstawienia
się rosnącej potędze Francji Ludwika XIV, przypieczęto­
wana sojuszem z roku 1689, który na dwa pokolenia
wyznaczył pryncypia angielskiej polityki zagranicznej. Na
razie jednak zagrożenie ekspansją Francji doprowadziło
jeszcze do wynegocjowania w styczniu 1668 r. przez
angielskiego posła do Hagi sir Williama Tempie krótko­
trwałego przymierza Anglii z Holandią. Był to tzw. Potrójny
sojusz (Triple Alliance), do którego wciągnięto jeszcze
Szwecję. Ledwie jednak słynny sojusz Temple’a został
podpisany (13 stycznia), trzeba go było odwoływać, gdyż
I rancja i Hiszpania zawarły 2 maja w Akwizgranie pokój
na warunkach, które odpowiadały także interesom Anglii
i Holandii. W ciągu kilku miesięcy sytuacja się unormowała
i Anglia wróciła na poprzednie pozycje.
Ofiarą wojny z Holandią padł w końcu sam Clarendon.
Paradoksalnie od początku był jej przeciwny, słusznie
przewidując, że zamiast spodziewanych łupów, przyniesie
klęski i ogromne koszty dla nieprzygotowanego kraju
(rzeczywiście kosztowała 4 mln funtów i przyniosła w efek­
cie „nędzne” kolonie amerykańskie). Surowość obyczajów
i konserwatyzm 67-letniego kanclerza przysporzyły mu
wielu wrogów na dworze i w parlamencie. Krytyka swobod­
nych obyczajów i upadku moralności na królewskim dworze
zirytowały w końcu samego Karola i jego damy. W wyniku
intryg nowego (od października 1662) sekretarza stanu
Henry’go Benneta, hrabiego Arlington, człowieka zazdros­
nego o koligacje Clarendona z królem i jawnego zwolennika
wojny z Holandią, król postanowił pozbyć się swego
długoletniego kanclerza, opiekuna i najwierniejszego sługi.
W sierpniu 1667 r. cyniczny i rozwiązły Karol bez żalu
zdymisjonował Clarendona, który od dawna wadził „weso­
łemu monarsze”. Oskarżany o brak entuzjazmu dla wojny
i nadużycie władzy, Clarendon stał się kozłem ofiarnym
i w 1668 r. udał się na dobrowolne wygnanie do Francji.
Król bez zmrużenia oka obarczył go winą za klęski militarne
i nie zrobił nic w jego obronie. Clarendon zmarł w 1674 r.
Przed śmiercią zdążył napisać wartościową pracę o historii
wojny domowej i swoją własną biografię18.
Za dymisją Clarendona kryła się jeszcze jedna przyczyna.
Król wiedział, że stary kanclerz nie zdoła osiągnąć porozu­
mienia z parlamentem, niezbędnego do właściwej pracy
rządu, a poza tym chciał sam pokierować swoją polityką
zagraniczną. Od tej pory w polityce zagranicznej Anglii
nastąpiła zmiana. Do końca panowania Karola II stosunki
Anglii z zagranicą były kształtowane w atmosferze złych
emocji, zagrożenia i konspiracji, co doprowadziło do tego,
że polityka zagraniczna stała się przyczyną powstania
zwalczających się frakcji partyjnych w kraju19.
Najważniejszą kwestią stała się sprawa stosunków z Fran­
cją. W tym czasie Karol w prywatnej korespondencji ze
18 Praca ta została opublikowana po śmierci Clarendona pod kierunkiem

jego syna pomiędzy 1702 i 1704 r. pt.: Prawdziwy opis historyczny rebelii
i wojen domowych w Anglii (The True Historical Narrative of the
Rebellion and Civil Wars in England).
19 Frakcja rojalistów opowiadająca się za zachowaniem władzy króla

nad parlamentem przekształciła się z czasem w Partię Konserwatywną


(Tory Party), a z opozycji burżuazyjnej pod przewodnictwem hrabiego
Shaftesbury, głoszącej supremację parlamentu w dziedzinie polityki,
wykształciła się Partia Wigów (Whig Party). Nastąpiło to pod koniec
1679 r.
swą siostrą Henriettą, żoną księcia Orleanu, jedynego brata
Ludwika XIV, szukał zbliżenia z Francją, od której spo­
dziewał się poparcia finansowego, niezbędnego do utrzy­
mania kosztownego i wystawnego życia dworskiego. Lud­
wik XIV przy pomocy najlepszej służby dyplomatycznej
na świecie budował w wielu krajach Europy siatkę swoich
stronników, którzy za pieniądze mieli go popierać w walce
o wielką Francję. W tej sytuacji nie było trudno wciągnąć
do niej pozbawionego skrupułów króla Anglii i jego
najbardziej zaufanych doradców. Od 1669 r. na dworze
w Londynie prowadzone były tajne rozmowy w sprawie
sojuszu z Francją, w czym maczała palce grupa pięciu
ministrów — członków ścisłej Rady Królewskiej, będących
umiarkowanymi zwolennikami absolutyzmu i katolicyzmu.
Nazwano ją „Cabal”, od pierwszych liter nazwisk osób
ją tworzących: Clifford, Arlington, Buckingham, Ashley
i Lauderdale20. Wynikiem poufnych rozmów z Paryżem
były dwa traktaty z Francją — jeden jawny, drugi
tajny. Oficjalny traktat z Dover podpisany 1 czerwca
1670 r. dotyczył udziału Anglii w nowej wojnie z Ho­
landią, w zamian za co Anglia miała być dopuszczona
do rozbioru Niderlandów. Na mocy tajnego traktatu
między Karolem II a Ludwikiem XIV, o którym nie
wiedziała nawet większość członków „Cabalu”, król
angielski przyrzekł oficjalnie wprowadzić w Anglii ka­
tolicyzm i w sprzyjającej chwili powiadomić o swoim
wyznaniu poddanych. W zamian Ludwik XIV obiecał
mu potężną pomoc finansową, która miała go uniezależnić
od subsydiów parlamentarnych, oraz korpus 6 tys. żoł­
nierzy, gdyby zaszła potrzeba udzielenia pomocy mi­
litarnej. 18 marca 1672 r., po ukończeniu przez Lu­
dwika XIV żmudnych przygotowań dyplomatycznych
20 Thomas Clifford, baron Clifford, Henry Bennet, hrabia Arlington,

(leorge Villiers, książę Buckingham, Anthony Ashley Cooper, baron


Ashley i John Maitland, hrabia Lauderdale.
i wojskowych, Karol II wypowiedział Holandii wojnę.
Deklarację wojny poprzedził, podobnie jak w roku 1664, atak
okrętów angielskich admirała Holmesa w kanale La Manche
na konwój holenderski ze Smyrny (13 marca). Oficjalnie
powodem wybuchu wrogości była sprowokowana przez
Anglików odmowa „salutu flagi” przez okręty holenderskie
jachtowi „Merlin”, na którego pokładzie wracała do kraju
żona angielskiego ambasadora w Hadze, Williama Temple’a.
Trzecia wojna z Holandią (1672-1674) miała zupełnie
inny charakter, niż dwie poprzednie. Anglia nie była
głównym przeciwnikiem Holandii (odpadł aspekt rywaliza­
cji o kolonie), a z punktu widzenia Holendrów działania na
morzu nie miały decydującego znaczenia. Dla nich była to
głównie wojna obronna na lądzie przed inwazją francuską
zagrażającą niepodległości republiki. Traktat z Dover
przyrzekał Anglii część holenderskiego wybrzeża, które
trzeba było zdobyć z udziałem wojsk lądowych. Główny
wysiłek Anglii koncentrował się więc na przeprowadzeniu
operacji desantowej i ataku na tyły Holendrów. Od marca
do maja 1672 r. połączone floty angielska i francuska (98
okrętów) pod dowództwem księcia Jakuba skoncentrowały
się na wodach kanału La Manche w pobliżu Sole Bay
w Suffolk. W trakcie przygotowań do inwazji Holandii
zostały 18 maja zaatakowane i pobite przez słabszą liczebnie
(75 okrętów) flotę Ruytera. W wyniku wymuszonej przez
parlament na Jakubie rezygnacji z dowództwa, zastąpił go
książę Rupert. Wiosną i latem 1673 r., po nierozstrzygniętej
bitwie pod Schoonveldt i serii mniejszych potyczek mors­
kich, Anglicy i Francuzi zdołali zablokować holenderskie
porty i usiłowali wysadzić desant w Holandii, w czym
skutecznie przeszkadzali im Holendrzy 21.
21 Holendrzy byli liczebnie słabsi od swoich przeciwników. W chwili
wybuchu wojny mieli do dyspozycji 130 okrętów z 4500 działami
i 26 000 ludźmi załogi. Anglia i Francja miały razem 172 okręty, 5000
dział i podobną liczbę ludzi.
21 sierpnia 1673 r. w decydującej bitwie kolo wyspy
Texel admirał Ruyter zadał sprzymierzonym znaczne straty,
pozbawił Anglików możliwości inwazji i doprowadził do
odblokowania holenderskich portów. W działaniach na
lądzie błysnął po raz pierwszy geniuszem wojennym młody
książę Wilhelm Orański, mianowany przez władze Repub­
liki namiestnikiem Holandii i naczelnym wodzem armii
i floty holenderskiej.
Aby osłabić krytykę społeczną i zjednoczyć naród
do nowej wojny, dwa dni przed oficjalnym ogłoszeniem
wrogości wobec Holandii, Karol II wydał manifest o to­
lerancji religijnej, zwany Deklaracją pobłażania (Dec­
laration of Indulgence). Na jej podstawie zawieszono
wszystkie sankcje przeciwko katolikom i prześladowanym
sektom protestanckim, surowo dotkniętym represjami Ko­
deksu Clarendona. Okoliczności wybuchu wojny z Ho­
landią wywołały jednak podejrzenia wobec króla o przej­
ście na katolicyzm, ciągoty absolutystyczne i podporzą­
dkowanie się interesom Francji, która w wyniku swej
ekspansjonistycznej polityki zaczęła wyrastać na głównego
konkurenta Anglii. Dla parlamentu Kościół katolicki był
symbolem tyranii, zepsucia i nieograniczonej władzy mo­
narszej. Nie minął rok, a w wyniku surowej krytyki
parlamentu wobec poczynań króla, w których widziano
krok do przywrócenia katolicyzmu, Karol musiał odwołać
swoją Deklarację pobłażania. Pod naciskiem opozycji
król wyraził zgodę na uchwalenie nowego, jeszcze bardziej
restrykcyjnego, prawa zastrzegającego wszystkie urzędy
państwowe i patenty oficerskie w armii i flocie dla
anglikanów. Drakoński Akt o przysiędze (Test Act) z marca
1673 r., który dla parlamentu stał się probierzem lo­
jalności, był dla króla pożegnaniem z marzeniami o to­
lerancji. W rezultacie swoje stanowisko stracił książę
Jakub, główny admirał floty, który nie krył swego „pa­
pieskiego” wyznania ( jego żona Anna przeszła przed
śmiercią w 1671 r. na katolicyzm). Skarbnik królewski sir
Thomas Clifford, przywódca katolickiej kliki na dworze,
odszedł także i wkrótce zmarł, najpewniej sam odebrawszy
sobie życie.
Na jesieni 1673 r. parlament poddał krytyce politykę
zagraniczną, opowiedział się za pokojem z Holandią
i przeciwko sojuszowi z Francją. 19 lutego następnego
roku, mimo protestów Francji, zawarto w Westminsterze
odrębny pokój z Holandią, która dzięki geniuszowi admirała
Ruytera na morzu i księcia Wilhelma na lądzie potrafiła
obronić się przed potężnymi wrogami. Pokój westminsterski
potwierdzał w zasadzie warunki traktatu pokojowego z Bre­
dy. Pozostawiał sprawy między obu państwami tak, jak
wyglądały one przed wybuchem wojny, nie licząc sym­
bolicznych odszkodowań wojennych (2 mln guldenów),
które Amsterdam miał zapłacić, ratując w ten sposób honor
Karola II. To było wszystko, co Karol osiągnął (wojna
toczyła się jeszcze przez cztery lata i Anglia korzystała
z niej, bez przeszkód dostarczając Francji materiały o prze­
znaczeniu wojennym). Za jego ryzykowną grę Anglia
zapłaciła ogromną sumą 6 mln funtów i tysiącami istnień
ludzkich. Odtąd do końca panowania Stuartów rola Anglii
w polityce europejskiej miała pozostać bierna, nigdy już
bowiem nie udało się doprowadzić do zgodnego współ­
działania Korony i parlamentu, od którego zależało finan­
sowanie aktywnej polityki międzynarodowej, wspartej
działaniami floty i wojska. „Cabal” rozpadł się do reszty,
gdy lord kanclerz Ashley (od 1672 hrabia Shaftesbury),
stracił swoje stanowisko w listopadzie 1674 r. i stanął na
czele opozycji.
Po zakończeniu wojny z Holandią na czoło wysunęły się
sprawy wewnętrzne. Finanse publiczne pozostawione po
rządach „Cabalu” przedstawiały się katastrofalnie. Ich
uzdrowieniem zajął się następca Clifforda, nowy skarbnik
koronny sir Thomas Osborne, lepiej znany jako hrabia
Danby. Był on zwolennikiem przywilejów Kościoła ang­
likańskiego i uchodził za rzecznika orientacji antyfrancus­
kiej i antykatolickiej. Dzięki dobrym stosunkom z par­
lamentem i wielką finansjerą (popartym sprytnym rozdaw­
nictwem posad rządowych i łapówkami), Danby skon­
solidował liczną grupę zwolenników rządu i zaprowadził
porządek w finansach państwa. Z jego inicjatywy uregulo­
wano stosunki z Holandią, do czego przyczyniło się
zaaranżowanie w 1674 r. małżeństwa królewskiej bratanicy
Marii, starszej córki Jakuba i Anny Hyde, z siostrzeńcem
króla, księciem Wilhelmem III Orańskim.
Dla Ludwika XIV rosnący w siłę antyfrancuski minister
Karola Danby i jawna wrogość angielskiego parlamentu
stanowiły zagrożenie, które król Francji starał się za wszelką
cenę ograniczyć, by nie dopuścić do otwartego wystąpienia
Anglii po stronie Holandii. W tym celu zawarł z Karolem II
ugodę, w myśl której za grube pieniądze (100 tys. funtów
rocznie) król Anglii zobowiązał się do rozwiązania par­
lamentu, gdyby ten uzależnił subsydia dla Korony od
wojny z Francją. Ale rozwiązanie parlamentu groziło
nowymi wyborami, w których zdecydowaną przewagę
mogli osiągnąć przeciwnicy króla. W tej sytuacji Karol II
wykorzystał fakt, że opozycja zażądała wycofania z frontu
oddziałów angielskich posiłkujących Francję w wojnie
z Holandią. Nic rozwiązał parlamentu, tylko go odroczył
od 22 listopada 1675 do 15 lutego 1677 r.
Ludwik XIV zapłacił obiecaną kwotę, a obaj królowie
wymienili poufne listy, w których zobowiązali się, że nie
będą zawierać żadnych sojuszy z obcymi potęgami bez
obopólnej zgody. Na następnej sesji parlamentu opozycja
w Izbie Gmin, jeszcze bardziej antyfrancuska niż sam
Danby, doprowadziła do uchwalenia funduszy na powięk­
szenie floty o nowe okręty i zażądała bardziej zdecydowa­
nych kroków przeciwko Francji. Król, który przez 17 lat
panowania zmagał się z kłopotami finansowymi, w których
parlament nigdy nie udzielił mu dostatecznej pomocy,
uznał przyznaną sumę (600 tys. funtów) za niewystar­
czającą. W tej sytuacji parlament uzależnił dalsze fundusze
na wojnę z Francją od zawarcia przymierza z Holandią.
Karol znowu odroczył parlament do maja 1678 r. i za
namową Danby’ego wydał księżniczkę Marię za Wilhelma.
Ślub zawarty 4 listopada 1677 r. w Londynie przez Marię
z protestanckim władcą Holandii miał doniosłe znaczenie
dla późniejszych dziejów Anglii. W osobie Wilhelma
pojawił się bowiem przyszły pretendent do tronu angiels­
kiego (Karol II nie miał legalnego potomstwa), będący
w perspektywie konkurencją dla niepopularnego prokatolic-
kiego Jakuba Stuarta.
Małżeństwo Marii i Wilhelma doprowadziło do oziębie­
nia stosunków między Karolem II i królem Francji. Lud­
wik XIV wstrzymał obiecane wypłaty i zaczął finansować
tę część opozycji angielskiej, która w mariażu Stuartów
z domem orańskim widziała krok do wzmocnienia ab­
solutyzmu Karola. Karol odpowiedział złamaniem przy­
rzeczenia i zwołaniem parlamentu na 7 lutego 1678 r.,
w którym wygłosił długo oczekiwaną mowę wojenną.
Jednocześnie posiłkowe oddziały angielskie wylądowały
w Ostendzie, gotowe wejść do walki po stronie Holandii.
Gdy Karol zażądał pieniędzy na rozbudowę armii i floty,
parlament nieznaczną większością poparł plan wzmocnienia
wojska do 30 tys. ludzi i budowy 90 okrętów wojennych.
Miesiąc wcześniej (10 stycznia 1678) Laurence Hyde,
młodszy syn Clarendona, zawarł na polecenie króla tajny
układ obronny z Holandią. Przewidywał on poparcie Anglii
w kwestii warunków pokoju proponowanych Ludwiko­
wi XIV oraz przystąpienie Anglii do koalicji antyfrancuskiej
na wypadek odrzucenia tych warunków przez Francję.
Układ ten nie został ratyfikowany przez Holendrów, którzy
w tym czasie toczyli już rozmowy pokojowe z Ludwikiem
(zakończone ostatecznie pokojem w Nijmegen w sierpniu
1678 r., na warunkach korzystnych dla Francji). Za to
3 marca w Westminsterze Anglia podpisała z Holandią
traktat ogólny, który przyda się obu stronom dopiero 11 lat
później, po podpisaniu rzeczywistego sojuszu angielsko-
-holenderskiego. Do tego czasu będzie sobie leżał spokojnie
w szufladzie sekretarza stanu. 25 marca Karol znowu
zaproponował w tajemnicy Ludwikowi XIV swoje pośred­
nictwo w zawarciu korzystnego dla Francji pokoju w zamian
za sumę 500 tys. funtów rocznie w ciągu trzech lat. Tym
razem jednak Ludwik odrzucił jego propozycję sądząc, że
wkrótce Karol zostanie zmuszony do zmiany swej polityki
przez własnych poddanych.
Arbitralne rządy Karola II, budzące niechęć angielskiej
burżuazji i skrajnych elementów anglikańskich oraz dys­
kretne działania francuskiego ambasadora w Londynie,
rzeczywiście zaktywizowały opozycję antyrządową. Dla
przeciwników króla rozbudowa armii i floty oraz sojusze
zagraniczne wzmacniały tylko pozycję monarchy i zwięk­
szały zagrożenie dla tradycyjnych angielskich wolności.
Niektórzy z nich czuli zagrożenie hegemonią Francji
w Europie, ale uważali to za mniejsze zło, niż wzmocnienie
Stuartów bliskimi związkami z Holandią. Na wiosnę 1678 r.
Izba Gmin straciła cierpliwość do króla i zaatakowała jego
ministrów. Karol odroczył parlament do maja. Zanim
zdołał on ponownie podjąć obrady, Ludwik zmiękł i za­
proponował nowe porozumienie w sprawie subsydiów.
W zamian za wymienione wcześniej 500 tys. funtów,
Karol II miał się podjąć mediacji w interesie Francji,
a gdyby się nie powiodły, miał wycofać swoje wojska
z Holandii i odroczyć parlament na kolejne cztery miesiące.
Pieniędzy tych Karol nigdy nie dostał. Gdy parlament
zebrał się 23 maja, król ogłosił, że Anglia potrzebuje
pokoju, wobec czego Izba Gmin skwapliwie zgodziła się
na redukcję dopiero co wzmocnionej armii. Ludwik jednak
przeciągał rozmowy pokojowe. Redukcja wojska została
wstrzymana, a do Flandrii wysłano nowe posiłki. 15 lipca
król znowu odroczył parlament, zanim zdążył on zmienić
zdanie. 26 lipca sir William Tempie wynegocjował nowy
traktat sojuszniczy z Holandią, który — jak podniośle
napisał — postawił Karola „znowu na czele świata chrześ­
cijańskiego”. Dwa tygodnie później Ludwik XIV zawarł
w Nijmegen pokój z Holandią; był to kulminacyjny moment
potęgi jego dotychczasowego panowania.
Okazją to nasilenia propagandy antykrólewskiej stała się
głośna sprawa spisku katolickiego niejakiego Tytusa Oatesa.
Udowodniła ona raz jeszcze, że Anglia potrafiła sobie radzić
z różnymi problemami międzynarodowymi i wewnętrznymi,
ale nie była w stanie zapanować nad kwestią religii, która od
kilku pokoleń burzyła umysły i uczucia narodu. Napięcie
i atmosfera podejrzeń w sprawach religii sprawiły, że prawie
równocześnie z pokojem w Nijmegen Anglia wpadła w kry­
zys, który omal nie doprowadził do nowej rewolucji.
Tytus Oates, amoralny duchowny anglikański, człowiek
o niepewnej przeszłości, awanturnik, kłamca i oszust,
a przy tym jawny homoseksualista (z tego powodu usunięty
ze stanowiska kapelana w marynarce oraz jezuickich
seminariów w Valladolid i St. Omer) mający związki
z angielskimi jezuitami w Hiszpanii i Flandrii, złożył latem
1678 r. doniesienie o rzekomo przygotowywanym spisku
papistowskim (Popish Plot) w Anglii. W zbożnym dziele
tropienia katolickich spiskowców dzielnie wspierał go
ksiądz Israel Tonge, zawzięty wróg katolików i profes­
jonalny autor wielu antykatolickich paszkwili. Dzięki niemu
„cenne” wiadomości Oatesa przybrały postać pisemnych
oskarżeń, które wywołały w Anglii panikę i stały się
pretekstem do prześladowań katolików. Początkowo cho­
dziło o zamordowanie przez jezuitów Karola II i masową
rzeź anglikanów w celu utorowania drogi do tronu księciu
Jakubowi. Później, gdy oskarżenia obu łotrów w sutannach
zyskały społeczny poklask, zaczęto formułować zarzuty
przeciwko samemu księciu Yorku, a nawet królowej
Katarzynie i jej katolickim faworytom, o plany otrucia
króla, wywołanie rebelii w Irlandii i przygotowania do
inwazji Francji w celu przywrócenia w Anglii Kościoła
katolickiego. Wrzawa jaka powstała wokół zeznań Oatesa,
wzbudziła w październiku zainteresowanie Rady Królews­
kiej. Oates trafił na dwór, dostał dobrą pensję i pełnomoc­
nictwa od Rady do aresztowania wszystkich podejrzanych.
Na jego zawołanie czekał tłum łotrów i donosicieli,
gotowych kłamać i oskarżać za pieniądze kogo się tylko
dało. Rewelacje Oatesa i Tonge’a, do których dołączono
długą listę rzekomych spiskowców angielskich, podchwyciła
także opozycja (przyszli wigowie) ze swoim przywódcą,
hrabią Shaftesburym. W rzeczywistości chodziło o osłabie­
nie pozycji króla w jego walce z parlamentem o prymat
w rządzeniu Anglią i odsunięcie od tronu oczekiwanego
następcę Karola, prokatolickiego księcia Jakuba.
Parlament, który zebrał się w październiku 1678 r.,
powiększył antykatolicką histerię i zamieszanie, przesłu­
chując podejrzanych i fałszywych świadków, w wyniku
czego wtrącono do więzienia wielu niewinnych ludzi. 21
listopada sędzia najwyższy (Lord Chief Justice) sir William
Scroggs skazał na śmierć pierwszych czterech oskarżonych
(w sumie wysłał na szafot 21 ludzi, w tym 7 jezuitów).
W Izbie Gmin uchwalono ustawę wykluczającą katolików
z parlamentu, a na królu wymuszono wydanie proklamacji
nakazującej katolikom opuszczenie Londynu. W wyniku
fali terroru, jaki zapanował w kraju, w ciągu dwóch lat do
więzień w całym kraju trafiło ponad 20 tys. ludzi, gdzie
wielu z nich zmarło. Co najmniej 35 osób skazano na karę
śmierci. Jedną z ofiar był Edward Coleman, sekretarz
drugiej żony księcia Jakuba Marii Modeńskiej, stracony
okrutną śmiercią zdrajcy po tym, jak ujawniono jego
prywatną korespondencję do Ludwika XIV, w której po­
pierał plany wprowadzenia w Anglii religii katolickiej.
Przy okazji osobistych rozgrywek polityków wyszło na
jaw, że pierwszy minister króla — Danby, pełnił rolę
pośrednika w procesie przekazywania przez Ludwika XIV
pieniędzy dla Karola. Gdy parlament zażądał postawienia
Danby’ego przed sądem, Karol uratował swego ministra
rozwiązaniem parlamentu w dniu 3 lutego 1679 r. Królew­
skiemu bratu, od którego żądano usunięcia się z dworu
i odsunięcia od spraw państwowych, Karol doradził, aby na
pewien czas zniknął z Anglii.
W momencie największej paniki i po raz pierwszy od 18
lat, kraj stanął w obliczu nowych wyborów. Ich wynik był
zgodny z nastrojami społecznymi. Podczas, gdy w starym
parlamencie król mógł liczyć w ważnych sprawach na
około 150 głosów, w nowym miał ich najwyżej 30. Zanim
parlament się zebrał, Karol II nakłonił niepopularnego
brata do opuszczenia kraju. Jakub nie zwlekał i udał się na
wygnanie do Brukseli. Parlament niezwłocznie ograniczył
liczebność wojska, powołał komisję admiralicji (Admirality
Board) do kontroli nad flotą i postawił w stan oskarżenia
Danby’ego. Wybaczenie króla nie wybawiło go od kary,
ale dzięki przychylnej postawie Izby Lordów Danby urato­
wał głowę i ostatecznie wylądował w więzieniu w Tower,
gdzie spędził następne pięć lat.
Po banicji brata i upadku swego pierwszego ministra,
król doznał kolejnej porażki. W maju 1679 r. parlament
uchwalił ustawę zabraniającą ograniczania starej zasady
Habeas corpus, która zabraniała więzić ludzi bez pisemnego
nakazu sądowego, a za Stuartów stała się orężem broniącym
poddanych przez arbitralnością sądów Korony, co było
nagminnie wykorzystywane, zwłaszcza w okresie wojen
i niepokojów społecznych w kraju. Król zareagował na to
zawieszeniem parlamentu, a gdy przed parlamentem stanęła
sprawa wykluczenia księcia Jakuba z sukcesji do korony
i zabronienia mu powrotu do kraju, rozwiązał go w lipcu,
po zaledwie trzech miesiącach funkcjonowania. Wraz
z rozwiązaniem drugiego parlamentu, skończył się krótko­
trwały eksperyment rządowy, w wyniku którego ciało
doradcze króla — Tajna Rada, zostało poszerzone, a w jej
skład weszli zarówno stronnicy dworu, jak i przedstawiciele
protestanckiej opozycji z Shaftesburym i lordem Williamem
Russellem na czele. Nowa Rada okazała się zbyt liczna
i zbyt skłócona, by skutecznie rządzić przy jej pomocy.
Próba pozyskania sobie opozycji spaliła na panewce, gdyż
ta nie zrezygnowała ze swoich zamiarów odsunięcia księcia
Jakuba od sukcesji. Król w sprawie sukcesji pozostał
nieustępliwy, gotów jedynie na wprowadzenie ustawowego
zastrzeżenia, które miało uniemożliwić Jakubowi w przy­
szłości wprowadzenie katolicyzmu jako religii państwowej.
Wszedł też w spór z Radą na tle wydarzeń w Szkocji, gdzie
jego wpływowy lord, wysoki komisarz przy parlamencie
Szkocji (Lord High Commissioner), hrabia Lauderdale
(jeden z członków „Cabalu”), swoimi surowymi rządami,
zwłaszcza w sprawach religii i podatków, oraz ekscesami
trudnych do upilnowania wojsk królewskich (głównie
półdzikich szkockich górali), sprowokował rebelię na
nizinach zachodniej Szkocji. Hasłem do wybuchu rebelii
stało się zabójstwo na początku maja 1679 r. znienawidzo­
nego przez prezbiterian anglikańskiego arcybiskupa St.
Andrews i prymasa Szkocji, Jamesa Sharpa. 1 czerwca
1679 r. oddziały zbuntowanych szkockich kowenanterów
pobiły siły królewskie Jamesa Grahama w bitwie pod
Drumclog. Karol II zachował się bardzo rozumnie i wysłał
przeciwko nim swego naturalnego syna z nieprawego łoża
Jamesa Scotta, księcia Monmouth.
22 czerwca Monmouth na czele lojalnych oddziałów
szkockich dopadł rebeliantów przy moście Bothwell Bridge
na rzece Clyde i doszczętnie ich rozbił. Potem jednak,
zgodnie instrukcją króla, potraktował ich łagodnie (stracono
tylko siedmiu buntowników). Lauderdale został zaatako­
wany przez potężnych wrogów w Anglii i Szkocji. Król
wstawił się za nim przed Tajną Radą, gdyż jego rządy
w Szkocji zapewniały Karolowi mocną pozycję i regularny
dopływ pieniędzy, ale kariera ministra została złamana.
W 1680 r. Lauderdale doznał groźnego wylewu i dwa lata
później zmarł. Królewskim lordem komisarzem w Szkocji
został w lipcu 1681 r. sam książę Yorku. Dzięki temu
Jakub mógł wrócić z wygnania we Flandrii i znaleźć się
bliżej Anglii.
W sytuacji, gdy wydawało się, że opozycja skutecznie
powstrzyma absolutystyczne zapędy króla, Karol II uznał, iż
może rządzić bez parlamentu i nowej Rady. Handel miał się
dobrze. Zwiększały się dochody z opłat celnych. Król mógł
też liczyć na poprawę stosunków z Ludwikiem XIV i dalsze
finansowanie przez Francję. Przy oszczędnej polityce finanso­
wej Karol mógł się obejść bez subsydiów parlamentarnych.
Eksperymentalna Tajna Rada zakończyła swoją działalność
jesienią 1679 r. Dwa kolejne parlamenty, trzeci w 1680
i czwarty w 1681 r., nie odegrały żadnej roli ustawodawczej
(jeden uchwalił tylko dwie mało ważne ustawy, drugi żadnej).
Wybory rozpoczęte w sierpniu 1680 r. były powtórzeniem
ostatnich i przyniosły ponownie przewagę opozycji. Antago­
nizm króla i parlamentu zaostrzyła jeszcze krótka, ale
niebezpieczna choroba Karola. Wydawało się nawet, że dni
króla są policzone. W sekrecie posłano do Brukseli po księcia
Jakuba, który potajemnie przybył do Windsoru gotów do
podjęcia walki o należny mu tron. Gdy przyjechał, król nagle
wyzdrowiał, trudno było jednak oczekiwać, że Jakub spokoj­
nie wróci na wygnanie i raz jeszcze zaryzykuje sukcesję. Tym
razem pojechał tylko po rodzinę do Brukseli i wszyscy razem
udali się do Edynburga, gdzie Jakub objął stanowisko
królewskiego namiestnika.
Tymczasem król, aby zdusić opozycję wigowską, roz­
wiązywał kolejne parlamenty i aresztował jej przywódców.
Wigowie odpłacali mu ciągłymi knowaniami oraz debatami
nad ograniczeniem jego prerogatyw i wyłączeniem od
sukcesji księcia Jakuba. Po wyjeździe Jakuba do Szkocji
Shaftesbury i jego poplecznicy wpadli na pomysł wysunięcia
swojego pretendenta do królewskiej korony. Został nim
30-letni protestant — książę Monmouth, nieślubny syn
Karola II i jego dawnej kochanki Lucy Walter. Monmouth
należał do najbogatszych ludzi w Anglii, był czarujący
i przystojny, miał powodzenie u kobiet. Cieszył się też sławą
dobrego żołnierza (zwłaszcza po zwycięstwie nad Szkotami
pod Bothwell Bridge). Wszystko to czyniło go próżnym,
ambitnym i głupim. Król w 1663 r. uznał go formalnie za
syna, chodziły też słuchy, że w przeszłości potajemnie
poślubił jego matkę. Kiedy do Karola dotarły wieści o roli,
jaką jego nieślubnemu synowi wyznaczyła opozycja, król
pozbawił go generalskiej szarży i nakazał mu opuszczenie
królestwa. Monmouth wyjechał do protestanckiej Holandii
i tam czekał, dopóki nie dostanie pozwolenia na powrót.
Listopad 1680 r. przyniósł wielką demonstrację anty-
królewską zorganizowaną przez wigów w Londynie. Przed
końcem roku w stolicy pojawił się bez zezwolenia Mon­
mouth, zabiegając o audiencję u króla. Ten nie tylko nie
przyjął nieposłusznego bastarda, ale pozbawił go pozo­
stałych urzędów i pensji. Monmouth pozostał jednak w kraju
i wyjechał z Londynu szukać sprzymierzeńców w zachod­
nich hrabstwach Anglii.
Parlament zwołany został 21 października. Król na
próżno zabiegał o uchwalenie nowych funduszy na obronę
Tangeru zagrożonego przez Maurów. Zamiast tego opozycja
protestancka w Izbie Gmin przygotowała projekt nowej
ustawy o wykluczeniu Jakuba od tronu (Exclusion Bill),
odrzucając jednocześnie propozycję wskazania córek Jakuba
jako następnych w kolejności kandydatek do sukcesji (co
było wyraźnym sygnałem, że opozycja trwała przy kan­
dydaturze Monmoutha na przyszłego króla). Lider opozycji
w Izbie Gmin lord William Russell żądał nawet impeach-
mentu dla Jakuba. Od uznania ustawy opozycja uzależniała
przyznanie królowi niezbędnych subsydiów. W listopadzie
ustawa przepadła w Izbie Lordów, która stanęła zdecydo­
wanie po stronie króla. W atmosferze sporów, rosnącej
wrogości obu izb i żądań opozycji przywrócenia godności
cywilnych i wojskowych Monmouthowi, król wymanew­
rował oponentów i rozwiązał parlament 10 stycznia. Na­
stępny miał się zebrać 21 marca 1681 r.
Rozczarowany postawą posłów Karol znowu zaczął
szukać zbliżenia z Francją i choć nie osiągnięto w tej
sprawie żadnego oficjalnego porozumienia, król był pewien
sukcesu. Pośrednikiem w kontaktach z Ludwikiem XIV
był ambasador Francji w Londynie Paul Barillon d’Amon-
cour, z którym Karol II prowadził sekretne rozmowy
w sprawie odmrożenia subsydiów francuskich, nie zdradza­
jąc się z tym nawet przed swoimi zaufanymi ministrami.
Czwarty parlament Karola II obradował w twierdzy
rojalistów Oxfordzie, z dala od londyńskiego zgiełku i
tłumów popierających wigowską opozycję. Był jeszcze
bardziej hałaśliwy i bezradny jak poprzedni. Jego obrady
ponownie zdominowała sprawa sukcesji. Król w mowie
tronowej na otwarcie parlamentu oświadczył zdecydowanie,
że nie ulegnie dyktatowi opozycji i sam nigdy nie będzie
sprawował rządów arbitralnych. Podkreślił, że nie zgodzi
się nigdy na ustawę odsuwającą Jakuba od tronu, ale
obiecał rozpatrzyć wszystkie sugestie w tej sprawie. Kilka
dni później za aprobatą Karola wysunięto propozycję
ustanowienia regencji po jego śmierci w osobach Wilhelma
Orańskiego i jego żony Marii. Zdominowana przez partię
dworską Izba Lordów odniosła się do tego projektu przy­
chylnie, ale większość posłów w Izbie Gmin głosowała
przeciw i znowu podjęła sprawę wykluczenia Jakuba. Dwa
dni później, ledwie tydzień po otwarciu, Karol rozwiązał
parlament. Z tą chwilą opozycja wigowska utraciła ostatnią
szansę na zwycięstwo w rozgrywce z królem i wszelkie
prawne środki powstrzymania Jakuba od sukcesji.
29 marca 1681 r., nazajutrz po rozwiązaniu parlamentu,
przyszła pierwsza rata pieniędzy od Ludwika XIV, uzgod­
niona z ambasadorem Barillonem. Mając w kieszeni pie­
niądze, francuskie król ani myślał zwoływać kolejnego
parlamentu. Po okresie rzeczywistej wrogości w stosunkach
angielsko-francuskich trwającej od 1678 r. oraz próbach
zbliżenia z Holandią i Hiszpanią (w czerwcu 1680 r.
Anglia zawarła nawet sojusz z Hiszpanią w obronie traktatu
z Nijmegen), Karol został ponownie wciągnięty w orbitę
wpływów Ludwika XIV.
Po rozwiązaniu swojego czwartego parlamentu Karol II
przeprowadził czystkę w administracji centralnej i lokalnej
oraz sądownictwie, obsadzając najważniejsze stanowiska
ludźmi posłusznymi Koronie. Najtrudniej przyszło mu to
w Londynie, który przez ostatnie lata stał się twierdzą
wigów. Shaftesbury wylądował w Tower pod zarzutem
zdrady i choć pozostająca pod wpływem wigów londyńska
ława przysięgłych ostatecznie uznała go za niewinnego,
sytuacja wigów stała się na tyle trudna, że wkrótce przestali
się liczyć jako zorganizowana siła opozycyjna. W marcu
1682 r. król poczuł się już na tyle pewnie, że pozwolił
Jakubowi wrócić z Edynburga. Starzejący się i schorowany
Shaftesbury nie przestawał knuć z wichrzycielskim Mon-
mouthem przeciwko królowi i księciu Yorku, póki nie
zaczął tracić gruntu pod nogami. W listopadzie 1682 r.
w obawie przed kolejnym aresztowaniem uciekł do Ams­
terdamu, gdzie wkrótce zmarł.
Gdy wszystkie legalne metody powstrzymania Jakuba
od sukcesji zawiodły, pojawiły się plotki o protestanckich
spiskach i konspiracjach. Książę Monmouth i pozostali
przywódcy wigów wahali się przed wyborem jednej
z dwu form zdrady: otwartego powstania oraz skry­
tobójczego zamachu na życie Karola II i księcia Jakuba.
Kiedy w końcu Monmouth i jego przyjaciele zdecydowali
się na krok ostateczny i podjęli próbę zamachu, wyszedł
na jaw nieudany spisek na życie króla i jego brata (Rye
House Plot). Stał za nim kapitan Richard Rumbold,
zagorzały republikanin i dawny oficer Cromwella, żonaty
z właścicielką dworu Rye w Hoddesdon w hrabstwie
Hertfordshire.
Do zamachu miało dojść 1 kwietnia 1682 r. na bocznej
drodze z Londynu do Newmarket, gdzie król jeździł na
wyścigi konne. Rumbold z setką zamachowców ukrytych
na terenie posiadłości jego żony zamierzał zatrzymać
królewski powóz w wąskim i głębokim wykopie pomiędzy
dwoma pagórkami, a jego wspólnicy, pułkownik Romsey
i podpułkownik Walcot, podjęli się na ochotnika zabić
króla i księcia Yorku. Do zamachu nie doszło tylko
dlatego, że 21 marca w Newmarket wybuchł przypadkowy
pożar, który uniemożliwił wyścigi i skłonił króla i jego
brata do wcześniejszego powrotu do Londynu. Dziesięć
tygodni później, na początku czerwca, jeden ze spiskowców
zdradził szczegóły zamachu władzom, co doprowadziło do
wybuchu krwawego terroru22. Znaleźli się świadkowie,
którzy zeznali, że w spisek zamieszani byli także niektórzy
arystokraci popierający Monmoutha oraz przywódcy wigów.
Wielu znanych członków parlamentu i wysoko urodzonych
lordów pozostających w opozycji do dworu zostało aresz­
towanych, kilku poniosło śmierć zdrajców, pozostali ukryli
się lub salwowali ucieczką za granicę. Jednym ze ściętych
w lipcu 1683 r. był zajadły wróg Karola, lord Russell.
Książę Monmouth ukrywał się przez kilka miesięcy w hrab­
stwie Bedford, potem przeprosił ojca za swój udział
w spisku, zaprzeczając jakoby chciał go zgładzić, w końcu
udał się na dobrowolne wygnanie do hiszpańskich Nider­
landów. Nieudany zamach przyniósł królowi i jego bratu
wzrost sympatii społeczeństwa. Wyrazem tego było przy-
22 Niektórzy historycy są zdania, że teoria spisku mogła być w więk­

szości sfabrykowana przez Karola lub jego otoczenie w celu pozbycia się
największych politycznych oponentów króla.
wrócenie Jakubowi w maju 1684 r. godności lorda wiel­
kiego admirała floty.
Opozycja została ostatecznie rozbita. Monmouth siedział
cicho za granicą. Szala zwycięstwa przechyliła się zdecy­
dowanie na stronę króla. Neutralna pozycja Anglii w poli­
tyce zagranicznej pozwoliła Karolowi spokojnie uporząd­
kować sprawy wewnętrzne^ według własnego uznania.
Histeria wywołana przez rzekomy spisek papistowski dawno
wygasła. Danby i inni katoliccy lordowie wyszli z Tower
za kaucją. Nieudolna komisja admiralicji, która doprowa­
dziła flotę do ruiny, została rozwiązana23. Sprawy marynarki
wojennej król powierzył osobiście księciu Jakubowi, który
wraz z przywróconym do łask Pepysem (zwolnionym ze
stanowiska i wtrąconym do lochu w 1679 r.) miał zrefor­
mować flotę znajdującą się w opłakanym stanie.
Wszędzie otworzono bramy więzień i masowo zwalniano
katolików uwięzionych w czasie oszczerczej kampanii
Tytusa Oatesa i jego pomocników. Z kolei sam Oates
został pozbawiony stanowisk i przywilejów dworskich
i skazany na zapłacenie ogromnej sumy 100 tys. funtów
odszkodowania za nazwanie zdrajcą księcia Jakuba. Nie
mogąc jej zapłacić, wylądował w więzieniu, oczekując na
dużo gorszą karę, która go jeszcze czekała24. Wymiar
sprawiedliwości, kierowany przez nowego sędziego Geo-
rge’a Jeffreysa, otrzymał wytyczne nakazujące traktować
wszystkich protestanckich odszczepieńców równie surowo,
jak to było na początku panowania Karola II. Mieszkańcom
kolonii odebrano przywileje królewskie. W kraju nikt nie
23 Pod koniec rządów Karola II marynarka wojenna Anglii dysponowała
tylko 24 sprawnymi okrętami różnych typów, pozostałe były w remoncie
lub nigdy nie zostały ukończone.
24 W 1685 r. Oates został uznany winnym krzywoprzysięstwa i skazany

na dożywotnie więzienie, dwukrotną chłostę na ulicach Londynu oraz


mroczny pręgierz publiczny. Uwolniony po przybyciu Wilhelma III
w 1688 r. dostał od niego pensję państwową. Zmarł prawie całkiem
zapomniany w 1705 r.
protestował przeciwko niezwoływaniu parlamentu, mimo
że bez niego partia dworska nie mogła dokonać zmian
legislacyjnych w ustawodawstwie wymuszonym przez
wigów, a nie było pewności, że kolejny parlament przyłączy
się do reakcyjnej polityki dworu. Dożywotnie dochody
z ceł i akcyzy zapewniały Koronie dostatni żywot, gos­
podarka była dobrze zarządzana, radząc sobie znakomicie
bez średniowiecznego mechanizmu parlamentarnego.
W przedostatnim roku swego panowania Karol II wydał
(28 lipca 1683) swoją bratanicę — księżniczkę Annę, za
protestanckiego księcia Jerzego Duńskiego, brata króla
Christiana V.
Karol II zmarł w środę 16 lutego 1685 r. przeżywszy
niecałe 55 lat. Parę dni wcześniej król doznał apopleksji,
jednak główną przyczyną jego śmierci była ciężka choroba
nerek (uremia). Karol zdążył się wcześniej pożegnać
z bratem i żoną, po czym książę Jakub zamknął drzwi
królewskiej sypialni na klucz, nie dopuszczając nikogo do
umierającego monarchy. W nocy przyprowadził bocznym
wejściem starego benedyktyńskiego mnicha o. Johna Hud-
dlestona, kapelana królowej Katarzyny, który przed laty
ryzykował życie pomagając Karolowi w ucieczce z pola
bitwy pod Worcester. Stanąwszy u wezgłowia królewskiego
łoża, nachylił się nad bratem i szepnął:
— Panie, ten dobry człowiek kiedyś uratował ci życie.
Teraz przychodzi, aby uratować twoją duszę.
Król ostatkiem sił rzekł, że pragnie umrzeć w katolickiej
wierze. Potem o. Huddleston wysłuchał jego spowiedzi,
udzielił mu komunii i dał ostatnie namaszczenie na drogę.
Nad ranem Karol stracił przytomność i zmarł tuż przed
południem. Niechętnie nastawiony do anglikanizmu Jakub,
zamiast urządzić mu wielki pogrzeb państwowy, kazał
przenieść ciało do opactwa westminsterskiego, gdzie po­
chowano króla skromnie bez udziału poddanych.
RZĄDY JAKUBA II I „WSPANIAŁA REWOLUCJA”

JAKUB II

Przez ostatnie lata Karol II rządził bez żadnych ograni­


czeń. Spryt, zręczność i brak skrupułów nie tylko pozwoliły
mu wytrwać na tronie przez 25 lat, ale na tyle wzmocnić
pozycję Korony, by jego następca mógł władać krajem
nieomal jak monarcha absolutny. Od 1679 r. król miał
poparcie torysów, całkowitą uległość okazywała mu ad­
ministracja i sądownictwo obsadzone rojalistami. Także
Kościół anglikański okazywał mu posłuszeństwo i nie
sprzeciwiał się sukcesji. W takich okolicznościach królem
Anglii został powszechnie nielubiany Jakub II.
Jakub urodził się 14 października 1633 r. w pałacu St.
James w Londynie. Był drugim w kolejności żyjącym
synem Karola I i jego żony Henrietty Marii. W 1644 r.
otrzymał tytuł księcia Yorku (Duke of York), przy­
sługujący tradycyjnie drugiemu synowi angielskiej dynas-
tii panującej. Podczas wojny domowej przebywał w Ox-
fordzie. Pojmany przez wojska parlamentu i umieszczony
w areszcie domowym, w 1648 r. uciekł w kobiecym
przebraniu do Holandii. Po egzekucji ojca przebywał
wraz z matką na wygnaniu we Francji. Od 1652 r. służył
w armii francuskiej pod rozkazami marszałka de Turenne.
W 1654 r. wstąpił do armii hiszpańskiej i wziął udział
w bitwie na Wydmach, gdzie dowodził dwiema nie­
skutecznymi szarżami na cromwellowską piechotę. Po
restauracji Stuartów w 1660 r. otrzymał tytuł księcia
Albany oraz tytuł lorda wielkiego admirała Anglii.
Pierwszą żoną Jakuba była Anna Hyde, córka kanclerza
Clarendona, poślubiona w Bredzie w listopadzie 1659 r.
Spośród ośmiorga potomków tej pary, wiek dziecięcy
przeżyły tylko dwie córki, Maria i Anna. Jakub owdowiał
w 1671 r., a 2 lata później poślubił katolicką księżniczkę
Marię Beatrycze d’Este, córkę Alfonsa IV, księcia Mo-
deny. Małżeństwo to było bezdzietne w chwili, gdy
Jakub obejmował tron. Wychowany przez matkę w wierze
katolickiej, oficjalnie przyjął to wyznanie w 1672 lub
1673 r., czym zresztą przyczynił Karolowi II mnóstwo
kłopotów. Jako admirał dowodził flotą angielską podczas
drugiej i trzeciej wojny z Holandią. Po wydaniu w 1673 r.
Aktu o przysiędze, zmuszony został do ustąpienia ze
stanowiska, które odzyskał w maju 1684 r. Od 1681 r.
pełnił funkcję królewskiego wysokiego komisarza
w Szkocji.
Jakuba cechowała duża sumienność i pracowitość.
Osobiście był odważny i miał zadatki na zdolnego
żołnierza i administratora, poza tym jednak był głupi,
małostkowy, uparty, pedantyczny i skłonny do fatalizmu,
czym denerwował zarówno leniwego i pozbawionego
przekonań religijnych Karola, jak i swoich poddanych.
Mimo wielkiej pobożności wykazywał zadziwiającą
słabość do rozkoszy ciała, niewiele ustępując w tym
względzie swemu rozwiązłemu bratu. W oczach pod­
danych uchodził za sługę Watykanu, nierozerwalnie
kojarzącego się Anglikom z wrogą i obcą siłą oraz
całkowitym zniewoleniem.
3 maja 1685 r. Jakub i jego żona Maria zostali uroczyście
koronowani w Westminsterze1. Jakub 11 wstąpił na tron
mimo obowiązującego prawa wykluczającego katolików
od zajmowania urzędów państwowych i wysiłków swoich
oponentów, próbujących wszelkimi sposobami odsunąć go
od sukcesji. Niewiele się tym przejmował, wierząc, że
władza królewska ma swoje źródło w niebie, a obowiązkiem
poddanych jest słuchać króla, który za swoje czyny od­
powiada wyłącznie przed Bogiem. W chwili objęcia tronu
jego pozycja w Anglii była rzeczywiście mocna, a w Szkocji
(jako króla Jakuba VII) jeszcze mocniejsza.
Początkowo nic nie wskazywało, aby nowy monarcha
mimo swego katolicyzmu chciał zmienić układ stosunków
religijnych na niekorzyść anglikanów. W pierwszym prze­
mówieniu do Tajnej Rady Jakub oświadczył, że nie pragnie
władzy absolutnej i uszanuje „wszystkie obowiązujące
prawa i swobody obywateli”. Nadał kilka tytułów honoro­
wych, ale nie dokonał żadnych zmian personalnych w rzą­
dzie. Parlament został zwołany po to, aby uchwalić subsydia
dla nowego króla. Wybory powszechne na wiosnę 1685 r.
były zupełnie inne, niż trzy poprzednie, które doprowadziły
do konfliktu Karola II z jego ostatnimi parlamentami.
Skrajne elementy opozycyjne nie miały tym razem wpływu
na wynik wyborów, ani na nastroje londyńskiej ulicy.
Zebrany 19 maja parlament po raz pierwszy od 1661 r. był
prawdziwie przychylny królowi. Niektórym wydawało się,
że początki panowania Jakuba zapowiadają erę monarchii
konstytucyjnej. Sądzono więc, że nowy król będzie rządził

1 W XVII w. w większości państw europejskich używano nowego

kalendarza gregoriańskiego, wprowadzonego przez papieża Grzegorza XIII


w 1582 r. W Anglii i Szkocji aż do 1752 r. obowiązywał jednak stary
kalendarz juliański, według którego wydarzenia były datowane o 10 dni
wcześniej, niż według nowego kalendarza. Ponieważ większość opisywa­
nych wydarzeń dotyczy Wysp Brytyjskich, daty zostały podane zgodnie
z kalendarzem juliańskim.
sprawiedliwie i że jego wyznanie nie będzie nikomu
przeszkadzało, tym bardziej że kolejną następczynią tronu
była jego córka Maria, wychowana przykładnie w religii
protestanckiej i wydana za mąż za protestanta. Mimo że
religia Jakuba budziła nieufność, powszechnie uważano, że
nie ma powodów do niepokoju i trzeba jakoś przetrwać
jego panowanie.
Szybko okazało się, że Jakub II nie zamierza zrezyg­
nować ze swoich ciągot katolickich. Jego zamiarem było
zrównanie w prawach katolików i anglikanów, w których
widział wspólną podporę monarchii. Pierwszym krokiem
do tego celu było zniesienie ustawodawstwa antykatolic­
kiego i Habeas corpus. Jakub nakazał więc masowo
zwalniać z więzień katolików oraz innych skazanych za
przekonania religijne i co niedziela słuchał publicznie
mszy katolickiej w kaplicy pałacu Whitehall. Decyzje te
wzbudziły pewne zaniepokojenie Izby Gmin, zdominowanej
rzecz jasna przez anglikanów (katolików w Anglii było
raptem 4 proc.), która stała na stanowisku, że religią
panującą powinien być anglikanizm. Nie powstrzymało to
jednak parlamentu od zamanifestowania swego oddania
królowi i przyznania mu dożywotnio dochodów z ceł
i akcyzy wraz z innymi świadczeniami na osobiste wydatki
króla. Koniecznością stało się też uchwalenie znacznych
subsydiów na utrzymanie armii i floty, bowiem wstąpienie
Jakuba II na tron niemal natychmiast spowodowało bunty
jego zagorzałych przeciwników.
Pierwszy przeciwko Jakubowi zbuntował się w maju
1685 r. szkocki arystokrata Archibald Campbell, hrabia
Argyle (syn markiza straconego w 1661 r. za zdradę).
W Szkocji Jakub w czasie swojego pobytu w Edynburgu
zabezpieczył sobie królestwo niezależnie od korony angiel­
skiej. W 1681 r. tamtejszy parlament uchwalił, że dziedzi­
czenie korony szkockiej jest niezależne od religii sukcesora,
a wszyscy urzędnicy Korony i poddani muszą złożyć
przysięgę zobowiązującą do posłuszeństwa monarsze. Ar-
gyle złożył tę przysięgę wraz z innymi, ale warunkowo, za
co skazano go na śmierć. Uciekł z więzienia w Edynburgu
i schronił się pod opiekuńcze skrzydła Wilhelma Orańs-
kiego. 12 maja 1685 r. z grupą około 300 szkockich
uchodźców wypłynął na trzech małych statkach z Holandii
do kraju, licząc na niechęć szkockich prezbiterian do
angielskiej administracji i wywołanie w Szkocji narodowego
powstania. Szkoci jednak nie rwali się do walki, a przywód­
cy buntu brakowało zdolności i autorytetu. Rząd wiedział
o przygotowaniach do rebelii od swoich szpiegów w Holan­
dii i Szkocji, zdążył więc rozmieścić wojsko w górach
południowo-zachodniej Szkocji, gdzie Argyle miał naj­
więcej zwolenników. Powstanie zostało szybko stłumione,
a Argyle pojmany 28 czerwca w Kilpatrick nad rzeką
Clyde podczas marszu na Glasgow. Przewieziono go do
Edynburga, gdzie 10 lipca został stracony na mocy nie­
sprawiedliwego wyroku sprzed czterech lat. Wraz z nim
zginął jednooki kapitan Rumbold, uczestnik nieudanego
zamachu na życie Karola II.
11 czerwca w Lyme Regis na południu Anglii wylądował
książę Monmouth. Jego przybycie było zgrane w czasie
z akcją Argyle’a na północy. Po wstąpieniu na tron
Jakuba II Monmouth został poproszony o opuszczenie
hiszpańskich Niderlandów, przeniósł się więc do Amster­
damu. Tam, mimo zakazów Wilhelma Orańskiego, zebrał
około 150 ochotników, kupił broń, amunicję i na wynajętych
statkach popłynął do Anglii. W kiepskim stylowo manifeście
ogłosił się na ziemi angielskiej legalnym następcą Karola II,
uznał Jakuba II za uzurpatora i oskarżył go nawet o zabicie
króla. Jednocześnie ogłosił, że obradujący parlament jest
nielegalny i zapowiedział przedstawienie swych pretensji
do tronu przed nowym wolnym zgromadzeniem. Rojalis-
tyczna milicja z Devonshire cofała się, gdy Monmouth idąc
wzdłuż wybrzeża, zbierał ochotników pod swe sztandary.
Zajął kilka miejscowości (Axminster, Shepton Mallet,
Frome) i zdobył pewne poparcie wśród tkaczy, górników
i biednego chłopstwa z zachodnich hrabstw. 20 czerwca
w Taunton jego armia, licząca około 6 tys. słabo uzbrojo­
nych (broń przywieziona z Holandii nigdy nie została
rozdana) i słabo wyszkolonych ludzi (brakowało oficerów
i ludzi przywykłych do broni), okrzyknęła Monmoutha
królem. Po nieudanej próbie zdobycia Bristolu i nadejściu
złych wieści ze Szkocji, Monmouth rozpoczął odwrót na
południe. Otoczony w portowym mieście Bridgwater nad
rzeką Parrett, zaryzykował desperacką próbę wyrwania się
z okrążenia. Nocą 6 lipca 1685 r. zaatakował wojska
królewskie (8 tys. ludzi z artylerią) na wyschniętych
moczarach Sedgemoor2. Chociaż rebelianci walczyli dziel­
nie, bitwa zakończyła się ich całkowitą klęską1. Dowódca
królewski Louis Duras, hrabia Feversham, znany z okrucień­
stwa ostatni gubernator Tangeru, wraz ze swoim zastępcą
generałem majorem Johnem Churchillem, urządzili po
bitwie rzeź jeńców. Monmouth ukrywał się jeszcze kilka
dni, ale został pojmany i 15 lipca ścięty w Tower po
procesie, który był tylko formalnością. Jego śmierć usunęła
głównego kandydata wigów do korony na rzecz Marii
Stuart i jej męża Wilhelma Orańskiego.
Bezpośrednim skutkiem nieudanej rebelii Monmoutha
była fala brutalnych represji w zachodniej Anglii. Żołnierze
królewscy masowo wieszali złapanych zbiegów z oddziałów
Monmoutha, a w ślad za wojskiem ruszył bezlitosny sędzia
Jeffreys i jego pomocnicy, „robiąc porządek” wśród po­
spólstwa i chłopów. W serii rozpraw rozpoczętych we

2 W skład armii królewskiej oprócz milicji wchodziły jednostki


garnizonu w Tangerze wycofane w 1683 r. oraz 3 regimenty szkockich
weteranów w służbie Republiki Zjednoczonych Prowincji, przysłane na
pomoc Jakubowi przez Wilhelma Orańskiego.
3 Buntownicy stracili około 1300 zabitych i 500 jeńców. Straty armii

królewskiej nie przekroczyły 200 ludzi.


wrześniu 1685 r., które przeszły do historii pod nazwą
„krwawych delegacji sądowych” (The Bloody Assizes),
większość głównych przywódców rebelii zdołała uniknąć
kary dzięki wysokim łapówkom i wstawiennictwu fawory­
tów dworu, ale około 320 osób zostało powieszonych,
a 800 zesłano do ciężkiej jaracy w koloniach. Tych ostatnich
dostawali w darze od króla różni dworacy, sprzedając ich
potem jako niewolników kolonistom w Ameryce. Większość
straconych przyznała się do winy po tym, jak otrzymali
obietnicę łaski. Ich ciała przez długie miesiące wisiały na
szubienicach ustawionych na rozstajach dróg, przed karcz­
mami, na rynkach miast i we wsiach zachodniej Anglii.
Podobnie działo się w Szkocji, gdzie represje dotknęły
wielu stronników Argyle’a, zwłaszcza członków buntow­
niczych klanów Campbellów i Cameronów. Jeffreys skazał
na śmierć także dwie kobiety: lady Alice Lisie została
ścięta 12 września za ukrywanie w swoim domu rebelianc-
kich uciekinierów po bitwie na Sedgemoor, a Elizabeth
Gaunt spalono żywcem 2 listopada za uratowanie jednego
z dawnych spiskowców na życie Karola II. Sędzia Jeffreys,
nałogowy pijak, okrutnik i człowiek całkowicie pozbawiony
poczucia litości, stał się odtąd synonimem „tyrana z ławy
sądowej”, a jego pomocnik — kat o pseudonimie Jack
Ketch, do dziś pozostaje postacią, którą w Anglii straszy
się niegrzeczne dzieci.
Rebelia Monmoutha była ostatnim ludowym powstaniem
w dziejach starej Anglii. Przyniosła Jakubowi sympatię
w kraju i za granicą. 19 listopada na otwarciu jesiennej
sesji parlamentu, król powtórzył słowa wypowiedziane
wcześniej do Tajnej Rady, co wzmocniło lojalność par­
lamentu okazaną już wcześniej, przed rebelią Monmoutha.
Król nie omieszkał wykorzystać sytuacji i poddając krytyce
niewydolny system milicji, co wykazała ostatnia kampania,
postanowił wzmocnić stałe siły wojskowe z 19 tys. do 35
tys. (na początku panowania Karola II liczyły one tylko
6 tys. żołnierzy). Popełnił jednak zasadniczy błąd, przy­
znając się, że ma w wojsku wielu oficerów katolickich,
którzy nie złożyli dotąd wymaganych prawem przysiąg
państwowych i których ze względu na zasługi i przydatność
dla armii zamierza zatrzymać w służbie. Kwestia ta
wzbudziła dyskusje w Izbie Gmin, która dostrzegała w tym
wyzwanie dla anglikańskiego systemu testów religijnych.
Niektórzy uważali zachowanie króla za prowokację, gdyż
zaledwie miesiąc wcześniej (18 października 1685 r.)
Ludwik XIV pod wpływem jezuitów odwołał edykt nantej-
ski z 1598 r., wywołując na nowo falę prześladowań
francuskich protestantów (hugonotów). Dla tysięcy Ang­
lików stało się oczywiste, że ośmieliło to Jakuba w jego
katolickim dziele. Izba Gmin w zamian za kolejne subsydia,
próbowała stawiać królowi warunki ograniczające swobodę
mianowania katolików na urzędy cywilne i wojskowe oraz
zaproponowała reformę milicji, jako alternatywę dla armii
stałej. Kiedy Jakub przegrał w Izbie Gmin dwa kluczowe
głosowania w tych sprawach, 30 listopada bez namysłu
odroczył parlament po zaledwie jedenastu dniach obrad.
Chociaż król rozwiązał go dopiero 12 lipca 1687 r.,
parlament nigdy już nie zebrał się w okresie jego krótkiego
panowania. Wyglądało na to, że Jakub II nie umie lub nie
chce rządzić razem z najbardziej nawet rojalistyczną Izbą
Gmin. Jego gest potraktowano jako jeszcze jeden przejaw
absolutyzmu i próbę wprowadzenia katolicyzmu siłą. Znacz­
na część nowej armii (16 tys. ludzi), w tym wiele oddziałów
z Irlandii, stanęła obozem w podlondyńskim Hounslow
Heath, a król powtarzał tę demonstrację siły przez trzy
kolejne lata.
Bez parlamentu Jakub II kontynuował swą politykę,
a jego poddani obserwowali bezsilnie, jak kolejne najważ­
niejsze urzędy w państwie trafiają w ręce jego katolickich
faworytów. Niektórzy dotychczasowi członkowie rządu,
nie dość entuzjastycznie popierający działania króla, otrzy­
mali dymisje. Nowym lordem kanclerzem został „krwawy
sędzia” Jeffreys. Stanowisko jednego z dwóch sekretarzy
stanu i głównego doradcy króla objął zaciekły katolik
Robert Spencer, hrabia Sunderland, a lordem strażnikiem
prywatnej pieczęci mianowano lorda Arundell. Dwoma
prywatnymi sekretarzami króla zostali: nawrócony na
katolicyzm Szkot Nicholas Biitler, i posępny jezuita Edward
Petre. Dowództwo floty objął również katolik sir Roger
Strickland, zastępując na tym stanowisku wiceadmirała
Arthura Herberta (formalnie dowódcą floty był sam król,
zatrzymując dla siebie tytuł lorda wielkiego admirała).
Dotychczasowy gubernator Dover sir Edward Hales został
komendantem Tower i dowódcą królewskiej artylerii.
W Irlandii, która miała odrębne dowództwo wojskowe,
naczelnym wodzem był już Richard Talbot, hrabia Ty-
rconnel, który w lutym 1687 r. zostanie pierwszym ka­
tolickim zarządcą wyspy od czasów reformacji. Pod
jego rządami wielu protestanckich oficerów i żołnierzy
zwolniono z wojska, a nowych katolickich rekrutów
skierowano do służby w Anglii.
Skutkiem nowej polityki były liczne przypadki zachowań
oportunistycznych wśród osób publicznych. Odnotowano
wiele „nawróceń” wśród prawników, sędziów pokoju,
burmistrzów i innych urzędników, a nawet wysoko urodzo­
nych lordów. Ustanowiono wiele katolickich instytucji:
w centrum Londynu otwarto katolicką kaplicę, powstało
kilka nowych klasztorów (franciszkanów, dominikanów
i benedyktynów) oraz jezuickie szkoły dla chłopców
i dziewcząt. Król jawnie przyjmował nuncjusza papieskiego,
wzmógł też nacisk na uniwersytety w Oksfordzie i Cam­
bridge w kierunku zapewnienia szerszego dostępu dla
katolików. Narastały sprzeczności między tym, co robił
król, a co powinien robić jako głowa Kościoła anglikańs­
kiego. W rezultacie w lipcu 1686 r. powstała specjalna
komisja kościelna (Court of High Commission), złożona
z osób duchownych i świeckich, która miała na co dzień
zarządzać sprawami Kościoła. Początkowo kierował nią
prymas Anglii arcybiskup Canterbury William Sancroft,
z pomocą dwóch innych biskupów. Kiedy jednak arcybiskup
wymówił się chorobą, a obaj biskupi zostali odsunięci od
prac komisji, w praktyce jej kierownictwo dostało się
w ręce Jeffreysa i Sunderlanda. Głównym zadaniem komisji
stało się zawieszanie, usuwanie, a nawet ekskomunikowanie
niepokornych duchownych anglikańskich, którzy stali na
drodze do romanizacji hierarchii kościelnej.
Postępy w walce z Kościołem anglikańskim i związanymi
z nim instytucjami skłoniły Jakuba do zmiany polityki
religijnej. Zabiegając o poparcie protestanckich dysydentów
i bardziej liberalnych elementów anglikańskich, król wrócił
do polityki powszechnej tolerancji swego brata z 1672 r.
14 kwietnia 1687 r. wydał nową Deklarację Pobłażania,
jeszcze bardziej tolerancyjną od deklaracji Karola II,
w myśl której uchylone zostało ustawodawstwo karne
w stosunku do protestanckich dysydentów i katolików
na wypadek objęcia przez nich stanowisk państwowych
oraz zagwarantowana została pełna swoboda praktyk
religijnych (już w lutym wydana została analogiczna
deklaracja dla Szkocji).
7 maja 1688 r. Jakub ogłosił kolejną deklarację i rozkazał
odczytać ją publicznie we wszystkich kościołach w kraju.
Wielu duchownych znalazło się w konflikcie sumienia,
wybierając między lojalnością wobec króla i Kościoła. Gdy
prymas Sancroft i sześciu biskupów anglikańskich od­
mówiło posłuszeństwa, rozzłoszczony i pewny siebie król
kazał ich wtrącić do więzienia pod zarzutem zdradzieckiego
oszczerstwa monarchy4. W „czarny piątek” 18 czerwca
wywleczonych z Westminsteru biskupów przewieziono
barką do Tower w asyście tłumów gapiów zgromadzonych
4 Byli to, oprócz arcybiskupa Canterbury, biskupi: Ely, Chichester, St.
Asaph, Bristolu, Peterborough oraz Bath i Wells.
na obu brzegach Tamizy. Przed wejściem do Tower całą
siódemkę powitały rzesze sympatyków, błagających na
kolanach o błogosławieństwo i modlących się w intencji
uwięzionych. Załoga Tower przyjęła ich z pełnymi hono­
rami. W atmosferze powszechnej sympatii do biskupów 25
czerwca rozpoczął się proces, a 10 lipca zapadł wyrok
uniewinniający podsądnych.
Tymczasem zdarzyło się coś, co całkowicie odmieniło
sytuację w kraju. 20 czerwca 1688 r„ dwa dni po aresz­
towaniu biskupów, w Londynie rozdzwoniły się dzwony,
a salut artyleryjski w Tower oznajmił narodziny królews­
kiego syna. Już w październiku poprzedniego roku Londyn
obiegły plotki o kolejnej ciąży królowej. W XVII w. ludzie
byli skłonni uwierzyć we wszystko. Urodziny następcy
tronu katolicy uznali za cud, wigowie za oszustwo, do tej
pory bowiem para królewska nie mogła się doczekać
zdrowego potomka 5.
W ciągu 15 lat małżeństwa Jakubowi i Marii Modeńskiej
urodziło się pięcioro dzieci, wszystkie jednak rodziły się
martwe lub zaraz umierały. Panowało zatem powszechne
przekonanie, że więcej dzieci mieć nie będą, a panowanie
Jakuba jest przejściowe i tron po nim przejdzie na Marię
i Wilhelma. Co prawda obydwoje także byli bezdzietni, ale
Wilhelm był dużo młodszy od wuja, no i był protestantem,
co budziło nadzieję na chwilę oddechu dla Kościoła
anglikańskiego i zatrzymanie fali katolicyzmu. Narodziny
katolickiego księcia Walii zmieniały wszystkie dotych­
czasowe układy. Zawód w społeczeństwie protestanckim
był olbrzymi, a wzburzenie spotęgowało jeszcze aresz­
towanie siedmiu biskupów. Wyrok uniewinniający ich
przyniósł poczucie triumfu i jeszcze tego samego wieczoru
5 Przeciwnicy Jakuba skłonni byli wierzyć nawet w najbardziej
absurdalne plotki, jak choćby ta, że królowej, która wcale nie była
brzemienna, podrzucono do łóżka obcego noworodka w szkandeli (warming
pan) służącej do podgrzewania pościeli.
wyszło z Anglii zaproszenie do Wilhelma Orańskiego, aby
przybył do Anglii, podjął interwencję zbrojną przeciwko
Jakubowi i objął wraz z Marią tron angielski.

WILHELM III ORAŃSKI

Wilhelm III, książę Orański (Willem Hendrik, Prins van


Oranje) — syn i jedyne dziecko protestanckiego namiestnika
(,stadhouder) Zjednoczonych Prowincji Niderlandów Wil­
helma II i Marii Henrietty Stuart, starszej córki Karola I,
urodził się w 14 listopada 1650 r. w Hadze. Ślub jego
rodziców, 15-letniego Wilhelma z 10-letnią Marią, odbył
się w Londynie w 1641 r., po czym małżonek wrócił do
Hagi, gdzie miał czekać, aż jego żona podrośnie. Dla
dynastii Stuartów małżeństwo królewskiej córki z synem
namiestnika Holandii było właściwie mezaliansem, ale
Karol I w swej walce z burżuazją i parlamentem szukał
sojuszników, gdzie się dało. W 1642 r. wybuchła wojna
domowa w Anglii i królowa Henrietta Maria przybyła do
Holandii, przywożąc zięciowi jego żonę.
Ojciec Wilhelma zmarł na ospę kilka dni przed jego
urodzeniem, matka, która nie wykazywała większego
zainteresowania synem (czasami potrafiła całymi latami
korzystać z luksusów dworu francuskiego i nigdy nie
nauczyła się języka holenderskiego), przeżyła go tylko o 10
lat. Umarła w Londynie 24 grudnia 1660 r. na tę samą
chorobę, która zabiła jej męża.
Pierwsze lata dzieciństwa Wilhelm spędził pod opieką
holenderskich i angielskich guwernantek. Od 1656 r. zajmo­
wał się nim kalwiński kaznodzieja Comelis Trigland, który
uczył księcia zasad religii państwowej, kalwinizmu. Dzięki
jego lekcjom mały Wilhelm, chłopiec rozumny i nad wyraz
poważny, uwierzył, że jest narzędziem w rękach Boga,
któremu Święta Opatrzność powierzyła wypełnienie history­
cznego przeznaczenia domu orańskiego.
W 1659 r. Wilhelm rozpoczął siedmioletnie studia na
uniwersytecie w Leyden, wykazując szczególne zaintereso­
wanie sztukami pięknymi, zwłaszcza malarstwem, architek­
turą i ogrodnictwem. Od września 1660 r. znalazł się pod
bacznym nadzorem i „opieką” wrogiej mu partii regentów,
reprezentujących interesy oligarchii kupieckiej, którzy
chcieli mieć pewność, że nabędzie umiejętności niezbędne
do sprawowania przyszłych funkcji państwowych. W tym
samym roku zmarła jego matka, odwiedzając w Londynie
swego brata Karola II. Jej ostatnią wolą było, aby król
angielski został jedynym legalnym opiekunem Wilhelma.
Karol, który przed opuszczeniem terytorium Holandii
i powrotem do Anglii polecił małoletniego księcia opiece
Stanów Generalnych (parlamentu holenderskiego), natych­
miast zażądał pozostawienia siostrzeńca w spokoju i sam
zaczął wpływać na jego wychowanie poprzez angielskiego
ambasadora w Hadze George’a Downinga będącego właś­
ciwie szpiegiem angielskim w Republice Zjednoczonych
Prowincji.
Podczas drugiej wojny angielsko-holenderskiej sprawa
pozycji księcia była jednym z najważniejszych warunków
w rozmowach pokojowych. W 1666 r., gdy Wilhelm miał
16 lat, uznany został za podopiecznego władz Republiki,
które postanowiły kształcić go dalej na koszt państwa.
W maju 1670 r. Wilhelm objął swoje pierwsze stanowisko
państwowe, zostając członkiem Rady Państwa (Raad van
State), wówczas głównego organu zajmującego się ad­
ministrowaniem wydatkami na wojsko. W listopadzie tego
samego roku dostał pozwolenie na wyjazd do Londynu,
gdzie miał nakłaniać wuja do spłacenia przynajmniej części
długów zaciągniętych przez Stuartów w Holandii. Karol II
próbował przy tej okazji nakłonić księcia do przyjęcia
katolicyzmu, jako religii najwygodniejszej do sprawowania
władzy absolutnej. Zdecydowana odmowa Wilhelma po­
wstrzymała Karola od wtajemniczenia go w sekrety traktatu
z Dover z Francją, zmierzającego do zniszczenia Republiki
Holenderskiej i ustanowienia Wilhelma władcą marionet­
kowego państewka utworzonego na jej gruzach. W lutym
1671 r. Wilhelm powrócił do kraju rozczarowany postawą
wuja, ale zaprzyjaźniony z wieloma politykami, którzy
później stali się członkami partii wigów. Rok później
napisał do Karola sekretny list, w którym prosił wuja
o wzmożenie nacisków na Stany Generalne, aby przyznały
mu należny z urodzenia tytuł namiestnika. W obliczu
grożącego Republice niebezpieczeństwa, w wieku 21 lat,
dostał tymczasową nominację na naczelnego wodza (kapi­
tana generalnego) armii holenderskiej w wojnie z Anglią
i Francją. Wspólnie z admirałem Ruyterem obronili kraj
w najtrudniejszym dla niego momencie. Wdzięczny lud
zmusił Stany Generalne 4 lipca 1672 r. do powołania
Wilhelma na zawieszone po śmierci jego ojca w 1650 r.
stanowisko namiestnika Holandii, które piastował do śmie­
rci. 8 lipca otrzymał nominację stałą na naczelnego dowódcę
armii, a w sierpniu został generalnym admirałem floty.
Nieustępliwą postawą zmusił Karola II do zawarcia sepa­
ratystycznego pokoju w Westminsterze (1674) i w sojuszu
z Hiszpanią i Austrią wyzwolił kraj od francuskich najeź­
dźców. Odtąd stale i niezłomnie trwał na stanowisku
budowy koalicji przeciwko Francji, która stała się celem
jego polityki do końca życia. Stojąc na czele koalicji
antyfrancuskiej obejmującej Austrię, Hiszpanię, Danię oraz
niektóre księstwa niemieckie, złamał supremację militarną
Francji i w 1678 r. podpisał w Nijmegen trudny pokój
z Ludwikiem XIV. Na znak wdzięczności Stany Generalne
ogłosiły dziedziczność funkcji namiestnika i postanowiły,
że naczelne dowództwo armii i floty będzie dziedziczne
w rodzinie orańskiej. Przepowiednie Triglanda zaczęły się
sprawdzać.
Po pokoju w Nijmegen Wilhelm pozostał nieufny
w stosunku do Ludwika XIV, słusznie podejrzewając, że
król Francji nie zrezygnował ze swej zaborczej polityki
i planów budowy „uniwersalnego królestwa” w Europie.
Ludwik odpłacał mu, nazywając Wilhelma swoim „śmier­
telnym wrogiem” i traktując go jako notorycznego awan­
turnika wojennego. W 1685 r. odwołał edykt z Nantes
i wzmógł prześladowania protestantów francuskich. Wzbu­
dził tym w Holandii i innych krajach niepokój — podej­
rzewano go o przygotowywanie czegoś w rodzaju krucjaty
przeciwko protestantyzmowi. Po wojnie z koalicją dokonał
także wielu przyłączeń, wcielając do Francji na drodze
procesów przed sądami francuskimi wiele ziem przy­
granicznych innych krajów. Zagrożone i pokrzywdzone
przez ekspansję francuską państwa zawarły w 1686 r.
przymierze w Augsburgu (tzw. Liga Augsburska), do
którego przyłączyło się cesarstwo, Holandia, Hiszpania,
Szwecja, Bawaria i większość małych państewek z połu­
dniowych Niemiec.
Wojna z Francją wciąż trwała, armia francuska była zbyt
silna, by ją pobić w polu, kiedy Wilhelm postanowił
wzmocnić swoją pozycję, poślubiając kuzynkę Marię Stuart,
starszą córkę księcia Yorku. Małżeństwo zostało zawarte
14 listopada 1677 r. wbrew woli Jakuba, który wyraził na
nie zgodę dopiero pod naciskiem brata. Po trudnych
początkach okazało się ono bardzo udane, chociaż nie
przyniosło upragnionego dziedzica. Po ślubie z Marią
Wilhelm, jedyny siostrzeniec Karola II, został potencjalnym
sukcesorem do tronu angielskiego, na wypadek gdyby jego
niepopularny teść-wuj został odsunięty od sukcesji z racji
swego katolicyzmu.
Trudne dzieciństwo bez rodziców sprawiło, że Wilhelm
był człowiekiem oschłym, opanowanym, zamkniętym w so­
bie, a przy tym bardzo zawziętym. W sprawach ważnych
wolno rozważał decyzje, ale realizował je szybko. Z wy­
glądu przypominał karła. Był wątłej budowy, miał lekko
zdeformowane plecy, nękały go częste ataki astmy. Miał
jednak mnóstwo energii, wykazywał duże zdolności or­
ganizacyjne, zarówno w dziedzinie politycznej, jak i mili­
tarnej, a także odwagę osobistą i wytrzymałość na trudy.
Do historii przeszły słowa Wilhelma wypowiedziane w lipcu
1672 r. do angielskiego posła lorda Arlingtona, który po
odrzuceniu przez księcia propozycji kapitulacji zagroził, że
Wilhelm będzie świadkiem końca swego państwa: „Jest
tylko jeden sposób, aby tego uniknąć — umrzeć broniąc go
do ostatniego okopu”.

„WSPANIAŁA REWOLUCJA” 1688 ROKU

Wilhelm Orański obserwował uważnie wydarzenia w An­


glii w ostatnich latach panowania Karola II i przez cały
okres rządów Jakuba II. Jego dotychczasowe stosunki
z Jakubem nie były złe. Z racji swego urodzenia i małżeń­
stwa był po stronie Korony angielskiej. Jako namiestnik
Holandii, polityk i wojskowy patrzył jednak na Anglię nie
jak na izolowane królestwo, ale element skomplikowanej
europejskiej układanki. Jego relacje z Jakubem wynikały
częściowo z rozwoju sytuacji w Anglii, a częściowo
w Europie. Był jeszcze jeden powód, dla którego Wilhelm
pilnie śledził wydarzenia w Anglii. Nie wiedział, jaka jest
rzeczywista polityka tego państwa wobec Francji i jak
bliskie stosunki łączą Jakuba ze śmiertelnym wrogiem
Wilhelma, Ludwikiem XIV.
Po wykryciu spisku Rye House, Wilhelm wysłał do
Londynu swego najbliższego przyjaciela Hansa Willema
Bentincka, który kilka lat wcześniej aranżował jego mał­
żeństwo z Marią. Bentinck przekazał gratulacje dla króla
i jego brata, na co Jakub odpowiedział uprzejmą sugestią,
aby Wilhelm równie mocno jak w sprawach krajowych,
troszczył się o jego interesy za granicą. W 1685 r. próbował
początkowo zjednać sobie Jakuba, w nadziei że Anglia
przyłączy się do Ligi Augsburskiej. Starał się jednocześnie
nie zrażać do siebie angielskich protestantów. Wyrazem
dobrych chęci była pomoc wojskowa, jakiej udzielił Jaku­
bowi w zgnieceniu rebelii Monmoutha.
Na wiosnę 1687 r. Jakub odnowił sojusz obronny
z Holandią z 1678 r., radził się też Wilhelma w kwestii
zniesienia ustawodawstwa karnego w sprawach religii.
W listopadzie 1687 r„ kiedy stało się jasne, że Jakub nie
przyłączy się do koalicji przeciwko Francji i kiedy
pojawiły się pogłoski o ciąży królowej Marii, Wilhelm
spełnił oczekiwania protestanckiej opozycji, krytykując
w liście otwartym politykę religijną Jakuba. Widząc w nim
przyjaciela i obrońcę wiary protestanckiej, wielu angiels­
kich polityków postanowiło obalić Jakuba i rozpoczęło
tajne negocjacje w sprawie zbrojnej interwencji w Anglii,
która miała uratować królestwo i protestantyzm. Odbywały
się one częściowo za pośrednictwem holenderskiego
ambasadora w Londynie Everarda van Weede, częściowo
w drodze bezpośrednich kontaktów Wilhelma ze spiskow­
cami. Sytuacja uległa zaostrzeniu w styczniu 1688 r., gdy
Jakub (próbując wzmocnić siłę swej armii w kraju) odwołał
sześć regimentów angielskich i szkockich służących pod
rozkazami Wilhelma w Holandii. Stany Generalne, widząc
w tym próbę osłabienia Republiki, zezwoliły na powrót
tylko oficerom, ale żołnierzy zatrzymały. Miesiąc później
stocznie angielskie dostały zamówienie na nowe okręty
wojenne, co poczytano za wyraźną groźbę pod adresem
Holandii. Na wiosnę Ludwik XIV zirytował Holendrów
serią kroków administracyjnych rozpoczynających z Repu­
bliką wojnę celną podyktowaną względami ekonomicz­
nymi. Holandia nie chciała prowokować nowej wojny
z Francją, zbrojna interwencja Wilhelma nie była więc
sprawą prostą.
W tym czasie Maria i Wilhelm wciąż pozostawali
bezpośrednimi sukcesorami do tronu Anglii. Wybuch rebelii
przyspieszyły urodziny katolickiego następcy tronu, księcia
Jakuba Franciszka Edwarda6. W tych warunkach wigowie
i torysi doszli do porozumienia i oficjalnie wezwali na
pomoc Wilhelma Orańskiego.
30 czerwca list do Wilhelma wystosowało sześciu lordów
i jeden biskup (czterech wigów i trzech torysów). Właściwie
list nie wyjaśniał dokładnie, o co chodzi. Został napisany
suchym urzędowym językiem i zawierał prośbę o ochronę
religii protestanckiej. Słynne Zaproszenie Nieśmiertelnej
Siódemki (The Invitation of Immortal Seven) z Anglii
podpisali: hrabia Danby, prawie zapomniany minister Karo­
la II, który skojarzył małżeństwo Marii z Wilhelmem, biskup
Londynu Henry Compton, wysoki oficer marynarki Edward
Russel, kuzyn ściętego lorda Russella, Henry Sidney, niedaw­
ny ambasador w Hadze i dowódca wojsk angielskich
w służbie Wilhelma, pułkownik Richard Lumley, znany
z tego, że ze swoim oddziałem schwytał Monmoutha, hrabia
Devonshire, którego syn był żonaty z córką ściętego Russella,
oraz hrabia Shrewsbury. Te siedem nazwisk łączyło w sobie
wszystko to, czego oczekiwał Wilhelm: polityczne doświad­
czenie, bogactwo, popularność i wpływy na angielskiej
prowincji. Na zaproszeniu zabrakło podpisów kilku czoło­
wych dostojników, którzy wahali się przed udzieleniem
otwartego poparcia Wilhelmowi lub mieli wątpliwości, czy
wystąpienie przeciwko królowi będzie dobrze służyło intere­
som Kościoła anglikańskiego, było jednak pewne, że dołączą
do ruchu, gdy tylko sprawy przybiorą pomyślny obrót.
Zaproszenie dostarczył Wilhelmowi niedawny wiceadmirał
Anglii Herbert, który w połowie lipca przybył do Hagi
w przebraniu prostego marynarza. W nagrodę otrzymał
wkrótce nominację na dowódcę floty inwazyjnej Wilhelma.

6 Do historii przeszedł pod przydomkiem „starego pretendenta” (Old

Pretender). Jego żoną była od 1719 r. Maria Kazimiera Klementyna


Sobieska (1702-1735), wnuczka króla Jana III Sobieskiego, matka Karola
Edwarda i Henryka Benedykta Stuartów, jakobickich pretendentów do
tronu angielskiego.
Historyczna decyzja Wilhelma zapadła, gdy tylko dotarło
do niego oczekiwane zaproszenie. Anglia i Holandia
sprzymierzone przeciwko Francji stanowiły pokusę nie do
pogardzenia dla ambitnego namiestnika. Plany Wilhelma
cieszyły się poparciem bogatego mieszczaństwa Amster­
damu, dla którego interwencja stanowiła dobry interes
handlowy, mogła bowiem uwolnić Holandię od konkurencji
Anglii. Potrzebna była jednak zgoda i pomoc Stanów
Generalnych, od których zależało wystawienie armii i wspa­
rcie floty inwazyjnej. Mimo że Stany ociągały się z wyda­
niem zgody na wyprawę, zaufany agent Wilhelma Bentinck
w lipcu i sierpniu objechał północne Niemcy; organizował
tam zaciągi wojska w imieniu Wilhelma, nie precyzując
celu akcji werbunkowej.
W sierpniu Anglię obiegły pierwsze pogłoski o spodzie­
wanej inwazji Wilhelma. Zaniepokojony Jakub zwrócił się
do Ludwika XIV o postawienie w stan gotowości floty
francuskiej i skierowanie okrętów do portu w Breście, skąd
mogły łatwo przyjść mu na pomoc. Większość nieprzygo­
towanej floty francuskiej znajdowała się jednak w swej
śródziemnomorskiej bazie w Tulonie i widoki na jej udział
w poważniejszej akcji na północy były nikłe. W Breście
nie było wystarczających sił, o czym Holendrzy dobrze
wiedzieli. Ludwik nie miał więc praktycznie żadnej broni
przeciwko Holendrom, z wyjątkiem blefu. Jakub, ostrzeżony
o tym przez swego ambasadora w Paryżu Bevila Skeltona,
nie tylko nie zrobił nic, aby pozyskać dalszą pomoc
Francuzów, ale odwołał Skeltona i kazał wtrącić go do
Tower. Chciał w ten sposób zachować pozory niezależności
i pokazać opinii publicznej, że odcina się od patronatu
Francji. Tymczasem Ludwik wystosował ostry protest do
Holendrów za pośrednictwem francuskiego ambasadora
w Hadze księcia d’Avaux, ostrzegając, że każdy atak na
Anglię będzie traktowany jak napaść na Francję. Chciał
w ten sposób zyskać podwójnie: przestraszyć Holendrów
przed atakiem na Anglię i odwieść ich od interwencji
w Niemczech, gdzie przygotowywał nową wojnę. Przeko­
nany o tym, że Holandia nie zdecyduje się w tym roku na
zaatakowanie Anglii, rozpoczął wojnę w Niemczech, daleko
od granic Holandii.
24 września armia francuska wkroczyła do Nadrenii,
rozpoczynając wojnę palatynacką, zwaną także wojną Ligii
Augsburskiej z Francją (1688-1697). Wilhelm tylko na to
czekał. Atak ze strony Francji chwilowo nie groził, Repub­
lika była na razie bezpieczna. Wilhelm zaapelował więc do
Stanów Generalnych: „teraz, albo nigdy” i stany przystały
na plany namiestnika.
W końcu września armia Wilhelma rozpoczęła kon­
centrację w portach i przygotowania do załadunku na
statki. Zanim do tego doszło, zaufany sekretarz Bentincka
Jacob van Leeuwen prześlizgnął się przez kanał i nawiązał
sekretne rozmowy z Russellem, Lumleyem i innymi
spiskowcami.
W końcu sierpnia w Londynie ogłoszono, że nowy
parlament zbierze się 24 listopada. Towarzyszyła temu
deklaracja, że król postara się zabezpieczyć wolność
sumienia i Kościół Anglii, a katolicy nie będą zasiadać
w Izbie Gmin i pełnić najwyższych stanowisk w państwie.
Dla przykładu Jakub odwołał kilku katolickich dygnitarzy
w hrabstwach i dokonał zmiany na stanowisku dowódcy
floty. Katolika Stricklanda zastąpił protestant, przyjaciel
króla — lord Dartmouth. Ogłoszono amnestię generalną
i zlikwidowano skompromitowaną komisję kościelną. Wszy­
stkie te decyzje były wyraźnie podyktowane strachem.
Wydawało się, że Korona w obawie przed spodziewaną
inwazją wycofuje się w panice z dotychczasowych pozycji.
17 września Jakub napisał swój ostatni list do Wilhelma,
próbując do końca odwieść go od zbrojnej awantury.
28 września, po kilkumiesięcznych przygotowaniach,
załadunek wojsk Wilhelma na statki został zakończony.
Dwa dni później książę Orański wydał pierwszą deklarację,
w której ogłaszał swój zamiar udania się do Anglii w celu
obrony wiary protestanckiej oraz wolności i parlamentu.
Sprzyjała mu sytuacja międzynarodowa, gdyż Europa
gotowała się do kolejnej wojny z Ludwikiem XIV, który
był pierwszym sojusznikiem Jakuba II. W tej sytuacji
działania Wilhelma spotkały się nawet z przyjaznym
odzewem ze strony papieża Innocentego XI.
1 października wydano ostatnie rozkazy i flota inwazyjna
stanęła w gotowości do podniesienia żagli. Czekano tylko
na sprzyjający wschodni wiatr. 14 października Wilhelm
wydał swoją drugą deklarację, zapowiadając, że w niczym
nie naruszy uprawnień Jakuba II i nie zamierza sięgać po
koronę Anglii dla siebie. Wszystkie najważniejsze kwestie,
w tym sprawy sukcesji, miały być rozstrzygnięte przez
parlament. 16 października Wilhelm wygłosił mowę pożeg­
nalną do Stanów Generalnych, a te udzieliły mu dwa dni
później oficjalnej zgody na ekspedycję.
28 września Jakub II wydał w Anglii proklamację,
ogłaszając narodowi nieuchronność inwazji i odwołał
listopadową sesję nowego parlamentu. Według jego prze­
widywań przygotowania Wilhelma miały się zakończyć
w połowie października, a holenderska flota inwazyjna
miała wypłynąć z pierwszym sprzyjającym wiatrem.
W swoich przewidywaniach niewiele się pomylił. Flota
Wilhelma podniosła żagle 19 października, ale nagły
sztorm rozproszył jej szyki i następnego dnia zagnał
ją do portu w Helvetsluys. Stracono jeden statek i trochę
koni, żywioł spowodował uszkodzenia, których naprawa
wymagała kilku dni.
W czwartek 20 października okręty holenderskie znowu
podniosły kotwice. Tym razem wiatr był pomyślny i w so­
botę rano tłumy gapiów zebrane na obu brzegach, francus­
kim i angielskim, mogły podziwiać całą flotę Wilhelma
wpływającą przez Cieśninę Kaletańską na wody kanału La
Manche. 23 października doszło do starcia z angielskimi
okrętami, zakończonego utratą jednego transportowca.
Nazajutrz, 24 października, flota inwazyjna była już daleko
w głębi kanału. Transportowce, w liczbie około 400, były
zorganizowane w dziewięć zespołów. Ochraniało je 47
okrętów wojennych i 25 branderów: cięższe liniowce (22)
w środku, lżejsze fregaty (25) i brandery na flankach,
z przodu i z tyłu. Wyraźnie przewyższały liczbą 32 okręty,
które Jakub zgrupował w rejonie Gunfleet, u wybrzeży
Essex, dorównujące flocie holenderskiej pod względem
wyposażenia i personelu.
Holendrzy, wykorzystując lekki wschodni wiatr żeglowali
ostrożnie, by uniknąć bitwy morskiej z Anglikami. Przez
całą drogę przedsięwzięcie było wielce ryzykowne. Aż do
rana 2 listopada nie było wiadomo, czy celem ekspedycji
jest zachodnie wybrzeże, gdzie kiedyś lądował Monmouth,
czy północ, równie opustoszała i odległa od miejsca
koncentracji wojsk Jakuba. Decyzja zależała prawie wyłącz­
nie od wiatru. Nie wiadomo, kiedy dokładnie Wilhelm
wybrał miejsce lądowania, wieczorem 1, czy rano 2 lis­
topada. Ostatecznie we wtorek, 5 listopada, Holendrzy
dobili do plaż Brixham w zatoce Torbay. Książę w towa­
rzystwie Bentincka zszedł jako jeden z pierwszych ze
swego flagowego okrętu „Den Briel” i został przewieziony
na brzeg przez miejscowego rybaka, Petera Varwella.
Piechota zeszła ze statków przed północą, ale wyokrętowa-
nie kawalerii zabrało całe dwa dni. Artylerię i zapasy
przetransportowano statkami do Exeter. Holendrom nikt
nie przeszkadzał, chociaż Wilhelm zostawił za swoimi
plecami całą nienaruszoną flotę angielską, która w każdej
chwili mogła przeciąć jego linie komunikacyjne z krajem.
W rzeczywistości zagrożenie dla wyprawy ze strony okrę­
tów angielskich było znacznie mniejsze. Ledwie kilka dni
wcześniej marynarze angielscy omal nie podnieśli buntu
przeciwko katolickim kapelanom floty i wcale się nie
kwapili do walki za sprawę swego katolickiego króla.
Wielu oficerów sprzyjało Wilhelmowi, a niektórzy dowódcy
byli wręcz w zmowie z nim i jego angielskimi przyjaciółmi.
Naczelnym dowódcą holenderskiej floty był przecież ich
niedawny towarzysz broni, Arthur Herbert. Mimo to nad­
rzędnym celem Wilhelma było uniknięcie walki za wszelką
cenę i to udało mu się, osiągnąć. Wiatr, który gnał
Holendrów w głąb kanału La Manche, nie pozwolił okrętom
Dartmoutha na wyjście ze źle wybranego kotwicowiska,
a gdy w końcu Anglicy ruszyli w pogoń, nagła zmiana
wiatru na południowo-wschodni zmusiła ich do szukania
schronienia w Portsmouth. Flota, której Jakub poświęcił
tyle energii i w której pokładał największe nadzieje, nigdy
nie weszła do akcji. Wilhelm spokojnie spędził swoją
pierwszą noc na angielskiej ziemi wśród swych żołnierzy.
Wilhelm miał znaczne siły, największe, jakie kiedykol­
wiek dokonały najazdu na Anglię. Składały się z 10 500
piechoty i około 4 tys. jazdy7. Trzon armii stanowiły trzy
angielskie i trzy szkockie regimenty z Holandii (około
4 tys. ludzi), których zwrotu nie tak dawno na próżno
domagał się Jakub. Obok nich byli Szwedzi, Brandenbur-
czycy, doborowa holenderska gwardia Wilhelma, niemiecka
kawaleria, najemni Szwajcarzy i francuscy hugonoci. Na
czele armii stał sam Wilhelm Orański. Jego zastępcą był
generał Frederic Herman, hrabia Schömberg.
Rozpoczęty 6 listopada marsz do Londynu był doskonale
zorganizowaną operacją militarną. Wojsko maszerowało
w szyku ubezpieczonym kilkoma równoległymi drogami.
Angielscy zwolennicy księcia Orańskiego poczynili pewne
starania, aby wzmocnić jego armię oddziałami piechoty
i kawalerii złożonymi z miejscowych ludzi, ale ich liczba
była dla Wilhelma wielkim rozczarowaniem. Niedostatek
angielskich posiłków rekompensowało szczęście wojenne

7 Biskup Salisbury Gilbert Burnet podał dokładną liczbę: 14 352 ludzi.


i bierność Jakuba. Plymouth, największa baza wojskowa na
zachodzie Anglii, zachował neutralność, a miejscowa
ludność, choć nie garnęła się pod sztandary Wilhelma, nie
okazywała wrogości najeźdźcom. W tych warunkach prze­
marsz wojska odbywał się powoli i w doskonałym porządku,
niczym na zaplanowanych manewrach. 9 listopada Wilhelm
wkroczył do Exeter, entuzjastycznie witany przez miesz­
kańców miasta. Podczas drogi z Exeter do Knightsbridge
doszło do zaledwie paru drobnych starć. 19 listopada
w Wincanton (Somerset) padło kilkanaście ofiar, ale
realnego oporu właściwie nie było8. Żołnierzom Wilhelma
bardziej doskwierał deszcz, błoto i brak transportu, niż
aktywność przeciwnika.
Zadziwiająca bierność Jakuba sprawiła, że z każdym dniem
sytuacja zmieniała się na korzyść Wilhelma. Już trzy dni po
zajęciu Exeter w jego obozie pojawili się pierwsi przedstawi­
ciele miejscowej szlachty i arystokracji. 15 listopada wybuch­
ło w Cheshire lokalne powstanie przeciwko rządom królews­
kim. Gdy zaś Jakub w ciągu dwóch tygodni od wylądowania
Wilhelma nie potrafił zorganizować oporu, wielcy arystokraci
i znaczniejsza szlachta z zachodnich hrabstw przeszła do
obozu Wilhelma. Wkrótce ich śladem poszli dumni magnaci
i wysocy dostojnicy z północy: z Yorku, Cheshire i Notting­
ham. Zaczęła procentować niedawna tajna akcja korespon­
dencyjna Wilhelma i okazało się, że Zaproszenie Siedmiu nie
było pustym słowem. Największe znaczenie miały jednak
dezercje z dworu i armii króla. Jako pierwszy opuścił go lord
Combury (syn i dziedzic hrabiego Clarendona), który już 16
listopada zjawił się w obozie Wilhelma w Exeter w asyście
oficerów swojego regimentu dragonów.
18 listopada Jakub opuścił Londyn i nazajutrz ustanowił
swoją kwaterę wojenną w Salisbury, gdzie zbiegały się trzy
8 Pod Wincanton doszło do starcia szkockich zwiadowców w służbie
Wilhelma i oddziału Irlandczyków pod komendą pułkownika Patricka
Sarsfielda.
drogi z Exeter. Jego oficerowie byli podzieleni w sprawie
dalszych działań. Główni dowódcy wojsk królewskich:
generał John Churchill i książę Grafton (nieślubny syn
Karola I), grali o własne życie i parli do bitwy, uważając,
że tylko rozlana krew zjednoczy kraj wokół Jakuba. Ale
morale wojska było niepewne. Król mógł polegać tylko na
oddziałach irlandzkich, póstawa pozostałych stała pod
znakiem zapytania. Na stronę Wilhelma przeszedł regiment
pułkownika Charlesa Trelawneya z garnizonu w Warmins­
ter. Defetyzm ogarnął większość armii. Jakub kazał dla
przykładu aresztować kilku wyższych oficerów, w tym
generała majora Percy Kirke’a, ale sytuacja stała się
niemożliwa do opanowania. Król przestraszył się walki
i nakazał odwrót.
Gdy wojska królewskie rozpoczęły wymarsz, 23 listopada
w nocy obaj dowódcy, Churchill i Grafton, zdezerterowali
i dołączyli do wroga. Po nich, następnej nocy, uciekli inni,
wśród nich zięć Jakuba książę Jerzy Duński, i James Butler,
młody książę Ormond (wnuk dawnego namiestnika Irlandii,
którego matka była Holenderką). Czterdzieści osiem godzin
później w ślady swoich mężów poszły: młodsza córka Jakuba
Anna i żona Churchilla, Sara. Wcześniej Anna korespondo­
wała ze swoją siostrą Marią i znała plany Wilhelma, ale się
im nie sprzeciwiała. Kiedy Wilhelm przybył do Anglii, Anna,
za radą Churchillów, wysłała do niego list, w którym
wyrażała poparcie dla jego zamierzeń. Odmówiła również
popierania działań króla Jakuba. 26 grudnia obie z Sarą
w przebraniu opuściły Whitehall i ukryły się w domu biskupa
Comptona. Stąd w eskorcie jego ludzi wyruszyły na północ,
do zrewoltowanego Nottinghamshire. 1 grudnia Anna przyby­
ła do Northampton i wzięła udział w zwołanej przez
Wilhelma Tajnej Radzie. Następnie udała się do Oksfordu,
gdzie połączyła się z mężem.
24 listopada do kwatery Wilhelma w Axington przybyli
pierwsi uciekinierzy z obozu Jakuba: książę Grafton, generał
Churchill i pułkownik dragonów Berkeley z osobistej
straży księżniczki Anny. Każda godzina przynosiła wieści o
nowych dezercjach. Tego samego dnia Jakub wrócił do
stolicy i gdy dowiedział się o ucieczce Anny i swoich
faworytów, załamał się całkowicie. Cały Whitehall ogarnęła
panika i strach. Dworzanie, księża i jezuici zaczęli chyłkiem
opuszczać pałac i zmykać, gdzie popadnie. Jakub znalazł
jeszcze siłę, aby napisać list do Tyrconnela w Dublinie,
informując go o zdradzie armii i poddanych i każąc mu
podjąć niezbędne starania dla zabezpieczenia swoich inte­
resów w Irlandii.
Podczas gdy pozbawiona wodzów armia królewska cofała
się przed nim, Wilhelm prowadził swoją własną grę,
w której jego główną bronią było milczenie. Wszyscy
wiedzieli, po co przybył, ale nikt nie wiedział, co zamierza
zrobić. Na jego sztandarze widniało hasło: „Wolność Anglii
i religia protestancka”. Wcześniej zapewnił cesarza i stany
Holandii, że nie uczyni krzywdy Jakubowi i nie weźmie
korony Anglii dla siebie. W deklaracji wydanej przed
wyruszeniem do Anglii zapowiadał też oddanie wszystkich
najważniejszych spraw do rozpatrzenia wolnemu parlamen­
towi. Jak mógł jednak zrealizować swoje obietnice bez
szkody dla Jakuba, legalnego króla Anglii, bez narażenia
się na kontratak reakcji lub wywołanie głębokich podziałów
wśród swoich zwolenników? Wybrał więc milczenie, które
dawało mu na razie przewagę i czekał na to, co zrobi
Jakub. Jakub zaś wydawał sprzeczne zarządzenia, od­
rzucając wszystkie rady i wciąż na skutek braku pozytyw­
nych decyzji osłabiał swoją pozycję. Tuż przed odwrotem
z Salisbury odrzucił petycję lordów i biskupów z prymasem
Sancroftem na czele, aby natychmiast zwołać parlament
i rozpocząć negocjacje z Wilhelmem dla dobra królestwa,
choć zwołanie parlamentu było głównym żądaniem księcia.
Jakub wzdragał się jednak na samą myśl o układach
z najeźdźcą i odrzucał wszelkie sugestie w tej sprawie.
Dumny i pewny siebie deklarował walkę na śmierć i życie,
ale gdy przyszło ruszyć na wroga, przestraszył się i wstrzy­
mał wymarsz. W końcu obiecał zwołać parlament, ale
dopiero wtedy, gdy Wilhelm opuści Anglię.
Tymczasem 16 listopada Francja, po opanowaniu Nadrenii,
wypowiedziała wojnę Holandii. W obliczu nowego niebezpie­
czeństwa Stany Generalne natychmiast zapomniały o angiels­
kiej awanturze i zażądały powrotu armii i Wilhelma do kraju.
Wydawało się, że dla Jakuba zaświeciła iskierka nadziei.
Choć nie zbywało mu na odwadze, był jednak nieodrodnym
synem Karola I, i tak jak kiedyś jego ojciec, zaczął myśleć
przede wszystkim o bezpieczeństwie własnym oraz żony
i syna. Już w dniu swego wymarszu z Londynu wyprawił
malutkiego księcia Walii do Portsmouth, pod opiekę lorda
Dartmouth, który specjalnie w tym celu, po raz pierwszy od
chwili objęcia dowództwa floty, zszedł na ląd. Po powrocie
z Salisbury, gdy dezercje uczyniły jego pozycję niemal
beznadziejną, król poważnie zaczął brać pod uwagę możli­
wość schronienia się z rodziną u Ludwika XIV. Ratunkiem
miał być wychowany we Francji nieślubny syn Jakuba James
Fitz-James, książę Berwick (1670-1734). W tym celu
Berwick zjawił się w Anglii ze swym francuskim towarzy­
szem Antoinem Nompar de Caumontem, księciem de Lauzun
— żołnierzem-lekkoduchem, który kiedyś walczył pod
rozkazami Jakuba we Flandrii. 30 listopada na naradzie
z grupą lordów, którzy jeszcze pozostali w Londynie lub
w jego pobliżu, Jakub zgodził się zwołać parlament na 25
stycznia, udzielić amnestii tym, którzy poparli Wilhelma
i rozpocząć z nim układy w sprawie zapewnienia warunków
do przeprowadzenia wolnych wyborów.
7 grudnia trzej komisarze Jakuba spotkali się z Wilhel­
mem w przydrożnej karczmie w Hungerford, przy trakcie
z Londynu do Bath. Uzgodniono, że obie armie pozostaną
w odległości 40 mil od Londynu i że podjęte zostaną
niezbędne działania, aby zapobiec ewentualnemu lądowaniu
wojsk francuskich. Potwierdzono też, że przestrzegane
będą obowiązujące prawa wykluczające katolików z urzę­
dów państwowych i — zgodnie z wcześniejszą deklaracją
Jakuba — katolicy w Izbie Gmin zasiadać nie będą.
9 grudnia, mimo uzgodnień z Hungerford, doszło pod
Littlecott w Wiltshire do potyczki pomiędzy szkockimi
i irlandzkimi żołnierzami Jakuba a oddziałem zwiadowczym
Wilhelma wysłanym do Reading. W jej wyniku z armii
Jakuba zdezerterowało 500 szkockich weteranów służących
wcześniej pod rozkazami księcia w Niderlandach.
Tymczasem za parawanem negocjacji i przygotowań do
wyborów, Jakub konsekwentnie realizował swoje ukryte
plany. Pierwszy miał je poznać Dartmouth, który otrzymał
rozkaz przewiezienia księcia Walii do Francji. Lojalny
admirał odpowiedział, że gotów jest poświęcić życie
w obronie Królestwa, ale nie przyłoży ręki do wydania
następcy tronu obcemu monarsze i odesłał dziecko z po­
wrotem. Nie stropiło to króla, który w nocy z 9 na 10
grudnia potajemnie wyprawił żonę i syna z Londynu do
portu Gravesend u ujścia Tamizy.
W chłodną i jasną grudniową noc z zaciemnionego
pałacu Whitehall wyszło kilka szczelnie okrytych postaci,
które wsiadły do łodzi oczekującej przy brzegu prywatnych
ogrodów królewskich. Królowej Marii i księciu Walii
towarzyszyły tylko trzy osoby: dworka królowej, opiekunka
dziecka i książę Lauzun. Przypływ i wysoka fala były
trudną przeszkodą do pokonania, ale w końcu uciekinierzy
przepłynęli na drugi brzeg Tamizy i dotarli do przedmieścia
Lambeth. Tam, po dłuższych poszukiwaniach, odnaleźli
powóz, który zawiózł ich na wybrzeże, skąd nad ranem
odpłynęli do Francji. Wkrótce po przybyciu do Calais
Lauzun otrzymał polecenie od Ludwika XIV, aby „pod
byle pretekstem” odstawić uciekinierów do Viencennes.
Sam Jakub uciekł następnego ranka w przebraniu do
Sheemess, gdzie czekał na niego statek przygotowany
przez Berwieka. Przedtem wrzucił do Tamizy jedno z naj­
ważniejszych insygniów władzy — wielką pieczęć królest­
wa (Great Seal of the Realm). Porzucił w ten sposób
wszystkie obowiązki i dobrowolnie zdezerterował z tronu.
Oszukał jednocześnie ludzi, z którymi miał doprowadzić
do wyborów i pokojowego współdziałania z Wilhelmem
dla naprawy Anglii. W przeddzień ucieczki wydał jedną
z ostatnich i najgłupszych decyzji, nakazując rozpuścić bez
żołdu wierne sobie oddziały wojskowe. Decyzja ta groziła
anarchią, znikała bowiem jedyna siła zdolna utrzymać
kontrolę w kraju. W nocy po ucieczce króla rozszalała
tłuszcza rzuciła się, by rabować i palić budynki „papistow-
skie” w Londynie. Zaatakowano także domy zagranicznych
dyplomatów. Dom Barillona ochronili żołnierze królewscy,
ale ambasada Hiszpanii i dwie inne zostały zniszczone. Nun­
cjusz papieski ledwo uszedł z życiem, lecz tłum pochwycił
w Wapping znienawidzonego sędziego Jeffreysa. Pobito go
i półżywego wtrącono do lochu w Tower, gdzie zmarł jako
więzień w kwietniu 1689 r.
Po ucieczce Jakuba nawet najbliższym doradcom i wier­
nym lordom trudno było dochować lojalności nikomu
niepotrzebnemu królowi. 11 grudnia 29 z nich ukonstytu­
owało się w radę i podpisało w Londynie deklarację,
w której wzięli odpowiedzialność za podjęcie współpracy
z Wilhelmem w celu utrzymania porządku publicznego.
Dwa dni później wręczyli ją Wilhelmowi w Henley. Książę
przyjął deklarację z radością i natychmiast wykorzystał
okazję, podejmując kroki w celu zebrania rozproszonych
oddziałów królewskich, z wyjątkiem Irlandczyków, i wzię­
cia ich na własny żołd. 14 grudnia Wilhelm stanął kwaterą
w Windsorze, gdzie przez kilka dni rozważał plany doty­
czące Jakuba.
Tymczasem 12 grudnia grupka rybaków z Kentu weszła
na statek królewski czekający na wyspie Sheppey koło
Sheemess na przypływ i rozpoznawszy monarchę, mało
delikatnie doprowadziła go z powrotem na brzeg. Tego
samego dnia rada lordów poprosiła Jakuba, aby przybył do
Londynu i doszedł do porozumienia z zięciem. 16 grudnia
przywieziono Jakuba pod eskortą do stolicy. Londyński
magistrat odmówił królowi pomocy, nie bardzo wiedziano
więc, co z nim dalej zrobić. W niedzielę Jakub wziął udział
w publicznej mszy i zjadł obiad w pałacu w towarzystwie
kilku dworzan i księży. Mimo próby ucieczki, formalnie
nie abdykował i wciąż był legalnym królem, wprowadzając
w zakłopotanie wszystkich, którzy pogodzili się już z wy­
powiedzeniem mu posłuszeństwa. W pałacu Whitehall
wciąż pełnili służbę wierni gwardziści z regimentu Colds­
tream. Gdyby Jakub wykazał silną wolę, jak to czynił
niegdyś na morzu, miał jeszcze szansę na uratowanie
korony. Ale brak zdecydowania i nagłe załamanie w chwili
klęski przesądziło los króla. Zamiast stanąć mocno na
gruncie swej legalnej władzy, bezradny Jakub zaproponował
Wilhelmowi konferencję. Wilhelm nie miał najmniejszego
zamiaru utrzymywać go przy władzy, odrzucił więc propo­
zycję rozmów. Rada lordów goszcząca na dworze księcia
w Windsorze orzekła, że Jakub musi opuścić Londyn.
Wilhelm natychmiast wysłał tam swoją gwardię holender­
ską, która bez oporu przejęła posterunki w Whitehallu z rąk
żołnierzy Jakuba i otoczyła centralną dzielnicę miasta.
Nazajutrz, 18 grudnia, dokładnie tydzień po nieudanej
ucieczce z Londynu, Jakub otwarcie opuścił stolicę króles­
twa i pod eskortą udał się barką do Rochester. Tego
samego dnia po południu Wilhelm wkroczył do Londynu.
Dzień po nim do stolicy powrócili księżniczka Anna
z mężem, którzy wkrótce przyjęli kurtuazyjną wizytę
Wilhelma.
Aby nie uczynić z Jakuba męczennika sprawy katolickiej,
Wilhelm wydał rozkazy, że „jeśli Jakub będzie chciał
wyjechać, nie należy mu czynić przeszkód”. W tej sytuacji
Jakub II 23 grudnia 1688 r. wsiadł na statek i odpłynął do
Francji. We wtorek, 25 grudnia, w dniu, w którym cała
Anglia świętowała dzień Bożego Narodzenia, król słuchał
mszy na ziemi francuskiej w Ambleteuse. W ten sposób
rozpoczęło się drugie wygnanie Stuartów i niemal w tej
samej chwili narodził się ruch, zwany od imienia Jakuba
ruchem jakobitów (Jacobites), którego celem stało się
przywrócenie tronu Anglii wygnanej dynastii.
Wypadki z lat 1688-1689, które doprowadziły do za­
proszenia Wilhelma do Anglii i ucieczki Jakuba, nazwano
„Wspaniałą rewolucją”. Nie z powodu bohaterskich czynów
ani wielkich bitew, nawet nie z powodu usunięcia przez
parlament jednego monarchy i zastąpienia go drugim.
Prawdziwą chlubą rewolucji brytyjskiej — według histo­
ryków — było to, że obyła się ona bez przelewu krwi, nie
wywołała wojny domowej (przynajmniej w samej Anglii),
nie doprowadziła do rzezi i masowych prześladowań,
a nade wszystko, że osiągnięto zgodne porozumienie
w kwestii różnic religijnych i politycznych.
WOJNA W IRLANDII

WILHELM III NA TRONIE ANGLII

Tego samego dnia, w którym Jakub II stanął na fran­


cuskiej ziemi, rada lordów poprosiła Wilhelma o przejęcie
rządów i zwołanie parlamentu. Następnego dnia uczyniło
to zgromadzenie dawnych posłów Izby Gmin. 28 grudnia
Wilhelm przerwał milczenie i wyraził zgodę na tym­
czasowe przejęcie władzy. W ciągu miesiąca na jego
stronę przeszła armia, urzędnicy i hierarchia anglikańska,
a wierność księciu zaprzysięgli wyżsi oficerowie armii
i floty. Szybko zorganizowano wybory i w trybie par­
lamentarnym wyłoniono Izbę Gmin, pod postacią kon­
wentu, bowiem parlament mógł zwoływać tylko monarcha.
Konwent zebrał się w Westminsterze 22 stycznia i zakoń­
czył pracę 12 lutego, podejmując wraz z Izbą Lordów
wiele uchwał konstytucyjnych.
Próba ucieczki podjęta przez Jakuba 21 grudnia 1688 r.
w oczach jego przeciwników urosła do rangi abdykacji. 28
stycznia Izba Gmin ogłosiła, że od tego dnia tron pozostawał
pusty. Dziewięć dni później lordowie większością głosów
uznali, że Wilhelm i jego żona Maria powinni zostać
wspólnie królem i królową Anglii. 12 lutego księżna
przybyła do Londynu, aby połączyć się z mężem. Ci,
którzy sądzili, że starsza córka Jakuba zachowa się po­
wściągliwie podczas przyjęcia korony swego ojca, srodze
się zawiedli. Maria wkroczyła do Whitehallu rozbawiona,
ze śmiechem na ustach, jakby szła do ślubu (podobno nie
była szczęśliwa ze sposobu, w jaki pozbawiono tronu jej
ojca, ale udawała radość na wyraźne życzenie męża).
Nazajutrz rano udała się do apartamentów zajmowanych
przedtem przez królową Marię Beatrycze, oglądając z cie­
kawością wszystkie zmiany, jakich Jakub dokonał w ostat­
nich latach dla wygody swej małżonki. W dniu przybycia
Marii do Londynu konwent zatwierdził Deklarację praw
(Declaracion of Rights 1689), dokument, który formalnie
uznawał za nielegalny i znosił wszystkie akty i praktyki
Jakuba II, przeciwko którym skierowana była „Wspaniała
rewolucja”1.
Nazajutrz, w środę popielcową, obie izby parlamentu
ofiarowały Wilhelmowi i Marii koronę, uznawszy, że
Jakub za namową złych doradców usiłował zniszczyć
religię protestancką i prawa Anglii, opuszczając zaś kraj
abdykował. Podczas uroczystej ceremonii w Whitehallu
Wilhelm i Maria propozycję objęcia tronu formalnie
przyjęli, wpierw jednak Wilhelm oświadczył stanowczo,
gdy lordowie upierali się przy regencji, że zadawala go
tylko pełna władza monarsza. Natychmiast po zaprzysięże­
niu Deklaracji praw zostali proklamowani królem i królową
Anglii i osobno Szkocji (w Anglii jako Wilhelm III
i Maria II, w Szkocji jako Wilhelm II i Maria II). 23 lutego
Wilhelm zatwierdził pierwszy statut swego panowania
(Parliament Act 1689), w wyniku którego konwent prze­
kształcił się w parlament i obradował prawie rok. Kilka dni
1 Deklaracja, którą w grudniu 1689 r. przemieniono w słynną Kartę
Praw, stanowiła obok Wielkiej Karty Wolności z 1215 r., Petycji o prawo
z 1628 r. i Habeas Corpus Act z 1679 r., jeden z podstawowych
etapów rozwoju konstytucyjnego ustroju Anglii.
później przebywający na wygnaniu w Holandii hrabia
Sunderland po raz pierwszy użył w liście do nowego
władcy terminu „Wspaniała rewolucja”. Oficjalna korona­
cja, w której pod nieobecność arcybiskupa Canterbury
uczestniczył biskup Londynu Compton, odbyła się 11
kwietnia.
Wilhelm (popularnie zwany King Billy), choć zade­
klarowany protestant, nie miał zamiaru narzucać jakichkol­
wiek wierzeń i dogmatów swym nowym poddanym. Od­
znaczał się tradycyjną w Holandii tolerancją i był zbyt
wytrawnym politykiem, aby rozpoczynać swoje panowanie
w obcym kraju od prześladowań. Uchwalony przez par­
lament Akt o tolerancji (Act of Toleration 1689) nie
rozstrzygnął jednak sprawy po jego myśli. Ustawa, która
miała zapewnić wolność praktyk religijnych wszystkim,
w sposób ograniczony przyznała ją tylko pewnym grupom
protestanckich dysydentów, natomiast katolicy i niechrześ­
cijanie pozostali nadal pozbawieni jakichkolwiek przywile­
jów. Król bez entuzjazmu przyjął ją 24 maja 1689 r. 16
grudnia Wilhelm uznał angielską Kartę Praw (Bill of Rights
1689), która ostatecznie zatwierdziła jego i Marię jako
monarchów i wykluczyła katolika od sukcesji. 6 lutego
1690 r. rozwiązanie przez Wilhelma konwentu zakończyło
formalnie drugą rewolucję w Anglii.
Porozumienie osiągnięte w 1689 r., będące następstwem
bezkrwawej rewolucji, doprowadziło do ostatecznego oba­
lenia w Anglii absolutyzmu i stworzyło podstawy do
wprowadzenia nowego typu monarchii konstytucyjnej ogra­
niczonej przez parlament. W towarzyszącej mu Deklaracji
praw jedni widzieli prawo do życia wedle własnego
sumienia, drudzy konieczny „kompromis zawarty z błęd­
nymi poglądami”. Jednak ten kompromis położył kres
„ciągłym i masowym cierpieniom, nienawiści i krzywdom”.
W najważniejszych kwestiach zagwarantował swobody
parlamentu, w tym częste i wolne wybory, oraz wolność
słowa, potwierdził prerogatywy Izby Gmin w sferze polityki
podatkowo-fiskalnej, zakazał utrzymywania wojska podczas
pokoju i dawał liczne przywileje protestantom. Jednocześnie
zadecydował o tym, że katolicy i osoby połączone węzłem
małżeńskim z wyznawcami tej religii zostali wykluczeni
z sukcesji. Prawo do tronu dziedziczyło tym samym
potomstwo Wilhelma i Márii, a w wypadku ich bezdziet-
ności, młodsza córka Jakuba Anna i jej małżonek. To
wystarczyło na początek, ale w perspektywie pozostawało
do rozwiązania wiele problemów konstytucyjnych państwa,
które można było rozwiązać tylko poprzez cierpliwą
praktykę rządów. Należy stwierdzić, że porozumienie
rewolucyjne z 1688 r. wytrzymało próbę czasu, przyniosło
stabilizację wolności w życiu publicznym i praktyczny
kompromis w przedmiocie sporów religijnych. Monarchia
angielska straciła swoje średniowieczne „boskie prawa”,
a decydujący głos w państwie przypadł odtąd parlamentowi.
Król panował i częściowo rządził. Zachował zewnętrzne
oznaki władzy, w tym wpływ na rząd, a co za tym idzie na
politykę wewnętrzną i zagraniczną, ale w rzeczywiści
źródłem władzy był parlament.
Nowe rządy umocniły pozycję anglikanizmu i przyniosły
znaczne ograniczenia dla katolików (m.in. zakazano im
posiadania broni i wierzchowców oraz zamieszkiwania
w Londynie, ale były to ograniczenia w zasadzie tym­
czasowe, spowodowane obawą przed najazdem Jakuba
i wojsk francuskich), które pozostawały tylko na papierze.
Po części to rozsądne stanowisko nowego władcy wymusiła
na nim skomplikowana sytuacja w Anglii i na kontynencie.
Bezceremonialne pozbawienie legalnego monarchę tronu
przez własną córkę i zięcia-siostrzeńca nastawiło do nich
wrogo nie tylko większość Europy, ale i samych Anglików,
wśród których nie brakowało ludzi, którzy niezależnie od
swojego stosunku do polityki prowadzonej przez Jakuba,
uważali, że sposób, w jaki się to stało jest sprzeczny
zarówno z interesami kraju, jak i ich własnym honorem.
Sam arcybiskup Canterbury — głowa Kościoła anglikańs­
kiego — niedawno jeszcze przeciwnik Jakuba, nie uznał
nowych władców i nie wziął udziału w koronacji. Poparło
go kilku biskupów i przeszło 400 księży, którzy odmówili
złożenia przysięgi na wierność Wilhelmowi i Marii (tłuma­
cząc to faktem, że już raz ją złożyli Jakubowi II). Na
szczęście Wilhelm był przede wszystkim żołnierzem,
całkowicie pochłoniętym wojną z Francją i sprawą zapew­
nienia bezpieczeństwa Holandii. W Anglii widział silnego
sojusznika, który swoimi funduszami i wojskiem miał mu
pomóc osiągnąć cel życia — pokonanie Francji. Zdegus­
towany intrygami dworskimi i sporami partyjnymi w an­
gielskim parlamencie, wcale nie palił się do panowania
w Anglii i wszelkie spory starał się załatwiać polubownie.
Mimo to jego sytuacja nie była łatwa. W Londynie rosło
niezadowolenie spowodowane obecnością w mieście obcych
wojsk i panoszeniem się cudzoziemskich doradców. Sam
Wilhelm, niepozorny cherlak o mrukliwym usposobieniu
i surowych obyczajach, jakże różniący się od atrakcyjnych
fizycznie i tradycyjnie wspaniałych Stuartów, także nie
budził szczególnej sympatii otoczenia. Na dodatek wpro­
wadził Anglię na nową drogę w polityce zagranicznej.
Chociaż w Zaproszeniu Siedmiu i późniejszych warun­
kach parlamentu nie było mowy o sprawach zagranicznych,
Wilhelm sam zdecydował o zmianie ich kierunku. Przed
zwołaniem konwentu nakazał opuścić kraj ambasadorowi
Barillonowi w ciągu 24 godzin, a po kilku miesiącach
niezdecydowania dołączył już jako król Anglii do pod­
pisanego 12 maja 1689 r. w Wiedniu traktatu Wielkiego
Sojuszu (Grand Allience) z udziałem Holandii i innych
wrogów Ludwika XIV. W konsekwencji tego kroku Anglia
wypowiedziała 7 maja wojnę Francji. Fakt ten wywołał
pewne dyskusje w kraju. Krytykowano Wilhelma za to, że
wciągnął Anglię w wojnę na kontynencie, w której Anglicy
musieli przelewać krew i za którą musieli płacić. Większość
społeczeństwa przyjęła jednak wojnę ze zrozumieniem,
zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa restauracji Stuar­
tów. Niebezpieczeństwo skłoniło skłóconych do niedawna
torysów i wigów do zjednoczenia wysiłków z Koroną.
Potrzeby wojenne i konieczność ich finansowania zapew­
niały parlamentowi regularrte prace, co sprawiało, że
zwoływanie parlamentu przez króla stało się tylko niezbędną
formalnością.

SYTUACJA W SZKOCJI

Dla Anglii charakter nowej wojny z Francją podyktowany


był skutecznością zabiegów dyplomatycznych i przebiegiem
własnej rewolucji. Oprócz walk na morzu i pięciu teatrów
wojny w Europie: nad Dunajem, nad Renem, we Flandrii,
północnych Włoszech i hiszpańskiej Katalonii, kraj musiał
zmierzyć się z problemami bliżej domu, w Szkocji i Irlandii.
Przez pierwsze dwa lata wojny palatynackiej Anglia była
w zasadzie obserwatorem walk na kontynencie europejskim
i niewielu jej mieszkańców zdawało sobie sprawę, że mają
one istotny związek z tym, co się dzieje na ich własnym
podwórku.
W końcu XVII w. Szkocja była biednym krajem, wy­
niszczonym gospodarczo przez lata wojen religijnych.
Drogi były podłe, transport lądowy prawie nie istniał,
a rozwój handlu morskiego hamował brak floty handlowej
i dogodnych portów. Kraj dzielił się na bardziej rozwiniętą
cześć nizinną (Lowlands) i zacofaną górzystą północ
(Highlands). W okresie niepokojów religijnych rolnicze
południe ucierpiało wyjątkowo, podczas gdy północ, często
uważana przez bardziej „cywilizowanych” mieszkańców
nizin za barbarzyński kraj bezprawia, pozostawiono samą
sobie poza obszarem głównych konfliktów. Południe i pół­
noc Szkocji dzieliły różnice daleko większe niż tylko
geograficzne. Południe było w dużej mierze zanglicy­
zowane i gospodarczo związane z Anglią. Większość
jego mieszkańców była protestanckimi prezbiterianami.
Górale z północy mówili raczej starymi dialektami ga-
elickimi niż po angielsku, zachowali odwieczną społeczno-
-militarną organizację klanową, pielęgnowali też odrębne
stroje i tradycje, a wielu z nich wciąż wyznawało wiarę
rzymskokatolicką.
Po zgnieceniu rebelii Argyle’a w Szkocji, Jakub, podob­
nie jak w Anglii, nie zdołał zjednoczyć swoich zwolen­
ników. Szkoci byli mocno podzieleni, a większość ludności
nie podzielała prokatolickich sympatii Stuartów. Stuartowie
zasiadali jednak na połączonym tronie Anglii i Szkocji od
1603 r., a w samej Szkocji panowali od ponad 300 lat.
Polityczno-religijna równowaga w Szkocji znacznie różniła
się od tej w Anglii. W 1686 r. doszło tam do konfliktów na
tle religijnym spowodowanych obsadzeniem najważniej­
szych stanowisk w królestwie katolikami, otwartym celeb­
rowaniem katolickich mszy i żądaniami Jakuba zniesienia
ustawodawstwa antykatolickiego. Prezbiteriański parlament
w Edynburgu zareagował na te żądania uprzejmie, ale bez
jakichkolwiek obietnic. Jakub próbował wymóc swoje
prerogatywy poprzez lorda-kanclerza Jamesa Drummonda,
hrabiego Perth, i szkockiej Tajnej Rady, a gdy ta zawiodła,
odwołał jedenastu jej protestanckich członków i zastąpił
ich katolikami. Większa część szkockiego kleru została
zaalarmowana tymi krokami i zaczęła protestować. W od­
powiedzi król pozbawił stanowisk arcybiskupa Glasgow
i biskupa Dundalk, ale aby załagodzić sytuację, wydał
w 1687 r. Listy o pobłażaniu (Letters of Indulgence) i objął
obie strony swoją polityką tolerancji. Zabiegi te zakończyły
się umiarkowanym sukcesem. Dawnych stronników Ar­
gyle’a wprawdzie nadal prześladowano, stracono nawet ich
ostatniego przywódcę Jamesa Renwicka, który wolał śmierć
niż złożenie przysięgi na wierność królowi, ale większość
prezbiterian z ulgą przyjęła to, co im zaoferowano. Agre­
sywna propaganda katolicka wciąż wywoływała niezado­
wolenie protestantów, ale daleko było jeszcze do wybuchu
i w 1687 r. rozpoczęto przygotowania do zwołania nowego
parlamentu, który bez wątpienia przegłosowałby wszystko
zgodnie z wolą króla.
Kryzys roku 1688 w Aitglii spowodował, że Jakub
zapomniał o Szkocji i pozostawił rządy w tym kraju
zaufanemu sekretarzowi do spraw Szkocji Johnowi Drum-
mondowi, hrabiemu Melfort, i jego bratu Jamesowi, hrabie­
mu Perth. We wrześniu 1688 r. wschodnie hrabstwa Szkocji
postawiono w stan gotowości na wypadek inwazji Wilhel­
ma, ale w październiku wojska skierowano do Anglii.
Kiedy książę Orański wylądował na południu, rząd szkocki
nie dysponował żadną realną siłą zbrojną. W grudniu
Melfort uciekł do Francji. Zwolennicy Wilhelma natych­
miast to wykorzystali i zebrali się w Edynburgu, aresztując
hrabiego Perth i innych członków Tajnej Rady. Katolicka
kaplica w królewskiej rezydencji w Holyrood (Holyrood
House) została zdemolowana przez rozszalały tłum. W połu-
dniowo-wschodnich hrabstwach prezbiterianie wzięli prawo
w swoje ręce i zaczęli wprowadzać własne porządki.
Najważniejsze decyzje dotyczące Szkocji zapadły jednak
w Londynie. Wilhelm w marcu 1689 r. zwołał w Edynburgu
konwent, w którym, rzecz jasna, większość mieli jego
prezbiteriańscy zwolennicy. 14 marca konwent rozpoczął
obrady i 4 kwietnia większością głosów ofiarował wspólną
koronę Szkocji Wilhelmowi i Marii. Stronnicy Jakuba pod
wodzą Johna Grahama, wicehrabiego Dundee, próbowali
bronić interesów obalonego króla, ale w obawie o własne
bezpieczeństwo uciekli z Edynburga. 11 kwietnia, w dniu
koronacji w Westminsterze, konwent w Edynburgu ogłosił
Wilhelma i Marię królem i królową Szkocji. Po koronacji
Wilhelm potwierdził prawa i wolności szkockich protestan­
tów, w zakresie nawet większym niż w Anglii, i pozostawił
im wolną rękę w porządkach na północy. Chociaż główny
punkt oporu Jakuba w Szkocji, oblegany przez siły kowe-
nanterów zamek w Edynburgu (załoga 120 ludzi), wciąż
znajdował się w rękach wiernego Stuartom księcia George’a
Gordona, nizinną część kraju szybko spacyfikowano i pod­
dano władzy nowego monarchy, przywracając jej całkowicie
prezbiteriański charakter. Pozbawiona pomocy załoga za­
mku w Edynburgu skapitulowała po trzech miesiącach
oblężenia, 13 czerwca 1689 r., zadając wcześniej oblegają­
cym straty wynoszące około 500 ludzi.
Po przegranej w konwencie Dundee udał się w górskie
rejony Szkocji, gdzie obalony król miał wielu zwolenników.
Przy pomocy wodzów miejscowych klanów w maju i czer­
wcu zorganizował wojsko do walki w obronie wygnanego
Jakuba, złożone głównie z MacDonaldów, Stewartów,
Grantów, MacNeillów i MacLeanów. Dundee był doświad­
czonym żołnierzem, mającym za sobą służbę we Francji
i w holenderskiej armii Wilhelma. 9 czerwca jego żołnierze
stoczyli pierwszą zwycięską potyczkę z siłami rządowymi.
Po tym wydarzeniu Dundee odrzucił propozycję zawieszenia
broni, w odpowiedzi na co rząd kowenanterów ogłosił go
zdrajcą i wyznaczył za jego głowę 20 tys. funtów nagrody.
26 lipca 1689 r. nieregularna armia jakobitów (2500
piechoty, w tym 300 posiłkowych Irlandczyków pod
komendą pułkownika Alexandra Cannona) zajęła strategi­
cznie położony zamek Blair Castle, na północ od Edyn­
burga. Następnego dnia wojska wicehrabiego Dundee
pobiły na głowę na przełęczy Killiecrankie wysłane
przeciwko nim regularne siły rządowe (3500 piechoty
i jazdy) pod wodzą innego weterana wojen na kontynencie,
generała majora Hugha Mackaya. Bitwa zakończyła się
rzezią kowenanterów, którzy stracili łącznie 2 tys. zabitych
i wziętych do niewoli. Rojaliści mieli 800 zabitych
i rannych. Największą tragedią była jednak dla nich
śmierć wodza powalonego kulą z muszkietu na początku
bitwy, gdy zagrzewał swych ludzi do walki. Dundee
zmarł w chwili swojego największego triumfu. Wraz z jego
śmiercią umarła sprawa Stuartów w Szkocji. Bez charyz­
matycznego przywódcy ruch jakobicki nie miał już tej
mocy, co przedtem. Miesiąc później, 21 sierpnia, rojaliści
dowodzeni przez pułkownika Cannona (5 tys. ludzi) zaata­
kowali ufortyfikowane miasttí'Dunkeld i ponieśli decydującą
porażkę w starciu z regularnym regimentem armii rządowej
(1200) pod komendą podpułkownika Williama Clelanda
(poległ w walce).
W maju 1690 r. siły rządowe generała Mackaya rozbiły
resztki armii jakobitów pod Cromdale. Do niewoli wzięto
400 ludzi i chociaż ich dowódca pułkownik Cannon ratował
się ucieczką, powstanie jakobitów w Szkocji upadło. Klęska
stronników Jakuba ułatwiła Wilhelmowi III uzyskanie
wpływów w Szkocji i całkowite zwycięstwo prezbiterianiz-
mu. Pozbawieni dyscypliny i siły górale szkoccy podej­
mowali nieskoordynowane ataki na niziny Szkocji przez
następne 26 lat, ale Szkocja zyskała w zasadzie dłuższy
okres pokoju, który po przejściowych zatargach i trudnoś­
ciach doprowadził ostatecznie do zawarcia w 1707 r. unii
z Anglią. Szkocja zrezygnowała ze swego odrębnego
parlamentu i miała być odtąd reprezentowana przez swoich
przedstawicieli we wspólnym parlamencie Wielkiej Bryta­
nii. Zachowała natomiast polityczne, prawne, religijne
i kulturalne odrębności i instytucje oraz uzyskała ważny
przywilej wolnego handlu z Anglią, który zapewnił jej
korzyści gospodarcze. W ten sposób zakończył się wielo­
wiekowy okres waśni oraz walk granicznych i długi proces
integracji obu organizmów państwowych.

SYTUACJA W IRLANDII

Inaczej potoczyły się stosunki Anglii z Irlandią; do głosu


doszły stare antagonizmy, wynikające z ujarzmiania Irlandii
przez Anglików. Bezlitosna polityka Cromwella w Irlandii
miała nie tylko wymiar militarny. Bezpośrednio po za­
kończeniu kampanii wojennej purytański parlament podjął
wysiłki w celu przywrócenia porządku na wyspie i uka­
rania zarówno samych Irlandczyków, jak i angloirlan-
dzkich rojalistów za poparcie, jakiego udzielili Stuartom
podczas wojny domowej. Na podstawie Aktu o osadnictwie
z 1652 r. (Act of Settlement) katoliccy właściciele ziemscy
(około 8 tys.) i drobni farmerzy, którzy nie mogli udo­
wodnić swojej lojalności wobec parlamentu zostali wy­
rugowani z własności. Do 1 maja 1654 r. wszystkie
ich ziemie skonfiskowano i oddano nielicznej mniejszości
protestanckiej. Było wśród nich około 35 tys. oficerów
i żołnierzy Cromwella, którzy uczestniczyli w podboju
Irlandii i w nagrodę za służbę otrzymali nadania ziemskie.
Większość zwykłych żołnierzy z braku pieniędzy sprzedała
swoje działki, ale około 12 tys. weteranów osiedliło
się w Irlandii na stałe. Oprócz nich, znaczna część
irlandzkiej ziemi przypadła w udziale angielskim ban­
kierom i przedsiębiorcom (1200 osób), którzy pożyczyli
pieniądze na wyprawę do Irlandii. W rezultacie niecałe
30 proc. całej ziemi uprawnej w Irlandii (1,4 z 4,8
mln ha) pozostało w rękach katolickich Irlandczyków.
Wiele rodzin irlandzkich wyemigrowało z kraju. Niektórzy
otrzymali częściowe rekompensaty i zamieszkali w małych
osadach na niegościnnych terenach hrabstwa Connemara,
na zachód od rzeki Shannon, w najbardziej odległej
części prowincji Connaught (Connacht)2.
Nadzieje Irlandczyków na zmianę sytuacji po restauracji
Stuartów w 1660 r. szybko zgasły. Wprawdzie w lipcu
1660 r. król zaapelował do parlamentu pracującego nad
ustawą o amnestii, aby nie zapomniał o jego irlandzkich
2 Migracja na zachód była często jedynym wyborem oferowanym
prześladowanym Irlandczykom, zgodnie z obowiązującym hasłem: „Do
piekła albo do Connaught” (To Hell or to Connaught).
poddanych, i rozkazał zwolnić z więzień wszystkich irlan­
dzkich katolików, ale tak naprawdę Karola II nie inte­
resowała Irlandia i niewiele dbał on o interesy skrzyw­
dzonych rojalistów. Królewska deklaracja w sprawie osad­
nictwa w Irlandii z 13 listopada 1660 r. i uchwalony
w maju 1661 r. przez parlament irlandzki (zdominowany
całkowicie przez protestantów) nowy Akt o osadnictwie
(zwany także Aktem wyjaśniającym — Act of Explanation),
zabezpieczały faktycznie interesy angielskich i szkockich
właścicieli i zapowiadały rozstrzygnięcie sprawy własności
ziemi w duchu kompromisu. Odpowiadało to Karolowi,
któremu bardziej zależało na poparciu zamożnych i ener­
gicznych osadników protestanckich, władających skonfis­
kowanymi gruntami, niż pozbawionej ziemi i wpływów
szlachcie katolickiej. Najważniejsze stanowiska w nowej
administracji i tytuły przypadły cromwellowskim osad­
nikom, którzy poprzez swoich agentów w Anglii i w drodze
przekupstwa ludzi z najbliższego otoczenia króla zadbali,
aby irlandzcy katolicy zostali wyłączeni spod działania
Aktu o odszkodowaniach i przedawnieniu. Chociaż otrzy­
mali oni pewien zakres swobód, w praktyce zostali po­
zbawieni prawa do odzyskania swoich dawnych włości, co
było głównym celem protestanckiej kliki. Ustawą objęto
wszystkich protestantów w Anglii, Szkocji i Irlandii, którzy
przyłożyli rękę do obalenia Karola I i nie chcieli powrotu
na tron Karola II, z wyjątkiem protestanckich sędziów
wyrokujących w sprawie śmierci Karola I, oraz irlandzkich
katolików. Jedyna różnica między nimi polegała na tym, że
tych pierwszych skazano na utratę głowy, a drugim nie
groziła śmierć.
W lutym 1663 r. rozpoczęła prace w Dublinie komisja
królewska mającą nadzorować procesy w sporach o ziemię.
W toku półrocznej działalności komisja zdołała przesłuchać
tylko tysiąc spośród 8 tys. osób ubiegających się o sprawied­
liwość, potem ją zawieszono. W rezultacie jedynie nieliczni
katolicy odzyskali swoją dawną własność. Pozbawieni jej
protestanccy posiadacze, jeśli je zaakceptowali, otrzymali
rekompensaty w naturze na zachodzie kraju, w Connemara
i Clare — tam, gdzie poprzednio przesiedlano wygnanych
Irlandczyków. W lipcu 1665 r. król zatwierdził ustawę
parlamentu dublińskiego z maja 1664 r., która ostatecznie
regulowała sprawę osadnictwa w Irlandii. W ten sposób,
w ciągu pierwszych pięciu lat panowania Karola II, kwestia
irlandzka została właściwie zamknięta. Przyjmuje się, że
do 1689 r. dwie trzecie irlandzkich protestantów otrzymało
potwierdzenie prawa własności ziemi na podstawie Aktu
o osadnictwie z 1661 r.
W sprawach religii Karol II powrócił do sprawdzonego
systemu stosowanego jeszcze w czasach jego ojca. Aby nie
prowokować katolików, formalnie trzymał protestantów
krótko, faktycznie jednak dawał im sporo swobody. Bliski
sojusz Karola z Ludwikiem XIV i ponawiane przez niego
próby zapewnienia tolerancji religijnej budziły strach
w Anglii przed papistami i powrotem religii katolickiej.
Jeszcze większy strach odczuwali protestanccy osadnicy
w Irlandii, otoczeni katolickimi chłopami i zrujnowanymi
ziemianami, których jedynym celem w życiu było odzys­
kanie utraconej ziemi ojców. Sytuacja taka utrzymywała
się do końca panowania Karola i objęcia tronu przez
Jakuba II.
Okres panowania Karola II był dla Irlandii czasem
spokoju politycznego i rozwoju produkcji rolniczej i hodo­
wli. Uciskana większość nigdy nie wznieciła rebelii i nie
zdobyła się na konspirację (może dlatego, że prawo
zakazywało katolikom posiadania broni, prowadzenia han­
dlu i zamieszkiwania obwarowanych miast). Protestanci
nigdy nie pozbyli się obaw przed zemstą katolików, ale ich
codzienne życie determinowała praca i walka z głodem,
który był tu częstym gościem. W porównaniu z Anglią
Irlandia była biednym rolniczym krajem pozbawionym
bogactw naturalnych niezbędnych do rozwoju przemysłu.
Gospodarka pieniężna nie istniała, a nieliczne manufaktury
nie były w stanie zaspokoić popytu na produkty przemys­
łowe. Handel zagraniczny był słabo rozwinięty, w większo­
ści zresztą kontrolowany przez angielskich kupców. Trzy
czwarte jego wartości przypadało na Anglię. Głównym
produktem eksportowym było bydło, owce i trzoda chlewna.
Import obejmował głównie tytoń, cukier, tekstylia, owoce
i kukurydzę. Anglicy, na ile pozwalały im ich własne
interesy, starali się wpływać na rozwój gospodarczy Irlandii,
aby wzmocnić tam pozycję Korony. Szczególne zasługi na
tym polu położył zaufany lord namiestnik (Lord-Lieutenant)
Stuartów James Butler, książę Ormond, który zarządzał
Irlandią w latach 1661-1669 i 1677-1685.
Dla Jakuba Irlandia była podbitym i skolonizowanym
królestwem i dopóki bez problemów władał Anglią i Szko­
cją, traktował ją po macoszemu, jak wszyscy jego po­
przednicy. Świadomość istnienia opozycji i pojawienie
się kilku protestanckich pretendentów do tronu wpłynęły
na zmianę jego stosunku do tego kraju. Chociaż niewiele
ziemi pozostało w rękach irlandzkich katolików, stanowili
oni ogromną większość wśród dwuipółmilionowej ludności
wyspy i zachowywali całkowitą lojalność wobec króla.
Na wypadek najgorszego mógł więc Jakub traktować
Irlandię jako miejsce schronienia lub dogodną bazę do
odbicia swojego królestwa. Zaledwie pół roku po wstąpie­
niu na tron, Jakub z pełną świadomością naruszył ustawo­
dawstwo antykatolickie i ignorując Test Act, zaczął
obsadzać najważniejsze stanowiska w Irlandii swoimi
zaufanymi ludźmi.
Jedna z pierwszych decyzji personalnych Jakuba dotyczyła
Richarda „Dicka” Talbota, późniejszego hrabiego i księcia
Tyrconnela. Talbot (1630-1691) pochodził ze szlacheckiej
rodziny anglonormańskiej osiadłej w Leinster w XI w. Jak
większość starej szlachty angielskiej w Irlandii, Talbotowie
przyjęli irlandzkie zwyczaje i religię katolicką3. Młody
Talbot walczył w kawalerii irlandzkiej przeciwko wojskom
parlamentu i jako jeden z nielicznych przeżył masakrę
Cromwella w Droghedzie w 1649 r. Wydarzenie to na całe
życie utrwaliło jego stosunek do protestantów, którzy nadali
mu później przezwisko „Szalony Dick” (Mad Dick).
W 1653 r. z resztkami armii irlandzkiej wyjechał do Hisz­
panii, a potem do Francji, gdzie związał się ze sprawą
wygnanych Stuartów. Jakuba poznał we Flandrii podczas
wojny, kiedy dowodził regimentem złożonym z rojalistycz-
nych uchodźców. Potem walczył pod rozkazami Jakuba na
morzu przeciwko Holendrom i służył na dworze Stuartów
jako zaufany agent w kontaktach z irlandzkimi katolikami.
Jakub po wstąpieniu na tron w 1685 r. nadał mu tytuł
hrabiego Tyrconnel i wysłał do Irlandii na dowódcę regimen­
tu kawalerii. Jeszcze w tym samym roku Tyrconnel otrzymał
komendę nad całą armią królewską w Irlandii. Gdy w 1685 r.
dotychczasowy lord-namiestnik — stary książę Ormond,
wyjechał do Londynu na spotkanie z Jakubem, Tyrconnel
na własną rękę zaczął wprowadzać w życie plan prze­
kształcenia armii irlandzkiej (7 tys. ludzi) w katolicką siłę
zbrojną. Mimo zaufania, jakim Jakub darzył Tyrconnela,
nie zamierzał pozostawiać pełni władzy w rękach Irland­
czyka, który bez trudu mógł się pokusić o niezależność
i ogłosić władcą niepodległej Irlandii. Dla równowagi
administrację cywilną powierzył swemu szwagrowi Lauren-
ce’owi Hyde, hrabiemu Clarendon. Po nominacji Clarendona,
który będąc anglikaninem stał na gruncie supremacji protes­
tantów nad żywiołem katolickim, Tyrconnel nie zrezygnował
ze swych ambicji. Wciąż wywierał przemożny wpływ na
wydarzenia w Irlandii, często prosto z Whitehallu, gdzie
spędzał większość czasu. Umacniał władzę królewską w Ir­
landii, ale na katolickich podstawach.
3 Brat Talbota Peter był katolickim arcybiskupem Dublina w latach
1669-1680.
Clarendon znalazł się wkrótce w sytuacji, w której
zamiast decydować, dowiadywał się o zmianach dokony­
wanych poza nim. W czerwcu 1686 r. Tyrconnel przybył
do Dublina i otwarcie wziął w swoje ręce rządy w Irlandii.
Od razu rozwścieczył szlachtę protestancką, wprowadzając
w życie zakaz posiadanią broni palnej, co w warunkach
irlandzkich wydawało się miejscowym Anglikom równo­
znaczne z wydaniem ich na rzeź irlandzkim chłopom
czekającym tylko na sygnał do rewolty.
Jako nominalny dowódca armii, Tyrconnel zajął się teraz
na poważnie reorganizacją wojska. Protestanccy oficerowie
stracili swoje patenty bez odszkodowania za ich wcześniej­
sze kupno, a szeregowych pozbawiono nie tylko broni, ale
nawet mundurów i butów, za które zapłacili z własnej
kiesy. Miejsce w armii straciło w ten sposób od 200 do 300
oficerów i 5 tys. do 6 tys. żołnierzy, którzy w większości
wyemigrowali z kraju i wzmocnili armie Wilhelma III na
kontynencie. Wszyscy oni zostali zastąpieni przez katoli­
ków, a katolickim oficerom oddano nawet konie należące
przedtem do protestantów. Do końca 1687 r. rekonstrukcja
armii irlandzkiej została zakończona. Większość kadry
oficerskiej stanowiła irlandzka szlachta, która utraciła swe
dobra na rzecz protestantów. Pozostała część oficerów
wywodziła się z najniższych warstw irlandzkiego społeczeń­
stwa. Ponieważ brakowało pieniędzy na wojsko i uzbrojenie,
dowódcy pozwalali swym żołnierzom żyć z rabunku
cudzych dóbr i dozbrajać się w domach protestantów.
Działaniom tym towarzyszyły pogłoski, że katoliccy księża
nawołują Irlandczyków do zbrojenia się. Odbijały się one
stukrotnym echem po całym kraju, zwłaszcza w protestan­
ckim Ulsterze. Tymczasem Tyrconnel nie przestawał knuć
przeciwko Clarendonowi. Na jesieni 1686 r. udało mu się
przekonać Jakuba, aby odwołał szwagra. Król zachował
jednak ostrożność i aby nie obdarzać Irlandczyka wysokim
stanowiskiem namiestnika (wicekróla), nadał mu mniej
znaczący tytuł gubernatora Irlandii (Lord-Deputy of Ire­
land). 12 lutego 1687 r. Tyrconnel został zaprzysiężony
i udał się do Dublina.
Wyjazd Clarendona spowodował masową emigrację
protestantów z Irlandii. W ciągu kilku dni wiele rodzin
szlecheckich, przedsiębiorców, kupców i rzemieślników
(łącznie około 1500 rodzin) wyjechało do Anglii i Szkocji.
Pozostali, szczególnie w Ulsterze, obserwowali z rosnącym
niepokojem rozwój sytuacji, która nie zapowiadała niczego
dobrego ich religii i dotychczasowemu stylowi życia.
Tyrconnel tymczasem zaczął energicznie robić porządki
w administracji cywilnej. Oddał katolikowi sir Richardowi
Nagle stanowisko prokuratora generalnego, wyrugował
Anglików z wymiaru sprawiedliwości i powołał w całym
kraju armię katolickich urzędników. Do 1688 r. katolicy
zastąpili protestantów na większości głównych stanowisk
w administracji i sądownictwie. W niedługim czasie
cała machina państwowa w Irlandii znalazła się w rękach
katolików. Umocniwszy swą władzę, Tyrconnel zaata­
kował Akt o osadnictwie i zażądał, aby wszystkie skon­
fiskowane ziemie zwrócono ich dawnym irlandzkim wła­
ścicielom. Jakub i jego doradcy zareagowali na to ze
zrozumiałą nerwowością, w obawie przed wywołaniem
niepokojów społecznych wśród rodzin i przyjaciół osa­
dników z Irlandii. Tyrconnel musiał więc na razie za­
przestać nacisków w sprawie zwrotu ziemi. Dla uspo­
kojenia króla i protestantów wysłał pod koniec 1688 r.
do Anglii 3 tys. irlandzkich żołnierzy. Mimo to pro­
testanccy osadnicy byli przerażeni perspektywą zwołania
nowego parlamentu irlandzkiego, który mógłby uchylić
postanowienia Aktu o osadnictwie i odebrać im posiadane
grunty4.
4 Historia parlamentu irlandzkiego datuje się od końca XIII w. Od
1494 r. został on podporządkowany Koronie angielskiej, ale reprezentował
tylko mniejszość protestancką. Po najeździe na Irlandię Cromwell
Wilhelm zwrócił uwagę na Irlandię jeszcze jako ad­
ministrator, zanim został królem Anglii, słusznie do­
strzegając w niej klucz do swego przyszłego panowania
na Wyspach. Protestancka partia, która zaprosiła go do
Anglii, nalegała, aby podjął niezbędne kroki w celu
przejęcia władzy w Irlandii i utrzymania tam pozycji
protestantyzmu i angielskich interesów. Możni panowie
i szlachta, którzy mieli interesy w Irlandii, nakłaniali
Wilhelma do próby przeciągnięcia Tyrconnela na swoją
stronę. Księciu trudno było jednak wyobrazić sobie, aby
ten angloirlandzki katolik, brat byłego katolickiego arcy­
biskupa Dublina, dał się łatwo pozyskać. Z drugiej strony
liczne przykłady starych katolickich rodzin, które poparły
jego sprawę w Anglii, dawały pewne nadzieje. W rezul­
tacie Wilhelm, przy udziale Johna Tempie (najstarszego
syna znanego dyplomaty), którego rodzina posiadała duże
włości w Irlandii, wysłał tam swego emisariusza, który
miał nakłonić Tyrconnela do porzucenia sprawy Jakuba.
Był nim przyjaciel Temple’a, generał major Richard
Hamilton. Ale misja spaliła na panewce. Hamilton, katolik
ze szkockiej rodziny osiadłej w Nenagh w hrabstwie
Tipperary i siostrzeniec księcia Ormonda, zdezerterował
i przeszedł otwarcie na stronę Jakuba. W nagrodę dostał
od Tyrconnela awans i stanął później na czele armii
irlandzkiej. Gdy plotki o rzekomych negocjacjach Tyrcon­
nela z Wilhelmem dotarły do Irlandczyków, od razu
podniosło się larum. Grupa radykałów zagroziła, że spali
zamek dubliński razem z Tyrconnelem i odda się pod
opiekę Francji. Tyrconneł został zmuszony do złożenia
publicznej przysięgi, twierdząc, prawdziwie lub fałszywie,
że nigdy nie zamierzał podporządkować Irlandii Wilhel-

zlikwidował parlament dubliński i dał reprezentacji Irlandczyków


miejsca w parlamencie w Londynie. Po jego śmierci osadnicy
angielscy doprowadzili do odtworzenia własnego parlamentu na wzór
angielskiego, którego istnienie potwierdził Karol II.
mowi, i aby przekonać najbardziej podejrzliwych, zapo­
wiedział, że będzie walczył z Wilhelmem do śmierci.
Pozycja Wilhelma w samej Anglii nie była jeszcze pewna
i nie mógł wydzielić żadnych sił, które można było wysłać
do Irlandii na pomoc angielskim osadnikom. Skarb był
pusty, a marynarka angielska czekała na zaległy żołd i nie
nadawała się do żadnej akcji zaczepnej. Tyrconnel mógł
więc bez przeszkód trzymać Irlandię żelazną ręką dla
Jakuba i wszyscy wrogowie Wilhelma wkrótce dostrzegli,
że jest ona dla nich największą nadzieją na przywrócenie
dawnego porządku.
Wiele lat wcześniej, podczas drugiej wojny Karola II
z Holandią, gdy kraj ten był sprzymierzony z Ludwi­
kiem XIV, w głowach niektórych irlandzkich katolików
pojawił się pomysł, aby Irlandię oderwać od Anglii i zwią­
zać ją z Francją. Rząd holenderski podjął nawet pewne
kroki w tym kierunku, nic z tego jednak wówczas nie
wyszło. Tyrconnel odświeżył dawny pomysł, ale dość
niespodziewanie napotkał opór samych Francuzów, którzy
chętnie widzieli Irlandię w swoim obozie, nie chcieli się
jednak tam nadmiernie angażować. Wystarczały im wpływy,
jakie mieli w Irlandii i tradycyjna polityka osłabiania
Anglii poprzez wewnętrzne podziały, w których kraj ten
zawsze odgrywał dużą rolę. Ucieczka Jakuba dała Lud­
wikowi okazję do wykorzystania Irlandii w jeszcze więk­
szym stopniu. W ciągu trzech miesięcy od przybycia do
Francji, Jakub spakował manatki i 22 marca 1690 r.
z niewielkim oddziałem Anglików, Szkotów i Francuzów
wylądował na południowym wybrzeżu wyspy — w Kinsale,
niedaleko Corku.

WYPRAWA JAKUBA DO IRLANDII

Ludwik XIV przyjął wygnanych Stuartów w Wersalu ze


wszystkimi honorami, jak prawowitych monarchów. Podob­
nie jak Jakub wierzył, że drugie wygnanie Stuartów będzie
jeszcze krótsze, niż poprzednie. Niezależnie od rzeczywis­
tego oburzenia na sposób, w jaki poddani angielscy
potraktowali swego króla, Ludwik miał także powody
polityczne, by w to święcie wierzyć. W walce o dominację
Francji w Europie przyjazna Anglia z katolickim królem
była dla niego dużo korzystniejsza, niż Anglia, którą włada
największy wróg Francji. Dlatego otoczył wygnańców
opieką, oddał im do dyspozycji pałac w St. Germain-en-
-Laye, położony około 13 km od Wersalu, przyznał wysoką
pensję na ich utrzymanie i obiecał wszelką pomoc w od­
zyskaniu utraconego tronu.
Po przybyciu do Francji Jakub wzbudził ogólne roz­
czarowanie. Jako młody człowiek w czasie pierwszego
wygnania służył w armii francuskiej i zyskał sobie opinię
doskonałego żołnierza. Po restauracji Stuartów została ona
ugruntowana poprzez zaszczytną służbę w angielskiej
marynarce wojennej, którą osobiście organizował i dowodził
w wielu bitwach. Spodziewano się więc dumnego i ene­
rgicznego wodza, który poniósł chwilową porażkę, tym­
czasem przybył podstarzały, zobojętniały dewot, który
większość czasu spędzał na modlitwach i kontaktach
ze światem nadprzyrodzonym, a w wolnych chwilach
skarżył się na swój los. W istocie Jakub załamał się
utratą tronu, a ponieważ z natury był fatalistą, widział
w tym wyraz woli Bożej i karę za grzechy w życiu
doczesnym. Właściwie gotów był pogodzić się z losem
i poprzestać na honorowym wygnaniu w St. Germain,
które pozwalało mu na dostatnie życie i nie wymagało
żadnych obowiązków, ale królowa Maria Beatrycze i Lu­
dwik XIV nie zamierzali mu na to pozwolić. Stanowcza
i nieugięta małżonka Jakuba dowodziła, że kraj nie
może zbyt długo pozostawać w rękach uzurpatorów,
a Ludwikowi potrzebny był dodatkowy front walki,
który odwróciłby uwagę Wilhelma od głównego teatru
działań we Flandrii. Obydwoje nalegali więc na Jakuba,
aby jak najszybciej stanął na czele ekspedycji wojskowej
i odzyskał koronę Anglii. Ludwik zobowiązał się zor­
ganizować i wyposażyć wojsko niezbędne do wyprawy
i wesprzeć Jakuba gronem doświadczonych oficerów
francuskich. Jakub tymczasem wahał się pełen niezde­
cydowania. Dawne męstwo i upór ustąpiły miejsca bez­
radności i biernemu wyczekiwaniu, a czas płynął i każdy
dzień zwłoki działał na niekorzyść Stuartów. W końcu
Jakub musiał się zgodzić na wyprawę choćby dlatego,
że był od Ludwika całkowicie zależny i wstyd mu
było przed własną żoną.
Przed wyprawą do Irlandii Maria Beatrycze namówiła
męża, aby zwrócił się do kilku katolickich władców z prośbą
o pomoc. Ci jednak, zagrożeni terytorialnymi ambicjami
Francji, nawet nie odpowiedzieli na apel Jakuba. Rzym,
Modena, Florencja i Turyn, a także Wiedeń i Wenecja
stanęły na gruncie własnej racji stanu i zrezygnowały
z katolickiej solidarności. Co więcej, ówczesny papież
Innocenty XI, mocno skłócony z Ludwikiem XIV, prowa­
dził za jego plecami tajne negocjacje z Wilhelmem, mydląc
mu oczy obietnicą udzielenia poparcia w Irlandii przeciwko
Jakubowi. Tak więc Jakub został sam, jeśli nie liczyć
Ludwika i samych Irlandczyków, którzy widzieli w Jakubie
ostatnią szansę na odzyskanie niepodległości kraju i osta­
teczne oderwanie się od Anglii.
Mimo to początek wyprawy wyglądał dość obiecująco.
Po detronizacji i ucieczce Jakuba, Tyrconnel słał do niego
listy, w których zapewniał o bojowych nastrojach Irland­
czyków i istnieniu wielkiej 50-tysięcznej armii czekającej
na „prawowitego króla”. Niestrudzenie ponaglał go do
powrotu do „własnego królestwa, zasobnego we wszystko,
co jest potrzebne człowiekowi do szczęścia”, które miało
być pierwszym etapem do odzyskania angielskiego tronu.
Wtórowali mu francuscy szpiedzy donoszący z entuzjaz-
mem o tysiącach młodych rekrutów garnących się pod
sztandary katolickiego króla. W istocie nie było trudno
zebrać 40 lub 50 tysięcy ludzi. Naród irlandzki wezwany
do broni stanął ochoczo i w dużej liczbie, wierząc, że
nadchodzi wreszcie kres tyranii Anglików. W całym kraju
chłopi porzucali swoje pola i pastwiska i gromadzili się
pod flagami z hasłem: ‘ „Teraz lub nigdy! Teraz i na
zawsze! (Now or Never! Now and Forever!). Armia
irlandzka z czasów Ormonda, składająca się z ośmiu
regimentów, w grudniu 1688 r. powiększyła się do 48,
a nowych rekrutów wciąż przybywało5. Podstawowy prob­
lem polegał jednak na niemal całkowitym braku materiałów
wojennych. Artyleria połowa prawie nie istniała, brakowało
muszkietów, nie było też broni ręcznej, w którą można
było wyposażyć wszystkich chętnych (teoretycznie starczało
jej dla nie więcej niż 20 tys. ludzi). Z konieczności wielu
z nich szkoliło się w używaniu okutych żelazem kijów,
wideł i tym podobnych narzędzi. Sytuację pogarszał brak
doświadczonych oficerów, słabe wyszkolenie irlandzkich
rekrutów i brak pieniędzy na opłacenie wojska. W takich
warunkach ledwie jeden na dwudziestu żołnierzy Tyrcon­
nela mógł być użyty do prawdziwej walki.
Chociaż cztery piąte ludności Irlandii stanowili katolicy,
większość całej irlandzkiej ziemi pozostawała w rękach
angielskich protestantów. Pozbawieni pieniędzy i wygłod­
niali żołnierze irlandzcy żyli więc z angielskich posiadłości,
grabiąc co popadło i niszcząc w dzikim szale to, czego nie
można było ze sobą zabrać. Piwnice domostw, zapasy
i stada bydła bogatej mniejszości padały łupem biednej
większości, a to, co zostało oszczędzone przez wojsko,
wpadało w ręce chłopstwa, band maruderów i pospolitych
5 W lutym 1689 r. pod bronią znalazło się około 100 tys. Irlandczyków,
z czego połowę stanowili żołnierze. Pozostali byli członkami zbrojnych
band (banditti), które rząd Tyrconnela oficjalnie potępiał, ale ich nie
zwalczał.
bandytów grasujących bezkarnie po całym kraju. W ciągu
sześciu tygodni dzika tłuszcza wybiła pomiędzy Kinsale
i Dublinem 50 tys. sztuk bydła i 400 tys. sztuk owiec.
Bezmyślny szał niszczenia obrócił w pustynię całe połacie
kraju, naruszając tym samym ekonomiczną bazę po­
wstania. Ludzie, z których większość nie znała smaku
mięsa (mięso było uważane za pokarm bogatych), rżnęli
stada bydła i owiec (w tym czasie główne bogactwo
kraju), obżerając się surowymi lub ledwo przypieczonymi
ochłapami, bez soli, chleba czy jakichkolwiek przypraw.
Gdy znudziło im się biesiadowanie w jednym miejscu,
przenosili się dalej, zostawiając za sobą stosy zwierzęcych
szkieletów, gnijących resztek, a częstokroć zaszlachto-
wanych lub półżywych zwierząt, zabitych wyłącznie
dla samej przyjemności lub dla skóry, z której można
było sobie zrobić nowy kaftan i obuwie.
W prowincjach Leinster, Munster i Connaught, z wyjąt­
kiem kilku izolowanych miejsc, angielscy osadnicy nie byli
w stanie przeszkodzić tej jatce. Ufortyfikowane domy
padały jeden po drugim, a ich mieszkańcy byli szczęśliwi,
jeśli zdołali ocalić życie. Wielu nie wytrzymywało napięcia,
pakowało to, co potrzebne w podróży, paliło resztę dobytku
i uciekało do protestanckich twierdz w Ulsterze.
W takich okolicznościach w końcu stycznia pojawił się
u Jakuba emisariusz Tyrconnela z zapewnieniem, że jeśli
król rozpali ducha katolickiej szlachty obietnicą dostarczenia
broni i „stanie własną osobą” na irlandzkiej ziemi z fran­
cuskimi posiłkami, może odmienić bieg fortuny, korzystając
z Irlandii jako bazy do dalszych działań przeciwko Wilhel­
mowi. Wobec zapewnień Tyrconnela o istnieniu ogromnej
armii i bojowej gotowości Irlandczyków, Ludwik XIV
zrezygnował z wystawienia dużego korpusu ekspedycyjnego
i zaopatrzył wyprawę jedynie w broń, amunicję i pieniądze.
Ludwik, z różnych powodów (głównie dlatego, że nie
ufał Jakubowi, który oddał swoje królestwo bez walki), nie
miał ochoty wysyłać do Irlandii większych sił francus­
kich. Chociaż nie chciał ryzykować armii dla Jakuba, nie
pożałował mu innej pomocy. Oddał do dyspozycji wy­
gnanego króla około 100 francuskich oficerów, kadetów,
inżynierów i artylerzystów oraz kilku wysokich rangą
dowódców, którzy mieli zdyscyplinować armię irlandzką
i uczynić z niej sprawną machinę wojenną. Królowi
towarzyszyło 1200 irlandzkich uchodźców oraz nieliczne
grono angielskich i szkockich lordów, szlachty i kapela­
nów, którzy dołączyli do Jakuba na wygnaniu. Byli
wśród nich: William Herbert, książę Powis, Thomas
Cartwright, protestancki biskup Chester, Henry Fitz-
James (naturalny syn Jakuba), Wielki Przeor Zakonu
Joannitów oraz hrabia Melfort. Było także kilku francus­
kich urzędników z intendentem generalnym Jeanem-
Franęoisem Fumeronem oraz ambasador Ludwika XIV,
książę d’Avaux. Ten ostatni oficjalnie miał służyć
Jakubowi radą i dążyć do nawiązania kontaktów z prze­
ciwnikami Wilhelma w angielskim parlamencie, a przy
okazji mieć oko na nieprzewidywalnego Jakuba. Głów­
nodowodzącym wojska został książę Conrad de Rosen
(Conrad von Rosen), francuski generał porucznik rodem
z litewskich Niemców — znany z okrucieństwa awantur­
nik, ale dobry żołnierz i doświadczony dowódca. W jego
sztabie znaleźli się także: generał porucznik Maumont,
generał major Pusignan, generał major de Lery, brygadier
Boisseleau oraz młody książę Berwick, dla którego
miała to być pierwsza kampania wojenna.
15 lutego 1689 r. Jakub i jego najbliżsi złożyli pożegnal­
ną wizytę Ludwikowi, który przy tej okazji delikatnie
zaznaczył, że jego najgłębszym życzeniem jest, aby już
nigdy więcej nie spotkali się na tym świecie. 5 marca Jakub
ze swoją świtą przybył do portu w Breście. Ludwik XIV
zjawił się tam osobiście, aby jeszcze raz pożegnać się
z „ukochanym kuzynem” i wręczył mu na drogę upominek
— własny miecz wysadzany klejnotami. Potem Jakub
wszedł na pokład francuskiego okrętu liniowego „St.
Michel” i odpłynął w ciągu 48 godzin na czele eskadry
złożonej z 15 żaglowców. 12 marca wylądował w Kinsale,
radośnie witany przez katolicką ludność i władze miasta.

ZAMKNIĘCIE BRAM LONDONDERRY

Lądowanie Wilhelma w zatoce Torbay na zaproszenie


przeciwników Jakuba II podniosło na duchu irlandzkich
protestantów, ale tylko na krótko. Wilhelm był wciąż
daleko na południowym wybrzeżu Anglii i nie miał poparcia
większości Anglików. W tym czasie północ i wschód
Irlandii obiegły plotki o planowanym powstaniu katolików,
a czołowy przedstawiciel protestanckiej społeczności Ulste-
ru, hrabia Mount-Alexander, otrzymał anonimowy list
z ostrzeżeniem przed wielką masakrą protestantów za­
planowaną na 9 grudnia. List datowany 3 grudnia 1688 r.
mógł być dziełem protestanckich ekstremistów usiłujących
wywrzeć wpływ na swoich ziomków, którzy w poczuciu
lojalności wobec prawowitego monarchy, mimo jego religii,
wahali się oficjalnie poprzeć Wilhelma. Mogła to być też
celowa akcja części rodowitych Irlandczyków, którzy chcieli
osłabić morale protestantów i zmusić ich do masowej
emigracji, aby w pokojowy sposób odzyskać utracone
ziemie. W wielu częściach Ulsteru, szczególnie w takich
twierdzach protestantyzmu jak Londonderry i Enniskillen,
mieszkańcy wierzyli w możliwość zapowiadanej masakry
i wszelkimi sposobami starali się przed nią zabezpieczyć.
W ostatnich latach XVI w., podczas nieudanej katolickiej
rebelii starych irlandzkich klanów pod wodzą Hugha
0’Neilla przeciwko rządom królowej Elżbiety I, protestan­
cka kolonia nad rzeką Fole, miasto Derry w hrabstwie o tej
samej nazwie, stała się widownią okrutnej rzezi protestan­
tów dokonanej przez półdzikich irlandzkich wojowników
Cahira O’Doherty’ego. Miasto zostało splądrowane i spa­
lone, lecz nie uratowało to starego porządku, który skończył
się wraz z kapitulacją pokonanych Irlandczyków w 1603 r.
Po 1608 r. Derry podniosło się z ruin dzięki dobrze
zorganizowanej akcji kolonizacyjnej kupców z Londynu
i szkockich prezbiterian. Od 1614 r. londyńskie cechy
rzemieślnicze zaczęły je nazywać Londonderry i ta nazwa
z czasem doń przylgnęła. Nowi angielscy i szkoccy osadnicy
uczynili miasto jeszcze piękniejszym, a do 1618 r. otoczyli
je dziewięcioma bastionami połączonymi potężnym murem
długości mili, w który kilka lat później wkomponowano
cztery bramy (w ten sposób Derry stało się ostatnim
warownym miastem w Europie, zbudowanym na średnio­
wieczną modłę). Przed 1649 r. stacjonował tu szkocki
garnizon (800 piechoty i 180 jazdy), który wytrzymał
dwudziestotygodniowe oblężenie rojalistów i utrzymał
miasto dla parlamentu. W końcu XVII w. Londonderry
było już bogatym i dobrze prosperującym miastem hand­
lowym i największym portem w północnej Irlandii, zamiesz­
kanym przez 2 tys., w większości protestanckich, Anglików
i Szkotów.
Gdy plotki o rzekomym powstaniu katolików dotarły do
Londonderry, w mieście i pobliskim forcie Culmore od
kilku lat stacjonował pieszy regiment Williama Stewarta,
lorda Mountjoy. Zarówno on, jak i jego zastępca, szkocki
weteran podpułkownik Robert Lundy, oraz inni oficerowie,
byli protestantami. Regiment jako jeden z nielicznych
uniknął czystek Tyrconnela, głównie dlatego, że jego
dowódca cieszył się powszechnym poważaniem w kraju.
Mieszkańcy Londonderry uważali go za jedyną ochronę
przed ewentualnym atakiem katolików. Jesienią 1688 r.
Tyrconnel niespodziewanie rozkazał wycofać regiment
Mountjoya do Dublina, skąd zamierzał odesłać go na
służbę do Anglii. Jednocześnie polecił sformować w każdej
z czterech irlandzkich prowincji nowe katolickie regimenty
jazdy, piechoty i dragonii. Po wylądowaniu Wilhelma
Orańskiego w Anglii, przesunął część tych oddziałów do
Ulsteru i rozlokował je w największych skupiskach protes­
tantów, aby w ten sposób spacyfikować ich nastroje
i zapobiec aktywnemu poparciu przez nich rewolucji
angielskiej. Nowy dowódca wojsk w Ulsterze, szkocki
katolik Randal MacDonnell, hrabia Antrim, zorganizował
regiment złożony prawie wyłącznie z katolickich Irland­
czyków i szkockich górali, który miał stanąć załogą
w Londonderry w miejsce wycofanego regimentu Mount-
joya. Od wysokich czerwonych butów noszonych przez
żołnierzy Antrima, nazwano ich „Czerwonymi skórzniami”
(The Redshanks).
Opóźnienie w doprowadzeniu oddziału do gotowości
bojowej sprawiło, że Antrim nie zdążył wprowadzić go do
miasta przed wyjściem lorda Mountjoya, co nastąpiło 23
listopada. W ten sposób Londonderry pozostało bez gar­
nizonu wojskowego i wtedy właśnie rozniosła się wieść
o zapowiadanej na 9 grudnia masakrze protestantów. Gdy
spóźniony regiment Antrima wyruszył w końcu do miasta,
podejrzliwi mieszczanie uznali go za narzędzie katolickiego
spisku i rodzaj miecza na protestantów. Regiment Antrima
liczył 1200 oficerów i żołnierzy, którym starym zwyczajem
towarzyszyło wielu cywilów, kobiet i młodych chłopców
szukających okazji do łatwego zarobku i zrobienia kariery
przy wojsku. To jeszcze bardziej wzmogło nieufność
protestantów, którzy na wszelki wypadek zaczęli umacniać
mury miasta i ściągać z okolicy pomoc i zaopatrzenie.
Rano 7 grudnia trzy czołowe kompanie (150 ludzi)
z regimentu Antrima dotarły na prawy brzeg Foyle,
naprzeciwko wschodniej Bramy przy Nabrzeżu Promowym
(.Ferryquay Gate), a wysłani przodem dwaj oficerowie
zażądali kwater dla ludzi i paszy dla koni. Podczas, gdy
katoliccy żołnierze odpoczywali na brzegu rzeki, ulice
miasta huczały od plotek o nadchodzącej masakrze. Starsi
niechętnie słuchali nawoływań do zaniknięcia bram przed
żołnierzami króla w obawie przed konsekwencjami, ale
młodszy wojowniczy element był głuchy na racje ojców.
Tak długo, jak wydawało się, że żołnierze Antrima spędzą
noc pod murami miasta, nie było zgodności, co robić dalej.
Kiedy jednak około południa przednia straż wojska prze­
prawiła się promem i zblizyła do południowej Bramy
Biskupiej (Bishop’s Gate), z zaułków miasta wypadło 13
młodych prezbiterian z bronią w rękach. Nim ktokolwiek
zdołał się zorientować, chłopcy wydarli klucze zaskoczo­
nym wartownikom, podnieśli zwodzony most i zatrzasnęli
bramę przed nosem katolickich żołnierzy w czerwonych
butach. Potem pobiegli do pozostałych trzech bram i także
je zamknęli. Ten niebywały wyczyn grupki młodych
terminatorów (Apprentice Boys) przeszedł do historii jako
„moment decydujący dla protestantyzmu w Irlandii, ważny
dla przyszłości Anglii i Szkocji i zgubny dla króla Jakuba”.
Ludzie Antrima cofnęli się jak niepyszni i wrócili do
swoich na drugi brzeg rzeki. W mieście natychmiast
rozpoczęto przygotowania do obrony. Na murach wy­
stawiono warty i wybrano dowódców, którym tymczasowo
przewodził miejscowy armator David Cairnes. Pod jego
przywództwem otwarto magazyny i opróżniono miejski
arsenał, który posłużył do wyposażenia sześciu kompani
lokalnych ochotników. Młodszymi oficerami zostało
w nich pięciu najstarszych terminatorów, którzy jako
pierwsi chwycili za broń. Podczas, gdy jedni zbroili
się do walki, inni w panice opuszczali miasto i w pewnym
momencie pozostało w nim tylko 300 ludzi zdolnych
do noszenia broni. Z drugiej jednak strony do Londonderry
zaczęli tłumnie napływać protestanci z okolicznych wsi i
miasteczek, weterani i ochotnicy, wzmacniając szeregi
obrońców.
W takich okolicznościach nadszedł dzień 9 grudnia
i do zapowiadanej masakry nie doszło, choć w niemal
wszystkich protestanckich domach przez całą noc palono
ogień, a uzbrojeni wartownicy czujnie strzegli drzwi
swoich obejść. Za to z Londynu doniesiono, że młodsza
córka Jakuba, księżniczka Anna, stanęła po stronie Wilhel­
ma. Wieść tę mieszkańcy Londonderry powitali salutem
armatnim. Tego samego dnia pod miasto przybył hrabia
Antrim w asyście dawnego gubernatora z czasów Karo­
la II, pułkownika George’a Phillipsa. Ich przybycie poprze­
dził incydent — z murów posypały się strzały wymierzone
w żołnierzy Antrima, którzy wylądowali opodal Bramy
Promowej. Antrim wysłał do miasta Phillipsa, nie wiedząc,
że ten — jako zadeklarowany protestant — w rzeczywisto­
ści sprzyja mieszkańcom Londonderry. Po wejściu za mury
Phillips porozumiał się z Cairnesem i kazał zawiadomić
Antrima, że zatrzymano go siłą jako zakładnika. Antrim
nie będąc pewnym swej siły i nie chcąc rozpoczynać wojny
domowej na własną rękę, wycofał się do Coleraine i po­
wiadomił o wszystkim Tyrconnela.
Tymczasem komendę nad garnizonem Londonderry
przejął pułkownik Phillips, za którego radą jeszcze 9 grudnia
wysłano list do Mountjoya w Dublinie, prosząc go o inter­
wencję w obronie protestanckiej ludności Ulsteru. Jedno­
cześnie bez przerwy umacniano fortyfikacje oraz ściągano
broń i posiłki z całej okolicy. 10 grudnia garnizon wzmoc­
niło 200 kawalerzystów i kompania piechoty z St. Johnston.
Szybki wzrost liczebności garnizonu miasta sprawił, że
Phillips postanowił wysłać Caimesa statkiem do Londynu
po broń, amunicję i niezbędny sprzęt wojskowy. Niedługo
potem z miasta usunięto wszystkich katolików, jacy jeszcze
pozostali w obrębie murów.
Za przykładem Londonderry poszły inne protestanckie
miejscowości w regionie: Coleraine, Hillsborough, Sligo,
Ballyshannon, a przede wszystkim ważna twierdza protes­
tantyzmu — Enniskillen w hrabstwie Fermanagh. Enniskilen
było w tym czasie niewielkim miasteczkiem złożonym z 80
domów skupionych wokół starego zamku broniącego wąs­
kiego przejścia między jeziorami Lower Lough Eme
(Niższym) i Upper Lough Eme (Wyższym), które oddzielały
prowincję Connaught od Ulsteru.
11 grudnia 1688 r. z Dublina dotarła wieść o planach
zakwaterowania w mieście dwóch kompanii katolickich
piechurów z regimentu Antrima. Mieszkańcy odmówili
ich wpuszczenia i wezwali na pomoc okolicznych protes­
tantów. Na apel w ciągu paru godzin przybyło około 200
pieszych i 250 konnych ochotników. Żołnierze Antrima,
którzy podeszli pod Enniskillen, rozdali broń okolicznym
chłopom irlandzkim i wspólnie z nimi zaczęli się gotować
do szturmu. Protestanccy obrońcy zamiast biernie czekać,
uprzedzili atak katolików i 16 grudnia wyszli im na
spotkanie. Na widok uzbrojonych protestantów chłopi
uciekli w panice, a zdezorganizowani żołnierze wycofali
się aż do bazy w Cavan. 18 grudnia w Enniskillen
powstały dwie pierwsze ochotnicze kompanie muszkiete­
rów. Wkrótce opracowano plan obrony i obrano guber­
natorem majora Gustavusa Hamiltona, dawnego oficera
z regimentu Mountjoya, który stracił miejsce w armii
Tyrconnela. Hamilton kazał ufortyfikować domy w mieście
i wziął pod czujną obserwację wszystkich katolików.
W styczniu 1690 r. zorganizował własny regiment piechoty
z podpułkownikiem Thomasem Lloydem jako swoim
zastępcą.
Londonderry i Enniskillen znalazły naśladowców nie
lylko w Ulsterze. 24 lutego 1689 r. zbuntowało się po­
łudniowe miasto Bandon w hrabstwie Cork w prowincji
Munster. Mieszczanie usunęli niewielki katolicki garnizon
i zamknęli bramy. 2 marca przybył tam z oddziałem
wojska generał Justin MacCarthy. Po negocjacjach skłonił
buntowników do poddania się i aby uniknąć kłopotów
na przyszłość, kazał zburzyć mury obronne. Szybka i zde­
cydowana reakcja MacCarthy’ego pozwoliła utrzymać
Munster w rękach zwolenników Jakuba i zapobiegła zbroj­
nemu powstaniu wilhelmitów. Wielu protestantów opuściło
domy i wyemigrowało do Anglii. Niektórzy przenieśli się
do Connaught, bliżej granicy z Ulsterem, pod opiekę
protestanckiego garnizonu lorda Kingstona w Sligo.
Kiedy informacje o planowanej masakrze protestantów
dotarły do Tyrconnela, ten zebrał na zamku w Dublinie
czołowe osobistości protestanckiej mniejszości i wydał
oficjalne oświadczenie, w którym zaprzeczył rozpuszczanym
plotkom. Kilka dni później, po otrzymaniu meldunku Antrima
o wydarzeniach w Londonderry, posłał łorda Mountjoya
z dopiero co przyprowadzonym regimentem na północ, aby
przywrócił swoim autorytetem porządek w zbuntowanym
mieście. Mountjoy spotkał się z wysłannikami mieszczan na
rozmowach w Raphoe. Delegaci wrócili do miasta z informa­
cją, że Mountjoy posiada pełnomocnictwa do negocjacji i że
w zamian za poddanie i wydanie broni gwarantuje ludziom
bezpieczeństwo i zachowanie majątków. Do kolejnych
rozmów Mountjoya z delegacją protestantów, której przewod­
niczył gubernator Phillips, doszło w zamku Mongevlin w St.
Johnston, osiem mil na południe od Londonderry. Potem
kontynuowano je przez dwa tygodnie pod bramami miasta.
Ostatecznie 21 grudnia zawarto porozumienie, na mocy
którego za mury miały być wpuszczone dwie kompanie
wojska pod komendą podpułkownika Lundy’ego, złożone
wyłącznie z protestantów. Ochotniczy garnizon miał pozostać
pod bronią i nadal pełnić wartę w Londonderry. Ustalono
także, że wszyscy obywatele, którzy zechcą opuścić miasto,
będą mogli to zrobić bez przeszkód, a żołnierzom Antrima
zabroniono kwaterować w Londonderry i jego okolicach.
Ogłoszono powszechny pardon, który Mountjoy potwierdził
pieczęcią i publicznie ogłosił. W końcu grudnia kompanie
Lundy’ego weszły do miasta i zgodnie z porozumieniem
gubernator Phillips przekazał ich dowódcy wojskową komen­
dę, nie wiedząc o tym, że Lundy — choć szkocki protestant
— był w istocie zwolennikiem Jakuba. 10 stycznia 1689 r.
Tyrconnel bez oporu zatwierdził porozumienie wynegoc­
jowane przez Mountjoya.

WIOSENNA OFENSYWA JAKUBA

W tym czasie w Irlandii Wiedziano już, że król Jakub


uciekł do Francji i jest gościem Ludwika XIV, i że Wilhelm
Orański został przyjęty triumfalnie w Westminsterze,
przejmując administrowanie królestwem Anglii. Na krótko
przed tym, 18 grudnia, Tyrconnel napisał z Dublina do
Antrima, każąc mu sposobić wojsko do marszu na London­
derry. Właściwie od początku był przeciwny honorowaniu
jakichkolwiek ustaleń z protestantami, ale celowo pozwalał
Mountjoyowi prowadzić negocjacje, aby w ten sposób
zyskać na czasie do momentu wyjaśnienia zamiarów Jakuba.
Gdy uznał, że dalsza zwłoka nie służy sprawie Jakuba,
postanowił pozbyć się Mountjoya, który formalnie wciąż
lojalny wobec wygnanego króla, mógł stać się przeszkodą
w planowanej rozprawie z protestantami. Ponieważ przeby­
wający we Francji Jakub nie znał rzeczywistej sytuacji
w Irlandii, a wysyłane doń listy nie mogły nakłonić go do
szybkich działań, w styczniu 1690 r. Tyrconnel postanowił
wysłać do St. Germain dwóch „zaufanych i dobrze poinfor­
mowanych” emisariuszy. Jednym z nich został Mountjoy.
Towarzyszył mu wyższy urzędnik dublińskiego Depar­
tamentu Skarbu, katolik sir Stephen Rice. Przed wyjazdem
Rice dostał instrukcję, aby po przybyciu do St. Germain
powiadomić króla, że Mountjoy jest zdrajcą i został wysłany
do Francji tylko po to, by pozbawić protestantów w Irlandii
czołowego przywódcy. Poza tym, Rice miał namówić
Jakuba do szybkiego przybycia do Irlandii, a gdyby król
ociągał się z decyzją, zaoferować wyspę Ludwikowi XIV
jako prowincję Francji. Jednocześnie Tyrconnel, aby prze­
konać Jakuba o lojalności Irlandczyków, postanowił zdusić
resztki oporu protestantów i rozpoczął przygotowania do
wymarszu na północ. Sprytny plan Tyrconnela powiódł się
w całości. 10 stycznia 1689 r. Mountjoy i Rice opuścili
Dublin i kilka dni potem zjawili się w pałacu Jakuba w St.
Germain. Mountjoy został natychmiast aresztowany i wtrą­
cony do Bastylii, gdzie miał pozostać do końca wojny
w Irlandii. Jakub dał się przekonać Rice’owi i przyjął
przywiezione przez niego zaproszenie z Dublina. Pod
koniec lutego zjawił się u Tyrconnela francuski oficer
artylerii Pointis, który zapowiedział rychłe przybycie Jakuba
do Irlandii.
Pierwsze dwa dni po wylądowaniu w Irlandii Jakub spędził
na odpoczynku w Kinsale. 14 marca wyruszył do Corku,
gdzie powitał go Tyrconneł i gdzie przyjęto go z jeszcze
większą pompą. Król odzyskał humor. Tyrconneł oświadczył,
że praktycznie cała Irlandia z wyjątkiem północy znajduje się
w rękach zwolenników Jakuba. Zapewnił króla, że podjął
stosowne kroki dla zduszenia oporu protestantów w Ulsterze,
który łatwo mógł się stać przyczółkiem dla armii Wilhelma
z Anglii. Istotnie, kilka dni przed przybyciem Jakuba
mianował Hamiltona generałem porucznikiem, dodał mu do
pomocy angielskiego katolika Dominicka Sheldona, jako
dowódcę kawalerii, i na początku marca wysłał obu na północ
w celu zrobienia porządku w zbuntowanej prowincji. Oficjal­
nie ogłosił, że jego celem jest ochrona wszystkich lojalnych
protestantów, którzy pozostali w swoich domach. Niektórzy
z nich uwierzyli w proklamację Tyrconnela i oddali się pod
jego opiekę. Większość jednak pozostała nieufna. Przedstawi­
ciele szkockich i angielskich protestantów z północno-
wschodnich hrabstw zebrali się w marcu na radzie w Hillsbo­
rough, której przewodniczył lord Mount Alexander. Postano­
wili tam stawić opór siłom Jakuba II. Pospiesznie zebrane siły
protestanckie zaatakowały jakobicki garnizon lorda Iveatha
w zamku Carrickfergus, niedaleko Belfastu, lecz zostały
odparte i musiały odejść spod oblężonej twierdzy.
Tymczasem Hamilton i Sheldon zdołali zebrać w Drog-
hedzie 5 tys. piechoty, 800-900 jazdy oraz pięć dział i 10
marca ruszyli najkrótszą drogą do Ulsteru. 13 marca pod
Loughbrickland, w hrabstwie Down, lokalne siły protestan­
tów uciekły na sam widok jakobitów. Hamilton rozdzielił
siły i wysłał część armii na zachód, do fortu Charlemont,
niedaleko Dungannon. Sam z resztą wojska (3500 ludzi)
pomaszerował na północ w kierunku Hillsborough. 14
marca przekroczył w górnym biegu rzekę Bann i rozbił pod
Dromore nieregularny oddział protestancki (8 tys.) pod
wodzą Mount Alexandra i sir George’a Rawdona. Protes­
tanci stracili około 400 ludzi i uciekli w rozproszeniu.
Hrabia Mount Alexander umknął do Donaghadee, gdzie
wsiadł na statek do Anglii. Jakobici bez walki zajęli
Hillsborough, dzięki czemu zlikwidowali niebezpieczeństwo
flankowego ataku protestantów z północy.
Zwycięstwo Hamiltona, które przeszło do historii wojny
irlandzkiej pod nazwą Załamania w Dromore (Break
of Dromore), pozwoliło Irlandczykom opanować wschodni
Ulster i zająć bez walki Belfast. Tysiące protestantów
zdążało w panice na północ do Coleraine albo do portów
na wschodnim wybrzeżu, skąd uciekinierzy odpłynęli
do Anglii i Szkocji. Hamilton stracił kilka dni pozwalając
swoim ludziom złupić Dromore, Hillsborough, Lisburn
i Antrim. Wzmocniony przez nowy oddział księcia Be-
rwicka, 28 marca dotarł do Coleraine, gdzie stanęły
mu na drodze nowe siły protestantów. Gubernator Co­
leraine, bojąc się, że jego linie komunikacyjne z Lon­
donderry mogą zostać przecięte, rozciągnął swoje siły
wzdłuż rzeki Bann, próbując bronić się w oparciu o ufo­
rtyfikowane punkty w Megherafel i Moneymore. Na po­
czątku kwietnia wysłany przez Jakuba na północ generał
Pusignan wyszedł z Charlemont z dwoma regimentami
jazdy i łatwo przełamał opór protestantów w Moneymore.
Dzięki temu wojska Hamiltona mogły przekroczyć rzekę
w Portglenone, 8 kwietnia zagrożeni oskrzydleniem pro­
testanci porzucili pozycje nad Bann i wycofali się do
Londonderry.
W wyniku ofensywy Hamiltona w wielu miastach Ulsteru
zaczęła narastać „dzika i masowa panika”. Uciekinierzy
palili swoje domy, mosty i promy. Całe miejscowości na
trasie marszu Hamiltona zostawiono w ruinach bez śladu
życia, a ich mieszkańcy masowo kryli się za murami
Londonderry i Enniskillen. Jednym z nielicznych, którzy
nie stracili odwagi, był żołnierz-amator George Walker,
protestancki duchowny z Donoughmore w hrabstwie Tyro­
ne. W marcu Walker zorganizował dwa regimenty do
obrony Dungannon i stanął na drodze jakobitom z odległego
o pięć mil fortu Charlemont. Umocniwszy miasteczko,
posłał po pomoc do Londonderry. Gubernator Lundy
początkowo zgodził się na plan Walkera i wysłał do
Dungannon dwie kompanie dragonów. Obiecał też podesłać
działa, ale potem zmienił zdanie. 16 marca kazał Walkerowi
wycofać się do Omagh, a następnie do St. Johnston.
Ponaglany kolejnymi rozkazami Lundy’ego, Walker odesłał
część ludzi do Coleraine, a z pozostałymi dołączył do
załogi Londonderry. 20 kwietnia rozkaz ewakuacji do
Ballyshannon otrzymał daleko wysunięty na zachód gar­
nizon Sligo (1000 ludzi), którego dowódca lord Kingston
bezskutecznie zabiegał u Lundy’ego o dostawy broni i
amunicji. Sligo, będące wraz z Enniskillen kluczem do
zachodniego Ulsteru, zostało zajęte 1 maja przez pułkow­
nika Patricka Sarsfielda, który zabezpieczył w ten sposób
panowanie Jakuba w Connaught.
Pierwsze porażki i odwrót wojska wzmogły panikę
wśród protestantów w Ulsterze. Mieszkańcy Omagh znisz­
czyli swoje domostwa tak dokładnie, że nie został ani jeden
dach, pod którym nadchodzący żołnierze Hamiltona mogli
się skryć przed obfitym deszczem i porywistym wiatrem.
Zmoknięci i utaplani w błocie mieszkańcy Cavan jak jeden
mąż uciekli do Enniskillen. Całe Lisburn odeszło do Antrim,
a kiedy zbliżył się tam nieprzyjaciel, zarówno Lisbum, jak
i Antrim razem poszukały azylu w Londonderry. W krótkim
czasie tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci schroniło się za
murami miasta i czekało na pomoc z Anglii. Oprócz broni,
głównym zmartwieniem Londonderry stało się zaopatrzenie
w żywność dla stłoczonyćh'ludzi i budowa magazynów
żywności na wypadek oblężenia, którego spodziewano się
lada chwila. To samo robili mieszkańcy Enniskillen pod
komendą energicznego Gustavusa Hamiltona, przygotowu­
jąc się do odparcia spodziewanej inwazji wojsk Jakuba.
Tymczasem Jakub wyjechał z Corku 20 marca i cztery
dni później, w niedzielę palmową, przybył do Dublina,
stając się pierwszym monarchą Anglii od 300 lat, który
zaszczycił swoją osobą stolicę Irlandii. Na całej drodze
z Corku witały go radośnie tysiące Irlandczyków, w każdym
wieku, różnej płci i stanu. Podczas triumfalnego wjazdu do
Dublina 40 pięknych dziewcząt pląsając w bieli, sypało
kwiaty przed królem i jego dworem, z okien rozlegały się
wiwaty, a zebrane tłumy odśpiewały pieśń Te Deum,
laudamus. U bram miasta dwóch dostojnych harfistów
grało tradycyjne melodie celtyckie. Przy dźwiękach naro­
dowych instrumentów króla przywitał burmistrz Dublina
Michael Creagh i członkowie zarządu miejskiego przybrani
w uroczyste stroje, sędziowie w togach oraz całe katolickie
duchowieństwo. Nawet przedstawiciele Kościoła protestan­
ckiego z biskupem Meath Anthony’m Doppingiem oświad­
czyli, że „przyszli, aby pogratulować królowi przybycia
i zapewnić go o swojej lojalności”. Stołeczny garnizon
prezentował broń, dzwony kościelne biły z całej mocy, na
murach grzmiały działa nadzorowane przez Pointisa,
a wszystko w jedną harmonijną całość spinała radosna
muzyka. W tak podniosłej atmosferze Jakub i jego dwór
przeszli ulicami posypanymi świeżym piaskiem do nowej
siedziby króla — dublińskiego zamku, nad którym dumnie
łopotała zielona flaga ze znanym już napisem: „Teraz lub
nigdy! Teraz i na zawsze”.
Kiedy wieści o wkroczeniu Jakuba do Dublina dotarły
do Londynu, podniosły się gniewne głosy i Wilhelm został
poddany ostrej krytyce za ociąganie się przed wysłaniem
do Irlandii armii i floty. Ofiarą tych nastrojów padł sekretarz
wojny w rządzie Wilhelma John Temple, ten sam, który
zarekomendował królowi niefortunnego posłańca do Tyr­
connela w osobie Richarda Hamiltona. Nieszczęsny Tempie
utopił się w Tamizie, pozostawiając list samobójcy, w któ­
rym wziął na siebie odpowiedzialność za niepowodzenie
misji w Irlandii.
W Dublinie Jakub znalazł się w bardzo niezręcznej
sytuacji z powodu różnic pomiędzy angielskimi i irlandz­
kimi jakobitami. Nielicznych angielskich i szkockich lor­
dów, którzy przybyli wraz z królem z Francji, zupełnie nie
interesowały losy Irlandii. Czuli się tu takimi samymi
wygnańcami, jak w Paryżu. Co więcej, język i narodowość
wiązały ich bardziej z osadnikami, niż „dzikimi i bar­
barzyńskimi” chłopami irlandzkimi. To, co widzieli, napa­
wało ich obrzydzeniem i utrwalało dotychczasowe sądy o
Irlandczykach. Nowy sekretarz do spraw Irlandii hrabia
Melfort i inni lordowie namawiali Jakuba, by jak najszybciej
opuścił wyspę i wyruszył do Szkocji, gdzie tliły się resztki
jakobickiego powstania. Nie bez racji dowodzili, że stamtąd
łatwiej było wkroczyć do Anglii i pokonać Wilhelma,
zanim zdoła umocnić swoje panowanie. Natomiast francus­
cy doradcy wykonując wolę Ludwika XIV, dążyli do tego,
aby Jakub podbił całą Irlandię i uzależnił ją całkowicie od
Francji. Zależało im na irlandzkich rekrutach i dogodnie
położonych portach, z których flota francuska mogła
korzystać w walce z koalicją na morzu. Irlandzcy jakobici
ze swojej strony niewiele dbali o angielską koronę Jakuba
i w ogóle byli przeciwni jakiejkolwiek obcej władzy.
Walka z angielską okupacją pod tymczasowym przywództ-
wem Jakuba i w przymierzu z Francuzami wydawała im się
całkiem korzystnym rozwiązaniem, ale to, czy Jakub wróci
do Londynu, czy nie, było im w rzeczywistości obojętne.
Ich celem było wyrzucenie Anglików i ich protestanckiej
religii, z Jakubem jako swym przywódcą, lub bez niego.
W ostateczności gotowi byli utworzyć osobne katolickie
państwo i oddać się pod opiekę Francji. Tymczasem
oczekiwali jednak, że w zamian za pomoc Jakub pomoże
odebrać ziemię protestantom, umocni Kościół katolicki,
zabezpieczy prawnie niezależność dublińskiego parlamentu
i sądów od instytucji angielskich, a po odzyskaniu tronu
pomoże stworzyć stałą armię złożoną z katolików (8 tys.
ludzi) i zapewni utrzymanie floty wojennej zdolnej bronić
brzegów Irlandii (24 okręty).
Pierwszym praktycznym problemem, przed jakim stanął
Jakub w Dublinie, była decyzja, co zrobić w następnej
kolejności. Irlandczykom zależało na tym, aby pozostał
w stolicy i dopilnował zwołania irlandzkiego parlamentu,
który zarządziłby oddanie skonfiskowanych uprzednio ziem
irlandzkich katolików ich prawowitym właścicielom oraz
podjął kroki w celu umocnienia pozycji Kościoła katolic­
kiego. Angielscy jakobici namawiali go natomiast do objęcia
dowództwa wojsk w Ulsterze, wiedzieli bowiem, że jak
długo protestanckie przyczółki pozostawały w rękach
sojuszników Wilhelma, pozycja Jakuba w Irlandii nie
mogła być pewna. Główny doradca króla Melfort miał
nadzieję, że szybkie zdobycie Londonderry i Enniskillen
skłoni Jakuba do wyprawy na wyżyny nieodległej Szkocji,
skąd, przy pomocy miejscowych klanów i rojalistów
z północnych hrabstw Anglii, można było poprowadzić
ofensywę na Londyn.
Ta ostatnia kwestia stała się przedmiotem dyskusji na
dworze. Jakub miał w Irlandii 50 tys. ludzi pod bronią,
z czego dobre kilka tysięcy weteranów. Reszta, przy
ciągłym szkoleniu, mogła osiągnąć dostateczną sprawność
bojową w ciągu dwóch miesięcy. W tym czasie można było
ich należycie umundurować, uzbroić i wyposażyć w artylerię,
wycofując ją z takich miejsc, jak: Kinsale, fort Duncannon,
Galway, Limerick i Dublin. Koni i wołów pociągowych
wystarczało w zupełności. Z licznych portów Irlandii można
było ściągnąć statki handlowe, barki i łodzie, które nadawały
się do przetransportowania armii inwazyjnej (szacowanej na
20 tys. piechoty i 5 tys. jazdy z zapasami żywności i furażu na
trzy miesiące) do Szkocji. Jakub mógł też liczyć na finansową
pomoc Francji, która w zamian za udostępnienie portów
w Galway, Limerick i Corku gotowa była zapłacić ogromną
sumę pół miliona funtów. Wyprawa do Szkocji była możliwa
jednak dopiero w końcu maja, a bierne oczekiwanie mogło
destrukcyjnie wpłynąć na morale Irlandczyków i dać wrogom
Jakuba okazję do przejęcia inicjatywy w swoje ręce.
W tej trudniej chwili Jakub, ulegając naciskom Melforta
i wbrew radom Tyrconnela, wydał odpowiednie instrukcje
w sprawie zwołania parlamentu i postanowił osobiście
pomaszerować na północ. Książę d’Avaux dołączył do
wyprawy, aby mieć Jakuba na oku. 13 kwietnia, miesiąc po
wylądowania w Irlandii, król ze swoją świtą opuścił Dublin.
Powolny pochód w deszczu przez zupełnie opustoszałe
tereny, złupione do cna przez bandy rabusiów, wywarł na
Jakubie ponure wrażenie. Jednemu z francuskich oficerów
towarzyszących królowi przypominał on „podróż przez
pustynie Arabii”. W drodze do Charlemont Jakub otrzymał
wiadomość, że protestanci opuścili pozycje w Coleraine
i pod naporem Pusignana uciekli do Londonderry. Wkrótce
też na własne oczy przekonał się o stosowanej przez
wycofujących się protestantów taktyce „spalonej ziemi”,
obliczonej na wygłodzenie wojsk Hamiltona. Kolejne
raporty przyniosły wieści o trudnościach w zaopatrzeniu
armii. Jakub niechętnie wyraził zgodę na zmianę kierunku
marszu wojska. Zamiast iść prosto do Londonderry, główne
siły Hamiltona, Pusignana i Berwicka ruszyły na zachód,
przez hrabstwa Omagh i Tyrone, do Strabane i Lifford
u zbiegu rzek Foyle i Finn, skąd łatwiej było dotrzeć do
żyznych terenów wokół Raphoe. Dawały one nadzieję na
zdobycie zapasów żywności i paszy dla koni przed ostatecz­
nym atakiem na główną twierdzę protestantów.
W niedzielę 14 kwietnia Jakub ze swoją świtą dotarł do
Omagh. Znalazł miasto w mirtach, obsadzone przez jakobicką
piechotę pod komendą angielskiego pułkownika Ramseya
z oddziałów Pusignana. W tym czasie Pusignan na czele
jazdy kontynuował pościg za protestantami uchodzącymi
przez Newtownstewart za rzekę Finn. 15 kwietnia kawaleria
Pusignana bez trudu zajęła opuszczone Newtownstewart
i podeszła do brodu w Clady, pięć mil powyżej Lifford,
naprzeciw którego koncentrowały się główne siły protestan­
tów z Londonderry pod komendą gubernatora Lundy’ego.
Otrzymawszy meldunek o znacznych siłach protestantów (7
tys. ludzi) na drugim brzegu Finn, Jakub wysłał z Omagh
generałów Rosena, Maumonta i de Lery ze wszystkimi
oddziałami, jakie były przy nim, rozkazując im znaleźć
przeprawę w Lifford i wyjść na tyły protestantów. W tym
czasie nadciągające z Coleraine oddziały Hamiltona i Berwic-
ka dopiero zbliżały się do Strabane. Po południu obaj
dowódcy jakobiccy z garścią żołnierzy, których mieli pod
ręką, ruszyli do Cladyford. Połączyli się z kawalerią Pusigna­
na (razem 350 piechoty i 600 jazdy) i po krótkim boju
wywalczyli przejście przez Finn „na oczach 5 tys. lub 6 tys.
wrogów, którzy im się przeciwstawiali”. W walce protestanci
stracili prawie 400 ludzi, ale pozostali zdołali się wycofać.
W tym czasie Rosen jako pierwszy dotarł z posiłkami
królewskimi do Strabane i nie zastawszy tam żadnych
oddziałów jakobickich, ruszył w poszukiwaniu przeprawy
przez Finn do pobliskiego Lifford. Nie mogąc znaleźć
dogodnego brodu, w obliczu przeciwnika zajętego akcją
Hamiltona pod Cladyford, przeprawił się przez rzekę
wpław z kilkoma oddziałami jazdy, dragonów i piechurów
uczepionych strzemion kawalerzystów. Widok ten tak
poraził stojących na drugim brzegu protestantów, że za­
miast zepchnąć słabszego liczebnie wroga do rzeki, rzucili
się do ucieczki, zatrzymując się dla złapania oddechu
dopiero kilka mil za przeprawą. Większa część protestanc­
kiej kawalerii wycofała się do fortu Culmore, gdzie
znajdowały się duże zapasy paszy dla koni. Wieczorem,
gdy strudzeni uciekinierzy znad Finn wrócili do London­
derry, zastali bramy miasta zamknięte na cztery spusty.
Z konieczności żołnierze musieli spędzić bezsenną noc
poza murami fortecy narażeni na atak jakobitów, który na
szczęście dla nich nie nastąpił.
Na wieść o koncentracji oddziałów protestanckich za
rzeką Finn i rozpoczęciu walki na przeprawie w Cladyford,
król Jakub cofnął się z Omagh do Charlemont na drodze
do Dublina. Jego dowódcy zaskoczeni łatwym zwycięst­
wem nad pięciokrotnie silniejszym wrogiem, błędnie
odczytali pospieszny odwrót protestantów z Cladyford
i Lifford jako chęć zachowania wszystkich sił do obrony
Londonderry i zaprzestali pościgu, starając się jak najszyb­
ciej zebrać rozproszoną armię. Czekając na przybycie
króla, dla którego chcieli zachować przywilej odebrania
kapitulacji miasta, stracili w istocie okazję „wjechania do
niego na karkach uciekających protestantów” i zdobycia
go z marszu.
Tymczasem w Charlemont książę d’Avaux i hrabia
Melfort namawiali Jakuba do powrotu do stolicy i pozo­
stawienia sprawy Londonderry Rosenowi i innym genera­
łom. Jakub początkowo uległ ich namowom, lecz otrzymaw­
szy rzeczywisty raport o sukcesie Hamiltona i Rosena
w Cladyford i Lifford, znowu zmienił zdanie. 17 kwietnia
rano dostał list od Berwicka, w którym książę donosił
o połączeniu wszystkich oddziałów armii jakobickiej w Stra-
bane i całkowitym rozprężeniu w szeregach protestantów.
Berwick pisał, że jeśli Jakub osobiście pojawi się pod
murami Londonderry, miasto może skapitulować. Tego
samego dnia nadeszła kolejna wiadomość od Berwicka, że
„buntownicy z Derry” rozpoczęli pertraktacje z Hamil­
tonem. D’Avaux bezskutecznie argumentował, że widok
króla na czele słabej armii może odmienić nastroje protes­
tantów i odwieść ich od# kapitulacji, ale Jakub był pewny
swego i postanowił podążyć za Rosenem. Jeszcze tego
samego dnia dotarł do Newtownstewart i po kilku godzinach
odpoczynku, następnego dnia przybył do Strabane. Tu
otrzymał meldunek od Rosena, że mieszkańcy Londonderry
wykazują chęć kapitulacji i osoba króla może przyspieszyć
ich decyzję. Jakub spodziewał się znaleźć połączoną armię
w Strabane, ale była ona już w drodze na północ. Nie
zatrzymując się, podążył dalej i dwie mile za Lifford
dogonił Pusignana i Ramseya z piechotą. Rosen na czele
jazdy i dragonów opuścił Strabane cztery godziny wcześniej,
wysyłając Hamiltona i Berwicka z częścią sił do Rapahoe
po żywność i paszę dla koni. Jakub dołączył do Rosena
kilka mil przed Londonderry. Przejął naczelne dowództwo
nad armią i przed wieczorem 17 kwietnia, mając za sobą
ponad stumilową podróż, stanął na wzgórzu odległym
o strzał armatni od miasta.
Kiedy nadciągnęła irlandzka piechota, Rosen zaczął
rozstawiać ją wokół murów Londonderry. Tymczasem
Jakub, nie czekając na przybycie wszystkich sił, wysłał
trębacza z wezwaniem do kapitulacji. Wkrótce trębacz
wrócił z wiadomością, że odpowiedź nadejdzie w ciągu
godziny, ale wojska królewskie mają pozostać z dala od
miasta. Mimo to Rosen wciąż kierował nowe oddziały na
stanowiska. Zanim minęła godzina, z murów posypały się
kule z dział i muszkietów, zabijając kilku jakobickich
żołnierzy. Wyglądało na to, że chaotyczny ogień był
samowolą motłochu, bowiem zaraz z miasta nadeszły
przeprosiny i zapewnienie, że „ludzie wyższego stanu” są
skłoni do kapitulacji i zrobią wszystko, by przekonać do
tego pospólstwo. Wkrótce Jakub otrzymał wiadomość, że
Londonderry gotowe jest otworzyć przed nim bramy, jeśli
król ogłosi powszechną amnestię i nakaże zwrot dóbr
zrabowanych ulsterskim protestantom. W odpowiedzi strona
królewska zaproponowała zawarcie traktatu w sprawie
poddania miasta.
Na zwołanej naradzie wojennej gubernator Lundy
oświadczył, że Londonderry się nie utrzyma i jedynym
rozsądnym wyjściem jest kapitulacja na honorowych
warunkach. Przed wieczorem 17 kwietnia do obozu
królewskiego udała się delegacja w sprawie omówienia
warunków poddania miasta. Podpisany przez Hamiltona
i Rosena dokument zawierał tylko jeden warunek — gar­
nizon miał się poddać z całym uzbrojeniem i końmi.
W zamian wojsku i ludności cywilnej zagwarantowano
zachowanie życia i mienia. Strona królewska dała protes­
tantom czas na odpowiedź do południa dnia następnego.
Do tego czasu armia jakobicka miała się trzymać w odleg­
łości pięciu mil od murów miejskich.
Wbrew zapewnieniom, że do czasu określonego w poro­
zumieniu oddziały królewskie pozostaną z dala od miasta,
18 kwietnia rano Jakub z pocztem sztandarowym i sym­
bolicznym oddziałem Redshanks z regimentu Antrima
ruszył ku murom Londonderry. Około godz. 10.00 stanął
przed Bramą Biskupią, którą w grudniu poprzedniego roku
zamknęli przed Antrimem młodzi terminatorzy, i moknąc
w deszczu, czekał w bezruchu na otwarcie wrót. Mimo
wydanego przez zdominowaną przez zwolenników Lun-
dy’ego radę wojenną zakazu otwierania ognia, żołnierze na
murach uznali pojawienie się jakobitów za złamanie poro­
zumienia. Podejrzewając zdradę, samowolnie ostrzelali
orszak królewski z dział i muszkietów, w wyniku czego
zginęło kilku ludzi Jakuba. Wystrzałom na murach towa­
rzyszyły głośnie okrzyki: „Nie poddamy się!” (No Surren­
der!). Jakub, zapewniany wcześniej przez swoich dowód­
ców, że kapitulacja miasta jest tylko formalnością, doznał
szoku i szybko wycofał się poza zasięg strzałów. Lundy
wysłał oficera z przeprosinami i złożył następną ofertę
negocjacji.
Rozpoczęte kilka godzin później rozmowy, w których
Jakuba reprezentował katolicki arystokrata z Ulsteru Claud
Hamilton, hrabia Abercorn, doprowadziły do zawarcia
wstępnego porozumienia. W zamian za poddanie miasta,
protestantom zagwarantowano zachowanie życia, mienia,
wolność wyznania i odpuszczenie wszystkich wcześniej­
szych win. Mimo honorowych warunków oferowanych
przez Jakuba, część mieszczan bardziej niż ich przywódcy
obawiała się przyjęcia oferty katolickiego króla i odmówiła
otwarcia bram. W sztabie Jakuba nastąpiła konsternacja.
Rosen nalegał na przeprowadzenie demonstracji siły, która
miała przestraszyć protestantów i zmusić garnizon do
kapitulacji. Generał Hamilton był temu przeciwny, obawia­
jąc się, że widok nielicznej, słabo uzbrojonej i pozbawionej
dział oblężniczych armii królewskiej zmobilizuje wroga do
bardziej zdeterminowanego oporu6. Jakub nie miał w tej
sprawie zdania. Wytłumaczył się złą pogodą i opuścił
armię, wycofując się do najbliższego miasta.
18 kwietnia wieczorem król stanął na kwaterze na
zamku Monglevin w St. Johnston, gdzie chciał poczekać na
nadejście ciężkich dział wysłanych przez Pointisa z Dublina
na wypadek oblężenia lub blokady Londonderry. Tego
samego dnia Melfort wysłał Abercorna z listem, w którym
— w imieniu króla — zapraszał delegację Londonderry na
6 Jakobici mieli początkowo tylko 5-8 dział, w tym dwa 18-funtowe
działa oblężnicze, i 2 moździerze. Ich armii brakowało broni palnej,
a większość żołnierzy uzbrojona była w kije, kosy i drewniane piki.
Książę d'Avaux w liście do francuskiego ministra wojny Franęoisa
I.ouvois, markiza le Tellier, powoływał się na jakobickiego pułkownika,
który skarżył się, że w jego regimencie jest tylko siedem muszkietów.
X kolei Hamilton pisał, że „z każdych dziesięciu muszkietów, może jeden
nadawał się do strzelania”.
rozmowy pokojowe do kwatery Jakuba w St. Johnston
i obiecywał ochronę wszystkim protestantom, którzy złożą
broń i opuszczą miasto. Odpowiedź, którą nazajutrz przy­
wiózł Abercom, nie mogła zadowolić jakobitów. Bez
względu na to, czy Jakub stał u wrót Londonderry, czy nie,
ludzie w mieście nie chcieli kapitulować. Mimo to w dniach
18 i 19 kwietnia zza murów wyszło kilka tysięcy protestan­
tów, którzy posłusznie złożyli broń i udali się do St.
Johston, gdzie Jakub kazał Hamiltonowi wydać im glejty
i przyznać obiecaną ochronę. Wkrótce rada wojenna Lun­
dy’ego otrzymała utrzymany w zdecydowanym tonie list
od Hamiltona, sławiący potęgę „zwycięskiej” armii jakobic-
kiej i grożący „nieposłusznym poddanym Jakuba” surowymi
konsekwencjami w razie stawiania dalszego oporu. „Dlate­
go, zanim nie jest za późno — pisał Hamilton — rozważcie
i przyjmijcie łaskę, którą wasz król gotów jest okazać,
dopóki nie wyczerpie się jego cierpliwość, i dopóki będzie
w stanie was obronić przed gwałtem i rzezią ze strony
rozeźlonej armii, której wściekłości nie będzie w stanie
powstrzymać nawet Jego Majestat” 7.
Groźby Hamiltona sprawiły, że Lundy i rada postanowili
wysłać delegację do Jakuba w sprawie ostatecznego ustalenia
warunków poddania miasta. Kiedy jednak wybrani komisarze
próbowali wyjechać za mury, groźny tłum zagrodził im drogę
i ostrzegł, że każdy, kto zechce pertraktować w sprawie
kapitulacji, zostanie uznany za zdrajcę religii protestanckiej
i sprawy króla Wilhelma. W rezultacie przestraszeni komisa­
rze porzucili swoje kapitulanckie zamiary i zostali w mieście.
Zamiast paktować, garnizon wysłał do Jakuba pisemną
odpowiedź, w której potwierdził lojalność wobec Wilhelma
i odrzucił możliwość złożenia broni.
„Panie — pisano w liście — zamierzamy dotrzymać
wierności podjętej sprawie (...), a wszechmocna Opatrzność,
7 Tony G r a y , No Surrender, The Siege of Londonderry 1689,
Macdonald and James, 1975, s. 83.
która nas broni, dopełni naszej ochrony przeciwko wszyst­
kim twoim usiłowaniom i da szczęśliwe rozwiązanie
w nasze ręce (...), a pismo, które wysyłamy, niech cię
przekona jak mało boimy się twoich gróźb”8.
Jakub wciąż nie tracił nadziei, że zdoła nakłonić
protestantów do poddania. 20 kwietnia rano król wysłał do
miasta Abercorna z carte blanche opatrzoną swoim pod­
pisem, proponując mieszkańcom podanie własnych warun­
ków kapitulacji. Wysłany na spotkanie królewskiego
wysłannika pułkownik Adam Murray odrzucił jednak
królewską obietnicę pardonu, mówiąc: „Ludzie z London­
derry nie zrobili nic, co wymagałoby łaski i nie mają
żadnego innego suwerena, oprócz króla Wilhelma i królo­
wej Marii”.
Jeszcze tego samego dnia Jakub opuścił St. Johnston
i ruszył w drogę powrotną do Dublina. Wraz z nim
odjechali Rosen i de Lery. Zadanie zdobycia miasta Jakub
zlecił doświadczonemu Maumontowi, zostawiając mu do
pomocy generałów Hamiltona i Pusignana, brygadiera
Ramseya i księcia Berwicka. 21 kwietnia w Omagh król
przyjął jeszcze delegację protestantów z garnizonu zamku
Derg Castle, leżącego na wąskim przesmyku między
Londonderry i Enniskilen. Ich prośba o zachowanie życia
i mienia została przyjęta i jeszcze jeden protestancki
punkt oporu, który mógł napsuć krwi jakobitom ob­
legającym Londonderry, został wyeliminowany bez żad­
nego oporu.
Podsumowując wysiłki Jakuba, książę d’Avaux z nie­
ukrywanym zdumieniem napisał do Ludwika XIV: „Zaofe­
rował wybaczenie wszystkim, którzy się poddadzą, ale na
próżno. Odpowiedzieli mu na koniec, aby nie wysyłał
więcej trębacza, bo przywitają go ogniem”.

8 Tamże s. 98
KONIEC PUŁKOWNIKA LUNDY’EGO

Decyzje konwentu w Westminsterze bardzo podniosły na


duchu ulsterskich protestantów, którzy wydali proklamacje
z poparciem dla Wilhelma i Marii. W końcu stycznia 1689 r.
David Cairnes udał się do Londynu z listami do Wilhelma,
w których znalazły się błagalne prośby o ratunek. Na
specjalnej audiencji król obiecał wszelką pomoc i kazał
natychmiast zorganizować transport z bronią, amunicją
i sprzętem wojennym dla Ulsteru. 21 marca transportowiec
„Deliverence” w asyście fregaty „Jersey” pod dowództwem
kapitana Jamesa Hamiltona zawinął do portu w Londonderry.
Oprócz znacznej ilości materiałów wojennych (8 tys. sztuk
broni i 480 baryłek prochu), Hamilton wiózł pewną sumę
pieniędzy oraz oficjalną nominację i instrukcje dla gubernato­
ra Lundy’ego. Następnego dnia garnizon złożył uroczystą
przysięgę na wierność Wilhelmowi i Marii. 10 kwietnia do
Londonderry wrócił David Cairnes. Przywiózł ze sobą nowe
instrukcje Wilhelma dla Lundy’ego i list sekretarza stanu
w rządzie wilhelmitów hrabiego Shrewsbury, w którym
znalazła się zapowiedź dalszej pomocy wojskowej i materia­
łowej dla Ulsteru w celu „walki ze wspólnym wrogiem”.
Jeszcze tej samej nocy zebrała się w Londonderry rada
wojenna, wprowadzając stan wojenny.
Przyrzeczona przez Wilhelma pomoc wyruszyła z Anglii
10 kwietnia. Do Ulsteru dotarła 15 kwietnia, w dniu,
w którym protestanci próbowali zatrzymać marsz jakobitów
nad rzeką Finn. Fregata „Swallow” i 11 transportowców
przywiozły do estuarium rzeki Foyle (Lough Foyle) 1600
żołnierzy angielskich pod komendą pułkowników Thomasa
Cunninghama i Solomona Richardsa, wraz z obiecaną
bronią, pieniędzmi i zaopatrzeniem9. Początkowo Wilhelm
9 Rozkazy dotyczące ekspedycji Cunningham otrzymał 12 marca.
Statki wypłynęły po raz pierwszy 3 kwietnia, ale zawróciły z powodu złej
pogody.
zamierzał wysłać cztery regimenty piechoty ze starej armii
Jakuba pod dowództwem generała majora Percy Kirke’a, ale
tylko dwa z nich: 9. regiment z Norfolk Cunnighama i 17.
regiment z Leicester Richardsa, osiągnęły gotowość bojową
i dotarły na czas do portu w Liverpoolu, skąd pożeglowały do
Ulsteru. Obaj dowódcy mieli rozkaz upewnić się, czy miasto
pozostaje w rękach protestantów i przed wyładunkiem przyjąć
od gubernatora Lundy’ego przysięgę na wierność Wilhelmo­
wi i Marii. Jeśliby się okazało, że Londonderry padło, lub nie
ma możliwości bezpiecznego lądowania, statki z wojskiem
miały natychmiast wrócić do Liverpoolu.
Zaraz po wpłynięciu do ujścia Foyle, Cunningham wysłał
do Lundy’ego list, w którym informował o przybyciu
posiłków i prosił o dalsze instrukcje. Wczesnym popołu­
dniem, kiedy dowiedział się o akcji garnizonu Londonderry
pod Cladyford i Lifford, napisał kolejny list z pokładu
„Swallowa”, oferując pomoc w walce. Było już jednak za
późno, aby odmienić losy starcia na przeprawach przez Finn
(tym bardziej, że Anglicy potrzebowali dwóch dni na
wyładunek i przygotowanie się do walki). 16 kwietnia rano
Cunningham i Richards otrzymali w Culmore wiadomość
o ciężkiej sytuacji Londonderry, zostawili więc swoich
żołnierzy na pokładach statków i w towarzystwie kilku
oficerów udali się do miasta na spotkanie z Lundym i
dowództwem garnizonu. Lundy przyjął Anglików uprzej­
mie, lecz dość chłodno, nie kryjąc rozdrażnienia wywołanego
krytyką jego osoby po nieudanej wyprawie nad rzekę Finn.
Na zwołanej tego dnia naradzie wojennej (na którą
nie wpuszczono jego największych oponentów) przed­
stawił sytuację w czarnych barwach i uznał ją za prawie
beznadziejną. Stwierdził, że nie widzi szans skutecznej
obrony i oświadczył, że zamierza zniszczyć magazyny
z amunicją i opuścić miasto. Wprowadził Anglików
w błąd, twierdząc, że zapasy żywności w mieście starczą
tylko na kilka dni (w rzeczywistości mogły starczyć
na kilka tygodni), a nieprzyjaciel w sile 25 tys. ludzi
znajduje się zaledwie 4-5 mil od miasta. Radził, aby statki
z żołnierzami odpłynęły z powrotem do Anglii. Wszyscy
obecni, z wyjątkiem pułkownika Richardsa, zgodzili się
z jego oceną sytuacji. Obaj angielscy dowódcy uważali, że
utrata Londonderry będzie równoznaczna z utratą Irlandii,
ale ostatecznie pułkownik Cunningham uznał, że walka
byłaby niepotrzebnym poświęceniem w beznadziejnej spra­
wie. Uzgodniono, że wyniki narady nie zostaną ujawnione
ludziom w mieście. Na koniec Cunningham poradził
Lundy’emu, aby wynegocjował jak najkorzystniejsze wa­
runki kapitulacji. Potem wraz ze swymi ludźmi wrócił na
statki, szykując się do powrotu do kraju.
W tym czasie armia irlandzka kontynuowała marsz
w górę Foyle. Do Londonderry wciąż napływały rzesze
protestanckich uchodźców i nowe oddziały wojska z oko­
licznych miejscowości. Po krótkim okresie paniki bramy
miasta znów zostały otwarte. W obrębie murów znalazło
się około 30 tys. ludzi, w tym kilka tysięcy wojska.
Początkowo żołnierze z regimentu Mountjoya i kompanii
straży miejskiej objęli wspólną wartę w mieście. Szybko
jednak okazało się, że Lundy nie zamierza dzielić z nikim
komendy. Ochotnikom odmówiono wydania amunicji i pro­
chu z magazynów, porozumienie o wspólnej służbie od­
wołano, a Lundy podjął próbę podporządkowania straży
miejskiej swoim oficerom. Stało się oczywiste, że otwarty
konflikt pomiędzy Lundy’m i mieszczanami jest tylko
sprawą czasu.
Wkrótce po odjeździe Cunninghama i Richardsa po
mieście rozeszły się plotki o odesłaniu angielskich posił­
ków. Zanim jednak statki z żołnierzami angielskimi
odpłynęły, grupa mieszczan wysłała do pułkownika Cun­
ninghama oficera z załogi Londonderry propozycję objęcia
gubernatorstwa miasta. Posłaniec zapewniał, że magazyny
żywności są pełne, a w razie wylądowania Anglików
pozostaną oni na straży miasta, podczas gdy miejscowa
załoga weźmie na siebie główny ciężar wałki z wrogiem
w polu. Cunningham odrzucił tę propozycję i radził, by
wszyscy słuchali poleceń gubernatora Lundy’ego. Przed
podniesieniem kotwicy posłaniec przyniósł jeszcze prze­
mycony list Lundy’ego z błaganiem o wzięcie go na
pokład, gdyż w przeciwnyfn razie „stanie się ofiarą
rozszalałego tłumu”. Kiedy jednak Lundy nie pojawił się
w umówionym terminie, Cunningham dał rozkaz do
wypłynięcia.
18 kwietnia statki ruszyły do ujścia rzeki i następnego
dnia odpłynęły do Anglii bez Lundy’ego. Gdy armada
angielska żeglowała ku morzu, w Londonderry zrozumia­
no, że pogłoski o kapitulanckiej postawie Lundy’ego są
prawdziwe. Po rozpoczęciu 17 kwietnia pierwszych roz­
mów w sprawie poddania miasta, co bardziej podejrzliwi
wzięli pod obserwację kwaterę Lundy’ego, zamykając go
praktycznie w areszcie domowym i uniemożliwiając mu
tym samym ucieczkę do Culmore, gdzie czekały na niego
angielskie statki. Nazajutrz cywilny urzędnik, który proto­
kołował przebieg narady z 16 kwietnia, ujawnił wyniki
rozmów Lundy’ego z Cunninghamem i Richardsem.
Wieczorem groźny tłum ruszył pod dom gubernatora,
a wielu oficerów i mieszczan, którzy wcześniej de­
klarowali wierność Lundy’emu, wypowiedziało mu po­
słuszeństwo. W nocy przyjaciele Lundy’ego jeden po
drugim w sekrecie opuścili Londonderry, pozostawiając
go samego.
Po odpłynięciu angielskich statków pozycja Lundy’ego
stała się jeszcze trudniejsza i władza w mieście zaczęła mu
się gwałtownie wymykać z rąk. W trakcie rozmów kapitu-
lacyjnych na scenie pojawił się nowy przywódca. Kapitan
Adam Murray, żołnierz i jeden z prominentnych protestan­
tów w okolicy, wyszedł z oddziałem jazdy z fortu Culmore,
przeprawił się na zachodni brzeg Foyle i nie przejmując
się, że może popsuć negocjacje, przedostał się do London­
derry. Lundy próbował do tego nie dopuścić, ale dowódca
straży miejskiej kazał otworzyć zachodnią bramę rzeźniczą
(Butcher’s Gate) i wpuścić kawalerzystów Murraya za
muiy. Podczas gdy Lundy i rada wojenna uzgadniali
warunki kapitulacji, Murray krążył po mieście i nawoływał
do oporu, ostrzegając, że kapitulacja przesądzi także o losie
garnizonu Culmore. Wezwał wszystkich, którzy nie chcieli
się poddać, aby zawiązali białe chustki wokół lewego
ramienia. W krótkim czasie tysiące ludzi w mieście
paradowały z białymi opaskami, wyrażając swoją deter­
minację dalszej walki, niezależnie od zamiarów Lundy’ego.
W końcu podburzony przez Murraya tłum wdarł się na
spotkanie rady wojennej, próbując wymusić na jej członkach
zmianę decyzji w sprawie poddania miasta. Gdy mimo to
Lundy i jego doradcy wciąż trwali w zamiarze kapitulacji,
mieszkańcy Londonderry zwołali własną radę, która po­
zbawiła Lundy’ego władzy. Stanowisko gubernatora za­
proponowano Murray owi, jako naturalnemu przywódcy
w okresie rozmów kapitulacyjnych. Ten jednak skromnie
odmówił zaszczytu, twierdząc, że jego talenty bardziej
przydadzą się w bezpośredniej walce. W tej sytuacji
w głosowaniu wybrano dwóch nowych gubernatorów.
Pierwszym został zawodowy żołnierz — major Henry
Baker. Nadano mu stopień generała i powierzono komendę
nad wojskiem. Jego głównym pomocnikiem został waleczny
pastor George Walker, który miał pokierować obroną
cywilną, zaopatrzeniem i służbą zdrowia. Murray dostał
stopień pułkownika i stał się prawą ręką Bakéra, obejmując
komendę nad oddziałami, które zostały przeznaczone do
ewentualnych wypadów za mury.
Natychmiast po wyborze nowych władz przystąpiono do
intensywnych przygotowań obronnych. Garnizon zorganizowa­
no w osiem nowych regimentów (117 kompanii po 60 ludzi),
z których dwa miały stale czuwać pod bronią, a każdy żołnierz
otrzymał dokładne rozkazy10. Wybrano nowych dowódców,
rozdzielono broń, ustalono normy żywności dla wojska
i wprowadzono przepisy porządkowe. Miasto miało gęstą
zabudowę, która potęgowała niebezpieczeństwo pożarów.
Dlatego zapasy prochu i amunicji z głównego magazynu
umieszczono w czterech różnych miejscach na wypadek
ognia lub zdrady. W ciągu 24 godzin przygotowania do
obrony zostały zakończone. Gdy 19 kwietnia jakobicki
trębacz stanął ponownie przed południową bramą, pytając
czy pułkownik Lundy ma zamiar dotrzymać obietnicy pod­
dania miasta, z murów rozległ się dobrze znany okrzyk:
„Nie poddamy się!”.
W czasie, gdy trwały przygotowania do obrony, Lundy
ukrył się w swoim domu. Doczekawszy nocy, za zgodą
Walkera i Murraya, w przebraniu prostego żołnierza opuścił
miasto. Udało mu się dotrzeć do Culmore, skąd na
przygodnym statku przedostał się do Szkocji. Aresztowano
go tam pod zarzutem „zdradzieckich praktyk przeciwko
rządowi Jego Królewskiej Mości” i w maju 1689 r. odesłano
do więzienia w londyńskiej Tower.
To czy Lundy był świadomym zdrajcą sprawy protestan­
ckiej, czy tylko tchórzem bez wiary w jej powodzenie, na
zawsze pozostanie tajemnicą. Pewne jest, że od chwili
pojawienia się pod Londonderry wojsk Jakuba, użył wszyst­
kich swoich wpływów, aby sparaliżować obronę miasta. 15
kwietnia dowodził oddziałami protestantów, które próbowały
zatrzymać pochód wojsk Jakuba na linii rzeki Finn. Zamiast
jednak stawić zdecydowany opór słabszym liczebnie i na pół
utopionym jakobitom, po wstępnej utarczce pierwszy opuścił
pole walki i pociągnął za sobą żołnierzy (później twierdził,
że jego ludzie odmówili walki i nie chcieli słuchać rozkazów).
10 Po wyjściu części ludności w Londonderry pozostało ostatecznie
ponad 20 tys. ludzi, w tym garnizon liczący 341 oficerów i 7020
żołnierzy, ale liczba ludności i wojska zmieniała się w trakcie oblężenia
na skutek licznych dezercji i stałego napływu ludzi do miasta.
Protestancki kronikarz pisał: „Lundy był daleki od tego,
żeby przeciwstawić im [jakobitom] protestantów w jakikol­
wiek sposób, a gdy przekroczyli bród, dał wszystkim rozkaz
ucieczki do Derry, podążając osobiście na jej czele”11. Pewien
oficer, który zawiózł do Jakuba list z przeprosinami Lundy’ego
za ostrzelanie z murów królewskiego orszaku w dniu 18
kwietnia, twierdził, że Lundy kazał mu przekazać królowi
w sekrecie zapewnienia o swoim oddaniu oraz wiadomość
o celowym działaniu na korzyść Jakuba pod Cladyford i
wprowadzeniu w błąd pułkownika Cunninghama. Prawdziwo­
ści tych zarzutów nigdy nie dowiedziono, faktem jest jednak,
że podczas negocjacji w sprawie poddania Londonderry Lundy
pozwolił wszystkim chętnym, w tym wielu wojskowym, wyjść
z miasta. Ich dezercja tak wzburzyła prostych żołnierzy, że
zastrzelili jednego z wychodzących oficerów, a drugiego ranili.
Tak czy inaczej Lundy nigdy nie przyznał się do winy,
twierdząc, że gdyby rzeczywiście był w zmowie z Jakubem,
uciekłby do niego po czekającą nań nagrodę, a nie szukał
schronienia w Szkocji. Dzięki wpływom możnych przyjaciół
uniknął ostatecznie odesłania na proces do Ulsteru. Do
października 1689 r. pozostawał w więzieniu w Londynie,
lecz zanim jego sprawa trafiła na wokandę, zwolniono go
„za kaucją” na podstawie habeas corpus. W latach później­
szych służył w armii portugalskiej i heskiej, brał udział
w obronie Gibraltaru przed Francuzami i Hiszpanami,
w końcu trafił do francuskiej niewoli. W 1709 r. wrócił do
Anglii, gdzie zmarł w ubóstwie około roku 1717. W ogól­
nym odczuciu ulsterskich protestantów, pułkownik Lundy
do dziś pozostaje obiektem szyderstw, a jego kukłę z napi­
sem „Lundy zdrajca” (Lundy the Traitor) tłum w London­
derry pali corocznie począwszy od 1789 r. podczas grud­
niowych uroczystości upamiętniających zamknięcie bram
miasta przed żołnierzami Jakuba II.
11 Tony G r a y , No Surrender, The Siege of Londonderry 1689,
Macdonald and Jane’s, s. 95-96
OBLĘŻENIE LONDONDERRY

Podejmując decyzję o obronie miasta, protestanci z Lon­


donderry liczyli na pomoc załogi fortu Culmore, położonego
3 mile dalej przy wąskim ujściu rzeki do zalewu Lough Foyle.
Dopóki fort znajdował się w ich rękach, mogli współdziałać
z tamtejszym garnizonem i rrtieli otwartą drogę wodną dla
ewentualnej odsieczy z Anglii. Maumont i Hamilton rozumie­
li to równie dobrze, dlatego przesunęli armię na północ od
Londonderry i wzięli na pierwszy cel Culmore.
Przed oblężeniem Londonderry Lundy mianował dowód­
cą fortu kapitana Warhama Jemmeta. Gdy wojska Jakuba
zbliżały się do miasta, Lundy kazał Jemmetowi ewakuować
Culmore. Opuszczony fort wpadł w ręce jakobitów, ale 15
kwietnia został odbity przez protestancką kawalerię wraca­
jącą spod Cladyford. Po odejściu oddziału Murraya, gar­
nizon fortu wszczął rozmowy kapitulacyjne z Jakubem
i poddał się niespodziewanie 21 kwietnia. Jedną z przyczyn
nagłej decyzji o kapitulacji była ucieczka pułkownika
Lundy’ego, który zawitał tu w drodze do Szkocji. Załoga
Culmore otrzymała królewski pardon i prawo odejścia do
Londonderry z końmi, bronią i amunicją. Artykuły kapitu­
lacji zawierały zapis, że takie same warunki zostaną
przyznane obrońcom miasta, jeśli złożą broń i oddadzą się
pod opiekę króla Jakuba. Ci nie mieli jednak zamiaru
kapitulować i czynili dalsze przygotowania do obrony.
Miasto Londonderry miało bardzo dogodne położenie.
Stało na 30-metrowym wzniesieniu nad brzegiem Foyle,
niedaleko ujścia rzeki do zalewu Lough. Otaczał je mur
wysoki na osiem i gruby na prawie trzy metry. Pod
murami biegła głęboka fosa, w wielu miejscach sucha,
nad którą przerzucono kilka drewnianych kładek. Mury
oflankowano dziewięcioma bastionami — pięciokątnymi
fortami, skierowanymi ostrymi dziobami na zewnątrz,
i dwoma półbastionami, na których ustawiono artylerię.
Fortyfikacje reperowano i umacniano do ostatniej chwili.
Załoga miasta liczyła ponad 7 tys. dobrze uzbrojonych
i zdeterminowanych żołnierzy piechoty i artylerii oraz
kilka setek kawalerii do ewentualnych wypadów konnych.
W znacznej części byli to amatorzy, którzy wojskowymi
stali się z konieczności. Mimo ewakuacji części ludności
cywilnej, za murami pozostała jeszcze wielotysięczna
rzesza ludzi do wyżywienia — zarówno mieszkańców, jak
i uchodźców z okolicznych miejscowości. Część cywilów
mogła pomagać w walce, gaszeniu pożarów, zbieraniu kul,
produkcji granatów ręcznych oraz opiece nad rannymi.
Większość chat i drzew stojących na zewnątrz murów
została spalona, aby nie zasłaniały pola ostrzału i nie
dawały osłony oblegającym. Dwa działa przywiezione
z Culmore osadzono na katedralnej wieży, skąd mogły
ostrzeliwać całą okolicę wokół miasta. W obawie przed
złudnym wrażeniem, że odwrót Cunninghama i Richardsa
oznacza upadek Londonderry, wysłano też specjalnego
posłańca do Wilhelma. Ten, udając dezertera, przekradł się
do obozu jakobitów, a później — zmyliwszy czujność
wroga — przedostał się szczęśliwie do Szkocji, a stamtąd
do Londynu, gdzie złożył stosowny raport Wilhelmowi.
Po kapitulacji Culmore Maumont obsadził fort irlandzką
załogą z kilkoma działami, aby zatrzymać każdy nieprzyjaciel­
ski statek płynący z pomocą do Londonderry (później
powyżej fortu wybudowano w tym samym celu małe
stanowisko artylerii nazwane Newfort, oraz dwa inne:
Charlesfort i Grangefort na drugim brzegu rzeki12). Kazał też
zarekwirować wszystkie łodzie na rzece Foyle. Zabezpieczy­
wszy w ten sposób tyły, przeniósł do Culmore swoją kwaterę
i przystąpił do regularnego oblężenia miasta.
Liczebność armii irlandzkiej podczas oblężenia jest trudna
do ustalenia. Według różnych źródeł wynosiła od 6 tys. do
12 Były to długolufowe francuskie półkulweryny strzelające żelaznymi
kulami o wadze dziewięciu funtów.
17 tys. ludzi rozrzuconych na przestrzeni 10 mil od głównego
obozu w St. Johnston do Culmore. Książę Bewick oszacował
ją na około 10 tys. zdatnych do walki (10 regimentów
piechoty oraz 4 regimenty jazdy i dragonii), z czego 7 tys.
zajmowało pozycje na lewym brzegu Foyle (w hrabstwie
Tyrone), otaczając miasto szerokim półkolem od zachodu,
a 3 tys. na prawym brzegu (w hrabstwie Londonderry).
W dniach 21 i 22 kwietnia jakobici usypali na wschodnim
brzegu rzeki działobitnie dla pięciu pierwszych dział
wymierzonych w północną i wschodnią część miasta13.
Wkrótce rozpoczął się ostrzał, który spowodował pierwsze
ofiary i uszkodzenia kilku domów. Oblężeni odpowiedzieli
ogniem z dwóch bastionów, zabijając jakobickiego puł­
kownika, kilku żołnierzy i dwóch irlandzkich kapelanów.
W nocy 21 kwietnia Maumont polecił Ramseyowi zająć
osadę Pennyburn na północ od miasta. Nazajutrz rano,
gdy jakobicka piechota pułkownika Johna Hamiltona
z brygady Ramseya maszerowała do wsi, została ostrzelana
z linii przydrożnych pagórków przez wycieczkę protes­
tantów (500 muszkieterów i 200 kawalerzystów) puł­
kownika Murraya. Zaalarmowany pojawieniem się wroga
Maumont osobiście poprowadził na pomoc Hamiltonowi
oddział jazdy i dragonów. Przed Pennyburn natknął się na
przeważające siły Murraya i zginął trafiony kulą musz­
kietową w głowę14. W ogniu protestanckich muszkietów
jakobici starcili około 200 ludzi. Zanim na plac boju
przybyła irlandzka jazda Galmoya, protestanci cofnęli się
do miasta ze stratą trzech oficerów i kilku żołnierzy. Po
13 Główne baterie jakobitów znajdowały się na prawym brzegu Foyle,

jedna w Sadzie Stronga (Strong’s Orchard), druga w lesie naprzeciwko


Windmill Hill. Trzecią baterię ustawiono na wzniesieniu po zachodniej
stronie, na skraju Bogside. Przez cały okres oblężenia wystrzelono z nich
584-587 pocisków dużego kalibru.
14 Późniejsza propaganda protestancka przypisała śmierć Maumonta
Murrayowi, który miał zabić francuskiego generała w bezpośrednim
pojedynku na miecze.
śmierci Maumonta dowództwo armii irlandzkiej objął
najwyższy rangą generał Richard Hamilton.
Po opanowaniu Pennybum jakobici zaczęli umacniać
wieś szańcami. 25 kwietnia Murray próbował ich stamtąd
wyrzucić. Walki o Pennybum rozpoczęły się około godz.
9.00 rano i trwały do wieczora. Dopiero przybycie posiłków
brygadiera Ramseya przechyliło szalę zwycięstwa na ko­
rzyść Irlandczyków. Protestanci uszkodzili, co mogli,
i wrócili do twierdzy. Podczas odwrotu zostali zaatakowani
przez kawalerię Pusignana i Berwicka. W walce tej generał
Pusignan został ciężko ranny, a książę Berwick odniósł
jedyną ranę w kampanii, Pusignan zmarł kilka dni później
z braku odpowiedniej pomocy medycznej, co zostało potem
ze smutkiem odnotowane w raporcie księcia d’Avauxa do
Ludwika XIV. Lekarz wysłany z Dublina, aby ratować
życie Pusignana, przybył już po jego śmierci. W krótkim
czasie armia oblężnicza staciła drugiego generała.
Po niefortunnej potyczce pod Pennybum oblegający
wzmocnili swoją artylerię na prawym brzegu Foyle kilkoma
moździerzami i nocą z 27 na 28 kwietnia zbombardowali
Londonderry, wywołując wiele zniszczeń i pożarów. Jedyny
ciężki moździerz wkrótce pękł i groźba dalszych zniszczeń
ustała. Dotychczasowe stanowiska artylerii jakobickiej po­
zwalały ostrzeliwać tylko północną i wschodnią część miasta.
W pierwszych dniach maja Hamilton otrzymał zapowiedź
nadejścia kilku ciężkich dział oblężniczych z Dublina
i polecenia od Jakuba, aby znalazł dla nich odpowiednie
pozycje umożliwiające skuteczniejszy ostrzał wroga. Za cel
obrał Wzgórze Wiatraczne (Windmill Hill) położone dobre
500 kroków na południe od Bramy Biskupiej, gdzie przed
wojną wypasano krowy i zwykle wieszano skazanych
złoczyńców. Wzgórze było ważnym punktem w systemie
obrony Londonderry. Znajdowały się na nim stanowiska dwu
lub trzech dział i oddział muszkieterów uzbrojonych w długo-
lufowe strzelby skałkowe, które dawały się porządnie we
znaki oblegającym. Zdobycie wzgórza pozwalało zlikwido­
wać dokuczliwy ostrzał protestanckich strzelców i umoż­
liwiało bombardowanie południowej części miasta.
W nocy z 5 na 6 maja brygada Ramsey a, wzmocniona
przez regiment piechoty francuskiej i regiment jazdy
Galmoya (około 3 tys. ludzi), zajęła pozycje wyjściowe
na skraju bagnistej łąki (Bogside), kryjąc się za resztkami
starego drewnianego płotu okalającego wzgórze. Przed
świtem jakobici przypuścili gwałtowny atak na pozycje
protestantów. Zaskoczona załoga po krótkim oporze uciekła
do miasta. W ciemnościach działa protestantów na murach
nie mogły znaleźć celu, co pozwoliło napastnikom zająć
opuszczone wzgórze i się na nim okopać. Gdy się roz­
widniło, gubernator Baker zorganizował grupę szturmową
(po dziesięciu ludzi z każdej ze 117 kompanii, plus
kilkuset ochotników). Protestanci wyszli w dwóch od­
działach z bramy wschodniej i zachodniej. Ruszyli dwiema
równoległymi kolumnami, kawaleria wzdłuż suchego brzegu
rzeki, muszkieterzy skrajem bagnistej łąki. Jazda związała
jakobitów walką na błoniach i choć została odparta,
piechota wspięła się na zbocze i wpadła z furią na
karki żołnierzy Ramseya. W zaciętym boju protestanci
wyrzucili Irlandczyków ze świeżo wykopanych okopów,
spychając jedno skrzydło nieprzyjaciela do rzeki. Stało
się to sygnałem do ogólnej ucieczki jakobitów. Ramsey
próbował powstrzymać paniczny odwrót swoich żołnierzy,
lecz padł trafiony kulą, a jego ludzie uciekli w nieładzie.
Około południa bitwa o Wzgórze Wiatraczne ustała. Na
placu boju zostało ponad 150 zabitych Irlandczyków.
Straty protestantów wyniosły zaledwie kilkunastu ludzi.
W ręce zwycięzców dostało się pięć sztandarów, dużo
broni i wielu jeńców, w tym podpułkownik William
Talbot, brat księcia Tyrconnela. Wieczorem Baker dał
znać jakobitom, że mogą zebrać z pola wałki swoich
poległych i rannych. Większość rannych jakobitów umarła
w ciągu paru następnych dni z powodu niedostatecznej
pomocy medycznej i fatalnych warunków sanitarnych
w obozie. Brygadiera Ramseya pochowano z honorami
w pobliskim kościele Long Tower. Jego śmierć wywołała
w szeregach Irlandczyków ogólne przygnębienie, uważano
go bowiem za „najlepszego żołnierza w armii irlandzkiej
po generale Richardzie Hamiltonie”.
Ze względu na strategiczne położenie Windmill Hill,
Baker kazał je dodatkowo umocnić i połączyć z miastem
siecią zygzakowatych rowów i fortyfikacji ziemnych. Do
końca oblężenia pozostało ono jednym z najważniejszych
elementów obrony Londonderry. 11 maja tysiąc protestan­
ckich żołnierzy zeszło ze wzgórza i bez powodzenia
próbowało wygnać jakobitów z Pennybum. W połowie
maja Hamilton przeniósł główny obóz z St. Johnston do
Balloughry Hill, dwie mile na południowy zachód od
miasta. 27 maja dwie grupy protestantów (razem 300 ludzi)
pod osłoną mgły zaatakowały obozy jakobitów w Balloug­
hry Hill i Pennybum. Ostatniego dnia maja doszło do
jeszcze jednej nierozstrzygniętej walki o Windmill Hill.
Były to już ostatnie potyczki pod murami Londonderry.
Król Jakub poruszony śmiercią Ramseya obiecał przysłać
Hamiltonowi kolejny duży moździerz, cztery działa oblęż-
nicze i 10 kompanii dobrze uzbrojonej i wyekwipowanej
piechoty pod komendą samego komisarza artylerii, Pointisa.
Do 13 maja obiecane wsparcie z Dublina dotarło do obozu
Hamiltona. Nieudana próba zdobycia Wzgórza Wiatraków
zniweczyła jednak nadzieje jakobitów na zdobycie dobrej
pozycji artyleryjskiej do ostrzału południowej części miasta.
Na dodatek Pointis został już na samym początku ranny
i nie miał wielu okazji do zaprezentowania swojego kunsztu
artyleryjskiego.
Wraz z przybyciem dział obiecanych przez Jakuba,
artyleria oblężnicza nasiliła ostrzał miasta. Tylko 3 czerwca
na cele w Londonderry wystrzelono 28 pocisków dużego
kalibru, a w dniach od 3 do 8 czerwca na ulice i zabudo­
wania padło 159 bomb. Chociaż oblegający mieli wystar­
czającą ilość dział, znaczna odległość ograniczała moż­
liwość rozbicia murów, a zniszczenia w mieście i straty
w ludziach powodowane ostrzałem armatnim i moździe­
rzowym nie złamały woli oporu protestantów. Przez większą
część maja i czerwiec trwała wymiana ognia i toczyły się
drobne starcia patroli. Gubernator Walker tłumaczył ten
brak aktywności spadkiem morale armii irlandzkiej i zmniej­
szającą się w mieście liczbą koni, które coraz częściej szły
pod nóż rzeźnika.
Hamilton był dzielnym żołnierzem, ale brakowało mu
cech wielkiego dowódcy i nigdy wcześniej nie uczestniczył
w żadnym oblężeniu. Chociaż starał się jak mógł, jego
wysiłki nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Gdy
zawiodły pierwsze próby szturmu, a ostrzał artyleryjski nie
doprowadził do poddania miasta, zdecydował się na blokadę
Londonderry w nadziei, że głód i zniszczenia zmuszą
oblężonych do kapitulacji. Szczelnie zamknięto wszystkie
drogi do miasta, zablokowano bramy, a wszystkie okoliczne
trakty znalazły się pod kontrolą budzącej strach swym
okrucieństwem irlandzkiej kawalerii lorda Galmoya.
7 czerwca nadzieje obrońców rozbudziło pojawienie
się na wodach Lough Foyle trzech angielskich okrętów.
Była to przednia straż eskadry, którą Wilhelm wysłał
na odsiecz Londonderry po nieudanej ekspedycji ra­
tunkowej Cunninghama.
Pod koniec maja dowódca marynarki Wilhelma w Liver­
poolu kapitan Jacob Richards dostał rozkaz przygotowania
statków do załadowania czterech regimentów piechoty
przeznaczonych do odblokowania Londonderry. Na radzie
wojennej w Liverpoolu zdecydowano, że Richards z trzema
małymi jednostkami popłynie pierwszy w celu rozpoznania
sytuacji w Londonderry i nawiązania kontaktu z miastem.
7 czerwca fregata „Greyhound”, dwa kecze „Kingfisher”
i „Edward i James” zakotwiczyły w Lough Foyle, niedaleko
fortu Culmore. Przeprowadzony rekonesans przekonał Ri­
chardsa, że Londonderry zostało szczelnie otoczone, a ba­
terie jakobickie na brzegach rzeki mogą skutecznie za­
blokować statkom dotarcie do miasta. Wysłany z meldun­
kiem do Liverpoolu „Greyhound” został ostrzelany przez
załogę Culmore i mocno ucierpiał. W forcie było 11 dział,
od małych 3-funtówek do dużych 24-funtówek, z których
część przybyła niedawno z Francji. „Greyhound” trafiony
kilkoma kulami poniżej linii wodnej, zamiast do Liverpoolu,
odpłynął w pod opieką „Kingfishera” na naprawę do
Szkocji.
Kiedy generał Hamilton dowiedział się o pojawieniu się
trzech angielskich statków, zrozumiał, że wkrótce może ich
przybyć dużo więcej. Natychmiast wysłał rannego Pointisa,
by nadzorował budowę przeszkody na rzece. Do jej
skonstruowania wykorzystano głównie drewniane bale
z rozebranych domów, połączone w pływającą barierę za
pomocą żelaznych haków, łańcuchów i grubej 6-calowej
liny. Zaporę spławiono w czasie przypływu i przymocowano
do wysokich skał na obu brzegach rzeki, zabezpieczając jej
końce kilkoma zatopionymi łodziami wypełnionymi ka­
mieniami. Gotowa przeszkoda miała około 180 metrów
długości i ponad pięć metrów szerokości. Do ochrony
bariery na lewym brzegu wybudowano dwa małe forty
(Charlesfort i Grangefort), gotowe dodatkowo razić z dział
każdy statek płynący w górę rzeki do oblężonego London­
derry. Pointis miał plan postawienia drugiej zapory bliżej
miasta, ale nigdy jej nie wybudował.
11 czerwca do Lough Foyle przypłynęła główna eskadra
angielska (około 30 okrętów wojennych i statków trans­
portowych różnej wielkości) pod dowództwem kapitana
sir George Rooke’a. Wojskiem dowodził generał major
Percy Kirke — cieszący się złą sławą dowódca z dawnej
armii Jakuba, który przeszedł na stronę zwycięskiego
Wilhelma15. Oddziały Kirke’a wypłynęły z Liverpoolu 22
maja. Po drodze silne wiatry zmusiły statki do dłuższego
postoju w zatoce Ramsey Bay na wyspie Man. Dopiero 13
czerwca angielskie transportowce znalazły się u brzegów
wyspy Rathlin i następnego dnia wpłynęły do ujścia
Foyle, rzucając kotwice nieopodal Greencastle. Dwa dni
później do okrętów RookC a dołączyła fregata „Dart­
mouth” kapitana Johna Leake’a z wyspy Man oraz
naprawiony „Greyhound” i „Kingfisher”. Ponieważ wszys­
tkie trzy jednostki, najmniejsze we flocie, najlepiej nada­
wały się do rejsu w górę rzeki, Rooke wysłał je na pomoc
Kirke’owi. Cztery inne fregaty: flagowy „Depford” oraz
„Bonaventura”, „Portland” i „Antelope” zajęły pozycje
u ujścia Foule, gotowe w każdej chwili przyjść na pomoc
Kirke’owi i osłaniać go przed atakiem od strony morza.
Wieczorem 16 czerwca Leake i Kirke przeprowadzili
rekonesans w pobliżu Culmore. Kirke, zaskoczony wido­
kiem przeszkody zbudowanej przez Pointisa i jakobickich
fortów, przez cały następny dzień konsultował z pilotami
floty możliwość przebicia się w górę rzeki. Na naradzie
wojennej zwołanej 19 czerwca uznał, że próba przebicia
drogą wodną do Londonderry jest skazana na niepowodze­
nie i dał rozkaz do odwrotu. Przez kilka następnych
tygodni czekał na posiłki i próbował nawiązać kontakt
z oblężonym miastem drogą lądową.
Kiedy obserwator na wieży katedralnej w Londonderry
dostrzegł w oddali żagle angielskich statków w Lough
Foyle, w serca obrońców ponownie wstąpiła otucha. Wkrót­
ce nadzieja zmieniła się w rozpacz, gdy sygnały z miasta
pozostały bez jasnej odpowiedzi. W desperackim akcie
mieszczanie zbudowali dużą łódź wiosłową, którą wysłano
do floty z wiadomością o ich położeniu. Załoga łodzi,
dowodzona przez samego Murraya, próbowała przebić się
15 Kirke brał udział w stłumieniu powstania Monmoutha i zasłynął
okrutną rzezią pokonanych rebeliantów po bitwie pod Sedgemoor.
w dół rzeki, ale musiała zawrócić pod ciężkim ogniem
jakobickich dział. Kilka dni później wysłano rzeką pojedyn­
czego posłańca. Ten jednak utonął przed dotarciem do
celu, a listy do Kirke’a znalezione przy topielcu wpadły
w ręce Irlandczyków. Kirke ze swojej strony także wysłał
do oblężonego miasta kilku posłańców. Tylko jeden z nich
przekradł się przez irlandzkie linie i 23 czerwca bezpiecznie
dotarł na miejsce. W drodze powrotnej posłaniec omal nie
został zabity. Trzykrotnie raniony, ostatkiem sił dowlókł
się do miasta, nie zdoławszy dostarczyć Kirke’owi meldun­
ku o stanie oblężonego garnizonu. W międzyczasie flota
angielska odpłynęła i przez 46 dni pozostała prawie całkiem
bierna u wejścia do Lough Foyle.
Oddziały irlandzkie na północ od Londonderry zareago­
wały na widok angielskich statków na swój sposób.
Błyskawicznie zaczęto zwijać namioty, ściągać ze stanowisk
działa i ewakuować rannych i chorych. Dopiero po kilku
dniach, gdy brytyjskie żaglowce odpłynęły, żołnierze wrócili
na swoje miejsca, a nad brzegiem rzeki ustawiono dodat­
kowe armaty.
Na początku czerwca Jakub, obserwujący w stolicy
obrady parlamentu, dał się przekonać księciu d’Avaux, że
Hamilton nie potrafi się uporać ze zdobyciem Londondery.
Na zamku w Dublinie zapadła decyzja o wysłaniu tam
księcia Rosena. Rosen cieszył się opinią dobrego i do­
świadczonego, chociaż okrutnego żołnierza. Dla Jakuba
był ostatnią nadzieją na szybkie zdobycie miasta. Król
mianował go marszałkiem Irlandii i wysłał do Ulsteru.
Rosen z niewielkimi posiłkami przybył do obozu Irlan­
dczyków pod Londonderry 17 czerwca. Bardzo szybko
zorientował się, że nawet doświadczony dowódca nie
będzie miał łatwego zadania z pokonaniem tych, których
w jednym z listów do Jakuba określił jako „tłum wiejskiej
szlachty, farmerów i sklepikarzy, chronionych murem,
który każdy inżynier uznałby za nie do pokonania”.
Jednocześnie skarżył się królowi na zły stan dróg, niedo­
statek broni i sprzętu oblężniczego, liczebną słabość od­
działów i częste dezercje. Zorientowawszy się w sytuacji,
postanowił pozostawić Hamiltonowi kontynuowanie ob­
lężenia, a sam skoncentrował swoją energię na niedopusz­
czeniu do miasta angielskiej odsieczy.
Przygotowując się do odparcia Kirke’a, Rosen nie
przestał się interesować szybkim zdobyciem Londonderry.
Widząc niewielką skuteczność baterii strzelających z pra­
wego brzegu Foyle, kazał przenieść kilka moździerzy
i dział oblężniczych na drugi brzeg rzeki. Dwie ciężkie
kulweryny ustawiono naprzeciwko nieosłoniętej Bramy
Rzeźniczej. Jednocześnie saperzy pod okiem francuskich
inżynierów zaczęli kopać zygzakowaty rów w kierunku
jednego z bastionów, przygotowując się do odpalenia pod
nim miny. Protestanci odpowiedzieli kilkoma wycieczkami
za mury. Odegnali kopaczy, uszkodzili wykop i bez strat
wrócili do miasta. Wkrótce potem usypali dodatkowe
szańce wokół zagrożonego bastionu i obsadzili je strzel­
cami. Straciwszy okazję do wysadzenia muru Rosen,
znając sytuację w mieście z zeznań dezerterów i przejętych
listów do Kirke’a, 26 czerwca złożył oblężonym jeszcze
jedną propozycję kapitulacji. Obiecał, że jeśli się pod­
dadzą, będą mogli bezpiecznie wrócić do swoich domów,
a ci, którzy zechcą wyjechać do Anglii lub Szkocji, dostaną
rekompensatę za pozostawione mienie. Następnego dnia
garnizon — pełen wiary w angielską odsiecz — odrzucił
ofertę, jak wszystkie poprzednie. 27 czerwca podobną
propozycję kapitulacji w imieniu Jakuba przesłał miesz­
kańcom Londonderry Hamilton. Gdy i ta została od­
rzucona, oblegający zdecydowali się przeprowadzić nocny
szturm na miasto.
Dwie z czterech bram Londonderry były chronione przez
rzekę Foyle, a trzecia przez Windmill Hill. Skuteczny atak
mógł być przeprowadzony tylko na prosty odcinek murów
przy zachodniej Bramie Rzeźniczej. W nocy 28 czerwca
artyleria jakobitów odwróciła uwagę protestantów ostrzałem
ich pozycji na Wzgórzu Wiatracznym. W tym czasie regiment
młodego hrabiego Clancarthy, wzmocniony kilkoma innymi
oddziałami, przeszedł pod osłoną ciemności mokradła Bogsi-
de i natarł na Bramę Rzeźniczą16. Zaskoczeni protestanci
zostali wyparci z zewnętrznej linii okopów, a jakobiccy
minerzy natychmiast zaczęli zakładać przyniesione ładunki
wybuchowe w piwnicy pod bramą. Stojący w górze na
murach obrońcy nie mogli nic zrobić z powodu silnego
ostrzału i ciemności, ale w mieście natychmiast podniesiono
alarm. Oddział protestantów wyszedł niezauważony z Bramy
Biskupiej, w ciemnościach obszedł mury i natarł z boku na
ludzi Clancarthy’ego przed Bramą Rzeźniczą. Irlandczycy nie
wytrzymali ataku i straciwszy około 30 zabitych i dwukrotnie
więcej rannych, uciekli razem ze swoim dowódcą, zostawia­
jąc minerów ich własnemu losowi. Straty obrońców były
minimalne, ale ofiarą nocnego ataku jakobitów stał się sam
gubernator Baker. Mimo ciężkiej choroby spowodowanej
niedożywieniem i przemęczeniem, wszedł na mury i przez
całą noc zagrzewał swoich ludzi do walki. Nad ranem opadł
z sił i dwa dni później zmarł. Po śmierci Bakéra gubernatorem
wybrano innego zawodowego żołnierza — pułkownika Johna
Michelbume’a, który pełnił tę funkcje wspólnie z Walkerem
do końca oblężenia.
Rozsierdzony niepowodzeniem ostatniego ataku i od­
rzuceniem jego propozycji kapitulacji Rosen zmienił tak­
tykę. W pisemnej deklaracji z 30 czerwca zagroził, że jeśli
do rana dnia następnego garnizon nie złoży broni, zagoni
wszystkich protestantów pozostałych między wybrzeżem
a Charlemont (głównie kobiety, dzieci i starców, w tym
wielu krewnych żołnierzy broniących miasta) pod mury
16 Istniała stara przepowiednia, że jeśli ktoś z rodu Clancarthy zapuka
do bram Londonderry, mury miasta runą, więc postanowiono sprawdzić
jej prawdziwość.
Londonderry i będzie ich tam trzymał tak długo, aż
garnizon wpuści ich do środka, lub sami wyginą na oczach
całego miasta od kul i z braku pożywienia. Ponadto
zagroził, że każe zniszczyć ocalałe domy i dobytek protes­
tantów, a po zdobyciu miasta wyrżnie wszystkich do nogi.
Tego samego dnia Rosen wysłał tekst swojej deklaracji
Jakubowi i zapowiedział, że Namierza wyniszczyć wszyst­
kich protestantów w okolicy, gdyż nie są warci królewskiej
łaski i mogą stanowić potencjalne zaplecze dla lądujących
wojsk angielskich.
Groźba Rosena wywołała wielkie zamieszanie w mieście,
ale obaj gubernatorzy i wojskowi postanowili ją zignorować.
Zgodnie z zapowiedzią Rosena, 2 lipca irlandzcy dragoni
przygonili pod mury Londonderry pierwszą grupę około
200 protestantów. Od następnego dnia zaczęło ich przyby­
wać znacznie więcej (podobno od tysiąca do 7 tys. ludzi),
nie wyłączając małych dzieci, kobiet w ciąży i tych, którzy
mieli papiery zaświadczające, że oddali się wcześniej pod
opiekę Jakuba. Wydawało się, że żałosny wygląd i lamenty
nieszczęśników trzymanych o głodzie i chłodzie pod
murami miasta załamią obrońców, ale zwiększyły tylko ich
determinację. W odpowiedzi wznieśli na jednym z bas­
tionów duży szafot, dobrze widoczny z irlandzkiego obozu,
i zagrozili, że zaczną wieszać, jednego po drugim, wszyst­
kich jakobickich jeńców. Później Rosen otrzymał także list
od Kirke’a, który zapowiadał, że „zrewanżuje się podobnym
okrucieństwem wobec wszystkich katolików bez względu
na rangę i kondycję”.
Okrucieństwo Rosena wywołało prawdziwą konsternację
w Dublinie. Jakub poskarżył się księciu d’Avaux, nazywając
Rosena „barbarzyńskim Moskalem” (Rosen pochodził z Lit­
wy), a Melfort zaznaczył, że gdyby marszałek był poddanym
angielskim, zostałby natychmiast stracony. Metody Rosena
nie podobały się także księciu d’Avaux, choć publicznie ich
nie potępił. Nie wywołały też zgorszenia u Ludwika XIV,
który później (1703 r.) uczynił Rosena marszałkiem Francji.
3 lipca Jakub napisał do Rosena, aby wstrzymał realizację
swego planu i odesłał cywilów do domów. Jak dla niego,
podjęte środki były zbyt okrutne, z właszcza że chodziło nie
o groźnego wroga, ale o jego bezbronnych „zbłąkanych”
poddanych. Król zgodził się natomiast z koniecznością
spustoszenia okolicznych ziem, w celu pozbawienia ewen­
tualnego zaplecza dla lądujących wojsk angielskich. „Ap­
robujemy to, jako niezbędne dla zadania wrogowi ciosu”
— napisał.
Faktycznie Rosen zaczął zwalniać zakładników już
4 lipca, zanim jeszcze dotarł do niego rozkaz Jakuba. Nie
wiadomo, czy uczynił to w trosce o irlandzkich jeńców,
czy też uznał, że jego plan wprowadzenia do miasta tysięcy
nowych „gąb do wyżywienia” zwyczajnie się nie powiódł.
Niektóre źródła mówią, że to Hamilton i jego oficerowie
wymusili na Rosenie decyzję o uwolnieniu więźniów.
5 lipca marszałek otrzymał list Jakuba i natychmiast
odpowiedział, że jego decyzja była tylko próbą wy­
muszenia kapitulacji miasta, ale nie przyniosła efektu.
Odchodzących protestantów zaopatrzono w żywność i pie­
niądze na drogę. Oblężeni przemycili wraz z nimi za
mury około 500 osób nieprzydatnych do walki, zatrzy­
mując w zamian wielu młodych mężczyzn, którzy wzmo­
cnili garnizon. W ten sposób obrońcy Londonderry odnieśli
jeszcze jedno zwycięstwo, a jakobici musieli przełknąć
gorycz kolejnej porażki.
W lipcu sytuacja w oblężonym mieście pogarszała się
z godziny na godzinę. Liczba ludzi w przepełnionym do
granic możliwości Londonderry (dziesięciokrotnie większa
niż przed wojną) zmniejszała się z każdym dniem, bardziej
z powodu głodu i chorób, niż ognia wrogiej artylerii, chociaż
był on bardziej dokuczliwy niż wcześniej. Brama Rzeźnicza
została rozbita, a sąsiadujący z nią bastion legł w gruzach, ale
stanowiska niszczone w ciągu dnia były odbudowywane
w nocy. Brakowało kul armatnich. Z braku amunicji
strzelano pociskami ze skruszonej cegły pokrytej cienką
warstwą ołowiu. Wszystkie dotychczasowe ataki zostały
odparte, ale żołnierze stawali się coraz słabsi z braku
pożywienia. Zdarzało się, że niektórzy padali z wy­
czerpania podczas służby na murach. Od 8 czerwca
jedynym mięsem dostępnyfn w mieście była konina
(do końca oblężenia przetrwało tylko dziewięć wychu­
dzonych koni). Specjalne patrole Walkera szukały zapasów
w domach ludzi, którzy zginęli lub wyszli z miasta,
ale i to nie na wiele się zdało. Ludzie oszukiwali
głód, mieląc w ustach resztki ziaren i żując kawałki
solonej skóry, której zapas był jeszcze w magazynach.
Niewielu mogło sobie pozwolić na luksus zakupu zabitego
psa lub kota, więc rarytasem stały się szczury, krety
i małe rybki łowione w rzece. W tych warunkach nie
dziwiły plotki o aktach kanibalizmu. Pieniądz stracił
swą wartość i najmocniejszą walutą stała się garść
owsa. Głodowi towarzyszyły, jak zwykle w takich przy­
padkach, epidemie. Trąd, tyfus, gorączka i inne choroby
zbierały obfite żniwo. Podczas gdy na początku oblężenia
ginęło dziennie średnio 30 żołnierzy, pod koniec lipca
liczba ta sięgnęła prawie 40 (tylko od 8 do 25 lipca
garnizon zmniejszył się z 5520 do 4892 ludzi). Jednego
lipcowego dnia zmarło aż 15 oficerów. Wśród cywilów
straty były jeszcze wyższe. Ludzie umierali tak szybko,
że nie nadążano z chowaniem ciał i najczęściej składano
je w piwnicach. Całe miasto było przesiąknięte odorem
śmierci i rozkładu.
W dniu, w którym Rosen zaczął spędzać pierwszych
protestantów pod mury Londonderry, Kirke odbył naradę
wojenną z udziałem oficerów armii i floty. Omawiano na
niej możliwość dokonania desantu na żyznej wyspie Inch
w zatoce Lough Swilly i podjęcia próby dotarcia do miasta
lądem od zachodu. 9 lipca pod Rathmullan wylądował
oddział 600 piechurów pułkownika Williama Steuarta,
eskortowany przez fregatę „Greyhound”. 18 lipca książę
Berwick na czele 1500 żołnierzy zaatakował obóz Ang­
lików pod Rathmullan, ale został odparty ze stratą 240
ludzi, w czym decydujący udział miały „Greyhound”
i drugi okręt angielski, wspierające ogniem 20 dział
piechotę Steuarta. 19 lipca do Lough Swilly przybył sam
Kirke. Po zlustrowaniu terenu kazał ufortyfikować wyspę
i powrócił na starą pozycję w Lough Foyle. Przed
odjazdem rozkazał wyekspediować statek z bronią, amuni­
cją i wojskowymi doradcami dla garnizonu w Enniskillen.
Do 24 lipca na wyspie Inch wyładowano pozostałe wojska
i otoczono ją wałami, na których osadzono 16 dział.
W ciągu kilku dni pod opiekuńcze skrzydła Anglików
napłynęło 1200 protestantów, w dużej mierze tych, którzy
wrócili niedawno spod murów Londonderry. Ostatecznie
ufortyfikowany obóz na wyspie Inch nie został wykorzys­
tany do uderzenia na tyły jakobitów, ale w pewnym stopniu
przyczynił się do osłabienia armii irlandzkiej. Plotki
o możliwości wspólnego uderzenia od tyłu Anglików
i garnizonu Enniskillen doprowadziły do nasilenia dezercji
w szeregach armii irlandzkiej. Poza tym oblegający stracili
bogaty spichlerz, jakim była wyspa Inch, a co najważniej­
sze, obecność żołnierzy Kirke’a w Lough Swilly uratowała
Enniskillen, gdyż Rosen, zamiast wysłać tam księcia
Berwicka, polecił mu osłaniać swoje tyły na pozycji
w dolinie rzeki Finn.
W ciągu trzech tygodni pobytu wojsk Kirke’a na wyspie
Inch, sprawy w Londonderry przybrały jeszcze gorszy
obrót. 5 lipca Jakub wysłał Hamiltonowi nowe instrukcje
do rokowań w sprawie poddania miasta. Jak wielka była
determinacja króla, świadczą warunki kapitulacji pozwala­
jące Hamiltonowi na zdobycie Derry „za wszelką cenę”,
przekazane obrońcom 10 lipca. W przypadku złożenia
broni i otwarcia bram Hamilton, w imieniu króla, przyrzekał
Ludwik XIV Karol II Stuart

Wicehrabia Dundee Wilhelm III Orański


Królowa Maria II

Jakub II Stuart

Książę Monmouth
Hans Willem Bentinck

Generał Godard Ginkel


John Churchill

Książę Tyrconnel
Książę Berwick Admirał George Rooke

Płk Neil O’Neil Książę Schömberg


Fortyfikacje Londonderry w 1689 r.

Działo na murach Londonderry


Bitwa pod Boyne

Polowy moździerz holenderski


3 funtowe działo holenderskie

6-funtowe działo angielskie


4-funtowe działo francuskie

Wyjazd Jakuba II z Irlandii


protestantom zachowanie życia i mienia, darowanie win
wszystkim, którzy podnieśli broń na Jakuba w Ulsterze
i Connaught, oraz gwarancje ochrony w przyszłości. Gar­
nizon nie tracił jednak nadziei na odsiecz Kirke’a i po­
stanowił grać na zwłokę. W rezultacie protestanci przed­
stawili wiele dodatkowych postulatów, wśród nich żądanie
potwierdzenia propozycji króla przez akt parlamentu irlan­
dzkiego, dostarczenie zakładników na angielskie statki
w Lough Foyle i dwa tygodnie na złożenie broni (do 26
lipca). Ponieważ niektóre z przedstawionych warunków
były nie do spełnienia i były wyraźnym elementem gry na
czas, Hamilton przerwał negocjacje.
Tymczasem oblężenie przeciągało się, a Hamilton nie
miał pomysłu na jego zakończenie. 19 lipca pocisk
armatni zabił naczelnego francuskiego inżyniera de Mas-
se’a i d’Avaux zanotował, że spośród 36 francuskich
ekspertów od artylerii, zdolnych do służby pozostało
tylko pięciu. Następnego dnia Hamilton napisał do Jaku­
ba, że straty, choroby i dezercje zredukowały jego armię
do 6 tys. żołnierzy, podczas gdy oblężeni dysponują
wciąż 5 tys. ludzi zdolnych do walki. W tej sytuacji
uznał wzięcie miasta siłą za rzecz niemożliwą i po­
stanowił trwać przy blokadzie do czasu jego zagłodzenia.
22 lipca Jakub kazał mu wzmocnić blokadę i ostrzał
artyleryjski za pomocą najcięższych dział wycofanych
z Culmore.
24 lipca protestanci podjęli ostatnią desperacką próbę
zdobycia żywności. Wycieczka 500 „biednych i zagłodzo­
nych” ludzi wyszła za mury i dokonała wypadu po
irlandzkie bydło pasące się na łąkach pomiędzy miastem
i Pennybum. W potyczce tej, zwanej bitwą o krowy,
protestanci rozproszyli irlandzki regiment sir Johna Fitz-
geralda i zdobyli trochę cennej żywności, ale główny cel
wypadu — bydło, Irlandczycy zdołali odegnać, gdy tylko
spostrzegli nadchodzącego wroga.
W tym czasie Kirke umocnił swoją obecność w Lough
Swilly, a 13 lipca nawiązał przez posłańca kontakt z ob­
lężonymi. Dzięki temu poznał tragiczną sytuację obrońców
Londonderry i warunki rozmów w sprawie poddania miasta.
W Lough Swilly Kirke dowiedział się o wycofaniu irlan­
dzkich dział z Culmore i uszkodzeniu przeszkody na rzece
silnymi pływami wody. W tym samym czasie z Anglii
nadeszły rozkazy ponaglające go do zdecydowanego dzia­
łania. Kirke zapewne czekał na inwazję armii Wilhelma
w Irlandii, co ułatwiłoby mu zadanie lub wręcz zmusiłoby
jakobitów do odstąpienia od oblężenia. Najnowsze instruk­
cje od Wiłhelma nakazywały mu dotarcie do miasta za
wszelką cenę, wodą lub lądem. Zrozumiał, że nie może
dłużej biernie patrzeć na agonię oblężonych. 28 lipca
Michelbume przesłał mu wiadomość, że jeśli flota nie
przybędzie na ratunek, miasto może skapitulować w ciągu
kilku dni. Tego samego dnia działa na dachu katedry
wystrzeliły osiem razy, aby zachęcić flotę do szybszego
działania, a na wieży załopotała karmazynowa flaga — znak
że miasto broni się ostatkiem sił. Prawdopodobnie ta
ostatnia wiadomość, w połączeniu z informacją o wycofaniu
ciężkich dział z Culmore i uszkodzeniu zapory, ostatecznie
przekonała Kirke’a, że czas otrząsnąć się z letargu. Okręty
Kirke’a odpowiedziały sześcioma wystrzałami na znak, że
pomoc wkrótce wyruszy.
Kirke już kilka dni wcześniej kazał przygotować trzy
statki z zaopatrzeniem i zwrócił się do Rooke’a o przysłanie
okrętu do eskorty. Wszystkie wybrane jednostki były
transportowcami: „Mountjoy” kapitana Michaela Browninga
z Londonderry, „Phoenix” kapitana Andrew Douglasa
z Coleraine i nieco mniejszy od nich „Jerusalem”. Każdy
ze statków, oprócz ładunku, wziął na pokład 40 musz­
kieterów i zakotwiczył na wodach Lough Foyle, czekając
na przypływ i sprzyjający wiatr. Wieczorem 28 lipca
dołączyła do nich 36-działowa fregata „Dartmouth” kapi-
tana Leake’a i pomocnicza szalupa z fregaty „Swallow”.
Przed zmierzchem, zgodnie z ustalonym planem, „Dart­
mouth” zbliżył się do Culmore i związał walką załogę fortu
oraz pozostałe baterie na obu brzegach rzeki. Pod jego
osłoną „Mountjoy” staranował zaporę, lecz potężne uderze­
nie o przeszkodę rzuciło go na mieliznę blisko prawego
brzegu. Irlandczycy wydali frkrzyk triumfu i rzucili się do
łodzi, zasypując statek gęstym, ale niezbyt celnym ogniem.
W ciężkiej walce poległ kapitan Browning, czterech
marynarzy oraz angielski oficer i kilku żołnierzy. Pozostali
zdołali utrzymać statek do nadejścia kolejnej fali przy­
pływu. Z pomocą szalupy ze „Swallowa” wydostali się na
główny nurt i ruszyli dalej. Tymczasem „Phoenix” na
pełnej szybkości zdążył minąć unieruchomionego „Mount­
joya” i jako pierwszy ruszył w górę rzeki.
28 lipca wieczorem, kiedy cisza, żal i rozpacz spowiły
na wpół martwe Londonderry, obserwatorzy na murach
dostrzegli światła w dole rzeki, a chwilę potem do ich uszu
dotarł ryk dziesiątków dział. Mimo wielkiego poruszenia
w irlandzkim obozie i gęstego ognia z obu brzegów, dwa
statki na pełnej szybkości rozbiły przeszkodę na rzece
i około godz. 22.00 przybiły do nabrzeża, radośnie witane
przez wszystkich mieszkańców miasta. Trzeci transpor­
towiec — „Jerusalem” — pozostał w tyle, czekając na
otwarcie drogi. Jeszcze tej samej nocy, mimo silnego
ostrzału irlandzkich dział z przeciwległego brzegu, na
nabrzeżu osłoniętym beczkami z ziemią rozpoczął się
wyładunek przywiezionych zapasów. W tym czasie „Dart­
mouth” wciąż toczył zacięty pojedynek z irlandzkimi
bateriami w Culmore (w wyniku ostrzału fort został w dużej
mierze zniszczony), dopóki oba statki nie dotarły bezpiecz­
nie do celu. Po wykonaniu zadania okręt odpłynął z jednym
zabitym i jednym rannym marynarzami. Następnego dnia
Kirke stwierdził, że Leake „zachował się z nadzwyczajną
precyzją i odwagą”.
Przez następne trzy dni baterie jakobickie nie przestawały
strzelać, ale blokada miasta faktycznie się skończyła.
Trzeciej nocy nad obozem Irlandczyków ukazały się
płomienie ognia, a kiedy 1 sierpnia wzeszło słońce, linia
dymiących zgliszcz znaczyła miejsce, gdzie jeszcze po­
przedniego dnia wznosiły się kwatery jakobitów. Ludzie
w Londonderry, którzy wylegli na południowe mury,
zobaczyli w oddali długą kolumnę pik i sztandarów
odchodzącą powoli drogą do Lifford i Strabane. W Lifford
Hamilton i Rosen dowiedzieli się o klęsce zadanej 31 lipca
pod Newtonbutler generałowi MacCarthy’emu przez ludzi
z Enniskillen. Irlandczyków ogarnął taki popłoch, że
wysadzili cztery największe działa i wrzucili do rzeki
Mome ciężkie wozy ze sprzętem. Z braku transportu
zostawili 3 tys. chorych i ciężko rannych, po czym
rozpoczęli odwrót do Omagh, a stamtąd do Chalemont
i dalej do Droghedy, gdzie armia rozbiła obóz.
4 sierpnia do Londonderry weszli pierwsi żołnierze
Kirke’a ściągnięci z wyspy Inch. Trzy dni później wszystkie
angielskie regimenty stanęły obozem na Windmill Hill,
dostatecznie daleko od szalejących w mieście chorób
i zapachu śmierci.
W ten sposób skończyło się najsłynniejsze oblężenie
w historii Wysp Brytyjskich, trwające 105 dni i nocy. W tym
czasie garnizon Londonderry zmniejszył się z ponad 7 tys. do
około 3 tys. ludzi. Z powodu ognia, głodu i chorób zginęło
kilka tysięcy cywilów. Ogółem w oblężonym mieście straciło
życie ponad 8 tys. osób (niektóre źródła mówią nawet o 15
tys.), wśród nich żona i wszystkie siedmioro dzieci gubernato­
ra Michelbume’a. Straty oblegających nigdy nie zostały
/
precyzyjnie ustalone. Źródła jakobickie mówią o 2 tys.
zabitych, ale mogły one sięgnąć nawet 8 tys. poległych,
rannych i zmarłych z powodu niedostatecznej opieki w przy­
padku zranienia lub choroby. Musiały być naprawdę znaczne,
gdyż —jak wynika z raportów księcia d’Avaux — niektóre
regimenty irlandzkie powracające spod murów Londonderry
liczyły zaledwie po 200 ludzi.

PARLAMENT PATRIOTYCZNY

Podczas gdy armia irlandzka bezskutecznie oblegała


Londonderry, Jakub organizował dwór i radę królewską
w Dublinie. Jego krótka nieobecność nie wpłynęła na
zmianę biegu spraw w stolicy i król mógł się zająć
przygotowaniami do zwołania irlandzkiego parlamentu.
Zanim to nastąpiło, w Dublinie dowiedziano się, że
1 maja do Irlandii przybyła duża eskadra francuska
(około 30 okrętów) markiza de Chateau-Renault. Francuzi
wypłynęli z Brestu 27 kwietnia i nie mogąc przybić do
Kinsale, zakotwiczyli koło Killarney w zatoce Bantry
Bay, na południowy wschód od Corku. Na brzeg wyła­
dowano około 2500 żołnierzy irlandzkich (tych samych,
których Tyrconnel wysłał Jakubowi do Anglii jesienią
1688 r.), garść francuskich i angielskich oficerów oraz
działa, sprzęt wojenny i pieniądze na potrzeby kampanii
irlandzkiej Jakuba. Siły te wkrótce ruszyły z Corku do
Dublina, aby wzmocnić armię królewską. W trakcie
wyładunku na wody Bantry Bay wpłynęła eskadra an­
gielska admirała Herberta (22 okręty) wysłana na po­
czątku kwietnia ku brzegom Irlandii w celu przechwyce­
nia jednostek francuskich. Po trzech tygodniach bez­
skutecznego oczekiwania w rejonie Kinsale, Herbert
wpadł na trop Francuzów i postanowił wydać im bitwę.
Niekorzystne wiatry i liczebna przewaga okrętów fran­
cuskich sprawiły jednak, że doszło zaledwie do małej
potyczki, w której żadna ze stron nie poniosła strat. Po
oddaniu kilku salw okręty angielskie odpłynęły na pełne
morze w rejon wysp Scilly, gdzie zatrzymały się w ocze­
kiwaniu na posiłki (ostatecznie Herbert wrócił 12 maja
przez Plymouth do bazy w Spithead). Skorzystali z tego
Francuzi, którzy dokończyli bez przeszkód wyładunek
i 8 maja powrócili do Brestu, zdobywając po drodze
siedem holenderskich statków płynących z Indii Zachod­
nich17. Chociaż bitwa trwała zaledwie cztery godziny
i pozostała nierozstrzygnięta, obie strony obwieściły
swoje zwycięstwo. Herbert otrzymał pochwałę od an­
gielskiego parlamentu i tytuł hrabiego Torrington od
Wilhelma (głównie w uznaniu jego zasług podczas
Wspaniałej Rewolucji), a Dublin uroczyście świętował
sukces floty francuskiej.
Następnego dnia po uroczystościach w Dublinie zebrał
się irlandzki parlament. Spośród setki wezwanych do
udziału w nim lordów, na początek zjawiło się tylko 15,
w tym 10 katolików. Przybyli także protestanccy biskupi
Meath, Ossory, Corku i Limerick, po części ze strachu, po
części, aby bronić interesów swoich współwyznawców.
Puste ławy Izby Lordów zmusiły Jakuba do ich częściowego
chociaż zapełnienia. Mianowano 17 nowych parów, samych
katolików. W ten sposób liczba członków Izby Lordów
wzrosła najpierw do 36, a w końcu do 53 osób (lord-
-kanclerz sir Alexander Fitton, protestancki arcybiskup
Armagh, książę Tyrconnel, 9 hrabiów, 17 wicehrabiów,
4 protestanckich biskupów i 20 baronów) w połowie
katolików, w połowie protestantów. Izba Gmin składała się
prawie w całości z katolickich posłów z większości hrabstw
Irlandii oraz uniwersytetu w Dublinie. Wśród około 233
posłów było najwyżej 14 protestantów-rojalistów. Nie
pojawili się przedstawiciele tych miejscowości i hrabstw,
które nie uznawały władzy Jakuba, w tym: Antrim, Ballys-
hannon, Bangor, Carrickfergus, Coleraine, hrabstwa Done­
gal, hrabstwa Fermanagh, Enniskillen, Hillsborough, Lif-
17 Potyczka w zatoce Bantry, nazwana „największą bitwą morską
stoczoną na wodach irlandzkich”, była (nie licząc operacji desantowych
pod La Rochelle w latach 1627-1628) pierwszym starciem floty angielskiej
i francuskiej od 1545 r.
ford, miasta i hrabstwa Londonerry, Monaghan, Newtown
i Tipperary.
Z wyjątkiem kilku, skład Izby Gmin tworzyli ludzie bez
doświadczenia, którzy nigdy przedtem nie zasiadali w par­
lamencie. Co więcej, z powodu swojej religii nigdy nie
piastowali żadnych urzędów i byli wyłączeni od wpływu na
sprawy publiczne. Nawet jé§li wyróżniał ich szlachecki
rodowód, nie mieli w sobie nic z oświeconych polityków
czy mężów stanu. Ich wybór nosił często znamiona przypad­
ku. Jeden z posłów skarżył się nawet, że ci „dżentelmeni
są dzikim tłumem, nieprawdziwym parlamentem, i przypo­
minają bardziej zgraję rybaków i jarmarcznych kupców,
a nie polityków”. W sensie prawnym zwołany przez Jakuba
parlament był podobny do angielskiego konwentu. Król nie
mógł go zwołać zgodnie z obowiązującymi normami, gdyż
parlament irlandzki od końca XV w. podlegał ściśle Koronie
angielskiej na podstawie tzw. prawa Poyninga (Poyning's
Law). Jakub rozwiązał ten problem, anulując wszelkie
zależności prawne parlamentu w Dublinie od Anglii. Z tego
powodu irlandzcy nacjonaliści nadali mu później nazwę
parlamentu patriotycznego (Partiot Parliament).
Tymczasowy charakter parlamentu pogłębiał fakt, że nie
miał on stałego miejsca zebrań. Choć formalnie obradował
na jednej sesji, trwającej od 7 maja do 20 lipca 1689 r.,
zbierał się rzadko i miewał nagłe przerwy, nie widziano
więc potrzeby, aby wyznaczać mu jakiś szczególny gmach
na miejsce obrad. Zwykle zbierano się w dawnym klasztorze
Dominikanów, oddanym w czasach reformacji zawodom
prawniczym, zwanym Królewską Gospodą (King’s Inn).
1 maja Jakub, w królewskich szatach i wykutej specjalnie
na tę okazję koronie na głowie, zasiadł na tronie w Izbie
Lordów i zwołał niższą izbę parlamentu. W uroczystej
mowie na otwarcie sesji podziękował narodowi irlandzkie­
mu za poparcie i obiecał odwrócić układ stosunków ukształ­
towanych w toku wielowiekowej administracji angielskiej.
Potwierdził swoje zobowiązania wobec króla Francji,
a na koniec zaprosił obie izby do rozwiązania problemów
wynikłych z obowiązywania Aktu o osadnictwie. Gdy
Jakub skończył, Izba Gmin wybrała na prowadzącego
sir Richarda Nagle i natychmiast zabrała się do ob­
radowania. Irlandczycy pokazali, że zamierzają wziąć
sprawy kraju w swoje ręce.
Od wieków Irlandią rządzili angielscy protestanci, miej­
scowa ludność katolicka była zaś niemal całkowicie wyłą­
czona z politycznego i administracyjnego życia kraju.
W wyniku polityki Cromwella większość ziemi irlandzkiej
znalazła się w rękach protestantów, mimo że stanowili oni
zdecydowaną mniejszość wśród ludności Irlandii. Karol II
przywrócił niewielką część skonfiskowanej ziemi jej daw­
nym właścicielom i przyznał katolikom więcej swobód.
Nie zmieniło to zasadniczo układu sił i miejscowa ludność
wciąż była sprowadzona do roli najuboższych najemników
we własnym kraju. W przyspieszonym tempie świeżo
powołany parlament w Dublinie starał się więc odwrócić
układ stosunków i wydawał kolejne ustawy (łącznie 35),
przesiąknięte duchem nacjonalizmu i partykularnymi inte­
resami stronnictw. W atmosferze pośpiechu i sporów
zapomniano o narodzie irlandzkim jako całości. Na pierwszy
plan wysunęły się interesy arystokracji i szlachty zasiada­
jącej w parlamencie, owładniętej myślą o odzyskaniu
utraconych dóbr i zabezpieczeniu ich na przyszłość przed
przybyszami z Anglii. Zgodnie z przyjętą logiką, zarządzono
oddanie w całości majątków irlandzkich katolickim właś­
cicielom i podjęto starania, aby poprawić sytuację Kościoła
katolickiego. Przywrócono całkowitą swobodę wyznania
wszystkim kościołom chrześcijańskim i uregulowano sprawę
danin publicznych na rzecz duchowieństwa. Anulowano
prawo parlamentu angielskiego do decydowania w sprawach
Irlandii (co Jakub przyjął z dużą niechęcią) i prawnie
zabezpieczono pełną niepodległość kraju. Ponadto uregulo­
wano zasady wolnego handlu irlandzkiego z koloniami
angielskimi i przyznano przywileje irlandzkim armatorom.
Wprowadzono także zakaz importu angielskiego, szkoc­
kiego i walijskiego węgla. Chociaż uregulowano wiele
ważnych dziedzin życia, największe emocje wzbudziła
sprawa konfiskaty ziemi.
Akt uchylający (Act of Repeal), unieważniający crom-
wellowską ustawę o osadnictwie z 1652 r. oraz Akt
wyjaśniający z 1661 r. zostały przyjęte przez parlament
w Dublinie przez aklamację. Ustawa pozostawiała majątki
tylko w rękach tych protestantów, którzy odziedziczyli je
po katolickich przodkach lub nabyli legalnie od katolickich
właścicieli. Oddawała natomiast olbrzymie połacie ziemi
z rąk rodzin cromwellowskich osadników i angielskich
kapitalistów ich dawnym właścicielom. Jakub widział w tym
nieokiełznanym pędzie do restytucji wiele niesprawied­
liwości w stosunku do tysięcy rodzin angielskich, które
stanęły w obliczu całkowitej ruiny. Wiele z nich weszło
w posiadanie ziemi w dobrej wierze po roku 1665 i użyt­
kowało ją aż do uchwalenia Aktu uchylającego w 1689 r.
Król i biskup Meath próbowali uspakajać liderów Izby
Gmin i namawiali do umiaru w podejmowaniu ważnych
decyzji, ale nie chciano ich słuchać. Z przesadnym zapałem
próbowano nie tylko naprawić wyrządzone krzywdy, ale
także zemścić się za nie. W kolejnych uchwałach parlament
irlandzki ogłaszał listy ludzi, którym odbierano majątki
ziemskie i których oskarżano o zdradę. Na czele listy
znalazła się połowa irlandzkich lordów, wielu przedstawi­
cieli szlachty, duchowieństwa, kupców oraz farmerów
oskarżonych o przejście na stronę Wilhelma. Bywało, że na
listach znajdowały się nazwiska kobiet i dzieci. Wpisów
dokonywano bez formalnego dochodzenia, często wystar­
czało samo doniesienie członka parlamentu. Takie po­
stępowanie dawało pole do popisu dla prywaty i nadużyć,
zdarzało się bowiem, że na listy trafiali rywale, wierzyciele
i osobiści wrogowie donosicieli, którzy z Wilhelmem mieli
niewiele wspólnego. Łącznie postawiono poza prawem
około 2500 osób, w większości protestantów. Teoretycznie
każdy oskarżony miał prawo zgłosić się osobiście w okreś­
lonym terminie na proces. W praktyce większości z nich
nie było w kraju, lub bali się pojawić przed katolickim
sądem. Niestawiennictwo było uznawane za dowód winy,
a oskarżonemu groziła śmierć przez powieszenie, utopienie
lub poćwiartowanie.
Jakuba i jego angielski dwór ogarniała desperacja na
myśl, jak ta irlandzka „sprawiedliwość” wpłynie na nastroje
klasy posiadającej w Irlandii i jego rodaków w Anglii.
Nawet najwięksi przeciwnicy Wilhelma i Marii widząc
króla sankcjonującego „tyranię i bezprawie” za pomocą
irlandzkich pik i katowskich toporów, mogli ochłonąć
w zapale i stracić chęć do popierania sprawy Stuartów.
Jakub straszył, że rozwiąże parlament, ale szybko zrozumiał,
że jeśli nie zgodzi się na oddanie ziemi irlandzkim
właścicielom, nie poprą oni starań o odzyskanie jego
własnego królestwa. Utwierdzał go w tym przekonaniu
książę d’Avaux, który widział w decyzjach parlamentu
okazję do ostatecznego zerwania więzów Irlandii z Anglią,
co oczywiście leżało w interesie Francji. Ostatecznie
Jakub przestał otwarcie oponować przeciwko odwołaniu
Aktów o osadnictwie, żywiąc w duchu nadzieję na
opamiętanie się Izby Gmin i moderującą postawę lordów18.
Nic takiego nie nastąpiło, a dziesięciotygodniowe obrady
dublińskiego parlamentu wyrządziły ogromną szkodę
sprawie Jakuba w Anglii.

18 Chociaż Jakub niechętnie zgodził się na anulowanie Aktów o osad­


nictwie, konfiskaty wszystkich ziem nadanych angielskim osadnikom
przez Cromwella od 1641 r. nigdy nie zostały przeprowadzone na skutek
wcześniejszej klęski jakobitów w Irlandii. Parlament patriotyczny uznany
został za nielegalny, a wszystkie uchwalone przezeń akty anulowano
i zniszczono.
Fakt, że Jakub ustąpił w końcu przed żądaniami Izby
Gmin, nie zmienił opinii wielu jej członków, którzy widzieli
w nim przede wszystkim Anglika, dla którego ważniejszy
jest interes jego rodaków i odczucia Westminsteru, niż to,
co się dzieje w Irlandii. Znaleźli się tacy, którzy żądali
odwołania królewskiego doradcy Melforta, jako wroga
narodu. Inni nawoływali do usunięcia wszystkich protes­
tanckich biskupów, włącznie z tymi, którzy zasiadali w Izbie
Lordów. Dopiero wspólne wysiłki Tyrconnela i księcia
d’Avaux powstrzymały niespokojny element w parlamencie
i uspokoiły sytuację.
Innym poważnym problemem, przed jakim stanął Jakub,
była pogarszająca się sytuacja finansowa kraju. Dochody
z ceł i podatków spadły niemal o połowę. Handel praktycz­
nie zamarł. Najzamożniejsi i najbardziej przedsiębiorczy
protestanci wyemigrowali do Anglii i Szkocji, zabierając
ze sobą swoje bogactwa. Tysiące wykwalifikowanych
robotników, rzemieślników i kupców uciekło za granicę
lub zamknęło się w Londonderry i Enniskillen. Istniejący
przemysł został zrujnowany, a wiele gospodarstw i farm
leżało odłogiem. Liczne stada bydła i owiec zostały
wyrżnięte. Większość najbardziej dynamicznego elementu
katolickiego służyła pod sztandarami Jakuba, więc na
dobrą sprawę produkcja przestała istnieć. Nic dziwnego, że
w takiej sytuacji skarb Jakuba świecił pustkami i nie
bardzo wiedziano, jak dalej w takich warunkach utrzymać
dwór i administrację, nie mówiąc o prowadzeniu wojny.
Wprawdzie parlament przyznał królowi pewne subsydia
z podatków nałożonych na posiadaczy ziemskich, ale
w kraju ogarniętym wojną były trudności z ich ściąganiem.
Pierwszym sposobem poprawienia sytuacji finansowej
była redukcja wojska. Ustawa parlamentu ustaliła etat
armii na 42 432 ludzi. Na Tajnej Radzie uznano, że
sytuacja w kraju nie wymaga utrzymywania tak roz­
budowanych sił zbrojnych i postanowiono rozwiązać
znaczną część nowo powstałej armii. Kraj był w rękach
rojalistów, a izolowane ośrodki protestanckie w Ulsterze
miały wkrótce paść. Tyrconnel został wysłany w objazd po
kraju z zadaniem rozformowania pewnej liczby kompanii
w każdym z istniejących regimentów piechoty. W wyniku
redukcji pod sztandarami Jakuba pozostało około 35 tys.
oficerów i żołnierzy do walki w polu i służby gar­
nizonowej. Była to zdaniem królewskich doradców siła
wystarczająca zarówno do ewentualnej inwazji na Anglię,
jak i utrzymania Irlandii.
Drugim sposobem poprawienia finansów okazała się
„pewna forma dewaluacji”. W krótkim czasie mennica
królewska rozpoczęła produkcję mosiężnej monety (brass
money), która weszła do obrotu obok dotychczasowego
złotego i srebrnego pieniądza. Królewski edykt uznał
tę walutę za całkowicie legalną i wkrótce na rynek
trafiły nowe pieniądze o nominalnej wartości prawie
miliona funtów. Chociaż polityka pieniężna Jakuba do­
prowadziła do ruiny setki kupców i przedsiębiorców
(głównie dublińskich protestantów) oraz szalejącej inflacji,
kryzys został częściowo opanowany i Jakub mógł kon­
tynuować działania wojenne.

WALKI GARNIZONU Z ENNISKILLEN

Koniec lata 1689 r. nie rokował dobrze dla sprawy


Jakuba w Irlandii. Twierdza protestantów Londonderry
wytrzymała długotrwałe oblężenie i doczekała się odsieczy
angielskiej. Nie tylko Londonderry nie zostało zdobyte, ale
protestanci z Enniskilen wyszli z miasta i ostatniego dnia
lipca zadali jakobitom ciężką klęskę pod Newtonbutler.
Na wiosnę 1689 r. Enniskillen miało liczną i dobrze
zaopatrzoną załogę, świetnie wyszkoloną pod okiem
pułkownika Gustavusa Hamiltona. Tworzyli ją głównie
mieszkańcy miasta, którzy już w grudniu 1688 r. chwycili
za broń w jego sprawie. Dołączyli do nich okoliczni
farmerzy z Fermanagh oraz protestanci z innych miej­
scowości: Cavan, Monaghan, Donegal, Leitrim i Sligo,
ale trzon garnizonu stanowili miejscowi i dlatego wszyscy
byli znani pod ogólną nazwą „Ludzi z Enniskillen”(£n-
niskillen Men).
W marcu Tyrconnel wysł&ł z Dublina do Enniskillen
mały oddział lorda Galmoya. 20 marca Galmoy obiegł
zamek Crom Castle, na południowo-wschodnim brzegu
Upper Lough Erne, przy granicy hrabstw Fermanagh
i Cavan. Zamek nie miał silnych fortyfikacji. Jego właściciel
i dowódca — pułkownik Critchon, mógł za to liczyć na
grząski grunt uniemożliwiający podciągnięcie pod mury
ciężkich dział. 22 marca w nocy gubernator Hamilton
wysłał do zamku drogą lądową i wodną 200 dobrze
uzbrojonych żołnierzy z Enniskillen. Nazajutrz protestanci
wyszli za mury i wyparli jakobitów z okopów, zabijając
około 40 nieprzyjaciół. Nie mając artylerii i dostatecznie
dużych sił, Galmoy zrezygnował z oblężenia zamku i 24
marca odmaszerował z powrotem do Dublina.
W kwietniu 1689 r. uzbrojeni mieszkańcy Enniskillen
zignorowali rozkaz pułkownika Lundy’ego, aby ewakuować
miasto i wycofać się na północ. W oparciu o bazę w Enniski-
len dokonywali dywersyjnych ataków na siły jakobickie
w Connaught i Ulsterze, próbując przy okazji odciążyć
oblężone Londonderry. 24 kwietnia podpułkownik Thomas
Lloyd pomaszerował do wsi Trillick, leżącej 9 mil na północ
od Enniskillen, gdzie Irlandczycy postawili swój garnizon.
Jakobici ewakuowali Trillick, ale po sześciogodzinnej pogoni
Lloyd dopadł ich i całkowicie rozproszył. W pościgu
próbował zdobyć obsadzony przez żołnierzy Jakuba zamek
Augher, 18 mil na północny-wschód od miasta, ale tym razem
irlandzka załoga wycofała się bez walki. Lloyd przeczesał
część Monaghan i Cavan i 2 maja wrócił do Enniskillen
z pokaźnym stadem bydła i owiec.
4 maja gubernator portowego miasta Bally shannon w hra­
bstwie Donegal zaalarmował pułkownika Hamiltona prośbą
o pomoc przed silnym oddziałem jakobitów z Connaught.
Lloyd ponownie wyszedł z miasta z 12 kompaniami
piechoty i grupą jazdy. 7 maja pod Beleek rozbił jakobitów,
którzy wycofali się do bazy w Sligo. W potyczce tej
jakobici stracili 120 zabitych i 60 jeńców. Zwycięscy
protestanci splądrowali ich obóz, zdobywając konie, dwa
małe działa i wiele innej broni i amunicji. Kiedy w końcu
maja nadeszły wieści, że załogi irlandzkie obsadziły Re-
dhills i Ballinacargy, jeden z najsilniejszych zamków w tej
części kraju, Lloyd wyprowadził przeciwko nim 1600
ludzi. Rozpuszczając wieści, że idzie jako przednia straż
większych sił protestanckich, zmusił jakobitów (1500 ludzi)
do opuszczenia obu posterunków. W Ballinacargy protes­
tanci zdobyli 30 muszkietów i trochę innej broni, potem
spalili zamek, z którego pozostały tylko dymiące ruiny.
Zagony ich kawalerii dotarły na odległość 40 mil od
Dublina, budząc wielki niepokój w stolicy. Następnie
Lloyd zawrócił do hrabstwa Meath, gdzie jego ludzie
zagarnęli 3 tys. wołów i 2 tys. owiec i przepędzili je
triumfalnie do Enniskillen. 3 czerwca grupa dragonów i
piechurów z Enniskillen porwała 300 krów i 150 koni
należących do jakobickiej kawalerii z garnizonu w Omagh.
Sukcesy ludzi z Enniskillen sprawiły, że Jakub wyprawił
przeciwko nim w czerwcu brygadiera Hugha Sutherlanda
z regimentem dragonów i dwoma regimentami piechoty.
Zgodnie z przyjętym zwyczajem Sutherland wiózł ze sobą
broń, w którą uzbrajał napotkane w drodze partie chłopskie.
16 czerwca, gdy wojska Sutherlanda dotarły do Belturbet,
protestanci z Enniskillen dowiedzieli się o pochodzie
Irlandczyków. Nie czekając, aż wróg wzrośnie w siłę,
jeszcze tej samej nocy Hamilton wysłał mu na spotkanie
Lloyda na czele 1500 dragonowi piechoty. Nazajutrz
Sutherland dostał wiadomość, że maszeruje na niego 15
tys. protestantów. Przesadzone dziesięciokrotnie wieści
o sile przeciwnika bardzo go przestraszyły. Nie próbując
nawet sprawdzić prawdziwości doniesień, natychmiast
zawrócił z siłami głównymi do Monaghan, pozostawiając
arsenał w umocnionym kościele w Belturbet pod strażą 80
dragonów i 200 piechurów.
19 czerwca protestanci podeszli pod wieś i gęstym
ostrzałem zmusili jej załogę do kapitulacji. Ich łupem
padło: 700 muszkietów, 2 beczki prochu, duża ilość
amunicji oraz zapas mundurów i żywności, nie licząc
ponad 50 dragońskich koni. Trzynastu oficerów zatrzymano
jako jeńców, a szeregowych odprowadzono do Enniskillen,
gdzie zostali zatrudnieni przy budowie fortyfikacji. Zdobyta
żywność (około 20 ton chleba, mąki, pszenicy i jęczmienia)
wraz z bydłem i owcami przygnanymi z Meath zapewniła
protestantom z Enniskillen zaopatrzenie do czasu nad­
chodzących żniw (w przeciwieństwie do katolickich Irlan­
dczyków, którzy na czas wojny całkiem porzucili uprawę
roli, protestanci prowadzili prace polowe w bezpośredniej
bliskości swoich „twierdz”).
Na dalsze losy Enniskillen wpłynęła zasadniczo pomoc
ze strony generała Kirke’a. Na początku lipca wysłany
przez niego na zachodnie wybrzeże kapitan Hobson,
dowódca fregaty „Bonaventure”, opłynął Donegal i po
przybyciu do portu Killybegs, nawiązał kontakt z gar­
nizonem Enniskillen. Natychmiast wysłano na wybrzeże
podpułkownika Lloyda i kilku komisarzy, którzy poprosili
Hobsona o przysłanie broni, prochu i amunicji oraz kilku
doświadczonych angielskich dowódców. Prośba ta została
przekazana Kirke’owi 12 lipca przez komisarzy z En­
niskillen, którzy towarzyszyli Hobsonowi w drodze po­
wrotnej do Lough Swilly. Pomoc miała wyruszyć na
statku 21 lipca, ale przeciwne wiatry opóźniły jego
wyjście w morze o trzy dni. Kirke nie chciał się pozbywać
żołnierzy, ale posłał kilku oficerów, wśród których byli:
pułkownik William Wolseley, pułkownik James Wynn,
podpułkownik William Berry i podpułkownik Zachariah
Tiffin. 26 lipca angielski transportowiec przybił do portu
w Ballyshannon, gdzie czekał już na niego Lloyd. Naza­
jutrz oficerowie angielscy zostali przewiezieni do Belleek,
skąd 28 lipca przetransportowano ich łodzią przez Lower
Lough Erne do Enniskillen. Po przybyciu oficerów Kir­
ke’a, siły protestantów w Enniskillen zostały zorganizowa­
ne w pięć nowych regimentów: regiment jazdy Wolseleya,
regiment dragonów Wynna oraz regimenty piechoty Hami­
ltona, Lloyda i Tiffina.
W czerwcu Hamilton, aby zabezpieczyć się przed atakiem
protestantów z Enniskillen, wysłał na tyły księcia Berwicka
z grupą jazdy i dragonów. Przez kilka tygodni Berwick bez
powodzenia przeczesywał obszar między Londonderry
i Enniskillen. Potem przemknął na zachód doliną rzeki
Finn i zdobył miasto Donegal, gdzie stacjonował niewielki
garnizon lorda Kingstona. W drodze powrotnej połączył się
z Sutherlandem, który wycofał się z Belturbet i wspólnie
ruszyli przeciwko Enniskillen. Pod nieobecność Lloyda,
który wyruszył do Killybegs, Hamilton wysłał im na
spotkanie dwa szwadrony jazdy i 100 piechurów, obiecując
dalsze posiłki. 8 lipca w pobliżu Comegade protestanci
stanęli do walki z dużo silniejszym przeciwnikiem, ale
obiecane posiłki nie nadeszły i bitwa zakończyła się ich
klęską. Kawaleria zdołała uciec, lecz piechota została
otoczona i prawie w całości wycięta lub wzięta do niewoli.
Była to jedyna porażka poniesiona przez ludzi z Enniskillen.
Berwick nie wykorzystał swojego zwycięstwa. Na wieść
o posiłkach angielskich dla Enniskillen odstąpił i po
dwutygodniowym rajdzie od Omagh do Rathmullan wrócił
do głównego obozu Hamiltona na kilka dni przed końcem
oblężenia Londonderry.
23 lipca przeciwko załodze Enniskillen wyruszył z Dub­
lina oddział jakobitów (3600 ludzi i kilka dział) pod
dowództwem generała porucznika Justina MacCarthy’ego,
obdarzonego niedawno przez Jakuba tytułem wicehrabiego
Mountcashel. Żołnierze Mountcashela byli w większości
nowymi, słabo wyćwiczonymi rekrutami z południowych
hrabstw Munster. 28 lipca, po krótkim odpoczynku w Cavan,
jakobici minęli Belturbet i ruszyli na północ drogą ku
Enniskillen. 29 lipca rozpoczęli ostrzał protestanckiej placów­
ki w zamku Crom, 20 mil na południowy wschód od
Enniskillen i 5 mil od wsi Newtonbutler. Pułkownik Crichton
posłał po pomoc do Enniskillen. Dwa dni później na odsiecz
Crom wyszła ekspedycja licząca ponad 2 tys. żołnierzy (16
szwadronów jazdy, 3 kompanie dragonów i 21 kompanii
piechoty) z Enniskillen i Ballyshannon pod komendą pułkow­
nika Wolseleya i podpułkownika Berry’ego. Grupa kawalerii
i dragonów Berry’ego ruszyła przodem, aby uprzedzić wroga
i obsadzić zrujnowany zamek w Lisnaskea, 10 mil od
Enniskillen. Wolseley z głównymi siłami piechoty maszero­
wał w pewnej odległości za nimi.
31 lipca rano Mountcashel wysłał jako straż przednią
oddział jazdy i dragonów pułkownika Anthony’ego Hamil­
tona — „najbardziej błyskotliwego i utalentowanego ze
wszystkich noszących nazwisko Hamilton”. Berry cofnął
się za Lisnaskea i stanął do walki na wąskiej i bagnistej
drodze do Enniskillen. Około godz. 9.00 rano protestanci
zostali zaatakowani przez spieszonych kawalerzy stów i dra­
gonów Hamiltona, lecz odparli ich celnym ogniem z musz­
kietów. Idący na czele jakobitów Hamilton dostał postrzał
w nogę, a jego zastępca, który próbował kontynuować
natarcie, zginął. Pozbawiony dowódców oddział Hamiltona
wycofał się w nieładzie ze stratą 230 ludzi. Berry ścigał
jakobitów do Lisnaskea, gdzie dostał wiadomość o zbliżaniu
się głównych sił Mountachela. Cofnął się więc na poprzed­
nią pozycję i czekał na nadejście piechoty Wolseleya.
Zaalarmowane pojawieniem się protestantów wojska
Mountcashela zwinęły oblężenie Crom i ruszyły w kierunku
Lisnaskea. Za Lisnaskea czoło jakobitów natknęło się na
połączone siły jazdy Berry’ego i piechoty Wolseleya. Po
krótkim boju słabo wyszkoleni i uzbrojeni jakobici zaczęli
się cofać. Mountcashel zebrał swoich ludzi milę przed
Newtonbutler i uszykował ich do bitwy na dobrej pozycji.
Główne siły Irlandczyków stanęły na niewielkim wzniesie­
niu, mając przed sobą grzęzawisko, przez które biegła
droga z Lisnaskea. Gdy nadeszli protestanci, dostrzegli
pozycję przeciwnika dominująca nad wąskim, przypomina­
jącym groblę, przejściem przez mokradła. Wolseley ufor­
mował swoje wojsko w trzy oddziały: piechota podpułkow­
nika Tiffina na lewej flance, piechota podpułkownika
Lloyda na prawej flance, a kolumna kawalerii Berry'ego
w centrum, wzdłuż suchej drogi. Sam na czele odwodu
stanął w tyle, gotów wesprzeć każdy oddział atakujący
w pierwszej linii. Protestanci z wielką odwagą natarli przez
bagno pod słabym ogniem Irlandczyków ze wzgórza. Wielu
żołnierzy Mountcashela uciekło zaraz po pierwszych strza­
łach. Mountcashel raz jeszcze zdołał ich zatrzymać i ponow­
nie stanął do bitwy na kolejnym paśmie wzgórz, milę za
Newtonbutler. Kawalerzyści i dragoni Hamiltona zajęli
pozycje na wysokim gruncie po prawej stronie, piechota
w większości skryła się u stóp wzgórz, a działa ustawiono
tak, aby mogły pokryć ogniem całą długość drogi przez
moczary. Protestanci ruszyli do ataku w takim samym
szyku jak poprzednio. Ich piechota przebrnęła przez grzę­
zawisko po obu stronach drogi, lecz kawaleria utknęła na
grobli pod ogniem jakobickich dział, kierowanym przez
kilku francuskich oficerów. Stanąwszy na twardszym gruncie,
protestanci natarli z dużym animuszem. Wyparli jakobickich
piechurów z ukrytych stanowisk, wzięli działa i wybili
artylerzystów. To otworzyło drogę dla kawalerii Berry’ego.
Jego jeźdźcy przegalopowali wzdłuż grobli i włączyli się
do walki. Bez wahania zaatakowali w górę stoku stojącą
dotąd bezczynnie jakobicką kawalerię. Hamilton wydał
swemu podkomendnemu kapitanowi Lavallinowi rozkaz
zwrotu w lewo i przygotowania do szarży, ale ten zrozumiał
jego słowa jako hasło do odwrotu. Zamiast ruszyć na
pomoc piechocie Mountcashela, irlandzka jazda zeszła
z pola walki, zostawiając piechotę bez wsparcia. Irlandzcy
piechurzy trzymali się dzielnie do chwili ucieczki kawalerii,
która w ogóle nie wzięła udziału w walce. Widząc rejteradę
swojej konnicy i przybywającą jazdę Berry’ego, stracili
ducha i rzucili się do panicznej ucieczki. Linia obrony
jakobitów pękła całkowicie. „Uciekali w takim strachu
— pisał w raporcie do króla Ludwika d’Avaux — że
rzucali swoje muszkiety, pistolety i miecze, a kiedy
większość z nich pozbyła się koni, zdzierali z siebie nawet
odzienie, aby móc lżej uciekać na piechotę”.
Być może Irlandczykom udałoby się ujść ze stosunkowo
niewielkimi stratami, gdyby wydostali się na twardy grunt
po prawej stronie i podzielili na małe grupki. Nie znając
jednak terenu, większość z nich zaczęła biec w lewo,
w stronę bagnistych i prawie niedostępnych brzegów Upper
Lough Erne. Tam, w trójkącie bez wyjścia, zostali osaczeni
jak dzikie zwierzęta przez protestancką kawalerię i piechotę.
Jakobicka jazda uciekła w kierunku Wattlebridge, ale
około 1500 do 2 tys. piechurów utonęło lub zostało
bezlitośnie wyrżniętych w trakcie pościgu i całonocnego
polowania na uciekinierów. Wedle niektórych relacji,
spośród 500 jakobitów, którzy próbowali przepłynąć jezioro
wpław, tylko jeden — doskonały pływak — uszedł spod
kul prześladowców i bezpiecznie dotarł na przeciwległy
brzeg. Oddział Mountcashela został całkowicie rozgromio­
ny. Zginął jeden z zastępców Mountcashela, sir Stephen
Martin. Śmiertelną ranę odniósł francuski oficer artylerii
St. Martin. Drugi z zastępców Mountcashela — lord
Abercorne, ranny ledwie uszedł z życiem, podobnie jak
kilku innych wyższych oficerów Było to największe zwy­
cięstwo odniesione przez wilhelmitów w polu od początku
wojny. Dwa tysiące żołnierzy-amatorów dowodzonych
przez angielskich oficerów pobiło prawie dwukrotnie licz­
niejszego przeciwnika. Straty protestantów nie przekroczyły
100 zabitych i rannych. W ręce zwycięzców wpadło 400
jeńców, w tym wielu oficerów z ciężko rannym Mountcas-
helem. Uciekinierzy zatrzymali się dopiero kilka mil za
Cavan. Następnego dnia Wolseley wstrzymał pościg i od­
wołał swoich ludzi tropiących Irlandczyków ukrytych na
bagnach. Kazał spalić Newtonbutler i okoliczne wioski, po
czym ruszył w drogę powrotną do Enniskillen, obawiając
się ataku Sarsfielda ze Sligo.
2 sierpnia zwycięscy protestanci wkroczyli do miasta
prowadząc kolumnę jeńców, zdobyczne konie, 7 dział, 13
beczek prochu, mnóstwo amunicji armatniej oraz wszystkie
bębny i sztandary wroga. Podniesieni na duchu sukcesem pod
Newtonbutler, protestanci z Enniskillen następnego dnia
pomaszerowali do Ballyshannon, aby zmierzyć się z Sarsfiel-
dem, który rzeczywiście wyszedł ze Sligo i rozbił się obozem
niedaleko Bundoran. Ten jednak, na wieść o klęsce Mountca­
shela, pospiesznie cofnął się do swojej bazy. Pozwoliło to
protestantom przyprowadzić transport broni i amunicji od
Kirke’a (w tym tysiąc muszkietów, 20 baryłek prochu
i 8 małych dział) przeznaczony dla garnizonu Enniskillen.
4 sierpnia Wolseley dowiedział się o zakończeniu blokady
Londonderry i odwrocie wojsk Jakuba z Ulsteru. Gdy
zwiadowcy potwierdzili informację o odwrocie jakobitów,
Wolseley obsadził Belturbet opuszczone przez irlandzki
garnizon po klęsce pod Newtonbutler. W ten sposób
protestanci z Enniskillen zakończyli swoje 3-miesięczne
zmagania z przeważającymi siłami wroga. Ulster został
utrzymany w rękach protestantów, a dzień 31 lipca 1689 r.
stał się jednym z decydujących dla zwycięstwa sprawy
Wilhelma w Irlandii.
Książę d’Avaux tak opisał bitwę pod Newtonbutler:
„Wojska dowodzone przez lorda Mountcashela zostały
pobite i zmuszone to ucieczki w taki sposób, że człowieka
ogarnia rozpacz na widok takich żołnierzy. Kiedy ludzie
z Enniskillen nadeszli w nieładzie, ale z wielką odwagą, by
zaatakować Mountcashela, jego kawaleria i dragonia uciekły
bez jednego strzału z pistoletu, a potem niektórzy z nich
porzuciwszy konie, uciekali pieszo, gubiąc swoją broń,
miecze i mundury, by móc rączo uciekać. Piechota także
spisała się źle. Mountcashel, który dowodził rezerwowym
batalionem, został ranny, jego koń padł, a on sam został
wzięty do niewoli i chociaż wszyscy myśleli, że zginął, jest
pod dobrą opieką w Enniskillen”19.
Kiedy resztki pobitych jakobitów wróciły do Dublina,
okazało się, że brakuje prawie 3 tys. ludzi, którzy dwa
tygodnie wcześniej wyruszyli na wyprawę z Mountcas-
helem. Trzy tygodnie po bitwie pod Newtonbutler pułkow­
nik Hamilton i kapitan Lavallin stanęli przed sądem
wojskowym w Dublinie, któremu przewodniczył marszałek
Rosen. Pułkownik został uniewinniony, a kapitana uznano
za winnego i skazano na rozstrzelanie, choć do końca
twierdził, że przekazał słowa rozkazu tak, jak je usłyszał.
Alarm podniesiony wskutek klęski pod Newtonbutler spra­
wił, że na zebraniu Tajnej Rady hrabia Melfort namawiał
Jakuba do opuszczenia Dublina i ukrycia się w zamku
Rathfamham, a nawet do wyjazdu z Irlandii. Tylko opano­
wanie Tyrconnela i namowy kilku innych lordów irlandz­
kich przekonały króla do pozostania w kraju.
Poniesione pod Londonerry i Newtonbutler straty mocno
nadwyrężyły siłę armii irlandzkiej, ale bardziej dotkliwy
od utraty wielu dowódców i żołnierzy, okazał się efekt
moralny obu porażek. Zagrożony przez protestantów
z Enniskillen Sarsfield ewakuował Sligo i wycofał się
do Athlone, zostawiając północne Connaught i zachodni
19 Mountcashela zabrano do Enniskillen, gdzie wyleczono jego rany.
Około 20 grudnia, po prawie pięciu miesiącach niewoli, uciekł do
Dublina, przekupiwszy przedtem jednego ze swoich strażników.
Ulster w rękach wilhelmitów. Ulsterscy protestanci nabrali
wiary we własne siły, a Wilhelm mógł bez przeszkód
dokonać inwazji na wyspę. W Szkocji ostatecznie upadło
jakobickie powstanie i plan jednoczesnego najazdu na
Anglię z Irlandii i Szkocji definitywnie upadł. Na dodatek
w korpusie oficerskim armii irlandzkiej nasiliły się dezer­
cje spowodowane uchwaleniem Aktu o odwołaniu. Pewien
oficer z armii Jakuba skarżył się, że wielu jego towarzyszy,
zamiast pełnić służbę w Dublinie lub gdzie indziej,
porzuciło szeregi wojska i rozjechało się po kraju, biorąc
się za odzyskiwanie majątków skonfiskowanych protestan­
tom. Niektóre ziemie należące do nieobecnych stronników
Wilhelma rzeczywiście odebrano ich posiadaczom i od­
dano irlandzkim właścicielom, ale operację przerwano,
kiedy Jakub uznał, że jego oficerowie są mu potrzebni do
dalszego prowadzenia wojny.
WYPRAWA WILHELMA DO IRLANDII

KAMPANIA MARSZAŁKA SCHOMBERGA

Protestanccy uciekinierzy z Irlandii spotkali się w An­


glii z dużą życzliwością i otrzymali tam niezbędną
pomoc. I zba Gmin bez wahania przekazała Wilhelmowi
15 tys. funtów na pomoc dla uchodźców. Wszystkim
chętnym posiadającym kwalifikacje wojskowe otwarto
drogę do armii, a duchownym, którzy utracili swoje
parafie w Irlandii, wyszukano podobne stanowiska w An­
glii. Izba Gmin powołała specjalną komisję do zbadania
wydarzeń w Ulsterze. Jednym z pierwszych, którzy
trafili przed jej oblicze, był pułkownik Lundy. Cun-
ninghama i Richardsa także aresztowano i postawiono
przed komisją. Gniew izby został w pewnym stopniu
złagodzony, gdy rozeszły się wieści, że przed końcem
lata do Irlandii ma być wysłana armia wystarczająca
do przywrócenia władzy Anglii w tym kraju. W mię­
dzyczasie z Liverpoolu na drugą stronę Morza Irlan­
dzkiego miała się natychmiast udać ekspedycja ratunkowa
pod wodzą generała Kirke’a, zdolna w krótkim czasie
odblokować Londonderry.
Właśnie działania morskie na wodach irlandzkich okaza­
ły się decydujące dła dalszych losów kampanii. W czerwcu
1689 r. na pomoc jakobitom przypłynęła z Brestu mała
eskadra francuska (trzy fregaty) pod dowództwem kapitana
Duquesne. Jej zadaniem było nawiązanie kontaktu z wice­
hrabią Dundee w Szkocji. Opanowany przez partię prez-
biteriańską parlament szkocki wyposażył i wysłał przeciw­
ko Francuzom dwa okręty. Duquesne zdobył je bez trudu
1 lipca w Kanale Północnym (North Channel), oddzielają­
cym Irlandię od Szkocji.
W tym czasie główna flota angielsko-holenderska (około
60 okrętów) admirała Torringtona stacjonowała w kanale
La Manche. Druga część floty pod dowództwem sir
Henry’ego Killigrew operowała na Morzu Śródziemnym,
starając się zablokować francuską eskadrę Chateau-Renaulta
w Tulonie. Na Morzu Irlandzkim znajdowała się mała
eskadra sir Cloudesleya Shovella, zbyt słaba, aby przeciw­
stawić się większym siłom francuskim, gdyby zechciały się
tam pojawić. Bierność Francuzów pozwoliła jednak Ang­
likom przegrupować siły i zapanować nad wodami irlandz­
kimi. W lipcu i sierpniu Shovell operował na Morzu
Irlandzkim, a połączona flota Torringtona patrolowała wody
na południe od Kinasale, przecinając linię francuskich
dostaw dla Jakuba.
5 sierpnia flota francuska z Brestu zrezygnowała z wy­
prawy na wody irlandzkie i pożeglowała do Zatoki Biskaj­
skiej. Otworzyło to wojskom Wilhelma wolną drogę do
Irlandii.
W ciągu kilku miesięcy 1689 r. Wilhelm umocnił swoje
panowanie w Anglii. Groźba kontrrewolucji minęła i król
mógł pomyśleć o rozprawie z Jakubem za pomocą wojsk
angielskich i posiłków zagranicznych. Osobiście nie wyka­
zywał jednak entuzjazmu do wyjazdu do Irlandii. Dowódcą
wojsk przeznaczonych do odbicia wyspy mianował starego
weterana europejskich pół bitewnych — Fryderyka Her­
mana, księcia Schomberga (1615-1690) 1. Schömberg, na-
turalizowany Francuz z Palatynatu (jego ojciec był Niem­
cem, a matka Angielką), rozpoczął służbę w armii szwedz­
kiej Bernarda Weimarskiego podczas wojny trzydziestolet­
niej. Od 1639 r. pozostawał w służbie holenderskiej, od
1650 r. w wojsku francuskim. Pod rozkazami Turenne’a
odznaczył się w bitwie na Wydmach Dunkierki. W latach
1660-1668 przebywał w Portugalii jako jeden z organiza­
torów i dowódców armii tego państwa. Od 1668 r. służył
znowu w wojsku francuskim, a w latach 1672-1673 w armii
angielskiej Karola II. W 1673 wrócił do Francji. Pod
sztandarami Ludwika XIV doszedł do stopnia marszałka
Francji (1675), ale po odwołaniu edyktu nantejskiego
wyjechał do Portugalii, a następnie przeszedł na służbę
elektora brandenburskiego (1687) i stał się naturalnym
przywódcą hugonockich emigrantów w Berlinie. Za zgodą
elektora wziął udział w wyprawie Wilhelma do Anglii jako
jego zastępca. Po zwycięstwie Wspaniałej Rewolucji par­
lament angielski odwdzięczył mu się nagrodą pieniężną
w wysokości 100 tys. funtów, a Wilhelm nadał mu tytuł
książęcy (kwiecień 1689) i mianował go naczelnym dowód­
cą wojsk biorących udział w wyprawie do Irlandii.
Rozważając przygotowanie wyprawy, uznano, że wysy­
łanie do Irlandii oddziałów należących do dawnej armii
Jakuba może być ryzykowne (obawiano się, że mogą one
zdezerterować i przejść na stronę jakobitów). W tej sytuacji
27 czerwca podjęto decyzję o sformowaniu 23 nowych
regimentów piechoty i kawalerii. W lecie 1689 r. 20-
-tysięczna armia wilhelmitów zaczęła zbierać się w Chester,
skąd miała wyruszyć do Irlandii. Jej trzonem były nowe
regimenty angielskie. Oprócz nich pod rozkazami Schom­
berga znalazła się wyborowa brygada holenderska oraz
regiment kawalerii i trzy regimenty piechoty francuskich
1 Franc. Frederic Herman de Schömberg, niem. Friderick Hermann von
Schömberg.
hugonotów. Rekrutacja i wyposażenie armii zabrało tylko
sześć tygodni, ale szkolenie i dostarczenie wojsku niezbęd­
nego zaopatrzenia przebiegało w dużo wolniejszym tempie.
Gdy Schömberg przybył do Chester 20 lipca, zastał tam
taki bałagan, że nic nie wskazywało na to, aby wyprawa
mogła szybko dojść do skutku. Magazyny zaopatrzenia
świeciły pustkami, okręty i transportowce przeznaczone do
ekspedycji nie były jeszcze gotowe, wielu nowych żołnierzy
było wyraźnie niedoszkolonych, a ich oficerowie, w więk­
szości młodsi synowie wiejskiej szlachty, nie nauczyli się
jeszcze dowodzić.
Na początku sierpnia obradująca w Londynie Izba Gmin
otrzymała wiadomość o przerwaniu blokady Londonderry
i zwycięstwie protestantów pod Newtonbutler. Uznano to za
sprzyjającą okazję do natychmiastowego wyekspediowania do
Ulsteru wojsk przeznaczonych do odbicia Irlandii i zaczęto
naciskać na Schomberga, aby przyspieszył wyprawę. Straciw­
szy wiele czasu na próby zebrania swojej armii w jednym
miejscu, Schömberg z trudem wybrał 10 tys. ludzi gotowych
do wyprawy (w tym trochę kawalerii i kilka dział).
12 sierpnia 1689 r. wypłynął z Hoylake (Cheshire) koło
Liverpoolu z 12 regimentami piechoty i kawalerii i następ­
nego dnia wylądował bez przeszkód w zatoce Ballyholme
Bay w hrabstwie Down. 17 sierpnia jego wojska wkroczyły
do Belfastu, gdzie Schömberg założył swoją pierwszą
kwaterę. Nieliczne oddziały jakobitów wycofały się do
Carrickfergus i Lisburn. Trzy dni później wilhelmici obiegli
Carrickfergus, bronione przez dwa irlandzkie regimenty
pod komendą pułkowników Charlesa MacCarthy’ego Mora
i Cormacka O’Neilla. 27 sierpnia, po tygodniowym ostrzale
z lądu i morza (przez sześć angielskich okrętów), jakobicki
garnizon skapitulował na honorowych warunkach i odszedł
pod eskortą z bronią i sztandarami do Newry. Następnego
dnia burmistrz Carrickfergus Richard Dobbs w poddańczym
geście oddał swoją szpadę Schombergowi i wilhelmici
zostali panami twierdzy. Ciężkie działa i sprzęt oblężniczy
przewieziono statkami pod obsadzony przez jakobitów
zamek Carlingford. 31 sierpnia przybyły dalsze posiłki
z Anglii. Siły Schomberga wzmocniły dodatkowo dwa
regimenty ulsterskich protestantów (w tym jeden z En­
niskillen, przewieziony statkami z Coleraine). 2 września
Schömberg z 20 tys. ludzi ruszył w deszczu i chłodzie
błotnistą drogą na południe, gdzie koncentrowały się
siły Jakuba.
Przybycie Schomberga wywołało panikę w Dublinie,
a Jakub rozważał nawet możliwość powrotu do Francji. Do
tego czasu jakobici niemal całkowicie opuścili Ulster.
Tylko książę Berwick opóźniał ruchy wojsk Schomberga,
dokonując napadów na ziemie przygraniczne, blokując
drogi i niszcząc zapasy żywności w rejonie Newry. Ustę­
pujący przed armią wilhelmitów Irlandczycy spalili Carlin-
gford, Newry i inne miejscowości na trasie marszu Schom­
berga i okopali się nad rzeką Fane, trzy mile na południe
od portowego miasta Dundalk w hrabstwie Louth. 6 wrześ­
nia Schömberg zajął spalone Newry, a następnego dnia
stanął obozem na grząskim gruncie pod Dundalk. 8 września
przybyły mu na pomoc z północy dwa regimenty z brygady
Kirke’a (pułkownika Johna Ranmera i pułkownika Williama
Steuarta). W obawie przed zaskoczeniem Schömberg działał
zbyt ostrożnie i mało energicznie, tracąc okazję do od­
niesienia szybkiego zwycięstwa. Jego opieszałość pozwoliła
Jakubowi i Rosenowi znacznie wzmocnić swoje siły w Dro-
ghedzie nowymi rekrutami i poprawić sytuację na zachodzie
kraju, gdzie Sarsfield kilkoma błyskotliwymi uderzeniami
w Connaught wyparł protestantów ze Sligo i Jamestown
i zabezpieczył Galway.
Gdy Jakub dowiedział się o marszu wilhelmitów, kazał
wyruszyć armii (26 tys. ludzi) na spotkanie wroga. 21
września król przybył pod Dundalk i objął osobiste dowódz­
two nad wojskiem. Sześć dni później próbował wywabić
Schomberga z okopów i sprowokować go do walki.
W obliczu silniejszego przeciwnika Schömberg wolał
pozostać w umocnionym obozie, a Jakub — wbrew
namowom Rosena i innych dowódców — nie zdecydował
się go zaatakować. W końcu znudzony Jakub wycofał
się do Ardee, skąd przez jakiś czas obserwował wroga.
4 listopada rozpuścił armię na kwatery zimowe i wrócił
do Dublina.
W ciągu kilku jesiennych tygodni stan oddziałów Schom­
berga w prowizorycznych obozach pod Dundalk uległ
znacznemu pogorszeniu. Zła pogoda i kiepska organizacja
(z winy skorumpowanego angielskiego kwatermistrza genera­
lnego Henry’ego Shalesa żołnierze byli żywieni zepsutą
żywnością i osłonięci cienkimi namiotami) spowodowały
głód i epidemie. Około 1700 wilhelmitów straciło życie
z powodu dyzenterii, grypy i przeziębienia, a kolejnych tysiąc
zmarło na statkach, które przewoziły chorych do Belfastu.
Wojsko zaczynało sarkać, a w niektórych regimentach
angielskich doszło do buntu i próby przejścia na stronę Jakuba
(w wyniku tego stracono sześciu buntowników, a dwustu
innych odesłano w łańcuchach do Anglii). Do 10 listopada
Schömberg wycofał wojsko na leża zimowe na północ, do
Carrickfergus i Lisbum, gdzie jego ludzie nadal umierali
z powodu chorób. Dwa tygodnie później (24 listopada)
jakobici dokonali udanego wypadu do Newry, jakby chcieli
przypomnieć Schombergowi, że cały czas czuwają.
W listopadzie 1689 r. główny front wojny w Irlandii
ustabilizował się na linii od morza do Newry, przez Cavan,
Jamestown do Sligo. W ten sposób trzy prowincje Irlandii
(Leinster, Munster i Connaughht) pozostały w rękach
Jakuba, natomiast prawie cały Ulster (z wyjątkiem fortu
Charlemont) znalazł się w posiadaniu jego wrogów. Król
i katolicy w Irlandii kończyli rok zadowoleni ze stanu
posiadania i wyników konfrontacji z Schombergiem, który
okazał się mniej groźny, niż sądzono. Kunktatorstwo Jakuba
oburzyło jednak Rosena, który poróżnił się z królem
w sprawie prowadzenia działań przeciwko wojskom Schom­
berga i postanowił przy najbliższej okazji wrócić do Francji.
Nie wykorzystano też przerwy zimowej na podniesienie
dyscypliny i poziomu wyszkolenia irlandzkich rekrutów,
na co zwracał uwagę królowi książę d’Avaux. Zamiast
zadbać o kondycję armii, dw6r w Dublinie spędzał wolny
czas na pisaniu miłosnych listów, grze w kości i rozrywkach
karcianych. Okazja do zrobienia z silnych i bitnych irlan­
dzkich chłopów dobrych żołnierzy została definitywnie
zaprzepaszczona.
Zimą na głównym froncie w Irlandii niewiele się działo.
Stoczono natomiast kilka potyczek na zachodnim po­
graniczu Ulsteru, które nie miały rozstrzygającego znaczenia
dla wojny. 13 stycznia 1690 r. brygadier Richard Nugent
wyszedł z Westmeath i zdobył siedzibę protestantów
— zamek Kenagh w hrabstwie Longford. W lutym puł­
kownik Wolseley dostał od Schomberga rozkaz wyjścia
z Belturbet i wzięcia Cavan, położonego najbliżej granicy
Ulsteru garnizonu jakobitów. Jakub wysłał na pomoc do
Cavan oddziały księcia Berwicka (800 jazdy i piechoty)
i Nugenta (800 piechoty). 13 lutego Wolseley (700 piechoty
oraz 300 jazdy i dragonów z Enniskillen) pobił połączone
siły Irlandczyków w bitwie na przedpolu miasta. Jakobici
stracili około 200 zabitych, wśród nich Nugenta, protestanci
około 50-60 ludzi. Wolseley spalił miasto, ale nie zdołał
opanować górującego nad nim zamku Tullymongan, mocno
trzymanego przez brygadiera Johna Wauchope. Berwick
wrócił do Dublina i został zastąpiony w Cavan przez
Sarsfielda. W końcu marca Sarsfield ewakuował Cavan,
wycofując się na południe do Finea. W maju, gdy Schöm­
berg ruszył się z Belfastu, Sarsfield z 3 tys. jazdy z Finea
blokował garnizon Wolseleya w Belturbet, dopóki tamtejsi
protestanci nie odeszli do głównej armii Wilhelma na
wschodzie.
Na przedwiośniu obie strony wzmacniały swoje siły
przed ostateczną rozgrywką. W marcu do Belfastu przybyły
posiłki duńskie (6 tys. ludzi) pod Karolem Fryderykiem,
księciem Wirtembergii („chciwi najemnicy, dobrze odziani
i uzbrojeni”) które lądowały w Anglii w listopadzie 1689 r.
Z kolei 17 marca silna flota francuska (około 50 okrętów
i statków transportowych) pod dowództwem generała
porucznika Franęoisa Davy, markiza d’Amfreville, wysa­
dziła w Corku i Kinsale 6 tys. żołnierzy (pięć regimentów)
pod dowództwem księcia Lauzuna, wycofanych z frontu
wojny na kontynencie. Przed wyjazdem Ludwik XIV prze­
strzegł Lauzuna przed nadmiernym bohaterstwem i radził
mu, aby — zamiast szukać rozstrzygnięcia w otwartej
walce — starał się zmęczyć i wyczerpać przeciwnika. Nade
wszystko jednak kazał mu przestrzegać dyscypliny w armii.
Oprócz francuskich weteranów przybyło także 300 lub 400
Irlandczyków oraz grupa angielskich i francuskich ochot­
ników. Na początku kwietnia dostarczono z Francji 22
działa polowe oraz potężny zapas prochu, amunicji i innych
materiałów wojennych. W zamian za kontyngent francuski
ta sama flota d’Amfreville’a zawiozła Ludwikowi w końcu
kwietnia 5-tysięczną brygadę irlandzką Mountcashela2.
Wraz z nią odpłynęli do Francji Rosen, Furnéron
i d’Avaux, który krytycznie oceniał umiejętności militarne
Lauzuna. Nowym dowódcą armii Jakuba w Irlandii został
książę de Lauzun, a jego zastępcą markiz de la Hoguette,
w randze generała porucznika. Siły Lauzuna nie znalazły
należytego oparcia w południowej Irlandii i w połowie
kwietnia zostały przesunięte do Dublina, gdzie pozostały
do czasu wyjścia w pole w maju. Sytuacja, jaką Francuzi
zastali w Dublinie, szczerze ich przeraziła. „Chaos, jaki
tu panuje — pisał do ministra wojny Louvoisa Lauzun
2 W skład Brygady Irlandzkiej weszło pięć regimentów: własny
Mountcashela, oraz pułkowników: Daniela O’Bryana, Richarda Butlera,
Roberta Fieldinga i Arthura Dillona.
— równy jest chaosowi tuż przed stworzeniem świata
z Genesis”3.
W końcu kwietnia 1690 r. wilhelmici opuścili zimowe
kwatery i obiegli fort Charlemont, ostatni punkt oporu
jakobitów w Ulsterze. Twierdzy broniło 800 żołnierzy
pod komendą irlandzkiego wojaka, sir Teague O’Regana.
14 maja, po trzech tygodniach walki, dzielny 0’Regan
poddał wygłodzony fort dziesięciokrotnie liczniejszemu
wrogowi i uzyskawszy prawo wyjścia z bronią odmasze-
rował do Dundalk, gdzie po zimowej przerwie na nowo
zbierały się wojska Jakuba.

INTERWENCJA WILHELMA

Zimą 1690 r. Wilhelm z ciężkim sercem stwierdził, że


Schömberg zawiódł jego oczekiwania. Europejska polityka
Anglii i Holandii była zagrożona i Wilhelm uznał, że
sytuacja wymaga jego osobistej interwencji. Po osiemnastu
miesiącach nudnego życia pośród sporów politycznych
i dworskich intryg, z których niewiele rozumiał, postanowił
samemu wyprawić się do Irlandii. Musiał jednak najpierw
uporać się z wewnętrznymi kłopotami. Parlament angielski
bardziej niż obecnością Jakuba w Irlandii, zajęty był ciąg­
nącymi się od czasu jego detronizacji porachunkami pomię­
dzy wigami i torysami. Wilhelm zagroził, że jeżeli parlament
nie przyzna mu potrzebnych na wojnę pieniędzy, zrezygnuje
z korony angielskiej i wróci do Holandii. Obie partie
opamiętały się i we wspólnym interesie wspomogły Wilhelma
niezbędnymi kwotami. Dopiero wtedy król mógł osobiście
wyruszyć do Irlandii. Decyzja Wilhelma o „wyjściu w pole
własną osobą” wywołała niepohamowany entuzjazm wśród
ulsterskich protestantów i napełniła niepokojem serca irlan­
dzkich katolików.
3 Maria N i e m o j e w s k a , Ostatni Stuartowie, Państwowy Instytut
Wydawniczy, Warszawa 1992, s. 20.
W marcu 1690 r. Francuzi przerzucili do Irlandii kon­
tyngent wojskowy księcia Lauzuna, ale nie zdecydowali się
użyć swej głównej floty jako siły pomocniczej w kampanii
irlandzkiej. Zamiast tego Ludwik XIV skierował flotę
admirała de Tourville z Brestu przeciwko Torringtonowi
do kanału La Manche. Torrington mądrze uchylił się od
walki, wobec czego de Tourville w końcu kwietnia wrócił
do Brestu. Pozostał tam przez cały maj i czerwiec, czekając
na przybycie eskadry śródziemnomorskiej z Tulonu i zbie­
rając siły do decydującego starcia z flotą sprzymierzonych
w kanale La Manche.
Brak aktywności Francuzów na morzu pozwolił Wilhelmo­
wi wykorzystać szansę, na którą od dawna czekał. 8 czerwca
Wilhelm przybył do Chester, a trzy dni później wypłynął na
pokładzie jachtu „Mary”, jednego z 40 statków floty wyrusza­
jącej wraz z nim z Hoylake. Towarzyszyli mu: książę Jerzy
Duński, austriacki książę Jerzy Heski (Georg von Hessen­
Darmstadt), książę Ormond, Wilhelm Moritz, hrabia Solms-
-Braunfels, hrabia Henryk Nassau (Hendrik van Nassau),
Hans Willem Bentinck, nowo kreowany hrabia Portland,
hrabiowie Oksford, Scarborough i Manchester, szkoccy
generałowie James Douglas i Hugh Mackay oraz inni
dowódcy. Po drodze dołączyło do nich 250 jednostek
transportowych z innych portów angielskich osłanianych
przez eskadrę sześciu okrętów wojennych Shovella. Wiozły
one 15 tys. żołnierzy, ponad 40 dział, żywność, zaopatrzenie
i wszystko, co było niezbędne do kampanii.
By utrzymać swoją wielką międzynarodową armię,
Wilhelm postawił na nowoczesne służby pomocnicze.
Dysponował przenośnym szpitalem polowym dla rannych
i 2500 koni do transportu zaopatrzenia4. Miał nawet
4 Wilhelm przywiózł ze sobą prototyp pierwszego karabinu maszyno­
wego, wielkie koło najeżone lufami 150 muszkietów, które mogły być
odpalone jednocześnie, a po odwróceniu urządzenie mogło wystrzelić
ponownie z takiej samej liczby luf.
składany dom zaprojektowany przez słynnego angielskiego
uczonego i architekta Christophera Wrena, który zasłynął
dzięki wkładowi w odbudowę Londynu po wielkim pożarze
z 1666 r. Ponadto w skrzyniach Wilhelma znajdowało się
200 tys. funtów na żołd dla jego ludzi, którymi opiekował
się Thomas Coningsby, wigowski poseł do londyńskiego
parlamentu mianowany gerferalnym płatnikiem armii.
W drodze do Irlandii „Mary” przybiła do brzegów wyspy
Man, gdzie Wilhelm zażył krótkiego odpoczynku przed
ostatnim etapem podróży.
W sobotę 14 czerwca po południu Wilhelm wylądował
w Carrickfergus w otoczeniu swych generałów, książąt
i lordów, gorąco witany przez tłum protestantów. Król
spędził w Carrickfergus tylko pół godziny, akurat tyle, ile
potrzebował na formalne przyjęcie kluczy do miasta od
miejscowego magistratu. Wśród wystrzałów armatnich
i głośnych okrzyków: „Niech Bóg błogosławi protestanc­
kiego króla Wilhelma”, udał się konno do dworu White-
hause, w połowie drogi z Carrickfergus do Belfastu. Tam
oczekiwał go Schömberg, książę wirtemberski, generał
Kirke i inni oficerowie. Po naradzie wojennej król odjechał
powozem Schomberga do Belfastu, gdzie stanął na kwaterze
nad brzegiem rzeki Logan. W nocy na wszystkich wzgó­
rzach hrabstw Antrim i Down zapłonęły wielkie ogniska na
znak przybycia protestanckiego króla. Widok czerwonych
ogni docierał do posterunków jakobickich po drugiej stronie
zatoki Carlingford i Dundalk jako przesłanie, że zbliża się
decydująca godzina próby. 15 czerwca Wilhelm wziął
udział w mszy w kościele St. George’s Church i udał się
na objazd miasta5. Jego sekretarz Constajntin Huygens
zanotował: „Widzieliśmy wielu biednych i wynędzniałych
ludzi, mężczyzn, kobiety i dzieci, byli półnadzy, brzydcy
5 Belfast składał się w tym czasie z zamku szlacheckiej rodziny
Chichester i pięciu brudnych ulic, przy których stało około 300 małych
i niewygodnych domów.
i wyglądali niezdrowo, gorzej niż ludzie, których widziałem
w jakimkolwiek innym kraju. Ich domy także były nie­
zwykle brudne i nędzne”.
Jakub otrzymał wiadomość o lądowaniu Wilhelma 16
czerwca. Sarsfield i Lauzun radzili mu, aby spalił Dublin
i wycofał się w stronę bezpieczniejszego zachodniego
wybrzeża, gdzie mógł liczyć na pomoc floty francuskiej
i silne twierdze w Athlone, Galway i Limerick. Jakub nie
chciał jednak oddać stolicy i bogatych prowincji Leinster
i Munster. Morale armii było wysokie i król postanowił
stanąć do walki. W ciągu 48 godzin od wylądowania
Wilhelma Jakub wyruszył na północ, zostawiając stolicę
pod opieką sir Simona Luttrella. Luttrell natychmiast wydał
proklamację, która zakazywała protestantom pod karą
śmierci wychodzenia z domów po zmierzchu i gromadzenia
się, nie wyłączając uczestnictwa w nabożeństwie.
Pierwszym zamiarem Jakuba było wydanie Wilhelmowi
bitwy obronnej na granicy prowincji Leinster i Ulster, ale
musiał z niego zrezygnować z powodu kunktatorstwa
Lauzuna, który stosował się do rad Ludwika i nie okazywał
chęci do szukania szybkiego rozstrzygnięcia w bitwie. Nie
chcąc oddawać Dublina bez walki, Jakub nakazał skoncen­
trować armię w okolicy Dundalk, podobnie jak to miało
miejsce w poprzednim roku. 22 czerwca król stanął
w Dundalk, gdzie jego 25-tysięczna armia Irlandczyków,
Anglików i Francuzów zajęła silną pozycję cztery mile za
miastem, u wylotu wąskiej drogi wiodącej do Newry.
W dniu przybycia Jakuba do Dundalk silny podjazd
jakobitów (cztery kompanie grenadierów pod komendą
pułkownika Johna Fitzgeralda i szwadron jazdy pod­
pułkownika Lawrence’a Dempseya z regimentu lorda
Galmoya) stoczył zwycięską potyczkę z angielskim od­
działem zwiadowczym (200-300 żołnierzy piechoty i dra­
gonów) w rejonie przesmyku Moyry Pass, pomiędzy
Dundalk i Newry. Wzięty do niewoli angielski kapitan
Farlow podczas przesłuchania zeznał, że Wilhelm pro­
wadzi ze sobą armię liczącą 50 tys. ludzi (w rzeczywistości
wiódł 36 tys.)6. Wbrew oczekiwaniom, armia Jakuba
nie była tak liczna, gdyż zbyt wiele regimentów piechoty,
zamiast wyjść w pole, pozostało w garnizonach7. Chociaż
informacje Farlowa wydawały się znacznie przesadzone,
Jakub wiedział, że ma przed sobą lepiej uzbrojone i dużo
liczniejsze siły Wilhelma. W tej sytuacji nakazał odwrót
na południe przez Ardee. Wbrew opinii prawie wszystkich
swoich dowódców postanowił bronić stolicy i prowincji
Leinster na linii rzeki Boyne, około 30 mil na północ
od Dublina.
Tymczasem 19 czerwca Wilhelm opuścił Belfast i ruszył
do Lisburn i Hillsborough. W celu utrzymania dyscypliny,
król wydał w Hillsborough rozkaz zabraniający rabunków
i gwałtów na ludności cywilnej. Rozkazowi towarzyszyła
proklamacja przywracająca przywileje Kościołowi pro­
testanckiemu wraz z prawem pobierania danin publi­
cznych, częściowo w dowód zachowanej wobec Wilhelma
lojalności, częściowo jako rekompensatę za poniesione
straty materialne. Jeszcze tego samego dnia król ruszył
do Lisburn. 23 czerwca rozproszone oddziały 36-tysięcznej
armii wilhelmitów — „dziwacznej mieszaniny wszystkich
narodowości: Skandynawów, Szwajcarów, Holendrów,
Prusaków, francuskich hugonotów, Anglików, Szkotów,
Szkoto-Irlandczyków i Anglo-Irlandczyków” — połączyły
się w Loughbrickland. Wilhelm dokonał na miejscu
inspekcji, kazał rozdzielić zapasy i amunicję oraz wypłacić
6 Ogółem armia Wilhelma w Irlandii liczyła około 44 tys. ludzi, w tym:

2 regimenty gwardii, 23 regimenty jazdy, 5 regimentów dragonów i 46


regimentów piechoty, z których kilka zostało w garnizonach na północy.
Około połowy jego żołnierzy stanowili Anglicy.
7 Jakub miał w tym czasie w Irlandii ponad 40 tys. żołnierzy, w tym:

1 regiment gwardii pieszej, 1 regiment gwardii konnej, 8 regimentów


kawalerii, 7 regimentów dragonów i 36 regimentów pieszych (w tym
5 francuskich), nie licząc brygady Mountcashela wysłanej do Francji.
żołd. Potem podzielił wojsko na trzy kolumny (straż
przednia, siły główne i straż tylna) i następnego dnia
z całą armią pomaszerował na południe, gotów zmierzyć
się z Jakubem przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Schömberg i niektórzy generałowie doradzali mniejszy
pośpiech i więcej ostrożności, ale Wilhelm nie chciał
dopuścić, aby Jakub przeciągnął kampanię do jesiennych
deszczów, które powstrzymały rok wcześniej ofensywę
Schomberga. Jako doświadczony polityk dobrze wiedział,
że naród angielski nie jest zadowolony z dotychczasowego
przebiegu wojny i tylko szybkie i błyskotliwe zwycięstwo
może przywrócić entuzjazm jego przyjaciół i podciąć
skrzydła jego wrogom. Stwierdził, że nie przybył do
Irlandii po to, aby „trawa urosła mu pod stopami”
i kazał maszerować wojsku do Newry.
Zgodnie z przekazem Wilhelm spędził noc z 24 na 25
czerwca w rezydencji Bovenett House, gdzie niespodziewanie
złapał go ostry atak żołądka po zjedzeniu świeżych owoców.
26 czerwca wilhelmici sprofanowali w Donaghmore irlandzką
świętość — stary celtycki krzyż (Dronaghmoer Celtic Cross),
uszkadzając go kulą z armaty. Następnego dnia wojska
Wilhelma bez oporu wkroczyły do Dundalk.
Mimo niepogody i wątłego zdrowia, w marszu Wilhelm
prawie nie zsiadał z siodła, wizytując każdy ze swoich
regimentów i osobiście dokonując rozpoznania terenu.
Wszędzie go było pełno. Niemal każdy żołnierz armii
wilhelmitów dobrze znał jego ruchliwą postać w niebieskim
mundurze i głos, którym zachęcał do wysiłku lub sztorcował
winnych zaniedbań. Przez cały czas w drodze na południe
towarzyszyła mu angielska flota płynąca wzdłuż wybrzeża.
Kraj, przez który maszerowały wojska Wilhelma, dawniej
żyzny i bogaty, teraz był mocno zrujnowany i niemal
całkowicie opustoszały. 29 czerwca armia Wilhelma minęła
miasteczko Ardee, „żałośnie splądrowane przez wroga,
który zostawił tylko gołe ściany, nie licząc gromady
starych i schorowanych ludzi leżących w łóżkach”. Wielu
z nich umierało z głodu, ale wojska Wilhelma miały tylko
pięciodniowe zapasy żywności i nieszczęśnikom nikt nie
mógł pomóc.
W sobotę 29 czerwca piechota jakobitów przeszła rzekę
Boyne przez most w Droghedzie i rozbiła obóz w okolicy wsi
Donoré, u podnóża wzgórza olej samej nazwie (Donoré Hill),
niecałe trzy mile na zachód od miasta, pomiędzy małymi
wioskami Ramullin i Oldbridge. Kawaleria przeprawiła się
wygodnym brodem w Oldbridge. Następnego dnia irlandzcy
dragoni wysadzili w powietrze odległy o osiem mil na zachód
most w Siane, odgrodzony od Oldbridge zaporą z wysokich
wzgórz i nieprzebytym grzęzawiskiem. Jakub obsadził silną
załogą ufortyfikowaną Droghedę, a sam rozbił swój obóz na
wysokim gruncie w Ramullin, gdzie jego namiot pozostał
przez cały następny dzień, do wtorku 1 lipca rano.
29 czerwca Wilhelmowi doniesiono, że armia irlandzka
obozuje na południowym brzegu Boyne, w pobliżu wioski
Oldbridge, niedaleko Droghedy. 30 czerwca rano wojska
Wilhelma zbliżyły się w trzech dywizjach do południowej
granicy hrabstwa Louth na rzece Boyne i stanęły obozem
na płaskowyżu niedaleko wsi Tullyallen. Obozowisko dla
40 tysięcy ludzi, żołnierzy i ciągnących za wojskiem
cywilów, oraz towarzyszących im taborów z tysiącami
koni i setkami wozów potrzebnych do przewiezienia bagaży,
zapasów i polowego szpitala zajęło ogromny obszar, skryty
jednak przed wzrokiem obozujących po drugiej stronie
Boyne jakobitów.
Gdy tylko obóz został rozbity, generałowie Wilhelma
chcieli natychmiast atakować i spierali się o to, w którym
miejscu najlepiej przejść rzekę. Jednak Wilhelm, który nigdy
nie podejmował żadnych ważnych działań w poniedziałek
i wierzył, że to pechowy dzień, kazał czekać do 1 lipca.
Kości zostały rzucone. Półtora roku po inwazji księcia
orańskiego na Anglię, armie Jakuba i Wilhelma stanęły
naprzeciwko siebie nad brzegami spokojnej irlandzkiej
rzeki Boyne. Wuj i teść oraz jego siostrzeniec i zięć
w jednej osobie mieli po raz pierwszy osobiście roz­
strzygnąć nie tylko to, któremu z nich ostatecznie przy­
padnie korona Anglii, ale i to, kto zdobędzie panowanie
nad Europą.
BOYNE

PRZED BITWĄ

30 czerwca chłodnego z natury Wilhelma ogarnęła


dziwna przedbitewna gorączka. Przez cały ranek wizytował
maszerujące wojska i rozmawiał z dowódcami, a wczesnym
popołudniem wybrał się na rekonesans nad Boyne, aby
osobiście przyjrzeć się sytuacji. Swoim zwyczajem pojawił
się nad rzeką na dorodnym białym koniu, w pełnym
rynsztunku i ze wszystkimi atrybutami królewskiej władzy.
Towarzyszyli mu: Schömberg, Ormond, Solms, Coningsby,
książę Jerzy Heski i kilku innych oficerów.
Z wysokiego płaskowyżu Tullyallen na północnym
brzegu rzeki, przeciętego głębokim jarem (King’s William
Gleń), przez który prowadziła w dół droga do Oldbridge,
widać było jak na dłoni zieloną dolinę Boyne, wzdłuż
której biegła granica hrabstw Louth i Meath. Wkrótce
miała ona przejść do historii pod nazwą „Doliny królów”.
W dolinie rzeka płynęła leniwie krętym zarośniętym
korytem ku pobliskiej Droghedzie, a milę lub półtorej za
miastem wpadała do morza. Jej niższy prawy brzeg
przechodził łagodnie w odległe o dobre pół mili wysokie
pasmo wzgórz wokół Donoré, które zasłaniało skryty
w oddali południowy horyzont. O tej porze roku rzeka
u stóp płaskowyżu była łatwa do sforsowania, gdy nie było
przypływu, a nawet przy stosunkowo wysokiej wodzie
można ją było przejść przez kilka okolicznych brodów.
Szczególnie nadawał się do tego bród w Rossnaree, sześć
mil powyżej Oldbridge, łatwo dostępny w każdych warun­
kach. Brody w Oldbridge i przy pobliskiej wyspie Grove
Island można było przejść przy średnim stanie wody,
a najniżej położony bród w Drybridge (półtorej mili na
wschód od Oldbridge), tylko przy niskim poziomie rzeki.
W głębi nadrzecznej łąki i na stoku Donoré Hill rzędy
białych namiotów, łopocące sztandary i ruchliwe oddziały
wojska wyznaczały miejsce, gdzie obozowała armia Jakuba,
gotowa bronić brodu w dużym północnym zakolu rzeki
i kilku sąsiednich brodów. Na południowym wschodzie
strzelały w górę kościelne wieże i mury zamku w Drog-
hedzie, nad którym powiewały królewskie flagi domu
Stuartów i Burbonów. W mieście bronionym przez silny
garnizon (1300 ludzi) pod dowództwem lorda Iveatha
znajdował się jedyny w okolicy most. Jeszcze dalej, za
wałami miasta, błyszczały wody Morza Irlandzkiego, po
których poruszała się wolno ogromna flota towarzysząca
wojskom Wilhelma.
Jakub umieścił swój sztab na szczycie Donoré Hill,
gdzie znajdował się mały zrujnowany kościół i wiejski
cmentarzyk. Miał stąd doskonały widok na północ. W od­
ległości około trzech mil na południe od wzgórza leżała
wioska Duleek, przez którą biegła jedyna droga odwrotu do
Dublina. Widok licznych, doskonale wyposażonych i wy­
szkolonych wojsk Wilhelma bardzo stropił Jakuba i uczynił
go jeszcze bardziej trwożliwym i nieporadnym. W przeci­
wieństwie do Wilhelma, Jakub martwił się głównie o swoje
osobiste bezpieczeństwo. Przez większą część dnia — za­
miast myśleć o przygotowaniach do bitwy — zastanawiał
się nad tym, jak uniknąć walki i zabezpieczyć się przed
najgorszym. Nie wiedział czy zarządzić kolejny odwrót,
czy uciekać samemu. Na wszelki wypadek kazał odesłać
do Dublina swoje bagaże i wydał rozkaz wycofania
irlandzkiej artylerii1. W końcu jeszcze raz zmienił zdanie
i postanowił się bić, ale do tego czasu zdążono ewakuować
sześć najcięższych dział polowych, które uszczupliły jego
i tak nieliczny park artyleryjski.
Po drugiej stronie Boyne Wilhelm przemieszczał się
wolno wzdłuż północnego brzegu, dokładnie obserwując
pozycje Irlandczyków, od których dzieliło go miejscami
zaledwie 100 metrów.
— Cieszę się, że was widzę panowie — rzekł do siebie,
patrząc na stanowiska jakobitów. — Jeśli mi się teraz
wymkniecie, będzie to tylko moja wina.
— Ich armia jest dość mała — wtrącił jeden z holender­
skich oficerów.
Rzeczywiście, z pozycji Wilhelma wojsko Jakuba wyda­
wało się liczyć nie więcej niż 16 tys. ludzi. W sztabie
wilhelmitów wiedziano jednak z najnowszych doniesień
dezerterów, że wiele regimentów skrywają przed wzrokiem
przeciwnika nierówności terenu.
— Mogą być silniejsi, niż na to wyglądają — odparł
Wilhelm. — Ale czy są słabi, czy silni, wkrótce się o tym
przekonam.
Po dokonaniu rozpoznania Wilhelm pojechał kawałek
w górę rzeki. Tam, na odkrytej łące, postanowił chwilę
odpocząć i zjeść wraz ze swymi oficerami żołnierski
posiłek. Ordynansi podprowadzili juczne konie zjedzeniem
i napitkiem i rozpostarli na trawie obrus, przy którym
zasiadło królewskie towarzystwo. Gdy Wilhelm i jego
dowódcy raczyli się obiadem, po drugiej stronie rzeki
pojawiła się grupa jakobickich jeźdźców. Byli w niej:
1 Odsyłając do Dublina swoje bagaże, Jakub napisał do zaufanego sługi
sir Patricka Trenta, każąc mu przygotować w Waterford statek, który
w razie klęski miał go przewieźć do Francji.
Tyrconnel. Berwick, Sarsfield i Lauzun, którzy — podobnie
jak ich przeciwnicy — jeździli wzdłuż zielonego brzegu
rzeki, obserwując przednie straże wilhelmitów i grupę
sztabową Wilhelma poruszającą się wolno na tle zielonych
wzgórz nad Boyne. Jakobiccy dowódcy szybko zorientowali
się, że strojna postać w kapeluszu i niebieskim mundurze
gwardzisty w otoczeniu gromadki wytwornych oficerów, to
sam Wilhelm Orański. Natychmiast kazali podciągnąć na
brzeg rzeki dwa małe 6-funtowe działa polowe i wycelować
je, za plecami szwadronu kawalerii, w stronę nieprzyjaciel­
skiego sztabu. Gdy po posiłku Wilhelm ponownie dosiadł
wierzchowca, aby jeszcze raz sprawdzić szerokość rzeki,
jakobiccy jeźdźcy dali susa w bok, a artylerzyści wystrzelili
w stronę odsłoniętego Wilhelma. Pierwszy pocisk zabił
żołnierza i kilka koni obok króla, a jeden z odłamków trafił
w olstro przy siodle księcia Heskiego i powalił jego
wierzchowca wraz z jeźdźcem.
— Och! Biedny książę został zabity! — wykrzyknął
Wilhelm.
Ledwie przebrzmiały jego słowa, drugi pocisk odbił się
rykoszetem od ziemi, rozerwał mundur i lekko zranił
Wilhelma w prawe ramię, wytaczając porcję królewskiej
krwi. Wilhelm zachwiał się w siodle i na chwilę opadł
całym ciałem na szyję konia. Na ten widok w szeregach
wilhelmitów gruchnął krzyk rozpaczy. Hrabia Solms ze­
skoczył na ziemię, a po jego policzkach pociekły łzy. Za
to w obozie jakobitów zapanowała wielka radość, pomyś­
lano bowiem, że Wilhelm został zabity i „wojna dwóch
królów” wkrótce się skończy.
— Nic mi nie jest — powiedział Wilhelm do za­
smuconego Solmsa — ale kula przeszła wystarczająco
blisko.
Lekko oszołomionego Wilhelma odprowadzono za naj­
bliższy pagórek, gdzie Coningsby przewiązał mu ranę
własną chustką. Po chwili wezwano królewskiego chirurga
i wkrótce twardy Orańczyk ponownie dosiadł konia. Poko­
nując ból, Wilhelm przejechał wśród swoich oddziałów
pokazując, że żyje i nic mu się nie stało. Odniesiona rana
nie przeszkodziła mu spędzić w siodle następnych dziewięt­
nastu godzin.
Po dokładnym obejrzeniu pozycji jakobitów i przyszłego
pola bitwy, Wilhelm wskaźał swym dowódcom brody
w Oldbridge jako główny cel ataku i wybrał stanowiska dla
artylerii. Wkrótce działa wilhelmitów rozmieszczono blisko
rzeki, skąd rozpoczęły ostrzeliwać pozycje Irlandczyków
po drugiej stronie Boyne. Odpowiedziały im nieliczne
armaty jakobitów z przeciwległego brzegu i rozpoczął się
pojedynek artyleryjski, który trwał do końca dnia i przez
całą noc. Wilhelma interesowało najbardziej, jak z jakobic-
kim ostrzałem radzą sobie nowe angielskie regimenty,
które nie były jeszcze nigdy dotąd w ogniu walki.
— W porządku — rzekł w końcu z zadowoleniem.
— Znoszą ogień całkiem dobrze.
W tym czasie kawaleria Wilhelma dokonywała rozpo­
znania wzdłuż brzegów Boyne, odkrywając most w Siane,
nad którym górowała rodowa siedziba pułkownika wilhel­
mitów sir Alberta Cunninghama — zamek Siane Castle,
oraz kilka innych brodów w pobliżu Oldbridge. Most
i brody wzięto pod uwagę w czasie wieczornej narady,
podczas której Wilhelm przedstawił dowódcom plan bitwy.
Schömberg był przeciwny frontalnemu atakowi przez rzekę
pod Oldbridge, uważając go za zbyt ryzykowny. Stary
marszałek zaproponował obejście lewego skrzydła jakobi­
tów od zachodu i wykonanie pomocniczego uderzenia
w Oldbridge. Poparł go generał Kirke i angielscy oficerowie.
Holenderscy dowódcy, zwłaszcza hrabia Solms, dowódca
gwardii Wilhelma, byli odmiennego zdania. Uważali próbę
obejścia nieprzyjaciela za przejaw tchórzostwa. Aby pogo­
dzić wszystkich, Wilhelm wybrał rozwiązanie kompromi­
sowe. Postanowił wykonać manewr mylący przeciwnika,
polegający na wysłaniu części armii do Siane i odciągnięciu
jakobitów od środka, aby następnie przypuścić główne
uderzenie na brody w rejonie Oldbridge. Nie przekonało to
Schomberga, który opuścił naradę i wrócił do swego
namiotu w bardzo złym humorze.
Wielonarodowy charakter armii Wilhelma mógł spowo­
dować problemy z rozróżnieniem walczących oddziałów.
Ponadto w umundurowaniu obu armii dominował czerwony
kolor kurtek. Dlatego ustalono, że znakiem rozpoznawczym
wojsk Wilhelma będzie zielona wstążka przypięta do
nakrycia głowy, a hasłem rozpoznawczym słowo „West­
minster”. Grubo po zapadnięciu zmroku Wilhelm kazał
rozesłać rozkazy i po raz ostatni objechał w świetle
pochodni pozycje swoich wojsk. Gdy kładł się spać
w niedalekim opactwie Mellifont, nie miał złudzeń, jaka
jest stawka w czekającej go nazajutrz grze.

BITWA NAD RZEKĄ BOYNE

Wilhelm miał pod swoimi rozkazami 36 tys. ludzi,


w tym około 9 tys. kawalerii i dragonów. Ponad jedną
trzecią jego żołnierzy stanowili rodowici Anglicy i Szkoci.
Spośród nich młody książę Ormond i hrabia Oksford
prowadzili dwa regimenty konnej gwardii królewskiej. Sir
John Lanier, dowódca doświadczony w walkach na kon­
tynencie, stał na czele regimentu jazdy królowej Marii,
a pułkownik Edward Matthews dowodził królewskim
regimentem dragonów. Był też pieszy regiment pułkownika
Johna Beaumonta, z którego usunięto wszystkich katolików,
i regiment Ferdinanda Hastingsa, doświadczony w bitwie
ze szkockimi jakobitami pod Killiecrankie. Oprócz nich
dwa piesze regimenty Kirke’a z dawnej załogi Tangieru
i dwa z dawnej holenderskiej armii Wilhelma, sir Johna
Hanmera i pułkownika Johna Cuttsa, a także szkocka
gwardia pod generałem Jamesem Douglasem. Wśród od­
działów holenderskich wyróżniały się konne regimenty
Bentincka i generała Godarda Ginkela, dragoni brygadiera
Abrahama van Eppingera oraz doborowa piesza Błękitna
Gwardia, którą dowodził hrabia Solms-Braunfels. Wojska
posiłkowe cesarza Leopolda reprezentował młody książę
Jerzy Heski, a Niemców regiment brandenburski przysłany
przez elektora Fryderyka Wilhelma. Poza tym był regiment
fiński i silna brygada duńskich najemników księcia Fryde­
ryka Wirtemberskiego. Ale największą zajadłością w tym
wielonarodowym towarzystwie wyróżniali się żądni katolic­
kiej krwi francuscy hugonoci Schomberga i ulsterscy
protestanci, zwycięzcy spod Newtonbutler i twardzi obrońcy
Londonderry. Wojska Wilhelma, zarówno piechota, jak
i jazda, z wyjątkiem kilku tysięcy Anglików i ulsterskich
protestantów, składały się z samych weteranów, doskonale
wyposażonych i wspieranych liczną artylerią (36 dział
polowych i moździerzy).
Podstawową bronią piechoty wilhelmitów był udos­
konalony, lecz ciężki wielkokalibrowy (ok. 19 mm) musz­
kiet z zamkiem lontowym, o długiej na ponad metr lufie
i wadze znacznie przekraczającej 5 kg. Nowocześniejsze,
lżejsze i bardziej niezawodne, ale za to dużo droższe
muszkiety z zamkiem skałkowym (zwanym „psim za­
mkiem”, gdyż przypominał szczęki psa) i bagnetem osa­
dzanym w wylocie lufy nie weszły jeszcze do powszech­
nego uzbrojenia wojskowego. Mieli je na wyposażeniu
grenadierzy i niektóre kompanie muszkieterów, ale tylko
holenderska gwardia Wilhelma i Duńczycy księcia Wir­
temberskiego byli w nie kompletnie uzbrojeni. Żołnierz
uzbrojony w taki muszkiet mógł strzelać dwa razy szybciej,
a dzięki długiemu bagnetowi miał namiastkę piki służącą
do walki wręcz i dającą możliwość skutecznej obrony
przed kawalerią. Bronią pomocniczą był prosty w formie
żołnierski rapier przeznaczony głównie do cięcia. Rozpo­
wszechnione do niedawna blisko 5-metrowe piki z żelaznym
grotem były w armii Wilhelma rzadkością (w dobrze
„okrytych” regimentach na sześciu muszkieterów przypadał
jeden pikinier). Niektóre regimenty nie miały ich wcale.
Tradycyjną bronią oficerów i podoficerów były 2-metrowe
szpontony oraz rapiery i coraz bardziej popularne pistolety
skałkowe.
Jakub mógł przeciwstawić Wilhelmowi 26 tys. ludzi,
w tym zaledwie 1500 kawalerii i 800 dragonów. Tylko jedna
trzecia jego wojsk, w tym królewska gwardia i trzy wyborowe
regimenty jazdy, w których służyła katolicka szlachta
(Tyrconnela, Sarsfielda i Galmoya), oraz kontyngent francus­
ki, przedstawiały wysoką wartość bojową. Reszta armii
składała się z bardzo dzielnych, ale zupełnie surowych
rekrutów irlandzkich, słabo wyszkolonych i nieprzywykłych
do broni palnej. Większość z nich nigdy nie była w ogniu
bitwy. Dragonia irlandzka była słaba, piechota uchodziła za
jeszcze gorszą. Ich niewielką wartość podkreślali zarówno
wrogowie, jak i sojusznicy. W armii Jakuba widoczny był
niedostatek nowoczesnej broni. Muszkiety skałkowe mieli
tylko Francuzi Lauzuna (ostatecznie zamek skałkowy był
wynalazkiem francuskim). Irlandczycy mieli trochę starych
muszkietów lontowych, które pamiętały jeszcze czasy wojny
domowej, ale większość irlandzkich piechurów walczyła
uzbrojona w staromodne piki, miecze, maczugi, a nawet
sierpy, kosy i zaostrzone kije. Brakowało im siły ognia, ale
nadrabiali to celtycką odwagą i zapałem do walki. Nie
wystarczało to jednak do stawienia czoła dobrze zorganizowa­
nej i zdyscyplinowanej machinie wojennej, jaką była nowo­
czesna armia Wilhelma. Artyleria Jakuba (16 dział, w tym
jedno 18-funtowe i jedno 24-funtowe) została poważnie
osłabiona odesłaniem sześciu najcięższych armat do Dublina.
Ponadto miała niewielki zapas prochu i amunicji.
Jeszcze gorzej niż stosunek sił i jakość wojska wyglądało
dla jakobitów porównanie umiejętności obu dowódców.
Wilhelm był znakomitym wodzem i doświadczonym tak­
tykiem, dzielnym, chłodnym, precyzyjnym i zdecydowanym
w działaniu. Jakub, jeszcze jako książę Yorku, wyróżnił się
odwagą i bitnością na lądzie i na morzu, ale wyniki jego
działań w kampanii irlandzkiej przedstawiały się dość
żałośnie. Słaby, niezdecydowany, skłonny do nagłej zmiany
decyzji, a przy tym próżny i uparty, wywoływał bezsilną
wściekłość swoich generałów. Nic dziwnego, że jeden
z francuskich oficerów nie zawahał się rzucić mu któregoś
razu w twarz: „Panie, nawet gdybyś miał sto królestw,
wszystkie byś je stracił”.
W końcu XVII w. w armiach zachodnioeuropejskich
dobrze wyszkoloną piechotę formowano na polu bitwy
w siedem szeregów. Pikinierzy potrzebni byli tylko do
odparcia ataku kawalerii, dlatego ustawiano ich zwykle
w ostatnim szeregu, za rozmieszczonymi w sześciu szere­
gach muszkieterami. Pierwsze trzy szeregi prowadziły
ostrzał jako jedna całość: przedni z pozycji leżącej, drugi
z przyklęku, a trzeci na stojąco. Po oddaniu salwy wyco­
fywały się na tyły, aby załadować broń, a ich miejsce
zajmowały trzy następne szeregi. Taka taktyka, zwana
kontrmarszem, pozwalała na prowadzenie nieprzerwanego
ognia. W wielu bitwach tego okresu linie wrogiej piechoty
stawały w pewnej odległości od siebie i ostrzeliwały się
nawzajem, dopóki jedna z nich nie pękła i nie ustąpiła
z pola. Szczególnym rodzajem piechoty byli grenadierzy
i dragoni. Specjalnie dobierani pod względem wzrostu
i siły grenadierzy, oprócz muszkietu i miecza, mieli na
wyposażeniu torbę ręcznych, podpalanych lontami granatów
naładowanych prochem i odłamkami żelaza. Dragoni byli
konną piechotą uzbrojoną w muszkiety, na ogół krótsze niż
u piechoty (tzw. muszkietony), i rapiery. Jechali do walki
na koniach, ale zwykle walczyli na piechotę. Kawaleria
uzbrojona była w rapiery i pistolety kołowe lub skałkowe.
Oprócz zwiadu i rozpoznania na polu bitwy służyła do
zwalczania jazdy przeciwnika. Kawaleria stosowała zwykle
taktykę walki ogniowej zwaną karakolem. Polegała ona na
stosowaniu nieprzerwanego ognia i dopiero po wystrzeleniu
wszystkich pistoletów przystępowano do szarży na białą
broń. W przypadku porażki, odjazdy oczekiwano osłaniania
odwrotu pokonanej armii. Artyleria połowa miała niewielki
zasięg i wykorzystywano ją głównie do wspierania natarcia
własnych wojsk lub odpierania ataków przeciwnika.
Wilhelm podzielił swoją armię na cztery dywizje. Strażą
przednią dowodził generał porucznik James Douglas, pra­
wym skrzydłem generał major Percy Kirk, lewym skrzydłem
hrabia Solms-Braunfels, a siły główne pozostawały pod
wspólną komendą Wilhelma i Schomberga. Naczelnym
dowódcą kawalerii wilhelmitów był 49-letni hrabia Mein­
hard Schömberg, jeden z synów starego marszałka.
Jakub osobiście nie brał udziału w walce. Zajął bez­
pieczne stanowisko na wzniesieniu koło kościoła w Donoré
pod strażą kawalerzystów Sarsfielda i obserwował pole
bitwy, pozostawiając bezpośrednie dowodzenie swoim
generałom, Tyrconnelowi i Lauzunowi. Jakobici spodziewali
się, że nieprzyjaciel spróbuje przeprawy w Oldbridge
i podzielili swoją armię na trzy części. Umieścili siedem
regimentów irlandzkiej piechoty (6500 ludzi) pod ogólnym
dowództwem generała Richarda Hamiltona i hrabiego
Antrim na pozycjach obronnych w rejonie Oldbridge, na
stoku Donoré Hill i na linii naprędce usypanych parapetów
w zakolu rzeki oraz w nędznych zabudowaniach wioski,
doraźnie ufortyfikowanych pod okiem francuskich inżynie­
rów Lauzuna. Ruchomy odwód Tyrconnela pod dowództ­
wem Sheldona i Berwicka złożony z czterech regimentów
kawalerii (1000 ludzi) stanął na szczycie Donoré Hill,
a siły główne, w tym pozostała część irlandzkiej jazdy,
francuska kawaleria markiza de Lery i najlepsze regimenty
francuskiej piechoty Lauzuna skryły się za wzgórzem
opodal wsi Donoré. Znakiem rozpoznawczym wojsk Jakuba
były białe papierowe kokardy przy kapeluszach żołnierzy
symbolizujące sojuszniczą monarchię francuską. Największą
słabością szyku jakobitów było umieszczenie głównej
pozycji obronnej w zakolu Boyne, co w razie przekroczenia
przez nieprzyjaciela rzeki w innym miejscu automatycznie
skazywało ją na atak flankowy. Dlatego Jakub i Tyrconnel
pozostawili większą część armii z tyłu, tak aby w razie
potrzeby mogła ona wesprzeć oddziały walczące nad rzeką
lub zabezpieczyć odwrót do Dublina.
Obie armie zaczęły przygotowania do bitwy we wtorek
1 lipca o godz. 4.00 rano. Gdy pierwsze promienie słońca
oświetliły bezchmurne niebo, donośny dźwięk bębnów
i trąb w obozie wilhelmitów oznajmił nadejście nowego
dnia. Zgodnie z planem około godz. 5.00 hrabia Schömberg
i Bentinck wyruszyli pod osłoną drzew i porannej mgły,
aby przeprowadzić atak oskrzydlający lewą flankę jakobitów
przez most w Siane. Prowadzili 10 tys. duńskiej i holender­
skiej piechoty oraz duńskiej i hugonockiej jazdy, holender­
skiej dragonii i pięć dział polowych. Tyrconnel nie był
pewien, czy strome wzgórza i nieprzebyte bagna stanowią
dostateczną przeszkodę dla nieprzyjaciela. Jeszcze przed
wymarszem młodego Schomberga wysłał w górę Boyne sir
Neila O’Neilla (swojego siostrzeńca) z najsilniejszym
regimentem dragonów dla zabezpieczenia lewego skrzydła
armii. Przed dojściem do Słane hrabia Schömberg dowie­
dział się o zniszczonym moście, który był jego celem.
Maszerujące na zachód wzdłuż linii wzgórz, jego wojska
minęły kamienie nagrobne dawnych królów Irlandii i około
godz. 6.00 dotarły do brodu w Rossnaree, który „prowadził
na bardzo ładną równinę”. Broniło go zaledwie 400
spieszonych dragonów O’Neilla.
Krótko po godz. 6.00 Schömberg rzucił przeciwko nim
100 duńskich grenadierów ze straży przedniej. Ponieśli oni
pewne straty, próbując sforsować bród, dlatego Schömberg
wsparł ich regimentem holenderskich dragonów Eppingera
i własnym regimentem hugonockiej kawalerii. O’Neill
odpowiedział, sadzając swych ludzi na koń i przypusz­
czając szarżę, która miała zepchnąć wilhelmitów do rzeki.
Podczas tej brawurowej szarży jego dragoni ponieśli
ciężkie straty od ognia skałkowych muszkietów i po stracie
około 70 ludzi wycofali się z walki. Sam O’Neill, typowy
irlandzki szlachcic katolicki, który własnym sumptem
wystawił regiment do obrony sprawy Jakuba, otrzymał
śmiertelną ranę i zmarł kilka dni później w Waterford.
Jakobiccy dragoni bronili przeprawy przez ponad pół
godziny, ale nie mieli szans w starciu z doborowym
oddziałem wilhelmitów. Po oczyszczeniu brodu duńska
kawaleria zabezpieczyła przeprawę. Około godz. 8.00
reszta wojsk młodego Schomberga zeszła w dolinę i prze­
kroczyła rzekę nie napotykając żadnego oporu. Ich dalszy
marsz do Duleek został wkrótce zatrzymany przez grzęza­
wiska chroniące lewe skrzydło jakobitów, których „nie
przeszedłby nawet sam diabeł”.
Kiedy Wilhelm upewnił się, że hrabia Schömberg prze­
kroczył rzekę, około godz. 10.00 wysłał mu na pomoc
dywizję straży przedniej pod wodzą generała Douglasa,
która bez przeszkód przeprawiła się na prawy brzeg Boyne
w Siane. Wilhelmowi udało się utwierdzić jakobickich
dowódców w przekonaniu, że przesuwa swoje główne siły,
aby zaatakować ich odsłonięte lewe skrzydło od strony
Rossnaree. Ten ruch bardzo zaniepokoił Tyrconnela i Lau­
zuna. Już wcześniej otrzymali oni meldunek o tym, że
żołnierze hrabiego Schomberga sforsowali rzekę w Ros­
snaree. Przypuszczali, że Schombergowi udało się znaleźć
jakieś przejście przez bagna i wkrótce zaatakuje ich lewe
skrzydło. Zostawili więc irlandzką piechotę Hamiltona
i kawalerię Tyrconnela na stanowiskach obronnych pod
Oldbridge, a resztę armii (około 17 tys.), wraz ze wszystkimi
pozostałymi działami, przesunęli w pobliże maleńkiej osady
Roughnare, na pozycje oddalone o 4 mile na południowy
zachód od Oldbridge. Przed południem większość armii
jakobitów zatrzymała się na wysokim gruncie na granicy
mokradeł, przy wąskiej drodze z Rosnaree do Duleek,
gdzie czekała na natarcie żołnierzy młodego Schomberga
i generała Douglasa. Oba wojska nawiązały kontakt wzro­
kowy i stanęły naprzeciwko siebie, obserwując się przez
całe popołudnie, ponieważ oddzielał je od siebie głęboki
jar w Roughnare i trudne do pokonania trzęsawiska. Po obu
stronach mokradeł znalazło się ponad 35 tys. żołnierzy,
którzy nie brali udziału w toczącej się bitwie. W ten sposób
Jakub unieruchomił dwie trzecie swojej armii na lewym
skrzydle, nie wiedząc, że rozstrzygające uderzenie Wilhelma
nastąpi w Oldbridge, gdzie wilhelmici uzyskali ponad
dwukrotną przewagę nad jego wojskami. Po wydzieleniu
1300 ludzi lorda Ivaetha do obsadzenia Droghedy i wysłaniu
większości sił na lewą flankę, na głównym kierunku
uderzenia w rejonie Oldbridge jakobitom pozostało tylko
7500 ludzi wobec 16 tys. żołnierzy Wilhelma.
Około godz. 10.15, kiedy przypływ był najniższy, Wil­
helm dał staremu Schombergowi znak do natarcia w cent­
rum. Silna bateria 6-funtowych dział wilhelmitów ustawiona
na wzniesieniu powyżej Oldbridge ostrzelała stanowiska
jakobitów na przedpiersiu i w zabudowaniach wioski,
obsadzone przez dwa regimenty irlandzkiej piechoty, hra­
biego Antrim i hrabiego Clanrickard. Ostrzał ten poważnie
uszkodził kościół i większość domów we wsi. Pod osłoną
ognia artylerii w kierunku brodu ruszyły do ataku trzy
bataliony elitarnej Błękitnej Gwardii (zwanej tak od niebies­
kich mundurów) hrabiego Solmsa. Prawie 2 tys. doboro­
wych żołnierzy Wilhelma, uważanych za najlepszych
piechurów na świecie, wyłoniło się z jaru i bez wahania
podeszło do rzeki. Maszerowali równymi szeregami po
dziesięciu, z dorodnymi grenadierami na przedzie. Nad
nimi powiewały rozwinięte sztandary, a dobosze i fleciści
wygrywali na werblach i piszczałkach melodię popularnej
ulsterskiej piosenki wyśmiewającej Jakuba i jego katolicko-
-irlandzkich popleczników. Przed wyjściem do wody mu­
zyka ucichła. Holendrzy przystanęli i oddali kilka salw ze
swych nowoczesnych muszkietów w kierunku stanowisk
jakobitów za rzeką. Potem zatknęli w lufy muszkietów
długie bagnety i śmiało weszli w nurt Boyne. Głęboka do
piersi woda i ziemne parapety na południowym brzegu
rzeki, zza których cały czas trwał ostrzał Irlandczyków,
osłabiły impet natarcia Holendrów, którzy brnęli przez
odmęty rzeki z muszkietami, prochem i amunicją unie­
sionymi wysoko nad głowami. Mimo dokuczliwego ognia
gwardzistom Wilhelma udało się pokonać Boyne bez
większych strat i dotrzeć do przeciwległego brzegu, na
którym zwarli się z oddziałami jakobitów w walce wręcz.
Lepiej uzbrojeni i wyszkoleni Holendrzy odrzucili waleczną,
lecz mniej liczną i gorzej uzbrojoną irlandzką piechotę z jej
przedpiersia i nielicznych zabudowań Oldbridge na południe
od wioski. Hamilton uznał, że przeciwnik ruszył do
decydującego ataku i posłał na pomoc żołnierzom Antrima
i Clanrickarda regiment gwardii irlandzkiej i królewski
regiment Dorringtona.
Dowódca irlandzkich gwardzistów major Thomas Arthur
wyrwał pikę jednemu ze swoich żołnierzy i pobiegł
pierwszy, aby pchnąć nią stojącego najbliżej holenderskiego
oficera. Jego ludzie wydali potężny okrzyk i pobiegli za
nim. Przywitała ich bliska salwa z holenderskich musz­
kietów i nastawione bagnety, które w bezpośredniej walce
okazały się skuteczniejsze od pik. W krwawym boju poległ
major Arthur i 120 jego żołnierzy. Oprócz dowódcy padło
kilku najlepszych oficerów,.którzy na próżno próbowali
stawić ze swymi ludźmi opór holenderskim gwardzistom.
Mimo wielkiego poświęcenia dzielni Irlandczycy nie mogli
utrzymać przeprawy i zaczęli ustępować z pola. Po oczysz­
czeniu przeprawy i wyjściu na pola za wsią, holenderscy
gwardziści sprawnie przegrupowali się i stanęli w oczeki­
waniu na posiłki.
Książę Tyrconnel widząc porażkę swojej piechoty przy
brodzie, zobaczył holenderskich gwardzistów bez osłony
i postanowił zepchnąć ich do rzeki szarżą kawalerzystów
Sheldona, najlepszych żołnierzy w armii jakobitów. Regi­
menty Tyrconnela, Berwicka, Parkéra i Sutherlanda spłynęły
ze stoku Donoré Hill i mimo nierówności terenu natarły na
żołnierzy Solmsa, którzy błyskawicznie uformowali trzy
najeżone bagnetami czworoboki. Obserwując przez lunetę
pole bitwy, Wilhelm dostrzegł swoich gwardzistów for­
mujących obronne czworoboki. Wkrótce wszystko znikło
w chmurze dymu i kurzu. Regularne salwy holenderskich
plutonów odrzuciły masę szarżujących jeźdźców, ale dzielni
kawalerzyści trzykrotnie ponawiali swe ataki, spychając
gwardzistów Solmsa z powrotem w kierunku Oldbridge.
Niektóre źródła wspominają, że Holendrzy użyli do odparcia
kawalerii przenośnych zasieków, zwanych „szwedzkimi
piórami”. Na pomoc Błękitnej Gwardii, która samodzielnie
oczyściła przeprawę z nieprzyjaciela, ruszył regiment
brandenburski i dwa regimenty ulsterskich protestantów
z Londonderry (Mitchelburne’a) i z Enniskillen (Gustavusa
Hamiltona). Przybycie posiłków pozwoliło Holendrom
powstrzymać jakobickich jeźdźców i do godz. 11.00 wil­
helmici stali się panami przeprawy w Oldbridge. Widząc
to, niektóre oddziały surowej irlandzkiej piechoty odmówiły
dalszej walki i samowolnie opuściły plac boju, pociągając
za sobą regiment Antrima.
W godzinę po pierwszym ataku, gdy gwardia Wilhelma
i regimenty ulsterskie zabezpieczyły Oldbridge, Schömberg
rzucił do walki kolejne oddziały. Gdy tylko działa Wilhelma
przestały grać, dwa regimenty francuskich hugonotów La
Caillimote’a i de Cambona, dwa regimenty angielskie
Hanmera i Cuttsa oraz regiment holenderski hrabiego
Nassau przystąpiły do forsowania rzeki przez dwa bliźniacze
brody przy wysepce Grove, poniżej Oldbridge. Front walki
nad rzeką rozciągnął się na szerokość około mili. Boyne
wypełniła się tysiącami uzbrojonych ludzi z zielonymi
wstążkami przy kapeluszach, którzy próbowali przedostać
się na drugi brzeg. Powstało w ten sposób nowe zagrożenie
dla jakobitów. Do odparcia tego ataku musieli przerzucić
część sił z głównego pola bitwy pod Oldbridge w rejon
wyspy Grove. Pierwszym przeciwnikiem wilhelmitów był
tam zdziesiątkowany regiment doborowej Gwardii Irlandz­
kiej wycofany z Oldbridge. Gdy czołowe szeregi piechoty
hugonotów znalazły się pośrodku rzeki w wodzie sięgającej
do piersi, wzdłuż południowego brzegu rozległ się dziki
okrzyk Irlandczyków, którzy ruszyli na wroga z pikami
w rękach. Wkrótce gwardzistów Jakuba wsparły pozostałe
regimenty Hamiltona, na czele których szedł sam dowódca
jakobickiej piechoty z obnażonym rapierem w ręku. W za­
ciętym boju pozbawione pik oddziały Schomberga zostały
odepchnięte przez irlandzkich piechurów z powrotem do
rzeki. Śmiertelne pchnięcie dosięgło idącego na czele
długiej kolumny hugonotów pułkownika La Caillmote’a.
Gdy ze śmiertelną raną brzucha odnoszono go na tyły, nie
przestawał zachęcać swych ludzi z dalszych szeregów do
natarcia.
— Naprzód chłopcy, naprzód, po sławę, po sławę!
— wykrzykiwał, dopóki głos nie zgasł mu w martwiejących
ustach.
Oprócz pułkownika Caillmote’a poległo dwóch jego
kapitanów, a pozbawieni dowódców żołnierze zaczęli
ustępować. Widząc śmierć swojego starego druha, książę
Schömberg ruszył z północnego brzegu z własnym regimen­
tem kawalerii i pędem wpadł do rzeki, w sam środek
hugonotów. Chociaż nie miał na sobie hełmu, ani ochron­
nego pancerza, wysunął się na czoło cofających się od­
działów, starając się zachęcić żołnierzy do walki.
— Naprzód panowie, naprzód, tam są wasi prześladowcy
— wołał po francusku do hugonockich piechurów widocz­
nych po obu stronach rzeki.
Akcja kawalerii Schomberga pozwoliła zatrzymać kontr­
atak irlandzkiej piechoty, ale hugonoci nie dali rady jeździe
Berwicka przybyłej na pomoc żołnierzom Hamiltona. Stary
wódz poległ chwilę potem otoczony przez irlandzkich
kawalerzystów, dołączając do swego towarzysza Cail­
limote’a na tamtym świecie. Jedna z wersji jego śmierci
mówi, że zginął od kuli wystrzelonej przez własnego
spanikowanego żołnierza, druga, że poległ z ręki młodego
oficera irlandzkiej gwardii Bryana O’Toole’a, który sam
zresztą padł w tym starciu (z 60 jeźdźców jego szwadronu,
z szarży powróciło tylko 12). Wśród zabitych nad rzeką
znalazł się także George Walker, bohaterski obrońca
Londonderry i jego gubernator z okresu oblężenia
w 1689 r. Walker, obdarzony przez Wilhelma tytułem
biskupa Londonderry, nie zważając na podeszły wiek
i pokojową profesję, towarzyszył w boju regimentowi
Michelburne’a i został trafiony jakobicką kulą. Gdy o
śmierci Walkera doniesiono Wilhelmowi, król nie
okazał większego zmartwienia.
— Padł nad rzeką? — zapytał adiutanta. — A co go tam
przyniosło?
Poświęcenie starego marszałka i innych nie na wiele
się zdało i po półgodzinie zażartej walki w dymie, kurzu
i wśród okropnych wrzasków wilhelmici stanęli w obliczu
porażki. Przez cały ten czas Wilhelm z kilkoma tysiącami
najlepszej holenderskiej i angielskiej jazdy lewego skrzy­
dła stał w ukryciu za wzgórzem Tullyallen, czekając
na wynik ataków piechoty Schomberga. Widząc ciężkie
położenie swego centrum w rejonie Oldbridge, mimo
odniesionej poprzedniego dnia rany i nękającej go astmy,
postanowił włączyć się do bitwy w najtrudniejszym mo­
mencie. Najpierw dla wsparcia swej piechoty rozkazał
podciągnąć artylerię bliżej rzeki i rzucił do walki kilka
rezerwowych regimentów duńskich. Później sam na czele
3500 kawalerii i dragonów generała Ginkela: Holendrów,
Anglików i protestantów z Enniskillen ruszył w kierunku
brodu w Drybridge, daleko na swojej lewej flance. Brodu
tego, położonego najbliżej morza i trudnego do pokonania
z powodu głębokiej wody podniesionej szybko narastającą
falą przypływu, bronił słaby regiment jakobickich drago­
nów lorda Waltera Dungana. Jakobici odparli pierwszy
atak oddziałów Wilhelma, ale gdy lord Dungan zginął
trafiony kulą armatnią, jego ludzie poddali tyły i zostawili
przeprawę otwartą dla wilhelmitów. Przepłynąwszy z tru­
dem rzekę, Wilhelm wziął miecz do lewej ręki, a prawą,
którą wciąż nie mógł sprawnie władać z powodu rany,
niezgrabnie chwycił wodze. Nie czekając, aż zbiorą się
wszystkie oddziały Ginkela, poprowadził kawalerzystów
z Enniskillen oraz kilka regimentów holenderskiej jazdy
i dragonii w stronę Donoré, aby zajechać od prawej flanki
osłabioną wielogodzinną walką irlandzką piechotę Hamil­
tona i jazdę Tyrconnela.
Otrzymawszy meldunek o przekroczeniu rzeki przez
Wilhelma, Tyrconnel skierował przeciwko niemu ka­
walerię księcia Berwicka i regiment irlandzkich pikinierów
pułkownika O’Gary z centrum. Berwick wykorzystał
swoją dominującą pozycję na szczycie wzgórza, i gdy
tylko czołowe oddziały Wilhelma idące drogą z Drybridge
zaczęły wspinać się pod górę w stronę Donoré, w oka­
mgnieniu spadł na nieprzyjaciela. Gwałtowną szarżą
zepchnął zaskoczonych kawalerzystów Wolseley a z En­
niskillen i postępujących za nimi holenderskich dragonów
z powrotem w kierunku rzeki, zostawiając za sobą tłum
powalonych wrogów, których wykańczali maszerujący
w tyle pikinierzy O’Gary.
W walce z jakobicką kawalerią ulsterscy protestanci
stracili 50 ludzi. Triumf Berwicka okazał się chwilowy,
a on sam zagalopował się w pościgu za daleko, podobnie
„jak książę Rupert pod Edge Hill”. Gdy z Drybridge
nadciągnęły pozostałe „dzielne i zdyscyplinowane” oddziały
Wilhelma, jakobicka jazda została powstrzymana i ode­
pchnięta w kierunku Sheephouse, maleńkiej osady pomiędzy
Donoré i Boyne.
Podczas gdy prawe skrzydło jakobitów walczyło z oddzia­
łami Wilhelma nacierającymi z Drybridge, w centrum
12-tysięczna masa piechoty i kawalerii wilhelmitów pokonała
ostatecznie opór Irlandczyków i opanowała wszystkie prze­
prawy pod Oldbridge. Tyrconnel uznał, że nieprzyjaciela nie
da się już odepchnąć za rzekę i irlandzka piechota Hamiltona
zaczęła ustępować z całego rejonu Oldbridge. Irlandczycy
wycofali się na wzgórza wokół Donoré, pozostawiając
w rękach wroga swój obóz i bagaże. Odgłosy ciężkiej walki
w Oldbridge oznajmiły, że siły Wilhelma przekroczyły
w końcu Boyne. Rozpędzone oddziały wilhelmitów rozpełzły
się na wszystkich podejściach do Donoré, spychając jakobi­
tów w stronę Sheephouse. Pościg kawalerii Berwicka za
wilhelmicką jazdą pozostawił drogę do wioski całkowicie
opuszczoną. Widząc to, dwa regimenty dragonów Ginkela
zsiadły z koni i obsadziły pagórki przy drodze. Gdy irlandzka
kawaleria wracała drogą do Sheephouse po walce z jazdą
Wilhelma, została ostrzelana z bliska przez ukrytych holende­
rskich dragonów, a następnie zaatakowana przez pozostałe
oddziały Ginkela. Pozbawieni możliwości przegrupowania się
na wąskiej drodze, jeźdźcy Berwicka popędzili do Donoré,
a następnie ruszyli w stronę Duleek. Półtorej mili na południe
od Oldbridge, niedaleko dworu zwanego Plottin Castle,
kawalerzyści Berwicka połączyli się z piechotą Hamiltona
i Irlandczycy zatrzymali się, aby jeszcze raz stanąć do walki.
Wilhelm stwierdził, że chociaż pod naciskiem jego
piechoty w centrum i kawalerii z prawej flanki załamała się
cała obrona Irlandczyków nad rzeką i zostali oni ode­
pchnięci od Boyne na całym froncie, nie są jeszcze pobici.
W tej sytuacji Wilhelm, który przez całą bitwę z wielką
odwagą rwał się do walki, osobiście poprowadził atak
całego swojego lewego skrzydła. Gdy parł do przodu na
czele protestantów z Enniskillen, oskrzydliła go irlandzka
piechota wycofująca się spod Oldbridge, rozpraszając idący
za nim duński regiment jazdy von Donopa. Wkrótce od
czoła znowu zaatakowali jeźdźcy Berwicka. Wilhelm
zostawił kawalerzystów Wolseleya i zawrócił, aby popędzić
ludzi Ginkela do generalnego ataku. Pozostawieni w przo-
dzie jeźdźcy z Enniskillen, widząc Berwicka szykującego
się do kolejnej szarży, zatrzymali się, dając Wilhelmowi
czas, aby dołączył do nich z oddziałami holenderskimi.
Gdy nadciągnął Wilhelm, zostawił Holendrów pod komendą
Ginkela i znów stanął na czele nacierających protestantów.
Do tego czasu dołączyła do nich także hugonocka kawaleria
poległego Schomberga i Wilhelm mógł poprowadzić decy­
dujący trzeci atak.
W tym czasie jeźdźcy Berwicka kilkakrotnie szarżowali
na nacierających wilhelmitów. W bitewnym zamęcie iden­
tyfikacyjne kokardy i wstążki okazały się niewystarczające.
Zdarzały się przypadki atakowania własnych oddziałów.
Ulsterczycy otworzyli ogień do nadciągających hugonotów.
Samemu Wilhelmowi, w chwili gdy wracał do boju,
protestancka kula oderwała obcas przy bucie. Druga odbiła
się rykoszetem od zamka pistoletu. Adiutanci na próżno
próbowali odciągnąć Wilhelma w bezpieczne miejsce, skąd
mógłby dowodzić dalszą walką. Jeden z Ulsterczyków nie
rozpoznał króla i wymierzył muszkiet w jego kierunku. Nie
wiadomo, czym by się to skończyło, gdyby Wilhelm
przytomnie nie krzyknął do żołnierza:
— Co to, nie poznajesz swoich przyjaciół?
Chwilę później nadjechał pułkownik Wolseley i wyjaśnił
nieporozumienie.
— Przecież to twój król — zawołał do wystraszonego
szeregowca.
Odpowiedział mu radosny okrzyk Ulsterczyków. Wilhelm
machnął mieczem i w samym środku zamieszania osobiście
objął komendę nad ludźmi z Enniksillen, wołając:
— Panowie, dziś jesteście moją gwardią! Dużo o was
słyszałem, teraz pokażcie, co potraficie.
Dzielni Ulsterczycy rzucili się do walki ze zdwojoną siłą
i zabijali uciekających irlandzkich piechurów, biorąc do
niewoli ich rannego dowódcę — generała Hamiltona.
Natychmiast zabrano go przed oblicze Wilhelma, którego
swego czasu srodze zawiódł, przechodząc na stronę Jakuba.
— Czy to już koniec? — zapytał król. — Czy wasza
jazda będzie dalej walczyć?
— Na mój honor, panie — odparł Hamilton — wierzę,
że tak zrobią.
— Twój honor! Twój honor! — mruknął pogardliwie
Wilhelm, lecz widząc jak krew uchodzi z ran Hamiltona,
kazał wezwać swojego chirurga i odprowadzić jeńca na tyły.
Po sforsowaniu Boyne przez piechotę wilhelmitów i włą­
czeniu się do bitwy kawalerii Wilhelma na lewym skrzydle,
Tyrconnel uznał, że bitwa jest przegrana. Około godz.
14.00 jego posłaniec poinformował Jakuba, że nieprzyjaciel
zdobył przeprawę w Oldbridge i prawe skrzydło jakobitów
zostało pobite. Jakub wciąż miał w rezerwie większość
swojej armii, która stała w gotowości naprzeciwko wojsk
hrabiego Schomberga. Kiedy dowiedział się o porażce
swoich oddziałów pod Oldbridge, przestraszył się, że prawe
skrzydło wilhelmitów uderzy od strony bagien i zamknie
od południa pierścień okrążenia. Próbując do tego nie
dopuścić, rozkazał Tyrconnelowi pozostać na polu bitwy
pod Donoré z kawalerią Berwicka, a Sarsfieldowi i Lauzu-
nowi wydał rozkaz zaatakowania sił młodego Schomberga.
Przeszkodziły temu jar i rozległe mokradła oddzielające
lewe skrzydło wojsk Jakuba od wojsk Schomberga i Dou­
glasa. Tymczasem dragoni Schomberga zaczęli przedzierać
się przez bagna, grożąc wyjściem na tyły Jakuba w Duleek.
Gdy oddziały Wilhelma zaczęły wychodzić na tyły
jakobitów, grożąc odcięciem drogi odwrotu, stojąca bez­
czynnie przez wiele godzin lewa strona wojsk Jakuba
rozpoczęła odwrót i w Duleek połączyła się z oddziałami
wycofującymi się spod Oldbridge. W tym czasie kawaleria
Berwicka toczyła rozpaczliwe walki na drogach odwrotu
do Duleek, nie mogła jednak odmienić losów bitwy.
Oddziały straciły zwartość, bo przybywało zabitych i ran­
nych, a wyczerpane wielokrotnymi szarżami konie ledwo
trzymały się na nogach. W jednym z regimentów Berwicka
bez ran pozostało tylko 30 ludzi. Desperackie ataki jakobic-
kiej kawalerii zdołały jednak opóźnić natarcie Wilhelma
o około godzinę. Czas ten wystarczył reszcie armii Jakuba
na wycofanie się z pola bitwy. Ostatnie strzały padły na
drodze do Duleek, gdy kawaleria Berwicka oderwała się
wreszcie od napierającej konnicy wilhelmitów. W odwrocie
uciekające do Dublina oddziały irlandzkiej jazdy tratowały
swoich piechurów, którzy tarasowali im drogę na wąskich
podejściach do Duleek.
Bitwa trwała do późnego popołudnia. Około godz. 17.00
Jakub opuścił pole walki pod eskortą jeźdźców Sarsfielda,
który nie miał tego dnia okazji wykazać się rycerskim
kunsztem i odwagą wielkiego wojownika. Po ucieczce
Jakuba armia irlandzka rozpoczęła ogólny odwrót w kierun­
ku Dublina. Wąski most na bagnistej rzece Nanny w Duleek
osłabił tempo odwrotu i wielu żołnierzy musiało prze­
prawiać się wpław. Odwrót osłaniały zdyscyplinowane
regimenty francuskie wyposażone w działa, które odważnie
wzięły na siebie zadanie powstrzymania pościgu wilhel­
mitów. Przez większość czasu obserwowały one bezczynnie
prawe skrzydło Wilhelma, a jedyne strzały oddały dla
postrachu, przeciskając się pjzez tłum irlandzkich marude­
rów blokujących przejście do przeprawy w Duleek. Po
przejściu mostu zajęły one silną pozycję na południowym
brzegu Nanny. Gdy w końcu nadciągnął tam Wilhelm ze
swoimi oddziałami, zobaczył gotowe do walki regimenty
francuskie. Na ten widok król, wyczerpawszy siły fizyczne
i energię w niedawnej walce, niespodziewanie kazał prze­
rwać walkę i zatrzymał wojska w polu, nie ściągając nawet
bagaży pozostawionych za Boyne. Po wielu godzinach
spędzonych w siodle, Wilhelm stanął nową kwaterą w Bal-
lyboghil, niedaleko Duleek. Przed bitwą król wydał wyraźny
rozkaz, aby nie przelewano niepotrzebnie krwi. Zanim udał
się na spoczynek, dla utrzymania żelaznej dyscypliny kazał
powiesić żołnierza, który zabił trzech bezbronnych jeńców
irlandzkich.
Bitwa nad Boyne nie należała do szczególnie krwawych.
Straty jakobitów wyniosły około 1500 zabitych i rannych,
dużo mniej niż można się było spodziewać po przebiegu
walki. Większość poległych stanowili jednak dzielni i zdys­
cyplinowani kawalerzyści, kwiat irlandzkiej armii, których
niełatwo było zastąpić. Ze znaczniejszych oficerów polegli
tylko: lord Dungan, sir Neil O’Neill i pułkownik James
Dempsey. Zginęło też kilku angielskich i irlandzkich
ochotników, w tym młody hrabia Carlingford. Do niewoli
dostało się niewielu. Najważniejszego z jeńców, Richarda
Hamiltona, odesłano do więzienia Tower w Londynie2.
Wilhelmici stracili nie więcej niż 500 ludzi, ale znalazł się
wśród nich jeden z najlepszych żołnierzy w Europie — stary
marszałek Schömberg. Po bitwie znaleziono go martwego
z dwoma ranami ciętymi na głowie i kulą pistoletową
w karku. Jego ciało zabrano do Dublina, gdzie zostało
zabalsamowane, włożone do ołowianej trumny i złożone
w katedrze św. Patryka, skąd później przeniesiono je do
miejsca wiecznego spoczynku w katedrze Westminsterskiej.
Poległemu nad rzeką Walkerowi nie okazano żadnego
szacunku. Po bitwie jego ciało, jak większości zabitych,

2 Po kilku miesiącach spędzonych w więzieniu, Hamilton przeszedł na


stronę Wilhelma i został jednym z dowódców w jego armii na kontynencie.
Zginął wraz z generałem Hughem Mackayem 3 VIII 1692 r. w przegranej
bitwie z Francuzami pod Steenkerk (Steenkerque) w hiszpańskich Nider­
landach, w której po stronie francuskiej walczyły oddziały irlandzkie pod
wodzą Sarsfielda.
znaleziono nagie i obdarte z ubrania przez chciwych
ciurów z obozu Wilhelma, dla których okradanie poległych
było normalną praktyką.
30 czerwca w Dublinie wiedziano już, że obie armie
stoją naprzeciwko siebie nad Boyne i bitwa jest prawie
nieuchronna. Wieczorem przyniesiono wieść o śmiertelnej
ranie Wilhelma („uzurpatora” — jak go nazywała jakobicka
propaganda) i natychmiast wyekspediowano kuriera, aby
zawiózł tę radosną wiadomość kapitanowi jednego z fran­
cuskich statków kotwiczących w portach Munster3. Naza­
jutrz od samego rana ludzie na ulicach, katolicy i nieliczni
protestanci, jacy pozostali jeszcze na wolności, z niecierp­
liwością nadsłuchiwali nowości znad Boyne, powtarzając
przy tym gigantyczne plotki, jakie zwykle towarzyszą
wydarzeniom decydującym o losach krajów i narodów.
Około godz. 17.00 w mieście zjawiło się kilku uciekinierów
na zmęczonych koniach, którzy byli pierwszymi zwias­
tunami klęski Jakuba. Godzinę później było już wiadomo,
że bitwa została przegrana. Tuż po zmroku do Dublina
przybył w eskorcie 200 kawalerzystów Sarsfielda sam
Jakub, który jako jeden z pierwszych przekroczył Nanny
w Duleek. Pierwszą osobą, która powitała króla u bramy
dublińskiego zamku, była piękna żona księcia Tyrconnela
Frances (Fanny) Jennings, rodzona siostra Sary Churchill.
Odprowadzając Jakuba po schodach do jego komnaty,
zapytała, czego życzy sobie na kolację. W odpowiedzi
Jakub poskarżył się lady Tyrconnel na tchórzostwo Irland­
czyków i opowiedział, jak cała irlandzka armia uciekła
wszystkimi drogami z pola bitwy.

3 Fałszywa wiadomość o śmierci Wilhelma dotarła do Paryża i wywołała


w stolicy Francji ogromną radość. Na rozkaz Ludwika XIV ogłoszono
z tego powodu święto, spalono kukłę Wilhelma z napisem: „Czekałem na
to dwa lata", a paryskie ulice, mosty i domy kazano oświetlić lampionami
pod groźbą kar administracyjnych. Prawdę o losie Wilhelma przywiózł
dopiero Jakub po powrocie do Brestu.
— Pani — rzekł — twoi rodacy umieją dobrze biegać.
— Jeśli tak — odparła z przekąsem piękna Fanny — to
widzę, że Wasza Wysokość był bez wątpienia najlepszy
w tym wyścigu.
Wkrótce potem do Dublina zaczęły ściągać tłumy ucie­
kinierów z pola bitwy i uchodźców z miejscowości, przez
które przejeżdżał Jakub ze swoją eskortą. W środku nocy
ulice w północnej części miasta zapełniły się wozami
i zmieszanymi oddziałami jazdy i dragonów. Niektórzy
z nich krwawili jeszcze, niektórzy pogubili po drodze
muszkiety, inni potracili swoje miecze. Około godz. 2.00
nad ranem uspokoiło się, ale mało kto w mieście spał tej
nocy spokojnym snem, czekając z niepokojem, co przyniesie
następny dzień.

PO BITWIE

Jakub spędził w Dublinie tylko jedną noc. 2 lipca około


godz. 6.00 rano wezwał na zamek burmistrza Creagha
i kilku znaczniejszych obywateli spośród katolików, radząc
im, by wynegocjowali jak najkorzystniejsze warunki kapi­
tulacji i wpuścili do stolicy wojska Wilhelma. Jakub należał
do ludzi, który zawsze winią za swoje niepowodzenia
wszystkich, oprócz siebie. Także i tym razem przypisał
winę za swoją porażkę tchórzliwości Irlandczyków.
— Nigdy więcej nie stanę na czele armii irlandzkiej
— oświadczył dublińskim rajcom. — Teraz muszę pomyś­
leć o sobie i wy musicie zrobić to samo.
Oświadczeniem tym z pewnością nie zyskał szacunku
ludzi, którzy reprezentowali naród gotowy narażać życie
i fortunę w jego sprawie. Zaraz potem dosiadł konia
i w towarzystwie kilku ludzi ruszył pędem przez hrabstwo
Wicklow na południe, zostawiając dwa szwadrony kawalerii
Sarsfielda do obrony mostu w Bray „tak długo, jak się da,
gdyby nadszedł nieprzyjaciel”. Po nocy spędzonej w zamku
Deeps nad rzeką Slaney Jakub, ponaglany nieprawdziwą
wieścią, że pościg nieprzyjaciela depcze mu po piętach,
3 lipca rano dotarł do fortu Duncannon, koło Waterford.
Tam wszedł na pokład francuskiego okrętu wojennego,
który czekał na niego z rozkazu Lauzuna i natychmiast
odpłynął do Kinsale. W Kinsale król spotkał małą eskadrę
francuskich statków handlowych i transportowców. Jeden
z nich wziął go na pokład i Jakub odpłynął do Brestu jako
pierwszy świadek swojej własnej klęski. Dziewiątego dnia
po Boyne był już z powrotem we Francji, czym zdumiał
niepomiernie wszystkich tych, którzy myśleli, że już go
tam nigdy nie zobaczą. Jakub miał już nigdy nie powrócić
do Irlandii, ani do Anglii. Nic dziwnego, że swoim
tchórzliwym zachowaniem, które doprowadziło do za­
przepaszczenia wielkiego wysiłku i nadziei Irlandczyków,
zyskał sobie w Irlandii pogardliwy przydomek „Gównianego
Jakuba” (Séamus an Chaca).
Chociaż Jakubowi puściły nerwy, tak jak niedawno
w Londynie, gdy przez swoją ucieczkę stracił koronę
Anglii, wojna w Irlandii nie była jeszcze przegrana. Mimo
wszystkich przeciwności, jakobici nie stracili w bitwie nad
Boyne ani jednego działa, a zaledwie kilka chorągwi, nie
licząc wozów, zapasów i bagaży pozostawionych w obozie
pod Donoré. Jedyną bezpośrednią korzyścią dla zwycięzców
było to, że przekroczyli Boyne i otworzyli sobie drogę do
Dublina. Dla Francuzów Boyne była raczej odwrotem, niż
przegraną, a główną przyczynę upatrywali w złym dowo­
dzeniu Jakuba i Lauzuna. Odwrót osłaniały wojska francus­
kie i to one zapobiegły totalnej klęsce. Nazajutrz po bitwie
Wilhelm wysłał do Droghedy pułkownika La Meloniere’a
z tysiącem żołnierzy (jazdy i dragonów) i solidną porcją
piechoty z ośmioma działami, aby wezwał do kapitulacji
irlandzki garnizon miasta. Lord Iveath długo się wahał,
lecz gdy zagrożono mu, że w razie oporu całe miasto
pójdzie pod nóż, złożył broń pod warunkiem, że będzie
mógł bezpiecznie odmaszerować do Athlone. Pokonana armia
Jakuba szybko uporządkowała swoje szeregi i jej główne siły,
nieniepokojone przez wroga, na rozkaz Tyrconnela odeszły
w dobrym porządku na zachód, za rzekę Shannon. Pierwszej
nocy wojska irlandzkie ominęły Dublin i przekroczyły rzekę
Liffey w Leixip i Chapelizod. Potem pomaszerowały w kie­
runku Rathcool, przez Naas, Castledermot, Carlow do
Kilkenny. Stąd po piętnastu dniach marszu dotarły do
Limerick. Po drodze armię Tyrconnela wzmocniła pewna
liczba miejscowej katolickiej szlachty i kilka regimentów
pozostawionych w garnizonach na tyłach frontu. Zebrana
w Limerick armia irlandzka była znacznie silniejsza, niż
w dniu bitwy nad Boyne i mogła wydać nową bitwę
wilhelmitom, z większą szansą na zwycięstwo.
Wyjeżdżający z Dublina Jakub nie pomyślał o mieście
i nie zostawił w nim nikogo, kto zadbałby o bezpieczeństwo
stolicy. Chociaż wiedział, że niektórzy jego zwolennicy
przysięgli, że prędzej spalą Dublin, niż oddadzą go Wilhel­
mowi, nie zrobił nic, aby temu zaradzić i samemu uniknąć
oskarżeń o przyzwolenie na tak zbrodniczy czyn. Swoim
zwyczajem pozostawił wszystko wyrokowi niebios i zo­
stawiwszy swoich poddanych własnemu losowi, zatroszczył
się wyłącznie o swoją osobę.
2 lipca rano, niedługo po wyjeździe Jakuba, mieszkańców
Dublina obudziły głośne sygnały trąbek i do miasta weszła
jakobicka jazda Tyrconnela i Berwicka, w znacznie zmniej­
szonej liczbie, ale z dziarskimi minami i w dobrym
wojskowym ordynku. Dwie godziny później nadeszły
w doskonałym porządku francuskie regimenty Lauzuna.
W niektórych częściach miasta stanęły posterunki wojskowe
i widać było gotowe oddziały wojska. Przy bramach
miejskich postawiono gwardzistów, a w zamku usadowił
się silny oddział kawalerii. Wielu myślało, że trwają
przygotowania do obrony stolicy i nieprzyjaciel nie wejdzie
do niej bez walki, ale stało się inaczej. Przez cały dzień po
bitwie do miasta napływali zmęczeni maruderzy znad
Boyne.
Pod wieczór 2 lipca, gdy udało się zebrać dostatecznie
dużo ludzi, Tyrconnel i Lauzun opuścili Dublin i pomasze­
rowali na zachód, podążając za resztą armii irlandzkiej do
Limerick. Zaraz po ich wyjeździe w stolicy zapanowała
anarchia. Otwarto bramy więzienia i wypuszczono więź­
niów. Przerażeni zwolennicy Jakuba całymi rodzinami
w panice opuszczali Dublin, zostawiając domy i ulice na
pastwę żądnych zemsty protestantów, którzy tłumnie powy­
chodzili ze swych kryjówek i rozbiegli się w poszukiwaniu
broni. Mordom „papistów” i rabunkom zapobiegła skutecz­
na interwencja biskupa Meath i grupy rozsądnych protes­
tanckich lordów, którzy przejęli tymczasową władzę w mie­
ście i posłali na północ do obozu Wilhelma po pomoc
w utrzymaniu porządku. Jeszcze tego samego wieczoru do
Dublina wjechał oddział zwiadowczy angielskich dragonów
gorąco witany przez setki protestantów na ulicach. Następ­
nego dnia w promieniu 25 mil od Dublina nie było już ani
jednego uzbrojonego jakobity.
W odpowiedzi na apel biskupa Meath i jego ludzi
rankiem 3 lipca Wilhelm posłał do Dublina młodego
księcia Ormonda z oddziałem Błękitnej Gwardii i szwad­
ronem jazdy, aby zabezpieczył miasto do jego przybycia.
Dwa dni później armia wilhelmitów wkroczyła do Finglas,
uroczej wioski pod Dublinem, którą Wilhelm wybrał na
swoją kwaterę. W niedzielę 6 lipca „protestancki król”
osobiście wjechał triumfalnie do Dublina z koroną na
głowie, witany z wielką pompą przez nowy dubliński
magistrat i całą protestancką ludność miasta. Po krótkiej
mszy dziękczynnej i uroczystościach w katedrze, Wilhelm
odjechał z powrotem do Finglas, przedkładając nocleg
w swoim słynnym rozkładanym domu, nad apartamenty
zajmowane jeszcze do niedawna przez Jakuba w zamku
dublińskim.
Zwycięstwo Wilhelma nad Boyne nie było zdecydowane,
ale przesądziło o rezultacie kampanii irlandzkiej. Hiszpania
i Austria, sojusznicy Wilhelma w wojnie przeciwko Francji,
przyjęli je z radością. Zwycięstwo Wilhelma zostało
entuzjastycznie przyjęte także w katolickim Watykanie.
Papież z radością powitał sukces wojsk Wielkiego Sojuszu
i kazał odprawić mszę pontyfikalną w podzięce za uwol­
nienie Irlandii spod władzy Ludwika XIV i Jakuba.
Wilhelm dowiódł swoją postawą, że zasłużenie cieszył
się sławą wielkiego europejskiego wodza. Jego osobista
odwaga i militarne talenty okazały się jednym z głównych
czynników zwycięstwa. Drugim była jego sprawna zawo­
dowa armia. Za to Jakub jako król i dowódca zawiódł na
całej linii. Za wystarczającą ocenę jego postawy na polu
bitwy mogą świadczyć pamiętne słowa jednego z irlandz­
kich oficerów, który doprowadzony jako jeniec do sztabu
Wilhelma śmiało stwierdził:
„Wymieńcie się z nami dowódcami, panowie, a przy
wszystkich innych przeciwnościach możemy walczyć z wa­
mi jeszcze raz”.
Wbrew opinii Jakuba jego zebrana pospiesznie irlandzka
armia, niewyszkolona i niedostatecznie uzbrojona, biła się
nadzwyczaj dzielnie i tylko nieporadność jej dowódców nie
pozwoliła na odniesienie zwycięstwa.
Jakub wylądował w Breście 10 lipca, zadziwiając wszys­
tkich swoim wilczym apetytem, dobrym humorem i gadat­
liwością, które nie licowały z wiadomością o klęsce, jaką
poniósł w Irlandii. Chociaż opowiadał o Boyne każdemu,
kto chciał go słuchać, doświadczeni francuscy oficerowie
szybko pojęli, że nic nie wie o przebiegu bitwy, poza tym,
że jego armia została zmuszona do odwrotu. Z Brestu król
pojechał prosto do St. Germain, gdzie kilka godzin po
przyjeździe odwiedził go Ludwik XIV. Król Francji uważ­
nie wysłuchał relacji Jakuba i pocieszył go w możliwie
delikatny sposób, zapewniając, że udzieli Jakubowi dalszej
pomocy, gdy tylko wzmocni swoje siły. Użył przy tym
słów, które tylko w uszach wytrawnego dyplomaty mogły
przybrać formę połajanki. Nie miał jednak ochoty na
słuchanie opowieści na temat politycznych i militarnych
planów swego pechowego kuzyna, którego nieudolność
i głupota w krótkim czasie uczyniły go po raz drugi
wygnańcem i kłopotliwym gościem.
Jakub zalecał natychmiastowy desant w Anglii, niemal
całkowicie ogołoconej z wojsk lądowych i pozbawionej
floty. Siedem, czy osiem tysięcy żołnierzy pozostawionych
w królestwie pod wodzą generała Churchilla nie mogło
przecież stawić oporu wielkiej armii francuskiej. Gdy tylko
prawowity król — dowodził — stanie z powrotem na ziemi
angielskiej, naród zrozumie swój błąd i wróci pod skrzydła
Stuartów. Gdyby nawet nie wszyscy powitali powrót Jakuba
z entuzjazmem, niewielu tylko chciałoby się bić w obronie
Wilhelma. Z militarnego punktu widzenia projekt Jakuba
miał sens i być może nawet szanse powodzenia. Ludwik
jednak już dawno stracił do kuzyna zaufanie, a niepowo­
dzenie w Irlandii jeszcze bardziej zniechęciło go do sprawy
Stuartów. Grzecznie, ale stanowczo przerwał dalsze wywo­
dy Jakuba i obiecał zastanowić się nad swoimi planami
wobec Anglii. W istocie nie miał zamiaru ryzykować swej
politycznej i militarnej pozycji na kontynencie, która
— mimo bolesnej porażki Jakuba nad Boyne — rysowała
się całkiem pomyślnie.
W czasie kiedy Jakub przegrywał swoją sprawę w Irlan­
dii, 20 czerwca 1690 r. holendersko-niemiecka armia Wil­
helma pod wodzą księcia Waldecka poniosła poważną
klęskę w bitwie z Francuzami księcia Luxembourga pod
Fleurus w hiszpańskich Niderlandach (tam, dla porównania
z Boyne, padło 12 tys. ludzi). Dzień przed Boyne, 30
czerwca, flota wiceadmirała de Tourville’a (68 okrętów
liniowych, 4600 dział) rozbiła koło przylądka Beachy
Head, na wybrzeżu kanału La Manche, słabszą flotę
angielsko-holenderską admirała Torringtona (35 okrętów
angielskich i 21 holenderskich, 4153 działa). Torrington
stracił 11 okrętów i musiał uciekać do ujścia Tamizy.
W Anglii zapanowała panika. Wydawało się, że Francuzi
nie pozwolą na powrót Wilhelma z Irlandii i wysadzą
desant na ziemi angielskiej. Tourville nie wykorzystał
jednak zwycięstwa i zamiast użyć swej floty do zadania
Wilhelmowi zdecydowanego ciosu, przerwał pościg i stanął
opodal Havru. Trzy tygodnie później wrócił do Anglii. 22
lipca jego okręty z pewną liczbą wojska na pokładach
rzuciły kotwice w zatoce Torbay, niemal w tym samym
miejscu, w którym kilkanaście miesięcy wcześniej kot­
wiczyła inwazyjna flota Wilhelma. Próba desantu na
wybrzeżu Devonu zakończyła się doszczętnym spaleniem
portowego miasteczka Teignmouth i kilku okolicznych
wiosek, ale do tego czasu Anglicy zdążyli zaalarmować
całą okolicę i zebrać dostateczne siły do odparcia spodzie­
wanej inwazji. Cała szlachta i farmerzy z Devonshire
chwycili za broń i zebrali się na wzgórzu Haldon Hill
z twarzami zwróconymi w kierunku Torbay. W ciągu
następnych kilku dni do walki przeciwko Francuzom stanęło
16 tys. regularnych żołnierzy, milicjantów i ochotników
z zachodnich hrabstw.
Puszczenie z dymem Teignmouth okazało się wielkim
błędem politycznym. Propaganda jakobicka przedstawiała
Francuzów jako sojuszników, prawych i zdyscyplinowa­
nych, których celem miało być tylko dopomożenie Jakubowi
w odzyskaniu należnej mu korony. Krótka wizyta de
Tourville’a na wybrzeżu Devonu przekonała Anglików, że
żołnierzom Ludwika nie można ufać i jeszcze bardziej
zjednoczyła ich wokół Wilhelma i Marii. Tourville, widząc,
że cała okoliczna ludność jest przeciwko niemu, dał znak
do odwrotu. W sierpniu Anglicy zdołali się przegrupować
i odzyskali kontrolę na morzu. Po powrocie do Francji de
Tourville został poddany ostrej krytyce, w wyniku czego
odwołano go ze stanowiska (nie przeszkodziło mu to zostać
w 1693 r. marszałkiem Francji). Pokonany Torrington został
wtrącony do Tower i na początku grudnia stanął przed
sądem wojennym w Chatham oskarżony o zdradę. Bronił
się argumentem, że Francuzi nie mieli na celu inwazji,
więc należało unikać bitwy. Został oczyszczony z zarzutów
i wrócił do Londynu wolny, ale w grudniu Wilhelm kazał
pozbawić go dowództwa nad flotą.
KLĘSKA SPRAWY JAKOBITÓW

PIERWSZE OBLĘŻENIE LIMERICK

Przegrana w bitwie nad Boyne nie pozostawiła jakobitom


innego wyjścia, jak tylko zastosować się do wcześniejszego
planu kampanii forsowanego przez Sarsfielda i doradców
francuskich, którzy radzili cofnąć się na linię rzeki Shannon.
Oddając bez walki niemożliwy do obronienia Dublin i całą
prowincję Leinster, Irlandczycy ciągnęli do punktu zbornego
w Limerick ze wszystkich stron „kompaniami, tuzinami,
w grupach, po dwóch, po trzech i pojedynczo”, aby tam
kontynuować walkę już nie pod flagą Stuartów, ale pod
zieloną flagą Irlandii.
Tymczasem, po kilkudniowym odpoczynku w Dublinie
i podciągnięciu zapasów pozostawionych w obozie za
Boyne, 9 lipca armia Wilhelma pomaszerowała dalej na
południe. Po drodze triumfalny nastrój Wilhelma zmąciły
wiadomości o klęsce księcia Waldecka pod Fleurus. Trzy
dni później nadeszły jeszcze bardziej alarmujące wieści
o porażce floty Torringtona koło Beachy Head i panowaniu
Francuzów nad całym południowym wybrzeżem Anglii.
Następna poczta mogła przynieść wiadomość o francuskim
desancie w Kencie lub pojawieniu się eskadry francuskiej
u wschodnich wybrzeży Irlandii, gdzie czekał ją łatwy
łup w postaci transportowców Wilhelma kotwiczących
w Zatoce Dublińskiej. Wieści znad kanału La Manche
i z kontynentu zmusiły Wilhelma do zmiany dotych­
czasowych planów. Król postanowił wrócić do Anglii,
ale do komunikacji z krajem potrzebny był mu dodatkowy
port na wschodnim wybrzeżu Irlandii na wypadek, gdyby
Francuzi zablokowali Dublin. Najdogodniejsze do tego
celu były Wexford i Waterford i tam Wilhelm postanowił
skierować swoje główne siły. 16 lipca miasto Kilkenny
otworzyło bramy przed podjazdem księcia Ormonda.
20 lipca hrabia Schömberg zajął bez walki Clonmel
nad rzeką Suir, zabezpieczając armię od strony Limerick,
Corku i Kinsale, najważniejszych miast trzymanych przez
jakobitów. 21 lipca Wilhelm opuścił Kilkenny i po­
maszerował na wybrzeże, stając obozem w Carrick,
pomiędzy Wexford i Waterford. Wysłany przodem z jazdą
i dragonami brygadier Eppinger zajął opuszczone Wexford,
a następnie obiegł fort Duncannon, drugą najsilniejszą
fortecę na wyspie, broniącą wejścia do zatoki Waterford.
23 lipca generał Kirke podszedł pod Waterford, gdzie
stały załogą dwa regimenty jakobitów (1600 ludzi).
Dwa dni później garnizon pod dowództwem pułkownika
Barreta skapitulował na honorowych warunkach, uzyskując
prawo odejścia z bronią i bagażami do Corku. Następnego
dnia pułkownik Michael Bourke poddał na takich samych
warunkach niewielki garnizon fortu Duncannon. W ten
sposób Wilhelm stał się paneęi całego południowo-wscho­
dniego wybrzeża w dorzeczu rzeki Barrow.
W czasie, gdy główna armia Wilhelma parła na południe,
wydzielony oddział generała Douglasa (10 tys. ludzi oraz
14 dział i moździerzy) pomaszerował z Dublina do Athlone,
ważnego punktu obrony jakobitów nad rzeką Shannon
i bramy do prowincji Connaught. Silnie umocnionego
miasta broniła załoga irlandzka pod wodzą wiekowego
pułkownika Richarda Grace’a, pamiętającego jeszcze po­
wstanie w 1641 r. i wojnę z Cromwellem. Douglas stanął
pod Athlone 17 lipca i natychmiast wysłał parlamentariusza
z żądaniem kapitulacji. Gdy je odrzucono, następnego dnia
rozstawił artylerię i przez kolejnych kilka dni prowadził
mało skuteczny ostrzał fortyfikacji. 24 lipca przyszły wieści
o możliwej odsieczy jakobitów z Limerick. Następnego
dnia Douglas dał za wygraną i zwinął oblężenie, odchodząc
do głównej armii Wilhelma.
W Waterford Wilhelm ogłosił swój zamiar powrotu do
Anglii. Mianował swoim zastępcą w Irlandii hrabiego
Solmsa i wyznaczył trzy regimenty konne oraz dwa piesze
(hugonocka jazda i dragoni Matthewsa oraz piechota
Trelawneya i Hastingsa), które miały wraz z nim opuścić
Irlandię. 27 lipca zostawił armię w Carrick, rozkazując jej
pomaszerować do Limerick, a sam ruszył do Dublina, aby
tam wsiąść na statek. W trakcie przygotowań do odjazdu
otrzymał nową wiadomość od Marii i Churchilla, z której
wynikało, że flota francuska odpłynęła i Anglii nie grozi
natychmiastowa inwazja. Co więcej, Churchill przedstawił
plan ekspedycji morsko-lądowej na południowe wybrzeże
Irlandii w celu zdobycia Corku i Kinsale, dwóch najważ­
niejszych twierdz jakobitów w tej części wyspy. Wilhelm
zaaprobował plan i powierzył wykonanie zadania Churchil­
lowi i jego zastępcy — księciu Graftonowi. Dobre wieści
z Anglii spowodowały, że król odłożył wyjazd z Irlandii
i pospieszył do swojej 26-tysięcznej armii. Dogonił ją
4 sierpnia koło Cashel, na zachód od Limerick. Cztery dni
później u wrót Limerick dołączył do niego Douglas z 10
tys. ludzi wycofanymi spod Athlone.
Miasto Limerick, wówczas drugie w Irlandii, leży nad
Shannon, największą rzeką tego kraju, 60 mil w głąb lądu
od miejsca, w którym wody jej estuarium zderzają się
z falami Atlantyku. Mimo dogodnego ze względu na
obronę położenia (na grząskich brzegach Shannon, wśród
bagien i rzecznych rozlewisk), Limerick było źle zaopat­
rzone i miało słabe fortyfikacje składające się ze starego
XIII-wiecznego zamku króla Jana bez Ziemi, kilku fortów
i podniszczonej palisady. Ich stan wzbudzał uśmiech
politowania u oficerów francuskich, którzy widzieli, jak
padają dużo potężniejsze twierdze na kontynencie. Właśnie
z tego powodu główni dowódcy jakobitów, Tyrconnel
i Lauzun, zmienili swoje wcześniejsze opinie i byli prze­
ciwni kontynuowaniu wojny, skłaniając się do ewakuacji
miasta i pokojowych układów z Wilhelmem.
Tyrconnel, do tej pory główny rzecznik prowadzenia
wojny, po ucieczce Jakuba zapadł na zdrowiu i stracił
dawną werwę, a wraz z nią nadzieję na zwycięstwo.
Sytuacja przerosła jego militarne zdolności i polityczne
możliwości. Lauzun natomiast, który widział w Tyrconnelu
głównego sprawcę klęski nad Boyne, nie chciał brać
odpowiedzialności za życie powierzonych mu żołnierzy
w obcej i beznadziejnej sprawie (w rzeczywistości wesołych
Francuzów zżerała nuda, dokuczał im fatalny klimat
i męczyły prymitywne warunki życia). Przeciwnego zdania
byli dowódcy irlandzcy: Sarsfield, Berwick, pułkownik
Gordon O'Neil i inni oficerowie. Chociaż reputacja wojs­
kowa Irlandczyków bardzo ucierpiała w ciągu ostatnich
miesięcy, ich dowódcy nie tracili wiary w patriotyzm,
ducha i siłę bojową swej armii. Gotowi byli bronić Limerick
do upadłego, a nawet wydać nową bitwę w polu nad­
ciągającym wojskom Wilhelma. Wobec tak silnej opozycji
przeciwko swoim pokojowypi planom, Tyrconnel podjął
kompromisową decyzję. Mianował gubernatorem miasta
francuskiego generała Boisseleau, który zgodził się zostać
na ochotnika, i pozostawił do obrony Limerick około 15
tys. ludzi. Do pomocy Boisseleau zostali: generał Patrick
Sarsfield oraz brygadierzy Henry Luttrell, Francis Waucho-
pe i Thomas Maxwell. Kawaleria pod wodzą Berwicka
i Sheldona pozostała na zachodnim brzegu Shannon,
w gotowości do zablokowania wroga, w razie gdyby chciał
on przekroczyć rzekę powyżej miasta. Boisseleau i Sarsfield
mogli też liczyć na pomoc kilku tysięcy irlandzkich
partyzantów (rapparees), których skrzyknął charyzmatyczny
watażka Baldearg O’Donnell1. Reszta armii wraz z kontyn­
gentem francuskim odeszła w głąb Connaught. Sam Tyr­
connel udał się do Galway, aby dopilnować przygotowań
do odjazdu wojsk Lauzuna, które po ucieczce Jakuba
Ludwik XIV odwołał do Francji.
Wieści o wyjściu Tyrconnela i Lauzuna z Limerick
przyspieszyły marsz wilhelmitów, którzy wyczuli łatwą
zdobycz. 9 sierpnia Wilhelm w towarzystwie Bentincka
i Ginkela pojawił się ze strażą przednią pod miastem
i natychmiast zażądał kapitulacji. Jego żądanie spotkało się
z kurtuazyjną, ale stanowczą odmową Boisseleau. Wilhelm
nie mógł od razu przystąpić do oblężenia, gdyż ciężkie
działa, amunicja i tabor z zapasami żywności i sprzętem
oblężniczym (w tym mostem pontonowym niezbędnym do
działań w podmokłym terenie) jechały wygodniejszym
traktem z Waterford, pozostając kilka dni drogi z tyłu za
głównymi siłami. Gdy Sarsfield dowiedział się o tym od
dezertera z armii wilhelmitów, postanowił zaskoczyć Wil­
helma śmiałym atakiem i opóźnić jego przygotowania do
czasu, aż deszcze uniemożliwią mu działania oblężnicze.
10 sierpnia Sarsfield wyszedł niepostrzeżenie z Limerick
i na czele 500 wybranych kawalerzystów i dragonów
1 Przodek O’Donnella opuścił kraj po rebelii w 1603 r. i wstąpił na

służbę króla Hiszpanii. On sam po wybuchu wojny w Irlandii uciekł


z Hiszpanii, która była sprzymierzeńcem Wilhelma, i wrócił do kraju już
po wyjeździe Jakuba w lipcu 1690 r. Dzięki sławie swego rodu zebrał pod
swoim sztandarem parę tysięcy katolickich awanturników, chłopów
i zwykłych bandytów, którzy w końcowej fazie wojny prowadzili działania
partyzanckie przeciwko wojskom Wilhelma. Nazwa rapparees pochodzi
od ich ulubionej broni — krótkiej 2-metrowej piki, zwanej w Irlandii
rapaire.
z oddziałów Berwicka ruszył na północ, w górę Shannon.
Jego przewodnikiem był miejscowy przywódca rapparees
— znany jako „Galopujący Hogan” (Galloping Hogan).
Irlandczycy, prowadzeni przez znającego doskonale teren
Hogana, przeprawili się przez rzekę wolnym brodem koło
Killaloe, zatoczyli szerokie koło i przekroczyli odludne
góry Silvermines Mountains. Po wyjściu na tyły wilhel-
mitow czekali na pustkowiach hrabstwa Tipperary na
stosowną porę do ataku na konwój wilhelmitów nad­
ciągający od strony Cashel. Wieczorem 11 lipca wyszli
z ukrycia i w środku nocy napadli słabo chroniony konwój,
który zatrzymał się na postój we wsi Ballyneety, na
południowy wschód od Limerick, w odległości zaledwie
9 mil od obozu Wilhelma. Ponad połowa ze 100 żołnierzy
ochraniających konwój zginęła, woźnice i reszta eskorty
rozbiegli się po okolicy, a dowodzący oficer dostał się do
niewoli. Cała zdobycz, na którą składało się osiem dział
oblężniczych, pięć moździerzy i 155 wozów z amunicją,
blaszanymi pontonami i żywnością, została zniszczona.
Gdy nad ranem do Ballyneety przybyła spóźniona eskorta
500 kawalerzystów sir Johna Laniera spod Limerick, zastała
tylko dopalające się szczątki taboru i ani jednego Irland­
czyka. Sarsfield wycofał się na północ. Ścigany przez jazdę
wilhelmitów, 14 sierpnia wrócił za Shannon, przeprawiając
się przez rzekę w Portumna. Jego akcja podniosła na duchu
jakobitów i zachwiała pozycję wilhelmitów, pewnych siebie
po bitwie nad Boyne. Zwycięstwo Sarsfielda przyczyniło
się do uratowania Limerick i przyniosło mu wielką sławę
wśród Irlandczyków. Utwier(Jziło też irlandzkich jakobitów
w przekonaniu, że wojna nie została jeszcze przegrana.
Wilhelm potrzebował tygodnia, aby wykopać rowy,
usypać szańce i ściągnąć z Waterford nową, jeszcze
liczniejszą artylerię (40 dział i moździerzy) oraz sprzęt
potrzebny do oblężenia. Irlandczycy zyskali czas, aby pod
okiem doświadczonego Boisseleau wzmocnić fortyfikacje
miasta i przegrupować siły. Gorące lato miało się ku
końcowi i nadchodził okres zwykłych o tej porze jesiennych
deszczów.
17 sierpnia artyleria wilhelmitów dała ognia, rozpo­
czynając prawdziwe oblężenie Limerick. Trzy dni później
Wilhelm przeprowadził próbny szturm, zdobywając jeden
z irlandzkich fortów. 27 sierpnia, po dziesięciu dniach
nieustannego bombardowania, które spowodowało wyłom
w palisadzie, i rycia aproszy umożliwiających skryte
podejście, Wilhelm wydał rozkaz do szturmu generalnego.
Na czele atakujących szedł oddział 500 grenadierów,
którzy zasypali obrońców gradem kul i granatów. Wyrzucili
Irlandczyków z pozycji obronnych i wdarli się w głąb
miasta. Wspierał ich regiment brandenburski i sześć innych
regimentów Wilhelma. Mimo początkowego sukcesu, natar­
cie wilhelmitów zostało odparte z dużymi stratami (2 tys.
zabitych i rannych) po czterech godzinach walk ulicznych,
przy udziale spieszonej kawalerii Berwicka i cywilnej
ludności miasta. Wilhelm chciał powtórzyć atak następnego
dnia rano, oferując się poprowadzić go osobiście, ale na
przeszkodzie stanął brak prochu i gęsta ulewa z czarnych
chmur nad miastem, które zwiastowały nadejście sezonu
deszczowego. Obawiając się przeciągających walk, roz­
mokłych dróg i epidemii chorób w obozie, 30 sierpnia
Wilhelm dał znak do zwinięcia oblężenia i postanowił
wrócić do Anglii. Była to jego pierwsza poważna militarna
porażka w Irlandii, porównywana niekiedy do fiaska
oblężenia Londonderry. 31 sierpnia armia wilhelmitów
rozpoczęła odwrót i po sześciu dniach dotarła na zdrowsze
tereny w hrabstwie Tipperary, skąd rozeszła się na leża
zimowe. Nowy dowódca wilhelmitów hrabia Solms stanął
kwaterą w Cashel.
Tyrconnel i Lauzun dowiedzieli się o odwrocie Wilhelma
w Galway, gdzie czynili przygotowania do przyjęcia floty
francuskiej, która miała przewieźć oddziały Lauzuna do
Francji. Po namyśle Tyrconnel postanowił udać się osobiście
do Paryża, aby porozumieć się z Jakubem w sprawie
dalszych działań i prosić Ludwika o pomoc. Przed odjazdem
wrócił do Limerick, gdzie wydał ostatnie zarządzenia.
Gubernatorem miasta na miejsce Boisseleau, który wracał
do kraju z Lauzunem, mianował generała Dorringtona.
Potem kazał rozpuścić wojsko na leża zimowe, a na wiosnę
formować nowe regimenty z katolickich chłopów i rap-
perees. Nominalne dowództwo wojskowe na czas swojej
nieobecności oddał w ręce księcia Berwicka. Sarsfild, teraz
już bez wątpienia pierwszy żołnierz Irlandii, został jednym
z jego zastępców. Wkrótce potem Tyrconnel i Lauzun
z wojskiem zaokrętowali się w Galway na statki francuskie
i 12 września odpłynęli do Francji.
Po odwrocie spod Limerick Wilhelm przybył do Water­
ford. Towarzyszyli mu książę Jerzy Duński, Ormond i liczni
przedstawiciele protestanckiej szlachty irlandzkiej. 5 wrześ­
nia, przed wypłynięciem do Anglii, król przekazał władzę
w kraju tymczasowemu rządowi złożonemu z trzech sę­
dziów trybunału królewskiego (lords justices). Następnie
wsiadł na statek i nazajutrz przybił do portu w Kingsroad
koło Bristolu, skąd udał się prosto do Londynu.
Kiedy Wilhelm znalazł się w Londynie, ekspedycja
Churchilla do Corku była już gotowa, aby wyruszyć
z Portsmouth, gdzie czekała tylko na sprzyjający wiatr.
Miało w niej wziąć udział 80 statków i 5 tys. żołnierzy. 18
września wiatr się zmienił i flota wyszła w morze. 22
września wojska desantowe wylądowały pod Corkiem.
Dwa dni później dołączyło do nich 5500 kawalerii i piechoty
z Tipperary pod księciem Wirtemberskim. 26 września
Cork został zaatakowany i skapitulował po 48 godzinach
walki z braku prochu i amunicji. Garnizon (około 4 tys.
ludzi) dostał się do niewoli. Jeńców załadowano na statki
i odesłano do Anglii. W walkach o Cork śmiertelne ranny
został książę Grafton.
Kilka godzin po upadku Corku kawaleria wilhelmitów
ruszyła do Kinsale. Irlandczycy podpalili miasto i wycofali
się do dwóch fortów panujących nad wejściem do portu.
Mniejszy fort broniony przez 450 ludzi padł 4 października,
po nadejściu piechoty Churchilla. Większy (1200 ludzi
załogi) wymagał regularnego oblężenia. Gdy po kilku
dniach ostrzału działa wilhelmitów zrobiły swoje i ob­
legający szykowali się do szturmu, jakobicki gubernator
skapitulował za cenę swobodnego wyjścia do Limerick.
W ten sposób Irlandczycy utracili największą twierdzę
w kraju i port najdogodniej położony na drodze komunikacji
z Francją.
Kampania Churchilla praktycznie zakończyła drugi rok
wojny. Była na tyle szybka i skuteczna, że jego żołnierze
zdołali uniknąć fali chorób, które wcześniej zdziesiątkowały
podkomendnych księcia Schomberga i zmusiły Wilhelma
do opuszczenia estuarium Shannon. W ciągu pięciu tygodni
od wyjścia z Portsmouth, wojska angielskie były z po­
wrotem w domu.
Zwycięstwem ekspedycji irlandzkiej John Churchill
(hrabia, a w przyszłości książę Marlborough) rozpoczął
drogę do wielkiej kariery wojskowej, którą — z sześciolet­
nią przerwą spowodowaną niełaską Marii i Wilhelma
w wyniku knowań z Jakubem — kontynuował jako naczelny
wódz wojsk angielskich i holenderskich w hiszpańskiej
wojnie sukcesyjnej (1701-1713).
Pod koniec września 1690 r. Wilhelm wezwał do Anglii
hrabiego Solmsa. Jego następcą w Irlandii został jeden
z najzdolniejszych generałów holenderskich, Godard van
Reede, baron Ginkel.

OBLĘŻENIE ATHLONE

W połowie stycznia wrócił z Francji Tyconnel, przywożąc


ze sobą trochę żywności, odzieży, broni i pieniędzy, ale
bez żołnierzy. Przywiózł też nadany Sarsfieldowi przez
Jakuba tytuł hrabiego Lucán, a wątpiącym Irlandczykom
nadzieję na dalszą pomoc wojskową Ludwika XIV. Zawie­
dziony wynikami jego misji książę Berwick postanowił
spróbować szczęścia i w połowie lutego sam wybrał się do
Francji po pomoc.
Flota francuska, która przypłynęła 8 maja 1691 r. z Brestu
do ujścia Shannon, dostarczyła zapasy broni, żywności
i innych materiałów przeznaczonych dla armii irlandzkiej,
ale nie przywiozła ani żołnierzy, ani pieniędzy. Zamiast
tego Ludwik XIV przysłał nowego dowódcę — generała
porucznika Charlesa Chalmonta, markiza St. Ruth. St.
Ruth, w przeciwieństwie do Lauzuna, był doświadczonym
oficerem, zdolnym, odważnym i energicznym, ale dość
próżnym i wyniosłym, jak wielu francuskich dowódców
wsławionych w walkach na kontynencie. Razem z nim
przybyło trzech innych generałów francuskich: markiz
d’Usson, kawaler de Tessć i kawaler de la Tour, który
został nowym gubernatorem Limerick.
W kwietniu 1691 r. oddziały armii wilhelmitów opuściły
zimowe kwatery i rozpoczęły przygotowania do ofensywy
wiosennej. W końcu maja wojska Ginkela skoncentrowały
się w Mullingar w hrabstwie Westmeath, na zachód od
Dublina. Ich pierwszym celem było Athlone, najważniejszy
obok Limerick, Galway i Sligo, punkt oporu jakobitów
w Irlandii. 6 czerwca wilhelmici (18 tys. żołnierzy) rozpo­
częli marsz na Athlone. Następnego dnia stanęli przed
zamkiem Ballymore (z załogą 500 ludzi), w połowie drogi
z Mullingar do Athlone. -Oblężenie Ballymore zajęło
Ginkelowi dziesięć dni. W tym czasie St. Ruth kazał armii
irlandzkiej wyjść z leży zimowych i zebrać się w rejonie
Athlone, na zachodnim brzegu Shannon. 18 czerwca do
Ginkela dołączyli książęta Wirtemberski i Heski oraz
hrabia Nassau z 7 tys. obcych najemników. Nazajutrz
wilhelmici całą siłą podeszli do Athlone i wezwali garnizon
(1500 piechoty) do kapitulacji. Nowy gubernator miasta
pułkownik Nicholas Fitzgerald wziął przykład ze swojego
poprzednika pułkownika Grace’a, i postanowił bronić się
do nadejścia odsieczy z Limerick, którą obiecał mu St. Ruth.
Athlone składa się z dwóch części, oddzielonych od
siebie rzeką Shannon. W owym czasie część wschodnią
nazywano Miastem Angielskim (English Town), a część
zachodnią Irlandzkim (Irish Town). Obie części łączył
długi kamienny most, przy którym, po zachodniej stronie
rzeki, wznosił się średniowieczny zamek.
20 czerwca wilhelmici zniszczyli główny bastion na
wschodnim brzegu rzeki i zajęli szturmem English Town,
spalone przez Irlandczyków jeszcze podczas poprzedniego
oblężenia w lipcu 1690 r. Fitzgerald wycofał się z lewo­
brzeżnej części miasta, zniszczył fragment mostu i skupił
cały wysiłek obronny na prawym brzegu Shannon. 22
czerwca działa wilhelmitów rozpoczęły ostrzał fortyfikacji
na zachodnim brzegu i do końca dnia wybiły wielką dziurę
w murach zamku od strony rzeki. Następnego dnia piechota
wilhelmitów pod dowództwem generała Mackaya krok po
kroku zaczęła zdobywać most, chcąc się wedrzeć do miasta
przez wyłom w murze. Do 27 czerwca most został opano­
wany, aż do ostatniego przęsła, które było zniszczone.
Próby naprawienia mostu i przedostania się na prawy
brzeg, zostały przez Irlandczyków powstrzymane.
St. Ruth dowiedział się w drodze z Limerick o upadku
angielskiej części Athlone i natychmiast ruszył przodem na
czele jazdy i dragonów w liczbie 1500 ludzi, każąc
głównym siłom iść za sobą tak szybko, jak to możliwe.
Gdy znalazł się w pobliżu miasta, wysłał na pomoc
Fitzgeraldowi generała d’Ussona mającego doświadczenie
w obronie ufortyfikowanych miejsc. 28 czerwca nadciągnęła
piechota St. Rutha i załoga Athlone została zluzowana
przez trzy regimenty irlandzkie, którymi dowodził generał
major Thomas Maxwell.
Kiedy Ginkelowi doniesiono o odsieczy z Limerick,
kazał wzmocnić bombardowanie miasta. W ciągu kilku dni
ciężkie działa oblężnicze i moździerze obróciły Athlone
w kupę gruzów i zniszczyły stanowiska Irlandczyków
u wylotu mostu. Na radzie wojennej 29 czerwca po­
stanowiono przeprowadzić szturm z trzech kierunków: po
uszkodzonym moście, po specjalnie sprowadzonym moście
pontonowym i przez dogodny bród odkryty poniżej miasta.
Podobnie jak nad Boyne, każdy żołnierz wilhelmitów miał
przy kapeluszu zieloną gałązkę jako znak rozpoznawczy.
Rano 30 czerwca ponad 2 tys. wilhelmickich żołnierzy
ruszyło do szturmu generalnego. Kolumna szturmowa
generała Mackaya zaatakowała zachodni skraj mostu bro­
niony przez dragonów Maxwella. Jednocześnie saperzy
Ginkela przerzucili obok most pontonowy, po którym
przeprawiła się reszta atakujących. W tym samym czasie
wydzielona kompania 80 grenadierów przeszła rzekę wypat­
rzonym brodem i torując sobie drogę granatami, natarła na
obrońców z lewej flanki. Zanim jednak wilhelmici zdołali
uchwycić przyczółek na zachodnim brzegu i naprawić
most, czujny St. Ruth rzucił do kontrataku piechotę z drugiej
linii. Po kilku godzinach walki wilhelmici zostali zepchnięci
do rzeki i późnym popołudniem ostatnie oddziały Mackaya
wycofały się na wschodni brzeg Shannon.
Po odparciu generalnego szturmu nieprzyjaciela w sze­
regach Irlandczyków zapanowała radość, sądzono bowiem,
że pobity Ginkel niechybnie zwinie oblężenie i odstąpi
spod Athlone. Odczekawszy, aż wszystkie siły wilhelmitów
wrócą na swój brzeg, St. Rutłi triumfalnie odesłał zwycięs­
kie wojska do obozu rozbitego trzy mile za miastem,
pozostawiając w Athlone zaledwie kilka kompanii piechoty
pod dowództwem pułkownika MacEligota. Tymczasem
Ginkel rzeczywiście rozważał odwrót, ale wieczorem do
wilhelmitów dotarł dezerter z obozu Irlandczyków, od
którego dowiedziano się, że główne siły St. Rutha stanęły
poza miastem, a w Athlone pozostał jedynie niewielki
garnizon. Na zwołanej naprędce radzie wojennej postano­
wiono przeprowadzić w nocy jeszcze jeden atak, który miał
być całkowitym zaskoczeniem dla Irlandczyków.
Wieczorem St. Ruth otrzymał meldunek MacEligota
o dziwnych ruchach wojsk przeciwnika na przeciwległym
brzegu Shannon i dramatyczną prośbę o posiłki. Markiz
zbagatelizował ostrzeżenie, tłumacząc to sobie brakiem
doświadczenia irlandzkiego komendanta w obliczu próby
zamaskowania odwrotu przez Ginkela. Wkrótce dla załogi
Athlone stało się jasne, że wilhelmici szykują następny
atak. Kolejny meldunek MacEligota spotkał się z uwagą St.
Rutha, że „jeśli irlandzki oficer obawia się takiego ataku,
może przekazać dowództwo komuś innemu”. Obecny przy
tym Sarsfield jako jedyny zrozumiał powagę sytuacji
i zaprotestował przeciwko takiemu traktowaniu „oficera
niewątpliwej odwagi”. Po wymianie kilku ostrych słów, St.
Ruth przywołał Sarsfielda do porządku, lecz zanim podjął
jakąś decyzję, nadjechał zdyszany adiutant z informacją, że
wilhelmici przekroczyli rzekę i wdarli się do miasta
(MacEligot poległ, dowodząc swej odwagi). Nawet i ta
wiadomość nie wzruszyła St. Rutha.
— W takim razie wyrzućmy ich jeszcze raz — powie­
dział i kazał szykować wojsko do kontrataku.
Było już jednak za późno. Żołnierze Ginkela w ciągu pół
godziny opanowali miasto i zajęli silne pozycje obronne
przy zachodnich murach, które pozostały nienaruszone.
Tylko regularne oblężenie mogło ich stamtąd usunąć, a do
tego armia irlandzka nie miała dostatecznej siły. Athlone
zostało ostatecznie stracone.

BITWA POD AUGHRIM

Dla Irlandczyków było oczywiste, że po sforsowaniu


Shannon i zdobyciu Athlone, następnym celem wilhelmitów
będzie twierdza Galway położona u ujścia rzeki Corrib do
zatoki Galway. St. Ruth wiedział, że Sarsfield obwinia go
za utratę Athlone i jego duma bardzo na tym cierpiała. Aby
podreperować nadszarpniętą reputację, wysłał do Galway
generała d’Ussona, a sam cofnął się z armią do Ballinasloe,
13 mil na południowy zachód od Athlone. Miasto leżało na
głównej drodze z Athlone do Galway i w jego okolicach
St. Ruth postanowił wydać decydującą bitwę Ginkelowi.
Na radzie wojennej w obozie Irlandczyków zapropo­
nowano, by walkę stoczyć w oparciu o silną pozycję
na przedpolu miasta, ale po dokonaniu rekonesansu,
St. Ruth kazał przesunąć wojsko trzy mile dalej, w okolice
wioski Aughrim.
Tuż za Aughrim wznosi się wzgórze Kilcommadan Hill.
Jego łagodne stoki sięgają prawie stu metrów wysokości
i ciągną się na przestrzeni dwu mil lekkim ukosem
z północnego zachodu na południowy wschód. U stóp
wzgórza leżała bagnista dolina rzeczki Melcham, za którą
wznosiło się kolejne wzgórze, zwane Urraghry Hill. Lewy
skraj doliny przecinała wąska droga prowadząca z Bal­
linasloe obok ruin starego zamku, do leżącej za nim wsi
i dalej do Galway.
Armia irlandzka zajęła mocną pozycję, frontem na
wschód, w kierunku z którego mieli nadejść wilhelmici
w marszu na Galway. St. Ruth rozciągnął swoją piechotę
dowodzoną przez generałów Dorringtona i Johna Hamiltona
w dwóch liniach wzdłuż grzbietu Kilcommadan, wysuwając
do przodu grupki harcowników. Kawaleria ustawiła się na
skrzydłach szyku. Zbocze wzgórza przegrodzone było
kilkoma rzędami niskich kamiennych murków oraz żywo­
płotem, oddzielającymi sąsiadujące pola farmerów. Po
odpowiednim przygotowaniu mogły one służyć jako osłona
dla jakobickich muszkieterów. Lewe skrzydło Irlandczyków
opierało się o wiejskie zabudowania Aughrim i ruiny
zamku, obsadzone przez regiment pułkownika Waltera
Bourke'a. Dowództwo nad nim sprawowali generał Sheldon
i brygadier Henry Luttrell. Odsłonięte prawe skrzydło
Irlandczyków, dość odległe od reszty szyku, przylegało do
strumienia Tristaun, płynącego po południowej stronie
Kilcommadan do rzeki Melcham. Nad strumieniem prze­
rzucony był mały mostek otwierający południową drogę do
Aughrim u wylotu grobli Urraghry (Pass of Urraghry)
rozdzielającej grząski grunt po obu jej stronach. Tam St.
Ruth ustawił swoją najlepszą piechotę pod dowództwem
generała de Tesse oraz kawalerię Sarsfielda. Regiment
jazdy lorda Galmoya stanął na lewej flance za drugą linią
piechoty jako odwód St. Rutha.
Po zdobyciu Athlone armia wilhelmitów pozostała w mie­
ście do 10 lipca. Następnego dnia, po naprawieniu for­
tyfikacji i obsadzeniu miasta silną załogą, wojska Ginkela
ruszyły w kierunku Galway i stanęły na noc w Ballinasloe.
Przednia straż wilhelmitów pojawiła się pod Aughrim
jeszcze tego samego wieczoru. Nazajutrz rano, w niedzielę
12 lipca, gdy w obozie Irlandczyków odprawiano mszę
połową, cała armia Ginkela podeszła pod Aughrim i roz­
stawiła się szerokim lukiem na twardym gruncie u podnóża
Urraghry Hill, po wschodniej stronie moczarów.
Rozległy grząski teren w dolinie Aughrim można było
latem przejść na piechotę, ale zupełnie nie nadawał się dla
kawalerii. Zamiarem St. Rutha było wciągnięcie armii
Ginkela w mokradła przed swoim frontem i odparcie jej
ataków ogniem piechoty prowadzonym zza kamiennych
murków i szarżami kawalerii ze skrzydeł. Na nieszczęście
dla jakobitów, markiz nie podzielił się szczegółami swojego
planu z innymi dowódcami, co zaważyło później na wyniku
bitwy. Armia St. Rutha liczyła 18 tys. piechoty i kawalerii
oraz dziewięć dział polowych. Byli w niej prawie sami
Irlandczycy. Ginkel miał pod swoją komendą ponad 20 tys.
ludzi i znacznie większą liczbę dział. W armii wilhelmitów,
tak jak nad Boyne, walczyli przedstawiciele kilku różnych
narodowości: Anglicy, Szkoci, Irlandczycy, Holendrzy,
Niemcy, Duńczycy i francuscy hugonoci.
Gęsta mgła, jaka wisiała nad moczarami w dolinie Augrim,
spowodowała, że decydujące starcie rozpoczęło się z dużym
opóźnieniem. Harcownicy obu stron nawiązali walkę około
południa i toczyli ją do późnych godzin popołudniowych.
Ginkel dał znak do boju dopiero po godz. 16.00, mając przed
sobą zaledwie pięć godzin dziennego światła. Bitwę rozpo­
częła wilhelmicka artyleria, ostrzeliwując umocnione stanowi­
ska w centrum Irlandczyków na stoku wzgórza. Równocześ­
nie nastąpiła próba ataku hugonockich i duńskich oddziałów
Bentincka przez groblę Urraghry na odkryte skrzydło jakobi­
tów nad strumieniem Tristaun. Natarcie wilhelmitów zostało
odparte w wyniku zdeterminowanych kontrataków irlandzkiej
kawalerii. Wojska Bentincka wycofały się z grobli i okopały
za palikami wbitymi w ziemię na wypadek ataku konnicy
Sarsfielda. Pierwsza linia wilhelmitów, złożona z hugonotów,
stanęła na niskim terenie wystawionym na ogień jakobickich
muszkieterów i poniosła znaczne straty.
Na zwołanej naradzie wojennej Ginkel rozważał moż­
liwość przerwania bitwy i wznowienia jej następnego dnia
rano. Generał Mackay i większość dowódców była jednak
za kontynuowaniem walki. Krótko po godz. 17.00 wilhel­
mici pod wodzą Bentincka wznowili ataki na lewym
skrzydle i przez następne półtorej godziny toczył się tam
zacięty bój, w którym irlandzka kawaleria skutecznie
odpierała wszystkie próby wyjścia nieprzyjaciela poza
przesmyk Urraghry. W końcu, około godz. 18.30, Ginkel
rzucił do frontalnego ataku przez moczary piechotę angiel­
ską i szkocką dowodzoną przez Mackaya. Jego żołnierze
z trudem pokonali pas wody i błota, wychodząc na twardy
grunt u stóp wzgórza. Cztery regimenty angielskie idące
w pierwszej linii natarcia zostały przywitane gęstym ogniem
muszkietów zza najbliższego kamiennego szańca. Gdy
Anglicy wyrównali szyki i ruszyli w górę stoku, irlandzcy
muszkieterzy Hamiltona wycofali się na drugą linię obrony.
W ten sposób piechota Mackaya musiała zdobywać każdą
linię umocnień, gdyż żołnierze nie mogli dopaść Irland­
czyków, którym zawsze udawało się wycofać do następnej
linii okopów i stamtąd dalej prowadzić morderczy ogień.
Piechota wilhelmitów nacierała trzykrotnie, stając w końcu
twarzą w twarz z główną linią irlandzkiej piechoty generała
Dorringtona. Zanim nadeszły posiłki i nastąpił frontalny
atak piechurów, a Mackaya wsparła na skrzydłach wilhel-
micka kawaleria, ostatnie natarcie zostało odparte przy
ciężkich stratach. Gdy główna masa irlandzkiej piechoty
natarła z przodu, a kawaleria Luttrella przeszła specjalnie
wyciętymi wśród kamieni i żywopłotów przejściami i za­
atakowała z boków, piechota Mackaya rzuciła się do
ucieczki. Rozpędzeni Irlandczycy ścigali Anglików aż na
bagna, gdzie wielu żołnierzy Mackaya zostało zabitych lub
utonęło. Podczas tej akcji szalejący w pościgu jakobici
z regimentu Gordona O’Neilla zdołali zagwoździć
całą baterię nieprzyjacielskiej artylerii na drugim brzegu
rzeki Melcham i dopiero kontratak szkockiej Coldstream
Guards, zmusił ich do powrotu na dawne pozycje.
Po odparciu ataków na lewym skrzydle i w centrum,
Ginkelowi pozostało tylko jedno wyjście — spróbować
uderzenia drogą do Aughrim na jakobickie lewe skrzydło.
Zanim dał Mackayowi rozkaz do ataku, oszukał St.
Rutha pozorowanym manewrem, podobnie jak to uczynił
Wilhelm nad rzeką Boyne, wykorzystując do tego celu
oddział hrabiego Schomberga. Mając liczniejsze wojsko,
kazał rozciągnąć swoją lewą flankę, sugerując zamiar
wyjścia na tyły jakobitów od południa. Zmusił tym
manewrem St. Rutha, pokładającego nadzieje w małej
przepustowości grobli w Aughrim i naturalnych zdol­
nościach obronnych bagien, do osłabienia swego lewego
skrzydła i przesunięcia części sił z lewej na prawą
flankę. Gdy najlepsze irlandzkie regimenty drugiej linii
były w drodze na nowe pozycje, Ginkel rzucił do natarcia
na groblę angielską i hugonockę kawalerię generała de
Ruvigny oraz piechotę prawego skrzydła pod dowództwem
generała majora Thomasa Tolmasha.
Wydawało się to szaleństwem, gdyż atak trzeba było
poprowadzić wąską ścieżką pod ogniem muszkieterów
Bourka z górującego nad groblą zamku. W normalnych
warunkach atakujący nie mieli szans na dotarcie do pozycji
nieprzyjaciela. Jednak irlandzkie wojska były słabo zaopat­
rzone w amunicję. Mackay poprowadził swoje kolejne
natarcie w dwóch kolumnach: kawaleria Ruvigny’ego
atakowała dwoma szeregami wzdłuż grobli, a piechota
Tolmasha posuwała się równolegle przez błota na południe
od głównej drogi. Jakobici zablokowali atak wilhelmitów
silnym ogniem prowadzonym z zamku, lecz wkrótce
skończyła im się amunicja. Gdy sięgnięto po zapasy,
okazało się, że zaopatrzono ich w angielskie kule niepasu-
jące wielkością do francuskich muszkietów o mniejszym
kalibrze, w które byli wyposażeni żołnierze Bourka.
Po przedostaniu się przez groblę i wyjściu na suchy teren
przy zamku, czołowe regimenty kawalerii wilhelmitów
uformowały szwadrony. Wkrótce przybyły im na pomoc
posiłki i jazda Ruvigny’ego ruszyła do szarży przy wsparciu
artylerii zza rzeki. Przeciwstawił im się jedynie słaby ogień
muszkietów i atakujący osiągnęli wioskę z niewielkimi
stratami. W tym czasie trzy piesze regimenty Talmasha
przeszły przez moczary i zaatakowały cienką linię piechoty
irlandzkiej w najsłabszym miejscu, wypierając ją ze stano­
wisk na północnym krańcu wzgórza.
Widząc natarcie prawego skrzydła wilhelmitów w rejonie
grobli, St. Ruth opuścił z przybocznym szwadronem dotych­
czasowy punkt dowodzenia na grzbiecie Kilcommadan
i postanowił osobiście poprowadzić własną kawalerię
i dragonię do kontrataku w celu odrzucenia jazdy wilhel­
mitów. W połowie drogi w dół zbocza zatrzymał się na
chwilę, aby wydać rozkazy artylerzystom jednej z baterii
na stoku. Gdy działa jakobitów dały ognia na groblę, St.
Ruth wyciągnął miecz, aby dać znak do szarży i w tym
momencie przypadkowa kula z działa wilhelmitów urwała
mu głowę. W sztabie Irlandczyków zapanowało zamiesza­
nie. Nie wiadomo było, kto ma objąć dowództwo. Sarsfield,
drugi pod względem starszeństwa, znajdował się daleko na
prawym skrzydle i, podobnie jak inni, nie był wtajem­
niczony w bitewne plany St. Rutha. Ciało markiza zawinięto
w płaszcz i w tajemnicy przed wojskiem wywieziono na
tyły, by je potem złożyć w ruinach starego klasztoru
w Loughrea. Planowane kontmatarcie utknęło, zanim
jeszcze zdążyło się rozwinąć. Brygadier Luttrell, który był
z pierwszym rzutem jazdy u wylotu grobli, gdy się
dowiedział o śmierci St. Rutha, zamiast ruszyć zdecydowa­
nie na wroga, wydał rozkaz odwrotu, oddalając się na
północ drogą zwaną odtąd przez miejscową ludność przej­
ściem Luttrella (Luttrell’s Pass).
Od tego momentu, po przeszło trzech godzinach ciężkiej
walki, położenie jakobitów bardzo szybko się pogarszało.
Jazda Sheldona, zdemoralizowana z powodu śmierci swo­
jego wodza, uszła z pola bitwy drogą do Loughrea, a potem
do Limerick, zostawiając lewe skrzydło nieosłonięte. Wszy­
stkie prawoskrzydłowe oddziały Ginkela ruszyły na groblę
i nie napotykając realnego oporu, zaczęły ją przekraczać
pod słabnącym ogniem z zamku. Stworzyło to wilhelmitom
sposobność do okrążenia Irlandczyków od północy. Gdy
tylko kawaleria Ruvigny’ego minęła wieś, zaatakowała
lewą flankę irlandzkiej piechoty na wzgórzu. Osamotnieni
Irlandczycy nie mieli innego wyjścia, jak tylko rozpocząć
pospieszny odwrót. Część z nich, rzucając broń, uciekła na
bagna po swojej lewej stronie, gdzie została otoczona
i wycięta z zimną krwią przez wilhelmicką kawalerię.
Jakobici na prawym skrzydle również zaczęli uchodzić,
chociaż Sarsfield i Galmoy starali się zorganizować tylną
straż. O zmroku, około godz. 21.00, ostatnie oddziały
jakobitów opuściły pole walki. Bagna, obfity deszcz i bez­
księżycowa noc przerwały pościg wilhelmitów. Większość
rozproszonej armii irlandzkiej zdołała uciec w kierunku
Portumna i dalej do Limerick. Wieczorem upadł zamek,
a jego załoga dostała się do niewoli.
Bitwa pod Aughrim była najkrwawszą bitwą stoczoną na
ziemi irlandzkiej. Miała charakter bezpośredniego starcia
i obie strony poniosły w niej ciężkie straty. Szacuje się, że
poległo i odniosło w niej rany ponad 7 tys. ludzi, w tym
3 tys. po stronie wilhelmitów. Irlandczycy stracili z górą
4 tys. zabitych, głównie podczas odwrotu. Rannych było
niewielu, gdyż wilhelmici dobijali wszystkich, którzy nie
mogli uciekać o własnych siłach. Do niewoli dostało się
tylko 500 Irlandczyków, dalsze 3 tys. zdezerterowało.
Szczególnie duże straty ponieśli jakobici wśród kadry
oficerskiej, którą najtrudniej było uzupełnić. Oprócz St.
Rutha poległo trzech generałów majorów, siedmiu bryga­
dierów, 22 pułkowników, 17 podpułkowników, nie licząc
oficerów niższych stopni. Do niewoli dostali się generałowie
Dorrington i Hamilton (który zmarł niebawem w Dublinie
z odniesionych ran) oraz pułkownicy Walter Bourke i Gor­
don O’Neill. Bardzo bolesna dla jakobitów była także
strata cennego uzbrojenia i wyposażenia. Z tego powodu
bitwa pod Aughrim praktycznie rozstrzygnęła o wyniku
wojny. Mimo klęski, Irlandczycy wykazali wielką odwagę.
Niechlubnym wyjątkiem był „zdradziecki najemnik”, bry­
gadier Henry Luttrell 2.

2 Ucieczka Luttrella z kawalerią lewego skrzydła dała podstawy do


posądzenia go o zdradę na rzecz Wilhelma. Podczas drugiego oblężenia
Limerick przyłapano go na prowadzeniu tajnej korespondencji z wilhel-
mitami. Aresztowany i postawiony przed sądem wojennym, zdołał uciec
i przeszedł na służbę Wilhelma, który nadał mu później stopień generała
majora w armii holenderskiej. Zginął w 1717 r. zamordowany praw­
dopodobnie przez stronników Jakuba w swoim własnym domu w Dublinie.
UPADEK GALWAY

Zwycięzcy spędzili kilka dni na polu bitwy pod Aughrim.


Nazajutrz po bitwie Ginkel wysłał na południe generała
Eppingera z 1200 jazdy i dragonów w celu opanowania
przepraw przez Shannon w Portumna i Banagher. Oba
irlandzkie garnizony skapitulowały 14 lipca, za cenę
swobodnego odejścia z bronią i bagażami do Limerick.
Tymczasem wilhelmici w Aughrim pogrzebali swoich
poległych i 16 lipca armia Ginkela ruszyła znowu na
zachód, w kierunku Galway. Tysiące zabitych Irlandczyków
pozostawiono na pożarcie okolicznym psom, które tak się
rozsmakowały w ludzkim mięsie, że jeszcze kilka lat po
bitwie były zagrożeniem dla przejeżdżających tędy samo­
tnych podróżnych.
Pobici Irlandczycy uciekali dwoma niezorganizowanymi
strumieniami: większy płynął do Limerick, mniejszy do
Galway. Drogi do obu miast były pełne porzuconej broni.
Ginkel wyznaczył nagrodę za każdy znaleziony muszkiet,
ale było ich tyle, że nie mieściły się na podstawionych
wozach i musiał zmniejszyć wysokość oferowanej nagrody.
16 lipca wilhelmici dotarli do Loughrea, dzień później byli
już w Athenry. 18 lipca Ginkel z 14 tys. ludzi, głównie
piechoty, niezatrzymywany przez nikogo, stanął pod Gal­
way. Zgodnie ze zwyczajem zażądał natychmiastowej
kapitulacji, a gdy spotkała go odmowa, następnego dnia
rozpoczął oblężenie, nie czekając na ciężkie działa oblęż-
nicze z Athlone. Trzy tysiące jazdy i dragonów pozostało
w tyle, sprawując pieczę nad komunikacją, przeprawami
rzecznymi i drogami zaopatrzenia dla armii oblężniczej.
Dowodzący garnizonem Galway gubernator — pułkownik
Garret Dillon, i generał d’Usson, mieli pod swoimi rozkazami
trochę francuskich inżynierów i artylerzystów oraz siedem
niepełnych regimentów piechoty irlandzkiej (2500 ludzi),
zdemoralizowanych i tylko częściowo uzbrojonych po
panicznej ucieczce spod Aughrim. Podejmując decyzje o
obronie, liczyli nie tylko na silne fortyfikacje miasta
i 50 dział na murach, ale także na posiłki francuskie,
które w każdej chwili mogły się pojawić w zatoce
Galway. Nadzieją jakobickiego garnizonu i katolickich
mieszkańców był także Baldearg O’Donnell, który miał
przyjść na pomoc oblężonym na czele kilku tysięcy
rapparees3 z Connaught.
Po serii klęsk poniesionych przez jakobitów, Ginkel
nie spodziewał się tak zdeterminowanej postawy Irlan­
dczyków. Wieczorem 19 lipca część armii oblężniczej
przeprawiła się przez rzekę Corrib i całkowicie odcięła
Galway od zaplecza w południowym Connaught. Ostatnia
nadzieja Galway — Baldreag O’Donnell, zwątpił w swoje
siły i nie ruszył miastu z odsieczą. W najtrudniejszym
momencie ukrył się ze swoją zbieraniną w odludnych
górach hrabstwa Mayo i zaczął paktować z Ginkelem4.
Inny zdrajca, oficer nazwiskiem Bourke, który zdezer­
terował z armii irlandzkiej, wskazał Ginkelowi najsłabszy
punkt obrony miasta. 20 lipca Nassau i Talmash zdobyli
wskazany przez niego fort, otwierając armii wilhelmitów
drogę do szturmu generalnego.
Kiedy stało się jasne, że O’Donnell nie nadejdzie
z pomocą, a upadek miasta jest tylko kwestią czasu,
Irlandczycy zamknięci w Galway całkiem stracili ducha.
21 lipca dowództwo garnizonu podjęło rozmowy z Gin­
kelem. W niedzielę 26 lipca, po ledwie siedmiu dniach
oblężenia, słynna twierdza Irlandczyków skapitulowała.
Dillon i d’Usson wynegocjowali honorowe warunki i zapew­

3 Rapparee — hist, irlandzki pikinier (przyp. red.)


4 Najpierw domagał się tytułu hrabiego, a gdy spotkał się z odmową,
za cenę 500 funtów rocznej pensji zdradził sprawę popierających go
Irlandczyków i ukorzył się przed Wilhelmem. W końcowej fazie wojny
zaciągnął się z garścią swych zwolenników do armii Ginkela i oddał mu
pewne usługi pacyfikując ruch rapparees.
niwszy mieszkańcom Galway pełną amnestię, a wojsku
prawo wyjścia z bronią i sztandarami, odmaszerowali do
Limerick z około 2300 łudzi i 6 działami polowymi.

DRUGIE OBLĘŻENIE LIMERICK

Po wzięciu Galway i obsadzeniu go swoją załogą,


Ginkel pozostał w mieście tylko dwa dni. 28 lipca armia
wilhelmitów wyszła z miasta z zamiarem oblężenia Lime­
rick i szybkiego zakończenia wojny, czego domagał się
Wilhelm. Wojska Ginkela nie poszły jednak prostą drogą
przez kontrolowane przez jakobitów hrabstwo Clare, ale
cofnęły się do zachodniej części Leinster. 3 sierpnia
przekroczyły Shannon w Banagher, a następnie ruszyły
lewym brzegiem rzeki przez Birr i Nenagh, wzmacniając
się po drodze wszystkimi dostępnymi siłami i ciężkimi
działami z Athlone. Dopiero pod koniec sierpnia 22-
-tysięczna armia Ginkela podeszła pod Limerick i otoczyła
miasto półkolem z trzech stron, opierając skrzydła o wscho­
dni brzeg Shannon.
W Limerick rządy niepodzielnie sprawował książę Tyr­
connel. Nazajutrz po bitwie pod Aughrim otrzymał on
wiadomość o klęsce St. Rutha. Zaraz po katastrofie pod
Aughrim wyekspediował do Jakuba kurierów z relacją
o przebiegu bitwy, prosząc o nową dostawę broni i przy­
słanie posiłków francuskich. Nie zapominał też o kon­
tynuowaniu robót przy naprawie fortyfikacji i na gwałt
ściągał za mury zaopatrzenie ze wszystkich stron. 16 lipca
wyjechał osobiście za miasto na spotkanie niedobitków
spod Aughrim, pragnąc w ten sposób docenić odważną
postawę armii wykazaną w bitwie. Dwa tygodnie później,
gdy otrzymał wiadomość o wymarszu wilhelmitów z Gal­
way, mianował nowych dowódców na miejsce tych, którzy
polegli i kazał wszystkim wojskom stanąć obozem pod
miastem, po zachodniej stronie Shannon. W tym samym
czasie wrócił wysłany do Francji kurier z wiadomością, że
Ludwik nie przyśle posiłków, ale jeszcze tego lata ma
przybyć do Limerick eskadra francuska z zaopatrzeniem
i bronią dla armii irlandzkiej.
W sierpniu 1691 r. garnizon Limerick liczył około 15
tys. piechoty. Trzy lub cztery tysiące kawalerii i dragoni
pod wodzą Sheldona obozowało, podobnie jak podczas
poprzedniego oblężenia, w pobliżu miasta, w hrabstwie
Clare. Komunikację między obozem Sheldona a garnizonem
Limerick zapewniał most Thomond (Thomond Bridge)
broniony z dwóch stron przez załogi fortu Ireton i dawnego
zamku króla Jana. Chociaż siły jakobitów zebrane w Lime­
rick były całkiem spore, upadek Athlone i Galway oraz
masakra pod Aughrim osłabiły ducha armii. Wielu dowód­
ców rozmyślało o zakończeniu walki i wynegocjowaniu jak
najkorzystniejszych warunków kapitulacji. Nieliczna partia
wojenna, której przewodzili Sarsfield i szkocki katolik
— generał major John Wauchope — wierzyła jednak, że
triumfalny pochód Ginkela może być zatrzymany pod
murami Limerick, tak jak rok wcześniej w przypadku
Wilhelma.
Tyrconnel wahał się, ponieważ uważał, że bez posiłków
francuskich wszystko jest stracone; wysłał więc pismo do
Jakuba z prośbą o zgodę na rokowania. Kiedy sprawa
wyszła na jaw, pod naciskiem partii wojennej książę
przysiągł bronić Limerick do czasu nadejścia odpowiedzi
Jakuba. Kilka dni po złożeniu przysięgi już nie żył.
Wieczorem 10 sierpnia zjadł obiad w towarzystwie generała
d’Ussona i jego oficerów, suto zakrapiany winem i francus­
ką brandy. Wieczorem dostał nagłej apopleksji, która go
całkiem sparaliżowała. Cztery dni później Tyrconnel zmarł.
16 sierpnia pochowano go w krypcie katedry w Limerick.
Jako oficjalną przyczynę śmierci Tyrconnela podano
wylew krwi do mózgu, ale nie brakowało głosów, że książę
został otruty przez tych, którym wadziła jego niepewna
postawa w sprawie kontynuowania wojny. Wielu historyków
irlandzkich kwestionuje opinie podważające wolę walki
Tyrconnela, uważając, że książę do końca miał nadzieję na
odzyskanie kraju i zwycięskie zakończenie wojny. Tyrconnel
opierał swe nadzieje na odwadze armii irlandzkiej, czego
dobitnie dowiodła w bitwie pod Aughrim, i na posiłkach
francuskich, których spodziewał się następnej wiosny. Opinię
tę potwierdzają słowa jego wiernego sługi, sir Richarda
Nagle. W dniu śmierci Tyrconnela Nagle napisał, że „po­
nieważ książę wydawał się zawsze oddany sprawie ojczyzny,
jego strata w tym czasie miała wyjątkowo destrukcyjny
wpływ na ten biedny naród”. Po śmierci Tyrconnela rze­
czywiste rządy w jakobickiej części Irlandii przeszły w ręce
d’Ussona i Sarsfielda.
W dniu śmierci Tyrconnela pod Limerick podeszły
przednie straże Ginkela. 25 sierpnia nadciągnęły siły
główne wilhelmitów. Ginkel rozbił obóz w tym samym
miejscu, co Wilhelm dwanaście miesięcy wcześniej. 30
sierpnia jego artyleria (60 dział i 19 moździerzy) rozpo­
częła bombardowanie Limerick i natychmiast spowodowa­
ła liczne zniszczenia i pożary. Głównym celem dział
wilhelmitów stał się most Thomond, łączący garnizon
z kawalerią Sheldona w Clare. W tym samym czasie kilka
angielskich okrętów wojennych wpłynęło do ujścia Shan­
non. Zakotwiczyły poniżej miasta i przyłączyły się do
bombardowania. Podejmując energiczne działania przeciw­
ko Irlandczykom, Ginkel pamiętał o ponagleniach Wilhel­
ma i chciał zdążyć przed jesiennymi deszczami, które już
raz zmusiły siły wilhelmitów do odstąpienia spod murów
Limerick.
Gdy po ośmiu dniach ostrzału nie powiodła się próba
zniszczenia mostu, a kolejny tydzień nie doprowadził do
zrobienia wyłomu w murach, Ginkel postanowił przeprawić
wojska na prawy brzeg Shannon wskazanym przez zdrajcę
Luttrella brodem i odciąć miasto od zaplecza w Clare.
15 września w nocy jego saperzy przerzucili most
pontonowy powyżej Limerick. Korzystając z braku czuj­
ności irlandzkich dragonów brygadiera Roberta Clifforda
(1500) pilnujących brodu, Ginkel przeprawił o świcie
kilka tysięcy piechoty, dragonii i kawalerii, które przepę­
dziły zaskoczonych Irlandczyków. Clifford ze swoimi
ludźmi uciekł do miasta, a znajdująca się w pobliżu jazda
Sheldona (1500 ludzi) porzuciła swój obóz bez jednego
wystrzału. Część kawalerii pogoniła za Cliffordem. Re­
szta, pędząc przed sobą tyle bydła, ile udało się zebrać
w chwili paniki, pospiesznie wycofała się przed nad­
chodzącymi wilhelmitami w głąb Clare, tracąc kontakt
z garnizonem Limerick. Ginkel umocnił się na prawym
brzegu Shannon, założył tam drugi obóz i przesunął swój
most pontonowy bliżej miasta. 21 września dotarły do
niego wieści, że Sligo — ostatni garnizon jakobitów na
zachodzie — poddał się 15 września pułkownikowi
Michelbume’owi. Jego dowódca sir Teague O’Regan,
bohaterski obrońca fortu Charlemont, zapewnił sobie
honorowe warunki i z 600 ocalałymi obrońcami pomasze­
rował do Limerick, gdzie dotarł tuż przed kapitulacją
miasta. Po upadku Sligo oczy całej Irlandii zwróciły się ku
Limerick, teraz już rzeczywiście ostatniego azylu jakobi­
tów na wyspie.
22 września Ginkel wraz księciem Wirtemberskim, na
czele znacznych sił, zaatakował Limerick od strony Clare
i zajął broniący mostu Thomond fort Ireton na prawym
brzegu Shannon. Załoga fortu uciekła w panice do lewo­
brzeżnej części miasta, ale fsancuski komendant przedmoś-
cia zbyt szybko kazał podnieść zwodzony most w bramie
i większość żołnierzy irlandzkich została wycięta przez
wilhelmitów lub utonęła w rzece. Z 800-osobowej załogi
fortu ocalało tylko 120 ludzi. Zdarzenie to omal nie
doprowadziło do buntu garnizonu Limerick i tylko przypad­
kowa śmierć Francuza od wilhelmickiej kuli zapobiegła
fali rozruchów, a jego samego uchroniła przed sądem
wojennym lub zemstą Irlandczyków.
Katastrofa fortu Ireton gwałtownie złamała morale obroń­
ców i postawiła pod znakiem zapytania sens dalszego
oporu. Limerick było teraz otoczone ze wszystkich stron.
Zapasy żywności w mieście były na wyczerpaniu. Sligo
padło, a niedobitki Irlandczyków pochowały się w trudno
dostępnych lasach i górach. Prawie cały kraj uznał władzę
Wilhelma. Okręty angielskie zamknęły flocie francuskiej
dostęp do ujścia Shannon. Szanse na pomoc z kraju
i zagranicy zmalały niemal do zera. D’Usson i jego
oficerowie mieli dość irlandzkiej awantury i spieszno im
było znowu zobaczyć Paryż. Nawet Sarsfield przestał
wierzyć w pomoc z Francji i stracił serce do dalszej walki.
Do tej pory to on był głównym rzecznikiem kontynuowania
wojny, teraz należał do grona tych, którzy naglili do
rokowań. Gdy po zdobyciu fortu Ireton Ginkel ponowił
propozycję kapitulacji, dowództwo irlandzkie nie mogło
zlekceważyć głosów domagających się poddania miasta.
24 września na bramie Limerick załopotała biała flaga
i brygadier Wauchope poprosił w imieniu Sarsfielda o za­
wieszenie broni. Ginkel skwapliwie na to przystał, pilno
mu było bowiem do zakończenia wojny. Z natury rzeczy
sezon wojenny miał się ku końcowi, a straty wilhelmitów
od 25 sierpnia wyniosły ponad 3 tys. ludzi, w tym wielu
dowódców i najdzielniejszych oficerów. 26 września komi­
sarze irlandzcy z Sarsfieldem, Galmoyem i Wauchopem na
czele, po konsultacjach z katolickimi biskupami, udali się
do obozu wilhelmitów. Jeszcze tego samego dnia wymie­
niono zakładników i nie czekając odpowiedzi Jakuba na
list Tyrconnela, rozpoczęto negocjacje pokojowe. Ginkel
niewiele wiedział o Irlandii i nastrojach jej mieszkańców,
a że nie chciał popełnić błędu przy podejmowaniu zobowią­
zań w sprawach cywilnych i religijnych, posłał do Dublina po
regentów Wilhelma. W tym czasie dokonano wymiany
jeńców, wielu Irlandczyków z ponurymi minami rzucało
z murów broń i niedawni wrogowie zaczęli się nawzajem
bratać. Reprezentanci Wilhelma przybyli do Limerick 1 paź­
dziernika. Nazajutrz przedyskutowano i spisano warunki
kapitulacji. 3 października traktat pokojowy został podpisany
przy moście Thomond na zachodnim brzegu Shannon5. Do
dziś upamiętnia go głaz, znany jako „Kamień Traktatu
z Limerick” (Treaty Stone of Limerick).
Traktat z Limerick zawierał łącznie 42 artykuły i składał
się z dwóch części: wojskowej (29 artykułów) i cywilnej (13).
Pod pierwszą złożyli swe podpisy tylko generałowie obu
stron. Drugą część podpisali także sygnatariusze cywilni.
Najważniejsze postanowienia w sprawach cywilnych dotyczy­
ły wolności wyznania i swobód religijnych dla katolików,
pełnej amnestii dla szlachty irlandzkiej popierającej Jakuba II,
zachowania przez nią majątków, prawa posiadania broni oraz
złożenia przez osoby wyznania rzymskokatolickiego przysięgi
na wierność Wilhelmowi i Marii. Artykuły wojskowe
przewidywały prawo swobodnego wyjścia garnizonu Lime­
rick z bronią, sztandarami, bagażami, sześcioma działami
i połową amunicji z miejskich magazynów. Armia irlandzka
miała być rozwiązana. Ci oficerowie, żołnierze i ochotnicy,
którzy chcieli przejść na obcą służbę, mogli bez przeszkód
wyjechać z kraju, a rząd Wilhelma miał im dostarczyć 50
statków do transportu. Pozostałym dano możliwość wstąpie­
nia do armii Wilhelma.
4 października ogłoszono formalny pokój, a nazajutrz
całe Limerick było świadkiem niezwykłego wydarzenia.
Tego dnia jazda jakobitów wróciła pod miasto i dołączyła
do reszty wojska. Irlandzkie regimenty miały teraz dokonać
wyboru między emigracją do końca życia a służbą w armii
zwycięzców. Na dwóch krańcach podmiejskiej łąki wbito
w ziemię dwie wielkie flagi: z jednej strony sztandar
5 Warunki traktatu z Limerick zostały formalnie i uroczyście zatwier­

dzone przez Wilhelma i Marię królewskim listem z 24 lutego 1692 r.


królestwa Francji, z drugiej strony flagę królestwa Anglii.
Wkrótce z bramy miasta wyszła długa kolumna żołnierzy
irlandzkich. Maszerowali zwartymi szeregami „ze wszyst­
kimi honorami wojny, z biciem bębnów, powiewającymi
sztandarami i zapalonymi lontami muszkietów”. Uzgod­
niono, że po wyjściu z miasta Irlandczycy mieli skręcić
w lewo lub w prawo i stanąć pod flagą tego władcy,
którego wybrali na swojego nowego pana. Na samym czele
maszerował najlepszy regiment w całej armii jakobitów
— piesza gwardia irlandzka licząca 1400 żołnierzy. Wszys­
tkie oczy zwróciły się na nich, wiedziano bowiem, że
wybór, którego dokonają, będzie wskazówką dla pozo­
stałych oddziałów. Gdy gwardziści, zachowując niezmąconą
powagę i całkowitą ciszę, doszli do punktu krytycznego,
całym oddziałem skręcili ku kolorom Ludwika XIV. Zaled­
wie siedmiu wyszło z szeregów i podążyło w stronę
sztandaru angielskiego. Następny w kolejności regiment
lorda Iveatha przeszedł jednak w całości na stronę Wilhel­
ma, podobnie jak znaczna część dwóch kolejnych regimen­
tów. Większość armii irlandzkiej pomaszerowała jednak
pod lilie Burbonów. Ginkelowi zależało na tym, aby
jak najwięcej dzielnych żołnierzy irlandzkich włączyć
do swojego wojska, ale przystało na to tylko 1046.
Około 2 tys. złożyło broń i wróciło do domów. Prawie
14 tys. ludzi, którzy zgodnie z warunkami kapitulacji
wybrali służbę na żołdzie francuskim, razem z Sarsfieldem
i Sheldonem, pożeglowało do Brestu. W historii Irlandii
ich wyjazd nazwano „odlotem dzikich gęsi” (Flight
of Wild Gees).
ZAKOŃCZENIE

20 października, siedemnaście dni po podpisaniu traktatu


z Limerick, do ujścia Shannon wpłynęła długo oczekiwana
eskadra francuska Chateau-Renaulta. Składała się z 18 okrętów
wojennych i 20 transportowców z trzema tysiącami posił­
kowych żołnierzy, z bronią, amunicją, żywnością i umun­
durowaniem dla 10 tys. ludzi. Ginkel był przekonany, że
Irlandczycy złamią traktat i wznowią działania wojenne. Ale
Sarsfield stał honorowo na gruncie podpisanego porozumienia
i odwiódł Francuzów od lądowania. W ciągu kilku dni
eskadra francuska wróciła do Brestu, zabierając ze sobą ludzi
d’Ussona i część Irlandczyków. 1 listopada ostatnie oddziały
irlandzkie wyszły z Limerick i dobiły do reszty armii w Corku.
Stąd w grudniu Irlandczyków przewieziono w dwóch rzutach
do Francji. W ostatniej grupie był Sarsfield i jego oficerowie.
Ginkel na początku grudnia wrócił do Anglii. W nagrodę
otrzymał od Wilhelma tytuł hrabiego Athlone oraz znaczne
posiadłości ziemskie w Irlandii. Podobnie jak Ginkel wyna­
grodzeni zostali inni zasłużeni dowódcy i oficerowie wilhel­
mitów. Łącznie król nadał ziemię 76 osobom, które dołączyły
przez to do grona najbogatszych posiadaczy ziemskich w tym
kraju. 23 marca 1692 r. Wilhelm oficjalnie ogłosił zakończenie
wojny w Irlandii. Wkrótce większość armii angielskiej wysłano
do Flandrii i Sabaudii, gdzie została włączona do walki
przeciwko królowi Francji.
Warunki kapitulacji w Limerick, które miały zapewnić
Irlandii spokój od prześladowań religijnych i wyzysku gos­
podarczego, nie zostały dotrzymane. Pod naciskiem zajadłych
biskupów anglikańskich i wielkich angielskich właścicieli
ziemskich, protestancki parlament w Dublinie (obradujący od
października 1692 do listopada 1698), we współdziałaniu
z Westminsterem i Tajną Radą Królewską, zainicjował politykę
represji. Wbrew intencjom Wilhelma, zajętego najpierw
prowadzeniem wojny, a potem rokowaniami pokojowymi
z Ludwikiem, na katolików irlandzkich nałożono takie zakazy
i ograniczenia, że na przeszło sto lat zabezpieczyły bez­
względną przewagę mniejszości anglikańskiej rządzącej kra­
jem. Ograniczono ich swobody religijne, prawa do własnej
ziemi, posiadania broni, do kształcenia dzieci w kraju i za
granicą, dostęp do większości wolnych zawodów, funkcji
publicznych i urzędów. Konfiskaty majątków zarządzone
przez parlament dubliński ograniczyły ich stan posiadania do
zaledwie jednej siódmej całej ziemi w Irlandii. Naród irlandzki
pozbawiony swej elity i normalnych warunków rozwoju
dostał się pod wpływy kleru i został sprowadzony do pozycji
posłusznych i ciemnych wyrobników. Prześladowania, nędza
i brak możliwości godnego życia spowodowały masową
emigrację Irlandczyków z własnego kraju.
Nienawiść Anglików do Irlandii była tak wielka, że
w wyniku tej swoistej „rekonstrukcji” dostało się także
szkockim prezbiterianom i angielskim kolonistom z Ulsteru.
Zamknięto im drogę do urzędów państwowych i miejskich,
na skutek czego ponad 20 tys. z nich wyemigrowało do
Ameryki. Dopiero na początku XIX w. nastąpiło częściowe
odrodzenie narodowe Irlandczyków i wznowienie walki
o wolność.
Żołnierze irlandzcy i cywilni uchodźcy, którzy po traktacie
z Limerick wyjechali z Sarsfieldem do Francji (łącznie ponad
19 tys. ludzi), spotkali się z życzliwym przyjęciem Jakuba. Król
docenił wreszcie ich oddanie jego sprawie i osobiście udał się do
Normandii, aby dokonać przeglądu wojska. W styczniu 1692 r.
Sarsfield otrzymał od Jakuba nominację na dowódcę jego
szwadronu przybocznego, a od Ludwika dostał stopień generała
porucznika i został jednym z dowódców w jego armii. Chociaż
żołnierze irlandzcy stali się częścią wojska francuskiego
i pozostawali na żołdzie Ludwika XTV, w większości kontynuo­
wali służbę pod sztandarem Jakuba jako tzw. Brygada Irlandzka
(Irish Brigade). Żaden z nich nie ujrzał już więcej rodzinnego
kraju. W następnych latach szeregi brygady wypełniały kolejne
fale uchodźców z Zielonej Wyspy, choć prawo angielskie karało
za to śmiercią. Swoją bitnością i wierną służbą rozsławili oni
Irlandię w całej Europie, biorąc udział w największych bitwach
tej i następnych wojen toczonych przez Francję na kontynencie
europejskim: pod Steenkerk (1692), Neerwinden (1693), Namur
(1695), Cremoną (1702), Blenheim (1704), Ramilles (1706)
i Fontenoy (1745)'. Ich dowódca — generał Patrick Sarsfield,
był jednym z pierwszych, którzy zginęli żołnierską śmiercią.
Został śmiertelnie ranny 29 lipca 1693 r. w krwawej bitwie pod
Neerwinden we Flandrii, prowadząc do ataku lewe skrzydło
armii francuskiej. Zmarł trzy dni później w belgijskim Huy.
Podobno jego ostatnie słowa brzmiały: „To wszystko było za
Irlandię!”. Śmierć Sarsfielda stała się inspiracją dla nieznanego
autora, który napisał takie oto epitafium:
Och, Partyk Sarsfiled, wielki cud Irlandii,
Który bez lęku walczył przeciw Anglii,
Króla Jakuba bardzo ważny wódz i oficer,
Teraz leży we Flandrii jako dla wron żer2.

1 Oblicza się. że w latach 1691-1745 w służbie francuskiej walczyło

około 450 tys. Irlandczyków.


2 W wersji oryginalnej: Oh Parlick Sarsfield, Ireland Wonder, Who
fought in the fields like any thunder, One of King James’s chief
commanders, Now lies the food of crows in Flanders (przekład w wolnym
tłumaczeniu autora).
W 1692 r. Ludwik XIV postanowił w końcu wysłać
dużą i dobrze zaopatrzoną ekspedycję w celu dokonania
desantu w Anglii. W kwietniu tego roku silna flota francuska
miała przewieźć z przylądka La Hogue na półwyspie
Cotentin w Normandii na drugą stronę kanału La Manche
10 tys. żołnierzy pod dowództwem Jakuba II z odpowiednią
ilością broni i amunicji. Anglia zdołała do tej pory
odbudować ponownie swoją flotę, i zanim udało się
Francuzom wypłynąć z zatoki La Hogue, admirałowie
Edward Russell i George Rooke na czele eskadry angielsko-
-holenderskiej (99 okrętów) rozproszyli eskadrę de Tour-
ville’a (44 okręty), a następnie w ciągu sześciu dni maja
zniszczyli ją częściowo w portach Bretanii i Normandii.
Pozbawione osłony transportowce Jakuba nie mogły wy­
płynąć. Klęska floty francuskiej pod La Hogue była
katastrofą dla Ludwika XIV i ostatecznie położyła kres
groźbie inwazji na Anglię. Anglia i Holandia zyskały od tej
chwili przewagę morską nad Francją, co w znacznej mierze
zdecydowało o dalszym przebiegu wojny.
Wojna palatynacka toczyła się ze zmiennym powodze­
niem przez osiem lat. Obie strony nie mogąc uzyskać
rozstrzygnięcia w przedłużającym się konflikcie zbrojnym,
zawarły we wrześniu 1697 r. traktat w letniej rezydencji
Wilhelma w Rijswijk, niedaleko Hagi. Jednym z warunków
układu pokojowego było uznanie przez Ludwika XIV
panowania Wilhelma Orańskiego w Anglii. Ludwik wybrnął
z kłopotliwej sytuacji, uznając Wilhelma za króla de facto,
zachowując dla Jakuba tytuł króla de iure. Wszystkie
strony przyjęły tę formułę i pokój został zawarty. Wojna
kosztowała Anglię 40 mln funtów, z czego na działania
wojenne w Irlandii przypadło siedem milionów, a drugie
tyle wyniosły straty osadników angielskich i szkockich
spowodowane przez irlandzkich chłopów i armię jakobitów.
Pokój utrzymał się tylko cztery lata. W 1701 r. Anglia
i Holandia znowu stanęły przeciw Francji w wojnie
o sukcesję hiszpańską (która toczyła się również między
Anglią i Francją w północnoamerykańskich koloniach i jest
tam znana jako wojna królowej Anny).
Jakub II resztę życia spędził na wygnaniu we Francji,
pozostając na utrzymaniu Ludwika XIV. Żył na dworze
w St. Germain, poświęcając czas na polowanie, modlitwę
i życie rodzinne (niespodziewanie urodziła mu się jeszcze
córka Luiza Maria, która stała się największą pociechą
rodziców).
W 1696 r. jakobici podjęli próbę przywrócenia mu
korony, planując zamordowanie Wilhelma III. Spisek się
jednak nie powiódł. W tym samym roku Ludwik za­
proponował Jakubowi kandydowanie na tron polski po
śmierci króla Jana III Sobieskiego. Jakub odrzucił jednak
tę ofertę, gdyż obawiał się, że jako król Polski straci szanse
na odzyskanie korony angielskiej. Zmarł na udar mózgu
6 września 1701 r. w swoim pałacu w wieku 67 lat i został
pochowany w kaplicy św. Edmunda w kościele angielskich
Benedyktynów w Paryżu. Podczas rewolucji francuskiej
jego szczątki zostały sprofanowane i zaginęły. Ludwik XIV
uznał jego syna, księcia Jakuba Franciszka Edwarda, za
prawowitego króla Anglii jako Jakuba III. Starsza córka
Jakuba II królowa Maria umarła w 1694 r. na ospę. Po jej
śmierci Wilhelm kontynuował rządy samodzielnie. Przeżył
swego teścia i wuja tylko o rok. Zmarł 8 marca 1702 r.
w pałacu Kensington w wieku 52 lat po upadku z konia
podczas polowania. Został pochowany obok żony w opac­
twie westminsterskim. Nikt go w Anglii nie opłakiwał,
choć przyczynił się do wzrosty jej potęgi kosztem Francji.
Następczynią tronu została druga córka Jakuba, nielubiana
przez Wilhelma i pozbawiona talentów Anna, ostatnia
przedstawicielka dynastii Stuartów. Jej leniwy i równie
nieciekawy mąż — Jerzy Duński, otrzymał tylko tytuł
księcia małżonka. Ludwik XIV — Król Słońce — przeżył
wszystkich głównych bohaterów dramatu i umarł w 1715 r.
jako najdłużej panujący monarcha w Europie. Jego pano­
wanie stanowi szczytowy okres absolutyzmu francuskiego,
w myśl hasła „państwo to ja”. Prowadzone przez niego
liczne wojny uczyniły z Francji pierwszą potęgę europejską
i przyniosły jej korzyści terytorialne, ale zrujnowały
gospodarkę.
Sprawa jakobitów nie umarła wraz ze śmiercią Jakuba II.
W 1708 r. część irlandzkich katolików rozpoczęła przygo­
towania do zbrojnego wystąpienia i próbowała zająć
Galway. Stronnicy Jakuba, którzy zachowali największe
wpływy w Szkocji, nie zaprzepaścili sprawy Stuartów
i wzniecili wiele powstań (1715, 1719 i 1745-1746)
w obronie jego potomków, pretendentów do tronu Anglii:
Jakuba Franciszka Edwarda, Karola Edwarda i Henryka
Benedykta. Ruch jakobicki żył przez następne pół wieku,
a ostatnią próbę zbrojnego odzyskania tronu przez Stuartów
podjął w 1745 r. wnuk Jakuba II Karol Edward, książę
Bonnie Charlie, i właśnie ta próba miała największe szanse
powodzenia.
ANEKS
Armie króla Wilhelma III i króla Jakuba II w bitwie
nad rzeką Boyne

Armia Wilhelma III

Dowództwo armii:
Friedrich Herman, książę Schömberg — dowódca armii
Meinhard, hrabia Schömberg — naczelny dowódca ka­
walerii
Wilhelm Moritz, hrabia Solms-Braunfels — naczelny
dowódca piechoty

Dowódcy dywizji:
Generał porucznik James Douglas — straż przednia
Generał major Percy Kirk — prawe skrzydło
Hrabia Solms-Braunfels i Aubrey de Vere, hrabia Oksford
— lewe skrzydło
Wilhelm III i książę Schömberg — siły główne

Łączna liczebność armii:


9300 kawalerii i dragonów
34 560 piechoty i artylerii (w tym kilka tysięcy w gar­
nizonach w Ulsterze)

Wojska holenderskie i niemieckie:


Kawaleria (9 regimentów):
Gwardia konna Wilhelma III (150)
Regiment generała majora Hansa Willema Bentincka,
księcia Portland (352)
Regiment generała porucznika Godarda van Reede, barona
Ginkela
Regiment pułkownika Monopvillana
Regiment pułkownika Bogislafa Sigismunda Schacka
Regiment pułkownika Hoeuffta van Oyen
Regiment pułkownika Riedesela
Regiment pułkownika Philippe’a Didiera de Boncour
Regiment pułkownika Nieuwenhuysa
(przeciętnie po 175 ludzi)
Dragonia (1 regiment):
Regiment gwardii brygadiera Abrahama van Eppingera
(611)
Piechota:
Holenderska Błękitna Gwardia (Garde te voet van zijne
Majesteit) — 3 bataliony (24 kompanie i 2 kompanie
kadetów — razem 2 tys.)
Regiment hrabiego Nassau
Regiment księcia Heskiego
Regiment generała majora Ernsta von Tettau
Regiment pułkownika van Grabena
Regiment Brandenburski — Albrecht Fryderyk, margabia
Brandenburg-Schwedt
(490-650 ludzi każdy)

Korpus duński (11 regimentów):


dowódca — książę Friedrich Wirtemberg-Neustadt
Kawaleria (3 regimenty):
Regiment pułkownika von Donopa
Regiment pułkownika Shesteda
Regiment pułkownika Juella
Piechota (8 regimentów):
Regiment gwardii pieszej króla Christiana V
Regiment księcia Christiana
Regiment księżnej Anny — pułkownik Dronningen
Regiment księcia Fryderyka
Regiment księcia Wirtembergii
Regiment Fioński
Regiment Jutlandzki
Regiment Zelandzki
Wojska francuskie
(głównie hugonoci, częściowo francuscy katolicy)
Piechota (3 regimenty):
Regiment pułkownika du Cambona
Regiment pułkownika La Caillmote’a
Regiment pułkownika La Meloniere’a
Kawaleria (2 regimenty):
Regiment księcia Schomberga — generał major Henri de
Massue, markiz de Ruvigny
Regiment hrabiego Schomberga

Wojska angielskie, szkockie i irlandzkie (13 315 ludzi)


Kawaleria (8 regimentów):
Regiment gwardii konnej Horse Guards — James Butler,
książę Ormond
Regiment gwardii konnej Blues and Royals — Aubrey de
Vere, hrabia Oksford
Regiment królowej Marii — pułkownik sir John Lanier
Regiment pułkownika Richarda Beverleya
Regiment pułkownika Johna Coya
Regiment pułkownika Francisa Langstona
Regiment pułkownika Edwarda Villiersa
Regiment pułkownika Williama Wolseleya (z Enniskillen)
Regiment pułkownika Theodore’a Russella (z Enniskillen)
Dragonia (4 regimenty):
Królewski Regiment Dragonów — pułkownik Edward
Matthews
Angielski Regiment Dragonów — pułkownik Richard
Leveson
Regiment Dragonów z Enniskillen — pułkownik James
Wynn
Regiment Dragonów z Enniskillen — pułkownik sir Albert
Cunningham
(średnio po 260 ludzi)
Piechota (23 regimenty):
Gwardia szkocka — generał porucznik James Douglas
Regiment Coldstream Guards — generał major Hugh
Mackay
Regiment pułkownika Williama Babingtona
Regiment pułkownika Jamesa Beaumonta
Regiment pułkownika Johna Cuttsa
Regiment pułkownika Ferdinanda Hastingsa
Regiment pułkownika sir Johna Hanmera
Regiment pułkownika Jonathana Foulkesa
Regiment pułkownika Charlesa Herberta
Regiment generała majora Percy Kirke’a
Regiment pułkownika Williama Steuarta
Regiment pułkownika Zachariaha Tiffina
Regiment pułkownika sir George’a St. George’a
Regiment pułkownika Richarda Brewera
Regiment brygadiera Charlesa Trelawneya
Regiment pułkownika Francisa Luttrella
Regiment pułkownika sir Henry’ego Bellasisa
Regiment Edwarda Brabazona, hrabiego Meath
Regiment Henry’ego Moore’a, hrabiego Droghedy
(z Belfastu)
Regiment Adama Loftusa, hrabiego Lisbume (z New-
tonbutler)
Regiment pułkownika Gustavusa Hamiltona, wicehrabiego
Boyne (z Enniskillen)
Regiment pułkownika George’a Hamiltona (dawny Lloyda
— z Enniskillen)
Regiment pułkownika Johna Michelbume’a (z Londonderry)
Artyleria polowa:
36 dział (półkulewryny, półkartauny, 3-funtowe fal-
konety, haubice, moździerze)
Armia Jakuba II

Dowódcy:
Ryszard Talbot („Walczący Dick”), książę Tyrconnel
— naczelny dowódca
Generał porucznik James Fitz-James, książę Berwick
Generał porucznik Richard Hamilton — dowódca piechoty
w Oldbridge
Generał porucznik Dominiek Sheldon — naczelny dowódca
kawalerii
Generał porucznik książę de Lauzun — naczelny dowódca
wojsk francuskich
Generał porucznik markiz Lery de Girardin — dowódca
kawalerii francuskiej
Generał porucznik markiz de la Haguette
Generał major kawalerii Patrick Sarsfield
Generał major John Wauchope
Generał major Thomas Maxwell
Generał major Anthony Hamilton
Generał major John Hamilton
Generał major Alexander Rainier
Generał major Markiz de Boisseleau
Brygadier William Dorrington — dowódca królewskiej
gwardii pieszej
Pułkownik Henry O’Neill
Pułkownik Oliver O’Gara
Markiz d’Hoquincourt
Alexander MacDonnell, hrabia Antrim
Pierce Butler, wicehrabia Galmoy
Henry Jeermyn, wicehrabia 4)over
Lord Iveath — dowódca załogi Droghedy
Sir Neil O’Neill
Sir Charles Carney

Łączna liczebność armii:


1500 kawalerii
24 tys. piechoty
800 dragonów

Wojska francuskie
Niebieski Regiment Niemiecko-Szwajcarski (2 bataliony)
— wzięty do niewoli przez Francuzów i zwolniony
w zamian za przejście na służbę u Ludwika XIV — do­
wódca pułkownik Conrad von Zurlauben
Regiment pułkownika de Briona
Regiment pułkownika Tirlona
Regiment pułkownika Chemeraulta
Regiment pułkownika de Bouilly’ego

Wojska angielskie i irlandzkie


Kawaleria:
Regiment Gwardii Konnej (Life Guards) — James Fitz-
-James, książę Berwick
Regiment Sarsfielda
Regiment księcia Tyrconnela
Regiment pułkownika Hugha Sutherlanda
Regiment pułkownika Johna Parkéra
Regiment wicehrabiego Galmoya
Regiment pułkownika Henry’ego Luttrella
Regiment pułkownika Nicholasa Purcella
Dragonia:
Regiment sir Neila O’Neilla
Regiment lorda Waltera Dungana
Regiment Daniela 0’Briena, wicehrabiego Clare
Regiment pułkownika Roberta Clifforda
Regiment pułkownika Francisa Carrolla
Regiment pułkownika Thomasa Maxwella
Piechota:
Gwardia Piesza (Foot Guards) — major Thomas Arthur
Królewski Regiment Piechoty (Royal Regiment of Foot)
— 22 kompanie po 90 ludzi każda (2 tys.) — pułkownik
William Dorrington
Regiment hrabiego Antrim
Regiment hrabiego Clanrickard
Regiment lorda Galway
Regiment de Boisseleau
Regiment Henry’ego Fitz-James, lorda Grand Prior
Regiment pułkownika Nicholasa Browna
Regiment Johna Hamiltona
Regiment Olivera O’Gary
Regiment lorda Iveatha (załoga Droghedy)
Artyleria polowa:
16 dział (w tym 12 należących do kontyngentu francus­
kiego): dwanaście 4-funtowych, dwa 6-funtowe, jedno
18-funtowe, jedno 24-funtowe oraz kilka moździerzy
BIBLIOGRAFIA

B a k e r Anthony, A Battlefield Atlas of the Civil War, The


Promotional Reprint Company Ltd, London 1986.
B a l i c k i Jan, B o g u c k a Maria, Historia Holandii,
Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 1989.
B a r t l e t t Thomas i Jeffery, A Military History of Ireland,
Cambridge University Press, 1996.
C l a r k George B., The Irish Soldier in the European
Wars, 1585-1818, Irish Research Series No. 29, Acade-
mica Press (April 2004).
G i l b e r t John T., A Jacobite narrative of the war in
Ireland (A light to the bilnd; Pluncket memoirs), an
electronic edition, University College Cork, 2007.
G r a y Tony, No Surrender, The Siege of Londonderry
1689, Macdonald and James, London 1975.
H y l a n d John, The Battle of the Boyne, Command
Magazine, May 1997.
J e n k i n s Philip, Anti-Popery on the Welsh Marches in the
Seventeenth Century, „The Historical Journal”, Vol. 23,
No. 2 (June 1980).
J o y c e P. W., A Concise History of Ireland, London 1986.
M c N a l l y Michael, The Battle of Boyne; The Irish
Campaign for the English crown, Osprey Publishing,
London 2005.
N i e m o j e w s k a Maria, Ostatni Stuartowie, Państwowy
Instytut Wydawniczy, Warszawa 1992.
R a n e l a g h John O’Briene, Historia Irlandii, Dom Wy­
dawniczy Bellona, Warszawa 2003.
W i t h e r o w Thomas, Derry and Enniskillen in 1689, http:
libraryireland.com/Derry 1689.
W ó j c i k Zbigniew, Historia Powszechna, wiek XVI-XVII,
Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1996.
Z a b i e g l i k Stefan, Historia Szkocji, Wydawnictwo DJ,
Gdańsk 2000.
Z i n s Henryk, Historia Anglii, Wydawnictwo Ossolineum,
Wrocław 1979.
SPIS ILUSTRACJI

Ludwik XIV
Karol II Stuart
Wicehrabia Dundee
Wilhelm III Orański
Królowa Maria II
Jakub II Stuart
Książę Monmouth
Hans Willem Bentinck
Generał Godard Ginkel
John Churchill
Książę Tyrconnel
Książę Berwick
Admirał George Rooke
Płk Neil O’Neil
Książę Schömberg
Fortyfikacje Londonderry w 1689 r.
Działo na murach Londonderry
Bitwa pod Boyne
Polowy moździerz holenderski
3-funtowe działo holenderskie
6-funtowe działo angielskie
4-funtowe działo francuskie
Wyjazd Jakuba II z Irlandii
SPIS MAP

1. Inwazja Wilhelma Orańskiego na Anglię w 1688 r.


2. Irlandia w latach 1689-1691
3. Oblężenie Londonderry w 1689 r.
4. Bitwa nad Boyne w 1690 r.
5. Bitwa pod Aughrim w 1691 r.
SPIS TREŚCI

Od Autora ..................................................................................... 5
Restauracja Stuartów w Anglii ..................................................... 8
Republika angielska i protektorat Olivera Cromwella
(1649-1660) ............................................................................. 8
Karol II i jego panowanie ...................................................... 22
Rządy Jakuba II i „wspaniała rewolucja” .................................. 61
Jakub II .................................................................................. 61
Wilhelm III Orański ............................................................... 72
„Wspaniała rewolucja” 1688 roku ........................................ 76
Wojna w Irlandii ........................................................................ 92
Wilhelm III na tronie Anglii .................................................. 92
Sytuacja w Szkocji ................................................................ 97
Sytuacja w Irlandii .............................................................. 101
Wyprawa Jakuba do Irlandii ............................................... 110
Zamkniącie bram Londonderry ........................................... 116
Wiosenna ofensywa Jakuba ................................................ 123
Koniec pułkownika Lundy’ego ........................................... 138
Oblążenie Londonderry ....................................................... 145
Parlament patriotyczny ........................................................ 165
Walki garnizonu z Enniskillen ............................................ 172
Wyprawa Wilhelma do Irlandii ............................................... 183
Kampania marszałka Schomberga ...................................... 183
Interwencja Wilhelma ......................................................... 191
Boyne ....................................................................................... 199
Przed bitwą .......................................................................... 199
Bitwa nad rzeką Boyne ....................................................... 204
Po bitwie .............................................................................. 223
Klęska sprawy jakobitów ...................................................... 231
Pierwsze oblężenie Limerick .............................................. 231
Oblężenie Athlone ............................................................... 239
Bitwa pod Aughrim ............................................................. 243
Upadek Galway ................................................................... 251
Drugie oblężenie Limerick .................................................. 253
Zakończenie ............................................................................ 260
Aneks ....................................................................................... 266
Bibliografia .............................................................................. 273
Spis ilustracji ............................................................................ 275
Spis map ................................................................................... 277

You might also like